D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
1
R
OZDZIAŁ
I
„Ciekawe wypadki, które są tematem tej kroniki, zaszły w 194. r. w Oranie”. Oran to miasto w
Algierii, będące wówczas prefekturą francuską. Jest brzydkim ośrodkiem handlowym.
Próżno tu szukać gołębi, ogrodów, drzew. Nie czuć wiosny, latem jest upalnie, a jesienią
błotnisto. „Pięknie bywa tylko zimą”. Mieszkańcy Oranu to głównie goniący za bogactwem
handlarze. Rozrywek w mieście nie ma zbyt wiele: kino, kawiarnie, kąpiele w morzu.
Mało kto ma jednak czas na przyjemności, ponieważ mieszkańcy miasta ciężko pracują
od rana do nocy
. Nie ma tu czasu na „miłość”, młodzi łączą się w pary przypadkowo i
pospiesznie, a niekiedy są ze sobą z przyzwyczajenia. Niełatwo się tu umiera. Miasto nie ma
czasu dla chorych i żegnających się z życiem ludzi. Upalny klimat, brak zainteresowania ze
strony innych, ciągły pęd za pieniądzem powodują, że śmierć przeżywa się tu samotnie i w
niehumanitarnych warunkach. Do życia w Oranie można się jednak przyzwyczaić. Dlaczego?
Ponieważ miasto jest pięknie zlokalizowane. Otoczone dolinami stoi na płaskowyżu,
ustawione, niestety, tyłem do pięknej zatoki.
Poznajemy
narratora powieści, który nie chce się przedstawić, ale tłumaczy, iż zrobi to w
odpowiednim dla siebie momencie. Udało mu się utworzyć kronikę wydarzeń, które
wstrząsnęły miastem. Dokonał tego dzięki gromadzeniu swoich zapisków, ale także
świadectw pochodzących od innych ludzi, z którymi spotykał się w czasie owych
dramatycznych zajść. Narrator nazywa siebie historykiem, ponieważ odtwarza historię dzięki
zgromadzonym do
kumentom. Zapowiada początek opowieści o dramacie, który dotknął
miasta.
Akcja rozpoczyna się szesnastego kwietnia. Wtedy to Bernard Rieux, wychodząc ze
swojego mieszkania, nadepnąwszy na martwego szczura, postanawia zgłosić ten fakt
dozorcy
– Michelowi. Ten, po usłyszeniu od Rieux historii o martwym gryzoniu, uznaje ją za
kawał, ponieważ, według niego, „nie ma szczurów w domu”. Zdanie to powtarza doktorowi
kilkakrotnie. Wieczorem jednak, tego samego dnia, powracający do swego mieszkania
doktor zauważa konającego na korytarzu kolejnego szczura, któremu na sekundy przed
śmiercią z pyska wypływa struga krwi. W mieszkaniu na doktora czeka jego żona, która
następnego dnia musi wyjechać do uzdrowiska, ponieważ jest ciężko chora.
Następnego dnia rano, dozorca Michel skarży się medykowi, że żartownisie podrzucili na
korytarz
trzy martwe, całe zakrwawione szczury. Doktor rozpoczyna swój obchód,
zaczynając od najuboższych dzielnic Oranu. Idąc ulicą właśnie takiej dzielnicy, nalicza sześć
martwych szczurów leżących na odpadkach. W rozmowie z pierwszym tego dnia pacjentem
– starym Hiszpanem, doktor dochodzi do wniosku, że w całej dzielnicy jest pełno martwych
szczurów. Pacjent uważa, że przyczyną tej plagi jest głód.
Bernard wraca do domu, gdzie czeka na niego telegram od matki
, z którego dowiaduje się,
że starsza kobieta przyjedzie, by zająć się jego domem pod nieobecność synowej. Rieux
odwozi swoją małżonkę na dworzec kolejowy i bardzo czule się z nią żegna, obiecując jej, że
gdy znowu będą razem, to wszystko się między nimi ułoży. Małżonka doktora odjeżdża
zalana łzami. Rieux przypadkowo wpada na sędziego Othona. Wysoki mężczyzna czeka
wraz z synkiem na powrót swojej małżonki. Podczas krótkiej rozmowy, która nawiązała się
między doktorem i sędzią, zauważają człowieka niosącego klatkę pełną martwych szczurów.
Po południu doktor przyjmuje w swoim gabinecie młodego dziennikarza – Raymonda
Ramberta
. Wysłannik paryskiej gazety ma za zadanie napisanie artykułu o warunkach, w
jakich żyją algierscy Arabowie. Rieux dokładnie wypytuje, czy tekst nie będzie ocenzurowany
przez paryskiego wydawcę. Dziennikarz odpowiada, że nie może napisać wszystkiego, co by
chciał. Na te słowa Rieux odmawia udzielenia Rambertowi jakichkolwiek informacji. Panowie
rozstają się w zgodzie: doktor proponuje, by dziennikarz zainteresował się liczbą martwych
szczurów, które zalegają na ulicach Oranu.
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
2
Po siedemnastej, gdy doktor wyrusza na drugi tego dnia obchód, spotyka na schodach pod
swoim gabinetem Jeana Tarrou
. Mężczyzna, paląc papierosa, przygląda się zdychającemu
szczurowi. Jest zaciekawiony, podobnie jak Rieux, nagłym wzrostem liczby martwych
szczurów. Doktor, wychodząc z kamienicy, spotyka Michela, który mówi, że znajduje teraz
po trzy martwe szczury, i że podobna sytuacja panuje w okolicznych domach. Dozorca
zwierza się, że przez martwe gryzonie czuje się „podle” psychicznie.
Osiemnastego kwietnia Rieux odbiera swoją matkę z dworca, po czym zabiera ją do domu.
Spotykają Michela, który mówi, że znalazł aż dziesięć martwych szczurów w piwnicy
domu
. Na matce doktora ta informacja nie robi najmniejszego wrażenia. Bernard dzwoni do
znajomego dyrektora miejskiej służby odszczurzania miasta – pana Merciera, od którego
dowiaduje się, że w samym urzędzie znaleziono około pięćdziesięciu zdechłych,
zakrwa
wionych gryzoni oraz zapowiada, że postara się zająć tą sprawą.
Wśród mieszkańców Oranu pojawia się zaniepokojenie tajemniczym zjawiskiem
masowego wymierania szczurów. W całym mieście znaleziono ich setki, a nawet tysiące.
Sprawą zaczyna interesować się prasa wieczorna. Zarząd miejski rozpoczyna wielkie
zbieranie zdechłych gryzoni i spalanie ich zwłok w zakładzie oczyszczania miasta.
Czwartego dnia akcji szczury zaczynają wychodzić wielkimi gromadami na ulice, by tam
wspólnie konać.
Miasto jest nimi prze
pełnione. Autor tak opisuje tamten widok: „Rzekłbyś, że nawet ziemia,
na której znajdowały się nasze domy, oczyszczała swe soki, wyrzucała na powierzchnię
czyraki i ropę, dotychczas zżerające je od wewnątrz”. Agencja prasowa podaje, że
dwudziestego piątego kwietnia zebrano i spalono sześć tysięcy dwieście trzydzieści jeden
szczurów. Trzy dni później ta sama agencja podaje liczbę o dwa tysiące większą. W mieście
panuje epidemia strachu, która stabilizuje się nazajutrz, gdy okazuje się, że liczba martwych
szc
zurów gwałtownie spadła.
Tego samego dnia Rieux spotyka na ulicy Michela, który nie mogąc iść o własnych siłach,
wspiera się na ojcu Paneloux, jezuity cieszącego się wielkim uznaniem mieszkańców
miasta. Dozorca wygląda na chorego, ma błyszczące oczy i świszczący oddech. W
rozmowie z doktorem skarży się na ból szyi, ból pod pachami i w pachwinach. Rieux
wyczuwa palcami na szyi Michela obrzęk, przypominający guza, po czym mówi dozorcy, że
przyjdzie go zbadać po południu.
Rieux zostaje wezwany telefoniczni
e na nagłą wizytę przez jednego ze swoich dawnych
pacjentów – Josepha Granda, biednego pracownika merostwa, którego leczył za darmo.
Okazuje się, że były urzędnik wezwał doktora, ponieważ w kamienicy, w której mieszka, ktoś
próbował popełnić samobójstwo. Grandowi udało się cudem zdążyć na czas zdjąć
mężczyźnie pętlę z szyi. Rieux bada niedoszłego samobójcę i daje mu zastrzyk z oleju
kamforowego. Nieznajomy dziękuje doktorowi za pomoc. Grand wyjawia nazwisko
mężczyzny, który targnął się na swoje życie, to Cottard. Jest przedstawicielem pewnej
winnicy, której produkty sprzedaje w miejskich restauracjach. Mężczyzna nie chce, by doktor
zawiadamiał policję o tej wizycie, chociaż wie, że taki jest jego obowiązek.
Rieux udaje się na umówioną wizytę z dozorcą. Oto widok, jaki zastaje w mieszkaniu
Michela:
„(…) zastał swego chorego na wpół wychylonego z łóżka, z jedną ręką na brzuchu,
a drugą wokół szyi; wydzierał z siebie z trudem różową żółć do blaszanki na śmiecie. (…)
miał trzydzieści dziewięć i pięć, gruczoły szyi i kończyny nabrzmiały, dwie czarniawe plamy
wystąpiły na boku”. Dozorca skarży się na palący ból wewnątrz jamy brzusznej. Żona
Michela stoi przy łóżku ze łzami w oczach, nie wiedząc, jak pomóc mężowi. Rieux nie
potrafi zdiagnozować choroby i nakazuje dozorcy, by pił dużo płynów.
Po powrocie do domu Bernard kontaktuje się telefonicznie ze swoim znajomym lekarzem
Richardem
, od którego dowiaduje się, że w jego szpitalu jest dwóch pacjentów z objawami
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
3
choroby podobnej do tej, na którą zapadł Michel. Wieczorem doktor Bernard wraca do
mieszkania dozorcy, gdzie za pomocą przypalania terpentyną tamuje mu ropień. Zauważa
też powiększenie się gruczołów na szyi Michela. Następnego dnia Rieux otrzymuje list od
żony, po czym, w dobrym humorze, odwiedza chorego Michela. Obserwuje u pacjenta
nieznaczną poprawę stanu zdrowia, która okazuje się iluzoryczna. W południe gorączka u
dozorcy sięga czterdziestu stopni, wracają wymioty, a gruczoły bolą jeszcze bardziej, dlatego
też doktor wzywa ambulans, chcąc przewieść Michela do szpitala. Stary dozorca umiera
jednak w wielkich bólach w karetce.
Zapoznajemy się z historią Jeana Tarrou. Nikt dokładnie nie wie, skąd pochodzi i czego
szuka w Oranie ten uśmiechnięty i życzliwy człowiek, przebywający w mieście od kilku
tygodni. Jean
to stały bywalec miejsc, gdzie można spotkać hiszpańskich tancerzy i muzykę
z ich kraju.
Tarrou, podobnie jak narrator, sporządzał notatki z wydarzeń, jakie miały
miejsce w mieście. Jego zapiski skupiały się na detalach, drobnych szczegółach,
nieprzechodz
ących zazwyczaj do historii. Pierwsza część kroniki Tarrou dotyczy jego
przyjazdu do Oranu. Z lektury tych wspomnień można wnioskować, że mężczyzna jest
„oczarowany” brzydotą miasta. W jego zapiskach pojawiają się liczne szczegóły: rozmowa
tramwajarzy o zm
arłym na tajemniczą chorobę koledze oraz scena, która codziennie
odbywała się na balkonie sąsiedniego bloku, na który wychodził staruszek, wabił okoliczne
koty, po czym pluł na nie z wysokości.
Tarrou zauważa w swoich notatkach, że pewnego dnia staruszek był zdezorientowany
nagłym brakiem kotów. Martwe szczury leżące na ulicach zaabsorbowały ich uwagę
znacznie bardziej niż stary człowiek. Tarrou spostrzega, że o „padniętych” gryzoniach mówi
się wszędzie: w tramwajach, restauracjach, hotelach, rozpisują się o tym także gazety.
Mężczyzna pisze bardzo dużo o zniknięciu szczurów i pojawieniu się w ich miejsce
tajemniczej, śmiertelnej w skutkach, gorączki, na którą zapadło kilkanaście osób. W
zapiskach Tarrou pojawia się bardzo dokładny opis wyglądu doktora Rieux. W tym
momencie kończy się pierwsza część notatek Jeana.
Doktor Bernard przeprowadza rozeznanie w miejskich szpitalach, z którego wynika, że w
wyniku tajemniczej gorączki pachwinowej w ciągu kilku dni zmarło około dwudziestu
pacjentów. Rieux prosi swojego znajomego Richarda, sekretarza syndykatu lekarzy w
Oranie, by
izolował nowych chorych. Prośba nie zostaje spełniona, ponieważ nie ma
oznak, że gorączka, na którą zmarli pacjenci, jest zakaźna. W mieście dochodzi do zmian
pogody, padają przelotne deszcze, a powietrze staje się ciepłe i wilgotne.
Rankiem Rieux udaje się do kamienicy, w której próbował powiesić się Cottard. Musi być
obecny przy policyjnym dochodzeniu w sprawie nieudanej próby samobójczej. Doktor
najpierw odwiedza mieszkanko sąsiada Cottarda - Josepha Granda, które tak opisuje
narrator:
„Urzędnik merostwa mieszkał w dwóch pokoikach umeblowanych bardzo skąpo.
Był tam półka z białego drzewa z dwoma czy trzema słownikami i czarna tablica, na której
można było jeszcze odczytać na wpół starte słowa: «Kwitnące aleje»”. Grand opowiada mu o
swoich stosunkach z Cottardem, które ograniczają się do ukłonów na schodach. Były
urzędnik nazywa swojego sąsiada „desperatem”. Komisarz policji najpierw przesłuchuje
starego urzędnika merostwa. W tym czasie Rieux próbuje przygotować Cottarda do rozmowy
z policjantem. Doktor spostrzega, że mężczyzna boi się policji oraz tego, że będzie bity przez
komisarza. Funkcjonariusz w rozmowie z Cottardem ustala, że przyczyną targnięcia się na
własne życie mężczyzny były „kłopoty natury osobistej”.
W wyniku pogody powietrze w mieście staje się jeszcze bardziej duszne i wilgotne. Rieux
dowiaduje się o kolejnych przypadkach gorączki, której towarzyszą nabrzmiałe gruczoły
pod pachami i na szyi oraz wymioty pacjentów. Coraz liczniejsze przypadki zgonów na tę
samą przypadłość doprowadzają miejskich lekarzy do wniosku, że mają do czynienia z
epidemią. W gabinecie doktora zjawia się starszy kolega „po fachu” – Castel. Obaj
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
4
mężczyźni uznają, że mają do czynienia z dżumą, chorobą, która zniknęła z krajów o
umiarkowanej temperaturze, do których zaliczano się także Algierię. Reakcję doktora Rieux
na rozmowę z Castelem najlepiej oddają słowa: „Na świecie było tyle dżum co wojen. Mimo
to dżumy i wojny zastają ludzi zawsze tak samo zaskoczonych”.
Wiadomość o zarazie rozprzestrzenia się w mieście. Mieszkańcy Oranu starają się nie
zwracać uwagi na zagrożenie zakażeniem, próbują go nie dostrzegać i dalej pracują. Ich
postawę określają słowa: „Jak mogli myśleć o dżumie, która przekreślała przeszłość (…)”.
Doktor Rieux przypomina sobie wszelkie informacje o chorobie oraz statystyki, z których
wynika, że trzydzieści dżum, jakie miały miejsce w historii ludzkości, zabiły sto milionów
ludzi. Od momentu wyjścia Castela ciągle stoi w bezruchu przed oknem. Jest sparaliżowany
brzmieniem i sensem słowa „dżuma”. Po dłuższym czasie postanawia działać, uznając, że
zrobi wszystko, co w jego mocy, by nieść pomoc mieszkańcom Oranu, ponieważ:
„Najważniejsze to dobrze wykonywać swój zawód”. W jego gabinecie zjawia się Joseph
Grand, urzędnik mający na polecenie urzędu statystycznego zliczyć zgony. Towarzyszy mu
dochodzący do zdrowia sprzedawca win - Cottard, który przyszedł podziękować Bernardowi
za pomoc. Grand wręcza doktorowi arkusz statystyczny, po czym cała trójka wychodzi z
gabinetu. Medyk udaje się do laboratorium, w czym przez pewien czas towarzyszą mu
pozostali. Grand tłumaczy, że skończył się czas jego pracy i musi wracać do domu, gdzie
oddaje się pewnej osobistej pasji. Mimo próśb Rieux o przedstawienie szczegółów, nie chce
nic wyjawić. Pod drzwiami laboratorium Cottard żegna się z doktorem.
Rieux ciągle myśli o Grandzie. Uznaje, że dżuma nie dotknie starego urzędnika,
ponieważ oszczędza ona ludzi o słabym organizmie, a zabija tylko mocnych. Przypomina
sobie zarys kariery zawodowej starego urzędnika, uważając, że Grand jest idealnym
człowiekiem do wykonywania drobnych prac. Jest skrupulatny i bardzo dokładny. Jego
ambicją nie jest zajmowanie wysokich urzędów, dlatego od wielu lat trwa na niskim
stanow
isku w merostwie, w dodatku marnie opłacanym. Rieux wspomina także: „Joseph
Grand nie znajdował odpowiednich słów”. Ta cecha najlepiej określa Granda, który nie może
od lat napisać żadnego podania czy zażalenia do władz urzędu. Choć obiecano mu dawno
temu awans
, nie może się o to tak po prostu upomnieć. Rieux darzy go wielką sympatią,
uznając za jednego z najbardziej wartościowych ludzi, jakich zna. Doktor domyśla się, że
Grand w wolnym czasie pisze książkę.
