Daenerys 3 (Bombacjusz)

background image

DAENERYS

Tancerze migotali w ruchu, na ich gładko ogolonych ciałach błyszczała cienka warstwa

oliwy. Płonące pochodnie krążyły z ręki do ręki w rytm dudnienia bębnów i treli fletu. Kiedy tylko

dwie pochodnie miały skrzyżować się w powietrzu, naga dziewczyna przeskakiwała wirując

pomiędzy nimi.

Wszyscy mężczyźni byli jednakowej postury, o długich nogach i płaskich brzuchach. Każdy

mięsień był zarysowany ostro, jakby został wyrzeźbiony w kamieniu. Nawet ich twarze były w

jakiś sposób jednakowe... co mogło wydawać się dziwne, gdyż jeden miał skórę tak czarną jak

heban, drugi był blady niczym mleko, a trzeci błyszczał niczym wypolerowana miedź.

Czyżby chcieli mnie rozpalić? Dany poruszyła się pomiędzy swymi jedwabnymi poduszkami.

Pod kolumnami jej Nieskalani stali niczym posągi w swoich spiczastych hełmach, ich twarze były

pozbawione emocji. Nie tak jak reszty mężczyzn. Usta Reznaka mo Reznaka były otwarte, a jego

wargi błyszczały wilgocią. Hizdahr zo Loraq mówił coś do człowieka siedzącego obok niego,

jednak jego oczy przez cały czas zwrócone były na tancerki. Brzydka, oliwkowa twarz Łysej Pały

była surowa jak zazwyczaj, ale żaden szczegół nie umknął jego uwadze. Nawet Zielona Łaska

wyglądała na zachwyconą.

Być może marzy o swojej młodości, gdy w ogrodach Łask nosiła

czerwone suknie i przyjmowała nieznajomych w świetle księżyca.

Trudniej było się zorientować, o czym marzył jej gość honorowy. Blady, chudy mężczyzna o

jastrzębiej twarzy, z którym dzieliła swój wysoki stół, był olśniewający w szatach z purpury i

złotogłowiu. Jego łysa głowa świeciła w świetle pochodni, kiedy pochłaniał figę małymi,

precyzyjnymi, eleganckimi ukąszeniami. Opale błyskały wokół nosa Xaro Xhoana Daxosa, gdy

obracał głowę w ślad za tancerzami.

Na jego cześć Daenerys założyła qartheńską suknię, prosty ubiór z fioletowej tafty skrojony tak, by

odsłaniał lewą pierś. Jej srebrnozłote włosy zostały zaczesane lekko na ramię, opadając niemal do

sutka. Połowa mężczyzn w sali rzucała na nią ukradkowe spojrzenia, ale nie Xaro.

Tak samo jak w

Qarthu. Nie mogła mieć nadziei, że w ten sposób skłoni kupieckiego księcia do zmiany zdania.

Jednakże muszę go przekonać. Przybył z Qarthu na pokładzie galeasu Jedwabna Chmura w

towarzystwie trzynastu galer, jego flota była odpowiedzią na modlitwę. Meereeński handel obrócił

się wniwecz odkąd skończyła z niewolnictwem, ale Xaro miał władzę, by go odbudować.

Kiedy bębny osiągnęły crescendo, trzy z dziewcząt przeskoczyły przez płomienie, wirując w

powietrzu. Tancerze chwycili je w pasie. Dany patrzyła, jak kobiety wyginają się w łuk i obejmują

background image

nogami swoich partnerów, podczas gdy flety płakały. Jej twarz była gorąca.

Wino, powiedziała

sobie. Złapała się na myśli o Daario, z jego złotym zębem, purpurowym wąsem i potrójną brodą.

Gdy tylko zamykała oczy, mogła zobaczyć go jak stoi przed nią, jego silne ręce spoczywały na

bliźniaczych rękojeściach

arakhu i sztyletu. Rękojeści te były inkrustowane złotem, nadano im

kształty nagich kobiet. W dniu, w którym ją opuścił, kiedy go żegnała, pocierał je lekko opuszkami

kciuków, w tył i w przód, w tył i w przód.

Jestem zazdrosna o rękojeści mieczy, zrozumiała,

rumieniąc się,

o kobiety ze złota. Wiedziała, że posłanie go do Owczarzy było mądrym

posunięciem. Daenerys Targaryen była królową, a Daario Naharis nie był materiałem na króla.

Dym unosił się pomiędzy purpurowymi kolumnami. Tancerze uklękli, skłonili głowy, oczekując na

zezwolenie królowej na powstanie.

- Byliście wspaniali - powiedziała im Dany. - Rzadko widuję taki wdzięk. Skinęła na Reznaka mo

Reznaka, a seneszal przybiegł do jej boku. Na jego pomarszczonej, łysej głowie perlił się pot. -

Odprowadź naszych przyjaciół do łaźni, żeby mogli się umyć i odświeżyć. Dopilnuj, by nie

zabrakło im jedzenia i picia.

- To będzie dla mnie wielki zaszczyt, Wspaniałości.

Miała wysuszone gardło. Daenerys podniosła swój puchar do Irri, by ta go napełniła. Wino było

słodkie i mocne, wonne zapachem wschodnich przypraw, o wiele wspanialsze od ghiscaryjskich

cienkuszów, od dawna wypełniających jej puchar. Xaro przejrzał owoce z patery, którą podała mu

Jhiqui i wybrał persymonę. Jej pomarańczowa skórka pasowała do korala w jego nosie. Ugryzł

wielki kęs i zasznurował usta.

- Cierpkie.

- Czy mój pan wolałby coś słodszego?

- Słodycz przesyca. Cierpkie owoce i cierpkie kobiety nadają życiu jego smak - Xaro ugryzł kolejny

kęs, przeżuł, połknął. - Daenerys, słodka królowo, nie mogę wprost wysłowić, jaką przyjemność

sprawia mi ponowne przebywanie w twojej obecności - uśmiechnął się. - Qarth opuściła

dziewczynka, równie zagubiona jak piękna. Bałem się, że żegluje ku swej zgubie, ale teraz znajduję

ją na tronie, panią starożytnego miasta, otoczoną przez ogromny orszak, który uniosła jak ze snu.

