ADRIENNE STAFF
I
SALLY GOLDENBAUM
OPOWIEŚĆ KEVINA
Przełożyła Katarzyna Jurewicz
Rozdział 1
— Och, dlaczego musi być tak gorąco? — Suzy Keller odklejała od
spoconego ciała nową jedwabną sukienkę. — Dlaczego właśnie dzisiaj?
— Bo to sierpień i jesteśmy w Kansas City — odrzekła jej młodsza
siostra, kierując samochód na północ, zostawiając w tyle olbrzymie domy
i luksusowe sklepy w Country Club Plaza. — I jeszcze dlatego, że nie
mogę sobie pozwolić na klimatyzację, siostrzyczko.
Suzy uśmiechnęła się lekko.
— Jeśli dostanę tę pracę, Nikki, osobiście zafunduję ci nowy
klimatyzator, a może nawet nowy samochód! Wszystko, co musisz robić,
to złożyć ręce i modlić się. Umowa stoi?
— Jasne. To wspaniała sprawa — siostra, która lada dzień będzie
bogata i sławna. — Nikki zmieniła pas i skoncentrowała się na
odszukaniu drogowskazu, mającego wskazywać drogę do dzielnicy
magazynów rozlokowanych na brzegu Missouri River.
Przez okno wymknął się nerwowy śmiech Suzy i po chwili zniknął w
gorącym i wilgotnym powietrzu.
— Lada dzień sławna?—powtórzyła po cichu. — Ona? Suzy Keller?
Jej wzrok padł na olbrzymią tablicę reklamującą stację radiową i serce
zabiło jej mocniej. Przez chwilę miała przed oczami zamazany obraz,
który jednak od razu wyostrzył się i widziała teraz siebie, Suzy Keller,
uśmiechniętą kusząco do mijających ją kierowców; oni nie jej mieli
pożądać, lecz pudełek i jeszcze raz pudełek czekoladek tak ponętnie
przez nią reklamowanych.
Uśmiechnęła się do tej wizji i zamknęła oczy, by skon-
centrować się na umówionym spotkaniu. Głowę miała pełną planów i
nadziei. Suzy przygotowała niejeden scenariusz rozmowy, żeby zrobić
odpowiednie
wrażenie.
Nachylając
się
przekrzywiła
głowę
i
pstryknięciem przechyliła lusterko w swoją stronę. Zobaczyła swój
uśmiech, nieskazitelną biel zębów i urocze dołeczki w policzkach.
—A cóż ty wyprawiasz, siostrzyczko? — spytała Nikki, zerkając na
prawo.
— Ćwiczę! — odparła Suzy ze zmarszczonymi brwiami.
— Przecież nie musisz. Jesteś idealna!
— Ha, ha. Christie Brinklej jest idealna. I Cybill Shepherd.
— Jesteś tak dobra jak one! — wykrzyknęła roześmiana Nikki. —
Tylko świat jeszcze cię nie poznał. Poza tym, gdybyś spytała mamę,
1
RS
powiedziałaby ci, że nikt nie jest doskonały prócz Suzy Parker, a ty
właśnie idziesz w jej ślady.
— Tak, tak, Nikki. Powiedziałaby ci też, że tata to Lee Iacocc i Paul
Newman w jednej osobie, a ty jesteś matką Teresą. Och! — Suzy nagle
się zawahała. — A może powinnam zapomnieć o tym albo przynajmniej
poczekać do poniedziałku na Lorraine?
— Nie wygłupiaj się, Suzy! Bywałaś już na wstępnym wywiadzie bez
swojej agentki. Sama mówiłaś, że jak ciebie nie ma, może zjawić się
jakaś inna, która zostanie tą jedyną dziewczyną od Kevina i to ona będzie
sławna, a ciebie ominie wspaniała okazja, by przeskoczyć kolejny
szczebel w drabinie kariery, i twoja wspaniała Lorraine będzie
załamywać ręce, i...
— Wystarczy, poddaję się. Ale powiedz, dobrze wyglądam?
— Niesamowicie! Spadną im skarpetki z wrażenia. Suzy w
odpowiedzi wydęła wargi.
— A co będzie, jeśli mają owłosione stopy?
— Cóż, niedługo to sprawdzisz. Dojeżdżamy.
Po minucie samochód byt już zaparkowany przed kwadratowym,
szerokim, niskim magazynem z czerwonej cegły. Żadnych ozdób.
Żadnych neonów. Budynek ten był symbolem interesu, wyłącznie
interesu. „Kim może być jego właściciel? Jak wygląda? — zastanawiała
się Suzy. — Czy spodobam mu się? Czy mój widok sprosta jego
wyobrażeniom o mnie? Czy mnie zatrudni?"
— Dalej, siostrzyczko — zachęcała ją Nikki. — Powodzenia!
Połamania nóg!
— Kiepskie życzenia, ale i tak dziękuję. — Suzy wysiadła z
samochodu, biorąc z tylnego siedzenia teczkę i pochyliła się nad siostrą.
— Na razie, Nikki.
— Na pewno mam nie czekać?
— Nie, lepiej idź i kup sobie materac do pływania. Wezmę taksówkę,
żeby uczcić ten dzień. Spotkamy się później.
Suzy w jedwabnej sukience, która mieniła się jak woda w słońcu,
powoli doszła do drzwi. Tam zawahała się i przystanęła z ręką na
drewnianej gałce. Czuła ciepło słońca na ramionach i nogach i
pomyślała, że za chwilę włosy dookoła szyi zaczną się skręcać, a to z
pewnością nie będzie dobrze wyglądało. Nie teraz.
Odetchnęła głęboko. Środek sierpnia, potworny upał w Kansas City i
bezruch tu, w dzielnicy magazynów. Nawet chodnik zdawał się
błyszczeć, jakby się roztapiał. Sklep rybny naprzeciwko był zamknięty,
2
RS
story zaciągnięto, ale charakterystyczny zapach łososi, mieczników,
flader i zębaczy unosił się w powietrzu. Inne stoiska również były puste.
Każdy krył się przed skwarem. Panował spokój. Taki spokój, że Suzy
słyszała swój oddech i nerwowe bicie serca. Z nagłą determinacją
wyprostowała się, zapukała raz dla formalności i pchnięciem otworzyła
ciężkie drewniane drzwi.
Hałas panujący wewnątrz uderzył w nią z niespodziewaną siłą. Pasy
transportowe, maszyny, liczniki, jasnożółte widełkowe dźwigi szybko
przenoszące pudełka do dalszej obróbki. Drzwi, przez które weszła,
zamknęły się z trzaskiem.
Sufit wyłożony stalowymi belkami wychwytywał cały hałas i odsyłał
go do niej.
Suzy cofnęła się i zakryła uszy obiema rękami. Jej teczka głucho
uderzyła w podłogę i Suzy pozwoliła, żeby tam leżała. Czuła hałas w
każdej komórce ciała. „Jak oni mogą tu pracować?" — zastanawiała się
zaszokowana.
Rozejrzała się. Ludzie krzątali się wszędzie, przenosili, układali,
opakowywali, popychali i ciągnęli pudełka czekoladek. I zdawało się, że
nikomu nie przeszkadzał harmider. Nikomu prócz Suzy.
— Przepraszam — spróbowała zawołać, opuszczając jedną rękę. —
Przepraszam, czy jest w pobliżu pan Ross?
Nikt nie odwrócił się, nikt nawet nie zauważył Suzy Keller. „Jak na
pierwsze wrażenie, to całkiem nieźle!" — pomyślała. Odnalazła swoją
aktówkę i zbliżyła się do stosu jeszcze nie zapakowanych kartonów. Tam
zwróciła się do najbliższego robotnika.
— Dzień dobry! — zaczęła, a po chwili głośniej: — Dzień dobry!
Przepraszam, szukam pana Rossa. Czy pan...?
Dotknęła jego ramienia, a wtedy drgnął i odwrócił się do niej, strącając
karton z taśmy transportowej. Czterdzieści osiem pudełek czekoladek
wysypało się na podłogę.
— Och... nie! Tak mi przykro! — wykrzyknęła przerażona Suzy. — Ja
tylko szukałam biura pana Rossa. Naprawdę, bardzo przepraszam.
Chwilowy gniew mężczyzny zniknął i jego gęste wąsy poruszyły się w
uśmiechu. Poklepał ją po ramieniu, mrugnął i wskazał na tyły
pomieszczenia.
W tym czasie dwaj młodzi mężczyźni z oczami wlepionymi w Suzy z
niemym zachwytem pośpiesznie zbierali, pudełka rozrzucone wokół jej
nóg. Upchnęli je z powrotem do kartonu, po czym stanęli wpatrzeni w
nią jak zakochane szczeniaki.
3
RS
Starszy mężczyzna zaśmiał się krótko i bezgłośnie i szybkim
kiwnięciem kciuka odesłał obu chłopców na stanowiska. Mrugnął raz
jeszcze, po czym wrócił do pracy.
Suzy ruszyła z miejsca. Stukot jej obcasów nadal był niesłyszalny.
Ostrożnie omijała rzędy kartonów, stosy mąki i worki cukru oparte o
siebie oraz uważała na nagłe ruchy małych dźwigów.
Piękna młoda kobieta, spod kapelusza wystają jej włosy związane w
koński ogon, reszta ciała schowana w gokarcie, którego tył wyładowany
jest czekoladkami ze znakiem firmowym Smakołyków Kevina. „Czy
kiedyś — zastanawiała się Suzy — moje zdjęcie znajdzie się na takiej
reklamówce? Na opakowaniu? Na ekranie telewizyjnym w czasie
przerwy w Crosby Show? Och, tak — pomyślała z uśmiechem. — Tak,
tak, tak! Czuje to. Dziś jest mój szczęśliwy dzień".
— Właściwie dopiero będzie szczęśliwy — jęknęła zwalniając — jeśli
uda mi się przeprowadzić tę rozmowę.
Stała przed tylną ścianą magazynu, którą wypełniały drzwi. Jedne były
szerokie, inne wąskie, lecz wszystkie bez wizytówki!
— To nieuczciwe — mruknęła Suzy, odrzucając do tyłu ciężkie włosy,
które właśnie zaczęły się buntowniczo skręcać na karku. Poczuła
niekontrolowany przypływ zdenerwowania. Pomyślała, że za chwilę
dostanie straszliwego bólu głowy. Trzymając kurczowo teczkę,
skierowała się do najbliższego robotnika.
— Przepraszam — zaczęła, wydając z siebie westchnienie nie
skrywanej irytacji — czy mogłabym się dowiedzieć, gdzie urzęduje pan
Ross?
Mężczyzna kontynuował przekładanie worków maki z jednego stołu
na drugi.
Suzy odchrząknęła i podniosła głos tak, że omal nie krzyczała.
— Przepraszam, gdzie jest biuro pana Rossa? Nawet nie drgnął.
Położyła mu lekko rękę na ramieniu, a wtedy odwrócił się nagle,
obsypując jej sukienkę a także nos pokaźną ilością mąki.
Suzy wytrzeszczyła na niego oczy, po czym wybuchnęła
niespodziewanym śmiechem. A kiedy mężczyzna zarumieniony i
zakłopotany, z szeroko otwartymi oczami zaczął otrzepywać jej sukienkę
— jej śmiech przerodził się w chichot.
— Już dobrze, w porządku — powiedziała. — Gdyby pan mógł
wskazać mi biuro pana Rossa...
Wyciągniętą ręką wskazał drzwi na lewo.
4
RS
— Czy jest pan tego pewien? — spytała ze złośliwym uśmiechem, co
powiększyło jego zakłopotanie.
Skinął głową nieśmiało i w milczeniu, ale gdy odeszła trochę dalej
wydał wibrujący gwizd.
Suzy ścisnęło się serce. W tym ostrym dźwięku za plecami słychać
było wyraźną aprobatę. Tym razem poczuła, że policzki zaczęły jej
płonąć, ale nie mogła już zawrócić. Płaską dłonią zaczęła czyścić ślad po
mące rozciągający się jak ogon komety w poprzek piersi. Biała mąka na
szafirowym jedwabiu. Trud był daremny. Potarła więc czubek nosa,
popatrzyła ponuro na drzwi przed nią i zapukała głośno trzy razy.
Czy to, co usłyszała, było zaproszeniem do wejścia? Któż to mógł
stwierdzić? „Cóż, zaraz wszystko się wyjaśni" — szepnęła i przekroczyła
próg biura.
— Dzień dobry! — powiedziała głośno. — Panie Ross, jestem Suzy
Keller i przyszłam do pana na rozmowę.
Jej glos rozniósł się echem po cichym, wyłożonym boazerią pokoju.
— O, Boże! — wyszeptała, czując jak rumieniec pokrywa jej twarz,
szyję i dekolt. Na chwilę przymknęła oczy, pragnąc zacząć ten dzień od
nowa.
Dwaj mężczyźni znajdujący się w biurze stali jak zahipnotyzowani.
Jeden z nich, przystojny blondyn w garniturze i krawacie, pochylał się
nad biurkiem. Drugi, oparty o ścianę, był wyższy, ciemniejszy i
masywniejszy, lecz pociągający nawet tylko w dżinsach i podkoszulku.
Pierwszy zwrócił na siebie uwagę Suzy blondyn, gdy przerwał
panującą ciszę.
— Panna Keller? Nie spodziewaliśmy się pani przed poniedziałkiem.
Pani agencja dzwoniła, by odłożyć spotkanie...
— Och, nie musieli tego robić. Zdecydowałam się przyjść tu sama,
choć chyba przeszkadzam w czymś ważnym, ale, panie Ross, tak się
bałam, że ktoś inny mógłby przyjść na spotkanie dzisiaj i odebrać mi
szansę, a ja jestem idealna do tej pracy. Mówię panu — jestem. Proszę!
— Szybko rozłożyła przed nim na biurku folder i wydarła z niego osiem
czy dziesięć zapierających dech, błyszczących zdjęć. — Gdyby pan
zechciał spojrzeć na to...
Brwi blondyna uniosły się w dowód uznania, lecz jego glos pozostał
niewzruszony.
— Ależ panno Keller, z prawdziwą przyjemnością obejrzę pani
zdjęcia, chciałbym je nawet pożyczyć na kilka dni. Ale być może
unieważni pani swoją ofertę, gdy powiem, że nie jestem panem Rossem.
5
RS
Nazywam się Mike Pepper i jestem do usług, gdyby pani kiedyś
potrzebowała prawnika.
Ten szczęśliwiec... — Tu wskazał na drugi koniec pokoju. — ...to
Kevin Ross.
Spojrzenie szmaragdowych oczu Suzy przeniosło się na milczącego
mężczyznę. Ich oczy się spotkały i w tym momencie serce podskoczyło
jej do gardła. Był wspaniały. Nie tak ładny, jak mężczyźni, z którymi
pracowała przy robieniu reklam. Nie taki jak ci z nie kończących się
przyjęć i obiadów, w których brała udział, bo nalegała na to jej agentka.
Był solidny. Ciemny, solidny i dobrze zbudowany, z gęstymi czarnymi
włosami i głębokimi ciemnymi oczami. Proste, zdecydowane czoło,
początki zmarszczek wokół oczu i kącików ust Piękne usta, które
rozciągnęły się w szeroki i łatwy uśmiech, gdy tylko Suzy zaczęła
wpatrywać się w niego.
Ten uśmiech przestraszył ją i rozzłościł, powtórzyła więc, by pokryć
swoje zmieszanie .
— Panie Ross, cieszę się, że pana widzę. Mam nadzieję, że nie
przeszkadzam, ale jak mówiłam, sądzę, że będę wspaniała jako
dziewczyna od Kevina. Reklamowałam już kiedyś jedzenie — kaszki
śniadaniowe, hot dogi, a nawet płatki kukurydziane. Może obejrzałby
pan mój folder?
Szybko podeszła do niego i wcisnęła mu w ręce zdjęcia, świadomie
dotykając palcami jego dłoni, czując przy tym zawrót głowy i przypływ
szczęścia.
— I, panie Ross — pospiesznie mówiła dalej — wiem, że to wszystko
powinna powiedzieć panu moja agentka, nie ja, ale ponieważ jest
nieobecna, muszę dodać, że jestem naprawdę wszechstronna i mogę
wystąpić równie dobrze przed rodzinami w ich domach jak przed
bardziej wyrafinowaną publicznością. Mogę wydawać się parę lat
młodsza lub starsza — jeśli pana kampania reklamowa będzie tego
wymagała. Widzi pan? — Jednym szybkim ruchem głowy odrzuciła z
czoła ogniste kosmyki i ujęła większą ilość ciężkich włosów w węzeł na
karku. Uśmiechnęła się prosto w ciemne oczy naprzeciwko siebie.
Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, choć jej, nie wiedzieć dlaczego,
lekko przygasł.
Zdenerwowana, zaczęła przywoływać się do porządku: „Spokojnie.
Bądź pewna siebie, bardziej zrównoważona. Przecież robiłaś to nie raz".
— Myślę panie Ross, że będzie pan zadowolony i z moich
reklamowych zdjęć, i z nawiązywanych przeze mnie stosunków
6
RS
handlowych... a także z mojego publicznego ukazywania się, jeśli praca
będzie tego wymagała. I... — zrobiła pauzę, modląc się, by wreszcie
powiedział coś, cokolwiek, ale on zdawał się dobrze bawić, więc
kontynuowała pospiesznie, nie zniechęcona. — Może chciałby pan
zobaczyć jakąś szczególną pozę? — Mówiąc to obeszła cały pokój,
poruszając się z ociężałym wdziękiem nabytym przez długą praktykę.
Przerwał jej śmiech Mike'a Peppera.
— Uuu! Proszę, usiądź. Uspokój się. — Podsunął jej krzesło stojące za
biurkiem. — A teraz — dalej! Powiedz mu wszystko, co chcesz, ale
musisz patrzeć na jego twarz. Kevin jest głuchy.
— Co? — Jej oczy rozszerzały się w zdumieniu, gdy przerzucała
wzrok z Mike'a na Kevina i z powrotem. Glos osłabł jej z grozy. — Nie
mogę w to uwierzyć. Zrobił to wszystko, a jest głuchy? — Przez te słowa
przebijał zachwyt. Spojrzała na twarz Kevina.
Tym razem on oblał się ciemnym rumieńcem, który, jak Suzy
zauważyła, nie zatrzymał się na górnej linii podkoszulka. Och, Kevin
miał ładne ramiona i silną, szeroką klatkę piersiową. Przechylając głowę,
uśmiechnęła się do niego.
— Przepraszam, nie chciałam wprowadzić pana w zakłopotanie. To
jest takie... Cóż, to jest takie niezwykłe.
Rozwinął pan tak duży interes własnymi rękami — tak przynajmniej
mówi moja agentka. Ach... — Uniosła do ust dłoń w nagłym przebłysku
zrozumienia. — Wszyscy pana pracownicy są również głusi. To
tłumaczy ten spadający karton... i moją przygodę z mąką.—
Roztargniona, dotknęła czubkami palców przodu sukienki. Była teraz
skoncentrowana na mężczyźnie stojącym przed nią. — Niezwykłe.
— Zdała sobie sprawę, że ciągle się w niego wpatruje i poczuła, że się
czerwieni. Wygładziła dół sukienki i skromnie ułożyła ręce na kolanach.
— Po prostu różni się pan od mojego wyobrażenia o mężczyźnie z taką
pozycją.
Jego śmiech był niski, gardłowy i pasjonujący. Suzy odprężyła się, jej
twarz przybrał uśmiech pełen uroku.
— Ćwiczyłam tę kwestię w domu. Pan... czyta z moich ust, prawda?
Czy... czy wyglądam odpowiednio?
— Fantastycznie. — Pokazał, rozkładając ręce dłońmi do góry.
— Zrozumiałam! — Podekscytowana Suzy aż pochyliła się na krześle.
— To oznacza dobrze, wspaniale... tak?
Skinął głową nadal z uśmiechem, jego wzrok prześliznął się po twarzy
dziewczyny.
7
RS
— I jak? Mówiłam panu, że jestem doskonała w tej pracy. Moja
przyjaciółka ze szkoły była głucha i nauczyła innie języka migowego.
Niech pan zobaczy: „Umiem migać". — Pokazała wolno i niedbale. —
„Nie fantastycznie"
— zaśmiała się, powtarzając jego wcześniejszy gest. — „Ale wcale
nieźle".
Kevin przytaknął. Cóż innego mógł zrobić? Bił z niej taki optymizm i
urok. Była porywająca.
Te myśli wywołały w nim poczucie niewygody. Przez chwilę jeszcze
oddawał się spekulacjom, co to właściwie jest? Magia? Marzenie? Zaraz
jednak jego uśmiech zbladł, Kevin pewnie skrzyżował ramiona na
piersiach. „Uważaj, Ross — powiedział sobie. — Nie igraj z ogniem, bo
możesz się sparzyć ".
— Mike. — Pokazał wyraźnymi, choć przytępiałymi gestami. —
Przetłumacz jej to, co mówię. Podziękuj za to, że przyszła, ale powiedz,
że szukam dziewczyny innego typu. Bardziej zwyczajnej, z kucykiem i w
podkoszulku. Zwykłej dziewczyny, jaką się spotyka na ulicy.
— Wyglądałam jak zwykła dziewczyna — wtrąciła Suzy — choćby na
Elm Street. Swing i zabawy wokół rożna na podwórkach. Siatkówka na
małym boisku na rogu ulicy. Sprzedawczyni lemoniady. Naprawdę,
potrafię i to. Mogę być taka, jak tylko pan zechce.
Kevin czul, jak jego postanowienie słabnie. Ta porywająca dziewczyna
miała odwagę, determinację i uczciwość, a te cechy i jemu nie były obce.
Zanim jednak zdołał cokolwiek powiedzieć, zabłysło światło nad
drzwiami. „W samą porę ten alarm" — pomyślał.
Zbawczą przerwę w rozmowie spowodowała taśma transportowa,
która się zacięła. Nie był to żaden poważniejszy problem. Mike
pospieszył za Kevinem w stronę drzwi, rzucając szybko:
— Przepraszamy, awaria... — I Suzy została w biurze sama.
Nie zamierzają dać jej tej pracy. Wiedziała to. Zawsze umiała
przewidzieć, którą pozę wybierze jej klient i z którym fotografem
marnuje czas. Instynkt modelki. Miała intuicję w interesach, urodziła się
z nią tak samo, jak z płomiennymi włosami i dużymi, zielonymi oczami.
To dlatego wszystko szło tak łatwo, dlatego to ją wybierano z dwu-,
dziesięcio-, a później dwunastoletnich dziewcząt, gdy matka ciągnęła ją z
agencji do agencji, z pracy do pracy. Jej matka robiła to tylko dlatego, by
Suzy została gwiazdą, w co głęboko wierzyła. Jeszcze jedną Suzy Parker.
A oni nie zamierzali jej zatrudnić.
8
RS
— Chcę tę pracę — mruknęła cicho, opierając ręce na biodrach.
Przygryzła dolną wargę, myśląc o kampanii reklamowej w krajowych
czasopismach, pokazach w telewizji, tysiącach, nie... setkach tysięcy
pudełek czekoladek na setkach tysięcy półek w działach spożywczych.
Już nie mówiąc o tym mężczyźnie. Jeśli nie dostanie tu pracy, nie
zobaczy go więcej.
— Hrnrnm... — Zmrużyła oczy, próbując rozwiązać tę kwestię. Przez
moment czuła, że owładnęła nim, że dokładnie pasuje do obrazu, jaki
sobie stworzył. Czy raczej — dzięki niej nabrał on dopiero pełnego
kształtu. Widziała w tych mglisto-ciemnych oczach błysk, światełko.
Zauważyła, jak poruszyły się mięśnie jego twarzy/ A potem
zainterweniował stary, dobry rozsądek, rozwaga i ostrożność.
I to przesądziło jej szanse zostania dziewczyną od Kevina.
Cóż, przedstawienie nie jest skończone, póki nie zapadnie kurtyna,
zdecydowała z determinacją. Krocząc po grubym dywanie, przemierzyła
szybko pokój. Na jednej z półek znalazła to, czego szukała. Podkoszulki
— białe, czarne, czerwone, żółte, niebieskie... Wszystkie były z
emblematem firmy Kevina. Bez chwili wahania wyśliznęła się z
sukienki, przewiesiła ją przez oparcie krzesła i położyła na niej halkę.
Wentylator natychmiast wywołał gęsią skórkę na jej ramionach i wzdłuż
jedwabistego łuku pleców. Sutki skurczyły się od chłodu. Szybko
wyciągnęła ze stosu jeden z podkoszulków, czerwony jak jabłko lub jak
rumieniec nastolatki. Jeśli Kevin Ross chciał mieć dziewczynę
wyglądającą zwyczajnie — będzie ją miał. Z kucykiem? Proszę bardzo!
Porzucając na chwilę koszulkę, poszperała w torebce i znalazła szczotkę
do włosów. Kilka energicznych ruchów i włosy szczęśliwie ułożyły się w
dziarski ogonek, jaki tylko można było sobie wymarzyć, z kilkoma
niezależnymi kosmykami zwijającymi się na szyi. „Teraz - pomyślała -
potrzebna jest gumka". Zobaczyła ją na stole na rolce papierów.
Położywszy przycisk na wierzchu zwijających się arkuszy, wyciągnęła
stamtąd gumkę, po czym roztrzepała sobie grzywkę. Potem wzięła znów
do ręki podkoszulek i zaczęła go wkładać. Właśnie naciągnęła dolną
krawędź na piersi, gdy otworzyły się drzwi i stanął w nich Kevin.
Ujrzał dojrzały kształt jej piersi, złotą płaszczyznę brzucha, błękitny
jak oczy dziecka dół od bikini naprężony na idealnie zbudowanych
biodrach i wspaniałą długość jej nóg.
— O, Boże! — Odetchnął głęboko i tym razem ona czytała z jego ust.
Kevin zatrzasnął drzwi i oparł się o nie. Założył ręce, a jego szeroka
klatka piersiowa unosiła się i opadała.
Suzy nie wiedziała, czy zastawił sobą drzwi w szoku, czy też z powodu
jakiegoś osobliwego poczucia rycerskiej galanterii. Nie miało to jednak
znaczenia. Czuła się wygodnie w swoim ciele, tak przywykła do jego
linii, kształtu i struktury, że wzięła zachowanie Kevina za normalne.
Przyzwyczaiła się, że ludzie, z którymi pracowała, interesowali się jej
pięknem tylko na tyle, na ile pasowało to do reklamy szamponów, ubrań
i walizek.
— W porządku — powiedziała lekko, dociągając dół koszulki do
wysokości ud. — Proszę, niech pan nie będzie zażenowany.
— Zażenowany. — Pokazał, nie dbając, czy go zrozumie, czy nie.
Wyprostował się wciąż poruszając rękami. — To moje biuro, a nie
Drétfbetubiia. Nie jestem zażenowany, lecz wściekły.
To zrozumiała.
— Ale, panie Ross, ja...
— Co? — dopytywał się z pozornym chłodem.
Suzy stanęła tuż przed nim tak blisko, że prawie dotykała piersiami
jego torsu. Gdy spojrzała na niego, jej grzywka połaskotała go w brodę.
— Panie Ross, chcę mieć tę pracę. Będę w niej dobra. Ja to wiem i pan
wie. A przecież nie może mnie pan odesłać z kwitkiem, jeśli pan zdaje
sobie z tego sprawę. Przepraszam za to przebieranie się, ale gdybym
zapytała, chciała wyjaśnić, kazałby pan Pepperowi powiedzieć, żebym
wyszła.
— Zaraz, poczekaj...
— No, oczywiście nie w takiej formie. — Odrzuciła jego zastrzeżenia,
zignorowała grzmot rosnącej na czole burzy. — Był pan raczej grzeczny,
ale i tak by się to skończyło w wiadomy sposób. A to byłby błąd. Pana
błąd. Więc naprawdę... — Zrobiła chwilową przerwę, pozwalając sobie
na figlarny uśmiech. — Dbam tylko o to, żeby ; zrobił pan dobry interes.
W jego ciemnych oczach ujrzała przebłyski humoru.
— Bardzo dziękuję. — Pokazał, cofając się o krok, chcąc zwiększyć
odległość między nimi. Ale był to tylko mały krok i odległość pozostała
na tyle niewielka, że mógł czuć słodycz jej oddechu, jej subtelny zapach.
— Więc twoim zdaniem, ty jedyna nadajesz się do tej pracy?
Spojrzenie Suzy przesunęło się z jego rąk na twarz.
— Tak.
— Myślę, że sprawisz mi masę kłopotów, panno Keller.
— Jestem tego warta, panie Ross!
10
RS
Uniósł jedną brew w pozornym niedowierzaniu, ale cichy i uporczywy
glos w sercu mówił mu, że miała rację. Było tylko jedno pytanie: jaką
cenę za to zapłaci?
Na krótką chwilę objął spojrzeniem swoje znajome przecież biuro,
które było już inne. Od tej pory zawsze będzie widział ją, wciągającą
bawełniany podkoszulek przez ' giętkie, złote ciało i jej ubranie
przewieszone przez krzesło. Nie wiedział, czy tego dnia został
szczęściarzem, czy też ma ten dzień przekląć.
— Dobrze. — Poddał się. — Masz tę pracę. Będziesz Dziewczyną od
Kevina.
— Cudowna decyzja. — Suzy roześmiała się, żałując, że nie ma
czapki, którą mogłaby podrzucić do góry. Zamiast tego objęła się ciasno
rękami, czując szczęście pulsujące w żyłach jak bąbelki szampana. —
Będziemy wielcy! Przekona się pan!
Tanecznym krokiem zbliżyła się do krzesła z ubraniem, wtedy
odwróciła się do Kevina.
— Ostatnie pytanie: dlaczego nie prosił pan o modelkę znającą język
migowy?
Kevin zaśmiał się.
— A myślisz, że ile bym ich znalazł?
— Tylko jedną. — Uśmiechnęła się. — I właśnie ją pan ma. To
przeznaczenie!
11
RS
Rozdział 2
Po raz pierwszy od ponad roku w sobotnie przedpołudnie Suzy Keller
była już ubrana, i co więcej — znajdowała się poza swoim mieszkaniem
nie z konieczności, lecz własnej chęci. Było to wspaniałe uczucie. Nie
musiała trzymać się żadnych godzin pracy, słuchać żadnych
pracodawców, przybierać żadnych póz. Mogła się po prostu wśliznąć w
ciasne, czarne dżinsy i bawełnianą koszulkę, a'la Audrey Hepburn, o
kilka rozmiarów za dużą. Nie trzeba było nakładać na twarz żadnego
makijażu prócz tuszu i lekkiego pociągnięcia szminką. Zamiast różu na
jej policzkach kwitły duże rumieńce prawdziwego podniecenia.
Cały ranek starała się pozbyć tego podekscytowania, ale nie było to
proste — pojawiało się i opadało w najmniej spodziewanych momentach.
Nie mogła wypić do końca kawy. Nie czuła, że bierze prysznic, nawet
gdy puściła zimną wodę. Nic nie pomogła trzydziestominutowa rozmowa
z Jane.
„To tylko praca" — mówiła sobie. Miała być Dziewczyną od Kevina,
jej twarz będzie na plakatach reklamowych, w tygodnikach i w telewizji.
„Och, to ty!" - Będą mówić ludzie, a ona uśmiechnie się uroczo i złoży
autograf na pudełkach czekoladek lub na chrupiących, cytrynowych
ciasteczkach, czy na pysznych brązowych karmelkach. Na myśl o tym
zaczęła się śmiać, i wciąż jeszcze chichotała, gdy zadzwoniła matka.
— Mam tę pracę! — Suzy wykrzyknęła do niej. — Nie mogę
uwierzyć, w takie szczęście.
— Sama to sobie wypracowałaś, kochanie — odparła matka głosem
pełnym miłości i dumy.
— Mam nową pracę — oświadczyła Suzy portierowi, którego
zastanowił dziwny błysk w jej szmaragdowych oczach.
Ale nie chodziło tylko o to. Było też coś więcej.
I właśnie przez to „coś więcej" czuła, że ma nogi jak z waty, gdy
wysiadała z taksówki przed fabryką Kevina tuż przed dziesiątą. Na
chwilę musiała oprzeć się o pogiętą, zakurzoną karoserię, czekając, aż
puls wróci do normy, nieświadoma, że podbiega do niej kierowca.
— Wszystko w porządku? — spytał. — Czy mogę coś dla pani zrobić?
Może filiżankę kawy? Albo coś do okrycia?
— Słucham? — Suzy oprzytomniała, mrugając oczami w zmieszaniu,
po czym wynagrodziła go jednym z zatrzymujących serce uśmiechów. —
Och, nie, wszystko dobrze, dziękuję. Bardzo miło z pana strony. Do
12
RS
widzenia! — Z lekkim skinieniem ręki podążyła w stronę głównych
drzwi.
Zatrzasnęła je za sobą, wiedząc, że ten dźwięk i tak utonie zaraz w
panującym wkoło gwarze. Co za hałas! Czy kiedyś przywyknie do niego,
czy choćby przestanie odczuwać wibracje w każdej kosteczce?
Wszyscy ci ludzie — atrakcyjni, energiczni mężczyźni; brygadziści,
pakowacze, piekarze, dziewczęta uczesane w ogonki i prowadzące małe
dźwigi po podłodze magazynu — byli głusi, i sama ta myśl była
niesamowita. Ich życie było tak różne od jej. Była pewna, że nie mogą
słyszeć głosu swojego przyjaciela, miękkiego bębnienia deszczu o dach,
czystego piękna Mozarta. Ale być może wiedzieli rzeczy, o których ona
nie miała pojęcia. Może silniej odbierali świat innymi zmysłami?
Jak dziecko pochłonięte nową zabawką, Suzy skoncentrowała się
maksymalnie. Odepchnęła od siebie gwar wypełniający magazyn, aż nie
zostało w nim nic prócz grobowej ciszy. Wtedy rozejrzała się powoli,
czekając, co się zdarzy. Wpierw poczuła zapach. Ciepły, słodki zapach
wydobywający się z kuchni — ciasto, polewa, czekolada... i cytryna... i
wspaniały aromat czegoś cierpkiego. Czego? Wciągnęła głęboko
powietrze, zamykając oczy, by lepiej rozpoznać woń. Co to było?
Cynamon? Tak! Z bakaliami i przyprawami.
Uśmiechnęła się zadowolona i rozejrzała po pomieszczeniu, pierwszy
raz zauważając afisze na ścianach, a na nich kolorowe stosy ciastek na
paterach, mleczne czekoladki, słoiki w kształcie niedźwiadków i myszy
wypełnione ciasteczkami, rozpuszczona czekolada rozmazana na
dziecięcych palcach lub zapakowana w pojemniczki na lunch, nawet
ciastka w formie świeczników. Kolumny podtrzymujące strop oraz
framugi pomalowane były na wyraźne, kolory tęczy. A ludzie... Cóż,
każdy z nich coś mówił! Teraz dopiero, gdy uważniej się przyjrzała,
zdała sobie z tego sprawę. Pośród podnoszenia, dźwigania, pakowania i
upychania każdy coś przekazywał, ich ręce ciągle rozmawiały. Starszy
mężczyzna proponował koledze partyjkę warcabów po lunchu. Młoda
kobieta opowiadała przyjaciółce o nowym ząbku swojego dziecka.
Pewien młodzieniec flirtował z dziewczyną z kucykiem i zapraszał ją w
niedzielę wieczorem na grę w kule.
Suzy powstrzymała cisnący się na usta uśmiech i odwróciła wzrok, nie
chcąc podpatrywać ich „rozmów". To wszystko było wspaniałe,
ekscytujące i cudowne. I to dzięki Kevinowi.
Ta myśl uderzyła ją nagle i znów poczuła, że ma miękkie nogi i kręci
się jej w głowie. Kevin Ross. To dzięki niemu ci ludzie mają pracę. Nie,
13
RS
nawet więcej niż pracę — przyszłość, dumę i godność. Pracowała na tyle
długo, że wiedziała — to ostatnie może być niełatwe dla w pełni
sprawnych ludzi, a co dopiero dla głuchych. Mają to wszystko dzięki
niewiarygodnie sprawnemu zakładowi zbudowanemu przez tego
niesamowitego mężczyznę.
Dreszcz podniecenia przeszedł jej po kręgosłupie, takie samo
niespodziewane mrowienie, jakie obudziło ją tego ranka.
— Kevinie Ross — wyszeptała z uśmiechem. — Jesteś chyba
najbardziej intrygującym mężczyzną, jakiego spotkałam.
I potrząsając płomiennymi włosami, skierowała się do biura Kevina.
Nie była go tam.
Przystanęła na tyłach zakładu, zastanawiając się, gdzie go może
znaleźć. Wiedziała, że tu musi być. Mike Pepper uprzedził ją, że ich szef
większość sobót spędza w pracy razem z personelem. Weekendy,
popołudnia, wakacje były dla niego niczym. To niewolnik pracy — tak
określił Kevina Mikke, poklepując go przy tym po ramieniu. A prócz
tego — niezmordowany tenisista, odważny do szaleństwa marynarz,
namiętny łowca okoni, a nawet czasem oszust podczas gry w monopol!
Suzy uśmiechnęła się do tego wspomnienia.
Ale gdzie go teraz znajdzie? Odrzucając włosy do tyłu, zajrzała do
kuchni, dostrzegając zaskoczony, ale pochwalny wzrok najbliższego
piekarza.
— Dzień dobry! — powiedziała, a potem zamigała. — Szukam pana
Rossa. Czy jest dziś w pracy?
Mężczyzna przyjrzał jej się przeciągle, jego wzrok błądził od wolno
poruszających się dłoni do doskonałej figury. W końcu z szerokim
uśmiechem pokazał na podwójne drzwi po drugiej stronie magazynu,
które regularnie otwierały się i zamykały, za każdym razem ukazując
skrawek błękitnego nieba.
— Och, w doku ładowniczym? Dziękuję.
Suzy przeszła przez salę. Wysoka, wyprostowana dziewczyna o rudych
włosach, której chód wytwarzał zmysłową energię mogącą ogrzać cały
budynek magazynu.
Gdy znalazła się za wahadłowymi drzwiami, słońce zapaliło się
ogniem w jej włosach, a skóra rozbłysła złotym kolorem. Robotnik z
doku prawie przewrócił się na jej widok, a kierowcy ciężarówek
odwracali się jeden za drugim jak kostki domina, by zastygnąć z
otwartymi ustami. Ale Suzy była przyzwyczajona do tego, że
wpatrywano się w nią z zachwytem.
14
RS
— Och, ten upał! — mruknęła, odgarniając ciężkie powietrze sprzed
twarzy i wzrokiem poszukując Kevina. Doszedł ją zgodny pomruk
podziwu i wtedy dopiero zauważyła, że znajduje się w centrum uwagi.
Szybki uśmiech i zeszła na niższą platformę, ciągle rozglądając się za
Kevinem.
Tam zatrzymała się, by popatrzeć na wozy dostawcze z otwieranym
tyłem, połykające kartony ciastek. „Czekoladki Kevina". Teraz i ona była
częścią tego. Odrzuciła do tyłu głowę i uśmiechnęła się do
bezchmurnego nieba, póki nagle nie zasłoniła jej widoku ciężarówka,
podjeżdżająca tyłem do magazynu. Zgrzytnęły drzwi, jakieś kroki
zaszurały po drewnianym podeście, a Suzy wkroczyła w upragniony cień
rzucany przez budynek, by móc obserwować załadunek.
A wtedy, jakby przyciągnięty jej myślami, pojawił się Kevin.
Wypłowiałe dżinsy leżały na nim jak ulał. Suzy wyprostowała się. „Aż
miło popatrzeć" — pomyślała.
Na jego ogorzałym czole błyszczały kropelki potu. Gdy wkładał na
ciężarówkę po kilka pudeł naraz, jego mięśnie wybrzuszyły się jak
wskazówka wagi pod ciężarem. Podkoszulek podwinął się przy pracy,
mogła więc widzieć pasek opalonego na brąz ciała. Gęste, ciemne włosy
na czole zmierzwił powiew idący od strony murów.
Suzy nie poruszyła się, nie chcąc ujawnić swej obecności. Nadal stała
w cieniu i obserwowała go z rosnącym zadowoleniem.
Zasłonił go na chwilę zaniepokojony, krępy mężczyzna pokazujący
coś rękami w powietrzu.
Kevin zbliżył się i uspokoił go, kładąc mu ręce na ramionach.
— W porządku, Gus. — Pokazał z krzywym uśmiechem. — Wiem, że
mamy dwie godziny spóźnienia, ale nowa partia kartonów będzie
dosłownie za minutę. Nie przejmuj się. Zostanę po południu i pomogę.
Mężczyzna odetchnął z ulgą i otarł pot z czoła.
— Dzięki, szefie — zamigał z wdzięcznością i pospieszył do pracy.
Kevin wsadził ręce do kieszeni spodni i przez chwilę stał, obserwując
krzątaninę z miłym uśmiechem na ustach.
— „Życie jest przyjemne" — pomyślał. Interesy szły dobrze, lepiej niż
kiedykolwiek się spodziewał. Nawet w sobotę, co przed chwilą przekazał
mu Mikke, dostali olbrzymie zapotrzebowanie. Wydawało się, że każde
centrum handlowe w Nowym Jorku chciało sprzedawać „Czekoladki
Kevina".
Kevin potrząsnął głową i uśmiechnął się. „Kto by przypuszczał, że
dziecko ulicy zostanie pewnego dnia ciasteczkowym królem?"
15
RS
Suzy widziała uśmiech na przystojnej twarzy i zastanawiała się, o
czym myśli jej szef? Czy o niej? Może... Nie, nie powinna się tego
spodziewać, jeszcze nie. Ale już niedługo wkradnie się w myśli Kevina
Rossa, zrobi to z pewnością!
Wyskoczył z doku jednym potężnym susem i Suzy popatrzyła na
niego. Chwilę później ujrzała, jak tuzin pudełek ześlizguje się z rampy.
