Rudazow Aleksander Arcymag 02

background image
background image

AleksanderRudazow

Arcymag

CzęśćII

PrzełożyłaAgnieszkaChodkowska-Gyurics

background image

Topowiedziawszy,zawołałdonośnymgłosem:
„Łazarzu,wyjdźnazewnątrz!”Iwyszedłzmarły,
mającnogiiręcepowiązaneopaskami,
atwarzjegobyłazawiniętachustą.
Ewangeliawgśw.Jana
(tłumaczeniewgBibliiTysiąclecia)

Wskrzeszeniemartwegotozadanietrudne
iczasochłonne,alemożliwe,jeślipodejdziesiędoń
umiejętnieiodprawiwszystkieniezbędnerytuały.
MagicznaksięgaKreola

background image

Rozdział1

22listopada,2998r.p.n.e.,ImperiumSumeryjskie,PałacSzachszanor
ArtodiArtedianzobawąpodążalizaswympanem.Dziśbyłwyraźnieniew

sosie,agdyKreolbyłniewsosie,niewolnicystaralisiętrzymaćodniegojak
najdalej.PierwszyMaglubiłodstresowywaćsię,zrzucającniewolnikówz
murówotaczającychpałac,apotempodziwiałleżącywdoleplacek.Chociaż
wcaleniebyłtakimzłympanem–poprzedniwłaścicielmocarnychbliźniaków
urodzonychwdzikichzachodnichstepach(ichimionaoznaczałyStarszySyni
JeszczeJedenStarszySyn)wolałswoichniewolnikówpalićżywcem.Ito
niezależnieodhumoru–poprostulubiłzapachpłonącegoludzkiegociała.
Mówiononawet,żejestludożercą...

AleiarcymagKreolzupływemlatstawałsięcorazgorszy.Siwowłosy

staruszekwzeszłymtygodniuprzekroczyłdziewięćdziesiątkę,alemimoto
zachowałtęgiemięśnieipełnięwładzumysłowych,zatozkażdymdniemrobił
sięcorazbardziejponury.Corazczęściejzdarzałymusięnapadywściekłości,po
którychtrzebabyłowymieniaćczęśćmebli,aczasaminawetremontowaćpałac.
ZarządcaSzachszanorudosłowniecałednieinocespędzałnatargu
niewolników,uzupełniajączasobyludzkie,któregospodarzniszczyłw
błyskawicznymtempie.

Bliźniacyjakdotądmieliszczęście.Oficjalnietychdwóchbyłogwardią

osobistąKreola,alewciągusześciulatnatymstanowiskuanirazuniemieli
okazjiPRZYDAĆSIĘ.Nieznaczyto,żepanniemiałwrogów.O,nie!Wrogów
akuratmiałtylu,żestarczyłobydladziesięciuludzi.Niezdarzałosię,bymiędzy
kolejnymiatakami,któremusiałodpieraćPierwszyMag,minęłowięcejniżpięć
czysześćdni.Szczególniestarałsięjegodalekikrewny,Troy,wsztuce
magicznejniewieleustępującyswemuwujowi.Samnigdyniepojawiałsięw
pałacu–rozumiał,żenacudzymterytoriumniemażadnychszans.Zresztą,z
tegosamegopowoduKreoldotejporyniepojawiłsięuTroya,bywyjaśnić
wszystkotwarząwtwarz–wdomumaga,gdziewszystkieścianysą
przesiąknięteochronnymiczarami,bardzotrudnojestgozwyciężyć.Ale,
oczywiście,takżeposyłałwrogowichmaryprzekleństwiróżnychpotworów.W
zeszłymroku,prawiezatryumfowałnadTroyemostatecznie,gdynasłałnaniego
okropnegostwora,któregopełnetrzymiesiącehodowałwnajgłębszejpiwnicy.

background image

Tyledobrego,żewtedyprzezdłuższyczasniebyłożadnychnieprzyjemnych
niespodzianek.

ArtodiArtedianniebyliobecniprzynarodzinachtejnienawiści–wszystko

zaczęłosięprawiepółwiekutemu,aleopowiedziałimotymSze-Kemsza–
najstarszyniewolnikwdomu.Służyłjeszczeojcugospodarza,aminęłojuż
sześćdziesiątlatodchwilijegośmierci.Twierdził,żeprzedtemKreoliTroynie
przyjaźnilisię,aleniebyliteżwrogami.Nawetodwiedzalisięnawzajemod
czasudoczasu.Iodjednejztakichwizytwszystkosięzaczęło.

Troy,wprzeciwieństwiedoKreola,byłrozpustnikiem,ipodczasgdywtedy

jeszczeniearcymag,apoprostumistrzKreolutrzymywałparęnałożnic,onmiał
ichkilkaset.Przyczymzmieniałjebardzoczęsto–ogromnafantazjamłodego
nekromantysprawiała,żejegokochankiginęływzastraszającymtempie.

PewnegorazuwpadłdoSzachszanorpodczasnieobecnościgospodarza.Jak

jużwspomniano,niebyliwtedyjeszczewrogami,dlategoTroyasłużbaprzyjęła
jakgościa,robiącwszystko,abyczułsiędobrze.Niestety,gdymagzjadłsuty
obiadidobrzegopopiłwinem,wpadłamuwokojednazniewolnic.

GdybywdomubyłKreollubchociażbyzarządca,udałobysięzapobiec

nieszczęściu.Aleniktinnynieodważyłsiępowstrzymaćmaga,któryzapragnął
zabawićsięzniewolnicą.Troyspędziłzniąokołopółgodzinyiwychodząc,
wesołooznajmił,żezniszczyłniecowłasnośćswegokrewnegoitowarzyszaz
Gildii,alenietrzebasięmartwić,on,Troy,zostawiłwzamianzapłatę–całą
garśćzłotychjechrów.Żadenzniewolnikówniezaniepokoiłsię–byłoto
powszedniezdarzenie,azapłatatrzykrotnieprzewyższaławartośćniewolnicy,
nawettakiejślicznotki,jaketiopskatancerka,którąTroy„niecozniszczył”.I
wszystkominęłobybezecha,gdybynie...

GdybyniebyłatoulubionaniewolnicaKreola.Gdybynieto,żenosiłapod

sercemdzieckoprzyszłegoPierwszegoMaga.Gdybynieto,żeokrutnyi
wybuchowymagbodajżejedynyrazwżyciukogośpokochał...

GdyKreolwróciłdodomuizobaczyłto,cojeszczewczorajbyłoprzepiękną

kobietą,wpadłwtakiszał,żezniszczyłpołowęwłasnychmurówobronnychi
zabiłokołotrzydziestuniewolników.Napadjeszczesięnieskończył,amagjuż
leciał(dosłownie)doHesziby–pałacuTroya,żebytamkontynuowaćdzieło
zniszczenia.Wtymmiejscunależydodać,żewtymczasieKreolBYŁJUŻ
jednymznajsilniejszychmagówSumeru,aTroyJESZCZENIE.

Następnegodnia,gdyTroywróciłdodomu,tymrazemondoznałszoku.Z

jegopałacu(zresztąznaczniemniejszego,niżpałacKreola)zostałytylko
dymiącezgliszcza–Kreoldosłowniezdmuchnąłkamiennąbudowlęjakpuch

background image

ostu.Przyżyciuniezostałanijedenniewolnik,anijednanałożnica–wszyscy
zginęliodogniaibłyskawicrozwścieczonegomaga.Jednakże,gdyTroyznalazł
ciałoswegodziesięcioletniegosyna...Nieszczęsnedzieckozostałoutopionew
wanniezroztopionymzłotem,awustaKreolwsunąłmumaleńką,glinianą
tabliczkęzesłowami„Mamnadzieję,żezapłatajestwystarczająca?”

Trzebaprzyznać,żeKreolbardzoszybkozacząłżałowaćswojegopostępku,

anawetzłożyłprzebłagalnąofiaręnaołtarzuIsztar–dotegodniamagniezabił
żadnegodziecka.Atenchłopiecniebyłzwykłymdzieckiem,leczczłonkiem
jednegoznajznamienitszychrodówImperium–jegowłasnego.MłodyEchta
byłprzecieżtakżekrewnymKreolai,wprzeciwieństwiedoswegoojca,niczym
niezawinił.Alenicsięjużniedałonaprawić.OilezazburzonąHeszibęi
zabitychniewolnikówKreolmógłzapłacićwykup(zabicieniewolnikaw
starożytnymSumerzeuważanozadrobneprzestępstwo,odpowiadające
zniszczeniucudzejwłasności),tośmiercisynaTroyniewybaczyłbymuza
żadneskarby.Młodszymagznienawidziłkrewniakapokresswoichdni–ajuż
cojakco,alenienawidzićczłowiektenpotrafiłjakniktinny!OdtegodniaTroy
żyłtylkomyśląozemście.

Oczywiście,nierzuciłsiębezmyślniedoataku–Troyniebyłgłupcemi

rozumiał,żedalekomudoumiejętnościKreola.ZniknąłzSumerunablisko
trzydzieścilat.Niewiadomo,gdziegonosiłopoświecieprzeztyleczasu,ale
wróciłjużjakoarcymagibardzoszybkozająłpoczesnemiejscenadworze
imperatora.MniejwięcejnarokprzedjegopowrotemKreolzostałPierwszym
MagiemiTroynatychmiastrozpocząłintrygi,starającsięwygryźćbyłego
prawie-przyjaciela,aobecnienajwiększegowrogazlukratywnegostanowiska.

PodczasspotkańwwieżyGildiiKreoliTroykłanialisięsobieuprzejmie,

kryjączafałszywymiuśmiechamizwierzęcąwściekłość.Jednakżepopowrocie
dodomunatychmiastzaczynaliintrygować.SzczególniestarałsięTroy–w
ciągudwudziestulatKreolmusiałwykończyćtylunajemnychzabójców,że
starczyłobyichnaniewielkąarmię.Byływśródnichnajrozmaitszeistoty–od
zwykłychludzipopotężnedemony.ArtodiArtedianszczególniedobrze
zapamiętaliZom-Hokob–wstrętnegostwora,podobnegodozniekształconego
kalmarawielkościczterechsłoni.JakTroyowiudałosiędogadaćztym
potworem,niewiadomo,alewzeszłymrokuwyszedłzEufratuilądemdoszedł
dosamegoUr.Gigantwaliłwmurobronnyprawiedwiedoby,awtymczasie
Kreolwylewałnaniegosetkiniszczącychzaklęć.To,cowkońcuzostałoz
potwora,możnabyłozmieścićwpudełku.

Alewszystkotobyłyzwykłe,codzienneproblemy–KreolibezTroyamiał

background image

dośćwrogów,przyczymniewszyscyznichbyliludźmi.DemonEligor,na
przykład,nabrałzwyczajupojawianiasięwpałacubezzaproszeniarazlubdwa
razywmiesiącu,żebyprzypomniećojakiejśstarejumowie.Zakażdymrazem
potakiejwizyciePierwszyMagwściekałsięiniszczyłmeble,apotemdługobił
głowąwścianę,ajegotwarzwyrażałabezsilnązłość.

DziśKreolrównieżmiałgościa,aletymrazemmiłego.Mag,ubranyw

hartowanątunikęiturkusowypłaszcz,zogromnąskórzanątorbąwiszącąjak
zwyklenalewymramieniu,spacerowałpomurachwtowarzystwieczarującej
jasnowłosejdamywśnieżnobiałejszacie.Jejgłosbrzmiałjakpięknamuzyka,a
śmiech–jakbrzęczeniedzwoneczków.Widaćbyło,żeniejestzwykłą
śmiertelniczką–chociażbydlatego,żeweszłanieprzezbramę,apoprostu
pojawiłasięznikąd.

Dwójcetejstaletowarzyszył„ogon”wpostaciosobistegodżinnapana–

Hubaksisa.Całasłużbanieprzestawałasiędziwić,jakpanmożeznosićtakie
nadętenic.WobecKreolabyłpokorny,alewobecsłużbyzachowywałsiętak,
jakbycałySzachszanornależałdoniego.Aprzecieżdżinnbyłtakimsamym
niewolnikiemjakonisami!

–Posłuchajswegodżinna,mójprzyjacielu–doradziładamadźwięcznym

głosem,czuleuśmiechającsiędomrocznegostarca.–Jegopomysłtonasza
jedynanadzieja.

–OpuścićSumer?!–zazgrzytałzębamimag.–PorzucićfunkcjęPierwszego?

ZostawićmojąGildię?Mójpałac?Wszystko,comam?Najpiękniejsza,
oszalałaś!

Ochroniarze,słysząckażdesłowo,zaczęlizoburzeniemprzewiercać

wzrokiemplecypana.Kreolbyłcałkowiciepozbawionytaktu–nawetz
imperatoremrozmawiałtak,jakbytenbyłjednymzjegoniewolników.Aco
najdziwniejsze,NajjaśniejszyLugalbandaznosiłto!Młodymonarcha,który
zająłmiejsceojcaniedalejniżwzeszłymroku,odnosiłsiędoPierwszegoMaga
zniebywałącierpliwością,uważając,żecoprawdazgłupiałnastarość,ale
kiedyśwyświadczyłtronowiSumerukilkaprzysług.Oilewdrugiejsprawie
miałrację,otylewpierwszejmyliłsięcałkowicie...

–Totyoszalałeś.–Przepięknadamacierpliwiepokiwałagłową.–Jeślinie

posłuchaszmojejrady,jużniedługoniebędzieszmiałanipałacu,aniGildii.
Czepiającsiętychzłudnychdóbr,ryzykujeszutratąnajważniejszego!Jesteśjuż
niemłody,mójprzyjacielu,aumowa,którątakniebaczniezawarłeś,dokładnie...

–Pamiętam!–zazgrzytałzębamiKreol.–OPotężnyToporze,bardzodobrze

pamiętam...Niemagodziny,bymtegoniewspominał!Alemusibyćjakieśinne

background image

wyjście!

–Niema–odparłakobietabezlitośnie.–Acoz

NASZĄ

umową?Amożesię

rozmyśliłeś?

–Rozmyśliłem?!Jasięrozmyśliłem?!–parsknąłstarzec.–Najpiękniejsza,

niezrezygnujęztegoplanu,nawetjeślizaproponująmiposadęibnShaggatha!

–Noi...?–popatrzyłananiegozkpiną.
–Nowłaśnie!JakmamTOosiągnąć,jeśliusnęnastoekcji*?!

[

*ekcja–

sześćdziesiątlat(przyp.autora)]

–Ajakmaszzamiarosiągnąćto

TERAZ

?–złośliwieuśmiechnęłasię

rozmówczynimaga.

Kreolzmrocznymwyrazemtwarzypogładziłkędzierzawąbrodę.Wyglądało

nato,żenierobiłjeszczeżadnychplanów–wkońcunajważniejszejestzacząć,
aresztawrękachbogów.

–Uwierzmi,przyjacielu,żeterazniemamynajmniejszejnawetszansy.Co

możeszprzeciwstawićobecnemuLengowi?Armięimperatora?Aczymłody
Lugalbandapozwoliwysłaćswoichżołnierzyniewiadomogdzie,tylkowimię
twojejambicji?Gildięmagów?Większośćjejczłonkówtoalbo
młodzieniaszkowie,którzyjeszczeniewielepotrafią,albozgrzybiali,
zdziecinnialistarcy.Niemawśródnichnikogo,ktochoćczęściowobyci
dorównywał,acinieliczni,którzymogąstawićciczoła...naprzykład,ten
Troy...

–Troy?!–Kreolwrzasnąłtak,żeprzestraszeniochroniarzeodsunęlisię.

Zazwyczajpotakimkrzykunastępowałwybuchniekontrolowanejmagii.Jednak
nieznajomawcalesięnieprzestraszyła;bezwzględunato,kimbyła,Kreolnie
budziłwniejstrachu.–LepiejniechmniezjedząStworyzLenguniżmiałbym
pracowaćztympomiotemrobakaihieny!DzielićsięzNIM?!

–Samwidzisz,mójprzyjacielu?Azilomainnymi,silnymimagamizwaszej

Gildiizgodziłbyśsiępodzielić?Czyjesttamktośpożyteczny?Taki,naktórym
możnapolegać?Podaszchociażjednoimię?

Kreolzmarszczyłbrwi,rozmyślałprzezchwilę,apotemwestchnąłze

smutkiem.

–He-KeliSzamszuddinnieżyją.Hirorozstałsięztymświatem,Mei’Knoni

zaprzedaładuszęLengowi.PozaniminiemawtejprzeklętejGildiinikogo,
komubymufał...

–Jakwtakimraziezamierzaszdziałać?Możedogadaszsięzdżinnami?

WielkiChanostrzysobienaciebiezębyodczasu,gdyporwałeśmutonędzne
nic,przezpomyłkęzwanedżinnem...

background image

Usłyszawszyostatniezdanie,Hubaksisfuknąłobrażony,alenieośmieliłsię

zaprotestować.Cowięcej–podfrunąłwyżej,apotemcałkiemzniknąłw
bezchmurnymniebie.Kreolniezbytlubił,gdydżinnpodsłuchiwałjego
rozmowyztymakuratgościem.

–MyślałemoumowiezHwitaczi...–ostrożniezauważyłKreol.
–Tegotylkobrakowało!Tojakbyśzamieniłhienęnalwa!Hwitaczinicnie

obchodzinaszświat,alejestterazsilnyjaknigdy!Jeśliichzaprosisz,najpierw
zjedząLeng,anas–nadeser!Jakmyślisz,codostaniemytyija,gdyprzezLeng
przetoczysięZielonyOgień?

–PrzecieżMardukjakośdałradę?–zmrużyłoczyKreol.
–Niestety,niejesteśMardukiem–uśmiechnęłasięrozmówczyniironicznie.

–MardukbyłNajwyższym,atyjesteśtylkoarcymagiem.Mardukmiał
pięćdziesiątEmblematów,atymasztylkożałosnegodżinna.Mardukmiał
ogromnąarmię,atyjedynieniewielkioddziałstrażyigarstkęposłusznychci
demonów.MardukiemopiekowalisięwszyscybogowieDziewięciuNiebios,a
tobiepomagamtylkoja.

Kreolpoczułsię,jakbyktośmunaplułwtwarz.Bezsilniezgrzytnąłzębami,

nieśmiejącpodnieśćoczunatę,którąnazywałNajpiękniejszą.

–Chceszprzeztopowiedzieć...–wykrztusiłztrudem–...żegdyminiesto

ekcji,będęmiałtowszystko?Ciekawe,skąd?

–Oczywiście,żenie–uśmiechnęłasiędama.–Ale,popierwsze,uwolnisz

sięodkontraktuzLengiem.Topierwszyplus.Podrugie,takdługisenzrobi
dobrzetwojemuciału,umysłowi,anawetduszy–szczerzemówiąc,teraz
całkiemmisięniepodobasz.

–Atodlaczego?!–natychmiastwyszczerzyłsięKreol.
–Zaszybkosiędenerwujesz.Zbytniawybuchowośćjestszkodliwa–ostro

wytknęłamurozmówczyni.–Aśmierćizmartwychwstanieoczyszczająduszę–
któżmożetowiedziećlepiejodemnie?Alecałątęzawieruchęrozpoczęłam
przedewszystkimdlatego,żeLengjestterazzasilny.Odkądmój...Marduk
zapieczętowałprzejście,Azatothipozostalibardzoosłabli,aleciąglejeszcze
pozostałowielezichpoprzedniejmocy.Zbytdużojaknanasdwoje.Całyczas
robiąsięcorazsłabsi,mójprzyjacielu,corazsłabsi.Powoli,alenieodwracalnie.
Niestety,jesteśśmiertelny,niesądzę,byudałocisiędożyćczasów,gdyosłabną
natyle,byśmymoglirzucićimwyzwanie.Alejeślipostąpiszzgodniezradą
swegodżinna...Muszęprzyznać,żeczasemnawettakienicmożebyć
pożyteczne.

Kreolzamyśliłsięgłęboko.Wcaleniechciałporzucaćwszystkiego,co

background image

zgromadziłtutajprzezdziewięćdziesiątlat.Szachszanor,pałacjegoojców,
chociażczterokrotnieodbudowywanyodpodstaw,byłjednakjegoprawdziwym
domem.Kreolurodziłsięwnimiwychował,przeżyłtuwielelat.

–Stoekcji...Todługo...–westchnął.
–Niesto,atylkoosiemdziesiąttrzy–poprawiłagodama.–Niemapowodu,

byśspałażtakdługo–możesięzdarzyć,żeprzeztenczasumręnawetja.
Okres,wymienionywtwoimkontrakcie,jestwpełniwystarczający.

–Mimowszystko,tobardzodługo.Światbardzosięzmieni...Wszyscy,

którychznam,umrą...prawiewszyscy.Będęsam...całkiemsam...

–Adlaczegomiałbyśniezabraćzesobątegojednookiegostworzenia,które

takobrzydliwiesięślini,widzącmniebezodzienia?

–Ajza-Szi?–zdziwiłsięKreol,ztrudemprzypominającsobieimięswego

niewolnikakąpielowego.

Opróczkąpielowych,magbyłjedynąosobą,jakamiałamożliwośćzobaczyć

przepięknegogościanago.Ajza-Szizostałpozbawionymęskiejdumy,zanim
jeszczezacząłsięnadobrerozwijać.Dotegorzeczywiściebyłjednooki.–Do
czegomożemisięprzydać?

–Nie,przyjacielu,oczywiścieniemiałamnamyślitegobezmózgiego

eunucha.Mówiłamotwoimdżinnie.NazywasięHubaksis,nieprawdaż?

–A,on...–Kreolskrzywiłsię.
Magsamniepojmował,dlaczegodotejporyniepozbyłsięHubaksisa.

Korzyści,jakieprzynosił,byłyniewielkiewporównaniuzumiejętnością
doprowadzanialudzidobiałejgorączki.KażdynamiejscuKreoladawnojuż
odprawiłbydżinnazpowrotemdojegoświata,naspotkaniezwyrokiemśmierci.
WtensposóbpogodziłbysięteżzWielkimChanem–lepiejniemiećzawroga
władcydżinnów.

–Niezajmiedużomiejsca–uśmiechnęłasięNajpiękniejsza.–Nietrzeba

będzienawetuwzględniaćgowzaklęciu.Dżinnypotrafiąsamodzielnie
pogrążaćsięwśpiączce.

–Wiem.–Kreolzmarszczyłsięzniezadowoleniem.–Dobrze,zrobiętak,

jakmówisz.Sądzę,żetrzebabędziezbudowaćgrobowiec...porządny
grobowiec...

–Najważniejsze–

SEKRETNY

grobowiec!–surowozauważyładama.–

Będzieszmusiałdobrzesiępostarać,abyochronićgoprzednieprzyjaciółmi!W
tymwzględziepolegamnatobie,wtwoiminteresieleży,aby...

–Panie,alarm!!!–wrzasnąłArtod,rzucającwgórękrótkioszczep.
Kreoluniósłgłowęizjegopalcówwystrzeliławmgnieniuokaoślepiająca

background image

błyskawica.Wpowietrzumiotałosięzpółsetkistworówprzypominających
ogromnegargulce.Miałyciemnobrązowąwężowąłuskę,pyskinieco
przypominającelwie,błoniasteskrzydła,aichłapywyposażonebyływ
sierpowateszpony.Jeszczeprzedsekundąnicniezapowiadało
niebezpieczeństwa–pojawiłosiędosłownieznikąd.

–Kimkarowie!–warknąłKreol,podnosząclaskęiaktywującjakieśzaklęcie.

–Towszystko,nacocięstać,Troyu?Podnieśćtarcze,odsłonićkryształy,
wypuścićpłanetników!

ArtodiArtedianposłuszniepomknęliwykonaćpoleceniapana.Dżinn

HubaksispojawiłsięobokKreola,dostałpołbieodrozzłoszczonegomagai
znowuzniknął.

Kimkarowieszybkozorientowalisięwsytuacji,zbilisięwciasnągromadęi

pomknęliprostonaKreola,wystawiającdoprzodumorderczepazury.
Najpiękniejszacofnęłasiękilkakroków,nierobiącnic,bypomócarcymagowi.
Tenzresztąnieprzejąłsiętymzbytnio–zlaskiKreolawystrzeliłajeszczejedna
błyskawicaijedenzkimkarówupadłgdzieśzamuremzdzikimwrzaskiem.Ale
pozostaliuderzyliprostonaKreola.

Uderzyliiodbilisię.Nachwilęprzedtym,jakpazurykimkarówdosięgły

maga,otoczyłgopomarańczowyblaskBłyszczącejZbroi.Stworyzawyłyzbólu
iznowuwzbiłysięwyżej,gdziejeszczejednegodoścignęłabłyskawicaKreola.

Kimkarowierazzarazemstaralisiędosięgnąćcelu,alewciążnapotykali

BłyszczącąZbrojęiodlatywalizwrzaskiem.Tymczasemnawszystkichpięciu
wieżachpojawiłysiędużeromboidalnekryształy,apośrodkudziedzińca
otworzyłsięogromnykwadratowyluk.

–Zabićwszystkich!–rozkazałKreol,wyjmującztorbyopasłypergaminowy

tomwokładcezzaśniedziałejmiedzi.–Pokażęwam,gdziepieprzrośnie!

Kryształywystrzeliłyjednocześniewmiotającychsiękimkarów

jasnozielonymipromieniami.Dwastworzeniaspadły,upieczonejakszaszłyki.
Wśladzapierwsząsalwąnastąpiładruga,potemtrzecia...

Zotwartegolukuwyleciałodziesięćstworzeńniewiadomejpostaci.

Niewiadomej,gdyżkażdeznichotaczałaniewielkachmuraburzowa,asami
płanetnicypozostawaliniewidzialni.Stworzeniawmilczeniurzuciłysięna
kimkarówidwastadazmieszałysię.Skrzydlatebestierozrywałypłanetników
pazurami,natomiastpłanetnicyatakowalikimkarówprądem.

–Ot,jest!–zwycięskokrzyknąłKreol,znalazłszywksiędzezaklęcie,

któregoszukał.–No,Troyu,czekacięniespodzianka...
Kimkarowie,kimkarowie,poddaniAgni-boga

background image

Bogawaszegochwalę!
Niechkrzycząkimkarowie,pożerającykimkarowie!
Przyjmijmojąofiarę,Agni!
Kimkarowie,kimkarowie,poddaniAgni-boga,
Kruszęwasząwolę!
Niechkrzycząkimakarowie,demonicznikimkarowie!
Przyjmijmojąofiarę,Agni!
Kimkarowie,kimkarowie,poddaniAgni-boga
Podporządkowujęwassobie!
Niechkrzycząkimkarowie,pożerającykimkarowie!
Przyjmijmojąofiarę,Agni!

PrzykażdymzdaniuKreolrozsypywałwpowietrzubiałyproszek,poktórym

pozostawałytęczowebłyski.Gdytylkowymówiłostatniesłowozaklęcia,
kimkarowie,jaknarozkaz,zakończylibitwęzpłanetnikami,akryształywróciły
naswojepoprzedniemiejsca.Ocalalikimkarowieprzysiedlinamurzeipokornie
zgromadzilisięwokółKreola,patrzącegonanichznieukrywanąironią.

Zostałoichniewieleponadtrzydziestu.TrzechzginęłoodbłyskawicKreola,

dziesiątkęzniszczyłypromienieochronnychkryształów,apłanetnicyzabili
jeszczepięciu.Zresztąpłanetnikówteżzostałotylkosiedmiu.

–Komusłużycieteraz,kimkarowie?–zapytałdrwiącoKreol.
Kimkarowienieumielimówić,amagświetnieotymwiedział.Alepatrzyli

naniegowzrokiemtakpełnymoddania,żekażdygłupidomyśliłbysię,komu
terazsłużą.

–Udaciesięterazdoswegopoprzedniegopana!–rozkazałKreol.–

Zachowujciesięjakbynigdynic.Udawajcie,żejesteściemuoddanitaksamo
jakprzedtem.Agdytylkonadarzysięokazja–zabijciego!

Kimkarowiezatrzepotaliskrzydłami,wzbilisięwpowietrzeizniklizcichym

świstem.PochodzącezdalekichIndiidemonywolałypokonywaćduże
odległościnienaskrzydłach,a...winnysposób.

–Noijak,Najpiękniejsza?–zdumązapytałKreol.–Możnamiećzemnądo

czynienia?

–Naprawdęsądzisz,żetegłupiestworysąwstaniewykonaćtakzłożony

rozkaz?–Pokiwałagłowązniedowierzaniem.

–Oczywiście,żenie!AlezapewniąTroyowikilkanieprzyjemnychminut,a

mnieniczegowięcejniepotrzeba.Jeślinawetudamusięzpowrotemjesobie
podporządkować(wcoosobiściewątpię),więcejichdomnienieprzyśle.Nie,
Najpiękniejsza,Troywymyślicośnowego.

background image

Kreolwychyliłsięponadzwieńczeniemmuruizprzyjemnościąpopatrzyłna

walającesięwdoletrupykimkarów.Wyglądałyniezbytreprezentacyjnie–
poczerniałe,zwęglone.Mniejwięcejwcałościostałsiętylkojeden–zabityjako
pierwszyoszczepem.Nawetzwykłyniewolnikbyłwstaniezabićjednegoztych
pół-demonów.

–Kimkarowie...–mruknąłKreolzpogardą,patrzącnatrupa.–Wpojedynkę

niesąwarciwięcejniżtenzłamanyoszczep.Alekiedyzbiorąsięwstado...

–Nacoliczyłten,ktoichposłał?CzyżbyTroymiałnadzieję,żeudamusię

cięzabić,mójprzyjacielu?

–Oczywiście,żenie!–obruszyłsięmag.–Żeby

MNIE

zabić,trzebabyco

najmniejpięćtakichstad...chociażnie...ZaklęciePodporządkowaniadziałatak
samonajednego,jakinatysiąc–bezwzględunaliczbę,wszystkichczekałby
takisamlos...O,coinnegogdybytobyłyróżnedemony...TydzieńtemuTroy
nasłałnamnieredehora,przednimbyłkrwawygolem,jeszczewcześniej
zjawiłosięstadowirików,awzeszłymmiesiącuzabójcazTa-Kemet,
wierzchemnaogromnymgryfie.JeślibyTroyposłałichwszystkichnaraz–
wtedy,byćmoże...

–Dlaczego,wtakimrazie,niezrobiłtegodotejpory?–Najpiękniejsza

uniosłabrwi.

–Ztegosamegopowodu,coija.–Kreolwzruszyłramionami.–Jesteśmyz

Troyemzaciekłymiwrogami.Nicniezyskanamojejśmierci...

–OprócztytułuPierwszego.
–Toprawda–zasępiłsięmag.–Toprawda,żechcetego...aletonieważne.

Najważniejsze,żeobajchcemyzabićwrogaOSOBIŚCIE.Przyjdzieczas,gdy
spotkamysięwpojedynkutwarząwtwarziwtedygozabiję...

–Wtakimrazie,pocotowszystko?–Najpiękniejszawskazałanatrupy.
–Wywiad.Obwąchujemysięnawzajem,szukamysłabychmiejsc...Wiedzao

przeciwnikutopołowazwycięstwa.Dotegokażdypotwór,któregowysyłam
przeciwkoTroyowi,niecogoosłabia...

–Więctotak?Ate,któreonwysyła...osłabiająciebie,mójprzyjacielu?
–Mnie?!–Kreolzaśmiałsię.–Ależskąd!Tocomnieniezabija,tylkomnie

wzmacnia,Najpiękniejsza!Wkońcujestemmagiem!

Damauśmiechnęłasięironicznie.PrzezkilkasekundKreolpatrzyłnajej

uśmiech,nicnierozumiejąc,apotemdotarłdoniegokompletnybraklogikiw
tymwywodzie.

–NałonoTiamat...–wymamrotał,rozzłoszczony.–Zresztą,nieważne.Wolę

walczyćzgodnymprzeciwnikiem.ONajpiękniejsza,jesteśmyzTroyem

background image

wrogamiodtylulat...NaMarduka,gdyopuszczęSumer,będziemibrakowało
tejwojny!Nigdybymniepomyślał...

–Takwięcpowziąłeśdecyzję,mójprzyjacielu?–niecierpliwieprzerwałamu

dama.–Będzieszbudowałgrobowiec?

–Trzebabędzie...–Kreolznowusięzachmurzył.–Alenierozumiem,do

czegojestemciwogólepotrzebny?Czyżbybogombrakowałowojowników?
CzemuówżeMarduksięnienadaje?

–Samdopierocoodpowiedziałeśnatopytanie.–TwarzNajpiękniejszej

pokryłcień.–Mamytesameproblemy,comagowie–nacudzymterytorium
jesteśmyniewielewarci...Nawetgorzej.WLengubyłabymsłabszaodzwykłej
śmiertelniczki,aYog-SothothutracisiłęwDziewięciuNiebiosach.Dlatego
właśniebogowiewykorzystujązwykłychśmiertelników,takichjakty,mój
przyjacielu.DemonyLenguzwróciłysiędoznanegociskądinądAzatotha,a
DziewięćNiebioszkoleioddałoswójloswręceMardukaPotężnegoTopora.I
jeden,idrugispełniliswezadania,alepotemsamizamienilisięwbogówi,
paradoksalnie,stalisięnieprzydatni.Dlategoterazpotrzebujęciebie.Zgadzasz
się?

Widaćbyło,żeKreoljestzadowolony.Wkońcuuzyskałodpowiedźna

najtrudniejszepytanie–dlaczego?Dlaczegobogowienierozwiązująsami
swoichproblemów,tylkociągleprosząopomocśmiertelników?Oczywiście,
świetnieznałodpowiedź,alebardzoważnebyłodlaniego,abyusłyszeć
potwierdzeniezustbogini.

–Zgadzamsię,Najpiękniejsza.–Wykrzywiłtwarzwdziwnymgrymasie.
–Todobrze.Oto,cocipowiemwtakimrazie:musiszzachowaćwszystkow

najgłębszejtajemnicy.Niewolnikom,którzybędąbudowaćschron,utnijjęzyki,
apozakończeniubudowyzabijich.Najlepiejwykorzystaćcudzoziemców,
którzyniemająwSumerzeanirodziny,aniprzyjaciół.Niewciągajdotego
demonówidżinnów–niemagwarancji,żezachowajątajemnicę.Wogóle,
podczasbudowyniekorzystajzmagii–mogącięwyczućwrogowie.Samnie
zbliżajsiędotamtegomiejsca,ażdoostatniejchwili–niechżadnażywaistota
niewie,żesiętymzajmujesz.OtulgrobowieczaklęciemNajwiększegoUkrycia
–wiem,żeprzyjdziezaniedrogozapłacić,aledajenajlepszągwarancję
bezpieczeństwa.

