Jan
Kochańczyk
Polska-Rosja:
wojna i pokój. Tom
1
Od
Chrobrego do Katarzyny
© Copyright by Jan Kochańczyk & e-bookowo
Na
okładce: fragment portretu pędzla Szymona Boguszowicza:
Caryca Maryna Mniszchówna w stroju koronacyjnym, 1606 rok
ISBN
978-83-63080-19-8
Wydawca
:
Wydawnictwo
Kontakt
:
Wszelkie
prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie
części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.
Wstęp
10
kwietnia 2010 roku. Lotnisko wojskowe w Smoleńsku, 10
kilometrów od Katynia. Katastrofa samolotu Tupolew 154M z
prezydentem Rzeczypospolitej i dużą grupą ważnych polityków
polskich na pokładzie. 96 osób. Wszyscy zginęli. Szok, żałoba.
Premier
Polski i premier Rosji spotkali się na miejscu tragedii.
Przyjacielski uścisk, słowa o pojednaniu. Czyżby zapowiadały koniec
„odwiecznej” wrogości dwóch sąsiednich narodów? Prawdziwy
koniec wielkiej wojny?
Wojna
pomników
Jest
u nas kolumna w Warszawie... Pomnik króla, który miał u
stóp pokonanych carów państwa moskiewskiego. Po rozbiorach
ojczyzny, w czasach niewoli, Polacy spoglądając na wyniosłego - z
głową w chmurach - Zygmunta III Wazę, krzepili serca. Wspominali
obrazy Dolabellego czy Matejki, na których uwieczniono polskie
triumfy i rosyjskie klęski. Szczególnie zaś - największe upokorzenie
Moskwy, kiedy to w Warszawie zniewolony przez hetmana
Żółkiewskiego -
- „Car
z
bracią, pokłon uczyniwszy przed Jego Królewską Mością,
szłyk [czapkę] w ręku trzymając i przed majestatem Jego Królewskiej
Mości stojąc, wszystkim uczynili żałosny widok szczęścia odmiennego
na świecie [...].
I
kiwając wszyscy głowami swemi, dziwowali się szczęściu
wielkiemu i błogosławieństwu od Boga, Królowi Jego Mości nigdy nie
spodziewanemu”.
Anonimowy
sprawozdawca z tej uroczystości opisywał barwnie,
jak car i jego brat całowali rękę króla polskiego i o miłosierdzie
prosili „dotykając się ręką ziemi i czołem bijąc, z wielkim uniżeniem”.
Działo się to 29 października 1611.
***
Jest
u nich pomnik w Moskwie... Pomnik bohaterów narodowych,
kupca Kuźmy Minina i księcia Dymitra Pożarskiego, którzy w roku
1612 wygnali Polaków z Moskwy. Posągi bohaterów powstania
narodowego przeciw Polakom i Litwinom stoją spokojnie na placu
Czerwonym od roku 1818. Podziwiali je carowie, dostojnicy Cerkwi
prawosławnej, a nawet wodzowie światowego proletariatu. Leninowi
czy Stalinowi nie przeszkadzało „złe urodzenie” kupca - „burżuja”,
czy księcia - feudała. Radzieccy encyklopedyści sławili „wodzów
narodowego powstania”, którzy poprowadzili lud rosyjski do walki z
polskimi i litewskimi panami. Pomnik rzeźbiarza Martosa przetrwał
burze rewolucji i stał (jak stoi) niedaleko sanktuarium wodza
Października.
Wojny
Zygmunta III Wazy sprzed 400 lat wryły się w pamięć
narodu rosyjskiego (pamięć umiejętnie kształtowaną przez
propagandę carską, szczególnie w XIX wieku). Stały się przyczyną
nieufności, a niekiedy wręcz wrogości dwóch bliskich sobie w gruncie
rzeczy narodów słowiańskich. Czas przelotnej chwały „polskich
panów”: kiedy to hetman Żółkiewski zajął Moskwę i przyjął hołd
bojarów na wierność polskiemu królewiczowi - był dla Rosjan jak
bolesna, zapiekła rana. Polacy wszak przez prawie dwa lata panoszyli
się na Kremlu! A właściwie to przez większą część swego
„panowania” odpierali tylko ataki oblegających Moskwę wojsk
rosyjskich. Wycieńczeni głodem musieli się poddać na początku
listopada 1612 roku. Przypomniał o tym zrobiony w Rosji Putina i
Miedwiediewa film z pamiętną datą w tytule.
Tamte
wydarzenia kształtowały przez wieki świadomość
narodową Rosjan. Puszkin, ich największy poeta uwiecznił je w
genialnym, szekspirowskim wręcz dramacie „Borys Godunow”. Czasy
wielkiej smuty Rosjan przypominają także dwie słynne opery
narodowe, wielbione zarówno przez carów, jak i wodzów światowego
proletariatu.
Prawosławni kapłani
uczyli
rosyjskie dzieci, nawet w zapadłych
wsiach, patriotycznego wierszyka ulubieńca carów, Wasyla
Żukowskiego, „Ruska chwała”:
Był
taki
czas: podstępny, wrogi Lach
Na
tronie Moskwy osadził Samozwańca,
Wszystko
zagrabił i cała Ruś
Upokorzona! W
polskich kajdanach!
- Na
cara miała wybrać cudzoziemca.
Zmarniała
nasza
ziemia.
Polak
był gorszy od Tatarzyna.
Rzucona
była sława carska
Pod
butne nogi króla Polski.
Lecz
do powstania wezwał Minin
I
wtedy z Kremla
Wypędził wrogów kniaź Pożarski.
1831
Dni
najazdu przypominała Rosjanom przez wieki „prawosławna
Częstochowa” - czyli oblegana niegdyś przez wojska polskie Ławra
Św. Trójcy i Świętego Sergiusza w Troicku (dziś Zagorsk - stolica
światowego prawosławia). Czasy „smuty” przywodzi też na myśl
najświętsza dla Rosjan ikona Matki Boskiej Kazańskiej, która
błogosławiła obrońców wiary ruskiej do walki z polskimi heretykami.
Malowniczo
opisał dzieje zmagań prawosławnych i katolików
pisarz Michał Zagoskin, w popularnej powieści historycznej „Jurij
Miłosławski, ili Russkije w 1612 godu”. Książka ta spełniała w Rosji
taką samą rolę, jak w Polsce Trylogia Sienkiewicza.
Agresję Lachów
w
czasach samozwańców potępiał nawet wróg
carów, rewolucjonista Konrad Rylejew, autor słynnej dumki „Iwan
Susanin” o bohaterze antypolskiego „ruchu oporu”, którą to balladę
recytował potem ze wzruszeniem inny rewolucjonista, Włodzimierz
Iljicz Lenin.
Po
400 latach od triumfu nad „polskimi panami” dzień 4 listopada
w nowej już Rosji - Jelcyna, Putina i Miedwiediewa - jest świętem
państwowym, zastępującym najświętszą do niedawna Rocznicę
Rewolucji. A na ekranach Rosji XXI wieku nadal wielkie triumfy
święci filmowe widowisko: „1612”, upamiętniające polskie zamachy
na świętą Ruś i wiarę prawosławną.
Wojny
operowe
W
Polsce ta opera znana jest tylko z tytułu. A jest to rosyjska
opera narodowa! Nasze encyklopedie co najwyżej półgębkiem
wymieniają dzieło rosyjskiego kompozytora narodowego Michała
Glinki: „Iwan Susanin, czyli życie za cara”, nie rozwodząc się szerzej
nad treścią libretta. Nic dziwnego - opera pisana w latach
trzydziestych XIX wieku pod patronatem cara Mikołaja I, była
ideowym uzasadnieniem rozbiorów niepokornej i skłonnej do zrywów
powstańczych Polski. Dzieło przypomina „łupieżczą wyprawę”
polskiego króla, Zygmunta III Wazy, na Rosję w pierwszych latach
XVII wieku. Skoro Polacy stanowili odwieczne zagrożenie dla Rosjan,
to należało ich zdecydowanie - zdaniem cara Mikołaja -zdeptać.
W
roku 1834 imperator odwiedził kostromski klasztor Ipatiewski,
w którym w roku 1613 krył się przed polskimi wojskami Michał -
pierwszy car z dynastii Romanowów. Car Mikołaj odwiedził też
dziedziczną wieś swego rodu, Domnino koło Kostrowa, w której
starostą był kiedyś Iwan Susanin, popularny bohater narodowy. To
właśnie on uratował w czasach najazdu Lachów młodego cara.
Opisywana szeroko w prasie wizyta Mikołaja I w historycznych
miejscach ożywiła zainteresowanie tematami sprzed ponad 200 lat.
Recytowano
popularny wiersz o Susaninie... dekabrysty Konrada
Rylejewa, skazanego na śmierć przez cara. Tego samego Rylejewa,
którego Mickiewicz we wstępie do III części „Dziadów” tak oto sławił:
„...Znakomity
poeta
rosyjski wolnomyślny, w roku 1823 i 1824
wydawał wspólnie z Bestużewem noworocznik literacki pod tytułem
‚Gwiazda Północna’ w duchu romantycznym. Był głównym
działaczem spisku, który miał na celu zaprowadzenie rządu
konstytucyjnego w Rosji. Członków przezwano dekabrystami
(‚grudniowcami’), gdyż spisek wybuchł w grudniu 1825 r., gdy po
śmierci Aleksandra I cesarzem miał zostać Mikołaj. Spisek się nie
udał. Rylejew został powieszony 25 lipca 1826 w Petersburgu”.
Mickiewicz
przyjaźnił się z wodzem dekabrystów podczas swojego
zesłania do Rosji w roku 1824. Poświęcił mu strofę wiersza „Do
przyjaciół Moskali:
Gdzież
wy
teraz? Szlachetna szyja Rylejewa,
Którąm
jak
bratnią ściskał, carskimi wyroki
Wisi
do hańbiącego przywiązana drzewa...
Klątwa
ludom, co
swoje mordują proroki!
Paradoksalnie
- wróg numer jeden Romanowów, napisał wiersz,
który sławił założyciela dynastii, nieudolnego cara Michała i
inspirował rosyjską operę narodową - hymn pochwalny na cześć
władcy! Rylejew był zafascynowany kulturą polską, tłumaczył na
rosyjski wiersze Mickiewicza, Niemcewicza, Trembeckiego. Jego
„Dumy” wydane w roku 1825 zbliżone były do „Śpiewów
historycznych” Niemcewicza. Najsławniejsza z tych „dum” - to
właśnie „Iwan Susanin”, opowieść o bohaterze carskiej Rosji, który w
roku 1613 ocalił wybranego na tron młodego Michała Romanowa,
ukrywającego się przed Polakami w klasztorze Ipatiewskim. Polacy
ścigali Michała; Susanin jednak wywiódł ich w pole, a właściwie - w
leśną głusz i mokradła. Najeźdźcy wzięli go za przewodnika. Na swoją
zgubę! Iwan Susanin, prosty wieśniak, starosta Domnino, dziedzicznej
wsi Romanowów, stał się symbolem obrońcy imperium carów i wiary
prawosławnej.
Tak
się złożyło, że ludowego herosa sławili zarówno obrońcy, jak i
wrogowie caratu - tacy, jak Rylejew. Oto jego tekst - w bodaj
pierwszym? - polskim przekładzie:
IWAN
SUSANIN
Duma
„Dokąd
prowadzisz?
Jaka ciemnica! -
- Na
przewodnika patrzą wrogowie.
I
z trwogą krzyczą pyszni Polacy:
- „Grzęźniemy
tutaj
w zwałach śniegu!
Pewnie
już będziem bez noclegu!
Ty, kochaneczku, zbaczasz
gdzieś z drogi,
Ale
w ten sposób nie zbawisz cara!
Choćbyśmy
nawet
pobłądzili
W
tej leśnej głuszy,
W
tumanach śniegu -
To
wasz car Michał tak czy owak
Śmierci
z
rąk polskich nie uniknie!
Poprowadź dobrze,
Wtedy... dostaniesz
ty od nas złoto,
Zacną nagrodę;
Jeśli
nas
zdradzisz - stracisz głowę!
Niewiele
trzeba, jeden ruch szabli!
...Cała
noc
mija w tej kurzawie!
Lecz
coś tam wreszcie widać w dole,
Coś
tam
czernieje za drzewami!”
„To
moja
wioska! Dieriewienka! - sarmatom pysznym
Susanin
powie. - Tutaj są gumna, płoty, mostek...
Za
mną! Do bramy! Przytulna chata
Tu
w każdej chwili na gościa czeka.
Wchodźcie więc śmiało!”
- „Wreszcie, Moskalu
Jest
jakaś przystań w diabelskiej dali
Tej
śnieżnej pustki, tego przestworu!
Takiej
przeklętej nie miałem nocy,
Ślepe
od
śniegu sokole oczy,
W
żupanie mokra jest każda nitka!
Chodźmy! - zawarczał
Laszek
młody. -
Winka
nam dawaj, gospodarzu! Szybko,
Bo
zaraz tutaj będzie w robocie
Na
ciebie srogi bat i szabla!”
Oto
już obrus prosty na stole,
Jest
na nim piwo, pucharki wina,
Rosyjska
kasza, ciepły kapuśniak,
Przed
każdym gościem kawałek chleba,
Zaś
w
okiennice małej chatki
Wiatr
wściekle stuka,
A
w palenisku z posępnym trzaskiem
Drewniane
szczapy powoli płoną.
Północ minęła!
Po
trudnej drodze
Snem
krzepkim zdjęci
Leżą
na
ławach pyszni sarmaci.
W
tej izbie dymnej spokój znaleźli.
A
czuwa tylko Susanin siwy,
Modli
się cicho do ikony:
„Boże, o! chroń
nam
cara młodego!”
Lecz
oto nagle końskie kopyta
Przy
bramie słychać!
Powstał Susanin, wyszedł
do
gościa -
To
syn przybrany!
„Czemu się włóczysz
w
czas niespokojny?
Północ minęła,
wicher
szaleje!
Całą rodzinę
wprawiasz
w trwogę!
Sam
Bóg cię wreszcie przyprowadził -
Synu, jedź
tam, gdzie
jest car młody!
Mów Michałowi:
uciekaj
szybko,
Bo
go szukają wraży Lachowie
I
w złości swojej chcą zamordować,
By
Moskwie nowe biedy sprawić!
Powiedz:
Susanin chce go ocalić,
Bo
go natchnęła miłość ojczyzny
I
wiary naszej prawosławnej.
Mów, że
ratunek
tylko w ucieczce!
Mów, że
mordercy
nocują u mnie.
Co
- skamieniałeś?”
- „Ależ ojcze, zabiją
ciebie
wraże Lachy!
Co
będzie ze mną, z młodą siostrą
Co
będzie z matką słabowitą?!”
„Bóg
nas
obroni swą świętą siłą,
Nie
da wam zginąć, moje dzieci!
Możny obrońca
on
wszystkich sierot.
Żegnaj, mój
synu, czas
ucieka.
Pamiętaj
o
mnie: ja umieram
Za
całe nasze ruskie plemię!”
Wskoczył
na
koń ze łzami w oczach,
I
ruszył w drogę Susanin młody,
A
jego rumak pomknął jak strzała.
Księżyc
na
niebie koło zatoczył,
Świst
wiatru
ucichł, zamieć minęła,
Na
niebie ranne jaśnieją zorze.
Wstają Polacy, zdradę knują.
„Susanin” - krzyczą. - „Co
tam
robisz?
Czas
skończyć modły, ruszamy w drogę!”
Z
wioski wypadli głośną zgrają,
W
las mroczny wchodzą, w kręte ścieżki.
Susanin
wiedzie ich, przewodnik,
W
rześki poranek. Bo słońce oto
W
gałęziach drzew
Kryje
się – kryje...
- Znów
jasno
świeci!
Wśród
ciszy
stoją dęby i brzozy.
Mroźny śnieg
skrzypi
pod nogami
I
tylko wrony szumią skrzydłami
Lub
dzięcioł w wierzbę sękatą stuka.
Jeden
za drugim w leśnym gąszczu
Za
przewodnikiem idą sarmaci.
Już słońce
stoi
w niebie wysoko,
A
coraz dzikszy staje się las!
Nagle
gdzieś znika mała ścieżka,
Zaś sosny, jodły ścianą gęstą
Wyrosły, tworząc
mur
wysoki!
Daremnie
nasłuchują z trwogą!
Wszystko
w tej pustce martwe, głuche!
„Dokądś nas, zdrajco, zaprowadził? -
Zapytał
stary
Lach Iwana.
„Dotąd,
gdzie
być winniście teraz! -
Dzielny
Susanin sarmatom powie.
Zabijcie
mnie! Tu ma mogiła!
Lecz
wiedzcie jedno: to ja właśnie
Uratowałem
cara
Michała!
Zdrajcy
wy we mnie nie znajdziecie!
Nie
ma ich wcale i nie będzie
Na
naszej świętej ruskiej ziemi!
Tu
każdy kraj od dziecka kocha!
I
wie, że zdradą duszę zgubi!”
„Giń więc!” - krzyknęły
polskie
pany.
Szable
nad starcem zaświstały.
„Giń, zdrajco! Już twój
koniec
nastał!”
Dzielny
Susanin cały w ranach -
Padł.
Śnieg czysty
Najszlachetniejsza
krew barwiła.
Krew
drogocenna, która dla Rosji
Cara
Michała ocaliła.
1822
Dumkę
Rylejewa
czytał z zachwytem między innymi pewien
młodzieniec z Guberni Smoleńskiej, który miał się stać pierwszym
muzycznym geniuszem Rosji. Michał Glinka (1804 - 1857) od roku
1817 był uczniem Liceum Szlacheckiego w Petersburgu. Dziesięć lat
później znany już był w stolicy jako twórca popularnej muzyki
fortepianowej i kameralnej. Wykorzystywał w niej melodie i rytmy
ludowe. Wkrótce sławę zyskały jego słowa: „Muzykę tworzy naród, a
my - artyści - tylko ją opracowujemy”. W stolicy Rosji młody
kompozytor stykał się z Puszkinem, Żukowskim i Mickiewiczem; był
częstym gościem w słynnym salonie polskiej pianistki Marii
Szymanowskiej.
Wyjazdy
za granicę do Wiednia, Pragi czy Berlina, pozwoliły
Glince poznać najnowsze trendy muzyczne. Marzył o tym, by piękne
zaśpiewy jego narodu rozbrzmiewały w całym świecie. Około roku
1833 w głowie kompozytora zrodził się zamysł opery narodowej. Po
powrocie do Petersburga zwierzył się ze swych przemyśleń
faworytowi cara, poecie Żukowskiemu. Nauczyciel carewiczów,
mieszkający stale w jednym ze skrzydeł pałacu Zimowego, zasłynął
jako „pudrowany Osjan” i autor wielu wierszy antypolskich po
powstaniu listopadowym. Słowacki wykpiwał go w „Beniowskim”:
Żukowski,
ruski
belfer i poeta,
Który balladę odział wielką krasą,
Podług
mnie
- to niewielka zaleta!...
Jako
temat opery narodowej Żukowski zaproponował
kompozytorowi dzieje Iwana Susanina. Wcześniej, co prawda, w roku
1815 operę opiewającą bohaterskiego chłopa napisał i wystawił w
Moskwie przebywający w Rosji wenecjanin Catterino Cavos, zwany
pieszczotliwie „Kattierino Albertowiczem Kawosem”; znawcy jednak
nie pochwalali tej opery, zakończonej happy endem i ociekającej
„włoskimi syropami”. Żukowski i Glinka chcieli przedstawić nieco
więcej prawdy historycznej. Kompozytor pisał w jednym z listów:
„Żukowski
szczerze
pochwalił zamysł [skomponowania opery
narodowej] i zaproponował mi jako temat Iwana Susanina. Scena w
lesie [z dumki Rylejewa] głęboko podziałała na moją wyobraźnię.
Znajdowałem w niej wiele oryginalnego, specyficznie rosyjskiego
klimatu. Żukowski sam chciał pisać słowa i na próbę napisał znane
wiersze:
Ach, nie
mnie biednemu,
Wiatrowi
bujnemu”.
Słowa
te
znalazły się potem w epilogu opery. Żukowski jednak nie
był w stanie współpracować z Glinką, bo ten obrał dość osobliwy tryb
pracy: najpierw pisał muzykę do poszczególnych scen, a potem trzeba
było do muzyki dopasowywać słowa. Poeta naraił więc
kompozytorowi Jegora Rosena „najlepszego literata wśród Niemców”
na dworze cara.
„Nawał zajęć
nie
pozwolił Żukowskiemu wywiązać się z zadania -
pisał Glinka - i Żukowski oddał mnie w ręce barona Rosena... Moja
wyobraźnia jednakowoż wyprzedzała pilnego Niemca. Jakby mocą
czarodziejską ułożył mi się plan całej opery oraz zaświtała myśl, by
przeciwstawić muzyce rosyjskiej - polską”.
Oto
treść tej narodowej opery: parę kochanków z wioski Domnino,
Antonidę i Bohdana, rozłączyła wojna. Na kraj napadli Polacy i
młodzieniec musiał wyruszyć do boju. Pojawił się w końcu w
rodzinnej wiosce ze swoją drużyną i dobrymi wiadomościami:
wybuchło powstanie narodowe przeciw najeźdźcom. Moskwa została
wyzwolona! Szlachta i chłopi zdołali się zjednoczyć po stronie
najlepszego kandydata na cara, Michała Romanowa. Ukrywa się on
teraz przed Polakami w pobliskim klasztorze.
Młodzi chcą się pobrać,
ale
ojciec dziewczyny, Iwan Susanin
sprzeciwia się: „Nie czas na śluby, póki trwa wojna!”
Z
narodowymi, rosyjskimi melodiami i rytmami pierwszego aktu
kontrastuje drugi, „polski” akt opery. Rozwija się „podła intryga
Lachów”. W sali tronowej króla Zygmunta III słychać polskie tańce:
poloneza, krakowiaka i mazurka. Trwa bal. Polscy panowie chwalą
się wojennymi sukcesami w Rosji, cieszą się ze zdobycznych futer,
złota i cennych kamieni. Niestety, posłaniec hetmana polskiego
przynosi złe wiadomości o powstaniu narodowym w Rosji przeciw
najeźdźcom. Radość milknie na chwilę, potem bal trwa dalej.
W
trzecim akcie znów powraca klimat rosyjskiej wioski. Trwają
przygotowania do ślubu Antonidy i Bohdana, jednak przerywają je
znowu Polacy. Dzielny chłop Iwan Susanin, wysyła przybranego syna
Wanię do klasztoru, aby ostrzegł cara Michała, sam zaś jako
przewodnik, wyprowadza wrogów na leśne głusze, „gdzie nawet wilki
i kruki nie zaglądają”. Wiedzie ich do zguby. Sam również ginie z ich
ręki.
Epilog
prezentuje Moskwę świętującą zwycięstwo nad Polakami.
Wśród radosnego tłumu pojawiają się bohaterowie powstania, Minin i
Pożarski, a także bohaterowie opery, dzieci Susanina i narzeczony
Antonidy. Naród śpiewa „zdrawicę” na cześć cara i wiernych sług,
którzy ocalili mu życie.
Car
Mikołaj interesował się losami nowego dzieła Glinki,
zatytułowanego początkowo „Iwan Susanin”. Brał udział w próbach,
spotykał się z kompozytorem, nazywał przyjacielem. Pojawił się
pomysł dedykowania opery imperatorowi i zmiany nazwy dzieła na
„Życie za cara”. Tuż przed premierą dzieła w roku 1836 Glinka pisał
w liście do przyjaciela:
„Za pośrednictwem
Gedeonowa
[dyrektora Teatru Wielkiego w
Petersburgu] otrzymałem zezwolenie poświęcenia mojej opery
carowi. Zamiast ‘Iwana Susanina’ została nazwana ‘Życiem za cara’ „.
Premiera
obfitowała w polityczne akcenty. Po pierwszym akcie
rozległy się huczne oklaski. A potem... Glinka pisał: „w czasie sceny z
Polakami, poczynając od poloneza aż do mazura i finałowego chóru,
panowało głuche milczenie. Iwan Cavos, syn kapelmistrza
dyrygującego operą, zapewnił mnie, że było ono wywołane faktem
pojawienia się na scenie Polaków”.
Następne
akty
znowu petersburska publiczność nagradzała
brawami. Nastrój zrobił się tak patriotyczny, że (wedle relacji
kompozytora):
„W
czwartym
akcie chórzyści grający Polaków pod koniec sceny
rozgrywającej się w lesie napadli na Pietrowa [Susanina] z taką
zaciekłością, że rozerwali mu koszulę i musiał się nie na żarty przed
nimi bronić. Sukces był całkowity. Cesarz pierwszy podziękował mi
za moją operę. Powiedział, że to niedobrze, iż Susanina zabijają na
scenie. Wyjaśniłem Jego Cesarskiej Mości, że nie będąc z racji
choroby na próbie, nie mogłem wiedzieć, jak ta scena zostanie
rozwiązana. A zgodnie z moim projektem w chwili napaści Polaków
na Susanina kurtynę należało natychmiast opuścić. O śmierci
Susanina informuje sierota w epilogu.
Później dziękowała
mi
carowa, a następnie wielcy książęta i
wielkie księżne obecne w teatrze”.
Kompozytor
dostał od cara w prezencie pierścień wart 4 tysiące
rubli, ozdobiony topazem, otoczonym brylantami, jednak... Nie
otrzymał honorarium. Spore wpływy wpłynęły potem do jego kieszeni
za nuty z fragmentami opery.
Budziła
ona
ożywione dyskusje nawet na ulicach Petersburga.
Przyjaciel Glinki, Włodzimierz Odojewski pisał: opera rozpoczyna
„nowy okres w muzyce rosyjskiej. To chwalebny zryw geniuszu”.
Niektórzy arystokraci cichcem mówili, ze dawna opera Cavosa była
lepsza, a ludowe motywy u Glinki dały w sumie „muzykę dla
woźniców”.
Przez
wiele lat narodowa opera Rosjan budziła kontrowersje, z
uwagi na polityczną wymowę. W roku 1861 znakomity krytyk
Włodzimierz Stasow pisał w liście do wybitnego kompozytora
Bałakiriewa:
„Nikt być może
nie
znieważył tak naszego narodu, jak Glinka, po
wsze czasy podnoszący za pomocą genialnej muzyki do roli bohatera
nędznego chłopa, wiernego jak pies, ograniczonego jak sowa czy
głuchy cietrzew i poświęcający siebie dla uratowania chłopaczyska,
którego w ogóle ratować nie należało, którego nie było za co kochać i
którego nawet on sam nie widział na oczy. To apoteoza rosyjskiego
bydlęcia w typie moskiewskim”.
Zakłopotany
Milij
Bałakiriew bronił zasady... mniejszego zła:
„Mówi pan, że
Susanin
nie powinien był ratować Michała
[Romanowa]. Nie, jego trzeba było ratować. Lepszy moskiewski car
od polskiego jarzma. I teraz trudno nam znaleźć dostęp do znośnego
życia, godnego Rosjan, szczególnie gdy nie wiemy, czego nam trzeba.
A gdyby nas wówczas Polacy pokonali, byłoby na wieki po nas:
wszyscy zwróciliby się ku katolicyzmowi, zaczęliby mówić po polsku i
wtedy moglibyśmy pożegnać się z Rusią; nigdy by więcej nie
zmartwychwstała. Michał był idiotą, ale zawsze lepsze coś niż nic”.
Hrabia
Aleksy N. Tołstoj pisał o operze Glinki:
„Akcja ‚Iwana Susanina’
toczy
się w czasach, kiedy bojarowie i
drobna szlachta zdradzili - zaprzedali ruską ziemię Polakom! A ci
zrujnowali Moskwę, wszystko zadeptali kopytami polskich koni - i w
końcu zrujnowane państwo trzeba było ratować chłopskimi rękami.
Wtedy zaśpiewano w narodzie o starym chłopie Susaninie, który
swoim sprytem zgubił dumnych Polaków”.
Opera
Michała Glinki była ulubionym dziełem wrogich Polsce
„panslawistów”, którzy chcieli zjednoczyć pod berłem cara
niezadowolonych z panowania Habsburgów Słowian austriackich i
bałkańskich. Uważali oni skłonnych do wiecznych powstań Polaków
za „Judaszów Słowiańszczyzny”. W roku 1866 doprowadzili do
premiery „Życia za cara” w Pradze. Rok później w Moskwie odbył się
w Moskwie wielki zjazd wszechsłowiański. Ustalono, że wspólnym dla
Słowian językiem będzie rosyjski. Wystawiono, oczywiście, sławną
operę Glinki. Rosyjskie melodie oklaskiwano; poloneza i mazura
wygwizdano. Potem, podczas obrad, Polsce zarzucano „dążenia
imperialistyczne”, przejawiające się w dążeniu do odbudowy
Rzeczypospolitej w granicach z roku 1772. Delegat Katkow pisał w
„Moskowskich Wiedomostiach”:
„W
granicach
Słowiańszczyzny nie ma miejsca na dwa państwa -
rosyjskie i polskie; istnienie dwóch jest niemożliwe, jedno musi
zginąć, a ponieważ o wyniku walki zawsze rozstrzyga siła, więc kto
ma większą siłę, ten ma za sobą i prawo. W gruncie rzeczy Polaków
już nie ma!”
Delegat
Aksakow wyraził pogląd, że „Słowiaństwo to prawosławie,
a wobec tego Polacy powinni przejść na prawosławie”.
Delegaci
gorąco oklaskiwali słynny chór z opery Glinki „Sława
carowi, sława Rosji”, który zyskał rangę narodowego hymnu
imperium; z zachwytem mówili, że muzyczny temat przedstawia
„świętą postać cara, utożsamianą z rosyjską ojczyzną”.
Obiektywni
znawcy sztuki zdawali sobie sprawę z wyrazistej
propagandowej roli opery w imperium carów. Echem tych opinii jest
ocena zawarta w nowoczesnym dziele Węgra Andrasa Batty, który dla
niemieckiego wydawnictwa Koenesmann pisał w roku 2001:
„Życie
za
cara” - „zyskało nawet na politycznej aktualności wraz
ze stłumieniem polskiego powstania w latach 1830 - 31. Fakt, iż w
roku 1612 Polacy najechali na Rosję, podczas gdy w roku 1830
Polska znajdowała się pod rosyjskim zaborem, nie zbił z tropu
Mikołaja I, ani jego nadwornych ideologów. Dla cara i jego dworu
najważniejsza była wyraźna wymowa ideowa opery: prosty chłop
rosyjski gotów jest zawsze poświęcić swe życie dla miłościwego cara...
Nad
tekstem libretta pracowało kilku autorów, ostateczny kształt
nadał mu baron von Rosen (sekretarz carewicza), zatroszczył się on
również, by Susanin nie przypominał nazbyt wyraźnie rzeczywistego
chłopa pańszczyźnianego. Legendarny bohater przemienił się pod jego
piórem w postać idealnego poddanego - prawdziwy wzór chłopa”.
Ten
ideał carskiego sługi w ulubionej operze narodu rosyjskiego
stał się nad wyraz kłopotliwy w komunistycznej Rosji - centrum
światowego imperium nowoczesnych robotników, chłopów i
inteligencji pracującej. Tym bardziej, że nastała epoka radia i na
falach sowieckiego eteru pojawiały się fragmenty oper Glinki,
Czajkowskiego czy Musorgskiego. Sam Stalin był wielkim
miłośnikiem opery. „Życie za cara” znał na pamięć z nagrań
płytowych, dokonanych jeszcze w czasach Romanowów. Uwielbiał
muzykę Glinki. Kiedy opera została wznowiona w teatrze Wielkim, po
triumfalnej scenie finałowej Józef Wissarionowicz spytał gniewnie:
- Gdzie
dzwony? Dlaczego ich nie było słychać?!
- Kazano
je usunąć - padła odpowiedź.
- No
to lepiej usunąć tego, kto tak kazał! Przywrócić dzwony! -
zawołał Stalin.
Dzwony
przywrócono. Na rozkaz Stalina... w Związku Radzieckim
obowiązywała zupełnie nowa wersja opery, zredagowana pod
kierunkiem samego wodza bolszewików. Usunięto przede wszystkim
„reakcyjny” tytuł „Życie za cara” i dano nowy: „Iwan Susanin”.
Muzykę Glinki zostawiono w spokoju, zmieniono natomiast wymowę
ideową opery. Bohater ratuje z opresji nie młodego cara Romanowa,
ale samego powstańca Minina, który zresztą zapomina o swoim
„burżuazyjnym”, kupieckim pochodzeniu i zachowuje się jak
postępowy chłop z dziada pradziada.
Nowe
libretto opery opracował kolektyw Teatru Bolszoj w
Moskwie pod kierunkiem Siergieja Gorodeckiego. Prace były
szczególnie intensywne podczas tajnych przygotowań do rozprawy
Stalina z „pańską Polską” w roku 1939.
Autorzy
nowego tekstu twierdzili, że w gruncie rzeczy działają
zgodnie z intencjami samego Glinki, który chciał wysławiać
bohaterski naród rosyjski, a tylko źli doradcy z kręgów dworskich
zepsuli jego pomysły i kazali muzyką uwiecznić Romanowów. Autor
wstępu do wydania „udoskonalonego” libretta, B. Jarustowski pisał z
rozbrajającą szczerością:
„Łatwo zrozumieć dążenia
radzieckich
działaczy kulturalnych, by
oswobodzić jedno z najbardziej ulubionych dzieł narodu rosyjskiego
od cudzego mu wiernopoddańczego tekstu i tym samym wyzwolić w
końcu Glinkę od ‚współpracy’ z muzą barona Rosena.
27
lutego 1939 roku na scenie Teatru Wielkiego w Moskwie
odbyła się premiera opery ‚Iwan Susanin’ M. I. Glinki. Nowy tekst
napisał poeta S. M. Gorodecki. Wielką i zapładniającą rolę w pracach
nad redagowaniem tekstu odegrali dyrygent S. A. Samosud i L. B.
Baratow. Dyrygował spektaklem S. A. Samosud. Po pierwszych
spektaklach w nową redakcję naniesiono pewne zmiany (szczególnie
w epilogu); od tego czasu dzieło wystawiły prawie wszystkie teatry
operowe Związku Radzieckiego i wiele zagranicznych scen. Tylko na
scenie Teatru Wielkiego nowa redakcja opery była oklaskiwana ponad
500 razy. To wydarzenie można zupełnie słusznie nazwać nowymi
narodzinami opery.
Autor
i redaktorzy nowego tekstu, z aktywnym wsparciem
kolektywu Teatru Wielkiego, przyjęli jedynie słuszne założenie:
zostawić nietkniętą partyturę Glinki, niczego w niej nie zmieniać!
Pozostawili czas i miejsce wydarzeń, dotychczasowy zestaw postaci;
nie zmieniały się też ich czyny. Do tekstu opery wniesiono, w istocie,
jedyną, ale pryncypialną zmianę - inną, bardziej zgodną z historią i
bliższą zamysłom Glinki osnowę treści, główny temat tego arcydzieła.
Historia
wyboru cara, przedstawiciela nowej dynastii
Romanowych - i obrony go przed wrogami, w nowej redakcji opery
została zastąpiona przez historię pospolitego ruszenia Minina i
Pożarskiego oraz ich walki o wolność ziemi ojczystej”.
„Iwan Susanin”
w
nowej wersji święcił triumfy w Związku
Radzieckim Stalina, Chruszczowa, Breżniewa i jeszcze Gorbaczowa.
Niekiedy rozbrzmiewa również w czasach Putina i Miedwiediewa; na
świecie jednak wraca się przeważnie do oryginalnej wersji Glinki.
Basowa partia tytułowa dawała okazję do popisu legendarnym
śpiewakom rosyjskim, takim jak Osip Pietrow czy Fiodor Szaliapin. W
epoce płyt kompaktowych wykonywali ją Matti Salminem, Jewgenij
Niestierienko, Borys Sztokołow.
Tekst
barona Rosena w centrum wydarzeń stawiał młodego cara;
libretto Stalina dzielnego powstańca Minina; natomiast wróg
pozostawał ten sam: Polak, katolik, zawzięty wróg wiary
prawosławnej!
Negatywnym
bohaterem opery pozostawał w obu przypadkach
śpiewający niewiele, ale za to basem „Sigizmund, król Polski”, czyli -
po naszemu - król Zygmunt III Waza. Pochodzący z protestanckiej
Szwecji, a jednak... żarliwy katolik, szkolony przez jezuitów,
zorganizował wyprawę na Rosję, by walczyć z prawosławiem! Wojna
miała być nową „wyprawą krzyżową”. W porozumieniu z polskim
królem papież Paweł V ogłosił jubileusz i odpust „dla szczęśliwego
zwycięstwa Najjaśniejszego Króla nad schizmatykami”, błogosławił
rycerzy Kościoła. Zygmunt III w swojej gorliwości zwrócił się
dodatkowo do Rzymu z prośbą o przyspieszenie kanonizacji jezuity
Ignacego Loyoli, który miał być patronem przedsięwzięcia.
Wielu
Polaków nie chciało tego rodzaju wojny religijnej, tym
bardziej, że Rosjanie w pewnym momencie chcieli gościć na swym
tronie polskiego królewicza Władysława - pod warunkiem, że
przyjmie prawosławie. Zygmunt III oczywiście się na to nie zgodził.
Katolickiego
króla Polski reprezentują w operze Glinki rytmy
poloneza i mazura; zuchwałe i harde w scenie warszawskiego
„pysznego balu”, a bojaźliwe i drżące w chwilach klęski. Mazur staje
się w końcu karykaturą polskiego tańca. Cichnie - jak niegdysiejszy
triumf pogromcy carów, króla Zygmunta III Wazy...
Jeszcze sławniejsza opera!
Maryna... Poświęcono jej tysiące wierszy w języku rosyjskim.
Młoda, piękna, zagadkowa; już to wiedźma żądna władzy, gorsza niż
lady Makbet, już to „czarowna Polka”, córka pramatki Ewy, symbol
wiecznej kobiecości.
Jako jedyna Polka okupuje największe sceny operowe świata; jest
w końcu bohaterką arcydzieła: „Borysa Godunowa” Musorgskiego. W
pierwszej wersji opery jeszcze jej nie było. Na scenie dominowali
mężczyźni. Krytycy narzekali: dramat muzyczny bez postaci kobiecej
wydawał się nijaki. Kiedy kompozytor dopisał „polski akt” - opera
zyskała wymiar szekspirowskiej pełni. Zdobyła uznanie w Petersburgu
i Moskwie, Mediolanie, Berlinie, Warszawie, Wiedniu, Paryżu; na
scenach operowych Australii, Japonii i obu Ameryk.
Musorgski, jak niegdyś Glinka, przypomniał w operze czasy
„smuty”, epokę pierwszego samozwańca i jego żony, Polki Maryny
Mniszchówny, legalnie koronowanej na carową Rosji. Podjął
ponownie temat „polskiego najazdu” na państwo moskiewskie w
czasach króla Zygmunta III - „najczarniejszego charakteru” XVII
wieku w odbiorze Rosjan. No, może w jeszcze czarniejszych barwach
widziano doradców króla - jezuitów, wrogów prawosławia.