Następnego dnia, dzięki staraniom Rieux, zbiera się miejska komisja sanitarna. Na słowo
„dżuma”, wypowiedziane przez Castela, wszyscy zebrani lekarze zrywają się z miejsc w
oburzeniu. Prefekt miasta twierdzi, że to nie może być „ta” choroba, mimo iż Rieux opisuje
dokładnie objawy towarzyszące właśnie tej przypadłości, popierając się wynikami badań
przeprowadzonymi dzień wcześniej w laboratorium. Oznajmia, że miasto ma do czynienia z
bakcylem dżumy w nieco innej niż klasyczna postaci.
Nie zależy mu na nazwaniu choroby, ale na ratowaniu ludzi. Doktor Richard z kolei upiera
się, że gorączka nie może być zakaźna, ponieważ krewni zmarłych w jej wyniku nie
wykazywali oznak zachorowania. Komisja chce jasnej deklaracji od Rieux, czy jest pewny, że
to dżuma, na co Bernard odpowiada: „To nie kwestia słownika, to kwestia czasu”. Doktorowi
udaje się przekonać pozostałych lekarzy i prefekta do wprowadzenia ostrych środków
profilaktycznych na terenie Oranu. W drodze do swojego gabinetu widzi konającą w
katuszach na ulicy kobietę, której pachwiny opływają krwią.
Z nak
azu prefektury na ulicach miasta pojawiają się specjalne afisze. Gdy Rieux czyta
jeden z nich, z treści obwieszczenia, podanej w bardzo łagodny sposób, bez ostrych
nakazów dla ludności, dowiaduje się jedynie o tym, że zostaną wytrute środkami
chemicznymi w
szystkie szczury w mieście. Prefektura sugeruje także, że mieszkańcy Oranu
powinni, bardziej niż zwykle, dbać o czystość i higienę osobistą. Ostatnią informacją
zawartą na afiszu jest nałożony na Orańczyków obowiązek zgłaszania przypadków gorączki,
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
5
której towarzyszą wymioty, nabrzmiałe gruczoły pod pachami, na szyi i pachwinach.
Doktor spotyka pod swoim gabinetem Granda, który opowiada mu o diametralnie
zmienionym zachowaniu pana Cottarda
: mężczyzna stał się bardzo uprzemy i wszędzie
próbuje zjednywać sobie ludzi. Urzędnik opowiada, że tamten zaprasza go nawet na posiłki
do najlepszych restauracji w mieście. Zauważa też, że sprzedawca win, aby przypodobać się
mieszkańcom miasta, zmienił swoje liberalne poglądy, a do tego, by zyskać jak najwięcej
przyjaciół, ostentacyjnie rozdawał pieniądze ubogim. Wysłuchawszy tego wszystkiego -
Rieux uznaje, że Cottard najwyraźniej usłyszał o tajemniczej chorobie i, w obawie przed
samotnością, próbuje zjednać sobie jak najwięcej ludzi. Grand ma jednak inne zdanie co do
prz
yczyny zachowania mężczyzny. Uważa, że ma on coś na sumieniu.
Rieux ma inne problemy, niż zastanawianie się nad zachowaniem niedoszłego samobójcy.
Chodzi o serum
, które zamówił, a które nie dotarło jeszcze z Paryża. Doktor powątpiewa w
skuteczność (uważa, że w Oranie mają do czynienia z dziwną mutacją dżumy). Rieux zdaje
sobie sprawę ze swojego strachu przed epidemią i śmiercią setek ludzi.
Wieczorem udaje się na spotkanie z Cottardem do hotelowej restauracji. Podczas rozmowy
zauważa strach sprzedawcy win, spowodowany tym, że ktoś chce mu wyrządzić krzywdę.
Mężczyzna pyta, czy w razie choroby lekarz przyjmie go do swego szpitala i czy będzie tam
poza zasięgiem policji. Po kolacji Rieux odwozi go swoim samochodem do domu. Gdy są na
miejscu, przedstawiciel
winnicy zachowuje się w dziwny sposób: pyta doktora, czy plotki
krążące po mieście pokrywają się z prawdą i czy faktycznie nad Oranem zawisła epidemia.
Gdy lekarz nie potwierdza, ale też nie zaprzecza, wtedy Cottard mówi, że epidemia zabije co
najwyżej kilkadziesiąt osób, a temu miastu „potrzebne jest prawdziwe trzęsienie ziemi”.
Ostatnie słowa wykrzykuje i ucieka z samochodu Rieux.
Następnego dnia podczas obchodów Rieux spotyka się niechęcią pacjentów. Wyczuwa, że
chorzy coś przed nim ukrywają. Środki podjęte przez prefekturę przynoszą pierwsze efekty:
do szpitala zgłasza się trzydzieści osób z objawami choroby. W kolejnych dniach liczba
wzrasta tak gwałtownie, że zarządzający miastem nakazują opróżnić szkołę i zorganizować
w niej szpital pomocniczy. Rie
ux, choć stara się nieść ludziom pomoc i ukojenie, to jedyne,
co może robić, to przecinać chorym „dymienice”, czyli powiększone gruczoły. Castel z kolei
spędza całe dnie w bibliotece, szukając informacji o dżumie. Stary lekarz wnioskuje, że to
pchły zdechłych szczurów są odpowiedzialne za rozprzestrzenianie się infekcji.
Mimo iż pogoda nad miastem poprawia się, dni są słoneczne i czuć w powietrzu wiosnę, to
choroba z każdym dniem zabija coraz więcej osób. Powstaje kolejny szpital pomocniczy,
tym razem w pr
zedszkolu. Podirytowany Rieux żąda od prefekta zdecydowanych działań, ale
urzędnik nie może niczego zrobić bez zarządzenia gubernatora. Reakcja Rieux na te słowa
jest porywcza:
„Zarządzenia! Wystarczy wyobraźnia”. Urzędnik prosi doktora o
dokumentację, która przekona ludzi z urzędu gubernatora do podjęcia koniecznych środków.
Tego dnia
umiera czterdzieści osób. Prefekt wprowadza ostateczne środki, które sam
może zarządzić, czyli izolację chorych, dezynfekcję ich mieszkań oraz kwarantannę ich
rodzin. Udaje
się także sprowadzić drogą lotniczą pierwszą partię serum. Środki podjęte
przez prefekturę zdają przynosić się wymierny skutek. Liczba zgonów w ciągu kilku dni
spada do zaledwie dwunastu. Mieszkańcy Oranu starają się żyć, jakby nic strasznego się nie
stało.
Jednak epidemia powraca, liczba zgonów sięga trzydziestu dziennie. Gubernator wysyła do
prefekta depeszę, której treść brzmi: „Ogłoście stan dżumy. Zamknijcie miasto”.
R
OZDZIAŁ
II
Zamknięcie bram miasta sprawia, że wszyscy jego mieszkańcy uzmysławiają sobie, że tylko
razem mogą stawić czoła dżumie. Okazuje się, że ludzie, którzy wyjechali kilka dni
wcześniej z Oranu, nie mogą do niego powrócić. Wiele rodzin, kochanków, przyjaciół,
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
6
zostaje rozdzielonych na czas izolacji miasta. Prefektura zabrania nawet
wysyłania listów,
ponieważ mogą one roznosić infekcję. Telefoniczne rozmowy międzymiastowe zostają
ograniczone do nagłych wypadków, z powodu przeciążenia linii. Dozwolone są depesze, ale
można w nich zawrzeć jedynie dziesięć słów. Ludność miasta ciągle próbuje skontaktować
się z bliskim spoza jego bram. Prefektura zezwala na wpuszczenie do Oranu obywateli,
którzy wyjechali przed epidemią, ale ich rodziny nie zgadzają się na to, ponieważ nie chcą
narażać bliskich. Wyjątkiem jest małżeństwo państwa Castel. Małżonka starego doktora
wraca, ponieważ uznaje, że dżuma jest drobnostką, w porównaniu do ich miłości.
W mieszkańcach Oranu widać zmiany. Ludzie zaczynają doceniać swoich nieobecnych
bliskich, więzy między nimi bardzo się umacniają. Nie wychodzi to jednak na dobre,
ponieważ tęsknota za bliskimi, pozostającymi poza miastem, staje się nie do zniesienia.
Poczucie wygnania towarzyszy wszystkim obywatelom miasta. Jeszcze gorsze uczucia
towarzyszą ludziom, takim jak dziennikarz Rambert, którzy zostali zaskoczeni przez dżumę
w obcym mieście, a nawet w obcym kraju. Narrator tak opisuje ich sytuację: „W wygnaniu
ogólnym byli najbardziej wygnani (…)”.
Mieszkańcy miasta, przez swą samotność, przestają przestrzegać zasad społecznej
egzystencji. Każdy sam musi uporać się ze swoimi problemami, troskami i tęsknotą. Właśnie
tęsknota powoduje, że w ówczesnej fazie epidemii nikt, tak naprawdę, nie myśli o dżumie.
Dżuma powoduje, że Oran jest omijany zarówno przez samochody, jak i statki. Port miejski
stoi pusty. Narrator tak
opisuje tę sytuację: „(…) handel również zmarł na dżumę”. Agencja
prasowa Infdok sporządza tygodniowe bilanse liczby zgonów. W trzecim tygodniu dżumy ich
liczba sięga trzystu dwóch osób (Oran liczy dwieście tysięcy mieszkańców, więc ta liczba
nie przemawi
a jeszcze do świadomości obywateli). Wzrost liczby ofiar dżumy (w piątym
tygodniu sięga trzystu dwudziestu jeden, a w szóstym trzystu czterdziestu pięciu)
uświadamia w końcu Orańczykom, że w ich mieście panuje epidemia.
Do momentu wprowadzenia przez pref
ekta zarządzenia o oszczędzaniu zasobów paliwa,
energii elektrycznej i żywności, ludność stara się zachowywać pogodę ducha. Owe
zarządzenie powoduje, że ruch samochodowy w mieście maleje do minimum, sklepy zamyka
się z dnia na dzień (przed ostatnimi otwartymi ustawiają się wielkie kolejki). Do miasta
docierają z zewnątrz jedynie produkty pierwszej potrzeby. Na ulicach miasta jest pełno ludzi,
ponieważ transport samochodowy przestał funkcjonować. Zakłady pracy dają wszystkim
pracownikom urlopy. Ludzie z brak
u jakichkolwiek rozrywek chodzą na te same filmy do kin.
Kawiarnie i restauracje, które miały duże zapasy win, przeżywają rozkwit. Mieszkańcy Oranu
piją dużo alkoholu.
W dwa dni od zamknięcia bram miasta Rieux spotyka Cottarda, który wydaje się być
zadow
olony z takiego obrotu spraw. Do gabinetu doktora przychodzi Grand. Mężczyźni
rozmawiają o żonie Bernarda, która ciągle jest w sanatorium. Narrator przybliża nam również
losy miłości starego urzędnika. Żona Granda – Jeanie, odeszła od niego po wielu latach
małżeństwa. Przyczyną jej ostatecznej decyzji był fakt, iż mąż „z czasem” przestał okazywać
jej miłość. Joseph nigdy nie przebolał tej straty (wciąż myśli o utraconej Jeanie). Od wielu lat
próbuje napisać list do ukochanej, ale nie może dobrać do niego odpowiednich słów.
Wieczorem Rieux telegrafuje do swojej żony, informując ją, że miasto zostało zamknięte oraz
zapewniając o swej tęsknocie. Prosi, by nadal o siebie dbała i wracała do zdrowia.
Trzy tygodnie po zamknięcia bram miasta Rieux spotyka na ulicy młodego dziennikarza
Raymonda Ramberta. Wysłannik paryskiej gazety, czując się zagubiony w obcym mieście,
prosi doktora o pomoc. Ten proponuje mu, by udał się z nim do przychodni w centrum
miasta
. Po drodze Rambert wyjawia, że w Paryżu czeka na niego ukochana kobieta. Młody
mężczyzna jest oburzony zachowaniem władz miasta, które uniemożliwiają mu powrót.
Narzeka też na ograniczenie środków komunikacji międzymiastowej, w wyniku czego
nie może przekazać ukochanej dłuższej wiadomości. Zdradza ponadto doktorowi szczegóły
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
7
rozmowy z dyrektorem w prefekturze, który obiecał, że spróbuje uzyskać dla niego
zezwolenie
na opuszczenie miasta, przy czym prosi Rieux o wydanie zaświadczenia, że nie
jest chory na dżumę (doktor jednak nie może wydać takiego dokumentu, ponieważ nie ma
pewności, że od momentu jego wystawienia do przedłożenia, dziennikarz nie zostanie
zarażony). Doktor tłumaczy, że w podobnej sytuacji do tej, w jakiej znalazł się Rambert, jest
ponad tysiąc osób i, że teraz „(…) niestety, będzie pan stąd, jak wszyscy”, na co dziennikarz
oznajmia, że i tak opuści miasto. Bernard próbuje tłumaczyć, że nie życzy Raymondowi źle,
lecz chce tylko jak najlepiej spełniać swoje powinności i prosi go na pożegnanie, by ten
informował o podejmowanych przez siebie krokach.
Od
narratora dowiadujemy się, że Rieux kieruje jednym z trzech szpitali pomocniczych.
Doktor dostaje depeszę od małżonki. Podczas czytania wiadomości jego matka zauważa, że
trzęsą się mu ręce. Lekarz nie jest jednak przemęczony. Nadal może pochwalić się siłą i
odpornością (po prostu denerwował się). Najgorszym obowiązkiem doktora stają się wizyty
u chorych, kiedy po stwierdzeniu u pacjenta gorączki epidemicznej daje rodzinie do
zrozumienia, że następnym razem ujrzą bliskiego zdrowego lub… martwego. Przyjazdowi
karetki po chorego zawsze towarzyszą wielkie dramaty, które dotykają także doktora. Z
czasem staje się coraz bardziej obojętny na cierpienia chorych, na które się uodpornił.
Mija miesiąc od wybuchu epidemii. Wydarzeniem, które wstrząsnęło miastem, jest
płomienne kazanie ojca Paneloux. Kościół w Oranie podejmuje walkę z dżumą, robi to
poprzez zorganizowanie tygodnia wspólnych modlitw, który cieszy się wielką frekwencją.
Kulminacją przedsięwzięcia jest niedzielna msza do św. Rocha – uważanego za patrona
z
adżumionych. Właśnie na tej mszy homilię wygasza ojciec Paneloux. Jezuita rozpoczyna
kazanie słowami: „Bracia moi, doścignęło was nieszczęście, bracia moi, zasłużyliście na nie”.
Kontynuując przypomina, że Bóg zesłał już kiedyś dżumę na swoich nieprzyjaciół – Egipcjan.
Ojciec uznaje, że epidemia jest karą bożą, której sprawiedliwi mieszkańcy nie muszą się
obawiać. Dżuma według niego jest biczem, który ma wybić zboże ludzkie „aż słoma zostanie
oddzielona od ziarna”. Paneloux twierdzi, że mieszkańcy Oranu odwrócili się od Boga,
więc teraz On odwrócił się od nich. Ojciec obrazuje plagę jako działania złego anioła, który
wskazuje domy, których mieszkańcy muszą zginąć. Wytyka mieszkańcom miasta fałszywą
religijność i w niej upatruje źródło gniewu Boga. Według jezuity, zniecierpliwiony Stwórca
zesłał plagę, by móc częściej widywać swoich wyznawców. Paneloux twierdzi, że: „Nawet ta
plaga, która was zabija, uszlachetnia was i wskazuje drogę”. Ma nadzieję, że pomimo
epidemii boskiej dżumy, ludzie dalej będą odnosić się do Boga jedynie z miłością. Nie
wszyscy obywatele zgadzają się z treścią kazania. Część z nich myśli tylko o ucieczce z
Oranu. Miastem zaczyna rządzić strach, ludzie pojęli, w jak ciężkiej sytuacji się znaleźli.
Kilka dni po kazaniu ojca Paneloux, Rie
ux, wraz z Grandem, udają się do małej kawiarni, po
drodze
komentując homilię jezuity. Gdy docierają na miejsce, zamawiają jedynie dwa
kieliszki wina i wychodzą. W drodze powrotnej rozmawiają o osobistej pracy Granda.
Urzędnik twierdzi, że idzie mu dobrze. Wyjaśnia doktorowi, że chce tak dopracować swoją
książkę, że gdy złoży ją wydawcy, ten po przeczytaniu powie: „Panowie, kapelusze z głów!".
Grand dalej opowiada, że napisał już bardzo dużo stron, ale czasami spędza całe dnie nad
doborem jednego słowa: „Wieczory, całe tygodnie nad jednym słowem... czasem nawet nad
zwykłym spójnikiem”, po czym zaprasza doktora do domu, gdzie pokazuje mu swoje notatki
(kartki zapisane drobnym drukiem i naniesionymi na niego poprawkami).
Urzędnik wyjawia, że doktor czyta właśnie początkowe zdanie, z którego napisaniem ma
wiele problemów, po czym odczytuje pierwsze zdanie swojej książki na głos: "W piękny
poranek majowy wytworna amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance, jechała kwitnącymi
alejami Lasku Bulońskiego". Rieux podoba się wprowadzające zdanie i chętnie poznałby
dalszą część, ale urzędnik nie pozwala na to. Nie może pokazać doktorowi
niedopracowanego dzieła. Wychodząc w nocy z mieszkania Granda, Rieux jest świadkiem
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
8
ucieczki dwóch mężczyzn, którzy siłą próbują bramy miasta.
Młody dziennikarz Rambert wciąż próbuje dostać oficjalną zgodę któregoś z urzędników
na opuszczenie miasta
. Jego upór nie przynosi jednak żadnych wymiernych efektów,
ponieważ jego przypadek nie jest odosobniony. W końcu wydaje mu się, że osiągnął jakiś
sukces, gdyż otrzymał ankietę, w której dopytywano się o jego sytuację poza miastem. Ku
rozczarowaniu dziennikarza okazuje się, że dane te potrzebne są w wypadku jego
zachorowania i śmierci, a nie do sporządzenia listy osób, które mogą opuścić Oran.
