MEG CABOT
KSIĘŻNICZKA W ROZPACZY
PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 8
Tytuł oryginału
THE PRINCESS DIARIES 8 PRINCESS ON THE BRINK
Abby, z miłością i podziękowaniem
- Zapewne - powiedziała do Sary
- znów sobie wyobrażasz, że jesteś księżniczką.
- Zawsze próbowałam nią być - odparła Sara cicho.
- Nawet kiedy było mi zimno i byłam bardzo głodna.
Frances Hodgson Burnett Mała księżniczka
Przekład Wacława Komarnicka
JA, KSIĘŻNICZKĄ???? TAA, I CO JESZCZE?
Sztuka
Mii Thermopolis
(pierwsza wersja)
S
CENA
12
DZIEŃ. Palmiarnia hotelu Plaza w Nowym Jorku. Dziewczyna o płaskiej klatce
piersiowej i fryzurze w kształcie znaku drogi podporządkowanej (czternastoletnia MIA
THERMOPOLIS) siedzi przy ślicznie nakrytym stoliku naprzeciw łysego mężczyzny (jej
ojciec, KSIĄŻĘ PHILLIPE). Z miny MII widać, że ojciec właśnie mówi coś, co ją wytrąca z
równowagi.
KSIĄŻĘ PHILLIPE
Już nie nazywasz się Mia Thermopolis, kochanie.
MIA
(mrugając oczami z zaskoczenia)
Nie? No to jak się nazywam?
KSIĄŻĘ PHILLIPE
Nazywasz się Amelia Mignonette Grimaldi Thermopolis Renaldo, księżniczka
Genowii.
WTOREK, 7 WRZEŚNIA,
WSTĘP DO TWÓRCZEGO PISANIA
Nie no, ona sobie NA PEWNO żartuje. Opisać pokój? To ma być nasza pierwsza
praca? OPISAĆ POKÓJ? Czy ona ma chociaż odrobinę zielonego pojęcia, od jak dawna
twórczo opisuję pokoje? No bo przecież ja już opisywałam pokoje w KOSMOSIE - na
przykład w swoim fanfiction Battlestar Galactica o tym, jak Starbuck i Apollo wreszcie To
Zrobili.
Wiecie, co mi się w głowie nie mieści? W głowie mi się nie mieści, że ona mnie
wcisnęła na te zajęcia ze wstępu do twórczego pisania. Powinnam trafić co najmniej na
twórcze pisanie dla średnio zaawansowanych. Bo przy moich wynikach z próbnych testów
SAT - i dobra, z matematyki były marne, ale ze zdolności werbalnych ŚWIETNE - powinnam
się na nie kwalifikować.
I niech będzie, że testy SAT nie mierzą zdolności twórczych (chyba że uwierzymy, że
ludzie, którzy oceniają część z wypracowaniem, rzeczywiście te wypracowania czytają).
Ale już sam mój wynik ze zdolności werbalnych powinien dowodzić, że jestem w
stanie opisać POKÓJ. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że ja już przeszłam od opisywania
pokojów - a nawet pisania powieści - do tworzenia całych scenariuszy?
Lilly totalnie ma rację, w żaden inny sposób nie będę mieć pewności, że na srebrny
ekran trafi prawdziwa wersja historii mojego życia, jeśli jej sama nie napiszę. A Lilly nie
wyreżyseruje. Ja wiem, że ciężko będzie znaleźć do tego projektu producenta, i tak dalej, ale
J.P. powiedział, że nam pomoże. A on zna MNÓSTWO ludzi w Hollywood. Zaledwie parę
dni temu z rodzicami jadł obiad z jakimś kuzynem Stevena Spielberga.
Dlaczego pani Martinez nie może zrozumieć, że kierując mnie na zajęcia z twórczego
pisania do grupy dla początkujących zamiast średnio zaawansowanych, tłamsi mój rozwój
jako artystki? Jakim cudem kwiat mojej twórczości ma kiedykolwiek zakwitnąć, jeśli nikt go
nie PODLEWA?
Opisz jakiś pokój. No to, proszę bardzo, pani Martinez, ma pani swój opis pokoju:
Cztery kamienne ściany napierają na niewielką przestrzeń pomiędzy nimi,
połyskując od wilgoci spływającej z niskiego sklepienia. Odrobina światła prze-
sącza się zza pojedynczego zakratowanego okienka tuż pod sufitem. Jedyne
sprzęty to wąska prycza z cienkim materacem pokrytym pasiastą powłoką i
wiadro. Przeznaczenie wiadra staje się oczywiste, kiedy zaczynamy czuć
unoszący się wokół niego odór. Czy właśnie on przyciąga szczury, które kryją się
w mrocznych kątach, węsząc drżącymi, różowymi nosami?
4 -
Mia, kiedy poprosiłam, żebyś opisała pokój, miałam na myśli opis
wnętrza, które dobrze znasz. Chociaż jestem pewna, że takie lochy jak ten, który
opisałaś, rzeczywiście istnieją w genowiańskim pałacu, bardzo wątpię, żebyś
spędziła w nich wiele czasu. Poza tym jako członek Amnesty International wiesz,
że Genowia nie znajduje się na liście państw nieludzko traktujących więźniów, co
każe mi zadać kolejne pytanie: kiedy te lochy w waszym pałacu były po raz ostatni
wykorzystywane? Sądzę też, że człowiek myślący tak nowocześnie jak twój ojciec
do tej pory na pewno zainstalował już w pałacu odpowiedni system kanalizacji,
więc wiadra na ludzkie odchody stają się przedmiotem anachronicznym.
C. Martinez
WTOREK, 7 WRZEŚNIA, ANGIELSKI
MIA!!!! Nie CIESZYSZ SIĘ? ? ? ? Zaczął się nowy rok szkolny! A my jesteśmy w
TRZECIEJ KLASIE!!! JUŻ ZA ROK BĘDZIEMY RZĄDZIĆ W TEJ SZKOLE!!!! Aha,
przy okazji, masz świetną fryzurę. - T.
Naprawdę tak sądzisz, Tina? To znaczy, że mam fajne włosy? Mama i ja zabrałyśmy
wczoraj Rocky'ego do Astor Place Hairstylists na pierwsze strzyżenie, bo to był
jedyny czynny fryzjer, wczoraj było przecież Święto Pracy. Ani na moment nie
przestawał się drzeć jak zarzynany, więc zaproponowałam, że najpierw sama dam im
się ostrzyc, żeby mógł się przekonać, że nic mu się nie stanie. Muszę przyznać, że
byłam trochę zaskoczona, kiedy wyjęli maszynkę do strzyżenia!
Moim zdaniem wyglądasz bombowo. Zupełnie jak Audrey Hepburn w Rzymskich
wakacjach. A co powiedział Michael o nowej fryzurze?
Odkąd wróciłam z Genowii, jeszcze go nie widziałam. Ale mamy się spotkać dziś
wieczorem w Number One Noodle Son. Nie mogę się już DOCZEKAĆ!!! Mówi, że
ma mi do powiedzenia coś BARDZO WAŻNEGO, czego nie może mi powiedzieć
przez telefon ani na IM.
Jak sądzisz, o co mu chodzi???? I to w Number One Noodle Son? To trochę daleko od
okolicy, w której bywa, nieprawdaż? Nie wprowadził się jeszcze do akademika?
Nie, jeszcze nie. Coś wspominał o mieszkaniu. Myślę, że o tym chce ze mną
rozmawiać. Może ma zamiar wynająć własne mieszkanie, czy coś.
O MÓJ BOŻE!!! Wyobrażasz sobie, jak by to było, gdyby on miał swoje
mieszkanie???? Żadnych współlokatorów, którzy mogliby wam przeszkadzać. I własna
kuchnia!!! Mógłby gotować dla ciebie romantyczne kolacje!!!!!
NIE WIEM, czy to właśnie o to chodzi. Przez telefon wyrażał się bardzo niejasno.
Powinien wynająć własne mieszkanie. Co on sobie wyobraża, że będziecie się
wiecznie całować w domu jego rodziców, przy Lilly... Nie wspominając już o jego MA-
MIE????
Ha. Ale mama Michaela pewnie nawet by nie zauważyła, spędza teraz tyle czasu w
mieszkaniu, które sobie wynajął tata Michaela.
Państwo doktorostwo Moscovitzowie znów się schodzą???
Mam nadzieję! Michael mówi, że zaczęli się „umawiać na randki”. Ze sobą!
No cóż, to chyba lepiej niż gdyby mieli się umawiać z innymi ludźmi. Ale w takim razie
mogliby po prostu znów się zejść. Oszczędzić na czynszu. Boże, jestem taka szczęśliwa,
że moi rodzice się po prostu ignorują, jak wszystkie normalne małżeństwa.
Totalnie. A skoro mowa o włosach, co sądzisz o pasemkach Lilly?
Ona mówi, że J.P. woli blondynki. Nigdy nie sądziłam, że LILLY zmieni sobie fryzurę
dla jakiegoś FACETA. J.P. musi być prawdziwą maszyną seksu.
TINA!!!! Oni jeszcze Tego Nie Zrobili!!!!!
Och. Zakładałam, że tak.
O MÓJ BOŻE. ALE DLACZEGO????
No cóż, przecież POJECHAŁ do jej domu w Albany na tamten weekend.
Nieważne, zrobił to dlatego, że jego rodzice chcieli zobaczyć parę letnich
przedstawień w północnej części stanu. Gdyby To Zrobili, ona by nam powiedziała. A
co, myślisz, że by nam nie powiedziała?
Może tobie by powiedziała. MNIE nigdy by nie powiedziała. Lilly uważa, że jestem
straszną cnotką.
Nieprawda!!!!
Owszem, ona tak uważa. Ale nie ma sprawy. Ja JESTEM straszną cnotką. Bo nawet
nie chcę zobaczyć, jak TO wygląda. A co dopiero dotknąć. Możesz sobie wyobrazić, że
człowiek czegoś takiego dotyka? Ja bym chyba umarła. Myślisz, że Lilly dotknęła
J.P. ?
WYKLUCZONE!!!! Powiedziałaby mi. Chociaż jej jeszcze nie widziałam, odkąd
wróciłam z wakacji w Genowii... Ale i tak. Na pewno by mi powiedziała, gdyby... No
wiesz. A przynajmniej tak mi się wydaje.
Borysa dotknęła.
CO????? A poza tym BBBBBŁŁŁŁEEEEEE!!!!! PO CO MI TO
POWIEDZIAŁAŚ?????
Ja też nie chciałam tego wiedzieć!!!! Ale Borys mi powiedział!!!!
ALE PO CO ON CI TO POWIEDZIAŁ????
To przez tę książkę, którą dostałam od ciotki - no wiesz, Twój najcenniejszy dar.
Racja. O tym, że dziewictwo to najcenniejszy dar, jaki powinnaś zachować wyłącznie
dla tego, za którego wyjdziesz za mąż, bo możesz je komuś podarować tylko raz i nie
chcesz, żeby to był ktoś, kto tego daru nie doceni.
Taa. Tylko że ta książka nie mówi, co robić, jeśli wyjdziesz za mąż i odkryjesz, że
człowiek, którego poślubiłaś, jest gejem. Jak się o tym przekonać, zanim zdążysz
wydać kupę kasy na ślub. Ale nieważne. Borys zobaczył tę książkę u mnie na regale i
zaniepokoił się, że będzie mi przykro, że Lilly dotykała go przede mną. Chociaż on
nadal jest, no wiesz. Prawiczkiem. To było tylko dotykanie.
Ale dotknęła go PRZEZ spodnie czy POD spodniami?
Pod.
Przepraszam, Tina. Wiem, że Borys to twój chłopak. Ale naprawdę, chyba zaraz
zwymiotuję.
Ja wiem. Mia, lepiej spójrzmy prawdzie w oczy. Ty i ja będziemy Ostatnimi
Dziewicami w Liceum imienia Alberta Einsteina.
Wow. To brzmi jak tytuł książki.
Totalnie powinnaś ją napisać!!!! OSTATNIE DZIEWICE.
Dwie dziewczyny, obarczone przeszkolonymi w Izraelu ochroniarzami, opłacanymi
przez ich ojców, żeby strzegli ich najcenniejszego daru... ryzykując własne życie!
Żaden mężczyzna ich nie pozna - AŻ DO NOCY PO BALU MATURALNYM!!!!
Ups, Sperry patrzy w tę stronę. Chyba powinnyśmy uważać. Masz w ogóle pojęcie, o
czym ona mówi?
A kogo to obchodzi? Nasza rozmowa jest o wiele ciekawsza.
Totalnie. A więc... Naprawdę myślisz, że J.P. też dotknęła?
Już ci mówiłam! Moim zdaniem oni To Zrobili do końca!
Powiedziałaby mi. Nie sądzisz, że by mi powiedziała?
To ty ją znasz od podstawówki, czy jakoś tak. Tylko ty możesz odpowiedzieć na to
pytanie. Ale ona teraz JEST blondynką.
Hej! Ja też jestem blondynką! A nadal nie oddałam swojego Najcenniejszego Daru!
Och, racja. Przepraszam. Zapomniałam.
WTOREK, 7 WRZEŚNIA,
FRANCUSKI
Nie mogę uwierzyć, że zdaniem Tiny Lilly i J.P. Zrobili To w czasie wakacji. To po
prostu śmieszne. Lilly TOTALNIE by mi powiedziała, gdyby oddała komuś swój Bezcenny
Dar.
Prawda?
A poza tym J.P. nadal nawet nie powiedział jej słowa na „k”. Czy Lilly naprawdę
zdecydowałaby się uprawiać seks po raz pierwszy z kimś, kto nawet jej nie wyznał miłości?
Bo ona mu mówiła, że go kocha, już z jakieś dziewięć milionów razy, a on jej na to tylko
odpowiada: „dziękuję”. A czasami mówi: „wiem”.
Ale Lilly uważa, że on w ten sposób tylko składa hołd Hanowi Solo.
To rzecz oczywista, że J.P. ma problemy z życiem intymnym. Przecież on i Lilly
chodzą już ze sobą pół roku. A on nadal nie mówi o niej: „moja dziewczyna”. Nazywa ją po
prostu: „Moscovitz”.
Michael też kiedyś mówił do mnie: Thermopolis. Ale to było, ZANIM zaczęliśmy ze
sobą chodzić.
Czy Lilly zgodziłaby się uprawiać seks z kimś, kto zwraca się do niej per Moscovitz i
przedstawia ją ludziom jako swoją „przyjaciółkę”, a nie jako swoją „dziewczynę”?
Nie ma mowy. Nie Lilly.
Chociaż faktycznie zrobiła się na blondynkę. MÓWI, że to dlatego, iż producenci,
którzy wykupili opcję na jej program telewizyjny, powiedzieli jej, że jasne pasemka wokół
twarzy odwrócą uwagę od nieregularnych rysów.
Ale to żaden sekret, że J.P. lubi blondynki. Keira Knightley jest przecież dziewczyną
jego marzeń. To jedyny znany mi facet, który obejrzał Dumą i uprzedzenie tyle samo razy co
Lilly, Tina i ja. Myślałam najpierw, że spodobała mu się ta filmowa adaptacja, ale potem
przyznał się, że podoba mu się pewna wysoka, szczupła blondynka (co trochę mnie dziwi, bo
Keira w tym filmie nie miała jasnych włosów).
Biedna Lilly. Może schudnąć i ufarbować się na blond, ale nigdy się nie
ROZCIĄGNIE. A przynajmniej nie do metra siedemdziesięciu, czyli wzrostu Keiry.
Hej, ciekawe, czy to nie o tym chce ze mną przy obiedzie pogadać dziś wieczorem
Michael... Że odkrył, że Lilly i J.P. To Zrobili!
Boże, LEPIEJ, żeby nie o to chodziło. Bo jeśli Lilly To Zrobiła i powiedziała o tym
Michaelowi, to on mi już teraz nie da spokoju.
O, super. Mamy teraz décrire un soir amusant avec les amis w dwustu słowach.
Kolejny niepokojący wieczór, moi towarzysze i ja usiedliśmy przed
telewizorem. Wybór był ogromny, kanałów bez liku. Dzięki kablówce wszystko
jest możliwe. Co oglądaliśmy? Kanał informacyjny? Sportowy? Kanał z
teledyskami rockowymi? Nie - kanał 12. Tak! Śmieszny kanał religijny...
Mam sześćdziesiąt jeden słów, zostało sto trzydzieści dziewięć.
Na korytarzu, w drodze na francuski, minęłam Lanę. Nie zmieniła się ani trochę w
czasie wakacji, tyle że jeszcze bardziej zadziera nosa, o ile to w ogóle możliwe.
Aha, i zdaje się, dorobiła się własnego klona, jakiejś kandydatki na kolejną Lanę,
która wygląda dokładnie jak ona, tylko jest trochę niższa.
W każdym razie kiedy przechodziłam, Lana zerknęła na moją głowę, szturchnęła
łokciem tego klona i zaczęła się śmiać.
- Patrzcie, jaki Piotruś Pan! - wrzasnęła tak głośno, żeby cały korytarz usłyszał.
Ale to dobrze wiedzieć, że niezależnie od tego, w jaki sposób Lana spędziła wakacje,
udało jej się zachować wdzięk i poczucie humoru, z których słynie w całym Liceum imienia
Alberta Einsteina.
Czy ja naprawdę w tej fryzurze wyglądam jak Piotruś Pan?
Czy w tej fryzurze naprawdę jestem podobna do Piotrusia Pana?
WTOREK 7 WRZEŚNIA,
LUNCH
Dopadłam Lilly przy bufecie z taco i zapytałam ją, czy ona i J.P. Zrobili To w
wakacje.
Oto jej bardzo niezadowalająca odpowiedź:
- Czy ty naprawdę uważasz, że gdybym to zrobiła, pierwsza byś się o tym
dowiedziała, Paplo Wszech Czasów?
Muszę przyznać, to mnie zabolało. Dotrzymałam przecież wszystkich sekretów, jakie
mi kiedykolwiek powierzyła. Nigdy nie wygadałam, jak w piątej klasie wyniosła z domu
należący do swojej matki egzemplarz Szczęśliwej dziwki i odczytała nam na przerwie
wszystkie sceny erotyczne, prawda?
Albo kiedy powiedziała Normanowi, facetowi, który ją prześladował, że jak jej
załatwi bilety na Avenue Q, to prześle mu swoje klapki na platformie Steve Madden. Norman
jej te bilety załatwił, ale ona mu tych klapków nie wysłała, bo nigdy nie miała pary klapków
na platformie Steve Madden.
I nigdy nikomu nie powtórzyłam, że Lilly wrzuciła moją lalkę Truskawkowa
Babeczka na dach wiejskiego domku swoich rodziców, i że zobaczyłam tę lalkę dopiero
następnego lata, kiedy Michael czyścił rynny i zrzucił ją na podwórko. Oczy biednej
Truskawkowej Babeczki wyjadły wiewiórki, włosy miała zapleśniałe i buzia jej się stopiła do
słońca i zastygła w wyrazie milczącego krzyku. Chociaż od tego widoku doznałam psy-
chicznych ran, które będę nosić do końca życia. Ja naprawdę kochałam tamtą lalkę.
Ale nie chciałam pokazać Lilly, jak bardzo zabolała mnie jej uwaga, więc
powiedziałam:
- Nieważne. I tak wiem, że dotykałaś Borysa sama wiesz gdzie. Tina mi powiedziała.
Ale Lilly, zamiast zareagować osłupieniem, jak nakazuje wszelka przyzwoitość,
wzniosła tylko oczy do nieba i oświadczyła:
- Jesteś strasznie dziecinna.
- Poważnie, Lilly. - Nie chciałam wyrazić tonem głosu ani odrobiny urazy, ale mi się
nie udało. - W głowie mi się nie mieści, że mi nie powiedziałaś.
- Bo nie było o czym opowiadać - odparła Lilly.
- Nie było o czym? Ty go DOTKNĘŁAŚ.
- Czy my naprawdę musimy dyskutować na ten temat na środku stołówki? - chciała
wiedzieć Lilly.
- A gdzie mamy o tym dyskutować? Przy stole, w obecności twojego CHŁOPAKA?
- No dobra. Lilly zawróciła do baru z taco. - No więc, dotknęłam go. Co chciałabyś na
ten temat wiedzieć?
W głowie mi się nie mieściło, że prowadzimy tę rozmowę przy pojemnikach z kwaśną
śmietaną i tartym cheddarem. Ale to wina Lilly. Skoro nie poruszyła tego tematu w czasie
jednej z naszych imprez piżamowych, jak każda normalna dziewczyna. Ale to nie w stylu
Lilly. Ona musiała to trzymać w wielkim sekrecie, póki BORYS nie puścił farby.
Problem w tym, że chociaż temat był totalnie żenujący i obrzydliwy, i w ogóle... Ja
naprawdę chciałam się dowiedzieć.
Ja wiem. To chore. Ale chciałam.
- Na początek, jakie to jest w dotyku? - spytałam. Na szczęście nikogo innego w
pobliżu nie było, bo chyba wszyscy woleli dziś danie z woka.
Lilly tylko wzruszyła ramionami.
- Jak skóra.
Zagapiłam się na nią.
- To wszystko? Po prostu... skóra?
- No, w sumie to jest z tego zrobione - wyjaśniła Lilly. - A ty co myślałaś?
- Nie wiem. - Trochę trudno jest oceniać takie rzeczy przez warstwę dżinsu. Zwłaszcza
jeśli rozporek jest zapinany na guziki. Co oznacza mnóstwo nitów. - W romansach Tiny
zawsze piszą, że jest w dotyku jak stalowy pręt pożądania obciągnięty najdelikatniejszą
satyną.
Lilly się nad tym zastanowiła. Potem znów wzruszyła ramionami:
- To też.
- Okay. Oficjalnie cię zawiadamiam, że zwymiotuję.
- Nie rzygaj tylko w guacamole. Teraz już dasz mi spokój?
- Nie - zaprzeczyłam. - O czym chce ze mną porozmawiać Michael w Number One
Noodle Son?
- Prawdopodobnie o tym, że chce, żebyś go dotknęła.
Kiedy wzięłam łyżkę do nakładania kwaśnej śmietany i zamierzyłam się na nią,
wrzasnęła i dodała ze śmiechem:
- Poważnie, nie mam pojęcia. Prawie go nie widywałam tego lata, ciągle ślęczał nad
tym swoim głupim projektem z inżynierii elektronicznej.
Odłożyłam łyżkę. Wiedziałam, że mówi prawdę. Michael był zaprzątnięty swoim
kursem dotyczącym teorii kontroli, która, jak mi wyjaśnił, kiedy zapytałam, co to w ogóle, do
diabła, znaczy, dotyczy robotów. Jego końcowy projekt na te zajęcia to było
zautomatyzowane ramię, które można by wykorzystywać do operacji chirurgicznych w
obrębie klatki piersiowej, na żywym sercu, czyli „szczytowe osiągnięcie” - jak mówił
Michael - „na polu zautomatyzowanej chirurgii”.
Tak. Mam chłopaka, który buduje roboty. To TAKIE ŚWIETNE!!!!!
Kiedy Lilly i ja wróciłyśmy do stolika, naprawdę trudno mi było spojrzeć Borysowi w
twarz - chociaż teraz zrobiła się dużo atrakcyjniejsza, odkąd nie nosił aparatu na zębach,
zaczął odwiedzać dermatologa i zrobił sobie laserową korektę wzroku, i tak dalej.
Ale i tak, kiedy na niego patrzę, widzę wyłącznie dłoń Lilly w jego spodniach. Razem
z tym jego swetrem.
- O mój Boże, Mia! - zawołała Ling Su, kiedy usiadłam. - Co się stało z twoimi
włosami?
To naprawdę nie jest to, co chcesz usłyszeć po wizycie u fryzjera.
- Astor Place Hairstylists - powiedziałam. - A dlaczego? Nie podoba ci się?
- Nie skąd, podoba się - bąknęła Ling Su. Ale widziałam, jak wymienia spojrzenia z
Perin, która nosi jeszcze krótszą fryzurę niż ja. A moja i tak jest dość krótka.
- Moim zdaniem Mia wygląda świetnie - powiedział J.P. Siedział przy drugim krańcu
stołu, naprzeciw Lilly. Sam też nie wyglądał źle. Potargane jasne włosy miał miejscami
jeszcze jaśniejsze od słońca - jego rodzice mają posiadłość w Martha's Vineyard, gdzie
spędził większość lata, szlifując umiejętności surferskie.
I to się opłaciło. To znaczy, o ile fantastyczna opalenizna i całkiem nieźle wyrobione
mięśnie przedramion na coś się przydają.
Nie żebym mu się jakoś przyglądała. Bo już mam swojego chłopaka, który posiada
świetnie wyrobione przedramiona.
I dobra, Michael pewnie tego lata w ogóle się nie opalił, bo za bardzo zajęty był tym
końcowym projektem na letnim kursie robotyki.
Ale i tak jest seksowniejszy niż J.P.
Który, poza wszystkim innym, jest chłopakiem Lilly.
Czy coś.
- Bardzo chłopięca - powiedział J.P., wskazując moją ostrzyżoną głowę.
- Wiem, o co ci chodzi - rzuciła Tina z ożywieniem. - Zupełnie jak Audrey Hepburn w
Rzymskich wakacjach!
- Myślałem raczej o Keirze Knightley w Dominie - powiedział J.P. - Ale tamto też.
Fajnie mieć takich życzliwych przyjaciół.
No cóż, choć PARU życzliwych przyjaciół, w każdym razie. W głowie mi się nie
mieści, że Lilly nie chce mi powiedzieć, czy Zrobiła To z J.P. Bo jeśli tak, to po nich tego nie
widać. No bo jeśli podarowali sobie nawzajem swój Najcenniejszy Dar, to przynajmniej pod
stołem powinna odchodzić jakaś zabawa stopami.
Ale najintymniejsza sytuacja, na jakiej ich złapałam, miała miejsce wtedy, kiedy J.P.
dał Lilly ugryźć swojego yodela. A przecież ja sama dawałam jej ugryźć swojego yodela.
Co wcale nie oznacza, że mam zamiar jej podarować swój Najcenniejszy Dar.
WTOREK, 7 WRZEŚNIA,
ROZWÓJ ZAINTERESOWAŃ
Dobra, to już naprawdę nie fair, że poza tym że mnie wcisnęli na wstęp do twórczego
pisania, a nie na twórcze pisanie dla średnio zaawansowanych, mam jeszcze beznadziejny
plan popołudniowych lekcji. No sami tylko POPATRZCIE:
Lekcja 1
godzina wychowawcza
Lekcja 2
wstęp do twórczego pisania
Lekcja 3
angielski
Lekcja 4
francuski
Lunch
Lekcja 5
RZ
Lekcja 6
WF
Lekcja 7
chemia
Lekcja 8
wstęp do rachunku różniczkowego
Wychowanie fizyczne, a potem CHEMIA, a potem RACHUNEK
RÓŻNICZKOWY??? Czy to zbyt wiele, mieć po południu JEDNĄ PRZYJEMNĄ LEKCJĘ?
JEDNĄ RZECZ, KTÓREJ MOŻNA WYCZEKIWAĆ Z RADOŚCIĄ???
Ale widać nie. Począwszy od .45 po południu, to musi być niczym niezmącona
PADAKA.
Poważnie. To jest po prostu skandal.
I co oni sobie wyobrażają, kierując mnie na zaawansowaną algebrę? MNIE?
Nieważne. Może, biorąc pod uwagę, jak kiepskie miałam wyniki z matematyki na
egzaminach SAT, może uda mi się namówić tatę, żeby pozwolił mi w tym roku nie chodzić
na lekcje etykiety i zamiast tego brać korepetycje z matematyki.
A MOIM KOREPETYTOREM MÓGŁBY BYĆ MICHAEL!!!!
Hej, to się może udać. Przecież pomagał mi cały czas z algebry i z geometrii. I oba
przedmioty zdałam. Dlaczego tata nie miałby zatrudnić go jako mojego korepetytora z
rachunku różniczkowego?
A poza tym z chemii też mógłby mnie podciągnąć. Bo słyszałam, że te zajęcia to
poważna sprawa.
I jeszcze coś. Lilly chce ze mną rozmawiać o wyborach do szkolnego samorządu.
Mówi, że ma zamiar wysunąć moją kandydaturę dzisiaj w czasie apelu.
Poważnie. Ja sama nie wiem. Przygotowała nasz program wyborczy i tak dalej. A ja
mam tylko zgodzić się kandydować.
Ale ja naprawdę w zeszłym roku prawie nie miałam jednej wolnej minuty dla siebie!
A jeśli chcę zostać powieściopisarką - albo autorką scenariuszy, a nawet OPOWIADAŃ -
MUSZĘ mieć nieco czasu dla siebie, żeby W OGÓLE COŚ PISAĆ. To znaczy, poza moim
pamiętnikiem i fanfiction na temat Battlestar Galactica.
No i jest jeszcze Michael. W zeszłym roku prawie go nie widywałam, oboje tak
byliśmy zajęci nauką. A na dodatek miałam jeszcze obowiązki jako księżniczka, nie
wspominając już o moim nowym młodszym bracie. W tym roku coś musi odpaść.
I coś mi się zdaje, że to będzie szkolny samorząd.
Dlaczego LILLY nie może kandydować na przewodniczącą? Ja wiem, że ona jest
przekonana, że wszyscy jej nie cierpią, ale to nieprawda. Jestem pewna, że wszyscy już
zapomnieli, jak próbowała przekonać zarząd szkoły, żeby nam wydłużyli zajęcia o jedną
lekcję dziennie, żeby w planie mogła się zmieścić obowiązkowa łacina.
Ale jak mam jej powiedzieć, że nie chcę kandydować? Zwłaszcza że już dała do
nadrukowania napis „Głosujcie na Mię” na siedemdziesięciu pięciu koszulkach i kombinuje,
jak wynająć dach szkoły dystrybutorom masztów sieci telefonii komórkowej, żeby za tę kasę
podarować laptopy uczniom, którzy pobierają stypendium?
O ludzie. Odpowiedzialność cholernie ciąży.
WTOREK, 7 WRZEŚNIA,
CHEMIA
Wow. Kenny Showalter też jest na tej lekcji. Czy to jest możliwe, żebym miała w tej
szkole jakiś przedmiot ścisły i NIE musiała mieć w klasie Kenny'ego Showaltera?
Najwyraźniej nie.
W jakiś sposób w ciągu lata zrobił się jeszcze WYŻSZY. Jest teraz wzrostu Larsa.
Ale pechowo dla siebie, chyba nadal waży mniej niż ja.
Właśnie usiadł obok mnie. Ciekawe, czy znów będzie chciał, żebyśmy zostali
partnerami na ćwiczeniach w laboratorium. To nie byłoby nawet takie tragiczne, bo
gdybyśmy nie byli partnerami w zeszłym roku na nauce o ziemi, tobym ją zawaliła. A
przynajmniej dostała coś znacznie gorszego niż czwórka.
Hej! Przed chwilą do środka wszedł J.P.! Też będzie chodził na chemię!
Dzięki Bogu. Chociaż JEDNA normalna osoba, którą mogę zapytać, o co chodzi. No
bo Kenny jest świetny i tak dalej, ale sami wiecie. Zawsze wisi między nami jakieś
NAPIĘCIE, przez to, że on mnie rzucił, bo uważał, że ja się kocham w Borysie Pelkowskim.
Boże, jak dawno temu to już było! Można by pomyśleć, że do tej pory będziemy już mieli tę
sprawę za sobą, ale nadal się za nami wlecze, takie małe napięcie, które się pojawia, kiedy on
odrabia za mnie prace domowe.
Właśnie pomachałam ręką J.P., żeby usiadł po mojej drugiej stronie, a on zachował się
bardzo miło i tak zrobił. Boże, on jest taki fajny. BARDZO się cieszę, że Lilly z nim chodzi.
Muszę przyznać, przez jakiś czas miałam wątpliwości dotyczące jej gustu co do facetów po
tym całym Jangbu i Franco, i tak dalej. Ale naprawdę zrehabilitowała się tym...
Wow. Kenny właśnie podsunął mi karteczkę.
Mia - nie wiedziałem, że w tym roku robisz chemię. Chcesz znów być moją parą w
laboratorium? No bo po co zrywać z tradycją?
DLACZEGO KENNY ZNÓW CHCE BYĆ MOIM PARTNEREM W
LABORATORIUM???? Bo poza tym, że charakter pisma mam ładniejszy niż on, nie ma
żadnych korzyści z partnerowania mi w laboratorium. Co prawda, on nie wie, jak kiepskie
miałam wyniki z matematyki na próbnych testach SAT.
Ale WIE, że z przedmiotów ścisłych jestem beznadziejna. Mogę tylko osłabiać takie
grupowe działania!
Hej, Mia. Nie wiedziałem, że w tym semestrze masz chemię z Hipskinem. Podobno jest
niezły. Chcesz być moją parą w laboratorium? Pewnie właśnie o to samo spytał cię
Showalter w tej kartce, którą ci podsunął. Olej go, on cię tylko będzie ograniczał tymi
swoimi wyznaniami l'amour. To ze mną chcesz być w parze.
To jest zabawne, bo... Ojej. Co mam teraz zrobić? CHCĘ być partnerką w
laboratorium J.P, bo ja J.P. naprawdę lubię. Jest szalenie zabawny, a poza tym zbiera same
szóstki - poza zeszłorocznym angielskim, bo on TEŻ miał zajęcia z panią Martinez (tylko na
innej godzinie lekcyjnej niż ja), a ona dała mu piątkę, ponieważ - uznaliśmy zgodnie -
zwyczajnie nie lubi naszego stylu pisarskiego.
Ale Kenny poprosił pierwszy. A Kenny i ja ZAWSZE byliśmy partnerami. On ma
rację, nie powinniśmy zrywać z tradycją.
DLACZEGO ZAWSZE MNIE SIĘ PRZYTRAFIAJĄ TAKIE RZECZY????
Zaraz, mogę to jakoś rozwiązać. Przecież nie na darmo mam za sobą DWA LATA
szkolenia w zakresie dyplomacji.
Wiecie co? Bądźmy partnerami wszyscy TROJE. Okay?
- Mia.
Na co Kenny odpisał:
Świetnie! A przy okazji, podoba mi się twoja nowa fryzura. Wyglądasz zupełnie jak
Anakin Skywalker w Mrocznym widmie. Wiesz, w tamtej scenie z wyścigów ścigaczy?
Świetnie. Wyglądam jak dziewięcioletni chłopiec. J.P. właśnie odpisał:
Całkiem zgrabnie, pasikoniku. Widzę, że twój sensei nieźle cię wytrenował.
Sensei! Po raz pierwszy słyszę, żeby ktoś moją babkę określił TAKIM słowem.
Obraziłaby się, gdyby wiedziała?
Żartujesz sobie? Totalnie ją widzę w jednym z takich strojów do karate, z wielkim
kijem, jak mówi mi, że: „Niektórych lekcji nie można się nauczyć. Trzeba je przeżyć
na własnej skórze, żeby je zrozumieć”.
Zupełnie jak Terence Stamp w Elektrze. Niezłe. Tylko że to się nazywa gi.
Co takiego?
Strój do karate. Nie znasz się na sztukach wałki?
Niestety. Ale wiem, jak podawać uroczystą herbatę.
Fajnie się rozmawia z J.P. Zupełnie jak z dziewczyną, tylko jeszcze lepiej, bo to facet.
Ale bez seksualnego napięcia, bo przecież wiem, że jemu podoba się Lilly.
Może się jeszcze okazać, że nie będzie tak źle. To znaczy, pomijając tę całą chemię.
Materia
Substancje czyste
Mieszaniny
Cząstki
Związki
Homogeniczny
Heterogeniczny
Substancja czysta - stały skład
Cząsteczka - zawiera pojedynczy atom
Związek - dwóch lub więcej cząsteczek w określonej proporcji
Mieszanina - połączenie różnych substancji czystych
Tylko sześć godzin do spotkania z Michaelem. Proszę, Boże, nie pozwól, żebym
wcześniej umarła z nudów.
WTOREK, 7 WRZEŚNIA, WSTĘP DO RACHUNKU
RÓŻNICZKOWEGO
Różniczkowanie - znajdowanie pochodnej
Pochodna = krzywa
Pochodna też ma stopień
Całkowanie
Szereg nieskończony
Szereg rozbieżny
Szereg zbieżny
Zaraz.
Dobra.
Co?
Oni NIE MOGĄ tak na poważnie.
Tylko pięć godzin do spotkania z Michaelem.
WTOREK, 7 WRZEŚNIA,
APEL
Okay, dobra, to BYŁO idiotyczne. Tylko jedna osoba została zgłoszona na
przewodniczącego samorządu szkolnego:
Ja.
Najwyraźniej będę kandydować, nie mając konkurencji.
Dyrektor Gupta jest nami ogromnie rozczarowana. To widać.
Ja chyba też jestem rozczarowana. No bo wiedziałam, że ludzie w szkole są apatyczni
i tak dalej. Patrzcie tylko, jak wszyscy rzucili się kupować nowy album Diddy'ego, chociaż
WIEDZĄ, że ukrywa przed policją Los Angeles informacje na temat zabójstwa Biggiego
Smalla.
Ale to już jest po prostu śmieszne.
Lilly o mało się nie rozpłakała. Pewnie, to żadne zwycięstwo, kiedy nie ma się kogo
pokonać. Próbowałam jej tłumaczyć, że to ze względu na tę świetną robotę, jaką odwaliłyśmy
w zeszłym roku. Pewnie ludzie doszli do wniosku, że nie ma sensu startować przeciwko nam,
bo i tak wygramy.
Ale wtedy Lilly mi wytknęła, że przez cały apel wszyscy tylko pisali sobie nawzajem
SMS - y o tym, co będą robić po szkole, w ogóle nie zwracali uwagi na to, co się działo, więc
prawdopodobnie nawet nie mają pojęcia, O CO chodzi. Pewnie myśleli, że chodzi o kolejną
pogadankę na temat zapobiegania handlowi narkotykami.
P
RACA
DOMOWA
Godzina wychowawcza:
brak
Wstęp do twórczego pisania:
Opisz scenę widoczną z twojego okna.
Angielski:
Franny i Zooey
Francuski:
Skończyć décrire un soir conusant avec les amis.
RZ:
Przygotować dla pani Hill podsumowanie tego,
co chcesz osiągnąć na RZ w tym semestrze.
WF:
Uprać spodenki gimnastyczne.
Chemia:
Zapytać Kenny'ego/J.P.
Rachunek różniczkowy:
No nie, bez takich. Ten przedmiot to NA
PEWNO jakiś głupi dowcip.
JA, KSIĘŻNICZKĄ???? TAA, I CO JESZCZE?
Sztuka
Mii Thermopolis
(pierwsza wersja)
S
CENA
13
DZIEŃ. Palmiarnia hotelu Plaza w Nowym Jorku. Zbliżenie twarzy MII, która usiłuje
przetrawić to, co przed chwilą usłyszała od ojca, KSIĘCIA PHILLIPE'A.
MIA
(walcząc ze łzami i z czkawką)
Ja się NIE PRZENIOSĘ do Genowii.
KSIĄŻĘ PHILLIPE
(swoim głosem typu: „ bądź rozsądna, moja droga „)
Ależ, Mia. Myślałem, że rozumiesz, że...
MIA
Rozumiem tylko to, że przez całe życie mnie okłamywałeś. Dlaczego miałabym teraz
z tobą zamieszkać?
(MIA zrywa się od stolika, przewracając krzesło, a potem wybiega z restauracji, po
drodze o mało nie obalając snobistycznego odźwiernego).
WTOREK, 7 WRZEŚNIA,
HOTEL W
Plazę przekształcają w apartamentowiec z mieszkaniami własnościowymi i na
wynajem. A Grandmère już wykupiła apartament na ostatnim piętrze.
Ale jeszcze ciągle go odnawiają. Grandmère nie może mieszkać w tym całym pyle ze
względu na chore zatoki. Nie wspominając o waleniu młotami, które zaczyna się punktualnie
o siódmej trzydzieści rano.
Więc zamieszkała tymczasowo w hotelu W.
I chyba niespecjalnie jej się tam podoba.
- To jest - mówiła Grandmère, kiedy weszłam do jej apartamentu (który, chciałabym
przy okazji zauważyć, jest naprawdę strasznie przyjemny. To znaczy, niezupełnie w jej stylu -
raczej nowoczesny niż pełen falbanek; paski i skóra zamiast kwiecistych kretonów i koronek -
ale ma widok na obie strony wyspy Manhattan i jest tu mnóstwo mebli z polerowanego
drewna) - absolutnie nie do przyjęcia.
Zwracała się tak do facecika w garniturze i z malutką złotą plakietką identyfikacyjną z
imieniem Robert.
Robert miał taką minę, jakby chciał popełnić samobójstwo.
Współczułam mu. Wiem, jaka potrafi być Grandmère, kiedy zaczyna kogoś strofować.
- Gerbery? - Głos Grandmère zabarwił się lodowatymi nutkami. - Czy personel w tym
przybytku doprawdy uważa, że to odpowiednie kwiaty do ozdoby pokojów księżnej wdowy z
Genowii?
- Bardzo szanowną panią przepraszam - powiedział Robert. Widziałam, że rzuca mi
szybkie spojrzenie, kiedy się rozsiadałam na świetnej białej kanapie przed panoramicznym
telewizorem, który - tak! - pojawia się jakby znikąd, za naciśnięciem jednego guzika, tak jak
Joey zawsze marzył w Przyjaciołach.
Widać było, że Robert totalnie szuka wsparcia w tej potyczce z Wielką Grandmère.
Ale ja nie miałam zamiaru w żaden sposób dać się w to wkręcić. Pochyliłam się nad
moim scenariuszem, pisząc zawzięcie. J.P. mówi, że jak go skończę, to on zna takiego
jednego producenta, który na pewno z wielką chęcią go przeczyta. Z wielką chęcią! To
oznacza, że właściwie już sprzedałam prawa autorskie.
- Umieszczamy gerbery we wszystkich naszych pokojach - ciągnął Robert, widząc, że
z mojej strony pomocy się nie doczeka. - Nikt nigdy wcześniej na to nie narzekał.
Grandmère popatrzyła na niego, jakby właśnie oświadczył, że nikt nigdy jeszcze nie
wyciągnął noża i na jego oczach nie popełnił harakiri.
- A czy kiedykolwiek przedtem w tym hotelu zatrzymała się jakaś KSIĘŻNA? -
spytała ostrym tonem.
- Właśnie w zeszłym tygodniu mieszkała u nas pewna tajlandzka księżniczka, zanim
nie przeprowadziła się do swojego akademika na Uniwersytecie Nowojorskim - zaczął
Robert.
Skrzywiłam się. Zła odpowiedź, Robercie! Wielka szkoda. Dzięki za wzięcie udziału
w quizie.
- TAJLANDZKA? - Grandmère spiorunowała go wzrokiem. - Czy pan ma chociaż
pojęcie, ILE JEST NA ŚWIECIE TAJLANDZKICH KSIĘŻNICZEK?
Robert miał panikę w oczach. Wiedział, że się wkopał. Nie wiedział tylko, jak to się
stało. Biedaczyna.
- Hm... nie...
- Dziesiątki. Można by wręcz powiedzieć, że setki. A wie pan, ile jest na świecie
księżnych wdów z Genowii, młody człowieku?
- Hm. - Robert wyglądał, jakby miał ochotę wyskoczyć z okna. Naprawdę, wcale mu
się nie dziwię. - Jedna?
- Jedna. Tak właśnie - stwierdziła Grandmère. - Nie uważa pan, że jeśli JEDNA
JEDYNA KSIĘŻNA WDOWA Z GENOWII domaga się róż w swoim pokoju: różowych i
białych róż, NIE pomarańczowych gerber, które są może obecnie chwilowo modnym
kwiatem, ale RÓŻE za to z mody nigdy nie wychodzą... to powinni je państwo JEJ
DOSTARCZYĆ? Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że pies księżnej ma uczulenie na trawnikowe
rośliny?
Wszyscy powędrowali wzrokiem w stronę Rommla, który bynajmniej nie wyglądał,
jakby cierpiał z powodu jakiejkolwiek alergicznej reakcji na cokolwiek i chrapał smacznie w
swoim złoconym psim koszyku, lekko podrygując przez sen, bo widocznie śnił jakieś swoje
psie sny - w przypadku Rommla chodzi niewątpliwie o udaną ucieczkę przed jego
właścicielką.
- Jakby nie wystarczyło - dodała Grandmère - że w waszym holu hotelowym ROŚNIE
SOBIE prawdziwa trawa.
Auć. Zauważyłam to, wchodząc. To bardzo nowoczesne, taki trawnik rosnący w holu
hotelowym. To znaczy, przynajmniej jak na gust Grandmère. Ona woli miętowki w
kryształowych pucharkach.
- Rozumiem panią. - Robert zdobył się na lekki ukłon. - Ja... Zaraz się zajmę tym,
żeby natychmiast dostarczono pani różowe i białe róże. Nie wiem nawet, jak przepraszać za
to karygodne niedopatrzenie...
- Proszę nawet nie próbować - powiedziała Grandmère, unosząc jedną dorysowaną
brew.
Robert, z trudem przełykając ślinę, zawrócił i wypadł z apartamentu. Grandmère
odczekała, aż zniknie nam z oczu i dopiero wtedy padła na jeden z foteli z chromowanego
metalu i skóry, naprzeciw mojej kanapy.
Chociaż, oczywiście, to nie jest jeden z takich foteli, na które wygodnie i z łatwością
się opada. Bo ta skóra jest dość śliska.
- Amelio! - zawołała Grandmère, osuwając się po śliskim siedzeniu. - To już jest
przesada!
- Mnie się podoba - stwierdziłam. Bo tak jest. Moim zdaniem hotel W jest fajny.
Wszystko tu bardzo błyszczy.
- Jesteś szalona - powiedziała Grandmère. - Czy ty sobie wyobrażasz, że zamówiłam
sidecara, a oni mi go przynieśli w szklaneczce do whisky?
- No i co? Więcej do picia.
- Sidecara nigdy nie podaje się w SZKLANECZCE DO WHISKY, Amelio. W
szklaneczce podaje się WHISKY. Sidecara serwuje się wyłącznie w kieliszku koktajlowym
na smukłej nóżce. MÓJ BOŻE, COŚ TY ZROBIŁA Z WŁOSAMI???
