Okoliczności zawarcia polsko-niemieckiego paktu o nieagresji z 26.I.1934 r.
Dodany przez: Redakcja KNM
Hitler wykręcał się jak umiał, zaprzysięgał, w końcu nawet w komunikacie oficjalnym, wierność traktatom, klął się na swe najuczciwsze
zamiary i nawet mienił się „pacyfistą”; w tym czasie wciąż jeszcze bał się polskich reakcji. Lecz równocześnie sugerował wspólny,
„polsko-niemiecki marsz na Moskwę”, ostrzegając niby mimochodem przed płodnością Rosjan, oraz wymianę Pomorza na wybrzeże
litewskie. Apelował do swego rodzaju wspólnoty nacjonalizmów, spodziewając się pozytywnego odzewu i dawał do zrozumienia, iż
Polska, gdyby tylko zechciała, stać by się mogła cenioną kolonią surowcową Rzeszy. Nawiasem mówiąc, uznawał wspaniałomyślnie
prawo Polski do istnienia. Należało przewidywać, iż akcenty w tej rozmowie tylko zaznaczone stać się mogą z czasem postulatami.
Zbliżenie z Niemcami
Francuska indolencja, tak wyraźnie ujawniona w czasie sondaży na temat wojny prewencyjnej, umacniała pozycję Becka w kierownictwie państwa
polskiego, który jako jeden z nielicznych za francuzami nie przepadał (z powodów raczej osobistych), ale też nie był nigdy germanofilem wbrew licznym
insynuacjom, pochodzącym głównie i bezpodstawnie od wywiadu francuskiego. [1] Praw polskich w Gdańsku bronił wręcz zażarcie. Lecz na przedwiośniu
1933 r. uznał, że ułożenie dobrych stosunków z Niemcami staje się podstawową koniecznością. Wynikała bezspornie z bierności mocarstw zachodnich, a
przede wszystkim sojuszniczej Francji. Był to wniosek ogólnie biorąc słuszny. Niestety Beck założył dodatkowo, iż ułożenie dobrych stosunków z
Niemcami będzie nie tylko możliwe, ale też trwałe właśnie w pertraktacjach z Hitlerem, który nie był „Prusakiem” i uchodził za „dobrego Austriaka”, nie
godzącego się z „imperialnymi zapędami pruskich junkrów”. Podstawowe dzieło Hitlera, „Mein Kampf”, w którym powiadano bardzo wyraźnie o
„niemieckim posłannictwie na Wschodzie” i o konieczności przedsięwzięcia przez Niemcy wielkiego Marszu na Wschód [2], najprawdopodobniej skłonny
był Beck uznać za zwyczajną „propagandówkę” wyborczą. Tak zresztą oceniali wówczas „Mein Kampf” również inni, wybitni politycy europejscy. Wywiad z
Ethertonem szybko szedł w zapomnienie.
Kalkulacja Becka, który postanowił poradzić sobie sam, okazać się miała wielką pomyłką. Ale pierwsze efekty wyglądały nieźle. Bez wątpienia nowy
kanclerz Rzeszy uznać musiał za przypartego do muru.
Odpowiednią instrukcję, zalecającą skupienie się na temacie Gdańska, polski poseł w Berlinie, Alfred Wysocki [3] otrzymał z datą 18 kwietnia. 2 maja
odbył rozmowę z Hitlerem i natychmiast sporządził dla swego ministra ściśle tajny raport, w którym referował:
„
Opinia publiczna Polski stale jest np. alarmowana stanowiskiem stronnictwa nacjonal-socjalistycznego w Gdańsku, którego prasa i przywódcy starają się
we wszystkich wpoić przekonanie, że oddanie Wolnego Miasta Gdańska Niemcom jest tylko kwestią czasu i to szczególnie od chwili, kiedy ster rządu w
Rzeszy objął Adolf Hitler.
Jako przedstawiciel Polski w Berlinie muszę zaznaczyć, że nie dopatrzyłem się dotąd w bezpośrednich wystąpieniach Kanclerza potwierdzenie owych
pogróżek. Uważam je jednak wraz z moim Rządem i polską opinią publiczną za niezwykle niebezpieczne nie tylko dla stosunku Polski do Wolnego Miasta
Gdańska, ale także dla naszego pokojowego współżycia między moim krajem a Rzeszą.
