Stefan Ossowiecki – widzieć poza czasem i przestrzenią
Inżynier Stefan Ossowiecki posiadał sławę międzynarodową i w
dziejach parapsychologii zajął jedno z honorowych miejsc.
Znajduje to wyraz i potwierdzenie w niezliczonej ilości
poświęconych mu publikacji, artykułów, rozpraw i prac
naukowych. Jego osobą i jego niezwykłymi uzdolnieniami
paranormalnymi interesowali się uczeni tej miary, co Charles
Richet, Eugene Osty, Władysław Witwicki, Wilhelm Neumann,
William Mackenzie, Gustaw Geley i inni. Prof. Charles Richet
wypowiedział się o polskim jasnowidzu w sposób następujący.
„Po przeprowadzeniu szeregu doświadczeń z panem
Ossowieckim doszedłem do przekonania, iż zaliczyć go można
do kategorii wielkich sensy ty wów klasycznych, do jakich
należą: pani Piper, pani Briffaut, pani Leonard, Vandam, Rees,
Kahn i Pascal Fortuny”. To oświadczenie wybitnego uczonego,
laureata Nagrody Nobla, znajduje całkowite uzasadnienie w
faktach przytoczonych w książce Ossowieckiego Świąt mego
ducha i wizje przyszłości, jak w cytowanej poniżej literaturze,
omawiającej m.in przeprowadzonych z nim eksperymentów. ”
W rozprawie niniejszej poprzedzającej wymienioną publikację
sowieckiego przedstawiłem możliwie dokładnie jego biografię,
następnie poglądy jasnowidza na zjawiska paranormalne,
wreszcie omówiłem wiele ważnych doświadczeń nie
uwzględnionych w jego książce, a rzucających jasne światło na
mechanizm tajemniczych fenomenów, manifestujących się w
życiu tego niezwykłego człowieka. Do życiorysu jasnowidza
posiadamy dużo źródeł, z których podstawowe stanowi
wymieniona wyżej jego rozprawa. Ważne materiały przedstawił
również Gustaw Geley, oparte są one bowiem na własnych
zeznaniach Ossowieckiego. Inne źródła przytoczę w dalszym
ciągu. bezpośrednich i siarkowych. Ossowiecki uzyskał tam
doskonała praktykę we wspomnianych dziedzinach technologii
chemicznej’ Słusznie podkreśla to Jerzy Jacyna, że „należał on
do uprzywilejowanej klasy ludzi wykształconych i wyjątkowo
zamożnych, stawiających na rozwój nowoczesnego przemysłu
w ówczesnej carskiej Rosji”. Po powrocie do Moskwy rozpoczął
pracę w przemyśle chemicznym fabryk benzeno-anilinowych, w
fabryce papieru w Do-bruszy na Podolu, a następnie w
zarządzie chemicznym zakładów ojca, których był
współwłaścicielem. Niektórzy członkowie rodziny Ossowieckiego
posiadali wybitne uzdolnienia. Jak sam pisze, babka jego ze
strony ojca była znana w swoim otoczeniu z daru
jasnowidzenia, matka ,,odznaczała się nadzwyczajną intuicją, a
siostra, Wiktoria Jacynowa. żona generała Jacyny. po śmierci
swego syna jedynaka, pod wpływem wstrząsu nerwowego,
wyłoniła z siebie niepospolity talent rzeźbiarski. Krytyka uznała
go za tym ciekawszy, że nie miał on za podłoże żadnej szkoły, a
tylko wytrysnął nagle dzięki intuicji i wrodzonemu u siostry
mojej poczuciu rytmu linii i form”. Stosunkowo wcześnie
ujawniły się u Ossowieckiego uzdolnienia paranormalne, m.in.
telekinetyczne. Oddajmy mu tutaj głos: „Już jako
czternastoletni chłopiec miałem zdolności telepatyczne. A gdy
byłem studentem Instytutu Technologicznego, właściwość ta
przekształciła się w zdolności medialne, więc wówczas
najróżnorodniejsze zjawiska z tej dziedziny działy się w mojej
obecności. Wielu z moich kolegów, jak np. inż. Ryszard
Kaszuba, inż. Arlitewicz i inni, byli świadkami tych zjawisk
(przytaczam ich, gdyż [obecnie, tj. w 1933 roku - rok wydania
książki] mieszkają w Warszawie). Na tych seansach, przy
pełnym oświetleniu, jak również i w ciemności, poruszały się
przedmioty. Na przykład ołówek w obecności inż. Arlitowicza, w
chwili kiedy siedziałem przy stole, pisał po grecku, w języku,
który był mi nieznany. Takich doświadczeń było bardzo wiele”.
Rozwijały się również u niego zdolności jasnowidzenia.
Przejawiały się one już w czasie studiów w Instytucie
Technologicznym. „Ogólnie przyjętym sposobem
egzaminowania w szkole był zwyczaj wybierania przez uczniów
w zamkniętych kopertach pytań, na które musieli dawać
odpowiedzi. Ossowiecki urządzał wtedy zabawę, ku wielkiemu
zdumieniu profesorów, odpowiada Olbrzymie zainteresowanie i
zarazem najwyższe zdziwienie i zaskoczenie budziły jego
manifestacje telekinetyczne. O nich pisze następująco: „Gdy
byłem na ostatnim kursie Instytutu Technologicznego,
zdolności te zaczęły się przejawiać w zupełnie innych formach –
telekinetycznych (samym wysiłkiem woli mogłem przenosić
odległe przedmioty). Okres ten w moim życiu był najciekawszy,
zdolności tego rodzaju coraz mocniej się rozwijały. Związywano
mnie sznurami, nakładano długą koszulę z długimi rękawami,
które były wiązane z tyłu. Leżałem na ziemi, nie mogąc się
ruszyć, gdyż nogi w kostkach były także związane mocno i w
takim stanie, skrępowany, mogłem poruszać najcięższe
przedmioty. Zrywałem ubrania, przesuwałem figury
marmurowe lub inne ciężkie przedmioty, zdejmowałem obrazy
ze ścian, wszystkie te przedmioty mogłem poruszać bardzo
szybko, bo w pół lub jedną minutę od chwili natężenia woli już
pociągałem je ku sobie. Ten okres trwał jeszcze w 1919 r. Ze
świadków tych doświadczeń w Warszawie pozostało jeszcze
sporo osób, a mianowicie: Karol Zdziechowski, Konstanty
Biskupski, płk Tadeusz Żółkiewski, hr. Emeryk Czapski, poseł
na Sejm p. Chludziński i wielu, wielu innych. Ostatnie
doświadczenie ściągania ku sobie przedmiotów robiłem w
mieszkaniu pani Olesza wobec całego szeregu osób. Będąc
związany, przesunąłem z miejsca bardzo ciężką palmę, a w
obecności także kilku osób, między którymi był Konstanty
Biskupski, Dominik Łempicki i płk Żółkiewski, będąc mocno
związany i leżąc na podłodze, ściągnąłem z kominka w
przeciągu półtorej minuty ogromny zegar, złożony z różnych
części. Powlokłem go wtedy do siebie z odległości trzech, a
może więcej metrów, stał zaś on na wysokości jednego metra i
stamtąd bardzo zręcznie i sprawnie wraz ze wszystkimi swymi
częściami spłynął jak gdyby do mego boku. Takich doświadczeń
robiłem w Rosji setki, byłem ogólnie znany i podziwiany z tego
powodu. Dużo w czasie podobnych seansów bywało wypadków
histerii, tak wśród kobiet jak i mężczyzn”. Gustaw Geley w
cytowanej pracy przytoczył jeszcze następujący fakt: „Podczas
seansu u księżny Olgi Wołkońskiej w biały dzień statua
marmurowa, bardzo ciężka (potrzeba było trzech osób, aby ją
przenieść) została przyciągnięta do niego z odległości dwóch i
pół metra!” ,,Postaram się – mówi Ossowiecki – wytłumaczyć
technikę tych doświadczeń, o ile tylko możliwe. Siedząc lub
stojąc byłem bezsilny, musiałem do dokonywania tych
doświadczeń leżeć, mając oparcie całego ciała na podłodze,
kanapie lub łóżku. Robiłem w tych chwilach olbrzymi wysiłek
woli, nadzwyczajnego skupienia. Równoważnikiem energii,
którą wkładałem, wprowadzając siebie w ten stan prawie
kataleptyczny, była energia kosmiczna, która wypełniała mnie
wówczas zewnątrz i przez nią właśnie przesuwałem lub
podnosiłem przedmioty. Ten wysiłek mógł trwać tylko jedną
chwilę, o ile zaś przeciągał się dłużej, traciłem siłę i przedmiot
upadał. Warunkiem koniecznym, by doświadczenie mogło się
udać, musiała być kompletna cisza; nikt w chwili eksperymentu
nie powinien był się poruszać. Zadaniem moim wówczas było
jednym potężnym wysiłkiem unieść lub przesunąć ku sobie
dany przedmiot. Kosztowało to dużo wysiłku, byłem po nim tak
wyczerpany, że kilka chwil leżałem prawie nieprzytomny. Dziś
dla mnie zrozumiała jest potęga wiary i cuda, których można
dokonać. Modlitwa i ekstatyczne zapatrzenie się w tajemnice
wiary wyzwala z człowieka ogromną ilość energii, w zamian zaś
jako równoważnik wypełnia istotę jego nieznana nam bliżej, ale
potężna energia kosmiczna, której siła potrafi tworzyć cuda.
Może ona uzdrawiać chore ciała i całkowicie przekształcać
psychikę danego człowieka”. Właściwości telekinetyczne, a
towarzyszyły im także stukania i uderzenia, manifestowały się
u Ossowieckiego do trzydziestego piątego roku życia, później
zaczęły zanikać. Ojciec jego widząc, jak te eksperymenty
wyczerpują jego syna, stanowczo sprzeciwił się kontynuowaniu
ich i na łożu śmierci wymógł od .niego obietnicę zaprzestania
ich zupełnie. „Moje zdolności telekinetyczne – mówi Ossowiecki
– zupełnie mnie opuściły, przekształciwszy się w dar
jasnowidzenia. Ten moment przejścia do innych form psychiki
wyższej jest bardzo Ciekawy. Twierdzę, że ta sama energia
kosmiczna, którą rozporządzałem według mojej woli i za
pomocą której mogłem dźwigać przedmioty, te same fale są
dziś energią, dzięki której rzutują moje widzenie bez
ograniczenia przestrzeni i czasu, daleko ogarniając wzrokiem
wszechświat niewidzialny”. „Ciekawy jest fakt – dodaje tu
Gustaw Geley – że za każdym objawem telekinezy zmniejszał
się u Ossowieckiego dar jasnowidzenia”. Mistrzem
Ossowieckiego, który wprowadził go w tajniki sztuki
jasnowidzenia i nauczył sposobu ćwiczenia i doskonalenia
uzdolnień paranormalnych był tajemniczy Żyd, Worobiej. O nim
to wypowiedział się w sposób następujący: „Wymieniałem już
kilka razy nazwisko semity (Wróbla/Woro-bieja), chcę kilka
wspomnień o nim zestawić. Był to starzec wtajemniczony.
Prawie całe, swe życie spędził na Wschodzie, potem powrócił
do swego kraju ojczystego, aby go już więcej nie opuszczać.
Kiedy go poznałem, miał lat siedemdziesiąt sześć. Starzec ten
posiadał wielki wpływ na moją psychikę, był moim szczerym
przyjacielem i on właśnie wskazał mi sposób ćwiczenia oraz
rozwijania zdolności. Było to wiele lat temu, gdy jeszcze jako
student trzeciego kursu pojechałem na praktykę do wielkiej
papierni Dobruszeckiej [będącej własnością księcia Woronow-
Daszkowaj". Dyrektorem tej fabryki był ś.p. inżynier Antoni
Stulgiński. Znajdowała się ona w odległości mniej więcej
siedmiu kilometrów od Homla. Kiedy przybyłem do Homla i
miałem jechać dalej koleją wąskotorową w kierunku Dobrusza,
pociągu jeszcze nie było, pozostawało więc dwie godziny czasu,
z którymi nie wiadomo, co robić. Zwróciłem się do naczelnika
stacji, a on wskazał mi Wróbla, jako miejscową osobliwość i
podał mi jego adres. Zainteresowałem się tym człowiekiem i
zapragnąłem go poznać. Wróbel mieszkał na przedmieściu w
małym drewnianym domku. Jako sędziwy starzec nie wstawał
już z łóżka - leżał ubrany w czarną, jak gdyby zakonną szatę.