Grandmère nagle wyprostowała się jak struna na swoim śliskim skórzanym fotelu.
- Uspokój się. Trochę je podstrzygłam...
- TROCHĘ PODSTRZYGŁAŚ??? Wyglądasz jak patyczek do czyszczenia uszu.
- Odrosną - rzuciłam głupio. Bo, prawdę mówiąc, wcale nie zamierzam ich
zapuszczać. Naprawdę fajnie jest mieć takie krótkie włosy. Nie trzeba z nimi NIC robić. A
kiedy patrzy się w lustro, zawsze wygląda się tak samo. Jest w tym coś uspokajającego. Bo to
MĘCZĄCE zaglądać do lustra za każdym razem i widzieć, jak na głowie tworzy się jakaś
nowa katastrofa.
- I jak ty zamierzasz utrzymać na głowie diadem, skoro nie ma go do czego przypiąć?
- chciała wiedzieć Grandmère.
To dobre pytanie. Ale nie przyszłoby ono do głowy komukolwiek w Astor Place
Hairstylists. Zresztą nawet mama powiedziała tylko, że moje krótkie włosy przypominają jej
Demi Moore w G.I. Jane; potraktowałam to jako komplement.
- Za pomocą taśmy samoprzylepnej? - rzuciłam ostrożnie.
Ale Grandmère mój dowcip nie rozbawił.
- Nawet nie ma sensu wzywać Paola - stwierdziła. - Bo nie zostało ci na głowie już
nic, z czym mógłby popracować.
- Nie są AŻ TAK krótkie - zaprotestowałam, unosząc dłoń do włosów i czując
najeżone końcówki. No cóż, po zastanowieniu, może jednak są. Och, co zrobić. - Nieważne.
To tylko WŁOSY. Odrosną. Nie masz poważniejszych zmartwień, Grandmère? Na przykład
w Iranie sądy pełne religijnych fanatyków nadal skazują kobiety na śmierć przez zakopanie w
piasek po szyję i ukamienowanie za cudzołóstwo. Teraz! Takie rzeczy dzieją się W
OBECNEJ CHWILI!!!! A ty się przejmujesz moimi WŁOSAMI???
Grandmère tylko pokręciła głową. Nigdy nie można jej zbić z tropu za pomocą
bieżących wydarzeń. Jeśli coś nie ma bezpośredniego związku z rodami panującymi, dla niej
po prostu nie istnieje.
- To się nie mogło stać w gorszej chwili - ciągnęła, ignorując to, co powiedziałam. -
„Vogue” właśnie zatrudnił człowieka, który pisze o rodzinach królewskich, żeby zrobił dla
nich wywiad ze zdjęciami do zimowego numeru świątecznego. Artykuł ma setkom kobiet,
które szukają jakiegoś ciepłego miejsca na zimowe wakacje, zwrócić uwagę na Genowię. Nie
wspominając już o tym, że twój ojciec przyjechał do miasta na sesję Zgromadzenia Ogólnego
ONZ.
- I dobrze! - wrzasnęłam. - Może będzie mógł tam poruszyć kwestię Iranu! Czy ty
wiesz, że oni tam zakazali też słuchania zachodniej muzyki? I chociaż twierdzą, że inwestują
w rozwój techniki nuklearnej dla celów pokojowych (energetyka), a nie militarnych, to
naprawdę przez całe dwadzieścia lat ukrywali przed Międzynarodową Agencją Energii
Atomowej badania, które wskazują na coś wręcz przeciwnego? Kogo obchodzą świąteczne
wydania magazynów, kiedy wszystko to może lada chwila wylecieć w powietrze?
- Właściwie można by ci załatwić wizytę u perukarza - myślała głośno Grandmère. -
Ale jak zdołamy znaleźć taką, która przypominałaby twoją poprzednią fryzurę, pojęcia nie
mam. Nie robi się peruk w kształcie jachtów żaglowych. Jeśli jednak znajdziemy jakąś
dłuższą, a Paolo ją potem ostrzyże...
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - ryknęłam. - Dzieją się teraz na świecie rzeczy o
wiele poważniejsze niż moja fryzura. Zdajesz sobie sprawę, w jakich tarapatach się
znajdziemy, jeśli Iran dostanie w swoje łapy broń atomową? Oni ZAKOPUJĄ KOBIETY W
PIASEK PO SZYJĘ I KAMIENUJĄ JE ZA TO, ŻE SIĘ PRZESPAŁY Z FACETEM,
KTÓRY NIE JEST ICH MĘŻEM. Jak sądzisz, czy długo się będą zastanawiać, kiedy
przyjdzie im decydować, kto zasługuje na to, żeby mu na głowę spuścić bombę atomową?
- A może - zastanawiała się Grandmère - moglibyśmy ufarbować cię na rudo. Och,
nie, to i tak nic nie pomoże. Z tymi włosami wyglądasz zupełnie jak ten chłopak na okładce
komiksów Mad, którymi twój ojciec się zaczytywał, kiedy był nastolatkiem.
To strata czasu, próbować z nią rozmawiać. Czy ja sobie naprawdę wyobrażałam, że
kobieta tak dziwnie uprzedzona do gerber mnie wysłucha?
Czasami sama mam ochotę zakopać JĄ po szyję w piasek, a potem ciskać jej
kamieniami w głowę.
WTOREK, 7 WRZEŚNIA, 19.00,
PODDASZE
Michael tu jest!!! Żeby mnie zabrać na kolację do Number One Noodle Son. W tej
chwili gawędzi sobie z mamą i panem G., a ja się „szykuję”. Jeszcze mnie nie widział.
Ani mojej fryzury.
Wiem, że zachowuję się teraz jak małe dziecko. Wiem, że wyglądam dobrze. Mama
cały czas mi powtarza, że wyglądam dobrze. Nawet pan G., kiedy go o to zapytałam,
powiedział, że jego zdaniem wcale nie wyglądam jak Piotruś Pan ANI jak Anakin Skywalker.
Co ja zrobię, jeśli Michaelowi się nie spodoba? W magazynie „Sixteen” zawsze
rozpisują się o tym, że chłopom podobają się u dziewczyn długie włosy. A przynajmniej, ile
razy robią te wywiady z „facetami z ulicy”. Pokazują zdjęcia Keiry Knightley z krótkimi
włosami i Keiry Knightley z długimi włosami różnym przypadkowo wybranym chłopakom w
wieku licealnym, sterczącym przed lokalnymi sklepami spożywczymi i pytają ich, które wolą.
I dziewięć razy na dziesięć wybierają Keirę z długimi włosami.
Oczywiście, żaden z tych chłopaków nie umywa się do Michaela, ale zawsze.
No cóż, nieważne. Michael będzie musiał jakoś się z tym uporać.
No dobra, może jeszcze odrobina pianki...
Słyszę, że teraz rozmawia z Rockym. Nie żeby można było zrozumieć choć słowo z
tego, co mówi Rocky, pomijając „wóz” i „kicia”, i „ciastko”, i „więcej” i „nie”, i „MOJE”, co
stanowi pełen zestaw słownictwa mojego brata. Podobno to normalne u dziecka w tym wieku
i Rocky wcale nie cierpi na jakiś zespół rozwojowego upośledzenia.
Ale i tak niełatwo z nim rozmawiać. Mnie się to, oczywiście, wydaje niesłychanie
fascynujące. Ale to w końcu MÓJ brat.
Posłuchajcie, jaki ten Michael jest cierpliwy! Rocky właśnie powtarza w kółko:
„wóz”, a Michael mówi: „Tak, to bardzo ładny wóz”, takim słodkim tonem. Byłby z niego
wspaniały ojciec! Nie żebym miała zamiar sprawić sobie dzieci, zanim nie skończę studiów i
nie dołączę do Korpusu Pokoju, i nie położę kresu globalnemu ociepleniu, oczywiście.
Ale i tak dobrze wiedzieć, że kiedy będę już gotowa, Michael nada się do tego
zadania.
Och! Właśnie zerknęłam na niego ukradkiem! Wygląda świetnie, i jest taki wysoki, i
przystojny, i ma ciemne włosy, i szerokie ramiona, i och! Chyba niedawno się ogolił, i w gło-
wie mi się nie mieści, że to już cały MIESIĄC, odkąd go po raz ostatni widziałam, i...
O mój Boże. Ja mam krótsze włosy niż on.
MAM KRÓTSZE WŁOSY NIŻ MÓJ WŁASNY CHŁOPAK.
Co ja narobiłam?
WTOREK, 7 WRZEŚNIA,
W KUCHNI NUMBER ONE NOODLE SON
Okay.
Okay, spróbuję jakoś to zrozumieć.
Dlatego spytałam Kevina Yanga, czy mogę sobie przez parę minut posiedzieć tu, w
kuchni. Po prostu potrzebuję chwili dla siebie, żeby jakoś to zrozumieć. A w damskiej
łazience ktoś jest. Ktoś, kto najwyraźniej nie ma pojęcia, że są na świecie dziewczyny,
którym życie wali się w gruzy, i które muszą udać, że idą umyć ręce, żeby zastanowić się, co
z tym wszystkim zrobić.
Trochę tu na zapleczu ruchliwie i gorąco, i tłoczno, bo u Kevina pracuje jego
dziewięćdziesięciu kuzynów, a właśnie jest obiadowa godzina szczytu, i chyba wszyscy
pozamawiali kaczkę po pekińsku. Więc gdzie się nie obrócę, uśmiechają się do mnie martwe
kacze głowy.
Ale przynajmniej przez moment będę mogła złapać oddech i spróbować zrozumieć, o
co w tym wszystkim chodzi.
Ja tego po prostu nie czuję.
Och, nie chodzi o reakcję Michaela na moje włosy. To znaczy był zaskoczony,
widząc, że są aż tak krótkie.
Ale to nie tak, że mu się nie podobało. Powiedział, że wyglądam słodko - jak Natalie
Portman, kiedy zaczęła zapuszczać włosy po ogoleniu się na łyso do roli Evey Hammond w V
jak vendetta.
A potem mocno mnie uściskał i pocałował. A potem JESZCZE MOCNIEJ mnie
uściskał i pocałował, kiedy wyszliśmy na korytarz, gdzie nie było mamy i pana G., a Lars
ciągle jeszcze mocował broń. Udało mi się powąchać szyję Michaela i przysięgam, każda
synapsa w moim mózgu musiała trysnąć megadawką serotoniny przez te jego feromony, bo
poczułam się potem niesamowicie odprężona i uszczęśliwiona.
I widziałam, że on tak samo zareagował na mnie. Trzymał mnie za rękę przez całą
drogę do restauracji i rozmawialiśmy o wszystkim, co się działo, odkąd się po raz ostatni
widzieliśmy - o tym, że Grandmère musiała się wynieść z Plaza, i że Lilly zrobiła się na blond
(nie pytałam go, czy uważa, że ona i J.P Zrobili To, kiedy J.P. pojechał do ich letniego domku
na weekend, bo próbuję unikać rozmów związanych z seksem. Mam wrażenie, że w ten
sposób tylko przypominam Michaelowi, że my seksu nie uprawiamy, co rozbudza w nim
płomień pożądania), i o sprawności Rocky'ego w zabawie z ciężarówką, i o państwu
doktorostwu Moscovitzach i o tym, że wydaje się, że się ze sobą godzą.
A kiedy weszliśmy do restauracji, Rosey, hostessa, posadziła nas przy naszym
zwykłym stoliku przy oknie, a Larsa zaprosiła, żeby sobie usiadł przy barze, skąd może
obserwować jednocześnie i mnie, i mecz baseballowy.
I zamówiliśmy moje ulubione kluski z sezamem na zimno i ulubione Michaela
żeberka z grilla, i na spółkę wzięliśmy zupę ostro - kwaśną, a Michael wziął jeszcze kurczaka
kung pao, a ja smażoną zieloną fasolkę, a potem powiedziałam:
- No więc, kiedy się przeprowadzasz do akademika? Czy zajęcia jeszcze się nie
zaczęły?
Na co Michael odparł:
- Miałem zamiar o tym z tobą porozmawiać. Dlatego chciałem, żebyśmy pogadali w
cztery oczy.
A ja powiedziałam:
- Ach, tak?
Bo myślałam, że on powie mi, na przykład, że wynajmuje własne mieszkanie, bo jest
zmęczony dzieleniem pokoju z jakimś obcym facetem, albo że wprowadza się do taty, bo pan
doktor Moscovitz czuje się taki samotny. W sumie, tak bardzo byłam przekonana, że
cokolwiek mi powie Michael, to nie będzie nic specjalnie wstrząsającego, że wzięłam do ust
potężny kęs klusek na zimno z sezamem, zanim usłyszałam:
- Pamiętasz ten projekt, nad którym pracowałem latem? To zautomatyzowane ramię?
- To, za którego pomocą lekarze będą mogli przeprowadzać operacje serca bez
otwierania klatki piersiowej? - wykrztusiłam przez kluski. - Uhm.
- Mam naprawdę dobrą wiadomość: ono działa - ciągnął Michael. - A przynajmniej
działa prototyp. Mój profesor był pod takim wrażeniem, że opowiedział o tym swojemu
koledze, który pracuje w japońskiej firmie: firmie zajmującej się robotyzacją chirurgii, dzięki
której można przeprowadzać zabiegi bez obecności lekarza, i ten jego kolega chce, żebym
pojechał do Japonii i sprawdził, czy uda nam się skonstruować rzeczywiście działający
model, który będzie się nadawał do zastosowania na sali operacyjnej.
- Wow - wykrztusiłam, przełykając kluski i nabierając kolejny wielki kęs. No bo
byłam strasznie głodna. Po sałatce z trzech odmian fasoli na lunch nic już nie jadłam. A, i
poza paroma kęsami tego świetnego prażonego zielonego groszku w otoczce z chrzanu
wasabi w apartamencie hotelowym Grandmère. (Ona też ich spróbowała i dostała świra. „A
GDZIE KANDYZOWANE MIGDAŁY?!” - darła się na tego całego Roberta, biedaczynę). -
No więc, kiedy byś jechał? W któryś weekend, czy coś?
- Nie rozumiesz. - Michael pokręcił głową. - Tutaj weekend by nie wystarczył. To
potrwa do ukończenia projektu. Profesor załatwi mi zaliczenie zajęć i znaczne stypendium,
kiedy tam będę.
- No więc? - Rany, jakie te kluski były dobre. - Tak z tydzień?
- Mia. Sam prototyp pochłonął mi całe lato. Skonstruowanie autentycznego,
sprawnego modelu, łącznie z konsolą zawierającą system MRI działający w czasie
rzeczywistym, skaner CT działający w czasie rzeczywistym i rentgen działający w czasie
rzeczywistym może zająć około roku. Albo więcej. Ale to jest niesamowita szansa, taka,
której nie można odrzucić. Coś, co sam zaprojektowałem, mogłoby potencjalnie uratować
tysiące ludzkich istnień. Ja muszę przy tym być i zadbać, żeby to rzeczywiście zbudowano.
Zaraz. Rok? Albo WIĘCEJ?
Oczywiście, zaczęłam się krztusić swoimi kluskami na zimno, a Michael musiał
sięgnąć przez stół i klepnąć mnie w plecy, a ja musiałam wypić i swoją wodę z lodem, i jego
colę, zanim znów złapałam oddech.
A kiedy już mogłam oddychać, udało mi się powtarzać tylko jedno i to samo:
- Co? CO?
I chociaż Michael usiłował mi tłumaczyć - tak cierpliwie, jakbym była Rockym wciąż
od nowa demonstrującym mu swoją ciężarówkę - ja w głowie cały czas słyszałam tylko
jedno: „Rok. Albo więcej. Ale to jest niesamowita szansa, taka, której nie można odrzucić”.
Michael przenosi się do Japonii. Na rok. Albo dłużej.
Wyjeżdża w piątek.
Chyba rozumiecie, czemu musiałam na chwilę wyjść. Bo w jakim wszechświecie coś
takiego wyda się komuś sensowne? Może we wszechświecie cudaków. Ale nie w MOIM. Nie
w tym wszechświecie, który razem z Michaelem zamieszkujemy.
Czy też, wydawało mi się kiedyś, że go zamieszkujemy razem.
Te słowa wciąż jeszcze tłukły mi się po głowie - że to może potrwać rok. Albo dłużej.
Ale to taka fantastyczna szansa - taka, której odrzucić nie można. I powiedziałam:
- Wow, Michael. To naprawdę niesamowite. Jestem z ciebie bardzo dumna.
Ale cały czas w mojej głowie brzęczało:
Czy to przeze mnie?
A potem w jakiś sposób ten głos wydostał się NA ZEWNĄTRZ i zanim udało mi się
je zdusić, te słowa wydarły mi się głośno:
- Czy to przeze MNIE?
- Co takiego? - Michael zamrugał oczami.
To był jakiś koszmar. Bo chociaż w głowie powtarzałam sobie: „zamknij się, zamknij
się, zamknij się”, moje usta dorobiły się własnej woli. I chwilę potem, zanim zdołałam je
powstrzymać, powiedziały:
- Czy to przeze mnie? Przenosisz się do Japonii, bo coś zrobiłam? Albo czegoś... NIE
zrobiłam?
Miałam ochotę wcisnąć sobie w usta wszystkie kluski z sezamem na zimno tego
świata, żeby tylko wreszcie się przymknąć. Ale Michael już kręcił głową.
- Nie, oczywiście, że nie. Mia, nie rozumiesz? To jest taka niewiarygodna szansa. Ta
firma już poleciła swoim inżynierom od mechaniki zacząć prace nad szkicami mojego
projektu. MOJEGO projektu. Coś, co zrobiłem sam, może zupełnie zmienić współczesną
chirurgię. Oczywiście, że muszę przy tym być.
- Ale czy oni muszą to robić w Japonii? - zapytały moje usta. - Czy na Manhattanie nie
ma żadnych inżynierów od elektromechaniki? Jestem prawie pewna, że są. Mam wrażenie, że
tata Ling Su jest takim inżynierem!
- Mia - wyjaśniał Michael - to jest najbardziej innowacyjna, światowa czołówka w
dziedzinie badań nad robotyką. Mieszczą się w Tsukuba, które w zasadzie stanowi taką
Krzemową Dolinę Japonii. To tam mieszczą się ich laboratoria, ich instytuty badawcze. Tam
mają cały sprzęt... Wszystko, czego potrzebuję, żeby z mojego prototypu powstał działający
model. Ja muszę tam jechać.
- Ale będziesz wracał? - spytałam. Mój mózg powoli znów zaczynał odzyskiwać
kontrolę nad ustami. - Na przykład, na Święto Dziękczynienia i na Gwiazdkę, i na ferie
wiosenne, i tak dalej.
Bo te kółeczka w mojej głowie nadal się obracały i myślałam: No dobra, okay, to nie
musi być wcale taka straszna katastrofa. Jasne, mój chłopak pojedzie do Japonii, ale nadal
będę go widywała w czasie wakacji. To się wcale nie będzie TAK BARDZO różnić od
normalnego roku szkolnego. A w ten sposób będę miała więcej czasu, żeby naprawdę wziąć
się w karby i może spróbować zrozumieć, o czym pan Hipskin opowiada na chemii, i o co, do
diabła, chodzi w tym całym rachunku różniczkowym, i może nawet pouczyć się, żeby mieć
lepsze wyniki z matematyki w testach SAT. I może, u diabła, nawet zajmę się tym
samorządem studenckim, i uda mi się dokończyć scenariusz, i może nawet powieść...
Wtedy Michael ujął moją dłoń ponad stołem i powiedział:
- Mia, ten projekt ma bardzo napięty harmonogram. Jeśli model ma trafić na rynek
najwcześniej jak się da, nie będziemy mogli robić sobie przerw. A więc... Nie, nie będę w
domu na Święto Dziękczynienia ani na Gwiazdkę. Prawdopodobnie do domu przyjadę
dopiero w przyszłe lato, bo do tego czasu powinniśmy już mieć coś do zademonstrowania na
prawdziwej sali operacyjnej.
Słyszałam, jak te słowa wychodziły z jego ust. Wiedziałam, że mówi do mnie po
angielsku. Ale zupełnie jak z panem Hipskinem na chemii, słowa Michaela nie łączyły się w
żadną sensowną całość. Przyszłe lato, to za rok od teraz. Michael mówił mi, że wyjeżdża na
rok - i że przez ten czas się nie zobaczymy.
I okay, dobra, mogłabym polecieć do Japonii, odwiedzić go. To znaczy, chyba we
śnie. Bo NIE MA MOWY, żeby udało mi się namówić tatę, by mi pozwolił zabrać książęcy
genowiański odrzutowiec do Japonii.
I absolutnie nie pozwolą mi polecieć jakimś lotem rejsowym. Żadne służby ochrony
lotów powietrznych nie przekonają Grandmère - a tym bardziej mojego taty - że loty rejsowe
są bezpieczne dla koronowanych głów.
I to wtedy na chwilę go przeprosiłam. To dlatego siedzę teraz tutaj. Bo nic z tego
wszystkiego nie rozumiem.
Nie obchodzi mnie, że to taka niesamowita szansa.
Nie obchodzi mnie, ile pieniędzy mógłby na tym wszystkim zarobić ani ile istnień
ludzkich w ten sposób uratować.
Dlaczego jakiś facet, który kocha swoją dziewczynę tak bardzo,
jak Michael twierdzi, że kocha mnie, miałby chcieć spędzić ROK z
dala od niej?
A Kevin Yang wcale nie okazuje się w tej kwestii pomocny. Wzruszył tylko
ramionami, kiedy go zapytałam, i powiedział:
- Nie rozumiałem Michaela od dnia, kiedy przyszedł tu po raz pierwszy w wieku
dziesięciu lat. Poprosił o ostry olej z chili do moich pierożków. Jakby jeszcze nie były
wystarczająco pikantne!
A Lars, który minutę temu wsadził głowę przez drzwi, żeby sprawdzić, czemu
znikłam, rzekł:
- No cóż, sama wiesz. Czasami facet musi zrobić coś takiego i sam siebie sprawdzić.
PRZED KIM? Czy to nie JA jestem tą jedyną osobą, która powinna się dla niego
liczyć? A JA nie chcę, żeby Michael jechał na rok do Japonii.
Wybaczcie mi, ale przecież to nie tak, że on jedzie na pustynię Gobi, żeby robić
pompki i strzelać do kartonowych sylwetek terrorystów, jak to zrobił Lars, kiedy uznał, że
musi się jakoś sprawdzić. On po prostu jedzie do jakiegoś laboratorium elektronicznego w
Japonii!
I owszem, rozumiem, że ten jego zautomatyzowany gadżet może uratować życie
tysiącom ludzi.
ALE CO Z MOIM WŁASNYM ŻYCIEM?
Okay, to mi totalnie nie pomaga.
A już sam widok wszystkich tych kaczych łebków naprawdę zakłóca mi psychiczną
równowagę.
Ale nie tak bardzo jak fakt, że mój chłopak najwyraźniej przeprowadza się na rok do
Japonii.
Ale prawie.
Wracam tam. Mam zamiar okazać mu wsparcie. Będę się cieszyła szczęściem
Michaela. Nie wspomnę ani słowem o tym, że gdyby mnie naprawdę kochał, toby tam nie
jechał. Nie mogę być samolubna. Miałam Michaela dla siebie już całe dwa lata.
Nie mogę wisieć na nim bez przerwy, odgradzając go od całego świata, który
naprawdę potrzebuje jego i jego geniuszu. Ale...
ALE CO JA POCZNĘ, JEŚLI NIE BĘDĘ NAWET MOGŁA
POWĄCHAĆ JEGO SZYI?
Równie dobrze mogłabym umrzeć.
WTOREK, 7 WRZEŚNIA, 22.00,
PODDASZE
Nie powinnam była tego robić.
Wiem, że nie powinnam była tego robić.
Nie wiem, dlaczego nie udało mi się trzymać buzi na kłódkę. Nie wiem, dlaczego nie
udało mi się zmusić ust, żeby wypowiadały to, co chciałam, czyli: „Michael, jestem z ciebie
taka dumna” i „To jest naprawdę niesamowita szansa”.
To znaczy, ja mu to powiedziałam, te rzeczy. Naprawdę powiedziałam.
Ale potem - kiedy szliśmy tą ścieżką rowerową wzdłuż rzeki Hudson (Lars z trudem
za nami nadążał, tak szybko gnaliśmy... Cóż, głównie dlatego, że pisał SMS - y do znajomych
na swoim sidekicku. No, nieważne), bo to był taki ładny wieczór, a ja jeszcze nie chciałam
wracać do domu, bo miałam ochotę wykorzystać maksymalnie każdą minutę czasu z tych
paru dni, które mi jeszcze zostały, Michael opowiadał mi, jak bardzo cieszy się z tej
przeprowadzki do Japonii, i że oni na śniadanie jadają makaron, i że pierożki shumai, które
kupuje się tam na ulicy, są jeszcze lepsze niż shumai na Sapporo East, kiedy w jakiś sposób
wyrwały mi się, zanim zdążyłam je zdusić, słowa:
- Ale, Michael... co będzie z NAMI?
To była najgłupsza, najidiotyczniejsza, najbardziej w stylu Lany Weinberger odzywka,
na jaką mogłaby się zdobyć dziewczyna w moim położeniu. Poważnie. Niedługo sama zacznę
szarpać się z zapinką stanika na plecach i dogadywać sobie: „Po co ty w ogóle nosisz stanik,
Mia? Przecież go wcale nie potrzebujesz”.
Ale Michael nawet się nie zawahał. Odparł:
- Moim zdaniem wszystko będzie dobrze. Oczywiście, będę za tobą tęsknił. Ale muszę
przyznać, że o wiele łatwiej będzie za tobą tęsknić niż być blisko ciebie, tak jak ostatnio.
A ja stanęłam jak wryta na środku tej ścieżki rowerowej i spytałam:
- CO?
Bo przecież wiedziałam. Wiedziałam to. Pytałam go, czy nie wyjeżdża częściowo
przeze mnie.
I teraz się okazało, że miałam rację.
- Tylko to - odparł - że czasami nie jestem pewien, jak długo jeszcze wytrzymam.
- Wytrzymasz CO? - spytałam.
Bo nie miałam ZIELONEGO POJĘCIA, o czym on mówi.
- Przebywanie z tobą cały czas - powiedział - i nie... No, wiesz.
A ja NADAL nie rozumiałam (tak, wiem, jednak to ja cierpię na zaburzenia
rozwojowe, nie Rocky).
- Przebywanie ze mną cały czas i nie CO? - spytałam.
Michael wreszcie musiał mi powiedzieć:
- Nieuprawianie seksu.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Tak właśnie. Mój chłopak najwyraźniej niespecjalnie martwi się wyjazdem na rok do
Japonii, bo to łatwiejsze niż być ze mną i nie uprawiać seksu.
Chyba powinnam uważać, że mam fart, bo z tego wyraźnie wynika, że mój chłopak to
maniak seksualny i całe szczęście, że się go wreszcie pozbywam.
Ale, oczywiście, to mi wtedy nie przyszło do głowy. Wtedy byłam tylko tak bardzo
zaszokowana tym, co usłyszałam, że aż musiałam usiąść.
A najbliższa rzecz do siedzenia to była huśtawka na placu zabaw Hudson River Park.
Więc usiadłam sobie na huśtawce i gapiłam się na własne kolana, podczas gdy
Michael mówił:
- Powiedziałem ci w zeszłym roku, że jestem gotowy poczekać. - Usiadł na sąsiedniej
huśtawce. - I nadal jestem gotowy czekać, Mia. Chociaż, prawdę mówiąc, nie jestem pewien,
co zrobić z tym całym balem maturalnym, bo przecież mnie nie będzie na twoim balu
maturalnym, bo ja już jestem po maturze i dla mnie chodzenie na bale maturalne się
skończyło, a to poza tym totalny obciach, żeby dziewczyna zabierała na bal maturalny
swojego chłopaka studenta. Ale nieważne. Faktem jest, że twój bal maturalny będzie dopiero
za dwa lata. A dwa lata to dość długo, żebyśmy - no cóż, dalej nic nie robili. Naprawdę
zaczynam mieć już dosyć tych ciągłych zimnych pryszniców.
Po czymś takim nie mogłam mu spojrzeć w oczy. Czułam, że twarz oblewa mi
jasnoczerwony rumieniec. Na szczęście już się robiło ciemno, więc chyba tego nie zauważył.
Dopiero zaczynały się zapalać uliczne latarnie. Na tych huśtawkach nikogo poza nami nie
było, więc nie baliśmy się, że ktoś nas podsłucha. Lars, kilkadziesiąt metrów dalej, udawał, że
szalenie go interesuje widok na rzekę - ale tak naprawdę przyglądał się wszystkim ładnym
dziewczynom jeżdżącym wzdłuż nabrzeża na rolkach - więc też mało prawdopodobne, żeby
coś z naszej rozmowy do niego dotarło.
Ale i tak czułam się totalnie zażenowana.
Bo chyba zrozumiałam, o co chodzi Michaelowi. Zawsze się zastanawiałam, co on
robi, no wiecie, po jakiejś wyjątkowo ostrej sesji całowania z tym... No z tym w spodniach.
A teraz już chyba wiem.
- Tylko widzisz - ciągnął Michael, a tymczasem dzieciaki w piaskownicy obrzucały
się piaskiem, a ich matki siedzące na pobliskiej ławeczce plotkowały ze sobą - to nie jest
łatwe, Mia. To znaczy, mam wrażenie, że dla ciebie jest...
- To nie jest dla mnie łatwe - przerwałam. Bo NIE JEST. Bardzo często zdarza mi się
myśleć, jak świetnie byłoby po prostu zedrzeć z niego te ciuchy i mieć to już za sobą.
Doszłam nawet do etapu, na którym myśl o tym, że pozwolę jemu zedrzeć ciuchy z SIEBIE,
też zaczyna mieć swój urok, podczas gdy kiedyś na samą myśl, że miałby mnie zobaczyć
nagą, zasychało mi w ustach.
Tylko że... Gdzie to zdzieranie z siebie ciuchów miałoby nastąpić? W moim pokoju,
kiedy za ścianą jest mama? W JEGO pokoju, kiedy za ścianą jest JEGO mama? W jego
pokoju w akademiku, kiedy na korytarzu czeka mój ochroniarz, a w każdej chwili do środka
może wpaść jego współlokator?
I co z antykoncepcją? I co z tym, że kiedy już raz się To Zrobi, nie ma się ochoty w
czasie spotkań na nic innego? To znaczy, żegnajcie maratony oglądania Gwiezdnych Wojen.
Witaj, jadalna farbko do ciała.
Czytuję „Cosmo”. Wiem, co jest grane.
- Jasne - rzekł Michael. - W każdym razie, biorąc to wszystko pod uwagę, wydaje mi
się, że mój wyjazd na cały rok nie jest wcale takim złym rozwiązaniem.
W głowie mi się nie mieściło, że musiało do tego dojść. Poważnie. Nagle już... No
cóż, nie mogłam się powstrzymać. Rozpłakałam się.
Co było z mojej strony wręcz OKROPNE, bo OCZYWIŚCIE jego wyjazd to DOBRY
POMYSŁ. Jeśli to zautomatyzowane ramię rzeczywiście potrafi to wszystko, czego ci ludzie
po nim oczekują - jeśli Uniwersytet Columbia gotów jest wysłać go do Japonii i pozwolić mu
pracować dla jakiejś firmy, a jednocześnie zaliczyć rok studiów - to cóż, płacz nie był chyba z
mojej strony reakcją szczególnie godną księżniczki, prawda?
Ale nigdy przecież nie twierdziłam, że ja się w roli księżniczki sprawdzam.
Michael zeskoczył ze swojej huśtawki i klękając przede mną na piachu, wziął mnie za
obie ręce. Trochę się jakby śmiał. Ja bym się chyba też śmiała, gdyby przy mnie jakaś
dziewczyna tak się zanosiła płaczem. Poważnie. Zupełnie jakbym była takim dzieciakiem z
piaskownicy, który przewrócił się i otarł sobie kolano. Mamy siedzące na ławce nawet
spojrzały w moją stronę, sądząc, że może to któreś z ich dzieci tak płacze. Kiedy zobaczyły,
że to tylko ja, zaczęły między sobą szeptać - pewnie dlatego, że mnie rozpoznały ze zdjęcia w
„Inside Edition”. („W życiu uczuciowym genowiańskiej księżniczki Mii nastąpił kolejny
kryzys, kiedy jej chłopak, student Uniwersytetu Columbia, Michael Moscovitz, oświadczył,
że przeprowadza się do Japonii, na co księżniczka zareagowała wybuchem płaczu na
huśtawce”).
- To dobrze, Mia - powiedział Michael. - Nie tylko dla mnie, ale dla nas. Mam szansę,
żeby dowieść twojej babce i wszystkim tym ludziom, którzy uważają, że ze mnie takie
wielkie nic i nie jestem dla ciebie dość dobry, że naprawdę jestem kimś, i może nawet
któregoś dnia stanę się ciebie wart.
- Jesteś mnie wart! - zawyłam. Prawdę mówiąc, oczywiście, to ja nie jestem warta
jego. Ale nie powiedziałam tego głośno.
- Mnóstwo osób jest innego zdania - stwierdził Michael.
Nie bardzo mogłam powiedzieć, że to nieprawda, bo on ma rację: chyba co drugi
tydzień „US Weekly” drukuje jakiś artykuł o tym, z kim się powinnam spotykać zamiast
Michaela. W zeszłym tygodniu wysokie miejsce na tej liście miał książę William, ale zwykle
co miesiąc pojawia się też na okrasę Wilmer Valderrama. Pokazują zdjęcie Michaela
wychodzącego z jakichś zajęć, a obok zdjęcie Jamesa Franco, czy coś, a potem nad zdjęciem
Michaela piszą „dwa procent”, co ma wskazywać, że tylko dwa procent czytelników uważa,
że powinnam być z Michaelem, a „dziewięćdziesiąt osiem”, że z Jamesem Franco. Ich
zdaniem powinnam być z facetem, który przez całe życie nie robił nic, tylko stawał przed
kamerą i wypowiadał parę słów napisanych przez kogoś innego, a potem może odbywał
jeszcze walkę na miecze, do której ktoś inny ułożył mu choreografię.
No i, oczywiście, opinia mojej babki na ten temat jest tak dobrze znana, że przeszła
już niemal do legendy.
- Pozostaje faktem, Mia - powiedział Michael, zaglądając mi ciemnymi oczami bardzo
głęboko w moje własne, nie tak bardzo ciemne oczy - że nie możesz nie pamiętać, że jesteś
księżniczką. Któregoś dnia będziesz rządziła całym państwem. Już wiesz, co jest twoim
przeznaczeniem. Wszystko masz zaplanowane. Ja nie. Muszę odkryć, kim jestem i w jaki
sposób zamierzam zaznaczyć swoją obecność na tym świecie. A jeśli mam być z tobą, to będę
ją musiał zaznaczyć bardzo dobitnie, bo wszyscy uważają, że facet powinien się naprawdę
wyróżniać, żeby być z księżniczką. Ja tylko usiłuję spełnić ich oczekiwania.
- Powinny się dla ciebie liczyć tylko moje oczekiwania - oświadczyłam.
- One liczą się dla mnie najbardziej - rzekł Michael, ściskając moje dłonie. - Mia, ty
wiesz, że ja nigdy nie byłbym szczęśliwy wyłącznie w roli twojego księcia małżonka: zawsze
trzymając się za tobą o pół kroku z tyłu. I wiesz, że ty też nie byłabyś z tego zadowolona.
Skrzywiłam się na samo wspomnienie tych obrzydliwych zarządzeń genowiańskiego
parlamentu dotyczących mojego tak zwanego księcia małżonka, który będzie musiał wstawać,
jeśli ja się podniosę z krzesła, nie będzie mu wolno sięgnąć po widelec, jeśli ja jeszcze
swojego nie wzięłam do ręki, ani podejmować żadnych działań związanych z narażaniem
życia (takich jak wyścigi, czy to samochodowe, czy to łodzi motorowych, wspinaczki
wysokogórskiej, skakania ze spadochronem i tym podobnych), dopóki nie urodzi się następca
tronu. Będzie musiał zrzec się, w razie anulowania małżeństwa lub rozwodu, swojego prawa
do opieki nad wszystkimi dziećmi zrodzonymi z tego małżeństwa... A także zrezygnować z
obywatelstwa własnego kraju na rzecz obywatelstwa Genowii.
- To nie tak, że ja bym się na to wszystko nie zgodził - ciągnął Michael. - Mnie by to
nie przeszkadzało, gdybym wiedział, że... No cóż, że też coś w swoim życiu osiągnąłem...
Może nie władzę nad jakimś krajem. Ale coś takiego... No cóż, coś takiego jak ta okazja,
która mi się teraz nadarza. Żeby zmienić świat. Tak jak ty będziesz go któregoś dnia
zmieniała.
Zamrugałam powiekami, przyglądając mu się. Nie chodzi o to, że nie zrozumiałam.
Bo zrozumiałam. Michael miał rację. On nie jest tego typu facetem, który będzie szczęśliwy,
idąc o pół kroku za mną przez całe swoje życie - chyba że będzie miał jakieś własne
osiągnięcia. Jakiekolwiek by były.
Ja tylko nie rozumiem, czemu on po te własne osiągnięcia musi jechać aż do
JAPONII.
- Posłuchaj - powiedział Michael, znów ściskając mnie za ręce. - Lepiej przestań
płakać. Lars ma taką minę, jakby chciał podejść.
- To jego praca - zauważyłam, pociągając nosem. - On powinien chronić mnie przed...
przed... przed krzywdą.
I zdając sobie sprawę, że to taki rodzaj krzywdy, przed którą nawet facet mający metr
dziewięćdziesiąt trzy i uzbrojony mnie nie obroni, szlochałam jeszcze głośniej.
A co jeszcze bardziej wkurzające, Michael się roześmiał.
- To nie jest śmieszne - wyjąkałam przez łzy.
- Trochę jest - stwierdził Michael. - No bo, sama przyznaj. Żałosna z nas para.
- Powiem ci, co jest żałosne. Ty pojedziesz do tej całej Japonii i poznasz tam jakąś
gejszę i zupełnie o mnie zapomnisz. To jest żałosne.
- A po co mi jakaś gejsza - zapytał Michael - skoro mam ciebie?
- Gejsza uprawiałaby z tobą seks zawsze, kiedy byś tylko chciał - zauważyłam między
jednym pociągnięciem nosem a drugim. - Ja wiem, widziałam tamten film.
- Skoro już o tym mówisz, taka gejsza to nie byłoby takie złe rozwiązanie.
No więc wtedy już musiałam go walnąć. Chociaż nadal nie widziałam w tej sytuacji
nic zabawnego.
I nadal nie dostrzegam. To jest po prostu okropna, paskudna, wręcz tragiczna sytuacja.
Och, jasne, przestałam płakać. A kiedy Lars podszedł i zapytał, czy wszystko
porządku, powiedziałam mu, że tak.
Ale nie było w porządku.
I nie jest. Nic już nigdy nie będzie w porządku.
Ale zachowywałam się tak, jakbym się z tym pogodziła. Bo przecież musiałam,
prawda? Pozwoliłam Michaelowi odprowadzić się do domu i nawet przez całą drogę
trzymałam go za rękę. A przy drzwiach poddasza pozwoliłam mu się pocałować, kiedy Lars
grzecznie przystanął na półpiętrze i udawał, że musi sobie zawiązać buty. I dobrze, bo trochę
się tam działo w okolicy stanika.
Ale tak delikatnie jak w tej scenie, w której Jennifer Beals i Michael Nouri są w tej
pustej fabryce we Flashdance.
A wtedy Michael szepnął:
- Zgoda między nami?
A ja odpowiedziałam:
- Tak, zgoda.
Chociaż wcale nie wierzę, że jesteśmy pogodzeni. Ja przynajmniej nie jestem.
- Zadzwonię do ciebie jutro - rzekł Michael.
- Zadzwoń koniecznie - powiedziałam.
A potem udałam się prosto do lodówki, wyciągnęłam pojemnik lodów z kawałkami
orzechów makadamia, złapałam łyżkę, poszłam do swojego pokoju i zjadłam je całe.
Ale nadał nie czuję się lepiej.
Chyba już nigdy się lepiej nie poczuję.
WTOREK, 7 WRZEŚNIA, 23.00
Mama właśnie zapukała do moich drzwi i spytała:
- Mia? Jesteś tam?
Powiedziałam, że tak, i otworzyłam jej drzwi.
- Nawet nie słyszałam, jak wchodziłaś - stwierdziła. - Miło spędziłaś wieczór z...?
Umilkła w połowie pytania, bo zobaczyła pusty pojemnik po lodach. I wyraz mojej
twarzy.
- Kochanie - rzekła, siadając obok mnie na łóżku. - Co się stało?
A ja nagle znów się rozpłakałam, jakbym nie ryczała niecałą godzinę temu. Nie
miałam nawet pojęcia, że ludzie ZDOLNI są produkować łzy w takim tempie.
- On jedzie do Japonii. - Tylko tyle udało mi się wykrztusić. I rzuciłam się mamie w
ramiona.
Chciałam jej opowiedzieć o wiele więcej. Chciałam jej opowiedzieć, że to wszystko
moja wina, bo się z nim nie przespałam. To tym bardziej moja wina, bo jestem księżniczką -
cholerną KSIĘŻNICZKĄ - a JAKI facet może się z CZYMŚ TAKIM zmierzyć? Pomijając
książąt.
A najgorsze, że jestem księżniczką nie dlatego, że coś sama ZROBIŁAM. No bo, to
nie tak, że uratowałam prezydenta przed zamachem jak Samantha Madison, ani nie udało mi
się odnaleźć żadnych zaginionych dzieciaków dzięki mocom parapsychicznym jak Jessice
Mastriani, ani uratować setek turystów przed zatonięciem jak dziesięcioletniej Tilly Smith,
która była na tej plaży w Tajlandii i zauważyła, że nadchodzi tsunami, bo uczyła się o takich
falach w szkole, i wrzasnęła do tych wszystkich ludzi na plaży: „UCIEKAJCIE!”
Ja się tylko i wyłącznie urodziłam.
A to przecież robią WSZYSCY.
Ale nie mogłam nic z tych rzeczy mamie powiedzieć. Bo już przedtem omawiałyśmy
całą tę kwestię z byciem księżniczką. To tak, jak powiedział Michael: jestem księżniczką.
Będę nią już zawsze. Nie ma sensu na to narzekać. Tak po prostu JEST.
Więc zamiast tego tylko płakałam.
Chyba poczułam się od tego trochę lepiej. Bo zawsze jest miło dać się uściskać
mamie, nieważne, ile ma się lat. Mamy nie wydzielają feromonów - w każdym razie wydaje
mi się, że nie - ale pachną naprawdę miło. A przynajmniej moja miło pachnie. Mydełkiem
Dove, terpentyną i kawą. Co w takim połączeniu jest drugim najlepszym zapachem na
świecie.
Pierwsze miejsce zajmuje zapach szyi Michaela, oczywiście.
Mama mówiła te wszystkie zwykłe mamusiowate rzeczy, na przykład: „Och, kotku,
wszystko będzie dobrze” i „Zobaczysz, rok minie ani się obejrzysz”, i „Jeśli Phillipe kupi ci
tego nowego PowerBooka z wbudowaną kamerą, to z Michaelem będziecie sobie mogli robić
wideokonferencje i to będzie zupełnie tak, jakby siedział obok ciebie w jednym pokoju”.
Ale to nie to samo. Bo ja nie będę mogła go powąchać.
Ale kiedy pan G wszedł zobaczyć, skąd ten cały hałas, wreszcie udało mi się jakoś
pozbierać i powiedziałam, że już mi lepiej i żeby się o mnie nie martwili. Próbowałam
uśmiechać się bardzo dzielnie, a mama pogłaskała mnie po głowie i powiedziała, że jeśli
przetrwałam, spędzając tyle czasu z Grandmère, to coś takiego przeżyję z łatwością.
Ale ona się myli. Spędzanie czasu z Grandmère to jak zjedzenie całego pojemnika
lodów z kawałkami orzechów makadamia w porównaniu z tym, co będzie oznaczał cały rok
bez Michaela.
Jak nie dłużej.
JA, KSIĘŻNICZKĄ???? TAA, I CO JESZCZE?
Sztuka
Mii Thermopolis
(pierwsza wersja)
S
CENA
14
NOC. Domek dla pingwinów w zoo w Central Parku. W niebieskiej poświacie z
podświetlonego basenu, młoda dziewczyna (Mia) gorączkowo coś pisze w swoim dzienniku.
MIA
(głos zza kadru)
Nie wiem, dokąd iść ani do kogo się zwrócić. Nie mogę iść do Lilly. Ona jest
stanowczo przeciwna każdej formie rządów innej niż demokracja bezpośrednia lub
przedstawicielska. Zawsze mówiła, że kiedy najwyższa władza przypada jednostce, której
rządy są dziedziczne, bezpowrotnie zanika zasada społecznej równości i szacunek dla
obywatela w ramach społeczeństwa. To dlatego w obecnych czasach prawdziwa władza
przeszła z rąk królów w ręce zgromadzeń konstytucyjnych, a monarchowie tacy jak królowa
Elżbieta stali się zaledwie symbolem narodowej jedności.
Najwyraźniej, poza Genowią.
ŚRODA, 8 WRZEŚNIA,
GODZINA WYCHOWAWCZA
Michael powiedział Lilly. Wiem, że jej powiedział, bo kiedy przystanęliśmy dziś rano
pod kamienicą, w której mieszkają Moscovitzowie, żeby ją zabrać do szkoły, stał z nią na
dworze i trzymał dla mnie wielki kubek czekolady na gorąco (z bitą śmietaną) ze Starbucks.
Kiedy limuzyna przystanęła, a Hans otworzył drzwi, Michael zajrzał do środka i powiedział:
- Dzień dobry. To dla ciebie. Powiedz, że przez noc nie zmieniłaś zdania i mnie nie
znienawidziłaś.
