The Eleventh of October | 2
Spis treści:
Prolog: str.3
Rozdział pierwszy: str. 4
Rozdział drugi: str. 14
Rozdział trzeci: str. 21
Rozdział czwarty: str. 27
Rozdział piąty: str. 44
The Eleventh of October | 3
Prolog
„Każde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia. Miłość bez cierpienia
nie jest miłością” – Jan Twardowski
Usiadłam na sofie, na ramiona narzuciłam koc i
podciągnęłam kolana pod brodę. Potrzebowałam chwili, aby się
skupić i zacząć opowiadać. Najpierw utkwiłam wzrok w
swoich dłoniach. Potem skierowałam go za okno. Na dworze
panował chłód, a niekończące się pokłady śniegu sypały się z
nieba. Zamknęłam oczy, policzyłam w myślach do dziesięciu i
zaczęłam mówić.
- Nazywam się Isabella Swan, ale wolę, gdy mówi się na
mnie Bella. Mam dwadzieścia sześć lat i mieszkam w Nowym
Jorku. Od zawsze uwielbiałam dramaty. Obojętne czy książka,
czy film. Ważne, żeby można byłoby się przy tym porządnie
wypłakać. Wiesz, jakie są moje ulubione? Takie o nieszczęśliwej
miłości. Wszystko jest idealnie i pięknie, jak w bajce. Nie
potrzebne ci jedzenie, picie, tlen. Nic nie jest ci potrzebne,
ponieważ masz Jego. Nic i nikt was nie rozdzieli. Aż pewnego
dnia twoje niewyobrażalne szczęście zmienia się w koszmar. I
The Eleventh of October | 4
nic nie możesz na to poradzić, choćbyś niewiadomo jak się
starała – powiedziałam jednym tchem, tłumiąc w sobie wybuch
płaczu. - Chciałabym ci coś opowiedzieć, Rosalie.
Dziewczyna usadowiła się wygodnie w fotelu. Wie, że
będzie to długa historia. Rose to od niedawna moja
„terapeutka” jeśli można to tak nazwać. Kiedy nie mogę zasnąć,
lub po prostu nie mam siły na nic, prócz zalewaniem się łzami,
dzwonię do niej, a ona od razu siada w samochód i po kilku
minutach siedzimy w moim salonie. Ona z kubkiem kawy w
ręku, a ja paczką chusteczek. Każdą rozmowę zaczynamy tak
samo. Jak zawszę biorę głęboki oddech i zamykam oczy, po
czym wracam pamięcią do jedenastego października
dwutysięcznego ósmego roku.
The Eleventh of October | 5
Rozdział Pierwszy
Czasami człowiek jest w takiej sytuacji, gdzie naprawdę
nie ma pojęcia czy ma się śmiać, czy płakać. A ja, siedząc w
mojej kuchni, właśnie tak się czułam. Za to Alice bawiła się
doskonale…
Przez uchylone drzwi sypialni widziałam, jak co kilka
sekund na podłodze ląduje kolejna część garderoby. Kiedy
usłyszałam pisk przerażenia chochlicy, postanowiłam przerwać
przemeblowanie mojej szafy.
- Bello, powinnaś wyrzucić te czarne spodnie! One wyszły
z mody… - zawahała się na chwilę, po czym wychyliła głowę z
pomieszczenia i dodała: - One nigdy nie były modne.
- Alice Mary Brandon, ile razy mam ci powtarzać, że
nigdzie się nie wybieram?! – krzyknęłam dosyć stanowczo, ale
wiedziałam, że szanse na wygranie z moją przyjaciółką są nikłe.
Jeśli ta dziewczyna coś sobie postanowi, to nawet sam Johnny
Deep – którego ona wręcz ubóstwia – nie jest w stanie
przekonać ją do zmiany zdania.
- Przecież dzisiaj piątek, musisz się trochę rozerwać! –
pisnęła, chowając się z powrotem w sypialni. – Oj, Bello, Bello.
The Eleventh of October | 6
Co z ciebie wyrośnie? - Oczami wyobraźni widziałam, jak
teatralnie unosi wzrok ku górze.
Prychnęłam, udając obrażoną i kątem oka zerknęłam na
kalendarz przypięty magnesami do lodówki. Jedenasty
października, piątek. Alice jednak nie blefowała. Westchnęłam
ciężko i postanowiłam stawić czoło bestii. Weszłam do sypialni,
a to co tam zobaczyłam utwierdziło mnie tylko w tym, że chcąc
nie chcąc, pójdę na tą cholerną dyskotekę. W pomieszczeniu
panował totalny chaos. Dosłownie wszędzie walały się moje
ubrania.
- Alice Mary Brandon, ja naprawdę nigdzie się nie
wybieram! – wykrzyknęłam i tupnęłam nogą jak małe, urażone
dziecko. Dziewczyna zerknęła na mnie rozbawiona, nic nie
mówiąc.
Isabello Marie Swan, właśnie przegrałaś.
* * *
Około godziny dwudziestej trzeciej trzydzieści siedziałam
przy barze, pijąc trzeciego, lub czwartego drinka. Sama się już
pogubiłam się w tym liczeniu. W każdym razie nieźle szumiało
mi w głowie i, ani mi się śniło ruszać tyłka z tego wygodnego
krzesełka, które grzałam sobie przez półtorej godziny. Właśnie
The Eleventh of October | 7
mniej więcej wtedy zniknęła Alice, która „całkiem
przypadkiem” spotkała Jaspera Whitlocka. Chłopak studiował
kiedyś z jej bratem, Jamesem. Dzisiaj akurat grał tu koncert ze
swoim zespołem. Moja przyjaciółka szaleje za nim odkąd go
zobaczyła, czyli od jakiś dwóch miesięcy. Ona też nie jest mu
obojętna. Ta dwójka ma się ku sobie, ale żadne z nich nie ma
odwagi zrobić kroku naprzód, więc na razie pozostają tylko
przy flircie. Trochę mnie to bawi, a jednocześnie dziwi. Nie
znam Jaspera, więc nie mogę o nim nic powiedzieć, ale Alice
Brandon to wulkan energii, najbardziej rozgadana, śmiała,
pewna siebie i pyskata osoba jaką znam. A ona boi się
powiedzieć niejakiemu Whitlockowi, że jest gorący i ma na
niego chrapkę.
- Jeszcze jednego? – zagadnął barman, widząc że
opróżniłam swoją szklankę. Posłałam mu słodki uśmiech i
skinęłam głową.
- Ale tym razem Malibu, kochanie! – pisnęłam i zalotnie
zatrzepotałam rzęsami. Biedak, od półtorej godziny próbuje
ode mnie wyciągnąć numer telefonu, ale ja pozostawałam
nieugięta. Mój plan polegał na tym, aby uchlać się do
nieprzytomności w międzyczasie potorturować go, a potem
odprawić z kwitkiem. Nagle usłyszałam, że ktoś woła mnie po
imieniu.
The Eleventh of October | 8
- Bello! Bellaaaa! – był to głos Chochlicy, jednak nie
wiedziałam skąd dochodzi. Rozejrzałam się dookoła, ale
nigdzie jej nie widziałam. Widać alkohol nie służy mojemu
mózgowi, bo po zaledwie trzech drinkach dostawałam
omamów słuchowych.
- Bells! Tu jestem! – dziewczyna warknęła mi nad uchem.
Odwróciłam się w jej stronę.
- Nie krzycz, Chochliku! – mruknęłam i pociągnęłam przez
słomkę łyk mojego Malibu. – A tak w ogóle, to jak tam
Whitlock. Gdzie on jest? – zapytałam. W tej samej chwili
usłyszałam chrząknięcie, dobiegające gdzieś z góry. Podążyłam
wzrokiem za źródłem dźwięku i zobaczyłam obiekt westchnień
mojej przyjaciółki tuż obok niej.
- Część Isabello. – uśmiechnął się blondyn, wyciągając do
mnie rękę.
- Bello – poprawiłam automatycznie, ściskając jego dłoń.
Stwierdziłam, że mogło to zabrzmieć trochę niegrzecznie, więc
chcąc wyjść cało z tej sytuacji wyszczerzyłam się głupkowato.
- Ona nienawidzi swojego pełnego imienia, dlatego
strasznie się wkurza, kiedy ktoś świadomie się tak do niej
zwraca, a każdą nowo poznaną osobę zawsze poprawia. – Alice
pokrótce wyjaśniła chłopakowi moje zachowanie.
The Eleventh of October | 9
- Ah, w takim razie przepraszam, Bello. – Jasper
uśmiechnął się przyjaźnie. Wydawał się sympatycznym
gościem w sam raz dla narwanego Chochlika.
