Morneau Roger Podróż w świat nadprzyrodzony

background image

PODRÓŻ W ŚWIAT

NADPRZYRODZONY

PRAWDZIWA HISTORIA O PRAWDZIWEJ MOCY

Autor Roger Morneau

Wydawnictwo „Orion”

SPIS TREŚCI
WYJAŚNIENIE SKRÓTÓW BIBLIJNYCH

6

PODZIĘKOWANIA

8

1. PROBLEMY STWARZANE PRZEZ DUCHY

9

2. DZIECIŃSTWO

16

3. PODRÓŻ W ŚWIAT NADPRZYRODZONY

29

4. MIEJSCE KULTU BOGÓW

44

5. DUCHY W AKCJI

61

6. POD PRESJĄ

77

7. OD KULTU DEMONÓW DO STUDIOWANIA BIBLII

86

8. PONIEDZIAŁKOWY WIECZÓR U GROSSE'ÓW

99

9. STUDIOWANIE SŁOWA BOŻEGO W OBLICZU ŚMIERCI

106

10. DZIEŃ OBIETNIC

116

11. BIBLIJNY SABAT

128

12. NOWY DZIEŃ I NOWE ŻYCIE

134

13. GROŹBA ŚMIERCI

150

14. DESZCZ BŁOGOSŁAWIEŃSTW

159

EPILOG

165







background image

WYJAŚNIENIE SKRÓTÓW BIBLIJNYCH:

STARY TESTAMENT

Biblia Warszawska skrót

Biblia Tysiąclecia

skrót

I Księga Mojżeszowa I Mojż.

Księga Rodzaju

Rdz

II Księga Mojżeszowa II Mojż.

Księga Wyjścia

Wj

III Księga Mojżeszowa III Mojż.

Księga Kapłańska

Kpł

IV Księga Mojżeszowa IV Mojż.

Księga Liczb

Lb

V Księga Mojżeszowa V Mojż.

Księga Powtórzonego Prawa

Pwt

Księga Jozuego Joz.

Księga Jozuego

Joz

Księga Sędziów Sędz. Księga Sędziów

Sdz

Księga Rut Rut Księga Rut

Rt

I Księga Samuela I Sam.

1 Księga Samuela

1 Sm

II Księga Samuela II Sam.

2 Księga Samuela

2 Sm

I Księga Królewska I Król.

1 Księga Królewska

1 Kri

II Księga Królewska II Król.

2 Księga Królewska

2 Kri

I Księga Kronik I Kron.

1 Księga Kronik

1 Krn

II Księga Kronik II Kron.

2 Księga Kronik

2 Krn

Księga Ezdrasza Ezdr.

Księga Ezdrasza

Ezd

Księga Nehemiasza Neh.

Księga Nehemiasza

Ne

Księga Estery Est. Księga Estery

Est

Księga Joba Job Księga Hioba

Hi

Księga Psalmów Ps.

Księga Psalmów

Ps

Księga Przypowieści Przyp.

Księga Przysłów

Prz

Księga Kaznodziei Salomona Kazn.

Księga Koheleta

Koh

Pieśń nad Pieśniami P. n. P.

Pieśń nad Pieśniami

Pnp

Księga Izajasza Iz.

Księga Izajasza

Iz

Księga Jeremiasza Jer.

Księga Jeremiasza

Jr

Treny Tr.

Lamentacje

Lm

Księga Ezechiela Ez.

Księga Ezechiela

Ez

Księga Daniela Dan. Księga Daniela

Dn

Księga Ozeasza Oz.

Księga Ozeasza

Oz

Księga Joela Joel Księga Joela

Jl

Księga Amosa Am. Księga Amosa

Am

Księga Abdiasza Abd.

Księga Abdiasza

Ab

Księga Jonasza Jon.

Księga Jonasza

Jon

Księga Micheasza Mich.

Księga Micheasza

Mi

Księga Nahuma Nah.

Księga Nahuma

Na

Księga Habakuka Hab.

Księga Habakuka

Ha

Księga Sofoniasza Sof.

Księga Sofoniasza

So

Księga Aggeusza Ag.

Księga Aggeusza

Ag

Księga Zachariasza Zach.

Księga Zachariasza

Za

Księga Malachiasza Mai.

Księga Malachiasza

Ml

NOWY TESTAMENT

Ewangelia Mateusza

Mat.

Ewangelia Mateusza

Mt

Ewangelia Marka

Mar.

Ewangelia Marka

Mk

Ewangelia Łukasza

Łuk.

Ewangelia Łukasza

Łk

Ewangelia Jana

Jan

Ewangelia Jana

J

Dzieje Apostolskie

Dz. Ap.

Dzieje Apostolskie

Dz

List do Rzymian

Rzym.

List do Rzymian

Rz

I List do Koryntian

I Kor.

1 List do Koryntian

1 Kor

II List do Koryntian

II Kor.

2 List do Koryntian

2 Kor

List do Galacjan

Gal.

List do Galatów

Ga

List do Efezjan

Ef.

List do Efezjan

Ef

List do Filipian

Fil.

List do Filipian

Ftp

List do Kolosan

Kol.

List do Kolosan

Kol

I List do Tesaloniczan

ITes.

1 List do Tesaloniczan

1 Tes

II List do Tesaloniczan

II Tes.

2 List do Tesaloniczan

2 Tes

I List do Tymoteusza

I Tym.

1 List do Tymoteusza

1 Tm

II List do Tymoteusza

II Tym.

2 List do Tymoteusza

2 Tm

List do Tytusa

Tyt.

List do Tytusa

Tt

List do Filemona

Fi lem.

List do Filemona

Flm

List do Hebrajczyków

Hebr.

List do Hebrajczyków

Hbr

List Jakuba

Jak.

List Jakuba

Jk

I List Piotra

I Piotra

1 List Piotra

1 P

II List Piotra

II Piotra

2 List Piotra

2 P

I List Jana

I Jana

1 List Jana

1 J

II List Jana

II Jana

2 List Jana

2 J

III List Jana

III Jana

3 List Jana

3 J

List Judy

Judy

List Judy

Jud

Objawienie Jana

Obj.

Apokalipsa Jana

Ap

O ile nie zaznaczono inaczej, cytaty biblijne zaczerpnięto z Biblii Warszawskiej - Nowego

Przekładu Pisma Świętego, wydanej przez Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne

w Polsce. Skrót BG oznacza Biblię Gdańską, wydaną przez Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo

Biblijne, skrót BT - Biblię Tysiąclecia, wydaną przez Wydawnictwo Pallottinum.

background image

Podziękowania

Mam wielką przyjemność wyrazić swą wdzięczność Pani

June Strong, która jako zawodowa pisarka udzieliła mi po-

mocy i wskazówek przy pisaniu tej książki. Bez jej wsparcia

do dziś nie przelałbym na papier tego, co wiem na temat

duchowego boju.

Słowa podziękowania należą się również Pastorowi Willia-

mowi R. Lawsonowi, który przekonał mnie, zanim jeszcze

powstał pomysł napisania tej książki, że dla dobra innych

ludzi powinienem zapisać swe doświadczenia z duchami.

Jestem również wdzięczny Państwu Ellen i Maynardowi

Cadym, którzy pomagali mi wielokrotnie podczas powsta-

wania rękopisu, pozwalając odetchnąć od ponownego prze-

żywania przeszłości w górach w stanie Pensylwania, dokąd

zabierali mnie swym samochodem, gdzie spędzaliśmy przy-

jemny dzień w ich chacie na szczycie góry.

Większość imion i nazwisk w tej książce została zmienio-

na, aby ochronić prywatność osób występujących w opisy-

wanych wydarzeniach.

background image

Problemy stwarzane przez duchy

1

Gdy tylko sięgnąłem po książkę i pogrążyłem się w lektu-

rze, kartka od Rolanda z prośbą o telefon do niego zaczęła

latać po całym pokoju, a następnie uderzyła w otwartą

książkę z taką siłą, że ta wypadła mi z rąk i wylądowała na

moich kolanach. W pierwszym odruchu chciałem powie-

dzieć duchowi, co o nim myślę, ale postanowiłem, że bez

względu na wszystko, co się dookoła mnie dzieje, nie będę

się z nim słownie komunikował. Wsunąłem kartkę między

stronice i czytałem dalej. Chwilę później jakaś siła wyrwała

książkę z moich rąk i cisnęła nią o ścianę po drugiej stronie

pokoju.

Nie ze względu na to, co wyprawiał duch, ale przez szacu-

nek dla przyjaciela zdecydowałem się do niego zadzwonić.

W korytarzu znajdował się automat telefoniczny, ale w tej

sytuacji nie zamierzałem z niego korzystać, dlatego posze-

dłem do restauracji mieszczącej się dalej przy ulicy. Gdy tyl-

ko wszedłem do budki telefonicznej, spojrzałem na zegarek

- była godzina pierwsza w nocy. Nim zdążyłem wykręcić

numer, nagle dwa razy zabrzęczał dzwonek telefonu. Pod-

niosłem słuchawkę.

9

background image

- Halo! Morneau, jesteś tam?

- Jestem przy telefonie.

- Morneau, ty chyba oszalałeś... Hmmm... co ja mówię...

Przepraszam, nie chciałem tak zacząć. Miałem ci powie-

dzieć, że ryzykujesz własne życie. Czy postradałeś rozum?

- Chyba za bardzo się denerwujesz - odpowiedziałem.

- Masz jakiś problem?

- Jaki problem? Nie mam żadnego problemu. Człowieku,

to ty masz wielki problem, a rozmawiasz sobie ze mną tak

spokojnie, jakby to w ogóle ciebie nie obchodziło. Morneau,

zawsze podziwiałem twego odważnego ducha. Tym razem

jednak posunąłeś się za daleko, o wiele za daleko. Wystąpi-

łeś przeciwko duchom, dzięki którym tak wiele zdobyłeś,

ale teraz one zniszczą ciebie - przez to, że je zdradziłeś. Dzi-

wię się, że jeszcze żyjesz. Człowieku, naprawdę martwię się

o ciebie. Zależy mi na tym, żeby ci się w życiu powodziło.

Siedzę przy telefonie cały dzień, czekając, aż się odezwiesz.

Czy masz mi coś do powiedzenia?

- Oczywiście, tylko jak mogę ci coś powiedzieć, jeśli nie

dajesz mi dojść do głosu?

Ale on, nie zważając na moje słowa, ciągnął dalej:

- Roger, nie zdajesz sobie sprawy, jak wielkie niebezpie-

czeństwo ci grozi. Do środy wieczorem - według satani-

stycznego kapłana - miałeś bardzo poważne problemy

z duchami. Ale teraz jest już za późno, naprawdę za późno.

- Roland - przerwałem - jeśli się uspokoisz, będzie nam

o wiele łatwiej zrozumieć się wzajemnie. Teraz, proszę, wy-

jaśnij mi, co miałeś na myśli, mówiąc, że do środy miałem

poważne problemy z duchami.

Po krótkiej chwili przyjaciel odzyskał panowanie nad sobą.

- W zeszłą środę, kiedy wszedłem do naszego miejsca kul-

tu, natychmiast zabrano mnie do biura najwyższego kapła-

na. Chciał wiedzieć, czy widziałem się z tobą w tygodniu.

10

background image

Z jego wyrazu twarzy poznałem, że stało się coś okropnego.

Spytałem, czy umarłeś albo czy przydarzył ci się jakiś wypa-

dek. Kapłan oświadczył, że chodzi o coś znacznie gorszego.

We środę o północy, czyli w naszej świętej godzinie, obja-

wił mu się duch doradca i powiedział, że studiujesz Biblię

z ludźmi świętującymi sobotę - a więc z tymi, których nasz

mistrz najbardziej na Ziemi nienawidzi. Kapłan poprosił,

żebym spróbował się z tobą skontaktować i bym ci uświado-

mił, na jak wielkie niebezpieczeństwo się narażasz. Niestety,

nie mogłem cię wcale złapać.

- Wszystko jest pod kontrolą - uspokoiłem go. - Nie grozi

mi żadne niebezpieczeństwo.

- Tak tylko ci się wydaje - mówił coraz bardziej podnie-

sionym tonem. - Dzisiaj o osiemnastej trzydzieści najwyż-

szy kapłan poinformował mnie, że według duchów spędzi-

łeś dzień w kościele wśród ludzi święcących sobotę i że to

ogromnie zdenerwowało naszego pana. Co masz do powie-

dzenia w tej sprawie?

- Rzeczywiście, studiuję Biblię i poszedłem na nabożeń-

stwo do kościoła, w którym traktuje się sobotę jako dzień

święty. Ale wcale nie troszczę się o to, co sądzi o mnie upa-

dły cherub. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, co robiłem w minio-

nym tygodniu, może spotkasz się ze mną jutro rano.

Po powrocie do domu pomodliłem się i położyłem do

łóżka. Dwadzieścia minut później światła w pokoju nagle

się zapaliły. Wyłączyłem je. Prawie natychmiast znowu się

zapaliły. Dlatego zdecydowałem się spać przy włączonym

świetle. Po dwóch minutach nieomal wszystkie przedmioty

w pokoju zaczęły się przesuwać. Wiszący na ścianie obraz

uniósł się w powietrzu i przeleciawszy przez cały pokój,

znalazł się na przeciwległej ścianie, zaś lampa z biurka zawi-

sła na pewnej wysokości, nie podtrzymy wana przez żadną

widzialną postać. Gdy tak obserwowałem, co wyprawiały

11

background image

duchy, zdałem sobie sprawę, że moje modlitwy sprawiły,

iż ich działania miały ograniczony charakter. Nie mogły ze

mną rozmawiać, chociaż jak sądziłem, miały na to ochotę.

Natychmiast rozkazałem im odejść w imieniu Jezusa Chry-

stusa. W tej samej chwili lampa i obraz spadły na podło-

gę. Podniosłem lampę, prostując wygięty abażur, ale szkło

z rozbitego obrazu zostawiłem na podłodze do sprzątnię-

cia rano. Podziękowałem Jezusowi za Jego miłość i opiekę,

a potem wróciłem do łóżka.

Na myśl o tym, że potężne duchy demoniczne na rozkaz

uciekły z tego miejsca w imieniu Jezusa, poczułem wielkie

zadowolenie. Spotkanie z nadnaturalnymi siłami utwierdzi-

ło mnie w przekonaniu, że wszystko znajduje się - tak jak

powiedziałem wcześniej przyjacielowi - pod kontrolą.

Godzinę później duchy wróciły. Jeszcze raz wezwałem imię

Jezusa i zmusiłem demony do opuszczenia tego miejsca. Bez

chwili wahania odeszły, a ja usiłowałem się zdrzemnąć.

Ku memu zdziwieniu około czwartej nad ranem znowu

zaczęły się dziać nadzwyczajne, irytujące zjawiska. Usiad-

łem na łóżku i zastanawiałem się, dlaczego Pan pozwala

złym duchom na powrót. Doszedłem do wniosku, że być

może chodzi o to, żebym na własne oczy przekonał się, jak

bardzo denerwuje demony przyjęcie przeze mnie Jezusa

jako osobistego Pana i Zbawiciela.

- Chcecie ze mną rozmawiać. Dobrze, mówcie, czego chce-

cie.

- Dlaczego uporczywie unikasz rozmawiania z nami?

- zapytał duch głosem odbijającym się po całym pokoju.

- Znalazłem lepszego Pana.

- Czemu nas porzuciłeś? Dzięki nam już wkrótce staniesz

się bardzo bogaty.

- Zwodziliście mnie przez wiele lat, dlatego nie będę się

już z wami zadawał.

12

background image

- Traktowaliśmy cię dobrze, ponieważ dzięki nam przyłą-

czyłeś się do ludzi, którzy najlepiej wiedzą, gdzie znajduje

się prawdziwe źródło bogactwa i władzy - powiedział duch

głosem budzącym szacunek i zaufanie.

Uświadomiłem sobie, że rozmawiam z głównym duchem

doradczym. Miejsce, z którego przemawiał, zdawało się na-

ładowane energią i jego obecność robiła imponujące wraże-

nie. Zdawszy sobie sprawę, że sam nie mam najmniejszych

szans w konfrontacji z jego mocą, w milczeniu zacząłem się

modlić: „Jezu, proszę, pomóż!". Wtedy przyszedł mi do

głowy fragment Pisma - ten sam, który kilka godzin temu

pokazał mi pastor Taylor. „Do swej własności przyszedł, ale

swoi go nie przyjęli. Tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo

stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego"

(Jan 1, 11-12). Natychmiast poczułem, że Bóg poprowadzi

mnie do zwycięstwa w tym spotkaniu. Ogarnął mnie wielki

spokój. Dopiero później uświadomiłem sobie, w jak wielkim

byłem niebezpieczeństwie, usiłując rozmawiać z duchami.

W trakcie dalszej rozmowy zauważyłem, że duch przeży-

wał jakiś kryzys. Odczułem, że ogarnęła go jakby fala rozpa-

czy, kiedy uświadomił sobie, że wszystkie jego wysiłki, by

odzyskać moją uległość, spełzły na niczym.

- Posłuchaj mnie uważnie - powiedział duch. - Mówię

prawdę. Mistrz przygotował dla ciebie wielkie bogactwo,

jeśli tylko przestaniesz spotykać się z ludźmi, których nie-

nawidzi, a także powstrzymasz się od obchodzenia siódme-

go dnia tygodnia - soboty, tak pogardzanej przez naszego

pana.

- Duchu, wierzę, że to, co mówisz, jest prawdą, ale nie chcę

waszego bogactwa. Dla mnie to nie wszystko. Otrzymałem

lepszą ofertę za moją uległość - całe złoto, jakiego tylko za-

pragnę, i życie wieczne, żeby się nim cieszyć. Zdecydowa-

łem się oddać Jezusowi Chrystusowi.

13

background image

- Przestań wspominać to imię - wybuchnął duch. - Mu-

szę z tobą porozmawiać, ale proszę, przestań wymieniać

to imię. Jestem głównym doradcą. Duchy towarzyszące

i ja opracowaliśmy sposób, żeby mistrz mógł obsypać ciebie

bogactwami. To dzięki nam George zyskał sławę i szacunek.

Dlatego zaaranżowaliśmy wasze spotkanie, żebyś mógł się

przekonać, jaką wspaniałą przyszłość przygotowaliśmy dla

ciebie. Błagam, nie rezygnuj z tego.

- Duchu - powiedziałem - dziesięć dni temu może bym

w to uwierzył, ale nie dzisiaj. Teraz jestem, jak to mógłbyś

zapewne określić, oświeconym byłym czcicielem demonów.

Obecnie to Jezus jest moim Panem i z Jego pomocą będę za-

chowywał przykazania, przyłączywszy się do ludzi święcą-

cych sobotę, których tak bardzo nienawidzisz. Co się tyczy

ciebie i towarzyszących ci duchów, w rzeczywistości two-

rzycie bandę oszustów. Proponujecie mi złoto w zamian za

rezygnację z życia wiecznego. Nie ma mowy, będę czekał

na przyjście Pana. Wtedy posiądę całe złoto, jakiego będę

potrzebował na Nowej Ziemi.

Przez jakieś dwie minuty ciszę przerywało jedynie tykanie

budzika. Najwidoczniej duch doradczy nie oczekiwał takie-

go oporu z mojej strony. Przegrawszy batalię, potrzebował

chwili czasu, żeby opracować nową strategię.

- Bardzo dobrze - oświadczył w końcu. - Rezygnujesz

z bogactwa i sławy, jakie chce ci ofiarować pan. Dlatego bie-

da będzie twoim przeznaczeniem. Pod warunkiem, że uda ci

się przeżyć dłuższy czas. Od tej chwili będziesz żył w cieniu

śmierci.

Następnie rozległ się przeraźliwy śmiech, jakiego jeszcze

nie słyszałem w swoim życiu. Brzmiała w nim dojmująca

radość płynąca z zadawania cierpienia. Natychmiast pomy-

ślałem, że tak zapewne śmiał się Neron, gdy na rzymskiej

arenie lwy rzuciły się na chrześcijan. Po plecach przebiegł

14

background image

mi dreszcz i zapewne bardzo bym się przeraził, gdybym nie

znał zapewnień o Bożej opiece.

- Duchu - oświadczyłem - chcę, abyś wiedział, że powie-

rzyłem siebie opiece Chrystusa na Golgocie i że jestem przy-

gotowany na to, by kroczyć w cieniu śmierci tak długo, jak

On będzie ze mną. Teraz rozkazuję ci w Jego imieniu, żebyś

mnie zostawił i nie przychodził już więcej.

Drzwi prowadzące na balkon otworzyły się, gdy duch

wychodził, po czym z wielkim hukiem uderzyły o gipsową

ścianę tak mocno, że klamka prawie przebiła ją na wylot.

15

background image

Dzieciństwo

2

Urodziłem się osiemnastego kwietnia 1925 roku w St.

Jacques, w małej osadzie leżącej na wschodzie Kanady

w prowincji Nowy Brunszwik blisko granicy z prowincją

Quebec jako piąte dziecko w rodzinie żarliwych francuskich

katolików. W sumie było nas ośmioro rodzeństwa. W rodzi-

nie ze strony ojca dwie siostry zostały zakonnicami, a młod-

szy brat księdzem, który później piastował wysoki urząd

w Kościele rzymskokatolickim.

Nawet teraz wspominam z wielkim podziwem moich ro-

dziców skrupulatnie przestrzegających wszystkich nauk

i wymagań Kościoła. Jak daleko sięgnę pamięcią, w na-

szym domu codziennie odbywały się rodzinne nabożeń-

stwa. Najbardziej utkwiła mi w pamięci wieczorna modli-

twa. Jej najważniejszą część stanowił różaniec, ale wtedy

również odmawialiśmy „Litanię do wszystkich świętych".

Polegało to na wzywaniu imion ponad setki świętych, któ-

rych prosiliśmy o wstawiennictwo za nami. Nasze dzie-

cięce kolana były całe obolałe od długiego klęczenia. Ale

rodzice radzili nam, żebyśmy cierpienia ofiarowali Bogu.

Nasze poświęcenie miało ubłagać Go, żeby choć na krótko

16

background image

ulżył biednym duszom cierpiącym męki w płomieniach

czyśćcowych.

Nasza rodzina praktykowała wiele sposobów cielesnych

umartwień w celu osiągnięcia przychylności Boga. W każdy

piątek nie jedliśmy mięsa. W pierwszy piątek miesiąca, jeśli

wierzący poszedł do spowiedzi i przyjął komunię, otrzymy-

wał odpust - mianowicie Bóg skracał cierpienia czyśćcowe

poszczególnej duszy o 5000 dni. W tamtych dniach oznacza-

ło to powstrzymanie się od jedzenia i picia od wieczora aż

do chwili przyjęcia Komunii Świętej następnego dnia rano.

(Obecnie Kościół zmienił tę praktykę).

W pewnych okresach roku członkowie naszej rodziny mie-

li zwyczaj odprawiania całonocnego czuwania. Na zmianę

klęczeliśmy przez godzinę pod figurą i odmawialiśmy róża-

niec albo inne modlitwy. Okres postu poprzedzający Wiel-

kanoc był również czasem wielkiego samoumartwiania. Ro-

dzice byli ludźmi miłującymi Boga i stąd wszystkie zajęcia

koncentrowały się na Stwórcy. Ich głównym celem było za-

dowolenie Boga.

Kiedy miałem trzy lata, zachorowałem na niezwykle po-

ważną chorobę i lekarze orzekli, że niestety nie wyzdrowieję.

Tata ustalił już nawet wszystkie szczegóły mojego pogrzebu.

Wtedy mama uczyniła Bogu obietnicę, że jeśli wyzdrowieję,

zrobi wszystko, co będzie w jej mocy, żebym w przyszłości

został księdzem żyjącym ku chwale Bożej i żebym przypro-

wadzał innych do służby dla Niego. Wtedy to, według niej,

natychmiast poczułem się lepiej i w krótkim czasie całkowi-

cie wyzdrowiałem.

Później nadszedł czas przygotowania do przyjęcia Pierw-

/

szej Komunii Świętej. Jednak im bardziej uczyłem się na

pamięć katechizmu, tym trudniej mi było pogodzić jego

nauki z tym, czego się dowiedziałem z Ewangelii Chrystu-

sa.

17

background image

Przed kazaniem podczas mszy niedzielnej ksiądz czytał

jeden rozdział z którejś Ewangelii, albo z listów w Nowym

Testamencie. Zawsze te czytania sprawiały mi wielką ra-

dość. Pewnego razu, a było to pięknego zimowego dnia,

gdy miałem siedem lat, wracaliśmy do domu z kościoła.

Słońce jasno świeciło, a około dwudziestu par sań zaprzę-

żonych w konie jechało jedne za drugimi. Dźwięk dzwon-

ków przyczepionych do sań nie pozwalał na prowadzenie

rozmów, tak więc wszyscy jechali w milczeniu. Nagle prze-

rwałem ciszę, pytając mamę, dlaczego Jezus był tak dobry

dla ludzi, gdy żył na Ziemi, a stał się taki srogi po wstąpie-

niu do Nieba.

- Skąd ci przyszło do głowy takie pytanie? - zdziwiła się.

- Dlaczego dobry Bóg miałby palić ludzi ogniem w czyść-

v

cu przez setki lat za niewielkie przewinienia? - dociekałem.

- Z pewnością Bóg nie robi tego, czego nauczał na Ziemi. Ty

i tata żyjecie zgodnie z tym, czego nas uczycie - dlaczego

więc Bóg tak nie postępuje? Uczycie nas, żeby przebaczać

sobie wzajemnie różne występki. Czy Bóg nie mógłby rów-

nież całkowicie wybaczać ludziom ich przewinień?

Gdy spojrzałem w twarz mamy, dostrzegłem, że moje ro-

zumowanie zastanowiło ją. Ojciec usiłował jej pomóc, powo-

łując się na wyższe autorytety Kościoła.

- Widzisz, synu, dobrze kiedyś powiedział twój wujek

Felix, który jest księdzem: „Bóg nienawidzi grzechu tak bar-

dzo, że chciał zniechęcić ludzi do grzeszenia i dlatego mu-

siał ustanowić wielką karę za każde jego popełnienie". Poza

tym nasz Ojciec Święty, papież, zna jeszcze inne powody, dla

których Bóg stworzył czyściec, a my przecież nie możemy

podważać jego autorytetu.

Poznawszy doktrynę transsubstancjacji, przyjąłem ją bez

zastanowienia, tak jak każde inne dziecko w moim wieku,

wierząc, że w czasie Eucharystii ksiądz zmienia chleb i wino

18

background image

w rzeczywiste ciało i krew Jezusa Chrystusa. Ale w czasie

niedzieli wielkanocnej usłyszałem coś, co spowodowało, że

zacząłem inaczej o tym myśleć. Było to w 1937 roku, kiedy

umarła moja mama.

Ksiądz przeczytał fragment Ewangelii mówiący o zmar-

twychwstaniu Chrystusa. Bardzo zafascynowało mnie to, że

Jezus miał ogromne problemy, aby przekonać uczniów, iż

naprawdę zmartwychwstał - że nie był duchem, tylko istotą

posiadającą rzeczywiste ciało i kości. W umyśle pojawiło mi

się kilka interesujących pytań. Czy to możliwe, że Niebo jest

prawdziwym miejscem podobnym do Ziemi, gdzie żyją lu-

dzie posiadający rzeczywiste ciało i kości, a nie duchy uno-

szące się wśród chmur? Ale jeśli Jezus nie jest duchem, to w

jaki sposób może przebywać w hostii?

Prawdopodobnie trudno niektórym zrozumieć, jak małe

dziecko może stracić wiarę w Boga i wystąpić przeciwko re-

ligii, tak jak to się stało w moim przypadku. Być może uda

mi się wyjaśnić ten problem, jeśli opowiem o kilku wydarze-

niach z mego życia.

Gdy byłem młodym chłopakiem, to co usłyszałem i zo-

baczyłem w życiu dorosłych, odcisnęło na mnie głębokie

piętno. Nasz dom był miejscem, w którym panował pokój

i radość. Rodzice stanowili dobry przykład tego, jak ludzie

powinni żyć razem w zgodzie. Zawsze odnosili się do in-

nych z uprzejmością i szacunkiem, i od nas także oczeki-

wali wzajemnego wybaczania własnych niedoskonałości

oraz szacunku dla wszystkich. Rodzice nieustannie poma-

gali biednym i potrzebującym. W moim odczuciu Bóg po-

winien przynajmniej być tak uprzejmy i współczujący wo-

bec ludzi, jak sam wymagał tego od nich we wzajemnych

relacjach.

Jedno szczególne wydarzenie dało mi niezwykle wiele

do myślenia. W tamtych czasach ludzie nie używali zimą

19

background image

samochodów, i czasami wymagało to dość dużego nakładu

pracy, żeby doprowadzić samochód do stanu nadającego się

do jazdy, gdy nadeszły cieplejsze miesiące.

Tata postanowił wynająć mechanika mieszkającego

w Edmundston, żeby spędził kilka dni w naszym domu na

przeglądzie jego forda i przywrócił go do pełnej sprawności.

Zanim ojciec poszedł, aby spotkać się z tym człowiekiem,

oznajmił:

- Ten mechanik jest protestantem, ale to porządny czło-

wiek i doskonały fachowiec. A teraz, dzieci, posłuchajcie.

Może się zdarzyć, że gdy będziemy odmawiali modlitwę

„Anioł Pański" w południe przed obiadem, nie pojawi się on

na nabożeństwie. Proszę, nie gapcie się na niego, a przede

wszystkim nie zadawajcie mu kłopotliwych pytań dotyczą-

cych jego religii. Zrozumiano? - I kiedy skończył, popatrzył

w moim kierunku.

Wszyscy chórem odpowiedzieliśmy:

- Tak, tato.

Przez trzy dni ten człowiek pracował przy samochodzie,

a ja lubiłem go obserwować. Rzeczywiście, wszystko, co tata

powiedział o mechaniku, było prawdą, a nawet dostrzegłem

w jego zachowaniu coś więcej. Ten uprzejmy człowiek, jak

mi się zdawało, lubił ze mną rozmawiać. Nigdy też nie uży-

wał przekleństw.

Ojciec posiadał trzy gospodarstwa, którymi zarządzał,

i oczywiście musiał zatrudniać wielu ludzi. Wielokrotnie

słyszałem, co mówił, gdy zdecydował się nająć jakiegoś

człowieka.

- Przyjacielu, wiem, że będzie nam się dobrze współpra-

cowało. Nietrudno mnie zadowolić. Ale chcę, żebyś nie

zapomniał o jednej rzeczy. Razem z żoną nie tolerujemy

u ludzi pracujących dla nas bluźnienia przeciwko Bogu lub

świętym w Niebie. Mamy dzieci, które chcemy wychować

20

background image

w szacunku do Boga. Dlatego prosimy, żebyś zważał na

swoje słowa.

Mimo jego prośby często ci ludzie zapominali się podczas

pracy i wzywali wszystkich świętych w Niebie, używając

przy tym bluźnierstw.

Co się zaś tyczy modlitwy „Anioł Pański", to zauważy-

łem, że mechanik był bardziej pobożny niż my. Kiedy tata

powiedział: „Módlmy się", ten człowiek pochylał nabożnie

głowę, zamykał oczy i składał ręce. My natomiast nigdy nie

zamykaliśmy oczu i pośpiesznie zmawialiśmy modlitwę,

żeby tylko jak najszybciej skończyć.

Gdy mechanik wyjechał po wykonaniu swej pracy, pewna

rzecz bardzo mnie zaczęła nurtować i nie dawać spokoju.

Było to zdanie, jakie zapamiętałem z katechizmu katolic-

kiego: „Poza Kościołem rzymskokatolickim nie ma zbawie-

nia".

Mama poznała, że coś mnie gnębi, i zapytała o to.

- Mamo, gdzie dobrzy protestanci pójdą po swej śmierci?

- Dobre pytanie, synu. Skąd ci to przyszło do głowy?

Przytoczyłem jej zapamiętany z katechizmu cytat. Mama

przyznała, że nie wie, i zasugerowała, że powinniśmy zapy-

tać o tę sprawę wujka, kiedy przyjedzie nas odwiedzić. Moje

pytanie musiało chyba zaniepokoić również i ją, gdyż pod-

czas kolacji powiedziała ojcu, o czym rozmawialiśmy tego

dnia, i zapytała o jego zdanie na ten temat.

Ojciec niewiele miał do powiedzenia, ale przyznał, że

według niego Bóg przyjmie do Nieba każdego dobrego

człowieka bez względu na to, czy jest katolikiem, czy pro-

testantem.

- Prawdopodobnie - zasugerował - kiedy umiera prote-

stant, wtedy aniołowie wprowadzają go do Nieba tylnymi

drzwiami. - Protestanci nie mają też tego przywileju, że

w bramie wita ich osobiście święty Piotr, ale to nie powin-

21

background image

no ich martwić, ponieważ najważniejsze jest, że znaleźli się

w Niebie. Nie powinni też oczekiwać, że będą traktowani

jako wielkie osobistości. Albowiem założyciele kościołów

protestanckich popełnili straszny błąd, odchodząc od Ko-

ścioła katolickiego. Z tego powodu protestanci mogą spo-

dziewać się pewnych przykrości.

Chociaż jego argumentacja wydała mi się w zasadzie prze-

konująca, nieustannie mnie nurtowało pełne powagi stwier-

dzenie katechizmowe: „Poza Kościołem rzymskokatolickim

nie ma zbawienia".

Minęło kilka miesięcy i pewnego dnia dowiedzieliśmy się,

że nasz wujek ksiądz będzie odwiedzał wszystkich swoich

krewnych. Zapytałem ojca, czy mógłby, kiedy nadarzy się

taka okazja, zapytać go, co dzieje się po śmierci z dobrymi

protestantami.

Kiedy wujek Felix odwiedził nas i spędził z nami pewien

czas, tata zwrócił się do niego z pytaniem:

- Feliksie, powiedz mi, gdzie idą dobrzy protestanci po

swojej śmierci?

- Dlaczego o to pytasz?

Tata wyjaśnił, że to jest moje pytanie i ma związek ze

stwierdzeniem znajdującym się w katechizmie katolickim.

- Rzeczywiście, to co Roger zacytował z katechizmu, jest

prawdą - odparł wujek Felix. - Nie ma zbawienia poza Ko-

ściołem rzymskokatolickim bez względu na to, jaka była ta

osoba.

Jego oświadczenie spowodowało wielką dyskusję. Ojciec

twierdził, że to nie byłoby sprawiedliwe ze strony Boga,

gdyby odmówił dobrym protestantom wstępu do Nieba,

podczas gdy wujek złagodził swoje stanowisko w dyskusji,

sugerując, że dusze dobrych protestantów mogłyby w chwi-

li śmierci udać się do Otchłani, czyli do miejsca, gdzie trafią

po śmierci dusze nieochrzczonych niemowląt.

22

background image

- Jedno wiem na pewno - zakończył dyskusję wujek Fe-

lix. - Według Kościoła żaden protestant, dobry czy zły, nie

pójdzie do Nieba ani też nigdy nie będzie oglądał Boga.

I pamiętajcie o tym, że to nie ja ustanawiam zasady wiary,

ja tylko ich nauczam. Jeśli byłby możliwy jakiś sposób, żeby

protestanci szli do Nieba, nasz papież, Ojciec Święty, z pew-

nością by nam o tym powiedział.

Ta rozmowa w moim odczuciu postawiła pod wielkim

znakiem zapytania Bożą sprawiedliwość.

Czas płynął i dwa lata później ponownie zaintrygowała

mnie kwestia Bożej sprawiedliwości.

Pewnego pięknego lipcowego dnia jakiś człowiek prze-

chodzący obok wstąpił do naszego domu, aby powiadomić

rodziców, że sąsiad zmarł nagle, gdy pracował osiem kilo-

metrów poza domem. Jedna jego wypowiedź wszystkich

bardzo poruszyła.

- Biedak zmarł bez księdza, który udzieliłby mu ostatnie-

go sakramentu Kościoła.

Wspomniawszy, że brat zmarłego pojechał, żeby przy-

wieźć ciało do domu, nieznajomy opuścił nasz dom, kręcąc

głową z boku na bok i powtarzając:

- To takie smutne, smutne, smutne.

Owo wydarzenie pamiętam, jakby to było wczoraj. W nie-

długim czasie zobaczyliśmy rozpadający się wóz ciągnięty

przez konie, gdy jechał drogą obok domu. Koc przykrywał

ciało zmarłego, jego nogi zwisały z wozu, a z przodu siedział

woźnica. Na twarzy mężczyzny malowała się rozpacz.

Para sąsiadów, którzy przyszli do nas, żeby skorzystać

z telefonu (nasza rodzina miała jeden z dwóch dostępnych

telefonów w okolicy rozciągającej się na wiele kilometrów),

siedziała wraz z nami, obserwując tę scenę. Kiedy wóz

z ciałem minął nasz dom, mama powiedziała ze smutkiem:

- Jaka szkoda, że nie było księdza, który przebaczyłby mu

23

background image

śmiertelne grzechy, żeby mógł uniknąć ognia piekielnego.

Mam tylko nadzieję, że ten człowiek popełnił lekkie grze-

chy. Wtedy jego duszę czekają jedynie lata w oczyszczają-

cym ogniu czyśćca.

- Będziemy musieli zebrać pewną sumę pieniędzy i prze-

znaczyć ją na odprawienie mszy w intencji pokoju dla jego

duszy - oświadczył ojciec - gdyż nie wiem, czy stać będzie

na to wdowę po nim i dzieci.

Wtedy jeden z sąsiadów powiedział:

- Radzę wam, abyście nie poświęcali dla zmarłego żadnych

pieniędzy. Sądzę, że jego dusza poszła do piekła. Wiedzcie

o tym, drodzy państwo Morneau, że ten człowiek miał lep-

kie ręce. Mam na myśli to, co mówiono w okolicy, że czasa-

mi przywłaszczał sobie nie swoje rzeczy.

- To ciężkie oskarżenie - odpowiedział ojciec - i jeśli nie

można go udowodnić, wolałbym, żebyś raczej zachował je

dla siebie.

- Przykro mi to mówić, ale czy pamiętacie, jak w ubiegłym

roku o tej porze nie mogliście znaleźć łańcucha do ciągnięcia

drzewa, który wtedy niedawno kupiliście? Jeśli poszlibyście

do jego stodoły i zajrzeli w jedno szczególne miejsce, zoba-

czylibyście swój łańcuch. Ujrzałem go tam zaledwie kilka

dni temu. Faktycznie, powiedziałem mu nawet o tym łań-

cuchu, na co ów człowiek odpowiedział, że pożyczył go od

was, tylko bez waszej wiedzy.

Tata przez moment wydawał się zaskoczony. Ale szybko

odzyskał panowanie nad sobą i rzekł:

- To żadna rewelacja dla mnie. Posłuchajcie wszyscy, pra-

gnę, abyście wiedzieli, że w obecności Boga daję temu zmar-

łemu łańcuch, jaki ode mnie pożyczył, nawet jeśli nie miał

wcale zamiaru mi go oddawać. I jeżeli wziął jeszcze jakąkol-

wiek inną rzecz należącą do mnie, o której nie wiem, daję

mu to również.

24

background image

W ten sposób jego dusza została uwolniona od potępienia,

jakie mógł na siebie ściągnąć przed obliczem Bożym.

- Nie zamierzam być zuchwały wobec Boga - odparł są-

siad - ale uważam, że okazujesz mu większą uprzejmość,

niż na to zasługuje, bo on nie zachował się wobec ciebie

uprzejmie. Muszę przyznać, że to jeden z najpiękniejszych

gestów w stosunku do istoty ludzkiej, o jakim słyszałem lub

jaki widziałem. Faktycznie, być może jesteś pierwszym czło-

wiekiem, który zmusi Boga, żeby zabrał grzesznika z ognia

piekieł i umieścił go w czyśćcu, aż oczyści się na tyle, żeby

mógł pójść do Nieba.

To wydarzenie wywarło na mnie wielkie wrażenie. Przez

wiele dni wciąż myślałem o tym, co się stało. Kiedy tak roz-

myślałem, zgodziłem się z sąsiadem, że tata okazał szlachet-

niejszy charakter od Boga, któremu służył. Doszedłem do

wniosku, że Bóg był najbardziej okrutną istotą, ponieważ

zmuszał dusze do cierpienia w czyśćcu tylko dlatego, że

rodzina nie miała pieniędzy, by zamówić mszę w intencji

zmarłej osoby.

Pewne doświadczenie związane ze śmiercią mamy

sprawiło, że całkowicie odwróciłem się od Boga. Wiosną

w 1937 roku moja mama poszła do szpitala na operację.

Po kilku tygodniach lekarze posłali ją do domu, żeby tam

spędziła ostatnie dni swego życia. Miałem wówczas zale-

dwie dwanaście lat, a więc byłem w wieku podatnym na

wpływy.

Pewnego dnia wróciłem do domu ze szkoły, wszedłem do

sypialni mamy, żeby pocałować ją w czoło, tak jak zazwyczaj

robiłem każdego dnia.