Jakbym ja kiedykolwiek mogła znienawidzić Michaela! Zwłaszcza kiedy wstaje
słońce, jasne i świeże, a jego promienie padają na świeżo ogolone policzki Michaela, i kiedy
ja się pochylam, żeby wziąć od niego czekoladę i dając mu buziaka na dzień dobry, wdycham
jego zapach, który zawsze sprawia, że wydaje mi się, iż wszystko będzie się dobrze układało.
A przynajmniej dopóki on nie znajdzie się na tyle daleko ode mnie, że nie będę już
mogła go wąchać.
Co nastąpi, kiedy Michael pojedzie do Japonii.
- Nie znienawidziłam cię - oświadczyłam.
- To dobrze - odparł. - A co robisz dziś wieczorem?
- Coś razem z tobą?
- Dobra odpowiedź. Przyjadę po ciebie o siódmej.
A potem pocałował mnie i odsunął się, żeby Lilly mogła wsiąść do samochodu. Co
zrobiła, pomrukując do swojego brata:
- Boże, ruszże ten tyłek!
Bo Lilly z rana nie miewa dobrego humoru.
- Bawcie się ładnie z innymi dziećmi, dziewczynki - powiedział Michael i zatrzasnął
drzwi. A Lilly obróciła się do mnie i stwierdziła:
- On jest strasznym dupkiem.
- Totalnie się odsunął, kiedy go o to poprosiłaś - zauważyłam.
- Nie o tym mówię - warknęła Lilly. - Mówię o tej durnej Japonii.
- Jeśli ten jego model będzie działał, Michael w efekcie uratuje życie tysiącom ludzi i
zarobi miliony dolarów - powiedziałam. Moja czekolada na gorąco była jeszcze za gorąca do
picia, więc zaczęłam na nią dmuchać. Tyle że bita śmietana stawała na drodze.
Lilly spojrzała na mnie wielkimi oczami.
- O mój Boże! Ty masz zamiar zachowywać się w tej sprawie rozsądnie?
- Nie mam wyboru - odparłam. - Prawda?
- Założę się, że gdybyś zrobiła odpowiednio dziką awanturę, to on by nie pojechał.
- Już zrobiłam - zapewniłam ją. - Z płaczem, zasmarkanym nosem, ze wszystkim. Nie
zmienił zdania.
Lilly, słysząc to, tylko odchrząknęła.
- Problem w tym, że... - urwałam, bo zastanawiałam się nad tym wszystkim dość
długo. Tak mniej więcej przez całą noc. - On musi pojechać. Ja nie chcę, żeby on jechał, ale
to jest jakiś jego bzik. On uważa, że musi sam siebie sprawdzić, żeby „US Weekly” przestało
dowodzić, że zamiast z nim, powinnam się spotykać z Jamesem Franco. Co jest bzdurą, ale co
ja mogę na to poradzić?
- James Franco! - wybuchła Lilly. - No cóż. Nieważne. James Franco jest słodziutki.
- Ale nie tak jak Michael - odparłam.
- Uch - powiedziała Lilly, ale tylko dlatego, że z zasady mówi „uch”, kiedy
wspominam, że jej brat jest seksowny.
A potem, ponieważ tak bardzo mi współczuła i tak dalej, uznałam, że mogłabym
sytuację wykorzystać. Więc spytałam:
- No i przespaliście się z J.P. tego lata, czy jak?
- Zręczna próba, KG. - Lilly tylko się roześmiała. - Ale AŻ TAK nie jest mi ciebie żal.
Choroba.
ŚRODA, 8 WRZEŚNIA,
WSTĘP DO TWÓRCZEGO PISANIA
Opisz widok ze swojego okna:
Młoda dziewczyna siedzi na huśtawce, serce jej pęka, w oczach ma pełno łez. Świat,
jaki znała, rozpadł się na kawałki. Już na zawsze zapomni, jak to jest śmiać się z
dziecięcą beztroską, bo dzieciństwo właśnie pozostawiła za sobą. Zawiedzione
nadzieje i niespełnione marzenia będą jej stałymi towarzyszami, odkąd miłość jej
życia uleciała. Unosi oczy, żeby spojrzeć na samolot przecinający oślepiająco jasne
niebo, i spogląda w kierunku zachodzącego słońca. Czy to ten samolot zabiera jej
ukochanego? Prawdopodobnie. Samolot znika w szkarłatnym świetle zachodu.
1 -
Mia, kiedy poleciłam ci opisać widok z twojego okna, chciałam, żebyś
opisała coś, co rzeczywiście ze swojego okna widzisz, na przykład śmietnik albo
sklepik spożywczy. Nie chciałam, żebyś wymyślała jakąś scenką. A wiem, że ją
wymyśliłaś, bo w żaden sposób nie mogłabyś wiedzieć, co myślała ta dziewczyna
na huśtawce (gdybyś nawet ze swojego okna widziała jakieś huśtawki, w co
wątpią, bo tak się składa, że wiem, że mieszkasz w NoHo, gdzie raczej nie ma
żadnych huśtawek), chyba że ta dziewczyna to ty, w którym to przypadku nie
mogłabyś jej widzieć, bo nie możesz widzieć samej siebie - chyba że w lustrze.
Proszę, napisz to ponownie, tym razem ściśle na zadany temat. Zadaję wam
określone prace nie bez powodu i oczekuję, że będziecie je pisali zgodnie z
poleceniami.
C. Martinez
ŚRODA. 8 WRZEŚNIA,
ANGIELSKI
MIA!!! Słyszałam. Wszystko w porządku????
Szczerze, T., sama nie wiem.
Ale zdajesz sobie sprawą, że to DOBRA rzecz. To znaczy, dla Michaela.
Wiem.
Zawsze możesz go przecież odwiedzać! Bo masz przecież własny odrzutowiec!!!
Taa, jasne. Akurat mi pozwolą.
Zaraz - to była ironia?
Tak, to była ironia. Mój tata nigdy mi nie pozwoli polecieć do Japonii, Tina. Nie po to,
żeby odwiedzić Michaela.
To go zmuś, żeby ci pozwolił odwiedzić tę japońską księżniczką - przecież się
przyjaźnicie, prawda? Ty naprawdę lubisz tę jej córeczkę. A kiedy już tam pojedziesz,
będziesz mogła zobaczyć się z Michaelem.
Dzięki, Tina. Tego się raczej nie da zrobić, ale nieważne. Bo ile razy mamy ferie,
muszę jeździć do Genowii, pamiętasz? Zresztą nawet gdybym pojechała do Japonii,
nie jestem taka pewna, czy Michael chciałby mnie tam widzieć.
Co? Oczywiście, że chciałby! Co ty wygadujesz?
On nie jedzie tam TYLKO przez to całe swoje zautomatyzowane ramię. On tam
jedzie, żeby przede mną uciec.
Co? To jakiś absurd! SKĄD ci to w ogóle przyszło do głowy?
Bo mi to POWIEDZIAŁ. Powiedział, że naprawdę bardzo mu ciężko być przy mnie i
nie... No, sama wiesz.
O. Mój. Boże. To najromantyczniejsza rzecz, jaką słyszałam w życiu!!!!!!!!!!!!
TINA!!! To nie jest romantyczne!!!!
On cię KOOOOOOOOCHA! Powinnaś się CIESZYĆ!!!
Cieszyć się z tego, że mój chłopak przeprowadza się do innego kraju, bo zmęczyło go
branie tylu zimnych pryszniców? Taa. Jasne.
Teraz znów jesteś ironiczna, prawda?
Tak.
Mia, czy ty nie rozumiesz? To wszystko jest TAAAAAKIE romantyczne. Michael jest
zupełnie jak Aragorn z Władcy Pierścieni. Pamiętasz, jak Aragorn strasznie kochał się
w Arwenie, ale nie czuł się jej wart, bo ona była elficką księżniczką, i jej tata nie
chciał jej pozwolić za niego wyjść, dopóki on nie odzyskał tronu i nie dowiódł, że jest
kimś więcej niż tylko zwykłym śmiertelnikiem ?
Hm. Owszem.
MICHAEL W TEN SPOSÓB ODZYSKUJE TRON, ŻEBY DOWIEŚĆ, ŻE JEST
CIEBIE WART!!!! ZUPEŁNIE JAK ARAGORN. I dobra, robi to, wynajdując
urządzenie, którego działania nikt poza nim nie rozumie. Ale to nieważne. On to ROBI
DLA CIEBIE.
I tysięcy ludzi, którym może w ten sposób uratować życie. I milionów dolarów, które
potencjalnie może zarobić, jeśli ten projekt się uda.
Ale czy ty nie rozumiesz? Wszystko to jest tylko częścią czegoś, co robi DLA CIEBIE.
Ale mnie to wszystko nic nie obchodzi, Tina. To znaczy, chcę, żeby był szczęśliwy i
tak dalej. Ale ja byłabym szczęśliwsza, gdyby on po prostu został tutaj, żebym co-
dziennie mogła wąchać jego szyję!!!!
No cóż, być może będziesz musiała poświęcić to wąchanie szyi na jakiś czas, żeby
Michael mógł się samorealizować. No bo na dłuższą metę, to, co on robi teraz,
zagwarantuje ci stałe wąchanie jego szyi na przyszłość. To znaczy, jeśli on zostanie
milionerem, czy coś, NIE MA MOWY, żeby twoja babka czy ktokolwiek inny mógł
stanąć na drodze waszemu szczęściu, bo będziesz mogła po prostu z nim uciec, nawet
jeśli odcięta zostaniesz od swojej genowiańskiej fortuny, albo jeśli twój tata zmusi cię,
żeby zrezygnowała z korony, czy coś. Rozumiesz?
Chyba tak. Ja tylko nie rozumiem, czemu on nie może się samorealizować w
AMERYCE.
Ja też tego nie rozumiem. Ale wiem, że Michael cię kocha, i tylko to się liczy!!!!!!!
W Tinalandii wszystko jest takie proste. Tak bardzo chciałabym tam mieszkać, a nie
tutaj, w tym okrutnym, zimnym realnym świecie.
ŚRODA, 8 WRZEŚNIA,
FRANCUSKI
Chodzi o to, że w głębi duszy ja wiem, że Tina ma rację. Ale nie jestem w stanie
zdobyć się na jej entuzjazm w tej sprawie. Może dlatego, że Aragorn, chociaż był wierny
Arwenie, kiedy poszukiwał własnego przeznaczenia, i tak dalej, to jednak trafiła mu się ta
historia z Eowiną. Cokolwiek to było.
I co powstrzyma Michaela przed przeżyciem podobnej historii z jakąś błyskotliwą
japońską gejszą albo panią inżynier od robotyki?
Prezenterka z kanału 12 powiedziała: „A teraz, wierzące, krótki film: pierwszy
odcinek z sześcioczęściowej serii. Drogie panie, oto film, na który czekałyście od tygodni.
Film niezwykły, który zmienił życie moje i innych kobiet na świecie. Tak, niezwykła zaleta
kobiety”.
61 + 55 = 116
Mijałam Lanę na korytarzu w drodze na francuski, a ona spytała:
- Hej, Piotrusiu! Jak tam w Nibylandii?
Na co ten jej nowy klon oraz wredna popleczniczka Trish roześmiały się tak
serdecznie, że cola light poszła im nosami.
Nie jestem pewna, bo nigdy nie udało mi się obejrzeć od początku do końca Władcy
Pierścieni, a to dlatego, że nie ma tam prawie żadnych kobiecych ról (więc musiałam sama
przed sobą udawać, że Merry był hobbitem dziewczynką), ale jestem prawie pewna, że coś
takiego nigdy się nie zdarzyło Arwenie.
ŚRODA, 8 WRZEŚNIA,
LUNCH
No więc siedziałam tam sobie i spokojnie jadłam falafela z tahini, kiedy Ling Su
usiadła naprzeciwko i spytała, spoglądając na mnie ze współczuciem:
- Mia, jak leci?
A potem Perin usiadła obok mnie i dodała:
- Mia, słyszałyśmy. Jak sobie radzisz?
Boże. Szybko roznoszą się wieści w tej szkole.
- Nic mi nie jest - powiedziałam, próbując się dzielnie uśmiechać. Co wcale nie jest
takie proste, kiedy ma się wielki kawał falafela w ustach.
- W głowie mi się to nie mieści - oświadczyła Shameeka. Ona zwykle NIE JADA przy
naszym stoliku, bo za bardzo jest zajęta szpiegowaniem dla nas przy stoliku mięśniaków i
czirliderek. Ale teraz nagle ustawiła swoją tacę obok tacy Perin. - Czy on naprawdę przenosi
się do JAPONII?
- Na to mi wygląda - odparłam. To zabawne, ale ilekroć słyszę teraz słowo „Japonia”,
coś mnie jakoś tak dziwnie ściska za serce. Podobnie jak kiedyś, ile razy słyszałam imię
Buffy, kiedy kończył się w telewizji serial Buffy - postrach wampirów.
- Powinnaś go rzucić - powiedział Borys, przysiadając się do nas.
- BORYS! - Tina była zaskoczona. - Mia, ignoruj go. On nie wie, co mówi.
- Ależ wiem - sprzeciwił się Borys. - Dokładnie wiem, o czym mówię. W orkiestrach
to się co i rusz zdarza. Dwoje muzyków się zakochuje, potem jedno dostaje lepiej płatną pracę
w innej konkurencyjnej orkiestrze w innym mieście, albo nawet w innym kraju. Zawsze
usiłują jakoś to pogodzić: utrzymać taki związek na odległość, ale to się nigdy nie udaje.
Prędzej czy później jedno z nich zakochuje się w klarnecistce i już po wszystkim. Związki na
odległość nie zdają egzaminu. Powinnaś go rzucić teraz, żeby to było czyste, szybkie
zerwanie, i pójść w swoją stronę. Koniec historii.
Tina z osłupieniem spoglądała na swojego chłopaka.
- Borys! Co ty za potworne rzeczy wygadujesz! Jak mogłeś powiedzieć coś tak
okropnego?
Ale Borys tego nie rozumiał. Wzruszył tylko ramionami i powiedział:
- Co? Taka jest prawda. Wszyscy to wiedzą.
- Mój brat nie zakocha się w kimś innym - powiedziała Lilly znudzonym tonem, ze
swojego miejsca u krańca stolika, gdzie siedziała naprzeciw J.P. - Rozumiecie? On
kompletnie stracił głowę dla Mii.
- Widzisz? - rzuciła Tina, trącając Borysa swoją słomką do picia.
- Ja tylko mówię, jak to wygląda z mojego doświadczenia - oznajmił Borys. - Może
Michael nie zakocha się w klarnecistce. Ale Mia owszem.
- BORYS! - Tina miała oburzoną minę. - Co U LICHA podkusiło cię, żeby to
powiedzieć?
- Taa, Borys - mruknęła Lilly, przyglądając mu się, jakby był robakiem, którego
właśnie znalazła w swoim hummusie.
- Czy ty masz jakieś szczególne upodobanie do klarnecistek? Sądziłam, że uważasz
instrumenty dęte za coś poniżej swojej godności.
- Ja tylko stwierdzam fakty - rzekł Borys, głośno odkładając widelec dla podkreślenia
powagi własnych słów. - Mia ma tylko szesnaście lat. I oni nie są małżeństwem. Michael nie
powinien uważać, że może ot tak pojechać sobie do innego kraju, a ona ma na niego czekać.
To nie w porządku wobec Mii. Powinna móc prowadzić własne życie, spotykać się z innymi
ludźmi i dobrze się bawić, a nie siedzieć w swoim pokoju w każdy sobotni wieczór przez cały
rok, póki on nie wróci.
Widziałam, że Shameeka i Ling Su wymieniają spojrzenia. Ling Su zrobiła nawet
minę w rodzaju: „On może mieć trochę racji”.
Ale Tina nie uważała, żeby Borys miał rację.
- Chcesz mi powiedzieć, że gdybyś dostał pracę jako pierwsze skrzypce w
Londyńskiej Filharmonii, to nie chciałbyś, żebym na ciebie czekała? - zapytała swojego
chłopaka.
- Oczywiście, że chciałbym, żebyś czekała - wyjaśnił Borys. - Ale NIE PROSIŁBYM
cię o to. Bo to nie byłoby w porządku. Ale ja wiem, że ty byś POCZEKAŁA, bo jesteś taką
dziewczyną.
- Mia też jest taką dziewczyną! - oświadczyła stanowczo Tina.
- Nie - zaprzeczył Borys, ze śmiertelną powagą kręcąc głową. - Nie sądzę.
- Nie ma sprawy, Borys - powiedziałam szybko, zanim Tina zdążyła eksplodować. - Ja
CHCĘ siedzieć w swoim pokoju w każdy sobotni wieczór, póki Michael nie wróci.
Borys spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- CHCESZ?
- Tak, chcę. Bo kocham Michaela i jeśli nie mogę być z nim, to nie mam ochoty być z
żadnym innym chłopakiem.
Borys tylko pokręcił głową ze smutkiem.
- Właśnie coś takiego powtarzają ludzie w tej mojej orkiestrze. A koniec końców
któreś z nich zaczyna mieć dosyć siedzenia samemu w pokoju. I zanim się ktokolwiek
zorientuje, umawiają się z klarnecistką. Zawsze jest jakaś klarnecistka.
To było bardzo denerwujące. Siedziałam tam i czułam, że wpadam w tę samą panikę,
która mnie ogarniała, ile razy myślałam o wyjeździe Michaela - już za trzy dni! Tylko trzy dni
zostały do jego wyjazdu - kiedy przypadkiem zauważyłam, że przygląda mi się J.P.
A kiedy napotkałam jego spojrzenie, uśmiechnął się do mnie. I przewrócił oczami.
Jakby mówił: „Posłuchaj tylko tego szalonego rosyjskiego skrzypka! Czy to nie głuptas?”
I nagle panika znikła, a ja znów się lepiej poczułam.
Odpowiedziałam uśmiechem i sięgając po falafela, powiedziałam:
- Borys, moim zdaniem Michaelowi i mnie nic nie grozi.
- Oczywiście, że nic! - poparła mnie Tina.
A wtedy Borys zaskomlał z bólu. Najwyraźniej Tina kopnęła go pod stołem w kostkę.
Mam nadzieję, że nabiła mu siniaka.
ŚRODA, 8 WRZEŚNIA,
RZ
A więc, Lilly nie dała mi nawet dwudziestu czterech godzin na dojście do siebie po
ciosie, jaki mi zadał jej brat. Nie, na RZ zaczęła przynudzać mi na temat kampanii wyborczej
do samorządu szkolnego.
- Słuchaj, KG - powiedziała. - Wiem, że jako jedyna kandydujesz na przewodniczącą
samorządu szkolnego, ale nie możesz wygrać, jeśli przynajmniej pięćdziesiąt procent ludzi
nie zagłosuje na ciebie.
- A na kogo innego mają głosować? - spytałam. - Skoro nikt inny nie startuje?
- Na kandydatów dopisanych w ostatniej chwili - stwierdziła Lilly. - Na samych
siebie. Kto wie? Może się skończyć na tym, że pokona cię taka Lana, chociaż technicznie
rzecz biorąc, nie startuje. Wiesz, że jej młodsza siostra właśnie zaczęła pierwszą klasę,
prawda?
Ta informacja nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Bo głowę mam całkowicie
zaabsorbowaną tym, że MÓJ CHŁOPAK PRZENOSI SIĘ DO JAPONII NA ROK (albo
dłużej).
- Czy ty mnie słuchasz, Mia? - Lilly spoglądała na mnie z troską znad swojego
segregatora ze sprawami związanymi z samorządem szkolnym. - Gretchen Weinberger jest
dokładnie taka sama jak jej starsza siostrzyczka... Tyle że ma jeszcze większe kompleksy.
Pomyśl tylko o tym dokumencie, który oglądałyśmy na MTV, Prawdziwe życie, tym o
paranoidalnej złości, a będziesz wiedziała, o co mi chodzi. Gretchen na pewno nastawi
przeciwko tobie cały pierwszy rocznik, jeśli będzie miała na to ochotę. A jeśli chociaż raz
rzucisz na nich okiem, przekonasz się, że ten pierwszy rocznik jest najbardziej apatyczną
bandą nieudaczników, jaka chodziła kiedykolwiek po tej ziemi. Serio, słyszałam, jak jeden z
nich gadał, że globalne ocieplenie to mit, bo Michael Crichton twierdzi tak w tej swojej
ostatniej żałosnej książczynie.
Nadal patrzyłam na nią bez słowa. Czyżby Gretchen Weinberger była tym klonem - tą
nieco mniejszą wersją Lany, która zaśmiewała się na korytarzu z żarciku starszej panny
Weinberger odnośnie do mojej fryzury i Nibylandii? Być może. Założyłam wtedy, że to
kolejna kandydatka na Lanę. Całkiem możliwe, że to jej siostra.
- Ale ta idiotyczna uwaga o antynaukowym kretynie, Crichtonie, nasunęła mi pewien
pomysł - ciągnęła Lilly. - To pokolenie w dużym stopniu zostało wychowane w strachu: w
obawie przed feminizmem, który, jak wiadomo, ma zniszczyć wartości rodzinne - cha, cha -
w strachu przed terroryzmem, w strachu przez kiepskimi wynikami testów SAT i przed
niedostaniem się do Yale albo Princeton. A zatem przed losem nieudaczników, którzy będą
musieli iść na jakieś nieco gorsze uczelnie, po których - ach, ach! - będą musieli zadowolić
się pierwszą lepszą posadą, z uposażeniem stu tysięcy dolarów rocznie zamiast stu pięciu
tysięcy dolarów rocznie. Uważam, że powinnyśmy zagrać na tych obawach i wykorzystać je
dla swoich celów.
- Jak mamy to zrobić? - spytałam. Nie żeby mnie to obchodziło. - Poza tym,
technicznie rzecz biorąc, należymy do tego samego pokolenia, co siostra Lany Weinberger.
To znaczy jesteśmy od niej starsze. Ale to nadal nasza generacja.
- Nieprawda - powiedziała Lilly z błyskiem w oku, błyskiem, który nigdy nie budzi
mojego zaufania. - Ona się urodziła na tyle późno, że może nie być świadoma istnienia serialu
Ich pięcioro, i to właśnie dzieli nasze pokolenia. I wydaje mi się, że DOKŁADNIE wiem,
jakie są ich słabe punkty. Pracuję nad tym. Do jutra powinnam mieć wszystko gotowe. Nie
martw się, KG. Do czasu, kiedy z nimi skończę, będą cię błagać, żebyś została
przewodniczącą szkolnego samorządu.
- Wow! No cóż, dzięki. Ale widzisz, Lilly, problem w tym, że ja... Ja chyba nie chcę
kandydować w tym roku na przewodniczącą samorządu szkolnego.
- Co? - Lilly popatrzyła na mnie, zaskoczona.
Wzięłam głęboki oddech. Nie zapowiadało się na łatwą rozmowę.
- Bo wiesz... No cóż, zdajesz sobie sprawę, jakie miałam wyniki z matematyki na
próbnym teście SAT. A w tym roku robię też rachunek różniczkowy, I DO TEGO chemię.
Przysięgam na Boga, minął tylko jeden dzień, a ja już nie mam pojęcia, o czym ci ludzie na
tych lekcjach mówią. Naprawdę uważam, że w tym roku muszę skupić się na nauce. Nie
wydaje mi się, żebym miała czas na zajęcie się samorządem. Nie przy tych wszystkich ksią-
żęcych obowiązkach, przede wszystkim.
Lilly uniosła jedną brew. Nie cierpię, kiedy to robi. Bo ona wie jak, a ja nie wiem.
- To przez mojego brata, nieprawdaż? - To było pytanie retoryczne.
- Oczywiście, że nie.
- Przecież teraz, kiedy on wyjeżdża, raczej będziesz miała WIĘCEJ wolnego czasu.
Nie mniej.
- Tak - zgodziłam się, choć nie do końca. - Ale teraz, kiedy on wyjeżdża, nikt inny nie
będzie mi pomagać w pracach domowych z rachunku różniczkowego i chemii. Będę musiała
wziąć jakieś korepetycje. A korepetytorzy w przeciwieństwie do Michaela niespecjalnie mają
ochotę wpadać do mnie do domu i pomagać mi rozwiązywać zadania o dziesiątej wieczorem,
we środę, po tym, jak odwaliłam już spotkanie samorządu szkolnego, a potem jakiś oficjalny
obiad w ambasadzie Genowii.
Lilly nie miała specjalnie współczującej miny.
- Nie mogę uwierzyć, że mi to robisz - oświadczyła. - Prezentujesz bardziej obojętną
postawę niż cała reszta szkoły. Jesteś gorsza niż te pierwszaki!
- Lilly, ja uważam, że wygrałabyś bez mojej pomocy. No bo, po pierwsze, zastanów
się: startowałabyś jako jedyny kandydat.
- Wiesz, że nie zebrałabym pięćdziesięciu procent głosów - stwierdziła Lilly, nadal
zgrzytając zębami. - Dlaczego nie możesz po prostu kandydować i wycofać się, tak jak
MIAŁAŚ zrobić w zeszłym roku?
- Bo mój chłopak wyjeżdża z tego kraju na cały rok za TRZY DNI! - prawie
wrzasnęłam, sprawiając, że pani Hill zerknęła na mnie znad swojego katalogu Isabelli Bird.
Ściszyłam głos. - A póki nie wyjedzie, chcę z nim spędzić jak najwięcej czasu. Co oznacza,
że NIE CHCĘ poświęcać wieczorów na pisanie przemówień i malowanie plakatów typu „Mia
na przewodniczącą”.
- Sama przygotuję plakaty. Ty tylko zrób to, co miałaś zrobić w zeszłym roku i
wycofaj się, jak wtedy obiecałaś.
- DOBRA - powiedziałam, żeby tylko się już ode mnie odczepiła.
- W porządku - odpaliła Lilly.
A potem przyszło mi do głowy, że pozwalam idealnej okazji wymknąć mi się z rąk,
więc dodałam:
- POD JEDNYM WARUNKIEM.
- Jakim? - spytała.
- Musisz mi powiedzieć, czy ty i J.P. Zrobiliście To latem. Lilly tylko przez moment
piorunowała mnie wzrokiem.
A potem, jakby to było jakieś wielkie poświęcenie, powiedziała:
- Dobrze, powiem ci. PO wyborach.
Jak dla mnie, nie ma sprawy. Może być po wyborach.
Nie wiem sama, czemu mnie to tak interesuje. Ale jeśli moja najlepsza przyjaciółka
uprawiała seks, to chyba powinnam coś o tym usłyszeć. Zwłaszcza że w nadchodzącym roku
nawet nie będę mogła POWĄCHAĆ szyi mojego chłopaka i będę musiała żyć życiem innych,
włączając w to romans Lilly.
Chociaż ona mi powiedziała, że sama nie obwąchuje bez przerwy szyi J.P. i uważa, że
to bardzo dziwaczne, że ja bez przerwy wącham szyję Michaela.
To bardzo prawdopodobne, że narząd nosowo - lemieszowy Lilly - czyli jej
pomocniczy węchowy organ - uległ regresji podczas okresu dojrzewania, jak to się dzieje u
większości ludzi. U mnie najwyraźniej nie uległ.
Co jest kolejnym dowodem na to, że jestem biologicznym mutantem.
Pani Hill właśnie mnie zapytała, co zamierzam robić na zajęciach w tym roku. Więc
zmuszona byłam powiedzieć jej, jakie miałam wyniki z matematycznej części próbnego testu
SAT.
Teraz kazała mi rozwiązywać zadania z Oficjalnego podręcznika do testów SAT.
Moim zdaniem to, razem z resztą wydarzeń, jakie nastąpiły w moim życiu w ciągu
ostatnich dwudziestu czterech godzin, znakomicie dowodzi, że Boga nie ma.
Albo że jeśli On istnieje, to moje cierpienie jest Mu najzupełniej obojętne.
Jill kupiła pięć jabłek w sklepie. Zapłaciła banknotem pięciodolarowym i
dostała trzy dwudziestopięciocentówki reszty. Jill zorientowała się, że wydano jej
za dużo pieniędzy i oddała jedną dwudziestopięciocentówkę. Ile kosztowały
jabłka?
A CO MNIE TO... Od tego są karty kredytowe. Dobra, jedziemy dalej.
Jaki jest najmniejszy wspólny mianownik dla liczb 2, 3, 4 i 5?
No jasne. Jakbym to miała wiedzieć. Okay, następne:
Waga ciasteczek w pudełku zawierającym 100 sztuk wynosi 22,4 dag. Ile
ważą w gramach trzy ciasteczka?
A PO CO JA MAM NIBY TO WSZYSTKO WIEDZIEĆ, SKORO JEDYNE, CO
MAM ROBIĆ KTÓREGOŚ DNIA, TO RZĄDZIĆ PEWNYM KRAJEM, I BĘDĘ MIAŁA
DO POMOCY SWOICH WŁASNYCH KSIĄŻĘCYCH KSIĘGOWYCH? PO CO, PO CO,
PO CO???? TO JEST NIESPRAWIEDLIWE!!!!!!!!!!!!
ŚRODA. 8 WRZEŚNIA,
CHEMIA
Mia - to prawda? Że Michael wyjeżdża na rok do Tsukuby, żeby tam pracować nad
jakimś zautomatyzowanym sprzętem, który może położyć kres operacji na otwartym
sercu?
Och, Boże! Znów się zaczyna. Tina twierdzi, że Kenny nadal się we mnie kocha, ale ja
jej zawsze powtarzam, że znów jej się mylą romanse Harlequina z prawdziwym życiem.
Ale może byłam dla niej za ostra. Może ona ma RACJĘ? Bo w przeciwnym razie,
czemu tak bardzo miałby się interesować moim życiem uczuciowym????
Tak, Kenny, to prawda. Ale nie zrywamy ze sobą!!!
To jest SUPERSPRAWA. Jak sądzisz, wziąłby pod uwagą zatrudnienie mnie - no
wiesz, kiedy już wróci - jako praktykanta? Bo mnie zawsze fas cynowała robotyka, i
już się trochę bawiłem takim jednym modelem orbitalnego wirnika do automatycznego
skalpela. Myślisz, że mógłbym się mu do czegoś przydać? Zakładam, że będzie
zatrudniał przyjaciół.
Och! A więc jednak to nie mnie pragnie... Co za ulga!
Kenny, ty się ZNASZ na tej całej zrobotyzowanej chirurgii?
Oczywiście. I to nie jest „ ta cała „ zrobotyzowana chirurgia. To zupełnie nowe
obszary nauki o robotach. Zautomatyzowane systemy do przeprowadzania operacji
chirurgicznych już się instaluje w szpitalach na całym świecie. Najważniejszym celem
w dziedzinie robotyki jest zaprojektowanie takiego systemu, który będzie robił
dokładnie to, co robi prototyp zbudowany przez Michaela. Jeśli uda mu się
skonstruować model, który rzeczywiście będzie prawidłowo działał na sali
operacyjnej... No cóż, powiedzmy sobie tylko, że byłoby to równie wielkim przełomem
w nauce jak wtedy, kiedy Lucy sklonowała owcę. Michael zostanie obwołany
geniuszem... Nie, więcej niż geniuszem. Może nawet ZBAWCĄ MEDYCYNY.
Aha. Dzięki za wyjaśnienie. Na pewno szepnę dobre słowo na twój temat Michaelowi.
Super. Dzięki!
Mia - Nic ci nie jest? Prawie nie tknęłaś dziś na lunchu swojego falafela.
Boże, ten J.P. jest taki słodki! W głowie mi się nie mieści, że zauważył.
Nie, chyba nic mi nie jest.
Jakoś mi się nie wydaje, żeby ci specjalnie pomogły wynurzenia Borysa na temat
flirtów w zespołach muzycznych.
Taa, niespecjalnie. Tylko że... Czemu taki wielki zbawca medycyny miałby chcieć
mieć do czynienia ZE MNĄ? Przecież jestem tylko KSIĘŻNICZKĄ. Księżniczką
może zostać każdy. Wystarczy tylko trafić na właściwych rodziców. Na litość boską,
to równie łatwe, jak zostać taką Paris Hilton.
Zakładam, że ty przynajmniej pamiętasz, żeby rano wkładać bieliznę.
I to ma mi pomóc?
Przepraszam. Uznałem, że sytuacja wymaga odrobiny humoru. Pomyłka w ocenie z
mojej strony. Mia, sama w sobie jesteś wspaniałą osobą. Wiesz o tym. Jesteś o wiele
więcej niż tylko księżniczką. Powiedziałbym nawet, że to akurat najmniej ważna część
ciebie, coś co cię NIE OKREŚLA.
Ale ja nic nie ZROBIŁAM. To znaczy, nic takiego wielkiego, żeby ludzie mieli mnie
z tego powodu zapamiętać. Poza tym, że jestem księżniczką co jak już wspominałam,
nie jest żadną moją ŚWIADOMĄ zasługą, po prostu taka się już urodziłam.
Masz tylko szesnaście lat. Daj sobie nieco czasu.
Ale Michael ma tylko dziewiętnaście, a być może już w przyszłym roku uratuje
tysiące ludzkich istnień. Jeśli mam któregoś dnia coś wielkiego osiągnąć, to
powinnam zacząć już TERAZ.
Myślałem, że masz zamiar napisać scenariusz oparty na swoim życiu, który Lilly
potem wyreżyseruje.
Tak, ale co ja takiego zrobiłam w swoim ŻYCIU, że ten scenariusz miałby być wart
zapamiętania? Na przykład, ani nie uratowałam setek Żydów przed zagładą z rąk
nazistów, ani mimo ślepoty nie skomponowałam żadnej pięknej muzyki.
Moim zdaniem ocenianie samej siebie za pomocą standardów ustalonych przez
Oskara Schindlera i Stevie Wondera jest mało realistyczne.
Czy ty nie rozumiesz? To MICHAEL ustala mi takie standardy.
Ale Michael cię kocha dokładnie taką, jaka jesteś! Więc czym się martwisz? Możesz
być wspaniałym człowiekiem bo na przykład, jesteś świetną przyjaciółką, albo
znakomitą pisarką, albo osobą, w której towarzystwie z wielką przyjemnością się
przebywa, wiesz.
Pewnie masz rację. Tylko że on prawdopodobnie pozna w Japonii mnóstwo bystrych,
pięknych dziewczyn, i skąd ja mam wiedzieć, czy nie zakocha się w jednej Z NICH?
Na Columbii też na pewno poznał mnóstwo bystrych, pięknych dziewczyn, a nie
zakochał się w żadnej z nich, prawda?
No cóż, prawda. Ale to tylko dlatego, że chociaż wszystkie są bystre, wyglądają
zupełnie jak Judith Gershner.
Kto to jest Judith Gershner?
To taka dziewczyna, która kiedyś chodziła do tej szkoły, i umiała klonować muszki
owocówki, i wyobrażała sobie, że Michael ją... A zresztą, wiesz co? Nieważne. Masz
rację. Jestem śmieszna.
Wcale nie mówiłem, że jesteś śmieszna. Powiedziałem, że jesteś dla siebie za mało
wyrozumiała. Uważam cię za fantastyczną osobę i w mało prawdopodobnym
przypadku, że Michael kiedykolwiek stwierdzi coś innego, podejmuję się osobiście
skopać mu tyłek w twoim imieniu.
Ha. Dzięki. Ale od tego mam Larsa.
Mia, nie chciałbym być natrętny, ale jeśli masz zaliczyć chemię, to lepiej przestań
przesyłać sobie karteczki z J.P. i zacznij uważać. Wiem, że jesteśmy partnerami w
laboratorium, ale nie zamierzam nadstawiać za ciebie karku, jeśli zaczniesz zostawać
z tyłu.
Okay, Kenny. Przepraszam. Masz rację.
Ale wpadliśmy!!!!
Zamknij się, rozśmieszasz mnie!!!!!!!!!!!! Teraz zamierzam uważać.
Prawo Archimedesa: objętość ciała stałego jest równa objętości wody przez nie
wypartej.
Gęstość popularnych ciał stałych i płynów w g/ml
Substancja
Gęstość
Benzyna
0,68
Lód
0,92
Woda
1,00
Sól
2,16
Żelazo
7,86
Ołów
11,38
Rtęć
13,55
Złoto
19,3
Ja rozumiem, że chemia jest ważna w naszym codziennym życiu, i tak dalej. Ale
serio... Na co przyszłej władczyni Genowii przyda się informacja o tym, jaką gęstość ma
benzyna?
ŚRODA, 8 WRZEŚNIA,
RACHUNEK RÓŻNICZKOWY
Funkcja złożona = połączenie dwóch funkcji
F(g(x)) NIg(f(x))
Relacja jest jakimkolwiek zbiorem punktów na osi współrzędnych xy.
Funkcja stała = linia pozioma
Linia pozioma ma kąt nachylenia 0
O.
Mój.
Boże.
Jakie.
To.
Jest.
Potwornie.
Nudne.
P
RACA
DOMOWA
Godzina wychowawcza:
brak
Wstęp do twórczego pisania
Opisz znaną ci osobę.
Angielski:
Franny i Zooey
Francuski:
Kontynuować décrire un soir amusant avec les
amis.
Lunch:
RZ:
brak
WF:
brak
Chemia:
Cokolwiek Kenny powie, że trzeba.
Rachunek różniczkowy:
??????
ŚRODA, 8 WRZEŚNIA, W LIMUZYNIE,
W DRODZE DO DOMU Z HOTELU RITZ - CARLTON
Kiedy dzisiaj weszłam do apartamentu Grandmère w Ritzu (hotel W najwyraźniej był
tak kiepski, że wytrzymała tam tylko jedną noc), kompletnie mnie zaskoczył widok
siedzącego w pokoju ojca.
Zapomniałam już, że miał przyjechać do miasta na sesję Zgromadzenia Ogólnego
ONZ.
A on najwyraźniej też zapomniał, że to nie jest dobry pomysł wpadać do Grandmère
przed porą koktajlową (lekarz powiedział jej, że nie może już sobie pozwalać na trzy sidecary
do lunchu, jeśli nie chce, żeby uaktywniła jej się dusznica bolesna), bo jest wtedy wyjątkowo
zrzędliwa.
- No popatrz tylko na to! - mówiła, potrząsając jakąś poduszką tuż przed twarzą
mojego ojca. - Tylko trzysta pięćdziesiąt nitek na centymetr kwadratowy! To skandal! Nic
dziwnego, że Rommel dostał wysypki!
- Rommel zawsze ma jakąś wysypkę - powiedział zmęczonym tonem tata. A potem
zauważył, że weszłam, i dodał: - Cześć, kotku. Długo się nie widzie... Coś ty zrobiła z
włosami?
Nawet nie próbowałam się na to obrażać. Kiedy twój chłopak oświadcza, że się
przenosi do Japonii, pomaga ci to dość sensownie ustalić priorytety.
- Obcięłam je - odparłam. - Nic mnie nie obchodzi, czy ci się podoba. Nie muszę się
już męczyć czesaniem i tylko to się liczy. Przynajmniej dla mnie.
- Są hm. Urocze - powiedział tata. - Co się stało?
- Bo co? Nic.
- Coś się stało, Mia. Przecież widzę.
- Naprawdę nic takiego - zapewniłam go. Świadomość, że obojgu rodzicom wystarcza
zerknąć na moją twarz i od razu wiedzą, że dzieje się coś złego, uzmysłowiła mi, jak bardzo
w gruncie rzeczy musiała mnie zranić ta cała sprawa z Michaelem. Bo ja to PRÓBUJĘ
ukrywać. Ze względu na Michaela. Bo wiem, że powinnam się jego osiągnięciem cieszyć i
być z niego dumna.
No i cieszę się, i JESTEM dumna.
Tyle tylko, że ciągle płaczę. Tak w środku.
- Czy ty mnie słuchasz, Phillipe? - spytała ostro Grandmère. - Wiesz, że Rommel musi
mieć pościel z bawełny o co najmniej czterystu nitkach na centymetr kwadratowy.
Tata westchnął.
- Każę ci wysłać trochę pościeli z półtysiącem nitek na centymetr kwadratowy z
Bergdorfa, dobrze? Mia, widzę, że coś się stało. Co tym razem narobiła twoja matka? Dała się
aresztować za udział w kolejnym proteście antywojennym? Mówiłem jej, żeby przestała
przykuwać się łańcuchami do różnych rzeczy.
- To nie przez mamę. - Rzuciłam się na kryty brokatem szezlong. - Od lat do niczego
się nie przykuwa łańcuchami.
- Ale to bardzo... nieprzewidywalna kobieta - rzekł tata. Tak określa w jak
najoględniejszych słowach, że mama jest w wielu sprawach lekkomyślna i
nieodpowiedzialna. W przeciwieństwie do swoich dzieci. - Ale masz rację. Nie powinienem
wyciągać takich pochopnych wniosków. Ale to nic związanego z Franco, prawda? Dogadują
się jakoś we dwójkę, tak? Małe dziecko w domu to bardzo stresująca sprawa. Tak
przynajmniej słyszałem.
Przewróciłam oczami. Tata zawsze usiłuje dopytywać się, jak mamie się układa z
panem Gianinim. Co jest dość zabawne, bo między nimi zawsze wszystko gra. Pomijając
kłótnie o to, co oglądać przy śniadaniu, CNN (pan G.) czy MTV (mama). Mama nie cierpi
słuchać o polityce z samego rana. Woli Panic! At the Disco.
- Tu nie chodzi tylko o pościel, Phillipe - ciągnęła Grandmère. - Czy ty sobie zdajesz
sprawę, że telewizory w pokojach w tym hotelu mają zaledwie dwadzieścia siedem cali?
- I tak twierdzisz, że amerykańska telewizja pokazuje wyłącznie zepsucie moralne i
przemoc - stwierdził tata, spoglądając ze zdumieniem na własną matkę.
- No cóż, owszem - przyznała Grandmère. - Tak jest. Pomijając Sędzią Judy.
- Chodzi... w sumie o wszystko - powiedziałam, ignorując Grandmère. Bo tata teraz
też ją zaczął ignorować. - Minęły tylko dwa dni, a ja już wiem, że to najgorszy semestr, jaki
kiedykolwiek przeżywałam. Pani Martinez wcisnęła mnie na zajęcia ze wstępu do twórczego
pisania. Ze wstępu, czyli dla POCZĄTKUJĄCYCH. Ja nie jestem początkująca, jeśli chodzi
o twórcze pisanie. Przecież ja jem, śpię i oddycham po to, żeby twórczo pisać. I nawet nie
próbuj mnie pytać o rachunek różniczkowy i chemię. Ale najgorsze ze wszystkiego to...
Michael.
Tata nie wydawał się zdziwiony, słysząc coś takiego. W sumie wydawał się
zadowolony.
- No cóż, Mia, mówię ci to z wyjątkową przykrością, ale... Podejrzewałem, że coś
takiego może się zdarzyć. Michael jest teraz na studiach, a ty jesteś nadal w szkole średniej, a
w dodatku musisz dużo swojego czasu poświęcać obowiązkom książęcym i jeździć do
Genowii. Nie możesz oczekiwać, że młody człowiek w kwiecie wieku będzie po prostu
siedział i na ciebie czekał. To zupełnie naturalne, że Michael może się zacząć interesować
jakąś młodą damą w wieku bardziej zbliżonym do jego własnego, która ma czas, żeby robić
to, co zwykle robią dzieciaki na studiach; to, co nie jest właściwym zajęciem dla nastoletniej
księżniczki ze szkoły średniej.
- Tato. - Popatrzyłam na niego. - Michael ze mną nie zerwał. Przynajmniej, jeśli o to ci
chodziło w tej mówce, którą właśnie mi palnąłeś.
- Nie zerwał? - Tata przestał mieć taką zadowoloną minę. - No to co on takiego zrobił?
- On... No cóż, pamiętasz, jak leciałeś ze mną z powrotem do Genowii i w czasie lotu
oglądaliśmy sobie Władcę Pierścieni?
- Tak. - Tata uniósł brwi. - Chcesz mi powiedzieć, że Michael wszedł w posiadanie
Jedynego Pierścienia?
- Nie. - W głowie mi się nie mieściło, że on próbuje sobie z tego żartować. - Ale
usiłuje dowieść w oczach króla elfów, że jest coś wart, jak Aragorn.
- A kto jest tym królem elfów? - zapytał tata, jakby naprawdę nie miał pojęcia.
- Tato. TO TY jesteś królem elfów.
- Doprawdy? - Tata poprawił sobie krawat, znów robiąc zadowoloną minę. A potem
znieruchomiał. - Zaraz... Moje uszy nie są szpiczaste. Prawda?
- Ja mówię METAFORYCZNIE, tato. - Przewróciłam oczami. - Michael uważa, że
musi dowieść własnej wartości, żeby móc być z twoją córką. Zupełnie jak Aragorn, który
uważał, że musi się sprawdzić, żeby zdobyć uznanie króla i móc być z Arweną.
- Nie widzę w tym nic złego - rzekł tata. - Tylko jak on to zamierza osiągnąć? To
znaczy, zdobyć moje uznanie? Bo bardzo mi przykro, ale poprowadzenie Armii Umarłych,
żeby pokonać orków, nie zaimponuje mi jakoś szczególnie.
- Michael nie ma zamiaru prowadzić Armii Umarłych donikąd. Zaprojektował
zautomatyzowane ramię do operacji chirurgicznych, które pozwoli lekarzom przeprowadzać
operacje serca bez otwierania klatki piersiowej - powiedziałam.
To stwierdzenie zmiotło z twarzy taty złośliwy uśmieszek.
- Naprawdę? - spytał zupełnie innym tonem. - Michael coś takiego wynalazł?
- No cóż, zaprojektował prototyp czegoś takiego - wyjaśniłam. - A jakaś japońska
firma chce, żeby poleciał do Japonii i pomógł im skonstruować rzeczywiście działający
model. Czy coś. Problem w tym, że on wyjeżdża NA ROK! Michael będzie w Tsukubie
ROK! Albo dłużej!
- Rok - powtórzył tata. - Albo dłużej. No cóż. To bardzo dużo czasu.
- Tak, to bardzo dużo czasu - powtórzyłam bardzo dramatycznym tonem. - A kiedy on
tysiące kilometrów stąd będzie wynajdywał różne fajne urządzenia, ja będę tkwiła na tym
durnym wstępie do twórczego pisania i na chemii, którą już przestałam rozumieć, nie
wspominając nawet o rachunku różniczkowym, którego mam się uczyć zupełnie nie wiadomo
po co, skoro przecież mamy wszystkich tych księgowych...
