Jerzy Kochan
...niewidoczny pokój, niewidzialna wojna
Zacznę pewnie od zdjęcia...
Kiedyś w trakcie górskich wędrówek po Sudetach natrafiłem przy drodze, natrafiliśmy przy
drodze… w miejscu dość odludnym, mało uczęszczanym…w każdym razie na tyle
nieucywilizowanym, że zaspakajało nasze pragnienie dzikości, przygody, górskiego traperowania…
natrafiliśmy na planszę z hasłem, transparent...może określenie „ówczesny bilbord” byłoby tu
najbardziej na miejscu…o wypisanej czerwoną farbą następującej treści ”40 LAT POLSKI
LUDOWEJ. POKOLENIA POLAKÓW ŻYJĄCYCH W POKOJU”[1].
Zdjęcie jest obok. Nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności fotografowania się z tym
propagandowym stworem z innego świata, który zawędrował aż tutaj w góry. Zapalam na nim
papierosa, w kieszeni flanelowej koszuli mam enerdowską busolę na sznurku a obok mnie siedzi
ledwo widoczny, dłonie i oko, przyjaciel, który później porzuci filozofię dla mercedesa.
Czy wojna należy jeszcze w ogóle do dyskursu naszego świata? Po zakończeniu „zimnej wojny” i
upadku „imperium zła”, po „końcu historii” i w czasach, w których rozwinięte ruchy społeczne w
obronie życia, przeciw karze śmierci, przeciwko nieludzkiemu traktowaniu zwierząt kwitną i
rozwijają się z niezwykłą dynamiką. W czasach altergobalizmu i wołania o New Deal w wymiarze
globalnym…
Czy jeśli pochylamy się nad każdą zygotą i każdym plemnikiem bez mała…czy wtedy, gdy
„humanizujemy” stosunek do zwierząt i przyrody, gdy mówimy o ekosystemie… możliwa jest
jeszcze akceptacja masowego mordu, jakim jest każda wojna. Chyba jeszcze mniej, niż wtedy, gdy
głoszenie sukcesu pokoju przyjmowałem jako egzotyczną formę propagandy.
* * *
A przecież…a przecież od kilku lat żyję w realnym stanie wojny z Irakiem i wojska mego kraju,
łamiąc prawo międzynarodowe, wbrew stanowisku ONZ i NATO uczestniczą w wojennej
awanturze, na której giną polscy żołnierze. W tę wojnę wszedłem tak samo niepostrzeżenie, jak
wcześniej oczywistościowo i bezrefleksyjnie żyłem w pokoju, przypominanie o tym fakcie mając
za karykaturalną formę propagandy. Weszli w nią niepostrzeżenie wszyscy obywatele polscy: bez
debaty społecznej, w oparciu o proste i niewyszukane zabiegi maskujące w mediach. W
upozorowanym świecie upozorowana nie-wojna. Wtedy niewidzialny pokój, teraz niewidzialna
wojna….
* * *
Oczywiście to nie są już żołnierze, którzy za wolność waszą i naszą walczyli pod różnymi
sztandarami. Jest nawet gorzej, niż wtedy, gdy armia polska była wykorzystywana przez Napoleona
do tłumienia powstania przeciwko wojskom okupacyjnym w Hiszpanii / Samossierra /, buntowi
czarnych niewolników na Haiti. Oszukani, posłani w zbrodniczy kontekst żołnierze wierzyli, że
walczą o Polskę, jej niepodległość i odrodzenie. Bo przecież „…dał nam przykład Bonaparte jak
zwyciężać mamy…” i z losem cesarza zdawał się splatać nierozerwalnie los Polski.
Mundur wojskowy ostrzega każdego, że ten oto człowiek może zabić. Więcej, że ma do tego
społeczną legitymizację. Zabić może żołnierz, ponieważ śmierć przez niego zadana nie jest
morderstwem, nie wynika z niskich pobudek, z prywatnych nienawiści, z chęci zysku, rabunku,
radości mordowania… Śmierć z jego ręki może nas spotkać tylko wtedy, gdy zagrozimy dobru
społecznemu w sposób ekstremalny, gdy zbrojnie napadniemy na jego kraj, bądź też bronić
będziemy nieludzkich stosunków wyzysku i poddaństwa. Dlatego żołnierz za zabijanie jest
nagradzany, odznaczany, czczony.
Każdy może oskarżyć rząd polski o zbezczeszczenie munduru polskiego żołnierza i polskiej
tradycji żołnierza wolności, przemianę żołnierza polskiego w najemnika, oskarżyć o demoralizację i
oszustwo. Nie dość, że merkantylna motywacja żołnierza staje się podstawą jego służby / jadą tam
oni bowiem, żeby zarobić, pod przymusem ekonomicznym, w kraju dwudziestoprocentowego
bezrobocia /, to jeszcze w przestrzeni komunikacji społecznej uzasadniano udział w
międzynarodowym bezprawiu, linczu spodziewanymi korzyściami / „pola naftowe”, zamówienia
rządowe, zagraniczne dotacje dla armii /. Zamiana żołnierza w najemnika znalazła więc
humorystyczne dopełnienie w imperialnym apetycie na kolonie, podboje i zbrojenia. Sprzedaje się
mięso armatnie, polskie tanie mięso armatnie – odmianę pracownika najemnego - dla realizacji
imperialnych planów globalnego mocarstwa. Wobec zdobywania Babilonu wyprawa kijowska
Józefa Piłsudskiego czy przedwojenna Liga Morska i Kolonialna to przykłady realizmu
politycznego i umiarkowania.
* * *
Stosunek do wojny musi nawiązywać do jednego z dwóch stanowisk teoretycznych: albo uznajemy
wojnę za stan naturalny, związany z naturą człowieka, przypadłość nieusuwalną z dziejów, albo też
zakładamy, że wojna jest czymś, co powstaje w wyniku specyficznego historycznego splotu
społecznych okoliczności.