..”.
Swoje wyjaśnienia na temat polskich racji tak opisuje Wysocki w dalszej części raportu.
„..
.Pozwalam sobie przy tym zwrócić uwagę Kanclerza na niezwykłą czujność, z jaką Polska odnosi się w ogóle do całokształtu kwestii łączących się z jej
dostępem do morza i prawami jakie nabyła w Gdańsku na podstawie Traktatu Wersalskiego. Ojcowie nasi popełnili już raz wielki błąd nie popierając
należycie rozwoju własnej floty handlowej i lekceważąc sobie stanowisko, jakie Polsce przypadło w udziale na Bałtyku. Tego błędu nasze pokolenie
popełnić nie może i każdy z nas bez wyjątku uważa nasz dostęp do morza za interes życiowy Polski i jest gotów bronić go do upadłego. Byłoby więc
niezmiernie pożądanym, aby Kanclerz zechciał w formie jaką uważa za stosowną oświadczyć, że ani on, ani rząd rzeszy nie mają zamiaru naruszać
nabytych przez Polskę praw i interesów w Wolnym Mieście Gdańsku. Jestem przekonany, że tego rodzaju oświadczenie wpłynie nie tylko uspokajająco na
bardzo podnieconą i zaniepokojoną opinię publiczną w Polsce, ale także będzie wskazówką dla tych niemieckich czynników, które zasłaniając się
autorytetem Kanclerza działają często przeciwko nam na własną rękę..
.”.
Hitler miał na to odpowiedzieć w dłuższym przemówieniu, w którym między innymi Wysocki usłyszał:
„..
.Kanclerz nie pojmuje zaniepokojenia opinii publicznej w Polsce. Ani on, ani żaden z członków jego rządu nie uczynili ani nie powiedzieli nic takiego, co
mogłoby to zaniepokojenie usprawiedliwić. Rząd Rzeszy pod przewodnictwem Kanclerza nie ma bynajmniej zamiaru naruszania istniejących traktatów i
uważa je za obowiązujące, respektując te obowiązki i prawa, jakie te traktaty na Rzeszą nakładają. Niemcy nie uznają natomiast żadnych praw Polski do
Gdańska, które wykraczałyby poza ramy istniejących traktatów. Uważały też obsadzenie Westerplatte przez wzmocnione oddziały polskie za bezprawne i
miały wszelki powód, Niemcy, nie Polska, do zaniepokojenia..
.”.
Przyszła z kolei pora na ton bardziej pojednawczy:
„...
W zupełnie innym tonie rozmawialibyśmy z pewnością – mówił Kanclerz zwracając się wprost do mnie – z przedstawicielem Polski, gdyby np. traktat
pokoju wyznaczył Polsce jej dostęp do morza dalej na wschód od Gdańska, a nie rozdzierał żywe ciało niemieckie. Gdyby nie ten złośliwy i bezsensowny
wymysł, byłyby z pewnością stosunki niemiecki-polskie ułożyły się tak, jak tego domaga się prawda życia, sąsiedztwo i wzajemne położenie gospodarcze.
Ciągły niepokój i troska o jutro polityczne są jedną z przyczyn, dla których 7 milionów Niemców jest pozbawionych pracy i siły nabywczej. Gdyby tego
bezrobocia nie było, Niemcy pochłaniałyby łatwo w normalnych warunkach politycznych tę nadwyżkę produktów rolnych, jaką Polska ma do zbycia.
Stosunki obu państw oparłyby się wówczas o najrozumniejsze, bo naturalne podstawy. Niemcy sprzedawałyby Polsce wyroby fabryczne, kupując w
zamian jej produkty rolnicze. Kanclerz nie podziela zapatrywań wątpiących w prawa do bytu Polski, przeciwnie, uznaje je i rozumie. Polska powinna także
ze swej strony starać się zrozumieć prawa i interesy Niemiec. Jeżeli we wzajemnym ocenianiu się zapanuje pewne umiarkowanie, wówczas uwidoczni się
także wiele wspólnych obu państwom interesów. Fuhrer przeglądał niedawno tabele statystyczne obejmujące liczbę urodzin w Rosji. Zdumiewająca
płodność tego narodu nasunęła mu wiele poważnych myśli o niebezpieczeństwach jakie z tego faktu dla Europy, a więc i dla Polski, wyniknąć mogą.