- Zaraz, zaraz - rzekł tata. - Wszyscy, którzy chcą być gruntownie wykształconymi
ludźmi, powinni się uczyć rachunku różniczkowego.
- Wiesz, co by mi pozwoliło zostać gruntownie wykształconym człowiekiem, a tobie
szanowaną osobistością, być może nawet nominowaną na Człowieka Roku tygodnika
„Time”? To ja ci powiem: gdybyś zbudował własne laboratorium z dziedziny robotyki tu, w
Nowym Jorku, żeby Michael mógł w nim skonstruować to swoje zautomatyzowane ramię!
Tata nieźle się z tego uśmiał.
No i bardzo miło. Tylko że ja mówiłam to serio.
- Ja mówię poważnie, tato - wyjaśniłam. - No bo dlaczego nie? Przecież to nie tak, że
nie masz pieniędzy.
- Mia - odezwał się tata, poważniejąc. - Ja nie mam zielonego pojęcia o laboratoriach
robotycznyeh.
- Ale Michael ma. Mógłby ci powiedzieć, czego potrzebuje. A wtedy ty, no wiesz,
mógłbyś za to zapłacić. A totalnie przypisano by ci zasługę, gdyby Michaelowi udało się
skonstruować to zautomatyzowane ramię jak trzeba. Założę się, że trafiłbyś do programu
Larry'ego Kinga. Kto by się przejmował „Vogue”...? Pomyśl sobie, jak popularna stałaby się
wówczas Genowia. To by zdziałało CUDA dla naszego przemysłu turystycznego. A przy-
znasz, że odkąd dolar traci na wartości, turystyka podupada.
- Mia. - Tata pokręcił głową. - To wykluczone. Bardzo się cieszę ze względu na
Michaela, zawsze uważałem, że ten chłopak ma potencjał. Ale nie wydam milionów dolarów
na zbudowanie laboratorium z dziedziny robotyki, żebyś ty mogła trwonić czas w trzeciej
klasie na obcałowywanie się z Michaelem, zamiast uczyć się rachunku różniczkowego.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Nikt tego już nie nazywa obcałowywaniem się, tato.
Coś powiedzieć musiałam. A poza tym... „trwonić czas”?
- Bardzo przepraszam. - Grandmère zamaszystym krokiem wyszła na środek pokoju,
bo stamtąd mogła spiorunować wzrokiem nas oboje. - Ogromnie mi przykro, że przerywam
wam tę niezwykle istotną dyskusję o TYM CHŁOPAKU. Ale chciałabym, żebyście mi
powiedzieli, czy nie zauważyliście czegoś w związku z tym wnętrzem. Czy nie wydaje wam
się, że czegoś tu w oczywisty sposób BRAKUJE?
Rozejrzeliśmy się z tatą po wynajętym przez Grandmère apartamencie na ostatnim
piętrze hotelu, o powierzchni stu pięćdziesięciu metrów kwadratowych, z dwiema
sypialniami, dwiema łazienkami (z których każda szczyci się marmurową wanną i osobną
kabiną prysznicową), z dwoma dwunastocalowymi płaskoekranowymi telewizorkami (a
chodzi wyłącznie o telewizory umieszczone w tych łazienkach), kosmetykami do kąpieli z
ekskluzywnej serii Frederic Fekkai i Coté Bastide, zestawem do golenia Floris i świecami
Frette, z salonem, z jadalnią ze stołem dla ośmiu osób, z osobną spiżarnią, z biblioteką pełną
książek, z odtwarzaczem DVD, sprzętem stereo, kolekcją filmów na DVD i kompaktów z
muzyką, bezprzewodowym telefonem na wiele linii telefonicznych z pocztą głosową i
dostępem do różnych baz danych, z szybkim Internetem, i z teleskopem na stojaku, żeby
sobie mogła popatrzeć na gwiazdy albo zajrzeć do apartamentu Woody'ego Allena po drugiej
stronie parku.
W apartamencie Grandmère niczego nie brakuje. NICZEGO.
- POPIELNICZKI! - krzyknęła Grandmère. - TO JEST APARTAMENT DLA
NIEPALĄCYCH!!!
Tata uniósł oczy do sufitu. Potem westchnął. Następnie powiedział:
- Mia, jeśli, jak mówisz, Michael chce mi dowieść, że jest ciebie wart, to i tak nie
przyjąłby mojej pomocy. Przykro mi, że nie będziecie się widzieć przez rok, ale moim
zdaniem wzięcie się w garść i skoncentrowanie wyłącznie na nauce nie byłoby dla ciebie
takim złym wyjściem. Mamo - spojrzał na Grandmère - jesteś niemożliwa. Ale wynajmę ci
apartament w jakimś innym hotelu. Pozwól, że załatwię parę telefonów. - I poszedł do jadalni
dzwonić.
Grandmère, z bardzo usatysfakcjonowaną miną, otworzyła torebkę, wyciągnęła z niej
kartę magnetyczną do drzwi apartamentu i położyła ją na stoliku do kawy przede mną.
- No cóż - powiedziała. - Jaka szkoda. Wygląda na to, że będę się przeprowadzała.
Znowu.
- Grandmère... - odezwałam się. OKROPNIE doprowadzała mnie do szału. - Czy ty
wiesz, że ludzie nadal mieszkają w NAMIOTACH i PRZYCZEPACH KEMPINGOWYCH
przez te wszystkie huragany, fale tsunami i trzęsienia ziemi, które wystąpiły ostatnio w
różnych częściach świata? A ty się skarżysz, że nie możesz PALIĆ w swoim pokoju
hotelowym? Ten apartament jest absolutnie w porządku. Jest totalnie piękny. Jest tak samo
przyjemny jak twój dawny apartament w Plaza. Po prostu wydziwiasz, bo nie lubisz zmian.
- Pewnie masz rację - powiedziała Grandmère z westchnieniem i usiadła na jednym z
krytych brokatem foteli naprzeciwko kanapy, na której siedziałam ja. - Ale uważam, że
możesz skorzystać na moim dziwactwie.
- Och? - Prawie jej nie słuchałam. Nie mogłam jeszcze uwierzyć w to, jak szybko mój
tata zbił ten pomysł z budową laboratorium. Naprawdę sądziłam, że dobrze to sobie
obmyśliłam. To znaczy, ja wiem, że wpadłam na to wyłącznie pod wpływem chwili, ale
wydawało mi się, że to coś, na co on mógłby pójść. W Genowii zawsze buduje jakieś skrzydła
szpitali, a potem nazywa je własnym imieniem. Uznałam, że Laboratorium Systemów
Zautomatyzowanej Chirurgii imienia Księcia Phillipe'a Renaldo całkiem ładnie brzmi.
- Ten apartament jest opłacony do końca tygodnia - powiedziała Grandmère,
pochylając się, żeby postukać w kartę magnetyczną, którą położyła na stoliku. - Oczywiście,
ja tu już nie zostanę. Ale możesz z niego skorzystać, jeśli będziesz miała na to ochotę.
- Po co mi apartament w hotelu Ritz, Grandmère? - spytałam niecierpliwie. - Może
umknęło to twojej uwagi, bo jesteś tak bardzo zajęta swoim własnym, w cudzysłowie,
cierpieniem, ale ja raczej w tym tygodniu nie planuję żadnych imprez piżamowych.
Przeżywam poważny życiowy kryzys.
Grandmère spojrzała na mnie twardo.
- Czasami - powiedziała - trudno mi uwierzyć, że ciebie i mnie łączą jakieś więzy
krwi.
- Witaj w klubie - rzuciłam.
- No cóż, te pokoje są teraz twoje. - Grandmère przysunęła kartę bliżej mnie. - I
możesz z nich korzystać, jak sobie chcesz. Osobiście, gdybym nadal mieszkała z rodzicami, a
mój ukochany wyjeżdżałby na roczną wyprawę w celu dowiedzenia swojej wartości w oczach
MOJEGO ojca, to ja bym skorzystała z tego apartamentu, żeby w nim zaaranżować bardzo
osobiste i romantyczne pożegnanie. Ale widać, to tylko ja. Zawsze jednak byłam kobietą
namiętną, świadomą własnych głębokich emocji. Często miewałam wrażenie, że...
Ple, ple, ple. Grandmère gadała i gadała. I gadała. Tata wrócił do pokoju i powiedział,
że załatwił jej apartament w hotelu Four Seasons, wtedy zadzwoniła po swoją pokojówkę i
kazała jej zacząć pakowanie po raz zaledwie trzeci w tym tygodniu.
I tak się skończyła moja lekcja dworskiej etykiety na ten dzień.
Dobrze chociaż, że ja za te lekcje nie płacę, bo z całą pewnością zaczęły tracić na
jakości.
Mam wrażenie, że dostaję już halucynacji z odwodnienia albo coś. Mam wszystkie
symptomy:
niezwykle pragnienie,
suchość w ustach i brak śliny,
suchość oczu, żadnych łez,
zmniejszona ilość wydalanego moczu albo wydalanie moczu trzy razy lub mniej
na dobę,
ramiona i nogi chłodne w dotyku,
uczucie wielkiego znużenia, niepokój lub irytacja,
zawroty głowy, które mijają po zmianie pozycji na leżącą.
Oczywiście, zazwyczaj miewam wszystkie te symptomy, kiedy spędzę choć trochę
czasu w towarzystwie Grandmère.
A teraz siedzę w limuzynie i piję wodę z butelki, ot tak, na wszelki wypadek.
ŚRODA, 8 WRZEŚNIA,
PODDASZE
Michael chce zrobić całą masę rzeczy w Nowym Jorku przed swoim wyjazdem w
piątek. Dzisiaj jemy w miejscu, gdzie dają jego ulubione hamburgery, Corner Bistro w West
Village. Twierdzi, że tam robią najlepsze hamburgery w tym mieście - pomijając Johnny
Rockets.
Tyle że Michael nie chce chodzić do Johnny Rockets, bo nie uznaje sieci
gastronomicznych, twierdząc, że przyczyniają się do homogenizacji Ameryki i że takie sieci
wypychają z biznesu miejscowe, rodzinne restauracje i sklepy, przez co społeczności lokalne
tracą wszystko to, co je kiedyś czyniło niepowtarzalnymi miejscami, a z Ameryki robi się
jedno wielkie centrum handlowe, każde składające się wyłącznie z WalMartów,
McDonaldsów, Jiffy Lube i Applebee's, i zamiast być tyglem narodów, Ameryka zmienia się
w zwykły majonez.
Dobrze wiem jednak, że Michaelowi zdarza się wymknąć po cichu od czasu do czasu
do KFC.
Oczywiście jako wegetarianka nie mogę mu towarzyszyć w tej wyprawie na
Ostatniego Porządnego Hamburgera przed jego wyjazdem na Daleki Wschód. Wezmę tylko
jakąś sałatkę. I może frytki.
Mama nie ma nic przeciwko temu, że wychodzę z Michaelem w powszedni wieczór,
bo wie, że to ostatni tydzień Michaela na tej samej półkuli, na której mieszkam ja. Pan G.
próbował coś mówić o mojej pracy domowej z rachunku różniczkowego - widocznie on i pani
Hong rozmawiali o tym w pokoju nauczycielskim - ale mama tylko rzuciła mu To Spojrzenie,
a on się przymknął. Całe szczęście, że mam takich wyluzowanych rodziców.
No cóż, poza tatą. W głowie mi się nie mieści, że odmówił realizacji mojego
genialnego pomysłu zbudowania własnego laboratorium robotycznego. Myślę, że to jego
strata. Nie powiem o tym Michaelowi. To znaczy, że faktycznie spytałam. Nie jestem pewna,
gdyby nawet tata ZGODZIŁ się zbudować własne laboratorium robotyki medycznej, czy
Michael w ogóle zechciałby w nim pracować, ze względu na to, że przecież chce przede mną
uciec, bo ja nie chcę z nim uprawiać seksu.
No i DEFINITYWNIE nie powiem mu o kluczu hotelowym, który mi zostawiła
Grandmère. Gdyby Michael dowiedział się, że mam do swojej dyspozycji cały apartament
hotelowy, to totalnie chciałby...
O.
MÓJ.
BOŻE.
ŚRODA, 8 WRZEŚNIA,
CORNER BISTRO
Muszę pisać szybko. Michael podszedł tylko do kontuaru po dodatkowe serwetki. Nie
wiem, gdzie się podziała nasza kelnerka. To miejsce to istne zoo. Ktoś musiał w jakimś
przewodniku puścić farbę o tych hamburgerach. Właśnie podjechał pod drzwi
dwupoziomowy autokar trasy turystycznej Big Apple i mniej więcej ze stu turystów
wpakowało się do restauracji.
W każdym razie, jak tylko Michael po mnie przyjechał, coś mnie uderzyło. To, co
NAPRAWDĘ miała na myśli Grandmère, kiedy powiedziała: „zaaranżować bardzo osobiste i
romantyczne pożegnanie”. Grandmère MUSIAŁA mieć na myśli to, co mnie się wydaje, że
miała na myśli.
Grandmère dała mi klucz do swojego apartamentu w Ritzu, żebym mogła uprawiać
SEKS!!!!
Serio! Grandmère udostępniła mi swój apartament w Ritzu, żebym mogła w nim
„pożegnać się” z Michaelem. W atmosferze prywatności, jakiej by nam się nie udało znaleźć
nigdzie indziej, skoro żadne z nas nie dysponuje własnym mieszkaniem.
Innymi słowy, moja babka dała mi swoją własną wersję Najcenniejszego Daru:
NAJCENNIEJSZĄ rzecz, o jakiej mogłaby zamarzyć każda nastolatka:
MOJA BABKA ZAPEWNIŁA MI MOJE WŁASNE MIEJSCE DO UPRAWIANIA
SEKSU!!!!!!
Wiem, że to się wydaje niewiarygodne. Ale to prawda. Nie da się tego wyjaśnić
inaczej. Grandmère chce, żebym uprawiała seks ze swoim chłopakiem w wieczór przed jego
wyjazdem do Japonii.
Ale dlaczego moja własna babka miałaby mnie zachęcać do tego, żebym oddała swój
Najcenniejszy Dar, będąc jeszcze nastolatką? Przecież babki powinny być staroświeckie i
chcieć, żeby ich wnuczki czekały do ślubu, zanim skonsumują swoje związki. Babki nie
wierzą w przymierzanie pary spodni przed zakupem. Wszystkie babki powtarzają jedno: „On
nie kupi całej krowy, jeśli mleko może dostać za darmo”. Babki powinny chcieć jak najlepiej
dla dzieci swoich własnych dzieci.
I czy to naprawdę możliwe, że Grandmère uznała, że NAJLEPIEJ dla mnie będzie,
kiedy prześpię się na pożegnanie ze swoim facetem w porzuconym przez nią apartamencie w
Ritzu?
Chyba że...
O MÓJ BOŻE!
Właśnie to do mnie dotarło. Czyżby
Grandmère usiłowała
mi pomagać w powstrzymaniu Michaela od wyjazdu do Japonii????
Poważnie. Bo jaki facet, mając wybór pomiędzy seksem a brakiem seksu, wybierze
brak seksu? Przecież Michael przeprowadza się do tej Japonii ze względu na ten cały brak
seksu.
Pomijając kwestię ratowania tysięcy istnień ludzkich i zarobienia milionów dolarów
po to, żeby coś dowieść mojej rodzinie i „US Weekly”.
Ale gdyby wiedział, że ma szansę na seks, to czy by nie... został?
Ja wiem. To SZALEŃSTWO.
To takie szaleństwo, które mogłoby zadziałać.
Nie. NIE!!!! Nie mogę uwierzyć, że to napisałam!!!! Tak nie można!!!! No bo,
wykorzystywać seks, żeby kimś manipulować? To się kłóci z moimi feministycznymi
zasadami. Boże. Co ta Grandmère sobie WYOBRAŻA?
Pomijając, oczywiście, że Grandmère nie kieruje się ŻADNYMI feministycznymi
zasadami. To znaczy, no cóż, kieruje się nimi, tylko za takie ich nie uważa.
No i jeszcze została ta cała kwestia z czekaniem do nocy po balu maturalnym.
Przecież obiecałam Tinie. PRZYSIĘGŁYŚMY sobie, że nie rozstaniemy się ze swoim
Najcenniejszym Darem aż do tego wieczoru.
Tina na pewno zrozumie...
Zaraz. Ja to naprawdę biorę pod uwagę? Nie! Nie, to jest niewłaściwe! To jest
okropne! Ja bym nigdy nie mogła czegoś takiego zrobić! Obrabowałabym w ten sposób cały
świat z tego robotycznego manipulatora Michaela! Ja nie mogę czegoś takiego zrobić. Na
litość boską, jestem przecież KSIĘŻNICZKĄ.
Ale co jeśli - hipotetycznie oczywiście - Michael i ja będziemy uprawiali seks w
porzuconym przez Grandmère apartamencie w Ritzu, a jemu się to tak spodoba, że zdecyduje
się mimo wszystko nie jechać? Czy to nie byłoby WARTE poświęcenia moich
feministycznych zasad? Czy to jednak nie byłoby jeszcze bardziej FEMINISTYCZNE, bo w
ten sposób zatrzymawszy Michaela przy sobie, mogłabym nadal wąchać jego szyję, a zatem
uwalniać sobie serotoninę do mózgu, co mnie uspokaja i pozwala mi się stawać bardziej
gruntownie wykształconą osobą i lepszą przewodnicząca szkolnego samorządu oraz wzorem
postępowania dla wszystkich młodych dziewczyn na całym świecie?
AAAAAAACH! Michael wraca z serwetkami. Więcej później.
ŚRODA, 8 WRZEŚNIA, 23.00,
PODDASZE
No cóż. Było bardzo miło. Zjedliśmy uroczą kolację, a potem poszliśmy na kruche
babeczki do Magnolia Bakery (tak, tej z Leniwej niedzieli na Saturday Night Life).
A potem bardzo czule się całowaliśmy przez jakieś pół godziny w westybulu, podczas
gdy Lars udawał, że wkłada monety do parkometru, chociaż limuzyna ma rejestrację
dyplomatyczną i nigdy nie dostajemy mandatów.
Naprawdę nie wydaje mi się, żeby winna była ta niesamowicie wysoka dawka
serotoniny, która mi w tej chwili krąży po mózgu ze względu na to, że tak długo sobie
wąchałam szyję Michaela (nie wspominając już o oksytocynie, hormonie, który wydziela się
do mózgu w chwilach intensywnej przyjemności seksualnej. Ostrzegano nas na lekcjach
zdrowia i higieny, żeby nie uprawiać seksu z nikim, kogo nie znamy zbyt dobrze, bo
oksytocyna potrafi zmącić nasz osąd i sprawić, że masz wrażenie, że jesteś w kimś
zakochana, a tak naprawdę wy dwoje nie macie ze sobą nic wspólnego, nawet wcale
specjalnie za sobą nie przepadacie. To zresztą wyjaśnia, czemu Grandèpre ożenił się z
Grandmère).
Nie. Naprawdę uważam, że to coś więcej niż serotonina. Jestem gotowa. Jestem
gotowa oddać mój Najcenniejszy Dar. Gotowa na słowo przez duże S.
I to dlatego powiedziałam Michaelowi, kiedy już zbierał się do odejścia:
- Nie rób żadnych planów na jutrzejszy wieczór. Mam dla ciebie niespodziankę.
A Michael na to:
- Naprawdę? A co takiego?
Ale ja odparłam:
- Gdybym ci powiedziała, to już nie byłaby żadna niespodzianka, prawda?
A Michael tylko się uśmiechnął i powiedział:
- Okay.
A potem pocałował mnie jeszcze raz i powiedział „dobranoc”.
I poszedł.
Och, będzie miał niespodziankę, to na pewno.
Przecież wiem, że będziemy się z Michaelem kochać nielegalnie, bo mając szesnaście
lat, powinnam czekać jeszcze rok do momentu, kiedy w stanie Nowy Jork dopuszcza się
współżycie seksualne.
Zdaję też sobie sprawę, że decydowanie się na współżycie z moim chłopakiem dwa
lata przed zaplanowanym terminem tylko dlatego, że nie chcę, żeby się przenosił do Japonii, i
uważam, że istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że tam nie pojedzie, jeżeli będzie
wiedział, że może liczyć na seks ze mną, to będzie antyfeministyczna manipulacja.
Ale
NIC MNIE TO NIE OBCHODZI.
NIE MOGĘ pozwolić, żeby on się przeniósł do Japonii. Po prostu NIE MOGĘ.
Bardzo mi przykro ze względu na wszystkich tych chorych, którym grozi operacja na
otwartym sercu, którzy może ucierpią z powodu mojej szalenie samolubnej decyzji.
Ale czasami dziewczyna musi zrobić coś takiego, żeby zachować normalność w tym
szalonym świecie, gdzie w jednej minucie spokojnie jesz kluski z sezamem na zimno, a w
drugiej twój chłopak wyjeżdża do Japonii.
Po prostu tak być musi.
O mój Boże, sama nie wierzę, że to robię. Czy powinnam to zrobić? CZY
POWINNAM TO ZROBIĆ?
Jak zwykle, zadawanie pytań mojemu pamiętnikowi w niczym mi nie pomaga. Nawet
nie wiem, po co zawracam tym sobie głowę.
JA, KSIĘŻNICZKĄ???? TAA, I CO JESZCZE?
Sztuka
Mii Thermopolis
(pierwsza wersja)
S
CENA
16
DZIEŃ. Apartament na ostatnim piętrze hotelu Plaza. Przerażająca stara kobieta z
eyelinerem wytatuowanym dokoła oczu (CLARISSE, KSIĘŻNA WDOWA) piorunuje
wzrokiem MIĘ, która kuli się na krześle naprzeciw niej. Łysy miniaturowy pudel
(ROMMEL) trzęsie się w kąciku niedaleko.
CLARISSE, KSIĘŻNA WDOWA
A teraz sprawdźmy, czy ja to dobrze zrozumiałam. Twój ojciec mówi ci, że jesteś
księżniczką Genowii, a ty wybuchasz płaczem. Dlaczegóż to?
MIA
Nie chcę być żadną księżniczką. Chcę być tylko sobą, Mią.
CLARISSE, KSIĘŻNA WDOWA
Usiądź prosto na tym krześle. Nie przekładaj nóg przez oparcie. I nie nazywasz się
Mia, tylko Amelia. Chcesz mi powiedzieć, że nie pragniesz zająć należnego ci miejsca na
tronie?
MIA
Grandmère, wiesz równie dobrze jak ja, że nie nadaję się na księżniczkę. No więc po
co w ogóle tracisz swój czas?
CLARISSE, KSIĘŻNA WDOWA
Jesteś następczynią tronu Genowii. I zajmiesz miejsce na tronie po śmierci mojego
syna. Tak to wygląda. Nie ma innego wyjścia.
MIA
Taa, jasne, Grandmère. Słuchaj, mam mnóstwo zadane do domu. Czy lekcja tej jakiejś
etykiety długo potrwa?
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA,
GODZINA WYCHOWAWCZA
Mam zamiar to zrobić. To znaczy, Zrobić To. Dziś wieczorem. Całą noc nad tym
myślałam i już wiem - nic innego mi nie pozostaje.
Zdaję sobie sprawę, że to egoizm. Wiem, że odbiorę promyk nadziei tym wszystkim
pacjentom sercowcom, którym Michael mógłby pomóc swoim wynalazkiem.
Ale to tym gorzej dla nich. Mnóstwo osób przechodzi operacje na otwartym sercu i
żyją. Patrzcie tylko na Davida Lettermana. I Billa Clintona. Ludzie będą musieli się z tym
jakoś uporać. Może gdyby jedli mniej mięsa, NIE POTRZEBOWALIBY tylu operacji serca.
Czy ktokolwiek kiedyś o tym pomyślał?
O Boże. Czy ja to naprawdę przed chwilą napisałam? W głowie mi się nie mieści, że
ja to przed chwilą napisałam. CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE? Staję się jedną z wojowniczych
wegetarianek, tych, co uważają, że Heifer Project, akcja, w której ramach daje się biednym
wdowom krowy i kozy, żeby miały jakiś dochód ze sprzedaży mleka, i mogły za to kupować
jedzenie dla swoich dzieci, jest niewłaściwa, bo prowadzi do robienia ze zwierząt
niewolników człowieka?
Nie wiem, co się ze mną dzieje. To zupełnie tak, jakbym zwariowała. Nawet
sprawdziłam, czy mam jeszcze te prezerwatywy, które mi zostały po tym, jak zmuszono nas,
żebyśmy poszli i je kupili w ramach projektu Bezpieczny Seks na lekcji zdrowia i higieny.
Oczywiście, swoje wybrałam ze względu na kolor. No bo było ich tam STRASZNIE dużo do
wyboru. Wiedziałam, że powinnam była kupić duane reade a nie condomania. Mam teraz w
plecaku prezerwatywy o smaku truskawkowym i piña colada (nawet nie zdawałam sobie
sprawy, że one są SMAKOWE, dopóki nie sprawdziłam dziś rano, czy nie skończył im się
okres przydatności. Dzięki Bogu, jeszcze są dobre).
Mam zamiar poświęcić swoje dziewictwo, żeby zatrzymać swojego ukochanego na tej
samej półkuli, na której mieszkam.
Ale właśnie sobie zdałam sprawę, rozmyślając o tym wszystkim, że być może będę
musiała nawet Tego Dotknąć.
Ale po raz pierwszy ta wizja nie sprawia, że mam ochotę powiedzieć, albo chociaż
pomyśleć: uh.
Najwyraźniej dorośleję.
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA,
WSTĘP 00 TWÓRCZEGO PISANIA
Opisz znaną ci osobę:
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że on ma zwyczajnie ciemne włosy, ale
kiedy przyjrzeć się z bliska, widać w nich liczne pasma kasztanowe, złote i
czarne. Te włosy są dość długie jak na faceta, ale nie dlatego, że tak jest modnie,
tylko dlatego, że ma o wiele za dużo zajęć i zainteresowań, żeby pamiętać o
regularnych wizytach u fryzjera. Na pierwszy rzut oka wydaje się też, że jego
oczy są ciemne, ale tak naprawdę ich tęczówki to kalejdoskop odcieni rdzawego
brązu i mahoniu, tu i tam nakrapianych drobinkami purpury i złota, zupełnie jak
dwa bliźniacze jeziora w porze babiego lata, w które miałoby się ochotę
zanurkować i tak pływać w nich bez końca. Nos: wydatny. Usta: nieodparcie za-
chęcające do pocałunków. Kark: pachnący - oszałamiającą mieszanką płynu do
płukania tkanin Tide od strony kołnierzyka koszuli, pianki do golenia Gillette i
mydła Ivory, czyli wszystko razem biorąc: mój chłopak.
5 -
Lepiej. Wolałabym tylko, żebyś nieco dokładniej opisała, co sprawia, że
jego usta tak nieodparcie zachęcają do pocałunków.
C. Martinez
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA,
ANGIELSKI
Teraz zasadnicze pytanie brzmi: czy mam powiedzieć Tinie?
Bo Lilly powiedzieć nie mogę. Ona od razu przejrzy mój plan i zorientuje się, co mam
zamiar zrobić. Że wcale mi nie chodzi o wyrażenie wielkiej miłości i oddania jej bratu, ale
próbuję go kontrolować.
Za pomocą seksu.
Bardzo wątpię, żeby to poparła.
Poza tym gotowa mnie oskarżyć o to, że sprzeniewierzam się kodeksowi prawdziwej
feministki, wykorzystując, żeby dostać to, czego chcę, kobiece sztuczki zamiast swojej
mózgownicy.
Ale przecież czy nie to zrobiła Gwen Stefani, kiedy przeobraziła się w seksownego
kociaka, żeby ujawnić, jak słabo zarabiają i jak długo pracują Króliczki Playboya, żeby
pomóc polepszyć ich warunki zatrudnienia w Grotto? Ja przecież robię dokładnie to samo.
Poświęcam swoje dziewictwo, żeby powstrzymać wartościowego członka naszej społeczności
przed wyjazdem w odległe strony. Na dłuższą metę, jeśli prześpię się z Michaelem,
gospodarka Stanów Zjednoczonych tylko na tym zyska.
Można by wręcz powiedzieć, że moim obywatelskim obowiązkiem jest Zrobić To.
Ale z drugiej strony, jeśli Lilly i J.P. rzeczywiście skonsumowali swój związek w
czasie wakacji (chociaż przyglądałam się im obojgu uważnie w czasie lunchu, jedynej
godziny, jaką w szkole spędzamy razem, i poza wspólnym pojadaniem yodela nie
zauważyłam żadnych przesadnych demonstracji intymności. Oni nawet nie trzymają się za
ręce na korytarzu ani nie całują się rano na powitanie. Co może też oznaczać, że czułości
zostawiają sobie na chwile, kiedy są sami. ALBO że jeszcze się nie posunęli tak daleko w
kwestiach intymnych, jak mówi plotka), to ona totalnie powinna zrozumieć.
Bo te hormony to są STRASZNIE SILNE substancje. Niełatwo z nimi walczyć. Na
pewno akurat Lilly będzie mogła się z tym zgodzić.
Pomijając, oczywiście, te sytuacje, kiedy przestajesz z nimi walczyć z Niewłaściwych
Powodów.
Mia - co się z tobą dzieje? Robisz notatki? Myślałam, że już czytałaś Franny i Zooey!
Nie, Tina, nie robię notatek. Piszę w swoim dzienniku. Tina, muszę cię o coś zapytać.
Ale boję się, że mnie potem znienawidzisz.
Nigdy bym nie mogła ciebie znienawidzić! Poza tym wszystko jest lepsze od słuchania,
jak ona się rozwodzi o fuzji judeochrześcijaństwa i religii Wschodu u Salingera.
No cóż, jest taka sprawa: po dzisiejszym wieczorze już chyba nie będę na liście
Ostatnich Dziewic z LiAE.
CO??? TY I MICHAEL TO ZROBICIE!!!! OCH, MIA!!!! KIEDY SIĘ NA TO
ZDECYDOWALIŚCIE????
MY na nic się nie decydowaliśmy. JA zdecydowałam. Nie miej do mnie żalu, dobrze?
Ale Grandmère dała mi klucz do apartamentu hotelowego w Ritzu, z którego nie
korzysta, i mam zamiar zabrać tam dzisiaj wieczorem Michaela i zrobić mu
niespodziankę.
Chcesz powiedzieć, że będziesz się z nim kochać czule i słodko, żeby mógł zabrać ze
sobą piękne wspomnienie, kiedy ruszy na drugi kraniec świata, żeby dowieść, że jest
ciebie wart? Mia, to jest TAKIE ROMANTYCZNE!!!!!!!
Hm, naprawdę zamierzam kochać się z nim tak czule i słodko, żeby zmienił zdanie i
został w Nowym Jorku. Bo jaki facet będzie chciał się przenieść do Japonii, skoro bę-
dzie mógł regularnie zażywać seksu we własnej dzielnicy?
Och! No cóż. To chyba też dobry powód.
Poważnie? Nie uważasz, że jestem zła, bo usiłuję nim manipulować? Za pomocą
mojego Najcenniejszego Daru?
Cóż, rozumiem, dlaczego masz zamiar to zrobić. Przecież go kochasz i to naturalne, że
nie chcesz go stracić. A wiem, że Borys wczoraj w czasie lunchu nie pomógł ci
specjalnie, kiedy opowiadał te cuda o klarnecistkach. Chociaż, prawdę mówiąc, Mia,
bardzo wątpię, żeby Michael miał spotkać w Japonii jakieś klarnecistki.
I tak nie jestem pewna, czy zaryzykować, Tina. Ale muszę COŚ zrobić. Muszę
SPRÓBOWAĆ.
Właśnie. Ale czy jesteś NAPRAWDĘ gotowa iść na całość? No wiesz, sama ćwiczę z
rączką od prysznica; nauczyłyśmy się po obejrzeniu Czterdziestoletniej dziewicy na
płatnej kablówce.
Jasne. Tamten film był TAAAAAKI pouczający.
Właśnie. I wiesz, tak jak w tamtym filmie, cała rzecz powinna potrwać zaledwie z
minutę, biorąc pod uwagę, że dla Michaela to też będzie pierwszy raz.
Tak, ale zgodnie z tamtym filmem drugi raz może potrwać DWIE GODZINY.
Mnie to zajęło właśnie tyle czasu z rączką od prysznica za pierwszym razem. Ale to
chyba dlatego, że myślałam o niewłaściwej osobie. Myślałam o Borysie, ale później
przekonałam się, że znacznie lepiej mi idzie, jeśli myślę o Cole'u z Czarodziejek.
Mnie też! To znaczy, co do tych dwóch godzin. Ale na mnie działa James Franco z
Tristana i Izoldy, nie Cole.
Uważasz, że to się uda w prawdziwym życiu? To znaczy, bez wody?
Nie wiem, Tina. Ale chętnie podejmę takie ryzyko, jeśli to będzie oznaczało, że
Michael zostanie przy mnie.
Totalnie cię rozumiem. I popieram cię na sto procent. Masz prezerwatywy?
Oczywiście. I zatrzymam się w Duane Reade po szkole, żeby kupić jakieś gąbki
antykoncepcyjne. Bo wiesz, że prezerwatywy dają tylko dziewięćdziesiąt pięć procent
zabezpieczenia przed niechcianą ciążą, nawet jeśli stosowane są prawidłowo. Nie
mogę ryzykować tych dodatkowych pięciu procent.
Ale co powie Lars, jak zobaczy, że kupujesz środki antykoncepcyjne? Będzie wiedział,
że to nie do szkoły, jak tamte prezerwatywy. Przecież chodzi na te same lekcje co ty -
nawet jeśli niespecjalnie na nich uważa (no ale... ty też nie)!
Mam zamiar powiedzieć Larsowi, że robimy ci taki prezent, dla żartu. Więc udawaj,
że tak było, dobrze?
Cha. Cha. Cha. Żartobliwy prezent dla mnie. Naprawdę zabawne.
Nie mogę powiedzieć, że to prezent dla żartu dla Lilly, bo co, jeśli Lars ją zapyta????
Chyba nie powiesz o tym Lilly?
Tina, jak mogłabym? Wiesz, co ona na to powie.
Że jeśli Michael nie pojedzie do Japonii, to jego automatyzowane ramię nigdy nie
zostanie zrobione, i umrą tysiące ludzi, którzy być może nie umarliby, gdybyś
pozwoliła mu tam jechać?
Auć, Tina. To naprawdę zabolało.
No wiesz, ja tylko mówię, co powiedziałaby LILLY. Ja wcale w to nie WIERZĘ. A
przynajmniej, nie do końca. Michael jest bardzo pomysłowym człowiekiem. Jestem
pewna, że znajdzie jakiś sposób, żeby skonstruować to swoje zautomatyzowane ramię
tutaj. Tylko że... Czy ja ci mówiłam, że tata od jakiegoś czasu przyjmuje leki na
nadciśnienie i wysoki poziom cholesterolu, a jego lekarz mówi, że jeśli nie ograniczy
spożycia czerwonego mięsa, to zostanie pewnym kandydatem na operację
wszczepienia bypassów?
Powiedz mamie, żeby nie pozwalała mu zamawiać tyle wołowiny w pomarańczach z
Wu Liang Ye.
Tak zrobię. Ach, Mia! To taka wspaniała perspektywa! Będziesz pierwsza z naszej
grupki, która odda swój Najcenniejszy Dar! Pomijając Lilly, oczywiście, o ile ona i
J.P. faktycznie To Zrobili w czasie wakacji.
Ale ty jesteś pewna, że mnie za to nie znienawidzisz? To znaczy, że nie zaczekam do
nocy po naszym balu maturalnym, tak jak uzgadniałyśmy?
Och, Mia, oczywiście, że nie. Rozumiem, że zachodzą tu okoliczności łagodzące. No
bo gdyby Borysowi zaoferowano pierwsze skrzypce w jakiejś orkiestrze w Australii i
gdyby serio brał pod uwagę wyjazd, zrobiłabym dokładnie to samo. Tyle że,
naturalnie, Borys, grając pierwsze skrzypce w filharmonii w Sydney, nie ratowałby
nikomu życia, a co dopiero mówić o udowadnianiu swojej wartości jakiemuś
narodowi, którym ja bym mogła pewnego dnia rządzić.
Dzięki, Tina. Naprawdę jestem ci wdzięczna. Twoje wsparcie bardzo wiele dla mnie
znaczy.
Przecież od tego jestem!
Czy mogłabym mieć lepszą przyjaciółkę niż Tina Hakim Baba? Nie wydaje mi się.
Dobra, a zatem:
LISTA RZECZY DO ZAŁATWIENIA PRZED UPRAWIANIEM SEKSU
1. Kupić środki antykoncepcyjne.
2. Ogolić nogi/pachy.
3. Ogolić okolice bikini????
4. Znaleźć ładną bieliznę (Czy ja MAM jakąś ładną bieliznę? Okay, jest ta lawendowa
jedwabna koszulka i majteczki La Perla, które kupiła mi na urodziny Grandmère.
Nadal mają metki. Mam nadzieję, że nie dostanę wysypki, jeśli je włożę bez
uprzedniego wyprania).
5. Dezodorant.
6. Sprawdzić, czy nie mam jakichś brzydkich wągrów.
7. Pozbyć się Larsa. (Drobiazg. Powiem mu, że jadę spędzić wieczór u Michaela w
domu, więc może tam wpaść po mnie o jedenastej. A my z Michaelem
wymkniemy się po schodach i wyjdziemy z kamienicy wyjściem przez piwnicę.
Potem możemy złapać taksówkę do Ritza. Michael może nabrać jakichś podejrzeń,
ale powiem mu, że to wszystko część niespodzianki).
8. ZROBIĆ PEELING!
9. Usunąć woskiem wąsik.
10. Nakarmić Grubego Louie.
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA,
LUNCH
Dzisiaj, wchodząc do stołówki, przekonałam się, że ktoś na każdym bez wyjątku
stoliku porozstawiał takie małe trójkątne podstawki z kartkami. Na kartkach były wypisane
ostrzeżenia. Na przykład na kartce na naszym stole stało:
OSTRZEŻENIE
Czy wiecie, że najbardziej prawdopodobnym kryzysem, jaki czeka obecnie
Amerykanów, jest pandemia? Kiedy terroryzm biologiczny stanowi realne zagrożenie, a
podróże lotnicze są tak popularne jak teraz, śmiertelne choroby, takie jak ptasia grypa czy
ospa wietrzna mogą ogarnąć naszą populację w KAŻDEJ chwili. Czy wiesz, co trzeba zrobić
w przypadku ataku bioterrorystycznego?
KSIĘŻNICZKA MIA Z GENOWII WIE.
Głosuj na prawdziwego LIDERA.
Głosuj MĄDRZE.
Głosuj na Mię.
A na pobliskim stoliku:
OSTRZEŻENIE
Czy wiecie, że jeśli brudna bomba (taki materiał wybuchowy, który w środku zawiera
substancje radioaktywne) zostanie zdetonowana na Times Square w czasie godzin lekcyjnych,
to nawet leciutka bryza może przywiać w naszą stronę brudne powietrze w ciągu paru minut,
powodując skażenie radioaktywne, które może prowadzić do powstania nowotworów i/lub
zgonu? Czy wiesz, co zrobić w przypadku wybuchu takiej bomby? KSIĘŻNICZKA MIA Z
GENOWII WIE. Głosuj na prawdziwego LIDERA. Głosuj MĄDRZE. Głosuj na Mię.
A obok jeszcze coś takiego:
OSTRZEŻENIE
Czy wiecie, że w roku 1737, a potem znów w 1884 w Nowym Jorku miało miejsce
trzęsienie ziemi o sile około pięciu stopni? To WIĘCEJ niż prawdopodobne, że to miasto
czeka kolejne trzęsienie. Biorąc pod uwagę, że większość Dolnego Manhattanu postawiono
na materiale usuniętym z pola budowy podczas konstrukcji dawnego World Trade Center, i że
większość budynków na Upper East Side została wzniesiona, zanim weszły w życie
jakiekolwiek zarządzenia budowlane dotyczące minimalizacji skutków trzęsień ziemi, jakie
mamy szanse na przeżycie, gdyby trzęsienie ziemi o sile pięciu stopni miało miejsce w czasie
godzin lekcyjnych? Czy wiesz, co zrobić w przypadku takiej katastrofy?
KSIĘŻNICZKA MIA Z GENOWII WIE.
Głosuj na prawdziwego LIDERA.
Głosuj MĄDRZE.
Głosuj na Mię.
Naprawdę nie trzeba być żadnym PRAWDZIWYM LIDEREM, żeby zgadnąć, skąd
się wzięły te uspokajające małe karteczki. W tej samej chwili, w której zobaczyłam, że Lilly
podchodzi do naszego stolika z tacą zastawioną sałatą i kurczakiem bez skóry (ostatnio usiłuje
odżywiać się zdrowo. Już schudła pięć kilo i o wiele mniej przypomina mopsika niż kiedyś.
Prawie można dostrzec zarys jej kości policzkowych), powiedziałam, wskazując te karteczki:
- Co ty w ogóle wyprawiasz?
- Fajne, nie? - odparła. - J.P. powielił mi teksty na kopiarce w biurze ojca.
- Nie - oświadczyłam. - Niefajne. Lilly, co ty usiłujesz osiągnąć? ZASTRASZYĆ
ludzi, żeby na mnie głosowali?
- Właśnie - stwierdziła Lilly, siadając. - To jedyne, co do tych szczeniaków dociera.
Oni wychowali się na Fox News i dziennikarstwie sensacyjnym. Nie mieliby pojęcia o czymś
takim jak realne zagrożenie, nawet gdyby postawiono im je przed samym nosem. Oni
rozumieją wyłącznie strach. I w ten sposób zdobędziemy ich głosy.
- Lilly, ja NIE CHCĘ, żeby ludzie na mnie głosowali dlatego, że boją się, że nie będą
mieli pojęcia, co robić w przypadku zrzucenia brudnej bomby, jeśli na mnie nie zagłosują. Ja
chcę, żeby ludzie na mnie głosowali dlatego, że zgadzają się z moimi poglądami i
stanowiskiem w różnych kwestiach.
- Ależ ty nie masz stanowiska w żadnych kwestiach - powiedziała Lilly rozsądnie. - A
i tak musisz jakoś się pokazać, jeśli chcesz wygrać. Więc co ci zależy?
- Niemniej jednak... - Pokręciłam głową. - Sama nie wiem. W jakiś sposób wydaje mi
się, że to niewłaściwe.
- Wszyscy to robią w polityce i mediach - powiedziała Lilly. - To czemu my nie
możemy?
- To żadne wytłumaczenie.
- Hej. - J.P. postawił swoją tacę naprzeciw Lilly. - A wy wiecie, co by się stało, gdyby
huragan o sile trzy lub wyższej uderzył w Nowy Jork? Nie śmiejcie się, to się już kiedyś stało.
W 1893 malutka dwójeczka zniszczyła Hog Island, ten kurort na wyspie przy Rockaways w
Queens. Całą WYSPĘ z hotelami i wszystkim szlag trafił w jedną noc. Pomyślcie o tym, co
mógłby zdziałać silniejszy huragan. Wiedziałybyście, co zrobić w przypadku takiej
katastrofy? - Wyciągnął z kieszeni kolejną kartkę. - No cóż, nie martwcie się. Księżniczka
Mia z Genowii wie.
- Bardzo śmieszne - skwitowałam. - Lilly, poważnie...
- Mia, poważnie - przerwała mi Lilly. - Martw się o to, co zrobić, żeby powstrzymać
mojego brata przed wyjazdem do Japonii, a zmartwienie o twoją kampanię wyborczą do
samorządu szkolnego zostaw mnie.
Popatrzyłam na nią, mrugając oczami. Zaraz. Lilly WIE??? SKĄD ONA WIE?????
Musiała dostrzec moje zdumienie, bo przewróciła oczami i powiedziała:
- Och, przestań, KG. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami od przedszkola. Uważasz,
że jeszcze się nie zorientowałam, w jaki sposób działa twój umysł? Jestem pewna, że
cokolwiek planujesz, okaże się to totalnie rozrywkowe, nawet jeśli zupełnie nieefektywne.
Ten chłopak nie zmieni zdania. Równie dobrze możesz się rozstać z fantazjami.
- Mia! - Ling Su podbiegła do naszego stolika ze spanikowaną miną. - Czy to prawda,
że w Kaerny, w stanie New Jersey jest fabryka produkująca chlor, z której w razie
terrorystycznego ataku mogłaby się wydostać i dolecieć na Manhattan toksyczna chmura,
która by nas natychmiast pozabijała?
- A co z wybuchem w nuklearnej elektrowni w Indian Point? - chciała wiedzieć Perin.
- Czy chmura radioaktywna naprawdę mogłaby się przesunąć w stronę miasta i skazić nasze
zasoby wody pitnej, zabijając tysiące i sprawiając, że Nowy Jork przez całe dziesięciolecia
nie nadawałby się do zamieszkania?
Spiorunowałam wzrokiem Lilly.
- Widzisz, co narobiłaś?! - krzyknęłam. - Wszystkich przeraziłaś tymi opowieściami o
czymś, co się może nigdy nie zdarzyć!
- Co masz na myśli, mówiąc: „opowieści o czymś, co się może nigdy nie zdarzyć”? -
spytała ostro Lilly. - A co z przerwami w dostawach energii elektrycznej? Cała lata
wmawiano nam, że to się nigdy więcej nie powtórzy, ale się POWTÓRZYŁO. Mieliśmy
szczęście, że w miarę szybko znów włączono prąd, bo niedługo ludzie zaczęliby plądrować
sklepy i zabijać się, żeby zdobyć pieluszki dla niemowląt.
- Naprawdę wiesz, co robić w razie wybuchu epidemii ospy wietrznej? - spytała mnie
Ling Su. - Bo w Stanach Zjednoczonych zapasy szczepionki wynoszą tylko trzy miliony
ampułek, i jeśli nie jesteś jedną z pierwszych osób, które się ustawią w kolejce do apteki, to
prawdopodobnie umrzesz w tej kolejce, zanim cię zdążą zaszczepić. Czy ty masz dostęp do
jakichś tajnych rezerw szczepionek ze względu na to, że jesteś księżniczką, czy coś? Nie
mogłabyś po prostu już teraz załatwić nam szczepienia, żeby nic nam nie groziło, kiedy jutro
czy kiedy tam terroryści wypuszczą w atmosferę wirusa tej ospy?
