TERAPIA I PORADNICTWO
BEZ OPORU
\
X V u t o r traktuje opór, zjawisko zwykle odnoszone do klienta
jako trudność terapeuty , brak jasnego zrozumienia wynikający z luk
czy sztywności w jego /terapeuty/ układzie odniesienia.
Mówiąc inaczej: jeżeli klient wydaje się wykazywać opór
oznacza to,że wie on cog,czego my jako terapeuci, nie wiemy i naszym
zadaniem jest odkryć jak najszybciej co to by mogło być
"Kiedy pracujemy z klientem nad problemem, którym chce się on
zajmować i naprawdę doświadcza go Jako bariery czy trudności
życiowej - pisze Enright - lecz sądzi, że problem ten jest
rozwiązywalny i jeśli klient ma zaufanie do nas i do naszego sposobu
pracy, i nie ma ważnych wartości które by wchodziły w konflikt
z osiągnięciem powodzenia w terapii, to w takiej sytuacji nie powinno
być żadnego oporu. Jeśli on jest to oznacza to po prostu, że jeden
z tych -warunków wymienionych powyżej nie został spełniony".
'Artykuł Enrighta prezentuje w szczegółach pięć możliwych źródeł
oporu jak i pewne sposoby ich przepracowania. W innych rodzajach
terapii mogą wystąpić inne specyficzne dla nich źródła oporu, lecz
tych pięć wydaje się obejmować większość możliwych zjawisk oporu.
Źródła oporu tu opisywane są nie tylko łatwo od siebie odróżnialne
lecz również występują w pewnym naturalnym porządku. Byłoby trudno
lub czasem niemożliwe zobaczyć któreś z Bich jasno póki poprzednie
nie zostaną przepracowane. Tak więc prowadzi to do pięciostopniowej
procedury wchodzenia w terapię - procedura ta może służyć jako zestaw
kontrolnych pytań w każdym punkcie terapii, aby sprawdzić co może być
nie w porządku.
Cztery pierwsze źródła oporu mogą /idealnie rzecz biorąc powinny/
być w dużej mierze wyczyszczone podczas pierwszych sesji zanim
zacznie się właściwa terapia. Piąty krok może być zarysowany czy
przewidziany, choć źródło oporu do którego jest adresowany może
pojawiać się co jakiś czas w procesie terapii.
Etapy te odnoszą się do wszystkich podejść. Kogą rozjaśniać drogę
w procesie przewarunkowywania, dokonywania wglądów, indywidualizacji,
gestalt, terapii prowokatywuje czy jeszcze innej. Jest także prawdą,
że dla znacznej liczby osób, dopełnienie tych pięciu kroków to Jest
terapia. Wielu ludzi może być już w stanie rozwiązywać swoje problemy
całkiem,samodzielnie przy końcu piątego etapt, bądź nawet wcześniej.
Na każdym etapie są ludzie, którzy wychodzą z procesu terapii z
poczuciem sukcesu i zadowalającego zakończenia. Inni mogą opuścić
terapię na którymś z etapów, z poczuciem że w tym momencie terapia
jest nie dla nich /a to oczywiście jest również sukces z punktu
widzenia terapeuty, jego czasu i energii/.
Dla celów tego opracowania będzie rzeczą użyteczną dokonać
rozróżnienia między strategią a taLtyką. W zapisach sesji, które
będziemy dalej przytaczać, taktyka wybierana przez terapeutę jest
w dużym stopniu zdeterminowana przez rodzaj układu, w którym odbywa
się terapia /szpital, prywatna praktyka, przychodnia itp./ i przez
osobisty styl terapeuty. Strategie dają się zastosować do dużo
szerszego zakresu pacjentów, choć specyficzne taktyki i techniki mogą
się znacznie różnić. W zasadzie nie ma powodu by którykolwiek z tych
etapów nie miał być przeprowadzony niewerbalnie, ale jaśniej i
łatwiej będzie je zrozumieć, jeśli przedstawimy je w formie werbalnej.
Niektóre
z
poniższych prezentacji rozmów z klientami to dokładne
zapisy sesji, inne zaś to rekonstrukcje dokonywane później, gdy
autor dostrzegł w pełni znaczenie te^o co się zdarzyło. Ostateczna
ilustracja składa się z kilku wywiadów - jest rzeczą rzadką by jeden
poszczególny człowiek przeszedł w krótkim czasie przez wszystkie
pięó etapów w czystej formie.
ETAP I --
Uznanie chęci bycia obecnym w sytuacji terapii
Pierwszym pytaniem do klienta, który właśnie wszedł i usiadł
może byó: “Co Pana tutaj sprowadza?" A oto kilka możliwych
odpowiedzi:
"przyprowadziła mnie tu pielęgniarka" ■
"Mama mi kazała przyjść"
"lekarz mi powiedział, że powinienem tu przyjść"
"Moja żona uważa, że powinienem poddać się terapii"
"Mam dużo kłopotów w pracy".
W istocie większość klientów wchodzi do gabinetu terapeuty
o własnych siłach /tzn. nie w pasach bezpieczeństwa czy w kajdankach/,
lecz mimo to daje do zrozumienia w jakiś sposób, tak jak np.
w cytowanych wyżej wypowiedziach, że przyjście tu nie było ich
własnym wyborem. /Ta ostatnia wypowiedź o "kłopotach w pracy"
oznaczała, te szef nalegał na terapię!/. Tak naprawdę, to ci ludzie
wybrali przyjście tutaj: w pewien sposób, uwzględniając wszystkie
siły i naciski w ich życiu, przyjście do terapeuty wydawało się
najlepszym możliwym wyborem.
W
pewien sposób, nieuznawanie tego Jako własnej decyzji, nie jest
złą strategią; poprzez przyjście tu uwalniają się z jakiegoś
zewnętrznego nacisku - matki, małżonka etc. - i jeden problem jest
z głowy. Z.drugiej strony, jeśli by pozwolili komuś pomyśleć, że
chcą byó tutaj, byliby znacznie bardziej wystawieni, podatni na to.
co może zdarzyć się w gabinecie terapeuty. Ktoś mógłby oczekiwać by
zmienili się jakoś albo przyznali się do czegoś. Tak więc wydaje się
bezpieczniejsze, gdy już tu są w gabinecie, powiedzieć, ie nie chcą
tu być. To bardzo elegancka strategia i wielu ludzi jej używa.
Stąd to etap I polega na doprowadzeniu klienta do tego by uznał
bycie tutaj za swćj wybór. To nie koniecznie musi oznaczać
doświadczenie tego jako swego wyboru, lecz po prostu uznanie.
H
tym
usiłowaniu terapeuta ma przewagę nad klientem, bo wie, że klient
dokonał tego wyboru. Jest to po prostu kwestia obstawania przy tym
temacie dopóki klient nie uzna bycia tutaj za swój wybór, na takim
poziomie jasności jaki dla niego jest możliwy w tym momencie.
Choć klient może nie doświadczać pragnienia być tutaj, była to
jegó wola i ujawnienie tego przed pójściem dalej, jest sprawą
kluczową. Póki klient nie uzna swego wyboru bycia tutaj, nie może
poważnie potraktować pytania: Czego pragniesz, chcesz tutaj?
Może on być tu obecny, lecz nie doświadczać tego bycia tutaj i
w związku z tym będzie całkowicie niepodatny na to co się zdarza.
Bez tego kroku, nawet jeżeli wejdziemy w konwersacje 0 jego życiu,
może on nie być w to naprawdę zaangażowany: gdyż nie doświadcza
uczestniczenia w tej rozmowie, choć z zewnątrz może to tak wyglądać.
Tak więc jest to mały lecz kluczowy krok. Z doświadczeń autora
wynika, że jest rzeczą bezcelową robić cokolwiek, zanim się tego nie
wyczyści.
Oto otwierająca rozmowa z Joelem, 14-letnim chłopcem.
Terapeuta: Co cię tu sprowadza?
Joel:
Mój kurator kazał mi przyjść.
Terapeuta: A ty zdecydowałeś, że to słuszna myśl?
Joel:
Oo masz na myśli?
Terapeuta: Czy zdecydowałeś, że to dla ciebie najlepsze miejsce?
Joel:
Nie! Chciałbym być z chłopakami.
Terapeuta: A więc, czemu z nimi nie jesteś?
Joel-,
Och! Nie mogę, mój kurator odesłałby mnie znowu do
poprawczaka Jeśli bym tu nie przyszedł.
Terapeuta: Ńo to wydaje się, że to naprawdę jest najlśpsze dla ciebie
miej sce.
Joel:
Nie! Wolałbym być na dworze.
Terapeuta: Ale przed chwilą powiedziałeś, ie nią możesz tam być!
Czy jest prawdą, że ze wszystkich miejsc w których
mógłbyś być, to jest najlepsze?
Joel:
Ja muszę tu być!
Terapeuta: Tak? Przecież możesz wyjść! Jeżeli tu zostajesz, to musi
to znaczyć, że wydaje się to być najlepszym możliwym
miejscem, jeśli uwzględnić wszystkie naciski na ciebie.
Joel:
Ale ja nie chcę tu byc!
Terapeuta: Wygląda to tak, Jakbyś chciał tu być, a potem, jak już tu
jesteś, mówił, że nie chcesz tu być!
Joel:
No cóż, Ja nie chcę iść do poprawczaka.