Kanclerz wspomina o tym dlatego, aby mi dać przykład, jak bez żadnych uprzedzeń odnosi się do naszego państwa.
Kanclerz mówił bez przerwy, tak że dopiero przy samym końcu naszej rozmowy mogłem zwrócić jego uwagę na cały szereg wypadków ostatniej doby w
Niemczech, które usprawiedliwiają w zupełności zaniepokojenie polskiej opinii publicznej. Zaznaczyłem że stosunek obu państw ocenia się tutaj (to jest w
Berlinie) tylko na podstawie jednostronnego naświetlenia i jednostronnie przedstawianych wypadków. Rząd niemiecki widzi zawsze tylko pewne fakty w
Polsce, a nie chce nic wiedzieć o tym, że są one niemal wyłącznie następstwem odpowiednich zdarzeń w Niemczech. Prasa niemiecka i tutejszy Urząd dla
Spraw Zagranicznych oburzali się np. na ostatnie wystąpienia Związku Powstańców na Górnym Śląsku, a wystąpienia te były tylko bezpośrednią
konsekwencją barbarzyńskiego pobicia trzech polaków we Wrocławiu, ponieważ używali oni w miejscu publicznym języka polskiego. Jeżeli w Polsce
odbywają się czy odbywały przeciwniemieckie demonstracje, to uważa się je tutaj (w Berlinie) za bezpodstawne wybuchy nienawiści do Niemiec, kiedy
one są naturalną odpowiedzią na pobicie i znęcanie się nad stu kilkudziesięciu obywatelami polskimi w Niemczech, którzy mimo sześciu złożonych przeze
mnie w Urzędzie dla Spraw Zagranicznych not nie otrzymali żadnego zadośćuczynienia czy odszkodowania. Powiedziałem dalej, że wiem, iż Kanclerz jest
bardzo zajęty, nie chcę go więc trudnić przytaczaniem dziesiątku wypadków, jakie zdarzają się bez przerwy na terenie Niemiec i są wyłącznie skierowane
przeciwko obywatelom polskim lub polskości obywateli niemieckich. Aby temu niebezpiecznemu stanowi rzeczy zapobiegnąć wydaje mi się więc bardzo
Strona 1 z 4
pożądanym wydanie komunikatu, który potwierdziłby pokojowe intencje Kanclerza Rzeszy wobec naszego państwa. W odpowiedzi na to zwrócił się
Kanclerz do ministra Neuratha [4], godząc się na tego rodzaju komunikat.
”[5]
Formuła wszakże tego komunikatu nie od razu została uzgodniona ze względu na niespodziewanie wynikłe obstrukcje von Neuratha, oczywiście
zaprogramowane wcześniej przez jego zwierzchnika. W tekście na koniec przyjętym czytelnicy prasy przeczytali jednak: „...Kanclerz podkreślił
zdecydowany zamiar rządu niemieckiego do utrzymywania jak najściślej jego postawy i postępowania w ramach istniejących traktatów”. Zarówno
rozmowa, jak i komunikat po niej ogłoszony, wywarły w Europie wrażenie. Nikt się nie spodziewał podobnej ugodowości Hitlera, i to właśnie w stosunku
do Polski.
Inicjatywę można było uznać za rzeczywiście śmiałą. Wysockiemu zlecił Beck misję, prawie równą wystosowaniu ultimatum. Wykorzystywał pożyteczne
pogłoski, obiegające już Europę, o polskim zamiarze spacyfikowania Niemiec w wojnie prewencyjnej. Równocześnie pogłoski te na prawo i lewo
dementował, jak przystało politykowi bezwzględnie żądającemu pokoju.
