Karen Booth
Czy seks coś zmienia?
Tłumaczenie: Anna Sawisz
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2021
Tytuł oryginału: High Society Secrets
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2020 by Karen Booth
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa
2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books
S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub
całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest
całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami
należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego
licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do
HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być
wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
ISBN 978-83-276-7939-0
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wszystko w nim było albo za duże, albo zbyt piękne: wysoki wzrost,
melancholijne spojrzenie niebieskoszarych oczu i bujna ciemna
czupryna, którą chciałoby się pogłaskać. Clay Morgan.
Astrid patrzyła na niego z drugiego końca pomieszczenia. Sprawiał
wrażenie, jakby nie chciał w pełni uczestniczyć w tej dość hucznej
imprezie, zadowalając się pozycją obserwatora. Jego ostry jak żyleta
i cudownie twórczy umysł architekta miała okazję podziwiać na co
dzień w pracy. Był przy tym wymagający i nieprzejednany, zupełnie
jakby jego serce wykuto z bryły lodu. Tak przynajmniej mogła
wnioskować po sposobie, w jaki się odnosił do niej.
A przecież niczym sobie na taki chłód nie zasłużyła. Nie zrobiła nic
złego. Zaczynało ją to wkurzać.
Grant Singleton – dyrektor zarządzający Sterling Enterprises, firmy
zatrudniającej Astrid – gościł ich dzisiejszego wieczoru w salonie
swojego domu w La Jolla w Kalifornii. To przedsiębiorstwo budowlane
założył nieżyjący już obecnie były mąż Astrid, a ona miała w nim nadal
siedemnaście procent udziałów. Nie była więc ot taką sobie szeregową
siłą roboczą. A Clay, z którym pracowała nad projektem Promenady
Nadmorskiej, traktował ją tak, jakby nią była.
Wzięła do ręki kieliszek szampana, dziękując roznoszącemu napoje
młodemu człowiekowi, który odwzajemnił jej się uprzejmością, mówiąc
coś o pięknym wieczorze.
Obejrzała się przez ramię. Za przeszklonymi ścianami
nowoczesnego domu Granta dostrzegła palmy, które gięły się pod
podmuchami wiejącej znad oceanu bryzy. Szarpane wiatrem liście na tle
atramentowego nieba. Widok posępny i tajemniczy – zupełnie jak Clay.
Nagle zapragnęła znaleźć się z nim sam na sam. Nie w pracy i nie na
przyjęciu. W jakimś spokojnym miejscu, gdzie mogłaby wydusić
z niego odpowiedzi na dręczące ją pytania. Dlaczego jest tak bezduszny
i zamknięty w sobie? I dlaczego traktuje ją z taką pogardą
i lekceważeniem?
A teraz nawet kelner na przyjęciu raczy ją zdawkową uwagą. Cóż,
powinna być do tego przyzwyczajona i nie przejmować się. Zabawne,
bo jako nastolatka – a była wtedy patykowata i niezdarna – wiele by dała
nawet za taki objaw męskiego zainteresowania.
Potem na szczęście wszystko się zmieniło. Jej sylwetka zaokrągliła
się i kariera modelki stanęła przed nią otworem. Wyjechała z rodzinnej
Norwegii i skończyło się na tym, że w prezencie od Johnathona
Sterlinga otrzymała brylant wielkości niezłego kamulca. Małżeństwo nie
okazało się trwałe, ale przynajmniej przez kilka lat cieszyła się miłością
męża. No i gdyby nie on, nie znajdowałaby się teraz tu, na tym
przyjęciu.
Podziękowała kelnerowi jeszcze raz i powróciła do obserwowania
Claya. Była ciekawa, jak radzi sobie w kontaktach z ludźmi poza
miejscem pracy. Na przykład jak zareaguje na przybycie swojej siostry
Mirandy, która właśnie weszła do pokoju.
Relacja Astrid z Mirandą była dość zagmatwana: siostra Claya
w momencie śmierci Johnathona, która nastąpiła dwa miesiące temu,
była jego żoną. Tak się złożyło, że Astrid znała straszliwy sekret
początków tego związku. Lubiła Mirandę i współczuła jej. Sama dobrze
wiedziała, jak to jest poślubić faceta, który nie ma zwyczaju odmawiania
sobie czegokolwiek.
– Jeśli jeszcze czegoś będzie pani potrzebować, proszę dać mi znać –
powiedział do niej kelner i się oddalił.
O tak, potrzebowałaby czegoś. Zdecydowanie. Mianowicie
wskazówek, jak interpretować zachowania Claya Morgana, a najchętniej
jakiegoś graficznego schematu jego skomplikowanej osobowości.
W drugim końcu sali Grant stukał łyżeczką w kieliszek, domagając
się uwagi. Towarzyszyła mu Tara, pierwsza żona Johnathona Sterlinga.
Wszystkie jego trzy małżonki – Tara, Astrid i Miranda – wspólnie
kontrolowały finanse Sterling Enterprises. Powinny więc wysłuchać
wystąpienia dyrektora.
Grant podziękował wszystkim za obecność i zapowiedział ważne
oświadczenie.
Oczy mu błyszczały z podniecenia. Był bardzo sprawnym
menedżerem, urodzonym przywódcą.
Clay włożył w tym momencie ręce do kieszeni i oparł się o stojącą
za nim kolumnę. Astrid nie mogła się oprzeć zachwytowi nad jego
smukłą sylwetką i niebywałą umiejętnością niedbałego z pozoru
demonstrowania siły i inteligencji. Bo przecież on musi być świadomy
wywieranego na otoczeniu wrażenia.
– Jak wielu z was wie – mówił Grant – dwa tygodnie temu Sterling
Enterprises pomyślnie przeszło pierwszą rundę negocjacji z miastem na
temat budowy Promenady Nadmorskiej. Nie byłoby to możliwe bez
ofiarnej pracy całego zespołu, a zwłaszcza Claya Morgana, Astrid
Sterling no i oczywiście Tary.
Dotknął ręki Tary i Astrid już wiedziała: tych dwoje stanowi parę,
choć starają się to na razie ukrywać.
– I tu muszę powiedzieć coś jeszcze – ciągnął mówca. – Tara i ja
będziemy od dziś nie tylko współzarządzającymi, ale także
małżeństwem. Zaręczyliśmy się.
Przez salę przeszedł głośny szmer, po czym goście pośpieszyli
z gratulacjami. Astrid trzymała się na uboczu, podobnie jak zresztą Clay.
Miała swoje powody: ona, Tara i Miranda zawarły rodzaj paktu.
Miały trzymać jednolity front po tym, jak Johnathon podzielił swój
większościowy pakiet udziałów w firmie po równo między trzy swoje
żony. Zaręczyny Tary z dyrektorem zarządzającym stanowiły oczywiste
zagrożenie dla tej równowagi. A jeśli jeszcze świeżo upieczona
narzeczona zechce polepszyć swoją pozycję w hierarchii firmy?
Astrid przedarła się przez tłum do Mirandy, która czekała w kolejce,
by złożyć gratulacje.
– Wiedziałaś o tym? – zapytała.
– Domyślałam się. Ale to chyba dobrze, prawda? Od dawna między
nimi iskrzyło.
– Ale przecież Tara miała trzymać z nami, a nie z Grantem –
przypomniała Astrid najciszej, jak potrafiła.
– W takim razie musimy z nią porozmawiać, żeby nie było
niedomówień. – Miranda spojrzała na rozmówczynię przenikliwie.
W przeciwieństwie do wielu innych osób traktowała Astrid poważnie…
Obie podeszły do Tary.
– Możesz z nami porozmawiać?
– Oczywiście. O co chodzi?
– Po pierwsze gratulacje – powiedziała Miranda.
– Ja też cieszę się waszym szczęściem – dodała Astrid. – Ale mam
pytanie.
– Pozwól, że zgadnę – odparła Tara. – Boicie się, że za bardzo zbliżę
się z Grantem.
– A można bardziej? Zarządzacie razem firmą i teraz jeszcze
będziecie małżeństwem.
– Nie powinnaś była skonsultować się z nami, kiedy zaproponował
ci stanowisko współzarządzającej? – spytała Miranda.
– Formalnie rzecz biorąc, tak. Macie prawo zgłaszać obiekcje. Ale
tak będzie lepiej dla nas trzech. Moja rola przestanie być nieokreślona.
To wyjdzie firmie na dobre, wierzcie mi.
Astrid nie była tego taka pewna. Tara teraz będzie się jeszcze
bardziej szarogęsić, jeśli chodzi o projekt Promenady, który dla Astrid
był ważny chociażby ze względu na możliwość współpracy z Clayem.
Może to z powodu Tary tak jej się z nim nie układa? Postanowiła
zawalczyć o swoje i zażądać gwarancji.
– Ja też bym chciała je mieć na piśmie – poparła ją Miranda, dla
której Promenada była szczególnie ważna. Ten projekt był oczkiem
w głowie jej niedawno zmarłego męża. – Zrobiłaś już coś w kierunku
nazwania parku przy Promenadzie imieniem Johnathona? –
zaatakowała.
– Pracuję na tym – zdążyła odpowiedzieć Tara, gdy pogrążony
w dyskusji z Clayem Grant ruchem ręki przywołał ją do siebie. Tara
przeprosiła koleżanki i niezwłocznie dołączyła do mężczyzn.
– O czym ta trójka może rozmawiać? – zastanawiała się Astrid.
– Chyba się domyślam – odparła Miranda. – To wielki dzień dla
mojego brata.
I rzeczywiście.
– Proszę o jeszcze jedną chwilę uwagi! – krzyknął Grant. –
Chciałbym pogratulować architektonicznej gwieździe naszej firmy,
Clayowi Morganowi. Dostał się do finału krajowego konkursu o tytuł
Architekta Roku.
Miranda zaczęła z zapałem klaskać. Astrid poszła w jej ślady, choć
przykro było patrzeć, jak Clay – mimo wymuszonego uśmiechu –
ewidentnie źle się czuje w roli obiektu uwagi. Dlaczego nie potrafi się
cieszyć nawet tak wielkim osiągnięciem? Dlaczego zawsze jest smutny?
Miranda podeszła do brata, Astrid podążyła jej śladem i teraz
przyglądała się, jak rodzeństwo wymienia serdeczne uściski. Też
chciałaby go objąć i przytulić, ale bała się reakcji.
Ograniczyła się więc do uścisku dłoni, pogratulowania i wyrażenia
dumy i radości ze wspólnej pracy.
Clay stał ze wzrokiem utkwionym w ich splecione dłonie.
– Dziękuję – wybąkał. – Ale musze uprzedzić, że zamierzam
wycofać się z projektu P.
– Ale dlaczego? – spytała Astrid, czując, jak serce podchodzi jej do
gardła.
– Bo nie sądzę, żebyśmy mogli dalej razem pracować.
Powiedzenie Astrid prawdy było dla niego niełatwe, a zdumienie
i rozpacz na jej twarzy dodatkowo to utrudniały. Ale cóż. Współpraca
naprawdę im się nie układała. Przy niej jakoś nie mógł się skupić.
Popełniał błędy, choć dotychczas nigdy mu się to nie zdarzało. Jedna
z tych pomyłek była na tyle poważna, że groziła wręcz odebraniem
firmie projektu Promenady, na szczęście Tara wychwyciła ją tuż przed
oficjalną prezentacją.
Architekt Roku nie może mieć na koncie takich lapsusów, a jemu
bardzo zależało na tym tytule. Jedynymi źródłami szczęścia były dla
niego córka, siostra Miranda i właśnie uznanie w środowisku
zawodowym. Praca była w jego życiu bardzo ważna. Określała jego
tożsamość.
A Astrid z jej długimi nogami, uroczym usposobieniem i włosami
koloru złotego miodu stała mu na drodze. Przez nią tracił kontakt
z własnym mózgiem.
Pracowali razem już od miesiąca i nic się w tej mierze nie zmieniało
na lepsze. Wręcz przeciwnie.
Gdy była w pobliżu, zaczynał mieć dwie lewe ręce. Zapominał
języka w gębie. Zaczynały go interesować jej pełne wargi, ogromne
oczy.
Nie, nie może powtórzyć tego samego błędu co kiedyś. Ożenił się
z piękną kobietą, która omal nie zrujnowała mu życia. Na szczęście
zostawiła córkę…
I teraz nie ma dla niego spraw ważniejszych niż dziecko i kariera
zawodowa. Nie ma i nie będzie.
Ale przecież Astrid niczemu nie jest winna. Nie może jej
skrzywdzić, jest dobrą pracownicą. Musi sam wycofać się z zespołu
Promenady. Trudno, czasem trzeba się poświęcić.
– Chyba żartujesz. Ja uważam, że pracowało nam się świetnie.
Pamiętaj, że wyrobiliśmy się z projektem Promenady mimo bardzo
napiętych terminów.
– Co ja słyszę? Promenada? Rozmawiacie o sprawach
służbowych? – Podszedł do nich Grant.
– Faktycznie – odparł Clay, który o swojej decyzji zamierzał
powiadomić szefa dopiero w poniedziałek rano, w cztery oczy. –
Zastanawiałem się właśnie, czy nie mógłbym wycofać się z tego
projektu i przejść do jakichś bardziej pilnych zadań, które nas czekają.
Na czole Granta pojawiła się pionowa bruzda.
– Myślałem, że lubisz ten projekt. Jest bardzo prestiżowy, a ty
z tytułem Architekta Roku powinieneś częściej pojawiać się na
pierwszej linii.
Tara chyba usłyszała, o czym mówią, bo przeprosiła osobę, z którą
rozmawiała, i podeszła do nich. Clay wolałby w tym momencie po
prostu zniknąć. Nie planował publicznej dyskusji na temat swoich
planów w trakcie przyjęcia koktajlowego. Z natury był wycofany
i dyskretny.
– Wszystko w porządku? – zapytała Tara.
– Clay prosi, żeby go zabrać z projektu Promenady Nadmorskiej –
wyjaśnił Grant, obejmują narzeczoną.
– Nie ma mowy – zaoponowała Tara. – Razem z Astrid tworzycie
świetny zespół. A skoro ja będę dzielić z Grantem funkcję szefa, całość
kierowania projektem przekażę Astrid.
Tymi słowami Tara nieświadomie utwierdziła Claya w jego
przekonaniu. Dotychczas stanowiła rodzaj buforu między nim a Astrid.
A teraz pozostaną sami.
– Ten projekt nie wymaga już teraz żadnych istotnych działań poza
dostosowaniem go do wymagań ratusza – argumentował Clay. – Jest
jeszcze parę szczegółów do dopracowania, ale tym mogą się zająć nawet
początkujący architekci.
– Bo ja wiem… – zawahała się Tara. – Czułabym się pewniej, gdyby
to Clay nadal był głównym architektem – zwróciła się do Granta.
Clay zdawał się tracić grunt pod nogami. Astrid postanowiła wziąć
winę na siebie.
– Wiem, że jestem trudna we współpracy. Ale obiecuję poprawę.
Omówimy problemy, jakie mamy z sobą, i zacznie nam się lepiej
układać. Nie musicie się o to troszczyć – zwróciła się do szefostwa.
Tara przeniosła wzrok z Astrid na Claya.
– Naprawdę o to chodzi? Typowe biurowe niesnaski? Rywalizacja? –
pytała.
– Chodzi o coś więcej – odparł Clay.
– A o co konkretnie?
Nie potrafił odpowiedzieć. Cóż, wygląda na to, że będzie musiał
zostać na swoim stanowisku i jakoś przystosować się do istniejących
warunków. Ale jak? Ma nosić klapki na oczach jak koń? Albo zażyczyć
sobie, żeby Astrid zwracała się do niego wyłącznie poprzez mejle?
– Posłuchaj, to nie jest wina Astrid, tylko moja – powiedział. –
Jestem szorstki, nie uznaję kompromisów.
Nie lubił obwiniać się publicznie, ale z drugiej strony nie chciał,
żeby to Astrid wyszła z tej afery niesłusznie oczerniona. W końcu to on
zaczął.
– Dajcie nam trochę czasu – zaproponowała Astrid. – Spróbujemy
jakoś to rozwiązać. A jeśli nam się nie uda, to wycofam się z projektu.
Clay z trudem powstrzymał gniewne sapnięcie. To rozwiązanie także
mu nie odpowiadało, ale chyba nie ma wyjścia. Musi wytrzymać
z Astrid jeszcze tydzień albo dwa.
– Okej, spróbujemy wypracować kompromis – mruknął.
– W takim razie w porządku – zakończył zadowolony Grant, po
czym razem z Tarą wmieszali się w tłum, by przyjmować kolejne
gratulacje.
Clay też czuł, że powinien być zadowolony. Otrzymał wymarzoną
nominację do nagrody, odroczył odejście z zespołu Promenady.
Właściwie powinien pozwolić sobie na odrobinę radości, aby to uczcić.
Może nawet poflirtować z Astrid? Jakoś ją udobruchać…
– Mam nadzieję, że nie postawiłam cię w niezręcznej sytuacji –
odezwała się do niego. – Nie chciałabym, żeby były między nami jakieś
napięcia. To znaczy, nie większe niż teraz – dodała.
Boże, ale z niego palant. Powinien jasno jej wytłumaczyć, w czym
rzecz. Ale niestety nawet on nie w pełni to rozumiał. Jakaś wewnętrzna
siła kazała mu trzymać się z dala od niej. Nic nie mógł na to poradzić.
– W takim razie do zobaczenie w poniedziałek w biurze –
powiedział.
– Tak, spotkajmy się i omówmy tę sprawę.
– Nie musimy. – Pokręcił głową. – Przyczyna leży po mojej stronie,
nie po twojej.
Wyjął z kieszeni kluczyki do samochodu. Musi jak najszybciej stąd
wyjść. Wrócić do swojej córki Delii, a potem przespać się z tym, co dziś
się wydarzyło. Rano będzie miał świeży umysł.
Rozejrzał się, ale nigdzie nie zobaczył swojej siostry. Wyśle jej
esemesa, jak wróci do domu. Życzył Astrid udanego weekendu
i skierował się do wyjścia.
– To nie może być tylko twoja wina – usłyszał za sobą jej głos.
– Ale tak jest, uwierz mi.
Otworzył drzwi i z przyzwyczajenia przepuścił Astrid. Cholerne
dżentelmeńskie maniery…
Gdy już byli na zewnątrz, odwróciła się twarzą do niego. Ruchem
głowy odrzuciła włosy, które z powodu wiatru zasłoniły jej twarz. Jak to
możliwe, że ta kobieta jest aż tak piękna?
– Wina nigdy nie leży tylko po jednej stronie – powiedziała. – Musi
być jakaś przyczyna, że traktujesz mnie tak, a nie inaczej.
Żeby uniknąć przeciągu, Clay zamknął drzwi.
– Przepraszam, wiem, że ciężko się ze mną pracuje – odparł. –
Jestem w ciągłym stresie. Wiem, to nie jest usprawiedliwienie, ale może
choćby częściowe wyjaśnienie.
– Ja z kolei może za bardzo się wszystkim ekscytuję. Wiem, to może
drażnić, ale uwielbiam pracę, która stawia przede mną wyzwania
i realizuje konkretne cele. Przez lata byłam modelką, ale to nie dawało
mi szczególnej satysfakcji.
– Jestem pewien, że każdy pracodawca jest z ciebie zadowolony.
Dlaczego miałby nie być? Ona jest taka seksowna i bystra, że
potrafiłaby sprzedać cegłę facetowi, który właśnie ma skoczyć
z trampoliny do wody.
– Tego nie wiem, ale wiem na pewno, że nie wyobrażam sobie
lepszego miejsca pracy niż Sterling.
– Jesteś właścicielką sporej części firmy, możesz tu ustalać warunki,
prawda? A właściwie czy ty w ogóle musisz pracować?
– A ty? – odparła, demonicznie unosząc w górę brwi.
Nie, nie musiał, a już na pewno nie dla pieniędzy. Razem z Mirandą
odziedziczył po śmierci babci całą rodową fortunę. Praca była mu
potrzebna dla higieny umysłu. Dzięki niej nie rozpamiętywał bez
przerwy przeszłości.
– Skąd to wiesz? – zapytał.
– Pytam ludzi o różne rzeczy.
– No to już tego nie rób – powiedział niezadowolony. – Jesteśmy
współpracownikami, nie musisz grzebać w moim życiu prywatnym.
– Przepraszam. Chciałam tylko zrozumieć.
– Zrozumieć? Co? Kogo? Mnie?
Omal się nie roześmiał. On jest akurat zupełnie nieskomplikowany.
Chce tylko jednego: żeby zostawić go w spokoju.
– Tak, ciebie. – Złapała go za łokieć, poczuł jej ciepło. – Chcę z tobą
pracować, uczyć się od ciebie, chłonąć tę twoją niebywałą
błyskotliwość.
Stał jak sparaliżowany. Nie miał pojęcia, co mógłby odpowiedzieć.
Ona bardzo poważnie potraktowała tę konieczność osiągnięcia
kompromisu. A więc stanowi dla niego jeszcze większe zagrożenie, niż
myślał.
Powinna teraz odpuścić, wrócić na przyjęcie i dobrze się bawić,
zapominając o całej sprawie.
– Dlaczego ty mnie tak nie lubisz, Clay? Co zrobiłam?
– Wcale cię nie nie lubię.
Po prostu nie mogę przestać o tobie myśleć, dodał w myślach.
– Ale to tak wygląda – upierała się Astrid.
– No to bardzo mi przykro, ja już nie wiem, co na to powiedzieć.
Z furią złapał za klamkę swojego audi. Nie pozwoli się omotać
żadnej babie. Już nigdy w życiu.
Zapalił silnik, rozbłysły reflektory. W ich świetle zobaczył, jak
Astrid stoi na drodze i z niedowierzaniem kręci głową. Nawet w tak
niekorzystnych okolicznościach wyglądała przepięknie. Uosobienie
kobiety, którą chciałby wziąć w ramiona i całować.
Trudno ją zrozumieć. Dlaczego tak się na niego uparła? Dlaczego
mu ufa? On już od dawna wie, że ufać nie warto dosłownie nikomu.
ROZDZIAŁ DRUGI
Na rokowania pokojowe warto przybyć z gałązką oliwną. Astrid
zdecydowała się użyć w tym charakterze wyrobów cukierniczych.
Jedyną słabością Claya było zamiłowanie do słodyczy. Od czasu do
czasu wymykał się z biura na pączka do ciastkarni po drugiej stronie
ulicy. Może jak zaspokoi jego apetyt na słodycze, nie będzie już miała
u niego przechlapane?
Nie wiadomo, ale spróbować nie zaszkodzi.
W tej cukierni zawsze były kolejki, ludzie czekali nawet na dworze,
ale tego poranka nie było tłoku. Astrid weszła do jasnego
pomieszczenia, gdzie za kontuarem pracowało sześć czy siedem osób.
Przyjmowano zamówienia, pakowano ciasta, parzono kawę.
W powietrzu unosiła się woń cynamonu, czekolady, kawy i spienionego
mleka. Ciepłe i przytulne miejsce, gdzie ludzie są szczęśliwi.
Czy to dlatego Clay tak lubił tu wpadać? A może jednak miejsce
pracy mu nie odpowiadało?
Astrid dobrze wiedziała, jak to jest. W swojej rodzinie – jako jedyna
dziewczynka i najmłodsza z szóstki rodzeństwa – czuła się obco. Ojciec
podobno przed jej urodzeniem nie chciał już więcej dzieci. I tak miał
wystarczająco dużo gąb do wykarmienia, a czteroizbowy dom na
południowo-zachodnim wybrzeżu Norwegii pękał w szwach.
Musiała stale walczyć o uwagę i akceptację ze strony piątki braci.
Czuła się jak intruz, jakby na zawsze naruszyła równowagę w rodzinie.
Miłość matki, która nakazywała braciom bawić się z małą siostrą,
oczywiście tylko pogarszała sprawę.
Dopiero gdy skończyła jedenaście lat, przekonała braci, by pozwolili
jej grać z sobą w piłkę, i tym zyskała sobie ich respekt. Wszystko na
siłę.
W obecnej sytuacji widziała analogie do dzieciństwa. Clay jako brat
niedopuszczający jej do swoich spraw i Tara jako mama namawiająca
ich do zawarcia rozejmu. Ale przecież teraz Astrid nie jest już małą
dziewczynką, nikt nie musi jej pomagać w rozwiązywaniu problemów.
Może słodycze jednak pomogą…
Kiedy doszła do lady, z radością stwierdziła, że zostało jeszcze kilka
ulubionych pączków Claya. To ciastka o nazwie Diego, z czekoladowym
nadzieniem budyniowym i posypką z karmelizowanego cukru.
Zamówiła trzy – dwa dla niego i jedno dla siebie. Nareszcie przekona
się, czy to warte zachodu.
Wśród klientów zauważyła znajomą twarz. To Sandy, nadzwyczaj
kompetentna pomoc biurowa zatrudniona w Sterling, kiedy Astrid
przyszła do firmy.
Ostatnio jednak już u nich nie pracowała.
– Sandy, to ty? – zapytała Astrid.
– Ach, pani Sterling! Jak się pani miewa?
– Dobrze, dziękuję. Właśnie idę do biura – odparła Astrid, pokazując
paczuszkę z pączkami. – Brakuje nam ciebie w firmie. Dlaczego
właściwie odeszłaś? Nawet się nie pożegnałaś, nie zostawiłaś żadnej
wiadomości.
Sandy pobladła.
– Wiem, to było nie fair. Ale dostałam pracę gdzie indziej. Po cichu
sobie gdzieś dorabiałam, bo w San Diego nie sposób było się utrzymać.
– Wiem, to drogie miasto, ale chyba w Sterling nie płacili ci źle?
– Owszem, ale… to długa historia. – Dziewczyna zaczęła kręcić się
niespokojnie. – Miałam pewne zobowiązania wobec mojego obecnego
szefa.
– Rozumiem. – Astrid pokiwała głową, godząc się z tym, że wiele
więcej się nie dowie. – Mam nadzieję, że wszystko przynajmniej dobrze
się skończyło.
– Niestety nie. Z tej drugiej pracy też musiałam się zwolnić.
– A więc niepotrzebnie odeszłaś ze Sterling?
– Tak, byłam głupia.
– Przyjęliśmy kogoś na twoje miejsce, ale zadzwoń do mnie, jak
niczego nie znajdziesz. Może będę mogła ci pomóc.
– Dziękuję, pani Sterling.
– A mogę zapytać, czym zajmuje się firma, do której od nas
odeszłaś?
– Też deweloperką, ale nie w Kalifornii. Głównie w Seattle.
Skojarzenie deweloperki z Seattle przywiodło Astrid na myśl brata
jej nieżyjącego byłego męża. Ale przecież w Seattle musi być mnóstwo
firm budowlanych.
– W taki razie życzę szczęścia. I zadzwoń do mnie, jeśli niczego nie
znajdziesz.
W Sterling Enterprises Astrid skierowała się wprost do gabinetu
Claya. Drzwi były otwarte, ale ona nagle poczuła, że wejście do środka
i poczęstowanie go ciastkami może być czymś niestosownym. W końcu
to miejsce pracy, a oni są dorośli. Wyjdzie na wariatkę.
Zajrzała do środka. Claya nie było w gabinecie. Co jest, u licha?
Chyba nie nie lubi jej do tego stopnia, żeby po weekendzie nie pojawić
się po prostu w pracy?
Nabrała powietrza w płuca i zaczęła się zastanawiać, co ma zrobić.
Jeśli tu na niego zaczeka, zostanie uznana za desperatkę. Najlepiej chyba
będzie zostawić mu te ciastka i jakąś notkę. Najwyżej może być
niezadowolony z daru, ale ona na szczęście nie będzie świadkiem jego
reakcji.
Zaczęła bazgrać na skrawku papieru: „Myślę, że ucieszą cię twoje
ulubione pączki. Astrid”.
Nie, źle. W ten sposób zdradzi się z tym, że go obserwuje. To
w ogóle był głupi pomysł…
Schowała zmiętą kartkę do kieszeni spodni i zabrała z biurka torebkę
z ciastkami.
I wtedy w drzwiach stanął Clay.
– Dzień dobry – mruknął zmieszany.
– Dzień dobry.
Pomyślała, że za chwilę dostanie zawału. On tak świetnie wygląda
w tym grafitowym garniturze. Marynarka może jest trochę za ciasna
w ramionach, ale jaki strój zdoła ukryć tak szerokie męskie bary?
– Mogę ci w czymś pomóc? – zapytał, odchrząknąwszy.
Postanowiła stawić czoło okolicznościom.
– Przyniosłam ci pączki. Wiem, że je lubisz.
– Dziękuję, akurat dziś rano nic nie jadłem – odparł po chwili
milczenia, kładąc na biurku swój laptop.
– Jeden jest dla mnie – zaznaczyła, kiedy już udało jej się odzyskać
oddech.
Na jego ustach pojawił się uśmieszek, na widok którego poczuła
dreszcz.
– Nie sądziłem, że lubisz słodycze – zauważył.
– Żartujesz? Słodycze to dobra zabawa, a ja lubię się bawić.
Wyjęła z torebki jednego pączka, a resztę przekazała Clayowi.
– Mmm, jakie to dobre! – zawołała, wgryzając się w swoje ciastko
i nie bacząc, że czekoladowy budyń spływa jej po brodzie.
– Prawda? Wiem coś o tym – odparł, przymykając oczy i delektując
się pączkiem z wniebowziętą miną.
Najpierw uśmiech, a teraz to. Ona chyba zwariuje ze szczęścia!
Teraz chyba codziennie rano będzie kupować mu te pączki.
– Zaspałeś? – zapytała. – Mówiłeś, że nie zdążyłeś zjeść śniadania.
– To z powodu mojej córki. Chciała iść do szkoły uczesana jakoś
specjalnie, a sama nie potrafiła tego zrobić. – Otarł dłonie serwetką
i uniósł je w górę. – To nie są odpowiednie narzędzia do zaplatania
warkoczy – stwierdził. – Ja nawet nie potrafię prawidłowo użyć
klamerki do włosów.
Gdy poznała Claya, jego dłonie od razu przykuły jej uwagę.
Uwielbiała je. Duże i silne, były jednak bardzo zręczne, gdy trzeba było
coś naszkicować. I jeszcze czesały dziecko. Ta myśl była szczególnie
podniecająca.
– Nieczęsto opowiadasz o swojej córce. Ile ma lat? Jak ma na imię?
– Nie chcę rozmawiać o niej w pracy.
– To ty zacząłeś, nie ja.
– Tak, a teraz proszę, żeby nie kontynuować tego tematu.
Boże, jaki on jest wkurzający.
– Okej, ale jak następnym razem trzeba będzie jej zapleść warkocze,
chętnie pomogę. W Norwegii to tradycja. Znam dziesiątki różnych
technik.
– Dziękuję, nie skorzystam. Sam muszę do tego dojść.
I tak oto wróciła do punktu wyjścia. Okazała mu widać zbyt wiele
serca, a on tego nie toleruje.