Terapeuta: Wydaje mi się, że wolisz być tutaj.
Joel:
A co właściwie będziesz ze pną robił?
Terapeuta: Hic nie będę "robił'' z tobą. Jak tylko ustalimy, że
decydujesz się być tutaj, zapytam co byś chciał i wtedy
,
zaczniemy od tego.
"Zwróćmy uwagę - pisze Enright - że w ostatnim pytaniu Joela
dokonuje się zwrot} uznaje on poważnie, że dzieje się lub może się
stać coś rzeczywistego i rozważa on zaangażowanie się w to. Po kilku
minutach dalszej rozmowy, zdecydował się być ze mną przez 5 minut
i zaczęliśmy rozmawiać o jego życiu. Gdy skończył się czas,
zdecydował się na dalsze 10 minut i pod koniec tego czasu zdecydował
zostać na resztę swojej godziny".
Nie każdy jednak zostaje. Ci którzy.wychodzą, to są dokładnie ci
ludnie, którzy nie angażują' się, nie korzystają nawet jeżeli zostajĄ.
as
Również sam akt odpowiedzialnego opuszczenia gabinetu jest okazją
terapeutyczną. Zdarza się, że ludzie którzy przychodzą pod naciskiem
odkrywają, że tak jest, biorą odpowiedzialność i odchodzą - czasem
wracają później i wspaniale pracują - gdy sami to wybiorą dla siebie.
Aby taki sposób pracy był możliwy, musi byó prawdą dla samego
terapeuty, że klient ma wybórj
t e r a p e u t a
m u s i
p o r z u o i ó
z ł u d z e n i e
p r z y m u s u
w
ż y c i u , - z a n i m
b ę d z i e
t e g o o c z e k i w a ł
o d
k l i e n t a .
Wybór może byó czymś tak oczywistym, że wydaje
się "przymusem". Dla Joela siedzenie w gabinecie terapeuty jest
czymś zdecydowanie lepszym niż pójście do poprawczaka, lecz nadal ma
on wybór. /W istocie, zdanie "Nie mam wyboru" znaczy zwykle, że
decyzja jaką podejmuję jest w sposób oczywisty 1 niepodważalny lepsza
niż alternatywna/. Niektórzy ludzie przestają widzieć jasno, gdy
doświadczają jakiejś preferencji /np. Joel, który wolał być na ulicy
z kolegami/, które nie jest praktycznie osiągalne jako wybór, ze
względu na swoje konsekwencje /Joel błyskawicznie zostałby zgarnięty
z ulicy i doprowadzony do kuratora/. Pytanie brzmi: biorąc pod uwagę
aktualnie dostępne możliwości, która z nich wydaje się najlepsza?
Wymagane jest tu również, by sam terapeuta był wolny od wszelkich
preferencji w tym zakresie, nie można używać tego podejścia, aby
poprzez manipulacje osiągnąć jakiś zamierzony rezultat. "Dla mnie -
pisze Enright - jest zawsze równie dobre, czy klient zostanie czy
wyjdzie /choć od czasu do czasu czuję się rozczarowany gdy klient
decyduje się wyjść, po szczególnie olekawej czy niezwykłej rozmowie/.
Nie jestem osobiście zaangażowany w rodzaj wyniku, jestem tu po to,
by odkryÓ to co jest - Ja muszę wiedzieć że mój klient uznaje bycie
ze mną za swój wybór; dopiero wtedy możemy coś robić. Dostawałem
czasem od klientów informację zwrotną, że taka neutralność jest /a/
bardzo trudna do uwierzenia 1 budzi chęć sprawdzenia tego /b/
rzeczywiście daje przestrzeń niezbędną by człowiek mógł uznać lub
nawet doświadczyć swego wyboru. Nie sposób przecenić wielkość różnicy
między tymi dwiema sytuacjami; być z klientem który doświadcza tego,
że sam wybrał bycie tutaj, a być z klientem, który doświadcza
sytuacji przymusu; wolę spędzić 5 minut z tym pierwszym niż godzinę
z drugim. Uznanie wyboru nie musi prowadzić natychmiast do
doświadczenia wyboru, lecz przygotowuje do tego".
Istnieje kilka rodzajów niepełnego uznania, często stosowanych
przez klientów, by dać pozór tego uznania, w istocie unikając tego.
Enright prezentuje kilka z nich, razem z typową reakcją terapeuty.
Pytanie brzmi: Czy to twój wybór, być tutaj?
Odpowiedź terapeuty
Tak, widzę to; lecz to czego nie
usłyszałem, to czy to twój wybór
być tutaj.
No więc jak to jest?
Poczekaj chwilę, nie chodzi o to,
byś robił to dla mnie! Czy ty
c h c e s z
zoątać?
Wiesz co, zaobserwowałem taką
ciekawą rzecz. Otóż "no pewnie"
wcale nie znaczy "tak". Czy to
twój wybór być tutaj?
Poczekaj chwilę, nie musisz
trzymać się starych decyzji.
Przyjmując, że jesteś tutaj teraz,
czy decydujesz się zostać?
Odpowiedź klienta
No cóż, jestem przecież tutaj,
prawda?
No dobra, zostanę.
No pewnie.
No cóż, skoro już-tu jestem,
to mogę zostać.
Hlektóre z tych odpowiedzi brzmią pedantycznie i są takie, jeśli
pedantycznie oznacza "dokładnie, precyzyjnie". Istnieje wiele
sposobów wyślizgnięcia się i uniknięcia uznania wyboru, a my nie
chcemy na to pozwolić. A także wprowadza się w ten sposób ogólny
ton starannej uwagi wobec subtelności odpowiedzialnej interakcji
między terapeutą a pacjentem, '.'.'iękazość takich przypadków ma miejsce
w układach, gdzie przymus jest czymś zwyczajnym: więzieniach,
zakładach poprawczych, szpitalach etc.
H
tych miejscach oczywiście
więc największa jest też użyteczność tego I etapu. Jak możemy mówić
o "wyborze", gdy czasem używana jest wręcz siła fizyczna, by
doprowadzić ludzi do tych miejsc. Jest prawdą, że klienta można siłą
wbrew jego woli wziąć do szpitala lub więzienia, lecz nie do gabinetu
psychoterapeuty; mogą dokonać wyboru między taką wizytą bądź
konsekwencjami jej uniknięcia. Zawsze jest możliwe stworzyć 3trefę
prawdziwego wyboru w nawet najbardziej przymusowej sytuacji.
Sprawy, którymi się zajmujemy w Etapie I także pojawiają się
częściej niż by można przypuszczać w pozornie wolontaryjnych
otwartych klinikach i prywatnej praktyce, tyle że przyjmują tu
bardziej subtelne formy. Osoba może być "przysłana" przez
współmałżonka, nie przyznając się do tego lub nie kładąc nacisku
na ten fakt podczas pierwszego spotkania, lecz będąc w rezultacie tego
nie w pełni zaangażowana bądz w subtelny sposób niezaangażowana.
Jeszcze bar"dziśj subtelnie nie
zaangażowane są osoby, które
doświadczają, że przywiodły tu ich własne problemy - tak jak na
przykład w stwierdzeniu. "Och, musiałem tu przyjść, 3prawy zaczęły
3
ię układać gorzej niż źle". Lecz i tu ukryty jest wybór. Przyjmując,
że sprawy nie układają się naprawdę, nadal przecież jest mnóstwo
możliwości i tylko jedną z nich - tą wybraną przez klienta - jest
udać 3ię do terapeuty. liałym lecz bardzo znaczącym zwrotem w kierunku
większej energii i zaangażowania w proces terapii jest uznanie przez
klienta, że: "uwzględniając to, jak ile układają się sprawy oraz
uwzględniając wszystkie możliwości jakie mi przyszły do głowy, to
na co się zdecydowałem, to przyjść tutaj".
ETAP II - Jaki jest rzeczywisty, doświadczany przez klienta problem
czy cel?
Gdy tylko klient i terapeuta mają jasność co do tego, że bycie
tutaj jest jego własnym wyborem, są gotowi zająć się odkrywaniem
rzeczywistego, doświadczonego przez niego problemu w życiu. Stara
anegdota Zen może być najlepszym wprowadzeniem do tego etapu:
Kłody Japończyk udał 3ię do mistrza Zen z całą właściwą pokorą
i szacunkiem i błagał go, by przyjął go za ucznia. Był, żarliwy i
długo mówił, jak bardzo pragnie oświecenia i jak bardzo pragnie
pracować z tym mistrzem Zen.
II
trakcie tej rozmowy mistrz zaproponował
by udali 3ię na przechadzkę. Poszli więc, a młody człowiek cały czas
opowiadał jak bardzo pragnie oświecenia. Jego język był bardzo
elegancki, aćrnolotny i potoczysty. Tymczasem doszli do brzegu
jeziora i'mistrz Zen zaproponował by kontynuowali przechadzkę
w wodzie. Kłody człowiek był nieco zdziwiony, lecz propozycja mieściła
się dostatecznie w tym co jak wiadomo można oczekiwać od mistrza Zen,
więc zgodził się i weszli do jeziora. Gdy woda sięgała już im po
szyję, mistrz nagle złapał go za szyję i zanurzył głowę kandydata
na ucznia pod powierzchnię. Kłody człowiek zaczął chwytać powietrze,
machać rękami, dławić się i rozpaczliwie usiłował wydostać się na
powierzchnię. Lecz mistrz mocno trzymał jego głowę pod wodą.