<!--[if !vml]-->Hitlera postraszono więc i przychamowano. Rezultaty dały się zaobserwować niemal natychmiast, mianowicie po wyborach w Gdańsku
przeprowadzonych z końcem maja 1933 r. Wygrała je partia hitlerowska. <!--[endif]-->
Przewodzący jej tutaj Albert Forster [6] i jego zastępca, Herman Rauschning obejmujący prezydenturę Senatu oznajmili natychmiast, że będą
respektować prawa Polski w Wolnym Mieście. [7] Tak polecił im Hitler żądając jednocześnie cierpliwości; zapowiadał rozstrzygnięcie sprawy gdańskiej w
momencie przezeń wybranym, kiedy Niemcy zyskają na siłach. Na razie jednak, senat Wolnego Miasta zaprzestał skarżenia Polski do Ligi Narodów.
Rozmaite spory, niekiedy bardzo ważne i latami wleczone stawały się teraz możliwe do rozstrzygnięcia w dwustronnych rozmowach bezpośrednich; tak
sfinalizowano sprawę korzystania przez Polskę z portu gdańskiego, tak doprowadzono do zabezpieczenia praw ludności polskiej. Działo się to kosztem
zgody polskich czynników oficjalnych na „hitleryzację” władz miasta, co ułatwiało i przyspieszało likwidację miejscowej, niemieckiej opozycji
antyhitlerowskiej. W Warszawie wszelako „hitleryzm”, jak to już wyżej wspominano, traktowany był początkowo jako system polityczny w każdym razie
mniej polakożerczy od systemu choćby Republiki Weimarskiej. <!--[endif]-->
Tak więc, pierwsze efekty rozmowy z 2 maja mogły skłaniać do pewnego optymizmu zresztą nie tylko w sprawach gdańskich; oto nagle wpłynęły zaległe
pieniądze za tranzyt przez Pomorze. Wydaje się jednak, że zarówno Wysocki, jak i w jeszcze większym stopniu jego mocodawca nie zwrócili zbyt wiele
uwagi na parę istotnych kwestii, jakie Hitler zaznaczył wobec posła polskiego w wygłoszonym doń, długim przemówieniu. Wykręcał się jak umiał,
zaprzysięgał, w końcu nawet w komunikacie oficjalnym, wierność traktatom, klął się na swe najuczciwsze zamiary i nawet mienił się „pacyfistą”; w tym
czasie wciąż jeszcze bał się polskich reakcji. Lecz równocześnie sugerował wspólny, „polsko-niemiecki marsz na Moskwę”, ostrzegając niby mimochodem
przed płodnością Rosjan, oraz wymianę Pomorza na wybrzeże litewskie. W przeciwieństwie do swego rozmówcy, pomstował na Traktat Wersalski.
Apelował do swego rodzaju wspólnoty nacjonalizmów, spodziewając się pozytywnego odzewu i dawał do zrozumienia iż Polska, gdyby tylko zechciała,
stać by się mogła cenioną kolonią surowcową Rzeszy. Nawiasem mówiąc, uznawał wspaniałomyślnie prawo Polski do istnienia. Należało przewidywać, iż
akcenty w tej rozmowie tylko zaznaczone stać się mogą z czasem postulatami.
Piłsudski jak i Beck, zgodnie zresztą z większością ówczesnych polityków europejskich i wielu poza tym politykami niemieckimi, nie za bardzo wierzyli w
trwałość sukcesu Hitlera. Na razie był dla nich wygodny jako całkiem nieoczekiwany orędownik sprawy ugodzenia się z Polską, ustąpienia w Gdańsku,
zakończenia wojny celnej. Słusznie zamierzali wygrać tę bardzo osobliwą koniunkturę.
W Genewie latem 1933 r. odbywały się trwające już od dawna obrady konferencji rozbrojeniowej. Hitlerowcy mieli już w głowach cały wielki plan,
oczywiście nie rozbrojenia, lecz uzbrojenia Niemiec. 14 października Niemcy z hukiem opuściły konferencję, po czym wkrótce wystąpiły z Ligi Narodów.