Klasycznym przykładem pierwszego stanowiska jest tradycja stosunku do wojny ukształtowana w
ramach chrześcijaństwa. Wojna znajduje tam swoje ugruntowanie zarówno w walce z Lucyferem,
jak i wynikającej z grzechu pierworodnego na trwale okaleczonej grzesznej naturze człowieka.
„Wojna jest zwykłym stanem rodzaju ludzkiego" - takie stwierdzenie, wypowiedziane przez hrabia
de Maistre dobrze oddaje istotę podobnego stanowiska. Co prawda, nie brak we wczesnym
chrześcijaństwie, również i później, oporu przeciwko wojnie, przemocy i zabijaniu. Ale w swym
zasadniczym nurcie opór ten został podporządkowany zasadzie „Bogu, co boskie, cesarzowi, co
cesarskie”. Dziesiątkowanie chrześcijan w legionach rzymskich wynikało z negowania przez nich
boskości cesarza a nie odmowy służby wojskowej i zabijania.
Chrystianizacja państwa zlikwidowała ten problem: z jednej strony zakreślając dla zasady „nie
zabijaj!” skromne terytorium życia codziennego i cywilnego, z drugiej zaś, sakralizując morderstwa
zarówno na wojnie, jak i z ręki kata. Sakralizacji, ale i upaństwowieniu, podlega też dokonywana na
wszystkich kontynentach, ogniem i mieczem, ewangelizacja, walka z heretykami i polowanie na
czarownice. Ukoronowaniem dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa w tym względzie może się zdawać
pierwsza wojna światowa wraz ze swoim najwspanialszym osiągnięciem - bitwą pod Verdun. Oto
żołnierze pierwszej córki Kościoła, Francji i żołnierze Cesarstwa Rzymskiego Narodu
Niemieckiego mordują się przez lata, w błocie okopów i przy wszechobecnym potwornym
smrodzie rozkładających się ciał. W tej jednej tylko bitwie ginie 700 tysięcy żołnierzy pilnie
wspieranych przez kapłanów obu walczących stron.
Nie przypadkiem przecież to właśnie w okopach I Wojny Światowej, na froncie macedońskim,
Franz Rosenzweig pisze swe dzieło "Stern der Erlösung" - "Gwiazda zbawienia" / 1916 /, będące
podjętą – w obliczu rozpaczy i klęski człowieczeństwa - próbą odnowy moralności i religijności na
fundamencie dialogu człowieka z człowiekiem. Stwierdzenia o niemożności wiary w Boga po
Oświęcimiu są tylko kontynuacją zasadniczego kryzysu wiary i moralności, jaki ujawnił się w
pierwszej wojnie światowej.
Tragedia kolejnej wojny światowej i generalnie całość przemian dwudziestego wieku wpłynęły
bardzo mocno na oficjalne stanowisko kościoła katolickiego w sprawie wojny. Zasadnicza zmiana
nastąpiła za pontyfikatu Jana XXIII i w czasach II Soboru Watykańskiego. Jan Paweł II wobec
wojny w Iraku występuje już jako orędownik wyeliminowania wojny ze świata ludzkiego. "Pokój
jest możliwy do osiągnięcia w życiu ziemskim" - to zdanie podkreślali wielokrotnie ostatni papieże.
Tym samym proces odchodzenia od sakralizacji władzy państwowej i przyznawania jej z punktu
widzenia teologii politycznej świętego prawa do przysięgi, kary śmierci, prawa łaski i prawa
prowadzenia wojny ulega zwieńczeniu / przysługiwały one oczywiście tylko w przypadku, gdy
władza sprawowana jest z boskiego nadania lub działa w służbie świętych wartości /. W miejsce
sakralizacji władzy państwowej wchodzi homocentryczna sakralizacja życia ludzkiego, ludzkości i
praw człowieka. Wojna podlega kryminalizacji i nie odgrywa już roli swoistego „sądu bożego”.
Jego miejsce zajmuje racjonalna komunikacja międzyludzka, racjonalność walczących stron i
dysputa ideologiczna.
* * *
Droga chrześcijaństwa w stronę pacyfizmu i racjonalizacji kolejnego obszaru życia społecznego nie
jest oczywiście zakończona i ma wielu wrogów. Odzwierciedla ona jednak długą ewolucję
europejskiej myśli społecznej i religijnej pod wpływem liberalnych poglądów kształtujących się
jeszcze w XVII wieku. Hugon Grocjusz, niderlandzki jurysta przenoszący myśl Kartezjusza w
dziedzinę polityki i prawa, w koncepcji przedstawionej w dziele De iure belli ac pacis /1625/
prezentował idee całkowitego zeświecczenia pojęcia wojny przy zachowaniu tradycyjnego podziału
na wojny sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Według Grocjusza wojna stanowi zło społeczne,
sprzeczne ze stanem natury opartym na pokoju. Jej legalność jako wojny sprawiedliwej byłaby
przedmiotem decyzji międzynarodowego trybunału. Większość demokratyczna i ludzki osąd
zajmują więc już w jego koncepcji miejsce osądu boga, to, co jest moralne podlega kwalifikacji
przez większość. Co więcej, przyznaje się tu pojedynczemu człowiekowi prawo do odmowy
udziału w wojnie i prawo do zamiany służby wojskowej na inne pożyteczne zajęcie - w wypadkach,
gdy udział w wojnie jest sprzeczny z przekonaniami jednostki.
Postawmy sprawę jasno i klarownie: tradycja liberalna i prawdziwa liberalna myśl polityczna
zawsze ostro zwalczała wojnę i nigdy nie miała nic wspólnego z akceptacją społeczeństwa jako
pola morderczej walki naśmieć i życie, nie miała nigdy nic wspólnego z panującą ostatnio w
stosunkach międzynarodowych mentalnością kowbojskiego linczu. Wojna jest zakłóceniem
funkcjonowanie rynku gospodarki towarowo-pienieżnej i tym samy nie tylko, że prowadzi do
zniszczeń, marnotrawstwa i dewastacji, ludobójstwa i barbaryzacji stosunków społecznych, ale
jeszcze promuje „nadzwyczajne”, brutalne środki interwencjonizmu władzy politycznej w
racjonalne mechanizmy rynkowe. Można liberalizmowi zarzucać utopijny pacyfizm, i czyni tak
wielu, ale nie da się liberalizmu pożenić z militaryzmem, faszyzmem, rasizmem, nacjonalizmem,
dyktaturą bez złamania mu kręgosłupa i przekształcenia we własną karykaturę. Naturalnym,
wytworzonym zresztą przede wszystkim pod wpływem liberalizmu dopełnieniem wolnego rynku
jest republika demokratyczna a w wymiarze międzynarodowym umowa, konwencja, prawo
międzynarodowe.