Ciastko to już było za wiele…
– Okej, jak sobie chcesz.
To był odruch. W istocie Clay nie chciał odrzucić pomocy Astrid dla
córki tak błyskawicznie. Po prostu chciał, by na wszelki wypadek ludzie
trzymali się od Delii z daleka. Bo co będzie, jak na przykład Astrid
zacznie odwiedzać Delię, Delia się do niej przywiąże, a potem Astrid
wyjedzie do Norwegii? Albo po prostu uzna, że już nie ma czasu dla
jego córki?
Nie można narażać dziewczynki na poczucie odrzucenia. Już raz
została odrzucona, i to przez własną matkę. Nikt więcej nie może jej
skrzywdzić.
– Mądry z ciebie facet, na pewno dasz sobie radę. A ja zabieram
resztki mojego pączka i udaję się do siebie – powiedziała.
Clay poczuł się jak ostatni dupek. Przecież ona tylko chciała być
uprzejma.
Podziękował jej za wszystko.
– Nie ma za co, po prostu staram się nieco poprawić atmosferę
w miejscu pracy – odparła.
Poczuł się jeszcze gorzej. Problem w tym, że Astrid nie rozumie
istoty sprawy. Im milsza stara się być, tym bardziej w jego oczach się
pogrąża. I staje się dla niego większym zagrożeniem.
– Nie musisz robić nic, co wykracza poza codzienne czynności
zawodowe – powiedział. – Nie trzeba.
Odwróciła się w drzwiach i spojrzała na niego. Wyglądała jak
zwykle bezbłędnie.
– Czego nie trzeba? – zapytała Tara, która nagle pojawiła się przy
drzwiach.
– Kupiłam dziś Clayowi pączka – odparła Astrid, patrząc na kolegę
z irytacją. – A on mi właśnie mówi, że nie musiałam tego robić.
– Czyli rozumiem, że żadne z was nie ochłonęło w czasie
weekendu – skonstatowała Tara.
Weszła do pokoju Claya i usiadła na niewielkiej kanapie. Astrid
zajęła miejsce obok niej i założyła nogę na nogę.
Ochłonąć? Po każdym spotkaniu z Astrid Clay potrzebował kąpieli
w przeręblu. Choćby teraz, kiedy jej czarny pantofel dynda, wisząc na
dużym palcu stopy.
– Ja tylko jej powiedziałem, że nie musi robić nic nadzwyczajnego,
żeby być dla mnie miła – wyjaśnił.
Tara z niesmakiem pokręciła głową.
– Rozmawialiśmy o tym z Grantem – odezwała się. – I doszliśmy do
wniosku, że jedynym rozwiązaniem waszego problemu jest spędzanie
więcej czasu razem.
– Co takiego? – Clay poczuł ucisk w żołądku.
– Powinniście czasem spotkać się poza biurem. Odstresować się.
Projekt Promenada tak wam zżerał nerwy, że zaczęliście się na siebie
boczyć. Ale najgorsze już za wami.
– Masz na myśli coś konkretnego, Tara? – spytała Astrid, a Clay
siedział spanikowany.
Wiedział, że to nie kwestia przeciążenia pracą. Tylko nie zaproponuj
nam plażowania, modlił się w myślach. Niczego, co wymagałoby
nałożenia przez Astrid kostiumu kąpielowego.
– Myślałam o waszym wspólnym uczestnictwie w gali Architekta
Roku w Los Angeles – odparła Tara. – Astrid będzie miała okazję
poznać więcej ludzi z branży i przy okazji wy sami lepiej się poznacie.
– Ale to już w ten weekend! – zawołała Astrid.
– No właśnie – skwapliwie przytaknął Clay.
– Coś stoi na przeszkodzie, Astrid? – spytała Tara.
– Muszę się jakoś ubrać.
– Obie dobrze wiemy, że nie będziesz miała z tym problemu. Jak
chcesz, mogę iść z tobą na zakupy. Weźmiemy Mirandę i przy okazji
pogadamy o interesach.
– Brzmi to świetnie – uśmiechnęła się Astrid.
– To będzie też świetne zagranie piarowe dla Sterling. Clay – jeśli
wygra, a ma na to szanse – nie będzie samotnie odbierał nagrody.
Prychnął z rezygnacją. Zależało mu na wygranej i nie chciał – jeśli
stanie się inaczej – żeby ktokolwiek był świadkiem jego rozczarowania,
litował się nad nim i go pocieszał. I dlatego bardzo chciał jechać na
ceremonię sam. Ale nie wypadało mu się nie zgodzić na udział Astrid.
– No to ustalone – oznajmiła Tara. – Moja asystentka zarezerwuje
dodatkowy pokój dla Astrid. A Delią ktoś się zajmie w tym czasie? –
zapytała Claya.
– Miranda weźmie ją do siebie, one się uwielbiają.
– Super, dam znać Grantowi, że załatwione. A co z Promenadą?
– Wspólnie z miejskimi architektami krajobrazu pracujemy nad
drobnymi zmianami, których zażyczyło sobie miasto. Listopadowy
termin prezentacji pozostaje niezagrożony, jesteśmy do przodu
z harmonogramem – relacjonowała Astrid.
– Świetnie – uznała Tara. – Czyli nawet jakiś niewielki błąd nam nie
zaszkodzi.
Clay z trudem przełknął ślinę. Zrozumiał, że to aluzja do poważnej
pomyłki, którą popełnił na początku projektowania.
Tara wyszła, Clay usiadł za biurkiem i oboje z Astrid przez chwilę
milczeli.
– Tego się nie spodziewałam – odezwała się w końcu Astrid.
– Ani ja.
– Jeśli nie chcesz, żebym jechała, powiedz. Mogę w ostatniej chwili
powiedzieć Tarze, że zachorowałam czy coś takiego. To w końcu twoje
święto i nie chciałabym ci go zepsuć.
– Miałem zamiar pojechać sam, ale może miło będzie mieć
towarzystwo. – Czuł się zdezorientowany.
– Może?
– Skąd mam mieć pewność, Astrid? Przecież nie wiem, jaka jesteś
poza biurem. Ja z kolei ciężko pracowałem na to wyróżnienie i zależy
mi na nim. Będę bardzo spięty i tobie też może nie odpowiadać
towarzystwo kogoś takiego.
Astrid zachichotała nerwowo i jakoś tak… melodyjnie.
– Co w tym śmiesznego?
– Clay, ty zawsze jesteś spięty i opryskliwy. Ja już zdążyłam cię
poznać od najgorszej strony, nic mnie nie zaskoczy. A jeśli chodzi
o ceremonie rozdawania nagród, to zaliczyłam ich więcej, niż jesteś
w stanie sobie wyobrazić. Wieczorowy strój i spacer po czerwonym
dywanie do dla mnie bułka z masłem. Mogę to robić nawet we śnie.
Ona ma rację. Kariera modelki polega przecież na profesjonalnym
olśniewaniu otoczenia.
Pewnie codziennie mogła przebierać w rozmaitych propozycjach ze
strony mężczyzn. I dlatego on musi się pilnować. Nie wolno mu
dopuścić, by ich relacja wyszła poza obszar określony rolami kolegów
z pracy. Niezależnie od tego, jak bardzo Astrid go pociąga. Nie dołączy
do kolekcji złamanych serc, jaką ona niewątpliwie zdążyła zgromadzić.
– A poza tym jestem świetna w opanowywaniu kryzysów –
ciągnęła. – Jeśli wpadniesz w panikę, możesz na mnie liczyć. Na pewno
pomogę ci pozbyć się czarnych myśli.
Może to nie jest taki zły pomysł, pomyślał. Ot, wyjazd służbowy
z koleżanką z pracy, nic więcej. A w momencie ogłoszenia werdyktu
dobrze będzie mieć przy sobie kogoś życzliwego.
– W takim razie okej – odparł.
– Cieszę się. Lubię pełnić rolę polisy ubezpieczeniowej –
powiedziała, wstała z kanapy i skierowała się do wyjścia.
Patrzył za nią ze ściśniętym gardłem. No to czeka go sprawdzian,
jakiego od bardzo dawna nie przechodził.
Zadzwonił do Mirandy.
– Słuchaj, musimy porozmawiać. Jeszcze w tym tygodniu – zaczął.
– Zabrzmiało to poważnie.
– Potrzebuję twojej rady. Co zrobić, kiedy kobieta pociąga
mężczyznę, a on tego nie chce?
– O nie, tu na mnie nie licz. Ja bym bardzo się cieszyła i wysłuchała
cię z uwagą, gdybyś to przyciąganie chciał rozwijać.
– Niestety, do tego nie mogę dopuścić.
ROZDZIAŁ TRZECI
W czwartek wieczorem Clay wraz z córką przyjechał do domu
Mirandy.
– Ciocia Miranda! – krzyknęła Delia, rzucając się jego siostrze
w ramiona.
Z uśmiechem obserwował ten serdeczny uścisk. Gdy był dzieckiem,
któregoś dnia matka zostawiła jego i Mirandę pod opieką prawie obcej
im surowej babci, poszła sobie i nigdy nie wróciła. Dzieciństwo jawiło
mu się więc jako obszar niebezpieczny, najeżony pułapkami.
Nigdy nie dowiedział się, co naprawdę wydarzyło się tamtego dnia,
kiedy miał pięć lat. Zostało mu po tym poczucie całkowitej utraty
nadziei oraz przekonanie, że musi wszystkimi siłami chronić swoją
młodszą o trzy lata siostrę.
Teraz wszedł do jej domu, zamknął drzwi i zaproponował córce, by
poszła obejrzeć akwarium.
– A mogę? – spytała Delia.
– Jasne! – zaśmiała się Miranda, a bratu zaoferowała coś do picia. –
Niech ktoś nacieszy się winem, skoro ja nie mogę – powiedziała,
przyciskając rękę do brzucha.
Samotne rodzicielstwo to kolejna sprawa, która połączy Claya
z siostrą. Miranda miała powiedzieć o ciąży swojemu mężowi dokładnie
tego dnia, kiedy Johnathon zginął w absurdalnym wypadku na polu
golfowym. Nie zdążyła.
– Nie, dziękuję – odparł Clay. Musi na trzeźwo podyskutować na
temat Astrid, a potem jeszcze odwieźć córkę do domu. – Jak się czujesz?
– Dobrze, choć brzuch mam z każdym dniem coraz większy.
– No właśnie, nie chciałem mówić, ale… – Clay objął siostrę
ramieniem.
– No to nie mów. – Miranda szturchnęła go łokciem między żebra. –
Chodźmy do salonu. Chciałeś porozmawiać, tak?
Po krótkim wahaniu przyznał się, że chodzi o Astrid.
– I pewnie nie chcesz mówić o sprawach służbowych? – domyśliła
się lekko zakłopotana Miranda.
– I tak, i nie. To taka dziwna mieszanina spraw osobistych
i zawodowych. Nie wiem, co z tym zrobić.
– No to poproszę o szczegóły, bo inaczej ci nie pomogę. Jesteście
z sobą? – zapytała szeptem.
– Nie. Ale gdyby nie Delia i moja przeszłość, z której powtórki bym
sobie nie życzył, to kto wie… może nawet bym chciał.
Głupio czuł się, robiąc takie zastrzeżenie, zupełnie jakby był
nastolatkiem. Ale cóż, przy Astrid jego pewność siebie gdzieś się
zawsze gubiła. Ciekawe dlaczego?
– To ciekawe – powiedziała Miranda, siadając w fotelu.
– Co jest ciekawe?
– Tak się właśnie zastanawiałam, kiedy dojrzejesz do czegoś
nowego. Minęły cztery lata od rozwodu i to chyba najlepszy moment.
– Nie, nie ma mowy. Absolutnie nie jestem gotowy.
– No to powiedz wprost, o co ci chodzi.
Westchnął ciężko i wydusił z siebie, że ciągle myśli o Astrid.
A potem tłumaczył, że ona go pociąga. I nie chodzi tylko o urodę, ale
o to, że cokolwiek robi, wygląda, jakby była zbyt doskonała, żeby być
prawdziwą.
Podobne odczucia miał jednak, gdy poznał matkę Delii, co zresztą
Miranda doskonale pamiętała. A potem była świadkiem całej tej wielkiej
katastrofy i musiała pomóc bratu, by się po niej pozbierał.
– Żeby się od niej oddalić – mówił Clay – chciałem się wycofać
z projektu Panoramy, ale Tara i Grant się nie zgodzili. A teraz jeszcze
chcą wysłać nas razem na galę konkursu Architekta Roku.
– Wiem, Astrid poprosiła mnie i Tarę o wspólne wyjście na zakupy.
Twoje działania odniosły skutek przeciwny do zamierzonego.
– I to jak spektakularnie! – roześmiał się Clay. – A co ty myślisz
o Astrid? Spędzasz z nią więcej czasu niż ja.
– Wiesz, że niezręcznie mi oceniać byłą żonę mojego nieżyjącego
męża, prawda? Rozumiem, że ona podoba się mężczyznom, ale nie lubię
o tym mówić ani za dużo o tym myśleć.
– Okej. Masz prawo.
– Ale czego ty w ogóle ode mnie oczekujesz? Błogosławieństwa?
– Nie, chcę, żebyś mi powiedziała, czy słusznie robię, ograniczając
relację z nią do spraw czysto zawodowych.
– No, aż tak dobrze to ja jej nie znam. Oczywiście wygodnie mi
myśleć, że Johnathon żenił się wyłącznie z nadzwyczajnymi kobietami,
ale nie mogę być tego pewna. A poza tym nikt nie jest doskonały. Ja tam
nie ufam jej bezwarunkowo.
– Dobrze wiedzieć – odparł Clay, choć cień krytycyzmu wobec
Astrid, który znalazł się w wypowiedzi siostry, nie przyniósł mu
spodziewanej ulgi.
– Ale… w jakimś tam stopniu jednak jej ufam – ciągnęła Miranda. –
Ona ma w sobie coś, co każe ulegać jej prośbom.
– No właśnie. Jak ona to robi?
– Nie mam pojęcia. Chyba ma po prostu dobre serce. Teraz na
przykład mogłaby zazdrościć mi ciąży, bo z Johnathonem latami bez
skutku starali się o dziecko. Z tego powodu się rozstali. A ja osiągnęłam
coś, co jej nie wyszło.
Clay po raz pierwszy usłyszał o powodach małżeńskiej porażki
Astrid.
– Nie wiedziałem – mruknął.
– Bo ona o tym nie opowiadała na prawo i lewo. Jest otwarta, ale
i dyskretna. Wiadomość o mojej ciąży przyjęła wspaniale, natychmiast
złożyła mi gratulacje. W osobie o tak szlachetnym sercu warto się
zakochać.
– Ja tego nie planuję – roześmiał się Clay.
– Dlaczego? Dlaczego upierasz się przy tej swojej samotności?
Bardzo mnie to martwi.
– Tato! – zawołała Delia z drugiego pokoju. – Chodź obejrzeć ze
mną ryby i pomów z nimi takim śmiesznym głosem.
– Właśnie dlatego – odpowiedział Clay siostrze, ruchem głowy
pokazując kierunek, z którego dobiegło wołanie córki. – Teraz całym
moim światem jest Delia. Nie mogę pozwolić, żeby jakaś obca kobieta
zbliżyła się do niej, a potem nas opuściła. Ja bym to wytrzymał, ale nie
dam nikomu skrzywdzić małej.
– Ja myślę, że jeśli chce się żyć pełnią życia, trzeba podjąć ryzyko.
– Ja żyję pełnią życia. Ty, Delia i praca, to jest moje życie. I to mi
wystarcza – zakończył, wstając z kanapy.
– Zaczekaj. Obiecaj mi jedną rzecz.
– Co takiego?
Każda dana siostrze obietnica miała to do siebie, że komplikowała
mu życie.
– Że otworzysz się na miłość. Może nie teraz, może nie z Astrid, ale
kiedyś przynajmniej spróbuj.
– I to ma mi pomóc przy wyjeździe z Astrid do LA?
– Nie. Tam to ja bym ci radziła dobrze się zabawić. Za ciężko
ostatnio pracowałeś.
– Okej, zapamiętam to sobie.
– Tato! Ja czekam! – przypomniała o sobie Delia.
– Już idę!
– Clay? Jeszcze jedno małe pytanie – powiedziała Miranda. – Czy
mam jakoś ukierunkować Astrid, kiedy będę z nią na zakupach?
Zaskoczony nie miał pojęcia, co odpowiedzieć.
Ludzie myślą, że była modelka spędza czas głównie na kupowaniu
ciuchów. Astrid zakupy uważała za zło konieczne. Profesjonalna
bizneswoman musi jakoś się prezentować, ale na gali trzeba wyglądać
inaczej niż w biurze. Na szczęście Tara i Miranda na pewno coś jej
doradzą.
Spotkały się w piątek rano w ekskluzywnym butiku Ruby. Jego
menedżerka Cherise miała dla Tary i Astrid butelkę szampana, a dla
Mirandy wodę mineralną i warzywne smoothie z pobliskiego baru. Po
telefonicznej konsultacji z Astrid przygotowała też wybór dwóch
dziesiątek najodpowiedniejszych według niej strojów.
Trzy kobiety zaczęły przeglądać przyszykowany zestaw sukien.
– Jaki look chcesz wybrać? – spytała Tara.
Astrid niepewnie zerknęła na menedżerkę.
– No… klasyczny, piękny, gustowny… Ale i choć odrobinę
seksowny – odparła.
– Słusznie. Będzie tam pełno frajerowatych nudziarskich
architektów, nie musisz nikogo epatować wyglądem. Jeszcze by ktoś
dostał zawału…
– Tego się nie obawiam – roześmiała się Astrid. – Nie chciałabym
jednak wyglądać nieprofesjonalnie.
– Ale też nie tak, jakbyś się właśnie urwała z biura. Co powiesz na
tę? – Miranda zdjęła z wieszaka obcisłą czarną sukienkę.
– Zbyt seksy – odparła Astrid. W końcu nie powinna za bardzo
przykuwać uwagi, to wielki dzień Claya, a ona ma być tylko tłem,
rodzajem wypełniacza. Szkoda byłoby tej pięknej sukienki…
Biała sukienka na ramiączkach została odrzucona jako zbyt „ślubna”
w charakterze, a w takiej chwili nie warto robić aluzji do nieudanego
małżeństwa z przeszłości. Miranda opowiedziała kilka szczegółów
o byłej żonie Claya i Astrid zaczęła rozumieć, skąd się bierze jego brak
otwartości.
– To smutne, nie wiedziałam, że ma za sobą aż tak przykre
doświadczenie – powiedziała.
– Ja też do dziś nie mogę w to uwierzyć – dodała Tara.
– Ja muszę, bo byłam świadkiem tej szarpaniny – powiedziała
Miranda. – Wróćmy więc do wyboru stroju, to znacznie przyjemniejszy
temat.
Wybrały trzy kreacje i Astrid udała się do przymierzalni. W końcu
dość zgodnie zdecydowały się na granatową sukienkę do kolan
z odkrytymi ramionami, dopasowaną górą i z obfitym rozkloszowanym
dołem. Perfekcyjne połączenie charakteru profesjonalnego z seksowną
nutą.
– Doskonała – oceniła Miranda. – Mój brat to szczęściarz: życiowe
wydarzenie i taka druga połówka u boku…
– Tylko nie druga połówka, to nie jest randka – zaprotestowała
Astrid.
– Jasne. – Miranda chrząknęła znacząco.
Astrid okręciła się przed wielkim lustrem i odkryła, że w fałdach
spódnicy ukryte jest dość głębokie rozcięcie.
– Myślicie, że to jest okej?
– Przy takich nogach jak twoje? Jak najbardziej – odparła Tara.
Astrid przechyliła głowę, spojrzała jeszcze raz w lustro, po czym
wróciła do przebieralni, zadowolona, że ma to już za sobą. Czasu
w końcu jest niewiele. Potem poprosiła Cherise o wbicie zakupu na kasę
fiskalną i zapakowanie sukienki.
Czekając, przysiadła się do okupujących kanapę koleżanek.
– Czy mi się wydaje, czy brat Johnathona, Andrew, ma w Seattle
firmę deweloperską? – zapytała.
– Tak. Dlaczego pytasz?
Astrid zawahała się.
– Tara, pamiętasz Sandy? – spytała w końcu.
– Owszem, była nawet moją asystentką, jak przyszłam do pracy.
Bardzo nam pomogła przy Promenadzie Nadmorskiej, szczególnie
w negocjacjach z miastem.
– A potem zniknęła. W najmniej odpowiednim momencie, o ile
pamiętam – ciągnęła Astrid.
– Tak, to był koszmar. Odeszła w piątek tuż przed pierwszą
prezentacją. A ja z Grantem cały weekend musieliśmy sami naprawiać
błąd, jaki popełnił Clay.
– No właśnie, ta sprawa zawsze mnie zastanawiała. Clay nie mógł
pomylić się w tak banalnej sprawie jak orientacja przestrzenna placu
budowy. Pracuję z nim od dwóch miesięcy, jest bardzo skrupulatny.
– Każdemu może się zdarzyć – wtrąciła Miranda. – Nawet mojemu
bratu, maniakowi sprawdzania wszystkiego po trzy razy.
– No właśnie. Problem w tym, że wpadłam na Sandy przedwczoraj
w cukierni naprzeciwko firmy.
– Naprawdę? – Oczy Tary rozszerzyły się ze zdumienia. –
Rozmawiałaś z nią?
– Jasne. Byłam ciekawa, co się stało. Przyznała się, że już wcześniej
dorabiała sobie na boku i w końcu przeszła do tamtej firmy. To była
jakaś firma budowlana właśnie w Seattle. I wtedy pomyślałam
o Andrew, on przecież jest w Seattle i zajmuje się deweloperką. Był
w kiepskich stosunkach z Johnathonem, nie przyjechał nawet na jego
pogrzeb.
– Tak. A co dziwniejsze, widzieliśmy go z Grantem w San Diego
dwa tygodnie później – oznajmiła Tara. – Podobno przyjechał na jakiś
mecz.
– Nie wiem, do czego zmierzasz, ale muszę przypomnieć, że po
spotkaniu z wami Andrew przyjechał do mnie – odrzekła Miranda. –
Odbyliśmy bardzo serdeczną rozmowę. Przepraszał, że nie mógł być na
pogrzebie.
– A więc wykluczasz, że mógł chcieć namieszać w Sterling
Enterprises? – spytała ją Astrid.
– To miłe, że tak bronicie mojego brata przed posądzeniem o błąd.
Ale naprawdę nie sądzę, żeby Andrew mógł w tym maczać palce. Niby
jak? Gdyby chciał wyrównać swoje rachunki z Johnathonem, zrobiłby
coś o wiele bardziej spektakularnego.
– Pewnie masz rację. – Astrid przygryzła wargę.
– A na czym stanęło z Sandy? – spytała ją Tara.
– Powiedziałam, że może do mnie zadzwonić, jeśli będzie
potrzebowała zajęcia. Była świetną pracownicą, choć odeszła bez
wypowiedzenia. I coś mi mówiło, że warto utrzymać z nią kontakt.
– Daj mi znać, jak zadzwoni.
– Jasne.
Astrid myślała o szczegółach tej sprawy, ale nic jej się nie zgadzało.
Może Miranda ma rację i nie należy się tu dopatrywać Bóg wie czego?
ROZDZIAŁ CZWARTY
Clay chciał wierzyć w swoją ponadprzeciętną zdolność do
postrzegania nowych możliwości i ukrytych potencjałów. Podobną
cechę przypisywał swojej siostrze Mirandzie, uzdolnionej projektantce
wnętrz. Ponoć oboje odziedziczyli to po matce, tak twierdziła babcia.
Z tym że żadne z nich nie miało nigdy okazji tego sprawdzić. Matka
porzuciła ich, kiedy byli mali.
Clay uważał, że potrafi przewidywać rozwój sytuacji. Tego jednak
nie przewidział. Oto jedzie do Los Angeles na galę przyznania tytułu
Architekta Roku, a obok niego siedzi Astrid. I oczywiście rozprasza go
na wszelkie możliwe sposoby. Nie tylko wygląda jak milion dolarów
i pachnie wiosennym deszczem zmieszanym z wonią wanilii, ale też jest
typem wiercipięty. Nieustannie zmienia pozycję, majstruje przy
klimatyzacji, wygładza na sobie ubranie.
– Wszystko w porządku? – zapytał Clay.
Może Astrid zrozumie aluzję? On przecież musi uważać na drogę.
No i denerwuje się z powodu tego, co go czeka wieczorem.
– Naprawdę cię to interesuje? – Astrid się uśmiecha.
– No chyba nie chodzi mi o to, żebyś teraz opowiedziała długą
i zawiłą historię swojego życia.
– Wredny jesteś – prychnęła oburzona.
– Po prostu szczery – odparł, czując, że temperatura ciała podnosi
mu się o co najmniej pięć kresek. – Z natury jesteś dość gadatliwa.
– Lepsze to niż być zamkniętym w sobie milczkiem. Ty nigdy
nikomu nic nie mówisz – odcięła się, patrząc na niego z ukosa. Boże,
jaką ona ma pełną wyrazu twarz, nie mówiąc już, że piękną. – To jest
w tobie najbardziej wkurzające.
Kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu. Poczuł, że na ich wspólnym
boisku zaczyna się rozgrywka.
– Jeśli chcesz, będę mówił. Najchętniej o tym, co mnie z kolei
w tobie doprowadza do szału.
Na przykład to, że jak wzdychasz, to pierś unosi ci się i opada,
pomyślał. To, że często zbierasz włosy w garść i przerzucasz je na bok
twarzy, a one i tak opadają ci na plecy falami, jak kaskada. I to, że jak
się śmiejesz, rozmawiając z kimś, twoja twarz nagle rozjaśnia się jak
słońce. Rozmawiając ze mną, nigdy się nie śmiejesz, wyliczał sobie
w myślach.
– No proszę, mów. Ja się na pewno nie obrażę – obiecała.
Doprawdy? Czuł, że swoim zapowiadanym odejściem z zespołu
Promenady nieźle zalazł jej za skórę. Robiła dobrą minę do złej gry,
chciała niby popracować nad ich wzajemnymi relacjami, ale
w rzeczywistości była poruszona i wzburzona. I tylko dlatego wycofał
się ze swojego pomysłu. Nie chciał jej sprawiać przykrości.
– No więc po pierwsze zadajesz masę pytań. I to bardzo osobistych –
zaczął.
– Bo staram się cię zrozumieć. Jesteś dla mnie zagadką.
– Myślisz, że mnie rozgryziesz?
– Wiem, że tak będzie. Trochę to potrwa, bo jesteś mistrzem
maskowania się.
Rozumiał, do czego Astrid się odnosi. Tamtego dnia, kiedy
przyniosła mu pączki, pytała o Delię. Nie mogła wiedzieć, jak silny jest
jego instynkt chronienia córki.
– Kiedyś zapytałaś mnie o moją córkę. Proszę bardzo, co chciałabyś
wiedzieć?
– Czy to znów jakaś zagrywka? – zapytała.
Kiedy była szczególnie podejrzliwa, zaczynała mówić z norweskim
akcentem.
– Nie. Nie obiecuję, że powiem ci wszystko, ale możesz pytać.
– Nic o niej nie wiem. Jak ma na imię? Ile ma lat?
– Delia, pięć lat, chodzi do zerówki.
– Podobna do ciebie?
– Pytasz, czy jest mało zabawną ponuraczką? U pięciolatki to byłoby
raczej dziwne.
Astrid roześmiała się cicho, co mile połechtało ego Claya. Tylko tak
dalej.
– Nie, chodziło mi o to, czy jest równie bystra i błyskotliwa.
Nie był przygotowany na takie pytanie, chociaż powinien był
przewidzieć, że Astrid będzie chciała wykorzystać swobodę zadawania
pytań do maksimum. Nie zawaha się przed poruszaniem kwestii, które
on najchętniej pominąłby milczeniem.
– Tak, jest wyjątkowo bystra. Przewyższa mnie w tym względzie
o głowę.
– A co lubi robić?
– Lubi książki i zabawy na świeżym powietrzu. Lubi tęczowe kolory
i wszystko, co błyszczy. Jest wrażliwa i spostrzegawcza.
– Zupełnie jak tatuś.
– Fakt, ja też lubię tęczę.
– Nie o to mi chodziło. – Astrid tym razem wybuchnęła śmiechem. –
Miałam na myśli spostrzegawczość. Ty uwielbiasz siedzieć z boku
i obserwować. Wszystkiemu dokładnie się przyglądasz, a dopiero potem
decydujesz, co robić.
– Tu się chyba nie mylisz.
Co jest zadziwiające, zważywszy, że znamy się zaledwie dwa
miesiące, dodał w duchu. On rzeczywiście taki jest. Żeby uniknąć
błędów, lubi przed podjęciem decyzji zebrać wszelkie możliwe
informacje. Ostrożne i przemyślane działanie zawsze się w końcu
opłaca. Raz tylko poszedł za głosem serca i zapłacił za to straszliwą
cenę.
– A co z matką Delii? Miranda trochę mi o tym powiedziała. Bardzo
ci współczuję.
I nagle cała przyjemność, jaką odczuwał z tych niewymuszonych
słownych potyczek z Astrid, gdzieś się ulotniła. Jakim prawem siostra
dzieli się z kimkolwiek szczegółami jego osobistego życia?
– Proszę o następne pytanie – powiedział.
Nie chciał być wobec Astrid niemiły, ale też nie zamierzał tłumaczyć
się ze swojej największej życiowej klęski. Żaden facet chyba tego nie
lubi, prawda? Zwłaszcza że to zrodziłoby lawinę dalszych pytań.
Kwestię swojego małżeństwa zamknął w puszce Pandory, której nie
zamierzał nigdy otwierać.
– Wiedziałam, że w końcu zabrnę w ślepy zaułek – powiedziała
Astrid.
On teraz musi to jakoś odkręcić. Nie wolno mu zwiększać napięcia,
które i tak jest między nimi. Zwłaszcza jeśli ma się przed sobą tak
emocjonujący wieczór.
– A ty? Może teraz ty opowiesz mi coś o sobie? – zaproponował. –
Wiem tylko tyle, że poślubiłaś tego samego faceta co moja siostra.
– Myślałam, że za dużo mówię o sobie. Tak mi przynajmniej
powiedziałeś dziesięć minut temu.
– Ale nic nie wiem o twoim dzieciństwie, jak dorastałaś. Jakim byłaś
dzieckiem?
– Nie miałam szczęśliwego dzieciństwa. Nie lubię o tym mówić.
Zdziwił się. Dotychczas wyobrażał sobie małą Astrid jako radosną
dziewuszkę w różowej sukience z falbankami. Osoby tak pogodne
i wspaniałomyślne jak ona zazwyczaj wychowują się w przyjaznym,
bezpiecznym środowisku rodzinnym. Nie to co on.
– Oczywiście nie musisz.
Popatrzył na nią przez ułamek sekundy, ale to wystarczyło, by
dostrzec w jej spojrzeniu strach przed zranieniem.