Nie, pomyślała, z krwi i ognia. - Nie znalazłeś mnie, Xaro. Przybyłeś do mnie i cieszę się, że to

zrobiłeś. Dobrze jest widzieć twoją twarz, przyjacielu.

Nie ufam ci, ale cię potrzebuję.

Potrzebuję twoich Trzynastu i twojego handlu.

Od stuleci Meereen i jej siostrzane miasta Yunkai i Astapor były centrami handlu niewolnikami,

miejscem, gdzie dothraccy khalowie i korsarze z Wysp Bazyliszkowych sprzedawali pojmanych, a

reszta świata przybywała, by ich kupować. Bez niewolników Meereen nie miało kupcom wiele do

zaoferowania. Było pełno miedzi w ghiscaryjskich wzgórzach, ale metal ten nie był już tak cenny

jak w czasach, gdy brąz rządził światem. Cedrów, które kiedyś rosły wysoko wzdłuż wybrzeża już

background image

nie było, padły pod siekierami Starego Imperium lub zostały pożarte przez ogień smoków, gdy

Stare Ghis toczyło wojny z Valyrią. Gdy drzewa przepadły, ziemię spaliło gorące słońce a wiatr

rozwiał ją w ciężkie, czerwone chmury.

- Te nieszczęścia zamieniły moich rodaków w posiadaczy niewolników,- powiedziała jej Galazza

Galare w Świątyni Łask.

A ja jestem nieszczęściem, które uczyni z posiadaczy niewolników

na powrót ludzi, przysięgła sobie sobie Dany.

- Przybyłem tu szukając ciebie, to prawda, - rzekł Xaro leniwym tonem. - nawet w dalekim Qarthu

pewne straszne opowieści dotarły do moich uszu. Płakałem słuchając ich. Mówiono, że pewni

możni tego miasta obiecali bogactwo, chwałę i sto niewolnych dziewic każdemu, kto cię zabije.

- Synowie Harpii. -

Skąd on to wie? - Bazgrzą nocami na murach i podrzynają gardła prawym

wyzwoleńcom podczas snu. Gdy wstaje słońce, chowają się niczym karaluchy.

Czterech innych Nieskalanych i prawie dwie dziesiątki wyzwoleńców zginęło od czasu śmierci

Wiernej Tarczy.

- Miałabym powód, by bać się Synów, gdyby ujrzeli mnie wędrującą samotnie ulicami, ale tylko

gdyby była noc, a ja byłabym naga i nieuzbrojona. To tchórzliwe kreatury.

- Nóż tchórza może zabić królową równie łatwo, jak nóż bohatera, - zauważył Xaro. - Spałbym

znacznie spokojniej, gdyby radość mego serca miała blisko przy sobie swoich srogich jeźdźców. W

Qarthu było trzech, których nigdy nie brakowało u twego boku.

- Moi bracia krwi, Aggo, Jhoqo i Rakharo.

- Czy to mądre, by wysyłać swe najlepsze miecze tak daleko?

Było to ciekawe pytanie w ustach kogoś, kogo statki opływały świat od Westeros do Asshai.

Gra

ze mną w jedną ze swoich gierek. Dany też potrafiła w to grać. - Jestem tylko młodą

dziewczyną i niewiele wiem o tych sprawach, - powiedziała, - ale starszy, mądrzejszy mężczyzna

powiedział mi, że aby utrzymać Meereen, muszę kontrolować jego zaplecze, wszystkie ziemie na

zachód od Lhazar i na południe aż po yunkijskie wzgórza.

- Twoje zaplecze nie jest dla mnie cenne. Twoja osoba tak. Jeśli jakaś choroba cię powali, świat

straci swój smak.

- Mój pan jest dobry, że się tak o mnie troszczy, ale jestem doskonale strzeżona - Dany wskazała w

kierunku zacienionej wnęki, gdzie Barristan Selmy stał z ręką spoczywajaca na rękojeści miecza. -

Barristan Łysy, jak go nazywają. Dwukrotnie uratował mnie przed zabójcami.

Xaro pobieżnie zlustrował Selmy'ego. - Barristan Stary, powiedziałaś? Twój niedźwiedzi rycerz był

młodszy i tobie oddany.

Niewiele mu umyka, a zapomina jeszcze mniej. Dany zmarszczyła brwi.

- Nie życzę sobie rozmawiać o Jorahu Mormoncie.

- Dla pewności. To ten szorstki i włochaty. - Kupiecki książę sięgnął przez stół, by dotknąć jej

background image

palców. - Zamiast tego porozmawiajmy o miłości... o marzeniach i pożądaniu, i Daenerys,

najpiękniejszej kobiecie tego świata. Jestem pijany twoim widokiem.

Przesadne grzeczności Qarthu nie były jej obce. - Jeśli jesteś pijany, obwiń wino.

- Żadne wino nawet w połowie tak nie oszałamia, jak twoje piękno. Mój dwór był pusty niczym

grób, od kiedy Daenerys odeszła, a wszystkie przyjemności królowej miast były niczym popiół w

moich ustach.

Musiałam uciekać z twojego miasta w strachu o swoje życie.

- Był czas, że Qarth życzył sobie, bym odeszła.

- Kto? Czystej krwi? Mają wodę w żyłach. Korzenni? Między ich uszami jest twaróg. A wszyscy

Nieśmiertelni nie żyją. Powinnaś wziąć mnie za męża. Jestem prawie pewien, że prosiłem cię o

rękę. Nawet błagałem.

- Tylko jakieś pół setki razy - drażniła się Dany. - Zbyt łatwo się poddajesz, mój panie. Wszyscy się

zgadzają co do mojego małżeństwa. Zielona Łaska twierdzi, że Meereen łatwiej zaakceptuje mnie

jako królową z Hizdahrem u boku jako moim królem. Skahaz się zgadza, ale mówi, że powinnam

poślubić jego. Cleon z Astaporu ciągle przysyła mi podarunki. Nawet moje podręczne chcą mojego

ślubu.

- Khaleesi musi mieć khala - powiedziała Irri, napełniając ponownie puchar królowej. - Wszyscy to

wiedzą.