Kevin schwycił dwa naraz i wrzucił je na tył samochodu, po czym
zamknął klapę i zabezpieczył ją łańcuchem. Uniesionym kciukiem
pomachał w stronę kierowcy, obrócił się i cofnął na rampę.
Głośny warkot silnika usłyszała tylko Suzy, ale nie przeszkodziło jej to
obserwować cofającego się o parę stóp pojazdu, który następnie zakręcił,
by móc zawrócić w zaułku. Jeden z młodych chłopców, których
zauważyła wcześniej, zeskoczył z rampy, by pozbierać puste pudełka i
papiery do pakowania, które leżały na miejscu, gdzie stała ciężarówka.
Pochylał szczupłe plecy z takim oddaniem, że Suzy uśmiechnęła się, po
czym rozejrzała się za Kevinem. Ale zobaczyła tylko olbrzymią
ciężarówkę wjeżdżającą tyłem na chodnik, gdzie klęczał chłopiec
niewidoczny dla kierowcy.
— Uważaj! — krzyknęła, nieruchomiejąc po drugiej stronie rampy. —
Przesuń się! — Chłopiec nie uniósł głowy nawet na cal i nadal zbierał
śmiecie. Boże, przecież nie słyszał jej!" Suzy poczuła, jak żołądek
podskoczył jej do gardła, gdy biegła po rampie. Wiedziała, że nie ma
szans, by dobiec do chłopca lub kierowcy na czas. — Stój! Stop! Och,
nie...
Kevin wynurzył się jakby znikąd, jego szczupłe muskularne ciało
rozciągnęło się w powietrzu jak pantera przy skoku, gdy rzucił się na
pojazd. Złapał chłopca za ramiona, odepchnął go w bok, zanim ten
zdążył powstać i usunął się z niebezpiecznej drogi zaraz za nim.
Suzy stała nieruchomo, nie oddychając, rękami zakryła otwarte usta,
powstrzymywane łzy na chwilę przysłoniły jej wzrok.
Kevin i chłopak leżeli zwinięci w kłębek na chodniku, a kierowca
nieświadomy zamieszania, jakie spowodował, zredukował bieg i leniwie
ruszył wzdłuż drogi. Suzy podeszła chwiejnie do brzegu doku, ześliznęła
się w dół i stanęła na rozgrzanym przez słońce betonie.
— Nic się wam nie stało? — spytała, niezgrabnie ruszając palcami, z
oczami szeroko otwartymi ze strachu. — Obaj czujecie się dobrze?
Kevin podniósł na nią wzrok. „Skąd się tutaj wzięła — myślał. — Jak
to się dzieje, że jej włosy błyszczą takim światłem?" Wokół jego oczu
pojawiły się zmarszczki śmiechu.
16
RS
— Mam pytanie — zażartował. — Czy znalazłem się w niebie? Jesteś
aniołem? — Rozpostarł ręce jak skrzydła, a jego ciemne, potargane
włosy opadły na czoło. Wyglądał teraz jak chłopiec, nie jak
dwudziestoośmioletni biznesmen.
— Nie, jestem pracownikiem, który prawie zobaczył koniec swego
nowego szefa. — Suzy zaśmiała się i przyklęknęła, by obejrzeć siniaki
chłopca. Zaczerwienił się z powodu jej troskliwości i próbował cofnąć
się, ale Suzy była nieugięta. —Twój łokieć... — Spojrzała z przejęciem i
dotknęła czerwonych zadrapali biegnących w poprzek skóry. —
Powinniśmy to przemyć. — Energicznie odrzuciła miedziane włosy. —
A ty... — Tu spojrzała na Kevina. — Byłeś cudowny! Prawdziwy
Superman! — Mimo że miganie szło jej z trudem, Kevin z łatwością
odczytał to z jej oczu.
Poczuł, że krew w żyłach zaczyna szybciej krążyć, a całe ciało
przejmuje dreszcz podniecenia. Prawie stracił kontakt z rzeczywistością,
a to było niebezpieczne, wiedział o tym. Z udawaną obojętnością
wzruszył ramionami i strzepnął żwir z dżinsów.
— Co ty tu robisz w sobotę? Suzy uśmiechnęła się lekko.
— Pomyślałam, że przyjdę przypatrzeć się produkcji — odrzekła. —
Traktuję moją pracę bardzo poważnie.
Na ustach Kevina pojawił się uśmiech. Pokazał coś w stronę chłopca,
który szybko odszedł do ambulatorium, sam zaś skinął na Suzy, by szła
za nim, i zaczął torować drogę między pudełkami w stronę wejścia do
fabryki.
Przyprowadził ją do małego, ciasnego pokoju, tuż obok jego biura.
Przysadzista, starsza kobieta mrugająca oczami siedziała za stołem.
Otoczona była telefonami i wypchanymi szafkami. Kevin przystanął, by
ją przedstawić.
— Etnei, to moja nowa Czekoladowa Dziewczyna. — Pokazał z
uśmiechem. — Suzy Keller, Ethel Standisti — moja sekretarka. —
Migając nazwiska, wpierw powoli przeliterował je palcami, następnie
każda z nich otrzymała swój osobny symbol. Znakiem Ethel była litera E
napisana na lewej dłoni. Przez chwilę mrużąc oczy, myślał nad znakiem
dla Suzy, po czym pokazał S na sercu.
— A więc jesteś jedyna — powiedziała Ethel z otwartym i
przyjacielskim uśmiechem. — Cóż, Suzy, jesteśmy szczęśliwi, że
pracujesz z nami. I już wiem, dlaczego szef cię zatrudnił. Mogę się
założyć, że sprzedasz milion ciastek! Mike Pepper mówi, że umiesz
migać...?
17
RS
Suzy przytaknęła, zadowolona.
— Nie za dobrze, ale szybko się uczę.
— Wspaniale! — Ethel przesunęła jakieś papiery, Suzy w tym czasie
obiegła spojrzeniem ciasny pokoik. — No, lepiej się czymś zajmę, bo
szef przykuje mnie do biurka na resztę weekendu. To niewolnik pracy!
— zażartowała, rzucając Kevinowi czule spojrzenie.
— Przedświąteczny pośpiech — wyjaśnił Kevin. Wziął Suzy pod
łokieć i skierował ją do swego biura, po czym zamknął drzwi.
Przypomniał sobie ulotny obraz na wpół rozebranej postaci, ale szybko
go odepchnął.
— Mrożonej herbaty? — spytał, wskazując na mały stolik przy oknie.
Suzy przytaknęła i ulokowała się na krześle, podczas gdy Kevin
wydobył lód z małej lodówki i wrzucił go do szklanek. Napełnił oba
naczynia herbatą i dolał soku cytrynowego.
— A więc — zaczęła Suzy, gdy usiadł naprzeciwko —
porozmawiajmy. — Położyła łokcie na stole i oparła brodę na dłoniach,
badając błyszczącymi oczami zdecydowane, wyraźne rysy jego twarzy.
— Chcę wiedzieć wszystko, co tylko powinnam o przedsiębiorstwie.
Chcę być przydatna, Kevin. — Słowa wypływały z jej pięknych ust i
Kevin chciwie je wyłapywał. Jedynym jego problemem było skupienie
się na interesach.
Zaczął opowiadać, ruszając dłońmi na tyle wolno, by mogła zrozumieć
i literował zbyt trudne znaki. Był uważny i cierpliwy, jego oczy płonęły
zaraźliwym entuzjazmem.
— To proste. — Pokazał. — Parę następnych lat mamy już
rozplanowane — reklama, a także czas na rozwój i wzrost wpływów.
Koncesje na terenie całego kraju. Wytłumaczę ci, na czym polega twoja
rola.
Odwrócił się, wziął z biurka kilka arkuszy i rozpostarł je między nimi.
Był to plan podboju rynku, uważnie nakreślona strategia, dzięki której
jego ciastka będą znane w każdym domu w przeciągu roku. I Suzy była
potrzebna jako serce tego wszystkiego.
— Będziesz moim „frontowym człowiekiem". — Mrugnął przy tym
do niej. — Będziesz sprzedawać im opowieść o sukcesie i oczarujesz ich.
Startujemy... — Zatrzymał się i zmienił znak na „zaczynamy", ale
wkrótce znów wpadł w podniecenie. — Chcę zacząć intensywną
kampanię reklamową, zaprzęgnąć media. I w trakcie otwierania nowych
sklepów i wzrastającej ilości koncesji — coraz więcej publicznych
wystąpień.
Spojrzał w jej poważne, duże, zielone oczy i wiedział, że nikt nie
zrobiłby tego lepiej niż ona.
— Będziesz moim głosem — oznajmił. — Reprezentujesz mnie.
Suzy obserwowała szerokie ruchy jego rąk, gdy rozcinały powietrze.
Te gesty działały niczym magia.
— Fantastycznie — podsumowała, przechylając się na krześle i
krzyżując długie, odziane w spodnie nogi. — Tego właśnie się
spodziewałam. Oboje będziemy sławni. I przyrzekam... — Dotknęła
wskazującym palcem ust, po czym umieściła prawą dłoń pionowo. —
Przyrzekam, Kevin, nie będziesz żałował, że mnie zatrudniłeś.
Mówiła płynnie, próbując podkreślać słowa improwizowanymi
ruchami rąk, aż Kevin zaczął się śmiać i nie złapał dłuższej wypowiedzi.
Nie miało to zresztą znaczenia. Była urocza, swobodna i zabawna. Jej
wizyta zmieniła rozkład dnia. Żadnej poprzedniej soboty nie czuł się tak
dobrze. Wreszcie skończyła, oparła się na krześle z twarzą pokrytą
rumieńcem i z palcami na chłodnej szklance.
— Twoja kolej — oznajmiła i popiła herbaty, cały czas obserwując
Kevina.
— Przede wszystkim myślę, że będziesz wspaniałym uzupełnieniem
naszej ekipy.
Odstawiła szklankę i pochyliła się, by móc dostrzec każdy ruch jego
palców.
— Ostatnie słowo... — Powtórzyła jego gest — Nie wiem, co znaczy.
Pomóż mi, chcę się nauczyć wszystkiego.
— E-k-i-p-a — przeliterował.
Skinęła głową. — Dobrze. Opowiedz mi teraz o sobie. Jak powstała ta
fabryka, dzięki której zyskujesz sławę?
Żarliwość wyzierała z jej oczu jak blask słońca i Kevin uśmiechnął się
do jej nieudolnych wysiłków. Znak „fabryka" wypadł jak „dom
towarowy".
— Co cię tak śmieszy? — Pokazała to bardziej starannie. Doskonała
brew zmarszczyła się nad szmaragdowym okiem.
— Nic — odpowiedział, ledwie hamując uśmiech.
— Powiedz mi, proszę—nalegała. — Czy pokazałam coś nie tak?
Popatrzył na nią przeciągle, czując, że serce wali mu jak młot. Po
chwili opuścił wzrok na jej urocze ręce i potrząsnął głową.
— Dobrze ci idzie, Suzy. Twoje znaki są w porządku — odrzekł,
kładąc kciuk na swej szerokiej piersi.
1
RS
Wzrok Suzy podążył za jego gestem i lekki uśmiech zaokrąglił jej usta.
Nic nie mogło zamaskować faktu, że jego ciało było pociągające. W
końcu oderwała wzrok i spojrzała prosto w błyszczące oczy, wzruszając
jednym ramieniem.
— A więc co tak cię śmieszy, szefie?
— Pomyślałem właśnie, że musimy zrobić przerwę na lunch, bo
rozmowa mogłaby ciągnąć się do północy.
Śmiała się słodko, wydając przy tym wysoki dźwięk, którego nie
słyszał, ale prawie czuł. — Wybacz, trochę się rozgadałam. Wiem,
wolałbyś, żebym mówiła wolniej. Powinnam też bardziej się... —
Zatrzymała się, marszcząc czoło, ale nie mogła przypomnieć sobie, jak
pokazać „koncentracja", więc szybko zastąpiła innym słowem —
...uważniej patrzeć, by uchwycić wszystkie twoje znaki.
— Trening czyni mistrza. Jakiego słowa szukałaś?
Przeliterowała k-o-n-c-e-n-t-r-a-c-j-a, a on zademonstrował je, sięgając
po jej rękę i prowadząc ją w powietrzu. Dłoń dziewczyny była chłodna
jak jedwab, ale poczuł gwałtowne uderzenie ciepła aż do ramienia.
Szybko cofnął się, ale Suzy poprosiła:
— Pokaż mi jeszcze raz — powiedziała i włożyła dłoń w jego rękę. W
jej oczach czaiły się figlarne ogniki.
Z miłym uśmiechem powtórzył swój gest, ich oczy spotkały się, po
czym uwolnił jej dłoń, swoją zaś oparł pewnie na stole.
— Dziękuję — powiedziała ciesząc się w myślach niespodziewaną
przyjemnością jego dotyku.
Był już chyba czas, by sobie poszła. Odrywała go od pracy: załadunku
ciastek i pomagania mężczyznom. Może też od papierkowej roboty. Ona
również miała co robić. Brrr! Cotygodniowe porządki w mieszkaniu, ciąg
przedobiednich spotkań, telefon do agencji. Ale to, czego chciałaby
najbardziej w świecie — to móc siedzieć właśnie tutaj i rozmawiać z
Kevinem Rossem.
Uśmiech okrasił jej usta.
— A prócz powolności, jakie inne błędy robię?
— Nie zauważyłem żadnych — odrzekł z galanterią, wiedząc, że
posuwa się zbyt daleko, ale nie mógł się jej oprzeć. Szybko potrząsnął
głową, przeczesał palcami włosy i skrzyżował ramiona na piersiach.
Przesłała mu uśmiech i zanim zdążył nad tym pomyśleć, już migał.
— Powinnaś być bardziej odprężona. Znaki znasz dobrze, ale są zbyt
sztywne. Nie pokazują, co naprawdę myślisz i czujesz. Miganie jest, jak
20
RS
każdy inny język, pełen emocji i znaczeń, które można znaleźć w
kontekście. Popatrz.
Przez chwilę myślał, wahając się, potem pokazał — .jesteś bardzo
ładna", kreśląc wokół twarzy kolo.
Zanim zdążyła zrobić coś więcej, niż zaczerwienić się, starł znak z
powietrza i pokazał z błyskiem w oczach — Jesteś piękna" — szybki
kolisty ruch zakończony zakrętasem, jakby zbierał gwiezdny pył w dłoni
i odrzucał go z powrotem w aksamitne niebo.
Czuł spływający po ramionach i plecach pot, ale chciał zatrzeć te
wyznania bezczelnością, której skutki mogły być przeklęte.
— W języku migowym — kontynuował, wpatrując się w głębię jej
oczu — możesz krzyczeć, błagać, nalegać, płakać. — Jego ręce rozcinały
powietrze, wyrażając wszystkie te uczucia.
Suzy drżała, przejęta siłą tego człowieka.
— To jeszcze nie wszystko! — wykrzyknął, pokazując kolejne znaki.
— Możesz czytać z mojego ciała, z mojej twarzy. To jest jak teatr.
Używasz wszystkich środków, obnażasz się. — Zatrzymał się, biorąc
głęboki oddech przez zaciśnięte zęby. „Uspokój się, Ross — powiedział
sobie — zanim zrobisz z siebie kompletnego głupca. Cholera" — zaklął
bezdźwięcznie, nie chciał tego wszystkiego mówić. Co zamierzał jej
udowodnić?
Suzy siedziała w milczeniu z otwartymi oczami przez następną
sekundę, po czym delikatnie odsunęła krzesło, wstała, nachyliła się nad
stołem i pocałowała go prosto w usta.
Kevin poczuł ciepły, słodki ciężar na wargach i dreszcz przeszedł jego
ciało. Otworzył jedno oko i ujrzał długie rzęsy ocieniające doskonały łuk
jej policzka. Zamykając oczy i pragnąc zatrzymać ten piękny widok w
pamięci, oddał pocałunek, ocierając miękko ustami ojej wargi.
Gdy oboje opadli z powrotem na krzesła, Kevin wyszeptał:
— Jesteś niespodzianką.
Suzy dokładnie zrozumiała, co miał na myśli.
21
RS
Rozdział 3
Będzie miała na sobie coś miękkiego i błyszczącego, może czerń —
nie, blade złoto, kolor kampanii. Ramiona pozostawi odsłonięte, plecy
również, suknie opadająca w dół w postaci dwóch skrzydeł
wychodzących z ramion. Jej skóra będzie złota i aksamitna w dotyku, a
włosy zapłoną jak ogień. Będą tańczyć. Tak. I cała będzie miękkością i
zlotem w jego ramionach, gdy palce Kevina spoczną w zagłębieniu jej
szyi. Otrze się włosami o jego policzek. Tak... Będzie ją trzymał
delikatnie, lecz blisko, na tyle blisko, by czuć gwałtowne bicie jej serca,
a jej piersi będą dotykać jego ciała. Będzie ją trzymał, będą wirować i
kołysać się, a muzyka będzie łagodna i cicha. Do licha! Dziś jego
marzenie może się spełnić. Chciał muzyki, może ją mieć. Czyż nie?
Oczywiście, Ross. Pokiwał swemu odbiciu w lustrze. Lecz już po
chwili ironiczny uśmiech wykrzywił mu usta. Przyglądając się sobie,
potrząsnął głową. — „Jeśli chcesz, by wpuścili cię na salę, lepiej weź
zimny prysznic, Romeo!"
Później, gdy zakładał muchę pod sztywny kołnierzyk białej,
smokingowej koszuli, znów napotkał swoje spojrzenie. „Nie byłoby źle
— pomyślał — mieć kogoś bliskiego. Kogoś, kto by poprawił krawat,
uśmiechnął się nad kawą, z kim dzieliłby łóżko. Cóż, człowiek lubi
marzyć, nikogo to w końcu nie zrani".
Był gotowy na przyjęcie, elegancko ubrany facet z czarną muszką, jak
ci, którzy nie pozwalali mu dotknąć swoich samochodów, gdy był
dzieckiem. Doskonale! W końcu było to jego przyjęcie, by uczcić lata
trudu i determinacji, wszystkich przyjaciół, którzy wtedy byli z nim, i
słodki smak sukcesu. Miało także na celu wprowadzenie w świat nowej
Czekoladowej Dziewczyny.
No tak, znów o niej myślał. Sława i pieniądze tego świata nie
satysfakcjonowałyby go teraz. Ale taniec z nią w ramionach... Nawet,
jeśli był to tylko taniec w marzeniach.
Na drugim końcu miasta Suzy wzdrygnęła się niespodziewanie.
Potarła pokryte gęsią skórką ramiona, oparła podbródek na ręku i
zatonęła w świecie marzeń.
Odwróci się, obiegnie pokój silnym, stanowczym spojrzeniem i
dostrzeże ją. Jego ciemne, zamglone, magiczne oczy zaświecą skrywaną
radością. Uśmiechnie się. Ona również, z mocniej bijącym na jego widok
sercem. Będzie niezwykle zmysłowy w eleganckim smokingu.
Spojrzenie będzie miał ogniste i dzikie. Kłaniając się innym, przejdzie
12
RS
przez pokój i weźmie ją w ramiona. Tak, wyszepcze mu. Tak! Poczuje
jego ciało. Wsunie ręce pod marynarkę, by poczuć przez koszulę ciepło
jego pleców. Przez dźwięki muzyki, przy której będą tańczyć, usłyszy
dzikie bicie serca.
Do diabła! Jej marzenia mogły się dziś spełnić. Jeśli chciała
zamglonych oczu i dzikiego bicia serca, mogła je mieć. Czyż nie?
Z pewnością, Suzy Keller! Uśmiechnęła się do siebie. Możesz być tego
pewna. Tylko jak to zrobić? Skąd wziąć trochę błyszczącego pyłu wróżki
lub spadającą gwiazdę? „Och, moja droga — zapytała samą siebie — nie
wierzysz w przeznaczenie?"
Właściwie mogła trochę pomóc losowi. Sięgnęła po małą, kryształową
buteleczkę i skropiła się za uszami, na szyi i odrobinę więcej w bladej
poświacie kładącej się między piersiami.
Ręce jej się trzęsły. Dlaczego ten wieczór wydawał się tak ważny,
jakby jej życie mogło od tego zależeć? Wiedziała, że to głupie, ale
rozpierała ją nadzieja, była nagle drżąca i nieśmiała. Opierając czoło o
zimną taflę lustra, poruszała ustami w niemej modlitwie.
Potem podeszła do łóżka; tam leżało ubranie. Rozpakowała folię i
wyciągnęła bladożółtą szyfonową sukienkę, która odsłaniała jedno ramię
i w której czuła się wyjątkowo piękna. Długa spódnica szeleściła i
szeptała, obiecując romantyczność i magię. Suzy uśmiechnęła się. Może
uda jej się zdobyć to, czego pragnie.
Suzy siedziała z tyłu limuzyny i czekała, aż szofer wejdzie na schody
wiodące do domu Lorraine Barr. Pukanie, pauza i ukazała się agentka
ubrana jak zwykle tak doskonale, że mogłaby mieć świat u swych stóp.
Suzy zawsze ją podziwiała, ale nie umiała naśladować.
— Cześć, Suzy! — przywitała ją Lorraine, gdy tylko usiadła obok. —
Wyglądasz cudownie. Piękna suknia. — Ulokowała się wygodniej na
pluszowym siedzeniu i konfidencjonalnie położyła rękę na ramieniu
Suzy. — Umieram z chęci poznania tego Rossa. Rozbudziłaś moją
ciekawość swoją skrytością i rumieńcami. Znowu! — Roześmiała się
krótko. — Czerwienisz się!
Suzy przycisnęła rękę do policzka. Był ciepły jak roztopiony wosk.
— To z emocji — szybko zaprzeczyła. — Przyjęcie, reporterzy.
Mówiłam ci już, że będą wszystkie lokalne stacje i ta miła dziewczyna z
radia Fairway...
— Tak zachowuje się Suzy Keller, weteranka tylu kampanii
reklamowych? Ta, która szturmem zdobyła Kansas City? Tym razem to
23
RS
coś innego, nie oszukasz mnie. Widzę, że trzymanie tego w sekrecie
sprawia ci przyjemność, ale i tak cieszę się razem z tobą.
— Dzięki, Lorraine. Jesteśmy na miejscu. — Suzy przygryzła dolną
wargę i spojrzała na lśniący neon na dachu
Almeda Plaża. Serce podskoczyło jej do gardła. — Dobrze wyglądam?
Nie muszę poprawić ust?
— Jedyne, co powinnaś, to uśmiechnąć się i być sobą. Wiesz, że nie
można ci się oprzeć, dlatego lubię z tobą pracować. A teraz odpręż się i
miłej zabawy!
Równie dobrze mogła życzyć, by wyrosły jej skrzydła! Gdy tylko
portier otworzył drzwi samochodu, tłum lokalnych fotografów i
reporterów rzucił się do nich.
— Panno Keller, proszę tutaj...
— Panno Keller, „Czekoladki Kevina" są fenomenem Kansas City.
Czy pan Ross specjalnie szukał dziewczyny stąd, reklamującej jego
wyroby?
— Panno Keller, plotki mówią, że była pani jedyną modelką
odpowiadającą panu Rossowi. Może pani to skomentować?
— Miałam szczęście — odrzekła Suzy, szmaragdowe oczy rozbłysły
przy tym w świetle fleszy. — Niemniej jednak pan Ross to prawdziwy
geniusz. — I potrząsając głową, dodała do jutrzejszych wiadomości
uroczy widok swych ognistych włosów.
Lorraine skinęła z aprobatą- Zanim następny reporter zdołał się
zbliżyć, pojawił się ratunek w postaci Mike'a Peppera.
— Suzy, panno Barr, czekamy z przyjęciem. — Uroczyście
doprowadził obie do szklanej windy i zaczęli wznosić się po zewnętrznej
ścianie hotelu. Latarnie i fontanny malały pod ich stopami.
Suzy dokonała prezentacji, po czym oparła się o szybę, starając
uspokoić oddech. Przez chwilę czuła, jak unosi się w powietrzu, szybuje
po ciemnym niebie, unoszona przez swoje podniecenie. Mike złapał jej
spojrzenie i uśmiechnął się.
— Wyglądasz absolutnie przepięknie. Zadowolona?
— Tak. — Roześmiała się, biorąc go pod ramię. — I dumna, i
zdenerwowana.
— To samo powiedział Kevin! Przysięgam, że nie widziałem go
jeszcze w takim stanie. Pasujecie do siebie.
— Ja też tak sądzę — wyszeptała, ignorując jego zdumione spojrzenie.
Szklane drzwi rozsunęły się, orkiestra przestała grać i przez salę
przeleciał szmer.
24
RS
Kevin nie mógł go słyszeć, ale natychmiast odczuł, kto przyszedł.
Odwrócił się i zobaczył Suzy. Całe pomieszczenie zawirowało. Serce
stanęło na chwilę. Czas jakby się zatrzymał. Ale wszystko to działo się w
jego sercu. Do innych — przyjaciół, biznesmenów, mediów — jedynie
uśmiechnął się i szybko przemierzył salę, kierując się w stronę uroczej
młodej kobiety, która wyciągała do niego rękę.
Ujął jej dłoń, wsunął pod swoje ramię i przeprowadził przez
zatłoczoną salę.
— Gotowa? — Pokazał wolną ręką.
Przytaknęła z uśmiechem, błądząc wzrokiem po jego twarzy. Oderwała
w końcu spojrzenie i rozejrzała się wokół. Zobaczyła ukwiecone podium,
orkiestrę, zebranych gości. Czyjej rodzice już przybyli? Gdzie jest
rodzina Kevina? Muszą być z niego tak dumni! Wiedziała, że jej matka
jest w euforii i na pewno tylko spokojniejszy ojciec panuje nad jej
emocjami.
„Co ja tu mówię o dumie" — pomyślała, zdziwiona tym, co zobaczyła.
Wszyscy pracownicy Kevina byli obecni. Stali zwartą grupką po jednej
stronie sali — od urzędnika do brygadzisty. Zwróceni byli w stronę
szefa, a na ich twarzach jaśniała duma, ufność i szczęście. Ethel ocierała
łzy chusteczką. Gus pomachał i pokazał Suzy „v" jak victoria.
Odpowiedziała mrugnięciem i ruchem kciuka. Zabłysły flesze,
utrwalając jej entuzjazm dla potomności. Wszyscy łącznie z Kevinem
zaśmiali się, a on objął ją w tali i z przyjemnością otarł się o jej udo.
Podniosła oczy i napotkała' jego upojne spojrzenie.
Kiedy doszli do podium, gromki aplauz wyrwał się z piersi stojących
w pierwszym rzędzie.
— Brawo, Kevin! — zawołała szatynka za młoda na jego matkę,
wznosząc ręce w znanym symbolu oznaczającym główną nagrodę.
Tym razem Kevin również się uśmiechnął i powtórzył jej gest, po
czym splótł ręce nad głową. Nagle zamglonymi oczami Suzy ujrzała
niespodziewaną jasność na jego twarzy. I wtedy oślepiła ją eksplozja
fleszy, strzelających jak fajerwerki, a gdy odzyskała wzrok, Kevin był
już pod kontrolą, chłodny, przystojny i pełen spokoju.
Mike dołączył do nich i sięgnął po mikrofon.
— Panie, panowie, przyjaciele. W imieniu Kevina dziękuję wam za
wzięcie udziału w uroczystości powitania Czekoladowej Dziewczyny,
Suzy Keller.
Jeszcze raz brawa wypełniły salę, odbijając się echem o kryształowe
kieliszki i lniane obrusy, czerwone róże i migocące świeczniki. Suzy z
25
RS
błyszczącymi oczami i oszałamiającym uśmiechem podeszła do
mikrofonu i zaczęła mówić. Kevin przesunął się w bok, by móc widzieć
jej twarz i nie odwrócił od niej wzroku, póki nie skończyła zwięzłej
historii przedsiębiorstwa ze szczególnym uwzględnieniem kampanii
reklamowej, którą rozpoczęli i kilku słów o przyszłych celach. W ustach
Suzy spoczywały jego marzenia, o których teraz wszyscy usłyszeli.
Był bardzo przejęty i dopiero po chwili uprzytomnił sobie, że
odwróciła się z uśmiechem do niego.
— To jest ten — powiedziała lekko drżącym głosem — który
urzeczywistnił te marzenia, Kevin Ross.
Zaczęła klaskać, jej urocza twarz była teraz poważna, a łzy wisiały na
cienkich końcach rzęs. Cofnęła się, zostawiając go samego na scenie.
Tłum kochał go. Wszyscy bili brawo, gdy zbliżył się do mikrofonu.
Suzy widziała, jak rumieniec pojawił się nad sztywnym białym
kołnierzykiem i rozprzestrzenił na policzki. Przechylając ciemną głowę,
odpowiedział tłumowi lekkim, formalnym skinieniem. Dotknął czubkami
palców do ust i trzymał tak przez chwilę rękę. Jego znak mówił:
— Dziękuję wam. Bardzo wszystkim dziękuję. Orkiestra zaczęła grać.
Ludzie zebrali się wokół Kevina, by mu pogratulować, poznać Suzy i
zrobić sobie zdjęcie z nią, Kevinem lub z obojgiem.
Kątem oka Suzy szukała rodziców. Niepokój walczył w jej sercu z
podnieceniem. Chciała, by polubili się z Kevinem. „Proszę - modliła się
w milczeniu - niech wszystko pójdzie dobrze".
— Takie przyjęcia są cudowne. — Usłyszała głos obok siebie. — Ale
czuję się, jakbym połknęła puszkę robaków. A ty?
Suzy obróciła się i ujrzała szatynkę, tę samą, której ,,Brawo" tak
wzruszyło Kevina. Pewnie jego siostra, zgadła szybko i uśmiechnęła się.
— Masz całkowitą rację. Może myślisz, że przywykłam już do takiego
zamieszania, ale dzisiaj jest zupełnie inaczej.
— Tak — przytaknęła kobieta — Bo to wieczór Kevina. Suzy poczuła
skurcz w gardle.
— Jest kimś, prawda? — spytała.
„A jeśli to nie jest jego siostra? A jeśli...?"
— Przepraszam, nie przedstawiono nas sobie. Jestem...
— Och, wiem kim jesteś! Ciągle pojawiasz się na ustach Kevina, o
czym byśmy nie rozmawiali.—Kobieta zaśmiała się gardłowo i
dźwięcznie, jej śmiech ogrzał Suzy aż do kości. — Jestem Suzan Reed.
Byłam dla Kevina kimś w rodzaju przyjaciela, zastępczej matki i... anioła
stróża!
26
RS
Włączył się Kevin, kładąc jej rękę na ramieniu. Szatynka uśmiechnęła
się do niego, po czym mrugnęła do Suzy. — Wiesz, pamiętam go, gdy
nie był jeszcze wyższy ode mnie. — Uszczypnęła Kevina lekko w ramię.
— Był wtedy dzieciakiem.
— Wszystko zawdzięczam tobie i Loganowi. — Pokazał Kevin. — I
moim pracownikom. Gdzie oni właściwie są?
— Prosiłam, żeby poczekali, dopóki przynajmniej burmistrz nie
uściśnie twojej ręki. Znasz nas, gdy cię dorwiemy, nikt inny nie ma
szans. Pójdę powiedzieć im, że droga już wolna.
— Wspaniała kobieta. — Suzy wyznała Kevinowi, gdy Susan
pospiesznie odeszła.
Uśmiechnął się.
— Wiedziałem, że się polubicie. Poczekaj, aż poznasz resztę mojej
rodziny: Logana i personel Oasis. Wiesz, Susan prowadzi bar
przekąskowy — Waldo Street Oasis. Właściwie nie prowadzi go sama,
ale z sześciorgiem dzieci i...
— Sześcioro dzieci? Nie jest wspaniała, ale zachwycająca!
— Jesteśmy. — Pojawiła się Susan, trzymając pod ramię wysokiego,
przystojnego mężczyznę o włosach koloru pszenicy, z miłym uśmiechem
na twarzy. — Mój mąż, Logan. Suzy Keller.
— Milo mi Suzy. Moje gratulacje, Kevin, zasłużyłeś sobie na to.
— Mazel tov! — wykrzyknęła niska, siwa kobieta. Wzięła Kevina w
ramiona i przyjacielsko poklepała po
plecach. Po chwili jej miejsce zajął również siwy mężczyzna, z
uśmiechem ściskając Kevina. Ten, odwzajemniając uśmiech, tłumaczył
Suzy:
— To ciotka Blossom i wujek Buddy. A to... — Przyciągnął bliżej
Chińczyka. — ...Stanley Ng. — Następnie otoczył ramieniem starszego
Murzyna. — Ten mężczyzna to Jerome Lewis. Stanley i Jerome
pomagają Susan w barze.
—W barze przekąskowym — zażartowała Susan, jak to robiła już od
dwunastu lat
— Tak, w barze przekąskowym. — Kevin zaśmiał się, poprawiając
swój poprzedni znak. — A oto nadzwyczajna kelnerka, Patty Lee i jej
mąż, Steve. I to właśnie — zakończył — jest cala moja rodzina.
Suzy uśmiechnęła się w jego stronę.
— Jedna z milszych, jakie spotkałam.
27
RS
Natychmiast została obsypana uściskami i życzeniami i następne parę
minut spędziła, odpowiadając na ich pytania i dzieląc ich podniecenie. Po
czym rozdzielił ich falujący tłum.
Roznoszono koktajle, Kevin sięgnął więc nad głową młodego
mężczyzny, który pilnie coś stenotypował, po dwa kieliszki w kształcie
tulipanów. Jeden wręczył Suzy, stuknął go lekko swoim i zaczął sączyć
przeźroczysty płyn. Suzy również podniosła szampana do ust i
uśmiechnęła się do niego nad szkłem.
Tłum rozdzielił ich. Rozmawiając, uśmiechając się i odpowiadając na
setki pytań, Suzy znalazła się po drugiej stronie sali. Zauważyła, że do
Kevina dołączył Mike i obaj zatonęli w rozmowie z wydawcą lokalnego
magazynu handlowego.
Jednak, jak dwóch pływaków rozdzielonych przez spienione morze,
często siebie szukali. Ich oczy spotykały się i odczuli niesamowitą i
niespodziewaną więź. Nawet, gdy ktoś odciągnął Suzy na bok, czuła, jak
spojrzenie Kevina pali jej gołą skórę.
Stał taki szczupły, ciemny i elegancki, wyróżniając się od innych
niezwykłą siłą. „Czy ktoś jeszcze to czuje, czy tylko ja?" —zastanawiała
się. Chyba inni też... kiwali głowami i przytakiwali mu jak
zahipnotyzowani. „Nawet na odległość pokoju nie jestem bezpieczna" —
pomyślała bezradnie.
Jakby czując ciepło jej spojrzenia, Kevin odwrócił się. Pożądanie
przepłynęło przez jego ciało i zapłonęło pod ubraniem. Szybko opuścił
wzrok i otrząsnął się. „To wszystko przez tę noc" — pomyślał. Tyle
emocji.
Ale Suzy również to odczuwała. Było to jakby bąbelki nad głowami
zakochanych w komediach — bez słów i niewytłumaczalne. Nigdy w to
nie wierzyła, aż wreszcie przytrafiło się jej to. Czuła nagły wzrost
temperatury ciała. Skóra ją piekła, a sutki ocierały się boleśnie o
szyfonową sukienkę. Na wzgórkach piersi pojawiły się kropelki potu.
By ochłonąć, sięgnęła po następny kieliszek szampana i wypiła go
szybkimi łykami. Zakręciło jej się w głowie. Cały świat wirował,
błyszczące koło kolorów i dźwięków. Przyciskając czubki palców do
gardła, zaśmiała się miękko.
— Przepraszam — powiedziała do młodego pomocnika burmistrza. —
O czym pan mówił?
Kevin obserwował ją przez salę. Nagle dziwnie zaczął być zazdrosny o
tego uśmiechniętego dzieciaka, o każdego, kto z nią przez chwilę stał i
rozmawiał. Nie chodziło o to, że była piękna. Nie, po prostu o to, że
roztaczała nieodparty urok, przedziwną mieszaninę inteligencji i
naiwności. Wywarła na nim wrażenie jak nikt dotąd. Ukradła jego serce,
pozostawiła go bez oddechu, z desperackim pragnieniem czegoś, co było
poza jego zasięgiem.
Kiwając do Mike'a, Kevin przeprosił na chwilę towarzystwo i szybko
przemierzył salę." Powietrza — pomyślał — tego mi potrzeba. I dobrej
porcji zdrowego rozsądku. Dokąd mnie zaprowadzi umieszczanie Suzy
Keller w samym środku swoich fantazji? Nie było przecież sposobu, by
tak doskonała kobieta dopasowała się do mojego życia".
Pchnął balkonowe drzwi i wkroczył w czarną noc.
Wciągnął ciepłe, ale odświeżające nocne powietrze. Poczuł czyjeś
delikatne palce na swoim ramieniu.
Stała za nim, pojawiając się nie wiadomo skąd.
— To dobry pomysł, ten balkon — powiedziała. Zajrzał w jej oczy, ale
ręce udało mu się zatrzymać nieruchome.
— Wiesz — mówiła dalej — myślałam, że poprosisz mnie do tańca,
tak jak to sobie wymarzyłam.
— Wymarzyłaś? — spytał, uważnie powtarzając jej znaki.
Zaczerwieniła się.
— Tak. Nie mówię za dużo? Chyba cię zawstydziłam...
— Nie! — Przerwał jej, wyciągając rękę do jej policzka, ale szybko ją
cofnął. — Ja też o tym marzyłem — dorzucił. —Wiedziałem, że twoja
skóra będzie jak złoto, a włosy jak płomień. — Zatrzymał się, zwężając
oczy, by nie mogła zajrzeć w głąb jego duszy. Ale coś silniejszego od
rozsądku owładnęło nim i miękko dodał: — Szaleję za tobą.
Jego ręce drgnęły i wplotły się w kaskadę jej włosów, które w
ciemności przybrały barwę miedzi. Palcami muskał delikatną szyję,
wysyłając dreszcze pożądania po całym ciele. Stała bez ruchu pod jego
dotykiem, nie oddychając, czekała...
Nagle Kevin opuścił ręce, po czym powoli podniósł je, by pokazać:
— Twoje przemówienie... było wspaniale.—Wziął głęboki oddech i
modlił się o rozsądek, który mógłby wyprzeć ich lekkomyślność.
Suzy podziękowała gestem. Tak ją przepełniały emocje, że bała się
zaufać swojemu głosowi.
Kevin mówił dalej.
— Jesteś w każdym calu taka, jaką chciałbym, żebyś była, Suzy.
Przerwał, jego ręce zawieszone w powietrzu po chwili wahania oparły
się na jej ramionach. „Ross, zatrzymaj się! — dzwonił glos w jego
głowie — co robisz?" Ale glos został zagłuszony biciem serca, a palce
29
RS
ześlizgiwały się w dół po bladym szyfonie. Czuła je na ramieniu, chłodne
palce Kevina dotykały jej nagrzanej skóry, aż znalazły nagie czekające
wzniesienie jej piersi. Słyszała chropowaty oddech zlewający się z jej
własnym, urywanym ze zdumienia i podniecenia.
— Och, Suzy — Zamigał. — Suzy, ja...
— Wiem. — Nieśmiały uśmiech wypłynął na usta dziewczyny. —
Wiem. Tak właśnie wyobrażałam sobie ciebie — ciemny, przystojny, w
smokingu, wyglądający łagodnie i ogniście zarazem. I...
— Suzy, to przecież nie jest sen. Nie możemy... Reszta znaków
utonęła w ciemności, a Suzy pierwszy
raz w życiu nie mogła wydobyć z siebie głosu. Zamiast tego wsunęła
ręce w kędzierzawą ciemność jego włosów i przyciągnęła twarz
mężczyzny do swojej.
Jego wargi dotknęły miękkiego aksamitu jej ust — lekki, niepewny
pocałunek, od którego fale rozkoszy rozeszły się po jej ciele. Podniósł
Suzy i przycisnął w gorączce namiętności, którą wywołać mógł tylko
słodki chłód jej ust. Przylgnęła do niego, obejmując go za szyję,
pozwalając mu czuć swój ciężar, coraz bardziej oddając się pocałunkowi.
Jego język kosztował dojrzałej pełni jej warg.
— Kevin, och, Kevin... — zamruczała cicho, czując, jak ziemia usuwa
się spod stop. Rozchylając wargi, dotknęła czubkiem języka jego, drżąc
od uczucia, które w niej wezbrało, gdy poczuła go w słodkiej pieczarze
swoich ust.
Rozsądek wzywał do opamiętania, ale ciało Kevina nie potrafiło ukryć
pożądania. Poczuła napięcie jego mięśni, dzikie bicie serca. Wśliznęła
ręce pod marynarkę i przesuwała po jego silnym ciele, ciepłym i pełnym
mocy. „Marzenia czasem spełniają się"— pomyślała i figlarny uśmieszek
pojawił się w kąciku jej ust".
Kevin poczuł to i jęknął, wiedząc, że za chwilę wszystkie sznurki
samokontroli wyślizną się z jego trzęsących się rąk.
Z niechęcią oderwał od niej usta i ukrył twarz w jej włosach.
Wychylając się z ciepłego kręgu jego ramion, zażartowała.
— Nigdy nie wspominałeś o korzyściach płynących z pracy u ciebie.
Ale wie pan, panie Ross, kobieta przyzwyczaja się do tego i...
Potrząsnął głową i delikatnie ją odsunął.
— Nic z tego, Suzy — Pokazał. — Wracamy do środka. Pewnie
podają już deser. — Chciał odzyskać znów siłę w rękach. „Chociaż —
pomyślał — Suzy Keller mogła to uniemożliwić".
30
RS
Tom Hennessey, przewodniczący Departamentu Reklamy czekał na
nich przy drzwiach sali. Zastygł w pół kroku i wyciągnął rękę.