– Nie, dlaczego, powiem ci – odezwała się. – Ty mi opowiedziałeś
o Delii.
Odchrząknęła i zaczęła mówić o życiu najmłodszej z szóstki
rodzeństwa, w dodatku jedynej dziewczynki, która bezustannie musiała
walczyć o uwagę ojca i braci. A oni niezmiennie odsuwali ją od
wszystkich atrakcji.
– Nic dziwnego – odparł Clay. – Chcieli cię chronić.
– Ale ja nie chciałam spędzić życia za szkłem, niczym okaz rzadkiej
porcelany. Chciałam uczestniczyć w ich życiu.
Opowiedziała, jak to sobie wywalczyła: ubierała się jak chłopak,
grała w piłkę. Narażała się tym i męskiej części rodziny, i matce, która
urodziła ją jedynie z powodu nadziei, że to będzie nareszcie
dziewczynka, w której zyska pokrewną duszę i kobiecą rękę do pomocy
w gospodarstwie.
– W domu rodzinnym czułam się jak intruz – podsumowała. – To
samo dotyczyło szkoły. Chłopcy uważali mnie za brzydką, a mało która
dziewczynka chciała się ze mną przyjaźnić.
– Brzydka? Chyba żartujesz! Po prostu przechodziłaś przez ciężki
wiek dojrzewania.
– Ale u mnie to trwało wiele lat. Aż do osiemnastki.
– A potem?
– Poszłam na studia i przestałam ukrywać ciało pod workowatymi
swetrami.
Clay poczuł ucisk w gardle. Myśl, że musiała zabiegać o uznanie
otoczenia, nim wstrząsnęła.
– Ale przecież zostałaś modelką. Chodziłaś po wybiegach, twoje
zdjęcia były na okładkach kolorowych magazynów. To musiał być dla
ciebie nie lada triumf. Pokazałaś wszystkim, jak bardzo się mylili.
Astrid skierowała wzrok za okno i westchnęła.
– Możliwe. Ale te lata upokorzeń ciągle we mnie tkwią. Teraz też
często czuję się jak jakieś nieszczęsne dziwadło.
– Naprawdę?
Bo on w niej widział kobietę godną najwyższego uwielbienia.
– Tak. Szczerze mówiąc, po raz pierwszy przeżyłam to z powodu
twojej siostry. Skoro mój były mąż wolał ją, to mi widać czegoś
brakowało.
– Jak możesz jej zazdrościć? Przecież śmierć odebrała go jej na
zawsze.
– Ale zostawił jej dziecko. To bardzo ważne dla kobiety – odrzekła
Astrid łamiącym się głosem.
Otworzenie się przed Clayem było o wiele trudniejsze niż przed
kimkolwiek innym. Może dlatego, że on sam chronił się za wyjątkowo
grubym pancerzem.
Uczucia uważał za pewną niedogodność. Mogła tylko mieć nadzieję,
że nie odrzuci jej dlatego, że okazała słabość.
– Nie mówmy już o mnie – zaproponowała. – Powiedz lepiej, jak się
czujesz przed dzisiejszym wieczorem.
Clay mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Jeszcze jedna okazja to
podziwiania piękna jego rąk, co często zdarzało się Astrid, gdy byli
w biurze. Szczególnie lubiła patrzeć, jak szkicuje ręcznie, zanim
przeniesie swoje pomysły na komputer.
Często przyznawał, że jest ze starej szkoły: woli papier i ołówek od
myszki i monitora. Często wtedy myślała, co te ręce mogłyby robić,
gdyby spoczęły na jej ciele. Bardzo trudno było jednak wyobrazić sobie,
że Clay mógłby jej pragnąć.
– Skłamałbym mówiąc, że w ogóle się nie denerwuję. Zresztą już cię
o tym uprzedzałem.
– Ale w głębi duszy czekasz na wygraną?
– Nie powiedziałbym. Grupa nominowanych jest w tym roku
szczególnie silna. Wielu z nich sam podziwiam.
– Powinieneś bardziej wierzyć w siebie. Wszystko, co robisz, jest
przemyślane i precyzyjne. Obserwując cię, sama się dziwię, jak można
być cały czas aż tak pewnym tego, co się robi.
Mówiła prawdę. Ona dałaby wiele, by mieć choć jedną dziesiątą
takiego poczucia własnej wartości.
– Pracuję najlepiej, jak potrafię, ale to nie znaczy, że nie można by
stworzyć czegoś jeszcze lepszego.
Wzruszył ramionami i zjechał z autostrady.
Wkrótce znaleźli się na Hollywood Boulevard, a potem w Beverly
Hills z szerokimi jezdniami i niekończącymi się sznurami luksusowych
aut. Znajome widoki – Astrid przeniosła się do Kalifornii, kiedy zaczęła
mieć dość beznadziei życia w nowojorskim kieracie.
Dopiero po jakimś czasie wybrała San Diego, bo LA pod względem
natężenia ruchu ulicznego i trudności przebicia się w modelingu okazało
się kopią Nowego Jorku.
Z tym że tu poznała Johnathona, więc nie żałowała przeprowadzki.
Ten człowiek otworzył przed nią wielki świat.
Zajechali przed hotel Essex Beverly Hills. Astrid bywała w hotelach
tej klasy na całym świecie, ale ten miał swój niepowtarzalny
hollywoodzki klimat. Cieszyła się, że jest tu z Clayem, chociaż
oczywiście wolałaby wkroczyć do hotelowego lobby jako jego
partnerka, a nie narzucona mu dama do towarzystwa.
Zameldowali się. Recepcjonistka była wyjątkowo ładną dziewczyną,
jednak Clay nie zwrócił na nią uwagi, tak więc Astrid poczuła się nieco
lepiej. Może kobiety po prostu go nie interesują? Czy to z powodu matki
Delii?
Miłosna strona życia musiała mu kojarzyć się głównie z bólem.
Chciałaby dysponować większą liczbą elementów układanki
o nazwie Clay Morgan i złożyć z nich coś w rodzaju całości. Teraz
pojawia się na to szansa.
Bo na co dzień Clay jest wyłącznie pochłonięty pracą, a na
nielicznych firmowych imprezach trzyma się od niej najdalej jak może.
Recepcjonistka zajrzała do komputera.
– Panie Morgan, ma pan rezerwację apartamentu z dwiema
sypialniami, zgadza się?
– Nie. Prosiłem o dwa oddzielne pokoje.
– Niestety, ja mam u siebie tylko to. To bardzo piękny apartament,
z dwiema oddzielnymi sypialniami, każda z własną łazienką. Zgadza się
pan? Obawiam się, że nie znajdziemy nic innego, bo hotel jest pełny
w związku z dorocznym zjazdem architektów.
– Wiem, też jestem jego uczestnikiem – syknął zniecierpliwiony
Clay.
Astrid usiłowała go uspokoić, zapewniając, że nie będzie mu
wchodzić w drogę.
– Nie o to chodzi. Po prostu miało być inaczej.
– Bardzo mi przykro, sir – powiedziała recepcjonistka, wręczając mu
dwie karty magnetyczne. – W ramach przeprosin przyślemy państwu
szampana.
– Nie trzeba.
– A właśnie że się przyda, to bardzo miłe – wtrąciła Astrid. –
Którędy do wind? – zapytała i energicznie podążyła we wskazanym
kierunku.
Clay dogonił ją przy windzie.
– Przepraszam, ale ja okropnie nie lubię być zaskakiwanym –
wyjaśnił. – No i bardzo się stresuję tym konkursem.
– Rozumiem. – Astrid w myślach błagała niebiosa o cierpliwość. –
Wszystko będzie dobrze.
Wjechali na ostatnie piętro i w głębi korytarza odnaleźli swoje
drzwi. Clay otworzył je i puścił Astrid przodem, co uznała za rycerski
gest. Przynajmniej w takich momentach widział w niej kobietę.
Apartament miał wspólny, bardzo obszerny salon urządzony
elegancko w tonacjach ciepłego złota i chłodnej szarości, z czarno-
białymi akcentami.
– Moim zdaniem dekorator odwalił tu kawał dobrej roboty –
odezwała się Astrid. – To chyba styl Hollywood Regency, prawda? A ty
co o tym sądzisz?
– Znasz go z czasów, kiedy mieszkałaś w Los Angeles?
– Niezupełnie – odparła, podchodząc do okna i spoglądając w dół na
otoczony palmami basen. – Odkąd pracuję w Sterling, wieczorami
studiuję podręczniki. Chcę zrozumieć to, co robimy w firmie, pod kątem
teorii architektury i historii sztuki.
– Naprawdę?
– To takie dziwne?
– Szczerze mówiąc tak.
Rzuciła mu zaczepne spojrzenie. Świetnie wyglądał z rękami
w kieszeniach. Najchętniej by go pocałowała, może dzięki temu
zbliżyłaby się do rozwiązania zagadki, jaką stanowi Clay Morgan.
No bo jak by się zachował?
– Czasami cierpię na bezsenność – wyjaśniła. – Wykorzystuję to
więc, żeby się czegoś nauczyć. Poza wszystkim to bardzo ciekawe. Ty
na przykład projektujesz budynki, ale podejrzewam, że robisz to nie
tylko dla pieniędzy. Historia sztuki pozwala mi lepiej zrozumieć, co
kieruje ludźmi takimi jak ty.
Kiwnął głową, a ona szukała na jego twarzy oznak odprężenia.
Nadal jednak był chyba spięty.
– No cóż, tylko przyklasnąć – odparł. – Cieszę się, że tak poważnie
traktujesz pracę.
– Czy to zmienia twoje nastawienie do naszej współpracy na moją
korzyść?
Zacisnął wargi, a potem powiedział:
– Jesteśmy zupełnie różni.
– Różnice są pożyteczne. Poznaje się inny punkt widzenia…
No tak, sprawa wygląda na beznadziejną. Krok do przodu, dwa kroki
w tył. Koszmarny kontredans.
Pukanie do drzwi pozwoliło Clayowi nie uczestniczyć dalej w tej
rozmowie. Boy hotelowy wniósł ich bagaże, a drugi przyniósł tacę
z butelką szampana w kubełku z lodem, dwoma kieliszkami i talerzem
truskawek. Świetna sprawa, tyle że ona i Clay nie przybyli tu w celu
pławienia się w romantycznej aurze.
Clay chciał odebrać od boya torby podróżne, ale chłopak
zaprotestował.
– Tę sam zaniosę do sypialni. Jest bardzo ciężka.
– Ciężka? – zdziwił się Clay.
– Ubrania nie są lekkie – wyjaśniła Astrid, wskazując chłopakowi
drzwi wybranej przez siebie, bardziej ustronnie położonej sypialni.
– Mam nadzieję, że nie wybrałaś czegoś zbyt ekstrawaganckiego! –
zawołał za nią Clay.
– Zaufaj mi, wybrałam coś w sam raz! – odkrzyknęła.
Boy ulokował jej torbę w szafie.
– Czy jeszcze coś mogę dla pani zrobić?
– Nie, chyba że potrafisz sprawić, żeby mój współlokator nieco się
rozluźnił.
– Może podać mu szampana?
– Niezły pomysł.
Wróciła do salonu i gdy obaj chłopcy opuścili ich apartament,
zaproponowała Clayowi murowany sposób na znieczulenie się, zanim
wbiją się w uroczyste stroje i zejdą na dół. Bąbelki.
– Nie, to kiepski pomysł – powstrzymał ją ruchem ręki, gdy chciała
odwinąć srebrną folię otulającą korek.
– Dlaczego?
– Szampanem się coś oblewa. Zachowajmy go na później – wyjaśnił.
Astrid odliczyła do dwóch, po czym wstawiła butelkę z powrotem do
lodu. W końcu owo „później” zabrzmiało całkiem zachęcająco.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Clay uważał zamartwianie się za niepotrzebną stratę czasu i energii.
Będzie co ma być, wyluzuj, powiedział sobie w myślach, gdy stał przed
lustrem, poprawiając krawat.
Ale ja chcę tej nagrody, pomyślał jeszcze. No tak, to jest sytuacja
bez wyjścia. Zazwyczaj nie zależało mu na opinii innych, był pewien
wartości tego, co robi, ale jakaś cząstka jego domagała się publicznego
uznania.
W dzieciństwie nikt go nie chwalił, może z wyjątkiem Mirandy. Dla
babci oboje byli raczej obciążeniem niż radością. Więc teraz pragnął
wyróżnienia. Zasłużył sobie na nie naprawdę ciężką pracą.
No cóż, jakoś musi przetrwać te kilka godzin, które dzielą go od
ogłoszenia werdyktu.
Wkroczył do salonu i zaczął się po nim przechadzać. Myślał o tym,
co robi zamknięta w swojej sypialni Astrid. Jest już ubrana czy jeszcze
nie?
Z trudem przełknął ślinę. To będzie niezły sprawdzian: spędzić z nią
ten wieczór w sytuacji osłabienia stresem. Musi się pilnować, pamiętać,
że ona jest tutaj tylko w charakterze wsparcia moralnego.
Choć on, szczerze mówiąc, pragnąłby czegoś więcej.
Drink ukoiłby jego skołatane nerwy. Może trzeba było skorzystać
z sugestii Astrid i już godzinę temu wypić tego szampana? Nie zrobił
tego pod pretekstem, że szampan służy do świętowania zwycięstw, choć
w rzeczywistości bał się romantycznego nastroju, nieuchronnie
wywoływanego konsumpcją tego napoju. A teraz przecież nie wypada
samotnie otworzyć tej butelki.
Za to w obficie zaopatrzonym barku dostrzegł butelkę burbona.
Unosił napełnioną nim kryształową szklankę do ust, kiedy usłyszał, że
drzwi od pokoju Astrid otwierają się. Wychylił wszystko jednym
haustem.
– Aż taki spragniony? – spytała zdziwiona.
Pokiwał głową, nie mogąc oderwać od niej oczu. Elegancka
ciemnoniebieska sukienka w niesamowity sposób uwydatniała urodę
dziewczyny. Jako wytrawny rysownik mógłby bez trudu naszkicować
teraz jej nagą sylwetkę. Wspaniale wyrzeźbione ramiona, dekolt, linia
biustu…
Szyja podkreślona była jedynie pojedynczym szlachetnym
kamieniem na łańcuszku.
– Czy to brylant? – zapytał.
Dotknęła klejnotu smukłymi palcami.
– Tak, prezent od Johnathona. Lubię go nosić mimo rozwodu.
– Rzeczywiście piękny – powiedział, nalewając sobie drugiego
drinka.
Patrząc na nią, przypominał sobie, jak wieloma rozmaitymi więzami
są złączeni i jak bardzo niestosowne byłoby zrobić teraz to, na co
naprawdę ma ochotę. A miał ochotę zaprowadzić ją do sypialni.
Stary, opamiętaj się, napominał się w duchu. Ale nie bardzo
wiedział, co jest teraz prawdziwym obiektem jego marzeń. Czy to ta
stojąca przed nim kobieta? Czy statuetka dla zdobywcy tytułu Architekta
Roku, czekająca już zapewne na dole w sali balowej?
Paliło go w gardle.
– Może też się napijesz? – zaproponował. – Albo otworzymy teraz
tego szampana?
– Nalej mi tego, co tam masz – powiedziała, podchodząc tak blisko,
że poczuł zapach jej perfum. – Szampanem opijemy później twój
sukces.
– Wypluj te słowa.
Podeszła jeszcze krok i dotknęła klapy jego marynarki.
– Wierzę w potęgę pozytywnego myślenia. Jesteś błyskotliwy
i utalentowany. Reszta przyjdzie sama.
Skąd w niej tyle wiary w niego? Znają się przecież od tak niedawna.
On męczy się sam ze sobą już trzydzieści pięć lat, a nie jest przekonany
o prawdziwości jej słów.
– Ale decyzja już zapadła. Na dole leży koperta z nazwiskiem. I ono
może nie być moje – powiedział, myśląc tylko o tym, na co mu teraz ta
przeklęta marynarka. A jej sukienka też już powinna znaleźć się na
podłodze.
– Myśl pozytywnie, Clay. – Spojrzała na niego pełna optymizmu
i poklepała po piersi. – A gdzie mój drink?
Clay czuł się tak, jakby co najmniej połowa jego mózgu wzięła sobie
wolne. Nalał burbona do drugiej szklanki.
W tym czasie Astrid podniosła słuchawkę wewnętrznego telefonu
i poprosiła o świeży lód do szampana. Uśmiechnęła się łobuzersko do
Claya.
– Nie będziemy przecież pić ciepłego, prawda?
– Teraz żałuję, że nie otworzyliśmy go wcześniej, tak jak chciałaś.
– Nie szkodzi. Rozumiem, jesteś przesądny – rzekła uspokajającym
tonem.
A więc jeszcze raz go przejrzała.
– Wiesz, nie lubię tłumów – zaczął się tłumaczyć ze swojej
nerwowości. – To wszystko jest takie sztuczne, nadęte. Będę tam
siedział, wysłucham listy nominowanych, padnie moje nazwisko,
a potem nie wygram. Wiem, to nie koniec świata, ale strasznie się boję
tego momentu.
Podeszła do niego i pogłaskała go po ramieniu. Poczuł się jak dzikie
zwierzę pośrodku odsłoniętego terenu. Jak tu się chronić? Jego wola
walki osłabła do tego stopnia, że najchętniej wziąłby teraz Astrid
w ramiona i pocałował.
– Musisz trochę odpuścić – powiedziała.
– Słucham?
– Lubisz nad wszystkim panować, wszystko kontrolować. Ale nie
zawsze jest to możliwe.
– To co mam zrobić? Zmienić nagle swoją osobowość o sto
osiemdziesiąt stopni i zrelaksować się?
– Nie, po prostu zamienić się ze mną miejscami. Wpuść mnie na
fotel dla kierowcy i rób, co ci każę. Bez wyjątku.
– To się nie uda – warknął, zanim zdążył przemyśleć jej propozycję.
– Skąd wiesz? Musisz mi zaufać.
– Nie, nie zgadzam się. Nie umiem nikomu zaufać.
Seksownie zatrzepotała rzęsami.
– Zróbmy tak: zostanę tu tylko pod warunkiem, że oddasz mi
kontrolę nad sytuacją. Chcesz, żebym wyjechała?
Miało to wszelkie cechy manipulacji, a on wbrew własnej woli gapił
się na jej obojczyk i myślał, jak by to było, gdyby ją teraz pocałował.
Myśl, że Astrid mogłaby go teraz zostawić samego, była nie do
zniesienia. Mimo iż sam wiele razy ją do siebie zniechęcał.
– Nie, nie chcę.
Starała się nie okazywać radości ze zwycięstwa. A więc nareszcie
jakiś postęp. Udało jej się go do czegoś przekonać.
Gdy zjeżdżali windą, wzięła go za rękę. Spojrzał na nią zdziwiony,
a ona odpowiedziała mu spojrzeniem, w którym przypominała, że
przecież wyraził zgodę na jej dominację i nie ma prawa niczemu się
sprzeciwiać.
Nie byli w windzie sami, więc opór i tak nie miałby sensu. Obecność
innych zawsze wpływa na człowieka trzeźwiąco i kojąco.
Na parterze podążyli w kierunku sali balowej, gdzie miała się odbyć
uroczystość. Postali w kolejce do wejścia. Wewnątrz czekał na
wchodzących fotograf z profesjonalnym sprzętem.
– Cześć, Astrid Sterling i Clay Morgan – przedstawiła się przy
stoliku. – Oboje ze Sterling Enterprises z San Diego.
Dopiero gdy usłyszała te słowa wypowiedziane głośno przez siebie
samą, dotarło do niej, jak dumna jest z faktu, że pracują razem.
– Zgadza się, panie Morgan. Stolik numer dwa, tuż przy scenie.
Życzymy miłego wieczoru – usłyszała w odpowiedzi.
– O tym właśnie marzyłem – szepnął Clay sarkastycznym tonem. –
Być na samym widoku, w centralnym punkcie sali.
– Będziesz miał bliżej po odbiór nagrody. Chcesz zdjęcie? –
Wskazała głową fotografa.
– A muszę?
– Tak. Nic ci nie grozi. Ja pozowałam miliony razy i żyję.
– Jak mam stanąć?
– Włóż jedną rękę do kieszeni. I nie prostuj za bardzo ramion –
pouczała go, sama automatycznie przybierając postawę, która pozwalała
jej wyglądać wdzięcznie, ale bez mizdrzenia się.
– Oboje państwo pozujecie jak zawodowcy – pochwalił ich fotograf.
– To jej zasługa – uśmiechnął się Clay. – Jest profesjonalistką.
– Razem wyglądacie olśniewająco. Miłego wieczoru.
Astrid z uśmiechem szła przez salę. Nie wątpiła w prawdziwość
słów fotografa.
– Możemy strzelić sobie po drinku, zanim usadzą nas za stołem? –
zapytała niewinnie.
– Owszem. Ale najpierw rozejrzę się, czy nie ma tu kogoś, kogo
powinnaś poznać.
Pozwoliła poprowadzić się przez tłum gości. Gwar rozmów mieszał
się z nadawanym z głośników jazzem. Astrid na pierwszy rzut oka
stwierdziła, że jest tu bardzo mało kobiet. Typowo męska branża, tym
bardziej będzie musiała podkreślać w rozmowach swoją rolę w firmie.
Swoją, a także Tary i Mirandy. Niech świat się dowie, że w Sterling
Enterprises rządzą kobiety!
– Czego się napijesz? – spytał Clay.
Skąd niby miał znać jej upodobania? Widywali się tak rzadko…
– Białego wina.
– Może coś mocniejszego?
– Dzięki, muszę zachować jasny umysł. W końcu dziś ja jestem za
wszystko odpowiedzialna – przypomniała mu.
Uśmiechnął się, a ona musiała napominać się w duchu, że nie wolno
jej zapominać, w jakiej roli tu się znalazła. Nie wolno poddać się
pragnieniom.
Clay przedstawił ją kilku architektom z Santa Barbara, z którymi
kiedyś pracował.
– Astrid jest menedżerem projektu Panoramy Nadmorskiej.
Pracujemy razem – wyjaśnił im.
– Plotki głoszą, że jesteście faworytami przetargu – odezwał się
jeden z rozmówców.
– Mamy do przejścia jeszcze dwa etapy, ale dzięki za miłe słowa –
odparła Astrid.
– Astrid jest niesamowita – wtrącił Clay. – Pilnuje nas tak, że prawie
zawsze jesteśmy do przodu z harmonogramem.
I to się ma nazywać, że źle się im współpracuje? – pomyślała. Nigdy
dotąd nie dał jej do zrozumienia, że ceni jej pracę. Okej, ona zapamięta
sobie ten komplement.
– A Clay to gwiazda naszego zespołu. Bez niego nie mielibyśmy
najmniejszych szans – odwzajemniła się.
– W końcu z jakiegoś powodu znalazł się dziś w gronie
nominowanych. Życzymy szczęścia – odparł kolega.
Rozległ się dzwonek wzywający wszystkich do zajęcia miejsc
siedzących. Astrid i Clay zajmowali stolik wspólnie z jeszcze trzema
finalistami oraz ich osobami towarzyszącymi. Po zwyczajowych
prezentacjach Clay siadł obok niej ze słowami:
– A więc to się dzieje naprawdę.
– To, co prawdziwe, jest dobre – szepnęła mu na ucho.
Dotknął pod stołem jej ręki, co niemal przyprawiło ją o palpitacje.
Jego usta prawie ocierały się o jej policzek.
– Cokolwiek się zdarzy, cieszę się, że tu ze mną jesteś – powiedział.
– Też nie chciałabym być teraz nigdzie indziej – odparła.
Podano kolację: rybę po tajsku w mleku kokosowym z imbirem
i trawą cytrynową, do tego ryż jaśminowy i smażony szpinak. Clay
dziobał talerz widelcem.
– Nie smakuje ci? – spytała Astrid.
– Jest świetne, ale jakoś nie mam apetytu.
Zrobiło jej się go żal. Niech ta cała feta już się skończy.
– Czyli będę mogła zjeść twój deser? – usiłowała się przekomarzać.
– Jeśli to będzie coś z czekoladą, to nie – odparł, kładąc rękę na
oparciu jej krzesła.
– No i w porządku.
Miał trafną intuicję: na deser było czekoladowe ciasto bez mąki ze
słonym karmelem na wierzchu. Jadł ze smakiem i wtedy na scenie
rozpoczęła się prezentacja.
Clay odłożył widelczyk, co zaniepokoiło Astrid. On musi być
naprawdę w podłym nastroju, skoro nie skończył deseru. Ma przecież
ewidentną słabość do słodyczy.
Sztywno wyprostowany wysłuchał listy kandydatów i nagrodzonych
w dziedzinie budownictwa mieszkaniowego. To nie jego kategoria.
Sprzątnięto talerze, na stołach pojawiły się kieliszki do szampana,
a lektorka wyczytywała kolejno nominacje i nagrody w dziedzinie
budowli handlowych i przemysłowych. Clay siedział ze wzrokiem
wbitym w stół, nerwowo składając i rozkładając leżącą przed nim
serwetkę. W końcu prowadząca ogłosiła:
– A teraz przed nami najważniejsza chwila wieczoru: Architekt
Roku. Jak państwo wiecie, ten tytuł otrzymać może zarówno projektant
domów mieszkalnych, jak i wszelkich innych obiektów. A więc chodzi
o naprawdę najlepszego z najlepszych w stanie Kalifornia. Nasi
nominowani to wizjonerzy, twórcy, profesjonaliści, ludzie w pełni
oddani swojemu rzemiosłu.
W sali zaległa cisza, a Astrid denerwowała się już tak jak Clay.
A może nawet bardziej.
Co będzie, jeśli on nie wygra? Ewentualna przegrana tylko pogorszy
ich relacje. Jej widok już zawsze będzie kojarzyć mu się z klęską. Po co
gadała mu te optymistyczne głupoty? Tylko dlatego, że on jej się
podoba?
No gratulacje, właśnie zaprzepaściła swoje i tak minimalne szanse,
jakie u niego miała.
Prowadząca wymieniała kandydatów, ale do Astrid nie docierał
prawie żaden dźwięk.
I nagle jakby odetkały się jej uszy.
– Tytuł zdobywa Clay Morgan ze Sterling Enterprises – usłyszała.
Astrid i Clay spojrzeli po sobie i zamarli. A potem oboje wybuchnęli
śmiechem. Astrid niemal wykatapultowała się z krzesła, rzuciła się na
Claya i uścisnęła go tak mocno jak nigdy nikogo w życiu.
– Dziękuję ci – powiedział głośno i wyraźnie, a sala zatrzęsła się od
braw.
– Na scenę! – rozkazała mu. – Mnie podziękujesz później.
Wdrapał się na podium i odebrał statuetkę. Wyglądał na dumnego
i szczęśliwego.
– Dzięki za ten zaszczyt – powiedział do mikrofonu. – Ta nagroda
wiele dla mnie znaczy. Nie będę zanudzać długą przemową, ale
chciałbym podziękować wszystkim pracownikom Sterling Enterprises.
Mamy tam niesamowity zespół. Dziękuję też mojej siostrze i mojej
córce, które nie mogły uczestniczyć w dzisiejszej ceremonii, a którym
zawdzięczam wszystko. Są całym moim życiem. – Odetchnął głęboko
i uśmiechnął się. – Dziękuję.
Astrid należała do kobiet, które na wzruszenie reagują płaczem.
Teraz też, gdy Clay schodził ze sceny i przyjmował gratulacje, łzy
płynęły jej po policzkach.
– Tobie też powinienem był podziękować – powiedział, gdy znalazł
się blisko niej. – Przepraszam, straciłem głowę.
– Ależ podziękowałeś, też jestem częścią zespołu. Tym się nie
martw, cieszę się razem z tobą – odparła, choć w głębi duszy była nieco
rozczarowana, że jej nazwisko nie wybrzmiało publicznie.
– Ależ ze mnie palant – nie przestawał desperować. – Ty jesteś
szczególnie ważną częścią zespołu. Teraz już jestem pewien, że możemy
zgodnie współpracować. Warto było przyjechać tu z tobą.
Astrid poczuła, jak gorąco oblewa ją od stóp do głów. Była dumna
nie tylko z jego nagrody, ale też z tego, że nareszcie pękła dzieląca ich
bariera. Czy to zapowiedź lepszej przyszłości?
– Miło mi to słyszeć – powiedziała tylko.
– A mnie miło pomyśleć, że na górze czeka na nas szampan.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
– Na pewno nie chcesz zostać na przyjęciu? – zapytała, kiedy udało
jej się przebić przez gwar płynących zewsząd gratulacji. – Wszyscy
laureaci na pewno będą obecni.
– To ostatnia rzecz, której teraz pragnę – odparł Clay, któremu nie
zależało na celebrze, tylko na uznaniu.
Wielkie show nie było mu potrzebne. Zresztą wolał się skupić na
Astrid, która z braku rodziny i bliskich znajomych była tu jedyną
w miarę bliską mu osobą.
To dzięki niej ten wieczór wypadł tak wspaniale. Zmusiła go do
wyjścia poza jego strefę komfortu, nie był już samotną wyspą. Cieszył
się, a gdyby był sam, nie odczuwałby nic oprócz pustki. Znał to uczucie
aż nadto dobrze.
– Czyli pójdziemy na górę oblać twoje wielkie zwycięstwo?
– Chyba że wolisz pokazać się na przyjęciu. Wyglądasz w tej sukni
tak pięknie, że może szkoda byłoby…
– Clay, czy ty ze mną flirtujesz?
Zatkało go. Chętnie by ją teraz pocałował, ale przecież nie może
tego zrobić. Nie wie nawet, czy się jej podoba. Tak czy owak musi jej
wytłumaczyć, dlaczego nie chciał z nią pracować. Astrid zasłużyła sobie
na to.
A on musi stawić czoło konsekwencjom własnego postępowania.
– To nie flirt, to prawda. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką
poznałem. Tysiące mężczyzn by się ze mną zgodziło.
– Naprawdę tak sądzisz? – spytała zaciekawiona. – Bo jakoś
nieczęsto zdarza mi się to słyszeć z męskich ust. Przynajmniej nie tak
szczerym tonem.
– E tam, na pewno ciągnie się za tobą orszak złamanych serc.
– Nieprawda – odparła, podnosząc na niego wzrok. – Owszem, wielu
mnie adorowało, ale rzadko bywało to z ich strony szczere i uczciwe.
– Uczciwość jest dla ciebie ważna?
– Niesamowicie.
– W takim razie coś ci wyznam. Długo opierałem się poczuciu, że mi
się podobasz. I to nie tylko dlatego, że jesteś piękna. Jesteś też
szlachetnym człowiekiem, skromnym i otwartym. Jesteś miła i urocza.
I nie wiem, co mam z tym zrobić. Wiem tylko, że mnie urzekłaś.
Uśmiechnęła się od niechcenia i na sekundę jakby zawstydziła.