- Aaa! Byłabym zapomniała. Wybacz Edwardzie. – pisnęła
moja przyjaciółka. Spojrzałam na nią zdziwiona. Do kogo ona
mówiła?
- Bello, to jest Edward Cullen, przyjaciel Jaspera. – Dopiero
teraz dostrzegłam wysokiego, miedzianowłosego chłopaka
stojącego za Jasperem. Nie, nie – stop! Wróć. To nie był jakiś
tam chłopak. To był super-mega-hiper-ekstra bardzo przystojny
chłopak. Zlustrowałam go spojrzeniem od stóp do głów i
dokonałam szybkiej oceny. Miał na sobie granatową koszulę.
Trzy ostatnie guziki zostawił odpięte, ukazując jego szerokie
barki i kawałek nieźle umięśnionego torsu. Jak dla mnie,
prezentował się idealnie. Wiem, że może trochę wyolbrzymiam,
ale wtedy dokładnie tak pomyślałam. Gdyby nie Jasper, pewnie
bym się na niego rzuciła.
- Hej, Cullen, gdzie twoje maniery. Przywitaj się. –
blondyn szturchnął go żartobliwie w bok. Edward nie wyglądał
na zainteresowanego bliższym poznaniem mojej osoby. Był
wyraźnie podirytowany i znudzony. Chyba też został
zaciągnięty na tą dyskotekę mimo woli.
The Eleventh of October | 10
- Edward Cullen – mruknął, jednocześnie podając mi dłoń.
Postanowiłam
zachować
się
bardziej
przyjaźnie
i
odpowiedziałam mu uśmiechem.
- Bella Swan, miło mi.
* * *
Kilka godzin i drinków później, atmosfera stała się mniej
napięta. Edward trochę się rozchmurzył. Zdołałam się od niego
dowiedzieć, że ma dwadzieścia trzy lata i mieszka ze swoim
kumplem Emmettem. Poza tym, kiedy Jasper opowiadał jakąś
zabawną historię z wakacji, Edward wtrącił, że wcale nie był
nawalony w trzy dupy i, gdy Chochlica zapytała go, czy ma
może przy sobie tusz do rzęs o mało nie oblał się drinkiem i z
rozbawieniem pokręcił przecząco głową, na co dziewczyna
wydała z siebie jęk zawodu.
Alice i Jasper chyba w końcu zrozumieli, że są dla siebie
stworzeni. Siedzieli, tuląc się do siebie i szepcząc słodkie
słówka. Ja z kolei zastanawiałam się, czy jutro, gdy alkohol już
wyparuje, nadal będą tacy śmiali lub czy w ogóle będą
pamiętać co się wydarzyło tego wieczoru.
- Ooo, to moja ulubiona piosenka! Kocham ją! – pisnęła
moja przyjaciółka. – Jasper, zatańczysz ze mną? – posłała
The Eleventh of October | 11
chłopakowi jeden z najpiękniejszych swoich uśmiechów. I jak
tu odmówić takiemu małemu, słodko trzepoczącemu rzęsami
Chochlikowi? Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że
zostałam z Edwardem sam na sam.
Kiedy nasze gołąbeczki zniknęły na parkiecie, wśród
tańczących par zapadła krępująca cisza. Przez kilka minut
siedzieliśmy nic nie mówiąc, aż wreszcie postanowiłam się, że
na chwilę ulotnię się do łazienki, a kiedy wrócę może zastanę
przy stoliku Al i Jaspera.
- Przepraszam na chwilę. Muszę iść… do WC –
mruknęłam zakłopotana. Miedzianowłosy zerknął na mnie
znad szklanki i skinął głową. Wstałam z miejsca i szybkim
krokiem skierowałam się w stronę łazienek. Jednak zrobiłam
zaledwie parę kroków, a poczułam na ramieniu czyjąś dłoń.
Odwróciłam się i zobaczyłam Edwarda.
- Może lepiej, jeśli pójdę z tobą, co? Kręci się tu kilku
nieciekawych typów. – powiedział.
- Dam sobie ra… - nie zdążyłam dokończyć, bo pociągnął
mnie za łokieć w stronę męskiego WC.
- Nie gadaj tyle, tylko chodź. – mruknął. – I nie patrz tak
na mnie. Tu jest tylko jedna, wspólna łazienka. Dla kobiet i dla
mężczyzn. – dodał, widząc moją zdezorientowaną minę.
The Eleventh of October | 12
Weszłam do jednej z kabin i oparłam się o ścianę.
Spojrzałam na zegarek w telefonie. Było trochę po północy.
Alice i Jasper dobrze się bawili, a ja siedzę w jakimś
podrzędnym klubie, gdzie jest tylko jedno WC. No i w dodatku
czeka na mnie chłopak, który ma chyba rozdwojenie jaźni.
Najpierw traktuje mnie jak powietrze, a potem nagle zaczyna
się o mnie martwić.
- Długo jeszcze? – Tak… o wilku mowa.
- Zaraz. Muszę się trochę… ogarnąć – odpowiedziałam.
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z kabiny. Podeszłam do
lustra wiszącego nad umywalką. Poprawiłam włosy i
westchnęłam ciężko. Chyba czas wracać do domu.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam głos Cullena tuż za
sobą. Był blisko. Czułam jego oddech na moich nieosłoniętych
ramionach. Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz, a twarz
spłonęła rumieńcem. Spojrzałam w jego odbicie w lustrze.
Patrzył na mnie odrobinę zmartwiony. Skąd u niego do cholery
taka zmiana?
Potrząsnęłam głową, jakby miało mi to pomóc w skupieniu się.
Strasznie ciężko było mi myśleć i było mi odrobinę niedobrze.
- To nic takiego, po prostu za dużo alkoholu na dziś. Będę
się już zbierać do domu. Przeproś ode mnie Alice i Jaspera,
okej? - mruknęłam, kierując się do drzwi.
The Eleventh of October | 13
- Zaczekaj. Przecież nie będziesz wracać do domu sama, w
nocy! – powiedział, zawzięcie szukając czegoś w kieszeniach. –
Nie mam przy sobie już ani centa, więc chyba będziemy musieli
się przejść. Ewentualnie weźmiemy jakiegoś taksówkarza na
litość. – dodał po chwili, uśmiechając się przepraszająco.
Skinęłam głową, również siląc się na uśmiech, zamiast którego
wyszedł grymas. Z moim żołądkiem było coraz gorzej. Zbierało
mi się na wymioty i kręciło się w głowie. Ruszyłam w stronę
drzwi, ale po kilku krokach zatoczyłam się i gdyby nie Edward,
pewnie leżałabym teraz na ziemi.
- Dzięki. – wymamrotałam i z jego pomocą wróciłam do
pionu. – Chodźmy już.
* * *
Czterdzieści pięć minut później staliśmy na klatce
schodowej przed drzwiami do mojego mieszkania. Po tak
długim spacerze poczułam się trochę lepiej. Przez całą drogę z
klubu Edward nie odezwał się do mnie ani słowem. Dopiero
kiedy byliśmy na miejscu, zagadnął:
- To tutaj? To co, chyba dasz już sobie radę?
- Chyba raczej tak. – uśmiechnęłam się. Nastała niezręczna
cisza. Nie wiedziałam, czy mam zaprosić go do środka, czy po
The Eleventh of October | 14
prostu się pożegnać. To wszystko przez te jego zmiany
nastroju. Najpierw był dla mnie niemiły, potem nagle stał się
troskliwy niczym kochana babunia, a jeszcze potem nie odzywa
się ani słowem.
- To ja już pójdę. – Chłopak przerwał ciszę. Zszedł parę
schodów niżej, po czym rzucił jeszcze przez ramię: - Dobranoc.
- Czekaj! – zawołałam za nim. Zatrzymał się i spojrzał na
mnie z uśmiechem. Chyba wiedział, o co mi chodzi.
Zegar na ścianie wskazywał godzinę trzecią piętnaście. Ja i
Edward siedzieliśmy, a raczej na wpół leżeliśmy na mojej
kanapie w salonie. Na podłodze stało kilka pustych butelek po
piwie oraz dwie paczki papierosów. Trzymałam jednego w nich
w dłoni co chwila, zaciągając się dymem, a potem probując
wydmuchać z niego różne, ciekawe kształty. Edward z kolei
popijał swoje piwo, spoglądając na mnie z uśmiechem.
- Ładnie wyglądasz z fajką. Tak seksownie. – zagadnął,
puszczając mi oczko.