–Myślę,żezbudujęgo...
–Niemównawetmnie!–przerwałamuNajpiękniejszagwałtownie.–W

ogóleniewymawiajtejnazwygłośno!Niebierzzesobązbytwielurzeczy.
Tylkoto,bezczegoniemożeszsięobejść.Agdyobudziszsię...myślę,żenieda

background image

sięobliczyćdatytwegoprzebudzeniazbytdokładnie,dlategonawszelki
wypadekwyznaczniecodłuższyokres–żebyostatecznierozwiązaćumowęz
Lengiem.Zapierwsząpołowęnaszegoplanuwcałościodpowiadaszty.Nie
będęcięszukać–sammnieznajdziesz,gdyzbudujeszkocebu.Ikoniecznie,po
przebudzeniu,zróbwywiadwLengu–jakwiesz,mniejesttamwstęp
wzbroniony!

–Myślę,żepoczekamnarozpoczęcieświęta,tegoobchodzonegocotrzylata

–powiedziałKreol.–Postaramsięobudzićnamiesiąc–półtoraprzedkolejnym
terminem.Będęmógłwtedysiętamdostać,niebudzącpodejrzeń.

background image

Rozdział2

PoprzybyciudowielkiejdolinyInkwanokVanessanatychmiastpożałowała,

żetakbezzastanowieniauparłasiętowarzyszyćKreolowi.Alebyłojużza
późno,żebysięwycofać–nawetgdybymagmógłwysłaćjąsamądodomu,w
coVanessaszczerzewątpiła,bezwątpieniastraciłabydużowjegooczach.A
tego,niewiadomodlaczego,strasznieniechciała,więcgrałabohaterkę,chociaż
kolanazdradzieckouginałysiępodnią.Otaczającyichkrajobrazukażdego
wywołałbytakiesameodczucia.

PrzybyszomukazałosięnieboLengu:martwoczarne,bezgwiazd,odczasu

doczasuprzecinałyjetylkojakieśszkarłatnebłyski.Niewiadomoskąd,Vanod
razuzrozumiała,żetowcaleniejestnoc–tutajniebozawszetakwygląda.Nie
byłoaniśladuSłońca.Byłzatoksiężyc–itoniejeden,adwa.Duże,
krwawoczerwoneidziwniesymetrycznierozmieszczonenanieboskłonie,
wyglądałyjakzłeoczyspoglądającezwysokanamartwą,pustąprzestrzeń.

Opróczksiężyców,bladegoświatładostarczałotakżemnóstwogłucho

pomrukującychwulkanów,zajmującychcałąwidocznąażpohoryzont
przestrzeń.Vanodrazunaliczyłasiedem,azanimiwidaćbyłonastępnei
następne–niebyłoimkońca.Niewykazywałynajmniejszejochotydoerupcji,
alewygasnąćteżnajwyraźniejniemiałyzamiaru–tliłysięjakwęglewognisku.
Vanspróbowaławyobrazićsobie,cobysięstało,gdybywszystkiejednocześnie
zaczęłyplućogniemizrobiłojejsiętrochęniedobrze.

Ziemiępokrywałagęstawarstwaśnieguzmieszanegozpopiołem.Ta

niezwykłamieszaninawyglądałafatalnie,awdotykubyłarównie
nieprzyjemna.NajwyraźniejpoczątkowowLengubyłozimniejniżna
Antarktydzie,aleniebyłotoodczuwalnezpowoduwulkanów.Wefekcie
temperaturaprzywodziłanamyślwczesnąwiosnęlubpóźnąjesień.Raczej
jesień–ukoronowaniemwszystkichurokówLengubyłpadającycochwilę
drobnydeszczyk.Ogólnieatmosferapanowałatamobrzydliwa–wpędziłabyw
trwałądepresjękażdego,ktopomieszkałbywtymświeciedłużej.Sprzyjały
temuszczególnieludzkiekości,którewogromnychilościachwalałysiępod
nogami.Gdzieniegdziecałkiemzakrywałytakzwanypopiołośniegczyteż
śniegopopiół.

–Ionijeszczeorganizująświęto?–Vanessazniedowierzaniem

background image

wytrzeszczyłaoczy.–Zjakiejracji,pytam?

–Uwierz,Van,niematamanikrztyradości–głośnoroześmiałsięHubaksis.

–Mójojczystyświattrudnonazwaćmlekiemimiodempłynącym,alew
porównaniuzLengiemtopoprostuziemiaobiecana...

–Igdzieodbywasięta...impreza?–spytałaVan,podejrzliwiepatrzącna

niegospodoka.–Tylkoniemów,żetutaj!

–Odbywasiętam,gdziezawsze:wOnyksowymZamkuKadath–wyjaśnił

Kreolposępnie.

–Agdzieonjest?
–Tam,zatąogniowągórą.
VanpodążyławzrokiemzapalcemKreola.Magwskazywałnanajdalszy

wulkan–ten,któryledwiebyłowidaćnahoryzoncie.

–Chceszpowiedzieć,żepójdziemytampieszo?Możebyśtrochę

poczarował?Latającydywanalbocośtakiego?

–Wyjdąponasiodstawiąnamiejsce.–Magmachnąłręką.
–Lepiejjużposzlibyśmynapiechotę–niewesołozachichotałdżinn.–Patrz,

panie,jużnaszauważyli!

–Widzę!–odburknąłKreol.
Vanpodążyłazaichwzrokiemiztrudemzłapałaoddech–dosłownietuż

nadjejgłowąmachałoskrzydłamiokropnestworzenie,podobnedowstrętnej
zniekształconejmałpyzniewiarygodniedługimipazurami.Nacałymciele
potworaniebyłonawetjednegowłoska,pokrywałajeskórabarwyatramentu.

–PtakLengu–oznajmiłKreol.–Zwiadowca.Zarazponasprzybędą.
–Kto?
–MizerniJeźdźcyNocy–oznajmiłHubaksiszprzekonaniem.–Jedenalbo

dwóch...Lepiej,żebyjeden–nielubięich.

MizernyJeździecNocypojawiłsiępookołodziesięciuminutach.Byłsam,

alejednegoitakstarczyłoażnadto.Niewiadomo,dlaczegostworzenieto
nazwano„mizernym”.Przypominałzwykłego,chociażniezbytwysokiego
człowieka,alezatodośćmocnejbudowy,barczystegoikrępego.Oprócztego
miałgarb,wybrzuszającysiętrzydzieścicentymetrównadgłową.Odczłowieka
stwórróżniłsięzielonymkoloremskóryiparądługich,zagiętychrogów
wyrastającychnaplecachzobustrongarbu.Byłodzianywcośwrodzaju
bezrękawnikaztkaniny,pozostawiającegoodkryteręceinogi,zatojegogłowę
skrywaładopasowanamaskazasłaniającacałątwarz,szyjęikark.Przez
szczelinęwidaćbyłotylkooczy–jasnoczerwone,bezśladuźrenicy.Przybyszw
ręcetrzymałbat.

background image

Bezwzględunato,jakprzerażającybyłsamjeździec,wierzchowiec

prześcignąłgopodtymwzględemodwiedługości.Zwierztenprzypominał
ogromnegopająkakosarzaoskórzewodcieniudelikatnegoróżu.Miałtylko
sześćnóg,zatokażdązakończonądługim,ostrympazurem,przypominającym
bardziejstalniżkość.Stwórniemiałoczuniwyodrębnionejgłowy–w
przedniejczęścitułowiaotwierałasiępoczwarnapaszcza.Wodróżnieniuod
większościzwierząt,zębysterczałyniezgóryizdołu,alepobokach,pysk
otwierałsięniepionowo,apoziomo.

–ToniejestJeździecNocy–rzekłzzaskoczeniemHubaksis.–To

PoganiaczNiewolników.Pewniedlatego,żejestnastroje.

PoganiaczNiewolnikówobojętniepopatrzyłnaVaniKreola,anastępnie

rzucił:

–Wsiadajcie.Czekająnawas.
Vanessaporazkoleinyzauważyładziwnezjawisko–rozumiałausłyszane

słowa,chociażdoskonalewiedziała,żedotądnieznałategojęzyka.Hubaksis
najwyraźniejzauważyłjejzmieszanie,boszepnąłjejdoucha:

–Podczasmagicznegoprzejściaznajomośćjęzykaotrzymujesię

automatycznie.Prawoprzyrody.

WsiąśćnapająkowategopotworabyłodlaVanessyczynembohaterskim.

Kreolmusiałdosłowniewrzucićjąnagrzbietstwora,przyczymPoganiacz
Niewolnikównawetpalcemniekiwnął,żebymupomóc–siedziałwmilczeniu,
odwróconydonichplecami.

Vanessajechałazzamkniętymioczami,przekonującsamąsiebie,żejedzie

nazwykłymkoniu,tyleżebezsierścii...zogromnąpaszczą.Wżadensposób
niemogłajejzapomnieć–ten„mustang”zbytniowyglądałjejnadrapieżnika.
Ażdziw,żepozwoliłsięosiodłać!

Jechałosięniewygodnie.Poczwarabyławystarczającoduża,byzmieściłysię

naniejtrzyosoby(Hubaksissięnieliczył),alekształtgrzbietuniezbytnadawał
siędojazdywierzchem.Trzebabyłorozłożyćnogiszerokojakdoszpagatu.
ByłatonajwidoczniejnaturalnapozycjaPoganiaczaNiewolników,aleVanessa
zmęczyłasięwmgnieniuoka.Dotegowyrastającezjegoplecówrogi
majaczyłyjejnadgłową,nieczyniącżadnejkrzywdy,aleporządniedenerwując.

Skądśzdalekadobiegłookropnemrożącekrewwżyłachwycie.Dźwiękbył

takgłośny,jakbygdzieśwmrokusiedziałgłodnywilkwielkościgóry.

–Na-Hag...–posępniewyjaśniłKreol,niezwracającsiędonikogo

konkretnego.–Pięćtysięcylattemutaksamowyłwswojejjamie.

–Nigdynieprzestawałwyć–nieoczekiwanieodezwałsięPoganiacz

background image

Niewolników.–ICthulhujakdawniejśpiwpodwodnymmieścieR’lyeh...

–AAzatothciąglejeszczeniemaciała?–Hubaksiszainteresowałsię

nowinami.

–Niestety,nie–odpowiedziałPoganiaczNiewolników.–Alewkońcuto

nastąpi,iwtedy...WtedyobudzisięCthulhu,uwolnisięNa-Hag,aYog-Sothoth
wyprowadzinasstąd!Iwtedy...!Wtedy...!

Prawdopodobnieuśmiechałsięteraz,alenicniebyłowidaćspodmaski.
–Cowtedybędzie?–niepewniewyszeptałaVan,starającsię,bynieusłyszał

jejstrasznyprzewodnik.

–Wtedyspełnisięichodwiecznemarzenie–taksamoszeptemodpowiedział

Kreol.–Prawdęmówiąc,poprzebudzeniubałemsię,żejużsięspełniłowciągu
tylutysiącleci...

–Acotozamarzenie?
–Oczywiście,podbićwaszświat...–cichutkozachichotałdżinn.–Kiedyś

wygnanoichstamtąd,więcterazśniąopowrocie.Awtedywam,ludziom,
będzieniewesoło...Nanastakżenapadali,aleszybkoichwygnaliśmy.

–MójBoże!–cichozawołałaVan,znienawiściąpatrzącnagarbateplecy

PoganiaczaNiewolników.

–Naszczęście,wielkiMardukdobrzeichzamknął–uspokoiłjąmag.–Jeśli

udamisięzakończyćto,cozacząłem,ichmarzeniepozostanietylkomarzeniem.

–AdlaczegonazywajągoPoganiaczemNiewolników?–jeszczeciszej

zapytałaVan,spoglądającukradkiemnazniekształconeplecysiedzącegoprzed
niąosobnika.NiewsłuchiwałasięwsłowaKreola.

–Możeszmówićnormalnie,onitaknierozumiepoangielsku.Po

sumeryjskuteżnie.Gdybyto

JEGO

wezwanodonaszegoświata,wtedyby

rozumiał...AnazywajągoPoganiaczemNiewolników,botojegozawód.

–Totusąniewolnicy?!–przeraziłasięVan.
–Itoilu!–roześmiałsięHubaksis.–Cowtymtakiegostrasznego?Jestich

tumnóstwo!Prawiewszyscytutejsimieszkańcy,zresztą...

–Leng,wprzeciwieństwiedonaszegoświata,prawiewcaleniezmieniłsię

przezwieki–powiedziałwzadumieKreol.–Minęłytysiącelat,atutajtego
nawetniezauważono.Panujetuściśleokreślonysystemkast–niewolnicy,
nadzorcyipanowie.Najwięcejjestniewolników,alesąsłabiigłupi.Wielunie
umienawetmówić...szczególnieshoggothy.Nienawidzęshoggothów!Kilka
razybuntowałysięprzeciwkoswympanom,alezakażdymrazemprzegrywały,
niestety...Nadzorcówjestmniejiteżsąpodzieleninagrupy.Najniższąwarstwą
sąptaki,którewidziałaś.Pamiętasz?

background image

–Wolałabymzapomnieć.
–PotemidąMizerniJeźdźcy,potemPoganiaczeNiewolników.Najwyżej

stojąStwory–sąsługamiPanów,mieszkająwzamkachinigdyniewychodzą
nazewnątrz.Nadzorcy–toniższedemony,prawieniewładającemagią.
Panowiedzieląsięnaczterywarstwyitylkoonimająporządnemagiczne
umiejętności.Najniższawarstwatodemonyśrodkowejręki.Słudzynajwyższej
rangi,duchypiekielne,eg-mumie...Pamiętasztedemony,którewzywałem?
Należądonajniższejwarstwypanów,dolegionuEligora.Stopieńwyżejw
hierarchiistojąEmblematy,generałowielegionów,KapłaniPrzedwiecznych,
DuchyPrzestrzeni,najpotężniejszediabły...Jeszczewyżejznajdująsię
arcydemony.Jestichniewiele,możnajewszystkiewymienićzimienia.Azatoth
iCthulhu,Yog-SothothiHastur,NyarlathotepiShub-Niggurath,Na-Hagi
NoszącyŻółtąMaskę,HumababiPazuzu,LallasuiLalartu,Akhkharuijeszcze
zpiątkapomniejszych.

–Anajwyżsi?–cichozapytałaVan.
–S’gnac.Najwyżejznajdujesiętylkoon.Widzisz,Van,tęnajwyższągórę?
Kolosalnyszczyt,którywskazywałKreol,wyróżniałsięspośródpozostałych

nibywielkoludpośródkarłów.Wyglądałjakzrobionyzprzezroczystegolodui
słabopobłyskiwałwkrwawymświetledwóchksiężyców.

–To...tam?–wzdrygnęłasięVanessa.
–Nasamymszczycie...–ledwiedosłyszalniewyszeptałKreol.–Widziałem

goraz,itegorazunigdyniezapomnę...

VanusiłowaławyobrazićsobiejakohydnymusibyćtenS’gnac,skoronawet

wedługprzyzwyczajonegodowszelkichpaskudztwmaga,jestwstaniezaćmić
całytenświatzchmaramipotworów,aleniestarczyłojejwyobraźni.Nie
odważyłasięzapytaćoszczegóły.

–CzytenS...jakmutam,jestkimśwrodzajuSzatana?–zapytałanieśmiało.
–Mniejwięcej.–Kreolniezdziwiłsięanitrochę.–Myślisz,żeistniejetylko

jedenŚwiatZmroku?Tylkoznaszymświatemsąsiadująażcztery!Jednymz
nichrządziten,któregonazwałaś...

–AButtteżjestztegoświata?
–Nie.–Kreolenergiczniepokręciłgłową.–Butt-Krillach-Mecckoj-

Nekchre-Tajllin-Mopochodzizinnegoświata.AleteżCiemnego.

–AczywogóleistniejąJasneŚwiaty?
–Oczywiście!–Kreolażsięzdziwił.–Ajakżebyinaczej?Jestichmniej

więcejtylesamocoCiemnych.

–Anaszjakijest?

background image

–Naszjestzwyczajny.NadziesięćświatówprzypadajedenJasny,jeden

CiemnyiosiemNeutralnych,stosunekjestmniejwięcejwłaśnietaki.

–ZamekKadath–ogłosiłPoganiaczNiewolników,przerywającdyskusjęna

tematstrukturywszechświatów.

Vannawetniezauważyła,kiedywstrętnypająkdowiózłichdocelu–jeszcze

jednejlodowejgóry,chociażnietakwysokiej,jakpierwsza.Nasamym
wierzchołkuwznosiłsięzamek–okropnabudowlazczarnegoonyksu.Niebo
nadnimwyglądałojakgigantycznywirwodny,adookołazamkowychwież
fruwałychmaryPtakówLengu.WycieNa-Hagabyłotusłychaćznacznielepiej.

–Hastur...–powiedziałKreolpółgłosem,patrzącgdzieśnabok.Tam,obok

jednegozpomniejszychwulkanów,powoliszedłolbrzymsylwetką
przypominającyPoganiaczaNiewolników,ztymżestorazywiększego.Szedłw
dziwnejpozycji,jakbyzamierzałtańczyćwprzysiadzie,szerokorozkładając
ręcezakończonetrzemadługimipazurami.Zotwartejpaszczysączyłamusię
ślina–widaćbyłotonawetzdaleka.Zamaszystymkrokiempodążałwich
kierunku.

JeszczenigdywżyciuVanessaniebyłatakbliskaomdlenia.Aprzecież

kiedyśsądziła,żemamocnenerwy!Prawdopodobnie,mimowszystko,
straciłabyprzytomność,gdybyKreolwporęniezauważył,cosiędziejeinie
pstryknąłjejpalcamiprzedoczami,mamroczącjednocześniecośpodnosem.
Słabośćustąpiłaniemalmomentalnie.

–Wszystkowporządku,kobieto?–zapytałniemalserdecznie.–

Przyzwyczajajsię,sątutajgorsiodHastura.

–Cieszsię,Van,żeniezobaczyszaniCthulhu,aniAzatotha–chciałją

pocieszyćHubaksis.

–Przecieżsamichniewidziałeś...–burknąłKreol.
–Tyteż,panie.–Dżinnniechciałsiępoddać.
–Milcz,niewolniku!–porazpierwszyodchwiliprzybyciadotegoświata

Kreolsięrozzłościł.AVanpomyślała,żezaczęłymupuszczaćnerwy...

OnyksowyZamekKadath...Jużodprogunagościczekałynoweokropności.

PrzedewszystkimStwory,októrychwspominałKreol–wielogłowebestie
wielkościniedźwiedzianajbardziejkojarzyłysięzposklejanymiwjednącałość
kilkomapotworamirodemzhorroru–dziwaczne,potwornebliźniętasyjamskie.
Dziesiątkiłap,wszystkiebezwyjątkuwyposażonewostrepazury,niemniejniż
dziesięćdługichogonów,nieforemneciała,głowywyrastającew
najdziwniejszychmiejscach.Vanczułasięzagubiona–osobiścienie
powierzyłabytakiejkolekcjiorganównawetmyciabrudnychnaczyń.Wzamku

background image

byłotakżekilkaeg-mumii–krzepkichchłopówobdartychzeskóry.Niektórym
zkarkówzwisałykłakisiwychwłosów,innibylicałkiemłysi.Nosilicośw
rodzajuprzezroczystychworków,którechroniłyotoczenieprzedzapaćkaniem
wszystkiegokrwią,pozwalającejednakwszystkimchętnymzapoznaćsię
szczegółowozwidokiemichodrażającychciał.

–Kreolu!–dałsięsłyszećokrzyk,wktórympobrzmiewałanawetpewna

dobroduszność.

Vanessaodwróciłasięszybkowstronę,zktórejdobiegałgłos.Mężczyzna

wołającyjejtowarzyszapozytywnieodróżniałsięodotoczenia.Wysoki,
barczysty,ubranywcośwrodzajuczerwonegopłaszczabezrękawów.Długie
czarnewłosysięgałymusporozaramiona,ajegogłowęzdobiłażelaznakorona
zjedenastomaczubami.Wrękuściskałcośprzypominającegodwustronnąkosę
zkrótkąrękojeścią.

–Eligor...–Magposępniekiwnąłgłowąnapowitanie.–Wciążżyjesz...
–Rozczarowałeśsię?–odparłzuśmiechemosobnikzwanyEligorem.–

Traciszumiejętnośćlogicznegomyślenia,Kreolu–czyżtoniemójpodpis
widniałnazaproszeniu?

–Jaksiędowiedzieliście?
–Otym,żezmartwychwstałeś?Toniebyłozbyttrudne.Chociaż,muszę

przyznać,zdziwiłeśnasniezmiernie...Zdarzałosięodczasudoczasu,żenasi
śmiertelniprzyjacielewracalizkrólestwazmarłych,alezazwyczajniezwlekaliz
tymtakdługo...Chciałeśuwolnićsięodnaszejumowy,czypoprostu
postanowiłeśzyskaćnieśmiertelność?

–Ajeśliijedno,idrugie?–Kreolspojrzałnaniegowyzywająco.–Ajeszcze

lepiej:uwolnićsięodwaswszystkich?

–Umowa,kumojejogromnejrozpaczy,nieobowiązuje–wycedziłEligor

przezzęby.–Pięćtysięcylatminęło.Nocóż,magu,gratuluję,uratowałeśduszę.
Wogóle,doczegonamterazpotrzebnatwojadusza?Coinnegodusza
PierwszegoMagaSumeru,acoinnego–szeregowegomaga.

–Niejestemszeregowymmagiem!–wybuchnąłKreolnatychmiast.
–Kimwtakimraziejesteś?–złośliwieprychnąłEligor.–Terazjesteśnikim!

Robakiem.Pleśnią.Wydmuszką.LepiejbyłocizostaćwstarożytnymSumerze.
Atam,gdziejesteśteraz,magianiejestniczymwięcejjaktylkonieistotnym
kaprysemprzyrody.Tak,przesądem...

–Nienadługo–groźnieobiecałmag.–Niechnotylkostanęnanogi,a

znowubędęPierwszymMagiem!ItonieSumeru,alecałegoświata!

–Myślałindykoniedzieli,awsobotęłebucięli.–Demonlekceważąco

background image

machnąłręką.–Totylkosłowa.Wzasadziemogłeśumknąćnaszejuwadze,
gdybyś...

–Gdybymco?
–Gdybyśpowstrzymałsięodwzywaniamoichsług!–wyszczerzyłsięw

uśmiechuEligor.–GdytylkoAndromaliswróciłdozamkuKadath,natychmiast
doniósłmiowszystkim.

–NałonoTiamat!–zazgrzytałzębamiKreol.–Niepomyślałemotym...
–Bardzocięproszę,niewspominajtutaj...oniej–skrzywiłsięEligorz

rozdrażnieniem.–Lepiejnie...Widzę,żeHubaksiswciążjestztobą.

Maleńkidżinnwydałzsiebiejakieśnieartykułowanedźwięki,chowającsię

zaramieniemKreola.

–Alekobietynieznam–zauważyłEligor,uważnieprzyglądającsię

Vanessie.–Nowanałożnicaczypoprostuznajoma?

–Nietwojasprawa–odgryzłsięKreol.
–Śmierćniezmieniłatwojegocharakteru.Całejresztyteżnie–jesteśtym

samymnekromantązodpychającymcharakterem.Chociaż...Poco
przefarbowałeśwłosy?Oczywiście,toniemojasprawa,alewczarnymkolorze
bardziejcidotwarzy...

–Możemydaćtemuspokój?–Magspojrzałnaniegospodełba.
–Czemu?–Eligorzrobiłzdziwionąminę.
–Dajspokój,Eligorze!Naszaumowajestnieważna,nieprawdaż?Niemasz

jużżadnejwładzynademną!Czymożechcesz,byśmyznowusięzmierzyli?

–Nie,dziękuję...–Eligorpowolipokręciłgłową,uważniepatrzącwoczy

maga.–Pewnie,żebymchciał,ale...Muszęsięszczerzeprzyznać,Kreolu,żete
pięćtysięcylatwpłynęłonamnieznaczniebardziejniżnaciebie.Toszmat
czasu,nawetdlanieśmiertelnego...

–Natoliczyłem...–Kreoluśmiechnąłsięwrednie.–Jeszczezobaczymy,

któryznasjestindykiem...RytuałPrezentacjiniezmieniłsię?

–Tylkokilkadrobiazgów–wzruszyłramionamiEligor.–Samsię

zorientujesz.

–Októrejwyznaczonoczasdlamnie?
–Z

TOBĄ

–podkreśliłEligor–Yog-Sothothchcesięspotkaćjaknajszybciej.

Bardzogozainteresowałeś,Kreolu.Dawnonieoszukanonastak...bezczelnie.

Uśmiechającsięcałyczas,Eligorukłoniłsięgrzeczniecałejtrójceiruszyłz

powrotem,stawiająckrokipowolijakbyszedłpocienkimlodzie.

–Chodźmy–rzekłmag,rzucającwstronęoddalającegosiędemona

podejrzliwespojrzenie.

background image

Vanessamilczałaprzezkilkaminut,gdyżKreolwyglądałnawściekłego.Ale

wkońcuciekawośćzwyciężyła.

–Ktototaki?–zapytała.
–NazywasięEligor–wymamrotałmagpodnosemzniechęcią.
–Tegosamasiędomyśliłam.Alekimonjest?Totwójznajomy?
–EligorjestEmblematem.Mieliśmy...wspólneinteresy–powiedziałKreol

wymijająco.–Kontrakt.WszystkiepodległemidemonysąsługamiEligora.
Kupiłemprawodowywołaniakażdegoznichrazcojedenaścielat.

–Aczymzapłaciłeś?–podejrzliwiezapytałaVan.
–Standardowącenąjestdusza.Alewmoimprzypadkuwszystkobyło

bardziejskomplikowane...

–Chciałemcięwtedyodwieśćodtejdecyzji,panie!–wtrąciłsiędżinn.–

Mówiłem:niewchodźwto.

–Milcz,niewolniku!
–Tosamomówiłeśwtedy!–poskarżyłsięHubaksis.–Gdybymniebyłtaki

maleńki,bardziejbysięzemnąliczono!

–Biedny...–powiedziałaVanessazewspółczuciem.–Nowięccotobyłaza

umowa?

–Warunkibyłyniezwykleproste.–Kreoluśmiechnąłsię.–Korzystamz

demonówEligoradowolnąilośćrazy,ażdośmierci.Przyczymniemogę
odwlecswejśmiercizapomocąmagiiwięcej,niżotysiąclat.No,apośmierci...
pośmiercimiałemzostaćjegoniewolnikiem.Napięćtysięcylat.Zazwyczajw
takichumowachpiszesię„nawieczność”,alenaszczęściemiałemtyle
rozsądku,żebyupieraćsięprzyokreślonymterminie.

–I...jaksięwykręciłeś?–wyszeptałaVan,wstrząśnięta.
–Van,jeszczepytasz?–wmieszałsiędżinn.–Czynierozumiesz,pocopan

wogólerozpętałcałątąaferęzezmartwychwstaniem?

–Samniewiem,jakmisięudało–wymamrotałmag.–Małalukaprawna,

małaniejednoznacznośćwinterpretacjiumowy...Podpowiedziałamitopewna
znajoma.U

MARŁEM

,aleduszanadalprzebywaławciele.Bardzomocnosięgo

trzymała–takmocno,żewszystkiedemonyLenguniemogłyjejwydobyć!A
nawetgdybyzdołały,nałożyłemnamogiłętakiezaklęcie,żeżadnasiłanie
mogłajejodkryć...oprócz,jaksięokazało,waszychochre...jakichnazwałaś?

–Archeologów.Alepocowogólezawierałeśtęumowę?
–Jakzwyklewtakichprzypadkach...Chciałembyćpotężny,niemęczącsię

zbytnio.Byłemmłody,głupi,niewiedziałemjeszczecodoczego...

–Ilemiałeśwtedylat?

background image

–Pięćdziesiątcztery–burknąłKreol.–Dlamagatomłodość...Aleterazto

nieważne;pięćtysięcylatminęło,iprzezcałepięćtysięcylatEligormiałpełne
prawoprzechwycićmojąduszę.Niezrobiłtego–tojegoproblem.Minęłopięć
tysięcylat,zachowałemduszę,więcterazjestemwolny.Inietylkowolny,ale
cowięcej,zachowałemprawodoEligorowychdemonów–umowanicniemówi
otym,żetracętoprawopośmierci.Ha!Otocoznaczyumiećczytaćmiędzy
wierszami!Chociażnaszczytmuszęsięwspinaćodpoczątku.Tonic,wlezę...
Eligorjeszczepożałuje,żemiałzemnądoczynienia.

Vanumilkła,myślącnadtym,cousłyszała.Wyglądałonato,żeKreolmógł

siępochwalićburzliwąbiografią,niemniejciekawąniżniejedenbohaterlegend.
Coprawda,toiowonadalbyłoniezrozumiałe.

–CototakiegoEmblemat?–zapytaławprost.
–Niewiesz,kobieto?Czegowasucząkapłani?!
–Wybacz!Czymógłbyśpoprostuodpowiedzieć?
–EmblemattoOdbicieBoga–wyjaśniłwciążjeszczezdziwionymag.–

Naprawdępotężnybógmożepodzielićsięnakilkaniezależnychosobowości,
przyczymjestichtymwięcej,imjestpotężniejszy.

–Ajakibógzrodziłtego...Eligora?–zapytałaVanessaoszołomionatym,co

usłyszała.

–Oczywiście,Yog-Sothoth.ZrodziłtrzynaścieEmblematów–tyle,ilesłuży

mulegionów.Każdemuporuczyłjeden.Coprawda,odtegoczasuliczba
legionówwzrosławielokrotnie...

–CzyliYog-Sothothjestbogiem?–upewniłasięVan.
–Ciemnym.–Kreolpotwierdziłkiwnięciemgłową.–AleJaśniteżczasem

takrobią.KiedyWielkiMardukzostałbogiem,zrodziłpięćdziesiąt
EmblematówipoprowadziłtęarmięprzeciwkopułkomLengu.Itawasza
księga,pamiętasz?Biblia?Ten,któregonazywacieJezusemChrystusem,
najprawdopodobniejteżjestEmblematemwaszegoboga.

–Coty,całkiemzwariowałeś?!–takiebluźnierstwooburzyłoVanessę.–

ChrystusjestSynemBożym!

–Oczywiście.–Spokojniepokiwałgłowąmag.–Anawetwięcej.Emblemat

toznaczniewięcejniżdziecko,alewskaliludzkiej„syn”jestnajbliższym
słowem.Sądzącpotym,conapisanowksiędze,JezusChrystusbyłgodną
szacunkuosobą...dlategowżadnymwypadkuniemógłbyćEmblematem
Jahwe!WwymiarzeRajwładaJasnybógSawaovijestonrzeczywiściebardzo
podobnydotegotwojegoChrystusa...AwładcaJudejczyków,Jahwe,toCiemny
Bóg!Pożeraczdzieci,niszczycielmiast,oto,kimjest!Toprzezniegonaszświat

background image

omałoconieprzepadłwWielkimPotopie!Zawszechciał,żebyzginęliwszyscy
opróczJudejczyków!

–Awięctotak...–westchnęłaVanessa.Jejprzekonaniareligijneszybkosię

zmieniały.Wiaraniezmniejszałasię,aniniezwiększała,apoprostuzmieniała
formę.

–Niejestempewien!–szybkozastrzegłKreol.–ByćmożeChrystuswcale

niebyłEmblematem,anaprzykład...naprzykład,nowymawataremEbela.

–KimjestEbel?
–Innymrazemciopowiem,zadługobytotrwało.–Kreolzatrzymałsię

przedwielkimidrzwiami.–MuszęspotkaćsięzYog-Sothothem...Rytuał
Prezentacjitonajbardziejnieprzyjemnaczęść,więclepiejmiećjązasobąjak
najszybciej.

–Totutaj?–najeżyłasięVan,zjawnąwrogościąpatrzącnadrzwi.
–Panie,amożepolecędoinnychdżinnów?–żałośniepoprosiłHubaksis.–

Takdawnoniewidziałemnikogoznaszych...

–Milczeć,niewolniku!–PogroziłmulaskąKreol.–Pomyśl,zanimcoś

powiesz!Mamtuzostawićkobietęsamą,tak?

–Przecieżniktjejnieruszy!–zajęczałdżinn.
–Dobrze,niechleci.–VanessapospieszyłazpomocąHubaksisowi.–Nie

jestemprzecieżdzieckiem.

–Dziękuję,Van!–rozpromieniłsiędżinn,szybkoznikającwścianie.
–Jakchcesz–burknąłmag.–Zostańtutajiczekajnamnie.Atoweźna

wszelkiwypadek.

Podałjejswójmagicznyłańcuch.Vanessawzięłago,tępoobejrzałaze

wszystkichstronizdziwionazapytała:

–Pocomion?
–Przecieżmówię:nawszelkiwypadek,kobieto!–zniecierpliwionyKreol

podniósłgłos.–Niewiadomo,comożesięzdarzyć.Każdyniewolniklub
nadzorcauderzonytymłańcuchemrozsypujesięwproch.Równychmipanów
łańcuchparaliżuje.Eligorowiijemupodobnymsprawiasilnyból.Możeprzydać
sięnawetprzeciwkoYog-Sothothowi...

–Dobrze...–zgodziłasięVanessa,zszacunkiempatrzącnałańcuch.

Dotychczasnieprzywiązywaładoniegodużejwagi,aleterazzaczynała
rozumieć,pocoKreoltaszczygozawszezesobą.–Acojesttam,zadrzwiami?

–Łaźnia–szybkoodpowiedziałmag.–Zasadniczosątamtacysamigoście

jaktyczyja.

–Chwileczkę!–wytrzeszczyłaoczyVan.–Niemogłeśmniewcześniej

background image

uprzedzić?!

–Aco?
–Niewzięłamkostiumu!
–Czego?Cotyznowuchcesz,kobieto?
–Kostiumkąpielowy!Któregosłowanierozumiesz?
–Zamoichczasówludziekąpalisięnago...–wymamrotałKreol,alewidząc

minęVanessy,zpośpiechempoprawiłsię:–Dobrze,uspokójsię,kobieto!Zaraz
cośwymyślimy...

Wyjąłztorbymagicznyfoliał,przekartkowałgo,szukającodpowiedniego

zaklęcia,apotemzacząłcośpomrukiwać.

Pojakichśpiętnastusekundachpowietrzezgęstniałoipojawiłsięszarawy,

prostokątnytłumoczek.PrzyjrzawszysiębliżejVanessazauważyła,żejestto
tkanina,dotegobardzodobrejjakości.

–Sprytnie–oceniła.–Aletoniejestkostium.
–Ajakmamcistworzyćtencałykostium,jeślinawetniewiem,jakma

wyglądać?–burknąłKreol.