- Powinienem więc poprosić jeszcze raz? - zdziwił się Xaro. - Nie, znam ten uśmiech. To okrutna

królowa, która igra z męskimi sercami. Skromni kupcy, tacy jak ja, nie są niczym innym, jak tylko

kamieniami pod twoimi zdobionymi klejnotami sandałami - pojedyncza łza popłynęła powoli po

jego bladobiałym policzku.

Dany znała go zbyt dobrze, by ją to wzruszyło. Qartheeńczycy mogli płakać na zawołanie. - Och,

przestań - wzięła czereśnię z pucharu na stole rzuciła mu ją w nos. - Mogę być młodą dziewczyną,

ale nie jestem tak głupia, by poślubić kogoś, kto znajduje tacę z owocami bardziej nęcącą niż moja

pierś. Widziałam, na których tancerzy patrzyłeś.

Xaro otarł łzę. - Na tych samych, co Wasza Miłość, jak sądzę. Jak widzisz, jesteśmy podobni. Jeśli

weźmiesz mnie za męża, będę zadowolony jako twój niewolnik.

- Nie chcę niewolników. Wyzwalam cię - jego ozdobiony klejnotami nos był kuszącym celem. Tym

razem Dany rzuciła w niego morelą.

Xaro chwycił ją w powietrzu i ugryzł. - Skąd przyszło to szaleństwo? Mogę więc uważać się za

szczęśliwca, że nie wyzwoliłaś moich niewolników, kiedy byłaś mi gościem w Qarthu?

Byłam żebraczą królową, a ty Xarem z Trzynastu, pomyślała Dany, to moje smoki były

wszystkim, czego chciałeś. - Twoi niewolnicy wyglądali na dobrze traktowanych i zadowolonych

- jej wesołość się ulotniła. - To było zanim Astapor otworzył mi oczy. Czy wiesz, jak tworzy się i

background image

szkoli

Nieskalanych?

- Okrutnie, bez wątpienia. Kiedy kowal tworzy miecz, wkłada ostrze do ognia, wali w nie młotem,

potem wsadza do lodowatej wody, by zahartować stal. Jeśli chcesz otrzymać słodki smak owocu,

musisz podlewać drzewo.

- To drzewo było podlewane krwią.

Xaro wskazał najbliższego Nieskalanego. - Jakże inaczej wyrósłby żołnierz? Wasza Świetlistość

podziwiała moich tancerzy. Czy zaskoczy cię wiedza, że to niewolnicy, wychowani i szkoleni w

Yunkai? Tańczą, od kiedy byli wystarczajaco duzi, by chodzić. Jak inaczej osiągnąć taką perfekcję?

- łyknął wina i przepłukał nim usta. - Są również doświadczeni w każdym rodzaju sztuki miłosnej.

Myślałem, czy nie uczynić z nich podarunku dla Waszej Miłości.

- Ma się rozumieć, - Dany nie była zaskoczona - że wyzwoliłabym ich.

Skrzywił się. - I cóż poczęliby z wolnością? Równie dobrze możnaby rybę ubrać w kolczugę. Są

stworzeni do tańca.

- Stworzeni przez kogo? Ich panów? Może twoi tancerze chcieli wcześniej budować, wypiekać czy

uprawiać ziemię. Pytałeś ich?

- Może twoje słonie wcześniej chciały być słowikami. Zamiast słodkimi śpiewami, meereeńskie

noce byłyby wypełnione grzmiacym trąbieniem, a twe drzewa łamałyby się pod ciężarem wielkich

szarych ptaków - Xaro uśmiechnął się. - Daenerys, moja radości, pod tą słodką młodą piersią bije

czułe serce... ale przyjmij radę od starszej, mądrzejszej głowy. Rzeczy nie zawsze są takimi, na

jakie wygladają. Wiele z tego, co wyglada na zło, jest dobre. Rozważ deszcz.

- Deszcz? -

Ma mnie za głupią, czy tylko za dziecko?

- Przeklinamy deszcz, kiedy pada nam na głowy, ale bez niego cierpielibyśmy głód. Świat

potrzebuje deszczu... tak jak świat potrzebuje niewolników. Nie, nie rób min, to prawda. Qarth

dowodem. W sztuce, medycynie, muzyce, magii, handlu – tym, co odróżnia człowieka od bestii,

Qarth siedzi ponad ludzkością, tak jak ty siedzisz na szczycie tej piramidy... lecz poniżej, w miejsce

cegieł, wspaniałość Królowej Miast spoczywa na barkach

niewolników. Spytaj samą siebie, serce

moje — czy gdyby wszyscy musieli grzebać się w brudzie, by zdobyć pożywienie, czy ktokolwiek

uniósłby oczy, by podziwiać gwiazdy? Gdyby każdy z nas łamał swój grzbiet, by wybudować

chałupę, kto wznosiłby świątynie dla chwały bogów? By niektórzy mogli być wielcy, inni muszą

być zniewoleni.

Był dla niej zbyt wymowny. Dany nie miała dla niego odpowiedzi, oprócz surowego uczucia w

brzuchu. - Niewolnictwo to nie to samo co deszcz

- upierała się. - Padał na mnie deszcz i byłam sprzedana.

To nie to samo. Nikt nie chce być

posiadany.

background image

Xaro leniwie wzruszył ramionami. - Tak się złożyło, że kiedy przybywałem do twojego słodkiego

miasta, miałem szczęście ujrzeć na brzegu rzeki człowieka, który niegdyś był gościem w moim

domu, kupca, który handlował rzadkimi przyprawami i wybranymi winami. Był nagi od pasa w

górę, czerwony i łuszczył się, a wyglądało na to, że kopie dziurę.

- Nie dziurę. Kanał, który dostarczy wodę na pola. Zamierzamy uprawiać fasolę. Pola fasoli muszą

mieć wodę.

- Jak to miło ze strony mojego przyjaciela, że pomaga kopać. I jakie to do niego niepodobne. Czy to

możliwe, że nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia? Nie, na pewno nie. Nie masz niewolników

w Meereen.