— Gratulacje, Kevin. Bardzo miło panią poznać. Dałbym sobie
sprzedać przynajmniej tuzin pudełek czekoladek z pani rąk. — Cały był
w uśmiechach, ale Suzy podświadomie wyczuła zniecierpliwienie.
Wysunęła rękę z zacisznego miejsca pod ramieniem Kevina i zrobiła
krok w tył.
— Jeśli chcą panowie rozmawiać o interesach, nie będę przeszkadzać.
Spojrzenie Kevina utkwiło w jej twarzy i Suzy wyczytała z niego, co
czuł. Zaśmiała się gardłowo.
— Wpierw obowiązek, potem przyjemność, panie Ross. Poza tym
chciałam zobaczyć, czy moja rodzina już przybyła.
Tom Hennessey uśmiechnął się z całego serca. — Poznanie pani było
prawdziwą przyjemnością. Kevin, złapię Mike'a Peppera i spotkamy się
przy barze za minutę, dobrze? Dostałem list od bankiera z Kalifornii,
który...
Suzy nie słuchała dalszej rozmowy. Zaczęła wypatrywać w tłumie
swojej rodziny i znalazła ją otoczoną małym, ale rozentuzjazmowanym
kręgiem reporterów. Matka stała z przodu, tata uśmiechał się w dumny,
ojcowski sposób, a Nikki wdzięczyła się do przystojnego fotografa z The
Star. On i jego koledzy pilnie coś notowali.
„Och, mama ma swój wielki dzień" — pomyślała Suzy, potrząsając z
radością głową. Nie było nic, co Bea Keller lubiłaby bardziej, niż mieć
słuchaczy, zwłaszcza gdy tematem był sukces córki.
— Tak, nasza Suzy to utalentowana młoda kobieta — mówiła właśnie
— jak pewnie większość z was wie. Jest najbardziej rozrywaną modelką
w agencji i tak jest już od trzech lat. Mam rację, Lorraine?
—'W stu procentach, Bea — włączyła się inna kobieta. — I to z
prostego powodu. Jest tak urocza i miła, jak piękna. Doskonała klientka
— zawsze to mówiłam.
— Wspaniała córka! — wtrącił Charles Keller. — Traktujcie ją
dobrze, jeśli nie chcecie mieć ze mną do czynienia. — Zaśmiał się, wcale
nie żartując.
— Lepiej go posłuchajcie! — Suzy stanęła między reporterami,
wpierw ściskając matkę potem ojca.
— Gratuluję, Suzy — powiedział z dumą ten ostatni, a jego
niedźwiedzi uścisk uwieczniła kamera.
— Może tak portret rodzinny? — zaproponował fotograf i cała
czwórka stanęła bliżej siebie, zakładając sobie ręce na ramiona.
31
RS
— Już widzę jutrzejsze wiadomości — mruknęła Nikki pod nosem. —
Słynna rodzina — matka, ojciec i młodsza siostra „Dziewczyny Kevina"
na przyjęciu.
Suzy wybuchnęła śmiechem.
— Nie martw się o to, Nikki. To wieczór Kevina i tylko on będzie
jutro w dzienniku.
— Nonsens! — Ich matka nachmurzyła się. Nie lubiła, gdy pryskały
bańki jej złudzeń. Na czole pojawiła się siatka zmarszczek. — Suzy,
jesteś przecież gwiazdą tej kampanii. Wiadomo, że twoje zdjęcie również
będzie zamieszczone. — Uśmiechając się ponownie puściła oko do ludzi
z aparatami. — Przecież jesteś bardziej fotogeniczna.
—Nie jestem tego pewna, mamo — odrzekła Suzy, kierując spojrzenie
na niesamowicie przystojnego mężczyznę przy barze.
Nikki podążyła za jej wzrokiem.
— Uu! To on? To jest Kevin?
— Tak. — Suzy przytaknęła, po czym uśmiechnęła się. — Mówiłam
ci, że jest przystojny.
— Nie powiedziałaś, że z niego taki smaczny kąsek! Eee... nie
wydrukujecie tego, prawda? — Czerwieniejąc ze złości, zwróciła się do
reporterów.
Suzy przestała słuchać. Kevin obserwował ją z drugiego końca sali.
Widziała cień uśmiechu na jego kształtnych wargach. Jedna brew
podniosła się tak, że znalazła się tuż pod włosami, które jak zwykle wiły
się na jego czole. Nagle poczuła pragnienie, by przeciągnąć kciukiem po
jego ciężkich brwiach. Były tak czarne jak krucze skrzydła, ale
wiedziała, że w dotyku są miękkie i jedwabiste. Poczułaby chłód jego
policzków ocierających się o gładką skórę jej dłoni.
Ktoś stojący z boku zagadnął Kevina, odwrócił się więc, wypuszczając
ją spod kontroli.
Suzy czuła się, jakby została wyrzucona z samolotu bez spadochronu.
Stała na miękkich nogach i z rozedrganym pulsem. Ścisnęła palcami
skronie, po czym powróciła myślami do swojej rodziny.
Matka patrzyła na nią dziwnym, badawczym wzrokiem. Po chwili
ciszy spytała:
— Kochanie, dlaczego nie powiesz nam czegoś więcej o Kevinie
Rossie? Słyszałam, że jest fascynującą postacią. Gdy weszliśmy,
wszyscy rozmawiali o twoim przemówieniu...
— Zdążylibyśmy go wysłuchać — wtrącił Charles, dając klapsa swojej
córce — gdyby twoja młodsza siostra nie przebierała się dziesięć razy.
32
RS
„Wszystko wraca do normy" — pomyślała Suzy. Wzięła głęboki
oddech, próbując się odprężyć, po czym włączyła się w rozmowę,
uśmiechając się i przytakując. Jednak w głębi serca zaczęła obawiać się
uważnego, domyślnego wzroku matki. „Och, proszę — błagała
bezgłośnie"—niech wszystko pójdzie dobrze!"
Lorraine i reporterzy zostali zniesieni dalej, podszedł do nich kelner
przynosząc szampana i hors d'oeuvres.
Korzystając z chwili spokoju, Suzy opowiedziała rodzinie o
wspaniałym rozwoju firmy Kevina, opisała rozmiary magazynu, ilość
pracowników, zainteresowanie koncesjami, planowane otwarcie sklepów
z „Czekoladkami Kevina" we wszystkich większych miastach od
Chicago po Nowy Jork, od Bostonu po Atlantę. Mówiła o tym z
widocznym entuzjazmem i odrobiną nonszalancji. Powiedziała im o
wszystkim, z wyjątkiem jednej rzeczy. Jakoś nie mogła znaleźć
właściwej chwili, by o tym wspomnieć. Nie pozwolił na to cień w oczach
matki i opiekuńczość ojca. Dla rodziców każdy mężczyzna w jej życiu
byłby powodem do niezadowolenia. Miała na to czas, ostrzegali
nieskończoną ilość razy. Ze względu na karierę, Suzy zawsze grzecznie
słuchała, na razie nie kolidowało to z niczym. Ale teraz nabrało
znaczenia.
Wciągnęła powietrze w płuca i mówiła dalej ze ściśniętym gardłem;
słowa tłoczyły się w krtani, uniemożliwiając rozmowę o czymś innym.
„Głuptasie — zbeształa się — robisz z igły widły".
Przez cały ten czas wiedziała, że Kevin patrzy na nią. Czy wie, o czym
teraz mówiła? Czytał z jej ust? Może myśli, że ona się boi, albo co
gorsza wstydzi się powiedzieć o jego głuchocie? Nie!
Odgarniając włosy z pokrytych rumieńcem policzków, zdała sobie
sprawę, że drży. Szybko ukryła ręce w miękkich fałdach sukienki.
Opuściła głowę z nadzieją, że uniknie ciekawych oczu rodziny, póki nie
uspokoi oddechu, nie wyrówna pulsu. Znów poczuła ciepło spojrzenia
Kevina na odkrytych plecach. Jak dotknięcie miłe i promieniujące,
rozprzestrzeniało się po ciele i dodało jej siły.
Odwróciła się i przeszukała salę wzrokiem. Jego spojrzenie
przyciągało jak magnes. Stał z Miki'em Pepperem, burmistrzem i trzema
radnymi. Gdy ich oczy spotkały się, błysnął do niej olśniewającym
uśmiechem i odłączył się od reszty.
Suzy odwzajemniła uśmiech i pomachała do niego.
33
RS
— Słuchajcie — oznajmiła rodzicom. — Jest teraz wolny, chciałabym
was z nim poznać. — Głos zabrzmiał gardłowo z podniecenia. — Mam
nadzieję, że spodobacie się sobie.
— Jestem pewna, kochanie — odparła matka. — Mimo że wydajesz
się bardziej przejęta stosunkami z pracodawcą niż zwykle. Poprzednio
zachowywałaś większy dystans.
— Tym razem to nie to samo.
— Dlaczego nie?
— To oczywiste — wpadł jej w słowo ojciec. Objął je obie ramieniem.
— Tym razem moja kochana córeczka stoi przed cudowną szansą.
Przypuszczalnie przed największą, jaka jej się nadarzyła.
— Masz rację, tato. — Suzy twardo wytrzymała wzrok matki. — Tak
przy okazji, Kevin jest głuchy.
— Co? — To słowo wyrwało się z ust Bei.
— To ciekawe. — Ojciec przyjął to z największym spokojem, po czym
sięgnął po następną krewetkę.
Jego uwagę obudził dopiero ostry ton głosu żony, która po chwili
przemówiła.
— Suzy, kochanie , mam nadzieję, że jesteś na tyle rozsądna, żeby się
nie angażować. Z żadnym mężczyzną! Słuchasz mnie?
— Oczywiście, że słucha. — Tym razem Charles zmarszczył brwi. —
Ma przecież karierę przed sobą. I...
— Mamo, tato, porozmawiamy o tym później.
— Myślę, że lepiej teraz — odparła matka. Uniosła głowę i wtedy
napotkała wzrok Kevina, który przedzierał się w ich kierunku.
Nagle domyślił się, co się stało. Zdarzało się to już wcześniej, ale
nigdy nie miało dla niego znaczenia. Teraz jednak miało.
Zmroziło go. Poczuł suchość w gardle, a dłonie zaczęły mu się pocić.
Oddech palił w płucach niczym ogień. Nie pozwalając, by cień bólu
wkradł mu się na twarz, odepchnął wszystkie uczucia do najdalszego
zakątka mózgu. Wiedział przecież o tym, co wyczytał z oczu pani Keller,
wiedział dobrze. To były marzenia. Nie rzeczywistość, ale wymysł.
Marzenia... Dlaczego więc, do diabła, tak to bolało?
Zmusił nogi, by przesunęły się jeszcze parę kroków. „Dlaczego czuję
się tak, jakby mi właśnie wyrwano serce?" — pytał sam siebie.
— Kevin! — Suzy podeszła do niego i uśmiechnęła się.— To mój
ojciec, Charles Keller... moja matka, Bea. A to Nikki. Wymogła na mnie,
że nie nazwę ją młodszą siostrą. — Jej śmiech brzmiał pusto, nawet w jej
własnych uszach.
34
RS
Rodzice byli uprzejmi, ale chłodni. Tacy, jak wobec wszystkich
mężczyzn, których Suzy dopuściła do siebie bliżej, niż tego wymagała jej
praca. Chciało jej się krzyczeć, ale jedynie mogła zagryźć wargi.
Kevin uścisnął ich ręce, przyjmował gratulacje i życzenia dalszych
sukcesów. Był uprzejmy, miły i czarujący jak zwykle, ale widać było, że
stoi między nimi zbyt wysoki mur — jego duma, ich lęk i niechęć.
Suzy stała pośrodku jako tłumacz i walczyła ze łzami cisnącymi się do
oczu.
— Kevin, może wyjdziemy zaczerpnąć powietrza? — spytała, biorąc
go pod ramię. — Dobrze by mi to zrobiło.
— Myślę, że zaraz podadzą obiad — odpowiedział, usuwając rękę. —
Nic ci nie będzie. — Popatrzył na nią, ale zamiast ognistych oczu miała
przed sobą ciemną ścianę. — A potem będę rozmawiał o interesach.
Nudne to, ale w końcu po to tu jestem. Powiedz im, Suzy, o co w tym
wszystkim chodzi — o interesy.
Okręcił się na pięcie i odszedł.
35
RS
Rozdział 4
„Interesy, Suzy, o to w tym wszystkim chodzi".
W czasie gorączkowego tygodnia, który nastąpił potem, Suzy
rozpatrywała te słowa na wszystkie możliwe sposoby. Mówiła je głośno i
cicho, za pomocą znaków, w środku bezsennej nocy, ale w żaden sposób
nie mogła się z nimi pogodzić. I gdy uda jej się przyprzeć Kevina Ross
do muru, nie omieszka mu tego powiedzieć.
,Być może — pomyślała, przygotowując się do zdjęć — może właśnie
dzisiaj będzie ten dzień".
—Charlotte, gdzie jest Gallos?—Wysoki, szczupły mężczyzna
zaciągnął się papierosem i podszedł zdenerwowany do stenografistki.
— Nie martw się, Edwardzie, będzie tu zaraz. Chciał załatwić
dodatkowe oświetlenie.
— A dziewczyna?
— Jest już od godziny.
Edward zdziwił się, ale podążył wzrokiem za wskazującym palcem
kobiety... Uch! Jaka piękność! I punktualna co do minuty!
Stenografistka podniosła głowę i przez chwilę patrzyła na stojącego
obok fotografa, po czym przycięła mu.
— Profesjonalność, Ed, po prostu. I bajeczne opanowanie. W
przeciwieństwie do pewnych moich znajomych...
W rogu dużego studia na stosie poduszek spoczywała Suzy. Miała
starannie zrobiony makijaż. Naokoło niej udrapowano aksamit. Siedziała
nieruchomo jak na modelkę przystało, z grubą książką na kolanach, ale
obserwowała każdego nowego przybysza z nadzieją w szmaragdowych
oczach.
,.Kevin musi przyjść na zdjęcia — myślała. — Tak przejmował się tą
kampanią, tak był w nią wciągnięty". A przecież gdy fotki będą gotowe,
reklama nabierze kolorów. „Błyskawiczne zwycięstwo", nazwali to w
kręgach biznesu. Zaczną się konferencje, będą tablice reklamowe,
artykuły w gazetach i magazynach. Głowa ciążyła jej od zadań, które na
nią czekały. Ale da sobie radę, nie ma co do tego wątpliwości.
Niewielka zmarszczka wpłynęła na jej czoło. Niepokoiły ją własne
emocje, przeszkadzały w pracy. Czy był jakiś sposób, by myśli nie
krążyły wciąż wokół Kevina?
Chciała przebywać z nim, rozmawiać. Czuła się już tak blisko niego i
nagle... bęc! Po przyjęciu zaczął traktować ją jak wszystkich innych, z
chłodnym uśmiechem i z dystansem. Nie przejął się chyba aż tak
36
RS
nastawieniem rodziców? Odrzuciła szybko tę myśl. Po prostu jego
charakter nie dopuszczał arogancji i zuchwalstwa. Nie mogła jednak
zrozumieć, dlaczego pozwala jej rodzicom trzymać się z dala od tego,
czego pragnie. Chyba że., chyba że zdecydował się, że między nimi do
niczego nie dojdzie.
Poczuła przypływ fali smutku. Może wydała mu się zbyt naiwna?
Mała, grzeczna córeczka? Może zbyt długo pozostawała pod wpływem
rodziców, ale z drugiej strony byli tacy zżyci przez wspólne marzenia o
jej karierze!
Ściągnęła brwi w głębokim namyśle, jej palce bębniły o książkę. Cóż,
trudności są częścią życia. Nie odstraszą Suzy Keller ani trochę!
— O, Suzy, jesteś już! — Nachylał się nad nią i uśmiechał Mikke
Pepper. — Uuch! Wyglądasz wyśmienicie! I jesteś o wiele mniej
zdenerwowana niż ja. Gdzie Kevin?
Wdzięcznie podniosła się z poduszek i potrząsnęła głową. Głosem
pełnym tęsknoty powiedziała:
—Też się nad tym zastanawiam. On przyjdzie, prawda? — Wywołała
tym ukłucie zazdrości w sercu Mikke'a.
— Przyjdzie. — Prawnik wsadził ręce do kieszeni. — Jest zbyt
przejęty, by zostawić komuś innemu podejmowanie decyzji, a
przynajmniej musi ją zatwierdzić. Będzie na pewno. Ale ty chyba
powinnaś przygotować się do pierwszej serii zdjęć?
Suzy przytaknęła i przeszła do garderoby.
Ktoś pomógł jej założyć bawełnianą sukienkę w żółto-białą kratkę z
obniżoną linią ramion i długą powiewającą spódnicą zakończoną
koronką. Fryzjer oczywiście upiął jej włosy w nieśmiertelny kucyk i
rozwichrzył grzywkę. Wystarczająco, by zapobiec odbiciu świateł, ale
nie skrywając konstelacji piegów rozrzuconych na jej skórze.
Tak właśnie wyglądała: jak przeciętna dziewczyna. Dziewczyna, którą
chciałbyś zaprosić na ciastko z kremem, a jednocześnie taka, której
gorącokrwisty mężczyzna chciałby scałować z ust okruszyny bułki.
— Świetnie! — wykrzyknął Edward, wystawiając głowę zza aparatu,
gdy pojawiła się z powrotem. — Doskonale wyglądasz, kochanie. A
teraz — do góry! — Skierował ją na podnoszoną platformę.
Suzy zasiadła na białej kanapie, którą ustawiono na białym tle.
Rozejrzała się i zaśmiała. Otoczona obłokiem białej mąki czuła się w
fabryce Kevina jak w kuchni.
Edward pstryknął zdjęcie.
— Cudowny uśmiech, Suzanne!
37
RS
— Suzy — poprawiła, uśmiechając się, a on znów puścił aparat w
ruch.
— Jak tylko chcesz, moja miła. Tylne światła, Gallos. Zmień trochę
kąt... tak dobrze.
Migawka trzaskała regularnie jak bicie serca.
— Myśl o ciastkach — zażądał Edward i Suzy roześmiała się głośno.
Mówiono już jej, by myślała o Wyspach Bahama, Morzu Śródziemnym,
błękitnym niebie, usianej gwiazdami nocy, o swej pierwszej miłości, ale
nigdy o ciastkach! Słowo ciastko przywoływało na myśl Kevina...
Za zespołem kamerzystów i asystentów, za sprzętem i reflektorami
skupionymi na Suzy, pojawił się niezauważalnie właśnie on. Stał cicho, z
sercem walącym o żebra. Zapierała dech w piersiach! Uczucie, które nim
targało, było bezlitosne jak zwierzę. Przeklinał je i błogosławił zarazem,
na wpół oszalały. Pragnął jej. Nie mógł jeść ani spać. Wierzchem dłoni
otarł pot z czoła, po czym przeciągnął ręką po włosach. Przez gardło
wydostawał się chropowaty oddech. Czuł, że uciska go ubranie, które
nagle zrobiło się za ciasne. Może upał w Kansas City pomieszał mu w
głowie?
W tym momencie Suzy odwróciła się i spojrzała na niego, z głową
odrzuconą w tył, jakby wystawiała się na prysznic niewidzialnych
promieni słonecznych.
Na krótką chwilę zatrzymał się czas. Poczuł elektryczny wstrząs, gdy
ich oczy spotkały się. Nie mógł się poruszyć, ciało przejął dreszcz
pożądania. Ale na szczęście Suzy musiała zmienić pozycję i znów mógł
oddychać i poruszać się.
W drzwiach zderzył się z MikPem.
— Hej, dokąd to? — spytał. — Spójrz na nią! Kamery ją kochają,
telewizja też, cała jedząca ciastka publiczność. — Przerwał, patrząc na
Kevina z zaciekawieniem. — Co ci jest?
Oderwał wzrok od Suzy, skinął głową na Mike'a, odwrócił się nagle i
wypadł z pokoju.
Mike dopadł go przy końcu wyfroterowanego korytarza.
— Co się dzieje? — zagadnął. — Jak na twoją pozycję, zachowujesz
się dziwnie. Powinieneś być szczęśliwy, dumny... wiesz, zachowywać się
jak ważna osobistość — zażartował, ale nie doczekał się odpowiedzi, za
to na twarzy
Kevina widocznie naprężyły się mięśnie szczęki.— Wybacz, to tylko
nieudolne próby, by cię rozweselić. Czym się tak martwisz? Zdjęcia będą
38
RS
sensacją. Suzy jest taka naturalna, bije na głowę wszystkie
dotychczasowe dziewczyny!
Kevin przytaknął z pałającym spojrzeniem., Jak mu to wyjaśnić? —
zastanawiał się. — Co powiedzieć, żeby nie wyjść na idiotę z
poparzonym umysłem? Do diabła, była doskonała!" Napełnił płuca
powietrzem, wypuścił je, po czym spotkał zaciekawione spojrzenie.
— Wyrzuć ją, Mike! — Pokazał, ciężar myśli odbił się w
niezgrabności ruchów ręki.
— Co? Zwariowałeś!
— Może, ale zrób to!
— Nie! — Postawił na swoim Mike i popatrzył na przyjaciela. Czasem
Ross był wielką niewiadomą. Ma w dłoni wygodnie ulokowaną Suzy, i
chce ją stąd usunąć. — Nie, Kevin. Nie pozwolę ci. Dlaczego, u licha,
chcesz to zrobić?
— Bo doprowadza mnie do szału! Serce mi staje, gdy przechodzi
obok!
Niski, dudniący śmiech Mike'a odbił się echem o ściany. Z wielką ulgą
poklepał przyjaciela po plecach.
— Uspokój się, facet. Jest wiele rozsądniejszych rozwiązań tego
problemu niż wyrzucenie Suzy!
Kevin obdarzył go zatrważającym spojrzeniem i odszedł.
W ciemnym barze w Westport, zaledwie kilka przecznic od Oasis,
siedział Kevin i w samotności rozpamiętując swój smutek, pił już trzecie
piwo. Silne palce bębniły o wypolerowaną powierzchnię lady.
— Hej, ty tam! — zawołał starszy barman, mrugając do niego. — Nie
mów mi, że Kevin Ross ma problemy! Nasz słynny bisnesman
zadumany? — Przechylił się przez bar i zwichrzył włosy Kevinowi.
Wszyscy go tu znali, lubili i cieszyli się z jego sukcesu.
Zmusił się do półuśmiechu i wzruszył ramionami.
— Jedno, co doprowadza facetów do takiego stanu to kobieta! Zawsze
tak jest. — Ernie odgarnął kilka cienkich siwych kosmyków z czoła,
przyglądając się spędzającym tu miło czas ludziom. — Tak, Kevin, tak to
jest. Mogą wywołać uśmiech na twojej twarzy. — Oczy rozbłysły mu
figlarnie. — Ale równie dobrze mogą go zabrać. — Pomachał
przyjacielsko do blondynki o kręconych włosach, która nagle pojawiła
się, by zająć miejsce przy barze tuż obok Kevina.
— Cześć, Kevin, Ernie! Co się dzieje? — Oparła się mocno o skraj
baru, odwracając się od Kevina, jej koszulka naprężyła się, uwydatniając
piersi. Widać było, że nie nosi stanika.
39
RS
— Cześć, Annie! — odpowiedział jej, po czym sięgnął po piwo. Do
diabła, po co usiadła tak blisko? Jej piersi otarły się o jego ramię i
zesztywniał. Ale nie miało to sensu, Annie nie miała niczego, co
mogłoby wygasić płomienie rozpalone przez Suzy. Odrzucając w tył
głowę, dopił resztę piwa i zamówił następne.
— Letnie smuteczki, Kevin? — spytała Annie. Potarła długim,
pomalowanym paznokciem jego ramię i obserwował, jak skóra reaguje
na ten dotyk.
Potrząsnął głową. Annie była miłym dzieckiem. Zawsze chciała, żeby
wszystkim było dobrze. Miała prostolinijną naturę i z chęcią zrobiłaby
wszystko, aby rozweselić Kevina.
— Jest taki upał! — Pokazał.
— Omijałeś nas ostatnio, Kevin. Dawno cię tu nie widziałam.
— Byłem zajęty, Annie. Robienie pieniędzy zajmuje dużo czasu. —
Udało mu się uśmiechnąć.
— Jeżeli nawet, Kev, nie zapominaj o starych przyjaciołach! —
Oplotła palce wokół jego ramienia i ścisnęła lekko i żartobliwie.
Zapominając o piwie, wstał gwałtownie i objął ją ramieniem,
pokazując wolną ręką.
— Przepraszam, mała, to nie przez ciebie. Stary Kevin potrzebuje
ściany, by walić w nią głową.
Pocałował dziewczynę lekko w czoło i wyszedł w zapadający mrok,
zostawiając ją rozczochraną w drzwiach.
Czasem pamięć podsuwała mu obraz małego, ciemnowłosego chłopca,
włóczącego się samotnie po sąsiednich ulicach, wytykanego przez
dzieciaki palcami. Żyły w innym świecie niż on, niezależnie od tego, jak
silnie pragnął, aby było inaczej. I nigdy nie dał im odczuć, jak bardzo
chciałby tego.
— Znajda! — krzyczały, zbierając się w małe grupki. — Głucha
znajda! Podrzutek!
Kevin bił się z nimi. Ze wszystkimi. Czasem uciekali przed nim i
zostawiali go samego z wszechogarniającą wściekłością. Potem szukał
ciemnego zaułka, chwytał kij i bił we wszystko, co popadnie, pozwalając
nigdy nie wypowiedzianym słowom znaleźć w ten sposób ujście. Walił w
krzaki, w ogrodzenia i ściany, miażdżył puszki, czując, jak wściekłość i
gniew ulatują przez kawałek drewna ściskany w dłoniach.
Ale pamiętał też to, co poprzedzało głuchotę. Świat dźwięków.
Gwizdanie wiatru w drzwiach, muzykę, słowa wyliczanki. I głosy:
matki... i jego własny, rozbrzmiewający energią pięcioletniego chłopca.
40
RS
Później cały świat przestał istnieć i nie było nikogo, kto mógłby go
przywrócić.
Ale teraz wszystko się zmieniło. Kevin schował ręce do kieszeni i
szybciej zaczął przemierzać zatłoczoną ulicę. Teraz miał przyjaciół,
pieniądze, swój sukces — miał cały świat. Powinien czuć zadowolenie, a
nie dokuczliwy niepokój czający się gdzieś wewnątrz.
,.Kłopot w tym, Ross—powiedział do siebie—że znowu czegoś
chcesz. Czegoś, czego, do diabła, nie możesz mieć".
Chciał Suzy Keller. Pragnął jej z tą samą bolesną gwałtownością, jaką
odczuwał w dzieciństwie. Chciał jej dotykać, przesuwać dłońmi po
miękkiej linii jej bioder, unieść ją w powietrze. Chciał czuć ciężar tej
dziewczyny i wdychać kuszący zapach. Chciał kochać i pragnął, by ona
go kochała.
Uśmiech zbladł mu na ustach. Wszystkie te irytujące „chcę", to
marzenia nie do spełnienia. Suzy była doskonała, leżały przed nią
niesamowite możliwości. Perfekcyjna, piękna kobieta ze snów. Jak
mogłaby go pokochać? Głuchy mężczyzna nigdy nie zdobędzie Suzy
Keller i nie spełni jej oczekiwań.
Z hałasem, który przyciągnął zaciekawione spojrzenia, wszedł do
klubu sportowego. Po paru minutach pojawił się na korcie. Kij z
dzieciństwa zastąpiony został przez rakietę, rozbijane puszki przez piłkę.
Ale ból nieposiadania był tak realny jak ostre, dźwięczne uderzenia
odbijające się echem od ścian, podłogi i sufitu i jak pot lejący się z niego,
znaczący koszulkę ciemnymi, szerokimi smugami. Słyszał prawie ostre
uderzenia piłki o ścianę, odbicie i powrót w zamkniętej przestrzeni. Czuł
to, czuł we wnętrznościach, nagły wstrząs przesuwał się z ręki przez
ramię do klatki piersiowej, płonący oddech w płucach, bolące mięśnie
nóg.
Grał tak długo, aż nie mógł się poruszyć, po czym stał zgięty w pasie,
z rękami na udach i kłującym bólem w plecach.
Mial dość. Wreszcie jej obraz przesłoniło zmęczenie. Wyprostował się,
przewiesił ręcznik przez szyję i powłócząc nogami wrócił do
przebieralni. Sauna wkrótce złagodziła ból mięśni, prysznic zmył ślady
ciężkiego treningu i złości. Kevin był znów opanowany jak dawniej.
Wyszedł w kurz Kansas City i odrzucił do tyłu głowę, by wystawić ją na
lekki wietrzyk. Udało mu się przetrwać, tak jak udało mu się przeżyć
znacznie trudniejsze rzeczy wcześniej.
I wtedy zastygł nieruchomo. W dziwny sposób odczuł, że jest tu,
zanim jeszcze ją zobaczył. Może to uczucie, a może jakiś ruch
41
RS
powietrza? Lub może jej wspaniały świeży zapach, który nauczył się już
rozpoznawać?
Siedziała na kamiennym murku tuż obok wejścia do klubu, bujając
długimi, delikatnymi nogami, jej ogniste włosy rysowały się na tle
zanikającego światła dnia.
Milczał, stojąc na chodniku, ale spojrzenia wypełniły odległość między
nimi. Suzy pierwsza zaczęła, pokazując niepewnie:
— Nie podobało ci się coś w tej sesji?
Wyglądała tak młodo w dżinsach, luźnej bluzce i bez makijażu. Chciał
podbiec, chwycić ją w ramiona i unieść w górę. Zamiast tego uśmiechnął
się lekko i potrząsnął głową.
— Wyglądałaś cudownie. — Zamigał.
— Więc dlaczego? — nalegała. — Dlaczego wyszedłeś w taki sposób?
Tak nagle i bez słowa?
— Jak mnie tu znalazłaś? — spytał. Podszedł wolno do miejsca, gdzie
siedziała i ulokował się obok.
— To proste. Mike wysłał mnie do baru Erniego, a on i taka ładna
blondynka zgadli, że będziesz tutaj. — Zaśmiała się i uniosła jedno
ramię. — Czy to twoja przyjaciółka?
Kevin zdumiony uniósł brwi.
— No wiesz, ta ładna blondynka. Odniosłam wrażenie, że zna cię
dobrze. — Jej ręce poruszały się wolno i uważnie.
Uśmiechnął się.
— To tylko Annie, jest miłym dzieckiem
— Jak bardzo miłym?
Obserwował, jak cienie igrają na jej uroczej twarzy i zacisnął pięści,
by nie pozwolić rękom na wędrówkę po jej policzkach. Po chwili
rozluźnił dłonie i wolno pokazał.
— A wiec jak przebiegły zdjęcia?
— Kevin! — Suzy najeżyła się i podniosła rękę, by odwrócić go
twarzą do siebie. — Wykręcasz się od wszystkich moich pytań!
Zmusił się do skupienia na jej słowach.
— Przepraszam. O co pytałaś?
Potrząsnęła głową ze śmiechem. — Dobrze, spróbujemy o czymś
innym. Chyba czas, byśmy się lepiej poznali. Chciałabym wiedzieć o
tobie więcej, Kevin, niż to, co powiedziałeś mi przed przemówieniem.
Ale na litość boską, jak doszło do tego, że kierujesz fabryką?
Przyjrzał się jej z bliska. Miała twarz otwartą i ożywioną! To prawda,
wiedzieli mało o sobie, ale jak dotąd nie zapadało między nimi
42
RS
kłopotliwe milczenie, którego już doświadczył. Cała Suzy Keller była
niespodzianką.
— Dobrze, Suzy, skoro o to prosisz. — Ześliznął się z murku i
popatrzył na nią z góry. — Ale nie bez jedzenia. Zaraz przyjdę.
Wrócił, zanim zdążyła policzyć całą swoją gotówkę. Była tym razem
przygotowana na ostrzejszą walkę. Przesunęła się, by zrobić miejsce na
opakowanie pikantnych krewetek i dwóch zimnych piw, które Kevin
ostrożnie postawił.
— Uff.
Usiadł z powrotem przy niej i oparł się o pień drzewa, które było
wystarczająco szerokie dla pleców dwojga.
— Teraz, Suzy, jesteśmy gotowi. — Do diabła, czuł się tak dobrze.
Siedział i rozmawiał z kimś, kto chciał go słuchać. Nikomu przecież nie
mogło to zaszkodzić. Taka niewinna, przyjacielska pogawędka, nic
ponad to.
Suzy otworzyła pudełko krewetek i westchnęła z zadowoleniem,
wyciągając jedną.
— Mmm! Czuję, ze twoja opowieść będzie tak dobra jak te
krewetki!—Skosztowała kawałek, po czym podniosła brwi. — Dobra,
Kevin, zaczynamy. Opowiedz mi o sobie i swoich przyjaciołach
Reedach. Lubię ich, wiesz? Długo ich znasz?
Uśmiechnął się powoli, wypił trochę piwa i rozpoczął opowieść,
cofając się do dnia, gdy spotkał Suzan Rosten Reed. W taką podróż
pamięcią nie zapraszał jeszcze nikogo.
— Przeżywałem wtedy ciężkie chwile — powiedział. — Miałem
osiemnaście lat, mieszkałem na ulicy i byłem zdany całkowicie na
własne siły. Logan opatrzył mi rękę, gdy zraniłem ją o szkło z wystawy.
Suzan powstrzymała mnie od powrotu na ulicę. Dała mi pracę w swoim
barze przekąskowym, łóżko na zapleczu i przyszłość. Nikt inny nigdy się
o mnie nie troszczył.
Suzy obserwowała jego twarz, która odbijała emocje. Krewetki leżały
zapomniane na murku.
— Stanowiliśmy wtedy szaloną rodzinę. Suzan i Logan nie byli
jeszcze małżeństwem, gdy ich poznałem. Barman Stanley i kucharz
Jerome. I Patty Lee, która pewnego dnia urodziła swoje pierwsze dziecko
w samym środku baru. — Literował ich imiona a oczy błyszczały mu
przy tych szczęśliwych wspomnieniach. — Suzan znała język migowy, a
inni się go uczyli, nawet jej ciotka i wuj — Blossom i Buddy. Dzielili ze
mną życie, ucząc mnie wszystkiego, co wiedzieli, pomogli z
43
RS
zastraszonego dziecka stać się mężczyzną. Wynagrodzili mi wszystko, co
było przedtem. — Zaśmiał się. — Iz miejsca pokochali ciastka, które
robiłem w małej kuchni na zapleczu.
— I tak narodziły się „Czekoladki Kevina"?
— Nie, nie tak szybko. Najpierw sprzedawaliśmy je w barze. A
później bankier, który stołował się w Oasis zdecydował, że są na tyle
dobre, że warto w nie zainwestować. Tak też zrobił, wespół z Loganem,
Suzan i resztą.
— I doszedłeś do tego, zrobiłeś to wszystko... z niczego?
Kevin! — Wydawało się, że zaraz zarzuci mu ręce na szyję,
powstrzymał ją więc.
— Zaraz, poczekaj! Miło być Supermanem w twoich oczach, Suzy, ale
naprawdę nim nie jestem Potrzeba było ciężkiej pracy i dobrych
przyjaciół. Bez nich nadal wybijałbym ludziom szyby. Nadal
pęczniałbym od gniewu, brnął w...
— Może tak, a może nie. Dla mnie jesteś nadzwyczajny i nigdy nie
zmienię zdania. — Oczy miała okrągłe jak spodki, gdy wpatrywała się w
niego. Głos stał się miękki. — Kevin?
— Tak, Suzy.
— Twoja głuchota... czy to od urodzenia? Potrząsnął głową i w
pamięci mignął ból.
— Miałem pięć lat To był wypadek. Mama nie była mężatką. Myślę,
że była nieszczęśliwa i przeżywała ciężkie chwile. Pewnego dnia
wyleciała samochodem z mostu.
— Och, Kevin...! — Podniosła ręce do ust
— Zginęła. Miałem obrażenia głowy. I tak już zostało. Głuchota.
Dotknął ucha, po czym zaplótł ręce. Jego znaki były krótkie i urywane.
Pełne bólu. Suzy oparła się, kładąc głowę pomiędzy jego policzkiem i
ramieniem.
Kevin spiął się, potem powoli odetchnął i próbował uspokoić bicie
serca. Ręka nie mogła powędrować gdzie indziej, niż w poprzek pleców
dziewczyny; lekko przycisnął ją do siebie.
Gdy ich serca zwolniły szaleńczy rytm, Suzy spojrzała na niego
ponownie.
To znaczy, że słyszałeś...
— Tak. Kiedyś, bardzo dawno temu.
— I nic nie można zrobić?
44
RS
— Nie, zostały uszkodzone nerwy. Nawet gdyby tak nie było, nie
miałem wtedy nikogo. Byłem na ulicy i w kilku przybranych domach, ale
ci rodzice nie walczyli z moim upośledzeniem.
— Nie musieli tego znosić. Ale co z tobą? — Nagły gniew na ludzi,
których nawet nie znała, eksplodował w Suzy. Jej delikatne ciało
zadrżało w objęciach Kevina.
— Takie jest życie, Suzy.— Wzruszył ramionami i mocniej ścisnął jej
rękę.
— To nieludzkie.
— Cóż, grunt, że przeżyłem.
Spojrzała w górę na ukochaną, przystojną twarz.
— To musiało być straszne. — Otarła włosami o policzek i przywarła
do niego ciaśniej, znów czując szybkie bicie serca.
— Straszne było to, że nie miałem nikogo, kto by mnie zmobilizował i
pomógł odzyskać świat, do którego się rwałem. Nie potrafiłem zrobić
tego sam.
— Nie, nie mógłbyś — Suzy mruknęła cicho. Kevin poczuł jej słowa
jako ciepły oddech na szyi.
— Miałem żal do całego świata. Przestałem się odzywać i myślę, że
wszystkim sprawiło to ulgę.
— Byłeś tak samotny — szepnęła i pomyślała o swojej rodzinie, o
bezpiecznym życiu, o wypełnionym bez granic miłością domu, w którym
dorastała. Poczuła ucisk w gardle i gorące łzy zbierające się pod
powiekami.
— Hej, nie płacz. — Pokazał i potarł jej policzek palcami. — Proszę,
już po wszystkim. To było dawno.
— Ale to takie niesprawiedliwe. Nic nie miałeś. Nikogo. A ja przez
cały czas rosłam we wspaniałej rodzinie, pięknym domu i...
— To dobrze. Nie mógłbym znieść myśli, że byłaś nieszczęśliwa. Lub
zastraszona. — Położył dłoń na policzku Suzy i przyciągnął jej głowę.
Uśmiechając się pocałował ją w czubek nosa.—Wystarczy tych
rzewnych historii. Opowiedz o swojej rodzinie. Wydają się... być mili.
Zmarszczyła brwi na wspomnienie jego dzieciństwa, a potem sceny
podczas przyjęcia. Przytaknęła żarliwie.
— Są mili, Kevin. Mam nadzieję, że dasz im szansę, by to udowodnili.
Potrząsnął głową, zaciskając usta w prostą linię. — Nie muszą niczego
udowadniać...
— Och, muszą! Są uparci i konserwatywni, ale również bardzo mili i
kochający.
45
RS
— I bardzo dumni ze swej córki. I przejęci jej karierą. Suzy widziała
zrozumienie w jego oczach, ale przeczuwała również istnienie bólu.
— Tak, wiem, wiem. — Oddała uśmiech. — Są też przezorni. Myślą,
że każdy mężczyzna to zagrożenie dla mojej kariery.
— Każdy?
— Och, tak! Mama wykazuje dużą pomysłowość w udowadnianiu
mężczyznom, że nie będę dobrą partią.—Zaśmiała się. — Ale taka
właśnie jest. Ma serce na właściwym miejscu, tylko czasem trudno
zrozumieć jej dumę. Wiesz, że nazwała mnie na cześć tej słynnej
modelki? Miałam dziesięć minut, a już zaplanowali mi życie!
Kevin uśmiechnął się; słuchał tylko .jednym uchem", a myślał o
dwóch wypowiedzianych przez nią słowach. „Każdy mężczyzna" był
groźny, a co dopiero głuchy mężczyzna! Przyglądał się uroczej twarzy i
długim, wdzięcznym palcom przekazującym słowa i zmusił się do
skupienia.
— To prawda. Dano mi imię na cześć Suzy Parker. Słyszałam o niej
od momentu, gdy zaczęłam chodzić.
— Jesteś w każdym calu tak doskonała i piękna jak ona.
— Ha! — Suzy podniosła ręce w powietrze. — Jeszcze jeden. —
Spoważniała. — Nie, nigdy nie będę drugą Suzy Parker.
— Kim więc będziesz? — spytał łagodnie.
Przekrzywiła głowę i popatrzyła ponad jego ramieniem na pojawiające
się w oddali gwiazdy.
— Jeszcze nie wiem Rzeczywiście, chcę odnieść sukces jako modelka;
to nie tylko marzenie rodziców. Ale nie wiem, co dalej, dokąd ma mnie
to zaprowadzić.
— Myślę, że doprowadzi cię to daleko. Możesz stać się słynną
międzynarodową pięknością.
— Może... — To wszystko, co powiedziała, patrząc przy rym głęboko
w jego ciemne oczy.
Poruszył rękoma zadowolony, że nie musi mówić, czuł bowiem nagły
ucisk w gardle.
— To, co robisz, to tylko wstęp. Kampania ciastkowa umożliwi ci
karierę w kraju. Prasa. Telewizja.
Przytakiwała, a kuszący uśmiech jaśniał na jej twarzy. —Tak, panie
Ross, spodziewam się wiele po tej kampanii.
— Jedna smukła ręka spoczęła pewnie na jego udzie. Kevin poczuł
ognisty dreszcz, promieniujący z lędźwi...
— Suzy, ja...
46
RS
— Tak? — Odrzuciła głowę w tył, palce krążyły powoli po
drelichowych spodniach. Mocniejszy powiew wiatru przeleciał obok
niezauważony.