Wreszcie ostatnim desperackim wybuchem, szarpnął się i wydostał na
powierzchnię, zaczerpnął powietrza i obrócił się by spojrzeć ze
zgrozą na mistrza, który spokojnie powiedział: "kiedy zaczniesz
pragnąć oświecenia tak mocno jak chciałeś zaczerpnąć powietrza, wtedy
wróć".
Zdarza się nam pracować z klientami, którzy prezentują przerażające
historie czy symptomy, wydają się być w poważnych tarapatach, a mimo
to z całą pewnością nie pracują tak mocno jak mocno ten młody
człowiek walczył o oddech. Widoczna gotowość do pracy w terapii
wydaje się mieć niewiele wspólnego z rzeczywistą powagą problemu.
Ludzie mający relatywnie mniejszy problem, czasem pracują bardzo
ciężko zas ludzie z potwómym problemem - nie. "Pamiętałem c tej
obserwacji - pisze Enright - gdy pewnego razu pojawiła się u mnie
pewna kobieta uskarżając się na problem nadwagi. Wydawało się to
usprawiedliwione, gdyż rzeczywiście wylewała się ona z krzesła.
Jednakże było coś w jej sposobie mówienia takiego, że brzmiało to
pusto. Tak więc zapytałem: "Skąd wiesz, że masz problem z nadwagą?"
Raczej zdziwiona, odpowiedziała: "No oóż, wszyscy moi przyjaciele
myślą, że mam z tym problem". I znowu coś w tej odpowiedzi nie
zabrzmiało prawdziwie, więc nalegałem dalej: "No cóż, być może pc
prostu za wiele słuchasz co mówią twoi przyjaciele. Skąd ty wiesz,
że masz nadwagę? Odpowiedziała na to: No cóż, tabele wagi mówią, że
przy moim wzroście powinnam ważyć około 60 kg, a ja ważę ponad 90 kg".
I znów nie zabrzmiało to całkiem jak odpowiedź na moje pytanie.
Powiedziałem więc, że tabele wagi są czymś statystycznym i nie muszą
dotyczyć jej jako niepowtarzalnej osoby. Skąd ona wie, ze ma nadwagę?
Wyglądając teraz na całkiem rozzłoszczoną odparła: Mama mówi, że
mam nadwagę. Na co odpowiedziałem, że wobec tego to raczej problem
mamy i że mogę w związku z tym pracować nad tą sprawą z mamą, jeśli
zechce tu przyjść, lecz skąd ona wie, że ma nadwagę?
Gdy tak systematycznie zgłębialiśmy tę sprawę dalej, stało się
jasne, że ta kobieta w istocie nie doświadczała siebie jako mającej
nadwagę. Głównym problemem w jej świadomości była złość na matkę,
za wieczne tyranizowanie jej w związku z jej tuszą. To był życiowy
?
roblem, jakiego doświadczała. Przez kilka sesji pracowaliśmy nad
ym, a gdy jej wściekłość na matkę znikła, zaczęła chudnąć bez
żadnych specjalnych zabiegów w tę stronę".
Było .to pierwsze wprowadzenie autora do tego, co teraz zdaje mu
alę oczywiste, lecz wtedy było zdumiewającą rewelacją. Ludzie
pracują ciężko i efektywnie nad problemami, których rzeczywiście
w swym życiu doświadczają - sprawami, które przeszkadzają im uzyskać
to czego chcą, czy postrzeganymi przez samych istotnymi źródłami
cierpienia. Natomiast nie będą pracowali nad "problemami" ktćre dla
nich nie są realne, nie są rzeczywiście przez nich samych spostrzegane
wprost jako problemy. Bardzo jasno okazało się to przy okazji
pewnej kobiety, uczestniczki tygodniowego seminarium. Dość wcześnie
określiła ona jako swój problem, z którym walczy już 3 lata, fakt,
że nie może znaleźć pracy. Samo seminarium nie było przeznaczone do
pracy nad problemem} po prostu zajmowano się tam sprawą
odpowiedzialności i świadomości. Pod koniec seminarium ogłosiła, że
znalazła pracę i powiedziała, rumieniąc się: "Znalezienie pracy,
kiedy się jej nie chce, zabiera naprawdę dużo czasu; lecz kiedy
chcesz tej pracy, znajdziesz ją błyskawicznie". Enright pisze, że
teraz ten pogląd jest dla niego oczywisty 1 widzi dopiero teraz, że
większość jego porażek terapeutycznych w przeszłości brała sie z teeo
że pracował nad niewłaściwymi problemami.
%
Łatwo w tej sprawie pobłądzić, zwłaszcza gdy klient, ogólnie
panujące przekonanie 1 twoje włesne doświadczenie i wiedza podtrzymuj*
pogląd, że obecny stan rzeczywiście Jest problemem. Do autora przyszł
kiedyś kobieta mówiąc, że ma "problemy seksualne". "Poprosiłem by
powiedziała dokładniej o co chodzi. Powiedziała, że nie ma orgazmu
/w obecnych czasach irąbi się wszem i wobec o prawie, ba, wręcz
obowiązku przeżywania orgazmu przez kobiety/. W odpowiedzi na moje
pytanie przyznała, że lubi seks i ma z tego mnóstwo frajdy, lak więc
pytałem dalej:
Terapeuta: W jaki sposób to, że nie masz orgazmu, stwarza dla ciebie
problem?
C:
Ńo cóż, wszyscy moi acajomi mają orgazm, no więc czuję,
że czegoś mi brak.
,
Terapeuta: Twoi znajomi mówią, że mają orgazm, lecz sama wiesz, jak
ludzie lubią przesadzać i koloryzować! Być może po proetu
zbyt wiele słuchasz tego co mówią inni ludzie.
Po dalszej rozmowie okazało elę, że ona bała się iż mężczyzna,
którego chciałaby poślubić, może się rozmyślić, jeśli odkryje jej
"feler". Skomentowałem to mówiec, 1* jeśli chodzi o zadowolenie
ą o ,
łatwo to zrobić i bez orgazmu. Dalej nalegałem, czy istnieją oprocz
ośw-adczen znajomych jakieś realne powody by uważała, że "czegoś jej
brak".
Wahając się, opowiedziała mi, że kiedyś raz w życiu miała tokie
niesłychanie silne przeżycie seksualne i zastanawia się, czy to
przypadkiem nie jest ten orgazm, o który chodzi. Gdy przyglądaliśmy
się bliżej temu wydarzeniu, okazałb się, że stałe się to z mężczyzną,
którego naprawdę kochała, w sposób jakiego nie czuje w odniesieniu
do obecnego partnera i w związku z tym boi elę, że wpuści się
w małżeństwo bez miłości. Z braku czegoś lepszego! To był jej
prawdziwy, doświadczany przez nią problem i to całe polowanie na
orgazm, jakkolwiek ogólnie rzecz biorąc wydawałoby się rozsądne i
usprawiedliwione, byłoby tu nie tylko nieużyteczne lecz odwracałoby
uwagę od właściwej spraw-'".
Użytecznie będzie odróżnić dwće sp-awy; to oo by można nazwać
"światem rzeczywistości subiektywnej" od "świata rzeczywistości
uzgodnionej" /world of agreemet/. każdy świst rzeczywistości
subiektywnej Jest 'niepowtarzalny, osobistą mieszanką rzeczywistych
doświadczeń i pojęć, za pomocą których doświadczenia te są
konceptualizowane, pojmowane. Te pojęcia mogą wystąpić w fonaie.-
kategorii doświadczeń, reguł przypisywania doświadczeń do odpowiednich
kategorii oraz reguł przewidywania i podejmowania decyzji dxa działa
opartych na tyon doświadczeniach. 3vl at rzeczywistości uzgodnionej,
zawiera oczywiście tylko pojęcia. Kie istnieje on w istocie w: tak;
sam sposób jak świat rzeczywistości subiektywnej. Tak naprawdę,
istnieje on tylko jako pojęcia, jednak jest rzeczą wygodną i
użyteczną traktować go tak, jakby miał niezależnie istnienie w języku
książkach prawach kulturowych i wiedzy itd.
/Są także pod - światy uzgodnione. Na przykład lekarze jako grupa,
w swojej, literaturze i wiedz- będą mieli znacząco inny zestaw pojęć
na temat pewnych spraw niż ludzie w ogólności/.
Uwzględniając to rozróżnienie, łatwiej będzie zrozumieć jak to
możliwe, że człowiek całkiem uczciwie wierzy, ze ma problem', Którego
w istocie wcale nie doświadcza. W jego świecie subiektywnym 7 3
r
Ś /
doświadcza problemu - przeżywa ból, rozpacz ozy brak czegoś. Patrząc
w świecie rzeczywistości uzgodnionej /3R0 /' spostrzega uwarunkowanie
/condition/ - zestaw "faktów" /pojęć czy tematów/ takich jak ważenie
120_kg przy wzroście 160, bycie często samotnym eto. Wtedy sam, lub
częściej, zasugerowany przez licznych,' dokonuje powiązania: problem
/boi/ jest "spowodowany" przez "„warunkowanie”. To się wydalę
^S-?3^1
*11® 1 rozU3me- Dodatkowo zostaje to pojęcie w-.mocnione w świecie
SRU poprzez innych ludzi i szybciutko sam człowiek głęboko wierzy,
że jest "za gruby", "samotny" ltd.