„Borys Godunow” Modesta Musorgskiego - to zainspirowana
dramatem Puszkina tragedia miłości i nienawiści, zbrodni i kary.
Bohaterami aktu drugiego są: Dymitr Samozwaniec i Maryna, polska
szlachcianka, córka wojewody sandomierskiego.
Wojewodzianka staje przed życiową szansą: oto pojawia się na
zamku jej ojca młodzieniec, udający zamordowanego i ponoć cudem
uratowanego przed laty carewicza. Pretendent ma szansę obalić
panującego aktualnie na Kremlu mordercę i uzurpatora, Borysa
Godunowa. Jest zakochany w pięknej Marynie.
Dla polskich panów nie jest ważne, czy samozwaniec Dymitr jest
rzeczywiście zaginionym synem dawnego cara, czy nie. Ważne, że
przy jego pomocy można narobić zamieszania w Rosji i opanować
Kreml. Takiego zdania jest też tajny agent zakonu jezuitów, Rangoni.
Marzy mu się, że przy pomocy Dymitra Samozwańca zwalczy
prawosławie w Rosji i wprowadzi „prawdziwą”, katolicką wiarę.
W „polskim” akcie „Borysa” mamy właściwie dwa duety miłosne.
W pierwszym jezuita Rangoni usiłuje przekonać Marynę, iż w imię
wyższych celów powinna poświęcić honor i cnotę. W słodkich
dźwiękach, na tle rozkosznej orkiestry opowiada, jakich kobiecych
sztuczek ma użyć Maryna, by usidlić Samozwańca. Jezuita snuje
namiętną, zmysłową opowieść o sidłach niebiańskiej miłości, co
nadaje duetowi bardzo dwuznaczny charakter.
Maryna pojmuje lekcję i wkrótce w słynnej scenie przy fontannie
wyznaje miłość Samozwańcowi. Obiecuje, że będzie należeć do niego,
ale wyłącznie... za cenę carskiej korony. Czy kocha Dymitra - czy
tylko władzę? Tak czy owak, udaje miłosną namiętność w sposób tak
doskonały, że mogłaby zwieść każdego. Duet z „Borysa” ma żar
wyznań wagnerowskiego Tristana i Izoldy.
- O, carewiczu, błagam, nie przeklinaj mnie za złe słowa; nie
wyrzutem, nie kpiną one dźwięczą, lecz czystą miłością!
Rostislav Hofmann, biograf kompozytora, widzi w tym duecie
„najpiękniejszy przykład muzycznej hipokryzji”.
W głosie Maryny brzmią fałszywe tony. Pobudzając ambicje
Samozwańca, chłopskiego syna, posunęła się w pewnym momencie za
daleko - a to wtedy, gdy wyznał szczerze prawdę o chłopskim
pochodzeniu.
- Precz, zuchwały włóczęgo! Precz, pański pochlebco, precz,
chłopie!
Wtedy obrażony „kochanek” odpowiada:
- Łżesz, harda Polko! Jam carewicz! Jutro pędzę do boju na czele
mężnych drużyn!... Kiedy zasiądę na tronie, wszystkim rozkażę śmiać
się z głupiej szlachcianki, która utraciła carstwo.
Maryna natychmiast wraca do roli czułej kochanki.
W arcydziele Musorgskiego widzimy Marynę u progu wielkiej
kariery - młodą, piękna, ambitną - ale demoniczną. Tak ją widzieli
Rosjanie, podobnie zresztą jak niechętni jej Polacy. Hetman
Żółkiewski twierdził, że Mniszchówna doskonale znała przeszłość
oszusta Dymitra, ale... jej „się bardzo chciało carować”. Ambicja
wiodła ją do zguby.
Najpierw ślub katolicki, potem
prawosławny
Jaka była naprawdę najsławniejsza w Rosji Polka?
Jeżeli wierzyć portretom, które się zachowały - Maryna miała
dziewczęcy wdzięk: czoło wysokie, nos długi, usta małe, zaciśnięte,
wystający podbródek i niezwykle piękne oczy. Wyraz twarzy zdradzał
dumę, upór i zawziętość. Wiadomo, że była niska; w dramatycznej
chwili zdołała się schować pod... spódnicę swojej damy dworu.
Umiała czytać i pisać. Pobożna, wychowywała się pod wpływem
bernardynów w Samborze. Jej ambicje rozbudziło udane małżeństwo
starszej siostry z potężnym magnatem Konstantym Wiśniowieckim.
Okazało się, że Maryna mogła zrobić nawet większą karierę niż
siostra, kiedy na ojcowski dwór zawitał człowiek pretendujący do
tronu Rosji. Samozwaniec chciał wziąć za żonę Marynę i przy pomocy
jej wpływowych rodaków - zdobyć koronę carów.
Dymitr mógł się podobać; postać miał kształtną, był dobrze
zbudowany, barczysty; wzrost miał średni; twarz okrągłą, śniadą,
oszpeconą wszelako dwiema brodawkami - jedna wielka mieściła się
pod nosem, druga mniejsza koło prawego oka. Ręce miał białe,
delikatne. Zręczny, silny; doskonale jeździł konno. Zawołany myśliwy.
Umysł miał bystry, posiadał talenty dyplomatyczne i dar wymowy.
Lubił wesołe życie, piwo, kobiety i śpiew. Po opanowaniu Moskwy
uwiódł ponoć nawet młodziutka Ksenię, córkę zmarłego cara Borysa.
Maryna i Dymitr wzięli najpierw ślub wedle obrządku rzymskiego
w Krakowie, potem, po koronacji w Moskwie - świętowano drugie,
prawosławne zaślubiny. Stosownie do przepisów Cerkwi wschodniej
Maryna przyjęła wtedy komunię z rak patriarchy moskiewskiego,
choć nie miała papieskiej dyspensy. Nic dziwnego, że wkrótce po
moskiewskiej ceremonii papież Paweł V przysłał Marynie list, w
którym - w słowach bardzo uprzejmych - napominał ją, aby małżonka
swego i poddanych nakłoniła do przejścia na łono Kościoła
katolickiego. W zamiarach tych wspierał ją niezłomnie spowiednik,
ksiądz Sawicki.
Małżeńskie szczęście z pierwszym Dymitrem trwało krótko. Zabito
Samozwańca, wybrano nowego cara, Szujskiego. Wtedy... Jak
mówiono, za sprawą sił nieczystych Rosję spotkała kara. Pamiętnikarz
Massa pisał:
„W obrębie 20 mil dokoła Moskwy wszystkie rośliny, tak zboża,
jak drzewa i krzewy uschły z wierzchu jakby ogniem zwarzone.
Nawet jodły, które zawsze zielenią się zimą i latem, miały korony i
młode pędy jakby spalone. Nader smutny przedstawiało to widok.
Moskwa (a mianowicie zwolennicy Szujskiego), patrząc na to mówili
zrazu, że to zmarły car [to jest Dymitr Samozwaniec] przy pomocy
szatana zstępował na ziemię, chcąc ich kraj zaczarować. Ażeby temu
zapobiec, postanowiono spalić jego zwłoki. Jakoż istotnie wykopano
je, wywieziono za miasto i spalono, a wiatry rozniosły jego popioły.
Jednak zimna mimo to nie ustępowały, i wtedy z największym
zdumieniem spoglądano na siebie, wcale już nie umiejąc wytłumaczyć
sobie tej klęski”.
Nowy car Szujski rozsyłał po kraju „gramoty”, głosząc że Dymitr
był czarnoksiężnikiem, oszustem i heretykiem, który chciał w kraju
zniszczyć wiarę prawosławną, a wprowadzić łacińską i luterańską.
Lekce sobie ważył moskiewskich panów, a faworyzował Polaków.
Po upadku Dymitra jego małżonka straciła wszystko. W
pamiętniku Niemojewskiego czytamy:
„Wielkiej kniaziowej pobrali wszystkie rzeczy, nie tylko te, które
jej były od wielkiego kniazia na weselu i przedtem dane, ale i jej
własne, tylko przy jednej sukni ją zostawiwszy, a kilku koszul.
Maryna jednak, podobno przez młodość jeszcze nie konsyderując
nieszczęścia swego, mniej frasunku pokazowała i mało sobie przeszłe
dostatki ważąc, mówiła:
- Wolałabym, żeby mi konia murzynka wrócili, którego mi wzięli,
niż wszystkie klejnoty i ochędostwa”.
Ojciec Maryny też trafił do moskiewskiej niewoli, ale nie tracił
rezonu. Chciał wydać córkę za nowego cara. Mówił potem, że gdyby
Szujski ożenił się z wojewodzianką, nie utraciłby carstwa. Szujski
jednak nie chciał ślubu z młodą wdową. Wysłał ją z ojcem i
niewielkim dworem do zamku w Jarosławlu. Kazał traktować dobrze,
bo w końcu Maryna była legalnie koronowaną carową. Jej ojciec,
wojewoda Jerzy Mniszech w niewoli potrafił sobie zjednać otoczenie.
Na mocy umowy polsko-ruskiej dostojni więźniowie zostali w
końcu uwolnieni i pod eskortą 500 jeźdźców wyprawieni bocznymi
drogami do Polski.
Tymczasem... W państwie moskiewskim pojawił się nowy
samozwaniec. Głosił, że jest cudownie ocalonym Dymitrem, mężem
Maryny Mniszchówny. W przeciwieństwie do nieboszczyka, nowy
kandydat do tronu był człowiekiem „grubych i brzydkich obyczajów”,
„ledwo co nieboszczykowi podobnym”. Był jednak przydatny wrogom
cara Szujskiego. Polacy z otoczenia Dymitra pierwszego „poznali” go,
a nowej roli uczył oszusta Mikołaj Miechowiecki, faworyt męża
Maryny. Na trzeźwo nowy samozwaniec potrafił się jakoś zachować,
ale najczęściej ucztował, pił gorzałkę i wtedy polscy kompani
opowiadali:
„Nasłuchaliśmy się bluźnierstw takich i owakich. Powiadał, żeby
się u nas nie podjął być królem, mówiąc, że nie po to urodził się
monarcha moskiewski, żeby nim miał rządzić jakiś arcybies, albo jak
po naszemu zowią, arcybiskup”. Dymitr drugi był to po prostu
„pijanica, bezpieczny w mowach plugawych”.
Polacy z otoczenia wojewody Mniszcha i drugiego samozwańca
wymyślili genialny plan. Nowy oszust, choć bez powagi i godności,
zwany powszechnie „Szalbierzem”, miał grać rolę cudownie
ocalonego męża Maryny. W zamian za tron miał wypłacić wojewodzie
300 tysięcy rubli i dać we władanie 14 zamków na ziemi siewierskiej
„wraz ze wszystkimi włościami”.
Maryna nic nie wiedziała o tych układach. Ba - nie wiedziała
nawet o śmierci swego pierwszego Dymitra! Kiedy jechała w stronę
polskich granic, orszak jej zatrzymały wojska nowego samozwańca i
skierowały z powrotem na Wschód, w stronę Moskwy. Jerzy Mniszech
z córką dotarł do obozu Jana Pawła Sapiehy pod Możajskiem. Marynę
przyjmowano z honorami należnymi carowej.
Teraz dopiero Mniszchówna dowiedziała się o śmierci Dymitra
numer jeden. Choć była brzemienna, „wypadła z zamku, z rozpaczy
włosy na sobie rwała i nie chcąc żyć bez przyjaciela, wołała, aby
także ją zabili”. Nuncjusz Simonetta podawał, że nieszczęśliwa
kobieta próbowała targnąć się na życie. Ojciec zaczął ją przekonywać
do projektu potajemnego małżeństwa z Szalbierzem. Początkowo z
obrzydzeniem przyjmowała plan ojca. Nie chciała nawet jechać do
obozu drugiego Dymitra. Ten przyjechał do niej. Niechętna oszustowi
„carowa niechętnie z carem się przywitała i niewdzięczna była z jego
przyjazdu”, jak zauważyli świadkowie.
Z późniejszych listów Maryny wynika, że próbowała się bronić
przed naciskami ojca i innych polskich panów. W końcu ustąpiła.
Miała żal do wojewody. Musiało dojść do burzliwych scen, bo potem
córka starała się przeprosić ojca.
W końcu - wbrew sobie - musiała odegrać wyznaczoną rolę w
tragifarsie. Bernardyn Antoli Lubelczyk udzielił Marynie i nowemu
samozwańcowi tajemnego ślubu. Tajemnica była tak wielka, że brat
carowej Stanisław dowiedział się o ślubie dopiero dwa lata później.
Piekło życia...
Maryna zamieszkała w tuszyńskim obozie wojskowym. Miała do
dyspozycji namiot. Mieszkała tam początkowo nawet podczas srogiej
zimy, kiedy „niektórzy poczęli się w ziemi grześć i gmachy w ziemi
sobie czynić z piecami, także w ziemi wygrzebionymi.
Pobudowaliśmy także z chrustów stajnie dla koni i słomą je ociszyli”.
Niektórzy rozbierali okoliczne chałupy i stawiali je na nowo w
obozie. Powoli obóz zamieniał się w osadę miejską, odwiedzaną przez
wędrownych handlarzy.
Nowy mąż niewiele uwagi poświęcał Marynie. Czuła się bardzo
samotna i nieszczęśliwa. Listy carowej z tamtego okresu stanowią
jedyne źródło do oceny jej charakteru i rozumu. Była aktywna w
nowej sytuacji; zajmowała się dyplomacją. Jej bracia zawieźli do
Watykanu list:
„Wszystkie sprawy nasze najusilniej polecamy opiece Waszej
Świątobliwości. Szczerze też i najchętniej wyznajemy, że wszystkie
dotychczas przez wojska nasze odniesione zwycięstwa i korzyści tylko
łasce Boskiej i modłom Waszej Świątobliwości przypisać powinniśmy
i dlatego też gorąco i nadal o nie upraszamy [...]. Możemy także
uroczyście zapewnić, że czegokolwiek od nas listownie, albo poprzez
posłów swoich zażąda, wszystko to najchętniej, tak na chwałę Boską
w ogóle, jak dla rozkrzewienia świętej wiary katolickiej wykonać
gotowiśmy”.
Prawosławny książę Roman Różyński, hetman wojsk Dymitra
drugiego, także (z inicjatywy Maryny) wysłał list do papieża. Pisał, że
nawrócił się na „prawdziwą wiarę”. Barwnie odmalował słowami
swoją zwycięską bitwę, „w której na chwałę Krzyża i Kościoła Bożego
w pień wycięto 40 tysięcy doborowej jazdy nieprzyjacielskiej, a 22
tysiące piechoty, i zabito nawet przyrodniego brata cara Szujskiego”.
Cel tych chwalebnych czynów miał być jeden: „zupełna zagłada
schizmatyków i w ogóle wszystkich nieprzyjaciół Kościoła
rzymskiego”.
Oficjalnie papież nie odpowiedział na te listy, zapewne jednak
braciom Maryny dał swoje błogosławieństwo.
W połowie stycznia 1609 roku obóz w Tuszynie opuścił ojciec
Maryny. Odjechał w gniewie. Zupełnie samotna wśród żołdaków,
zaniedbywana przez męża - rozpustnika i pijaka, pisała rozpaczliwe
listy... Ojciec milczał.
Kiedy król Zygmunt III Waza zdecydował się osobiście dowodzić
wyprawą na Moskwę, napisał do Maryny, aby zrezygnowała z tronu i
wróciła do Polski. Usłyszał dumną odpowiedź: NIE!
Położenie Maryny pogarszało się. Szczęście wojenne opuściło
Dymitra. Zbuntowali się Kozacy. W pijackich rozmowach nazywali
żonę dwóch fałszywych Dymitrów nierządnicą. Maryna zdecydowała
się opuścić obóz w Tuszynie. Wystosowała list do rycerzy:
„Z niepoczciwymi mnie równali na posiedzeniach i na bankietach
swoich, przy kuflu i trunkach wspominali [...]. Teraz bez rodziców,
bez krewnych, bez przyjaciela i opieki zostawszy w żalu i utrapieniu,
do małżonka mego, niewolą przyciśnięta, ujeżdżać muszę”.
List zawiera słynną obronę honoru i dobrej sławy Maryny:
„Będąc panią narodów, carową moskiewską, wracać się do stanu
szlachcianki polskiej i znowu poddanką być nie mogę”.
Maryna przebrała się w szaty kozackie i konno, w otoczeniu kilku
Kozaków, uciekła z Tuszyna. Spotkał ją w drodze Jan Paweł Sapieha i
zawiózł do Dymitrowa. Tam witano ją z honorami. Carowa nauczyła
się przemawiać. Wiedziała, jak robić wrażenie! Świadkowie
opisywali: „w ubiorze husarskim weszła w koło rycerskie, gdzie
twarzą i mową żałośną wielkie sprawiła wrażenie, a nawet siła
towarzystwa zbuntowała”.
Wzbudzała podziw żołnierzy podczas ataku nieprzyjaciela na obóz
w Dymitrowie.
„Pod ten czas carowa mężny swój pokazała animusz. Kiedy nasi
strwożeni słabo jakoś brali się do obrony, a Niemcy z Moskwą puścili
się do szturmu, ona z mieszkania swojego wypadła ku wałom,
mówiąc:
- Co czynicie, źli ludzie! Jam białogłowa, a serca nie straciłam!
I tak za jej powodem obronili zamek i sami siebie” (z pamiętnika
Marchockiego).
Przyszły jeszcze bardziej dramatyczne chwile. Mąż - nie mąż,
Dymitr drugi, został zabity podczas wycieczki na saniach. Barwnie
opisuje te wydarzenia Niemcewicz w „Dziejach panowania Zygmunta
III”:
„Bawił Samozwaniec w Kałudze z małą liczbą bojarów, lecz
znaczniejszą Tatarów i dońskich Kozaków, przemyśliwając, jakby
jeszcze utrzymać się przy tronie. Trafunek zdarzył, iż Tatarzy jego
wpadli niespodzianie na rotę Polaków pod rotmistrzem Czaplicem i
kilku wzięli w niewolę. - Zwątpiewającemu już o sobie człowiekowi
najmniejsze powodzenie zwycięstwem się zdaje. Uradowany nim nad
miarę Dymitr wspaniałą wydaje ucztę; po tej obwieszcza łowy, winem
i miodem potężne sanie ładować każe i wyjechawszy w pole, na
zamierzonej między sosnami równinie znów rozpoczyna gody.
W gronie otaczających go Tatarów znajdował się niejaki Urassow,
niezbyt dawno z bisurmańskiej na grecką wiarę przechrzczony. - Ten
długo w łasce u Samozwańca będąc, kijem od niego obity i do
więzienia wtrącony. Przywrócił go wprawdzie Samozwaniec do łaski,
lecz nie wymazał tym pamięci poniesionej krzywdy - żądzy
pomszczenia się za nią. Najsposobniejszą do nasycenia zdała mu się
chwila obecna - zmówił się więc z Tatarami obrażonymi również za
zabicie ich caryka Kazimowskiego.
Kiedy Samozwaniec dużymi kielichami spełnia miody i wino, gdy
podchmielony traci wszelka przytomność, z pistoletem z tyłu
przypada Urassow, strzela, rani, ucina mu głowę. Inni Tatarzy ciało
na ćwierci sieką, głowę kładą do worka i do Moskwy uwożą [...].
Tymczasem Maryna dowiedziawszy się o mordzie, zrazu
nieszczęściu wierzyć nie chcąca, sama udaje się na miejsce, a
znalazłszy rozsiekane tylko szaty i członki bez głowy, pełna żalu i
rozpaczy, już nocą do Kaługi wraca. - Wśród zgiełku i tumultu, z
pochodnią w ręku, z rozczochranymi włosami, z obnażonym łonem
przebiega hufce żołnierzy, a miecz przykładając do piersi, z
przeraźliwym krzykiem woła o pomstę”.
Marynę „pod pilną straż” wzięli bojarzy wierni nowemu
kandydatowi do tronu - polskiemu królewiczowi Władysławowi.
Nieszczęsna kobieta pisała do Sapiehy:
„Wyzwólcie, wyzwólcie dla Boga! Już nie mam jedno dwie
niedziele żywą być! Pełniście sławy, uczyńcie to! Wybawcie mnie,
wybawcie! Bóg będzie wiekuistą zapłatą”.
Maryna doczekała się wyzwolenia, ale z rąk innego protektora -
męża? kochanka? - dowódcy kozackiego Iwana Zarudzkiego. Ataman
został też opiekunem synka carowej, ochrzczonego w obrządku
prawosławnym. Jak pisze dalej Niemcewicz,
Iwan Zarudzki „mieczem i ogniem Razan i Peryasław pustoszył.
Wszystko obracając w popiół, wszędzie krew rozlewając, zbliża się do
Astrachanu, zdobywa go i wojewodę śmiercią karze. Wkrótce
pomnażają jego potęgę Kozacy z Terku.
Zuchwałość i szczęście człowieka wszędzie postrach rzuciło.
Oddalenie się Polaków [z państwa moskiewskiego w roku 1613]
dozwala Moskalom ogromne wojsko przeciw zuchwalcy wyprawić.
Zarucki, zbyt słaby, by się tak przeważnym siłom oparł, ucieka aż nad
rzekę Jaik [dziś - rzeka Ural]; długo ścigany, schwytany nareszcie w
tych bezbronnych pustyniach, z Maryną i jej synem - sam na palu
życie kończy.
Maryna utopiona pod lodem. Syn jej, mający tylko dwa lata,
nielitościwie uduszon”.
Prawdopodobnie Maryna nie została utopiona, ale zesłana do
Kołomy i tam, w zamku dla dostojnych więźniów, umarła wskutek
choroby i ze zmartwienia. Stała tam wieża, w której - wedle legendy -
„pokutowała” za liczne grzechy Maryna. Wieża ta, jak mówili
okoliczni mieszkańcy „od niepamiętnych czasów nosiła jej imię”.
Postać szekspirowskiego formatu: Julia, Ofelia i lady Makbet w
różnych okresach swojego życia. Wiernie oddał ambicje i dumę
młodej wojewodzianki sandomierskiej Puszkin w swoim dramacie o
Godunowie. Elektryzującą muzyką obdarzył jej postać Modest
Musorgski w słynnej operze.
Przez stulecia wracała w licznych wierszach, poematach,
powieściach rosyjskich i polskich. Fascynowała kolejne pokolenia
artystów. Wspaniały hołd oddał jej między innymi Michał
Sandomirski, rosyjski poeta epoki modernizmu, doskonały tłumacz
Mickiewicza. W roku 1914 ukazał się jego cykl wierszy zatytułowany
„Maryna Mniszech”. Sławna Polka jest tu traktowana jako symbol
„wiecznej kobiecości”: tajemnicza, uwodzicielska, czarująca
niegasnącą urodą... Wieczna Ewa, wieczna Laura, nieśmiertelna
Małgorzata!
Pani nie wróci już - nie wróci!
Pani - ta moja baśń bez końca!
Ale w pamięci, jak blask nikły
Wciąż świecą oczów ametysty.
Ale w pamięci... Była jesień,
Czara miłości Wenus - pusta
I na uwiędłej na pół róży -
Ślad po dotyku Pani ust.
Ja gdzieś widziałem Panią... gdzie?
Pani gdzieś wolno szła z uśmiechem.
Nie było dla mnie na tym świecie
Większej pokusy, niż w tej chwili.
Pani sylwetkę, gdzieś - za mgłą
Teraz chcę wskrzesić i przybliżyć,
Ażebyś znowu w wierszu śpiewnym
Mogła się zjawić, piękna Polko.
Maryna nie była pierwsza sławną Polką nad Wołgą, czy Dnieprem.
Sąsiednie słowiańskie ludy od dawna łączyły bliskie więzi. Kronikarze
opiewali nie tylko spory, wojny, waśnie, ale także przyjazne kontakty,
królewskie małżeństwa, wspaniałe romanse...
Bracia Słowianie
Prehistoria
Na początku była Ruś Kijowska, kraj duży i bogaty, w czasach
księcia Włodzimierza Wielkiego graniczący z państwem Mieszka I. O
ziemie przygraniczne bracia Słowianie toczyli spory. Do księcia Polan
należały na przykład Grody Czerwieńskie (Czerwień, Przemyśl, Bełz),
które Włodzimierz przywłaszczył sobie w roku 981.
Dzielny syn Mieszka, Bolesław Chrobry, odebrał te grody 27 lat
później, ale w roku 1031 utracił je znowu jego następca, Mieszko II.
Były to na Rusi czasy Jarosława Mądrego, który nie przepadał za
rodem polskich Piastów - niefortunnie bowiem potoczyły się losy
pierwszego sławnego romansu polsko-ruskiego (o ile można go w
ogóle nazwać romansem)...
W roku 1018, po śmierci ukochanej żony Emnildy, Bolesław
Chrobry wysłał posłów do Kijowa. Starał się o rękę księżniczki
Przedsławy, szlachetnej siostry księcia Jarosława Mądrego. Brat
jednak nie chciał wydać Przedsławy za Bolesława, co władca Polan
uznał za ogromną zniewagę. Pocieszył się, co prawda w ramionach
młodszej o lat 30 nowej małżonki, Ody, ale rychło wyruszył na
wschód, by pomścić swą hańbę, a dodatkowo krzywdę córki, wydanej
za starszego brata Jarosława - Świętopełka.
Ta nieznana z imienia córa Bolesława została wciągnięta w spory
rodzinne władców Rusi. Poślubiła starszego z braci, który toczył
walkę o władzę z Jarosławem. Młodszy okazał się lepszy w rodzinnej
rywalizacji, zasiadł na tronie kijowskim i Świętopełka wygnał z kraju.
Chrobry ruszył na Ruś, by bronić sprawy córki i jej męża, a przy
okazji ukarać dumną Przedsławę, która nim wzgardziła. Wojska
Bolesława rychło stanęły nad Bugiem i starły się z żołnierzami
Jarosława. Polacy odnieśli piękne zwycięstwo, zdobyli warowny gród
Wołyń, rozbili wojów Jarosława i zmusili księcia do ucieczki w głąb
kraju. Po dwóch tygodniach marszu Chrobry stał już u bram Kijowa,
jednego z najbogatszych miast Europy. Kijów poddał się po krótkim
oblężeniu. Bolesław przywrócił tron swojemu zięciowi,
Świętopełkowi. Jak pisał potem autor popularnych w Polsce
„Śpiewów historycznych”, Julian Ursyn Niemcewicz - władca Polan:
Już obległ Kijów, już baszty szerokie
Tłucze taranem, z kusz opoki ciska,
Padły świątynie i gmachy wysokie
W smutne zwaliska.
Wchodzi bohater w rozstąpione mury
Wśród radosnego wokoło żołnierza,
A miecz zwycięski podnosząc do góry,
W bramę uderza.
Nie była to co prawda, Złota Brama, zbudowana nieco później;
Bolesławowy miecz Szczerbiec też zachował się tylko w legendzie...
Nie wiadomo nawet, czy rzeczywiście pod kijowską bramą Chrobry
zapowiedział, że „tak jak padło miasto, tak następnej nocy ulegnie
siostra najtchórzliwszego z królów”, czyli nieszczęsna Przedsława.
Ponoć jednak rzeczywiście Bolesław szybko znieważył cnotę
ruskiej księżniczki, a potem - jak oburzał się niemiecki kronikarz
Thietmar - ten stary wszetecznik ze zdobytego Kijowa uprowadził
nieszczęsną damę, zapominając o ślubnej małżonce.
Na polskie gwałty uskarżali się także mieszkańcy Kijowa, którzy
przez kilka miesięcy musieli żywić polskich wojowników. Najeźdźcy
grabili miasto i w końcu wywieźli ogromne bogactwa i wielu jeńców.
W drodze powrotnej Chrobry przyłączył znowu do swego państwa
Grody Czerwieńskie, odebrane jego ojcu w roku 981.
Świętopełk nie utrzymał się na tronie zbyt długo. Już wiosną 1019
roku Jarosław Mądry zebrał wojowników i pokonał wojów starszego
brata. Chrobry pozostał teraz głuchy na ponowne prośby zięcia i nie
udzielił mu wsparcia. Podpisał z księciem Jarosławem pakt o
nieagresji.
Książę Rusi jakoś nie bardzo przejmował się losami siostry
Przedsławy, która prawdopodobnie żyła przez wiele lat w haremie
„starego wszetecznika” Chrobrego jako nałożnica.
Lepszy był los innych Rusinek, które czarowały potem polskich
Piastów. Wnuk Chrobrego, Kazimierz Odnowiciel, ożenił się z
Dobroniegą, siostrą Jarosława Mądrego. Panna przywiozła nad Wisłę
bogaty posag, a w podzięce za dary Kazimierz odesłał do Kijowa
jeńców wziętych do niewoli w czasach Chrobrego. Małżonkowie
doczekali się czterech synów i córki. Dobroniega przeżyła męża;
zmarła w Krakowie w czasach panowania swego syna Władysława
Hermana.
Sojusz Kazimierza Odnowiciela z księciem kijowskim pozwolił mu
umocnić władzę. Piastowie zbliżyli się też do władców Węgier,
Norwegii i Francji, gdzie królowały siostry Dobroniegi.
Bolesław Śmiały także wziął za żonę Rusinkę Wyszesławę,
prawnuczkę Jarosława. Dzieliła ona tragiczne losy męża wygnanego
na Węgry po zatargu z biskupem Stanisławem. Po śmierci Bolesława
wróciła do kraju z synem Mieszkiem, który ożenił się z nieznaną z
imienia księżniczką ruską. Mieszko zmarł nagle podczas uczty,
prawdopodobnie otruty przez dworaków Władysława Hermana.
Bolesław Krzywousty także ożenił się z prawnuczką Jarosława
Mądrego - Zbysławą, córką księcia kijowskiego Świętopełka II.
Urodziła Krzywoustemu trójkę dzieci, w tym pierworodnego
Władysława, zwanego później Wygnańcem. Księcia wspierali potem
wojownicy ruscy w jego walkach z przyrodnimi braćmi.
Jeden z tych braci, Kazimierz II Sprawiedliwy wydał córkę za
Wsiewołoda Czermnego, późniejszego wielkiego księcia kijowskiego.
Kazimierz Sprawiedliwy wtrącał się w nieustanne spory książąt
ruskich w Brześciu i Haliczu. Wpływy polskie objęły w jego czasach
cały pas księstw ruskich od Narwi i Biebrzy na północy po Karpaty na
południu. Wschodni sojusznicy pomogli Kazimierzowi pokonać bunt
możnych w Krakowie.
Rycerstwo małopolskie wprowadziło na tron włodzimiersko-
halicki w roku 1199 księcia Romana, który potem zerwał przymierze i
napadł na polskie ziemie. Poniósł zupełną klęskę pod Zawichostem w
roku 1205. Polacy wpływali na los ziem łączących szlaki handlowe od
Bałtyku po Morze Czarne. Pojawił się nawet pomysł utworzenia
Królestwa Halickiego, w którym rządzić mieli królewicz węgierski
Koloman i córka księcia piastowskiego Leszka Białego - Grzymisława.
Aktywna polityka ruska książąt krakowskich w XIII wieku umożliwiła
bliższe kontakty polsko-węgierskie, mające tak wielki wpływ na
historię Europy Środkowej.
Daniel książę Halicki pomagał Konradowi Mazowieckiemu w jego
walkach o tron krakowski, potem współpracował - na ogół -
przyjaźnie z Bolesławem Wstydliwym.
Ruś Kijowska w połowie XIII wieku przeżyła tragedię - potop
mongolski. Spustoszone ziemie przejmowali pod swoje panowanie
Litwini i... Polacy. Król Kazimierz Wielki, dość nieoczekiwanie dla
siebie samego, został przez los wplątany w sprawy Rusi Czerwonej -
ziemi lwowskiej, halickiej, bełzkiej, chełmskiej, włodzimierskiej...
A było to tak. Dotychczasowe bliskie związki polskich Piastów z
władcami Rusi połączyły ich silnie więzami krwi i... praw
spadkowych. W roku 1340 został otruty przez opozycję ruskich
bojarów kuzyn Kazimierza Wielkiego, książę ruski Bolesław Jerzy II
Trojdenowicz. Współczesny mu kronikarz pisał:
„Po śmierci księcia całego Królestwa Rusi, który został przez
Rusinów otruty, wspomniany Kazimierz król Polski, w chęci
pomszczenia się za zgładzenie krewnego, z wielką siłą ludu na Ruś
wtargnął. Książęta, panowie i cała szlachta ruska, nie mogąc się
oprzeć jego potędze, dobrowolnie poddali mu siebie i swoje mienie,
przyjęli go za swego pana, potwierdzając mu hołd przysięgą
wierności”.
Pomszczony w ten sposób Bolesław zmarł bezpotomnie i zgodnie z
zasadami pokrewieństwa tron jego miał przypaść Kazimierzowi.
Władca Polski już w kwietniu 1340 roku przekroczył wschodnią
granicę, zdobył Lwów i szybko podporządkował sobie całą Ruś
Halicką. Jak pisał kronikarz Trzaska, Kazimierz „zabrał stamtąd liczne
łupy w srebrze, złocie i drogich kamieniach, skarbiec dawnych
książąt, w którym widać było kilka złotych krzyży”.
Ostateczne zwycięstwo nie przyszło jednak łatwo. Bojar Dietko
zorganizował antypolskie powstanie i sprowadził na pomoc Tatarów.
Król Kazimierz osobiście prowadził swoje wojska do walki z wrogami
we wschodniej Małopolsce. Pokonał najeźdźców nad Wisłą, ale z
powodu dużych strat musiał się wycofać. Dopiero w roku 1344
przyłączył do Korony ziemię przemyską i sanocką. Od roku 1349
zaczęła się systematyczna ekspansja polska na wschodzie. Kazimierz
budował zamki obronne we Lwowie, Przemyślu, Sanoku i innych
miastach; obwarował Lwów i Krosno. Wschodnie zdobycze
Kazimierza Wielkiego wchodziły w skład Korony aż do trzeciego
rozbioru Polski, a po roku 1918 wróciły do II Rzeczypospolitej.
Niewiele było przesady w słowach autora „Śpiewów
historycznych”, gdy pisał:
Już pod berło Kazimierza
Cisną się bliskie narody,
Zakres się państwa rozszerza:
Ci, co piją Sanu wody,
Wołyń naówczas bezdrożny,
I Lwów, i Halicz przemożny.
Ruś Czerwoną nawiedzały potem różne wojska; w roku 1399,
kiedy król Jagiełło bawił na Litwie, do Krakowa dotarła wieść o
opanowaniu Przemyśla, Jarosławia, Halicza i Lwowa przez wojska
węgierskie. Wtedy na czele odwetowej wyprawy polskiej stanęła sama
królowa Jadwiga. Odniosła efektowne zwycięstwo. „Czegoż na czele
Polaków nie dokażą odwaga i piękność - zachwycali się kronikarze. -
Jednym miecza pędem z całej Rusi wygnała wroga, częścią szturmem,
częścią przez dobrowolne poddanie się”.
Potem... Polska lepiej lub gorzej, ale na ogół dość skutecznie
chroniła swoje wschodnie kresy przed mongolsko-tatarską
cywilizacją, przeszczepianą gwałtem na pobliski, moskiewski grunt.
Pod płaszczem Jadwigi
„Jadwigo - jesteś świętą patronką Polski, za twoją sprawą
zjednoczoną z Litwą i Rusią: Rzeczypospolitej Trzech Narodów” -
mówił u schyłku XX wieku papież Jan Paweł II.
Trzech narodów! Tak - choć oficjalnie mówiło się zawsze o
„Rzeczypospolitej Obojga Narodów”. Jeden naród gdzieś się zgubił,
choć był liczny, malowniczy i potężny, sławiony w „dumkach i
szumkach”. Między Warszawą i Moskwą znajdował się przecież Kijów
i cała tak zwana potem „Mała Ruś”, wchłonięta niegdyś zrządzeniem
losu przez wojowniczych Litwinów.
W czasach Jadwigi i Jagiełły sprawy Litwy stały się sprawami
polskimi. Problemy Litwy wiązały się wtedy ściśle z ziemiami
dzisiejszej Ukrainy W skład sprzymierzonej z Koroną Litwy wchodziły
wtedy odwieczne ziemie ruskie, do których rościli sobie pretensje
władcy państwa moskiewskiego.
Wielkie Księstwo Litewskie przybliżyło Kraków do Moskwy i
wciągnęło w orbitę swojej polityki wschodniej. Sprawy ruskie stawały
się coraz bardziej problemami polskimi, bo ogromną większość
ludności Litwy stanowili... prawosławni Rusini.
200 lat przed narodzinami Jagiełły Litwa była małą, dziką krainą,
wojowniczych pogan, oddających boską cześć świętym drzewom,
wężom, bogom ognia i piorunów. Mieszkali w gęstych lasach.
Organizowali wyprawy wojenne na wszystkich sąsiadów, dawali się
we znaki Polakom na Mazowszu, docierali w odległe zakątki Rusi,
walczyli z rycerskimi zakonami Kawalerów Mieczowych (na
dzisiejszych terenach Łotwy i Estonii), później z Krzyżakami spod
Malborka.
Natomiast już w czasach ojca Jagiełły, Wielkiego Księcia Olgierda,
Litwa była jednym z największych krajów w Europie. Przejmowała
kolejno wyludnione, ogromne prowincje ruskie, podbijała bez wysiłku
ziemie w kotlinie Niemna, dorzeczu Dniepru - aż do Morza Czarnego.
Imperium litewskie miało 80 procent ziem i ludności ruskich.
Fantastyczną karierę pogańskiej Litwie umożliwił mongolski
zdobywca połowy świata, krwawy geniusz wojny - Dżyngis-chan. W
roku 1206 zjednoczył plemiona dzikich pasterzy i wojowników
mongolskich nad rzeką Ononem (dopływem Bajkału) i został uznany
chanem, czyli władcą powszechnym. Zorganizował sprawną,
wielotysięczną armię konną i przy jej pomocy podbił Chiny, Koreę,
olbrzymi obszar od Dniepru do Donu. Podlegały mu księstwa ruskie
wraz z Kijowem i Moskwą. Najazdy dzikich wojowników osłabiły
wielką, potężną i kulturalną Ruś. Miasta i wsie zamieniły się w
cmentarzyska szkieletów. Wnuk okrutnego wojownika, Batu-chan, w
roku 1236 podbił mieszkających nad Wołgą Bułgarów, potem zdobył
Moskwę, Suzdal i Włodzimierz. Tylko wiosenne roztopy ocaliły Wielki
Nowogród. Zimą 1240 roku wojownicy Batu, nazywani Tatarami (od
nazwy jednego z plemion mongolskich) przeszli po lodzie Dniepr i
napadli na Kijów. Stolica Rusi została zdobyta i zupełnie zniszczona.
W kilka lat po najeździe kwitnącego niegdyś, europejskiego miasta,
legat papieski naliczył w Kijowie dwieście zamieszkałych domów, a
na wielkich przestrzeniach dookoła nie spotykał żywych ludzi, lecz
rozrzucone po stepach kościotrupy.