— Ja... — Jego ręka jeszcze chwilę wisiała w powietrzu, palce
wykonywały pojedyncze ruchy. Czuł ciepło jej piersi na odległość
szeptu. Sztywność ręki minęła i automatycznie opuścił ją na jej ramię, po
czym wplątał w jedwabiste fale włosów. Biorąc ją drugą ręką za brodę,
zajrzał głęboko w szmaragdowe oczy, które nie otworzyły się na tyle, by
wypuścić spoczywające w nich wyznanie.
Powoli i nieubłaganie usta Kevina przybliżały się, by spotkać Suzy w
pocałunku, tak przez nią oczekiwanym.
„To musi być sen — mówił Kevinowi wewnętrzny głos.
— Nie rób tego..." Ale przyjemność rozlewająca się po jego
spragnionym ciele podsuwała mu co innego. Gorący dotyk jej warg byl
przecież realny. Wpierw delikatnie, później ze wzrastającą namiętnością,
której nie mógł dłużej powstrzymywać, kosztował słodycz jej ust Zmysły
miał otumanione jej świeżym, odurzającym zapachem, ciepłem bijącym
z ich ciał, nieruchomością ciemnej, letniej nocy. Język podróżował po jej
wargach, by po chwili wśliznąć się do środka. Chciwie spijał miód, który
oczekiwał tam na niego.
Suzy zabrakło tchu. Gdy otworzyła oczy, świat nadal trwał
nieruchomy, a niebiańska ciemność nie zniknęła. Łapiąc powietrze,
przylgnęła silniej do Kevina, ocierając piersiami o jego tors, ręce błądziły
po jego szerokich ramionach, by wplątać się w gęstwinę włosów.
— Och, Kevin! — zamruczała, ponownie pragnąc jego ust i oddając
gorący, zmysłowy pocałunek.
Siedzieli przytuleni do siebie na starym murku. Zakochani, nie
zwracający uwagi na świat wokoło, badacze odkrywający swoje ciała.
Ręka Kevina osuwała się, aż palce dotknęły pełnego luku jej piersi i
przez chwilę bawił się myślą, co znajduje się pod jego dłonią. Powoli, jak
we śnie przesuwał ją po idealnych kształtach ciała okrytych bawełnianą
koszulką, dopóki szept wychodzący z jej ust nie owiał mu policzka
niczym letni wietrzyk.
— Kevin... — Nawijała jego włosy na palec.
Całował jej usta, czując dzikie bicie serca Suzy tuż obok i ciało jego
tętniło ognistą rozkoszą.
Dziewczyna cofnęła twarz o cal, by położyć mu dłoń na wargach.
Patrząc na niego, badała palcem linię jego rozkosznych ust uśmiechnęła
się, gdy żartobliwie przygryzł jej paznokieć. Było im dobrze razem...
47
RS
Marząco przymknęła oczy, gęste rzęsy rzucały cień na zaróżowione
policzki.
Ucałował powieki Suzy, po czym ukrył twarz w jej włosach, czuła
ciepły oddech na szyi. Z wielkim wysiłkiem cofnął głowę.
— Co my najlepszego robimy? — zapytał.
Spojrzała z miłością w jego oczy. — Co najlepszego robimy? —
powtórzyła bezgłośnie. Uniosła dłoń i wskazała palcem. — Ty... mnie...
Kevin wpatrywał się w jej rękę. Jak zwykłe znaki mogły być tak
podniecające? Ale cała Suzy była taka — kusząca, zmysłowa i
pociągająca. Odetchnął głęboko i cofnął się odrobinę. Suzy najwyraźniej
nie zamierzała przerwać tej zabawy.
— Suzy...
— Tak, Kevin? — Przysunęła się jeszcze bliżej.
Kevin wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby. Walczył z
ogarniającą go pokusą, by zeskoczyć z murka i zanieść ją przez noc do
swojej sypialni. Każdy rozdygotany nerw jego ciała tego pragnął. Ale co
potem? Pójdą do łóżka? Będą mieli krótki gorący romans w czasie
trwania kampanii, a potem, co jest nieuniknione, gdy będzie chciała dalej
robić karierę, uścisną sobie ręce i do widzenia?
Nie, tak nie mogło być w przypadku Suzy, wiedział o tym. Stała się
częścią jego życia i nie będzie umiał jej zapomnieć. Ale wiedział równie
dobrze, że nigdy nie będą stanowić całości. Suzy Keller zasłużyła sobie
na coś więcej niż na głuchego ciastkarza.
Żadna z tych konkluzji nie przyszła mu łatwo. Wszystkie wbijały ostre,
bolesne zadry w samo serce. Suzy nie pasowała do niego. Do jego życia.
Nie Suzy Keller...
Odsunął się i postawił między nimi pudełko krewetek. Jednym palcem
uniósł jej brodę i przez chwilę rozkoszował się blaskiem szmaragdowych
oczu, zaraz jednak odwrócił wzrok.
— Suzy, proszę, jedz krewetki.
48
RS
49
RS
Rozdział 5
To nie pikantne krewetki z piątkowego wieczoru na murku
wspominała Suzy, pozując przed skrupulatnym Edwardem, lub też stojąc
pod chłoszczącymi biczami prysznica. Myślała wtedy o Kevinie. Zawsze
o nim. Wiedziała, że musi przedrzeć się przez pancerz, którym się
otoczył.
Przyprzeć go do muru w doku ładowniczym? Wysłać mu podarunek
od skrytej wielbicielki? Być bardziej stanowczą? Suzy szukała
najlepszego wyjścia, wkraczając tanecznym krokiem do magazynu kilka
dni później.
— Cześć, Etnei! — rzekła, wchodząc do pokoju sekretarki i
zatrzymując się obok zawalonego papierami biurka.
— Czy Kevin jest zajęty? Nie chciałabym przeszkadzać.
— Och, zajęty i to jak! On i Mike ślęczą nad planami.
— Uniosła ręce w powietrze. — Zaczyna tu być gorąco. Telefony
dzwonią jak opętane — ci z gazet, radia...
Suzy zaśmiała się.
— Cudownie, prawda?
— Strasznie, nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam,
że do tego dojdzie.
Suzy żartobliwie pogroziła jej palcem.
— Jak mogłaś wątpić w Kevina, Ethel. Ten człowiek potrafiłby
chodzić po wodzie, poruszać góry!
Ethel zaśmiała się, widząc nie słabnący entuzjazm na twarzy Suzy.
— Ty również byś potrafiła, kochanie!
— Tak myślisz, Ethel? — Suzy ściszyła głos i szepnęła
konfidencjonalnie.—Myślisz, że poruszę serce Kevina Rossa?
Na widok seksownego uśmiechu, który rozjaśnił twarz Suzy, Ethel
powiedziała:
— Jeśli ktokolwiek to potrafi, to tylko ty. Wejdź do niego, na pewno
się ucieszy.
Suzy z uśmiechem pomaszerowała do biura. Pchnęła drzwi i zawołała:
— Witam wszystkich!
Kevin stał tyłem i tylko Mike podniósł głowę znad stołu, gdzie
studiowali ogromne arkusze.
— Suzy! Dzień dobry.
Położyła palec na ustach i podeszła do krzesła Kevina. Mike
przypatrywał się z uśmiechem, jak nachyla się i zasłania Kevinowi oczy.
50
RS
Przykrył jej ręce dłonią. To nie była niespodzianka. Suzy w żaden
sposób nie mogła ukryć przed nim swojej obecności. Wiedział
instynktownie, kiedy weszła do pokoju. Poczuł, że to ona, zanim jeszcze
Mike ją usłyszał. Każdy cal jego ciała reagował na elektryczne iskry w
powietrzu. Opuścił ręce i przesunął ją bardziej w bok.
Przechyliła się przez poręcz krzesła i zaśmiała.
— Cześć! Pomyślałam sobie, że sprawdzę was, czy rzeczywiście tak
ciężko pracujecie. No i zobaczę, czy nie jestem potrzebna...
Kevin zesztywniał, czując znane mu, budzące się ponownie uczucia.
Czy była potrzebna? Gdyby tylko wiedziała!
— Masz niesamowite wyczucie — odpowiedział Mike. — Właśnie
oglądamy twoje zdjęcia z pierwszej sesji. — Zebrał je ze stołu i podał
dziewczynie.
Zanim wzięła fotografie do ręki, zerknęła na Kevina.
— Są świetne. — Pokazał, zdziwiony nagłym przestrachem w jej
oczach.
Opadła na krzesło i uważnie przejrzała wszystkie.
— Tak, niezłe — przyznała. — Ale myślę, że te wczorajsze nie
zaplanowane — to będzie bomba. Kevin, pomysł z czapką kuchmistrza
był genialny. I zdjęcia nad piekarnikiem! Unoszące się wokół obłoki
mąki... A piekarze! Naprawdę świetni, mógłbyś pomyśleć, Ze lepią
swoje życie, a nie ciastka.
Kevin zaśmiał się, chłonąc promieniującą z niej energię tak silną, że
mogłaby stopić żelazo.
— Oczarowałaś ich.
To Suzy wpadła na pomysł zrobienia sesji w kuchni. Przywdziała
obcisłe dżinsy i jasnozieloną firmową koszulkę „Czekoladek Kevina" i
zdobyła sobie serca wszystkich pracowników i fotografów. Nawet
zawzięty Harry Wilson, szef kuchni, uśmiechnął się półgębkiem i zrobił
sobie zdjęcie z Suzy zjadającą ciastko prosto z łyżki z długą rączką.
Któż potrafił się jej oprzeć? Kręciła się codziennie po fabryce,
powiewając długimi włosami, tańczyła po hallu, kuchni i pakowalni, z
każdym wymieniła choć słowo. Była jak jasny płomień, do którego
ludzie lgnęli jak ćmy do światła. Trzymanie jej na dystans było tak
trudne, jak nie myślenie o niej. Była najbardziej rozemocjonowaną
kobietą, jaką spotkał, zawsze dotykała jego ramienia, ściskała go,
opierała dłoń o jego udo w czasie rozmowy. Mógł oszukiwać się, że to z
powodu upalnego sierpnia, ale to przez Suzy Keller musiał brać zimny
prysznic pięć razy dziennie.
51
RS
Jak zwykle wzruszył ramionami.
— Cieszę się, że jesteś zadowolona.
— A teraz — Suzy kontynuowała — mamy przed sobą długi weekend
i możecie szczegółowo zapoznać mnie z pracą w fabryce. —
Uśmiechnęła się i śmiało spojrzała Kevinowi prosto w twarz.
Mike zachichotał.
— Beze mnie. Spędzam weekend nad jeziorem z piękną brunetką. Nie
bierzemy ze sobą żadnej książki, planów, a nawet ciastka!
— Mike! — skarciła go Suzy. — A gdzie twoje poświęcenie?
— Czeka na mnie w mieszkaniu. — Puścił do nich oko i zniknął w
drzwiach.
Suzy zwróciła się do Kevina.
— A ty co powiesz, szefie? Będziesz miał trochę wolnego czasu?
Kevin przechylił się na krześle, uważnie ją obserwując. Co ona z nim
robiła? — Właściwie — pokazał — czeka mnie pracowity weekend.
Jutro mam spotkanie z inwestorami... później piknik...
— Piknik? — Rozpromieniła się. — Uwielbiam pikniki !
Zakasłał lekko. Cóż mógł powiedzieć mężczyzna w takiej sytuacji.
— Chciałabyś pójść ze mną?
— Z chęcią! Dzięki, Kevin! — Nachyliła się i uściskała go z
entuzjazmem. — Kto, gdzie, kiedy?
— To coroczne spotkanie naszego „zespołu", poczynając od
pomocników z baru Susan, a na moich pracownikach kończąc. W domu
Susan i Logana, bo tam jest dużo miejsca. Będą wszyscy nasi starzy
znajomi z dzieciakami, psami i tym podobnymi...
— To brzmi wspaniale! Przyniosę ciasto czekoladowe. Zadzwonię
wieczorem do Susan i zapytam, co jeszcze będzie potrzebne. I wezmę
swój strój do piłki nożnej, i...
— Ty i piłka nożna?
Stała z dłońmi na biodrach, przybierając pozycję obronną.
— Tak, ja! Coś nie tak, Ross? Jestem świetnym lewo-skrzydłowym!
Pokiwał sceptycznie głową.
— Uwierzę, jak zobaczę!
— Bardzo proszę! — Uścisnęła go jeszcze raz i zniknęła.
— Och, Suzy..! — Znaki były przeciągłe i powolne jak gwizd
podziwu. — Czym byłaby drużyna K.C.Chiefs, gdyby mieli eie w
składzie?
Suzy wskoczyła do ciężarówki ozdobionej z obu stron napisem
„Czekoladki Kevina" i zaśmiała się lekko.
52
RS
— Jak to kim? Mistrzami! — Zerknęła na błękitny dres, który ściśle
przylegał do jej ciała. — Dostałam do kiedyś od szkolnego trenera. Miły
facet był z niego.
Śmiech Kevina wypełnił wnętrze ciężarówki.
— Z pewnością!
— Dobrze szefie, gdzie mieszkają Susan i Logan?
— Niedaleko. — Samochód ruszył i skierowali się na południe.
Przekroczyli granicę Kansas City. Wkrótce zostawili w tyle miasto i jego
przedmieścia, jechali autostradą, po drodze na tle czystego błękitu nieba
migały pola i rozsiane z rzadka domy.
— Wiejskie widoki — zachwycała się Suzy. Dotknęła ramienia
Kevina, po czym, gdy już spojrzał na nią, powtórzyła zdanie.
Przytaknął, wyjaśniając jedną ręką.
— Przeprowadzili się tu, gdy Susan urodziła bliźniaki. Logan jest
lekarzem i ma stąd dość daleko do szpitala, ale oboje kochają ciszę.
Suzy zastanowiła się nad jego słowami. Kochają ciszę. Kevin jest nią
otoczony przez większość życia. Co on myśli o ciszy i spokoju? Co sądzi
o ich związku? Co o niej? Zielone pola przemknęły nie zauważone. Suzy
była pogrążona w rozmyślaniach o nagłym uczuciu, które ten ciemnooki,
przystojny mężczyzna w niej rozbudził.
Pół godziny później Kevin skręcił z autostrady w białą, zrobioną z
palików bramę i podjechał długą, krętą drogą do dwupiętrowego domu,
zbudowanego bez wyraźnej koncepcji, ale za to tryskającego kolorami i
wypełnionego
ludźmi.
Zaparkował
ciężarówkę
obok
szpaleru
samochodów i zwrócił się twarzą do Suzy.
— Gotowa? — zapytał. Podniosła brwi.
— Jasne. Będzie cudownie!
— Świetnie. Ale zupełnie inaczej niż w czasie spotkań w interesach.
Sami przyjaciele i rodzina. — Potarł ręką szczękę. Nie był pewien, czy
on jest gotów! Interesy były przynajmniej bezpiecznym gruntem.
Neutralnym. A tutaj...
—Wiem, że będzie inaczej — powtórzyła Suzy. Zaśmiała się,
potrząsając głową jak rozbrykany źrebak. — Znam już Susan i Logana z
przyjęcia. Poza tym... — Ścisnęła jego udo w sposób, który spowodował
szybszy napływ krwi. — Twoi przyjaciele są moimi przyjaciółmi.
— Suzy! — Obok ciężarówki pojawiła się Susan i otworzyła drzwi. —
Witamy w naszym domu. Tak się cieszymy, że mogłaś przyjechać.
Suzy zeskoczyła z samochodu, trzymając w rękach pokaźne pudło i
omal nie straciła równowagi.
53
RS
— Dziękuję, Susan. Weź ode mnie ciasto. Mieszkacie w pięknym
miejscu.
Susan rozpromieniła się.
— To po prostu dom.
— Dla nas wszystkich — dodał Kevin i uśmiech Susan stał się szerszy
na ten komplement
— Suzy, kochanie!
Suzy błyskawicznie obejrzała się, prawie wypuszczając z rąk
czekoladowe ciasto.
— Mamo!
Bea Keller podeszła do nich, jej dłonie wędrowały w dół i w górę
wzdłuż spodni.
— Niespodzianka, kochanie! Tata i Nikki też tu są. — Bea uścisnęła
córkę, która wciąż wyglądała na zaskoczoną.
— Może jeszcze babcia Ruth z Escanaby?— zażartowała z rosnącym
zdumieniem.
—To była decyzja chwili — wyjaśniła Susan. — Logan wpadł na
twojego ojca na przyjęciu i pomyśleliśmy, że byłoby miło...
— Susan jest wspaniała! — Mówiąc to Bea powoli odwracała się, aż
stanęła twarzą w twarz z Kevinem.
Suzy obserwowała, jak uśmiech tkwi nieruchomo na ustach matki,
jakby bała się, że za chwilę zniknie on z jej warg. Ale gdy Bea odezwała
się, jej głos zabrzmiał naturalnie.
— Logan był tak uprzejmy i zaprosił nas, pomyślałam więc...
zdecydowaliśmy, że będzie to dobra okazja, by poznać cię bliżej, Kevin,
podobnie jak Reedów.
Zaskoczenie Suzy przeszło w pełen miłości uśmiech.
— To świetny pomysł, mamo. — Przenosiła wzrok z Kevina na Beę,
po czym złożyła ciasto w rękach matki... — Na początku może Kevin
zaprowadzi cię do kuchni. — Uśmiechnęła się i lekko ją pchnęła.
Kevin z uśmiechem podszedł i wziął ciasto. Suzy zauważyła z
zadowoleniem, że matka zaakceptowała uśmiech, który przyśpieszył
bicie jej serca.
Wskazał na wejście. Bea z wahaniem skinęła głową i dostosowała do
niego swój krok.
— Suzy — zaczęła Susan, gdy oboje zniknęli z pola widzenia — czuj
się jak u siebie w domu. To miejsce jest teraz twoje. Mamy tu staw,
konie, co tylko chcesz.
Suzy uśmiechnęła się, ale jej oczy błądziły w poszukiwaniu Kevina.
54
RS
Susan podążyła za jej spojrzeniem. Zdała sobie sprawę, że wszystko,
czego pragnęła Suzy to Kevin. Powiedziała do niej miękko:
— Naprawdę się cieszymy, że Kevin cię przyprowadził. Jest dla nas
kimś specjalnym, wiesz chyba.
Suzy właściwie odczytała te słowa. Kimś specjalnym. Dbamy o niego.
Nie zrań go!
— Dla mnie też jest wyjątkowy, Susan. Naprawdę. Myślę, że to
najbardziej intrygujący i cudowny mężczyzna, jakiego spotkałam.
Suzan zauważyła błysk w jej oczach i wróciła myślą do czasów, gdy
była po uszy zakochana w Loganie Reed. „Czy wyglądałam tak samo?
— zastanawiała się.— Łagodnie, ale twarz lekko zachmurzona?" Takie
bowiem odniosła wrażenie, patrząc na Suzy Keller. Była po uszy
zakochana w Kevinie.
— Cieszę się, że go lubisz. Będzie się wam dobrze pracowało.
Śmiech Suzy przerwał na chwilę tę grę.
— Tak. Bardzo dobrze. — Spoważniała i spojrzała na Susan. —
Wiem, jak wiele Kevin dla was znaczy. I ile wy dla niego. Wspominał mi
trochę o swojej przeszłości...
Ciemne brwi Susan podniosły się w zdziwieniu, ale nic nie
powiedziała. Wiedziała, że mówienie o przeszłości nie przychodziło
Kevinowi z łatwością.
— Nie znasz mnie może najlepiej, ale jesteś wrażliwą kobietą i
musiałaś zauważyć, że szaleję za Kevinem i to nie dlatego, że jego
nazwisko widnieje na czeku, którym mi płacą.
Dźwięczny śmiech Susan złagodził napięcie. Wzięła rudowłosą
kobietę pod ramię.
— Lubię cię, Suzy. Dobrze się rozumiemy.
Suzy uśmiechnęła się, ale nagły niepokój szarpnął jej sercem.
— Widzę, że jest jakieś „ale"? Susan uważnie dobierała słowa.
— Tak, Suzy. Chyba tak. Wiele kobiet kochało się w Kevinie. I
wszystkie przyjmowały to, co chciał im oferować — krótki, gorący
romans. Tak było zawsze. Oboje to akceptowali.
Suzy słuchała uważnie ze spojrzeniem utkwionym w samotne drzewo
rosnące w oddali.
— Wydaje mi się, że ty nie jesteś osobą, która by się na to zgodziła.
Suzy potrząsnęła głową i rude włosy zabłysły w słońcu. Krótki, gorący
romans? Co to miało znaczyć? I jak, na Boga, ktoś kto zbliżył się do
Kevina Rossa, mógł go potem opuścić?
55
RS
I wtedy właśnie nadbiegła energiczna mieszanina ciemnych loków
Susan i błękitnych oczu Logana, zwalniając Suzy od odpowiedzi.
— Daniel! — zawołała Susan z uśmiechem i przedstawiła Suzy
jednego z sześcioletnich bliźniaków. Trójka młodszych Reedów biegała
gdzieś, a maluch ciągle jeszcze spał. Oprócz tego było tu czworo dzieci
Patty Lee i kilkoro siostry Logana, oczywiście ze swoimi rodzicami oraz
wielu przyjaciół. Susan dodała jeszcze, że jej ciotka i wuj, jak też
teściowie pokażą się wcześniej lub później.
— Uuu! — Zaśmiała się Suzy, wchodząc za gospodynią na ganek. —
Kevin nie przesadzał, nazywając to zjazdem rodzinnym.
Południe upłynęło na wyścigach, grze w siatkówkę i spacerach nad
stawem. Dla Suzy jednak najważniejszy był Kevin.
Siedziała właśnie na brzegu ławki z brodą opartą na kolanach i
obserwowała z przyjemnością, jak zakłada przynętę na wędkę Daniela.
Widać było, że mały uwielbia go. Po chwili spławik drgnął i krzyk
chłopca rozciął powietrze. Kevin pochylił się i pokierował jego małą ręką
nakręcającą kołowrotek i wyciągnął trzepoczącą się rybę.
— Udało się, wujku! — piszczał Daniel, podskakując do góry z
radości.
Kevin ostrożnie zdjął rybę z haczyka i wrzucił do siatki. Wziął
triumfującego rybaka „na barana" i przedefilował z nim i ze zdobyczą
przed Suzy, której twarz rozjaśnił uśmiech.
— Jesteście wspaniali, panowie!
— No pewnie! — zgodził się Daniel. — Jesteśmy! — Objął Kevina za
szyję i skierowali się w stronę siedzących na ocienionej werandzie gości.
— Teraz footbal, Kevin! — prosił dziesięcioletni syn Patty Lee, Jerry.
— Chodźcie, chłopaki!
Zanim Kevin zdołał złapać oddech, dzieci zebrały się na szerokim
trawniku przed domem.
— Masz szansę zabłysnąć, Suzy. — Pokazał Kevin nad ich głowami.
— Chodź do nas!
— Nie ma sprawy! — Suzy już biegła na boisko, a za nią kilkoro
innych dorosłych.
Dzieci wybrały Kevina i Suzy na kapitanów przeciwnych drużyn,
rozdzieliły się i odgwizdały początek meczu.
— Okay, Ross! — zawołała Suzy. — Teraz dostaniesz za swoje! —
Przycisnęła piłkę do piersi i ściągnęła brwi, uśmiech nie schodził jej z
twarzy.
56
RS
Kevin odwrócił głowę, by zmobilizować swoją drużynę, ale przed
oczami miał rozkoszny obraz Suzy w błękitnym dresie, ze stopami
ukrytymi w trawie, piegami błyszczącymi w słońcu, gdy pochylała swe
piękne ciało gotowe do ataku. Gra rozpoczęła się i z nie słabnącą
przyjemnością patrzył, jak biegła na długich nogach, z piersiami
poruszającymi się pod koszulką, świeża, pełna energii i porywająca...
Grupka dzieci wydała z siebie bojowy okrzyk i rzuciła się do obrony.
Z chwilą, gdy jego ręka musnęła Suzy, Kevin poczuł, że jest w
kłopotliwej sytuacji. Przewrócił ją na ziemię, obejmując w pasie i
zacisnął ręce na piłce. Czuł gwałtowne bicie jej serca pod koszulką, czuł
jej śmiech łaskoczący go w policzki i szyję, nawet dokładny kształt
zmysłowych, pełnych piersi pod swą ręką. Chciał przygwoździć ją
swoim ciałem, trwając tak blisko niej na wieki.
— Uff! — Odepchnęła go z impetem, rzuciła piłkę prosto w ramiona
czekającego Jerriego i podskoczyła z radości, uśmiechem osładzając
Kevinowi jego porażkę.
— A masz! — krzyknęła wesoło i odbiegła.
Kevin szybko wstał, dopingowany przez biegające i wrzeszczące
dzieciaki. Szeroki uśmiech na jego twarzy i błyszczące oczy upewniły
drużynę, że nie zawiedzie jej. Skoczył i zaatakował Jerriego, podał piłkę
do Patty Lee i cały jego zespół przewalił się na drugą połowę boiska.
Przebił się przez unoszący się w powietrzu kurz i trawę, i przyjął podanie
od Patty.
Z wyzwaniem w oczach biegł prosto na Suzy, mocno przyciskając
piłkę do ciała.
— Zabiorę ci ją, Kevin! — zawołała radośnie i ruszyła pełną parą
prosto na niego. Skacząc z rozpędu, obaliła go na ziemię.
W ciągu kilku chwil, które dla obojga ciągnęły się w nieskończoność,
ich ciała napierały na siebie wszystkimi mięśniami z olbrzymią energią.
Czuła uderzający w nozdrza zapach trawy, letniego słońca i ziemi,
przemieszany z silnym piżmowym zapachem mężczyzny. Owioną! ją jak
opium i poczuła gwałtownie wzrastające pożądanie. Każdy nerw wysyłał
sygnał do mózgu i po chwili jej ciało zaczęło drżeć.
— Suzy, dalej ! — Zadzwonił jej w uszach chór młodych głosów.
— Rzucaj!
— Podaj piłkę!
Suzy niechętnie wyłuskała ją z jego objęć, wyswobodziła się z uścisku
i przerzuciła piłkę do Logana, czując cały czas na sobie ciepłe spojrzenie
Kevina. Od czasu, gdy ją dotknął, dygotała.
57
RS
Nagle poderwał się jak lew. Wiele razy pożądał kobiety, ale to było
coś" więcej. Coś, od czego świat tracił wyrazistość, kontury zamazywały
się. To coś było zabarwione cieniem niebezpieczeństwa. Dotknął palcami
jej policzka tak szybko, że Suzy prawie nie poczuła, po czym wmieszał
się w kotłowaninę ciał.
Przez chwilę stała nieruchomo, obserwując jego oddalającą się postać
na tle zachodzącego słońca. „Och, Suzy! — zamruczała do siebie. —
Dzieją się tu rzeczy, które mają niewiele wspólnego z grą w piłkę".
Z głośnym okrzykiem pobiegła przez boisko, czując przypływ
adrenaliny.
— Jeszcze trochę sałatki z kurczaka, Suzy? — spytała Adela Reed,
trzymając w ręku szklaną salaterkę.
— Dziękuję, jest wspaniała! — Suzy nałożyła sobie jeszcze jedną
porcję.
— To specjalność Susan. — Matka Logana uśmiechnęła się z
czułością do synowej i usiadła na krześle obok Bei.
— Wniosłam ją w wianie, Suzy — zażartowała Susan, siedząc na
ocienionej werandzie.
Logan nachylił się i pocałował żonę w czoło.
— Muszę ci wyznać, że poślubiłbym cię nawet, gdybyś nie umiała jej
zrobić.
— No wiesz. — Susan nadstawiła policzek do następnego pocałunku.
— Teraz mi o tym mówisz!
Suzy obserwowała ich z uśmiechem. Tacy byli mili. I tak się kochają...
Automatycznie rozejrzała się za Kevinem, ale gdzieś zniknął. „Pewnie
dopadły go znów dzieci" — pomyślała, smakując sałatkę.
— Jaki ten świat jest mały! — Usłyszała jednym uchem słowa matki.
— Rzeczywiście — odparła Adela Reed. — Wyobraź sobie, że
należałyśmy kiedyś do tego samego klubu i nagle spotykamy się tutaj!
— A wszystko dzięki dzieciom — zauważyła Bea.
— Kevin to członek rodziny. Jest bardzo zaprzyjaźniony z Susan i
Loganem.
Bea przytaknęła, patrząc w talerz.
— Twoja Suzy jest dla niego dużą podporą. Doskonale reprezentuje
firmę.
Bea ściszyła głos, ale do Suzy dolatywały strzępki dalszej rozmowy.
— Suzy... jest bardzo zajęta Kevinem...
Adela Reed uniosła głowę z zamyślonym i poważnym wyrazem
twarzy.
58
RS
— Tak, Kevin też ją lubi. — Uśmiech zrozumienia wygładził jej twarz.
— To ciekawe jak często wydaje nam się, że wiemy, co jest najlepsze dla
naszych dzieci, nawet, gdy są już dorosłe. Czy chodzi o wybór szkoły,
karierę, czy obiekt miłości. I jak często wybierają kogoś, kto nie spełnia
naszych oczekiwań. — Jej spojrzenie powędrowało do Susan i Logana
siedzących obok siebie na ganku z dziećmi na kolanach. Patrzyła na nich
przez chwilę, po czym zwróciła się do Bei. — Nie wyobrażasz sobie,
jakie złe wrażenie wywarła na mnie Susan. Gdy spotkałyśmy się
pierwszy raz, była bardzo przejęta swoim egzaminem z gastronomii, a ja
nie mogłam pogodzić się z myślą, że moja przyszła synowa będzie
prowadziła bar. Bar przekąskowy — poprawiła się i potrząsnęła głową na
wspomnienie tamtych chwil.
Bea ciaśniej splotła ręce na kolanach i słabo uśmiechnęła się.
— Tak, ale to była tylko praca. Coś, z czego mogła zrezygnować...
— Och, nie! Ona tym żyła. I okazało się, że ma wspaniałe serce i jest...
niekonwencjonalna. Dla mnie i Williama było to... wstrząsem, ale wiesz,
Bea, chyba ich serca wiedzą najlepiej.
Suzy opuściła głowę, by ukryć uśmiech. Adela Reed była
spostrzegawczą osobą. A matka siedziała w milczeniu i słuchała jej. „O
jedną przeszkodę mniej" — odetchnęła z ulgą.
Gdy przyszła pora na ciasto, Suzy poderwała się, by pomóc.
— Susan.—Z animuszem wyjmowała czekoladową pyszność z
pudełka. — Kevin chyba zapadł się pod ziemię. — Wyłożyła je na
paterę.
Susan wyciągnęła z kredensu papierowe talerzyki.
— Kevin? Hmmm, zwykle przebywa w pobliżu jedzenia. — Uniosła
brwi, ostrożnie krojąc pierwszy kawałek ciasta. — Och, wiem! —
Spojrzała na zegar na ścianie. — Tak, na pewno. Chodź ze mną. —
Odłożyła nóż i wyszła z pokoju.
Suzy z ciekawością podążyła za nią schodami wiodącymi do sypialni.
— Ciii... — Susan przyłożyła palec do ust i cichutko przeszła
wyłożony dywanem hall. Zatrzymała się przed wpół otwartymi
drzwiami.
Suzy zerknęła jej przez ramię. Na tle okna stał Kevin, trzymając w
ramionach małe zawiniątko. Obserwowały, jak łagodnie kołysze dziecko,
a Susan wyjaśniła.
— Jego imiennik. A ty, Kevin — powiedziała, wchodząc do pokoju —
masz szósty zmysł. Nie słyszałam, kiedy się obudził.
Kevin uśmiechnął się do kobiet.
59
RS
— Cześć! — Położył dziecko w kołysce i przeszedł przez pokój. —
Suzy, poznaj najmłodszego syna Susan, mojego chrześniaka, Kevina
Aarona Reeda. Czy nie jest najładniejszym maluchem, jakiego
widziałaś?
Suzy uśmiechnęła się z powodu dumy w jego gestach.
— Niech zobaczę to małe cudo. — Stanęła obok Kevina. Drobniutkie
piąsteczki wyciągały się w powietrze.—Poznał mnie, Susan — ucieszył
się Kevin.
— Bez wątpienia. Myślę, że będzie wcześniej migał, niż mówił. A ty
mój drogi, na pewno go rozpuścisz.
— To przywilej ojca chrzestnego!
— Skąd wiedziałeś, że już nie śpi?
Kevin wzruszył ramionami. To odczucie byłoby mu trudno wyrazić
znakami. Słowami zresztą też. Podobnie zawsze wyczuwał obecność
Suzy, zanim ją zobaczył. Jeśli chodzi o uczucie, pewne rzeczy wie się
intuicyjnie. Słuch nie ma tu nic do rzeczy.
—Hmmm. — Susan wzięła synka na ręce. — Jestem pewna, Kevin, że
będziesz wolał poroznosić smakowite ciasto, niż dalej nosić mojego
szkraba.
Kevin z uśmiechem przytaknął, a Susan ułożyła chłopca na stoliku do
przewijania.
— Powiedz mu, że poczekam, aż wyschnie.
— Kolejny przywilej ojca chrzestnego — zażartowała Suzy. Kevin był
już w drzwiach.
— Trafiłaś.
— A gdy będziesz miał swoje dziecko, kto będzie mu zmieniał
pieluchy?
Schodzili do pustego hallu blisko siebie, nagle zdając sobie sprawę, że
pierwszy raz od przybycia tutaj są sami. Suzy ze wzrokiem utkwionym w
twarzy Kevina czekała na odpowiedź, ale jego reakcją było wzruszenie
ramionami. Instynkt podszepnął jej, że lepiej nie poruszać tego tematu.
Przez moment napawała się przypadkowym otarciem o biodro Kevina,
gest ten wydał się jej tak intymny jak pocałunek.
Kevin został odrobinę z tyłu i wziął głęboki oddech. Przypomniał
sobie ciepło jej skóry w czasie gry w piłkę, giętkie i silne ciało pod
swymi rękami. Przypomniał sobie... i zrobił kolejny krok do tyłu.
— To był cudowny dzień. — Gdy zeszli już do kuchni, Suzy przerwała
wypełnioną elektrycznością ciszę. Spojrzała mu w oczy. — Dziękuję,
Kevin, że mnie tu zaprosiłeś.
60
RS
Skinął głową, ale nie ośmielił się poruszyć, bał się zmniejszyć i tak
niewielką odległość między nimi. Ciężko przełknął ślinę. Nagle wydało
mu się, że w kuchni jest gorąco.
— Cieszę się, że tu jesteś. — Pokazał.
Jeszcze raz zapadła głęboka cisza i Suzy zdawało się, że okrywa ich
jak grubym wełnianym kocem i oboje z Kevinem są spowici w jej fałdy.
Powachlowała się dłonią i lekko zaśmiała.
— Pewnie, że się cieszysz. Miałeś z kim walczyć w czasie meczu.—
Podniosła jedną rękę, by złapać go za ramię, ale w tej samej chwili Kevin
sięgnął po nóż. — Nie byłam zbyt brutalna? — spytała.
,3rutalna?—powtórzył cicho. — Może..." Potrafiła przecież sprawić,
że czuł się bezsilny. Opuścił wzrok na uśmiechniętą twarz Suzy i
zapragnął zawrzeć bliższą znajomość z piegami rozsianymi na jej nosie.
Odłożył nóż i oparł się ręką o szafkę. „Nie dotykaj, Ross. Nie teraz... Nie
po tym szalonym meczu". Owładnęło nim dziwne przekonanie, że gdyby
wtedy dotknął i poczuł aksamitną delikatność jej skóry pod palcami,
eksplodowałby. Z trudnością wciągnął powietrze i przepuścił je przez
suche gardło w głąb płuc. Prostując palce powiedział.
— Nie, nie byłaś brutalna. Zniosłem to jakoś.
— Czyżby, Kevin? — Nie poruszyła się nawet, może tylko uniosła
brodę do góry i odchyliła głowę.
Znow ślina nie chciała przejść przez jego wysuszone gardło.
— Chodzi o coś innego, Suzy, Rozbudzasz we mnie szalone uczucia.
— Uwielbiam wszystko, co szalone...— Rozchyliła usta, z których
wydobywał się płytki i przyspieszony oddech.
W mgnieniu oka opanowanie Kevina uleciało i nie pozostało nic prócz
niesamowitej zmysłowości Suzy. Stała przed nim ze swą piękną twarzą
zwróconą do niego w uczciwym zaproszeniu. Kevin nachylił głowę i
delikatnie przycisnął usta do jej warg — subtelny, prowokacyjny dotyk,
który rozpalił ich oboje. Zarzuciła mu ramiona na szyję, on zaś
przyciągnął ją do siebie i pocałował namiętnie spragnionymi wargami.
Błądził po jej ustach, językiem rozchylił je i wdarł się do środka. Ujął jej
głowę w dłonie i przechylił lekko, podążając za nią ustami. Przywierał do
nich, odrywał się i znów zatapiał w jej słodkości jak człowiek tonący,
który nie chce być wyratowanym.
W końcu uniósł głowę, ręce oparł na ścianie za Suzy i utkwił w niej
oczy.
— Kevin — wyszeptała cała drżąc. — Kevin, kiedy piknik się
skończy?
61
RS
— Chyba zaraz po deserze?
— Dobrze!— Przytuliła się czując, jak krew zaczyna krążyć w
nowym, nieznanym tempie. Jej kuszący uśmiech błyskawicznie przerwał
rozważania Kevina na temat, co byłoby rozsądne i dobre dla ich obojga.
— Jeśliby to ode mnie zależało—powiedział — ominąłbym to ciasto
czekoladowe. To, co mam na myśli będzie stokroć słodsze — obiecał.
Jego pocałunek nie pozostawiał żadnych wątpliwości, o czym myślał.
62
RS
Rozdział 6
— O, wujku Kevinie, już wychodzisz?! — Zasmuciła się mała
dziewczynka i objęła ramionami jego nogi. Córka Susan, Beth,
bliźniacza siostra Daniela, była gotowa rozpłakać się.
— Tak, kochanie. — Kevin pogłaskał ją po głowie. — Ale wrócę tu
niedługo.
— Zabierasz tę miłą panią ze sobą? Ma takie ładne włosy. Ja też chcę
mieć czerwone.
— Jesteś śliczna z takimi, jakie masz — zapewnił ją. — Tak, zabieram
ją ze sobą.
— Na pewno idziecie bawić się gdzie indziej — oskarżyła ich
dziewczynka dąsając się.
Kevin i Suzy spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem.
— Tak właśnie zrobimy — powiedział Kevin, obejmując ciasno Suzy.
Wsunęła mu rękę do tylnej kieszeni spodni i oparła głowę na ramieniu.
— Oooo... — zanuciła mała Beth, kręcąc się na palcach i podskakując.
— Wujek Kevin ma narzeczoną! — Zakryła usta dłonią i pobiegła
podzielić się z wszystkimi tą nowiną. Suzy i Kevin rozdzielili się z
uśmiechem, by pożegnać zgromadzonych.
Spotkali się po chwili przy ciężarówce i zbliżyli do siebie z
przyspieszonym oddechem. Beth stanęła między nimi.
— Zobaczcie, przyniosłam wam coś. — Trzymała w rączce sztuczny
ogień w kształcie słońca, błyszczące metalowe odpryski mieniły się
złoto, różowo, turkusowo, szmaragdowo. — To dla ciebie, Suzy. Chcę,
żebyś go sobie wzięła.
— Dziękuję, Beth. — Suzy pocałowała małą w okrągły policzek. —
Jesteś bardzo miła.
— Wiem. Mama zawsze mówi, że jestem grzeczną dziewczynką.
Dwójka dorosłych zaśmiała się, słysząc te słowa, śmiali się nadal,
wsiadając do ciężarówki i w czasie, gdy Kevin dojeżdżał podjazdem do
głównej drogi i nabierał prędkości. Rozległy dom Reedów był na
horyzoncie jak plamka, następnie zniknął im z oczu. Wokół widzieli już
tylko otwarte pola cętkowane zielenią i złotem słoneczników,
zwieszających swe ciężkie głowy jak łabędzie. Powietrze przesączone
było zapachem kwiatów i dojrzałych winogron, bogatym zapachem ziemi
i ciepłym — słońca. Wszystko nosiło znamiona bujności, dojrzałości i
pełności.
63
RS
Wiatr, który wpadł przez otwarte okno samochodu, rozwiał włosy
Suzy jak purpurowy sztandar. Zebrała je w prawą rękę i nawijając na
palce oparła się rozmarzona o drzwi. Z zamkniętymi oczami
koncentrowała się na dźwiękach i zapachach zza okna, od czasu do czasu
unosiła powieki, by zerknąć na mężczyznę za kierownicą. Gdy Kevin
spojrzał na nią przelotnie, wziął głęboki, nierówny oddech i zwolnił.
Musiał na nią patrzeć, nie mógł myśleć ani zatrzymać oczu na czymś
innym. Prędkościomierz wskazywał 35...25...15. Suzy uśmiechnęła się
do niego.
— Coś nie tak? — spytała.
Potrząsnął głową, wiedząc, że nie będzie potrafił tego wytłumaczyć —
obłędna, szalona przyjemność bycia tak blisko niej, spędzenia tego dnia z
nią, jedyną, którą kochał.
— Mam kłopoty z koncentracją — wyjaśnił.
— Wiem, to wspaniałe uczucie...
— Nie wtedy, kiedy muszę prowadzić. — Obie dłonie położył na
kierownicy i nacisnął pedał gazy, a ciężarówka zaczęła szybciej toczyć
się po wąskiej drodze. W zasięgu wzroku nie było żadnego samochodu,
tylko droga i szerokie pola zalane złotym światłem.
Suzy oparła rękę o jego ramię i przesuwała ją w dół po silnych
mięśniach widocznych pod rękawem koszuli. Czując jej dotyk,
uśmiechnął się z przyjemnością i spojrzał na nią na chwilę, by zaraz
odwrócić wzrok. Palce Suzy zjechały do nagiego przedramienia, a
stamtąd wróciły na swoje miejsce na jej kolanach. Rozczarowany,
nastroszył brwi.