Twarz miał piękną, semicką z długą siwą brodą. Wzrokiem
swym przeniknął od razu mój świat wewnętrzny i z miejsca
powiedział mi, jak się nazywam oraz w jakim celu przybyłem.
Przeniósł się do Moskwy, w najdrobniejszych szczegółach opisał
całe moje życie, zastanawiając się nad jego ciekawszymi
etapami. On pierwszy wyjaśnił mi, co znaczy a u r a i
oświadczył, że i ja należę do tych, którzy ją widują. Podkreślił
przy tym moje nadprzyrodzone zdolności i zapowiedział, że w
latach późniejszych nazwisko moje będzie znane. Mówił o
mojej przyszłości i przeszłości, a przyznać trzeba, że wszystko
się dotychczas sprawdziło. Był to człowiek nadzwyczajny.
„Około czterdziestego roku życia (1917) Ossowiecki został
wtrącony do więzienia w Moskwie przez bolszewików. Byl on
podejrzany z powodu swoich stosunków z Misją Wojskową
Francuską, której członkom ofiarował mieszkanie w swoim
domu [mianowicie kapitanowi Jouan i wicekonsulowi Fosse].
Pewnego dnia bolszewicy zrobili rewizję i znaleźli w pokoju
kapitana francuskiego proklamację do Czechosłowacji.
Ossowiecki był oskarżony o pozostawanie w zmowie z
Francuzami i zaaresztowany, a następnie wtrącony do
więzienia. W więzieniu pozostawał sześć miesięcy w ciemnicy
pełnej robactwa, żywiony słoną rybą i jedną szklanką wody
dziennie. W dzień kazano mu wychodzić z więzienia do kopania
na cmentarzu rowów dla rozstrzeliwanych. Ostatecznie
Ossowiecki został skazany na śmierć i zaprowadzony na
miejsce kaźni przed pluton egzekucji wraz z sześćdziesięcioma
towarzyszami niedoli. W ostatnim momencie został ocalony
wraz z dwoma inżynierami, dzięki interwencji pewnego
wysokiego urzędnika Rosjanina, kolegi Ossowieckiego ze szkoły
inżynierów. Sześć miesięcy tortur moralnych i materialnych,
podczas których posiwiały mu włosy, rozwinęły jeszcze jego dar
jasnowidzenia. Ciekawy szczegół: podczas całego tego
smutnego okresu swego życia, aż do chwili, naznaczonej na
egzekucję, Ossowiecki nie miał jasnowidzenia co do swojej
osoby, był on pewien, że jego ostatnia godzina rzeczywiście
nadeszła”. W następstwie przedstawionych wydarzeń
Ossowiecki, zrujnowany całkowicie przez bolszewików
(skonfiskowano mu zarówno fabrykę, jak posiadany dom), w
1918 roku opuścił na stale Rosję, wyjechał do Polski i
zamieszkał w Warszawie, gdzie pozostał do końca życia.
Gustaw Geley podkreśla w 1924 roku, że również dalsza część
przepowiedni życia Worobieja spełniła się: Ossowiecki znajduje
się w dobrym położeniu materialnym i rozwinął wydatnie swój
dar jasnowidzenia. Pani Ossowiecka, Rosjanka, którą poślubił
niedawno (1922) nosi nazwisko Alietty (Anny) de la Carrierre.
Zapowiedź sławy światowej również okazała się prawdziwa,
publikacje w międzynarodowym czasopiśmie ,,Revue
Metapsychiąue” całkowicie ją zrealizowały. Autor wspomnień o
Ossowieckim, Jerzy Jacyna, podnosi fakt. że „epoka młodości
Ossowieckiego, a więc okresu najbardziej chłonnego na
wszelkie wrażenia, była wypełniona nie tylko «starcami z
Homla», ale także starcem z Carskiego Sioła, czyli słynnym
Grigorijem J. Rasputinem [właściwie G.J. Nowych, ur. 1872,
zm. 31.12.1916]. Jak wiadomo, ten awanturnik i cudotwórca,
faworyt carskiej rodziny i tajny agent niemiecki zdobył w
okresie pierwszej wojny światowej ogromne wpływy na dworze
Mikołaja II. Nie można wykluczyć, że epoka
rasputinowszczyzny z jej grozą, niesamowitością,
mistycyzmem i innymi specyficznymi cechami klimatu, w jakim
żyła arystokracja carska, przypominającego pod pewnymi
względami atmosferę dworu Borgiów – nie mogła nie wpłynąć
na wrażliwą psychikę młodego wówczas Ossowieckiego w
kierunku zainteresowania zjawiskami para-psychologicznymi.
Rodzina Ossowieckich-Jacynów była bardzo zbliżona do kół
dworu carskiego w Rosji, w których działał Rasputin. …Czy
złowroga, ale niewątpliwie silna indywidualność Rasputina
wywarła na polskiego jasnowidza jakiś wpływ – trudno
powiedzieć. Sądzę jednak, że niezauważona przez
Ossowieckiego być nie mogła”. Powyższe przypuszczenie
Jerzego Jacyny wydaje się prawdopodobne. Mistyka i
okultystyczne praktyki owego mnicha rosyjskiego i faworyta
rodziny cara Mikołaja II mogły istotnie zafascynować młodego
Polaka i zainteresować go problematyką par apsy cholo giczn ą.
* Jak już wspomniałem, Ossowiecki przyjechał do Warszawy
zrujnowany materialnie. Krzywdy i cierpienia doznane przez
niego w Rosji w okresie rewolucji ukształtowały jego
zdecydowanie negatywną postawę do władz radzieckich i
bolszewizmu. Dal temu kilkakrotnie wyraz w swej książce, w
której potępił wszystkie systemy totalitarne. Stanowiska tego
nie zmienił do końca życia. Posiadane wykształcenie
chemiczno-technologiczne i wysokie kwalifikacje zawodowe
szybko umożliwiły Ossowieckiemu uzyskanie w powojennej
Polsce całkowitej niezależności finansowej, a nawet
zamożności. Przytoczyłem już w tej sprawie informację podaną
przez Gustawa Geleya, dodam jeszcze, że fakt ten potwierdziła
w 1927 roku Zofia Tuwanowa. Z mediami tymi członkowie
wymienionych wyżej towarzystw przeprowadzili wiele
interesującjch eksperymentów, z których sprawozdania
zamieszczono w ukazującej się literaturze, „Zagadnieniach
Metapsychicznych”, „Kurierze Metapsychicznym”. „Lotosie” oraz
w prasie codziennej. Dużą zasługą parapsychologów polskich
było wydanie m.in. pięciu znakomitych książek poświęconych
tej problematyce, które poziomem nie tylko nie odbiegały od
poziomu najlepszych dzieł literatury światowej tego okresu, ale
go nawet przewyższały. Należą do nich następujące publikacje:
dr. Juliana Ochorowicza Zjawiska mediumiczne i jego głośne
dzieło O sugestii myślowej. Dalej należy wymienić obszerną
pracę Norberta Okółówicza Wspomnienia z seansów z medium
Frankiem Kluskim (Teofilem Modrzejewskim), omawianą
książkę Stefana Ossowieckiego oraz doskonałe studium Józefa
Switkowskiego: Okultyzm i magia w świetle parapsychologU7
Druga z wymienionych pozycji ukazała się pierwotnie w języku
francuskim, a autor otrzymał za nią wysoką nagrodę.
Wszystkie one stanowią chlubny dorobek parapsychologii
polskiej okresu międzywojennego. W 1923 roku odbył się w
Warszawie II Międzynarodowy Kongres Badań Psychicznych.
Wzbudził on duże zainteresowanie zarówno oficjalnych sfer
naukowych, jak i osób prywatnych. W organizacji Kongresu,
którego siedzibą był Uniwersytet Warszawski, wzięli udział
przedstawiciele rządu polskiego i Magistratu Stołecznego
Miasta Warszawy. Do stolicy przyjechali wówczas znakomici
badacze parapsychologii z różnych krajów, że wymienię E.I.
Dingwalla, Gustawa Geleya, Renę Sudre’a, A. Schrenck-
Notzinga, Fritza Grunewal-da, Wilhelma Neumanna oraz
Gardnera Murphy. W skład Komitetu Polskiego, który
zorganizował zjazd, wchodziły m.in. następujące osoby: dr fil.
Artur Chojecki, dr chemii Janina Garczyńska, inż. Alfons
Gravier, dr med. Leon Karwacki, inż. Piotr Lebiedziński, prof.
Uniwersytetu Warszawskiego Władysław Witwicki. Na Kongresie
wygłoszono wiele odczytów, zademonstrowano szereg pokazów
i eksperymentów z polskimi mediami, Marią Przybylską,
Stefanem Ossowieckim, Stanisławą Popielską, Janem
Guzikiem, Zborowskim i Fronczkiem. Poglądy
parapsychologiczne jasnowidza W 1938 r. wygłosił prelekcję w
Polskim Towarzystwie Mempsychicznym w Warszawie, w 1936
wziął udział w Pierwsza iv. Polskim Zjeździe Ezoterycznym w
Poznaniu. Obdarzył tam słuchaczy piękną improwizacją, w
której w poetyckiej formie przedstawił „rozgrywające się w
bezdennych otchłaniach wielkie procesy kosmiczne, miłość we
wszechbycie, narodziny światów i człowieka, stopniowe jego
wydobywanie się z materii, wyzwalanie ducha i jego cudowne
moce”. Na zjeździe tym ..powstał projekt przeprowadzenia
naukowej wycieczki do Biskupina i na wyspę jeziora
Lednickiego, do miejscowości słynnych z odkryć
archeologicznych. Tam, zgodnie z projektem, Ossowiecki
mógłby, w zetknięciu z zabytkami odległej przeszłości,
odtworzyć dzieje zamierzchłe Polski jeszcze przed Mieszkiem I i
przyjęciem chrześcijaństwa”. Nie wiadomo, czy projekt ten
został zrealizowany. Wystąpienie Ossowieckiego w tymże roku
w lwowskim Towarzystwie Parapsychologicznym im. Juliana
Ochorowicza wzbudziło tak duże zainteresowanie, że Tadeusz
Walkowski poświęcił mu osobny odczyt pt. „Moje wrażenia z
prelekcji inż. Stefana Ossowieckiego we Lwowie”, który wywołał
żywą dyskusję. Był więc jasnowidz w pełnym tego słowa
znaczeniu parapsychologiem zaangażowanym. W swej książce
Ossowiecki wyraził główne poglądy na parapsychologię i polski
ruch metapsychiczny. Jego zdaniem w żadnej dziedzinie nie ma
tylu szarlatanów, ilu w parapsychologii. Zniechęca to ludzi
nauki do podjęcia w niej poważnych badań. Jednak do chwili
obecnej już wiele na tym polu zrobiono. Autor wymienił tu
Międzynarodowy Instytut Metapsyctiiczny w Paryżu oraz osoby
kierujące nim, Jeana Mayera, Charlesa Richeta i Gustawa
Geleya. „Tym ludziom – mówi Ossowiecki – zawdzięczam
bardzo wiele, z nimi łączy mnie serdeczna przyjaźń. Niestety,
Gustawa Geleya już nie ma. Zginął tragiczną śmiercią,
odjeżdżając z Warszawy do Anglii samolotem. Przyjechał do
mnie, był moim gościem, wiele doświadczeń dokonaliśmy
wspólnie, badał moje uzdolnienie metapsychiczne szczegółowo
i zarówno w jego dziełach, jak prof. Richeta, Osty’ego,
Schrenck-Notzinga i innych można znaleźć relacje z tych
doświadczeń. Śmierć Gustawa Geleya dotkliwie odczułem, a
nauka straciła w nim poważnego eksperymentatora i uczonego.
Jego miejsce w Instytucie Metapsychicznym w Paryżu zajął
prof. dr Osty”. „Trzy zjazdy – czytamy dalej – zostały
poświęcone meta-psychice, a mianowicie w ostatnich latach w
Kopenhadze, w Warszawie i w Paryżu. Zjazd warszawski odbył
się w murach Uniwersytetu, a paryski w Sorbonie. Sam wybór
wymienionych uczelni wskazuje na to, w jakiej atmosferze
zjazdy się odbywały i jaką wagę przywiązują uczeni wiedzy
pozytywnej do tej młodej nauki”. Autor dzieli zjawiska
paranormalne zgodnie z przyjętym powszechnie poglądem na
obiektywne i subiektywne. Do tych ostatnich zalicza własne
uzdolnienia. Metapsychika, tak jak każda nowa wiedza, do
niedawna musiała walczyć o właściwe stanowisko w szeregu
nauk pozytywnych. „Niestety, dziś jeszcze – mówi Ossowiecki –
ale już w dużo mniejszym stopniu, panuje sceptycyzm w
stosunku do zjawisk jasnowidzenia, sugestii, magnetyzmu”.