Dany poczerwieniała. - Twój przyjaciel jest wynagradzany jedzeniem i schronieniem. Nie mogę

zwrócić mu jego bogactwa. Meereen potrzebuje fasoli bardziej niż rzadkich przypraw, a fasola

potrzebuje wody.

- Czy moich tancerzy też chciałabyś posłać do kopania rowów? Słodka królowo, kiedy mnie ujrzał,

mój stary przyjaciel padł na kolana i błagał mnie, bym kupił go jako niewolnika i zabrał ze sobą do

Qarthu.

Poczuła się, jakby ją spoliczkował. - Więc kup go.

- Jeśli cię to uszczęśliwi. Wiem, że to uszczęśliwi

jego. - położył swoją dłoń na jej ramieniu. - Są

prawdy, które może powiedzieć ci tylko przyjaciel. Pomogłem ci, kiedy przybyłaś do Qarthu jako

żebraczka, i przebyłem długie mile i wzburzone morza, by pomóc ci jeszcze raz.

Dany czuła ciepło jego palców.

Też był taki ciepły w Quarthu, przypomniała sobie, aż

przyszedł dzień, w którym stałam się dla niego bezużyteczna. - Mów, co masz do

powiedzenia.

Xaro popatrzył po sali. - Tu jest zbyt wiele oczu, zbyt wiele uszu. Czy jest miejsce, w którym

możemy porozmawiać szczerze?

Dany wstała. - Chodź - poprowadziła go poprzez kolumnadę, pomiędzy dwoma z jej Nieskalanych,

do szerokich marmurowych schodów, prowadzących na górę do jej prywatnych komnat na szczycie

piramidy.

- Och, najpiękniejsza z kobiet, - powiedział Xaro, kiedy zaczęła się wspinać - słyszę kroki za nami.

Jesteśmy śledzeni.

Dany zerknęła w tył przez ramię. - Z pewnością mój stary rycerz cię nie przeraża? Ser Barristan

zaprzysiągł dochować moich sekretów - ponownie zaczęła się wspinać. Xaro ruszył za nią.

Przeprowadziła go przez kolejną parę strażników, prosto na taras ogrodowy, który górował nad

miastem. Księżyc w pełni płynął poprzez czarne niebo nad Meereen.

- Przejdziemy się? - spytała. Zdawało się, że ponad zapachem kwitnących nocą kwiatów unosi się

niewyraźny odór spalonego mięsa. Nie wygladało na to, by Xaro coś zauważył.

Może te klejnoty

background image

w nosie okradły go ze zmysłu powonienia. - Mówiłeś o pomocy - powiedziała.

- Qarth najbardziej pomógłby mi handlem. Meereen ma do sprzedania sól i wino...- Ghiscaryjskie

wino? - Xaro zrobił kwaśną minę. - Morze zapewnia sól potrzebną Qarthowi, ale

chętnie wezmę wszystkie oliwki, jakie tylko mi sprzedasz. Oliwę też.

- Nie mam żadnych do zaoferowania.

Oliwki rosły wzdłuż wybrzeży Zatoki Niewolniczej od stuleci, lecz Meereeńczycy zamienili swoje

starożytne gaje w pochodnie, kiedy siły Dany zbliżały się do nich, pozostawiając jej do przejścia

poczerniałe pustkowie.

- Właściciele niewolników spalili drzewa. Sadzimy nowe, ale minie siedem lat, nim zaczną

owocować, a trzydzieści, zanim będzie można będzie nazwać je prawdziwie produktywnymi. Co z

miedzią?

- Ładny metal, ale kapryśny niczym kobieta. Złoto, tak... złoto jest

szczere. Qarth chętnie da ci

złoto... za niewolników.

- Meereen jest wolnym miastem wolnych ludzi.

- Biedne miasto, które kiedyś było bogate. Głodne miasto, które kiedyś było tłuste. Krwawe miasto,

które kiedyś było spokojne.

Jego oskarżenia bolały. Było w nich zbyt dużo prawdy. - Meereen znów będzie bogate, tłuste i

spokojne, i również wolne. Jedź do Dothraków, jeśli musisz mieć niewolników. -

- Dothrakowie niewolnikami czynią, Ghiscaryjczycy ich szkolą. Aby osiagnąć Qarth, władcy koni

muszą pędzić pojmanych poprzez czerwone pustkowia. Umrą setki, jeśli nie tysiące... i wiele koni

też, czego nie zaryzykuje żaden

khal. I jeszcze jedno: Qarth nie chce widzieć żadnych khalasarów

wokół swoich murów. Smród tych wszystkich koni... bez obrazy,

khaleesi.

- Koń ma szlachetną woń. To więcej, niż można powiedzieć o niektórych wielkich lordach i

kupieckich księciach.

Xaro nie zwrócił uwagi na docinek; jego maniery były zbyt wytworne, by zwracać uwagę na takie

drobne zniewagi.

- Daenerys - rzekł. - Porozmawiajmy jak przyjaciele.

Nie uczynisz Meereen bogatym, tłustym i

spokojnym. Doprowadzisz je tylko do upadku, jak Astapor. Czy jesteś świadoma, że stoczono bitwę

przy Rogach Hazzat? Król Rzeźnik uciekł do swojego pałacu, jego nowi Nieskalani uciekają

pieszo.

- Wszyscy to wiedzą - Brązowy Ben Plumm przysłał jej dwóch ze swoich Drugich Synów z wieścią

o bitwie. - Mądrzy Panowie kupili sobie nowych najemników.

- Długie Lance, Niesieni przez Wiatr i Kompania Kota - oznajmił Xaro. - Po ich stronie walczyły

dwa legiony z Nowego Ghis. Yunkijscy wysłannicy byli też widziani w Myr i Volantis, gdzie

szukali sposobów, by pozyskać miecze Złotej Kompanii.-

background image

Jej brat Viserys pewnego dnia wyprawił ucztę dla kapitanów Złotej Kompanii w nadziei, że poprą

jego sprawę. Jedli jego jedzenie i słuchali jego próśb, a potem go wyśmiali. Dany była wówczas

tylko małą dziewczynką, ale to pamiętała. - Jestem znużona wojną - powiedziała.