- Lilly! - Byłam wprost nie do opisania zniesmaczona. - Musisz z tym skończyć!
Widzisz, co narobiłaś? Przez ciebie ludziom się wydaje, że ja mam dostęp do jakichś
sekretnych zasobów szczepionki przeciwko wietrznej ospie i że jeśli na mnie zagłosują, to im
odpalę po ampułce! A to nieprawda!
Ling Su i Perin zrobiły rozczarowane miny, słysząc, że nie dysponuję na każde swoje
zawołanie szczepionką na ospę wietrzną. Borys się tymczasem zaśmiewał.
- Co cię tak bawi? - spytałam ostro.
- No to, że... - Zerknął na Tinę, która rzuciła mu złe spojrzenie, więc przestał rechotać.
- Nic.
- Posłuchaj, KG - powiedziała Lilly. - Zdaję sobie sprawę, że równamy tu do
najniższego wspólnego mianownika, ale rozejrzyj się wokół siebie.
Rozejrzałam się po stołówce. Gdziekolwiek spojrzałam, ludzie podnosili poustawiane
na stołach ulotki i gadali o nich - rzucając w moją stronę nerwowe spojrzenia.
- Widzisz? - Lilly wzruszyła ramionami. - To działa. Ludzie się na to nabierają. Będą
na ciebie głosować, bo myślą że znasz wszystkie odpowiedzi. A poważnie, gdyby w Indian
Point DOSZŁO do eksplozji, co byś zrobiła?
- Zadbałabym, żeby wszyscy w ciągu paru godzin od kontaktu ze skażeniem wzięli
tabletki z jodkiem potasu, żeby zabezpieczyć ich organizmy przed dalszym absorbowaniem
radiacji. Zapewniłabym wszystkim dostawę wody pitnej, jedzenia w puszkach i leków na
recepty na co najmniej kilka tygodni, żeby mogli nie wychodzić z domów i odczekać, przy
wyłączonej wentylacji, aż wszystko wróci do normy - odpowiedziałam odruchowo.
- A w przypadku trzęsienia ziemi?
- Schronić się w otworze drzwiowym albo pod wytrzymałym meblem. Po pierwszym
wstrząsie zakręcić wszystkie zawory wody, elektryczności i gazu.
- A gdyby wybuchła epidemia grypy?
- No cóż, oczywiście, wszyscy natychmiast powinni zacząć zażywać tamifl, a poza
tym myć ręce i nosić jednorazowe maseczki chirurgiczne oraz nie wchodzić do budek
telefonicznych, nie łapać za poręcze przy schodach i unikać zatłoczonych miejsc, takich jak
wyprzedaże w Macy's i metro w godzinach szczytu.
Lilly spojrzała triumfalnie.
- Widzisz? Wcale sobie tego nie wymyśliłam. Ty FAKTYCZNIE wiesz, co robić w
przypadku każdej potencjalnej katastrofy czy zagrożenia. Bo ty, Mia, jesteś pesymistką a co
za tym idzie, prawdopodobnie jedną z osób najlepiej przygotowanych na wypadek jakiejś
katastrofy na Manhattanie. Nie próbuj zaprzeczać. Właśnie przed chwilą nam to udowodniłaś.
Po tym czymś na dobre straciłam mowę. Bo chociaż nie da się zaprzeczyć, że
wszystko, co właśnie powiedziała Lilly, to prawda, i tak w jakiś sposób wydawało mi się
niewłaściwe. To znaczy, straszenie pierwszaków. Zanim lunch dobiegł końca, troje z nich
podeszło do mnie z pytaniem, co bym zrobiła w przypadku jakiegoś ataku brudną bombą
(poleciłabym wszystkim zostać w budynku, a potem, kiedy już wolno by nam było opuścić
ten teren, kazała im zdjąć, schować do toreb i wyrzucić ubrania przed wejściem do domu, a
potem natychmiast się umyć mydłem i wodą) lub huraganu (ewakuować się. Nie zapominając
o kocie).
Ale może Lilly NAPRAWDĘ ma rację. W tych niepewnych czasach możliwe, że
ludzie faktycznie szukają lidera, który już pomyślał i zatroszczył się o takie sprawy, żeby
sami nie musieli się nimi martwić i mogli bezproblemowo zażywać rozrywek.
Może to po to znalazłam się na tej planecie - nie żeby być księżniczką Genowii, ale
żebym mogła troszczyć się o wszystko, czym ludzie nie mają ochoty zawracać sobie głowy.
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA,
RZ
Lilly właśnie pokazała mi pożegnalny prezent, jaki kupiła dla brata: kasetkę Magic:
The Gathering, żeby mógł zabrać ze sobą do Japonii wszystkie swoje karty i żeby mu się przy
tym nie pomieszały.
Nie miałam serca informować jej, że:
a) Michael już nie gra w Magic, a poza tym:
b) nie pojedzie do Japonii, ponieważ planuję dostarczyć mu bardzo, bardzo ważnego
powodu, żeby chciało mu się zostać tu, na Manhattanie.
Naprawdę wcale nie chodziło o to, że nie miałam serca jej o tym informować. Nie
powiedziałam jej, bo nie chciałam, żeby mi skopała tyłek. Ostatnio ćwiczy (co też się
przyczynia do utraty wagi) w Crunch, gdzie chodzi na rowerek i z mamą na ajurwedę. Jeśli
ktoś gotów jest pozwolić zupełnie obcej osobie nacierać swoje nagie ciało olejkiem różanym,
to NIE JEST to ktoś, komu chciałabym się czymś narażać.
A skoro już o tym mowa, to muszę pamiętać, żeby przed dzisiejszym wieczorem
zrobić sobie peeling całego ciała.
To dziwne, że nie jestem jakoś bardzo zdenerwowana ani nic. Ale to chyba oznacza,
że dobrze się czuję z podjętą decyzją. Ona się po prostu wydaje... właściwa.
W menu restauracyjnym są cztery przekąski, cztery dania główne i trzy desery. Ile
różnych zestawów można zamówić tam na obiad, składający się z jednej przystawki, jednego
dania głównego i jednego deseru?
A co z napojami? Czy NAD TYM nikt się nie zastanawia? Co, goście restauracji mają
umrzeć z odwodnienia? Kto w ogóle NAPISAŁ ten zbiór zadań?
Od zeszłego roku cena dżinsów wzrosła o 30 procent. Jeśli w zeszłym roku ta cena
wynosiła x, to ile x wynosi cena tegoroczna?
A kogo to OBCHODZI?
Przeciętny wzrost (średnia arytmetyczna) 4 członkiń 6 - osobowej drużyny czirliderek
wynosi 175 centymetrów. Ile wzrostu w centymetrach muszą mieć pozostałe dwie czirliderki,
jeśli średnia wzrostu całej drużyny wynosi 180 centymetrów?
CZIRLIDERKI???? NA TESTACH SAT?????
Jejku, kogo ja usiłuję nabrać? Ja tego nie mogę zrobić. JA NIE MOGĘ TEGO
ZROBIĆ!!!! Ja nie mogę uprawiać SEKSU. Jestem KSIĘŻNICZKĄ, na litość boską.
O Boże, chyba mam jakiś atak serca.
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA,
GABINET PIELĘGNIARKI
Okay. No dobra, nie żeby to było w ogóle żenujące, że na lekcji WF - u zaczęłam
hiperwentylować w czasie biegania dokoła zbiornika z wodą na dachu.
Kazali mi oddychać do papierowej torby i siedzieć z głową między kolanami. Ale ja to
już robiłam i to wcale nie pomaga. No cóż, teraz już mogę oddychać. Ale nadal DOSTAJĘ
ŚWIRA. W głowie mi się nie mieści, że ja naprawdę zamierzam TO ZROBIĆ.
A co, jeśli coś się nie uda, a mama i tata jakoś się o tym dowiedzą? Na przykład, jeśli
okaże się, że nadal mam błonę dziewiczą (chociaż przecież na zdrowiu i higienie mówili nam
w zeszłym roku, że większość dziewczyn traci swoje dziewictwo, uprawiając zwykłe zajęcia
fizyczne, takie jak jazda na rowerze czy jazda konna)? I zacznę krwawić, a Michael będzie
musiał błyskawicznie odwieźć mnie do Cabrini, gdzie jakiś lekarz w typie doktora Kovaca
będzie musiał mnie cewnikować, po czym zapadnę w śpiączkę zupełnie jak w Ostrym
dyżurze!
I WSZYSCY SIĘ DOWIEDZĄ, ŻE ODDAŁAM SWÓJ NAJCENNIEJSZY DAR.
I okay, naprawdę jeszcze nie słyszałam, żeby coś takiego przytrafiło się jakiejś
dziewczynie, ale w historycznych romansach Tiny czasem zdarza się, że bohaterka krwawi -
chociaż zdaje się, że nigdy jej to specjalnie nie przeszkadza w osiągnięciu orgazmu, od
którego ziemia się porusza.
Wydaje mi się jednak, że ja jeszcze nie mam takiej wprawy, żeby doznać orgazmu w
obecnych, szczególnych okolicznościach. Zwłaszcza kiedy w pokoju przebywa jeszcze jedna
osoba. To znaczy ktoś inny niż James Franco w pełnej zbroi.
Och nie, pielęgniarka tu idzie...
Okay, no cóż, siostra Lloyd właśnie mi powiedziała, że to bardzo mało
prawdopodobne, żeby w wypadku przerwania błony dziewiczej ktoś krwawił tak mocno, że
aż go trzeba zabrać do szpitala, chyba że jest się hemofilitykiem. Stwierdziła też, że u
większości kobiet hymen i tak ma w środku dziurkę. Inaczej nie mogłyby mieć menstruacji.
A więc cała ta gadanina o Najcenniejszym Darze i tak jest naciągana.
Powiedziała też, że romanse historyczne raczej nie stanowią najbardziej godnego
zaufania źródła informacji, i dała mi taką jedną broszurkę pod tytułem: Więc uważasz, że
jesteś gotowa uprawiać seks? Broszurka ma na okładce rysunek pary o nieco zdez-
orientowanych minach i mówi o tym, że trzeba się zabezpieczać. Nie było w niej nic o tym,
że dziewictwo to Najcenniejszy Dar, który trzeba zachować dla osoby, za którą się wyjdzie za
mąż. Ale napisano, że trzeba poczekać z seksem, dopóki się naprawdę nie pozna tego kogoś i
nie nabierze pewności, że się go kocha - co już przecież i tak wiem, bo mówi mi to ta cała
oksytocyna.
A potem było tam jeszcze trochę o wieku, od którego dozwolone jest uprawianie
seksu. (Nieważne. Przecież mój tata nie myślałby o wytoczeniu sprawy sądowej. Nie
chciałby, żeby cały świat się dowiedział, że jego córka uprawiała seks przedmałżeński). I o
tym, że nie wolno tego robić pod czyjąś presją.
A potem był jeszcze fragment o abstynencji płciowej, i że to całkiem okay, jeśli ktoś
nie chce Tego Robić. Jakby to dla mnie miała być jakaś nowina. Doskonale wiem, że można
Tego Nie Robić. Inne dziewczyny mogą sobie Tego Nie Robić.
Ale chłopcy tych innych dziewczyn nie projektują zrobotyzowanych ramion do
przeprowadzania operacji serca i nie przenoszą się jutro do Japonii na cały rok.
Nic z tego nie powiedziałam siostrze Lloyd. To znaczy nic na temat seksu. Ale
opowiedziałam jej o Michaelu, i o tym, że on wyjeżdża i że ja się tego strasznie boję, i że nie
przeżyję tego jego wyjazdu.
Na co siostra Lloyd powiedziała mi:
- Mój brat miał w zeszłym roku wstawione trzy bypassy po zawale serca. Musieli mu
rozciąć klatkę piersiową. Powiedział, że jeszcze nigdy w życiu nic go aż tak bardzo nie bolało
i że przez sześć tygodni po operacji wręcz marzył, żeby umrzeć.
Bardzo mi przykro ze względu na brata siostry Lloyd, ale w żaden sposób nie pomaga
mi to rozwiązać MOJEGO problemu.
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA, CHEMIA
Mia, nic ci nie jest? Słyszałem, że WF spędziłaś w gabinecie pielęgniarki.
Boże, ależ wszystko się szybko roznosi w tej szkole. Nic mi nie jest, dzięki, J.P. Po
prostu trochę się zmęczyłam bieganiem wokół zbiornika z wodą.
Rozumiem. Cieszę się, że wszystko gra. Miałem wrażenie, że jesteś nieco blada.
Chyba mam mnóstwo spraw na głowie.
No właśnie! Michael jutro wyjeżdża, tak?
Taa. Podobno.
Jak to, podobno? Myślałem, że to już ustalone.
Być może. Zobaczymy.
To by była straszna szkoda, gdyby nie pojechał. To taka niesamowita okazja.
Wiem. Dla niego. Ale co ze MNĄ? To ja jestem tą osobą, która tu zostanie z niczym.
Jak to, z niczym? Przecież masz MNIE!
Cha, cha. Wiesz, co mam na myśli.
Zastanawiałem się trochę nad tym, co wczoraj przy lunchu powiedział Borys. Wiem,
że się na niego wkurzyłaś, ale on w pewnym sensie miał rację... MASZ ZAMIAR
spotykać się z innymi facetami, kiedy Michaela nie będzie? No wiesz, czy wy dwoje
rozmawialiście o tym ze sobą? Bo to by było z jego strony trochę nie fair, gdyby
oczekiwał, że przez cały czas jego pobytu w Japonii nie będziesz się z nikim umawiała.
To znaczy z innymi facetami. To znaczy gdybyś miała ochotę.
Ale ja nie mam ochoty!!!! To znaczy kocham Michaela.
Oczywiście, że go kochasz. Ale masz tylko szesnaście łat. Naprawdę zamierzasz
siedzieć w domu w każdą sobotę aż do jego powrotu?
Nie muszę siedzieć w domu co sobota. Mam przecież wszystkie moje przyjaciółki.
Całą paczkę. Kumpele na całe życie.
Ale wy wszystkie, dziewczyny, macie swoich facetów. Ja nie mówię, że one nie będą
chciały spędzać z tobą czasu, ale będziesz się czuła po prostu trochę osamotniona,
kiedy one wszystkie będą gdzieś z nimi wychodziły, a ty będziesz siedziała sama.
To prawda. Ale będę miała szansę popracować nad swoją powieścią. I nad
scenariuszem! A potem - jeśli Michael rzeczywiście wyjedzie - udałoby mi się może
skończyć obie rzeczy przed jego powrotem. Wtedy ja też miałabym jakieś swoje
osiągnięcia! Może nie tak imponujące jak JEGO dokonania. Ale wiesz. TROCHĘ
więcej niż tylko tytuł księżniczki.
Myślałem, że wczoraj ustaliliśmy, że wystarczającym osiągnięciem jest to, że jesteś
sobą.
Tak, ale ty po prostu byłeś tylko dla mnie miły. KAŻDY może być sobą. A ja chcę
osiągnąć coś naprawdę wybitnego.
Mia, jeśli nie będziesz uważała na tych lekcjach, to ja nie wiem, jak zaliczysz chemię.
Nie oczekuj, że w tym roku też będę za ciebie harował. Mam inne rzeczy do roboty -
Kenny.
Ten facet naprawdę działa mi na nerwy.
Ale on ma rację. Powinniśmy przestać. Tak nie można.
Ale to takie przyjemne!
J.P.! Przestań! Znów mnie rozśmieszasz!
I dobrze. Moim zdaniem potrzeba ci trochę śmiechu.
J.P. jest taki miły!!!! Lilly to naprawdę szczęściara, że udało jej się znaleźć takiego
genialnego faceta.
Dobra, wracamy do chemii.
Zaraz... ILE jest tych chemicznych związków? I my mamy znać je
WSZYSTKIE???????
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA,
RACHUNEK RÓŻNICZKOWY
POWODY, ŻEBY TO DZISIAJ ZROBIĆ
KONTRA
CZEKANIE DO NOCY PO BALU MATURALNYM
Za:
To by go mogło przekonać, żeby nie jechał do Japonii; to uratuje mnie przed
załamaniem nerwowym z braku możliwości wąchania jego szyi.
Przeciw:
Jeśli nie pojedzie do Japonii, to pozbawi świat wynalazku, który potencjalnie mógłby
uratować życie wielu ludziom, a moją babkę pretekstu do uporczywych prób umawiania mnie
z jakimiś innymi facetami, którzy jej zdaniem są „bardziej wartościowi” (czytaj: bogatsi) niż
Michael.
Za:
Michael mówi, że i tak już nigdy nie pójdzie na żaden bal maturalny, więc równie
dobrze mogę mieć to z głowy od razu.
Przeciw:
Ale może kiedy mój bal maturalny zacznie się zbliżać, on tak desperacko będzie już
pragnął seksu, że mimo wszystko zgodzi się pójść!
Za:
To będzie dla nas obojga szansa, żeby wyrazić swoją miłość fizycznie w sposób, który
naprawdę uczyni z nas jedno serce, jeden umysł i jedną duszę.
Przeciw:
A co, jeśli nie zdołam powstrzymać gazów? Przecież człowiek jest wtedy GOŁY i on
się totalnie zorientuje, że to ja.
Za:
Skoro już mowa o nagości, wreszcie mogłabym go zobaczyć nagiego.
Przeciw:
On zobaczy MNIE bez ubrania.
Za:
Uprawiając seks dzisiaj i nie czekając do nocy po balu maturalnym, unikniemy banału
(patrz pary z filmów dla nastolatek).
Przeciw:
Fakt, że nie skończyłam jeszcze osiemnastu lat, mógłby mieć dla Michaela
konsekwencje prawne. Chociaż jestem pewna, że tata nie chciałby, żeby brukowce
dowiedziały się o czymś takim.
Za:
Lilly już To Zrobiła. A przynajmniej, tak mi się wydaje. I wcale nie uważam, żeby to
jakoś jej i J.P. zaszkodziło.
Przeciw:
Wcale nie wiem tego na pewno.
Za:
Oddając sobie nawzajem swój Najcenniejszy Dar dziewictwa, zacieśnimy łączące nas
emocjonalne i duchowe więzy. Takich więzów już nigdy z nikim nie zadzierzgniemy, nawet
jeśli miałoby zdarzyć się to, co jest nie do pomyślenia, i któregoś dnia czekałoby nas
rozstanie.
Przeciw:
Nic na „przeciw” nie przychodzi mi do głowy.
Och, nieważne. Robimy To i już.
Zaraz puszczę pawia i już.
P
RACA
DOMOWA
Godzina wychowawcza:
brak
Wstęp do twórczego pisania:
Jakiś idiotyzm, który mi wypadł z głowy.
Angielski:
1000 słów na temat Wyżej podnieście strop,
cieśle.
Francuski:
Jeszcze trochę décrire un soir amusant avec les
amis.
RZ:
brak
WF:
brak
Chemia:
Kto wie?
Rachunek różniczkowy:
A kogo to obchodzi?
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA,
HOTEL FOUR SEASONS
Coraz trudniej jest złapać w tych dniach Grandmère, żeby odbyć z nią lekcję etykiety.
Wreszcie udało nam się znaleźć ją w apartamencie na ostatnim piętrze Four Seasons, ale
kiedy weszłam do środka, znów zastałam ją w bojowym nastroju.
- Te zasłony są nie do przyjęcia - mówiła Grandmère do faceta w urzędowym
garniturze, ze złotą plakietką z nazwiskiem Jonathan Greer.
- Każę je natychmiast wymienić, szanowna pani - rzekł Jonathan Greer.
Grandmère jakby się nieco zdziwiła, że Greer nie próbuje się z nią kłócić. Potem
dodała:
- W kwiatowy wzór. ŻADNYCH pasków.
- Absolutnie, proszę pani - zgodził się Jonathan Greer. - Natychmiast zostaną
wymienione na zasłony w kwiatowy wzór.
Grandmère rzuciła mu zaskoczone spojrzenie. Najwyraźniej przywykła do większego
oporu ze strony hotelowego personelu, z którym miewała do czynienia ostatnio.
- Nie znoszę również mebli krytych skórą - dodała, wskazując bardzo przyjemny fotel
klubowy w kącie. - Są zbyt śliskie i Rommlowi to nie odpowiada. Zapach skóry wytrąca go z
równowagi. Kiedyś kopnęła go w łepek krowa.
- Od razu każę zmienić pokrycie fotela, szanowna pani - powiedział Greer. Zerknął w
moją stronę i uprzejmie skłonił głowę. Ale zaraz potem znów zwrócił się do Grandmère. -
Może na ten sam materiał, co zasłony?
Grandmère była coraz bardziej zbita z tropu.
- Ależ... No tak, tak, to będzie do przyjęcia.
- Czy mógłbym zamówić teraz dla Waszej Wysokości herbatę? - spytał Jonathan
Greer. - Skoro widzę, że przyjechała wnuczka Waszej Wysokości? Herbata dla dwóch osób
pojawi się w mgnieniu oka. Małe kanapeczki czy babeczki na gorąco, czy i jedno, i drugie?
Grandmère wyglądała, jakby miała lada moment zemdleć z wrażenia.
- I jedno, i drugie, naturalnie - odparła. - I herbata Earl Grey.
- Oczywiście - zgodził się Jonathan Greer, jakby żadne inne gatunki nie istniały. - A
może dla Waszej Wysokości jakiś koktajl? Jak rozumiem, preferuje pani sidecara, w kieliszku
koktajlowym na wysokiej nóżce, bez cukrowej obwódki?
Grandmère musiała sobie usiąść. Zrobiła to z wdziękiem - no cóż, pomijając fakt, że o
mało nie usiadła na Rommlu. Ale wydostał się spod niej momentalnie. Ma przecież mnóstwo
wprawy.
- Byłoby bardzo miło - powiedziała słabym głosem.
- Wasza Wysokość, wszystko, byle tylko uczynić pani pobyt w Four Seasons
przyjemnym - rzekł Jonathan Greer z ukłonem. - Wystarczy jeden telefon.
I z tymi słowami wyszedł z pokoju na korytarz - gdzie zobaczyłam mojego ojca, który
poza zasięgiem wzroku Grandmère wcisnął facetowi złożony banknot i wymamrotał jakieś
podziękowania.
Wow. Tata potrafi czasem wykazać się sprytem.
- A więc - zwrócił się do Grandmère, wchodząc z powrotem do pokoju. - Jak sądzisz?
Czy to miejsce zyska twoją aprobatę?
- Ale ten apartament nazywa się Królewski - powiedziała Grandmère, nadal słabym
głosem.
- Faktycznie - potwierdził tata. - Trzy luksusowe sypialnie dla ciebie, Rommla i twojej
pokojówki. Mam nadzieję, że ci się podoba. Popatrz... jest nawet popielniczka.
Grandmère zamrugała oczami, spoglądając na kryształową popielniczkę, którą uniósł
w dłoni.
- Są róże - zauważyła. - Różowe i białe. W wazonach, wszędzie.
- No proszę - przytaknął tata. - Rzeczywiście są. Myślisz, że uda ci się tu wytrzymać,
dopóki twój apartament w Plaza nie zostanie odnowiony?
Grandmère nieco do siebie doszła.
- Myślę, że jakoś wytrzymam - oświadczyła. - Chociaż przywykłam do czegoś
lepszego.
- Oczywiście - zgodził się tata. - Ale czasem w życiu trzeba trochę pocierpieć. Mia?
Jak się masz?
Odskoczyłam od okna, przez które wyglądałam. Byliśmy na trzydziestym drugim
piętrze i muszę przyznać, że chociaż widok był piękny, nie najlepiej mi robił na te lekkie
mdłości, które usiłowałam opanować.
I nie tylko mdłości mi dokuczały. W żołądku mi coś podskakiwało. Zupełnie jakbym
miała tam w środku uwięzionego jakiegoś kolibra, takiego jak te, które czasami zawisają w
powietrzu za moim oknem w Genowii.
Jestem pewna, że to tylko nerwowe wyczekiwanie ekstazy, jakiej niewątpliwie
zaznam dziś wieczorem w ramionach Michaela.
- Wszystko w porządku - powiedziałam do taty. Ale chyba za szybko, bo rzucił mi
dziwne spojrzenie.
- Na pewno? - spytał. - Wyglądasz jakoś tak... blado.
- Nic mi nie jest. Tylko, hm, czekam właśnie na dzisiejszą lekcję etykiety!
Tata rzucił mi jeszcze DZIWNIEJSZE spojrzenie. Bo ja jeszcze NIGDY nie
wyrażałam gotowości do odbycia lekcji etykiety.
- Och, Amelio! - jęknęła Grandmère ze swojej kanapy. - Ja dziś nie mam na to ani
czasu, ani cierpliwości. Jeanne i mnie czeka tyle rozpakowywania (co należy sobie
przetłumaczyć na: „Moja pokojówka, Jeanne, będzie rozpakowywała rzeczy, a ja, księżna
wdowa, będę rozstawiała ją po kątach”). Muszę się tu zadomowić, zanim będę mogła
pomyśleć o tym, czego cię jeszcze nauczyć. Te ciągłe przeprowadzki SZALENIE mnie
znużyły. I nie tylko mnie, Rommla również.
Wszyscy obejrzeliśmy się na Rommla, który zwinął się w kulkę na drugim krańcu
kanapy i zawzięcie pochrapywał, śniąc o tym, że znalazł się bardzo, bardzo daleko od
Grandmère.
- No cóż, mamo - powiedział tata. - Teraz, kiedy będzie się tobą opiekował pan Greer,
czuję, że chyba mogę cię na trochę zostawić samą...
Grandmère tylko parsknęła.
- Której to modelce z katalogu Victoria's Secret poszczęści się dziś wieczorem,
Phillipe? - zapytała. A potem, zanim zdążył się odezwać, dodała: - Amelio, całe to bieganie
po mieście fatalnie mi podziałało na cerę. Wybieram się do kosmetyczki. Dzisiejsza lekcja
etykiety jest odwołana.
- Okay, Grandmère.
Trudno mi było ukryć ulgę. Czeka mnie dzisiaj MNÓSTWO golenia.
Hm... Ciekawe, czy ona to wie i właśnie DLATEGO pozwala mi wcześniej wrócić do
domu?
Ale nie, to przecież niemożliwe. Nawet GRANDMÈRE nie mogłaby rzeczywiście
CHCIEĆ, żebym uprawiała seks przedmałżeński.
Czy to w ogóle możliwe? Bo czemu niby miałaby mi dawać...
Nie. Nawet Grandmère nie mogłaby być tak wyrachowana.
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA,
APARTAMENT MOSCOVITZÓW, 19.00
Okay, no więc jestem tutaj. Ogolona, po peelingu, natarta balsamem i ze środkami
antykoncepcyjnymi schowanymi bezpiecznie w moim plecaku; uważam zatem, że jestem
gotowa.
To znaczy, pomijając to uczucie mdłości, które wcale mnie nie opuściło.
Tutaj panuje istne szaleństwo. Michael pakuje się na wyjazd, a jego mama chyba
sądzi, że w Japonii nie mają takich rzeczy, jak szampon i papier toaletowy. Wciąż usiłuje je
wpychać do walizki Michaela. Ona i Maya, gosposia Moscovitzów, pojechały do Sam's Club
w New Jersey i zrobiły tam roczne zapasy wielkich opakowań takich rzeczy, jak tums, żeby
mógł je ze sobą zabrać.
Michael powtarza:
- Mamo, jestem pewien, że oni tam w Japonii mają tums. Albo coś podobnego. Mnie
nie jest potrzebne to wielkie pudło. Ani ten wielki pojemnik płynu do płukania ust.
Ale pani doktor Moscovitz wcale go nie słucha, wciska tylko pojemniki z powrotem
do tej walizki, ile razy Michael je wyjmie.
Trochę to smutne. To znaczy ja wiem, jak pani doktor Moscovitz się czuje. Ona po
prostu usiłuje zachować poczucie, że ma JAKĄKOLWIEK kontrolę nad światem, który nagle
pogrążył się w chaosie. A najwyraźniej poczucie, że zadbała, żeby jej syn miał zapas środków
zobojętniających kwasy, który mu wystarczy na najbliższe tysiąclecie, pomaga matce
Michaela mieć wrażenie, że tę odrobinę kontroli nad światem jednak posiada.
Szkoda, że nie mogę jej powiedzieć, że nie musi się niczym przejmować, bo Michael
jednak do Japonii nie pojedzie. Ale nie mogę wtajemniczyć JEJ w swój plan, zanim nie
wtajemniczę w ten plan MICHAELA.
W każdym razie już mu powiedziałam, że się stąd wymkniemy. Nie jest z tego
zadowolony - on się zawsze boi, że się narazi mojemu ojcu, co jest zrozumiałe dla każdego,
skoro mój ojciec ma do swojej dyspozycji spory oddział sił specjalnych - ale widzę, że jest też
zaintrygowany. Powiedział coś w rodzaju:
- Okay, wezmę tylko kurtkę. Wiem, że jest w moim pokoju... gdzieś pod tym
wszystkim.
On jeszcze nie ma pojęcia, że kurtka wcale nie będzie mu potrzebna.
Lilly właśnie wyszła ze swojego pokoju z kamerą wideo w ręku i powiedziała:
- Och, KG. Cieszę się, że tu jesteś. Szybko: jakie są sposoby zredukowania ocieplenia
klimatu, żebyśmy nie musieli doświadczyć podobnej katastrofy klimatycznej jak te
przedstawione w Pojutrze i Kategorii 61 To znaczy, gdybyś rządziła całym światem, nie tylko
Genowią.
- Lilly. W tej chwili nie mam nastroju na występ w twoim programie.
- To nie dla Lilly mówi prosto z mostu, to na cele kampanii. No już, mów. Udawaj, że
zwracasz się do parlamentu Genowii.
Westchnęłam.
- Dobrze. No cóż, zamiast wydawać rocznie trzy miliardy dolarów na wydobywanie i
ekstrahowanie paliw kopalnych, namawiałabym światowych liderów do wykorzystywania
alternatywnych, czystych źródeł energii, na przykład energii słonecznej, energii wiatru lub
biopaliw.
- Dobrze - stwierdziła Lilly. - Co jeszcze?
- Czy to część twojego planu zastraszania pierwszaków, żeby na mnie głosowali? -
zapytałam. - Bo jestem taką panikarą, że już zbadałam, co trzeba robić w przypadku prawie
każdego kataklizmu.
- Po prostu odpowiedz na pytanie.
- Pomagałabym też krajom rozwijającym się, tym, które powodują największe zatrucie
środowiska, przestawiać się na czyste źródła energii. I zmusiłabym producentów
samochodów do konstruowania wyłącznie pojazdów na gaz albo elektryczność, wykupiła
wszystkie obecne na rynku samochody typu SUV i zapewniła ulgi podatkowe tym
konsumentom i biznesmenom, którzy przestawią się z korzystania z paliw kopalnych na
energię wiatru lub słoneczną.
- Super. Ale dlaczego masz taką dziwną minę?
Uniosłam dłoń do twarzy. Umalowałam się wyjątkowo delikatnie, wiedząc, że
Michael będzie mi się przyglądał z bardzo bliska. Nie chciałam, żeby się zorientował, że mam
makijaż. Chłopcy wolą naturalny wygląd. No cóż, przynajmniej tacy chłopcy jak Michael.
- O co ci chodzi? - spytałam. - Jak to, dziwną?
Czyżby robił mi się jakiś pryszcz? To by było właśnie moje typowe szczęście.
- No wiesz. Jakbyś była bardzo zdenerwowana. Jakby ci się zbierało na mdłości.
- Och! - Dzięki Bogu, że to nie żaden pryszcz. - Nie mam pojęcia, o co ci chodzi.
- KG. - Lilly opuściła kamerę i przyjrzała mi się z zaciekawieniem. - Co się dzieje? Co
ty kombinujesz? A w ogóle, dokąd się dziś z Michaelem wybieracie? Powiedział, że masz dla
niego jakąś niespodziankę.
Całe szczęście, że akurat w tej chwili Michael wrócił ze swojego pokoju, niosąc w
ręku dżinsową kurtkę.
- Przepraszam, już jestem gotowy - oświadczył.
Chciałabym móc powiedzieć o sobie to samo.
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA, 20.00,
HOTEL RITZ
Muszę pisać szybko - Michael właśnie daje napiwek boyowi hotelowemu. Wszystko
idzie jak z płatka... Wydostaliśmy się z kamienicy Michaela, nie wzbudzając niczyich
podejrzeń. Michael uważa, że czeka nas tylko romantyczna kolacja dla dwojga w porzuconym
przez moją babkę apartamencie hotelowym (który, dzięki Bogu, został posprzątany, kiedy się
wyprowadziła. Nie sądzę, żebym dała sobie radę z tym wszystkim, gdyby nadal tu cuchnęło
Chanel numer 5, jak w większości pomieszczeń, które nawiedza moja babka). Nie
podejrzewa, że mam zamiar obdarzyć go swoim Najcenniejszym Darem.
Oooch, on wraca. Bombę rzucę po kolacji... To znaczy seksualną bombę.
Hej, czy to nie brzmi jak tytuł piosenki?
CZWARTEK 9 WRZEŚNIA, 22.00,
W TAKSÓWCE PO DOMU Z HOTELU RITZ
W głowie mi się nie mieści, że on...
O mój Boże, jak ja to w ogóle zdołam opisać? Ja nawet MYŚLEĆ o tym nie mogę, a
co dopiero to OPISYWAĆ!!!!! Naprawdę, to nawet NIE WIDZĘ tego, co miałabym pisać, bo
we wnętrzu taksówki jest tak ciemno. Kartkę widzę tylko wtedy, kiedy zatrzymujemy się na
światłach pod jakąś latarnią uliczną.
Ale ponieważ Ephraim Kleinschmidt - tak się nazywa mój taksówkarz, zgodnie z
informacją na jego certyfikacie wiszącym na kuloodpornej szybie, która mnie od niego
oddziela - zdecydował się jechać Piątą Aleją, a nie, jak prosiłam, Park Avenue, zatrzymujemy
się na światłach BARDZO CZĘSTO.
I nie ma sprawy. To nawet LEPIEJ. Bo to chyba znaczy, że zdołam się jakoś
wypłakać, zanim dotrę na poddasze, więc może uda mi się uniknąć wielkiego przesłuchania
przez mamę i pana G., kiedy wejdę tam, wyglądając jak Kirsten Dunst po scenie w jacuzzi w
Pięknej i szalonej. No wiecie. Histerycznie zapłakana i tak dalej.
Ten płacz naprawdę działa na nerwy Ephraimowi Kleinschmidtowi. Chyba jeszcze
nigdy nie wiózł swoją taksówką rozszlochanej szesnastoletniej księżniczki. Cały czas zerka
na mnie we wstecznym lusterku i próbuje mi wręczać kleeneksy z pudełka na swojej desce
rozdzielczej.
Jakby jakieś kleeneksy mogły pomóc!!!!!
Jedyne, co mi pomoże, to opisać to wszystko w jakiś w miarę klarowny,
uporządkowany sposób. Bo to się nijak kupy nie trzyma. To się w ogóle NIE MOŻE dziać.
To NIEMOŻLIWE.
Ale, niestety, tak jest.
Tylko nie rozumiem, jak on mógł nigdy mi tego nie POWIEDZIEĆ. Bo naprawdę
sądziłam, że nasz związek jest idealny.
Okay, może nie IDEALNY, bo żaden związek IDEALNY nie jest. Przyznam, że te
różne historie komputerowe strasznie, ale to strasznie mnie nudziły.
Ale przynajmniej on o tym WIEDZIAŁ i nie zanudzał mnie nimi. Chociaż tyle.
Wiem, że jego też naprawdę nudziły opowieści o moich lekcjach etykiety. To znaczy,
o tym jak należy wykonywać dworski ukłon i przed kim, i inne takie. Dlatego starałam mu się
tego oszczędzać.
Ale poza tym, myślałam, że nasz związek jest dobry. OTWARTY związek. Związek,
w którym można POWIEDZIEĆ drugiej stronie różne rzeczy i nie mieć przed sobą żadnych
sekretów.
Nie miałam pojęcia, że Michael coś takiego przede mną ukrywał przez ten CAŁY
CZAS, kiedy ze sobą chodziliśmy.
A ta jego wymówka - że ja nigdy nie pytałam - jest ŻAŁOSNA. Bardzo mi przykro,
ale jest po prostu... - O MÓJ BOŻE, PANIE EPHRAIMIE KLEINSCHMIDT, NIE, NIE
CHCĘ ŻADNYCH WIĘCEJ CHUSTECZEK - ...głupia. Nie wolno NIE POWIEDZIEĆ
czegoś takiego swojej dziewczynie, nawet jeśli nigdy o to nie spytała, bo ZAKŁADAŁA, że...
Chociaż powinnam się była domyślić. No bo, co ja sobie WYOBRAŻAŁAM????
Michael jest za bardzo seksowny, żeby nie...
Dobra. To jakieś szaleństwo. Serio.
A wszystko szło tak dobrze. Przynajmniej WYDAWAŁO mi się, że idzie dobrze.
Nawet mdłości mi przeszły. To fakt, niewiele jadłam - zamówiłam tuńczyka z sałatką z
karczochów, fasolki i szalotek posypaną parmezanem, a dla Michaela kurczaka à la moutarde,
zielony groszek, cebulki cipollini, małe marchewki i sos z groszkiem „cappuccino”, i na
spółkę dla nas obojga mus czekoladowy na deser. Trochę się martwiłam tymi szalotkami, ale
miałam ze sobą malutki pojemniczek odświeżacza do ust w torebce - bo tak bardzo
denerwowałam się tym, co wiedziałam, że potem zrobię.
Ale samo PRZEBYWANIE w bliskości Michaela i jego szyi, a więc jego feromonów,
uspokoiło mnie na tyle, że do czasu, kiedy zabraliśmy się do musu, miałam wrażenie, że
poradzę sobie z tym wszystkim.
Więc zebrałam się na całą odwagę i powiedziałam:
- Michael, pamiętasz, jak kiedyś moja mama i pan G. pojechali do Indiany, a ja
musiałam zostać w tym apartamencie w Plaza, i zaprosiłam na wieczór Lilly i Tinę, i resztę
dziewczyn, a nie ciebie, i ty się na mnie tak strasznie wściekłeś?
- Nie wściekłem się - zaprotestował Michael.
- Taa, ale byłeś zawiedziony, że zamiast nich nie zaprosiłam na tamten wieczór
CIEBIE.
- To prawda - przyznał Michael.
- A więc teraz mam ten apartament hotelowy do dyspozycji. I zaprosiłam ciebie, a nie
Lilly i dziewczyny.
- A wiesz - powiedział Michael z uśmiechem - nawet to zauważyłem. Ale nie chciałem
nic mówić, w razie gdyby dziewczyny miały wpaść zaraz po kolacji.
- Ale dlaczego miałyby wpaść po kolacji?
- To był taki żart. Naprawdę domyśliłem się, że nie wpadną. Ale z tobą czasem trudno
coś przewidywać na pewno.
- Och. No cóż, chodzi o to, że... - I było mi tak STRAAAASZNIE trudno to
powiedzieć, ale MUSIAŁAM to zrobić. Bo wiecie, ja CHCIAŁAM to zrobić. To znaczy,
szczerze i głęboko czułam, że jestem gotowa To Zrobić. - Wiem, że mówiłam, że chcę
zaczekać z seksem do czasu mojego balu maturalnego. Ale dużo się nad tym zastanawiałam i
naprawdę sądzę, że jestem gotowa już teraz. Dzisiaj.
Michael nie zdziwił się aż tak bardzo, jak przewidywałam. Jak sądzę, głównie dlatego,
że już siedzieliśmy sami i jedliśmy kolację w hotelowym pokoju. Teraz, kiedy o tym myślę,
mam wrażenie, że to wszystko jednak zdradzało moje intencje.
A potem powiedział coś, od czego kompletnie zgłupiałam (nawet nie wiedziałam, że
to dopiero PIERWSZA z WIELU rzeczy, które Michael powie mi tego wieczoru, a od
których ja kompletnie zgłupieję):
- Mia - odezwał się - czy jesteś tego pewna? Bo wcześniej dość stanowczo upierałaś
się przy tej całej nocy po balu maturalnym, i ja nie chcę, żebyś zmieniała zdanie w tej sprawie
tylko dlatego, że ja na trochę wyjeżdżam, a ty się obawiasz, że ja może, hm, poderwę jakąś
gejszę, jak już wspominałaś.
!!!!!!!!!!
Na co ja, oczywiście, wykrztusiłam:
- Hm... CO?
Bo powiedzmy sobie prawdę, w ciągu minionego roku Michael dość wyraźnie
demonstrował swoje pożądanie do, no cóż - mnie. I fakt, że w ogóle KWESTIONOWAŁ
moją propozycję, mocno mną wstrząsnął.
Nie wspominając nawet o tym, że jeszcze mnie nie rzucił na łóżko, deklarując
jednocześnie, że do żadnej Japonii teraz już definitywnie nie pojedzie.
- Ja rozumiem - powiedział z taką miną, jakby coś go autentycznie, fizycznie bolało. -
Tylko że, widzisz... Ja nie chcę, żeby to się stało z niewłaściwych powodów. Na przykład
dlatego, że sobie pomyślałaś, że jak to zrobimy, to ja zmienię zdanie w sprawie wyjazdu.
No więc wtedy usiadłam tam, mrugając oczami, bo... No cóż, bo nie mogłam
uwierzyć, że to się w ogóle dzieje!!!! To znaczy, że on byłby absolutnie gotów To Zrobić, a
potem i tak wyjechać!!!!!! Widać było wyraźnie, że on wierzył, tak jak początkowo Tina, że
ja chcę z nim się słodko kochać tylko po to, żeby on mógł, wyjeżdżając na drugi kraniec
świata, zabrać ze sobą piękne wspomnienie.
O czymś takim, wybaczcie - NIE MA MOWY.
- Hm - mruknęłam. Bo tak byłam zbita z tropu. - Nie. Ja wcale nie dlatego zmieniłam
zdanie w sprawie wieczoru po balu maturalnym. ZUPEŁNIE nie dlatego.
- Naprawdę? - Michael TOTALNIE wyglądał, jakby mi nie uwierzył. - Więc jeśli dziś
wieczorem będziemy się kochali, to nie wściekniesz się, kiedy jutro wyjadę do Japonii?
- Nie - odparłam. Byłam pewna, że skrzydełka nosa latały mi jak głupie, skoro tak
strasznie zełgałam. Ale miałam nadzieję, że światło jest na tyle słabe, że on tego nie
dostrzeże. - Ale wiesz... Muszę chyba powiedzieć, że trochę się dziwię, że nadal
CHCIAŁBYŚ jechać. Biorąc pod uwagę, no wiesz. Że chodzi o seks. Ze mną. Co mogłoby
mieć miejsce regularnie.
- Mia, ja ci cały czas powtarzam: jadę tam częściowo ze względu na NAS. Żeby ludzie
tacy jak twoja babka przestali wypytywać: „Dlaczego ona jest akurat Z NIM? Przecież to
księżniczka, a on to tylko jakiś przypadkowy chłoptaś, z którym chodziła do jednej szkoły”.
- Rozumiem - oświadczyłam. Usiłowałam zachowywać się bardzo dojrzale, ale muszę
przyznać, że zbierało mi się na płacz. I nie chodzi tylko o to, że przed chwilą powiedział, że i
tak by pojechał do Japonii, nawet gdybyśmy To Zrobili. Tylko że... No cóż, miałam wrażenie,
że jednak mimo wszystko teraz już Tego Nie Zrobimy, bo prawdę mówiąc, nastrój się zepsuł,
a ja poczułam się wręcz rozczarowana.
Chyba jednak miałam na to ochotę. Pomijając te mdłości.
- Ja wiem, że ty uważasz, że powinieneś dowieść, że jesteś mnie wart i tak dalej -
ciągnęłam, niezupełnie wiedząc, co mówię, tak bardzo starałam się po prostu uratować
sytuację. Bo myślałam, że MOŻE jest jeszcze jakaś szansa, że jeśli zbierzemy się i To
Zrobimy, to on potem zmieni zdanie. Jeśli on po prostu nie wie, z czego rezygnuje? - Ja
wiem, że to twoje zrobotyzowane ramię jest ważne. Ale moim zdaniem MY jesteśmy
ważniejsi. NASZA MIŁOŚĆ jest ważniejsza. I uważam, że najpełniejszym wyrazem tej
naszej miłości byłoby, gdybyśmy sobie nawzajem złożyli Najcenniejszy Dar naszego
dziewictwa.
A Michael na to:
- Najcenniejsze CO?
No i tak to właśnie jest z facetami. Oni niczego nie ROZUMIEJĄ. No bo, znają się na
htmlu, i robotycznych ramionach do operacji chirurgicznych, ale na ważnych sprawach?
Niekoniecznie.
- Najcenniejszy Dar naszego dziewictwa - powtórzyłam. - Uważam, że powinniśmy
się nim nawzajem obdarzyć. Teraz. Dzisiaj.
Na co Michael powiedział coś, od czego KOMPLETNIE i TOTALNIE ześwirowałam.
Tamto poprzednie - że planuje jutro jechać do Japonii niezależnie od tego, czy będziemy
uprawiali seks, czy nie - to NIC w porównaniu z tym, co Michael powiedział teraz. A
mianowicie:
- Mia... - I spojrzał na mnie jak na wariatkę. - Ja już swój... Zaraz, jak ty to nazywasz?
Aha, tak. Najcenniejszy Dar. Oddałem go już dawno temu.
!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!
W pierwszej chwili uznałam, że go po prostu źle zrozumiałam. No bo ŚMIAŁ się,
kiedy to mówił, jakby to był drobiazg. Przecież nikt nie mógłby się ŚMIAĆ, mówiąc o tym,
że oddał komuś swój Najcenniejszy Dar. Nikt, kto to traktuje POWAŻNIE.
Ale kiedy ja na niego popatrzyłam, Michael przestał się śmiać i dodał:
- Zaraz. Co jest? Czemu tak na mnie patrzysz?