- Nie wypowiadaj przy mnie słowa zawierające
przedrostek „seks”, bo rzucę się na ziemię i zgwałcę dywan –
jęknęłam, wywracając oczami. – Nie uprawiałam seksu do
trzech miesięcy.
The Eleventh of October | 15
- Żartujesz? – chłopak parsknął śmiechem, omal się nie
krztusząc. – Taka laska jak ty? Trzy miesiące i zero seksu? –
mruknął, unosząc brwi.
- Mój ostatni chłopak okazał się strasznym dupkiem i
postanowiłam sobie odpuścić, na jakiś czas – odparłam, gasząc
papierosa.
Edward nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się zadziornie
i przysunął w moją stronę. Wiedziałam do czego zmierza, ale
nie byłam pewna, czy tego chcę. Znałam go tylko od kilku
godzin!
Jednak wszystkie moje wątpliwości rozwiał jego dotyk.
Przejechał palcem od mojego ramienia, aż po dłoń.
- Kochaj się ze mną, Bello. Bez żadnych zobowiązań, tak
dla przyjemności – szepnął mi do ucha, przygryzając je lekko.
Moje serce biło jak oszalałe. Bałam się, że zaraz wyskoczy mi z
piersi. Moja intuicja podpowiadała mi, żebym mu nie ulegała,
ale ciało żyło już własnym życiem. Być może podjęłam
najgłupszą i najbardziej nieodpowiedzialną decyzję mojego
życia, ale postanowiłam zdać się na to drugie.
Nic nie mówiąc, po prostu przyciągnęłam Edwarda do
siebie i usiadłam na nim okrakiem. Chłopak uśmiechnął się
nonszalancko i wpił się w moje usta. Smakował alkoholem i
papierosami, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało.
The Eleventh of October | 16
Wplątałam dłonie w jego włosy, jednocześnie bawiąc się
jego językiem. On tymczasem błądził dłońmi po moich udach.
- Kochaj się ze mną, Edwardzie! – wysapałam między
pocałunkami.
- Z przyjemnością. – szepnął tuż przy moich ustach.
The Eleventh of October | 17
Rozdział Drugi
Obudziły
mnie
promienie
porannego
słońca,
przedzierające się przez zasłony. Zmrużyłam oczy i
przekręciłam się na drugi bok. Za nic w świecie nie chciało mi
się wstawać. Po kilku minutach robienia szybkiej listy „za” i
„przeciw” w mojej głowie, podjęłam decyzję.
Z trudem wygramoliłam się z łóżka i od razu podążyłam
do kuchni. Po drodze zerknęłam w lustro, co spowodowało u
mnie stan przedzawałowy. Wyglądałam jak postać z nędznego
komedio-horroru.
Gdy w końcu dotarłam do mojej „Ziemi Obiecanej”,
dziękowałam Bogu, że dał mi taką możliwość. Miałam
wrażenie, że nie mam w organizmie ani kropelki wody. Moje
gardło było zaschnięte niczym Sahara, a żołądek też dawał o
sobie znać. Do tego ten okropny ból rozrywający moją czaszkę
od środka. Przez niego cichutkie tykanie wskazówek zegara
doprowadzało mnie do szału. Byłam pewna, że zaraz pękną mi
bębenki w uszach.
Gdy chciałam otworzyć lodówkę i wygrzebać coś do picia
zauważyłam kartkę leżącą na stole. Wzięłam ją do ręki i
The Eleventh of October | 18
przeczytałam. Była na niej krótka wiadomość, napisana
odrobinę nieestetycznym, lecz czytelnym pismem.
Wybacz, że tak bez pożegnania, ale musiałem zjawić się w pracy. Nie
chciałem Cię budzić, bo tak słodko spałaś. Spisałem sobie Twój numer,
zadzwonię wieczorem, ewentualnie jutro.
To była bardzo udana noc…
Edward
Uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam kartkę. Tak, to
zdecydowanie była bardzo udana noc…
* * *
Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Leżałam w tym
czasie na kanapie, z zimnym okładem na czole. Nie miałam
najmniejszej ochoty wstać, więc postanowiłam udawać, że nie
ma mnie w domu. Dźwięk dzwonka rozniósł się po mieszkaniu
jeszcze kilka razy, po czym osoba dobijająca się do drzwi chyba
sobie poszła.
Niestety, po chwili usłyszałam głos Adele wykonującej
Rolling In The Deep, sygnalizujący przychodzące połączenie.
The Eleventh of October | 19
Zerknęłam na wyświetlacz i postanowiłam, że lepiej
będzie, żebym odebrała - dla mojego zdrowia psychicznego, jak
i fizycznego.
- Jesteś w domu, słyszałam jak twój telefon dzwoni.
Chciałaś się mnie pozbyć, co? Wiesz, że ze mną nie jest tak
łatwo, koleżanko. Musimy sobie poważnie porozmawiać. –
Alice krzyknęła do telefonu i rozłączyła się. Podeszłam do
drzwi i otworzyłam je, po czym od razu zeszłam jej z drogi.
Dziewczyna wpadła do mieszkania z impetem i nie
zawracając sobie głowy zdjęciem kurtki, czy butów weszła do
salonu i usiadła na kapie. Teatralnie założyła nogę na nogę i
oparła na kolanach splecione dłonie.
- Mamy coś bardzo ważnego do obgadania – mruknęła,
mrożąc mnie wzrokiem. Zmarszczyłam brwi i usiadłam
naprzeciwko niej.
- Okej, słucham cię Alice. Coś się stało? – powiedziałam,
krzyżując ręce na piersi. Przeczuwałam, że to nie będzie nasza
najprzyjemniejsza rozmowa.
- Edward Cullen się stał, Bello. Spałaś z nim dzisiejszej
nocy, prawda?
Nim brunetka dokończyła zdanie, poderwałam się
gwałtownie z miejsca. Wymachując rękami i grożąc jej palcem
wykrzyknęłam:
The Eleventh of October | 20
- Ty... Ty nie masz prawa ingerować w moje prywatne
sprawy!
Ze złości, aż się we mnie zagotowało. Alice była moją
najlepszą przyjaciółką i dobrze wiedziała, że nienawidzę, gdy
ktoś wtrąca się w moje życie. To co robię mój problem. Jeśli coś
pójdzie źle, to ja będę za to odpowiadać, nikt inny. Każdemu
łatwo jest gadać, upominać, ale jeśli potrzeba pomocy, to nagle
wszyscy od początku wiedzieli, że tak będzie i nie mają
zamiaru się w to mieszać.
- Bella, nie krzycz. Ja nie chcę ci tu prawić kazań na temat
twoich przygód na jedną noc z obcymi facetami, chociaż dobrze
wiesz, że tego nie popieram – powiedziała, dokładnie
akcentując ostatnie słowa. – Ale chcę ci tylko powiedzieć, że
Cullen jest graczem. Bawi się dziewczynami. Przelatuje je,
zalicza, kolekcjonuje a potem wyrzuca jak zużyty przedmiot. A
ty już jesteś jedną z wielu, które spędziły z nim noc. Więc
błagam cię, Bello. Nie kontaktuj się z nim i nie spotykaj. –
Dziewczyna zakończyła swój monolog. Wzięłam głęboki
oddech, policzyłam w myślach do dziesięciu i ponownie
zajęłam swoje miejsce.
- Przepraszam, Alice. Ja tylko nie mogę znieść, gdy ktoś
wpieprza się w moje interesy. Zresztą, dobrze o tym wiesz. A
Edward to całkiem fajny facet. Nasłuchałaś się za dużo plotek,
The Eleventh of October | 21
Al – powiedziałam najspokojniej, jak tylko potrafiłam.
Dziewczyna zmarszczyła czoło i pokręciła przecząco głową.
- Posłuchaj mnie. Ja się o ciebie po prostu martwię. Jesteś
dla mnie jak siostra, a nawet jesteś moją siostrą, do cholery
jasnej. Wiem, że i tak zrobisz jak uważasz, więc moje gadanie
jest na nic – mruknęła, jednocześnie wstając i kierując się do
wyjścia. Odprowadziłam ją i oparłam się o futrynę drzwi. Alice
stała na klatce schodowej i patrzyła na mnie wyczekująco.
Kiedy zorientowała się, że nie mam zamiaru przyznawać jej
racji, sama zabrała głos.
- Bello, tylko żeby potem nie było, że cię nie ostrzegałam.