R
ambert popada w stan odrętwienia, nie ma już urzędu, w którym by nie był i nie walczył o
swoją sprawę. Młody dziennikarz błąka się od kawiarni do kawiarni bez jakiegokolwiek celu.
Dużo czasu spędza na miejskim dworcu kolejowym (godzinami przesiaduje w poczekalni,
pomimo, że pociągi mają zakaz wjazdu do Oranu). Siedząc tam przypomina sobie widoki
Paryża i pozostawionej tam ukochanej żony.
W niedługim czasie po kazaniu ojca Paneloux rozpoczynają się upały. Jest koniec
czerwca. Słońce zagląda w każdy zakamarek miasta, ludzie nie mają gdzie uciec przed
żarem. Upały zbiegają się ze znacznym wzrostem liczby ofiar, która sięga siedmiuset
tygodniowo. Miasto ogarnia przygnębienie. Idąc ulicami Oranu słychać jęki umierających w
domach ludzi, na które nikt już nie zwraca uwagi. Strażnicy bram miasta są zmuszeni do
użycia broni wobec obywateli próbujących ucieczki. Powoduje to falę sprzeciwu
mieszkańców.
Władze zastanawiają się, jakie środki podjąć w przypadku wybuchu buntu ludności.
Wzmocnione zostają patrole policyjne krążące po Oranie. Atmosferę w mieście pogarszają
liczne wystrzały z broni żandarmów, którzy mieli nakaz odstrzału psów i kotów –
potencjalnych przenosicieli pcheł. Mieszkańcy orientują się, że upały sprzyjają
rozprzestrzenianiu się dżumy, dlatego fakt, że każdy dzień jest coraz gorętszy, dodatkowo
ich przeraża i przygnębia. Lato zwykle kojarzy się Orańczykom z kąpielami w morzu, które
teraz są surowo zabronione.
Z notatek Tarrou dowiadujemy się, „iż pewien zwrot w epidemii podkreśliło radio, które nie
informowało już o setkach zgonów w tygodniu, ale o dziewięćdziesięciu dwóch, stu siedmiu i
stu dwudziestu zmarłych dziennie”. Dziennik demaskuje poczynania prefektury, która
zamiast podawać wysokich liczb zgonów na koniec tygodnia, woli informować ludność o
mniejszych liczbach. Tarrou zauważa, że z aptek zniknęły pastylki mentolowe, których żucie
ludzie uważają za najlepszą ochronę przed dżumą. W notatkach mężczyzny możemy śledzić
dalsze losy staruszka z balkonu. Nie może już pluć na koty, ponieważ większość z nich
została odstrzelona przez policjantów. Choć przez tydzień wychodzi na balkon, zwierząt
wciąż nie ma. Tarrou dochodzi do wniosku: „W czasie dżumy zabrania się pluć na koty". W
hotelu, w którym mieszka mężczyzna, większość pokoi stoi pusta, ponieważ goście
wyprowadzili się do swoich znajomych w mieście, by nie czuć się samotnie. Dyrektor hotelu
uznaje dżumę za ruinę turystyki. W zapiskach Tarrou znajduje się także komentarz do
kazania ojca Paneloux, który brzmi: „Rozumiem ten sympatyczny zapał. Gdy zaczyna się
plaga i kiedy się już skończyła, uprawia się zawsze nieco retoryki. W pierwszym wypadku
trwają jeszcze dawne przyzwyczajenia, w drugim powracają znowu. W chwili nieszczęścia
człowiek oswaja się z prawdą, to znaczy z ciszą. Czekajmy". Wspomina także o swoim
spotkaniu z doktorem Rieux i wspólnej wizycie, jaką złożyli staremu pacjentowi lekarza.
Chory na astmę człowiek od wielu lat leży w łóżku, choć nie ma żadnych przeciwwskazań do
tego, by chodzić. Tarrou jest pod wrażeniem metody odliczania czasu, jaką preferuje pacjent.
Od lat nie korzysta z zegarów, uważając je za „głupie”. Zamiast tego przekłada ziarenka
grochu z jednego garnka do drugiego
. W ten sposób astmatyk odlicza czas między
posiłkami. Mężczyzna tłumaczy swoje zachowanie religią, która mówi, że: „(…) pierwsza
połowa życia człowieka jest wstępująca, druga zstępująca (…) w drugiej dni człowieka nie
należą już do niego, można mu je odebrać w każdej chwili, nic tu zrobić nie jest w mocy,
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
9
najlepiej więc nic nie robić”. Jego największym pragnieniem jest umrzeć w bardzo starym
wieku. Tarrou zadaje sobie w notatkach pytanie, czy człowiek ten jest święty. Zaraz jednak
daje sobie odpowiedź: „Tak, jeśli świętość jest zespołem przyzwyczajeń”.
W swoich notatkach Tarrou opisał typowy dzień w „zadżumionym mieście”. Wczesnym
rankiem rześkie powietrze oczyszcza Oran. Wszystkie sklepy są zamknięte, a wywieszki na
ich drzwiach z napisem:
„Zamknięte z powodu dżumy”, świadczą o tym, że nie zostaną
szybko otwarte. Sprzedawcy gazet, zamiast wykrzykiwać jak zawsze tytuły nagłówków
gazet, stoją w ciszy. Tematem, który zdominował miejscową prasę jest oczywiście dżuma.
Pomimo wielkich trudności z pozyskaniem papieru powstaje nowy dziennik: „Kurier
Epidemii”, w całości poświęcony wydarzeniom związanym z plagą dżumy. Jedynym
środkiem komunikacji są teraz przepełnione tramwaje, w których pasażerowie starają się
stać do siebie plecami, aby uniknąć zarażenia.
Wczesnym rankiem otwierają się kawiarnie. Drzwi większości z nich zdobią tabliczki z
napisem: „Brak kawy” lub „Przynieś swój cukier”. Potem otwierają się sklepy, ożywają ulice.
Nad miastem zaczyna górować słońce i upał, który doskwiera wszystkim mieszkańcom. Na
bulwary wychodzą ludzie, stopniowo ich liczba wzrasta. W południe miejskie restauracje
pękają w szwach. Chętnych do posiłku jest tak wielu, że ustawiają się w kolejki. Ludzie
baczną uwagę przywiązują do czystości nakryć, boją się zarażenia chorobą tą drogą. Około
godziny czternastej miasto pustoszeje, ponieważ właśnie wtedy upał jest najmocniejszy.
Wieczorem
, gdy słońce ustępuje miejsca ożywczemu chłodowi, miasto staje się „rozgadane”
i tłumne. Tarrou tak opisuje atmosferę panującą wieczorami w Oranie: „(…) pod czerwonym
niebem lipca miasto, ciężkie od miłosnych par i krzyku, odpływa ku dyszącej nocy”. Na
zak
ończenie tej części swoich notatek, mężczyzna porusza temat religii. Gdy mieszkańcy
uzmysłowili sobie powagę epidemii, stali się nie tylko bardziej religijni, ale znacznie
intensywniej poszukiwali rozkoszy.
Rieux, czekając na Tarrou (odbędzie się spotkanie opisane powyżej), rozmawia ze swoją
matką, która martwi się, że jej syn jest przepracowany. Lekarz, nie chcąc jej martwić, nie
mówi o swoich problemach: o tym, że serum dowożone z Paryża jest nieskuteczne, że
dymienice nie dają się już przecinać, że choroba okazała się być dżumą płucną… Gdy pani
Rieux pyta syna, czy ma nowe wieści od swojej żony, słyszy że tak i, że wszystko u niej
dobrze. W mieszkaniu zjawia się oczekiwany gość lekarza. Mężczyźni rozmawiają o pomyśle
Tarrou, który ma plan organizacji ochotniczych oddziałów sanitarnych. Do podjęcia tego
zadania zmusiła go opieszałość i przeciążenie prefektury, która nie potrafi zorganizować
jakiejkolwiek cywilnej inicjatywy. Rieux zgadza się, ale uprzedza rozmówcę, że ryzykuje
zarażeniem się i śmiercią.
W dalszej rozmowie Tarrou pyta doktora, czy ten wierzy w Boga. Gdy Bernard zaprzecza,
mężczyzna zadaje kolejne pytanie, które dotyczy powodów poświęcenia, jakie wykazuje
Rieux w niesieniu pomocy chorym. Doktor odpowiada,
„że gdyby wierzył we
wszechmogącego Boga, przestał by leczyć ludzi zostawiając Bogu tę troskę”, po czym
uznaje, że nikt, kto próbuje zmienić świat i nie poddaje się losowi, nie może tak naprawdę
wierzyć w Boga. Dalej doktor mówi, że wykonuje swój zawód dla idei. Za najpilniejszą
sprawę uważa leczenie chorych i ratowanie ich życia. Rieux opowiada, że wybrał zawód
lekarza, ponieważ był niedostępny dla syna robotnika, takiego jak on. Chciał osiągnąć coś
wielkiego. Swoje podejście do wykonywanej pracy zmienił, gdy po raz pierwszy zetknął się
ze
śmiercią. Do dzisiejszego dnia nie przyzwyczaił się do tego, że jego pacjenci umierają.
Zawsze robi wszystko, by do tego nie dopuścić. Doktor mówi o swojej cichej rywalizacji z
Bogiem i zdaje sobie sprawę, że jego sukcesy są zawsze tylko tymczasowe, i Stwórca
prędzej czy później z nim wygrywa. Jednak Rieux nie zniechęca się, ponieważ: „(…) to nie
powód, żeby zaniechać walki”. Przyznaje rację Jeanowi, że dżuma jest jedną wielką klęską.
Rozmówca lekarza jest pod wrażeniem jego poglądów, gdy pyta: „Kto pana tego wszystkiego
nauczył, doktorze?”. Odpowiedź pada natychmiast: „Bieda”.
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
10
Gdy gość Bernarda ma zamiar opuścić gabinet lekarski, Rieux proponuje mu wspólne
odwiedziny u jednego z jego pacjentów - chorego na astmę starszego mężczyzny. Przed
wyjściem z mieszkania, Tarrou poznaje matkę doktora, który przedstawia go jako swojego
przyjaciela
. Mężczyźni wsiadają do samochodu doktora, który informuje swojego przyjaciela
o obowiązku szczepienia przeciwko dżumie. Szczepionka ta nie gwarantuje uniknięcia
zakażenia, ale zmniejsza je do jednej szansy na trzy. Tarrou przypomina doktorowi: „Przed
stu laty epidemia zabiła wszystkich mieszkańców w pewnym perskim mieście prócz
człowieka, który mył trupy i który ani na chwilę nie zaprzestał swej pracy”.
Następnego dnia Tarrou zbiera pierwszą grupę ochotników do formacji sanitarnej. Narrator
stara się nie przeceniać roli, jaką odegrały one w walce z epidemią. Ludzie przystępują do
owych drużyn nie tylko z chęci pomocy innym, ale z czystej nudy. Dodatkową motywacją do
przyłączenia się jest chęć poznania dżumy z bliska. Celem, który przyświeca formacjom
Tarrou i doktorowi Rieux jest walka „do upadłego” z epidemią i nie poddawanie się jej.
Castel sporządza surowicę na bazie mikroba, pobranego od chorującego na dżumę płucną
mieszka
ńca Oranu. Rieux ma nadzieję, że będzie ona bardziej skuteczna niż serum
dowożone z Paryża. Sekretarzem formacji sanitarnych zostaje Joseph Grand. Same
formacje zajmują się pracami zapobiegawczymi w przeludnionych dzielnicach. Wprowadzają
konieczną higienę, zliczają niezdezynfekowane strychy i piwnice. Inna część drużyn
towarzyszy lekarzom w wizytach domowych, troszczy się o transport zadżumionych, a
nawet, w braku specjalnego personelu, przewozi chorych i zmarłych. Nad wszelkimi
statystykami, których prowadzenie jest konieczne, czuwa Grand. Narrator uważa, że to
właśnie stary urzędnik, bardziej niż Tarrou czy Rieux, „ucieleśniał milczącą cnotę ożywiającą
formacje sanitarne”. Grand pracuje dla drużyn codziennie od osiemnastej do dwudziestej.
Po pracy urzędnik nieustannie pisze swoją książkę, a wrażeniami z tej czynności dzieli się
chętnie zarówno z Rieux, jak i z Tarrou. Wszyscy trzej znajdują swoiste „ukojenie” w pracy
Granda. Urzędnik pewnego wieczora mówi, że ostatecznie rozstał się z przymiotnikiem
"wyt
worna" i, że odtąd będzie nazywał amazonkę "smukłą". Pierwsze zdanie jego książki
brzmi teraz:
„W piękny ranek majowy smukła amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance,
jechała kwitnącymi alejami Lasku Bulońskiego”. Z każdym kolejnym wieczorem Grandowi nie
podobają się kolejne słowa zdania i chce je zmieniać. Powoduje to u urzędnika roztargnienie
i zaniedbywanie obowiązków zawodowych w merostwie. Grandowi grozi zwolnienie z pracy.
Stary urzędnik jest zmęczony ciągłym poszukiwaniem odpowiednich słów do swojego zdania
o amazonce. Jeśli chodzi o pracę dla formacji sanitarnych, to wywiązuje się z niej najlepiej,
jak potrafi. W tym miejscu narrator nazywa Granda prawdziwym bohaterem całej tej historii.
Do Oranu napływają liczne głosy współczucia i wsparcia z całego świata. Pomoc
humanitarna dociera transportem powietrznym. Doktorowi nie podoba się język, w jakim w
radiu ludzie wypowiadają się o zadżumionym mieście. Słyszy w nim utarte frazesy oraz
wielką niemoc.
Inną drogę walki z dżumą obrał Rambert. Mężczyzna wie już, że nie opuści miasta w
sposób legalny, dlatego próbuje innych: rozmawia z kelnerami w mieście, ponieważ uważa,
że oni wiedzą wszystko. Nie przynosi to jednak żadnego efektu. Przełomowym okazuje się
moment spotkania Cottarda (mężczyźni poznali się wcześniej w gabinecie doktora Rieux,
gdzie Rambert żalił się na niemoc urzędników) na ulicy. Dziennikarz mówi o zaniechaniu
legalnych sposobów opuszczenia miasta, na co Cottard tłumaczy zdumionemu
dziennikarzowi, że od dawna bywa we wszystkich kawiarniach Oranu i wie o istnieniu pewnej
organizacji, która zajmuje się sprawami „tego rodzaju”.
Mężczyzna mówi dalej, że proponowano mu opuszczenie miasta, ale odmówił (twierdzi, że
ma ku temu poważne powody). Cottard tak motywuje swoją decyzję: „czuję się tu znacznie
lepiej, odkąd dżuma jest z nami”. Dowiadujemy się też, że dorobił się on małej fortuny z
kontrabandy towarów z zewnątrz. Rambert zgadza się na współpracę z tajemniczą
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
11
organizacją. Cottard prowadzi dziennikarza do brudnej knajpy, pełnej kurzych odchodów.
Niedoszły samobójca, a obecnie zadowolony z życia w zadżumionym mieście mężczyzna
pyta kelnera, czy ma szanse na zobaczenie się z panem Garcią, któremu chciałby
przedstawić swojego przyjaciela. Wieczorem dochodzi do spotkania. W rozmowie z
wpływowym mężczyzną Cottard używa słowa „wyjście”, aby opisać cel ich rozmowy. Garcia
mówi, że takie sprawy nie leżą w jego zakresie, i że powinni skierować się do Raoula.
Mężczyzna zapowiada, że umówi Ramberta z człowiekiem odpowiedzialnym za „wyjścia”
pojutrze. Dodaje
też, że będzie to sporo kosztowało dziennikarza.
Dwa dni później, w drodze na umówione spotkanie, Rambert z Cottardem napotykają Tarrou
idącego razem z doktorem Rieux. Przyjaciel doktora rozpoznaje dziennikarza, ponieważ
mieszkają w tym samym hotelu. Rieux domyśla się, na jakie spotkanie wybierają się tamci
dwaj. Tarrou spostrzega, że zbliża się do nich sędzia śledczy – pan Othon. Między
mężczyznami wywiązuje się krótka rozmowa. Przyjaciel doktora przedstawia sędziemu
Cottarda i Ramberta, po czym pyta, c
zy epidemii towarzyszy wzrost przestępczości. Othon
odpowiada, że przez dżumę nie może w swojej pracy skupiać się na mniejszych
wykroczeniach, tylko musi doprowadzić do końca te duże, niecierpiące zwłoki. Gdy sędzia
odchodzi, Cottard nazywa go swoim
„wrogiem numer jeden”. Tarrou z doktorem odjeżdżają,
pozostawiając dwójkę mężczyzn. W chwilę potem Rambert i Cottard spotykają Garcię, który
oznajmia im, że muszą chwilę poczekać na Raoula. Po krótkim czasie pojawia się dobrze
ubrany, postawny mężczyzna, którym okazuje się Raoul. Informuje on Ramberta, że cała
operacja będzie go kosztować dziesięć tysięcy franków, na co dziennikarz zgadza się
automatycznie. Umawiają się nazajutrz na spotkanie sam na sam w hiszpańskiej restauracji.
Następnego dnia dochodzi do umówionego spotkania. Przy stoliku Raoula siedzi dodatkowo
mężczyzna, którego nazwisko nie zostaje wymienione. Nieznajomy ma skontaktować
Ramberta z dwoma innymi mężczyznami, którzy zapoznają go z oddanymi Raoulowi
strażnikami. Tajemniczy mężczyzna, nazywany z racji swojego wyglądu przez narratora
„koniem”, proponuje dziennikarzowi spotkanie za dwa dni pod katedrą. Dziennikarz zgadza
się. W dalszej rozmowie Rambert orientuje się, że „koń” jest piłkarzem, co powoduje, że
między nimi wywiązuje się emocjonująca wymiana zdań na temat piłki nożnej (dziennikarz
również uprawiał ten sport). Pod koniec obiadu „koń” zwraca się do Ramberta na "ty", chcąc
go przekonać, że najlepsze miejsce w drużynie ma środkowy napastnik. Dyskusję przerywa
im radio, które ogłasza komunikat, że poprzedniego dnia dżuma zabrała sto trzydzieści
siedem ofiar. Wszyscy trzej mężczyźni wstają i wychodzą z restauracji. Na zewnątrz
środkowy napastnik ściska energicznie rękę Ramberta i przedstawia się jako Gonzales.