Uważa on, że „nie wolno być sceptykiem, trzeba badać i
niczemu się nie dziwić”. Od Marszałka Józefa Piłsudskiego,
który w dniu 4 maja 1925 r. odwiedził go osobiście w
mieszkaniu przy ul. Pięknej nr 5 w Warszawie i z którym zrobił
kilka ciekawych doświadczeń, otrzymał na pamiątkę fotografię
z dedykacją: „Panu Stefanowi Ossowiec-kiemu na pamiątkę
naszych rozmów, w zrozumieniu tego, czego nie ma, a co jest”.
„Trzeba zaznaczyć – dodaje Ossowiecki – że Marszałek Piłsudski
ma wielki dar intuicji, wierzy w świat niewidzialny, wierzy w
przeczucia i bardzo się interesuje dziedziną psychiki ludzkiej”. Z
Marszałkiem pozostawał on w bliskich kontaktach.
Parapsychologię uważał Ossowiecki za nową gałąź wiedzy.
.Coraz więcej światła – mówi on – przybywa w dziedzinie nauki
metapsychicznej. Jeszcze jeden i drugi krok, a rozjaśni się dla
nas potężny świat niewidzialny, zaś metapsychika jest właśnie
tym pomostem, który go udostępni człowiekowi”. We
współczesnym ruchu tak zwanym okultystycznym – zdaniem
autora – związek z dawną wiedzą tajemną został właściwie
przerwany. Różne kierunki, teozofia, joga amerykańska i
hinduska, mazdaznan europejski itd. wszystko to wymaga
uporządkowania i sumiennych badań, stanowi bowiem
bezładny zlepek najrozmaitszych fenomenów z dziedziny
parapsychologii, szczątki dawnych tradycji prawdziwej wiedzy
ezoterycznej. Należy dążyć tu do jednej wielkiej syntezy, „w
tym bowiem stanie, w jakim znajduje się ezoteryzm
nowoczesny, przynosi on więcej szkody niż pożytku”. Stał więc
Ossowiecki na stanowisku komparatystycznym opartym na
nowoczesnej, obiektywnej nauce. „Prawdziwa intuicja – jego
zdaniem – to przede wszystkim wewnętrzna przemiana –
przemiana duchowa, która stwarza wyższą świadomość i
sprawia, że człowiek zaczyna rozumieć celowość życia, siebie
samego i całą przyrodę”. „Bezkarnie niepodobna jest wedrzeć
się do sanktuarium i do misterium życia”. Nowoczesny,
książkowy okultysta przeważnie „szuka tylko dreszczyków i
ciekawostek, które obiecują mu rzekomą przewagę nad
bliźnim. … Największą jednak szkodę okultyzmowi dzisiejszemu
przynoszą różni praktycy tak zwanej wiedzy tajemnej –
hipnotyzerzy, chiromanci i tym podobni magicy nowożytni,
którzy spaczyli dawne tradycje poznawania charakteru
człowieka. Zaszła jakaś tragiczna zmiana w psychice ludzkości.
… Dzisiejsza wiedza, oparta na intelektualiźmie i
eksperymencie, wyszła na ulicę sprofanowana, bo stała się
dostępna zarówno dla bohatera, jak i dla zbrodniarza. Nie
wszystko wolno podawać każdemu. … I kto wie, czy ta
profanacja tajemnic przyrody, to brutalne wdzieranie się przez
nowoczesną technikę do najsubtelniejszych wibracji materii,
czy ten pozorny triumf nowoczesnego intelektu nie stanie się
czasem początkiem niesłychanej w dziejach nowożytnego
świata katastrofy. … Grozi nam załamanie, bo i nasza
cywilizacja wdarła się brutalnie do tajemnic przyrody, nie
kultywując przy tym dostatecznie moralności serca i ducha.
Dziś, latając w powietrzu i prując podwodne głębiny, ludzie XX
wieku uważają się za zwycięzców przyrody, a w gruncie rzeczy
są oni bankrutami duchowymi, egoistami w krwawej walce o
byt. zaślepieni w sobie, zimni, z pustką w sercach. Ich
samoloty, statki podwodne, radio i telegrafy bez drutu, które,
kierowane szlachetną wolą, mogłyby stać się chwałą życia,
będą może w niedługiej przyszłości przekleństwem, gdy
nienawiść i chciwość rozpętają nową wojnę, w której cała ta
technika stanie się narzędziami śmierci – nie życia”. Takie i tym
podobne idee głosił w swych publicznych wystąpieniach Stefan
Ossowiecki. Jego pacyfistyczne poglądy trafiały do umysłów
ówczesnego społeczeństwa, szczególnie tego, które skupiało
się w kręgach towarzystw parapsychologicznych. Znajdował
tam pełne uznanie, a eksperymenty jego w dziedzinie
jasnowidzenia wywoływały powszechny entuzjazm i niebywałe
zainteresowanie fenomenami paranormalnymi. Zdolności
parapsychiczne Ossowieckiego W ostatnim ćwierćwieczu kilka
osób znających dobrze Ossowieckiego opublikowało o nim swe
wspomnienia. Materiały te zawierają wiele ciekawych
szczegółów i rzucają jasne światło na jego sylwetkę, psychikę i
życie osobiste. Adam Grzymałą-Siedlecki, krytyk literacki i
dramatopisarz (1876-1967) w swej książce pt. Niepospolici
ludzie w dniu swoim powszednim poświęcił mu obszerny
rozdział. Nazwał go tam „przybyszem z czwartego wymiaru,
jako że czwartym wymiarem rzeczywistości określono
wszystkie nie dające się wyjaśnić zjawiska, jak mediumizm,
telepatię, spirytyzm etc”. We wspomnieniach Siedleckiego opisy
różnych epizodów z życia i działalności jasnowidza mieszają się
z psychologicznymi charakterystykami i analizami jego
osobowości. Autor był niemal świadkiem następującego,
zdumiewającego wydarzenia. Szef (prezes) znacznego
przedsiębiorstwa, mieszkający w swej wilii na przedmieściu
stolicy stwierdził po przybyciu do pracy brak złotej
papierośnicy. Przedstawiała ona dużą wartość, wykonana była
bowiem w sposób artystyczny. Jadąc do biura prezes wstąpił do
znajomych, gdzie zabawił 20 minut, ale i ani tam, ani w domu
– jak wykazała indagacja telefoniczna – papierośnicy nie
odnaleziono. Gdy zawiodły wszystkie środki poszukiwań,
zwrócono się o radę do Ossowieckiego. Jasnowidz „skupił się w
sobie, przez pewien czas trwał jakby vv jakimś przenikaniu
czegoś”, po czym odtworzył dokładnie przebieg pobytu prezesa
u znajomych, mówiąc m.in.: „— W czasie, gdy pan przebywał
ze swymi znajomymi w saloniku, do drzwi zadzwonił jakiś
młody człowiek – (tu opisuje szczegółowo jego wygląd) – pyta
pokojówki, czy może się widzieć z państwem? «Państwo mają
gościa». «To poczekam na jego odejście». Pozostaje w
przedpokoju, pokojówka wychodzi. Młody człowiek dostrzega
papierośnicę pod lustrem. Ujmuje ją w rękę – chwila jakiegoś
namysłu, następnie szybki rzut wzrokiem, czy nikt go nie widzi,
po czym chowa papierośnicę do kieszeni i wychodzi”. Wkrótce
odnaleziono owego młodzieńca, którym okazał się siostrzeniec
czy bratanek pani domu. Przyznał się on do czynu i oddał
papierośnicę. Siedlecki właśnie wchodził do gabinetu prezesa,
gdy temu przez telefon zakomunikowano, że zguba się
znalazła. Prezes ze szczegółami opowiedział mu na gorąco całe
wydarzenie, stał się więc jak gdyby jego świadkiem, i przyznał,
że trudno mu było w to wszystko uwierzyć. „Nawykiem
racjonalnym – mówi on – próbujemy znaleźć
psychofizjologiczne zanalizowanie. Do pewnego stopnia i
pewną fazę faktu da się od biedy wyjaśnić: prezes swoimi
myślami, swoimi aktami świadomości narzucał Ossowieckiemu
taśmę filmową podjechania pod dom znajomych, wchodzenie
po schodach, rozmowę z pokojówką itd. – ale taki szczegół, jak
zapalenie papierosa w czasie poprawiania fryzury? Szczegół,
który wypadł z pamięci badanego? Narzuciła to Ossowieckiemu
podświadomość prezesa, bo w swojej podświadomości miał on
niewątpliwie ten szczegół zmagazynowany – twierdzić będą np.
freudyści. Problematyczne, ale możliwe – trudno się spierać;
natomiast dalszy ciąg zdarzeń, historia z owym młodym
człowiekiem, o którym przecież prezes ani świadomie, ani
podświadomie nic myśleć nie mógł, bo o nim nic nie wiedział?”
Wspomniałem już o widzeniu aury przez Ossowieckiego, dzięki
której mógł on z dużym przybliżeniem określić daty zgonu
niektórych osób. Następujące zdarzenie zanotowane przes
Siedleckiego, a opowiedziane mu przez pianistę, kompozytora i
polityka, Ignacego Jana Paderewskiego (1860-1941),
prawdopodobnie pozostawało w ścisłym związku ze
wspomnianym uzdolnieniem. „Było to w pierwszych tygodniach
jego premierostwa, w styczniu 1919 roku. Któregoś dnia na
rozmowę z nim w pałacu Radziwiłłowskim [w Warszawie]
zgłosił się Ossowiecki. Wyznaczono mu czas bezpośrednio
następujący po konferencji z kimś, kto otrzymywał nominację
na jedną z placówek zagranicznych. Konferencja skończona,
nominat wychodzi z gabinetu Paderewskiego i witając się z
Ossowieckim, który już czeka na swoją kolej, powiadamia go o
swej nowej godności. Żegnają się, sekretarz prezydialny wzywa
Ossowieckiego: «Pan Prezydent prosi pana». Wszedł do
gabinetu – opowiada Paderewski – wszedł zmieszany tak, że aż
go zapytałem. – Co się z panem dzieje? – Na miłosierdzie
boskie, na co wy go wysyłacie za granicę na tę placówkę,
przecież on tam nie zdoła dojechać. – Dlaczego? – Jego dni
policzone. Przejęło mnie to, ale szybko otrząsnąłem się z
wrażenia: jakiś Ossowieckiego popis jasnowidzki, przecież
tamtem nie zdradza żadnej choroby, gdzie mu do śmierci? W
dwa tygodnie później ten zdrowy człowiek umarł”. Grzymała-
Siedlecki przedstawił bardzo ciekawą ocenę i przebieg procesu
jasnowidzenia. „Swoje zapadanie w wizję – mówi on –
Ossowiecki odbywał z wykluczeniem wszelkiej inscenizacji. Nie
zastygał w trans, jak to czyniły media spirytystyczne, nie
stwarzał sobie żadnych warunków zewnętrznych, które by mu
pomogły do ześrodkowania się w sobie, nie domagał się nawet
zachowywania ciszy, można było rozmawiać w trakcie jego
«seansu» i on sam brał udział w tej rozmowie, jedno drugiemu
nie przeszkadzało. Należy przypuścić, że jakimś
niewyjaśnionym zabiegiem psychicznym zdolny był stwarzać w
sobie wtórny niejako całokształt świadomości – i gdy swoją
normalną «obiegową» świadomością obcował z otoczeniem,
równocześnie tym drugim Ossowieckim drążył czas czy
przestrzeń oraz skryte dla nas wszystkich wydarzenia. Jeżeli
owe wydarzenia dotyczyły jednostki obecnej przy dochodzeniu,
jak np. w przypadku prezesa i jego papierośnicy, to
Ossowieckiemu wystarczyła sama jej obecność czy kontakt z
nią konkretny: np. ujmowanie tej osoby za rękę; jeśli sprawa
dotyczyła kogoś niebecnego -powiedzmy: kogoś, kto już nie
żyje, lub kogoś, z kim nie wiadomo, co się stało, to żądał, by o
ile to możliwe, dostarczono mu jakiegoś przedmiotu, który ta
osoba miewała w ręku czy przy sobie: chustki do nosa,
rękawiczki, brzytwy, nożyczki, portmonetki itp. Nazywał je
cieniami materialnymi nieobecnej osoby. W jakimś stopniu
«cień» ten zastępował mu żywego człowieka… Owe «cienie
materialne» ponad wszelką wątpliwość dużą mu oddawały
usługę. Obserwowano go niejednokrotnie, jak »brał w siebie»
taką np. rękawiczkę czy scyzoryk, jak sunął po nim ręką, jak
go ugniatał w dłoni, jeśli to była np. skóra, sukno czy płótno
-jak się z nim mocował, jeśli to był metal czy drewno. Po
ruchach jego ręki można było odgadywać, czy już jest na
tropie, czy jeszcze nie – nerwowymi, niecierpliwymi atakami
palców zdradzał, że jeszcze nie może wywołać widzenia, że
natrafia na jakieś przeszkody – wreszcie uzyskany sukces sam
już automatycznie zwalniał ruchy ręki; po ciągłych, niejako
ociężałych głaskaniach przedmiotu poznawało się, że już trud
dochodzenia zakończony”. „Usilne to jego kontaktowanie się z
«cieniem materialnym» zdaje się nam mówić, że – wiedząc czy
nie wiedząc o tym – doszukiwał się on jakiegoś śladu fluidu,
który nieobecna osoba pozostawiła po sobie w materii owego
przedmiotu. Jeśli tak istotnie rzecz się miała, to nie sposób nie
oddać się zdumieniu, że ten fluid potrafił nasz metawizjoner
wychwycić nawet po upływie miesięcy czasu. … Nie lubił –
mówi Siedlecki – gdy go nazywano jasnowidzem, wydawało mu
się, że w tej nazwie jest coś podobnego do medium czy nawet
magika. A jednak źródłosłów «widz» ściśle określa jakość jego
obdarowania: zawsze wszystko odkrywał przez widzenie. Nie
przez doznania np. słuchowe, lecz przez obraz rzeczy dochodził
do wyniku. Wszystko przez plastyczne przedstawienie sobie
tych rzeczy”. Fenomenalne było odgadnięcie treści przesyłki
wysłanej z Madrytu, a zawierającej rysunek pięciokąta.