– Nie rozpływałbyś się tak nad moją skromnością, gdybyś znał teraz
moje myśli – zasugerowała.
– A co myślisz? – zapytał, usiłując uśmiechnąć się mimo napięcia.
– Że jak zobaczyłam cię po raz pierwszy, dosłownie opadła mi
szczęka.
– Nie spodziewałem się usłyszeć od ciebie czegoś takiego. – Poczuł,
że robi mu się gorąco.
– Czyżby udało mi się zaskoczyć niewzruszonego Claya Morgana? –
spytała z szelmowską iskierką w oku.
– Owszem. A jedynym sposobem, żebym się z tego wykaraskał, jest
kieliszek szampana w pokoju.
– Też o tym myślałam.
Podał jej ramię i oboje skierowali się do wyjścia.
W holu musieli pokonać tłum rozgadanych ludzi. Dopiero gdy się
spomiędzy nich wyswobodzili i przyśpieszyli kroku, Clay zauważył
rozcięcie w sukni Astrid. Widok skrawka jej uda przyprawił go o jeszcze
wyższą temperaturę. Na szczęście winda szybko podjechała i mógł
nacisnąć guzik ostatniego piętra, a potem ten, który zamyka drzwi.
Oboje dyszeli ciężko po przedzieraniu się korytarzem. Clay nie mógł
oderwać wzroku od dekoltu Astrid. Ten widok to rozkosz dla zmysłów,
nawet bez dotyku.
W emocjach Astrid upuściła torebkę. Oboje jednocześnie się po nią
schylili, a dzięki rozcięciu sukni udo Astrid ukazało się niemal w całej
okazałości.
Winda zatrzymała się, drzwi otworzyły, a oni trwali nieporuszeni,
wpatrzeni w siebie.
Ten moment niewątpliwie oboje odczytali jako zapowiedź tego, co
się może wydarzyć. Oby tylko żadne z nich nie musiało później tego
żałować…
Już w drodze do pokoju Clay zaczął gorączkowo rozluźniać węzeł
krawata. Rozumiał, że oto trwa ciąg dalszy czegoś, co zaczęło się na
dole. Więcej: czegoś, co zaczęło się, gdy ją poznał. Nie miał już zamiaru
walczyć z przeznaczeniem.
Każdy centymetr jej ciała stanowił pokusę. Teraz już samo patrzenie
mu nie wystarczało. Chciał ją mieć w łóżku, nawet jeśli tylko na jedną
noc. Czuł, że to jego jedyna szansa, bo po powrocie do San Diego życie
może wrócić w dawne koleiny.
Przepuścił ją w drzwiach apartamentu, wdychając słodki zapach jej
perfum. Nie wiedział, co się stanie, ale jego ciało miało chyba lepsze
wyczucie niż on sam.
– Te cholerne buty mnie kiedyś zabiją – mruknęła Astrid, zrzucając
z nóg szpilki i kładąc torebkę na półce przy drzwiach.
Roześmiał się cicho. Fajnie, że ona nie boi się przyznać do tego, iż
pewne nieodłączne atrybuty kariery modelki nadal budzą w niej niechęć.
Ukląkł przed nią, by podnieść szpilki, a ona położyła mu rękę na
ramieniu.
Poczuł się jak giermek królowej. Poddany, który nie może
powstrzymać zachwytu.
– Staram się być dżentelmenem.
Powoli pokiwała głową.
– Wiem. I to mi się w tobie podoba. – Drugą ręką dotknęła jego
policzka. – Podobasz mi się, Clay, i bardzo cię lubię. Chociaż nie
zawsze odwzajemniasz to uczucie.
– To nieprawda. Zawsze cię lubiłem – odparł, wstając. – Choć
czasem przeszkadzała mi twoja obecność. Ale to moja wina, nie twoja.
– Może przy mnie znikało poczucie, że panujesz nad sytuacją?
– Pewnie tak. Nie lubię tracić kontroli ani przyznawać się do
własnych słabości.
– Wszyscy tak mamy. To bardzo ludzkie.
– Ale przestańmy już gadać o mnie. Chciałbym się dowiedzieć,
czego ty chcesz – powiedział, gładząc kciukiem wierzch jej dłoni.
– W tej sekundzie czy na dłuższą metę? – zapytała, unosząc zadbane
brwi.
Wolał nie rozmawiać teraz o dalszej przyszłości.
– Głosuję za chwilą obecną – powiedział.
– No to ja chcę tego – odparła, stając na paluszkach i zarzucając mu
ręce na szyję.
I zanim zdążył cokolwiek pomyśleć, poczuł na wargach pocałunek,
w którym była cała Astrid – słodki i pełen oddania.
Czy to się dzieje naprawdę? Objął ją w pasie, przyciągając bliżej. Na
myśl o dotyku jej skóry robiło mu się gorąco. Pragnął jej w sposób dla
niego samego nie do końca zrozumiały. Te tygodnie skrytego
podziwiania jej na co dzień, hamowania każdego odruchu bliskości,
wykształciły w nim nastawienie bojowe. A teraz, gdyby mógł,
wywiesiłby co najmniej setkę białych flag.
– Naprawdę tego chcesz, Astrid? – wyszeptał. Jego wargi wędrowały
wzdłuż jej szczęki, potem szyi. Chciał jej dać czas na odpowiedź, a ona
tylko cicho jęknęła. – Bo musisz wiedzieć, że seks zmieni wszystko
między nami, jeśli chodzi o pracę – tłumaczył.
– Żartujesz, tak? – Spojrzała na niego spod wpółprzymkniętych
powiek. – Przecież ja właśnie tego chcę. Chcę zmiany. – Włożyła ręce
pod jego marynarkę, która po chwili opadła na podłogę. – Z tego, co
było, musi pozostać kupka popiołu.
Chyba nigdy nie słyszał tak obrazowego porównania. Ależ z niego
szczęściarz, i to nie tylko z powodu zdobytego dziś tytułu.
– W takim razie okej. Koniec z przeszłością – oświadczył.
Myślenie Astrid przypominało teraz tornado, bezładną siłę, która
rozwala wszystko, co napotka na swej drodze. W gruncie rzeczy nie
miała pojęcia, jakie mogą być konsekwencje pójścia z Clayem do łóżka.
Czy naprawdę ich służbowe relacje zmienią się po tym na lepsze?
Nikt jej tego nie zagwarantuje, Clay jest nieprzewidywalny
i z pewnością trudny do ujarzmienia. Trzeba więc korzystać z okazji
i poskromić go przynajmniej w łóżku. Zaczęła rozpinać mu guziki
koszuli, a on całował ją po szyi. Odpięła naszyjnik i położyła go na
stole.
Miał niesamowite usta, wilgotne i ciepłe. Normalnie w takich
chwilach kobieta zamyka oczy i poddaje się zabiegom kochanka. Ona
jednak wolała przyglądać się jego wspaniale umięśnionej piersi.
Położyła mu na niej dłonie, a on sięgnął do zamka błyskawicznego
jej sukienki. Poczuła przez chwilę na plecach chłodny powiew. Rękawy
zsunęły się na łokcie, ale dopasowana reszta nadal okrywała jej ciało.
A ona już tak bardzo chciałaby stać przed nim naga. Bezbronna.
Cofnęła się o krok i już po sekundzie miała na sobie tylko
koronkowy stanik i majteczki od kompletu.
Clay patrzył na nią pociemniałymi od żądzy oczami.
– Wiem, powtarzam się, ale jesteś niewiarygodnie piękna –
powiedział.
Objął dłońmi jej twarz, przybliżył do siebie jej usta i delikatnie
pocałował. Potem obrócił ją tyłem do siebie i rozpiął stanik. Położył jej
ręce na brzuchu, dotknął rąbka majtek, aż w końcu objął dłońmi jej
piersi. Sutki jej stwardniały, dreszcz przeszedł po kręgosłupie. Pragnęła,
by zaczął jej dotykać tam… Jęknęła cicho.
By naprowadzić go na właściwy trop, dotknęła dołu brzucha.
Zrozumiał, zsunął jej figi, a ona natychmiast się ich pozbyła. Poczuła się
wolna.
W celu przywrócenia równowagi natychmiast wzięła się za jego
spodnie. Potem zdjęła mu bokserki. Nie chciała się specjalnie gapić, ale
jego wspaniała budowa nie uszła jej uwadze. Pocałowała go i wzięła
w rękę członek. Clay jęknął, a ton jego głosu obniżał się w miarę, jak
Astrid pieściła jego twardniejące z każdą chwilą przyrodzenie.
Jednocześnie całowała go coraz goręcej.
Dosłownie czuło się, jak mur między nimi kruszeje coraz bardziej.
Nawet nie przypuszczała, że to sprawi jej aż taką przyjemność.
Clay wziął ją za rękę i zaprowadził na pluszowy fotel. Nie znała jego
zamiarów, ale posłusznie usiadła. Już trochę lepiej znała jego
upodobania i z każdą sekundą poznawała je coraz lepiej. Starała się je
zapamiętać, bo miała nadzieję, że to przyda jej się jeszcze kiedyś,
w przyszłości.
Przyklęknął przed nią, oczy błyszczały mu z podniecenia. Oglądanie
innych dowodów owego podniecenia też stanowiło dla Astrid nie lada
atrakcję. Jedną jej łydkę zarzucił sobie na ramię, rozsuwając nogi.
Całował jej brzuch, potem wewnętrzną stronę ud, ustami torując sobie
drogę ku centrum.
Gdy odnalazł najczulszy punkt, zaczął go pieścić okrężnymi ruchami
języka. Astrid przymknęła oczy i zanurzyła palce w jego włosach. A on
włożył jej do środka palec, potem dwa. Zaczęła ciężko dyszeć, znalazła
się na skraju. Rozkosz przeszyła jej ciało, a w czasie kolejnych
przypływów Clay dotykał wargami najczulsze rejony wnętrza jej ud.
Kiedy odzyskała pełną świadomość, wiedziała jedno: chce go mieć
w sobie.
– Masz prezerwatywę? Nie mów, że nie masz – powiedziała,
siadając.
– Nie jestem pewien. Może gdzieś wśród przyborów toaletowych…
Ona nie miała przy sobie żadnych środków zapobiegawczych. Od
trzech lat nie była z mężczyzną, po mężu nie miała nikogo. Dlaczego
okazała się tak mało przewidująca? Pewnie sama przed sobą nie chciała
się przyznać, jak bardzo pragnie Claya.
– Poszukajmy. Pragnę cię.
Oboje wstali i zaczęli przetrząsać zakamarki jego sypialni, a potem
łazienki. W końcu Clay odezwał się:
– Jest. Jedna.
– Świetnie. Musi wystarczyć. Daj.
Postanowiła przejąć inicjatywę. Musi nim potrząsnąć. Pokazać, że
może się między nimi ułożyć. I w pracy, i… gdziekolwiek. Musi mu
dowieść, że do siebie pasują.
Złapała go za rękę i zaciągnęła z powrotem do sypialni. Uśmiechał
się jak każdy człowiek, który przeczuwa, że czeka go duuuża
przyjemność. Nawet nie wiesz, jak duża, pomyślała. Wyciągnęli się
obok siebie na jedwabnej pościeli, objęli, pocałowali. Astrid objęła nogą
biodro Claya, a on pieścił jej zgrabny tyłek. Pragnął jej nieprzytomnie.
Z wzajemnością.
Położyła go na plecach i uklękła między jego nogami. Palcem
wodziła po wnętrzu jego uda. Zamknął oczy.
– Chcesz, żebym cię dotykała?
Odpowiedź była oczywista, ale chciała ją usłyszeć.
– A tak? Może być? – pytała, chuchając mu między uda ciepłym
powietrzem.
– Teraz to już jest złośliwe. Znęcasz się nade mną. Choć nie powiem,
żeby to nie było przyjemne.
Położyła ręce na jego torsie, delikatnie całując jego wspaniałe
mięśnie. Cały czas udami ocierała się o jego przyrodzenie.
– Nie jestem okrutna. Chcę cię uszczęśliwić.
Oby ta noc została mu w pamięci na zawsze jako coś cudownego.
Objęła dłonią jego członek.
– Twój dotyk mnie uszczęśliwia – zapewnił ją.
Bawiła się penisem, cały czas starając się zapamiętać, które
pieszczoty lubi bardziej, a które mniej. Podobało się jej, że choć
w niewielkim stopniu może kontrolować sytuację. Bo normalnie układ
sił między nimi działał raczej na jej niekorzyść.
Otworzył oczy i uniósł się na łokciu.
– Nie mogę już dłużej czekać, chcę być w tobie.
Odsunął włosy zasłaniające jej twarz i obdarował ją długim i czułym
pocałunkiem.
– Ja też cię pragnę, Clay.
To zabawne. W sypialni nie ma między nimi różnic zdań, negocjacji.
Zgoda i tylko zgoda, pełne porozumienie. Astrid wzięła z nocnego
stolika prezerwatywę.
Obserwował uważnie każdy jej ruch, nie odrywał od niej oczu. Gdy
skończyła nakładać mu gumkę, obrócił ją na plecy tak gwałtownie, że na
chwilę straciła oddech. Ugięła kolana, ułatwiając mu wejście. Nie było
już między nimi nawet śladu dawnego dystansu.
Kiedy był już w środku, ona czekała na spełnienie. Ale takie numery
to nie z Clayem. Działał tak, że prawdziwą przyjemnością było
śledzenie jego kolejnych poczynań. Były tak kunsztowne, że warto było
podjąć trud aktywnego reagowania na każde z nich. Każdemu pchnięciu
odpowiadać stosownym ruchem bioder, każdemu pocałunkowi
pocałunkiem.
– Mów do mnie, Astrid. Chcę wiedzieć, czego chcesz, czego ci
potrzeba.
– Jak to? Mamy rozmawiać? Teraz? – spytała rozbawiona, bo też
rzeczywiście te słowa w ustach tak zazwyczaj małomównego
mężczyzny zabrzmiały zadziwiająco i nieco komicznie.
– To dla mnie ważne. Chcę cię w pełni zadowolić.
Rzecz w tym, że już po wielekroć przewyższył jej oczekiwania.
– Chcę, żebyś się na mnie położył – powiedziała, przyciągając go do
siebie.
– Zmiażdżę cię.
– Nie bój się. O tak – powiedziała, unosząc wyżej kolana, by łatwiej
było mu wejść jeszcze głębiej.
Dosłownie się w niej pogrążył, z pasją całując jej usta. Ona
wędrowała dłońmi po jego plecach i pośladkach.
– Już niedługo – szepnęła.
– Ja też zaraz dojdę. Jesteś cudowna.
Uśmiechnęła się i wtuliła twarz w zagłębienie między jego szyją
a ramieniem. Zamknęła oczy, jej mięśnie pracowały coraz szybciej,
jakby chciała go w sobie zamknąć. Krzyknęła i poczuła rozkosz. Clay
szybko do niej dołączył, jego ciało zesztywniało na sekundę, bo czym
nastąpił relaks. Opadł na pościel obok niej, ale zaraz wziął ją w ramiona
i przytulił. Chciał, żeby było jej ciepło, żeby czuła się bezpiecznie.
Nie spodziewałaby się po nim czułości po stosunku. Czyżby
kierowało nim uczucie?
Ten facet ciągle ją zdumiewa.
– To było niesamowite – westchnęła.
Wdychała jego zapach. Ciągle nie mogła uwierzyć, że to się stało.
Często fantazjowała o seksie z Clayem, ale nawet w najgłębszych snach
nie było jej z nim nawet w przybliżeniu tak dobrze jak w realu.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Obudził się odprężony. Czuł ciepło piersi Astrid, jej jedwabiste
włosy okrywały jego ramię, ręka spoczywała na jego brzuchu, a noga
splotła się z jego nogą. Jej piersi dotykały jego żeber. Już dawno nie
zaznał takiej bliskości z kobietą i czuł się z tego powodu nieco rozdarty.
Pogodniejsza część jego duszy pewnie będzie się umiała do takiej
bliskości przyzwyczaić. Ale ta część bardziej rzeczowa i rozsądna na
pewno każe mu od tej sytuacji uciec. W końcu jego obecne życie jest
bezpieczne. Dla niego, ale przede wszystkim dla jego córki. Po co
ryzykować zmianę?
A jednak Astrid jest zachwycająca.
Noc przyniosła im elektryzujące doznania natury fizycznej. Narobiła
mu apetytu na więcej, ale jakiś wewnętrzny szept zalecał ostrożność. On
przecież nie może sobie zrobić wakacji od życia. Za kilka godzin musi
wracać do San Diego, gdzie spędzi weekend z Delią. A w poniedziałek
zobaczy się z Astrid. W pracy.
Ich służbowe relacje, dotąd niełatwe, uległy oto dalszej komplikacji.
To jego wina. Będzie musiał to naprawić.
Zastanawiał się, jak powiedzieć o tym Astrid, gdy nagle zadzwonił
telefon. Zegarek wskazywał dziewiątą rano. A więc dzwonić może albo
Miranda, albo Delia.
– Astrid, przepraszam, muszę odebrać.
Wyplątał się z jej uścisku i poczłapał na drugi koniec pokoju, gdzie
leżał telefon. Okazało się, że to rozmowa wideo. Cholera. Odebrał, ale
odłożył telefon. Musiał się przecież choć trochę ubrać.
– Co słychać, dzieciaki? – zagadnął, wkładając bokserki, a potem
dżinsy.
– Dlaczego musimy oglądać sufit? – usłyszał głos Mirandy.
– Chwileczkę, właśnie zakładam koszulę – odparł i spojrzał na
łóżko, gdzie Astrid, siedząc, odgarniała z twarzy potargane włosy.
Jak ona to robi, że nawet w tej sytuacji wygląda cudownie? Dał jej
dyskretny znak, by się nie odzywała.
– Dzwonimy z gratulacjami – powiedziała Miranda. – Myślałam, że
wczoraj się odezwiesz, ale na szczęście dowiedziałam się wszystkiego
od Tary.
Poczuł się winny. Takie zwycięstwo, a on nawet nie powiadomił
o nim dwóch najbliższych na świecie istot. Wziął do ręki telefon. Na
ekranie ujrzał Delię i Mirandę siedzące na kanapie w salonie jego
siostry.
– Tak mi przykro. Zaraz po ceremonii było wielkie przyjęcie
z mnóstwem ludzi. Nie miałem chwili dla siebie.
Najlepszy dowód na to, jak bardzo Astrid go rozprasza. Przy niej
traci zdolność normalnego myślenia.
– Przyjęcie? – zdziwiła się Miranda. – Przecież ty nie znosisz
przyjęć, nigdy w nich nie uczestniczysz.
– Nienawidzisz przyjęć – wtrąciła się szeptem Astrid. – Nie kłam.
Clay uciszył ją psyknięciem.
– To na mnie tak psykasz? – spytała Miranda.
– Czasem chodzę na przyjęcia – bronił się, spoglądając na gołą
Astrid przechadzającą się po pokoju.
Istna uczta dla zmysłów. Nigdy nie nasyci się jej widokiem. Ale cóż,
będzie musiał z tym skończyć.
– Tatusiu, kiedy wrócisz? – pisnęła Delia.
Patrząc, jak Astrid kołysze biodrami, udając się do łazienki,
pomyślał, że jedyną sensowną reakcją byłoby słowo nigdy.
– Wkrótce, kochanie, już niedługo – odpowiedział córce. – Wezmę
prysznic, spakuję się, zejdę na śniadanie. Będę pewnie tuż po lunchu.
– Czyli mogę iść z ciocią Mirandą popływać?
– Nie śpiesz się – odezwała się Miranda, dziwnie unosząc brwi.
Czyżby się czegoś domyślała? Niepotrzebnie poprosił ją o radę
w sprawie Astrid…
Miał nadzieję, że uzyska pomoc, a siostra tylko namieszała mu
w głowie tym swoim gadaniem o miłości. Łatwo jej mówić. Ona
ukochaną osobę utraciła wskutek tragicznego zbiegu okoliczności. A on
ożenił się i miał dziecko z kimś, co do kogo fatalnie się pomylił. I ten
błąd będzie nad nim wisiał do końca życia.
– Kocham was – powiedział.
– My też cię kochamy! – odkrzyknęły Delia i Miranda prawie
jednogłośnie.
Clay zakończył rozmowę z ciężkim sercem i nieczystym sumieniem.
– Czy dobrze usłyszałam? Ktoś tu mówił coś o prysznicu?
Naga Astrid stała w drzwiach łazienki oparta o framugę. Wykrzywiła
wargi, udając dąsy.
Wiedział, że cokolwiek teraz powie, nie zostanie to dobrze przyjęte.
Ale przecież nie może jej trzymać w nieświadomości. Astrid zasługuje
na prawdę. Inaczej gotowa pomyśleć, że wykorzystał ją i rzucił.
Wstał i podszedł do niej. Z każdym krokiem żołądek zawiązywał mu
się w coraz ciaśniejszy supeł, a jego sytuacja wydawała mu się coraz
bardziej godna pożałowania. Ona jest taka ponętna…
Kobieta doskonała w każdym calu. Ale też kryjąca w sobie jakąś
tajemnicę. I potencjalnie zagrożenie. Przecież prawie się nie znają. On
nie może podać jej serca na dłoni. Także ze względu na Delię.
– Owszem, chcę się wykąpać, ale najpierw musimy porozmawiać –
odrzekł.
Zarzuciła mu ręce na szyję, dźgając palcem w kark. Jej nagość
stawała się nieznośna, każda pożądana część ciała na wyciągnięcie
dłoni.
– O czym chcesz rozmawiać? – Stanęła na palcach i pocałowała go
w szyję.
Odruchowo położył jej dłonie na biodrach i jego wewnętrzna walka
rozgorzała na nowo. Krew powoli zaczęła odpływać w centralne rejony
ciała, nie mógł się skupić na myśleniu.
– O… hm… o nas. O ostatniej nocy – odparł.
– Była cudowna.
– To prawda, absolutnie cudowna. Ale przed zrzuceniem ubrań nie
rozważyliśmy, jakie są nasze uwarunkowania osobiste i rodzinne.
Dzisiejszy telefon od Mirandy i Delii uświadomił mi, że odpowiadam
nie tylko za siebie.
– Ach to? – Stanęła na całych stopach i cofnęła się o krok. – Okej,
możemy teraz o tym porozmawiać.
– Moja sytuacja jest skomplikowana – zaczął. – To dlatego tak długo
walczyłem ze skłonnością do ciebie. Nie mogę się z nikim wiązać.
Muszę się skupić na opiece nad Delią. Chcę, żeby była szczęśliwa, tak
dużo przeszła.
– Jasne, rozumiem – odparła Astrid, owijając się ręcznikiem.
Rozumie? Czyżby? Przecież nie zna najgorszych faktów z jego
przeszłości. I niech tak zostanie.
– A poza tym jest nasza praca. Wkrótce wezmą nas na języki.
Zwłaszcza że ty i moja siostra macie udziały w spółce. Nasz ewentualny
związek to chyba nie jest najlepszy pomysł.
Astrid posmutniała, ale już po chwili na jej twarzy pojawił się
uśmiech.
– Nie bierz wszystkiego tak poważnie. To było tylko trochę
przyjacielskiego seksu. Nic wielkiego.
– Na pewno? – zapytał, bo jej mina przeczyła słowom.
– Tak. Ty się za bardzo wszystkim przejmujesz, już ci to mówiłam. –
Poklepała go po ramieniu. – Wezmę prysznic w mojej łazience.
Clay pomyślał, że albo jest wielkim mędrcem, albo kompletnym
idiotą.
– Możemy za godzinę ruszać? – zapytał.
– Tak, dam radę.
– A może mam zamówić do pokoju kawę i jakieś ciastka?
Poczuł się żałosny. Chce ciastkami wynagrodzić jej to, co zrobił?
– Nie, dziękuję, nie jestem głodna – odparła, kierując się do drzwi.
Clay wszedł do łazienki i spojrzał w lustro. Dlaczego wszystko tak
się nagle posypało? W nocy czuł się panem świata. I to wcale nie
z powodu zdobytego tytułu, a dzięki Astrid, która przywróciła go do
życia. Dawno się tak nie czuł. Ale jego potrzeby i chęci nie są
najważniejsze. Pojawia się kwestia priorytetów.
Pasują do siebie z Astrid, ale on ma jeszcze córkę. I musi chronić
swoje zranione serce.
Po wyjściu z łazienki Claya co rusz natykała się na rzeczy, które
przypominały jej minioną noc. Niedopita butelka szampana w kubełku
teraz pewnie już ma temperaturę pokojową. Jej naszyjnik od Johnathona
na stoliku. No i walające się po podłodze pospołu smoking Claya i jej
wyjściowa sukienka.
Ta noc była najlepsza w jej życiu. Cóż, kiedy po nocy nadszedł tak
przygnębiający dzień…
Pozbierała rzeczy i zaniosła je do swojej sypialni, gdzie rzuciła je na
wciąż
starannie
zasłane
łóżko.
Była
zła,
rozczarowana
i zdezorientowana, ale nie pozwoli, żeby jakiś facet zniweczył jej
nadzieje i radość życia.
Johnathon dał jej nieźle popalić i postanowiła sobie, że już nigdy nie
pozwoli się tak traktować. Nawet Clayowi, do którego od pierwszego
wejrzenia coś poczuła. Trudno, stało się, jak się stało, to jego wybór.
I teraz ona musi zatroszczyć się o swoje własne życiowe wybory.
Zdecydować, czego tak naprawdę chce i jak może to osiągnąć.
Poczekała chwilę, aż zacznie lecieć ciepła woda, po czym weszła
pod prysznic. Miała nadzieję, że silny strumień zmyje z niej wszystko,
co przyniosła ostatnia noc. Było miło, ale się skończyło, pomyślała.
Koniec z zapierającymi dech pocałunkami, zalotnymi spojrzeniami,
słownymi zaczepkami o podtekście erotycznym. Clay zatrzasnął jej
drzwi przed nosem. I ona teraz musi zająć się czymś, czemu przez
trzydzieści dwa lata swego dotychczasowego życia poświęcała zbyt
mało czasu – realizowaniem pożądanych celów.
Jej priorytetami zawsze były miłość, rodzina i kariera. Musi teraz
podwoić wysiłki na rzecz ich osiągnięcia.
Pachnąca mydłem i szamponem, owinięta dwoma puszystymi
białymi ręcznikami wyszła spod prysznica. Za pomocą suszarki do
włosów zlikwidowała parę, która osiadła na lustrze, i w nie spojrzała.
Oto na czym musi się teraz skupić: na sobie. A to oznacza puszczenie
w niepamięć namiętności łączącej jej z Clayem.
Problem w tym, że bez niego nie zrealizuje swojego celu
zawodowego, jakim jest umocnienie pozycji w ramach firmy Sterling.
Jej flagowym projektem jest Promenada Nadmorska, a tu wszystko
zależy od niego.
Ale i bez niej projekt nie ma szans, to ona czuwa nad każdym
szczegółem, nad kontaktami z władzami miasta, nad harmonogramem.
Ona i Clay są więc od siebie wzajemnie zależni. I niech tak zostanie,
byle przy utrzymaniu profesjonalnego dystansu.
Nie chciałaby wrócić do niedawnych walk, które o wszystko musiała
z nim toczyć. Zgadza się, seks sytuację między nimi jeszcze bardziej
skomplikował. Ale nie ma wyjścia. Nie wróci przecież do Norwegii, to
oznaczałoby przyznanie się do klęski.
Clay wymeldowywał ich w recepcji, a ona czekała, aż parkingowy
podstawi samochód. W markowych okularach słonecznych na nosie
marzyła tylko o jednym: by móc się teraz teleportować do San Diego.
Na myśl o powrocie z Clayem ogarniał ją lęk.
Wręczyła parkingowemu suty napiwek i zajęła miejsce w aucie. Clay
przyszedł chwilę później i znów na jego widok zaparło jej dech w piersi.
Od razu przypomniała jej się ich wspólna noc i jego seksowne nagie
ciało. Jedna noc, a tyle wspaniałych wspomnień…
Szkoda, że nie da się tego powtórzyć, ale przynajmniej przez kilka
godzin nadawali na tych samych falach. Zawarli najpiękniejszy rozejm
z możliwych.
– Gotowa do drogi? – zapytał, zapinając pas.
– Tak – odparła ze wzrokiem skierowanym przed siebie.
Nie będzie na niego patrzeć, nie będzie się do niego uśmiechać. Miła
dla niego już była, więcej nie musi.
– Puścisz jakąś muzykę? – Podał jej telefon.
Zastanawiała się nad wyborem. Coś seksownego i romantycznego,
by mu podokuczać? A może coś głośnego i nieokrzesanego, co by
odzwierciedlało jej złość i ból z powodu odrzucenia? A przecież
poprosiła go jedynie o wspólny prysznic! Co on sobie wyobrażał? Że
będzie chciała czegoś więcej?
Włączyła jakąś popową playlistę. Może taka muzyka będzie go
drażnić tak samo, jak on drażni ją.
Przez całą drogę prawie się nie odzywał. Kilka lakonicznych uwag
dotyczyło spraw neutralnych – pogody albo natężenia ruchu, lecz Astrid
nie zamierzała zmieniać tematu. Są teraz tylko kolegami, trzeba do tego
przywyknąć.
W miarę zbliżania się do San Diego Clay coraz bardziej
niecierpliwie wiercił się na siedzeniu.
– Potrzebujesz do toalety? – zapytała Astrid.
– Nie, po prostu nie mogę się doczekać spotkania z córką. Po drodze
do twojego mieszkania będę mijał zjazd do domu Mirandy.
– No to skręć tam, mną się nie przejmuj. Mnie się nigdzie nie
śpieszy.
To prawda. Nigdzie.
– Jesteś pewna?
– Jasne. Chętnie poznam twoją córkę. A i z Mirandą zawsze miło się
spotkać.
Nietrudno było zauważyć, że proponując jej wizytę w domu siostry,
łamie ustaloną przez siebie samego zasadę niełączenia spraw
zawodowych z osobistymi.
Jasna cholera, tak chętnie ujrzałaby w nim teraz jakąś nieprzyjemną
cechę. A tęsknota za ukochanym dzieckiem na pewno do takich cech nie
należy.
Po kilku minutach zajechali przed dom, w którym Miranda
mieszkała niegdyś z Johnathonem.
Natychmiast po zgaszeniu silnika Clay pognał w kierunku wejścia.
Astrid nie miała pojęcia, co powinna teraz zrobić, więc na wszelki
wypadek postanowiła zachować rezerwę. Nie będzie przeszkadzać
facetowi w opiece nad córką.
Drzwi otworzyła Miranda. Pomachała i uśmiechnęła się do Astrid.
Zniknęła z bratem we wnętrzu, ale drzwi zostawiła otwarte. Astrid nie
śpieszyła się z wejściem z powodu pewnego skrywanego sekretu.
Otóż kiedy Johnathon już był z Mirandą, zdarzyła jej się schadzka
z byłym mężem. Do dziś miała z tego powodu wyrzuty sumienia. Może
i lepiej, że nie zwiąże się z Clayem, bo co by było, gdyby ta „rodzinna”
tajemnica wyszła na jaw?
