001-320_ulysses moore t9.indd 1
001-320_ulysses moore t9.indd 1
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08
Tytuł oryginału: Ulysses Moore. Il labirynto d’ombra
Autor: Pierdomenico Baccalario
Projekt grafi czny obwoluty i ilustracje: Iacopo Bruno
Grafi ka: Gioia Giunchi
Tłumaczenie z języka włoskiego: Bożena Fabiani
Redakcja: Małgorzata Kapuścińska
© 2009 Edizioni Piemme S.p.A., via Galeotto del Carretto 10
– 15033 Casale Monferrato (AL) – Italia
© 2010 for the Polish edition by Wydawnictwo Olesiejuk Sp. z o.o.
Międzynarodowe prawa © Atlantyca S.p.A. – via Leopardi 8, 20123 Mediolan, Włochy
foreignrights © atlantyca.it
www.battelloavapore.it
ISBN 978-83-7626-383-0
Wydawnictwo Olesiejuk Sp. z o.o.
05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91
wydawnictwo@olesiejuk.pl
Dystrybucja: www.olesiejuk.pl
Sprzedaż wysyłkowa: www.amazonka.pl
DTP:Thot
Druk: DRUK-INTRO SA
001-320_ulysses moore t9.indd 2
001-320_ulysses moore t9.indd 2
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08
Ulysses Moore
Labirynt cienia
001-320_ulysses moore t9.indd 3
001-320_ulysses moore t9.indd 3
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08
001-320_ulysses moore t9.indd 4
001-320_ulysses moore t9.indd 4
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08
5
Leniwe słońce późnego popołudnia zalewało różnokolorowe
dachy przedmieścia Kilmore Cove swoim złotym ciepłym
światłem. Zaledwie kilka kroków od małego portu nad
zatoką, między domami starego miasteczka, cień stawał się
głębszy, a we wszystkich położonych na uboczu zaułkach
panowała niemal absolutna cisza.
We wszystkich z wyjątkiem jednego.
Trzej kuzyni Flintowie przywarli plecami do muru jed-
nego z domów. Oddychali łapczywie, czerwoni na twarzy,
z otwartymi ustami, próbując wciągnąć jak najwięcej po-
wietrza do płuc, które aż paliły z wysiłku.
– Widzieliście go? – zapytał jako pierwszy wielki Flint,
TRZEJ SZPIEDZY
Rozdział 1
001-320_ulysses moore t9.indd 5
001-320_ulysses moore t9.indd 5
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08
6
który wyglądał na najbardziej zmęczonego i wystraszonego
z całej trójki.
Mały Flint, mózg bandy, dał mu znak ręką, żeby jeszcze
chwilkę zaczekał (musiał złapać oddech) i oparł się o ramię
średniego Flinta, zgiętego w pół ze zmęczenia.
– Widzieliście go, czy nie? – nalegał wielki Flint, rzucając
niespokojne spojrzenia na róg uliczki zza którego nadbiegli,
jakby w obawie, że lada chwila pojawi się tam to „coś”, przed
czym umykali co sił w nogach.
– A co, myślisz… że nie widzieliśmy go? – zdołał w końcu
wykrztusić mały Flint.
– Właśnie. Myślisz, że nie? – powtórzył jak echo średni
Flint, który zawsze powtarzał wszystko, co mówił mały
Flint.
– Jasne, że widzieliśmy go – potwierdził zdecydowanie
mały Flint. – W przeciwnym razie byśmy nie uciekali.
A przynajmniej nie tak szybko.
– Właśnie. Nie tak szybko.
Wielki Flint obsunął się na ziemię. Zwalił się, pozosta-
wiając na murze ogromną mokrą plamę od potu, jak jakiś
ślad po potężnym ślimaku. Złapał się obiema rękami za
głowę i płaczliwym głosem zapytał: – Czy można wiedzieć,
co to było?
– Nie wiem – odezwał się mały Flint.
– Skąd mamy wiedzieć? – dodał średni Flint. – Ucie-
kliśmy, nawet się nie oglądając!