- Chcę sadzić moje drzewa oliwne i patrzeć, jak owocują. Lecz jeśli Yunkajczycy chcą wymusić na

mnie bitwę, to zrównam ich Żółte Miasto z ziemią.

- A kiedy bedziesz burzyła Yunkai, moja słodka, Meereen powstanie za twoimi plecami. Nie

zamykaj oczy na niebezpieczeństwo, Daenerys. Ghiscaryjczycy poznali innych zdobywców i

doprowadzili ich do upadku. Masz wrogów wszędzie wokół siebie. Niektórych w najbliższym

otoczeniu.

Spotkają cię trzy zdrady. - Mam też przyjaciół i lojalnych kapitanów. I moich wyzwoleńców,

którzy bardzo mnie kochają.

- Nałożnicy, rzeźnicy i cegielnicy - Xaro machnął reką. - Taki motłoch nie wygrywa bitew.

Miała nadzieję, że w tym się mylił. Wyzwoleńcy byli kiedyś motłochem, ale zorganizowała

mężczyzn zdolnych do walki w kompanie i rozkazała Szaremu Robakowi zrobić z nich żołnierzy.

Pozwól mu myśleć co chce.

- Wciąż mam Nieskalanych – powiedziała. - I moje zaprzysiężone miecze, Drugich Synów i Wrony

Burzy.

- Yunkai ma swoich najemników i flotę, by przewieźć ich na północ. Meereeńską flotę również,

obsadzoną przez uchodźców, którzy obedrą cię ze skóry, jeśli tylko zdołają. Nowe Ghis wysyła im

dwa nowe legiony, a Tolos i Mantarys zgodziły się na sojusz.

To były złe wieści, jeśli były prawdziwe. Daenerys wysłała misje do Tolos i Mantarys, celem

znalezienia nowych przyjaciół na zachodzie, by zrównoważyć wrogość Yunkai na południu. Jej

wysłannicy nie wrócili.

- Być może – powiedziała. - Ale mam

smoki.

- Masz? - jego głos był miękki.

- Tak -

Hazzeo, wybacz mi. Zastanawiała się, ile Xaro wie, jakie szepty słyszał.

- Łagodna królowo, nie okłamujesz starego przyjaciela? - kupiec wzruszył ramionami. - W Qarthu

rzadko byłaś widywana bez smoka na ramieniu... teraz twoje ramię jest piękne i nagie jak twa

słodka pierś, jak zauważyłem.

- Moje smoki rosną - oznajmiła Dany. - Moje ramiona nie. Są daleko w polu, polują, ale ich ogień

pali bardziej niż kiedykolwiek. Spytaj Dobrych Panów z Astaporu.

Xaro dotknął opalu na nosie. - Spytałbym – powiedział. - Gdybyś nie spaliła ich wszystkich.

- Nie spaliłam ich wszystkich. Większość zginęła od mieczy ludzi, których niegdyś zniewolili. -

Spaliłam niektórych, prawda. Widziałam, jak oczy handlarza niewolników stopiły się i

pociekły mu po policzkach. - Musimy rozmawiać o ogniu i krwi? - wsunęła mu rękę pod ramię. -

background image

Powiedz mi prawdę, stary przyjacielu, czemu mnie szukałeś, jeśli nie dla handlu?

- By przynieść podarunek, - odpowiedział - dla królowej mego serca.

- Podarunek? -

Co to znowu za podstęp?

- Podarunek, o który błagałaś mnie w Quarthu. Statki. W zatoce stoi trzynaście galer. Są twoje, jeśli

chcesz. Daję ci flotę, by zabrała cię do domu, do Westeros.

Flota. To było więcej, niż mogła się spodziewać, co oczywiście uczyniło ją nieufną. -

Dajesz mi te

galery? - W Qarthu Xaro zaoferował jej trzydzieści statków... w zamian za jednego ze smoków. -

Nie chcesz niewolników? Smoków?

Odpowiedział jej słaby uśmiech. - Nie mam już ochoty na smoki. Moja

Jedwabna Chmura w

drodze tutaj zawinęła do Astaporu. Statki są twoje, słodka królowo. Trzynaście galer i ludzie do

wiosłowania.

Trzynaście. Oczywiście. Xaro był jednym z Trzynastu. Bez wątpienia przekonał każdego ze

swoich wspólników do dania po jednym statku.

Zbyt dobrze znała możnego kupca, by przypuszczać, że poświęcił trzynaście własnych jednostek.

- A jakiego daru oczekujesz w zamian? - spytała.

Złożył jej sardoniczny ukłon. - Tylko takiego, że uroczyście przysięgniesz mi, że natychmiast

odpłyniesz do Westeros.

- Czyżby Qarth był tak bardzo chciał się mnie pozbyć? - nie pozwoliła mu na odpowiedź. - Muszę

to przemyśleć. Mogę sprawdzić te statki?

- Wyrosłaś na podejrzliwą, Daenerys.

Zawsze taka byłam. - Wyrosłam na mądrą, Xaro.

- Sprawdź, co chcesz. Jeśli będziesz zadowolona, przysięgnij mi, że wrócisz do Westeros.

Przysięgnij na swoje smoki i swojego boga o siedmiu obliczach, i na prochy swoich ojców. I

płyń.

Nie umknął jej nacisk, jaki położył na ostatnie słowo.

- A jeśli zdecyduję, by poczekać rok, lub dwa, lub trzy?

Smutny grymas przemknął przez twarz Xara. - To mnie bardzo zasmuci, moja słodka radości...

wyglądasz teraz na młodą i silną, ale nie pożyjesz tak długo. Nie tu.

Jedną ręką podaje mi plaster miodu, pokazując w drugiej bicz.

- Yunkaiczycy nie są tak przerażający.

- Nie wszyscy twoi wrogowie są w Żółtym Mieście. Strzeż się ludzi o zimnych sercach, długiej

pamięci i sinych wargach.

- Sinych wargach? - Dany była bardziej zakłopotana niż przestraszona. - Czarnoksiężnicy?

Wszystkich pozostawiłam w Qarthu.