Liberalizm i tradycja socjalistyczna podzielają przekonanie o możliwości i konieczności eliminacji
wojny z życia międzynarodowego. Różnica polega na tym, że myśl socjalistyczna przełomu XIX i
XX wieku uznawała nieuchronność wojny jako rezultat kapitalistycznych stosunków produkcji, zaś
tradycja liberalna traktowała wojnę jako nieuprawnione odejście od czystych mechanizmów rynku
kapitalistycznego.
I Wojna Światowa była zarówno porażką liberałów jak i socjalistów. Jedni i drudzy ponieśli klęskę
w konfrontacji z tendencjami militarystycznymi i nacjonalistycznymi. W wypadku ruchu
socjalistycznego zaowocowało to tragedią rozbicia politycznego i zamrożeniem na sto lat realizacji
hasła „Socjalistycznych Stanów Zjednoczonych Europy”.
Opór wobec podłączenia się do narodowych sił wojny stawiły tylko nieliczne odłamy klasy
robotniczej i nieliczni ich polityczni reprezentanci. Tylko oni, a wśród nich miedzy innymi Róża
Luksemburg, na serio potraktowali teoretycznie przemyślany w ramach ruchu socjalistycznego
stosunek do wojny, zgodnie z którym w warunkach zagrożenia wojną między państwami należy
dążyć do przekształcenia wojny imperialistycznej w wojnę domową, mającą na celu obalenie
systemu kapitalistycznego i tym samym, obok osiągnięcia innych celów, likwidację systemu
społecznego nieuchronnie prowadzącego do wojen. Uznano bowiem, że nie można dopuścić do
wykrwawiania się narodowych oddziałów klasy robotniczej w bratobójczej wojnie w interesie
partykularnych celów właścicieli kapitału. Tym bardziej, ze jest to wojna o utrwalenie niewolnictwa
prowadzona rekami niewolników i z wykorzystaniem ich jako mięsa armatniego.
Wojna domowa, im mniej krwawa tym lepiej, i związane z nią przejęcie władzy miały by więc
przede wszystkim ograniczyć i zablokować na zawsze zbiorowy mord. To właśnie mniej więcej
oznaczało hasło: ”Wojna wojnie !”. Z tej perspektywy, nawiązujące do sięgającego daleko w
przeszłość rozróżnienia na wojnę sprawiedliwą i niesprawiedliwą / prezentowanego między innymi
przez Cycerona, św. Ambrożego i św. Augustyna /[1], nowe rozumienie uzasadnionej wojny
przeciwstawia niesprawiedliwą wojnę między państwami sprawiedliwej wojnie domowej, będącej
tylko negacją wojen imperialistycznych i ostatnią wojną, likwidującą przesłanki wojen w ogóle.
* * *
Jak widać, również rozumienie wojen sprawiedliwych, jak i niesprawiedliwych ma swą historię i
logikę. Trudno chyba mówić o wojnie jako zjawisku naturalnym, sprzężonym z istotą gatunkową
człowieka czy też związanym z jego grzeszną odwiecznie kondycją. Problem zgody na
naturalistyczne pojmowanie wojny leży chyba głównie w zbyt pochopnym uogólnianiu pewnych
grup zjawisk. I tak na przykład, znany ze swego entuzjastycznego stosunku do wojny teolog
katolicki, profesor filozofii J. M. Bocheński uzasadniając akceptację wojny twierdził, że
wymaganie poświecenia życia jednostki dla dobra ogółu jest czymś oczywistym, bo inaczej nie
można by wymagać odwagi od strażaka czy policjanta [2].
Podobnie ma się sytuacja w wypadku stanowisk wyprowadzających naturalność wojny z aktów
agresji występujących w całych dziejach ludzkich.
Wojna nie jest po prostu agresją, ani wymaganiem poświęcenia życia w celu ratowania ogółu.
Wojna jest zjawiskiem międzypaństwowym i jeśli mówimy o likwidacji wojen, to myśleć winniśmy
nie o likwidacji wszelkiej agresji, lecz o stworzeniu społecznych mechanizmów likwidujących tę
formę przemocy państwowej. Nie chodzi jednak o „powrót do stanu natury”. Źródeł nowego ładu
dopatrywać się raczej należy w tym, co nowe, kulturowe, „sztuczne”, historyczne i cywilizacyjne.
Wszelkim obrońcom konserwowania fatalnych nawyków ludzkości można zresztą przypomnieć, że
również pływanie pod wodą czy latanie w powietrzu, na przykład z prędkością ponaddźwiękową,
trudno zaliczyć do naturalnych zdolności ludzkich a jednak w wyniku postępu cywilizacyjnego
stały się one istotnym składnikiem natury współczesnego człowieka. Zgoda na wojnę jako „stan
naturalny” zakłada nie tylko jej naturalną proweniencję, ale zakłada także swoisty fatalizm
„skazania ludzkości na wojnę”, fatalizm odporny na ukształtowaną historycznie społeczną
interwencję w stopniu o wiele większym niż niemożność latania z prędkością ponaddźwiękową.