W roku 1241 nastąpił najazd tatarski na Węgry i Polskę. 9
kwietnia doszło do wielkiej bitwy pod Legnicą, w której zginął
waleczny książę polski, Henryk Pobożny. Okrucieństwa mongolskie
zapamiętały na wieki miasta: Wrocław, Opole, Sandomierz i Kraków.
Osłabienie Polski i Rusi wykorzystywali w drugiej połowie XIII
wieku wojowniczy Litwini. Utrzymywali się przede wszystkim z
łupów wojennych. Dawali się we znaki wszystkim sąsiadom.
Zajmowali przede wszystkim wyludnione ziemie ruskie. Litewscy
książęta stykali się teraz z nadal wielką, ocalałą, prawosławną kulturą
ruską. Ulegali też wpływom Polaków, których kobiety „Laszki-
kochanki” i niewolnice szczególnie sobie cenili. W Europie Środkowej
był jeszcze jeden wielki i potężny gracz: zakon krzyżowy, zbrojne
ramię rzymskiego papieża, niebezpieczne dla Polaków, Litwinów i
prawosławnych obywateli Kijowa czy Moskwy. Ze światem islamu
krzyżowcy z północy rzadko kiedy mieli okazję się stykać.
Osłabienie Rusi po najazdach mongolskich wykorzystał przede
wszystkim zdolny wódz litewski Mendog. Władzę na Litwie zdobył po
roku 1230. Zdecydował się na sojusz z Krzyżakami i w roku 1251 z
ich rąk przyjął chrzest. W dwa lata później otrzymał od papieża
Innocentego IV koronę królewską. Ekspansję swoich wojowników
skierował na ziemie ruskie. Rzymska, czy jak mówiono wśród pogan
„niemiecka” wiara, nie zyskała uznania Litwinów. Mendog w roku
1261 zerwał z katolicyzmem. Zginął zamordowany dwa lata później.
Spiskowcy wykorzystali sytuację - drużyna władcy przebywała
daleko, na zwycięskiej wyprawie za Dnieprem.
Syn Mendoga, Wojsiełk, pomścił śmierć ojca, choć był...
prawosławnym zakonnikiem! Kultura ruska coraz bardziej
zakorzeniała się wśród nowych elit litewskich. Po powrocie do
zakonników Wojsiełk władzę na Litwie przekazał rodowitemu
Rusinowi z Halicza. Jego następca Trajden (1270 - 1282) był z kolei
„stuprocentowym” poganinem. Polakom dokuczały liczne najazdy
wojowników Trajdena.
Poganie, prawosławni, katolicy występowali często w jednej
litewskiej rodzinie; szczególnie w czasach kolejnej dynastii, którą
założył wielki książę Giedymin. Panował w latach 1316 - 1341. Swoje
ogromne państwo podzielił między siedmiu synów. Jawnuta, Olgierd i
Kiejstut byli poganami, pozostali wyznawali prawosławie. Najmłodszy
syn Jawnuta miał być zwierzchnikiem państwa i tylko on władał
ziemiami czysto litewskimi; pozostali dostali ziemie litewskie i ruskie,
bądź wyłącznie ruskie. Jawnuta nie był zręcznym politykiem - w roku
1344 brat Kiejstut pochwycił go i osadził w więzieniu. Pomagał mu w
tym przejęciu władzy książę Olgierd, ojciec Jagiełły.
Jawnuta uciekł do Moskwy, przyjął chrzest prawosławny i imię
Iwana.
Olgierd - Ojciec Jagiełły
Poganie, bracia Kiejstut i Olgierd, zgodnie teraz rządzili
dziedzictwem Giedymina. Olgierd stał się najważniejszą osobą w
państwie. Chciał opanować nawet całą Ruś! W roku 1361 przyłączył
do Litwy Kijów. W roku 1368 próbował zdobyć Moskwę.
Popularny na Litwie jako „poganin”, czyli obrońca wiary
przodków, miał jednak kolejno dwie prawosławne żony-Rusinki:
Marię Witebską i Julianę z Tweru. Z pierwszą miał 5 synów - Fedora,
Andrzeja, Dymitra, Konstantego i Włodzimierza, oraz trzy córki.
Z księżniczki twerskiej Juliany urodzili się synowie: Jagiełło,
Skirgiełło, Korybut, Lingwen, Korygiełło, Wigunt, Świdrygiełło oraz
pięć córek.
Synowie z pierwszego małżeństwa nosili imiona chrześcijańskie -
ruskie, więc bez wątpienia wyznawali prawosławie. Olgierdowicze z
drugiego małżeństwa mieli imiona „pogańskie” - litewskie. Wynika z
tego, że różni bracia mieli zyskiwać popularność i poparcie w różnych
częściach kraju. Religia była traktowana dość instrumentalnie. Brat
stryjeczny Jagiełły, Witold, syn Kiejstuta, nie przejmował się
specjalnie sprawami religii, skoro najpierw wyznawał pogańską wiarę
przodków, potem jako sojusznik Krzyżaków przyjął „chrzest starego
Rzymu” w roku 1383, następnie w roku 1384 na życzenie Jagiełły
przyjął wiarę prawosławną, by w końcu wrócić na łono Rzymu w
roku 1386. Trzeci chrzest miał miejsce w Krakowie, kiedy to razem z
Jagiełłą ochrzciła się cała Litwa.
Syn Olgierda, Jagiełło, spędził na Litwie dzieciństwo, młodość i
wiek dojrzały. Kiedy brał ślub z 12-letnią Jadwigą miał lat 35. Był
doskonałym politykiem, zaprawionym w szkole życia. Potrafił rządzić
twardą ręką. Słuchali go poganie na Litwie i prawosławni Rusini w
najdalszych zakątkach kraju. Długo pozostawał w kawalerskim stanie.
Jako następca możnego władcy czekał na małżonkę odpowiednią dla
Wielkiego Księstwa, wzmacniającą pozycję Litwy.
Jagiełło-polityk był tworem zarówno litewskiej, jak i ruskiej
kultury. Miasto jego matki, Twer, położony na północ od Moskwy od
X do XV wieku pozostawało pod wpływem wielkiego ośrodka kultury
ruskiej, Wielkiego Nowogrodu (niedaleko dzisiejszego Petersburga).
Matka Jagiełły, Juliana, ślub z Olgierdem wzięła w roku 1350.
Średnio co dwa lata rodziła mężowi dzieci. Oficjalnie były one
wychowywane „w pogaństwie”; prawosławna matka zapewne jednak
przekazywała im wiedzę i wiarę swoich przodków.
Osoba takiego formatu jak Juliana na pewno zadbała o
wykształcenie ulubionego syna, przeznaczonego do panowania na
całej Litwie. Przyszły król Polski umiał nie tylko mówić, ale i pisać po
rusku. Język ruski był aż do schyłku XVII wieku „łaciną europejskiego
Wschodu”. Na terenach rdzennej Polski wiele dokumentów pisano
alfabetem ruskim.
Lech, Czech i Rus
Podobno ojcami bratnich plemion słowiańskich nad Wisłą,
Wełtawą, Dnieprem i Wołgą byli starożytni Sarmaci. Ponad tysiąc lat
temu bracia Lech i Czech przyjęli chrzest z Rzymu i oddzielili się od
Rusa, który związał się z Konstantynopolem. Najazd mongolski
pogłębił różnice w rozwoju Słowian. Polacy czy Czesi szybko leczyli
rany, natomiast Rusini przez dwa stulecia znosili okrutne azjatyckie
jarzmo. Przyswoili sobie wiele mongolskich i tatarskich cech. Dopiero
po wielu latach byli w stanie zyskać świadomość dramatu własnej
historii. Znakomity filozof XIX-wieczny Wissarion Bieliński pisał:
„Najazd tatarski spoił rozbite części Rosji jej własną krwią. Był to
wielki pożytek, jaki przyniosło Rosji trwające przez dwa wieki jarzmo
tatarskie; lecz jakąż wyrządziło jej krzywdę, ile zaszczepiło wad!
Zamknięcie kobiet, niewolnictwo w dziedzinie myśli i uczuć, knut,
przyzwyczajenie do zakopywania pieniędzy w ziemi i do chodzenia w
łachmanach z obawy, by nie wyglądać na bogacza, przekupstwo
sprawiedliwości, azjatyckie obyczaje [...].
Czechy i Polska byłyby mogły spowodować kontakt Rosji z Europą
i same przynieść jej także pożytek jako plemiona o wyrazistym
charakterze, ale odsunęła je na zawsze wroga różnica wyznań”.
W czasach Jadwigi i Jagiełły różnice między „łacinnikami” a
„grekami” były już tak wielkie, że obie strony wyklinały się
nawzajem, obdarzały epitetami „schizmatyków” i „heretyków”.
Cerkiew prawosławna, aby przetrwać, musiała przyjąć „mongolskie”
reguły gry. Czyniła to tym chętniej, że najeźdźcy akceptowali w
podbitych krajach każdą władzę i każdą religię, która zapewniała
posłuszeństwo i bogaty okup. Jurij Afanasjew pisał w książce „Groźna
Rosja”:
„Kiedy na terytorium Rusi pojawił się władca - nie prawosławny
chrześcijanin, tylko innowierca: mongolski chan, Kościół
prawosławny pośpiesznie go uznał i począł odprawiać modły w jego
intencji. Mongolsko-tatarskie władze miały protekcjonalny stosunek
do wszystkich religii, które mogły zagwarantować im posłuszeństwo
podbitych ludów, z kolei Mongołowie zapewnili rosyjskiemu
Kościołowi liczne przywileje”.
Urzędnicy mongolscy mieli zakaz konfiskowania ziem kościelnych,
zbierania podatków, brania „ludzi cerkiewnych” do wojska.
Cerkiew uczyła się pokory wobec wszelkiej władzy. Przyznawała
zwycięskim wodzom i „ojcom narodu” atrybuty boskie. W
świątyniach płonęły świece i przed świętymi obrazami - i przed
portretami carów.
Po najeździe mongolskim centrum państwowe Rusi przeniosło się
bardziej na wschód, w okolice Moskwy. Azjatycki szok mijał.
Imperium Dżyngis-chana słabło, państwo moskiewskie rosło w siłę. I
to w zaskakująco szybkim tempie!
W czasach Jagiełły ziemie ruskie zajmowali rywalizujący z sobą
książęta, uznający bądź nie – zależnie od okoliczności – protektorat
Litwy. W bitwie pod Grunwaldem pod wodzą księcia Witolda
walczyły z Krzyżakami także chorągwie ruskie. W XV wieku potęga
mongolska słabła. Ruś wykorzystała sytuację. Jej centrum stała się
Moskwa.
Polsce i Litwie wyrastał na wschodzie coraz silniejszy rywal.
Trzeci Rzym
Syn Władysława, Kazimierz Jagiellończyk, jako władca Polski i
Litwy, z niepokojem obserwował rosnącą w ciągu XV stulecia potęgę
państwa moskiewskiego. Wielki książę Iwan III Srogi poślubił Zofię
Paleolog, wnuczkę cesarzy bizantyjskich. Uważał, że jego państwo jest
teraz bezpośrednim następcą Bizancjum, obrońcą jedynie prawdziwej
wiary prawosławnej, a Moskwa staje się teraz „trzecim Rzymem”. W
roku 1480 zrzucił zwierzchnictwo chana Złotej Ordy i dążył do
przyłączenia do swego państwa wszystkich ziem ruskich, także
zawojowanych przez Litwinów.
Okazało się, że wielu kniaziów i bojarów ruskich na Litwie chce
przyjąć zwierzchnictwo Iwana III. Jako prawosławni czuli się
dyskryminowani w kraju Jagiellonów, bo najwyższe godności
państwowe były - zgodnie z prawem - przeznaczone dla katolików.
Buntownicy w 1480 roku w porozumieniu z Moskwą chcieli nawet
zamordować króla i oderwać dużą część ziemi ruskich od Litwy.
Spisek wykryto w porę, spadły głowy, jednak ostatecznie udało się
przeciwnikom Kazimierza Jagiellończyka przyłączyć do Moskwy
Wielki Nowogród, Siewierszczyznę i część Białej Rusi.
Syn Kazimierza, Jan Olbracht, w latach 1486 - 1490 był zastępcą
króla na Rusi. Zabezpieczał granice, znosił zagony tatarskie. Był
zwolennikiem pokoju z Moskwą. Jego młodszy brat Aleksander był
przygotowywany do roli wielkiego księcia Litwy. Żeby wzmocnić
pokojowe tendencje po obu stronach bardzo ruchomej w owym czasie
granicy, Jagiellonowie rozpoczęli w Moskwie starania i rękę córki
Iwana Srogiego, Heleny, dla Aleksandra.
Największy problem stanowiła różnica wyznania. Aleksander
Jagiellończyk był bardzo pobożnym katolikiem, Helena zaś,
prawnuczka cesarzy bizantyjskich, wyznawała prawosławie. Iwan
Srogi gotów był wydać córkę za księcia Litwy pod warunkiem, że
zachowa ona wiarę przodków i wzmocni wpływy prawosławia w
państwie Jagiellonów. Iwan III miał opinię wielkiego obrońcy
prawosławia; w jego czasach podjęto decyzję o karaniu heretyków
śmiercią.
Pertraktacje komplikowały nieustanne konflikty na pograniczu
litewsko-moskiewskim. Kniaziowie ruscy z tego terenu przechodzili
wraz ze swoimi terytoriami to na jedną, to na drugą stronę. Iwan
Srogi walczył o granice z czasów Olgierda, kiedy to Smoleńsk nie
należał do Litwy, a Brańsk zadnieprzański przechodził z rąk do rąk.
Moskwa w czasach Srogiego była znacznie silniejsza niż w czasach
Jagiełły i Witolda. Zdobyła Wiazmę i liczne grody nad Oką.
Wyczerpane walkami strony w końcu podpisały układ pokojowy 5
lutego 1494 roku, a wzajemną zgodę miały uwieńczyć zaręczyny
Heleny z Aleksandrem. Iwan Srogi zażądał od przyszłego zięcia, by
wydał dokument z pieczęcią, że nie będzie „córki jego nudził ku
rzymskiemu zakonowi; ma ona dzierzyć swój grecki zakon”, czyli
wiarę prawosławną. Posłowie Aleksandra zauważyli, że Helena sama
może przyjąć rzymską, czyli katolicką wiarę, jeśli taka będzie jej
wola.
- Na to jej woli nie dajem! - zawołał rozgniewany Iwan Srogi.
Panowie polscy i litewscy zgodzili się wydać odpowiedni
dokument i z Wilna wyruszyło na początku grudnia 1494 roku
uroczyste poselstwo po pannę młodą. Iwan Srogi podarował córce
wspaniałą ikonę Matki Boskiej, na której w blaszanym brzegu
wyrysowano później postać klęczącej kobiety w moskiewskim stroju,
uważany za wizerunek samej Heleny, kobiety nadzwyczaj pięknej. Na
jej widok posłowie Aleksandra zaniemówili z zachwytu i „lubowali się
jej krasotą”, jak świadczą stare kroniki. Córka Iwana Srogiego i Zofii
Paleolog miała w chwili ślubu niespełna 19 lat. Na Litwie
opowiadano, że w posagu wniosła mężowi tylko trzewiki wyszywane
perłami. Iwan Srogi słynął ze „skrzętności majątkowej”, jak to określił
polski historyk Fryderyk Papee. Córka była równie skrzętna i pod
koniec życia miała zebrany pod opieką wileńskich bernardynów skarb
szacowany na 400 tysięcy dukatów; suma ogromna na owe czasy, bo
cały roczny dochód króla polskiego wynosił na przykład 50 tysięcy
dukatów. Były tam złote i srebrne naczynia, suknie, cenne materie,
klejnoty i inne kosztowności.
Iwan Srogi z całą rodziną odprowadził córkę do Dorogomiłowa.
Potem Helena jechała z licznym orszakiem w pięknym powozie,
wyścielanym sobolami i szkarłatem, w stronę Smoleńska, Witebska i
Połocka. W miastach przygranicznych wszędzie witała ją
uszczęśliwiona ludność - jako zwiastuna pokoju. Ona po drodze
wstępowała do cerkwi i do domów szlacheckich, częstowała
dostojników winem, całowała ich żony i córki.
Kilka kilometrów przed Wilnem ukazał się jej oczom Aleksander
na koniu; wtedy Helena wyszła po dywanie rzuconym na ziemię z
powozu. Książę podszedł do niej, podał rękę i „k’sobie jeji pryniał”.
Aleksander był postawny, krępy, kościsty i muskularny. Słynął z
tęgości fizycznej, nie miał jednak zbyt lotnego umysłu i daru
wymowy. Dłużej niż inni bracia przebywał w szkole mistrza Jana
Długosza; z łaciną miał kłopoty, ale nauczył się bardzo starannego
doboru współpracowników, co w przyszłości miało mu przynieść
sporo sukcesów. Aleksander Jagiellończyk zasłynął także z
wrażliwości artystycznej i miłego usposobienia - to pozwoliło mu
znaleźć wspólny język z piękną Heleną.
Pod Wilnem młodzi krótko porozmawiali, potem książę znów
dosiadł konia, a Helena zajęła miejsce w powozie. W stołecznym
grodzie Aleksander udał się wprost do kościoła świętego Stanisława, a
jego narzeczona do soboru Preczysteńskiego. Tam po nabożeństwie
moskiewskie damy rozplotły jej włosy, włożyły na głowę strój ślubny
i obsypały chmielem. Orszak panny młodej udał się teraz do katedry
św. Stanisława. Ślubu dopełnił biskup katolicki Wojciech Tabor, a
przysłany z Moskwy pop Toma także „modlitwy goworił” i podawał
pannie młodej wino. Rozbił potem kieliszek. Księżna Riapolowska
trzymała nad Heleną wieniec.
Taki to był kompromisowy ślub rzymsko-grecki, 15 lutego 1495
roku. Młodzi przypadli sobie do gustu. Helena pisała potem do ojca,
że Aleksander ma zawsze dla niej „cześć, poważanie i taką miłość,
która cechuje dobrego męża”.
Helena nie przyniosła jednak upragnionego pokoju litewskiej i
ruskiej ziemi, trapionej przez nieustanne wyprawy tatarskie,
wspierane po cichu przez Iwana Srogiego. Biograf Aleksandra,
historyk Uniwersytetu Jagiellońskiego Fryderyk Papee, pisał:
„Zdawałoby się, że z przybyciem Heleny moskiewskiej wzmoże się
wpływ ruski na dworze wileńskim. Nic takiego nie zaszło. Iwan III
bardzo się o to gniewał, że Aleksander polecił żonie odłożyć
moskiewskie ubranie, a przywdziać szaty litewskiego dworu, że
odesłał jej moskiewskie otoczenie, a przydzielił dworzan rzymskiego
zakonu, że nawet ochmistrzem dworu wielkiej księżny zamianował
takiego pana, który nie był greckiego wyznania i nie był żonaty.
Helena z początku była między młotem a kowadłem, ale wkrótce
stanęła stanowczo po stronie męża. Odsłała do Moskwy popa Tomę -
‚pop Toma nie po mojskoj’ (nie po mojej myśli), pop iz Wilny dobrie
dobr’; w sprawie budowy cerkwi na zamku oświadczyła, że jej blisko
do soboru Preczystej, od posyłania tajnych wiadomości usunęła się, a
interesy Litwy zawsze popierała w Moskwie. Słowem była dobrą
wielką księżną litewską, jak była dobrą żoną; Aleksander rad widział
żonę przy swoim boku w podróżach, jak niegdyś Kazimierz; naprzód
wkrótce po ślubie w drodze do Grodna i Breszt, potem przy wizytacji
północno-wschodnich rubieży w r. 1497 (Połock, Witebsk, Smoleńsk),
potem w Brześciu 1499/1500, ona zaś podzielała kulturalne
zamiłowania męża. Niejednokrotnie Aleksander asygnował zasiłki dla
muzyków, których oboje lubili słuchać, a słynnego kierownika kapeli
krakowskiej, Henryka Fincka, zatrzymał w swoim państwie aż do
końca rządów. Uwagi godną jest rzeczą, że wielka księżna kupuje w
Brześciu książki za poważną sumę 25 kop groszy”.
Z uwagi na różnice wyznań małżonków pojawiły się pomysły
wprowadzenia w życie unii kościelnej, zgodnej z uchwałami soboru
florenckiego. Zwolennikiem unii był metropolita kijowski Józef
Sołtanowicz oraz biskup wileński Wojciech Tabor. Dostojnicy
katoliccy żądali od prawosławnych jedynie uznania zwierzchności
kościelnej papieża; wszelkie obrzędy „greckie’ miały być zachowane.
Tego typu pomysły były propagowane wśród kniaziów i bojarów w
całym księstwie.
Nadworny pisarz Heleny, Iwaszko Sapieha, zdobył od papieża
pozwolenie na budowę w swoich dobrach w powiecie bracławskim
kościoła, w którym wspólnie mogliby odprawiać nabożeństwa
katolicy i „grecy”, uznający zwierzchność Rzymu.
Kiedy Iwan Srogi dowiedział się o agitacji unijnej na Litwie,
wystąpił zdecydowanie w obronie jedynie słusznej, prawosławnej
wiary. Zagroził córce ojcowskim przekleństwem, sam zaś zaczął wabić
do siebie kniaziów prawosławnych po polskiej stronie.
Na wiosnę 1500 roku wybuchła otwarta wojna Litwy z Moskwą.
Poczynania Iwana wspierał na południu tatarski sojusznik Mengli-
Girlej, był to jednak kłopotliwy wspólnik - pustoszył zdobyte ziemie w
okolicy Kijowa do tego stopnia, że dla wojsk moskiewskich już
„kormu”, czyli żywności „nie stało”. Iwan Srogi zajął Zadnieprze.
Litwini ponieśli klęskę pod Wiedroszą; do niewoli dostali się liczni
dostojnicy z hetmanem Ostrogskim na czele. Było to pierwsze wielkie
zwycięstwo Moskwy w zmaganiach z Księstwem Litewskim.
Iwanowi III nie udało się jednak zdobyć strategicznych grodów,
Smoleńska i Kijowa. Dyplomacja polska i litewska doprowadziła do
antymoskiewskiego sojuszu z Inflantami i chanem ordy
Nadwołżańskiej.
W roku 1501 zmarł król Polski, Jan Olbracht. Nowym władcą
został książę Litwy - Aleksander. Miał być koronowany w Krakowie.
Pojawił się wtedy problem wyznania jego żony. Papież nie zgadzał
się, by „schizmatyczka” została królową katolickiego kraju.
Aleksandra namawiał do rozłąki z żoną! W końcu Helena jednak nie
była koronowana. Po staraniach doskonałego dyplomaty Erazma
Ciołka w Rzymie papież wydał tylko zezwolenie na wspólność
małżeńską Aleksandra z Heleną „póki życia Iwana III”.
Aleksander patrzył teraz z szerszej perspektywy na sprawy polityki
europejskiej. Sytuacja Korony i Litwy była na początku 1502 roku
bardzo zła. Iwan Srogi podburzał Tatarów do licznych najazdów; Ruś
Czerwona była tak wyludniona, że w kancelarii królewskiej powstały
plany jej kolonizacji poprzez ludność Królestwa, a nawet Sasów,
Czechów i obywateli zachodniej Europy. Dla obrony Rusi
zastosowano dość nowatorskie i szokujące w swoim czasie
rozwiązanie: pod broń powołano ludność wiejską. W każdej wsi co
czterech chłopów miało uzbroić piątego w dzidy, tarcze, łuki, proce,
widły, maczugi, zaopatrzyć w żywność na cztery tygodnie i pracować
za takiego wojaka na roli, aby mógł bronić wspólnej ojczyzny.
„Ordynacja obrony Rusi” wzywała chłopów, by wszyscy „nawzajem
się bronili, choćby mieli raczej umrzeć jak dobrzy chrześcijanie, niżeli
być pędzeni jak bydło na zagładę”.
W każdym powiecie mieli być wybrani przywódcy ludu, na
których wezwanie powinni się stawiać chłopscy wojownicy, na
wiadomość o niebezpieczeństwie tatarskim.
Sejmik wojnicki ordynację ruską zatwierdził, zmieniając tylko
jeden z zapisów; do nowego wojska kierowano nie co piątego, ale co
dziesiątego chłopa. Wojsko takie okazywało się przydatne w licznych
potyczkach z Tatarami. Także podczas otwartej wojny z Moskwą,
kiedy Iwan Srogi postanowił zdobyć wreszcie upragniony Smoleńsk.
Armią dowodził brat Heleny, książę Dymitr. Miasta bronił
doświadczony komendant Stanisław Kiszka, który odparł szturm
generalny 16 września 1502 roku, a potem organizował udane
„wycieczki” na przeciwnika.
Iwan był jeszcze za słaby na Koronę i Litwę. Jednak w roku 1503
zawarto bardzo korzystny dla niego sześcioletni rozejm. Uznano
powojenne status quo. Na Zadnieprzu pozostały przy Litwie tylko
ciągle pustoszone przez Tatarów ziemie kijowskie. Tereny na wschód
od Smoleńska były pod panowaniem Moskwy. W sumie Litwa utraciła
prawie czwartą część swego terytorium!
Helena ze smutkiem obserwowała spustoszenia wojenne. W listach
do ojca podkreślała dobroć Aleksandra, który „wziął ją bez posagu” i
zapewnił zupełną wolność wyznania.
„Poddani moi widzieli we mnie zwiastuna pokoju, a tymczasem
przyniosłam im tylko krew, pożogę i łzy, jakbym na to tylko wydana
była na Litwę, aby podpatrywać jej słabe strony - pisała Helena do
Iwana Srogiego. - A ci kniaziowie przechodni [z pogranicza], istni
Kainowie, po szyję we krwi zbroczeni, którzy dawniej zdradzali
Moskwę, a teraz zdradzają Litwę, jakoż zasługują na wiarę u ciebie,
ojcze”.
W listach do matki Helena prosiła, by została rzeczniczką pokoju.
Zofia Paleolog przysyłała córce listy z błogosławieństwami; ojciec
częściej groził przekleństwem i nieustającą wojną w przypadku
zerwania z prawosławiem.
Rywalizacja
Iwan Groźny i Batory
Iwan III Srogi zmarł 27 października 1505 roku. Na tron
moskiewski wstąpił jego syn Wasyl III. Był zręcznym politykiem i
dyplomatą - w ciągu 15 lat podporządkował sobie Psków, Riazań i
księstwo nowogrodzko-siewierskie; szczęśliwie walczył z Tatarami
krymskimi.
Na stronę cara Wasyla nieoczekiwanie przeszedł kniaź litewski
Michał Gliński, wywodzący się z Tatarów, ale wykształcony na
Zachodzie katolik. Miał zatargi z innymi panami litewskimi, z którymi
- dzięki pomocy Moskwy - mógł się rozprawić. Odznaczył się potem w
walkach cara z Tatarami - a w końcu „jako Polak walczył z
Polakami”; pomógł Moskwie opanować Smoleńsk i inne litewskie
grody (1514). Miał nadzieję, że car uczyni go namiestnikiem ziemi
smoleńskiej, ale Wasyl komu innemu przyznał ten zaszczyt. Wtedy
obrażony książę próbował przeprosić się z Jagiellonami. Car
dowiedział się o planach „zdrady” Glińskiego; kazał oślepić
nieszczęśnika i wsadził do lochu. Żeby uniknąć śmierci, musiał przejść
na prawosławie. Po 14 latach więzienia został uwolniony na prośbę
swojej siostrzenicy Heleny, żony Wasyla III. Opiekował się nawet czas
jakiś małym carewiczem Iwanem. Zawistni dworacy oskarżyli kniazia
o próbę przejęcia władzy. Gliński znów trafił do lochu i w carskiej
niewoli zakończył życie.
Były to już czasy panowania w Rzeczypospolitej króla Zygmunta I,
zwanego potem Starym. Ozdobą jego panowania było efektowne
zwycięstwo księcia Konstantego Ostrogskiego nad wojskami
moskiewskimi pod Orszą, 8 września 1514. Nad brzegami górnego
Dniepru połączone siły polsko-litewskie, liczące około 35 tysięcy
żołnierzy, pokonały 80-tysięczną armię moskiewską.
Bitwa pod Orszą stała się w epoce Jagiellonów równie sławna, jak
Grunwald, choć podobnie jak w roku 1410 nie udało się Polakom i
Litwinom wykorzystać w pełni sukcesu na polu walki. Zdobyty przez
cara Wasyla parę dni wcześniej Smoleńsk pozostał w rękach
moskiewskich. Na murach twierdzy powieszono wielu zwolenników
Litwy, z kolei do polskiej niewoli trafiło wielu moskiewskich
żołnierzy. Car nie chciał ich wykupić lub wymienić. Twierdził, że
„ten, kto się dostał do niewoli - nie żyje”.
Kiedy car Wasyl umierał (1533), następca tronu znany potem jako
Iwan IV Groźny, miał trzy lata. W jego imieniu decyzje podejmowała
matka Helena Glińska.
Osłabienie kraju po śmierci starego cara usiłowali wyzyskać
Litwini, wspierani przez Koronę. Po wzajemnej wymianie ciosów
zawarto pięcioletni rozejm. W czasach Iwana Groźnego państwo
moskiewskie podporządkowało sobie Kazań i Astrachań; żołnierze
cara przekroczyli linię Uralu. Zaczęła się ekspansja Moskwy na
Syberii - Rosjanie zdominowali zachodnią część lodowatej krainy, a
chanat syberyjski praktycznie przestał istnieć.
Iwanowi IV nie udało się jednak osiągnąć najważniejszego celu:
zdobycia dogodnego dostępu do Bałtyku. Przegrał walkę o Inflanty z
władcami Polski i Litwy, Zygmuntem Augustem i Stefanem Batorym.
Pretekstem do wyprawy cara Moskwy na ziemie Zakonu
Inflanckiego była zaległa danina od jednego z miast. W roku 1557
wyruszyła karna ekspedycja Iwana Groźnego, pustosząc ziemie
Zakonu. W tym samym czasie ziemie inflanckie rozszarpywali inni
sąsiedzi, Duńczycy i Szwedzi. Ryga zdecydowała się w końcu przyjąć
protekcję polską.
Car chciał zneutralizować niebezpiecznego rywala i zaproponował
Zygmuntowi Augustowi porozumienie w sprawie Inflant,
przypieczętowane małżeństwem Iwana Groźnego z jedną z sióstr
króla Polski. Poseł moskiewski otrzymał dokładną instrukcję od 30-
letniego Iwana:
„Jadąc drogą do Wilna, zasięgaj języka o siostrach królewskich, ile
mają lat, jakiego są wzrostu, jakiej budowy, jaki mają charakter i
która z nich ładniejsza? Która z nich ładniejsza, to o niej właśnie
rozmawiaj z królem. Jeśli starsza królewna będzie równie ładna jak i
młodsza, lecz będzie miała więcej niż 25 lat, to nie mów o niej, lecz o
młodszej. Dowiaduj się pilnie, aby nie była chora i niezbyt chuda”.
Iwana spotkał wielki despekt w stolicy Litwy: jego poseł usłyszał,
że o małżeństwie może być mowa dopiero po zwróceniu przez
Moskwę zagarniętych terenów przygranicznych.
Tymczasem Inflanty po układzie podpisanym w Wilnie 28
listopada 1561 roku stały się świeckim księstwem,
podporządkowanym całkowicie Litwie i Polsce.
Rozpoczęła się wojna o Inflanty. W lutym 1563 roku wojska Iwana
Groźnego zdobyły Połock, potem sukcesy odnosili Polacy i Litwini
nad Ułą i pod Orszą. W roku 1570 podpisany został trzyletni rozejm.
Posłowie polscy sugerowali, że wobec spodziewanej, bezpotomnej
śmierci Zygmunta Augusta, chętnie powitają na tronie
Rzeczypospolitej Iwana jako męża polskiej księżniczki...
Po zgonie władcy Rzeczypospolitej w Moskwie rzeczywiście
pojawiło się poselstwo z Polski, a Iwan w pięknych słowach zalecał
im swoją kandydaturę:
- Jeśli wasi panowie, pozbawieni monarchy, zechcą uczynić mnie
władcą, zobaczą, jakiego znajdą we mnie obrońcę i dobrego pana.
Siły pogańskie przestaną się panoszyć w tym kraju. Ale nie tylko
poganie, także Rzym a i żadne królestwo nie dotrzyma nam pola w
chwili, gdy wasze ziemie połączą się z naszymi. Mówi się w ziemi
waszej, że jestem zły. To prawda. Jestem zły i gniewny, nie ukrywam
tego. Niech jednak zapytają, na kogo się gniewam? Na tych, którzy
przeciw mnie występują; kto zaś dobry, nie będę mu żałował niczego,
oddam mu z siebie zdjąwszy ten łańcuch i suknie swoje... Polscy i
litewscy panowie wiedzą o bogactwie dziada i ojca mojego, lecz ja
jestem w dwójnasób od nich bogatszy, mam dwa razy więcej
pieniędzy i dwukrotnie więcej ziemi.
Car miał różne fantazyjne pomysły - na przykład taki, by odłączyć
Litwę od Korony i przyłączyć do Moskwy. Żądał też, by ewentualnej
koronacji w Krakowie dokonał metropolita prawosławny.
Na tron polski został jednak wybrany Henryk Walezy z Francji. Po
jego niesławnej ucieczce znowu mówiono o kandydaturze Iwana
Groźnego. Na jego nieszczęście na tronie polskim zasiadł groźny
rywal - lepszy od niego statysta i wojownik, książę siedmiogrodzki
Stefan Batory.
W lecie 1577 roku car moskiewski, bez wypowiedzenia wojny,
ruszył na należące do Polski Inflanty. Batory był w tym czasie pod
zbuntowanym Gdańskiem. Początkowo wojska Iwana odnosiły
sukcesy. Po uporaniu się ze sprawami Gdańska, Stefan Batory
przystąpił do kontrataku. W roku 1578 sejm Rzeczypospolitej wyraził
zgodę na dwuletni pobór nadzwyczajny. Król werbował najemników.
Naśladując swego poprzednika Zygmunta Augusta, przyjął na służbę
państwa polskiego oddział 600 Kozaków zaporoskich, zorganizował
też nową formację chłopską, tak zwaną piechotę wybraniecką.
Wojska Batorego ruszyły na Połock w połowie 1579 roku. Zdobyły
miasto, które pozostało w granicach Rzeczypospolitej aż do
rozbiorów. Rok później w polskich rękach były Wielkie Łuki. Pod
koniec sierpnia 1580 roku Stefan Batory stanął pod murami Pskowa,
najpotężniejszej rosyjskiej twierdzy. Nieoczekiwanie do akcji po
stronie Iwana włączył się wysłannik papieża Grzegorza XIII, któremu
car obiecał unię z kościołem prawosławnym. Ze strony cerkiewnej z
kolei obrońców Pskowa skutecznie wspierał świątobliwy mnich
Tichon z Peczorskiej Ławry w Kijowie, unosząc w górę ikony i
relikwie świętych.
Sławę wielką zdobył hetman polny litewski Krzysztof Radziwiłł,
któremu udało się w epoce Batorego pokonać liczne zastępy wroga.
Jan Kochanowski w poemacie „Jazda do Moskwy” takie słowa włożył
w usta zwycięskiego wodza:
I tak mi Bóg tam zdarzył, że Moskwy nabiwszy
Wielką wielkość, w przekopy drugich napędziwszy,
Więźniów znacznych nabrawszy, lud mnie powierzony
Stawiłem panu memu nic nie uszkodzony.
Rozpoczęły się rokowania pokojowe. 6 stycznia 1582 roku
podpisano w Jamie Zapolskim dziesięcioletni rozejm. Inflanty zostały
przy Rzeczypospolitej.
Pozbawiało to Moskwę bałtyckiego „okna na świat”. Car słynący z
okrucieństwa, symbol tyrana - władcy absolutnego, był dowodem na
to, że ślepa siła nie zawsze sprzyja potędze politycznej. Zostawił kraj
w ruinie. Jak pisał polski biograf Iwana Groźnego, Władysław A.
Serczyk:
„...car pozostawił Rosję w dalszym ciągu pozbawioną szerokich
kontaktów handlowych z Europą zachodnią, zagrożoną przez kraje
nieprzyjacielskie, które z wojen z państwem moskiewskim wyszły
zwycięsko, umacniając swoje wpływy na zachodzie i południu. Teraz
czekały tylko na odpowiedni moment, aby uderzyć na Moskwę.
Rosja była zrujnowana zarówno przez długotrwałe wojny, jak i w
wyniku krótkowzrocznej polityki wewnętrznej obliczonej na
uzyskanie doraźnych efektów politycznych [...]. Liczba uciekinierów
politycznych ciągle się powiększała i utrwalała się opinia o państwie
moskiewskim jako o kraju biednym, rządzonym przez despotycznego
władcę, w którym nikt nie mógł być pewny dnia jutrzejszego.”.
Po śmierci Iwana Groźnego nastał w państwie moskiewskim czas
„wielkiej smuty”, wojen domowych, awantur z kolejnymi
samozwańcami. Polacy zdobyli Kreml. Zygmunt III Waza stał się
„czarnym charakterem” historii Rosji, podobnie jak jego doradcy-
jezuici, uznawani za największych wrogów prawosławia.
Nawrócić Moskwę!
Pobożny król Zygmunt marzył o katolickiej Europie, zjednoczonej
u stóp papieskiego tronu. Podobne marzenia mieli jezuiccy doradcy
katolickiego monarchy, gorliwi w tępieniu wszelkich herezji i
odstępstw.
Po śmierci cara Iwana Groźnego w prawosławnej (a więc
„schizmatyckiej” z punktu widzenia wielu katolików) Rosji panowało
zamieszanie. Mały carewicz Dymitr został zabity na rozkaz możnego
pana, Borysa Godunowa, który sam zasiadł na moskiewskim tronie.
Zawarł przymierze z Polską.
Prawo do tronu cara Borysa zakwestionował tajemniczy
młodzieniec, podający się za cudem ocalonego carewicza Dymitra.
Ten samozwaniec zyskał posłuch u licznych polskich panów
związanych z kresami wschodnimi, jak Jerzy Mniszech, czy też
Wiśniowiecki i Ostrogski. Uznali oni za rzetelne prawa oszusta do
moskiewskiego tronu, w dodatku zapewnili mu ciche poparcie króla
Zygmunta III i papieża. Nową panią Moskwy miała zostać córka
wojewody sandomierskiego, Maryna Mniszchówna.
Polscy panowie na czele 6 chorągwi wkroczyli w granice państwa
moskiewskiego; po drodze przyłączali się do nich Kozacy z całej
Ukrainy.
Car Borys zmarł. Następcą jego został Dymitr Samozwaniec. Posłał
po Marynę. Po prawosławnym ślubie była już prawowitą panią
państwa moskiewskiego.
Dymitr szybko zraził do siebie poddanych. Faworyzował
katolików, lekceważył prawosławnych. W Moskwie wybuchł bunt.