Jesteś uparta jak osioł – mruknęła i spojrzała na mnie z
wyrzutem. – Muszę już lecieć, bo jutro prowadzę wykład na
temat
najwybitniejszej
dziennikarki
lub dziennikarza
współczesnego. Wpadniesz? Muszę wybrać, kto według mnie
zasługuje na to miano i jakoś ciekawie i sensownie to
uzasadnić. Po cholerę ja szłam na to dziennikarstwo, możesz mi
wyjaśnić? Mogłam studiować z tobą architekturę. Jestem
przecież kreatywna, nie? Zaprojektowałabym na przykład
ratusz w kształcie Yorka, bo przecież sama nazwa miasta mówi
Nowy-Jork. Mielibyśmy ratusz w kształcie małego pieska. To
byłoby takie słodkie, co nie? Ale no tak, ja poszłam studiować
dziennikarstwo,
bo
podobno
jestem
nadzwyczaj
The Eleventh of October | 22
komunikatywna i wygadana. – Spokojnie przeczekałam
słowotok Chochlika, po czym cmoknęłam ją w policzek i
pożegnałam się z nią.
Kiedy z powrotem położyłam się na kanapie, a na moim
czole znalazł się zimny okład. Przypomniało mi się, że przez to
wszystko zapomniałam zapytać Alice o to, jak potoczyły się
sprawy z Jasperem. Postanowiłam jednak się tym nie
przejmować i odpocząć jeszcze kilka minut.
* * *
Wieczorem, siedząc nad książkami co chwila nerwowo
zerkałam na telefon. Edward wspomniał, że zadzwoni, jednak
zegar wskazywał już niemal północ i zaczynałam w to wątpić.
Pocieszałam się za to faktem, że na pewno odezwie się jutro.
Kilkanaście minut później, gdy było grubo po dwudziestej
czwartej stwierdziłam, że i tak już więcej się nie nauczę, więc
odłożyłam notatki i wskoczyłam po kołdrę. Przed snem
postanowiłam napisać jeszcze do Alice.
Hej Chochlico, przez te twoje kazanie na temat Cullena zapomniałam
zapytać jak poszło z Jasperem?
Bella
The Eleventh of October | 23
Po chwili otrzymałam odpowiedź:
Ah, po tym kiedy się ulotniliście z panem E. było wspaniale. On jest
taki słodki i kochany, wiesz? I nie chce mnie tylko wykorzystać i
rzucić, jak ten twój Cullen. Mówię Ci dziewczyno, zapomnij o nim. A
resztę o Jazzy’m opowiem Ci jutro. Wpadniesz na mój wykład o
15.00?
Chochlik ;*
Zaśmiałam się, czytając SMS-a przyjaciółki i odpisałam jej
szybko.
Dobra, dobra. Zostawmy temat Edwarda. Wykład o 15.00? To
świetnie, bo o 14.50 kończę zajęcia, więc akurat się wyrobię. Jutro chcę
się dowiedzieć wszystkich szczegółów. A teraz idę już spać, bo
dosłownie padam na twarz. Nawet nie wiesz przez co dzisiaj
przechodziłam. Miałam potwornego kaca.
Dobranoc Chochlico ;* Wiesz że Cię kocham, nie? ;*
Niestety, moje nocne zdobywanie wiedzy nie wychodzi mi
na dobre. Podczas zajęć z całych sił starałam się, aby nie zasnąć.
The Eleventh of October | 24
Całkiem dobrze mi to wychodziło. Minusem było to, że nie
dochodziło do mnie nic z tego, co mówił pan Harris.
Szturchnęłam siedzącą obok mnie Angelę Weber. Była
przykładną studentką, zawsze miała wszystkie materiały,
uczyła się chyba dwadzieścia cztery na dobę.
- Angela, skserujesz mi potem notatki? Zarwałam noc,
jestem nieprzytomna i nie dam rady nic napisać – wyszeptałam,
robiąc przy tym maślane oczy. Dziewczyna skinęła głową
twierdząco, nie przestając notować. Chciałam jeszcze coś
powiedzieć, ale pomyślałam, że nie będę jej przeszkadzać w
pisaniu.
Po dwóch godzinach mojego spania z otwartymi oczami
wreszcie skończyłam zajęcia. Od razu skierowałam się na aulę,
w której miał się odbyć wykład Alice. Wpadłam na nią w
drzwiach.
- O, Bella! Jesteś, już się bałam że cię nie będzie. Idę po
kawę do automatu, pójdziesz ze mną?
- Jasne, chodź – uśmiechnęłam się i ruszyłam za Chochlicą.
– Czy nie miałaś mi czasem opowiedzieć o Jasperze? –
zagadnęłam, przyglądając się jak przyjaciółka wrzuca drobniaki
do automatu.
- Ah…, chyba ci coś takiego obiecałam – zachichotała i
odebrała napój. – No, więc… Kiedy wyszliście, zrobił się
The Eleventh of October | 25
odważniejszy. Najpierw prawił mi komplementy. Wiesz, że
jestem śliczna, zabawna i takie tam. Nie powiem – kolana mi
miękły, kiedy go słuchałam. Potem postanowiliśmy, że pora już
wracać. Jasper zamówił taksówkę, za którą oczywiście zapłacił.
Pojechał ze mną do domu, a sam wrócił na piechotę.
Uniosłam brwi ze zdziwieniem.
- I to tyle? Koniec historii? Nawet cię nie… - nie dane mi
było dokończyć, bo Alice wyprzedziła moje pytanie.
- Pocałował mnie na pożegnanie w policzek i tylko tyle.
Bello, znamy się tylko kilka tygodni. On nie jest Edwardem
Cullenem… - powiedziała z wyrzutem i zostawiła mnie na
środku auli, kierując się do mównicy. Rozłożyła na niej swoje
notatki, poprawiła spódnicę i zaczęła wykład.
Ja natomiast zajęłam pierwsze lepsze miejsce i starałam się
wsłuchać w słowa przyjaciółki, jednak nie potrafiłam się skupić.
Rozdrażniła mnie swoim zachowaniem. Kiedy porównała
Jaspera z Edwardem poczułam się, jakbym była w jej oczach
jakąś łatwą panienką do zaliczania. Pewnie gdybym tyle nie
wypiła, nie zachowałabym się tak tamtej nocy. Dopiero kiedy
moje myśli zbiegły się do Edwarda, przypomniało mi się, że
miał zadzwonić. Szybko wygrzebałam z torebki komórkę, ale
niestety rozczarowałam się.
The Eleventh of October | 26
Ogarnęła mnie złość pomieszana z żalem. Może jednak
Alice miała rację? Był graczem i chciał się tylko ze mną zabawić.
Przez przypadek trafił do tego klubu i skorzystał z okazji.
Zauważył zalaną, zdesperowaną laskę i po prostu umilił sobie
wieczór. Świetnie Bello, dałaś się zaliczyć.
The Eleventh of October | 27
Rozdział trzeci
Po zakończonym wykładzie Alice chciałam do niej
podejść, ale od razu wokół niej zgromadziło się pełno
pierwszorocznych studentów, zasypując ją pytaniami.
Postanowiłam jej nie przeszkadzać i ruszyłam do wyjścia.
Przez cały ten czas, gdy Chochlica mówiła – zapewne coś
bardzo ciekawego – ja za nic w świecie nie potrafiłam się
skupić. Gdy próbowałam skoncentrować się na słowach
brunetki, przeszkadzał mój podświadomy głos.
Czułam się jak dziwka. Dałam się wykorzystać jakiemuś
palantowi. Wystarczyło kilka miłych słów, alkohol i od razu
wskoczyłam mu do łóżka. Cholera, jaka ja byłam głupia!
Idąc i nie zważając na drogę nie było możliwości, żebym
na kogoś nie wpadła. Po chwili zderzyłam się z jakimś
mężczyzną.
- Cholera jasna! Uważaj jak chodzisz, co? – Usłyszałam
gniewny, lecz znajomy głos. Uniosłam wzrok i ujrzałam przed
sobą wysokiego, miedzianowłosego chłopaka. Otrzepywał
spodnie z piachu, nie patrząc na mnie.
The Eleventh of October | 28
- Edward? – Wydukałam w końcu. Nie wiem co mnie
napadło, ale miałam ochotę z nim porozmawiać. Powinnam
była odejść stamtąd bez słowa.
Chłopak, słysząc swoje imię uniósł wzrok.
- Bella? – W jego głosie dało się wyczuć rozbawienie. – To
ty? Co za spotkanie! – Wykrzyknął i uśmiechnął się szeroko.
Widząc to nie potrafiłam się na niego gniewać i odwzajemniłam
uśmiech. Wszystkie przekleństwa, którymi obrzucałam go w
mojej głowie nagle wyparowały. Znów byłam przekonana, że
Alice nasłuchała się zbyt dużo plotek.