Agresja i przemoc posiadają swoje przeróżne formy istnienia, swoją hierarchię, strukturę a także
historię, genezę i przyszłość. Istotowe traktowanie przemocy abstrahujące od jakościowej struktury
przemocy i jej historycznych form, ma na celu wygenerowanie taniej, by nie powiedzieć tandetnej,
teoretycznie formy uzasadniania wojen w świadomości potocznej, jest działaniem na rzecz
akceptacji zbiorowego mordu i niemającego w przyrodzie precedensu typu stosunków
wewnątrzgatunkowych. Wojna jest zbrodnią i każdy, kto przyczynia się do jej wywołania, istnienia,
usprawiedliwienia jest wspólnikiem w tej zbrodni. Wspieranie wojny łamiącej kruche
międzynarodowe konwencje, ustalenia i instytucje działające na rzecz międzynarodowego ładu i
pokoju jest szczególnie obrzydliwe i karygodne. Kpienie z ONZ i nobilitacja międzynarodowej
burdy, wspieranie ostentacyjnej, pewnej swej bezkarności, opartej na sile agresji to działanie na
rzecz dehumanizacji stosunków społecznych, tzn. destrukcji z trudem i ofiarami wywalczonych i
zbudowanych form racjonalizacji międzynarodowej przestrzeni społecznej. Z perspektywy Polski,
kraju, po którym przetoczyły się dwie wojny światowe, jest to szczególnie nieodpowiedzialne.
Promuje bowiem agresję i ucodziennia łamanie istniejącego porządku międzynarodowego
* * *
Współczesne skłonności do tworzenia zawodowej armii, jakże często uzasadniane potrzebą jej
profesjonalizacji i stabilizacji kadrowej, są w swej istocie formą obejścia kształtującej się
powszechnie świadomości zbrodniczego charakteru wojen. Wojna prowadzona w oparciu o
powszechną mobilizację napotyka na zbyt wielki opór społeczny i w wielu krajach jest
współcześnie niemożliwa do poprowadzenia / przypomnijmy sobie opór w USA przeciwko wojnie
w Wietnamie, który przerósł w ogólnopaństwowy kryzys /. Armia zawodowa zbliża się w swym
statusie do armii zaciężnej, do armii najemników czy kondotierów a więc armii o osłabionej
lojalności ogólnospołecznej, podatnej na społeczną alienację i instrumentalne wykorzystywanie w
imię społecznie partykularnych interesów. To już nie jest „uzbrojony lud”, milicja, pospolite
ruszenie, dla którego wojna jest oderwaniem od normalnego życia. To są prawdziwe „psy wojny”:
skoszarowani, poddani paranoidalnemu reżimowi i praniu mózgów, zorganizowani w dużym
stopniu w zamkniętą enklawę subkulturową.
Bezsens wojskowej egzystencji niknie wraz z wojną/ popatrzmy tylko na bzdurę musztry, której
sensem jest pozbawienie refleksyjnej podmiotowości, czy „ćwiczenia z zabijania” – będące
powtórzeniem ciężarnej zbrodnią zabawy w strzelanego na podwórku /. Już stary Hegel twierdził,
że na wojnie wolni są żołnierze. Wolni i, dodajmy, groźni. Podobnie jak bezradni i śmieszni stają
się cywile.
Merkantylizacja i profesjonalizacja wojny / chodzi nie tylko o opłacanie żołnierzy jak swoistych
„pracowników najemnych”, którzy produkują zamiast np. rowerów – trupy, w Iraku wręcz
wynajmuje się „firmy ochroniarskie” do spełniania zadań niemożliwych z różnych względów dla
żołnierzy / to alienowanie wojska ze społeczeństwa, ograniczanie demokratycznej kontroli nad
środkami przemocy i komercjalizacja śmierci.
* * *
Sensacją dnia jest terroryzm. Ale, jak pisałem już wcześniej w książce „Wolność i interpelacja”, o
wiele ważniejsza od ataku na WTC jest ODPOWIEDŹ na atak [3].
Terroryzm jest odpowiedzią na beznadzieję i bezsilność, to krzyk rozpaczy.. Jak likwidować
rozpacz? Popatrzmy na takie kraje jak Dania, Norwegia i spróbujmy ich doświadczenie
upowszechnić. Tu nie ma żadnych tajemnic i zagadek. Potrzebna jest wola polityczna i polityczna
siła.
Atak był zbrodnią, ale odpowiedzią było podbicie Afganistanu i Iraku a w samym Iraku, jak się
próbuje zliczyć, 180 000 zabitych. Odpowiedzią jest ograniczenie praw obywatelskich w USA,
obóz w Guantanamo…normalizacja okazuje się uzwyczajnieniem i wszechobecnością zniewolenia
i terroru, rozwojem manichejskiej logiki, odtworzeniem logiki konfrontacji z czasów zimnej wojny.
Tym razem widoczne „imperium zła” zastępowane jest przez niewidoczne, wszechobecne zło,
„terrorystów”…
Bezpaństwowy wróg uniwersalizuje dopuszczalną przemoc. Niewidoczne, upozorowane zło nie jest
wcale mniej groźne: budżet na wydatki zbrojeniowe poszybował w górę nadspodziewanie dobrze…
cui bono?
PRZYPISY:
[1] tekst ten ukazał się własnie drukiem na łamach czasopisma "[fo:pa]" III/kwieciń 2005
[2] Wojna sprawiedliwa ma według Cicerona / Cyceron, O państwie. Opr. I. Żółtowska. Kęty 1998,
III, 23 / respektować czytelne reguły: winna być wypowiedziana, w związku z czym przeciwnik nie
obawia się niespodziewanej napaści, ewentualnie toczona w celu odzyskania utraconych ziem. Z
perspektywy Augustyna wojnę uzasadnia sprawiedliwość, utożsamiana w gruncie rzeczy z
ewangelizacją: "pożyteczne jest, by ludzie dobrzy wzdłuż i wszerz rozprzestrzeniali swoje władztwo
oraz długo je sprawowali" Św. Augustyn, O Państwie..., Opr. W. Kornatowski. Warszawa 2003,
IV, 3; XV, 4.
[3]J.M. Bocheński OP, De Virtute Militari. Zarys etyki wojskowej. Kraków 1993, s. 8-11.