- I nigdy nie obejrzałaś się za siebie... lecz, słodkie dziecko, czasami dobrze jest sprawdzić, kto

został za tobą. Nie upłynęły dwa tygodnie od twego wyjazdu z Quarthu, kiedy Pyat Pree ruszył z

background image

trzema towarzyszami, by odszukać cię w Pentos i zemścić się na tobie osobiście.

Roześmiała się. - Dobrze więc, że zboczyłam z drogi. Pentos jest pół świata od Meereen.

- Owszem – przyznał. - ale prędzej czy później musi otrzymac wieść o smoczej królowej z Zatoki

Niewolniczej. A kiedy to się stanie, Pyat przybędzie, by cię znów odszukać.

- Czy to miało mnie wystraszyć? - badała twarz Xaro. - Żyłam w strachu od czternastu lat, mój

panie. Bałam się wynajętych zbirów Uzurpatora, bałam mojego brata, bałam się męża, bałam się, co

następny dzień przyniesie... ale moje lęki spłonęły tego dnia, kiedy wyszłam z ognia. Teraz przeraża

mnie tylko jedna rzecz.

- A co to jest, słodka królowo?

- Jestem tylko głupią młodą dziewczyną - Dany wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. -

Ale nie na tyle głupią, by ci to powiedzieć. Moi ludzie obejrzą te statki. Wtedy otrzymasz

odpowiedź.

- Jak sobie życzysz - dotknął lekko jej nagiej piersi i wyszeptał - pozwól mi zostać i cię przekonać.

Przez chwilę wydawało jej się to kuszące.

Mogłabym zamknąć oczy i udawać, że to moje

Słońce-i-Gwiazdy, lub... Byłoby to prostsze niż wzięcie do łoża Daaria, lecz z drugiej strony

równie niebezpieczne.

- Nie, mój panie. Dziękuję za twój komplement, ale nie. - Dany wyślizgnęła się z jego ramion. -

Może innej nocy.

- Innej nocy - usta miał smutne, ale w jego oczach więcej było zadowolenia niż rozczarowania.

Kiedy poszedł, Dany wychyliła się za chłodne cegły parapetu, by popatrzeć ponad miastem. Tysiąc

dachów rozciągało się pod nią, pomalowanych przez księżyc odcieniami kości słoniowej i srebra.

Gdzieś pod tymi dachami gromadzili się Synowie Harpii, by knuć, jak ją zabić, i jak jej dzieci

zakuć z powrotem w kajdany. Gdzieś tam głodne dziecko wołało o mleko. Gdzieś tam stara kobieta

leżała na łożu śmierci. Gdzieś nowożeńcy obejmowali się i niezdarnie grzebali przy swoich strojach

pożądliwymi dłońmi. Ale tu na górze był tylko blask księżyca na piramidach i jamach,

niesugerujacy o niczym, co jest poniżej. Na górze była tylko ona, sama.

Była krwią smoka. Mogła zabić Synów Harpii, i synów synów, i synów ich synów. Ale smok nie

nakarmi głodnego dziecka, ani nie ulży w bólu umierającej.

A któż odważyłby się kochać

smoka?

- Ser Barristanie - zawołała.

Stary rycerz pojawił się natychmiast. - Wasza Miłość.

- Mój brat opowiedział mi kiedyś westeroską zagadkę. Kto słucha wszystkiego, ale nie słyszy

niczego?

- Rycerz Gwardii Królewskiej - miał uroczysty głos.

- Słyszałeś propozycję Xaro?

background image

- Słyszałem, Wasza Miłość.

- Co o tym sądzisz? I o nim?

- O nim niewiele. O jego statkach, prawdę mówiąc... Wasza Miłość, są odpowiedzią na nasze

modlitwy.

Być może na twoje. Dany nie mogła mu pomóc, ale zauważyła, że stary rycerz cierpi, starając się

nie patrzeć podczas rozmowy na jej nagą pierś.

Ser Jorah nie odwracałby oczu. Kochał mnie

jak kobietę, a Selmy kocha mnie tylko jako królową. Mormont mógł być informatorem

donoszącym na nią jej wrogom w Westeros, ale też dawał jej dobre rady. Nie miał szlachetności ser

Barristana, lecz był bezpośredni i rozsądny. Zastanawiała się, co zrobiłby w sprawie smoków.

- Marsz lądem do Wolnych Miast byłby długi i ciężki - mówił ser Barristan. - A nawet po jego

zakończeniu trzeba przekroczyć Wąskie Morze. Z tymi statkami moglibyśmy być w domu przed

końcem roku, jeśli wiatry będą pomyślne.

Dany nie znała domu. W Braavos był dom z czerwonymi drzwiami, ale to wszystko. - Strzeż się

Qartheeńczyków przynoszących dary, zwłaszcza kupców spośród Trzynastu. Xaro przedtem

odmówił mi statków. Dlaczego daje mi je teraz? W tym jest jakaś pułapka. Być może statki są

przegniłe, albo...

- Jeśli są niezdatne do żeglugi, nie mogłyby przypłynąć tu z Qarthu - wskazał ser Barristan. - Ale

Wasza Miłość czyni mądrze upierając się przy inspekcji. Obudzę admirała Groleo i wyślę go o

brzasku na galery z jego kapitanami i dwoma dziesiątkami najlepszych marynarzy. Jeśli cię to

zadowoli, sprawdzą każdy cal tych statków.

- Tak - to była dobra rada, jeśli miała zdecydować, czy zatrzymać te statki, czy nie. - Tak, uczyń tak

- zasłoniła sutek dłonią, by oszczędzić staremu rycerzowi zakłopotania.

Westeros. Dom. Ale jeśli

odpłynie, co stanie się z jej miastem?

To nigdy nie było twoje miasto, głos jej brata był szeptem

głęboko wewnątrz niej.

Twoje miasto jest za morzem. Twoje siedem królestw, tron, który

ci się prawnie należy oczekuje na ciebie, i twoi wrogowie. Urodziłaś się, by usłużyć im

ogniem i krwią.

- Muszę zobaczyć loch - powiedziała nagle, nie przypuszczając, że jej głos może być słaby niczym

dziecięcy szept. - Muszę je zobaczyć, albo będę miała o nich złe sny tej nocy. Zabierz mnie na dół,

ser, jeśli możesz.