Rząd hitlerowski motywował ów krok rzekomą dyskryminacją Niemiec wypływającą z Traktatu Wersalskiego. [8]
Wyście Niemiec z Ligi Narodów poniekąd uwalniało wprawdzie Hitlera od przymusu przestrzegania reguł gry międzynarodowej, a ściśle od ograniczeń
narzuconych traktatem wersalskim, ale krok ten też mógł i powinien był wywołać najostrzejsze reakcje ze strony przede wszystkim Francji. Hitler liczył się
nawet z możliwością koncentrycznej interwencji zbrojnej sił francuskich, polskich, belgijskich i czechosłowackich działających w imieniu Ligi Narodów. Lecz
interwencja nastąpić nie mogła ze względu na zupełny brak zainteresowania Francji. I tak Hitlerowi udał się pierwszy bluff.
Polsko-niemiecka deklaracja o nieagresji
15 listopada Hitler przyj
ą
ł nowego posła polskiego, Józefa Lipskiego [9] (Wysocki odszedł z awansem, obejmuj
ą
c ambasad
ę
w Rzymie). W czasie tej rozmowy Hitler znowu „grał
zaprzysi
ę
głego pacyfist
ę
”, a wracaj
ą
c do my
ś
li wykluczenia wojny ze stosunków polsko-niemieckich zaznaczył,
ż
e „...mo
ż
na by to ubra
ć
w form
ę
traktatow
ą
”. [10]
Dość szybko bo już 27 listopada poseł niemiecki w Warszawie, von Moltke [11] został przyjęty przez Piłsudskiego i przedłożył projekt przyszłego układu.
Miał od Neuratha instrukcje wykręcenia się od powszechnie w dyplomacji przyjętych terminów i proponował zamiast „paktu” lub „układu” niemieckie
Erklarung co znaczy „określenie” lub „deklaracja”. Przejrzawszy projekt Piłsudski zauważył, że stare terminy też mają swoją wartość. Zakwestionował
zawartą w projekcie możliwość, w oparciu o układ arbitrażowy z Locarno, odwoływania się do Ligi Narodów; Niemcy wszakże już do niej nie należały.
Z pewnym opóźnieniem, aby Niemcy nie pomyśleli, że Polakom bardzo się spieszy, a więc z zastosowaniem taktyki, ale w tym wypadku przemyślanej i
zastosowanej słusznie, 9 stycznia 1934 r. przedstawił Lipski ministrowi Neurathowi polski kontrprojekt przyszłego układu. Zawierał on między innymi
poprawkami zgodę na ominięcie terminów „pakt” lub „układ” jak orzekli prawnicy, z punktu widzenia prawa międzynarodowego była to w końcu sprawa
bez znaczenia.
26 stycznia 1934 r. w Berlinie ogłoszono polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy w stosunkach wzajemnych obu państw, czyli mówiąc
językiem dyplomacji klasyczny pakt o nieagresji.
Deklaracja miała pozostawać w mocy przez dziesięć lat, przy tym dokumenty ratyfikacyjne postanowiono wymienić w Warszawie.[12]
Zresztą o to właśnie chodziło obu stronom, choć każdej z innych powodów. Dla Polski układ z Niemcami miał stanowić ukoronowanie doktryny polityki
równowagi, stanowić miał też prowizoryczne zabezpieczenie wobec utraty wszelkich zabezpieczeń ze strony Ligi Narodów, z którą Niemcy po prostu
zerwały, a także w związku z niepewnością co do postawy sojuszniczki francuskiej, zachowującej się coraz bardziej dwuznacznie. Dla Niemiec natomiast
układ formalny z Polską stwarzać mógł, po opuszczeniu przez nie Ligi Narodów, sytuację poniekąd rechabilitacyjną na arenie międzynarodowej, stanowiąc
kamuflażowe świadectwo „najlepszej woli niemieckiej” w uregulowaniu stosunków sąsiedzkich; przyciągać też miał, i chyba przede wszystkim,
„oszołomioną dobrodziejstwem” takiego porozumienia Polskę do coraz ściślejszego współdziałania w realizacji hitlerowskich planów zawładnięcia Europą.