A mnie zaczęło ogarniać to straszliwe przeczucie.
- Michael - powiedziałam. Czułam się tak, jakby ktoś nagle skręcił klimatyzację w
tym pokoju o jakieś dziesięć stopni. - Ty pierwszy raz masz za sobą?
A on odparł:
- Tak, oczywiście, że tak. Przecież wiesz.
!!!!!!!!!!!!!!!!
Na co ja, oczywiście, odparłam:
- NIE, NIE WIEDZIAŁAM TEGO.
A potem:
- CO TY WYGADUJESZ?
Michael zaczął mieć trochę przestraszoną minę. Pewnie dlatego, że tak głośno się
wydarłam. Ale mnie było już wszystko jedno. Bo...
!!!!!!!!!!!!!!!!
- Chyba nigdy o tym nie ROZMAWIALIŚMY, ale nie wydawało mi się, że to takie
ważne... - stwierdził.
- TY JUŻ KIEDYŚ UPRAWIAŁEŚ SEKS I UZNAŁEŚ, ŻE TO NIE JEST
WAŻNE??? NIE NA TYLE WAŻNE, ŻEBY POWIEDZIEĆ O TYM SWOJEJ
DZIEWCZYNIE????
Ja wiem, że to głupio brzmi, ale zbierało mi się na płacz. No bo - jego Najcenniejszy
Dar! I on go oddał komuś innemu! Nawet nie pomyślał, że to dość ważne, żeby mi o tym
kiedyś wspomnieć!
- To było, zanim jeszcze zaczęliśmy ze sobą chodzić - rzekł Michael. Teraz miał już
totalnie spanikowaną minę. Nie, żeby mnie to wzruszało. - Ja nie sądziłem... To znaczy, to
było tak dawno temu...
- KTO?! - Nie mogłam przestać się drzeć. Chciałam się drzeć. Wiedziałam, że
zachowuję się beznadziejnie. Jestem pewna, że nie tak zachowała się Tina, kiedy Borys z
lękiem wyznał jej, że Lilly go Tam Dotknęła.
Ale naprawdę nie byłam w stanie przestać.
- KTO TO BYŁ?!
- Ta osoba, z którą uprawiałem seks? - Michael wciąż mrugał oczami. - Wolałbym ci
tego nie mówić. Mogłabyś próbować ją zabić, czy coś. W tej chwili oczy tak jakoś dziwnie
wychodzą ci z orbit.
- KTO TO BYŁ???????
- Boże. To była Judith, zadowolona? - Michael przestał mieć wystraszoną minę. Teraz
robił się już zły. - Co się z tobą DZIEJE? To nic nie znaczyło, po prostu trochę razem
eksperymentowaliśmy. To było, zanim w ogóle się dowiedziałem, że ci się podobam, więc co
cię to obchodzi?
- Judith? - Tyle myśli kłębiło mi się naraz w głowie, że czułam się zupełnie tak, jakby
cały mózg zamienił mi się w tor wyścigów samochodowych typu „demolka”. - Judith
GERSHNER??? TY UPRAWIAŁEŚ SEKS Z JUDITH GERSHNER???? MÓWIŁEŚ, ŻE
JESTEŚCIE TYLKO PRZYJACIÓŁMI!!!!!!!
- Bo byliśmy! - Michael wstał. Ja też wstałam. Staliśmy po dwóch stronach pokoju i
darliśmy się na siebie. A przynajmniej ja się darłam. Michael zwyczajnie mówił. - Ale
byliśmy przyjaciółmi, którzy trochę się wspólnie wygłupiali.
- Powiedziałeś mi, że z nią nie chodziłeś! Mówiłeś, że miała chłopaka!
- Nie chodziłem - upierał się. - A ona miała chłopaka! Ale...
- Ale CO?
- Nic. - Wzruszył ramionami. - Nie wiem. Po prostu trochę razem się wygłupialiśmy.
MÓWIŁEM CI.
- Och, DOPRAWDY? - Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Nie mogłam uwierzyć,
że Michael i Judith Gershner... Że oni... To znaczy, ja przecież czasem gdzieś CHODZIŁAM
z Judith Gershner. No cóż, niezupełnie CHODZIŁAM. Ale ROZMAWIAŁAM z nią.
I przez ten cały czas nie miałam zielonego pojęcia, że ONA utrzymywała z moim
chłopakiem stosunki cielesne. Że ONA została obdarowana jego Najcenniejszym Darem. Nie
ja. JUŻ NIGDY NIE JA.
Bo kiedy raz oddasz ten swój dar, nie możesz już go zabrać z powrotem i oddać go
komuś innemu, kogo może mógłbyś polubić, a nawet pokochać bardziej. Nie. Tak właśnie
jest napisane w książce Tiny. To już ZNIKA.
ZNIKA.
- Czy JUDITH traktowała to tak samo?! - Usłyszałam własny krzyk. - Czy JUDITH
też uważała, że wy dwoje tylko się tak razem wygłupiacie?! A może ona się w tobie kochała?
Czy ona wiedziała, że oddajesz jej swój Najcenniejszy Dar tylko po to, żeby natomiast
zmienić zdanie i zacząć się umawiać ze mną?!
- Po pierwsze - powiedział Michael - jeśli nie przestaniesz mówić Najcenniejszy Dar,
to ja zwymiotuję. Po drugie, mówiłem ci, my się tylko tak razem wygłupialiśmy. Judith się
we mnie nie kochała ani ja nie kochałem się w niej. Ja nawet nie byłem jej pierwszym, na
litość boską!
Poczułam, że blednę.
- O MÓJ BOŻE! Zabezpieczyliście się jakoś? A co, jeśli ONA CZYMŚ CIĘ
ZARAZIŁA?
- Niczym mnie nie zaraziła! Oczywiście, że się zabezpieczyliśmy! Nie rozumiem, o co
w ogóle tyle zamieszania. Przecież to nie tak, że ja cię jakoś oszukałem. To było, zanim w
ogóle zaczęłaś mi przesyłać te anonimowe wiersze miłosne. Ja nie miałem nawet pojęcia, że
ci się podobam. Gdybym wiedział...
- Gdybyś wiedział, to CO? - spytałam ostro. - Nie oddałbyś Judith swojego
Najcenniejszego Daru?
- Prosiłem cię, żebyś tak tego nie nazywała. Ale rzeczywiście tak.
- Więc to jest teraz MOJA wina?! - wrzasnęłam. - To moja wina, że straciłeś
dziewictwo z kimś innym niż ja, bo ja byłam nieśmiała????
- Tego nie powiedziałem.
- Wiesz, mogłeś mi powiedzieć, że ci się podobam, zamiast sypiać z JUDITH
GERSHNER!
- A po co miałem ci to mówić? - spytał Michael. - Przecież, o ile pamiętam, chodziłaś
wtedy z Kennym Showalterem.
Aż sapnęłam.
- ALE ON MI SIĘ WCALE NIE PODOBAŁ!
- A skąd ja to niby miałem wiedzieć? Twierdzisz też, że wcale ci się nie podobał Josh
Richter, a jednak wyglądało to inaczej.
Sapnęłam jeszcze głośniej. JOSH RICHTER? On miał czelność W MOJEJ
OBECNOŚCI WYMAWIAĆ TO NAZWISKO?
- Z całą pewnością dość często się z Kennym pokazywałaś - ciągnął Michael. - To
znaczy, jak na kogoś, kto ci się, jak twierdzisz, nie podobał. I nie ma sprawy, mnie to nie
rusza, bo przecież w końcu oprzytomniałaś. Ale nie wściekaj się na mnie dlatego, że kiedy
tobie się zupełnie nie spieszyło, żeby dać mi znać, że ci się podobam, ja nie czekałem na
ciebie bezczynnie.
- A teraz spodziewasz się, że będę siedziała i czekała, kiedy ty pojedziesz do Japonii
dowodzić swojej wartości?! - krzyknęłam.
Michael zrobił totalnie zdezorientowaną minę.
- To nie ma nic wspólnego z moim wyjazdem do Japonii. O czym ty w ogóle mówisz?
- O KLARNECISTKACH! - Usłyszałam swój wrzask. Nie chciałam się tak drzeć.
WCALE nie chciałam. Ale byłam już tak emocjonalnie roztrzęsiona po tym wszystkim, co
usłyszałam, że nie mogłam się powstrzymać. Znów miałam wrażenie, że moje usta mówią,
wcale nie konsultując się przedtem z mózgiem. - Jedziesz do Japonii i wydaje ci się, że ja
będę po prostu siedziała sama co sobota w domu i czekała na twój powrót. A co, jeśli ja NIE
CHCĘ siedzieć sama w domu i na ciebie czekać? Czy NAD TYM kiedykolwiek się
zastanowiłeś?
- Mia... - Michael nagle zaczął mówić całkiem cicho. - Co ty mi próbujesz
powiedzieć?
- Próbuję powiedzieć, że mam tylko szesnaście lat - wybuchłam, zanim zdołałam się
powstrzymać. - A ty wyjeżdżasz sobie na rok, JAK NIE DŁUŻEJ. I to nie fair z twojej strony,
oczekiwać, że ja będę siedziała w domu jak jakaś cholerna zakonnica, kiedy ty się będziesz
spotykał z jakąś japońską KLARNECISTKĄ!
- Mia. - Michael pokręcił głową. - Zastrzeliłaś mnie tą klarnecistką. Nie mam bladego
pojęcia, o czym ty w ogóle mówisz. Ale co do tego, że oczekuję, że będziesz siedziała sama w
domu jak jakaś cholerna zakonnica, nigdy cię o coś takiego nie prosiłem. Raczej sądziłem, że
ty sama NIE BĘDZIESZ CHCIAŁA spotykać się z innymi facetami, kiedy mnie nie będzie;
ja na pewno nie mam najmniejszego zamiaru spotykać się z innymi dziewczynami, kiedy
wyjadę, ale jeśli tego chcesz, to chyba nie bardzo mam prawo mieć do ciebie o to pretensje.
Tyle że ja myślałem, że... - Ale cokolwiek chciał powiedzieć, chyba się rozmyślił. Pokręcił
głową. - Nieważne. Posłuchaj, jeśli tego właśnie chcesz...
Tyle że to NIE BYŁO to, czego ja chcę!!!! To była OSTATNIA RZECZ, jakiej ja
bym chciała.
Ale nie wyglądało na to, żebym miała dostać cokolwiek z tego, czego CHCIAŁAM. A
CHCIAŁAM tego, żebyśmy z Michaelem nawzajem obdarowali się swoim Najcenniejszym
Darem - przepraszam, poszli do łóżka - dziś wieczorem, i żeby on potem powiedział, że
zmienił zdanie i jednak wcale jutro do Japonii nie wyjedzie.
Ale okazało się, że on NIE MA żadnego Najcenniejszego Daru do zaoferowania i że
nie ma najmniejszego zamiaru zostawać w Ameryce, niezależnie od tego, czy ja się z nim
prześpię, czy nie.
SPRZENIEWIERZYŁAM SIĘ SWOIM FEMINISTYCZNYM ZASADOM,
PROPONUJĄC, ŻE SIĘ Z NIM PRZEŚPIĘ DZIŚ WIECZOREM ZAMIAST PO MOIM
BALU MATURALNYM, JAK SIĘ PRZY TYM ZAWSZE UPIERAŁAM, A ON W
ZASADZIE POWIEDZIAŁ MI NA TO: „DZIĘKUJĘ, ALE NIE, DZIĘKUJĘ”.
No cóż, mniej więcej.
Czy on naprawdę myślał, że ja mu to, ot tak, wezmę i WYBACZĘ?
I pewnie właśnie dlatego spojrzałam na niego i powiedziałam:
- Tak, Michael. DOKŁADNIE tego chcę. Bo, prawdę mówiąc, jeśli przez cały czas
ukrywałeś przede mną coś takiego, to ja się po prostu zaczynam zastanawiać, w jakim to
związku ja tu niby jestem. Bo przecież nie byłeś ze mną nawet UCZCIWY...
- NIGDY MNIE, CHOLERA, O TO NIE PYTAŁAŚ! - teraz to on wrzeszczał. - Ja
nawet nie wiedziałem, że to dla ciebie ważne! Nawet nie mam pojęcia, skąd ci się wziął ten
cholerny Najcenniejszy Dar!
Ale już było za późno. O wiele za późno.
- A fakt, że tak ci pilno przeprowadzić się do INNEGO KRAJU - ciągnęłam - dość
wyraźnie pokazuje, że ten związek i tak nigdy tak wiele dla ciebie nie znaczył.
- Mia. - Michael pokręcił głową. Tylko raz. Już nie krzyczał. - Nie rób tego.
A co innego miałam zrobić? CO INNEGO???
Sięgnęłam ręką i odpięłam zameczek wiszącego na mojej szyi łańcuszka ze śnieżynką.
Tą śnieżynką, która mi podarował na moje piętnaste urodziny. Wyciągnęłam ją do niego
takim gestem, jakim Arwena oddała swój naszyjnik - Gwiazdę Wieczorną - Aragornowi, jako
pożegnalny podarunek, żeby ją wspominał, kiedy będzie odzyskiwał swój tron i usiłował
zdobyć aprobatę jej ojca.
Tylko że ja oddawałam swój wisiorek Michaelowi nie dlatego, że chciałam, żeby mnie
wspominał.
Ale dlatego, że ja już tego wisiorka nie chciałam.
Bo nagle ten wisiorek stał się dla mnie tylko wspomnieniem kogoś INNEGO, kto było
obecny na tamtym balu - Judith Gershner.
I dobra, była tam w towarzystwie innego faceta. Trzeba przyznać, dziewczyna miała
bujne życie towarzyskie. Ale co tam.
Problem w tym, że dla Aragorna i Arweny to było zupełnie co innego. Bo Aragorn
nigdy nie Zrobił Tego z dziewczyną, która wie, jak klonować muszki owocówki. I potem tego
nie ukrywał.
I dobra, Michael po prostu o tym nie powiedział.
Nigdy mi NIE POWIEDZIAŁ. Czego JESZCZE mi nie powiedział???? JAK JA MU
MAM ZAUFAĆ, SKORO WYJEŻDŻA DO JAPONII????
- Mia - rzekł Michael zupełnie innym tonem. Nie jakby coś go dławiło w krtani, jak
wtedy Aragorna. Ale tak, jakby miał ochotę dać mi po twarzy. Oczywiście, wiedziałam, że on
by tego nigdy nie zrobił. Ale i tak. Minę miał bardzo złą. - Nie. Rób. Tego.
- Żegnaj, Michael - powiedziałam przez łzy. Bo CO INNEGO POZOSTAWAŁO DO
POWIEDZENIA?
Upuściłam ten wisiorek na podłogę - bo nie chciał go ode mnie wziąć - i wybiegłam
stamtąd, zanim się zdążyłam zakrztusić płaczem.
A teraz Ephraim Kleinschmidt przystanął już pod moją kamienicą i zażyczył sobie
siedemnastu dolarów za kurs. Mam zamiar dać mu dwudziestkę i nie prosić o wydanie reszty.
Należy mu się ten napiwek za te wszystkie chusteczki higieniczne; w końcu zaczęłam ich
używać, bo nijak nie mogę przestać płakać. ŻADNYM SPOSOBEM nie zdołam teraz ukryć
przed mamą co się stało. Zwłaszcza jeśli ona jeszcze nie będzie spała, kiedy wejdę na górę.
Jeżeli tak się czuje człowiek, który osiągnął samorealizację, to ja chciałabym
powiedzieć tylko, że byłam o wiele szczęśliwsza, kiedy do tej samorealizacji było mi jeszcze
daleko.
CZWARTEK 9 WRZEŚNIA, 23.00,
PODDASZE
Mama jeszcze nie spała. Bo Lars, który nie znalazł mnie u Michaela, zadzwonił do
niej. Właśnie rozmawiali, kiedy weszłam do domu.
Jestem teraz już w łóżku, z zimnym kompresem na czole. To dlatego, że kiedy mama
skończyła rozmowę z Larsem i zapytała mnie, gdzie byłam, musiałam pobiec do toalety,
gdzie zwróciłam swojego tuńczyka z sałatką z karczochów, fasolką szalotkami i parmezanem.
Nie wspominając już o musie czekoladowym.
Wymogłam na niej obietnicę, że nie zadzwoni do doktora Funga z prośbą o domową
wizytę w nagłym wypadku. Jedyne, co mi dolega, to złamane serce.
I jestem całkiem pewna, że doktor Fung nie będzie mógł mi na to nic skutecznego
przepisać.
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA, 23.30,
PODDASZE
Mama mówi, że jej zdaniem to nic poważnego, że Michael nie powiedział mi, że
stracił dziewictwo z Judith Gershner - a przynajmniej, że nie warto z tego powodu z nim
zrywać. Konkretnie jej słowa brzmiały:
- Och, Mia. Przecież to tylko seks.
Łatwo jej mówić coś takiego. Ona straciła dziewictwo, kiedy była jeszcze młodsza niż
ja, i to z facetem, który teraz żonaty jest z byłą MISS STANÓW KUKURYDZY A POZA
TYM jest szczęśliwą żoną kogoś innego. Oczywiście, że dla niej to TYLKO seks. Dla mnie to
całe moje ŻYCIE.
- Mamo, on mnie OKŁAMAŁ.
- No cóż, NIEZUPEŁNIE okłamał - powiedziała mama. - To znaczy, pytałaś go, czy
on z nią chodził. A nie chodzili ze sobą.
- Mamo. CHODZENIE ZE SOBĄ implikuje, że ludzie ze sobą sypiają.
- A to od kiedy? - spytała mama. - Myślałam, że SPANIE ZE SOBĄ oznacza spanie
ze sobą. A o to Michaela nie pytałaś. Pytałaś go, czy on z Judith Gershner CHODZIŁ.
A wiemy o tym obie dlatego, że przejrzałam swoje stare pamiętniki, żeby sprawdzić,
czy na pewno miałam rację.
I miałam.
- Jesteś pewna, że nie zrobiłaś Michaelowi tej awantury dlatego, że łatwiej ci się
pogodzić z jego wyjazdem, kiedy jesteś na niego wściekła, niż gdybyś miała nadal być w nim
zakochana i strasznie za nim tęsknić? - Tak brzmiało jej kolejne, rzucone nie wiadomo po co,
pytanie.
Taa, jasne, mamo. Bo teraz czuję się O WIELE LEPIEJ, nie?
Nie powiedziałam jej, jak to się stało, że poruszyliśmy ten temat. To znaczy, o tym
JAK dowiedziałam się o Michaelu i Judith. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję, to żeby mama
dowiedziała się, co usiłowałam zrobić - no wiecie, za pomocą seksu przekonać Michaela,
żeby nie jechał do Japonii. Byłaby mną ZA BARDZO rozczarowana, uznałaby, że żadna ze
mnie feministka, skoro wykorzystuję seks, żeby kimś manipulować i tak dalej.
Właśnie zadzwonił telefon. Nawet nie sprawdzałam, jaki numer się wyświetla, bo
wiedziałam, kto to. Któż inny dzwoniłby o tak późnej porze i ryzykował, że obudzi
Rocky'ego (który przespałby marsz antywojenny... i faktycznie kiedyś przespał)?
A mama potwierdziła, że to Michael; przepraszał, że dzwoni tak późno, ale nie
odbieram komórki, a on chciał sprawdzić, czy bezpiecznie dotarłam do domu.
Jakbym kiedykolwiek jeszcze miała się czuć bezpiecznie na tym świecie.
Mama spytała, czy chcę z nim porozmawiać, a ja tylko popatrzyłam na nią, więc
powiedziała do słuchawki:
- Hm, Michael, to chyba nie jest najlepszy moment.
A potem sobie poszła.
Mam takie dziwne uczucie w klatce piersiowej. Jakbym w środku była pusta i nic nie
miała. Ciekawe czy to dlatego, że zwróciłam kolację, czy to też dlatego, że serce mi pękło na
tak drobne kawałeczki, że w zasadzie całkiem znikło.
CZWARTEK, 9 WRZEŚNIA, 23.45,
PODDASZE
Michael właśnie przysłał mi maila:
SkinnerBx: Mia, nie rozumiem tego, co się właśnie stało. Judith
Gershner jest miłą osobą, ale nigdy nic dla mnie nie znaczyła i nie
będzie znaczyła. Nie rozumiem, w jaki sposób fakt, że się z nią prze-
spałem dwa lata temu, ZANIM TY I JA ZACZĘLIŚMY ZE SOBĄ
CHODZIĆ, stał się dla ciebie uzasadnionym powodem, żeby ze mną
zerwać. Czy to o to chodzi? Jak już mówiłem, nawet tego nie jestem
teraz pewien, bo tak dziwnie zareagowałaś. A jeśli chodzi o to, że
twoim zdaniem spodziewam się, że będziesz na mnie czekała, podczas
gdy ja będę w Japonii... No cóż, taa, w sumie uważałem, że tak
będzie, biorąc pod uwagę, że jadę tam, bo chcę zwiększyć szanse na
to, że będziemy mieli przed sobą jakąś wspólną przyszłość. Może to
za duże oczekiwania. Może nie mam prawa o coś takiego cię prosić.
Może nie mam prawa tego oczekiwać. Nie wiem. Ja już nic z tego nie
rozumiem. Czy mogłabyś odpisać mi albo zadzwonić i jakoś mi to
wyjaśnić? Bo ja zupełnie nie mogę się w tym połapać. To wszystko
wydaje mi się takie bez sensu.
Boże. Jakież to do niego podobne. Co w tym takiego głupiego, że chcę mieć chłopaka,
który rzeczywiście CENI sobie intymność i nie lekceważy swojego pierwszego seksualnego
doświadczenia jako „ot, eksperymentowania”?
I okay, ona najwyraźniej miała już wtedy swojego chłopaka. Co tylko pogarsza
sprawę. Bo eksperymentował sobie z dziewczyną, która eksperymentowała z nim ZA
PLECAMI SWOJEGO WŁASNEGO CHŁOPAKA.
A poza tym JUDITH GERSHNER???? Jak on mógł uprawiać seks z JUDITH
GERSHNER???? I nic mi nie POWIEDZIEĆ???? Przecież jadałam LUNCH z Judith
Gershner. CHODZIŁAM NA ŁYŻWY z Judith Gershner.
I okay, tylko raz. Ale I TAK. I NIE MIAŁAM POJĘCIA, że ona i mój chłopak... No
wiecie.
A POWINNAM się była domyślić. Bo przecież pojawiały się te wszystkie znaki.
Wtedy, kiedy ramieniem objęła oparcie jego krzesła. I podjadała mu pieczywo czosnkowe. W
głowie mi się nie mieści, że byłam taka ślepa.
W głowie mi się nie mieści, że Michael zmarnował NA NIĄ swój Najcenniejszy Dar,
kiedy nawet jej NIE KOCHAŁ.
DLACZEGO FACECI SĄ TACY PORĄBANI????
Oho, ktoś mi przysłał SMS. Dokładnie tego mi...
Och. To Tina.
I
LUVROMANCE
: Mia, gdzie jesteś? Co się dzieje? Oddałaś mu swój
Najcenniejszy Dar? On nadal chce jechać do Japonii? Odpisz!
MUSZĘ jej odpisać. MUSZĘ jej powiedzieć, co się stało.
G
R
L
OUIE
: Powiedział, że jedzie do Japonii niezależnie, czy To
Zrobimy, czy nie. A poza tym Michael już oddał swój Najcenniejszy
Dar Judith Gershner!!!! Iluvromance: !!!!!!!!!!!!!!!
Dzięki Bogu za Tinę. Tak bardzo ją kocham.
G
R
L
OUI
e: JA WIEM!!!!!!!
I
LUVROMANCE
: ALE ON JEJ NIE KOCHAŁ!!!!!!!!!
G
R
L
OUIE
: Powiedział, że to nic dla niego nie znaczyło, że oni tylko tak
sobie „eksperymentowali”. Tina, co ja mam teraz zrobić????? Jak on
mógł mi o tym nie powiedzieć?????
I
LUVROMANCE
: Ale przecież POWIEDZIAŁ ci.
G
R
L
OUIE
: Trochę za późno!!!!!
I
LUVROMANCE
: Ale ci POWIEDZIAŁ.
G
R
L
OUIE
: ON JEJ NAWET NIE KOCHAŁ!!!!!!!
I
LUVROMANCE
: Wiele razy w romansach główny bohater uprawia seks
bez zobowiązań z różnymi kobietami, zanim nie spotka swojej
prawdziwej miłości.
G
R
L
OUIE
: ALE Z JUDITH GERSHNER?????
I
LUVROMANCE
: No cóż, nie. Ale to sprawia, że kiedy on i jego
prawdziwa wybranka wreszcie To Zrobią, to się staje JESZCZE
ważniejsze. Bo seks jest o wiele lepszy, jeśli się go uprawia z
ukochaną osobą.
G
R
L
OUIE
: W GŁOWIE MI SIĘ NIE MIEŚCI, ŻE GO BRONISZ!!!!
Powiedział mi, że pojedzie do Japonii, nawet jeśli TO ZROBIMY!!!!
I
LUVROMANCE
: Myślę, że masz prawo być wściekła. Ale naprawdę z
nim zerwałaś?????
G
R
L
OUIE
: Oddałam mu ten naszyjnik ze śnieżynką.
I
LUVROMANCE
: MIA!!!!!!!!!!!!!!!!!! NIEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!
G
R
L
OUIE
: TINA, ON MNIE OKŁAMAŁ!!!!
I
LUVROMANCE
: Nie, nieprawda! POWIEDZIAŁ CI. W końcu.
G
R
L
OUIE
: Nie o to chodzi. Chodzi o to, że JUDITH GERSHNER
DOTKNĘŁA GO PRZEDE MNĄ!!!!
I
LUVROMANCE
: Lilly też dotknęła przede mną.
G
R
L
OUIE
: ALE ONA JEST TWOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ! !!!! A poza
tym, Borys i Lilly nigdy NIE POSZLI NA CAŁOŚĆ. Borys nie
przeprowadza się do Japonii i nie zostawia cię samej na rok. ALBO
WIĘCEJ!!!!
I
LUVROMANCE
: Racja. Och, Mia. Tak strasznie mi przykro. Muszę
kończyć, tata mówi, że już dawno wyczerpałam swój limit SMS - ów
na ten miesiąc - do zobaczenia!
Tina jest taka kochana. Ryzykowała furię własnego ojca, żeby do mnie pisać SMS - y
w tej godzinie próby. To wierna, prawdziwa przyjaciółka.
A skoro już o tym mowa... Jak ja mam teraz spojrzeć Lilly w twarz jutro rano? Nie
dam rady.
Po prostu nie dam rady.
JA, KSIĘŻNICZKĄ???? TAA, I CO JESZCZE?
Sztuka
Mii Thermopolis
(pierwsza wersja)
S
CENA
24
WIECZÓR. Duży, wygodnie umeblowany apartament w kamienicy o regulowanym
czynszu, przy nowojorskiej Piątej Ale w pobliżu Union Square. MIA THERMOPOLIS, która
niedawno przeszła kompletną zmianę wizerunku, właśnie weszła do środka. Jej najlepsza
przyjaciółka LILLY MOSCOVITZ, nie co przysadzista dziewczyna z twarzą przypominającą
mopsika przygląda jej się z niedowierzaniem.
LILLY
O mój Boże. A tobie co się stało?
MIA
(zdejmuje kurtką i próbuje zachowywać się naturalnie)
Taa, no cóż, moja babka kazała mi iść do tego jednego faceta, Paola, a on...
LILLY
(w szoku)
Twoje włosy mają ten sam kolor co Lany Weinberger. A co ty masz na tych
PALCACH? Czy to są tipsy? Lana też takie ma. O mój Boże, Mia. Zamieniasz się w Lane
Weinberger!
MIA
(nie mogąc już tego dłużej znieść)
Lilly. Przymknij się.
MICHAEL
(stając w drzwiach, bez koszuli)
Wow.
LILLY
CO? COŚ ty przed chwilą do mnie powiedziała?
MIA
Wiesz co, Lilly? Jestem KSIĘŻNICZKĄ. Jestem księżniczką Genowii. I ZAWSZE
już będę księżniczką. Nie ucieknę przed tym. Nie mogę udawać, że to się nie stało. A jako
księżniczka, zawsze będę ceniła w innych ludziach książęce cechy, takie jak uczciwość i
szacunek dla samych siebie, i Nierobienie Tego z Ludźmi, Których Się Nawet Nie Kocha. Do
widzenia.
MICHAEL
Wow.
(Mia zamaszystym krokiem wychodzi z pokoju. LILLY i MICHAEL wymieniają
zaskoczone spojrzenia)
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA, 1.00 W NOCY,
PODDASZE
Tyle że, oczywiście, teraz już wiem, że przez cały czas - może nawet wtedy, kiedy ja
dopiero zaczynałam się dowiadywać, że jestem księżniczką - Michael sypiał z Judith
Gershner.
A ja o tym nie wiedziałam.
Bo mi nigdy tego nie powiedział.
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA, 1.30 W NOCY,
PODDASZE
JAK JA MAM BEZ NIEGO ŻYĆ?????
PIĄTEK. 10 WRZEŚNIA, 2.15 W NOCY,
PODDASZE
Muszę być silna. MUSZĘ. On mnie OKŁAMAŁ. Powiedział, że to może dobry
pomysł, żebyśmy na jakiś czas DALI SOBIE SPOKÓJ.
Tylko nie mogę pozwolić, żeby uszło mu to na sucho.
Może mi pomoże, jeśli napiszę jakiś wiersz.
Zdziwiony, że wybrałam wiarę
W feministyczne ideały?
Choć wierzysz, że to twoją głowę
Powinnam ciągłe stroić w laury?
Mężczyzna - lepsza płeć. Jak mogłam
Wzgardzić twym pięknym garniturem?
Krawatem, wielką parą butów,
Klatą włochatą tak, z natury?
Przecież ty sam otwarłeś klatkę,
Bym mogła skrzydła rozprostować.
Myślałeś - szybko wrócę z płaczem.
Myślałeś, że będę żałować.
A jednak odnalazłszy wolność,
Zniknęłam z oczu, uleciałam.
Może milszego już nie znajdę,
Lecz ciebie już nie będę chciała.
Och, smutna była nasza miłość!
Płakałam po namiętnych sporach,
aż mnie puściłeś wolno.
Teraz, na życie singla przyszła pora.
Boże, jaka szkoda, że to nie jest prawda.
Michael! Mój ukochany wybawco!
PIĄTEK, JO WRZEŚNIA, 3.00 W NOCY,
PODDASZE
Kochany Michaelu.
Chciałam Ci tylko powiedzieć, że...
Kochany Michaelu,
Dlaczego mi nie powiedziałeś, że...
Kochany Michaelu,
DLACZEGO????
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA, 4.00 W NOCY,
PODDASZE
Michael! Moja nadziejo! Moja miłości! Moje życie!
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA,
W LIMUZYNIE W DRODZE DO SZKOŁY
W głowie mi się nie mieści, że mama kazała mi dzisiaj iść do szkoły.
Mówiłam jej, że mam złamane serce. Mówiłam jej, że PRZEZ CAŁĄ NOC OKA NIE
ZMRUŻYŁAM. Od wczorajszego wieczoru praktycznie nawet na moment nie przestałam
płakać. Nie miałam pojęcia, że człowiek jest ZDOLNY wyprodukować aż taką ilość łez.
Zupełnie jakbym mówiła do kamiennej ściany. Mama powiedziała tylko:
- To ty zerwałaś z Michaelem, Mia, a nie odwrotnie. Nie będziesz się teraz cały dzień
mazać w łóżku.
To dziwne, ale... To prawie tak, jakby stawała po stronie MICHAELA, czy coś.
Ale to przecież niemożliwe, prawda? No bo to MOJA mama, nie JEGO.
Nawet kazała MI zadzwonić rano do Lilly i powiedzieć jej, żeby znalazła sobie dziś
inny transport do szkoły. Nie zgodziła się zrobić tego za mnie, chociaż ją błagałam, bo bałam
się, że Michael zobaczy na wyświetlaczu nasz numer i odbierze.
Źle się czuję, zostawiając Lilly na lodzie, bez samochodu, ale W ŻADEN SPOSÓB
nie zdołam spojrzeć dziś rano na Michaela. A wiem, że on TOTALNIE będzie na mnie czekał
przed wejściem do ich apartamentowca, bo rano wysłał mi maila, w którym o tym pisze tak:
S
KINNER
B
X
: Nadal nie rozumiem, co złego zrobiłem. W jaki sposób to,
że przespałem się z kimś, zanim w ogóle się dowiedziałem, że ci się
podobam, czyni ze mnie aż takiego przestępcę? Nie kminię tego.
Chyba rozumiem, czemu jesteś przygnębiona sprawą Japonii, ale nie
wiem, ile razy mam jeszcze wyjaśniać, że robię to między innymi dla
NAS, żebyś to wreszcie zrozumiała. Lilly wspomniała, że Borys
mówił coś o klarnecistkach wczoraj na lunchu, więc pewnie stąd ci się
one wzięły, ale nadal nie wiem, o co chodzi. Jeśli jednak chcesz
spotykać się z innymi facetami, kiedy mnie nie będzie, to chyba nie
mam nic przeciwko temu. Może tak by nawet było lepiej. Posłuchaj,
musimy pogadać, okay? Będę czekał rano z Lilly pod domem. Może
moglibyśmy wpaść gdzieś na kawę?
MUSIAŁAM zadzwonić do Lilly (na jej komórkę, żeby zmniejszyć
prawdopodobieństwo, że niechcący trafię na Michaela) i powiedziałam:
- Lilly? Nie mogę dziś rano podwieźć cię do szkoły.
- KG? - Lilly brzmiała podejrzliwie. - Czy to ty?
- T - tak - powiedziałam.
- Zaraz... Ty PŁACZESZ?
- T - tak - przyznałam. Bo płakałam.
- CO się tu wyrabia? - spytała Lilly. - Coś ty zrobiła mojemu bratu? W życiu go w
takim stanie nie widziałam. Naprawdę go rzuciłaś? Bo on mówi, że tak.
- On... on...
Ale to nie miało sensu. Nie byłam w stanie mówić. Za bardzo płakałam.
- Jezus, Mia! - wykrzyknęła Lilly, pierwszy raz w życiu chyba naprawdę się o mnie
martwiąc. - Brzmisz jeszcze gorzej niż on. CO TU SIĘ WYRABIA?
- N - nie mogę teraz o tym mówić - wykrztusiłam. Bo dosłownie nie mogłam mówić,
tak byłam zapłakana.
- Dobra. Tylko Mia... Serio, nie wiem, o co tu chodzi, ale łamiesz mu serce. Nie jadę
do ciebie, żeby skopać ci tyłek tylko dlatego, że widzę, że twoje serce też nie jest w najlep-
szym stanie. Ale poważnie, musisz z nim pogadać. Chociaż z nim pogadać. Jestem pewna, że
o cokolwiek poszło, możecie to jakoś naprawić, jeśli chociaż ze sobą POGADACIE. Okay?
Ale ja nie mogłam odpowiedzieć. Tak strasznie płakałam.
Niemniej, gdybym tylko mogła odpowiedzieć, to powiedziałabym:
- Za późno, Lilly. Nic już nie zostało do powiedzenia. Bo nie zostało.
Tak bardzo, bardzo za nim tęsknię. A on nawet jeszcze nie wyjechał.
PIĄTEK. 10 WRZEŚNIA,
WSTĘP DO TWÓRCZEGO PISANIA
JA, KSIĘŻNICZKĄ???? TAA, I CO JESZCZE?
Sztuka
Mii Thermopolis
(druga wersja)
S
CENA
12
DZIEŃ. Palmiarnia hotelu Plaza w Nowym Jorku. Dziewczyna o płaskiej klatce
piersiowej i fryzurze w kształcie znaku drogi podporządkowanej (czternastoletnia MIA
THERMOPOLIS) siedzi przy ślicznie nakrytym stoliku naprzeciw łysego mężczyzny (jej
ojciec, KSIĄŻĘ PHILLIPE). Z miny MII widać, że ojciec właśnie mówi coś, co ją wytrąca z
równowagi.
KSIĄŻĘ PHILLIPE
Już nie nazywasz się Mia Thermopolis, kochanie.
MIA
(mrugając oczami z zaskoczenia)
Nie? To jak się nazywam?
KSIĄŻĘ PHILLIPE
Nazywasz się Amelia Mignonette Grimaldi Thermopolis Renaldo, księżniczka
Genowii.
MIA
(zrywając się od stolika i błyskawicznym ruchem wyciągając uzi z plecaka)
Tato, uważaj!
(z sufitu na linach zaczynają zjeżdżać NINJA. MIA kopniakiem przewraca stolik, w
powietrze leci zastawa do herbaty. Potem zasypuje wnętrze gradem kul ze swojego uzi. TURY-
ŚCI i KELNERZY chronią się, nurkując pod stoliki. Jej tata, przerażony, chowa się za palmą
w doniczce. MA odrzuca uzi, któremu zaciął się zamek, i wysokimi kopniakami pokonuje
NINJA, jednego po drugim, zupełnie jak River w filmie Serenity. Wreszcie w Palmiarni zalega
cisza, wszyscy NINJA leżą bez przytomności. Jeden po drugim, TURYŚCI i KELNERZY
podnoszą się na nogi. Któryś z nich powoli zaczyna klaskać w dłonie. Dołączają do niego
inni. Po chwili Mia dostaje owację na stojąco za swoją odwagę. MIA podchodzi do
PHILLIPE'A i wyciąga do niego prawą dłoń, żeby pomóc mu wstać. On ujmuje tę dłoń z
wahaniem i wstaje, opierając się na niej).
KSIĄŻĘ PHILLIPE
(z wdzięcznością)
Mia, gdzie ty się nauczyłaś tak...
MIA
(lekkim tonem)
Tato, od lat pracuję dla Watykanu jako świetnie wyszkolona zabój czyni demonów.
Nie wiedziałeś?
KSIĄŻĘ PHILLIPE
Nie wiedziałem. Myliłem się co do ciebie, Mia. Jesteś nie tylko księżniczką.
MIA
Tak, tato. Nie tylko.
1
Mia, mnóstwo w tym czymś wyobraźni, ale w żaden sposób nie jest to
praca na temat, który brzmiał: „ Opisz swoje domowe zwierzątko”.
C. Martinez
PIĄTEK, JO WRZEŚNIA,
ANGIELSKI
Nic ci nie jest?
Chyba nic, Tina. Dzięki.
Wyglądasz jakoś... blado. I masz zaczerwienione oczy.
Taa. Cóż. Mało dzisiaj w nocy spałam.
Rozmawiałaś z nim już? To znaczy, z Michaelem?
Nie. Nie osobiście.
A dzwonił do ciebie? Albo napisał SMS - a?
Tak. Ale ja nie odpisałam. Jak mogłabym odpisać, Tina? Co tu jest jeszcze do
POWIEDZENIA?
Prawda. Ale gdyby przeprosił, nie wybaczysz mu?
On nie przeprosi, Tina. On uważa, że nie zrobił nic złego!!!
Ale to nie może byt WSZYSTKO. To znaczy, to nie może być KONIEC między wami.
Za bardzo się kochacie!!!!!
Michael sam powiedział - w jednym z maili, które mi wysłał - że może tak będzie
lepiej. No wiesz, żebyśmy się spotykali z innymi ludźmi, kiedy jego nie będzie.
POWIEDZIAŁ COŚ TAKIEGO????
Nie mówił, że ON ma zamiar spotykać się z innymi dziewczynami, ale że nie ma nic
przeciwko, jeśli ja chcę się z kimś spotykać.
Zaraz - on naprawdę tak POWIEDZIAŁ?
Tak. Tak zrobił. To znaczy, powiedział, że chyba tak MUSI być.
Och Mia! Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć, ale - nie wydaje ci się, że może ta
książka Twój Najcenniejszy Dar się myli? Bo w moich ulubionych romansach - w
Szejku i dziewiczej sekretarce oraz w Szejku i książęcej narzeczonej - żaden z szejków
nie był prawiczkiem, a wszystko się potem dobrze kończyło i dla nich, i dla ich
dziewczyn.
Wcale nie chciałam pisać tego, co napisałam potem. Naprawdę, napisałam to z
BÓLEM. Ale ktoś MUSIAŁ to napisać. Bo Tina przecież nie może mieszkać w tej swojej
Tinalandii do końca życia. Po prostu nie może.
Tina. To są tylko KSIĄŻKI.
Ale Tina wcale nie chciała ustąpić.
Twój Najcenniejszy Dar to też KSIĄŻKA. Dlaczego ona ma mieć rację, a nie książki
o szejkach?
Tina. Żaden z szejków z tych książek nie Zrobił Tego z Judith Gershner i nie
KŁAMAŁ potem, żeby to ukryć. Jasne? Żaden z szejków z tych książek nie wynalazł
zrobotyzowanego ramienia i nie wybierał się na rok do Japonii. Albo dłużej. Bo gdyby
tak było, to taki szejk zabrałby swoją dziewiczą sekretarkę ZE SOBĄ.
Wiem. Po prostu myślałam, że może powinnaś dać Michaelowi jeszcze jedną szansę.
Ale jak mam to zrobić? Za każdym razem, kiedy teraz o tym myślę, przed oczami
mam tylko obraz Judith Gershner z językiem w jego ustach. A to jeszcze NAJMNIEJ
obrzydliwy obraz tego, co robili ze sobą ci dwoje.
Tak. Czułam to samo, kiedy dowiedziałam się o Lilly i Borysie. Ale to po jakimś czasie
mija, Mia. Naprawdę. Za parę dni nie będziesz już widziała Judith Gershner, kiedy
będziesz myślała o Michaelu.
Dzięki, Tina. Rozumiem, co chcesz powiedzieć. Naprawdę, rozumiem. Ale problem w
tym, że za parę dni - nie, za parę GODZIN - Michael wyjedzie. Być może na zawsze!
Mia! O mój Boże, tak mi przykro! Nie chciałam cię doprowadzić do płaczu!
To nie ty, Tina. To przeze mnie. Ja po prostu... po prostu...
Mia, już dobrze. Nie musisz już nic więcej pisać. Już się zamykam.
Boże, jak do tego mogło dojść - do tego, że siedzę na angielskim i PŁACZĘ???
W jakiś sposób żałuję, że Michael NIE JEST takim szejkiem, a ja jego dziewiczą
sekretarką albo książęcą narzeczoną. Wiem, że to mało feministyczny sposób myślenia.
Ale gdyby porwał mnie do swojego namiotu na pustyni, zamiast przenosić się do
Japonii, to ja wtedy przynajmniej wiedziałabym, że mu naprawdę zależy.
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA,
FRANCUSKI
- Mia! To prawda?
- Tak, Perin. To prawda, że Michael przyznał, że uprawiał seks z Judith Gershner, i to
prawda, że przenosi się do Japonii i że między nami koniec. Czuję się okropnie i nie chcę
ryczeć na francuskim, więc proszę, rozmawiajmy o czymś innym.
- Hm, tak. Ale mnie chodziło o to, czy to prawda, że wiesz, co trzeba robić, gdyby na
Nowy Jork uderzyło tsunami.
- Och. Tak, to też jest prawda.
- Bardzo mi przykro ze względu na ciebie i Michaela. Nie miałam pojęcia. Więc teraz
jesteś znów singlem?
- Nigdy tak o tym nie myślałam. Ale chyba jestem singlem.
- Chcesz dziś u mnie zanocować?
- Och, dzięki za zaproszenie, Perin, ale ja chyba wrócę do domu i pójdę do łóżka.
Mówiąc prawdę, nie radzę sobie z tym wszystkim zbyt dobrze.
- Okay. No to, żebyś się poczuła lepiej!
- Dzięki!
Pytacie, czym jest ta niezwykła zaleta kobiety? Zdaniem kanału 12 jest to
zdolność karmienia dzieci. Kobieta robiąca karierę? To taka, która nie kocha swo-
ich dzieci ani męża. To nie chrześcijanka! To służebnica diabła!
Spojrzeliśmy po sobie. Zmieniliśmy kanał. W samą porę!
116 + 75 = tylko 191!!!! Potrzeba mi jeszcze dziewięć słów!
Aha, zaraz, jeszcze tytuł. I MOJE NAZWISKO:
Audycja pełna akcji
realizacja
Amelia Mignonette Grimaldi Renaldo Thermopolis
TAK!!!!
Przynajmniej COŚ dzisiaj mi się udało.
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA,
MIĘDZY FRANCUSKIM A LUNCHEM
Właśnie zabrzęczała moja komórka. Michael wysłał mi następujący SMS:
S
KINNER
B
X
: Przynajmniej pozwól mi przyjść i spróbować to wyjaśnić.
Chociaż to nie będzie łatwe, bo ja nadal nie rozumiem, co właściwie
zrobiłem takiego strasznie złego.
O czym on mówi „przyjść i spróbować to wyjaśnić”? Jak on ma przyjść i coś
próbować wyjaśniać? Przecież ja siedzę w SZKOLE.
I jak to możliwe, że on jeszcze nie wie, co złego zrobił?
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA,
LUNCH
Wiecie co? Wszystko mi jedno. A niech się na mnie GAPIĄ. W życiu nie jadłam w tej
stołówce nic równie pysznego. Gdybym wiedziała, że cheeseburgery są takie dobre, to
przysięgam, już dawno temu zaczęłabym je jeść.
I wiecie co jeszcze? Nic mnie to nie obchodzi. To znaczy, nadal żal mi zwierząt i tak
dalej.
Ale problem w tym, że... No cóż, mają zwyczajnie pecha. Ten świat nie jest
sprawiedliwy. Czasami jest się przednią szybą. A czasami robaczkiem.
To z piosenki, którą lubi moja mama.
Jeśli istnieje coś takiego jak reinkarnacja, to ja prawdopodobnie odrodzę się jako
krowa i spędzę całe życie w maleńkiej zagrodzie, w której ledwie się będę mogła obrócić, a
na koniec ktoś przyjdzie, da mi w łeb, a potem obedrze mnie ze skóry, którą przerobi się na
skórzane minispódniczki, a z reszty mnie zrobią hamburgery i jakaś dziewczyna, której
chłopak oddał swój Najcenniejszy Dar Judith Gershner, zje mnie, i na to właśnie sobie będę
zasługiwała. Tak wygląda krąg życia i śmierci, moi mili.