[4]J. Kochan, Wolność i interpelacja, Szczecin 2003, s. 230
Zacznę pewnie od zdjęcia...
Kiedyś w trakcie górskich wędrówek po Sudetach natrafiłem przy drodze, natrafiliśmy przy
drodze… w miejscu dość odludnym, mało uczęszczanym…w każdym razie na tyle
nieucywilizowanym, że zaspakajało nasze pragnienie dzikości, przygody, górskiego traperowania…
natrafiliśmy na planszę z hasłem, transparent...może określenie „ówczesny bilbord” byłoby tu
najbardziej na miejscu…o wypisanej czerwoną farbą następującej treści ”40 LAT POLSKI
LUDOWEJ. POKOLENIA POLAKÓW ŻYJĄCYCH W POKOJU”[1].
Zdjęcie jest obok. Nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności fotografowania się z tym
propagandowym stworem z innego świata, który zawędrował aż tutaj w góry. Zapalam na nim
papierosa, w kieszeni flanelowej koszuli mam enerdowską busolę na sznurku a obok mnie siedzi
ledwo widoczny, dłonie i oko, przyjaciel, który później porzuci filozofię dla mercedesa.
Czy wojna należy jeszcze w ogóle do dyskursu naszego świata? Po zakończeniu „zimnej wojny” i
upadku „imperium zła”, po „końcu historii” i w czasach, w których rozwinięte ruchy społeczne w
obronie życia, przeciw karze śmierci, przeciwko nieludzkiemu traktowaniu zwierząt kwitną i
rozwijają się z niezwykłą dynamiką. W czasach altergobalizmu i wołania o New Deal w wymiarze
globalnym…
Czy jeśli pochylamy się nad każdą zygotą i każdym plemnikiem bez mała…czy wtedy, gdy
„humanizujemy” stosunek do zwierząt i przyrody, gdy mówimy o ekosystemie… możliwa jest
jeszcze akceptacja masowego mordu, jakim jest każda wojna. Chyba jeszcze mniej, niż wtedy, gdy
głoszenie sukcesu pokoju przyjmowałem jako egzotyczną formę propagandy.
* * *
A przecież…a przecież od kilku lat żyję w realnym stanie wojny z Irakiem i wojska mego kraju,
łamiąc prawo międzynarodowe, wbrew stanowisku ONZ i NATO uczestniczą w wojennej
awanturze, na której giną polscy żołnierze. W tę wojnę wszedłem tak samo niepostrzeżenie, jak
wcześniej oczywistościowo i bezrefleksyjnie żyłem w pokoju, przypominanie o tym fakcie mając
za karykaturalną formę propagandy. Weszli w nią niepostrzeżenie wszyscy obywatele polscy: bez
debaty społecznej, w oparciu o proste i niewyszukane zabiegi maskujące w mediach. W
upozorowanym świecie upozorowana nie-wojna. Wtedy niewidzialny pokój, teraz niewidzialna
wojna….
* * *
Oczywiście to nie są już żołnierze, którzy za wolność waszą i naszą walczyli pod różnymi
sztandarami. Jest nawet gorzej, niż wtedy, gdy armia polska była wykorzystywana przez Napoleona
do tłumienia powstania przeciwko wojskom okupacyjnym w Hiszpanii / Samossierra /, buntowi
czarnych niewolników na Haiti. Oszukani, posłani w zbrodniczy kontekst żołnierze wierzyli, że
walczą o Polskę, jej niepodległość i odrodzenie. Bo przecież „…dał nam przykład Bonaparte jak
zwyciężać mamy…” i z losem cesarza zdawał się splatać nierozerwalnie los Polski.
Mundur wojskowy ostrzega każdego, że ten oto człowiek może zabić. Więcej, że ma do tego
społeczną legitymizację. Zabić może żołnierz, ponieważ śmierć przez niego zadana nie jest
morderstwem, nie wynika z niskich pobudek, z prywatnych nienawiści, z chęci zysku, rabunku,
radości mordowania… Śmierć z jego ręki może nas spotkać tylko wtedy, gdy zagrozimy dobru
społecznemu w sposób ekstremalny, gdy zbrojnie napadniemy na jego kraj, bądź też bronić
będziemy nieludzkich stosunków wyzysku i poddaństwa. Dlatego żołnierz za zabijanie jest
nagradzany, odznaczany, czczony.
Każdy może oskarżyć rząd polski o zbezczeszczenie munduru polskiego żołnierza i polskiej
tradycji żołnierza wolności, przemianę żołnierza polskiego w najemnika, oskarżyć o demoralizację i
oszustwo. Nie dość, że merkantylna motywacja żołnierza staje się podstawą jego służby / jadą tam
oni bowiem, żeby zarobić, pod przymusem ekonomicznym, w kraju dwudziestoprocentowego
bezrobocia /, to jeszcze w przestrzeni komunikacji społecznej uzasadniano udział w
międzynarodowym bezprawiu, linczu spodziewanymi korzyściami / „pola naftowe”, zamówienia
rządowe, zagraniczne dotacje dla armii /. Zamiana żołnierza w najemnika znalazła więc
humorystyczne dopełnienie w imperialnym apetycie na kolonie, podboje i zbrojenia. Sprzedaje się
mięso armatnie, polskie tanie mięso armatnie – odmianę pracownika najemnego - dla realizacji
imperialnych planów globalnego mocarstwa. Wobec zdobywania Babilonu wyprawa kijowska
Józefa Piłsudskiego czy przedwojenna Liga Morska i Kolonialna to przykłady realizmu
politycznego i umiarkowania.
* * *
Stosunek do wojny musi nawiązywać do jednego z dwóch stanowisk teoretycznych: albo uznajemy
wojnę za stan naturalny, związany z naturą człowieka, przypadłość nieusuwalną z dziejów, albo też
zakładamy, że wojna jest czymś, co powstaje w wyniku specyficznego historycznego splotu
społecznych okoliczności.