Jak pisze Alan Bullock „Niespodziewanym posunięciem Hitlera, które zmieniło w sposób zasadniczy dotychczasową politykę zagraniczną Niemiec, było
podpisanie w styczniu 1934 roku paktu o nieagresji z Polską. Jeżeliby szukać państwa, które samym swym istnieniem stanowiło obrazę dla niemieckich
nacjonalistów, to była nim niewątpliwie Polska. Po pierwszej wojnie światowej Niemcy utraciły na jej korzyść Poznań, Wielkopolskę i Górny Śląsk, a polski
korytarz oddzielał od Rzeszy Gdańsk i Prusy Wschodnie. Polska odgrywała też główną rolę w cordone sanitaire, stworzonym przez Francję wokół Niemiec
w Europie wschodniej.” [13]
Strona 2 z 4
Kolejnym krokiem Hitlera było zakończenie wojny celnej w marcu 1934 r. zwykłym protokołem. Był to następny pojednawczy gest wobec Polski, aby w
ten sposób osłabić sojusz polsko-francuski w czasie, kiedy sam przeciwstawiał się państwom zachodnim i Moskwie oraz rozpoczynał intensywne zbrojenia
Niemieckie. [14]
Na linii Berlin-Warszawa zanotowano u schyłku roku dalszy postęp: 1 listopada poselstwa obu stron podniesiono do rangi ambasad.
Wszystkie te działania udowadniały, że Hitler nie mógł sobie jeszcze pozwolić na zdetonowanie wojny choćby lokalnej. Sztabowcy niemieccy liczyli się
wciąż z możliwością inwazji polskiej i na taki przypadek, celem zabezpieczenia kierunku berlińskiego, rozpoczęli w tymże 1934 roku budowę systemu
umocnień stałych na rubieży Szczecinek, Wałcz, Gorzów Wielkopolski; tak powstawać zaczął Wał Pomorski, po niemiecku Pommerrnstellung, którego
budowę prowadzono aż do roku 1939.
Szybko jednak przyszła kolej na hitlerowskie przedsięwzięcia już wyraźnie ofensywne. 16 marca 1935 rząd niemiecki ogłosił wprowadzenie w Rzeszy
powszechnego obowiązku służby wojskowej. Zapowiadano utworzenie sił lądowych złożonych z 36 dywizji o łącznej sile 550 tysięcy ludzi na stopie
pokojowej. [15] Podobną siłą nie dysponowało w okresie pokoju żadne z państw kontynentu. W zdumiewającej zgodzie z wielu europejskimi politykami,
doprawdy Hitlerowi niechętnymi, przyjmował Beck stwierdzenie, iż Niemcy i tak już od dawna zbroją się spiesznie, wobec czego decyzja z 16 marca
stanowi tylko podanie tego faktu do publicznej wiadomości. [16]
Narosłemu tak groźnie problemowi remilitaryzacji Niemiec poświęcona została sesja Rady Ligi Narodów, która dała możliwość wypracowania rezolucji
formalnie potępiającej niemiecką zapowiedź zbrojeń. Francja wystąpiła z projektem rozszerzenia sankcji za łamanie przez Niemcy obowiązujących je
traktatów. 16 kwietnia Beck stwierdził wobec forum rady, iż uchwalenie jakiegoś nowego paragrafu sankcyjnego nie wzmoże bezpieczeństwa Europy,
skoro nie stosuje się paragrafów już poprzednio uchwalonych. Dyskretne zadowolenie w Berlinie zmroziła zaraz potem wiadomość, że bezpośrednnio po
swym przemówieniu głosował Beck za rezolucją antyniemiecką.
W niedziel
ę
12 maja 1935 r. o godzinie 20.45 zako
ń
czył
ż
ycie Józef Piłsudski. Natychmiast powiadomiony prezydent Mo
ś
cicki przyjechał do Belwederu. Beck opu
ś
cił pospiesznie
kolacj
ę
po
ż
egnaln
ą
u swego odchodz
ą
cego na placówk
ę
zagraniczn
ą
, dotychczasowego szefa gabinetu Kazimierza D
ę
bickiego. Zwołana bezzwłocznie Rada Ministrów
obradowała do północy, po czym te
ż
udała si
ę
do Belwederu celem zło
ż
enia hołdu zmarłemu. [17] Zdecydowała ogłoszenie sze
ś
ciodniowej
ż
ałoby narodowej. W dniu 13 maja w
całych Niemczech zarz
ą
dzono
ż
ałobne opuszczenie flag do połowy masztów; tak Hitler przypochlebiał si
ę
nast
ę
pcom zmarłego marszałka.