Dymitr zginał, a wraz z nim wielu Polaków. Nowym carem obrany
został Wasyl Szujski. Marynę odesłano w stronę granic Polski.
Na scenę wkroczył teraz nowy samozwaniec, podający się za
cudem ocalonego Dymitra - męża Maryny. Wspierali go polscy
dostojnicy, starosta uświatski Jan Piotr Sapieha i książę Różański.
Ponownie bez wypowiedzenia wojny przez króla i zgody sejmu w
granice państwa moskiewskiego wkroczyło 7000 żołnierzy polskich i
8000 Kozaków. Niezgoda pomiędzy dowódcami sprawiła, że nie
działali razem; Różański stanął pod Tuszynem, a Sapieha pod
klasztorem Troickim.
Marynę oswobodzili Polacy, powieźli do Dymitra drugiego. Pod
wpływem perswazji polskich panów carowa „poznała” samozwańca i
potajemnie wzięła z nim ślub.
W państwie moskiewskim potęgowało się zamieszanie. Król
Zygmunt III postanowił oficjalnie ingerować w sprawy wschodniego
sąsiada. W roku 1609 ogłoszona została wojna z Moskwą. Nadworny
poeta Adam Władysławiusz ogłosił z tej okazji wiersz, który wnet
krążył w wielu odpisach: „O nowym a szczęśliwym wyprawowaniu z
Wilna do Moskwy Króla Jegomości Polskiego Zygmunta”:
Królu Polski, a posiądź te północne strony,
Tobie je Bóg obiecał, Tobie w moc je daje,
Wyrwie z błędów kacerskich te przeległe kraje...
Przeciwny od początku tej wojnie znakomity strateg, hetman
Żółkiewski, chciał jednak ruszyć z pomocą wojskom polskim w
pobliżu Moskwy. Zdobycie stolicy ułatwiłoby walkę Polakom. Król
Zygmunt kazał jednak najpierw zdobyć przygraniczny Smoleńsk.
Miasto to broniło się zacięcie i długo. Zygmunt III nakazał polskim
chorągwiom odwrót spod Moskwy i włączenie się do walk o
Smoleńsk. 4000 jazdy księcia Różańskiego ruszyło w stronę
Smoleńska. Car Szujski w Moskwie wykorzystał sytuację, stworzył 30-
tysięczną armię, wspomaganą przez posiłki szwedzkie, francuskie i
niemieckie. Ruszył w stronę Smoleńska.
Na drodze wojsk carskich stanął hetman Żółkiewski. Spod
Smoleńska zabrał tylko 8000 żołnierzy, jednak zdołał odnieść świetne
zwycięstwo w bitwie pod Kłuszynem 8 lipca 1610 roku.
Pogromca Rosjan ruszył na Moskwę. Stolica carów otworzyła
bramy przed zwycięzcą, wydała braci Szujskich. Panowie moskiewscy
po pertraktacjach z Żółkiewskim ogłosili carem królewicza polskiego
Władysława, składali mu przysięgę wierności. Hetman obiecał (w
formie dosyć dyplomatycznej), że królewicz przyjmie prawosławie.
Król Zygmunt III nie zgodził się na ten warunek. Jak pisał Paweł
Jasienica:
„...pragnął panować sam w podbitej Moskwie. Decyzje jego różniły
się jaskrawo od marzeń Żółkiewskiego o porozumieniu narodów i unii
dynastycznej [...]. ‘Korona carska na głowie Zygmunta III
wydawałaby mi się najlepszą gwarancją odrodzenia religijnego
Moskali’ - pisał do Rzymu nuncjusz i słowa te wyjaśniają... program
polityczny”.
Smoleńsk został zdobyty, ale - utracone moskiewskie państwo.
Sytuacja Polaków w zdobytej Moskwie stawała się tragiczna.
Niszczyła ich mroźna zima i jadowity głód. Wstrząsające są
pamiętniki Józefa Budziły - jednego z dowódców oblężonej na Kremlu
załogi polskiej, autora jedynego pamiętnika, opisującego ostatnie
chwile polskiego garnizonu w Moskwie.
Pod datą 16 października 1612 roku Józef Budziło opisywał głód -
„... gdy już traw, korzonków, myszy, psów, kotek, ścierwa nie
stało, więźnie i trupy wyjedli, wykopując z ziemi. Piechota się sama
między sobą wyjadła i ludzi łapając pojedli. Truskowski, porucznik
piechotny, dwóch synów swoich zjadł; hajduk jeden także syna zjadł,
drugi matkę; towarzysz też jeden sługę zjadł swego; owo zgoła syn
ojcu, ojciec synowi nie spuścił; pan sługi, sługa pana nie był
bezpieczen; kto kogo zgoła zmógł, ten tego zjadł, zdrowszy
chorego...”
Samuela Maskiewicz, uczestnik wypraw inflanckich - od 1609
roku był także świadkiem wyprawy Żółkiewskiego na Moskwę. Brał
udział w bitwie pod Kłuszynem, a we wrześniu 1610 roku wkroczył z
wojskami polskimi do Moskwy, gdzie w oblężeniu przebywał 18
miesięcy. Tak opisywał sytuację żołnierzy polskich podczas srogiej
zimy 1611/1612:
„Już też głodem wojsko było przyciśnione. Najbardziej konie nas
trapiły, bo zboża wór był droższy niż wór pieprzu [...] Ręce nam do
pałaszów przymarzali. Siła towarzystwa i pacholików palce u rąk, u
nóg i nogi same odmrażali”.
W tamtym czasie lud rosyjski miał dość gwałtów obcych żołnierzy
na prawosławnej ziemi. Powstanie Minina i Pożarskiego szerzyło się.
Wojska hetmana Chodkiewicza nie zmieniły sytuacji na korzyść
Polaków.
Przyszedł pamiętny listopad roku 1612. Polacy opuścili
moskiewski Kreml. Król Zygmunt próbował jeszcze dogadywać się z
Moskalami, lecz bez powodzenia. Nie udała się także kolejna
wyprawa na Moskwę w roku 1616. Królewicz Władysław i wojska
hetmana Chodkiewicza znowu oparły się o mury Moskwy. Rosjanie
mieli już w tym czasie nowego cara Michała Romanowa i nie chcieli
zamieniać go na Władysława. Ostatecznie zawarto przymierze polsko-
moskiewskie na 14 lat.
Awanturniczą politykę Zygmunta III Wazy rzetelnie podsumował
jego biograf, Julian Ursyn Niemcewicz:
„Odnosili wodzowie polscy zwycięstwo po zwycięstwie, lecz
Zygmunt popełniał błąd po błędzie; odpychał berło ruskie, gdy mu je
u nóg składano, chciał je siłą zdobywać, gdy to już inny posiadał;
nieczuły na pomyślności i klęski, najszczęśliwsze popsuł zdarzenia,
zniedołężnił najświetniejsze talenty”.
Prawosławni Kozacy
Zygmunt III, fanatyczny katolik, wychowanek jezuitów, wspierał
na polskich ziemiach tylko tych prawosławnych, którzy gotowi byli
uznać zwierzchnictwo rzymskiego papieża.
W roku 1595 za błogosławieństwem Rzymu i Warszawy powstała
tzw. Unia Brzeska. Duża część prawosławnych na kresach wschodnich
Rzeczypospolitej przyjęła zwierzchnictwo papieża. Zygmunt III uznał
zwolenników unii za jedynych reprezentantów Cerkwi w państwie
polskim.
Przeciw unii protestowali wszyscy obecni w Brześciu
przedstawiciele szlachty z Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Nie uznało jej kilku biskupów prawosławnych w Polsce, a zwyczajni
wierni uważali ją najczęściej za zdradę prawosławia. Na grudniowych
sejmikach 1596 roku posłowie prawosławni żądali zniesienia unii.
Narastała wrogość między unitami (zwanymi grekokatolikami) a
zwolennikami tradycji. Dostojnicy obu stron rzucali na siebie
nawzajem klątwy i ekskomuniki. W społeczeństwie ruskim taki
podział doprowadził do ostrych walk unicko-prawosławnych - o
prawa do obiektów sakralnych i beneficjów cerkiewnych.
Prawosławnych w dodatku zaczęli popierać ewangelicy, co
prowadziło do dodatkowych sporów.
Na Ukrainie katolicy zaczęli się kojarzyć z Polską i w ogóle z
„polskimi panami”. Lud był na ogół przywiązany do „ruskiego”
prawosławia. Najzupełniej obojętni do tej pory religijnie Kozacy
zaczęli się opowiadać po stronie „prawosławnej czerni”, czyli
ukraińskich chłopów. Cerkiew tradycyjnie związana była z Moskwą,
pełniącą po upadku Konstantynopola rolę centrum prawosławia. Popi
po mistrzowsku przeprowadzili akcje propagandową, przekonująca
Kozaków, iż są potomkami dawnych „Rusów”, walczących z
poganami w imię prawdziwej wiary. Doszło do tego, że już mniej
więcej po roku 1620 można było porywać Kozaków do walki z
Lachami pod hasłem prześladowania „starożytnej religii greckiej”.
Rzeczywiście - polski kler zdecydowanie się opowiadał za
„unitami” na Ukrainie, a przeciwko „ruskim schizmatykom”. Katolicy
nie chcieli dopuścić, by „wrogowie papieża”, prawosławni heretycy
zasiadali w polskim senacie. Najzupełniej „pogańscy” w czasach
Jagiellonów Kozacy, po roku 1620 w prośbach do polskich królów
skarżyli się już na „wielkie prześladowania panów tak duchownych,
jak i świeckich”, prosili o „wolność nabożeństwa ruskiego”, żeby
„według starożytności” mogło być odprawiane „po miastach” w
Koronie i w Księstwie Litewskim. Były żądania zniesienia unii
brzeskiej i przywilejów dla grekokatolików.
Antypolskie i antykatolickie nastroje kozackiej „czerni” i
starszyzny, powszechne na początku XVII wieku, wykorzystywał po
mistrzowsku pierwszy wybitny ukraiński mąż stanu, zwolennik
niepodległości swojego narodu, który jednak celu nie osiągnął. Osłabił
jedynie polskich „panów”, aby wzmocnić panów z Moskwy...
W początkach swej błyskotliwej kariery Bohdan, syn Michała
Chmielnickiego - gotów był reprezentować interesy króla polskiego,
Władysława IV na Ukrainie. W czerwcu roku 1644 władca
przygotowywał się do realizacji wielkiego, tajnego planu krucjaty
przeciw islamowi. Celem było oswobodzenie grobu Chrystusowego i
wyzwolenie wszystkich chrześcijan spod panowania muzułmańskiego.
Sojusznikami w tej sprawie mieli być prawosławni chrześcijanie z
państwa moskiewskiego i Ukrainy. Z tajną misją do Moskwy udał się
wojewoda Adam Kisiel.
Wśród zaufanej starszyzny kozackiej, wtajemniczonej w plany
krucjaty, jako jeden z nielicznych znajdował się Chmielnicki. Miał
zorganizować morską wyprawę kozacką na Tatarów, aby
sprowokować do walki wyznawców Mahometa, z którymi
obowiązywał w owym czasie rozejm. Podobne wyprawy na Dzikie
Pola szykowali potężni magnaci Wiśniowiecki i Koniecpolski.
Chmielnicki był w tym czasie setnikiem czehryńskim w służbie
króla polskiego. Zamiary Władysława IV były tajne, dlatego
przygotowania do prowokacyjnej wyprawy na Tatarów w czasie
rozejmu można było uznać za zdradę ojczyzny.
Takie zarzuty pojawiły się rzeczywiście, gdy Chmielnicki pokłócił
się z Danielem Czaplińskim, zarządcą starostwa czehryńskiego. Poszło
o kobietę, piękną Helenę. Z rywalizacji zwycięsko wyszedł Czapliński,
a żeby pognębić rywala - oskarżył go oficjalnie o zdradę króla i
Rzeczypospolitej
Oburzony Zenobi zaczął szukać zemsty na rywalu. Niepomny na
łaskawość polskiego króla, zdobył jego tajne listy wydane Kozakom w
roku 1646, wzywające do wspólnej akcji przeciw Tatarom. Uciekł na
Zaporoże, a jego posłowie udali się do Bakczysaraju. Uzyskał pomoc
tatarską do walki z wojskami Rzeczypospolitej - o piękną Helenę i
mołojecką sławę.
Prawosławny lud ukraiński i związani z nim Kozacy (tworzący
dobrze wyćwiczone grupy zbrojne), rozpoczęli zaciętą walkę z
katolickimi „polskimi panami”. Wspierali ich Tatarzy – bardzo
niebezpieczny sojusznik, dbający przede wszystkim o własne łupy
wojenne.
Wiosną 1648 roku wojskom Chmielnickiego udało się pokonać
Polaków pod Korsuniem i Żółtymi Wodami. Ukraiński wódz miał
ułatwione zadanie, bo dowódca wojsk koronnych Michał Potocki
„więcej radził o kieliszku i szklanicach niżeli o dobru
Rzeczypospolitej”.
W tamtych dramatycznych chwilach umarł król Władysław IV.
Bezkrólewie pogłębiało chaos w Koronie i na Litwie. Chmielnicki nie
doczekał się też godnych przeciwników - naprzeciwko niego stanęli
wodzowie, obdarzeni trafnymi przydomkami „Pierzyny”, „Łaciny” i
„Dzieciny”.
Kozacki ataman odsłonił wszystkie słabości potężnej niedawno
Rzeczypospolitej Obojga Narodów - niezdolnej do opłacenia silnego
wojska, skutecznej obrony granic. Szczególnie kompromitująca była
klęska Polaków pod Pilawcami, kiedy na samą wieść o zbliżaniu się
Tatarów
„...starszyzna bez ujawniania komukolwiek tego zamiaru,
potajemnie rzuciła się do ucieczki, wszyscy rozbiegli się; wozy,
żywność, uzbrojenie, łupy zostawiono pierwszemu, któremu posłuży
szczęście... Działo się to w takim przerażeniu i pośpiechu, że
niektórzy do obiadu ubiegli 18 mil. Uciekali więc, przez nikogo nie
ścigani, niepomni na szlachectwo, na wstyd, na to, w jakim stanie
pozostaje Rzeczpospolita”.
Klęska pod Piławcami dała do myślenia także sąsiadom
Rzeczypospolitej. Powstały plany rozbioru ziem tak słabego
przeciwnika. Chmielnicki zaczął prowadzić skomplikowaną grę
polityczną z największymi potęgami Europy Środkowej.
Wykorzystując masowe powstanie chłopskie rozpętał jednak żywioły,
nad którymi nie był w stanie zapanować. Jego poczynania z uwagą
śledził w Moskwie car Aleksy Michajłowicz Romanow.
Tak niedawne były czasy „wielkiej smuty”, kiedy Polacy zagrażali
Kremlowi... Teraz okazali zaskakującą słabość. Chmielnicki wydawał
się naturalnym sojusznikiem - osłabiał wroga na zachodzie, ale był to
sojusznik dość niebezpieczny. Buntował „czerń” na Ukrainie, a to
dawało bardzo zły przykład chłopom zarówno w Rzeczypospolitej, jak
i w państwie carów.
1 czerwca 1648 roku wybuchło zbrojne powstanie ludności w
Moskwie. Nienawiść ludu ściągnął na siebie wychowawca i doradca
cara Borys Morozow, który tyranizował naród, nakładał drakońskie
podatki. Tłumy wdarły się na dziedziniec kremlowski. Pułki
strzeleckie odmówiły udziału w tłumieniu buntu. Car musiał
odprawić swego faworyta do klasztoru. Dwaj jego współpracownicy
zostali wydani w ręce tłumu. Zamieszki wkrótce ogarnęły całą Rosję.
Także w Koronie pojawili się buntownicy, odczytujący w imieniu
Chmielnickiego pisma z obietnicami, że po zwycięstwie nad Polakami
uwolni chłopów z „pańskiej” niewoli.
Car uważnie obserwował zmagania Chmielnickiego i nowego króla
Polski, Jana Kazimierza. Wysłannicy kozackiego hetmana
przekonywali cara, że Ukraińcy marzą o tym, by zostać jego
poddanymi. Aleksy Michajłowicz słuchał chętnie, ale nie kwapił się
do działania. Czekał na kolejne wyniki rozgrywek Kozaków, Polaków,
Turków, Austriaków i Szwedów.
Im słabszy był król Polski, tym bardziej łaskawy dla
Chmielnickiego okazywał się car moskiewski. Starszyznę kozacką jego
wysłańcy obsypywali rublami i sobolami. W otoczeniu atamana
powstało silne stronnictwo moskiewskie, dążące do całkowitego
zerwania z Rzeczpospolitą i włączenia Ukrainy do państwa carów.
Aleksy Michajłowicz uznał, że sprawa dojrzała do załatwienia
dopiero na początku 1653 roku. 22 kwietnia przyjął wysłanników
Chmielnickiego, a dwa miesiące później zawiadomił hetmana o
przyjęciu pod swe panowanie wojska zaporoskiego.
10 października Sobór Ziemski ogłosił decyzję o przyjęciu
Chmielnickiego oraz wojska zaporoskiego „wraz z ich miastami i
ziemiami” pod panowanie Aleksego Michajłowicza.
W styczniu 1654 roku w Perejasławiu hetman i jego rada
starszyzny postanowili oficjalnie przejść „pod gosudariewu wysokuju
ruku”.
Zachwyceni sobolami i rublami moskiewskimi Kozacy orzekli, że
wolą pod silną ręką wschodniego prawosławnego cara umierać niźli
żyć pod panowaniem „poganina nienawistnego Chrystusowi”.
Hetman i jego pułkownicy złożyli przysięgę wierności Aleksemu
Michajłowiczowi. Dopiero potem wysłannik cara przekazał
Chmielnickiemu insygnia władzy hetmańskiej.
Po długich latach wojny ludzie nad Dnieprem marzyli o pokoju,
jednak oczywiście poczynania ich hetmana i moskiewskiego władcy
wywołały nową krwawą wojnę z Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Na
wojnę wyruszył osobiście Aleksy Michajłowicz, żegnany święconą
wodą i kadzidłami metropolitów.
Główne walki toczyły się na Litwie. Rosja odzyskała Połock,
Smoleńsk, Witebsk i inne grody utracone w początkach wieku.
Wojska carskie wkroczyły do Wilna. Chmielnicki walczył na południu
ze zmiennym szczęściem. Wydawało się, że odniósł duży sukces
polityczny, kierując na osłabioną Rzeczpospolitą nawałę szwedzką za
pośrednictwem zdrajcy Hieronima Radziejowskiego. Pomysł ten
jednak nie spodobał się carowi, bo Szwed wzmocniony polskimi
podbojami mógł być dla Rosji groźniejszy niż słaba Rzeczpospolita.
Moskwa przystąpiła do wojny ze Szwecją. Nastąpiło wtedy
nieoczekiwane zbliżenie rosyjsko-polskie. Nad Wisłą i Niemnem
pojawiły się nawet koncepcje wprowadzenia na tron polski Aleksego
Michajłowicza. Pod jego berłem szlachta polska miała wrócić do
majątków na kresach.
Chmielnicki tymczasem pertraktował z królem Szwecji. Z mapy
Europy miała zniknąć Rzeczpospolita Obojga Narodów, pojawić się
zaś miała niezależna Ukraina. Plan rozbioru Rzeczypospolitej
realizować mieli obok Szwedów i Kozaków - elektor brandenburski i
książę Jerzy Rakoczy z Siedmiogrodu.
Chmielnicki istotnie wspomagał wojska Rakoczego, które na
początku 1657 roku pustoszyły Rzeczpospolitą. Na ratunek Janowi
Kazimierzowi pospieszyły wojska cesarskie i czambuły tatarskie. Nie
chciały dopuścić do ryzykownego naruszenia dotychczasowej
równowagi politycznej.
Chmielnicki chciał nadal prowadzić wielką grę, ale pokrzyżowała
jego szyki śmierć w sierpniu 1657 roku.
Na Ukrainie panował teraz chaos; pustoszyły ją oddziały
moskiewskie, polskie, szwedzkie, tatarskie, siedmiogrodzkie.
Moskiewska protekcja nie przyniosła szybkiej poprawy życia. Wśród
starszyzny kozackiej pojawiły się pomysły powrotu pod skrzydła
Rzeczypospolitej.
16 września 1658 roku zawarto na Zadnieprzu umowę, zwana
Unią Hadziacką, dającą Ukrainie prawa, o jakich do tej pory mogła
tylko marzyć. Miała stać się Księstwem Ruskim z własnym wojskiem,
wybieranym przez siebie hetmanem. Prawosławni powinni zyskać te
same prawa, co katolicy. 22 maja 1659 roku sejm zatwierdził
oficjalnie Rzeczpospolitą Trzech Narodów! Federacja miała mieć
wspólnego monarchę, parlament, politykę.
Znakomity projekt polityczny nie został wcielony w życie. Na
Ukrainie panował zbyt wielki chaos. Na Zadnieprzu przeważały
sympatie do Moskwy. Kiedy buławę hetmańską przejął syn Bohdana,
Jerzy Chmielnicki, najpierw przysięgał wierność królowi polskiemu, a
po kilku miesiącach - carowi. Ukraina straciła szansę samodzielnego
bytu narodowego w ramach unii z Rzeczpospolitą.
Ostatecznie Unia Hadziacka wywołała tylko wzrost napięcia w
stosunkach Polski z Moskwą, choć car rosyjski w Rzeczypospolitej był
traktowany jako poważny kandydat do królewskiego tronu. Doszło do
wojny. W roku 1663 Jan Kazimierz osobiście ruszył na Moskwę.
Przyszło mu zmagać się ze srogą zimą i partyzantami.
Rzeczpospolita miała kłopoty, państwo moskiewskie także. W
styczniu 1667 roku, wyczerpane wojną, Polska i Rosja zawarły rozejm
w Andruszowie. Nastąpił podział ojczyzny Kozaków; Polacy stracili
lewobrzeżną część Ukrainy z Kijowem.
Układ w Andruszowie oznaczał ostateczne załamanie się polskiej
ekspansji wschodniej, jak to określił prof. Zbigniew Wójcik.
Rzeczpospolita w epoce buntów kozackich i potopu szwedzkiego
słabła, pogrążała się w anarchii, a Rosja budowała stopniowo przyszłą
potęgę. Wykorzystywała bezlitośnie sytuację nieszczęsnego króla Jana
Kazimierza i nieudolność jego następcy Michała Korybuta
Wiśniowieckiego. W jego czasach nie udało się otrzymać konkretnej
pomocy w walkach z Turkami i Tatarami.
Także waleczny król Jan III Sobieski poniósł porażkę w polityce
wschodniej. Nie udało mu się współdziałać z Turkami przeciw
Moskwie, ani też - mimo podejmowanych prób - nawiązać przymierza
z carem Fiodorem Aleksiejewiczem przeciw imperium osmańskiemu.
W roku 1679 Sobieski przedstawiał carowi śmiałe, starannie
przygotowane plany podboju chanatu krymskiego. Nic z tych
projektów nie wyszło.
W roku 1686 posłańcy króla Jana do Moskwy potwierdzili
ustalenia pokoju andruszewskiego, ostatecznie zrzekli się Kijowa,
wyrazili zgodę na niezasiedlanie pasa nadgranicznego wzdłuż
średniego biegu Dniepru. Uznali swobodę wyznania dla ludności
prawosławnej w Rzeczypospolitej, z prawem ingerencji Moskwy w
sprawy wiary. W zamian Rosjanie mieli wspierać Sobieskiego w
walkach z Tatarami.
Niewiele wyszło z krymskich projektów Sobieskiego.
Rzeczpospolita politycznie słabła, natomiast Moskwę podbijała w
epoce króla Jana polska kultura. Język polski był najmodniejszy na
dworze carów, podobnie jak polski strój szlachecki. Córki cara
Aleksego Michajłowicza czytały po polsku żywoty świętych. Jak pisał
pewien nadwiślański obieżyświat:
„Katarzyna w czapce polskiej i sukni chodzi, kaftany moskiewskie
porzuciła... Maria gładsza od Katarzyny, i ta po polsku chodzi”.
Były to siostry Piotra, który chciał Rosję upodobnić zupełnie do
zachodu Europy.
Słaby król August i mocny Piotr
Los sprawił, że po epoce Sobieskiego nastały w Polsce czasy
malowniczych, ale więcej niż pechowych Sasów. August II Mocny
okazał się bajecznie barwnym, ale „tragicznym królem na bezdrożach
przedostatniego aktu polskiego dramatu”, jak to określił Andrzej
Zahorski. Więcej szczęścia miał jego wielki rywal ze wschodu, car
Piotr, zwany potem Wielkim.
Król August wciągnął Saksonię, a potem i Rzeczpospolitą, do walki
ze Szwecją po stronie Rosji i Danii (1699). Król szwedzki Karol XII
okazał się groźnym przeciwnikiem. W roku 1702 rozbił wojska
Augusta, zajął Warszawę, Kraków i... doprowadził do detronizacji
Sasa. Królem został czasowo zależny od Szwedów Stanisław
Leszczyński. Ze Szwecją miał łączyć Rzeczpospolitą „wieczny sojusz”.
Traktat z roku 1705 uzależniał gospodarczo Polskę od północnego
sąsiada.
August Mocny oficjalnie zrzekł się korony, szukał jednak wsparcia
w moskiewskim sojuszniku - Piotrze I. Sytuacja zmieniła się
radykalnie po wielkiej bitwie wojsk szwedzkich z rosyjskimi pod
Połtawą w roku 1709. Tam odwróciło się szczęście od Karola XII i
wspierającego go hetmana Kozaków, Iwana Mazepy. Król szwedzki
raniony w lewą stopę obserwował bitwę z noszy rozpiętych miedzy
dwoma końmi. Wojska rosyjskie prowadził do boju sam Piotr I. O
losach bitwy decydowały działa: Karol miał tylko 4 czynne armaty,
Piotr zaś 72. Rosjanie odnieśli zdecydowane zwycięstwo - 16 tysięcy
Szwedów złożyło broń, Karol XII uciekł do Turcji, a wraz z nim
hetman kozacki. Paweł Jasienica tak oceniał zwycięstwo Piotra I:
„Bitwa pod Połtawą powinna być stanowczo zaliczona do tych, co
wpłynęły na losy świata. Piotr Wielki złamał i zmiótł ostatnią zaporę,
przegradzającą drogę Rosji do szczytów jej historycznej kariery [...].
Od czasów Połtawy aż do dni naszych linia rozwoju była wyraźna: z
mocarstwa europejskiego awansowała Rosja na światowe [...].
Od czasu wojny północnej Rzeczpospolita i Rosja zaczynały
stanowić jak gdyby jeden organizm polityczny, a to dlatego, że coraz
bardziej i tu, i tam rozstrzygała prawie o wszystkim jedna i ta sama
władza [...].
Piotr Wielki został zwierzchnikiem całej Rzeczypospolitej Obojga
Narodów, jak długa i szeroka”.
Piotr I przywrócił tron Sasowi, a „bezpieczeństwo” Polsce i Litwie
miała gwarantować stała obecność wojsk rosyjskich. Piotr I
gwarantował szlachcie dotychczasową „złotą wolność”, przede
wszystkim prawo do wolnej elekcji.
August Mocny próbował wyzwolić się spod czułej opieki cara i w
roku 1719 podpisał porozumienie z Anglią i Austrią, zmierzające do
stworzenia frontu antyrosyjskiego w przyszłym sojuszu ze Szwedami,
Kozakami i Tatarami. Strony żądały wycofania wojsk rosyjskich z
terytorium Rzeczypospolitej. Układ wiedeński nie został jednak
ratyfikowany przez polski sejm. Dostojnicy byli oczarowani przez
„moskiewskie rubliki”, a szlachecki plebs wierzył w dobre intencje
gwaranta „złotej wolności”. Tym bardziej, że car podpisał w roku
1720 traktat z Prusami, gwarantujący swobody szlacheckie (a więc
także i anarchię w Rzeczypospolitej). W roku 1732 Piotr I firmował
„traktat trzech czarnych orłów”, przewidujący współdziałanie Rosji,
Austrii i Prus w narzucaniu Rzeczypospolitej zależnego od nich
władcy.
Piotr I chciał udowodnić Rosjanom wyższość despotyzmu nad
demokracją. Wedle niego, Polska złota wolność doprowadziła
Rzeczpospolitą do katastrofy, natomiast moskiewska tyrania stała się
podstawą politycznej i militarnej potęgi imperium Romanowych.
Nawet wielki filozof Michał Łomonosow zachwycał się czasami Piotra
Wielkiego i pisał:
„W Rosji niezgoda i samowola omal nie doprowadziły kraju do
ostatecznego upadku, dzięki zaś samowładztwu Rosja nie tylko się od
razu wzmocniła, lecz nawet, gdy minęły czasy nieszczęść, wzbogaciła,
okrzepła i zdobyła sławę w świecie [...]. Widzimy we władzy
absolutnej rękojmię naszej szczęśliwości”.
Łomonosow i liczni myśliciele rosyjscy XVIII i XIX wieku sławili
cywilizacyjną misję Piotra, który na trupach poddanych wybudował
na mokradłach nową stolicę, zbliżającą kraj do zachodniej cywilizacji.
Adam Mickiewicz oburzał się na okrucieństwo cara...
...kto widział Petersburg, ten powie:
Że budowały go chyba szatany...
Nie miasto ludziom, lecz sobie stolicę:
Car tu wszechmocność woli swej pokazał. -
W głąb ciekłych piasków i błotnych zatopów
Rozkazał wpędzić sto tysięcy palów
I wdeptać ciała stu tysięcy chłopów.
Potem na palach i ciałach Moskalów
Grunt założywszy, inne pokolenia
Zaprzągł do taczek, do wozów, okrętów,
Sprowadzać drzewa i sztuki kamienia
Z dalekich lądów i z morskich odmętów.
W czasach Mickiewicza Piotr Wielki był idolem rosyjskich
inteligentów; to o nim wszak pisał znakomity filozof, historyk i krytyk
literacki Wissarion Bieliński, że
„...zjawił się na czas: gdyby spóźnił się ćwierć wieku - ratuj, albo
ratuj się kto może!... Opatrzność wie, kiedy posłać takiego człowieka
na ziemię. Proszę sobie przypomnieć, jak wyglądały wówczas
państwa europejskie pod względem społecznym, przemysłowym,
administracyjnym i wojskowym, a jak wyglądała Rosja pod każdym
względem [...]. Czynami swoimi Piotr pisał historię, a nie powieść,
postępował jak cesarz, a nie jak czuły ojciec rodziny”.
Puszkin w „Oneginie wysławiał wielkość cara i - ten
...burzliwy czas, gdy Rosja
Jeszcze w młodości swojej cała,
W zmaganiach siły wytężała,
Z geniuszem Piotra razem rosła.
F.I. Moroszkin, profesor Uniwersytetu Moskiewskiego pisał, że
Piotr, „car z płomienną ideą w oczach, śmiałą myślą na czole i
gromowładnym słowem jest wysłannikiem nieba. To dzierżący władzę
śmiertelnik, który urodził się, by dokonać reform. Cudowne zjawisko!
Od stworzenia świata nie było takiego monarchy!”
Tymczasem... Podobnie jak Mickiewicz drugi polski wieszcz,
Juliusz Słowacki oceniał Piotra z punktu widzenia moralisty; umieścił
cara w dantejskim piekle swego poematu. Widział go wśród szatanów
- jako podporę koszmarnej, piekielnej wieży, skraplanej krwią jego
ofiar.
Piotr Wielki nie przejmował się opiniami moralistów. Rosjanie zaś
przed jego obrazami często palili świece, jak przed świętymi ikonami.
Dał im poczucie mocarstwowości. Wielki Łomonosow pisał, że nawet
„Język rosyjski, rozkazodawca wielu języków, nie tylko
rozległością obszaru, na którym panuje, lecz także własną wielkością i
bogactwem przewyższa wszystkie inne języki w Europie [...], ma
wspaniałość mowy hiszpańskiej, żywość francuskiej, siłę niemieckiej,
tkliwość włoskiej, a oprócz tego bogactwo i niezwykłą w opisach
zwięzłość greki i łaciny”.
Łomonosow pisał, że Piotr I zapoczątkował historię Rosji godną
Greków i Rzymian. Car uzależnił od siebie Rzeczpospolitą, był
zwolennikiem utrzymywania jej w całości pod panowaniem Rosji. Nie
chciał się dzielić zdobyczą z pozostałymi „czarnymi orłami”. Tak się
jednak złożyło, że w wyniku jego rządów nastąpiło niebezpieczne
zbliżenie Rosji z Austrią i Prusami. Związki rodzinne i towarzyskie
zaowocowały panowaniem „petersburskich Niemców”. Historyk
Stefan Askenazy pisał o Rosji w czasach następców Piotra:
„W rzeczywistości trwało panowanie Niemców. Ci to Niemcy
petersburscy, po zniweczeniu oligarchii Dołgorukich, po obaleniu
moskiewskiej partii starorosyjskiej, zepchnięciu na drugi plan
wszystkich rdzennie rosyjskich żywiołów, niepodzielnie ujęli w swoje
ręce wszechwładzę. Był to istny potop. Niczego podobnego ani
wcześniej, ani nawet później w Rosji nie widziano”.
W języku niemieckim władcy Petersburga mogli się łatwo
porozumiewać z wiedeńskimi i berlińskimi pobratymcami. Doskonale
to czyniła największa gwiazda niemiecka na petersburskim tronie,
Zofia Anhalt-Zerbst, znana bardziej jako caryca Katarzyna II. Jej mąż,
car Piotr III był Prusakiem z Holsztynu. Syn Katarzyny, późniejszy car
Paweł I ożenił się najpierw z niemiecką księżniczką Wilhelminą
Hessen-Darmstadt, potem z Zofią Dorotą Wirtenberską, matką
Aleksandra I i Konstantego. Tenże Aleksander poślubił potem Luizę
Marię, córkę margrabiego badeńskiego.
Niemieckie księżniczki szybko przyjmowały prawosławie i
przybierały swojsko brzmiące dla Rosjan imiona; Wilhelmina
zamieniła się na przykład w Natalię Aleksiejewną, a Zofia
Wirtenberska w Marię Fiodorowną.
Wnuk Piotra I (po matce), a księcia Fryderyka IV Holsztyńskiego
(po ojcu), mąż Katarzyny, Piotr III, otaczał się Niemcami, wielbił
króla pruskiego Fryderyka i wspierał jego interesy; kpił sobie z
obrzędów prawosławnych. Dlatego też był znienawidzony na dworze
ciotki - carowej Elżbiety (córki Piotra Wielkiego).
Katarzyna była bardziej przebiegła: udawała szacunek dla
prawosławia, publicznie wznosiła gorliwe modły, kiedy zaś uzyskała
pełną władzę... Dopiero wtedy pokazała pazurki…
Koniec równowagi
Miłość i polityka
Zaczęło się od pięknego romansu. On był skromnym stolnikiem
litewskim, młodym, przystojnym, wykształconym; Europejczykiem w
każdym calu.
Ona była uroczą żoną następcy tronu, zaniedbywaną przez męża w
Petersburgu. Rządziła wtedy w Rosji córka Piotra I, Elżbieta,
oswojona z azjatyckim stylem bycia władców Petersburga:
publicznym karaniem przez wyrywanie języków, piętnowaniem,
batożeniem, zsyłkami na Sybir. Rudawa otyła dama miała jednak
zwiewny, lekki chód, doskonale jeździła konno i tańczyła. Stolnik
litewski Stanisław Poniatowski pisał w pamiętniku: „najlepiej
wyglądała en face, mniej korzystnie z profilu. Przypatrując się jej z
boku nie można było bez zdziwienia widzieć nadzwyczajnych
wypukłości jej czoła i piersi”. Jak to na petersburskim dworze,
modliła się, pościła i nierzadko „nurzała w rozpuście”.
Następca tronu, pół-Niemiec, książę holsztyński Piotr, nie
interesował się młodą żoną. Bawił się w wojsko z Niemcami.
Wielbiciel Fryderyka II narzekał w Petersburgu:
„Jestem nieszczęśliwy! Miałem wejść do służby króla pruskiego,
służyłbym mu z całej duszy i ze wszystkich sił moich i mogę być
pewnym, że w tej chwili miałbym już pułk ze stopniem jenerał-
majora, a może nawet jenerał-porucznika, a tymczasem nic z tego -
sprowadzono mnie tutaj, żeby zrobić wielkim księciem tego
przeklętego kraju”.
Książę Piotr przebywał najchętniej w towarzystwie kochanki
Elżbiety Woroncowej. Żonie Katarzynie zostawiał dużą swobodę.
Poniatowski był oczarowany urodą księżniczki.
„Miała lat dwadzieścia pięć, była dopiero co po pierwszym połogu
i w tej pełni piękności, która jest szczytem rozkwitu kobiety
urodziwej. Przy włosach czarnych, płeć olśniewającej białości,
rumieńce żywe, oczy duże niebieskie, wypukłe i pełne wyrazu, rzęsy
czarne i bardzo długie, nos grecki, usta - rzekłbyś wołające o
pocałunek”...
Poniatowski też potrafił być czarujący. Oboje byli zauroczeni sobą.
Stanisław pisał:
„Nareszcie poznałem miłość i kocham z taką namiętnością, że
gdybym miał doznać zawodu, byłbym najnieszczęśliwszym z ludzi i
czuję, że do wszystkiego bym się zniechęcił”.
Młodzi spotykali się za cichą zgodą następcy tronu. W grudniu
1757 roku Katarzyna urodziła córkę, której prawdziwym ojcem był
Poniatowski. Dziecko żyło tylko dwa lata.
Carowa Elżbieta zmarła pod koniec roku 1761. Panowanie
rozpoczął Jego Cesarska Mość Piotr III. Jako wielbiciel Fryderyka II
podpisał korzystny dla Prus traktat pokojowy. Naraził się wielu
Rosjanom w swoim otoczeniu. W dodatku zraził do siebie kler
prawosławny! Z cerkwi rozkazał wyrzucić ikony świętych. Polecił
ostrzyc brody wszystkim duchownym i zmienić tradycyjne szaty.
Wojsko było niezadowolone z nowej musztry w pruskim stylu. Styl
życia nowego cara budził powszechne zgorszenie w Petersburgu.
Księżna Daszkowa pisała o Piotrze i jego kompanach:
„Społeczność ta niekiedy przypominała do złudzenia koszary, a
dym tytoniowy oraz holsztyńscy generałowie były ulubionymi
rozrywkami Piotra. Oficerowie ci byli w przeważającej części
kapralami i sierżantami w armii pruskiej. To prawdziwe dzieci
niemieckich szewców, najniższe warstwy społeczne. Pomyśleć, że ta
hołota żebraków - generałów stanowiła najbliższe otoczenie takiego
cara! Wieczory kończyły się zazwyczaj wystawnymi kolacjami i
bankietami w sali przybranej gałęziami sosnowymi, noszącej jakąś
niemiecką nazwę... Rozmowa toczyła się w dzikim, na poły
niemieckim języku, ale jego znajomość była niezbędna dla każdego,
kto nie chciał stać się pośmiewiskiem dla tego ‚najjaśniejszego’
zgromadzenia”.