Wow. Chyba teraz zostałam nihilistką.
Lilly, zdaje się, tak uważa. I chyba nie może w to uwierzyć.
- Burger? - Cały czas gapi mi się w talerz. - Ty jesz CHEESEBURGERA?
- Już nic mnie nie obchodzi - powiedziałam. Bo rzeczywiście tak jest. Nie obchodzi
mnie. Nic. Skoro jestem nihilistką i tak dalej.
- Ty i mój brat pierwszy raz w życiu się kłócicie, ty z nim zrywasz i zaczynasz jeść
mięso? On ma rację. Ty faktycznie ZWARIOWAŁAŚ.
W tym momencie już musiałam odłożyć hamburgera.
- On COŚ TAKIEGO powiedział? - spytałam ostro. Nic mnie nie obchodziło, że
odbywamy tę rozmowę w obecności całego lunchowego tłumu - J.P., Borysa, Ling Su, Tiny,
Perin. Bo czemu mnie miało obchodzić? Mnie już nic w ogóle nie obchodzi. - Michael
powiedział, że zwariowałam?
- W zasadzie tak - stwierdziła Lilly. - I dowodzi tego fakt, że siedzisz tu teraz i jesz
cheeseburgera. Nie jadłaś mięsa, odkąd skończyłaś sześć lat!
- No cóż, może czas zacząć. Gdybym przez ten cały czas jadła więcej białka, może nie
podjęłabym w swoim życiu tak wielu głupich decyzji.
- Które ze swoich licznych głupich decyzji masz teraz na myśli? - spytała lodowatym
tonem Lilly.
- Hej, Lilly - wtrącił się J.P. cicho, ale stanowczo. - Przestań.
Lilly zrobiła zdziwioną minę. Nie przywykła, żeby J.P. wtrącał się do jej rozmów ze
mną. Bo nigdy przedtem tego nie robił.
Ale było za późno. Bo oczy już miałam pełne łez. Znowu.
Chyba jednak wcale nie jestem nihilistką.
- Jeśli on uważa, że zwariowałam - powiedziałam do Lilly, z trudem powstrzymując
szloch - to on NIC z tego nie rozumie. Ja NIE zwariowałam. Ja po prostu DŁUŻEJ już tego
nie zniosę.
- Ale czego nie zniesiesz? - spytała Lilly. - Tego, że masz faceta, który kocha cię tak
bardzo, że kiedy wyjechałaś na całe lato do Genowii, on wynalazł to cudowne urządzenie,
które być może zmieni oblicze medycyny, po to tylko, żeby dowieść, iż jest wystarczająco
wiele wart, żeby móc być z tobą, na co ty go walisz w twarz, kiedy on ci wyjaśnia, że aby cała
rzecz wystartowała z miejsca, on musi na jakiś czas wyjechać?
Spiorunowałam ją wzrokiem, chociaż przez łzy niewiele widziałam na oczy.
- To nie tak - wykrztusiłam. - I ty to wiesz.
- Och, jasne, wiem. To dlatego, że przez wszystkie te miesiące nie powiedział ci o
czymś, bo wiedział, że tego NIE ZROZUMIESZ i dostaniesz z tego powodu świra, bo taką
masz już naturę, że dostajesz świra z powodu kompletnych drobiazgów, a on chciał ci tego
oszczędzić?
- To, co zrobił - powiedziałam, z trudem znajdując słowa - to nie był żaden
DROBIAZG...
- Och, daruj sobie - warknęła Lilly. - Tina opowiedziała mi o tej durnej książce, którą
dostała od ciotki. Czy ty naprawdę jesteś aż taką ignorantką, że nie wiesz, że to całe
zamieszanie z Najcenniejszym Darem zaczęło się dlatego, że mężczyźni szukali sposobu na
kontrolowanie kobiet przez ograniczanie liczby ich seksualnych partnerów, żeby w ten sposób
zyskać pewność, że ich dzieci są rzeczywiście ich dziećmi?
- Zaraz - powiedziałam, patrząc na nią badawczo. Co przychodziło mi z trudem, bo od
łez kręciło mi w nosie. - Nie ma NIC złego w tym, że się czeka z seksem po to, żeby go
uprawiać z kimś, kogo się pokocha.
- Oczywiście, że nie ma w tym nic złego - stwierdziła Lilly. - Masz prawo tak uważać.
Ale POTĘPIAĆ kogoś, kto NIE PODZIELA takiego poglądu? To ani trochę nie jest lepsze od
tego, co robią fundamentalistyczni sędziowie w Iranie, którzy skazują kobiety na
zakopywanie w piasek po szyję i każą w nie rzucać kamieniami. Bo z którejkolwiek strony na
to spojrzeć, właśnie TY karzesz teraz kogoś za to, że nie wyznaje TWOICH zasad moralnych.
Po tym już się zupełnie rozpłakałam. No bo porównywać MNIE z tymi wstrętnymi
fundamentalistami?
Ale Lilly nie odpuściła.
- Dlaczego się nie przyznasz, czego NAPRAWDĘ dotyczy ta cała kłótnia z
Michaelem, Mia? - warknęła. - Jesteś wściekła, bo Michael nie chce zrobić tego, co ty chcesz,
żeby zrobił. Powinien zostać w Nowym Jorku, żeby ci służyć za pieska kanapowego. Ale on
ma własny umysł i chce go wykorzystać, żeby zbudować sobie jakieś WŁASNE życie. Tylko
O TO tu chodzi. I NIE PRÓBUJ zaprzeczać.
W tym momencie J.P. wstał, złapał Lilly za ramię i powiedział:
- Chodź. Idziemy na spacerek.
I wyciągnął ją ze stołówki.
Wtedy zaczęłam już na dobre płakać. Nie szlochać ani nic. Po prostu cicho płakać nad
resztkami mojego cheeseburgera.
Tak. Jestem teraz żałosną, mięsożerną płaczką.
Borys poklepał mnie po ramieniu i powiedział:
- Nie płacz, Mia. Chyba robisz słusznie. Związki na odległość nigdy nie zdają
egzaminu. Lepiej uciąć to szybko, jak teraz.
- Borys - upomniała go Tina.
- Nie - powiedziałam. - On ma rację.
Bo ma.
Ja tylko wolałabym, żeby jej nie miał.
No i wolałabym też już umrzeć.
Zamiast tego poszłam i wzięłam sobie trochę bekonu do tego cheeseburgera.
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA,
RZ
O mało nie zerwałam się z tej lekcji. Częściowo dlatego, że robiło mi się trochę
niedobrze po tym hamburgerze. Zdecydowanie nie powinnam była jeść bekonu.
Ale częściowo też dlatego, że nie chciałam znów oglądać Lilly na oczy. Zwłaszcza
kiedy J.P. nie będzie mógł jej powstrzymywać.
Ale nie zerwałam się, bo doszłam do wniosku, że tylko sobie narobię kłopotów. A
odwiedziny w gabinecie dyrektor Gupty to ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebuję.
Poza tym pielęgniarka dała mi tums, co mi trochę pomogło.
Ucieszyłam się, że się nie zerwałam, kiedy już weszłam do klasy. Ucieszyłam się, bo
kiedy weszłam do środka, zobaczyłam ZAPŁAKANĄ Lilly.
Nie o to chodzi, że cieszyłam się, że ona płacze. Cieszyłam się, bo widać było bardzo
wyraźnie, że będzie mnie potrzebowała. To znaczy, coś się stało. Coś DUŻEGO.
Borys stał obok niej ze spanikowaną miną. To chyba naturalne, że przyjęłam, że Lilly
płakała ze względu na coś, co powiedział Borys, skoro rzucił mi to przerażone spojrzenie,
kiedy weszłam do klasy.
- Co jej zrobiłeś? - zapytałam go, zaszokowana. Bo Borys potrafi być czasem
strasznym dupkiem. Ale on nie robi tego SPECJALNIE. A odkąd zaczęła z nim chodzić Tina,
zrobił się nawet o wiele mniej dupkowaty.
- Kiedy tu wszedłem, już tak siedziała - zaprotestował Borys. - To nie przeze mnie!
- Lilly. - Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, co się jej mogło stać. Na pewno nie
miało to nic wspólnego ze mną i z Michaelem. To nigdy Lilly nie doprowadziłoby do płaczu.
Bardzo niewiele rzeczy może doprowadzić Lilly do płaczu. Chyba że... Aż sapnęłam. - Lana
Weinberger jednak zdecydowała się kandydować do samorządu szkolnego?
- Nie! - powiedziała Lilly pogardliwie między jednym pociągnięciem nosem a drugim.
- Boże! Uważasz, że płakałabym przez coś takiego?
- No cóż. - Popatrzyłam na nią, nic nie rozumiejąc. - To o co chodzi?
- Nie chcę o tym rozmawiać - mruknęła Lilly.
Ale zauważyłam, że zerknęła przy tym na Borysa. Co ważniejsze, Borys też to
zauważył.
A potem - przywołując odrobinę taktu, którego z trudem nauczyła go Tina - Borys
powiedział:
- Chyba pójdę już sobie i trochę poćwiczę.
A potem poszedł i zamknął się w schowku na materiały piśmienne.
Odezwałam się:
- Okay, już sobie poszedł. Teraz mi powiedz.
Lilly wzięła głęboki, drżący oddech. Potem rozejrzała się po klasie - a wszyscy
natychmiast opuścili głowy, udając, że są pochłonięci pracą nad swoimi indywidualnymi
projektami, coś, co NIGDY się nie zdarza, chyba że w klasie jest pani Hill, której przecież jak
najbardziej tam wtedy nie było. A potem szepnęła:
- J.P. właśnie ze mną zerwał.
Zagapiłam się na nią kompletnie osłupiała.
- Co?
- Słyszałaś. - Lilly otarła łzy grzbietem nadgarstka, zostawiając na policzkach dwie
smugi tuszu. - Rzucił mnie.
Zdążyłam przyciągnąć sobie krzesło do jej krzesła w samą porę, żeby klapnąć na nie, a
nie na podłogę.
- Chyba żartujesz. - To była jedyna rzecz, która mi przychodziła do głowy.
Ale ze sposobu, w jaki łzy nadal płynęły jej z oczu, widać było boleśnie wyraźnie, że
to nie są żarty.
- Ale dlaczego? - spytałam. - Kiedy?
- Przed chwilą. Na schodach przed wejściem, obok Joego. - Joe to ten kamienny lew,
który stoi przy schodach prowadzących do drzwi frontowych Liceum imienia Alberta
Einsteina. - Powiedział, że paskudnie mu z tym, ale nie czuje do mnie tego samego, co ja
czuję do niego. Powiedział, że ceni mnie sobie jako przyjaciółkę, ale że nigdy mnie nie ko -
kochał!
Nie mogłam przestać się na nią gapić. W jakiś sposób, to było o wiele gorsze, niż to,
co mi zrobił Michael. Bo Michael tylko przespał się z Judith Gershner i okłamał mnie w tej
sprawie, i tak dalej.
Ale nigdy mi nie powiedział, że mnie nie kocha.
- Och, Lilly! - westchnęłam. Zapomniałam od razu, że jestem nihilistką. Mogłam
myśleć tylko o tym, że Lilly tak bardzo cierpi. - Och, Lilly! Tak mi strasznie przykro.
- Mnie też - powiedziała Lilly, znów ocierając oczy. - Przykro mi, że byłam taką
idiotką, że nie umiałam sama się przed sobą przyznać, że WIEM, co się dzieje.
Zamrugałam oczami, nie odrywając od niej spojrzenia.
- O co ci chodzi?
- Kiedy po raz pierwszy powiedziałam mu, że go kocham, a on mi na to odparł tylko:
„dziękuję”? Już wtedy powinnam była odebrać to jako znak, że on nie czuje do mnie tego
samego, co ja do niego, prawda?
- Ale wszyscy myśleliśmy, że to tylko dlatego, że on nie przywykł do tego, że się
podoba dziewczynom. Pamiętasz, Tina mówiła...
- Jasne, że on jest jak Bestia z Pięknej i Bestii, że nie przywykł do ludzkiej miłości i
nie jest pewien, jak ma na nią reagować. Wiesz co? Tina się myliła. Nie chodziło o to, że on
nie wie, jak ma zareagować. On po prostu mnie nie kochał, ale nie chciał ranić moich uczuć,
mówiąc mi to. Więc po prostu przez tyle miesięcy mnie zwodził.
Aż się zachłysnęłam powietrzem.
- Och, Lilly! Nie! To znaczy, on na pewno myślał, że...
- Że uda mu się mnie pokochać? - Lilly zdobyła się na gorzki uśmiech. - Taa,
najwyraźniej mu się nie udało.
- Och, Lilly - powtórzyłam. W tym momencie mogłabym zabić J.P. Naprawdę. W
głowie mi się nie mieściło, że musiała coś takiego przez niego przechodzić.
I żeby zrobić coś takiego w szkole! Ze wszystkich miejsc na ziemi! Dlaczego nie mógł
zaczekać, aż znajdą się gdzieś sam na sam, na przykład w Ray's Pizza, i wtedy jej o tym
powiedzieć, żeby mogła sobie przynajmniej popłakać samotnie? Co ci faceci mają w
głowach?
Zabiję go. Jak Boga kocham, zabiję.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że powiedziałam to na głos, dopóki Lilly nie
wyciągnęła ręki i nie złapała mnie za nadgarstek ze słowami:
- Mia. Nie, nie rób tego.
Popatrzyłam na nią, zaskoczona.
- Czego mam nie robić?
- Nie rozmawiaj z nim na ten temat. Naprawdę. To moja wina. Ja... Ja w pewnym
sensie wiedziałam przez cały ten czas, że on mnie nie kocha.
- Co?
Słyszałam już wcześniej o czymś takim. Kiedy ofiary wrednych chłopaków obwiniają
siebie za to, co zrobił im taki palant.
Ale nigdy nie sądziłam, że LILLY, ze wszystkich na świecie, stanie się jedną z nich.
- Co ty w ogóle mówisz, wiedziałaś? Oczywiście, że nie wiedziałaś, Lilly, w
przeciwnym razie nie...
- Nie, to nieprawda - wykrztusiła Lilly głosem ochrypłym od łez. - Skoro nigdy mi nie
powiedział, że mnie kocha, podejrzewałam, że coś jest nie tak. Ale ja... no cóż, tak jak po-
wiedziałaś. Myślałam, że może on nauczy się mnie kochać. Więc zostałam z nim, zamiast
zerwać, jak powinnam była. To nie jego wina. On próbował, Mia. On się naprawdę starał. W
sumie to bardzo ładnie z jego strony, że nie pozwolił, żeby to zaszło za daleko. Naprawdę
mógł wykorzystać okazję. Ale nie zrobił tego.
Nie mogłam się powstrzymać i powiedziałam:
- Czekaj, czy to znaczy, że wy dwoje nigdy...
Lilly zmrużyła oczy.
- Bardzo sprytnie, KG. Jestem przybita, ale jeszcze przytomna. I wiesz, nadal mamy
do zaplanowania kampanię wyborczą.
- Lilly. - Opuściłam głowę na blat stolika. - Ja nie mogę. Po prostu nie mogę. Nie
widzisz, że jestem załamana?
- Ja też nie czuję się najlepiej - przyznała Lilly. - A nadal jestem w stanie
FUNKCJONOWAĆ. Mężczyzna kobiecie jest potrzebny jak rybie rower.
Nie cierpię tego powiedzonka. Założę się, że ryby naprawdę chciałyby mieć rowery.
Gdyby miały nogi.
A potem, łagodniejszym tonem, Lilly dodała:
- Słuchaj, KG. Co do ciebie i mojego brata, przepraszam.
- Dzięki. - I wszystkie te łzy, które, jak mi się wydawało, udało mi się zdusić, znów
wróciły.
- Ale nadal nie rozumiem - stwierdziła Lilly.
- Oczywiście, że tego nie rozumiesz - mówiłam żałośnie, nie podnosząc głowy znad
biurka. - Jesteś jego siostrą. Jesteś po jego stronie.
- Może i jestem jego siostrą. Ale jestem też twoją najlepszą przyjaciółką. I mnie się
wydaje, że to niepotrzebna strata. Wiem, że jesteś na niego wściekła, ale naprawdę... Co on
takiego złego zrobił? Przespał się z Judith Gershner. Wielkie mi rzeczy. Przecież to nie tak, że
robił to W CZASIE, kiedy ze sobą chodziliście.
- To JEST wielka rzecz - upierałam się. - Ja po prostu... Ja nigdy nie myślałam, że
akurat Michael mógłby coś takiego zrobić. Przespać się z kimś, kogo nawet nie kochał. A
potem mnie w tej sprawie OKŁAMAĆ. I ja WIEM, że twoim zdaniem rzutuję na niego swoje
własne poglądy. Ale ja zawsze po prostu zakładałam, że on i ja mamy te same poglądy. A
teraz okazuje się, że on jest bardziej podobny... no cóż, bardziej podobny do Josha Richtera
niż do mnie!
- Do Josha Richtera? - Lilly przewróciła oczami. - Och, przestań. Jakim cudem mój
brat miałby przypominać Josha Richtera?
- No bo spanie z dziewczyną której się nawet nie kocha... Tak robi Josh Richter.
- Styl Josha Richtera polega na tym, że on wykorzystuje dziewczyny, które się w nim
kochają, i robi im w ten sposób krzywdę.
Uniosłam głowę, żeby na nią popatrzeć, i powiedziałam, starając się, żeby wypadło to
maksymalnie troskliwie:
- Chcesz powiedzieć, jak ty i J.P.?
Ale Lilly tylko spiorunowała mnie wzrokiem.
- Bardzo sprytnie, Mia - powtórzyła. - Ale nie dam się na to nabrać.
Choroba.
- Mia. Nie możesz dostawać małpiego rozumu dlatego, że Michael spotykał się z
innymi dziewczynami, zanim poznał ciebie. To GŁUPIE.
Teraz to ja spojrzałam na nią przez zmrużone powieki.
- Jak to, z DZIEWCZYNAMI?
- No cóż, z taką jedną z obozu języka hebrajskiego...
- Z JAKĄ DZIEWCZYNĄ Z OBOZU JĘZYKA HEBRAJSKIEGO?! - wrzasnęłam
tak głośno, że Borys aż wyjrzał ze schowka na materiały piśmienne zobaczyć, co się stało.
- Uspokój się - rzekła Lilly z niesmakiem. - Oni się tylko całowali. A Michael był
wtedy chyba w pierwszej licealnej, czy coś.
- Była ładna? - dopytywałam się. - Jak się nazywała? Do której bazy doszli?
- Tobie potrzebna jest psychoterapia. A teraz, czy możemy pogadać przez moment o
czymś innym niż te romantyczne perypetie? Bo musimy popracować nad twoim
przemówieniem.
Zamrugałam oczami.
- Moim czym?
- Twoim przemówieniem. Uważasz, że tylko dlatego, że zerwałyśmy z naszymi
chłopakami, jesteśmy już niezdolne korzystnie wpływać na szkolne otoczenie ani
poprowadzić naszych rówieśników drogą do lepszego jutra?
- Nie - mruknęłam. - Ale...
- Dobrze. Bo wiesz, że powinnaś dziś na apelu wygłosić swoją mowę jako kandydatka
na przewodniczącą samorządu, prawda?
- Lilly. - Przełknęłam ślinę. Z trudem. - To nie będzie możliwe.
- Nie masz innego wyjścia, KG - oświadczyła Lilly. - Dałam ci trochę luzu w tym
tygodniu ze względu na Michaela i tak dalej. Ale tej roli za ciebie odegrać nie mogę. Będziesz
musiała wyjść na środek i przemówić. Stwierdziłam, że na pewno nic nie przygotujesz, więc
pozwoliłam sobie sama coś napisać. - Podsunęła mi kartkę papieru zapisaną swoim typowym,
bardzo drobniutkim pismem. - To są w zasadzie odpowiedzi na pytania postawione na tych
kartkach ze stołówki. Wiesz, co zrobić w razie huraganu czy ataku brudną bombą. Nic
nowego. A przynajmniej nie dla ciebie. Powinno ci to pójść jak z płatka.
- Jeśli to zrobię - zagadnęłam, taka trochę oszołomiona (może jednak zaszkodził mi
ten cały bekon?) - powiesz mi, prawda? Czy ty i J.P. Zrobiliście To latem?
- I to jest twoja jedyna motywacja do udziału w wyborach? - zapytała Lilly.
- Tak - odparłam.
- Boże, to jest takie żałosne. Ale, owszem, powiem ci. Ty nieudacznico.
Nie obraziłam się za to, bo miała rację. JESTEM nieudacznicą. Ona nawet nie wie, jak
wielką.
Poza tym wiem, że pod brawurą Lilly skrywała prawdziwy ból. Jak mogłaby nie
cierpieć? Kochała J.P. tak, jak nigdy przedtem nie kochała żadnego faceta.
Poważnie, jak J.P. mógł jej zrobić coś takiego? Myślałam, że to jeden z tych
przyzwoitych chłopaków. Naprawdę tak myślałam.
Ale teraz już zupełnie nie wiem, jak mam się z nim nadal przyjaźnić. A co dopiero być
jego partnerką w laboratorium na chemii.
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA,
CHEMIA
J.P. zachowuje się, jakby nic się nie stało! Jakby uważał, że ja nic nie wiem o nim i o
Lilly! Zapytał: „Jak się masz, Mia?”, kiedy siadał obok mnie, i wyglądał na bardzo o mnie
zatroskanego. O mnie! Kiedy sam właśnie złamał serce mojej najlepszej przyjaciółce!
Byłam tak zaszokowana, że odburknęłam tylko: „Dobrze”, zupełnie zapominając o
tym, co sobie postanowiłam na korytarzu w drodze na lekcję - że nigdy więcej słowem się do
J.P. nie odezwę.
I okay, to nie jego wina, że nie kocha Lilly. Ale mógł powiedzieć jej wcześniej - na
przykład w maju, kiedy po raz pierwszy powiedziała mu, że go kocha - i nie zwodzić jej przez
ten cały czas.
Och... Kenny mi właśnie podsunął karteczkę:
Mia, dowiedziałem się, że zerwaliście z Michaelem, bardzo mi przykro. Jeśli mogę coś
zrobić, żeby ci poprawić humor, proszę, powiedz mi od razu - Kenny.
Kenny jest taki miły. W głowie mi się nie mieści, że nie ma żadnej dziewczyny. Hej, a
gdyby Lilly...
No cóż, dobra. Chyba nie. On raczej nie jest w jej typie, biorąc pod uwagę, że waży
mniej niż ona.
Dzięki, Kenny. Pomoc w zrozumieniu, o co chodzi w tej całej chemii, to jedyne, co mi
w tej chwili przychodzi do głowy. Naprawdę jestem ci wdzięczna za twoje wsparcie.
Nie ma sprawy, Mia! Zawsze chętnie ci we wszystkim pomogę. A może, jeśli nie masz
dziś wieczorem żadnych planów, miałabyś ochotę wpaść do mnie, pomógłbym ci
zrozumieć, o co chodzi w stałej Avogarda. Bo zauważyłem, że chyba tego nie
chwytasz. Poza tym moja mama właśnie była u rzeźnika, więc mamy w domu mnóstwo
bekonu, a słyszę, że ostatnio jesz mięso.
Widzicie? To taki fajny facet. On TOTALNIE powinien mieć dziewczynę. Może
wpadną sobie w oko z Perin???
Dzięki, Kenny, to bardzo miłe z twojej strony, ale dziś wieczorem nie mogę.
Naprawdę nie czuję się jeszcze gotowa do zgłębiania żadnych stałych.
No cóż, zaproszenie pozostaje aktualne! Naprawdę nie musisz bać się chemii. To
łatwe - o ile tylko będziesz uważać.
Dobrze wiedzieć! Dzięki raz jeszcze.
Zadziwiające.
O mój Boże. J.P. właśnie podsunął mi liścik. Jak on MOŻE? Przecież musi wiedzieć,
jak wielkie mam do niego w tej chwili pretensje. Wie, że Lilly ma ze mną po lunchu RZ.
Musi wiedzieć, że ona mi wszystko wyznała. Jak on śmie podsuwać mi jakieś karteczki? Jak
ŚMIE?
No cóż, nie mam zamiaru odpisywać. Nie i już. Nie odrywam oczu od tablicy. Chemia
jest ważna, wiecie. Nawet księżniczki muszą się jej uczyć. Z jakiegoś powodu.
Ale... O co mu chodzi? Co jest takie zadziwiające?
Co jest zadziwiające?
W głowie mi się nie mieści, że to zrobiłam! W głowie mi się nie mieści, że odpisałam!
Co się ze mną DZIEJE?
To, że jesteś wolna od niecałych dwudziestu czterech godzin. A wilki już się rzuciły w
pościg.
!!!! CO???? Co on wypisuje? Och, zaraz, o KENNYM? Czy ten J.P. oszalał?
Kenny nie jest żadnym wilkiem! On po prostu stara się być miły.
Wmawiaj to sobie, jeśli tak ci wygodniej. Ale jak sobie radzisz, tak SERIO?
Ha! No cóż, sam się o to prosił.
Jak sobie radzę? Zaraz ci powiem, jak sobie radzę. Radziłam sobie o wiele lepiej,
zanim nie zerwałeś z moją najlepszą przyjaciółką!!!!
Ciekawe, jak z TYM sobie poradzi.
Powiedziała ci.
Oczywiście, że mi powiedziała!!!! A czego się spodziewałeś???? Lilly i ja mówimy
sobie wszystko. No cóż, prawie wszystko. J.P., jak mogłeś jej to zrobić?
Przykro mi. Nie chciałem. Lubię Lilly, naprawdę. Tylko nie aż tak bardzo, jak ona lubi
mnie.
Ona cię nie tylko LUBIŁA, ona cię KOCHAŁA. Powiedziała ci to jeszcze w maju.
Skoro wiedziałeś, że jej nie kochasz, dlaczego jej tego wtedy nie powiedziałeś?
Dlaczego musiałeś ją aż tak długo zwodzić?
Szczerze, sam nie wiem. Chyba dlatego, że miałem nadzieją, że moje uczucia się
zmienią. Ale się nie zmieniły. A dzisiaj, kiedy zobaczyłem, jak cię potraktowała - no
cóż, zrozumiałem, że nie zmienią się nigdy.
Zobaczyłeś, jak mnie potraktowała? O czym ty MÓWISZ?
Przy lunchu była wobec ciebie taka wredna. W sprawie tego, co zaszło między tobą a
Michaelem.
Co???? Lilly nie była wobec mnie wredna!!!
Mia porównała twoje zerwanie z Michaelem z powodu, że cię okłamał, z tymi
fundamentalistycznymi sędziami z Iranu, którzy skazują cudzołożne kobiety na karę
śmierci przez ukamienowanie.
Och, TO. Ale przecież Lilly tylko... była SOBĄ. To znaczy, ona zawsze taka jest.
Nie jest to ktoś, z kim chciałbym być. Osoba, która wykazuje taki brak empatii; tego
usprawiedliwić nie mogę.
Zaraz... Ty mi mówisz, że zerwałeś z Lilly PRZEZE MNIE???
Cóż... częściowo, tak.
No świetnie. Po prostu ŚWIETNIE. Jakbym już nie miała kłopotów. Teraz jeszcze
muszę dźwigać na barkach świadomość, że jestem odpowiedzialna za złamane serce Lilly?
J.P., Lilly taka już jest. Ja do tego PRZYWYKŁAM. Nie mam do niej o to pretensji.
Ale POWINNAŚ mieć pretensje. Zasługujesz na to, żeby traktować cię lepiej. Uważam,
że za często pozwalasz ludziom źle się traktować. Lekceważysz to, mówiąc, że „oni
tacy już są”. Ale to nie usprawiedliwia ich zachowania, Mia. Dlatego uważam, iż to,
że stawiłaś czoło Michaelowi po tym, jak cię potraktował, jest dla ciebie prawdziwym
krokiem naprzód.
Co on WYGADUJE?
Wcale nie pozwalam ludziom źle się traktować! Kiedyś totalnie rozwaliłam telefon
komórkowy Lany... No cóż, ciebie jeszcze tu nie było. Ale zrobiłam to.
Ja nie mówię, że NIGDY nie stajesz w swojej obronie. Ja tylko mówię, że wydaje mi
się, że trzeba czegoś poważnego, żebyś wreszcie się postawiła. Zwykle myślisz o
ludziach jak najlepiej - jak w przypadku Kenny'ego i jego jawnych prób zwabienia cię
w sidła teraz, kiedy jesteś od niecałych dwudziestu czterech godzin wolna.
!
Mówiłam ci! Kenny uważa mnie wyłącznie za przyjaciółkę.
Jasne. Wmawiaj to sobie dalej. Ja się tylko cieszę, że wreszcie się postawiłaś
Michaelowi. Lubię Michaela, ale nie miał prawa cię oszukiwać w sprawie swojego
życia seksualnego. Uważam, że szczerość jest w związku kwestią najważniejszą. A
skoro Michael nie umiał być z tobą szczery w sprawie tak istotnej jak to, z kim był,
zanim się z tobą związał, to jakie szanse mieliście wy dwoje na prawdziwy, stały
związek?
Wow! WRESZCIE ktoś, kto to zrozumiał! Może J.P. nie jest jednak taki okropny.
Jednak rzucił Lilly - i to w SZKOLE.
Ale wydaje się, że ma naprawdę dobrze poukładane w głowie.
Mam tylko nadzieję, że nadal będziemy mogli się przyjaźnić. Nie chciałbym, żebyś
miała mi za złe to, że zerwałem z Lilly. Bardzo by mi było źle, gdyby to wpłynęło na
NASZĄ przyjaźń. Bo ja cię uważam za bliską przyjaciółkę, Mia... Jedną z najlepszych,
jakie kiedykolwiek miałem.
O mój Boże! Jakie to miłe!
Dzięki, J.P.! Ja też uważam cię za przyjaciela. Nie umiem ci nawet powiedzieć, ile to
dla mnie znaczy, że jesteś po mojej stronie w tej całej sprawie, a nie po stronie
Michaela. Moim zdaniem WIĘKSZOŚĆ chłopaków wzięłaby jego stronę. Oni chyba
nie rozumieją, że dziewictwo to najcenniejszy dar, jaki możesz ofiarować swojej
jedynej i prawdziwej miłości. Że jeśli go zmarnujesz z kimś, kto cię nie obchodzi, to
wtedy, kiedy przyjdzie czas, nie masz już nic do zaoferowania tej osobie, którą
KOCHASZ.
Dokładnie. Dlatego swojego jeszcze nie oddałem. !!!! J.P. jest prawiczkiem!!!!!
Wow. Jego i mnie naprawdę WIELE łączy.
A poza tym... To znaczy, że Tina się myliła: on i Lilly nigdy Tego Nie
Zrobili!!!!!!!!!!!!!
Ale nie powiem Lilly, że znam prawdę. Miała już dość rozczarowań jak na jeden
dzień. Pozwolę jej jeszcze trochę bawić się myślą, że trzyma mnie w niepewności. Chociaż
tyle mogę zrobić, biorąc pod uwagę, że to MOJA wina, iż J.P. z nią zerwał.
Tylko mam nadzieję, że ona nigdy się o tym nie dowie.
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA,
RACHUNEK RÓŻNICZKOWY
O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże. Czy właśnie się stało to, co się stało? Czy mnie
się to wszystko tylko przywidziało?
To się NIE MOGŁO stać! Bo to jest po prostu za dziwne, żeby się mogło zdarzyć.
Ale... Ale to się chyba naprawdę stało!
Zwymiotuję. Normalnie, zwymiotuję. Dlaczego zeżarłam ten bekon i cheeseburgera
na lunch?
Ręce mi się tak trzęsą, że ledwie mogę pisać... Ale muszę to jakoś zanotować... Dobra,
było tak:
Teraz już wiem, co miał na myśli Michael, kiedy napisał, że przyjdzie i spróbuje to
wyjaśnić. Miał na myśli, że przyjdzie do mnie, DO LICEUM IMIENIA ALBERTA
EINSTEINA.
I podejdzie pod drzwi pracowni chemicznej pod koniec siódmej lekcji, dokładnie
wtedy, kiedy będę wychodziła z klasy razem z J.P. Tyle że ja go w pierwszej chwili nie
zauważyłam. To znaczy Michaela.
J.P - który, jestem pewna, też Michaela nie dostrzegł - odezwał się do mnie:
- Przyjaźń?
Na co ja powiedziałam:
- Oczywiście!
A on wtedy powiedział:
- Misiaczka?
A ja powiedziałam:
- Czemu nie?
I go uściskałam. I byłam taka - no, sama nie wiem. PORUSZONA tym, że J.P. był
smutny przez to, że zerwał z Lilly i tak dalej, że zanim się zorientowałam, POCAŁOWAŁAM
go.
Zamierzałam tylko go cmoknąć w policzek. Ale on przesunął głowę. I skończyło się
na tym, że go pocałowałam w usta.
Nie po francusku, oczywiście. I tylko przez sekundę.
Ale i tak. Pocałowałam go. W usta.
I nie byłoby z tego żadnej wielkiej sprawy - jestem pewna, że nie - gdyby nie to, że
kiedy już przestałam go obejmować za szyję i obejrzałam się za siebie - bardzo zażenowana,
bo WCALE nie zamierzałam go całować, a przynajmniej, niezupełnie zamierzałam -
zobaczyłam Michaela.
Stał za nami na środku zatłoczonego korytarza i miał zdziwioną minę.
Tyle rzeczy przeleciało mi przez głowę, kiedy się obejrzałam i zobaczyłam Michaela.
Najpierw ogarnęło mnie szczęście, bo ja zawsze jestem szczęśliwa na jego widok. Potem ból,
bo przypomniałam sobie, co on mi zrobił i że ze sobą zerwaliśmy. A potem zdumienie, bo co
on, u licha, robił w szkole, którą już ukończył?
A potem zrozumiałam, że przyszedł tu „spróbować to wyjaśnić”, tak jak pisał w SMS
- ie.
A wtedy zwróciłam uwagę na wyraz jego twarzy. Zobaczyłam, jak przenosi spojrzenie
ze mnie na J.P. - biednego J.P, który sterczał tam jak posąg, nadal trzymając w powietrzu
rękę, którą objął mnie w talii, kiedy wspięłam się na palce, żeby go pocałować, zupełnie jakby
zapomniał, jak się ruszać, czy coś! - a potem znów na mnie.
I DOKŁADNIE wiedziałam, co sobie wtedy pomyślał.
A potem już zupełnie mnie ogłupiło. Bo Michael musiał sobie pomyśleć, że między
mną a J.P. coś jest.
Co, oczywiście, nie jest prawdą.
- Michael - powiedziałam.
Ale było już za późno. Bo on już odwracał się i odchodził.
Odchodził, jakby nagle zrozumiał, że zrobił wielki, kolosalny błąd, w ogóle
przychodząc, żeby się ze mną zobaczyć!
W głowie mi się to nie mieściło! Najwyraźniej niewiele dla niego znaczę, skoro nie
został, żeby sobie ze mną to wszystko wyjaśnić! Nawet nie został na tyle długo, żeby dać w
pysk J.P. za podrywanie jego dziewczyny!
To pewnie dlatego, że w zasadzie nie jestem już jego dziewczyną.
Poza tym nie powinnam się chyba tak dziwić, że... To znaczy, kiedy Michael
zobaczył, jak tańczyłam z J.P. na tamtej imprezie, którą zrobił w zeszłym roku, też przecież
nic nie powiedział.
Ale nie zignorował mnie potem kompletnie, tak jak to zrobił teraz.
O Boże. Nie mogę o tym nawet myśleć. Wydawało mi się, że jak to opiszę, zrobi mi
się lepiej, ale się nie zrobiło. Ręce NADAL mi się trzęsą, kiedy piszę te słowa. Co się ze mną
dzieje? I żołądek mnie naprawdę rozbolał. To nie może być ten cheeseburger, przecież minęło
już tyle godzin... Poza tym pielęgniarka mi dała tamto lekarstwo...
DLACZEGO on NIC NIE POWIEDZIAŁ? CAŁOWAŁAM INNEGO FACETA.
Można by pomyśleć, że przynajmniej COŚ powie, żeby to było choćby: „Żegnaj na zawsze”.
Żegnaj na zawsze. O Boże. On wyjedzie dziś wieczorem. Na zawsze.
A wyglądał tak ŚWIETNIE, kiedy tam stał, taki wysoki i silny, z tym świeżo
ogolonym podbródkiem. (Chyba. Bo nie miałam okazji podejść i sama sprawdzić. Albo
powąchać. O Boże! Jak ja tęsknię za zapachem szyi Michaela! Gdybym ją w tej chwili
powąchała, to na pewno przestałabym dygotać, i przestałoby mi się wszystko przewracać w
żołądku).
Miał minę tak zaszokowaną... Taką zbolałą...
O Boże, ja chyba naprawdę zwymiotuję.
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA, W LIMUZYNIE
W DRODZE DO HOTELU FOUR SEASONS
Zwymiotowałam w gabinecie pielęgniarki. Lars ledwie zdążył mnie tam odprowadzić.
Nie wiem, co się ze mną stało. Siedziałam na rachunku różniczkowym i pisałam w
swoim pamiętniku, kiedy nagle znów zobaczyłam zszokowaną minę Michaela, po tym jak
pocałowałam J.P., i cała się oblałam potem. A Lars, który siedział obok mnie, odezwał się
przestraszonym tonem:
- Dobrze się czujesz?
A ja powiedziałam:
- Nie.
I zanim się zorientowałam, co się dzieje, Lars prowadził mnie pod ramię do drzwi
klasy, a potem do zlewu w gabinecie pielęgniarki, gdzie zwróciłam chyba całego tego
cheeseburgera z bekonem, którego pożarłam na lunch.
Siostra Lloyd zmierzyła mi temperaturę i powiedziała, że jest normalna, ale że krąży
teraz grypa żołądkowa i ja ją prawdopodobnie złapałam. Powiedziała, że nie powinnam
zostawać w szkole, bo wszystkich pozarażam.
Więc zadzwoniła na nasze poddasze, ale nikogo nie było w domu. Sama mogłam jej to
powiedzieć. W piątki w tym semestrze pan G. ma tylko pół dnia lekcji, więc wraca do domu
wcześnie. On i mama pewnie skoczyli do New Jersey załapać się na jakikolwiek tani
popołudniowy seans, a potem zajrzeć do Sam's Club i zrobić zapas pieluch dla Rocky'ego, co
już się stało ich piątkową tradycją.
A więc Lars zdecydował, że zabierze mnie do Grandmère, bo uznał, że w moim stanie
nie powinnam zostawać sama na tym poddaszu.
Najwyraźniej chorowanie w obecności Grandmère to coś lepszego niż chorowanie w
moim własnym wygodnym łóżku. Nie rozumiem kryjącej się za tym logiki, ale byłam za
słaba, żeby protestować.
Nie miałam serca mówić siostrze Lloyd, że wcale nie cierpię na grypę żołądkową. To,
co mi dolega, to obciążenie żołądka zbyt dużą ilością mięsa zjedzonego po wielu latach we-
getariańskiej diety w reakcji na to, że mój chłopak oddał swój Najcenniejszy Dar komuś
innemu, a dziś wieczorem wyjeżdża do Japonii.
Ale tak samo jak z grypą nie ma takiego lekarstwa, które można by wziąć i mieć to z
głowy.
Zwłaszcza kiedy człowiekowi dokucza jeszcze zespół pocałowania się przed chwilą z
byłym chłopakiem swojej najlepszej przyjaciółki, a widział to mój były chłopak.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że pierwszą osobą, do której chciałam
zadzwonić, kiedy zdałam sobie sprawę, że każą mi się wynosić ze szkoły pod pretekstem
choroby, był... Michael. Bo nawet od samej rozmowy z Michaelem zawsze robiło mi się
lepiej.
Ale nie mogę do niego zadzwonić. Bo co ja bym mu miała POWIEDZIEĆ po tym, co
właśnie się stało?
Dobrze, że ta limuzyna wyposażona jest w specjalne torebki na wypadek choroby
lokomocyjnej.
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA, 15.00,
HOTEL FOUR SEASONS
Grandmère to straszne towarzystwo, kiedy człowiek nie czuje się najlepiej. Sama
oczywiście nigdy nie czuje się źle - a przynajmniej nie pamięta, jak to było, kiedy się źle
czuła - i jest zupełnie pozbawiona współczucia dla kogokolwiek, kto ma gorszy dzień.
A ponadto bardzo była podekscytowana moim zerwaniem z Michaelem.
- Zawsze wiedziałam, że przez tego chłopaka będą jakieś kłopoty - oświadczyła wielce
radośnie, kiedy wyjaśniłam jej, dlaczego pojawiam się nagle w jej apartamencie w środku
popołudnia, podobno zarażona wysoce zakaźną chorobą.
Nie jestem chora, Grandmère, chciałam powiedzieć. Jestem tylko smutna.
Bo problem w tym, że nie przestałam kochać Michaela. Więc zamiast zgodzić się z
nią, że to on jest źródłem kłopotów, powiedziałam tylko:
- Sama nie wiesz, co mówisz.
A potem usiadłam na kanapie i dla pociechy wzięłam sobie na kolana Rommla.
Tak. Aż tak nisko upadłam. Szukałam pociechy u ROMMLA, miniaturowego pudla.
- Och, Michael nie jest ZŁY z natury - ciągnęła Grandmère. - Tyle że jest niskiego
pochodzenia. Powiedz mi, co on takiego zrobił? Musiało to być coś szczególnie haniebnego,
skoro nawet zdjęłaś ten naszyjnik.
Uniosłam dłoń do szyi. Mój naszyjnik! Nawet nie zdawałam sobie do tej chwili
sprawy z tego, jak bardzo mi go brakuje - jak dziwnie się czuję, nie mając go na szyi.
Naszyjnik od Michaela był zawsze czymś w rodzaju kości niezgody między mną a
Grandmère. Ona zawsze chciała, żebym na bale i oficjalne okazje zakładała genowiańskie
klejnoty koronne, ale ja nigdy nie godziłam się zdjąć naszyjnika od Michaela. A Grandmère
nie jest zwolenniczką noszenia naszyjników jeden na drugim.
Zresztą srebrna śnieżynka na łańcuszku nie za bardzo pasuje do ciasnej obroży
nabijanej brylantami i szafirami.
Stwierdziłam, że nie ma sensu ukrywać przed Grandmère prawdy, skoro i tak ją jakoś
ze mnie wydobędzie. Więc powiedziałam:
- Przespał się z Judith Gershner.
Grandmère zrobiła zachwyconą minę. No cóż, to ZUPEŁNIE w jej stylu.
- Zdradził cię! No cóż, nieważne. W tym morzu jest mnóstwo ryb. A co z tym miłym
młodzieńcem, który występował w moim musicalu? Z tym Reynoldsem - Abernathym? Byłby
dla ciebie uroczym księciem małżonkiem. Taki miły młody człowiek. Taki wysoki,
jasnowłosy i przystojny!
Ignorowałam ją po prostu. Bo co miałam odpowiedzieć? Czasami zastanawiam się,
czy w naszej rodzinie nie ma jakiegoś dziedzicznego obciążenia szaleństwem.
Właśnie, WIEM, że jest.
Zamiast tego odezwałam się:
- Michael mnie nie zdradził. On się przespał z Judith Gershner, zanim zaczęliśmy ze
sobą chodzić.
- Czy to ta dziewczyna od końskich much? - zapytała Grandmère. - Nie dziwię się, że
poczułaś się urażona. Te obrzydliwe czarne tenisówki!
- Grandmère. - Nie no, powaga. Co jej ODBIŁO? - Nie chodzi o jej WYGLĄD.
Chodzi o to, że Michael mnie w tej sprawie OKŁAMAŁ. Pytałam go, czy ze sobą chodzili, a
on powiedział, że nie. Poza tym, on jej nawet nie KOCHAŁ. Jak człowiek może oddać swój
Najcenniejszy Dar komuś, kogo nawet NIE KOCHA?
Grandmère popatrzyła na mnie z lekko zdezorientowaną miną.
- Swoje najcenniejsze co?
- DAR. - Boże, ona bywa taka tępa. - JEGO NAJCENNIEJSZY DAR. Ma się taki
tylko JEDEN. A on go dał JUDITH GERSHNER, dziewczynie, której nawet NIE KOCHAŁ.
Mógł poczekać. Powinien był oddać go MNIE.
Nie wspominałam już o tym, że dopiero co przyłapał mnie na całowaniu się z innym
chłopakiem. Bo uznałam, że to nie ma bezpośredniego związku z omawianym tematem.
Grandmère zrobiła jeszcze bardziej zagubioną minę.
- Czy ten dar to był jakiś rodzaj rodzinnego dziedzictwa? Bo zgodnie z zasadami
etykiety, kiedy młody człowiek daje damie coś, co stanowi rodzinne dziedzictwo, to możesz
to zatrzymać tylko na czas trwania waszego związku, a jeśli zaręczyny zostaną zerwane,
należy to zwrócić.
- Jego Najcenniejszy Dar to nie jakiś PIERŚCIONEK, Grandmère - oświadczyłam,
próbując nie tracić cierpliwości. - Jego Najcenniejszy Dar to jego DZIEWICTWO.
Grandmère popatrzyła na mnie i zamrugała oczami.
- Jego dziewictwo? Dziewictwo to żaden DAR. Tego się przecież nawet nie da
ZAŁOŻYĆ!
- Grandmère! - zawyłam. Nie mogłam uwierzyć, że ona do tego stopnia nie nadąża za
współczesnością. Cóż, trudno się dziwić, że nie ma pojęcia, o czym ja do niej mówię.
Któregoś dnia słuchałam ze swojego iPoda Dance, Dance, a ona to podsłuchała i stwierdziła,
że to „chwytliwy kawałek”, i zapytała mnie, kto to śpiewa, a kiedy jej powiedziałam że Fall
Out Boy, oskarżyła mnie o kłamstwo i powiedziała, że nikt by nie dał zespołowi tak głupiej
nazwy. Wyjaśniłam, że ta nazwa wzięła się od Barta z serialu Simpsonowie, na co ona
walnęła:
- BART CO? Chyba miałaś na myśli WALLIS SIMPSON? Ale ona nie miała żadnego
krewnego imieniem Bart. Tyle to ja wiem.