–Ico,mamtegoużyćzamiastręcznika?!
–Głupkomniemacotłumaczyć...–uśmiechnąłsięmag,szukającnapiersi

amuletuSługi.–Sługo,uszyjtejkobieciekostiumkąpielowywodpowiednim
rozmiarze!

Tkaninazawirowaławpowietrzuizaczęłaszybkozmieniaćformę.

NiewidzialnySługaniezwyklezręcznieoperowałniewidzialnąigłąi
niewidzialnyminożycami.Pokilkuminutachtkaninazmieniłasięwcałkiem
znośnykostium.Niecałkiemtaki,jakiezazwyczajnosiłaVan,alemożnago
byłozałożyćbezwstydu,nieryzykującprzytymwytykaniapalcami.

–Jesteśzadowolona,kobieto?–burknąłKreol,patrzączeskrywanym

uśmiechemjakVanessakrytycznieoglądaswójnowystrój.

–Sprytnie–pochwaliłajeszczeraz.–A...niemógłbyśzrobićczegośdo

jedzenia?

–Przecież...agdzietwojatorba?
Kreoldopieroterazzauważył,żeplecakVanessygdzieśprzepadł.
–Zapomniałamgo,gdywsiadaliśmynategopająka...–przyznałasięze

skruchą,spoglądającnamagasmętnie.

–Dobrze,kobieto,wytrzymajtrochę.–Kreolprzewróciłoczami.–Wrócęod

Yog-Sothotha,przygotujęcozechcesz.

background image

Rozdział3

Vanessazobawąweszładołaźni.IlebyKreoliHubaksisnieprzekonywali

jej,żewLenguzaproszonymgościomniegroziwiększeniebezpieczeństwoniż
wpodmiejskimparku,jakbyniepodnosiłajejnaduchuobecnośćmagicznego
łańcuchaitakbałasięzostaćsama.Ajakwybyścieczulisięnajejmiejscu?

Dobrzechociaż,żewłaźnibyłyosobneprzebieralnie.Niezauważyła

żadnychzamków,cozresztąjejniezdziwiło–wyobraziłasobie,comógłzrobić
ztakimidrzwiczkaminaprzykładPoganiaczNiewolników.Przedtutejszymi
mieszkańcamitrzebabronićsięniezamkami,leczmagią,atąVanniewładaław
najmniejszymstopniu.Zresztąkomumogłosięprzydaćtutajjejubranie?

StworzonaprzezKreolatkaninanieprzypominałaniczegoznanegow

naszychczasach.Miękka,delikatnaibardzolekka,pieściłaskóręjakłabędzi
puch.Sługateżdobrzesiępostarał–skrojonyprzezniegokostiumraczejnie
trafiłbynaokładkiżurnali,aleświetnieleżałiwyglądałcałkiemnieźle.

–JeśliwstarożytnymBabilonierobilitakietkaniny,topodwieloma

względaminaswyprzedzali...–wymamrotałaVan,bezskuteczniestarającsię
wyobrazić,czywnowymstrojujestjejdotwarzy,czyniebardzo?Kujej
wielkiemurozczarowaniu,dotejporynieudałosięjejznaleźćwZamkuKadath
anijednegolustra.Czyżbymiejscowepotworynielubiłypatrzećnaswoje
pyski?

Tutejszybasenprzypominałniecosenatrzymski–byłśredniejwielkości

pomieszczeniemześcianamizbiałegokamienia,stopniamidosiedzenia
pnącymisięażpodsufit.Tyletylko,żewśrodkuznajdowałasięjamazwodą.
ZresztąwtejwodzieVanessazanicbysięniezanurzyła–wtymświecie
najwyraźniejnigdyniesłyszeliohigienie,abyćmożeichhigienazbytnio
różniłasięodziemskiej.Wkażdymrazie,basenkojarzyłsięzniewielkim
bagienkiem,doktóregowrzuconopuszkęczerwonejfarby–wodabyłazielonaz
czerwonymirozpływającymisięplamami.

NiecouspokoiłoVanessęto,żewiększośćsiedzącychnaschodach

znudzonychgościnależaładorasyludzkiej.Przynajmniejzewnętrznie.
Oczywiście,tonicnieznaczyło–przecieżEligorbardzoniewieleróżniłsięod
zwykłegoczłowieka,alemimowszystkoVanwolałamiećdoczynieniaz
człekokształtnymidemonami,niżzwielogłowymistworamizkłamidopępka.

background image

Wpomieszczeniubyłookołodwudziestuosób.Samimężczyźni–Vannie

dostrzegłażadnejkobiety.Niektórzybylinadzy,alewiększośćokrywała
lędźwieczymśwrodzajuprześcieradeł.Wolnegomiejscabyłowbród,więc
Van,namyśliwszysięchwilę,usiadłaniedalekojednegozmężczyznw
prześcieradłach.Wybrałagozdwóchpowodów:popierwsze–siedziałnajbliżej
drzwi,apodrugie–nosiłlustrzaneokulary.Jakożeniktinnywtymświecienie
nosiłtakiejozdoby,możnabyłośmiałozałożyć,że,podobniejakona,przybyłz
Ziemi.Bezsprzecznieprzemawiałotonajegokorzyść.

Amimotowyglądałniecodziwnie.Popierwsze,woczyrzucałsiękontrast

międzytwarząiciałem.Twarznależaładostarca–całkiemsiwewłosy,
zwisającenieprzyjemnymistrąkami,ażdoramion,dwiedziurkizamiastnosajak
usyfilitykaiłysaczaszka.Tylkozębymiałniezłe,aoczuVanessaniemogła
dostrzeczzalustrzanychokularów.Jednakżewszystko,coznajdowałosię
poniżejszyi,mogłobynależećdomężczyznykołoczterdziestkiiwyglądałoby
całkiemnieźle,gdybyniechorobliwachudość.Vanmimowolniezapatrzyłasię,
alepotemznowuprzeniosłaspojrzenienatwarziażwzdrygnęłasięzewstrętem,
taknieprzyjemnybyłtenkontrast.

–Mogę...
–Oczywiście,proszęsiadać,gdziepanichce–obojętnieodpowiedział

nieznajomy,nieodwracającnawetgłowywjejstronę.

–Mamnaimię...
–Bardzomimiło,Vanesso,cieszęsię,żesiępoznaliśmy–odpowiedział

mężczyzna,znówniesłuchającdokońca.

–Ajak...?
–Mamwieleimion.Możepanizwracaćsiędomnie:Jonatanie.
–Pantakże...?
–Tak,teżjestemzeświata,któryznapanipodnazwąZiemia.
–Copan...
–Nie,nieczytampanimyśli,poprostuzawczasuwiem,copanichce

powiedzieć–pokiwałgłowąJonatan.

–Więcpan...
–Tak,jestemmagiem,jakipozostali,inaczejniezaproszonobymnienato

święto.

–Proszęposłuchać,może...
–Dobrze,będęsłuchałpaniodpowiedzidokońca.–Jonatanwkońcuraczył

naniąspojrzeć.–Mapanirację,toniezbytgrzeczniezmojejstrony.

–Dziękuję.–RozzłoszczonaVankiwnęłagłową.–Jonatanie,widzipan

background image

przyszłość,tak?JakNostradamus?

–Jeślizechcę.–Jonatanobojętniewzruszyłramionami.–Najbliższą

przyszłośćwidzędokładnie,dalszą–mgliście.

–Nieźle!–oceniłaVan.–Amożemipanpowiedzieć,kogowybiorąna

prezydentawnajbliższychwyborach?

–Jednoznacznie–nie.–Pokręciłgłową.–Chodzioto,że,wbrewtemuco

wielusądzi,przyszłośćniejestprostądrogą,araczejsieciąskrzyżowań.Istnieją
punktywęzłowe,odktórychzależydalszyrozwójwypadków.Bardzoczęstosą
todrobnezdarzenia,alewieleodnichzależy.

–Nie...niezupełnierozumiem.Możepanpodaćjakiśprzykład?
–Bardzochętnie.Jednymztakichwęzłowychpunktówbył13lipca324

przednarodzinamiChrystusa.TegodniaAleksanderMacedońskiprzez
nieostrożnośćnapiłsięwodyzzatrutejstudni.Wrezultacienastępnegodnia
zachorowałiniedługopotemumarł.Aprzecieżwcaleniechciałomusiętak
bardzopićispokojniemógłsiępowstrzymać.Ot,drobnywybór–wypićkubek
wodyczyniewypić–określiłbieghistorii.GdybyAleksanderprzeżył,Ziemia
wyglądałabyterazcałkieminaczej.

Prawdęmówiąc,Vanessaprawiegoniesłuchała.Historięznaładośćsłaboi

dośćmętniepamiętała,kimbyłAleksanderMacedoński.Słyszałatylko,żebył
tojakiświelkiwładca,itowszystko.Niewiadomodlaczego,wydawałojejsię
nawet,żebyłRosjaninem.Dotegozajmowałjąterazinnyproblem.

–Jonatanie–spytałazwahaniem–apocociteokulary?Moimzdaniemnie

matunadmiaruświatła...

–Teokularysąniedlamnie,aledlawas–odpowiedziałJonatanze

smutkiem,zdejmującokulary.

Vanessaztrudemzłapałapowietrze,zobaczywszyto,codotądskrywały.A

mówiącdokładniej,czego

NIE

skrywały.Jonatanniemiałoczu.Wcale.Tylko

parępustychoczodołów.Nawetpowiekimiałrówniutkoodcięte,boteraztylko
bymuprzeszkadzały.Pozdjęciuokularówostatecznieupodobniłsiędo
szkieletu.

–Pan...więcjestpanniewidomy?–wymamrotała,niebędącwstanie

oderwaćwzrokuodwstrętnychdziur.

–Sądzę,żemożnamnienazwaćślepym–zgodziłsięJonatan.–Ajednaknie

cierpięztegopowodu,bomaminnywzrok.

–Jaktosięstało...?
–Tokara...–niewesołoodrzekłJonatan.–Karazamójgrzech...
–Ależcotakiegozrobiłeś?

background image

–Zabiłemswegobrata–krótkoodpowiedziałJonatan.–Więcejniemapani

ochotyzemnąrozmawiać.

Ostatniezdaniebyłostwierdzeniem,niepytaniem,aVannatychmiast

zrozumiała,żeJonatanjakzwyklemarację.Niemiałaochotyznimrozmawiać,
chciałazatouderzyćgomagicznymłańcuchem,żebyprzekonaćsię,czy
rzeczywiściejestczłowiekiem.Byłbardzodziwnymtypem,nawetjakna
czarnoksiężnika.

–Dowidzenia,Van.–Jonatanwstał.–Niemówię„żegnaj”,bojeszczeraz

sięspotkamy.Alenieprędko...Nieprędko...

Zagadkowyślepieccichoklasnąłwdłonieiznikł.Jakbyprzekręciłwyłącznik

–dopierocotubyłijużgoniema.

–Chciałabymwiedzieć,jaksięnaprawdęnazywa...–wyszeptałaVan,

patrząctam,gdziedopierocostał.

–Wybacz,Van,nieusłyszałem–dotarłdoniejwesołygłosik.No,tenpisk

rozpoznałabywśródtysiącainnych!

–Hubi!–odwróciłasięwstronędżinna.–Jużwróciłeśodprzyjaciół?
–Jakichznowuprzyjaciół?–fuknąłdżinn.–Wszyscymoistarzyprzyjaciele

dawnowyzdychali!Niemiałemichzbytwielu...Raz–dwaipokrzyku...

–Przykromi...–powiedziałaVanniezdecydowanie,bonatwarzy

malutkiegodżinnaniebyłoaniśladusmutku.

–Niewarto!–potwierdziłjejwątpliwościdżinn.–Dobrzeimtak,

śmierdzącymszczurom!Awieszcojestnajlepsze...?WielkiChanteżumarł!
Ha,wstrętnebydlę!Ajamamsięświetnieibędężyćwiecznie!Wiecznie!

–Czyliterazmożeszskończyćzniewolnictwem?–ucieszyłasięVanessa.
–Zadobrzebybyło!–zasępiłsięHubaksis.–Mojeprzestępstwonieulega

przedawnieniu,nadaljestemtraktowanyjakowrógkorony...Jeślipanmnie
wyzwoli,nowyWielkiChannatychmiastrozkażeugotowaćmniewoleju.A
propos,wiesz,czegosięjeszczedowiedziałem?

Vanessauznałatozapytanieretoryczne,postanowiławięcnieodpowiadać,

aledżinnmilczał,awyglądałprzytymtakintrygująco,żewkońcunie
wytrzymała.

–Co?!–wykrzyknęławkońcu.
–Międzystarym,aobecnymWielkimChanem,chanatemdżinnówrządził

człowiek!Wyobrażaszsobie?Cośtakiegoniezdarzyłosięnigdyprzedtem!
Niedługo–tylkozpółwieku–alezawsze!

–Iktotobył?–zapytałaVanwyłączniezuprzejmości.
–JakiśSalomon...–Hubaksisstraciłjużzainteresowaniewłasnąsensacją.–

background image

Cozaróżnica,takczysiak,umarłdawnotemu...

Vanessawżadensposóbniezareagowałanatęrewelacyjnąwiadomość–po

prostuniewiedziała,kimbyłSalomon.PrawiewcalenieczytałaBiblii,
przeglądałatylkokilkafragmentów,achoćsamoimięsłyszałaniejednokrotnie,
niezostawiłojednakśladuwjejpamięci.

Kreolzjawiłsiępokwadransie.Najegotwarzymalowałosięogromne

zdziwienie,awrękachobracałołowianydysk,naktórymwyrzeźbionogwiazdę
wpisanąwkoło.

–Cocijest?–zagadnęłagoVanzzainteresowaniem.Kreolzdążyłodziaćsię

wcośwrodzajutuniki,wyraźnieuszytejwtejsamejfabryce,coikostium
kąpielowy,alenieporzuciłtorbyzmagicznyminarzędziami.Napiersinadal
wisiałmupękamuletów.–Jakieśkłopoty?

–Wręczprzeciwnie...–PokiwałgłowązdumionyKreol.–Powitalimniejak

samegoimperatora,staralisięprzypochlebić,nawetpodarowaliprezent!Ito
jaki!Samisobiegróbkopią...

–Totentutaj?!–Vanessawyrwałamudyskzręki.–Acotozabzdet?
–KamieńWrót!–krzyknąłHubaksis,otwierającszerokoswejedyneoko.–

Poszczęściłocisię,panie!

–Doczegotosłuży?–dopytywałasięVan.
–Doprzemieszczaniasięmiędzyświatami–powiedziałKreol,opanowując

powolizdumienie.–ZapomocąKamieniaWrótmożnabardzoszybko
przeskoczyćdodowolnegowymiaru,pomijającwszystkieskomplikowane
rytuały.

–Sprytne–zgodziłasięVanessa.–Ajaktodziała?
–Zwyczajnie.Najpierwtrzebagookadzićaromatycznymdymem.Mirra,

kadzidło,zioła,choćbypapieros!Bylebytylkodymmiałzapach.Jednocześnie
trzebawymówićzaklęcie.

–Jakie?
–Zakażdymrazeminne!–odburknąłKreol,niezadowolony,żemu

przerwano.–Zależyodtego,gdziesięznajdujeszidokądchceszsięudać.Im
dłuższyskok,tymdłuższezaklęcie.Aleniedalejniżotrzywymiary–aby
przemieścićsięnawiększydystans,trzebawykonaćkilkaskoków.Potem
kamieńjestgotowydopracy.Wystarczytylkowymówićzdanie-klucz,a
otworzysięoknomiędzywymiarami.

–Acotozazdanie?–dalejdociekałaVan.
–Zdaniejestproste:„Portalu,otwórzsię!”
–Takjak„Sezamie,otwórzsię!”,tak?–Vanessaprzypomniałasobiebajkę.

background image

–Acomadorzeczysezam?Możejeszczeikonopie?Nie,zdanie-kluczjest

proste.Jednakzakażdymrazemtrzebatworzyćspecjalnezaklęcie,nowe...Ale
topotrafię.

–Potrafi!–potwierdziłHubaksis,ześmiechemspoglądającspodokana

swegopana.

–Milcz,niewolniku–leniwierozkazałKreol.–Acotobiesięprzytrafiło

ciekawego,kobieto?

–Amożeprzestałbyśmnietaknazywać?–Vanspojrzałananiegolodowato,

alepochwilimimowszystkogniewzniejopadłiłaskawieopowiedziałao
ślepymwróżbiciewlustrzanychokularach.

Kreolsłuchałbardzouważnie,wzadumiekiwającgłowąwtaktjejsłów.

SiedzącymunaramieniuHubaksissłuchałniemniejuważnie,kiwającrazemz
panem.Wyglądałotobardzośmiesznie.

–CzarnyŚlepiec–zprzekonaniempowiedziałHubaksis,gdywysłuchał

opowieścidokońca.–Bezwątpienia!

–Maszrację,niewolniku...–powiedziałKreolwroztargnieniu.–ToCzarny

Ślepiec...

–Onteż...jestjednymztychstworów?
–Nie,onjestznaszegoświata–zaprzeczyłKreol.–CzarnyŚlepiecto

CzarnyŚlepiec.Jestsobą.Awięcpowiedział,żesięjeszczespotkacie?Zamojej
pamięcinigdysięniepomylił.

–Alekimonjest?
–Gdybymtojawiedział...Jestbardzostaryirzeczywiściewiewszystkoo

przeszłościiteraźniejszościibardzodużooprzyszłości–towszystko,comogę
powiedzieć.Wporównaniuznim,jestem...onjestNajwyższymMagiem,aja
tylkoarcymagiem...mampiątystopień,aonszósty...totakaróżnica...

–Zaczekaj!–Vanwyciągnęłaręcewgeścieprotestu.–Stop!Chwilę!Time

out!Czydobrzerozumiem–znałeśgojeszczewtedy...no,wpoprzednimżyciu?

–Przecieżmówię.Jestbardzostary.–Kreoluśmiechnąłsięzzadowoleniem.

–Ślepyprorok,wiecznietułającysiępoświatach,niemogącynigdzieznaleźć
spokoju...Zamoichczasówkrążyłoonimtyleopowieści,żeniedałosięich
wszystkichspamiętać.Terazpewniejużjezapomniano...

–Bywałwświeciedżinnów,panie–odezwałsięHubaksis.–SamWielki

Chantraktowałgozszacunkiem.Atakprzyokazji,panie,pamiętaszsyna
imperatora?Byliśmyprzyjegonarodzinach?Pamiętasz?Tydzieńprzedtym,jak
my...no...

–Pamiętam–obojętniewzruszyłramionamimag.–Gilgamesz,syn

background image

Lugalbandy...

–Pamiętasz,jakąmuprzepowiedziałeśprzyszłość?–zzainteresowaniem

dopytywałsiędżinn.

–Oczywiście,pamiętam–fuknąłKreol.–Długieżycie,dobrerządy,wiele

wojennychzwycięstw...Wszystkimtoprzepowiadałem.

Vanessazdziwiłasię.Kiepskoznałahistorię,aledomyślałasię,że

zdecydowanieniewszyscywładcymoglipochwalićsiętakimszacownym
życiorysem,jakten,którynakreśliłKreol.

–Pannieumieprzepowiadaćprzyszłości!–złośliwiewyszeptałHubaksis.–

Anitrochę!

–Milcz,niewolniku–burknąłKreolkwaśno.–Noicoprzytrafiłosiętemu

Gilgameszowi?Dlaczegonaglesobieonimprzypomniałeś?

–O,panie,on...on...no,tego...–Dżinnzaciąłsię,wykonującrękaminiezbyt

zrozumiałegesty.–ZabiłHumbabę,panie!

–Humbabę?–ożywiłsięmagnatychmiast.–Tojestnambardzonarękę...

Jedenarcydemonniczegonieprzesądza,alemimowszystkotomiłe...To
wszystko,czyjeszczeczymśsięwsławił?

–Tak,itojeszczejak,panie!Gilgamesz...
Nieoczekiwanierozległsięgłuchydźwięk,podobnydobiciadzwonu

pokrytegogrubąwarstwąwaty.Vanessaażsięwzdrygnęła,alepozostali
podeszlidotegospokojnie.Liczni„kąpiącysię”zaczęliniespieszniewstawaćz
miejsciprzemieszczaćsięwstronędrzwi.

–Cosiędzieje?
–Sygnał,kobieto–wyjaśniłKreol,takżewstajączmiejsca.–Sygnał

rozpoczęciaświęta.Niewolniku,potemopowieszoGilgameszu!Terazmusimy
iść–wdużejsalibędziewitałgościsamAzatoth.

–Czytonieten,któryumarł?–Vanessapodejrzliwiezmrużyłaoczy.–

Pamiętam,żecośtakiegomówiłeś.

–Nieumarł,Van,poprostupozbyłsięciała–wyjaśniłHubaksisżyczliwie.
–Dotychczasmyślałam,żetojednoitosamo...–burknęłaVanessa.
–Jakwidzisz,niezawsze.–Kreolwzruszyłramionami.
WgłównejkomnacieZamkuKadathbeztruduzmieściłobysięzdziesięć

BiałychDomów.Azebranytamtłumpoczwardoprowadziłbydoataku
zazdrościkażdąparadęstraszydeł–możnabyłopomyśleć,żetrafiłosiędo
Piekła.Zresztą,wpewnymsensie,byłatoprawda.

Ogromnytron,wznoszącysięwoddalonymkońcusali,naraziebyłpusty,

alestałajużwokółniegostrażhonorowa–trzynaścieróżnychpotworów.

background image

Pierwszyodlewejstałpotężnygarbuszgłowąwielbłąda,zanim–niemniej
garbatyminotaur.Trzeciwyglądałjakzwykłyczłowiek,tyleżenienaturalnie
blady,inosiłnagłowiehełmzjelenimirogami.JakoczwartegoVanessa
dojrzałaznanegojużEligora.Piątymbyłogromnyczarnykrukzokrwawionym
dziobem.Szósty–obłokmgłyzeświecącymioczami,siódmy–wielki,biały
wąż.Ósmynajbardziejprzypominałgigantycznąmuchę,dziewiątybył
człowiekiemzzielonąskórąiczymśjakbykłębamidymuzamiastwłosów.
Dziesiąty–ogromnygryf,jedenasty–łysymężczyznazpłonącymirękami.
Dwunasty–garbatywielkoludprzewyższającywzrostemwszystkich
pozostałychrazemwziętych,trzynasta–dużażółtażaba.

–TosąEmblematy?–zainteresowałasięVanessa.
–Świetnie–oceniłjejdomyślnośćKreol.–Tak,tojesttrzynaście

EmblematówYog-Sothotha.

–Apozostali?–zapytałaVan,zwidocznymobrzydzeniemprzenosząc

wzrokzjednegostworzenianadrugie.

–O,tenpodobnydoczarnegokozła,toShub-Niggurath,pułkownikarmii

Lengu–ochoczowyjaśniłKreol.–Tamten,wczarnympłaszczu,toNoszący
ŻółtąMaskę,NajwyższyKapłanŚwiątyniNocy.

Vanprzyjrzałasięwskazanemutypowi.NoszącyŻółtąMaskęrzeczywiście

nosiłżółtąmaskę,podobnądotej,jakązakładająbramkarzepodczasmeczu
hokeja.Bardzoprzypominałwniejożywionegotrupazfilmu„Piątek13”

–Atokto?–Vanpokazałananajbardziejchybaodpychającegopotwora.

Długostarałasięzgadnąć,doczegojestpodobny,alenieudałosięjej–był
jakąśniewyobrażalnąmieszanką,bezchoćbyjednegoznajomegoorganu.Nawet
twarzyniebyłowidać.

–ToNyarlathotep,jedyny,opróczYog-Sothotha,którymożeswobodnie

poruszaćsięmiędzyświatami,gdyżjestPosłańcemPrzedwiecznych.Nawiasem,
toondostarczazaproszenianaświęto.

–Ee,listonosz?–powiedziałaVanzpewnymrozczarowaniem.–Ale

brzydactwo...

–Cicho,panie!–zasyczałHubaksis.–Yog-Sothoth!
Vanzamilkła,starającsięjaknajdokładniejobejrzećnajwiększąszychęnatej

imprezce.

Yog-Sothothbyłpodobnydodługiegorobakaalbowęża.Czarnyjakwęgiel,

pełzłwstronętronuwgrobowejciszy,pozostawiającśliskiśladnapodłodze.
Niktniewydałzsiebienajcichszegodźwięku,wszyscyjakzaczarowanipatrzyli
naStrażnikaWrót.Vanzrozumiała,żeprzedwcześnienazwałagorobakiem–z

background image

robakamiałtylkoodwłok,atam,gdziepowinnabyćgłowa,wrzeczywistości
zaczynałsiękorpus–bardzomaływporównaniuzogonem,alejednakistniał.
Tułów,przyodrobiniedobrejwoli,możnabyłonazwaćludzkim,alemiałten
samczarnykolorcoreszta.Wmiejscunógwyrastałymudwieparyłap
modliszki,azamiastrąk–cośwrodzajuromboidalnychpłytkostnych,jaku
niektórychdinozaurów.Zkażdejwystawałytrzydługiepazury,cicho
postukującepodczasruchu.Głowaniecotylkoprzypominałaludzką–byływ
niejosadzonefasetoweowadzieoczy,brakowałonosaiwłosów,adotegoz
łysejczaszkisterczałocośwrodzajumrówczychczułków.Otojakwyglądał
Yog-Sothoth.

PotwórwpełzłnatronipowoliskinąłnasweEmblematy.Wsalinadal

panowałacisza.

–Coterazbędzie?–zaryzykowałaszeptVan.
–Cicho!–syknąłKreol.–Azatoth!
Ścianazatronemzachwiałasię,zafalowała,apotemwychynęłazniej

gigantycznakamiennatwarz,przypominającagipsowąmaskę.Martwekamienne
oczyspojrzałynaobecnych,anastępnieotwarłysiękamienneusta,zktórych
wydostałsięokropnygłos,świszczącyiwyjący,wyraźnieakcentującysyczące
spółgłoski.Każdesłowowymawiałjakbydużąliterą.Azatoth,pozbawiony
ciała,alenieżycia,wygłaszałprzemowędoswychpoddanych:
Ia!Ia!Ia!Io!Io!Io!
JestemBogiemBogów!
JestemPanemMrokuIWładcąCzarnoksiężników!
JestemSiłąIWiedzą!
PrzewyższamWszystko!
PrzewyższamAnuIlgigi!
PrzewyższamAnuIAnnunnaki!
PrzewyższamSiedmiuShuruppaki!
PrzewyższamWszystko!
PrzewyższamEnkiiSzamasza!
PrzewyższamWszystko!
PrzewyższamNinnursakiTestamentLenki!
PrzewyższamWszystko!
PrzewyższamInannęIIsztar!
PrzewyższamNannęIUddu!
PrzewyższamEndukuggaINindukugga!
PrzewyższamWszystko!

background image

NicNieByłoStworzonePrzedeMną!
PrzewyższamWszystkichBogów!
PrzewyższamWszystkieDni!
PrzewyższamWszystkichLudziILegendyONich!
JestemPrzedwieczny!
NiktNieZnajdzieMojegoMiejscaSpoczynku!
WidzęSłońceNocąIKsiężycZaDnia!
ToJaPrzyjmujęOfiaręTułaczy!
SkrywająMnieGóryZachodu!
SkrywająMnieGóryMagii!
JestemPrzedwiecznymWśródPrzedwiecznych!
PrzewyższamAbsu!
PrzewyższamNarMarratu!
PrzewyższamAnu!
PrzewyższamKia!
PrzewyższamWszystko!
Ia!Ia!Ia!IaSakkakth!lakSakkakh!IaShaHul!
Ia!Ia!Ia!UtukkuHul!
Ia!IaZihul!IaZihul!
IaKingu!IaAzbul!IaAzabua!IaHaztur!
IaHubbur!
Ia!Ia!Ia!
Bahabahahahahabahahahaha!
KakhtakhtamonIas!

Vanniezrozumiała,czyostatnialinijkabyłaczęściąrytuału,czyAzatothpo

prostusięroześmiał,alenieinteresowałojejtozbytnio.Nietylkotegozdania
niezrozumiała.Pocieszałojątylkojedno–powymówieniuostatniejzgłoski
Azatothznikł,przywracającścianiepoprzedniwygląd.Napięciewsalipowoli
opadało.

–Onrzeczywiściejesttakimwielkoludem,czypoprostucierpinamanię

wielkości?–wyszeptałaVanessanieprzychylnie.–Nawetjeślirzeczywiściejest
taki,niezaszkodziłobymutrochęskromności...

–Eeee,Van,niesłyszałaśjakwrzeszczałnanasWielkiChan–cichutko

zachichotałHubaksis.–Bywało,żetakdawał,ażchciałosięrzygać...

–Zresztąrazcisięprzytrafiłocośwtymrodzaju–chłodnopodsumował

Kreol.–Zatkajsię,niewolniku,nieprzeszkadzajmi!

–Aczymjesteśzajęty,panie?

background image

–Myślę!–warknąłmag,zpogróżkąwgłosiewyciągającztorbylaskę.–A

przyokazji,kobieto,oddajnomójłańcuch.

background image

Rozdział4

GdyKreol,VanessaiHubaksis„zabawialisię”naimpreziewZamku

Kadath,Maonudziłsię.Prawdęmówiąc,to,żeAgnesporazkolejnywyjechała
gdzieśdaleko,cieszyłogo–Maokochałżonę,aledługieprzebywanieznią
dopiekłonieszczęsnemumężowi.Inietylkojemu.Alebezcórkiijejkawalera
(mimowolniewciążmyślałoKreolujakoonarzeczonymVan)czułpustkę.

Oczywiście,dommiałjeszczetrzechmieszkańców.Niestety,Hubertbył

wspaniałymsługą,jakzresztąprawiekażdyskrzat,alewłaśnietosprawiało,że
byłniemiłosiernienudnymrozmówcą,zupełnienienadającymsiędo
towarzystwa.SirGeorge,któregoiwcześniejMaospotykałbardzorzadko,
okazałsięmałorozmownymosobnikiem,najchętniejchowającymsięgdzieśw
ciemnymkącie.Czytośmierćtaknaniegowpłynęła,czyteżbyłtakiod
urodzenia,niewiadomo.ZostałtylkoButt-Krillach.Wyglądałniezbyt
przyjemnie,aleniemożnagobyłonazwaćaninudziarzem,animilczkiem.
Niestety,elwenskwapliwiewykorzystywałnieobecnośćVanessyipojawiałsię
wdomuzrzadka,sprawdzająctylko,czywszystkojestwporządku.Mao
postanowiłniepytać,gdziesięwłóczy,alewgazetachjakdotądonimnie
pisano,wtelewizjiteżniebyłokomunikatówostrzegawczych,takwięcojciec
Vancieszyłsięwzględnymspokojem–czterorękidemonpotrafiłukryćsię
przedwścibskimwzrokiem.

Donudydołączyłaobawaocórkę.ChoćprzekonywałKreola,żeVanessa

umiesamaosiebiezadbać,tojednakojcowskieuczucianiełatwopokonać.
PrzecieżVanwybrałasięnienapiknikzprzyjaciółmi,niewodwiedzinydo
chorejbabciwsąsiednimmieście,nawetnienaekspedycjędodżunglinad
Amazonką!KażdąztychpodróżyMaopotraktowałbyobojętnie,tymbardziej,
żeprzytakniespokojnejkobiecie,jakAgnesLee,sammusiałdużopodróżować.
Aleprzecieżjegocórkawyprawiłasiędoinnegowymiaru,wistnieniektórego
jeszczeniedawnoniewierzył!Doświatazamieszkiwanegonieprzezludzi,a
samepotwory!Oczywiście,Kreolzaklinałsięnawszystkieświętości,że

ZAPROSZONYM

niegroziżadneniebezpieczeństwo,alewkońcutotylkosłowa...

Jakbyściesięczuli,wiedząc,żektośwambliskiznajdujesięwmiejscutakim
jakLeng?Niezbytwielejestgorszychświatów...

Zbrakulepszegozajęcia,staryChińczykzacząłwędrowaćpodomu.Kreol

background image

zamieszkałwtejwillinietakdawno,alejużzdążyłnasączyćjąswąobecnością.
Wszędziewidaćbyłośladyzmartwychwstałegosumeryjskiegomaga.Na
przykład,wogrodzie(oczywiście,jeślitenmalutkispłachetekziemi,obsadzony
diabliwiedzączymmożnanazwaćogrodem)Maoodkryłkilkagatunkówroślin
nieznanychwspółczesnejnauce.BezwzględnieeksploatującSługę,Kreol
zbudowałwodległymkońcuogrodumalutkąoranżerię,trochęwiększąod
działkowejszopyinasadziłwniejroślintakgęsto,żedośrodkaztrudemmogła
wejśćtylkojednaosoba.TylkoKreolwiedział,gdzieudałomusięzdobyćte
wszystkienasiona.Najprawdopodobniejitymrazemwykorzystałdemonologię.

WoranżeriiMaoznalazł,międzyinnymi,mandragorę.Miałszczęście,że

magicznaroślinabyłajeszczecałkiemmłodaijejkrzykokazałsię
niewystarczającydoupieczeniamózguzbytciekawskiegoChińczyka.Aleuszy
bolałygojeszczedługo.

Oprócztego,Kreolzdążyłjeszczezabezpieczyćogródprzedciekawskimi

spojrzeniamisąsiadów.Wykorzystałdwiewarstwyżywopłotu–wewnętrznąz
paproci,azewnętrznąztarniny.Obieroślinywciągukilkudnizdążyłyosiągnąć
imponującerozmiary,całkowiciezasłaniającsadprzedobcymispojrzeniami.Z
pewnościąitutajnieobeszłosiębezmagii.

Wogrodziebyłatylkojednaścieżka–odtylnychdrzwiwillidooranżerii.

Całąpozostałąprzestrzeńgęstopokrywaływszelakierośliny.Tam,gdzienie
byłoroślin,rosłygrzyby.Itojakie!Przeważałymuchomory,alegdzieniegdzie
wciśniętebyłycałkiemnieznanegatunki,niepodobnedoniczego,comożna
zobaczyćnarycinachwpodręcznikubotaniki.WśróddrobnychroślinMao
rozpoznałniezapominajki,dzikikminek,prymulkiijeszczeconieco,ale
większaczęśćziółikwiatówpozostaładlaniegozagadką.

Rosłytamteżmchy.Wróżnychkolorachiodcieniach,chociażprzeważał

czarny.Pokrywałyściany,ścieżkiiwogólecałądostępnąprzestrzeń.Dotegow
niektórychmiejscachmechnajwyraźniejporuszałsię.Maozcałejduszypragnął
wierzyć,żetozpowoduowadów.