Sie musi istnieć związek między tak określonymi "uwarunkowaniami"
a "problemami". Pacjentka z anoreksją może uważać siebie za zbyt
grubą, nawet jeśli waży 40 kg; z drugiej strony autorowi zdarzyło
się spotkać w Japonii mężczyznę około 160 cm wzrostu ważącego ponad
120 kg, a który uważał, że ma niedowagę. Musiał zyskać jeszcze 5 kg,
by mieć większą pewność, że uda mu się zostać mistrzem sumo. W jednym
świecie /świecie rzeczywistości uzgodnionej/ ten człowiek oczywiście
będzie miał nadwagę i można tu przytaczać wiele dowodów /pojęć/ na
temat nadwerężenia serca, uszkodzenia mięśni itd. W innym świecie
rzeczywistości uzgodnionej ten człowiek będzie mizerną zapałką,
nikim, jeśli schudnie do wagi "właściwej" i w tym świecie doprawdy
ma sens jego ocena siebie, jako ważącego zbyt mało. W świecie
rzeczywistości uzgodnionej nie ma czegoś takiego jak "nadwaga". Jest
tylko "waży z kg przy wzroście y cm". "Nadwaga" - subiektywna ocena
istnieje tylko w świecie rzeczywistości subiektywnej; jest to
osobisty subiektywny sąd, z którym inni ludzie mogę się zgodzić
bądź nie.
Chirurdzy plastyczni to ludzie, którzy ku ich wielkiemu
ubolewaniu - bardzo dobrze wiedzą o co chodzi w tym rozróżnieniu
między światem rzeczywistości uzgodnionej a światem rzeczywistości
subiektywnej/
Niezliczone ilości kobiet /a/ czują się brzydkie /świat
rzeczywistości subiektywnej/, /b/ zauważają że ich nosy różnią się
nieco od normy /świat rzeczywistości obiektywnej/, /c/ uznają, że te
dwie sprawy są ze sobą związane i /d/ udają się na operację
plastyczną. Operacja się udaje lecz pacjentka wciąż czuje się brzydka!
"Problemy" /świat rzeczywistości subiektywnej/ mogą Istnieć bez
"uwarunkowań" /świat rzeczywistości uzgodnionej/ a "uwarunkowania"
bez "problemów". Autor badał raz mężczyznę z tak uszkodzonym mózgiem,
że jeśli wyszedł ze swego warsztatu do sąsiedniego pokoju po jakieś
narzędzie, to zanim tam doszedł, zapominał po co idzie! A mimo to
jakoś sobie radził, zarabiał na życie i był z siebie zadowolony.
Nauczył się korzystać w każdej takiej sytuacji z notesu, z którym się
nie rozstawał. Dochodził do sąsiedniego pokoju, nie wiedząc po co,
spoglądał na notatkę, brał narzędzie i wracał do warsztatu. Nie
doświadczał tej sytuacji jako problemu; było to po prostu coś,
z czym trzeba sobie było poradzić; tak jak trzeba przejść parę
pięter na piechotę jeżeli winda się zepsuje.
Wielu ludzi wiąże cierpienie jakiego doświadcza z jakimś
obserwowalnym faktem i przychodzi do terapeuty myśląc, że w pracy
terapeutycznej trzeba się będzie skupić na tym fakcie.
Ponieważ zwykle nie jest to zależność lecz jedynie przypadkowe
stykanie .się, klient nie będzie prawdziwie ,organizmicznie,
rzeczywiście zaangażowany w proces terapii. Tak więc jednym ze źródeł
tego co nazwaliśmy "oporem" jest po prostu zdrowy rozsądek.
Popełniwszy już pierwszy błąd /mylnie łącząc uczucie z jakimś faktem/,
przynajmniej klient ma na tyle rozsądku by nie popełniać drugiego -
i marnować mnóstwo energia brnąc w ślepą uliczkę!
W tym punkcie terapii, gdy klient prezentuje pewien fakt ze świata
rzeczywistości uzgodnionej jako "problem", podstawowym pytaniem jest;
W
j a k i
s p o s ó b
d o ś w i a d c z a s z
t e g o
j a k o
p r o b l e m u ?
Do jakich że różnych odpowiedzi prowadzi to proste pytanie! Dla
jednej osoby, ."nadwaga" może oznaczać przeszkodę w zdobyciu
wymarzonej pracy,dla innej-być wyobrażoną barierą na drodze do związku
z kimś interesującym, dla trzeciej - oznaczać po prostu niską
samoocenę, zaś dla- czwartej, schudnięcie może być sposobem zdobycia
aprobaty matki. Może się zdarzyć, że każdy z tych celów będzie
osiągalny bez tykania "nadwagi"; oczywiście każdy z nich wymaga inne
drogi i ma inne prawdopodobieństwo sukcesu.
Chodzi tu jedynie o to, by upewnić się, że prezentowana skarga
pochodzi ze świata rzeczywistości subiektywnej. Czasami po paru
minutach pracy terapeutycznej wydaje się, że nic się nie zmieniło -
słowa są takie same - z tą jedną zmianą; że klient teraz naprawdę
doświadcza tego o czym mówi.
Następny przykład, sesji pokazuje, że nie ma wielu prawdziwych
problemów typu "jak" w terapii. Dla większości pytań zaczynających
się od "Jak mógłbym...." w końcu okazuje się, w tym etapie, że wcale
tak bardzo nie chce. tego, o sposób uzyskania czego pytał; tak więc
uwalnia się energia, którą można przeznaczyć na penetrowanie innych
możliwości.
Terapeuta: Co cię tu sprowadza?
C:
Straciłem pracę i nie mogę znaleźć
innej.
Terapeuta: W jaki sposób jest to dla ciebie
problemem?
C:
Człowieku, ja straciłem pracę!
Terapeuta: Posłuchaj, są ludzie, którzy będąc na twoim miejscu,
świętowaliby to wydarzenie do dzisiaj. W jaki sposób,
dokładnie rzecz biorąc, jest to dla ciebie problem?
C:
Potrzebne mi są pieniądze.
__
Terapeuta: Na co? /Pieniądze to jedyniejzakładane rozwiązanie, a nie
problem sam w sobie/.
C:
"Na życie!"
Terapeuta: Za co żyjesz teraz?
C:
Mieszkam u siostry, ale to się niedługo urwie.
Terapeuta: Dlaczegóż to?
C:
Niedługo mnie wyrzuci.
Terapeuta: Czy byłoby to rozwiązaniem twojego problemu, gdyby udało
ci się ją przekonać aby cię nie wyrzuciła?
C:
Nie, nie chciałbym tego robić.
Terapeuta: To czego konkretnie chcesz?
C:
'"iesz, chciałbym sobie pożyć trochę nie pracując.
Musi być dla nas absolutnie Jasne i oczywiste nawet jeżeli ten
pogląd na początku szokuje, że w tym sposobie myślenia, klient jest
absolutną wyrocznią na temat tego co jest "złe" czy "do zmiany".
Uwarunkowania ze świata rzeczywistości uzgodnionej terapeuty i jego
osobiste pojęcia nt. "problemów" moga być początkowo użyteczne jako
punkty odniesienia na starcie, jak również ogólne teorie o tym co
może być niewłaściwe, lecz świat rzeczywistości subiektywnej klienta
zawiera - jest - ostatecznym kryterium. Kobieta ważąca 41 kg przy
wzroście 160 cm trafiła na konsultację, przyprowadzona przez
rodziców. Jednakże ona twierdziła, że waży akurat. Autor zaakceptował
to w pełni i bez wahania, i spytał ją czy ona ma Jakieś problemy
nad którymi by chciała popracować. Gdy ona wreszcie uwierzyła mu i
ochłonęła ze zdziwienia, uświadomiła sobie, że rodzice zadręczają ją
tą sprawą i włóczą od lekarza do lekarza. To odczuwała Jako problem,
a on zgodził się pracować z nią nad tym.
Rozmawiając
z
nią o tym problemie zapytałem Ją, jak to się stało,
skoro Jej waga jest w porządku, że rodzice dostali takiej paranoi
na ten temat i twierdzą, że jest nie w porządku. W ciągu dziesięciu
minut, po wyjaśnieniu przez nią, że tak naprawdę to martwienie się
rodziców Jej wagą wcale nie Jest paranoi*, zaczęliśmy rozmawiać
o jej zmartwieniu z własną wagą; ona wniosła tę sprawę swoimi
słowami i przez siebie wybranym momencie.
Gdy już jasno sformułuje się problem, tak jak jest on doświadczany,
nie zaś jako pojęcie, czy też gdy określi się cel terapii, i znów
tak Jak jest on doświadczany, pojawia się następne pytanie "Czy
problem da się w ogóle rozwiązać?" "Czy cel jest osiągalny?" Nie ma
sensu stawiać sobie nieosiągalnych celów i zajmować się
nierozwiązywalnymi problemami, a mimo to, na to pytanie często pada
odpowiedz "Nie jest".
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta;
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
"Tak więc, wydaje się całkiem pewne, że ty czułbyś się
znacznie lepiej i miałbyś znacznie więcej satysfakcji
z życia gdyby twoja żona zaczęła więcej współżyć z tobą
seksualnie, czy tak?