— Nie chcę ci przeszkadzać w jeździe — wyjaśniła. Skinął głową, ale
gdy się odwrócił, ujrzał uśmiech, który czaił się w jej oczach.
— Z czego się śmiejesz?
— Z pana, panie Ross. Zawsze tak się starasz, by nie dostać tego,
czego pragniesz?
Prędkość spadła do 10 km/h.
— Zwykle staram się nie mieć pragnień. — Bolesny uśmiech pojawił
się na jego twarzy. — Ale tym razem sam nie wiem, co się ze mną
dzieje.
— Cieszę się — szepnęła.
Kevin zapatrzył się na drogę przed nimi, nie wiedział, czego teraz się
spodziewać. „To niemożliwe — myślał. — A jeśli możliwe? Może i ona
to czuje? To dzikie pożądanie i absolutne szczęście?" Nagle poczuł się
64
RS
jak królewicz z bajki i do „żyli długo i szczęśliwie" brakowało tylko
pocałunku.
Usiadła na wpół odwrócona, tak że udem na całej długości przywierała
do jego nogi, a piersiami silnie napierała na jego ramię.
— Dobrze, że wziąłeś tę ciężarówkę z szerokimi siedzeniami. Byłoby
strasznie czuć się tak, jak teraz i być wciśniętą w wąziutki fotelik z dala
od ciebie.
— Byłabyś tam bezpieczniejsza.
— Kochanie, prawie stoimy. Chodzę szybciej, niż to jedzie!
— To twoja wina. — Pokiwał głową. Dodał gazu i ciężarówka
poderwała się, ale w tym samym momencie ręka
Suzy niczym rozpalone żelazo przesunęła się od jego biodra do kolana
i tam pozostała, gładząc miękki, znoszony materiał jego spodni.
Ciężarówka znacznie zwolniła.
— Suzy! — Przełknął ślinę, oczy błyszczały mu niebezpiecznie. —
Suzy, nie sposób tak jechać!
— A... kto chce gdzieś jechać?
— Nie ja! — Opadł na siedzenie. Koniec z rozwagą. Z głębokim
oddechem zepchnął do najdalszego zakątka mózgu wszystkie obawy,
ostrzeżenia i wątpliwości, które nosił w sobie przez dwa tygodnie.
Wszystko, czego chciał od życia — to Suzy Keller. Zwrócił się do niej,
wziął jej twarz w dłonie i nachylił swą ciemną głowę do pocałunku. Tym
razem jutro będzie się martwił o jutrzejszy dzień!
Suzy poddała się pocałunkowi, rozchylając usta z niemą rozkoszą.
Czuła na twarzy jego szybki oddech mieszający się z jej, czuła krew
pulsującą w rytmie rozbudzonej namiętności. Fale rozchodziły się z
rozpalonego miejsca między nogami po całym ciele.
Musiał to poczuć, oderwał bowiem wargi od jej ust i przycisnął je do
skroni, szyi, cienkiej, wrażliwej skóry na karku i plecach. Ręka poprzez
ramię dotarła do jej palców i te splotły się wzajemnie. Opuszki
przekazywały sobie niemą wiadomość: „Och, Suzy, tak bardzo cię
pragnę!"
Okrył jej szyję gorącymi, wilgotnymi pocałunkami, przesunął usta aż
do zmysłowego płatka ucha, przygryzając go lekko białymi, silnymi
zębami, potem obrysował językiem muszlę jej ucha.
Suzy jęknęła cicho, ten dźwięk wyrwał się z jej ust bezwiednie. Nie
mogła też nic poradzić na to, że oddech się rwał, coś w niej topniało,
nabrzmiałe sutki były jak odrętwiałe. Wsunęła głowę pod jego brodę,
65
RS
czoło przyciskając do jego piersi. Słyszała jego serce walące jak
olbrzymi bęben. A więc czuł to samo!
Wplątał palce W mieniące się włosy, odciągnął jej głowę do tyłu i
całował powieki i czubek nosa. Z trudnością oderwał od niej ręce. Jego
ciemne oczy płonęły namiętnością, gdy mówił.
— Najdroższa moja... pojedź ze mną do domu. Całowała czubki jego
palców, usta.
— To daleko stąd. Całą godzinę dłużej.
Z jękiem całował jej słodkie, poddające się usta.
— Nie wytrzymam tyle! A ty? Potrząsnęła głową, uśmiechając się
rozkosznie.
— Poza tym... — Zmarszczył brwi, jego klatka piersiowa poruszała się
ciężko, pragnął jej dotykać cały czas, nawet w tej sekundzie. — Poza tym
nie będę prowadził w tym stanie. Mógłbym stracić prawo jazdy, nie
mówiąc już o postradaniu zmysłów.
Roześmiała się, uklękła na siedzeniu i zarzuciła mu ramiona na szyję w
nagłym przypływie szczęścia. Chciała wtopić się w niego, przebić przez
jego skórę i być z nim jednością. Przyciągnął ją blisko, jeszcze bliżej,
ciasno obejmując, póki kierownica nie znalazła się między żebrami, a
klamka wbiła się w kręgosłup.
— Chodź. — Jego głęboki śmiech zadźwięczał czysto. — Chodź,
kochanie. Pokażę ci coś.
Wyciągnął ją z ciężarówki. Jednym szybkim ruchem otworzył
podwójne drzwi z tylu. W kącie leżała zwinięta pikowana kołdra
zszywana z kawałków, trochę wyblakła, ale nadal puszysta i piękna.
— Och, rozumiem, panie Ross! Wozi pan gruby koc w firmowej
ciężarówce... by ciastkom było wygodniej — zażartowała.
— Nie — odpowiedział miękkimi gestami i odgarnął jej włosy, które
wiatr rozwiał po czole. — Położyłem go dziś rano. Nie wiń słabego
mężczyzny za te marzenia.
— Marzenia o czym? — spytała, szukając wzrokiem jego twarzy.
— Że to okaże się tym, czym sądziłem, że jest. Miłością.
— Na to wygląda — odrzekła, skupiając się na jego sylwetce, podczas
gdy cała reszta zaczęła się rozmazywać.
— Tak, chyba tak — przytaknął, obejmując ją w pasie. Złapał koc i
zeszli w stronę pól.
Szli poprzez wysoką trawę, a słoneczniki chwiały się nad głowami jak
parasole. Ich ramiona krzyżowały się z tyłu, a biodra ocierały o siebie.
66
RS
Nagle Suzy wywinęła się z objęcia i zrobiła trzy, cztery taneczne kroki w
tył. W jej oczach odbijały się złote plamki światła.
— Powiedz, Kevin, często byłeś zakochany? Zaśmiał się, zaskoczony.
— No proszę, powiedz mi. Chciałabym... wiedzieć o tobie wszystko:
co robiłeś, co czułeś, gdzie przebywałeś... — Urwała, oblewając się
rumieńcem. — Nie musisz mi tego mówić, jeśli nie chcesz.
— Ciii... — Uciszył ją pocałunkiem, po czym odpowiedział. — Myślę,
że byłem zakochany, ale nigdy nie było tak, jak teraz. — Uśmiechnął się,
zastanawiając, jak mógł być taki młody i niedoświadczony. — To nie
było nic takiego. Po tym, jak Susan przygarnęła mnie do Oasis,
wystarczało mi poczucie bezpieczeństwa i szczęścia. Chciałem mieć
swoje miejsce i ludzi, którzy się troszczyli o innie. Szybko dorosłem i
stałem się mężczyzną. — Uniósł w rozbawieniu jedną brew. — Nigdy
nie myślałem, że jestem szczególnie przystojny... seksowny... nic
takiego. Ale... cóż, w barze różne rzeczy się zdarzają.
Suzy mocno go objęła śmiejąc się.
— Jak mogłeś nie wiedzieć, że jesteś przystojny? Cudowny facet,
powiedziałabym, gdyby ktoś spytał mnie o zdanie. Więc łamałeś serca? t
— Swoje też. Wiele razy. Kiedyś Logan musiał mnie siłą powstrzymać
od wydania wszystkich oszczędności na złoty naszyjnik dla jakiejś
dziewczyny. Przyciągnął jej twarz i pocałował. — A dziś nawet nie
pamiętam jej imienia.
Jeszcze raz schylił się do jej ust, ale wyśliznęła się i zaczęła biec polem
— jasny płomień pomiędzy zielenią i złotem. Dogonił ją i przytulił całą
rozchichotaną. Zaśmiewała się, gdy otoczył ją ramionami, szczupłą i
giętką, jak kwiaty kołyszące się na wietrze. Schwytana, wspięła się na
palce, szukając słodkiej i miażdżącej siły jego ust. Całowali się bez
końca. Słońce zniżyło się nad polami, by połaskotać ich ciepłym
promykiem, który przebił się przez chmury. Motylek usiadł na kosmyku
włosów Suzy, myśląc zapewne, że znalazł mak lub różę pośród
słoneczników. Odleciał zaraz, zostawiając po sobie złoty kurz, jak
czarodziejski pył.
Poczuła jego skrzydła na policzku i zastygła w zdziwieniu obok
cudownie gorących warg Kevina. Odchylił się, machając ręką w
powietrzu.
— Zwykły motyl — zapewnił ją, a oczy mu się śmiały. Potrząsnęła
głową.
67
RS
— Dziś nic nie jest „zwykłe". To był magiczny motyl. A to... —
Zakreśliła łuk dokoła. — ...jest bajkowe pole. Zaczarowane. To, co czuję,
też nie jest „zwykłą" miłością. Nie taką, jak to było dotąd.
— Ach, więc ty również masz tajemniczą przeszłość! Zaśmiała się.—
Znacznie różniącą się od twojej. Sięgnęła do ciężkiej łodygi słonecznika i
potrząsnęła nią. Dojrzałe pestki wysypały się na jej dłoń i dała kilka
Kevinowi. Przyjął machinalnie, chłonąc ją oczami.
— Wszystko to były młodzieńcze uniesienia — zaczęła. — Gdy
miałam naście lat zakochiwałam się na każdym kroku — w ratowniku
klubowym, kapitanie drużyny pływackiej, kowboju z rodeo, nauczycielu
z kółka dramatycznego. Wystarczyło, że się uśmiechnęłam i już
dostawałam kwiaty, wiersze i listy miłosne... Było to dość przyjemne,
mimo że krótkotrwałe. Później zaczęły się zdjęcia i reporterzy, i
producenci mówiący, że jestem piękna, wspaniała, różnię się od
wszystkich, które spotkali. I po kilku eleganckich obiadach,
poprzedzonych zresztą turniejami wolnej amerykanki, zdawałam sobie
sprawę, że mieli rację. Byłam inna. Może piękna, może wspaniała, ale na
pewno inna. Nie miałam ochoty... cóż, na zaliczenie kilkunastu łóżek.
Postanowiłam zaczekać na mężczyznę, któremu oddam swe serce i będę
jego na zawsze. Wiesz... — Uśmiechnęła się nieśmiało. — Śpiąca
królewna czekająca na swego księcia.
Otoczył ją ramionami i ucałował, a jej rozwiane włosy wplątały mu się
w usta. Z ostrym śmiechem pożądania zebrał te kosmyki w ręce,
okrywały mu palce jak skrzydło ptaka. Jej serce uderzało jak małe
stworzonko o jego piersi, szybki stukot, który tylko zwiększył jego
namiętność. Chciał trzymać ją w ramionach na zawsze. Chciał ją kochać,
posiąść, ulec sile jej magicznego uroku.
Wypuszczając włosy dziewczyny, przyciągnął ją bliżej, czując
znajome już podniecenie, gdy ich ciała splotły się. Przykrył jej usta
swoimi, pogłębiając pocałunek, gdy wygięła się i przytuliła do niego.
Rękami sięgnął ku jej ramionom, przesuwał spragnionym ruchem po
plecach. Czuł ciepło bijące z niej przez cienką bluzę, napięte piersi
dotykały jego torsu. Ostrożnie, nie chcąc przerwać pocałunku, sięgnął
rękami do jej piersi. Drgnęła z rozkoszy, ale odepchnęła go lekko.
— Poczekaj. — Zaśmiała się podniecona. — Rozłóż ten koc, zanim
ktokolwiek nas zobaczy.
— Musiałby być w helikopterze — powiedział, kręcąc głową z
niedowierzaniem. — Spójrz, trzęsą mi się ręce.
68
RS
— Wiem, co chcesz powiedzieć. Pode mną uginają się nogi. Rozłóż
wreszcie ten koc...
— Szukałem lepszego miejsca. Dolinki z pluskającym strumieniem. —
Spojrzał na jej błyszczące oczy i rozchylone usta i już bez słowa
rozpostarł pled na ziemi, tworząc pośród traw i kwiatów małe, przytulne
gniazdko. Opadł na kolana i sięgnął do góry, obejmując ją w pasie. Przez
chwilę klęczał zapatrzony w nią jak w słońce, czy w jedną gwiazdkę na
ciemnym niebie.
— Tak — wyszeptała. — Och, tak! — I opadła w dół, wiedząc, że
czeka na nią solidna ściana z jego piersi. Objęła go za szyję i runęli na
koc, całując się namiętnie, poznając ustami i rękami coraz większy
obszar swoich ciał. Pieścili się przez ubranie, przewracając się i śmiejąc.
Nagle Kevin znieruchomiał. W jego oczach płonęło mroczne
pożądanie, gdy mówił.
— Spokojnie, kochana.
Jego dotknięcie wywołało tak silny dreszcz, że trudno jej było
oddychać. Przeciągnął palcem po jej ustach, w dół bladej i wysmukłej
szyi i dotarł do piersi. Powoli i delikatnie przebierał palcami po cienkim
materiale, kreśląc kręgi wokół ich pełnego zarysu, powodując nową falę
podniecenia. Drżała pod jego dłonią ściskającą i rozcierającą między
dwoma palcami powiększone i napięte sutki.
— Och! — westchnęła, naprężając się pod jego ręką. — Och, Kevin,
pragnę cię..!
Cień padł na jego twarz.
— Oddałbym życie, by słyszeć, jak to mówisz! — powiedział i objął ją
ponownie, zaczęła bowiem podnosić się. Ścisnęła go tak mocno, że nie
mógł zaczerpnąć powietrza.
Jej piękne, duże oczy były wilgotne, ale lśniły, gdy z zadziwiającą silą
powaliła go na koc i nachyliła się nad nim, łaskocząc go włosami.
— Rozumiem, kochanie, ale zbyt cenię twoje życie, byś miał je oddać
za coś takiego. Są przecież inne sposoby, żeby powiedzieć sobie pewne
rzeczy. Zobacz...
Rozpięła mu koszulę i wyciągnęła ją ze spodni, rozpostarła szeroko, by
odsłonić jego pierś. Naga, opalona skóra połyskiwała warstewką potu.
Wsunęła rękę w ciemne, kręcone wioski i napisała palcem na jego skórze
„mój najdroższy Kevin". Ich oczy spotkały się. Szybko schyliła głowę do
jego piersi, napawając się jego pięknem — silnymi mięśniami i czernią
włosów.
69
RS
— Co ty wyprawiasz? — spytał odurzony jej gestami. Rozchyliła usta
i powoli, zmysłowo przeciągnęła czubkiem języka po jego ciele, aż
zachłysnął się z rozkoszy.
Z nieśmiałym uśmiechem mówiła.
— Nie sądzisz, że jest to cudowne. Na razie jesteśmy dla siebie kimś
nowym. Nieznanym. Obcym i tajemniczym. Za chwilę wszystko stanie
się... może nie tyle znane i oczywiste, ale... jest to pewien rodzaj
przynależności do siebie.
— Tak — powiedział. — Wiem dokładnie, o co ci chodzi.
Z uśmiechem ujął jej twarz w dłonie. Pochylając się w stronę Suzy,
całował ją z niewypowiedzianą słodyczą, a usta jego były niczym
obietnica. Suzy poczuła ziemię wirującą pod stopami i opadła w jego
oczekujące ramiona.
Leżała tak, on zaś oplótł ją nogami, by dotykać na całej długości jej
kolan, ud, brzucha. Czuła jego ciepło, przyciągające ją przedziwną siłą i
czuła, że się rozpuszcza w falach podniecenia bijących w jej płonącym
ciele.
— Poczekaj... — Chciała coś powiedzieć, ale scałował słowa z jej ust,
zmył je z języka.
Uniósł ją ku górze i na wysokości ust zobaczył sterczące wierzchołki
jej piersi. Lekko przygryzł czubek. Suzy zamruczała i naprężyła się,
wzmacniając w nim ogień pożądania. Przewrócił ją na kocu i nachylił się
nad nią.
— Jeszcze chwila i eksploduję! — powiedział gestem wypełnionym
namiętnością. — Do diabła, zobacz, do czego doprowadzasz! — Jego
śmiech brzmiał gardłowo, gdy zerwał z siebie ubranie i odrzucił je na
bok.
Ukląkł przy niej i powoli, zmysłowo zaczął podnosić jej bluzę do góry,
ukazując brzuch, potem piersi, i wreszcie zdjął ją. Słyszała jego ostry,
urywany oddech, gdy przez chwilę pieścił ją wzrokiem. Napięła się, piegi
na skórze stały się bardziej widoczne, podobnie jak blada gładkość jej
pełnych piersi z różowymi, twardniejącymi sutkami.
Uniosła biodra, by łatwiej ześliznąć z nich spodenki i figi, jego dłoń
pomogła wymotać je z kostek i stóp. Drżąc wodziła ręką po jego
ramionach, umięśnionych plecach i pośladkach.
— Och, uwielbiam, jak mnie dotykasz. — Kevin schylił głowę, by
przez chwilę całować jej piersi. Biorąc w usta sutek, wpierw dotykał go
językiem, smakując jego niewypowiedzianą słodycz, potem ściskał go
70
RS
delikatnie zębami. Jej ciało odpowiadało szalonym rytmem pożądania i
przyzwolenia.
— Teraz... — jęczała. — Och, kochaj mnie, Kevin, kochaj mnie już..!
— Zaraz. — Jego ręka po tym geście dotknęła złotego futerka między
jej nogami. Przykrył je dłonią i zataczał nią kręgi, czując rosnącą
przyjemność, iż ciało jej miotane jest tą samą namiętnością, która i jego
pali. Głaskał meszek po wewnętrznej stronie jej ud, jakby zachęcając
„chodź do mnie"...
— Kevin—powiedziała poddającym się głosem. Ukryła twarz na jego
ramieniu, wycierając łzy rozkoszy w gorącą, zaczerwienioną skórę.
Gryzła go, szczypała i przeciągała swoich szlochając. — Kevin, chcę,
żebyś mnie kochał,...
— Suzy... — Był to fragment modlitwy szeptanej na wprost jej ust. Z
niemal bolesną desperacją przetoczył ją pod siebie i przykrył całą
długością swego płomiennego ciała. Rozchylając jej uda, wśliznął się
między nie i poczuł dziką, ognistą radość, gdy po chwili połączyli się w
jedno.
— Och, och! — Jej oddech stal się jeszcze bardziej urywany. Śmiała
się i płakała, gdy oboje uczyli się swojego sekretnego rytmu. Z olbrzymią
miłością wznosił ją wyżej, wyżej, aż do rozkoszy tak wielkiej, że
niewyobrażalnej.
— Najdroższy, ukochany — mruczała.
Usłyszał to sercem. Podniósł głowę i zaglądając mu w oczy, mogła
zobaczyć jego duszę.
— Kocham cię. — Poruszył wargami i poczuł, jak świat eksploduje i
rozpada się, błyskając kolorami tęczy niczym rozpryskujące się
fajerwerki szczęścia. Z niskim pomrukiem rozkoszy, razem z nią,
pogrążył się w ekstazie.
Gdy już oprzytomnieli, Kevin wśliznął się pod Suzy, znajdował się
teraz między nią a kocem. Zapadł zmierzch, słońce skryło się za linię
horyzontu i na niebie pozostały tylko ostatnie złote błyski. Słoneczniki
kołysały się, a świerszcze stroiły swoje instrumenty na nocny koncert.
Kevin uśmiechnął się. Leżała na nim zmęczona i bezwładna, czuł jej
oddech na piersi. Nie poruszyła się, gdy sięgnął za nią i przykrył ich
oboje kawałkiem koca. Leniwie rysował na jej skórze litery: jej imię,
swoje i inne słowa — kocham, piękna, szczęście. Głębokie westchnienie
wyrwało się jej z piersi, oddech ten poruszył złote włosy odpoczywające
na jego ramieniu, ale nie zaniepokoił jej. Tak, były inne sposoby, by
wyrazić pewne rzeczy.
71
RS
Posłała mu pełne miłości spojrzenie.
— Och, Kevin, jestem tu taka szczęśliwa! Mogłabym tak leżeć i
leżeć... — Wyciągnęła się i potarła palcem u nogi jego kostkę.
— Ściemnia się — zauważył bez entuzjazmu, on też nie chciałby
ruszać się stąd.
— Gdybyśmy zamknęli oczy, nie wiedzielibyśmy o tym. — Zaśmiała
się i otarła piersiami o jego tors.
On również się zaśmiał.
— Gdybym zamknął oczy, nasza rozmowa urwałaby się.
— Och, zapomniałam! — Zachichotała szaleńczo i musiała go
pocałować, po prostu musiała. Zaraz jednak zmarszczyła brwi
zaskoczona tym, co przywołała jej pamięć. — Wiesz co?! —
wykrzyknęła, stukając go palcem w pierś. — Wymówiłeś moje imię na
głos. Nie, nie zaprzeczaj teraz. Może byłam wtedy w innym świecie, ale
słyszałam to! Powiedziałeś „Suzy", nieprawdaż? To przez ciebie —
powiedział. — Straciłem głowę, czy coś w tym rodzaju. — Uśmiechnął
się.—Co łatwo zrozumiesz, gdy przypomnisz sobie, w jakiej to było
chwili.
— Pamiętam doskonale — zapewniła go. Ale nie zmieniaj tematu.
Jeśli powiedziałeś to, to znaczy, że możesz powiedzieć jeszcze raz.
Spróbuj!
Wolno potrząsnął głową, nie odrywając od niej wzroku.
— Nie, nie chcę.
— Ale dlaczego?
— Bo... — Zacisnął szczęki. — Odpowiada mi tak, jak jest.
— Mnie też. Ale pomyślałam sobie, że to byłoby urozmaicenie.
Czasami. Na specjalne okazje. — Mrugnęła do niego, łagodząc chwilowe
napięcie swoim jasnym uśmiechem. — Ktoś sławny powiedział:
„Największe przyjemności życia przeżywamy w milczeniu". Ładnie,
prawda? Chociaż chyba nie zachowywałam się zbyt cicho przed chwilą...
i ty, mój wspaniały mężczyzno, również.
Sięgnęła po ubranie. Od śmiechu trzęsły się jej ramiona, piersi
chwiały, a gładka skóra na brzuchu podskakiwała. Wyglądała jak leśna
nimfa lub nagi elf i poczuł się szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Śmiejąc się z
nią, założył ubranie, zebrał koc w jedną rękę, drugą objął ją ciasno w
pasie i tak przytuleni wracali do ciężarówki.
— Wiesz... — Suzy obejrzała się przez ramię, gdy dotarli do niej. —
Zawsze będę miała sentyment do słoneczników.
72
RS
Jechali w ciemności. Opierała się o niego w pół drzemce, czuła się
wciąż oszołomiona. Gdy pierwsze światła miasta oświetliły samochód,
Kevin zwolnił. Byli prawie w domu.
Suzy obserwowała przez okno migające neony. „W domu..." —
pomyślała. Ale miasto było inne, niż kiedy je opuszczali kilka godzin
temu. Chociaż nie, to nie była prawda. Ona nie była już ta sama i nigdy
nie będzie. Ten dzień z Kevinem zmienił ją. Chciała tego, ale to, co
otrzymała, prześcignęło jej oczekiwania. Zadrżała i przywarła do Kevina.
Nigdy wcześniej nie chciała oddać się tak całkowicie, tak ulegle i z taką
miłością. „I co teraz, Suzy? — pytała samą siebie — Pomyślałaś o tym?
Co ty i Kevin zrobiliście? A co teraz powinno nastąpić między wami?"
Zatrzymał się na czerwonym świetle. Zajrzał w jej zamglone oczy.
— Chcesz, żebym cię odwiózł, Suzy? Późno już. Czy może
pojedziemy do mnie?
Późno... do mnie... jego małe, ale wygodne mieszkanko na zapleczu
magazynu? Umysł Suzy był tak otępiały, że nie mogła myśleć. Poruszała
ustami, a ręce trzęsły się jej pod jego intensywnym spojrzeniem.
Wyczuł jej wahanie.
— Dobrze, Suzy. Rozumiem. — Wziął ją za rękę, trzymał przez
chwilę, po czym podniósł do ust, by potem wypuścić. — Za dużo dzieje
się dzisiaj, potrzebujesz trochę czasu w samotności.
Znów zapatrzyła się przez okno. Rzeczywiście, potrzebowała czasu, by
oddzielić marzenia od rzeczywistości, nie poddawać się uczuciom i
spojrzeć na wszystko w świetle dnia. Ale na razie nie mogła, jeszcze nie
teraz.
— Czy moglibyśmy... pobyć jeszcze trochę razem, Kevin?
,.Przeszedłbym przez ogień i wodę, gdybyś tylko poprosiła, pomyślał.
Uśmiechnął się do niej i powiedział.
— Oczywiście, Suzy... jeszcze trochę.
73
RS
Rozdział 7
Materac ugiął się w stronę Kevina i Suzy zjechała w jego kierunku,
mając jeszcze zamknięte oczy i rozłożone ramiona. Objęła jego nagie
szczupłe ciało i potarła dłonią zarośniętą pierś.
— Ummm... — zamruczała, wzmacniając uścisk i przysuwając się
bliżej, ale wyplątał się z jej ramion i przerzucił nogi przez krawędź łóżka.
Jedno zaspane szmaragdowe oko rozchyliło się, za chwilę drugie. Nie,
to nie był sen! Kevin był tutaj, cały z krwi i kości! Uśmiechnęła się jak
perski kot, zadowolona i rozbawiona. Szczęście szukało w niej ujścia, aż
znalazło go w głośnym chichocie.
— Wracaj! — zbeształa go, po czym pociągnęła do tyłu. Opadł na
łóżko z głośnym śmiechem. Oczy wypełniała
mu miłość.
— Co ty wyprawiasz? — spytał Suzy żartobliwie, spiesznie ruszając
dłońmi, by szybciej zagłębić je w ognistej fali jej włosów. Zebrał je w
garść, odgarnął z twarzy i ucałował jej słodkie, krągłe usta.
Oddała pocałunek i usadowiła się na nim, przyciskając swym ciężarem
jego silne ciało. .Jestem jak mały statek kołyszący się na potężnym
morzu — pomyślała. — Mały statek, szczęśliwy, że znalazł swój port.
— Próbuję zatrzymać cię w łóżku — odpowiedziała na jego pytanie,
chwytając zębami jego wargę i gryząc ją z miłością.
— Au! — krzyknął, po czym ze śmiechem przewrócili się i teraz on
znalazł się na górze. Z jego twarzy biło zadowolenie, gdy ścisnął ją
kolanami. — Jesteś dziś bardzo żywotna! Spodziewałem się, że obudzisz
się nieśmiała i niewyspana po tej szaleńczej nocy... \
— Po prostu... jestem taka szczęśliwa!
Uśmiech rozświetlił jego twarz, ale jakby się go wstydząc przybrał
surową minę.
— Myślałem, że we własnym domu pozwolą mi się ubrać i zrobić
kawę.
— Nie potrzebuję kawy. I nie chcę, żebyś wychodził z łóżka.
— A czego właściwie chcesz, moja miła? Objęła go za szyję i wisiała
na niej jak klejnot.
— Chcę ciebie. Czuć twoje usta i ręce na skórze, i całą wspaniałą
resztę, która potem następuje. Chcę zamknąć oczy i widzieć ogniste
fajerwerki... Och! — dodała słodko, poważnym tonem. — Tak przy
okazji, jaki jest znak na „fajerwerki"? Mógłbyś mi pokazać?
Podniósł ręce i zamigał.
74
RS
— Mam ci teraz coś innego do pokazania. — Ze śmiechem schował
twarz w zagłębieniu koło jej szyi. Jego zarost łaskotał delikatną skórę.
Wierciła się pod nim; chciała być silniejsza niż trzymające ją kolana. Już
po chwili Kevin zrozumiał, że wpadł we własne sidła. Padł ofiarą swojej
niekontrolowanej namiętności. Uświadomił mu to ogień w lędźwiach i
ból w każdej cząstce ciała. Przygniótł ją swoim ciężarem i obsypał
gorącymi pocałunkami jej twarz, piersi i brzuch. I tym sposobem kochali
się znowu, w czasie, gdy Kevin powinien robić kawę, gdyby słuchał
tego, co mu podpowiadał rozsądek.
Po jakimś czasie znowu leżeli spokojnie zwróceni do siebie twarzami,
badają się poważnym spojrzeniem.
— Chyba śnię — pierwszy powiedział Kevin, głaszcząc jej piersi. —
Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, Suzy. Piękną, zabawną i
cudowną. Na pewno śnię.
— Tak, też o tym myślałam. Ale jeśli to sen, to nie próbujmy go
przerwać. — Leżała prawie nieruchomo, bawiąc się włosami na jego
torsie. Skóra pod nimi była ciemna i gładka jak zamsz i bardzo ją
pociągała. Całą poprzednią noc odkrywała jakąś część jego ciała — usta,
zagłębienie koło szyi, zarysowane bicepsy, silne uda — która
oddziaływała na nią erotycznie. Teraz była zafascynowana włosami na
jego piersi i z uśmiechem przesuwała po nich ręką, coraz bardziej w dół.
Przekroczyła linię brzucha i wędrowała dalej po zwężającej się ścieżce...
— Och, nie! Nie rób tak! — ostrzegł, chwytając ją za przegub. —
Przestań, zaraz zwariuję przez ciebie!
— Teraz to mówisz, gdy już rozbudziłeś we mnie dziką namiętność?
Zapłacisz mi za to!
— Kochanie, jedyne za co zapłacę, to obiad. Wstawaj!
— Obiad? — powtórzyła. — A która to godzina?
— Późne popołudnie... następnego dnia.
— Aaa... — Ziewnęła, po czym zwinęła się pod ciepłą kołdrą.— To
był najmilszy dzień, jaki przeżyłam, ale czuję się, jakbym od tygodnia
nie zmrużyła oka. Jestem... — Ziewnęła jeszcze raz. —... śpiąca.
Uśmiechnął się i odgarnął włosy z jej policzka. Wymknął się z łóżka,
założył dół od piżamy, górę podał jej i pospieszył do kuchni. Po chwili
po mieszkaniu rozszedł się zapach świeżo mielonej kawy, ale Suzy nie
zauważyła tego. Otulona piżamą spała na poduszce Kevina.
Stanął w drzwiach, trzymając w rękach parujące kubki, pod pachą
niósł popołudniową gazetę. Na widok Suzy poczuł się słaby i oparł się
ciężko o framugę. To musi być sen, który zniknie i pozostawi Kevina
75
RS
samotnego. Przyrzekł sobie kiedyś, że będzie odporny, ale przecież to by
go bardzo zraniło. Przestraszył się.
— Kncham cię — zaszeptał chropowatym, długo nie używanym
głosem. To było szaleństwo, ale naprawdę ją kochał. Było to tak
oczywiste, jak uśmiech na jej śpiącej twarzy. I zamierzał cieszyć się tym
uczuciem, nie myśląc, co przyniesie jutro.
Nachylił się nad łóżkiem, postawił kubki na nocnym stoliku i dotknął
jej ust. Poruszyła się, zarzuciła mu ręce na szyję i uśmiechnęła się.
— Chyba się zdrzemnęłam...
— Wstawaj, śpioszku. W domu nie ma nic do jedzenia, a ja umieram z
głodu.
Odchylił kołdrę, wziął ją na ręce i zaniósł pod prysznic. Suzy miotała
się i wyrywała.
— Och, nie! Nie ośmielisz się! Jeszcze się nie obudziłam. Utopisz
mnie! Ratunku!
Woda była ciepła i miła w dotyku, po chwili lustro pokryło się parą, a
oni bawili się jak dzieci, drapiąc się po plecach i kładąc sobie pianę na
ramionach i nosach. Kevin umył jej włosy. Suzy namydliła czarny zarost
na jego piersiach i wspinając się na palce, przywarła do niego,
zostawiając dwie wysepki pośród morza piany na jego torsie. Z
zamkniętymi oczami trzymał ją w ramionach, czując ciepło
promieniujące z jej atłasowej skóry wprost do jego serca. Woda biła mu
w twarz i kłuła w policzki, ale nie czuł bólu. Myślał tylko o tym, że było
to niemożliwe, a z drugiej strony tego właśnie pragnął.
— Wystarczy już. — Suzy zaśmiała się i odchyliła w jego ramionach.
Potrząsnęła silnie głową i krople wody rozpierzchły się we wszystkich
kierunkach. — Teraz, panie Ross, ja umieram z głodu. Musisz albo mnie
kochać, albo pożywić.
Dziki płomień rozpalił jego oczy, ale wypuścił ją, zakręcił wodę i
wyjął z szafki dwa grube ręczniki. Boso, ociekający wodą, przeszedł do
sypialni po kawę. Sączyli ją, zerkając na siebie znad napoju. Suzy
suszyła włosy, gdy Kevin golił się, a kiedy skończył, wspięła się na palce
i potarła policzkiem o jego brodę z niewypowiedzianą tęsknotą. Oderwał
od niej usta.
— Ubierz się. — Pokazał, popychając ją w stronę sypialni.
— Utrudnia to twoja obecność!
— Suzy, potrzebujemy trochę powietrza...— Pokazał na jej żołądek.
— ...i jedzenia. Któreś z nas musi tego dopilnować. — Podniósł ręce, by
76
RS
ostatni raz delikatnie popieścić jej piersi, po czym odwrócił się i zaczął
się ubierać.
Ponieważ bluza i spodenki Suzy nie były odpowiednim strojem
wieczorowym, pojechali najpierw do jej mieszkania, i tam przebrała się
w atrakcyjną bluzeczkę z krótkim rękawem i długą bawełnianą spódnicę.
Pojechali potem pod magazyn i Kevin zostawił tam ciężarówkę.
Restauracja
znajdowała
się
niedaleko,
więc
postanowili
się
przespacerować.
Szli ręka w rękę przez ciemną i parną noc, mając głowy wypełnione
marzeniami. Mijane sklepy, białe koszule i latarnie dawały słabe światło.
Drzewa stały nieruchome w bezwietrznym powietrzu. O milę na północ
holownik popychał barkę do Mighty Mo, wysyłając głuchy, zawodzący
dźwięk odbijający się echem o wybrzeże.
Suzy zasłuchała się, a Kevin uniósł pytająco brew.
— Holownik — wyjaśniła. — Zawsze zdawało mi się, że brzmi tak
smutnie, ale dzisiaj jest jakoś inaczej.
— Ty marzycielko. — Potrząsnął głową. — Jesteś niepoprawną
romantyczką.
— A ty?
— Zawsze uważałem się za realistę. W każdych okolicznościach
wiedziałem, co jest możliwe, a co nie. — Spojrzał na nią i dodał. — Ale
teraz nie jestem już niczego pewien.
Położyła jego ręce na swoich piersiach i pocałowała go mocno w usta.
— Tak, wiem, ale nie zajmujmy się tym dzisiaj. Zamiast tego zjedzmy
coś fantastycznie wielkiego i pysznego i bądźmy niesamowicie
szczęśliwi. Zgoda?
Mała restauracja położona była na dwunastej Ulicy. Zamówili
szaszłyki, sałatkę z kapusty i frytki, i zjedli tyle, że mało nie pękli.
Zespół, który grał, nie był duży, ale gitara basowa, perkusja i zawodzący
saksofon wywierały na obecnych duże wrażenie. Suzy przyłapała Kevina
na wystukiwaniu rytmu perkusji płaską dłonią i poderwała się do tańca.
Początkowo nie chciał się zgodzić i groźnie się marszczył, ale gdy w jego
oczach zobaczyła uśmiech, wiedziała, że wygrała; wyciągnęła go na
parkiet. Tańczył z gracją, trzymając ją blisko przy sobie. Kołysała się
seksownie, tak że wszyscy mężczyźni patrzyli na nią pożądliwie, ale
Suzy dostrzegała jedynie Kevina.
Gdy kawałek skończył się, opadła na krzesło, wachlując się serwetką i
obrzucając go zaskoczonym spojrzeniem.
— Jak to zrobiłeś? Powiedz, słyszałeś coś?
77
RS
— Odrobinę, sam rytm, tak jak słyszę uderzenie piłki w tenisie.
Ponadto czuję impulsy z podłogi. Podobnie było, gdy żeglowaliśmy z
Loganem. Nie musiałem słyszeć komend zmiany kursu, bo wyczuwałem
to z ruchu łodzi na wodzie, jakbym był jej częścią.
— To wspaniałe, jak magia!
— To tylko praktyka, kochanie. Poza tym nie zapominaj, że
pracowałem w Oasis. Rano albo przed zamknięciem, gdy byliśmy tylko
my — personel — Jerome grywał na saksofonie, a Susan tańczyła z
Loganem, ze mną lub ze szczotką, zależy, co miała pod ręką. Nieźle się
bawiliśmy!
— Jak to wszystko cudownie brzmi! Wiesz, jestem trochę zazdrosna.
Tak spędzałeś czas, gdy ja biegałam po agencjach lub siedziałam
nieruchomo parę godzin w gorącym świetle reflektorów, a każdy
poprawiał mi włosy, makijaż i sposób pochylenia głowy. Brałam lekcje
ruchu i baletu, a każdą wolną chwilę poświęcałam na naukę francuskiego
i algebry, żeby nie oblać egzaminu. Chodziłam na przyjęcia i chciałam
rozmawiać tam o książkach, filmach, najnowszych tańcach, ale wszyscy
mówili tylko o moim ciele czy twarzy... — Urwała nagle, biorąc płytki
oddech rozchylonymi ustami.
— Suzy... — Kevina ogarnęła chęć, by przytulić ją, kochać i trzymać z
dala od niebezpieczeństw. Jego oczy błyszczały uczuciem, na widok
którego Suzy pokryła się rumieńcem.
— Przepraszam — szepnęła, jej doskonałe usta wygięły się w smutny
uśmiech. — Wiesz, to do mnie niepodobne. Tak naprawdę... — Położyła
brodę na rękach, łokciami oparła się o stół. — Nigdy jeszcze o tym nie
mówiłam, ale tak właśnie się czuję. Jakbym spędziła sto lat jak śpiąca
królewna zamknięta w swoim zamku i czekająca na księcia. Zawsze
byłam w centrum uwagi, zaaferowana swoją karierą i planami mamy.
Zbudowała ścianę wokół mnie, byłam bezpieczna, ale z drugiej strony
odgrodzona od świata. W rzeczywistości nie znam go nawet dobrze. A
teraz obudziłeś mnie, i wiem, ile mnie ominęło i... — Zatrzymała się
łapiąc go za rękę. — I chcę wyjść stąd, spacerować, patrzeć na rzekę i
gwiazdy, gwiazdy odbijające się w rzece...
— W twoich oczach błyszczą gwiazdy.
— W twoich też. Jesteś tak wspaniały, odważny i silny!
— Chodźmy stąd, Suzy.
Było już po północy, ale powoli szli po moście, zeszli na wybrzeże,
trzymając się za ręce i uśmiechając do siebie w ciemności.
78
RS
Kevin wskoczył na kamienny murek i pociągnął Suzy za sobą. Patrzyli
na czarną rzekę, której wody wydawały się i nieruchome w ciemności,
prócz piany, tworzącej się przy filarze mostu. Nad głowami przejeżdżały
samochody rozświetlając noc. Tam też znajdowały się konstelacje
gwiazd przyczepione do aksamitnego nieba. Mały, czarny kształt
przeleciał obok, potem kilka następnych, uderzając o wodę tuż przed
nimi. Wyglądały jak czarne kawałki papieru rozrzucone niewidzialną
ręką.
Suzy wstrzymała oddech.
— Co to było? Ptaki?
— Raczej nietoperze — odpowiedział. Wzdrygnęła się i przysunęła
bliżej niego.
— Może już będziemy wracać? Robi się późno.
Zeskoczył na chodnik, złapał ją w pasie i delikatnie zestawił na ziemię,
osuwając po swoim ciele. Obejmując go za szyję, zażartowała.
— Teraz wiem, że powinniśmy iść do domu. Zaśmiała się lekko.
Byli o dwa bloki od magazynu Kevina, gdy poczuł, że Suzy naprężyła
się. Zawahała się w pół kroku, patrząc na niego rozszerzonymi oczami i
chciała odwrócić się. Instynktownie wyskoczył przed nią, tworząc jakby
tarczę ze swojego ciała, ale było już za późno.
Trzech mężczyzn wypadło z zaułka i zaatakowało ich, odciągając Suzy
i uderzając Kevina pięściami i drewnianymi pałkami. Poczuł silny ból w
ramieniu, potem piersi, ale dalej walczył, by dostać się do Suzy.
Mężczyzna obok pchnął ją na ścianę i próbował zerwać jej z ramienia
torebkę.
— Weźcie ją! — krzyknęła. — Weźcie i odejdźcie. Nie róbcie nam
krzywdy! — Ale młody chłopak wziąwszy torebkę, zaczął ściągać jej
zegarek i pierścionki.
Kevin rzucił się dziko, strząsając z siebie jednego z atakujących i
pchnął go na ścianę. Odwrócił się, szukając drugiego, uderzył go pięścią
w twarz, czując gorącą krew spływającą po dłoni.