Alewszystkietedziwaczneroślinyblakływporównaniuzmonstrum

rosnącymwsamymśrodkuzaimprowizowanegotrawnika.Wielkikwiatz
najprawdziwsząpaszcząimackamizamiastliści.Drapieżnaroślinaporuszała
się,chociażpogodabyłabezwietrzna,zpaszczycuchnęłojejwstrętnie,aliście-
mackiporuszałysięsamodzielnie,starannieoczyszczającłodygęzbłotai
owadów.Maonawłasneoczywidział,jakroślinnemonstrumkłapnęłopaszcząi
pożarłojakiegośnieostrożnegoowada.Człowiekowitenkwiatekraczejnie
dałbyrady–byłnatozamały,aleMaowolałniepodchodzićbliżej.Miał

background image

szczerąnadzieję,żesąsiedzi,którychposiadłośćprzylegaładoogrodu,niebędą
ażtakwścibscy,byprzedzieraćsięprzezkłującezarośla–wyjaśnićim
pochodzenietakdziwnegoherbariumbyłobynielekko.

JeszczejednarzeczzdziwiłaChińczyka–temperatura.Byłlistopad,awtedy,

nawetwpołudniowejKaliforniiniktniehodujekwiatów.Ajednakwogrodzie
królowałoprawdziwelato–byłociepło,wszystkokwitłoizieleniłosię,arośliny
najwyraźniejczułysięwspaniale.Czułcorazwiększyrespektdlamagicznych
mocyKreola.

Jeszczewiększegoszacunkunabrał,gdyzaszedłdomagicznego

laboratorium.Maobyłjużtutaj,gdyzVanessąiHubaksisempróbowali
sporządzićleknanieoczekiwanąchorobęmaga,alewtedyniemiałczasu,aby
podziwiaćwystrójwnętrza.Zatoterazczasumiałwbród,iwykorzystałgojak
należy.Jednakniczegoniedotykał,pamiętającprzypadekzmandragorą.Tutaj
mogłyznajdowaćsiębardziejpodstępneprzedmioty.

Znacznączęśćpółekzajmowałyfiolki,flakoniki,buteleczki,pudełeczka,

szkatułki,słoikiiinnenaczyniaprzeznaczonedoprzechowywaniaciałpłynnych
istałych.Nawszystkichznajdowałysięnapisy,aleMaoniemógłodczytaćani
jednego–wprzeciwieństwiedoswejcórki,nieznałsumeryjskiego.Stałytam
równieżlodówki.Trzysztuki,jednawiększaoddrugiej.Gdybyichzawartość
zobaczyłjakiśprzedstawicielprawa(oczywiściepozawyrozumiałądlaswojego
czarodziejaVanessą),Kreolabezwątpieniaczekałobymnóstwo
nieprzyjemności.

Wnajmniejszejchłodziarceznajdowałysięróżneorganyludzkieizwierzęce.

Wycięteserca,wątroba,nerkiiinnewnętrzności.Odciętepalcerąkinóg,oczyi
uszy,nosyijęzyki.WśrodkowejMaoujrzałpodobnekawałki,tyleżewiększe.
Całeręceinogi,odciętegłowyiinnepaskudztwa.Noawnajwiększejleżały
jużcałeludzkieciała.Dwamęskieijednokobiece.Wyglądałonato,żeKreol
zdążyłprzeszukaćpobliskiecmentarze.

–Mamnadzieję,żeniezamierzastworzyćFrankensteina...–wymamrotał

oszołomionyMao,zamykającdrzwilaboratoriumnaklucz.Wtym
pomieszczeniujeszczebardziejnieżyczyłsobienieproszonychgościniżw
ogrodzie.

Idącdopiwnicy,Maospotkałtrzykociaki:Czarnula,DymkaiAlicję.

Wesołogoniłycośniewidzialnego.

–Sir,obiadbędziedokładnieodrugiej–stanowczooznajmiłktoś

niewidzialny.

DopiwnicyKreoldotejporyniemiałczasuzajrzeć.Zatozdążyłatozrobić

background image

Vanessa.PodczasWielkiegoRemontuStaregoDomuKatzenjammera
przytargałatamwszystko,cowjejosobistymsłownikuokreślanebyłosłowem
„graty”.Znalazłysiętamstaremeble,nawpółzgniłedywany,jakieśbibeloty
znalezionewpokojachiinnedrobiazgi.Niemapotrzebywspominać,żenie
obciążyładelikatnych,damskichrąktąpracąizleciłająSłudzeiButt-
Krillachowi.Pierwszysięniesprzeciwiał,adrugiprotestował,aletylkopocichu
iwtedy,gdyVanessyniebyłowpobliżu.

Teraz,wrozpadającymsiębujanymfotelusiedziałmelancholijnyduchsir

George’a.JakzwykleniezaszczyciłMaonawetsłowem,atylkoobrzuciłgo
tęsknymwzrokiemiprzeciąglezajęczał.Byłymajorbardzosumiennieodnosił
siędoroliducha,aleniemiałżadnejstrasznejtajemnicy,niewiedziałnico
ukrytychskarbach,niepotrzebowałporządnegopogrzebu,niemiałwięcoczym
rozmawiaćzludźmi.Chociażnie,wiązałasięzjegośmierciąokropnatajemnica,
aleitakwszyscyoniejwiedzieli.Pozostawałomujęczeć,aleostatnimiczasy
starałsięrobićtojaknajciszej–odrazupierwszejnocyVanessazagroziła,że
jeślichociażrazobudzisięprzezjegowrzaski,natychmiastzażąda,abyKreol
uwolniłdomodducha.Niktniemiałwątpliwości,żesumeryjskimagpotrafito
zrobićbezwysiłku.Podobnie,jakniktniewątpił,żezrobitonapierwsze
żądaniepewnejsiebiedziewczyny–ktofaktycznierządziwtymdomu
rozumiałynawetkaraluchynastrychu.

Przyjrzawszysiędowolipiwnicy,wktórejzresztąniebyłoczegooglądać,

Maowróciłnapierwszepiętroizacząłponimspacerować,trzaskającdrzwiami.
Najpierwwszedłdobiblioteki.Tak,tak,wdomuKatzenjammerabyłabiblioteka
–poprzedniwłaścicielprzywiózłtutajsweksiążki,aleniezabrałichz
powrotem,doszedłszydowniosku,żetakarmadlatermitówniejestwarta,by
wracaćdotakodpychającegomiejsca.Wtedyjeszczemieszkałnastrychu
chichoczącypotwór...

Książkizajmowałydwieszafy,przyczymwjednejumieszczonopoważną

literaturę–encyklopedie,słowniki,klasykęitemupodobne,awdrugiej–
beletrystykę.Przeważałafantastykaikryminały.Bezwzględnymzwycięzcąbył
IsaacAsimov,zajmującycałąpółkę.Widaćbyło,żepoprzedniwłaściciel
szczerzeceniłjegodzieła.

DobeletrystykiKreolniezdążyłsiędobrać.Aledlaliteraturypoważnej

znalazłczas.Wieleksiążekmogłosięposzczycićuwagaminamarginesach,
wyrwanymistronicami,anawetosmalonymiokładkami.Gdymagowinie
podobałasiętreść,poprostuwyrywałstronicęipalił.Szczególnierozzłościłgo
podręcznikhistoriistarożytnej–wyglądałjakbymaggopogryzł.Najbardziej

background image

ucierpiałrozdziałostarożytnymSumerze–nawetpopiółponimniezostał.

–Aczemutusiędziwić?–WzruszyłramionamiMao,rozmawiającsamze

sobą.–Zobaczymy,conapisząonaswpodręcznikachzapięćtysięcylat.
Obawiamsię,żeteżnałgają...

Wholurozległsięstuk,apotemprzygłuszonytupotbosychstóp.Maozszedł

popatrzeć,cosiędziejeiodkryłButt-Krillacha.Czterorękidemondopieroco
wpadłprzezdrzwiiwyglądałnapełnegopoczuciawiny.Jakpies,któryprzez
nieuwagęnarobiłgospodynidokapci.Ukotówjestwprostprzeciwnie–kotw
takiejsytuacjiwyglądanabardzozadowolonego.

–Dzieńdobry,panieLee–uprzejmieukłoniłsięButt-Krillach,przysiadając

natylnychrękach.

–Witaj,Butt.Cośsięstało?
–Wogóletotak...–przyznałelwenniechętnie.–Zobaczylimnie.
–Naprawdę?–Chińczykuniósłbrwi.–Czylijutronapisząotobiew

gazetach?

–Byćmoże...chociażniesądzę.Widziałamnienaszasąsiadka.Wiepan,

takachuda,podobnadoszczura.

–PaniForesmith?–przypomniałsobieMao.–Igdzieżtocięzobaczyła?
–Gdywchodziłemdodomu...–Butt-Krillachzewstydemspuściłoczy.–

Proszęowybaczenie,panieLee,wiem,żeniepowinienemwychodzićdomiasta
zadnia...

–Acoterazmożnazrobić?–Maorozłożyłręcezfilozoficznymspokojem.–

Widziała,towidziała...Wkońcu,ktojejuwierzy?Awogóle,Butt,masz
szczęście,żemojakochanacóreczkawyjechała.Jużonabycięobsztorcowała
jaknależy.

–Wiem,panieLee...–zasępiłsiędemon.Rozległsiędzwonek.Maostanął

jakskamieniały,usilniepróbujączgadnąć,ktotomożebyć.Agnespowinna
wrócićzAmsterdamuniewcześniejniżzatydzień.Vanessazeswym
kawalerem–zatrzydni,oileczaswLengubiegłtaksamojaknaZiemi.Mao
byłwystarczającowykształconymczłowiekiem,bywiedziećomożliwości
takiegoparadoksu.

–Szybko,chowajsię–krótkonakazałButt-Krillachowi.
Demonniekazałmudługoczekać,zniknął,nimMaozdążyłzrobićpierwszy

krokwstronędrzwi.Chowaćumiałsięjakniktinny.

StaryChińczykotworzyłdrzwi,niepytając,ktoprzyszedł.Kreol,zanimudał

siędoświatapotamtejstronie,zapewniłgo,żeotoczyłdomochronnąpajęczyną
zaklęćiterazniktniemożewejśćdodomu,jeślion,Mao,tegoniezechce.

background image

Naprogustałaowa„chuda,podobnadoszczura”sąsiadka,Margaret

Foresmith.Wzasadzienależałotegooczekiwać.Owielegorszebyłoto,że
przyprowadziłazesobąpolicjanta.Chociażgrubasekwmundurzenajwyraźniej
uważał,żeprzyciągniętogotutajnapróżno–mówiłotymjegosmętnywygląd.

–PaniForesmith?–przywitałjągospodarzprawdziwymchińskimukłonem.

–Pan...

–Johnson–przedstawiłsiębasempolicjant.
–Czemuzawdzięczamwizytę?–uprzejmiezainteresowałsięMao.
–Sampannajlepiejwie!–fuknęłaMargaret.
–Proszęwybaczyć,aleniemampojęcia...–Maobezradnierozłożyłręce.
–Agdziesągospodarze?–Namolnasąsiadkastarałasięzajrzećdośrodka.–

Tadziewczynaitenwariat?

–Mapaninamyślimojącórkęimojegoprzyszłegozięcia?–Maonadał

głosowiniecochłodniejszebrzmienie.JaknaprawdziwegoChińczykaprzystało,
potrafiłwspanialeposługiwaćsięintonacjądowyrażaniauczuć.–SąwLos
Angeles,odwiedzająnaszychprzyjaciół.Wrócązatrzydni.Wtymczasieja
doglądamdomu.Czymapanijeszczejakieśpytania,paniForesmith?

–Przepraszam...eee...–zacząłpolicjant,drapiącsiępokarku.
–PoprostuMao–pospiesznieprzedstawiłsięMao.
–Tak,Mao...hmm.Takjakwaszprzywódca,tak?Zabawne...
Maopostanowiłniewyjaśniać,żeMaoZedongrządziłwChinachdawno

temu,jegoczasyminęłybezpowrotnieiobecnieniktgonieuważaza
przywódcę.Wzasadzie,JiangZeminateżniedarzyłciepłymuczuciem.
PodobniejakGeorge’aBushaiwogólewiększościpolityków.

–Nowięctak,panieMao...–Johnsoncałyczasstarałsięwyjaśnićpowód

swejwizyty.Widaćbyło,żesamniecałkiemrozumie,czemuwłaściwietu
przyszedł.–Awięcta...hmmm...Tak.Proszęjeszczerazpowtórzyćpersonalia.

–Mao–cierpliwieprzypomniałjegorozmówca.
–Pytamnie!–gniewnieprzerwałaMargaret.–Ilerazymożnapanu

powtarzać?Foresmith!MargaretForesmith!

–Tak.Nowięctak...hmmm...PaniForesmithtwierdzi,jakobyukrywałpan

usiebie...no...tak...Jakpanipowiedziała?Tak,toznaczy...Jakiegośpotwora,
czyco...Niemapanczasemjakiejśmałpyalboczegośtakiego?Możekangura?
–zapytałpolicjantznadzieją.Bardzochciałjaknajszybciejwyjaśnić
nieporozumienie.

–Potwora?–Maopodniósłlewąbrewwwyraziezdumieniaidezaprobaty.–

Konkretniejakiegopotwora?

background image

–Pantopowinienwiedziećnajlepiej!–Kobietanachyliłasięagresywniew

jegostronę.–Jeszczepyta,jakiego!Czywedługpanajestemślepa?!Sama
widziałam,jakotwierałdrzwi!Okropny,jakłysamałpa,zpaszcząpełnązębów!
Ajakimiałłeb–jakukosmity!Amożetojestkosmita?

–No...–Johnsonusiłowałsięuśmiechnąć.Zauważywszy,żeMargaret

patrzywinnąstronę,ukradkiempostukałpalcemwczoło.–Nicpanniewie...
mmmm...Mao?

–Niestety,nie–odpowiedziałMaogłosemsuchymjakpieprz.Zauważył

obokdumnieprzechodzącegoFluffiegoizaprezentowałgonieproszonym
gościom.–Byćmożetegopotworamapaninamyśli,drogasąsiadko?

–Mamniepanzaskończonąwariatkę?–rozeźliłasię.
–Panitopowinnawiedziećnajlepiej!–przedrzeźniałjąMao.–Może

pomyliłapanitelewizorzoknem?Niewiemjakupaństwa,alewnaszymdomu
niemażadnychpotworów!

–Mmmm...tak!Hmmm...–mruknąłpolicjant.–Pani...eee...nieważne,

możepanimimowszystko...no,niewiem...pomyliłasię?Nie?Hmm,tak.Coś
sięprzywidziało,co?

–Wiem,cowidziałam!–przerwałamuMargaretzgodnością.–Panie

władzo,wtymdomujużoddawnadziejesięcośdziwnego,niepierwszyrazto
zauważyłam!Panaobowiązkiemjestprzeprowadzenierewizji!

–Kchy...–chrząknąłpolicjant.–Przepraszam...eeee,niechtodiabli,ciągle

zapominam,jakpani...anibynajakiejpodstawie?Dlatego,żepaniprzywidział
siękosmita?Anawetjeślisięnieprzywidział,naszeprawonicniemówiotym,
żeniewolnotrzymaćkosmitów.Jeślipaniązjealboprzynajmniejpogryzie,
wtedyowszem–proszęprzyjśćizłożyćskargę.Zamkniemykosmitęitych,
którzygoukrywali.Adotegoczasu–adieu!Dowidzeniapofrancusku,hmm,
tak!

Mao,któryniespodziewałsiępotymtępawymwwyglądutłuściochutakiej

zwięzłejirozsądnejwypowiedzi,chrząknąłwtejsamejchwilizuznaniem.

–Niezostawiętegotak!–zagroziłanapożegnanieMargaret,patrzącjak

zmykająsiędrzwiwejściowe.

–Butt,jesteśtu?–cichozapytałMao,spoglądającprzezwizjer,byupewnić

się,żeupartasąsiadkanieszpiegujegdzieśwpobliżu.

–Jestemtutaj,panieLee–miauknąłgdzieśwpobliżuczterorękidemon.
–DopowrotuVaniKreolanieruszyszsięzdomuaninakrok.Niechoni

zdecydują,coztobązrobić.Mamprzeczucie,żeta...–Maozakląłpodnosem–
rzeczywiścienasniezostawi.Będzieterazsiedziećiśledzićnasprzezlornetkę.

background image

Możenawetzaparatemfotograficznym.

–Ludziemająjeszczekamerywideo–dodałButt-Krillach.
–Tak,kameryteż...–westchnąłMao.–Słuchaj,jużdawnochciałemcię

zapytać,niemasznamzazłe,żetakcięnazywamy?

–Aocochodzi?–niezrozumiałButt-Krillach.
–Nowiesz...„But”.Trochęgłupionazywaćsięjakkapećlubkalosz...–

wymamrotałMao.

–Jestnieskończeniewielejęzyków...–Elwenobojętniewzruszyłdwiema

paramiramion.–Dowolnesłowowjakimśjęzykumożebrzmiećgłupio.
Możeciemnienazywać,jakwamsiępodoba.

PaniForesmithrzeczywiściepostanowiłaniepoddawaćsiętakłatwo.

Konsekwentniewcielaławżycieswojąnowąobsesję.Mężapostanowiłanie
wtajemniczać–swegoślubnegonieszanowała,traktowałagojakszmatę,przy
czymszczególnieirytowałająjegowiarawzjawiskanadprzyrodzone.To,że
terazsamapolowałanastworazinnegoświata,bynajmniejniewydawałosięjej
nielogiczne.Damabyłazgatunkutych,cotowcudzymokunietylkosłomkę,
aleipyłekzobaczą,abelkiwewłasnymuparcieniedostrzegają.

PaniForesmithzatobardzoszybkozapoznałazWielkąTajemnicąŁysego

Kosmityswojeprzyjaciółki–paniąAndersonipannęWilson.Astrolożka
momentalniestwierdziła,żeztymdomemijegomieszkańcamicośjestniew
porządku.NatomiastpulchnapaniAndersonzzachwytemspijałamądrościzust
przyjaciółekiwewszystkimsięznimizgadzała.

Głośnolamentowałynadtym,żepaniLeejestwpodróży.ZżonąMao

momentalnieznalazływspólnyjęzykiktojakkto,aleonanapewnomogłaim
pomóc.Dziękiniejzłatwościądostałybysiędośrodka,atambeztrudu
wymyśliłyby,jakobejśćcałeterytorium.Aleczegoniema,tegoniema.
Wszystkietrzymusiałyuzbroićsięwewszelakieprzyrządydopodglądaniaoraz
podsłuchiwaniairozpocząćdyżurynieopodaltajemniczejwilli.Jednakna
przełażenieprzezpłotiszukanieinnegowejścianiezdecydowałysię.Po
pierwsze,niebyłowśródnichakrobatkizezłodziejskimstażem,apodrugie
ciąglejeszczetowarzyszyłimstrachprzedpotworamirzekomoczającymisięw
domuKatzenjammera.

Maozironicznymuśmiechemobserwowałwłaśniezmalutkiegobalkoniku

napierwszympiętrze,jakEdnaAndersonstarasięsfotografowaćcośprzez
dziuręwpłocie,gdyusłyszałkolejnydzwonek.Starającsięzgadnąć,ktoto
możebyć,poszedłotworzyć.

–CzymieszkatuKreol?–pytaniepadło,zanimzdążyłnadobreotworzyć

background image

drzwi.

Maocofnąłsięokrok,zniedowierzaniemprzyglądającsięgościowi.

Nieznajomychłopakwciemnychokularach,zoślepiającobiałąfryzurąstałw
milczeniu,oczekującodpowiedzi.

–Przepraszam,akimwłaściwiepanjest?–spytałostrożnie.
Maomiałszczęście,żeyirznałtwarzswejofiary.Gdybytakniebyło,

walnąłbymilionemwoltówwpierwsząosobę,któraotworzyłabydrzwi.Ale
wiedział,jakwyglądaKreolidlategopostanowiłnietracićenergiinakogoś,za
kogomuniezapłacono.

–JestemGuy–krótkoodpowiedziałyir.–Jeszczerazpytam:czymieszkatu

Kreol?

–Tak,ale...
–Jesttuteraz?
–Nie,takwogóle...
–Gdziejest?–dopytywałsiędalejGuytymsamymmetalicznymgłosem.
–Acotopanaobchodzi?!–oburzyłsięMao.–Czegopanodniegochce?
Yirznalazłsięwskrajnietrudnejsytuacji.Niepotrafiłkłamać,ale

odpowiedź,żechcezabićKreola,wywołałabynegatywnąreakcjętubylcai
najprawdopodobniejmusiałbygozabić.Byłotoniepożądane–mógłsięjeszcze
przydaćjakoźródłoinformacji.

–Muszęsięznimspotkać.–Guywkońcuwymyśliłodpowiedź.Co

ciekawe,wcalenieskłamał,rzeczywiścieprzedewszystkimmusiałspotkaćsięz
ofiarą.–Gdzieonjest?

–Niesądzę,bygopantamznalazł...–Maofrasobliwiepodrapałsięwkark.

Niewiadomodlaczegowydawałomusię,żeTENgośćnieuwierzywbajkęo
LosAngeles.–Wrócizakilkadni.

–Zailedokładnie?
–Zacztery.
Wrzeczywistościdopowrotupozostałotylkodwaipółdnia,aletentypnie

budziłzaufaniaMao,postanowiłwięcnajpierwuprzedzićKreola.

–Dobrze,wrócętutajzaczterydni–niechętniezgodziłsięGuy.Niemiał

ochotyzostawaćwtymświecieaniminutydłużejniżtokonieczne,alejeszcze
bardziejniechciałomusiękontynuowaćposzukiwań,gdymożnabyłopoprostu
poczekać.LotzBelgiidoStanówZjednoczonychbyłjednymznajbardziej
nieprzyjemnychdoświadczeń,wcałymkrótkimżyciumłodegoyira.Postanowił
wejśćwstanstażyiprzeczekać,iletrzeba.

Maopragnąłjaknajszybciejzatrzasnąćdrzwi–gośćcorazmniejmusię

background image

podobał,aleGuynadalstałzwróconykuniemutwarzą,jakbychciałjeszczecoś
dodać,trzebawięcbyłoczekać,ażpodejmiejakąśdecyzję.

WtymczasieGuyzastanawiałsię:zabićczyniezabijaćtegoczłowieka?Z

jednejstrony,staruszekbyłniepotrzebnymświadkiemimógłpowiadomićofiarę
zanimon,Guy,jądopadnie.Zdrugiejstrony–jeśligozabije,ofiaramożetym
bardziejcośpodejrzewaćiukryćsię.Albo,cogorsza,samanapaśćjako
pierwsza–yirdoceniałmożliwościsumeryjskiegomaga.

Rozważywszydokładnieproblem,Guywmilczeniuodwróciłsięiposzedł

sobie.Maozamknąłzanimdrzwiiodetchnąłzulgą.Oczywiście,niemiał
pojęcia,żewłaśnieominęłagomożliwośćsprawdzenianawłasnejskórze,co
czujeskazaniecnakrześleelektrycznym.

background image

Rozdział5

AtymczasemwLengu„bawionosię”.Jeśli,oczywiście,możnatakto

nazwać–Vanessagotowabyłaprzysiącnawszystkieświętości,żenigdynie
widziałabardziejsmętnejimprezy.

Pokilkuuroczystychprzemówieniach,wygłoszonychprzeznajważniejsze

potwory,większośćwszelkiejmaścistraszydełrozlazłasiępozamku.Nasi
przyjacieleposzlizaichprzykładem.Tutejsikulturalno-oświatowinajwyraźniej
niezamierzaliorganizowaćżadnychrozrywek,pozwalającgościomzabawiać
sięsamodzielnie.Wyglądałotoniezbytelegancko,aleniktsiętymspecjalnienie
przejmował.

VanessaznudówkartkowałamagicznąksięgęKreola.Trzebaprzyznać,że

gdzieniegdziebyłanaprawdęwciągająca.Trafiałysięjednakmiejscanudniejsze
niżfińsko-norweskisłownikwydrukowanyalfabetemdlaniewidomych.Ku
swemuwielkiemuzdziwieniu,VanznalazławksiędzeprzemówienieAzatotha,
zgadzającesięcodojotyztym,cousłyszaławkomnacie.WogóleKreolnapisał
sporooLenguijegomieszkańcach.

Oddzielgłowętrupaodciałajego,starającsię,wmiaręmożliwości,nie

uszkodzićniczego,coznajdujesiępowyżejszyi.Umieśćgłowętrupana
miedzianymtalerzu,tyłemdowschodualbo–jeślinaziemipanujenoc–
odwrotnie.PosypoczytrupaproszkiemIbn-Gazi,jednocześniewymawiając
odpowiedniezaklęciazapisaneponiżej.Jeśliwszystkozostaniezrobionedobrze,
trupotworzyoczyibędzieztobąrozmawiać.Uważaj!Przedrozpoczęciem
rytuałuniezapomnijwypowiedziećOchronnegoSłowa,boinaczejtrup,jeśli
opanowałpotrzebneumiejętności,możecięskrzywdzić.Głowętrupamożesz
zapytaćowszystko,aonaniemożeskłamaćanizataićprawdy,alepamiętaj,że
możemówićmgliścielubdwuznacznie.Jeślicośwydacisięniejasne,zapytaj
dwarazy,zapytajtrzyrazyalbowięcej,jeśliuznasztozakonieczne.Nieod
rzeczybędziepogrozićtrupowi,aleniemasensugrozićmuśmiercią–w
obecnymstanieniczegobardziejniepragnie.Możeszgrozićstrasznymimękamii
bólemniedozniesienia–dalejopisano,jaksprawićbólożywionemutrupowi.
Nienależydawaćgłowiejeśćanipić,botododajejsił,bymogłaprzeciwstawić
siętwymstaraniom.Szczególnieunikajdawaniajejkrwi,chybażetrupjest
nastawionydociebieprzyjaźnielubprzynajmniejniejestwrogi–wtakim

background image

przypadkukrew,przeciwnie,możepomócrozwiązaćmujęzyk.Alejeślizażycia
byłwrogimcimagiem,niemalepszegosposobu,byzrobićsobiekrzywdę–
przeczytałaVan.Notak,nakarieręliterackąKreolniemiałszans–pisałstylem
bardzochropowatym,aczytanieniewyraźnychbazgrołówbyłoprawdziwą
męką.

–Aczytakjestmidotwarzy?–zapytałzniepokojemwgłosiemag,

zajmującysiędotądczymśzaplecamidziewczyny.

Vanessaodwróciłasięiwesołozachichotała.Kreolzmieniłuczesanie,

związałwłosywkońskiogon.Chociażrzeczywiściewyglądałtakznacznie
lepiejichichotałaniebezpowodu.

–Cosięstało,kobieto?–Zmarszczyłbrwimag.–Cowtymśmiesznego?!
–Nie,nic...Hubi,totymupomagałeś?
–Aktóżbyinny...?–warknąłHubaksis,sapaniemdemonstrując,żejest

obrażony.–Przedtempanuzaplataławłosyspecjalnaniewolnica,aleskądją
wziąćtutaj...?

–Nieszczęścietymoje.–CzulepokiwałagłowąVanessa.Siadłabliżeji

zaczęławszystkopoprawiać.Malutkidżinnokazałsięnędznymfryzjerem.
Chociażbydlatego,żezamiastgumką,związałwłosypanakawałkiem
zardzewiałegodrutu.Ciekawe,gdziegozdobyłwtymświecie?

GrzebieńigumkędowłosówVanessamiałazawszezesobą.Jakaprawdziwa

kobietawybierzesiędorównoległegoświatabeztakiegozestawu?Rozczesując
włosywielkiegomagamimowolnieprzyznałasamaprzedsobą,żesprawiajejto
przyjemność.Oczywiście,pewienwpływnatomiaływłosyKreola,które
przypominałysierśćsyjamskiegokotanietylkokolorem,ale,jaksięokazało,
byłyrówniemiękkieipuszyste.Dotykającich,miaławrażenie,jakbygłaskała
kociaka.

–Cociprzyszłodogłowy,żebyużywaćdrutu?...–burczała.–Nieznalazłeś

gumki?

–Acototakiego?–zasępiłsięKreol,cierpliwieczekając,ażjegofryzura

zostaniedoprowadzonadoporządku.

–Niewiesz,cototakiegoguma?–zdziwiłasięVanessa.
–Wiem,cotojestguma,kobieto!–wybuchnąłmag.
–Panpyta,cotojestgumka,Van–wesołowytłumaczyłHubaksis.–No

właśnie,cototakiego?

–Ato!Czyżbywwaszychprehistorycznychczasachniebyłoczegoś

takiego?

–Używaliśmyjedwabnychsznurków–powiedziałHubaksis,oglądając

background image

pokazanyprzedmiot.–Aletarzeczrzeczywiściejestwygodniejsza...

Dokomnaty,będącejschronieniemKreolaijegokompanii,ukradkiem

wsunąłsięodpychającydemon,podobnydopokręconegostaruszkaztwarzą
debila.Miałniecałymetrwzrostu,króciutkienóżki,rączkizesterczącymi
palcami,ajegodziwneubranieprzypominałodamskąpończochęzdziuramina
ręceinogi.Jednakwporównaniuzwiększościątubylców,możnagobyłonawet
nazwaćładnym.

–Czegochcesz?–niegrzeczniezapytałKreol.
Twardopostanowiłprzesiedziećwtympomieszczeniudosamegokońca

święta,apotemzniknąćpoangielsku–bezpożegnania.Lengdopiekłmudo
żywegojużpięćtysięcylattemu,azdążyłdowiedziećsięwszystkiegocochciał.
DostałnawetKamieńWrót–niespodziankę,któramogłaodegraćważnąrolęw
WielkimPlanieKreola.

Brzydalcośwymruczałwniezrozumiałymnarzeczu.
–Nicnierozumiem–zdziwiłasięVan.–Pojakiemuto?
–TojęzykSha-Kine–skrzywiłsięKreol.–WLenguużywasiękilku

języków,atyznasztylkoNag-Soth.Ej,ty,mówiszwNag-Soth?

Brzydalpokręciłgłową,nieprzerywająctrajkotania.
–Alerozumiesz,prawda?–wtrąciłsięHubaksis.
Brzydalpotwierdziłkiwnięciemgłowy.
–Atygorozumiesz?–VanzwróciłasiędoKreolapodejrzliwie.Nie

podobałosięjejto,jakdemonnaniąpatrzy.

–Ztrudem–przyznałsięmag.–Alejednakrozumiem.
–Iczegoonchce?
Magprzysłuchiwałsiętrajkotaniupotworkaibezdźwięcznieporuszałustami,

starającsięprzetłumaczyćjegosłowa.Gdyzrozumiałsens,plasnąłdłońmio
kolana,odchyliłgłowędotyłuiroześmiałsięserdecznie.

–Coonpowiedział,panie?–Hubaksisniemógłpowstrzymaćciekawości.–

Teżchcemywiedzieć!

–Chceciękupić–wytłumaczyłKreol,ocierającłzyześmiechu.
–Mnie?!–zdziwiłsiędżinn.–Adoczegojestemmupotrzebny,panie?
–Nieciebie,niewolniku!Ciebie,kobieto.
–Co,co?!–krzyknęłaVanessazniedowierzaniem.–Chceszpowiedzieć,że

tenpokurczchcekupić...MNIE?!

–Właśnietak.–ZzadowoleniemkiwnąłgłowąKreol,wsłuchującsięw

nieprzerwanetrajkotaniekarzełka.–Pyta,ilezaciebiechcę...Proponujeswoją
cenę...oho!Takwogóle,toniezłepieniądze...!

background image

–Powiedzmu–ledwiemogącopanowaćgniew,suchopowiedziałaVanessa

–żejestemwolnąkobietąiniejestemnasprzedaż!

Natwarzykarzełkazagościłironicznywyraz,cichozachichotał,jakby

usłyszałdobryżartiznowucośwymruczał.

–Acoterazmówi?
–Mówi,żeniemakobietnienasprzedaż–sumiennieprzetłumaczyłKreol.–

Proponuje,żebyśmyprzestalisięwygłupiaćipodalicenę.Wyglądanato,żemu
sięspodobałaś...Mówijeszcze,żemusiobejrzećtowar,żebyprzekonaćsię,że
jesteśzdrowaijesteśwstaniesprawićmuprzyjemność.

Karzełekprzeszedłodsłówdoczynów.Śliniącsię,podszedłdoVanessy.

Wyciągnąłnawetzakończonąkrótkimipalcamirękę,starającsięuszczypnąć
dziewczynęwpierś.

TegoVanniemogłajużwytrzymać.Nigdyniebyłafeministką,uważała,że

równouprawnienierównouprawnieniem,aleniemacoszaleć,jednakniemogła
dopuścićdoczegośpodobnego.Gdybynamiejscukarzełkabyłjakiśinny
potwór,zażądałaby,abyjejczcibroniłKreol,aleztymmałymkrasnalemVan
świetniemogładaćsobieradęsama.

Karzełek,odrzuconynaścianęprawymsierpowym,zawyłzoburzeniem,

wskazującVanessępalcem.Praweoko,ugodzonepięściądziewczyny,
momentalniezabarwiłosięnafioletowoiprzypominałoprzejrzałąśliwkę.

–Przeprasza?–starałasięzgadnąćVanessa,zadowolona,żejestwstanie

samazadbaćosiebie.Niemusiałanawetwyciągaćpistoletu,który
zapobiegliwiezabrałazesobą.

–Niesądzę,Van–mruknąłHubaksis.
–Terazżąda,żebymoddałcięzadarmo,jakozadośćuczynienieza

poniesioneszkody–smętnieprzetłumaczyłKreol.

–Co?!–oburzyłasięVanessa,biorąckolejnyzamachnabezczelnegokarła.

–Chceszjeszcze,potworku?!

Pokurczodskoczyłdotyłuiznowucośwytrajkotał,zobawąspoglądając

spodokanapięśćVanessy.

–Tocośnowego...–zdziwiłsięKreol.–Grozi,żepodanasdosądu.
–Mająsądy?Nigdybymnieprzypuszczała...
Karzełekzuwagąwysłuchałjejodpowiedzi,klasnąłwdłonieizatrajkotał

jeszczeszybciej.TymrazemVanessiewydawałosię,żerozpoznajejakieśznane
słowa.Jednoznichbrzmiałojak„Ameryka”.

–Comówi?
–Mówi,żesystemprawodawstwazapożyczyliodwas,Amerykanów–

background image

melancholijnieprzetłumaczyłmag.–Mówi,żetakimsięspodobał,że
skopiowaligokropkawkropkę.

–Teżcoś...–zauważyłaVanessazlekkąnutądumy.–Naszsystemmusibyć

dobry,jeślikorzystajązniegonawettakiepotwory.