Jak taki facet może być kobieciarzem, który cię wykorzysta
i rzuci? Przecież on ma taki powalający, szczery uśmiech.
Piękne, zielone tęczówki, w których można utonąć.
Kilkudniowy, lecz cholernie seksowny zarost, który dodawał
mu tajemniczości. Rude, poczochrane na wszystkie strony
włosy. I niby on ma być „graczem”?
Musiałam wyglądać jak idiotka. Wpatrywałam się w niego
jak w obrazek. Jeszcze tylko brakowało, żebym rozdziawiła
usta i zaczęła się ślinić jak buldog.
- Studiujesz tutaj? – Edward przerwał moje wewnętrzne
rozpływanie się. Zamrugałam parę razy oczami i potrząsnęłam
głową, aby wrócić do rzeczywistości.
The Eleventh of October | 29
- Tak, studiuję architekturę – Uśmiechnęłam się. – A
czemu pytasz? Też się tu uczysz?
- Nie, no coś ty. Nie stać mnie na czesne. Czasem tylko
przychodzę na wykłady. Mam tu ulubionych wykładowców,
którzy rewelacyjnie opowiadają. – Chłopak mówił,
gestykulując.
- Założę się, że pewnie pani Clooney? – Zagadnęłam,
przystępując z nogi na nogę.
* * *
Po kilkunastu minutach rozmowy wylądowałam z
Edwardem na lunchu. Zamówiliśmy dla siebie naleśniki z
owocami. Ja po dziesięciu minutach zwlekania dobrałam do
tego jeszcze czekoladowego shake’a.
- Zawsze tak długo się zastanawiasz? – Zagadnął
zielonooki, biorąc łyk swojej kawy.
Wzruszyłam ramionami.
- Sama nie wiem. Chyba nie. Musiałbyś zapytać Alice –
Uśmiechnęłam się. – Zna każdy mój ruch na pamięć. Na
podstawie ułożenia moich dłoni powie ci, czy jestem w dobrym
humorze, czy jestem głodna i czy nie mam czasem okresu.
The Eleventh of October | 30
Chłopak parsknął śmiechem, omal nie krztusząc się kawą.
Kiedy już doszedł do siebie spojrzał na mnie rozbawiony.
- Muszę poprosić ją, żeby mnie tego nau… - Nie zdążył
dokończyć, bo przerwał mu mój telefon. Wyszeptałam w jego
stronę nieme „przepraszam” i zerknęłam na wyświetlacz.
Jacob. Jacob Black dzwonił. Ciekawe co takiego musiało się
stać, żeby przypomniał sobie o starej przyjaciółce. Odeszłam na
bok, aby porozmawiać z Jacobem.
- Jake, nie mogę teraz rozmawiać, zadzwonię później,
okej? – Mruknęłam do telefonu i już miałam się rozłączyć, lecz
usłyszałam smutny głos Indianina.
- Bello, musisz się ze mną spotkać. Mam problem. –
Powiedział niemal niesłyszalnie.
- Jacob, przecież ty jesteś w Waszyngtonie, jak…
- Nie jestem w Waszyngtonie, jestem w drodze do
Nowego Jorku. Będę na miejscu wieczorem. Znajdziesz dla
mnie chwilę?
- Ale co się stało? Dlaczego wracasz?
- Spotkasz się ze mną? – Mruknął zniecierpliwiony.
- Jasne. Zadzwoń jak będziesz na miejscu. Mam po ciebie
pojechać na lotnisko, dworzec czy coś?
- Nie trzeba. Do zobaczenia, Bells. – Powiedział
pośpiesznie i rozłączył się.
The Eleventh of October | 31
Zdezorientowana schowałam komórkę do torebki i
wróciłam na swoje miejsce.
* * *
Po skończonym lunchu zaprosiłam Edwarda do siebie.
Trochę niezręcznie czułam się, siedząc z nim w mojej kuchni,
jedząc krakersy i rozmawiając o naszych zainteresowaniach,
muzyce, filmach.
Miedzianowłosy zachowywał się, jakby między nami
nigdy nic nie zaszło. Ani razu nie wspomniał o tamtej nocy.
Chociaż może dobrze to o nim świadczyło, niepokoiło mnie to,
że ja podświadomie chciałam, żeby o tym wspomniał.
- …kiedy byłem mały tata zabierał mnie na każdy mecz.
Był prawdziwym fanatykiem. Ale ciebie chyba to nie interesuje,
co? – Powiedział, biorąc sobie kolejnego krakersa. Potrząsnęłam
głową, jakby to miało mi pomóc się skoncentrować.
- Nie, nie. Tylko się zamyśliłam – Wyjaśniłam pośpiesznie.
– Więc o czym mówiłeś? O sporcie? – Dodałam
zdezorientowana.
- Mhm. Dokładnie o footballu.
- Football? Brat Alice Brandon, James i mój przyjaciel Jacob
dostali stypendia sportowe i wyjechali do Waszyngtonu, na
The Eleventh of October | 32
studia – Wtrąciłam, aby podtrzymać rozmowę. Niestety, z
marnym skutkiem.
Edward tylko pokiwał głową, nic nie odpowiadając.
Posłałam mu nieśmiały uśmiech i sięgnęłam po krakersa, w
tym samym momencie co on.
Kiedy nasze dłonie się spotkały, przez moje ciało przebiegł
przyjemny prąd. Przed oczami stanęły mi obrazy z naszej
wspólnej nocy. W mojej głowie krążyła tylko jedna myśl.
Miałam ochotę to powtórzyć. Sama nie wiedziałam dlaczego.
Przecież znałam go tylko cztery dni. Przecież nawet nie
wiedziałam jaki on jest.
Wiedziałam jedynie, że takie rzeczy zdarzają się tylko w
filmach. Chłopak i dziewczyna sięgają po coś jednocześnie, ich
dłonie przypadkiem się o siebie ocierają. On napotyka jej
zawstydzony wzrok i uśmiecha się. Obydwoje wiedzą, że to jest
to.
Po kilku sekundach, które moim zdaniem trwały
wieczność cofnęłam rękę. Moje policzki spłonęły rumieńcem.
- Przepraszam – Wyszeptałam cicho, niemal niesłyszalnie.
Edward poruszył się nerwowo na swoim miejscu.
- Za co?
- Za to przed chwilą. To było dziwne…
Chłopak skinął głową.
The Eleventh of October | 33
- To… ja już chyba będę się zbierał. Pewnie masz dużo
innych, ciekawszych zajęć. – Wstał i przez chwilę chyba nie
wiedział co zrobić z rekami, po czym wsadził je do kieszeni.
- Nie, nie! Ja tylko. Bo wiesz, cały czas nie daje mi spokoju
to, co się stało między nami, niedawno – Mruknęłam, biorąc
między dwa palce kawałek nitki zwisającej z mojej koszulki i
oderwałam ją. Bałam się spojrzeć mu teraz w oczy. Może on nie
chciał o tym rozmawiać, dlatego nie wspomniał ani słowem?
Po chwili usłyszałam jego głos. Zachrypnięty, jak wtedy,
gdy mówił do mnie tamtej nocy. Czułam jego oddech na
swoich włosach.
- Mi też.
* * *
- Jesteś pewna? – Szepnął mi do ucha. Oddech miał płytki i
nierówny.
Na chwilę przerwałam rozpinanie guzików jego koszuli.
Ujęłam jego twarz w dłonie i spojrzałam w te wprost
hipnotyzujące, zielone oczy.
- Jestem pewna. W stu procentach. Mam ci to rozrysować
na wykresie? – Mruknęłam, zachłannie wpijając się w jego usta.
Uśmiechnął się, odwzajemniając pocałunek. Po chwili jego usta
zjechały niżej, na moja szyję i dekolt. Ja tymczasem zatopiłam
The Eleventh of October | 34
palce w jego zajebiście seksownych, rudych włosach. Kiedy
zahaczył zębami o krawędź moich stringów jęknęłam.
- I co teraz? – Wyszeptał, składając pocałunek na moim
brzuchu.
- Jak to co? – Warknęłam i uniosłam się na łokciach. –
Leży pod tobą prawie naga, rozpalona kobieta. Tylko kawałek
koronkowego materiału dzieli cię od jej wnętrza, a ty się pytasz,
co robić?
Chłopak posłał mi groźne spojrzenie i jednym,
zdecydowanym ruchem pozbawił mnie bielizny.
- No, tak lepiej – Powiedziałam bardziej sama do siebie,
niż do niego.