Silne uderzenie kijem w plecy rzuciło go na kolana, dzwoniło mu w
głowie, przed oczami zrobiło się ciemno. Zbierało mu się na wymioty,
zaczął tracić świadomość. Nie mógł sobie na to pozwolić! Suzy! Spojrzał
na nią przez czerwoną mgiełkę, jeden z napastników pchnął ją brutalnie
na ziemię.
— Suzy! — krzyknął chropowato, zerwał się na nogi i skoczył na
plecy mężczyzny. Owinął mu ramię wokół szyi, odciągnął go i powalił.
Zrobił unik i przytomnie zwalił z nóg następnego opryszka, po czym
79
RS
wracając do leżącego przygniótł go do ziemi i wymierzył silny cios w
szczękę. Rabuś, któremu rozkrwawił twarz na samym początku, zaczął
uciekać. Rzucił się za nim, przygniótł kolanami i trzymając go za przód
koszuli chciał zmiażdżyć mu twarz, gdy ktoś zatrzymał jego wzniesione
ramię. Trzęsąc się z wściekłości, szarpnął rękę i znowu się zamierzył, ale
te same delikatne dłonie uwięziły jego przedramię. Podniósł głowę.
— Nie! — krzyczała Suzy. — Nie, Kevin. Wystarczy! Jest już policja.
Kevin, proszę!
Zadrżał, zimny pot spływał mu po ciele, adrenalina płynęła jeszcze w
żyłach. Spojrzał morderczym okiem na leżącego pod nim mężczyznę.
Chciał ich wszystkich pozabijać za to, że przestraszyli ją, a może nawet
zranili.
Spojrzał na nią pieszczotliwie, jakby chciał odgarnąć rozczochrane
włosy z jej bladych policzków, zabrać strach z rozszerzonych oczu i
uspokoić drżącą brodę.
— Wszystko w porządku? — spytał. Przytaknęła ze łzami w oczach.
— A z tobą?
Zanim mógł dać jej odpowiedź, poczuł ciężką dłoń na ramieniu;
odwrócił się w stronę policjanta.
— Już jesteśmy — odezwał się. — Zabieramy ich. — Inny z
umundurowanych mężczyzn odciągnął rabusia.
Kevin wstał i przytulił mocno Suzy, pytając po chwili:
— Suzy, kochanie, nic ci nie jest? Na Boga, nie zrobili ci nic?
— Już dobrze, Kevin. Ale ty... Krwawisz i masz opuchnięte usta...
— Czy wszystko w porządku, proszę państwa? — wmieszał się
przedstawiciel prawa. — Nie trzeba wezwać karetki?
Oboje spojrzeli na Kevina, ale potrząsnął przecząco głową.
— Muszę sporządzić raport. Możecie mi opowiedzieć, co się
właściwie stalo? — Wziął notes i utkwił pytający wzrok w Kevinie, ale
odezwała się Suzy. — Spacerowaliśmy... szliśmy ulicą i tych trzech... —
Glos jej zadrżał, po policzku spłynęła łza.
Kevin przytulił ją, przycisnął bolący policzek do jej włosów.
— Może pan opowie mi resztę? Tak będzie prościej. Usta Kevina
zbielały, zaciskając się w grymas, oczy zwęziły się z goryczą.
Nie zauważając tego Suzy wyjaśniła. — On nie słyszy. Ale to już
właściwie koniec. Pojawili się, zaczęli bić Kevina kijem, jeden z nich
próbował...
— Dosyć! — Kevin pokazał z wściekłością. Do cholery, nie potrafił
nawet doprowadzić jej bezpiecznie do domu. Nie mógł zapobiec jej
80
RS
cierpieniu. Poczuł do siebie nienawiść. Jeszcze chwila i wybuchnie,
rozbijając ulicę w pył. — Dajcie mi raport. — Prawie wyrwał go z ręki
patrolowego. Szybko opisał zdarzenie, stojąc zgarbiony z powodu
dotkliwego bólu w piersiach.
W przeciwieństwie do niego, Suzy widziała tylko krew na jego
policzku i opuchniętą szczękę. Och, był tak wspaniały.
— Wspaniały... ale szalony! — mruknęła, przypominając sobie swój
strach, gdy walczył z trzema złodziejaszkami. Mogli go przecież zabić!
Pogłaskała go po plecach, biorąc wściekłość, która nim trzęsła, za
zmęczenie.
Strząsnął jej rękę i oddał notatnik policjantowi.
— Powiedz im, że gdybym był jeszcze potrzebny, przyjdę na
posterunek. Zapisałem im telefon Mike'a. Niech innie zawiadomią przez
niego.
— Kevin, mogą przecież zadzwonić do mnie i poszlibyśmy razem.
— Powiedz, niech dzwonią do Mike'a! — Jego ruchy były szybkie i
nerwowe.
Suzy cofnęła się.
— Dobrze, jeśli tak wolisz. — Była zadowolona, że nie mógł usłyszeć
zawodu w jej zasmuconym głosie.
Obracając się na pięcie, stanęła twarzą w twarz z patrolowym i jego
partnerem, który właśnie zakuł trzech opryszków i prowadził ich do
policyjnego samochodu. Odpowiedziała na kilka pytań i jeszcze raz
zapewniła, że czuje się dobrze.
— Na pewno? — spytał jeden z nich. — Może panią podwieźć?
— Zgódź się — wtrącił się Kevin.
— Myślisz, że powinniśmy... — zaczęła ostrożnie, ale przerwał jej w
pół słowa.
— Jedź sama. Przynajmniej ty będziesz bezpieczna. No idź!
Powstrzymała ostrą odpowiedź, która cisnęła się jej na usta i zmierzyła
go szmaragdowym spojrzeniem. Nagle zrozumiała. Boże, ileż miał w
sobie dumy i zaciętości. Ale potrafiła być tak uparta, jak oni.
— Dziękuje — odrzekła policjantom. — jesteśmy prawie na miejscu.
Przejdziemy dalej piechotą. — Oparła głowę na ramieniu Kevina.
Mężczyźni wymienili sceptyczne spojrzenie, ale Suzy uśmiechnęła się
i dodała wyraźnie, by Kevin na pewno zrozumiał.
— Proszę się nie martwić. Pan Ross się mną zaopiekuje. Zasalutowali i
odeszli.
81
RS
— No i cóż... — Znów położyła mu głowę na ramieniu, spotykając
jego groźny wzrok. — Jesteśmy tylko my, mój
mały!
— Powinnaś z nimi jechać.
— Nie chciałam.
— Gdy dojdziemy do samochodu, zawiozę cię do domu. Tam, gdzie
będziesz bezpieczna. Tam, gdzie twoje miejsce.
— Słucham? — Suzy zapytała z powagą. — Nie zrozumiałam cię.
Złapał jej rękę i odmaszerowali. Suzy co kilka kroków musiała
podbiegać, by utrzymać jego tempo, w końcu udało się jej wydłużyć
krok. Przeskakując po dwa stopnie naraz, dostali się do magazynu.
—Tylko wezmę kluczyki. — Zamigał. — I odwiozę cię.
— Najpierw obejrzę twój rozcięty policzek i przyłożę ci trochę lodu na
usta.
— Później się tym zajmę. Wpierw pojedziesz do domu.
— Słucham? Nie rozumiem, co pokazujesz.
— Przestań! Rozumiesz doskonale!
— Tak, masz rację. Rozumiem nawet to, że to nie na mnie jesteś
wściekły. I nie na tych rabusiów. Jesteś zły na siebie.
Odwracając się, skutecznie zakończył wymianę zdań. Suzy była jednak
wy trwalsza, niż przewidywał.
Stancja przed nim, opierając się o drzwi wejściowe i skrzyżowała
ramiona na piersiach. — Nie wyjdę, póki nie porozmawiamy.
— Nie będę rozmawiał!
— Świetnie. Więc nie ruszę się stąd. — Utkwiła wzrok w samym
środku jego torsu i stała tak, nieruchoma jak rzeźba. Po minucie dodała.
— Nie zapominaj, że mam niezłą praktykę w pozowaniu przez godziny.
Możesz zamówić tu śniadanie.
Wydając zdesperowany jęk, podszedł bliżej i podniósł jej głowę,
zajrzał jej głęboko w oczy i ciężkimi ruchami pokazał.
— O to ci właśnie chodzi, prawda?
— Zgadłeś. — Uśmiechnęła się lekko. — Patrząc na innie ludzie
zwykle sądzą, że jestem delikatna i łatwo się zniechęcam. Nie
chciałabym, żebyś ty popełnił ten błąd.
Potarł wierzchem dłoni piekący policzek. Wszystko go bolało,
zarówno w środku, jak i na zewnątrz, i jeśli zaraz nie usiądzie, to chyba
upadnie.
— Dobrze, postoisz tu jeszcze minutę, a potem wezwiesz taksówkę i...
— Słucham? Tak niewyraźnie mówisz.
82
RS
Z irytacją zgrzytnął zębami i popchnął ją lekko do mieszkania.
Gdy już weszli, uniósł jej brodę i odgarnął mokre kosmyki do tylu.
Jego przystojna twarz była szara z wyczerpania i troski.
— Na pewno nic ci się nie stało?
— Nie, tylko się przestraszyłam.
— Nic ci nie zrobili? Nie masz zadrapań, siniaków?
— Nie, Kevin.
— Jesteś pewna? Widziałem, jak cię pchnął.
— Ale byłeś tak szybki i silny, że nie zdążył nic mi zrobić. Mam tylko
starte kolano.
— Zobaczymy je. — Schylił się z trudem do jej nogi i podniósł
spódnicę. Mała plamka krwi zakrzepła na obtartej skórze. Uniósł prawie
białą twarz do góry. — Nie boli?
— Och, głuptasie! Mój wspaniały, niemądry mężczyzno. Jeżdżąc na
rowerze czy deskorolce w dzieciństwie, odnosiłam nie takie rany. Kiedyś
nawet spadłam z drzewa.
— Nie mów mi o tym... — Z bólem zamknął oczy.
— Mój głuptasku — zamruczała, ocierając pospiesznie łzy kapiące mu
na głowę, on zaś objął ją w pasie i oparł o nią głowę.
Rozczochrała mu włosy, wytrzepując z nich kawałki patyków i resztki
żwiru.
Z cienkich rozcięć na policzku i skroni sączyła się strużka krwi.
Wzięła go za ramiona i lekko odsunęła.
— Teraz ty poddasz się delikatnym i pieszczotliwym zabiegom.
Usiądź tu.
Z trudnością wstał i pokuśtykał do najbliższego krzesła. Padł na nie jak
długi, czując zawrót głowy. Suzy pobiegła do kuchni i wróciła niosąc
miskę ciepłej wody, kilka czystych ręczników i lód. Delikatnie odgarnęła
mu włosy z czoła i przyłożyła do nich zmoczony ręcznik. Szarpnął się do
tyłu krzywiąc z bólu.
— Nic mi nie jest! — Pokazał.
— Jasne, Supermanie. Pozwól mi tylko przez chwilę być Lois Lane
lub dzwonię do Logana, że może się spotkać z nami w szpitalu.
— Nie! Przestraszyłabyś Susan i dzieci. Naprawdę nic mi nie jest. —
Zmusił się do uśmiechu.
Schyliła się i lekko pocałowała go w usta. Szybko przeprosiła, gdy
jęknął z bólu.
— A teraz... — zawinęła lód w ręcznik i wręczyła mu.
— Siedź spokojnie.
83
RS
Umyła mu twarz, po czym rozpięła guziki koszuli i pomogła mu się z
niej wyplątać. Siniaki na ramionach i plecach przybierały właśnie barwę
purpury. Próbowała być delikatna, ale widziała kropelki potu na jego
ciele i ból w ciemnych oczach. Przestraszona, zapytała znowu.
— Nie chcesz, żebym wezwała lekarza?
— Nie, jestem tylko obolały. Jutro pewnie będę się czuł, jak po walce
z bykiem, ale niczego sobie nie złamałem. Nie martw się tak!
— Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, kochanie!
— Chodź do mnie. — Posadził ją na kolanach i łagodnie pieszcząc
tłumaczył. — A teraz chcę, żebyś wzięła taksówkę i pojechała do domu,
a jeszcze lepiej do rodziców. I chcę, żebyś długo spała i nie myślała już o
tym. Nie mogę znieść tego twojego zatroskanego spojrzenia.
— Więc pozwól mi położyć się w twoim łóżku. Obiecuję, że zamknę
oczy, będziemy leżeć kolo siebie i żadne z nas nie pomyśli nawet o
kłopotach.
— Nie.
— Dlaczego? — szepnęła.
— Bo im szybciej stąd pójdziesz, tym lepiej. Suzy, mówię poważnie.
Tak nie może być.
— Dlaczego nie? — powtórzyła, wpadając w złość.
— Jesteś szalona? Prawie mi cię zabili dzisiaj. Nawet nie słyszałem,
jak nadeszli. — Zepchnął ją z kolan i wstał.
— Nie rozumiesz? Ktoś inny usłyszałby ich!
— Być może. Ale przecież ja zorientowałam się o sekundę wcześniej,
niż się pojawili. A co jest naprawdę ważne — obroniłeś mnie, Kevin.
— I prawie ich pozabijałem — zauważył. Spojrzał na swoje ręce, jego
twarz wyrażała ból i gorycz. — I wiesz, zrobiłbym to bez zmrużenia
oka. I tego się tak cholernie boję. Kiedy żyłem na ulicy jako dzieciak,
byłem twardy. Musiałem być. Nikogo nie kochałem, nikomu nie ufałem.
Nie ceniłem swojego życia. Walczyłem i nienawidziłem. Ale, Suzy, ty
jesteś dla mnie teraz najważniejsza i to mnie przyprawia o szaleństwo.
Zawsze będę wypatrywał niebezpieczeństwa, kogoś, kto cię skrzywdzi, a
ja nie będę mógł go powstrzymać. Oszaleję, Suzy!
— Kevin, nie potrzebuję anioła stróża. — Uśmiechnęła się krzywo. —
Nie sądzisz, że od tego miałam rodziców? Teraz potrzebuję przyjaciela i
kochanka.
W jej oczach pojawiła się tęsknota, ale udał, że jej nie widzi.
— Znajdź kogoś innego, to nie mogę być ja.
84
RS
— Za późno. — Podeszła do niego żwawo. — Spełniasz wszystkie
warunki. Czy ostatnia noc nic dla ciebie nie znaczyła?
Trzęsącymi się rękami pokazał.
— Wiesz, czym to dla mnie jest. Czymś wielkim, większym niż życie.
Mówił prawdę. Jej serce wiedziało o tym. Teraz musiała tylko sprawić,
by przestał być tak zatwardziałe uparty! Ale jak? Przycisnęła palce do
pulsujących skroni.
— Dobrze się czujesz? — zaniepokoił się.
Jeśli Kevin patrzyłby teraz w jej oczy, mógłby zobaczyć w nich nagły
przebłysk. Nie na darmo brała lekcje aktorstwa. — Nagle... poczułam się
słabo... — wyjąkała, trzepocząc rzęsami. — Ooooch! Chyba zemdleję...
Wziął ją w ramiona i przytulił. Jęk bólu wyrwał się przy tym z jego
ust, i przez chwilę Suzy nie czuła się w porządku. Wiedziała, że był
potłuczony i zmęczony, ale trudna sytuacja wymaga specjalnych
środków. Zmusiła się do płytkiego oddechu, głowa opadła bezwładnie na
jego ramię. Delikatnie położył ją na łóżku i usiadł obok. Czuła ciepło
jego ud koło biodra, chłód dłoni na policzku. Jego ręka trzęsła się.
Przygryzając usta, Suzy otworzyła jedno oko i zerknęła na niego.
— Hej, hej!
Widząc ból odciśnięty na jego twarzy, pożałowała swojego oszustwa.
— Och, Kevin... najdroższy, dobrze się czuję! — Jej twarz przybrała
smutną minę. — Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć. Pragnęłam
znaleźć się w twoich ramionach, tu, w łóżku, w przyjacielskim nastroju.
Bladość zastąpił ciemny rumieniec irytacji.
— Suzy Keller! — Pokazał, od nagłej ulgi latały mu ręce. — Jesteś
niemożliwa. Nie wiem, co z tobą zrobić!
Zaśmiała się i zarzuciła mu ręce na szyję.
— Kochać mnie!
Jego rumieniec pogłębił się, żyły na szyi pulsowały. Przez chwilę
patrzył na nią, po czym odwrócił wzrok. Przez okno wdzierał się blask
latarni, oświetlał jego profil i ramiona.
Jej trzpiotowatość zamieniła się w czułość.
Opadła na poduszkę, ale położyła na nim rękę, przeciągając dłonią po
jego rozrośniętej piersi, w dół po plecach, wsuwając ją pod pasek spodni.
Jego ciało zadrżało pobudzone nagłym impulsem.
Objęła go i przyciągnęła do siebie. Czując jego twardą klatkę na
swoich piersiach, szepnęła mu prosto w ucho.
— Kocham cię, Kevin.
85
RS
Czy usłyszał ją, czy też poczuł lekki oddech koło ucha? W każdym
razie uniósł się i spojrzał na nią dziwnie.
— Przestań! — powiedział. — Suzy, nie wiesz, co mówisz. Jesteś
młoda i pełna energii. Nie wiesz...
— Wiem, że cię kocham.
— Nie wiesz! Ja cię kocham, to prawda, ale to przecież nie wszystko.
Myślisz, że kochasz, bo zawsze miałaś to, czego pragnęłaś. Twoje życie
było takie łatwe...
— Może życie jest rzeczywiście cięższe i trudniejsze niż myślę, ale
przy tobie czuję się taka odważna...
— Suzy, proszę, nie...
— Dlaczego nie? Widzę, że się czerwienisz, ale wszystko mi jedno.
Uważam, że jesteś wspaniały i to nie z powodu twojej głuchoty. Nie
pamiętam o tym. Chcę dzielić z tobą dni, noce i marzenia. — Przesunęła
czubkiem języka po wyschniętych ustach. — Czuję, że... — Gorące łzy
za-kluły ją w twarz, ale powstrzymała je i uniosła brodę. — Jesteśmy w
jakiś sposób połączeni sercami.
— Nie zdajesz sobie sprawy, jak to by wyglądało...
— Więc powiedz mi.
— Nie potrafię.
— Cóż, ja ci powiem. Będziemy kontynuować naszą przemiłą
znajomość, póki twój interes nie rozwinie się wystarczająco, a ja nie
zrobię kariery, a potem weźmiemy cudowny, ale prywatny ślub i
będziemy fantastycznie szczęśliwi, a gdy urodzą nam się śliczne
dzieciaczki — jeszcze bardziej.
— I będą mieć głuchego ojca?
— Tak — przytaknęła poważnie.
— A w czasie naszego... — Zajrzał jej w oczy. — ...romansu, gdy
pójdziemy do twoich znajomych, będziesz tłumaczyła mi, co mówią, a
im moje znaki?
— Właśnie tak.
— A na przyjęciach, gdzie rozmowy toczą się swobodnie?
— Twoja będzie trochę utykała, póki nie nauczę się lepiej tłumaczyć.
— I myślisz, że twoi przyjaciele będą mieć tyle cierpliwości?
— Kevin, nie zadaję się z durniami! Zobaczą, że jesteś mężczyzną
odważnym i utalentowanym. I to, że nie potrafię doskonale migać nie
odstraszy ich.
Odwrócił się na plecy, zakładając ręce pod głowę. Jego szeroka pierś
wznosiła się i opadała. W świetle latarni jego kręcone włosy wyglądały
86
RS
jak miękkie runo. Suzy ogarnęła nieodparta potrzeba, by zatopić palce w
tych włosach.
— Przestań! — Wzdrygnął się i odsunął jej rękę. — A co z twoją
karierą? Sądzisz, że tym wszystkim agencjom spodoba się, że masz
głuchego chłopaka? Koktajle, zdjęcia, wywiady... Będę tylko
przeszkadzał!
— Nieprawda! Zaraz ci udowodnię. Jeśli dowiedzą się o nas, będą
chcieli jak najlepiej wykorzystać to dla siebie. Będziesz towarzyszył mi
błyszczący i cudowny na wszystkich zdjęciach. Wesele zrobią nam w
Phil Donahue Show. Nasze zdjęcia będą zdobiły okładki wszystkich
czasopism. Byłbyś cennym nabytkiem, panie Ross, choć nie powinno ich
to obchodzić. To, dla kogo i z kim pracuję, nie ma nic do rzeczy,
bylebym dobrze reklamowała ich wyroby.
I cóż z tego, że mężczyzna, którego kocham, jest głuchy?
— Suzy, nie mów tak. — Na jego twarzy odbiła się tęsknota. — Nie
zmuszaj mnie, bym w to uwierzył. — Całował jej usta, uszy, włosy.
— Chcę, żebyś uwierzył! Musisz.
— Suzy, nie wiesz, co mówisz.
—To zobacz, co robię. — Błyskając oczami, uklękła na łóżku i zaczęła
ściągać z siebie ubranie — spódnicę, bluzkę, majteczki.
Przez zęby wydobywał się świszczący oddech.
— Powinienem być silniejszy. — Pokazał i jego oddech zamienił się w
jęk.
Suzy uśmiechnęła się, ukazując dołeczki w policzkach.
— Jesteś najsilniejszym mężczyzną świata. Najodważniejszym i
najprzystojniejszym
Wyciągnął ręce i dotknął jej piersi, pokrywając dłonią ciepłe, blade
ciało. Wziął różowy sutek między palce i lekko potarł.
Fala przyjemności zalała jej ciało. Nagłe nie było już w nich żadnego
udawania, kuszenia czy uwodzenia. Nachylił się, ocierając policzkiem o
jej piersi, chciało jej się krzyczeć i płakać. Pragnęła, by ją dotykał i
trzymał blisko siebie. I wtedy złapał brodawkę jej piersi między zęby i
zaczął ssać. Poczuła się strasznie słabo i wtuliła się w niego. Jego ręce
zsuwały się coraz bardziej w dół, aż oboje zatonęli w miłości.
87
RS
Rozdział 8
— Czy „piknik" był naprawdę zaledwie dwa tygodnie temu? — Suzy
spytała Kevina, gdy zdejmował jej walizkę z ciężarówki. „Piknik" był ich
szyfrem, symbolem szczęścia, które otaczało ich jak miękka chmurka.
— Dwa tygodnie, dzień i dwie i pół godziny temu — zażartował,
zamykając samochód. Skierowali się w stronę lotniska. Widział jej
śmiech, gdy wchodzili. Było to cudowne, zresztą wszystko, co było z nią
związane było cudowne.
— To dla mnie ważny wyjazd, Kevin. I wiesz, zawsze chciałam móc
pocałować się na lotnisku.
Zmarszczył brwi, żartobliwie ją upominając.
— Właściwie, Kevin, to nasza ostatnia szansa i powinniśmy ją
wykorzystać. Po dzisiejszym Broadcast Show każdy będzie wiedział,
kim jesteśmy.
— Kim ty jesteś, Suzy.
— W każdym razie nasze prywatne życie zachowa swoją prywatność!
— Zarzuciła mu ręce na szyję na środku hali odpraw, zaglądając w oczy.
— Ale jeszcze teraz mogę cię zaatakować i nikt nie zwróci na to uwagi.
Przycisnął usta do jej słodkiego policzka, po czym objęci doszli do
bramki. Wszyscy mężczyźni w obrębie piętnastu metrów obserwowali ją
szeroko otwartymi oczami z wyrazem pożądania. Nieświadomie przytulił
się mocniej.
Później nie raz zastanawiał się, jak mógł przebyć niekończącą się
drogę z Kansas City do Nowego Jorku z Suzy przyciśniętą do boku i
nawet nie pomyśleć, że spotka go zimny prysznic... Na razie próbował
zaspokoić swój nienasycony głód przez zjedzenie wszystkiego, co miał w
zasięgu oczu: swój obiad, Suzy, pewnej kobiety siedzącej w przejściu,
która cały czas spała. Dwie szkockie z wodą wreszcie ugasiły ogień
płonący w jego żyłach.
Z utęsknieniem czekał, kiedy dotrą do hotelu. Gdy się rozpakowali i
Suzy lekko pchnęła drzwi oddzielające ich przyległe pokoje, otworzył je
tak szybko, że prawie przewróciła się w jego ramiona.
— Kevin? Wychodzisz? — Zmierzyła go wzrokiem. — W tym
ubraniu? Załóż coś cieplejszego, jest chłodno.
Uśmiechnął się.
— Nie, kochanie. Chciałem cię właśnie zaprosić na kieliszek czegoś
mocniejszego przed pójściem spać, by odprężyć się przed wielkim
dniem.
88
RS
Weszła do jego pokoju z promienną twarzą.
— Och, Kevin, nie mogę uwierzyć, że to już jutro! — Zatonęła w
miękkiej kanapie obok kominka i podwinęła pod siebie nogi. — Ja, Suzy
Keller w dzisiejszym Broadcast Show! Kto mógł przypuszczać...
— Każdy, kto przebywał z tobą dłużej niż dziesięć sekund. — Nalał po
kieliszku brandy z dobrze zaopatrzonego barku i usiadł obok. — Od
początku dobrze ci szło — dociął, burząc jej opadające na ramiona
włosy.
— Co masz na myśli?
Przesypywał jej włosy przez palce i pokazał.
— Zatrudnienie cię. Nieczęsto daję się namówić, ale tym razem jestem
wyjątkowo zadowolony.
Spojrzała na niego, odstawiła brandy na szklany stolik. — Tak —
powiedziała. — Ja też jestem zadowolona. Mówiłam ci już, co to było,
pamiętasz? — Objęła go za szyję i przycisnęła do siebie.
— Przeznaczenie! — Przycisnął swe zgłodniałe usta do jej. Tak,
pamiętał. Zjechał palcami w dół, rozwiązał pasek od jej szlafroka i
wsunął pod niego ręce. Gładkie nagie ciało radośnie przywitało jego
dotyk i Kevin ukrył twarz w jej słodko pachnących włosach. Czy to
przeznaczenie połączyło ich? O, cudowny losie! Przesuwał dłońmi po
wewnętrznej stronie jej gładkich ud i sięgnął do miękkiego, kłębiastego
gniazdka między nimi.
Westchnienie Suzy zmierzwiło mu włosy za uchem Delikatnie
położyła ręce na jego szlafroku i po chwili czuł je już na swojej piersi.
— Och, Kevin — Oddychała szybko. Obnażyła jego tors i całowała
go, kreśląc palcami misterne wzory na jego plecach.
Ręce Kevina ani na chwilę nie zaprzestały ruchu; delikatne, łagodne,
pieściły ją, póki nie zakręciło jej się w głowie, a usta nie zaczęły żarliwie
błagać: „Chodź do mnie!"
Szlafroki opadły, gdy Kevin wśliznął się na nią, chroniąc ją przed
zimnem swoim ciałem Jesienny deszcz i wiatr za oknem były dla nich
tak odległe jak daleka galaktyka, gdy odpływali w inny świat, leżąc w
swoich ramionach. „Tak — przeleciało Kevinowi przez głowę — to
musiało być przeznaczenie".
— Proszę usiąść tam. — Młoda kobieta skinęła w stronę Suzy,
uśmiechnęła się do Kevina i pokazał miejsce za olbrzymią kamerą.
Suzy obciągnęła na biodrach jedwabną szmaragdową sukienkę i
pytająco spojrzała na Kevina. Skinął z uznaniem i odpowiedział.
89
RS
— Wyglądasz wspaniale. A raczej doskonale. — Odcisnął na jej czole
pocałunek lekki jak muśnięcie skrzydeł motyla i pchnął ją do przodu. —
Nie denerwuj się i rób, co masz robić.
— Kevin! Proszę, chodź ze mną.
—Suzy...—Przeszył ją wzrokiem jak strzałą. — Nigdy nie pokazuję
się w telewizji. Właśnie dlatego zatrudniłem ciebie. Uśmiechnęła się
nerwowo.
— No dobrze. Ale co będzie, gdy zaschnie mi w ustach i nie będę
mogła nic wykrztusić?
— Napijesz się wody.
— Mogę rozlać! Na oczach całej Ameryki Suzy Keller wylewa sobie
szklankę wody na sukienkę. Oooch, Kevin! — Jęknęła, nerwowo
przygryzając usta. — A jeśli nie będę wiedziała, co powiedzieć?
— Suzy, to jest coś, z czym nigdy jeszcze nie miałaś problemu. —
Jego znaki były pewne i uspokajające.
postukała palcem o jego żebra. — No dobrze, a jeśli... — jej udręczony
umysł zaczął szukać kolejnego powodu do obaw, ale Kevin położył jej
palec na ustach, powstrzymując dalsze słowa.
— Zwolnię cię z pracy.
— Och! — Przesłała mu uśmiech. — A więc sprawię się dobrze. —
Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech.
— Panna Keller? Proszę tędy. Spojrzała błagalnie w jego twarz.
Uśmiechnął się zachęcająco, przesłał jej pocałunek i trącił ją łokciem.
— Nie martw się. Będę tu cały czas. Dobrze ci pójdzie. Uśmiechnęła
się słabo, po czym poszła za kobietą w stronę
wygodnych fotelików.
— Proszę tu usiąść. Czy czegoś pani potrzeba? Za parę minut
będziemy na wizji.
Suzy potrząsnęła głową i z trudem przełknęła ślinę.
— Nie, dziękuję. Poczekam.
Kobieta zatrzymała się na chwilę przy kamerzyście, poczy zniknęła.
Suzy postanowiła usiąść.
Zapalono reflektory i zamrugała parę razy, nim jej oczy przyzwyczaiły
się do nowego oświetlenia. Dlaczego właściwie się denerwuję?" —
pomyślała. Umeblowanie studia wydawało jej się znajome. Ileż razy
widywała te właśnie krzesła na ekranie swojego telewizora, z siedzącymi
na nich Brucem Springsteenem czy Margaret Thatcher. Ooch! Przez
chwilę zrobiło się jej słabo. Nie! Nie może tego zrobić Kevinowi.
Występowała w końcu w telewizji dziesiątki razy. Jakie to ma znaczenie,
90
RS
czy widownia będzie liczyła sobie pięć milionów — pięć milionów? —
kamera zawsze wygląda tak samo, czyż nie? Uśmiechnęła się do
kamerzysty. Oczywiście, że sprawi się dobrze. Zrobi to dla Kevina.
— Hej, musisz być Suzy Keller.
Wysoka, przyjacielsko uśmiechnięta blondynka podeszła do niej i
wyciągnęła rękę.
Suzy rozciągnęła twarz w pogodny uśmiech i przywitała się.
— Panna Pauley! Miło mi panią poznać.
— Proszę, nazywaj mnie Jane. — Przemiła gospodyni usiadła obok
Suzy. — A jak to milo poznać ciebie! Czytałam wiele o wytwórni
Kevina i nie mogę uwierzyć, jak cudowną historię sukcesu udało mi się
odkryć.
Mówiła tak swobodnie, że Suzy sama nie wiedząc kiedy, wciągnęła się
w rozmowę i prawie nie zauważyła, kiedy show się rozpoczął.
Opowiadała przede wszystkim o Kevinie. To jego historię Ameryka
miała usłyszeć i Suzy nie potrzebowała zerkać w żadne notatki, miała
bowiem wszystko zapisane w sercu.
— Tak, Jane. Kevin jest wspaniały — powiedziała, a jej szeroki
uśmiech przyciągnął kamerę bliżej. — Jest prawdziwym Supermanem
dwudziestego wieku.
— Czy to prawda, że pojawi się więcej „Czekoladek Kevina" u nas w
Nowym Jorku?
— Z pewnością tak! Planujemy specjalną kampanię w waszym
mieście. Kolorowe ulotki reklamujące nasze wyroby zasypią ulice
Manhattanu. Wymyśliliśmy nawet specjalny smak dla mieszkańców
Nowego Jorku. Ale to na razie sekret. Będziecie musieli sami się
przekonać! — Jej kuszący uśmiech wypełnił ekran kamery.
Jane Pauley zaśmiała się cicho, czując zaraźliwy entuzjazm bijący z jej
słów.
— Ale największą niespodzianką jest Kevin Ross. Poradził sobie z
wieloma przeszkodami i mimo trudnego początku osiągnął tak wiele...
— Tak. Chciałabym, żeby wszyscy o nim wiedzieli. Jest wspaniałym
człowiekiem... — Serce Suzy wypełniała miłość i duma. Spojrzała w
stronę, skąd Kevin je obserwował. — Zresztą on jest tu z nami. —
Wyciągnęła rękę w powietrze i wskazała oszołomionego mężczyznę,
który stał jak wmurowany w pokrytą kablami podłogę.
„Musiałem źle odczytać jej słowa — pomyślał. — Nie mogła przecież
tego powiedzieć". Cofnął się o krok i zerknął na najbliższy monitor.
Nadal patrzyła w jego kierunku.
91
RS
— Jest tutaj? — Jane Pauley zaprosiła go gestem do stolika. — Cóż za
wspaniała niespodzianka dla widzów naszego porannego programu! Nie
tylko mogą poznać uroczą Suzy Keller, którą wkrótce zobaczymy w
kampanii reklamowej, ale również mężczyznę stojącego za tą całą
historią, Kevina Rossa!
Żołądek Kevina skurczył się, a serce na chwilę się zatrzymało. „Do
diabła! — pomyślał. — Co ona robi?" Ale w tej chwili nie miał już
wyboru, kamera powoli skierowała się na niego. Miliony Amerykanów,
którzy nie zdążyli jeszcze skończyć śniadania, oczekiwali go! Kevin
zmusił nogi do ruchu, uspokoił bicie serca i z udawaną nonszalancją
podszedł do dwóch uśmiechniętych kobiet. Podał rękę gospodyni
programu, Jane Pauley.
— Kevin Ross — przedstawiła go. — Witamy!
Z ponurym uśmiechem usiadł obok Suzy, która patrzyła na niego
swoim diabelskim, ale uroczym spojrzeniem. W myślach zaklął szpetnie
i soczyście, ale postanowił zrobić jak najlepsze wrażenie.
— Kevin startował dosłownie z niczego — zaczęła Suzy i Kevin
zerknął w stronę kamerzystów, sprawdzając, czy mają na tyle rozumu, by
skupić się na Suzy, nie na nim.
— I skąd wziął się pomysł na rozkręcenie interesu ? — spytała Jane.
Suzy zastanowiła się i zerknęła na Kevina. — Personel Oasis,
pamiętasz?—powiedział, a kamera ukazała w zbliżeniu jego gesty.
— Ach, tak! — Suzy kontynuowała z entuzjazmem. Kevin poczuł, że
wpada w dobry nastrój i przesunął krzesło tak, by mógł widzieć twarze
obu i wtrącać się, gdy Suzy potrzebowała pomocy.
Nie minęło dużo czasu, a Jane Pauley nie przeprowadzała już wywiadu
z głuchym mężczyzną, ale z intrygującym człowiekiem sukcesu. Tych
dwoje przed kamerą porozumiewało się, jak starzy przyjaciele. Kevin i
Suzy stanowili zgrany zespół i oboje przedstawili historię, którą Jane
Pauley zapamiętała na długo. Jego przystojna, pełna ekspresji twarz
zrobiła na niej wrażenie i, jak Suzy dowiedziała się później, jej bohater
oczarował również kamerzystów i miliony przylepionych do telewizorów
widzów.
Jane powoli kończyła.
— Było mi bardzo miło gościć was dzisiaj w studiu. Suzy Keller i
Kevin Ross — mówiła. — Dwoje młodych ludzi z karierą przed sobą.
Kevin, życzymy ci dalszego powodzenia i czekamy na obiecaną
kampanię. — Uśmiechnęła się ujmująco. — Mam nadzieję, że w tym
nowojorskim smakołyku znajdzie się choć odrobina czekolady?
92
RS
Jego szczery uśmiech rozwiał wszelkie wątpliwości. Gospodyni
programu zwróciła się teraz do Suzy.
— Suzy, to wspaniały wstęp do dalszej kariery. Zanim nasz czas się
skończy, mam do ciebie ostatnie pytanie.
Suzy skinęła głową cała w uśmiechach.
— Kampania reklamowa u Kevina niewątpliwie zapewni
ci później wiele ofert Gdzie zobaczymy i usłyszymy Suzy « Keller po
skończeniu obecnej pracy?
Suzy pobladła. Następna praca?
Jane Pauley rozwijała swoją myśl. — Czy będzie to moda? Film? Jak
widzisz swoją przyszłość?
Ręce Kevina zacisnęły się w pięści, a serce na chwilę stanęło.
Realność i codzienność! Co dalej, Suzy Keller? Film? Moda? To
znaczyło Hollywood, Nowy Jork, Paryż. Inny kontynent Inny świat
Cholera! Suzy roztoczyła nad nim swój czar i zapomniał o tym
wszystkim. Zimna realność. Przyszłość. Cała reszta tego przeklętego
świata.
Zauważ — powiedział sobie ponuro — że Jane Pauley nie spytała o
ich plany, ale o jej!" A więc każdy wiedział, że nie ma dla nich wspólnej
przyszłości. Owszem, odniósł sukces, był uwielbiany, warto było nawet
poświęcić mu kilka minut w krajowej telewizji... Ale był głuchy.
Wszyscy ci ludzie wiedzieli o tym i ani na chwilę nie zapomnieli. Tylko
on zapomniał. „To błąd, za który zapłacisz, Ross. Ale będziesz płacił w
samotności."
Zwężając z bólu oczy, obserwował twarz, którą tyle razy pieścił. Suzy
niewinnie i naiwnie odpowiedziała.
— Cóż, Jane... — Jej głos był niepewny. — Tak byliśmy pochłonięci
tą kampanią, że nie myślałam jeszcze o tym. To znaczy, staraliśmy się
tak dobrze wypaść, że wszystko inne stało się nieważne. Jeśli więc
pozwolisz, nie odpowiem na to pytanie i zobaczymy co przyniesie
przyszłość.
Kevin prawie nie zauważył ostatnich komentarzy, gratulacji
odbieranych w studio, gdy wyprowadzał Suzy. Był odrętwiały i
apatyczny. Zachował się względem niej bezmyślnie, gorzej — głupio. I
teraz on, a nie przeznaczenie czy los, będzie musiał to naprawić.
93
RS
Rozdział 9
— Przykro mi, Suzy, ale to wszystko, co wiem — mówiła Etnei. —
Jest w Los Angeles, zatrzymał się w ,,Beverly Wilshire". Widzę, że
spodobały się wam podróże! — Zaśmiała się, po czym dodała poważnie.
— Suzy, przecież byłaś razem z Kevinem: Nie wtajemniczył cię w swoje
plany?
Suzy ścisnęła słuchawkę telefoniczną.
— Wiesz, Ethel, pewnie nie chciał cię budzić. Spałam dziś długo i...
— Ach, rozumiem. To z wrażenia po wczorajszym programie. Tak
nawiasem mówiąc, byłaś fantastyczna! I Kevin też! Telefon dzwoni bez
przerwy od wczoraj od dziewiątej rano.
Suzy pozwoliła sobie na uśmiech.
— O to nam właśnie chodziło.
— Wracasz dzisiaj, kochanie, czy zostaniesz jeszcze w Nowym Jorku?
Suzy zawahała się.
— Nie, Ethel, nie przylecę dziś. Mam jeszcze parę spraw do
załatwienia...
— Przepraszam! Może pan się przesunąć? Proszę mnie przepuścić! —
wykrzykiwała, przebijając się jakiś czas później przez zatłoczone
lotnisko w Los Angeles. Roiło się ono od pasażerów: urlopowiczów,
dzieci sprzedających róże, przewodników wycieczek zbierających
swoich obładowanych aparatami fotograficznymi turystów i Suzy
poczuła, że ma już dosyć lotnisk.
Szeroka droga wiodąca w stronę centrum była niewiele lepsza:
zatłoczona,
duszna,
z
chodnikami
błyszczącymi
w
upalnym
południowym słońcu.
Taksówka stanęła przed starym hotelem na Wilshire Boulevard i
portier w liberii wprowadził Suzy do chłodnego, cichego hallu. Wzięła
głęboki oddech, oglądając wypolerowaną marmurową podłogę, szklane
żyrandole, rośliny odbijające się w kryształowych lustrach, gustowny
strój roboczy bagażowego, który przyniósł jej walizkę. Ciągnęła ją z
Nowego Jorku przez Kansas City i Dallas, i nie chciała już nawet na nią
patrzeć.
— Czy pani zatrzyma się tutaj? — grzecznie spytał portier.
— Tak, przyłączam się do kogoś. — To brzmiało wiarygodnie,
prawda? Żeby tylko tak się stało naprawdę.
Doszła do recepcji. Tam młody mężczyzna zapytał z uśmiechem.
— Czym mogę służyć?
94
RS
— Proszę mi podać numer pokoju pana Kevina Rossa. Miałam się z
nim spotkać.
Uśmiech w stronę młodego pracownika przy biurku sprawił, że
chciałby, żeby to jego miała odwiedzić. Miała takie ciało, taką twarz!
Gdzie mógł ją już widzieć? Aktorka... gwiazda filmowa?
— Przepraszam. — Suzy pobudziła go do działania. Zamrugała
długimi rzęsami, wiedząc, jaki efekt wywrze to na i tak już oczarowanym
mężczyźnie, ale w czasie miłości i wojny wszystko było dozwolone. —
Proszę pana, numer pokoju pana Rossa.
— Tak, oczywiście, natychmiast. — Wprowadził odpowiedni kod do
komputera i po chwili spojrzał na wyświetlone na monitorze nazwiska.
— O, jest! — Zawahał się, nie chcąc jej obrazić. — Muszę zadzwonić do
pokoju. Takie są przepisy.
— Ale... — Suzy przybrała zatroskaną minę. — Pan Kevin nie słyszy.
— Kevin Ross! Rzeczywiście! powinienem pamiętać o tym. Dal mi
nawet liścik dla gościa, którego oczekuje... — Urzędnik odwrócił się i
zajrzał do przegródki opatrzonej numerem 1515. — Zdawało mi się, ze
zamawiał lunch, ale musiałem go z kimś pomylić. Tak mi przykro.