Przez twarz starego człowieka przemknął drobny grymas dezaprobaty, ale sprzeciwianie się woli

królowej nie leżało w jego zwyczaju. - Jak rozkażesz.

Schody dla służby były najszybszą drogą na dół; nieduże, lecz strome, proste i wąskie, ukryte w

ścianach. Ser Barristan wziął latarnię, żeby nie spadła. Cegły w dwudziestu różnych kolorach

otaczały ich w drodze na dół, robiły się szare, a później czarne, kiedy wychodziły z kręgu światła

latarni. Trzykrotnie przechodzili obok straży Nieskalanych, stojących jakby wykuto ich w

background image

kamieniu. Jedynym dźwiękiem był miękki odgłos ich kroków na cegłach.

W pół drogi na dół ser Barristan odchrząknął i rzekł:

– Ten czarnoksiężnik, o którym mówił handlarz...

- Pyat Pree - usiłowała przypomnieć sobie jego twarz, ale wszystko, co widziała, to wargi. Wino

czarnoksiężników uczyniło je sinymi.

Cień wieczoru, tak je nazywano.

- Nie boję się magii czarnoksiężników. Gdyby ich zaklęcia mogły zabijać, powinnam być już

martwa. Zamieniłam ich pałac w popiół.

Drogon ocalił mnie, kiedy chcieli wyssać ze mnie

życie. Drogon spalił ich wszystkich.

Na poziomie gruntu Wielka Piramida Meereen była ciemnym, cichym miejscem, pełnym pyłu i

cieni. Jej zewnętrzne ściany były grube na trzydzieści stóp. Wewnątrz nich dźwięki odbijały się

echem od łuków z wielokolorowych cegieł i pomiędzy oborami, stajniami, i magazynami.

Przeszli pod trzema masywnymi łukami, w dół, oświetloną pochodniami rampą do piwnic pod

piramidą, wzdłuż cystern, lochów i sal tortur, gdzie niewolnicy byli batożeni, obdzierani ze skóry i

przypalani rozpalonym żelazem. Na koniec doszli do ogromnych, podwójnych żelaznych drzwi na

zardzewiałych zawiasach, strzeżonych przez Nieskalanych.

Skinęła na jednego z nich, a on dał jej żelazny klucz.

- Wasza Miłość - spytał ser Barristan. - Czy to rozsądne?

Jestem tylko młodą dziewczyną, pomyślała, co ja wiem o rozsądku?. Drzwi otwarto, zawiasy

zaskrzypiały. Daenerys weszła w gorące serce ciemności i stanęła na krawędzi głębokiego lochu.

Czterdzieści stóp niżej jej smoki uniosły głowy. Czworo oczy zabłysnęło w ciemnościach; dwa z

płynnego złota i dwa z brązu.

Ser Barristan chwycił ja za ramię.

- Nie bliżej.

- Myślisz, że mnie skrzywdzą?

- Nie wiem, Wasza Miłość - powiedział Selmy. - I nie zaryzykuję twojej osoby, by poznać

odpowiedź.

Kiedy Rhaegal zaryczał, kropla żółtego płomienia na pół uderzenia serca zmieniła ciemność w

dzień. Ogień prześliznął się wzdłuż ścian i Dany poczuła gorąco na swojej twarzy, niczym podmuch

z pieca. Skrzydła Viseriona rozwinęły się w poprzek lochu, poruszając nieruchome powietrze.

Próbował podlecieć do niej, lecz łańcuchy naprężyły się z trzaskiem kiedy wstał i rzuciły go na

brzuch. Ogniwa wielkie jak męska pięść wiązały jego łapy do podłogi. Żelazny pierścień wokół

jego szyi był przymocowany do ściany za nim. Rhaegal nosił podobne kajdany. W świetle latarni

Selmy'ego jego łuski błyszczały niczym jadeit. Dym unosił się spomiędzy jego zębów. Potrzaskane

kości leżały na podłodze, rozłupane i spalone. Powietrze było nieprzyjemnie gorące, śmierdzące

siarką i nadpalonym mięsem.

background image

- Są coraz większe - głos Dany odbił się echem od osmalonych kamiennych ścian i poczerniałych

cegieł. Brzmiał słabo i płaczliwie; głos małej dziewczynki, a nie głos królowej i zdobywczyni.

Kropla potu pociekła jej po czole i padła na pierś. - Czy to prawda, że smoki nigdy nie przestaja

rosnąć?

- Jeśli mają wystarczająco dużo jedzenia i przestrzeni, by rosnąć

- odpowiedział ser Barristan. - Jednak uwięzione tutaj...

Wielcy Panowie używali lochu jako więzienia. Był wystarczająco wielki, by pomieścić pięciuset

ludzi... i więcej niż obszerny dla dwóch smoków.

Ale na jak długo? Co się stanie, kiedy urosną

zbyt wielkie, by zmieścic się w lochu? Czy zechcą zwrócić się przeciw sobie ogniem i

szponami? Czy urosną mizerne i słabe, z wysuszonymi bokami i skarlałymi skrzydłami?

Czy ich ognie wygasną zanim przyjdzie koniec?

Jaka matka pozwala swoim dzieciom gnić w ciemnościach?

Jeśli spojrzę wstecz, jestem zgubiona, powiedziała do siebie Dany... ale jak mogła nie patrzeć

w przeszłość?

Powinnam widzieć, co nadciaga. Jak mogłam tego nie wiedzieć? Byłam

ślepa, czy zamykałam oczy świadomie, by nie widzieć ceny potęgi?

Viserys opowiedział jej wszystko, kiedy była mała. Wiedziała, jak padło Harrenhal. Wiedziała

wszystko o Polu Ognia i o Tańcu Smoków. Jeden z jej przodków,trzeci Aegon, widział swoją matkę

pożeraną przez smoka. I były pieśni o niezliczonych wioskach i królestwach, które żyły w strachu

przed smokami, póki jakiś dzielny zabójca smoków ich nie uratował.