Klasycznym przykładem pierwszego stanowiska jest tradycja stosunku do wojny ukształtowana w
ramach chrześcijaństwa. Wojna znajduje tam swoje ugruntowanie zarówno w walce z Lucyferem,
jak i wynikającej z grzechu pierworodnego na trwale okaleczonej grzesznej naturze człowieka.
„Wojna jest zwykłym stanem rodzaju ludzkiego" - takie stwierdzenie, wypowiedziane przez hrabia
de Maistre dobrze oddaje istotę podobnego stanowiska. Co prawda, nie brak we wczesnym
chrześcijaństwie, również i później, oporu przeciwko wojnie, przemocy i zabijaniu. Ale w swym
zasadniczym nurcie opór ten został podporządkowany zasadzie „Bogu, co boskie, cesarzowi, co
cesarskie”. Dziesiątkowanie chrześcijan w legionach rzymskich wynikało z negowania przez nich
boskości cesarza a nie odmowy służby wojskowej i zabijania.
Chrystianizacja państwa zlikwidowała ten problem: z jednej strony zakreślając dla zasady „nie
zabijaj!” skromne terytorium życia codziennego i cywilnego, z drugiej zaś, sakralizując morderstwa
zarówno na wojnie, jak i z ręki kata. Sakralizacji, ale i upaństwowieniu, podlega też dokonywana na
wszystkich kontynentach, ogniem i mieczem, ewangelizacja, walka z heretykami i polowanie na
czarownice. Ukoronowaniem dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa w tym względzie może się zdawać
pierwsza wojna światowa wraz ze swoim najwspanialszym osiągnięciem - bitwą pod Verdun. Oto
żołnierze pierwszej córki Kościoła, Francji i żołnierze Cesarstwa Rzymskiego Narodu
Niemieckiego mordują się przez lata, w błocie okopów i przy wszechobecnym potwornym
smrodzie rozkładających się ciał. W tej jednej tylko bitwie ginie 700 tysięcy żołnierzy pilnie
wspieranych przez kapłanów obu walczących stron.
Nie przypadkiem przecież to właśnie w okopach I Wojny Światowej, na froncie macedońskim,
Franz Rosenzweig pisze swe dzieło "Stern der Erlösung" - "Gwiazda zbawienia" / 1916 /, będące
podjętą – w obliczu rozpaczy i klęski człowieczeństwa - próbą odnowy moralności i religijności na
fundamencie dialogu człowieka z człowiekiem. Stwierdzenia o niemożności wiary w Boga po
Oświęcimiu są tylko kontynuacją zasadniczego kryzysu wiary i moralności, jaki ujawnił się w
pierwszej wojnie światowej.
Tragedia kolejnej wojny światowej i generalnie całość przemian dwudziestego wieku wpłynęły
bardzo mocno na oficjalne stanowisko kościoła katolickiego w sprawie wojny. Zasadnicza zmiana
nastąpiła za pontyfikatu Jana XXIII i w czasach II Soboru Watykańskiego. Jan Paweł II wobec
wojny w Iraku występuje już jako orędownik wyeliminowania wojny ze świata ludzkiego. "Pokój
jest możliwy do osiągnięcia w życiu ziemskim" - to zdanie podkreślali wielokrotnie ostatni papieże.
Tym samym proces odchodzenia od sakralizacji władzy państwowej i przyznawania jej z punktu
widzenia teologii politycznej świętego prawa do przysięgi, kary śmierci, prawa łaski i prawa
prowadzenia wojny ulega zwieńczeniu / przysługiwały one oczywiście tylko w przypadku, gdy
władza sprawowana jest z boskiego nadania lub działa w służbie świętych wartości /. W miejsce
sakralizacji władzy państwowej wchodzi homocentryczna sakralizacja życia ludzkiego, ludzkości i
praw człowieka. Wojna podlega kryminalizacji i nie odgrywa już roli swoistego „sądu bożego”.
Jego miejsce zajmuje racjonalna komunikacja międzyludzka, racjonalność walczących stron i
dysputa ideologiczna.
* * *
Droga chrześcijaństwa w stronę pacyfizmu i racjonalizacji kolejnego obszaru życia społecznego nie
jest oczywiście zakończona i ma wielu wrogów. Odzwierciedla ona jednak długą ewolucję
europejskiej myśli społecznej i religijnej pod wpływem liberalnych poglądów kształtujących się
jeszcze w XVII wieku. Hugon Grocjusz, niderlandzki jurysta przenoszący myśl Kartezjusza w
dziedzinę polityki i prawa, w koncepcji przedstawionej w dziele De iure belli ac pacis /1625/
prezentował idee całkowitego zeświecczenia pojęcia wojny przy zachowaniu tradycyjnego podziału
na wojny sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Według Grocjusza wojna stanowi zło społeczne,
sprzeczne ze stanem natury opartym na pokoju. Jej legalność jako wojny sprawiedliwej byłaby
przedmiotem decyzji międzynarodowego trybunału. Większość demokratyczna i ludzki osąd
zajmują więc już w jego koncepcji miejsce osądu boga, to, co jest moralne podlega kwalifikacji
przez większość. Co więcej, przyznaje się tu pojedynczemu człowiekowi prawo do odmowy
udziału w wojnie i prawo do zamiany służby wojskowej na inne pożyteczne zajęcie - w wypadkach,
gdy udział w wojnie jest sprzeczny z przekonaniami jednostki.
Postawmy sprawę jasno i klarownie: tradycja liberalna i prawdziwa liberalna myśl polityczna
zawsze ostro zwalczała wojnę i nigdy nie miała nic wspólnego z akceptacją społeczeństwa jako
pola morderczej walki naśmieć i życie, nie miała nigdy nic wspólnego z panującą ostatnio w
stosunkach międzynarodowych mentalnością kowbojskiego linczu. Wojna jest zakłóceniem
funkcjonowanie rynku gospodarki towarowo-pienieżnej i tym samy nie tylko, że prowadzi do
zniszczeń, marnotrawstwa i dewastacji, ludobójstwa i barbaryzacji stosunków społecznych, ale
jeszcze promuje „nadzwyczajne”, brutalne środki interwencjonizmu władzy politycznej w
racjonalne mechanizmy rynkowe. Można liberalizmowi zarzucać utopijny pacyfizm, i czyni tak
wielu, ale nie da się liberalizmu pożenić z militaryzmem, faszyzmem, rasizmem, nacjonalizmem,
dyktaturą bez złamania mu kręgosłupa i przekształcenia we własną karykaturę. Naturalnym,
wytworzonym zresztą przede wszystkim pod wpływem liberalizmu dopełnieniem wolnego rynku
jest republika demokratyczna a w wymiarze międzynarodowym umowa, konwencja, prawo
międzynarodowe.