- Usiądź, proszę - powiedziała. - Chcę ci powiedzieć coś,

co uważam za ważne dla nas obojga. Jak wiesz, zostanę

z wami jeszcze tylko krótką chwilę i pragnę, żebyś zapamię-

tał moją radę. Gdy będziesz borykał się w życiu z różnymi

25

background image

problemami, okazuj ludziom wdzięczność za dobre serce

wobec ciebie. Dziękuj im, nawet jeśli dali ci szklankę wody.

Ludzie, którzy okazują wdzięczność za drobiazgi, otrzymu-

ją dużo więcej.

W tamtych czasach panował zwyczaj, że do chwili pogrze-

bu zmarłych można było oglądać w domu, a nie jak obecnie

w zakładzie pogrzebowym. Przez trzy dni przyjaciele, krew-

ni i sąsiedzi odwiedzali nasz dom, by złożyć hołd mamie

i pomodlić się za jej duszę. W dniu pogrzebu wiele osób

uważało, że mama znajduje się w Niebie obok Boga, ponie-

waż zmówiono w jej intencji wiele modlitw różańcowych.

Ale najwięcej ufności pokładaliśmy w tym, ze ojciec zamó-

wił msze gregoriańskie za spokój jej duszy.

Wujek Felix wyjaśnił nam, że msze gregoriańskie mogą

zdziałać najwięcej dobra dla duszy zmarłego. Oświadczył,

że ustanowił je papież Grzegorz, który szczególnie się

troszczył o dusze cierpiące w czyśćcu. Rodzina zamówiła

300 mszy odprawionych w tym samym czasie w specjalnie

wybranym dniu w różnych parafiach, klasztorach żeńskich

i męskich, a także w innych miejscach. Według wujka te

msze odznaczają się szczególną zbawienną mocą, wystar-

czającą do tego, by dusza poszła od razu do Nieba, unikając

w ten sposób ognia czyśćcowego.

Tego samego dnia usłyszałem, jak jeden kuzyn mówił,

że każda taka msza kosztuje dolara, a więc innymi słowy,

wszystkie zamówione msze kosztowały w sumie 300 dola-

rów. Pomyślałem wtedy, że jesteśmy wielkimi szczęściarza-

mi, gdyż tatę było stać na to, by pomóc mamie dostać się

bez żadnych problemów do Nieba. Następnie przypomnia-

łem sobie o kobiecie, która zmarła sześć miesięcy wcześniej

w naszej parafii. Ponieważ rodzina była zbyt biedna, żeby

zamówić mszę odprawioną w intencji jej duszy, musiała

cierpieć karę w czyśćcu. Ustalenia dotyczące pogrzebu tej

26

background image

kobiety bardzo zbulwersowały tatę, gdyż był członkiem ko-

mitetu opieki społecznej w naszej parafii.

Później pod koniec dnia ojciec zasiadł do wieczornego po-

siłku, ale nagle zdecydował, że nie będzie nic jadł. Mama,

wyczuwając jego nastrój, zapytała, czy coś się stało.

- Dobrze, chyba muszę ci powiedzieć. Spędziłem dzisiejsze

popołudnie na plebanii, mieliśmy posiedzenie parafialnego

komitetu opieki społecznej i wraz z innymi członkami komi-

tetu omawialiśmy problemy, z jakimi borykają się ubodzy

w naszej parafii. Zajmowaliśmy się głównie zakupem trum-

ny dla poczciwej Anny Nie miałem nic przeciwko temu,

żeby zaoszczędzić trochę pieniędzy, ale gdy ojciec Paquin

zapytał osobę odpowiedzialną za organizację pogrzebu, ile

można oszczędzić, jeśli przed pogrzebaniem zmarłej wyjmie

się z trumny krucyfiks i metalowe rączki, zdenerwowałem

się i miałem ochotę powiedzieć księdzu, co o tym myślę.

Jednak powstrzymałem się ze względu na szacunek, należ-

ny kapłanowi. Żeby zakończyć dyskusję, zobowiązałem się

do pokrycia różnicy kosztów. Tego rodzaju historie poru-

szają mnie do głębi. To bardzo przykre, naprawdę przykre

być biednym w dzisiejszych czasach, szczególnie, w chwili

śmierci.

Gdy myślałem o tych obydwu wydarzeniach, nie mogłem

powstrzymać się od wrażenia, że Bóg jest najbardziej nie-

sprawiedliwą istotą, zezwalającą na to, by cierpienia ludzi

biednych trwały dalej po śmierci. Wraz z upływem czasu stra-

ciłem ufność do Boga i Kościoła. Postanowiłem, że jak tylko

dorosnę i będę mógł sam o sobie decydować, zerwę zupełnie

z religią. Jesieniąl937 roku ojciec wysłał mnie i mojego brata

Edgara do szkoły z internatem prowadzonej przez zakonni-

ce z L'Hôtel Dieu de St. Basil, gdzie zdobyłem jeszcze bardzo

wiele religijnego wykształcenia, które tylko spowodowało,

że moje serce stało się bardziej nieczułe. Przez długi czas

27

background image

zachowywałem pozory, tak iż nikt nie wiedział o konflikcie

toczącym się wewnątrz mojej duszy. I tak krok po kroku od-

wróciłem się od Boga z niesmakiem i nienawiścią. Minęło

jeszcze kilka lat, wybuchła druga wojna światowa, a wraz

z nią otrzymałem powołanie do służby wojskowej.

28

background image

Podróż w świat

3

nadprzyrodzony

Kanadyjska Flota Handlowa zawsze mnie pociągała,

ponieważ pewien znajomy zaciągnął się tam i opowiadał

mi dużo dobrego o tego rodzaju służbie. Królewska Mary-

narka Wojenna i Siły Powietrzne już upominały się o mnie

(żegluga handlowa była czymś w rodzaju krwiobiegu dla

sił zbrojnych), dlatego postanowiłem wstąpić do floty han-

dlowej, gdyż służba tam zapewniała mi większe poczucie

bezpieczeństwa.

Przez dwa i pół roku pracowałem w maszynowniach róż-

nych statków, do jakich zostałem przydzielony, najczęściej

jako strażak. Przypominam sobie, jak obejmowałem wachtę,

mówiąc te słowa: „Mam nadzieję, że żadna torpeda nie ude-

rzy w bojlery, kiedy tutaj stoję". Wielu ludzi, których zna-

łem, zginęło na morzu. Doświadczenia związane ze służbą

w marynarce handlowej uczyniły mnie jeszcze bardziej za-

twardziałym wobec Boga i człowieka.

Po wojnie trudno było o dobrą pracę w Montrealu, po-

nieważ tysiące zwolnionych z wojska żołnierzy przybyło

29

background image

do miasta w jej poszukiwaniu. Postanowiłem zdobyć jakiś

zawód. Chciałem jednak, żeby dawał mi satysfakcję i wy-

magał pewnej dozy kreatywności. Nie zależało mi na zajęciu

dającym pieniądze tylko na życie. Z tego względu zdecydo-

wałem, że nie będę się śpieszył i przyjmę pracę, w której na

pewno poczuję się dobrze.

W tym czasie, żeby się nie nudzić, zatrudniłem się

w centrum rozrywki Windson Bowling Alleys, położonym

w dzielnicy Ste. Catherine Street West. W owych latach było

to najlepsze miejsce na różnego rodzaju rozrywki. Zostałem

zastępcą kierownika pokoju bilardowego. Praca nie była

ciężka, spotykałem tu wielu ludzi, ponieważ był to przyjem-

ny i popularny sposób spędzania wolnego czasu.

Nie pracowałem tam długo, gdy zobaczyłem, jak w sali

bilardowej zjawił się mój stary kumpel, z którym pływałem

na statku na początku mojej służby w marynarce handlowej.

Ucieszywszy się z faktu, że obaj przeżyliśmy wojnę, tego

wieczora zjedliśmy razem kolację i rozmawialiśmy o wielu

sprawach.

Mój przyjaciel Roland z wielkim entuzjazmem opowiadał

o swym zainteresowaniu światem nadnaturalnym. Mówił,

jak był szczęśliwy, gdy zapoznał się z grupą ludzi, którzy na-

leżeli do towarzystwa kontaktującego się z duchami. Przez

medium spirytystyczne Roland rozmawiał ze swoim ojcem,

który zmarł, jak chłopak miał zaledwie dziesięć lat. Duch ojca

przekazał mu wiele cennych rad dotyczących przyszłości.

Chociaż z zainteresowaniem słuchałem opowieści Rolanda

o świecie nadnaturalnym, czułem się nieswojo. W pewnym

momencie zapytał, czy chciałbym wziąć udział w seansie

spirytystycznym.

- Być może dzięki medium porozmawiasz ze swoją zmarłą

mamą. Chciałbyś przecież spotkać się ze swoją mamą, czyż

nie tak?

30

background image

Jego entuzjazm trochę przygasł, kiedy uświadomił sobie,

że byłem tak wstrząśnięty, iż nie mogłem wydusić z siebie

słowa. Gdy milczałem przez kilka sekund, on ciągnął dalej:

- Przecież nie bałbyś się chyba rozmawiać z duszą twojej

zmarłej mamy, prawda?

Jakoś zebrałem się w sobie, by mu odmówić, ale dodałem,

iż chciałbym mieć trochę czasu, żeby się nad tym zastanowić,

ponieważ nigdy w życiu nie myślałem o takich sprawach.

Popatrzył mi prosto w oczy i rzekł:

- Morneau, boisz się. Widać to w twoim wzroku - strach

masz wypisany na twarzy. Człowieku, zmieniłeś się od cza-

su, gdy widzieliśmy się ostatni raz. Roger Morneau, jakiego

znałem kiedyś, nie bał się niczego. Pamiętam, gdy byliśmy

marynarzami pokładowymi razem z sześcioma innymi żół-

todziobami i przyszedł pierwszy oficer, mówiąc, że potrze-

buje ochotnika, który następnego dnia wspiąłby się wysoko

i pomalował górną część masztu. „Kto byłby chętny podjąć

się tego zadania? - zapytał. - To nieduża wysokość, tylko

około 21 metrów, ale rzeczywiście praca wymaga żelaznych

nerwów, gdy już się jest na samej górze masztu. Ochotnik

zostanie wciągnięty na szczyt za pomocą liny, potem będzie

musiał się położyć na brzuchu na samym wierzchołku (tego

typu maszt miał około 60 centymetrów średnicy), żeby po-

malować górną część masztu znajdującą się z drugiej stro-

ny".

Wszyscy byliśmy nieźle wystraszeni i wcale nie chcieliśmy

wspinać się tam wysoko, dlatego bardzo się ucieszyliśmy,

gdy zgłosiłeś się na ochotnika. Tak więc, przyjacielu, kiedyś

naprawdę byłeś odważny. Dlatego nie mów, że masz cykora

i z tego powodu nie pójdziesz ze mną na seans spirytystycz-

ny, bo nie uwierzę.

Po takiej przemowie nie mogłem odmówić. Nagle musia-

łem zacząć zachowywać się stosownie do wizerunku Rogera

31

background image

Morneau - człowieka, który niczego się nie boi. Połknąłem

haczyk.

W ten sposób pewnego sobotniego wieczora wraz z przy-

jacielem znalazłem się w jakimś domu, w którym jako ho-

norowy gość miało wystąpić znane medium spirytystyczne.

Po wejściu przedstawiono nam niektórych z obecnych tu lu-

dzi. Szczególne wrażenie zrobiło na nas jedno małżeństwo.

Mężczyzna o imieniu George był zawodowym muzykiem,

liderem zespołu jazzowego, który obecnie cieszył wielką po-

pularnością. Jego zespół koncertował w najbardziej eleganc-

kich miejscach.

Późnym wieczorem po zakończeniu seansu, gdy niektórzy

goście szykowali się do wyjścia, lider zespołu muzycznego

podszedł do żony i powiedział:

- Kochanie, może już wyjdziemy, robi się późno.

Kobieta rozmawiała właśnie z medium spirytystycznym

i widać było, jak bardzo mocno pochłonęła ją rozmowa.

- George, a może sam pojedziesz do domu i odpoczniesz

- odparła - a ja zostanę trochę dłużej. Poproszę państwa Be-

langerów, żeby mnie odwieźli, dobrze?

Znany muzyk przystał na jej sugestię i skierował się do

drzwi właśnie w tej samej chwili, kiedy wychodziliśmy.

Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz, George podszedł do nas

i zapytał:

- Jesteście samochodem?

- Nie, pojedziemy tramwajem, przystanek znajduje się

dwie przecznice dalej - odpowiedziałem.

- Będzie mi miło was tam podwieźć. Wsiadajcie - rzucił.

W czasie wieczornego seansu wszyscy dowiedzieli się przez

medium, że ja i Roland podczas wojny odbywaliśmy służbę

wojskową w marynarce handlowej. Duch, z jakim skontakto-

wało się medium, był rzekomym duchem jednego z kolegów

Rolanda. Zginął po zatonięciu statku, na którym pracował.

32

background image

Jak wsiedliśmy do samochodu George'a, zadał nam kilka

pytań dotyczących niebezpieczeństw związanych z naszą

pracą na morzu w czasie wojny Ale nie zdążyliśmy wiele

powiedzieć, gdyż bardzo szybko dojechaliśmy do celu. Wte-

dy muzyk zaproponował:

- Czy zgodzilibyście się pojechać ze mną do restauracji coś

przekąsić? Opowiecie mi o waszych wojennych przygodach

na morzu. Takie opowieści mnie fascynują. Za wszystko ja

zapłacę, a potem odwiozę was do domu.

Georgie zawiózł nas do dzielnicy Ste. Catherine Street

West, a więc w ten rejon Montrealu, który słynie wśród miej-

scowych z wyśmienitych restauracji. Nagle skręcił swym

luksusowym lincolnem w wąską uliczkę prowadzącą do

tylnego wejścia ulubionej restauracji, po czym zaparkował

samochód za czarnym cadillakiem, mówiąc:

- Właściciel tej knajpki, Joe, jest tutaj. Wspaniały czło-

wiek.

Kiedy weszliśmy do środka, hostessa poinformowała, że

musimy poczekać w salonie, aż zwolni się stolik. Gdy tam

szliśmy, Joe z daleka zauważył George'a i podszedł do nie-

go, by się przywitać.

Dowiedziawszy się, że czekamy na wolne miejsce, Joe

oświadczył, że nie będzie to konieczne. Dwie minuty wcze-

śniej zadzwonił ktoś, rezygnując z zarezerwowanego stolika.

Właściciel restauracji powiedział, że możemy skorzystać ze

zwolnionego miejsca. Poszliśmy za Joe, który zdjął tabliczkę

z napisem „rezerwacja" i posadził nas przy stoliku.

Następnie podeszła do nas barmanka i przyjęła zamówie-

nie na drinki. Dodała, że będziemy musieli poczekać trochę

dłużej niż zazwyczaj na zamówienie posiłku, ponieważ

restauracja jest przepełniona ludźmi. George poprosił o po-

dwójną ilość swego ulubionego alkoholowego drinka, żeby

czymś się zająć w tym czasie. Następnie odpowiadaliśmy

33

background image

na jego pytania dotyczące służby w marynarce handlowej

i mówiliśmy o naszym zainteresowaniu światem nadnatu-

ralnym.

Minęło dość dużo czasu, zanim na stoliku pojawiły się za-

mówione przez nas potrawy. Do tej chwili zdążyliśmy już

wypić drugą kolejkę drinków. To sprawiło, że George stał

się bardziej rozmowny i zaczął dzielić się z nami różnymi

sprawami ze swego życia, o których w normalnych oko-

licznościach z pewnością by nie wspomniał. Na przykład

zadałem George'owi pytanie, jak udało mu się zyskać sławę

w zawodzie muzyka. Chciałem, by chociaż krótko o tym

opowiedział.

- Bardzo chętnie wam opowiem - zapewnił. - Opowiem

wam o prawdziwych przyczynach mego sukcesu, czyli

o czymś, o czym nie wie nawet moja własna żona. Ale obie-

cajcie, że zachowacie wszystko w głębokiej tajemnicy.

Zapewniliśmy go, że nie powiemy o tym nikomu.

- Czy wiecie coś na temat kultu demonów?

- Nic o tym nie wiem - odparłem. - Ale dlaczego pytasz?

Zbył moje pytanie i dociekał dalej:

- Jak długo zajmujecie się uprawianiem czarów?

- George, zupełnie nie rozumiem, o co ci chodzi? Co masz

na myśli?

- Moje pytanie brzmi, jak długo udajecie, że porozumie-

wacie się ze zmarłymi?

- Ja zainteresowałem się tym dopiero niedawno - odpo-

wiedziałem.

- Widzę, że jeszcze musicie się dużo uczyć, aby dowie-

dzieć się czegoś o świecie nadnaturalnym. Obydwaj tracicie

czas, chodząc na seanse spirytystyczne. Nie zrozumcie mnie

źle. Uważam, że są one potrzebne. To przyjemny sposób

na spędzanie wolnego czasu przede wszystkim dla kobiet,

chociażby z powodu komfortu psychicznego, jaki zapewnia

34

background image

im przekonanie, że otrzymują od zmarłych bliskich im osób

wskazówki dotyczące ich życia. Wiedzcie o tym, że powo-

dem, dla którego wziąłem udział w dzisiejszym wieczornym

seansie spirytystycznym, było sprawienie przyjemności mej

żonie. Kilka razy w roku wybieram się na takie seanse, aby

czuła, jak bardzo interesuję się jej sprawami - to jest właści-

wie jedyny powód. Ale ona nie wie, że poznałem, gdzie leży

prawdziwe źródło mocy i gdzie każdy człowiek odnajdzie

rzeczywistą moc sprawczą - kult demonów to jest to!

Z tego wszystkiego, co powiedział George, w pamięci

utkwił mi zwłaszcza jeden szczegół.

- George, czy mógłbyś objaśnić bliżej pytanie, jakie zada-

łeś nam przed chwilą: „Jak długo udajecie, że kontaktujecie

się z duchami zmarłych? Co miałeś na myśli, mówiąc „uda-

jecie ?

Uśmiechnął się, spojrzał na zegarek i powiedział:

- Już za późno, żeby to teraz w nocy wyjaśniać. Powiem

wam tylko, że to nie są duchy zmarłych - rzucił krótko,

a następnie zajął się dalszym omawianiem swego życiowego

sukcesu. - Słuchajcie, przez całe lata byłem nieudacznikiem

- nie udawało mi się zorganizować ani utrzymać własnego

zespołu jazzowego. Ale pewnego dnia szczęście się do mnie

uśmiechnęło i zostałem wprowadzony w tajniki kultu de-

monów. Dzięki wielkiej mocy, jaką uzyskałem, osiągnąłem

w życiu wszystko, czego zapragnąłem. Oczywiście, najpierw

poznałem pewne rytuały, których później musiałem prze-

strzegać, żeby duchy zaczęły wykonywać dla mnie pracę.

Jego twarz rozpromienił wielki uśmiech.

- Natychmiast osiągnąłem wielki sukces - ja i mój zespół.

Z dnia na dzień zdobyliśmy uznanie. Właściwie bez żadne-

go wysiłku z naszej strony zostaliśmy nagle odkryci i uzna-

ni za jeden z lepszych zespołów w tej kategorii muzycznej,

chociaż istnieliśmy już jako zespół przez długi czas. W nie-

35

background image

wytłumaczalny sposób radio, telewizja i prasa oszalały na

naszym punkcie. Wszędzie o nas rozmawiano. Najpoważ-

niejsi radiowi krytycy muzyczni mówili o naszym zespole

i w krótkim czasie zdobyliśmy wielkie uznanie.

George wypił następny łyk z kieliszka, zaciągnął się papie-

rosem i mówił dalej:

- Od tamtej pory nasz zespół jest wszędzie zapraszany. Pie-

niądze płyną do nas szerokim strumieniem. Nasze honoraria

są największe w tej branży. Ludzie uwielbiają tańczyć przy

naszej muzyce. Tak naprawdę to duchy demoniczne przeję-

ły kontrolę nad naszymi sprawami - dzięki temu możemy

wywierać na ludzi ogromny wpływ. Lubią to, co otrzymują,

i wciąż zwracają się do nas po więcej tego rodzaju muzyki.

Rozparł się wygodnie na krześle i, zapalając następnego

papierosa, zachichotał, a następnie dodał:

- Muszę wam o tym powiedzieć. Około miesiąca temu

miałem wywiad w radiu i naprawdę dobrze się bawiłem.

W studiu było sześciu najważniejszych w świecie radiowym

dziennikarzy muzycznych z Montrealu i Toronto, którzy ze

mną rozmawiali. Zdawało się, że wszystko, co mówiłem, fa-

scynowało ich. Faktycznie, ja też byłem zdziwiony, z jak wiel-

ką swadą odpowiadałem na ich pytania. W życiu nie byłem

tak dowcipny. Cieszyłem się, z jaką uwagą słuchają moich wy-

powiedzi, graniczyło to niemalże z uwielbieniem. W dodatku

usiłowali się dowiedzieć, co kryje się za moim sukcesem. Kie-

dy się pożegnaliśmy, wciąż nie potrafili mnie rozgryźć.

Spojrzał na zegarek i stwierdził:

- Koledzy, już bardzo późno. Chyba najwyższy czas, żeby

zbierać się do domu, prawda?

Gdy czekaliśmy na rachunek, George oświadczył:

- Sukces, jaki osiągnąłem, można łatwo zrozumieć, kiedy

się sobie uświadomi potężną moc duchów i cały proces po-

trzebny, by demoniczne siły działały na naszą korzyść.

36

background image

Zdumieni tym, co usłyszeliśmy, poprosiliśmy George'a,

żeby powiedział nam więcej na ten temat, gdy jechaliśmy

samochodem do domu.

- Czuję potrzebę, żeby opowiedzieć wam o zdobytej prze-

ze mnie wiedzy, ponieważ wierzę, że szukacie jakiejś po-

tężnej mocy, która pomogłaby wam w życiu osiągnąć jakąś

korzyść. A wiem jedno: nie osiągnięcie nic, biorąc udział

w seansach spirytystycznych takich jak ten dzisiejszego wie-

czora. Ujmę to tak: po co grać w podrzędnej lidze, gdy moż-

na zagrać w ekstraklasie?

Przyjaciel zapytał wówczas, w jaki sposób można dostać

się do ekstraklasy świata duchów.

- Wy dwaj jesteście naprawdę odważnymi młodymi ludź-

mi - odparł George - i wiele zrobiliście dla dobra kraju. Te-

raz ja uczynię coś wspaniałego dla was. Poczynię starania,

żebyście mogli wziąć udział w mającym się niedługo odbyć

nabożeństwie ku czci demonów.

Następnie George zaczął spoglądać niepewnie to na mnie,

to na Rolanda, i w końcu oświadczył:

- Muszę się jednak upewnić co do jednej rzeczy. Przypusz-

czam, że nie żywicie żadnej czci dla Jezusa Chrystusa - mam

rację? Powód, dla którego o to pytam, wynika stąd, że na na-

szym spotkaniu nie może być nikt, kto okazuje jakiekolwiek

posłuszeństwo wobec Chrystusa Boga, ponieważ to może

okazać się niebezpieczne.

Obydwaj zapewniliśmy go, że bluźniliśmy przeciwko Bogu

i znaleźliśmy się w miejscu, z którego nie ma już odwrotu.

- Zdałem sobie sprawę dzisiejszego wieczora - konty-

nuował - że wzywane duchy traktowały was z większą

przychylnością niż innych ludzi obecnych na seansie. Mam

nadzieję, iż nie czujecie się urażeni moim pytaniem? Musia-

łem o to zapytać, aby być absolutnie pewnym, że jesteście

odpowiednimi ludźmi.

37

background image

Chociaż czułem jakąś niechęć do uczestniczenia w tego

typu zgromadzeniach czcicieli demonów, mój przyjaciel Ro-

land nie miał żadnych oporów. Przekonywał, że ponieważ

i tak mamy iść do piekła, żeby cierpieć męki w wiecznym

ogniu, możemy zapoznać się z ludźmi, z którymi będziemy

tam spędzać czas.

Przypuszczałem, że George nigdy się z nami nie skontak-

tuje, ponieważ gdy nas zapraszał, był mocno wstawiony

i najprawdopodobniej następnego ranka już zapomniał po-

łowę z tego, co mówił poprzedniego wieczora. Ale kilka dni

później zostaliśmy obydwaj poinformowani telefonicznie,

byśmy byli gotowi następnego dnia o dwudziestej, kiedy to

przyjedzie zabrać nas swym samochodem.

Ten niezapomniany wieczór zaczął się od tego, że George

zapoznał nas szczegółowo z tajemnym stowarzyszeniem, do

którego należał. Nie śpieszył się, jadąc samochodem, nawet

nie starał się wyprzedzać jadących przed nim aut. W drodze

na spotkanie zatrzymaliśmy się chyba ponad sto razy. Z tego

powodu mieliśmy dość czasu na rozmowę, zanim dojechali-

śmy do celu podróży.

George powiedział, żebyśmy nie zdziwili się, jak spotkamy

znanych ludzi z Montrealu, którzy odnieśli w życiu wielki

sukces, i wymienił co najmniej pół tuzina nazwisk słynnych

osób. Jego słowa bardzo mnie zdumiały, ponieważ sądziłem,

że spotkamy się raczej z grupą twardych i szorstkich ludzi.

Ale na miejscu zobaczyliśmy osoby o wielkiej ogładzie,

świetnie ubrane i odznaczające się ujmującą osobowością.

Wszyscy odnosili się do nas niezwykle przyjaźnie, jakby-

śmy znali się od wielu lat i należeli do ich towarzystwa.

Gdy przyjechaliśmy, spotkanie trwało już około piętnaście

minut. Miało charakter jak najbardziej nieformalny. Ludzie

przez dwie godziny rozmawiali o swych fantastycznych

sukcesach, jakie udało im się osiągnąć przy pomocy duchów.

38

background image

Głównie chodziło o transakcje biznesowe, które przyniosły

wielki dochód dzięki jasnowidzeniu lub umiejętności umy-

słowej telepatii (przekazanej przez duchy), aby wpłynąć na

ludzi podejmujących ważne decyzje.

Jeden z obecnych opowiedział o tym, że jako astrolog

wykorzystuje umiejętność przepowiadania przyszłości,

dlatego został doradcą pewnej zamożnej osoby w sprawach

związanych z inwestowaniem pieniędzy i dzięki temu sam

stał się bardzo bogaty. Wyjaśnił, że duch demoniczny unosił

się u jego boku w trakcie każdej sesji doradczej, przekazując

mu precyzyjne informacje - słyszalne tylko dla niego - w co

należy inwestować i kiedy.

- Bogacze dysponują wielkimi środkami - stwierdził. - Ale

ja mam wiedzę, jak je wykorzystać, żeby się opłaciło.

Mój przyjaciel, będący pod wielkim wrażeniem tych

słów, zapytał, czy nie obawiał się kiedykolwiek, że zostanie

oszukany w sprawie przysługującej mu umówionej części

zysków.

- Doradzam ludziom, domagając się pewnego ustalonego

procentu od osiągniętych profitów z inwestycji. Jak zapew-

ne dobrze wiesz, astrologia to taki chwyt reklamowy, więc

się zupełnie nie martwię. Mój zaprzyjaźniony duch trosz-

czy się o to, żebym nie był stratny. Pozwól, że to wyjaśnię

na jednym przykładzie. Pewne małżeństwo usiłowało po-

zbawić mnie należnego udziału z jednej niezwykle udanej

transakcji związanej z nieruchomością przemysłową. Za

usługę wręczyli mi czek opiewający na całkiem sporą kwotę.

Byłem z niej bardzo zadowolony, dopóki duch usługujący

nie powiedział mi, żebym spytał, kiedy dostanę brakujące

1700 dolarów, które stanowi ustaloną wcześniej należną mi

procentową kwotę od zysków z tej konkretnej inwestycji.

Gdy to usłyszeli, żona zemdlała, a mąż potwornie się wy-

straszył. Pośpieszył z wyjaśnieniem, że wcale nie zamierza-

39

background image

li mnie oszukać i że reszta pieniędzy zostanie dostarczona

w ciągu dwudziestu czterech godzin.

Po każdej takiej opowieści mówiącej o osiągnięciu wielkie-

go sukcesu opowiadający wychwalał określonego z imienia

ducha i przypisywał mu wielkie zasługi, wielokrotnie na-

zywając go panem swego życia. W czasach, gdy byłem już

bardziej zaangażowany w kult demonów, spostrzegłem, że

ci, którzy dzielili się swymi świadectwami o tym, jak duch

pracował na ich rzecz, często zwracali się do danego demona

jako do „pana boga". Na przykład nieraz ktoś przyznawał:

„To było wspaniałe zobaczyć, jak moc pana boga Belzebuba

dokonała dla mnie tego i tego dnia wielkich rzeczy". Albo

ktoś pytał: „Sam, jak ci się powodziło przez ten czas, gdy

się nie widzieliśmy?" i padała odpowiedź: „Bardzo dobrze,

dziękuję. Bogowie naprawdę wyświadczyli mi wiele dobre-

go w cudowny sposób".

Tamtego wieczora zwłaszcza jedna osoba zrobiła na mnie

ogromne wrażenie. Pewien lekarz tłumaczył, jak duchy ob-

darzyły go wielką hipnotyczną mocą i zdolnością uzdrawia-

nia, w tym także umiejętnością uśmierzania bólu i hamowa-

nia krwawienia z poważnych ran i niegroźnych skaleczeń.

Kiedy już podzielił się z nami fascynującymi relacjami

o uzdrowieniu ludzi z chorób, oświadczył, że musi udać się

do miejsca kultu znajdującego się w pomieszczeniach na

dole.

- Mam nadzieję, przyjaciele, że mnie rozumiecie - po-

wiedział przepraszająco. - Muszę tam pójść i spełnić kilka

uczynków świadczących o moim oddaniu, żeby pan bóg

Nechusztan zregenerował mnie. Moje umiejętności uzdra-

wiania i pobudzania do życia zależą od jego ożywiającej

mocy.

W godzinę po rozpoczęciu spotkania zjawiła się jakaś

spóźniona osoba, którą wielu ludzi pozdrowiło, określając

40

background image

mianem „Charmer"

1

. Gdy wieczorem jechaliśmy z powro-

tem do domu, zapytałem George'a:

- Co to za dostojnie wyglądający dżentelmen, który zja-

wił się później? Niektórzy zwracali się do niego „Charmer".

Czy to imię ma jakieś szczególne znaczenie?

- Tak, ale teraz nie mogę nic o nim mówić. Jak weźmiecie

udział w kilku naszych spotkaniach i faktycznie staniecie

się częścią naszej grupy, przypomnijcie, żebym powiedział

więcej na jego temat. To fascynująca osobowość. W rzeczy

samej, uważamy go za największego czarodzieja lub hipno-

tyzera, jaki chodził ulicami Montrealu. Przy okazji, koledzy,

byłem zachwycony tym, jak wszyscy na was patrzyli. Bar-

dzo to mnie ucieszyło. Zrozumcie jedno: tworzymy dobrze

zgraną grupę. Muszę przyznać, że miałem duże trudności,

aby uzyskać zgodę na wasz udział w spotkaniu. Na po-

czątku odmówiono mi. Następnie dzięki wstawiennictwu

ducha doradczego, jaki pojawił się liderowi grupy przeby-

wającemu na wakacjach w USA, otrzymałem telefonicznie

zgodę. Tak więc dostaliście zielone światło na przyłączenie

się do naszej grupy i będziecie mieli wielką szansę, żeby zo-

stać pełnoprawnymi członkami naszego towarzystwa. Ale

dopiero później powiem wam o tym więcej.

Poczułem się trochę nieswojo, kiedy usłyszałem, jak Geor-

ge snuł przypuszczenia, że wkrótce stanę się jednym z nich.

Ale Roland bardzo ucieszył się z tego faktu.

- Po kilku spotkaniach - rzekł George - będziecie mieli

okazję udać się do miejsca kultu znajdującego się w po-

mieszczeniu na dole. Sądzę, że zrobi to na was wielkie wra-

żenie. Jednakże będziecie mogli odwiedzić pomieszczenie

kultu bogów jedynie w obecności kapłana satanistycznego,

a także po uprzedniej aprobacie ze strony duchów.

1

Charmer (ang.) - osoba, która potrafi oczarować - przyp. tłum.

41

background image

Te spotkania odbywały się w domu prywatnym, w luk-

susowej rezydencji w Montrealu. Kiedy przebywaliśmy na

parterze, z pomieszczeń znajdujących się w piwnicy dobie-

gały dźwięki przypominające typową muzykę hinduską

z charakterystycznym dla niej monotonnym skandowa-

niem. Od czasu do czasu niektórzy uczestnicy spotkania

schodzili na dół i powracali po mniej więcej trzydziestu

minutach. Obserwowane przez nas zachowania sprawiły,

że George nachylił się do mnie, gdy usiedliśmy na kanapie,

i powiedział łagodnie:

- Nasze miejsce kultu znajduje się na dole w piwnicy. Po-

wiem wam więcej na ten temat, kiedy stąd wyjdziemy.

Około sześciu tygodni po tym, jak widzieliśmy po raz

pierwszy osobę określaną jako „Charmer", zapytałem Geor-

ge'a, czy chciałby coś o nim powiedzieć.

- Ach, oczywiście, powinniście dowiedzieć się czegoś wię-

cej o tej fascynującej osobowości. Ale na wstępie chciałbym

podkreślić, że jesteśmy, ogólnie rzecz ujmując, grupą oby-

wateli przestrzegających prawa. Nie znam nikogo z nas,

kto nie pośpieszyłby z pomocą drugiemu w potrzebie. I tak

naprawdę nie wykorzystujemy mocy, jakiej udzielają nam

duchy, by szkodzić innym ludziom. Ale w przypadku Char-

mera - no cóż, on jest w pewnym sensie innym człowiekiem

niż my. Wydaje się, że ma pewną słabość charakteru i z tego

powodu wykorzystuje swoją wielką moc hipnotyczną albo

inaczej dar do celów, do jakich nie powinien. Chcę przez to

powiedzieć, że stracił na krótką chwilę poczucie właściwego

kierunku. To ostro grający biznesmen, właściciel dwóch klu-

bów nocnych, któremu bardzo dobrze się wiedzie. I tak jak

wcześniej powiedziałem, dysponuje wielką mocą hipnotyzo-

wania. Potrafi zauroczyć innych ludzi albo wprawić w trans

hipnotyczny w ciągu dziesięciu sekund, jeśli tylko pozwoli

mu się spojrzeć prosto w oczy. Jako właściciel dwóch klubów

42

background image

nocnych ma wiele znajomości w show-biznesie. Większość

grup muzycznych dostaje angaż na okres od czterech do

sześciu miesięcy, a potem udaje się w inne miejsce. Zdaliśmy

sobie sprawę, że niektóre z tych grup rozpadają się albo tracą

swych członków po występach w jednym z jego klubów. Za-

wsze chodzi o kobietę. Około sześciu miesięcy temu mont-

realska policja obyczajowa przeszukała pewien luksusowy

dom publiczny i okazało się, że wszystkie znajdujące się tam

dziewczyny należały wcześniej do zespołów, występujących

w jego nocnych klubach, a więc każda pracowała przedtem

dla niego. Musicie wiedzieć - kontynuował George - że te

dziewczęta nigdy nie znalazłyby się w takiej sytuacji, gdyby

nie zgodziły się na zahipnotyzowanie. Później nie były już

nigdy w stanie oprzeć się mocy hipnotyzera.

43

background image

Miejsce kultu bogów

4

Podczas naszej trzeciej wizyty na spotkaniu czcicieli demo-

nów George poinformował mnie i Rolanda, że dziś pojawi

się kapłan satanistyczny, który powrócił właśnie ze Stanów

Zjednoczonych. George żywił przekonanie, że kapłan bę-

dzie do nas przychylnie nastawiony i że z pewnością zgodzi

się, byśmy odwiedzili pomieszczenie kultowe bogów.

Kiedy zjawiliśmy się na zgromadzeniu, zostaliśmy przed-

stawieni kilku osobom, których wcześniej tutaj nie widzie-

liśmy, a następnie podeszli do nas inni, życząc miłego wie-

czoru, i zaczęliśmy z nimi rozmawiać. Krótko potem zjawił

się kapłan. Ściskał wszystkim ręce na powitanie, mówiąc

każdemu kilka słów, a później skierował się w naszą stronę.

Gdy był już blisko, George powiedział:

- Czcigodny kapłanie, chciałbym przedstawić ci tych

dwóch miłych dżentelmenów.

W czasie krótkiej rozmowy kapłan zaskoczył nas swoją

wiedzą na nasz temat. Na przykład, gdy George wspomniał,

że służyliśmy w marynarce handlowej, kapłan wymienił na-

zwy statków, na jakich pływaliśmy, a do tego wspomniał kil-

ka nikomu nie znanych szczegółów. Muszę przyznać, że to

44

background image

zrobiło na nas ogromne wrażenie. Następnie przeprosił, iż

musi nas opuścić, ale dodał, że z największą przyjemnością

porozmawia z nami jeszcze przez chwilę tego wieczora.

Nie tylko jego słowa, ale też sama prezencja miały w sobie

coś zagadkowego i tajemniczego. Był to człowiek o niezwy-

kle przenikliwym wzroku, z łysiną na głowie, miał głęboki,

niski głos i podczas rozmowy od czasu do czasu śmiał się

basem. Odznaczał się potężną i przytłaczającą posturą. Po-

wiedziałbym, że wzrostem dorównywał zmarłemu genera-

łowi Charlesowi de Gaulle'owi.

Po dość długiej części poświęconej na świadectwa wy-

chwalające moc bogów kapłan znowu przyłączył się do nas,

aby kontynuować przyjacielską pogawędkę. Poinformował,

że duchy zapoznały go z dotyczącymi nas sprawami i że

wyraziły pragnienie ubogacenia naszego życia przez obda-

rowanie nas swymi wielkimi darami.

Kiedy większość ludzi wyszła, kapłan zaprosił nas do

miejsca kultu bogów.

To, co wkrótce zobaczyłem, było dla mnie najbardziej

zadziwiające i szokujące. Przeczyło moim wyobrażeniom

dotyczącym diabła i upadłych aniołów, jakie uzyskałem na

skutek katolickiego wychowania. Gdy byłem mały, dorośli

uczyli mnie, że diabeł i jego aniołowie znajdują się w ogniu

piekielnym gdzieś w głębi ziemi, asystując przy zadawaniu

nigdy nie kończących się tortur duszom zmarłych w stanie

grzechu śmiertelnego. Dorośli przedstawiali demony jako

istoty półludzkie i półzwierzęce, z rogami, kopytami oraz

ognistym oddechem. Kiedy osiągnąłem nastoletni wiek,

uznałem, że to wszystko jest zbyt niedorzeczne i że z pewno-

ścią stanowi wymysł kogoś z wybujałą wyobraźnią, kto żył

w minionych wiekach i chciał wykorzystać przesądy żywe

wśród niewykształconych mas. Wkrótce przestałem wierzyć,

że takie istoty jak diabeł i jego aniołowie w ogóle istnieją.

45

background image

Zeszliśmy na dół po schodach wraz z kapłanem zadowolo-

nym z faktu, że może nas zabrać na obchód po swojej świą-

tyni. Gdy z nim szliśmy, cały czas mówił o tym, jak duchy

wykonały projekt architektoniczny tego miejsca.

Wskazał ręką na prześliczne, misterne dzieła znajdujące

się wzdłuż głównych schodów. Jeszcze dzisiaj pamiętam

metalowe rzeźby ozdabiające masywną poręcz, wspaniałe

ozdoby ścienne, a także imponujący żyrandol nad pierw-

szym podestem.

Ogrom świątyni wzbudził mój wielki podziw. Całe miej-

sce było wypełnione zagadkową tajemniczością, sprawiającą

wrażenie, że nad jej budową czuwała istota o niezwykłej in-

teligencji, a to w celu olśnienia ludzkiego umysłu tak, aby go

zmusić do uległości i czci bez zadawania zbędnych pytań.

Pomieszczenia zostały urządzone z budzącym zachwyt

wielkim przepychem. Wszędzie widać było ozdoby ze złota.

Elementy oświetlenia oraz wiele innych przedmiotów miały

złocenia. Kapłan powiedział, że niektóre rzeczy w całości

zostały zrobione ze złotego kruszcu. Mimo iż pomieszcze-

nie nie było jasno oświetlone, zdawało się, że pokryte złotem

przedmioty i elementy lśniły pełnią blasku .

Ale, jak sądzę, najbardziej przykuła moją uwagę mnogość

przepięknych obrazów olejnych. Na ścianach wisiało sie-

demdziesiąt pięć dzieł malarskich o wielkości około 120 na

80 centymetrów.

Kapłan satanistyczny wspomniał, że jeśli będziemy mieli

jakieś pytania, chętnie na nie odpowie.