* * *
Nastawiłam radio na swoją ulubioną stację, podgłośniłam i
dołączyłam do Edwarda biorącego prysznic. Właśnie zaczęła
lecieć jedna z moich ulubionych piosenek. Wzięłam z półki
szampon do włosów o zapachu wanilii, nalałam trochę na dłoń
i rozniosłam na włosach, cały czas nucąc przy tym lecący twór.
- Często śpiewasz pod prysznicem? – Spojrzał na mnie
rozbawiony.
- Nie śpiewam, tylko nucę – Odparłam urażona. - A teraz
umyj mi plecy – Dodałam, szturchając go żartobliwie w bok.
The Eleventh of October | 35
Zielonooki machnął na mnie ręką i posłusznie wykonał
swoje zadanie. Kiedy skończył owinął ręcznik na biodrach i
wyszedł do kuchni zrobić coś do jedzenia, ponieważ jak
stwierdził, zawsze głodnieje po seksie.
- Edward! – Zawołałam, wycierając włosy. Usłyszałam
jego kroki i po chwili zjawił się w drzwiach łazienki. – Nie,
żebym kazała ci po sobie sprzątać, ale mógłbyś trochę ogarnąć
sypialnię… Zaraz muszę wyjść, a potem będę miała gościa i nie
zdążę sama – Jęknęłam, robiąc słodkie oczy szczeniaczka.
- Kobiety… - Mruknął pod nosem i zniknął.
The Eleventh of October | 36
Rozdział czwarty
Edward szedł obok mnie, odrobinę wkurzony. Nie
odezwał się ani słowem, odkąd zadzwonił jego współlokator –
niejaki Emmett McCartney i powiedział, żeby nie wracał na
noc, bo zaprosił do siebie dziewczynę.
Zachował się wobec niego nie fair, lecz miedzianowłosy z
całych sił starał się go usprawiedliwiać. Wyjaśnił mi, że
mieszkanie należy do jego przyjaciela, on tylko dokłada się do
czynszu. Jednak nie udało mu się ukryć złości. Podejrzewałam,
że nie zdarzyło się to pierwszy raz. Bez problemu
przenocowałabym go u siebie, ale przyjeżdżał Jake.
- W sumie, to nie jego wina. Przecież to jego mieszkanie,
ma dziewczynę, ma prawo ją do siebie zaprosić – Mruknął,
patrząc tępo przed siebie. – A ja mu tylko przeszkadzam.
Jestem dla niego pasożytem. Mieszkam u niego, pracuję w
warsztacie jego ojca, więc zawsze jak coś zawalę, Emmett się za
mną wstawia. Jest dla mnie za dobry, a ja tego nadużywam.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem.
- Dlaczego nie znajdziesz sobie jakiegoś mieszkania dla
siebie? – Zagadnęłam. – Przecież to o wiele wygodniejsze i w
ogóle…
The Eleventh of October | 37
Miedzianowłosy nie odpowiedział. Wcisnął tylko dłonie
głębiej do kieszeni i przyglądał się mijanym przez nas
wystawom sklepowym. Przez chwilę szliśmy w ciszy.
- Nie mam kasy, to dlatego. Wszystko, co zarabiam w
warsztacie idzie na imprezy, alkohol, wiele, wiele paczek
papierosów. Czasem nawet jakieś dragi – Parsknął śmiechem,
widząc moją przerażoną minę. – Spokojnie, nie jestem żadnym
ćpunem. Kilka razy zdarzyło się, że wypaliłem z kumplami
jakiegoś skręta, wziąłem kilka kolorowych pigułek i to
wszystko. Nie jestem od niczego uzależniony, z wyjątkiem
papierosów.
Nie skomentowałam jego wyznania. Całkowicie zaskoczył
mnie tym, że prowadzi taki tryb życia. Zastanawiałam się, co
teraz będzie robił. Gdzie pójdzie na tą noc? Jest październik,
noce już nie są takie ciepłe, przecież zmarznie. Albo wpadnie
do jakiegoś baru i zleje się do nieprzytomności.
- Idziesz ze mną do mamy. Na jakieś dwie godziny, a
potem coś wymyślimy, dobra? – Mruknęłam, uśmiechając się
do niego zachęcająco. Chłopak zaśmiał się nerwowo.
- Bello, chyba nie sądzisz, że zwalę się twojej mamie na
głowę? – Uniósł brwi. Posłałam mu groźne spojrzenie,
nieznoszące sprzeciwu.
The Eleventh of October | 38
- Nie przyjmuję odmowy, Cullen. Idziesz ze mną, czy tego
chcesz, czy nie.
* * *
Stojąc pod drzwiami domu państwa Brandonów już
chciałam zapukać, ale gwałtownie zatrzymałam dłoń w
powietrzu. Nagle przypomniałam sobie o czymś niezmiernie
ważnym.
Zaczęłam
gorączkowo
przepraszać
miedzianowłosego.
- W porządku, tylko powiedz mi wreszcie, co się stało. –
Złapał mnie za ramiona i ustawił na wprost siebie.
- Nie powiedziałam ci najważniejszego. Zapomniałam,
serio, nie zrobiłam tego celowo. Przepraszam cię, cholernie cię
przepraszam. Jeśli teraz nie będziesz chciał ze mną wejść do
środka, naprawdę się nie obrażę. – Wyrzucałam z siebie słowa
w tempie karabinu maszynowego.
- Więc powiedz mi teraz, ale nie przepraszaj mnie już
więcej. – Chłopak patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem.
Widać moja panika go śmieszyła. Wzięłam głęboki oddech,
policzyłam do dziesięciu i zaczęłam, znacznie wolniej.
- Moja mama ma chorobę Alzheimera, Edwardzie. –
Powiedziałam drżącym głosem. Dokładnie obserwowałam jego
The Eleventh of October | 39
reakcję, która – można powiedzieć – nie nastąpiła. Nadal stał i
patrzył mi wyczekująco w oczy. Na jego twarzy nie pojawiło się
zakłopotanie, przerażenie czy cokolwiek innego. Jednak, gdy
się odezwał, jego głos był inny.
- I co? Oczekujesz, że teraz ucieknę z krzykiem? – Mruknął
rozgniewany.
- N-nie, ale…
- To przecież nic takiego, twoja mama jest chora,
nieszczęścia chodzą po ludziach. A zakomunikowałaś mi to tak,
jakby było ci za nią wstyd, Bello.
Zatkało mnie. Dobił mnie swoją nieprawdziwą opinią. To
nie prawda, że wstydzę się choroby mojej matki. Po prostu
bałam się jego reakcji. Zapomniałam go uprzedzić, co może go
czekać po przekroczeniu progu. Najpewniej mama nazwałaby
go Jamesem lub Jacobem i nie dała sobie wmówić, że jest
inaczej. Gdybym mu nie powiedziała, byłby jeszcze bardziej
zły.
W głowie zgromadziło mi się wiele wyzwisk dotyczących
jego osoby, lecz żadna z nich nie chciała mi przejść przez
gardło.
- Nie znasz mnie, więc mnie nie oceniaj - Wycedziłam
przez zęby. – Nie wstydzę się mojej matki. Chciałam, żebyś
The Eleventh of October | 40
wiedział, jeśli masz się z nią spotkać, ale widzę, że chyba nie
masz na to ochoty. Więc zejdź mi proszę z oczu.
Nic nie mówiąc, odwrócił się i odszedł. Nagle
przypomniało mi się, że nie ma gdzie spać i chciałam za nim
zawołać, jednak nie zrobiłam tego. Byłam zbyt zła.
* * *
Mama siedziała na fotelu, uśmiechając się szeroko. Dawno
nie widziałam jej takiej szczęśliwej. Trzymała w ręce moje
komunijne zdjęcie.
- Oh, Bello. To było tak niedawno. Kiedy ten czas tak
szybko zleciał? – Zaśmiała się, podając mi fotografię i
jednocześnie sięgając po następną. Przyjrzała się jej dokładnie,
prawdopodobnie usiłując sobie przypomnieć, kto na niej jest.
Po dłuższej chwili podała mi ją, wzdychając.
Przyjrzałam się jej. Widniał na niej młody, przystojny
mężczyzna. Od razu mój wzrok powędrował na jego brązowe
tęczówki. Takie same jak mamy i moje. Jego kąciki ust były
uniesione ku górze, a wokół oczu znajdowało się kilka małych
zmarszczek. Pewnie od częstego uśmiechania się.
- Kto to? – Zapytałam, podsuwając mamie zdjęcie.