–Acoterazmówi,panie?
–Mówi,żenadwudziestowiecznejZieminajbardziejspodobałyimsiętrzy

rzeczyizrobiliusiebietakiesame.

–Cotakiego?
–Amerykańskisystemprawny...–wyliczyłKreol–...komorygazowei

gułagi.Apropos,cototakiego?Mówi,żetonawetdziwne,żetakiesprytne
rzeczywymyślililudzie.

Vanessazasępiłasię.Niespodobałojejsię,żepotworytraktująamerykańskie

sądownictwonarównizradzieckimiobozamiifaszystowskiminarzędziami
zbrodni.Złymwzrokiempopatrzyłanakarła,ażtenzacząłsiękręcićnerwowo,
chcącukryćsięprzedtymgroźnymwzrokiem.

–Awięctak!–zdecydowanieoznajmiłaVan,wyciągającpalecwstronę

Kreola.–Powiedztemubydlakowi,żebypodniósłtyłekizmiatałstąddo
wszystkichdiabłów,jeśliniechce,żebympokazałamumavasi-giri!

–Mnie,mniepokaż!–wyrwałsiędoprzodupodekscytowanyHubaksis.
–Cociprzyszłodogłowy,jednooki?–Dziewczynapopatrzyłananiegoz

uśmiechempolitowania.–Mavasi-giritokopnięcienogąwtwarz,anieto,o
czymcałyczasmyślisz,mójtymisiupuszysty.

–Aaaa...–Rozczarowanydżinnwycofałsię.–Wtakimrazieniechcę.
Kreolcałyczasniemógłdojśćdosiebiezoburzenia.Vanessaośmieliłasię

pokazywaćgopalcem...Jego!Byłotoprawdziwymciosemwjegomiłość
własną.Wpoprzednimżyciunikt...nikt!nieośmieliłbysięzrobićniczego
podobnego.Atymbardziejkobieta.JednakKreolstopniowopozbywałsię
nawykówwłaścicielaniewolników.Dlategopoprostupokazałczekającemucały
czaskarzełkowidrzwiizapomocągestówwyjaśnił,cogoczeka,jeśliniespełni
poleceniaVanessy.Karzełekcośwybełkotałzoburzeniem,jednąręką
wskazującVan,adrugą–śliwkępodokiem.Kreolzaprezentowałmułańcuch
przeciwdemonom,więctamtennieodważyłsięwięcejdyskutować.

Vanessanapożegnaniedałapaskudnikowikopniakawtyłek,żebyczasem

nieprzyszłomudogłowywrócić.Wyjrzałanakorytarzizbaraniała.Holem,bez
pośpiechu,dostojnie,niezwracającuwagianinaVan,aninawciążjeszcze
rozcierającegobolącyzadekkarzełka,szedłnajprawdziwszyanioł.Nadętyfacet
wbiałymchitonie,zezłotymilokamiiłabędzimiskrzydłamiuramion.

background image

–O...o...o...–Dziewczynastarałasięcośpowiedzieć,wskazującpalcem

oddalającegosięanioła.

–Co,Van,znowuzobaczyłaśHastura?–życzliwiezainteresowałsię

Hubaksis,podlatującbliżej.–Itowszystko?–powiedziałzrozczarowaniem,
gdyzobaczyłobiekt,którywywołałtakiewrażenie.–Coty,niewidziałaś
anioła?

–Oczywiście,żenie–odpowiedziałaVanessa.–Anibygdziegomiałam

widzieć?

–Pewnietam,gdziemieszkająanioły–zaśmiałsięKreol.–WRaju.To

JasnyŚwiat,jedenzsąsiadującychznami.

–Byliśmytamkiedyśrazemzpanem!–pochwaliłsiędżinn.
–ByliściewRaju?!–OczyVanessyrozszerzyłysięzzachwytu.Sumeryjski

magznajdowałcoraztonowesposoby,byzrobićnaniejwrażenie.–I...jaktam
jest?

–Fajnie...–westchnąłHubaksis.–Szkoda,żenasniezaproszonowgości

TAM

,aniedotegoLengu...

–Tak,alenieproszonychgościoniteżnielubią–zimnoprzypomniałKreol.
–Aleczynietamtrafiasiępośmierci?–zastanowiłasięVan.–Sądziłam...
–Oczywiście.–Magkiwnąłgłową.–Sprawiedliwipośmiercitrafiajądo

któregośJasnegoŚwiata,agrzesznicy–doCiemnego.Alejedenastuludziz
tuzinabalansujegdzieśpośrodku,więctrafiająpoprostudoŚwiataMartwych.

–Agdzieonjest?–zapytałaVanessa,czując,żejesttrochęzmęczona.–To

teżsąsiedniświat?

–ŚwiatMartwychtoświatwtórny–odpowiedziałKreol.–Niejestani

Jasny,aniCiemny,tylkoMartwy.Takiświatjestprawiewkażdymwymiarze.

–Acotoznaczy„wtórny”?
–Przyczepionydonaszego.Możnasiędoniegodostaćtylkoznaszego

świata,azniego–tylkodonaszego.No,albodojakiegośinnegowtórnego.
Jeślinaszwymiarzjakichśpowodówzginie,zwinąsięteżwszystkiejego
wtórneświaty–wyjaśniłKreolrównieżmocnojużzmęczonymgłosem.–Teraz
rozumiesz?

–MożebyciętakwyprawićdoInstytutuFizyki?–odpowiedziałaVanessa

pytaniem.–Wyjaśniłbyśim,jakjestzbudowanyWszechświat,bocijajogłowi
bezskuteczniełamiąsobienadtymgłowy...Majątylkohipotezy.

–Wszystkojestzbudowanebardzoprosto!–wesołozapiszczałHubaksis.–

Stwórcastworzyłwiele,wieleświatów,awszystkieoneskładająsięzmalutkich
cosiów...jakżeszonesięnazywają...?

background image

–Molekuły?–podpowiedziałaVan.
–Niewiem,jakjeteraznazywacie.Temaleńkiecosieskładająsięzinnych,

jeszczemniejszych,tezkolejnych,znówmniejszych,adalejtojużniewiem.

–Milcz,niewolniku!–Kreoldałlekkiegoklapsadżinnowi.Bałsięsilniej

uderzyć,abynierozbićmalutkiejgłówki.–Chceciejeść?

–Jeść?!–niewiadomodlaczegozdenerwowałasięVan.–Chcę!
Wkomnacie,którązrządzeniemlosudzieliłozesobądwojeludziidżinn,

byłozadziwiającomałomebli.Typowy,minimalnyzestaw.Miejscedospania
przypominającewojskowełóżkoskładane,stół–takniziutki,żewygodniemógł
rozsiąśćsięprzynimtylkojakiśJapończyk,ifotel.

Kreolzająłsięstołem.Wyciąłnablaciekilkamniejwięcejrównychkręgów

połączonychcienkimiliniami,następniewkażdymnarysowałkilkapokrętnych
znaków,dotknąłichpokoleilaską,apotemwyrecytowałzpowagą:
Stworzęmięsnypokarm,jadalnyposiłekstworzę.
Czynięgoróżnorodnymisycącym,aleniezmienniejadalnym.
Połowęwezmę,zjem,drugąpołowęzachowam.
Zachowamstworzonypokarm,żebyzłożyćofiarębogom.
Zaisteotrzymająbogowieczęśćmojegopokarmu.
RozmiarofiaryokreślisamWładca.
Weźmiesobie,czegozapragnie,resztę–rozda.
EaiEnlil,SzamasziMardukbędązadowoleni.

Van,którajużnakońcujęzykamiałaciętąuwagęnatematbiałychwierszy

Kreola,rozmyśliłasięwjednejchwili,zobaczywszy,jakzpowietrza
zmaterializowałysięnaczyniazbrązuestetycznienapełnionejedzeniem.
Kształtemirozmiaremdokładnieodpowiadałynarysowanymnastolekręgom.
Wsamymśrodkupojawiłasiębutlazwinem,opojemnościokołoczterech
litrów.

Mniejwięcejwpołowiewieczerzydopokojuwpadłjeszczejedendemon.

Całkowiteprzeciwieństwoposkręcanegostaruszka–potężnykosmatydrabo
ciemnobrązowejskórze,zwysuniętądoprzodupaszcząiparąbyczychrogów.
Zzaramieniawyglądałamuoszałamiającaczarnoskórapiękność.Odczłowieka
różniłasiętylkonadzwyczajdługimipazuramiurąk.

–NawłochatyzadekKingu!–zakląłdemon.–Tutajteżzajęte!Ej,ty,

słuchaj,długotubędzieszsiedział?

–Długo.–Kreolspojrzałnaniegoposępniespodełba.–Aco,miejscawam

brak?

–Nowłaśnie...–wysapałrogaty.–Niewiesz,czyjestgdzieśwolne?

background image

–Spróbujzaczwartymidrzwiamipoprawej–poradziłmag.
Demonkiwnąłgłowąwpodzięce,szybkotracączainteresowanieKreolemi

wszystkimipozostałymi.

–Ej,mogęiśćzwami?–znadziejązapytałHubaksis.
–Ha!–wyszczerzyłosiędziewczę.–Takichjakty,trzebabymiz

pięćdziesięciu!

–Niewieszjeszcze,copotrafię!–oburzyłsiędżinn.
–Próbowałamjużztakimi,nicspecjalnego...–prychnęłaszponiastadama.
ObrażonyHubaksiszamilkłizatopiłzębywkawałkuboczku.Vanessa

pytającopopatrzyłanaKreola,oczekująckomentarzanatematgości.

–Diablice...–uśmiechnąłsiępółgębkiemKreol.–Jestichtujakmrówek.

Pamiętamjakraz...

–Coraz?–Vanskrzywiłasięniesympatycznie.
–Nic!–szybkoprzerwałmag.–Prawda,niewolniku?
–Zupełnienic,panie,zupełnie–westchnąłHubaksis–Zawszemówiąmi

jednoitosamo,dziwkiszponiaste...Alety,panie,zawszeimsiępodobałeś...

–Milcz,niewolniku!–ryknąłmag,wyciągającrękępolaskę.
Dojadającnóżkębażantainieuważniesłuchającwrzaskówuciekającego

przedlaniemHubaksisa,Vanrozmyślała.

Ostatnimiczasyniedawałajejspokojupewnamyśl,októrejdotądnieśmiała

wspominać.Doszładowniosku,żedrugiejokazjiniebędzie,postanowiłamimo
wszystkowyłożyćswąprośbę.

–Kreolu...?–zaczęłaniepewnie.
–Nieprzeszkadzaj,kobieto,jestemzajęty!–odburknąłmag,machająclaską

tak,jakbyprzezcałeżycieniezajmowałsięniczyminnymtylkotłukł
niewydarzonychniewolników.Zresztą,prawdopodobniewłaśnietakbyło.

–Panie,wybacz,więcejniebędę!–prosiłdżinn.
–Dobrze,zostawmytonarazie–zgodziłsięniechętnieniecojużzmęczony

Kreol.–Czegochcesz,kobieto?

–Widzisz,słyszałam,żesąjakieśsprawdziany...no...czyktośmożebyć

magiem,czynie.Rozumiesz?

–Oczywiście–niecierpliwieprzytaknąłmag.–Icodalej?
–Aczymógłbyśmnie...no,sprawdzić?
–Toznaczy?Chceszzostaćmaginią,kobieto?Dotegoniewystarczą

zdolności,trzebajeszczeznaleźćnauczyciela...zaraz...Niemyśliszchyba,że
ja...?

–No,takwogóleto...–Vanessauśmiechnęłasięprzymilnie.–Jakcisię

background image

podobatenpomysł?

–Nawetotymniemyśl,kobieto!–wrzasnąłoburzonymag.–Żebym

dobrowolniewziąłsobietakiegogarbanaplecy?!Czychociażmaszpojęcie,ile
czasutrwanaukaumaga?!Piętnaścielattonajkrótszyokres!

–Nigdziemisięniespieszy.–Vanwzruszyłaramionami.Trzebaprzyznać,

żeuwagaopiętnastoletniejnauceniecoochłodziłajejzapał,aleniezbytmocno.
Chęćzostaniauczennicąmagasilniepodgrzewałfakt,żeuczniowiezazwyczaj
spędzająznauczycielamidużoczasu,aostatnimiczasycorazczęściejmiała
ochotęznaleźćpotemujakiśpowód.

–Alejasięspieszę!Mamjeszczemnóstwoplanów,kiedymiałbymcię

uczyć?!

–Jakichplanów,panie?–wtrąciłsiędżinn.–Nicmiotymniemówiłeś!
–Jeszczenieogłupiałemażtak,żebycimówić–fuknąłKreolpogardliwie.–

Ciebietoniedotyczy,niewolniku!

–Hmm!–przypomniałaosobieVanessa.
–Nie,nieijeszczeraznie!–odmówiłmagzdecydowanie.
–Ajapowiedziałam:tak!–niepoddawałasięVan.
–Panie,najpierwjąsprawdź–poradziłHubaksis.–JeśliVanniema

zdolności,problemsamsięrozwiąże,prawda?

–Słusznauwaga,niewolniku.–Kreolniemógłsięniezgodzić.–Dobrze,

kobieto,siadajtutaj,będzieszzdawaćegzaminwstępny.

Jednymmachnięciemrękizgarnąłzestołuresztkijedzeniainaczynia,nie

przejmującsięzbytniofaktem,żewszystkotoznalazłosięnapodłodze,potem
podniósłjednowinogrono(najmniejszeinadgniłe)iuroczyścieułożyłjena
samymśrodku.

–Siedzisz?–upewniłsię.–Dobrze...Patrzuważnienawinogrono.Zachwilę

przekażęcitylemagicznejsiły,iletylkobędęmógł,atyspróbujeszpodnieść
winogronobezpomocyrąk...

–Jakmamtozrobić?–przerwałamuVanessa.
–Poprostuzewszystkichsiłstarajsię,żebytaksięstało–rzekłKreolpo

chwilizastanowienia.Najwyraźniejnieodrazuprzypomniałsobie,jak
właściwiepowstajemagia,takzwykłeicodziennestałysiędlaniegotecuda.–
Pozatymmożeszwyobrazićsobie,jakpodnosisiędogóry,toteżczasem
pomaga.Gotowa?Zacznij,kiedypowiem„trzy”.

Magrozruszałręcejakchirurgprzedoperacją,stanąłzaoparciemfotelai

położyłdłonienaskroniachdziewczyny.Poczuła,jakzjegorąkdosłownie
wylewasięcośwrodzajupłynnegoognia,jednocześnieciepłegoichłodnego.

background image

Napełniłjejciałonieziemskąlekkością,uczuciemogromnejsiłyijeszczeczymś
nieznanym.Uczuciebyłodziwne,alenienieprzyjemne.

–Trzy!–wychrypiałKreol.Sprawdzianwyraźnieniesprawiałmu

przyjemności.Vanskoncentrowałasięnaowocu,zcałejsiłypragnąc,żebysię
uniósł.Chociażodrobinę!Nakazywała,prosiła,błagała,alenicsięniedziało.
Aletylkonapoczątku.Gdyporazkolejnykrzyknęławmyślach,grożąc,że
zastrzeliupartyowoc,jeślinatychmiastsięniepodniesie,niechętnieuniósłsię
nadblatem,jakbyoddołupopychałgoniewidzialnypalec.TaktozdziwiłoVan,
żenatychmiastprzerwałaswewysiłki,awinogronoupadłozpowrotemnastół.
Zdążyłapodnieśćjeniewięcejniżnacentymetr.Kreolzdjąłręcezjejskroni.

–Wspaniale.–Pokiwałgłowązzadowoleniem.–Odziwo,bardzodobry

wynik...

–Czylitoznaczy...
–Tak,Van,zpewnościąmożeszzostaćprawdziwąmaginią–zawyrokował

Hubaksis,którybardzouważnieobserwowałprzebiegpróby.–Niearcymaginią,
oczywiście,aninawetniearcymistrzynią,alenamłodsząmistrzynięwpełnisię
nadajesz.Oczywiście,jeślipanzgodzisięciebieuczyć.Samarozumiesz,że
innegonauczycielamagiiwwaszymszalonymświecienieznajdziesz.

–Jeszczesięniezgodziłem...–burknąłKreol.Alewszyscyświetnie

rozumieli,żenieudamusięwykręcić.

background image

Rozdział6

Jeślijesteśpewna,żechceszbyćmojąuczennicą...–smętniezacząłlekcję

Kreol,ciąglemającnadzieję,żeVanessasięrozmyśli–...zapamiętaj:uczeń
musiwewszystkimsłuchaćnauczyciela.Jeślipowiem„skacz!”masznajpierw
skoczyć,adopieropotempytać,poco.Naczasnaukiuczeńnienależydosiebie,
robitylkoto,comówinauczycielinicwięcej.Nawet,jeślibędziesz
potrzebowałaudaćsięwustronnemiejsce,musisznajpierwzapytaćnauczyciela
ozgodę,ajeślizabronię–musiszwytrzymać...

–Co?!–oburzyłasięVanessa.–Zgłupiałeś?
–Panżartuje–zachichotałHubaksis.–Straszy,żebyśsięrozmyśliła.
–Milcz,niewolniku!–warknąłKreol.
–Toprawda?–Vanpodejrzliwiezmrużyłaoczy.
–Dobrze,starczy!Wogóle,dlauczniamaganajważniejszejestsłuchaći

zapamiętywaćwszystko,comówinauczyciel.Noiwypełniaćpolecenia,inaczej
nicztegoniebędzie...Pozatym,uczeńmusizadbaćowłasnyzestawnarzędzii
magicznąksięgę,aletozazwyczajrobisiępółtorarokuporozpoczęciunauki,
niewcześniej.

–Więcodczegozaczniemy?–Dziewczynaniecierpliwiezamachałarękami.
–T

Y

zacznieszodtego,żeuważnieprzeczytaszmojąksięgę–oznajmiłmag

złośliwie.–Całą,oddeskidodeski.Alepocichu–głośnoniewymawiajani
jednegosłowa,jasne?Zaklęćniewolnoczytaćnagłos,nawetjeśliktoś
opanowałmagię.S

ZCZEGÓLNIE

,jeśliopanował...

–Acosięstanie?–przerwałamuVan.
–Prawdopodobnienic–odpowiedziałKreolpochwilinamysłu.–

Oczywiścieczasemcośsięmożezdarzyć,alecokonkretnie,tegonawetCzarny
Ślepiecnieprzepowie.Jeślicośbędzieniezrozumiałe,topytaj,alenie
przesadzaj–potemopowiemwszystkoszczegółowo.Możeszzacząćodrazu.

Vanobraziłasię.PróbowałajużczytaćmagicznąksięgęKreolainiesprawiło

jejtowielkiejprzyjemności.Półtoratysiącastron,zapisanychdrobnymi
literkami,zawierałoniezbytwieleciekawychinformacji–główniebyłytam
samenudziarstwa.Ale,jaktomówią:cierpciało,jakcisięchciało–trzebabyło
wziąćsięzatengrubyfoliał.

Napierwszychstronachszczegółowowyjaśnionopodstawymagii.Jakuczyć

background image

sięnapamięćzaklęć,jakwchłonąćmagicznąenergięalbomanę,jakwpływaćna
otaczająceprzedmiotyistworzenia,abyzmieniałysiętak,jaktegochcemag,w
jakisposóbzamieniaćmaterięwenergięiodwrotnie.Byćmoże,zrozumiawszy
to,możnabyłosamodzielniezostaćmagiem,gdybyniejedno„ale”–instrukcje
teprzypominałyobjaśnieniawpodręcznikachkarate.Jakwiadomo,niktnie
nauczyłsięwalczyć,czytającksiążkę.Niezbędnyjesttrenerićwiczenia.

Dotegoznajdowałysiętutylkosamepodstawoweinstrukcje–szczegółowo

omawianojedalej.Niestety,znaleźćkonkretneinformacjewmagicznejksiędze
Kreolapotrafiłtylkoonsam–niebyłoanispisutreści,aniporządku
alfabetycznego,aninawetbanalnejnumeracjistron.Poprostuwstarożytnym
Babilonietakichrzeczyniewymyślono.

Vanczytałaiczytała.Zaklęcia,rytuały,wróżby,przepisynaczarodziejskie

mieszankiieliksiry,opisymagicznychzwierzątiroślin,nazwyorazcechy
różnychduchówidemonów,instrukcjeprzygotowaniaartefaktów,poprostu
różneprzydatneinformacje...Nieszczęsnądziewczynępopółgodziniezaczęła
bolećgłowa.Oczy–jeszczewcześniej,takdrobnymiliteramipisałKreol.
Oczywiście,dziękitemumógłzmieścićbardzodużoinformacjinastosunkowo
niewielkiejpowierzchni,aleczytaćtobyłopiekielnietrudno.

Weźodciętyjęzykwężadusiciela,umieśćgowpucharzenapełnionymwłasną

krwiąitrzymajtakprzezdwiegodziny,przezcałyczasśpiewającmodlitwydo
MrocznegoDamballaha.PaznokciamizróbnajęzykusymbolDamballaha,a
potemumieśćgonawłasnymjęzyku.Dopókibędziesięznajdowałwtwoich
ustach,możesz
rozmawiaćzewszystkimiwężamiirozumiećichjęzyk,alewtym
czasieniebędzieszmógłrozmawiaćzludźmi–abyrozmawiaćzkimśtobie
podobnym,musiszwyjąćjęzyk.Wszystkiewężebędąciętraktowaćprzyjaźnie,
dopókijęzykDamballahapozostaniewtwoichustach,mogąnawetspełniać
twojeprośby,jeślipoprosiszwystarczającouprzejmie.

Vanessazamyśliłasię.Owszem,umiejętnośćmówieniajęzykiemwężyi

rozkazywaniaim,możebyćbardzoprzydatna.Szkodatylko,żewtymcelu
trzebapoświęcićcałypucharwłasnejkrwi.PewnegorazuVanoddawałakrewi
potemprzeztrzydniczułasięokropnie.Odtejporypunktykrwiodawstwa
obchodziłazdaleka.

Wjednąrękęweźgarśćkrzemowegopyłu,awdrugą–garśćpyłuz

magnetycznegokamienia.Wypowiedzśpiewniezaklęciezapisaneponiżej,po
czymzłóżręcerazemikrzyknijimięSogbo.Gdytozrobisz,ztwoichust
wydostaniesięogłuszającygrom,któryogłuszynawiekiwszystkichstojących
bliżejniżtrzymetryodciebie,anajakiśczas–stojącychbliżejniżpiętnaście

background image

metrówodciebie.Oprócztego,każdyszklanyprzedmiotstojącywpobliżu,
rozsypiesięnakawałki.

–Niczegosobie!–Vangwizdnęłazpodziwem,przyglądającsięzaklęciui

oceniając,ileczasupotrzeba,byjeśpiewniewymówić.–Tylkoktobędzietyle
czasuczekać,ażgoogłuszą?

–Zaklęciemożnawymówićwcześniejizachowaćwpamięci–wyjaśnił

Kreolleżącyzzamkniętymioczaminałóżku.–Zawszetakrobię.Atakprzy
okazji,pyłmożnazmieszaćzawczasu,apotemtylkorozsypaćwokółsiebie.
„Sogbo”tosłowo-klucz,imięduchagromów.Działajakspustwtymtwoim
pistolecie.

Flaurus–demonogniaizniszczenia,jedenznajgroźniejszychdemonóww

CiemnychŚwiatach.Wzywaniegowiążesięzogromnymniebezpieczeństwem,
dlategowszystkimidostępnymisposobaminależyzadbaćobezpieczeństwo
rytuału.NarysujdużekołowzmocnioneczteremaWieżamiObserwacyjnymi,aw
nim–trójkątskierowanywierzchołkiemkugórze.Umieśćwnimpieczęć
Flaurusa,narysowanąnapentagramie.Operacjętrzebaprzeprowadzaćgdy
księżycznajdujesięwparzystejfaziepierwszejpołowycyklu,międzywschodem
słońcaapołudniem.Wkadzielnicyspalmarsjańskąmirrę(patrzskładponiżej)
lubżywicębezżadnychdodatków.Napiersikonieczniepowieśochronnyamulet
ipieczęćFlaurusa.Słowo-kluczwtymrytualeto„Temeszno-Masanin!”.

Flauruspojawisięnajpierwwpostacistrasznegoleoparda,potemzmienisię

wczłowiekazpłonącymioczamiistrasznątwarzą.Nigdyniepatrzmuprostow
oczyiwogóleunikajpatrzeniananiego–najlepiejstaćplecamidoniego.
PogroźFlaurusowimagicznymłańcuchem,potemotocznimmagicznykrąg,w
którymstoi,izawińpentagramFlaurusawczarnymateriał.Następnienieśgo,
chodzącpokręgu,cochwiladotykającrytualnymnożem.Dalejpoświęć
pentagramogniemiwodą,anakoniecrozwińiwręczFlaurusowijakozapłatę
zausługę.WydajFlaurusowirozkaz,apotempozwólmusięoddalić.Koniecznie
oczyśćmiejsce,wktórymwzywałeśdemona,bojeślitegoniezrobisz,Flaurus
możewrócićpóźniejwtomiejscesamodzielnie,owładniętyżądzązemsty.

–Aumieszzamienićdynięwkaretę?–Vanessaniemogławymyślić

mądrzejszegopytania.Powolizaczęłagłupiećodwszystkichtychkoszmarów.

–Apoco?–zdziwiłsięKreolszczerze.–Jeślikaretabędziepilnie

potrzebna,łatwiejzrobićjązziemi.Albonawetzpowietrza...

–Ajeszczeprościej,poleciećtam,gdziepotrzeba–wtrąciłswojetrzygrosze

Hubaksis.–Van,odpocznij,pocosiętakmęczysz?Itaknicniezrozumiesz,
magiitrzebasięuczyćstopniowo...

background image

–Atynibyskądwiesz?–fuknąłmag,otwierającjednooko.–Wśród

dżinnówbyłeśzpewnościąnajgorszymuczniem.

Gdypowiesisznadłóżkiemkilkazwiązanychpiór,uwolniszsięodnocnych

koszmarów.Umieszczonypodpoduszkąchoregoniewielkiwianekzpiórpozwoli
przyspieszyćzdrowienie,aleten,ktobędziesplatałwianek,musipodczaspracy
wyobrazićsobiechoregowdobrymzdrowiuiwpełnisił,inaczejmożnajeszcze
bardziejzaszkodzić.Równieżpióraspalonenadłóżkiemmogąpomócpołożnicy
podczasporodu.

Vandobrnęłajużdodobrychrad,które,ściślerzeczujmując,niebyły

prawdziwąmagią,aleniebyłyprzeztomniejprzydatne.Większośćznich
wyglądałajakzwykłeprzesądy,aleróżniłysięodnichścisłymopisem.
Szczegółowowyjaśniono,costaniesięwtakimtoatakimprzypadkuijaktego
uniknąć.NaprzykładVanessaznalazławtymrozdzialeinformację,żerozbite
lustroprzynosipecha,alezamiastosiedmiulatach,wspomnianoosiedmiu
tygodniach.Jednakżezarazwymienionebyłysposoby,jakuniknąćpecha.Na
przykład,możnabyłoodrazuodwrócićsiętrzyrazywkierunkuodwrotnymdo
ruchuwskazówekzegara,alborzucićprzezramięszczyptęsoli,aletesposoby
określonojakomałoefektywne.Książkaradziłazebraćwszystkieodłamkii
spalićjealboprzynajmniejokopcić,apotemzakopać.Możnabyłotakżewziąć
siedembiałychświeciodrazupierwszejnocyponieszczęśliwymwypadku,o
północyzgasićjejednymdmuchnięciem.Najbardziejefektywnysposóbpolegał
natym,abykawałkiemrozbitegolustradotknąćczyjegokolwiekkamienia
nagrobnego.Vanessazapamiętałatonawszelkiwypadek.

Oderwawszyoczyodksiążkidziewczynazauważyła,żeKreolzdążyłusnąć.

Posapywałcichutko,trzymającręcezłożonenapiersiachtak,jakbyspoczywałw
trumnie.Vanessamimowolniepomyślała,żemiałczasprzyzwyczaićsiędo
takiejpozycji.Śpiącymagbyłspokojnyilekkosięuśmiechał.Widocznieśniło
musięcośmiłego.

–Hubi,aczyprzedtemKreolmiałuczniów?–zapytałaVanessa.Głos

ściszyładoszeptu,żebyniechcącynieobudzićsurowegonauczyciela.

–Jedenraz...–mruknąłHubaksisjakbyniechętnie.–Alechłopaknie

dokończyłnauki.

–Co,znudziłomusię?–Vanprzyjęłatozezrozumieniem.
–Nie,umarł.
–Awięctotak...–powiedziałaVanessazzakłopotaniem.Powinna

współczućnieznajomemuchłopakowi,alejakośnieudałojejsięwzbudzićw
sobiewspółczuciadlakogoś,ktoumarłpięćtysięcylattemu.Zadużoczasu

background image

upłynęło.–Ajaktosięstało?

–Normalnasprawa...–Dżinnwzruszyłramionami.–Chłopakbyłzbyt

wścibski,wściubiałnostam,gdzieniepotrzeba.Idoigrałsię.

–Toznaczy?
–Jaktozwyklebywa...Wziąłmagicznąksięgępana,gdyniebyłogow

domu,iprzeczytałzaklęciewywołującedemona.Podstawyjużopanował,miał
zdolności,więcwywołałdemona...Aleniemógłsięobronić–uczyłsię
wszystkiegodwalata.Demonrozerwałgonakawałki.

–Okropne!–krzyknęłaVan.
–Potem,oczywiście,panwrócił,uspokoiłdemona,wygnałgo,alebyłojuż

zapóźno...

–Pewniebardzotoprzeżywał?
–Jeszczejak!–fuknąłdżinn.–Dotegoczasudemonrozniósłwprochipył

półpałacu!Wiesz,ileczasutrwałaodbudowa?

–Miałamnamyślichłopaka–suchowyjaśniłaVanessa.
–Anie,panniemusiałzaniegopłacić.–Dżinnspojrzałnaniątępym

wzrokiem.–Byłsierotą,niemiałżadnychkrewnych.Tylkozmarnowaliśmy
czas...

–Hubi,czytywogóleniemaszżadnychuczuć?–wycedziłaVan.–

Zupełnieniebyłocigożal?

–Znałemgowszystkiegodwalata...–Dżinnwzruszyłramionami.
–Wedługciebietomało?
–Dladżinna–bardzomało.Stajemysiędoroślidopierogdzieśkoło

sześćdziesiątki...

–Ach,notak.Ailemaszterazlat,pięćdziesiątsześć,prawda?
ObrażonyHubaksisodwróciłsiędoniejplecami.Najbardziejzewszystkiego

naświecienielubił,gdyprzypominanomuodwóchrzeczach–wzrościei
wieku.Ijedno,idrugie,jaknadżinnabyłoniewielkie.

Drzwicichoskrzypnęłyidośrodkazajrzałakędzierzawagłowa.Wnastępnej

chwiliwśladzaniąpojawiłasięresztaciałaiVanessazezdumieniem
zorientowałasię,żetoznowuanioł!Aleinny,nieten,któregowidziała
przedtem.

–Przepraszam–nieśmiałozwróciłsiędoniejskrzydlatyprzystojniak–nie

widzieliściegdzieśmoichrodaków?

–Kogo?–zdziwiłasięVan.
–No,innychaniołów...–zmieszałsię.–Jesteśczłowiekiem,prawda?

Przepraszam,niezbytlubiętutejszych...

background image

–Nieszkodzi,mniesięteżniepodobają–powiedziałaszybko.–Takw

ogóle,kilkagodzintemuwidziałam,jakkorytarzemprzechodziłinnyanioł.

–Naprawdę?Ajakwyglądał?
–Takjakty...–rozłożyłaręce.–Trochęwyższy,miałjaśniejszewłosy,ito

wszystko...

–PewnieNataniel...O,proszęmiwybaczyćniegrzeczność!Endian,do

usług.

–Bardzomimiło,VanessaLee.–Vanspróbowaładygnąć.Wyszłojej

kiepsko–brakowałodoświadczenia.Uczylijączegośtakiegonalekcjachtańca,
alenigdyniebyłapilnąuczennicą.–Powiedz,Endianie,cotutajrobisz?
Myślałam,żeaniołymieszkająwRaju!

–Mieszkamytam.–Endianuśmiechnąłsiękwaśno.–Myślę,żejesteśmytu

ztejsamejprzyczynycoty,VanessoLee.Wysłanonasjakodelegacjęna
miejscoweświęto.Proszęmiwierzyć,żezradościązrezygnowałbymztego
wątpliwegozaszczytu.

–Ilutuwasjest?
–Sześciuaniołów,archaniołidwacherubiny–wyliczyłzożywieniem.–

Obawiamsię,żezgubiłemswojągrupę.Zpewnościąterazmnieszukają...Jeśli
pozwolisz,pójdędalejszukaćmoichprzyjaciół.

–Tak,oczywiście,oczywiście.–Vanwostatniejchwiliwróciłado

rzeczywistości,patrzącjaknowyznajomyznikazadrzwiami.

–Nieznoszęich–podzieliłsięswoimipoglądamiHubaksis,którynie

zamieniłzaniołemnawetjednegosłowa.–Bezczelnebydlaki,myślą,żesąlepsi
odinnych...Samiszwendająsięcałyczaspocudzychświatach,adosiebienie
wpuszczająnikogo!Donichwstępmajątylkosprawiedliwi...Łobuzy!

–Awydwajjaksiędonichdostaliście?–WesołomrugnęłaVanessa.
–Dobrymagwszędziewejdzie...–przyznałdżinn.–Apanjestjednymz

najlepszych!

–Słusznie,niewolniku,zuchzciebie...–wymamrotałKreol,nieprzerywając

snu.

Vanessanawszelkiwypadekpstryknęłamukilkarazypalcaminaduchem–

nie,jednakspał.Najwyraźniejbardzolubił,gdygochwalono,gdyżreagowałna
komplementynawetprzezsen.

Popatrzyłanazegarek–byłojużpopółnocy.Dotegoświataprzenieślisię

wczorajwieczorem,czyliniespałajużokołoczterdziestugodzin.Jawna
przesada,todlategooczytaksięjejkleiły.Dotejporyniemyślałaośnie–jakoś
niemiaładotegogłowy,cochwilazaskakiwałyjąnowewrażenia.Aleteraz

background image

czasumiałaażzadużo.O,nawetdżinnzdążyłusnąć–ułożyłsięupanana
brzuchuispokojniedrzemał.Agdzieonamasiępołożyć?

WkońcuVanjakotakoumościłasięwfotelu,bojedynymebelprzeznaczony

dospaniazająłKreol.Wpojedynkęledwiemieściłsięnaskładanymłóżku.