Jeszcze raz przepraszam...
— Nic nie szkodzi. — Wyciągnęła rękę po liścik.
— S.E. Kanasawa? — Na twarzy recepcjonisty odbiło się totalne
zdumienie.
— Dziękuje. — Zamiast wyjaśnienia posłała mu wdzięczny uśmiech i
skierowała się w kierunku windy. — Powiedział pan 1515? Jeszcze raz
dziękuję... — Szmaragdowe oczy wbiły się w tabliczkę z jego
nazwiskiem, po czym spojrzały na pokrytą rumieńcem twarz. —
...Robercie. — A więc miłość i gniew, Suzy? Wsunęła liścik do kieszeni.
Winda zawiozła ją na piętnaste piętro tak szybko, że nie zdążyła
ułożyć sobie odpowiedniego powitania i wytłumaczenia, dlaczego tu
przyjechała. Jego pokój znajdował się na samym końcu korytarza i
pospieszyła w tamtą stronę. Nie traciła czasu.
Silne stukanie do drzwi pozostało bez odpowiedzi. Przepraszająco
spojrzała na chłopca hotelowego i uderzyła parokrotnie w drzwi otwartą
dłonią, schyliła się i wsunęła pod drzwi kartkę, którą dostała w portierni.
Otworzył jej wolną ręką, poprawiając krawat, ze służbowym
uśmiechem przygotowanym dla Steva Kanasawy i zastygł w progu.
Usłyszała jak wstrzymał oddech, uśmiech zniknął z jego ust. W
ciemnych oczach pojawił się naraz gniew, rozpacz, pożądanie i
niepewność. Gniew wygrał.
95
RS
— Co ty tu robisz?
„Chyba zrobiłam błąd" — pomyślała Suzy. Gdyby nie była tak
zmęczona, odwróciłaby się i uciekła. Zamiast tego wzruszyła ramionami,
szepnęła: — Cześć! — I wśliznęła się pod jego ręką do pokoju.
Kevin stał jak posąg, z napiętymi i drżącymi mięśniami. Spojrzał na
hotelowego boya, który nie wiedział, co z sobą zrobić.
— Proszę pana, ja... Czy ta pani...? Kevin odprawił go kciukiem do
windy.
— Nie słuchaj go! — krzyknęła Suzy, w panice opadając na miękką
sofę. — Mógłbyś wnieść moją walizkę? Nie daj się przestraszyć. Kevin
tylko tak groźnie wygląda, ale nikomu nie zrobiłby krzywdy.
— Możesz się zaraz przekonać! — powiedział, gdy młody człowiek
przyniósł jej torbę i pospiesznie oddalił się.
— Kevin, proszę, bądź rozsądny. Skoro już tu jestem...
— Rozsądny? Ja? Pojawiłaś się w moim pokoju, czyli o trzy tysiące
mil bliżej, niż się spodziewałem i mówisz, że powinienem być rozsądny?
Gdy cię widziałem ostatnio, byłaś wyczerpana i chciałaś spać przez cały
dzień — tak przecież mówiłaś.
— Ale z tobą! — wtrąciła, lecz zignorował to.
— Suzy, powinnaś być w Nowym Jorku, odpoczywać i spędzać
przyjemnie czas.
— Przykro mi, Kevin. Nie rozumiem cię.
— Znowu zaczynasz?—Zbliżył się, patrząc groźnie. — Pamiętasz,
dokąd nas to zaprowadziło poprzednio?
— Byłam z tego bardzo zadowolona, panie Ross. Leżeliśmy przytuleni
w łóżku, ty, ja i nasze ręce, nosy, ramiona, nogi... — Westchnęła. — I nie
miałabym nic przeciwko, by sytuacja ta się powtórzyła.
Kevin przeszedł przez pokój i drętwo usiadł w nogach łóżka. Jak, na
Boga, miał ją potraktować? Ją... i uczucia, które w nim rozbudzała?
Na telefonie rozbłysła czerwona lampka. „I co teraz"— zastanawiał
się. — Oparł głowę na rękach i zerknął na nią.
— To na pewno mój bankier. Muszę zająć się interesami, Suzy.
— A więc idź, kochany. Nie stanę ci na przeszkodzie.
— Słusznie. Ponieważ nie będziesz wychodziła z tego pokoju do
mojego powrotu!
— Być może. Ale mogę też wybrać się do Disneylandu lub na
wycieczkę po wytwórni Universal.
— Suzy!
96
RS
— Przecież nie powiedziałam, że tam pójdę. Mogę równie dobrze
wziąć przyjemną kąpiel z mnóstwem piany, a potem wyciągnąć się na
twoim łóżku. Nic niebezpiecznego!
Przeklął w milczeniu. Sama myśl o tym budziła w nim podniecenie.
Wstała i podeszła do niego. Uśmiechnęła się i potarła policzkiem o
jego ramię.
— Przestań! Suzy, przecież to pomyłka.
— Wiem, powinni dać ci większe łóżko.
Nie minęło pół godziny, a Suzy, która zdążyła już się odświeżyć,
zeszła do hallu restauracji hotelowej, El Padrino. Restaurację urządzono
w hiszpańskim stylu; podłoga z mozaiki rdzawego koloru, czarny cięty
metal dookoła. Sala rozdzielona była na kilka poziomów, stoliki
ustawiono tak, że zapewniało to prywatność. „Tym lepiej — pomyślała
Suzy. — Stworzymy nastrój ciepła i intymności". Nagle zauważyła
Kevina. Siedział z jakimś mężczyzną przy stoliku koło drzwi, przed
każdym stała margarita.
Kevin nie mógł się skupić. Starał się nie myśleć o Suzy w olbrzymiej
wannie lub rozciągniętej w poprzek jego łóżka, ale nic z tego.
— Słucham? — Nie dosłyszał ostatniej uwagi Kanasawy i teraz ten
patrzył na niego wyczekująco.
— Mówiłem, że czas wkroczyć do sklepów w Kalifornii. A moja
rodzina chciałaby przedyskutować możliwość uzyskania koncesji w
Japonii. — Machnął ręką, widząc sceptyczną minę Kevina. — To dla
mnie poważna szansa, Kevin. Przez dwa ostatnie miesiące sprzedano w
Chicago i Washingtonie niesamowite ilości twoich wyrobów! Dochód z
Chicago przewyższył przecież twoje oczekiwania o...
— Zaraz, nie tak szybko. — Zamigał Kevin i nabazgrał dokończenie
myśli na żółtym notesie. — To wszystko pięknie brzmi, ale nie chcę nic
robić za szybko. Dbam o przyszłość przedsiębiorstwa, o siebie i swoich
pracowników. Nie chcę się tylko pojawić, błysnąć i zniknąć.
— Rozumiem to i doceniam. Chciałem ci tylko uświadomić, jakie
możliwości otwierają się przed firmą.
— Świetnie. Teraz chciałbym cię prosić o wzór kontraktu, jaki
mógłbym tu zawrzeć i...
Suzy stanęła w progu. Miała na sobie obcisłą czarną garsonkę
wykończoną srebrną nitką, błyszczące włosy schowała pod małym,
uroczym kapelusikiem z woalką. Wyglądała tajemniczo i podniecająco.
97
RS
Gdy uśmiechnęła się, przyciągnęła spojrzenia wszystkich mężczyzn
siedzących koło drzwi. Kevin tkwił nieruchomo przy stoliku, zaciskając
ręce, aż zbielały mu kostki.
Steve Kanasawa uśmiechnął się rozmarzony.
— Chciałbym, żeby tu podeszła, uśmiechnęła się i spytała: „Pozwolą
panowie, że się przyłączę?"
Suzy dotknęła palcami sznuru pereł, wciągnęła powietrze i weszła na
salę. Uśmiechnęła się i spytała.
— Pozwolą panowie, że się przyłączę?
Steve zakrztusił się martini i Kevin musiał solidnie klepnąć go po
plecach. Następnie wstał i przysunął krzesło dla Suzy.
Zajęła miejsce i zagadnęła.
— Jak tam interesy?
— Suzy Keller, Steve Kanasawa. — Kevin wypisał ich nazwiska w
notatniku.
— Suzy Keller? Słynna dziewczyna od Kevina? — Młody bankier
wpatrzył się w nią z niekłamanym zadowoleniem. — Prawdę mówiąc,
nie poznałem cię. W reklamówkach wyglądasz tak dziewczęco i
zwyczajnie, a tu...
— Tak chciał Kevin. A życzenie Kevina jest dla mnie rozkazem.
Czego Kevin zażąda — otrzymuje.
— Jak cholera! — Zamigał.
— Dobrze, że nie powiedziałeś tego głośno — docięła mu Suzy z
błyskiem zielonych oczu. — Wyrzuciliby cię natychmiast z tej przemiłej
restauracji.
Powietrze wokół ich stolika drżało od nadmiaru emocji.
„Pragnę jej" — zdał sobie sprawę Kevin. I nie chciał tego! Chciał być
pozostawiony sam ze znanymi i trudnymi problemami firmy.
— O nie! — powiedziała, jakby czytając w jego myślach. — Nie
pozwolę wam rozmawiać o interesach. Spędziliście nad nimi
wystarczająco dużo czasu, Kevin. — Figlarnie dodała. — I to właśnie
dlatego masz taki zły humor.
Chciał ją udusić. Przytulić. Całować. Rzucić na podłogę i kochać.
Napięcie w powietrzu łączyło ich jakby naprężona nić. Nagle zdali sobie
sprawę, że Steve Kanasawa patrzy raz na nią, raz na niego jak widz na
meczu tenisa.
— Przepraszamy!
— Nic nie szkodzi. Dalej, kłóćcie się, jeśli macie ochotę. Wiem, jakie
to miłe uczucie móc powiedzieć w obecności kogoś obcego to, co się
98
RS
myśli i nie martwić się, że słucha. Samemu mi się to zdarza. Często
używam japońskiego, bo brzmi odpowiednio ostro.
— Widzisz, jaką wyrobiłeś sobie reputację! — zażartowała Suzy.
— To odkąd poznałem ciebie — odrzekł. — Przedtem byłem uważany
za przemiłego mężczyznę.
Sięgnęła ręką przez stół i pogładziła jego policzek.
— Ciągle jesteś przemiły. Jedyny na świecie. To dlatego przyjechałam
tu pomimo zmęczenia, nie bacząc na przesiadki, opóźnienia samolotów i
tak dalej, i tak dalej.
Steve znów popatrzył na jedno i drugie, po czym zakasłał i wstał.
— Przepraszam na chwilę.
Bez czekania na reakcję z ich strony błysnął uśmiechem i szybko
wyszedł.
Kevin zwrócił spojrzenie na Suzy.
— Nie powinnaś tu przyjeżdżać.
— Dlaczego? I dlaczego tak mnie traktujesz? „Wychodzę po gazetę"
— powiedziałeś, gdy widziałam cię ostatni raz. Żadnego do widzenia,
żadnego kocham cię... — Do oczu napłynęły jej łzy, zawisły na długich
rzęsach.
Kevin wziął jej rękę i przycisnął do ust. Boże, ostatnią rzeczą, której
by chciał, to sprawić jej ból.
— Nie chciałem cię urazić. Myślałem, że to jedyny sposób, by
wprowadzić między nas pewien dystans. Suzy, wiesz przecież, że ten
związek jest niemożliwy. Nie dla ciebie.
— Ale dlaczego?
— Bo jestem tylko dzieckiem ulicy, któremu się powiodło. A ty jesteś
księżniczką. Śpiącą Królewną — sama tak mówiłaś. Cóż, już czas, abyś
się obudziła.
— Hej, nie możesz użyć mojej bajki przeciwko mnie. To nieuczciwe.
— Kto mówi, że życie jest uczciwe? — Kevin przeczesał palcami swe
poskręcane, ciemne włosy.
— Muszę więc wyrównać nasze szanse!
Wrócił Steve i Kevin powstrzymał się z odpowiedzią, ale rozżalone
uwagi Suzy tkwiły jak drzazga w jego świadomości...
Gdy podano lunch, Steve i Suzy w milczeniu pochłaniali ryby, Kevin
zaś pastwił się nad stekiem ze złowrogimi zamiarami.
Opróżnili talerze.
— Czy ktoś z państwa życzy sobie kawy lub brandy? — Zapytał
kelner.
99
RS
— Nie, dziękuję — szybko rzucił Steve i sięgnął po portfel.
Kevin również odmówił, chcąc jak najszybciej zapłacić i wyjść.
— Ja poproszę courvoisier. — Suzy uśmiechnęła się wdzięcznie do
kelnera i oparła brodę na dłoniach.
Mężczyźni z powrotem zatonęli w swych krzesłach.
— Suzy... — Kevin zmrużył oczy. — Nie igraj ze swoim szczęściem.
— Szczęściem? — odrzekła. — Nie chcę więcej słyszeć tego słowa.
Szczęście? Szansa? Ha! Los? Przeznaczenie? Ha, ha! Już raz myślałam,
że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. To znaczy, kiedy
przyszłam na rozmowę w sprawie pracy i spotkałam mężczyznę z moich
snów. Ale... — Westchnęła melodramatycznie, dzięki czemu bluzka na
jej piersiach naprężyła się znacznie i co najmniej dwunastu najbliżej
siedzących mężczyzn oblało się zimnym potem. — Ale... och, odtąd
wierzę tylko w ciężką pracę. Wytrwałość. Upór. Nastawiam się bojowo.
— Idź i wypróbuj je w drużynie baseballowej. Tu ci raczej nie
pomoże.
— Jeszcze zobaczymy. — Z uśmiechem odwróciła lekko głowę, by
mógł zobaczyć cień jej rzęs na kremowo gładkim policzku. W końcu
wszystko było dozwolone w czasie miłości i gniewu, prawda?
Sączyła więc swoją brandy z omdlewającą powolnością.
W tym milczeniu Steve Kanasawa zaczął opowiadać o swojej rodzinie,
interesach, pobycie w Berkeley i młodej żonie, która dopiero co
przyjechała do niego z Japonii.
W tym momencie odezwała się Suzy.
— Naprawdę? Cóż za duża zmiana dla niej. Małżeństwo i wyjazd do
innego kraju! Mam nadzieję, że dobrze się czuje?
— Tak. Czasami jednak dość samotnie. W końcu, aby się z kimś
zaprzyjaźnić, potrzeba trochę czasu, a ja większość dnia spędzam w
pracy.
— Zaraz, zaraz. Przecież póki jestem tutaj, mogę się nią zająć.
Pójdziemy razem po zakupy, pochodzimy po sklepach, albo... mam
lepszy pomysł! Zwiedzimy Disneyland jak prawdziwe turystki, i...
— Nie będziesz tu aż tak długo. — To powiedział Kevin.
— Wspaniale! Na pewno ucieszy się z twojego towarzystwa! — W
tym samym czasie wykrzyknął Steve.
Obie te reakcje kolidowały ze sobą, więc Suzy zdecydowała się nie
zauważać znaków Kevina.
— Doskonale — zwróciła się do Kanasawy. — Podaj mi swój numer,
a zadzwonię do niej rano i umówimy się.
100
RS
Steve schwytany między urzekający czar Suzy a rosnący gniew
Kevina, postanowił szybko się pożegnać.
— Do jutra, Kevin. Przyniosę ten kontrakt i wyjaśnimy sobie resztę
wątpliwości. — Z tymi słowami uciekł.
— Jaki miły człowiek. Polubiłam go.
— Ty mu się też spodobałaś — powiedział Kevin, po czym ze złością
zgniótł w ręku serwetkę i rzucił ją na stół. — Możemy już iść?
— Do twojego pokoju? — spytała trochę za głośno i mężczyźni
wokoło wstrzymali oddech.
Kevin wziął ją mocno pod ramię i wyprowadził z restauracji.
— Ależ z ciebie jędza! — Pokazał w windzie w drodze na piętnaste
piętro.
— Sytuacja wymagała tego — odparła.
Kevin otworzył drzwi i wpuścił ją do pokoju. Sam stanął w progu,
uspokajając nerwowe bicie serca. Cały pokój wypełniał przyjemny
zapach płynu do kąpieli, subtelna, cytrynowa woń, którą pachniały jej
gładkie piersi i jedwabiste uda. Prześcieradła były w nieładzie, koc leżał
rozrzucony, na poduszce odcisnął się kształt jej głowy. Mało nie oszalał,
chciało mu się wyć z tęsknoty.
Do diabła! Jak długo mógł się jej opierać, gdy zadawała mu takie
katusze? Był przecież tylko człowiekiem. I pragnął jej, chciał tulić ją,
dotykać, całować.
— Kevin, nie walczmy już ze sobą—poprosiła obejmując go. —
Wejdź do środka i porozmawiajmy... Może uda się rozwiązać twoje
problemy.
Przytrzymał ją, jedwabiste włosy Suzy ocierały się o jego suche usta.
Była wszystkim, o czym marzył, ale i wszystkim, czego sobie zabronił,
ponieważ był głuchy.
— Nie rozwiążemy ich, Suzy. Chyba że znasz jakieś zaklęcie, które
sprawi, że będę słyszał. Albo cudowne lekarstwo. Bo próbowałem już
wszystkiego innego — wizyty u specjalistów, w szpitalach — i nie dało
to rezultatu. Kimże więc jesteś...
— Kobietą, którą kochasz, Kevin! I która kocha ciebie!
— Ale dlaczego? Jak możesz mnie kochać?
Jego głęboki ból, do tej pory skrywany, wycisnął łzy w oczach Suzy.
— Nie bądź niemądry. Tak się składa, że jesteś najprzystojniejszym,
najbardziej inteligentnym, uroczym i atrakcyjnym...
— Przepraszam, że pytałem! — Przerwał jej ostro, z niebezpiecznie
błyszczącymi oczami. Odwrócił się, ale stanęła przed nim.
101
RS
— Kocham cię właśnie takiego, bo jesteś sobą.
— Inni mężczyźni bardziej cię uszczęśliwią. Gdy tylko zniknę z
twojego życia, znajdziesz ich z łatwością.
— A co z tobą? — zaatakowała go.
— Nic mi nie będzie. Mam swoją pracę. I przyjaciół.
— Kevin, dlaczego chcesz ograniczyć się do przyjaciół, choćby
najwspanialszych? Czemu nie chcesz mieć kogoś, kto by kochał cię
wyjątkowo? Dlaczego nie chcesz być z kimś, kto dzieliłby twoje
marzenia, nadzieje, radości... a nawet kłopoty? Dlaczego nie ja mam być
tą osobą.
— Nie mogę ci pozwolić.
— Nie, to dlatego, że jesteś tak niemożliwie uparty! Chcesz mnie
ukarać za to, że nie odpowiedziałam bez wahania na pytanie w telewizji
przed milionami widzów?
Zachwiał się, jakby dostał policzek.
— Na Boga, Suzy, wiesz, że to nieprawda! Chcę tylko, byś stanęła
twarzą w twarz z faktami. Powinnaś zakochać się w mężczyźnie, który
pozwoli urzeczywistnić ci twoje marzenia: sławę, karierę, przepych...
— Dziękuję, że zająłeś się planowaniem moich marzeń, Kevin!
— Suzy, tylko to utrudniasz. Wyjechałem z Nowego Jorku, byś mogła
więcej czasu spędzić z ludźmi, którzy mogą wpłynąć na twoją karierę...
twoją przyszłość. W telewizji kochają cię. Wiadomo, że możesz daleko
zajść. Powinnaś być rozsądna, jak radzili ci rodzice. — Uśmiechnął się,
ale wcale nie było mu wesoło.
— Kevin, nie powiesz mi, że wciąż się martwisz o zdanie moich
rodziców! To, że się zakochałam, popsuło im plany, niezależnie od tego,
czy byłby to prezydent, piłkarz, czy ty. Ale daj im szansę, Kevin.
Zmienili się. Na tyle mnie szanują, żeby zaakceptować mój wybór.
Wzruszył ramionami w poczuciu beznadziejności. Zabrakło mu też
słów.
— Zresztą zaraz pokażę ci, jak się mylisz co do nich. — Sięgnęła po
telefon i wykręciła kierunkowy do Kansas City. Uśmiechając się po raz
pierwszy od wejścia do pokoju, pokazała mu słuchawkę. — Uważaj!
Wykręcam numer do domu. Wyobraź sobie telefon w łazience. Chyba
byłabym wściekła na ich miejscu!
Kevin zacisnął ręce w pięści i spojrzał na nią ponuro.
— Ty nie? — spytała. — No cóż, to tylko świadczy o tym, jak bardzo
potrzebujesz mojej pomocy. Zupełnie straciłeś poczucie humoru.
102
RS
— Nikki? Cześć! Mówi Suzy. Słuchaj... Co? Och, podobało ci się?
Mamie i tacie też? Cieszę się. — Zwróciła twarz w stronę Kevina, by
mógł bez trudu czytać z jej ust. — Żartujesz? Tata nagrał program i
wysłał babci? Fantastycznie! Nie, to niemożliwe! W klubie brydżowym?
I chce, żeby Kevin wystąpił w jego klubie rotariariskim? To prawdziwy
komplement ze strony taty. Słuchaj, Nikki, możesz...
— Tak, tak, Nikki, wyglądał cudownie, prawda? Wiem, robi wrażenie.
Co? Tak, z takim zapałem. — Mrugnęła do ciągle nachmurzonego
Kevina. — Twój koncert? Nie wiem, musiałabym go zapytać,
siostrzyczko... Nie, nie sądzę, żeby występował już kiedyś w roli
opiekuna. A teraz, Nikki, gdybyś mogła...
Suzy rozpłynęła się w chichotach i jedną ręką zasłoniła słuchawkę.
— Nikki pyta, czy jeśli nie ożenisz się ze mną, będzie mogła za ciebie
wyjść?
Kevin potrząsnął głową. Była szalona. Jej siostra także. Jak mógł
dyskutować z obłąkanymi ludźmi?
— Nie, Nikki, nie jestem w Nowym Jorku. W Los Angeles. Tak,
wiem, że chciałabyś też tu być. Nikki, możesz... Hej, zamknij się już! —
Zaśmiała się głośno. — No, o wiele lepiej. Uwielbiam z tobą plotkować,
ale zadzwoniłam, żeby porozmawiać z mamą i tatą. Możesz ich
poprosić?
— Nie ma? I dopiero teraz mi to mówisz? — Mruczenie Suzy
wypełniło pokój, szybko pożegnała się i odłożyła słuchawkę. Na twarzy
Kevina zauważyła cień rozbawienia.
— Sam chyba widzisz. — Uniosła jedno ramię, wpatrując się w niego
bacznie. Jej głos brzmiał nisko, ale Kevin rozpoznawał słowa bezbłędnie.
— Nie sądzisz, że polubili cię?
Kevin już sam nie wiedział, czy wziąć ją w objęcia, czy też wyskoczyć
z najbliższego okna. Ta kobieta... a teraz jeszcze rodzina doprowadzały
go szału. Czy był jedyną trzeźwo myślącą osobą w całym tym bałaganie?
Suzy nie czekała na odpowiedź. Podeszła do niego szybko i wspinając
się na palce, przycisnęła usta do wilgotnego lekko drapiącego policzka.
Wilgotnego? Odchyliła się, by spojrzeć uważniej, ale był szybszy.
Natychmiast się odwrócił i nachylił nad barkiem.
Wlał sobie większą ilość szkockiej i wypił jednym haustem. „Palący
płyn w gardle jest dobrym wytłumaczeniem łez pod powiekami" —
pomyślał. Poza tym, co mógł jeszcze przeciwstawić jej naiwnemu
rozumowaniu? Poczeka na stosowną chwilę i wtedy zrobi to, co należy.
Byleby nie za późno, bo może znowu wpaść w sidła magii.
103
RS
Tę chwilę milczenia Suzy odczytała jako poddanie się. Zadowolona z
pierwszego zwycięstwa przystąpiła do ofensywy.
— Chyba powinnam się trochę przespać przed obiadem.
Nie przyłączyłbyś się? — Nie czekając na odpowiedź szybko zrzuciła
z siebie ubranie tam, gdzie stała i jego oczom ukazała się pełna linia jej
ciała koloru bladego bursztynu.
Usłyszała nagle urywany oddech i poczuła znajomy prąd płynący
przez ciało. Odgarniając włosy z ramion, podeszła krok bliżej, jeszcze
jeden, póki nie dotknęła piersiami gładkiej zapory w postaci jego koszuli.
Pocałowała go w szyję, czując pod ustami jego przyspieszony puls,
potem brodę, a na końcu zmysłowe wargi.
Przycisnął ją do siebie, obsypując gorącymi pocałunkami. Bawił się jej
językiem, owijał go swoim i delikatnie ssał, aż poczuł, że pobudził w niej
wszystkie struny. Przylgnęła do niego, słaba z emocji, roztrzęsiona,
czując nabrzmiewające boleśnie piersi pod ciasną bluzką. Jego ciało nie
pozostawało bierne, mięśnie naprężyły się, czuła rosnącą gorącą siłę
przylegającą do jej brzucha.
Z jękiem oderwał swe usta i ukrył twarz w jej włosach. Drogi Boże,
ileż stów chciał jej wyszeptać! Oddałby życie, by powiedzieć, że ją
kocha, że jest całym jego światem, jego słońcem i księżycem, że na
każde jej słowo reaguje sercem
Zamiast tego powiedział.
— Wezmę prysznic. Ty... zostań tutaj. Zaskoczona objęła się
ramionami. Czuła teraz chłód po
rozpaleniu jego pocałunkami i drżała. Usłyszała strumień wody o
kafelki i zmarszczyła brwi.
— A więc wojna jeszcze się nie skończyła? — mruknęła. — Dobrze,
Ross, uważaj teraz!
Pchnęła drzwi do łazienki, weszła i rozsunęła zasłonę przy prysznicu.
— Umyć ci plecy, kochanie?
Po kąpieli, w czasie której Kevin z trudem nie dał się sprowokować,
zawiązał mocno pasek od szlafroka, usiadł i próbował czytać. Suzy
ulokowała się na drugim końcu kanapy i wysunęła nagą stopę aż na jego
udo.
Poruszała palcami, zerkając na jego twarz pochyloną nad gazetą.
— Mógłbyś mi trochę pomasować stopy? Są takie obolałe! —
poprosiła słodko, szybciej ruszając palcami.
Niechętnie wyciągnął rękę do jej delikatnej nogi. Z wielką miłością
rozcierał łagodny łuk pięty, lekko zaznaczoną żyłę na kostce.
104
RS
— Jak dobrze — szepnęła, układając się wygodniej. — Później jeszcze
łydkę, udo i...
Poderwał się i zaczął szukać ubrania.
— Chodźmy gdzieś na obiad.
— Świetnie. Strasznie chce mi się jeść! — wykrzyknęła i zadzwoniła
po hotelową służbę. Zamówiła dwie porcje udek jagnięcia i butelkę
szampana. — Och, i róże! Obsypię cię różami. — Ze szczęściem w
oczach powiedziała do Kevina, zasłaniając na chwilę słuchawkę. — Co
jeszcze? Aha, kawior i cygańskiego skrzypka. Eee... wykreślcie
skrzypce, ale całą resztę proszę dostarczyć możliwie najszybciej.
Wieczorne światło rzucało cienie na podłogę. Kevin i Suzy rozmawiali
i uśmiechali się. Jednak za każdym razem, gdy Suzy przysuwała się zbyt
blisko, Kevin momentalnie zwiększał dystans między nimi. Oboje to
dostrzegali, ale byli już zmęczeni ciągłym pragnieniem i nie
zaspokajaniem go, zgodzili się więc na taki układ. W tej chwili razem,
ale z niepewną przyszłością czekającą za hotelowymi drzwiami.
W końcu Kevin włączył telewizor, a Suzy przysypiała koło niego,
zwijając się w kłębek, jak mała dziewczynka. Po chwili obudziło ją
lekkie szturchnięcie.
— Spójrz. — Zwrócił jej uwagę. — To ty. Moja Kevinowa
dziewczyna.
— Kevinowa dziewczyna... — szepnęła rozmarzona, po czym znów
zapadła w drzemkę oparta o jego ramię.
Wyśliznął się spod jej słodkiego i drogiego ciężaru i podszedł do okna.
Od niewidocznego oceanu zerwał się wiatr i Kevin chłodził swe
rozpalone ciało patrząc w noc. Parę godzin później, gdy Suzy obudziła
się, zaniósł ją do łóżka, położył się obok i całą noc trzymał w ramionach,
wpatrując się w ciemność za oknem.
Obudził ją strumień słońca wdzierający się do pokoju. Było wcześnie,
ale Kevin już gdzieś zniknął. Zostawił tylko wiadomość: Najdroższa
Suzy, Żona Steva Kanasawy zgadza się na Disneyland. Szofer zabierze
cię o dziesiątej. Wydałem mu odpowiednie instrukcje. Zobaczymy się
później. Całuję, Kevin.
Taka krótka notatka, a tyle w niej niewiadomych. Jak wcześnie
wyszedł? Czy pocałował ją na do widzenia? Czy tylko obserwował ją
przez chwilę? I co znaczyło „odpowiednie instrukcje"? Było to co
najmniej zagadkowe. Kiedy miało nastąpić owo „później"? Za ile godzin,
minut, sekund? I dlaczego „całuję", a nie „całuję cię mocno" lub „na
wieki twój", jak to ona by napisała? Co knuł ten jej mężczyzna?
105
RS
Ubrała się w ciągu minuty i gdy przyjechał szofer z Sandrą Kanasawa,
czekała przed wejściem do hotelu.
Sandra była urocza, żywa i ciekawa wszystkiego i obie z Suzy biegały
po Disneylandzie jak prawdziwe turystki. Gdy słońce powoli zachodziło,
Suzy zdała sobie sprawę, że zaraz przyjedzie szofer i tylko zmęczenie, i
chęć zobaczenia jak najszybciej Kevina, skłoniły ją do opuszczenia
bajkowego królestwa.
Odwieźli Sandrę do domu i szofer znów włączył się się do ruchu
ulicznego. Suzy zatonęła w siedzeniach z żółtej skóry i zamyśliła się nad
Kevinem, jej upartym księciem, rycerzem w błyszczącej zbroi. Mimo
wszystko kochała go. Ciepła fala podniecenia zalała jej ciało i lekko
wzdrygnęła się. Przymknęła oczy i pogrążyła się w marzeniach, podczas
gdy limuzyna pędziła przez ulice Los Angeles.
— Proszę pani... ?
Z początku Suzy wydawało się, że to, co stuka ją w ramię, to mały
ptaszek, może śnieżnobiały gołąbek, który pojawił się w jej śnie.
Podniosła jedną ciężką powiekę.
— Proszę pani, jesteśmy na miejscu.
Otworzyła drugie oko i spojrzała prosto w twarz szofera, opierającego
się ostrożnie o tylne drzwi. Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.
— Jechałem tak spokojnie, że chyba pani zasnęła. Uśmiechnęła się
niepewnie i ziewnęła.
— Chyba tak.
— Nie chciałem pani budzić, ale może pani nie zdążyć na samolot,
więc lepiej...
— Tak, masz rac...
Nagle Suzy oprzytomniała. Otworzyła szeroko oczy i podniosła głowę.
— Samolot? O czym ty mówisz? — Spojrzała na rozciągające się za
plecami szofera lotnisko. — Ale...
— Pan Ross uprzedził mnie, że będzie pani zdziwiona. To
niespodzianka.
Suzy zazgrzytała zębami. Niespodzianka była za słabym słowem na to,
co wymyślił!
— A co z moimi rzeczami?
Zanim mężczyzna zdążył otworzyć usta, Suzy wiedziała już, co powie.
O tak, Kevin był inteligentny!
— Oczywiście są tutaj, proszę pani. Pan Ross zadbał o to. Pani bilet.
— Z dumą wręczył jej kopertę. — Powiedział, że zatroszczył się o
106
RS
wszystko, tak że nie musi się pani o nic martwić. Miły człowiek z tego
pana Rossa. Zmusiła się do śmiechu.
— Tak, przemiły. — Przemiły mężczyzna zagrał teraz ostrzej, niż się
spodziewała. Wysiadła i czekała, aż portier wyjmie z samochodu jej
walizkę. No, Kevin, teraz ci dopiero pokażę! Powinien wiedzieć, że nic
tak jej nie pobudzało, jak wyzwanie. Już z promiennym uśmiechem
wcisnęła szoferowi do ręki suty napiwek. — Dziękuję panu.
— To ja dziękuję. — Wskazał na mały pakunek leżący w
samochodzie. — Proszę tego nie zapomnieć.
— Och, rzeczywiście! — Uśmiechnęła się tajemniczo. — Nie
chciałabym tego zostawić. To prezent dla przyjaciela. Bardzo
odpowiedni prezent. — Wcisnęła wystające szare ucho do środka paczki
w opakowaniu z Disneylandu, wzięła ją do ręki i weszła na lotnisko.
107
RS
Rozdział 10
— Jestem pewna, że będzie z was doskonalą para! Suzy niosła w
ramionach wypchanego osiołka. Spojrzała w jego duże oczy i
powtórzyła.
— Tak, Eeyore, powinniście się doskonale zrozumieć. — Z
uśmiechem w kącikach ust przekroczyła próg fabryki.
— Cześć, Mike! — Przywitała się z młodym pracownikiem.
— Suzy! Co cię sprowadza tutaj tak wcześnie rano? — Spojrzał na jej
ortalion i tenisówki. — Nowa sesja zdjęciowa w czasie porannych
biegów?
Zachichotała.
— Nic z tych rzeczy. Przyniosłam Kevinowi prezent, który na pewno
mu się spodoba.
Mike spojrzał na wypchane zwierzątko i zmarszczył brwi.
— Och, rozumiem.
Suzy podniosła wyżej osiołka.
— Eeyore, poznaj Mike'a. — To porządny facet.
— Witaj, Eeyore, bardzo mi miło. — Obejrzał go uważnie. — Mam
mgliste podejrzenie, że naprawdę przyszłaś tu nie tylko po to.
— Widzisz, Eeyore, jaki on bystry? Mówiłam ci, że to prawnik.
— Niestety, Eeyore, nawet my, prawnicy, nie zawsze możemy dociec,
o co Suzy chodzi.
Jej głośny śmiech wypełnił hall.
— Nie jest chyba trudno mnie zrozumieć? Mike zaśmiał się.
— Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o innych ludziach...
— Widzę, że się rozumiemy. Nie sądzisz, że będą się dobrze bawić
razem?
Mike parsknął w rozbawieniu.
— Jeśli tak uważasz, Suzy. Od tej pory nie będę odpowiadał już na
żadne pytania. Nie mogę ryzykować utraty pracy.
— Tak, Mike. Milczenie jest złotem. — Mrugnęła do niego i odgarnęła
falę złocistych włosów. Była w żartobliwym nastroju i widział, że
rozgląda się za kolejnym figlem.
Mike przygryzł ze śmiechem wargę i przyjrzał się jej podejrzliwie.
— A więc wręcz mu prezent. Nasz kochany szef jest teraz w swoim
biurze. Coś musiało się wydarzyć, gdy był w Kalifornii. Wrócił stamtąd
wyjątkowo nie w sosie: cienie pod oczami, przekrzywiony krawat i nie
zareagował na żaden mój dowcip przez cały ranek!
108
RS
— Miło mi to słyszeć, Mike. To znaczy, że cierpi.
Mike potrząsnął głową i wyszedł śmiejąc się. W obecności Suzy
człowiek ani na chwilę nie nudzi się. „Niech mnie diabli, jeśli to nie
najlepsza rzecz, jaka mogła się Kevinowi przytrafić — pomyślał. —
Może któregoś dnia przejrzy na oczy i uświadomi to sobie".
Suzy tanecznym krokiem wbiegła do hallu i zatrzymała się pod
drzwiami Kevina. Były lekko uchylone i zobaczyła, jak opiera się o
biurko z głową wciśniętą w ramiona.
— Tak, jak ty, Eeeyore! — szepnęła do ucha osiołka. — Jest tak zajęty
roztkliwianiem się nad sobą, że zamyka się przed całym światem. Aleja
się nim zajmę!
Wyprostowała się i wmaszerowała do biura. Dłonią uderzyła w stół i
cząsteczki kurzu wzbiły się w powietrze, by zatańczyć w promieniach
słońca.
Poderwał głowę i popatrzył na nią z niedowierzaniem. Właśnie o niej
myślał i oto stoi przed nim tak realna! Potrzasnął ręką, ale Suzy nie
zostawiła mu nawet minuty do namysłu.
Rzuciła osiołka na stół, szare nogi rozrzuciły się na wszystkie strony.
— To prezent dla ciebie. Przebył długą drogę z Disneylandu. Tam,
nawiasem mówiąc, było wspaniale. Myszka Miki bardzo cieszyła się z
mojego towarzystwa. — Tu zrobiła przerwę, by jej słowa doszły do
niego w pełni. — Eeyore chciał ci powiedzieć dzień dobry, o ile ten
dzień jest dobry, w co on w swojej mądrości powątpiewa.
Kevin zapatrzył się na zwierzaka, potem na Suzy.
— Suzy...
Nachyliła się nad biurkiem i zbliżyła do niego twarz tak, że niemal
czuł jej oddech. Między nimi jednak znajdował się osiołek, uwierając
Kevina w ramię. Suzy szybko odsunęła się, by mógł widzieć jej usta.
— Jesteście siebie warci, Kevin. Ty i Eeyore. Mimo to pozwól, że cię
o czymś zapewnię. Możesz zachowywać się, jak tylko chcesz i jak głupio
chcesz, ale wiedz, że będę miała cię na oku. — Jej oczy stały się zielone
jak zimne głębokie morze, na usta wpłynął słodki uśmiech. — Wiem,
jaki jesteś naprawdę, kocham cię i w końcu cię zdobędę!
Wyszła, zanim Kevin zareagował. Zdążył jeszcze zobaczyć błysk
błękitnego ortalionowego dresu.
Potrząsnął głową i wpatrzył się w puste drzwi. Szumiało mu w głowie
z braku snu i przez chwilę zastanawiał się, czy nie przywidziała mu się.
Ale ból w sercu był bardzo rzeczywisty... i ten przeklęty osioł. Pociągnął
swojego nowego towarzysza za ucho i powiedział.
109
RS
— No, cóż, przyjacielu. Mam nadzieje, że przynajmniej umiesz grać w
tenisa.
— Co się dzisiaj z tobą dzieje? — Słowa Mike'a odbijały się o ściany i
sufit krytego kortu, gdy ścierał wierzchem dłoni pot z czoła.
Kevin oparł się o ścianę i osuwał się po niej, aż kolanami dotknął
brody. Ciężko oddychał.
Mike podszedł do przyjaciela.
— Suzy...? — Poklepał go po plecach. Kevin przytaknął.
— Jest świetna. Szalejesz za nią. W czym problem?
— Właśnie w tym! — Kevin zamigał ze złością. Mike wzruszył
ramionami.
— Chciałbym mieć sam takie problemy. «
— Suzy daleko zajdzie.
— To dobrze. A ty już zaszedłeś, mój drogi. Idealna para! Kevin
szybko pokazał.
— To się tak nie skończy. Powstrzymam ją.
— Od czego?
Ręce Kevina na chwilę znieruchomiały. Dlaczego Mike uważa, że to
wszystko jest takie proste? Przecież, do cholery, nie było! Chciał
wyrzucić z siebie wszystkie myśli, które niespokojnie kotłowały mu się
pod czaszką.
— Kocham ją, Mike. Bardzo. Chcę, żeby miała wszystko. Żeby
spełniły się jej marzenia.
— Myślę, że właśnie mógłbyś je spełnić.
— Do diabła, Mike. A ludzie, z którymi się spotyka, cała reszta tego...
— Jesteś zaproszony do Ministerstwa Reklamy na lunch? — ostro
wtrącił Mike.
Kevin przytaknął.
— Tak, jutro.
— Widzisz więc, z jakimi ludźmi się spotykasz? Występowałeś w
krajowej telewizji, bierzesz udział w obiadach, konferencjach,
koktajlach. Myślisz, że Suzy jest osobą bardziej udzielającą się
publicznie? Poza tym, możesz mi wierzyć, Suzy zależy na tej otoczce nie
więcej niż tobie czy mnie. Na pewno wolałaby spotykać cię na boisku do
piłki lub w twoim własnym biurze. — Zaśmiał się. — Kevin, spójrzmy
prawdzie w oczy. Szukasz dziury w całym. Kevin był smutny i
przygaszony.
110
RS
— Mike, może masz rację. Ale moja głuchota to fakt — Jego znaki
stały się ociężałe. — Kocham Suzy bardziej niż kogokolwiek na świecie,
ale nigdy nie będę w stanie zapewnić jej normalnego życia!
— To zależy, co określasz, jako normalne. — Mike przez dłuższą
chwilę patrzył na przyjaciela. Nic więcej nie mógł już zrobić. Nie było
argumentu, którego by Kevin nie obalił. Widział jego ból płynący prosto
z serca. To tam będzie musiał znaleźć odpowiedź.
Powoli Kevin podniósł się z podłogi i obaj, czując gorycz życia i jego
nie dające się wytłumaczyć koleje, w milczeniu opuścili kort.
111
RS
Rozdział 11
— Przelicytujesz na trzy pocałunki? Na sześć? Dwanaście? —
Wypytywała Suzy Kevina trochę później. Zbliżyła swą twarz, by lepiej
zrozumieć odpowiedź. — No, panie Ross, ile jest warte moje
towarzystwo tego wieczoru?
— Nie ma na nie ceny. — Pokazał miękko. Szybko schował ręce do
kieszeni i postanowił zmusić swoje ciało do bierności.
„Czarna rozpacz!" — pomyślał. Dopiero mówił Mike'owi, co sądzi o
ich związku, a tu całe jego ciało było napięte z pożądania, oddech drażnił
wyschnięte gardło. Tracił władzę nad ramionami, które właśnie
przytuliły Suzy, jej wiotkie jak trzcina ciało. Nie panował nad ustami,
całując jej pełne, stęsknione wargi. Napawał się przyjemnością płynącą z
dotyku jej piersi, jej włosów. Z jękiem oderwał się i oparł o ścianę koło
drzwi.