- Kim są ci dostojnie wyglądający osobnicy sportretowani

na tych malowidłach? - zapytałem.

- To są bogowie, o których zapewne słyszeliście w trak-

cie sesji przedstawiana świadectw o wielkiej mocy bogów.

Są nimi główni doradcy, mający władzę nad legionami

duchów. Zrobiono im zdjęcia, kiedy przybrali materialną

46

background image

postać, a potem na ich podstawie wykonano te portrety

Ponieważ zasługują na wielką cześć, pod każdym obrazem

znajduje się ołtarz, umożliwiający oddanie im czci przez

palenie świeczek i kadzideł, a także odprawienie innych

rytuałów, jakich żądają duchy.

Gdy wolno przesuwaliśmy się wzdłuż ściany, doszliśmy

do ołtarza, na którym znajdowała się laska z mosiężnym

wężem owiniętym wokół niej. Kapłan wspomniał, że ten

ołtarz jest poświęcony bogowi Nechusztanowi. Jego moc,

jak słyszeliśmy od lekarza podczas naszej pierwszej wizyty,

czyni prawdziwe cuda. Nasz przewodnik wypowiedział kil-

ka uwag na temat wielkich cudów dokonanych przez boga

z mosiądzu, gdy dzieci Izraela paliły kadzidła przed mosięż-

nym wężem, wykonanym kilka stuleci wcześniej z nakazu

Mojżesza (zob. II Król. 18, 4).

Przy końcu pomieszczenia stał wielki ołtarz z obrazem

przedstawiającym majestatyczną postać naturalnych roz-

miarów. W odpowiedzi na dociekania mego przyjaciela

kapłan oświadczył:

- To ołtarz poświęcony panu nas wszystkich.

- Jak go nazywacie? - zapytałem zaciekawiony.

Z dumą odpowiedział:

- Bóg z nami.

Dzisiaj, gdy przypominam sobie ten obraz, który tyle razy

miałem okazję podziwiać, muszę przyznać, że istota na nim

sportretowana odznaczała się cechami charakterystycznymi

dla ponadprzeciętnej inteligencji: wysokie czoło, przenikli-

we oczy i postawa sprawiały wrażenie, że to osoba czynu,

mająca ogromny majestat.

Nie takiej odpowiedzi kapłana się spodziewałem i była

ona dla mnie bardzo niejasna. Z pewnością nie odnosiła się

do Jezusa Chrystusa. Z całą pewnością nie. Ale, czy to w ta-

kim razie może być...?

47

background image

- Czy twierdzi pan, że ten obraz przedstawia prawdziwe

oblicze szatana? - zdołałem w końcu z siebie wydusić.

- Tak, w rzeczy samej. I prawdopodobnie zastanawia się

pan, gdzie się podziały te ohydne, niemal zwierzęce cechy

charakterystyczne dla jego wyglądu? - zaśmiał się i dodał:

- Przepraszam za ten śmiech. Ale, uwierzcie mi, drodzy

dżentelmeni, że nie śmieję się z waszego wielkiego oszoło-

mienia. Jestem naprawdę zachwycony i rozbawiony myślą,

że duchy demoniczne okazały się tak sprytne - ukryły swą

prawdziwą tożsamość i nawet teraz, w wieku postępu na-

ukowego i rozwoju nauki ogromna większość chrześcijan

wciąż wierzy w diabła z rogami i kopytami.

Po czym wyraz jego twarzy zmienił się na głęboko zatro-

skany.

- Dzisiaj należy poczynić wszelkie starania, aby przyszłe

pokolenia uwierzyły, że mistrz i duchy, które mu towa-

rzyszą, w rzeczywistości nie istnieją. Jedynie w ten sposób

będziemy mogli w nadchodzących dekadach skutecznie

przejąć władzę nad mieszkańcami tej planety.

Na jego twarzy pojawiła się ufność.

- Nic bardziej nie intryguje duchy, jak znalezienie najlep-

szych sposobów, by uczynić ludzi poddanymi zbliżającego

się królestwa szatana.

Gdy oglądaliśmy różne ołtarze i obrazy, najwyższy kapłan

wyjaśnił, że duchy demoniczne są tak naprawdę specjalista-

mi w różnych dziedzinach. Z uwagi na to, że mają bogate

doświadczenie liczone w tysiącach lat, są zaangażowane

w zażarty konflikt o przejęcie kontroli nad ludzkim umy-

słem, konflikt przeciwko siłom z góry.

Kiedy Roland zastanawiał się, dlaczego duchy poświęcają

tyle wysiłku na zwiedzenie ludzkości, kapłan oświadczył:

- Każdy, kogo uda się skłonić, by wykluczył się z królestwa

Chrystusa, automatycznie staje się członkiem wielkiego kró-

48

background image

lestwa szatana. W niedługim czasie zostanie ono ustanowio-

ne na Ziemi. Ludzie, którzy umarli, uznając szatana za pana,

zostaną pewnego dnia przywróceni do życia. Chrystus i jego

naśladowcy będą chcieli zakończyć tę zażartą wojnę toczoną

pomiędzy dwoma wielkimi siłami, zsyłając ogień z Nieba na

zwolenników szatana, ale to nie wyrządzi im żadnej krzyw-

dy, gdyż duchy demoniczne potrafią obecnie kontrolować

ogień, tak więc nie ma on żadnej mocy niszczącej ludzkie

istoty. - I dodał, że jeśli wątpię w jego słowa, powinienem

pojechać do Indii albo w inne rejony Ziemi, gdzie rozkwitła

czarna magia, by zobaczyć ludzi chodzących po rozżarzo-

nych węglach, którzy nie odnoszą przy tym żadnych ran ani

nawet nie zostaje spalony jeden włos na ich nogach.

Jak tylko opuściliśmy miejsce kultu, oświadczyłem, że

mam mieszane uczucia wobec szatana i jego zastępów. Ka-

tolickie wychowanie nauczyło mnie, że szatan i aniołowie

przebywają w piekle razem z duszami ludzi, którzy umarli

w stanie grzechu śmiertelnego.

- Czy to prawda? - zapytałem.

Kapłan satanistyczny zgodził się poświęcić nam swój czas

i przedstawić to, co można nazwać prawdziwym obrazem

rzeczy.

- Dżentelmeni, zdaję sobie sprawę, że wizyta w takim

miejscu kultu wzbudziła pewne wątpliwości i pytania

w waszych umysłach. Po pierwsze, pozwólcie, że zapewnię

was, iż członkowie naszej tajemnej wspólnoty tutaj w Mont-

realu stanowią elitę czcicieli duchów. Kiedy zakończy się

walka pomiędzy siłami z góry i tymi opowiadającymi się

po stronie naszego wielkiego pana, nastanie jego królestwo

na Ziemi. Wszyscy otrzymamy wtedy wysokie stanowiska

oraz różne zaszczyty. Zostaniemy sowicie wynagrodzeni za

to, że sprzymierzyliśmy się z tymi, którzy teraz wydają się

przegrani - chyba domyślacie się, co mam na myśli. Przed

49

background image

tysiącami lat nasz pan sprawował jurysdykcję nad niezli-

czoną liczbą istot w ogromnym wszechświecie. Został nie-

zrozumiany i zmuszony do opuszczenia swego królestwa

wraz z innymi duchami, które opowiedziały się za nim.

Mieszkańcy tej planety uprzejmie powitali naszego pana.

Z racji swego potężnego intelektu słusznie stał się prawowi-

tym władcą Ziemi, przyczyniając się do tego, że pierwotni

jej właściciele zrzekli się swojej własności, wierząc, że jego

słowa były faktycznie prawdą. Niektórzy mogliby określić

to mianem zwiedzenia, ale on jedynie postępował według

zasady przetrwania, czyli zgodnie z instynktem charaktery-

stycznym dla wielkich przywódców. Kiedy stało się jasne,

że nasz wróg - Chrystus - przyjdzie na Ziemię, przyjmując

postać człowieka, żeby przyciągnąć ludzi do siebie, nasz

pan i jego główni doradcy postanowili zastosować strategię

podobną do tej, jaka pierwotnie umożliwiła mu zdobycie

panowania nad nowym dominium.

Ten zaplanowany sposób postępowania wymaga od

wszystkich duchów demonicznych, żeby skrupulatnie do-

radzały ludziom tryb życia, który wykluczy ich z królestwa

Chrystusa. Duchy zachęcają ludzi, aby wsłuchiwali się bar-

dziej w swe uczucia niż w słowa Jezusa i Jego proroków. To

najpewniejsza droga do osiągnięcia przez demony pełnej

kontroli nad ludzkim życiem, tak by mieszkańcy Ziemi nie

zdawali nawet sobie sprawy, co się dzieje. Duchy sugerowa-

ły różnego rodzaju błędne doktryny i idee, a ludzkość chęt-

nie je przyjmowała, ponieważ bardzo jej się podobały.

Na twarzy najwyższego kapłana widoczna była fascynacja

tym, co nam przekazywał. Poprosił, abyśmy zechcieli posłu-

chać go cierpliwie przez kilka minut, a on postara się jeszcze

lepiej zilustrować swoje słowa. Kiedy zapewniliśmy go, że

bardzo nas to interesuje i chętnie dowiemy się więcej szcze-

gółów o działalności duchów, ciągnął dalej swą opowieść.

50

background image

- Moi dżentelmeni, przypomnijcie sobie postać Salomona,

króla izraelskiego, człowieka obdarzonego wielką mądro-

ścią zwracającą uwagę wielu potężnych władców. W tym

samym czasie nasz wielki pan zaniepokoił się faktem, że

Salomon budzi tak duże zainteresowanie, i postanowił do-

łożyć wszelkich starań, aby zdobyć władzę nad całą Ziemią.

Do tego czasu udało mu się rozkrzewić praktyki bałwo-

chwalcze w każdej części globu ziemskiego, z wyjątkiem

ziemi izraelskiej. Dlatego zdecydowano, że duchy doradcze

powinny szczególnie postarać się, by Salomon zaczął wy-

wyższać się ponad innych. Po drugie, powinny zaszczepić

mu silne przekonanie, że w interesie jego narodu leży, by

stworzyć sojusze z ościennymi narodami, mimo iż jego oso-

biści doradcy mu to odradzali.

Plan naszego pana okazał się ogromnym sukcesem. Kiedy

Izrael, idąc za przykładem Salomona, oddał cześć Asztarcie

- bogini Sydończyków, Kemoszowi - bogu Moabu i Miko-

mowi - bogu Ammonitów (zob. I Król. 11, 33) - kiedy ludzie

pokłonili się bóstwom reprezentującymi duchy demonów

- nasz pan uznał, że odniósł całkowite zwycięstwo. Osiągnął

swój wielki cel. Cały świat dostał się pod jego panowanie.

Panowie, wierzę, że teraz już zdajecie sobie sprawę, iż

ukrywanie prawdziwej tożsamości jest wyrazem wiel-

kiej mądrości i przebiegłości naszego pana. Dzięki temu

jego oddani słudzy mogą być pewni jednego - ich gorli-

wość zostanie sowicie nagrodzona w dniu, gdy zobaczą

całe pokolenia Ziemian, jak stoją przed szatanem w pokor-

nym posłuszeństwie i uznają swego pana za prawdziwego

boga. Wielki pan - ciągnął dalej kapłan - nic nie zostawia

przypadkowi. Obmyśla niezwykle skomplikowane plany

i z wielką starannością zakłada sidła, żeby zniewolić miliony

najtęższych ludzkich umysłów i by w ten sposób zapewnić

uległość ludzi zarówno w tym życiu, jak i na wieczność.

51

background image

Uniesiony entuzjazmem dla sprawy szatana kapłan prze-

szedł do tematu, który określił jako: „Budzące największą

grozę zgromadzenie istot duchowych, jakie odbędzie się

w jednym miejscu w całej historii Ziemi".

- Na początku osiemnastego wieku - powiedział - szatan

i jego duchy doradcze zwołały wielką radę generalną, żeby

przygotować się na nadejście ery gwałtownego rozwoju

przemysłowego na świecie. Szatan przewidział, że wkrótce

nadejdzie wiek odkryć naukowych i intelektualnego oświe-

cenia. To zapoczątkuje czasy ostateczne kończące zmagania

między siłami dobra i zła. Ponieważ szatan studiuje pro-

roctwa biblijne, dobrze rozumie znaczenie słów zapisanych

w Księdze Daniela (zob. Dan. 12,4). Opisują one czasy końca,

czasy, w których wielu będzie usiłowało to badać i wzrośnie

poznanie. Uznał, że teraz jest idealny moment, aby odwieść

ludzi od swego Stwórcy i w ten sposób prowadzić wielkie

rzesze na wieczne potępienie. To stworzy dogodne warunki

do ustanowienia w niedługim czasie jego królestwa, które

będzie tak wielkie, że tylko niewielu ludzi opuści tę planetę,

gdy zjawi się Chrystus, by ich zabrać podczas tajemnego po-

chwycenia wybranych przy końcu chrześcijańskiej ery.

Na stronie kapłan przechwalał się, że Chrystus tak napraw-

dę nie powróci na Ziemię w potędze i chwale, ale abdyku-

je i zrzeknie się wszystkich roszczeń do Ziemi, wiedząc, że

zgodnie z prawem ta planeta słusznie należy się szatanowi.

- Potem wielki pan wskrzesi swych ludzi z grobów, a na-

stępnie ustanowi swe niekończące się królestwo na Ziemi.

Kapłan powrócił teraz do tematu wielkiej rady generalnej

zwołanej przez szatana:

- Po długich namysłach zakończyła się ona przyjęciem pla-

nów, dotyczących przygotowania zwiedzeń, jakie wykluczą

rzesze ludzi z królestwa Chrystusa. W ten sposób staną się oni

bezwiednie członkami szatańskiego królestwa. Komitet wy-

52

background image

konawczy rady przyjął trzyczęściowy plan. Pierwsza część

planu przewidywała przekonanie istot ludzkich, że szatan

i jego aniołowie w rzeczywistości w ogóle nie istnieją.

Druga część zakładała uzyskanie całkowitej kontroli nad

ludźmi przez uczynienie z hipnotyzmu nowej i korzyst-

nej dla człowieka dziedziny nauki. Ludzie o wielkim wy-

kształceniu - kontynuował kapłan - będą mogli pod kierun-

kiem przyjaznych duchów utrwalić wśród innych doktrynę

o nieśmiertelności duszy, sprawiając, że osoby pod wpły-

wem hipnozy rzekomo cofną się do czasów poprzednich

wcieleń. Tacy ludzie będą dokładnie opisywać wydarzenia

z przeszłości, o których by nic nie wiedzieli, gdyby nie zosta-

li wprowadzeni w trans hipnotyczny. Żeby zwiedzenie sta-

ło się jeszcze bardziej wiarygodne - ciągnął spirytystyczny

kapłan - od czasu do czasu duchy sprawią, że osoba zahip-

notyzowana będzie potrafiła płynnie mówić w obcym języ-

ku, choć wcześniej go wcale nie znała. To pomoże szatanowi

w dechrystianizacji świata zachodniego. Trzeci element sza-

tańskiego planu stanowi podważenie autorytetu Biblii bez

potrzeby fizycznego jej zniszczenia. Szatan usunie Boga

z milionów umysłów ludzkich za pomocą teorii ewolucji.

Kapłan twierdził, że do realizacji swego planu szatan wy-

brał ludzi o wspaniałym intelekcie.

- Wybrał między innymi austriackiego lekarza Franza Me-

smera, który dołożył wszelkich starań, by hipnotyzm przestał

być traktowany jako swego rodzaju okultystyczna zabawa,

a stał się raczej nową dziedziną nauki. Mesmer zapocząt-

kował teorię zwaną zwierzęcym magnetyzmem. Duchy

przekonały go, że ludzkie ciało przenika tajemniczy fluid

pozwalający, aby pewne osoby wywierały potężny wpływ

na innych. W momencie śmierci Mesmera w 1815 roku hip-

notyzm jako środek znieczulający zaczął zdobywać uznanie

wśród wielu europejskich lekarzy. Odkryto, że praktyka le-

53

background image

karska stała się bardziej skuteczna niż kiedykolwiek w prze-

szłości.

Kapłan przerwał na chwilę swą opowieść, uśmiechnął się

szeroko i kontynuował:

- Lekarze nie mieli pojęcia, że tak naprawdę energia, jaką

otrzymywali, pochodziła od przyjaznych duchów. Plan

szatana, żeby podważyć autorytet Biblii, nie uciekając się

do jej zniszczenia, należy do najbardziej inteligentnych,

o jakim kiedykolwiek słyszałem - powiedział ze śmiechem.

- Urodzony w 1809 roku Karol Darwin i urodzony w roku

1825 Thomas Henry Huxley ulegli wpływowi duchów już

jako małe dzieci, ponieważ lekarze używali hipnozy do ich

znieczulania. Duchy postanowiły, że kiedy chłopcy dorosną,

staną się narzędziem do stworzenia religii znanej pod nazwą

teorii ewolucji. Wiążąc jej powstanie z wybuchem rewolucji

naukowej, jaka dokonała się na całym świecie, większość

ludzi nigdy nie uznała tej teorii za religię, która stanowi po-

most ponad wszystkimi podziałami wyznaniowymi, a także

jest gorliwie wyznawana przez świat laicki.

Ku memu zaskoczeniu i zdziwieniu kapłan twierdził, że

„duchy uważają każdego, kto naucza teorii ewolucji, za gło-

siciela stworzonego przez nie wielkiego systemu religijnego

i ta osoba otrzymuje szczególne namaszczenie z rąk samego

szatana, który obdarza ją wielką mocą wywoływania ducho-

wej ślepoty wśród ludzi, a także udziela daru przekonywa-

nia, skłaniającego wielu do przyjęcia tej religii. W rzeczy-

wistości szatan tak bardzo ceni głosicieli teorii ewolucji, że

przydziela im specjalną asystę aniołów. Mają oni towarzy-

szyć im przez cały życie. To wyraz największego uznania,

jakie szatan może okazać człowiekowi w całej galaktyce.

Kapłan wyjaśnił, iż szatan i jego doradcy doszli do wnio-

sku, że mogą wykorzystać teorię ewolucji do zniszczenia sa-

mych podstaw, na jakich został oparty autorytet Biblii.

54

background image

- Ta teoria może zostać wykorzystana do podważenia bi-

blijnego tygodnia stworzenia, upadku człowieka w raju oraz

planu odkupienia. Stawka, o jaką toczy się gra, jest tak wy-

soka, że duchy przekazały nam, iż szatan osobiście pouczał

Darwina przy tworzeniu podstawowych zasad jego koncep-

cji naukowych.

Następnie kapłan z widoczną dumą przeszedł do wyja-

śniania, jak duchy potrafią wpłynąć na człowieka pozornie

przeciętnego i wynieść go wysoko, aby zyskał szacunek

i cieszył się autorytetem. Nazwisko takiej osoby staje się czę-

sto na zawsze sławne.

- Dobrym tego przykładem - stwierdził - jest Thomas

Henry Huxley, który był zwykłym chirurgiem w marynarce

brytyjskiej. Dopiero gdy na jego życie zaczęły oddziaływać

duchy, stał się sławnym zoologiem, wykładowcą i pisarzem.

Dokonał prawdziwych cudów, by przekonać ogół ludzi

o prawdziwości nauk Darwina, mimo iż twierdził, że we-

dług teorii ewolucji człowiek pochodzi od małp. Jako były

ksiądz katolicki - zakończył nasz przewodnik - twierdzę, że

to niemożliwe, aby ktoś wierzył w biblijny tydzień stworze-

nia, upadek człowieka w raju i plan odkupienia i zarazem

aby uważał za prawdziwą teorię ewolucji. Taka mieszanina

idei musi być największym bluźnierstwem dla Stwórcy.

(Tutaj muszę nadmienić, że to towarzystwo spirytystów

nigdy nie mówiło o Bogu, ale zawsze o Stwórcy. Jedynie sza-

tana i jego aniołów określało mianem bogów).

W tym wszystkim jedna rzecz stanowiła dla mnie zagadkę.

- Jak u licha można uważać teorię ewolucji za doktrynę re-

ligijną? - zapytałem. - Przecież każdy wie, że to jedynie teo-

ria, pewne założenie, gdyż wydaje się najlepiej wyjaśniać,

skąd się wzięło życie na Ziemi.

Oczy kapłana zalśniły jeszcze większym podekscytowa-

niem, gdy odpowiedział:

55

background image

- Doktryna religijna to każda teoria, która bardziej przybli-

ża człowieka do jego boga. To może być pewna koncepcja,

działalność albo nawet coś na pozór zupełnie niezwiązane-

go z religią. Ale jeśli służy propagowaniu zasad bliskich sza-

tanowi, wielkiemu bogu tego świata, to wtedy rzeczywiście

stanowi doktrynę religijną w najpełniejszym znaczeniu tego

słowa. W rzeczy samej ta definicja pochodzi wprost od du-

cha doradczego.

Po zaakceptowaniu przeze mnie Jezusa jako swego Zba-

wiciela zacząłem studiować Biblię, by przekonać się, w jaki

sposób wiara w ewolucję może wykluczyć człowieka z Bo-

żego królestwa. Gdy rozważałem słowa Jezusa o grzechu

przeciwko Duchowi Świętemu, zacząłem wówczas rozu-

mieć, dlaczego tak może się stać (zob. Mat. 12, 31-32).

Otóż gdy ktoś deklaruje, że przestał wierzyć w stworzenie

świata przez Boga, że nie traktuje poważnie biblijnej koncep-

cji upadku człowieka w raju, a także uważa, że rodzaj ludzki

stanowi jedynie trochę bardziej rozwinięty w procesie ewo-

lucji gatunek zwierząt - wówczas ten człowiek faktycznie

s

oskarża Ducha Świętego, że mówi nieprawdę. Ponieważ

Biblia została napisana bezpośrednio z natchnienia Ducha

Świętego, taka osoba, podważając prawdy w niej zawarte,

oskarża Go, że nie jest godny zaufania.

Gdy jeszcze porozmawialiśmy przez chwilę z kapłanem spi-

rytystycznym, zapytał, czy chcielibyśmy wiedzieć coś więcej.

Oglądając obrazy, zauważyłem, że wielki ołtarz poświęco-

ny szatanowi został wykonany w całości z czystego marmu-

ru. Miał w przybliżeniu 2, 7 metra długości, 90 centymetrów

wysokości i 75 centymetrów szerokości.

- Wydaje się, że ołtarz pana został wykonany z jednego

bloku marmuru - zauważyłem. - Jak udało się przetrans-

portować tutaj na dół tak ciężki blok skalny?

Kapłan uśmiechnął się.

56

background image

- Jest pan bardzo spostrzegawczy, panie Morneau. A może

to sam szatan natchnął pana taką myślą, żeby mógł objawić

swą wielką moc? Powiem wam coś, młodzi przyjaciele. Je-

den z duchów doradczych przekazał mi, że nasz mistrz ma

szczególny plan do wykonania w waszym życiu. Dlatego

opowiem wam o wielkiej mocy duchów. Ale pozwolicie, że

najpierw zapalę cygaro.

W tym czasie siedzieliśmy na sofie przy oknie panoramicz-

nym, z którego rozciągał się przepiękny widok na miasto

skąpane w morzu świateł. Miałem wrażenie, że kapłanowi

sprawiało wiele radości opowiadanie o tym, co stanowiło

jego główne zainteresowanie w życiu - działalność duchów

demonicznych. A my mieliśmy czas, by go słuchać.

- Ołtarz pana został przeniesiony na obecne miejsce w ten

sam sposób i za pomocą tej samej metody, jakiej używali ka-

płani druidowie, wznosząc budowlę Stonehenge - wykorzy-

stywali moc duchów albo, mówiąc inaczej, proces lewitacji.

Duchy objawiły mi, że druidowie odznaczali się wielkimi

umiejętnościami wśród starożytnych Celtów zamieszkują-

cych obszary współczesnej Francji, Anglii i Irlandii 2800 lat

temu. Pokazano mi, że w południe i o północy podczas peł-

ni księżyca druidowie wykorzystywali proces lewitacji do

przenoszenia bloków szarego piaskowca ważących nawet

28 ton w precyzyjnie określone miejsca przy wznoszonych

przez nich budowlach kultowych.

Kapłan zaciągnął się dwa razy cygarem przypominającym te,

jakie palił Churchill, rozparł się na siedzeniu i ciągnął dalej:

- Świadomy ich wielkich umiejętności czułem, że i ja mogę

skorzystać z tego samego przywileju. Dlatego powiadomi-

łem grupę wyznawców o moich zamiarach, by ofiarować

naszemu panu dowód miłości w postaci pięknego ołtarza.

Uznali, że jeśli mam dostateczną wiarę, iż duchy umieszczą

ołtarz w wyznaczonym miejscu, to oni zajmą się kosztami

57

background image

zakupu i dostarczenia ołtarza pod tylne drzwi domu, który-

mi wchodzimy do naszego miejsca kultu. Natychmiast po-

wiedziałem, żeby złożyli zamówienie na ołtarz wykonany

z białego włoskiego marmuru wydobywanego z okolic Car-

rary. Nasz pan musi mieć to, co najlepsze.

Wiem z doświadczenia, że moc duchów jest nieograni-

czona dla tych, którzy wierzą w słowa pana. I muszę przy-

znać, że duchy sowicie wynagrodziły moją wiarę. Podczas

nabożeństwa odprawianego o północy bogowie przenieśli

marmurowy ołtarz w obecne miejsce za pomocą lewitacji.

Muszę powiedzieć, moi dżentelmeni, że dzisiejszego wie-

czora spotkał was wielki zaszczyt, chociaż może nie jesteście

tego świadomi. Kiedy zatrzymaliśmy się przy ołtarzu pana,

przyglądając się wspaniałemu portretowi, oddającemu za-

ledwie w nikłej części jego piękno i chwałę, szatan objawił

mi się i ponad trzy minuty stał przy drugim końcu ołtarza,

przysłuchując się naszej rozmowie. To dlatego zapropono-

wałem, żebyśmy oddali pokłon przed ołtarzem. Fakt, że

posłuchaliście mego wezwania, ogromnie uradował serce

naszego pana.

Może zainteresuje was, że od trzech miesięcy pan nie za-

szczycił nas swoją obecnością,, gdyż był bardzo zajęty pracą

w siedzibie Narodów Zjednoczonych, gdzie przygotowy-

wane są plany pokojowe. To wymagało poświęcenia szcze-

gólnej uwagi z jego strony, ponieważ ta praca nie mogła być

powierzona żadnemu innemu aniołowi.

Pokój na Ziemi nie leży w interesie jego królestwa, z tego

powodu ma do wykonania gigantyczną pracę, która polega

na zlecaniu legionom duchów specjalnych zadań krzyżują-

cych realizację planów pokojowych przez prowokowanie

osobistych ambicji w przywódcach ludzkości.

Wśród tych jego wynurzeń zwłaszcza jedna rzecz zwróciła

moją uwagę: stwierdzenie, że obraz szatana jedynie w nikłej

58

background image

części wyraża jego chwałę i piękno. Postanowiłem nawiązać

do tego tematu raz jeszcze. Używając słów, jakie uznałem

wtedy za właściwe, zapytałem:

- Wielebny kapłanie, czy mógłbyś objaśnić jedną rzecz,

0 jakiej wspomniałeś? Nie całkiem dobrze zrozumiałem, co

miałeś na myśli, mówiąc, że ten portret tylko w niewielkim

stopniu oddaje piękno i chwałę pana.

- Tak, przyjaciele, portret pana zaledwie w mglisty spo-

sób go objawia. Kiedy duch przybiera postać materialną,

zazwyczaj ukrywa prawdziwe piękno i chwałę obecne, gdy

przebywa w swej naturalnej postaci. Gdyby duch uczynił

siebie widocznym, nie ukrywając blasku chwały, nie byliby-

śmy w stanie patrzeć na niego, gdyż po prostu stracilibyśmy

wzrok.

Na przykład podczas mej ostatniej wizyty wakacyjnej

w Stanach Zjednoczonych w Chicago w moim apartamencie

hotelowym zjawił się duch doradczy. Przyniósł pilną wiado-

mość, że człowiek, którego wyznaczyłem do zastępowania

mnie tutaj na miejscu, może zniweczyć całą pracę wykony-

waną przez duchy, mającą na celu skontaktowanie was z na-

szym towarzystwem. Ale powiem o tym więcej trochę póź-

niej. W każdym razie blask bijący od ducha tak olśniewał,

że nie mogłem spojrzeć w jego kierunku. Po przekazaniu

w kilku słowach rady zniknął. Ale z powodu niezwykłej ja-

sności doznałem takiego szoku, że byłem częściowo oślepio-

ny przez ponad trzydzieści minut. Chwilę później usiłowa-

łem wykręcić numer telefonu, ale nie byłem w stanie tego

uczynić. Musiałem poprosić kogoś o pomoc.

Rozmawialiśmy z kapłanem jeszcze przez jakiś czas.

Zapoznał nas z wieloma szczegółami dotyczącymi kultu

demonów. Potem, zanim wyszliśmy późno w nocy, kazał

nam przysiąc, że nikomu nie powiemy, co tu widzieliśmy

1 słyszeliśmy.

59

background image

Najwyższy kapłan wyrecytował zaklęcie, które częściowo

kazał nam za sobą powtórzyć, a potem przypieczętowali-

śmy pakt, kładąc szczyptę sproszkowanego kadzidła nad

ogniem płonącym w czarnej gromnicy Płomień świecy od

razu żywiej zajaśniał, a cały pokój napełnił się intensywnym

zapachem kadzidła.

Po powrocie do domu nie byłem w stanie zasnąć w nocy,

gdyż wciąż nie przestawałem myśleć o miejscu kultu, ja-

kie widzieliśmy. Świadomość tego, że szatan i jego anioło-

wie naprawdę istnieją i że są cudownymi istotami - a nie

ohydnymi stworami - była trudna do zaakceptowania. Wy-

chowanie w tradycji katolickiej sprawiło, że miałem bardzo

wypaczony obraz rzeczywistości i dlatego nie mogłem w to

wszystko uwierzyć. Upłynęły dwa miesiące - w tym czasie

byłem świadkiem wielu nadnaturalnych objawień - zanim

uznałem, że upadli aniołowie rzeczywiście są przepięknymi

i nadzwyczajnie inteligentnymi istotami.

60

background image

Duchy w akcji

5

Dwa czy trzy tygodnie po wizycie w miejscu kultu de-

monów nadarzyła się kolejna okazja, żeby porozmawiać

z najwyższym kapłanem o szatanie i jego aniołach. Kiedy

wspomniałem, że jadąc na to miejsce, spodziewałem się

spotkać grupę bezwzględnych ludzi, uśmiechnął się i za-

chichotał.

- Czciciele duchów, tak jak członkowie każdej wspólno-

ty, bardzo się między sobą różnią. Często odzwierciedlają

kulturę lokalnej społeczności. Kiedy podróżujesz w różne

miejsca, zauważasz zapewne, że pośród osób o niskim po-

ziomie wykształcenia dominuje przywiązanie do różnych

przesądów. Tacy ludzie angażują się w najbardziej upadlają-

ce formy kultu. I dlatego duchy z największą przyjemnością

zaszczepiają im upodobanie do różnego rodzaju praktyk,

gdyż wiedzą, że to najbardziej boli ich największego wro-

ga - Chrystusa, który twierdził, że pociągnie wszystkich do

siebie. Ale duchy udowodniły w trakcie minionych wieków

niezliczoną ilość razy, jak bardzo się mylił. Wiele milionów

ludzi zeszło do grobu, nie wierząc w Jezusa ani nawet nie

słysząc o Nim.

61

background image

Gdy kapłan mówił, powstał zza biurka i zaczął przecha-

dzać się po pokoju. Splótł ręce na plecach i uśmiechnięty

wpatrywał się w podłogę, od czasu do czasu spoglądając na

mnie.

- Co się tyczy naszej grupy tutaj w Montrealu, uważamy

się w pewnym sensie za jaśniejszą część tego spektrum. Na-

tura obdarowała nas intelektem znacznie przewyższającym

poziom intelektualny, jakim charakteryzują się tysiące miej-

scowych mieszkańców. Z tego powodu pan uczynił dla nas

wyjątek, zapoznając z rzeczywistością świata duchowego.

Ma on dla nas specjalne zadanie do wykonania - i proszę,

przestań patrzeć na mnie, jakbyś w ogóle mi nie wierzył!

Niewątpliwie wyraz mojej twarzy zdradzał zaskoczenie

z powodu jego słów.

- Wybacz, jeśli obraziłem cię w czymkolwiek - powiedzia-

łem. - Naprawdę wierzę w to, co mówisz. Ale muszę jeszcze

dowiedzieć się tylu rzeczy o zamierzeniach szatana - prze-

cież wszystko, czego doświadczyłem w waszym domu kul-

tu, jest dla mnie takie nowe i odmienne od tego, czego mnie

nauczono, że czasami trudno mi ukryć zaskoczenie.

- Nie chciałem podnosić na ciebie głosu, uwierz mi - od-

parł - i wcale mnie nie uraziłeś. Wynika to po prostu z faktu,

że czasami irytuję się niepotrzebnie. Nie zamierzałem prze-

chwalać się w żaden sposób, jaką to wyjątkową grupę sta-

nowimy tutaj w Montrealu. Mówiłem tylko to, co sam pan

osobiście mi wyjaśnił.

Rozsiadł się wygodnie w swym fotelu przy biurku, zapalił

cygaro i zaciągnął się.

- Co się tyczy ciebie i twego przyjaciela Rolanda, pan obja-

wił mi rok temu, że spotkam was tutaj w domu kultu, ale za-

pomniałem o tym zupełnie. I jak wspomniałem przed chwi-

lą, odpoczywałem w hotelowym apartamencie w Chicago

na wakacjach, gdy zjawił się główny doradca, przypomina-

62

background image

jąc mi o was. Powiedział, żebym natychmiast połączył się

telefonicznie z kimś, kto zastępował mnie tutaj w Montrealu

podczas mej nieobecności. Właśnie miał zniweczyć całą

pracę duchów, jaką wykonały, by skontaktować was z nami.

Zadzwoniłem do tego człowieka od razu i zanim zdołałem

coś powiedzieć, wspomniał, że George poprosił o zgodę, że-

byś wraz ze swoim przyjacielem mógł wziąć udział w sesji

sławiącej moc bogów, ale że odmówił wam tego zaszczytu.

Oczywiście powiadomiłem go o woli głównego doradcy.

Następnie zadzwoniłem do George'a, by powiedzieć, że

z największą przyjemnością powitamy was w naszym miej-

scu kultu. Jak widzisz, pan wiele myśli o każdym z nas, więc

przestań tak nisko siebie cenić.

Kiedy wróciłem do domu i położyłem się do łóżka, znów

doświadczyłem kolejnej prawie bezsennej nocy - odtwarza-

jąc w myślach wieczorną rozmowę z kapłanem.

Pewnego szczególnego dnia mój przyjaciel Roland musiał

pracować po godzinach aż do późnego wieczora i z tej przy-

czyny nie miał możliwości, by skontaktować się ze mną te-

lefonicznie przed moim wyjściem na spotkanie. Jadąc tram-

wajem do domu, stwierdził, że jeśli pojedzie bezpośrednio

na miejsce, to prawdopodobnie się nie spóźni. Zdecydował

się wysiąść z tramwaju na skrzyżowaniu ulicy Ste. Catheri-

ne i bulwaru St. Laurent i tam zadzwonić do mnie, gdy będę

już w domu kultu. Ale nie wziął ze sobą numeru telefonu.

Bardzo chciał przypomnieć sobie choć adres miejsca spotka-

nia, wtedy mógłby uzyskać potrzebny numer w informacji.

Dlatego wyciągnął mały notatnik z kieszeni wraz z długopi-

sem, ale mimo że bardzo się starał, nie był w stanie przed-

stawić sobie wizualnie numeru ulicy, jaki widział wiele razy

na budynku. Jednak ku swemu wielkiemu zdziwieniu, gdy

szepnął cicho do siebie: „Gdyby tylko duchy mogły mi po-

móc", jakaś niewidzialna siła zaczęła poruszać długopisem

63

background image

w jego ręku, zapisując pięknym charakterem pisma nie tylko

numer domu, ale także nazwę ulicy.

Roland przez chwilę był zachwycony swymi zdolnościami,

ale trochę się rozczarował, gdy dowiedział się w informacji

telefonicznej, że potrzebny mu numer jest zastrzeżony.

W tym samym czasie ja wraz z George'em zastanawialiśmy

się, co się dzieje z naszym przyjacielem. Wtedy George'owi

przyszedł do głowy pewien pomysł.

- Poprosimy Gerarda obdarzonego zdolnością jasnowidze-

nia, żeby ustalił, gdzie Roland obecnie jest - zaproponował.

Wypowiedziawszy krótkie zaklęcie, Gerard zamknął oczy

i położył palce na skroni, po czym rzekł:

- Widzę, jak Roland wszedł do sklepu z cygarami znajdu-

jącego się na skrzyżowaniu ulicy Ste. Catherine i bulwaru St.

Laurent. W tej chwili zadzwonił do informacji telefonicznej.

Chce się dowiedzieć, jaki jest numer naszego telefonu, ale

powiedziano mu, że numer jest zastrzeżony. Postaram się

przy pomocy zaprzyjaźnionego ducha przesłać mu pewną

myśl. Już dostał wiadomość. Teraz dzwoni do George'a, idź

odebrać telefon, zaraz ciebie poprosi.

George skierował się do telefonu na drugim końcu po-

koju. Gdy usłyszeliśmy pierwszy dzwonek, ktoś podniósł

słuchawkę i po przywitaniu się z rozmówcą powiedział

George'owi, że to telefon do niego.

Kiedy zjawił się Roland, był zachwycony swym doświad-

czeniem z duchami. Pokazał nam notatkę zapisaną pięknym

charakterem pisma i oświadczył:

- Oprawię to w ramki. Nigdy w życiu nie widziałem pięk-

niejszego pisma ręcznego. - Następnie, zwracając się w stro-

nę kapłana, zapytał: - Zastanawiam się, dlaczego duch nie

podał mi adresu razem z numerem telefonu?

- Nie poprosiłeś o to - odparł kapłan. - Duch działał

zgodnie z zasadą: „Niechaj się stanie według wiary waszej".

64

background image

Twoje doświadczenia z dzisiejszego wieczora są dziecin-

ną igraszką w porównaniu z tym, co bogowie planują dla

was obu, moi dżentelmeni. Ale musicie wierzyć duchom

i oczekiwać od nich dokonania wielkich rzeczy. Potrze-

bujecie doświadczyć kilka razy przejawów wielkiej mocy

inteligencji ze strony duchów, potem, jak sądzę, będziecie

potrafili wierzyć im na tyle mocno, że duchy będą w stanie

pomagać wam w jeszcze bardziej spektakularny sposób.

Dwa albo trzy tygodnie później, kiedy Roland i ja weszli-

śmy do tej pięknej rezydencji, przywitał nas kapłan satani-

styczny, po czym oświadczył:

- Tego wieczora będziecie świadkami bardzo interesujące-

go seansu. Do Montrealu przyjechał mój stary znajomy. To

wybitny profesor historii, historyk w najlepszym znaczeniu

tego słowa. Jest stowarzyszony w wielu wiodących francu-

skich uniwersytetach. Jego wiedza na temat fascynujących

szczegółów historycznych sprawia, że uważa się go za wy-

bitnego eksperta w swej dziedzinie. Powinienem raczej po-

wiedzieć, że sławę zawdzięcza duchom. To one przekazały

mu wiele nieznanych wcześniej faktów historycznych. Dzi-

siaj wieczorem będzie za pomocą medium odkrywał nowe

szczegóły dotyczące wojen prowadzonych przez cesarza

Napoleona Bonapartego. W tej chwili odprawia nabożeń-

stwo w sali kultu. Tymczasem wyjaśnię, jak będzie wyglądał

seans spirytystyczny.

Rozsiedliśmy się wygodnie i z uwagą zaczęliśmy słuchać

kapłana mówiącego o mającym wkrótce się odbyć niezwy-

kle ekscytującym seansie.

- Medium jest wprowadzone w trans pozwoli, by duch

przeniknął ciało, przejmując całkowitą kontrolę nad jego

fizycznymi i umysłowymi zdolnościami. W ten sposób

medium zostanie wykorzystane przez duchy jako dosko-

nałe narzędzie do porozumiewania się z ludźmi. Pod-

65

background image

czas wcześniejszych seansów w ciało medium pogrążone

w transie wchodziło w różnym czasie od sześciu do dwu-

nastu duchów. Poszczególne duchy znają tylko pewną część

faktów związanych z danym wydarzeniem historycznym,

często brakuje im wiedzy dotyczącej innych jego aspektów.

Wtedy na miejsce jednego ducha wchodzi w ciało medium

inny, który był obecny podczas konkretnych wydarzeń,

a nawet czynnie brał w nich udział. Duchy posiadają bardzo

precyzyjną wiedzę, dlatego potrafią przytaczać nie tylko

słowa, ale też wiernie naśladują intonację i brzmienie głosu

osoby, której słowa cytują.