Następnego dnia dziennikarz opowiada o postępach w organizowaniu wyjazdu doktorowi
Rieux
. W rozmowie z lekarzem dowiaduje się, że formacjom sanitarnym brak materiału (we
wszystkich armiach świata brak materiału wyrównują na ogól ludzie, ale drużynom brak
również i ludzi). Dziennikarz zauważa, że przecież przyjechali lekarze i personel sanitarny z
zewnątrz – dziesięciu lekarzy i sto osób personelu pomocniczego, lecz doktor wyjaśnia,
że to wystarczy przy obecnym stanie choroby, a nie gdy epidemia się rozszerzy. Rambert nie
chce być postrzegany jako tchórz, a obawia się, że tak właśnie widzi go Rieux. Doktor
zapewnia jednak, że nie ma o nim takiego zdania oraz, że jest pewny, że dziennikarzowi uda
się dopiąć swego i wrócić do swej ukochanej. Rambert wyjawia, że boi się, iż kobieta,
zmęczona czekaniem, zapomniała o nim. Do rozmawiających mężczyzn dołącza
rozpromieniony Tarrou, który ogłasza, że ojciec Paneloux zgodził się przyłączyć do ich
formacji sanitarnych. Rieux tak komentuje ten fakt: „Cieszę się, że jest lepszy od swego
kazania”. Rambert żegna się i odchodzi. W czwartek dziennikarz czeka o umówionym
czasie na Gonzalesa w przedsionku katedry
. Środkowy napastnik spóźnia się na
spotkanie dwadzieścia minut i, zwarzywszy na nieobecność mężczyzn mających się z nim
zjawić, proponuje kolejne spotkanie – następnego dnia, pod pomnikiem poległych, o tej
samej porze. Nazajutrz wszystko przebiega zgodnie z planem, Gonzales przedstawia
dziennikarzowi Marcela i Louisa. Mężczyźni są do siebie bardzo podobni, więc Rambert
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
12
uznaje ich za braci. Okazuje się, że za dwa dni rozpoczynają służbę wartowniczą na bramie
oraz że będą na straży przez tydzień. Postanawiają wybrać najbardziej dogodny dzień.
Marcel i Louis informują dziennikarza, że pozostali dwaj strażnicy są zawodowi żołnierzami i
nie mogą o niczym się dowiedzieć. Bracia proponują Rambertowi, żeby przeniósł się do ich
mieszkania, położonego w pobliżu bramy, i poczekał tam na ich znak. Gonzales proponuje
kolejne spotkanie pojutrze w hiszpańskiej restauracji, skąd mężczyźni mieli się udać się do
mieszkani
a strażników.
Nazajutrz dziennikarz spotyka w hotelu Tarrou. Proponuje mu oraz doktorowi Rieux wspólną
kolacje wieczorem w restauracji. O jedenastej mężczyźni spotykają się we trzech. Rambert
wyjawia, że być może za tydzień uda mu się opuścić Oran. Tarrou uważa, że to wielka
szkoda, ponieważ dziennikarz mógłby się przydać ich formacjom. Dalsza rozmowa z
Rambertem nie ma sensu, ponieważ młody redaktor jest zupełnie pijany.
Nazajutrz Rambert zjawia się ponownie w hiszpańskiej restauracji. Czeka od
dziewiętnastej trzydzieści do dwudziestej pierwszej, ale nikt się nie pojawia. Zdenerwowany
wychodzi z lokalu. Podirytowany i zrozpaczony kieruje swe kroki w kierunku hotelu. Zdaje
sobie sprawę, że przez cały ten czas w pewien sposób zapomniał o swojej żonie,
poświęcając się znalezieniu możliwości kontaktu z nią. W tej samej chwili wzbiera w nim
nagromadzona tęsknota za ukochaną. Nazajutrz dziennikarz udaje się do Rieux, by go
zapytać o sposób znalezienia Cottarda. Doktor mówi, że Tarrou zaprosił go na jutrzejszy
wi
eczór, ponieważ ma wobec niego jakieś plany.
Następnego dnia, gdy w gabinecie doktora zjawia się Cottard, lekarz wraz ze swoim
przyjacielem
rozmawiają o niespodziewanym wyzdrowieniu pacjenta w szpitalu. Tarrou
twierdzi, że miał on po prostu wielkie szczęście, a Cottard uznaje, że to nie mogła być
dżuma, bo na nią nie ma lekarstwa. Tarrou sugeruje sprzedawcy win, że zbyt wielu obywateli
Oranu pozostaje nieaktywnymi społecznie, podczas gdy każdy powinien spełnić swój
obowiązek. Dodaje też, że formacje ochotnicze są otwarte dla wszystkich. W końcu
przyjaciel doktora proponuje współpracę Cottardowi. Mężczyzna odmawia, stwierdzając, że
to nie dla niego, po czym dodaje:
„Zresztą dobrze mi z dżumą i nie wiem, dlaczego miałbym
się wtrącać, żeby się skończyła”. Tarrou udaje nagłe olśnienie i wykrzykuje: „Ach,
rzeczywiście, zapomniałem. Gdyby nie dżuma, aresztowano by pana”. Cottard jest tak
zaskoczony tymi słowami, że chwyta się krzesła, jakby miał upaść. Tarrou wyjawia, że doszli
do takiego wniosku wraz z doktorem,
jednocześnie zapewniając, że nie mają zamiaru go
wydać policji. Cottard przyznaje, że toczy się przeciwko niemu śledztwo i grozi mu więzienie.
Ponownie odmawia wstąpienia do formacji, ale obiecuje, że przestanie „wychwalać” dżumę,
chociaż stała się ona jego wybawieniem.
Do gabinetu wchodzi Rambert. Dziennikarz dowiaduje się, że Cottard nie zna adresu
Gonzalesa. Sprzedawca win zobowiązuje się jednak do zaaranżowania kolejnego spotkania
z Garcią. Doktor jest ciekawy poczynań dziennikarza, więc ten zaprasza go wraz z Tarrou z
końcem tygodnia, by odwiedzili go w jego pokoju hotelowym. Następnego wieczoru Cottard
wraz z Rambertem spotykają się z Garcią w hiszpańskiej restauracji. Mężczyzna nie potrafi
wytłumaczyć niepowodzenia akcji i jedyne, co może zrobić, to zaproponować ponowne
spotkanie z Raoulem. Dziennikarz powtarza całą procedurę. W końcu dochodzi do
ponownego spotkania z Gonzalesem
, który tłumaczy dziennikarzowi, że zatrzymano go i
braci strażników na rogatkach miasta. Przy aranżacji kolejnego spotkania dochodzi do
komplikacji i zostaje ono przełożone. Zmęczony Rambert udaje się do hotelu, gdzie spotyka
Tarrou, który, widząc minę dziennikarza, wie, że nie ma on powodów do zadowolenia.
Tego wieczora do Ramberta przychodzą doktor Rieux i jego przyjaciel, którym wyjawia, że
zaczyna tracić nadzieję na opuszczenie miasta, że ciągłe przekładanie spotkań i zaczynanie
wszystkiego od początku go „dobija”. Mówi też, że zrozumiał dżumę, według niego: „(…) to
polega na zaczynaniu od nowa”. Dziennikarz zadaje pytanie doktorowi o wygląd sprawy
formacji sanitarnych, na co ten odpowiada, że jest dziesięć ekip roboczych i spodziewa się
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
13
kolejnych.
Rambert wyjawia, że walczył podczas wojny domowej w Hiszpanii, ale nie zdradza po
której ze stron. Uważa, że mógłby zginąć jedynie dla miłości, ale nie dla idei. Dziennikarz nie
rozumie doktora i Tarrou, którzy ryzykują własnym życiem dla uczciwości, a nie dla uczucia.
Zarzuca rozmówcom, że nie mają nic do stracenia, że nie mają ukochanych kobiet, dla
których warto żyć. Po tych słowach doktor wstaje i wychodzi. Tarrou przed wyjściem mówi
Rambertowi, że żona Rieux znajduje się w sanatorium kilkaset kilometrów od miasta.
Dziennikarza stać tylko na gest zdumienia. Następnego ranka Rambert dzwoni do doktora i
pyta, czy do czasu znale
zienia sposobu na opuszczenie miasta może współpracować z
formacjami sanitarnymi. Doktor zgadza się na tę propozycję.
R
OZDZIAŁ
III
Połowa sierpnia to czas wielkich upałów, ale też szczytowy punkt dla epidemii dżumy.
Właśnie teraz choroba zbiera największe żniwa. W mieście wzmaga się wiatr, który wzbija
tumany kurzu. Oran jest szary od brudu. Ludzie, chodząc ulicami, zasłaniają twarze
chustami. Dżuma zbliża się do dzielnic położonych w centrum miasta. Mieszkańcy są
przekonani, że to wiatr roznosi zarodki infekcji. Władze miasta nakazują, by dzielnice
centrum opuszczali tylko ci ludzie, których praca jest niezbędna dla Oranu. Tym samym
tworzy się swoiste getto w jego sercu. Mieszkańcy tych dzielnic uważają, że są w
większym stopniu więźniami choroby, niż ludzie zamieszkujący obrzeża miasta. Wzrasta
również liczba pożarów, zwłaszcza w dzielnicach willowych, po zachodniej stronie Oranu (to
doprowadzeni do szaleństwa ludzie, którzy wracali z kwarantanny, podpalają swoje domy,
aby zabić dżumę).
Rozprzestrzeniani
u się pożarów sprzyja wiejący wciąż wiatr. Władze miasta grożą
podpalaczom sankcjami prawnymi, w tym więzieniem. Ostrzeżenie prefektury skutkuje, gdyż
właśnie w więzieniu odsetek umieralności na dżumę jest bardzo wysoki. Choroba atakuje
duże, zamknięte skupiska ludzi, dlatego zakonnicy z dwóch klasztorów miasta opuszczają je
i szukają schronienia przy pobożnych rodzinach. Żołnierze z miejskich koszar umieszczani
są w szkołach i gmachach publicznych. W mieście powstaje wielki zamęt. Szturmy
mieszkańców na bramy miasta ponownie przybierają na sile. Niektórym orańczykom udaje
się uciec, ale jest też spora liczba rannych od postrzałów straży. W mieście dochodzi do
zamieszek, mają miejsce akty kradzieży, zwłaszcza w opuszczony i spalonych domach czy
sklepach.
N
arrator stara się usprawiedliwiać tych mieszkańców, z których okazja uczyniła złodziei,
ale władze miasta nie są tak pobłażliwe. Prefektura wprowadza obok stanu dżumy stan
oblężenia i nakłada nowe prawa, w wyniku których dwaj złodzieje zostają rozstrzelani. Tak
surowe środki nie są jednak skuteczne, ponieważ ludzie nie widzą różnicy pomiędzy
śmiercią przez egzekucję, a tą spowodowaną chorobą. Władze z czasem przestają
interweniować w tej sprawie, ale wprowadzają tzw. stan zupełnej ciemności - od godziny
jed
enastej miasto pogrąża się w mroku.
Narrator przybliża wygląd pogrzebów z czasów epidemii. Z początku ceremonie
pogrzebowe cechuje pośpiech. Wszystkie formalności zostają znacznie uproszczone, a
uroczyste pogrzeby są całkiem zniesione. Ciała ludzi, którzy zmarli za dnia, są chowane
bezzwłocznie, a tych, którzy umarli nocą – z samego rana. W tych przypadkach, gdzie
zmarły nie mieszkał z rodziną i nie przechodziła ona kwarantanny, bliscy mieli prawo
pożegnać się z krewnym, ale dopiero na cmentarzu. Sama ceremonia pogrzebu nabiera
takiego tempa, że ogranicza się do przywiezienia trumny na cmentarz i natychmiastowego
zrzucenia jej do przygotowanego dołu. Kapłan jedynie kropi trumnę, po czym jest ona
natychmiast zakopywana. Procedura ta zapewnia maksimum szybko
ści i minimum ryzyka.
Sami ludzie z czasem przyzwyczajają się do takich pochówków.
Szczerze mówiąc, nie mają innego wyjścia, ponieważ codzienne życie w zadżumionym
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
14
Oranie nie pozwala im na zadumę czy refleksję nad umierającymi współobywatelami.
Rozwój epidemii powoduje, że zaczyna brakować trumien. Dochodzi do tego, że skrzynie
wykorzystywane są wielokrotnie, a ciała składowane są w specjalnych szopach, ponieważ
cmentarz jest już zapełniony. Z czasem obecność krewnych na pogrzebach jest uznana
przez prefekt
urę za zbyteczną i zostaje zakazana.
Na samym końcu miejskiej nekropolii zostają wykopane dwa olbrzymie doły, służące za
masowe groby. Jeden dół jest dla kobiet, a drugi dla mężczyzn. W ostatnich dniach zarazy
zasada grzebania zgodnie z płcią przestaje być przestrzegana. Zwłoki w tej masowej mogile
zasypywane są niegaszonym wapnem. Wielu sanitariuszy i grabarzy zaraża się dżumą
podczas wykonywania swojej pracy, ale o dziwo przez cały czas trwania epidemii nigdy nie
braknie ludzi do wykonywania tych posług. Zaraza jest główną przyczyną bezrobocia w
mieście, dlatego takim dużym wzięciem cieszą się takie prace, gdzie płaci się w stosunku do
ponoszonego ryzyka zarażeniem. Prefekta cieszy taka sytuacja, ponieważ nie musi
zatrudniać skazańców z miejskiego więzienia do wykonywania tych prac.
Narrator wybiega w przyszłość i opowiada, że w ostatnich tygodniach dżumy. Gdy
cmentarz nie mógł pomieścić już więcej ciał, prefekt zarządził wykonywanie pochówków
nocą. Umożliwiało to masowy pochówek zwłok bez żadnego poszanowania godności
zmarłych. Ciała były wrzucane do dołów jedne za drugim i natychmiast zasypywane
niegaszonym wapnem. Gdy nie można było już dalej tego praktykować, prefekt zarządził
otworzenie w mieście krematorium. Jedyne miejsce, gdzie znajdował się odpowiedni piec,
był trochę poza murami Oranu. Merostwo wpadło na pomysł, aby używać starych tramwajów
do przewozu zwłok do krematorium. Pojazdy zostały specjalnie do tego celu przygotowane.
Ludzie, gdy dowiedzieli się o celu nocnych specjalnych tramwajów, wrzucali przez ich okna
kwiaty. Dym z krematorium unosił się nad wschodnią częścią miasta, ale po protestach
mieszkańców, został skierowany w neutralnym kierunku. Jednak w wietrzne drzwi przykry
zapach powracał.
Narrator wprowadza nas z powrotem w bieżące wydarzenia. Mieszkańcy, których w wyniku
epidemii rozdzielono ze swoimi bliskim,
cierpią fizycznie oraz moralnie, ponieważ
zatracają poczucie wszelkiej cielesności. W pierwszym stadium dżumy pamiętają bardzo
dobrze istotę, którą stracili, i czują żal. Potrafią przywołać twarz kochanej osoby, ale nie
potrafią sobie wyobrazić, co teraz robią ich bliscy. W drugim stadium zarazy ci sami
mieszkańcy tracą również i tę pamięć, twarze bliskich stają się dla nich niemożliwe do
wyobrażenia. Na koniec tego długiego czasu rozłąki nie potrafią już sobie wyobrazić
intymności, która była ich udziałem, ani chwil, gdy każdej chwili mogli dotknąć ręką
ukochanych.
Nie można powiedzieć, że mieszkańcy, których choroba oddzieliła od bliskich, przyzwyczaili
się do dżumy, ale z pewnością ich tęsknota ustępuje z czasem na rzecz walki o przetrwanie
w Oranie. Narrator tak usprawiedliwia ich zachowanie:
„Miłość bowiem żąda odrobiny
przyszłości, a myśmy mieli tylko chwile”. Rozłączeni, jak nazywa ich autor, z zadżumionego
miasta wyrzekają się tego, co najbardziej osobiste. „Miasto zaludniali ludzie śpiący z
otwartymi oczyma, którzy wymykali się swemu losowi tylko w tych rzadkich chwilach, kiedy
ich rana z pozoru zamknięta otwierała się nagle w nocy” - tak narrator opisuje stan, w jakim
pog
rążeni są ci ludzie. Rozłączeni wyglądają i zachowują się teraz jak pozostali, chorzy
mieszkańcy.
R
OZDZIAŁ
IV
W mieście nastaje jesień. Pogoda sprawia, że mgła, upał i deszcz następują po sobie. Rieux
jest zaniepokojony faktem, że członkowie formacji sanitarnych wyglądają na
przemęczonych. Zauważa, że wykonują swoje zadania z obojętnością. Nie zwracają już
uwagi na doniesienia prasowe w sprawie dżumy.
Rambert zostaje zarządcą jednej ze stacji kwarantanny, znajdującej się w jego hotelu.
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
15
Dobrze wykonuje swoj
e obowiązki, pomimo ciągłego przekonania, że lada dzień ucieknie z
miasta. Grand nadal wykonuje obliczenia, sporządzając śmiertelny bilans dżumy (ale nie
potrafiłby podać ogólnych rezultatów choroby). Tarrou, Rambert i Rieux są wyraźnie bardziej
odporni na
zmęczenie niż on. Starszy człowiek wciąż łączy funkcje urzędnika w merostwie z
sekretarzowaniem u doktora i swymi pracami nocnymi.