„Trzymając ową z Madrytu przesyłkę – zeznał potem
Siedleckiemu Ossowiecki – starałem się dotrzeć do widzenia
osoby, od której ona pochodzi; znalazłem się w jakimś
obszernym pokoju, przyciemnionym grubymi w oknach
firankami; pośród ciężkich staroświeckich mebli widziałem stół
czy biurko z ciemnego drzewa; pochylona nad nim osoba
kreśliła na kartce to, co mi dano potem do odgadnięcia; po
sposobie prowadzenia piórem łatwo wywnioskowałem, że to nie
są wyrazy, nawet nie litery. Wpatrzyłem się baczniej –
stwierdziłem, że jest to jakiś rysunek – niejako samo mi się we
mnie obliczyło, że rysująca ręka poprzestała na kilku tylko
kreskach; po sposobie kreślenia widziałem, że to nie było nic
innego, jak tylko jakaś figura geometryczna. Wydawało mi się,
że cztery razy, nie więcej, pociągnięto po papierze. Starałem
się dojść do widzenia… wizja pokoju, oświetlenia, sprzętów…
widok osoby pochylonej nad stołem, wzrokiem stwierdzenie, że
kreślona jest figura geometryczna itd. Ciągłe widzenie, ciągła
wizja, nieustanny współczynnik optyczny”. Mamy tutaj typową
eksterioryzację, dotarcie wzrokiem duchowym do miejsca
opisywanych w widzeniu wydarzeń i oglądanie ich jak gdyby
,,na żywo”. Jest to tym ciekawsze, że owe wydarzenia
odbywały się w przeszłości, a jasnowidz obserwował je w czasie
o wiele późniejszym. Było to widzenie w przestrzeni, ale w
czasie przeszłym! Kondycja fizyczna i psychiczna
Ossowieckiego w opisie Siedleckiego przedstawiała się
znakomicie. „Wysoki, atletycznie zbudowany, o tęgiej
architekturze mięśni (co z wdzięcznością oceniać umiała rzesza
jego wielbicielek), twarz okrągła, otwarta, w radosny uśmiech
ozdobiona i jasnych oczu wejrzenia dziecka, ufnego
wszystkiemu i wszystkim – całość postaci dla nie znających go:
obraz boksera, triumfatora sporów,’wreszcie człowieka
wszelakich możliwych powołań i uzdolnień, tylko nie super-
uduchowiony fenomen. Podstawową cechą jego usposobienia
był optymizm, który za sobą wiódł nieprawdopodobną wiarę w
ludzi. On, który przez swoje władze metapsychiczne więcej niż
ktokolwiek inny mógł wiedzieć o gałgaństwach, podstępach,
okropności intencyj i skrytego zła – on właśnie żył w
nieustannym kredycie moralnym, jakiego udzielał bliźnim
swoim. Nie znałem nikogo innego, którego by w takim stopniu
zadziwiała ujawniona czyjaś nie-szlachetność czy szpetne
przewinienie. Nieprawdopodobna wiara w ludzi i niebywała
potrzeba sympatyzowania z ludźmi”. „Jako inżynier chemik,
pozostający w bliskich relacjach z zasobnymi
przedsiębiorstwami przemysłowymi, zarabiał dobrze – i nigdy
nie mógł sobie pozwolić na jakąś droższą przyjemność, bo
czasem wszystko niemal, co miał, wycyganiono od niego.
Należał do ludzi, którzy ani rusz nie umieją się domyślić, że
można komuś czegoś odmówić. Mniej więcej taka sama historia
z jego sprawami tzw. sercowymi. Powodzenie u płci pięknej
miał takie, że mógł uchodzić spadkobiercę sukcesów
legendarnego hiszpańskiego ,,di Teno- rio” – mówi Siedlecki.
Uważa on, że Ossowiecki był kilkakrotnie żonaty, trzy czy
cztery razy. Twierdzenie to stoi w sprzeczności z informacją
Jerzego Kubiatowskiego, który podał, że był żonaty
dwukrotnie: w r. 1922 z Rosjanką Aliettą (Anną) de la Carriere,
z którą rozwiódł się w 1930 r.; po raz drugi ożenił się w lipcu
1939 r. z Zofią Marią ze Skibińskich, primo voto Gustawową
Świdową. Jej syn, Marian Świda, przyczynił się do drugiego
wydania w Stanach Zjednoczonych książki swego ojczyma. To
drugie małżeństwo przyniosło Ossowieckiemu prawdziwe
szczęście. Siedlecki podkreśla z naciskiem, że jasnowidz nigdy
nie brał honorarium za swe usługi. Bardzo głośna była sprawa
odnalezienia zaginionego testamentu bankiera Rothschilda, do
czego przyczynił się Ossowiecki. „Umiera miliarder Rothscmld i
umiera tak, że domniemany spadkobierca nie może
udokumentować swoich praw do sukcesji, bo nie wiadomo,
gdzie zmarły pozostawił testament; zainteresowany przybywa z
Paryża do Ossowieckiego, ten wskazuje miasto, w tym mieście
ściśle określony dom, w domu tym schowek, gdzie testament
powinien się znajdować. Znajdują go. Uszczęśliwiony dziedzic
arcymajątku nie wyobraża sobie, by mógł nie wypłacić prowizji.
Spotyka go zawód, Ossowiecki odmawia przyjęcia jakiejkolwiek
zapłaty, nawet co, zdaniem moim, mógł i powinien uczynić: nie
żąda, by Rothschild wzmógł znacznym datkiem jakąś naszą,
zawsze wówczas bokami robiącą, instytucję filantropijną czy
społeczną. A przecież nawet milion złotych byłby w tej sytuacji
drobiazgiem dla uszczęśliwionego spadkobiercy. Ale w naszym
don Stephanio spoczywała tęga doza zarówno romantyka, jak i
hidalga. «Znaj pana!» – coś z tego, na naszym.gruncie
odwiecznego, dźwięczało w odmowie, jakiej udzielił
Rothschildowi. «Na swój chleb powszedni zarabiam swoją pracą
inżynierską, nie będę sprzedawał tego, co mi jest dane w
najwyższym darze» – tak raz wyjaśnił te rzeczy”. Ossowiecki
widział skryte rzeczy cudze, a nie mógł dojrzeć własnych,
przyszłych losów. W życiu codziennym był bardzo roztargniony
i nieuważny. W najmniejszym stopniu nie mógł spożytkować
posiadanego daru jasnowidzenia w sprawach osobistych.
Bezskutecznie poszukiwał zostawionej gdzieś laski, płaszcza lub
kapelusza. Przedstawiał się tym samym osobom kilkakrotnie.
Stale coś gubił, czegoś szukał, czemuś się dziwił. Stawał się
bezkarny, gdy rzecz dotyczyła jego samego. Często zapominał
o umówionych wizytach. Urodzony, wychowany i wykształcony
w Rosji, do końca życia mówił złą polszczyzną, zachowując
akcent i dykcję rosyjską. Czasami grywał w brydża. Gdy
przybył z Moskwy do Warszawy wiele osób obawiało się
zasiadać z nim do gry, obawiając się skutków jego niezwykłego
daru w rozpoznawaniu kart przeciwnika. Szybko jednak
wszyscy przekonali się, że prawie zawsze przegrywał. Antoni
Plater-Zyberk, autor wspomnień o Ossowieckim, zanotował
jego wyznanie w tej sprawie złożone w lecie 1934 roku w
Poznaniu jego siostrze Teresie Górskiej: „Wie pani, szczerze
pani powiem, że ja nie bardzo lubię grać w karty, bo zawsze mi
przy grze partnerzy wymyślają. Gdy karty już są rozdane, biorę
je do ręki i zaczyna się licytacja, wówczas często się zdarza, że
się zamyślam i nie biorę udziału w licytacji, co partnerów
irytuje, gdyż sądzą, iż tak długo kombinuję, z czym się mam
odezwać. A tymczasem zachodzi zupełnie coś innego… Z kart
trzymanych w ręku emanują na mnie przeróżne myśli, bo
wyczuwam, kto je miał ostatnio w rękach; «widzę» daną
osobę, przenikają mnie jej przeżycia i to właśnie powoduje
moje chwilowe milczenie przy licytacji. Z drugiej strony
obawiam się gry w karty, ponieważ mógłbym być łatwo
posądzony o oszustwo. Przecież, gdybym się skupił, mógłbym
poznać rozkład kart u partnerów, więc obawa przed tym peszy
mnie bardzo i z tego powodu zwykle bardzo «patałaszę» w
grze, co znów irytuje partnerów. Stąd w końcu skutek jest taki,
że prawie zawsze przegrywam!” Analizując skomplikowaną
psychikę Ossowieckiego Grzymała-Siedlecki poruszył m.in.
kwestię trwałości jego predyspozycji paranormalnych. „Trudno
sobie wyobrazić – mówi on – by do swoich niewiarygodnych
wprost osiągnięć dochodzić mógł bez wzbudzenia w sobie
odpowiedniej dyspozycji duchowej. Czy przy każdym stanie
zdrowia, usposobienia i zespołu zewnętrznych okoliczności
bywał do tego zdolny? Interpelowany w tej materii,
odpowiadał, że «prawie zawsze». Ostrożny przysłówek
«prawie» pozwala nam przypuszczać, że to się mogło zdarzać
nawet i częściej, niżby sobie tego życzył. Nie ubliża też to jego
obwarowaniom, gdy przypuścimy, że będąc nieusposobiony,
mógł doznawać chybionych wizyj. Jeśli nie był odpowiednio
usposobiony, czy się do tego przyznawał? Trudno na to
odpowiedzieć, bo nie mamy dowodów, że bywał
nieusposobiony, ale sprawa sprowadza nas nu L temat
ogólniejszy. Ludzi słynnych, czy to będą aktorzy teatru, czy
gwiazdy filmowe, czy sławy sportowe, czy wreszcie takie
fenomeny władz psychicznych, jakim był Ossowiecki – ludzi
takich zmysł naszej admiracji lubi ustawiać na cokole. Ofiary
uwielbienia czują to – i wraz ze wzrostem chwały
przyzwyczajają się do cokołu – i to do tego stopnia, że aż ich
zbiera strach, czy cokół im się spod nóg nie usuwa.