Nieśpiesznie weszła w końcu do domu i zobaczyła dużego silnego
mężczyznę dosłownie owiniętego wokół paluszka dziewczynki
o ciemnych długich włosach, z wplecionymi w nie wstążkami. Clay
kręcił się w kółko, trzymając córkę na rękach.
– Tęskniłaś za mną? – pytał tym samym tonem, którego używał
w czasie porannej rozmowy telefonicznej.
Delia patrzyła na niego zmrużonymi oczami, zupełnie tak samo, jak
Clay patrzył w pracy na Astrid, kiedy zadała mu pytanie, które on
uznawał za głupie.
– Tato, przecież ci już powiedziałam przez telefon.
– Okej, okej, chciałem to usłyszeć jeszcze raz – powiedział, całując
małą w policzek.
Na ten widok Astrid ścisnęło się serce.
On jest zupełnie innym człowiekiem, kiedy przestaje się pilnować.
Zobaczyła to już w nocy i znów widzi teraz. To nie jest ten opryskliwy
ponurak, z którym musi ciągle użerać się w biurze.
– Tęskniła, ale mniej, niżbyś się spodziewał – powiedziała Miranda,
kładąc bratu rękę na plecach. – Świetnie się bawiła.
– Pływałyśmy w basenie, kolorowałyśmy obrazki, oglądałyśmy
filmy, jadłyśmy popcorn – wymieniała Delia.
– Niech zgadnę. Oglądałyście „Śnieżynkę”? – zagadnął Clay.
– Tak, ale tylko trzy razy – padła odpowiedź.
Delia wyswobodziła się z objęć taty i wskazała palcem Astrid.
– A ty to kto? – zapytała.
W spojrzeniu Claya dało się wyczuć strach.
– To jest Astrid. Pracuje razem ze mną w Sterling Enterprises –
wyjaśnił.
A więc wrzucił ją do odpowiedniej przegródki…
Astrid przykucnęła przy dziewczynce.
– A ja ciebie znam – powiedziała. – Ty jesteś ta słynna Delia. Dużo
o tobie słyszałam. A więc lubisz „Śnieżynkę”?
Mała uśmiechnęła się leciutko, ale wciąż przyglądała się Astrid
z ostrożnością, jakby chciała oszacować, jak ta osoba ma się do jej
życia.
– Tak, najbardziej ze wszystkich filmów – odparła.
– A wiesz, że film oparty jest na norweskiej baśni?
– Tak? Skąd wiesz?
Astrid uśmiechnęła się na wspomnienie swojego dzieciństwa
i ludowych podań, które opowiadali jej bracia. Zawsze wybierali te
najbardziej straszne, ale Astrid i tak się nie bała. W każdej historii
doszukiwała się jaśniejszych stron.
– Baśń naprawdę nosi tytuł „Trzy księżniczki” i jest trochę weselsza
niż film.
– A skąd się bierze śnieg?
– W Norwegii jest mnóstwo śniegu i zimy są długie. Wiem, bo się
tam urodziłam i wychowałam.
– Naprawdę? Ja nigdy nie widziałam prawdziwego śniegu, tylko
taki, co leży na górach za San Diego. Ale to nie to samo.
Clay słuchał tej wymiany zdań w milczeniu, a potem poprosił Delię,
żeby spakowała swoje rzeczy.
– Musimy odwieźć Astrid do domu – wyjaśnił. – Na pewno ma tam
coś do zrobienia.
Wziął córkę za rękę i poprowadził ją na górę.
Astrid poczuła się jak intruz. Cóż, trudno go winić, że dziecko jest
u niego na pierwszym miejscu. Delia jest fantastyczna.
– Wiesz co, Clay? Zamówię sobie taksówkę, nie musisz mnie
odwozić. Spędź resztę dnia z Delią.
– Naprawdę? To świetnie, dzięki. – Uśmiechnął się z ulgą, patrząc
na nią ze szczytu schodów. – W takim razie do zobaczenie
w poniedziałek w biurze.
– Jasne – powiedziała, zmuszając się do uśmiechu.
Została na dole z Mirandą, która zapytała:
– No i jak było? Sądzisz, że spędzenie tego czasu z moim bratem
dobrze wpłynie na waszą współpracę?
– To się okaże. Twój brat to ciężki orzech do zgryzienia.
– Zawsze taki był. Przykro mi, że jest taki trudny.
Astrid wzruszyła ramionami.
Dotychczas była zdeterminowana nie poddawać się, ale teraz
pojawiła się wątpliwość. Czy naprawdę warto toczyć taki nieustanny
bój?
– Miałabyś może w tym tygodniu jakiś wolny wieczór? Chciałabym
się spotkać z tobą i z Tarą – powiedziała.
– Dla przyjemności, czy żeby porozmawiać o biznesie?
– Jedno i drugie. Tak sobie myślałam o mojej przyszłości w Sterling.
– Mam nadzieję, że nie wątpisz w tę przyszłość z powodu Claya?
Uwierz mi, on to jest taki pies, co więcej szczeka, niż gryzie.
Gdybyż to Astrid mogła przyznać się Mirandzie, że jej brat właśnie
odgryzł jej kawałek serca i że nie jest pewna, czy ten kawałek
kiedykolwiek odzyska…
– Tu nie chodzi o niego. Bardziej o mnie.
No właśnie, o mnie. Jeszcze niedawno myślała, że pracując
w Sterling, odnajdzie sens życia. Ale teraz widziała, że wkroczyła na
wyboistą drogę. I że będzie się musiała mocno trzymać…
ROZDZIAŁ ÓSMY
W poniedziałek w pracy Astrid zastała na biurku niespodziankę:
zdjęcie jej i Claya w czasie ceremonii z dopiskiem Tary: „We dwójkę
wyglądacie wspaniale! Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś”.
Astrid opadła na krzesło i usiłowała sama przed sobą ukryć smutek.
Rzeczywiście byli zachwycającą parą. Wyglądali na przeznaczonych
sobie. Dlaczego on tak mocno się temu sprzeciwia? Czy była żona
skrzywdziła go do tego stopnia, że teraz ucieka przed uczuciem?
To zrozumiałe, że chce chronić Dalię, ale wyrzekać się miłości?
Przecież jest dorosły i chyba zdaje sobie sprawę, że nie ma romansu bez
ryzyka?
Stawką zawsze jest twoje serce. Jednak ten uparciuch nic nie da
sobie wytłumaczyć.
Postanowiła odwalić teraz papierkową robotę, poszukać potrzebnych
informacji, odpisać na zaległe mejle. Każdy poniedziałek zazwyczaj
zaczynała od narady z Clayem. Ustalali plan pracy na najbliższy tydzień.
Dziś też ją to czeka, ale miała zamiar odwlekać kontakt z nim tak długo,
jak to będzie możliwe.
Wczesnym popołudniem, gdy chciała zrobić sobie przerwę na lunch,
niespodziewanie zadzwonił jej telefon. Numer nieznany.
– Słucham?
– Pani Sterling? Tu Sandy.
– Cześć, Sandy, jak się miewasz?
Astrid wyprostowała się na krześle i poszukała na biurku czegoś do
pisania. Będzie notować, żeby potem móc przekazać treść rozmowy
Tarze i Mirandzie.
– Dziękuję, naprawdę nieźle. Pozwoliła mi pani zadzwonić, więc…
– Tak, rzeczywiście. Szukasz pracy? Jeszcze się nie dowiadywałam,
czy coś byśmy dla ciebie mieli, ale popytam i oddzwonię. Radziłabym ci
też spotkać się z panem Singletonem, warto by wyjaśnić sprawę twojego
nagłego odejścia.
– Nie, nie potrzebuję pracy. Właśnie się zatrudniłam w miejskim
dziale planowania, stąd mój telefon.
– Rozumiem.
Astrid poczuła lekki niepokój. Dlaczego Sandy dzwoni właśnie do
niej?
Oj, chyba zaczyna popadać w paranoję…
– Miałam wyrzuty sumienia, że was tak zostawiłam bez uprzedzenia.
Dlatego teraz, jeśli tylko w drugiej fazie przetargu będziecie mieli jakieś
pytania czy problemy, dzwońcie do mnie. Postaram się pomóc.
– Fantastycznie. – To naprawdę była dobra wiadomość. Astrid miała
nieprzyjemne doświadczenia z kontaktów z dotychczasową
przedstawicielką ratusza, która nie miała zwyczaju oddzwaniać. Taka
Sandy może okazać się prawdziwym skarbem. – Podasz mi bezpośredni
numer do siebie?
– Proszę dzwonić na komórkę, numer pewnie się wyświetlił.
Tutejsze połączenia stacjonarne działają koszmarnie, a na komórkę
można do mnie dzwonić o każdej porze, nawet w weekendy. – W głosie
Sandy pojawiło się wahanie. – No i chciałam przekazać wiadomość
o zmianie terminu następnej prezentacji. Odbędzie się w piątek
trzynastego listopada, a nie szóstego, jak ustalono wcześniej.
Astrid skrzętnie wszystko notowała.
– Świetnie! Czyli mamy dodatkowy tydzień.
– Tak, jeden z członków komisji musiał wziąć kilka dni wolnego na
opiekę nad kimś z rodziny. Postanowiliśmy dać firmom startującym
w przetargu trochę luzu czasowego. A potem z kolei my będziemy
potrzebować więcej czasu, żeby wyłonić zwycięzcę. Ogłosimy to
pewnie już po świętach.
Co? Tak późno? Poprzedni harmonogram zakładał ogłoszenie
wyników przetargu jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Astrid
pomyślała, że w takim razie zostanie w San Diego co najmniej do końca
stycznia. W tym czasie zdecyduje, czy swoją przyszłość zawodową
zwiąże ze Sterling Enterprises, czy też wróci do Norwegii.
– Dzięki za przekazanie nowych ustaleń – powiedziała. – To dla nas
bardzo ważne.
– Cała przyjemność po mojej stronie, pani Sterling. I mam jeszcze
jedną wiadomość dla was, mniej pomyślną. Park przy Promenadzie
raczej nie zostanie nazwany imieniem Johnathona Sterlinga. Miasto
zastrzega sobie wyłączność nazewnictwa ulic, placów i tak dalej.
– Rozumiem. I dziękuję, lepiej dowiedzieć się tego wcześniej niż
później.
– Żaden problem. Muszę kończyć, ale pewnie wkrótce znów się
odezwę.
Astrid wiedziała, że o rozmowie z Sandy musi powiadomić Claya.
Chciała mieć to za sobą jak najszybciej, zajrzała więc przez otwarte
drzwi do jego gabinetu.
Siedział przy desce kreślarskiej tyłem do drzwi, na uszach miał
słuchawki. W czasie pracy często słuchał muzyki, zwłaszcza jazzu.
Mówił, że to pomaga mu się skupić i wzmaga kreatywność. Podeszła do
niego i dotknęła jego ramienia.
– Astrid? Zaskoczyłaś mnie. Mogę w czymś pomóc? – zapytał,
unikając kontaktu wzrokowego.
– Przepraszam, pukałam, ale nie słyszałeś. Dzwoniła do mnie Sandy,
wiesz, ta dawna asystentka Tary. Nie zgadniesz, gdzie teraz pracuje.
W biurze planowania rady miejskiej!
– No to ma farta – odparł Clay, włączając komputer.
– Nie rozumiesz, co ci chcę powiedzieć? Mamy teraz gorącą linię
z ratuszem! Będzie nam łatwiej. Dzwoniła, żeby powiedzieć, że
przesunęli o tydzień termin prezentacji.
– To chyba dobrze – mruknął.
Astrid pomyślała, że chyba zaraz zacznie wyć.
– Spójrz na mnie, kiedy ze mną rozmawiasz! – zażądała.
– Astrid, robię, co mogę. Mieliśmy przecież w pracy zachowywać
dystans. Tak będzie lepiej.
– Niestety pracujemy wspólnie nad projektem i to nie jest do końca
możliwe. A poza wszystkim, jak już ci powiedziałam, nie bierz
wszystkiego tak na serio. Co się stało, to się nie odstanie, a trzeba iść
naprzód.
Sama musiała to sobie wielokrotnie powtarzać, by uwierzyć, że to
prawda. No ale to już jest jej problem.
Clay wstał zza biurka, rzucił okiem na korytarz, po czym zamknął
drzwi.
– Miranda o nas wie – powiedział, krzyżując ręce na piersi.
– Co? Co takiego? Jak to? – wyjąkała Astrid.
Przecież tak się starali…
Clay u Mirandy w zakresie utrzymywania dystansu przeszedł wręcz
samego siebie.
– Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Ludzie mają długie języki
i niewyparzone gęby.
– I pewnie też nie pójdziesz ze mną na drinka ani na kolację, żeby mi
móc powiedzieć.
– Tak, to byłby nie najlepszy pomysł. Przyjdź tu do mnie po szóstej,
wtedy większość pracowników już idzie do domu. Poproszę nianię, żeby
dłużej została z Delią – powiedział, przesuwając dłonią po włosach.
– Serio? Nie możesz mi teraz zdradzić, w jaki sposób Miranda się
o nas dowiedziała?
– Tu nie chodzi tylko o to. Chciałbym ci się jakoś wytłumaczyć.
Astrid nie wiedziała, co o tym myśleć, ale obiecała przyjść około
szóstej.
Niecierpliwie spoglądał na zegarek. Astrid jest zawsze taka
punktualna…
Nie zamierzał się przed nią otwierać, zwierzanie się komukolwiek
nigdy nie sprawiało mu przyjemności. Hołdował zasadzie: nie zdradzaj
swoich uczuć, bo ktoś może ich użyć przeciwko tobie.
To Miranda skłoniła go do odbycia rozmowy, na którą teraz czekał.
Domyśliła się, co zaszło między nim a Astrid w LA, w dodatku
wydedukowała, że brat prawie bezpośrednio po akcie miłosnym zerwał
z kochanką. Przekonała go, że Astrid zasługuje na wyjaśnienie.
Namawiała go nawet, by dał Astrid drugą szansę.
Nie chciał tego robić, ale miał zaufanie do siostry, bo znała go jak
nikt inny. Dlatego zgodził się na dzisiejszą rozmowę.
Astrid zjawiła się na progu jego gabinetu dwie minuty po szóstej
z szerokim uśmiechem na twarzy i pakunkiem z cukierni w ręku.
– Nie mieli już pączków, ale właśnie wyjmowali z pieca te
czekoladowe ciasteczka i pomyślałam, że słodycze poprawią nam
humor.
Poczuł się jak skończony łobuz. Tak, w tym układzie on jest bestią,
a ona pięknością o złotym sercu.
– Dzięki, mnie na pewno to się przyda. Napijesz się czegoś?
– Wystarczy woda.
Wyjął z dobrze zaopatrzonej lodówki dwie butelki mineralnej i jedną
z nich podał Astrid. Sam miałby ochotę na co najmniej dwie szklaneczki
burbona, ale cóż, picie alkoholu w pracy było w modzie w latach
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku.
– Na początek chciałabym się dowiedzieć, jak twoja siostra mogła
się wszystkiego domyślić – zaczęła Astrid, gdy usiedli w dwóch
końcach kanapy. – Chyba nie daliśmy nic po sobie poznać?
– Zobaczyła twoje nagie odbicie w lustrze w hotelu, w czasie
wideorozmowy. To był ułamek sekundy.
– Mam nadzieję, że Delia mnie wtedy nie zauważyła.
– Miranda twierdzi, że nie.
– Chwała Bogu, to byłoby straszne.
– Nie słyszała też mojej rozmowy z Mirandą na twój temat, bo była
zajęta żegnaniem się z rybkami w akwarium.
– Boże, jakie to słodkie…
– Masz rację – odparł, zdejmując ze spodni jakiś paproch. – Miranda
czuje się zaangażowana, bo przed wyjazdem do Los Angeles
zwierzyłem jej się, że bardzo mnie pociągasz, że jest mi z tym trudno
i że nie chcę, żeby cokolwiek się wydarzyło w trakcie tego wspólnego
pobytu.
– I dlatego byłeś taki zły, kiedy się okazało, że mamy razem
zamieszkać?
– Zły? Nie powiedziałbym.
– No to rozdrażniony, poirytowany, urażony. Takie uczucia w tobie
najwyraźniej budzę, tak to odbieram.
– Wiem, przepraszam. Ale ja po prostu…
– Nie potrzebuję twoich przeprosin. Chcę tylko wiedzieć, co jest
grane, więc proszę, wytłumacz mi to tak, żebym zrozumiała.
– Ja po prostu nie potrafię już zaufać kobiecie, Astrid.
– I to cały problem?
– Tak, to istota problemu. Moja była żona zniszczyła we mnie wiarę
w miłość. Poza tym mnie i Mirandę opuściła matka. Wychowywała nas
babcia wściekła na cały świat za to, że spadła na nią tak wielka
odpowiedzialność.
– Nie wiedziałam – rzekła Astrid łagodnym tonem.
Clay z przejęciem opowiadał o tym, jak zakochał się w swojej byłej,
jak potem ona rzuciła jego i Delię. Czuł przy tym, że musi kontrolować
wzbierające emocje.
– Delia bardzo długo budziła się w środku nocy i wołała mamę –
mówił. – I co? Miała tylko mnie, faceta ze złamanym sercem
i doświadczeniem trudnego dzieciństwa.
– Kochałeś żonę, prawda? – Położyła mu rękę na ramieniu.
– Była dla mnie wszystkim. Piękna, dobra, słodka, szlachetna. Taka
jak ty – powiedział, odważywszy się nareszcie spojrzeć Astrid w oczy. –
Przynajmniej taką udawała. Na początku – uściślił.
Dlaczego on jej to robi?
– Clay, ja nie jestem twoją byłą, nawet jeśli według ciebie jestem do
niej podobna. Nie byłabym w stanie nikomu wyrządzić takiego zła jak
ona tobie. Nie okłamałabym, nie okradłabym mojego męża, żeby go
w końcu zostawić. Nie porzuciłabym swojego dziecka. Nigdy.
– Widzę, że znasz całą historię, nie muszę ci jej opowiadać. –
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Tak, od Mirandy – przyznała się Astrid. – Nie zdradzałam się
z tym przed tobą, bo wiem, że nie lubisz, jak ktoś ingeruje w twoje
życie. Nie wiedziałam tylko o twojej mamie.
– A ja nie zawahałem się ingerować w twoje…
– Nie, to była nasza wspólna decyzja. Chciałam tego,
potrzebowałam. Nie żałuję i nie będę żałować. Ale to nie była dla mnie
błahostka ani zabawa. To było coś bardzo ważnego – przyznała
z westchnieniem. – Rano starałam się to umniejszyć, być nonszalancka,
ale tylko udawałam.
Wpatrywała się w jego twarz, jakby od niego oczekiwała podobnej
deklaracji.
– A więc nie byłaś ze mną szczera – zauważył.
– Chciałam chronić siebie. Podobnie jak ty. A co? Miałam głośno
protestować? Błagać, żebyś mnie zechciał? Ja nie robię takich rzeczy,
Clay. Ja się szanuję. – Wstała i wyrzuciła niedojedzone ciastko do
kosza. – Może to był po prostu błąd. Przyznajmy się do niego i idźmy
dalej.
– Błąd. Nienawidzę tego słowa.
– A jednak często je powtarzasz.
– Jeśli ktoś tu popełnił błąd, to tylko ja.
Pokręciła głową z niedowierzaniem i obrzydzeniem. Tak, on na nic
innego nie zasłużył.
– Wielkie dzięki. Czuję się teraz jeszcze gorzej – powiedziała,
zrywając się z kanapy.
– Astrid, zaczekaj. Przepraszam.
– Nie chcę twoich przeprosin, już ci to mówiłam.
– Czego więc chcesz?
– Od tamtego wieczoru ciągle zadaję sobie to pytanie – odparła, a jej
twarz złagodniała. – Nie umiem na nie do końca odpowiedzieć, ale kilku
rzeczy jestem pewna. Chcę mieć rodzinę. I pracować zawodowo. I chcę
miłości. Prawdziwej, pełnej pasji, niekwestionowanej miłości. Takiej do
końca życia. Wiem, że zostałeś zraniony. Ale ja też cierpię. I nie chcę
ryzykować dla kogoś, kto nie potrafi odwzajemnić moich uczuć. Nie ty
jeden masz coś do stracenia.
Clay wstrzymał oddech. Ona ma rację, ma cholerną rację. A on jest
durniem.
– Wiem – powiedział.
– Zależy mi na tobie, Clay – mówiła, wzdychając ciężko – ale nie
nadajemy na tych samych falach. Skupmy się na pracy, bo od jej wyniku
zależy też los innych ludzi. Skończmy projekt Promenady, to chyba
najlepsze, co możemy teraz zrobić.
Nie do końca się z tym zgadzał, ale co mógł na to poradzić?
Namieszał, a przecież zawsze był zwolennikiem prostych i sensownych
rozwiązań. Propozycja Astrid jest praktyczna i logiczna. I nikogo nie
krzywdzi.
– Masz rację, zgadzam się.
– Do widzenia, Clay. Do jutra.
Oparty o framugę patrzył, jak Astrid oddala się korytarzem. Miał
nadzieję, że otworzenie się przed nią dobrze mu zrobi. Niestety czuł, że
zatoczył ogromne koło i wrócił do punktu wyjścia.
Do czasów sprzed poznania Astrid.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Piekielny tydzień, a to dopiero czwartek. Astrid ciągle myślała
o rozmowie z Clayem i o tym, co przeszedł w życiu. Lubiła go, podobał
jej się, ale czy naprawdę chce sobie brać na głowę taki kłopot?
Już jej małżeństwo z Johnathonem nie należało do łatwych. Ciągłe
zabieganie o względy, leczenie niepłodności i w końcu odkrycie, że ich
miłość zmieniła się w coś, co było dalekie od jej ideałów ciepła
i troskliwości. Przy Clayu pewnie czekałaby ją powtórka z rozrywki…
Współpracowało im się dobrze, ale pojawiło się między nimi coś
w rodzaju skrępowania. Może przed wyjazdem do Los Angeles wcale
nie było tak źle, jak jej się wydawało? Wolała jednak myśleć, że po
prostu wziął sobie do serca niektóre jej zastrzeżenia.
No tak, życie go nie rozpieszczało, ale przecież nie jest jedynym
człowiekiem, który nosi na ciele blizny. Taka nadmierna ochrona
własnego ja prowadzi donikąd.
Dziś wieczorem odetchnie sobie od zamętu, jakie w jej życie
wprowadził Clay. Tara i Miranda przyjdą do niej na kolację. Chociaż i ta
perspektywa mogła niepokoić.
Miranda wiedziała, co zaszło między nią a Clayem. Przez te kilka
dni powstrzymywała się przed poruszaniem tej kwestii, ale czy także
przy Tarze będzie w stanie utrzymać język za zębami?
Wdowy po Sterlingu dziś po raz pierwszy odwiedzą Astrid w jej
penthousie w centrum San Diego. Dotychczas wszystkie trzy spotykały
się u Tary albo u Mirandy, nie licząc okazji specjalnych takich jak
pogrzeb wspólnego męża czy też odczytywanie jego testamentu
w kancelarii adwokackiej. A potem wypady na zakupy do butików.
Astrid nigdy nie myślała, że zostanie wspólniczką Tary i Mirandy,
ale o tym zadecydował Johnathon, dzieląc udziały w Sterling
Enterprises.
Lubiła obie kobiety i była wdzięczna byłemu mężowi, że dzięki jego
rozstrzygnięciu mogła się z nimi zaprzyjaźnić. On zresztą pewnie też zza
grobu z radością obserwuje, jak trzy kochane przez niego kobiety
zgodnie z sobą współpracują. Cóż, Johnathon lubił, by wszystko
układało się po jego myśli…
Powinna się od niego uczyć i pokierować życiem tak, by było
satysfakcjonujące przede wszystkim dla niej samej.
Wczoraj zaprzyjaźniony kucharz przyszedł do niej przygotować
przyjęcie. Jej pozostało tylko ewentualne podgrzanie potraw. W menu
był łosoś w miodowej glazurze i pieczone warzywa. Na deser mus
czekoladowy. Astrid uważała życie za zbyt krótkie na to, by odmawiać
sobie słodyczy.
Tara i Miranda przyszły razem. Ta pierwsza dzierżyła w ręku butelkę
wina.
– Nie wiedziałam, jakie masz plany, ale odrobina dobrego chablis na
pewno nie zaszkodzi – powiedziała.
Astrid rozpoznała etykietkę.
– O, uwielbiam to wino. Piliśmy je z Johnnym w takiej winiarni,
ilekroć byliśmy we Francji. Też je lubił.
– To takie urocze, kiedy mówisz o nim Johnny. – Miranda
promieniała w sukience koloru śliwkowego, która podkreślała kruczą
barwę jej włosów i rosnący brzuszek.
– Chyba muszę przestać, bo nikt inny tak go nie nazywał – odparła
Astrid nieco zmieszana.
– Nie szkodzi, każda z nas ma własny obraz Johnathona. – Miranda
poklepała Astrid po ramieniu. – I własne wspomnienia. Dla mnie to jest
też to wino. – Spojrzała na butelkę. – Mnie też zabrał do tej winiarni.
– To samo ze mną – wtrąciła Tara. – Z tym, że to ja go tam zabrałam.
W naszym związku to głównie ja byłam pasjonatką i znawczynią win.
Trzy wdówki wymieniły znaczące spojrzenia. Przebywając razem,
dowiadywały się o nieboszczyku ciągle nowych rzeczy.
– To zabawne, bo mnie przedstawiał się jako niezrównany ekspert. –
Astrid uśmiechnęła się, prowadząc przyjaciółki w głąb urządzonego
w biało-kremowej tonacji obszernego mieszkania.
Oprócz rozległej przestrzeni dziennej miało ono wydzieloną jadalnię
i kuchnię, której wyposażenia nie powstydziłby się nawet profesjonalny
szef. Sypialnia była tylko jedna, za to z ogromnym łóżkiem. Łazienka
przypominała spa: prysznic, oprócz niego dwuosobowa wanna do
długich kąpieli oraz osobna garderoba, którą doprawdy trudno byłoby
wypełnić. I to wszystko na szczycie drapacza chmur.
Astrid często żartobliwie sobie powtarzała, że mieszka jak
księżniczka uwięziona w wysokiej wieży.
– Pięknie mieszkasz – stwierdziła Miranda, podziwiając rozciągającą
się w dole panoramę miasta i zatoki.
– Dzięki. Johnathon kupił mi ten penthouse, jak tylko zaczęliśmy się
spotykać. Chciał, żebym częściej bywała w San Diego, a przecież nie
mogliśmy zamieszkać razem, znaliśmy się zaledwie od miesiąca.
– Nie tracił czasu, prawda? – odrzekła Miranda. – Ze mną to samo:
poznaliśmy się, chodziliśmy z sobą, zaręczyliśmy się i pobraliśmy.
Wszystko zajęło mu pół roku. Najkrótsze zaloty świata.
Astrid poczuła ucisk w żołądku. Bo w ciągu tych sześciu miesięcy
Johnathon zdążył jeszcze przyjechać do Norwegii, by się przespać z nią.
Ani słowem nie wspomniał, że ma już nową miłość.
– Im był starszy, tym bardziej się śpieszył. Ze mną chodził przez
rok – wtrąciła Tara. – Teraz wiem, że to miało związek z Grantem.
Tara usiadła w fotelu i zaczęła swą opowieść. Astrid nalała jej i sobie
wino, a Mirandzie wodę.
– Wiecie, że Granta i Johnathona poznałam tego samego wieczoru?
Między mną a Grantem chyba zaiskrzyło, ale to Johnathon przystawiał
się do mnie, więc z Grantem dałam sobie spokój. Oni się potem często
o to sprzeczali. Dlatego musiałam odejść ze Sterling Enterprises. Byłam
już żoną Johnathona, a Grant uważał, że nie może pracować z nami
obojgiem. A oczywiście Johnathon był nie do ruszenia, więc padło na
mnie.
– Czyli fakt, że mamy cię za wspólniczkę, zawdzięczamy jego
poczuciu winy? – zapytała Miranda chłodno. – Ale cieszę się, że
potrafimy zgodnie współpracować. – Wypiła łyk wody. – Ja nie mam
żadnych bliskich poza Clayem i Delią, no może niewielką garstkę
znajomych. Projektowanie wnętrz to bardzo konkurencyjna dziedzina,
trudno tam o przyjaciół. A wam ufam. Może dlatego, że on wam ufał?
Astrid poczuła się głupio. Miranda teraz jej ufa, a co będzie, jak
sekret jej „norweskiego numerka” z Johnathonem wyjdzie na światło
dzienne? Jak się dowie, że człowiek, którego dziecko nosi, ją zdradzał?
Astrid nigdy nie porozmawiała z byłym mężem o tym, co zaszło.
I dlaczego to zrobił. Nie chciała zmieniać wyidealizowanego wizerunku
człowieka, którego kochała.
Nigdy nie wyjawię tej tajemnicy, przyrzekła sobie, wypijając duży
łyk wina. Niech nikt nie poczuje się skrzywdzony.
– A skoro już mowa o Johnathonie, to mam przykrą wiadomość –
odezwała się. – Park przy Promenadzie nie będzie nosił jego imienia.
Miasto się nie zgadza.
– To wcale mnie nie dziwi – odparła Tara.
– A mnie rozczarowuje – oznajmiła Miranda. – Marzyłam, że wezmę
dziecko na spacer do tego parku i powiem mu, że został nazwany na
cześć jego taty.
– Tak mi przykro – zwróciła się do niej Astrid. – Zrobiłam w tej
sprawie wszystko, co mogłam.
– Przecież cię nie obwiniam – zapewniła Miranda.
W kuchni odezwał się sygnał czasomierza. Można podawać kolację.
Miranda musiała iść do toalety, a Tara zaproponowała, że pomoże
gospodyni. Ta pokazała jej, skąd ma wyjąć talerze, a sama włożyła
żaroodporne rękawice.
– Tara, możemy porozmawiać? – zapytała.
– Jasne, a o czym?
W powietrzu unosił się smakowity zapach.
– Pamiętasz ten dzień, kiedy przedstawiłaś mi Claya, a ja
zobaczyłam zdjęcie ze ślubu Mirandy i Johnathona?
– I to, co mi potem powiedziałaś? – Tara domyśliła się w lot. – Tak,
no i co?
– Obiecaj, że to zostanie między nami.
– Oczywiście. To trzeba puścić w niepamięć, inaczej kogoś
skrzywdzimy.
– Kogo skrzywdzicie? – Miranda stanęła w drzwiach kuchni.
– Nikogo – odparły chórem Tara i Astrid.
– To o czym mówiłyście?
– O niszczarce dokumentów w biurze – wypaliła Tara. – Działa
bardzo niedokładnie.
– To ją wyrzuć – poradziła Miranda, wpatrując się w Tarę
zmrużonymi oczami.