— Ummm... To było przyjemne — powiedziała. — Ale mało. Jeden
całus? To tyle jestem warta? — Wygładzając dłonią bladą szyfonową
suknię, zmarszczyła brwi. — Jeśli tak jest naprawdę, to klub taty będzie
musiał poszukać sobie innego licytatora.
— Nie będę przecież licytować się o twoje pocałunki!
— Wiedziałam, że tak odpowiesz! — Wsunęła rękę pod ramię w
ciepłe zagłębienie . Miał na sobie białą koszulę z rękawami zawiniętymi
na wysokość łokci. Był zmęczony po całym dniu spędzonym w
magazynie. Według Suzy wyglądał jednak bardzo seksownie z
potarganymi włosami i swoim lekkim uśmiechem. Uwielbiała go. —
Zresztą, kto wie? Licytują wszystko, poczynając od setek ciastek, które
przeznaczyłeś na ten cel, przez wrotki, aż do tygodnia na
Rivierze. Przyjemne miejsce na miesiąc miodowy, tak mi mówiono.
Skierował ją na korytarz, do windy, później do samochodu.
— Spóźnisz się. — Zamigał. — Nie chcesz chyba, żeby Klub
Dobroczynny obraził się na ciebie!
— Ejże — spytała po chwili, grzebiąc obcasem w ziemi.
— A gdzie jest twoja ciężarówka, wspaniała ciężarówka firmowa z
moją podobizną z boku?
— Pożyczyłem samochód od Mike'a. Nie potrzebował go, a ja choć raz
zawiozę cię z honorami.
— Nie zależy mi na tym — odrzekła, z kwaśną miną wsiadając do
małego czarnego, sportowego samochodu.
112
RS
Kevin zatrzasnął drzwi z jej strony, po czym zajmując miejsce przy
kierownicy, uderzył głową o dach.
— Muszę poprawić sobie siedzenie. — pokazał krzywiąc się i wtym
momencie uderzył się w kolano. Wymamrotał ciche krótkie
przekleństwo.
Suzy ukryła uśmiech dłonią. Gdy już potrafiła zachować powagę,
skarciła go.
— I znowu to zrobiłeś. Marnujesz swój głos na podobne bzdury,
podczas gdy mógłbyś powiedzieć coś naprawdę godnego uwagi. Na
przykład moje imię. Lub: „kocham cię". Nie uważasz, że to byłoby
ciekawsze, kochany?
Nie odpowiedział. Dojeżdżali już do hotelu, więc zamigał.
— Jesteśmy na miejscu. Baw się dobrze i zbierz dużo pieniędzy dla
tych biednych maluchów.
— Nie wejdziesz ze mną? Później miały być tańce...
— Nie jestem odpowiednio ubrany.
— Zauważyłam. I sądzę, że zrobiłeś to celowo, byś nie musiał ze mną
tańczyć, uśmiechać się do kamery, słowem
— odsunąć na jakiś czas tarczę, którą się osłaniasz.
— Nic podobnego — skłamał, unikając jej przenikliwego spojrzenia.
— Miałem ciężki dzień, trudności w fabryce. Naprawdę — zapewniał.
Odprawił gestem portiera i sam otworzył drzwi. — Ślicznie wyglądasz.
Będą tobą zachwyceni.
— Ci, na których mi zależy, już są — wyznała, ściskając jego rękę.
Wysiadła, blade płaty szyfonu opinały ciasno jej biodra. Na stopach
miała wieczorowe lekkie sandałki ze skrzyżowanymi paskami. Na tych
stopach, które trzymał kiedyś w dłoni i jeszcze teraz pamiętał ich kształt i
delikatną strukturę. Pamiętał też kształty jej ciała, paliły jego duszę jak
płomień. Przeszedł go ostry ból. Boże, tak jej pragnął, tak kochał...
Zbolały oparł się o chłodną karoserię.
Wtedy właśnie odwróciła się z tajemniczym uśmiechem. Pomachała
do niego i poszła dalej.
Stał znieruchomiały, wpatrując się w miejsce, na którym przed chwilą
stała, nadal ją tam widząc. „To złudzenie, Ross — powiedział sobie. —
Co będzie dalej? To teraz najważniejsze... Co dalej?"
Szalony taniec, któremu się poddawał, musi się wkrótce skończyć.
Dwa kroki do przodu, jeden w tył... i potem dokąd? Ciężko zaczerpnął
powietrza i wsunął się do samochodu.
113
RS
Jechał w stronę magazynu, marząc, by księżyc przestał świecić, wiatr
— wiać, by gwiazdy skryły się za chmurami i niebo stało się tak puste i
samotne, jak on w tej chwili. Chciał, by padał śnieg, grad, deszcz...
zmieniający się w ulewną burzę, żeby coś zaprzątnęło jego umysł tak
silnie, by mógł myśleć tylko o drodze przed sobą. Przełknął ślinę i poczuł
kulę w gardle. Mocniej ujął kierownicę. Droga przed nim była pusta i
samotna, jak wszystko wokoło.
Zbliżające się kontury magazynu przywitał z prawdziwą ulgą.
„Interesy" — pomyślał. Nawet problemy z nimi związane, temu mógł
stawić czoła. Ktoś stale wykradał kartony ciastek, po kilka naraz. Były to
drobiazgi i właściwie włożony wysiłek nie był adekwatny do zysku, ale
robił to ktoś z jego ludzi i to martwiło Kevina. Kto to był i dlaczego?
Przypuszczał, że to Vinnie, chłopiec, którego uratował przed ciężarówką
w pierwszą sobotę po zatrudnieniu Suzy. Ten dzień... Wydawał mu się
odległy o wieki, a zarazem niedaleki, jak bicie serca.
Potrząsając głową, z powrotem sprowadził myśli na sprawy fabryki.
Vinnie ostatnio zachowywał się nieodpowiedzialnie, wszczynał kłótnie z
innymi pracownikami, pokazywał się w pracy późno lub wcale. Czy to
mógł być on? Dzisiaj to sprawdzi.
Kevin zaparkował samochód w uliczce przylegającej do doku i wszedł
przez boczne drzwi. Postąpił krok naprzód i zdrętwiał. Na końcu
korytarza, w jednym z pokoi paliło się światło. Dozorca? Brygadzista
pracujący do późna? A może ktoś przez przypadek zostawił zapalone
światło? Szósty zmysł podpowiadał mu jednak, że to żadna z tych rzeczy.
Ktoś tam był. Ktoś, kto nie spodziewał się już dziś jego powrotu. Ale
kto?
W absolutnej ciszy podkradł się pod drzwi, spod których wydostawał
się cienki pasek światła. Położył dłoń na drzwiach, wziął głęboki oddech
i pchnął je.
W środku stał Vinnie. Nachylał się nad zlewem i wysypywał biały
proszek z małej fiolki na papierową chusteczkę. Kevin zareagował
natychmiast. Wbiegł do pokoju.
— Nie dotykaj tego, do cholery! — Odepchnął chłopaka pod ścianę i
pokazał mu tuż przed oczami, z wściekłością tnąc powietrze rękami. —
Zwariowałeś? Mało masz problemów, że nowe ci w głowie?
— Zostaw mnie. — Vinnie szarpnął się. Jego ruchy były pełne złości.
— Problemy? Całe to przeklęte życie to jeden wielki problem. Sam jesteś
jednym z nich. Tak, ty, nasz wspaniały szefie. Supermanie. Bohaterze
114
RS
sezonu. — Vinnie powoli tracił impet i w końcu oparł się ciężko o
ścianę.
Kevin odwrócił go delikatnie i chłopiec ukrył mokrą twarz na jego
ramieniu.
Położył rękę na jego jasnych włosach i po chwili zamigał.
— Hej, już dobrze. Uspokój się. Porozmawiajmy, Vinnie.
— Po prostu nie mogę tego czasami znieść — westchnął chłopak,
wycierając oczy wierzchem dłoni. — Naprawdę próbuję, ale nic mi nie
wychodzi.
— Znam to uczucie... — Kevin pokazał z zadumą.
— Nie. Nie ty! Ty potrafisz wszystko. Jesteś najlepszy. Chciałbym być
do ciebie podobny, ale to jest takie trudne. Zawsze jestem z boku, a gdy
próbuję zachowywać się jak inni, patrzą na mnie, jakbym był
powietrzem. Jakbym nie istniał!
— Och, Boże, pamiętam to..!
— Nie...
— Tak, uwierz mi. — Rzeczywiście tak było. Odczuwał ten sam ból,
frustrację i zakłopotanie. Nigdy nie zaspokajane pragnienia, aż oduczysz
się wierzyć w lepsze jutro, zniechęcisz, będziesz bał się znowu ponieść
klęskę. — Ale przecież jeśli nie będziesz próbował, nie osiągniesz
niczego. Zadowolisz się byle czym i całe życie minie ci na żałowaniu
tego. Oczywiście, to wymaga odwagi. Więcej odwagi, niż masz, możesz
sobie pomyśleć. I cierpliwości i determinacji. Nie możesz być taki jak
wszyscy inni, ty musisz być lepszy. Najlepszy. Zawsze. Musisz pracować
ciężej, myśleć szybciej, więcej z siebie dawać.
— Ale ja próbuję. I dostaję w twarz.
— Więc nastaw drugi policzek. Potem to się skończy. Wystarczy że
wiesz, że masz przyjaciół, ludzi, którzy troszczą się o ciebie, kochają,
szanują i chronią. Nikt nie dokona tego sam.
— Ty potrafiłeś!
— Nie, do diabła. Mam mnóstwo przyjaznych dusz wokół siebie.
Choćby was wszystkich. Mogę na was liczyć, ufam wam. Jestem dzięki
wam silniejszy. I mam wspaniałą kobietę, która mnie kocha...
Wyrzucił z siebie te słowa, zanim pomyślał, co mówi. Ale przecież
powiedział prawdę. Najwspanialsza kobieta w świecie darzyła go
uczuciem i nigdy nie potrafiłby przejść przez wszystkie swoje kłopoty
sam. Szczęście rozdzwoniło się w jego sercu. Radość rozlała się na
twarzy w postaci uśmiechu.
— Czy powiedziałem coś zabawnego? — spytał zaskoczony Vinnie.
115
RS
— Nie. Myślałem o miłości.
— Tak, znam ten ból. Od tego się wszystko zaczęło. Spotykałem się z
Luisą, wiesz, taka z kucykiem...
— Znam ją. Piękna dziewczyna.
— Masz całkowitą rację. I znalazłem takie ogłoszenie w gazecie.
Pomocnik brygadzisty w magazynie koło Lexeny... Nie to, żeby tu nie
było mi dobrze — szybko dodał — ale pomyślałem, ze to jakiś krok
naprzód i mógłbym kupić jej pierścionek i byłaby ze mnie dumna. — W
jego znakach pojawiła się rozpacz. — Nawet nie zaproponowali mi
zamiatania podłogi.
— To błąd. Byłbyś doskonałym zastępcą brygadzisty, jeśli tylko byś
się starał.
— Też tak myślę!
— Musisz więc udowodnić to, przyjmując wszystko, co życie
przyniesie, z odwagą, dumą i szacunkiem do siebie. Tylko, Vinnie... —
Kevin wskazał palcem biały proszek.
— To nie jest żadna odpowiedź. — Na nic. Donikąd cię nie
zaprowadzi.
— Tak... ale pomaga nie myśleć o tym.
— Tylko na chwilę, Vinnie.
Popatrzył na Kevina przeciągle. Opadły mu ramiona, po czym powoli
wytrząsnął zawartość chusteczki do zlewu. Odkręcił kran i zapatrzył się
w spływającą wodę.
— Ale czasami nie mogę już wytrzymać.
— Przyjdź wtedy do mnie i porozmawiamy. Nie znam odpowiedzi na
wszystkie pytania, ale przeszedłem tę samą drogę. Możesz skorzystać z
mojego doświadczenia. Wykorzystaj wszystko, co tylko masz. Ambicję,
mózg,
kochającą
rodzinę,
wykształcenie.
Następnym
razem
przećwiczymy sobie rozmowę w sprawie pracy, żebyś wiedział, czego
się spodziewać i jak sobie poradzić. Potrzebujesz też przyzwoitej opinii,
by ludzie wiedzieli, co już zrobiłeś i co jeszcze potrafisz... nie tylko to, że
jesteś głuchy. Do diabła, każdy ma jakieś słabe strony i nie możesz
używać głuchoty jako wymówki w nie spełnianiu swoich marzeń.
„No cóż, Ross — Uśmiechnął się do siebie. — Zdajesz sobie sprawę,
co przed chwilą powiedziałeś? Twoja głuchota nie może być wymówką...
A więc, nowa przyszłość przed nami!"
Resztę nocy spędzili na rozmowie. W czasie, gdy Kevin odpoczywał,
Vinnie spakował kartony, załadował na ciężarówkę i zrobił porządek w
magazynie.
116
RS
— Tymi nadgodzinami odpracowałeś wszystkie straty.
— Powiedział mu Kevin. — I niech to się już więcej nie powtórzy.
— Nigdy! — obiecał Vinnie. — Nie ośmieliłbym się. Przecież wiesz o
wszystkim.
— Może nie o wszystkim, mój mały. — Uśmiechnął się.
— Ale robię postępy.
O świcie zamknęli magazyn. Vinnie złapał autobus do domu, Kevin
zaś wsiadł do pożyczonego samochodu. Po chwili jechał do Mike'a.
Zapukał do drzwi, poczekał dwie minuty i zastukał znowu, trochę
głośniej.
— Idę, już idę! — mruczał Mike, potykając się w drzwiach łazienki i
wciągając dół od piżamy na jedną nogę.
Kevin zapukał po raz trzeci, jeszcze silniej.
— Pali się, czy co?! — wrzasnął zirytowany Mike i wreszcie uchylił
drzwi. — Kevin? — jęknął. — Chłopie, przecież jest szósta rano!
— Wiem. Przepraszam, nie chciałem cię obudzić Mike wciągnął go do
środka i ściszył głos.
— Właściwie nie obudziłeś. Podziwiałem właśnie wschód słońca... z
pewną uroczą damą.
— Mike, jeszcze raz przepraszam. — Ciemne brwi zbiegły się nad
oczami, całe jego ciało wyrażało niecierpliwość. Zmusił się jednak do
wzruszenia ramionami. — Słuchaj, to ja przyjdę później.
— Wygląda, że ta sprawa nie może poczekać. Coś się stało??
— Zakochałem się.
— Cudownie, Kevin! Wpadasz do mnie o szóstej rano i mówisz coś, o
czym od dawna wiem. O czym wie chyba cały świat. Doskonale!
— Strasznie mi przykro, Mike. Ale widzisz, dopiero dziś w nocy
olśniło mnie, co to naprawdę znaczy. Kocham ją! I ona mnie! I spędzimy
razem resztę życia!
Mike uśmiechnął się lekko.
— To wspaniała nowina i cieszę się za was dwoje. Nie sądzisz jednak,
że powinieneś najpierw jej o tym powiedzieć? Widziałem się z nią na
aukcji i mówiła, że nie może dojść z tobą do ładu.
— Boże, musiałem być niespełna rozumu.
— Zgadzam się, chwilowe zaćmienie.
— Ale przedtem muszę jeszcze coś zrobić. Porozmawiać z jej
rodzicami.
— Czy nie chcesz zachować się zbyt rycersko jak na nasze czasy?
Prosić o jej rękę...
117
RS
— Nie będę prosił. Oznajmię. Ale chcę im wytłumaczyć, jak bardzo ją
kocham i dlaczego warto podjąć to ryzyko.
Mike położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
— Kevin, nie ma żadnego ryzyka. Tylko szczęście. Ślina z trudem
przechodziła przez gardło Kevina.
— Dzięki, Mike. Mimo wszystko chciałbym z nimi porozmawiać.
Pomożesz mi?
— Jasne! — Szeroko uśmiechnął się Mike i zamknął Kevina w
niedźwiedzim uścisku.
Słońce bawiło się w chowanego z chmurami, gdy Mike i Kevin jechali
po Ward Parkway. Trawniki na przemian to opływały światłem, to
odstraszały ponurym cieniem. W kroplach, rozpryskujących się z
fontanny, pojawiała się na chwilę tęcza, by zaraz wraz ze słońcem
zniknąć.
Nastrój Kevina zmienił się diametralnie. Uda mu drżały, zimne
mrowie chodziło po kręgosłupie. Może powinni zawrócić i pojechać
wpierw do Suzy? Może to wszystko było pomyłką? Czy przedtem był
naprawdę uparty, czy tylko rozsądny? Czy wie, na co się porywa, czy jest
obłąkany z miłości do niej i to mu wszystko przesłania? Co pomyślą
sobie jej rodzice, widząc go w progu tak wcześnie i w dodatku z
tłumaczem? A jeśli odmówią, czy zrani to Suzy bardziej, niż gdyby w
ogóle z nimi nie rozmawiał? Tak czy owak musi spróbować. Kochał ją
bardzo i chciał, by wszyscy jej bliscy także byli szczęśliwi. Oczywiście
nie będą szczęśliwi, jeśli nie zgodzą się na ten związek.
— Mike, kocham tę kobietę. — Ręce drżały mu z emocji.
— Odpręż się, stary. To nie będzie nic trudnego. Kevin nerwowo
przeczesał palcami włosy.
W domu Kellerów nie było widać śladu życia. Żaluzje były
opuszczone, na progu ciągle leżały gazety. Mike podjechał pod bramę.
— To tutaj?
Kevin z ponurą miną sprawdził adres i przytaknął.
— No i co teraz?
— Może zamiast tam iść, napijemy się piwa? — zasugerował Kevin.
Rozluźnił ramiona, które od ciągłego garbienia się ścierpły, po czym
ponownie przeczesał palcami włosy.
— Kevin, o ósmej rano?
— Dobrze, a więc odwagi! — Wysiadł z samochodu, szybko podszedł
do drzwi i zapukał. Odczekał minutę i jeszcze raz podniósł rękę, by
zastukać, już mocniej.
118
RS
Mike powstrzymał go.
— Spokojnie! Twój widok może ich tak nie zachwycić, jak mnie.
Kevin wcisnął ręce w kieszenie i wpatrzył się w świt, próbując
uspokoić mroczne myśli. Tak go zobaczyła Bea Keller, otwierając drzwi
w narzuconym na nocną koszulę szlafroku.
— O, Kevin! Co za miła niespodzianka! — Przywitała ich z
uśmiechem, przygładzając rozczochrane włosy.— I pan Pepper, zdaje mi
się? Poznaliśmy się wtedy na przyjęciu...
— Proszę mi mówić Mike, pani Keller.
— W takim razie ty do mnie — Bea. Ależ zrobiliście nam
niespodziankę... Proszę, wejdźcie. Charles, mamy gości: — zawołała,
prowadząc ich do pokoju.
— Gości? — powtórzył jej mąż ze zdziwieniem, które przerodziło się
w szeroki uśmiech, gdy tylko wszedł do salonu. — Kevin! zawsze miło
cię widzieć. I Mike Pepper, twój nadzwyczajny wspólnik-prawnik?
— Nadzwyczajny duet gotów na każde zawołanie — zażartował
Kevin, a Mike przetłumaczył.
— Rzeczywiście wyglądaliście niezwykle w telewizji. Byliśmy z
ciebie bardzo dumni.
— Dziękuję panu. Wysoko sobie cenię ten komplement.
— Kawy? — zapytała Bea, wymieniając z mężem ukradkowe,
zaskoczone spojrzenie. Charles lekko jej przytaknął.
— Co was tutaj sprowadza tak wcześnie rano? — zadał pytanie. —
Mam nadzieję, że nie jakieś kłopoty...
Kevin odstawił swoją kawę i wyprostował plecy. Gdyby znali go
lepiej, mogliby dostrzec w jego ciemnych oczach desperacki błysk. „Do
diabła — pomyślał — przeszedłem już trudniejsze próby niż ta,
przezwyciężałem
większe
przeszkody,
walczyłem
z
gorszymi
przeciwnościami". Był silny, zahartowany, pewny siebie i odważny.
Dlaczego serce waliło mu, jakby chcąc rozerwać klatkę piersiową, a po
ciele zaczął spływać zimny pot? Do cholery, Ross, po co panikujesz?
Uważają cię za bohatera, trzymaj się więc tej roli". Skinął na Mike'a i
zaczął migać.
— Panie Keller... Charles, Bea. Musicie wiedzieć, że kocham Suzy. —
Z trudem przełknął ślinę i popatrzył na słuchaczy. — Bardzo ją kocham.
Całym sercem i duszą. Chcę się z nią ożenić. — Zatrzymał się, by móc
obserwować ich twarze. Zawiódł się jednak, sądząc, że znajdzie na nich
jakieś wskazówki. — Chciałbym poprosić Suzy o rękę. Ale przedtem
przyszedłem do was. Na pewno macie pytania, wątpliwości... Chcę,
119
RS
żebyście byli uczciwi. Proszę, powiedzcie. Co myślicie o naszym
związku? Czy jesteście bardzo zaniepokojeni, że wasza córka pokochała
głuchego mężczyznę?
Charles i Bea Keller spojrzeli po sobie, później na uczciwego młodego
człowieka siedzącego po drugiej stronie stołu i uśmiechnęli się. Charles
przemówił w imieniu ich obojga.
— Dobrze, synu, powiem ci. Rozmawialiśmy z żoną i doszliśmy do
wniosku, że nie byliśmy przygotowani na to, że Suzy zakocha się. Nie
byliśmy gotowi, choć pewnie rodzice nigdy nie są. Oczywiście, jesteśmy
zaskoczeni ale ponieważ wiemy, że ją kochasz i że dzięki tobie czuje się
taka szczęśliwa, nie mamy nic przeciwko.
Kevin miał ochotę podskoczyć do góry z radości. Chciał ich uściskać,
a potem biec do Suzy, chwycić ją w ramiona i trzymać tak przez wieki.
Zamiast tego rozluźnił się wreszcie i odetchnął. Spojrzał na przyszłych
teściów i żarliwie powiedział.
— Postaram się, by była ze mną szczęśliwa. Możecie mi zaufać. Nie
macie jednak żadnych pytań, wątpliwości?
— Mamy, i to mnóstwo — odrzekł mu Charles. — Ale
obserwowaliśmy ciebie i Suzy, widzieliśmy, jaka jest szczęśliwa przy
tobie, i to nam wystarczy.
W tym momencie wtrąciła się Bea.
— Moim jedynym zmartwieniem — zaczęła, wstając z krzesła i
zakładając ręce na biodra—jest to, jak będziesz wyglądał na fotografii
ślubnej. Zapomniałeś, jak się uśmiecha?
— Skąd! — Teraz już mógł się odprężyć. Uśmiechnął się szeroko,
zdobywając do reszty ich serca
— No, teraz mogę ci pogratulować. — Mike poklepał Kevina po
plecach. — Ćwicz ten uśmiech częściej. Za trzy godziny masz lunch w
Ministerstwie Reklamy.
— Lunch! Do diabła, muszę najpierw znaleźć Suzy... — Przecież ona
też jest zaproszona!—przypomniał Mike.
— Nie zapomnij tam pójść. Suzy mówiła... — wyrwał się Charles, po
czym otrzymał ostrzegawcze spojrzenie od żony.
— Co powiedziała Suzy? — dopytywał się Kevin, ale nikt nie był tym
zainteresowany i temat się urwał.
Uroczysty lunch odbywał się w hotelu „Vista". Suzy krążyła pomiędzy
małymi grupkami w pokaźnej wynajętej sali. Opuściły ją wszelkie lęki,
wiedziała, że wszystko na razie idzie dobrze i zgodnie z jej planami.
120
RS
Właśnie przed chwilą Kevin otrzymał z rąk burmistrza nagrodę i tytuł
Człowieka Roku. Za „najbardziej godny naśladowania przykład dla
młodych ludzi chcących założyć własny interes". Wszyscy cieszyli się z
honorów, jakie spotykają Kevina — Susan, Logan, Mike, rodzice Suzy.
Klaskali głośno i z radością, czując się nierozerwalnie złączeni z tym
mężczyzną.
Kampania ciastkowa okazała się być dużym sukcesem. Wszystko
przebiegało tak jak powinno. Jej prywatna kampania też powinna
przynieść rezultaty. Dlaczego nie zacząć jej już teraz?
Uśmiechnęła się do siebie i po chwili ściskała rękę jednej z obecnych
pań, plotkując o ciastkach, reklamie... i Kevinie.
Po drugiej stronie sali Kevin uśmiechał się i przyjmował nie kończące
się gratulacje. Nagroda roku była dla niego niespodzianką. Ostatnio
zresztą niewiele myśli poświęcał pracy. Był w doskonałym nastroju,
wydawało mu się, że jeszcze nigdy nie oklaskiwano go tak szczerze.
Czuł się doskonale, a sekret, który ukrywał ha razie w głębi serca, ciągle
podnosił jego samopoczucie.
Przeniósł wzrok z siwiejącego mężczyzny, który ściskał mu rękę, na
Suzy. „ To niesamowite" — pomyślał. Mógł patrzeć na nią z każdego
kierunku i zawsze wyczuwała jego spojrzenie. Śliczna, nęcąco
uśmiechnięta Suzy wypełniła sobą cale jego życie. Gdyby jakimś cudem
udało mu się trzymać z daleka od niej i tak nie potrafiłby usunąć jej z
myśli. Owładnęła nim całkowicie.
Poczuł się ogromnie szczęśliwy... I podniecony...
— Och, Suzy! —... Westchnął, pragnąc jej. Chciał poczuć jej ciepłe
spojrzenie, jej ciężar w swoich ramionach. Od początku lunchu ani na
chwilę nie byli sami. Nawet nie wiedziała, w jaki sposób o niej myśli! A
może wiedziała?
Rozglądała się właśnie, błyszczące jak szmaragdy oczy ukrywały jakiś
sekret. I ten uśmiech, uroczy, kuszący i swobodny, który przesyłała mu
nad głowami. Czuł, że serce zatrzymało mu się na chwilę, po czym
ruszyło w obłąkańczym pośpiechu.
Suzy uśmiechnęła się czarująco, widząc wpatrzone w nią spojrzenie
Kevina. Chodziła po sali, wymieniając luźne uwagi z napotkanymi
gośćmi: reporterem, przyjaciółmi, rodziną, członkiem stowarzyszenia
wydającego przyjęcie. Gdy odchodziła, towarzyszył jej rozradowany
wzrok.
Ktoś go pociągnął za rękaw i Kevin odwrócił spojrzenie od Suzy.
Przed nim stało małżeństwo, oboje w średnim wieku.
121
RS
— Jak to wspaniale, panie Ross! Po prostu cudownie! —
emocjonowała się kobieta. — Jesteśmy tak szczęśliwi. Mój Boże, to
chyba wydarzenie sezonu!
Kevin uśmiechnął się grzecznie.
— Tak, żona ma rację — wtrącił mężczyzna. — Pod każdym
względem to doskonały wybór.
Dołączyła do nich młoda dziewczyna, którą Kevin pamiętał z
konferencji prasowej.
— Panie Ross, bez wątpienia uczestniczymy dziś w najciekawszym
lunchu tego roku. Jesteśmy wszyscy tak przejęci! I takie wspaniałe
nowiny! — Wyciągnęła z torby notes. — Chciałabym znać wszystkie
szczegóły!
Kevin przyglądał się jej przez chwilę, zastanawiając się, co ma na
myśli. Nie zdążył o to zapytać, bowiem ujrzał w tym momencie małego
Daniela. Biegł prosto na niego i uwiesił mu się na szyi.
„Moja rodzina — pomyślał ze wzruszeniem. — Przyszli tu, by cieszyć
się razem ze mną". Daniel podniósł twarz umorusaną czekoladą.
— Wszystkiego najlepszego, wujku! Jak to fajnie! Kevin uśmiechnął
się.
— No, mój mały, cieszysz się z mojej nagrody? — Ostrożnie zamigał.
Daniel przez chwilę wydawał się zaskoczony, szybko jednak na twarzy
pojawiło się zrozumienie.
— Ach, tak. Pewnie! Ale chodziło mi o coś innego...
— Hej, ty szczęściarzu! — Pojawił się Logan i z całej siły trzepnął
Kevina w plecy. — Fantastyczna wiadomość. Obchodzimy dziś nie lada
święto! Susan jest taka wzruszona!
„Coś tu się działo" — pomyślał Kevin. Wszyscy o tym wiedzieli,
oprócz niego, honorowego gościa! Może niczego nie zrozumiał lub nie
skojarzył? W myślach przejrzał wszystkie przemowy, a nawet
komentarze sprzed nadania mu nagrody. Nie znalazł nic, co by pasowało
do tej sytuacji.
— Kevin uśmiechnij się! — Obok pojawił się młody fotograf. — Te
miny zachowaj na lepszą okazję. Wtedy będziesz miał prawo być
zmieszany i zmartwiony. — Zaśmiał się i zrobił zdjęcie.
Kevin natychmiast odszedł z tego miejsca i zaczął rozglądać się za
Mike'em. Może on będzie mógł wyjaśnić, dlaczego ludzie wokoło
zachowują się tak... dziwnie. Czasami tak się zdarzało... Nie zrozumiał
czegoś i Mike musiał mu rozjaśnić w głowie. Na pewno właśnie tak było.
Czegoś nie wyłapał... jakiegoś drobiazgu.
122
RS
— Kevin! — Susan otoczyła go ramionami, przyciskając go do siebie.
Gdy już się odsunęła, zobaczył łzy spływające po jej policzkach.
— Susan, wszystko w porządku? — Szybko zamigał.
— Och, Kevin — powiedziała powoli i z miłością. — Powinieneś
wiedzieć, że się rozpłaczę. Zasłużyłeś sobie na to. Jestem chyba tak
szczęśliwa, jak ty! — Po twarzy spłynęła jej kolejna łza, Susan zaś objęła
go znowu.
Zaraz, zaraz. Chwileczkę! Nic jej przecież nie powiedział, a nie mogła
czytać w jego myślach. Marszcząc brwi uważnie na nią popatrzył, potem
pokazał.
— Susan, to miło dostać nagrodę roku, ale łzy?
— Kevin, przestań! Wiesz, że nie o tym mówię. — Złapała go za rękę
i trzymała kurczowo. — Cieszę się z tej nagrody, ale jestem zaprzątnięta
czymś innym. Chodzi o Suzy!
— Suzy? — Serce Kevina zatrzymało się na chwilę. „No tak, to się
musiało stać. Wykradziono mi ją jakąś bardziej atrakcyjną ofertą — film,
moda, Nowy Jork, Europa..." Kręciło mu się w głowie. Wiedział, że to
się zdarzy, sam to przepowiedział. Ale już teraz? Tak szybko? Nie mógł
znieść myśli, że opuści go właśnie teraz. Nie! Przecież Susan nie byłaby
tak szczęśliwa. Znała go i wiedziała, co czuł. Domyślała się chyba, że
zabiłoby go to.
— Susan. — Pokazał gwałtownie. — O co tu chodzi? O czym ty, do
diabła, mówisz?
Zaskoczona Susan wpatrzyła się w niego, po czym przeniosła wzrok
na pozostałych ludzi, którzy zaczęli się zbliżać z miłymi uśmiechami na
twarzach. Podniosła rękę i pogłaskała go po policzku.
— Kevin, kochanie, to już przestało być tajemnicą. Suzy ogłosiła nam
dzisiaj.
Zaczerpnął głęboki oddech, przewidując, że będzie potrzebował go
gwałtownie.
— Mówię o waszych zaręczynach. Twoich i Suzy! To wspaniała
wiadomość.
123
RS
Rozdział 12
Z bijącym sercem Suzy podniosła głowę i ponad zebranymi zerknęła w
stronę Kevina.
„Uuuu!" — pomyślała. Szedł prosto na nią, szybko przemierzał salę i
bynajmniej nie uśmiechał się.
— Kevin...?
Zatrzymał się tuż przed nią i zajrzał głęboko w jej oczy. Jego
spojrzenie miotało błyski i nie mogła odczytać, co czai się na jego dnie.
— Suzy...
— Już po tajemnicy? — spytała tonem, który nie zachęcał do
udzielenia odpowiedzi.
— Właśnie się dowiedziałem! — Zamigał. — Suzy, dlaczego...
Przerwała mu, nie mogąc powstrzymać słów cisnących się jej na usta.
— Bo cię kocham, Kevin. A kto kocha, odważa się na wszystko.
W sali zapadła cisza.
— Wyjdź ze mną. — Pokazał, biorąc ją za rękę. Tylko jego stanowcze
spojrzenie powstrzymało ją od padnięcia w omdleniu na oczach
wszystkich. Potrząsnęła głową.
— Wolałabym zostać tutaj. Przynajmniej jestem bezpieczna. —
Zaśmiała się nerwowo i schowała ręce do kieszeni.
— Pójdziesz ze mną, Suzy? — spytał, trzymając ciągle wyciągniętą
rękę. — Kochanie, chodźmy do mnie do domu.
Patrzył na nią z uczuciem. Drżąc podała mu diod.
Żegnani przez zebranych, opuścili salę, zbiegli schodami i wydostali
się na ulicę. Ludzie, których mijali, oglądali się podejrzliwie. Zaczęli
biec. Suzy trzymała się jego ramienia, silnego i dającego poczucie
bezpieczeństwa. Śmiała się i płakała naraz.
— Wiesz co? — Zatrzymała się, by złapać oddech. — Nie
zawróciłabym nawet, gdyby właśnie spadł mi z nogi szklany pantofelek.
— Nie pozwoliłbym ci! — odpowiedział z uśmiechem, stojąc tuż
obok. — Porwałbym cię bosą. Bosą i piękną. Już na zawsze. — Wziął ją
w ramiona i trzymał blisko siebie. Czuł gwałtowne bicie jej serca,
szybkie falowanie swojej piersi...
— Uwielbiam to słowo. — Suzy odchyliła się do tyłu, by móc spojrzeć
mu w twarz.
— To tak jak ja. Suzy, wyjdziesz za mnie?
Zamiast odpowiedzi poczuł jej usta na wargach, potem jeszcze raz, i
jeszcze raz.
124
RS
Ujął jej twarz w dłonie i obsypał ją pocałunkami, namiętnymi śladami
wczorajszych uczuć, gorącą obietnicą przyszłości.
Obok nich rozległ się dziecięcy śmiech. Otaczał ich tłumek dzieci z
piłkami, skakankami, książkami w rękach. Wszystkie nagle zapomniały,
że spieszą się do domu ze szkoły.
Czerwieniąc się i chichocząc uciekli. Zatrzymali się w bocznej uliczce.
Stali ramię przy ramieniu obejmując się. Kevin w pewnej chwili zdjął z
niej rękę, by pokazać.
— Chyba powinniśmy iść do domu, zanim utracę resztki samokontroli
i zaaresztują nas na środku ulicy. — Jego ciemne oczy zmieniły kolor na
czarny.
— Tak, dobrze. Byłoby głupio spędzić miodowy miesiąc w więzieniu,
zwłaszcza że przelicytowałam dla nas ten tydzień na Rivierze.
— Co zrobiłaś? — Jego brwi podniosły się na wysokość włosów, ale
Suzy była już przyzwyczajona do tych grymasów. Uśmiechnęła się
niewinnie.
— Czy znowu jesteś niezadowolony? — spytała. Wspięła się na palce i
pocałowała ciągle jeszcze nastroszone brwi. W odpowiedzi przygładził
jej włosy, po czym powoli ześliznął rękę w dół do jej policzka.
— Masz w zanadrzu jeszcze jakieś niespodzianki?
— Setki. Tysiące! Ale nie odkryjesz ich, póki nie dojdziemy do domu.
Póki nie będziemy sami. Może tylko z kieliszkiem wina. Świecami.
Twoim łóżkiem.
Kevin zatrzymał taksówkę i po chwili byli już u niego. Otworzył drzwi
i weszli. Prawie wszystko w mieszkaniu zmieniło się. Na ścianach jej
ulubione obrazy, jej rośliny na parapecie, ubrania w garderobie,
szczoteczka do zębów w łazience. Poczuł się we własnym pokoju jak
obcy, który po raz pierwszy przestępuje próg domu. Spojrzał na Suzy.
Uśmiechała się.
— Wiem. — Powiedziała, czytając w jego myślach. Często tak robiła i
przestał się już temu dziwić. — Czuję się tak, jakbym nigdy tu nie była.
— Potarła dłonią łokieć. — Ale też mam wrażenie, że nigdy nie
mieszkałam gdzie indziej. Wszystko, co było przedtem, nie istnieje.
Czuję, jakbym była na nowo narodzona, zaczynała nowe życie, miała
nawet nowe ciało. Chcesz zobaczyć?
Nie czekając na odpowiedź, zaczęła ściągać z siebie ubranie. Zdjęła
żakiet, bluzkę i spódnicę, przewieszając je przez oparcie kanapy.
Zatrzymała się na chwilę, nie jednak z powodu własnej niepewności;
dawała mu czas na złapanie oddechu.
125
RS
Nie mógł tego zrobić. Jego ciało płonęło z pożądania. Podszedł bliżej i
zsunął ramiączko od koszulki z jej złocistego ciała. Drugie ramiączko.
Stała teraz naga, wokół nóg leżał zdjęty przed chwilą ostami element
ubrania. Wydostała się z kręgu, które tworzyło i znalazła się w jego
objęciach.
Z pomrukiem rozkoszy podniósł ją i położył na łóżku. Popatrzył na nią
z góry, pożerając oczami, jego pierś ciężko podnosiła się i opadała.
Wyciągnęła rękę do jego paska od spodni i nie minęła minuta, jak leżał
obok niej nagi. Na brązowej skórze pojawiły się krople potu, ale wciąż
jeszcze czekał, trzymając swoje pożądanie w ryzach.
— Suzy, czy jesteś pewna?
— Tak, Kevin.
— Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza? To, że jestem głuchy?
— Wiem, że nigdy nie usłyszysz słów „kocham cię", ale mogę cię o
tym zapewnić w inny sposób. Nie będziesz słyszał bicia mojego serca,
gdy jestem blisko i pragnę cię, ale przecież czujesz to. Dotknij... —
Przyłożyła jego rękę do swoich piersi i przycisnęła ją do skóry. — I co?
— Czuję. — Otoczył dłonią jej krągłe, kobiece kształty. Zrobił to w
tak czuły i pieszczotliwy sposób, że łzy napłynęły jej do oczu.
Delikatnie przebiegła palcami po jego piersi i dalej w dół; próbując
oddać myśli gestami. W końcu dotknęła jego policzka. — Nie usłyszysz
płaczu naszego dziecka, jego pierwszego słowa. I następnych... Wiem, że
to będzie trudne. Sprawi ci to przykrość, i będę dzielić z tobą ten smutek.
Ale przeżyjemy też razem wiele radosnych chwil, gdy nasza pociecha
będzie stawiać pierwsze kroki, czy uczyć się jazdy na rowerze. Na każdą
przykrość przypadną setki radości, jak w każdym małżeństwie, nie
różnimy się w tym od innych. Zawsze smutek i szczęście przeplatają się,
na tym polega życie, najdroższy. To życie, które chcę spędzić z tobą. Na
zawsze.
— Kocham cię, Suzy.
Powiedział to głośno, miękkim szeptem pełnym miłości, zaufania i
wiary w ich wspólną przyszłość.
— Och, Kevin, Kevin...
Wplątał ręce w jej włosy i przyciągnął jej twarz. Przylgnęła do niego
całym ciałem, obejmując go za szyję. Płacząc ze szczęścia, całowała go i
otrzymywała jego słodkie pocałunki, obojgu zamierał oddech, ich ciała
dygotały.
— Jeszcze jedno! — Suzy odchyliła się lekko. — Chyba już zawsze
będziemy kochali się przy świetle, żebyśmy mogli również rozmawiać.
126
RS
W jego oczach pojawiły się figlarne błyski.
— Zgasimy je? Zobaczymy, jak nam pójdzie.
Wstał z łóżka i przeszedł przez pokój. Był nagi i mogła widzieć
mięśnie ramion, pleców i pośladków poruszające się pod skórą. Opuścił
żaluzje i wrócił do niej. Kładąc się zaplótł wokół niej nogi. Pokój był
teraz skąpany w ciemności, tylko wokół okien widać było małe aureole.
Suzy zaśmiała się radośnie, Kevin również zaśmiał się szczerze niskim
gardłowym dźwiękiem.
Przesunął płaską dłonią po jej brzuchu, jakby wycierając tablice.
Wskazującym palcem napisał na nim po chwili: „kocham cię".
— Kocham cię odpowiedziała, kreśląc znaki na jego torsie.
— Na zawsze.
— Na wieki.
— Jak myślisz? Dobrze nam idzie?
Czuł, że Suzy się śmieje. Postawiła znak zapytania na jego piersiach,
umieszczając kropkę na samym dole linii brzucha.
Jego śmiech zmieszał się z jej, łóżko aż się zatrzęsło. — Spytałem, czy
dobrze nam idzie?
Zaśmiewając wdrapała się na niego, usiadła na jego piersiach i
sięgnęła w stronę nocnej lampki, łaskocząc go przy okazji włosami. W
słabym świetle zdołał zobaczyć rumieńce na jej policzkach i błyszczące
oczy. Ciągle się śmiała, poruszając ramionami, jej piersi zakołysały się.
Spytała:
— Co mówiłeś?
— Że potrzebujemy trochę praktyki.
— Tak. Z pewnością. Powinniśmy ćwiczyć to częściej.
— Jak często? — Przesunął ręką po jej ramionach, plecach, udach.
— Codziennie. Dwa razy dziennie. A najlepiej w każdej minucie!
— Suzy, co w ciebie wstąpiło?
— To miłość, Kevin — odrzekła. — Mówiłam ci już, kto kocha,
odważa się na wszystko. I tak właśnie jest z nami. Na zawsze.
127
RS
128
RS