Doktor nie jest pewny, czy należy ufać pocieszającym telegramom od żony. Postanawia
zadepeszować do naczelnego lekarza sanatorium, w którym leczy się jego ukochana. W
odpowiedzi otrzymuje wiadomość o pogorszeniu jej zdrowia i zapewnienie, że zostanie
zrobione wszystko, by nie dopuścić do dalszego rozwoju choroby. Rieux zachowuje te
informacje tylko dla siebie. Nie chce z nikim rozmaw
iać o swojej małżonce (robi to tylko
raz, w rozmowie z Grandem, ale usprawiedliwia się, że było to skutkiem zmęczenia). Tarrou
przeprowadza się do mieszkania doktora Rieux, ponieważ hotel zostaje przerobiony na
stację kwarantanny. Przyjaciel lekarza ciągle skupia się w swoich zapiskach na szczegółach
z życia zadżumionego miasta.
Castelowi udaje się w końcu opracować serum, nad którym pracował dniami i nocami. Rieux
decyduje, że pierwszym pacjentem, któremu poda surowicę, będzie synek sędziego
śledczego Othona. Gdy mówi to Castelowi, zauważa, że stary doktor śpi wycieńczony w
fotelu, co bardzo wzrusza Rieux i uzmysławia jego własne zmęczenie. Doktor tłumi jednak
emocje i zaciska „węzeł”, który uformował w sobie, żeby łatwiej znosić tragedię rozgrywającą
się dookoła niego. Rieux wie już, że jego rola polega nie na leczeniu, ale na stawianiu
diagnozy. Odczuwana ciągłe niemoc go przytłacza.
Codziennie spotyka się z zarzutami umierających ludzi, że jest pozbawiony serca… Doktor
ma jednak serce. Służy mu do wytrzymywania dwudziestu godzin pracy na dobę, oglądania
śmierci ludzi „stworzonych do życia”. Narrator tak opisuje pracę doktora: „w ciągu dnia nie
udzielał pomocy, ale informacji”. W pierwszych dniach epidemii był witany serdecznie przez
pacjentów oczekujących pomocy, ale teraz muszą towarzyszyć mu żołnierze, aby wymusić
otworzenie drzwi i odebrać rodzinie chorego (ludzie nie chcą oddawać swoich bliskich do
szpitali, bo wiedzą, że już ich więcej nie ujrzą). Najgorszą oznaką zmęczenia, jaką obserwuje
doktor, jest zaniedbywanie zasad higieny
przez niego i jego przyjaciół z formacji
sanitarnych. Nie zawsze pamiętają o procesach dezynfekcyjnych i zabezpieczaniu się przed
zarażeniem dżumą, chociaż stanowią grupę najbardziej na to podatną. Coraz częściej zdają
się na przypadek i szczęście.
Jedynym człowiekiem w mieście, który wydaje się nie być wyczerpany ani zniechęcony,
pozostając żywym wizerunkiem zadowolenia, jest Cottard. Trzyma się na uboczu, stara się
nie zwracać na siebie uwagi. Najczęściej spotyka się z Tarrou, który wciąż odnosi się do
ludzi z życzliwością, mimo uciążliwej pracy, jaką wykonuje za dnia. Osobie Cottarda, który
potocznie nazywany jest rentierem, Tarrou poświęca sporą część swoich wspomnień.
Rozdział tytułuje: "Stosunki Cottarda z dżumą". Ogólna opinia przyjaciela doktora Rieux o
rentierze zamyka się w sądzie: "To człowiek, który rośnie". Jest zadowolony z tego, że
wszyscy mieszkańcy miasta znajdują się w stanie dżumy. Nie bierze pod uwagę możliwości,
że sam zachoruje, tłumacząc to pewnością, iż kogoś już śmiertelnie chorego nie może
dopaść inna śmiertelna choroba (za swoją chorobę uważa ciążący na nim wyrok). Jedyne,
czego teraz się boi, to oddzielenie od innych. „Woli być oblężony wraz ze wszystkimi niż sam
zostać więźniem”. Tarrou uznaje, że rentier przechodził już swoją dżumę, którą było życie w
ciągłej niepewności, czy nie zostanie skazany na więzienie. Dlatego też doskonale czuje się
wśród ludzi, którzy boją się, że epidemia wyda nie nich wyrok śmierci.
Często zdarza się, że Tarrou wychodzi wieczorem z Cottardem. Obserwują wtedy, że w
mieście mnożą się zabawy i próżniactwo. Pomimo, że ceny towarów idą w górę,
restauracje zbijają fortunę, ponieważ ludzi pragnących oddać się rozkoszy i zapomnieniu jest
coraz więcej. Należy do nich sam Cottard. Rentier czuje się w lokalach, gdzie przebywają
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
16
tłumy rozmawiających i pijących ludzi, jak „ryba w wodzie”. Przed epidemią nie mógł sobie
pozwolić na zabawę, ale teraz, gdy nie jest już osamotniony, może do woli oddawać się
rozrywkom. Cottardowi strach w
ydaje się mniej ciężki do udźwignięcia, niż wówczas, gdy
odczuwał go zupełnie sam.
Rentier zaprasza Tarrou do Opery Miejskiej, gdzie grany jest Orfeusz i Eurydyka. Trupa
teatralna przybyła do Oranu na wiosnę, zatrzymana przez dżumę zgodziła się na
wystaw
ianie raz w tygodniu tego samego przedstawienia. Spektakl podoba się jednak
publiczności i stale przynosi duże dochody. „Frak wypędzał dżumę”, z takiego założenia
wychodzą Tarrou i Cottard, gdy zasiadają elegancko ubrani na najdroższych miejscach w
operze.
W trzecim akcie (moment, kiedy Eurydyka wymyka się swemu kochankowi) salę
ogarnia spore zdumienie. Aktor grający Orfeusza wybiera właśnie ten moment, aby podejść
do rampy krokiem zdradzającym obrzęk na udach i runąć pośrodku sielankowej dekoracji.
Oburzen
i ludzie zaczynają wychodzić z opery. Pozostają tylko Cottard i Tarrou, ma miejsce
symboliczna chwila: „(…) dżuma na scenie pod postacią wyjącego histriona, na sali zaś,
gdzie cały przepych stał się bezużyteczny, zapomniane wachlarze i koronki porzucone na
czerwieni foteli”.
Przez pierwsze dni września Rambert pracuje bez przerwy u boku Rieux. Prosi tylko o
zwolnienie na dzień, kiedy ma się spotkać z Gonzalesem i dwoma młodymi ludźmi przed
liceum męskim. Po tym spotkaniu, okazuje się, że dopiero w przyszłym tygodniu wypada
służba braci na bramie i wszystko zaczyna się na nowo. Tym razem Rambert zamieszkuje
u Marcela i Louisa
. Dziennikarz jest zaskoczony faktem, że matka braci gotuje ryż na obiad
(jest to obecnie towar luksusowy), ale szybko pojmuje, że jej synowie są w stanie „załatwić”
takie produkty z zewnątrz. Po tygodniu okazuje się, że trzeba czekać kolejne siedem dni.
Rambert przez cały ten czas całkowicie oddaje się pracy. Dziennikarz zwierza się
doktorowi, że pewnej nocy, gdy się upił, wydawało mu się, że puchną mu pachwiny i pachy -
wpadł w atak histerii. Gdy następnego dnia okazało się, że wcale nie jest zarażony, było mu
bardzo wstyd swojego zachowania. Rieux jest wyrozumiały i uspokaja dziennikarza, że to
normalna reakcja. Mówi też Rambertowi, że był u niego sędzia Othon i dał mu jasno do
zrozumienia, by ostrzegł dziennikarza przed zadawaniem się z ludźmi z kręgu kontrabandy.
Gdy dziennikarz nie rozumie, doktor podpowiada mu: „To znaczy, że musi się pan
pośpieszyć”.
Rambert dziwi się, że Rieux nie próbuje go zatrzymać w mieście, ale lekarz tłumaczy, że nie
może pozbawiać nikogo szczęścia. Dziennikarz spędza dużo czasu z matką Marcela i
Louisa, która gotuje mu posiłki i rozmawia z nim o jego żonie. W środę bracia wartownicy
przynoszą mu wiadomość, że nazajutrz o północy będzie dogodna szansa ucieczki,
ponieważ jeden z wojskowych strażników zaraził się dżumą, a drugi przechodzi
kwarantannę. Na taką właśnie wiadomość Rambert czekał od wielu tygodni.
Następnego popołudnia dziennikarz udaje się do szpitala, gdzie obecnie pracuje doktor
Rieux. Na miejscu spotyka Tarrou, wypełniającego karty zmarłych pacjentów. „Jedyne, co
nam pozostałe, to buchalteria”, tak opisuje swoje zajęcie. Dziennikarz prosi o spotkanie z
Rieux. Mężczyźni udają się razem do oddziału, w którym pracuje doktor. Po drodze
nakładają na twarze maski z higroskopijnej gazy (nie robią tego po to, by się chronić przed
infekcją, ale by wzbudzić ufność pacjentów).
Lambert i Tarrou zastają doktora w momencie, gdy ten przecina pachwiny pacjentowi. Tarrou
mówi Rieux, że ojciec Paneloux zgodził się wykonywać wszystkie obowiązki, które dotąd
sprawował Rambert. Dalej mężczyzna mówi, że serum Castela jest już gotowe do pierwszej
próby. Dziennikarz prosi o rozmowę z Rieux. Doktor proponuje, by poczekał na niego przy
samochodzie. Gdy wszyscy trzej wsiedli do jego auta, Rambert od razu mówi: „nie
wyjeżdżam i chcę zostać z wami”. Pozostali dwaj mężczyźni nie wiedzą jak odpowiedzieć,
więc dziennikarz kontynuuje. Mówi, że byłoby mu wstyd przed swoją żoną, że uciekł z
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
17
miasta, w którym dzieją się takie rzeczy, zamiast nieść pomoc. Doktor próbuje go odwieść od
tej decyzji mówiąc, że nie ma wstydu, gdy ktoś wybiera miłość nad nieszczęście. Dziennikarz
odpowiada, że nie tylko o to mu chodzi, dodaje: „Zawsze myślałem, że jestem obcy w tym
mieście i że nie mam tu z wami nic wspólnego. Ale teraz, kiedy zobaczyłem to, co
zobaczyłem, wiem, że jestem stąd, czy chcę tego, czy nie chcę. Ta sprawa dotyczy nas
wszystkich”. Mężczyźni w końcu dochodzą do porozumienia i cieszą się, że Rambert
zostanie w Oranie do końca epidemii.
Pod koniec października przeprowadzono pierwszą próbę serum przygotowanego przez
doktora Castela
. Pierwszym pacjentem jest synek sędziego śledczego Othona. Gdy
chłopiec wykazał pierwsze objawy dżumy, jego ojciec bezzwłocznie poinformował
odpowiednie służby. Sędzia wykonywał bez najmniejszego sprzeciwu wszystkie zalecenia
prefektury. Cała rodzina poddała się kwarantannie. Othon musiał rozstać się na ten czas z
małżonką i córką, ponieważ nie było wystarczająco dużo miejsc w ośrodku izolacyjnym.
Mężczyzna musiał odbyć swoją kwarantannę na specjalnie zorganizowanym polu
namiotowym, rozbitym na murawie stadionu miejskiego.
Synek sędziego znajduje się w beznadziejnym stanie, gdy zostaje wstrzyknięte mu serum
doktora Castela. Dopiero następnego poranka doktor Rieux obserwuje pierwsze skutki
szczepionki. Dookoła łóżka chłopca zbierają się, poza doktor Rieux, Castel, Tarrou, ojciec
Paneloux, Grand i Rambert. Dziecko wychodzi ze stanu odrętwienia i konwulsyjnie rzuca się
pod kocem. Mężczyźni są świadkami wielkich katuszy chłopca, który wije się z bólu. Na
chwilę przed śmiercią synek sędziego wydaje z siebie przeciągły krzyk. Doktor Rieux jest
załamany niepowodzeniem tej próby. Ojciec Paneloux próbuje powstrzymać doktora od
opuszczenia sali, ale ten wściekły na cały świat, rzuca do jezuity: „Ach, ten przynajmniej był
niewinny, ksiądz wie o tym dobrze!”. Rieux wychodzi na zewnątrz szpitala i siada na ławce.
Stopniowo się uspokaja. Podchodzi do niego ojciec Paneloux i pyta, dlaczego doktor na
niego krzyknął. Dla jezuity widok umierającego dziecka był równie nie do zniesienia, jak
dla Rieux. Lekarz przeprasza za swoje zachowanie, usprawiedliwia się: „(…) zmęczenie to
szaleństwo”. Ojciec pragnie, aby Rieux zrozumiał, że obaj pracują dla wspólnego celu, jakim
jest zbawienie człowieka.
Ojciec Paneloux
jest świadkiem cierpienia i śmierci wielu mieszkańców miasta,
przejścia te nie zmieniają go tak bardzo, jak doświadczenie obserwacji kilkugodzinnej agonii
dziecka
– synka sędziego Othona. Zmianę tę zauważa Rieux, gdy jezuita mówi mu, że
pracuje nad krótką pracą pt. Czy kapłan może radzić się lekarza. Jezuita zaprasza doktora
na kolejne kazanie, które ma wygłosić podczas specjalnej mszy dla mężczyzn w miejskim
kościele. Drugie kazanie ojca Paneloux ma znacznie mniejsze audytorium, dzieje się tak za
sprawą licznych przepowiedni, w które uwierzyli mieszkańcy. Orańczycy wierzą teraz w
przesądy i słowa dawnych proroków, takich jak święty Roch. Liczne przepowiednie są
drukowane przez miejscowe drukarnie i gazety, co przynosi im wielkie dochody.
Największym „wzięciem” cieszą się proroctwa Nostradamusa i świętej Otylii.
Doktor zajmuje miejsce w zimnym i cichym wnętrzu, wśród audytorium złożonego wyłącznie
z mężczyzn. Kazanie jezuity jest wygłaszane znacznie łagodniejszym językiem, niż
poprzednie. Słuchacze zauważają, że ojciec nie mówi już "wy", ale "my". Ojciec Paneloux
wyjaśnia, że ta najokrutniejsza próba, jaką jest dżuma, jest największym
dobrodziejstwem dla chrześcijanina. Jezuita głosi, że nie należy wyjaśniać sobie zjawiska
dżumy, ale wyciągnąć z niej jak najwięcej nauki. Uznaje, że nie można epidemii w żaden
sposób wytłumaczyć, ponieważ jest ona działaniem Boga.
Mieszkańcy właśnie teraz muszą skupić się na znajdowaniu dobrodziejstw
wypływających z zarazy. Zwraca się do słuchaczy słowami: „Bracia moi, chwila nadeszła.
Trzeba we wszystko uwierzyć albo wszystkiemu zaprzeczyć. A któż spośród was ośmieliłby
się wszystkiemu zaprzeczyć?". Jezuita mówi dalej, że Bóg udziela łaski istotom przez siebie
stworzonym, zsyłając im nieszczęście, by mogły udźwignąć największą cnotę: „Wszystko lub
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
18
Nic”. Cnotą, jakiej Bóg wymaga od mieszkańców zadżumionego miasta, jest całkowita
zgoda, która nie powinna być zrozumiana jako banalna rezygnacja ani nawet trudna pokora.
„Chodzi o upokorzenie, ale o upokorzenie, z którym upokorzony byłby w zgodzie”. Paneloux
mówi dalej, że cierpienia trzeba chcieć, ponieważ Bóg go chce. Tylko w ten sposób
chrześcijanin nie oszczędzi sobie niczego i mając wszystkie wyjścia zamknięte - wybierze
wiarę we wszystko. Jezuita twierdzi też, że: „Cierpienie dzieci jest naszym gorzkim chlebem,
ale bez tego chleba dusza zginęłaby od głodu duchowego”.
Na te słowa któryś ze słuchających kazania mężczyzn wykrzyknął, że taka postawa to
fatalizm
. Paneloux odpiera, że owszem, jest to fatalizm, ale czynny. Na zakończenie
przemówienia jezuita przypomina historię dżumy, która miała miejsce w Marsylii wiele lat
temu
. W tamtejszym klasztorze dżumę przeżyło jedynie czterech z osiemdziesięciu jeden
braci zakonnych. Trzech z tych czterech w porę uciekło. Więc dżumę przeżył tylko jeden,
nawiązując do niego ojciec Paneloux mówi: „Bracia moi trzeba być tym, który zostaje!".
Przestrzega jednak, że nie należy odrzucać wszelkich środków ostrożności i zdrowego
rozsądku. Należy zaufać Bogu i zdać się na jego łaskę i nie szukać pomocy dla siebie.
Jezuita mówi, że należy wybrać: „nienawidzić Boga czy go kochać. A któż odważyłby się
wybrać nienawiść do Boga?”. Na sam koniec kazania ojciec mówi, że miłość do Boga jest
najtrudniejszą z miłości, ponieważ zakłada całkowite wyrzeczenie się samego siebie i
pogardę dla własnej osoby.
Po mszy Rieux słyszy rozmowę idących przed nim dwóch duchownych. Starszy wyraża
uznanie dla wymowy Paneloux, ale niepokoi go zuchwa
lstwo jego myśli. Uważa, że to
kazanie dowodziło bardziej niepokoju niż siły, a w wieku Paneloux kapłan nie ma prawa do
niepokoju. Młody diakon z kolei informuje, że bywa często u ojca i wie też, jak zamieniły się
jego poglądy, dlatego nie wróży mu uzyskania imprimatur. Rieux streszcza kazanie Paneloux
swojemu przyjacielowi. Tarrou zgadza się z poglądami jezuity.
W kilka dni po kazaniu Paneloux musi się przeprowadzić, ponieważ mieszkanie, gdzie
ulokował go zakon, ma być zwolnione. Jezuita zamieszkuje u starszej, pobożnej kobiety,
której naraża się, lekceważąc jej zachwyt nad przepowiedniami świętej Otylii. Przez to
kobieta staje się dla niego obojętna. Pewnego wieczora ojciec Paneloux odczuwa
przemożną gorączkę i wielki ból głowy. Gospodyni zastaje jezuitę rano leżącego po
bezsennej nocy. Zakonnika męczą duszności i jest jeszcze bardziej zaczerwieniony na
twarzy niż zwykle. Paneloux nie zgadza się, by gospodyni wezwała lekarza. Ojciec zapewnia
kobietę, że to nie dżuma, ponieważ nie ma najbardziej charakterystycznego objawu –
opuchlizny. Tłumaczy jej, że to wynik przemęczenia. Po raz kolejny odmawia wezwania
lekarza tłumacząc, że byłoby to sprzeczne z jego zasadami. Gospodyni opiekuje się cały
dzień duchownym.