Usposobieni czy nieusposobieni, starają się zawsze utrzymywać
na wysokości swego postumentu. W dziedzinie okultystycznej
ileż mediów dopuszczało się humbugu, byle tylko nie obniżać
swojej reputacji, byleby tylko nie przyznać się do chwilowej
niedyspozycji. Czy grały tu względy li tylko finansowe? „Nie.
działała tu i ambicja, i «kompleks primadonny». Czy
Ossowiecki podlegał jej w jego warunkach niemal nieuniknionej
słabostce? Niewątpliwie, że tak. Dużo mu sprawiało
zadowolenia, że rozporządza taką siłą duchową. Najwięcej go
radowały te jego sukcesy, które przyczyniały się do czyjegoś
dobra: wykrycia przestępstwa, odnalezienia ważnej zguby,
komuś zrozpaczonemu dostarczenia otuchy lub spokoju – tak,
tu cieszył się jak dziecko z dokonanego dobra, ale nie
zapominał też, że to wzmaga jego sławę. No cóż? Był
człowiekiem, nie archaniołem. Co w tych sprawach było
dziwne, to to, że tak nieproporcjonalnie mało miał próżności.
Nie obnosił się ze swoimi sukcesami, nie był niczyim
utrapieniem Ten dobry smak zawdzięczał zarówno swojej klasie
moralnej, jak i psychicznemu swemu usposobieniu. Magazyny
chwały roztapiały się łatwo w jego humorze, w jego
bratłactwie, w jego naturze serdecznej a prostej. W takim
gruncie ludzkim mania wielkości nie zapuści głębszych korzeni.
Jeszcze jeden czynnik chronił go przed megalomanią. Tym
czynnikiem stawał się niemalże religijny jego stosunek do tych
tajemniczych władz, którymi był obdarowany. Jakże znamienne
bywało przyciszanie głosu, gdy o nich zaczynał mówić ten
huczny, gromki zazwyczaj siłacz -jakby wstąpił w tym
momencie w progi świątyni. Z tego zaprawdę nabożeństwa
rodziła się w nim pokora i ona moderowała pokusy pychy’1.Jak
widzimy, charakterystyka Ossowieckiego nakreślona przez
Grzymałę Siedleckiego jest bardzo pozytywna. Jej wnikliwość i
autentyczność okazała się tak duża. że trudno mi tu było w
roku 1934 lub 1935, a autor miał już za sobą dwa lata studiów
na wydziale prawa i przeżywał właśnie młodzieńczą miłość.
Ossowiecki zaproponował, żeby wyszedł do drugiego pokoju i
napisał lub narysował coś na kartce papieru, złożył ją kilka
razy. umieścił w kopercie, następnie w drugiej, mocno zakleił i
przyniósł mu z powrotem. Autor, myśląc o niepewnych losach
swej miłości, zdecydował się po lekkim wahaniu na napisanie
następującego cytatu z Lalki Bolesława Prusa: „Non omnis
moriar”, a u dołu dopisał wzór chemiczny wody – H20. Do
przechowania kartki posłużyły mu dwie koperty z ciemną
„podszewką” wewnątrz. ,,Inż. Ossowiecki – mówi Jacyna –
wziął kopertę z moich rąk i od razu założył ręce do tyłu. To
zakładanie rąk do tyłu – to był jego ulubiony gest. Również z
rękami założonymi do tyłu usiadł na dużej kanapie. Pokój był
rzęsiście oświetlony. Wszyscy obecni siedzieli w dość dużym
oddaleniu od jasnowidza. Siedział nieruchomo, trochę sztywno,
oczy miał zamknięte. Mniej więcej po pięciu minutach milczenia
zaczął mówić: – Napisałeś nie to, co początkowo myślałeś.
Myślałeś o bardzo młodej, pięknej brunetce. … Ale w tym liście
nie ma ani słowa o miłości, choć ona odgrywa tu główną rolę.
Widzę natomiast cyfrę «2» i znak «0» oraz literę «H». Już mam
– to jest woda, wzór wody! (chwila milczenia)… Jest również
mowa o śmierci. Obcy wyraz- na końcu litera r (znowu
milczenie). Ale co to ma wspólnego z Prusem? Nie rozumiem
dlaczego «r»? Pierwsze słowo zdania to francuskie «non», a w
środku jest wyraz złożony z pięciu liter… Tak, już wiem – to
napisane po łacinie: «Non omnis moriar»”. Tak zakończył się
ten udany eksperyment jasnowidza. Ossowiecki poświęci!
jeszcze chwilę uwagi wybrance serca Jacyny i podał kilka
informacji o posiadanej przez niego fotografii i zamazanym
napisie, znajdującym się na odwrocie, co także okazało się
zgodne z prawdą. „W imię prawdy – dodaje Jacyna – muszę
stwierdzić, że w czasie całego seansu nie pamiętałem i nie
myślałem o fotografii, którą miałem w kieszeni. Oczywiście po
tym, jak Ossowiecki zaczął mówić o fotografii – zdałem sobie
sprawę, że chyba mam ją przy sobie. Ale czy na fotografii był
jakiś podpis – tego absolutnie nie pamiętałem. Tym bardziej
nie pamiętałem, że napis ten sam zakreśliłem atramentem po
jakimś «konflikcie» z właścicielką fotografii. Zdałem sobie z
tego sprawę dopiero po wyjęciu fotografii z kieszeni”. Również
bardzo ciekawa jest przytoczona przez Jacynę relacja
Aleksandra Mieszczanowskiego, przedwojennego dyrektora
Towarzystwa „Saturn” na Śląsku koło Czeladzi.
Mieszczanowskiego i Ossowieckiego w latach 1920-1944
łączyła wielka przyjaźń. Opowiedział on Jacynie następujące
wydarzenie z roku 1931 albo 1932, jeszcze przed dojściem
Hitlera do władzy. Przytaczam je tu w dużym skrócie. Pewnemu
bogatemu przemysłowcowi milionerowi w Berlinie, zaginęła 11-
letnia córka. W tej sprawie m.in. zwrócono się także do
Ossowieckiego. Otrzymawszy od sekretarza milionera, który
zjawił się w mieszkaniu Ossowieckiego, rękawiczkę dziecka,
jasnowidz oświadczył, że dziewczynka została zgwałcona, a
następnie zamordowana. Morderca zakopał zwłoki przy szosie
wiodącej z Berlina do Monachium, na siódmym kilometrze za
rogatkami Berlina, po lewej stronie szosy pod dużym drzewem
(grabem). Oświadczenie to okazało się zgodne z prawdą,
zwłoki zostały tam odnalezione. Ossowiecki opisał również
wygląd mordercy i wskazał jego fotografię znajdującą się w
przedstawionym mu albumie przestępców z terenu Niemiec.
Wkrótce też go odnaleziono i ujęto, a zawieziony na miejsce
zbrodni przyznał się. Niemiecki milioner złożył Ossowieckiemu
osobiście kurtuazyjną wizytę w Warszawie i podziękował za
oddaną przysługę. Zgodnie ze swą zasadą ten ostatni nie
przyjął od niego żadnego honorarium. Aleksander
Mieszczanowski podał, że ponowne spotkanie obu tych lud/i
odbyło się już w czasach okupacji hitlerowskiej również w
Warszawie, w końcu października 1939 roku. Niemiecki
milioner /jawił się obecnie w mundurze pułkownika
Wehrmachtu. Oświadczył, że z wdzięczności za wyświadczoną
mu w jego nieszczęściu przysługę przywiózł mu dokument
stwierdzający, że osoba Ossowieckiego jest nietykalna.
Dokument ów był podpisany przez samego Hitlera. Ossowiecki
początkowo wzbraniał się przed przyjęciem tego pisma, ale w
wyniku nalegań pułkownika zachował je. „Dokument ten -jak
stwierdził Mieszczanowski – pozwolił Ossowieckiemu uczynić
wiele dobrego wielu ludziom, chroniąc ich przed
barbarzyństwem okupanta”. W tym czasie Ossowiecki wraz z
inż. Mieszczanowskim, dzięki uzyskanej przez niego koncesji,
zajmował się handlem paszą, później zaś handlem żelazem.
Nie przeszkodziło to jasnowidzowi w wypełnianiu swojej
społecznej misji i pomaganiu ludziom Czeka na mnie w domu
Altesse – niech czeka. Ty, – zwracając sic do mnie – weź
listowy papier i napisz czy narysuj co chcesz. wszystko jedno
co, co ci przyjdzie do głowy. Potem włóż w kopertę, zaklej i
przynieś nam tu. Zrobiłam, jak sobie życzył. Usiadłam przy
stoliku na drugim końcu sali. Patrząc na wazonik z kwiatami
napisałam: «kwiaty więdną szybko». Po drugiej stronie papieru
imię «Tamara». Oczywiście w zaklejonej kopercie, a pisząc
zasłaniałam, pamiętam, ołówek drugą ręką. Ossowiecki położył
lewą dłoń na kopercie i w naszej obecności zaczął kreślić jakieś
kreski – linijki na podanym mu papierze. Kreślił, jakby bawiąc
się, jakby rysując coś. Nam polecił przerwać rozmowę. Dość
długo kreślił. Wyszło zdanie: «Kwiaty więdną szybko». – «Tu
jeszcze coś jest, ja widzę» – powiedział. I znów to samo
kreślenie, z którego zostało zarysowane słowo «Tamara».
Potem podpis i dedykacja doświadczenia dla mnie. Niestety,
spaliła się ta koperta wraz z moim mieszkaniem w 1939 roku”.
Zacytuję teraz list Zofii Łęgiewicz, zamieszczony w „Stolicy”.
..Poznałam inż. S. Ossowieckiego w dniach grozy najazdu
hitlerowskiego, był to wrzesień 1939. Brat mój, Stefan
Łęgiewicz, absolwent Szkoły Nauk Politycznych, został
powołany do wojska w pierwszych dniach mobilizacji. W
sierpniu już był w szeregach Obrońców Warszawy. Odcinkiem
jego działania była Ochota. Ostatniego dnia obrony, rozkazem
dowództwa, wyruszył na front szczęśliwicki i tam poległ, oddał
swe życie w ofierze dla wielkiej sprawy, którą jest ojczyzna.
Nastąpiła kapitulacja Warszawy, po bohaterskiej beznadziejnej
walce wkroczenia doń najeźdźcy. A o bracie nie było żadnej
wiadomości. Czy żyje? Czy niewola? Wtedy ogarnęło mnie
przemożne pragnienie pójścia do inż. S. Ossowieckiego –
wierzyłam w jego widzenie prawdy. Szukałam drogi
skontaktowania się i wtedy przypomniałam sobie, że może mi
to ułatwi pan Teofil Modrzejewski, dawny przyjaciel nieżyjącego
już mego ojca. Mieszkał na Żoliborzu na ulicy Dziennikarskiej.
Pan T. Modrzejewski poznał mnie. był bardzo serdeczny i
chętnie spełnił moje życzenie – dając mi swój bilecik polecający
do inż. S. Ossowieckiego. którego znał dobrze. Z tym
polecającym mnie bilecikiem udałam się na ul. Marszałkowską,
gdzie mieszkał inż. S. Ossowiecki. Wyszła do mnie pani
Ossowiecka i poprosiła, abym poczekała w poczekalni. Niedługo
trwało moje oczekiwanie. W sierpniu tego roku autor przebywał
w Salsomaggiere na wypoczynku, potem zaś przeniósł się do
Montecatini, włoskiej Krynicy, następnie do Rapallo. W
Montecatini spotkał swych starych warszawskich znajomych,
doktorostwo S., a w ich towarzystwie – inżyniera
Ossowieckiego. ,,Rozbawiony, jak zawsze elokwentny – mówi
Wroński – sypał dowcipami. Zażywał «kawalerskiej wolności»,
a przy tym odchudzał się po kulinarnych orgiach (był
smakoszem)”. W Rapallo zatrzymał się autor w hotelu-
pensjonacie Astoria. ..Jakież było moje zdziwienie – pisze
Wroński – gdy po kilku dniach zobaczyłem przy ogólnym stole
Ossowieckiego. Opalony «na czekoladę», błyszczał niebieskimi,
jak włoskie niebo oczyma. Nieskazitelnie dopasowany biały
flanelowy garnitur, koszula a la Słowacki, odmładzały go.