Tak.
W porządku, czy sądzisz, że to możliwe by ona zaczęła to
robić?
No cóż, powinna.
No tak; lecz pytanie brzmi: czy będzie?
No cóż, kiedyś tak było i było bardzo dobrze.
Wspaniale. Moje pytanie brzmi, czy to prawdopodobne, by
ona teraz zaczęła z tobą współżyć?
No, w tej właśnie sprawie potrzebuję twojej pomocy.
Bardzo chętnie, lecz wpierw musimy ustalić, czy działamy
w zakresie rzeczy możliwych. Czy wydaje ci się możliwe,
by ona zaczęła częściej z tobą współżyć?
Ona mówi, że nie będzie póki się nie zmienię.
Wierzysz w to co ona mówi?
Tak.
No cóż, uwzględniając to wszystko, czy wydaje ci się
możliwe by ona zaczęła więcej z tobą współżyć?
Nie z takim, jak się w tej chwili zachowuję.
Czy ty jesteś taki jak się zachowujesz?
0 co ci chodzi?
Po prostu próbuję ustalić w tej całej sytuacji jedną prostą
rzecz. Czy wydaje ci się możliwe, by ona zaczęła więcej
z tobą współżyć?
Nie, zanim się nie zmienię.
Czego doświadczasz gdy to mówisz?
Jestem wśclekłyl Ona powinna współżyć ze mną takim, jakim
jestem.
Wspaniale! Czy to możliwe, żeby tak było?
/ze złością i rozczarowaniem/ Nie.
Czego doświadczasz?
Ona powinna ze mną współżyć. To jej obowiązek jako żony;
ostatecznie przecież ją utrzymuję!
Tak więc, jak doświadczasz właściwie tego wszystkiego?
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient: .
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Oczywiście nie trzeba mówić, że pytanie "Czy problem jest
rozwiązywalny", odnosi się do świata rzeczywistości subiektywnej
klienta. Nie ma żadnego znaczenia, czy problem wydaje się mnie lub
ogólnie, w świecie rzeczywistości uzgodnionej, łatwy do rozwiązania.
Jeżeli klient uważa go za nierozwiązywalny, to w tej chwili jest
nierozwiązywalny. I odwrotnie, jeśli uważa go za rozwiązywalny, to
będziemy iść naprzód, nawet jeśli mnie się to wydaje nieprawdopodobne.
On może wiedzieć coś czego ja nie wiem. Jeżeli okaże się, że problem
jest nierozwiązywalny, on doświadczy tego bezpośrednio w swym świecie.
Na nic tu moje przekonywania.
Na pytanie "Czy problem da się rozwiązać?" istnieje szereg
początkowych typowych reakcji. Na przykład, jeżeli symptomem jest
palenie, a pytanie brzmi: "Czy jesteś w stanie przestać palić?"
ICO
może to wyglądać następująco:
Odpowiedź klienta
"Już kiedyś przestałem".
"Są ludzie, którym się to
udaje".
"Nie wiem jak to zrobić".
"Czy myślisz, że to możliwe?"
"Nie wipm".
"No pewnie".
"Ludzie mówili mi, że mogę".
Reakcja terapeuty
"Uwzględniając to, że już kiedyś
przestałeś, czy jesteś w stanie
teraz przestać palić".
"Tak, to prawda. Czy może 3ię to
udać t o b i e ?
"Tym jak" będziemy się martwić
później. Na razie zajmij się tymlczegt
doświadczasz i sprawdź, czy masz
poczucie, że obecnie jesteś w stanie
przestać palić".
"A co to ma do rzeczy? Muszę
wiedzieć,
c z
.
y
ty uważasz, że to
możliwe."
"Oczywiście nie możesz tego wiedzieć,
lecz możesz mieć jakieś poczucie na
ten temat, lub stanowisko. Po prostu
zajrzyj do tego co doświadczasz i
sprawdź, czy doświadczasz tego, że
mógłbyś przestać palić".
"Wiesz co, odkryłem, że "pewnie"
wcale nie musi znaczyć "tak".
Spróbuj odpowiedzieć mi jasno - tak
czy nie".
"To mówili ludzie, a ty co uważasz?"
"Zawsze - pisze Enright - zadziwiało mnie to, że ludzie
w większości wypadków są w stanie odpowiedzieć na to pytanie, że mają
"poczucie" czy problem da się rozwiązać czy nie; nawet jeżeli ich
3
amych własna odpowiedź zaskakuje. Może się wydawać pozbawionym sensu,
że ludzie mogą obnosić się jakiś czas z problemem, o którym z drugiej
strony mają wiedzę czy poczucie, że jest w tym sformułowaniu
nierozwiązywalny - lecz jednak w tym etapie terapii często to
obserwujemy. Wyjaśniamy to jedynie w ten sposób, że są to różne
"poziomy" wiedzy, i jest oczywiste, że "racjonalna" wiedza może się
drastycznie różnić od wewnętrznej wiedzy, poczucia. Ludzie często
unikają zaglądania do owej wewnętrznej wiedzy, tak jak to pokazano
w-powyższych.i następnych przykładach, lecz gdy Już to robią, to
zawsze tam coś'zobaczy. Notabene trudno byłoby przekonać mnie jako
terapeutę o prawdziwości tych obserwacji, gdybym sam tego nie
doświadczył parę razy".
Gdy człowiek uzna jasno, że "problem" z którym chodził przez długi
czas, Jest w takiej formie nierozwiązywalny, i naprawdę doświadczy
tego, pojawia się zjawisko zwane przez terapeutów Gestalt cyklem
"żal/ulga". Najpierw następuje wybuch smutku i żalu, często
zmieszanego z gniewem, że nie może dostać tego czego chce /ostatecznie
nawet marzenia muszą dostać swój pogrzebowy lament, gdy umierają/,
lecz zwykle dość szybko następuje błysk ulgi. Przeważnie człowiek
już wcześniej podejrzewał, że problem jest nierozwiązywalny i
przyznanie tego otwarcie oczyszcza drogę dla nowych możliwości. Ludzi
często tak bardzo dziwi to doznanie ulgi, że nawet sami tego nie
rozpoznają czy też nie nazywhją słowami. I dlatego czasem warto
sprawdzić czy po fali smutku ta ulga pojawi się.
Kiedy człowiek uzna jasno, że problem tak jak Jest obecnie
-formułowany, jest nie do rozwiązania i kiedy wyrazi swoje uczucia
z tym związane, zwykle wracamy do etapu II i szukamy innego sposobu
sformułowania tego problemu lub też Innego, doświadczonego przez
klienta problemu. "No cóż, uwzględniając, że twoja żona nie będzie
współżyć z tobą takim jakim teraz jesteś, to co ci się wydaje w tej
sytuacji możliwe?" Klient może wystąpić z propozycją dokonania
jakichś zmian w sobie, by spełnić oczekiwania żony i wtedy możemy
rozważyć z kolei czy dokonanie takich zmian iest możliwe. Kiedy
człowiek mówi "Tak, to się da rozwiązać", są dwie możliwości. Po
pierwsze, może to nie być w głębi doświadozoi
jako prawdziwe
w danej chwili, lecz po prostu wyrażać martwą nadzieję - a raczej
odmowę skonfrontowania
3.tę
i doświadczenia tego, że problem jest
nierozwiązywalny /oczywiście w jego świecie/.
VY
takich razach
cos
w głosie i tonie odpowiedzi brzmi fałszywie, czegoś w nim brak, je3t
mało przekonujący. "Ja wtedy wstępuję w szranki - pisze Eiwight -
podrzucając mu wszelkie dowody trudności sprawy, jakie przedtem sajn
podawał i nalegam by udowodnił, że rozwiązanie jest w tych warunkach
możliwe. Zwykle takie fałszywe, puste "tak" szybko rozwiewa się i
daje miejsce doświadczanemu naprawdę "nie". Klient zaczyna
doświadczać cyklu żal/ulga i wracamy do etapu II poszukując nowego
sformułowania problemu.
Jeżeli Odpowiedź "tak" jest naprawdę przez człowieka
doświadczana, to zawsze towarzyszy jej wybuch żywej nadziei, choćby
maleńka fala podniecenia i gotowość by iść dalej. Często nagle wtedy
wyskakują niedostrzegane do tej pory konkretne pomysły rozwiązań.
Zanim naprawdę zmierzymy się z problemem 1 zaczniemy nad nim
pracować, pożądane jest w tym momencie entuzjazmu i nadziei przetestować
krok IV - niewielki lecz bardzo użyteczny.
ETAP IV - Czy ten tu terapeuta i ta sytuacja są całkiem odpowiednie?
"Przyjmując, że masz problem, który w twoim świecie jest
rozwiązywalny, czy ja w tej sytuacji wydaję się najwłaściwszą osobą
do pomocy w rozwiązywaniu gO? Czy masz jakieś zastrzeżenia do mnie
czy do tej sytuacji, które czyniłyby ją nieoptymalnym miejscem do
pracy nad tym problemem? To pytanie wywiewa z kątów umysłu myśli na
temat terapeuty i całej sytuacji terapeutycznej, które gdyby
pozostały ukryte, mogłyby stale umożliwiać klientowi umniejszać
znaczenie czy lekceważyć rzeczy, które zdarzają się w sytuacji
terapii i w bardzo subtelny sposób redukować ich wartość. Na przykład,
ludzie, którzy przychodzą z problemem, że piją za dużo, często
w głębi
uważają,
że terapeuta, który nie przeszedł sam przez taki
problem, niewiele im może pomóc. I niezależnie od tego, czy takie
stanowisko jest celne czy nie, fakt posiadania takiego poglądu będzie
przeszkadzał klientowi w pełnym korzystaniu z pomocy terapeuty,
który mówi jasno, że nigdy nie miał problemu z piciem.