Wizyta Becka w Berlinie
W trakcie przygotowywania wizyty Becka w Berlinie, która miała nastąpić natychmiast po upływie sześciu tygodni żałoby oficjalnej, 18 czerwca podpisany
został brytyjsko-niemiecki układ morski, stanowiący ruinę kolejnego punktu traktatu wersalskiego i umożliwiający Niemcom legalną rozbudowę wielkiej
marynarki wojennej, w skali do Royal Navy jak 35 do 100, wprawdzie z rezygnacją niemiecką z budowania lotniskowców, ale za to z równym dla obu
stron parytetem w budowaniu okrętów podwodnych. Beck następnego dnia na konferencji z najbliższymi współpracownikami omawiał to złowróżbne
wydarzenie polityczne, nie okazywał jednak zaniepokojenia perspektywą obecności na Bałtyku silnej Kriegsmarine. Interesowała go bardziej możliwość
oddalenia się Wielkiej Brytanii od kontynentu.
W przededniu wizyty berlińskiej narastał tymczasem nowy konflikt gdański. Było rzeczą oczywistą, że nieustanne kolizje finansowe, gospodarcze i celne
między Polską i Wolnym Miastem wynikały w głównej mierze z inspiracji Berlina, z inspiracji znajdujących podatną glebę pomiędzy gdańskimi szowinistami
niemieckimi. Sprzeciwianie się Polsce stanowiło w gruncie rzeczy program, a był to program stworzony w Berlinie. Próbowano udowodnić światu, że
odłączenie polityczne Gdańska od Rzeszy jest nonsensem. W istocie rozwój Gdańska i jego dostatek zależały wyłącznie od handlu z Polską; odcięcie od
Polski oznaczałoby natychmiastową ruinę całej gospodarki tego mini-państewka. Nieco zamętu wprowadziła polsko-niemiecka deklaracja o nieagrsji, kiedy
to w Berlinie zdecydowano przychamować przede wszystkim propagandową działalność antypolską. Beck był gotów, jeżeli zaszła by potrzeba, w sprawie
Strona 3 z 4
Gdańska choćby stanąć do walki z Niemcami; równocześnie, na płaszczyźnie dyplomatycznej, wykluczał ich z pertraktacji nad sprawami Wolnego Miasta.
Słusznie zalecał niedopuszczenie do rozmów z Niemcami o relacjach polsko-gdańskich; rozmowy takie rzeczywiście ułatwiać mogły Niemcom ustawienie
się na pozycji arbitra. Lecz z drugiej strony, paradoksalnie stanowisko zajęte przez Becka bardzo odpowiadało Niemcom. Gdańsk był przecież organizmem
państwowym na pozór od nich niezależnym. W Gdańsku nie obowiązywał zawarty przez Niemcy z Polską układ o nieagresji, nie obowiązywały też umowy
o wyhamowywaniu nieprzyjaznej wzajemnie propagandy. Toteż w Gdańsku hitlerowcy robili co chcieli w zakresie działalności antypolskiej. Z polskiego
punktu widzenia należało traktować Wolne Miasto, zgodnie z rzeczywistym stanem rzeczy, nie jako państwo i nawet nie jako państewko, lecz jako
niemiecką agenturę i rozmawiać o jej sprawach bezpośrednio z jej niemieckimi mocodawcami. Beck jednak wierzył w dobrą wolę Hitlera, gdańskie kłopoty
przypisywał działaniu owych starego chowu Prusaków, od których jego zdaniem odcinało się kierownictwo hitlerowskie i tym samym poniekąd oddawał
pole nieprzyjacielowi. Dopiero u schyłku roku miał się rozeznać w mechanizmie tej dywersji przeciwpolskiej. [18]
3 lipca wyjechał do Berlina. Przed frontem Dworca Śląskiego witała go kompania honorowa SS, po czym przyjął defiladę pułku już nie dawnej
Reichswehry, lecz nowego Wehrmachtu. Zastosowano protokół jak dla premiera.
Beck napisał później: „..