– Świetny pomysł, tak zrobię.
Astrid odetchnęła z ulgą.
– Nakładam każdej na talerz i zapraszam do stołu – powiedziała.
Przy Tarze i Mirandzie dość swobodnie traktowała zasady savoir
vivre’u.
– Za zdrowie wdów po Johnathonie Sterlingu. – Tara uniosła
kieliszek. – Trzymajmy się razem, dziewczyny, bo nigdy nie wiadomo,
co się może wydarzyć.
Astrid zrozumiała, że dzisiejszy wieczór będzie trudnym testem dla
jej nerwów. Wypiła wino do dna i nalała sobie następny kieliszek.
– No to jak, Astrid? – zagadnęła ją Miranda. – Podzielisz się z nami
szczegółami wyprawy do Los Angeles? Oczywiście tymi, którymi
możesz.
Astrid o mało co nie wylała na siebie wina, ale postanowiła nie
zwlekać z ripostą.
– Pytasz o mnie i o Claya?
– Tak – odparła Miranda, delektując się łososiem.
– Czy mi coś umknęło? – spytała Tara.
– No raczej. – Miranda nie dała Astrid szansy na odpowiedź.
– Chyba się nie pokłóciliście? – spytała Tara. – Nie bardzo
rozumiem, o co chodzi.
Astrid zdecydowała, że nie odda nikomu kontroli nad tą rozmową.
– Ja i Clay przespaliśmy się z sobą – powiedziała, patrząc najpierw
na Mirandę, a potem na Tarę.
Następnie spokojnie wzięła na widelec kawałek batata. Była
opanowana, miała nadzieję, że nikt nie zapyta o szczegóły.
– A… dlaczego? – spytała Tara.
– Częściowo dlatego, że zakwaterowano nas razem, choć
zapewniałaś, że dostaniemy osobne pokoje. Hotel widocznie jakoś
opacznie cię zrozumiał.
– I to ma cię tłumaczyć? Jesteś współwłaścicielką firmy i przespałaś
się z jednym z pracowników?
Astrid posłała Tarze ironiczne spojrzenie.
– I kto to mówi? Nie bądź śmieszna! A ty i Grant? Oboje na
kierowniczych stanowiskach i nawet się nie kryliście z romansem. Ja
przynajmniej nie całowałam się z Clayem na oczach wszystkich.
– Ja jestem z Grantem od dawna. A teraz w dodatku się
zaręczyliśmy.
– Astrid ma rację, Tara – włączyła się do rozmowy Miranda. –
Zrobiłaś to samo co ona. Obie postąpiłyście niezgodnie z regułami
i interesem firmy.
– No właśnie, uważam, że żadna z nas nie ma teraz prawa rzucić
kamieniem – stwierdziła Astrid z ulgą.
– Mnie się jednak wydaje, że wspólne zakwaterowanie to kiepska
wymówka – zauważyła Miranda. – Z tego, co mi Clay mówił przed
waszym wyjazdem, doszłoby do tego nawet gdybyście spali w dwóch
różnych hotelach.
– Wiem o waszej rozmowie – przyznała się Astrid.
– Naprawdę? Powiedział ci? – Teraz z kolei Miranda wyglądała na
zaskoczoną.
– Tak. Mieliśmy też długą rozmowę na temat, dlaczego rano ze mną
zerwał.
– No widzę, że słucha moich rad.
– Nie wiem, ale byliśmy z sobą szczerzy. To bardzo pomogło.
– I na czym stanęło? – zapytała Tara.
– Pytasz jako współzarządzająca Sterling Enterprises czy jako
przyjaciółka?
Po krótkim zastanowieniu Tara wybrała drugą opcję.
– Zdecydowaliśmy, że nie będziemy tego powtarzać. Zrobiliśmy to
pod wpływem emocji wywołanych wygraną Claya w konkursie.
Chodziło nam tylko o seks – odparła Astrid, chociaż jej chodziło o coś
więcej. – Postanowiliśmy też nie mówić o tym nikomu. Ja, jak widać,
nie dotrzymałam słowa, ale ufam, że to zostanie między nami.
– Z mojego doświadczenia wynika, że wykręt typu „to tylko seks”
nie wytrzymuje próby czasu, zwłaszcza jeśli się razem pracuje. Czy to
nie wpłynie na projekt Promenady? – zaniepokoiła się Tara.
– Zapewniam cię, że nie. Wróciliśmy do relacji platonicznych. Nie
pozwalamy sobie nawet na najmniejszy flirt.
– I to mnie martwi – powiedziała Miranda. – Firmie Sterling nic by
nie ubyło, gdyby dwoje jej pracowników wdało się w romans. Świat
nadal potrzebowałby biurowców, kampusów i innych budowli. Ale
martwię się o mojego brata. Co on ma za życie? Jest samotny
i zagubiony. Chciałabym, żeby znalazł partnerkę. Kogoś, kto by go
uszczęśliwił.
– Usiłujesz bawić się w swatkę, Miranda? – zapytała Tara.
– Chyba tak. Astrid jest świetna, a ja kocham Claya. Wyszłoby
z tego coś dobrego.
Astrid cieszyła się, że Miranda ją popiera, poza tym uważała, że
siostra Claya ma rację. Clay potrzebuje miłości. Ale nikogo nie da się do
niej przymusić.
– On chyba nie uważa, że mogłabym go uszczęśliwić. I ja też nie
jestem tego taka pewna. Nie znamy się za dobrze i co więcej, trudno to
zmienić. Zdecydowaliśmy się pozostać na płaszczyźnie czysto
zawodowej i tak chyba będzie najlepiej dla firmy. Nie sądzę, żeby Clay
chciał się spotykać ze mną towarzysko, a boję się o to zapytać, żeby nie
usłyszeć odmowy.
– No to stwórzmy jakąś okazję. We trzy na pewno coś wymyślimy.
– Na przykład imprezę w firmie dla uczczenia jego nagrody –
zaproponowała Tara. – Zaprosimy media. To też będzie jakaś reklama
dla Sterling.
– On się raczej nie zgodzi – odparła Astrid. – Nie znosi bankietów
i wszelkiego rodzaju jubli.
Miranda przyznała jej rację, ale wystąpiła z innym pomysłem.
– Znam już płeć mojego dziecka. To znaczy nie znam, ale doktor
napisał to na kartce, która znajduje się w zaklejonej kopercie. Teraz jest
moda na przyjęcia, na których ujawnia się płeć. Ze względu na śmierć
Johnathona ja oczywiście nie zrobię wielkiej imprezy, ale powiedzmy,
że chciałabym w takim momencie mieć przy sobie kilka bliskich osób.
– Brzmi to fajnie – uznała Astrid. – Chętnie zorganizuję coś takiego
u siebie.
Przy jej prawie zerowym życiu towarzyskim każda sposobność jest
na wagę złota. A przy okazji wprowadzi Claya w swój świat i pokaże
mu, kim jest i jakie ma zalety.
– Czytałam w kobiecym magazynie o takim pomyśle: przekazujesz
informację o płci dziecka cukiernikowi, a on piecze babeczki
wypełnione wewnątrz niebieskim bądź różowym lukrem. Wszyscy
zebrani jednocześnie odgryzają kęs takiej babeczki i sprawdzają, jaki
kolor się pokaże – mówiła Miranda.
– Skoro na przyjęciu będą słodycze, to Clay na pewno przyjdzie! –
roześmiała się Astrid.
– Mnie się ten koncept podoba, Grant na pewno też go zaaprobuje.
– No i przy okazji co najmniej jeden toast wzniesiemy za sukces
Claya. Zasłużył na to – oznajmiła Astrid. – Chociaż bardzo nie lubi
skupiać na sobie uwagi.
– I koniecznie urządźmy to wieczorem. Będzie bardziej
romantycznie – dodała Miranda.
– Czyli co? Organizujemy to przyjęcie? – Astrid była zachwycona,
że nareszcie znalazła siostrzane dusze.
– Jasne. Ty organizujesz, a ja się zobowiązuję doprowadzić mojego
braciszka – oznajmiła Miranda.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Urządzenie kameralnego przyjęcia nie powinno być szczególnie
stresujące, a jednak Astrid była kłębkiem nerwów. W dodatku w firmie
ten tydzień okazał się bardzo pracowity i nie miała za dużo czasu na
zaplanowanie szczegółów uroczystego wieczoru.
Sam pomysł, że kilkugodzinne przyjęcie jakoś szczególnie zbliży ją
do Claya, wydawał się absurdalny, ale czemu nie spróbować? No
i zawsze warto uczcić dziecko, które jest w drodze na ten świat, a przy
okazji umocnić więź z Mirandą.
Jej osobisty kucharz przygotował jedzenie oraz instrukcję, jak należy
je zaserwować. Trochę ciepłych przystawek, deska serów, warzywa.
Babeczki z tajną zawartością też już zostały dostarczone. Właściwie
wszystko było już gotowe, teraz tylko prysznic, ubranie się i głęboki
oddech.
Ktoś zadzwonił do drzwi, a przecież do przyjścia gości pozostały
jeszcze prawie dwie godziny. Pomyłka była właściwie wykluczona,
może więc Tara albo Miranda postanowiła wpaść na małą inspekcję?
Astrid otworzyła drzwi i ujrzała Claya. W czarnych spodniach
i szarej, nienagannie odprasowanej koszuli wyglądał jak zwykle
zjawiskowo. W ręku miał bukiet różowych tulipanów. Astrid omal nie
zasłabła.
– Czyżbym przyszedł za wcześnie? – zapytał, mierząc ją wzrokiem.
– Owszem. I to prawie o dwie godziny.
– Miranda mówiła, że zaczynamy o piątej.
Aha, więc to spisek. Astrid była z niego nawet zadowolona
i postanowiła kryć przyjaciółkę.
– Faktycznie początkowo planowałyśmy o piątej, ale potem
przesunęłam termin o dwie godziny. Widocznie nie zdążyła cię
zawiadomić.
– Mam wrócić do domu?
– Co za pomysł?! – Astrid złapała go za rękę. – Po prostu
dotrzymasz mi towarzystwa.
– Okej.
Wszedł do środka i Astrid zamknęła za nim drzwi.
– To dla ciebie. – Pośpiesznie wręczył jej kwiaty. – Myślałem też
o winie, ale jestem raczej miłośnikiem burbona… A to byłby dziwny
prezent dla kobiety.
– Dzięki – uśmiechnęła się Astrid. – Tulipany to moje ulubione
kwiaty.
– No właśnie, zauważyłem je parę razy w twoim pokoju.
– Nie podejrzewałam cię o taką spostrzegawczość i uważność, Clay.
Oparty o kuchenny blat w jej kuchni wyglądał jeszcze lepiej niż na
ich wspólnych zdjęciach z Los Angeles.
– Właściwie to dobrze, że przyszedłem za wcześnie – odezwał się. –
Chciałbym pogadać o naszej rozmowie, wtedy wieczorem w firmie.
Nie miała pojęcia, co Clay chce jej teraz powiedzieć, ale była
zadowolona, bo to świadczyło o tym, że myślał o ich dyskusji. Bo ona
ciągle ją sobie powtarzała w myślach.
– Jasne, możemy pogadać.
– Po pierwsze chciałbym ci podziękować, że wysłuchałaś mnie
i byłaś tak wyrozumiała. I że wytknęłaś mi parę spraw. Siostra czasem
też mnie krytykuje, ale chyba mimo wszystko jest dla mnie zbyt
tolerancyjna.
– Czyżbyś zmienił zdanie na temat swojego życia miłosnego? –
zapytała, w duchu dodając: raz kozie śmierć. Lepiej jak najszybciej
poznać jego myśli.
– Powiedzmy, że byłbym skłonny złagodzić nieco moją
niewzruszoną postawę – powiedział, a w jego oczach pojawiła się
iskierka, na widok której serce Astrid zatrzepotało.
Nadchodzący wieczór zaczął się jawić nieco bardziej
optymistycznie.
– A pomożesz mi teraz zapakować prezent dla twojej siostry?
– Nie wiedziałem, że mamy jej dawać prezenty.
– Formalnie rzecz biorąc, nie mamy. Ale ona wspomniała o pewnej
rzeczy i postanowiłam, że jej to kupię. Tylko trudno to zapakować, to
dość duża rzecz. Ale ty jako architekt powinieneś dać sobie radę.
– Obawiam się że niekoniecznie – odparł zakłopotany.
– Chodź, zobaczysz. – Astrid zaprowadziła go do swojej sypialni,
gdzie stał rzeczony prezent.
Gdy Clay go ujrzał, popatrzył na nią jak na wariatkę.
– Wózek? Przecież tego nie da się opakować!
– A niby dlaczego?
Podszedł do wózka i lekko go pchnął. W roli taty wyglądał pewnie
też seksownie.
– Bo tego się nie robi. Zawiąż na nim jakąś kokardkę i po krzyku.
– A nie uważasz, że byłoby zabawnie, gdybyśmy wręczyli go
Mirandzie w jakimś opakowaniu? Od razu by się domyśliła, że to
wózek, ale… zawinięty w coś.
– No może… – Roześmiał się cicho.
– Posłuchaj, chcę, żeby twoja siostra poczuła się dziś wyjątkowo.
A ty mi w tym pomóż, dobrze? – powiedziała, wręczając mu wielki
rulon grubego papieru pakowego, nożyczki i taśmę klejącą.
– Skoro tak, no to… do roboty.
Na klęczkach zabrali się do oblepiania każdego fragmentu wózka,
nie wyłączając kół. Musieli przy tym ściśle współpracować: jedna osoba
trzymała i odwijała rulon, a druga odcinała potrzebny kawałek papieru.
Z konieczności dotykali się przy tym dłońmi, ramionami, wymieniali
uśmiechy.
Za każdym razem Astrid przypominała sobie tamtą noc z Clayem,
jego ręce i usta na jej ciele…
– Muszę cię o coś zapytać – powiedział, kiedy już prawie kończyli. –
Dlaczego to ty jesteś gospodynią imprezy związanej z ciążą mojej
siostry? I dlaczego kupiłaś jej tak kosztowny prezent? Czy to nie
sprawia ci bólu, zważywszy na to, że z Johnathonem bezskutecznie
staraliście się o dziecko?
– Wiesz o tym? – spytała, przysiadając na piętach.
– Tak. Wspomniałaś o tym, jak jechaliśmy do LA, ale wiem też od
siostry.
– No tak, Miranda zawsze musi się wygadać.
– Owszem. – Spojrzał na nią ciepło. – Ale to dotyczy tylko osób, na
których jej zależy. A mnie powiedziała to, zachwycając się twoją
wielkodusznością. Była zaskoczona, że tak znakomicie przyjęłaś
wiadomość o jej ciąży, bez śladu zawiści. To dla niej było bardzo ważne.
– No to masz odpowiedź. Poza tym to dziecko będzie potomkiem
człowieka, którego bardzo kochałam. A też uwielbiam dzieci, sama idea
macierzyństwa mnie podnieca. Zawsze chciałam być matką.
– Nigdy nie słyszałem tak pięknych słów – powiedział cicho
i z przejęciem. Astrid czuła, że istnieje między nimi niewidzialna
więź. – Jak ty to robisz, że jesteś tak cudowna? Czy ty naprawdę
istniejesz?
Gdyby nie patos tego pytania, pewnie roześmiałaby mu się w nos.
Nigdy nie chciała być wynoszona na piedestał.
– Jasne, jestem człowiekiem z krwi i kości, jak wszyscy. I tak samo
jak każdego można mnie złamać.
Nie chciała się rozpłakać, ale gdy tak błądziła wzrokiem między
Clayem a dziecinnym wózkiem, pomyślała, czego tak bardzo pragnęła
kiedyś i czego pragnie teraz.
Ona i Clay – z tej mąki mógłby być chleb. Gdyby tylko on
pozwolił… Otarła łzę.
– Nie chciałem cię zasmucić – powiedział.
– Nic mi nie jest – skłamała.
– Nieprawda. Chodź no tu zaraz – odparł, szeroko otwierając
ramiona.
– Nie ma potrzeby, nie będę się wypłakiwać.
Przechylił głowę na bok i przywołał ją ruchem rąk.
– Chodź. Nawet jak sobie popłaczesz, nie zmienię dobrego zdania na
twój temat.
– Nie o to chodzi. Ja po prostu chcę, żeby między nami była radość
i tylko radość. Oboje jesteśmy po przejściach, więc teraz powinniśmy
się skupić na tym, co dobre.
– Okej, jestem za. Postaram się.
– Naprawdę, Clay?
– Jasne, że się postaram – zapewnił ją, kiwając głową.
– Udowodnij to, zrób coś, żebyśmy oboje poczuli się szczęśliwi.
– Ale przecież za półtorej godziny masz gości.
Przeszkody. Ograniczenia. Zasady. Ten człowiek przejmuje się
wszystkim, co uniemożliwia cieszenie się życiem. I sobą nawzajem.
– Przestań mi ciągle odmawiać, Clay. Chociaż raz powiedz tak.
Na jego wargach pojawił się znaczący uśmiech.
– Zaraz, zaraz, niech no się zastanowię… Na ile sposobów można
powiedzieć tak?
Sięgnął do jej włosów i zaczął zakładać jej za ucho pojedyncze
pasemka. Przesunął opuszkami palców po linii twarzy, a ona dostała
gęsiej skórki na całym ciele. Jego dotyk zawsze przyprawiał ją
o dreszcz, pod tym względem Clay nie miał sobie równych. Kciukiem
pieścił jej dolną wargę, unosił jej podbródek. Objął ją w pasie
i przyciągnął do siebie. Uśmiechnęła się. A więc to się znowu wydarzy.
I trzeba mieć nadzieję, że nie po raz ostatni.
Pragnął tego od wyjazdu z Los Angeles. Po prostu nie miał odwagi
sam przed sobą się do tego przyznać. A teraz jej zapragnął. Tu i teraz,
jak najszybciej.
Cofnęła się w kierunku łóżka, pociągając go za sobą. Ściągnął jej
sweter przez głowę, jakby odpakowywał prezent, nagrodę, na którą
w pełni zasłużył. Całował ją, odpiął stanik i podziwiał piękne piersi.
A potem wziął je w dłonie i pieścił. Astrid przymknęła oczy, na jej
twarzy malowała się ekstaza. Rozpiął i zdjął jej dżinsy. Przyklęknął. Jej
piękne ciało mógł teraz podziwiać w całej okazałości.
Pocałował ją w brzuch, zdjął majteczki, po czym poprosił, by się
położyła.
– A ty? Też powinieneś się rozebrać – wyszeptała.
Racja. Ale coś mu mówiło, że musi z tym poczekać przynajmniej
jeszcze przez minutę. Jednym kolanem przykląkł na łóżku, wziął w ręce
jej nadgarstki i przeniósł je powyżej jej głowy.
– Dobrze ci? – zapytał.
– Wspaniale – odparła.
Pocałował jej twardniejący sutek, po czym uniósł się i polecił, by
pozostała w obecnej pozycji. Rozebrał się, patrząc z rozkoszą, jak ona
się mu przygląda.
– Bez ubrania jesteś taki… boski. Wiesz o tym, prawda?
– To samo mogę powiedzieć o tobie. Jesteś boska – odparł.
Żadnej kobiety nie pragnął nigdy tak jak jej.
Mógłby całe życie uczyć się jej ciała i nigdy by mu się nie znudziło.
I nigdy by go nie poznał do końca. Uniósł jej nogi, jedną ręką pieszcząc
wewnętrzną stronę uda. Wiedział, że nie ma za dużo czasu, ale nie
sposób było nie napawać się każdą chwilą.
– Może poprosimy portiera, żeby nikogo nie wpuszczał? –
zaproponował.
– Jesteś okropny.
– Mam nadzieję, że nie aż tak bardzo – odparł, unosząc
i opuszczając brwi.
Ukląkł między jej nogami, jedną ręką przytrzymał jej umieszczone
ponad głową nadgarstki. Poczucie całkowitej kontroli nad nią było
niemal przerażające, serce waliło mu jak oszalałe.
Uniósł się i całował ją, schodząc coraz niżej. Jego pocałunki stawały
się coraz dłuższe i bardziej namiętne. Gdy dotarł do dołu brzucha,
rozsunął szerzej jej nogi i całował jej wzgórek, badając językiem
najczulsze miejsca i wsłuchując się w jej reakcje. Wplątała palce w jego
włosy.
– To jest cudowne – powiedziała – ale ja już chcę się z tobą kochać.
Teraz.
– Masz jakieś gumki?
– W szufladzie szafki.
Z nieotwartego pudełka wyjął jeden pakiecik.
– Daj, ja to zrobię – powiedziała.
– Proszę bardzo.
Objęła dłonią jego przyrodzenie. Żar prawie z niego parował, ciepło
ogarnęło jego brzuch, a potem biodra i uda. Wtedy zaczęła dotykać go
nieco lżej, jakby się z nim drażniła, i zrobiło się jeszcze przyjemniej.
W końcu nałożyła mu kondom i położyła się na plecach. Serce omal nie
wyskoczyło mu z piersi, gdy upajał się jej ciepłem. W końcu się z nią
połączył.
Wszedł głębiej, wdychał jej zapach, wtulał głowę w jej szyję, a ona
objęła go nogami, dociskając jego ciało mocniej do swojego. Oddychał
płytko, a Astrid przymknęła oczy i rozchyliła usta, oddając się bez reszty
rozkoszy. W końcu westchnęła i kurczowo złapała się za materiał,
z którego uszyto pościel.
– Pocałuj mnie – poprosił.
Uniosła biodra. Nie mógł się nadziwić, jak ściśle go oplatała. Nie
było to łatwe, ale postanowił na nią zaczekać. W jednej sekundzie
wygięła plecy i odchyliła głowę do tyłu. A on już nie wiedział, gdzie jest
góra, gdzie dół, gdzie prawa, a gdzie lewa strona. Poddał się i ogarnął go
kompletny bezwład.
Opadł na łóżko obok niej, a ona momentalnie zwinęła się przy nim
w kłębek. Oddychali już spokojniej. Głaskała go po twarzy, pocierała
nosem o jego policzek.
Pocałował jej uśmiechnięte usta. Nie wyobrażał sobie, że mógłby
teraz być gdzie indziej. Żałował tylko tych kilku straconych dni,
w trakcie których wątpił, czy związek z Astrid to dobry pomysł. Teraz
był pewien: ona to prawdziwe cudo, które mu się przytrafiło, a którego
o mały włos przez własną głupotę nie utracił.
Odważył się spojrzeć na zegarek.
– Mamy dwadzieścia pięć minut do przyjścia gości – oznajmił.
Uniosła się na łokciu i wodziła palcem po jego piersi.
– I po co mi było to przyjęcie? – jęknęła.
– Sama go przecież chciałaś.
Clay poszedł do łazienki, po czym ubrał się, wygładzając co większe
zagniecenia. Jego siostra jest bardzo spostrzegawcza. A zresztą, co to
kogo obchodzi?
Astrid akurat też wyszła ze swojej garderoby.
– Jak wyglądam?
– Ty byś wyglądała świetnie nawet w papierowym worku, ale niech
ci będzie: wyglądasz zjawiskowo – powiedział, całując ją w policzek. –
Chętnie zostałbym na noc, ale głupio obiecałem opiekunce, że wrócę
przed dwunastą. Zresztą ty mnie nie zapraszałaś – dodał,
zreflektowawszy się, że popełnia niezręczność.
Wcale nie wiadomo, czy Astrid by tego chciała.
– Oczywiście chciałabym, żebyś został, ale rozumiem sytuację –
roześmiała się cicho, wpinając w uszy kolczyki. – Zresztą lepiej się nie
śpieszyć. To było super – wskazała głową sypialnię – ale musimy przede
wszystkim odbudować wzajemne zaufanie.
– Zaufanie to podstawa – zgodził się z nią Clay.
– Okej, w takim razie przygotujmy się na nadejście gości.
Wspólnie podążyli do kuchni. Clay zajął się barem, a Astrid
rozgrzała piekarnik. On od dawna nie kręcił się po kuchni z kobietą,
która nie byłaby jego siostrą i z zaskoczeniem stwierdził, że nawet mu
się to podoba.
Uwaga Astrid o odbudowie zaufania utwierdziła go w przekonaniu,
że jego dzisiejsze zachowanie było najlepszą decyzją od bardzo długiego
czasu.
Pojawili się Tara i Grant, a chwilę później Brittney i Shay,
przyjaciółki Mirandy pracujące w jej firmie. Clay serwował drinki i miał
pełne ręce roboty. Gdy przyszła Miranda, pomógł jej zdjąć płaszcz.
– Powiedziałaś, że mam przyjść na piątą – mruknął z wyrzutem,
całując ją na powitanie w policzek.
– Naprawdę? Dziwne. To pewnie przez tę ciążę mój mózg płata mi
takie figle – odparła.
Miranda była mistrzynią zacierania śladów, wiedział to nie od dziś.
Był jednak prawie pewien, że jej rzekoma pomyłka miała służyć temu,
aby mógł dać szansę Astrid.
– Chodź, napijesz się czegoś. Astrid kupiła całą masę napojów
dopuszczalnych w ciąży.
Goście usiedli, a gospodyni z Clayem kursowali między kuchnią
a jadalnią, roznosząc poczęstunek. Clayowi spodobało się nawet to
kameralne przyjęcie, a szczególnie fakt, że posiadało swój motyw
przewodni: dziecko. Wiedział, że jako samodzielna matka Miranda
będzie miała pod górkę i że przyda jej się wsparcie ze strony otoczenia.
On nie pozwalał nikomu pomóc sobie przy Delii, z wyjątkiem
oczywiście Mirandy. I cieszył się, że siostra nie powtórzy jego błędów.
– Zakładamy się, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka? – spytał
Grant.
– Ja uważam, że dziewczynka – odezwała się Tara.
– Mowy nie ma, musi być chłopak. – Jej narzeczony pokręcił głową.
– Wkrótce się dowiemy. Ale najpierw wręczę Mirandzie mój
prezent – powiedziała Astrid.
– Astrid, przecież się umawiałyśmy: żadnych prezentów. Nie
dzisiaj – zaprotestowała Miranda.
– Ja nie jestem fanką ustalania reguł. – Astrid zabawnie wzruszyła
ramionami. – Chodź, Clay. Zaraz wracamy – uspokoiła zebranych.
Wzięli z sypialni wózek i przynieśli go do salonu. Widok prezentu
wywołał wybuch śmiechu. Wysiłek włożony w opakowanie wózka
opłacił się sowicie.
– Cóż to może być? – zastanawiała się żartobliwie Miranda, wstając
z fotela.
Astrid promieniała, uwielbiała sprawiać innym przyjemność. Clay
miał teraz ochotę wymierzyć sobie kopa za to, że na początku tłumił jej
entuzjazm.
– Rozpakuj – polecił.
Miranda oderwała pierwszy kawał papieru.
– Boże, to dokładnie taki model, jaki chciałam kupić! Wspomniałam
kiedyś o tym mimochodem. Zapamiętałaś? Jak ty to robisz?
– Ja to wszystko mam tu – odparła Astrid, stukając się palcem
w skroń.
Clay i pozostali przyglądali się, jak Astrid i Miranda padają sobie
w ramiona. To był wzruszający moment. Jedno nie ulega wątpliwości:
Johnathon Sterling był nadzwyczajnym znawcą kobiet.
Potrafił wybrać najlepsze z najlepszych.
– Czy mam podawać babeczki? – zapytał Clay.
– Tak, już chciałabym się dowiedzieć – odparła jego siostra.
Clay przyniósł tacę pełną ciastek oblanych białą polewą w niebieskie
i różowe kropki. Astrid rozdała talerzyki i serwetki.
– Liczę do trzech i wszyscy jednocześnie biorą gryza – wyjaśniła. –
Kolor nadzienia wyjawi nam tajemnicę. Uwaga: raz, dwa, trzy!
Po chwili chór głosów oznajmił: to dziewczynka.
Na twarzy Mirandy pojawiły się łzy szczęścia, wkrótce dołączyła do
niej Astrid. Clay też poczuł, że ma wilgotne oczy, ale przede wszystkim
cieszył się szczęściem siostry. Po ciężkich przejściach zasłużyła sobie na
tę radość. Przytulił ją i kołysał w ramionach.
– Jeszcze tego ci brakowało – powiedziała Miranda z udawaną
uszczypliwością. – Kolejna baba w twoim życiu.
– Chyba żartujesz! Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie –
oburzył się.
I wtedy pochwycił spojrzenie Astrid.
Uśmiech rozświetlał jej twarz, szczególnie te hipnotyzujące oczy. To
prawda. On ma szczęście. I tym razem stanie na głowie, by go nie
utracić.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Impreza u Astrid zapoczątkowała dla niej i dla Claya dwa cudowne
tygodnie. W pracy co chwila kradli sobie całusy. W przerwach na lunch
chowali się w gabinecie Astrid, ciesząc się, że nikt im nie przeszkadza.
Zalotne spojrzenia i flirt. A wszystko w końcowej fazie prac nad drugim
etapem projektu Promenady.
Każdy dzień był obietnicą. Clay działał w takim szwungu, jakby ktoś
przypiął mu do stóp sprężyny. Nagle stał się żarliwym optymistą, jak
nigdy dotąd. A wszystko z powodu cudownej Astrid.
Oboje jednak zachowywali ostrożność. Clay nie był w pełni gotowy
na stały związek i Astrid go nie poganiała. Po tym, co przeżyła, należało
jej się wreszcie od życia jakieś szczęśliwe zakończenie, i on był tego
świadomy.
Póki co miał jednak inne pilne sprawy, jak na przykład
halloweenowy kostium dla Delii. Mimo wielomiesięcznych wysiłków
daleko mu też było do tytułu mistrza w zaplataniu warkoczy.
– Tato, to jest brzydkie – krzywiła się mała, patrząc na swoje odbicie
w lustrze. – Nie wyglądam jak na zdjęciu – dodała, wskazując palcem
okładkę DVD ze „Śnieżynką”.
Faktycznie, ułożenie na głowie korony z sześciu warkoczy było dla
Claya równie niewykonalne jak ułożenie na czas kostki Rubika. Nigdy
nie był dobry w zadaniach zręcznościowych.
– Proszę cię, Delia, tylko nie płacz – błagał, gdy jeden z warkoczy
zdradziecko się rozplótł i wypadł z całej konstrukcji.
– To popraw!
Czas wytoczyć ciężkie działa.
– To może poproszę Astrid?
– Tak, tato, poproś. Szybko!
Clay wziął telefon i wybrał numer Astrid.
– Słucham – usłyszał rozmarzony głos i od razu przypomniały mu
się wszystkie czułe momenty z poprzednich tygodni.
Wyjaśnił, że Delia wybiera się na Halloween, a on ma problemy
z uczesaniem jej tak, jak ona chce. A zaraz będzie ciemno.
– Już jadę – odparła Astrid. – Dla ciebie wszystko.
Clay nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu.
– Astrid zaraz tu będzie – zapewnił Delię. – Ona wszystko naprawi.