Kilka minut później kapłan poszedł sprawdzić, czy jego

przyjaciel zakończył oddawanie czci duchom. Niedługo potem

powrócił, by powiedzieć, że wszyscy zainteresowani uczest-

nictwem w seansie powinni udać się na dół do miejsca kultu.

Kapłan przedstawił zgromadzeniu przybyłego do Mont-

realu historyka, następnie poprosił sześciu ochotników, by

wystąpili do przodu. Duchy miały wybrać jednego z nich

jako kanał komunikacji podczas wieczornego seansu. Sze-

ściu ochotników stanęło przed kapłanem, który wezwał

bogów, by objawili swą wielką moc i sprawili, aby duchy

towarzyszące Napoleonowi Bonapartemu w trakcie jego

kampanii wojskowych zechciały ujawnić szczegóły histo-

ryczne, o jakie poprosi je goszczący w domu kultu historyk.

Podczas gdy kapłan odprawiał krótki rytuał, duchy weszły

w ciało jednego z mężczyzn i zaczęły mówić po francusku

z wyraźnym paryskim akcentem i brzmieniem, które przy-

ciągały uwagę.

Duch poinformował nas, że był głównym doradcą specja-

lizującym się w sprawach wojskowych i sprawującym nad-

zór nad legionami duchów. Dodał też, że ze względu na to,

iż temat jest bardzo skomplikowany, będzie potrzebował

jeszcze dwóch ochotników z pozostałych pięciu, aby służyli

66

background image

jako kanały komunikacji. Dwaj mężczyźni zaczęli się trochę

trząść, oczy im się zamknęły, a duchy zaproponowały, żeby

zwracać się do nich Remi i Alfons. Oczy ochotnika, którym

zawładnął główny doradca, pozostały otwarte, ale w ogóle

się nie poruszały, a powieki nawet nie mrugnęły przez całe

czterdzieści pięć minut seansu.

Kapłan zwrócił się do historyka:

- Bogowie są gotowi, by odpowiedzieć na twe prośby.

Gość powstał, trzymając w ręku długopis i podkładkę do

pisania z klipsem. Najpierw zaczął schlebiać duchom, dzię-

kując, że w przeszłości już wielokrotnie udzieliły mu infor-

macji, jakie uczyniły go jednym z największych uczonych

w swej dziedzinie. Rozmawiał z duchami przez kilka minut,

zwracając się do nich: „panie Remi" i „panie Alfonsie" oraz

„panie doradco". Następnie zadawał jedno pytanie za dru-

gim, na każde natychmiast przychodziły odpowiedzi.

W pewnym punkcie wywiadu z duchami odniósł się do

rozmowy między Napoleonem a jednym z jego oficerów do-

wodzących. Główny doradca oświadczył, że byłoby wskaza-

ne, gdyby Alfons i Remi odtworzyli dialog, jaki miał miejsce

pomiędzy tymi dwoma osobami, aby nie uronić ani słowa.

Głosy zmieniły się całkowicie i nagle usłyszeliśmy rozmowę

dwóch ludzi.

Zwracając się do George'a rzuciłem:

- To fantastyczne!

George odparł z uśmiechem:

- Jeśli sądzisz, że to imponujące, poczekaj, aż usłyszysz,

jak duchy odtwarzają głosy ludzi dawno nieżyjących, któ-

rych dobrze znałeś - to dopiero robi piorunujące wrażenie.

Historyk, uzyskawszy odpowiedzi na swe pytania o osią-

gnięcia militarne Napoleona Bonapartego, poinformował

głównego doradcę, że potrzebuje jeszcze dodatkowych

informacji na temat przemowy, jaką wygłosił burmistrz Ca-

67

background image

millien Houde na stopniach montrealskiego ratusza przed

przystąpieniem Kanady do wojny podczas drugiej wojny

światowej.

Główny doradca oświadczył, że ani on, ani jego pomocni-

cy nie mogą mu pomóc, ponieważ do obszaru ich działania

należała tylko Europa, ale dodał, że gdy odejdą, zjawi się

inny doradca, który udzieli mu potrzebnych informacji.

Ciała dwóch mężczyzn wybranych wcześniej na media za-

częły dygotać, oczy im się otwarły i swymi własnymi głosami

ochotnicy zapytali, jak długo byli kanałami komunikacyjny-

mi duchów. Natomiast mężczyzna, którym zawładnął duch

doradczy, wzdrygnął się troszeczkę, jego oczy zamknęły się

i otworzyły ponownie, po czym inny duch przemówił:

- Z przyjemnością pomogę ci dowiedzieć się o rzeczach

nieznanych. Byłem obecny w tym czasie, gdy burmistrz

Camillien Houde wygłosił przemowę przeciwko wcieleniu

do sił zbrojnych Kanadyjczyków pochodzenia francuskiego.

Co chciałbyś wiedzieć?

Historyk ponownie wyraził wdzięczność duchowi dorad-

czemu za nieustanne prowadzenie go w życiu przez duchy.

- Ze względu na to, że nie było nikogo, kto zrobiłby steno-

graficzny zapis przemówienia burmistrza Houde'a, obecnie

krąży kilka wersji. Doradco Noble, czy mógłbyś mi pomóc

w wyjaśnieniu tej sprawy?

- Z radością odtworzę dla ciebie słowo w słowo przemó-

wienie burmistrza Houde'a.

Coś, co się następnie wydarzyło, zdumiało mnie ogromnie,

tak iż nie umiałem tego w żaden sposób wytłumaczyć. Nie

mogłem uwierzyć własnym uszom. Otóż usłyszałem głos,

jaki słyszałem w radiu prawdopodobnie setki razy w przecią-

gu kilku lat. Camillien Houde należał do niezwykle kontro-

wersyjnych polityków. Zawsze śmiało wyrażał swe zdanie na

temat innych ludzi i we wszelkich ważnych sprawach.

68

background image

Pod koniec lat trzydziestych Camillien często pojawiał

się we francuskojęzycznych mediach informacyjnych. Jego

działalność jako burmistrza Montrealu była nieustannie re-

lacjonowana w serwisach informacyjnych. Stacje radiowe

rejestrowały jego przemówienia, a potem ciągle odtwarza-

ły, stąd jego głos był łatwy do rozpoznania. I teraz miałem

okazję znowu go usłyszeć ale tym razem za pośrednictwem

ducha demonicznego. Słuchaliśmy odtwarzanego przemó-

wienia około dwudziestu minut.

Kiedyś wspomniałem komuś o owym zdarzeniu i ta osoba

stwierdziła, że to mógł mówić duch zmarłego burmistrza

Camilliena. Jednak w tym czasie Camillien żył i cieszył się

dobrym zdrowiem. Umarł dopiero dwunastego września

1958 roku. Tak jak powiedział duch demoniczny, było to

przemówienie szczegółowo odtworzone przez niego z wier-

ną imitacją charakterystycznego dla Camilliena głosu.

Tego wieczora George zawiózł nas do domu i oświadczył,

że według niego ktoś, kto umiera, odchodzi z tego świata

całkowicie i nie żyje już w żadnej innej formie. Dlatego gdy

ludzie twierdzą, że kontaktują się z duchami zmarłych,

w rzeczywistości są w kontakcie z duchami demonów przy-

bierających postać bliskich zmarłych.

Wtedy potraktowałem to jako ciekawe stwierdzenie, ale

nie przywiązałem do niego wielkiej wagi. George nie chciał

rozwodzić się na ten temat, natomiast wspomniał, że jeśli

czas pozwoli, kapłan wyjaśni nam tę kwestię bardziej szcze-

gółowo.

Okazja do rozmowy z kapłanem na ten temat nadarzyła

się w następną niedzielę wieczorem, kiedy opowiadał in-

teresujące historie, jak duchy demoniczne podawały się za

duchy zmarłych. Według niego świetnie to ilustrowało ich

wielką przebiegłość w zwodzeniu ludzkości. Miałem wra-

żenie, że ten człowiek czerpał wielką rozkosz i zadowolenie

69

background image

z przytaczanych przez siebie konkretnych opowieści, w któ-

rych duchy zwodziły wybitnych przywódców.

Kapłan odniósł się do trzech albo czterech relacji biblij-

nych, ale ponieważ wtedy nie znałem zupełnie Biblii, nie

wywarło to na mnie żadnego wrażenia, z wyjątkiem historii

dotyczącej króla Izraela, Saula, i czarownicy z Endor, którą

określił jako arcydzieło zwiedzenia. Kapłan opowiedział

o tym, jak duchy sprawiły, że Saul zaczął kierować się

w życiu swymi uczuciami, odrzuciwszy zasady Słowa Boże-

go. Wspomniał również o tym, że duchy zupełnie odizolo-

wały go od Stwórcy, doprowadzając do popełnienia wielkiej

obrzydliwości na oczach Boga Hebrajczyków i przez to spo-

wodowały jego upadek.

- Przez doprowadzenie Saula do upadku, który będąc naj-

wyższym rangą człowiekiem w królestwie izraelskim, od-

dał pokłon duchowi demonicznemu na oczach wszystkich

mieszkańców galaktyk całego wszechświata, szatan przy-

sporzył sobie w tych odległych czasach wielkiej chwały.

Przywódca spirytystów przyznał, że duchy demoniczne

przez całe wieki czyniły wysiłki, aby przekonać ludzi do

koncepcji, iż istoty ludzkie mają z natury nieśmiertelną

duszę. Wyjaśnił, jak duchy znajdują wielką przyjemność

w podawaniu się za bliskich zmarłych lub sławnych osób -

a to wszystko w celu przekonania ludzi, że osobowość czło-

wieka nie przemija wraz z jego śmiercią.

Wyjaśniając, dlaczego ludzie tak łatwo zaakceptowali

idee życia po śmierci, stwierdził, że wielkie zmiany zaszły

w intelekcie człowieka po tym, jak Adam i Ewa uwierzyli

w kłamstwo szatana.

- Nieufność i brak wiary wobec Stwórcy stały się nieod-

łączną częścią natury ludzkiej - powiedział. - Z drugiej

strony, naturalną skłonnością człowieka jest słuchanie głosu

naszego pana i duchów z nim współpracujących.

70

background image

Kapłan zdziwił mego przyjaciela i mnie, kiedy oświad-

czył, że wiara w życie po śmierci jest formą bałwochwalstwa

z powodu nekromancji. Niemal spadłem z fotela, gdy po-

wiedział, że duchy demoniczne stale profanują chrześci-

jańskie kościoły, nęcąc miliony chrześcijan tą odmianą

spirytyzmu, która niepostrzeżenie prowadzi ich do bałwo-

chwalstwa.

- Wbrew powszechnej wierze - kontynuował - nekroman-

cja nie polega jedynie na wywoływaniu duchów zmarłych,

żeby się z nimi kontaktować. Ponieważ istoty ludzkie są cał-

kowicie śmiertelne i nie mają nieśmiertelnej duszy, nekro-

mancja jest nierozłącznie związana z ideą zakładającą istnie-

nie jakiejś wyższej formy egzystencji, do której przechodzi

się po śmierci. Według naszego wielkiego pana - wyjaśnił

kapłan spirytystyczny - ludzie nawet nie muszą szukać po-

mocy u domniemanych duchów zmarłych, żeby uwikłać się

w nekromancję. Wiara w życie po śmierci - dowodził - sama

w sobie stanowi przejaw nekromancji, gdyż pozwala du-

chom demonicznym na podawanie się za zmarłych. Kiedy

ludzie wierzą ich kłamstwom, okazują naszemu panu cześć

i uznanie, jakie należą się jego chwalebnemu imieniu. Jedno-

cześnie bawi duchy i sprawia im przyjemność fakt, że udało

się doprowadzić ludzi do bałwochwalstwa.

Gdy kapłan nie przestawał wysławiać szatana i jego mą-

drości, ogarnął mnie wielki smutek. Me serce krwawiło, kie-

dy przypomniałem sobie, jak rodzice i dziadkowie modlili

się za zmarłych krewnych. Poświęcali się i odmawiali sobie

wiele, żeby za zaoszczędzone pieniądze zamówić msze za

dusze zmarłych, które miały skrócić ich pobyt w czyśćcu

i szybko zapewnić im wieczną szczęśliwość.

W następną niedzielę kapłan spirytystyczny wygłosił

wykład zatytułowany: „Chrześcijańskie bałwochwalstwo".

Dotyczył on w dużo większej mierze kwestii związanych ze

71

background image

stanem człowieka w momencie śmierci i wyjaśniał, w jaki

sposób duchy demoniczne zaszczepiły człowiekowi wiarę

w czyściec, dbając o to, by ta wiara był wciąż żywa - a to

wszystko w celu odciągnięcia ludzi od Chrystusa. Mówca

z dumą podkreślał, jak wielką przewagę mają duchy nad

Stwórcą, ponieważ ludzie znacznie chętniej im wierzą.

- Stwórca - oświadczył kapłan - nie kłamie. Nie wyko-

rzystuje emocji do przekonania ludzi, by uwierzyli w Jego

słowo. Wprost przeciwnie, pragnie, żeby ludzie przyjęli

Jego nauki, ponieważ ufają, że mówi tylko prawdę. Z dru-

giej strony, duchy bez ograniczeń posługują się kłamstwem,

w ten sposób uzyskując przewagę, gdyż istoty ludzkie

kierują się w życiu uczuciami. Duchy doskonale wyko-

rzystują tę słabość, wpływając na ludzi, by ci byli mocno

przywiązani do kłamstw, jakie im się podsuwa. Duchy na-

pełniają błędnymi teoriami umysły śmiertelników, którzy

z natury łatwo przyjmują te idee i to się nigdy nie zmieni.

Umiejętność zwodzenia ludzi przez szatana zachwyciła

grupę czcicieli duchów i kiedy mówca wspomniał, że szatan

i jego aniołowie w rzeczywistości doprowadzili do sytuacji,

w jakiej miliony chrześcijan bezwiednie praktykują bałwo-

chwalstwo, publiczność zgromadzona na wykładzie przyję-

ła to z aplauzem, bijąc brawo na stojąco.

Jeszcze raz kapłan z dumą podkreślił, że szatan, przeko-

nując ludzi do uwierzenia w nieśmiertelność duszy, zwiódł

cały świat mimo rozwoju naukowego i nastania wieku

oświecenia. W tym momencie stała się zadziwiająca rzecz.

Pomogła mi ona przyjąć Chrystusa i w końcu przyłączyć się

do Kościoła adwentystów dnia siódmego. Mianowicie ktoś

z sali zadał pytanie:

- A jak to jest z adwentystami? Nie może pan chyba twier-

dzić, że ulegli wielkiemu zwiedzeniu jak reszta świata. Dla-

czego oparli się temu?

72

background image

- Ma pan rację - odparł kapłan. - Adwentyści nie ulegli

zwiedzeniu. Po pierwsze, wyjaśnię, dlaczego nic nie wspo-

mniałem na ich temat. Kościół ten liczy sobie niewielu wy-

znawców, jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę ludności na

świecie. Stanowią oni nic nie znaczący odsetek ludzi, tak

iż uznałem, że nie ma potrzeby o nich mówić. Po drugie,

adwentyści nie ulegli zwiedzeniu, gdyż stanowią niezwykłą

grupę ludzi. Pozwólcie, że wytłumaczę to bliżej. To, co po-

wiem, może oburzyć część z was, ale to prawda, czy to się

wam podoba, czy też nie.

Fakt, że adwentyści przestrzegają biblijnego sabatu na pa-

miątkę stworzenia, sprawia, że duchy nie mogą ich zwieść.

Stwórca udziela im szczególnej pomocy, a także daje im

zdolność docierania do prawdy. Z tego względu nie są zwy-

kłymi ludźmi.

To wyjątkowe zdarzenie miało decydujący wpływ na moją

decyzję zaakceptowania Chrystusa. Po przyjęciu Jezusa

jako mego Pana i Zbawcy zacząłem gorliwie studiować Bi-

blię. Jako były spirytysta uznałem, że powinienem bardzo

dokładnie zapoznać się ze Słowem Boga, by pomóc innym

w poznaniu prawdy o spirytyzmie.

Byłem pod wielkim wrażeniem tego, że według Biblii ne-

kromancja, czyli wiara, że ludzkie istoty po śmierci są świa-

domymi bytami i mogą się komunikować - stanowi obrzy-

dliwość dla Boga. Uświadomiłem sobie, że faktycznie jest

to bluźniercza forma bałwochwalstwa, pozbawiająca Boga

chwały należnej Jego imieniu. Dopuszczamy się tego, gdy

przypisujemy ludziom nieśmiertelność, stanowiącą jedy-

nie atrybut Boga. W Liście do Tymoteusza czytamy, że Bóg

jest jedyną istotą mającą nieśmiertelność, która zamieszkuje

światłość niedostępną (zob. I Tym. 6, 16).

Moje zetknięcie się ze spirytyzmem sprawiło, że stałem

się w najwyższym stopniu świadomy tego, iż wiara w życie

73

background image

po śmierci stanowi jeden z dziewięciu elementów zaintere-

sowań człowieka i czyni go podatnym na wpływ nadnatu-

s

ralnego świata duchów. Pismo Święte nazywa je wszystkie

obrzydliwością.

Przez Mojżesza Bóg powiedział swemu ludowi: „Niech

nie znajdzie się u ciebie taki, który przeprowadza swego

syna czy swoją córkę przez ogień, ani wróżbita, ani wieszcz-

biarz, ani guślarz, ani czarodziej, ani zaklinacz, ani wywoły-

wacz duchów, ani znachor, ani wzywający zmarłych. Gdyż

obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni, i z powodu

tych obrzydliwości Pan, Bóg twój, wypędza ich przed tobą"

(V Mojż. 18, 10-12).

Bóg uważał praktyki okultystyczne za szczególnie niebez-

pieczne, dlatego każdy zaangażowany w te działania miał

być ukarany śmiercią przez ukamienowanie (zob. III Mojż.

20, 26-27).

Ponieważ tak naprawdę studiowałem Biblię po raz pierw-

szy w życiu, byłem zdumiony, gdy przekonałem się, jak

dobitnie Bóg oświadcza, że zmarli nie mają świadomości.

W Księdze Kaznodziei Salomona czytamy zdumiewającą

rzecz: „Wiedzą bowiem żywi, że muszą umrzeć, lecz umarli

nic nie wiedzą i już nie ma dla nich żadnej zapłaty, gdyż ich

imię idzie w zapomnienie. Zarówno ich miłość, jak ich nie-

nawiść, a także ich gorliwość dawno minęły; i nigdy już nie

mają udziału w niczym z tego, co się dzieje pod słońcem"

(Kazn. 9, 5-6).

Ale największe wrażenie zrobiły na mnie teksty pochodzą-

ce z Księgi Joba: „Człowiek urodzony z niewiasty żyje krót-

ko i jest pełen niepokoju. Wyrasta jak kwiat i więdnie; ucieka

jak cień i nie ostaje się. [...] Jego dzieci zdobywają szacunek

- lecz on o tym nie wie; gdy żyją w poniżeniu, on na to nie

zważa" (Job. 14, 1-21).

74

background image

Przyjazne duchy demoniczne

Wielokrotnie użyłem terminu „przyjazne duchy". Być

może powinienem to szerzej wyjaśnić. Najwyższy kapłan

spirytystyczny wyraźnie stwierdził, że armie szatana są do-

brze zorganizowane. Tworzą różne oddziały, którym przy-

dziela się zadania zgodnie z ich naturalnymi umiejętnościa-

mi. Kapłan przyznał, że aniołowie dzielą się na trzy charak-

terystyczne grupy.

Przyjazne duchy określił jako istoty odznaczające się wiel-

kim intelektem. Mają one zdolność przybierania postaci

zmarłych. W rzeczywistości sprawia im wielką rozkosz

pojawianie się pod postacią rzekomych duchów naszych

bliskich zmarłych.

- Działają one zwłaszcza w świecie religijnym. W ten

sposób utrwalają stare błędy, jakie dobrze przysłużyły się

szatanowi przez tak długi okres, a także są zawsze chętne

rozpowszechniać nowe fałszywe doktryny, jeśli zajdzie taka

potrzeba. Inna grupa to wojownicy - oświadczył kapłan. -

Oni z kolei koncentrują się na sianiu niezgody wśród rodzin

i nieporozumień między przyjaciółmi, krewnymi i sąsia-

dami. Tego rodzaju duchy uwielbiają doprowadzać do tarć

między rasami i różnymi grupami społeczeństwa. Mają na

swym koncie najlepsze osiągnięcia w dzieleniu ludzi i pro-

wokowaniu ich do nienawiści i przemocy. Ostatnia grupa

określana jako prześladowcy lub ciemięzcy - powiedział -

jest wyjątkowa przez to, że ma wielkie upodobanie w mno-

żeniu nieszczęść i sianiu zniszczenia wśród rodzaju ludz-

kiego. Te demony przeżyły coś na podobieństwo załamania

psychicznego, kiedy nasz wielki pan wraz ze swymi zastę-

pami spotkał się z niezrozumieniem i został wypędzony na

tę planetę, nigdy też nie podniosły się z tego stanu. Zawzię-

cie nienawidzą Stwórcy, uważając, że jedyny sposób na to,

75

background image

by boleśnie Go zranić, to niszczyć życie istot stworzonych

na Jego obraz.

Kilka miesięcy później informacje, jakie kapłan przekazał

mnie i Rolandowi tego wieczora, odegrały decydującą rolę

w podjęciu przeze mnie decyzji, by zerwać z kultem demo-

nów.

76

background image

Pod presją

6

Pewnego szczególnego wieczora, gdy Roland i ja rozma-

wialiśmy z kapłanem satanistycznym, ten napomknął, że

nadszedł już czas, byśmy zaczęli praktykować wiarę w moc

duchów, ponieważ dostał takie polecenie od pana.

- Zostaniecie obdarzeni darem, jakim tylko zechcecie

- oświadczył - pod warunkiem, że z własnej woli otwarcie

wyznacie wiarę w pana.

Wyznanie wiary było rytuałem satanistycznym, deklaro-

wało się wtedy przed zgromadzeniem, że uznaje się szata-

na za wielkiego boga, najwyższego władcę planety Ziemia,

pragnącego obdarzać swych wyznawców cudownymi da-

rami. Następnie prosiło się o pożądany dar. W końcu na-

stępowało przypieczętowanie wyznania wiary przez złoże-

nie na ołtarzu szatana szczypty sproszkowanego kadzidła

i przyklęknięcie przed tym ołtarzem.

Mój przyjaciel nie wahał się ani chwili. Mimo iż czułem, że

powinienem sprawę dobrze przemyśleć, zanim podejmę de-

cyzję, Roland przedstawił wiele powodów, dla których ten

wieczór był najlepszym dla mnie momentem, by podjąć tak

ważną decyzję życiową.

77

background image

Chociaż teraz wstydzę się tego, muszę się przyznać, że

uległem namowom i wziąłem udział w rytuale. Poprosiłem

o dar przepowiadania przyszłości. Planowałem wykorzy-

stać go w następujący sposób: chciałem, żeby w nocy przy-

śniły mi się nazwy i numery koni wyścigowych, które miały

wygrać na torze następnego dnia. Wtedy przed wyścigiem

poszedłbym do zakładu bukmacherskiego i obstawiłbym

zwycięskie numery. Jeszcze tej samej nocy, na trzy dni

przed zawodami, jakie miały się odbyć w najbliższą sobotę,

faktycznie przyśnił mi się upragniony sen. Niezwykle wy-

raziście zobaczyłem zwycięskie konie w trzech kolejnych

wyścigach.

Wyznaczonego dnia udałem się do zakładu bukmacherskie-

go i rzeczywiście ujrzałem na tablicy nazwy koni widziane we

śnie. Ponieważ nie dysponowałem wielką sumą pieniędzy,

małą kwotą obstawiłem dwa pierwsze wyścigi i wygrałem

60 dolarów. Za trzeciego konia, którego nazwę zobaczyłem

we śnie, płacono 21 do 1, ponieważ nie zaliczał się do grona

faworytów. Uświadomiwszy sobie, że jak do tej pory zosta-

łem właściwie poinformowany przez ducha, postanowiłem

zainwestować tym razem 20 dolarów. I rzeczywiście ten koń

przybiegł pierwszy, więc jako jedyny zwycięzca poszedłem

do kasy, odbierając 420 dolarów wygranej. Podziękowałem

i wyszedłem z zakładu z wysoko podniesionym czołem.

Skierowałem się na ulicę Ste. Catherine do jednego z najele-

gantszych sklepów z odzieżą męską, gdzie kupiłem szyte na

miarę ubrania za kwotę około 200 dolarów.

Podobne wydarzenia miały miejsce podczas następnych

sobotnich wyścigów i w niedługim czasie właściciel za-

kładu bukmacherskiego nakazał swemu kierownikowi, by

przyprowadził mnie do swego biura. Chciał ze mną poroz-

mawiać. Po krótkiej pogawędce zorientował się, że nie znam

się na wyścigach konnych.

78

background image

- Jestem zdumiony - oświadczył - ponieważ pan, nie ma-

jąc żadnej wiedzy na temat wyścigów konnych, tak dobrze

potrafi wytypować zwycięskie konie. Czy może mi pan

zdradzić, kto udziela panu takich informacji?

Kiedy zorientował się, że niczego się ode mnie nie dowie,

powiedział:

- Zbyt dużo pan kosztuje naszą firmę. Proszę, żeby już pan

nigdy tutaj nie przychodził. Jeśli chciałby pan adresy innych

zakładów bukmacherskich w Montrealu, chętnie dam całą

listę.

Przyjemnie było doświadczyć nagłego dobrobytu, ale tak

naprawdę wcale nie czułem się szczęśliwy. Nie przyniosło

mi to żadnego zadowolenia. Jednak Roland przeżywał, jak

to określił, najlepsze chwile swego życia, ponieważ duchy

fantastycznie mu pomagały.

Pewnego wieczora stało się coś, co mnie mocno poruszy-

ło.

Gdy wiele osób podzieliło się opowieściami o tym, jak

wielką pomoc otrzymało od duchów, kapłan zaproponował,

żebyśmy wszyscy zeszli na dół do miejsca kultu i odprawili

pochwalne nabożeństwo ku czci duchów.

- Będziemy mówili językiem nieba - powiedział - co bar-

dzo uraduje naszego pana i głównych doradców.

Jego oświadczenie niezwykle mnie zdziwiło, ale to nie był

najlepszy moment, by pytać, w jaki sposób czciciele diabła

mogą mówić językiem nieba.

Po zajęciu miejsc w pomieszczeniu, gdzie zazwyczaj od-

bywały się nabożeństwa, wszyscy otrzymaliśmy kościelne

śpiewniki, czyli chrześcijańskie zbiory hymnów. Kapłan

wymienił nawet trzy wyznania chrześcijańskie, używające

tego typu śpiewników podczas nabożeństw. Po wykonaniu

pewnego krótkiego rytuału przed ołtarzem powiedział, by

zgromadzenie otworzyło śpiewniki na podanej stronie i za-

79

background image

częło śpiewać wskazaną pieśń. Śpiewanie trwało przez dwa-

dzieścia minut. Siedziałem mocno zaskoczony, nie potrafiąc

wydusić z siebie choćby jednego słowa.

Potem, gdy szliśmy po schodach na górę, kapłan podszedł

do mnie i powiedział z uśmiechem:

- Zauważyłem, że nie wziąłeś udziału w naszej sesji śpie-

wania pieśni pochwalnych ku czci bogów. Czy możesz mi

powiedzieć dlaczego?

- Nie byłem w stanie profanować tych chrześcijańskich

pieśni w taki sposób, jak wy to czyniliście. Fakt, że nie lubię

Tej Osoby, nie oznacza, że powinienem śpiewać bluźnier-

stwa przeciwko Niej.

- Rozumiem twoje uczucia, ale po chwili wspólnego śpie-

wania nie miałbyś już żadnych skrupułów. Podobnie ma się

rzecz ze świadkami składania ofiar z żywych zwierząt. Za

pierwszym razem to szokujący widok, ale gdy ci sami ludzie

po raz kolejny uczestniczą w obrzędach, nie robi to już na

nich żadnego wrażenia. Przy okazji powiem, że planujemy

zaprosić ciebie i Rolanda na wielkie święto ku czci bogów,

jakie będziemy obchodzili w naszym ośrodku wypoczyn-

kowym w Górach Laurentyńskich. Otóż pierwszy listopada

to szczególnie święty dzień dla naszego zgromadzenia. Ale

powiem o tym więcej w czasie naszego kolejnego spotkania

w przyszłym tygodniu.

Kiedy wracaliśmy do domu tego wieczora, poprosiłem

George'a, by wyjaśnił mi pewną rzecz, jaką zaobserwowa-

łem podczas sesji pochwalnej ku czci bogów. Gdy zgroma-

dzenie śpiewało przez pewien czas, niektórzy zaczęli uży-

wać innego języka niż francuski, jednak wciąż trzymali się

melodii pieśni chrześcijańskiej.

George wytłumaczył nam, że duchy przejmują kontrolę

nad umysłami śpiewających i sprawiają, że sławią oni sza-

tana i jego głównych doradców w języku duchów, w ten

80

background image

sposób umożliwiając im oddawanie czci oraz wielbienie ich

w bardziej podniosły sposób.

- Taki rodzaj nabożeństwa - oświadczył - ma podwójny

cel. Po pierwsze, fakt, że czciciele demonów śpiewali pieśni

chrześcijańskie, sam w sobie był już przejawem szyderstwa

z imienia Chrystusa. Po drugie, kiedy duchy demoniczne

przejmowały kontrolę nad umysłami śpiewających, którzy

zaczynali chwalić szatana i jego głównych doradców w ję-

zyku duchów do melodii pieśni chrześcijańskiej, stanowiło

to najwyższą formę bluźnierstwa przeciwko Stwórcy w Nie-

bie, a to niezmiernie radowało szatana.

Kilka wzmianek kapłana dotyczących ofiar z żywych

zwierząt wzbudziło moją szczególną ciekawość, dlatego po-

prosiłem George'a, żeby opowiedział mi o tych praktykach.

Wyjaśnił, że ofiary ze zwierząt składa się w dniu pierwszego

listopada w określonym miejscu w Górach Laurentyńskich,

ale dodał, że lepiej będzie, jeśli zapytamy o to kapłana. Jed-

nak pewne wydarzenia sprawiły, że już nigdy więcej nie

rozmawiałem z kapłanem na ten temat.

Wtedy jeszcze nic o tym nie wiedziałem, ale upadli anio-

łowie zdawali sobie sprawę, że Bóg czynił starania, by przy-

prowadzić mnie jak najszybciej w miejsce, gdzie będę mógł

usłyszeć o Jego wielkiej miłości do niegodnych tego grzesz-

ników, o Jego planie zbawienia i Jego sprawiedliwym trak-

towaniu rodzaju ludzkiego Duchy postanowiły wywrzeć

na mnie presję, żebym jak najszybciej zaangażował się głę-

boko w kult demonów. Chciały, bym znalazł się w punkcie,

z którego nie będzie już odwrotu, jak to za chwilę pokrótce

wyjaśnię.

Pewnej szczególnej środy wieczorem, gdy zjawiłem się na

miejscu kultu, nie przypuszczałem nawet, że czynię to po

raz ostatni. Gdy ściskałem dłonie tych przyjaźnie nastawio-

nych do nas osób, które po to, by zadowolić duchy, robiły

81

background image

wszystko, żebyśmy się dobrze czuli w ich towarzystwie,

nigdy w życiu bym nie pomyślał, że dziesięć dni później ci

sami ludzie staną się moimi najbardziej zawziętymi wroga-

mi, planującymi moją zgubę, i że będą gotowi zapłacić duże

pieniądze za moją głowę.

Sesja poświęcona składaniu świadectw o wielkiej mocy du-

chów zrobiła na mnie ogromne wrażenie, a po zakończeniu

tej części kapłan odbył ze mną i Rolandem krótką rozmowę.

Przekonywał, że duchom bardzo zależy, by ubogacić nasze

życie w szczególny sposób. Oświadczył, iż pierwszego listo-

pada - od którego dzieliły nas wtedy dwa tygodnie - jeśli

tylko zdecydujemy się ostatecznie oddać swe życie duchom

podczas nabożeństwa inicjacyjnego, jakie miało wprowa-

dzić nas do ich tajemnego zgromadzenia, duchy objawią

nam swe plany dotyczące naszej przyszłości.

Kiedy zapytałem kapłana, dlaczego najpierw musimy

przejść obrzęd inicjacyjny, zanim duchy wyjawią, co dla nas

przygotowały, wyjaśnił, że to kwestia praktykowania wiary

w duchy. Bez wiary nie można podobać się panu tej Ziemi,

ale jeśli sprawimy radość szatanowi, on w zamian obdarzy

nas wieloma dobrami.

- Pójdźcie ze mną, chciałbym, żebyście zobaczyli, w jaki

sposób nasz pan wynagradza ludzi.

Poszliśmy z nim razem do pewnego pokoju, obok którego

już wcześniej tego wieczora przechodziłem i słyszałem wte-

dy fantastycznie szybki stukot maszyn do pisania. Zapukał

do drzwi i ktoś odpowiedział, że można wejść do środka.

Kiedy znaleźliśmy się wewnątrz, zobaczyliśmy człowieka

wkładającego do wielkich brązowych kopert sterty doku-

mentów napisanych na maszynie.

- Julien, już zapewne wcześniej widziałeś tych dżentel-

menów - powiedział kapłan. - Ale wątpię, żeby wiedzieli,

czym się zajmujesz. Chętnie też dowiedzą się, jak dzięki

82

background image

duchom bardzo poprawiła się twoja sytuacja życiowa przez

to, że pomagasz innym ludziom. Dlatego przyprowadziłem

ich tutaj, aby osobiście usłyszeli o twoim doświadczeniu

z duchami, gdy zostałeś przyjęty do naszego zgromadze-

nia.

Człowiek opowiedział nam, że jako młody stażem praw-

nik był przekonany, że całe życie spędzi w pewnej wielkiej

firmie prawniczej, wykonując pracę polegającą na poszuki-

waniu materiałów źródłowych lub akt spraw sądowych. Ale

szczęście uśmiechnęło się do niego, gdy dzięki prowadzeniu

duchów poznał kult demonów. Wtedy jego życie zmieniło

się z dnia na dzień. Po wprowadzeniu go do zgromadzenia

duchy powiedziały, że mają dla niego specjalne zadanie do

wykonania. Miał pomagać ludziom, którzy popełnili prze-

stępstwa przeciwko społeczeństwu i nie byli w stanie otrzy-

mać pomocy prawnej, by uniknąć więzienia.

Duchy chciały, by założył swą własną firmę. Jego praca

miała polegać na oferowaniu prawnikom wyjątkowych

usług w postaci specjalnie przygotowanych dokumentów

pomocnych podczas rozpraw sądowych w sprawach kar-

nych. Większą część pracy miały wykonywać same du-

chy.

Duchy poinformowały go, że koperty z dokumentami będą

przesyłane do pewnej grupy francuskojęzycznych praw-

ników w całej Kanadzie. Dzięki tym materiałom adwokaci

mogą skutecznie walczyć przed sądami o uniewinnienie

swych klientów. W przeszłości często nie mieli dostatecznie

dużo czasu, żeby się dobrze przygotować i dlatego przegry-

wali sprawy przed sądem. Po otwarciu firmy w krótkim cza-

sie zaczęły napływać zgłoszenia od prawników.

Następnie duchy przekazały Julienowi, że jedyne, co mia-

ło teraz do niego należeć, to praca w domu kultu demonów

w dowolną środę, gdy będzie potrzebował ich pomocy.

83

background image

Jego zadanie miało polegać jedynie na wkładaniu papieru

do trzech maszyn do pisania i czekaniu, aż duchy napiszą

w całości dany dokument.

Na stole przed nim widać było maszyny do pisania i około

pięćdziesięciu plików z materiałami. Wielkość plików pod

względem grubości wahała się od 3,5 do 8 centymetrów.

Julien wyjaśnił, że szybkość, z jaką były pisane dokumen-

ty, zależała od szybkości podawania papieru do trzech ma-

szyn jednocześnie. Wszystkie te materiały były napisane

zgodnie z sądowymi wymaganiami, zawierały także infor-

macje dotyczące podobnych spraw sądowych z przeszłości

i wiele innych pomocnych szczegółów.

Kiedy kapłan zapytał, jak adwokaci zareagowali na jego

usługi, mężczyzna oświadczył, że bardzo sobie chwalili tę

pomoc, bo przynosiła im wspaniałe rezultaty.

W odpowiedzi na pytanie kapłana, ile otrzymuje za swo-

ją pracę, której rezultatem są sterty dokumentów leżących

przed nim na stole, Julien odparł, że jego usługi są warte

wiele tysięcy dolarów. Kiedy skierowaliśmy się do wyjścia,

zachęcał nas, byśmy odwiedzili go jeszcze kiedyś w tym po-

koju, gdy będzie przygotowywał materiały, by popatrzeć na

duchy przy pracy.

Kapłan powtórzył swą prośbę, abyśmy zgodzili się na

udział w obrzędzie inicjacyjnym, jaki miał wprowadzić

nas w tajniki kultu demonów. Mój przyjaciel odpowiedział

„tak", ale ja nie byłem w stanie tego uczynić.

- Przykro mi, lecz nie mogę tak od razu się zgodzić

- stwierdziłem. - W następnym tygodniu o tej porze udzielę

ostatecznej odpowiedzi.

Ściskając na pożegnanie dłoń kapłana, nie zdawałem so-

bie wtedy sprawy, że czynię to po raz ostatni. Gdy tej nocy

położyłem się do łóżka, nie mogłem w ogóle zasnąć. Cały

czas nie dawała mi spokoju myśl o obrzędzie inicjacyjnym

84

background image

wprowadzającym w kult demonów. „Czy powinienem się

na to zgodzić, czy też nie?"

Doświadczenia ostatnich kilku miesięcy przelatywały

przed moimi oczami, zastanawiałem się także nad pozo-

stającymi bez odpowiedzi pytaniami o działanie sił dobra

i zła. Mimo iż dowiedziałem się wielu zadziwiających fak-

tów o świecie nadnaturalnym, czułem, że kryje się w tym

wszystkim znacznie więcej tajemnic, o których nie mam

najmnieszego pojęcia. Uświadomiłem sobie, że nie można

całkowicie ufać demonom, gdy twierdzą

/

że Bóg obszedł się

z nimi niesprawiedliwie. „Tylko gdzie człowiek może zna-

leźć prawdę? Z pewnością nie można jej odnaleźć w żad-

nym chrześcijańskim kościele - pomyślałem - bo inaczej już

bym ją dawno poznał".

Skonsternowany czułem w jakiś sposób, że podjęcie

mądrej decyzji wymaga pomocy z zewnątrz i w poczuciu

wszechogarniającej bezradności wykrzyknąłem głośno:

- Jeśli jest Bóg na Niebie, który się o mnie troszczy, niech

mi pomoże!

Krótko po wypowiedzeniu tych słów przewróciłem się na bok

i zasnąłem. Rano obudził mnie dźwięk budzika. Tego czwart-

kowego ranka szedłem do pracy pogrążony w myślach.

Wkrótce po pierwszym spotkaniu z Rolandem i udziale

w seansach spirytystycznych znalazłem zatrudnienie w pew-

nej firmie, o co ubiegałem się od pewnego czasu. Oznaczało

to, że musiałem zająć się moim nowym fachem - haftowa-

niem na maszynie w zakładzie specjalizującym się w tego

typu usługach dla firm odzieżowych w Montrealu.

Podczas gdy pracowałem przy maszynie haftującej, wciąż

i wciąż rozmyślałem nad decyzją, jaką musiałem podjąć do

końca tego tygodnia. W południe w piątek zdecydowałem,

że nie mam innego wyboru i muszę się zgodzić na obrzęd

inicjacji.

85

background image

Od kultu demonów

7

do studiowania Biblii

O trzeciej po południu jak zawsze o tej porze zadzwonił

dzwonek, sygnalizujący początek piętnastominutowej prze-

rwy. Gdy przechodziłem obok biura, kierując się w stronę

wyjścia, Harry, jeden z właścicieli zakładu, poprosił mnie,

żebym zaszedł do niego, kiedy będę wracał.

Później, gdy znalazłem się w jego biurze, poczęstował

mnie papierosem, po czym powiedział:

- Roger, chciałbym, żebyś wyświadczył mi pewną przy-

sługę. Z pewnością zauważyłeś, jak dzisiaj rano chodziłem

po zakładzie z młodym człowiekiem, pokazując mu, czym

się tutaj zajmujemy. No cóż, zatrudniłem go u nas. Rozpocz-

nie pracę rano od przyszłego poniedziałku.

- Szefie, to ciekawe, co pan mówi, ale jaki to ma związek

ze mną?