Widziałam wszystkie

zwiastuny moimi własnymi oczami. W Astaporze, kiedy stopiły się oczy handlarza niewolników,

i potem w jej namiocie na drodze do Yunkai, kiedy Daario rzucił głowy Sallora Łysego i Prendahla

na Ghezn do jej stóp, a jej dzieci urządziły sobie z nich ucztę. Smoki nie bały się ludzi. A smok

wystarczająco duży, by pożreć owcę, mógł to równie łatwo uczynić z dzieckiem.

Miała na imię Hazzea. Miała cztery lata.

Chyba, że jej ojciec kłamał. Mógł kłamać. Nikt poza

nim nie widział smoka. Jego dowodem były spalone kości, ale spalone kosci nie dowodziły

niczego. Mógł sam zabić dziewczynkę, a następnie ją spalić. Nie byłby pierwszym ojcem, który

pozbyłby się niechcianej córki, jak twierdził Łysa Pała.

Synowie Harpii mogli to zrobić, by

wyglądało to na czyn smoka, aby miasto mnie znienawidziło. Dany chciała w to wierzyć...

ale jeśli tak było, to dlaczego ojciec Hazzei czekał, póki sala audiencyjna nie była prawie pusta, by

wystąpić przed nią? Jeśli jego zamiarem było podburzenie przeciwko niej Meereeńczyków,

powinien opowiedzieć swoją historię wtedy, kiedy sala była pełna uszu, które mogły jej wysłuchać.

Łysa Pała przekonywał ją, by kazała zabić tego człowieka.

- A przynajmniej wyrwijmy mu jego język. Kłamstwa tego człowieka mogą zniszczyć nas

wszystkich, Wspaniałości.

Zamiast tego Dany wybrała zapłacenie ceny krwi. Nikt nie potrafił podać jej ceny za córkę, więc

background image

kazała wypłacić stukrotność ceny jagnięcia.

- Zwróciłabym ci Hazzeę, gdybym tylko mogła - powiedziała ojcu. - Ale pewne rzeczy są poza

zasięgiem władzy jakiejkolwiek królowej. Przyrzekam ci, że jej kości zostaną złożone w Świątyni

Łask, a dzień i noc setka świec będzie się palić ku jej pamięci. Przychodź do mnie co roku w

każdydzień jej imienia, a twoim dzieciom nie będzie brakowało niczego... ale ta opowieść nigdy

więcej nie może przekroczyć twoich ust.

- Ludzie będą pytać - powiedział zrozpaczony ojciec. - Będą się pytać, gdzie jest Hazzea, i jak

umarła.

- Umarła od ukąszenia węża - oznajmił mu Reznak mo Reznak. - Porwał ją szukający łupu wilk.

Zabrała ja nagła choroba. Powiedz im, co chcesz, ale nigdy nie wspominaj o smokach.

Szpony Viseriona zazgrzytały o kamienie, a wielki łańcuch szczęknął, kiedy usiłował się do niej

dostać. Kiedy nie zdołał, zaryczał, wykręcając głowę tak mocno, jak mógł i splunął złotym

płomieniem na ścianę za nim.

Jak szybko jego ogień stanie się na tyle gorący, by skruszyć

kamień i stopić żelazo?

Kiedyś, nie tak dawno, biały smok siadał na jej ramieniu, jego ogon owijał się wokół jej ręki.

Kiedyś karmiła go własną dłonią kawałkami przypieczonego mięsa. Został zakuty jako pierwszy.

Osobiście sprowadziła go do lochu i zamknęła wewnątrz z kilkoma wołami. Kiedy się nażarł, stał

się śpiący. Skuto go, kiedy spał.

Z Rhaegalem było trudniej. Być może uszy smoków były czulsze i mógł usłyszeć swego brata,

ryczącego i pieklącego się w lochu, pomimo murów z kamienia i cegły pomiędzy nimi. W końcu

zarzucili na niego sieć z ciężkich żelaznych ogniw, kiedy wygrzewał się na jej tarasie, a walczył tak

zajadle, że minęły trzy dni, zanim sprowadzili go w dół po schodach dla służby, wyrywającego się i

szarpiącego. Sześciu ludzi zostało poparzonych w czasie szarpaniny, dwóch z nich ciężko.

A Drogon...

Uskrzydlony cień, jak nazwał go rozpaczający ojciec. Był największy z jej trójki,

najgwałtowniejszy, najdzikszy, z łuskami czarnymi niczym noc i oczami jak ogniste jamy.

Drogon polował daleko, ale kiedy wracał, lubił wygrzewać się w słońcu na szczycie Wielkiej

Piramidy, gdzie niegdyś stała harpia Meereen. Trzykrotnie usiłowano go tam schwytać i trzykrotnie

się nie udało. Dwie dziesiątki jej najdzielniejszych ludzi ryzykowało życiem, by go schwytać.

Niemal wszyscy cierpieli od poparzeń, a czterech z nich zmarło. Ostatni raz widziała Drogona o

zachodzie słońca późnym wieczorem po trzeciej próbie. Czarny smok leciał na północ poprzez

Skahazadhan w kierunku wysokich traw dothrackiego morza. Nie wrócił.

Matka smoków, pomyślała Daenerys, /matka potworów. Co ja wypuściłam na świat? Czuła

się rozpaczliwie samotna.

Mogę być królową, ale mój tron jest zbudowany ze spalonych

kości, i stoi na ruchomych piaskach. Jak bez smoków mogła utrzymać Meereen, a tym bardziej

background image

odzyskać

Westeros?

Jestem krwią smoka, pomyślała. Jeśli są potworami, to ja też.

Rhaegal znów zaryczał. Tym razem Viserion przyłączył się do niego. Ich ognie przypaliły cegły na

czarno. Królowa się nie cofnęła.

- Powiedziałam Xaro, że jest tylko jedna rzecz, która mnie przeraża.

- Smoki? - spytał ser Barristan.

Położyła dłoń na swojej piersi.

- Ja sama.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Daenerys 1 (Bombacjusz)
Daenerys 2 (Bombacjusz)
bombaćw7
Bal u Bombacha
Tyrion 1 (Bombacjusz)

więcej podobnych podstron