Dostojnicy prawosławni byli oburzeni wybrykami nowego cara w
cerkwi. Zachowywał się gorzej niż jego dziadek ze strony matki, Piotr
Wielki, uznawany przez wielu prawosławnych za wcielenie
Antychrysta. Przedrzeźniał popów, pokazywał im język. W czasie
poświęcenia kościoła ewangelickiego w letniej rezydencji Piotr
osobiście rozdawał modlitewniki protestanckie. Mówiono, że chce
porzucić prawosławie. Ku oburzeniu wiernych wydał dekret o
równych prawach wszystkich wyznań i odebraniu majątków
kościelnych przez skarb państwa. Żołnierze rosyjscy byli z kolei
wrogo nastawieni do nowych mundurów w pruskim stylu i
niemieckiej musztry.
W tej sytuacji Katarzyna i jej zwolennicy mogli dokonać zamachu
stanu i błyskawicznie odebrać władzę Piotrowi III. Okazja nadarzyła
się doskonała, kiedy car zabawiał się w letniej rezydencji, a jego żona
została w Petersburgu. Zbuntowani żołnierze ogłosili władczynią
„matuszkę Katarzynę”, co wywołało wielki entuzjazm rosyjskiego
ludu. Piotr znalazł niewielu obrońców. W całej Rosji rozlegały się
okrzyki:
- Urraaa! Niech żyje nasza matuszka Katarzyna!
Biły cerkiewne dzwony. Księża modlili się o pomyślność pobożnej
carycy. A ona szybko ogłosiła swój pierwszy manifest:
„Wiadomo wszystkim wiernym synom ojczyzny, jak wielkie
niebezpieczeństwo groziło całemu państwu. Pierwsza poczuła na
sobie niszczenie praw swych kościelnych nasza grecka wiara
prawosławna; w najwyższym niebezpieczeństwie znalazł się kościół
nasz grecki przez zmianę dawnej wiary prawosławnej i wprowadzenie
nowej. Po drugie: przez zawarcie nowego pokoju ze złoczyńcą
[królem pruskim] sława rosyjska, wywalczona zwycięskim orężem i
krwi przelaniem, całkowicie została oddana w zupełną niewolę”...
Katarzyna występowała teraz w mundurze wojskowym starej
rosyjskiej gwardii, budząc entuzjazm żołnierzy. Piotr został
uwięziony. Poddał się; chciał, by go odesłano do króla pruskiego.
Oczywiście, marzenie to nie spełniło się. Poddani czytali w myślach
carycy; jej mąż został prawdopodobnie uduszony w czasie bójki za
stołem biesiadnym. Fryderyk II mówił o nim z politowaniem: „Dał się
złożyć z tronu z taką łatwością, z jaką dziecko kładzie się spać”.
Stanisław Poniatowski chciał przyjechać do kochanki, która
zyskała tak nadzwyczajną władzę. Ona jednak nie życzyła sobie
wizyty. Pisała w liście:
„Usilnie proszę Pana o niespieszenie się z przyjazdem tutaj
dlatego, że obecność Pana, wobec teraźniejszych wypadków, byłaby
niebezpieczną dla niego, a i dla mnie również szkodliwą. Przewrót,
który wypadł dla mnie pomyślnie, uważam za cud. Wprost
zadziwiająca jest jednomyślność w uskutecznieniu tegoż. Jestem
niezmiernie zajęta i dlatego nie zdaję Panu szczegółowych relacji. W
ciągu całego życia będę dążyła do tego, aby być Panu pożyteczną oraz
zachowam dlań i Jego rodziny szacunek. Obecnie czeka mnie wiele
niebezpieczeństw. Nie spałam trzy noce i jadłam dwa razy w ciągu
czterech dni. Do widzenia. Życzę zdrowia”.
Katarzyna musiała umocnić się na tronie i dbać przez jakiś czas o
dobrą opinię: cnotliwej, prawosławnej władczyni. Okazało się, że
potrafi bronić interesu swoich poddanych znacznie lepiej niż mało
rozgarnięty Piotr. Zdołała umocnić Rosję, zasłużyła u rodaków na
przydomek „Wielkiej”. Kiedy zaszła potrzeba, przeprosiła się z
Fryderykiem II i w sojuszu z nim i Habsburgami podporządkowała
sobie większość ziem polskich.
Posłusznym narzędziem w planach polskich miał być niedawny
kochanek Katarzyny, stolnik litewski, wykreowany przez nią na
władcę Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Decyzja o wyborze Stanisława Poniatowskiego na króla Polski
zapadła podczas tajnej konwencji rosyjsko-pruskiej, między Katarzyną
a Fryderykiem II. Związany z potężną familią Czartoryskich
Poniatowski zyskał z Rosji pomoc pieniężną i wojskową. Przeciwnicy
Familii - hetman koronny Jan Klemens Branicki i wojewoda wileński
Karol Radziwiłł - zostali pokonani przez rosyjskie bagnety i musieli
uciekać za granicę. Radziwiłł „Panie Kochanku” jako wróg króla
zyskał ogromną popularność wśród polskiej szlachty, choć potem
wrócił do łask Petersburga.
Podczas samej elekcji garnizony rosyjskie zachowały się elegancko
i oddaliły się ze stolicy, zastąpione przez prywatne wojska Familii.
Król Stanisław przybrał drugie imię: August. Jako bliski niegdyś
przyjaciel Katarzyny brał na serio jej dawniejsze marzenia o
„państwie oświeconym”. Próbował reformować stojący nierządem
kraj, wzmacniać armię, kształcić młodzież w duchu patriotycznym w
założonej w Warszawie Szkole Rycerskiej. Wszelkie reformy wiążące
się z rosnącymi podatkami czy ograniczaniem „złotej wolności” były
wrogo przyjmowane przez ogół szlachecki. Nastroje te podsycali
Rosjanie i Prusacy, głoszący hasła obrony „złotej wolności” i
katolicyzmu. Z drugiej strony - grali zręcznie na uczuciach licznych w
Rzeczypospolitej innowierców. Z inicjatywy ambasadora rosyjskiego
Nikołaja Riepnina ewangelicy i dyzunici zawiązali konfederację w
Słucku, a protestanci w Toruniu. Domagali się przywrócenia pełnych
praw religijnych. Prosili Katarzynę II o protekcję. Imperatorowa
przychyliła się łaskawie do tych próśb i do Rzeczypospolitej
wkroczyła 40-tysięczna armia rosyjska.
Wszelkie próby oporu przeciw jawnej interwencji w sprawy
polskie były zdecydowanie tępione. Pod koniec 1767 roku na
polecenie Repnina porwano i wywieziono na Sybir biskupa
krakowskiego Kajetana Sołtyka, biskupa kijowskiego Józefa Andrzeja
Załuskiego oraz hetmana polnego koronnego Wacława Rzewuskiego z
synem Sewerynem. Zastraszeni posłowie uchwalili równouprawnienie
dysydentów i tak zwane prawa kardynalne, gwarantujące „złotą
wolność”.
Jest prorok, będzie wolność!
Nie wszyscy Polacy dali się zastraszyć Katarzynie, jej faworytowi
Stanisławowi Augustowi i władzy rosyjskich bagnetów. Na początku
roku 1768 w miasteczku Bar na Podolu ogłoszono kolejną
konfederację „na ratunek ojczyzny, wiary i wolności, praw i swobód
narodowych do upadku nachylonych”. Konfederaci wierzyli, że
pokonanie wojsk rosyjskich stacjonujących w Polsce pozwoli
odzyskać wolność i suwerenność kraju.
Na pytanie: „Bić się czy nie bić?” - konfederaci odpowiadali
zdecydowanie: tak, należy walczyć. Nie uzyskali jednak
spodziewanego wsparcia rodaków. Na początku, w ciągu kilku
miesięcy przystąpiło do nich tylko około 5 tysięcy ochotników. W
chwilach największych sukcesów szeregi barzan liczyły około 20
tysięcy wojaków - słabo uzbrojonych, pozbawionych dobrych
dowódców. Efekt walk był katastrofalny: klęska tego pierwszego
powstania przeciw Rosji przyczyniła się do pierwszego rozbioru
Polski, a około 6 tysięcy konfederatów wywieziono w głąb Rosji,
głównie na Sybir.
Konfederacja stała się jednak wielkim mitem narodowym,
jednoczącym w przyszłości naród szlachecki do walki z zaborcami.
Kolejne pokolenia powstańców, stające do walki „za wiarę i ojczyznę”
miały przed oczami wyczyny Kazimierza Pułaskiego, „cuda” czynione
przez duchowego przywódcę barzan, księdza Marka Jandołowicza,
czy przygody Maurycego Beniowskiego, opowiadane w jego
„Pamiętnikach” - światowym bestsellerze literackim XIX wieku.
Polacy wierzyli w słowa nowego proroka, ojca Marka,
wieszczącego Polsce:
A ty jak Feniks z popiołów powstaniesz,
Cnej Europy ozdobą się staniesz.
Polska miała wrócić do dawnej świetności w wyniku wielkiej
wojny. Wizje księdza Marka inspirowały potem Mickiewicza,
Słowackiego i wodzów kolejnych powstań narodowych. Nawet
robotnicy gdańscy podczas strajku w dniach narodzin wielkiej
„Solidarności” powielali na ksero fragmenty dramatu „Ksiądz Marek”
Słowackiego. Wcześniej konfederaci barscy wierzyli, że „jest Bóg w
Izraelu, jest prorok wszelkie pomyślności obiecujący”.
Apoteozą legendarnego kapelana konfederacji były nadzwyczaj
popularne po roku 1832 wśród Polaków w kraju i na emigracji
„Pamiątki Soplicy” Henryka Rzewuskiego. Tak oto sławił wielkiego
proroka powstańców:
„Ksiądz Marek na koniu, z krzyżem w ręku, wszędzie się
znajdował, pokąd potyczka trwała, i kilka razy był obskoczony
[Kozakami] Dońcami. On był dla nich łapczywa zdobyczą, bo
wiedzieli o nim, co to był za człowiek i jak on był dla nas lepszy niż
sto armat. Tak na niego ostrzyli zęby, że gdyby on jakikolwiek z
naszych wodzów, ledwo nie sam pan Kaźmierz Pułaski, uciekali przed
nimi, a każdy inną drogą, nie wiem, za którym by z nich prędzej
Dony poszli w pogoń; jeno że jako lud niewierny, nie znali się na jego
świętości, ale myślili, że on sobie czarta zhołdował, który za jego
rozkazem czynił te wielkie dziwy, co im były wiadomymi.
Obskaczali go, my też dzielnie jego bronili, a on nam: ‘Nie
uważajcie na mnie, a swoje róbcie; oni dziś mnie rady nie dadzą [...].
Otóż co zaczną nacierać na księdza, by go na spisy uchwycić, a on ich
przeżegna drewnianym krzyżem, to spisy powietrze kolą, mimo
habitu idąc, a ksiądz się tylko uśmiecha, że Dońce ze złości aż od
rozumu odchodzą; a na koniec kilku z nich, widząc, że lubo
bezbronny, ani żelazo, ani ołów jego nie chwyta, próbowali rękoma
go porwać i z sobą zataskać, ile że koń księdza Marka nie był
zwinnym, a on sam jako mnich, po łacinie [niezręcznie] siedział i
zresztą nie uciekał. Ale co który przybliży się do niego, to jak go
przeżegna, Kozak na ziemię bęc jak długi, a koń jego w czwał, nie
nazad, ale do naszych - i tak kilku położył, że każdy, lubo bez
szwanku wstał, ale już utraciwszy konia swojego. Jak to zobaczyli
Kozacy, dopiero sami zaczęli się żegnać, uciekając do swoich i
krzycząc, że czort Lachów broni; a my za nimi, że gdyby nie ich
armaty, bylibyśmy cały ich obóz zdobyli”.
Za cud uznali konfederaci udaną próbę opanowania klasztoru na
Jasnej Górze w roku 1770. Dotarli na częstochowskie wzgórze
przebrani za pielgrzymów. Oddziały Kazimierza Pułaskiego przez
kilka tygodni odpierały rosyjskie wojska. Innym sukcesem było
opanowanie Wawelu. Rosjanie oblegający wzgórze zamkowe w
trakcie kolejnych szturmów używali polskich chłopów w roli „żywych
tarcz”. Po kapitulacji miasta zesłali większość jeńców na Sybir.
Sytuację powstańców komplikowała inspirowana przez kler
prawosławny na Ukrainie „koliszczyzna”, czyli powstanie chłopskie
przeciw „polskim panom”, pod wodzą Iwana Gonty i Maksyma
Żeleźniaka. Tragiczne były szczególnie skutki rzezi w Humaniu 21
czerwca 1768 roku, kiedy to Kozacy okrutnie wymordowali 20
tysięcy osób. Ogółem zginęło około 200 tysięcy Lachów i Żydów.
Rosjanie początkowo po cichu wspierali antypolskie rozruchy, potem
się jednak wystraszyli skutków buntu chłopskiego i pomagali go
stłumić wojskom koronnym i magnackim. Gonta został obdarty
żywcem ze skóry i poćwiartowany, a Żeleźniak zesłany na Sybir.
Konfederatów barskich i ich dowództwo - tak zwaną Generalność-
wspierała (bardziej dobrym słowem niż czynem) Francja, Austria i
Turcja. Dwory królewskie w Europie zraziły się jednak do
powstańców po nieudanej próbie zamachu na świętą osobę
pomazańca Bożego - króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.
W roku 1770 Generalność ogłosiła bezkrólewie. Zachęcała do
ścigania Poniatowskiego jako tyrana i uzurpatora. W listopadzie 1771
roku w Warszawie grupa konfederatów napadła na królewską karetę i
uprowadziła monarchę z miasta. W czasie akcji Poniatowski dostał
postrzał w głowę.
Dalszy przebieg wypadków był dosyć dziwny. Konfederaci zaczęli
się rozpraszać i króla pozostawili pod opieką niezbyt rozgarniętego
szlachcica Kuźmy Kosińskiego. Król przekonał porywacza, że
porywając się na majestat popełnia straszną zbrodnię. Skruszony
Kuźma odprowadził monarchę z powrotem do Warszawy.
Konfederatom wytoczono proces o „królobójstwo”. Inspirator
zamachu, Kazimierz Pułaski, otrzymał zaocznie karę śmierci. Kuźma
został skazany na wygnanie i potem żył spokojnie we Włoszech,
zasilany przez Stanisława Augusta ładną sumką rocznej pensji.
Pojawiły się plotki, że to właśnie... sam król zorganizował na
siebie zamach. Chciał w ten sposób skompromitować konfederatów i
odwrócić od nich sympatię europejskich dworów. Zamach na święta
władzę królewską uchodził za grzech śmiertelny. Turcja i Francja
rzeczywiście po zamachu odsunęły się od konfederatów, a powstańcy
polscy mieli potem poważne trudności na emigracji w krajach
europejskich.
Pospolite ruszenie nie miało większych szans w starciach z
zawodową rosyjska armią. Wojska generała Suworowa rozbiły
konfederatów w bitwie pod Lanckoroną, a potem armię hetmana
litewskiego pod Stołowiczami.
18 sierpnia 1772 roku wojska rosyjskie zajęły klasztor paulinów
na Jasnej Górze, ostatnią ostoję oporu. Wkrótce potem posłowie Rosji,
Prus i Austrii zażądali zwołania sejmu w Warszawie, ażeby „w imię
Trójcy Przenajświętszej” podzielić między siebie ziemie polskie.
Strony uznawały, że panująca w Polsce anarchia jest niebezpieczna
dla sąsiadów. Sejm mający zatwierdzić rozbiór obradował pod
kierunkiem marszałka Adama Ponińskiego, płatnego agenta
Katarzyny II. Jednych posłów zastraszono, innych przekupiono. 30
września 1773 roku zatwierdzili rozbiór, przy sprzeciwie dwóch
posłów Tadeusza Rejtana i Samuela Korsaka. Senator Stanisław Sołtyk
na znak protestu zrezygnował z urzędu.
Pierwsze antyrosyjskie powstanie zakończyło się klęską.
Konfederaci barscy mieli nie najlepszą opinię w arystokratycznych
kręgach Europy po próbie „królobójstwa”. Nie otrzymali
spodziewanej pomocy z zagranicy. Zawiedli Turcy, zawiedli Francuzi.
Znad Sekwany przybył do polski pułkownik Charles Francois
Dumouriez, który potem w swoich publikacjach krytykował bałagan i
amatorszczyznę wojskową konfederatów. Złe opinie przetrwały do
naszych czasów. Stefan Bratkowski pisał w książce „Skąd
przychodzimy”:
„Nasza tradycja literacka wryła nam w pamięć konfederację
barską, a warchoł w rodzaju osławionego księdza Marka urósł prawie
do roli świętego; znacznie mniej chętnie opisywano i wspominano
równoległy czasowo bunt ‘hajdamaków’, który wywołał reperkusje aż
w Nowosądeckiem i na rdzennej Litwie. Bolało się nad rzezią
humańską, natomiast znacznie mniej nad pacyfikacją Ukrainy, kiedy
oboźny Stępkowski wycinał w pień wsie całe, aż dziedzice
protestowali, bo siły roboczej brakło [...]. Nie wiem, czy było w
naszej historii coś podobnie kompromitującego wojskowo, jak właśnie
konfederacja barska, na którą wystarczyła w zupełności
kilkunastotysięczna ekspedycja Suworowa: jeden Pułaski, który coś
potrafił, w oczach potomnych przesłonił swą legendą cały smętny
blamaż...”
Suworow, który podczas walk z konfederatami dorobił się rangi
generał-majora, był geniuszem wojskowym; może dlatego, że był
potworem moralnym i Juliusz Słowacki umieścił go zasadnie w
najgorętszej smole Dantejskiego piekła. Zawodowcy pokonali
rozproszone i często skłócone z sobą grupki partyzanckie. Wojska
rosyjskie wcale jednak nie miały łatwego „spacerku” w Polsce i na
Litwie. Walki trwały mniej więcej cztery lata. W szlacheckiej
legendzie konfederaci pozostali jako „moralni zwycięzcy” walki z
Katarzyną. Opinię kreowały gawędy szlacheckie, w rodzaju tych
utrwalonych przez „Pamiątki Soplicy” Rzewuskiego:
„Mówiono mnie o opisie konfederacji barskiej przez [Francuza]
Demuliera, którego znałem. Był dobry żołnierz i rozumiał, jak
wytykać obozy, ale Sohazy był od niego jeszcze bieglejszy, jakoż i
Kellerman, co całą gębą był kawalerzystą, ale, chwała Bogu, nie była
to mądrość nad nasze mózgownice. I nasi im nie ustępowali; a pewnie
ani pan Pułaski, ani pan Zaręba, ani pan Walewski, co potem został
wojewodą sieradzkim, ani Sawa, marszałek zakroczymski, ani tylu
innych naszych od nich rozumu uczyć się nie potrzebowali, i jeszcze
ich mogliby czegoś nauczyć. Otóż ten generał Demulier, wszystkiemu
u nas naganiając, i tylko siebie chwaląc, robi księcia Karola
Radziwiłła głupcem. Toż i inny Francuz, którego nazwiska nie umiem
wymówić ani napisać [chodzi o Rulhiere’a - red.] w dziele swoim: ‘O
nierządzie Polskiej’, lubo naszym więcej sprawiedliwości oddaje,
jakoż i o księciu Karola wytrwałości i męstwie, przez piąte dziesiąte
coś usłyszawszy, twierdzi, jakoby on na czele młodzieży rozbojem się
bawił i okrucieństwa na Litwie popełniał, i w tym się godzi z
Demulierem, że nasz książę rozumu nie miał i był barbarzyńcem”.
Karol Radziwiłł „Panie Kochanku” (1734-90) to kolejna barwna
legenda konfederacji. Wojewoda wileński znany był ze skłonności do
gorzałki - upijał się już w wieku 12 lat! - i do rozpusty. Raz stawał po
stronie carycy Katarzyny, innym razem po stronie jej wrogów. Jako
nieprzyjaciel króla Stanisława, którego uważał za nowego... Dżyngis-
chana i prostaka, wspierał konfederację barską. W roku 1769 osiadł
za granicą i przez wiele lat tułał się po Europie. Zasłynął z
fantazyjnych opowieści i mocnej głowy. Rzewuski w „Opowieściach
Soplicy” w zabawny sposób dowodzi „uczoności” prawego Sarmaty,
ulubieńca szlacheckiej publiczności:
„Że książę nie był po zagranicznemu oświecony, to pewna; ale, że
miał polski rozum, wielki, to jeszcze pewniejsze. Miał on to światło
przyrodzone, które u nas zawsze w kąt zaprze światło nabyte, bo taki
lepszy rozum z głowy, niż z książki; pierwszy umie wielkie rzeczy
dobrze robić, drugi umie wielkie rzeczy dobrze opisać. Księżna
hetmanowa wielka litewska, ostatnia z książąt Wiśniowieckich domu,
ze wszystkimi tronami chrześcijańskimi spokrewniona, była pani
wielkiego światła i książki nawet pisała; ale nie mając jeno jednego
syna, pieściła go do zbytku; i książę Karol miał już rok piętnasty,
kiedy czytać jeszcze nie umiał, bo każdy nauczyciel, co go naglił do
pracy, za jego oskarżeniem był natychmiast od dworu przez księżnę
matkę oddalony; a książątko tylko w palcaty umiało się tłuc z
paziami, konia oklep dojeżdżać i z fuzyjki w jaja na powietrzu trafiać.
Książę hetman zaczął się miarkować, że synowi czegoś więcej trzeba
umieć, aby mógł kiedyś piastować przodków dostojeństwa - i o tym
księżnę przekonał. Więc ta oświadczyła, że dwie wsie daruje takiemu,
co go wyuczy czytać i pisać, ale bez żadnego jemu się sprzeciwiania.
Znalazł się na to światły szlachcic, pan Piszczało, co dokazał tej
sztuki, a to go wyniosło na majętnego obywatela i później na
podstolego rzeczyckiego.
On księcia Karola i dwóch, jemu dodanych obywatelskich synów
dla emulacji [współzawodnictwa]: pana Ignacego Wołodkowicza,
chorążyca nadwornego litewskiego, i pana Michała Rejtana,
podkomorzyca nowogródzkiego, wyuczył czytać i pisać i
pierwiastkowych nauk, bez żadnego przymusu, ich bawiąc - a to tym
sposobem: na wielkiej tablicy drewnianej było kredą napisane
abecadło. Każdy z uczniów stał o kroków kilkanaście z strzelbą w
ręku kulą nabitą i trafiał w litery wymienione przez nauczyciela.
Potem sylaby składano na tablicy, potem wyrazy, a na koniec periody
[zdania]; i wszystko strzelbą trafiając, wyuczyli się czytać dobrze w
bardzo krótkim czasie. A potem przywykłszy do poświęcania jakiegoś
czasu pewnym prawidłom, już z własnej ochoty wyuczyli się i pisać; a
trochę czytaniem, a więcej jeszcze obcowaniem z ludźmi
świadomymi, wyuczyli się i prawa krajowego, i historii swego
narodu, i, tej dla nas ważnej nauki, znajomości stosunków i związków
familijnych. A książę w dziewiętnastym roku zostawszy miecznikiem
litewskim, bardzo był na swoim miejscu, tak że kiedy został
marszałkiem trybunału litewskiego, to juryści za głowę aż się brali,
tak on poznawał, co jest prawdą, a co jest kruczkiem”.
Książę-fantasta, który opowiadał na przykład, że polując na
niedźwiedzie, kazał dyszle miodem wysmarować, a łakome zwierzaki,
miód zlizując, dyszel połykać zaczęły, aż się całkowicie na dyszle
ponadziewały - podczas konfederacji barskiej stał się wzorem
patrioty, bo „wolał na całej Białej Rusi osiemdziesiąt tysięcy dusz
męskich stracić, niż Moskwie wierność zaprzysięgać”.
Do kraju wrócił w roku 1777 i stanął przy obozie króla Stanisława.
Podczas Sejmu Wielkiego gotów był wystawić własny legion w celu
obrony Rzeczypospolitej.
Wszystkiemu winien król Staś?
Konfederacja barska przyniosła w efekcie katastrofę: pierwszy
rozbiór Polski. 5 sierpnia 1772 roku w Petersburgu podpisano traktat
podziału ziem Rzeczypospolitej między Rosję, Austrię i Prusy.
Katarzyna II oświadczyła Polakom w specjalnym manifeście, że
rozbiór im tylko wyjdzie na zdrowie - pozwoli opanować anarchię i
nieustanną wojnę domową.
„Dwór rosyjski wystąpił w interesie swojego imperium, przy
pomocy własnych środków, przeciw anarchii w Polsce, chcąc
przeszkodzić zrujnowaniu państwa, jak również zabezpieczyć swe
sprawiedliwe prawa. Doszedł do pełnego porozumienia z dworem
carskim i królewskim oraz z Jego Królewską Mością Królem Pruskim,
aby przez wspólne wysiłki i przedsięwzięcia osiągnąć cele konieczne
ze względu na bliskie sąsiedztwo”.
W tamtym czasie winą za wszelkie nieszczęścia Rzeczypospolitej
obarczano króla Stanisława. On sam uważał, że kraj, w którym nie ma
silnej władzy centralnej, praktycznie bez wojska; kraj, w którym
zwalczają się nawzajem potężne rody magnackie, nie ma szans w
starciu z rządzoną silną ręką Rosją. Katarzyna w sojuszu z Austrią i
Prusami, była zbyt silnym przeciwnikiem dla Rzeczypospolitej.
Należało, jak powiedział kiedyś Stanisław August „przeczekać
Katarzynę”.
Dawne uczucia dawno wywietrzały z serc zarówno Stanisława,
który romansował z licznymi „baletniczkami”, jak i carowej, sławnej z
barwnych romansów. Faworyt Katarzyny prowadził w Polsce
ostrożną, ale dość skuteczną politykę „naprawy” państwa:
wzmacniania siły obronnej, ograniczania „złotej wolności”,
krzewienia oświaty.
Sąsiedzi Polski doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że reformy
w Polsce mogą być dla nich groźniejsze niż chaotyczne powstania,
konfederacje, często przez nich prowokowane. Ciągoty reformacyjne
Poniatowskiego irytowały Katarzynę. Pisała w jednym z listów:
„Upór i lekkomyślność króla polskiego przyczyniają wiele
przeszkód naszemu ostatecznemu sukcesowi. Zdaje się, że zapomniał
on o naszej dobrej woli i własnym bezpieczeństwie i nie tylko osłabł
całkiem w swym oddaniu interesom rosyjskim, ale nawet zaczął
przeciw nim otwarcie występować, słuchając podszeptów swych
przewrotnych wujów, którzy wykorzystują go jako oręż własnego
umiłowania władzy, wbiwszy mu do głowy mrzonki o przywróceniu
zaufania i miłości narodu oraz o większych możliwościach stania się
pożytecznym dla ojczyzny”.
Król miał jednak ograniczone możliwości. Nie pochodził z
bogatego rodu i był uzależniony od rubli Katarzyny. Gdyby władcą
był jakiś inny, potężny magnat polski... Profesor Emanuel
Roztworowski zauważył, że tragedią naszego XVIII wieku było, iż z
kilku magnackich ugrupowań żadne nie uzyskało rozstrzygającej
przewagi nad resztą. Gdyby uzyskało, mogłoby dyktować możliwe do
egzekucji prawa i silną ręką zaprowadzić porządek.
Król nie był w stanie opanować anarchii, choć powoli, podstępnie
zmierzał do wyznaczonego sobie celu, jak zauważyła caryca
Katarzyna. Uważał, że czasowo trzeba korzystać z protekcji Rosji,
która chętnie widziałaby pod swoim patronatem CAŁĄ
Rzeczpospolitą. Po przeczekaniu Katarzyny, wzmocnieniu kraju,
doczekaniu chwili osłabienia sąsiadów, można było przywrócić
dawną świetność Korony i Litwy.
Jako zwolennik sojuszu z Rosją, Stanisław August był
znienawidzony przez większość szlachecką. Uznawano, że uzyskał
tron za posługi w łożu Katarzyny i był bezwolną kukłą w jej rękach.
Herod baba - i zniewieściały laluś. Taka opinia krążyła o dostojnej
parze w czasach konfederacji barskiej, insurekcji kościuszkowskiej i -
długo jeszcze, aż do naszych czasów. Mickiewicz tak charakteryzował
nierówną parę:
Ona - Niemka z domieszką krwi słowiańskiej, łączyła „lotną
przenikliwość Słowian północnych” z „tatarską zimnością umysłu”.
„Katarzyna nie była Mongołką z rodu, ale była nią z ducha, w
wychowanie, z wyobrażeń”. Była kobietą okrutną, silną, „wcielonym
duchem XVIII wieku”. Musiał z nią przegrać słaby Niemiec, mąż Piotr
III. Musiał przegrać także Poniatowski.
„Stanisław August, król polski, kochanek carowej, odznaczał się
wręcz przeciwnym charakterem. Widać w nim było piękną i
szlachetną duszę, dobre serce, wspaniały umysł, ale to wszystko
znarowione i zepsute. Wykształcony pośród encyklopedystów
francuskich, zachował jednak jakąś niewinność, jakąś gorącość duszy,
która zawsze pociągała ku niemu Polaków - ale z drugiej strony,
brakowało mu dość mocy moralnej, żeby mógł oprzeć się wpływowi
Katarzyny, uległ tej kobiecie, rozkochał się w niej szczerze”.
Ciekawe są czynione przy okazji tej charakterystyki opinie
Mickiewicza o polskiej, litewskiej i rosyjskiej „duszy”. Litwini,
wywodzący się od Normanów, mieli cechować się cierpliwością,
wytrwałością i rozwagą. Rosjanie mieli rozlewne słowiańskie dusze, w
które została „zaszczepiona” w czasach niewoli cywilizacja mongolska
i dlatego stały się „zimne, nieczułe i rozumowe”. Polacy to z kolei
klasyczni, wygodni i leniwi Słowianie, łatwo ulegający pokusom
zmysłowym, marnym uciechom, które odbierają moc ducha.
Takim właśnie słabeuszem był Poniatowski, który ponoć nawet
własną warszawską kochankę Izabelę Czartoryską odstąpił
ambasadorowi Repninowi, ażeby ten napisał do Katarzyny przychylny
dla niego raport...
A przecież w trudnej sytuacji po pierwszym rozbiorze nastąpiły -
pod patronatem króla Stasia - epokowe dokonania Komisji Edukacji
Narodowej, Sejmu Czteroletniego, Konstytucji 3 Maja. Dążenia
reformatorskie doprowadziły do kolejnej tragedii: konfederacji
targowickiej i wojny polsko-rosyjskiej.
Król stanął po stronie Targowicy. Firmował drugi rozbiór Polski.
Stał się kozłem ofiarnym tragedii narodowej. Maria Konopnicka z
głębi wieków wołała do monarchy:
Hej ty panie Poniatowski,
Ty carycy sługo,
Przedasz, przedasz tę Ojczyzną
W tę niewolę długą.
Zamach na złotą wolność
Różnego rodzaju konfederacje w czasach Sasów i Stanisława
Augusta umożliwiały rozmaitym grupom szlachty skuteczną walkę o
rozmaite sprawy, dobre lub złe dla Rzeczypospolitej. Paweł Jasienica
zauważył, że w spisach uczestników konfederacji XVIII-wiecznych
znajdujemy te same nazwiska. Raz po stronie Katarzyny, innym razem
po stronie jej wrogów występowali w różnych okresach ci sami
ludzie.
Twórcy najgroźniejszej - jak się okazało po jakimś czasie - dla
Rzeczypospolitej konfederacji, zwanej targowicką, byli święcie
przekonani, że działają w interesie narodu. Drugi rozbiór Polski był
zaskoczeniem dla hetmana Branickiego, Szczęsnego Potockiego, czy
Seweryna Rzewuskiego. Król Stanisław też nie przewidywał
katastrofalnych skutków Targowicy, kiedy przechodził na jej stronę w
wyniku głosowania Rady Wojennej stosunkiem głosów 7 do 5 (o czym
wrogowie króla Stasia zdają się nie pamiętać). Zrezygnował z walki,
gdy upadł projekt przymierza wieczystego Rosji z Polską i
wyznaczenia na następcę tronu Rzeczypospolitej księcia Konstantego,
wnuka Katarzyny.
Poniatowski ufał, że można „przeczekać” imperatorową, nie
pierwszej już młodości, wyniszczoną rozpustnym trybem życia. Był to
projekt może... bardziej realistyczny, niż pomysł przymierza polsko-
pruskiego przeciw Rosji z marca 1790 roku. Niektórzy politycy
uważali, że układ ten „bytność istnienia narodu polskiego, wolność i
niepodległość jego, obronę pewną zabezpieczał” (Ignacy Potocki).
Obie strony zapewniały sobie nawzajem pomoc wojskową, gdyby
któraś z nich miała się stać obiektem ataku nieprzyjaciele. Później,
przy pierwszej okazji Prusacy oczywiście wrócili w ramiona
silniejszego sąsiada i z ochotą dobijali konającą Polskę. Tym bardziej,
że reformy Poniatowskiego, Komisji Edukacji Narodowej i Sejmu
Czteroletniego mogły bardzo wzmocnić Rzeczpospolitą.
W połowie XVIII wieku była ona słaba politycznie i militarnie;
mogła wystawić kilkanaście tysięcy żołnierzy przeciw połączonym
siłom 800-tysięcznych wojsk Rosji, Austrii i Prus. W efekcie
pierwszego rozbioru Polska utraciła 30 proc. terytorium i 35 proc.
ludności, nadal jednak była jednym z największych państw w
Europie, o powierzchni 520 tysięcy kilometrów kwadratowych.
Agresja sąsiadów wywołała reakcje obronne w osłabionym
organizmie Rzeczypospolitej. Działania reformatorskie znalazły
skondensowany wyraz w postanowieniach Konstytucji 3 Maja 1791
roku.
Najważniejsze, rewolucyjne wręcz postanowienia Konstytucji, były
uchwalone wbrew opinii wielu polskich magnatów i szlacheckiej
braci, w formie niemal zamachu stanu, w ostatniej chwili.
Reformy odbierały prawo głosu „nieposesjonatom”, stałym
klientom magnatów; uprzywilejowały szlachtę ziemiańską (czyli
posesjonatów). Mieszczanie z miast królewskich uzyskali nietykalność
osobistą, prawo nabywania dóbr ziemskich, dostęp do urzędów, szarż
i godności, niezależny samorząd, możliwość udziału w sejmach z
prawem głosu doradczego w sprawach miejskich.
Ograniczono zwierzchność szlachty nad chłopami, przyjmując
rolników pod opiekę prawa i rządu krajowego. Zachęcano panów do
zawierania z poddanymi umów dotyczących ich świadczeń.
Konstytucja zapewniała wolność osobistą nowym osadnikom z
zagranicy. Ten ostatni punkt wzbudził szczególny gniew carycy
Katarzyny. Pisała z oburzeniem:
„Co za konstytucja! Będąc otoczonym od trzech mocnych
sąsiadów, deklarować wolnymi chłopów, którzy przejdą na grunt
polski! Co za myśl! To by przeprowadziło do Polski większą część
chłopów z Białej Rusi, a resztę by u mnie bałamucili [...]. Polacy
zakasowali wszystkie szaleństwa paryskiego Zgromadzenia
Narodowego”.
Katarzyna przystąpiła do zdecydowanej akcji politycznej. Pod jej
naciskiem przewidywany na następcę króla Stanisława (bez zgody
Rosji!) elektor saski Fryderyk August odmówił przyjęcia korony.
Imperatorowa zręcznie wykorzystała oburzenie wielu polskich
magnatów na próbę ograniczenia ich samowoli przez Sejm Wielki i
Konstytucję. Branicki, Rzewuski i Potocki w porozumieniu z dworem
carskim przygotowali w Petersburgu akt konfederacji, która znosiła
nowy porządek i przywracała stary, zgodny z prawami kardynalnymi
z roku 1768. Na polecenie carycy akt konfederacji ogłoszono nie w
Petersburgu, ale pogranicznej Targowicy 14 maja 1792 roku.
Konfederaci zwrócili się o pomoc Rosji w walce z „rewolucyjną
zarazą” w Warszawie. 18 maja 1792 roku około 100 tysięcy żołnierzy
rosyjskich wkroczyło w granice Rzeczypospolitej.
Mogła ona wystawić w swej obronie niespełna 57 tysięcy
żołnierzy, w tym ponad 30 tysięcy piechoty. Artyleria dysponowała
90 działami polowymi i 100 batalionowymi. Armię powiększono do
około 70 tysięcy, jednak dla nowych rekrutów brakowało broni.
Ostatecznie w działaniach wojennych wzięło udział ok. 40 tysięcy
wojska pod wodzą Józefa Poniatowskiego w Koronie i księcia
Wirtemberskiego na Litwie. Książę Ludwik zdradził, jego następcy
byli nieudolni i Litwa szybko została stracona. Poniatowski odniósł
efektowne zwycięstwo pod Zieleńcami, jednak Polakom nie udało się
utrzymać linii Bugu po porażce oddziałów Kościuszki pod Dubienką.
Bitwa była przegrana, ale nie wojna. Poniatowski wydał odezwę
wzywającą naród do wspólnej walki o niepodległość. Sytuacja była o
tyle dobra, że Austriacy i Prusacy angażowali się w wojnę z
rewolucyjną Francją i nie mogli wspierać wojsk Katarzyny. Caryca
naciskała na króla Stanisława, by nie popierał dłużej „polskich
jakobinów”. Król po zasięgnięciu opinii Rady Wojennej przeszedł na
stronę targowiczan i wstrzymał działania wojskowe.
Poniatowski, Kościuszko i wielu oficerów polskich
demonstracyjnie poddało się do dymisji. Rządy w kraju objęli jednak
przywódcy Targowicy, dziękujący Katarzynie za pomoc w uwolnieniu
ojczyzny „od wieczystych kajdan”, jakie gotowali Rzeczypospolitej
król Stanisław, działacze Sejmu Wielkiego i Komisji Edukacji
Narodowej. Zaczęły się prześladowania twórców Konstytucji 3 Maja.
Targowicę sławili teraz liczni szaraczkowi szlachcice, być może
rzeczywiście przekonani o „jakobińskich” zamiarach króla i innych
reformatorów.
Entuzjazm targowiczan szybko został ostudzony przez kolejne,
zdecydowane posunięcia polityczne Katarzyny II. Nastąpił drugi
rozbiór ziem polskich przez Rosję, Prusy i Austrię. Imperatorowa - z
punktu widzenia interesów strategicznych Rosji - popełniła fatalny
błąd, bo drugi rozbiór Polski oznaczał nie wzmocnienie, a osłabienie
międzynarodowej pozycji jej imperium, powodował zaś gigantyczny
wzrost potęgi Prus, które już - niedługo - miały stanowić wielkie
zagrożenie dla wszystkich potęg europejskich. Paweł Jasienica
zauważył:
Fryderyk Wielki „połączył Prusy Wschodnie z Branderburgią,
terytorium od Kłajpedy po Wrocław, Świdnicę i Kłodzko. Zysk pruski
był olbrzymi, politycznie rzecz biorąc bez porównania większy od
rosyjskiego. Dokonując rozbioru Katarzyna skurczyła strefę swego
władania, Fryderyk ją znakomicie rozszerzył, bo stał się wprost
dyktatorem polskiego handlu zagranicznego, zwłaszcza eksportu”.