001-320_ulysses moore t9.indd 6
001-320_ulysses moore t9.indd 6
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08
7
TRZEJ SZPIEDZY
– Ja nie uciekłem – uściślił mały Flint. – To wy
uciekliście, a ja po prostu nie chciałem zostawiać was
samych!
Wielki Flint uniósł swoją wielką głowę. Przed chwilą
tak ją ściskał, że teraz miał na twarzy dziesięć czerwonych
plamek od opuszków palców. – Co takiego? Ty pierwszy
uciekłeś!
– Nieprawda.
– Oczywiście, że prawda! – upierał się wielki Flint. –
Widziałem cię… mało… poczułem, jak wyskoczyłeś obok
mnie jak z procy i nic nie pojmowałem, tylko powiedziałem
sobie: „Skoro ucieka on, ucieknę i ja!” Wiem tylko tyle,
że sekundę wcześniej śledziliśmy tę dziewczynę…
– Ta dziewczyna ma imię, nazywa się Julia – poprawił
go mały Flint. – Julia Covenant.
– Właśnie… a tobie, w głębi duszy, ona się podoba, może
nie? – odezwał się Flint średni ze złośliwym uśmieszkiem.
Na twarzy okolonej kędziorami rozlał się potężny ru-
mieniec nie mający nic wspólnego z szaleńczym biegiem.
– A co to ma do rzeczy? – zapytał mały Flint.
– Słyszałeś, kuzynie? Nie zaprzeczył!
– Słyszałem. Nie zaprzeczył.
– To mało ważne! – wrzasnął zirytowany mały Flint. –
Ważne jest to, że śledzimy Julię Covenant…
– Posłuchaj, jak on to wymawia: Julia Covenant…
– O rany, aleś ty wstrętny, kuzynie!
001-320_ulysses moore t9.indd 7
001-320_ulysses moore t9.indd 7
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08
8
Zaczęli się poszturchiwać, kopać i w jednej chwili trójka
łobuziaków tarzała się po ziemi.
– Julia!
– Aha!
– Zostaw mnie! Zgnieciesz mi ramię!
Nagle mały Flint złapał obu kuzynów za włosy niczym
za lejce w dorożce. – Przestańcie, natychmiast! – warknął.
– Ja przestanę! Przestanę!
– Dobrze, ja też, powiedz mu tylko, żeby puścił moje ucho!
Nastąpiło szybkie zawieszenie broni. Kuzyni siedli
na ziemi jeden obok drugiego i obrzucali się podejrzliwy-
mi spojrzeniami. Wielki Flint masował sobie skórę pod
czupryną. Średni sprawdzał, czy oboje uszu ma jeszcze
na swoim miejscu. Mały, wściekły, spoglądał na nich z rę-
kami skrzyżowanymi na piersiach.
Biała mewa poszybowała nad ich głowami, z przenikli-
wym piskiem kierując się w stronę wzgórz.
– Mówiliśmy… – wysapał mały Flint – że w najlepszym
momencie tropienia, kiedy właśnie mieliśmy schwytać Jul…
ją schwytać…
Dwaj pozostali wstrzymali oddech.
– …wyrósł przed nami rodzaj… potwora.
– Właśnie. Pojawił się znikąd – przytaknął z przekona-
niem średni Flint.
– Ja go nawet nie widziałem, tego potwora, o którym
mówicie – dodał wielki Flint. – Byłem trochę z tyłu.
001-320_ulysses moore t9.indd 8
001-320_ulysses moore t9.indd 8
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08
9
TRZEJ SZPIEDZY
– No nie mogę! Ty nalany tłuściochu! – zadrwił z niego
średni Flint.
– A ty suchy chudzielcu!
– CICHO! – wrzasnął mały Flint. – Cicho, przeklęci,
nic z tego nie rozumiem.
– Jeśli o to chodzi, to ja nigdy nic nie rozu… – zaczął
mówić wielki Flint, ale spojrzenia dwóch pozostałych kazały
mu przełknąć koniec zdania.