- Posłuchaj uważnie, co chcę ci powiedzieć. To bardzo dla

mnie ważne. Od jego wyjścia stąd nie jestem w stanie o ni-

czym innym myśleć, tylko o jego prośbie. Ten człowiek to

chrześcijanin, ale zachowuje sobotę jako dzień święty. Przed

86

background image

podjęciem tutaj pracy wspomniał o tym, ponieważ zgodnie

ze swymi religijnymi przekonaniami chciałby kończyć pracę

o piętnastej trzydzieści w piątek, w zamian zostanie dłużej

w pozostałe dni tygodnia. Jest to dla niego ważne, aby do-

brze się przygotować do święcenia sabatu.

- Harry, słucham cię uważnie, ale nie rozumiem, o co cho-

dzi.

- Widzę, że nie wiesz, że biblijna sobota zaczyna się

o zachodzie słońca w piątek i kończy o zachodzie w sobo-

tę. Ponieważ jestem Żydem, dokładnie zrozumiałem, o co

mu chodzi i oświadczyłem, że ułożymy mu pracę tak, by był

zadowolony. Ale było mi niezręcznie pytać się o jego przy-

należność wyznaniową. Teraz wyjaśnię, co chciałbym, żebyś

dla mnie zrobił. Ten człowiek ma na imię Cyryl i będzie pra-

cował obok ciebie na maszynie. Kiedy poznacie się ze sobą,

proszę, dowiedz się, jakiego jest wyznania i jakie ma zasady

wiary. Tylko nie zdradź, że to ja wspomniałem ci o tym. Bądź

taktowny, nie śpiesz się, nawet jeśli będziesz musiał czekać

tydzień albo dwa, zanim poruszysz ten temat. Ta sprawa na-

prawdę mnie intryguje - chrześcijanin zachowujący biblijną

sobotę. Nigdy w życiu nie słyszałem o czymś takim.

Poczuwając się w obowiązku, żeby uświadomić Harry'emu,

który dzień jest świętem, czyli siódmym dniem tygodnia,

powiedziałem:

- Czyżbyś nie wiedział, że niedziela to siódmy dzień ty-

godnia? Dowiedziałem się o tym w szkole jako dziecko. Za-

konnice wyjaśniły uczniom, że Bóg stworzył świat w ciągu

sześciu dni, a następnie odpoczął dnia siódmego. Ale w ka-

lendarzu gregoriańskim zdarzył się błąd. W rzeczywistości

niedziela powinna być tam na miejscu soboty.

Uśmiechając się, Harry otworzył szufladę, wyjął słownik

i odszukał hasło „sobota", po czym poprosił, bym przeczy-

tał definicję.

87

background image

- Sobota - siódmy i ostatni dzień tygodnia - przeczyta-

łem.

Następnie wyjaśnił, że Żydzi nigdy nie przestali obchodzić

siedmiodniowego cyklu i że biblijny sabat to w rzeczywisto-

ści siódmy dzień tygodnia, inaczej sobota, tak jak wskazuje

na to kalendarz.

- Co się zaś tyczy kalendarza gregoriańskiego - oświad-

czył - to mimo iż rzeczywiście dokonano w nim pewnej

korekty, w najmniejszym stopniu nie naruszył on ani nie

zmienił siedmiodniowego cyklu. Korekta miała jedynie na

celu zlikwidowanie 10-dniowego opóźnienia, jakie narosło

w okresie 1600 lat między obowiązującym wtedy kalenda-

rzem juliańskim a rokiem słonecznym.

Harry zaproponował, żebym sprawdził te informacje

w dobrej encyklopedii i zdał mu relację z wyników swoich

poszukiwań w niedzielę po południu - w tym dniu mieli-

śmy się spotkać na partyjkę bilardu.

Przyznałem szefowi rację, że moja wiedza dotycząca reli-

gii jest niepełna, podziękowałem za przekazanie ciekawych

faktów z historii i obiecałem, że w przyszłym tygodniu, jak

zjawię się w pracy, postaram dowiedzieć się czegoś więcej

o przekonaniach religijnych Cyryla.

Po powrocie do pracy nie mogłem myśleć o niczym in-

nym, tylko o mojej rozmowie z Harrym, i z wielką niecier-

pliwością czekałem na zakończenie zmiany. Chciałem czym

prędzej iść do biblioteki publicznej i zebrać materiały na ten

temat. Wtedy pomyślałem: „Właściwie po co zawracać so-

bie głowę religią? Jaką będę miał z tego korzyść? To strata

czasu". Ale po chwili poczułem znowu wielkie pragnienie,

żeby zająć się tą kwestią.

Po pracy poszedłem prosto do biblioteki miejskiej i w krót-

kim czasie udało mi się zebrać wszystkie fakty dotyczące ka-

lendarza gregoriańskiego. Stwierdziłem, że szef się nie mylił.

88

background image

Papież Grzegorz XIII zarządził, że dniem następującym

po czwartku 4 października 1582 roku będzie piątek 15 paź-

dziernika tego samego roku. Papież chciał sprawić, by świę-

ta wielkanocne z powrotem przypadały w czasie ustalonym

przez Sobór Nicejski, kiedy to zarządzono, że Wielkanoc

powinna być obchodzona w pierwszą niedzielę po pierw-

szej pełni księżyca, przypadającej po wiosennym zrównaniu

dnia z nocą.

W poniedziałek rano Harry przedstawił nowego pracow-

nika wszystkim pracującym w zakładzie.

- Poznajcie Cyryla Grosse'a, znakomitego hafciarza. Wi-

tamy serdecznie w naszym zakładzie, wierzymy, że twoja

praca tutaj przyczyni się do wzrostu prestiżu naszej firmy.

Następnie zaprowadził Cyryla do jego stanowiska pracy

tuż obok mojego i powiedział, że praca na tak nowoczesnej

maszynie będzie dla niego wielką przyjemnością. Następnie

zwracając się w moją stronę, rzekł:

- Cyrylu, przedstawiam ci Rogera. Powinniście się zaprzy-

jaźnić, gdyż będziecie pracowali nad tymi samymi projek-

tami. Roger, proszę, staraj się odpowiedzieć na wszystkie

pytania, jakie Cyryl może ci zadać w związku ze zleconymi

zadaniami. Jeśli będziecie potrzebowali jakiejkolwiek pomo-

cy, wezwijcie mnie, proszę.

Około czterdziestu pięciu minut później zacząłem mieć

problemy z moją maszyną do haftowania. Między innymi

gubiła ścieg. Oznaczało to, że musiałem przerywać rozpo-

czętą pracę i zaczynać od nowa. Kiedy wadliwe działanie

maszyny powtórzyło się wiele razy, zniecierpliwiłem się

i zacząłem, jak to dawniej miałem w zwyczaju, wzywać

wszystkich świętych w Niebie na pomoc.

W końcu poprosiłem szefa o naprawienie maszyny. Pod-

szedł do niej, wyregulował napięcie w szpulkach, po czym

sprawdził jeszcze wiele innych elementów, jakie mogły

89

background image

przyczyniać się do wadliwego działania maszyny, niestety,

w niczym to nie pomogło.

O dziesiątej rano podczas przerwy śniadaniowej wraz

z Cyrylem wyszliśmy na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego

powietrza, i rozmawialiśmy na temat psującego się urządze-

nia. Zapytałem, czy mógłby mi doradzić, jak mam rozwiązać

ten problem. Podrapał się po brodzie, a potem oświadczył:

- Ponieważ pytasz mnie o zdanie, wierzę, że istnieje roz-

wiązanie. Roger, proszę, zdaj się na Boga. Słyszę mimo

hałasu maszyn, jak coś wołasz, lecz to nie jest modlitwa

o pomoc.

Jego odpowiedź zaskoczyła mnie, ale powiedział to w taki

sposób, że nie poczułem się zirytowany. W tym, co mówił,

dostrzegłem okazję, aby dowiedzieć się tego, co chciał wie-

dzieć Harry.

- Cyryl, przepraszam, jeśli powiedziałem coś, co mogło cię

dotknąć - odparłem natychmiast. - Nie chciałem cię urazić.

Jak widzę, jesteś bardzo religijnym człowiekiem. Czy ze-

chciałbyś mi powiedzieć, do jakiego kościoła należysz?

- Jestem adwentystą dnia siódmego - odrzekł.

- A czy mógłbyś powiedzieć mi coś więcej o tym, w co

wierzysz i dlaczego?

Cyryl wyjaśnił, że w nazwie kościoła są zawarte dwa po-

wody, dla jakich został powołany do istnienia.

- Adwentyści dnia siódmego - oświadczył - z gorliwością

głoszą światu dwie wielkie prawdy biblijne. Po pierwsze,

przypominają o konieczności zachowywania soboty - siód-

mego dnia tygodnia jako pamiątki stworzenia, wzywając

wszystkich ludzi, by powrócili do oddawania czci Temu,

kto stworzył niebo, ziemię, morze i źródła wód (zob. Obj. 14,

6-7). Po drugie, adwentyści oczekują na szybkie powtórne

przyjście Jezusa i wypełnienie Jego obietnicy wskrzeszenia

sprawiedliwych umarłych i przyobleczenie ich w nieśmier-

90

background image

telność. Posiadając nieśmiertelne ciała, sprawiedliwi udadzą

się wraz z Panem w kosmos do Bożej własności, gdzie Zba-

wiciel przygotował mieszkania dla tych, którzy oczekują na

ten cudowny moment.

Piętnastominutowa przerwa szybko się skończyła i po-

wróciliśmy do pracy. Wspomniałem Cyrylowi, że chociaż

tak naprawdę nie interesuje mnie chodzenie do kościoła, to

chętnie dowiem się więcej o jego przekonaniach religijnych.

- Roger, z przyjemnością odpowiem na każde pytanie do-

tyczące zasad wiary.

Tego szczególnego październikowego dnia panowała

piękna pogoda i pewna myśl przyszła mi do głowy.

- Cyryl, a może zjemy dzisiaj obiad razem? Usiądziemy

sobie na rampie z tyłu budynku, a ja będę mógł posłuchać

o twojej religii.

- Dobrze, możemy tak zrobić.

Gdy wróciłem do zakładu, zauważyłem ku swojemu zdu-

mieniu, że maszyna działa bez zarzutu.

Zacząłem zastanawiać się nad tym, co usłyszałem. We-

zwanie Stwórcy, by ludzkość pamiętała o Nim jako Daw-

cy Życia i okazywała wdzięczność przez zachowywanie

soboty, pamiątki stworzenia, wydało mi się czymś nie-

zwykle interesującym. Zaciekawiło mnie też, co Cyryl

powiedział o powtórnym przyjściu Chrystusa na Ziemię

i zmartwychwstaniu sprawiedliwych, a także fakt, że lu-

dzie posiadający nieśmiertelne ciała będą podróżować

w przestrzeni do rzeczywistego Nieba. Sposób, w jaki Cy-

ryl mówił o tych rzeczach, sprawił, że wszystko brzmiało

przekonująco.

Okazało się, że pora obiadu wydała mi się bardzo krótka.

Jak zwykle mieliśmy do dyspozycji sześćdziesięciominuto-

wą przerwę, ale z taką łapczywością chłonąłem Słowo Boże,

które dawało odpowiedzi na wszelkie tajemnice dotyczące

91

background image

życia, że godzina minęła zbyt szybko, jakby to była piętna-

stominutowa przerwa.

- Cyryl, to co mi powiedziałeś, było bardzo interesujące,

ale też spowodowało, że w moim umyśle zrodziło się wiele

pytań - rzekłem. - Czy mógłbyś na nie odpowiedzieć?

- Oczywiście. Powiedz mi tylko, co masz na myśli - od-

parł, sadowiąc się wygodnie. - Może będę mógł ci w czymś

pomóc.

Żeby się upewnić, czy dobrze zrozumiałem, powtórzyłem

raz jeszcze głośno to, co usłyszałem:

- Wspomniałeś o zmartwychwstaniu zmarłych przy przyj-

ściu Chrystusa, a także o ludziach mających ciała przyoble-

czone w nieśmiertelność, którzy udają się do prawdziwego

Nieba. Oświadczyłeś, że to stanowi wypełnienie obietnicy

Jezusa danej uczniom. Teraz, proszę, powiedz, co dzieje się

z nieśmiertelnymi duszami ludzi po ich śmierci i gdzie one

wtedy przebywają, czekając na zmartwychwstanie?

Opierając się ścianę budynku, ugryzłem duży kawałek

kanapki i myślałem, że minie trochę czasu, zanim zdoła od-

powiedzieć na to pytanie.

Ale Cyryl natychmiast udzielił mi odpowiedzi:

- Roger, czy rozczarujesz się, jeśli ci powiem, że nie masz

nieśmiertelnej duszy?

- Nie, wcale, ale znam wielu ludzi, którzy z pewnością

poczuliby się zawiedzeni. Jak byś to wyjaśnił?

- Słowo „nieśmiertelny" pojawia się w całej Biblii tylko raz

(zob. I Tym. 1, 17) i Pismo określa nim Boga. Teraz przyznaj

uczciwie, czy naprawdę uważasz za właściwe twierdzenie,

że mamy nieśmiertelną duszę, kiedy Biblia oświadcza, że je-

dynie Bóg jest nieśmiertelny? (zob. I Tym.6, 15-16).

Kiedy usłyszałem jego słowa, nieomal wypuściłem ka-

napkę z rąk. Nie oczekiwałem takiej odpowiedzi, ale to, co

powiedział, miało sens.

92

background image

- Czy chcesz powiedzieć - ciągnąłem dalej - że gdy czło-

wiek umiera, wtedy ginie całkowicie? Ze nie posiada już

żadnej świadomości po śmierci?

- Właśnie tak. Rzeczywiście Apostoł Paweł w Liście do

Rzymian zachęca wszystkich chrześcijan, żeby dążyli do

nieśmiertelności (zob. Rzym. 2, 7). Oczywiste wydaje się, że

Paweł nie zachęcałby do szukania nieśmiertelności, gdyby

ludzie już ją mieli.

Tok rozumowania Cyryla wywarł na mnie wielkie wra-

żenie, zwłaszcza dlatego że nigdy wcześniej nie słyszałem

chrześcijan mówiących w ten sposób. Nalegałem, żeby po-

wiedział mi jeszcze więcej na ten temat.

Cyryl wyjaśnił, że Jezus podczas swej służby na Ziemi od-

niósł się do śmierci jak do snu: „Łazarz, nasz przyjaciel, za-

snął; ale idę zbudzić go ze snu. Tedy rzekli uczniowie do nie-

go: Panie! Jeśli zasnął, zdrów będzie. Ale Jezus mówił o jego

śmierci; oni zaś myśleli, że mówił o zwykłym śnie. Wtedy to

rzekł im Jezus wyraźnie: Łazarz umarł" (Jan 11,11-14).

Następnie przytoczył równie przekonujący fragment z Pi-

sma Świętego, mówiący o tym, że Jezus Chrystus „zniszczył

śmierć, a żywot i nieśmiertelność na jaśnię wywiódł przez

ewangelię" (II Tym 1,10).

Kiedy poprosiłem, żeby objaśnił ten fragment Pisma, Cy-

ryl powiedział, że szatan i jego duchy demoniczne czerpią

wielką radość z wywoływania zamieszania wśród ludzi

i wyprowadzania ich na manowce. Od dnia, w którym za

sprawą szatana pierwsi rodzice rodzaju ludzkiego sprowa-

dzili nieszczęście na siebie i swoich potomków, okazując

Bogu nieposłuszeństwo, złe duchy działają według staran-

nie opracowanego planu, mającego na celu doprowadzenie

ludzi do koncentrowania się na ludzkiej filozofii i ideach.

W ten sposób rodzaj ludzki zapomniał o wielkich błogosła-

wieństwach obiecanych przez Boga.

93

background image

- To bardzo przykre, ale plany złego odniosły zadziwiają-

cy sukces.

„Znalazłem człowieka, który rozumie sztukę wojenną,

jaką stosują złe duchy przeciwko człowiekowi" - pomyśla-

łem i nalegałem, żeby opowiadał dalej.

- Największe błogosławieństwo miało się wypełnić przy

pierwszym przyjściu Mesjasza na Ziemię. Znowu przykro to

powiedzieć, ale naród izraelski, który otrzymał Boże proroc-

twa, miał tak bardzo mieszane opinie na temat Mesjasza, gdy

ten przebywał wśród nich, że ostatecznie większość narodu

wybranego odrzuciła Jezusa, krzycząc: „Ukrzyżuj Go!".

Jedna z najcenniejszych Bożych obietnic dotyczyła zmar-

twychwstania tych, którzy pomarli w nadziei na życie wiecz-

ne. Jednak w czasach apostołów Saduceusze, wykształcona

grupa Żydów, wierzyli i nauczali prostych ludzi, że nie bę-

dzie zmartwychwstania (Dz. Ap. 23, 8). Natomiast wiele są-

siednich narodów wyznawało pogląd, że z chwilą śmierci

ludzie przechodzą na wyższy poziom egzystencji. Na pod-

stawie Listu do Tymoteusza można sądzić, że nauczanie Je-

zusa Chrystusa i Jego ofiara na Golgocie zniszczyły śmierć

i obaliły wszelkie błędne nauki na ten temat (zob. II Tym.

1, 10). Ewangelia Jezusa wyraźnie wskazuje, że życie wiecz-

ne i nieśmiertelność zostaną przyznane albo inaczej dane

sprawiedliwym przy zmartwychwstaniu podczas drugiego

przyjścia Chrystusa, a nie wcześniej. Dowiadujemy się z niej

również, że gdy człowiek umiera, nie ma świadomości w

tym czasie, ale doświadcza snu śmierci.

- Cyrylu, Duch Boży to sprawił, że ty i wszyscy adwen-

tyści dnia siódmego unikają pułapek, jakie kryje w sobie

doktryna o nieśmiertelnej duszy. Dochodzę do wniosku, że

to najbardziej zwodnicza doktryna, jaką duchy demonicz-

ne wpoiły człowiekowi. Naprawdę jestem ci wdzięczny za

otwarcie mi oczu.

94

background image

Miałem ochotę przyznać mu się do moich związków

z duchami, ale pomyślałem, że jeślibym to uczynił, mógł-

bym za to zapłacić życiem. Zamiast tego zadałem jeszcze

jedno pytanie:

- Mam nadzieję, że wybaczysz mi moją natarczywość

i opowiesz trochę więcej o powrocie Jezusa i zmartwych-

wstaniu?

Mój nowy kolega z pracy zacytował fragment Listu do

Tesaloniczan, dobrze opisujący interesujące mnie kwestie:

„A nie chcemy, bracia, abyście byli w niepewności co do

tych, którzy zasnęli, abyście się nie smucili, jak drudzy,

którzy nie mają nadziei. Albowiem jak wierzymy, że Jezus

umarł i zmartwychwstał, tak też wierzymy, że Bóg przez Je-

zusa przywiedzie z nim tych, którzy zasnęli. [...] Gdyż sam

Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi

z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chry-

stusie, potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem

z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spo-

tkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem. Przeto pocie-

szajcie się nawzajem tymi słowy" (II Tes. 4,13-14; 16-18).

Gdy razem z Cyrylem powróciliśmy do naszych maszyn,

zauważyłem:

- Masz wspaniałe rozumienie życia. Każdy, kto ma taką

nadzieję, naprawdę znalazł niezwykle cenną rzecz.

Kiedy pracowałem tego popołudnia przy maszynie, robiąc

ściegi, mój umysł stał się niewidocznym dla innych polem

bitwy, na którym zaciętą walkę toczył Boży Duch Święty

z upadłymi zastępami szatana. Po pierwsze, zrozumiałem,

dlaczego demony tak bardzo nienawidzą Odkupiciela Świa-

ta. Pojąłem również, dlaczego duchy demoniczne stworzyły

setki teorii, by namieszać ludziom w głowach i wprowadzić

ich w błąd, w tym najbardziej oszukańczą doktrynę o nie-

śmiertelności duszy. Aby uwiarygodnić diabelską teorię,

95

background image

duchy zwodnicze - jak już mogłem się o tym wcześniej prze-

konać - pojawiają się ludziom, twierdząc, że są duchami

zmarłych bliskich.

Po raz pierwszy w życiu odkryłem Boga miłości. Jednocze-

śnie uświadomiłem sobie, że jestem zgubiony. Gdy patrzę

na to z dzisiejszej perspektywy, do pewnego stopnia do-

świadczyłem tego samego uczucia, jakiego doznają ludzie

przed murami Nowego Jeruzalem, kiedy patrzą w górę

na zbawionych znajdujących się wewnątrz niebiańskiego

miasta. Niepobożni będą wówczas krzyczeć: „Już za późno,

jesteśmy zgubieni!".

Gdy zdałem sobie sprawę, że jestem duchowo upadłym

człowiekiem, zacząłem się obficie pocić, mimo iż wewnątrz

budynku było umiarkowanie chłodno. Rozpiąłem koszulę

pod szyją i podwinąłem rękawy, ale to wcale nie pomogło.

Jak wspominam, postanowiłem pójść do toalety. Tam za-

mknąłem drzwi i, cierpiąc męczarnie duszy, złapałem się rę-

koma za pokrywę rezerwuaru z wodą do spłukiwania, żeby

odzyskać równowagę, gdyż zrobiło mi się bardzo słabo. Po

twarzy grubymi kroplami ściekał pot, kapiąc regularnie na

wodę w muszli klozetowej.

W głowie kołatała mi się uporczywa myśl, że jest już dla

mnie za późno i że jestem zgubiony. Chciało mi się krzyczeć

z całych sił, ale zdusiłem krzyk w zarodku. Przestałem nie-

nawidzić Boga i oczyma duszy ujrzałem całe swoje bezbożne

życie. Jednocześnie uświadomiłem sobie, że stałem się ofiarą

szatańskiego prześladowania. Duchy demoniczne dręczyły

mnie, napełniając niezwykle silnym uczuciem zniechęcenia,

jakiego jeszcze nigdy przedtem nie zaznałem w swym ży-

ciu, ani nigdy później. Odczuwałem ich obecność w sposób

niezwykle dojmujący do tego stopnia, że nie mogłem złapać

oddechu, tak jakby ktoś pozbawił mnie tlenu.

W poczuciu bezradności bezgłośnie wydyszałem:

96

background image

- Boże, ulituj się nade mną.

To nie miała być modlitwa, ale ku memu zdziwieniu uczu-

cie duszności natychmiast zniknęło, a także opuściło mnie

poczucie bezradności.

Po umyciu twarzy zimną wodą powróciłem do maszyny.

W trakcie pracy do głowy przyszła mi myśl, że być może

Dawca Życia usłyszał moje wołanie i odpędził złe duchy.

Jeśli tak było, dlaczego to zrobił? Przecież nienawidziłem

Boga i bluźniłem przeciwko Jego imieniu. W żaden sposób

Bóg nigdy nie będzie mógł mi wybaczyć moich grzechów.

Ale jednak tylko Bóg z Nieba mógł uwolnić mnie w taki spo-

sób od ataku złych duchów.

Przez głowę przemknęła mi też inna myśl - że chociaż

nie zasługuję na przebaczenie i na życie wieczne, o jakim

wspominał Cyryl, całkiem możliwe, że Stwórca zamierzał

wykorzystać nic niewartą osobę, taką jak ja, do przyniesie-

nia błogosławieństw w życiu innych ludzi, których miłował

i pragnął zobaczyć na Nowej Ziemi.

Miałem jednak przeczucie, że Bóg celowo uczynił tak, bym

spotkał się z Cyrylem, mającym dużą wiedzę o sprawach

związanych z wiecznością. Tak, zupełnie możliwe, że Bóg

z Nieba usłyszał moje wołanie o pomoc kilka dni wcześniej,

gdy leżąc w łóżku, powiedziałem: „Jeśli jest Bóg na Niebie,

który troszczy się o mnie, niech mi pomoże!"

„On troszczy się, troszczy się" - chciałem wykrzyknąć te

słowa na całe gardło do wszystkich ludzi znajdujących się

w zakładzie, ale powstrzymałem się. Teraz, gdy byłem prze-

konany, że Bogu na mnie zależy, pomyślałem, że powinie-

nem poprosić Cyryla, by opowiedział mi więcej o tym, co

mówi Biblia. Jeśli Bóg darzy mnie szacunkiem - mimo iż

jestem nic niewartym człowiekiem - to musi się On także

troszczyć o innych, dobrych ludzi, nieświadomych tego, co

Bóg dla nich zamierza.

97

background image

Być może, jeśli zaangażuję się w pracę dla wiecznego

dobra innych ludzi, wówczas Bóg uwolni mnie od mocy

duchów demonicznych i mimo iż sam nie mogę być zba-

wiony, to przynajmniej do końca swych dni będę cieszył się

z możliwości informowania mieszkańców Ziemi o toczącym

się za kulisami duchowym boju i w ten sposób skłonię ich

do podjęcia mądrej decyzji o przyjęciu Chrystusa.

Po chwili odczułem wielkie oburzenie faktem, że demony

zwiodły rodzaj ludzki. Wtedy postanowiłem zerwać z nimi

raz na zawsze.

Tego dnia po skończonej pracy powiedziałem Cyrylowi,

że chciałbym pójść z nim do tramwaju i porozmawiać. Gdy

szliśmy wolno do przystanku, zapytałem, czy zechciał-

by studiować ze mną Pismo Święte. Odparł, że z wielką

przyjemnością. Następnie zapytał, czy moglibyśmy zacząć

w przyszłym tygodniu, wtedy moglibyśmy spotykać się raz

lub dwa razy w tygodniu.

- Cyryl, z powodów, jakich nie mogę teraz wyjawić, to dla

mnie bardzo ważne, byśmy zaczęli jeszcze dzisiejszego wie-

czora. Czy możemy się spotkać u ciebie, czy u mnie?

Cyryl zaprosił mnie do swojego domu na godzinę dzie-

więtnastą. Kiedy się rozstawaliśmy, widziałem jego wielkie

zdumienie spowodowane moim naleganiem. Wtedy jeszcze

nie wiedzieliśmy, że tydzień później będziemy mieli za sobą

serię dwadziestu ośmiu lekcji biblijnych.

98

background image

Poniedziałkowy wieczór u Grosse'ów

8

Gdy Cyryl przedstawił mnie swojej żonie, Cynthii, spędzi-

liśmy kilka minut na pogawędce. Wspomniał, że chciał wy-

jaśnić swoje związki z Kościołem adwentystów dnia siód-

mego. Wcześniej z braku czasu nie mógł tej kwestii szerzej

wyjaśnić w pracy. Przyznał, że tak naprawdę nie był człon-

kiem Kościoła, ale regularnie uczęszczał na nabożeństwa

i zaplanował swój chrzest na najbliższą sobotę.

W tajemnicy przed żoną przez wiele miesięcy czytał

wszystkie kościelne publikacje, jakie Cynthia miała w domu,

i z tego powodu stał się gorliwym studentem Biblii. Swe głę-

bokie zrozumienie Pisma Świętego zawdzięczał także stu-

diowaniu nauk biblijnych z pastorem L.W. Taylorem - i to

dzięki jego zachęcie postanowił przyłączyć się do Kościoła.

Cyryl zaproponował, żeby lekcje poprowadziła jego żona.

Zgodziłem się, że to dobry pomysł, i skłoniłem głowę wraz

ze swymi nowymi przyjaciółmi do krótkiej modlitwy.

Cynthia zasugerowała, żebyśmy skorzystali z nowego

przewodnika z lekcjami zatytułowanego „Dwadzieścia

osiem lekcji biblijnych dla zapracowanych ludzi". Pod każ-

dą lekcją, na którą mieliśmy poświęcić do godziny, było od

99

background image

piętnastu do dwudziestu pytań na dany temat. Przystałem

na ten plan i natychmiast zaczęliśmy studiować pierwszą

lekcję zatytułowaną „Słowo Boże".

Czas zleciał bardzo szybko i zakończyliśmy studium. To,

czego się dowiedziałem o Bożych objawieniach dla czło-

wieka, zachwyciło mnie. Lekcja druga dotyczyła drugiego

rozdziału Księgi Daniela i omawiała powstanie i upadek

wielkich światowych imperiów, a także drugie przyjście

Chrystusa. Wtedy Cyryl zaproponował, abyśmy przezna-

czyli pewien czas na wspólne zbadanie proroctw Daniela.

Natychmiast zapytałem, czy moglibyśmy przestudiować je

jeszcze teraz. Cyryl i Cynthia zgodzili się, więc nasze spo-

tkanie trwało dalej.

Szczególne wrażenie wywarł na mnie jeden wiersz biblij-

ny: „Za dni tych królów Bóg niebios stworzy królestwo, któ-

re na wieki nie będzie zniszczone, a królestwo to nie przej-

dzie na inny lud; zniszczy i usunie wszystkie owe królestwa,

lecz samo ostoi się na wieki" (Dan. 2, 44).

Po przeczytaniu tego tekstu chciałem dowiedzieć się, co

jeszcze prorok Daniel wiedział o ustanowieniu królestwa

Chrystusowego na Ziemi. Zona Cyryla zwróciła moją uwagę

na rozdział siódmy: „Królestwo, władza i moc nad wszyst-

kimi królestwami pod całym niebem będą przekazane ludo-

wi Świętych Najwyższego. Jego królestwo jest królestwem

wiecznym, a wszystkie moce jemu będą służyć i jemu będą

poddane" (Dan. 7, 27).

Cynthia wspomniała, że wypełnią się wówczas słowa Je-

zusa z Nowego Testamentu: „Błogosławieni cisi, albowiem

oni posiądą ziemię" (Mat. 5, 5). Odkryłem również, że na

Nowej Ziemi zamieszkają ludzie wskrzeszeni i przemienie-

ni podczas przyjścia Chrystusa.

Czas płynął błyskawicznie i zakończyliśmy omawianie

trzeciej lekcji. Nigdy przedtem nie słyszałem o tego rodzaju

100

background image

rzeczach. To, czego się dowiedziałem, chwyciło mnie za ser-

ce i zapragnąłem wiedzieć jeszcze więcej.

- O czym będzie następna lekcja?

Teraz już nie umiem przypomnieć sobie tytułu tej lekcji,

ale dobrze pamiętam, że obudziła we mnie pragnienie usły-

szenia, co Słowo Boże ma do powiedzenia na ten szczególny

temat. Poczułem, że muszę jakoś skłonić Grosse'ów, byśmy

przestudiowali i tę lekcję.

Zapaliwszy kolejnego papierosa i zaczerpnąwszy kilka

głębszych oddechów, zasugerowałem, że jeśli Cyryl będzie

tak miły i opróżni popielniczkę, wtedy spędzę z nimi jeszcze

godzinę. Cyryl uprzejmie opróżnił popielniczkę i przyniósł

ją z powrotem. Wówczas rzekłem:

- Kochani, nie traćmy czasu, byście nie poszli spać zbyt

późno.

Odparli, że zazwyczaj chodzą spać około jedenastej

w nocy.

- Świetnie - ucieszyłem się na te słowa. - Jest teraz kilka

minut po dwudziestej pierwszej. Nieźle nam idzie studio-

wanie lekcji, tak więc nie traćmy ani chwili.

Dobrze pamiętam ich reakcję, jakby to się zdarzyło wczo-

raj. Cynthia, ogromnie zdziwiona, spojrzała pytającym

wzrokiem na męża. Wtedy on powiedział, żebyśmy w takim

razie kontynuowali omawianie lekcji. W tym czasie z ner-

wów zaciągnąłem się tak mocno papierosem, że została mi

tylko połowa. Dlatego uprzejmie zapytałem, czy zgodzą się,

bym zapalił kolejnego. Było to dla mnie ważne, ponieważ w

tamtym czasie traktowałem papieros nawykowo jako rodzaj

nagrody, kiedy udało mi się zrobić coś szczególnego. Studio-

wanie razem z nimi Biblii uważałem za jedną z najbardziej

pożytecznych rzeczy, jakiej dokonałem w życiu.

Bez chwili wahania Cyryl odparł:

- Czuj się jak u siebie w domu. Możesz zapalić.

101

background image

Wtedy sięgnąłem po kolejnego papierosa i wkrótce powie-

trze w pokoju stało się szare od dymu.

Mam zdecydowane przekonanie, że towarzyszył mi Duch

Święty, który przekonywał ich, by okazywali zrozumienie

dla mego nałogu tytoniowego, od jakiego byłem wówczas

bardzo mocno uzależniony. Znosili cierpliwie konieczność

przebywania w zadymionym pomieszczeniu tylko po to,

żeby zapoznać mnie z Jezusem Chrystusem.

Przez wiele lat dziękowałem Bogu za sposób, w jaki mnie

potraktowali w tak delikatnej sprawie. Podczas siedmiu

kolejnych dni studiowaliśmy Biblię około czterech godzin

każdego wieczoru. I dopiero gdy doszliśmy do lekcji oma-

wiającej zdrowe życie, uświadomiłem sobie zgubny wpływ

nałogu tytoniowego i jak uprzejmie wszystko znosili przez

tak wiele godzin. A muszę powiedzieć, że temat zdrowia po-

jawił się prawie na samym końcu.

Gdy zapytałem, dlaczego tolerowali moje palenie, Cynthia

wyjaśniła:

- Cieszyliśmy się z twojego towarzystwa, a kiedy pod-

czas pierwszego wieczoru wyraziłeś pragnienie kolejnego

spotkania, wraz z Cyrylem zdecydowaliśmy, że nawet jeśli

z powodu dymu tytoniowego będziemy żyli kilka lat krócej,

nie mamy nic przeciwko temu pod warunkiem, że będziesz

studiował Słowo Boże i staniesz się naśladowcą Chrystusa.

Powrócę jeszcze do czwartej lekcji, jaką studiowaliśmy

tego wieczora. Muszę przyznać, że Słowo Boże otwierało

przede mną wieczną rzeczywistość, i dlatego pragnąc do-

wiedzieć się czegoś więcej, poprosiłem:

- Czy moglibyśmy przestudiować teraz jeszcze tę czwartą

lekcję? Jak skończymy, wyjdę, a wy będziecie mogli pójść

spać.

Na twarzach obojga zobaczyłem wyraz wielkiego zdumie-

nia. Cyryl zasugerował:

102

background image

- A może przyjdziesz do nas innego wieczora i wtedy się

nią zajmiemy?

- Mam nadzieję, że pozwolicie mi przyjść jutro na piątą

lekcję. To znaczy, jeśli dożyję jutrzejszego dnia.

Podskórnie czułem, że duchy demoniczne będą chciały

mnie zabić. Chociaż nie powiedziałem Cyrylowi i jego żo-

nie, jak naprawdę się czuję, oni zrozumieli, że odczuwam

pilną potrzebę poznania Słowa Bożego, i zgodzili się prze-

studiować ze mną czwartą lekcję jeszcze tego wieczora.

Gdy wraz z mym przyjacielem Rolandem po raz pierwszy

w życiu odwiedziłem wieczorem pomieszczenie kultu bo-

gów, kapłan nakazał nam przysiąc, że zachowamy w tajem-

nicy wszystko, co widzieliśmy i słyszeliśmy. Powtórzyliśmy

za nim słowa zaklęcia i przypieczętowaliśmy pakt, kładąc

wolno szczyptę sproszkowanego kadzidła nad płomieniem

z czarnej świecy. Kapłan z naciskiem powiedział, że nie wol-

no nam nic mówić o tych sprawach na zewnątrz, bo inaczej

narazimy się na wielki gniew duchów.

W jakiś czas później, gdy braliśmy udział w czymś, co

czciciele demonów określali jako „sesja pochwalna ku czci

bogów", kapłan ostrzegł, że każdy, kto wzbudzi gniew du-

chów, naraża się na wielkie niebezpieczeństwo. Aby to zilu-

strować, wspomniał o osobie, która popełniła, jak można by

sądzić, nic nieznaczącą nielojalność. Mimo iż ów człowiek

mieszkał w budynku uważanym przez wszystkich za od-

porny na działanie ognia, duchy spaliły to miejsce wraz ze

wszystkim, co znajdowało się w środku, łącznie ze zdrajcą

i jego żoną. George przyznał, że znał tych ludzi osobi-

ście.

Innym razem duchy przez godzinę terroryzowały nielo-

jalnego członka zgromadzenia w jego domu. Z ogromną

siłą rzucały o ściany wszystkimi rzeczami znajdującymi się

r

w środku, a nawet roztrzaskały wielkie meble. Ow człowiek

103

background image

został odwieziony przez sąsiadów do szpitala w stanie po-

twornego szoku i nieomal postradał zmysły.

Mając zakodowane gdzieś głęboko w swej świadomości

te wszystkie historie, uważałem czas studiowania Pisma za

rzecz na wagę złota, dlatego tak bardzo nalegałem na kolej-

ną czwartą lekcję. Odwaga, z jaką rzuciłem się do badania

Biblii w takich okolicznościach, nie była moją zasługą. Gdy

patrzę na te wydarzenia dzisiaj, wiem, że śmiałość wynikała

z faktu, iż tego dnia cały czas byłem karmiony przemienia-

jącym Słowem Bożym. Słowem Bożym, w którym jest życie

i które ma moc zmotywowania człowieka do tego stopnia,

że ten nie boi się narazić na gniew księcia ciemności. Bóg po-

stanowił, że mam usłyszeć wielkie prawdy z Jego świętego

Słowa i tak się właśnie stało, a duchy demoniczne w żaden

sposób nie mogły temu przeszkodzić.

Pod koniec czwartej lekcji zgodziliśmy się spotkać następ-

nego wieczora o godzinie dziewiętnastej. Przed wyjściem

zaproponowałem, żeby Cyryl przeczytał kilka wierszy z Bi-

blii i zmówił krótką modlitwę. Otworzył Pismo na Księdze

Psalmów: „Bóg jest ucieczką i siłą naszą, pomocą w utra-

pieniach najpewniejszą. Przeto się nie boimy, choćby ziemia

zadrżała i góry zachwiały się w głębi mórz. Choćby szumia-

ły, choćby pieniły się wody, choćby drżały góry z powodu

gniewu jego" (Ps. 46, 1-3).

Właśnie gdy wychodziłem i kładłem rękę na klamce, po-

myślałem, że zapytam Cynthię, jakich lekcji mogę się jutro

spodziewać. Jedna z nich była zatytułowana: „Stan ludzi po

śmierci".

Ledwie się pożegnałem, a już z wielką niecierpliwością za-

cząłem oczekiwać na kolejne studium lekcji biblijnych. Ale

tak naprawdę to nie czekanie na rozpoczęcie następnej lekcji

było moim głównym zmartwieniem. Gdy jechałem tramwa-

jem do domu, zastanawiałem się, czy jeszcze będę wśród ży-

104

background image

wych do godziny dziewiętnastej następnego dnia we wto-

rek. Spodziewałem się wizyty duchów jeszcze w poniedzia-

łek nocą - przeciwko ich atakom nie miałem żadnej szansy

obrony ani też nie znałem żadnych metod obrony. Jednak

nie bałem się śmierci. Duch Boży błogosławił mi w życiu,

mimo iż nie zasługiwałem na Bożą przychylność. Działo się

tak ze względu na Jezusa Chrystusa.

Kiedy położyłem się spać, zacząłem powtarzać w myślach

słowa z Biblii, jakie przeczytał Cyryl. Szybko zapadłem

w błogi sen, aż obudził mnie dźwięk budzika. Nastał wtorek

rano i niedługo miałem udać się do pracy. Do dzisiejszego

dnia słowa Psalmu 46 znaczą dla mnie bardzo dużo, ponie-

waż nauczyły mnie patrzeć w górę na Boga. On jest źródłem

życia i wszelkiej władzy, a także Tym, który potrafi cudow-

nie odmienić nasze beznadziejne i zniechęcające położenie

oraz ocalić nieszczęśników z ręki niszczyciela.

105

background image

Studiowanie Słowa Bożego

9

w obliczu śmierci

We wtorek wieczorem, punktualnie o godzinie dziewięt-

nastej zjawiłem się w mieszkaniu państwa Cyryla i Cynthii

Grosse'ów. Zajęliśmy się badaniem, co mówi Pismo o sta-

nie albo inaczej mówiąc, o kondycji ludzi po śmierci. Do-

wiedziałem się, że Biblia jasno wypowiada się na ten temat

i odpowiada na pytania: Czy ludzkie istoty są nieśmiertelne?

Czy zmarli chwalą Boga? Czy rzeczywistość, w jakiej prze-

bywają zmarli, może stanowić potencjalne źródło wiedzy?

Precyzyjną i dobitną odpowiedź na pierwsze pytanie

uzyskaliśmy, czytając Pierwszy List do Tymoteusza: „ Pan

Panów [...], jedyny, który ma nieśmiertelność" (I Tym.

6,15-16). Dowiedzieliśmy się, że człowiek to istota w pełni

śmiertelna.

Odpowiedź na drugie pytanie spadła niczym grom z ja-

snego nieba: „Umarli nie będą chwalili Pana ani ci, którzy

zstępują do krainy milczenia" (Ps. 115, 17). Ten cytat roz-

trzaskał na tysiące kawałków wpojone mi w dzieciństwie

nauki religijne.