Prusy zyskały Gdańsk i Toruń, ujście Wisły, do tego ponad milion
ludności w rozwiniętych gospodarczo prowincjach. Rosja musiała
utrzymywać siłą reżim policyjny w Polsce, angażując 23 tysiące
żołnierzy na terenie Korony i 6 tysięcy w Litwie.
Opór Polaków zwracał się przede wszystkim przeciw Rosjanom.
Carski despotyzm trudny był do zaszczepienia w kraju „złotej
wolności”.
Rosja w połowie roku 1793 zyskała prawo do utrzymywania wojsk
na terenie okrojonej Polski i nadzór nad jej służbą dyplomatyczną.
Zniesiono większość postanowień Sejmu Wielkiego.
Naród winą za katastrofę kraju obarczał słabego króla, sam zaś
Stanisław August Poniatowski uważał raczej, że do ostatniego aktu
tragedii, czyli trzeciego rozbioru Polski, doprowadził... ulubieniec
narodu - Tadeusz Kościuszko, który porwał naród do nierównej walki
z zaborcami, zamiast „przeczekać Katarzynę”, która niewiele lat życia
miała przed sobą...
Król przegrał - i odszedł znienawidzony.
Inny bohater też przegrał, ale stał się ulubieńcem kolejnych
pokoleń Polaków.
Antyrosyjska ikona
Kościuszko. Jemu zawdzięcza nazwę poemat narodowy Polaków.
„PAN TADEUSZ” - bo „tak nazwano młodzieńca, który nosił
Kościuszkowskie miano”. Tadeusz Soplica, bohater dzieła
Mickiewicza wychował się w polskim dworku na Litwie; mieszkał w
pokoju z portretem Naczelnika. W zniewolonej Polsce portrety
Kościuszki na ścianach domów symbolizowały patriotyczne poglądy
właścicieli. Spiskowcy, powstańcy polskiego listopada i polskiego
stycznia używali portretów Kościuszki przy zaprzysięganiu członków
tajnych organizacji.
Podczas insurekcji 1794 roku i później (długo jeszcze!) śpiewano:
Cnota i męstwo nas wspiera,
Bóg i Kościuszko jest z nami!
Albo:
O Moskalu szalony!...
Na twą skórę - coś to wróży -
Pan Kościuszko jest bicz Boży!
A przecież... podczas powstania 1794 roku Kościuszko osobiście
odniósł tylko jeden wielki sukces militarny - zwycięstwo w bitwie pod
Racławicami. W dwa miesiące po tej wiktorii przyszła porażka pod
Szczekocinami, a 10 października - prawdziwa klęska i niewola pod
Maciejowicami. Mimo to Kościuszko pozostał dla narodu symbolem
nieugiętego oporu wobec zaborców. Podczas powstania
listopadowego Polacy śpiewali:
Książę Józef w niebie i Kościuszko drugi
Patrzą na ich czyny, wymierzą zasługi!
Rozbrzmiewał polonez Rajmunda Suchodolskiego ze słowami:
Patrz Kościuszko na nas z nieba,
Jak w krwi wrogów będziem brodzić!”
W XIX wielu Polacy nie pamiętali o Szczekocinach i
Maciejowicach. Setki wierszy pisano natomiast o zwycięskich
Racławicach. Ogromną popularność zdobył poemat „lirnika
mazowieckiego” Teofila Lenartowicza „Bitwa racławicka”. Jest w nim
słynna scena przysięgi Naczelnika na krakowskim rynku:
I przystanął przed kościołem,
I przysiągł się Bogu,
Że za wszystkie krzywdy nasze
Odbije na wrogu.
Zacięta bitwa zakończyła się wielkim zwycięstwem Polaków i
przeszła do ludowej legendy.
Niech się srebrzą, niech się złocą
Nasze Racławice.
Na tym polu, na tej roli
Polakom nie wstydno,
Kto za Polskę krew oddaje,
Niech mu będzie widno.
W roku 1794 bynajmniej nie wszyscy rodacy zachwycali się
poczynaniami „rewolucjonisty” Kościuszki, szczególnie zaś jego
planami całkowitego zniesienia pańszczyzny i uwłaszczenia chłopów.
Kiedy jednak Naczelnik nie był już w stanie realizować swych
pomysłów, właściciele ziemscy mogli „przebaczyć” Kościuszce jego
radykalizm. Chłopi zaś pamiętali o korzystnych dla nich projektach,
wspominali Uniwersał Połaniecki i chlubne czyny wojenne swoich
przodków - kosynierów, Bartoszów Głowackich, walczących u boku
Naczelnika. Czas pracował na złotą legendę i popularność Kościuszki
we wszystkich warstwach narodu.
Zamilkli zwolennicy „rozsądku politycznego”, którzy w czasach
Insurekcji twierdzili, że to właśnie Kościuszko i inne gorące polskie
głowy gubią Polskę. Bo przed trzecim rozbiorem kraj posiadał
formalnie spory obszar z głównymi miastami - Krakowem, Warszawą
i Wilnem. Politycznie nie miał, co prawda, żadnego znaczenia, nie
decydował samodzielnie o swoich losach, ale mógł spokojnie czekać
na lepsze czasy. W istocie, dwa lata po upadku insurekcji umarła
wroga Polsce caryca Katarzyna II, a jej syn, nienawidzący matki
Paweł I, gotów był robić wszystko na przekór jej pomysłom... Co by
było, gdyby!...
Kościuszko i inni polscy patrioci nie zastanawiali się, co by było,
gdyby. Widzieli upadek i hańbę swej ojczyzny. Postanowili walczyć z
bronią w ręku. Mówili potem:
- Upadliśmy, ale nie bez walki! Powstanie 1794 roku ocaliło sławę
spotwarzałego narodu!
Naczelnik zyskał sławę nie mniejszą niż Bolesław Chrobry czy
Sobieski. Skąd się wzięła tak wielka popularność bohatera, który nie
odznaczał się jakimś wybitnym umysłem, ani też nie miał geniuszu
militarnego Napoleona?... Już niechętni mu współcześni mówili z
przekąsem: „Dystynkcje czynione Kościuszce przekraczają jego
istotnie mierne zasługi... Ma on jedynie talent zmuszania do wojaczki
szaleńców i pijaków!”
Kościuszko jednak wyróżniał się korzystnie na tle innych polskich
generałów. Był bezwzględnie uczciwy. Inni targowali się o
moskiewskie „rubliki”. On był skromny - nosił szarą kurtkę, nie
pyszne mundury. Na polu bitwy nie odróżniał się od innych oficerów.
Aleksander Linowski pisał o narodowym bohaterze: „Nieskazitelność
cnoty Naczelnika, ufność w czystość jego intencji, przekonanie
powszechne, iż władza dyktatorska nie będzie w ręku jego nadużytą,
były najdzielniejszą powstania naszego sprężyną”.
Ambasador saski w Warszawie, Paatz, zauważył w swoim raporcie:
„Był Kościuszko pośród wszystkich rewolucjonistów człowiekiem
najbardziej uczciwym, prawym i moralnym. Swą wrodzoną
uprzejmością, skromnością i oszczędnością, które do końca zachował,
zasłużył sobie na entuzjazm, którym darzyło go społeczeństwo”.
Wcześniejsza amerykańska przygoda Naczelnika, udział w wojnie
o wolność Stanów Zjednoczonych (1776 - 1783) również dodawała
mu uroku w oczach Polaków. Jedni uważali, że przywozi zza oceanu
nowatorskie pomysły militarne i społeczne; inni opowiadali, że...
murzyńscy czarownicy nauczyli go magicznych sztuczek! Wedle
ludowych przekazów - Kościuszko potrafił się zamieniać w różne
zwierzęta, nie imały się go kule, a na wrogów mógł rzucać groźne
klątwy!
Naczelnik miał jeszcze jedną cechę, korzystną dla formowania się
jego legendy w XIX wieku. Według pojęć ówczesnych - był Litwinem,
jako potomek Rusinów z pokolenia Białorusinów. To zapewniało mu
wielki mir na Litwie, siostrze Korony Polskiej. Legenda Naczelnika
scalała wszystkie polskie ziemie przedrozbiorowe. Na Litwie, Rusi i
Białorusi pamiętano, że przodkiem polskiego bohatera był Kostiuszko
Fedorowicz, horodniczy czyli burmistrz Kamieńca Litewskiego,
uznany przez króla Zygmunta Augusta za „pana szlachcica”. Jedni
Kostiuszkowie byli chrzczeni wedle obrządku rzymskiego, inny -
greckiego, czyli prawosławnego. Tadeusz Kościuszko przypominał
Polakom czasy Zygmunta Augusta, które - wedle słów Tadeusza
Korzona, biografa Naczelnika - „połączył już na wieczne czasy Wielkie
Księstwo Litewskie z Koroną Polską: narody ruski, litewski, żmudzki,
ziemię wołyńską i kijowską z Polakami, jako wolnych i równych z
równymi”.
Nic dziwnego, że Kościuszko stał się bohaterem wszystkich
dawnych ziem polskich. Miał zresztą dziwne szczęście - lubili go
nawet jego wrogowie! Car Paweł I uwolnił go szybko z niewoli po
śmierci imperatorowej Katarzyny, po złożeniu przysięgi lojalności.
Przysięgi tej Kościuszko dotrzymał, wycofał się z życia politycznego.
Mieszkał w szwajcarskim miasteczku Solura. W roku 1800
podyktował swemu sekretarzowi Józefowi Pawlikowskiemu broszurę
„Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość”. Zalecał wiarę we
własne siły, nie zaś łaskawość Napoleona!
Naczelnik zmarł 15 października 1817 roku. Dwa lata później
szczątki jego spoczęły na Wawelu. Ceremonia pogrzebowa odbyła się
pod protektoratem... cara Aleksandra I, który podkreślał poglądy
„antynapoleońskie” bohatera, elegancję wobec pokonanych rywali, na
przykład wobec Stanisława Augusta. Przemówienie nad trumną
wygłosił Stanisław Wodzicki:
- Od nikczemnych chat aż do pysznych pałaców brzmią dla niego
słowa uwielbienia!
Z polską szlachtą - polski lud!
Z polską szlachtą szli do insurekcji, do walki z Moskalami, także
chłopi i mieszczanie!
Najsławniejszy szewc w historii Polski to bohater powstania
kościuszkowskiego 1794 roku, Jan Kiliński, natomiast cech rzeźników
chlubi się Józefem Sierakoskim (w wielu źródłach historycznych
spotykamy błędną pisownię nazwiska: Sierakowski).
Jan Kiliński w wieku 20 lat przybył do Warszawy z
wielkopolskiego Trzemeszna. Został mistrzem szewskim, widać
bardzo dobrym, bo szybko dorobił się dużego majątku. Był
ulubieńcem dam, dla których szył wytworne trzewiczki, ale także
układał zabawne wierszyki. Potrafił się znaleźć w każdym
towarzystwie i zapraszano go nawet na wytworne salony
warszawskie.
Miał ambicje polityczne. W wieku 31 lat został radnym miejskim.
W roku 1794 w domu swoim przyjmował spiskowców naczelnika
Kościuszki. W końcu stanął na czele walczącej z Moskalami
Warszawy. Jako jedyny rzemieślnik został wybrany na członka Rady
Zastępczej Tymczasowej, potem - Rady Najwyższej Narodowej.
Naczelnik Kościuszko mianował go pułkownikiem milicji Księstwa
Mazowieckiego.
W Warszawie walczył na czele zorganizowanego przez siebie 20.
regimentu piechoty. Był dwukrotnie ranny. Mimo to wyprawił się do
Poznania, aby w zaborze pruskim także wzniecić powstanie.
Schwytali go Prusacy i przekazali Rosjanom.
W październiku 1794 roku po upadku Insurekcji został uwięziony
w Twierdzy Pietropawłowskiej w Petersburgu. Nie marnował czasu;
ponoć na życzenie carowej Katarzyny uszył dla niej piękne trzewiki, a
w wolnych chwilach pisał pamiętnik. Po śmierci trafił na pomniki.
Inny powstaniec, wojowniczy rzeźnik Sierakoski także pochodził z
Wielkopolski. Do Warszawy przybył szukać szczęścia wspólnie z
bratem Dominikiem w roku 1779. Szczęście znalazł bardzo szybko w
ramionach Antoniny, córki szewca Grzywińskiego. Teść niestety
umarł kilka miesięcy po ślubie. Zostawił młodym piękny dom na
Krzywym Kole.
Józef zajmował się skupowaniem wołów „tak na sprzedanie, jak i
dla profesji”. Był energiczny, miał zdolności przywódcze. W roku
1793 został starszym warszawskiego cechu rzeźniczego. W czasie tym
do kraju docierały nastroje rewolucji francuskiej. Ludzie buntowali się
przeciw okupującym polskie ziemie Moskalom, Prusakom,
Austriakom. W stolicy tworzyły się grupy spiskowe. Duchowym
przywódcą jednej z nich, zbierającej się w kawiarni na Mostowej, był
ksiądz Józef Mejer. To właśnie on wciągnął do spisku Kilińskiego i
Sierakoskiego.
Rzemieślnicy okazali się najbardziej skuteczną siłą zbrojną
powstania. Nic dziwnego, od wieków mieli obowiązki wojskowe,
dlatego też regularnie zaopatrywali się w broń, ćwiczyli musztrę, byli
gotowi na każde „obesłanie cechowe” ruszać do walki z wrogiem.
Wpisowe do każdego cechu było tradycyjnie przeznaczane na zakup
broni. Cechy miały własne zbrojownie, określoną ilość pancerzy,
szyszaków, tarcz, strzelb, prochu. Noże i topory rzeźnickie we
wprawnych rękach rzemieślników mogły w każdej chwili zamienić się
w groźną broń. Tak też się stało podczas walk ludu warszawskiego w
pamiętnym 1794 roku. 17 kwietnia trzy grupy rzemieślników
zaopatrzone w armaty zaatakowały rosyjskie wojska Osipa
Igelstroema, komendanta Warszawy. Szewcy i krawcy ruszyli na
ambasadę rosyjską; druga grupa maszerowała spod Arsenału w stronę
Pałacu Rzeczypospolitej, natomiast rzeźnicy z Sierakoskim na czele
walczyli na ulicach Nowego Miasta i Świętojerskiej. Pamiętnikarz Wł.
Smoleński tak opisywał tamte chwile:
„Po domach i wieżach kościelnych celnie strzelali obywatele, tak,
że kiedy batalion Moskali szedł od zdrojów, nim doszedł do kościoła
Franciszkanów, już wszyscy oficerowie wystrzelani byli. Batalion ten
wszedł do Nowego Miasta, na ulicę Świętojerską; tu go spotkali
rzeźnicy warszawscy z jednym działem nabitym, pod wodzą sławnego
Sierakoskiego, rzeźnika. Gdy się zbliżył, na znak Sierakoskiego dano z
działa ognia, a kiedy pierwsze szeregi padły od kartaczy, rzucili się
rzeźnicy z toporami i wycięli cały batalion”.
Polaków padło 54, Moskali 626. Ogółem w dwudniowych walkach
Rosjanie stracili około 4 tysięcy żołnierzy, więcej niż w bitwie pod
Racławicami! Przyczyniło się do tego tyleż męstwo warszawiaków, co
brak dyscypliny w źle dowodzonych oddziałach wroga. Carski
generał-kwatermistrz Pistor pisał w raporcie dla imperatorowej
Katarzyny:
„Więcej niż walka, liczbę naszych żołnierzy zmniejszyła chęć
rabunku naszych żołnierzy, którzy porozłazili się po mieście... W
jednej jedynej piwnicy sześćdziesięciu bez zmysłów gorzałką zapitych
wymordowano”.
Nie umniejsza to sukcesu żołnierzy-amatorów, którzy w końcu
wygrali z zawodowcami. Warszawa była wolna.
22 kwietnia Sierakoski został komisarzem Departamentu
Bezpieczeństwa i Komisji Porządkowej stolicy. Odpowiadał za dozór
nad więźniami i zaopatrzenie miasta w żywność.
W maju 1794 powołano Radę Najwyższą Narodową. Kiliński i
Sierakoski reprezentowali w niej mieszczan. Rzeźnicy warszawscy
wystawili 50 ludzi do korpusu policji miejskiej.
Sierakoski znalazł się teraz wśród 14-osobowej asysty króla
Stanisława Augusta, przebywał w gronie najważniejszych dostojników
państwowych. Umiał się znaleźć w nowej sytuacji. Na przyjęciu u
pani Krasińskiej na przykład szewc Kiliński całował damę w rękę
ubraną w skórzaną rękawiczkę. Sierakowski powiedział w tej sytuacji:
- Mój kolega, szewc, całuje w rękę przez skórę, ja zaś, rzeźnik,
biorę się do mięsa i proszę zdjąć rękawiczkę!
Co też dama uczyniła.
W listopadzie 1794 roku Warszawa została zdobyta przez wojska
zawodowca i to wybitnego, generała Suworowa. Później do stolicy
wkroczyli Prusacy.
Niepokorni rzemieślnicy warszawscy spotkali się teraz z
represjami. Nakazano im między innymi zniszczyć wzniesione wokół
miasta umocnienia obronne. Mieli stawić się ma miejsce pracy z
łopatami; rzeźnicy i szewcy dodatkowo mieli się weselić muzyką
podczas tej upokarzającej czynności.
Sierakoski miał teraz poważne kłopoty finansowe. Zapominano
powoli o nim i o Kilińskim, któremu Suworow powiedział: „Wracaj,
szewcze, do rzemiosła”...
Chłopskimi bohaterami insurekcji byli natomiast kosynierzy,
którzy dokonywali cudów. O ich wyczynach krążyły przez wieki
barwne opowieści. Tadeusz Korzon, poważny naukowiec, w pracy
„Dzieje wojen i wojskowości w Polsce” pisał w epickim uniesieniu:
Pod Racławicami „Kościuszko podskoczył poza pagórek do
gromady chłopów Krakusów i zawołał: ‚Zabrać mi, chłopcy, te armaty
- Bóg i Ojczyzna - naprzód, wiara’. Ruszyli natychmiast pędem z
krzykiem przerażającym i biegnąc nawoływali się wciąż: ‚Szymku,
Maćku, Bartku - a dalej!’ Towarzyszył im konno Kościuszko,
zagrzewając słowem i machaniem. Zdobyli naprzód trzy armaty 12-
funtowe; potem ścianą uderzyli na grenadierów rosyjskich, w czym
dopomógł im półbatalion swymi bagnetami. Wkrótce napełnili
trupami rów wielki i długi, wzdłuż lasu ciągnący się. Zabrali jeszcze 5
armat większych i 3 mniejsze. Nie rozumiejąc wyrazu ‚Pardon!’ na
śmierć bili, a potem trupy oddzierali.
Szło do ataku 320, padło podczas biegu tylko 13 chłopów.
Pierwszy skoczył na baterię i czapką swą przykrył zapał armaty
Wojtek Bartos, gospodarz ze wsi Rzędowic”.
Bohaterski chłop został uszlachcony i przeszedł do narodowej
legendy jako chorąży Bartosz Głowacki.
Moskal - potwór!
Kościuszko przegrał; rosyjski generał Suworow triumfował. Żeby
zastraszyć polskich powstańców, stosował metody godne Dżyngis-
chana. Nakazywał zabijać niewinnych cywili, kobiety i dzieci,
bezbronnych starców. Nic dziwnego, że Juliusz Słowacki umieścił go,
skąpanego w strugach krwi, w najgorszych kręgach dantejskiego
piekła:
„Ha! ha!” - krzyknąłem - „szlachcicu, Moskalu!
Więc i ty teraz po krwi naszej w żalu?
Siedzisz jak żeglarz na rozbitej łodzi,
A krew po oczach przelęknionych chodzi;
I nigdy na nie nie spada powieka;
A czasem tylko mgnienie krwi powleka
Sine szkło, w czaszce oprawione trupiej...
Czy słuchasz jeszcze pod okropną tęczą,
Jak matki krzyczą? jak dzieciątka jęczą?
Jak wyrzynana Praga wre i płacze?
Maro! na ciebie żaden wąż nie skacze,
Żadna przy tobie nie szeleści dusza;
Lecz piekło trupów się pod tobą rusza.
Rzeź warszawskiej Pragi była wstrząsem dla wielu pokoleń
Polaków. Nic dziwnego, że opisy mordowania cywili były
likwidowane przez cenzurę carską. Dopiero w wolnej Polsce, w roku
1924, można było otwarcie pisać o krwawych wydarzeniach sprzed
(wtedy) 130 lat. Bronisław Korotyński w okolicznościowej broszurze
dał plastyczny opis dawnych wydarzeń, które bynajmniej nie zniknęły
z pamięci Polaków:
„Wojsko rosyjskie, pod naczelnym dowództwem Suworowa, zajęło
stanowisko pod Pragą w dniu 2 listopada. Armia ta liczyła ogółem 24
do 25 tysięcy ludzi, gdy ogólna liczba wojska polskiego na Pradze
wynosiła 13.637 ludzi...
Na Pradze żołdactwo rosyjskie szerzyło mord i pożogę. W
klasztorze panien bernardynek zakonnice zgwałcono i zamordowano.
W klasztorze ojców bernardynów Rosjanie zamordowali 19
zakonników. Zabili też siedmiu starców kalekich, mających przytułek
w tym klasztorze. Mordowano kobiety i dzieci. Kozacy odrywali od
piersi matek niemowlęta i nadziewali na piki lub wrzucali w
płomienie.
Mordowano na ulicach i w mieszkaniach. Wywlekano ludzi z
domów na ulice, aby pastwić się nad nimi w najokrutniejszy sposób i
w końcu, po męczarniach, dobić.
Żołnierze rosyjscy tak byli krwiożerczy, że zabijali nawet
zwierzęta: konie, psy i koty... Jakaś szatańska żądza zniszczenia
wszelkiego życia poza własnym opanowała te dzikie hordy.
Tysiące nieszczęśliwych prażan, usiłując przedostać się do
Warszawy, znalazły śmierć w nurtach Wisły, gdy bowiem tłoczyli się
w popłochu przez most, pale mostu podcięto, do tych zaś, którzy
uciekali w łodziach, Rosjanie strzelali z dział kartaczami.
Grozę i nieszczęście powiększał pożar, od wybuchu bowiem
prochowni i od kul zapaliły się liczne domy, inne zaś podpalili Kozacy
[...].
W powyższym opisie rzezi praskiej nie ma żadnej przesady, żadnej
chęci przedstawienia wrogów w gorszym świetle, niż na to zasługują.
Najlepszym dowodem prawdziwości tych strasznych zbrodni jest fakt,
że opisują je nie tylko ówcześni Polacy, ale i Rosjanie, mianowicie
oficerowie rosyjscy z armii Suworowa. Ci przecież nie spotwarzaliby
sami siebie i swoich rodaków. Jeden z tych Rosjan, świadek naoczny
rzezi, Lew Engelhardt, opisawszy zbrodnie, jakich dopuszczało się
wojsko na Pradze, powiada:
‘Na widok tego wszystkiego serce zamierało w człowieku, a
obmierzłość obrazu duszę jego oburzała. Podczas bitwy człowiek nie
tylko nie czuje żadnej litości, ale zezwierzęca się bardziej,
morderstwa jednak po ukończonej bitwie - to hańba!’
Na ogół oficerowie rosyjscy nie byli lepsi od szeregowców,
niektórzy jednak stanowili wyjątek i chcieli ratować niewinne ofiary,
lecz z rozpuszczonym żołdactwem nie mogli sobie dać rady. Przecież
żołdactwo to miało pozwolenie od samego SUWOROWA niedawania
pardonu. Przecież przed szturmem czytano żołnierzom taki regulamin
Suworowa: ‘Gdy nieprzyjaciel ucieka do miasta, strzelaj gwałtownie
w ulice, wal żywo... Wyrzynaj wroga na ulicach; jazda niech rąbie...
Gdy mury są opanowane, bierz łupy. Łup jest rzeczą świętą.
Zdobędziesz obóz - wszystko twoje”.
Feldmarszałek Suworow doczekał się za swoje wyczyny na Pradze
wielu pochwał, orderów, puszkinowskich wierszy oraz pomników. To
tylko powiększało przepaść między słowiańskimi plemionami,
potęgowało nienawiść. Lenartowicz pisał:
Car nie mógł większej oddać nam przysługi,
Jak sławiąc swoje zbójce i złodzieje.
Po chwalebnych triumfach Suworowa nastąpił trzeci rozbiór
Polski. Katarzyna II przekazała notę do dworów Austrii i Prus w
sprawie ostatecznego podziału podbitego kraju. 29 listopada 1794
roku Austria wyraziła zgodę na zabory, a 25 października 1795 roku
podpisano traktat rosyjsko-pruski. Warszawa została w granicach
Prus, blisko granicy z Rosją.
Rzeczpospolita Obojga Narodów znikła z map Europy.
Dodatek: Katolicyzm - prawosławie
Ikona zwycięstwa?
Najświętsza ikona Rosjan sławę zdobyła w epoce samozwańców.
Kiedy w roku 1612 pokonani Polacy opuszczali w niesławie
moskiewski Kreml, Rosjanie byli przekonani, iż zawdzięczają
zwycięstwo pomocy Matki Bożej Kazańskiej, uwiecznionej na
cudownej ikonie.
Od tego czasu Bogurodzica na owym wizerunku zwana jest
‚Wybawicielką i Opiekunką Świętej Matki Rosji’ i wzywana jest w
trudnych dla kraju chwilach. „Kiedy ikonę zabierało się na wojnę,
armia nie przegrała żadnej bitwy” - mówili prawosławni.
Obraz pojawił się w roku 1547, kiedy został w Rosji koronowany
car Iwan Groźny. W tym czasie Matka Boska objawiła się ośmioletniej
dziewczynce i powiedziała jej o swoim wizerunku ukrytym w
Kazaniu, zapomnianym w czasach rządów tatarskich. Po dwóch
kolejnych objawieniach ikona została odnaleziona w spalonym
budynku. Przetrwała w doskonałym stanie. Przeniesiono ją do
kościoła w Kazaniu. Proboszczem cerkwi był Emorgen, późniejszy
patriarcha moskiewski. Miał on widzenie świętego Sergiusza,
wielkiego męża Rosji, który przepowiedział, że cudowna ikona będzie
źródłem mocy i fundamentem rosyjskiej państwowości.
Święty Sergiusz to dla prawosławnych Rosjan największy
autorytet. Urodził się w roku 1313 w Rostowie. Od dzieciństwa
odznaczał się wielką pobożnością. W głębi lasu w okolicy dzisiejszego
Zagorska wspólnie z bratem założył kapliczkę i dwie cele. Taki był
początek słynnej Ławry Troicko-Siergiejewskiej - „prawosławnej
Częstochowy”.
Święty Sergiusz stał się patronem jedności państwa
moskiewskiego: godził skłóconych książąt ruskich; błogosławił
Dymitra Dońskiego przed wojną z Tatarami. Prawosławie jednoczyło
wschodnich Słowian. Szczególną rolę zaczęło odgrywać po upadku
Konstantynopola w roku 1453. Moskwa pozostała wtedy jedynym w
Europie państwem prawosławnym. Na pieczęci Iwana III - Wielkiego
Księcia Włodzimierskiego i Moskiewskiego - znalazł się dwugłowy
orzeł bizantyjski. Niekiedy używał on już tytułu cara. Duchowni
prawosławni w otoczeniu władcy zaczęli lansować teorię „Moskwy -
trzeciego Rzymu”.
Prawdziwy Rzym stał się głównym konkurentem prawosławnej
hierarchii. Nic dziwnego - kolejni papieże w XVI wieku starali się
zdobyć Moskwę dla „prawdziwej”, czyli katolickiej wiary. Misję
nawracania szczególnie poważnie traktowali jezuici, znienawidzeni za
to w państwie carów. Zakon Ignacego Loyoli miał pracować „dla
większej chwały Boga” początkowo w krajach islamskich, potem we
wszystkich punktach, gdzie zagrożone były interesy Kościoła
rzymskiego. Jan Wierusz Kowalski pisał w książce „Świat mnichów i
zakonów”:
„Mieli oni w odpowiedniej chwili zadziałać i skutecznie
przeciwstawiać się szatańskim zakusom innowierców. Rzadko kiedy
jezuici gubili się w szczegółach, nie rozpraszali swych sił nadaremnie,
mając prawie zawsze doskonałe wyczucie sytuacji polityczno-
religijnej i zadań, jakie mieli spełnić na polu walki. Jedną z cech
geniuszu założyciela jezuitów było konsekwentne wprowadzenie w
życie zasady, iż sprawność działania zależy przede wszystkim od
jasności celu, jaki człowiek sobie stawia i od starannego doboru
środków, jakimi rozporządza”.
Towarzystwo Jezusowe dbało o staranny dobór wykształconych i
zdyscyplinowanych kadr. Ignacy Loyola marzył o nawróceniu
wyznawców Mahometa; jego baskijski rodak Franciszek Ksawery
ruszył krzewić katolickie ideały do Indii i Japonii, a jego następcy
docierali do Chin, Afryki, Ameryki Południowej i Kanady. Główne
pole walki stanowiły jednak kraje protestanckie i prawosławne.
Polska znajdujące się od XVI wieku w otoczeniu licznych „heretyków
i schizmatyków” miała szczególną role do spełnienia, już nie jako
przedmurze chrześcijaństwa, ale katolicyzmu.
W granicach Rzeczypospolitej było wielu „lutrów” i „greków”,
których należało przekonać do rzymskiej wiary. Jezuici błyskawicznie
pojawiali się tam, gdzie rysowała się szansa pomnażania chwały
Rzymu. Podczas wojny Iwana Groźnego ze Stefanem Batorym o
Inflanty moskiewski car był poważnie zagrożony. Państwo jego mogło
być rozbite. W tej sytuacji Iwan IV zwrócił się o pomoc papieża
Grzegorza XIII. Obiecywał zerwanie swego kraju z prawosławiem i
uznanie władzy Rzymu.
Natychmiast ruszył z akcją dyplomatyczną do Batorego wysłannik
papieża, jezuita Possevino. Udało mu się wynegocjować korzystny w
sumie dla obu stron układ w Jamie Zapolskim. Po pertraktacjach z
Polakami Antonio Possevino udał się do Moskwy, aby prowadzić
rozmowy w sprawie obiecanej przez Iwana unii kościelnej. Gdy
bezpośrednie zagrożenie minęło, car nie miał zamiaru spełniać
obietnic i rzekł do jezuity:
- Mam już przeszło 50 lat i nie dostrzegam powodów do zmiany
religii... Nie możemy decydować o tak ważnych sprawach bez
błogosławieństwa ojca naszego, sługi bożego metropolity i całego
świątobliwego soboru...
Jak wynika z notatek urzędników carskich, Iwan Groźny - ku
zadowoleniu prawosławnych - zaczął obrażać papieża i jego
wysłannika. Mówił do jezuity:
- Widzę, że masz brodę przystrzyżoną, a u nas nawet mnichom nie
wolno tego czynić. Wasz papież każe nosić się na tronie i całować w
pantofel, na którym wyobrażono Chrystusa ukrzyżowanego. Co za
wyniosłość i pycha u tego rzekomo pokornego pasterza
chrześcijańskiego!... My szanujemy naszego metropolitę i prosimy go
o błogosławieństwo, lecz on chodzi po ziemi i nie wynosi się ponad
carów. Papież, który każe nosić się na tronie jak na obłoku, który
udaje anioła, który nie żyje według zasad chrześcijańskich, wilkiem
jest, a nie papieżem!
Iwan Groźny nie zgodził się nawet na wybudowanie w Moskwie
kościoła rzymskokatolickiego („Tego jeszcze nie było, aby stawiać w
państwie naszym świątynię dla niewiernych!”). Car okazał się
godnym wnukiem księcia moskiewskiego Iwana III, który
zaakceptował postanowienie Cerkwi o karaniu śmiercią heretyków.
Dostojnicy Kościoła prawosławnego w zamian za pobożność panów
Moskwy uznawali ich władzę za świętą. To zresztą najazdy
mongolskie nauczyły ich szanować wszelką silną władzę. Jurij
Afanasjew pisał w książce „Groźna Rosja”:
Urzędnicy mongolscy mieli zakaz konfiskowania ziem kościelnych,
zbierania podatków czy brania „ludzi cerkiewnych” do wojska. Kiedy
wzmocniła się władza książąt moskiewskich, kler prawosławny także
uznawał ich za „reprezentantów Boga na ziemi”. Sam zresztą Iwan
Groźny utożsamiał swą władzę z potęgą boską; własne okrucieństwa
pojmował jako „pasję karania” grzeszników w przededniu Sądu
Ostatecznego...
Hierarchia prawosławna wspierała przychylną sobie władzę
carów, natomiast wrogo traktowała projekty poddania jej pod władzę
papieża. Stąd się brała nienawiść do misyjnych zapędów Rzymu. Stąd
wrogość wobec zręcznych dyplomatów papieskich - jezuitów - i
popierających ich katolickich władców, takich jak król polski
Zygmunt III Waza. To on właśnie doprowadził na ziemiach
Rzeczypospolitej do unii wyznań, która w założeniu miała pogodzić
katolików i prawosławnych, a stała się przyczyną nienawiści i
krwawych wojen religijnych.
Prawosławna Częstochowa
Polacy mają swoją Częstochowę i historię cudownej obrony Jasnej
Góry przed heretyckim Szwedem.
Rosjanie mają swój klasztor Troicko-Siergiejewski i historię
cudownej obrony Ławry przed heretyckimi Polakami.
Klasztor ten należy do najstarszych w państwie moskiewskim.
Otoczony jest przez lud czcią i uwielbieniem. W czasach
samozwańców był potężnie obwarowany - otoczony grubymi,
kamiennymi murami, strzeżonymi przez 12 wież uzbrojonych w
działa. W jednej z nich znajdował się kocioł miedziany na 100 wiader,
w którym podczas oblężenia warzono smołę, wylewaną potem na
głowy napastników.
Podczas działań wojennych Polacy pod wodzą Jana Pawła Sapiehy
rozpoczęli regularne oblężenie Ławry. Najpierw usiłowali zastraszyć
obrońców. Sapieha wysłał list z obietnicą łask za poddanie twierdzy i
groźbami haniebnej śmierci w przypadku oporu. Obrońcy nie chcieli
się poddać bez walki.
Rozpoczęło się ostrzeliwanie twierdzy - najpierw z mniejszych
dział, potem z wielkiej armaty sprowadzonej z Tuszyna. W powietrzu
fruwały zwykłe i ogniste kule. Odpierano kolejne szturmy. Oblężeni
organizowali „wycieczki” poza mury, aby zaopatrzyć się w opał, lub
posyłać gońców po pomoc.
Cudowną obronę klasztoru przed Polakami opisał rosyjski
Sienkiewicz, autor powieści w stylu Waltera Scotta - Michał
Mikołajewicz Zagoskin. Żył w latach 1789 - 1852. Był uczestnikiem
wojny z Napoleonem w roku 1812. Bohaterem uczynił postać
historyczną - Jerzego Miłosławskiego, syna popularnego w czasach
dymitriad wojewody niżogrodzkiego. Stał się on powieściowym
odpowiednikiem Sienkiewiczowskiego Kmicica (Trylogia była zresztą
odpowiedzią na słynne dzieło Zagoskina).
W powieści Michała Zagoskina lud prawosławny zmaga się z
polskimi heretykami. Bohaterski pleban wsi Kudymowa, ojciec
Jeremiasz, tak mówi do swoich owieczek:
- Morduj jak chcesz zdrajców ruskich i Polaków, ale
prawowiernych ani tknij!
Jeden z bohaterów obrony klasztoru, ojciec Abramiusz Palicyn,
twierdzi, że duchowni także powinni walczyć w obronie
prawosławnej ojczyzny:
- Nie jesteśmy zakonnikami zachodniego Kościoła i - dzięki niech
będą Najwyższemu -przestawszy być świeckimi, nie przestajemy być
Rosjanami!
Bohaterski opór prawosławnych Rosjan przyniósł im zwycięstwo.
Jak pisał Zagoskin:
„Wojewodowie polscy 16 przeszło miesięcy stojąc pod murami
Ławry, okryci wstydem odstąpili od klasztoru, który w rozmowach
swoich nazywali ‚kamiennym grobem’, albowiem ustronie świętego
Sergiusza było w istocie obszernym grobem ich własnej sławy
wojskowej”.
Zakonnicy mogli odśpiewać pieśń dziękczynną w dniach triumfu -
kiedy „hetman Sapieha i Lisowski ze wszystkimi pułkami swymi
polskimi i litewskimi, ze zdrajcami ruskimi, uciekli do Dymitrowa.
Nikt za nimi nie puścił się w pogoń: ścigała ich prawica Boga”.
Jaka jest intryga powieści Zagoskina? - Rycerz Jerzy Miłosławski
ma zamiar wstąpić do klasztoru, bo jego ukochaną, bojarównę
Anastazję, ojciec chciał gwałtem wydać za mąż za Polaka - heretyka.
W dodatku - junak nie może walczyć z Polakami, bo jak wielu innych
złożył przysięgę na wierność królewiczowi Władysławowi! Udaje się
do sanktuarium świętego Sergiusza i prosi ojca Abramiusza o
przyjęcie do klasztoru. Wtedy...
„Starzec potrząsnął głową, z politowaniem spojrzał na Jerzego i
rzekł:
- W tak młodych latach, w poranku dni twoich? - Ale czy istotnie
czujesz w twoim sercu wezwanie Boże? Widzę w twojej twarzy ślady
głębokiego smutku... I ty, syn Dymitra Miłosławskiego, chcesz jak
zgrzybiały starzec lub ranami okryty i walczyć nie mogący żołnierz,
poświęcić się samej tylko modlitwie, kiedy wszystka twoja krew
należy ojczyźnie? Chcesz ze spokojnie założonymi rękami patrzeć, jak
tysiące braci umierają za wiarę twoich ojców i za świętą Ruś, krwią
swoją użyźniając rodzinne pola moskiewskie?
Spójrz na grobowce tych rycerzy Chrystusa, co w krwawej bitwie z
nieprzyjacielami wiary polegli! Nie, bojarze, twoje miejsce jest tam...
w szeregach walecznych rot niżogrodzkich, pod murami Kremla
obecnością wrogów zhańbionego! Synu mój! Życie prawego zasługą
jest przed Bogiem, ale korona męczeństwa jest nadmiarem jego
dobroci i miłosierdzia. Idź i osiągnij tę najwyższą nagrodę! Idź i
umrzyj wiernym obrońcą prawej wiary!”