Ucieszył się z ponownego naszego spotkania”. Przez kilka dni
pobytu w Rapallo obaj znajomi spędzali razem wieczory w
kasynie w Santa Margherita. Wędrowali tam spacerkiem „przy
śpiewie cykad i szmerze morza”. Ossowiecki opowiedział
wówczas Wrońskiemu kilka ciekawych szczegółów ze swych
eksperymentów. „Humorystyczną przygodę miał w Belwederze.
W roku 1930 wezwał go do Belwederu marszałek Piłsudski. W
asyście Sławo -Składkowskiego, Becka, Prystora i adiutantów
wręczył Os-sowieckiemu zalakowaną grubą kopertę prosząc,
aby odczytał jej zawartość. Ossowiecki położył na kopercie rękę
i bezbłędnie odczytał treść kartki z ulubionym zwrotem
Piłsudskiego”. «Poca-łuj mnie… tam a tam». Po doświadczeniu
zaproponowano inżynierowi intratną posadę w polskiej
ambasadzie w Berlinie. – Odmówiłem propozycji – kontynuował
opowiadanie Ossowiecki. – Przecież kontrwywiad niemiecki od
razu by mnie wykończył. Z okresu swych studiów w
Petersburgu – mówi dalej Wroński – opowiedział mi Ossowiecki
takie zdarzenie: Mieszkał ze swym kolegą – Stanisławem
Olszakowskim, również studentem (stryjem mego przyjaciela
Aleksandra Ol-szakowskiego, znanego krakowskiego literata-
dramaturga) u bogatej mieszczki. Pewnej nocy Ossowiecki
chrapiąc smacznie – spał. W tymże pokoju, przy olbrzymim
chippendalowskim biurku, Stanisław Olszakowski dziać dziwne
rzeczy. Ciężkie biurko i takież krzesła rozpoczęły niesamowite
harce, jakiś piekiełny taniec, unosząc się do góry. Przerażony
Olszakowski z krzykiem zerwał się na równe nogi. To obudziło
Ossowieckiego. Mebłe z hukiem runęły na podłogę. Zbudziła się
także gospodyni. Rezultat? Wymówienie mieszkania. Nie
chciałem temu wierzyć, dopóki sam się nie przekonam.
Zaproponowałem, aby powtórzyć ten eksperyment w mojej
obecności. Ociągał się tłumacząc, że takie doświadczenie
wymaga absolutnej wstrzemięźliwości od uciech tego świata. Ja
jednak nalegałem. Wreszcie któregoś dnia, po skromnej
kolacji, wybraliśmy się na wycieczkę przez Santa Margheritę
prawie do Portofmo. Późnym wieczorem, zmęczeni, wróciliśmy
do hotelu. Zaprosiłem Ossowieckiego do swego pokoju na
lampkę wina. Usiadł w wygodnym wolterowskim fotelu, a ja
przy biurku, przy nikłym oświetleniu przeglądałem prasę. Po
chwili posłyszałem chrapanie. Wtem na moich oczach, tańcząc
z nogi na nogę. jak baletnica. moje biurko zaczęło powoli
posuwać się w stronę śpiącego Ossowieckiego, unosząc się do
góry. To samo zaczęło się dziać z taboretem, na którym leżała
dość ciężka walizka. Niesamowity to był widok, ale nie przeraził
mnie, tylko zadziwił i przekonał. Po chwili inżynier obudził się.
Meble powróciły na swoje miejsce. Dywan zagłuszył upadek. –
Która godzina? – zapytał. Chyba jest bardzo późno, a ja się
zdrzemnąłem. Opowiedziałem inżynierowi, co się zdarzyło. Był
zadowolony. Korzystając z nastroju poprosiłem go o
przepowiednię mojej przyszłości. – Przecież nie jestem
wróżbitą, ani astrologiem – odpowiedział. Ale uważnie się mi
przyjrzał. – Powiem panu krótko: należy pan do
długowiecznych. Na drodze artystycznej – majątku jak Kiepura
pan nie zrobi, ale biedy nie będzie pan miał. Jednak czekają
pana burzliwe dni… Po chwili w zamyśleniu dodał: – Jak nas
wszystkich. Jak dotychczas wszystko się sprawdziło. Długo żyję
i majątku nie mam. Biedy też. Przemiły wieczór zakończyliśmy
lampką marsała”. Do najciekawszych bez wątpienia
eksperymentów demonstrowanych przez Ossowieckiego
należały jego „wędrówki w ast-ralu’ jak sam je nazywał, czyli
manifestacje eksterioryzaej i bilokacji (angielskie Out-of-the
Body-Experiences). Posiadam dość szczegółowy opis jednego
takiego eksperymentu, sporządzo ny przez samego
Ossowieckiego i zamieszczony w jego książce Nie będę go tu
omawiał. Natomiast w całości przytoczę szczegółową relację
cytowanego Anatola Wrońskiego. „Do najdziwniejszych
eksperymentów Ossowieckiego – mówi autor – należał jego dar
ukazywania się jednocześnie w dwóch oddalonych od siebie o
kilka kilometrów miejscach. O tym opowiadał mi, jako jeden ze
świadków, Aleksander Olszakowski. potwierdzając tylko to, co
już słyszałem w 1928 roku od innych bezpośrednich
obserwatorów, od pułkownika Pasellego, bliskiego sąsiada
Ossowieckiego z okolic Placu Zbawiciela w Warszawie i Jerzego
Mazarakiego. Działo się to w roku 1924 czy 1925. Pewnego
popołudnia na werandzie kawiarni Europejskiej spotkało się
towarzystwo w osobach popularnej w tym czasie aktorki
Sulimy, jej koleżanki, pułkownika Pasellego i Mazarakiego,
potem dołączyli do nich inżynier Ossowiecki i Aleksander
Olszakowski. Rozmowa potoczyła się w kierunku
eksperymentów Ossowieckiego, o których w Warszawie było
głośno. Aktorka Sulima, traktując dość ironicznie eksperyment
Ossowieckiego z rozdwajaniem się, określiła to jako bajeczkę
dla dzieci. Stanęło o zakład. Ni mniej ni więcej, tylko o kosz
(12 butelek) francuskiego szampana. Moi interlokutorzy byli
świadkami zakładu, a potem świadkami doświadczenia.
Ustalono dzień i godzinę eksperymentu. Kulminacyjny moment
doświadczenia miał nastąpić w mieszkaniu aktorki, przy ul.
Hożej (na trzecim piętrze), dokładnie o godzinie pierwszej po
północy, kiedy ruch uliczny zamiera, w obecności świadków,
pod przewodnictwem pułkownika Pasellego. Natomiast
Ossowiecki z inną grupą świadków pod przewodnictwem
Mazarakiego, w tymże czasie miał znajdować się w gabinecie
restauracji hotelu Bristol na Krakowskim Przedmieściu. Na
Hożej, przy brydżu i kawie czekano z niecierpliwością na
fatalną dla Ossowieckiego (nie wierzono w udany eksperyment)
godzinę pierwszą. W Bristolu też czekano, ale przy kolacji
zakrapianej winem. Ossowiecki, poza dwoma kieliszkami
martela, nic nie jadł. Obiecywał sobie odrobić kulinarną ucztę
po seansie. Apetyt mu zawsze dopisywał. Zbliżała się pierwsza
po północy. Do gabinetu restauracji z oddali dochodziły tylko
słabe odgłosy tramwajów. Pilnie obserwowano Ossowieckiego.
Zachowanie się jego nie zdradzało ani specjalnego skupienia,
ani zdenerwowania. Na pięć minut przed pierwszą wstał od
stołu i zamknął na klucz drzwi wejściowe do gabinetu. Mazaraki
wyłączył telefon i zasłonił okno kotarą. Następnie Ossowiecki
zwrócił się do obecnych, a specjalnie do lekarza,
uczestniczącego w seansie, aby nikt, gdy zapadnie w trans, nie
zbliżał się, a tym bardziej nie dotykał go, bo wówczas (cytuję):
«mogę już nie wrócić». Usiadł w kącie gabinetu. Zgaszono
górne światła żyrandoli. Zapadła cisza. Panował półmrok. –
Byliśmy – jak mi opowiadał Mazaraki – wpatrzeni w Os
sowieckiego. Stawał się coraz bledszy. Prawie nie oddychał.
Gdzieś wybiła godzina pierwsza. Ossowiecki jakby zesztywniał.
Wyglądał na śpiącego. Wtem cera Ossowieckiego nabrała
koloru szarego. To zaniepokoiło doktora. Cicho stąpając po
dywanie podszedł i dotknął ręki inżyniera. Był przerażony.
Wyszeptał: – Proszę państwa, on nie żyje! Nie ma tętna! –
Wszyscy zdrętwieliśmy – relacjonował Mazaraki. –
Postanowiliśmy jednak czekać, w myśl zarządzenia
Ossowieckiego. Była pierwsza minut cztery, kiedy Ossowiecki
ku naszej radości, obudził się. Głęboko westchnął.
Półprzytomnymi oczyma rozejrzał się. Powoli wstał i zapytał: –
Co się stało? Dlaczego jesteście tak przestraszeni? – Zwracając
się zaś do lekarza, powiedział: – Miałem dużo szczęścia, że pan
mnie dotknął dopiero wtedy, kiedy już wróciłem z Hożej, bo
inaczej byłoby po mnie. A uprze działem – nie dotykać mnie.
Teraz wszyscy zrozumieli, dlaczego Ossowiecki unikał takich
doświadczeń: zagrażały jego życiu. 205 Przenieśmy się teraz
na Hożą do aktorki Sulimy, gdzie miał nastąpić kulminacyjny
moment doświadczenia. W całości zacytuję relację
bezpośredniego świadka seansu, pułkownika Pasellego: – Noc
była bezksiężycowa i wyjątkowo pochmurna. Na piętnaście
minut przed pierwszą zakończyliśmy ostatniego robra. Zgodnie
z poleceniem Ossowieckiego, ustawiliśmy krzesła rzędem tak,
aby siedzący byli zwróceni twarzą do okna w, chodzącego na
słabo oświetloną ulicę Hożą. W salonie przygaszono światła,
pozostawiając tylko jedną, stojącą lampę, nakryj niebieskim
abażurem. Telefonicznie sprawdziliśmy z Ossowie, kim nasze
zegarki. Jako przewodniczący jurorów zamknąłem drzwi do
salon: i wyłączyłem telefon. Nakazałem bezwzględną ciszę, jak
sobie tego życzył Ossowiecki. Byliśmy podekscytowani,
zwłaszcz. gospodyni. W sąsiednim pokoju wybiła godzina
pierwsza pi północy. Nagle zauważyliśmy w oknie jakiś daleki,
nikły, a potem córa? intensywniejszy świetlny punkt, o
zielonkawym zabarwieniu. Powiększał się, zbliżał fosforyzując,
wypełniając sobą prawic połowę okna. Stopniowo zaczęła
wyłaniać się, jakby wyrzeźbiona przezroczysta, ale wyraźna,
uśmiechnięta twarz Ossowieckiego. Pozdrowił nas ręką i posłał
całusa. Powoli widmo zaczęło blednąc, gasnąć, aż zupełnie
rozpłynęło się w ciemnościach nocy. Oszołomieni, w milczeniu
patrzyliśmy to na siebie, to w okno. Spojrzałem na zegarek.
Były dokładnie cztery minuty po pierwszej. Wstałem i
włączyłem telefon, a potem wszystkie światła w salonie”. Nie
posiadamy najmniejszych powodów, aby powyższą relację,
przekazaną Wrońskiemu przez naocznego świadka, pułkownika
Pasellego, uważać za nieprawdziwą. Oczywiście należy bardzo
żałować, że ta niezwykła i niecodzienna próba nie została
wykonana na przykład w Instytucie Psychologii Uniwersytetu
Warszawskiego w obecności czcigodnego ciała naukowego
uczelni i przy zastosowaniu choćby aparatu filmowego i
fotograficznego. Niestety, poważnych uczonych w owym czasie
nie interesowały tego rodzaju^ zagadnienia. Antoni Plater-
Zyberk w cytowanym artykule podaje, że usłyszał z ust
Ossowieckiego opowieść o innym podobnym doświadczeniu,
wykonanym kilka lat wcześniej przed opisanymi wyżej
wydarzeniami. ,,- Słyszałem, panie inżynierze – stwierdził
Zyberk – że pan sam ze sobą przeprowadził na wzór Jogów
indyjskich – ćwiczenia z rozdwojeniem jaźni; czy to prawda? –
Tak, przeprowadziłem ten eksperyment trzykrotnie. Byłem rok
temu [1922] bardzo zajęty pracą w moim biurze technicznym.
Miałem w tym czasie bardzo trudne i terminowe prace,
musiałem więc sam ciężko pracować, a równocześnie
dozorować, aby moi podwładni pracownicy pilnie przykładali się
do swoich obowiązków. Jednocześnie otrzymałem z Wiednia
zaproszenie na kilkudniowy międzynarodowy zjazd.
Przestudiowałem program zjazdu i skonstatowałem, że
najciekawsze dla mnie referaty odbędą się drugiego dnia.
Muszę tam być – powiedziałem sobie, lecz z drugiej strony
zdawałem sobie sprawę, że nie powinienem nawet na jeden
dzień opuszczać mojej pracy w Warszawie. Mam dwóch
przyjaciół – adwokata i lekarza. Zatelefonowałem do nich
prosząc, by danego dnia poświęcili mi całe popołudnie i
przyjechali do mego mieszkania. Obydwaj mi obiecali i stawili
się u mnie w omówionym dniu koło godziny 14-tej.
Wtajemniczywszy ich w moje kłopoty, oświadczyłem, że chcę w
ich obecności zapaść w sen kataleptyczny i w tym śnie
przenieść się duchowo na ów zjazd w Wiedniu, aby słyszeć
interesujące mnie referaty. Po wyjaśnieniu moim przyjaciołom
celu tego eksperymentu – opowiadał mi inż. Ossowiecki –
poprosiłem ich, by pozostawali przy mnie przez cały czas aż do
momentu mego «przebudzenia się», czyli powrotu do pełni
życia. Poszliśmy wówczas do mego gabinetu; położyłem się na
kanapie, a moi przyjaciele zasiedli obok mnie w fotelach. W
kompletnej ciszy zacząłem się skupiać i natężać wolę.
Osiągnąwszy już maksimum natężenia, powoli osłabiłem tętno i
oddech. Z późniejszej relacji wiem, iż po pewnym czasie
obecny lekarz stwierdził, że tętno ustało jakby zupełnie, jak
również i oddech. Leżałem na kanapie sztywny i prawie zimny.
W takim stanie i bez ruchu leżałem do godziny 19-ej. A
tymczasem… Byłem w Wiedniu na zjeździe, słuchałem
referatów, a podpis mój figurował na liście obecności.
Architekci polscy, którzy również byli na owym zjeździe,
wierzyć później nie chcieli, że tam «nie byłem», skoro mnie
tam widzieli, i że tego dnia ciało moje, pod nadzorem moich
dwóch przyjaciół całe to popołudnie leżało na kanapie w moim
mieszkaniu w Warszawie. -Takie rozdwojenie przeprowadziłem
potem jeszcze dwukrotnie – mówił dalej Ossowiecki. – Za
trzecim razem było ze mną źle: gdy chciałem powrócić, nagle
odczułem jakieś silne przeszkody. «Widziałem ciało moje leżące
na kanapie w moim mieszkaniu w Warszawie, widziałem moich
dwóch przyjaciół, siedzących przy nim w fotelach i… nie
mogłem wrócić. Zaczął mnie W 1937 roku zdarzyła się nowa
sensacja. Jeremi Wasiutyński, autor obszernej naukowej pracy
pt. Kopernik – twórca naszego nieba, uznanej za
najwybitniejszą książkę polską 1937 i uhonorowanej nagrodą
czasopisma „Wiadomości Literackie”, nie wahał się przyznać do
tego, że w badaniach swych nad działalnością wielkiego
astronoma szukał pomocy u głośnego jasnowidza. Przytoczył
on obszerne relacje z odbytych seansów, zaopatrując je w
komentarze. Autor przyjął kryptestezję za fakt nie podlegający
dyskusji, przytoczył opinie Karola Richeta, Gustawa Geleya,
Stanisława Witwickiego i innych i stwierdził, co następuje:
„Kryptestezja Ossowieckiego była wielokrotnie poddawana
próbom naukowym. Wyniki tych doświadczeń nie dają się
zrozumieć na gruncie dzisiejszej psychofizjologii. Sądzę, że
nawet światopogląd dzisiejszej fizyki jest za ciasny, aby w jego
ramach szukać wytłumaczenia. … Nasza nieumiejętność
oddzielenia tych czynników (tj. interpretacja wizji dokonana
przez sensytywa oraz zakłócenia pochodzące z jego
podświadomości) od kryptestezji, a nie wątpliwość co do
istnienia jej samej, uniemożliwia nam należyte wykorzystanie
niektórych wizji Ossowieckiego. W jaki rozsądny sposób można
odnosić się do tych zjawisk? Niemożność zrozumienia jest
irytująca, ale musimy się do niej przyznać. Tylko nie
popełniajmy pewnego bardzo pospolitego błędu. Są mianowicie
ludzie niezdolni do stwierdzenia faktów sprzecznych z ich
poglądem na świat”. Wasiutyński nie traktował rewelacji
uzyskanych od Ossowieckiego jako źródła naukowych
przyczynków do działalności Kopernika. Przyjmował je
natomiast za materiał uzupełniający i pomocniczy, który w
dalszych badaniach naukowych winien zostać sprawdzony i
zweryfikowany. Autor przedłożył Ossowieckiemu jako „ślad
psychometrycz-ny” (psychoskopiczny) kilka książek będących
własnością Kopernika lub jego znajomych, m.in. Calendarium
zakupione przez astronoma w 1493 roku w Krakowie i
podarowane następnie znajomemu patrycjuszowi gdańskiemu
Ferberowi. Brzegi tej książki pokryte były notatkami łacińskimi
i niemieckimi, niektóre ręki samego Kopernika. Seans został
przeprowadzony 23 października 1936 roku w obecności
Ossowieckiego i Wasiutyń-skiego. Jest on niezmiernie ciekawy
z uwagi na uzyskane intymne szczegóły z życia Kopernika.
Kilku krytyków 700-stronicowego dzieła Wasiutyńskiego nie
szczędziło mu słów zjadliwych impresji za zamieszczenie tak
„kompromitujących” materiałów. „Krytycy ci -jak mówi Wiktor
Mirski – którym z innych zgoła względów książka
Wasiutyńskiego była nie na rękę, korzystali z tej łatwej okazji,
by ośmieszyć autora. Na tym miejscu jakakolwiek obrona
Wasiutyńskiego (podjęta zresztą już przez bardziej
autorytatywne pióra) byłaby zupełnie zbędna”. W
przedwojennej Europie Ossowiecki był osobą powszechnie
znaną i szanowaną. Przyjeżdżali do niego ludzie z różnych
stron świata, nawet w odległej Ameryki. Pomagał im
odnajdywać osoby zaginione, rozwiązywał zagadki kryminalne i
bezinteresownie udzielał wszelkich usług w zakresie swych
paranormalnych uzdolnień. W 1938 roku znany malarz
Bolesław Jan Czedekowski (1885-1969) wykonał jego portret.
Niestety, zaginął on podczas powstania warszawskiego, a
obecnie znany jest jedynie z reprodukcji fotograficznych.
Doświadczeniami Ossowieckiego interesowało się wielu ludzi
świata nauki i kultury, że wymienię Jana Osterwę, Leona
Petrażyckiego, Kazimierza Sosnkowskiego, Karola
Szymanowskiego, Andrzeja Wierzbickiego. Eksperymenty te
często wyprowadzały ludzi kontaktujących się z nim z
całkowitej równowagi i przyczyniały się do zachwiania ich
dotychczasowego światopoglądu. Wspomniany wyżej profesor
Uniwersytetu Warszawskiego, Leon Petrażycki, prawnik, filozof i
socjolog, po stwierdzeniu autentyczności faktu paranormalnego
(odgadnięcie przez Ossowieckiego wykonanego przez profesora
rysunku, ukrytego w zapieczętowanej kopercie) złożył
następujące, znamienne wyznanie, że „jest zmęczony życiem,
że te zjawiska, których nie może zrozumieć, męczą go, gdyż
przeczą jego przekonaniom i nie wiążą się z nimi”. Ossowiecki
osiągał znakomite wyniki w różnorodnych dziedzinach
parapsychologii, był znakomitym propagatorem tej nowej
gałęzi nauki. Do dziedzin tych należały: 1. Psychokineza
(telekineza), 2. Auroskopia, 3. Prekognicja, 4. Retrognicja, 5.
Psychometria, 6. Kryptoskopia, 7. Eksterioryzacja i bilokacja.
Powyższe zestawienie wskazuje na jego fenomenalne
wszechstronne uzdolnienia paranormalne. „Swoje zdolności
tłumaczył w swej książce jako dar natury, pochodzący od
Ducha Jedynego we Wszechświecie, ale wyjaśniał też, że
osiąganie dobrych 212 wyników zależy od usilnego kształcenia
woli i rozwijania własnej psychiki”. Od 1925 r. działał w
Komitecie Ligi Zjednoczenia Duchowego w Warszawie. Był
także członkiem honorowym Międzynarodowego Instytutu
Metapsychicznego w Paryżu. Ossowiecki został zamordowany
przez gestapo podczas powstania warszawskiego w
segmentach byłego gmachu Głównego Inspektoratu Sił
Zbrojnych przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie w dniu 5
sierpnia 1944 roku. Przy sobie miał podręczną walizeczkę, w
której przechowywał materiały rękopiśmienne do filmu „Oczy,
które widzą” i do książki pt. Nieśmiertelność. Przedmioty te nie
zostały odnalezione. Przepadły także rękopisy Ossowieckiego
pozostawione w jego mieszkaniu, które wskutek działań
wojennych uległo całkowitemu zniszczeniu. Duża ich część
została jednak opublikowana w jego książce oraz w
czasopismach zagranicznych. Symboliczny grób Ossowieckiego
znajduje się na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Powstaje pytanie, czy Ossowiecki miał przeciwników i
oponentów? Bez wątpienia miał. Ich negatywne stanowisko
sprowadzało się przede wszystkim do negowania jego
paranormalnych uzdolnień, zaprzeczania im i do imputowania
mu działań oszukańczych i różnego rodzaju szalbierstw.
Zaprezentuję tu wystąpienia publiczne jednej tylko osoby,
solidaryzującej się z przedstawioną grupą krytyków
jasnowidza. Była nią pani G.L.H. 1 października 1976 r.
wygłosiła ona w Instytucie Kultury Austriackiej w Warszawie
odczyt pt. „Wieszcze i uwodziciele. Proroctwo i wróżba w
przeszłości – i dzisiaj”. Nie posiadam informacji, czy odczyt ten
został opublikowany. Część swego wystąpienia autorka
poświęciła osobie Ossowieckiego. Zdumienie ogarnia, ileż tam
wytoczyła kpin, drwin i oskarżeń skierowanych pod adresem
głośnego jasnowidza. G.L.H. starała się dowieść, że był to
sprytny oszust, który swą „wiedzę” paranormalną czerpał
przede wszystkim ze znajomości z wpływowymi osobami,
wśród których miał szczęście się poruszać. One to
nieświadomie informowały go o wszystkich sprawach wielkiego
i małego świata i od nich wyciągał wszelkie informacje, które
następnie sprytnie i przebiegle wykorzystywał w swych
publicznych wystąpieniach. Prelegentka nie potrafiła jednak
przytoczyć ani jednego przykładu oszustwa i zdemaskowania
jasnowidza. Nie wspomniała ani słowem, choć dobrze o tym
wiedziała, że za swe usługi nigdy nie brał honorariów. Jedynym
jej argumentem, zresztą zupełnie bezpodstawnym i
gołosłownym, było założenie, że wszelkie fenomeny
jasnowidzenia i telepatii są zwykłym oszustwem. Po odczycie,
niestety, nie było żadnej dyskusji i autorka wielce zadowolona z
siebie i ze swego wystąpienia opuściła zgromadzenie.
Światopogląd Wróćmy do książki Ossowieckiego. Stanowi ona
bardzo ciekawy przyczynek do literatury parapsychologicznej
nie tylko polskiej, ale światowej, utrwala jego postać i
doświadczenia, które ongiś cieszyły się tak wielkim rozgłosem.
Autor przedstawił w niej sprawozdanie ze swoich
eksperymentów, które zostały zaprotokołowane przez ludzi
nauki, a więc ludzi godnych zaufania. Zarysował również swój
światopogląd i usiłował wyjaśnić mechanizm jasnowidzenia.
Uczynił to na bazie swych zapatrywań na wszechświat i na
życie. Wywody jego wskazują na duże oczytanie w literaturze
parapsychologicznej, której terminologię przyswoił sobie w
całej rozciągłości. Ossowiecki uważał swoją intuicję za odrębną
i szczególną. Twierdził, że unikał studiowania dzieł
filozoficznych i psychologicznych, i że szedł własną drogą. Jak
już wiemy, powoływał się na prace prof. Charłesa Richeta, dr.
Gustawa Geleya i poety Józefa Jankowskiego, którzy-jak pisze-
w jego duchowym życiu odegrali poważną rolę i wywarli na
niego wielki wpływ. Autor wiele mówi o „Wielkim Duchu”,
przyczynie sprawczej ewolucji wszechświata. Przejawia się
według niego ten duch wszędzie, dzięki niemu zachodzą
wszystkie zjawiska w przyrodzie. Ten pogląd stał się podstawą
spirytualistycznego systemu Ossowieckiego, wyprowadzonego
z zasad nauki chrześcijańskiej i teozoficznej. Jego zdaniem pięć
postaci historycznych oraz szósta: Bóg-Człowiek, wpłynęło na
losy i ewolucję ludzkości: Orfeusz, Kriszna, Budda, Mojżesz,
Mahomet oraz Jezus Chrystus. ,,Są to postacie najwyższego
napięcia psychicznego, postacie ultrahis-toryczne” – mówi
Ossowiecki. „Wszechświat jest tylko tchnieniem jednej Idei
wiecznego Boga w nieskończonych jej przejawach” – czytamy
na innym miejscu. „Zło gnieździ się na najniższych
płaszczyznach astralu…” Oto próbki wypowiedzi autora. W tym
stylu i w taki sposób przedstawia on swoje poglądy na świat i
życie. Ossowiecki dokładnie opisał metodę, którą stosował
przez dwadzieścia pięć lat, przekazaną mu przez mistrza
Worobieja. Osiągnięcie pełnego poznania polega na
najwyższym skupieniu, dzięki któremu mistrzowie czerpią ze
źródeł najwyższej mądrości – świadomości Ducha Jedynego.
„Ostatnie odkrycia wskazują – mówi Ossowiecki – że jedność
sił jest podstawową zasadą i źródłem harmonii Wszechświata.
Ta energia, stanowiąca przyczynę życia Wszechświata, stanowi
jedyną jego substancję i jest niezniszczalna. Przybierając szaty
materii w różnych postaciach bywa płynna, gazowa, stała, lub
przejawia się w postaci elektryczności, ciepła, magnetyzmu lub
światła, a każdy objaw przedstawia wyraz myśli i woli Jedynego
Ducha. Energia ta ciąży ku słońcu, gdyż stanowi jego cząstkę i
tylko ona właściwie jest życiem na ziemi. Materia to ta sama
energia. Ona i tylko ona jest wieczna, a podlega Wyższej Sile
Woli Świadomości Jedynego, który nią włada i rządzi”.
Wszechświat „naładowany jest atomami eteru w stanie
dynamicznym”. W nim zachodzą zjawiska świetlne, elektryczne,
magnetyczne itd. Fenomen jasnowidzenia daje możność
ponadzmysłowego odbioru informacji. „Istnieją również fale –
dowodzi autor – które na powierzchni swej niosą MYŚL
LUDZKĄ. Wrażliwy aparat odbiorczy człowieka przyjmuje je, a
wtedy to powstają zjawiska telepatii, sugestii, narzucania woli
genialnych czy przeciętnych jednostek”. Jak w świetle poglądów
autora przedstawia się mechanizm jasnowidzenia? „W
momencie przejścia granicy świadomości – mówi on –
przebywając już w świadomości Ducha Jedynego i mając
przedmiot z miejsca, dokąd chciałbym się przenieść, posługuję
się tym przedmiotem, jak nicią Ariadny. Nasycony atomami
eteru, w który już wkroczyłem (gdyż wszystko jest tym eterem
przesiąknięte), mam ów przedmiot za przewodnika w bez-
czasowo przestrzennej sferze. Ukazuje mi on rychło wszystkie
okoliczności, jakie mu towarzyszyły, a które, mniemam, choć
niedostępne dla wzroku normalnego, są w tym eterze NA
ZAWSZE ODBITE w postaci miejscowości, osób, przedmiotów,
czynności i ruchów. Jest to sprawa trudna w ogóle do
wyjaśnienia. Nie sposób bowiem narzędziami zmysłów,
przestrzeni i czasu wyrażać rzeczy pozazmysłowe,
bezprzestrzenne i bez-czasowe, jasnowidzenia, jawiące się w
wiecznej teraźniejszości. Mowa nasza jest przestrzenna, dla
zrozumienia zaś tego zjawiska i dla przekonania się o nim,
trzeba by sięgnąć w głąb jasnowidzenia – być samemu
jasnowidzem”. Jego zdaniem ,,wielcy pisarze w chwilach
wysokiego napięcia ekstazy twórczej odrywali się jak gdyby od
ziemi, zatracali własną świadomość i wkraczali w dziedzinę
świadomości Ducha Jedynego, a wówczas przed ich wyobraźnią
snuły się całe szeregi filmów minionej przeszłości i te wizje
utalentowane pióro przenosiło na papier, by je przekazać
potomności jako dzieło nieśmiertelne”. Autor przytoczył
wrażenia ludzi tonących i uratowanych. W chwili tonięcia, w
momencie tzw. zmatowania ich świadomości, „ujrzeli oni w
najdrobniejszych szczegółach obraz całego swojego życia na
jednej płaszczyźnie teraźniejszości”. Zdaniem autora podobnie
dzieje się w chwili śmierci. „Jest to wynik najwyższego napięcia
sił psychofizycznych, stan, który jasnowidz sam w sobie
wytwarza”. „Człowiek wkracza wówczas w świat pozazmysłowy,
w świat jednoczesności wiecznej, a pozostały błysk
świadomości mocne jest to zjawisko pochwycić”. „Można –
dowodzi Ossowiecki – ogarniając wszechświat widzeniem,
zatrzymać się i skupić wzrok na jakimkolwiek miejscu,
posiadając pochodzący stamtąd przedmiot, który z łatwością
przeniesie wewnętrzny wzrok człowieka w owe strony”. Autor
wierzy, że kiedyś zostaną wynalezione materialne klisze, dzięki
którym będziemy w stanie odtwarzać zjawiska zachodzące w
kosmosie w przeszłości. „Nastąpi wtedy zwycięstwo nad
czasem i przestrzenią, a będzie ono zwycięstwem Idei
Jedynego Ducha”. Ciekawe są poglądy Ossowieckiego na
zjawisko jasnowidzenia i opisana przez niego metoda
wprowadzania się w trans. Znajdujemy tu oddźwięk różnych
teorii okultystycznych oraz poglądów Frederica Williama,
Henry’ego Myersa i Gustawa Geleya. Aparat psychiczny
człowieka – twierdzi Ossowiecki – jest bardzo skomplikowany.
„Dzielę go na trzy fazy duchowe: podświadomość, świadomość
i nadświadomość. Podświadomość to stan psychiki ludzkiej, ów
aparat psychiczny jednostki, który bezwiednie czerpie ze
świadomości Ducha Jedynego potrzebny materiał i bierze go w
ilości, zależnej od płaszczyzny rozwoju duchowego, na jakiej
się ów człowiek znajduje. Podświadomość to jakby w
porównaniu z glebą ziarno, które ona przyjmuje, a to. co
wyrośnie, podświadomość potem wyrzuca, jako już dojrzałe, do
świadomości człowieka”. … Podświadomość może się łączyć
bezpośrednio z nadświadomością, na przeszkodzie stoi tu
świadomość, gdyż ona przeszkadza i zagłusza wszelką robotę
podświadomości. … Co do świadomości jest to forma psychiki
ludzkiej, w której się mieści pojęcie epoki, w jakiej człowiek
żyje, zależnie oczywiście od miary jego rozwoju duchowego.
Świadomość ma własne «ja», to «ja» ma swoje imię, nazwisko,
poczucie tradycji, pokrewieństwo, poczucie istnienia
indywidualnego. Jest ono jak gdyby sternikiem w ocenie
kosmicznym, prowadzi człowieka przez życie, napełnia się
wiedzą, służy mu do życia, daje środki materialne do
egzystencji. Świadomość nie jest doskonałością psychiczną
jednostki, przeciwnie, zakrywa ona człowiekowi drogę do
Ducha Jedynego, przeszkadza połączeniu się podświadomości z
nadświadomością, o której dalej pisać będę. W ogóle
podświadomość jest głównym czynnikiem, decydującym o losie
człowieka oraz jego powodzeniach lub zawodach w życiu.
Geniusze mieli najmniej tej świadomości swego «ja»,
posiadając za to potężną podświadomość, a więc zastosowywali
się do «Ja» świadomości Ducha Jedynego. … Teraz parę słów o
nadświadomości, przynajmniej w moim osobistym rozumieniu.
Pisałem już, że dusza jest połączona z nadświadomością, czyli
ze świadomością Ducha Jedynego, a więc ze źródłem wszelkiej
mądrości idącej od Boga. …Do nadświadomości prowadzi
pewna droga. Zrozumiałem metodę, przy której zastosowaniu
każdy człowiek jest w stanie rozwinąć w sobie możliwości
przejścia tej granicy, a mianowicie przez autosugestię
świadomości swojej i tu tkwi sedno rzeczy. Przez dwadzieścia
pięć lat pracowałem nad metodą, a pierwszy wskazał mi ją
semita-jog Worobiej. …Pomiędzy ludźmi istnieją trzy kategorie
takich, którzy z łatwością przekroczyć mogą ową granicę, a
mianowicie: ludzie genialni, ludzie opatrznościowi i ci, którzy
od urodzenia mają szósty zmysł, czyli dar jasnowidzenia. W
pewnym stopniu zaliczam siebie do tej ostatniej kategorii”.
Metoda, która pozwalała przekroczyć granicę świadomości i
którą stosował Osowiecki, polegała na wprowadzeniu się w
trans. Czynił on to w sposób następujący: ..Przede wszystkim
usiłuję odtworzyć w mojej wyobraźni jakiś przedmiot, a gdy go
już mam przed sobą takim, jakim jest on w naturze, to przez
to świadomość moja podlega autosugestii, znieczula się. Przez
cały czas staram się przedmiot ów mieć przed oczyma i kiedy
już widzę przedmiot lub krajobraz, albo człowieka, na którym
mi zależy, wówczas zaczynają znikać formy przedmiotu, jaki
miałem przed oczami i wtedy odczuwam wielkie zadowolenie
psychiczne, posuwając się coraz dalej w kosmos wszechświata.
Olbrzymie horyzonty i wizje powstają przed oczyma:
wystarczy wziąć jakiś przedmiot, a w tej samej chwili przenosi
mnie do tych miejsc. do których skierowałem całą uwagę, a
których on właśnie dotykał. Podczas takich momentów tracę
poczucie czasu i przestrzeni, temperatura się podwyższa, serce
szybciej bije i patrząc mam wrażenie, że jestem już tam, na
miejscu. Im więcej wkładam sił, aby dojrzeć, tym słabiej widzę
rzeczywistość, która mnie otacza. Miałem chwile bardzo
przykre przy przeniesieniu się kilkakrotnie do Ameryki; trema,
a także obawa o nieudanie się eksperymentu działają ujemnie
na moją psychikę. Chwilami miałem uczucie, że z tej Ameryki
nie będę mógł od razu powrócić. Przeżywałem przez kilka chwil
obawę, czy powrócę. Drugi wypadek spotkał mnie w sali
Techników [w Warszawie], kiedy robiłem eksperyment
publiczny. Przeniosłem się do Hiszpanii, a po opanowaniu tremy
i po zrobieniu eksperymentu godzina upłynęła, nim powróciłem
do stanu normalnego. Ciągłe wizje, obrazy, wrażenia plątały się
i splatały z otoczeniem realnym i rzeczywistością. Po każdym
seansie na pewien okres zatracam poczucie czasu; trwa to
nieraz kilka dni. Jeżeli sobie czegoś nie zanotuję, to z
pewnością zapomnę, gdyż pamięć moja chwilowo słabnie”.