106

background image

Odpowiedź na trzecie pytanie objawiła miłość i sprawie-

dliwość Bożą wobec nas, biednych śmiertelników. Praw-

dę tę odkryliśmy w Księdze Hioba: „Człowiek urodzony

z niewiasty żyje krótko i jest pełen niepokoju. Wyrasta jak

kwiat i więdnie; ucieka jak cień i nie ostaje się. [...] Jego

dzieci zdobywają szacunek - lecz on o tym nie wie; gdy żyją

w poniżeniu, on na to nie zważa" (Job. 14, 1-2, 21).

Po przeczytaniu tego fragmentu poczułem wielką ulgę,

a następnie stwierdziłem:

- To wspaniale wiedzieć, że nasi ukochani zmarli nie cier-

pią obecnie żadnych mąk w czyśćcu ani nie patrzą z Nieba

na cierpienia swych bliskich na Ziemi, ale śpią w grobach,

oczekując na poranek zmartwychwstania.

r

Wówczas Duch Święty pozwolił mi zrozumieć, że śmierć

to przeciwieństwo życia - stan, który można by określić

jako całkowite zgaśnięcie albo brak egzystencji. W tym mo-

mencie uświadomiłem sobie, jak straszliwy błąd kryje się

w koncepcji, że człowiek ma nieśmiertelną duszę, zwłaszcza

gdy przeczytałem fragment Księgi Rodzaju dotyczący stwo-

rzenia Adama: „Ukształtował Pan Bóg człowieka z prochu

ziemi i tchnął w nozdrza jego dech życia. Wtedy stał się czło-

wiek istotą żywą" (I Mojż. 4, 7). Wyraźnie zrozumiałem, że

Boski dech życia stanowi siłę, przez którą Bóg ożywia i pod-

trzymuje ludzką fizyczną egzystencję. Ten dech powoduje,

że płuca pracują, serce bije, krew płynie, a ręce i nogi ruszają

się. Ale gdy tylko Bóg zabiera dech, życie ginie.

Bóg oświadczył w Biblii, że człowiek stał się duszą żyjącą

- w przeciwieństwie do popularnego przekonania, że czło-

wiek otrzymał duszę - dlatego było dla mnie oczywiste, że

w ten sposób Bóg pozbawia szatana i jego zastępy duchów

demonicznych możliwości zwodzenia ludzi poprzez poda-

wanie się za drogie naszemu sercu osoby zmarłe, które rze-

komo osiągnęły wyższy poziom egzystencji.

107

background image

Na zakończenie naszego studium dotyczącego stanu ludzi

umarłych ujrzałem Boży charakter w całkowicie nowym

świetle. Byłem wstrząśnięty, że świat chrześcijański przed-

stawia straszliwie błędny obraz Boga.

Żebyście mogli lepiej zrozumieć i docenić to, czego do-

świadczyłem tamtego tygodnia poświęconego na studium

Słowa Bożego, musicie wyobrazić sobie, jak mógł się w ta-

kiej sytuacji zachowywać człowiek, który nigdy przedtem

nie miał Biblii i nie zgłębiał jej nauk. Zycie tak naprawdę nie

oferuje żadnej radości, ponieważ nawet jeśli znajdzie się ja-

kaś rzecz, która sprawia radość, wówczas momentalnie na-

chodzi człowieka myśl, że śmierć może tę radość unicestwić

następnego dnia. Zawsze stoimy w obliczu wieczności,

tylko rodzi się pytanie: Jakiej wieczności? Inni ludzie wokół

ciebie nie wiedzą wiele więcej niż ty. Aż nagle w najbar-

dziej nieoczekiwany sposób spotykasz osobę, która trzyma

w ręku Księgę napisaną przez samego Dawcę Życia. Wszyst-

kie trudne pytania, na jakie nie mogłeś przez całe lata uzy-

skać żadnej odpowiedzi, teraz znajdują mądre wyjaśnienie

- a nawet zyskujesz dużo większą wiedzę.

Odkryłem, że biblijna doktryna o zmartwychwstaniu wska-

zuje człowiekowi drogę do osiągnięcia nieśmiertelności. Jak

czytamy: „Oto tajemnicę wam objawiam: Nie wszyscy za-

śniemy, ale wszyscy będziemy przemienieni w jednej chwili,

w okamgnieniu, na odgłos trąby ostatecznej; bo trąba zabrzmi

i umarli wzbudzeni zostaną jako nie skażeni, a my zostanie-

my przemienieni. Albowiem to, co skażone, musi przyoblec

się w to, co nieskażone, a to, co śmiertelne, musi przyoblec

się w nieśmiertelność. A gdy to, co skażone, przyoblecze się

w to, co nieskażone, i to, co śmiertelne, przyoblecze się w nie-

śmiertelność, wtedy wypełni się słowo napisane: Pochłonięta

jest śmierć w zwycięstwie! Gdzież jest, o śmierci, zwycięstwo

twoje? Gdzież jest, o śmierci, żądło twoje?" (I Kor. 15, 51-56).

108

background image

Jezus, Książę Życia, gdy pojawi się podczas drugiego

przyjścia wraz z zastępami aniołów, obdarzy nieśmiertelno-

ścią tych, którzy uczynili Go swoim Panem. On przywró-

ci życie ludziom, którzy je dla Niego oddali. Zmartwych-

wstanie to wielkie wydarzenie. Święci pisarze czekali na nie

z utęsknieniem, składając w nim całą swoją nadzieję.

Apostoł Paweł, chociaż doświadczył utraty wszystkiego

ze względu na Chrystusa, wciąż odczuwał radość, kieru-

jąc swe nadzieje ku zmartwychwstaniu (zob. Fil. 3, 7-8;

10-11). Nieustannie rozmyślał o Niebie: „Nasza zaś ojczy-

zna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana

Jezusa Chrystusa, który przemieni znikome ciało nasze

w postać podobną do uwielbionego ciała swego, tą mocą,

którą też wszystko poddać sobie może" (Fil. 3, 20-21). Zain-

teresowało mnie również, że gdy Apostoł Paweł opowiadał

o tym, co go spotkało w Azji, iż był nawet o krok od śmierci,

mimo wszystko ufał Bogu, który jest w stanie wzbudzić go

z martwych (zob. II Kor. 1, 8-9). Apostoł nie uczynił żad-

nej wzmianki, że spotka Pana natychmiast po swej śmierci,

jak uczy współczesna teologia, lecz opierał swą nadzieję na

zmartwychwstaniu.

Szukając w Piśmie Świętym informacji dotyczących czasu,

kiedy sprawiedliwi otrzymają obiecaną nagrodę, a niespra-

wiedliwi karę, odkryłem, że nie stanie się to przy śmierci, ale

podczas dwóch zmartwychwstań mających miejsce w róż-

nym czasie. Słowa Jezusa wprowadziły mnie w osłupienie:

„Lecz gdy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych,

chromych, ślepych. I będziesz błogosławiony, bo nie mają ci

czym odpłacić. Odpłatę bowiem będziesz miał przy zmar-

twychwstaniu sprawiedliwych" (Łuk. 14,13-14).

Stwierdziłem, że Apostoł Paweł koncentrował swą uwagę

na drugim przyjściu Pana i na tym, że z Jego rąk otrzyma,

jak to określił, koronę sprawiedliwości. Pod koniec swego

109

background image

życia Apostoł był żołnierzem krzyża, mocno poturbowanym

w licznych bojach, jego plecy pokrywały blizny po ranach

zadanych od bicza, pięć razy po czterdzieści uderzeń (zob. II

Kor. 11, 24). Ale nadzieja, jaką pokładał w zmartwychwsta-

niu, podtrzymywała go na duchu. Mimo iż doskonale wie-

dział, że zginie od katowskiego miecza, Paweł głosił wieść,

która stanowiła zachętę dla przyszłych pokoleń Bożych lu-

dzi, wskazując na czas, kiedy wszyscy otrzymają nagrodę

życia wiecznego. ,

„Albowiem już niebawem będę złożony vv ofierze, a czas

rozstania mego z życiem nadszedł. Dobry bój bojowałem,

biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie

wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sę-

dzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, któ-

rzy umiłowali przyjście Jego" (II Tym. 4, 6-8).

W trakcie całego studium biblijnego dotyczącego wskrze-

szenia ciała w głębi mej podświadomości czaiła się myśl, że

jeśli pisarze Nowego Testamentu wierzyliby w nieśmiertel-

ną duszę człowieka, która po śmierci idzie do Nieba, wtedy

z pewnością wspomnieliby o duszy Chrystusa wracającej do

swego dawnego ciała, by się z nim ponownie zjednoczyć.

Jednak nigdzie nie znalazłem potwierdzenia słuszności takiej

koncepcji, natomiast w wielu miejscach Biblii można znaleźć

dowody na coś wręcz przeciwnego. Na przykład w 15 roz-

dziale I Listu do Koryntian, w którym Apostoł Paweł mówi

bardzo wiele o sprawiedliwych umarłych i zmartwychwsta-

niu, wielokrotnie oświadcza, że ci ludzie zapadli w sen i że

gdy Jezus powróci na Ziemię, obudzi ich do życia.

Ostatnie z moich odkryć - jedno z tych, jakie zrobiło na

mnie największe wrażenie - dotyczyło zmartwychwstania

i znalazłem je w Liście do Hebrajczyków. Jedenasty rozdział

opisuje bohaterów wiary na przestrzeni wielu wieków,

a także opowiada o próbach i ciężkich doświadczeniach,

110

background image

jakie przeszli, o ich odwadze i nadziei pokładanej w zmar-

twychwstaniu i życiu wiecznym, jaka podtrzymywała ich

nawet w obliczu śmierci.

„[...] Inni zaś zostali zamęczeni na śmierć, nie przyjąwszy

uwolnienia, aby dostąpić lepszego zmartwychwstania. Dru-

dzy zaś doznali szyderstw i biczowania, a nadto więzów

i więzienia; byli kamienowani, paleni, przerzynani piłą,

zabijani mieczem, błąkali się w owczych i kozich skórach,

wyzuci ze wszystkiego, uciskani, poniewierani; ci, których

świat nie był godny, tułali się po pustyniach i górach, po

jaskiniach i rozpadlinach ziemi. A wszyscy ci, choć dla swej

wiary zdobyli chlubne świadectwo, nie otrzymali tego, co

głosiła obietnica, ponieważ Bóg przewidział ze względu na

nas coś lepszego, mianowicie, aby oni nie osiągnęli celu bez

nas" (Hebr. 11, 35-40).

„Jak bardzo chciałbym mieć taką cudowną nadzieję na

zmartwychwstanie i życie wieczne" - pomyślałem. Ale

w następnej chwili rodzący się w moim umyśle wspaniały

entuzjazm został gwałtownie wyparty przez ponure myśli.

„Jakże głupio z mojej strony robić sobie nadzieje, że Bóg

kiedykolwiek wybaczy moją zagorzałą nienawiść do Niego

przez tak długi czas. Nie, to niemożliwe. Lepiej będzie, je-

śli przestanę żywić nadzieję na życie wieczne. W dodatku

zadawałem się z duchami. Bóg nigdy mi tego nie wybaczy.

Morneau, zapomnij o tym, już za późno".

Przypadkiem zdarzyło się, że Cynthia przeczytała na

zakończenie tej lekcji fragment z Listu do Tytusa. Apostoł

Paweł doradza tu chrześcijanom, aby: „[...] wyrzekli się

bezbożności i światowych pożądliwości i na tym docze-

snym świecie wstrzemięźliwie, sprawiedliwie i pobożnie

żyli, oczekując błogosławionej nadziei i objawienia chwały

wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Chrystusa Jezusa"

(Tyt. 2, 12-13).

111

background image

To sprawiło, że wyraziłem Grosse'om wdzięczność, że

uprzejmie zgodzili się studiować ze mną Biblię. Wspomnia-

łem także, że chciałbym mieć nadzieję na zobaczenie chwa-

lebnego przyjścia Pana, ale niestety moje dotychczasowe ży-

cie uniemożliwia to.

- Mimo wszystko jest nadzieja - oświadczyła Cynthia.

- Mamy cudownego Najwyższego Kapłana, Jezusa Chry-

stusa, wstawiającego się za nami w najświętszym miejscu

w świątyni, w Niebie. On przyszedł na Ziemię i umarł na

krzyżu na Golgocie, żeby mógł zostać naszym Najwyższym

Kapłanem. On jest jedyną drogą do zbawienia.

„Gdyby tylko wiedziała, że zadawałem się z duchami - po-

myślałem - nie twierdziłaby, że jest dla mnie jakaś nadzieja".

- Z pewnością i ty także możesz mieć nadzieję - konty-

nuowała swą wypowiedź Cynthia. - W Jezusie każdy może

znaleźć nadzieję. Ale ta nadzieja jest możliwa pod warun-

kiem, że zaczniemy wołać do Niego o pomoc. Pokażę ci

pewien fragment Biblii.

Otworzyła Pismo i przeczytała: „Nie mamy bowiem arcy-

kapłana, który by nie mógł współczuć ze słabościami naszy-

mi, lecz doświadczonego we wszystkim, podobnie jak my,

z wyjątkiem grzechu. Przystąpmy tedy z ufną odwagą do

tronu łaski, abyśmy dostąpili miłosierdzia i znaleźli łaskę ku

pomocy w stosownej porze" (Hebr. 4, 15-16).

Wyrwałem z jej rąk Biblię, wykrzykując:

- Muszę to zobaczyć!

Wierzę, iż zachowałem się tak tylko dlatego, że Duch Boży

chciał wlać w me serce nadzieję. W trakcie służby w Kana-

dyjskiej Marynarce Handlowej pewnego razu rzuciłem linę

ratowniczą człowiekowi, który wypadł za burtę. Chwycił

się mocno liny i trzymał się jej rozpaczliwie. Podobnie i ja,

czując się straconym człowiekiem, zobaczyłem nadzieję

i szybko się jej chwyciłem.

112

background image

Ponieważ było już bardzo późno, zaproponowałem, żeby

Cyryl krótko pomodlił się, gdyż muszę już iść do domu.

Zapytałem również, czy będę mógł studiować z nimi Słowo

Boże następnego wieczoru. Zgodzili się, a ja wyszedłem po

krótkiej modlitwie zmówionej przez Cyryla.

Kiedy jechałem tramwajem - w hałasie zgrzytających kół,

otwieranych i zamykanych drzwi, wsiadających i wysiada-

jących ludzi oraz konduktora wykrzykującego nazwy ulic

- patrzyłem przez okno na chodnik. Myśli koncentrowały

się wokół tego, co powiedziała Cynthia. Wciąż powracały

do mnie jej słowa: „Z pewnością i ty także możesz mieć na-

dzieję. W Jezusie każdy może znaleźć nadzieję. Ale pod wa-

runkiem, że zaczniemy wołać do Niego o pomoc". Potem

usłyszałem jakiś głos szeptczący w moim sercu, że jest na-

dzieja dla straconych, dla ludzi nie zasługujących na łaskę

- nawet dla czcicieli duchów.

Trzydzieści dwa lata później państwo Cynthia i Cyryl

Grosse'owie spotkali się ze mną i moją żoną w Toronto

w Kanadzie. Wkrótce po moim nawróceniu przeprowadzi-

li się do Stanów Zjednoczonych i przez te wszystkie lata

nie widzieliśmy się. Gdy wspominaliśmy jesienne dni 1946

roku, Cyryl powiedział coś, co przyprawiło mnie o dresz-

czyk emocji, ponieważ dostrzegłem w tym miłosierne dzia-

łanie Ducha Bożej miłości.

- Po kilku miesiącach małżeństwa - powiedział Cyryl - za-

cząłem studiować Biblię wraz z Warrenem Tylorem, pasto-

rem angielskiego zboru w Montrealu. Nie miałem problemu

z uwierzeniem w prawdy, o jakich mówił mi pastor Taylor,

gdyż wszystko znajdowało potwierdzenie w biblijnych cy-

tatach. Ale pewnego wieczora pastor przedstawił lekcję o sa-

bacie. To sprawiło, że pamięcią powróciłem do wydarzenia,

jakie miało miejsce pewnego dnia w Halifaksie, gdy zapyta-

łem babcię, który dzień jest dniem świętym. Lekcja poświę-

113

background image

eona sabatowi nie przekonała mnie w pełni. Tej samej nocy,

nie wspominając o tym nikomu, modliłem się do Boga, żeby

pomógł mi uwierzyć w sabat. Poprosiłem Go, aby udzielił

mi zdolności do przekonania jednej osoby, że sobota to

dzień święty. Wtedy obiecałem, że przyjmę to jako znak od

Boga, wskazujący, że należy zachowywać sobotę jako dzień

święty. W następny poniedziałek poszedłem jak zazwyczaj

do pracy. Jednakże czułem się znużony i poirytowany tym,

co robiłem, więc nagle postanowiłem rzucić to zajęcie. Usły-

szawszy o nowym zakładzie potrzebującym pracowników

ze szczególnymi umiejętnościami, jakie ja posiadałem, zde-

cydowałem się pójść tam wieczorem i odbyłem rozmowę

kwalifikacyjną. Ku swemu zdumieniu zostałem przyjęty,

a nawet zaproponowano mi większą pensję. Potem wró-

ciłem do starego miejsca zatrudnienia i powiadomiłem

zgodnie z obowiązującymi przepisami o dwutygodniowym

wypowiedzeniu, że odchodzę.

W końcu nadszedł dzień rozpoczęcia nowej pracy. Kiedy

przyszedłem w poniedziałek do swojego nowego zakładu,

zająłem miejsce obok człowieka, który miał dwa dziwne na-

wyki. Po pierwsze, palił jak smok. Na szczęście mogliśmy

w pracy szeroko otwierać okna. Jego drugim przyzwyczaje-

niem było to, że za każdym razem, gdy maszyna przestawa-

ła działać, wzywał wszystkich świętych, bluźniąc przy tym

niemiłosiernie. Zdążyłem już zapomnieć o swojej modlitwie,

ale Bóg nie zapomina modlitw swych dzieci. Nigdy bym nie

przypuszczał, że ten młody człowiek pracujący obok mnie

będzie prosił, ba, wręcz domagał się lekcji biblijnych jeszcze

tego samego wieczora. Nie wiedziałem wtedy, z jak poważ-

nymi problemami borykał się Roger Morneau, kiedy zasiadł

do pracy przy maszynie tego rana w Montrealu.

Prawie bezsenna noc na kilka dni przed spotkaniem Cyry-

la i jedno zdanie modlitwy wypowiedziane we wczesnych

114

background image

godzinach porannych zostały przewidziane wcześniej przez

Dawcę Życia, który posłał mi na pomoc właściwą osobę.

Kiedy Cyryl rozmawiał z Bogiem o tym, że potrzebuje

zachęty do zachowywania sabatu, a także o swym pragnie-

niu podzielenia się z drugą osobą swymi przekonaniami,

Wszechmocny powiedział: „Mam dla ciebie odpowiednią

osobę". Następnie zaczął działać Duch Święty, skłaniając

Cyryla do zmiany pracy.

Gdy wywierano na mnie coraz większą presję, żebym

podjął najważniejszą decyzję swego życia, Bóg pośpieszył

s

z pomocą. Duch Święty przygotował wszystko doskonale

w każdym szczególe. Myślę tutaj o moim szefie żydowskie-

go pochodzenia Harrym i jego obsesji, by poznać, jakiego

wyznania jest Cyryl, a także o przysłudze, jaką miałem wy-

świadczyć Harry'emu. Polegała ona na podpytaniu nowego

kolegi o interesujące mojego szefa sprawy.

Lekcje biblijne, które przestudiowałem z Grosse'ami we

wtorkowy wieczór, odsłoniły przede mną panoramiczny

obraz kwestii związanych z wiecznością. Duch Boży ob-

darzył mój umysł niezwykłą jasnością myślenia, żebym nie

musiał zagłębiać się w teologiczne badania, które wymaga-

łyby dłuższego czasu na ich przyswojenie. Ponieważ znaj-

dowałem się w bardzo trudnym położeniu, nie miałem do

dyspozycji tyle czasu, ile bym sobie życzył. Wiedziałem, że

wkrótce dojdzie do konfrontacji z duchami.

Czułem się tak, jakbym żył z przeświadczeniem, że w każ-

dej chwili mogę umrzeć.

115

background image

Dzień obietnic

10

Zapewne pamiętacie, jak pewnej środy obiecałem kapłano-

wi satanistycznemu, że wkrótce zdecyduję, czy przyłączyć

się do tajemnego zgromadzenia, czy też nie. Duchy przy-

sięgły działać w mym życiu w szczególnie korzystny spo-

sób. Ale w przeciągu dwóch dni zapoznałem się z wielkimi

obietnicami Słowa Bożego.

Zatem we środę rano poszedłem do pracy, rozmyślając

o obietnicach i o tym, jak powinienem postąpić, znając już te

prawdy. To był dzień przeznaczony na zastanowienie. Bar-

dzo dużo rozmyślałem, a niewiele mówiłem. Przez głowę

przeleciało mi tysiąc jeden myśli. O godzinie siedemnastej

zdecydowałem pójść do domu pieszo, zamiast jak zwykle

pojechać tramwajem. Czułem się zbyt spięty, żeby cokol-

wiek jeść, dlatego darowałem sobie obiad. Musiałem wyko-

nać najbardziej nieprzyjemny telefon do swego przyjaciela

z wyjaśnieniem, że z pewnych powodów nie będę mógł

wziąć udziału w środowej sesji pochwalnej ku czci bogów,

i poprosiłem go również, żeby przekazał kapłanowi, iż

wkrótce się z nim skontaktuję.

116

background image

Idąc powoli na północ ulicą Bleury, mijałem różne sklepy,

nie zwracając na nie żadnej uwagi. Ale z trudnych dla mnie

do wyjaśnienia powodów przypadkiem rzuciłem okiem na

jedną z wystaw. Po przejściu jeszcze około siedmiu metrów

nagle uświadomiłem sobie, że na wystawie zobaczyłem Bi-

blię. Zawróciłem i spojrzałem ponownie. Tak, w witrynie

obok nic niewartych przedmiotów leżała Biblia.

Nazwa tego sklepu brzmiała zdaje się Sam's Pawnshop

& Bargain Store

1

.

s

Tuż za egzemplarzem Pisma Świętego stała ręcznie napi-

sana informacja: „Biblia w promocyjnej cenie. Wejdź i sko-

rzystaj z prawdziwej okazji".

Wszedłem do sklepu. Posuwałem się wolno, bo dookoła

było mnóstwo różnych rzeczy. Ciasno wypełnione towarami

gabloty wystawowe ustawiono w taki sposób, żeby klient nie

bardzo wiedział, dokąd się udać. Część powierzchni sklepo-

wej zajmowały wieszaki z garniturami, natomiast z sufitu

zwisały gitary i różnego rodzaju instrumenty muzyczne.

Wokół znajdowało się mnóstwo wywieszek ogłaszających

okazje i jeszcze więcej wyjątkowych okazji.

Podszedł do mnie pewien człowiek niskiego wzrostu

i zapytał:

- Mogę w czymś pomóc?

- Interesuje mnie Biblia leżąca na wystawie. Ile pan sobie

za nią życzy?

- Ach, ta Biblia. Zaraz ją przyniosę.

- Proszę pana, nie chcę, żeby pan po nią szedł. Chcę je-

dynie wiedzieć, ile kosztuje, ponieważ nie mam przy sobie

dużo pieniędzy - chciałem go powstrzymać, ale nie zważa-

jąc na moje słowa, mimo wszystko poszedł po Biblię.

- Na pewno ma pan tyle, ile potrzeba. Umieściłem ją na

wystawie z godzinę temu. Ustaliłem specjalnie niską cenę

1

(ang.) Lombard Sama i sklep z okazjami - przyp. tłum.

117

background image

- cały czas mówił, nie dając mi dojść do słowa. Starałem się

być uprzejmy ze względu na jego wiek.

- Jeśli pan chce tanio kupić Biblię, nie powinien pan jej szu-

kać w księgarniach biblijnych. Zawsze niech pan przychodzi

do takich miejsc jak to.

W tym czasie udało mu się prześliznąć obok tandetnych

towarów wypełniających sklep i wrócić, nie strąciwszy żad-

nej rzeczy. „Chyba musiał być za młodu akrobatą" - pomy-

ślałem.

Podał mi Biblię, mówiąc:

- Piękne wydanie, prawda?

- Ile kosztuje? - naciskałem.

- Zapewniam, że nie zapłaci pan za nią tyle, ile musiał-

by pan zapłacić w księgarni biblijnej. Tego rodzaju Biblia

kosztuje tam około 15 dolarów, a może nawet więcej. Po-

każę panu dlaczego - powiedział, po czym otworzył Nowy

Testament i dodał: - Nie znam się za wiele na Bibliach, ale

wiem jedno - tego rodzaju wydania z czerwonym drukiem

są najbardziej cenione.

Znowu zacząłem go pytać, ile żąda za Biblię, ale zignoro-

wał moje pytanie.

- Miałem zamiar wytargować dobrą cenę za ten egzem-

plarz, ale im dłużej z panem rozmawiam, cena spada coraz

bardziej.

- To wspaniale. Niech pan mówi jak najdłużej, aż cena

spadnie do jednego dolara i pięćdziesięciu centów, wtedy

sięgnę do kieszeni i zapłacę za nią.

- Biblia sprzedana. Poproszę dolara i pięćdziesiąt centów.

Tak naprawdę to tylko żartowałem i zacząłem mu wy-

jaśniać, że nie chcę go naciągać i bez wahania zapłacę mu

później cenę, jakiej zażąda.

- Nie, nie wezmę ani centa więcej. Gdy raz podam cenę,

już jej nie zmieniam.

118

background image

Kiedy wręczałem mu pieniądze, powiedział:

- Oczywiście, nie zapakuję jej! Za taką cenę nie stać mnie

zapakowanie Biblii. Chyba to panu nie będzie przeszkadza-

ło, prawda?

- W żadnym razie - odparłem i skierowałem się do wyj-

ścia.

Gdy już miałem zamknąć za sobą drzwi, zatrzymałem się na-

gle, a potem zawróciłem. Przyszła mi do głowy pewna myśl.

- Coś się stało? - zapytał niski człowiek.

- Proszę pana, to jedna z najbardziej niezwykłych transak-

cji w moim życiu. Niech mi pan powie uczciwie, dlaczego

sprzedał pan Biblię za tak niską cenę? Miałem wrażenie,

jakby pan chciał się jej szybko pozbyć.

Popatrzył mi prosto w oczy.

- Synu, to niewątpliwie kradziona Biblia. Kupiłem ją

w ubiegłym tygodniu wraz z innymi rzeczami od jakichś

dwóch typów. Do tamtej pory przez cały miesiąc miałem bar-

dzo dobry utarg. Na godzinę przed pana przyjściem odkry-

łem, że sprzedaż towarów gwałtownie spadła od chwili, gdy

kupiłem tę Biblię. Natychmiast umieściłem ją na wystawie.

Weź ją, synu, idź do domu i czytaj, a Bóg ci pobłogosławi.

Natychmiast przyszedł mi do głowy tekst z Listu do He-

brajczyków (zob. Hebr. 4, 15-16). Podziękowałem sprze-

dawcy i opuściłem sklep. Szedłem z moją Biblią pod pachą,

a w sercu miałem prawdziwą radość. Już dawno nie czu-

łem się tak wspaniale, ostatni raz podobna radość rozpiera-

ła mnie, gdy byłem młodym chłopcem. Mimo że wcześniej

ogarnął mnie nastrój przygnębienia, teraz otrząsnąłem się

z tego. Czułem się tak wspaniale, że powrócił mi apetyt.

Przechodząc obok baru z żydowską kuchnią, postanowiłem

kupić kanapkę, by zjeść ją w domu. Chciałem jeszcze poczy-

tać sobie moją nowo zakupioną Biblię przed udaniem się do

Cyryla na studiowanie lekcji.

119

background image

Wtedy stało się coś, co zwiększyło moje zainteresowanie

Listem do Hebrajczyków.

Gdy wszedłem do mieszkania, uświadomiłem sobie, że

było później, niż sądziłem. Szybko położyłem Biblię na

bujanym fotelu i odwróciłem się w kierunku okna, żeby

podnieść rolety. Jak to zrobiłem, przypadkowo uderzyłem

łokciem w fotel i Biblia spadła na podłogę.

- Ach, nie! Moja nowa kradziona Biblia leży na podłodze!

- wykrzyknąłem.

r

Pismo Święte wylądowało grzbietem do dołu, otwarte na

siódmym rozdziale Listu do Hebrajczyków: „Ale Ten spra-

wuje kapłaństwo nieprzechodnie, ponieważ trwa na wieki.

Dlatego też może zbawić na zawsze tych, którzy przez Nie-

go przystępują do Boga, bo żyje zawsze, aby się wstawiać

za nimi" (Hebr. 7, 24-25). Wzrokiem powędrowałem do

dalszych wersetów i znowu zacząłem czytać: „Główną zaś

rzeczą w tym, co mówimy, jest to, że mamy takiego Arcy-

kapłana, który usiadł po prawicy tronu Majestatu w niebie

jako sługa świątyni i prawdziwego przybytku, który zbudo-

wał Pan, a nie człowiek" (Hebr. 8, 1-2).

Przeczytane wiersze pokazywały Jezusa, jak oświadcza, że

jest żyjącym, kochającym i potężnym Odkupicielem, mają-

cym moc, aby całkowicie zbawić tych, którzy przychodzą do

Boga. A także, że sprawuje władzę nad demonami.

Gdy jechałem do Grosse'ów, przeczytałem cały List do He-

brajczyków. W drodze powrotnej do domu przeczytałem go

raz jeszcze. A po przyjeździe po raz trzeci. Byłem nim zafa-

scynowany. Ta księga pokazała mi, że wstawiennicza służba

Chrystusa w świątyni niebieskiej na rzecz ludzi ma zasad-

nicze znaczenie dla zbawienia, podobnie jak Jego śmierć na

krzyżu. Byłem pod wielkim wrażeniem swojego odkrycia.

Zobaczyłem Jezusa jako Osobę kochającą tych, których

trudno pokochać. A także jako Osobę mającą moc, aby

120

background image

wszystkie rzeczy obrócić ku dobremu. Uświadomiłem so-

bie, że Pan chwały pozwolił na to, by ludzie przybili Jego

ręce i nogi do krzyża „[...] aby przez śmierć zniszczyć tego,

który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła" (Hebr. 2, 14).

Teraz zrozumiałem, że moją jedyną nadzieją było pokłada-

nie ufności w zbawiennej mocy przelanej na krzyżu krwi

Jezusa Chrystusa. On może wybawić wszystkich, którzy

przychodzą do Niego.

Z czterech lekcji biblijnych przestudiowanych przeze mnie

w środę wieczorem w mieszkaniu Cyryla jedna szczególnie

zapadła mi w pamięć ze względu na ważne treści, jakie nio-

sła. Jej tytuł brzmiał: „Przeznaczenie bezbożnych".

Do tamtej pory Biblia objawiła mi Dawcę Życia jako Boga

miłości, Boga, który pokochał świat tak bardzo, że dał swego

Syna, „by każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot

wieczny" (Jan 3, 16). Dwa dalsze wiersze biblijne, których

nigdy nie zapomnę, dobitnie to poświadczają. W wierszu

siedemnastym trzeciego rozdziału Ewangelii Jana czytamy,

że Bóg nie posłał swego Syna, by potępił świat, ale by go

zbawił. Drugi tekst mówi, że Bóg pragnie zbawić wszystkich

ludzi (zob. I Tym. 2, 4). W ten sposób odkryłem, że wszyst-

kie Boże relacje z ludzkością oparte są na miłości.

„W jaki sposób Bóg obchodzi się z tymi, którzy odrzucają

jego ofertę? - zastanawiałem się. - Czy zmienia się w istotę,

która z upodobaniem zadaje bezbożnym wieczne cierpie-

nia, jak uważa większość chrześcijan?" Bardzo mi zależało

na szybkim dowiedzeniu się, co Biblia ma do powiedzenia

na ten temat.

Nasza pierwsza lekcja dotyczyła pochodzenia zła, twór-

cy zła, a także omawiała, jak Bóg postąpi z szatanem, gdy

grzech zakończy swe panowanie. W Księdze Izajasza czy-

tamy: „O, jakże spadłeś z nieba, ty, gwiazdo jasna, synu ju-

trzenki! Powalony jesteś na ziemię, pogromco narodów!"

121

background image

(Iz. 14, 12). Prorok Ezechiel opisuje wielki umysł Lucyfera

i wysoką pozycję, jaką zajmował w Niebie: „[...] Tak mówi

Wszechmocny Pan: Ty, który byłeś odbiciem doskonałości,

pełnym mądrości i skończonego piękna, Byłeś w Edenie,

ogrodzie Bożym; okryciem twoim były wszelakie drogie ka-

mienie [...]. Obok cheruba, który bronił wstępu, postawiłem

cię; byłeś na świętej górze Bożej, [...]. Nienagannym byłeś

w postępowaniu swoim od dnia, gdy zostałeś stworzony, aż

dotąd, gdy odkryto u ciebie niegodziwość" (Ez. 28, 12-15).

Lucyfer przestał podziwiać piękno Bożego charakteru i od-

wrócił się od Boga i popadł w samouwielbienie. Następnie

owo samouwielbienie zmieniło się w samo wychwalanie:

„Twoje serce było wyniosłe z powodu twojej piękności. Zni-

weczyłeś swoją mądrość skutkiem swojej świetności" (Ez.

28, 17). Zaczął gonić jedynie za własnymi korzyściami. Ego-

izm stał się dominującą cechą jego charakteru, aż nadszedł

czas, kiedy postanowił, że będzie równy Bogu, stawiając sie-

bie wyżej od Chrystusa.

Prorok Izajasz powiedział: „A przecież to ty mawiałeś

w swoim sercu: Wstąpię na niebiosa, swój tron wyniosę po-

nad gwiazdy Boże i zasiądę na górze narad, na najdalszej

północy. Wstąpię na szczyty obłoków, zrównam się z Naj-

wyższym" (Iz. 14, 13-14).

Chociaż biblijne wzmianki o buncie szatana są bardzo

interesujące, ze szczególną uwagą przeczytałem o tym, co

Bóg zrobi z upadłym cherubem, gdy szatan i jego zastępy

aniołów objawią swój prawdziwy charakter przed całym

wszechświatem.

Prorok Ezechiel oświadcza: „[...] Dlatego wywiodłem

z ciebie ogień i ten cię strawił; obróciłem cię w popiół na zie-

mi na oczach wszystkich, którzy cię widzieli. Wszyscy, któ-

rzy cię znali pośród ludów, zdumiewali się nad tobą; stałeś

się odstraszającym przykładem, przepadłeś na wieki" (Ez.

122

background image

28,18-19). Stwórca zakończy życie sprawcy grzechu i śmier-

ci. Diabeł przestanie istnieć.

Po przeczytaniu tego fragmentu Pisma po raz pierwszy po-

myślałem o czymś, co potem powtórzyłem Grosse'om: „Na

jakiej podstawie część teologów chrześcijańskich uważa, że

szatan będzie wiecznie żył w jeziorze ognia? Przecież Biblia

wyraźnie stwierdza, że stanie się coś wręcz odwrotnego".

Pani Grosse wyjaśniła, że nie powinienem się temu dziwić.

Jedna trzecia aniołów, istot obdarzonych wielkim intelektem,

przyjęła błędne poglądy szatana i stanęła po jego stronie, na-

rażając się na utratę wiecznego życia (zob. Obj. 12, 4. 9).

Wówczas przyjrzeliśmy się temu, co Biblia mówi na te-

mat wiecznego przeznaczenia bezbożnych istot ludzkich.

W Psalmach można przeczytać: „Zaiste, bezbożni wyginą,

a nieprzyjaciele Pana są jak ogień w piecu, zniszczeją, pójdą

z dymem" (Ps. 37, 20). Ten ustęp Pisma wyraźnie wskazuje,

w jaki sposób zostaną zniszczeni ci, którzy odrzucili Bożą ła-

skę i uparcie trwali w swych autodestrukcyjnych działaniach.

W myślach powróciłem do mego dzieciństwa. Ludzie

żyjący na wsi w tamtych czasach zazwyczaj sami wyrabia-

li mydło do prania. Mój tata robił mydło zwykle podczas

chłodnych zimowych miesięcy, kiedy znacznie wygodniej

było utrzymywać w piecu rozpalony ogień. Wyrób mydła

wymagał stopienia wielkich ilości zwierzęcego tłuszczu

i gotowania go przez wiele godzin na potężnym, opalanym

drewnem piecu ustawionym w stodole.

Wraz z moim bratem Edgarem bawiliśmy się, wrzucając

kawałki zwierzęcego tłuszczu do huczącego od płomieni

pieca. Cieszyliśmy się, widząc, jak szybko tłuszcz zostaje

pochłonięty przez ogień i znika.

Biblia oświadcza, że tak jak tłuszcz znika w ogniu, tak

samo Bóg wypleni czyniących zło, a także usunie wszelkie

ślady grzechu z naszej planety.

123

background image

Studium lekcji zakończyliśmy, zastanawiając się nad frag-

mentem Pisma, który dobrze ilustruje zapłatę bezbożnych.

W Księdze Malachiasza czytamy: „Bo oto nadchodzi dzień,

który pali jak piec. Wtedy wszyscy zuchwali i wszyscy, któ-

rzy czynili zło, staną się cierniem. I spali ich ten nadchodzą-

cy dzień - mówi Pan Zastępów - tak, że im nie pozostawi

ani korzenia, ani gałązki. Ale dla was, którzy boicie się mo-

jego imienia, wzejdzie słońce sprawiedliwości z uzdrowie-

niem na swoich skrzydłach. I będziecie wychodzić z pod-

skakiwaniem, jak cielęta wychodzące z obo/y. I podepczecie

bezbożnych tak, że będą prochem pod waszymi stopami

w dniu, który Ja przygotowuję - mówi Pan Zastępów" (Mai.

3, 19-21).

Cyryl oświadczył, że chociaż Władca Wszechświata jest

Bogiem miłości, to jednocześnie do Niego należy wymierza-

nie sprawiedliwości. Mimo że Istota Boska kieruje się zasa-

dami miłości, nie można zapomnieć, iż ci, którzy odrzucają

Jego miłość, Jego niepojętą ofiarę uczynioną na krzyżu przez

śmierć Jezusa na Golgocie, sami siebie skazują na potępie-

nie. To na nich spada odpowiedzialność za odrzucenie Du-

cha łaski.

- Nastanie dzień, kiedy Bóg wykona wyrok śmierci na

ludziach, którzy sami sobie zgotowali ten los. Zapłatą dla

bezbożnych będzie wieczna śmierć, „albowiem zapłatą za

grzech jest śmierć" (Rzym. 6, 23).

Wtedy zrozumiałem, że doktryna o wiecznych cierpie-

niach głoszona z chrześcijańskich ambon spowodowała, że

setki tysięcy ludzi usunęło Boga ze swych umysłów i swego

życia. We wczesnym etapie życia ja także padłem ofiarą tych

sofizmatów.

Podobnie zdałem sobie sprawę, że każda osoba pragnąca

studiować z właściwym zrozumieniem przeznaczenie bez-

bożnych na podstawie Bożego Świętego Słowa, musi zacząć

124

background image

od uzmysłowienia sobie faktu, że Boża władza opiera się na

prawie miłości. Wszystkie Boże działania wobec ludzi wy-

wodzą się z tej przesłanki. Tak więc jest niemożliwe, żeby

wierzyć w doktrynę wiecznych mąk. Owo szczególne stu-

dium biblijne posłużyło, abym usunął ze swego serca uczu-

cie rozgoryczenia wobec Boga.

Później Cyryl wyjaśnił, że tysiące lat ludzkiego cierpienia

na Ziemi to rezultat działań Lucyfera zainicjowanych w Nie-

bie podczas wielkiego buntu. Wysoka pozycja, jaką zajmo-

wał w Bożym rządzie, przydała mocy jego słowom, a także

uwiarygodniła jego twierdzenia. Prawdziwe motywy postę-

powania szatana pozostawały ukryte. Mieszkańcy Nieba nie

mogli przewidzieć końcowych efektów działań Lucyfera.

Obecność grzechu była odczuwalna we wszystkich strefach

boskiego rządu. Lucyfer pożądał czci i władzy, które były

przywilejami przysługującymi jedynie Bogu.

Aniołowie w Niebie i mieszkańcy wszechświata nie mo-

gli zrozumieć natury i ostatecznych następstw grzechu.

Bóg musiał dać dostatecznie dużo czasu na to, by przez

bezbożne działania Lucyfera i jego zastępów ujawniły się

niezwykle zgubne skutki i ohyda grzechu. Mieszkańcy

wszechświata obserwowali cierpienia rodzaju ludzkiego

z milczącym przerażeniem. Wydarzenia, jakich byli świad-

kami, pozostały na zawsze w ich umysłach.