Gdyotwarłaoczy,odrazupopatrzyłanazegarek.Wydawałosięjej,że

zdrzemnęłasięniewięcejniżgodzinkę,alewrzeczywistościminęłojuż
południe.OczywiściewrodzinnymSanFrancisco,botutajnajwyraźniejczas
biegłjakośinaczej.

Wyglądałonato,żeKreolobudziłsięjużdawno.Przykucnąłnaśrodku

pokojuicośpichciłwmagicznejczarze.Ogieńnaruszciebuzowałwnajlepsze,
wywargotowałsię,nadąsanyHubaksismieszałgoniewielkąpałeczką,Kreolz
uwagąkontrolowałproces.

–Dzieńdobry!–ziewnęłaVanessa,przeciągającsię,ażjejstawy

zatrzeszczały.

–WLengujestteraznoc...–poprawiłjąmagobojętnie.
–Tuzawszejestnoc...–burknąłdżinn.
–BowCiemnychŚwiatachzazwyczajniebywajasnejporydoby.Zatow

Jasnychjestnaodwrót–uśmiechnąłsięKreol.–Zapamiętuj,zapamiętuj,
kobieto,myślisz,żetaksobiegadam?

–Wtakimraziepoco?–niezrozumiałaVan.
–Uczęcię,poto...Uczeńmagapowinienzdobywaćwiedzęcałyczas,bez

przerwy...Nawetwczasieposiłku,wczasiesnu,nawetpodczas...mmm,tak...w
ogólewszystkiegopozostałego.Apropos,toteżczęśćlekcji.Alemoże
rozmyśliłaśsię?–zapytałznadzieją.–Jeszczeniejestzapóźno,narazienie
doszliśmydoniczegopoważnego.

Vanwmilczeniupokręciłagłową.
–Wtakimrazieprzystąpimydolekcji–westchnąłmag.
KolejnegodzinyokazałysięjednymiznudniejszychwżyciuVanessy.

Mogłybynawetpretendowaćdomiana

NAJNUDNIEJSZYCH

,gdybynielekcje

matematykiwszkole.Corobić,Vaniwszkoleniebyłaprzykładnąuczennicą.
Dobreocenymiałatylkozwfizbiologii.Vanessazawszelubiłaprzyrodę.
Swegoczasuchciałanawetwstąpićdo„zielonych”,alepotemrozmyśliłasię.
Rzeczwtym,żebardzoaktywniekontaktowałasięznimijejmamusia,aVan
dawnoprzekonałasię,żewszystkieorganizacje,zktórymiwspółpracujeAgnes
Lee,zasługująnamianoświrniętych.

Takczyinaczej,KreolrozpocząłnauczanieVanmagii.Napoczątekna

chybcikaprzygotowałśniadanie,komentującprzytymszczegółowowszystkie

background image

sweczynności.Okazałosię,żemagiatobynajmniejnietylkowypowiadanie
zaklęćiśmiesznegestyrękami.Towszystkobyłotylkozewnętrznąpowłoką,
niemającąwiększegoznaczenia,dopieropodniąkryłsiępotężnyszkielet,
utrzymującycałość.Magiąrządzikilkasurowychpraw,którychniejestwstanie
obejśćżadenmag.Najważniejszymznichjestprawozachowaniamateriii
energii.Kreolwyjaśnił,żebynajmniejnietworzyjedzeniazniczego–coś
takiegojestzzasadyniemożliwe.Podczaswypowiadaniazaklęciamateria,nie
więcejniżkilkasetmolekułzotaczającegopowietrzalubzziemipodnogami,
zamieniasięwenergię–magicznąenergię,manę,apotemzpowrotemw
materię–żądanypokarm.Podczastejdwukrotnejprzemianyliczbamolekuł
wielokrotniezwiększasię,aonesamecałkowiciezmieniająsię,przyjmującinną
postać,aleprawozachowaniamateriiniezostajenaruszone–dokładnietaka
samaliczbamolekułznikaskądśwtymsamymczasie.Gdziekonkretnie,nie
wiadomo,bostratyniemożnawykryć–jestrównomierna.Jednamolekułatu,
inna–tam.Wtymprzypadkukażdesłowozaklęciabyłoważne–wystarczy
pomylićjednągłoskęipowstaniecośzupełnieniejadalnego,jakieśświństwo.
Kreolwspomniał,żezdarzająsięsytuacje,gdyzaklęcieniemawiększego
znaczenia,alenieprzytoczyłżadnychprzykładów.

Vanessazapytała,skądzaklęciewie,jakiekonkretniedaniamająbyć

dostarczone–niezauważyławtekścieanijednejnazwy,opróczinformacji,że
posiłekmabyć„jadalny”,„sycący”ijeszcze,zjakiegośpowodu„mięsny”.
Kreolpostukałlaskąwnarysowanenastolekręgiiwyjaśnił,żekażdedanie
rozmiaremdokładnieodpowiadajednemuzkręgów,anazwydańsąnapisanew
środku.Vanspróbowałarozszyfrowaćdziwneznaczki,alenicztegoniewyszło.

–Tos’mshit,StaryJęzyk–zpowagąodpowiedziałKreol.–Stosujesięgo

czasemwSztuce.Niemartwsię,jegoteżsięnauczysz.

–Zgórysięcieszę...–westchnęłaVanessa.
–Tak,Van,magmusiznaćwielejęzyków–ucieszyłjąHubaksis.–Panzna

ichkilkadziesiąt!

–Nieprzeszkadzajnam,niewolniku.–Kreolgroźniezmarszczyłsię.–Itak,

naczymtoskończyłem?

WtrakcieposiłkuuczyłVantegosamegoprocesu–zamianymateriiwmanę,

którąnastępniemożnastosowaćwedleżyczenia.Możnazamienićjąznowuw
materięiwtensposóbstworzyćcośmaterialnego,amożnateżpozostawićw
postacienergiiitakżewykorzystaćwedleżyczenia.Każdyprocesmagiczny
wymagamanyiKreoluczyłVanessę,jakpodtrzymywaćwsobiecałyczas
pewienjejzapas,abywodpowiedniejchwilinietracićczasunawchłanianie.

background image

Opowiadałikazałpowtarzać.Potemgłośnoklął,znowuopowiadał,pokazywałi
żądałpowtarzania.Itakwkółko,ażwkońcuVanessiecośwyszło.Uczucia,
którebyłojejudziałem,gdyciałoprzenikałamana,niemożnabyłyzniczym
porównać–trzebatosamemuprzeżyć,żebyzrozumieć.Kreolbyłzadowolonyi
oznajmił,żenadziśkonieclekcji.

–Gratuluję,Van.–Dżinnledwiewyczuwalniepoklepałjąpoplecach.–

Najważniejszyjestpierwszysukces.Dalejbędziełatwiej.Chociaż,mówiąc
międzynami,pochłonęłaśnicnieznaczącąilośćmany...

–Tak,mniejniżpotrafiwchłonąćmójniewolnik.–UśmiechnąłsięKreol,

patrzącjakodwracasięobrażonyHubaksis.–Iniewyobrażajsobiezawiele:
pochłanianiemanytonajłatwiejszaczęśćprocesu,znacznietrudniejjestją
wykorzystać.Alenadzisiajstarczy.

–Jakchcesz.–Vanessabezskutecznie,starającsięprzybraćrozczarowany

wyraztwarzy,wzięłaztalerzaostatniąnóżkębażanta.–Aniezrobiłbyśdla
mniefiliżankikawy?

–Nie–suchoodpowiedziałKreol.–Niemogę.
–Dlaczego?–zdziwiłasięVan,wodzącspojrzeniempostworzonymprzez

niegośniadaniu.–Cozaróżnica–kawaczywino?

–Jeszczejednalekcja–powiedziałmagzezmęczeniemwgłosie.–Itak,aby

stworzyćcokolwiek,możnazastosowaćjedenzkilkupodstawowychsposobów.
Metalejestmibardzotrudnostworzyćzniczego,więcwtakichprzypadkach
stosujęnajczęściejtransmutację,przyczymjednemetalepoddająsięprzemianie
łatwiejniżinne.Metaloweprzedmiotymożnatworzyćtak,jakstworzyłem
dzisiejsześniadanie,ale,powtarzam,dlamniejesttobardzotrudne.Toniemoja
specjalizacja.Dużołatwiejjestpracowaćzjedzeniemlubinnymiprzedmiotami,
któreniegdyśbyłyczęściążywegostworzenia.

–Nazywamyto„substancjamiorganicznymi”–podpowiedziałaVan,

widząc,żeKreolbezskuteczniestarasięznaleźćodpowiedniesłowo.

–Niechbędzieorganicznymi–zgodziłsięmag.–Zkażdymkonkretnym

przedmiotemlubgrupąprzedmiotówzwiązanejestinnezaklęcieiinnyrysunek.
Możnaibezrysunku,alezrysunkiemjestłatwiej.Abystworzyćzaklęcie,
potrzebujęprzedewszystkimwzorca.Niemogęstworzyćprzedmiotu,którego
nigdyniewidziałem.Zaczynamodskopiowaniawzorcazapomocązaklęcia
Kopiowania.Pomagamitopoznaćparametryprzedmiotu,apotemmogęzacząć
tworzeniezaklęcia.Zapierwszymrazemnigdyniewychodzi.Zazwyczaj
potrzebnejestsiedemlubosiemprób–pokażdejznichkorygujęwstępny
wariant.Wkońcunaświatprzychodzinowezaklęcie,zapisujęjewksiędzei

background image

mogęwykorzystywać.Twojejkawynigdynierobiłem,takżeniemaszconanią
liczyć.Zrozumiałaś,uczennico?

–Zdajesię,żezrozumiałam.–Vanbezprzekonaniapokiwałagłową,

zauważającjednocześnie,żeKreolzwracasięterazdoniejnieper„kobieto”,ale
„uczennico”.Byłtobezsprzecznypostęp.–Adlaczegowtensamsposóbnie
tworzyszróżnychziółiliścidoprzygotowanialekarstwiinnychrzeczy?

–Dlatego,żestworzonesubstancjeorganicznemożnajeść,nosićnasobiei

takdalej,aleniezawierająonewsobieanigramamagii.–Kreolpopatrzyłna
niąjaknaidiotkę.–Stworzyćmożnatylkonajprostszeskładniki,takiejakwoda.
Sąjeszczejakieśpytania?

–Tak...Mówisz,żetworzeniemetalizpowietrzajestdlaciebiezatrudne?A

cototakiego?

Vanpostukałapalcemwnajbliższytalerzzbrązu.
–Uczennico–magrozciągnąłustawironicznymuśmiechu–powiedzmi,

gdziesąnaczyniazpoprzedniejuczty?

Vanessarozejrzałasię–rzeczywiście,podłogabyłazupełnieczysta.

Pamiętała,jakmagzrzuciłresztkikolacjizestołu,aleterazniczegotamnie
było.

–Niewiem...
–Nowłaśnie!–Kreolpodniósłpalec.–Toniejestprawdziwybrąz,atylko

twardailuzja.Rozpływasiępokilkugodzinachwrazzresztkamiuczty.

–Sprytne...–oceniłaVanessa.–Dotegonietrzebawyrzucaćśmieci...Alew

takimrazienierozumiemczegośinnego:jeślitakłatwomożeszzrobićzniczego
dowolnedania,todlaczegowdomuzawszezmuszaszmniealbonaszegoskrzata
dogotowania?

–Uczennico!–podniósłgłosKreol.–Maszsamojezdnyrydwan?Jakgotam

zwą...samochód?

–Mam–KiwnęłagłowąVan,zastanawiającsię,ocomuchodzi.
–Imożnanimporuszaćsięznacznieszybciejniżnapiechotę,prawda?
–Oczywiście.
–Inogiprzytymsięniemęczą,prawda?
–Notak–zgodziłasiędziewczyna,ciąglenierozumiejąc,doczegodąży

mag.

–Wtakimrazie,powiedzmi,proszę,dlaczegoniejeździsznimzpokojudo

pokoju?!–wykrzyknąłKreol.–Możemamsięteżwtyłekdrapaćzapomocą
magii?!

–Niekoniecznie–suchoodparłaVanessa.

background image

–Jeśliniekoniecznie,tozamilcz!–warknąłKreol.
–Niekoniecznietrzebabyćniegrzecznym!–odparowała.
–Przyzwyczajajsię,uczennico.–NieoczekiwanieKreolrozpłynąłsięw

uśmiechu.–Dopókijestemtwoimnauczycielem,dopótybędękrzyczałi
przeklinał.Jakkiedyśmójnauczyciel.Takierelacjemiędzyuczniemi
nauczycielemzostałyuświęconeprzezwiekitradycji.

Vanessanadalbyłaobrażona.
–Dobrze,niezłośćsię...–powiedziałKreolpojednawczo.–Zjedzjeszcze

czekolady–touspokaja.

Vanpopatrzyłanaostatnikawałekimimowolniesięoblizała.Bardzo

zdziwiłoją,żeKreolświetniewie,cotojestczekoladaiumiejąstworzyć.Aona
myślała,żewynalezionojącałkiemniedawno.Czekoladazestarożytnego
Sumeruniecoróżniłasięodwspółczesnej,aleniemożnapowiedzieć,żebyła
gorsza.

–Nie,dziękuję–odmówiłaniechętnie.–Muszędbaćofigurę...
–Ojakąfigurę?–niezrozumiałKreol,rozglądającsiędookoła.–Pocoonią

dbać?

–No...otę...–zmieszałasięVan,pokazując,ocojejchodzi.–Taliaiinne

takie...

–Awczymmożejejzaszkodzićczekolada?–szczerzezdziwiłsięKreol.–I

wogóle,wspanialewyglądasz–prawiejakdziedzicznaarystokratkazUr.Tylko
oczymaszjakieśdziwne...Alemimowszystkoładne–jakkian-wen.

–Dziękuję.–Dziewczynazpowątpiewaniempokiwałagłową,niedokońca

pewna,czyniejesttokolejnakpina.–Odczekoladysiętyje,pocomito?

Kreoluśmiechnąłsię,demonstrującżółtawezęby.Vanessastarałasię

nauczyćgokorzystaniazeszczoteczkidozębów,alezdecydowanieodmówił,
tłumacząc,żemagowiznaczniełatwiejjestodczasudoczasuwyhodowaćnowe
zęby,niżcodzienniemazaćjejakimśświństwem.Nieprzyjemnyzapachzustteż
goniemartwił–abysięgopozbyć,wystarczyło,żeporuszyłrękąiwymamrotał
kilkasłów.

–Popierwsze,odczekoladysięnietyje–powiedziałpouczającymtonem.–

Podrugie,jedzeniestworzonezapomocąmagiitylkosyci,niemożnaodniego
utyć.Potrzecie,zawszemogęzrobićcitakąfigurę,jakązechcesz.

–Niewiedziałam,żejesteśteżchirurgiemplastycznym!
Prawdęmówiąc,wtoakuratnieuwierzyła.Chociażnibyzdążyłasię

przekonać,żeKreolmawyjątkowotrzeźwąsamoocenę.Nigdyniechwaliłsięna
próżno,nigdyteżniebyłnadmiernieskromny.

background image

NiewiadomodlaczegowłaśnieterazVanessieprzypomniałosię,żezatrzy

dnikończysięjejurlop,atoznaczy,żetrzebabędziealbowrócićdopracy,albo
sięzwolnić.Pomyślećtylko,żeodchwilipoznaniaKreolaminęłyniecałecztery
tygodnie!Awydawałosięjej,żeznagooddziecka...

–Uczennico,niewiesz,gdziejestmójniewolnik?–Wjejrozmyślaniawdarł

sięniezadowolonygłosmaga.

Vanzasępiłasię.Przyszłojejdogłowy,żerzeczywiściedawnoniewidziałai

niesłyszałamaleńkiegodżinna.Kreolnachwilęzamknąłoczy,poczym
uśmiechnąłsięzzadowoleniem.

–Takmyślałem.Podglądajakinnigrająwświeczki,świntuch...
–Copodgląda?–niezrozumiałaVan.
–Nojak...–Kreollekkosięzaczerwienił,pokazującgestamiCOw

starożytnymBabiloniewstydliwienazywano„grąwświeczki”.Vanessaz
trudempowstrzymałasięodśmiechu,patrzącnazawstydzonąminęmaga.Mimo
wszystkoniebyłtakimtwardzielem,zajakiegochciałuchodzić.

–Czekajno.Czytoznaczy,żemożeszzobaczyć,gdzieonjest?
–Wkońcujestmoimduchem-doradcą.–Kreolwzruszyłramionami.–

Oficjalnie...Międzynamijestmagicznawięź,chociażdośćsłaba.

–Dlaczego?
–Codlaczego?
–Dlaczegosłaba?
–Dlatego,żejakoduch-doradcajestrówniekiepski,jakwewszystkim

innym...–Magwykrzywiłsięzniezadowoleniem.–Samniewiem,pocogow
ogóletrzymam.Pewnieprzywiązałemsiędoniego...

Wdrzwizadudniłonarazzdziesięćpięści.PrzestraszonaVanessaaż

podskoczyła,mimowolniechwytajączapistolet,alegdydrzwiotwarłysię,
odetchnęłazulgą.PojawiłsięjedenzeStworów,amająonepotylerąk,że
starczyłobynacałyoddział.

–Kreol-eoliVanessa-nessaLee-ee?–Potwórpopatrzyłnanichpytająco.

Mówiłjednocześniedwomapyskami,adźwiękiniecałkiemsiępokrywały,co
dawało„efektecha”.

–Tak–wojowniczymtonemodpowiedziałmag.–Atyczegochcesz?
–Jesteściezaproszeni-enina-auroczystą-ystąkola-cję-cjęwsali-ali

bankietowej-owejwielkiego-kiegoYog-Sothotha-Sothotha.

–Nieźle!–ucieszyłasięVan.Uroczystakolacjatouroczystakolacja,nawet

wzamkupotworów.AlenawszelkiwypadekzapytałaKreola:–Przecieżto
dobrze?

background image

–Tozależy,zktórejstronynatospojrzeć–odparłzpowątpiewaniem.–Az

jakiejracjispotkałmnietakizaszczyt,Stworze?Wydawałomisię,żezapraszają
tamtylkoszczególniedostojnychgości.Oficjalnychambasadorówitegorodzaju
osoby...

–Nie-ewiem-em–zaskrzypiałStwór.Albozaskrzypiała.Albozaskrzypiało.

NawetsamCuviernieumiałbychybaokreślićpłcitegostworzenia.–Mam-m
rozkazodprowadzić-wadzićwas-s.

Kreolwmilczeniuzarzuciłnaramiętorbęzmagicznyminarzędziamii

krótkimgestemnakazałStworowi,bytenwypełniłswójobowiązek.Vanessa
sprawdziła,czybrońjestnamiejscuiruszyławśladzanim.

Potwórtoczyłsiękilkametrówprzednimi.Właśnietak–toczyłsię:Stwór

miałdiabelniedużonógwyrastającychwnajdziwniejszychmiejscach,tak,żez
bokuwyglądałjakpyza-mutant.

TegorejonuVanessajeszczenieodwiedzała.DotejporywZamkuKadath

widziałatylkogłównąsalę,pokójkąpielowydlagościikilkakorytarzy.Wtej
częścizamkuścianywykończonoszczególniestarannieczarnymonyksem,a
podłogępokrywałocośwrodzajuszklanegoparkietu.Vanessastąpałabardzo
ostrożnie,bojącsiępoślizgnąć,dopókiniezauważyła,że„szkło”wcaleniejest
śliskie.

Podrodzeminęliodpychającemiejsce.Byłotocośnakształtzoo,tyleżew

klatkachsiedziałynietygrysy,aludzie.Mężczyźni,kobiety,dzieciwróżnym
wieku.Wszyscynadzy.Krzyczeli,płakali,jęczeli,aleVanniewychwyciław
tychkrzykachanijednegozrozumiałegosłowa.

–Toniewolnicy?–zapytałazodrobinązwątpienia.Ludziewklatkachbyli

zbytdobrzeutuczenijaknazwykłychniewolników.Nawetnieto!Wszyscy
więźniowiebylitakgrubi,jakbyprzezkilkalatpodrządodżywialisiętylkow
McDonaldzie.

–Kiedyśnimibyli...–obojętnieodpowiedziałKreol,zpełnymobrzydzenia

politowaniemspoglądającnaklatki.–Ateraztotylkopokarm...

–Co?–Vanessanieuwierzyławłasnymuszom.–Copowiedziałeś?!
–Cóżrobić?–Kreolwzruszyłramionami.–WładcyLenguniejedząnic,

opróczmięsa.Smakujeimludzina...ZanimMardukPotężnyTopór
zapieczętowałichwymiar,zdobywaliofiarywinnychświatach,aterazmuszą
hodowaćludzijakbydło...Apropos,jeśliciętointeresuje–niemasensu
próbowaćichuwalniać.

–Dlaczego?–Vanażsięzagotowała.
–Spożywczyniewolnicyniepotrafiąnawetmówić.Topoprostuzwierzętaw

background image

ludzkiejpostaci...–westchnąłKreol.

Dziewczynanieodważyłasiędłużejkłócić,chociażmogłabyprzytoczyć

wieleargumentówprzeciw.AlejejnienawiśćdomiejscowychWładcówwzrosła
wielokrotnie.

Biesiada,naktórątakuprzejmieichzaproszono,wyglądałaniezbyt

pociągająco.Szczególnieodpychającebyłojedzenienastoledemonów.Na
szczęścieKreolaiVanessęposadzonoprzyinnymstole–dlagości.Byłnieco
mniejszy,aleprawiejednatrzeciaucztującychbyłabezwątpienialudźmi.
Oczywiście,byłoteżmnóstwoinnychstworzeń,aleniewyglądałytakwstrętnie,
jakte,któremlaskałyprzygłównymstole.

Odpowiedzialnizarozsadzaniegości,najwyraźniejkierowalisięzasadą

„pierwszy-drugi”.Tyle,żetutajbyłatozasada„mężczyzna–kobieta”.Takwięc
polewejstronieKreolasiedziała,jakpoprzednio,Van,azprawej–
olśniewającopięknadama,przypominającatolkienowskieelfy.Wkażdymrazie
uszymiałaniecospiczaste.Vanessamiałamniejszczęścia–obokniej
posadzonobiałoskóregopigmejaznienaturalnieogromnągłowąikrótkąsierścią
pokrywającącałeciało.Kreolcichoszepnąłjejdoucha,żejesttolemur.
ObrażonaVanessamilczała,sądząc,żezniejkpi.Regularnieoglądała„Animal
Planet”idobrzewiedziała,czymsąlemuryijakwyglądają.

Jednaksąsiedzinieinteresowalijejzbytnio.OdsamegopoczątkuuwagęVan

przykułaparasiedzącanaprzeciwkoniejiKreola.Najwyraźniej,gdyprzyszła
ichkolejkobietyskończyłysięizrobionodlanichwyjątek.Zresztąniezbytich
tocieszyło.

Zlewejstronysiedziałarchanioł.Odaniołówróżniłsiętylkowzrostemi

muskulaturą–skrzydlatyolbrzymmiałprawietrzymetrywzrostu.Jegowłosy
przypominałypłynnezłoto,miałbłękitneoczyisurowątwarzascety.Archanioł
byłodzianywbiałąchlamidę,przypominającąpołączenierzymskiejtogiz
japońskimkimonem,aupasawisiałmumieczkojarzącysięzzastygłym
płomieniem.GdybytakieindywiduumpojawiłosięnaZiemi,chrześcijaństwo
momentalnieumocniłobyswąpozycję.

Jegosąsiadteżmógłbyjąumocnić,choćzupełnieinnymsposobem.Obok

zasiadałnajprawdziwszydiabeł.Wzrostemprawienieustępowałaniołowi,aleo
iletamtenbyłucieleśnieniempiękna,otyletenbyłucieleśnieniembrzydoty.
Mógłsiępochwalićkozimirogami,kopytamiiogonem,świńskimryjem,gęstą
sierściąiczerwonymioczami.Diabełwystroiłsięwfioletowąopończęz
krwistoczerwonymiobszyciami,ajegogłowęopasywałastalowaobręczz
sześcioramiennągwiazdądokładnienaśrodkuczoła.Dopasateżmiał

background image

przymocowanąbroń,aleniebyłtomiecz,lecztrójząb.Coprawdabardzo
króciutki,bardziejprzypominającyogromnywidelec.Najprawdopodobniejnie
byłtoprawdziwyoręż,apoprostusymbolwładzy.Przecieżikrólewskieberło
wywodzisięodzwykłejpałki.

Wspojrzeniach,którymitadwójkaobrzucałasięnawzajembyływszelkie

uczucia,opróczsympatii.AlenasiedzącąnaprzeciwkonichVanessępatrzyliz
widocznymzainteresowaniem.Ijeden,idrugi–niemożnapowiedzieć,żenie
pochlebiałotoVanessie.

Odrazuzauważyłateżróżnicemiędzydaniamistojącyminastołachgościi

gospodarzy.NatalerzachdemonówLenguniebyłoniczegoopróczmięsa.
Smażone,gotowane,duszone,surowe,aletylkomięso,bezżadnychdodatków.
Vanniechciałanawetmyśleć,żejakaśczęśćdańprzygotowanabyłaz
przedstawicieliludzkiegorodu.Naszczęściegościom,wprostprzeciwnie,nie
podanoaniodrobinymięsa.Napoczęstunekskładałysię:słodkawakasza,
ryżoweplackiijakaśzieleninapodobnadoszparagów.Ogólnie–spartańskie
jedzenie.Niektórzygościeniebyliztegozbytzadowoleni,alenieVanessa!A
gdypatrzyłajakżrątezębatepotwory,traciłaochotęnawetnakaszę.Naapetyt
Kreolaniewpłynęłotoanitrochę,pałaszowałwszystko,ażmusięuszytrzęsły.
Napatrzyłsięjużwżyciunaróżneokropieństwa.

–Bardzociekawe...–Szturchnąłjąłokciem.–Zwróćuwagę,uczennico,przy

naszymstolesiedząprzedstawicielewszystkichsąsiadującychzLengiem
wymiarów,opróczZiemi.Rozumiesz,cotoznaczy?

–Niebardzo.
–Toznaczy,żezostałemambasadorem.–Magwzamyśleniupodrapałsięw

podbródek.–Nigdybymniepomyślał...

–Ty?Ambasadorem?!
–Ityteż–ucieszyłjąKreol.–JesteśmyterazambasadoramiZiemiwstarym

dobrymLengu.Cieszyszsię?Nieprzeżywajtak,niedodacitożadnychnowych
obowiązków...Zwykłaformalność.

Vanessazamilkłazgłupiąminą.Przedewszystkimnurtowałojąpytanie,

skądKreolwie,żeniematuprzedstawicieliZiemi.Przystolesiedziałoniemało
ludziijejzdaniemniczymnieróżnilisięodsiebie.Alezapytałaocośzupełnie
innego.

–CzyświatdżinnówsąsiadujezLengiem?
Kreolwmilczeniupokiwałgłową,całyczasraczącsiękaszą.
–Wtakimraziegdziesądżinny?
Magbezceremonialniewskazałpalcemczarnoskóregomężczyznęsiedzącego

background image

wdrugimkońcustołuiVanessazaczęłamusięprzyglądać.Zupełniezwyczajny
facet–wysoki,barczysty,zwygolonągłową,naktórejpozostawionopośrodku
czubjakuIrokeza.Przyjrzawszysięuważnie,dostrzegła,żemasześćpalców,
alebyłatojedynaróżnica.Gdybynieczub,wyglądałbyzupełnienormalniena
ulicachSanFrancisco.Zczubemzresztąteż...

–AnitrochęniejestpodobnydoHubaksisa–powiedziałaz

powątpiewaniem.

–Ajakże...–wymlaskałKreolzpełnymiustami.–Dżinnytorasa

niestabilnagenetycznie.Sąbardzoróżni.Ciągłemutacjeplemników,iinne
takie...

–Oho!–uniosłabrwiVan.–Skądznamytakiemądresłowa?
–Przeczytałemtwójpodręcznikdobiologii.Dobraksiążka,przydatna...

Szkoda,żezamoichczasówniebyłotakich,mógłbymwtedyuniknąćtamtego
błędu...–powiedziałwzadumieKreol,najwyraźniejwspominająccoś
nieprzyjemnego.–Będziesztojeść?

Vanessawmilczeniuoddałamuswójtalerz.Kaszabyładośćsmaczna,ale,

jakjużwspomniano,dziewczynaniemiałaapetytu.Iwogólenielubiłakaszy.

background image

Rozdział7

Patrz,Van,tojestwłaśniedolinaInkwanok!–pokazałsześciopalcąrączką

Hubaksis.

–Jakatamdolina?–Vanessazmarszczyłanos.–Samegóry...
–Jestjakajest–zachichotałdżinn.
StalinadachujednejzgłównychwieżZamkuKadath.Roztaczałsięstąd

wspaniaływidoknaokolicę.Toznaczy,byłbywspaniały,gdybypejzażnie
wyglądałtakzłowieszczo.Noiniezaszkodziłobytrochęwięcejświatła.

Kreolstałkilkakrokówodnich.Rozmawiałztypem,któryzostał

przedstawionyVanjakoNoszącyŻółtąMaskę.Widziałagojużwgłównejsali,i
potem,podczasbiesiady.PoczątkoworozmawialionowejfunkcjiKreola,a
potemprzeszlidoogólnychtematów.

–Popatrz,człowieku...–zaskrzeczałospodmaskimonstrum,wskazując

żylastąrękąto,czymbezskuteczniestarałasięzachwycićVanessa.–Naszświat
umiera.

–Umieraodkądpamiętam–odrzekłmag.–Przespałempięćtysięcylat,

kapłanie.Pięćtysięcylat!Zmojegoświataniezostałonic,comógłbym
rozpoznać!Niczegoaninikogo!Awy,jakumieraliście,takumieracieiwżaden
sposóbniemożecieskończyć.

–Tonicnieznaczy...–NoszącyŻółtąMaskępowolipokiwałgłową.–

Umieramyodchwili,gdytwójbógzacząłswojepodchody.Giniemyżywcem,
człowieku.Tak,rozciągnęliśmytenprocesnawielewieków,alecoztego?

Kreolwmilczeniuwzruszyłramionami.
–Czywiesz–kontynuowałNoszącyŻółtąMaskępochwili–żewciągu

ostatnichsiedmiuwiekówwLengunieurodziłsiężadenWładca?Przez
siedemsetlatanijednejnowejtwarzy!

–Aniewolnicy?
–Oniakuratmnożąsięjakszczury!–Kapłanzrozdrażnieniemmachnął

ręką.–Inadzorcyteż.Alejakiznichpożytek?!MYwymieramy,rozumiesz,
człowieku?!Rozumiesz?!

–Może,gdycałkiemwymrzecie,onibędąmoglizacząćwszystkoodnowa?

–bezcieniawspółczuciazaproponowałKreol.–Lengulegnieodnowie...
PrzestaniebyćCiemnymŚwiatem...

background image

–Byćmoże–zgodziłsięNoszącyŻółtąMaskębezśladuentuzjazmu.

Zrezygnowany,pozwoliłopaśćramionom.–AletojużniebędzietenLeng...

–Aczytoźle?–Kreoluśmiechnąłsiępółgębkiem.
–Otochodzi,żenie!–zezłościązaskrzeczałkapłan.–Właśnietak,

człowieku...Jestemjednymztych,którzystawiajączołaprawdzie.Aprawda
jesttaka,żejesteśmywrzodemwśródinnychświatów.NawetPiekłoniejesttak
okropne,nawetKvetzol-Inn...NawetHwitaczi!–zaryczał.

SłyszącpełenbóluokrzykNoszącegoŻółtąMaskę,Vanessaodgadła,że

zagadkowyświatHwitaczi,jakibyniebył,jestmiejscemprawietaksamo
okropnym,jakLeng.Alemimowszystkotrochęlepszym.

–Toznaczy,żenastępnegoświętajużniebędzie?–uśmiechnąłsię

sarkastycznieKreol.

–Niespieszsięgrzebaćnasprzedczasem,człowieku!–NoszącyŻółtą

Maskęwidaćniezrozumiałżartu.–Tak,umieramy!Aleumieramyjużsześći
półtysiąclecia,apociągniemyjeszczedrugietyle!Jesteśpewien,żetwójświat
przetrwadłużej?–złośliwiezaskrzeczałspodmaski.–Powstanieshoggothówo
małonasniewykończyło,aleitoprzetrwaliśmy!Jeszczepożyjemy!

–Ajataksobiemyślę...–nieoczekiwanieodezwałasięVanessa.
–Tak?–NoszącyŻółtąMaskęodwróciłsięwjejstronę.
–Nie,nicważnego...–Dziewczynanatychmiastsięwycofała.Niebardzo

miałaochotędzielićsięmyślą,któraniespodziewanieprzemknęłajejprzez
głowę,zczerwonymiogniamipłonącymiwszczelinachobrzydliwejmaski.
PotemnapewnoopowiewszystkoKreolowi,boprzyszedłjejdogłowybardzo
ciekawypomysł.

–Zwróćuwagęnajeszczejedenfakt,człowieku–ciągnąłNoszącyŻółtą

Maskę,odwracającsiędoniejtyłem.–Minęłoprawiepiętnaściewiekówod
czasu,gdynasiemisariuszeporazostatniodwiedziliwaszświat.Przezcałyten
czasnawiedzałwastylkoNyarlathotep,gdydostarczałzaproszenia,noikilka
razyYog-Sothoth.Awiesz,poco?Żebyukaraćodstępców!Tokpina–wielki
Yog-Sothoth,nosicielduszyAzatotha,musiałosobiścierozprawićsięztymi,
którzynaszdradzili!Oczywiście,sąjeszczedemony,którewy,magowie,
wzywaciedosiebienasłużbę,aletegoprzecieżniekontrolujemy!Iniematakiej
potrzeby.

–Więccomichceszpowiedzieć,kapłanie?–Kreolpopatrzyłnaniego

obojętnie.–Niebędęwamdostarczałdusz,przezwszystkietewiekinie
zmieniłemzdania.Amożechceszmniezmusić?

–Chciałbym...–NoszącyŻółtąMaskęwestchnąłtęsknie,opierającsięo

background image

balustradę.–Alewczymmożenampomócjeszczejedendostawcadusz?Nie,
dawnojużodwołaliśmywszystkichemisariuszy.Niezostawiliśmyżadnychsiłw
twoimwymiarze,człowieku...Takietam,nędzneresztki..

–Wtakimrazie,pocomitowszystkomówisz?–Magzmarszczyłbrwiz

rozdrażnieniem.–Nieinteresująmniewaszeproblemy.