Mały Flint spojrzał na kuzyna średniego. – Może chociaż
ty go widziałeś?
Ten rozmasował sobie bolące ramię, zerknął na stłuczony
łokieć i odparł: – Tak. Chyba tak.
– I jak wyglądał?
– To był potwór.
– No właśnie – przytaknął mały Flint. – Potwór. Ja też
tak pomyślałem. Ale pamiętasz, jaki był?
– Nie był szczególnie wysoki.
– Nie, rzeczywiście. Powiedziałbym… mniej więcej
jak my.
– Jak ja czy jak on?
– No, tak pośrodku. Ale czymś naprawdę przerażającym
była twarz.
– Właśnie. Twarz.
– Była… sam nie wiem… monstrualna.
– Jak to „monstrualna”? – wtrącił się wielki Flint, który
do tej pory siedział cicho, przysłuchując się.
001-320_ulysses moore t9.indd 9
001-320_ulysses moore t9.indd 9
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08
10
Mały Flint przysunął sobie rękę do nosa i zrobił gest
jakby go chciał wydłużyć, zamieniając w bardzo długi
dziób. – Była… jak u czarnego kruka. Mężczyzna z głową
czarnego kruka.
– Ale numer – szepnął wielki Flint, czując dreszcz prze-
biegający mu po krzyżu.
– I co tu robił?
– Tego nie wiemy, uciekliśmy.
– Właśnie, a jak się dowiemy? – zapytał średni Flint.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
– Nasi szefowie wymagali od nas, żeby pilnować Cove-
nantów – odezwał się nagle zamyślony mały Flint. – I od-
kryć, co kombinują. Może także ten „człowiek ptak” jest
czymś, co powinniśmy odkryć.
– Właśnie. Może powinniśmy to odkryć! – zgodził się
średni Flint.
– No, to nie powinniśmy uciekać – dorzucił wielki Flint.
Mały Flint rysował jakieś gryzmoły na ziemi.
– Musimy wrócić po własnych śladach. Natychmiast.
I odkryć, co się dzieje.
– Może o tej porze potwór poszedł coś zjeść… O rety,
już prawie pora kolacji! – zauważył uradowany wielki Flint.
– Może byś się wreszcie zamknął?– skarcił go mały
Flint. Potem ze skupioną miną utkwił wzrok w obu kuzy-
nach. – Podsumujmy – powiedział. – Po pierwsze: dwa typy
z super astona martina przewiozły nas pod warunkiem,
001-320_ulysses moore t9.indd 10
001-320_ulysses moore t9.indd 10
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08
11
TRZEJ SZPIEDZY
że będziemy mieć dla nich na oku Covenantów. Po drugie:
wczoraj Banner wyszedł z domu o północy i nie wrócił.
Po trzecie: też wczoraj, Jason Covenant rzucił nam tę mo-
netę… – wyciągnął z kieszeni malutki krążek z pozłacanego
metalu i natychmiast wsunął go z powrotem – … i on także
nie wrócił. I w końcu dziś pojawia się w miasteczku potwór
z twarzą kruka i idzie na spotkanie z Julią Covenant.
– Dwaj wyjeżdżają, jeden się pojawia – podsumował
średni Flint z miną kogoś ważnego, kto wyjaśnia skompli-
kowaną teorię matematyczną.
– I co z tego?
– Nic. Tak tylko zauważyłem.
– A zatem? – spytał niecierpliwie wielki Flint, który
z całej tej historii nie zrozumiał zupełnie nic i myślał je-
dynie o tym, jakby tu wrzucić coś na ząb.
– A zatem wracamy i próbujemy dociec, gdzie zniknął
ten potwór. I co się stało z Julią.
– Właśnie, rzeczywiście, dziewczyna. Myślisz, że…?
– Nie – uciął krótko mały Flint.
001-320_ulysses moore t9.indd 11
001-320_ulysses moore t9.indd 11
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08
001-320_ulysses moore t9.indd 12
001-320_ulysses moore t9.indd 12
10-01-28 19:08
10-01-28 19:08