– Bardzo się cieszę, że ją zobaczę – odpowiedziała dziewczynka,
prostując się na krzesełku.
Clay bardzo chciał, by Delia polubiła Astrid. Ale przecież nie mógł
jej do tego zmusić. Tym bardziej cieszył się, że cały proces przebiegł
w sposób naturalny.
Czekając na Astrid, Delia czytała książeczkę, a on niecierpliwie
wyglądał za okno.
W końcu dojrzał na podjeździe mały srebrny kabriolet. Zbiegł po
schodach.
– Strasznie ci dziękuję! – zawołał.
– Nie ma za co. Delii się nie odmawia – odparła Astrid, wyskakując
z samochodu.
W obcisłych dżinsach i białej bluzie wyglądała prześlicznie.
Pocałował ją dyskretnie. Nie chciał, by Delia zaczęła się domyślać, co
jest między nimi.
– Cudownie cię widzieć – powiedział.
– Ja też się cieszę. A teraz bierzmy się za fryzurę Delii.
– Astrid już jest – oznajmił Clay, wchodząc do łazienki, gdzie Delia
cierpliwie czekała na stołeczku.
Twarz małej pojaśniała.
– Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – wykrzyknęła z szybkością karabinu
maszynowego.
– Podobno tata miał jakiś problem? – zagadnęła Astrid, stawiając
torbę na marmurowym blacie.
– Bardzo się starał.
– Nie wątpię. – Astrid uśmiechnęła się i spojrzała na Claya. A on
jako świadek serdecznej wymiany zdań między córką i jego przyjaciółką
poczuł się wspaniale.
Z podziwem przyglądał się, jak Astrid wybiera kolejne pasemka
włosów, zaplatając je. Obejrzał kilka instruktażowych filmików na
YouTubie, ale ona robiła to z wyjątkową gracją, niemal bez wysiłku.
Już po drugim warkoczyku odetchnął z ulgą. Delia będzie
zadowolona.
– Jak ty się tego nauczyłaś? Podobno miałaś wyłącznie braci –
odezwał się.
– Ćwiczyłam na sąsiadce, która miała mnie pilnować po powrocie ze
szkoły. Oboje rodzice pracowali, a bracia byli zajęci głównie sportem.
– Ja bym chciała mieć brata – oznajmiła Delia. – Albo siostrę. A tak
mam tylko tatę i często się nudzę.
– Wszystko ma swoje dobre i złe strony – odparła Astrid, zerkając
z ukosa na Claya. – Bracia potrafią nieźle dać w kość. W szkole masz na
pewno dużo przyjaciółek, więc masz się z kim bawić. Przyjaciele
bywają lepsi niż rodzeństwo.
– Możliwe – westchnęła Delia.
Astrid kończyła ostatni warkocz.
– A teraz je upnę i utrwalę fryzurę lakierem do włosów. Chyba go
macie?
– Nie wiem, nie miałem pojęcia, że może się przydać.
– Nie szkodzi, ja się nigdzie bez niego nie ruszam – odparła Astrid,
grzebiąc w swojej torbie.
– Teraz wyglądam dokładnie tak jak na zdjęciu – powiedziała Delia,
gdy uczesanie było gotowe. – Strasznie ci dziękuję.
Zeskoczyła ze stołka i objęła Astrid w pasie.
Clay nie był przygotowany na taki widok.
Patrząc, jak między Delią a Astrid tworzy się więź, dosłownie pękał
z dumy i ze szczęścia.
– Mogę teraz założyć kostium? – spytała go Delia.
– Jasne, pomóc ci?
Mała pokręciła głową.
– Nie trzeba.
– Poratowałaś mnie – zwrócił się Clay do Astrid, gdy Delia się
oddaliła. – Kiedy ona jest szczęśliwa, umieram z zachwytu.
– Jesteś wspaniałym tatą – odparła Astrid i wyszła z łazienki do
pokoju. – A więc to jest twoja sypialnia. Piękna. Nie nadmiernie męska
w charakterze, taka w sam raz.
– Miranda mi ją zaprojektowała.
– Mieszkałeś w tym domu z żoną?
– Nie, tamten dom źle kojarzył się Delii. Ten trafił mi się
przypadkiem. Projektowałem go dla klienta i w miarę pracy coraz
bardziej się w nim zakochiwałem. Klient w końcu dostał pracę
w Dubaju i mi go sprzedał.
– Miałeś farta.
– No i mam blisko do Mirandy, a wiedziałem, że będę często
potrzebował jej pomocy.
– Ale w kwestii warkoczyków do niej nie zadzwoniłeś.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że w pierwszej kolejności zwrócił
się do Astrid.
– Potrzebowałem eksperta – obronił się zręcznie.
Astrid nie oponowała.
– Rzeczywiście, we fryzjerstwie w stylu nordyckim jestem niezła –
zgodziła się, ale coś w jej twarzy mówiło mu, że jest świadoma jego
prawdziwych intencji.
Może też zaczyna się domyślać jego uczuć?
– Pójdę jej pomóc z tym kostiumem – powiedział Clay zmieszany.
– Słusznie, idź. Ja zaczekam na dole. A może powinnam już jechać?
Przed tobą ważny wieczór.
– Nie, zostań, proszę cię.
– Na noc?
– Tak.
– A Delia? Cieszę się, że poprosiłeś mnie o pomoc i że nareszcie
widziałam twój pokój, ale… Przez ostatnie dwa tygodnie często się
kochaliśmy, ale rozumiem, że możesz mieć opory przed ostatecznym
wprowadzeniem mnie do swojego życia domowego. Sama mówiłam, że
nie wolno nam się śpieszyć. Nie chcę się narzucać.
– Nic z tych rzeczy, to ja chcę, żebyś tu była. Sam nie wiem,
dlaczego tak z tym zwlekałem, przepraszam.
Wziął ją w ramiona i pocałował. Może to ją przekona.
– Okej, Clay, nie ma za co przepraszać. Oboje musimy dojrzeć do
pewnych rzeczy.
Chciał, by została.
Chciał zlikwidować wszystkie bariery.
– Sprawdź, co z Delią. – Astrid dotknęła jego ramienia gestem
pełnym ciepła. – Ja będę na dole.
Spacerowała po korytarzu, podziwiając wiszące na ścianach zdjęcia
Claya i Delii. Córka była do niego trochę podobna, ale musiała też
przypominać matkę.
Czy Clay, patrząc na nią, widzi w niej codziennie swoją byłą żonę?
Zeszła na półpiętro i przyglądała się architektonicznym detalom
domu: wąskie okna klatki schodowej przywodziły na myśl zapałki.
Wszystko było perfekcyjnie zaprojektowane zarówno pod względem
estetycznym, jak i funkcjonalnym. Widać w tym było serce twórcy, jego
gust i zamiłowanie do natury.
Kuchnia też warta była zobaczenia. Astrid weszła do niej i nalała
sobie do szklanki wody mineralnej. Na blacie stała misa wypełniona
halloweenowymi słodyczami. Astrid uśmiechnęła się, wyobrażając
sobie, jak Clay z Delią myszkują po supermarkecie w poszukiwaniu
cukierków, batoników i ciasteczek z masłem orzechowym. Dlaczego
wszystko, co on robi, jest tak urzekające?
– A oto i Śnieżna Księżniczka! – zawołała schodząca ze schodów
Delia.
Za dziewczynką w strojnej sukni dreptał dumny tatuś.
– Jak wyglądam? – Delia okręciła się na pięcie.
– Najpiękniej na świecie. Jak prawdziwa Księżniczka – odparła
Astrid.
– Możemy już iść? – zwróciła się Delia do Claya.
– Oczywiście, tylko daj mi minutkę. Muszę porozmawiać z Astrid.
– A ja pójdę po moją torbę na słodycze. Cukierek albo psikus! –
krzyknęła mała radośnie.
– Chcesz iść z nami? – zapytał Clay Astrid.
Astrid miała na to wielką ochotę. Ale dopiero co nastąpił kolejny
krok w przełamywaniu lodów – była u niego w domu, pomogła przy
dziecku. Co za dużo to niezdrowo. Niech ten wieczór należy do taty
i jego córki.
– Chętnie, ale kto będzie dawał cukierki dzieciom, które tu przyjdą?
– Postawiłem miskę na stołku za furtką, niech same sobie biorą –
odparł Clay.
– Chętnie będę je częstować. Wy idźcie w obchód, a mnie
zastaniecie tu po powrocie.
– Jesteś pewna?
– Tak, to czas dla was dwojga. Pięć lat ma się tylko raz w życiu.
– Ale obiecaj, że będziesz tu na nas czekać.
– Nigdzie się nie wybieram.
Clay zrobił Delii chyba kilkadziesiąt zdjęć, po czym razem z nią
wyszedł przez furtkę na ulicę.
Astrid postanowiła wynieść stołek na chodnik i stamtąd rozdawać
słodycze, by więcej dzieci miało do nich dostęp. Wieczorne powietrze
było dość chłodne, ale bluza, którą miała na sobie, była wystarczająco
ciepła. Mijały ją grupki dzieciaków przebranych za superbohaterów, za
czarownice, księżniczki i postaci z komiksów. Astrid uwielbiała je
częstować i patrzeć, jak ich buźki rozjaśniają się na widok nowych
słodyczy.
W takich chwilach żałowała, że sama nie ma dzieci, choć na co
dzień – w wyniku długotrwałej autoterapii – już o tym nie myślała.
W razie czego zawsze można będzie zaadoptować jakieś
maleństwo… Bo żeby zostać matką biologiczną, trzeba przeżyć miłość.
Między nią a Clayem z pewnością rodzi się jakieś uczucie, ale na razie
postanowiła go nie nazywać. Oboje mają poważne powody do
ostrożności. A jednak telefon z prośbą o ratunek z „warkoczowego
kryzysu” uznała za dobry znak. Taka była jej pierwsza myśl.
I wszystkie, które po niej nastąpiły.
Półtorej godziny później Clay i Delia wrócili do domu. Mała
dźwigała olbrzymią torbę pełną słodkich łupów.
– Więcej by chyba nie udźwignęła – uśmiechnął się Clay. – A tu co?
Wszystko zniknęło? – Popatrzył na pustą misę.
– Nie bój się, zachowałam trochę dla was – odparła Astrid,
opróżniając kieszenie bluzy.
– Wiesz, jaki ze mnie łasuch. Chodź, położymy Delię spać, a sami
otworzymy sobie butelkę wina.
– Brzmi to wspaniale – odparła, czując ciarki na plecach.
Cała trójka weszła do domu. Delia nie pozwalała sobie odebrać torby
ze słodyczami.
– Tato, one są moje.
– Wiem, dostaniesz je jutro. Na dziś masz dość.
– Tylko mi nie podbieraj. – Mała obdarzyła ojca sójką w bok.
– Obiecuję. A ty leć na górę i włóż piżamkę.
– A Astrid nie mogłaby mi pomóc?
– Jasne – odparł Clay po krótkiej chwili wahania. – Ja zaraz przyjdę
i otulę cię kołderką.
Astrid czuła się zaszczycona życzeniem Delii. Pomogła małej
włożyć piżamę i przygotować się do snu.
Usiłowała nie przyznawać się przed sobą, że obserwowanie takich
drobiazgów jak szczotkowanie przez dziecko zębów sprawia jej
prawdziwą radość. Zaczęła rozumieć niepokój Claya, że Delia się do
niej za bardzo przywiąże. Sama przywiązywała się do nich obojga
z każdą chwilą coraz mocniej.
– Chcesz, żebym rozplotła ci warkoczyki? – zapytała.
– Nie, chcę iść w nich jutro do szkoły – odparła Delia, przecierając
piąstką senne oczy.
Clay przyszedł powiedzieć jej dobranoc, a Astrid patrzyła z progu,
jak okrywa córkę kołdrą i całuje ją w policzek. Jej serce zamieniło się
w bryłkę miękkiego wosku.
Potem zeszła z nim do kuchni. Clay odkorkował obiecaną butelkę
i nalał wino do kieliszków.
– Znasz mnie jak łysą kobyłę – powiedział, gdy podała mu
czekoladowy batonik wyjęty z kieszeni bluzy.
– Doprawdy? – Sama nie była tego taka pewna.
– Tak. A dziś uratowałaś mi życie – odparł, wodząc kciukiem po jej
policzku.
– To tylko warkoczyki. Z przyjemnością je zaplotłam.
– To było coś więcej. Rzuciłaś wszystko, wsiadłaś w samochód
i przyjechałaś.
Spojrzała mu w oczy.
– Dla ciebie i dla Delii zrobiłabym wszystko. Bardzo mi na was
zależy.
Boże, co za przyjemność nareszcie powiedzieć prawdę.
– A mnie zależy na tobie – odparł, całując ją delikatnie. – Zostań na
noc.
Bardzo chciałaby przyjąć to zaproszenie. To nic trudnego. Wystarczy
powiedzieć tak i dać się poprowadzić na górę. Ale najpierw trzeba się
upewnić, czy on na pewno wie, co mówi.
– A co z Delią? Pragnę ci przypomnieć, że zawsze bardzo chciałeś
chronić córkę. I swoje serce. To są dwie najważniejsze rzeczy. –
Musnęła palcem jego tors. – No więc pomyśl sobie, co będzie jutro rano,
jak ona się obudzi i zobaczy, że wciąż jestem u was. Co jej wtedy
powiesz? To jest droga bez odwrotu.
Z trudem przełknęła ślinę, zastanawiając się, czy on jest równie
rozdarty jak ona.
– Nie obrażę się, jeśli mi teraz powiesz, że jeszcze nie jesteś gotowy.
Ale jeśli zostanę, a jutro usłyszę, że mamy wrócić do ukradkowych
spotkań w moim gabinecie albo u mnie w domu, oj, to nie będzie
w porządku. Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale chyba zasłużyłam
sobie na szczerość i rozwagę.
Wstrzymała oddech. Ciekawe, jak on przyjmie to ultimatum. Fakt,
zawsze namawiała go, żeby się nie śpieszyć. Ale nie zniesie, jeśli będzie
musiała się cofnąć. Powoli, ale do przodu, oto jej życiowa dewiza.
– Zgadza się, zasługujesz na to i na wiele więcej – powiedział.
– Co masz na myśli, Clay?
Bez ostrzeżenia chwycił ją w ramiona. Spojrzał jej w oczy, a serce
Astrid zaczęło bić jak szalone.
– Mam na myśli, że się na to zgadzam.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Jadąc w poniedziałek do pracy, zadzwonił do Mirandy.
– Jak się miewa najlepsza siostra na świecie?!
– Przepraszam, a kto mówi? – usłyszał w odpowiedzi.
– Daj spokój, przecież wiesz.
– Owszem, wyświetliło mi się, ale brzmisz zupełnie jak nie ty.
Wziął głęboki oddech, by przygotować się na wysłanie w świat
najważniejszej wiadomości.
– Jestem zakochany.
– Niemożliwe!
– Ale to prawda.
I opowiedział Mirandzie o weekendzie, o tym, jak Astrid została
u niego na noc. I o tym, jak nareszcie postanowił podrzeć na strzępy
i zostawić daleko za sobą przeszłość. Astrid jak w masło weszła w jego
i Delii życie i pasuje tu jak nikt. Uwielbiał patrzeć, jak ona i Delia
rozmawiają, śmieją się, bawią razem. Astrid uszczęśliwia wszystkich,
którzy ją otaczają, a zwłaszcza jego.
– Boże, cudownie to słyszeć – odparła Miranda. – A jak ona przyjęła
twoje wyznanie?
Clay jeszcze nie powiedział Astrid, że ją kocha, ale sam sobie
powtarzał to przez cały weekend.
Najpierw z pewnym zdziwieniem, a z czasem zaczęło mu wydawać
się to czymś zupełnie naturalnym i oczywistym. Nikt go do tej miłości
nie przymuszał.
– Ona jeszcze nie wie – powiedział. – Muszę znaleźć stosowny
moment.
No i zastanowić się, z czym połączyć słowa miłosnego wyznania.
Z kupnem pierścionka? Z propozycją, żeby się do niego wprowadziła?
Astrid była zwolenniczką małych kroków, a on chętnie już teraz
nacisnąłby gaz do dechy.
– Clay, ja od dawna na to czekałam. To aż śmieszne, jaka jestem
szczęśliwa – powiedziała Miranda.
– Ja też. Bardzo – odparł, parkując samochód przed siedzibą Sterling
Enterprises.
Wszedł do budynku i dosłownie wskoczył do windy. Chętnie
zagwizdałby przy tym jakąś skoczną melodyjkę, choć to byłoby zupełnie
nie w jego stylu.
Idąc do swojego gabinetu, zatrzymał się przy recepcji, by serdecznie
powitać siedzącą za kontuarem Roz.
Dziewczyna obdarzyła go zdumionym spojrzeniem.
– Dzień dobry, panie Morgan. Mogę w czymś pomóc?
– Nie, dzięki. Po prostu zdałem sobie sprawę, że zbyt rzadko
wyrażam ci wdzięczność za to, że dzięki twojej pracy firma działa tak
sprawnie.
– Dziękuję, miło mi to słyszeć.
Podążył korytarzem. Już prawie zapomniał, jak to jest być
szczęśliwym. Przyszłość zaczęła mu się jawić w jasnych barwach.
I w dodatku nie było to żadne mgliste wrażenie.
Przywitał się z Tarą, która właśnie wychodziła ze swojego gabinetu.
– Rozmawiałeś może z Astrid? – zapytała, a poirytowanie w jej
głosie stanowiło przykry kontrast z jego nastrojem.
– Próbowałem, ale nie odbiera telefonu. Nie ma jej jeszcze w biurze,
ale na pewno zaraz przyjdzie.
Z tego. co wiedział, Astrid jest teraz w swoim mieszkaniu, gdzie
szykuje się do wyjścia.
– Bo mamy problem. To nieprawda, że opóźniono termin prezentacji
projektu Promenady. Wręcz przeciwnie. Przyśpieszono. To już w środę.
Dobry nastrój Claya nagle się ulotnił.
– Chwileczkę… Co takiego? To przecież za dwa dni. A myśleliśmy,
że za dziesięć.
Zrobił w myślach błyskawiczny przegląd kalendarza i rzeczy do
zrobienia. Niemożliwe, by zdążyli przed piątkiem. Nawet pracując po
nocach.
Jak to możliwe, że dali się aż tak zaskoczyć? I to w sprawie projektu
Promenady!
– To musi być jakieś nieporozumienie. Astrid nie mogła się aż tak
pomylić – stwierdził.
– Dostałam z ratusza przypomnienie mejlem, więc zadzwoniłam
i poprosiłam o połączenie z Sandy – odparła Tara. – Niestety żadna
Sandy w dziale planowania nie pracuje.
Nic tu się nie zgadzało. Clayowi w kieszeni zadzwoniła komórka.
– To może Astrid, zaczekaj – powiedział do Tary i spojrzał na
wyświetlacz. – Nie, to Miranda. Dziwne, dopiero co z nią rozmawiałem.
Przełączył na pocztę głosową.
– Może odbierz. Ja idę powiadomić Granta. Wszystkie ręce na
pokład, sytuacja jest poważna. I pomóż mi znaleźć Astrid.
Clay wysłał siostrze esemesa o kryzysie w firmie. Miranda
oddzwoniła natychmiast.
– A ja mam swój własny kryzys – powiedziała spanikowanym
tonem. – Muszę natychmiast porozmawiać z Astrid, a ona nie odbiera
ani komórki, ani telefonu służbowego.
Co tu się dzieje, do jasnej cholery?
– Zaraz, zaraz. Po co masz rozmawiać z Astrid? Chyba nie chcesz jej
powiedzieć, o czym rozmawiałaś ze mną?
– Jasne, że nie. Ale nie mogę ci powiedzieć, bo byś się przestraszył.
Teraz to już naprawdę zaczął się bać.
– Błagam, powiedz mi, o co chodzi.
– Nie mogę. Astrid musi mi to potwierdzić. Dostałam właśnie
mejla – powiedziała Miranda łamiącym się głosem. – Nie wiem, jak ci
to powiedzieć… podpisał go Johnathon.
Clay rzadko bywał osłupiały, ale do jego obecnego stanu to
określenie pasowało jak ulał. Siostrze musiało się coś poprzestawiać
w mózgu.
– On przecież nie żyje – powiedział.
– Wiem, to był mój mąż. Byłam przy jego śmierci. Stąd moja panika.
Tym bardziej że w mejlu od niego są rzeczy…
– Prześlij mi natychmiast tego mejla – zażądał. – Jeśli ciebie tak
przestraszył i jeśli w jakiś sposób dotyczy to Astrid, muszę poznać jego
treść.
– Nie, Clay. Zrobi ci się smutno.
– Myślisz, że się tym przejmuję? Jesteś moją siostrą, muszę cię
wspierać. Bezwarunkowo. Prześlij mi tego mejla. Obiecuję, że nie dam
się wyprowadzić z równowagi.
Straszny dzień, pomyślał. A tak przyjemnie się zaczął…
– No dobrze, wysyłam – westchnęła Miranda. – To musi być jakaś
mistyfikacja. Albo głupi kawał.
Clay odczytał wiadomość. Mejl został wysłany ze służbowego
adresu Johnathona w Sterling Enterprises i brzmiał jak następuje:
Droga Mirando, muszę powiedzieć Ci coś, co Cię zrani, ale prawda
musi wyjść na jaw. Astrid i ja kontynuowaliśmy nasz związek również po
rozwodzie. Ostatni raz kochałem się z nią, będąc już Twoim
narzeczonym. Ona ma swoje sposoby na facetów. Ja nie potrafiłem się
jej oprzeć, i to niejeden raz. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Johnathon
Clay był zdezorientowany. Przy drugim zdaniu poczuł się, jakby
dostał obuchem w głowę. Ale jedno wiedział na pewno: to nie może być
prawda. Martwy człowiek nie może pisać mejli. Trzeba się udać do
działu IT w firmie, niech oni zbadają i rozwiążą tę tajemnicę.
– Clay, jesteś tam? – usłyszał głos Mirandy.
– Tak, zamyśliłem się, przepraszam. Słuchaj, to jakiś fejk. Dowiem
się, kto to mógł wysłać, znajdę Astrid. Będzie dobrze, wszystko się
wyjaśni. Tylko się nie martw.
– Czuję się taka bezradna i zagubiona – skarżyła się Miranda.
Szkoda, że telefon nie ma funkcji przytulania, pomyślał. Nie mógł
znieść myśli, że ktoś krzywdzi jego siostrę. Ale przecież to jakiś
koszmarny żart. Zrobi wszystko, by go rozgryźć.
– Zadzwoń, jak będziesz coś wiedział – poprosiła. – Kocham cię.
– Ja ciebie też.
Clay rozłączył się. Musi być jakieś logiczne wyjaśnienie, pomyślał,
ale ciągle w głowie tkwiły mu te ostatnie miesiące z Astrid. Najpierw się
przed nią bronił, potem odpuścił, a teraz…
Teraz musi się mieć na baczności, by jej piękna twarz nie przyćmiła
mu prób wyjaśnienia właśnie zaistniałej sytuacji. Jego uczucie do Astrid
jest prawdziwe, a teraz musi poznać prawdę.
Spróbował do niej zadzwonić, ale włączała się poczta głosowa.
Przemierzał swój gabinet, czując się jak zwierzę w klatce. Musi jak
najszybciej ją zobaczyć i usłyszeć od niej, że ta niesamowita historia to
jedno wielkie kłamstwo.
Na szczęście nie musiał czekać długo.
– Szukałeś mnie? – W drzwiach pojawiła się odświeżona
i uśmiechnięta Astrid z torbą słodyczy w ręku. – To dla ciebie.
Podszedł do niej i pocałował ją w policzek. Nie pora teraz na
słodkości, ale zawsze miło z jej strony, że pamięta o jego nałogu.
– Usiłowałem się do ciebie dodzwonić. Tara też – powiedział.
– Tak? – zdziwiła się. – Nie miałam żadnych połączeń.
Chwileczkę… – Pogrzebała w torbie i znalazła telefon. – Oj,
przepraszam, dzwoniłeś i ty, i Tara, i Miranda. Tylko ja, będąc u ciebie,
wyciszyłam dzwonek i zapomniałam włączyć go z powrotem. Co się
dzieje?
Clay zamknął drzwi. Musi ją chronić przed biurowymi plotkarzami.
– Usiądź, proszę. Mamy dwa poważne problemy.
– Nie strasz mnie – powiedziała, siadając przy jego biurku. – Co się
stało?
– Pierwsza sprawa to projekt Panoramy. Nikt nie przedłużył nam
terminu prezentacji. Ma się odbyć w środę.
Astrid potrząsnęła głową i zrobiła nadąsaną minę.
– To nie może być prawda. Zaraz dzwonię do Sandy.
– Astrid, Tara już dzwoniła do ratusza. Żadna Sandy nigdy tam nie
pracowała.
– Mnie dała numer prywatnej komórki.
– Możesz oczywiście spróbować, ale nie zmienia to postaci rzeczy:
na przygotowanie prezentacji mamy dwa dni. Nie zdążymy. Mieliśmy
podaną niewłaściwą datę.
Nagle pomyślał: a co, jeśli Astrid kłamała? Czy byłaby do tego
zdolna? Nie lubił siebie samego za to posądzenie, ale cóż mógł poradzić
na to, że zrodziło się ono w jego mózgu wytrenowanym przez lata
w sceptycyzmie i podejrzliwości?
Weź głęboki oddech, powiedział sobie, Astrid nie kłamie.
– Zadzwonię do niej, ale najpierw powiedz mi, co jeszcze złego się
zdarzyło – poprosiła.
No tak, wkraczamy na jeszcze bardziej grząski grunt, pomyślał Clay.
– Miranda dostała dziś mejla. Wysłano go ze służbowego konta
Johnathona Sterlinga, ale co więcej, został tak zredagowany, jakby on
sam go napisał. Jest tam mowa o tym, że ty i Johnathon zeszliście się
z sobą już po waszym rozwodzie.
W miarę wypowiadania kolejnego słowa Clay coraz silniej czuł
absurd tego, co mówi. No cóż, przypadła mu w udziale niewdzięczna
rola i nic na to nie poradzi.
– Podobno spałaś z nim, kiedy był zaręczony z Mirandą.
Astrid zrobiła się blada jak ściana, a jej piękna twarz zaczęła się
jakby zapadać w sobie. Nie broniła się, nie zaprzeczała. Clay poczuł, że
ziemia usuwa mu się spod nóg. Boże, a więc to prawda?
Była pewna, że zaraz zwymiotuje. Ścisnął jej się żołądek, czuła
zawrót głowy. Najchętniej zwinęłaby się w kłębek, zamknęła oczy
i uwierzyła, że świat wokół niej nie istnieje. A więc wydarzyło się to,
czego od dawna się bała. Chciałaby wierzyć, że Clay ją zrozumie, ale
nie mogła być tego pewna. Uczucie między nimi dopiero się rodzi, jest
kruche i delikatne.
Dotknęła jego dłoni, ale nie splótł swoich palców z jej palcami, jak
to miał w zwyczaju. Jego ręka była zimna. A więc już ją osądził.
– Pozwól, że ci wytłumaczę – zaczęła.
– A więc to prawda? – powiedział, a jego twarz poczerwieniała.
Pewnie z gniewu.
– Tak – przyznała, bo chciała mieć to za sobą.
Ale nie poczuła ulgi. Clay wyglądał na zdruzgotanego.
Wiedziała, że kiedyś do tego dojdzie. Teraz usiłowała wziąć całą
winę na siebie.
– Jak mogłaś? Dlaczego to zrobiłaś? I to w chwili, kiedy on miał
poślubić inną!
– To był incydent.
Clay zerwał się na równie nogi i zaczął chodzić po pokoju, jakby
chciał zwiększyć dystans między nimi.
– Nie czujesz śmieszności tego, co mówisz? – pytał wściekły.
– Nie wiedziałam, że on już kogoś ma – tłumaczyła się. – Po
rozwodzie utknęłam w tej Norwegii, straciłam większość przyjaciół.
Miałam po uszy samotnego siedzenia w domu, ucieszyłam się na jego
widok.
– Nawet jeśli to prawda, to dlaczego nie powiedziałaś o tym mojej
siostrze? Przecież podobno tak bardzo się zaprzyjaźniłyście. Aha, już
zaczynam rozumieć – powiedział, przeczesując włosy palcami.
W oczach miał rozpacz. – To dlatego kupiłaś jej ten wózek
i zorganizowałaś przyjęcie. Męczyło cię poczucie winy.
Poczuła się głęboko zraniona taką interpretacją.
– Nie, nie umiem aż tak udawać i kłamać.
– Ale właśnie kłamałaś. Ukrycie czegoś ważnego to też kłamstwo.
Teraz, jak patrzę na całą naszą znajomość, to zastanawiam się: może ty
cały czas kłamałaś?
Astrid nagle zdała sobie sprawę, że ich związek od początku był
skazany na porażkę. Bo przecież gdyby powiedziała Mirandzie prawdę,
ona powtórzyłaby to bratu i on miałby ważki argument na rzecz tego, że
z nią nie da się współpracować.
– Nie patrz na to w ten sposób – prosiła go. – Ja tylko tę jedną rzecz
zachowałam w tajemnicy. Ciebie nie okłamywałam.
– Nie rozumiem, jak mogłaś to zrobić.
– Po prostu nie chciałam nikogo ranić. Jak przyjechałam na pogrzeb
Johnathona, nie wiedziałam, że ma żonę, nie znałam Mirandy. Tara
i Grant mogą poświadczyć. Nie wiem, dlaczego Johnathon nic mi nie
powiedział.
Tak, to nie była jedyna z tajemnic Johnathona, które zabrał z sobą do
grobu.
– Z tego mejla wynika, że go uwiodłaś.
– Ja tu nic nie rozumiem. Kto podszył się pod Johnathona i wysłał tę
wiadomość?
– Nie mam pojęcia, Astrid. Nic się dzisiaj nie zgadza. Bo niby
dlaczego Sandy nagle pojawiła się nie wiadomo skąd jakiś czas temu
i podała ci fałszywą datę prezentacji projektu?
Astrid zaczęła usilnie myśleć i dostrzegać pewną logikę w całym
tym absurdzie.
– Już wiem. Tak, to musi być on. Brat Johnathona. Sandy miała
z nim coś wspólnego.
Przypomniała sobie, jak poznała Claya dokładnie w tym gabinecie.
Uderzyła ją wtedy nie tylko jego nadzwyczajna męska uroda, ale też
jego spokój, małomówność i czujność.
Podeszła go stolika, na którym ustawił kilka prywatnych zdjęć.
Wzięła do ręki to ze ślubu Mirandy z Johnathonem, na którym
nowożeńcy stali w towarzystwie Claya i Delii.
– Pamiętasz dzień, w którym przyszłam tu po raz pierwszy?
Zobaczyłam to zdjęcie, które mną wtedy wstrząsnęło. Spytałam cię,
kiedy był ten ślub, a potem musiałam wybiec na korytarz. Pewnie
pomyślałeś, że jestem wariatką. A ja po prostu byłam w szoku.