–Jesteśokrutnyiegoistyczny,człowieku.–NoszącyŻółtąMaskępokiwał

głową.Choćniebyłowidaćjegotwarzy,czułosię,żewyrażaonawtejchwili
smutekzmieszanyzgniewem.–Aletakichwłaśniepotrzebujemy.Powiedz,nie
chciałbyśpopracowaćdlanas...winnysposób?

–Toznaczyjak?–Kreolzmrużyłoczypodejrzliwie.
–Niedawnoodkryliśmypewien...interesującyświat–zacząłsłodkimgłosem

NoszącyŻółtąMaskę.–NazywasięRari.Bardzomiłyświatek.Jesttammało
ludzi,aci,którzysą...

–Rozumiem!–szybkoprzerwałmuKreol.Vanessa,wprzeciwieństwiedo

niego,niezrozumiała,comiałnamyślinajwyższykapłanLengu,ale
postanowiłasięniedopytywać.

–Niechceszpomócnamtamdotrzeć?–łagodnieupewniłsięNoszącyŻółtą

Maskę.–Niemamydużychwymagań,anagrodabędzieogromna...

–Rozumiem...–Kreoluśmiechnąłsięoduchadoucha.–Chcesz,żebym

zostałnowymAzatothem?Myślisz,żeniepamiętam,iżkiedyśbyłontakim
samymśmiertelnikiemjakja?AniZACOotrzymałswąmoc?Uważasz,że
zapomniałem,jakwcałymSumerzeniebyłobardziejznienawidzonegoimienia?
Isądzisz,żeniewiem,jakskończył?

–AzatothjestwładcąLengu!–wyprężyłsięNoszącyŻółtąMaskę,urażony.
–AzatothtomarionetkaYog-Sothotha!–odparowałKreol.–Niemanawet

własnegociała!Niemawolnejwoli!LepiejżebymniepożarłaTiamat,niż
miałbymstaćsiętakimjakon!Ijeśli...

Drzwi,przezktóreweszlinataras,uchyliłysięiwyjrzałazzanichczerwona

mordkajakiegośdrobnegodemona.

–Szanownynajwyższykapłanie,pangenerałbardzoprosi,bydoniego

zajrzeć–piskliwymgłosikiemoznajmiłposłaniec,poczymznikłzpowrotemza
drzwiami.

–Naszarozmowajeszczesięnieskończyła,człowieku.–NoszącyŻółtą

Maskęenergicznymkrokiemopuściłtaraswidokowy.Bezwzględunato,w
jakiejsprawiechciałsięznimwidziećShub-Niggurath,kapłannajwyraźniejo
niejwiedziałiuważałzawystarczającoważną,byprzerwaćrozmowęwpół
słowa.

background image

Kreolnawetniespojrzałwśladzanim.Magoparłsięobalustradę,patrzył

gdzieśwdalioczymśrozmyślał.Hubaksisniezdecydowaniepodleciałdo
niegobliżejiusiadłnaramieniupana.Vanessapodeszłazlewejstronyiwzięła
Kreolapodrękę.Jejnauczycielbyłsmutny,więcchciałajakośponieśćgona
duchu.

–Rzeczywiściejestznimitakźle?–zapytałacicho.
–A?Co?–ocknąłsięKreol.–Tak,oczywiście.Todobrze!Nawetniewiesz,

jakdobrze!

–Dlaczego?–Vanbyłazdezorientowana.Wiedziała,oczywiście,żeKreol

jestegoistyczny,aleniesądziła,żemożetakotwarciecieszyćsięzcudzego
nieszczęścia.

–Powiedzmi,uczennico–zacząłmagcierpliwie.–Twoimzdaniem,poco

wogólezacząłemtęzawieruchęzprzespaniemcałejepoki?

–Żebyuratowaćduszę.Samtakpowiedziałeś!–Vanessawskazałananiego

palcem.

–Słusznie.–Kreolzzadowoleniemkiwnąłgłową.–Tojednazprzyczyn.

Drugatonieśmiertelność.Wspominałemprzecież,żebyłoKILKAprzyczyn.
Czyliconajmniejtrzy.Jakajesttrzecia?

Zapadłoniezręcznemilczenie.Vannicnieprzychodziłodogłowy.Hubaksis

najwyraźniejteżnicniewiedział.

–Niemówiłeśmipanie...–powiedział,lekkoobrażony.
–Oczywiście,żeniemówiłem–zgodziłsięmagspokojnie.–Adlaczego?A

dlatego,żeniebyłempewien,czymojezamysłysiępowiodą.Planskładasięz
sześciupunktów,aciebiezaznajomiłemtylkozpierwszym.Pierwszypunkt
planu–przenieśćsiędoprzyszłości.Jakmożnanajdalej.Wmojejumowie
widniałaliczba„pięćtysięcy”,wziąłemtenwłaśnieokres.Żebyniebudzić
podejrzeń.Wykonaniepierwszegopunktuzakończyłosięsukcesem.Drugi
punktplanu–urządzićsięwnowymświecie.Wtopićsię,jaknależy,wnowe
społeczeństwo,zbudowaćdom...DobrzebyłobystworzyćwłasnąGildię,ale...
Zrealizowałemmniejwięcejdwietrzeciedrugiegopunktu–wyglądanato,żez
Gildiąsięnieuda.Trzecipunktplanuwłaśniewypełniłem.Przekonałemsię,że
wciągupięciutysięcylatLengostatecznieprzegnił.GdyNoszącyŻółtąMaskę
zaproponowałmi,bymzostałpraktycznienowymAzatothem,przekonałemsięo
tymostatecznie.

–Adlaczegoodmówiłeś,panie?–zdziwiłsięHubaksis.
–Jeszczerazzapytaszmnieocośtakiego,aspioręcięnakwaśnejabłko!–

obiecałKreol,azabrzmiałotojaknajbardziejpoważnie.–Czwartypunkt

background image

planu...narazieniepowiem.ChociażKamieńbardzomiwtympomoże.Piąty
punkt...teżprzemilczę.Anużbyktośpodsłuchał.Aszósty...

Kreolwymamrotałcośpodnoseminakryłaichjasnopurpurowakopuła,

przepuszczającaświatło,alepoważniezniekształcającawidzianedokoła
przedmioty.

–KopułaTajemnicy–krótkopoinformowałKreol.–Przezkilkaminut

jesteśmychronieniprzedwszystkimiciekawskimioczamiiuszami.Awięctak,
szóstypunktplanutozniszczenieLengu!

–Uch,uch,uch,uch!!!–krzyknąłzzachwytemHubaksis.–Panie,jestem

twoimwiernymsługą,zawszecipomagam,niezapominajotym!

–Milcz,niewolniku...–rozkazałKreolniedbale.–O,tobędzietakawojna...

takawojna,jakiejświatniewidział!Jaichwszystkich...wytnęwpień!

–Nierozumiem–powiedziałaVan.–Poco?
–Aco,podobacisięto,cotutajwidzisz?–uśmiechnąłsięmagironicznie.
–Nie...Aletosąichproblemy.–Wzruszyłaramionami.–Donasprzecież

jużniewłażą?

–Wogóletolezą.Poprostu,odkądMardukPotężnyTopórzapieczętował

ichświat,kiepskoimtowychodzi.

–Wszystkojedno.Odkiedytojesteśtakihumanitarny?
–Hum...co?
–Dobrytaki,otco!
–Jestemwiernymczcicielemmojegoboga!–Kreolprzyjąłdośćfałszywą

pozę.–Chcęskończyćto,cozacząłMarduk.

Vanessamilczała,patrzącmuprostowoczy,aminęmiaławpełni

sceptyczną.

–Dobrze,poddajęsię!–warknąłmag.–Marduk,zanimzrobiłporządekz

Lengiem,byłczłowiekiem;potężnymczłowiekiem,jednymznajwiększych
magówswoichczasów,alemimowszystkośmiertelnym.Alekiedypozbawił
Lengsiły,caławyzwolonaba-choń...potemwyjaśnię,cototakiego...zleciała
siędoniego.Itakotozostałbogiem–zakończyłmag.

Vannakilkasekundotworzyłaustajakwyrzuconanabrzegryba.
–Chcesz...chceszzostaćbogiem?!–wyszeptałajednocześniezpanikąiz

zachwytemwgłosie.

–Nieżebyażtak–zżalemwestchnąłKreol.–WowychczasachMarduk

byłznaczniesilniejszy,iLengteż.To,cozniegozostałowyglądażałośnie...do
tego,trzebasiębędziepodzielićz...piątympunktemplanu.AleNajwyższym
zostanęnapewno!TakimNajwyższym,jakiegoniebyłoodczasówAdema!A

background image

potemmożnabędziepiąćsięwyżej.Terazrozumiesz?

–Prawiewszystko.Alejednak–pocobyłokłaśćsięspaćnapięćdziesiąt

wieków?

–O,Szamaszu!–jęknąłKreolzdesperacją.–Acotujestdorozumienia?

W

TEDY

faktyczniebyłemichniewolnikiem.T

ERAZ

jestemwolny.W

TEDY

Leng

byłjeszczebardzosilny.T

ERAZ

zostałozniego...tocowidzisz.W

TEDY

miałem

tysiąceprzeciwników.T

ERAZ

niezostałprawienikt.Coprawda,natoostatnie

akuratnieliczyłem...Iniemogępowiedzieć,żetodobrze–niema
przeciwników,alepomocnikówteżniema!Dobrze,nieważne.Czyteraz
rozumiesz,dlaczegomusiałemprzenieśćsięwczasie?

–Rozumiem...–PokiwałagłowąVan,obserwując,jakwokółrozpływasię

KopułaTajemnicy.–Alejeśliwszystkotakdoskonalesięukłada,dlaczego
jesteśtakismutny?

–Myślę,żepanjestsmutnyzinnegopowodu–słodziutkimgłosikiem

podpowiedziałdżinn.

–Milczeć,niewolniku!–warknąłKreol.–Niktcięniepytaozdanie!
–Panpoprostuboisię,żeMey’Knoniumarła...–odgadywałHubaksis,

obserwującswegopana.

–Dokogomówię?!–krzyknąłmag,uderzająclaskąwmiejsce,gdziejeszcze

przedsekundąbyłHubaksis.Zwinnydżinnjakzwykleumknąłwostatniej
chwili.

–Panie!Panie!–Dżinnnadaremniewzywałmagadoopamiętania.–Panie,

nietrzebamniebić,jestemgrzeczny!

–Nieprawda!–zaryczałprzezzaciśniętezębyKreol,wciążjeszczewaląc

swymmagicznymorężemgdziepopadło.Kamienneokruchylataływe
wszystkiestrony–okazałosię,żelaskajestnadzwyczajtwarda,ai
zmartwychwstałySumeryjczykodkryłwsobieniespodziewanyzapassił.

–Ej,ej...!–zawołałaVanessazoburzeniem,starającsięprzerwaćtę

awanturę.Mądrzejszegookrzykuniebyławstaniewymyślić.Zresztąitaknikt
jejniesłuchał:dżinn,starającsięumknąćprzedgniewempana,poleciałwyżej,a
Kreolwskoczyłnabalustradęipodskakującstarałsiędosięgnąćdolatającego
wstrętnegolicha.Nato,żewkażdejchwiliryzykujeupadkiemzdobrychtrzystu
metrów,wogóleniezwracałuwagi.ZatoVansercestawałowgardleza
każdymrazem,gdyporazkolejnyopadałokilkamilimetrówodkrytycznego
punktu.

Polowanienadżinnazakończyłosięponiespełnadziesięciuminutach,gdy

obajuczestnicyzabawystracilisiły.ZmęczonyKreolusiadłnaporęczy,a

background image

Hubaksisprzycupnąłobok.Alemimowszystkoniezablisko.

–Iococałetopiekło?–zapytałaVanzprzesadnymspokojem.–Cotoza

MajowyKońidlaczegotakwaszdenerwował?

–Mey’Knoni–skwapliwiepoprawiłjądżinn,niezwracającuwagina

gniewnespojrzenieKreola.–Staraprzyjaciółkapana,jeszczezdawnych
czasów.Mieszkaławpieczarze,o,podtamtąskałą.

Vanessaprzyjrzałasięgórze.Ledwiebyłojąwidaćnahoryzoncie,więc

trudnobyłozgadnąć,czyjestwniejpieczara.Zresztącałyproblemwydawałjej
sięgłupi.

–Oczywiście,umarła!–Zezdziwieniemwzruszyłaramionami.–Ej,moje

wywykopaliska,odtegoczasuminęłopięćtysięcylat,niezapomnieliście
czasem?

–Nie,Van,nierozumiesz–zachichotałHubaksis.–Byłamaginią,jakpan.I

teżdążyładonieśmiertelności,tylkowinnysposób.

–Wjaki?
–No,miałasiedemdziesiątdwalata,gdyzawarłaumowęzAlgorem.Nie

wiem,czymmuzapłaciła,aleodtamtejporyprzestałasięstarzeć.Tyletylko,że
musiałanazawszeprzenieśćsiędotamtejpieczary.Jeślistamtądwyjdzie–
pufff!Zostaniezniejtylkokupkaprochu...–Dżinnobrazowomachnął
rączkami.

Vanessaodrazusięuspokoiła.Gdytylkorozmowazeszłanastarąznajomą,z

najgłębszychzakamarkówpodświadomościwypłynęłonieznanedotąduczucie
zazdrości.Aleskorojesttostaruszka-pustelniczka,mieszkającagdzieś,gdzie
diabełmówidobranoc,adotegoniewiadomoczywogólejeszczeżyje...

–Panie,amożepoprostusprawdzimy?–zaproponowałHubaksis.–Itaknie

mamynicdoroboty.

–Maszrację,niewolniku.Trzebasięprzekonać...–Magponurokiwnął

głową.

–Idęzwami–oznajmiłanatychmiastVanessa.Staruszkaczyniestaruszka–

niemiałazamiarupuszczaćKreolasamegoniewiadomogdzie.

Magidżinnpopatrzylinasiebie,jakbysiębezgłośnienaradzali,apotem

Kreolprzyzwalającoskinąłgłową.

–Niechtakbędzie,uczennico.Właź.
–Gdzie?–Vanessalekkouniosłabrwi.
–Atyco,zamierzasziśćnapiechotę?–obruszyłsięKreol.–Właźmina

plecy.

–Panie,amożesiępościgamy?–Maleńkidżinnwyszczerzyłsiępsotnie.

background image

–Nierozumiem...–zdziwiłasięVan.–Chcesztamlecieć?!
–Aciebietodziwi?–odpowiedziałKreolpytaniemnapytanie.
–Niewiedziałam,żelataćteżumiesz!
–Dużorzeczyumiem...–Magmachnąłlekceważącoręką,najwyraźniejnie

przywiązującdotegowagi.–Toco,leciszczyzostajesz?

Vanessaniezgrabniespróbowaławdrapaćmusięnagrzbiet,alenieudałojej

się.Ostatnirazsiedziałaukogośnaplecachwwiekuośmiulat,gdydziadek
nosiłjąbarana.

–Anamiotlenielatasz?–spróbowałazaproponowaćinnywariantpodróży.
–Namiotle?Acomadorzeczymiotła?
–No,myślałam,żeczarnoksiężnicylatająnamiotłach...
–Jestemmagiem!–Kreolwścieklezgrzytnąłzębami.–Idlaczegoakuratna

miotłach?Togłupie...Adlaczegoniewfotelu?Pamiętam,zrobiłemkiedyś
imperatorowilatającekrzesło...

–Ajegosynowidrewnianegokonia!–przypomniałsobieHubaksis.–

Pamiętasz,panie,jaktengłuptaswleciałnaiglicępałacowejwieżyiniemógł
zejśćnadół?Imperatorgroził,żecięzabije!

–Pamiętam,pamiętam...Nie,wzasadziemogęzmusićdolataniadowolny

przedmiot,aledlaczegoakuratmiotłę?–Pytanieomiotłęniewiadomodlaczego
dotknęłoKreoladożywego.–Popierwsze,toniewygodne.Kobietamożejakoś
sięusadowi,alemężczyzna...

–Popółgodziniezamienisięweunucha–ochoczopodtrzymałciekawy

tematHubaksis.

–Tobietoniegrozi–uśmiechnąłsięKreolzłośliwie.–Pozatymjestjeszcze

prawostosunkumas...

–Acototakiego?–nachmurzyłasięVan.
–Nocóż,brzmiprosto.Zaczarowaneciałomożepodnieśćładuneknie

większy,niżczternaścieiosiemdziesiątychjegowłasnejmasy.Nie,jakoś
inaczej,alesensjesttaki–wzamyśleniuprzyznałKreol.–Toznaczy,żemiotła
możepodnieść...eee...wwaszychjednostkachmiary...zeczterdzieści
kilogramów.Wnajlepszymwypadkuczterdzieścipięć.

–Iwyglądałobytośmiesznie–dodałHubaksis.–Wyobraźsobiepana

latającegonamiotle!

–Toteżargument–zgodziłsięKreol.–Nie,obejdziemysiębezmiotły.
–Adywan?–Vanessaniepoddawałasię.
–Jakiznowudywan?–burknąłmagniecierpliwie.
–Latający.Amożenieistnieją?

background image

–Prawda,panie–zgodziłsięHubaksis–cozdywanami?Wdomunanich

czasamilatałem.

–Noicoztego?
–Przecieżważąniewiele!Cozprawemstosunkumas?
–Dozaczarowaniadywanustosujesięinnąmetodę–PoleLewitacyjne.

Latającedywany,latającesandały,latającedeski–jednaitasamametoda.Jeśli
naartefakciesiedzisięzezwieszonyminogami–PociskLewitacyjny,wtedy
działaprawostosunkumas.Ajeślilatasięstojąclubsiedząc–Pole
Lewitacyjne,wtedyprawomasniedziała.Alezmiotłątennumernieprzejdzie–
jestzawąska,niedasięnaniejwtensposóbutrzymać.Inieusiądziesz
normalnie–nogizawszebędązwisać.

–Naczympolegaróżnica?–zainteresowałasięVan.
–Różnicapoleganatym,żewprzypadkuPolaLewitacyjnegojeździec

powinienznajdowaćsię

NAD

artefaktem.Rozumiesz?Zaczarowanajest

ograniczonaprzestrzeń–tylkoz

JEDNEJ

strony.Awprzypadku,powiedzmy,

tejżemiotły,wżadensposóbniedaszradyznaleźćsięzjednejstrony.
Rozumiesz?Wedługmniewszystkojestproste...Oczywiście,jestjeszczePocisk
A,zjegopomocąmożnalataćnaczymkolwiek,alewykorzystywaćgodo
latającychartefaktówtowyrzucaniemanywbłoto.Dośćotym!Jeślichcesz,w
domuzrobięcilatającyfotelilatajsobienanim.Ajanajbardziejlubięlatać
samodzielnie–prościejioszczędniej.Toco,wsiadaszczynie?!–
nieoczekiwaniepodniósłgłos.

Vanessa,zajętarozmyślaniamiozaimprowizowanymwykładzienatemat

latającychprzedmiotów,prychnięciemwyraziłaoburzenieiponowniezaczęła
wdrapywaćsięnaplecyKreola.Przykucnął,bybyłojejwygodniejitymrazem
próbazakończyłasięsukcesem.

Magwyprostowałsiępowoli,przytrzymującVanessępodkolanamii

energiczniewskoczyłnabalustradę.Vannatychmiastzakręciłosięwgłowiei
mocniejzłapałaKreolazaszyję.

–Nieduśmnie!–groźniezażądałKreolprzytłumionymgłosem,aw

następnejsekundziewzbilisięwpowietrze.

Wyglądałototak,jakbyzwyczajniepodskoczył,ale,zamiastopaśćz

powrotem,całyczasunosiłsiędogóry.WystraszonaVanessapisnęła.Zdarzyło
jejsięlataćkilkarazypolicyjnymhelikopterem,alecoinnegohelikopter,aco
innegosumeryjskimag.Zresztąnieważne,żesumeryjski,wtymprzypadku
narodowośćnieodgrywałażadnejroli.

Kreolodrazurozwinąłcałkiemprzyzwoitąszybkość.Niemniejniż

background image

osiemdziesiątkilometrównagodzinę.Vanessaprzestałanawetpanicznie
piszczeć,zdziwionataknieoczekiwanymiumiejętnościamimaga.Zewszystkich
siłprzytulałasiędoniego,rozpaczliwiewczepiającsięweńrękamiinogami.
Kreoltylkojęczałzwysiłku.Nie,zjednejstronybyłomuprzyjemnie.Cobynie
mówić,Vanessabyłamłodą,miłądziewczyną,aniejakimśśliskimrobakiem,i
takbliskikontaktzniąniemógłbyćnieprzyjemny.Zdrugiejstrony...bardzo
boleśniewpiłamusięwszyję.Dotegopaznokciami!Hubaksiswzdychałze
współczuciem,bezspecjalnegotrudutrzymającsięobok.Ktojakkto,aleon
wiedział,jakmocnopotrafidusićVanessa.

Zbokutenlotwyglądałnaderzabawnie.PrzypominaliKarlssonazDachui

jegomałegoprzyjaciela.KtowdzieciństwiewidziałilustracjewksiążceAstrid
Lindgren,łatwomożetosobiewyobrazić.Coprawda,Karlssonzazwyczajnie
taszczyłnapiersiprzenośnejskładnicyzłomu.

Kreol,oczywiście,nieporzuciłmagicznychnarzędzi.Powiesiłnaszyiswoją

„świętą”torbęistarannieprzymocowałnabrzuchu,żebynieprzeszkadzała.
Vanessieprzyszłodogłowy,żejeśli,odpukać,trzebabędziezrzucićbalast,
Kreolpobędziesięraczejjejniżdrogocennejtorby.

PokilkuminutachlecącegomagaprześcignęłydwaPtakiLengu.Uważnie

obejrzałydziwnąparę,wymieniającmiędzysobązaskoczonespojrzenia.
Najwyraźniej,jakdotąd,naniebieLenguniemiałykonkurencji.

–Krrrrrrrrrrrrrrrrrr!–odezwałsiępierwszy(amożepierwsza?).
–Arrrrrrrrrraaaaaaaaaaaaaa!–zgodziłsiędrugi.
–Uhm-mm–przywitałsięKreol.
–OBoże...!–dołączyłaVanessa.
–Janiejestemznimi!–zastrzegłnawszelkiwypadekHubaksis.
Ztejwysokościdobrzebyłowidać,cosiędziejenadole.Zresztąniczego

ciekawegotamniebyło.Goła,spalonanapopiółpustynia.Śnieg,popiółi
ludzkiekości,nicwięcej.Jedenzpobliskichwulkanówdymiłjakprzypalony
befsztyk,pozostałezaśnieprzejawiałyżadnejaktywności.Pozatymwdole
powoliprzemieszczałysięgęsiegodziwnestworzenia,niecoprzypominające
ludzi.Okołoczterdziestuosób.PobokachjechałoczterechMizernychJeźdźców
Nocy,którzyodczasudoczasupoganialiuderzeniamileniwychniewolników.
Byćmożeprowadziliichzjednegomiejscapracywinne.Abyćmożepoprostu
dokuchni.

DopieczaryMey’KnoniKreoldotarłpokilkunastuminutach.Niezgrabnie

wylądowałnaniewielkimskrawkuziemiprzedotworemwstokugóryistrząsnął
zsiebieVanessę.Dziewczynatakkrzepkowczepiłasięwniegoitakmocno

background image

zamknęłaoczy,żenawetniezauważyłakońcalotu.Magzniezadowoleniem
spojrzałnaniąspodokaipocichuwymamrotałzaklęcieUzdrowienia,
rozcierającprzytymsiniakinagardle.Skóranatychmiastzaczęłaodzyskiwać
swójnaturalnykolor.

–Co,Van,niejesteśprzyzwyczajonadolatania?–zainteresowałsię

Hubaksistroskliwie,gdywkońcuzdecydowałasięotworzyćoczy.–Zobacz,a
jarobiętocodziennie!

–Maszskrzydłazamiastnóg,toilatasz...–burknęłaVanessa,podnoszącsię

ztrudem.

–Światło!–zwięźlerozkazałKreol,podającjejrękę.
Pieczaraanitrochęnieprzypomniałaczyjegośmiejscazamieszkania.Nawet

mieszkaniastaruszki-czarodziejki.Bezwzględunatokimbyła,musiałaprzecież
cośjeśćigdzieśspać.Awewnątrzbyłtylkokurzipustka.Zdawałosię,żenie
byłotunikogoodkilkuwieków.

Kreolwszedłdośrodkazobawą.Nawszelkiwypadekwyjąłlaskęiupewnił

się,żejestdopełnazaładowanazaklęciami.Wdanejchwilimagachroniłyaż
dwazaklęciaOsobistejOchrony.Vanessabyłabyniezmierniezdziwiona,gdyby
siędowiedziała,żenaniątakżenałożyłtakiezaklęcia,przyczymtrzeba
nadmienić,żezrobiłtowtajemnicy.Tonieprawdopodobne,alebyłoichażtrzy!
PierwszyrazwżyciuczyjeśbezpieczeństwointeresowałoKreolabardziejniż
własne.Itobyłoniepokojące...

Pieczaraokazałasięgłębsza,niżmogłosięzpoczątkuwydawać.Składałasię

zkilkubardziejlubmniejokrągłychsalusytuowanychjednazadrugą.Kreolbez
słowaprzeszedłpierwszą,drugą,trzecią...Naproguczwartejznieruchomiał,
ramionamuopadły.

Vanessapodeszła.Nakamiennymspąguleżałszkielet.Adokładniepółleżał,

opartyplecamiopłaskikamieńwzakamarkujaskini.Sądzącpokilku
zbutwiałychkawałkachmateriału,kiedyśwtymmiejscubyłolegowisko.

–Toona?–zapytałaVancichoizesmutkiem,patrzącnaszkielet.Jako

policjantkamogłapowiedziećtylkojedno–śmierćnastąpiłabardzodawno.Od
tamtejchwiliminęłydziesiątki,jeśliniesetkilat.Amożenawetwięcej–ostatni
razKreolwidziałswojąprzyjaciółkęzanimjeszczezbudowanoegipskiego
Sfinksa.

–Kimjesteście?–nieoczekiwanierozległsięgniewnyokrzyk.Kreol

odwróciłsięszybkojakporażony,patrzącnakogoś,ktozadałpytanie.Hubaksis
omałosięnieopluł.Vanessaprzestraszyłasię,żejegojedyneokozachwilę
pęknie,takjewybałuszył.

background image

NaprogupiątejizarazemostatniejgrotystałażywakopiaNaomiCampbell.

Kobietabyłabardzomłoda,miałaczekoladowąskórę,idealnąfiguręiczarującą
twarz.Chociażubrananietakatrakcyjnie,jakjejbliźniaczkazHollywood.
Szmatą,wktórejparadowałaślicznotka,prawdopodobniewzgardziłbynawet
nabuzowanynarkoman.

WkońcuKreoloprzytomniałizdecydowałsięcośpowiedzieć.
–Mey’Knoni...?–zapytałniepewnie.
Vanessacichogwizdnęła.Atocistaruszka!
–O,Mey,cześć!–ucieszyłsiędżinn.–Myśleliśmy,żeumarłaś,atyżyjesz!

Itojeszczejakżyjesz,oho!Kiedyśbyłaśzwykłym,starympróchnem...ta-ta-
ta...starepróchno,apopatrznoteraz!

Vanessadopieroterazzorientowałasię,żerozmawianoniewnarzeczuLeng,

alepostarosumeryjsku.

–Kreol?–zdumiałasięciemnoskórapiękność.–Tonaprawdęty?Jakto

możliwe?

–Poznałaśmnie?–ucieszyłsięmag.
–Zanicnaświeciebymsięniedomyśliła,gdybynietwójnieznośnydżinn.–

Mey’Knoniuśmiechnęłasięsłabo.–Niedasięgozapomnieć.Odmłodniałeś...

–Tyteż!–zzachwytemprzyznałKreol,robiąckrokdoprzoduzwyraźnym

zamiaremobjęciastarejznajomej.

–Stój!–Pustelnicacofnęłasięzlękiem.–Niedotykajmnie!
Kreolzasępiłsię,nicnierozumiejąc.Vanessa,którazewszystkichsiłstarała

sięnieokazaćszalejącejzazdrości,teżsięzdziwiła.Bezwzględunato,jakie
stosunkiłączyłytychdwojewcześniej,uściskpopięciutysiącachlatrozłąki
byłbyczymśnaturalnym.

–Nierozumiesz...–Mey’Knonizesmutkiempokiwałagłową.–Kreolu,

sądziłeś,żeumarłam?

Magprzytaknąłwmilczeniu.
–Napewnopomyśleliście,żetomójszkielet?
Jeszczejednokiwnięcie.
–Niestety,takwłaśniejest–ledwiedosłyszalniepowiedziałamagini.
Vancofnęłasię.Kreol,przeciwnie,zrobiłkrokdoprzodu,uważniewpatrując

sięwMey’Knoni.PochwilidosadniewspomniałołonieTiamatisplunął.

–Powinienemsiędomyślić...–zgrzytnąłzębami.–Odjakdawna...?
–Prawietysiąclattemu–przyznałasiękobieta.–Odmłodniałamdopieropo

śmierci...Dotegookazałosię,żeniemogęopuścićpieczarynawetwtakiej
postaci!

background image

Przezkolejnychkilkaminutwpieczarzekrólowałopełnenapięciamilczenie.

Niktniewiedział,copowiedziećwtakiejsytuacji.PotemKreolpodrapałsiępo
głowieiniezdecydowaniepowiedział:

–Jeślichcesz,wygonięcię?
TakareplikazaskoczyłaMey’Knoni.AVanessadałamagowisójkęwboki

wyszeptała:

–Dyplomataniedorobiony,niemogłeśczegośmądrzejszegopowiedzieć?!
–Nie,nie,wszystkowporządku!–szybkouspokoiłająwidmowakobieta.–

Kreolu,ja...będębardzowdzięczna,jeślitozrobisz.Proszęcię...

–Maszcilos,dopierocosięspotkali,ijuż...–Hubaksiszrobił

niezadowolonąminę.

–NiewolnikuKreola,czywiesz,jakciężkiejestżyciezniewolonegoducha?

–zapytałaMey’Knonichłodno.–Gdyniemożeszwyjśćpozagranicekilku
kamiennychkomnat?Gdymusiszciąglepodziwiaćwłasnyszkielet,bonic
więcejtuniezostało?Gdyminęłojużtysiąclattakiegożycia?!Kreolu,proszę
cię,chcęjaknajszybciejztymskończyć!Ostatniedziewięćwiekówmodliłam
siętylkooto,bytaegzystencjadobiegłakońca!Takanieśmiertelnośćniejest
nikomupotrzebna...–ledwiedosłyszalniewyszeptałamartwamagini.

Kreolposępniekiwnąłgłową,wyciągającztorbyksięgę.Zacząłprzerzucać

stronice,szukającodpowiedniegozaklęcia,aVanessapatrzyłanaducha,który
zesmutkiemoczekiwałswegolosu,izprzerażeniemzapytałaKreola:

–Naprawdęzamierzaszjązabić?
–Niezabić,awygnać–zniezadowoleniempoprawiłmag.–Niemylpojęć.
–Kimjesteś,ślicznedziecię?–Marawkońcuzauważyła,żewpieczarze

znajdujesięjeszczejednaosoba.

–Mojauczennica–odpowiedziałKreol,nieodrywającwzrokuodstronic

książki.

–Więctotak?–Ciemnoskóraślicznotkaznaczącouniosłabrwi.–Mnienie

chciałeśuczyć...

–Byłemwtedyniewielestarszyodciebie–odparowałKreol.Wyglądałona

to,żeniebyłjużzadowolonyzespotkaniazprzyjaciółką.–Samnie
zakończyłemjeszczenauki.

Znalazłszyodpowiedniezaklęcie,magwyjąłmagicznyłańcuchipołożyłgo

naziemitak,abyzewszystkichstronotaczałzjawę.

–Niemogęuwierzyć,żetakzniąpostąpisz!–zawołaławstrząśniętaVan.
–Uczennico!–burknąłzrozdrażnieniem.–Życiezjawyjestciężkiei

męczące.Niemożeprzejśćwpośmiertnystan,niemożesięodrodzić.Nikomu

background image

nieżyczpodobnegolosuinieosądzajmniezato,żekogośuwalniam!

–SirGeorgeajakośniepróbowałeśwygnać...–wymamrotałaVanessapod

nosem.

–SirGeorgenieodczułjeszczetegowpełni–warknąłmag.–Pozatym

mieszkawswoimstarymdomu,mazkimporozmawiaćiczymsięzająć.Ale
jeślinalegasz,jegoteżmogęwygnać!

–Nie,nie,jatylkotak!–przestraszyłasięVanessa.Bezwzględuna

wyjaśnieniamaga,mimowszystkowydawałojejsię,żetowszystkojestjakoś...
nietak.Żemusibyćinnysposób.JednakaniKreol,aniMey’Knoni
najwyraźniejniewidzieliinnegowyjścia,awięcniebyłooczymrozmawiać.

Kreolpodniósłlaskęiurywanymizdaniamizacząłwypowiadaćzaklęcie:

ZiAnnaKanpa!
ZiKiaKanpa!
GalluBarra!
NamtarBarra!
AshakBarra!
GigimBarra!
AlalBarra!
TelaBarra!
MasqimBarra!
UtuqBarra!
IdpaBarra!
LalartuBarra!
LallasuBarra!
AkhkharuBarra!
UrukkuBarra!
KielgalalBarra!
LilituBarra!
UtuqHulEdinNaZu!
AllaHulEdinNaZu!
GigimHulEdinNaZu!
MullaHulEdinNaZu!
DingirHulEdinNaZu!
MasqimHulEdinNaZu!
Barra!
Edinnazu!
ZiAnnaKanpa!

background image

ZiKiaKanpa!

–ŻegnajKreolu!–ledwiedosłyszalniewyszeptałaMey’Knoni,rozpływając

sięwpowietrzu.–Szkoda,żenie...

Niezdążyładokończyć.
–Konieczniemusiałeśtozrobić?–zapytałaVan,ztrudempowstrzymując

napływającedooczułzy.–Niemogłeśjejpoprostuwyzwolić?Jaktegodemona
zestrychu?

–Niemogłem!–zezłościąwarknąłKreol.–Niemogłem,rozumiesz?!Była

związanakontraktem,niktniemógłjejuwolnić!Niedasięnaruszyć
magicznegokontraktu–niemogątegonawetbogowie!Nawetwygnaćjąnie
byłomiłatwo!

–Aleprzecieżumarła!–oburzyłasięVanessa.–Czylinieosiągnęła

nieśmiertelności!

–Niemaabsolutnejnieśmiertelności!–odparowałmag.–Tojejwina,żenie

mogłazachowaćtego,cootrzymała!Algordotrzymałumowy–żyłanawetpo
śmierci!