Jerzy ma skrupuły: przysięgał polskiemu królewiczowi... Zakonnik
przekonuje:
- Bojarze, nie wiesz może o tym, że patriarcha Hermogenes
uwolnił wszystkich prawowiernych od tej Bogu przeciwnej przysięgi!
Jerzy nadal się waha. Wtedy ojciec Abramiusz przyjmuje rolę
przewodnika duchowego młodzieńca i mówi:
- Wstań, posłuszny starcowi Abramiuszowi! Odtąd ślepo winieneś
wykonywać wolę twojego nauczyciela i pasterza. Jedź do obozu
księcia Pożarskiego, dobądź z pochew oręża przeciw nieprzyjaciołom
naszym i jeżeli Bóg nie ozdobi czoła twojego koroną męczeńską,
natenczas wróć do klasztoru naszego, przyjąć obraz anielski i służyć
Bogu nie z orężem w ręku, lecz w duchu łagodności, upokorzenia i
miłości Boga.
- Więc - zawołał Jerzy zalewając się łzami - mogę znowu walczyć
za ojczyznę! Ach! Czuję, że sumienie moje jest czyste i dusza moja
spokojna!... Ojcze, ty mi życie wróciłeś!
Zakonnik umacnia rycerza w wierze:
- Broń mężnie prawdy! Zasłaniaj świątynie wiary naszej od
zhańbienia!
Jerzy rusza do boju. Po drodze spotyka rodaków skrzywdzonych
przez najeźdźców. Kiedy mówi do uroczej karczmareczki:
- Jedziemy pod Moskwę bić się z Polakami!
Ta odpowiada:
- Doprawdy? Boże wam dopomóż! Oni nas zniszczyli zupełnie!
Przeszłej zimy do nitki nas obrali, bodaj ich!
Inni wieśniacy przeklinają polskiego dowódcę:
- Ten Gąsiewski rozkazał wbić na pal mojego brata!
- Rozkazał ściąć mojego ojca!
- Zamordował bez sądu pięciu moich towarzyszów!
Zawziętość wezbrała w sercu rycerza. Nic dziwnego, że bardzo
walecznie sobie poczynał w bitwie nad rzeką Moskwą:
„Jak anioł niszczyciel pędził na czele swojego oddziału Jerzy
Miłosławski! W kilka minut zgniótł i wpędził do wody opierający mu
się pułk jazdy za klasztorem Dziewiczym. Wylać krew swoją za
ojczyznę, póki żyje - nie opuszczać placu bitwy - otóż czego żądał
nieszczęśliwy młodzieniec, wdzierając się jak burzliwy ptak w
najściślejsze szeregi polskich huzarów, rzucał się na ich miecze, ścielił
sobie drogę po trupach zabitych i niewidzialnie strzeżony prawicą
Najwyższego nie odniósł najmniejszej rany. Nieustraszony jego
oddział, cały prawie złożony ze strzelców moskiewskich, nie
ustępował mu w męstwie”.
Wojska walecznego hetmana Chodkiewicza jednak nie poddawały
się. W wielu bitwach zyskiwały przewagę...
„Zguba wojska ruskiego, a z nią razem upadek Rosji, zdawały się
być nieuchronne. W tej stanowczej chwili od Boga natchniony
Abramiusz Palicyn przybiegł do obozu księcia Trubeckiego i błagał ze
łzami, aby biegli na pomoc ginącym braciom; pełne miłości ojczyzny
słowa jego wzruszyły na koniec zatwardziałe w zuchwałych
bezprawiach serca tych nieokrzesanych żołnierzy. Obiecując jednym
wieczną nagrodę w niebie, drugim całą kasę klasztorną, zaklinał
wszystkim imieniem Boga, aby nie zdradzali ojczyzny, szli na pomoc
księciu Pożarskiemu.
Pociągani silnym uczuciem i trudną do opisania wymową tego
nieśmiertelnej sławy starca, wszyscy Kozacy wstali i powtarzając imię
świętego Sergiusza uderzyli na Polaków.
W tymże samym czasie obywatel Minin z trzema oddziałami
dworzan, zaszedłszy ze strony przeciwnej, szeregi nieprzyjacielskie
rozłożone za Moskwą zniszczył zupełnie. Zamieszanie i nieład stały
się powszechne: wzmocniony obóz, artyleria i wszystkie bagaże
dostały się zwycięzcom, a hetman Chodkiewicz, utraciwszy prawie
połowę wojska, nazajutrz rano 25 sierpnia odstąpił od Moskwy”.
Ranny w bitwie bohater powieści kurował się w domu księcia
Pożarskiego, pod opieką wiernego sługi Aleksego. Odwiedzał go także
opiekun duchowy, bohaterski zakonnik Abramiusz. Na koniec...
„Na koniec nadszedł dzień 22 października 1612 roku [starego
stylu - przyp. red.], pamiętny i sławny w rocznikach Rosji. Równo ze
wschodem słońca Polacy dwiema drogami wyszli z Kremla. Ci
nieszczęśliwi rycerze, głodem osłabieni, podobni byli raczej do
umarłych niż żyjących”.
Powieść, która zachwyciła Puszkina, Bielińskiego kończy się
apoteozą założyciela nowej dynastii carów:
„Rosja, od zagranicznych nieprzyjaciół uwolniona, długo jeszcze
doznawała nieszczęść z powodu wewnętrznych rokoszów i niezgód.
Ulitował się na koniec Bóg nad tą nieszczęsną ziemią: niezgody
wszystkie ustały, głos powszechny okrzyknął carem ruskim Michała
Teodorowicza Romanowa, syna cnotliwego Filareta, a dnia 11 lipca
1613 roku młody ten car, dziad Piotra Wielkiego, włożył na głowę
swoją koronę Monomacha. Pod jego łagodnym mądrym sterem Rosja
odpoczęła po doznanych nieszczęściach”.
Moskwa wabi Kozaków
Zwycięstwa nad Polakami w czasach „wielkiej smuty” dowiodły
wiernym potęgi opiekunów prawosławia: Bogurodzicy, świętego
Sergiusza i Michała Archanioła. Ikona Matki Bożej Kazańskiej,
upamiętniająca rok 1612, została przeniesiona do Moskwy i
umieszczona w katedrze naprzeciwko Kremla.
Była symbolem zagrożenia wiary prawosławnej ze strony
Warszawy i Rzymu. Moskwa chorobliwie reagowała na wszelki próby
włączenia jej w krąg katolicyzmu. Polacy też w epoce Wazów niezbyt
tolerancyjnie odnosili się do „schizmatyków i heretyków”. W roku
1620 patriarcha jerozolimski w drodze do Moskwy wyświęcił
potajemnie 7 biskupów prawosławnych dla Ukrainy. Rząd polski
kazał ich uwięzić.
Wrogość katolików i prawosławnych stwarzała coraz większe
problemy szczególnie na Ukrainie. Kozacy, nie uznający
jakichkolwiek państwowych granic, zagrażający nieustannie Turkom i
Polakom, opowiedzieli się w końcu po stronie prawosławia.
Coraz więcej było na Ukrainie zwolenników prawosławnego cara -
w roku 1654 Rada Kozaków uznała zwierzchnictwo moskiewskie. Z
tego powodu wybuchła nowa wojna polsko-rosyjska, zakończona w
roku 1667 kompromisem; część Ukrainy trafiła do polski; część (z
Kijowem) do Moskwy.
W owym czasie obojętni do niedawna na sprawy religijne Kozacy
zaczęli się uznawać za obrońców „Trzeciego Rzymu”, czyli Moskwy.
Katolicyzm był przecież religią znienawidzonych w czasie powstania
Chmielnickiego „polskich panów”! Kozacy odziedziczyli po „grekach”
nienawiść do jezuitów. Symbolem religijnej wrogości stała się
męczeńska śmierć wybitnego zakonnika Towarzystwa Jezusowego
Andrzeja Boboli.
Broda: symbol mistyczny!
Różnica wyznań coraz bardziej oddalała Rzeczpospolitą od Rosji i
Ukrainy. Najzdolniejsi władcy Moskwy, a potem Petersburga,
umiejętnie wykorzystywali konflikty religijne do osłabiania Polski.
Despotyczny reformator Rosji, Piotr Wielki, potrafił przemocą
wymuszać posłuszeństwo Cerkwi, a jednocześnie czarował
dostojników kościelnych wizją monopolu. Kiedy do Polski w roku
1704 wkroczyły wojska rosyjskie, zachowując się jak w podbitym
kraju, car Piotr rozkazał w Połocku zakatować posłusznych papieżowi
unickich mnichów.
Katolicka Polska tymczasem zrażała do siebie wszystkich
innowierców. W roku 1716 wydano zakaz wznoszenia zborów
protestanckich. Rok później podczas sejmu w Grodnie usunięto z sali
obrad kalwina Andrzeja Piotrowskiego, ostatniego posła tej wiary!
Było wiele aktów przemocy wobec „heretyków”. Protestowały nawet
rządy Anglii, Prus, Danii, Szwecji i Holandii. Unici dodatkowo
narazili się prawosławnym braciom, zbliżając liturgię do obrzędów
katolickich (1720 rok).
Nienawiść rosła; szczególnie uwidoczniła się w czasie tzw.
hajdamaczyzny na Ukrainie, kiedy to zorganizowani w bandy Kozacy
i chłopi napadali na dobra szlacheckie i kościoły rzymskokatolickie.
Car Piotr I zbudował nową stolicę i w piotrogrodzkiej katedrze
chciał umieścić symbol zwycięstw nad Polakami - cudowny
wizerunek Matki Boskiej Kazańskiej. Wywołało to bunt mieszkańców
Moskwy. Ostatecznie obrazy znalazły się i w Moskwie, i w
Petersburgu. Oba były czczone jako święte, podobnie jak kopia
pozostała w Kazaniu.
Car Piotr chciał „cywilizować” Rosję - i zdecydował się na walkę z
hierarchią prawosławną. Nakaz golenia brody przez bojarów wydawał
się wielu Europejczykom niepoważny i groteskowy, tymczasem...
stanowił zuchwałe wyzwanie rzucone patriarchom. Broda w Cerkwi
rosyjskiej była symbolem religijnym, znakiem podobieństwa do
Chrystusa. Patriarchowie moskiewscy od niepamiętnych czasów
nakazywali mężczyznom noszenie brody, a tym, którzy ją golili,
grozili ekskomuniką.
Walka Piotra I z brodami bojarów wzbudziła opór patriarchatu;
kilku z buntowników car musiał uwięzić. Niektórzy wprost ogłaszali
cara za nowego Antychrysta. Podporządkował sobie siłą opornych.
Nowa stolica, Petersburg, stała się dla wielu prawosławnych
symbolem zachodniego zepsucia przez swoje obce stroje, język i...
brzytwy. Moskwa pozostała centrum prawosławia.
Car gorszył dużą część duchowieństwa. Drugą żonę, Eudoksję
Łopuchinę usunął z pałacu i osadził w klasztorze, sam zaś żył bez
ślubu z córką litewskiego chłopa Marta Skowrońską, sławną z
wesołego życia. Była markietanką szwedzką, która w pierwszym
okresie wojny północnej dostała się w ręce Rosjan. Trafiła na dwór
jednego z faworytów cara Piotra i tam wpadła w oko monarchy.
Zatrzymał ją u siebie. Marta przyjęła prawosławie, zmieniła imię i
nazwisko na bardziej dostojne: stała się Katarzyną Aleksiejewną
Michajłową. W roku 1708 urodziła Piotrowi córkę Annę, w roku
następnym Elżbietę. W marcu 1711 została ogłoszona „gosudarynią”.
Dopiero jednak 19 lutego 1712 roku odbył się ślub Piotra z
Katarzyną. W ucztach weselnych, ku zgorszeniu prawosławnych,
uczestniczyli, nie przestrzegając żadnej etykiety, mężczyźni i kobiety.
Piotr uzależnił od siebie Cerkiew, znosząc zwierzchność patriarchy
nad Kościołem prawosławnym. W zamian rządzić miało kolegium: 12-
osobowy Świątobliwy Synod, wybierany pod dyktando cara. Nowy
„regulamin duchowny” głosił, że „władza monarchów jest absolutna i
sam Bóg nakazuje się jej podporządkować”, a Cerkiew nie może
stanowić „państwa w państwie”. Car Piotr obawiał się, że prości
ludzie, widząc potęgę Cerkwi, mogą uznawać mylnie głowę Kościoła
za drugiego „gosudara”... W takiej sytuacji „serca proste demoralizują
się do tego stopnia, że w jakiejkolwiek sprawie oglądają się na swego
pasterza, a nie - władcę”. Stąd wynikają kłopoty, a niekiedy wręcz
zamachy ze strony Cerkwi na władzę cara.
Świątobliwy Synod stał się teraz podporą rosyjskiej odmiany
absolutyzmu. Niektórzy biskupi uznawali nawet, że w interesie
samodzierżawia można łamać tajemnicę spowiedzi! Nic dziwnego, że
liczni prawowierni uznali Piotra za Antychrysta, zapowiadającego
rychły koniec świata. Z kolei wielbiciele srogiego cara zwracali uwagę
na jego dzielną walkę z heretykami.
Były w czasach Piotra liczne spory między zwolennikami
europeizacji i tradycji; na ogół jednak wszyscy prawosławni
jednoczyli się w obliczu wspólnych wrogów: katolików i unitów.
Dawniej Zygmunt III chciał zamieniać rosyjskie cerkwie na katolickie
kościoły, kiedy zaś zmieniła się sytuacja polityczna - prawosławni
doczekali się okazji do rewanżu.
Kolejna po Piotrze Wielkim wybitna postać na rosyjskim tronie,
Katarzyna II, narobiła wiele zamieszania w Rzeczypospolitej poprzez
skłócenie wyznawców różnych wyznań. Stanisław Poniatowski tuż po
wyborze na króla Polski dostał polecenie likwidacji przywilejów
katolickich i równouprawnienia dysydentów. Sejm 1766 roku nie
zgodził się na propozycje carycy. Ambasador rosyjski doprowadził do
zerwania obrad, a potem zmienił taktykę.
Inspirował trzy wielkie bunty religijne: protestanci zawiązali
konfederacje w Toruniu, prawosławni w Słucku, a katolicy w
Radomiu. Przywódcy konfederacji po cichu dostali z rosyjskiej kasy w
sumie 20 tysięcy rubli. Jak się można było spodziewać, wodzowie
wszystkich trzech konfederacji zwrócili się do carycy z prośbą o
opiekę.
„Pomoc” szybko nadeszła. We wrześniu 1767 wojska rosyjskie
otoczyły Warszawę. Na polecenie ambasadora rosyjskiego Nikołaja
Repnina porwano przywódców katolickiej opozycji: biskupa
krakowskiego Kajetana Sołtyka, biskupa kijowskiego Józefa Andrzeja
Załuskiego i hetmana polnego koronnego Wacława Rzewuskiego z
synem Sewerynem. Wywieziono ich na Sybir. Zastraszeni posłowie
zabrali się za opracowanie nowej konstytucji i w lutym 1768 roku
nastąpiło podpisanie „traktatu wieczystego” między Rosją a Polską.
Jeden z aneksów do układu przyznawał szlachcie różnych wyznań
równe prawa polityczne.
Ten punkt wzburzył prawowiernych Polaków, którzy wystąpili w
obronie Kościoła rzymskokatolickiego. Konfederacja barska
zawiązana w lutym 1768 ruszyła „na ratunek ojczyzny, wiary i
wolności”. Na ryngrafach konfederaci mieli wizerunek Matki Boskiej
Częstochowskiej. Porywał ich dzielny żołnierz Kazimierz Pułaski -
„ów duch - półludzki i - boski, pierwszy narodu anioł
kościuszkowski”, jak pisał Słowacki. Serca powstańców krzepił
karmelita, ksiądz Marek, prorok zwycięstwa, cudotwórca, mający
władzę nad piorunami i kulami wroga. Mawiał do konfederatów:
- Polska powstanie, jak Feniks z popiołów.
I oni wierzyli. Powstanie zakończyło się klęską, podobnie jak
kolejne zrywy w obronie wolności i wiary w czasach Katarzyny.
Triumfy Suworowa i wiary prawosławnej opiewali najlepsi pisarze
rosyjscy schyłku XVIII wieku. Uznawano zgodnie, że Polacy zostali
sprawiedliwie ukarani za rok 1612, zamach na wiarę prawosławną i
hańbę cara Szujskiego.
Cerkwie na ziemi niewoli
Po upadku powstania Kościuszkowskiego, w roku 1794, w
Warszawie powstała pierwsza cerkiew. Miała charakter tymczasowy
jako kaplica polowa wojsk generała Suworowa. Mieściła się na rogu
ulic Miodowej i Długiej. W pierwszych latach porozbiorowych
niewiele było świątyń prawosławnych. Dopiero po powstaniach
narodowych powstawały koncepcje wychowania Polaków na
„ruskich” i nawracania na wiarę prawosławną katolików oraz unitów.
W roku 1834 erygowano w Warszawie biskupstwo prawosławne.
Powstała konieczność budowy soboru katedralnego. Do tego celu
adoptowano zespół budynku pijarów przy ulicy Długiej. Zakon
spotkała kara za czynny udział w powstaniu listopadowym. Kamień
węgielny pod cerkiew położył sam car Mikołaj I w roku 1835. Sobór
był gotowy 2 lata później (dziś stoi w jego miejscu katedra Wojska
Polskiego).
W roku 1838, stojący na terenie fortyfikacji wolskich kościół św.
Wawrzyńca przebudowano - od wewnątrz - na cerkiew Matki Boskiej
Włodzimierskiej.
Księża katoliccy często stali na czele ruchu oporu przeciw
zaborcom. Szczególną sławę zdobył Piotr Ściegienny, wywodzący się
z biednej chłopskiej rodziny spod Kielc. Seminarzysta kolegium
pijarów w Warszawie, a następnie w Opolu Lubelskim, po uzyskaniu
święceń został wikariuszem w Wilkołazach. Wrażliwy na los
biedniejszych warstw społeczeństwa założył organizację patriotyczną,
zmierzająca do likwidacji wielkiej własności ziemskiej i wyzwolenia
chłopów. Poglądy swoje propagował za pomocą kopiowanych ręcznie
prac. Dużą popularność wśród chłopów i rzemieślników zdobyła
„Złota książeczka”, uznawana za bullę papieską (niektóre kopie nosiły
tytuł „List ojca świętego Grzegorza papieża”). Ściegienny wyjaśniał
pochodzenie nierówności społecznej i wskazywał drogi wyzwolenia.
Na trop organizacji wpadła policja carska. Aresztowano niektórych
spiskowców. Inni podjęli próbę powstania zbrojnego. Ściegienny trafił
do więzienia. Po długim śledztwie został pozbawiony godności
kapłańskich i skazany na karę śmierci przez powieszenie. Egzekucja
miała się odbyć 7 maja 1846 roku w Kielcach. Ksiądz Piotr stał już
pod szubienicą, kat nałożył pętlę na szyję, gdy rozległy się werble i i
oficer carski odczytał akt ułaskawienia. Buntownik zesłany został na
katorgę w kopalniach Syberii wschodniej. Wrócił do kraju po 25
latach jako schorowany starzec. Tuż przed śmiercią odzyskał utracone
godności kapłańskie.
Prawdziwa katastrofa Kościoła rzymskiego w Polsce zaczęła się po
upadku powstania styczniowego. Do Polski przybyły wtedy setki
tysięcy żołnierzy i urzędników rosyjskich. Na terenach zaboru
rosyjskiego wybudowano dla nich wiele cerkwi - między innymi w
Lublinie, Płocku, Włocławku, Białymstoku, Łodzi, Częstochowie,
Kielcach, Piotrkowie i Sosnowcu. Na placu Saskim w Warszawie
powstała piękna cerkiew Matki Boskiej Nieustającej Pomocy.
Na Wilnie i Litwie od maja 1863 roku rządził przysłany z
Petersburga zawzięty wróg polskości, hrabia Murawiow, który dobrze
zasłużył sobie na przydomek kata - „Wieszatiela”. Przed wyjazdem ze
stolicy carów modlił się w soborze Kazańskim w intencji przekonania
podbitych prowincji, że „Litwa to Rosja, a jej mieszkańcy to
Rosjanie”. Wkrótce pisał w raporcie do cara, że akcję rusyfikacji
rozpoczął od księży,
„...jako od głównych działaczy buntu... Rząd musi się przekonać,
że głównym wrogiem narodowości rosyjskiej w tym kraju jest
polskość, a w związku z nią katolicyzm, gdyż katolik i Polak są
synonimami w pojęciach ludu; dlatego też rząd powinien zwracać
uwagę, że osłabienie wpływu katolickiego jest jednym z głównych
środków działania”.
W „nadwiślańskim kraju” dochodziło do niesłychanych gwałtów i
prześladowań. W Radomiu jeden z rosyjskich dygnitarzy powiesił 4
rzemieślników za to, że nie spotkał się z ich strony „z należytym
szacunkiem”, a w Łomży inny kacyk kazał ludności spędzonej na
rynku klękać przed sobą. Zmuszano szlachtę, mieszczan,
duchowieństwo do składania adresów wiernopoddańczych.
27 listopada 1864 roku otoczono wojskiem i wywieziono w
nieznanym kierunku zakonników ze 109 klasztorów, pozostałe
pozbawiono autonomii. Skonfiskowano majątki kościelne.
Duchowieństwu katolickiemu wyznaczono głodowe pensje i
zabroniono kontaktów z Rzymem. Naczelną władzą Kościoła w Polsce
stało się Kolegium Duchowne w Petersburgu.
Władze chciały kontrolować seminaria i zyskać decydujący wpływ
na obsadzanie stanowisk kościelnych.
Okupanci podjęli próbę stworzenia Polskiego Kościoła
Narodowego w celu „przejścia do zagłady katolicyzmu i polskości
oraz narzucenia religii prawosławnej i narodowości rosyjskiej”.
Kiedy papież Pius IX zaprotestował przeciw podobnym praktykom,
Petersburg zerwał stosunki dyplomatyczne z Watykanem.
Opornych biskupów i księży wywożono w głąb Rosji. W roku 1869
z 15 biskupów i sufraganów tylko 3 zostało na stanowiskach. W
latach 1870-72 nie było w Królestwie ani jednego biskupa.
W szkołach obowiązywał oczywiście tylko język rosyjski.
„Syzyfowe prace”, powieść nawiązująca do młodzieńczych przeżyć
Żeromskiego, pokazuje dramat Polaków, przekształcanych po upadku
powstania styczniowego na „polskich ruskich”. Karczowanie polskich
dusz zaczynało się już oczywiście w szkole. Rosyjski inspektor oświaty
tak oto rozmawia z ojcem kandydata na ucznia:
„ - Należy jeszcze - zaczął wrzeszczeć inspektor - należy jeszcze
mówić z nimi [z dziećmi polskimi] w domu po rosyjsku. Oto, jaka
reforma przeprowadzona być musi! Pan wymagasz, żebyśmy
przyjmowali pańskich synów do szkoły rosyjskiej, a sam nie umiesz
czy nie chcesz mówić po rosyjsku, i do mnie, zwierzchnika tej szkoły,
w murach jej ośmielasz się mówić jakimś obcym językiem! Pomyśl
pan, czy to nie jest skandal?
- To nie jest bynajmniej skandal, jeżeli ja nie posiadając żadnego
obcego języka przemawiam do pana inspektora tym, jaki umiem...
- Język rosyjski tu, w tym kraju, nie jest językiem obcym, jak się
panu wyrażać podoba... Za pozwoleniem... pańskie nazwisko?”
W szkole uczniom przekazywano karykaturalną wiedzę o historii
„nadwiślańskiego kraju”. I dlatego prymusi - „samorodni badacze”,
„maleńcy uczeni”, jak mawiał inspektor, zarówno Rosjanie, Polacy i
Żydzi,
„...masakrowali w swych wypracowaniach nieszczęsną ‚Polszę’,
opisywali ją na zasadzie książek, dostarczanych przez kierownika,
jako dom niewoli, gniazdo rozbestwionej szlachty, mordującej lud r u
s k i przy akompaniamencie okrzyków ‚psiakrew’ i ‚psiadusza’ „.
Z polskich historyków cytowano tylko profesora Michała
Bobrzyńskiego, który dowodził, iż
„... w ciągu dwu ostatnich wieków istnienia Rzeczypospolitej nie
można znaleźć w jej dziejach ani jednego prawdziwie wielkiego,
rozumnego czynu, ani jednej prawdziwie wielkiej, historycznej
postaci”.
Czytanie, pisanie, mówienie i myślenie po rosyjsku doprowadzało
do tego, że żaden z polskich uczniów nie byłby w stanie precyzyjnie
formułować swoich przekonań po polsku. „Była to najbardziej
zjadliwa forma ‚obrusienija’, bo dobrowolnie, we wnętrzu własnych
czaszek stopniowo zaprowadzana przez młodzież” - twierdził
Żeromski.
Od roku 1883 generał gubernator Hurko realizował
konsekwentnie program unifikacji ziem rosyjskich i polskich.
Osławiony kurator szkół warszawskich Apuchin opracował nową
wersję historii. Chciał też zmienić Warszawę stosownie do opowieści
swoich dziejopisów. Nakazał zniszczyć na przykład schowaną pod
pałacem Staszica „kaplicę moskiewską”, w której spoczywały niegdyś
zwłoki wziętych do niewoli przez Żółkiewskiego carów Szujskich.
Pałac Staszica przerobiono teraz na cerkiew prawosławną.
Apuchin kazał też zdjąć ze słynnej kolumny w Warszawie postać
króla Zygmunta III i umieścić - jako znak wzgardy - na szpetnym
podeście z żelaza.
W roku 1897 podłożono fundamenty pod wielką cebulastą cerkiew
na warszawskiej Pradze. Carski minister skarbu Sergiusz Witte
realizował już wtedy program „dogłupiania Polski do urownia Rosji”.
Mnożyły się upokorzenia narodowe: w Wilnie odsłoniono na przykład
pomniki Katarzyny II i „kata-Wieszatiela” Murawiowa.
Wywoływało to oczywiście opór zniewolonego narodu. Wydawane
w Krakowie od 1896 roku i przemycane nielegalnie do zaboru
rosyjskiego pismo „Polak” nie ważyło słów:
„Moskale to tylko dzika horda łotrów i złodziei, którzy zdzierają z
nas ostatnią skórę, ciemiężą, wynaradawiają, prześladują naszą
wiarę...
Przypomnimy Niemcom i Moskalom Grunwald i Kłuszyn;
doczekają się dzieci nasze chwili, że zobaczą carów moskiewskich na
łańcuchu prowadzonych po Warszawie, że zobaczą królów pruskich,
bijących kornie czołem przed majestatem Rzeczypospolitej”.
Cerkwie na polskiej ziemi drażniły Polaków. Władysław Dehnel
przytoczył w pamiętniku ciekawą dyskusję grupki patriotów z kręgu
Piłsudskiego w roku 1904, po wybuchu wojny japońsko-rosyjskiej.
Rozważano wtedy możliwość klęski cara i szanse niepodległości
Polski. W obecności charyzmatycznego przywódcy, Piłsudskiego,
walka z okupantem zdała się łatwa i prosta:
„Blask bił w obecnych spod jego brwi krzaczastych. U wszystkich
wzbudziło się przekonanie, że Polska nie tylko musi być, ale będzie
wolna. I w atmosferze rozrzewnienia, nad czarną kawą i mocną
herbatą, z dodatkiem gęstej starki, wybuchł nagle spór: co zrobić z
soborem prawosławnym na centralnym placu w Warszawie w razie
wolnej Polski?
Sulkiewicz, Tatar z pochodzenia, którego nie raziła bizantyjska
forma soboru, bronił myśli, by go zostawić w spokoju, aby
przypominał lata niewoli. Przemienić w muzeum! Piłsudski
wypowiadał się za usunięciem soboru z Warszawy, a nawet za
doszczętnym zniszczeniem.
I w owej chwili był w oczach wszystkich realnym zdobywcą
realnej niepodległości”.
Niepodległość „wybuchła”! Polacy rzeczywiście, jak chciał
Piłsudski, starali się zniszczyć wszelkie pamiątki po latach niewoli.
Także cerkwie. W okresie międzywojennym większość z nich na
ziemiach polskich zburzono lub zamieniono na świątynie katolickie -
po zdjęciu kopuł i prawosławnych obrazów. Niszczono bezcenne
ikonostasy. Ponad 200 cerkwi uległo całkowitemu zniszczeniu, w
majestacie decyzji rządowych! Dziełu niszczenia sprzeciwiali się
niekiedy sami Polacy. Dzięki nim ocalała piękna cerkiew św.
Aleksandra Newskiego w Łodzi, wybudowana w roku 1884 w stylu
bizantyjskim. Ofiary na jej budowę dawali niegdyś nie tylko
prawosławni, ale i luteranie, żydzi oraz katolicy. Po roku 1918
łodzianie nie pozwolili zburzyć świątyni; twierdzili, że nie jest
„ruska”, ale „nasza”, zbudowana po prostu przez Polaków.
Prawosławni stanowili około 12 proc. żołnierzy w wojsku polskim,
mieli więc własne duszpasterstwo i kaplice.
Stefan Wyszyński i „czerwona zaraza”
W roku 1904 została skradziona w Kazaniu święta kopia ikony
zwycięskiej Bogurodzicy. Natomiast wizerunki z Moskwy i
Petersburga, po zwycięstwie Rewolucji Październikowej, trafiły do
magazynów muzealnych. Wielka katedra Matki Bożej Kazańskiej w
Petersburgu została zamieniona w muzeum ateizmu, a w
podziemnych kryptach drukowano odezwy bolszewików. Jedna z
ikon w roku 1917 została wywieziona z Rosji i sprzedana na aukcji w
Londynie jakiemuś milionerowi za 250 tysięcy funtów. W końcu,
tajemniczą drogą, dotarła ona do... Fatimy i umieszczona została w
Kaplicy Bizantyjskiej w budynku Światowego Apostolatu Fatimy.
W roku 1936 Stalin kazał zburzyć katedrę Matki Bożej Kazańskiej
w Moskwie, przy północno-zachodniej stronie Placu Czerwonego.
Kościół katolicki uznał, że komunizm ze swoją ideologią
„wojującego ateizmu” jest jego głównym wrogiem w XX-wiecznym
„nowym, niezbyt wspaniałym świecie”. Watykan gotów był wspierać
dawnych, prawosławnych przeciwników w nierównej walce ze
wspólnym zagrożeniem. W roku 1937 papież Pius XI wydał
utrzymaną w ostrym tonie encyklikę „Divini Redemptoris” - o
bezbożnym komunizmie:
„Komunizm w większej jeszcze mierze niż inne tego rodzaju ruchy
w przeszłości zawiera błędną ideę wyzwolenia. Fałszywy ideał
sprawiedliwości, równości i braterstwa w pracy przepaja bowiem całą
jego doktrynę i wszystkie działania pewnym błędnym mistycyzmem,
który daje tłumom pozyskanym złudnymi obietnicami zapał i
sugestywnie szerzący się entuzjazm [...].
Komunizm pozbawia człowieka wolności, a więc duchowej
podstawy wszelkich norm życiowych. Odbiera osobie ludzkiej całą jej
godność i wszelkie moralne oparcie, z którego pomocą mogłaby się
przeciwstawić naporowi ślepych namiętności. Ponieważ w obliczu
społeczności człowiek, według zapatrywań komunizmu, jest tylko
kółkiem wtłoczonym w tryby maszyny, dlatego nie przyznaje mu się
żadnych praw naturalnych. W stosunkach międzyludzkich natomiast
komunizm głosi absolutną zasadę równości, odrzucając wszelką
hierarchię i wszelki autorytet ustanowiony przez Boga [...].
Po raz pierwszy w dziejach ludzkości jesteśmy świadkami
starannie i planowo przygotowanego buntu przeciw wszystkiemu, co
nazywa się Bogiem. Bo komunizm jest z natury swej antyreligijny,
uważa religię za ‚opium dla ludu’, ponieważ jej zasady głoszące życie
pozagrobowe odciągają proletariat od budowania na ziemi przyszłego
raju sowieckiego”.
Papieża wspierali konkretnymi przykładami polscy kapłani,
mający dobrą znajomość nowego porządku rzeczy u wschodniego
sąsiada. W roku 1938 młody publicysta katolicki Stefan Wyszyński
wydał wstrząsającą książkę „Inteligencja w straży przedniej
komunizmu”. Stwierdzał w niej:
„Walczą ze sobą dwa światy, dwa porządki: ateistyczny komunizm
i chrześcijaństwo. Ścierają się dwie wielkie zasady: nienawiści i
miłości. Bolszewizm wywiera na inteligencję tak silny wpływ przez
to, że realizuje on rzekomo sprawiedliwość społeczną... Celem
bolszewizmu jest ogólnoświatowy przewrót cywilizacyjny,
wyniszczenie kultury chrześcijańskiej”.
Wyszyński sięgnął po reporterskie opisy ludzi, obserwujących
budowę komunizmu z bliska. Przytaczał dziennikarską relację Klebera
Legaya:
W miastach i wioskach sowieckich „widzieliśmy bardzo wiele
kobiet pracujących pod ziemią. Mówiono nam, że to prace lekkie, ale
myśmy widzieli robotnice w oddziałach wydobywania. Widzieliśmy je
w nocy, w dzień, wszędzie, nawet w fabrykach, gdy pracowały w
pobliżu pieców martenowskich, na powierzchni, przy budowach, gdy
obsługiwały mularzy, gdy kopały i tłukły kamienie przy budowie
dróg, naprawiały drogi żelazne, nosiły szyny - pod nadzorem
mężczyzn”.
Wyszyński nagłaśniał przemyconą w połowie lat trzydziestych XX
wieku do Polski książkę więźnia obozów pracy, Iwana Sołoniewicza
„Rosja w obozie koncentracyjnym”. Ten prekursor Sołżenicyna i
Herlinga-Grudzińskiego przytaczał między innymi słowa jednego z
więźniów Stalina:
„Cofnęliśmy się do wieku XV. Tu w obozie można żyć tylko będąc
zwierzęciem. Silnym zwierzęciem. Ja jestem inteligent, pracownik
umysłowy, ja mięśni swych nie rozwijałem. Myślałem, że żyję w XX
wieku. Nie przypuszczałem, że możliwy jest powrót do epoki
kamiennej. A oto przeżywamy ją i ja muszę zginąć, ponieważ do
epoki tej nie jestem dostosowany”.
Wyszyński ostrzegał europejskich inteligentów zafascynowanych
wielkim eksperymentem Lenina i Stalina:
„Inteligencja przygotowała rewolucję i najpierw padła jej ofiarą.
Rząd sowiecki wyrżnął najpierw inteligencję... Od zarania przewrotu
Sowiety posługiwały się metodą bezwzględnej likwidacji przeciwnika,
przy użyciu wszelkich środków, metodą gwałtu, terroru, siły,
brutalnego łamania wszelkiego oporu, rozlewu krwi”...
Przyszły „prymas Tysiąclecia” stawiał przed oczy zwolennikom
czerwonego imperium obrazy wynędzniałych dzieci Rosji w czasach
Stalina. Przypominał los 11-letniej dziewczynki, sieroty,
wynędzniałej, schorowanej - skóra i kości... Ten głodny szkielecik
wyrwał z rąk więźnia gułagu rondel z pomyjami. Dziewczynka rzuciła
się na tę marną strawę, potem na darowaną skórkę chleba, a „po jej
brudnej twarzyczce płynęły łzy przestrachu”. Niewolnik gułagu,
inteligent poddawany reedukacji, opisywał:
„Stałem przed nią przybity, pełen niesamowitego obrzydzenia dla
świata całego i do siebie samego. Jakże to być mogło, że ludzie
dorośli w Rosji, 30 milionów dorosłych mężczyzn, mogło pozwolić, by
coś podobnego działo się z dziećmi w naszym kraju? Dlaczego nie
walczyliśmy do ostatka? My, inteligenci rosyjscy, wiedząc, czym była
‚wielka francuska rewolucja’, powinniśmy przewidzieć, jak będzie
wyglądać równie wielka rewolucja u nas (...).
I oto na kościach tego drobnego szkielecika, na kościach milionów
takich szkielecików, budowany będzie raj socjalistyczny. Nie - nawet
gdyby im się udało raj ten na tych szkielecikach stworzyć, ja raju tego
nie chcę. Przypomniałem sobie fotografię Lenina w pozie Chrystusa,
otoczonego dziećmi. ‚Nie przeszkadzajcie maluczkim przychodzić do
mnie’... Jakaż podłość, jakaż wstrętna, pełna potwornego fałszu
podłość”.
Wyszyński przytoczył dramatyczne słowa innego więźnia gułagu,
profesora matematyki z Mińska. W czasie rewolucyjnych przemian
stracił żonę, dzieci i sam - jak żywy trup - snuł się po obozie. Mówił w
stanie rozpaczy i wyczerpania:
„Nie byłem człowiekiem religijnym, jak cała mniej więcej
inteligencja rosyjska. Czy mogłem wierzyć w istnienie diabła? A oto
teraz wierzę. Wierzę, ponieważ widziałem go, ponieważ go widzę.
Widzę go w każdym punkcie obozowym. On istnieje, istnieje! To nie
jest wymysł księży. To jest fakt, dający się stwierdzić naukowo!”
Stefan Wyszyński w roku 1938 ostrzegał:
„Salonowi komuniści’ [w Polsce] oderwali się duchowo od swego
narodu. Niech sobie na przykład spróbują uprzytomnić, co by się z
nimi stało w razie próby zapędzenia polskiego kmiotka do kołchozu,
lub na przykład w wypadku chęci umieszczenia [obrazów Matki
Boskiej] Częstochowskiej czy Ostrobramskiej jako eksponatu w
‚muzeum antyreligijnym’. „
Kościół katolicki w Polsce zdecydowanie włączał się w walkę z
ateistycznym wrogiem na Wschodzie, spadkobiercą tyrańskiego
imperium carów. Po wojnie, kiedy Polska stała się prowincją państwa
Stalina, Stefan Wyszyński - już jako prymas - stał się wrogiem numer
jeden wodza światowego proletariatu. Opracował taktykę walki z
komunizmem. Pisał potem w pamiętniku:
„Badając uważnie rozwój dziejowy Rewolucji Październikowej,
mogłem zauważyć, że stosunek taktyczny do religii ulegał zmianie,
idąc po linii elastycznej. Początkowy brutalizm, na poziomie
procesów, muzeów bezbożniczych, zamykanych cerkwi, rabowanych
cudownych obrazów, załamał się, ustępując miejsca metodzie
Dymitrowa. A gdy przyszła ‚wielka wojna narodowa’, rząd ZSRR
poszedł na ‚cichą ugodę’ z Cerkwią. Oczywiście, była to ugoda przy
łożu umierającego; ale jednak istniały jeszcze w społeczeństwie siły,
które nakazywały tę ugodę. Ta ewolucja wskazuje, że każda forma
rządu, nawet tak bezwzględna, powoli stygnie i bieleje, w miarę jak
napotyka na trudności, których sam urzędnik bez pomocy
społeczeństwa rozwiązać nie może”.