.rzeczywista wartość mej wizyty w Berlinie polegała na tym, że wydarzenie to było dla opinii publicznej świadectwem nowej formy
stosunków między Polską a Niemcami. W pewnym sensie najważniejszą sprawą było nie to, czy stosunki te będą w przyszłości dobre czy złe; dotychczas
uważano po prostu, że są one w ogóle niemożliwe; dlatego sam fakt nawiązania ich wprowadzał już nowy czynnik do polityki europejskiej
.” [19]
W czasie tej wizyty pomyślnie zostały też rozstrzygnięte sprawy gdańskie. W wyniku nacisku Berlina senat Wolnego Miasta od razu zmienił stanowisko
czego wyrazem było ratyfikowanie w Gdyni układu, który przywracał polską barierę celną na zewnętrznych granicach obszaru Gdańska i załatwiał sprawę
finansowych rozrachunków z Wolnym Miastem.Berlin starał się tym sposobem niejako wypróbować odporność nowych władz w zmienionych
uwarunkowaniach. Generalnie Hitler dawał odczuć wielki respekt dla postaci nieżyjącego już Marszałka Piłsudskiego. Równocześnie badano czy zgon
Marszałka nie wpłynie na jakąś gwałtowną zmianę jego polityki.
Zobacz też: Deklaracja o niestosowaniu przemocy między Rzeczpospolitą Polską a Niemcami, Berlin 26.I.1934
Przypisy:
1. O.Terlecki, Z dziejów drugiej rzeczpospolitej, Kraków 1985, s.266
2. A.Hitler, Mein Kampf, Kraków 1992, s.254
3. Alfred Wysocki (1873-1961), prawnik, dyplomata, od 1919 r. w MSZ, poseł w Sztokholmie w latach 1924-1928, podsekretarz stanu 1928-1931, poseł w
Berlinie 1931-1933 i ambasador w Rzymie 1933-1938.
4. Konstantun von Neurath (1873-1956), dyplomata niemiecki, minister spraw zagranicznych w latach 1932-1938, „Protektor Czech i Moraw” 1939-1943,
skazany przez Trybunał w Norymberdze na 15 lat, w 1954 r. uwolniony.
5. O.Terlecki, Z dziejów...op.cit., s.267-269
6. Albert Forster (1902-1947), przywódca hitlerowców w Gdańsku, namiestnik tego miasta i Prus Zachodnich w latach 1939-1945, po wojnie skazany
przez polski sąd na karę śmierci.
7. J.Karski, Od Wersalu...op.cit., s.134
8. O.Terlecki, Pułkownik...op.cit., s.48
9. Józef Lipski (1894-1958), dyplomata, w MSZ od 1919 r., poseł a następnie ambasador RP w Berlinie w latach 1933-1939, następnie służył ochotniczo w
WP we Francji, 1940-1946 w gabinecie Naczelnego Wodza w Londynie, po wojnie na emigracji, od 1951 w USA.
10. J.Lipski, „Diplomat in Berlin 1933-1939. Papers and Memoirs of (...) Ambasador of Poland”. New York and London 1968
11. Hans Adolf von Moltke (1884-1943), niemiecki dyplomata, członek Komisji Mieszanej Górnośląskiej w latach 1924-1925, poseł i ambasador w
Warszawie 1931-1939.
12. Tekst Deklaracji – patrz: aneksy, oraz: K.Lapter, Pakt Piłsudski-Hitler. Polsko-niemiecka deklaracja o niestosowaniu przemocy z 26 stycznia 1934 r.,
Warszawa 1962, Cz II dok 11.
13. A.Bullock, Hitler i Stalin, śywoty równoległe, Warszawa 1994 t1, s.339
14. J.Krasuski, Stosunki polsko-niemieckie 1919-1925, Poznań 1962, s. 281-290, 294-296.
15. A.Bullock, Hitler i Stalin...op.cit, t.2, s.10
16. O.Terlecki, Z dziejów...op.cit., s.287
17. A.Garlicki, Józef Piłsudski 1867-1935, Warszawa 1990, s.697 i następne.
18. O. Terlecki, Pułkownik...op.cit., s.120
19. J.Beck, Ostatni...op.cit, s.95-96
Zamknij okno
Strona 4 z 4