Popatrzyła na nie obojętnie i wzruszyła ramionami. Coś mi tu
The Eleventh of October | 41
nie pasowało, a ten mężczyzna wydawał mi się znajomy.
Dyskretnie schowałam fotografię do tylnej kieszeni spodni i
wzięłam do ręki kolejny album.
Gdy skończyłyśmy oglądać, do pokoju weszła Esme.
Uśmiechała się promiennie, jak zawsze.
- Zrobiłam naleśniki, idziecie? – Zagadnęła, puszczając
nam perskie oko. Podniosłam się z ziemi i pomogłam mamie
wstać z fotela.
- Esme, bardzo cię przepraszam, ale muszę już iść. Jutro
mam zajęcia, trzeba się pouczyć – Skłamałam.
Tak naprawdę musiałam przygotować się na wizytę
Jacoba. Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć Esme i mamie o
jego powrocie, ale przypomniałam sobie naszą rozmowę
telefoniczną. Był strasznie zdenerwowany i brzmiał tak
dziwnie.
- Zostań jeszcze chwileczkę. Zaraz wraca Carlisle, pewnie
ucieszy się, że nas odwiedziłaś.
- Wybaczcie, ale naprawdę nie mogę. Za to wpadnę do
was w weekend. I obiecuję, że wezmę ze sobą Alice –
Zaśmiałam się. Chochlica ostatnio nie miała czasu zajrzeć do
rodziców. Brała na siebie coraz to nowsze projekty i
zobowiązania, a od niedawna jej cenne chwile zajmował także
Jasper.
The Eleventh of October | 42
- W takim razie trzymam cię za słowo, skarbie – Esme
cmoknęła mnie w policzek i ponownie zniknęła w kuchni.
Pożegnałam się z mamą i wyszłam.
* * *
Przygotowałam trzy rodzaje sałatek, zrobiłam kanapki i
upiekłam kurczaka. Na sofie przygotowanej dla Jake’a leżała
przyszykowana pościel. Wysprzątałam całe mieszkanie na
błysk, a mojego przyjaciela nadal nie było. Zegar wskazywał
już dwudziestą pierwszą, zaczynałam się martwić.
Dziesięć minut później postanowiłam do niego zadzwonić.
Kiedy wybierałam jego numer, rozległo się pukanie do drzwi.
Kamień spadł mi z serca, gdy ujrzałam za nimi Jacoba Blacka.
- Jake! – Pisnęłam i rzuciłam się Indianinowi na szyję.
Zaśmiał się i przycisnął do siebie. Ukrył twarz w moich
włosach. Usłyszałam, jak zaciąga się ich zapachem.
- Bells, tak za tobą tęskniłem – Wyszeptał po chwili.
- Ja też za tobą tęskniłam, czubku – Powiedziałam, starając
się oswobodzić z jego uścisku. – Dobra, dosyć tych czułości. Na
pewno umierasz z głodu, po tylu godzinach podróży.
- Mała, przecież ja zawsze jestem głodny. Dosłownie
zawsze.
–
Starannie
zaakcentował
ostatnie
słowo.
Uśmiechnęłam się i pociągnęłam go za rękę do kuchni, w stronę
nakrytego stołu.
The Eleventh of October | 43
Jacob jadł tak zachłannie, jakby nie karmili go co najmniej
od miesiąca. Co chwila dostawał ode mnie po głowie, że
zachowuje się jak prosiak i mówi z pełnymi ustami.
- Dają ci w ogóle cokolwiek do jedzenia na tym twoim
uniwersytecie? – Mruknęłam, popijając czerwone wino.
Kiedy to powiedziałam, chłopak nagle znieruchomiał, po
czym odłożył sztućce, położył dłonie na stole i zaczął się bawić
serwetką. Znałam go doskonale i wiedziałam, że coś się stało.
Nie odzywałam się jednak. Czekałam, aż sam mi powie.
- Wywalili mnie – Wyszeptał niemal niesłyszalnie, gdy z
serwetki zostały już tylko strzępki. Spojrzałam na niego
wybałuszonymi oczami. Powtórzyłam sobie te dwa słowa kilka
razy w głowie i dokładnie je zanalizowałam.
- Że co do cholery zrobili? – Powiedziałam podniesionym
głosem, gdy doszło do mnie to, co się stało. – Co znów
narobiłeś, Jacobie Billy Blacku?! – Warknęłam, gwałtownie
stając z miejsca.
Chłopak drgnął i przez przypadek wylał wino na mój
biały obrus. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
Wiedział, że moja cierpliwość właśnie się skończyła.
The Eleventh of October | 44
Rozdział piąty
- Przyłapali mnie na paleniu skręta – wyszeptał Jacob.
Zamarłam, słysząc jego słowa. Już otworzyłam usta, aby coś
powiedzieć, ale chłopak uciszył mnie ruchem dłoni. –
Przysięgam, że to był tylko jeden. Jeden jedyny w moim życiu.
Pierwszy i ostatni. Już nigdy więcej nie wezmę do ręki jakiegoś
zasranego dziadostwa. – Siedział zgarbiony, mówił powoli i
cicho, dokładnie dobierając słowa. To była jego postawa
obronna. Wyglądał jak małe, bezradne dziecko, które trzeba
przytulić. Miałam ochotę poklepać go po ramieniu i
powiedzieć, że wszystko będzie okej, ale zapewne nie będzie.
- Siedzieliśmy w pokoju z kumplami i po kolei
podawaliśmy sobie skręta, i nagle do pokoju wpadł profesor
fizyki. Gdy zobaczył, co trzymam w ręce kazał mi wyjść na
korytarz. Miałem żołądek w gardle, ale poszedłem. To
wszystko potoczyło się cholernie szybko. Półtorej godziny
później byłem już w drodze do Nowego Jorku.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. W oczach zakręciły mi się
łzy. Chciałam przytulić do siebie tego głupola, ale
powstrzymałam się. No, bo przecież… Jak można być takim
idiotą?! Ten chłopak ma ogromny talent, umiejętności, a
zaprzepaścił to wszystko w kilka sekund. Gdyby nie ja i Alice,
The Eleventh of October | 45
on pewnie nadal gniłby w Nowym Jorku bez pomysłu na życie.
Ale wracając do tematu… Kto normalny bawi się w jakieś
skręty w akademiku, który jest pilnowany lepiej niż sam
prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki?
Jak to kto…? Jacob Billy Black.
- Jake, wiedz, że mam ochotę cię udusić i nie muszę ci
mówić co o tym sądzę, bo pewnie się domyślasz. – Indianin
skinął głową. – Ale teraz idź spać. Masz za sobą ciężki dzień,
powinieneś odpocząć.
Chłopak nic nie powiedział, tylko wziął z przedpokoju
swoją torbę i poszedł do łazienki. Ja tymczasem przygotowałam
posłanie dla przyjaciela i posprzątałam po kolacji.
Pomyślałam jednak, że sama prześpię się na sofie, a Jacoba
przenocuję w swoim łóżku. Należy mu się choć odrobina
wygody. Przeniosłam jego rzeczy do mojej sypialni i poszłam
wyciągnąć naczynia ze zmywarki.
Po kilku minutach, kiedy wycierałam naczynia,
usłyszałam cichy odgłos otwieranych drzwi.
- Bella? Dlaczego moje rzeczy są w twojej sypialni? –
Zawołał z salonu.
The Eleventh of October | 46
- Ponieważ dziś śpisz tam. Jesteś taki pokrzywdzony, że
postanowiłam się nad tobą zlitować. – Odpowiedziałam, nie
przerywając wycierania talerzy.
Zaśmiał się i dołączył do mnie w kuchni.
- Uważasz, że jestem pokrzywdzony? – zapytał. Na jego
twarzy widniał cwaniacki uśmieszek. Nie zdążyłam nic
opowiedzieć, bo złapał mnie w tali, przerzucił przez plecy i
zaniósł w niedostrzegalnym przeze mnie kierunku. Byłam w
stanie określić swoje położenie dopiero, gdy wylądowałam na
łóżku.
- Wiesz, że cię kocham siostrzyczko i jestem w stanie wiele
ci wybaczyć, ale sama wiesz jak bardzo nie znoszę słów krytyki
– Mruknął i zaczął mnie łaskotać. Świetnie, trafił z mój słaby
punkt.
Wijąc się i płacząc ze śmiechu na przemian, błagałam go,
aby przestał i wyzywałam od najgorszych. Kiedy wreszcie
udało mi się wydostać, uciekłam mu do łazienki i zamknęłam
za sobą drzwi na klucz. Przez chwilę kłóciliśmy się, kto jest
większym idiotą, jednak nasze przekomarzania przerwał mój
telefon. Nie spoglądając na wyświetlacz, nacisnęłam zieloną
słuchawkę.