Najdziwniejszym objawem choroby zakonnika jest jego
niepokój. Stan ojca Paneloux
pogarsza się z każdą godziną, ale wciąż nie pozwala na wezwanie doktora. Kobieta
postanawia, że jeżeli do rana nie zauważy poprawy jego zdrowia, to będzie zmuszona
wezwać pomoc. Zobowiązała się, że będzie czuwać, przychodzić w nocy do jezuity i
sprawdzać jak się czuje (nie dotrzymuje tej obietnicy i zasypia na całą noc). Gdy rano wbiega
do pokoju ojca Paneloux, widzi go sinego:
„wyglądał tak, jakby bity przez całą noc stracił
wszelką zdolność reakcji”. Stara kobieta przerażona dzwoni do szpitala.
Ambulans zabiera jezuitę i trafia on pod opiekę doktora Rieux. Bernard jest zdumiony,
ponieważ Paneloux nie wykazuje żadnego z głównych objawów dżumy dymienicznej
czy płucnej, prócz obrzęku gardła i duszności. Rieux stwierdza, że musi odizolować ojca
Paneloux i zapewnia, że będzie przy nim czuwał. Jezuita odpowiada: „Dziękuję. Ale
zakonnicy nie mają przyjaciół. Wszystko złożyli w Bogu”, prosząc jedynie o krucyfiks, który
będzie mógł trzymać przez cały czas przy sercu. Zakonnik nie wypuszcza krzyża z rąk do
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
19
momentu śmierci. Umiera następnego ranka, a w jego karcie pojawia się wpis: „Wypadek
wątpliwy”.
Wraz z nadejściem listopada następuje ochłodzenie się pogody. Wieje nieustannie zimny
wiatr, domy przykryte są cieniem wielkich chmur, które zakrywają także niebo. Sklepy
wykorzystują chłody do pozbycia się zalegających w magazynach stert niemodnych ubrań.
Szczególnym powodzeniem cieszą się rzeczy wykonane z błyszczących materiałów, mają
one chronić ludzi przed zarazą. Dzień Wszystkich Świętych nie jest obchodzony, jak co
roku. Cmentarze świecą pustkami, ponieważ nikt nie chce myśleć o zmarłych. Miasto chce o
nich jak najszybciej zapomnieć. Według Cottarda, każdy dzień to teraz święto zmarłych.
Statystyki mówią, że dżuma nie zabija z każdym dniem coraz więcej ludzi, ale utrzymuje się
na stałym poziomie. Urzędnicy uznają, że od tego momentu zaraza może tylko zacząć się
cofać. Serum Castela przynosi kilka nieoczekiwanych wyleczeń, ale stary doktor uznaje te
przypadki za niewytłumaczalne. Prefektura, chcąc uspokoić opinię publiczną, ma w projekcie
zebranie lekarzy, którzy wypowiedzieliby się w tej sprawie, ale gdy choroba dosięga doktora
Richarda -
rezygnuje z tego pomysłu.
Poza prefekturą już wszystkie inne budynki publiczne zamienione są albo na szpitale, albo
na lazarety. Formacje sanitarne doktora Rieux i Tarrou wciąż wykonują swoje zadania.
Dżuma płucna szerzy się teraz w całym mieście. Chorzy na nią umierają znacznie szybciej,
wyniszczani krwawymi wymiotami. Zmniejsza się natomiast liczba zachorowań na dżumę
dymieniczą, więc równowaga zostaje zachowana. Wzrost cen artykułów pierwszej potrzeby
powoduje, że biedni mieszkańcy Oranu cierpią jeszcze bardziej, ponieważ nie stać ich
niemal na nic.
Biedota sądzi, że powinno im się pozwolić na opuszczenie miasta i przeprowadzkę do
sąsiednich wsi, gdzie życie jest tanie. Na murach miasta pojawiają się coraz częściej napisy:
„Chleba albo powietrza”. To hasło jest sygnałem do manifestacji, które zostają jednak szybko
stłumione przez władze miasta. Dzienniki szerzą optymizm. Piszą, że w mieście panuje
porządek, a społeczeństwo cechuje „zimna krew i wzorowa postawa”. Za oazy spokoju
gazety uznają obozy kwarantanny i izolacji. Jeden z takich obóz odwiedza Tarrou, o
wrażeniach dowiadujemy się z jego notatek.
W swych zapiskach Jean Tarrou
opowiada o tym, jak wraz z Rambertem odwiedza obóz
mieszczący się na stadionie miejskim, który znajduje się niemal u bram miasta, otoczony
jest wysokim cementowym murem, uniemożliwiającym ucieczkę z obozu, ale także
bro
niącym nieszczęśników odbywających kwarantannę przed ciekawością ludzi z zewnątrz
(izolowani słyszą przejeżdżające tramwaje i przechodzących ludzi).
Tarrou i Rambertowi towarzyszy Gonzeles, który na prośbę dziennikarza jest nadzorcą
obozu na stadionie. Pi
łkarz przyjął tę propozycję, ponieważ odwołano wszelkie rozgrywki
piłkarskie w mieście i nie miał nic innego do roboty. Jean zauważą, że przez całą drogę
Gonzales kopie każdy napotkany kamyczek, co świadczy o tym, że napastnik faktycznie
tęskni za grą w piłkę. Teren stadionu pokrywają setki czerwonych namiotów, wewnątrz
których widać z daleka pościel i materace. Na zadaszonych trybunach siedzi masa ludzi,
którzy dopiero po zachodzie słońca wrócą do swoich namiotów. W szatniach znajdują się
teraz biura i gab
inety lekarskie. Ludzie na trybunach sprawiają wrażenie, jakby na coś
czekali, nikt się nie odzywa. Najgorsze wydaje się być to, że ci wszyscy ludzie nie mają co
robić. Choć z początku powodowali wielki hałas na stadionie, teraz panuje tu
wszechogarniająca cisza. Każdy z tych, na których patrzy Tarrou, ma puste spojrzenie,
wszyscy zdają się cierpieć na skutek oderwania od tego, co stanowiło treść ich życia. A
ponieważ nie mogą wciąż myśleć o śmierci, nie myślą o niczym. Najgorsze, według Tarrou,
jest to, że są zapomniani i, że zdają sobie z tego sprawę.
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
20
Do trzech mężczyzn podchodzi administrator stadionu i mówi, że pan Othon chciałby się z
nimi spotkać. Tarrou z Rambertem udają się na trybuny, gdzie czeka na nich sędzia śledczy.
Pan Othon, jak zwykle ubrany
w garnitur, sprawia wrażenie zaniedbanego i zmęczonego.
Chce, by mężczyźni podziękowali doktorowi Rieux za jego opiekę nad Filipem – synem
mężczyzny. Tarrou z Rambertem zapewniają go, że jego syn nie cierpiał, gdy opuszczał ten
świat. Mężczyźni odchodzą, żegnają się z Gonzalesem i chcą już opuścić stadion. Ludzie
zostają wezwani przez megafon do swoich namiotów, gdzie mogą odebrać wieczorny
posiłek. Tarrou i Rambert opuszczają obóz przygnębieni, zwłaszcza widokiem sędziego.
Jean postanawia, że pomoże jakoś panu Othonowi.
W mieście jest wiele innych obozów, których istnienie, płynący stamtąd odór, wrzask
megafonów o zmierzchu i obawa przed tymi potępionymi miejscami powodują niechęć
pozostałych mieszkańców. Mnożą się zajścia i konflikty z administracją.
K
ończy się listopad, więc poranki są już bardzo zimne. Ulewne deszcze oczyszczają
zakurzone ulice. Najcieplej jest teraz wieczorem i tę właśnie porę dnia wybiera Tarrou, aby
zwierzyć się doktorowi Rieux. Do rozmowy dochodzi na tarasie, gdzie mężczyźni udali się
po wieczornej wizycie u starego astmatyka. Jean pyta doktora, czy ten nie zastanawiał się
nigdy nad tym, kim jest jego rozmówca. Zadaje też pytanie, czy uznaje go za swojego
przyjaciela
. Doktor odpowiada, że tak. Tarrou zaczyna opowieść o swoim dotychczasowym
życiu. Mówi, że cierpiał na dżumę dużo wcześniej, niż zachorowało na nią to miasto.
Zaczął życie bardzo dobrze, nie był biedny, tak jak doktor. Jego ojciec był zastępcą
prokuratora generalnego. Pomimo tak wysokiego stanowiska zachował swoją „poczciwość”.
To ojciec opiekował się nim i wychował. Matka pozostawała raczej w cieniu. Osobliwą cechą
ojca Jeanau była znajomość wielkiego rozkładu jazdy Chaixa (książka, z którą się nie
rozstawał). Znał na pamięć wszystkie zawarte w niej połączenia, godziny odjazdów i
przyjazdów pociągów. Każdego wieczoru ojciec czytał rozkład, po czym syn przepytywał go.
Stary Tarrou nigdy się nie pomylił.
Gdy Jean miał siedemnaście lat ojciec zaproponował mu, by przyszedł do sądu i zobaczył
jak pracuje. Młody chłopak ujrzał wtedy inne oblicze swojego ojca. Jako oskarżyciel był
surowy i ostry
. Jean zrozumiał, że jego ojciec żądał kary śmierci przez ścięcie dla
rudowłosego oskarżonego, który sprawiał wrażenie przerażonego i bezbronnego. Taki
właśnie wyrok zapadł. Młody Tarrou czuł bliższą wieź ze skazanym, niż z własnym ojcem, do
którego nabrał nienawiści, zdał sobie sprawę, że skazał on na śmierć (i był obecny przy
egzekucjach) dziesiątki osób.
Młody chłopak zrozumiał także, że jego matkę nie łączą z ojcem żadne uczucia. Kobieta
przed ślubem była bardzo biedna i zamążpójście było dla niej jedyną drogą do dostatniego
życia. Jean nie opuścił domu natychmiast, zrobił to po upływie niemal roku. Gdy uciekł z
domu, jego ojciec od razu zaczął go szukać. Wrócił, by oznajmić, że jeśli nie pozwoli mu
odejść, to się zabije. Zrozpaczony pan Tarrou musiał się zgodzić. Jean odwiedzał często
matkę i spotykał mimochodem ojca. Po pewnym czasie rodzice umarli, najpierw ojciec, kilka
lat później matka.
W wieku osiemnastu lat poznał biedę. Nauczył się wielu zawodów, by jakoś sobie radzić.
Jego głównym celem w życiu stało się odkupienie kary śmierci, jaką jego ojciec wydał
pamiętnego dnia na rudowłosym mężczyźnie. W swojej misji tułał się po całej Europie. Był
świadkiem egzekucji na Węgrzech (wstrząsnęła nim procedura rozstrzelania skazańca przez
pluton).
Wszystkich, którzy przyczyniają się do czyjejś śmierci nazywał zadżumionymi i
oto mu chodziło w życiu – by nie być zadżumionym. Dlatego rzucił wszystko, by „nieść
ludziom nadzieję dobrej śmierci”. Tym właśnie tłumaczy swoje zaangażowanie w niesienie
pomocy mieszkańcom Oranu. Tarrou mówi, że nigdy nie zgodzi się zabijać i zawsze będzie
stał po stronie ofiar. Taka droga doprowadzi go do osiągnięcia spokoju. Informuje doktora, że
tą drogą jest sympatia. Pragnie teraz tylko jednego – zostać świętym. Gdy doktor zwraca mu
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
21
uwagę, że przecież jego przyjaciel nie wierzy w Boga, ten odpowiada: „Właśnie. Znam dziś
tylko jedno konkretne zagadnienie: czy można być świętym bez Boga?”.
Rozmowę mężczyzn przerywa wybuch i odgłosy strzałów. Tarrou uznaje, że to kolejne
starcie przy bramach miasta. Gdy hałasy cichną, doktor mówi, że czuje się bardziej
bohaterem niż świętym, dodaje też: „Obchodzi mnie tylko, żeby być człowiekiem”. Tarrou
proponuje przyjacielowi
kąpiel w morzu dla umocnienia ich przyjaźni. Doktor zgadza się i
mężczyźni udają się na molo. Po pokazaniu strażnikom specjalnych przepustek i dotarciu do
odpowiedniego miejsca, przyjaciele rozbierają się i wskakują do morza. Pływając mężczyźni
poczuli się nareszcie daleko od dżumy i wszystkiego, co się z nią wiąże. Czuli, że choroba
na tę krótką chwilę zapomniała o nich.
Nastaje grudzień, ale chłodna pogoda nie hamuje epidemii. Prognozy prefektury, że zimne
dni powstrzymają chorobę, nie sprawdzają się i szpitale wciąż są pełne, krematoria dalej
spalają dziesiątki ciał dziennie, a obozy izolacyjne są przepełnione. Zostaje otworzony
dodatkowy szpital, w którym Rieux pracuje osamotniony. Doktor zauważa, że chorzy chcą
mu pomóc i nie sprawiają problemów.
Pod konie
c grudnia Rieux otrzymuje list od sędziego Othona, który wciąż znajduje się w
obozie dla przebywających kwarantannę, pomimo, że jego żona już dawno opuściła podobny
ośrodek. Sędzia tłumaczy to pomyłką w prefekturze, i prosi, aby doktor wstawił się za nim.
Rieux poleca Rambertowi, żeby się tym zajął, i, w kilka dni potem, Othon zjawia gabinecie
doktora. Lekarz jest oburzony pomyłką, ale sędzia nie ma nikomu nic za złe i mówi, że każdy
może się pomylić. Rieux pyta, co sędzia ma zamiar teraz robić i ku swemu zdumieniu
słyszy, że Othon chce wrócić do obozu, ale tym razem w charakterze pracownika
administracji. Tak tłumaczy swoją decyzję: „Rozumie pan, miałbym zajęcie. A poza tym,
głupio to mówić, czułbym się bliżej mego chłopca”. Rieux obiecuje, że zrobi wszystko, co w
jego mocy, aby sędzia dostał tę posadę.
Do
Bożego Narodzenia niewiele zmieniło się w sytuacji miasta. Rambertowi udaje się, za
pośrednictwem młodych strażników, nawiązać korespondencję listowną z żoną. Dziennikarz
proponuje doktorowi, by skorzyst
ał z jego sposobu i napisał list do swojej małżonki. Rieux po
raz pierwszy od miesięcy pisze list do swojej ukochanej i zauważa, że nie potrafi już się
posługiwać takim językiem, jak kiedyś. Wysyła jednak list, ale nie dostaje odpowiedzi.
Cottard wzbogaca
się na drobnych spekulacjach.
Boże Narodzenie tego roku w niczym nie przypomina dawnych Gwiazdek. Sklepy są puste,
ludzie posępni, a świątecznego nastroju po prostu nie ma. Grand nie pojawia się na
umówioną godzinę w gabinecie Rieux. Następnego ranka zaniepokojony doktor wybiera się
do niego, ale nie zastaje urzędnika w domu. Później w szpitalu Rambert mówi lekarzowi, że
widział Granda błąkającego się po ulicach miasta z dziwnym wyrazem twarzy. Doktor i
Tarrou jadą szukać go samochodem.
Znajdują urzędnika „przyklejonego” do szyby wystawowej, za którą znajdują się zabawki
rzeźbione w drewnie. Twarz Granda zalana jest łzami. Widok ten wstrząsa doktorem. Rieux
przypomina sobie, że to właśnie przed tym sklepem w inne Boże Narodzenie stary urzędnik
oświadczył się swojej Jeanne. Starszy mężczyzna spostrzega doktora, ale nie może
przestać płakać. Grand nie ma już siły walczyć ze swoją tęsknotą za ukochaną kobietą.
Rieux rozumie urzędnika i sam ze sobą walczy, by się nie rozpłakać, siłą ciągnie Josepha do
samochod
u. Ale Grand wyrywa się, przebiega kilka kroków, potem staje, obraca się wkoło i
upada na zimny chodnik, z twarzą ubrudzoną łzami, które nie przestają płynąć. Całemu
zajściu przygląda się tłum gapiów. Rieux musi wziąć starego człowieka na ręce. Mężczyźni
o
dwożą urzędnika do jego domu i kładą go na łóżku. Z Grandem jest źle, każdemu jego
słowu towarzyszy charakterystyczny szmer w płucach. Doktor obiecuje, że niedługo wróci do
mieszkania starego urzędnika. Grand mówi do wychodzących mężczyzn: „Jeśli wyjdę z tego,
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
22
kapelusze z głów, panowie!”.
Kilka godzin później doktor i Tarrou wracają do mieszkania urzędnika, gdzie zastają
chorego na wpół siedzącego na łóżku. Rieux z przerażeniem spostrzega na twarzy
Granda postępy nękającej go choroby. Joseph prosi Tarrou, by ten podał mu jego notatnik.
Gdy Jean to czyni, starszy mężczyzna wręcza go doktorowi i prosi, by przeczytał, co jest w
nim napisane. Doktor przerzuca wszystkie pięćdziesiąt stron i dochodzi do wniosku, że
wszystkie te kartki zawierają to samo zdanie, setki razy przepisane, przerobione,
wzbogacone lub zubożone. „Wciąż obok siebie maj, amazonka i aleje Lasku w coraz to
innym układzie”.