Zachwycony przedstawianym przez Cyryla opisem wiel-

kiego duchowego konfliktu miałem ochotę słuchać go go-

dzinami, ale on przerwał, twierdząc, że nie chce, bym dostał

„duchowej niestrawności", jak to sam określił. Po podziele-

niu się ze mną jeszcze jednym punktem skierował mą uwa-

gę na inny temat.

- Kiedy wszystkie ślady zła zostaną wymazane z oblicza tej

małej planety - powiedział - i Chrystus stworzy ją na nowo,

Nowa Ziemia będzie jeszcze piękniejsza niż była, za pierw-

125

background image

szym razem. Wtedy cały rozległy wszechświat stworzony

przez Boga będzie pulsował jednym rytmem szczęścia i har-

monii. Jakaż wspaniała epoka wówczas nastanie.

Sposób, w jaki Cyryl i Cynthia odkrywali przede mną rze-

czywistość dotyczącą wielkiego duchowego boju toczącego

się pomiędzy siłami dobra i zła, wzbudził we mnie podziw

dla cudownej i potężnej pracy Ducha Świętego nade mną na

przestrzeni wielu lat - pracy, która zaowocowała przypro-

wadzeniem mnie właśnie do tego miejsca, gdzie znajdowa-

łem się tego wieczora.

Przypominam sobie, że spojrzałem wtedy na zegarek - była

godzina dwudziesta pierwsza dwadzieścia. Gdyby nie inge-

rencja Ducha Bożego w moje życie, teraz zapewne rozma-

wiałbym z czcicielami demonów. A tak cieszyłem się z bło-

gosławionych chwil, kiedy mogłem trzymać Biblię w swych

dłoniach. I wtedy właśnie dzięki Bożej pomocy ostatecznie

zdecydowałem zerwać z kultem duchów. W momencie poja-

wienia się tej myśli po plecach przeszedł mi dreszcz, a gęsia

skórka na ramionach sprawiła, że włosy stanęły dęba.

Na zakończenie studium biblijnego o przeznaczeniu bez-

bożnych wspomniałem Grosse'om, że w trakcie uczenia się na

pamięć katechizmu katolickiego napotkałem tam wiele sfor-

/

mułowań z Pisma Świętego, które były wykorzystywane do

potwierdzenia rzekomo wiecznej kary dla bezbożnych. Przy-

pomniałem sobie słowa, takie jak: „wieczny ogień", „wieczna

kara" czy „dym ich męczarni unosił się na wieki".

Cynthia i Cyryl przyznali, że w Biblii rzeczywiście znajdu-

ją się takie słowa i że zrozumienie ich właściwego znaczenia

wymagałoby poświęcenia jeszcze wiele czasu na studiowa-

nie, ale byłoby to niezwykle pożyteczne studium. Okazało

się, że trzy dni później odbyliśmy bardzo interesujące spo-

tkanie, podczas którego studiowaliśmy właśnie ten temat.

Prowadził je pastor L. W. Taylor, co później opiszę.

126

background image

Kiedy tego wieczora udawałem się do domu, miałem już

niezachwianą pewność, że Bóg Cyryla to naprawdę Dawca

Życia, Ten, któremu nawet duchy demoniczne zawdzięczały

swoją egzystencję. Fakt, że mogłem studiować Słowo Boże,

a one mi nie przeszkadzały, był tego najdobitniejszym do-

wodem.

Ale w czwartek wieczorem po powrocie ze spotkania bi-

blijnego przekonałem się, że mój dom odwiedziły duchy.

Podobnie i w piątek po wejściu do domu zdałem sobie wy-

raźnie sprawę, że duchy usiłowały coś mi przekazać.

127

background image

Biblijny sabat

11

Obiecałem szefowi w pracy, że dowiem się, dlaczego Cy-

ryl zachowywał biblijny sabat. Żeby nie rozpisywać się za

bardzo, pominę to, co studiowaliśmy w czwartek i piątek,

z wyjątkiem studium lekcji dotyczącej siódmego dnia tygo-

dnia - sabatu.

/

Na początku Cyryl stwierdził, że zgodnie z Pismem Świę-

tym biblijny sabat to siódmy dzień tygodnia.

- Faktycznie, czwarte przykazanie Dekalogu podanego

osobiście przez Boga nakazuje człowiekowi, aby pamiętał

o zachowywaniu sabatu. To wezwanie wynika prawdopo-

dobnie z faktu, że ludzie ze względu na swe różne codzien-

ne zajęcia mają skłonność do zapominania nawet o ważnych

życiowych sprawach.

Następnie sięgnęliśmy po nasze Biblie i razem przeczyta-

liśmy czwarte przykazanie: „Pamiętaj o dniu sabatu, aby go

święcić. Sześć dni będziesz pracował i wykonywał wszelką

swoją pracę, ale siódmego dnia jest sabat Pana, Boga twego:

Nie będziesz wykonywał żadnej pracy ani ty, ani twój syn,

ani twoja córka, ani twój sługa, ani twoja służebnica, ani

twoje bydło, ani obcy przybysz, który mieszka w twoich

128

background image

bramach. Gdyż w sześciu dniach uczynił Pan niebo i ziemię,

morze i wszystko, co w nich jest, a siódmego dnia odpoczął.

Dlatego Pan pobłogosławił dzień sabatu i poświęcił go" (II

Mojż. 20, 8-11).

Byłem ogromnie zdumiony, że przykazanie zachowywa-

niu dnia pobłogosławionego przez Boga bardzo różniło się

od przykazania, jakiego nauczyłem się z katolickiego kate-

chizmu. Natychmiast powiedziałem o tym Grosse'om:

- To nie jest przykazanie, jakiego nauczyłem się na pamięć,

gdy byłem małym chłopcem.

Potem odnalazłszy drugi wiersz tego samego rozdziału,

zacząłem czytać przykazania biblijne od początku:

- „A Pan mówił wszystkie te słowa i rzekł: Jam jest Pan,

Bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu

niewoli. Nie będziesz miał innych bogów obok mnie. Nie

czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na

niebie w górze, i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie

pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im słu-

żył, gdyż Ja Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym [...]"

(II Mojż. 20, 1-17).

Przeczytałem wszystkie Dziesięć Przykazań i odkryłem,

że zawierają więcej szczegółów niż katechizmowa wersja

Dekalogu, jaką kiedyś poznałem.

- Trudno mi uwierzyć, że to są prawdziwe przykazania

Boże - wyrwało mi się.

Cyryl subtelnie, choć jednocześnie z wielką powagą

oświadczył, że słowa, jakie przeczytałem, to rzeczywiście

przykazania Boże przekazane Izraelitom przez Mojżesza.

Następnie wypowiedział zdanie w formie pytania, które

otworzyło mi oczy na tę sprawę.

- Roger, nie chcę zgrywać mądrali, ale może przykazania,

jakie poznałeś w dzieciństwie, zostały stworzone przez in-

nego boga?

129

background image

Nagle olśniło mnie, gdy przypomniałem sobie, jak wy-

glądało tak zwane pomieszczenie kultowe bogów: upadły

cherub, demoniczny bóg w minionych wiekach ingerował

w Boże przykazania, by zwieść rodzaj ludzki. Następnie

wyobraziłem sobie mieszkańców Ziemi, jak zostali oszukani

przez arcyzwodziciela.

Wracając do studium lekcji poświęconej biblijnemu sabato-

wi, muszę przyznać, że uderzyło mnie, jak wielką wagę Bóg

przywiązuje do siódmego dnia tygodnia - dnia, który na-

leży uhonorować: „I ukończył Bóg w siódmym dniu dzieło

swoje, które uczynił, i odpoczął dnia siódmego od wszelkie-

go dzieła, które uczynił. I pobłogosławił Bóg dzień siódmy,

i poświęcił go, bo w nim odpoczął od wszelkiego dzieła swe-

go, którego Bóg dokonał w stworzeniu" (I Mojż. 2, 2-3).

Ogromne wrażenie wywarło na mnie, z jak wielką powagą

i świętością Bóg traktował dzień sobotni. Świadczy o tym

fakt, że przez czterdzieści lat Pan dawał pokarm Izraelitom

w postaci manny codziennie, z wyjątkiem sabatu: „Na to

rzekł Pan do Mojżesza: Oto Ja spuszczę wam jako deszcz

chleb z nieba! I wyjdzie lud, i będzie codziennie zbierał, ile

mu potrzeba, abym go doświadczył, czy chce postępować

według prawa mojego, czy też nie. Lecz gdy szóstego dnia

przygotują to, wtedy to, co przyniosą, będzie podwójną ilo-

ścią tego, co zbierają codziennie. [...] Przez sześć dni będzie-

cie to zbierać, ale dnia siódmego jest sabat. W tym dniu tego

nie będzie" (II Mojż. 16, 4-5, 26).

Zainteresowało mnie, że Bóg pragnął uzmysłowić Hebraj-

czykom świętość swego sabatu. I jak czytaliśmy historię

o zesłaniu manny na pustyni, nie mogłem powstrzymać

się od stłumionego śmiechu na myśl, że niektórzy ludzie

w swoim uporze wciąż zastanawiają się, czy Bóg rzeczywiście

zrobi to, co zapowiedział: „A dnia siódmego wyszli niektórzy

z ludu, aby zbierać, lecz nic nie znaleźli" (II Mojż. 16, 27).

130

background image

Gdy poznałem wypowiedzi Mojżesza i proroków sta-

rotestamentowych na temat biblijnego sabatu, skierowa-

liśmy uwagę na Nowy Testament, by zobaczyć, jak Jezus

i pierwsi uczniowie odnosili się do tej kwestii. Ewangelista

Łukasz, mówiąc o Jezusie, stwierdził: „I przyszedł do Naza-

retu, gdzie się wychował, i wszedł według zwyczaju swego

w dzień sabatu do synagogi, i powstał, aby czytać" (Łuk.

4, 16). Jezus powiedział także ludowi żydowskiemu, że jest

Panem sabatu (zob. Mar. 2, 28).

Pan Sabatu nigdy nie zamierzał zmienić świętego dnia

swego Ojca na inny. Na przykład podczas kazania na gó-

rze nie pozostawił żadnych wątpliwości odnośnie solidnych

fundamentów, na jakich spoczywa święte Boże prawo: „Nie

mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proro-

ków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. Bo zapraw-

dę powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia,

ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż

wszystko to się stanie" (Mat. 5, 17-18).

Przyjrzeliśmy się również relacjom biblijnym uczniów Je-

zusa dotyczącym zachowywania przez nich sabatu. Po prze-

czytaniu wielu tekstów ze Słowa Bożego o przestrzeganiu

soboty jako pamiątki stworzenia zapytałem Cyryla, czy wie,

jak to się stało, że ludzie zaczęli święcić pierwszy dzień ty-

godnia - niedzielę, i obchodzić ją jako dzień odpoczynku.

Odpowiedział, że Kościół rzymskokatolicki utrzymuje, iż

dokonał tej zmiany w minionych wiekach na mocy prawa

udzielonego mu przez Boga.

- W rzeczy samej Kościół otwarcie przyznaje się do zmia-

ny przykazań Bożych.

W niedzielę nazajutrz udałem się do biblioteki miejskiej

w Montrealu i przeprowadziłem niewielkie badanie w dzia-

le z literaturą religijną. Wkrótce natknąłem się na katechizm

katolicki wydany w 1930 roku. Tam znalazłem komentarze

131

background image

odnoszące się zgodnie z katolicką klasyfikacją Dekalogu do

trzeciego przykazania:

Pytanie: Jakie jest trzecie przykazanie?

Odpowiedź: Trzecie przykazanie brzmi: Pamiętaj, abyś

dzień sabatu święcił.

Pytanie: Który dzień to dzień sabatu?

Odpowiedź: Sobota to dzień sabatu.

Pytanie: Dlaczego święcimy niedzielę zamiast soboty?

Odpowiedź: Święcimy niedzielę zamiast soboty, ponieważ

Kościół katolicki przeniósł odpoczynek z soboty na niedzie-

lę.

Pytanie: Dlaczego Kościół katolicki zastąpił odpoczynek

w sobotę odpoczynkiem w niedzielę?

Odpowiedź: Kościół zastąpił odpoczynek w sobotę odpo-

czynkiem w niedzielę, ponieważ w niedzielę zmartwych-

wstał Jezus Chrystus, a także Duch Święty zstąpił na apo-

stołów.

Pytanie: Na mocy jakiego autorytetu Kościół zmienił od-

poczynek w sobotę na odpoczynek w niedzielę?

Odpowiedź: Kościół zmienił odpoczynek w sobotę na

odpoczynek w niedzielę dzięki niezmierzonemu Boskiemu

autorytetowi udzielonemu Kościołowi przez Jezusa Chry-

stusa.

Pytanie: Co nakazuje trzecie przykazanie?

Odpowiedź: Trzecie przykazanie nakazuje, by święcić nie-

dzielę jako dzień Pański.

Będąc pod wrażeniem rezultatu mojego dociekania, stara-

łem się dobrze zapamiętać treść tego rozdziału katechizmu.

We wczesnych latach pięćdziesiątych nabyłem egzemplarz

tego właśnie wydania, które do dziś bardzo sobie cenię.

Podczas gdy moim pierwszym zadaniem było uzyskanie

dla szefa informacji dotyczącej przekonań religijnych Cyry-

la, to następne polegało na poznaniu, w jaki sposób i dla-

132

background image

czego chrześcijanie zaczęli zachowywać niedzielę jako dzień

święty. Przez kilka następnych miesięcy przeprowadziłem

intensywne badania i poczyniłem pewne zdumiewające

odkrycia.

Nie tylko mój szef zainteresował się sabatem Cyryla i mo-

imi nagłymi, całkiem świeżymi dociekaniami w kwestiach

biblijnych - ale także duchy demoniczne. Wieczorem w so-

botę, kiedy wróciłem do domu, duchy usiłowały wznowić

ze mną kontakty (zob. Rozdział 1).

Dzień wcześniej w piątek wieczorem na zakończenie stu-

dium lekcji dotyczącej sabatu Grosse'owie zaprosili mnie do

kościoła na sobotnie nabożeństwo. Cyryl wyjaśnił, że będzie

ochrzczony przez zanurzenie i przyłączy się do Kościoła ad-

wentystów dnia siódmego. Przyjąłem zaproszenie i ustali-

liśmy, że rano przyjdę do ich mieszkania, a stamtąd udamy

się do kościoła.

133

background image

Nowy dzień i nowe życie

12

W sobotę rano zjawiłem się w mieszkaniu Grosse'ów i spo-

tkałem tam parę ich przyjaciół, którzy także mieli udać się

z nami na nabożeństwo. Jak tylko Cyryl i Cynthia przed-

stawili nas sobie, przez chwilę rozmawialiśmy, a ja, jak to

miałem w zwyczaju, wyciągnąłem paczkę papierosów i po-

częstowałem ich. Oni jednak uprzejmie odmówili.

Wtedy przyszła mi do głowy myśl, że adwentyści w ogóle

nie palą papierosów. Chwilę potem, gdy wychodziliśmy

z mieszkania, spytałem o to Cyryla. Powiedział, że adwen-

tyści zwracają baczną uwagę na zdrowy tryb życia nie po to,

by sobie zaskarbić względy u Boga, ale dla zachowania do-

brego zdrowia. Zdrowi ludzie mogą bardziej cieszyć się ży-

ciem. Wspomniał również, że jedna z nadchodzących lekcji

biblijnych będzie poświęcona zdrowemu życiu i że będzie

tam mowa o korzyściach wynikających z powstrzymywania

się od palenia tytoniu.

Natychmiast zapewniłem go, że nie będę więcej palił

w obecności wiernych kościoła tego dnia. „Ale jak mi się to

uda zrobić?" — pytałem siebie w duchu. Jednocześnie po-

wiedziałem sobie w myślach, że miałem szczęście, iż młodzi

134

background image

małżonkowie nie zabronili mi palenia na początku naszych

spotkań. Byłem tak bardzo przywiązany do swego nałogu,

że to spowodowałoby odmowę studiowania z nimi.

W późniejszym czasie, jak rozmawiałem z Cyrylem o tyto-

niu, od którego tak bardzo byłem uzależniony, i powiedzia-

łem, że bez wątpienia odmówiłbym studiowania lekcji biblij-

nych z nimi, gdyby na początku poruszyli ten temat, oświad-

czył, że razem z żoną modlili się w tej sprawie. Duch Święty

przekonał ich, by od razu nie zmuszali mnie do zerwania

z nałogiem, ale by najpierw zapoznali z Jezusem Chrystu-

sem.

W tym czasie nie zdawałem sobie sprawy, że Cyryl i Cyn-

thia usiłowali pogodzić Rogera Morneau z Dawcą Życia i że

w tym prowadził ich Duch Boży.

Na przykład, kiedy powiedziałem w sobotę rano, że po-

wstrzymam się od palenia tytoniu w obecności wyznawców

kościoła, Cyryl bardzo się ucieszył, widząc, że modlitwy

jego i Cynthii zostały wysłuchane. Zanim zaprosili mnie do

kościoła na nabożeństwo sobotnie, prosili Boga, by pobłogo-

sławił moje życie w szczególny sposób. W swej modlitwie

prosili o dwa cuda.

Po pierwsze, żebym uznał świętość dnia sobotniego i zdał

sobie sprawę z ważności zachowywania tego dnia jako dnia

odpoczynku. Jeśli tak się stanie, zaproszą mnie, bym udał

się razem z nimi do kościoła. Gdybym przyjął ich zaprosze-

nie, miało to być znakiem, że Bóg dokonuje cudu zbawienia.

I po drugie, prosili Boga, żeby sprawił, iż nie będę odczuwał

potrzeby palenia tytoniu tego dnia.

Jakże cudownie Bóg odpowiedział na ich modlitwy. Do

godziny siódmej wieczorem całkowicie zapomniałem

o papierosach. Potem przez dwie godziny mój organizm prze-

żywał straszne katusze, jakich nigdy przedtem nie doświad-

czyłem, co doprowadziło mnie do wniosku, że bardzo potrze-

135

background image

buję Zbawiciela - Tego, który ma moc dokonywania cudów

miłości, by usunął z mego życia boginię nikotynę, która jak

dotąd rządziła niepodzielnie każdą komórką mego ciała.

Był przepiękny sobotni poranek październikowy roku

1946 w Montrealu w Kanadzie. Panowała przepiękna pogo-

da, powietrze było rześkie, a jasne promienie słońca przebi-

jały się przez konary drzew i zasypywały ziemię tysiącami

pocałunków miłości.

Tego dnia miasto wydawało się jakby szczęśliwsze,

a wszędzie dookoła widzieliśmy dowody Bożej miłości

i opieki. Mając świeżo w pamięci wiele różnych tekstów Pi-

r

sma Świętego dotyczących sabatu jako pamiątki stworzenia,

stwierdziłem, że ten dzień niesie ze sobą dla mnie nowe zna-

czenie.

Ja, spirytysta, szedłem z ludźmi zachowującymi sobotę do

adwentystycznego kościoła. Moi nowi przyjaciele nie byli

jeszcze świadomi faktu, że powoli opuszczałem obóz upa-

dłego Lucyfera, ich najbardziej zawziętego wroga. Zaledwie

przed kilkoma dniami miałem ostatni kontakt z demonami.

Jak zbliżyliśmy się do kościoła, ku swemu zdumieniu zo-

baczyłem, że prawie wszyscy ludzie skręcali z chodnika

w stronę świątyni. Ktoś uprzejmie przywitał mnie na pierw-

szej części nabożeństwa zwanej „szkołą sobotnią" i wręczył

kościelny biuletyn. W pobliżu zauważyłem stelaż z czasopis-

mami i broszurami. Wyciągnąłem rękę po biuletyn kościel-

ny. Wielkie wrażenie wywarła na mnie duża liczba wiernych

obecnych na nabożeństwie w kościele.

Po usadowieniu się na krześle zacząłem czytać broszurę

przy delikatnych dźwiękach spokojnej muzyki. Znalazłem

tu szczegółowe informacje dotyczące kościelnych organiza-

cji i różnych obszarów działalności Kościoła.

Nabożeństwo „szkoły sobotniej" zaczęło się od serdecz-

nego przywitania obecnych. Czas poprzedzający studium

136

background image

Słowa Bożego był wypełniony inspirującymi i bogatymi

w treści informacjami, zwłaszcza dla osoby odwiedzającej

Kościół adwentystów dnia siódmego po raz pierwszy. Zo-

baczyłem ludzi z poświęceniem usługujących swym współ-

wyznawcom.

Nabożeństwo przeznaczone na studium Biblii trwało około

czterdziestu minut. Pastor L.W. Taylor uczył w klasie prze-

znaczonej dla gości. Tematem tamtej lekcji biblijnej było ży-

cie Chrystusa, a myśl przewodnia dotyczyła twierdzenia, że

Jezus z Nazaretu w czasie swego życia ziemskiego kierował

się zasadami Słowa Bożego, pozostawiając nam przykład

do naśladowania. Pastor Taylor wypowiedział zdanie, które

dobrze pamiętam do dzisiaj:

- Jeśli weźmiemy przykład z Jezusa, wtedy będziemy mie-

li pokój, zadowolenie i mądrość, jakiej świat nie może nam

dać ani zabrać.

Jego słowa nie mogły przyjść w lepszym czasie. Lekcje bi-

blijne studiowane w ostatnich kilku dniach, a zwłaszcza jed-

na dotycząca biblijnego sabatu, wywołały u mnie pragnienie

oddania życia Chrystusowi i zachowywania siódmego dnia

tygodnia jako dnia sobotniego odpoczynku.

O godzinie jedenastej nadszedł inspirujący moment nabo-

żeństwa, w którym miał miejsce uroczysty chrzest. Jednym

z kandydatów do chrztu był mój nowo poznany przyjaciel

Cyryl.

Gdy wrócił na swoje miejsce po chrzcie, oświadczyłem, że

- jeśli tylko Bóg pozwoli - w następny sabat przyjdę tu po-

nownie na nabożeństwo. Powiedziałem również, że chciał-

bym porozmawiać z pastorem Taylorem, jeśli nadarzy się

taka możliwość.

Opuszczając świątynię, Cyryl zapytał pastora, czy byłoby

możliwe z jego strony, żeby poświęcił nam trochę czasu po

południu. Wyjaśnił, że ja spędzę ten dzień u nich w domu.

137

background image

Pastor Taylor uprzejmie zgodził się nas odwiedzić, zamiast

kazać nam przychodzić do swego biura na „plebanii".

Wychodząc z kościoła, nie mogłem się powstrzymać

i podziękowałem Grosse'om za okazywaną mi troskę.

W tym momencie nie mieli możliwości w pełni zrozumieć,

jak wiele im zawdzięczam. Duch Boży pokierował nimi,

żeby przyprowadzili mnie do duchowej oazy, gdzie Jezus

Chrystus mnie odnowił i sprawił, że tamtego dnia jesień po-

kazała się w całej swej krasie. Można ją było ujrzeć w zmie-

niających się barwach liści.

O czternastej trzydzieści zjawił się u Grosse'ów pastor

Taylor i nasza rozmowa szybko zeszła na tematy religijne.

Wspomniałem, że w minionym tygodniu razem z Grosse'ami

studiowałem Biblię. Pastor zapytał, ile lekcji już nam się

udało przestudiować i jakie tematy poruszyliśmy.

Po wymienieniu niektórych tematów rzuciłem, że w ciągu

tygodnia przestudiowaliśmy w sumie ponad dwadzieścia

lekcji biblijnych. Pamiętam ten moment, jakby to było wczo-

raj. Zdumiony pastor Taylor zrobił wielkie oczy, następnie

upewnił się, czy dobrze usłyszał.

Kiedy zapewniłem go, że to prawda, powiedział:

- Czy mógłby mi pan zdradzić, co pana skłoniło do takiego

pośpiechu?

Chociaż nie mogę sobie dokładnie przypomnieć, jakie po-

wody wtedy podałem, jednak dobrze pamiętam, że bardzo

zaskoczyła mnie jego reakcja, gdy usłyszał, iż w trakcie ty-

godnia przestudiowaliśmy tak dużą liczbę lekcji biblijnych.

Uważałem wtedy, że każdy poznający prawdy biblijne stu-

diuje je z tak wielką pasją jak ja.

Zanim udałem się tego wieczora do domu, Grosse'owie

wyjaśnili, dlaczego pastor zdumiał się, słysząc o pośpie-

chu, z jakim studiowaliśmy Biblię. Niedawno pewna liczba

wyznawców kościoła wyraziła chęć dzielenia się z ludźmi

138

background image

innych wyznań swymi religijnymi przekonaniami. Poprosili

pastora, żeby przeprowadził z nimi zajęcia przygotowujące

do tego typu spotkań.

Pastor Taylor doradzał umiarkowanie przy studiowa-

niu Biblii z osobami, które wcześniej nie miały z nią nic do

czynienia. Stwierdził, że jedna bądź dwie lekcje biblijne

w tygodniu w zupełności powinny wystarczyć, gdyż oso-

ba poznająca prawdy Pisma ma wtedy czas, by je właściwie

zrozumieć i docenić. Pastor miał rację, sugerując ostrożne

i powściągliwe podejście. Ale mój przypadek stanowił wy-

jątek i Duch Boży prowadził Grosse'ów w ten sposób, że

dostosowali się do moich potrzeb.

Wspomniałem pastorowi, że poranne nabożeństwo w ko-

ściele zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Po czym zapytałem,

dlaczego inne kościoły protestanckie nie święcą biblijnego

sabatu. Przecież Bóg zalecił obchodzenie tego dnia jako spo-

sób na otrzymanie szczególnych błogosławieństw, jakich nie

można otrzymać, obchodząc inny dzień.

Pastor Taylor oświadczył, że Kościół adwentystów dnia

siódmego to kościół profetyczny. Tak jak Bóg powołał Jana

Chrzciciela, by ogłaszał ludziom żyjącym w tamtym czasie

- którzy zapomnieli o proroctwach mesjanistycznych - że

Zbawca Ludzkości znajduje się pośród nich, tak samo po-

wołał do życia Kościół adwentystyczny, aby był współcze-

snym głosem wołającego na pustyni.

Odnosząc się do faktu, że wiele kościołów protestanckich

nie zachowuje biblijnego sabatu, pastor wyjaśnił, że Bóg nie

narzuca ludziom swej woli. Wręcz przeciwnie, pragnie od

wszystkich służby miłości i poddania, wynikającej ze świa-

domego docenienia Jego boskiego charakteru. Pan nie ma

upodobania w przymuszaniu ludzi do uległości i z tych po-

wodów przyznaje wszystkim wolność wyboru, aby każdy

mógł dobrowolnie odpowiedzieć na Jego wezwanie.

139

background image

Gdy rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, zdałem sobie

sprawę, że nie mogę utrzymywać w tajemnicy mego zaan-

gażowania w kult duchów. Okazywane przeze mnie głę-

bokie zainteresowanie sprawami religijnymi wskazywało

w oczywisty sposób, że skłaniały mnie do tego jakieś nie-

zwykle ważne pobudki. Mimo iż odczuwałem wielką nie-

chęć do wyjawienia swych związków z demonami, jednak

zdecydowałem się na to, aby uzyskać od pastora wiele cen-

nych wskazówek.

Kiedy przyznałem się do działalności spirytystycznej, pa-

stor Taylor skierował moją uwagę na Źródło wszelkiej mocy

i życia, na Jezusa Chrystusa. Zacytował za Apostołem Paw-

łem: „w nim mieszka cieleśnie cała pełnia boskości i macie

pełnię w nim; On jest głową wszelkiej nadziemskiej władzy

i zwierzchności" (Kol. 2, 9. 10). Następnie przytoczył wiele

innych cytatów z Pisma, świadczących o władzy Odkupicie-

la nad demonami i Lucyferem.

Odkrycie, że wszystkie moce, w tym upadły cherub i jego

zastępy, zawdzięczają swą egzystencję Chrystusowi, dodało

otuchy i pomogło w spotkaniu z duchami, jakie przeżyłem

jeszcze tej nocy.

Teraz szukałem sposobności, żeby poprosić pastora o wy-

jaśnienie pewnych biblijnych sformułowań wykorzystywa-

nych przez osoby, które głosiły nieśmiertelność duszy czło-

wieka. Nie musiałem długo czekać. Gdy zapytał, czy mam

jakieś dodatkowe pytania, pokrótce nawiązałem do prawd,

jakie odkryłem, studiując Słowo Boże w minionych dniach.

Wspomniałem, iż teksty biblijne wskazują na człowieka jako

istotę całkowicie śmiertelną, zaprzeczając powszechnemu

przekonaniu, jakoby w chwili śmierci nieśmiertelna dusza

zmarłej osoby udawała się albo po karę, albo po nagrodę.

Biblia mówi, że jedynie Bóg ma nieśmiertelność. Przeczyta-

liśmy wiele fragmentów świadczących o tym, że Bóg obda-

140

background image

rzy nieśmiertelnością zbawionych przy zmartwychwstaniu

sprawiedliwych. Niesprawiedliwi nie mający nieśmiertelno-

ści przestaną istnieć, kiedy zostanie im wymierzona wyzna-

czona kara. Ale mimo że Słowo Boże jasno mówi o zagładzie

bezbożnych, niektóre fragmenty Pisma wydają się wskazy-

wać na coś przeciwnego.

- Jako dziecko uczyłem się katolickiego katechizmu na

pamięć i napotkałem tam sformułowania rzekomo potwier-

dzające, że bezbożni będą cierpieć wieczne męki. Przypo-

minam sobie na przykład takie wyrażenia: „wieczny ogień"

czy „wieczna kara" albo zdanie: „Dym ich katuszy na wie-

ki wieków się wznosi". Tak więc, pastorze, byłbym bardzo

wdzięczny za wyjaśnienie tych sprzeczności.

Poczułem wielką radość, kiedy pastor oświadczył, że tak

naprawdę nie ma tutaj żadnej sprzeczności, tylko błędne

zrozumienie wyżej wymienionych sformułowań biblijnych

ze strony osób głoszących doktrynę o nieśmiertelności

duszy. Wyjaśnił, że wielu ludzi niewłaściwie rozumie sło-

wo „kara", które często mylnie bywa określane jako świa-

dome odczuwanie cierpień cielesnych. Ludzie ci wierzą,

że gdy zmysły nie odczuwają już żadnego bólu, wówczas

kara przestaje istnieć. Ale gdy przyjrzymy się stosowa-

nym karom, zauważymy, że dolegliwość kary jest oce-

niana według tego, jak wielkie poczucie straty powoduje,

a nie według wielkości zadawanych cierpień.

- Na przykład, dlaczego za najwyższą karę uważa się wy-

rok śmierci? Nie z powodu strasznych cierpień, ponieważ

niektóre rodzaje tortur, np. biczowanie, sprawiają znacznie

więcej bólu niż ucięcie głowy czy powieszenie. Ale kara

śmierci to najwyższy wymiar kary ze względu na jej trwałe

skutki. Natychmiast całkowicie pozbawia ona skazanego re-

lacji z ludźmi i wszelkich przyjemności, jakie niesie ze sobą

życie. Karę tę oceniamy przez pryzmat lat, które skazany

141

background image

na śmierć mógłby jeszcze przeżyć na ziemi. Tak właśnie jest

z karą śmierci, nie ma od niej wybawienia - mam tutaj na

myśli zmartwychwstanie. A zatem to kara nieustająca, czyli

wieczna. Druga śmierć pozbawia grzesznika na zawsze pro-

miennych lat wieczności. I tak jak życie odkupionych będzie

trwało wiecznie, tak samo i strata bezbożnych, inaczej mó-

wiąc kara.

- Pastorze - powiedziałem - podoba mi pana rozsądne po-

traktowanie tego tematu. Nie chcę się narzucać, ale czy ze-

chciałby pastor wyjaśnić mi to szerzej. Praw Ję mówiąc, przez

długi czas się nad tym głowiłem, nie mogąc tego pojąć.

/

- W Piśmie Świętym - ciągnął pastor - terminy: „niekoń-

czący się" i „wieczny" znajdują się w połączeniach z innymi

słowami, takimi jak „ogień" lub „kara" i oznaczają jedynie

rezultat zastosowania ognia lub kary. W żaden sposób nie

wskazują na czas, przez jaki będzie palił się ogień lub trwała

kara.

Słuchałem pastora z wielką uwagą. Podniecony niecierpli-

wie czekałem na słowa, które miały sprawić, że moje lęki

jeszcze z czasów dzieciństwa odejdą w niebyt.

- Czy coś się panu stało? - nagle zaniepokoił się pastor.

- Nie, nic mi nie jest - odpowiedziałem. - Po prostu chcia-

łem usiąść inaczej. Proszę kontynuować.

- Podam trzy przykłady - podsumował pastor. - W pią-

tym rozdziale Listu do Hebrajczyków czytamy o „zba-

wieniu wiecznym" (zob. Hebr. 5, 9) oznaczającym, że zba-

wienie jest wieczne lub, inaczej mówiąc, „wiecznotrwałe"

w swym ostatecznym rezultacie - a nie, że zbawienie trwa

przez wieki i nigdy nie można go osiągnąć. Natomiast

w szóstym rozdziale Listu do Hebrajczyków jest mowa

o „sądzie wiecznym" (zob. Hebr. 6, 2). Znowu nie oznacza

on wiecznie trwającego sądu, ale taki, który osądzi wszyst-

kich ludzi i wyda nieodwołalne wyroki, powodujące wiecz-

142

background image

ne skutki dla każdego z nas. I na koniec można wskazać tekst

z dziewiątego rozdziału tego samego listu. Czytamy w nim

o „wiecznym odkupieniu". Nie ma tu mowy o odkupieniu,

do którego mamy wiecznie się zbliżać i którego nigdy nie

możemy w pełni osiągnąć, ale o odkupieniu, jakie uwalnia

wszystkich raz na zawsze od władzy grzechu i śmierci.

Pastor powiedział, że gdy Biblia wspomina wieczny ogień,

odnosi się to do ognia powodującego wieczne, nigdy nie

kończące się rezultaty.

- Jest powiedziane w Liście Judy, że Sodoma i Gomora sta-

nowią przykład kary „ognia wiecznego" (Judy 1, 7). Apostoł

Piotr mówi, że Bóg „miasta Sodomę i Gomorę spalił do cna

i na zagładę skazał jako przykład dla tych, którzy by mieli

wieść życie bezbożne" (II Piotra 2, 6).

Sposób, w jaki Biblia wyjaśnia samą siebie, wprawił mnie

w zachwyt. Nigdy nie słyszałem nikogo, kto by z takim

znawstwem i swobodą dyskutował na ten temat. Pastor Tay-

lor na potwierdzenie każdego swego słowa znajdował ra-

cjonalne uzasadnienie w odpowiednich tekstach biblijnych,

nie pozostawiając żadnych wątpliwości co do Bożej dobroci

i miłości wobec ludzi stworzonych na obraz Boga.

Jednakże wciąż miałem wątpliwości odnośnie jedne-

go zwrotu biblijnego, jaki szczególnie mocno utkwił mi

w pamięci w trakcie mojej religijnej edukacji w czasach dzie-

ciństwa. Przez chwilę wahałem się, czy o nim wspomnieć.

Przypuszczałem, że pastor nie znajdzie żadnego rozsądne-

go wytłumaczenia dla tego fragmentu tekstu biblijnego. Ale

wtedy pomyślałem, że gdyby jednak znalazł logiczne wy-

jaśnienie, to już na dobre utrwali się w mym umyśle prze-

konanie, że Bóg jest Bogiem miłości w pełnym tego słowa

znaczeniu.

- Pastorze, co oznacza fragment Pisma, mówiący: „A dym

ich męki unosi się w górę na wieki wieków" (Obj. 14, 11).

143

background image

Rozparłem się w wygodnym salonowym fotelu i niecierpli-

wie oczekiwałem na odpowiedź.

Pastor Taylor wyjaśnił, że Biblia stosuje słowa: „wieczny", „na

zawsze" lub „na wieki wieków", kiedy określa rzeczy, które

trwają przez długi czas lub nieskończony okres. Na przykład

Pismo Święte używa słów: „wieczny" albo „na wieki wieków"

w odniesieniu do żydowskiego kapłaństwa, prawa mojżeszowe-

go, zamieszkania w Kanaanie, pagórków i wzgórz, ziemi i czasu

oraz służby wykonywanej przez niewolnika. Każde z tych sfor-

mułowań oznacza czas trwania lub ciągłość. W odniesieniu do

czasu wskazuje na długość czasową ograniczoną naturą danych

rzeczy, względem których używa się tych określeń. W nawią-

zaniu do nie mających końca rzeczy, o jakich dowiadujemy się

z innych fragmentów biblijnych, sformułowania te wskazują na

wieczne ich istnienie. Ale kiedy Słowo Boże używa tych wyrażeń

w stosunku do przedmiotów czy zjawisk, które po pewnym

czasie przestają istnieć, w takim samym stopniu znaczenie tych

sformułowań jest ograniczone i nie należy ich traktować do-

słownie.

Pastor zilustrował swój wywód kilkoma tekstami Pisma

Świętego. II Księga Mojżeszowa podaje, że według prawa

Mojżeszowego, jeśli Hebrajczyk nabył niewolnika, w siód-

mym roku służby niewolnik mógł odzyskać wolność. Ale

w przypadku, gdy niewolnik nie chciał odejść od swego

pana, wówczas mógł zrzec się przysługującego mu prawa do

wolności, przechodząc pewien szczególny rytuał. Mianowi-

cie Pan przyprowadzał swego sługę przed oblicze sędziów

lokalnej społeczności. W ich obecności stawiał niewolnika

przy drzwiach i następnie przekłuwał jego uszy szydłem.

Wtedy niewolnik już na zawsze miał służyć swemu panu.

W tym przypadku określenie „na zawsze" oznaczało czas

trwania służby od jednego dnia do wielu lat, w zależności

od tego, jak długo żył niewolnik.

144

background image

Pastor Taylor zacytował jeszcze jeden interesujący przy-

kład użycia sformułowania „na zawsze" bądź „na wieki

wieków" z Psalmu 21. Król Dawid odczuwał wdzięczność

wobec Boga za to, że wielokrotnie ocalił go od śmierci.

Z radości głośno Mu dziękował: „Panie! Król raduje się mocą

twoją I weseli się bardzo zbawieniem twoim! [...] Prosił cię

o życie, dałeś mu je, Długie dni na zawsze, na wieki" (Ps. 21,

2-5). Dawid żył do późnej starości, dlatego słowa „na wie-

ki i na zawsze" użyte tutaj prawdopodobnie oznaczają czas

trwania życia przez wiele lat.

Po przedstawieniu dwóch przykładów z Biblii wskazują-

cych na ograniczony zakres czasowy określeń „na wieki"

czy „na zawsze", jeśli odnosiły się do czegoś, co ma cha-

rakter przemijający, Pastor Taylor wskazał teksty z Biblii,

w których te sformułowania faktycznie oznaczają wieczny

okres trwania.

Drugi rozdział Księgi Daniela przedstawia dokonaną przez

proroka interpretację snu Nebukadnesara o wielkim posą-

gu. Prorok oświadcza, że „za dni tych królów Bóg niebios

stworzy królestwo, które na wieki nie będzie zniszczone,

a królestwo to nie przejdzie na inny lud; zniszczy i usunie

wszystkie owe królestwa, lecz samo ostoi się na wieki" (Dan.

2, 44). W rozdziale siódmym prorok stwierdza, że „Święci

Najwyższego otrzymają królestwo i posiądą królestwo na

wieki, na wieki wieczne" (Dan. 7, 18).

Podobnie jak Pismo Święte zapewnia, że królestwo Chry-

stusa po ustanowieniu na Ziemi będzie trwało na zawsze

i że sprawiedliwi posiądą życie wieczne, które trwać będzie

bez końca, tak samo Biblia uczy nas, że bezbożni nie będą

żyli na wieki, ale zginą w jeziorze ognia w czasie drugiej

śmierci (zob. Obj. 2, 18).

W trakcie tego studiowania Biblii z mego umysłu zniknęły

już na dobre góry ciemności i błędnych wyobrażeń. Te tak

145

background image

zwane tajemnice, które nie dawały spokoju moim rodzicom

- gorliwym katolikom, gdy usiłowali pogodzić charakter

Boga miłości z doktryną wiecznych mąk, przestały istnieć

niczym topniejący lód pod wpływem upalnego słońca tropi-

ków. Uzyskałem pewność, że Słowo Boże nie przeczy sobie.

Nagle o godzinie dziewiętnastej poczułem gwałtowną po-

trzebę zapalenia papierosa. Zdziwiony uświadomiłem sobie,

że nie paliłem cały dzień i wcześniej nawet o tym nie myśla-

łem. Najwidoczniej przez te wszystkie godziny mój umysł

był bardzo pochłonięty religijnymi sprawami i przeżyciami.