Jeżeli to ws ystko dzieje się w ukryciu, pojawi się jaśniej
dokładnie w tych momentach, gdy człowiek staje twarzą w twarz
z trudnościami i niewygodnymi informacjami o sobie. Dokładnie w tych
momentach, klieńt~przypomnl sobie o tym fakcie: "ostatecznie cóż ty,
terapeuta, możesz o tym wiedzieć? Nigdy nie miałeś problemu z piciem"
W
ten sposób człowiek próbuje zakwestionować i obniżyć wagę tego co
si^ogjieje. Takiej próbie unieważnienia można bardzo prosto z góry
Terapeuta: A
t e r 3 Z ,
skoro wydaje
cię się, że twój problem z piciem
jest do rozwiązania i że to na pewno chodzi o tę sprawę,
czy ja ci się wydaję osobą, która mogłaby ci w tym pomóc?
Klient:
Hm, czy ty kiedyś sam miałeś z tym problem?
Terapeuta: Nie, nigdy.
Klient:
A czy ty uważasz, żfe możesz mj pomóc nawet jeżeli sam nie
miałeś z tym kłopotu?
Terapeuta: Tak, w tej chwili tak myślę. A jeżeli w trakcie naszej
pracy pojawiłaby mi się wątpliwość,czy jestem w stanie- -
na pewno ci o tym powiem.
Klient:
/Pauza/ .... /nic nie
mówi/.
Terapeuta: Uwzględniając, że nie
miałem sam z tym problemu, czy wydaje
ci się, że ja jestem właściwą osobą do pracy z tobą?
Klient:
No cóż, przypuszczam, że tak.
Terapeuta: To poważna sprawa i przypuszczenia mi nie wystarczają. Czy
uważasz, że mogę pracować z tobą efektywnie, uwzględniając
fakt, że sam nie miałem problemu z piciem? Jakie jest
twoje stanowisko w tej chwili?
Klient:
Myślę, że potrafisz mi pomóc.
Terapeuta: Słyszę w twoim głosie
lekkie wahanie.
Klient:
No cóż, to prawda.
Terapeuta: Uwzględniając, że masz pewne wątpliwości w tej chwili, czy
chcesz mimo to spróbować, czy też raczej poszukać kogoś
innego?
Klient:
/Z większą pewnością/. Tak, będę z tobą pracował.
Terapeuta: Dobrze. Kiedykolwiek w trakcie pracy zauważysz, że pojawia
się wątpliwość, ta myśl: "Hm, a cóż on wie, nigdy nie
doznał tego problemu", proszę daj mi znać. I też oczywiści»
jeżeli Ja zauważę u ciebie tę wątpliwość - jeżeli sobie
pomyślę, że właśnie jest ta myśl u ciebie - zapytam cię
o to. Tak długo póki będziemy mówić otwarcie o naszych
wątpliwościach, będziemy mogli współpracować całkiem
efektywnie.
Inne sprawy, które się często pojawiają to:
"No cóż, chyba bym wolała pracować z kobietą".
" A
ile pan ma lat?"
"Nie jestem pewna, czy pan rozumie moją sytuację".
"Czy pan wspominał, że pan tu jest stażystą?"
"Ile lat pan pracuje w tym zawodzie?"
Wszystko o co tu chodzi, to żeby klient jasno zdecydował się
pracować z tobą, uwzględniając wątpliwości jakie ma.
'.H
rezultacie,
ten etap pracy unieważnia z góry te wątpliwości. Jeżeli człowiek
pracuje z tobą, znaczy to oczywiście, że to wybrał, z uwzględnieniem
wątpliwości.
Dokonywanie tego wyboru świadomie oznacza że nie będzie wyciągał
tych wątpliwości w chwilach stressu i w ten sposób utrudniał procesu
terapii. To pytanie wyciąga również zastrzeżenia dotyczące sytuacji -
opłaty, np. czy jest ona zbyt duża czy zbyt mała /chociaż ludzie
mówią, że lubią małe opłaty, często lekceważą wartość terapii
w tanich klinikach/. Poprzez uczynienie tych wszystkich zastrzeżeń
i wątpliwości jasno świadomymi podczas procesu podejmowania decyzji
co do podjęcia wspólnej pracy terapeutycznej, drastycznie zmniejsza
się ich siła jako źródeł ukrytego wstrzymywania toku terapii
w przyszłości.
Ostatnim źródłem "oporu" nie można zająć się w pełni zawczasu;
zwykle powraca ono kilkakrotnie w toku terapii. Do pewnego stopnia
może być ono rozpoznane z góry, tak że będziemy wiedzieć, czego
oczekiwać i będziemy mogli zminimalizować jego wpływ, liożna również
wprowadzić klienta w to zjawisko jak by stał się naszym sojusznikiem
w byciu uważnym na jego przejawy.
Zakładając, że naprawdę mam z czymś kłopot; cheę nad tym pracować
i spostrzegam go jako problem rozwiązywalny przy pomocy tego właśnie
terapeuty w tej właśnie sytuacii, jedyną możliwą jeszcze barierą na
drodze do sukcesu mogą być współzawodniczące, konfliktowe intencje;
inne cele i względy, które są częściowo lub całkowicie sprzeczne
z celem czy rozwiązaniem poszukiwanym w terapii. Równie mocna jak
pragnienie rzucenia palenia może być przyjemność i możliwość uzyskania
emocjonalnego wsparcia poprzez palenie czy jedzenie. "Konkurencyjne
intencje" zawierają, lecz nie oznaczają tego samego co Freudowski
"zysk wtórny" /"secondary gain"/. Złamana noga może boleć i ograniczać
chodzenie, lecz jakże przyjemne jest nie musieć chodzić do nudnej
pracy i zewnątrz uzyskiwać dowody współczucia i sympatii: czasami
złamana noga może być warta więcej niż zdrowa!
Pewna otyła młoda kobieta mogła schudnąć 10 kg, lecz nigdy nie
mogła bardziej zbliżyć się do swego celu. Gdy autor poprosił ją by
odkryła złe strony schudnięcia, uświadomiła sobie, że gdyby uzyskała
wymarzoną wagę, z całą pewnością wyglądałaby i czułaby się bardziej
seksownie, prawdopodobnie znalazłaby chłopca i odłożyłaby na bok
kończenie pracy doktorskiej.
Mężczyzna, który pragnął więcej seksu ze swoją żoną, odkrył że /a/
odczuwał obawy w związku ze swoimi możliwościami seksualnymi, czego
mógł wygodnie unikać, gdy żona była niedostępna /b/ w tej sytuacji
mógł uzyskać dodatkową korzyść w oskarżaniu jej i czuciu się tym, co
ma rhcję> tapraęz traktowanie tego jako jej winę i nie zgadzanie się
na zmiahę w sobie.
Najbardziej rażące przykłady "Intencji konkurencyjnych"
/konfliktowych motywów/ występują w przypadku rent, kiedy to człowiek
jest karany wprost finansowo za to, że jego stan "poprawia się" /tu
traci prawo do renty/.
Jest kilka sposobów odkrywania tych konfliktowych motywów 1
uświadamiania ich.
Pierwszy z nich, to po prostu zapytać o nie. Autor zwykle
formułuje to następująco: "Wiem że może to zabrzmieć jako szalony
pomysł, ale czy w jakiś sposób ten objaw daje ci jakieś korzyści?"
Czasem podaje przy tym jakiś jaskrawy przykład, tak jak ten ze
złamaną nogą i nudną pracą itd. Czasem sam snuje na głos
przypuszczenia, uwzględniając specyficzny kontekst danego klienta.
Drugie podejście to coś dokładnie przeciwnego: "Wyobraź sobie, że
dotykam cię czarodziejską różdżką i problem nagle zostaje rozwiązany
/stajesz się szczuplutka, mąż zachowuje się jak należy itd./, czy
wtedy nagle wyskoczyłaby Jakaś trudność czy niewygoda, nawet jeżeli
ogólnie rzecz biorąc, byłoby świetnie?"
Trzeci sposób to podawać absurdalne i bezczelne rozwiązania
problemu. "Mój ulubiony przykład - pisze Enright - dotyczy mężczyzny,
którego objawem było to, że ciągle krzyczał na swojego siostrzeńca,
z którym mieszkał no i czuł się fatalnie z tym swoim zachowaniem.
Zaproponowałem mu, żeby płacił
swojemu siostrzeńcowi dolara za to, by
ten kopał go w goleń za każdym
razem gdy zostanie skrzyczany.
Niewątpliwie to by podziałało, lecz ten człowiek z całą pewnością
nie miał zamiaru tak postąpić. Ta propozycja jasno ukazała, że wcale
ten problem nie był dla niego aż tak ważny i że sformułował to jako
swój problem jedynie po to, by dobrze wypaść.