Na ostatniej stronie doktor odnajduje zdanie:
„Moja droga Jeanne, dziś jest Boże
Narodzenie...”, a nad nim ostateczną wersję zdania, nad którym Grand pracował tak długo:
„W piękny poranek majowy smukła amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance, jechała
wśród kwiatów alejami Lasku...”. Urzędnik prosi doktora, by spalił ten notatnik, ale Rieux
waha się. Dopiero, gdy Grand z trudem wykrzykuje to polecenie, lekarz wrzuca zeszyt do
kominka. Starszy mężczyzna opada z sił i zasypia. Rieux wstrzykuje mu serum doktora
Castela, po czym mówi Tarrou, że urzędnik najprawdopodobniej nie przeżyje tej nocy.
Przyjaciel doktora zapewnia, że będzie czuwał nad Grandem do „końca”. Przez całą noc
Bernarda dręczy przekonanie, że już więcej nie zobaczy Josepha żywego. Nazajutrz Rieux
nie może wyjść ze zdziwienia, gdy, wchodząc do mieszkania urzędnika, widzi go siedzącego
na łóżku i rozmawiającego z Tarrou. Z każdą kolejną godziną stan chorego poprawia się.
Rieux pozostaje jednak sceptyczny. Podobny przypadek ma miejsce następnego dnia w
szpitalu doktora, gdzie kobieta znajdująca się w ostatnim stadium choroby, nagle zdrowieje.
W ciągu tygodnia Rieux ma jeszcze cztery podobne wypadki. Stary astmatyk, do którego
przychodzą doktor i Tarrou, mówi im, że znowu w mieście widać szczury, ale tym razem
nie umierają, tylko biegają jak dawniej.
Na początku kolejnego tygodnia statystyki oznajmiają cofanie się choroby.
R
OZDZIAŁ
V
Ludzie podchodzą z wielką ostrożnością do wiadomości o cofnięciu się dżumy. Mimo to
wszyscy mają wielką nadzieję, że to naprawdę koniec epidemii. Mieszkańcy czują się
bardzo niepewnie, ale zaczynają planować nowe życie. W pierwszych dniach stycznia rozwój
epidemii zwalnia jeszcze bardziej. Powietrze staje się mroźne i czyste. Serum Castela
przynosi nieoczekiwane sukcesy. Teraz skutkują wszystkie środki stosowane przez lekarzy,
które przedtem nie dawały żadnego rezultatu. Dżuma zabiera pojedyncze ofiary.
Mieszkańcy nazywają te osoby jej „pechowcami”. Jednym z nich zostaje sędzia Othon.
Mimo cofania się epidemii, miasto nie zmienia się. Jedyną różnicą jest trudno dostrzegalny,
ale jednak widoczny,
uśmiech na twarzach orańczyków. Wśród obywateli miasta można
obserwować sprzeczne reakcje. Niektóre osoby, rozdzielone od swoich bliskich, próbują
uciec z miasta, nie mogąc znieść myśli, że mogliby umrzeć nie zobaczywszy ukochanej
istoty, bez wynagrodzenia cierpienia. Ceny towarów wracają do normy, wśród mieszkańców
zaczyna panować optymizm. Żołnierze i zakonnicy z całego miasta powracają do budynków
koszar i klasztorów, co jest dobrym znakiem dla mieszkańców miasta.
25 grudnia prefektura, w oparciu o dane statystyczne, ogłosiła, że epidemia
zaham
owała swój rozwój. Zachowane jednak zostaną konieczne środki ostrożności, m.in.
bramy miasta pozostają jeszcze zamknięte przez dwa tygodnie. Przywrócone jest natomiast
pełne oświetlenie ulic miasta. Mieszkańcy przyjmują te wieści z wielką radością i tego
s
amego wieczora wychodzą na ulice, by świętować koniec zarazy. Nie wszyscy mogą jednak
się cieszyć. Zdarzają się rodziny, których krewni właśnie teraz walczą z dżumą w szpitalach.
Panująca dookoła radość sprawia im zatem jeszcze większą przykrość. Wśród wiwatującego
tłumu widać Rieux, Tarrou, Ramberta i innych członków formacji sanitarnych. Ich emocje
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
23
można określić jako śmiech przez łzy. Tarrou spostrzega biegnącego ulicą kota. Na myśl o
tym, że staruszek z balkonu będzie mógł ponownie oddawać się swojemu ulubionemu
zajęciu, Jean uśmiecha się.
Z notatek Tarrou dowiadujemy się, że jedyną osobą, którą zaniepokoiło odejście dżumy,
jest Cottard
. Narrator zwraca uwagę, że od momentu cofania się epidemii, charakter pisma
Jeana staje się coraz bardziej niewyraźny. Zapiski nie są już tak obiektywne, jak na
początku, przepełnione są osobistymi przemyśleniami autora. Tarrou skacze też coraz
bardziej z tematu na temat. Zapiski o Cottardzie krzyżują się z uwagami odnośnie staruszka
plującego na koty. Narrator sugeruje, że może być to efekt zmęczenia Tarrou.
Jean pisze też, że Grand, zupełnie zdrowy, kontynuuje swoją pracę nad książką, jakby
nigdy nie zwątpił w swe umiejętności i nie polecił spalić swego dzieła. Sporo uwagi
poświęca też matce doktora Rieux, z którą miał wielokrotnie okazję rozmawiać, gdy mieszkał
u Beranrda. O starszej pani wypowiada się wyłącznie w ciepłych słowach, przypomina mu
jego własną matkę. Od momentu spadku statystyk, Cottard odwiedza Rieux pod byle
pretekstem. Wciąż wypytuje doktora, czy są jakieś szanse na ponowne nasilenie się zarazy.
Doktor zawsze odpowiada, że nie można wykluczyć powrotu epidemii. Ta niepewność,
wyraźnie działała na korzyść Cottarda, który wyjawił Tarrou, że obawia się, iż po otwarciu
bram zostanie porzucony przez wszystkic
h swoich przyjaciół, których poznał w czasie
dżumy. Styl życia Cottarda zmienia się diametralnie, odwraca się od ludzi, którymi wcześniej
się otaczał. 25 stycznia, w dniu ogłoszenia przez prefekturę zahamowania epidemii, znika.
Po dwóch dniach Tarrou spotyka go błąkającego się po ulicach miasta. Mężczyźni
rozmawiają o tym, jak będą funkcjonować instytucje publiczne, czy ulegną one
reorganizacji
. Cottard marzy o tym, by władze miasta przekreśliły przeszłość i
zorganizowały wszystko na nowo. Nagle do rentiera podchodzą dwaj funkcjonariusze policji i
pytają o jego nazwisko. Mężczyzna rzuca się do ucieczki. Policjanci ruszają w pościg za nim.
Tarrou wraca do domu, gdzie opisuje to zdarzenie w swoim notatniku. Ostatnim zapiskiem w
kronikach Jeana jest odpowiedź na pytanie, czy jest „gotów”. W odpowiedzi napisał: „zawsze
jest taka godzina za dnia i w nocy, kiedy człowiek jest tchórzem, i że on boi się tylko tej
godziny”.
Dwa dni potem doktor Rieux wraca do domu w południe, zastanawiając się czy otrzyma
telegram
od żony. Mimo, że nadal pracuje bardzo ciężko, odczuwa wewnętrzną radość –
ma nadzieję, że będzie mógł zacząć wszystko od nowa. Kiedy wchodzi do mieszkania,
matka oznajmia mu, że Tarrou czuje się źle. Po zbadaniu okazuje się, że Jean wykazuje
pierwsze obja
wy dżumy. Matka prosi Bernarda, by nie odwoził chorego do szpitala oraz, by
doktor pozwolił jej opiekować się Jeanem.
Rieux z trudem zgadza się na te prośby. Tarrou dostaje zastrzyk z serum Castela.
Mężczyzna prosi doktora, by nie ukrywał przed nim żadnych informacji o stanie zdrowia.
Mówi do Rieux: „Nie mam ochoty umrzeć i będę walczył. Ale jeśli partia jest przegrana, chcę
przyzwoicie skończyć”. Wieczorem okazuje się, że serum nie pomaga i Jean wyraźnie
przegrywa walkę z chorobą. Wykazuje oznaki zarówno dżumy dymieniczej, jak i płucnej.
Doktor, zgodnie z obietnicą, nie ukrywa tych wiadomości przed swoim przyjacielem. Przez
całą noc Rieux wraz matką czuwają przy łóżku Tarrou i obserwują jego walkę dżumą. Po
pewnym czasie za oknem zaczyna padać deszcz i grad. Doktor prosi matkę, by położyła się
spać. Pani Rieux żegna się z Tarrou, posyłając mu swój najcieplejszy uśmiech.
Nad ranem Bernard odkrywa, że zarówno jemu jak i Tarrou, udało się na parę godzin
zasnąć. Jean zdaje sobie sprawę, że gorączka powróci w okolicach południa (jednak wraca
znacznie szybciej). Doktor telefonuje do szpitala z informacją, że nie może przyjść do pracy.
W południe Tarrou przechodzi szczytowy moment dżumy: ma bardzo wysoką gorączkę i
pluje krwią, jest w agonii. Wieczorem umiera. Doktor zdaje sobie sprawę, że stracił
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
24
najlepszego przyjaciela.
Za oknem mieszkania Rieux słychać odgłosy wracającego do życia miasta:
przejeżdżające samochody, spacerujący i śmiejący się ludzie. Doktor wraz z matką siedzą
nadal w pokoju, czuwając nad ciałem Tarrou. Bernard wcześniej powiadomił odpowiednie
służby o śmierci przyjaciela (zastanawia się nad więzią, która łączyła go z Tarrou, żałuje, że
nie mieli nigdy okazji naprawdę nacieszyć się swą przyjaźnią). Rieux dochodzi do wniosku,
że jedyne, co wyniósł z czasów epidemii, to: „(…) tyle, że poznał dżumę i pamiętał o niej, że
poznał przyjaźń i pamiętał o niej, że poznał czułość i pewnego dnia będzie mógł sobie o niej
przypomnieć. Wszystko, co człowiek może wygrać w grze dżumy i życia, to wiedza i
pamięć”. Matka proponuje, by udał się wkrótce na odpoczynek, w góry. Rieux zgadza się z
kobietą.
Rano Bernard otrzymuje
telegram z sanatorium z zawiadomieniem o śmierci żony.
Przyjmuje tę wiadomość ze spokojem, którego nauczył się podczas walki z epidemią.
Okazuje
się, że małżonka doktora zmarła osiem dni temu. Rieux spodziewał się, że tak się
stanie, dlatego jego reakcja jest tak chłodna (nie można powiedzieć, że nie cierpi - jego
cierpienie trwa już od wielu miesięcy).
W pewny lutowy poranek bramy miasta zostaj
ą otwarte. Narrator nie może powiedzieć, że
cieszy się wraz ze świętującym tłumem. W mieście trwają festyny, zostają przywrócone
połączenia kolejowe i morskie. Do Oranu przyjeżdżają pociągi pełne powracających
mieszkańców. Liczba opuszczających miasto przymusowych gości jest podobna. Do
Ramberta przyjeżdża jego żona z Paryża. Dziennikarz zmienił się jednak do tego stopnia,
że nie potrafi odczuwać takiego szczęścia z przybycia ukochanej, do jakiego był zdolny
jeszcze kilka miesięcy temu. Jednak na widok ukochanej nie może powstrzymać łez. W
mieście wciąż odbywają się radosne uroczystości. Wszędzie widać tańczące pary i
uśmiechnięte twarze. Nieustannie dzwonią dzwony kościelne, w kościołach odprawiane są
modły dziękczynne. Radość wyzwolenia ogarnia całe miasto.
Spacerujący samotnie Rieux dostrzega pary zakochanych w sobie ludzi, których rozdzieliła
zaraza. Doktor myśli sobie, że: „Dżuma zakończyła się wraz z terrorem, i te splatające się
ręce mówiły, że była ona wygnaniem i rozłąką w głębokim sensie słowa”. Rieux brnie dalej w
tłum, zdaje mu się, że stanowi z nim jedną całość. Po części tak jest, ponieważ wszystkich
tych ludzi łączy cierpienie, którego dostarczyła im epidemia. Doktor udaje się w kierunku
mniej zaludnionych ulic i rozmyśla o Tarrou. Przypomina sobie słowa przyjaciela, który na
łożu śmierci powiedział, że odnalazł spokój. Doktor ubolewa, że wielka radość nie jest dana
wszystkim.
Narrator wyjawia swoją tożsamość - jest nim doktor Bernard Rieux.
Tłumaczy, że nie przedstawiał się na początku, ponieważ zależało mu na tym, aby ta historia
była opowiedziana jak najbardziej obiektywnie. Przez cały czas narrator powstrzymywał się
od dodawania swoich uwag bądź sądów wartościujących. Mówił głosem wszystkich
mieszkańców miasta, poza Cottardem, o którym Tarrou powiedział raz: „Jedną tylko
prawdziwą zbrodnię popełnił: zgodził się w swym sercu na to, co zabija dzieci i dorosłych.
Resztę rozumiem, ale to muszę mu wybaczyć”. Ostatnie słowa kroniki są poświęcone
właśnie rentierowi.
Doktor Rieux, który odłączył się od świętującego tłumu, przechadza się ulicą, na której
mieszka Grand i Cottard. Nagle zostaje zatrzymany przez kordon policjantów.
Funkcjonariusze informują go, że nie może iść dalej, ponieważ: „Jakiś wariat strzela do
tłumu”. Do doktora podchodzi zdezorientowany Grand i mówi mu, że podobno ktoś
zabarykadował się w jego kamienicy i strzela do wiwatujących ludzi. Z czasem mężczyźni
spostrzegają, że strzały padają z okna Cottarda. Rieux pyta policjanta, o co chodzi w całym
zamieszaniu, na co słyszy odpowiedź, że szaleniec zranił już dwie osoby, w tym
policjanta.
Doktor zauważa biegającego po ulicy psa, który po chwili pada martwy od kuli
rewolwerowca. Przybywa specjalny oddział policyjny. Zostaje przeprowadzony szturm na
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
25
mieszkanie Cottarda. Policjanci wyprow
adzają skutego szaleńca na zewnątrz. Rieux i Grand
z trwogą spostrzegają, że jest nim Cottard. Policja zezwala mieszkańcom kamienicy na
powrót do swoich mieszkań. Urzędnik, żegnając się z doktorem, mówi mu, że wysłał list do
swojej Jeanne oraz, że pracuje na nowo nad swoim zdaniem.
Doktor w drodze do starego astmatyka
rozmyśla o Cottardzie, ciężko mu uwierzyć w to, co
widział. Pacjent dziwi się, że Rieux przyszedł sam. Na wieść, że Tarrou zmarł na dżumę,
stary astmatyk mówi: „(…) najlepsi odchodzą. Takie jest życie. Ale to był człowiek, który
wiedział, czego chciał”. Doktor prosi o pozwolenie wyjścia na taras, aby spojrzeć na
świętujący tłum z góry. Astmatyk zgadza się i pyta, czy lekarz słyszał o pomniku, który
prefektura postanowiła postawić ofiarom dżumy. Ma on przybrać formę kamiennego
słupa lub tablicy. Pacjent z typowym dla siebie poczuciem humoru komentuje działania
władz, które dążą jedynie do zdobywania popularności.
Rieux udaje się na taras. Wspomina swoją rozmowę z Tarrou, która odbyła się właśnie tutaj.
Noc jest chłodna, morze szumi bardzo głośno, a do tego słychać głosy wiwatującego tłumu.
Doktor, patrząc na fajerwerki, wspomina osoby, które odebrał los: „Cottard, Tarrou, ona,
wszyscy (…)”. Postanawia napisać opowiadanie oparte na tym, co przeżył podczas
epidemii, dedykowane czci jej ofiar.
Obiecuje sobie, że postara się przedstawić opowieść
w sposób jak najbardziej obiektywny, aby nadać jej znamiona świadectwa.
Rieux, stojąc na tarasie i słuchając wiwatów, jest przekonany, że radość nie może trwać
wiecznie, że jest ona zawsze zagrożona. Wie to, czego nie wiedzą świętujący w dole ludzie.
Wie,
„(…) że bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat
pozostać uśpiony w meblach i w bieliźnie, że czeka cierpliwie w pokojach, w
piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach, i że nadejdzie być może dzień, kiedy
na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały
w szczęśliwym mieście”.
B
OHATEROWIE
Bernard Rieux-
w „Dżumie" Alberta Camusa kronikarz, narrator, lekarz, z mamą wszystko
wydaje mu się łatwiejsze, za darmo leczy biednych (Joseph Grand), towarzyski i otwarty na
ludzi, 35 lat, twarz kwadratowa, średni wzrost, mocne ramiona, ciemne oczy, wystająca
szczęka, duży nos, czarne krótkie włosy, usta pełne i zawsze zaciśnięte, mocno opalony,
zawsze ubrany w ciemne kolory, dynamicznie chodzi, nigdy nie nosi nakryć głowy,
roztargniony za kierownicą, wygląda na zorientowanego w sytuacji, mocny psychicznie i
odporny, ateista „on, Rieux, myśli, że tu przynajmniej jest na drodze prawdy, skoro walczy
przeciw światu takiemu, jaki jest", broni ludzi, lekarz dla idei, tymczasowość zwycięstw „to nie
powód, by zaniechać walki", pochodzi z biednej, robotniczej rodziny, więcej
w: charakterystyce Bernarda Rieuxa
Cottard-
niedoszły samobójca, niewielki, korpulentny, płacze, nie lubi policji, cichy,
zamknięty w sobie, nieufny, samotny, przedstawiciel firmy win i likierów, zdarzały mi się
tajemnicze wypady, lubi oglądać filmy gangsterskie, ma liberalne poglądy („Wielcy zawsze
zjadają małych"), co miesiąc wysyła siostrze 100 franków,w czasie dżumy: uprzejmy, zaczął
bywać w restauracjach i kawiarniach, często zaprasza Josepha Granda do restauracji,
zaczął ostentacyjnie w publicznych miejscach czytać prawomyślny dziennik; rentier, ma
powiązania z przedstawicielami orańskiego półświatka, sędzia Othon jest jego wrogiem nr 1,
przed epidemią wezwano go do aresztu śledczego i nakazano być do dyspozycji,
przewidywał, że po zakończeniu śledztwa zostanie aresztowany, ciążyła na nim jakaś
sprawa z przeszłości, zdaniem Jeana Tarrou dogadzają mu dwie rzeczy dżuma (zna ten stan
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
26
od dawna) i strach (teraz, gdy wszyscy się boją, jest mu go łatwiej znosić, niż w samotności),
zaczął strzelać do ludzi, gdy otwarto bramy.