Spojrzała na niego, ale Clay nie wyglądał na przekonanego o jej
prawdomówności.
– Prawie natychmiast powiedziałam o wszystkim Tarze. Teraz
myślę, że tam gdzieś musiała być Sandy.
– Wymyśliłaś to sobie teraz, żeby zmylić tropy. Dlaczego miałbym
ci uwierzyć? – spytał Clay z nieufną miną.
Poczuła się, jakby ktoś wbił jej sztylet w serce.
– Musisz mi uwierzyć, bo cię kocham.
Spojrzał na nią i znieruchomiał. Ale nie odezwał się. Wyglądało na
to, że intensywnie myśli, coś tam sobie w głowie przelicza. To w nim
właśnie kochała – intelekt. Ale w tym momencie czuła, że ten intelekt ją
zniszczy.
Bo miłość to nie jest wniosek, do którego się dochodzi po długich
przemyśleniach. Albo masz ją w sercu, albo nie. Ale on najwyraźniej
odczuwa to inaczej niż ona.
Podeszła do niego. Marzyła, by wziął ją teraz w ramiona, ale on
skrzyżował ręce na piersiach. Tym gestem zdawał się odbudowywać
stary, dobrze jej znany mur, którym się otaczał. Cegiełka po cegiełce.
– Nie wierzysz mi, prawda?
– Tu nie chodzi o fakty, Astrid. Wiedziałaś, z jaką trudnością
przychodzi mi obdarzanie ludzi zaufaniem. To dlatego, że tyle
przeszliśmy, ja i Delia – mówił łamiącym się głosem. – A ty użyłaś
podstępu. Zbliżyłaś się do mnie, nie przyznając się do skrzywdzenia
Mirandy, najbliższej mi osoby, na którą zawsze mogłem liczyć. Kiedy
ona się dowie, że to, co w mejlu, jest prawdą… Boże, ją to zabije.
– Wybacz mi, Clay. Tak mi przykro. Ja jej sama wszystko
wytłumaczę.
– Nie, nie pozwolę ci na to. – Clay stanowczo pokręcił głową. – To
koniec, Astrid, nas już nie ma. Już nigdy nie pozwolę ci się do mnie
zbliżyć.
– Tak po prostu? Mimo że cię kocham?
A więc znów została odrzucona.
Rozległo się pukanie do drzwi, co Clay pewnie przyjął z ulgą. Do
pokoju zajrzała Tara.
– Astrid, co jest z tym terminem prezentacji? – zapytała.
– Chwileczkę, zaraz namierzę Sandy. To rzeczywiście wygląda
podejrzanie – odparła Astrid.
Tara i Clay spojrzeli na siebie.
– To już bez znaczenia, i tak nie przesuną nam terminu –
powiedziała Tara. – Inne firmy będą gotowe zaprezentować się w środę
i my też musimy. Grant czeka w sali konferencyjnej. Musimy się
naradzić i wymyślić jakąś strategię. I to natychmiast.
Astrid i Clay posłusznie poszli za Tarą korytarzem. Astrid szła jak na
ścięcie.
Ale była głupia, myśląc, że praca w Sterling nada sens jej życiu.
Zmarnowała swoją szansę i już chyba nic nie da się z tym zrobić.
W Sterling wszystkie drogi prowadzą do Claya, a on sobie nie życzy jej
widywać.
W pokoju konferencyjnym czekało już kilku młodych architektów
i pracowników techniczno-administracyjnych. Grant stał przy ogromnej
białej tablicy, na której zdążył wyrysować schemat działań, które muszą
zostać skończone do środy. To był ogrom pracy. I to, że teraz trzeba się
tak sprężyć, było wyłączną winą Astrid.
Usiadła przy stole obok Tary, podczas gdy Clay zajął miejsce
w drugim końcu pokoju pod ścianą.
– Dziękuję, że rzuciliście wszystko, żeby pomóc nam uratować
projekt Promenady – odezwał się Grant. – Zaszło jakieś
nieporozumienie z terminami i do środy rano mamy wykonać
niewyobrażalną ilość pracy. – Wypił ze szklanki łyk wody, a Astrid
poczuła na sobie wzrok zebranych.
No tak, plotkarski młyn w Sterling Enterprises już zaczął działać.
– Ja i Clay z pomocą młodszych kolegów dokończymy projekt
architektoniczny. Tara i Astrid przygotują prezentację od strony
organizacyjnej, zgromadzą wszystkie potrzebne materiały i tym
podobne.
– Przez dwa dni będziemy pracować do późnej nocy i wstawać przed
świtem – oznajmiła Tara, wstając. – I chciałabym, żebyście wiedzieli,
jak bardzo z Grantem doceniamy waszą gotowość do tego
nadzwyczajnego zrywu. Projekt Promenady Nadmorskiej był oczkiem
w głowie Johnathona Sterlinga. To jego testament, który chcemy
wypełnić. Jeśli damy z siebie wszystko, mamy szansę wygrać przetarg.
A teraz do roboty.
Ludzie zaczęli wstawać, rozległ się gwar rozmów. Astrid odciągnęła
Tarę na bok. Czuła się okropnie. Jeśli stracą projekt, to z jej winy.
– Schrzaniłam. Nie wiem, co mogłabym powiedzieć innego, jak
tylko przepraszam – odezwała się. – Chociaż wiem, że to stanowczo za
mało.
– Wszyscy popełniamy błędy, Astrid. Damy radę. A dla ciebie to
okazja, żeby…
– Bardzo mi zależy, żeby się zrehabilitować – Astrid weszła Tarze
w słowo. – Jeśli trzeba, zostanę w biurze przez dwie najbliższe noce.
– Byłoby świetnie – odparła Tara sucho.
Astrid wyszła na korytarz i odnalazła w telefonie numer Sandy. Nikt
nie odbierał, a telefon dzwonił w nieskończoność, nie przełączając
połączenia na pocztę głosową.
Astrid pośpieszyła do swojego gabinetu. Zebrała wszystkie materiały
na temat projektu i zaniosła wielką stertę notatników i segregatorów do
mniejszego pokoju spotkań, gdzie z Tarą i jeszcze czworgiem
pracowników biurowych miała pracować nad wsparciem prezentacji.
Pracowali cały dzień, doniesiono im lunch i kolację. Astrid jeszcze
kilkakrotnie bezskutecznie próbowała dodzwonić się do Sandy.
A więc jednak dała się podejść…
Około dziesiątej wieczorem Tara odesłała pracowników do domu
i zasugerowała Astrid wspólne pójście do Claya i Granta. Astrid bała się,
jak Clay ją przyjmie, ale Tara zamknęła się w pokoju z Grantem,
a Astrid zostawiła sam na sam z Clayem.
– Hej – przywitała się. – Jak wam idzie?
– Powoli. Z mozołem – odparł Clay szorstko.
– Dzwoniłam do Sandy, ale nie odbiera. Możliwe, że mnie oszukała.
Nic z tego nie rozumiem.
– Wiem, że próbujesz wygrzebać się jakoś z tego bagna, ale
uważam, że lepiej będzie, jak pogodzisz się, że się w nim znalazłaś.
Rozmawiałem z informatykami o tym mejlu do Mirandy, ale skoro oboje
wiemy, że Sandy nie pracuje tu już od dwóch miesięcy i nie ma dostępu
do firmowych serwerów, to raczej nie jest jej sprawka.
Rzucił Astrid szybkie spojrzenie, ale zaraz zajął się swoim
projektem.
– A zresztą to i tak nic nie zmienia. Pozwól, że wrócę do pracy,
żebym mógł jakoś z pożytkiem spędzić te dwa dni, okej?
Zacisnęła wargi, nie chcąc się rozpłakać. Musi być dzielna i myśleć
pozytywnie, choć piętrzą się przed nią niewyobrażalne przeszkody.
Wszystko, na czym jej zależało – miłość Claya, przyjaźń z Tarą
i Mirandą, powodzenie Sterling Enterprises – stanęło dziś pod znakiem
zapytania. A ona nie ma innych powodów, by zostawać w San Diego.
Dostała ostrzeżenie od losu. Chciała tu zbudować nowe życie, ale
najwyraźniej jej się to nie uda. Pora wracać do Norwegii. Nie
wyobrażała sobie, żeby po środzie mogła nadal pracować z Clayem.
Ich stosunki służbowe – niegdyś tak napięte – teraz będą znacząco
gorsze. W dodatku go pokochała i nie jest w stanie tego zmienić.
I w ogóle wszystko, co się stało, się już nie odstanie. Musi znaleźć dla
siebie jakąś inną drogę. Wiele wskazuje na to, że podąży nią samotnie.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Nadszedł środowy poranek. Astrid miała za sobą drugą noc z rzędu
spędzoną w firmie. Była wykończona i smutna. Życzyła Tarze szczęścia
w czasie prezentowania projektu władzom miejskim. Clayowi chciała
życzyć tego samego, ale szybko wymknął się na dół, gdzie do
firmowego vana trzeba było zapakować sprzęt i materiały do
prezentacji.
– Świetnie wam pójdzie, jestem tego pewna – powiedziała.
– Naprawdę chcesz odejść? – spytała ją Tara. – Chyba udało nam się
uratować projekt. Wiem, ludzie teraz boczą się na ciebie, ale wkrótce
zapomną o tych raptem dwóch zarwanych nocach.
– Tym, co najbardziej lubiłam, pracując tutaj, było poczucie, że
jestem cząstką zespołu. A to się już nie powtórzy. Rezygnacja z tej pracy
jest dla mnie jedynym wyjściem.
– Mówiłaś Clayowi?
– Położę mu to wymówienie na biurku. – Astrid pomachała kartką. –
Przeczyta po powrocie z ratusza.
Tara rozpostarła ramiona i się uścisnęły.
– Dawaj mi znać, co u ciebie – poprosiła Tara.
– Ty też – odparła Astrid. – A przede wszystkim, jak się udała
prezentacja.
Po raz ostatni wstąpiła do gabinetu Claya. Nie chciała zostawać
w nim dłużej, by nie budzić wspomnień. Nie miała na nie siły. Po co
rozpamiętywać, co by było, gdyby? Zrobiła, co do niej należało, a teraz
musi iść do domu i się spakować.
Ubrania, w których przyjechała na pogrzeb Johnathona, oraz rzeczy,
które kupiła sobie po przyjeździe, zmieszczą się w trzech walizkach.
Granatową sukienkę, w której wystąpiła na gali Architekta Roku,
postanowiła zostawić w szafie. Jej widok sprawiałby jej teraz ból.
Może kiedyś się to zmieni.
Dokonała jeszcze krótkiego przeglądu mieszkania, sprawdziła, czy
nic nie zostało w lodówce i czy pogasiła światła. Musi jeszcze poprosić
kogoś, by przychodził tu podlewać rośliny. Bo ona przecież kiedyś tu
wróci, tyle że jeszcze nie wie kiedy. Może jak przestanie cierpieć.
To zadziwiające. Przyjechała tu w zamiarze pożegnania byłego
męża. Nie spodziewała się, że zacznie nowe życie, że znajdzie miłość
i cudowną siostrzaną przyjaźń z Tarą i Mirandą. I że wszystko potoczy
się tak wspaniale.
Bo jej kariera w nowym zawodzie była jednak – przynajmniej do
czasu – pasmem sukcesów. No i ta miłość…
Wciąż czuła ją w sercu, choć uczucie musiało ustąpić przed
nieoczekiwanymi przeciwnościami losu.
Nadszedł esemes od Tary:
Prezentacja się udała. Dziękuję ci za wszystko.
Cieszę się. Przynajmniej tyle mogłam zrobić – odpisała.
Wyjeżdżasz już?
Tak, za kilka godzin mam lot.
Bezpiecznej podróży!
Astrid z trudem powstrzymywała łzy. To była jedna
z najtrudniejszych decyzji w jej życiu. Ale nie miała wyjścia. Musi
nabrać dystansu. Potrzebuje czasu, żeby to wszystko przemyśleć
i zastanowić się, co dalej.
Wynajęty kierowca zniósł jej bagaż do samochodu.
– W drodze na lotnisko chciałabym się jeszcze gdzieś zatrzymać –
uprzedziła go.
– A zdążymy?
– Tak, to nie zajmie dużo czasu.
Podała mu adres. W czasie jazdy pocieszała się, że skoro do San
Diego przyjechała tylko – jak się okazało – na jakiś czas, to i pobyt
w Norwegii nie musi trwać wiecznie.
Nie musi się przywiązywać do miejsc. Może zamieszkać w Nowym
Jorku, Los Angeles, gdziekolwiek. Do jednej rzeczy nie ma tylko w jej
życiu powrotu: do miłości.
To, co przydarzyło jej się z Clayem, już się nie powtórzy. Może on
w końcu jej wybaczy, a wtedy będzie mogła definitywnie zamknąć ten
etap swojego życia.
Kierowca zajechał przed dom Mirandy i otworzył drzwi samochodu.
– Tylko kilka minut – uspokoiła go, naciskając dzwonek.
– Co ty tutaj robisz? – zdziwiła się Miranda.
– Wiedziałam, że w środy pracujesz zdalnie, więc przywiozłam ci
to – odparła Astrid, wręczając przyjaciółce kopertę.
– Wejdziesz?
Astrid pokręciła głową.
– Nie zajmę ci wiele czasu. Rozmawiałyśmy o tym przez telefon, ale
chciałabym przeprosić cię osobiście. Nie dopuściłabym do tego, gdybym
wiedziała o waszych zaręczynach. Mam nadzieję, że zdążyłaś poznać
mnie dość dobrze i wiesz, że mówię prawdę.
– Wiem, wierzę ci. Przykro mi, że w poniedziałek tak się na ciebie
wściekałam, ale byłam w szoku.
– Trzymałam to w tajemnicy, bo wiedziałam, że tu nie ma dobrego
rozwiązania. Johnathon nie żyje i nigdy nie dowiemy się, dlaczego to
zrobił. A nie chciałam plamić wizerunku ojca twojego dziecka. – Astrid
spojrzała na brzuch Mirandy.
– Rozumiem cię, naprawdę – uśmiechnęła się Miranda. – A co jest
w tej kopercie?
– Cesja moich udziałów w Sterling na rzecz dziecka. Zwolniłam się
z pracy i już nie wrócę do firmy. Tara i Clay mieli dziś w ratuszu
prezentację. Przed świętami dowiedzą się, czy wygrali przetarg na
budowę Nadmorskiej.
– Astrid, nie rób tego. Rozmawiałaś z Tarą?
– Tak. Zgodziłyśmy się, że moja obecność w Sterling mogłaby źle
wpływać na morale załogi. Ale tak naprawdę to nie mogłabym pracować
z Clayem.
Zabawne, jak zamienili się rolami. Kiedyś to on nie chciał pracować
z nią.
Miranda zerknęła na czekający samochód.
– Śpieszysz się? Bo coś mi się wydaje, że powinnyśmy o tym
pogadać.
– Jadę na lotnisko. Wracam do Norwegii.
– Co? Nie chcesz być przy narodzinach dziecka?
Astrid poczuła się rozdarta, ale zostać przy Mirandzie i jej dziecku to
to samo, co zostać z Clayem. A to nie jest możliwe.
– Zapowiedziałam znajomym, że wracam i że spędzę w Norwegii
Boże Narodzenie.
– Rozumiem. – Miranda położyła jej rękę na ramieniu. – Ale jako
osoba, która zna swojego brata od najlepszej i od najgorszej strony,
mogę cię zapewnić, że on, zamykając się na ciebie, czegoś lub kogoś
broni. Może mnie. Może Delię. To cały on.
– Nie można mu mieć za złe, że chroni najbliższych – westchnęła
Astrid.
To głównie dlatego go pokochałam, dodała w myślach.
– Powinniście porozmawiać o tym – oświadczyła Miranda. – On tu
zaraz będzie z Delią. Wziął pół dnia wolnego w pracy, żeby się
odprężyć.
I właśnie dlatego muszę wyjechać z San Diego, pomyślała Astrid.
Nie mogłaby żyć, usiłując bez przerwy unikać człowieka, którego
pokochała.
To by tylko wzmagało jej ból.
– Przepraszam, Mirando, ale muszę już jechać.
Clay wracał do biura w kiepskim nastroju, mimo iż prezentacja
poszła nadspodziewanie dobrze. Chodziło o Astrid. Tak ciężko
pracowała, by wyprowadzić wszystko na prostą, a nawet nie było
sposobności przekazać jej wyrazów uznania. Nie mogła uczestniczyć
w paradzie zwycięstwa. To jego wina. Bardzo chciała z nim pracować,
a on ją odpychał. I to położyło się cieniem na ich relacji.
Drugą sprawą jest ten jej nieszczęsny sekret. Kiedy jednak po kilku
dniach od poznania go nieco ochłonął, doszedł do wniosku, że i tu
problem leży po jego stronie.
To on jest przewrażliwiony na punkcie kobiet, które potrafią faceta
oszukać, zaślepić, wystrychnąć na dudka. Sam raz to przeżył i kiedy
wypłynęła sprawa tajemnicy Astrid, wszystko mu się przypomniało.
Bał się powtórki.
W firmie chciał jeszcze dokończyć kilka drobnych spraw, a potem
odebrać Delię ze szkoły. Popołudnie mieli spędzić u Mirandy, relaksując
się w ogrodzie. Jak na wczesny listopad było bowiem bardzo ciepło,
a Miranda podgrzewała wodę w basenie, by Delia mogła popływać.
Na biurku zauważył kopertę zaadresowaną do niego zamaszystym
pismem Astrid.
Drogi Clayu, mam nadzieję, że prezentacja poszła Ci dobrze. Jeśli
była choć w połowie tak błyskotliwa jak Ty sam, to na pewno okazała się
strzałem w dziesiątkę. Chcę Cię zawiadomić, że wracam do Norwegii.
Muszę oczyścić sobie umysł i pomyśleć o przyszłości. Może kiedyś
wrócę, ale w tej chwili nic nie jest dla mnie pewne.
Nie chciałabym, żebyś myślał o mnie jako o powtórce historii, która
już raz Ci się w życiu przydarzyła. Jest znacząca różnica. Ja odchodzę
nie dlatego, że Cię nie kocham, a właśnie dlatego, że kocham. Ale wiem,
że Cię zraniłam i że to pośrednio mogłoby zranić Delię. A nie chcę
zwiększać Twojego bólu. Chcę, żebyś się z niego wyleczył.
Nigdy nie będę żałować spędzonego z Tobą czasu. Nawet gdy
wpadaliśmy w tarapaty, miałam nadzieję, że znajdzie się jakieś wyjście.
Ale źle trafiliśmy, jeśli chodzi o moment. Ty nie byłeś na mnie gotowy,
a ja niepotrzebnie wywierałam na Ciebie presję. Otworzyłeś się trochę
na mnie, a ja zbyt skwapliwie z tego skorzystałam, bo tak bardzo
chciałam spędzić z Tobą choć trochę czasu. Tak więc dziękuję losowi, że
dostałam nawet więcej, niż pragnęłam.
Z wyrazami miłości, Astrid.
PS Ucałuj ode mnie Delię. Jak będzie o mnie pytać, powiedz jej, że
wyruszyłam na poszukiwanie Śnieżnej Księżniczki. Dam znać, jak tylko
ją namierzę.
Może z powodu zmęczenia Clay nie bardzo rozumiał, co właśnie
przeczytał. Astrid odchodzi? Nie, ona nie może tego zrobić. Trzeba ją
zatrzymać. I to już.
Wrzucił laptop do torby i wybiegł na korytarz.
Chciał skorzystać ze schodów, ale te właśnie odmalowywano.
Cholera. Podszedł do windy, nacisnął guzik i czekał. Chyba ze sto lat.
W końcu winda stanęła na jego piętrze i wyłonił się z niej JJ,
informatyk, którego Clay poprosił o zbadanie mejla rzekomego
autorstwa Johnathona.
– Panie Morgan, mam odpowiedź na pana pytanie. Wiadomość nie
została wysłana z serwera Sterling Enterprises.
– Co ty mówisz? – spytał Clay, przytrzymując barkiem drzwi windy,
by nie odjechała.
– Wysłano ją z firmy w Seattle. Jej właścicielem jest brat pana
Sterlinga.
Clay przez chwilę bał się, że serce przestanie mu bić. Astrid miała
rację. A to oznacza, że wszyscy stoją przed poważnym problemem.
Z sobie tylko znanych powodów brat Johnathona Andrew usiłuje
sabotować Sterling Enterprises.
– Dzięki, dobra robota – powiedział do JJ. – Możemy pogadać o tym
jutro? Muszę być w innym miejscu, a już jestem prawie spóźniony.
– Jasne, panie Morgan.
Clay wskoczył do windy i zjechał do garażu. Musi zadzwonić do
Astrid, by zaczekała na niego w domu. Nie zdążył, siostra była szybsza.
– Miranda? – rzucił w słuchawkę, wyjeżdżając na ulicę. – Nie mogę
teraz gadać, przepraszam.
– A rozmawiałeś z Astrid? Ona wyjeżdża. Do Norwegii!
– Wiem. Jadę do jej domu, żeby ją zatrzymać – powiedział,
zmieniając pas ruchu.
– Ona jest już w drodze na lotnisko.
– Co takiego? Jesteś pewna?
Niech to szlag! On jedzie w odwrotnym kierunku, w dodatku
większość ulic w centrum jest jednokierunkowa.
– Była u mnie. Przekazała swoje udziały w Sterling dziecku.
A więc jest gorzej, niż przypuszczał. Niełatwo będzie ją odwieść od
pomysłu powrotu do Norwegii.
– Dogadałyście się… w wiadomej sprawie? – zapytał, czekając na
zielone światło. – Muszę to wiedzieć, bo jak ją spotkam… Mam jej
wiele do powiedzenia.
– Jak możesz mnie o to pytać? Jasne, że się z nią dogadałam.
Przecież nie stanęłabym na drodze waszemu szczęściu! A tak w ogóle,
to przestań zajmować się mną i Delią i zacznij zajmować się sobą. Jeśli
ty nie będziesz szczęśliwy, to my też nie będziemy.
– Nie lubię, jak masz rację.
– A zdarza mi się to wyjątkowo często, za co przepraszam.
– Bardzo śmieszne.
Jechał już we właściwym kierunku, ale nagle coś mu się
przypomniało.
– Słuchaj, zapomniałem odebrać Delię ze szkoły, mogłabyś? Po
powrocie z lotniska wstąpię po nią.
– Jeśli ci dobrze pójdzie, to raczej z Astrid udacie się gdzie indziej.
– Czy ty naprawdę chcesz teraz mówić o seksie?
– W każdym razie ci go życzę. Nie bądź głupi. A teraz jedź.
– Chwileczkę, Miranda. Jeszcze sprawa poniedziałkowego mejla.
Został wysłany z firmy Andrew w Seattle.
– Nie rozumiem.
– Ja też nie, ale wygląda mi to na sabotaż. To Andrew stoi za
naszymi problemami z Promenadą. Nie wiem tylko, po co mu to
wszystko.
– Czyli to Astrid miała rację? Tym bardziej musisz dojechać na czas
na to cholerne lotnisko.
– Tak, wiem.
Pożegnał Mirandę i jak szalony pędził jezdnią. Między jednym
ryzykownym manewrem a drugim zastanawiał się, co ma powiedzieć
Astrid.
Na pewno zacznie od przeprosin, ale co potem?
Żeby zaoszczędzić na czasie, nie ustawił się w kolejce na lotniskowy
parking, ale wyminął wężykiem kilka samochodów i wcisnął się na
bardzo wąskie wolne miejsce.
– Tu nie wolno zostawiać samochodu! – krzyknął do niego strażnik.
– To go pan odholuj! Ja tu przyjechałem odszukać miłość mojego
życia.
Nie czekając na odpowiedź, pobiegł w stronę terminala.
O konsekwencje będzie się martwić później. Trochę luzu, Clay, twoja
pryncypialność sprawiła ci już dostatecznie dużo kłopotów, pomyślał.
W hali odlotów wpadł w kłębowisko ludzi ciągnących bagaże,
przystających, by spojrzeć na tablicę z godzinami lotów i blokujących
drogę w każdy możliwy sposób. Zerknął na kolejki do odprawy
bagażowej.
Ani śladu Astrid. Nadzieja powoli go opuszczała. Jeśli jest na
lotnisku, to pewnie właśnie wsiada do samolotu. A więc cała jego
bieganina na nic.
Wyjął z kieszeni telefon.
– Clay? – Astrid odezwała się po wielu dzwonkach. – Czego chcesz?
– Gdzie jesteś?
– A dlaczego chcesz wiedzieć?
– Bo cię kocham i byłem idiotą, a teraz musimy porozmawiać.
– Wybrałeś fatalny moment. Jestem na lotnisku, zaraz lecę do
Norwegii.
– Wiem, przeczytałem twój list. Ja też jestem na lotnisku.
– Zwariowałeś? Nie zostawiłam ci listu, żebyś mnie ścigał. Chciałam
się wytłumaczyć.
– Gdzie jesteś?
– W kolejce do bramki.
– No to nie ruszaj się nawet na centymetr. Zaraz tam będę.
Odprawa ciągnęła się w nieskończoność, tym bardziej że okienko
dla pasażerów pierwszej klasy było nieczynne. Trudno, poczekam
z innymi, pomyślała Astrid.
Jej towarzysze niedoli wyrzekali na opieszałość pracowników
lotniska, mruczeli pod nosem i stawali na palcach, by zobaczyć, skąd
taki zator na początku kolejki. Jedna Astrid patrzyła w przeciwnym
kierunku.
Czy Clay naprawdę tu jest? Czy zdobyłby się na taki desperacki
gest? Gdy już była druga w kolejce, usłyszała jego głos.
– Astrid! – Clay Morgan, mężczyzna, którego skreśliła, wykrzykiwał
jej imię pośrodku zatłoczonego lotniska.
Nie mogła się nie roześmiać. Wyciągnęła rękę w górę, pomachała
i przyglądała się, jak Clay przeskakuje kolejne słupki i barierki,
rozpycha się w tłumie, podążając w jej kierunku. Aż dziw, że go nikt nie
pobił.
– Nie ruszaj się z miejsca! – krzyknął, wpatrując się w nią, a ją
przeszył dreszcz.
Niech go szlag. Za to, że nie można mu się oprzeć, że jest
wszystkim, czego ona pragnie.
– To jest człowiek, którego kocham – zwróciła się Astrid do stojącej
za nią w kolejce kobiety.
– Lecicie razem?
– Nie. On chce mnie chyba powstrzymać.
– A to dobrze czy źle?
– To zależy od tego, jak przekonująco będzie się przede mną czołgał.
Astrid podała funkcjonariuszowi paszport i kartę pokładową, ale
w tym momencie Clay złapał ją za rękę.
– Nie wsiadaj do samolotu, musimy porozmawiać – wyrzucił
z siebie zdyszany.
Ludzie w kolejce jęknęli chórem.
– Albo pani mi poda te dokumenty, albo cofnie się pani za linię –
powiedział pracownik lotniska. – A cofnięcie się oznacza przejście na
koniec kolejki.
Astrid przepuściła kobietę stojącą za nią i zwróciła się do Claya:
– No i?
– Obiecuję, że nie pożałujesz.
Wziął ją za rękę, odczepił taśmę ze słupka i poprowadził ją za sobą.
– Co ci odbiło? Taka akcja? Na lotnisku?
Fakt, to do Claya niepodobne. On nie lubił zwracać na siebie uwagi
w miejscach publicznych.
To musi coś znaczyć…
– Kocham cię, Astrid – powiedział, gdy znaleźli się w stosunkowo
luźnym miejscu. – To się zaczęło na tamtym wyjeździe do Los Angeles,
przysięgam. – Zadarł głowę i wpatrywał się w sufit, jakby nad czymś
rozmyślał. Uwielbiała go oglądać w takich momentach. – A może to
było na przyjęciu u Granta? Tak czy owak, błagam cię, zostań. Bez
ciebie jestem nikim. Nie wracaj do Norwegii.
– Pisałam ci, że niekoniecznie chodzi o przeprowadzkę. Chciałam
przewietrzyć sobie głowę.
– Znam inny sposób – powiedział, po czym wziął ją w ramiona
i gorąco pocałował, kołysząc w dłoniach jej głowę. Przerwał pocałunek,
ale nie wypuścił jej z objęć. – No i? – zapytał.
– Chciałeś mnie zniechęcić czy zachęcić?
– A udało się? – odparł ze śmiechem. – Kupiłem sobie chociaż
trochę czasu?
– Tak, bo samolot mi ucieknie. A co ty zamierzasz z tym czasem
zrobić?
– Zrobię, co chcesz. – Wplótł palce w jej włosy. – Już dawno
powinienem był wyznać ci miłość, ale się bałem. A jak twój sekret
wyszedł na jaw, dostałem potwierdzenie, że bałem się słusznie.
Pomyślałem, że to powtórka z mojej życiowej klęski.
– A teraz? Co czujesz teraz?
– Nauczyłem się, że patrzeć trzeba wyłącznie do przodu, nigdy do
tyłu.
Astrid walczyła ze łzami. To cudowne, że on nareszcie doszedł do
takiego wniosku.
Przytuliła się do niego.
– Czujesz, jak mi bije serce? To dla ciebie. I z twojego powodu.
Nigdzie nie pojadę, jeśli tego nie chcesz.
– Chcę, żebyś została. Na zawsze.
I wtedy Clay, najdumniejszy człowiek, jakiego znała, przykląkł
przed nią pośrodku lotniska.
– Astrid, nie mam przy sobie pierścionka, ale mogę ci dać siebie.
Moją troskę i moje serce. I wszystko, co się z tym wiąże.
– Ostrożnie, Clay, ty mi się właśnie oświadczasz. A twoja siostra
ostrzegała mnie, że samą myślą o małżeństwie można cię odstraszyć
najskuteczniej.
– Już nie. Teraz panikuję na myśl o tym, że mogłabyś mnie opuścić.
– No to już nas tu nie ma! – Astrid uśmiechnęła się. – O kurczę! –
Zatrzymała się nagle w drodze do wyjścia. – Moje walizki! Pewnie już
są w luku bagażowym.
– To się świetnie składa, bo mój samochód prawie na pewno został
odholowany.
– Co?
– Śpieszyłem się, zaparkowałem w niedozwolonym miejscu. –
Wzruszył ramionami.
Przy kontuarze linii lotniczych dowiedzieli się, że bagaże można
jeszcze wycofać. Clay podał swoją kartę kredytową, by zapłacić za tę
operację, a Astrid wypełniała stosowny formularz. Zabrał go jej
i w rubryce „miejsce doręczenia” wpisał swój adres.
– Szybki jesteś! – powiedziała z uśmiechem.
Clay opuścił głowę, potarł jej nos swoim nosem, po czym pocałował.
– Nie jestem taki głupi, Astrid – odparł. – Już nigdy nie spuszczę cię
z oczu.
SPIS TREŚCI:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY