ClareConnelly
HotelwRzymie
Tłumaczenie:
Dorota
Viwegier-Jóźwiak
PROLOG
Sześć
lat
wcześniej
–Widzisz
ją,Matteo?
Gazety
uwielbiałypisać,żeMatteoVinSantoniemaserca,
aletoniebyłaprawda.
Przyglądając się
bladym
dłoniom dziadka spoczywającym
bez ruchu na pościeli szpitalnej, Matteo czuł w sercu ból,
który potęgowała pewność, że starszemu człowiekowi
pozostałozaledwiekilkagodzinżycia.
–Co
takiego,
Nonn
o?
–
Nonn
o
?
–AlfonsoVinSantopróbowałsięuśmiechnąć,ale
usta wykrzywiło mu cierpienie. – Nie zwracałeś się tak do
mnieodlat–wyszeptałztrudem.
Matteo
bez słowa wpatrywał się w żylaste dłonie, które
niegdyś uformowały imperium składające się z wielu firm
i trzymały ster aż do jego upadku. Westchnął i spojrzał ku
oknu, za którym widać było szare o tej porze przedmieścia
Florencji.
– Czy
widzisz rzekę? Zawsze lubiłeś patrzeć, jak słońce
odbijasięodfal.
Matteo
zacisnąłpowieki.Mimożeznajdowalisięwpokoju
szpitalnym, zobaczył to, o czym mówił dziadek. Widok
z tarasu rzymskiego hotelu Il Grande Fortuna, który należał
kiedyś do rodziny i którego okna wychodziły z jednej strony
naTyber,azdrugiejnaWatykan.
Poczułzłość,
jak
zawsze,gdymyślałohotelu.
–Tak,jest
piękna.
–Więcejniżpiękna.
Jest
idealna.–Alfonsowestchnął.–To
wszystkomojawina.
– Nie, Nonno. –
Matteo
nie zająknął się ani słowem na
temat tego drania Johnsona. Nie chciał dodatkowo
przysparzaćkłopotudziadkowiukresużycia.Choćtowłaśnie
Carey Johnson był winny całemu nieszczęściu. On i ten jego
głupiupór,żebynieodsprzedaćhotelu.Upór,którywkońcu
zaprowadziłgodogrobu.
Ale
Matteomógłtowszystkonaprawić.Izrobito.
–Odzyskam
dlaciebiehotel–powiedział,niebędącnawet
pewnym,czydziadekgousłyszał.
Nie
wiedział jeszcze, w jaki sposób ani jakim kosztem, ale
poprzysiągł sobie, że hotel wróci do rodziny. Był gotów
poświęcićdlatejideiwszystko.
ROZDZIAŁPIERWSZY
–Czy
byłapaniumówiona?
Umówiona?
Ze
swoim własnym mężem? Skye przycisnęła
torbę mocno do siebie, myśląc o pliku dokumentów
rozwodowych, które skrywało jej wnętrze. Strużka potu
spłynęłamiędzyłopatkami,mimożeluksusowewnętrzebyło
klimatyzowane.WWenecjiodranapanowałupał.Zmęczenie
lotem i ciągły niepokój, który ją dręczył, odkąd podjęła
decyzję o odejściu od męża, dały jej tak w kość, że nagle
zwątpiła,czyporadzisobiezczekającymjązadaniem.
–Signor
VinSantomazajętecałepopołudnie,przykromi–
mruknęła recepcjonistka, nie podnosząc głowy znad
terminarza.
Skye
uzbroiłasięwcierpliwość.Rozwódbyłdlaniejbardzo
ważnyimusiałagouzyskaćteraz.Byłaskłonnapójśćnaduże
ustępstwa, byle wszystko poszło po jej myśli. Potrzebowała
podpisu Mattea na dokumentach, żeby wreszcie wyjechać
zWłoch.ZanimMatteoodkryjeprawdę.
– Jeżeli
powie
mu pani, że tu jestem, na pewno znajdzie
czas.
Umalowana
jak lalka recepcjonistka pokręciła sceptycznie
głową,niestarającsięukryćlekceważenia.
–
Signorina…
?
–
Recepcjonistka
zawiesiła
głos
woczekiwaniunanazwisko.
Skye
uśmiechnęła się do niej. Miała co prawda dopiero
dwadzieścia dwa lata, ale często brano ją za dużo młodszą.
Makijaż,którynałożyłarano,zdążyłsięwytrzećiSkyeczuła
się w tych niesamowicie eleganckich wnętrzach biurowca
niemal tak samo nie na miejscu, jak w czasach swojego
małżeństwa. Niemniej jednak miała prawo tutaj być. Miała
też powód. Przechyliła lekko głowę i spojrzała na
recepcjonistkęzgóry.
–
Signor
a – poprawiła ją z naciskiem. – Signora Skye Vin
Santo.
Z niemałą satysfakcją patrzyła, jak karminowe usta
recepcjonistki otworzyły się ze zdumienia, a spojrzenie
szybko powędrowało ku jej dłoni ozdobionej pierścionkiem
z dziesięciokaratowym brylantem, który
przezornie
założyła
dziśrano.
–
Mi
dispiace! Proszę
mi
wybaczyć, pani Vin Santo –
powiedziała i nacisnęła przycisk telefonu. – Nie miałam
pojęcia,żesignorVinSantojestżonaty.
Skye
skinęła głową, ale słowa te zabolały ją. Z drugiej
strony, skąd ta kobieta miała wiedzieć, że jej szef ma żonę.
Skye odeszła od męża zaledwie po miesiącu z kawałkiem.
Aitakuważała,żetoomiesiączadługo.
Jak
tosięstało,żewytrzymałaażtyleczasu?Jakimcudem
w ogóle go poślubiła? To ostatnie było dość proste do
wytłumaczenia. Wspomnienie Mattea z tamtego wieczoru,
kiedysiępoznali,zawładnęłojejmyślami.Oczamiwyobraźni
ujrzała jego elegancki garnitur i przystojną twarz. Usłyszała
miękki, przekonujący głos. Był uroczy i chciał ją uwieść.
Aona?Uległamuodpierwszejchwili.Wtedymyślała,żebyli
sobie przeznaczeni. Nie minęły dwa miesiące od ślubu i na
jawwyszływszystkiejegokłamstwa.
Stała
wciąż
przy
kontuarze,
słuchając
rozmowy
telefonicznej prowadzonej bardzo szybko po włosku.
Niewielezniejrozumiała,toteższybkoprzeniosłaspojrzenie
zaokno,któreodgradzałojąodurokliwychuliczekikamienic
Wenecji. Miasta, które kiedyś kochała i w którym chciała
mieszkaćdokońcażycia.Terazjejsercezamknęłosięnawet
najegoniewątpliwyczar.Idąctutajanirazunieobejrzałasię
za gondolami sunącymi po wodzie z gracją i dumą. Nie
popatrzyłanaprzytulonejednadodrugiejkamienice,kryjące
sekrety ludzi mieszkających w nich przed wiekami. Nie
podziwiała mostów nad kanałami, które były dowodem
mądrości i siły ich budowniczych. Zignorowała kojący błękit
nieba i gołębie, ledwie odnotowując ich obecność. Trzepot
skrzydełbyłoddechemWenecji.
Wenecja, piękna
jak
zawsze, nie była już jej miastem.
Odwróciła głowę, zerkając znowu na recepcjonistkę, która
skończyłarozmowęiwstała.
–
Signor
Vin
Santo
przyjmie
panią.
Czy
mogę
zaproponowaćcośdopicia?
Wódkę,pomyślała
od
razuSkye,uśmiechającsiędosiebie.
– Może wodę mineralną – powiedziała i po
dłuższej chwili
dodała:–Dziękuję.
Nie
chciałabyćnieuprzejma,poprostujejmyślizajętebyły
w tej chwili zadaniem, które miała do wykonania.
A wiedziała, że nie będzie łatwo nakłonić Mattea do
podpisania tych cholernych papierów, żeby wreszcie mogła
wyjechać.Jaknajdalejodniego.
– Oczywiście, zaraz przyniosę. Tędy proszę – powiedziała
recepcjonistka i ruszyła, wyprzedzając Skye o pół kroku.
Kobieta była wyższa od niej i miała pełniejsze kształty,
a upojny ruch bioder wywołał w niej zazdrość. Skye zawsze
była szczupła, a kiedy dorastała, marzyła o większych
piersiach i szerszych biodrach. Problem ten częściowo
rozwiązywałybiustonoszepush-up.Zwąskimibiodramijakoś
sięwkońcupogodziła.
– To
tutaj – powiedziała recepcjonistka, zatrzymując się
przedwysokimidrzwiami.Teraz,kiedyjużwiedziała,kimjest
Skye,jejwyraztwarzybyłznaczniebardziejprzyjazny.
Skye
miała wrażenie, że stanęła przed jaskinią wilka. Było
to zupełnie usprawiedliwione skojarzenie. Matteo był
modelowym przykładem drapieżnika w świecie ludzi. Silny,
szybkiibezwzględny.
Aona
byłajegoofiarą.Ażdodziś.
Wyprostowała plecy, uniosła podbródek
nieco
wyżej
iwciągnęłapowietrze,mającnadzieję,żedodajejtoodwagi.
Jednak gdy drzwi się otworzyły i stanął w nich Matteo,
musiała stwierdzić, że nie była gotowa na to spotkanie.
Poczuła się jak w próżni, nie mogła oddychać, ciało miała
bezwładne, a myśli dryfowały, nie chcąc ułożyć się w słowa.
W tej próżni była tylko ona i Matteo. Jej przystojny,
niesamowiciemęskiikłamiącyjaknajętymąż.
Drgnęła, chcąc podejść
ku
niemu. Ale po co? Żeby go
pocałować na powitanie czy wydrapać mu oczy? Raczej to
pierwsze, pomyślała zdruzgotana. Rozłąka i tęsknota zrobiły
swoje. Mogła mówić, co chciała, ale w tej chwili marzyła
otym,byzarzucićmuręcenaszyję,przyciągnąćgodosiebie
ipocałować,jakbynadalwierzyławmiłośćpowszeczasy.
Wyglądał
idealnie
w granatowym garniturze, który tak
lubiła,ponieważpodkreślałszerokiebarkiiciemnąkarnację.
Przeniosła spojrzenie wyżej, na kanciastą szczękę, którą
pokrywałcieńzarostu.Matteonigdyniepodążałzatrendami
mody,poprostuniemiałcierpliwościdocodziennegogolenia
się. Tak czy owak, trzydniowy zarost dodawał mu
nonszalancji.Unoszącgłowęwyżej,dostrzegłazmysłoweusta
i prosty, szlachetnie ukształtowany nos oraz wysokie kości
policzkowe i czoło, na którym nie dostrzegła nawet jednej
bruzdyświadczącejozaskoczeniu.Dopieropotempopatrzyła
wciemne,prawieczarneoczyzkilkomadrobnymiplamkami
w kolorze złota. Oczy, które skanowały jej sylwetkę od góry
do dołu z pasją i uwagą, która nie pozwalała pominąć
żadnego szczegółu. Szpiczastych pantofli na wysokim
obcasie, nagich i opalonych łydek, zwiewnej sukienki
wbladożółtymodcieniuiodsłoniętychramion.
Dopiero
gdy zauważył na jej palcu ogromny pierścionek,
lekko się skrzywił. Dobrze. Niech to da mu do myślenia,
skonstatowała, gdy pochmurne spojrzenie utkwiło w jej
twarzy.Czyżbysięzastanawiał,jakbardzosięzmieniła?
Wyglądałaprzecież
niemal
taksamojakpięćtygodnitemu.
W dniu, kiedy wyszła z domu, zostawiając za plecami dom,
małżeństwo i dotychczasowe życie. Jeśli w tym czasie się
zmieniła,tobyłatoprzemianawewnętrzna.Jedyniegrzywka,
którą kazała sobie zrobić u fryzjera tydzień temu, miała być
sygnałem,żeSkyeniebyłajużtąsamąkobietą,którąMatteo
VinSantouwikłałwswojeżycieiproblemy.
Na
szczęście zdążyła się opamiętać i dziś z trudem
pojmowałaswojąniedawnąnaiwność.
– Dziękuję, że zechciałeś
mnie
przyjąć – powiedziała,
przerywając przedłużającą się ciszę. – Nie zajmę ci dużo
czasu.
Cień
szyderstwa
przemknął przez twarz Mattea. Jakże
dobrze go znała. Zwykle umiał sprawić, że czuła się jak
dzieciaknawetwnajpoważniejszychsytuacjachtakichjakta.
Aleterazniezrobiłotonaniejnajmniejszegowrażenia.
Odsunął się
na
bok i weszła do gabinetu, pamiętając, że
wcześniej już tutaj była. Jej spojrzenie automatycznie
powędrowało ku stołowi, który zajmował centralną część
przestronnegownętrza.Siedziałaprzytymstole,kiedydałjej
do podpisania dokumenty, które były początkiem końca ich
małżeństwa.
–Niekochaszmnie,prawda?–Popatrzyłanajpierwnaplik
papierów, potem na swojego męża. Wszystkie skrawki
informacji, jakie do niej docierały, zaczęły się układać
w całość. – Pytałam o to mojego prawnika. Powiedział mi
owszystkim.Otobie,omoim
ojcu.Całątęplugawąhistorię,
przezktórąożeniłeśsięzemną!
Był
zaskoczony,co
wywołałouniejjeszczewiększąfurię.
–Naprawdęmyślałeś,żenigdysięniedowiem?Żeniebędę
zadawać pytań? – Pomachała mu przed oczami umową. –
Chodziłotylkooten
cholernyhotel,którymójojcieckupiłod
twojegodziadka.Tensam,którypróbowałeśpotemodniego
odkupić przez kolejne piętnaście lat. Oto czym jest nasze
małżeństwo!
Zapadłacisza.Długa,udręczającacisza,którapotwierdziła
tylko
przypuszczeniaSkye.
– Porozmawiamy o tym
później. Na razie podpisz
dokumenty,potemzabioręcięnakolację.
– Nie traktuj mnie jak dziecka – powiedziała i uderzyła
dłonią w blat. – Mam prawo znać prawdę i chcę ją usłyszeć
z twoich ust. To z powodu hotelu przyjechałeś do Londynu
idoprowadziłeś
do
naszegospotkania?
Jego
oczy zwęziły się i przez moment Skye się
zastanawiała,czyMatteospróbujejakośzałagodzićsytuację.
–Tak.
Niemal
usłyszała,jakjejsercepękanapół.
–Idlategopoprosiłeśmnieorękę?
Po
chwili wahania kiwnął głową. Zabił w niej resztki
nadziei,żemożesięmyliła.
Ponure
wspomnienia wirowały w jej głowie jak stado
czarnych wron. Dopiero odgłos zamykanych drzwi przywołał
jądorzeczywistości.
Zostali
sami.
–Przyznam,że
nie
spodziewałemsię…
Serce
głucho biło jej w piersi. Mój Boże… Jego akcent.
Południowy, gorący, uwodzicielski. Jak mogła zapomnieć
otym,czymjąoczarowałodpierwszejchwili.
Nie
myślotym.Jużwkrótcestądwyjdziesz.Nazawsze.
– Musiałeś chyba wiedzieć, że prędzej czy później się
pojawię – powiedziała i wzruszyła szczupłymi ramionami,
zadowolonazobojętnego
brzmienia
własnegogłosu.
– Skąd niby? – warknął groźnie. – Rozpłynęłaś się
w powietrzu
po naszej ostatniej rozmowie tutaj. Nawet nie
byłaśuprzejmapowiedzieć„dowidzenia”.
Karmelowe
oczySkyeotworzyłysięszeroko.
–Naprawdęchceszterazrozmawiaćouprzejmości?
–Nie.Chcęwiedzieć,
gdzie
siępodziewałaśprzezcałyten
czas!
– Tak jakby cię to obchodziło. – Skye pokręciła głową
zniedowierzaniem.
–Jesteśmojążonąizniknęłaś
bez
słowa.
–Twojążoną.Traktujeszmniejakresztęswojegomajątku.
Jeślikonieczniechceszwiedzieć,byłamwAnglii.
–Alechybanieusiebie?
–wtrącił.
–Nie
–potwierdziła.
Więc szukał jej, przemknęło
jej
przez myśl. Choć zapewne
nie z tego powodu, na którym by jej zależało. Po prostu był
wściekły, że odkryła całą intrygę. Pewnie myślał, że uda mu
sięomamićjądotegostopnia,żenigdynieprzejrzynaoczy.
Iprawiemusiętoudało.Byłtakbliskoodebraniajejhotelu,
aonajeszczedoniedawnaniemiałaotympojęcia.
–Więc
gdzie
siępodziewałaś?–nieodpuszczał.
Najbardziej
na świecie nie lubił przegrywać i na swoje
szczęścieSkyeprzekonałasięotymwsamąporę.
– Nie
twój interes – odparła poirytowana, czując, że
szczegółowo zaplanowaną cywilizowaną rozmowę zaraz trafi
szlag.
– Jesteś moją żoną – przypomniał jadowitym tonem
iprzysunąłsiębliżej.–
Mam
prawowiedzieć.
Kolana
ugięłysiępodSkye,aleostatniezdaniepostawiłoją
nanogi.
–Niesłychane!–odparła
wzburzonym
tonem.
– Jesteś moją żoną – powtórzył
jeszcze
dobitniej, jakby to
miałowyjaśnićwszelkiewątpliwości.
– O tym właśnie przyszłam porozmawiać – powiedziała
isięgnęładotorby.Jednakwtym
samymmomencierozległo
siępukaniedodrzwi.
Recepcjonistka
przyniosła butelkę wody mineralnej,
szklankęzkostkamiloduicytryną.
– Dziękuję – mruknęła Skye, wykorzystując jej wejście, by
nieco opanować nerwy. Odkręciła butelkę i odczekała, aż
recepcjonistka
zostawi ich samych. Potem wlała połowę
zawartościdoszklanki.
–Oczymwłaściwiechciałaśporozmawiać?–zapytałznowu
Matteo,zakładającręcenapiersi.Niemusiałapatrzećwjego
stronę, by wiedzieć, jak władczo się prezentował. Wzięła do
rękiszklankęzwodąipodeszła
do
okna.
– O naszym
małżeństwie – powiedziała bezbarwnym
głosem.
Ich
małżeństwo.Miłośćodpierwszegowejrzenia,bajeczny
ślub. Noce pełne namiętności i dni, kiedy czekała do
wieczora,byznowuzatonąćwjegoobjęciachażdorana.
Nerwowo
obróciłanapalcupierścionek.
– I o tym, jak je zakończymy – dodała i odwróciła głowę
wstronęmęża.
Matteo
nawet nie drgnął. Wiedziała, że nie będzie
próbował jej namawiać do zmiany zdania, bo przecież nie
chodziło o nią, tylko o niego, jego dziadka, jej ojca i jakiś
hotel, o którym nigdy nie słyszała. Dziwaczna historia
z zemstą w tle, która zdawała się wisieć jak fatum nad
najbliższymi,jakjejsięzdawało,osobamiwjejżyciu. Ojcem
imężem…
Wyprostowałasię
jak
struna,wiedząc,żepowinnawreszcie
przejśćdosedna.
– Mam
ze sobą dokumenty. Musisz je tylko podpisać, ja
zajmęsięresztą.
– Mogę zobaczyć? – zapytał i Skye odetchnęła z ulgą.
Ta
częśćposzłazaskakującodobrze.
– Oczywiście – powiedziała i wyjęła z torby
plik papierów.
Potemwyciągnęłarękę,uważając,bynawetprzypadkiemgo
niedotknąć.
Spojrzał
na
nią przelotnie i podszedł do stołu. Usiadł
i pochylił głowę nad dokumentem. Przeglądał kolejne kartki
pozwu,poczymodłożyłgonablat.
–Ajeślijaniechcęsięztobąrozwodzić?
Skye
zastygławbezruchu.Zjejtwarzyodpłynąłkolor.
–Nie
opowiadajbzdur–powiedziała,alejejgłoszabrzmiał,
jakbymiałazachwilęzemdleć.
– Co jest w tym bzdurnego? – odparł i wstał,
po
czym
powolnymikrokamipodszedłdoniej.
–Daj
spokój,tonawetniebyłoprawdziwemałżeństwo.
– Wyglądało na całkiem prawdziwe. – Gładkie słowa
zabrzmiały
niebezpiecznie.
Objął
ją
ręką
w
pasie
i przyciągnął do siebie. Zaskoczona zderzyła się z twardym
torsem i gorąco zalało
jej
twarz. Powinna odsunąć się na
bezpieczną odległość, ale wspomnienie gorących nocy
wypełniłojejciałosłodkimbezwładem.
–To
tylkozłudzenie.Terazjużtowiem.
–Co
takiegowiesz?
– Wiem wszystko – powiedziała i zamknęła oczy. – Wiem
otwoimimoimojcu.Wiem,żeobajzakochalisięwtejsamej
kobiecie i że twój ojciec ją poślubił. Mój ojciec był wściekły
ichciałsięzemścićfinansowonatwojejrodzinieina
tobie.
Matteo
zaśmiałsię,przerywającjej.
–Wtwoichustachbrzmitojakjakaśromantycznahistoria.
Rzeczywistość była o wiele bardziej brutalna – powiedział
i popatrzył
na
nią złowieszczo. – Twój ojciec doprowadził
mojegodziadkadobankructwa.Zniszczyłwszystko,coprzez
całeżycieudałomusięstworzyć.
Pasja
wjegogłosiesparaliżowałająnakilkasekund.
– I dlatego
postanowiłeś ukarać za to mnie? – zapytała po
chwili.
Zapadładługaiciężkacisza.
– Nie chodziło o to, żeby ukarać
ciebie
– powiedział
wreszcieMatteo.
–Wtakim
raziemojegoojca.Tojegochciałeśukarać?
Co
mógł na to odpowiedzieć? Tylko przytaknąć, ponieważ
to była prawda. Czerpał przyjemność z ostatecznego ciosu,
jaki zadał temu staremu draniowi. A była nim każda upojna
noc spędzona ze Skye, która była pionkiem w jego grze
iniewolnicąwjegołóżku…
–Wyszłaśzamniezmiłości,jużzapomniałaś?
O tak, kochała go. Zrobiłaby dla niego wszystko. Dopiero
potem odkryła, że bierze udział w przedstawieniu. – Miłość
i nienawiść są sobie zaskakująco bliskie – powiedziała
zamyślona. – Nawet nie przypuszczałam, jak łatwo jedno
możesięzmienićwdrugie.
– Chcesz powiedzieć, że mnie nienawidzisz? – zapytał
zprzekąsem.
Dłoń
oparta
władczo na jej biodrze nie pozwalała jej na
najmniejszyruch.Wyraźniepoczuła,żejestpodniecony.
Seks.
Tylko
seksratowałichmałżeństwo.InawetMatteoniebył
na tyle dobrym aktorem, by udawać pożądanie. Ona tym
bardziej.
–Oczywiście,żecięnienawidzę–syknęła.
Roześmiałsięcynicznie.
–Złatwościąmógłbymudowodnić,żetakniejest–odparł
i przestąpił z nogi na nogę, ocierając się o jej brzuch. Omal
niejęknęła,czując,jakpożądaniewzbierawjej
ciele.
– To tylko seks – mruknęła do siebie, skupiając spojrzenie
na górnym guziku bladoniebieskiej koszuli. – Jak zapewne
wieszzdoświadczenia,
sam
seksnicnieznaczy.
– Ale
ty nie miałaś żadnego doświadczenia, kiedy się
poznaliśmy–przypomniałbezlitośnie.–Byłaśtylkomoja.
Jeszcze
więcejchaotycznychwspomnień.Ichpierwszyraz.
Jej pierwszy raz z mężczyzną. Przygryzła wargę, walcząc
z nerwami. Tamtej nocy zawładnął jej ciałem i duszą. Nie
wiedziaławtedyjeszcze,żewszystkotobyłogrą.Złatwością
wciągnął ją do łóżka, skusił wizją szczęśliwego życia
małżeńskiego.
–Inadal
jesteśmoja–dodał,przyglądającjejsięuważnie.
Odchrząknęła nerwowo, otrząsając się
ze
wspomnień. To
przez nie zapragnęła, by jej dotknął, wziął ją w ramiona…
Ostatniraz.
Zawsze
tak na nią działał i wątpiła, by to się kiedykolwiek
zmieniło. Każde ich spotkanie, po krótkiej czy po dłuższej
przerwie, nacechowane było napięciem erotycznym, od
któregokręciłojejsięwgłowie.Pamiętaj,pocotuprzyszłaś!
Niestety ich związek nie miał przyszłości. Nie mogłaby
pozostać żoną człowieka ani stworzyć rodziny z kimś, kto
wtakcynicznysposóbjąwykorzystał.
Dlatego
postanowiławyjechaćtakdaleko,byniezapragnął
jejszukać.Jaktylkozdobędziejegopodpisnadokumentach,
wyjdzieztegobiurowcaiznikniezjegożycia,tymrazemna
zawsze. Pomyślała o zabukowanym wieczornym locie do
Australii. Zamierzała ukryć się w jakimś odludnym miejscu
zwidokiemnaplażęitamleczyćzłamaneserce.
– Mylisz się – powiedziała i zdecydowanym ruchem
strząsnęłazbiodrajegodłoń,poczymobróciłasięipodeszła
do
okna.
–Czyżby?
Wzruszyłaramionami.
– Nawet
jeśli nadal cię pragnę, to nic nie znaczy. Byłeś
moimpierwszymmężczyzną.
Urywki
wspomnień z ich nocy przecięły mroki jej pamięci
jak błyskawica. Jego pocałunki. Długie i namiętne. Ich nagie
ciała w basenie na dachu weneckiej willi Mattea. Zmysłowe
masaże. Musiała odsunąć od siebie te myśli, by nie oszaleć
ztęsknotyzadotykiemjegorąk.
– Ale
to wszystko nieważne. Moje serce dostało nauczkę,
którejnigdyniezapomni–dokończyłaurażonymtonem.
–Jakąnauczkę,cara?
– Żeby nigdy nie ufać przystojnym nieznajomym –
powiedziała i westchnęła. –
Podpisz
papiery, Matteo. To
koniecnaszegomałżeństwa.
–Ajeśli
nie
podpiszę?
– Chciałeś zemsty i dopiąłeś
celu. Nie
jestem ci już do
niczegopotrzebna.
–Chciałemodzyskać
hotel.Ty
byłaśuroczymdodatkiem.
– Dodatkiem?
Na miłość boską, Matteo, ja cię kochałam.
Czytonicdlaciebienieznaczy?
Popatrzył
na
niąprzeciągle.
–To
niebyłamiłość.Zwykłezauroczenie.
Skye
przełknęła rozczarowanie. Co on mógł o tym
wiedzieć?Kochałagocałymsercem.Niezamierzałagoteraz
o tym przekonywać, ale pocieszała ją świadomość, że ich
dziecko zostało poczęte, jeszcze zanim dowiedziała się
strasznejprawdy.
– Może i racja – rzuciła nonszalancko. – Nie ma sensu się
o to spierać. Tak czy owak, to koniec. Nie ma mowy, bym
zapomniała o tym, co zrobiłeś. – Wciągnęła powietrze
ipopatrzyłamuprostowoczy.–Możeszzatrzymaćhotel.
Ściągnąłbrwi.
–Il
GrandeFortuna?Chceszmigosprzedać?
– Pod jednym warunkiem – powiedziała lodowatym tonem.
– Podpisz te cholerne papiery, Teo, i przez resztę swojego
życiatrzymajsięodemniezdaleka!
Kiedy
Skye odeszła, poznawszy jego prawdziwe motywy,
właściwie pogodził się z myślą, że być może nigdy nie
odzyska uwielbianego przez dziadka hotelu Il Grande
Fortuna.
Tak
jakwruletce,postawiłwszystkieżetonynajednopole,
którymbyłomałżeństwozbogatąspadkobierczynią.Planbył
prostyidodatkowoprzyjemny.MiałuwieśćSkye,sprawić,by
oszalałanajegopunkcieipowiedziała„tak”,kiedypoprosiją
orękę.Następniemiałapodpisać,cokolwiekjejpodsuniepod
nos. Był już tak blisko celu. Aż pewnego dnia wszystko się
zmieniło.
Do
diabła, ożenił się ze Skye, ponieważ był to jedyny
sposób przejęcia hotelu. A teraz ona chce mu podać to, za
czymsięuganiałprzezcałeswojedorosłeżycie,nasrebrnej
tacy. Dlaczego się zawahał? Dlaczego po prostu nie przystał
najejwarunki?
Ponieważ
nie
chciałsięprzyznaćdoporażki.Niechciałteż,
żebyodeszła.Niebyłnatogotowy.
„Podpiszpapiery,Teo”.
Skye
użyłazdrobnieniaiwidział,że
natychmiast tego pożałowała. Nie byli już parą, która
wymieniałaczułesłówka.Nigdytaknaprawdęniebyliparą.
Matteo
nawetniemyślałaniomałżeństwie,aniozałożeniu
rodziny. Chciał tylko odzyskać hotel. Gdyby podpisał
dokumenty, pozbyłby się żony, której nigdy naprawdę nie
chciał, i dostałby hotel. Jedyne czego mógłby żałować, to
ciało Skye i przyjemność uprawiania z nią seksu. W sumie
jednakbyłatoniewielkacenazaosiągnięciecelu,doktórego
dążyłlatami.
–Wporządku,podpiszę–powiedział.
Wyraźniewidział,że
jej
ulżyło.
– Ale mam swój warunek – dodał i brwi Skye uniosły się
wysoko, a usta lekko rozchyliły. Miał ochotę ją pocałować.
Pokazać, jak łatwo topniała w jego ramionach. Wtedy mógł
zniąrobić,
co
chciał.–Spędzimyrazemjeszczejednąnoc.
Skye
zastygła w bezruchu. Płytki oddech świadczył o tym,
żepróbujezebraćmyśli.
–Nie
–powiedziałaledwiesłyszalnymszeptem.–Nigdy.
Matteo
roześmiałsiętylko.
– Nigdy
nie mów nigdy, cara
. Nie
powiesz chyba, że było
namźlewłóżku?
–Było
nam
dobrze,aleniezamierzamdotegowracać.
– W takim
razie niczego nie podpiszę – odparł
zdecydowanie.–Cosięstało,żenagleobowiązkiżonytakcię
przerażają?Pamiętam,żezawszelubiłaśseks.
–Wtedy
niewiedziałam,doczegojesteśzdolny.
–Ado
czegonibyjestemzdolny?
–Szkoda
miczasunawyjaśnianiecitego.
Matteo
poczułsięwinnyiniespodobałomusiętouczucie.
Miałzobowiązaniawobecswojejrodziny.NiewobecSkye.
Skye
wyglądała jednak na urażoną, a on był tego
przyczyną.Zacząłżałować,żenieudałomusięprzejąćhotelu
bez konieczności wplątania jej w to wszystko. Ale przecież
próbował.Trzylatanamawiałjejojcadosprzedażyhotelu.
„Po
moim
trupie”. To były ostatnie słowa, które Carey
Johnson powiedział w tej sprawie. Gdyby zechciał posłuchać
rozsądku i gdyby nie był tak zaślepiony urazą, z powodu
którejwogóleprzejąłhotel,jegodzisiejszarozmowazeSkye
nigdyniemiałabymiejsca.
Patrząc
teraz
naswojążonę,Matteoniebyłpewien,czyaż
tak bardzo zależało mu na tym hotelu, dziadku albo ojcu
Skye. Nie myślał też o tym, że mógłby uratować swoje
małżeństwo. W tej chwili pragnął tylko pocałować Skye.
Dotknąć aksamitnej skóry. Sprawić, by z jej twarzy zniknął
smutek.
–Nie
patrztaknamnie–poprosiła.
–Jak?–Zrobiłparękrokówwprzódizatrzymałsię.
Dzielił
ich
tylko stół. Na palcu dostrzegł pierścionek. Był
spektakularny, ale nigdy do niej nie pasował. Jeszcze kilka
tygodnipoślubiezastanawiałsię,czynielepiejbyło wybrać
coś mniej krzykliwego. Może obrączkę z różowego złota
idrobniutkichbrylancików?Amożeonyks?Pasowałbydojej
ciemnychwłosów.
Przełknął
nerwowo
i wspomnienia uleciały. To wszystko
tylkogorozpraszało.Powinienmyślećohotelu.Todlaniego
zdecydowałsiępoślubićSkye.
– Jakbyś żałował, że
do
tego doszło – dokończyła Skye. –
Jakbytacałasytuacjabyładlaciebiezaskoczeniem.
–
Rozmawiamy
przecież
o
zakończeniu
naszego
małżeństwa.
–Nigdyniebyliśmymałżeństwem!–wybuchnęła.–Użyłeś
podstępu,żebymniepoślubić,iudałocisię.Osiągnąłeśswój
cel. Bierz ten hotel, ja go nie chcę. Nie chcę niczego, co
będziemiotobie
przypominać!
Matteo
był pewien, że jej donośny głos dotarł do uszu
Anastazji,którajątutajprzyprowadziła,alemiałtownosie.
Jego
żona cierpiała, a on chciał ją tylko pocieszyć.
Wkącikachjejoczu,niczymniemywyrzut,drżałyłzy.
– Wyobrażam sobie, jak się musiałeś cieszyć z tego, że
przechytrzyłeś mojego ojca. Jak się śmiałeś, widząc mnie
zakochanąpouszyinieświadomątego,że
za
moimiplecami
załatwiaszswojeinteresy.
–Cóż,jestemtylkoczłowiekiem,Skye.Chcesz,żebymteraz
skłamał? Powiedział, że nasze małżeństwo nie miało nic
wspólnego z twoim ojcem, którego nienawidziłem z całego
serca?
Podniosła dłoń, przerywając
jego
przemowę. Szczupłe
palce drżały, twarz Skye przypominała szary papier.
Wyglądała,jakbyzachwilęmiałasięprzewrócić.Matteobył
rozdartymiędzyuczuciemwściekłości astrachemokobietę,
którawciążbyłajegożoną.
Skye
poczułałzyściekającepopoliczkach,aleniemiałasiły
podnieść
ręki,
by
je
wytrzeć.
Była
wyczerpana
przygotowywaniem się do tej wizyty, napięciem, jakie jej
towarzyszyło,wreszcietym,jakichrozmowasiępotoczyła.
– Nie ma nic, co mógłbyś w tej chwili powiedzieć. Nic, co
chciałabym usłyszeć. Nie mogę nawet na ciebie patrzeć.
Podpisz dokumenty, proszę. Weź hotel i zostaw mnie
wspokoju.
Niemal
pogodził się już z faktem, że po jej odejściu stracił
hotel bezpowrotnie. Ale Skye wróciła i zaoferowała mu go
wzamianzarozwód.
Czy
dlatego chciał się z nią przespać ostatni raz? Żeby jej
przypomnieć,co,pozahotelem,ichłączyło?
Rzucił
okiem
na plik dokumentów i podniósł je z ponurą
miną.
–Dobrze.Jeśli
tego
właśniechcesz…
Nagrzane
weneckim słońcem powietrze buchnęło jej
w twarz, gdy wyszła z klimatyzowanego biurowca. Było
wczesnepopołudnieimiastoroiłosięodludzi.Ulicamipłynął
szeroki strumień pracowników wracających z lunchu
i turystów robiących zdjęcia. Zrobiła krok i popłynęła
z tłumem, oszołomiona swoim dokonaniem. Dopiero ciemne
mroczki przed oczami zmusiły ją do zatrzymania. Chwyciła
się latarni i oddychała głęboko, ale to nie pomogło. Była
zmęczona i szczęśliwa, że wszystko jest już za nią i że
nareszcie jest wolna. Przycisnęła dłoń do brzucha i kolejna
falamdłościzmusiłajądooparciaczołaochłodnymetal.Nie
chciała mieć więcej do czynienia z Matteem, ale zamierzała
urodzić i wychować ich dziecko. Czy będzie miała siłę, by
zrobićtoiniemyślećonim?
Nie
było innego wyjścia. Matteo należał do przeszłości,
a dziecko było jej przyszłością. Tylko ono się w tej chwili
liczyło.
–Wszystkowporządku?
Dobrze
siępaniczuje?
Oderwałaczoło
od
metalowegosłupa.
– Tak, strasznie
dziś gorąco – powiedziała, ale odpowiedź
przechodnia rozmyła się hałasie. Wokół niej, niczym czarny
woal,zapadłaciemność.
ROZDZIAŁDRUGI
Matteo stał przy oknie, spoglądając na tłoczną o tej porze
ulicę. Zobaczył Skye stojącą chwilę, jakby się nie mogła
zdecydować, w którą stronę iść. Wreszcie ruszyła, stąpając
niepewnie,ipochwiliznówsięzatrzymała.Zakończonaparę
minut temu rozmowa musiała ją rozstroić. Ich małżeństwo
musiało być dla niej rozczarowaniem. Mimo to nie czuł się
winny. Jeśli kogoś należało tutaj winić, to ojca Skye. Gdyby
niejegoośliupór,odkupiłbyhotelinigdynieożeniłsięzjego
córką.
Potarł dłonią szorstki policzek i wyłapał w tłumie jej
pastelowo żółtą suknię, akurat w tym momencie, kiedy Skye
osuwała się na ziemię. Wyraźnie widział, jak jej ciało
wychyliło się w stronę kanału i zacumowanej obok gondoli.
Gdyby postał przy oknie chwilę dłużej, zobaczyłby, jak Skye
wpadadowody,uderzającgłowąoburtęgondoli.
Ale wtedy już go tam nie było. Gnany adrenaliną wypadł
zgabinetuizbiegłnadół.Wparususachdotarłdomiejsca,
gdzie przystanęła Skye, i zobaczył gondoliera holującego
Skye w stronę brzegu i lasu rąk ludzi, którzy rzucili się na
pomoc. Widząc, że gondolier słabnie, wskoczył do wody
ipomógłmuwydobyćSkyenabrzeg.Cieniutkastrużkakrwi
spływałazjejbladegoczoła.
– Oddycha? – zawołał, gdy razem z gondolierem
wdrapywali się na brzeg. Potem przyklęknął przy niej.
Wyglądała,jakbyspała.
–Wezwijcieambulanswodny!
– Już wezwany. Zaraz tu będzie – uspokoił go jakiś głos
obok.
– Już w porządku, cara. Wszystko będzie dobrze – szeptał
Matteo,zapominającootaczającychichgapiach.
Po paru minutach przy brzegu pojawił się ambulans.
Matteo miał wrażenie, że minęła cała wieczność. Patrząc na
szarą jak papier twarz Skye uporczywie się zastanawiał, co
też takiego się stało, że Skye zemdlała i wpadła do wody.
Ratownicy umieścili Skye na noszach i przenieśli ją na
pokład.
–Panjestzpacjentką?
–Jestemjejmężem.
–Wtakimraziemożepanpłynąćznami.
Matteozdążyłtylkowyjąćplikbanknotówzprzemoczonego
portfela i rzucić je gondolierowi. Potem wszedł na pokład
iambulansodpłynąłwstronęszpitala.
W drodze Skye tylko dwa razy otworzyła oczy, za każdym
razem patrząc na niego z niedowierzaniem. Gdy łódź
zawinęła do nabrzeża przy szpitalu, na brzegu czekał już
lekarz. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Skye
została zabrana na badania, a marsowe miny lekarzy
i pielęgniarek mijających go na korytarzu nie zwiastowały
niczego dobrego. Wreszcie zajrzał do sali szpitalnej, gdzie
nadal trwało małe zamieszanie. Skye została podłączona do
aparatury. Lekarze badali jej głowę. Pielęgniarka pobrała
krew.
– Czy to coś poważnego? Już wiadomo? – zapytał, ale nikt
munieodpowiedział.
Po jakimś czasie sala w końcu opustoszała i Matteo stanął
uwezgłowiałóżka,obserwującuważnieSkye.
– To pańska żona? – zapytał damski głos i Matteo ujrzał
w drzwiach jeszcze inną lekarkę. Uśmiechała się do niego
łagodnie, a on uczepił się tego uśmiechu jak ostatniej deski
ratunku.
Skinąłgłową.
–Jakonasięczuje,panidoktor?
– Uderzyła się w głowę, ale nie wygląda to poważnie. Na
wyniki badań musimy jeszcze chwilę poczekać. Gdy się
obudzi, może być nieco oszołomiona. Przez dzień lub dwa
powinnaodpoczywać.
–Cosięwłaściwiestało?
–Wyglądamitonazasłabnięcie.Nicnadzwyczajnegowjej
stanie. Upał dołożył swoje. Miała szczęście, że od razu
wyciągniętojązwody.
– Chwileczkę – Matteo przerwał jej i zmarszczył brwi. –
Wjakimstanie?
–Niewiedziałpan?
– O czym miałem nie wiedzieć? – zdenerwował się nie na
żarty.
– Pana żona jest w ciąży. Prawdopodobnie drugi miesiąc.
Zawsze robimy pacjentkom rutynowe badanie. Wiedziała
otym?
Jasnyszlag!
Matteo popatrzył na wciąż nieprzytomną Skye. Gdyby nie
opatrunek na czole i mokre włosy, można było pomyśleć, że
poprostuśpi.Czywiedziałaociąży?
„Zostawmniewspokoju!”.
Tak powiedziała. Czyżby chciała przed nim ukryć, że będą
mielidziecko?Tobyłomożliwe,pomyślał,iostrybólprzeszył
muserce.Zdrugiejstrony,czymogłazarzucaćmukłamstwo
ibezczelniegookłamać?
– Nic o tym nie wspominała – powiedział, ale jego
podejrzeniatylkosięumocniły.Nieznalisięzbytdługo,aona
byłacórkątegodraniaJohnsona.Ktowie,doczegonaprawdę
była zdolna? W myślach zaczął odtwarzać przebieg ich
ostatniej rozmowy, minuta po minucie. Szukał czegoś, co
mogło wskazywać na to, że wie o ciąży. Może dotknęła
znaczącobrzucha?Nieprzypominałsobie,bytozrobiła.Nie
miałbladegopojęciaozwyczajachciężarnych.
Dodiabła!
Nigdy mu nie przyszło do głowy, że mogłaby być w ciąży.
Co było dość głupim założeniem, wziąwszy pod uwagę, że
kochalisięprawieconoc.
– Mogła nie mieć jeszcze żadnych objawów – zauważyła
lekarka i wzruszyła ramionami, jakby to nie miało żadnego
znaczenia.Jakbytoniebyłanajważniejszainformacjawżyciu
Mattea Vin Santo. Jakby to, czy Skye wiedziała o ciąży, nie
zmieniało wszystkiego. Jeśli z premedytacją chciała ukryć
przednimciążę,niewybaczyjejtego.
–Dzieckunicniegrozi?–zapytał.
–Nicniepokojącegoniewykryliśmy–zapewniłalekarka.
On i Skye rozmawiali o dzieciach tylko raz. Skye uważała,
żejestjeszczenatozamłoda,aMatteoożeniłsięzzupełnie
innego powodu, którego wtedy nie mógł jej wyjawić. Oboje
uznali, że dzieci to temat ważny, ale odłożyli go na później.
W każdym razie on go nie lekceważył i Skye musiała
wiedzieć,żewiadomośćociążybyładlaniegoważna.
Najprawdopodobniej jednak postanowiła ukryć przed nim
tenfaktiwychowaćdzieckosamotniepodswoimpanieńskim
nazwiskiem.
Omalniezatrząsnąłsięzezłości.
–Żonamiałaprzysobietorbę–rzuciłzamyślony.
– Tak, ktoś ją zabrał z chodnika. Poproszę, żeby ją panu
przyniesiono.
–Dziękuję–powiedział.
Zniecierpliwiony czekał na powrót lekarki, ale wraz
zupływającymiminutamizacząłpodejrzewaćnajgorsze.Skye
byłataknieugiętawkwestiirozwodu.Chciałagouzyskaćjak
najszybciej,bowiedziała,żeniemaczasu.Zachętąmiałbyć
hotel. Przeklęty hotel. Skoro ożenił się z powodu hotelu, to
czemumiałbysięzjegopowodunierozwieść?
Przez swoje zaślepienie omal nie stracił tego, co w życiu
najcenniejsze.
Swojegodziecka.
Jak mógł być tak głupi? Czyżby wcześniejszy romans
z Marią niczego go nie nauczył? Był wtedy bardzo młody.
Zakochał się. Połknął haczyk, a razem z nim wszystkie jej
kłamstwa.Potymwszystkimprzysiągłsobie,żenigdywięcej
niezaufakobiecie.Aterazomaldałsięnabraćporazdrugi.
Skye należała do rodziny Johnsonów. Nie powinien o tym
nigdyzapominać.
Do sali weszła pielęgniarka i podała mu torbę Skye,
zamkniętą w dużym plastikowym worku. Odebrał ją bez
słowa i otworzył jednym szarpnięciem. W torbie znalazł
dokumenty
rozwodowe
i
umowę
sprzedaży
hotelu.
Wyszarpnął plik papierów z torby i upchnął je we wciąż
wilgotnejkieszenimarynarki.
Miałjużodłożyćtorbęnabok,gdypewienszczegółprzykuł
jegouwagę.
Sięgnął głębiej i wyjął paszport z biletem włożonym do
środka. Miała zamiar lecieć do Australii. Na bilecie wpisane
było Sydney i godzina wylotu dziś wieczorem. Biletu
powrotnegonieznalazł.
Więc miał rację? Wszystkie wątpliwości wyparowały,
pozostawiającjedynieuczuciezłościtaksilnej,żetrzęsłonim
odwewnątrz.
– Signor Vin Santo? Mamy ubrania na zmianę, jeśli
chciałby pan skorzystać. – Pielęgniarka podała mu komplet
odzieżypodobnejdotej,wjakiejchodzililekarze.
Niemógłbyterazwyjść.NiemógłzostawićSkyesamej.Nie
chciałzostawićdziecka.
–Zostanęzżoną,dziękuję–powiedziałiodebrałrzeczyod
pielęgniarki.
Po chwili do sali weszła lekarka, z którą rozmawiał
wcześniej,azaniąwtoczonosprzęt,którystanąłobokłóżka.
–Proszęsiętakniemartwić–powiedziałalekarka,widząc
minęMattea.
Podniosła w górę sukienkę Skye i odsłoniła jej brzuch. Był
taki płaski. Może lekarze się mylili? Może Skye nie była
w ciąży? Przyglądał się jej ciału, poszukując innych zmian.
Piersi miała nieduże i krągłe, akurat takie, że mieściły się
w jego dłoniach. Może faktycznie były nieco większe? Nie
będzie już miał okazji, by się o tym przekonać, pomyślał
gorzko.
Lekarka nałożyła nieco żelu na skórę Skye i przystawiła
głowicę sonografu, przesuwając ją równomiernym ruchem.
Skyewydałazsiebiegłębokiewestchnienie.
–Czytojąboli?–zapytałMatteonatychmiast?
– Ani trochę – zapewniła lekarka i przesunęła wózek
zekranem,takżebylepiejwidziałobraz.
– Może mi pani podpowiedzieć, co tutaj widać? – spytał,
próbującsiędomyślićznajomychkształtównaobrazie.
– Sprawdzam, czy narządy jamy brzusznej są w porządku.
Dziecka jeszcze nie będzie widać. Na tym etapie ciąży płód
jest wielkości fasolki. Tak, jak myślałam, nie ma powodu do
niepokoju–dodała.
– A to tutaj? – spytał, pokazując palcem falowaną linię na
doleekranu.
–Tętnopłodu.
Matteo przymknął oczy, wsłuchując się w rytm, który
z każdą chwilą uświadamiał mu, że zostanie ojcem.
Wzruszenieścisnęłomugardło.
– Proszę się przebrać, signor Vin Santo, zanim się pan
przeziębi.
Matteo nie odpowiedział. Analizował swoją sytuację,
próbującodnaleźćwniejjakiśsens.
Skye była z nim w ciąży i chciała tę informację zatrzymać
dlasiebie.
Chybaże…
Powoliobróciłgłowęwstronęlekarki.
–Pytałapani,czywiedziałem.Czyjestszansa,żeżonateż
niewiedziałaociąży?
– Jak najbardziej. Wszystko zależy od tego, czy miała
powód do zrobienia testu ciążowego. Przy nieregularnych
miesiączkachmogłanawetniezauważyć,żecośsięzmieniło.
Staralisiępaństwoodziecko?
–Nie.
Matteo nie wiedział nawet, czy Skye brała pigułki.
Zakładał, że tak, skoro twierdziła, że ma jeszcze czas na
urodzeniedziecka.
– Pana żona powinna się niedługo wybudzić, będzie pan
mógłsamjązapytać.
Tak. To było teraz dla niego najważniejsze. Ustalić, czy
Skye wiedziała o ciąży. Mimo ewidentnych dowodów, wciąż
miałnadzieję,żeniechciałagooszukać.Cośnakazywałomu
wierzyć,żeniemogłabyćażtakwyrachowana.
Ciążawszystkozmieniaławichżyciu.Dzieckozasługiwało
na lepszy los niż bycie kartą przetargową dla którejkolwiek
ze stron. A jeśli nie miało być kartą przetargową, to tym
gorzej.Gdybyniewypadek,Skyeprzygotowywałabysięteraz
dowylotu,wkrótcerozpoczęłabynoweżyciebezniego,aon
nigdyniepoznałbyswojegosynalubcórki.
Zacisnął zęby z bezsilnej wściekłości i usiadł przy łóżku.
PatrzyłnaprzykrytąpościelądrobneciałoSkyeizastanawiał
się,jakwybrnąćzsytuacji.
–Matteo?Gdziejajestem?
Wątłygłosprzedarłsiędojegoświadomości.Długopatrzył
naSkyebezsłowa.
– Jesteś w szpitalu, w Wenecji. – Jego głos drżał, mimo że
próbowałnadnimpanować.
–Szpital?–Skyezamknęłaoczy.–Zrobiłomisięsłabo.To
sięzdarza.
–Jaktosięzdarza?–zapytałnatarczywie.
Skye przesunęła dłonią po pościeli i oparła ją na brzuchu.
Widział, że walczy ze sobą. Wreszcie strach wziął górę nad
konsekwencjami.
– Co z dzieckiem? Co z moim dzieckiem? – wyszeptała,
patrzącnaniegobłagalnie.
ROZDZIAŁTRZECI
Zapadłacisza,wktórejMatteobyłwstanieodróżnićkażdy
dźwięk. Ciche pikanie sprzętu medycznego. Dobiegające
z
korytarza
rozmowy
personelu.
Szum
wentylatora
sufitowego.Wszystkieonezagłuszałyterazjegomyśli.
Skyewstrzymałaoddech,czekającnaodpowiedź.
–Powiedzmi,proszę–wyszeptała.
– Z dzieckiem wszystko w porządku – odparł wreszcie,
achłódwjegogłosiejeszczebardziejprzeraziłSkye.
Wszystkie jej wysiłki poszły na marne. Jej podróż do
Wenecji, hotel jako przynęta, by jak najszybciej podpisał
papieryrozwodowe,zanimbędziezapóźno…Zanimnabierze
podejrzeń, czemu służył jej pośpiech. Teraz wszystko to nie
miało znaczenia. Liczyło się tylko zdrowie dziecka. Łzy
napłynęłyjejdooczu.
–DziękiBogu,Matteo.
– Będziesz podłączona do aparatury jeszcze przez kilka
godzin.
– Nic mi nie jest. Muszę się tylko przyzwyczaić –
powiedziałaiwyjęłapodłączonądowenflonukroplówkę.
Z trudem dźwignęła się w górę i wstała, ale była na tyle
słaba, że Matteo zerwał się i ją przytrzymał. Tego tylko
brakowało,byznowustraciłaprzytomność.
– Nie trzeba. – Odtrąciła jego rękę, ale nie dawał za
wygraną.Przypominałapostrzelonąantylopę,ajejstrachbył
namacalny.
Bała się jego? Jego złości? Tego, co sobie o niej myślał?
Powinnasiębać,uznał.Tymbardziejżewiedziałaociąży.
–Kiedy,dodiabła,zamierzałaśmipowiedziećodziecku?–
zapytał,ledwietłumiącwściekłość.
–Niekrzycz–wyszeptała,zasłaniającsobieuszy.
Matteo siłą posadził ją na łóżku i stanął tak, by nawet nie
pomyślałaoucieczce.
– Wcale nie zamierzałaś mi powiedzieć, prawda? –
powiedziałprzyciszonymgłosem.
Spuściłaoczy.
–Tonietwojasprawa–odparła.
– Moje dziecko nie jest moją sprawą? Skąd takie rzeczy
przychodzącidogłowy
– Nie chciałeś mieć ze mną dziecka. Potraktuj to jak
przysługę.Niebędzieszmusiałwychowywaćdzieckazkimś,
nakimciwogóleniezależało.
– Nie uważasz, że dziecko ma prawo znać swojego ojca?
Chciałaśtouniemożliwić,przyznajsię.
Skye wpatrywała się w niego intensywnie, jakby szukając
wjegooczachwłaściwejodpowiedzi.
–Dostałeśswójhotel.Odzieciachnigdyniebyłomowy.
–Cozaróżnica.Takczyowak,tomojedziecko.
Po tym, jak ją oszukał, rozkochał w sobie i wciągnął
w małżeństwo, aby podstępem wyłudzić hotel, miała mu się
teraz tłumaczyć? Chciała od niego tylko miłości, ale on nie
był do niej zdolny. Nie wierzyła prasie, w której pisano, że
jestbezwzględny,żeniemaserca.Uwierzyłanatomiastwto,
żepodobnepochodzenieifakt,żeobojebylisierotami,zbliży
ichdosiebieizagwarantujeszczęście.
Wjakisposóbmiałamuterazwyjaśnić,żejejdecyzjabyła
najlepsza nie tylko dla niej, ale także dla niego, a przede
wszystkim dla dziecka. Nic sensownego nie przychodziło jej
dogłowy,aprzecieżczuła,żemarację.
– Nie chcę wychowywać dziecka z tobą. Nie chcę, żeby
mojedzieckopatrzyłonamnieiwidziałomnienieszczęśliwą.
Tobyłobyokrutne.
– Nie będziesz sama decydować o tym, kto ma
wychowywaćmojedziecko–przerwałMatteo.
– Podpisałeś papiery rozwodowe, praktycznie nie jesteśmy
jużmałżeństwem–powiedziałaSkye,chwytającsięostatniej
deskiratunku.
Matteoskrzywiłsięzłośliwie.
– Nie będzie żadnego rozwodu. – Teatralnym gestem
wyszarpnął z kieszeni dokumenty i podarł je na drobne
kawałki.–Dzieckozmieniłowszystko!
Skye otworzyła szeroko oczy, patrząc na strzępy
dokumentówwalającesiępopodłodze.
–NiepozwolęciwyjechaćzWłochizabraćzesobąmojego
dziecka!
– Nie zatrzymasz mnie – wyszeptała tylko i obronnym
gestemzasłoniłabrzuch.Wyglądałanaprzerażoną.
– Jasne, że zatrzymam. Jeśli będzie trzeba, jeszcze dziś
sprawatrafidosądurodzinnego!
– I tak wyjadę. Nie mam nawet obywatelstwa włoskiego.
Żadensądniezmusimnie,żebymtutajzostała.
Podniósłtylkorękę,uciszającjątymprostymgestem.
– Być może. Przekonamy się o tym, za jakiś czas. Ale
o sprawie będzie głośno i moje dziecko prędzej czy później
dowie się, że o nie walczyłem. Nie cofnę się przed niczym,
zapamiętaj to sobie. Żyjąc od rozprawy do rozprawy
i czytając o sobie w gazetach, zatęsknisz za czasami, kiedy
byliśmyzwyczajnymmałżeństwem.
Skyewzdrygnęłasięmimowoli.
– Nie zrobisz tego. Wiem, jak bardzo chronisz swoją
prywatność.
–Zrobięwszystkodlamojegodziecka!
– Więc pozwól mi je wychowywać. Tak będzie lepiej. Nie
chcę ci zabraniać kontaktu… – dodała, czując, że musi pójść
naustępstwo.
–Akonkretnie?
– Będziesz mógł odwiedzać dziecko, powiedzmy kilka razy
wroku.JamogęczasamiprzyleciećdoWłoch.Uzgodnimyto
międzysobąjakresztamałżeństw,któresięrozwodzą.
– Twoi rodzice nie żyli ze sobą. Mówiłaś, że nie znosiłaś
podróżowania między jednym domem a drugim. A teraz
proponujesz,żebytakisamlosspotkałnaszedziecko?
Skye zastygła. Zdziwiło ją, że pamiętał takie rzeczy, bo
rzadko się zwierzała. Widocznie jednak na tyle często, że
mógłtegoterazużyćprzeciwkoniej.
–Zorganizujemytolepiejniżoni.
–Niebędziemyniczegoorganizować!
– Oszalałeś? Nie możesz mnie zmusić, bym tkwiła w tym
małżeństwie.
– To ty oszalałaś, chcąc odebrać mi dziecko. I tak
dowiedziałbymsięprawdy.
– Skąd? – zapytała zupełnie poważnie. – Gdybym nie
zemdlała na środku ulicy i nie trafiła do szpitala, nigdy byś
sięniedowiedział.–PoliczkiSkyepobladły.–Przenigdy!
– Dlatego, że postanowiłaś rozpłynąć się w powietrzu
i ukrywać przede mną dziecko! – Patrzył na nią
z potępieniem. – A gdybyś poznała innego mężczyznę?
Wyszłabyś za niego? Wychowywałabyś z nim moje dziecko?
Naprawdę pozwoliłabyś, żeby mój syn albo córka dorastali,
nieznającnazwiskaswojegoojca?
Twarz Skye była biała jak ściana i Matteo poczuł, że przy
jej stanie powinien wyhamować. Dać jej chwilę na złapanie
oddechu i wyciągnięcie własnych wniosków. Tylko że oboje
stali
po
dwóch
stronach
barykady.
Matteo
był
zdeterminowany, by przywrócić dawny blask rodzinnemu
imperium. Skye natomiast wywodziła się z rodziny, która
chciaładoprowadzićjegorodzinędoupadku.Aterazjeszcze
zamierzała pozbawić go dziecka. Trudno było o większego
wroga.
– Odpowiadaj, kiedy do ciebie mówię! – zdenerwował się,
a gdy nie zareagowała, chwycił ją w pasie i korzystając
ztego,żerozchyliłaustawniemymzdziwieniu,pocałowałją
z pasją i zaborczością, jakiej nigdy do tej pory przy niej nie
poczuł.
– To moje dziecko. A ty jesteś moją żoną! – szeptał,
obsypując pocałunkami jej twarz. – Nie pozwolę ci odejść.
Nieteraz.
Wypuścił ją z objęć, gdy przestała stawiać opór i poddała
siępocałunkom.
–Wróciszzemnądodomu–powiedział.
Nie było to pytanie, ale Skye poczuła, że musi walczyć do
końca.
–Tonicnieda.
–Oczywiście,żeda–zaprzeczył.–Niepozwolęciwywieźć
dziecka na drugi koniec świata. Wychowam je sam albo
ztwojąpomocą.Wybieraj,cowolisz.
– Co takiego? – wyjąkała, przerażona tą groźbą nie na
żarty.–Żadensądnieprzyznaciwyłącznejopieki!
OczyMatteaniebezpieczniesięzwęziły.
– Czy ty w ogóle wiesz, kim ja jestem? Jeśli mi na czymś
zależy,dostanęto.
Skyepoczułazimnydreszczprzebiegającyjejpoplecach.
Tobyłaprawda.Wziąłzniąślub,żebyodzyskaćhotel.Nie
miałbyskrupułów,żebyzniszczyćjejżycieiodebraćdziecko.
–Zrobięwszystko,żebydzieckozamieszkałozemnąibyło
wychowywaneprzezemnie.Tutaj,wWenecji,gdziejestjego
dom.Maszmojesłowo,Skye.
Potrząsnęła głową w proteście, ale jej serce zdążył
wypełnićstrach.
A jeśli to prawda, że odbierze jej dziecko? Musiała jak
najszybciejporozmawiaćzprawnikiem.
– Jeśli chcesz ze mną walczyć, wiedz, że nic mnie nie
powstrzyma.Zmieniętwojeżyciewtakiepiekło,żebędziesz
błagać, bym więcej nie stanął na twojej drodze. Nie oddam
dziecka.Zanicnaświecie!
Skye drżała na całym ciele, ale zdołała się unieść
i wyciągnąć rękę w jego stronę. Głuche trzaśnięcie rozległo
sięwpokoju.
– Jak śmiesz! – krzyknęła, wpatrując się w czerwieniejącą
najegopoliczkuplamę.
–Powtarzamjeszczeraz,nicaniniktmnieniepowstrzyma.
Dostanęto,czegochcę.
–Chcesznaszegodziecka,tak?
–Sì–potwierdził.–Alechcętakżeciebie.
Jejsercedrgnęłoboleśnie.
– Dlaczego? – Tego zupełnie nie potrafiła zrozumieć.
Przecieżnawetjejniekochał.
– Jesteś moją żoną – powiedział, wzruszając ramionami. –
Chcę,żebyśwróciładomojegożyciaidomojegołóżka.
– Jak możesz myśleć teraz o seksie? Jak śmiesz
przypuszczać, że po tym wszystkim będę chciała z tobą
sypiać? To jest ohydny szantaż. Nienawidzę cię. Jesteś
najgorszymczłowiekiemnaświecie.
– Być może – zgodził się. – Ale sama powiedziałaś, że od
nienawiścidomiłościjesttylkokrok.
–Nigdycięniepokocham,ażtakgłupianiejestem.
– Nie musisz mnie kochać, wystarczy, że będziesz mnie
pragnąć.Tosięchybaniezmieniło?
Skye uciekła spojrzeniem w bok. Nie umiała jeszcze
obronićsięprzedpożądaniem,którerozbudzałwniejMatteo
samąswojąobecnością.
–Niemamowy,żebymkiedykolwiekjeszczeposzłaztobą
do
łóżka
–
powtórzyła,
ale
musiało
to
zabrzmieć
nieprzekonująco, bo Matteo pochylił się i cmoknął ją
wpoliczek.
– Będziesz błagać, żebym cię wziął, a ja zrobię to
zprawdziwąprzyjemnością,drogapaniVinSanto.
Skye bawiła się wisiorkiem, przesuwając go po złotym
łańcuszku
z
jednej
strony
na
drugą.
Zapatrzona
w zachodzące słońce, zastanawiała się, czy jej samolot już
wyleciał. Mogła siedzieć teraz na pokładzie i myśleć
o rozpoczęciu nowego życia. Z dala od Mattea Vin Santo
ijegokłamstw.
Dziwnie się czuła, wracając znowu do willi, w której
mieszkali po ślubie. Nic się nie zmieniło, a jednak wszystko
wyglądało inaczej. Kiedy była tu ostatnim razem, dom był
wypełniony jej zachwytem, miłością do świeżo poślubionego
męża, pożądaniem… Tak łatwo uwierzyła w to, że Matteo
darzy ją głębokim uczuciem, podczas gdy on knuł tylko, jak
przejąćhotel.
Z bólem serca pomyślała o ich nocy poślubnej. Gdyby to
zależało od niej, wskoczyłaby mu do łóżka już po pierwszej
randce. Matteo nalegał, by zaczekali z seksem do ślubu.
Wtedywydałojejsiętoszalenieromantyczne.Dopieroteraz
rozumiała,jakizamysłsięzatymkrył.Takimianowicie,byto
onanalegałanaślub.Rzeczjasna,osiągnąłswójcel,aponim
wszystkiekolejne.
Teraz wróciła do ich dawnego wspólnego domu. W ciąży,
nadal go pragnąc, ale już pozbawiona uczucia i wszelkich
złudzeń.Cozakoszmar!
Nienawidziła go za to, że wciąż miał nad nią tyle władzy.
Wystarczył jeden pocałunek, by znów zaczynała myśleć
ogorącychnocach,którebyływażnączęściąichmałżeństwa.
Usłyszawszyzaplecamijakiśszelest,odwróciłasię.Ciemna
kurtynajejwłosówprzesunęłasięzramienianaplecy.
–Kolacjajestgotowa.
Prawie nie rozpoznała jego głosu. Był chłodny jak wtedy,
gdy prowadził rozmowy służbowe przez telefon. Popatrzyła
z powrotem w stronę okna, na czerwonozłote słońce kryjące
sięzahoryzontem.
– Nie jestem głodna – powiedziała i przymknęła powieki,
jakbychcączatrzymaćobrazzachodusłońcanadłużej.
–Nicmnietonieobchodzi.Jesteśwciąży,musiszjeść.
– Zjem, kiedy będę chciała – odparła i podkuliła nogi,
opierającbrodęnakolanach.Słyszała,żepodszedłbliżej,ale
niezaryzykowałaspojrzeniawjegostronę.
–Zamierzaszwykłócaćsięzemnąowszystko?
Teraznaniegopopatrzyła.
–Jasięztobąniekłócę.
–Gdybyśsięniekłóciła,bylibyśmyjużwpołowieschodów.
– Skye nie zareagowała. – Melania przygotowała twoje
ulubionedanie.Będzierozczarowana,jeśliniezejdziesz.
–Toniefair–odparłacichymgłosemSkyeiwestchnęła.
PosłużeniesięMelaniąbyłopodłe,nawetjaknaniego.
–Dlaczego?Wiemprzecież,żesięlubiłyście.
–Poprostucieszyłasię,żemożewtymdomuporozmawiać
zkimśnormalnym–dodała,dającwyrazswojejfrustracji.
PrzyleciaładoWenecji,mającdozrealizowanaprostyplan.
I była już tak blisko odzyskania całkowitej wolności. Gdyby
wtedynieupadłanaulicy…Gdybyonjejniezauważył…
Zacisnęłapowieki,zatrzymująccisnącesiędooczułzy.
– Odświeżę się tylko i za chwilę zejdę – rzuciła
zrezygnowana.
Matteo
odetchnął
z
ulgą,
jak
jej
się
zdawało,
ipomaszerowałwstronękorytarza,zostawiającjąsamą.
ROZDZIAŁCZWARTY
–Widziszteobrazy,Matteo?
Oczy ośmiolatka wodziły za palcem dziadka wskazującym
naścianę.
–Conanichjest?
Nonnouśmiechnąłsięzdumą.
– Namalował je uczeń Modiglianiego. Widać jego styl po
tym,jakoddanesąrysytwarzy.
Matteo pokiwał głową, choć nie miał pojęcia, kim był
Modigliani ani nie potrafiłby opisać jego stylu. Wiedział
jednak, że jeśli pokiwa głową i przynajmniej będzie udawał,
że wie, wprawi dziadka w zadowolenie. Odkąd z nim
zamieszkał, z dnia na dzień stawało się to dla niego coraz
ważniejsze.
– Spędzał w naszym hotelu każde lato, a zamiast zapłaty
zostawiał obrazy. W taki sposób twój praprapradziadek stał
sięwłaścicielemtychwszystkichobrazów.
–Modiglianiego?–zapytałMatteo.
–Nie,jegoucznia.
–Czyonedużokosztują,dziadku?
–Sącenne,aleniesąnasprzedaż.Topamiątka.Pewnego
dnia będą twoje, żebyś mógł je podziwiać, dbać o nie
iwreszcieprzekazaćjeswojemusynowi,aonswojemuitak
dalej, i tak dalej. To część historii naszego rodu, Matteo.
Wtymtkwiichprawdziwawartość.
Oczy trzydziestodwuletniego Mattea patrzyły teraz na ten
samobraz,którypokazałmudziadek,gdymiałosiemlat.
–SignoraVinSanto!–MelaniaucieszyłasięnawidokSkye.
Matteoodwróciłzamyślonespojrzenieodobrazuizobaczył
swojążonęginącąwuściskugospodyni.
–Taksięcieszę,żewróciłapanidodomu!
–Mnieteżmiłocięwidzieć,Melanio.Codobregosłychać?
– Ach, jestem taka zabiegana. Proszę siadać, już podaję
risotto.Paniulubione.Anadeserbędącannoli.
– Dziękuję, masz świetną pamięć – powiedziała Skye
iuśmiechnęłasię.
Potem usiadła przy stole, rozłożyła na kolanach serwetkę
i… ani razu nie spojrzała na Mattea. Jakby w ogóle go nie
byłowjadalni.
Taobojętnośćnapokazniesłychaniegowkurzała.Czuł,że
Skye nadal nie umiałaby się mu oprzeć. Robiła jednak
wszystko,bysprawiaćwrażenieniedostępnej.
Włosy miała związane w grzeczny warkocz, a gęsta
grzywka prawie zakrywała jej oczy. Na sobie miała rzeczy,
które należały do niej, zanim odeszła z domu. Nadal wisiały
w jej garderobie. Nie tknął niczego, jakby przeczuwając, że
kiedyśwróci.
– Może opowiesz mi, jaki właściwie miałaś plan – zapytał,
kiedy usadowiła się wreszcie i wzięła do ręki widelec,
zanurzając go w kopczyku parującego ryżu pachnącego
szafranem.
Podniosła głowę, ale widząc lekko kpiący uśmiech,
skrzywiłasię.
–Toniemajużżadnegoznaczenia.
–ZamierzałaśzaszyćsięwAustralii?
Wyprostowałasięinamomentzastygławbezruchu.
–Skądotymwiesz?–zapytała.
–Znalazłembiletwtwojejtorebce.PrzyleciałaśdoWenecji
tylkoporozwód,tak?
Skyeprzełknęłajedzenieisięgnęłaposzklankęwody.
– Miałam zostać na weekend? – odparowała, nie kryjąc
sarkazmu. – A może chciałeś mi pokazać miasto albo zabrać
naprzejażdżkęgondolą?
–Spodziewałemsięchoćbypoinformowaniamnie,żejesteś
w ciąży. Ale znając twojego ojca, wcale się nie dziwię, że
próbowałaśmnieoszukać.
Stwierdzenietorozsierdziłoją,aleizawstydziło.
–Dobrze,żeotymwspominasz.Gdybynietwojeoszustwo,
niebyłobydzisiejszejsytuacji,prawda?
– I z zemsty za to, że poczułaś się oszukana, postanowiłaś
ukryćciążęiodebraćmidziecko?
– Twoje oszustwo jest faktem i nie ma nic wspólnego
zmoimiodczuciami.Pozatymniezamierzałamsięmścić.
–Więcdlaczegoniepowiedziałaś,żejesteśwciąży?
Patrzyłananiegodłuższąchwilę.Jakmiałamutowyjaśnić,
a jednocześnie ukryć, że złamał jej serce. Nie raz, ale
każdego ranka, odkąd odeszła i odkąd budziła się w łóżku
sama.
Duma nakazywała jej to przemilczeć. Wystarczyło, że ją
zranił do żywego. Nie musiała znosić uśmieszku złośliwej
satysfakcji.
– A ty dlaczego nie powiedziałeś mi o hotelu? Gdybyś
powiedział, że ci na nim zależy albo że chcesz go kupić,
zastanowiłabymsięnadtym.
– Po zastanowieniu mogłabyś odmówić – powiedział, nie
kluczącwokółtematu.–Jakdowiedziałaśsięprawdy?
– Zapytałam mojego prawnika. Powiedział mi wszystko
o sporze między naszymi rodzinami. Także o tym, że
próbowałeśjużwcześniejkupićhotel,aleojciecniechciałci
go sprzedać. Podobno groziłeś, że go zniszczysz i że zapłaci
zato,cozrobił.
Skye poczuła zimny dreszcz między łopatkami. Gdyby tata
dożył ich ślubu, na pewno uznałby ich małżeństwo za taką
właśniezapłatę.
– Ten sam prawnik doradziłby ci, żebyś nie sprzedawała
hotelu.Zwłaszczamnie.
Niestety,znowumiałrację.Przecieżniesprzedałabyhotelu
komuś,ktouważałjejojcazawroga.
–Niemogłeśtegowiedziećnapewno.
–Nietylkomogłem,alewiedziałem–odparłtwardo.
– Niech ci będzie. Dlatego postanowiłeś uwieść mnie,
niewinnądziewczynę,oświadczyćsięiwziąćślub?Wszystko
poto,żebymprzepisałanaciebiehotel?
– Ten hotel jest dla mnie ważny. Nie mogłem pozwolić, by
znowuktośmigoodebrał.
– A niech cię, Matteo! – przerwała mu. – I to ma być
wytłumaczenie?Poprostustrzeliłeśdocelu,ajaoberwałam
rykoszetem.Wedługciebietonic?
Matteozacisnąłusta.
– Ten hotel nigdy nie powinien był trafić w wasze ręce.
Musiałemgoodzyskać.
Skye
przymknęła
powieki.
Długie
rzęsy
utworzyły
półokrągłe cienie na jej bladych policzkach. Słowa Mattea
były kolejnym potwierdzeniem, którego właściwie nie
potrzebowała.
–Całenaszemałżeństwobyłodlaciebietylkogrą…
Opuściłagłowęzrezygnacją.
Matteowstałipodszedłdoniej.
–Niecałe…–Niskizmysłowygłospowinienjąostrzec,ale
Skyebyłatakroztrzęsiona,żeniemyślałalogicznie.
–Nie?Więccośdomniejednakczułeś?
–Ależtak,cara.Trudnoudawaćto,conasłączyło…
Podniosłasięipodeszładookna.Wszystko,cowtejchwili
do niej docierało, to bicie serca i szum krwi płynącej
w żyłach. Oczywiście, że coś do niej czuł, ale tym czymś na
pewnoniebyłamiłość.
–Byłaśdziewicą,kiedy…Niespodziewałemsiętego.
Zacisnęła powieki. Ich noc poślubna. Kiedyś tak piękna
i romantyczna, teraz na zawsze już pozostanie skażona
kłamstwemiintrygą.
–Tak,byłamdziewicą.Byłamteżstraszniegłupia.
–Dlaczego?
–Powinnamprzejrzećtwojezamiary.Jestemnasiebietaka
wściekła. I na ciebie! – Odsunęła się gwałtownie, czując, że
Matteo znowu narusza jej granice. Za nią była już tylko
ściana. – Naprawdę myślałeś, że bez namysłu przepiszę na
ciebie hotel? Jeśli nauczyłam się czegoś od ojca, to właśnie
uważnego czytania umów. Ale zostawmy to już. Jestem
gotowaprzekazaćcitenhotel,jeżelidaszmirozwód.
Matteosięroześmiał.
–Nie.
–Przecieżtegowłaśniechcesz.
– Myślisz, że hotel jest dla mnie ważniejszy od mojego
dziecka? – W jego oczach, które znajdowały się ledwie
paręnaściecentymetrówojejtwarzy,dojrzałagniew.
– Tak właśnie myślę – odparła głosem przepełnionym
smutkiem.–Tenhoteltotwojaobsesja.
– Nie widzisz, że zasady gry się zmieniły? Moje dziecko
odziedziczy ten hotel, niezależnie od tego, co się z nami
stanie. Tak czy siak, hotel wróci do rodziny Vin Santo. O to
mi chodziło. A my nadal jesteśmy małżeństwem. To, co
należydociebie,jesttakżemoje,czyżnie?
Skyezazgrzytałazębami.
–Owszystkimpomyślałeś,prawda?
– Nie do końca. – Matteo demonstracyjnie westchnął
i zrobił ćwierć kroku do przodu, niemal przygniatając ją do
ściany. – Nadal nie wiem, jak mamy razem wychowywać
dziecko,jeślibezprzerwysiękłócimy.
PoliczkiSkyeodzyskałyżywszykolor.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby moje dziecko
było szczęśliwe. Nawet gdybym musiała udawać, że cię
znoszę.
Roześmiałsięcicho.
– A to? – zapytał i przysunął się tak blisko, że poczuła
muśnięcie jego warg na ustach. Dłonie wsunęły się pod jej
bluzkę i objęły jej szczupłą talię. – To też będziesz skłonna
znieść?
Jęknęła w duchu i zamknęła oczy, by nie widzieć triumfu
w jego spojrzeniu. Gdyby dała mu do zrozumienia, że go
pragnie, natychmiast wykorzystałby to przeciwko niej. Był
klasycznym przykładem bezdusznego drania. Szkoda, że ten
argument nie przemawiał do jej słabego i głodnego seksu
ciała.
–Nie–usłyszałaswójgłos.–Iwiem,żeniebędzieszmnie
dotegozmuszał.
Matteoznieruchomiał.
–Zmuszaćcię?Zakogotymnieuważasz?
– Myślę, że jesteś okropnym człowiekiem. Zdolnym do
wszystkiego. Nienawidzę cię! – Nawet nie podniosła głosu.
Cała ta rozmowa i wnioski, do jakich dzięki niej doszła,
napawałyjąsmutkiem.
–Myślisz,żezmusiłbymcię,żebyśzemnąsypiała?
– Dlaczego nie? Zmusiłeś mnie do ślubu. To przecież to
samo.
Matteo gwałtownie się odwrócił i podszedł do stołu. Wziął
kieliszekwinaiwypiłsporyłyk.Widziała,żejestwzburzony.
Ucieszyłoją to.Niech choćprzez chwilę poczujeto samo co
ona.
–Wyszłaśzamniezwłasnejwoli–powiedział,niepatrząc
na nią. – Wybrałaś życie u mojego boku. Ja tylko chcę, byś
dotrzymałaprzysięgimałżeńskiej.
JegotokmyśleniawydałsięSkyekuriozalny,aleteżtrudny
dozakwestionowania.
–Wybrałamtakieżycie,bokarmiłeśmniekłamstwami.
–Tak,jużtomówiłaś,alewktórymmiejscuskłamałem?
–Kłamałeśprzezcałyczas!
–Kiedykonkretnie?Cobyłokłamstwem?
Skye otworzyła usta ze zdumienia. To już był szczyt
bezczelności.
–Niechodzioto,comówiłeś,aleoto,żeudawałeśkogoś,
kimniebyłeś.
–Wtakimraziekogoudawałem?
– Kochającego męża – wyszeptała, czując, z jakim trudem
przychodzi jej wypowiedzenie kilku słów prawdy. Całe
szczęście, że nigdy szczegółowo nie opowiadała, jak bardzo
sięczułasamotna,zanimgospotkała.Przynimpierwszyraz
w życiu poczuła się ważna, chciana, uwielbiana. Że też
właśnietomusiałosięokazaćmaskaradą!
–Czykiedykolwiekpowiedziałem,żeciękocham?–zapytał,
nie zdając sobie zapewne sprawy z tego, jak raniące były to
słowa.
– Nie – przyznała. To ona mu mówiła, że go kocha.
Mnóstwo razy. – Ale musiałeś wiedzieć, że z twojego
zachowaniamogłamwywnioskować,żemniekochasz.
–Miłośćjestbezznaczenia–uciąłniecierpliwie.
Byłjużrazzakochanyiniepodobałomusiętoanitrochę.
–Dlamniemaznaczenie.Miłość,pożądanie,przywiązanie.
Todlamniejednoitosamo.
Matteo wrócił do niej. Stał tak blisko, że mogła poczuć
ciepłobijąceodjegociałaikontrastującezoziębłościąserca.
– Tu nie ma miejsca na miłość, cara. Lepiej przyjmij to do
wiadomościrazemzpropozycją,jakąmamdlaciebie.
–Propozycją?
– Tak. Proponuję ci powrót do mojego łóżka i przyrzekam,
żeniebędzieszrozczarowana.
SłowaMatteaażdoterazzaprzątałymyśliSkye.Niemogła
udawać, że nie rozważa jego propozycji. Że nie podziałała
onanajejwyobraźnięjakszampannapustyżołądek.
Problem polegał na tym, że Matteo był świetny w łóżku.
Niemiałacoprawdaporównania,alejużsamfakt,żezawsze
umiał doprowadzić ją do orgazmu, był dobrą wskazówką.
Szybko się nauczył reakcji jej ciała. Wystarczyło jedno
dotknięcie,bymiałananiegoochotę.Nauczyłjąwszystkiego
o seksie, pożądaniu i zmysłowości. Był delikatny, gdy
rankiem budził ją, całując każdy fragment jej ciała.
Zdecydowany, gdy tego potrzebowała. Nigdy wcześniej nie
odmówiłamuseksu.
A teraz, kiedy rozregulowane ciążą hormony rządziły jej
ciałem, a zmysły niepodzielnie panowały nad rozumem,
odmowawydawałasięjeszczemniejprawdopodobna.
Obróciła się na drugi bok. Kilka metrów dalej znajdowała
się ściana pokryta tapetą o skomplikowanym wzorze. Skye
zamrugała powiekami, w których ni stąd, ni zowąd zebrały
się łzy. Emocje, które jakoś okiełznała podczas kolacji,
domagały
się
ujścia.
Przycisnęła
dłoń
do
brzucha,
wyobrażającsobieswojedziecko.Niemalodpierwszegodnia
po ślubie chciała zajść w ciążę, choć oficjalnie nigdy się do
tego nie przyznawała. Zdarzało im się kochać bez
zabezpieczeniaiSkyezawszemiałanadzieję,żewłaśnietego
dniazajdziewciążę.
Kiedy po swoim odejściu dowiedziała się, że będzie miała
dziecko, początkowo była przerażona wizją samotnego
macierzyństwa.
Z
czasem
jednak
coraz
bardziej
przyzwyczajałasiędomyśli,żejejsamotnośćbędzieinnaniż
w czasach, zanim poznała Mattea. Wiedziała, że zrobi
wszystko, by wynagrodzić dziecku brak ojca. Jej dziecko
miałobyćmądre,kochaneizadbane.I,rzeczjasna,nigdynie
będzie zdolne do takich czynów, jakich dopuścił się jego
ojciec!
Była w o wiele lepszej sytuacji niż wiele kobiet, ponieważ
nie musiała martwić się o finanse. Ojciec zostawił jej spory
majątek, jednak nigdy nie miała zapędów, by uważać siebie
za bogaczkę, a teraz, by wychować dziecko na dziedzica
fortuny. Po sobie doskonale wiedziała, że pieniądze nie są
wstaniezastąpićmiłości,życzliwościizwykłegotrwaniaprzy
drugiejosobie.Tego,czegojejzawszebrakowałowżyciu.
Brak miłości i towarzyszące jej od zawsze poczucie
osamotnienia były jej najlepiej strzeżoną tajemnicą. Nie
zwierzała się z tego nikomu. Nawet Matteo wiedział tylko
mgliście, że jej rodzice rozwiedli się i poświęcali jej jeszcze
mniej czasu, niż kiedy byli razem. Dopiero potem zaczęła
podejrzewać, że Matteo w jakiś sposób wyczuł, że ktoś tak
spragniony miłości i uwagi jak ona będzie idealnym
narzędziem,któredoprowadzigodocelu.
Karmiłjąkłamstwami,aonatakchętniebraławszystkoza
dobrą monetę. Nic nie zwróciło jej uwagi, jakby miłość
kompletnie pozbawiła ją krytycznego myślenia. A przecież
wiele lat wcześniej boleśnie się przekonała, że baśnie
o szczęśliwym zakończeniu nie istnieją. Dlaczego więc tak
łatwootymzapomniała?
ROZDZIAŁPIĄTY
Dwalatawcześniej
Bez wątpienia był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego
Skye widziała w całym swoim życiu. Jej oczy mimowolnie
podążałyzakażdymjegogestem,choćwiedziała,żepowinna
bardziej się skupić na rozmowie, w której właśnie brała
udział. Całe to przyjęcie zorganizowane było z myślą
o fundacji charytatywnej wspieranej przez jej rodzinę, a ona
byłaostatniążyjącąspadkobierczyniąfortunyJohnsonów.
Z biegiem lat szeregi ich dumnego niegdyś rodu
systematyczniesiękurczyły.Jejprapradziadekmiałsześcioro
dzieci. Dziadek czworo, a ojciec z jego niechęcią do
ustabilizowania się i niewątpliwym talentem do zdradzania
żon,wychował,oilemożnabyłotaktookreślić,tylkoją.
Skye była owocem związku ojca z pewną stewardesą
i gdyby nie interwencja dziadka, jej rodzony ojciec pewnie
nigdybysięniedowiedziałojejistnieniu.
Oczywiście,miałakuzynów.Jednakpodczasgdyimdostały
się milionowe fortuny, ona została z nieruchomościami oraz
firmami,którymizarządzałojciec.
Jego śmierć, wskutek wypadku na nartach, była dla
wszystkich
szokiem,
szczególnie
że
był
doskonałym
narciarzem. Ledwie parę tygodni później zmarł dziadek.
Plotki mówiły o złamanym sercu, ale Skye podejrzewała, że
stanjegosercamógłmiećwięcejwspólnegoznadużywaniem
whisky.
Miaładziewięćlat,gdyzostałanaświeciesama,nielicząc
prawników i pełnomocników zarządzających majątkiem do
czasu,
gdy
będzie
pełnoletnia.
Wychowywana
przez
zmieniające się jak w kalejdoskopie nianie, trafiła do szkoły
z internatem, w której czuła się równie obco jak w domu.
Kontaktyzciotecznąbabkąograniczałysiędowizytwczasie
świątiwakacjiszkolnych,itotylkowtedy,gdynieznalazłsię
nikt,ktomógłbysięniązająć.
Skye odszukała wzrokiem mężczyznę, którego uroda
całkowicie ją zafascynowała, i tym razem napotkała jego
spojrzenie.Przyglądałjejsię,możenawetodjakiegośczasu.
Zamyślona,przegapiłatenmoment.
– Do świąt planujemy otworzyć hospicjum dla dzieci –
powiedziałprezesfundacji,panWu.Okrągłatwarzzwrócona
kuSkyepromieniałaradością.
–Towspaniałewieści!–Skyepokiwałagłową,starającsię
przypomnieć sobie, o czym wcześniej rozmawiali. Lubiła
pracę w fundacji, która była jej pierwszą inicjatywą
zrealizowaną w roku, gdy skończyła dwadzieścia jeden lat
izyskaławładzęnadwszystkimizasobamirodziny.Towtedy
zaczęła regularnie pojawiać się na posiedzeniach zarządu.
Z czasem coraz chętniej na nich bywała, studiowała
wszystkie dokumenty, a nawet chciała się zapisać na studia
prawnicze, żeby oprócz wiedzy praktycznej, uzupełnić także
teorię.Najbardziejpochłaniałająjednakpracawfundacji.
Oczy mężczyzny były ciemne, przypominały granitową
skałę. Nigdy podobnych nie widziała. Kruczoczarne włosy
były
zaczesane
do
tyłu.
Męskie
rysy
świadczyły
o zdecydowaniu. Czy był przystojny? Nie mogła się
zdecydować. Na pewno robił wrażenie. Choć nie był piękny
jak hollywoodzcy amanci, potrafił przykuć jej uwagę, a stała
nadrugimkońcusali.
Być może chodziło o posturę. Był wysoki, miał szerokie
barki i przypominał wojownika. Z łatwością mogła go sobie
wyobrazićwbłyszczącejzbroi,ruszającegodoataku.
Silny dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie. Twarde sutki
ocierały się o materiał gorsetu sukienki. Na policzki
wystąpiłyrumieńce.PanWudalejcośmówił,żywoprzytym
gestykulując,aleSkyemiałaproblemnawetzrozróżnieniem
poszczególnych
słów.
Stanowiły
one
tylko
tło
dla
ukradkowychspojrzeńrzucanychrazporaznieznajomemu.
Zuwagąprzyglądałasięzwłaszczajegodłoniom.Czynosił
obrączkę?Uświadomiwszysobie,wjakierejonyzabłądziłyjej
myśli,zaczerwieniłasięjeszczebardziej.
Pan Wu musiał zakończyć swoją opowieść dowcipem, bo
wszyscy wokół wybuchnęli śmiechem. Skye dołączyła do
nich, chociaż naprawdę nie wiedziała, co wywołało ogólną
wesołość.
Dopiero po godzinie udało jej się wreszcie stanąć twarzą
w twarz z nieznajomym, który zdążył już stać się jej małą
obsesją.
– Nareszcie mam okazję panią poznać. – Głos miał
melodyjny, niski z lekką naleciałością obcego akcentu.
Greckiego?Włoskiego?
Przez
chwilę
stała,
kontemplując
jego
obecność.
W koniuszkach palców czuła mrowienie. Kusiło ją, by
podnieśćręceioprzećjeoszerokitors.
Być może on też miał potrzebę dotknięcia jej, bo w tym
samymmomencieująłjejdłońipochyliłgłowę,byzłożyćna
niejpocałunek.
– Nazywam się Matteo Vin Santo. – Podniósł głowę
iwyprostowałsię,czekającnajejreakcję.
Nie doczekał się. W każdym razie nie tej, która
świadczyłaby o tym, że Skye go rozpoznała. Ojciec osierocił
ją, gdy była dzieckiem, wkrótce zmarł także jej dziadek. Nie
byłonikogo,ktomógłbyjejopowiedziećodawnymkonflikcie,
jakiłączyłrodzinyVinSantoiJohnsonów.
Odpowiedziała
uśmiechem.
Czystym,
niewinnym
i zaciekawionym. Musiała mu się wtedy wydać owieczką,
któradobrowolnieidzienarzeź.
–SkyeJohnson.
–Tojużwiem–odparłimrugnąłokiem.
–Chybazrobiłosięomniegłośno.
– Na szyldzie przed wejściem jest pani nazwisko –
uśmiechnąłsięjeszczeszerzej.
– Rzeczywiście, fundacja nalegała, żeby umieścić je
wnazwie.
– Tak najczęściej honoruje się hojnych ofiarodawców –
wyjaśniłijeszczerazmrugnąłdoniejporozumiewawczo.
– Cóż, ryzyko zawodowe – odpowiedziała zaskakująco
lekkim tonem. Była pewna, że stan napięcia, w jakim się
znalazła,niepozwolijejprowadzićnormalnejrozmowy.
– I koszt filantropii – dodał, obejmując spojrzeniem jej
twarz. Poczuła się przy tym, jakby zdołał przejrzeć jej
wszystkie myśli, łącznie z najgłębiej skrywanymi sekretami.
Niemiałabynicprzeciwko,gdybytaksięwłaśniestało.
–Jakośbędęmusiałaztymżyć.
Uśmiechnął się znowu, a jej serce podskoczyło w piersi
zradości.
– Te wszystkie tartinki wyglądają wspaniale – powiedział,
rozglądającsiępozastawionymprzekąskamistole.–Dałbym
jednak wiele za przyzwoity posiłek. Nie miałaby pani ochoty
zjeśćzemnąkolacji?
Skye zamrugała i zastanawiała się przez kilka chwil, po
czymkiwnęłagłową.
– Myślę, że mogłabym się wymknąć, część oficjalną mamy
jużzasobą.
–Wtakimraziechodźmy–rzekł,podającjejramię.
Gdy następnego ranka po powrocie do ich weneckiej willi
zobaczyła Mattea, poczuła się jak ogłuszona uderzeniem
młota pneumatycznego. Matteo miał na sobie granatowy
garnitur i śnieżnobiałą koszulę, której najwyższy guzik był
rozpięty, ukazując mocną szyję w oliwkowym kolorze. Aż
przystanęła w drzwiach kuchni, by zebrać myśli, które na
jego widok rozproszyły się we wszystkich możliwych
inajmniejpożądanychkierunkach.
Podniósł głowę, zauważając jej obecność. Znów miała
wrażenie, że jest w stanie przejrzeć na wylot jej myśli, choć
było to, rzecz jasna, niemożliwe. Z pewnością natomiast
dostrzegłciemnekręgipodoczamiibladącerę.
Świetnie.
Niech zobaczy, jak przez niego cierpi! Niech poczuje się
choćtrochęodpowiedzialnyzajejstan.Pobożneżyczenia!Od
czasu,gdyjątutajprzywiózłzeszpitala,nieusłyszałanawet
jednego„przepraszam”.
–Niebyłempewien,nacomaszochotę,ikazałemMelanii
zróżnicować menu – zagadnął, jakby powrót po ponad
miesiącu nieobecności nie był niczym, co wymagałoby
dłuższejdyskusji.
Skye zerknęła w stronę talerzy ustawionych na stole i jej
żołądekautomatyczniesięzbuntował.
– Napiję się tylko kawy – powiedziała i usiadła. Lepiej
byłoby nie zwymiotować na płytki podłogowe, pomyślała,
nabierając w płuca powietrza. Choć z drugiej strony, gdyby
przypadkiem trafiła w jego buty, mogłaby to być taka mała
zemsta.
–Możeszpićkawęwciąży?–zaciekawiłogo.
–Jednafiliżankaminiezaszkodzi.Znaczniegorzejbędzie,
jeśliniedostanękawy.
–Dlakogo?Dladziecka?
–Dlakażdego,ktomiodmówi–odrzekłalodowatymtonem,
aleMatteoitaksięuśmiechnął.
Wstałipodszedłdoekspresu.Wlałnapardosporegokubka
i podał go jej. Próbowała tak manewrować ręką, by uniknąć
dotyku, ale niezupełnie jej się to udało. Wyraźnie poczuła
muśnięcie jego palców i przez chwilę jej serce trzepotało
wpiersijakspłoszonyptak.
– Jak spałaś? – zapytał, choć nie dosłyszała w jego tonie
troski.
–Dobrze,dziękuję.
–Ajafatalnie.
–Złesny?–zapytałaniemalznadzieją.
– Wręcz przeciwnie, bardzo dobre sny, a właściwie
wspomnienia – sprostował gładko, tak by nie było
wątpliwości,oczymmówi.
–Achtak…–Skyeodchrząknęłaipodniosłakubekdoust.
Przyjemne ciepło ogrzało jej dłonie. Aromat kawy budził
wspomnienia. Mimo że ich małżeństwo trwało krótko,
poranny rytuał, na który składało się wspólne śniadanie
i zawsze filiżanka lub dwie kawy, był jedną z rzeczy, które
wspominała najlepiej. Siadywali obok siebie, celebrując
absolutnąharmonię.Takjejsięprzynajmniejwtedyzdawało.
Teraz tego rodzaju wspomnienia wcale jej nie pomagały.
Spojrzała za okno, próbując skoncentrować się na czym
innym.
–Muszępójśćdzisiajdobiura.Tylkonakilkagodzin.
Skyenawetniedrgnęła.Byłojejowielełatwiejmyśleć,gdy
niemusiałananiegopatrzeć.
– W porządku – odparła. – Ale dlaczego mi o tym mówisz?
Nie oczekuję, że z mojego powodu nagle zmienisz swój
rozkład dnia. Wolałabym nawet, żebyś nie zmieniał. Nic już
niebędzietakiejakkiedyś.
– To prawda – zgodził się. – Teraz jesteś w ciąży. Dlatego
niechcęcięzostawiaćsamej.
Skyewzniosłaoczydonieba.
–Ciążatoniesportwysokiegoryzyka.
– Dopiero co wczoraj zemdlałaś na ulicy i wpadłaś do
kanału–przypomniałjej.Zupełnieniepotrzebnie.Musiałaaż
cztery razy wziąć prysznic, żeby wymyć z włosów ten
paskudnyzapach.
– Ale nic mi się nie stało – powiedziała i wypiła łyk kawy,
zamykającoczyirozkoszującsięjejsmakiem.
–Czytobyłpierwszyraz?
– Omdlenie? – Potrząsnęła głową. – Czwarty. Ma to coś
wspólnego
z
ciśnieniem
–
dodała,
próbując
sobie
przypomnieć, co na ten temat mówił jej lekarz. – W jednej
chwiliwszystkojestwporządku,awnastępnejmammroczki
przedoczamiiczuję,żezarazupadnę.
MatteonicnieodpowiedziałiSkyeucieszyłasię,żematen
tematzgłowy.
– Dokończę kawę u siebie – powiedziała, uśmiechając się
lekko, żeby nie nabrał podejrzeń. Potrzebowała dystansu
iczasu,żebyprzemyślećswojąsytuację.
–Aspetti!
Skyeprzystanęłaiobejrzałasię.
–Tak?
–Wcalemisiętoniepodoba–mruknął,marszczącczoło.–
Zadzwonię do biura, że zmieniłem plany. Nie powinnaś
zostawaćsama.
–Nicminiejest!–powiedziaławpanice.
Tylko tego brakowało, żeby jej pilnował przez całą dobę.
Niestety, wyraz jego twarzy dobitnie świadczył o tym, że
Matteoniezamierzaustąpić.
Cudownie.
– Melania będzie mnie pilnować. – Skye chwyciła się
ostatniejdeskiratunku.
–Jestzajętaprzezwiększośćdnia.
– A ty nie jesteś zajęty? – odparła Skye szybko. – Kiedy
byliśmy razem, wychodziłeś do pracy i nie było cię po
dwanaściegodzin.
– Tęskniłaś za mną? – zapytał od razu i Skye
poczerwieniała.
– Nie o to chodzi. Mówię tylko, że jestem przyzwyczajona
dotwojejnieobecności.
Matteopodszedłbliżej.
– To moje dziecko, a ty jesteś moją żoną. Jestem za was
odpowiedzialny.
Odpowiedzialność. Skye poczuła ból w sercu. Od zawsze
czuła, że jest dla innych ludzi ciężarem. Najpierw dla ojca,
teraz dla męża. Dlaczego żadna z ważnych dla niej osób nie
kochałajejtak,jaktegochciała?
–Napewnomaszdużopracy.Melaniazadzwonipociebie,
jakbędzietrzeba.
–Koniecdyskusji–obwieścił.
Skye zacisnęła tylko zęby, czując, że dalszy opór nie ma
sensu. Ale być może na tej nadopiekuńczości w stosunku do
dzieckamogłacośugrać.
–Chceszzrobićdlamniecośdobrego?Wtakimrazieidźdo
pracy. Twoja obecność tutaj może tylko podnieść mi
ciśnienie.
Matteo spojrzał na nią i uniósł brwi, a potem uśmiechnął
sięznacząco.
– To mogę sobie wyobrazić – dodał aksamitnym głosem. –
Ale omdlenie to raczej kwestia spadku ciśnienia, więc
potraktujmniejaklekarstwo.
Skye potrząsnęła głową. Wprost trudno było uwierzyć,
zjakąłatwościąwygrywałkażdąpotyczkę.
–Usiądź,proszę–powiedział,odsuwającdlaniejkrzesło.–
Nie ustąpię w tej sprawie, więc równie dobrze możesz dać
temuspokój.
– Nie wydaje ci się, że nie masz prawa ograniczać mojej
swobody? – rzekła urażona. Nie zrobiła nawet pół kroku
wstronękrzesła.
– Myślę, że bezpieczeństwo dziecka powinno być na
pierwszymmiejscu.
–Przysięgam,żenicminiebędzie–spróbowałaponownie.
–Świetnie.Zostanęwdomu,żebysięotymprzekonać.
Usiadł przy stole i otworzył gazetę. Szybkimi ruchami
przewracałkolejnestronice,bydojśćdokolumnyfinansowej.
Skye westchnęła zrezygnowana. Na szczęście dom był
duży.Poprostubędziespędzaćczaswswoimpokojualbona
tarasie,nadachu.Tamniepowinienjejprzeszkadzać.
–Nieważne.–Wzruszyłaramionami.–Pamiętajtylko,żedo
porodujeszczedaleko.
– Kiedy dziecko się urodzi i tak będę musiał ograniczyć
pracę.Równiedobrzemogęzacząćjużteraz.
–Jakto?–spytałazaskoczona.
–Myślałaś,żeniebędęchciałspędzaćczasuzdzieckiem?
– Co takiego? Nie! Matteo, to moje dziecko. Zgodziłeś się
wczoraj na rozwód, a teraz zachowujesz się tak, jakbyśmy
mielispędzićzesobąnastępneosiemnaścielat.
–Conajmniej–wtrąciłzszerokimuśmiechemnawidokjej
paniki. – Skye, nie miałem pojęcia, że jesteś w ciąży, kiedy
przyszłaśpopodpisnadokumentach.Rozumieszchyba,żeto
zmieniawszystko?
–Niedlamnie–zaprzeczyłagwałtownie.–Nadalniechcę
byćtwojążoną!
–Ajatwierdzę,żekłamiesz.
– Dlaczego to dla ciebie takie trudne? Jesteś aż tak
aroganckiczypoprostuniechceszznaćprawdy?Naprawdę
sądzisz,żezechcębyćtwojążonąpotym,cozrobiłeś?
Matteooparłsięokrzesłoipopatrzyłnaniązaczepnie.
–Acotakiegowłaściwiezrobiłem?
Skyeroześmiałasię,jakbyopowiedziałdowcip.
– Poważnie pytasz? Mam ci znowu wymienić wszystkie
twojekłamstwa?
Zacisnąłszczęki.
– Chciałem odzyskać hotel – wycedził przez zęby. – To
niczego nie zmienia, jeśli chodzi o małżeństwo. A na pewno
niezmieniatego,codomnieczułaś.
– To zmieniło absolutnie wszystko! Zastawiłeś na mnie
pułapkę.Kiedysiępoznaliśmy,niewiedziałam,kimjesteś.Ty
za to wiedziałeś o mnie wszystko. O konflikcie między
naszymi rodzinami dowiedziałam się nieco ponad miesiąc
temu. Ale ty o nim wiedziałeś. Specjalnie mnie zaczepiłeś,
flirtowałeś i uwiodłeś, i jeszcze śmiesz twierdzić, że to nie
miałozemnąnicwspólnego.Tobyłojednowielkieoszustwo.
–Namiętnośćniebyłaoszustwem.
Skyepokręciłagłową.
– Czy gdyby nie było hotelu, poprosiłbyś mnie o rękę?
Wątpię.
– Co mam ci powiedzieć, Skye? Już o tym rozmawialiśmy.
Poślubiłem cię po to, żeby odzyskać hotel. Naprawdę
chciałbym, żeby to nie było konieczne. Ale to nie znaczy, że
naszemałżeństwoniebyłoudane…podpewnymiwzględami.
–Naprawdęniesądziłam,żemożeszzejśćnajeszczeniższy
poziom.
–Zrobiłemto,comusiałemzrobić.Zresztąsamanalegałaś
najaknajszybszyślubipołączenienaszychmajątków.Tonie
byłatylkomojadecyzja,aletakżetwoja.
– To prawda – powiedziała łagodniejszym tonem. – Ale
byłamwtobiezakochanaimyślałam,żecośdomnieczujesz.
Gdybym wiedziała, że chodzi ci wyłącznie o majątek, nie
dopuściłabymdotegoślubu.
–Samawidzisz,żeniemiałemwyjścia.
Odłożył gazetę i odsunął krzesło, wstając. Podszedł bliżej
i pochylił się. Pachnący wodą kolońską policzek znalazł się
tużprzyjejustach.Matteoobjąłjejtwarzdłońmi.
– Ta rozmowa nie ma sensu i niczego między nami nie
zmieni.
Niespodziewany pocałunek zmiażdżył jej usta, będąc
odpowiedzią na wszystkie pragnienia, które chciała ukryć
przedsobą,aleprzedewszystkimprzedmężem.
Potrzebowałajegoustidotykujaktlenu.
„Będziesz błagać, żebym cię wziął, a ja zrobię to
zprawdziwąprzyjemnością,drogapaniVinSanto”.
Słowa te pobrzmiewały w jej myślach, gdy rozchyliła usta
i zachłannie objęła go ramionami. Nie będzie go błagać. Ale
teżwtakiejchwilijaktabyłotozupełniezbyteczne.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Skye obróciła się na plecy i mocno zacisnęła powieki,
wsłuchując się w głos z nagrania medytacyjnego, które
włączyła, by szybciej zasnąć. Jednak im bardziej próbowała
się rozluźnić, tym bardziej była pobudzona. Po godzinie
bezskutecznego
trenowania
głębokich
oddechów
iwyobrażaniasobiespokojnegooceanu,któregoszummiałją
ukołysać do snu, wyciągnęła rękę w stronę telefonu
iwyłączyłaaplikację.
Było po północy, a ona nadal nie spała. Zdecydowanym
ruchem odsunęła kołdrę i usiadła, patrząc w zamknięte
okiennice,zzaktórychprzebijałydośrodkaświatłaWenecji.
Podeszła bliżej i pchnęła okiennice. W nozdrza uderzył ją
zapach kwitnącego na czerwono geranium. Wszystkie okna
i balkony willi ozdobione były skrzynkami pełnymi kwiatów.
Skye wyciągnęła rękę i zerwała jeden kwiatek, po czym
przyłożyła go do nosa. Ciężki zapach wywołał wspomnienia
zpierwszychtygodnijejpobytuweWłoszech.Miałazwyczaj
zbierania kwiatów w ogrodzie i robienia z nich maleńkich
kolorowych bukiecików, które kładła na stoliku obok łóżka,
tak aby były drugą, po twarzy męża, najpiękniejszą rzeczą,
jakązobaczyrankiem.
Matteo wiele razy proponował, że Melania kupi na rynku
owieleładniejszebukiety,aleSkyewolałaswoje.
– To nasze kwiaty i nie zamieniłabym ich na żadne inne.
W tamtych czasach wszystko w jej pojęciu było ich wspólne,
jakbysłowamimożnabyłozakląćrzeczywistość,która,jaksię
późniejokazało,nigdyniebyłaichwspólna.Onżyłwswoim
świecie planów związanych z hotelem, ona w swoim świecie
marzeńoidealnymmężuidomu.
Zesmutkiemwyrzuciłatrzymanywdłonikwiatekzaokno.
Chwilęjeszczepatrzyła,jakwirowałwpowietrzuiwpadłdo
znajdującej się niżej fontanny. Przez parę sekund unosił się
na jej powierzchni, ale wkrótce zniknął na dobre pod
ciemnymlustremwody.
Wszystko, co piękne, miało swój koniec. Tak jak ich
małżeństwo.Przeklętyhotel!Byłjednązwielunieruchomości
w zasobach rodu Johnsonów. Gdyby nie usilne próby, jakie
Matteo podejmował, by go przejąć, być może nigdy nie
zwróciłabynaniegouwagi.
Czy istniało jakiekolwiek usprawiedliwienie tego, co
Matteozrobił?Czykiedykolwiekwybaczymudwulicowość?
Ciepły podmuch wiatru sprawił, że podniosła głowę
i z rozkoszą wdychała świeże powietrze przesycone
zapachem geranium, restauracji, domów i samej Wenecji,
którapachniałajakżadneinnezeznanychjejmiast.
Corazmniejchciałojejsięspać.
Dłońmigładziłabrzuch.
–Czytotwojasprawka,dzieciaku?–zapytałaszeptem.
Kiedydowiedziałasię,żejestwciąży,przeczytałaoddeski
dodeskiporadnikdlaprzyszłychmatek.Przypomniałasobie,
że było w nim napisane o bezsenności uwarunkowanej
zmianami hormonalnymi, ale szybkie odnalezienie winnego
nie pomogło. W głębi duszy czuła, że za jej bezsenność
odpowiedzialnybyłtakżeMatteoijejuczuciedoniego,które
nie zdążyło jeszcze przygasnąć, gdy zostało wzniecone na
nowo.
Od swojego powrotu tutaj, zdążyła ulec jednemu
pocałunkowi.Tojasnopokazywałojejuzależnienie.
Potem Matteo, jak gdyby nigdy nic, zostawił ją w jadalni
iniewidzielisięażdowieczora.Kolejnednispędziłwdomu.
Słyszała jak rozmawiał przez telefon i miała świadomość, że
jest gdzieś w pobliżu, ale poza posiłkami właściwie nie
spędzali czasu razem. Powinna być mu za to wdzięczna, ale
takniebyło.
Pocałunek całkowicie zamieszał jej w głowie. Obudził
pożądanie,któredręczyłojązadniaiwnocy.
Przy kolejnym powiewie wiatru poczuła, jak jej ciało
pokrywasięgęsiąskórką.Odwróciłasięodoknaipowolnym
krokiem podeszła do drzwi. Na korytarzu przystanęła,
nasłuchując.Wdomupanowałacisza.
Ciekawabyła,czyMatteośpi.Wyobraziłagosobiewłóżku,
nagiego,botylkotaksypiał,kiedybylizesobą.
Zerknęła w stronę drzwi jego sypialni. Spał już czy może
takjakonaprzewracałsięzbokunabok?Ajeśliniespał,to
czymyślałoniej?
Mogłaby uchylić drzwi i sprawdzić, tylko co potem? Nie
była przecież aż tak głupia ani słaba, żeby poddać się
dyktatowiwłasnegociała.
Zawróciła i poszła w przeciwnym kierunku. Na ścianach
długiego korytarza wisiały obrazy. Cała kolekcja. Starsze
zokresurenesansuinowsze–współczesne.Weszłaschodami
na
piętro,
gdzie
znajdowały
się
pokoje
dla
gości
iimponującychrozmiarówbiblioteka.
Kiedy po raz pierwszy znalazła się w Wenecji, jako młoda
mężatka, święcie przekonana, że w życiu czekać ją będzie
tylko szczęście, postanowiła, że przeczyta wszystkie książki,
zaczynającodnajwyższejpółkipolewejstronie,ażdokońca
w prawo, kolejną półkę niżej w przeciwnym kierunku i tak
dalej, Nie chciała żadnej pominąć. Tematyka była jej
obojętna. Stały tam książki historyczne, romanse, powieści
iliteraturafaktu.Wszystkiezawierałyfascynująceopowieści,
a Skye dosłownie chłonęła je jedna za drugą. Przeczytała
szesnaście książek. Zapamiętała dokładnie, na której
skończyła. Miała tę książkę w torbie tamtego dnia, gdy
uważnieprzestudiowałaumowyicośzaczęłojejświtać.
Gdy poznała prawdę o swoim małżeństwie, zostawiła
książkę niedokończoną i nawet teraz nie zamierzała do niej
wracać.
Minęła drzwi od biblioteki i poszła dalej. Klatka schodowa
zrobiłasięmniejsza,anajejkońcudojrzałamałeokno,przez
którewpadałobladeświatłoksiężycaidrzwi.
Oparła dłoń na klamce i przez chwilę stała w kompletnej
ciszy. Pamiętała dokładnie, jak wyglądał ogród na dachu,
tonący w soczystej zieleni i kwiatach. Bugenwilla, winorośl,
wisteria. Leżąc wśród zieleni, można było obserwować, jak
dotyka ona błękitnego nieba. Skye lubiła tu odpoczywać,
popijając mrożoną herbatę i myśląc o swoim mężu, którego
powrotuzpracyniemogłasiędoczekać.
Był tu nieduży basen wyłożony kolorowymi kafelkami,
w którym Skye zanurzała się z ulgą, gdy upał stawał się nie
do wytrzymania. Widać stąd było większy fragment morza
idalejląd.
Tutajpierwszyrazsiętukochaliiniemożliwebyłowyrzucić
to z pamięci. Także teraz, kiedy wreszcie nacisnęła klamkę
i wyszła na powietrze. Noc była cudownie ciepła i Skye
poczułasięniemaljakdawniej,gdybyłamężatką,wdzięczną
losowi za to, że mogła poznać i poślubić Mattea. Teraz jej
sytuacjabyłazupełnieinna.
Na górze świeciła się tylko jedna, dająca słaby poblask
lampa.Roślinnośćrzucaładługiecienienajasnychpłytkach,
którymi był wyłożony taras. W górze świeciły gwiazdy, choć
nietakdobrzewidoczne,jakwbezksiężycowenoce.Wciszy
dosłyszała cichy plusk i z niechęcią spojrzała w kierunku,
zktóregodochodził.
Zniechęcią,bowiedziała,kogosięspodziewać.
Taras na dachu był prywatnym sanktuarium Mattea
imiejscemucieczkiodrzeczywistegoświata.Tylkoona,poza
nim, miała tutaj prawo wchodzić. Kiedyś jej to schlebiało.
Dziś uznałaby to pewnie za dość niską cenę za hotel, który
chciałodniejwyłudzić.
Gdy wreszcie dojrzała Mattea, siedzącego w basenie
z głową skierowaną w stronę lądu, jej policzki zabarwiły się
żywymkolorem.Koloremzłości.
Jak śmiał być tak piękny? Światło księżyca pieściło
muskularne plecy, ramiona i mocną szyję. Krople wody
błyszczaływciemnychwłosach.
Poczuła,jakwrazzgniewemrośniewniejpodniecenie.
Zignorowałaje.
Niepowinnabyłatuprzychodzić.
Zrobiła krok w tył i zaczęła się po cichu wycofywać
w kierunku otwartych drzwi. Nie chciała rozmawiać
z Matteem. Nie mogła na niego patrzeć. Czy miał na sobie
kąpielówki?Amożekąpałsięnago,taksamojakspał?
Wciągnęładopłucpowietrze,nasłuchując.
Dojejuszudoszłokolejne,wyraźniejszepluśnięcie.
–Skye?
Zamknęłaoczyiznieruchomiała.Możejejniezauważy?
–Odwróćsiędomnie!
Nie chciała się odwracać. Chciała uciec. Udać, że go nie
usłyszała,choćprzecieżbyłotoniemożliwe.Ucieczkabyłaby
dowodemstrachu.
Powoli okręciła się na pięcie i rozejrzała, jakby dopiero
teraz go dostrzegła. Zrobiła parę kroków do przodu
i zobaczyła go powoli kroczącego w wodzie. Przy krawędzi
basenu dźwignął się w górę i stanął na brzegu basenu, tuż
przednią.
Krople wody ściekały po szerokim torsie, spływały na
umięśnionybrzuchiuda.
– Nie mogłam zasnąć – wyjaśniła, patrząc mu prosto
w oczy. Powietrze wokół nich zgęstniało, a intensywny
zapach kwiatów uwodził ich, unosząc się w ciepłym, letnim
powietrzu.Przeszłość,teraźniejszośćiprzyszłośćspotkałysię
właśnietutajiwłaśnieteraz,uświadamiającSkye,żeichczas
jeszczeniedobiegłkońca.
To prawda, że kiedy dowiedziała się o jego kłamstwach,
znienawidziłago.Jednakpomimocałejtejnienawiści,gdzieś
na dnie pozostało w niej dawne przywiązanie. Do niego, do
tego domu, do ich wspólnej historii. Oddała mu swoje serce
tamtego wieczora, gdy się poznali i nic tego nie mogło
zmienić.
Nawetto,cozrobił.
A teraz było jeszcze dziecko, które zwiąże ich ze sobą na
zawsze. Będzie musiała wytyczyć granicę i trzymać się
zawsze po swojej stronie. Tylko jak to zrobić, kiedy
jednocześnie tak tęskniła za jego dłońmi, ustami, całym
ciałem?
Z trudem panując nad żądzą pochłaniającą wszystkie jej
myśli,uśmiechnęłasię.
–Skończyłeś?Przyszłampopływać.
Dotknął palcami cienkiej koszulki. Gwałtownie wciągnęła
powietrze, ale to nie pomogło. Dreszcz zdążył przeszyć jej
ciało.
– W tym? – zapytał i złapał fragment bawełny, z której
uszytabyłakrótkakoszulkanocna.
Zastygła,czując,jaksztywniejąjejsutki.Musiałtowidzieć.
Materiałbyłbardzocienki,niemalprzejrzysty.
– Mogę? – spytał, przesuwając cienką tkaninę między
palcami.
Wstrzymałaoddech.Skinęłagłową,zdającsobiesprawę,że
igra z ogniem. Patrzyła prosto w jego oczy, gdy powolnym
ruchem unosił materiał wyżej i wyżej. Tkanina muskała jej
ciało,wywołującrozkosznedreszcze.
– Podnieś ręce – powiedział z uśmiechem, który stopił jej
opórdoreszty.
Pochwilistałaprzednimwsamychkoronkowychfigach.
Srebrzysteświatłoksiężycapadałonajejciałoijegotwarz.
– Mogę? – spytał ponownie, niższym, jeszcze bardziej
zmysłowymgłosem.
Instynktownieprzytaknęła.
Przyłożył
dłonie
do
jej
brzucha,
jakby
szukając
potwierdzenia,żeSkyerzeczywiściejestwciąży.Popatrzyła
mu prosto w oczy i wyczuła to przyciąganie i odpychanie.
Głód, żądzę, złość, zdradę. Wszystko naraz stanowiło
miksturę, od której zakręciło jej się w głowie. Nie umiałaby
powiedzieć, co czuła w tej chwili. Wiedziała jedynie, że nie
powinnapragnąćtego,cosięmiędzynimidziało.Żepowinna
położyćtemukres,pókijeszczemogła.
Dłonie Mattea przesunęły się wyżej, ku jej piersiom.
Obejmowały je od dołu. Oba kciuki krążyły wokół sutków.
Znałatendotykbardzodobrze,mimożeniespalizesobąod
ponadmiesiąca.
– Chcę cię pocałować – wyszeptał, przesuwając dłonie na
jejplecyiniżej,napośladki.Jegowilgotneciałoparowałood
gorąca.
Czy powinna mu pozwolić? A może powinna potraktować
seksjakolekarstwo.Coś,coukoijejból.
–Cociępowstrzymuje?–spytała,alewpytaniutymczaiła
sięniepewność.
– Chcę wiedzieć, czego pragniesz – odparł, dotykając
palcemjejust.
–Aty?Czegotybyśchciał?–odpowiedziałapytaniem.
Zastanawiałsięprzezkrótkąchwilę.
–Chcę,żebybyłojakdawniej.
Szybkozrozumiała,żemanamyślitylkołóżko.
–Toniemożliwe–odparła.
Przezmomentwyglądał,jakbychciałcośodpowiedzieć,ale
zmieniłzdanie.
–Popływajzemną!
Nie było to zaproszenie, raczej rozkaz. Dawniej często to
robili.Terazzrobiątoporazostatni.
Kiwnęłagłowąipodeszładokrawędzibasenu.Wyciągnęła
ręce nad głowę i wskoczyła do wody z gracją, jakiej nie
powstydziłaby się zawodowa pływaczka. Basen nie był duży,
miał zaledwie dziesięć metrów długości, ale był bardzo
głęboki z jednej ze stron. Po wskoczeniu do wody Skye
zawszestarałasięzejśćjaknajniżejidotknąćrękądna.Teraz
miała nadzieję, że zwyczaj ten pozwoli jej się cofnąć do
czasów,gdybyłaszczęśliwaiwierzyła,żejejmałżeństwojest
prawdziwe.
Wrażenie było tylko chwilowe. Wynurzyła się z wody
w teraźniejszości i podpłynęła do krawędzi, z której widać
było wyraźnie morze. Było ciemno, na wodzie unosiło się
zaledwie kilka jednostek migoczących w oddali światłami.
Matteopodpłynąłobokitakjakonaoparłsięobrzegbasenu.
Ichłokciezetknęłysięzesobą.
– Zastanawiałem się nad czymś – powiedział, nie patrząc
wjejstronę.
–Tak?
–Kiedysiędowiedziałaś?
Przechyliła głowę i spojrzała na niego. Miał piękny profil,
zawszetakuważała.
–Odziecku–wyjaśnił,widząc,żeSkyezastanawiasięnad
pytaniem.
–Kilkatygodnitemu.
– I co wtedy poczułaś? Byłaś zaskoczona? Szczęśliwa?
Zmartwiona?
Skyeodchyliłagłowę,zanurzającwłosypodpowierzchnią.
–Chybawszystkonaraz–powiedziała.
–Akiedyzdecydowałaś,żeniepowieszmiociąży?
Skyewyprostowałasię.Najejtwarzypojawiłsięgrymas.
– Nie zastanawiałam się nad tym. Nie sądziłam, że
kiedykolwiekbędęmiałaokazjęciotympowiedzieć.
–Naprawdę?
Skye popatrzyła na morze widoczne z basenu. Wolałaby
teraz unosić się na falach daleko stąd, niż odpowiadać na
trudnepytania.
–Tak.Niebyliśmyjużzesobą.
–Coniezmieniafaktu,żewcześniejspłodziliśmydziecko.
Skyekiwnęłagłowąiwestchnęła.
– Na początku byłam zaskoczona. Potem nie mogłam
uwierzyćwswojegopecha.Gdybytobyłodosłowniemiesiąc
wcześniej… Zawsze chciałam mieć dzieci. Nawet jako
nastolatka wyobrażałam sobie, że kiedyś będę mieć dużą,
szczęśliwąrodzinę.
–Taką,jakiejsamanigdyniemiałaś?–zauważył.
Nie było sensu zaprzeczać. Powiedziała mu o sobie
wystarczającodużo,bydomyśliłsięreszty.
–Tak.
–Aterazjesteśszczęśliwa?
Powolipokręciłagłową.Łzyzamigotaływjejoczach.
– Jak mogę być szczęśliwa? Czuję się jak w pułapce. Nie
chcę tego małżeństwa. Nie mogę doczekać się dziecka
i wiem, że będę je kochać całym sercem. Ale zrozum… Jeśli
kiedykolwiek coś do mnie czułeś… Jeśli byłam dla ciebie
czymś więcej niż narzędziem zemsty na mojej rodzinie, to
musisz przecież wiedzieć, że dalsze utrzymywanie tej fikcji
jestpomyłką.
Matteoprzysunąłsiębliżej.Objąłjejtalięipociągnąłjąza
sobą.Zagniewanymioczamiwpatrywałsięwnią.
–Jakmożeszmówić,żetopomyłka?
Pocałował ją mocno, wdzierając się w rozchylone usta.
Wsunąłdłońmiędzyichzłączoneciała.Poczuła,jakwślizguje
się w jej figi i ściąga je w dół. To samo ona zrobiła z jego
kąpielówkami.Chwilęszamotalisięwwodzie,ażudałoimsię
wyswobodzićzubrań.
Pożądanieprzeszyłojejciałojakprąd,gdyobjąłdłońmijej
biodra.
–Nienawidzęcię–powiedziała.–Pamiętaj,żetotylkoseks,
którynicdlamnienieznaczy.
Spojrzał na nią, jakby miał zamiar się sprzeciwić, ale
zrezygnował. Pociągnął ją w stronę płytszego końca basenu
izłapałjądłońmizapośladki,przyciągającdosiebie.Jejnogi
uniosłysięwgóręioplotłygowpasie.Wszedłwniąmocno,
zamykającjejustakolejnympocałunkiem.
Wspomnieniazalałyjejmyśli.Zawszegdysiękochali,czuła
się wyjątkowa i pożądana. Teraz miała świadomość, że on
patrzyłnatozupełnieinaczej.
Objęła go za szyję. Palce pieściły mocny kark i barki,
zatapiając się w jego ciele z każdym pchnięciem.
Nadchodząca rozkosz zamgliła jej oczy. Plusk wody w jej
uszach skutecznie zagłuszył wszystkie inne dźwięki.
Odchyliłagłowędotyłu,wydajączsiebiecichyokrzyk,który
poszybował prosto w czarne weneckie niebo. Fale rozkoszy
rozeszłysiępojejcieleiosłabławjegoramionach,poddając
sięrytmicznymskurczom.
„Będzieszbłagać,żebymcięwziął”.
Stałosiętak,jakprzewidział.
ROZDZIAŁSIÓDMY
– Mam nadzieję, że to, co zrobiliśmy wczoraj, jest
bezpieczne?–zapytał,podnoszącgłowęznadgazety.
Skye zaczerwieniła się. Kochali się w basenie. Dla niej był
to powrót do przeszłości. Nigdy nie zapomniała ich
pierwszegoseksuwłaśnietam,natarasiedachowym.
–Drugirazwciążęniezajdę–zauważyła.
Odpowiedziałuśmiechem,alebyłspięty.
–Chodziłomioto,czyniezaszkodziliśmydziecku.
– Nie – odparła uspokajającym tonem. – Seks nie jest
szkodliwy,nawetwciąży.
– To dobrze – powiedział i wziął ją za rękę. – Bo mam
ochotęnawięcej.
Skye poczuła, że jej tętno przyspiesza. Seks może nie był
zagrożeniem dla dziecka, ale dla niej tak. Nie chciała się
znowuuzależnić,aotobyłobyakuratnajłatwiej.
–Więcejpływania?–spytałazniewinnymuśmiechem.
–Nietomiałemnamyśli.
–Wiem,comiałeśnamyśli.
–Ajawiem,żeteżtegochcesz.
Przełknęła nerwowo i przeniosła spojrzenie z jego oczu na
bliżejnieokreślonypunktznajdującysięzajegoplecami.
–Wydajemisię,żetozłypomysł.
–Dlaczego?–obruszyłsię.
–Chcesz,żebyśmywspólniewychowywalidziecko.Toitak
wystarczająco utrudni nasze życie, nawet jeśli nie będziemy
mieszaćdotegoseksu.
– Jesteśmy mężem i żoną. Spodziewamy się dziecka. Seks
jużjestczęściąnaszegożycia.
Skye umilkła. Nie była pewna, co odpowiedzieć. Dla niego
toniebyłnajwyraźniejżadenproblem.Potrafiłoddzielićseks
odcałejreszty.Zwłaszczaodswoichkłamstw.
–Tozbytskomplikowane.
Matteozacisnąłusta.
– Wręcz przeciwnie, wszystko jest bardzo proste, tylko nie
chcesztegoprzyznać.
–Łatwocimówić,bonanicsięnienarażasz.Alejajużraz
byłam w tobie zakochana i nie chcę, żebyś ponownie złamał
miserce.Mężczyźnimająłatwiej.Sekstodlanichtylkoseks
– skonstatowała i podniosła się od stołu. – Jest taki piękny
dzień,chybawybioręsięnaspacer.
Matteosięnieodezwał.Patrzyłprostoprzedsiebie.
–Zaczekajchwilę–powiedział,gdybyłajużwprogu.
Skye wstrzymała oddech, czekając na słowa, które
pomogłybyjejzmienićzdanie,alenapróżno.
–Pójdęztobą.
–Zostań,nieskończyłeśśniadania–powiedziała.
– Słuchaj, czy muszę cię pocałować, żebyś zaczęła myśleć
rozsądnie?Niechcę,żebyśznowuwpadładokanału.
–Postaramsię.
–Byćmoże,alejabędęprzytobie,żebymiećpewność.
Szła obok niego, wybierając trasę, którą najbardziej lubiła
w czasach, gdy była w nim zakochana, a Wenecja
odzwierciedlała stan jej ducha. Uwielbiała spacerować
wąskimi uliczkami i chłonąć historie z przeszłości, jakich to
miastomiałowieledoopowiedzenia.
Minęli lodziarnię i Skye zwolniła kroku, przyglądając się
zzaciekawieniemkolorowympagórkomlodówpiętrzącymsię
zaszklanąszybą.
–Maszochotę?–zapytałMatteoiwyjąłportfel.
–Hm,tak.
–NadallubiszBaccio?
Pocałunek.Takąnazwęnosiłjejulubionysmak.Droczyłsię
zniąwoczywistysposób.
–Nie–odpowiedziałaszybko.–Poproszęotruskawkowe.
– Jesteś pewna? – Uniósł brwi w oczekiwaniu na zmianę
zdania,aleSkyejużniezwracałananiegouwagi.Coinnego
przykuło jej spojrzenie. Byli na jednej z typowych ulic
Wenecji.
Po
jednej
stronie
znajdował
się
kanał
z przycumowanymi kilkoma motorówkami, po drugiej ściana
starych kamienic. Różnokolorowych, z kwiatami w oknach
lub ogrodami na dachu tak jak w willi należącej do Mattea.
O tej porze nie było jeszcze zbyt wielu przechodniów
i spojrzenie Skye natychmiast wyłapało małego chłopca.
Wyglądałnaprzestraszonego.
Podeszła bliżej, notując coraz więcej szczegółów. Ubranie
chłopca było co najmniej o numer za małe. Nogawki spodni
kończyły się nad kostkami, a koszula ledwie sięgała pasa.
Oczymiałspuszczonewdół.
Zatrzymałasiętużprzednim.
–Cześć.
Zamrugałpowiekami,alenicniepowiedział.
– Wszystko w porządku? – zapytała łamanym włoskim.
Przypomniało jej to, jak Matteo uczył ją w łóżku różnych
zwrotów, a potem karał pocałunkami, jeśli nie potrafiła ich
prawidłowopowtórzyć.
– Tak, proszę pani – odpowiedział również po włosku
i dodał coś jeszcze, ale zbyt szybko, by Skye mogła go
zrozumieć.
– Nie mówię zbyt dobrze po włosku – powiedziała
iuśmiechnęłasiędoniegoprzepraszająco.
– Powiedział, że pierwszy raz widzi kogoś takiego jak ty. –
GłosMattearozległsiętużzajejplecamiiSkyesięobróciła.
Matteowręczyłjejjedenrożek,adrugipodałchłopcu.
–Ciekawe,comiałnamyśli?–zapytałaSkye,przyglądając
siędzieckupałaszującemuzesmakiemlody.
Matteo zwrócił się do chłopca z pytaniem, a potem uniósł
brwi,słuchającodpowiedzi.
–Mówi,żejesteśbardzopięknaielegancka.
Skyezarumieniłasię.
–Zmyślaszpewnie.
–Dlaczegomiałbymzmyślać?
– Nie wiem. Na pewno masz jakiś powód – dodała
przekornie.
Chłopiec tymczasem dotknął jej przedramienia, mrucząc
coś do siebie pod nosem. Skye uśmiechnęła się tylko
i popatrzyła znowu na Mattea, który dobrze sobie radził
wrolitłumacza.
–Mówi,żemaszmiękkąskórę.Jak…
–Jakco?–spytała,wstrzymującoddech.
–Jakpłatkikwiatów.
Roześmiałasię.
– Chyba trafiłam na prawdziwego romantyka. Myślisz, że
nic mu nie jest? Może się zgubił? Gdzie są jego rodzice? –
Skye rozejrzała się, ale nikt z przechodzących dorosłych nie
zainteresowałsiętym,żerozmawiaznieznajomymi.
– To pewnie romskie dziecko – wyjaśnił Matteo i zapytał
chłopca o rodziców. – Jego rodzina ma tu niedaleko łódź.
Pracujenaniej.
–Pracuje?Jestzamały,żebypracować.
Przykucnęłaprzynim.
–Potrzebujeszczegoś?–spytałapowoli.
Pokręciłgłową,zzapałemobgryzającrożek.
Nie przekonało jej to. Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej
kilka banknotów. Włożyła je chłopcu do ręki. – Weź to
izanieśdodomu–powiedziała.–Otejporzepowinieneśbyć
wszkole.Scuola–powtórzyłapowłosku,dlapewności.
Z niedowierzaniem patrzył na pieniądze, a potem objął
Skyezaszyję.
–Jużdobrze–powiedziała.–Biegnijdodomu.
Chłopiec ścisnął banknoty w dłoni i ruszył biegiem w dół
ulicy.Przedzakrętemobejrzałsięjeszczeipomachałjej.
Wzruszenieścisnęłojązagardło.
– Masz zamiar ratować każde dziecko na swojej drodze? –
zapytał rozbawiony Matteo. – W takim razie powinniśmy
ominąćplacŚwiętegoMarka,bostracisztamfortunę.
–Biednymały.Pewniewogóleniechodzidoszkoły.
–Niewyglądałnabardzozabiedzonego.
Skye nie była zaskoczona, że jej słynący z bezwzględności
mążitymrazemniebyłwstaniewzruszyćsięlosemdziecka,
któregodomemnajwyraźniejbyłaulica.
Szli przez chwilę w milczeniu. Skye powoli jadła loda,
rozkoszującsięchłodemisłodyczą.TużprzedmostemRialto
przystanęła.
–Dałeśmuswojegoloda?
Matteopokiwałgłową.
–Takicoztego?
–Awięcjednakzrobiłocisięgożal!Awszyscymówią,że
niemaszserca.
– Oczywiście, że mam, cara. Przekonasz się o tym, kiedy
pojawisięnaświecienaszedziecko.
Zobaczyła jego usta przybliżające się ku niej i przymknęła
oczy, ale Matteo w ostatniej chwili przechylił głowę i jego
ustazanurzyłysięwtruskawkowejsłodyczy.
–Hej,niepodjadaj!Tojatupowinnamjeśćzadwoje.
Wyprostował się i oblizał wargi. Mogłaby przysiąc, że
dostrzegławjegospojrzeniuciepło,możenawetuczucie.
Wystraszyła się tego bardziej niż obojętności, jaką zwykle
emanował.
RuszyliwstronęCanaleGrande.
– Ciekawe, jakie będzie nasze dziecko – powiedziała Skye
zamyślona.
–Myślisz,żetobędziechłopiecczydziewczynka?
– Czasami śni mi się, że patrzę na niemowlę. Ma
karmelowącerę,jaktwoja,ciemneoczyipucołowatepoliczki
zmaleńkimidołeczkami.–Wzruszyłaramionami.–Zdrugiej
strony,wszystkieniemowlętasądosiebiepodobne.
– Ja sobie wyobrażam dziewczynkę. Z grzywką taką jak
twoja.
– Niemowlęta prawie nie mają włosów. Chciałbyś mieć
córkę?
–Niewiem,chybawszystkomijedno.
–Naprawdę?Myślałam,żebędzieszwolałsyna.
Matteowłożyłręcedokieszenispodni.
– Wychował mnie dziadek. Może gdyby moje relacje
z ojcem układały się lepiej, zależałoby mi na tym, żeby też
mieć syna. Dla mnie dziecko to dziecko. Ważne, żeby było
zdroweiodziedziczyłosercepotobie.
–Dlaczego?
–Bowedługciebiemniegobrakuje–dodałuszczypliwie.
–Wszyscytakuważają–powiedziałaznaciskiemSkye.
–Atycouważasz?
–Mnieotoniepowinieneśpytać.
– Dlatego, że odpowiadając, musiałabyś urazić moje
uczucia?
– Prawdopodobnie – zgodziła się. – Zresztą, czy to ważne,
cojamyślę?
Matteomilczałprzezchwilę,poczymuśmiechnąłsię,jakby
chciałzakończyćtenwątek.
–Jestemgłodny.Maszochotęnalunch?
–Przecieżdopierocowstaliśmyodśniadania.
Pokręciłgłowązdezaprobatą.
–Tobyłowiekitemu.Jaksamapowiedziałaś,powinnaśjeść
zadwoje.
To powiedziawszy, wziął ją za rękę, pociągnął ją w górę
itymrazemugryzłkawałekrożkazlodem.
Intymnygestwzruszyłją,nawetjeślizanicbysiędotego
na głos nie przyznała. Matteo był uosobieniem szczęścia,
które miała na wyciągnięcie ręki. Bała się jednak, że za tym
uśmiechem kryje się kłamstwo. Jedno z wielu, jakich
doświadczyła.Niechciałasięsparzyćkolejnyraz.
–Dobrze,chodźmynalunch–powiedziała,niezawracając
sobie dłużej głowy sensem jego słów, uśmiechu czy wyrazu
twarzy.
–Jesteśmynamiejscu.
Skyepopatrzyłanastolikiwogródku.
–Tutaj?
–Cośnietak?
Śnieżnobiałe obrusy i wykwintna zastawa wskazywały na
eleganckilokal.
–Myślałam,żewstąpimydojakiegośbistro.
– Jestem pewna, że zrobią dla ciebie kanapkę, jeśli nie
znajdziesznicciekawegowmenu.
Matteo zawsze podśmiewał się z jej zamiłowania do
kanapek z ogórkiem, co uważał za przypadłość typowo
brytyjską.
–Niechbędzie–powiedziałaiposzliwstronęwejścia.
Powitał ich kelner w smokingu i po krótkiej rozmowie
z Matteem, prowadzonej po włosku, kelner zaprowadził ich
dostolikazwidokiemnaCanaleGrandeimostRialto.
Skyeprzezcałyczasczułasiędziwnie.Niechodziłonawet
o samo miejsce. Pochodziła z bogatej rodziny i miała wiele
okazji
bywać
w
eleganckich
restauracjach.
Jednak
znalezienie się tutaj razem z Matteem przypominało jej
minionyokres,kiedytużpoślubiezabierałjąnaromantyczne
kolacje. I to chyba ta atmosfera randki najbardziej ją
uwierała.
Usiadła teraz naprzeciwko niego, żałując, że nie założyła
bardziejodpowiedniegostrojuniżdżinsyiszarypodkoszulek.
Przynajmniej biżuteria, jaką miała na sobie, dodawała
luźnemu strojowi nieco elegancji. Złoty naszyjnik ze
szmaragdamibyłjedynywswoimrodzajuipasowałdokoloru
paznokci. Przed wyjazdem do Australii poszła na manikiur,
chcąc czuć się pewnie, kiedy wysiądzie z samolotu jako
przyszłasamotnamatka.
Zmarszczyłalekkobrwi,przypatrującsięswoimdłoniom.
–Pomyślałemdokładnieotymsamym–powiedziałMatteo.
– Tak? O czym? – zapytała i serce zaczęło jej bić jak
szalone.
Matteo sięgnął do kieszeni i wyjął z niego maleńkie
pudełeczko. Od razu je rozpoznała. Otworzył je, postawił na
obrusieiprzesunąłwjejstronę.
– Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdybyś
zechciałazamniewyjść,Skye.Powiedz,żesięzgadzasz.
Słowa zdawały się unosić w powietrzu niczym w tańcu,
uwodzącjejwyobraźnię.Wzruszonakiwnęłagłową.
–Oczywiście,żezaciebiewyjdę.
–Niepodobamisię,żenienosiszpierścionka.
Skye dotknęła pudełeczka. Jej palec przesunął się po
pokaźnychrozmiarówbrylancie.Wspominałaswojąpierwszą
reakcję,gdyMatteooświadczyłsięimieszaneuczucia,które
nią wtedy targały. Zachwyt, euforia i szczęście na myśl, że
poślubi Mattea Vin Santo, w którym była zakochana od
pierwszegowejrzenia.Aleteżzaskoczenie.Musiałjąuważać
za niezwykle pretensjonalną, jeśli wpadł na pomysł zakupu
tak drogiego pierścionka. To prawda, że była dziedziczką
ogromnej fortuny, ale stroniła od ostentacji i widocznych
symbolistatusu.
–Niepodobacisię?–zapytał,czytającwjejmyślach.
–Jestpiękny,tylko…bardzozobowiązujący–dokończyła.
– Nie mówisz prawdy – skomentował z uśmiechem
izawiesiłgłos,widząckelnera.
– Scusa, mi dispiace! Chyba przeszkodziłem. Wrócę do
państwazaparęchwil.Jeszczeraznajmocniejprzepraszam.
– Nic się nie stało – zaczęła go uspokajać Skye, ale kelner
zniknąłtaksamoszybko,jaksiępojawił.
PopatrzyłanaMattea,którysiedziałnieruchomo.
–Dlaczegominiepowiedziałaś?
– Ty go wybrałeś – odparła, wzruszając ramionami. –
Podobałmisięjużchoćbyztegowzględu.
–Aletybyśtakiegoniewybrała?
– Nie chciałabym wybierać dla siebie pierścionka
zaręczynowego. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że
słabomniewtedyznałeś.
Uśmiechnąłsięisięgnąłprzezstół.Wyjąłpierścionekzjej
rękiizałożyłgonapalec.
–Nośgo,dopókinieznajdęczegoślepszego.
Zadrżała, nie wiedząc, czy cieszyć się z obietnicy.
Popatrzyłajeszczeraznawielkilśniącybrylant,któryMatteo
podarowałjejwdniuoświadczyn.Towarzyszyłjejprzezcały
czasmałżeństwa.Myślała,żenigdysięznimnierozstanie.
– Może zrobimy z niego wisiorek? Jeśli urodzi się
dziewczynka,damygojejnaszesnasteurodziny.
WokuMatteapojawiłsiębłysk,któregonierozumiała.
– Albo będziemy mogli go sprzedać, by kupić naszemu
synowipierwszysamochód.
– Mój Boże, to się dzieje naprawdę. Naprawdę będziemy
mielidziecko.
–Tak,cara,naprawdę.
–Wyglądasznazadowolonego.
Matteowzruszyłramionami.
– To, że nie planowałem dziecka, nie oznacza, że się nie
cieszę.
–Niechciałeśmiećdzieci.
–Takajesteśtegopewna?
Skinęłagłową.
–Takmówiłeś.
–Maszdopierodwadzieściadwalata.Niepamiętamjuż,co
robiłem w twoim wieku, ale na pewno nie marzyłem
owychowywaniudziecka.
–Zajmowałeśsięfirmą,odkilkulat–przypomniałamu.
–Maszdobrąpamięć.
Skye pamiętała wszystko, co powiedział. Kiedy byli razem,
łapała się na tym, że powtarza sobie jego słowa w pamięci.
Tymłatwiejbyłojepotemzapamiętać.
– W moim wieku ciężko pracowałeś. Nie chodziło o to, że
byłeśzamałoodpowiedzialny,bymiećdzieci.
– Ciężko pracowałem, ale jeszcze ciężej balowałem –
powiedziałizamyśliłsię.
Skye poczuła ukłucie zazdrości. Kiedy Matteo miał
dwadzieścia dwa lata, ona była dzieckiem. Przed nią musiał
miećwielekobiet.
– Wtedy nie myślałem o posiadaniu dzieci. A dziś już nie
mogępodjąćtejdecyzji.
Skye odwróciła głowę w stronę okna. Canale Grande
i weneckie ulice tętniły życiem. Miasto o każdej porze dnia
miało
swój
unikalny
charakter.
Teraz,
wczesnym
popołudniem było pełne turystów robiących zdjęcia czy
posilających się w biegu od jednego muzeum do kolejnego.
Podwieczórwidywałosięwięcejtubylców.Eleganckoubrane
pary, rozmawiające przyciszonymi głosami, zmierzały do
mniej popularnych wśród turystów lokali. Śpiewna melodia
włoskiegozlewałasięzcichympluskiemwody.
–Sytuacjaniejestidealna–przyznała–Nadalpodtrzymuję
to, z czym przyszłam do twojego biura. Chcę rozwodu. – Jej
głos lekko zadrżał. – Rozumiem jednak, dlaczego chcesz
spróbować.Więcspróbujmy.Dladobradziecka.
–Masznamyśliprawdziwemałżeństwo?
– Nie. Między nami nie może być już tak jak dawniej.
Decydujemy się na to tylko dla dziecka. Zostanę w Wenecji
i spróbuję ułożyć sobie tutaj życie. Ale jeśli będzie mi z tym
źle, odejdę. Mam nadzieję, że zrozumiesz to i kierując się
dobremdziecka,niebędzieszmitegoutrudniał.
–Bardzopragmatycznepodejście–mruknął.
–Nauczyłamsięgoodciebie–odparła.
Matteospoglądałnakanałzzafrasowanąminą.Trudnosię
było nie zgodzić z tokiem rozumowania Skye. Nie mógł
przecież trzymać jej w swoim domu wbrew jej woli. Miała
swojegoprawnikaiszybkodowiedziałabysię,żewszystkiete
groźbyodebraniajejdzieckainasłaniapaparazzichniemiały
pokrycia w rzeczywistości. Skye cieszyła się dobrą opinią,
także
z
powodu
działalności
charytatywnej.
Próby
zaszkodzenia jej mogły skończyć się źle dla niego samego.
Zyskałbytylkoopinięjeszczewiększegodrania.
–Matteo?
Szybko zamrugał i spojrzał na nią w momencie, gdy brała
do ust ostatnią łyżkę deseru. Miała piękne usta. Zawsze tak
uważał.Pełne,różowe,kuszące.
Dreszczpożądaniaprzeszyłjegociało.
–Myślałemomoście–wyjaśnił.
– Rialto? – zapytała i obejrzała się za siebie. Było go
wyraźniewidaćzokna.
– Tak. Jego wybudowanie kosztowało masę pieniędzy.
Trzeba je było pozyskiwać z wielu źródeł. Zorganizowano
nawet coś w rodzaju loterii, z której zysk przeznaczono
potemnabudowęmostu.
–Nigdyotymniesłyszałam–przyznałaSkye.
– Pomyślałem sobie, że czasami warto postawić na coś, co
po latach może się okazać czymś tak wyjątkowym i trwałym
jaktenmost.Nieuważasz?
ROZDZIAŁÓSMY
Skye zmieniła pozycję, starając się ukryć dyskomfort, ale
czujne oko Mattea potrafiło wyłapać jej najdrobniejszy ruch.
Takbyłoitymrazem.
–Cosięstało?
– Nic – odpowiedziała i uśmiechnęła się. – Zmęczył mnie
spacer.
Od kilku dni po śniadaniu wychodzili się przejść i kończyli
przechadzkę lunchem, za każdym razem w nowym miejscu.
Zwykle rozmawiali na neutralne tematy. Czasami była to
pogoda, aktualne wydarzenia albo polityka. Nic, co mogłoby
sięstaćkościąniezgody.Nic,comogłobyprzypomniećSkye,
że w rzeczywistości stoją po dwóch stronach barykady.
Araczejstaliby,gdybyniedziecko.
W jakim sensie ich życie znowu było oparte na kłamstwie,
tylkotymrazemwspólnieustalilireguły.
Matteowyglądałnazdeterminowanego,bysięichtrzymać.
Poichwspólnejnocynatarasieniepowiedziałaniniezrobił
niczego, co Skye mogłaby uznać za przekroczenie granicy.
Nie flirtował, nie próbował jej uwieść. Zachowywał się jak
stuprocentowydżentelmen.
–Bolicięcoś?
– Nie, nie. – Skye się skrzywiła. – Kręgosłup mnie
pobolewa,nadole.Topodobnoczęstewciąży.
–Niepowinienemkazaćcitylechodzić,przepraszam.
–Lubięspacerować.
Matteopodniósłsię,obszedłstółiwyciągnąłobieręcewjej
stronę.
Spojrzałananiegoniepewnie,alepodałamudłonie.
–Pomogęci.
– Nic mi nie jest – odparła, nie wiedząc, o jaki rodzaj
pomocymożemuchodzić.
–Nieboiszsięmniechyba?
Nie tylko się bała. Była przerażona. Ostatni tydzień, kiedy
spędzali sporo czasu w mieście, był jak miesiąc miodowy,
którego nigdy nie mieli. Albo inaczej, mieli, ale spędzili go
głównie w łóżku. Wspólne spacery, rozmowy, były zupełnie
innymrodzajemkontaktuiczymśwrodzajuniekończącejsię
grywstępnej.Więctak,bałasiętego,cobędzie,gdyMatteo
znowujejdotknie.
Wstałazjegopomocą.
–Połóżsię–powiedział,wskazującnajednązkanap.
–Naprawdęniemusisztegorobić.
–Oczywiście,żemuszę.Tomójobowiązek.
Nielubiła,gdytakmówił.Czułasięwtedyjakkulaunogi.
Położyła się jednak na brzuchu. Palce uciskające delikatnie
dolny odcinek kręgosłupa przyniosły niemal natychmiastową
ulgę.
–Mogępodnieśćkoszulę?
– Tak – powiedziała, przymykając oczy. Wspomnienia
zprzeszłościodżyływjejpamięci.
– Od czego to? – zapytał, przesuwając palcem po szramie
wkształciepółksiężyca.
– Pies mnie kiedyś ugryzł – mruknęła sennym głosem. –
Miałamzedwanaścielat.
–Tylkotutaj?Dziwne,żewcześniejmitoumknęło.
Skyeziewnęła.
– Tak, był już stary i czasami miewał dziwne reakcje.
Musiał się wystraszyć. Siedziałam tuż obok i akurat byłam
pochylona.Kiedyzacisnąłzęby,ażpodskoczyłamdogóry.
–Niewiedziałem,żemiałaśpsa.
–Niebyłmój–powiedziałaiprzekręciłasięnieznaczniena
bok.–Należałdomojejciotecznejbabki.
DłonieMatteazatrzymałysięwpółruchu.
–Toonacięwychowywałapośmierciojca?
– Mieszkałam u niej przez jakiś czas. Miała siedem psów.
Lubiłaprzygarniaćprzybłędy.Jabyłamjednąznich.
– Daj spokój, przecież to twoja rodzina. Byłyście ze sobą
blisko?
–Umarłatrzylatatemu–powiedziałaSkyezdawkowo.
–Aprzedśmiercią?–naciskałMatteo,albonierozumiejąc,
żeSkyeniemachęciotymrozmawiać,alboteżignorującto
zupełnie.
– Zajęła się mną, za co jestem jej wdzięczna – powiedziała
podłuższejprzerwie.
AleMatteoniedałsięzbyćostrożnymdoboremsłów.Skye
ukrywałacośprzednimikonieczniechciałsiędowiedzieć,co
totakiego.Wichsytuacjijednakniemógłoczekiwać,żeSkye
odrazusięotworzyiwyjawimuwszystkiegłębokoskrywane
sekrety.
Zacząłżałować,żewcześniejzniąotymnierozmawiał.Ale
też nie widział w niej osoby z jej własną historią, myślami,
uczuciami, radościami i smutkami. Patrzył na nią i widział
hotel.
Zdawał sobie sprawę z tego już wcześniej, ale nigdy nie
było to przyczyną wyrzutów sumienia, jak teraz. Zerknął na
spokojnie leżącą żonę i zrozumiał, że zasnęła. Ze swoimi
ciemnymi włosami, bladymi policzkami i lekko rozchylonymi
ustamiprzypominającymipłatkiróżywyglądałajakKrólewna
Śnieżka.
Tylko że on nie był księciem. Książę nigdy nie poślubiłby
królewny, aby podstępem przejąć hotel i pomścić kradzież,
któramiałamiejscewielelattemu.Ajużnapewnonieużyłby
szantażu,byzatrzymaćjąprzysobie.
Po cichu pochylił się i wziął ją na ręce, jakby ważyła
niewielewięcejniżpiórko.Zaniósłjąnagórę,dojejsypialni,
ułożyłnałóżkuiokrył,byniezmarzła.
Skye śniła o Matteo. Niemalże każdej nocy. O tamtym
wieczorze, kiedy go poznała i niemal od razu się w nim
zakochała.Śniłaoichrozmowach.
– Nie wierzę w baśnie – powiedziała mu dzień po tym, jak
siępoznali,kiedycałyświatwydawałsiębaśnią.
–Nawetjeśliwrzeczywistościprowadziszbaśnioweżycie?
– zapytał i przycisnął usta do jej policzka w taki sposób, że
nogisiępodniąugięły.
– Nie ma czegoś takiego, jest tylko realne życie – odparła
wtedy.
Otym,żejejświatniejestbaśnią,przekonałasięwielelat
temu, kiedy opuściła ją matka. Ojciec nigdy nie zawracał
sobie głowy, by poświęcić jej tyle czasu, ile by należało.
Cioteczna babka unikała okazywania uczuć ludziom, jakby
troska o kogoś mogła być przejawem słabości. Szkoła
z internatem przypominała Skye więzienie, a nie Hogwart
zpowieścioHarrymPotterze.
– Ale czasami życie może być niemal tak doskonałe jak
wbaśni,prawda?
Skye śniła o ich pierwszym pocałunku, oświadczynach,
ślubie i pierwszej wspólnej nocy oraz o wszystkich innych,
które nastąpiły po niej. Stopniowo zaczynała wierzyć, że
rzeczywistość może się zmienić w baśń. A wtedy
niespodziewanie zmieniła się w koszmar. Matteo ją oszukał,
złamał jej serce. Jednak nie zdołał wymazać jej uzależnienia
odniego.
Przeciągnęła się w łóżku, czując na sobie jego dłonie.
Otworzyła oczy tylko po to, by się przekonać, że to był sen.
Nie było go, kiedy miała tak ogromną ochotę wtulić się
wjegosilne,muskularneciało.
Podniosła się z łóżka i wciąż otumaniona snem wyszła na
korytarz. Nie wiedziała, ile godzin przespała. Mogło być po
północy albo już nad ranem. Nie miało to w tej chwili
znaczenia.
Przezchwilęrozważała,czybyniezapukaćdojegodrzwi,
ale zamiast tego nacisnęła klamkę i pchnęła je ostrożnie.
Przystanęłanaprogu.
Baśnienieistniały.Byłategoprawiepewna.AleMatteobył
jej mężem, a ona go potrzebowała tak mocno, że nie była
wstanieuleżećwłóżku.
Podeszłanapalcachdojegołóżka.Matteoleżałnaplecach.
Pięknyjakmłodybóg.
Trzęsącymi się z pośpiechu dłońmi zrzuciła z siebie
ubranie, przeklinając siebie w myślach za to, że nie
pomyślała o tym wcześniej. Wyciągnęła rękę, złapała za
brzegcienkiejkołdryiodsunęłająnabok.Oparłakolanona
materacu i przełożyła drugą nogę przez jego biodra. Opadła
naniegoipocałowałagoprostowusta.
Otworzył oczy, czując na sobie ciężar. W pokoju było
ciemno, ale natychmiast rozpoznał jej usta. Gdy się
wyprostowała, patrzył na jej piękne ciało, dumnie wypięte
piersiinadalpłaskibrzuch.
–Pragnęcię–powiedziałatylko.
Oparł dłonie na jej biodrach i przesunął je dalej, na
pośladki. Zacisnął palce na rozkosznie ciepłej, miękkiej jak
atłas skórze. Uniósł ją lekko i przesunął wyżej, by wniknąć
wniąjaknajgłębiej.
Poruszała biodrami, kołysząc nimi w przód i w tył.
Wyciągnął dłonie i oparł je na jej piersiach, pieszcząc sutki.
Uniosła ramiona nad głowę, skoncentrowana na zmysłowym
tańcu. Rytmiczne ruchy stawały się coraz szybsze. Wreszcie
opadła na niego bez sił. Ich usta połączyły się w szalonym
pocałunku.
Dźwignął ją i przeturlali się po łóżku, aż Skye znalazła się
naplecach.Matteopochyliłsięnadniąipocałowałjejszyję.
Zsunąłustaniżej,dotarłdoobojczyka.Lekkimijakmuśnięcia
skrzydeł motyla pocałunkami zwiedzał jej ciało, przesuwając
się wzdłuż brzucha, mijając pępek i docierając wreszcie do
rozgrzanegoseksemcentrumjejkobiecości.
Kolistymi ruchami języka pieścił nabrzmiałą łechtaczkę,
doprowadzając Skye na skraj rozkoszy. Wnętrze jej ciała
wypełniłonieznośnenapięcie.
– Błagam – wyszeptała i przerwał, gdy wysunęła w jego
stronębiodra.
Uniósłsięwyżejiwbiłsięwgorącąwilgoć.
Zamknęła oczy, zanurzając się całkowicie w doznaniach,
któreniemiałysobierównych.Uległaobezwładniającejciało
rozkoszy,którarozlałasięciepłempojejwnętrzu.
Potem długo leżeli, wtuleni jedno w drugie. Usta Mattea
muskały jej kark. Jej dłonie zaciśnięte były na jego
przedramionach.
Czułasiętakdobrze.Prawiebezpiecznie.
–Miałemniesamowitysenzeszłejnocy–powiedziałMatteo
rano,gdysiedzieliprzyśniadaniu.
– To zupełnie jak ja – odparła, nie patrząc na niego.
Przeglądała aktualności w gazecie, ale nic szczególnego nie
przykuło jej uwagi. Cisza wisząca między nimi ciążyła jej.
Wzięła do ręki filiżankę z kawą i upiła łyk. Gdy odstawiła ją
na spodeczek, Matteo łagodnym ruchem przykrył jej dłoń
swoją.
–Dlaczegopotemwyszłaś?
Skyezerknęłananiegowystraszona.
–Kiedy?
–Jakskończyliśmysiękochać.
Spojrzałaznównarozłożonąnastolegazetę.
–Miałamzostać?
–Byłopóźno,musiałaśbyćzmęczona.
Zerknęła na niego ponownie, tym razem ich spojrzenia
spotkałysięnadłużej.
–Lepiejśpięusiebie.
–Przedtemnigdyniemiałaśztymproblemu.
– No dobrze – powiedziała zrezygnowana. – Nie chciałam
zostać.
Przyjrzałjejsięuważnie.
– Nie chcesz spać u mnie, ale chcesz przychodzić, kiedy
zachcecisięseksu?
–Natowygląda–powiedziała,kiwającpowoligłową.
– Więc mam cię po prostu zaspokajać? – zapytał, unosząc
brwi do góry, co rozśmieszyło Skye tak, że parsknęła
śmiechem.
–Dokładnie.
–Hm,alekiedyjachcęuprawiaćseks,tojużcięprzymnie
niema.
– Możesz chyba przejść te parę kroków przez korytarz tak
jakja?
– Jesteś zawsze mile widziana w mojej sypialni. Nie wiem
tylko,czytodziaławobiestrony.
PoliczkiSkyezaróżowiłysię.
– Przecież chciałeś, żebym cię błagała o seks, już
zapomniałeś?
Odchrząknął.
–Możeniebyłemzbytdobry,żebyśbłagała.
–Oczekujeszkomplementów?
Spojrzałnaniąpoważnie.
– Cieszę się, że przyszłaś, Skye. Tylko to chciałem
powiedzieć.
Łzy zakręciły się w jej oczach i musiała spojrzeć w okno.
Głupiehormonyciążoweniedawałyjejspokoju.
–Tochybaprzeztenmasaż.
–Wtakimraziemuszęmasowaćcięczęściej.
Podniosła oczy, by zobaczyć, jak mruga w jej stronę
porozumiewawczo.
– Dziś powinnaś odpocząć. Powiedz mi tylko, czego
potrzebujesz.Przyniosę,cokolwieksobiewymarzysz.
Skyekiwnęłagłowąnaznak,żesięzgadza,choćwiedziała,
żeMatteoniemógłjejdaćtego,oczymnaprawdęmarzyła.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Skye powiesiła sukienkę na wieszaku obok reszty ubrań
wprzebieralni.Sięgającpokolejnystrójzatrzymałasięwpół
ruchu,patrzączzaciekawieniemnaswojeodbiciewlustrze.
Jejbrzuch,zwyklepłaski,wydawałsięinny.Nieokrągły,ale
widoczny. Jej piersi także się zmieniły. W ciągu dnia często
poprawiała uwierający ją stanik. W pewnym momencie
stwierdziła, że nie czuje się komfortowo w ubraniach,
w których chadzała do tej pory. Przesunęła dłońmi po
brzuchu i biorąc głęboki wdech, po raz kolejny uświadomiła
sobie, że naprawdę jest w ciąży, a zmiany zachodzące w jej
cieleniesążadnymzłudzeniem.
Uśmiechnęłasiędosiebiezzadowoleniem.
Uważaj,Skye.Pamiętaj,żeżycietoniebaśń.
Ale ciąża i narodziny dziecka były dla niej taką baśnią.
Przez całe swoje życie nie zdążyła poznać prawdziwej
miłości. Myślała, że znajdzie ją u boku Matteo, ale się
pomyliła.
Dziecko na pewno będzie ją kochać, a ona będzie kochać
je. Całym sercem. Nigdy go nie zrani, nie pozwoli, by było
smutne,czułosięsamotnealboprzerażone.
Przymierzyła ostatnią sukienkę i obejrzała się w lustrze
zkażdejstrony,zanimpokiwałagłowązaprobatąizdjęłają
z siebie. Ubrała się w swoje rzeczy, przewiesiła przez ramię
noweubraniaiwyszłazprzymierzalni.
Matteostałpośrodkubutiku,niewiedzącchyba,cozesobą
zrobić. Miał rozpiętą marynarkę od ciemnego garnituru,
a w rękach ściskał jakiś kolorowy przedmiot. Gdy podeszła
bliżej, jej serce drgnęło ze wzruszenia. To była pluszowa
zabawka.
Pierwszazabawkadlaichdziecka.
–Pomyślałem,żesięprzyda–powiedziałzuśmiechem.
Skye odwzajemniła uśmiech, ale musiała spojrzeć w bok.
Miała łzy w oczach i nie chciała, by Matteo je zauważył.
Podeszła do kasy i wyłożyła wszystkie wybrane wcześniej
ubrania. Ekspedientka raz po raz rzucała zaciekawione
spojrzenia w stronę Mattea i ledwie zwracała na nią uwagę.
Skyewpełnijąrozumiała.Samawielerazypatrzyłananiego
wtakisposób.
–Pakujemywszystkie?–upewniłasiękobieta.
–Tak,itęzabawkę.
Zaczekała, aż ekspedientka przełoży wszystkie ubrania do
torby.Matteoukradkiemwsunąłjejdorękikartękredytową,
cobyłodlaSkyezaskoczeniem,aleteżjąrozdrażniło.
– Będziesz teraz kupować mi ubrania? – zapytała, kiedy
wyszlizesklepu?
–Potrzebujeszichzpowodudziecka–odparłprzytomnie.
–Totakżemojedziecko.
–Tak,cara,wiemotym.Aledziękitemujateżmogęsięna
cośprzydać–powiedział,wzruszającramionami.
–Beztegonieczułbyśsięprzydatny?
– Czułbym się przydatny, ale to ty nosisz w sobie dziecko,
potem je urodzisz, będziesz karmić. Ja też chcę mieć w tym
jakiśudział.
Nigdybygoniepodejrzewałaotegorodzajuprzemyślenia.
Rzuciła mu spojrzenie z ukosa, gdy szli ruchliwą ulicą,
otoczenizewszystkichstronprzezturystów.
– Przyszło mi do głowy, że do tej pory nigdy nie
rozmawialiśmyopokojudladziecka.Tumógłbyśsięprzydać.
Jegotwarzsięrozjaśniła.
–Maszrację,żeteżotymsamniepomyślałem.
Skyeroześmiałasię.
–Oho,żebymtylkotegozarazniepożałowała!
–Myślisz,żetrzysypialniewystarczą?
– Zdecydowanie, tylko żeby pokój dziecka był blisko
mojego.
– Naszego – napomniał ją łagodnie, po czym wziął ją za
rękę.–Chcę,żebyśprzeniosłasiędomojejsypialni.
Skrzywiła się nieznacznie. Czy Matteo naprawdę nie
rozumiał, że taka bliskość, jaką kiedyś mieli, nie była teraz
możliwa?
–Będziemybudzićsięoboje,gdydzieckobędziepłakać.To
bezsensu.Oddzielnesypialniesąbardziejpraktyczne.
Starała się, by odmowa zabrzmiała przekonująco i tak, by
nienabrałpodejrzeń,żejestwrozterce.
– Będziemy też potrzebować pokoju dla niani –
kontynuował. Był już w swoim żywiole i Skye czuła, że
w ciągu paru minut zaplanuje ich całe życie na najbliższe
kilkanaścielat.
–Chwileczkę,jakąnianię?
– Uważasz, że będą potrzebne dwie? Może faktycznie,
jedna będzie zajmować się dzieckiem w dzień, a druga
wnocy.
–Niechcężadnejniani!–zaprotestowałagwałtownie.
Matteopatrzyłnaniąstropiony.
–Skye,będzieszpotrzebowałapomocy.
–Myślisz,żeniebędęumiałazająćsiędzieckiem?
Westchnąłzniecierpliwiony.
–Wieszprzecież,żenietomiałemnamyśli.
– Będę świetną matką – powiedziała i po chwili zbladła.
Gwałtownieskręciłanabokiażoparłasięościanębudynku.
– A jeśli nie będę? – Spojrzała na Mattea rozszerzonymi
strachemoczyma.
– Będziesz bardzo dobrą matką, jestem tego pewien –
uspokoiłją.
– Skąd wiesz? – naciskała. – Nawet nie znałam własnej
matki. Miałam kilka macoch, ale z żadną nie byłam blisko.
Niemampojęcia,cotoznaczybyćdobrąmatką.Ajeślibędę
okropna?Niecierpliwa?Obrażalska?OmójBoże,Matteo.To
będzieprawdziwakatastrofa!
Matteopatrzyłnaniąztroską,aleilekkimrozbawieniem.
– To nie jest śmieszne! – upomniała go. – Za bardzo
skupiamsięnatym,żebędękochaćmojedziecko,amożeto
nie wystarczy? Co się stanie, jeśli nie będę umiała dać
dzieckutego,czegopotrzebuje?
–Skye?
– Nie mam pojęcia, o której godzinie należy kłaść dziecko
spać. Albo co powiedzieć, gdy podrośnie i uprze się, żeby
oglądaćhorror!
–Skye!–Matteopróbowałjejprzerwać,alewogólegonie
słuchała.
–Albojedzenie.Cojedząniemowlęta?Ajeśliotrujęwłasne
dzieckoalbozadławię?
– W jaki sposób miałabyś je zadławić? – zapytał, tłumiąc
śmiech.
– Nie wiem. Nakarmię dziecko karmelkami, a ono nie
będzie jeszcze umiało ich pogryźć. Nic nie wiem
owychowywaniudzieci!
Matteo pochylił głowę i zamknął jej usta pocałunkiem.
Uspokoiłasięnatychmiast.
–Będziemypotrzebowaćniani–przyznała,gdywypuściłją
zobjęć.
– Nie – powiedział. – Nie miałem racji. Może później, jeśli
uznasz to za konieczne. Ale na początku spróbujemy dać
sobie radę we dwoje. Będę się zajmował dzieckiem, jeśli
będziesz potrzebowała odpocząć. Nie zostawię cię samej,
możeszmizaufać.
Skyeskinęłagłowąwmilczeniu.Niebyłaprzekonana.
–Możejednakposzukamykogośnawszelkiwypadek.
– Mamy jeszcze sporo czasu. Pamiętaj tylko, co
powiedziałem.
Będziesz
wspaniałą
mamą.
Już
jesteś
zakochana w dziecku do szaleństwa, a to najważniejsze, co
możesz mu dać. Przykro mi, że sama nie mogłaś tego
doświadczyćwżyciu.
Popatrzyła na niego z wdzięcznością. Rozumiał, przez co
przeszłaiwspółczułjej.Towieledlaniejznaczyło.
–Matteo?
–Sì?
– Opowiedz mi o tym, jak to było z naszymi rodzinami –
powiedziała i odsunęła się od ściany. Powoli ruszyli,
wtapiającsięwpłynącyulicąstrumieńludzi.
Nie spojrzała na niego, więc nie mogła widzieć, że
spochmurniał.
–Cochciałabyświedzieć?
– Nie wiem, chyba wszystko. Prawnik taty nie znał
szczegółów.
–Acojużwiesz?
–Tylkotyle,żetwojamatkabyłazaręczonazmoimojcem,
apotemspotkałatwojegotatęizakochałasięwnim.Razem
uciekliwśrodkunocy.
–Takbyło–potwierdziłMatteo.–Twójojciecniepogodził
się z tym, że moja matka wybrała kogoś innego, więc
postanowiłuprzykrzyćjejżycie.
–Wjakisposób?
– Przeprowadził się do Włoch i pojawiał się wszędzie tam,
gdzie oni. Kiedy matka zaszła w ciążę i zrozumiał, że już do
niego nie wróci, dał im spokój, ale zabrał się do niszczenia
imperium dziadka. To były dla niego trudne czasy. Dziadek
rozwijałfirmęzbytintensywnie,apotemnastałkryzys.Twój
ojciec to wykorzystał. Przejmował konkurentów dziadka.
Jednego po drugim. Następnie obniżył ceny i firma dziadka
zaczęła popadać w ruinę. Na początku dziadek ratował się
kredytami,alepotemnawettoprzestałowystarczaćimusiał
sprzedaćniemalwszystko,comiał.
–Takżetenhotel?
– Twojemu ojcu wcale nie zależało na przejęciu firmy czy
hotelu.Poprostuchciałsięnanimodegrać.Zniszczyćgoza
to,żemójojciecodebrałmunarzeczoną.
Skyezawstydziłasię.Wolałaby,żebysłowaMatteaniebyły
prawdą. Ale przecież słyszała już tę historię w zarysie od
prawnikaojca.
– Pamiętam, jak tata ciągle wspominał o kobiecie, którą
kiedyśkochał.Tomusiałabyćtwojamama.Jejutratabyładla
niegotaksamobolesnajakstratafirmydlatwojegodziadka.
–Nie!–sprzeciwiłsięstanowczoMatteo.–Niemożnatego
porównywać. Moi rodzice zakochali się w sobie. Nie zrobili
nic złego. Twój ojciec natomiast przez ponad dziesięć lat
świadomie niszczył majątek mojej rodziny. Kierowała nim
nienawiśćichęćodwetu.
– Przyganiał kocioł garnkowi – mruknęła pod nosem Skye,
czując, że rozmowa poszła w złą stronę i tylko zepsuła
przyjemnynastrój.
Skyeprzystanęłairozejrzałasiępoulicy.
–Chybamuszęnachwilęusiąść–powiedziała.
Matteo przyjrzał jej się podejrzliwie. Była bledsza niż
zwykle.Wziąłjejtwarzwdłonie.
–Słuchaj,nieprzejmujsiętymtakbardzo.To,codziałosię
międzynimi,niemaznaczenia.
– Jak możesz tak mówić? – powiedziała łamiącym się
głosem.–Tomawpływnawszystko,przedewszystkimnato,
że w ogóle jesteśmy razem. – Miała ochotę się rozpłakać. –
Nasze dziecko niczym sobie nie zasłużyło, by wychowywać
sięwatmosferzenienawiści.
–Tuniemażadnejnienawiści–zaprzeczyłMatteo.
– Jest, czuję to. Mój ojciec nienawidził twojego. Twój
dziadek nienawidził mojego ojca. Ty nienawidzisz mojego
ojca.Wszyscysięnienawidzimy.
– To nieprawda. Nie czuję do ciebie nienawiści. Ani ty do
mnie–dodał.
Uciekłaspojrzeniemwbok.
Miał rację. Nie czuła do niego nienawiści. W ogóle nie
wiedziała,codoniegoczuła.
– Nienawidzę tego, jak się zachowałeś. Nienawidzę tego,
doczegojesteśzdolny.Nienawidzęteżtego,żeodebrałeśmi
nadzieję.Nienawidzę…
–Wyrzućtozsiebie–powiedziałbezzłości.–Poczujeszsię
lepiej.
To,comiałazamiarpowiedzieć,byłozbytokropne,atakże
okrutne.
– Wolałabym mieć dziecko z kimś innym! – dokończyła,
choć to nie była cała prawda. W rzeczywistości nienawidziła
tego,żewogólezaszłaznimwciążę.
Matteopatrzyłnaniątakdługo,żepowolitraciłanadzieję
nato,żeskomentujejejsłowawjakikolwieksposób.
– To małżeństwo mnie wykończy – wyszeptała i to go
wytrąciłozzamyślenia.
– Cokolwiek by się działo, nadal jesteśmy mężem i żoną,
Skye,ajaniezamierzamcięopuścić.
Wziąłjązarękę.
–Chodźmydodomu.Jesteśzmęczona.
Rzeczywiściebyłazmęczona,wręczwyczerpana,aletonie
byłstan,przyktórympomógłbyzwykływypoczynekczysen.
Matteo
wpatrywał
się
niewidzącym
spojrzeniem
w znajdujący się poniżej kanał. Księżyc, przesłonięty
ciężkimi, stalowoszarymi chmurami sprawił, że miasto
wydawało się spowite ciemną peleryną. W oddali, na
otwartym morzu można było dostrzec nieliczne migoczące
światłastatkówpodążającychwróżnychkierunkach.
Skye spała u siebie, na górze, a on pozostał tutaj,
zapatrzony w okno, jakby się spodziewał znaleźć za nim
odpowiedźnadręczącegopytania.
Skye była nieszczęśliwa, i to on ponosił za to winę.
Dlaczegonigdynieprzyszłomudogłowyporozmawiaćznią?
Gdywkońcusięzesobąprzespali,wiedział,żeSkyegotowa
jest zrobić dla niego wszystko. Nie odważył się jednak
zaryzykować i porozmawiać o hotelu. Nie zniósłby odmowy,
amiałwszelkiepowody,bysięjejspodziewać.
Dlaczego tak się upierał, by historia się powtórzyła? Życie
jego dziadka zostało złamane przez zemstę innego
mężczyzny.
A teraz Matteo był na najlepszej drodze, by złamać życie
Skye.
Możenawetjużtozrobił.
Przypomniał sobie wyraz jej twarzy po ich popołudniowej
rozmowie i ból nieoczekiwanie ścisnął mu serce. Wyglądała,
jakby
była…
smutna?
Nie,
to
było
coś
znacznie
poważniejszego
niż
smutek.
Rozczarowana?
Zła?
Opuszczona?
Wszystkie te słowa w jakimś stopniu oddawały stan
faktyczny. Ale było coś jeszcze. Coś, czego nie potrafił
zdefiniować, a co tkwiło w jego myślach jak oskarżenie,
przedktórymniebyłwstaniesięobronić.
Jego miłość do Marii była prosta. Pasowali do siebie. Ona
była znaną aktorką, choć nie wybitną. Długie nogi w pełni
wynagradzały mu niedostatki w innych dziedzinach. Maria
miała słabość do drogiej biżuterii, wakacji w luksusowych
hotelach, a on był szczęśliwy, mogąc jej to wszystko
zapewnić.
Nigdy nie przyszło mu do głowy, że Maria może go
wykorzystać do podniesienia swojego statusu społecznego,
dopóki nie zdradziła go ze szwedzkim arystokratą. Złamała
mu tym serce. Czuł się wtedy tak samo, jak dziś musiała
poczućsięSkye.
On też złamał jej serce, wykorzystując ją jako narzędzie
w swojej grze. Była pionkiem w jego walce o odzyskanie
hoteluIl Grande Fortuna. Nie myślało tym, co będzie dalej.
Zaplanował sobie, że poślubi Skye, wzbudzi jej zaufanie,
apotemweźmie,cobędziechciał.
Acoznią?
Nigdy nie zastanawiał się nad tym, jaki wpływ będą miały
jego działania na nią. A może o to nie dbał, ponieważ była
córkąjedynejosobynaświecie,dojakiejczułnienawiść?Czy
niebyłotak,żeprzeniósłswojezgruntunegatywneodczucia
zCareyaJohnsonanaSkye?
Westchnął poirytowany, wstał z fotela i podszedł w stronę
otwartych
drzwi
balkonowych,
wdychając
powietrze,
przesyconecharakterystycznymdlaWenecjiaromatem.
Tylko raz widział swojego dziadka płaczącego. Był to
widok, który wrył mu się w pamięć na zawsze i zmienił
wszystko, co Matteo wiedział o życiu. Alfonso nie miał
świadomości, że ktoś mógł go obserwować i dał upust
skrywanym emocjom. Jego ciałem wstrząsały spazmy, kiedy
próbował czytać dokumenty leżące przed nim na biurku.
WtamtymczasieMatteonierozumiałjeszczeichznaczenia.
Teraz wiedział, co to było. Monity o zapłatę rachunków.
Naliczone odsetki za zwłokę. Pisma od banków. Należności,
którychAlfonsoniebyłwstaniepokryć.
Matteo złapał obiema dłońmi barierkę i mocno zacisnął
palce, poddając się wspomnieniom, których było o wiele
więcej. Przypomniał sobie ojca Skye. Aroganckie spojrzenie,
które towarzyszyło odmowie podjęcia rozmów na temat
sprzedażyhotelu.
„Będziepantegożałował”.Takmuwtedypowiedział.
Zapowiedź się spełniła. Tylko że teraz to Matteo był tym,
któryżałował.Sprawyułożyłysięinaczej,niżoczekiwał.
Wcałymtymgalimatiasiebyłatylkojednasensownarzecz,
którą mógł zrobić. I tylko jeden sposób, by wymazać
cierpienieSkyeizłagodzićswojewłasne.Jednajedynarzecz,
o której mógł jej przypomnieć i która dałaby im poczucie
szczęścia.
Z zafrasowaną miną wrócił do gabinetu i powolnym, acz
zdeterminowanym krokiem udał się w stronę sypialni na
piętrze.Skyebyłajegożoną,akiedytrzymałjąwramionach,
wszystkoinneprzestawałosięliczyć.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Tabliczkakancelariiadwokackiejtużobokgabinetulekarza
skłoniła Skye do rozważań na ten temat. Zerknęła bez
apetytunależącąprzedniąnatalerzubruschettę.
–Matteo?
Jemu brak apetytu najwyraźniej nie doskwierał. Patrzyła
wmilczeniu,jaknabierawidelcemspaghettiipochłaniajeze
smakiem.
–Możepowinniśmyporozmawiaćzprawnikiem?
Jegorękazatrzymałasięwpołowiedrogi.
–Che?
– Nasza sytuacja jest za bardzo skomplikowana – dodała,
czując,żedopadająstrach.
Naraziejeszczebyławciąży,aleczasszybkoleciałizanim
się obejrzą, dziecko pojawi się na świecie, a oni będą
rodzicami. Nowa rola to także nowe obowiązki. Skye czuła,
żenależałobyowszystkimpomyślećjużteraz.
– Myślę, że powinniśmy podjąć decyzję, zanim życie
rodzinnewciągnienaswwirobowiązków.
–Decyzjęoczym?–zapytał,aleztonuniemogławyczytać,
czy jest nastawiony przyjaźnie, czy wrogo do pomysłu
spotkaniazprawnikiem.
Uniosładłoń,wykonującnieokreślonygest.
–Och,owszystkim.Trzebaspisaćintercyzę…
Matteowróciłdojedzenia.
– Jesteśmy małżeństwem. Nie potrzebujemy intercyzy –
odparł,przełknąwszykolejnykęs.
Skyepokiwałagłową,alenierezygnowała.
–Myślę,żemusimybyćpragmatyczni.Pamiętaszprzecież,
comówiłeś?
Matteospojrzałnaniązlekkimrozbawieniem.
–Kiedy?
–Powiedziałeś,żenigdymnienieokłamałeś,aprzecieżto
zrobiłeś.
Wiedziałeś,
że
jestem
w
tobie
zakochana
i przekonana, że czujesz do mnie to samo. Mimo to nie
wyprowadziłeś mnie z błędu. Nie powiedziałeś, że mnie nie
kochasz.–Zawiesiłagłos,dającmuczasnareakcję.Czekała,
żepowiecoś,cozłagodzibólzłamanegoserca.
Niewydałzsiebieanisłowa.
Skyeprzełknęłałzy.
– Ja też cię nie kocham. Musimy o tym pamiętać. Kiedy
dziecko się urodzi i poświęcimy mu się w całości, nie chcę
znowupopełnićbłęduiuwierzyć,żejesteśmywprawdziwym
związku.
– To jest prawdziwy związek – powiedział wreszcie,
wzdychając niecierpliwie. – Jesteś moją żoną, a ja twoim
mężem.
– Nie – odparła i podniosła głowę. W jej oczach czaiło się
przerażenie. – Mamy zupełnie inną wizję małżeństwa.
I pomyśleć, że to właśnie ty nauczyłeś mnie wierzyć
w baśnie. Tak chyba było mi łatwiej. Od baśni oczekuje się
takniewiele.Zczasemjednakzrozumiałam,żemamowiele
większe oczekiwania. Chcę miłości i szczęścia, prawdziwego
zrozumienia. Między nami tego nigdy nie było i nie będzie.
Aleponieważobojepragniemydziecka,będziemyjewspólnie
wychowywać. Uważam, że to ważne, byśmy nigdy nie tracili
zoczuprawdyonaszymzwiązku.
–Czyli?–zapytałMatteo,ajegooczyzwęziłysięnieco.
– Cóż, jesteśmy dwojgiem ludzi, którzy będą mieli dziecko
iktórzyzesobąsypiają.
– Uff, cieszę się, że przynajmniej z tego nie chcesz
rezygnować–powiedziałipuściłdoniejoko.
– Mówię poważnie, Teo. Każde z nas ma spory majątek
imusimyjakośuporządkowaćnaszesprawy.Powinniśmyteż
podpisaćporozumieniewsprawieopiekinaddzieckiem.Tak
nawszelkiwypadek.
–Dodiabła,Skye!Chceszsiędzielićopieką?Jeszczenawet
nieurodziłaś,ajużplanujeszrozwód?
– Nie, ale może się zdarzyć tak, że uznamy ten układ za
niewygodny. Wtedy moglibyśmy się rozstać z dnia na dzień,
bez przechodzenia tej całej gehenny z udziałem prawników.
Lepiejzrobićtoteraz,gdyjesteśmywdobrychstosunkach.
Matteopokręciłgłową.
–Nie.
– Kiedy to naprawdę ma sens. Wiesz o tym przecież. –
Pochyliłasiędoprzodu.–Musisztylkozacząćmyślećgłową,
niesercem.
–Mówiłaś,żeniemamserca–przypomniałzgryźliwie.
– Masz, kiedy chodzi o dziecko albo… albo o twojego
dziadka.
Tylkomnieniekochasz.
–Sammówiłeś,żeniecofnieszsięprzedniczymibędziesz
walczyłodziecko.Niechcę,żebytaksięstało.
–Woliszwalczyćzemnąteraz?
– Wolałabym w ogóle uniknąć walki. Ustaliliśmy, że
będziemy razem wychowywać dziecko, i jestem gotowa
podjąć to wyzwanie. Ale oboje wiemy, że taka umowa nie
musi obowiązywać wiecznie. W każdym razie zrobię
wszystko, żeby trwała jak najdłużej – dodała ostrożniejszym
tonem.
– W jaki sposób zamierzasz to zrobić? – spytał zaczepnym
tonem i Skye zastanawiała się, co go tak zdenerwowało.
Przecież starała się mówić spokojnie i używać racjonalnych
argumentów.
–
Zostanę
z
tobą
tutaj,
w
Wenecji.
Ustanowię
pełnomocników, żeby mogli mnie reprezentować. Nie muszę
mieszkać w Londynie. Raz na jakiś czas mogę tam polecieć,
gdyby naprawdę nie mogli się beze mnie obyć. Jeśli chodzi
o dziecko, myślę, że powinno mieszkać ze mną. Opieka
naprzemienna nie byłaby dobrym rozwiązaniem. Dziecko
powinno mieć stały dom, a nie kursować pomiędzy dwoma
światami.
–Zgadzamsięwstuprocentach.Atakżeztym,żedziecko
powinno mieszkać z matką. I ze mną. Chociaż nie. Oboje
powinniściemieszkaćwmoimdomu.
– Matteo, proszę cię, bądź rozsądny. Nie mówię, że się
rozwiedziemy. Mówię, że powinniśmy rozważyć taką
ewentualnośći…
– A ja mówię, że nie jestem gotów na takie rozmowy –
przerwał jej. – Nie teraz. Nie jutro. Nigdy! Jesteś moją żoną
inosiszmojedziecko.Jesteśmyrodziną.
Skye zamknęła oczy i opuściła głowę. Przez całe życie nie
pragnęłaniczegobardziejniżmiećrodzinę.
–Niejesteśmyrodziną!Jesteśmyparą,któraniepomyślała
otym,żebysięzabezpieczyć,kiedybyłnatoczas.–Odsunęła
odsiebietalerz.–Niejestemgłodna.
– Dobrze już – powiedział i złapał ją za rękę. – Oboje
pragniemynaszegodzieckaitylkotosięnarazieliczy.
Skye kiwnęła głową, ale było jej ciężko na sercu. Bardzo
chciałategodziecka,aleniewtakisposób.
Wyszarpnęładłońioparłająnabrzuchu.
– To, że chcemy dziecka, nie znaczy, że jesteśmy rodziną.
Nawetniejesteśmywzwiązkuilepiej,żebyśmyobojeotym
pamiętali.
Matteopopatrzyłnaniąprzeciągle.Czuł,żejątraci.Aleco
mógłpowiedzieć?Zresztązgodziłsię,żedajejrozwód.Zrobił
topochopnie,myśląc,żezczasemSkyeotymzapomni.
Teraz na pewno nie był gotowy na to, żeby odeszła. Miała
rację, że nie byli tak naprawdę w związku. Jedynie w łóżku
dogadywalisięświetnie.
Amoże…
Zobaczył światełko w tunelu. Blade i odległe, ale jednak
dającenadzieję.
–Skye?Chciałbymcicośpokazać.
OdkądweszlinapokładsamolotulecącegodoRzymu,Skye
tylko raz zapytała, dokąd ją zabiera. Przez resztę podróży
siedziała jak na szpilkach. Po raz pierwszy miała zobaczyć
kośćniezgody,któraskłóciłajejmężazjejojcem.
W czasach swojej świetności budynek musiał być ozdobą
okolicy. Teraz znajdował się w opłakanym stanie. Zabite
deskamioknanaparterze,brakszyldu.
Matteo włożył gruby klucz z brązu w drzwi, przekręcił go
dwarazyipchnąłmasywneskrzydłodośrodka.
Przez któreś okno musiały się dostać gołębie, ślady ich
odchodów było widać wszędzie na podłodze. Tuż przy
drzwiachleżałypustepuszkipocoli.
– Twój ojciec nawet nie zmienił zamków – powiedział,
odwracającsiędoSkye.
Weszli dalej, pogrążając się w mroku. W powietrzu unosił
sięzapachkurzuiwilgoci.
– Ostatni raz byłem tutaj tuż przed świętami. Tam stała
choinka. – Kiwnął głową w stronę schodów, które szeroką
wstęgą pięły się w górę. – A w tamtym rogu fortepian.
Pianistagrałnanimkolędyistandardyświąteczne.
Wjegooczachmogładostrzecśladmagiitamtejsceny.
–Tobyłodlamniewyjątkowemiejsce,Skye.
Pokiwałagłowązezrozumieniem.
Matteoprzykucnąłiprzeciągnąłpalcamipopodłodze.Pod
grubąwarstwąpyłuukazałsiękształtsmokanaróżowawym
kamieniu.
– Marmur był sprowadzany z południa. Sześć tygodni
trwało,zanimgotutajdostarczyli.
Wstał i otrzepał ręce. Powolnym krokiem ruszył w stronę
wysokiego kontuaru, który mógł być kiedyś recepcją. Nad
nim
zwisały
staromodne
lampy.
Kojarzyły
jej
się
z oświetleniem w bankach z lat dwudziestych, może
trzydziestych zeszłego wieku. Matteo nacisnął jeden ze
złotych włączników na ścianie, ale nic się nie wydarzyło.
Wbudynkuzapewnewyłączonoprąd.
– Hotel zbudował mój praprapradziadek. – W jego głosie
dało się wyczuć nutę emocji. – Każde kolejne pokolenie
wmojejrodziniewnosiłocośnowego.Przeztewszystkielata
nasza rodzina stworzyła imperium, zgromadziła pieniądze,
ale ten hotel… – urwał i rozejrzał się wokół z taką
bezradnością,żeSkyezrobiłosięgożal.–Mamwrażenie,że
mojarodzinawciążżyjewtychmurach.
Skye odwróciła się, nie mogąc spojrzeć mu w oczy. To
miejscebardzowieleznaczyłodlaMattea,ajejojciecodebrał
mujeiniechciałzwrócić.
– Twojemu ojcu nie zależało na tym hotelu. – Refleksja
Mattea była odbiciem jej własnych myśli. – Myślę, że nawet
cieszyłsię,widząc,jakhotelpopadawruinę.
–Dlaczegomiałbysięcieszyć?
–Znaszprzecieżodpowiedź.
–Zemsta–wyszeptałaSkye.
– Właśnie. Zamknął hotel, okna zabił deskami. Powiedział,
że zrównałby go z ziemią, gdyby nie to, że miał status
zabytku.
– Tak mi przykro, Matteo. – Skye zacisnęła powieki, nie
mogącznieśćprzygniatającegojąpoczuciawiny.
–Niemusiszprzepraszać.Niemiałaśztymnicwspólnego,
cara.
– Wiem, ale on zrobił ci krzywdę i gdybym mogła,
cofnęłabymczas…
–Jużdobrze.–Matteowyszedłzzakontuaruistanąłprzed
nią.
– Oboje chcielibyśmy, by to się nigdy nie wydarzyło, ale
wtedy…–Opuściłdłonieipołożyłjenajejbrzuchu,wktórym
rozwijało się nowe życie. – Nie byłoby nas ani naszego
dziecka. Ono jest prawdziwym darem. Ożeniłem się z tobą,
żeby odzyskać hotel, ale to już przeszłość. – Pochylił głowę
idotknąłjejust.–Teraztylkotosiędlamnieliczy.
Jego miłość do dziecka napawała ją radością, ale
równocześnie zazdrościła mu łatwości, z jaką potrafił
oddzielićdzieckoodjejosoby.Onataknieumiała.
–Wiem,żeobojechcieliśmyinaczej,alemusimyskupićsię
natym,bynaszedzieckobyłoszczęśliwe.
Skye była w tej chwili kłębkiem emocji. Nie wiedziała, co
odpowiedzieć.Wzruszeniechwyciłojązagardło.
–Jatylko…staramsiębyćmądra–wyjąkałaprzezłzy.
Matteouśmiechnąłsię.
– Jesteś mądra. Teraz musimy się postarać, żebyś była
szczęśliwa.
Wziął ją za rękę. Nawet nie przypuszczał, ile ten drobny
gestdlaniejznaczył.
–Ilejesttutajpokoi?–zapytała,kierującrozmowęnamniej
emocjonalnedlaniejtematy.
–Kiedyśbyłopięćdziesiąt.
–Równepięćdziesiąt?
– Na początku dwadzieścia. Wtedy ludzie wynajmowali
zwykleapartamenty,pokilkapokoi.Zczasemprzekształcono
każdy z nich w osobne pokoje i zrobiło się więcej. Jednak
nawet po tej zmianie pokoje były większe niż w wielu
hotelach,wjakichzdarzyłomisiębywać.
– Hotel ma świetną lokalizację – powiedziała, idąc obok
niego schodami. – W pobliżu jest Watykan. No i ten widok,
prostonaTyber.
– Tak – przyznał z dumą. – Dawno temu należał do
najlepszych hoteli w Rzymie. Zatrzymywali się tutaj
członkowie rodzin królewskich, znane osobistości, gwiazdy
filmu, muzycy. Raz nawet był jeden magik. Podczas jego
występuzestolikówzniknęływszystkieczerwoneróże.
Skye widziała, że Matteo był całkowicie pogrążony we
wspomnieniach. Jego twarz naznaczona była żalem za
minionymiczasami.
– Ale nie chodzi tylko hotel, bardziej o gości, którzy tu
przyjeżdżali. Tworzyli pewną społeczność. Te same rodziny
odwiedzały nas regularnie w święta. Grupy zwiedzających
zwykleprzyjeżdżaływiosną.Salaśniadaniowatętniłażyciem.
Mieliśmy zawsze najlepszych szefów kuchni. Ich dania były
słynnewcałychWłoszech.–Matteowestchnął.
–Częstotutajbywałeś?
– Kiedy byłem mały, tak. Rodzice przywozili nas w każde
święta. Pamiętam, jak śpiewaliśmy kolędy w salonie,
a dziadek rozdawał prezenty wszystkim dzieciom w hotelu.
Przebierałem się za elfa i pomagałem mu w tym. Miałem
wtedyzeczterylata.
–Apotem,pośmiercirodziców?
–Mieszkałemzdziadkiem.Dalejprowadziłhotelipróbował
za wszelką cenę utrzymać go przy życiu. Była to jedna
z ostatnich nieruchomości, jakie mu zostały. Strata hotelu
byładlaniegokatastrofą.
–Zostałeśzupełniesampojegośmierci.
– Tak. W dniu, kiedy umarł, obiecałem mu, że odzyskam
hotel.–Zamyślonyrozejrzałsiępofoyer,próbującodtworzyć
w pamięci jego dawną świetność. – Wiem, że to dla ciebie
tylkobudynek.Chodź,pokażęcitaras.
– Mój ojciec powinien ci go odsprzedać – powiedziała,
zdającsobiesprawę,jakimcierniemwsercumusiałabyćdla
Matteasprawahotelu.
–Oczywiście–zgodziłsięMatteo.–Aleuważał,żemójtata
zabrałcoś,codoniegonależało.
– Ludzie to nie przedmioty – powiedziała Skye. – Twoja
matka wybrała kogoś innego. Gdyby kochała mojego ojca,
wyszłabyzaniego.
Skyepodniosładłońdoskroni,czującnagłyból.
–Dobrzesięczujesz?
– Tak, wszystko w porządku – odparła. – To sypialnie? –
zapytała,gdyznaleźlisięwdługimkorytarzu.
– Kiedyś tak, teraz to tylko puste pokoje. Wszystkie meble
zostałysprzedaneprzezbank,bypokryćdługidziadka.
Skye zatrzymała się w progu jednego z pokoi i nacisnęła
klamkę. Drzwi nie były zamknięte. Jej oczom ukazał się
przestronny pokój z dużymi oknami. Zza brudnych szyb
widaćbyłoRzym.Drgnęła,słyszącjakiśszelestwrogu.
–Niebójsię,totylkonietoperz.
Podniósłgłowęwgórę,omiatającspojrzeniemsufit.
–Skądwiesz?
– Ochrona pilnuje, żeby bezdomni nie urządzili się
whotelu,alenanietoperzeigołębiejaknarazienieznaleźli
sposobu.
– Zatrudniasz ochronę nawet teraz, kiedy hotel nie należy
dociebie?
Byłowtymcośporuszającego.
– To zawsze będzie mój hotel – powiedział poważnym
tonem. – Twój ojciec pewnie aresztowałby mnie za
wtargnięcienajegoteren.
Skyesięnieodezwała.
–Mamnadzieję,żetybędzieszdlamniełaskawsza.
Głowa rozbolała ją na dobre. Dotknęła palcami skroni,
lekko uciskając ją w nadziei, że to złagodzi nieprzyjemne
doznania.Niechciałaprzerywaćzwiedzania.
–Źlesięczujesz?
–Nie,tylkobolimniegłowa.Czasamitakmampowyjściu
zsamolotu.
–Jesteśpewna?Możewyjdziemynapowietrze?
–Nie.Nicminiebędzie.Pokażmitaras.
ROZDZIAŁJEDENASTY
–Powinniśmygowyremontować.
Matteo odwrócił się w stronę żony. Stała w słońcu,
w miejscu, z którego można było podziwiać cały Rzym.
Dawniej byłoby tu mnóstwo elegancko ubranych osób
popijającychswojekoktajle.Wtlegrałabymuzyka.
–Cowyremontować?
–Hotel.Jestzbytpiękny,żebydocnazniszczał.
Matteonadalnierozumiał.
–Chcesz,żebyśmywyremontowalihotel?
–Tak.Tochybadobrypomysł.
Zasępiłsię.
–Oczywiście.Miałemtozrobićpotym,jak…
– Po tym, jak odbierzesz go swojej niczego nieświadomej
żonie?–wpadłamuwsłowo.
–Skye…
– Przepraszam. Rozumiem, dlaczego to miejsce tak wiele
dlaciebieznaczy.
–Sì?
– Nie wybaczę ci nigdy tego, co zrobiłeś, ale wiem, że to
wina ojca. Powinien zwrócić ci hotel. Właściwie to nie
powiniengokupować.
–Zostaliśmyzmuszenidosprzedaży–powiedziałMatteo.
– Tak, ale on go kupił tylko po to, by go doprowadzić do
ruiny. To było niepotrzebne i mam zamiar to naprawić.
Wiem,żetozajmiesporoczasuibędziedużokosztować,ale
wyobraźsobie,jakbędziepotemwyglądał.
Matteo popatrzył jej w oczy. Po raz pierwszy poczuła, że
jestwjegospojrzeniucoświęcejniżtylkopamięćozemście.
– Nie muszę sobie tego wyobrażać – powiedział. – Ja to
pamiętam.
Skyekiwnęłagłową.
–Pewniebędzieszwiedział,odczegozacząć.
–Porozmawiamyotymprzykolacji.
–Przecieżjedliśmywsamolocie.
–Czynaszemałżeństwozawszejużbędziewyglądaćtak,że
ja proponuję ci jedzenie, a ty mówisz, że nie jesteś głodna?
Niepamiętam,żebywcześniejcośpodobnegomiałomiejsce.
– Wcześniej znajdowałeś sposoby, żeby spożytkować moją
energięipobudzićapetyt.
–Achtak?Wtakimraziemuszętegoznowuspróbować.
Podczas kolacji plan przywrócenia hotelu do dawnej
świetności zaczął nabierać realnych kształtów. Skye była
podekscytowana, gdy późno w nocy wysiedli z samolotu
wWenecji.
– Chyba dziś nie zasnę – powiedziała Skye, gdy weszli do
willi.–Powinnabyćwyczerpanapocałodniowejwycieczcedo
Rzymu,aleperspektywy,jakieprzedsobąmieli,rozgrzałyjej
wyobraźnię. Nie chodziło tylko o dziecko, ale także o całą
resztę.
W hotelu, który był dla niej do tej pory symbolem zła,
zakochałasięodpierwszegowejrzenia.
– Moglibyśmy popływać – powiedział Matteo, patrząc na
niąznacząco.
Dreszcz emocji spłynął w dół pleców. Miała ochotę to
zrobić.
Wziął ją za rękę. Poszła bez oporu. Gdy dotarli na taras,
gdzie pierwszy raz się kochali, Skye pomyślała, że nie chce
tego więcej rozpamiętywać. Prawdę mówiąc, miała ochotę
wymazać wszystko, co się działo po ich ślubie. Zapisać złe
wspomnienianowymiilepszymi.
–Matteo–wyszeptała.–Chcę,żebyś…
Nie dokończyła zdania. Nie musiała tego robić. Matteo
doskonale wiedział, czego pragnęła i potrzebowała. Żądza
wybuchławewnętrzujejciałaniczymkulaognia.
Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Ich niecierpliwe
usta złączyły się w pocałunku. Zarzuciła mu ramiona na
szyję,poddającsiędotykowiust,pieszczotomdłoni.
Nad ich głowami świecił księżyc. Noc była ciepła. Zrzucili
zsiebieubrania.
Poczułajegodłonienaswoichplecachipośladkach.Uniósł
ją bez najmniejszego wysiłku, a gdy oplotła nogami jego
biodra,powolnymkrokiemruszyłwstronęłóżekdoopalania.
Ułożyłjąostrożnie,jakbybyładrogocennymklejnotem.
Czyż nie tego właśnie chciała? Może nie było nic aż tak
strasznego w związku, który był pewnym rodzajem
transakcji?Każdeznichmogłowziąćzniegoto,conajlepsze.
Amiędzynimibyłotyledobrego.
Tylkoczykiedykolwiekbędzieumiałamuwybaczyć?
Czywogóletegochciała?
Pocałował ją tak, że wszystkie myśli uleciały w dal, stając
siękompletniebezznaczenia.
–Totylkoseks–wyszeptała,zapominając,żemówinagłos.
–Doskonałyseks,któregonigdydosyć–zgodziłsię.
A jeśli miał rację? Jeśli nigdy nie będzie miała go dosyć?
Jeśliznowuuzależnisięodniego?Nazawsze!
Serce drgnęło jej w piersi. Może to właśnie było jej
przeznaczenie. Ta chwila była w każdym razie cudowna
iSkyechciała,bytrwałajaknajdłużej.
–Matteo?
Był środek nocy, a może i później. Długo kochali się na
tarasie, a potem Matteo zaniósł ją do swojego łóżka, gdzie
niemalodrazuzasnęła.
PodniósłgłowęiprzycisnąłustadonagiegoramieniaSkye,
aledotknąwszypokrytejzimnympotemskóry,otworzyłoczy.
–Cośjestnietak–powiedziałazprzestrachem.
Szybkimruchemrękiwłączyłlampę.
Skye drżała na całym ciele. Jej twarz była blada podobnie
jakresztaciała.
–Bella,cosiędzieje?
Jednymskokiempodniósłsięisięgnąłpodżinsy.
Skye przycisnęła dłoń do brzucha, a jej oczy wypełniły się
łzami.
–Niewiem!Cośsięmusiałostać.Taksięboję!
Mógł tylko trzymać ją za rękę i szeptać słowa otuchy.
Całowałjejdłonieiobejmowałjąwramionach,aleSkyebyła
jakby nieobecna. Przestała myśleć, żeby nie musieć mierzyć
się ze straszną prawdą. Straciła dziecko. Jej spojrzenie było
puste podobnie jak jej łono. Jej dusza umarła razem
z nienarodzonym dzieckiem, podobnie jak jej przyszłość
iwszelkanadzieja.
W milczeniu wysłuchała lekarki, która zapewniała ją, że
poronieniawcaleniesątakierzadkie.Słuchałapielęgniarek,
które mówiły, że znają wiele kobiet, które poroniły, a potem
rodziłyzdrowedzieciiżemaosiemdziesiątprocentszansna
donoszenie kolejnej ciąży. Słuchała tego wszystkiego, a jej
serce za każdym razem rozpadało się na tysiące drobnych
kawałków.
Dopierokiedyzostalisami,łzypopłynęłyjejzoczu.
–Cara,mówdomnie.
Nie mogła. Nie znała słów, które można by wypowiedzieć
wtakiejchwili.
–Bella,perfavore…
Wziąłjązarękę.Nawetniemiałasiłyjejcofnąć.
–Chcęwrócićdodomu–wyszeptałapodłuższejchwili.
– Jestem pewien, że wkrótce cię wypiszą. Jak tylko się
upewnią,żedobrzesięczujesz.
Popatrzyłananiegozniedowierzaniem,alekiwnęłagłową,
wiedząc,żetegooczekuje.
–Czujęsiędobrze–powiedziałabezbarwnymgłosem.
Matteoniemógłpatrzećnajejudręczonątwarz.
–Proszę,chcęstądwyjść.Zabierzmniedodomu!
–Takmiprzykro,Skye.
–Przykro?–Patrzyłananiegorozszerzonymioczami,które
wydawały się ogromne w drobnej, bladej twarzy. – To
przecieżnietwojawina,tylkomoja.
Matteogwałtowniepokręciłgłową.
– Nie, Skye, to nie była niczyja wina, słyszałaś, co mówiła
lekarka.
–Chcętylkowrócićdodomu,proszę!
– Dobrze, spróbuję z kimś porozmawiać. Nie ruszaj się
stąd,zarazwrócę.
Nie odpowiedziała. Chyba się nie spodziewał, że wstanie
i spróbuje się wydostać ze szpitala przez przewód
wentylacyjny? W pokoju nie było nawet okien. Może
i słusznie. Nawet piękna Wenecja nie byłaby w stanie ukoić
bólu,jakiczuławsercu.
Matteo wrócił po kilku minutach razem z lekarką, która
trzymałaprzedsobąjejkartę.
– Będę mogła wypisać panią do domu. Proszę przyjść za
tydzień na kontrolę lub wcześniej, gdyby pojawiły się
niepokojąceobjawy.
–Jakiegorodzajuobjawy?–spytałMatteo.
– Infekcja, podwyższona temperatura – zaczęła wyliczać
lekarka.–Wszystko,cozwrócipaństwauwagę.
Skye przygryzła wargę i kiwnęła głową, choć, prawdę
mówiąc, była zbyt oszołomiona, by podejmować świadome
decyzje.
– Dobrze, dziękuję – odpowiedziała pozornie normalnym
tonem. Jednak w tej chwili nic nie było normalne. Cały jej
światrunąłiSkyeniewiedziała,czykiedykolwiekudajejsię
goodbudować.
– Pan się nią zajmie? – Lekarka obróciła się w stronę
Mattea.
–Tak–odparł,niewdającsięwdalszewyjaśnienia.
Skye zacisnęła powieki. Wyczuła fałsz w tym jednym
krótkimsłowie.
– Nic mi nie będzie – powiedziała, próbując przywołać na
twarzuśmiech.
SłowatezabrzmiałyrówniefałszywiejakobietnicaMattea
złożonalekarce.
Nie tylko jej świat leżał w gruzach, ale nawet jej
wyobrażenia.Próbowałasobieprzypomnieć,jakwyglądałojej
wymarzonedziecko,aleniemogła.Zniknęłyuroczedołeczki,
ciemne loki na maleńkiej główce, słodki uśmiech. Nie
widziałaswojegodziecka!
Spanikowana wyciągnęła ręce w stronę Mattea, który
pochylił się nad łóżkiem i objął ją. Ukojenie, którego tak
potrzebowała, było tylko litością. Odepchnęła go od siebie.
Potrzebowała czasu, by sobie to wszystko poukładać. A na
raziejejciałoiumysłweszływtrybprzetrwania.
Taksówka wodna czekała przy nabrzeżu, by zabrać ich do
domu. Droga upłynęła im w całkowitym milczeniu. Poranek
w Wenecji był słoneczny, ale Skye marzła, a jej serce
wypełniałaczarnażałoba.
Wysiadając z łodzi podała mu rękę, ale tylko dlatego, że
wszystko ją bolało i nie czuła się pewnie. Nie chciała go
dotykaćaniczućjegodotyku.
– Dziękuję – mruknęła i popatrzyła w górę, na okna willi,
zktórychuśmiechałosiędoniejkwitnącegeranium.
–Chodź,cara.
Oparł dłoń na jej plecach, ale strząsnęła ją z siebie, idąc
wstronęwejściaszybciej,niżsięspodziewał.
Wszystko dookoła wydawało jej się obce. Dom, okolica,
pokoje. Jakby znalazła się po raz pierwszy w miejscu, które
nie spodobało jej się od samego początku. Ostatnie
dwadzieścia cztery godziny jej życia wydawały się jakimś
ponurym koszmarem. A przecież dopiero co wyobrażała
sobie, że rzeczywiście mogłaby znaleźć w życiu szczęście.
Miała nawet nadzieję, że Matteo mógłby ją pokochać, kiedy
dzieckoprzyjdzienaświat.
Myślała,żejestnapoczątkudrogi,atobyłjejkoniec.
Nie było sensu utrzymywać tego małżeństwa. Nie było
miłości ani nie było dziecka. Nie miała powodu, by zostać
wWenecjichoćbyjedendzieńdłużej.
ROZDZIAŁDWUNASTY
–Musiszcośzjeść.
Skye pamiętała, że wiele razy mówił to samo, pamiętała
też,cozwyklenatoodpowiadała.Wtedyjednakbyławciąży
itroskaMatteabyłauzasadniona.Martwiłsięoichdziecko.
Aleteraz?Potrząsnęłagłową.Oniąniemusiałsięmartwić.
Trzy kolejne dni od nocy, w której poroniła, przeżyła
praktycznie na herbacie i biszkoptach, nie ruszając się
prawiezkanapy.Odczasudoczasupatrzyławstronęokna,
aleniewielewidziała.Ledwowegetowała.
– Nie chce mi się jeść – odpowiedziała, widząc, że Matteo
czeka.
–Musiszsiędobrzeodżywiać,żebybyćsilna.
–Poco?–zapytałazmęczona.
– Jesteś moją żoną, chcę, żebyś szybko wyzdrowiała –
powiedział, klękając tuż przy niej. Oparł dłoń na jej biodrze
przykrytymkocem.
–Nie–powiedziałatylko.
Nienaciskał.Niechciałjejdenerwować.
–Przynieśćcijeszczeherbaty?
–Nie.
Skye odwróciła się od niego. Jej twarz była zmieniona.
Ztrudemrozpoznawałkobietę,zktórąbrałślub.Ceręmiała
białą jak kartka papieru, włosy matowe, splątane. W oczach
widziałciemnośćismutek.Bolałogoto,alewiedział,żeSkye
potrzebujeczasu.
–Jeślimasz jużgotowedokumenty wsprawie przekazania
hotelu,podpiszęjeprzedwyjazdem.
Zamyślony, analizował jej słowa, a gdy je zrozumiał,
przeraziłsię.
–Przedwyjazdem?Dokądchceszjechać?
Popatrzyła w stronę okna, za którym trwał kolejny
słonecznydzień.
–Chcęjechaćdodomu.
Matteozniecierpliwiłsię.
–Tujesttwójdom–powiedziałznaciskiem.
Pokręciłagłową.
– Teraz, kiedy nie ma dziecka, nie mam powodu, by tu
zostać.
–Ależoczywiście,żejestpowód.–Matteowziąłjązarękę.
–Tonicniezmienia.Niemożeszterazwyjechać.Chcęztobą
być i mieć dzieci. Kiedyś. Pierwszym razem nam się nie
udało,aletonieznaczy,żemamysiępoddać.
–Przestań!Niemogętegosłuchać.
– Cara – zaczął łagodniejszym tonem. – Wiem, że cierpisz.
Mnie też nie jest lekko. Musi minąć trochę czasu, zanim
wrócimydozwykłegożycia…
– Nie masz pojęcia, jak się czuję, i nie mów mi, co mam
robić.
– To było też moje dziecko. Nie jesteś jedyną, która
przeżywajegoodejście.
– Chcesz mnie wbić w poczucie winy? – zapytała, czując
ogromnyciężarwsercu.
– Nie. Chcę tylko powiedzieć, że nie musisz przechodzić
przeztosama.
– Muszę! – powiedziała z uporem i zacisnęła powieki. –
Zostawmnie!–dodałaiobróciłasiędoniegoplecami.
Łzy popłynęły jej z oczu i nagle przed oczami stanął jej
obrazichdziecka,taki,jakzawszesobiewyobrażała.Dziecko
byłodlaniejwszystkim,ajegoutrataoznaczałatakżeutratę
nadziei na miłość i szczęście. Na to, że odnajdzie kiedyś
szczęśliwezakończenieswojejbaśni.
–Niejesteśsama–powtórzyłMatteo,kiedySkyemyślała,
żejużsobieposzedł.
–Wolałabym,żebyśmysięnigdyniespotkali–powiedziała
przezłzy.
– Już dobrze – powiedział, jakby jej nie słuchał. Czuła na
swoim ramieniu jego dłoń i pieszczotliwy ruch, który, mimo
całegobuntu,działałnaniąkojąco.
–Naprawdęcięnienawidzę–wyszeptaładopoduszki.
W nocy właściwie nie spała. Była wyczerpana płaczem
i bólem, ale gdy tylko zamykała oczy, po krótkim czasie
budziła się z przerażeniem, mając wrażenie, że do jej płuc
wpływa woda, a ona sama topi się i nikt nie próbuje jej
ratować. Kiedy zdarzyło się to po raz ostatni, za oknem był
jasnydzień.
Zauważyła trzy rzeczy. Na stoliku obok sofy stał mały
wazonik,awnimkilkagałązekgeranium.Podrugiejstronie
stołu, na fotelu, spał Matteo przykryty kocem, który zsunął
sięprawienaziemię.
Trzecią rzeczą był głód. Może nie wilczy, ale jednak.
Opuściła nogi i po cichu, by nie budzić Mattea, poszła do
kuchni.
Nie znalazła tam nikogo, nawet Melanii, która zwykle
krzątała się od bladego świtu. Skye zastanawiała się, czy
Matteo powiedział jej o poronieniu. Może zwolnił ją na parę
dni,żebymielispokój.
Z pojemnika na chleb wyjęła rogalik, ponieważ była to
jedyna rzecz, którą mogła zjeść bez przygotowania i przede
wszystkim bez robienia hałasu. Wyjęła talerz i poszła z nim
na taras. Jedząc, spoglądała na miasto. Było jej smutno, że
Wenecja, którą zdążyła pokochać, nigdy nie będzie jej
domem.
– Cara… – Omal nie podskoczyła na leżance, słysząc za
sobąznajomygłos.
Matteo miał pogniecioną koszulę i podkrążone oczy, ale
itakwyglądałbosko.
–Przestraszyłemsię,myślałem,żeodeszłaś.
–Nie–odpowiedziałakrótko.
–Jaksięczujesz?
Wzruszyłaramionami.
–Chodźsiępołożyć,jestjeszczewcześnie.
Kiwnęłagłową,alenieporuszyłasię.
–Nierozumiem,cosięstało–powiedziałapochwili.
Matteoodchrząknąłipodszedłbliżej.
– Lekarka powiedziała, że to wada rozwojowa. Nie mogłaś
niczrobić,bytemuzapobiec.
– Oczywiście, że mogłam. Gdybym więcej odpoczywała
albo…
–Niemogłaśniczrobić–powtórzyłznaciskiem.
– Pamiętasz, jak tydzień temu powiedziałam ci, że
wolałabymmiećdzieckozkiminnym?Taknaprawdęwogóle
niechciałambyćwciąży.Aterazniejestem.Spełniłosię…–
dodałaprawieszeptem.
–Toniemanicwspólnego.Podwpływemnastrojumówisię
czasamiróżnerzeczy.
–Niezasłużyłamsobienadziecko.Dlategojestraciłam.
–Musiszprzestaćtakmyśleć.Zresztąjeśliktokolwiekmógł
zrobić cokolwiek inaczej, to tylko ja. Przepraszam, Skye. Za
wszystkiekrzywdy,jakieciwyrządziłem.
Odwróciła się w jego stronę, zaskoczona. Był bledszy niż
zwykle, pod oczami miał cienie, na policzkach zarost,
niezgolony od trzech dni. Nagle zatęskniła za jego mocnymi
ramionami.Takjaktęskniłazaichdzieckiem.
–Wracamdołóżka–powiedziałazbolałymgłosem.
Po tygodniu ciało Skye zregenerowało się na tyle, że nie
odczuwałajużdolegliwościzwiązanychzporonieniem,alejej
umysł i serce wciąż nie mogły pojąć i przeboleć straty.