Raymond Lambert-
w „Dżumie" Alberta Camusa dziennikarz „wielkiego paryskiego
dziennika", niski, atletycznie zbudowany, sportowe ubranie, bezpośredni, konkretny, w
Paryżu ma narzeczoną, chce opuścić Oran, bo „nie jest stąd", prosił Rieux o zaświadczenie;
za wszelką cenę chce opuścić Oran (najpierw korzysta z oficjalnych środków, potem ),
bardzo zdeterminowany
– dwukrotnie próbuje wydostać się z Oranu, grał w piłkę nożną –
skrz
ydłowy, przystąpił do ochotniczych oddziałów sanitarnych namawiany przez Riuex i
Tarrou, ale do czasu aż znajdzie drogę ucieczki z Oranu.
Jean Tarrou-
w „Dżumie" Alberta Camusa młody, pali papierosy, ciężka sylwetka, masywna
twarz, ma „wstręt do wyroków śmierci", organizuje ochotnicze oddziały sanitarne, werbuje do
nich ludzi, w młodości nie miał poglądów, pochodzi z bogatej rodziny, jego ojciec był
prokuratorem generalnym, w wieku 17 lat zobaczył ojca w pracy, w wieku 18 lat uciekł z
domu, poznał biedę, walczył z karą śmierci („Nie chciałem być zadżumionym, tylko tyle"),
walczył w wielu krajach w Europie stając po stronie słabszych, na Węgrzech był świadkiem
rozstrzelania, chce wiedzieć jak stać się świętym bez Boga, umarł mając objawy obu dżum
tuż przed otwarciem bram.
ojciec Paneloux-
w „Dżumie" Alberta Camusa „uczony i wojujący jezuita", cieszy się
poważaniem w mieście, okrągłe okulary, stały współpracownik „biuletynu Towarzystwa
Geograficznego Oranu",, „porywczy i namiętny z natury", „nie skąpił przykrych prawd swemu
audytorium" , pracował nad św. Augustynem i Kościołem afrykańskim, „obrońca ambitnego
chrystianizmu", autor „odczytów o nowoczesnym indywidualizmie, przeciwnik „nowoczesnej
wolnomyślności", rumieńce na policzkach, „średniego wzrostu, ale krępy", mocny, donośny
głos, przystaje do oddziałów sanitarnych, w drugim kazaniu nakazuje czynić dobro, walczyć
ze złem, poddać się próbie Boga, zmarł, ale nie wiadomo na co, trzymając krucyfiks.
Joseph Grand-
w „Dżumie" Alberta Camusa biedny urzędnik, dawniej Rieux wyleczył go ze
zwężenia aorty za darmo, ok. 50 lat, żółty długi wąs, wąskie ramiona, chude członki,
uratował Cottarda, czuwał całą noc nad Cottardem, „trzeba sobie nawzajem pomagać".
Pracował w biurze statystycznym na kontrakcie – liczył zgony i kopie przedstawiał Rieux, ur.
w Montelimar, ma przytaczania rodzinnych powiedzeń, wieczorami piesze powieść, powieść
pisze od 2 lat, nosi kapelusz, ma wielkie uszy, skromny, wysoki, szczupły, za wielkie ubrania
(wierzył, że dłużej się będą nosić), brak zębów górnej szczęki, otrzymuje niską pensję (62
franki i 30 su), przyrzeczono mu awans na sekretarza, nie potrafił się domagać swoich praw
(awans, podwyżka), nie umiał dobierać właściwych słów, nie umiał się wypowiadać, jest
człowiekiem dobrym, rodzice zmarli mu kiedy był młody, do dziś wspomnienie śm. Rodziców
wywołuje w nim smutek, odwiedza rodzinę we Francji (siostrzeńców i siostrę) co 2 lata.
Chciał by jego dzieło było doskonałe. Prowadził statystyki ochotniczych formacji
sanitarnych,Miał żonę - Jeanne, ale zostawiła go po kilku latach małżeństwa. W Boże
Narodzenie zachorował na dżumę.
Michel
– dozorca w kamienicy, w której mieszka doktor Rieux. Starszy człowiek bardzo
sumiennie wykonuje swoje obowiązki i nie może uwierzyć, że w jego kamienicy znaleziono
szczury. Jest pierwszą ludzką ofiarą dżumy.
Żona doktora Rieux – ciężko chora kobieta, która wyjeżdża do sanatorium na kilka tygodni
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
27
przed zamknięciem bram miasta. Tak opisuje ją narrator: „(...) ta twarz trzydziestoletnia,
mimo śladów choroby, była wciąż twarzą młodości, może dzięki owemu uśmiechowi, który
górował nad resztą”. Kobieta umiera w górskim sanatorium, wiadomość o tym dociera do jej
męża wkrótce po śmierci Tarrou.
Stary astmatyk
– jeden z pacjentów doktora. Stary Hiszpan jest postacią bardzo barwną i
oryginalną. Przykuty do łóżka z własnej woli: „(…) z zawodu kramarz, mając pięćdziesiąt lat
doszedł do wniosku, że dosyć już zrobił. Położył się i odtąd nie wstał więcej, choć pozycja
stojąca nie pogarszała choroby. Przy pomocy niewielkiej renty dożył siedemdziesięciu pięciu
lat, które dźwigał wesoło”. Odmierza czas przekładając groch z jednego garnka do drugiego.
Pomimo tego, że nie wychodzi nigdzie ze swojego mieszkania, jest świetnie zorientowany w
sytuacji panującej w mieście, ponieważ docierają do niego wszystkie plotki. Tarrou, który
odwiedzał go razem z doktorem Rieux, bardzo go lubi, zastanawia się nawet, czy stary
astmatyk nie jest świętym.
Sędzia śledczy Othon – typowy legalista, zawsze postępuje według zaleceń i przepisów.
Powściągliwy w okazywaniu emocji nawet w stosunku do swojej najbliższej rodziny. Ojciec
dwójki dzieci. Tarrou po raz pierwszy widzi go, gdy ten zjawia się z rodziną w hotelowej
restauracji i tak go opisuje:
„Ojciec jest wysokim, chudym mężczyzną ubranym na czarno, w
sztywnym kołnierzyku. Środek czaszki ma łysy, a z prawej i lewej kępki siwych włosów.
Małe, okrągłe i ostre oczy, cienki nos i wąskie usta nadają mu wygląd dobrze wychowanej
sowy”. Jeanowi nie podoba się podejście sędziego do własnej rodziny, zwłaszcza do dzieci,
które traktuje jak tresowane psy. Boi się go Cottard, ponieważ sędzia reprezentuje wymiar
sprawiedliwości. Othon ostrzega Ramberta, by nie zadawał się z przemytnikami.Zachodzi w
nim zmiana, gdy trafia do obozu izolacyjnego. Zaniedbuje się tam, rozpaczając nad śmiercią
synka
– Filipa. Po tym przeżyciu postanawia dołączyć do formacji sanitarnych i zostaje
pracownikiem administracji obozu znajdującego się na stadionie. Podobnie jak Tarrou,
umiera jako jedna z ostatnich ofiar dżumy.
Filip
– synek sędziego śledczego Othona. Jest pierwszym pacjentem, na którym Rieux
decyduje się przetestować serum Castela. Niestety, próba nie powodzi się i chłopczyk
umiera przechodząc przez wielkie katusze na oczach wszystkich głównych bohaterów
powieści zebranych w jego szpitalnym pokoju. Śmierć chłopca staje się sygnałem do
wewnętrznego buntu ojca Paneloux.
Doktor Richard
– uznawany za jednego z najlepszych specjalistów w mieście. Sekretarz
generalny syndykatu lekarzy w Oranie. Jako ekspert prefektury ma duże możliwości
działania, ale jest bardzo asekurancki i nie chce nawet słyszeć o dżumie. Przyparty do muru
zgadza się z Rieux, że mają do czynienia z epidemią. Jest odpowiedzialny za cotygodniowe
raporty statystyczne o rozwoju epidemii. Gdy ogłosił, że choroba zaczyna się powoli cofać,
zaraził się i zmarł.
Dr Castel
– przyjaciel doktora Rieux. Starszy człowiek jako pierwszy nazywa chorobę po
imieniu i wraz z Rieux próbuje przekonać władze miasta do wprowadzenia stanu epidemii.
Przygotowuje specjalne serum na bazie mik
roba dżumy. Jego lek początkowo nieskuteczny,
z czasem odnosi wielki sukces.
Pani Rieux
– matka doktora, przybywa do miasta tuż przed zamknięciem bram, aby
opiekować się domem syna pod nieobecność jego żony. Tak o jej wyglądzie mówi
narrator:
„Była to mała kobieta o włosach przyprószonych srebrem, o oczach czarnych i
łagodnych”. Jej spokój i troska napawają doktora nadzieją i dodają mu sił do dalszej walki z
epidemią. Kobieta zaprzyjaźnia się z Tarrou i wraz z synem czuwa przy łożu śmierci
przyjaciela.
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
28
Raoul, Garcia, Gonzales, Marcel i Louis -
znajomi Cottarda, którzy pomagają Rambertowi
nielegalnie opuścić miasto. Najlepiej poznajemy Gonzalesa – środkowego napastnika
miejscowego klubu piłkarskiego. Nazywany także „koniem” ze względu na kształt swojej
głowy mężczyzna przyłącza się do formacji sanitarnych i zostaje administratorem obozu
izolacyjnego, mieszczącego się na stadionie miejskim. Marcel i Louis są braćmi, obydwaj są
też strażnikami na bramach miasta i oferują odpłatnie pomoc przy ucieczce
Rambertowi. Raoul
jest dowodzącym grupy szmuglerów, a Garcia jest kelnerem w
hiszpańskiej restauracji i jednocześnie kontaktem Raoula.
P
YTANIA
Pytania do
„Dżumy" 1. rozdział
1.
Jaki jest czas akcji?
2.
Jakie jest miejsce akcji?
3.
Jak ukazana jest przestrzeń?
4.
W jakich oko
licznościach żona dr. Rieux opuściła Oran?
5.
W jakich okolicznościach Rieux spotkał po raz pierwszy Raymonda Ramberta?
6.
Kim był pan Othon?
7.
Kim był Raymond Rambert?
8.
Kim był Jean Tarrou?
9.
Jaka jest matka dr. Rieux?
10.
Od kiedy mieszkańcy zaczęli się niepokoić epidemią szczurów?
11.
Jakie działania w reakcji na epidemię szczurów podjął zarząd miasta?
12.
Co było pierwszym oficjalnym komunikatem w sprawie epidemii?
13.
Jakie postawy zajmują bohaterowie „Dżumy" wobec szczurów?
14.
Kiedy przerażenie szczurzą epidemią osiąga swoje apogeum?
15.
Co zmienia śmierć dozorcy?
16.
Jakie historie opisał Jean Tarrou?
17.
Kto pierwszy nazywa epidemię dżumą?
18.
Co o Josephie Grandzie wie Rieux?
19.
Jakie były postanowienia komisji sanitarnej?
20.
Jakie informacje zawierały afisze?
21.
Dlaczego praca lekarza dla Rieux stała się trudna?
22.
Jak przygotowano szpital do epidemii?
23.
Kiedy ogłoszono stan epidemii dżumy i zamknięto miasto?
Pytania do
„Dżumy" 2. rozdział
1.
Jak można było się kontaktować z bliskimi poza Oranem po ogłoszeniu stanu
dżumy?
2.
Jakie zmiany zaszły w Oranie po ogłoszeniu dżumy?
3.
Jakie postawy przyjmowali ludzie w Oranie po ogłoszeniu dżumy?
4.
Dlaczego małżeństwo Josepha Granda rozpadło się?
5.
W jakim celu Raymond Rambert drugi raz przyszedł do Bernard Rieux?
6.
Jaką tezę miało I kazanie ojca Paneloux?
7.
Jakie treści zawierało I kazanie ojca Paneloux?
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
29
8.
Jakie konsekwencje miało I kazanie ojca Paneloux?
9.
Kim jest stary astmatyk?
10.
Jak wygląda dzień w zadżumionym Oranie?
11.
Jaki tytuł nosi nowy periodyk, który zaczęto wydawać w Oranie w czasie epidemii
dżumy?
12.
Co było jedynym funkcjonującym środkiem lokomocji w czasie dżumy w Oranie?
13.
Kto podjął się organizacji ochotniczych oddziałów sanitarnych?
14.
Kto pomaga Raymondowi Rambertowi w przygotowaniach do ucieczki z Oranu?
15.
Kiedy Raymond Rambert przystąpił do ochotniczych oddziałów sanitarnych?
16.
Czym
kończy się 2 rozdział „Dżumy" Alberta Camusa?
Pytania do
„Dżumy" 3. rozdział
1.
Dlaczego ogłoszono stan oblężenia?
2.
dżuma atakowała ze szczególną zaciekłością?
3.
Ja
kie zmiany zaszły w pogrzebach?
4.
Jak zmieniał się rytuał grzebania zmarłych w „Dżumie" A. Camusa?
Pytania do
„Dżumy" 4. rozdział
1.
Dlaczego Raymond Rambert został w Oranie?
2.
Co było ostatnią nadzieją Rieux?
3.
Co nowego w porównaniu do pierwszego było w drugim kazaniu ojca Paneloux?
4.
Dlaczego na karcie ojca Paneloux napisano „Wypadek wątpliwy"?
5.
Jaką przeszłość ma Jean Tarrou?
6.
Dlaczego Joseph Grand biegał w Boże Narodzenie po Oranie i zachowywał się jak
szalony?
7.
Jak Bernard Rieux tłumaczył grudniowe przypadki ozdrowień?
8.
Na co oburzał się stary astmatyk, kiedy dżuma zaczęła ustępować?
9.
Kto się świetnie czuł w czasie dżumy?
Pytania do
„Dżumy" 5. rozdział
1.
Które fakty są oznakami ustępowania dżumy?
2.
Kiedy prefektura ogłosiła, że „epidemia ulega zahamowaniu?"
3.
Co to znaczy,
że Jean Tarrou „przegrał partię"?
4.
Jaką informację zawierał telegram, który otrzymał Bernard Rieux?
5.
W którym miesiącu nastąpiło otwarcie bram?
6.
Jak nazywa się postać z „Dżumy" Alberta Camusa, o której Jean Tarrou powiedział:
„Jedną tylko prawdziwą zbrodnię popełnił: zgodził się w swym sercu na to, co zabija dzieci
i dorosłych. Resztę rozumiem, ale to muszę mu wybaczyć"?
7.
Kto zaczął strzelać do ludzi, kiedy otwarto bramy i świętowano koniec dżumy?
8.
Dlaczego narrator ujawnia się, nim opisze ostatnie czyny Cottarda?
1.
Scharakteryzuj postawy głównych bohaterów, wskaż wartości jakie były dla nich
ważne.
D
ŻUMA
-
A
LBERT
C
AMUS
S
TRONA
30
2.
Wymień bohaterów, których postawa ulega ewolucji. Napisz, co wywołało zmianę i na
czym polegała.
3.
Wskaż wśród bohaterów „Dżumy" bohaterów dynamicznych i bohatera absurdalnego.
Wyjaśnij pojęcia: bohater dynamiczny, bohater absurdalny.
4.
Omów sposób ukształtowania przestrzeni w „Dżumie".
5.
Na przykładzie „Dżumy" wyjaśnij określenia: przestrzeń konkretna, realistyczna,
uniwersalna, symboliczna, zamknięta, przestrzeń, która charakteryzuje bohaterów.
6.
Omów narrację i ukształtowanie narratorów./ Kto jest narratorem w powieści Alberta
Camusa? Określ typ, kompetencje i cel narratora. Nazwij typy narracji, występujące w
powieści.
7.
Odczytaj symbolikę: dżumy (zarazy), lekarza, szczura.
8. *
Wymień założenia egzystencjalizmu i wskaż przykłady ich realizacji w powieści
Camusa.
9.
Wymień elementy filozofii egzystencjalnej obecne w ukształtowaniu postaci Bernarda
Rieux [Rieux jako bohater absurdalny].
10.
Wykaż, że Dżuma Alberta Camusa to powieść paraboliczna.
11.
„Jest rzeczą równie rozsądną ukazać jakiś rodzaj uwięzienia przez inny, jak ukazać
coś, co istnieje rzeczywiście, przez coś innego, co nie istnieje" (D. Defoe). Wyjaśnij
znaczenie motta i odnieś je do przesłania powieści Camusa. Jaki gatunek realizuje
koncepcję Defoe?
12. Zinterpretuj podany fragment utworu.
13.
Wyjaśnij pojęcia: symbol, alegoria, asceza, legenda hagiograficzna, legenda,
hagiografia, literatura parenetyczna, autotematyzm, turpizm, franciszkanizm,
animalizacja, zoomorfizacja, parabola, przyp
owieść, powieść paraboliczna.
14.
Wymień cechy postawy franciszkańskiej.
15.
Wskaż elementy cudowności w „Legendzie o św. Aleksym". Określ ich znaczenie.
16.
Na czym polegała różnica pomiędzy sposobami postrzegania świata właściwymi dla
św. Aleksego i św. Franciszka?
17.
Wymień cztery charakterystyczne cechy poetyki ks. Jana Twardowskiego.
18.
Wymień cztery charakterystyczne cechy poetyki turpistycznej.
19.
Kiedy miał miejsce właściwy (książkowy) debiut literacki Stanisława Grochowiaka?
Podaj datę roczną i tytuł debiutanckiego tomiku.
20.
Kto był twórcą określenia turpizm? Podaj autora i tytuł.