Proponuję ludziom otyłym by zaćrutowali sobie szczęki, ludziom
pijącym za dużo, by wynajęli sobie kogoś do stałej asysty, kto by
ich kopał za każdym razem, gdy wezmą do ręki kieliszek. Takie
"rozwiązania" są oczywiście absurdalne, lecz w trakcie procesu
stawiania im oporu klient często zaczyna sam zauważać u siebie pewną
rezerwę czy niechęć do ostatecznego rozwiązania problemu. Kiedy
zacznie się zgłębiać tę rezerwę i niechęć zwykli wyłaniają się owe
konfliktowe motywy /współzawodniczące intencje/.^
Innym, nieco bardziej subtelnym sposobem, którego c-ża3em używam
jest poproszenie klienta, by wyobraził sobie osobę, dla której jego
"symptom" byłby czymś pożądanym, lub też by wyobraził sobie sytuację,
w której on sam mógłby uznać tenże symptom za pożądany. Pomagam nu
wyobrazić to sobie i w trakcie procesu określania takiej osoby czy
sytuacji klient czasem zyskuje poczucie czy też świadomość tych
konfliktowych celów.
Stanowisko jakie zajmuję wobec tych współzawodniczących celów gdy
się one pojawią, to że nie są one czymś złym, barierą czy przeszkodą
lecz po prostu dodatkowym względem, który klient mógł przeoczyć, a
uwzględnienie którego jest niezbędne by problem rozwiązać. Jestem
otwarty na wszelkie takie konfliktowe cele. Jeżeli w swiecie mojego
klienta obwinianie żony jest czymś dla niego wartościowym, akceptuję
to i szukam sposobów, by mógł robić to lepiej. /Moją reakcja wobec
kobiety, która bała się schudnąć, bo mogło to oznaczać znalezienie
chłopaka, było zaoferowanie jej pomocy w szukaniu bardziej skutecznych
niż sadło sposobów zniechęcania mężczyzn!/. Konfliktowe cele mogą
oznaczać opór tylko z wąskiej perspektywy głoszącej, że wyrażony cel
terapii jest w jakiś sposób ważniejszy niż cokolwiek innego. /Gdyby
ten wyrażony cel był tak ważny, nie byłby celem, lecz istniejącym
faktem w życiu klienta! Byłby już osiągnięty lub przynajmniej
człowiek podążałby już ku niemu!/. Enright proponuje dalej "model
ekologiczny" podejścia do zmiany zachowania. Jest bardzo ryzykowne
szczęście bardzo trudne/ wprowadzić jakąś pojedynczą zmianę do
ekosystemu, czy będzie to środowisko naturalne czy pojedyncza ludzka
osobowość, tak by nie zakłócić całościowej dynamiki. Na szczęście
wiele /nie wszystkie/ konkurencyjnych celów formowało się w czasie,
gdy człowiek wiedział mniej o życiu, był mniej kompetentny i słabszy
niż teraz. Gdy dobrze się im przyjrzeć, w pełnym świetle bieżącej
świadomości i umiejętności,wiele z nich rozwiewa się jak dym, traci
ważność i to umożliwia pojawienie się zmiany. Na przykład mężczyzna,
który potrzebował obwiniać swą żonę mógł robić to po to, by
przeciwstawić się jej obwinianiu jego. Gdy wzrasta innymi drogami
jego siła, cały ten problem kto jest winien, kto ma rację, może
zblaknąć-1-cjzłowiek jes.t w stanie bez wysiłku zarzucić tę manipulację.
V,'3zyscy
dążymy do
Y/ielu
celów
i
wartości, z których iłiektóre-są- --
niespójne. Staje się to problemem jedynie wtedy, gdy zaczynamy mylnie
sądzić, że mamy dla jednego z tych celów więcej energii niż to jest
w istocie. Wtedy wydaje się, że przeciwstawne wartości to problemy.
Jedyną ważną sprawą jest tu świadomość; kiedy wszystkie wartości
są równo reprezentowane w świadomości, adekwatnie oceniana ich
wartość, wtedy postąpimy w danej sytuacji tak jak można najlępiej.
Niektóre cele '^terapeutyczne" są osiągalne jedynie wielkim kosztem
pozostałej części całej osoby. Tak więc czasem to co nazywamy oporem,
to po prostu manifestacja większej niż nasza, mądrości klienta
mówiącej by nie naruszać równowagi życia dla celu tego niewartego.
Porzucić taki cel to terapeutyczny sukces a nie porażka.
Poniższa próbka rozmowy wstępnej została zestawiona; rzadko zdarza
się by ktoś tak równo i szybko przeszedł przez wszystkie 5 etapów.
Zwykle zdarza się, że jeden krok zabiera 10 sekund, a następny pół
godziny. Jednakże wydawało się rzeczą użyteczną pokazać jak mogłaby
wyglądać taka rozmowa zawierająca wszystkie etapy, tak więc
skonstruowano tę ilustrację na podstawie kilku źródeł.
ras-
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
\< A
Cześć, Frank, co cię tu sprowadza?
No cóż, moja żona powiedziała, że powinienem pójść do
terapeuty.
Uhm, i to wydawało ci się dobrym pomysłem?
Nie wiem sam. Ona powiedziała, że powinienem pójść.
A uwierzyłeś Jej?
No cóż, wiesz, mam na myśli, ja musiałem pójść.
Przesiedziałem w moim pokoju już 3 tygodnie. Nie jestem
w stanie nic robić.
No tak, ten jej pomysł by tu przyjść wydawał się niezły.
Nie wiem oo innego mógłbym zrobić?
Uwzględniając, że nie wiesz co innego mógłbyś zrobić, to
wydawało się niezłym pomysłem.
Pewnie.
Czy tak?
Tak, to wydawało się dobrym pomysłem.
W porządku, to oznacza, że ty z całą pewnością sam
wybrałeś bycie tu dzisiaj.
Tak.
W porządku. Czego chciałbyś?
Chciałbym przezwyciężyć depresję. Jestem zbyt przygnębiony.
Ta depresja, to znaczy, naprawdę mnie to trzyma.
Powiedz o tym coś więcej. Jak to jest, jak jesteś
w depresji?
No cóż, nie mogę pracować.... z ledwością robię cokolwiek.
W jaki sposób to jest dla ciebie problemem?
No cóż, od trzech tygodni nie jestem w stanie pracować.
Hm, dla wielu ludzi byłoby to błogosławieństwem. Czy to
dla ciebie problem, że nie możesz pracować?
No wiesz, moja żona strasznie naciska, żebym zaczął
działać, a ja po prostu nie widzę żebym był w stanie etę
do tego zabrać.
To znaczy, że jakimś problemem dla ciebie jest to, że żona
na ciebie naciska, tak?
Hm, problemem jest to, że ja nie jestem w stanie nic robić.
W jaki sposób to jest problemem Frank?
Siedzę w moim pokoju cały czas i boję się zrobić krok.
Być może, jeżeli świat jest przerażający, zrobienie kroku
nie byłoby dobrym pomysłem. Może to dobrze, że tam
siedzisz. W jaki sposób właściwie to jest dla ciebie
problemem?
Jestem już zmęczony tym, że się ciągle boję.
Aha, jesteś zmęczony tym, że się boisz. /Pauza/ No to
jeszcze raz to uporządkujmy. Nie jest dla mnie jasne,
w jaki sposób jest dla ciebie problemem to że nie możesz
pracować, lecz naprawdę dociera do mnie, że jesteś
zmęczony tym, że się boisz.
Tak, to jest sprawa, że się ciągle boję.
OK, tak więc naęrawdę jesteś zmęczony tym uczuciem lęku,
którego tyle doświadczasz. W jaki sposób z tym proDlemem
łączy się twoja praca i twoja żona?
No coż, moja żona zawsze mi suszy głowę o coś... ilówi mi,
żebym był aktywny i coś robił, ale ja się boję, że nio mi
się nie będzie udawać.
Tak więc, jeżeli byś myślał, że wszystko ci się będzie
udawać, to nie byłoby żadnego problemu?
X właściwie to mi 3ię zwykle udaje. Ja się po prosty boję,
że to się wkrótce skończy ozy coś takiego.
OK, oo by mogło sprawić, byś teraz poczuł się lepiej. Co
widzisz jako możliwe rozwiązanie tego problemu?
Kie 7;idzę żadnego rozwiązania. To zresztą część mojego
problemu.
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Kii
ent:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
Terapeuta:
Klient:
W porządku. Co by.... Wyobraź sobie, że czujesz się lepiej.
Co by się musiało stać, żeby tak mogło być?
Musiałbym przestać się bać.
Tak więc problemem jest lęk?
Tak.
W porządku. Czy z tym coś da się zrobić Frank? Czy jest
możliwe, żebyś przestał się bać?^
Tak, mam nadzieję, że tak. A wąaściwie - to nie wiem.
Jak myślisz - czy to się wydaje dla ciebie możliwe?
Kiedyś byłem szczęśliwy.
OK. W przeszłości byłeś szczęśliwy. Uwzględniając to, czy
wydaje ci się to możliwe teraz?
Myślałem, że może ty mi to powiesz. Między innymi dlatego
tu przyszedłem.
Możsmy się tym zająć, lecz najpierw muszę wiedzieć, zanim
w to wejdziemy, czy tobie wydaje się to możliwe. Kie
musisz wiedzieć jak - choćizi o twoje poczucie.