- Bella? – usłyszałam znajomy głos. Moje serce zabiło z
podwójną prędkością. Nie sądziłam, że zadzwoni… - Bello? Ja
The Eleventh of October | 47
chciałem… Chciałem przeprosić. Zachowałem się jak idiota, ale
widzę, że dzwonię nie w porę.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć, usłyszałam sygnał
zakończonego połączenia. No niech to szlag!
* * *
Obudziłam się w moim łóżku, zamiast na sofie w salonie.
Zdezorientowana podniosłam się do pozycji siedzącej i
zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju. Pewnie Jake
przeniósł mnie w nocy. Jednak coś mi nie pasowało…
W mieszkaniu było cicho, jak makiem zasiał. Nie
słyszałam chrapania mojego przyjaciela, ani chociażby
jakichkolwiek oznak, że jest.
- Jacob? Jesteś? – zawołałam. Nikt nie opowiedział.
Wstałam z łóżka i poczłapałam do kuchni. Już na
przedpokoju poczułam aromat świeżo zaparzonej kawy. Od
razu podeszłam do dzbanka i nalałam sobie pełny kubek.
Na stole czekał na mnie talerz kanapek i wiadomość od
Jacoba.
Smacznego, siostrzyczko. Wyszedłem na spacer, nie martw się o
nic - Jake ;)
The Eleventh of October | 48
Nad niczym się nie zastanawiając, zaczęłam jeść. Później
poszłam wziąć prysznic. Kiedy się rozbierałam, z kieszeni
spodni wypadła mi komórka. Przypomniała mi się wczorajsza
rozmowa z Edwardem, jeśli można to tak nazwać.
Chwilę wahałam się, ale już po kilku sekundach
drążącymi dłońmi wybierałam numer chłopaka. Odebrał po
paru sygnałach.
- Czego znowu chcesz? – warknął wściekle. Jego reakcja
mnie sparaliżowała, nie wiedziałam co powiedzieć. – Emmett,
jeśli znowu bawisz się w głuche telefony, to daruj sobie. Nie
mam na to czasu, jestem w pracy!
- Nie, nie! To ja, Bella – Powiedziałam pośpiesznie, zanim
się rozłączył. W słuchawce nastała cisza, słyszałam tylko świst
jego oddechu. Nie miałam zielonego pojęcia jak zacząć, więc
miałam nadzieję, że on coś powie.
- Bella? – Szepnął w końcu. – Coś się stało? – Zapytał
zaniepokojony.
- Nie, nic. Ja tylko chciałam cię przeprosić. Nie powinnam
była się tak unosić.
- To nie twoja wina. Ja też… - Nie dosłyszałam, co
powiedział, bo w tle ktoś zaczął głośno krzyczeć. – Muszę
The Eleventh of October | 49
kończyć, odezwę się potem – mruknął pośpiesznie i rozłączył
się.
W tym samym czasie drzwi do mieszkania otworzyły się.
Usłyszałam głośne krzyki Alice i Jacoba. Zaśmiałam się i czym
prędzej się ubrałam i wyszłam z łazienki. Zastałam ich w
kuchni, tak jak przypuszczałam.
Jake siedział na krześle, zatykając uszy rękoma i śpiewając
„lalalala”. Alice stała nad nim i krzyczała na niego. Ich kłótnia
zlewała się w jedną całość, więc nie zrozumiałam ani słowa.
- Heeej! Możecie przestać? – Warknęłam, podpierając się
dłońmi na biodrach. – Powaliło was już do reszty? Musicie się
tak wydzierać? – Wyciągnęłam z szafki dwa kubki i nalałam
obojgu kawy.
- Spotkałem to coś przed klatką i od razu się do mnie
przyczepiła! Ona jest psychiczna, Bello. Jak ty z nią
wytrzymujesz? Jak tylko mnie zobaczyła to uparła się, że na
pewno coś zrobiłem, jak w liceum, kiedy dyrektor mnie
zawiesił.
Od razu przed oczami stanął mi ten dzień. Pamiętam go,
jakby to było wczoraj. Otóż kilka tygodni przed szesnastym
kwietnia – mam tą datę zaznaczoną na czerwono w kalendarzu
– córka dyrektora liceum, Victoria Masen zorganizowała
domówkę. Alkohol lał się strumieniami i nikogo nie ominęła
The Eleventh of October | 50
wielka popijawka. Jakoś tak wyszło, że Jake i Victoria
wylądowali z łóżku. Podobno Masen tak się spodobało, że
potem chodziła za Indianinem i nie dawała mu spokoju, a jemu
to odpowiadało. Przez kilka następnych tygodni bzykali się
dosłownie zawsze i wszędzie. W szkolnej szatni, na zapleczu
pracowni chemicznej, w stołówce.
Pewnego dnia Jacob i Victoria pojawili się na dwóch
pierwszych lekcjach, a potem zniknęli. Nadopiekuńczy tatuś
dyrektor postawił na nogi całą szkołę i połowę miasta.
Jak się później okazało, ktoś przypadkiem usłyszał dziwne
dźwięki dochodzące z męskiej ubikacji. Masen niewiele myśląc
popędził we wskazanym kierunku i wywarzył drzwi do
kabiny, w której jego ukochana córeczka obsługiwała mojego
przyjaciela.
Parsknęłam śmiechem, przypominając sobie co wtedy
przechodził biedny Jacob. Przez dwa tygodnie był zawieszony
w prawach ucznia, jego matka musiała biegać do szkoły i
błagać dyrektora o to, aby nie zgłaszał całego zajścia na policję.
W końcu jakoś jej się to udało, ale Jacob do końca liceum unikał
Masena i jego córki jak ognia.
- Bella! To nie jest śmieszne. – fuknął chłopak.
- Owszem, jest – Odparła chłodno Alice. Tak jak ja
przyjaźniła się z Jacobem, ale kiedy się kłócili potrafili wyzywać
The Eleventh of October | 51
się od najgorszych, wytykać sobie błędy z przeszłości i
wypominać wszystko, co przyszło im na myśl.
- Chochliku, nie masz się o co martwić. Jake po prostu ma
kilka dni wolnego na uczelni i przyjechał do mnie. Nic się nie
stało. – skłamałam. Kątem oka dostrzegłam, jak chłopak z ulgą
wypuszcza z siebie powietrze. Niestety, prędzej czy później
prawda i tak wyjdzie na jaw, ale na razie lepiej będzie, jeśli
Alice pozostanie niewtajemniczona.
* * *
Wspaniałomyślna Alice postanowiła, że powinniśmy iść
do jej rodziców, ponieważ oni na pewno bardzo stęsknili się za
Jacobem. Mimo naszych protestów kilkanaście minut później
szliśmy do domu państwa Brandonów. W sumie to
wiedziałam, że Indianin cieszy się na to spotkanie, ponieważ
Esme i Carlisle byli dla niego jak rodzice. Tak samo jak dla
mnie, z wyjątkiem że ja miałam mamę, a Jake stracił ją w wieku
jedenastu lat. Od tamtego czasu zajmowała się nim ciotka, która
odeszła kilkanaście tygodni po jego osiemnastych urodzinach.
On i ja byliśmy i jesteśmy tą „nieszczęsną połówką” z naszej
czteroosobowej paczki, do której prócz Alice należał jeszcze jej
brat James. Oni od zawsze mieli obojga rodziców – nas zaś
The Eleventh of October | 52
wychowały samotne matki. Ja miałam odrobinę więcej
szczęścia, bo moja nadal żyje, ale niestety jest chora.
Kiedy staliśmy pod domem Brandonów, Jacob już nie krył
swojej radości. O mało nie posikał się, kiedy w drzwiach stanął
Carlisle.
- Jake? – wykrzyknął mężczyzna. – Co ty tu robisz,
chłopaku? – Dodał, dusząc go w uścisku.
- Stęskniłem się za wami wszystkimi. Szczególnie za twoją
córeczką. – Ostatnie słowa wycedził przez zęby, ukradkiem
zerkając na Al.
- Czy ja się nie przesłyszałam? Jacob?! O matko, Renee,
chodź tu! Jake przyjechał! – Zza pleców Carlisle wyłoniła się
Esme. Zachichotałam, widząc jej reakcję. Po chwili dołączyła do
niej moja mama. Od razu rozpoznała Jacoba, bez większych
problemów. No, bo jak by tu nie rozpoznać dzieciaka, który
zawracał ci głowę przez ostatnie dwadzieścia lat?