Po drugiej wojnie światowej religia katolicka w Polsce była tak
samo zagrożona, jak wiara prawosławna w Rosji. W całym imperium
obowiązywał ogólnie zakaz budowy świątyń. Ludzie religijni
prowadzili cały czas cichą wojnę o swoje prawa. W roku 1947 w
ramach akcji „Wisła” przesiedlano masowo ludność ukraińską (często
grekokatolicką i prawosławną) ze wschodniej Polski na ziemie
zachodnie. Szli na Zachód osadnicy i niekiedy przerabiali opuszczone
kościoły protestanckie na cerkwie.
Między Moskwą, Warszawą i
Watykanem
Komunizm - wspólny wróg katolików i prawosławnych - sprzyjał
dążeniom ekumenicznym chrześcijan z różnych obozów,
obrzucających się do tej pory klątwami i ekskomunikami.
W roku 1963 Cerkiew moskiewska otrzymała zaproszenie na
obrady soboru watykańskiego, na znak przyjaźni dla „kraju, który
kochamy”. Prawosławni obserwatorzy wyjechali do Rzymu za zgodą
władz ZSRR. Pojednawczym gestem Jana XXIII było przyjęcie na
oficjalnej audiencji redaktora naczelnego moskiewskich „Izwiestii”
Adżubeja wraz z żoną, a także córki Chruszczowa, następcy Stalina!
Decyzja pogodnego papieża pokoju i pojednania zaszokowała
wielu obserwatorów. Jan XXIII mówił potem:
- Wiem, że wiele osób było zaskoczonych tą wizytą; niektórzy byli
nawet zasmuceni. Dlaczego? Muszę przecież przyjmować wszystkich,
którzy pukają do mych drzwi. Widziałem się z nimi... i
rozmawialiśmy o dzieciach... Widziałem , jak pani Adżubej płakała.
Dałem jej różaniec zaznaczając, że nie musi go używać ani czuć się
zobowiązana i zapewniać mnie, że to zrobi! Lecz, żeby tylko patrząc
na niego przypominała sobie, że żyła kiedyś najdoskonalsza z matek.
Delegacja patriarchatu moskiewskiego wzięła udział w pogrzebie
Jana XXIII, a delegacja watykańska w pogrzebie patriarchy
moskiewskiego Aleksego. Przyjazne gesty wobec protestantów i
prawosławnych wykonywał także papież Paweł VI, nawołujący
wszystkich chrześcijan: „Chrystus jest naszym jedynym księciem,
naszą jedyną ostoją i celem”.
7 grudnia 1965 na zamknięcie soboru watykańskiego, w krótkim
brewe apostolskim Paweł VI wymazał z pamięci Kościoła katolicką
ekskomunikę, nałożoną w 1054 roku na Konstantynopol.
Minęła jednak soborowa euforia i w codziennej praktyce życia
trudno było znaleźć przykłady chrześcijańskiej jedności. Szczególnie
silne uprzedzenia wobec „łacinników” były nadal w „Trzecim
Rzymie”. Rosyjscy patriarchowie byli uczuleni na protegowanie przez
Watykan unitów (choć trudno, żeby było inaczej). Szczególnie
niebezpieczni wydawali im się zawsze Polacy, intrygujący na
Wschodzie od czasów Zygmunta Wazy. Kiedy więc przyszedł
pamiętny dzień 16 października 1978 roku...
Papież-Polak stał się dla Cerkwi moskiewskiej poważnym
problemem. Podejrzliwie traktowano nawet przyjazne słowa, że
„...dwie tradycje Wschodu i Zachodu wyrażają tę sama wiarę,
jeden chrzest... Papież Jan Paweł II, Słowianin, syn narodu polskiego,
czuje, że musi wniknąć głęboko w glebę historii i w korzenie, z
których sam pochodzi”.
Prawosławni obawiali się, że papież-Polak będzie wspierał
ekspansję katolicyzmu w Rosji, na Ukrainie, Białorusi. Nad Wisłą na
nowo eksplodował entuzjazm religijny. Na terenie Białostocczyzny
powstanie „Solidarności” niekiedy wywoływało poczucie zagrożenia u
wielu prawosławnych, ze względu na manifestowany katolicyzm tego
ruchu i zauważalny na poziomie lokalnym niechętny stosunek do
„schizmatyków”. Poczucie zagrożenia potęgowała tajemnicza seria
pożarów świątyń prawosławnych na Białostocczyźnie; spłonęła
między innymi cerkiew Przemienienia Pańskiego na Świętej Górze
Grabarce. W roku 1982 w niejasnych okolicznościach zginął ksiądz
Piotr Popławski, proboszcz z Narwi.
Cerkiew moskiewska bardzo niechętnie zareagowała na wyraźne
wsparcie przez Jana Pawła II odwiecznych rywali - unitów
(grekokatolików). Zaraz na początku pontyfikatu papież z Polski
wystosował bardzo przyjazny list do kardynała Slipyja, duchowego
przywódcy unitów, w związku z millenium kościoła na Rusi
Kijowskiej. W dodatku Kancelaria Patriarchy Ukraińskiego w Rzymie
(takiego tytułu używał Slipyj) podgrzała atmosferę, domagając się 3
października 1978 roku ustanowienia we Lwowie albo Kijowie
patriarchatu i rewizji dialogu ekumenicznego z rosyjskim
prawosławiem. Wyraziła nadzieję, że Jan Paweł II „będzie popierać
naszą - grekokatolików - walkę, chyba że wiatry w kurii rzymskiej
będą wiały nadal w przeciwnym kierunku”.
Dostojnicy Cerkwi rosyjskiej uznali, że polityka Watykanu
nawiązuje do złych tradycji prozelityzmu. Nieufnie śledziła przyjazne
gesty Jana Pawła II, jak uczestnictwo we wspólnym nabożeństwie
katolików i prawosławnych w katedrze św. Mikołaja w Białymstoku.
Moskwa pozostała nieufna, nawet gdy udało się papieżowi z Polski
ożywić dialog z patriarchatem ekumenicznym w Konstantynopolu.
Metropolita Chalcedonii Meliton życzliwie pisał do papieża w
czerwcu 1980 roku:
„Jako naczelny pasterz Kościoła rzymskokatolickiego oraz
pierwszy biskup chrześcijaństwa kroczycie drogą otwartą z jednej
strony przez Jana XXIII i Pawła VI, a z drugiej przez patriarchę
Atenagorasa I i aktualnego patriarchę Dymitriosa I. Na Wschodzie
panuje radość i nadzieja, bowiem Wasza Świątobliwość przejął po
swych trzech poprzednikach nie tylko siedzibę rzymską, lecz także ich
dziedzictwo ducha ekumenicznego”.
Od tego czasu każdego roku 29 czerwca delegacja patriarchatu
uczestniczy w nabożeństwach ku czci świętych Piotra i Pawła w
Watykanie, a delegacja rzymska bierze udział w obchodach św.
Andrzeja w Konstantynopolu 30 listopada.
Stosunki Watykanu z Moskwą poprawiły się po bilateralnym
spotkaniu między Stolicą Apostolską i patriarchatem Rosji w Bari w
1997 roku. Popsuły z kolei w lutym 2002 roku, kiedy papież podniósł
katolickie organizacje w Federacji Rosyjskiej do rangi diecezji, a
administratorów do rangi biskupów. Pół roku później wysłannicy
Watykanu przekazali dostojnikom prawosławnym w Moskwie kopię
ikony kazańskiej, która przez 11 lat była w prywatnych
apartamentach Jana Pawła II. Patriarcha Moskwy Aleksy II ucieszył
się z gestu papieża, jednak przekazał posłańcom pokoju informację, że
nie ma nadal warunków do wizyty papieża w Rosji z powodu zbyt
aktywnej działalności misyjnej katolików w prawosławnych krajach.
A przecież...
Patriarchat Moskwy powinien docenić rolę Jana Pawła II w
obaleniu ateistycznego komunizmu w Związku Radzieckim!
I stał się cud!
Jan Paweł II nie miał zbrojnych dywizji, a jednak okazał się
zaskakująco skutecznym „mistycznym wojownikiem” z imperium
Lenina i Stalina. Do walki z komunizmem potrafił wykorzystać
zarówno potęgi ziemskie: entuzjastyczne tłumy „Solidarności”,
zbrojny miecz Ronalda Reagana - jak i potęgi duchowe
Wierzący katolicy, sukces „Solidarności” i gwałtowny rozpad ZSRR
za przyczyną polskiego papieża, zaczęli rozważać w kategoriach
CUDU, w mistycznym kontekście Fatimy.
Tu już... zawodzi rozum i trzeba zostawić miejsce dla wiary, jak
mawiał Immanuel Kant.
W objawieniu z Fatimy z 13 lipca 1917 roku - twierdzą
komentatorzy katoliccy - Matka Boża ostrzega przed „błędami Rosji” -
ateistycznym komunizmem, mogącym doprowadzić do wojen i
prześladowań religijnych. „Dobrzy będą męczeni, Ojciec Święty
będzie musiał dużo przecierpieć, wiele narodów zostanie
zniszczonych”.
Aby temu zapobiec, potrzebne jest między innymi kolegialne
(czyli w łączności wszystkich biskupów świata z Ojcem Świętym)
poświęcenie Rosji opiece Matki Bożej.
W czasie wielkiej wojny pogańskiego nazizmu z ateistycznym
stalinizmem, 31 października 1942 roku papież Pius XII dokonał
poświęcenia świata (w tym szczególnie ROSJI) Matce Bożej.
Wiadomo, kogo miał na myśli, gdy modlił się do Bogurodzicy:
„Ludziom oddzielonym od nas przez błędy czy schizmę, a przede
wszystkim tym, którzy okazują szczególne nabożeństwo do Ciebie i w
których krajach nie ma domu, gdzie nie czczono by Twej świętej
ikony - choć obecnie może ukrytej i przechowywanej w oczekiwaniu
na lepsze dni - użycz pokoju i przyprowadź ich z powrotem do jednej
owczarni Chrystusa, kierowanej przez prawdziwego pasterza. Obdarz
święty Kościół Boga pełnym pokojem i wolnością; powstrzymaj falę
nowego pogaństwa i materializmu”.
W schyłkowym okresie Stalina, 7 lipca 1952 roku, Pius XII
skierował specjalny list apostolski już wprost do ludów Rosji. Pisał
między innymi:
„Umiłowanym ludom Rosji pozdrowienia i pokój w Panu! [...].
Jednoznacznie potępiliśmy i odrzuciliśmy - jak domaga się tego
nasz urząd - błędy, które głoszą lub starają się rozpowszechniać
podżegacze ateistycznego komunizmu na największą szkodę i błąd
obywateli... Zdemaskowaliśmy ich fałsz, często ubrany w szatę
prawdy, ponieważ kochamy was ojcowskim sercem i życzymy wam
dobrze [...]
Niech umiłowana Matka raczy spojrzeć z dobrocią i miłosierdziem
na tych, którzy organizują grupy wojujących ateistów i kierują ich
działalnością; niech napełni ich umysły niebieskim światłem i, dzięki
Bożej łasce, zwróci ich serca ku zbawieniu.
Aby zaś nasze gorące modlitwy i wasze zostały szybko wysłuchane
i aby dać wam szczególny znak naszego szczególnego uczucia, tak jak
zaledwie przed kilku laty poświęciliśmy cały rodzaj ludzki
Niepokalanemu Sercu Maryi, Matki Bożej, tak dziś poświęcamy i
oddajemy temu Niepokalanemu Sercu w szczególny sposób wszystkie
ludy Rosji, z mocną nadzieją, że dzięki potężnemu wstawiennictwu
Maryi Dziewicy, niebawem szczęśliwie spełnią się pragnienia, które
dzielimy wespół z wami”.
Do czasów „polskiego papieża” Watykan dość nieufnie odnosił się
do objawień fatimskich. Po zamachu na życie Jana Pawła II na placu
św. Piotra sytuacja się zmieniła.
W pierwszą rocznicę dramatycznych zdarzeń papież przybył do
Fatimy i wygłosił przejmującą homilię:
„...dokładnie tego właśnie dnia w ubiegłym roku, na placu św.
Piotra w Rzymie, podjęto próbę zamachu na życie papieża, co w
tajemniczy sposób zbiegło się z rocznicą pierwszych objawień w
Fatimie, które miało miejsce 13 maja 1917 roku. Wydaje mi się, że w
zbieżności tych dat rozpoznaję szczególne wezwanie, by przybyć na
to miejsce. Tak więc jestem tu dzisiaj. Przybyłem, by podziękować
Bożej Opatrzności tu, w tym miejscu, które Maryja zdaje się wybrała
dla siebie w sposób szczególny [...].
Wołanie zawarte w orędziu Maryi z Fatimy jest tak głęboko
zakorzenione w Ewangelii i całej Tradycji, że Kościół czuje, iż orędzie
to nakłada na niego obowiązek wysłuchania go. Kościół odpowiedział
przez sługę Bożego Piusa XII (którego konsekracja biskupia miała
miejsce dokładnie 13 maja 1917 roku). Poświęcił on Niepokalanemu
Sercu Maryi rodzaj ludzki, a szczególnie narody Rosji. Czy to
poświęcenie nie było odpowiedzią na ewangeliczną wymowę
wezwania z Fatimy?”
Po homilii papież dokonał w Fatimie „aktu zawierzenia Matce
Bożej” całego świata, A ZWŁASZCZA TYCH NARODÓW, KTÓRE
STANOWIŁY PRZEDMIOT JEJ SZCZEGÓLNEJ MIŁOŚCI I TROSKI.
Rosja nie została nazwana wprost, zapewne dlatego, że w kręgu
papieża wielu dostojników sprzeciwiało się bezpośredniej ingerencji
w sprawy Kremla i rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. Mimo to papież
zdecydował się na wykorzystanie symboliki fatimskiej. 25 marca
1984 roku akt zawierzenia został powtórzony na placu świętego
Piotra w Rzymie, przed figurką Matki Bożej, sprowadzoną specjalnie z
Fatimy, w łączności duchowej z wszystkimi biskupami świata,
katolickimi i prawosławnymi. Do nich Jan Paweł II wystosował list
kilka miesięcy wcześniej z prośbą o współudział.
Później okazało się, że uroczystość poświęcenia dokonała się
nawet „konspiracyjnie” w dwóch cerkwiach na Kremlu! Dokonał tego
biskup Paweł Hnilica ze Słowacji - główny doradca Jana Pawła II w
„sprawach fatimskich”.
Ranny w zamachu papież w roku 1981 poprosił właśnie Hnilicę o
dostarczenie dokumentacji fatimskiej. On też dał papieżowi figurkę
Matki Boskiej Fatimskiej, którą w dniu zamachu przynieśli na plac św.
Piotra pielgrzymi z Niemiec. Jak mówił biskup:
„Chcieli ją ofiarować Ojcu Świętemu w prezencie. Przez trzy
miesiące figura ta znajdowała się w mojej kaplicy. Była to
najpiękniejsza figura, jaką kiedykolwiek widziałem. Kiedy oddawałem
ja Ojcu Świętemu, było mi ciężko na myśl, że muszę się z nią rozstać.
A co papież do mnie powiedział? ‚Pawle, podczas tych trzech
miesięcy [rekonwalescencji] zrozumiałem, że jedynym sposobem
ocalenia świata od wojny, ocalenia od ateizmu, jest nawrócenie Rosji
zgodnie z orędziem z Fatimy. Nawrócenie Rosji jest treścią i sensem
orędzia z Fatimy. Wtedy dopiero nadejdzie zwycięstwo Maryi’. Ojciec
Święty znał kaplicę zbudowaną na wzgórzu na wschodniej granicy
polskiej, na granicy z Rosją, i tam polecił umieścić figurę. Matka Boża
patrzy na Rosję. Chce jednak, abyśmy i my spojrzeli w tę samą
stronę”.
Tego Sienkiewicz by nie wymyślił!
Paweł Hnilica był jedną z najbarwniejszych postaci w otoczeniu
Jana Pawła II. Pochodził z ubogiej, wielodzietnej słowackiej rodziny.
Podczas wojny wstąpił do nowicjatu jezuitów.
„Była wojna - wspominał potem. - Spadały bomby. Często nasz
przełożony udzielał nam rozgrzeszenia - może dwadzieścia,
trzydzieści razy - w dniach najbardziej niebezpiecznych
bombardowań. W tamtych chwilach nie modliłem się. Walczyłem z
Bogiem: ‚Pozwól mi żyć! Pozwól mi choć jeden raz odprawić mszę
świętą! Potem będę gotów umrzeć”.
Udało mu się przeżyć - jednak w niewiele lepiej czuł się po wojnie
w warunkach komunistycznych prześladowań Kościoła w
Czechosłowacji... Sakrę przyjął w wieku trzydziestu lat, z rąk
własnego biskupa, który już był umierający. Było to w obozie pracy.
„Powodem naszego uwięzienia była wierność Ojcu Świętemu w
Rzymie. W obozie oficer polityczny mówił nam: ‚Zostaniesz
natychmiast zwolniony, będziesz mógł wrócić do domu, ale pod
jednym warunkiem: zamiast władzy papieża w Rzymie musisz uznać
zwierzchnictwo patriarchy moskiewskiego’. To otworzyło nam oczy.
Szatan wie, co stanowi fundament Kościoła: jest nim Piotr [...]. W
tamtej chwili w suterenie z całego serca przysiągłem wierność
Piotrowi. Wiecie, że każdy biskup w chwili konsekracji otrzymuje
jakąś diecezję. Powiedziano mi: ‚Twoja diecezja rozciąga się od
Pekinu przez Moskwę do Berlina”.
Były tam kraje opanowane przez różne odmiany wojującego,
ateistycznego komunizmu.
Konsekracja Hnilicy została urzędowo potwierdzona przez Pawła
VI w Fatimie. Tam w roku 1967 papież i słowacki biskup spotkali się
z siostrą Łucją, która była świadkiem objawień w roku 1917.
Wspólnie doszli do wniosku, że Rosja potrzebuje pomocy, aby
odbudować zniszczoną przez komunizm wiarę.
„Bracia i siostry z Kościoła katolickiego mogą nawiązać kontakt ze
swymi prawosławnymi braćmi i siostrami na płaszczyźnie
miłosierdzia, które jest najbardziej autentycznym znakiem
prawdziwego chrześcijaństwa”.
W Rzymie biskup Paweł założył stowarzyszenie Pro Deo et
Fratribus (Dla Boga i Braci), organizujące pomoc finansową dla jego
diecezji „od Berlina przez Moskwę po Pekin”. Szczególną wagę
przywiązywał biskup do przekazywania odpowiednich tłumaczeń
Pisma Świętego i Ewangelii obywatelom komunistycznych imperiów.
Paweł Hnilica stał się prawą ręką papieża Jana Pawła II w
sprawach wschodnich. W marcu 1984 odpowiedział na papieski apel
o współudział wszystkich biskupów świata i.. dokonał wyczynu,
godnego bohaterów Dumasa, Verne’a czy Sienkiewicza! Katolicki
biskup odprawił mszę w centrum światowego ateizmu!
Tak mówił o tym w homilii wygłoszonej w Marienfried (Niemcy)
w roku 1988:
„A jednak w dzień poświęcenia Rosji byłem w Moskwie i tam
dokonałem aktu poświęcenia, w duchowym zjednoczeniu z Ojcem
Świętym! Jak się to mogło stać? Pracowałem z Matką Teresą z
Kalkuty. Byłem z nią w Kalkucie w lutym 1984 roku. Ponieważ
tamtejsi urzędnicy rosyjscy mnie nie znali, zacząłem się starać o wizę
do Moskwy na okres od 22 do 25 marca i uzyskałem ją! Matka Teresa
prosiła wszystkie siostry o modlitwę. Te siostry odmówiły nowennę w
intencji poświęcenia Rosji. I tak oto o czwartej nad ranem znalazłem
się na lotnisku w Moskwie, w towarzystwie księdza, którego kilka
miesięcy wcześniej wyświęciłem w Fatimie dla Rosji. Urzędnik pytał
mnie o paszport i dopytywał się, czy jestem tą samą osobą, co na
zdjęciu. Miałem paszport włoski i odpowiadałem po włosku. Urzędnik
nie rozumiał, co mówię, ale wiedziałem, że muszę udawać Włocha
[...]
Potem zaczął wydzwaniać [...]. Ale, dzięki Bogu, z drugiej strony
nikt nie podnosił słuchawki. Była czwarta nad ranem. Ludzie, do
których dzwonił, musieli spać. Urzędnik nie zrezygnował. Wyszedł i
zadał kilka pytań. Odpowiedziałem swoje: ‚Si, si’. Zniknął i znów
chwycił za telefon. Dzwonił długo, bardzo długo. Odmówiłem już
niemal cały różaniec i powiedziałem do Matki Bożej: ‚Jestem w
Twoich rękach. Niech się dzieje wola Boża’. Urzędnik wciąż nie mógł
uzyskać połączenia i zaczął się denerwować. Odłożył słuchawkę,
ostemplował mój paszport i powiedział: ‚Dalej!’ Teraz przyszła jednak
pora na kontrolę bagażową. Przerzucił moja torbę, w której miałem
swój krzyż biskupi, Biblię i różne medaliki. Miałem kilkaset
cudownych medalików Matki Bożej i sześćdziesiąt medalików
watykańskich. Żołnierz wziął je do ręki; zauważyłem, że mu się
spodobały. Zapytał: ‚Co to jest?’ - ‚Pamiątki z Rzymu’ -
odpowiedziałem. ‚Jeśli chcesz, możesz sobie wziąć kilka, towarzyszu’
Wziął. Mogę złożyć świadectwo, że różaniec i medaliki otworzyły mi
drogę do Moskwy.
Punktem kulminacyjnym mego pobytu w Moskwie było święto
Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Była sobota, dzień, w
którym Kreml jest otwarty dla turystów. Tak więc ułożyłem pewien
plan. Również ja byłem turystą [...].
Wszedłem do wnętrza mego kościoła. Podszedłem do ołtarza
świętego Michała, wyciągnąłem z torby komunistyczną ‚Prawdę’ i
rozłożyłem ją. Jednak między stronicami ‚Prawdy’ znajdował się
‚L’Osservatore Romano’ z tekstem aktu poświęcenia Rosji przez
papieża. Zacząłem się modlić: ‚Pod Twoją obronę uciekamy się...
Naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych!...’ Myślę,
że jest to najpiękniejsza modlitwa maryjna. Powinniśmy ją częściej
odmawiać. Tam w kościele na Kremlu zjednoczyłem się z Ojcem
Świętym i z wszystkimi biskupami świata i w łączności z nimi
dokonałem aktu poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi [...].
Następnego dnia udałem się do Zagorska. Zagorsk jest duchowym
centrum Prawosławia. Byliśmy u grobu świętego Sergiusza. Byłem
pod wrażeniem wielkiej liczby rozmodlonych ludzi. Nigdy nie
przeżyłem czegoś podobnego w całym moim życiu: ‚Gospodi, pomiłuj,
Gospodi, pomiłuj! - ‚Panie zmiłuj się, zmiłuj się nad nami!’ I tak ze sto
razy. Powiedziałem do Jezusa: ‚Musiałbyś mieć serce z kamienia, żeby
nie usłyszeć wołania tych ludzi i szybko ich nie wysłuchać’ [...].
Nieraz mówiłem do szatana, że co się tyczy komunizmu, popełnił
strategiczny błąd, wybierając Rosję. Tu zwą ją Bogurodzicą, Bożą
Matką. W Rosji przegra. Już szala zwycięstwa przechyliła się na
stronę Maryi” („Fatima, Rosja i Jan Paweł II”, tłum. Wincenty
Łaszewski).
Krajobraz po bitwie
Symbolika fatimska potężnie działała na emocje chrześcijan w
całym świecie. W koronie Matki Bożej z Fatimy umieszczona została
kula, która ugodziła Jana Pawła II podczas zamachu. Interesowali się
nią i niedoszły morderca Ali Agca - i kremlowscy dostojnicy, którzy
pod koniec XX wieku w państwie Lenina i Stalina doznawali nagle...
mistycznego oświecenia! Jak Gorbaczow, który w grudniu 1989 roku
mówił:
„W Związku Radzieckim żyją ludzie różnych wyznań, wśród nich
chrześcijanie, muzułmanie, żydzi, buddyści i wielu innych. Wszyscy
oni mają prawo do zaspokajania swych duchowych potrzeb. Wkrótce
w naszym kraju zostanie ogłoszone prawo o wolności sumienia”.
Kolejny przywódca Rosji Borys Jelcyn oświadczył w roku 1991:
„Jestem ochrzczony. Moje imię i data urodzenia zostały, jak to
było w zwyczaju, wpisane do księgi chrztów [...]. Chcę wyrazić
głęboki szacunek dla Kościoła prawosławnego, ze względu na jego
historię, jego wkład w rosyjskie życie duchowe, jego nauczanie
moralne, jego tradycję pełnienia czynów miłosierdzia.
Dziś, kiedy Kościół zaczyna znowu pracować na rosyjskiej ziemi,
naszym obowiązkiem jest przywrócić mu jego prawa. Nabożeństwo w
kościele trwające cztery godziny nie nudzi ani mnie, ani mojej żony.
Często, kiedy wychodzę z kościoła, czuję w sobie jakąś nowość, jakieś
światło, które we mnie zamieszkało”.
Także następca Jelcyna, Władimir Putin, pokazywał
dziennikarzom prawosławny medalik, który - jak twierdził - nosił od
urodzenia! Przetrwał czasy stalinizmu, a nawet pożar jego daczy.
Prezydent cudownie odnalazł go na zgliszczach.
Rozpadł się Związek Radziecki - z dużą pomocą Jana Pawła II i
solidarnie (jak rzadko!) działających Polaków. Nie udało się jednak
polskiemu papieżowi pojechać z pielgrzymką pokoju do Moskwy.
Rosyjska Cerkiew ciągle nieufnie spogląda w stronę Rzymu.
Patriarcha Moskwy Aleksiej II w roku 1991 odmówił udziału w
rzymskim synodzie biskupów, na znak protestu Cerkwi przeciw
prozelityzmowi i działalności misyjnej Kościoła katolickiego w Rosji.
Papież-Polak wielokrotnie kierował wyrazy sympatii w stronę
Wschodu. Podczas pielgrzymki do byłych radzieckich republik
nadbałtyckich - Litwy, Łotwy i Estonii we wrześniu 1993 roku Jan
Paweł II wyrażał przekonanie, że Kościół zjednoczonej Europy „już
niedługo będzie mógł znowu oddychać w normalnym rytmie dwoma
płucami, Zachodu i Wschodu, które zostały ukształtowane przez
historię dwóch tysięcy lat”. W czasie modlitwy na Anioł Pański w
Wilnie 5 września 1993 roku, papież mówił:
„Pragnę na nowo zawierzyć Matce Bożej, czczonej przez naród
rosyjski ze szczególną pobożnością, tę niełatwą, ale opatrznościową
drogę [chrześcijańskiej jedności]. Niech Matka Księcia Pokoju pomoże
Rosji w znalezieniu pokoju wewnątrz i na zewnątrz swych granic.
Oby wszyscy obywatele Rosji znajdowali światło i siłę w wartościach
ducha, by budować przyszłość godną człowieka i zgodną z planami
Ojca Niebieskiego”.
W czerwcu 2001 roku Jan Paweł II dotarł do serca dawnej Rusi,
do Kijowa, ze słowami pojednania. W czasie pielgrzymki na Ukrainę
przypomniał Czarnobyl -
„...to apokaliptyczne wydarzenie, które spowodowało, że wasz
kraj zrezygnował z broni nuklearnej, pobudziło także obywateli do
energicznego przebudzenia, inspirując ich do wkroczenia na drogę
odważnej odnowy”.
Papież mówił w prawosławnej stolicy:
- Z radością pozdrawiam ciebie, cudowne miasto Kijów, które
rozciągasz się nad środkowym brzegiem Dniepru, kolebko dawnych
Słowian i kultury ukraińskiej, głęboko przenikniętej słowiańskim
zaczynem. Na ziemi waszego kraju, stanowiącego skrzyżowanie
Wschodu i Zachodu Europy, spotkały się dwie wielkie tradycje
chrześcijańskie, bizantyjska i łacińska, obie znajdując życzliwe
przyjęcie.
W ciągu wieków nie zabrakło miedzy nimi napięć, które
doprowadziły do konfliktów zgubnych dla obu stron. Dzisiaj jednak
toruje sobie drogę gotowość do wzajemnego przebaczenia.
W owym czasie ponury był krajobraz po bitwie marksizmu-
stalinizmu z religijnym „opium dla ludu”. Widomy znak tragedii
prawosławia w Związku Radzieckim to stan cerkwi, utrwalony przez
polskiego reportera Ryszarda Kapuścińskiego podczas jego podróży w
latach 1991 - 92 po „Imperium”:
„Paradoksalnie, najlepiej zachowały się cerkwie, które bolszewicy
zamienili na centra walki z religią - z prawosławiem, z popami, z
klasztorami i właśnie... z cerkwiami. Centra te, nazywane muzeami
ateizmu, stały się siedzibą stałych wystaw, które objaśniały, że religia
to opium narodu. Odpowiednie rysunki mówiły, że Adam i Ewa to
postaci z bajek, że księża palili kobiety na stosach, że papieże mieli
kochanki, a w klasztorach gnieździli się homoseksualiści [...].
Cudzoziemcy po zwiedzeniu takiego muzeum wyrażali czasem
oburzenie, że miejsce kultu Boga zamieniono w siedzibę walki z
Bogiem. Niesłusznie! Załóżmy, że jakiejś cerkwi wyznaczono rolę
walki z Bogiem, tj. zamieniono ją w muzeum ateizmu. Pracę
dostawały tam żony miejscowych notabli, które dbały o to, aby mieć
ciepło - w oknach były więc szyby, drzwi domykały się, palił się
piecyk. Panowała też tam względna czystość - ściany od czasu do
czasu bielono, podłogę od czasu do czasu zamiatano. Zupełnie inaczej
wyglądał los cerkwi, którym nie kazano walczyć z Bogiem. Te
cerkwie zamieniano na stajnie, na obory, na składy paliw, na
magazyny”.
W XXI wieku jednak odradzają się na rosyjskiej ziemi cerkwie.
Nikt już nie musi ukrywać ikony Bogurodzicy za portretem Lenina
albo Stalina...
BIBLIOGRAFIA
Afanasjew Jurij – Groźna Rosja, Oficyna Naukowa, Warszawa
2005.
Anders Władysław – Bez ostatniego rozdziału, wspomnienia z lat
1939 – 1946, Test, Lublin 1992.
Antologia poezji rosyjskiej XIX wieku, Wyższa Szkoła
Pedagogiczna w Olsztynie, Olsztyn 1981 – 1983.
Bazylow Ludwik, Paweł Wieczorkiewicz – Historia Rosji,
Ossolineum, Wrocław 2010.
Besala Jerzy – Stefan Batory, Zysk i S-ka, Poznań 2010.
Boriew Jurij – Prywatne życie Stalina, Rój, Warszawa 1989.
Bortnowski Władysław – Wielki Książę Konstanty i Joanna
Grudzińska, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1981.
Custine Astolphe de – Rosja w roku 1839, Aneks, Warszawa 1988.
Czaczkowska Ewa K. – Kardynał Wyszyński, Świat Książki,
Warszawa 2009.
Czapska-Michalik Magdalena – Grottger, Edipresse Polska,
Warszawa 2006.
Czapska-Michalik Magdalena – Matejko, Edipresse Polska,
Warszawa 2006.
Dackiewicz Jadwiga – Synowie Napoleona, Wydawnictwo
Łódzkie, Łódź 1976.
Davies Norman – Historia Polski. Boże igrzysko, Znak, Kraków
2002.
Długosz Jan – Roczniki, PWN, Warszawa 1961 – 1982.
Encyklopedia sławnych Polaków, Publicat, Poznań 2007.
Gessen Masha – Putin. Człowiek bez twarzy, Prószyński i S-ka,
Warszawa 2012.
Glinka Michał – Iwan Susanin, opera w 4 aktach. Soliści, chór i
orkiestra Teatru Bolszoj, dyr. Marek Ermler, Melodia, Moskwa 1980.
Górski Konrad – Adam Mickiewicz, PWN, Warszawa 1989.
Heller Michaił – Historia imperium rosyjskiego, KiW, Warszawa
2005.
Herling-Grudziński Gustaw, Inny świat, Czytelnik, Warszawa
2000.
Herrmann Horst – Jan Paweł II złapany za słowo, URAEUS,
Gdynia 1995.
Hirsberg Aleksander – Dymitr Samozwaniec, Lwów 1898.
Hirsberg Aleksander – Maryna Mniszchówna, Lwów 1906.
Jan Paweł II – Autobiografia, Wydawnictwo Literackie, Kraków
2002.
Jasienica Paweł – Polska Piastów, PIW, Warszawa 1985.
Jasienica Paweł – Rzeczpospolita Obojga Narodów, PIW 1986.
Kamiński Aleksander – Kamienie na szaniec, Nasza Księgarnia,
Warszawa 2005.
Kapuściński Ryszard – Imperium, Czytelnik, Warszawa 1993.
Kienzler Iwona – Mąż wszystkich żon Stanisław August, Bellona,
Warszawa 2011.
Kochanowski Jan – Dzieła polskie, PIW, Warszawa 1969.
Kolekcja dzieł Jana Pawła II. Od pierwszych publikacji Karola
Wojtyły po ostatnie dokumenty Wielkiego Pontyfikatu, KAI –
Hachette, Warszawa 2007.
Kozlakow Wiaczesław – Maryna Mniszech, PIW, Warszawa 2011.
Krasiński Zygmunt – Dzieła literackie, PIW, Warszawa 1973.
Lasota Marek – Donos na Wojtyłę, Znak, Kraków 2005.
Lenkiewicz Antoni – Waldemar Łukasiński, Wydawnictwo Biuro
Tłumaczeń, Wrocław 2001.
Łepkowski Tadeusz – Piotr Wysocki, Wiedza Powszechna,
Warszawa 1981.
Maciejowski Jarema – Stereotyp Rosji i Rosjanina w polskiej
literaturze i świadomości społecznej, „Więź” 2/1998
Mickiewicz Adam – Utwory wybrane, tomy 1 – 5, Czytelnik,
Warszawa 1957.
Miłosz Czesław – Zniewolony umysł, KAW, Kraków 1990.
Moskwa w rękach Polaków. Pamiętniki dowódców i oficerów
garnizonu polskiego w Moskwie w latach 1610 – 1612, Platan,
Kryspinów 1995.
Niemcewicz Julian Ursyn – Śpiewy historyczne, Gebethner i Wolf,
Warszawa 1897.
Norwid Cyprian Kamil – Pisma wybrane, tomy 1 – 5, PIW,
Warszawa 1980.
Paderewski Ignacy Jan – Pamiętnik, PWM, Kraków 1984.
Papee Fryderyk – Aleksander Jagiellończyk, Universitas, Kraków
1999.
Pasek Jan Chryzostom – Pamiętniki, Iskry, Warszawa 2009.
Pastusiak Longin – Kościuszko, Pułaski i inni, KAW, Warszawa
1977.
Pipes Richard – Rewolucja rosyjska, Magnum, Warszawa 2012.
Pobóg-Malinowski Władysław – Najnowsza historia polityczna
Polski, Graf, Gdańsk 1991.
Podhorecki Leszek – Sobiescy herbu Janina, LSW, Warszawa 1981.
Polak Wojciech – O Kreml i Smoleńszczyznę. Polityka
Rzeczypospolitej wobec Moskwy w latach 1607 – 1612, Towarzystwo
Naukowe w Toruniu, Toruń 1995.
Przymanowski Janusz – Czterej pancerni i pies, Vesper, Poznań
2007.
Rzewuski Henryk – Pamiątki Soplicy, Ossoloneum – De Agostini,
Wrocław – Warszawa 2004.
Sandomirski Michaił – Maryna Mniszech. Wiersze, Moskwa 1914.
Schweizer Peter – Victory czyli zwycięstwo. Tajna historia świata
lat osiemdziesiątych. CIA i „Solidarność”, Polska Oficyna Wydawnicza
BGW, Warszawa 1994.
Serczyk Władysław A. – Katarzyna II, Ossolineum, Wrocław 2004.
Serczyk Władysław A. – Piotr I Wielki, Ossolineum 1990
Skarga Piotr – Kazania i pisma co najprzedniejsze, Warszawa
1898.
Słowacki – Dzieła, tomy 1 – 14, Ossolineum, Wrocław 1959.
Stalinizm – pieriestrojka, zeszyty 1 – 3, redakcja tygodnika
„Forum”, RSW „Prasa-Książka-Ruch”, Warszawa 1988.
Strzelczyk Jerzy – Bolesław Chrobry, WBP, Poznań 1999.
Tazbir Janusz – Świat panów Pasków, Wydawnictwo Łódzkie,
Łódź 1986.
Wałęsa Lech – Droga do prawdy – autobiografia, Świat Książki,
Warszawa 2008.
Weigel George – Świadek nadziei, Znak, Kraków 2000.
Wielcy Polacy. Józef Piłsudski. Twórca wolnej Polski, De Agostini,
Warszawa 2007.
Wielka Encyklopedia Radziecka, Sowiecka Encyklopedia, Moskwa
1974.
Wyszyński Stefan – Inteligencja w przedniej straży komunizmu,
Katowice 1939.
Zagoskin Michaił – Jurij Miłosławski, albo Rosjanie w 1612 roku,
wydanie polskie w 3 tomach 1829.
Zahorski Andrzej – Naczelnik w sukmanie, KAW, Kraków 1990.
Zatorska Helena – Wanda Wasilewska, Wydawnictwa Szkolne i
Pedagogiczne, Warszawa 1976.
Żółkiewski Stanisław – Pamiętnik i progres wojny moskiewskiej,
PIW, Warszawa 1966.
Życiorysy historyczne, literackie i legendarne, red. Zofia
Stefanowska, Janusz Tazbir, PWN, Warszawa 1984.
Spis treści
Wojna pomników
Wojny operowe
Jeszcze sławniejsza opera!
Najpierw ślub katolicki, potem prawosławny
Piekło życia...
Prehistoria
Pod płaszczem Jadwigi
Olgierd - Ojciec Jagiełły
Lech, Czech i Rus
Trzeci Rzym
Iwan Groźny i Batory
Nawrócić Moskwę!
Prawosławni Kozacy
Słaby król August i mocny Piotr
Miłość i polityka
Jest prorok, będzie wolność!
Wszystkiemu winien król Staś?
Zamach na złotą wolność
Antyrosyjska ikona
Z polską szlachtą - polski lud!
Moskal - potwór!
Dodatek: Katolicyzm - prawosławie
Ikona zwycięstwa?
Prawosławna Częstochowa
Moskwa wabi Kozaków
Broda: symbol mistyczny!
Cerkwie na ziemi niewoli
Stefan Wyszyński i „czerwona zaraza”
Między Moskwą, Warszawą i Watykanem