W świetle tego doświadczenia doszedłem do przekonania,

że mogę przestać myśleć o nikotynie i usunąć ją ze swoich

płuc, jeśli tylko będę się intensywnie zajmował innymi rze-

czami.

Tak więc kontynuowaliśmy naszą dyskusję o duchowych

sprawach. Zadawałem pastorowi pytania, które od długiego

czasu nie dawały mi spokoju. Fakt, że pastor miał zawsze

odpowiedź popartą cytatami z Biblii, wywarł na mnie wiel-

kie wrażenie.

Ale stawałem się coraz bardziej niespokojny z powodu

głodu nikotyny. Strasznie pragnąłem zapalić papierosa.

Ślina w ustach zgęstniała tak bardzo, że nie mogłem mó-

wić. Odczuwałem silne pieczenie w nosie - podobny objaw

mam wtedy, gdy złapie mnie silny katar. Po chwili stałem

się zdenerwowany i często zmieniałem pozycję. W końcu

odczułem silny ból głowy, który mam niezwykle rzadko.

Rozbolała mnie również cała szyja i kark.

Wskutek mego nalegania pastor dyskutował z nami na te-

maty religijne aż do godziny dwudziestej pierwszej. Po jego

wyjściu natychmiast zapaliłem papierosa - jednego, potem

drugiego. Paliłem papierosy bez przerwy przez całą godzi-

nę. Ku mojemu zdziwieniu wszystkie fizyczne dolegliwości

od razu ustąpiły.

146

background image

Zanim poszedłem do domu tego wieczora, Grosse'owie

zapoznali mnie z lekcją biblijną dotyczącą zdrowego życia,

obejmującą również palenie nikotyny. Uświadomiłem sobie,

że dostałem się w niewolę szkodliwego dla zdrowia nałogu.

Natychmiast postanowiłem rzucić palenie, zdając sobie do-

brze sprawę, że czeka mnie straszna walka - chyba że Pan

Sabatu, który sprawił, że nie czułem głodu nikotyny przez

wiele godzin, zechce mnie trwale uwolnić od tego nałogu.

Krótko potem podziękowałem moim przyjaciołom i uda-

łem się do domu. Jadąc tramwajem, wciąż rozmyślałem

o wydarzeniach tamtej soboty, a szczególnie o tym, że Bóg

na cały dzień odebrał mi chęć palenia papierosów. Zdałem

sobie sprawę, że miałem więcej potężnych wrogów czyhają-

cych na mnie. Jednocześnie obmyśliłem plan, który z pew-

nością wyeliminuje mój problem nikotynowy.

Pastor Taylor podkreślił, jak wielka moc zbawcza kryje się

w zasługach krwi Chrystusowej przelanej na Golgocie. Fak-

tycznie, dzięki pastorowi zrozumiałem, że możemy zwycię-

żyć upadłego cheruba i jego zastępy jedynie przez moc krwi

Chrystusa, jak to stwierdza fragment ostatniej księgi Pisma

Świętego: „A oni zwyciężyli go przez krew Baranka" (Obj.

12,11).

Wróciłem do domu o dwudziestej trzeciej trzydzieści.

W drzwiach znalazłem wetkniętą kartkę z notatką, bym za-

dzwonił do swego przyjaciela Rolanda bez względu na porę.

„To będzie musiało chwilę poczekać" - pomyślałem. Kiedy

wszedłem do mieszkania, zauważyłem, że duchy musiały

być bardzo zdenerwowane. Większość rzeczy nie leżała na

swoim miejscu. Ponieważ przywykłem do niezwykłych zja-

wisk, wcale się tym nie przejąłem.

Najpierw wyjąłem z szafy trzy kartony z papierosami i po-

stawiłem je na stole. Następnie otworzyłem Biblię na dwu-

dziestym siódmym rozdziale Ewangelii Mateusza i przeczy-

147

background image

tałem wiersze mówiące o ukrzyżowaniu Jezusa Chrystusa

(zob. Mat. 7, 24-54). Potem położyłem Biblię na kartonach

z paczkami papierosów, ukląkłem przy stole i zacząłem roz-

mawiać z Najwyższym Kapłanem o swoich problemach.

Podziękowałem Mu za liczne błogosławieństwa, otrzymy-

wane nawet wtedy, gdy byłem Jego największym wrogiem,

bluźniącym Jego świętemu imieniu. Później wyznałem swe

grzechy i uznałem, że moje złe serce wymaga przemiany.

W trakcie dyskusji z pastorem Taylorem dowiedziałem

się, że Jezus Chrystus usługuje w świątyni niebiańskiej,

wstawiając się za ludźmi mającymi kłopoty, a zwłaszcza

za osobami zaliczanymi do tak zwanych „beznadziejnych

przypadków". Zdawałem sobie sprawę, że właśnie ja jestem

takim szczególnym, beznadziejnym przypadkiem, któremu

On może pomóc, dlatego uchwyciłem się nadziei zawartej

w słowach Taylora. Zmagałem się z wrogami dużo mądrzej-

szymi i potężniejszymi ode siebie.

Podziękowawszy Bogu za zachętę, uznałem fakt, że moc

Jego miłości powstrzymywała duchy demoniczne. I z tego

powodu chciałem Mu oddać swe życie i służyć Mu w spo-

sób, jaki uzna za najbardziej dla mnie właściwy. Następnie

rozkoszowałem się w Panu, przypominając sobie chwile

przeżyte w Jego dniu odpoczynku. Wskazawszy na karton

z papierosami, powiedziałem:

- Panie Jezu, proszę, uwolnij mnie od tego potężnego

wroga. Wyrwij mnie ze szponów nałogu, gdyż już dzisiaj

objawiłeś mi swą moc, żeby to uczynić. Proszę, Boże, usuń

z mego serca nienasycone pożądanie nikotyny.

Rozmawiałem z Bogiem jeszcze jakiś czas, a następnie po-

dziękowałem Mu za wysłuchanie moich próśb i za błogo-

sławieństwa, jakie od Niego otrzymuję. Po czym powstałem

z kolan, zaniosłem kartony z papierosami do toalety, roze-

rwałem je na strzępy i wrzucałem partiami do muszli kloze-

148

background image

towej, spłukując wodą. Od tego czasu nie miałem w ustach

choćby jednego papierosa i nigdy nawet nie odczuwałem

potrzeby zapalenia. W cudowny sposób Jezus dokonał cudu

miłości

1

.

1

Czytelniku, aby dowiedzieć się o wydarzeniach, jakie miały miejsce

owej sobotniej nocy, zajrzyj do pierwszego rozdziału tej książki.

149

background image

Groźba śmierci

13

W niedzielę rano obudziłem się do nowego życia. Zamiast

sięgnąć po paczkę z papierosami na nocnym stoliku, co było

moim niezwykle silnym przyzwyczajeniem, uświadomiłem

sobie, że nie odczuwam głodu nikotyny.

Ogarnął mnie nagły przypływ radości na myśl, że mam

nowego potężnego Przyjaciela w Jezusie Chrystusie. Przy-

pomniałem sobie, w jak zdumiewający sposób Duch Boży

pobłogosławił mój umysł i wspierał w trakcie spotkania

z duchami kilka godzin wcześniej.

Zdając sobie dobrze sprawę z kruchości ludzkiego życia,

poprosiłem Pana, żeby dodał mi sił w oczekującym mnie

tej nocy duchowym boju. W przeszłości pod wpływem in-

nych podejmowałem błędne decyzje. Wiele razy ulegałem

namowom swego przyjaciela Rolanda, przez którego zna-

lazłem się wśród czcicieli demonów. Podczas następnych

kilku minut modliłem się, nie otwierając ust. Odkrywszy,

że demony nie mogą podsłuchać cichej modlitwy, chciałem

o jeden krok wyprzedzać swoich wrogów. Sprawiało mi wie-

le radości, że duchy musiały zgadywać, o czym rozmawiam

z Bogiem. Na dodatek czułem się ogromnie zaszczycony, że

150

background image

ja - człowiek nie zasługujący na łaskę, mogłem rozmawiać

z najpotężniejszą Istotą we wszechświecie, a demony nie są

w stanie podsłuchać mojej modlitwy.

Powiedziałem Bogu, że nie wiem, jak mam zacząć roz-

mowę z Rolandem i przedstawić mu prawdę o duchowej

rzeczywistości. Prawdopodobnie nie będzie chciał słuchać,

ponieważ nie odważy się narazić duchom. A przede wszyst-

kim zapytałem Boga, czy będę w stanie znieść wywieraną

na mnie presję.

Na kilka chwil zatrzymałem się w swych myślach

i gdy to zrobiłem, przyszedł mi do głowy fragment Biblii

z pierwszego rozdziału Ewangelii Jana: „Do swej własności

przyszedł, ale swoi go nie przyjęli. Tym zaś, którzy go przy-

jęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą

w imię Jego" (Jana 1, łl-12). Wtedy poczułem, że Duch

Boży zwycięsko przeprowadzi mnie przez zbliżające się

spotkanie z Rolandem.

Na nocnym stoliku leżała Biblia. Sięgnąwszy po nią, za-

cząłem przerzucać kartki jedną ręką, po czym otworzyłem

ją, nie zwracając uwagi na stronę. Na otwartych dwóch kart-

kach Pisma Świętego znajdowała się moc, która dosłownie

uratowała mi życie.

Krótko potem zdecydowałem się wstać z łóżka. Podniósł-

szy Biblię, zacząłem czytać w miejscu, gdzie się otworzyła,

na trzydziestym siódmym rozdziale Księgi Izajasza.

Ten fragment opowiadał o królu Hiskiaszu, który otrzymał

niepokojącą wiadomość od zaślepionego wielką pychą tyra-

na Sancheryba, zbliżającego się do granic królestwa Izraela

ze swymi wojskami. Zdumiawszy się sposobem, w jaki Bóg

pomógł Hiskiaszowi uporać się z trudną sytuacją, zacząłem

patrzeć z ufnością na oczekujące mnie spotkanie z przyjacie-

lem. Wiedziałem, że już nie muszę się o nic martwić, chociaż

pewien niepokój pozostał.

151

background image

O umówionej porze zjawił się Roland.

- Człowieku, wyglądasz na bardzo zmęczonego. Może je-

steś chory? - zapytałem Rolanda, gdy go ujrzałem.

-Morneau, przez ciebie jesteśmy razem z George'em strasz-

nie wykończeni. Trudno nam uwierzyć - że mimo tego, co

zrobił George, by tobie i mnie dobrze się żyło, zachowujesz

się tak wrogo i niewdzięcznie i że odwracasz się od naszego

pana i znieważasz go, odmawiając bogactwa, które dla cie-

bie przygotował.

- Kiedy o tym usłyszałeś?

- O piątej trzydzieści dzisiaj rano. George zadzwonił

do mnie po tym, jak główny doradca przekazał mu twoją

głupią decyzję. Poprosił mnie, żebym wybił ci ją z głowy,

w przeciwnym razie stracisz oczekujące na ciebie bogactwo.

- Widzę, że musiałem bardzo zdenerwować głównego do-

radcę sposobem, w jaki się go pozbyłem.

- Co? Czy dobrze usłyszałem, że wyrzuciłeś głównego do-

radcę? Nie rozumiem cię.

- Dobrze usłyszałeś. Około czwartej nad ranem rozmawia-

łem z głównym doradcą i kiedy stał się niemiły, wezwałem

na pomoc Ducha Bożego, żeby go wyrzucił. Zostawił ślad

swego pobytu na ścianie, gdy trzasnął drzwiami balko-

nowymi - powiedziałem, wskazując wgniecenie zrobione

przez klamkę.

- Ty... ty, Roger Morneau, rozmawiałeś z duchem dorad-

cą? Czy wiesz, że niektórzy z naszego zgromadzenia czczą

duchy i wywołują je od wielu lat i nie otrzymali jeszcze

przywileju rozmawiania z głównych duchem doradczym?

A ty masz kontakt z duchami przez bardzo krótki czas, a już

dostąpiłeś tego wielkiego zaszczytu. To świadczy o tym, jak

wysoko nasz pan ciebie ceni.

Na jego twarzy widać było podekscytowanie, gdy wy-

krzyknął:

152

background image

- Ciebie i mnie czeka fantastyczna przyszłość! Proszę, za-

pomnij teraz na chwilę o chrześcijaństwie i chodź ze mną

na spotkanie z najwyższym kapłanem. On sprawi, że znów

odzyskasz przychylność duchów i wszystko będzie tak jak

przedtem. Kapłan okaże ci wyrozumiałość i nie będzie miał

za złe, że chcesz się przyjrzeć innym religiom. Tak naprawdę

on ciebie lubi i rozumie cię. Powiedział, że z natury jesteś

poszukiwaczem przygód. Kapłan uznaje, że to całkiem na-

turalne, iż poszukujesz dla siebie lepszej drogi życiowej, ma

jedynie za złe, że zacząłeś szukać sensu życia u ludzi świę-

cących sobotę - ludzi, których nasz pan nienawidzi najbar-

dziej na całej Ziemi. Czemu nie zainteresowałeś innymi wy-

znaniami chrześcijańskimi? Człowieku, nawet nie zdajesz

sobie sprawy, jak bardzo zdenerwowałeś bogów. Ale mam

zapewnienie najwyższego kapłana, że ujdzie ci to na sucho,

jeśli pójdziesz ze mną teraz do jego biura, w którym w tej

chwili nas oczekuje. Co powiesz na to, abyśmy tam teraz po-

szli, stary kumplu?

Kiedy wyciągnął paczkę papierosów i poczęstował mnie

jednym, odmówiłem, dodając, że już przestałem palić. Moc-

no zdziwiony Roland rzucił uwagę:

- Morneau, nie poznaję cię, właściwie już w momencie,

kiedy tutaj wszedłem, odniosłem wrażenie, że się zmieniłeś.

Prawdę mówiąc, czuję się jakoś nieswojo w twojej obecności.

Może uznasz to za niemądre albo wręcz głupie - ale czuję

się tutaj źle i wolałbym stąd już wyjść.

Gdy to powiedział, uświadomiłem sobie, że Chrystus spra-

wił, iż w moim życiu wypełniają się słowa Apostoła Jana:

„Do swej własności przyszedł, ale swoi go nie przyjęli. Tym

zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi,

tym, którzy wierzą w imię Jego" (Jana 1, 11-12). Czułem, że

odbijający się we mnie chwalebny majestat Jezusa Chrystusa

tworzył niewidzialną atmosferę mocy i dostojeństwa, którą

153

background image

niepostrzeżenie został otoczony mój przyjaciel, co powodo-

wało takie, a nie inne jego odczucia.

- To, co odczuwasz w mojej obecności, wynika z faktu, że

Duch, jaki mi towarzyszy, jest potężniejszy od ducha towa-

rzyszącego tobie. A jeśli chodzi o twoją opinię, iż jestem teraz

inną osobą, masz rację. Nigdy już nie będę Rogerem Morneau,

którego znałeś poprzednio. Podczas jednego krótkiego ty-

godnia zdobyłem wiedzę wartą znacznie więcej niż złoto

i srebro na całym globie ziemskim. To jest powód, dla któ-

rego nie przyjmę bogactwa oferowanego przez duchy. Gdy-

bym tak uczynił, oszukałbym samego siebie. Nie zrozum

mnie źle, zdaję sobie sprawę, że oferta złożona mi przez

duchy jest z pewnością bardzo hojna, ale brakuje w niej

najbardziej istotnego elementu, jaki powinien jej towarzy-

szyć - życia. Życia danego w wystarczającej ilości, które by

sprawiło, że posiadanie tego bogactwa będzie się opłacało.

Otrzymałem znacznie lepszą ofertę. Całe złoto i srebro i do

tego niekończące się życie.

Następnie przeszedłem do roztaczania przed nim wspa-

niałej wieczności. Chociaż brakowało mi umiejętności, żeby

udokumentować to biblijnymi cytatami tak jak Grosse'owie,

jednak Duch Boży działał na serce Rolanda, że ten siedział

zauroczony, nie odzywając się całe czterdzieści pięć minut.

W tym czasie przedstawiałem mu to, co uważałem za naj-

bardziej istotne. W jednym momencie, gdy przerwałem swój

wywód, oczekując na jego odpowiedź, ograniczył się tylko

do powiedzenia:

- Teraz rozumiem.

Nie zadał jednak żadnego pytania ani nie skomentował

tego, co powiedziałem, dlatego mogłem powiedzieć mu

wszystko, co chciałem.

- Widzę, że nie zamierzasz udać się ze mną do najwyż-

szego kapłana - powiedział w końcu. - Jednak musimy to

154

background image

zrobić. Powinieneś stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością.

Wszystkie te twoje cudowne obietnice nie są ani dla mnie,

ani dla ciebie, tak więc zapomnij o nich. Po pierwsze, nie

zamierzam tak długo czekać na wspaniałe życie - chcę już

teraz mieć bogactwo. A co się tyczy ciebie - Morneau - nie

masz dużego wyboru w tej sprawie. Tylko ci się wydaje, że

masz wybór, ale uwierz mi, to nieprawda. Oszukujesz sa-

mego siebie. Spójrz prawdzie w oczy, Roger, nie jesteś pa-

nem samego siebie. Życzyłbym ci, żebyś był, ale tak nie jest.

Duchy sprawują nad tobą całkowitą władzę - im szybciej to

sobie uświadomisz, tym lepiej na tym wyjdziesz.

Niezwykle podekscytowany przybrał ton zwiastujący

nieuchronnie zbliżające się nieszczęścia. Zaczął nerwowo

chodzić po pokoju, załamując ręce.

- Mam do wykonania najtrudniejsze zadanie w swoim

życiu. To, co muszę ci przekazać, wolałbym powiedzieć

wrogowi, a nie staremu przyjacielowi.

W tym momencie Roland zaczął się obficie pocić, chociaż

w pokoju wcale nie było gorąco.

- Morneau, twoje dni są policzone - długo nie pożyje też

ta młoda para, która odwiodła cię od naszego pana. Jednak

muszę powiedzieć, że możesz zapobiec temu planowi znisz-

czenia zainicjowanemu przez duchy, jeśli zgodzisz teraz

pójść ze mną do najwyższego kapłana. On sprawi, że od-

zyskasz względy u duchów i wszystko dobrze się skończy.

W ten sposób nic nikomu się nie stanie.

Musiał przerwać na kilka sekund. Z czoła spływały mu

wielkie krople potu, więc wytarł twarz chusteczką.

- Najwyższy kapłan pragnie, żebyś jasno zdał sobie

sprawę szczególnie z jednej rzeczy, otóż nikomu nie udało

się opuścić tajnego zgromadzenia czcicieli duchów i ujść

z życiem. Duchy przyprowadziły nas do tego zgromadzenia

i musimy im teraz być posłuszni. Pozwól, że coś wyjaśnię. Aż

155

background image

do tej chwili sądziliśmy, że spotkanie z George'em i jego za-

proszenie nas do restauracji to był czysty przypadek. Jednak

to nieprawda. Poprzedniej nocy duch objawił się George'owi

podczas świętej godziny o północy i nakazał mu, żeby udał

się ze swą żoną na ten konkretny seans spirytystyczny. Duch

powiedział mu, że tam nas spotka, przekazał, że służyliśmy

w marynarce handlowej oraz podał inne szczegóły z nasze-

go życia. Wyjaśnił George'owi drobiazgowo, co ma powie-

dzieć i zrobić. Duchy wszystko zaaranżowały, nawet to, że

jego żona wdała się w rozmowę z medium spirytystycznym,

aby George mógł sam wracać do domu. Przekonały też Be-

langerów, by zgodzili się odwieźć jego żonę w nocy.

Tak więc, przyjacielu, chodźmy już na spotkanie z kapła-

nem. Czas ucieka.

W tym momencie położył rękę na klamce, oczekując, że

pójdę za nim. Wskazałem na krzesło i zaproponowałem,

żeby usiadł na kilka minut, a ja w tym czasie wyjaśnię mu,

dlaczego nie zamierzam spotkać się z najwyższym kapła-

nem. Odmówił, twierdząc, że nie może znieść atmosfery

panującej w tym miejscu. Nadnaturalna Boska moc obecna

w mieszkaniu, obca dla niego, sprawiała, że nie był w stanie

usiąść i rozluźnić się.

Powiedziałem, że to miejsce jest wypełnione obecnością Du-

cha Świętego, który mnie wspiera w odpowiedzi na moją po-

ranną prośbę o pomoc skierowaną do Boga przed spotkaniem

z tobą. Nalegałem, żeby Roland zerwał kontakty z demonami

i oddał się pod opiekę o wiele potężniejszej mocy Boga. Zapew-

niłem też, że nic mu się nie stanie, jeśli podejmie taką decyzję.

Odczułem nawet potrzebę, żeby posunąć się o jeden krok dalej

i zaprosić wszystkich przyjaciół ze zgromadzenia czcicieli de-

monów do pójścia za moim przykładem. Ponownie oświad-

czyłem, że żadnemu z nich nie będzie groziło najmniejsze

niebezpieczeństwo, jeśli zdecydują się uczynić to co ja.

156

background image

- Wy wszyscy lubicie, jak otacza was podziw i szacunek

- powiedziałem. - Wiem, co zrobię - zadzwonię do pastora

i zarezerwuję miejsca w kościele na najbliższe sobotnie na-

bożeństwo. Najlepsze miejsca z obu stron centralnego przej-

ścia. Zarezerwuję sto miejsc, to wystarczająco dużo, żeby

każdy miał gdzie usiąść.

- Nie zadawaj sobie trudu - odparł Roland. - Dobrze mi

tam, gdzie teraz jestem.

Znowu przerwał, żeby wytrzeć pot obficie spływający mu

z czoła.

- Wiem też, że pozostali myślą to samo, co ja.

- No cóż, odczułem potrzebę, żeby zaoferować wam

wszystkim życie wieczne i by nikogo nie pominąć - powie-

działem, po czym zmieniłem temat rozmowy, powracając do

jego ultimatum. - Mówisz, że dni mojego życia są policzone,

a także dwojga moich nowych przyjaciół. Twierdzisz też,

że duchy demoniczne mają zamiar wykonać na nas wyrok

śmierci. No więc mam wiadomość dla ciebie, dla kapłana

i wszystkich, którzy knują coś złego przeciwko mnie i moim

przyjaciołom. Tak jak powiedziałem to duchowi doradczemu

minionej nocy, powierzyłem siebie i moich przyjaciół opiece

Dawcy Życia, Jezusa Chrystusa, który oddał za nas życie na

Golgocie. Jestem gotowy, by chodzić w cieniu śmierci pod

warunkiem, że towarzyszył mi będzie Jezus przez Ducha

Świętego.

Przyjaciel, wstrząśnięty i przerażony, nie potrafił wydusić

z siebie słowa przez całą minutę. Pobladł na twarzy, a jego

oczy wpatrywały się we mnie nieruchomo. Myślałem, że

zaraz zemdleje.

- Jak się czujesz?

Nie było żadnej odpowiedzi.

- Roland, czy coś ci się stało? - zapytałem, ale znowu nie

usłyszałem żadnej odpowiedzi.

157

background image

Wtedy cichutko skierowałem do Boga błaganie:

- Drogi Jezu, proszę, pomóż!

Kręcąc głową, Roland w końcu odezwał się:

- Nie wiem sam, co się stało. Wydaje mi się, jakbym na mo-

ment stracił przytomność. Morneau, wiem, że Duch towa-

rzyszący tobie jest potężny i wielki. Proszę, nie wspominaj

już o tym, to mnie przeraża.

Kiedy doszedł do siebie, poprosiłem, żeby przekazał naj-

wyższemu kapłanowi moją wiadomość.

- Morneau, chyba nie wyraziłem się dość jasno w sprawie

ultimatum. Groźba dotycząca twego życia nie ogranicza się

jedynie do tego, co mogą zrobić ci duchy. Komitet nadzo-

rujący zdecydował, że twoja ucieczka z naszych szeregów

może doprowadzić do przecieku sekretnych informacji na

zewnątrz, powodując wielką szkodę sprawie naszego pana.

Odbyła się rozmowa, żeby wynająć płatnego mordercę. Je-

den człowiek był gotów wyłożyć nawet 10 tysięcy dolarów

za twoją głowę. Ale uznaliśmy jego propozycję za niemą-

drą i odrzuciliśmy ją. Decyzja została jednak podjęta. Jeśli

duch poinformuje, że rozmawiałeś z kimkolwiek z zewnątrz

o działalności naszego tajemnej społeczności, trzy osoby

zgłosiły się na ochotnika, by zastrzelić cię w dogodnym cza-

sie. Komitet nadzorujący uznał to za mądrzejsze posunięcie,

gdyż wszystko pozostanie wewnątrz zgromadzenia i w ten

sposób nie narazimy się na kłopoty z policją. Przedstawili-

śmy plan duchowi doradczemu i otrzymaliśmy jego pełną

aprobatę, a także zapewnienie, że pomoże w wykonaniu

zadania, wspierając ochotników darem jasnowidzenia, żeby

wiedzieli, gdzie przebywasz w określonych porach dnia.

Miałem nadzieję, że nie będę musiał ci o tym mówić, ale

twoja odmowa, by podporządkować się życzeniom najwyż-

szego kapłana, nie pozostawiła mi innego wyboru. Bardzo

mi przykro.

158

background image

Deszcz błogosławieństw

14

Pierwszego sabatu, gdy miałem już opuścić mury świąty-

ni adwentystów, prosiłem Pana, żeby umożliwił mi udział

w nabożeństwie w następnym tygodniu. I kiedy tam po-

wróciłem, wzniosłem serce do Boga w podziękowaniu za

wszystko, co dla mnie uczynił w minionych ciniach.

Rzeczywiście, cały sabat był czasem radości w Panu i licze-

nia Jego błogosławieństw.

Wówczas doświadczyłem wielkich korzyści związanych

z tym, że człowiek wspomina i zlicza wszystkie błogosła-

wieństwa otrzymane od Boga. Przykazanie, by pamiętać

o święceniu dnia sabatu, postrzegałem jako dar, dzięki któ-

remu człowiek może odpocząć od nieustannej presji prze-

mijających problemów życia i w ten sposób znaleźć czas na

policzenie otrzymanych błogosławieństw. Dzięki temu isto-

ta ludzka znajduje się bliżej Boga i może zostać odnowiona

zarówno fizycznie, jak i duchowo.

Po stawieniu czoła duchom, gdy moje nowe życie zaczę-

ło biec normalnym rytmem, natychmiast skierowałem swą

uwagę na poszukiwanie w kościelnej i świeckiej litera-

turze historycznej informacji o tym, jak to się stało, że ko-

159

background image

ściół chrześcijański zaczął zachowywać niedzielę jako dzień

święty, przestał święcić biblijną sobotę i przyjął doktryny

o nieśmiertelności duszy i wiecznych mękach w piekle. Pra-

wie cały swój czas wolny spędzałem, siedząc w bibliotece

miejskiej w Montrealu. Ciągnęło się to blisko pięć miesię-

cy. Z wielkim zainteresowaniem czytałem dzieła Kościoła

rzymskokatolickiego i porównywałem je z proroctwami

Pisma Świętego. Czytałem szczegóły z życia świętych uwa-

żanych za filary wczesnego Kościoła katolickiego i badałem

ich wpływ na chrześcijaństwo. Historia papieży nabrała dla

mnie nowego znaczenia. Szczególnie zafascynowała mnie

postać Orygenesa z Aleksandrii, ojca greckiego kościoła

wczesnochrześcijańskiego, żyjącego w latach 185 - 254 n.e.,

któremu udało się połączyć pewne elementy filozoficzne

eklektycznych szkół neoplatońskich z doktrynami chrześci-

jaństwa. Ten okres poszukiwań i badań posłużył do umoc-

nienia mojej wiary w Biblię.

Pewnego pięknego kwietniowego dnia sobotniego w 1947

roku odbyła się szczęśliwa dla mnie uroczystość chrztu przez

zanurzenie, w czasie której stałem się wyznawcą Kościoła

adwentystów dnia siódmego. Tego samego dnia spotkałem

młodą kobietę - Hildę Mousseau.

Ponieważ niektórzy opuszczali kościół po wieczornym

spotkaniu, pastor Taylor oświadczył, że osoby udające

się w kierunku wschodnim będą mogły podjechać z nim

samochodem kilka przecznic do miejsca parkingowego,

gdzie zamierzał zostawić swój pojazd na noc. Czworo

z obecnych, w tym i ja, skorzystało z jego propozycji i po

dojechaniu na miejsce udaliśmy się na najbliższy przysta-

nek tramwajowy.

W ten sposób poznałem Hildę i potem wielokrotnie razem

udawaliśmy się pieszo do przystanku. Wkrótce stwierdzili-

śmy, że mamy wiele wspólnych zainteresowań, upodobań

160

background image

i rzeczy, jakie się nam nie podobają. Niedługo potem zaczę-

liśmy się ze sobą spotykać.

Pewnego dnia pomyślałem, że warto przekonać Hildę, by

zgodziła się zostać moją żoną. W tamtych czasach popro-

szenie młodej kobiety o rękę wymagało wiele zachodu ze

strony kawalera. Należało dobrze rozważyć czas i miejsce

przedstawienia tej prośby. Zastanawiając się wielokrotnie

nad planem działania, doszedłem do wniosku, że najlepiej

poprosić Hildę o rękę pewnej niedzieli wieczorem.

To najważniejsze pytanie życia powinno paść w odprężają-

cej atmosferze. Pomyślałem, że idealnym momentem byłby

czas oczekiwania na nocnego dozorcę, który przychodził

otworzyć Hildzie bramę. Zawsze trzeba było dzwonić dwa

albo nawet trzy razy, aby dozorca przyszedł otworzyć wej-

ście, co zajmowało czasami do dziesięciu minut w zależno-

ści od tego, jak daleko przebywał w budynku.

Hilda pracowała wówczas jako pielęgniarka w montreal-

skim szpitalu dla rekonwalescentów i mieszkała na kwaterze

znajdującej się na terenie szpitalnym. Wszystkie mieszkają-

ce tam pielęgniarki musiały zjawić się na miejscu najpóźniej

do dwudziestej trzeciej. Im bliżej tej godziny przychodziła

dana osoba, tym krócej musiała czekać na dozorcę. Dlatego

wymyśliłem sobie, że gdy zjawimy się przy wejściu o godzi-

nie dwudziestej drugiej trzydzieści, będzie to idealna pora

na oświadczyny.

Był piękny czerwcowy dzień. Tak jak zaplanowałem, spę-

dziliśmy razem przyjemne niedzielne popołudnie i wieczór,

którego kulminację stanowiła przejażdżka po Montrealu

otwartym tramwajem.

Gdy tramwaj zatrzymywał się, a następnie ruszał, nabiera-

jąc prędkości, długie blond włosy Hildy unosiły się na wie-

trze, a jej błękitne oczy skrzyły się odbitym blaskiem wielu

neonowych reklam znajdujących się wzdłuż ulicy. Im dłużej

161

background image

patrzyłem w jej twarz, tym bardziej byłem przekonany, że

powinna nazywać się Hilda Geraldine Morneau.

Tego wieczoru około godziny dwudziestej drugiej trzy-

dzieści znaleźliśmy się przy wejściu do mieszkań kwate-

runkowych dla pielęgniarek i tak jak bywało wielokrotnie

przedtem, Hilda wcisnęła guzik dzwonka, a potem oparła

się ramionami o drzwi, spodziewając się długiego oczeki-

wania na dozorcę. Natychmiast poprosiłem ją, by się zasta-

nowiła, czy chce mnie poślubić. Gdy tylko wypowiedziałem

te słowa, od razu zjawił się dozorca. Otworzywszy drzwi,

zrobił około dziesięciu kroków do tyłu, skrzyżował ręce

i wpatrywał się we mnie, jakby chciał powiedzieć: „Spróbuj

pocałować ją na pożegnanie w mojej obecności".

Zarówno moje pytanie, jak i szybkie przybycie zazwyczaj

wolno przychodzącego dozorcy sprawiły, że Hilda była tym

wszystkim bardzo zaskoczona. Stwierdziła, że zastanawia-

ła się nad małżeństwem i spodziewała się oświadczyn, ale

w bardziej odległej przyszłości. Ja zapewniłem ją ze swej

strony, że będę cierpliwie czekał na chwilę, kiedy powie

„tak", i że możemy porozmawiać o tym później w bardziej

dogodnym czasie.

Jak tylko to powiedziałem, dozorca warknął:

- Młoda damo, wchodzisz do środka czy też zostajesz na

zewnątrz? Mam robotę do wykonania i jeśli nie zamierzasz

wejść, zamknę drzwi.

Hilda powiedziała szybko „tak", pocałowała mnie i pobie-

gła, prawie płacząc.

- Muszę nauczyć was, dziewczyny, że kiedy otwieram

drzwi, to natychmiast macie wchodzić do środka - warknął

dozorca.

- Nie każdego dnia - odparła Hilda - dziewczyna bywa

proszona o rękę.

Dozorca spojrzał zaskoczony.

162

background image

- Przykro mi. Dlaczego nie powiedziałaś, że to taki ważny

moment? Dałbym ci więcej czasu.

Hilda zdecydowała wtedy, że się stamtąd wyprowadzi. Jej

mama miała mieszkanie przy ulicy Queen Mary. W nim po-

stanowiła zamieszkać bez względu na to, jak daleko będzie

miała do pracy.

W tym samym czasie szedłem do domu i czułem się głu-

pio, że wybrałem tak niefortunny moment na oświadczyny.

Gdy tylko Hilda dobiegła do telefonu, zadzwoniła do

mamy, żeby powiadomić ją o moich oświadczynach.

- Mamo, muszę powiedzieć ci wspaniałą wieść.

- Naprawdę, co takiego?

- Wkrótce wychodzę za mąż.

- Czy ty oszalałaś? Masz dopiero dwadzieścia jeden lat.

A poza tym, kogo zamierzasz poślubić?

- Wychodzę za Rogera, tego młodego człowieka z kościo-

ła, z którym się spotykam. Wiesz kogo, spotkałaś go już

kilkakrotnie.

- Tak, ale wy znacie się dopiero od niedawna. Czy nie za

szybko decydujecie się na małżeństwo?

Wtedy, jak opowiadała mi Hilda, z jej oczu popłynęła fon-

tanna łez i zaczęła wypłakiwać swe serce. Rozmowa zakoń-

czyła się tak: mama powiedziała jej, że nie powinna płakać

i że porozmawiają, kiedy się spotkają.

Następnego wieczora, gdy zadzwoniłem do Hildy, przed-

stawiła mi zdanie swej mamy na ten temat. Zaproponowa-

łem, żebyśmy oboje odwiedzili panią Mousseau w najbliższą

niedzielę i tam poproszę ją o rękę córki. Powiedziałem, że

porozmawiamy razem z jej mamą, a także ustalimy ważne

szczegóły, aby wszystko mogło dobrze się skończyć.

Na szczęście mama Hildy wykazała duże zrozumienie dla

naszych zamiarów i zdecydowaliśmy, iż ślub odbędzie się

20 września.

163

background image

Szybko skończyło się lato i nastała jesień, która jakby

zamierzała prześcignąć lato pod względem ciepła, piękna

i uroku. Wstałem wcześnie rano w sobotę w dzień naszego

ślubu. Zauważyłem, że cała przyroda tętni życiem. W mo-

mencie, gdy wychodziliśmy z kościoła po porannym nabo-

żeństwie, temperatura sięgała prawie 30°C. Kilka zeschłych

liści unosiło się na delikatnym wietrze.

Nasi przyjaciele Ruth i Arthur Cheesmanowie udostępnili

swój dom na ceremonię zaślubin. Zaplanowaliśmy małe

przyjęcie z udziałem tylko kilku przyjaciół. Wśród zaproszo-

nych gości było dwóch pastorów z żonami: Andre Rochat,

pastor kościoła francuskiego, i L.W. Taylor, pastor kościoła

angielskiego, który przewodniczył ceremonii ślubnej.

Panie Cheesman i Mousseau wraz z innymi niewiastami

cudownie przystroiły dom na tę okazję. Gdy z panną młodą

powtórzyliśmy za kaznodzieją słowa przysięgi małżeńskiej,

wyprostowałem się z dumą. Nie po to, by zaimponować

przyjaciołom, ale z powodu wielu niewidzialnych istot

przyglądających się tej uroczystości: aniołów przybyłych

wprost od tronu Bożego, by radować się z nami, a także

demonów, jakie zjawiły się tu, jak sądzę, z rozkazu swego

bezdusznego przywódcy, którego wielkie wysiłki spełzły na

niczym, gdy dzięki łasce Jezusa Chrystusa opuściłem szere-

gi czcicieli demonów.

W dodatku miałem na sobie wspaniały garnitur - ten sam

garnitur robiony na zamówienie przez krawca, kupiony za

pieniądze wygrane na wyścigach z pomocą demonów.

164

background image

Epilog

Czterdzieści siedem lat minęło od czasu, gdy zaangażo-

wałem się w działalność zgromadzenia mającego związki

z nadnaturalnym światem złych duchów. Obecnie już posu-

nąłem się w latach i niedługo skończę siedemdziesiąty rok

życia

1

.

To, że wciąż żyję, jak wierzę, zawdzięczam nieustannej opie-

ce Dawcy Życia, Jezusa Chrystusa, Pana Chwały. Zdecydo-

wałem się oddać życie Chrystusowi w wieku dwudziestu je-

den lat, kiedy duchy oferowały mi bogactwo, sławę i władzę,

i muszę powiedzieć, że był to najmądrzejszy wybór, jakie-

go w życiu dokonałem. Postanowiłem ściśle związać się

z Jezusem Chrystusem i podobnie jak Apostoł Paweł „zna-

leźć się w Nim, nie mając własnej sprawiedliwości, opartej

na zakonie, lecz tę, która się wywodzi z wiary w Chrystusa,

sprawiedliwość z Boga, na podstawie wiary, żeby poznać

Go i doznać mocy zmartwychwstania Jego [...]" (Fil. 3, 9-10)

- to wszystko wlało w moje życie obfity pokój, zadowolenie

i radość w Panu, jakich za żadne pieniądze nie mógłbym ku-

pić.

Jak stwierdziłem w mojej najnowszej książce

2

, gdyby nie

Boża moc miłości, rak zabrałby mnie do grobu w 1989 roku.

W dodatku Bóg błogosławił w cudowny sposób mojej służ-

bie modlitwy wstawienniczej, do której mnie powołał. Duch

Boży przekształca życie, znajdując rozwiązania w sytuacjach

pozornie bez wyjścia, i pomaga osiągnąć zwycięstwo lu-

dziom zaliczanym, wydawałoby się, do tak zwanych „bez-

nadziejnych przypadków". Podam tutaj jeden przykład.

1

Roger J. Morneau pisał te słowa w 1993 roku, mając 68 lat. Zmarł w 1998

roku - przyp. red.

2

„More Incredible Answers to Prayer", Review & Herald Publishing As-

sociation 1993 - przyp. red.

165

background image

Pewna przyjaciółka napisała do Hildy i do mnie list. Pro-

siła w nim o modlitwę za swojego męża, który miał zostać

poddany operacji usunięcia nerki. Z powodu podeszłego

wieku mężczyzny i faktu, że pół roku wcześniej doznał

wylewu, lekarze obawiali się, iż może nie przeżyć operacji.

Z drugiej strony nie mogli jednak dopuścić, aby zaatakowa-

na rakiem nerka pozostała w organizmie.

Jak wiele razy przedtem Duch Boży wspierał moją wiarę

w moc zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, dlatego popro-

siłem mego Pana, czy zechciałby sprawić, gdyby przyniosło

to chwałę Bogu, żeby moc „Ducha, który daje życie w Jezu-

sie Chrystusie" (Rzym. 8, 2) przeniknęła ciało naszego przy-

jaciela i usunęła tkanki śmierci, niszczące jego nerkę.

Kiedy chory obudził się w dniu poprzedzającym zabieg,

poczuł się tak dobrze, iż głośno zastanawiał się, czy rzeczy-

wiście potrzebuje operacji. Po serii badań lekarz stwierdził

ku swemu wielkiemu zdumieniu, że nerka jest zupełnie

zdrowa, a ogromny guz rakowy całkowicie zniknął. Następ-

nego dnia nasz przyjaciel został wypisany ze szpitala.

Otrzymanie tak wspaniałych odpowiedzi na moje modli-

twy jest warte więcej niż wszystko, co duchy byłyby w sta-

nie mi ofiarować. Jedyne, co mogę powiedzieć, to: „Chwała

Bogu na wysokościach!".

166


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
świat nadprzyrodzony
Nadprzyrodzony świat Grahama Hancocka
Roger Cole Moja podróż ku życiu po tamtej
Cole Roger Moja podróż ku życiu po tamtej stronie 2
Roger Co;e Moja podróż ku życiu po tamtej stronie
Podróż przez świat
Cole Roger Moja podroz ku zyciu po tamtej stronie(1)
Cole Roger Moja podróż ku życiu po tamtej stonie
Roger Cole Moja podroz ku zyciu po tamtej stronie

więcej podobnych podstron