Widzicie? Nie ma dla niej nadziei.
- Twoje dziewictwo to twój Najcenniejszy Dar, który powinnaś oddać tej osobie, którą
pokochasz - wyjaśniłam powoli, żeby zrozumiała. - Tylko że Michael oddał swój Judith
Gershner, dziewczynie, której nawet nie kochał i z którą, jak się wyraził, „tak się tylko
wygłupiał”. Więc teraz dla mnie nie ma żadnego daru, bo go ZMARNOWAŁ na kogoś, kogo
nawet nie kochał.
Grandmère pokręciła głową.
- Ta cała panna Gershner oddała ci PRZYSŁUGĘ, młoda damo. Powinnaś ją po
nogach całować. Żadna kobieta nie potrzebuje niedoświadczonego kochanka. No cóż, poza
tymi wszystkimi młodymi blond nauczycielkami, które widuję w wiadomościach, a które śpią
ze swoimi czternastoletnimi uczniami. Ale muszę przyznać, one wszystkie wydają mi się
niezrównoważone umysłowo. O czym, u diabła, one ROZMAWIAJĄ z takim
czternastolatkiem? Bo przecież nie dlatego ci chłopcy zrzucają dla nich spodnie. Powiedz mi,
Amelio, DLACZEGO to jest teraz takie modne? Co jest takiego interesującego w młodym
chłopcu ze spodniami opuszczonymi do kostek?
Nie mogłam znaleźć na to żadnej odpowiedzi. Bo co można na takie pytanie w ogóle
ODPOWIEDZIEĆ?
- W każdym razie - ciągnęła Grandmère, nawet nie zauważając, że nic nie
powiedziałam - czy Ten Chłopak i tak nie wyjeżdża do Japonii?
- Owszem - powiedziałam. I jak zwykle, serce ścisnęło mi się na dźwięk słowa
Japonia. Dowodząc, że:
a) jeszcze mam serce, oraz
b) nadal kocham Michaela, mimo że staram się przestać. No bo, jak mogłabym go nie
kochać?
- W takim razie, co za różnica? - spytała pogodnie Grandmère. - Prawdopodobnie i tak
już go nigdy nie zobaczysz.
To wtedy wybuchnęłam płaczem.
Grandmère dość mocno się wystraszyła takim rozwojem sytuacji. Bo ja siedziałam
tam i po prostu wyłam. Nawet Rommel położył uszka po sobie i zaczął skomleć. Nie wiem,
co by się jeszcze stało, gdyby nie wszedł na to wszystko tata.
- Mia! - powiedział na mój widok. - Co ty tu robisz tak wcześnie? I co się stało? Na
litość boską, dlaczego płaczesz?
Ale ja tylko ze smutkiem pokręciłam głową. Bo nie mogłam przestać płakać.
- Zerwała z Tamtym Chłopakiem! - Grandmère musiała podnieść głos, żeby
przekrzyczeć moje szlochy. - Nie wiem, dlaczego tak się teraz zachowuje. Mówiłam jej, że
tak będzie najlepiej. O wiele lepiej będzie jej z tym chłopakiem Abernathy - Reynoldsów.
Taki wysoki, przystojny młody człowiek! A jego ojciec jest taki bogaty!
Od tego rozpłakałam się jeszcze bardziej, wspominając, jak pocałowałam J.P. na
korytarzu na oczach Michaela. Nie miałam takiego zamiaru, oczywiście - ale co z tego? Zło
już się stało. Michael nigdy w życiu się więcej do mnie nie odezwie. Byłam tego pewna.
A fakt, że tak bardzo chciałam, żeby się odezwał, mimo tego, co między nami zaszło,
sprawił, że rozpłakałam się naprawdę na całego.
- Chyba wiem, co jej dobrze zrobi - ciągnęła Grandmère, kiedy nadal szlochałam.
- Jej matka? - spytał tata z nadzieją.
Grandmère pokręciła głową.
- Burbon. To zawsze pomaga.
Tata zmarszczył brwi.
- Nie wydaje mi się. Ale może poproś swoją pokojówkę, żeby zamówiła herbatę.
Może to pomoże.
Grandmère nie była przekonana do tego pomysłu, ale poszła po Jeanne, żeby kazać jej
zadzwonić po herbatę, a tata stał nade mną i mi się przyglądał. Tata nie przywykł do widoku
moich łez. To znaczy często przy nim płakałam - ostatni raz latem, kiedy byliśmy w pałacu na
oficjalnej imprezie, a ja wpadłam na nisko zawieszoną belkę sufitową, mając na głowie
diadem i te grzebyki wbiły mi się w głowę jak maleńkie noże.
Ale on nie przywykł do takich dramatycznych emocjonalnych wybuchów. W ciągu
ostatnich lat wszystko układało mi się raczej dobrze i jakoś dawałam sobie radę.
Aż do tej pory.
Dalej wyłam, sięgając po chusteczki do pudełka ustawionego na stoliku przy kanapie.
A między szlochami wszystko się jakoś tak ze mnie wylało, o Najcenniejszym Darze, i o
Judith Gershner, i o naszyjniku ze śnieżynką, i o tym, że Michael przyszedł do szkoły
zobaczyć się ze mną, a zamiast tego zobaczył, jak całuję J.P.
Muszę przyznać, nieźle tatę zatkało. Zwykle raczej nie rozmawiam z tatą o seksie, no
bo wiecie, uch!
I wyraźnie widziałam, że ten Najcenniejszy Dar go ostatecznie dobił, bo osunął się na
kraniec kanapy, jakby nie mógł już dłużej ustać na nogach. I siedział tam, słuchając mnie, aż
wreszcie się wygadałam do końca, i nie mogłam już mówić, i tylko siedziałam tam,
wydmuchując nos, bo już najgorszy atak płaczu mi przeszedł.
Boże, nie miałam pojęcia, że ludzie są zdolni wylewać z siebie tyle łez.
Dopiero kiedy otarłam twarz, tata zdecydował się coś powiedzieć. A kiedy już się
odezwał, NIE było to coś, czego się spodziewałam.
- Mia - rzekł tata ze śmiertelną powagą. - Moim zdaniem popełniasz błąd.
W głowie mi się to nie mieściło! Ja mu w zasadzie dałam do zrozumienia, że Michael
to coś w rodzaju męskiej dziwki! Można by pomyśleć, że mój własny ojciec będzie chciał,
żebym się trzymała z dala od męskich dziwek! O czym on MÓWIŁ, jaki błąd?
- Prawdziwa miłość wcale się nie zdarza tak znów często - ciągnął. - A kiedy się trafi,
głupotą jest ją odrzucać tylko dlatego, że obiekt twoich uczuć popełnił jakieś głupstwo, zanim
w ogóle jeszcze zaczęliście się spotykać.
Gapiłam się na niego w milczeniu. Chyba to nie tylko moja wyobraźnia sprawiła, że
wyglądał zupełnie jak ten król elfów z Władcy Pierścieni.
To znaczy, o ile król elfów może być kompletnie łysy.
- A jeszcze większą głupotą jest pozwolić, żeby odszedł od ciebie ktoś, kogo tak
bardzo kochasz; a przynajmniej pozwolić mu odejść bez walki. To coś, co sam kiedyś
zrobiłem - ciągnął tata, odchrząknąwszy. - I zawsze tego żałowałem, bo prawda jest taka, że
nigdy już nie spotkałem kogoś, kogo bym obdarzył podobnym uczuciem. Nie chcę patrzeć,
jak powtarzasz ten sam błąd, Mia. Więc zastanów się, naprawdę się zastanów, nad tym, co
robisz. Ja żałuję, że się nie zastanowiłem.
A potem wstał i wyszedł na swoje spotkanie w ONZ.
A ja siedziałam tam kompletnie osłupiała. W czym niby ta mówka miała mi POMÓC?
Bo zupełnie nie pomogła.
Tata powinien był zwyczajnie kazać Larsowi mnie zastrzelić. Tylko w ten sposób
można by zakończyć moje męczarnie.
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA,
HOTEL FOUR SEASONS
Herbatę już podano. Grandmère kazała mi nalewać. Rozwodzi się na temat jakiejś
dyskusji, którą toczyła kiedyś z Elizabeth Taylor a propos tego, czy żakiet ze spodniami to
odpowiedni strój dla kobiety na popołudniową herbatkę. Elizabeth Taylor uważa, że tak.
Grandmère uważa, że nie (ale niespodzianka).
Coś mi nie daje spokoju. To znaczy, coś poza faktem, że mój chłopak i ja zerwaliśmy
ze sobą, bo on się przespał z Judith Gershner, a jakąś godzinę temu przyłapał mnie na
całowaniu się (no cóż, prawie) z byłym chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki.
Nie mogę przestać myśleć o małej mówce taty. No wiecie, że on też bez walki
pozwolił kiedyś odejść komuś, kogo kochał. I miał przy tych słowach minę taką... smutną.
A mój tata to przecież wcale nie jest typ smutnego faceta. Czy ktoś Z WAS smuciłby
się, będąc księciem i mając prywatny numer komórki Gisele Bundchen?
To dlatego przerwałam Grandmère tę tyradę przeciwko żakietom ze spodniami, żeby
zapytać, czy wie, o czym mówił tata.
- Ktoś, kto był dla niego ważny, a komu pozwolił odejść bez walki? - Grandmère się
zamyśliła. - Hm. To mogła być tamta gospodyni domowa...
- Grandmère - powiedziałam. - Ten numer o tacie i jego randkach z Evą Longorią w
„US Weekly” to były tylko plotki.
- Och. W takim razie nie mam pojęcia. Jedyna kobieta, o której wspomniał w życiu
więcej niż raz, to twoja matka. A to, oczywiście, dlatego, że jest twoją matką. Gdyby nie ty,
już nigdy by się z nią nie spotkał po tym, jak odrzuciła jego oświadczyny. Co było
największym błędem JEJ życia. Powiedzieć „nie” księciu? Pfuit! Oczywiście, koniec końców
to nawet lepiej. Twoja matka nigdy by się nie zadomowiła w pałacu. Podaj mi proszę słodzik,
Amelio.
Boże. To takie dziwne. No to kto to mógł być? To znaczy, kto mógł być dla mojego
taty taki ważny, a jednak pozwolił temu komuś odejść? Kto...
PIĄTEK, JO WRZEŚNIA,
NA SCHODACH PRZED HOTELEM FOUR SEASONS
Nie mogę w to uwierzyć. To znaczy, że byłam taka głupia.
Tata próbował mi powiedzieć. WSZYSCY próbowali mi to powiedzieć. Ale ja byłam
ciągle taka GŁUPIA...
Ale mogę jakoś to naprawić. WIEM, że mogę. Będę tylko musiała złapać go, zanim
wsiądzie do tego samolotu i powiedzieć mu, że...
No cóż, nie wiem, co mu powiem. Ale coś wymyślę, kiedy go zobaczę. Gdybym tylko
choć raz jeszcze mogła powąchać jego szyję, to wiem - WIEM - że wszystko skończyłoby się
dobrze.
I że kiedy go zobaczę, to będę wiedziała, co powiedzieć.
JEŚLI uda mi się go złapać, zanim wsiądzie do samolotu. Bo jest środek popołudnia, a
mój tata wziął limuzynę, jadąc do ONZ, co oznacza, że ja i Lars musimy złapać taksówkę, ale
żadnej nie możemy znaleźć, bo wszystkie chyba zniknęły z miasta. Zdarza się to najczęściej,
kiedy człowiekowi taksówka jest naprawdę potrzebna, i dlatego takie seriale jak Seks w
wielkim mieście mogą być czasem dalekie od prawdy, bo tym dziewczynom ZAWSZE udaje
się złapać taksówkę, a faktem jest, że ludzi potrzebujących taksówek jest o wiele więcej niż
taksówek...
CO MAM MU POWIEDZIEĆ????
Boże, w głowie mi się nie mieści, że byłam taka głupia. Że byłam taka głupia i ślepa, i
ciemna, i taka niesprawiedliwa, i CO TO WSZYSTKO MIAŁO ZA ZNACZENIE????
Poważnie, co z tego w ogóle się LICZY, poza tym, że go kocham, i nigdy już nie pokocham
nikogo innego. I przecież to nie tak, że on mnie zdradził, i DLACZEGO TU NIE MA
ŻADNYCH TAKSÓWEK????
Wybiegłam z apartamentu Grandmère, nawet się z nią nie żegnając. Wrzasnęłam tylko
do Larsa:
- Wychodzimy!
I wypadłam za drzwi. Ruszył za mną z osłupiałą miną. Dopiero kiedy wbiegliśmy do
holu, udało mi się dodzwonić na komórkę Lilly, i wydarłam się do niej:
- JAKIMI LINIAMI LECI MICHAEL?
- Continental - odparła, zaskoczona. - Zaraz... Mia, gdzie ty jesteś? Mamy apel, masz
wygłosić swoje przemówienie! Przemówienie kandydata na przewodniczącego samorządu!
- Nie mogę! - krzyknęłam. - To jest ważniejsze, Lilly. Muszę go zobaczyć...
Znów płakałam. Ale już się tym nie przejmowałam. Płakałam ostatnio tyle, że w
zasadzie zrobił się z tego normalny stan rzeczy. Co oznacza, że może mimo wszystko nie
jestem nihilistką.
- Lilly. Ja mu tylko chcę powiedzieć... Chcę tylko... - Tyle że ja oczywiście nadal
nawet nie WIEM, co chcę mu powiedzieć. - Powiedz mi, o której startuje jego samolot?
Proszę?
Coś w moim głosie musiało ją przekonać, że mówię naprawdę szczerze.
- O piątej - powiedziała Lilly, już nieco bardziej przyjaznym tonem. - Ale on już
chyba pojechał na lotnisko. Trzeba się odprawić jakoś tak ze trzy godziny przed odlotem na
liniach międzynarodowych. Coś, o czym osoba latająca wyłącznie prywatnym genowiańskim
odrzutowcem książęcym ma prawo nie wiedzieć.
A więc on już jest na lotnisku.
Ale to mnie nie powstrzymało. Rozłączyłam się, wybiegłam na dwór i kazałam
Larsowi machać na taksówkę.
A potem zadzwoniłam do taty pod jego awaryjny numer.
- Mia? - szepnął, odbierając telefon. - O co chodzi? Co się stało?
- Nic się nie stało. Czy to chodziło o mamę?
- Nic się nie stało? Mia, to linia awaryjna; ja tu siedzę na sesji Zgromadzenia
Ogólnego, komisja do spraw rozbrojenia i bezpieczeństwa międzynarodowego właśnie zdaje
sprawozdanie. Wiem, że przechodzisz teraz trudny okres, usiłując poradzić sobie ze stratą
chłopaka, ale jeśli nie masz w tej chwili krwawiących ran, to ja odkładam słuchawkę.
- Tato, nie! Muszę to wiedzieć - nalegałam gorączkowo. - Osoba, którą kiedyś
kochałeś, osoba, której pozwoliłeś odejść bez walki, czy to była mama?
- O czym ty mówisz?
- CZY TO BYŁA MAMA? Czy to mama była tą osobą, którą kochałeś i żałujesz, że
pozwoliłeś jej odejść bez walki? To była ona, prawda? Bo ona powiedziała, że nigdy nie
wyjdzie za mąż, a ty MUSIAŁEŚ się ożenić, żeby zapewnić następcę tronu. Nie wiedziałeś,
że skończy się na tym, że dostaniesz raka, i że ja będę twoim jedynym dzieckiem. I nie
wiedziałeś, że nigdy już nie spotkasz nikogo, kogo byś mógł pokochać tak jak ją. A więc
pozwoliłeś jej odejść bez walki, prawda? To była ona. To zawsze była ONA.
Na moment po drugiej stronie linii zapadła cisza. A potem tata powiedział bardzo
cicho:
- Nie mów jej.
- Nie powiem, tato - przyrzekłam. Bo przez łzy ledwie widziałam Larsa, który na
chodniku, razem z odźwiernym z Four Seasons, gorączkowo wymachiwali rękoma na
taksówki, z których wszystkie, jak się okazywało, miały na tylnym siedzeniu jakichś
pasażerów. - Obiecuję. Tylko powiedz mi jeszcze jedno.
- Mia, ja już naprawdę muszę kończyć...
- Czy ty kiedykolwiek wąchałeś jej szyję?
- Co?
- Szyję mamy. Tato, ja to muszę wiedzieć... Czy ty kiedykolwiek wąchałeś jej szyję?
Czy jej zapach naprawdę ci się podobał?
- Jak frezje - powiedział tata słabym głosem. - Skąd wiedziałaś? Nigdy nikomu o tym
nie powiedziałem.
Szyja mamy wcale nie pachnie frezjami. Szyja mamy pachnie mydełkiem Dove i
terpentyną. Aha, i kawą bo ona tyle jej pije.
Ale nie dla taty. Tata wcale tych zapachów nie czuje. Bo dla niego mama była Tą
Jedyną.
Zupełnie jak Michael dla mnie jest Tym Jedynym.
- Tato! Muszę spadać. Pa.
Rozłączyłam się i w tej samej chwili Lars wrzasnął:
- Księżniczko! Tutaj!
Taksówka! Nareszcie! Jestem uratowana!
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA, W TAKSÓWCE,
W DRODZE MA MIĘDZYNARODOWE LOTNISKO
IM. JOHNA F. KENNEDYEGO
W głowie mi się to nie mieści. To się wręcz nie wydaje możliwe. Ale nie ma mowy o
pomyłce: siedzimy w taksówce Ephraima Kleinschmidta.
Tak. Tego samego Ephraima Kleinschmidta, w którego taksówce wczoraj wieczorem
tak strasznie płakałam.
Ephraim tylko rzucił na mnie okiem we wstecznym lusterku i zawołał:
- To TY!
A potem znów próbował wcisnąć mi kleeneksy.
- Żadnych kleeneksów! - ryknęłam. - Lotnisko JFK!!! Na JFK, ale piorunem!
- JFK? - zbuntował się Ephraim. - Ale ja miałem już zjeżdżać do bazy.
Wtedy Lars pokazał mu swoją kaburę z bronią. Właściwie to sięgał tylko po portfel,
mówiąc, że ma w nim gdzieś jakiś banknot dwudziestodolarowy na napiwek, w razie gdyby
Ephraimowi udało się dowieźć nas na lotnisko w czasie poniżej dwudziestu minut.
Ale jestem pewna, że ten glock przemówił wyraźniej niż ta dwudziestka.
Ephraim się nie wahał. Wciskał gaz do dechy. Przynajmniej do pierwszych świateł.
To jest nie do zniesienia. Nie uda nam się zdążyć.
Ale przecież MUSIMY. Nie mogę pozwolić Michaelowi wyjechać - nie bez walki.
Nie mogę skończyć jak mój tata, który nie ma żadnej bliskiej osoby i spotyka się z jedną
supermodelką za drugą, bo pozwolił kobiecie, którą naprawdę pokochał, żeby odeszła.
Możliwe, że kiedy dojadę na lotnisko, Michael powie mi: „Idź sobie”. Bo, spójrzmy
prawdzie w oczy, zasłużyłam sobie na to. Miałam prawo czuć się urażona tym, co zrobił
Michael. Ale powinnam była być bardziej wyrozumiała.
Wszyscy PRÓBOWALI mi o tym powiedzieć. Mama. Tina. Lilly. Tata.
Ale ja nie chciałam słuchać.
Dlaczego nie chciałam słuchać?
I PO CO pocałowałam J.P???? PO CO, PO CO, PO CO????
Teraz mogę tylko próbować to wyjaśnić. Że to nic nie znaczyło, że J.P. jest dla mnie
tylko przyjacielem. Że jestem okropną, paskudną osobą i należy mi się za to kara.
Tylko nie taka, że Michael już się do mnie nigdy słowem nie odezwie. WSZYSTKO,
tylko nie to.
A nawet jeśli Michael mi powie: „Idź sobie”, to przynajmniej może dziś wieczorem
uda mi się usnąć. Bo będę wiedziała, że próbowałam. Będę wiedziała, że usiłowałam to jakoś
naprawić.
I może wystarczy mi chociaż ta wiedza, że przynajmniej próbowałam.
Lars się odezwał:
- Księżniczko, chyba nie zdążymy.
To dlatego, że właśnie utkwiliśmy w korku na moście za jakąś ciężarówką z naczepą.
- Nie mów tak, Lars. Zdążmy. MUSIMY zdążyć.
- Może powinnaś do niego zadzwonić. Dać mu znać, że jedziemy. Żeby nie
przechodził jeszcze przez odprawę.
- Nie mogę do niego ZADZWONIĆ.
- Dlaczego nie?
- Bo on za nic nie odbierze, jeśli wyświetli mu się mój numer. Po tym, co zobaczył
pod pracownią chemiczną?
Lars uniósł brwi.
- Och! - westchnął. - Racja. Zapomniałem o tym. A co, jeśli on już przeszedł przez
odprawę? - spytał. - Nie dostaniesz się do środka bez biletu.
- No to kupię bilet.
- Do JAPONII? Księżniczko, nie wydaje mi się...
- NIE POLECĘ do Japonii - uspokoiłam go. - Tylko przejdę przez bramkę, żeby go
znaleźć.
- Wiesz, że nie mogę cię tam puścić samej.
- Dla ciebie też kupię bilet.
Na szczęście miałam przy sobie swoją książęcą genowiańską czarną kartę American
Express przeznaczoną wyłącznie na sytuacje awaryjne. Jeszcze nigdy z niej nie skorzystałam.
Ale to właśnie PO TO tata mi ją dał: na sytuacje awaryjne.
A to jest jak najbardziej awaryjna sytuacja.
- Chyba powinnaś do niego zadzwonić - rzekł Lars. - Może do ciebie wyjdzie. Nigdy
nic nie wiadomo.
Spojrzałam Larsowi prosto w oczy.
- A ty byś wyszedł? - spytałam. - Gdybyś był na jego miejscu?
- Eee - bąknął Lars. - No cóż, nie. Chyba nie.
- Hej! - Ephraim Kleinschmidt spiorunował nas wzrokiem we wstecznym lusterku.
Ephraim wydostał się już zza ciężarówki z naczepą i gnał teraz w niezłym tempie autostradą.
- Nie będę zawracał. Już prawie jesteśmy na miejscu.
- Ja do niego nie zadzwonię. Chyba że będę zmuszona. No wiesz, Lars, Arwena nie
zadzwoniłaby do Aragorna.
- Kto?
- Księżniczka Arwena. Ona by do Aragorna nie zadzwoniła. Coś takiego wymagałoby
WIELKIEJ ZASŁUGI, Lars. A ja nie jestem Arweną. Nie uratowałam żadnych hobbitów
przed zagładą ani nie umknęłam przed pogonią żadnych Upiorów Pierścienia. Mam za to na
swoim koncie mnóstwo pomyłek: zachowywałam się jak zasmarkana idiotka, pocałowałam
innego faceta. Nie zrobiłam nic znaczącego na rzecz społeczeństwa... W przeciwieństwie do
Michaela, który być może zrewolucjonizuje chirurgię serca za pomocą tego swojego
zrobotyzowanego ramienia. A ja jestem tylko księżniczką.
- Czy Arwena nie była tylko księżniczką? - spytał Lars.
- Tak. Ale jej włosy nie wyglądały tak idiotycznie jak moje teraz.
Lars spojrzał na moją głowę.
- Fakt.
Nawet nie mogłam się obrazić. Bo kiedy człowiek znajdzie się na dnie, nic go już nie
jest w stanie dotknąć.
- Poza tym - dodałam - Arwena nigdy nie usiłowała powstrzymać Aragorna przed
wypełnieniem jego misji, tak jak ja usiłowałam powstrzymać Michaela. Arwena odegrała
znaczącą rolę w zniszczeniu Jedynego Pierścienia. A co ja kiedykolwiek zrobiłam?
- Budowałaś domy dla bezdomnych - zauważył Lars.
- Taa. Michael też budował.
- Załatwiłaś, że w Genowii zainstalowano parkometry.
- Wielkie mi co.
- Uratowałaś Zatokę Genowiańską przed zabójczymi algami.
- Nikogo poza rybakami to nie obchodzi.
- Zainstalowałaś w całej szkole kosze do segregacji śmieci.
- I za jednym zamachem doprowadziłam samorząd szkolny do bankructwa. Lars,
spójrzmy prawdzie w oczy: żadna ze mnie Melinda Gates. Ona przeznaczyła miliony dolarów
na walkę z epidemią malarii, największą plagą zdrowotną dręczącą naszą planetę, powodującą
śmierć ponad miliona dzieci rocznie tylko przez brak pieniędzy na moskitierę za trzy dolary.
Naprawdę, jeśli mam zamiar być dalej z Michaelem, będę musiała postarać się o jakieś
większe osiągnięcia. To znaczy, o ile on mnie w ogóle po tym wszystkim z powrotem zechce.
- Moim zdaniem podobasz się Michaelowi taka, jaka jesteś - powiedział Lars,
chwytając za uchwyt w drzwiach pasażera, żeby nie stracić równowagi i nie wpaść na mnie,
bo Ephraim Kleinschmidt ostrym łukiem pokonał zjazd z autostrady.
- PODOBAŁAM się. Zanim tego wszystkiego nie zepsułam, rzucając go. I całując się
na jego oczach z byłym chłopakiem jego siostry.
- Fakt - potwierdził Lars.
I to jest jeden z powodów, dla których tak bardzo kocham Larsa. Nie trzeba się
martwić, że będzie ci wmawiał coś tylko po to, żebyś poczuła się lepiej. On zawsze mówi
prawdę. A przynajmniej, tak jak on ją widzi.
- Jakie to linie? - spytał Ephraim.
- Continental - odparłam. Musiałam przytrzymać się pasa przy siedzeniu, żeby mnie
nie cisnęło z jednego krańca kabiny na drugi. - Odloty!
Ephraim docisnął gaz.
Nie mogę pisać dalej. Lękam się o swoje życie.
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA, MIĘDZYNARODOWE
LOTNISKO IM. JOHNA F. KENNEDYEGO,
POSTÓJ DLA LIMUZYN
No cóż. Nie wyszło tak, jak myślałam.
Naprawdę miałam nadzieję, że to się potoczy tak, że wpadnę na lotnisko i zobaczę, że
Michael stoi gdzieś przy stanowisku odprawy. Ja bym głośnio zawołała jego imię, a on by się
obejrzał i podszedł, a ja bym mu powiedziała, jak strasznie mi przykro, że byłam taką totalną
kretynką, a on by mi z miejsca wybaczył i wziął mnie w ramiona, i pocałował, i
powąchałabym jego szyję, a on by się tak tym wszystkim wzruszył, że zdecydowałby, że
jednak zostanie w Nowym Jorku.
Cóż, na to ostatnie tak specjalnie nie liczyłam. To znaczy, oczywiście, LICZYŁAM.
Ale wcale nie wierzyłam, że to się STANIE. Zadowoliłoby mnie, gdyby mi chociaż
wybaczył.
Ale jak się okazało, nic z tego. Bo kiedy dotarliśmy do hali odpraw, samolot Michaela
już startował.
Spóźniliśmy się.
Ja się spóźniłam.
A teraz Michaela nie ma. Jest w drodze do innego kraju - na inny KONTYNENT - na
inną PÓŁKULĘ.
I ja go pewnie już nigdy w życiu nie zobaczę.
Oczywiście, zrobiłam jedyną rozsądną rzecz, którą mogłam zrobić w tych
okolicznościach: usiadłam na posadzce hali odlotów i się rozpłakałam.
Lars musiał mnie na pół wyprowadzić, a na pół wynieść na stanowisko dla limuzyn,
gdzie czekamy, aż Hans i tata po nas przyjadą. Bo Lars powiedział, że za żadne skarby już w
życiu żadnej taksówki łapał nie będzie.
Przynajmniej znalazła się tu jakaś ławka, więc mogłam sobie na niej usiąść i popłakać.
Nie rozumiem, jak do tego wszystkiego w ogóle doszło. Tydzień temu - pięć dni temu
- byłam tak pełna nadziei i oczekiwań. Nawet nie wiedziałam, czym jest ból. Prawdziwy ból.
Czuję się tak, jakby nagle cały świat usunął mi się spod nóg. I częściowo nie miałam
na to wpływu - jak na tę decyzję Michaela o wyjeździe do Japonii.
Ale spora część tego, co się wydarzyło, to moja wina.
I na co mi to było?
Jak ja mam dalej bez niego żyć? No, serio?
Limuzyna już podjechała.
Zobaczę, czy nie uda nam się zatrzymać w jakimś McDonaldzie dla zmotoryzowanych
po drodze do domu. Bo wydaje mi się, że jedyna rzecz, która mogłaby mnie podtrzymać na
duchu, to McRoyal.
Z serem.
PIĄTEK, 10 WRZEŚNIA, 19.00,
PODDASZE
Kiedy dojechałam do domu, mama i pan G. właśnie zastanawiali się, co zamówić na
obiad. Mama rzuciła mi tylko jedno spojrzenie i powiedziała:
- Do sypialni. Już.
Bo Rocky powyciągał z szafek w kuchni wszystkie garnki i patelnie, i właśnie w nie
walił (niewątpliwie ten rys charakteru odziedziczył po ojcu, którego zestaw perkusyjny nadal
zajmuje w naszym mieszkaniu dość eksponowane miejsce).
Powlokłam się więc do swojego pokoju i padłam na łóżko, strasząc Grubego Louie,
który tak się zdziwił, kiedy na nim wylądowałam, że aż na mnie prychnął.
Ale mnie to było obojętne. Chyba mam dystymię albo chroniczną depresję, bo mam
wszystkie symptomy:
emocjonalne zobojętnienie,
stałą melancholię o niskim poziomie intensywności,
uczucie bezsensownego brnięcia przez codzienne życiowe obowiązki przy bardzo
małym entuzjazmie czy zainteresowaniu nimi,
negatywne myślenie,
anhedonię (niemożność cieszenia się czymkolwiek, cheeseburgery pomijając).
- Twój ojciec powiedział mi, że zostałaś w połowie popołudniowych lekcji odesłana
ze szkoły do domu - zakomunikowała mama, kiedy już zatrzasnęła drzwi, więc odgłos
walenia w garnki przynajmniej częściowo ucichł. - A z tego, co powiedział mi Lars,
rozumiem, że pojechałaś na lotnisko pożegnać się z Michaelem.
- Taa - mruknęłam. Poważnie, ja mam zero jakiejkolwiek prywatności. NIC nie mogę
zrobić, żeby cały świat nie dowiedział się o tym. Nawet nie wiem, po co próbuję cokolwiek
zatrzymać w sekrecie. - Pojechałam.
- Moim zdaniem postąpiłaś słusznie. Jestem z ciebie dumna.
Wytrzeszczyłam na nią oczy.
- Nie złapałam go. Jego samolot już zdążył odlecieć.
Mama się skrzywiła.
- No cóż. Możesz jeszcze do niego zadzwonić.
- Nie mogę do niego zadzwonić.
- Nie wygłupiaj się. Oczywiście, że możesz.
- Mamo. Nie mogę zadzwonić. Pocałowałam J.P. i Michael mnie na tym przyłapał.
Teraz to mama wytrzeszczyła oczy na mnie.
- Pocałowałaś chłopaka swojej najlepszej przyjaciółki?
- Lilly i J.P. dzisiaj zerwali ze sobą. Więc to jest jej były chłopak. Ale owszem, tak.
- I zrobiłaś to przy Michaelu.
- Tak. - Nie jestem pewna, czy ten McRoyal z serem to był najlepszy pomysł. - Ale ja
wcale nie chciałam. To się tylko jakoś tak... stało.
- Och, Mia! - westchnęła mama. - Co ja mam z tobą zrobić?
- Nie wiem - powiedziałam. W nosie łaskotały mnie łzy. - Kompletnie zniszczyłam to,
co mnie z nim łączyło. On mi nigdy nie wybaczy. Pewnie się cieszy, że się mnie pozbył.
Komu jest potrzebna nienormalna dziewczyna?
- Jesteś ciągle nienormalna, odkąd poznałaś Michaela - stwierdziła mama. - Więc to
nie tak, że zwariowałaś jakoś nagle i ostatnio.
Ja wiem, że ona próbowała mnie jakoś rozbawić.
- Dzięki, mamo - powiedziałam przez łzy.
- Posłuchaj. Frank i ja zamawiamy sobie jedzenie z Number One Noodle Son. Chcesz
coś?
Zastanowiłam się nad tym. Ten McRoyal z serem jakoś przeszkadzał mi w żołądku.
Może potrzeba mi jeszcze trochę białka, żeby go tam utrzymać.
- To ja może poproszę kurczaka generała Tso - zdecydowałam. - I trochę wołowiny z
pomarańczami. I może jakieś smażone pierożki. A może jeszcze parę pieczonych żeberek?
Zawsze wyglądacie, jakby bardzo wam smakowały.
Ale moja mama, zamiast ucieszyć się, że nie musi zamawiać wegetariańskich dań,
których nie tknie nikt poza mną, zrobiła zatroskaną minę.
- Mia. Czy jesteś zupełnie pewna, że chcesz...
Ale chyba coś w wyrazie mojej twarzy skłoniło ją do zmiany zdania, bo przerwała,
wzruszyła ramionami i powiedziała:
- Dobra. Jak sobie chcesz. Aha, i Lilly dzwoniła. Chce, żebyś do niej oddzwoniła.
Powiedziała, że to coś ważnego.
- Okay. Dzięki.
Mama otworzyła drzwi mojej sypialni - TRACH! Chichocik. TRACH! TRACH!
TRACH! - i wyszła. Przez jakiś czas gapiłam się w sufit. Na suficie w pokoju Michaela, w
apartamencie u państwa Moscovitzów, są takie konstelacje gwiezdne fosforyzujące po
ciemku. Ciekawe, czy takie same gwiazdozbiory ponakleja na suficie w swoim nowym
pokoju. W Japonii.
Sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer Lilly. Odebrała pani doktor Moscovitz.
Powiedziała niezbyt ciepłym głosem:
- Ach, witaj, Mia.
Tak. Matka mojego chłopaka teraz mnie znienawidziła.
No cóż, ma do tego prawo.
- Pani doktor Moscovitz - zaczęłam. - Strasznie przepraszam za... No cóż, wszystko.
Jestem okropną idiotką. Zrozumiem, jeśli mnie pani teraz znienawidzi.
Głos pani doktor Moscovitz ocieplił się odrobinę, powiedziała:
- Och, Mia. Nigdy nie mogłabym cię znienawidzić. Słuchaj, takie rzeczy się zdarzają.
Ja... No cóż, jakoś to sobie z Lilly przecież wyjaśnicie.
- Prawda - powiedziałam i od razu poczułam się lepiej. Może jednak nie cierpię na
dystemię? To znaczy, skoro faktycznie mogłam coś jeszcze czuć. Poza odczuciami
nieprzyjemnymi. - Dzięki.
Ale... Czy ona powiedziała: „z Lilly”? Musiało jej przecież chodzić o to, że „z
Michaelem”.
- Pani doktor Moscovitz, czy Lilly jest w domu? Oddzwaniam na jej telefon.
- Oczywiście, Mia - potwierdziła pani doktor Moscovitz. I zawołała do telefonu Lilly,
która złapała słuchawkę i bez żadnych wstępów spytała:
- CAŁOWAŁAŚ SIĘ Z MOIM CHŁOPAKIEM????
Gapiłam się na telefon, zupełnie zbita z tropu.
- Co?
- Kenny Showaiter powiedział, że widział, jak pocałowałaś J.P. pod pracownią
chemiczną dzisiaj w szkole.
O. Boże. O. Mój. Boże.
McRoyal z serem podszedł mi do gardła. Ogarnęła mnie totalna panika.
- Lilly - powiedziałam. - To nie... Słuchaj. To nie to, co myślał Kenny...
- A więc twierdzisz, że NIE pocałowałaś mojego chłopaka pod pracownią chemiczną
dzisiaj w szkole? - spytała ostro Lilly.
- N - nie - zająknęłam się. - Nie twierdzę. Ja go pocałowałam. Ale tylko jako
przyjaciela. A poza tym, technicznie rzecz biorąc, J.P. jest twoim BYŁYM chłopakiem.
- Chcesz powiedzieć, że technicznie rzecz biorąc, ty jesteś moją BYŁĄ najlepszą
przyjaciółką?
Zrobiło mi się głupio.
- Lilly! Daj spokój! Mówiłam ci! J.P. i ja jesteśmy wyłącznie przyjaciółmi!
- Od kiedy to przyjaciele CAŁUJĄ się ze sobą? - spytała ostro Lilly. - W usta?
O mój Boże.
- Lilly, posłuchaj. Obie miałyśmy dzisiaj szczególnie trudny dzień. Nie wyżywajmy
się na sobie nawzajem...
- Ja nie miałam dziś żadnego szczególnie złego dnia - rzuciła Lilly. - To znaczy, jasne,
rzucił mnie chłopak. Ale poza tym zostałam wybrana na nową przewodniczącą samorządu
szkolnego Liceum imienia Alberta Einsteina.
Wyprostowałam się, słysząc te słowa.
- NAPRAWDĘ?
- Owszem - odrzekła Lilly tonem głębokiej satysfakcji. - Kiedy zerwałaś się ze szkoły,
zasłaniając się bólem żołądka, dyrektor Gupta stwierdziła, że sama wyłączyłaś się z udziału w
tym wyścigu.
- Och, Lilly! - westchnęłam. - Bardzo cię przepraszam.
- Nie musisz. Zapytałam dyrektor Guptę, co się stanie, jeśli nikt nie będzie
kandydował, no wiesz, do samorządu. A ona powiedziała, że JEGO FUNKCJĘ BĘDZIE
MUSIAŁA OBJĄĆ PANI HILL. Wiesz jak TO by wyglądało: od dzisiaj do ferii wiosennych
sprzedawalibyśmy świece. Więc zapytałam dyrektor Guptę, czy mogłabym kandydować
zamiast ciebie, a ona stwierdziła, że biorąc pod uwagę brak jakichkolwiek innych
kandydatów, nie widzi przeszkód. Więc wygłosiłam twoją mowę. No wiesz, tę o tym
wszystkim, co powinno się robić w przypadku wystąpienia jakiejś katastrofy? Chyba ją trochę
za bardzo ubarwiłam. NIEPRZESADNIE. Tylko wiesz, trochę o wielkich wulkanach i
asteroidach... Nic specjalnego. Ludzie za bardzo się przerazili, żeby na mnie NIE zagłosować.
Głosowanie odbyło się na ostatniej lekcji. I ja je wygrałam. Przynajmniej miałam ponad
pięćdziesiąt procent głosów. WIEDZIAŁAM, że ten rocznik pierwszaków zareaguje na
groźby i tylko na groźby. Mimo wszystko niczego innego w życiu nie zaznali.
- Wow. To super, Lilly.
- Dzięki. Chociaż nie wiem, po co ja opowiadam o tym TOBIE, skoro w żaden sposób
w tym mi nie pomogłaś. A przy okazji, nie jesteś moją zastępczynią. Została nią Perin. Nie
potrzebuję jako zastępczyni osoby, która kradnie cudzych chłopaków. Jako przyjaciółki TEŻ
nie.
- Ja NIE ukradłam twojego chłopaka, Lilly. Powiedziałam ci, ja go pocałowałam
wyłącznie dlatego, że... No cóż, nie wiem, dlaczego go pocałowałam. Po prostu to zrobiłam.
Ale...
- Wiesz co, Mia? - przerwała mi Lilly. - Nie mam ochoty tego słuchać. Może sobie to
zostawisz dla kogoś, kogo to obchodzi? Na przykład dla J.P.
- J.P. wcale mnie nie lubi w taki sposób, Lilly. I ty o tym wiesz!
- Doprawdy? - spytała Lilly z cichym, złym śmieszkiem. - Cóż, to może ja jednak
wiem coś, czego ty nie wiesz.
- O czym ty mówisz? - spytałam. - Daj spokój, Lilly, to jakaś głupota. Jesteśmy
przyjaciółkami od tak dawna, że nie pozwolimy, żeby między nami stanął jakiś FACET...
- Taa? Może faktycznie już wystarczająco długo byłyśmy tymi najlepszymi
przyjaciółkami. Do widzenia, KG.
A potem coś kliknęło. Lilly rzuciła słuchawkę.
W głowie mi się to nie mieściło. Lilly w rozmowie ze mną rzuciła słuchawkę.
Siedziałam tam, nie mając bladego pojęcia, co robić. Prawdę mówiąc, z trudem
mieściło mi się w głowie to wszystko, co się działo. W ciągu jednego tygodnia straciłam
chłopaka i najlepszą przyjaciółkę. Czy takie rzeczy w ogóle są możliwe?
Nadal tam siedziałam, ściskając w dłoni telefon, kiedy odezwał się ponownie. Byłam
taka pewna, że to Lilly dzwoni z przeprosinami za to, że rzuciła słuchawkę, że odebrałam po
pierwszym dzwonku i powiedziałam:
- Słuchaj, Lilly, jest mi strasznie, strasznie przykro. Co mogę zrobić, żeby cię za to
jakoś przeprosić? Zrobię WSZYSTKO.
Ale to nie była Lilly. Jakiś głęboki, męski głos powiedział:
- Mia?
A mnie serce zatrzepotało. To był Michael. MICHAEL DO MNIE DZWONIŁ! Nie
wiedziałam, jakim cudem, przecież właśnie siedział w samolocie. Ale co mnie to mogło
obchodzić? To był MICHAEL!
- Tak - odezwałam się, czując, jak kości z ulgi zamieniają mi się w galaretkę. To był
MICHAEL! O mało nie wybuchłam płaczem - ale tym razem z powodu radości, nie smutku.
- To ja - powiedział ten głos. - J.P.
Galaretka w kościach mi skamieniała. Podfruwające serce spadło i trzasnęło o
podłogę.
- Och! - jęknęłam rozpaczliwie, próbując sprawić, żeby moje rozczarowanie nie
wydawało się za bardzo oczywiste. Bo księżniczka zawsze próbuje mile witać rozmówców,
nawet jeśli wcale nie tych rozmówców oczekiwała. Albo z nadzieją wypatrywała. - Cześć.
- Jak rozumiem, już rozmawiałaś z Lilly - rzekł J.P.
- Hm - mruknęłam. Jak mogłam pomyśleć, że to Michael? Michael siedział w
samolocie i leciał na drugi koniec świata, żeby uciec przede mną. I dlaczego niby Michael w
ogóle miał sobie zawracać głowę ponownym dzwonieniem do mnie, po tym co
nawyrabiałam? - Taa. Tak, rozmawiałam.
- Zgaduję, że rozmowa udała wam się mniej więcej tak samo jak mnie przed chwilą -
powiedział J.P.
- Taa. Czułam się taka otępiała. Czy otępienie jest jednym z symptomów dystymii?
Nie takie emocjonalne otępienie, ale prawdziwe FIZYCZNE? - Lilly z całego serca mnie
znienawidziła. I chyba ma do tego prawo. Nie wiem, co mnie wtedy napadło pod tą
pracownią chemiczną, J.P. Przepraszam cię.
- Nie musisz mnie przepraszać - roześmiał się J.P. - Bardzo mi się to podobało.
Miło, że tak rycersko podchodził do sprawy. Ale w jakiś sposób poczułam się jeszcze
gorzej.
- Jestem taką straszną idiotką - mruknęłam żałośnie.
- Nie uważam, żebyś była idiotką - stwierdził J.P. - Tylko uważam, że miałaś
naprawdę paskudny tydzień. Dlatego do ciebie dzwonię. Uznałem, że trzeba cię jakoś
pocieszyć i wpadłem na pomysł, że najlepiej ci zrobi pewien bilet. Dosłownie.
- Sama nie wiem, J.P. Wydaje mi się, że mam dystymię.
- Nie mam bladego pojęcia, co to w ogóle jest. Ale wiem, że w ręce trzymam w tej
chwili dwa bilety do loży na dzisiejsze broadwayowskie przestawienie Pięknej i Bestii. Czy
miałabyś ochotę się ze mną wybrać?
Nie mogłam powstrzymać okrzyku zaskoczenia. Loża na moje ukochane
przedstawienie wszech czasów?
- J - jak? - wyjąkałam. - Skąd ty...?
- Łatwizna - oświadczył J.P. - Mój tata to producent, zapomniałaś? No więc?
Wchodzisz w to? Przedstawienie zaczyna się za godzinę.
Czy on sobie żartuje? Jak to zgadł? Skąd wiedział, że to jest DOKŁADNIE to, czego
potrzebowałam, żeby oderwać się myślami od tego, że postąpiłam jak totalna i kompletna
idiotka wobec dwóch najbliższych mi osób na świecie (pomijając Grubego Louie i
Rocky'ego, oczywiście)?
- Wchodzę - powiedziałam. - Wchodzę w to.
- To ja czekam na ciebie pod teatrem za czterdzieści pięć minut - oznajmił J.P. - I,
Mia?
- Co?
- Mam prośbę, nie rozmawiajmy dziś wieczór o żadnym z Moscovitzów, dobrze?
- Dobrze - powiedziałam, uśmiechając się chyba po raz pierwszy tego dnia. - Do
zobaczenia za niedługo.
Odłożyłam słuchawkę.
A potem, zanim poszłam się przebrać ze szkolnego mundurka w coś ładnego na
wieczór w teatrze, wstałam i podeszłam do komputera.
Sprawdziłam pocztę. Żadnych nowych maili.
Nic nie szkodzi. Nie oczekiwałam wiadomości. Na żadne przecież nie zasłużyłam.
Kliknęłam na ostatniego maila Michaela do mnie - tego, na który nie odpowiedziałam.
A potem kliknęłam: ODPOWIEDZ.
Następnie przez chwilę się zastanawiałam.
I wreszcie wpisałam:
Michael, przepraszam.
I nacisnęłam: WYŚLIJ.
PODZIĘKOWANIA
Serdecznie dziękują Beth Ader, Jennifer Brown, Barbarze Cabot, Sarah Davies,
Johnowi Henry'emu Dreyfussowi, Michele Jaffe, Laurze Langlie, Amandzie Maciel, Abigail
McAden, a przede wszystkim Benjaminowi Egnatzowi.