Każdego ranka budziła się wcześnie, wychodziła na taras
i naga wchodziła do wody. Pływała przez godzinę w nadziei,
żezmęczysięibędziemogłaznowuzasnąć,głębokimsnem,
bez koszmarów, w których widziała swoje dziecko i budziła
się z płaczem. W kolejnym tygodniu nauczyła się tłumić
wspomnienia i ból z nimi związany. Rozumiała, że musi
ruszyćdoprzodu.
Matteo trzymał się blisko, ale nie wymuszał na niej
rozmów. Zaakceptował, że potrzebuje więcej czasu, by
oswoićsięznowąrzeczywistościąiotworzyćnakontakt.Ona
jednakwiedziała,żetonigdynienastąpi.
Któregoś dnia wieczorem, gdy Melania podawała kolację,
Skye nalała sobie duży kieliszek Pinot Grigio, wypiła prawie
połowę od razu, odstawiła go z powrotem obok swojego
talerzaiposzłaposzukaćMattea.
Był w swoim gabinecie. Nie powinna wchodzić bez
uprzedzenia, a kiedy to zrobiła, serce omal nie pękło jej
z bólu. Matteo siedział zamyślony w fotelu i trzymał
w dłoniach pluszową zabawkę. Tę samą, którą kupili kiedyś
wbutikurazemznowymisukienkamidlaniej.
Zachwiałasięizacisnęładłońnaklamce,bynieupaść.
– Zamówiłam taksówkę. Niedługo powinna tu być –
wyjąkała ze ściśniętym gardłem. – Pomyślałam, że zanim
wyjadę, moglibyśmy omówić kilka spraw związanych
zrozwodem.
Słowa te brzmiały bezosobowo, już kiedy przygotowywała
siędotejrozmowy.Terazbrzmiałynieludzko.
Popatrzyłnanią.
–Dlaczego?–zapytał.
Mogłaby przysiąc, że miał mokre oczy. Nie wiedziała, czy
pyta o dziecko, o nią, czy może ma na myśli jeszcze coś
innego.
– Nie ma tutaj dla mnie miejsca. Chcę wrócić do domu –
powiedziała.
–Jesteśmojążoną.
Powtarzał to bardzo często i nic z tego dla niej nie
wynikało.
– Tylko do czasu rozwodu – stwierdziła, przełykając ból
istrach.–Straciliśmydziecko,Teo.Nicjużniepozostało.
Wstał z fotela i przemierzył pokój szybkim krokiem, po
drodzeodrzucającnabokpluszowązabawkę.
–Mypozostaliśmy.Tyija–powiedziałzrozpaczą.
–Nie.
–Niechcę,żebyśodchodziła.Potrzebujęcię.
Skyezamknęłaoczy.Ostrybólprzeszyłjejserce.
–Doczegocijestempotrzebna?
–Należymydosiebie.Wieszotym.
–Nie.Muszęotymwszystkimzapomnieć.
–Nieróbtego,proszę.Niewyjeżdżaj.
– Muszę. Kiedy na ciebie patrzę, przypominają mi się
najstraszniejsze chwile z mojego życia. Nie chcę tego
pamiętać.–Odchrząknęła.–Niechcęteżpieniędzyzahotel.
Mójojciecniepowiniengoodbieraćwaszejrodzinie.
– To jakieś szaleństwo. Jesteś w żałobie. Oboje jesteśmy,
ale to niczego nie zmienia między nami. Jeszcze zanim
dowiedziałemsięodziecku,niechciałem,byśodeszła.Jesteś
mojążoną,kochaszmnieprzecież,prawda?
Skye zadrżała. Nie było sensu zaprzeczać. Wiele razy
chciałauwolnićsięodtejmiłości,aleniemogła.
–Coztego,kiedytymnieniekochasz–odparłaispojrzała
naniegownadziei.
Przez chwilę myślała, że wyzna jej miłość, ale Matteo
odwróciłsięnagleipodniósłzabawkęzpodłogi.
– Znaczysz dla mnie więcej niż jakakolwiek kobieta na
świecie.
Nienatakiesłowaczekała.
–Porozmawiajmyowszystkimprzykolacji.
–Ostatniejkolacji?–zadrwił.
–Naprawdęlepiejbędzie,jeżeliwszystkoustalimyteraz.
–Żebyśmypotemniemusielizesobąrozmawiać,tak?Nie
wyobrażamsobietego.Niechcę,żebyśwyjeżdżała.
– Nie mogę tu zostać. Zrozum, dziecka już nie ma. Nie
kochamysię.Naszemałżeństwotojakiśokrutnyżart.
– Nie wiem nic o miłości – powiedział bezradnie. – Jedyny
raz, kiedy byłem zakochany, okazał się całkowitą porażką.
Nie rozumiem ludzi, którzy uważają, że serce jest jedyną
rzeczą, jaką mężczyzna może dać kobiecie. Przecież to
idiotyczne. Ty możesz mieć mnie na własność całego. Moją
krew,ciało,umysł,cotylkozechcesz.Wszystkotojesttwoje,
od pierwszej chwili, kiedy się poznaliśmy. Nawet nie chodzi
o seks. Ja cię potrzebuję, Skye. Tak samo jak potrzebuję
powietrza do tego, by żyć. Na początku myślałem tak jak ty
teraz, że chodzi tylko o hotel, ale gdzieś po drodze
zrozumiałem,żejesteśdlamniekimświęcej.
Skyepobladła.
– Nie kłam. Nie chcę więcej słuchać twoich kłamstw. Weź
sobietenhotel.Nareszcieodzyskałeśswojedawneżycie…
– Ty jesteś moim życiem. Chciałem przejąć hotel, to
prawda. Ale potem zostałaś moją żoną i zrozumiałem, że to
ciebiepragnę.
Objąłdłońmijejtwarz.Patrzyłjejprostowoczy.Bardzosię
starała znaleźć choć jedną nutę fałszu w jego słowach, ślad
nieszczerościwspojrzeniu,alenictakiegoniebyło.
– Jak możesz nie widzieć tego, czym dla mnie jesteś? –
kontynuował. – Dlaczego na siłę starasz się zamknąć to, co
nas łączy, w jednym staromodnym słowie, które nawet
w części nie oddaje tego, co czuję. Pogardzam tym słowem.
Można nim dziś rzucać na prawo i lewo jak kolorowym
konfetti. Powiedziałem kiedyś innej kobiecie, że ją kocham,
a nie czułem do niej nawet ułamka tego, co czuję do ciebie.
Ty jesteś dla mnie wszystkim, moim wszechświatem, który
żyje tu we mnie. – Uderzył się w pierś. – Czy to właśnie
chciałaśusłyszeć?
Skyepatrzyłananiego,ledwomogącoddychać.
– Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałeś? Skąd mam
wiedzieć,żetymrazemmówiszprawdę?
–Uwierz,żepowiedziałbymciwcześniej,gdybymrozumiał,
co czuję. Nie masz pojęcia, jak mnie bolało, kiedy zaczęłaś
mówić o ustaleniu opieki nad dzieckiem. Zastanawiałem się,
skąd u mnie taka reakcja. Przecież to było zupełnie
racjonalneżądanie.Dopieroterazwidzę,żepoprostubałem
sięciebiestracić.Byłemtakiwściekły,kiedymniezostawiłaś
pierwszy raz, bo nie chciałem się przyznać do własnych
uczuć. A kiedy wróciłaś i zażądałaś rozwodu, podpisałem
papiery ze wstydu. Myślałem, że kiedy zwrócę ci wolność,
w jakiś sposób wynagrodzę ci to, że poślubiłem cię
podstępem, by przejąć hotel. Chciałem, żebyś była
szczęśliwa, nawet beze mnie. A potem okazało się, że jesteś
w ciąży i postanowiłem o ciebie walczyć. Myślałem, że
dzieckoznowunaspołączy.
–Aledzieckajużniema–wyjąkała.
–Tak,idokońcażyciabędziemynosićwsercachtęstratę.
Razem,ponieważjesteśmysobieprzeznaczeni.
Skyewysunęłasięzjegoobjęć.Jejserceniebyłowstanie
przyjąć więcej bólu. Nawet jeśli Matteo mówił prawdę, dla
niejbyłojużzapóźno.
–Niemogętuzostać.Zadużozłychrzeczysięwydarzyło–
powiedziała.
–Aleteżwydarzyłosiędużodobrego.
– To nie wystarczy. Przez całe życie pragnęłam miłości,
apokochałamkogoś,ktoniechceoniejsłyszeć.
–Powiedziałemciprzecież…
–Możerzeczywiścieniechodziłocitylkoohotelalbotylko
o dziecko – z trudem wymówiła ostatnie słowo. – Ale dla
ciebie to tylko gra, a ty nie lubisz przegrywać, Matteo. Jeśli
dziśwyjadę,przegrasz.
–Przegramtylkowtedy,gdycięstracę.
– Już mnie straciłeś – odparła i zamrugała, ale to nie
odgoniło łez. – Straciłeś mnie w dniu, w którym się
oświadczyłeś,bozrobiłeśtotylkozpowoduhotelu.Straciłeś
mnie drugi raz, przyrzekając kochać mnie do końca swoich
dni. Traciłeś mnie coraz bardziej za każdym razem, gdy
sugerowałeś, że wszystko, co między nami jest, to udany
seks.Teraztylkooficjalniestwierdzamfakt.–Serceprzestało
ją boleć. A może po prostu stało się zimne jak kamień. –
Muszęiść.
NatwarzyMatteamalowałasiędesperacja.
–Dajmijeszczejednąszansę.Kolejnytydzień…
– Zrozum, że ja nie chcę dać ci kolejnej szansy i nie chcę
zmieniać zdania. Boję się zaufać ci kolejny raz, bo wiem, że
znowumniezranisz.Jesteśniezdolnydomiłości,amnietylko
na niej zależy. – Wyprostowała się i uniosła głowę wyżej.
Poczułasiępewniej.–PożegnajodemnieMelanięipowiedz
jej,żeniemogłamzostaćnakolacji.
Matteobyłzupełnieblady.
–Skye,kiedyjanaprawdęzrobiłbymdlaciebiewszystko…
– Nie musisz już więcej kłamać. Najlepiej, jeśli udamy, że
tejrozmowynigdyniebyło.
ROZDZIAŁTRZYNASTY
Skyepatrzyłanakwiaty.Podziwiałalilieoidealniebiałych
pąkach. Instynktownie odwróciła głowę ku żonkilom
w kolorze słońca. Tak jasnym jak słońce w Wenecji. Ukłucie
wsercuprzywołałojądorzeczywistości.
–Codlapani?
Popatrzyła
na
mężczyznę
przepasanego
fartuchem
i spróbowała się uśmiechnąć. Czerwone gerbery były
przepiękne,alegdyspojrzałananiedrugiraz,przypomniało
jej się geranium w oknach willi Mattea. Nie mogłaby mieć
usiebiekwiatówopodobnymkolorze.
–Proszępani?
Przeprosiłaiwskazałanawiadrozmieczykami.
Niosąc ich naręcze do domu, pomyślała, że to właściwy
wybór.Długiełodygizdopierocorozwijającymisiękwiatami
dobrze oddawały jej nastrój. Może teraz wyglądały
niepozornie, ale zdążą jeszcze rozkwitnąć. Po prostu
potrzebowałyczasu.Takjakona.
Mijając kolejne przecznice ruchliwego o tej porze Fulham,
Skye wdychała znajome aromaty i cieszyła się z kolejnego
pogodnego dnia tej jesieni. Z przyjemnością przyglądała się
ludziom, którzy ją mijali. W oknach pubu po przeciwnej
stronieulicydostrzegłaznajomekwiatyijużmiałaodwrócić
głowę,gdynajejtwarzypojawiłsięgrymasprzerażenia.
Matteo?
Stałdoniejplecami,alemiałnasobiegranatowygarnitur,
który tak lubiła. Ciemne włosy, nieco dłuższe, niż
zapamiętała, ocierały się o kołnierzyk. Zaschło jej w gardle,
a czoło zrosił pot. Przystanęła, słysząc głuche bicie swojego
serca.
Z piekarni obok wyszła kobieta, radośnie uśmiechnięta,
z mocno zaokrąglonym brzuszkiem. Mężczyzna zrobił dwa
kroki w bok i ujrzała jego profil. Miał jasną cerę i lekko
zadartynos.
To nie był Matteo. Opuściła głowę i szybkim krokiem
ruszyła przed siebie. Za kolejnym budynkiem skręciła
zgłównejulicyiposzławkierunkuswojegodomu.
Gdy drzwi się za nią zamknęły, z ulgą oparła się o nie
i stała przez chwilę w mroku, czując chłód bijący od ścian.
Ominęła leżące na podłodze listy, obiecując sobie, że zajmie
się nimi później. W kuchni wyjęła wazon i włożyła do niego
mieczyki. Przeniosła kwiaty do salonu i włączyła telewizor.
Pilotem podgłośniła dźwięk, by było go słychać na parterze.
Lubiła towarzystwo, które nie wymagało od niej żadnego
zaangażowania.
Godzinypłynęłypowoli.Późnympopołudniemzrobiłasobie
herbatę, a wieczorem około dziewiątej postanowiła zjeść
kanapkę. O północy zaczęła ziewać. Przeżyła kolejny dzień.
Mogła wreszcie iść spać. Zgasiła światło w salonie, potem
wkuchniiruszyławstronęschodów.
Kątem oka dostrzegła pocztę, która wciąż leżała na
podłodze przy drzwiach wejściowych. Przez chwilę wahała
się, czy nie odłożyć tego do jutra, ale ostatecznie zawróciła,
uznając, że przynajmniej będzie miała coś do poczytania
włóżku.
Zgarnęła z podłogi wszystkie przesyłki. W sypialni
bezceremonialnie rzuciła je na łóżko i zaczęła się rozbierać,
bywziąćprysznic.
WodabyłaprzyjemniegorącaiSkyestaładługopodsilnym
strumieniem,starającsięniemyślećoWłoszech,Matteo,ich
dziecku albo ostatniej rozmowie, jaką odbyli tamtego
wieczora, przed jej wyjazdem z Wenecji. Ale było to prawie
niemożliwe. Wspomnienia płynęły przez nią, uświadamiając
jej, że mimo odległości i upływu czasu nie była w stanie
uwolnićsięodprzeszłości.Łzyspływałypojejtwarzyrazem
zgorącąwodą.Bólbyłtaksilny,żeztrudempodniosłarękę,
byzakręcićkran.
Chwilęjeszczestałazopuszczonągłową,wreszciesięgnęła
po ręcznik. Poczucie osamotnienia i przegranej nie były jej
obce.Zawszejakośdawałasobieznimiradę.Miałanadzieję,
żeterazteżtaksięstanie.
Wytarła się i poszła do sypialni. Odsunęła listy na jedną
stronęłóżkaipołożyłasięobok,zbytzmęczona,byprzebrać
się
w
koszulę.
W
jej
stanie
wyczerpanie
było
błogosławieństwem i alternatywą dla bezsenności, na którą
cierpiałatużpopowrociedoAnglii.
Ranoobudziłasięskoroświt,usiadławłóżkuisięgnęłapo
pierwszą z brzegu kopertę. Trzymała ją w rękach,
zastanawiając się, czy najpierw nie zaparzyć kawy, ale
zdecydowała,żezrobitodopieropotym,jakprzebrnieprzez
całąkorespondencji.
Pierwsze trzy listy okazały się zaproszeniami na przyjęcia
iwydarzenia.Odłożyłajenabok,wiedząc,żebędziemusiała
posłać kogoś w swoim imieniu. Od powrotu z Wenecji nie
byławnastrojudoimprez.
Czwartylistbyłulotkąreklamową.Wyjęłagozkopertydo
połowy i wsunęła z powrotem, nie czytając nic poza
nagłówkiem.Kolejnakopertabyławiększainiecogrubszaod
pozostałych. Skye wsunęła palec pod zaklejony fragment
i otworzyła ją, myślami będąc już przy parującym dzbanku
kawy, która za parę minut postawi ją na nogi. Ziewnęła
i rozwinęła papier listowy. Jej spojrzenie padło na zdobne
inicjały u góry. Od razu rozpoznała godło, którego używała
rodzinaVinSanto.Przesunęłapalcempowypukłymnadruku,
spojrzeniepadłonaskreślonąodręczniejednąlinijkęlistu.
„BezCiebietowszystkoniemasensu”.
Otworzyła szerzej oczy, czując, jak serce łomocze jej
wpiersi.Odwróciłakartkę.Podniąbyłapodpiętapodpisana
przez nią umowa przekazania hotelu. Z trudem łapiąc
oddech, odłożyła list na bok i sięgnęła po szlafrok. Owinęła
się nim szczelnie i na uginających się nogach poszła do
kuchni.Kopertęijejzawartośćzabrałazesobą.
W kuchni włożyła kapsułkę do ekspresu, nalała wody
i nacisnęła przycisk. Kolejny raz przeczytała treść listu, nic
nierozumiejąc.
Przecież tak mu zależało na tym hotelu. To z jego powodu
wzięli ślub. Oddała mu go, ponieważ uznała, że powinna
naprawić błąd ojca. W ten sposób spór pomiędzy ich
rodzinamizostałzakończony,aonanareszciebyławolna.
Aromat kawy, która powolną strużką napełniała dużą
filiżankę rozniósł się po całej kuchni. Skye przymknęła oczy
i przeniosła się wspomnieniami do Rzymu. Zobaczyła siebie
stojącąprzedhotelemipodziwiającąjegozabytkowąfasadę.
Myślała o tym, jak wyglądał w swoich najlepszych latach.
Mogła sobie wyobrazić portiera, flagi i samochody z gośćmi
podjeżdżającepodgłównewejście.
Gdy po dłuższej chwili otworzyła oczy, po raz pierwszy od
miesiącawiedziała,copowinnazrobić.
Hotelpowinienwrócićdoprawowitegowłaściciela.Matteo
przywróci go do dawnej formy. Z tego całego nieszczęścia,
które stało się ich udziałem, powinno wreszcie powstać coś
dobrego. Wszystko, co musiała zrobić, to przekonać Mattea,
żematosens.
Matteo patrzył na wiadomość mejlową z poczuciem
rozczarowania.PrawnikSkyeprosiłospotkanie.Osobiste.
Cholernyrozwód.
Przez pięć tygodni, odkąd Skye wyjechała, panowała
między nimi kompletna cisza. Z każdym upływającym dniem
miałnadzieję,żejegożonazmienizdanie.
Ale nadzieja ta ulotniła się, gdy przeczytał mejl od jej
prawnika.
Wziąłdorękitelefoniwybrałnumerwidniejącywstopce.
– Matteo Vin Santo. Chciałbym ustalić termin spotkania
zCharlesemYoungerem.
Skye spoglądała przez okno na Londyn i zastanawiała się
nad swoją przemianą. Zawsze kochała stolicę, ale teraz
widziała w niej wyłącznie szare niebo i stalowe monolity
budowli. Jej uwadze umykały przedzierające się przez
chmury refleksy słońca odbijające się od elewacji i kręta
wstążka Tamizy przecinająca miasto jak arteria biegnąca
przezżywyorganizm.
Zerknęła na zegarek i przygryzła wargę. Matteo się
spóźniał.
Amożewcaleniezamierzałprzyjść?
Podeszła do stołu, na którym stały ciastka, owoce i woda.
Ostateczniezdecydowałasięnakawę.Nalałapełnąfiliżankę
gorącego napoju i trzymała ją w obu rękach. Przyjemne
ciepło i dobrze znany zapach zawsze działały na nią
uspokajająco.
Zadrzwiamirozległsięjakiśhałas.Skyeodstawiłafiliżankę
i poprawiła włosy. Gdy drzwi się otworzyły, była gotowa na
wszystko.
Pozatym,cozobaczyła.
Jej spojrzenie prześlizgnęło się po prawniku, z którym
widywałasiędośćczęstowostatnimczasie,iskoncentrowało
nadawnonieoglądanymMatteo.
Natychmiast
pożałowała
swojej
pochopnej
decyzji
o spotkaniu. W najmniejszym stopniu nie była przygotowana
na to, by zmierzyć się z magnetyzującym spojrzeniem,
męskim urokiem i stylem bycia swojego jeszcze męża, który
był w stanie zdominować nawet najbardziej odważne
charaktery.
– Zostawię was samych – powiedział Charles. – Zawołaj,
gdybyś czegoś potrzebowała – dodał i Skye w odpowiedzi
skinęłagłową,niezdolnawymówićnawetsłowa.
Gdywyszedł,wniedużejsalikonferencyjnejzapadłacisza.
–Jaksięczujesz?–zapytałMatteoipodszedłbliżej.
Nie było to standardowe pytanie, zadawane przy okazji
spotkańtowarzyskich.
Zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad odpowiedzią.
Przyglądając mu się z bliska, zauważyła, że ma podkrążone
oczyichybatrochęschudł.
– Może się czymś poczęstujesz? – Wskazała na paterę
wypełnionąprzekąskami.
–Nie,dziękuję.
–Cieszęsię,żeprzyjąłeśzaproszenie.Usiądźmy.
Uniósłdogórybrew,alezrobił,ocoprosiła.
Ona usadowiła się po drugiej stronie stołu i objęła dłońmi
filiżankę, by ją przestawić na bok. Widziała, z jakim
zaciekawieniemzerknąłnajejręce.Czyzauważył,żenienosi
pierścionka?Czywogólegotoobchodziło?
–Przejdźmydorzeczy,Skye.Pocomnietutajzaprosiłaś?
Odchrząknęła,chcąc,byjejgłosniebrzmiałzasłabo.
–Dostałamtwójlist.
–Jakilist?–zapytał.
–Zumowąwsprawiehotelu.Odesłałeśmiją,pamiętasz?
– Ach to – przypomniał sobie po chwili. – Wysłałem go tak
dawnotemu…
– Dopiero teraz go dostałam – wyjaśniła, choć prawdę
mówiąc nie przeglądała poczty regularnie. Być może list od
dawnależałwstercienieposegregowanejpoczty.
–Rozumiem–odparłioparłsięwygodniej,aSkyedopiero
teraz odważyła się spojrzeć mu prosto w twarz i niemal od
razu uciekła spojrzeniem w bok, czując, jak cała jej szyja
itwarzpokrywająsięmocnymrumieńcem.
– Chcę, żebyś to ty był właścicielem hotelu. Zasługuje na
to,bygowyremontowaćiotworzyćnanowo.
Matteoprzymrużyłoczy.
– Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś się tym zajęła –
powiedział lekkim tonem, jakby rozmawiali o jakiejś
błahostce.
Oczywiście,dysponowałaśrodkami,toakuratniestanowiło
problemu.Niemiałabyjednakśmiałościzmieniaćczegoś,co
tylko Matteo znał. Nie miała pojęcia, jak wyglądały meble,
zanimjewyprzedano,jakikolormiałyprzybrudzoneobecnie
ściany.Tobyłojegodziedzictwo.
– Nie – odparła spokojnym tonem. – Hotel nie należy do
mnie.
– Do mnie też nie – skontrował. – Chyba że ty będziesz
częściąumowy.
–Żadnychumówwięcej,proszę–wyszeptała.–Bądźmypo
prosturozsądni.
–Rozsądni?–Matteoodsunąłkrzesłoipodszedłdookna.
– Wszystko w porządku? – zapytała, czując, że winna mu
jesttopytanie.Onteżstraciłdziecko,czykiedykolwiekotym
pomyślała?
– Czy wszystko w porządku? – powtórzył, odwracając się
i przygważdżając ją spojrzeniem do krzesła. – Nic nie jest
wporządku.Jestemwrakiemczłowieka,Skye.
Podszedłbliżejiuklęknąłtużprzyniej.
–Odkądodeszłaś,niemogęspaćanijeść.Myślęotobiebez
przerwy w każdej minucie każdego dnia. Ten cholerny hotel
zniszczył mi życie. Przez niego nie zauważyłem, że oddałaś
miswojeserce,ajajepodeptałem.
Skye miała ochotę się rozpłakać, dając upust wszystkim
skrywanymdotądemocjom.
– Nie zasługuję na ciebie, wiem, ale jeśli mnie chcesz,
jestemtwój.Gdybyśtylko…
– Proszę cię – krzyknęła, zaciskając mocno powieki. – To
wszystkojestdlamniezatrudne!
Złapałjązarękęiprzycisnąłjądoswojejpiersi.
–Zobacz,jakmocnobijemiserce.Dlaciebie.
Potrząsnęłagłową.
–Teo…
Sięgnął ręką do kieszeni i wydobył z niej maleńkie
pudełeczko. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, otworzył
je. W środku na miękkiej aksamitnej poduszeczce leżał
pierścionek. Wprost idealny. Nie taki, który kłuje w oczy
bogactwem,leczfascynującydelikatnością.
– Jest przepiękny – wyszeptała, przesuwając palcami po
drobnych diamencikach zatopionych w różowym złocie, po
czymzamknęławieczkopudełka.
UśmiechzniknąłztwarzyMattea.
–Takipowinienemwybraćzapierwszymrazem.
– Ten hotel… – Skye próbowała wrócić do tematu ich
spotkania,aleMatteojejprzerwał.
–Pamiętasz,comówiłaśomiłościinienawiści?Żeczasami
trudno je od siebie odróżnić. Nienawidziłem twojego ojca
zcałegoserca,alepotempoznałemciebieimójświatzaczął
się kręcić w innym kierunku. Z nienawiści do twego ojca
narodziła się moja miłość do ciebie, ale nie chciałem w to
uwierzyć. Czy naprawdę nie widzisz, że kochałem cię przez
całytenczas?
–Możetakbyło,alenadalbardziejcizależałonahotelu.
–Chcętonaprawić,jeślitylkomipozwolisz.Hotelznaczył
dla mnie wiele, ponieważ był częścią historii mojej rodziny.
Aleniepozwolę,byprzeszłośćzagroziłamojejprzyszłości.
Skye popatrzyła na niego. Jego słowa były wzruszające,
prawdziwe,takie,jakiezawszechciałausłyszećzjegoust.
– Nie wiem, co powiedzieć. To wszystko jest dla mnie
zupełnymzaskoczeniem–odparłabezradnie.
–Wiem,wiem–powiedział.–Alepotrzebujęodciebietylko
jednego. Ostatniej szansy, żeby przekonać cię, że mówię
prawdę.
–Niewiem,czytowystarczy.
–Więcpowiedz,comamzrobić.Couczynicięszczęśliwą?
–Ajeślipoproszę,żebyśwyjechał?
– Zrobię to. Nie przestanę cię kochać. Będę cię nadal
pragnął,alejeślitomabyćcenazatwojeszczęście,zapłacę
ją.
Uśmiechnęłasię.Wreszcie!
– Och, Matteo – wyszeptała. – Nie mogłabym kazać ci
wyjechać.Chciałabym,żebyniebyłotegoprzeklętegohotelu,
naszych zwaśnionych rodzin, ale to wszystko nie zmienia
faktu,żejestemchora,kiedyniemacięprzymnie.
–Obojeniepotrzebniecierpimy–przyznał,kładącgłowęna
jejkolanach.
Zatopiłapalcewjegowłosach.
–Wcaleniemusitakbyć…
–Comasznamyśli?
– Jesteś moim mężem – powiedziała z przekornym
uśmiechem, używając frazy, którą sam tak często się
posługiwał. Pochyliła się nad nim tak, że ich usta dzieliło
zaledwieparęmilimetrów.–Kochamcię.Bardziejniżwdniu,
kiedysiępobraliśmy.
Zamknął oczy, a kiedy je otworzył, patrzyły na niego
roześmianeoczy.
–Tylkomnieniecałuj–mruknął–bobędęmusiałcięwziąć
natymstole.
Skyezaśmiałasię.
–Wtakimraziechodźmydomnie.
–Teraz?
–Natychmiast.
EPILOG
Dwalatapóźniej
– Gotowy? – spytała Skye, posyłając uśmiech mężowi.
Podejrzewała, że będzie się denerwować. Ale to Matteo
wyglądał,jakbybyłnaskrajuzałamanianerwowego.
To dziecko należało do nich obojga i właśnie nastał dzień,
wktórymmoglijepokazaćcałemuświatu.
– Gotowy – potwierdził i uścisnął jej dłoń, patrząc
zuwielbieniemwoczySkye.–Tiamo.
–Loso.
–Chodźmy.
Drzwi limuzyny uchyliły się i Matteo wysiadł pierwszy,
podającrękężonie.
Stanęłaobokniegowpięknejczarnejsuknibalowej.Flesze
aparatów rozbłysły, oświetlając okna hotelu, ozdobione
donicamizkwitnącymgeranium.
– A jak tam nasze cudownie absorbujące bliźnięta? –
szepnąłjejdoucha.
– Niania napisała do mnie przed chwilą. Spały przez
godzinę.Terazsiębawiąiczekająnanaswapartamencie.
–Takmyślałem,żeFrancescadanampopalić–powiedział.
– Źle znosi podróże – przyznała Skye. – Ale ma dopiero
roczek,tonormalnewtymwieku.
–Jesttaksamouroczajakty.–MrugnąłdoSkye.
– Alfie za to bardzo przypomina ciebie. Jest równie
dominujący.
– Tak. – Matteo skrzywił się. – Przepraszam za to. Jego
determinacjaczasaminawetmniezaskakuje.
–Jakośsobieztymporadzimy–powiedziałaSkye.
Tłum paparazzich rozstąpił się przed nimi i weszli do
hotelu.
Wigilijny wieczór w Il Grande Fortuna odbywał się po raz
pierwszyoddziesięciulatibyłtakmagicznymwydarzeniem,
jakSkyesięspodziewała.Nareszciemogłazobaczyćnażywo
wszystko, o czym opowiadał jej kiedyś Matteo, wspominając
minioneczasy.
–Zatańczymy?
–Sì.Mężowiniemogłabymodmówić.
Podała mu jedną dłoń, a drugą oparła na barku. W jego
ramionach czuła się bezpiecznie. Nareszcie byli rodziną
z prawdziwego zdarzenia. Zasłuchana w łagodne dźwięki
płynące z podestu dla orkiestry, pomyślała z ulgą, że już
nigdyniebędziemusiałaczućsięsamotna.
Tytułoryginału:BoundbytheBillionaire’sVows
Pierwszewydanie:HarlequinMills&BoonLimited,2018
Redaktorserii:MarzenaCieśla
Opracowanieredakcyjne:MarzenaCieśla
©2018byClareConnelly
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości
dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest
całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie Duo są
zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały
użytenajegolicencji.HarperCollinsPolskajestzastrzeżonymznakiemnależącym
doHarperCollinsPublishers,LLC.Nazwaiznakniemogąbyćwykorzystanebez
zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books
S.A.Wszystkieprawazastrzeżone.
HarperCollinsPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1Blokal24-25
ISBN9788327647436