Liberalizm i tradycja socjalistyczna podzielają przekonanie o możliwości i konieczności eliminacji
wojny z życia międzynarodowego. Różnica polega na tym, że myśl socjalistyczna przełomu XIX i
XX wieku uznawała nieuchronność wojny jako rezultat kapitalistycznych stosunków produkcji, zaś
tradycja liberalna traktowała wojnę jako nieuprawnione odejście od czystych mechanizmów rynku
kapitalistycznego.
I Wojna Światowa była zarówno porażką liberałów jak i socjalistów. Jedni i drudzy ponieśli klęskę
w konfrontacji z tendencjami militarystycznymi i nacjonalistycznymi. W wypadku ruchu
socjalistycznego zaowocowało to tragedią rozbicia politycznego i zamrożeniem na sto lat realizacji
hasła „Socjalistycznych Stanów Zjednoczonych Europy”.
Opór wobec podłączenia się do narodowych sił wojny stawiły tylko nieliczne odłamy klasy
robotniczej i nieliczni ich polityczni reprezentanci. Tylko oni, a wśród nich miedzy innymi Róża
Luksemburg, na serio potraktowali teoretycznie przemyślany w ramach ruchu socjalistycznego
stosunek do wojny, zgodnie z którym w warunkach zagrożenia wojną między państwami należy
dążyć do przekształcenia wojny imperialistycznej w wojnę domową, mającą na celu obalenie
systemu kapitalistycznego i tym samym, obok osiągnięcia innych celów, likwidację systemu
społecznego nieuchronnie prowadzącego do wojen. Uznano bowiem, że nie można dopuścić do
wykrwawiania się narodowych oddziałów klasy robotniczej w bratobójczej wojnie w interesie
partykularnych celów właścicieli kapitału. Tym bardziej, ze jest to wojna o utrwalenie niewolnictwa
prowadzona rekami niewolników i z wykorzystaniem ich jako mięsa armatniego.
Wojna domowa, im mniej krwawa tym lepiej, i związane z nią przejęcie władzy miały by więc
przede wszystkim ograniczyć i zablokować na zawsze zbiorowy mord. To właśnie mniej więcej
oznaczało hasło: ”Wojna wojnie !”. Z tej perspektywy, nawiązujące do sięgającego daleko w
przeszłość rozróżnienia na wojnę sprawiedliwą i niesprawiedliwą / prezentowanego między innymi
przez Cycerona, św. Ambrożego i św. Augustyna /[1], nowe rozumienie uzasadnionej wojny
przeciwstawia niesprawiedliwą wojnę między państwami sprawiedliwej wojnie domowej, będącej
tylko negacją wojen imperialistycznych i ostatnią wojną, likwidującą przesłanki wojen w ogóle.
* * *
Jak widać, również rozumienie wojen sprawiedliwych, jak i niesprawiedliwych ma swą historię i
logikę. Trudno chyba mówić o wojnie jako zjawisku naturalnym, sprzężonym z istotą gatunkową
człowieka czy też związanym z jego grzeszną odwiecznie kondycją. Problem zgody na
naturalistyczne pojmowanie wojny leży chyba głównie w zbyt pochopnym uogólnianiu pewnych
grup zjawisk. I tak na przykład, znany ze swego entuzjastycznego stosunku do wojny teolog
katolicki, profesor filozofii J. M. Bocheński uzasadniając akceptację wojny twierdził, że
wymaganie poświecenia życia jednostki dla dobra ogółu jest czymś oczywistym, bo inaczej nie
można by wymagać odwagi od strażaka czy policjanta [2].
Podobnie ma się sytuacja w wypadku stanowisk wyprowadzających naturalność wojny z aktów
agresji występujących w całych dziejach ludzkich.
Wojna nie jest po prostu agresją, ani wymaganiem poświęcenia życia w celu ratowania ogółu.
Wojna jest zjawiskiem międzypaństwowym i jeśli mówimy o likwidacji wojen, to myśleć winniśmy
nie o likwidacji wszelkiej agresji, lecz o stworzeniu społecznych mechanizmów likwidujących tę
formę przemocy państwowej. Nie chodzi jednak o „powrót do stanu natury”. Źródeł nowego ładu
dopatrywać się raczej należy w tym, co nowe, kulturowe, „sztuczne”, historyczne i cywilizacyjne.
Wszelkim obrońcom konserwowania fatalnych nawyków ludzkości można zresztą przypomnieć, że
również pływanie pod wodą czy latanie w powietrzu, na przykład z prędkością ponaddźwiękową,
trudno zaliczyć do naturalnych zdolności ludzkich a jednak w wyniku postępu cywilizacyjnego
stały się one istotnym składnikiem natury współczesnego człowieka. Zgoda na wojnę jako „stan
naturalny” zakłada nie tylko jej naturalną proweniencję, ale zakłada także swoisty fatalizm
„skazania ludzkości na wojnę”, fatalizm odporny na ukształtowaną historycznie społeczną
interwencję w stopniu o wiele większym niż niemożność latania z prędkością ponaddźwiękową.
Agresja i przemoc posiadają swoje przeróżne formy istnienia, swoją hierarchię, strukturę a także
historię, genezę i przyszłość. Istotowe traktowanie przemocy abstrahujące od jakościowej struktury
przemocy i jej historycznych form, ma na celu wygenerowanie taniej, by nie powiedzieć tandetnej,
teoretycznie formy uzasadniania wojen w świadomości potocznej, jest działaniem na rzecz
akceptacji zbiorowego mordu i niemającego w przyrodzie precedensu typu stosunków
wewnątrzgatunkowych. Wojna jest zbrodnią i każdy, kto przyczynia się do jej wywołania, istnienia,
usprawiedliwienia jest wspólnikiem w tej zbrodni. Wspieranie wojny łamiącej kruche
międzynarodowe konwencje, ustalenia i instytucje działające na rzecz międzynarodowego ładu i
pokoju jest szczególnie obrzydliwe i karygodne. Kpienie z ONZ i nobilitacja międzynarodowej
burdy, wspieranie ostentacyjnej, pewnej swej bezkarności, opartej na sile agresji to działanie na
rzecz dehumanizacji stosunków społecznych, tzn. destrukcji z trudem i ofiarami wywalczonych i
zbudowanych form racjonalizacji międzynarodowej przestrzeni społecznej. Z perspektywy Polski,
kraju, po którym przetoczyły się dwie wojny światowe, jest to szczególnie nieodpowiedzialne.
Promuje bowiem agresję i ucodziennia łamanie istniejącego porządku międzynarodowego
* * *
Współczesne skłonności do tworzenia zawodowej armii, jakże często uzasadniane potrzebą jej
profesjonalizacji i stabilizacji kadrowej, są w swej istocie formą obejścia kształtującej się
powszechnie świadomości zbrodniczego charakteru wojen. Wojna prowadzona w oparciu o
powszechną mobilizację napotyka na zbyt wielki opór społeczny i w wielu krajach jest
współcześnie niemożliwa do poprowadzenia / przypomnijmy sobie opór w USA przeciwko wojnie
w Wietnamie, który przerósł w ogólnopaństwowy kryzys /. Armia zawodowa zbliża się w swym
statusie do armii zaciężnej, do armii najemników czy kondotierów a więc armii o osłabionej
lojalności ogólnospołecznej, podatnej na społeczną alienację i instrumentalne wykorzystywanie w
imię społecznie partykularnych interesów. To już nie jest „uzbrojony lud”, milicja, pospolite
ruszenie, dla którego wojna jest oderwaniem od normalnego życia. To są prawdziwe „psy wojny”:
skoszarowani, poddani paranoidalnemu reżimowi i praniu mózgów, zorganizowani w dużym
stopniu w zamkniętą enklawę subkulturową.
Bezsens wojskowej egzystencji niknie wraz z wojną/ popatrzmy tylko na bzdurę musztry, której
sensem jest pozbawienie refleksyjnej podmiotowości, czy „ćwiczenia z zabijania” – będące
powtórzeniem ciężarnej zbrodnią zabawy w strzelanego na podwórku /. Już stary Hegel twierdził,
że na wojnie wolni są żołnierze. Wolni i, dodajmy, groźni. Podobnie jak bezradni i śmieszni stają
się cywile.
Merkantylizacja i profesjonalizacja wojny / chodzi nie tylko o opłacanie żołnierzy jak swoistych
„pracowników najemnych”, którzy produkują zamiast np. rowerów – trupy, w Iraku wręcz
wynajmuje się „firmy ochroniarskie” do spełniania zadań niemożliwych z różnych względów dla
żołnierzy / to alienowanie wojska ze społeczeństwa, ograniczanie demokratycznej kontroli nad
środkami przemocy i komercjalizacja śmierci.
* * *
Sensacją dnia jest terroryzm. Ale, jak pisałem już wcześniej w książce „Wolność i interpelacja”, o
wiele ważniejsza od ataku na WTC jest ODPOWIEDŹ na atak [3].
Terroryzm jest odpowiedzią na beznadzieję i bezsilność, to krzyk rozpaczy.. Jak likwidować
rozpacz? Popatrzmy na takie kraje jak Dania, Norwegia i spróbujmy ich doświadczenie
upowszechnić. Tu nie ma żadnych tajemnic i zagadek. Potrzebna jest wola polityczna i polityczna
siła.
Atak był zbrodnią, ale odpowiedzią było podbicie Afganistanu i Iraku a w samym Iraku, jak się
próbuje zliczyć, 180 000 zabitych. Odpowiedzią jest ograniczenie praw obywatelskich w USA,
obóz w Guantanamo…normalizacja okazuje się uzwyczajnieniem i wszechobecnością zniewolenia
i terroru, rozwojem manichejskiej logiki, odtworzeniem logiki konfrontacji z czasów zimnej wojny.
Tym razem widoczne „imperium zła” zastępowane jest przez niewidoczne, wszechobecne zło,
„terrorystów”…
Bezpaństwowy wróg uniwersalizuje dopuszczalną przemoc. Niewidoczne, upozorowane zło nie jest
wcale mniej groźne: budżet na wydatki zbrojeniowe poszybował w górę nadspodziewanie dobrze…
cui bono?
PRZYPISY:
[1] tekst ten ukazał się własnie drukiem na łamach czasopisma "[fo:pa]" III/kwieciń 2005
[2] Wojna sprawiedliwa ma według Cicerona / Cyceron, O państwie. Opr. I. Żółtowska. Kęty 1998,
III, 23 / respektować czytelne reguły: winna być wypowiedziana, w związku z czym przeciwnik nie
obawia się niespodziewanej napaści, ewentualnie toczona w celu odzyskania utraconych ziem. Z
perspektywy Augustyna wojnę uzasadnia sprawiedliwość, utożsamiana w gruncie rzeczy z
ewangelizacją: "pożyteczne jest, by ludzie dobrzy wzdłuż i wszerz rozprzestrzeniali swoje władztwo
oraz długo je sprawowali" Św. Augustyn, O Państwie..., Opr. W. Kornatowski. Warszawa 2003,
IV, 3; XV, 4.
[3]J.M. Bocheński OP, De Virtute Militari. Zarys etyki wojskowej. Kraków 1993, s. 8-11.
[4]J. Kochan, Wolność i interpelacja, Szczecin 2003, s. 230