Tak, to jest możliwe._
/
Czego doświadczałeś mówiąc to Frank?
Nie wiem. To znaczy, mówiono mi, że to możliwe.
W porządku. Czyjaś teoria jest taka, że to możliwe. A teraz
zapomnij o teoriach innych ludzi i zapomnij o tym "jak" to
ma się stać. Będziemy się o to martwić później. -Po prostu
zajrzyj w siebie i zobacz, czy to się mieści w twoim
doświadczaniu siebie,że ty Frank mógłbyś żyć bez lęku?
Tak.
W porządku. Co poczułeś kiedy to powiedziałeś?
Odrobinę nadziei.
'
■
V
porządku. To dobrze. Czy coś pojawiło się później?
Tak, pomyślałem, jak to już długo trwa. Ja - ja nie jestem
pewien czy to możliwe.
Mam na tep temat parę pytań, ale najpierw coś sprawdzimy.
Czy wydaje ci 3ię, że praca ze mną mogłaby być dobrym
sposobem zajęcia się tym jeżeli przyjmujesz, że w ogóle da
się coś z tym zrobić? Czy masz jak dotąd jakieś myśli czy
zastrzeżenia na mćj temat?
Hm, moja żona mówiła mi, że ty zajmujesz się tym jako
ubocznym zajęciem. Hm, ja miałem nadzieję, rozumiesz, że
znajdę kogoś bardzo doświadczonego.
Tak więc masz jakieś wątpliwości co do mojego doświadczenia
w tym zawodzie?
Czy ty już pracowałeś z ludźmi, którzy mieli podobny
problem?
Tak, pracowałem.
I co? Z sukcesem?
Różnie.
Nie wiem. Żona mówiła mi, że jesteś dobrym terapeutą,
rozumiesz, więc i ja tak przypuszczam, tak.
Sumując to wszystko, Frank, to że nie pracuję w tym
w pełnym wymiarze godzin, że moje rezultaty są mieszane i
że twoja żona dobrze o mnie myśli, co ty o tym sądzisz?
Czy chcesz ze mną pracować?
Pewnie.
Czy to znaczy tak?
Tak.
Chcę ci coś powiedzieć Frank. Jeżeli któryś z nas będzie
miał jakąś sprawę w jakimś momencie - jeśli nagle pojawi
się znowu jakaś wątpliwość co do mojego doświadczenia czy
cos takieęo, daj mi o tym znać właśnie wtedy. Jeżeli ja
pomyślę, ze ty być może w tym momencie masz jakieś
zastrzeżenie, zapytam cię o to wprost.
Zgoda.
Terapeuta: W porządku, dobrze. A teraz wrócimy do tej małej iskierki
nadziei, która pojawiła się i jakby zgasła. Zadam ci zaraz
bardzo dziwne pytanie. Pamiętając o tym, że ta depresja i
lęk to naprawdę dla ciebie przykre, czy jednak nie masz
z tego żadnej korzyści?
Klient:
Och nie. Utyłem. A wcale tego nie potrzebuję. I nie
pracuję już 2 tygodnie.
Terapeuta: Wiem. To raczej niedobrze. Ale czy nie ma żadnych ubocznych
korzyści?
Klient:
Mówisz teraz dokładnie jak moja żona. Ona twierdz}., że to
wygląda tak, jakbym ja chciał całymi dniami tylko się
wylegiwać.
Terapeuta: W porządku. Chcę to tylko sprawdzić. Warto to wiedzieó.
Będziemy nad
tym pracować. Czy kiedykolwiek przyszło ci
do głowy, że to miło nie pracować? Czy coś w tym rodzaju?
Klient:
Ko cóż, tak. To miło nie pracować.
M o j a
p r a c a
j e s t
n a p r a w d ę
n u d n a . /Pauza/ Wiesz,
myślę, że między innymi dlatego wpadłem w depresję. Tam
nie dzieje się nic jakbym chciał. Nie jestem doceniany.
Terapeuta: Tak więc jednym z ubocznych efektów negatywnych poczucia
się lepiej byłoby to, że musiałbyś wrócić do tej okropnej
pracy.
Klient:
Tak, myślę, że masz rację.
Terapeuta: Musimy to wiedzieć. Jeżeli w którymkolwiek momencie naszej
pracy pojawi się myśl o jakimś negatywnym efekcie wyjścia
z depresji, powiedz mi o tym, bo może to być ważne.
Klient:
Co masz na myśli mówiąc, "jeżeli pojawi ci się myśl?"
Terapeuta: Jeżeli na przykład będziemy pracować nad twoim lękiem, a ty
zaczniesz myśleć "Naprawdę zaczynam się czuć lepiej i
niestety będę musiał wrócić do tej podłej pracy", jeżeli
pojawi Się coś takiego, to powiedz mi o tym.
Klient:
W porządku.
Terapeuta: Dobra: Chcę cię znowu o coś zapytać. Załóżmy, że ja naciskam
guziczek, i cały problem się kończy. Naciskam. Czy teraz
pojawi się jakakolwiek niewygoda czy ujemny skutek? /pauza/
Co znaczy ten uśmiech?
Klient:
No cóż, moja żona bardzo się o mnie troszczy, bo jestem
przygnębiony. Zwykle nie jest taka miła.
Terapeuta: Rozumiem. Tak v;ięc gdybyś nagle stał się pełen wigoru i
kipiał energią, co by się stało?
Klient:
No cóż, ona teraz czasem suszy mi głowę, ale zwykle robi
to bez przerwy. Teraz daje mi odrobinę więcej oparcia.
Terapeuta: W porządku. Czego doświadczasz kiedy to mówisz? Co się
dzieje w twojej głowie?
Klient:
Ach, to nieco zabawne.
Terapeuta: Tak.
Dla niektórych klientów tych 5 etapów stanowi proces "przygotowania
do akcji", przy czym akcja jest jakąś formą terapii. Dla
zadziwiająco dużej ilości ludzi tych 5 etapów wystarcza - są one same
w sobie terapią.
"Kiedyś - pisze Enright - gdy - jak to się czasem zdarza - komuś
bardzo dużo czasu zajmowało przebijanie się przez etap I /uznanie
bycia w sytuacji terapeutycznej za własny wybór/, stawałem się
niecierpliwy i myślałem coś takiego. "Kiedy wreszcie zaczniemy
pracować". Później zrozumiałem, że dla takiego klienta to właśnie
była praca! Zawsze okazywało się, że uznanie swego wyboru /wzięcie
odpowiedzialności/ było centralną sprawą do rozwiązania dla tej
osoby - a przecież ten etap to praca nad tym w sposób optymalny,
w rzeczywistym kontekście tu i teraz! Każdy z tych etapów może być
znaczącym punktem końcowym terapii, zakończeniem jej sukcesem. Kiedy
człowiek naprawdę zobaczy, że jego cel jest w jego świecie osiągalny
/etap III/, często dalej nie potrzebuje już pomocy, lecz jest gotów
1-58
zmierzyć się z tym w swym życiu. Jest też oczywiste, że ujrzenie
w pełni istniejących konfliktowych celów /etap V/ może wystarczyć
osobie, by dalej radziła sobie już sama.
Tak więc klasyfikacja i czasem także pojawiająca się w toku tego
procesu redukcja konkurencyjnych celów może być dostatecznym
przygotowaniem dla klienta by dalej sam wybierał co zrobić. /Istniej
500 rodzajów diet odchudzających, z których każda poskutkuje, Jeżeli
bez jakiejkolwiek ambiwalencji w tej sprawie chcesz schudnąć; i nie
ma żadnej, ktćra by podziałała jeżeli nie chcesz/. Równie pożądanym
wynikiem terapii jest jasne uświadomienie sobie, że cel pierwotnie
sformułowany nie jest.obecnie odpowiedni, uwzględniając wszeikie
inne względy.
"To co dla mnie było szczególnie interesujące to opracowanie
etapu II /"jak doświadczasz tego jako problemu"/ jako całościowego
podejścia do terapii. "Prosty" proces odrzucenia wszelkich twierdzeń
pochodzących z poziomu pojęciowego, naciskania na sformułowanie
rzeczywiście doświadczanych problemów, ma niezwykły wpływ na cały
tok terapii".
Podsumowanie:
"Opracowanie to przedstawia pewien punkt widzenia na temat oporu
i pewne praktyczne procedury wypływające z tego podejścia.
To stanowisko brzmi: nikt nie będzie stawiał oporu w terapii
jeżeli:
*
1/ chce pracować nad problemem,
2/ skupia 3ię na czymś, czego autentycznie doświadcza jako źródła
cierpienia czy jakiegoś braku w'życiu,
J/ naprawdę czuje nadzieję, że cel jest osiągalny,
4/ ma zaufanie do terapeuty,
5/ nie ma żadnych większych sprzecznych wartości czy "celów
konkurencyjnych". 1
Pojawienie się "oporu" w terapii wskazuje po prostu, że klient
i terapeuta zaniedbali dokładne rozjaśnienie jednej lub więcej wyżej
wymienionych spraw. Jeżeli z taką sprawą skonfrontować się i.
wyczyścić ją, terapia będzie posuwać się do przodu bez oporu. Tych 5
procedur raoźna używać jako serię kroków przygotowujących do
terapeutycznej drogi i jako zestaw kroków sprawdzających źródło
kłopotu, jeżeli proces ten staje w miejscu.