–Aleprzecieżmogłeśjąwygnać?!
–Uuuuu!–Kreolzłapałsięzrozpaczązagłowę.–Posłuchaj,uczennico,

uwierzmipoprostunasłowo,co?Chociażraz!

ObrażonaVanessazasapała.Potemwestchnęłaipostanowiławybaczyć

Kreolowi.Nie,nadalbyłojejżalMey’Knoni,alezdrugiejstrony...Itakżyła
dłużej,niżwszyscyjejznajomirazemwzięci,noirzeczywiście–samabyła
sobiewinna.Ktojejkazałzawieraćumowęzdemonem?No,apozatym...Dla
każdejkobietynajgorszymwrogiemjestinna,jeszczepiękniejszakobieta.
Szczególnie,jeślitażmijamaokonajejfaceta.

–Atakwogóle,itakrozzłościłemtutejszychgospodarzy–oznajmiłKreol

ponuro.

–Czymznowu?
–Jaktoczym?!–radośniepisnąłHubaksis.–UwolniłMey?Uwolnił!

Myślisz,żedemonomLenguspodobasię,żezwiałaimjednazdusz?Przecież
niebyłajakąśtamniewolnicątylkomaginią!Takichjesttumało!

–Towłaśniechciałempowiedzieć,niewolniku–rzekłKreollodowato.–

Oczywiście,dobrze,żejeszczeodrobinęosłabiłemLeng,aletomimowszystko
kroplawmorzu,ajeszczezawcześniepsućstosunki...Myślę,żepowinniśmy
tutajpoczekaćnazakończenieświęta.Tujestsuchoiciepło.

–Adlaczegobyniezwiaćstądodrazuteraz?–wysunęłapropozycję

Vanessa.

background image

–Słusznie,panie,dlaczegobynie?–Dżinnbłagalniezamrugałokiem.
–Coto,tonie!–sprzeciwiłsięmagzdecydowanie.–Terazsąpoprostuźli

namnie,alegdybymuciekłzichdurnegoświęta...O,Yog-Sothothstraszliwie
bysięwściekł...Nie,życiemijeszczemiłe,niejestemnatylesilny,żebytutaji
terazzmierzyćsięzcałąpotęgąLengu,dotegowpojedynkę.

–Tak,testworywciążjeszczedużomogą...–westchnąłHubaksis.
–Jakdługomusimytuzostać?–Vanessazłowrogoobrzuciławzrokiem

żałosnywystrójpieczaryzeszkieletem.

–Niecałedwa...–Kreolobojętniewzruszyłramionami.–Niebójsię,nie

przegapimytegomomentu.

–Tak,Van!–poparłgoHubaksis.–Gdyświętosiękończy,bijąwdzwon!

Uszyodtegowiędną.

–Czymbędziemysięzajmowaćprzeztenczas?
Hubaksismiałochotęcośzaproponować,aleKreolzerknąłnaniegogroźniei

maleńkidżinnnatychmiastsięzamknął.

–Niewymyśliłemnarazieżadnegozajęciadlamojegoniewolnika,alena

pewnocośsięznajdzie–obiecałmagzłośliwie.–Aty,uczennico,zajmiesz
się...nauką,przedewszystkim.Napoczątekbierzksiążkęiczytaj.Jesttam
jeszczedużociekawychrzeczy.

Vanniechętniewzięłaodniegoopasłytomijadowitymtonemzapytała:
–AcoTYbędzieszrobił?
–Napoczątektrochęsięprześpię...–odparłKreolniedbale,

bezceremonialniezrzucającszkieletMey’Knonizjedynegonadającegosiędo
leżeniamiejscawpieczarze.Najwyraźniejniezamierzałpochowaćjejnędznych
szczątków.

background image

Rozdział8

Dalej...–Kreolłaskawiepokiwałgłową.
–Kamos,ketos,mekkos,tenos,rabos...–pokorniekontynuowałaVanessa.–

Pinos,zegos,awos,enogos,teros...

–Dalej.
–Doczegomitopotrzebne!?–zbuntowałasię.–Tojakieśbrednie!
–Toniebrednie,uczennico.–Kreolzpoważnąminąpodniósłpalec.–Tak,

tesłowaniczegonieznaczą...

–Nowłaśnie!
–Ale!–Zmarszczyłsięmag,nienawidzący,gdymuktośprzerywał.–To

ćwiczeniemanacelurozwinąćipoprawićtwojąpamięć.Dobrapamięćtojedna
znajważniejszychcechdobregomaga.Jeślichceszzostaćmaginią,musisz
wypracowaćsobieidealnąpamięć.

–Acorozumieszprzez„idealnąpamięć”?
–Widziszmojąksięgęzaklęć?Kiedynauczyszsięcałej,możeszprzyjąć,że

maszidealnąpamięć.

–Ailetypamiętasz?–zjadliwiezapytałaVanessa.
–Mniejwięcejjednąpiątą...–zżalemprzyznałKreol.–Dlategomoja

pamięćjestconajwyżejzadowalająca...Alećwiczę!Dalej!

ObrażonaVanessasapnęła,alezaczęławypowiadaćodpoczątkudziwne

słowa.Rzeczywiście,niemiałyżadnegosensu.Kreolzapisałnakartcepierwsze,
comuprzyszłodogłowy.Wyjaśnił,żetekstdonaukiniepowiniennicznaczyć.
Bardzoczęstomagowiemajądoczynieniazzaklęciamizapisanymiwmartwych
lubnieznanychjęzykach,którewymawiającemuwydająsiętylko
bezsensownymzbioremdźwięków.

WtorbieKreolaznalazłosięwszystko,copotrzebnedoprowadzenialekcji

magii.Czystypapier,przyborydopisania,kilkaprzedmiotów,któremożnabyło
wykorzystaćjakopomocenaukoweioczywiścieniezastąpionypodręcznik.
Świętaksięgazaklęć.Cudownyfoliał.Skarbnicamądrości.JednakVanessanie
stosowałanazwyinnejniż„historycznypapiertoaletowy”.ZresztąKreolitak
nierozumiałtegookreślenia.Niebyłdokońcaprzekonany,żewspółczesny
światjestnatylebogaty,żemożestosowaćpapierdotakprzyziemnychcelów.

ZapełniwszydogranicmożliwościczasVanessy,Kreolniezapomniałtakże

background image

osobie.Toznaczy,zadbałoto,byniemusiałwstawaćzposłaniadosamego
końcaświętawZamkuKadath.Pościeliłkamiennełożeświeżostworzoną
tkaniną,odnowanarysowałkręgisłużącedoprzywoływaniamagicznegojadła,
poczymzwestchnieniemzadowoleniaułożyłsięwygodnieistamtąddowodził
wszystkim,codziałosięwpieczarze.Równomierniepotakiwałgłowąwrytm
słów,którewkuwałaVanessa,odczasudoczasuwarczałnaHubaksisai
sporadyczniewyciągałrękępocośjadalnego.Gdyniemógłczegośdosięgnąć,
pomagałsobietelekinezą.

VanessieprzynajmniejudałosięnamówićKreola,bypochowałnieszczęsną

Mey’Knoni.Oczywiścieożadnejmogileniemogłobyćmowy.Skremowaliją.
Wystarczyło,żemagicznalaskapopracowałaprzezkilkasekundjakomiotacz
ognia,byniepogrzebanekościzmieniłysięwkupkępopiołu.Kreolraczyłnawet
zebraćprochydojednegozesłoikówiwłożyćgonadnotorby.

–Możesięprzydać...–powiedziałwzadumie.
–Tak,niektórzymoiznajomiprzechowująprochyswoichkrewnych–

sentymentalniewestchnęłaVanessa.

–Poco?–zdziwiłsięKreol.
Vanpytaniewydałosięgłupie,alejednoznacznejodpowiedzinieznalazła.W

końcuudałosięjejsprytniewykręcić:

–Atobiepocoone?
–Popiółzkościzmarłegowykorzystujesięwwielurytuałach–wzruszył

ramionami.–Wdomumamjużpełendzbanek.Cowięcej,będęmógłwezwać
Mey’Knoni,gdybymtegopotrzebował.Sztukanekromancji...

–Rozumiem!–Vanessaledwoutrzymałanerwynawodzy.Zdążyłajuż

pożałować,żezapytała.Jeszczebardziejżałowała,żeupierałasięprzypogrzebie
tychnieszczęsnychkości.NiedajBoże,Kreolzakwaterujeunichwdomutę
widmowąślicznotkę!Współczuciedlazmarłejtysiąclattemumaginiustąpiło
miejscazazdrościrozbudzonejnanowozpotrójnąsiłą.

–Aniechtodiabli,bateriasięwyczerpała–smutnieskonstatowałaVanessa,

patrzącnazegarek.–Zawszejaknieurok,toprzemarszwojsk...

–Cotammasz,Van?–zainteresowałsięHubaksis.–Pokaż,pokaż!
–Zegarek,niewidzisz?
–Niematakichzegarków!–zdecydowanieoznajmiłdżinn.–Zegarymogą

byćsłoneczne,piaskowe,wodne,mechaniczne...Atutajnawetniemastrzałki!

–Dajnomito...–leniwiezażądałKreol.Dokładnieobejrzałzwyczajnytani

zegareknabaterięiwygłosiłwerdykt:–Najzwyklejszymagicznyzegarek.Moc
zaklęciasięwyczerpała,dlategoniepracuje...Nawetnieczućśladumagii,

background image

wyczerpałasiędoostatniejkropli.

–Toniemagia,toelektronika!–oburzyłasięVanessa.ZabrałaKreolowi

swojąwłasnośći,przypomniawszysobiewszystko,cokiedykolwieksłyszałao
elektronicznychzegarkachiotym,jakdziałają,zaczęłatłumaczyćtomagowi.
Wkońcunietylkoonmożeuczyć,onateżmożeudzielićkilkulekcjitej
ożywionejmumii.

TrzebaoddaćsprawiedliwośćKreolowi–słuchałnadzwyczajuważnie,nie

przerywałiszczerzestarałsięzrozumiećnowepojęcia.Znaturymagmiałżywy,
otwartyumysłizawszestarałsiędowiedziećczegośnowego,rozszerzyćswąi
takogromnąwiedzę.Wkońcupojął,jakdziałająprzewodnikiwogóleizegarek
wszczególności.ZatoVanessadiabelniesięzmęczyła.Kujejwielkiemu
zdziwieniunauczaćbyłoznacznietrudniejniżuczyćsię.

Hubaksistakżenietraciłczasu.Napokrytejpyłempodłodzenarysowałduże

koło,podzieliłjenadwadzieściaczteryrównesektory,awkażdymznich
postawiłposześćdziesiątkreseczekizwestchnieniemzadowoleniaodleciałna
bok.

–Tojestzegarsłoneczny!–oznajmiłuroczyście.–Jeślibymwśrodku

postawiłkołeczek,ananiebieświeciłobyOkoSzamasza,pokazywałby,która
jestgodzina!

–Głuptas...–Vanessadobroduszniepogładziłamalutkiegodżinnapogłowie,

uważając,abynieskaleczyćsięojegoostryróg.Hubaksisrozpłynąłsięz
zadowolenia.Jeszczechwilaizacząłbymruczećjakkociak!

–Zarazzrobięjeszczezegarpiaskowy!–zawołałradośnie,szczęśliwy,że

Vanessadoceniałajegostarania.

–Ajazarazzrobięzciebiekotletmielony–ponuroobiecałKreol,który

zupełnieowychstarańniedocenił.

Jużsięgałpolaskę,gdynaglezamarłwbezruchu.Apotemstraszliwiezbladł

izacząłtrząśćsięnacałymciele.

–Słyszycie?–wyszeptałzprzerażeniem.–Słyszycie?
–Nicniesłyszę–odparłanatychmiastVanessa.–Aty,Hubi?
–Jateż.Panie,cosięstało?Jużkiedyśtak...
Kreolgwałtowniewypuściłpowietrze.
–Tymrazemnapewnosięnieprzesłyszałem...
Vanessaniechcącydotknęłajegorękiinatychmiastodskoczyła–magbył

zimnyjaklód.

–Czydemonynaprawdętegoniesłyszą?!Czyniewidzą,cosiędzieje?–

ciągnął.

background image

–Acosiędzieje?–Vanomałoniewyszłazsiebie.
–Dziejesięto,żeobudziłemsięnaczas,anawetlepiej.–Kreolponuro

pokiwałgłową.–Lengupadłnasamodno,aterazzaczynasiępodnosić.
Lepszegomomentuniemożnabyłosobiewymarzyć.Wiesz,cousłyszałem,
niewolniku?Wtedy,odrazupoprzebudzeniuijeszczeraz,przedchwilą?

Hubaksispokręciłgłową.
–Usłyszałemcoś,czegoniedasięusłyszećuszami,ajedynietymzmysłem,

którymamytylkomy,magowie!–uroczyścieoznajmiłKreol.–Słyszałem
dźwiękizsamegodnalodowategooceanuLengu–zzatopionegomiastaR’lyeh.
ToCthulhu,niewolniku!Cthulhusięporuszył!Cthulhusiębudzi...Trzeba
natychmiastbudować...

–Co?–Dżinnpochyliłsiędoprzodu,niespuszczającoczuzeswegopana.
–To,cotrzeba!–ofuknąłgomag.–Koniec,odczepsię,tonienatwój

rozumek!Inatwójteżnie,uczennico!–dodał,gdyzauważył,żeVanessa
przerwałaczytanie.–Czypozwoliłemciskończyć?

ZnudzonaVanessapodczujnymokiemKreolamieszaładwaproszki,gdy

rozległsięokropnydźwięk.

–Buuuuum!Buuuuum!Buuuuum!
–Acototakiego?–zlękłasię.
–Najpiękniejszamuzykadlamoichuszu!–zawołałradośnieHubaksis.–

Możnawracaćdodomu!

KreoljużkrzątałsiękołoKamieniaWrót.Pospiesznienasypałnaniego

garstkęmirry,podpaliłpłomyczkiem,którypojawiłsięnakońcujegopalca,i
szybkowymamrotałniezrozumiałezdanie.

–Portalu,otwórzsię!–wykrzyknąłuroczyście,zdrapieżnymuśmiechem

patrząc,jakpośrodkupieczaryotwierasięmagicznyłuk,kształtem
przypominającylekkowygiętąpodkowę.Przejściebyłoprzysłoniętebiałą
świecącąmgłą,więcVanessa,jakbyniewytężałaoczu,niemogładojrzeć,co
znajdujesiępodrugiejstronie.

Zresztą,pokilkusekundachzobaczyłatonawłasneoczy.Kreoldelikatnie

popchnąłjąwplecyidosłownieprzeleciałaprzezbłyszczącywoal.Znalazła
się...wdomu?

Właśnietak.MagiczneprzejściezaprowadziłoKreola,VanessęiHubaksisa

wtosamomiejsce,wktórymtrzydniwcześniejKreolodprawiłrytuał
Przemieszczenia.WsalonieichdomuwSanFrancisco.

–Tato!–krzyknęłaVannacałygłos.–Tato,wróciliśmy!
–Witamywdomu,ma’am.–Hubertzmaterializowałsięprawienatychmiast.

background image

–Witamwdomu,sir!

–Cześć,Hubercie!–uśmiechnęłasięVan.–Agdzietata?
–Sądzę,żepanLeeschodzijużposchodach,ma’am–odpowiedziałurisk,

nietracącopanowania.–Prawdopodobnie...

–Van,córeczko!–DosalonuwbiegłMao.Wśladzanim,podskakującjak

piłka,podążałButt-Krillach,szczerzącsięjakbiałyrekin.Vanessauśmiechnęła
siędoniegoprzyjaźnie.Cotudużogadać,potrzechdniachwLengunawet
Butt-Krillachwydawałsięjejsympatyczny.

Niewiadomodlaczego,wszyscyobejmowaliiwitalitylkoVanessę.Nawet

Hubaksisaktywnieudawał,żedawnojejniewidział.Kreolaprzywitano
znaczniemniejwylewnie,więcniecosięobraził.

–Ijaktambyło,bardzostrasznie?–zainteresowałsięMaozewspółczuciem,

gdyprzeminęłapierwszaeuforia.

–Nie,tato,cośty!–MachnęłarękąVanessa,drugąukradkiemgrożącpięścią

KreolowiiHubaksisowi.–Takietamgadanie!Posiedzieliśmy,
porozmawialiśmy,trochęwypiliśmy...Imprezkajakimprezka,nic
szczególnego...

Butt-Krillachuśmiechnąłsięzezrozumieniem,zatoKreolpodrapałsięw

głowę.Coznaczysłowo„takt”,wielkimagwiedziałtylkoteoretycznie.Wolał
przekazywaćinformacjeodrazuiwcałości.

–Wogóletotak,zazwyczajbywałogorzej–niechętnieprzyznałHubaksis.–

PrzezpięćtysięcylatLengostateczniezszedłnadziady.

–Dotegowłaśniedążyłem–rozciągnąłustawuśmiechuKreol.–Ateraz

odpocznękilkadniizacznębudować...

–Kolacjagotowa,sir–obwieściłskrzat,materializującsiętużobok.
KreoliVanessaopuścilisalonjakoostatni.
–Takietamgadanie?–Uniósłbrwi,przedrzeźniającją.–Poczekaj,

uczennico,ażzaczniemyznimiwojować,wtedyzobaczysz„gadanie”!

–Dajjużspokój!–wysyczałaVan.–Niktnasnawetpalcemniedotknął!

Nawetdaliciprezent...

Hubertdokładnieobliczyłczaspowrotuswoichpaństwainaprawdęsię

postarał.Kolację,którąprzygotował,możnabybezwstydupodaćnawetna
uroczystymprzyjęciuwPałacuBuckingham.

Dziewięćdziesiątprocentsłów,jakiepadłyprzykolacji,wypowiedziała

Vanessa.Dziewczynabombastycznieopowiadałaoswojejpierwszejpodróżydo
równoległegoświata.Oczywiście,niecotonującnieprzyjemneszczegóły.Nie
opisałazbytszczegółowotubylców,anisłówkiemniezająknęłasięourokach

background image

tamtejszychkrajobrazów;przemilczałateż,jakiedaniapreferująWładcyLengu.
Nieopowiedziałaotym,jakchcianojąkupić,aniospotkaniuzduchem
Mey’Knoni.Tegoostatniegopoprostuniemiałaochotywspominać.Niepisnęła
anisłowaoWielkimPlanieKreola–niewiadomo,cozrobiłbyojciec,gdyby
dowiedziałsię,żejegopotencjalny„zięć”zamyślarozpętaćprawdziwąwojnę
światową(jeślinawetwinnymświecie).Zatogórnolotnieopowiadaławiele
innychhistorii.Otym,żezostałauczennicąKreola,kandydatkąnamaginię.O
tym,żeonaiKreolzostaliambasadoramiZiemiwLengu.Orozmowiez
tajemniczymCzarnymŚlepcem.Ospotkaniuznajprawdziwszymianiołamii
jednymarchaniołem.Wogóle,owszystkichwspomnieniach,któremożnabyło
nazwaćprzyjemnymi.Trochęnaciągającprawdę,oczywiście.

–Mamabycipozazdrościła...–powiedziałMaowzadumie.Mamuśka

Vanessylubiłachwalićsiętym,żeobjechałaprawiepółświata.Jednakjedna
jedynawyprawadoLenguzaćmiławszystkiejejpodróżerazemwzięte.–Ale
mamnadzieję,żeniemaszzamiaruznowunarażaćsięnatakie
niebezpieczeństwo?

–Pożyjemy,zobaczymy...–wykręciłasięVan.Wrzeczywistościjak

najbardziejzamierzała!Podczaswycieczkidoświatademonówpraktycznienie
naraziłasięnażadneniebezpieczeństwo,ale,jakwyjaśniłKreol,zawdzięczałato
wyłącznieimmunitetowidyplomatycznemu.GdybyzjawilisięwLengubez
zaproszenia,wątpliwe,czyprzeżylibytamchoćbytrzygodziny,acodopiero
trzydni.DlategowłaśnieKreolplanowałnajpierwutworzyćwiększąarmięi
zadbaćowsparciezgóry,adopieropotemuderzaćnaokropnyLeng.Tym
niemniej...DopolicjiVanessawstąpiławłaśniedlatego,żeubóstwiałaprzygody.
TwardopostanowiłanamówićKreolanakilkatakichspacerków.Najbardziej
chciałazwiedzićRaj.

–Oj,całkiemzapomniałemwampowiedziećcośważnego!–przypomniał

sobieMao.Pokrótceprzekazałobecnyminformacjęozagadkowym
nieznajomymposzukującymKreola.–Cootymsądzicie?

–MówiszGuy?–mroczniepowiedziałmag.–Jakwyglądał?
–Dośćchudy,średniegowzrostu.Bardzomłody–prawienastolatek.Włosy

miałdziwne,całkiembiałe.

–Aoczy?
–Niestety,byłwciemnychokularach.Znaszgo,Kreolu?
–Wątpię.Chociażcośmitoprzypomina...Dobrzezrobiłeś,żekazałeśmu

przyjśćpóźniej–podziękowałKreolwzamyśleniu,wstającodstołu.

–Ej,atydokąd?–zawołałaVanessa,szybkodojadającto,cozostałona

background image

talerzu.

–Nastrych.Muszęsięzkimśskonsultować.
Vanzaczęłajeszczeszybciejmachaćnożemiwidelcem.Hubaksis,który

dawnojużpożarłswojąporcję,poleciałwśladzapanem.

GdyVanessadotarłanastrych,przygotowaniajużsięzakończyły.Tym

razemKreolniecudował,ograniczyłsiędonarysowaniadużego,zajmującego
półstrychu,kołaidziwnegoznakuwśrodku,przypominającegostylizowaną
błyskawicę.

–Gdziejestwschód?–zapytałKreol.
–Wedługmnie,tam...–pokazałaVanzpowątpiewaniem.
–Nie,tam–poprawiłjąojciec,któryprzyszedłzanią.–SanFranciscoleży

nawchódodoceanu,aoceanjestztamtejstrony.

Otrzymawszypotrzebneinformacje,Kreolstanąłpozachodniejstronie

narysowanegokręgu,podniósłręceizakrzyknął:

–Człowieku-Skorpionie,zjawsię!
–Itowszystko?–zdziwiłasięVanessa.Zazwyczajzaklęciabyłyznacznie

dłuższe.

Tymniemniej,rezultatbyłnatychmiastowy.Powietrzezamigotało,rozległ

sięniezbytgłośnytrzaskiwśrodkukręguzmaterializowałosiędziwne
stworzenie.Budowąciałaprzypominałocentaura,leczkońskączęśćzastąpiło
cielskoskorpiona.Dopasaczłowiek,niżejskorpion.Zeszczypcami,żądłemi
wszystkim,conależy.Wielkościsporegobyka.

Człowiek-SkorpionpatrzyłchłodnonaKreola,Vanessę,Mao,Hubaksisai

Butt-Krillacha,niemówiącnisłowa.

–Wiesz,kimjestem?–groźniezapytałmag.
–Tak!–krzyknąłdemon.Głosmiałchrypliwy,jakbyodmroziłmigdałki.–

JesteśmagiemKreolem!

–Dobrze.Czywiesz,ktoprzychodziłdomojegodomu,gdyniebyłomniew

tymświecie?

–Tak.
–Kto?
–Wielu!
–Interesujemniestworzenie,któresamosiebiezwieGuyem–cierpliwie

wyjaśniłKreol.

Człowiek-Skorpiondumniemilczał.
–KimjestGuy?–Magzacząłzdradzaćpierwszeobjawyzdenerwowania.
–Yir!–natychmiastodpowiedziałdemon.

background image

–Yir?–zasępiłsięKreol.
–Tak!
–Tobyłopytanieretoryczne!–zazgrzytałzębamimag.–Yir...Wcalemisię

toniepodoba...Czegochciał?

–Zabić!
–Kogo?
–Ciebie,maguKreolu!
–Więctotak...Wrócitutaj?
–Tak!
–Kiedy?
–Minietanoc,idzień,ijeszczejednanoc,aonznowuprzyjdziedotwego

domu!–ochoczoodpowiedziałCzłowiek-Skorpion.

–Jaksięgopozbyć?
–Jestwielesposobów!
–Powiedz,jakijestnajprostszy!–warknąłKreol.
–Zabić!
–Jakgozabić?
–Jestwielesposobów!
–Kpiszsobie?–zapytałmagcicholeczgroźnie.
–Nie!
–Głupek!Powiedz,jaknajłatwiejmożnazabićyira!
Człowiek-Skorpionnieodpowiedział.Zatrząsłsięnerwowo,poruszył

uszami,jakbyczemuśsięprzysłuchiwał,apotemzażądał:

–Wypuśćmnie!
–Powiedzto,cochcęwiedziećicięwypuszczę.
–Puśćmnie!–zażądałCzłowiek-Skorpionporazdrugi.–Wyczułamnie

samica!Idziepomnie!

–Wtakimraziemówszybciej!
–Niemaczasu!–Człowiek-Skorpionniemalżeszlochał.–Jużprawietujest.

Puśćmnie!

–Dobrze,znikaj!–ryknąłwkońcurozłoszczonyKreol.Demonwyparował,

gdytylkoprzebrzmiałostatnidźwięk.

MagodwróciłsięizobaczyłzdziwionetwarzeVanessyijejojca.Dżinni

czterorękidemon,przeciwnie,patrzylizupełniespokojnie,nieprzejawiając
emocji.

–Cotobyło?–zażądaławyjaśnieńVan.
–Człowiek-Skorpion–odpowiedziałKreolzniezadowoleniem.–Demon

background image

dającyodpowiedzi.

–Aczegotaksięprzestraszyłpodkoniec?Mówiłcośosamicy...
–SamicaCzłowieka-Skorpionajestznaczniesilniejszaibardziej

niebezpiecznaniżsamiec–skrzywiłsięmag.–Przebiłabymojąochronęjak
bańkęmydlaną,przeciwkoniejpotrzebnyjestsilniejszyrytuał.

–I...?
–Izeżarłabynaswszystkich.Człowiek-Skorpiontodośćspokojne

stworzenie,alejegosamica...

–Czegosięwtakimrazieprzestraszył?–wzruszyłaramionamiVan.–Dla

niegobyłobytylkolepiej.

–Van,jegoteżbyzeżarła!–zachichotałHubaksis.
Kreolkiwnąłgłową,zgadzającsięzeswymniewolnikiem.
–Właśnietak.Samicawieczniegonizasamcemprzezwymiary.Ażpewnego

razugodosięgnie...Jesttonieuniknionejakwschódsłońca...

–Icowtedy?
–Najpierwsięsparzą.Apotemonagozje.Pojakimśczasieurodzinowego

Człowieka-Skorpionaiwszystkozaczniesięodpoczątku.Samicajestwieczna,
natomiastsamceciąglesięzmieniają.

–Cozaohyda...–Vanwykrzywiłasięzobrzydzeniem.Maopokiwałgłową.
–Corobić?–wzruszyłramionamiKreol.–Takiejestżycie...
–Drodzypaństwo–dałsięsłyszećprzymilnygłosButt-Krillacha–czynie

wydajewamsię,żedyskutującoproblemachmałżeńskichCzłowieka-Skorpiona
zboczyliśmyzgłównegotematu?Oiledobrzezrozumiałem,ktośzamierzazabić
panaKreola?

–Achtak,yir...–przypomniałsobiemag.–Tonicstrasznego.Uprzedzony–

uzbrojony.Łatwosobieznimporadzę.

–Aktotojestyir?–westchnęłaVan.
–Teżdemon.Cośjakbyżywypiorun.Troykiedyśmiałznimidoczynienia.
–Panie,amożetoonnasłałtutegoGuya?–podsunąłHubaksis.
–Całkiemmożliwe...Widzicie,gad,niemożesięuspokoić!Amyślałem,że

będziemibraknaszejwojny...

–ZnowutenwaszTroy?–Vanessazacisnęławargi.–Ależoncięmusi

nienawidzić...Comuzrobiłeś?

–Dajspokój,uczennico!Proszę!–zakrzyknąłKreolzdesperacją.
–Nodobrze–zmiłowałasięVanessa.–Aletylkodlatego,żewkońcu

nauczyłeśsięchociażjednego,uprzejmegosłowa!

background image

Rozdział9

Wiedząc,żeczasgoniegoni,Kreoluspokoiłsięiposzedłspać.Jednakjużo

siódmejranowstałizacząłszykowaćobronę.Magniebałsiękilerazinnego
świata,alezawszewolałzabezpieczyćsiędodatkowo.Zresztą,temuwłaśnie
zawdzięczałdługieżycie–wpoprzednimżyciuniebrakowałomuwrogów.

Kreolnigdyniestudiowałspecjalniegatunkuyirów,aleconiecoonich

wiedział.Przedewszystkimto,żenajskuteczniejszymśrodkiemprzeciwkonim
jestnajzwyklejszawoda.

Dokładniej,wodaniedziałałanawszystkieyiry,atylkoprzeciwkotakimjak

Guy–odzianymworganiczneciało.Nieszkodziimwniewielkichilościach,
małydeszczykniejestproblemem,alejeślitakigagatekwpadnienaprzykładdo
basenu...wtedyjestznimkiepsko.

Właściwiezasadajestprosta.Yirtoożywionaelektryczność.Wodajest

najlepszymprzewodnikiemelektrycznościwśródpowszechniedostępnych
substancji.

Samejelektrycznościoczywiścienieszkodzi,alewszystkiemucojąotacza...

Wyobraźciesobienaładowanyakumulatorzniezabezpieczonymiprzewodami.
Wrzućciegodowody.Akumulatornieucierpizbytnio,nieprawdaż?Ateraz
weźcietensamakumulator,wsuńciesobiezapazuchęiskoczciedowody.Jeśli
udasięwamprzeżyć,podzielciesięwrażeniami,będzieciekawie.

TakwięcKreolprzygotowałwodę.Nie,niezniżyłsiędotakprymitywnych

metod,jaknapełnianiewiader,misekczyrychtowaniewężaogrodowego.
Zamiasttegozaładowałmagicznąlaskę.WłożyłtamdwazaklęciaDeszczu,
WodnyWał,WodnąChmurę,TrąbęWodnąizdziesięćzwykłychWodnych
Kopii.

Woda–tonajprostszysposób.Tymniemniej,ciałayirówmożnapokonać

takżezwykłąbronią,dlategoteżKreolprzygotowałkilkazaklęćofensywnych
innegorodzaju.Niezapomniałteżoobronie.Przedewszystkim–Elektryczna
TarczaiElektrycznaZbroja.Ładunkielektrycznetogłównabrońyirów,tak
więc...

Tojeszczeniewszystko.Yirniejestczłowiekiem,niewystarczyzniszczyć

jegociało.Dlaniegototylkopowłoka,cośwrodzajuskafandrakosmonauty.
Jeślizniszczysiępowłokę,yirszybkoumrze,gdyżziemskiewarunkisądla

background image

niegozabójcze.Jednakże„bardzoszybko”możeprzeciągnąćsiędoparugodzin,
awtymczasieyirmożeprzerobićnamielonemięsomnóstwoludzi.Dlatego
KreolzabrałsięjeszczezaprzygotowaniePochłaniacza.

Pochłaniacztoartefaktsłużącydoprzechwytywaniarozumnejlub

półrozumnejniematerialnejsubstancji.Naprzykładduchów,demonów,
dżinnów...TakimiwłaśniePochłaniaczamibyłydzbany(albolampy,zgodniez
bajkowątradycją)wktórychczęstowięzionodżinny.Szczególniesilneartefakty
mogąpomieścićwieletakichstworzeń.NaprzykładwewspaniałymPierścieniu
Salomonaprzebywałoprawiedziesięćtysięcydżinnówiifritów.Abywyobrazić
sobie,jaktodziała,wystarczywspomniećfilm„Pogromcyduchów”–
stosowanetampułapkinaduchybyływłaśniePochłaniaczami,tyleże
technicznymi,aniemagicznymi.

Zuwięzionymstworzeniemmożnapostąpićnawielesposobów.Możnajepo

prostuzabić–wewnątrzPochłaniaczanawetnajsilniejszydemonjestniezwykle
podatnynaatak.Trzebatylkowiedzieć,jaktegodokonać.Możnateżzostawićje
wśrodku,jakożezniewolonestworzenieniemożesięsamowydostać.Chybaże
przedmiotwykorzystanyjakoPochłaniaczzjakiegośpowoduulegnie
zniszczeniu.Naprzykładprzerdzewieje...Możnajewypuścić–toakuratjest
najłatwiejsze.Oczywiścienależyumówićsięznimuprzedniocodowarunków
zwolnienia,gdyżPochłaniaczmajednąciekawącechę–przyrzeczeniezłożone
przeztego,ktownimsiedzi,niemożebyćzłamane.Jeśliudasięzmusić
demonalubdżinnadozłożeniaprzysięgi,żezostanietwoimniewolnikiem,nie
będziemógłsięodtegowykręcić.

Najpożyteczniejsze,comożnazrobićzPochłaniaczemjestjednocześnie

najtrudniejsze,dostępnetylkoprawdziwemumagowi.Możnazwiązaćgoz
przechwyconymstworzeniem,stapiającjewjedno.Wtensposóbpowstanie,na
przykład,cośwrodzajubajkowegoniewolnikalampy–zniewolonaistota
podporządkowujesiętemu,ktomawrękuPochłaniacz.Alboteżzrobićna
odwrót–stworzyćszczególniesilnymagicznyartefakt.Naprzykład,jeślijako
Pochłaniaczzastosowanyzostaniemiecz,możnaotrzymaćmagicznąbroń.Po
rytualestopieniastwórniebędziemiałżadnychszansnaodzyskaniewolności.
Wyzwolićgomożetylkoprzeprowadzenieodwrotnegorytuału,owielebardziej
złożonegoodpoprzedniego.Możetegodokonaćtylkoten,ktoprzeprowadził
pierwszyrytuałalboinnymagoniewyobrażalnejmocy.Zniszczenie
Pochłaniaczawniczymniepomożepochłoniętejistocie–zginiewrazznim.

Oczywiścieczłowiekaniedasięschowaćwtensposób.Wprzeciwieństwie

dodżinnów,człowiekniejestwstanieskulićsiędorozmiarówowada,atym

background image

samym...Zatomożnawtensposóbpostąpićzludzkąduszą,cosięzresztą
nierazzdarzało.Niekoniecznieteżludzką–teoretyczniemożnawykorzystać
choćbyduszęmrówki,aletakiartefaktrzeczjasnaniebędziezbytefektywny.
TymniemniejyirbyłdlaPochłaniaczawprostidealnymcelem–upchnąćgow
nimbyłbywstanienawetpoczątkującymag.

OtymwszystkimKreolopowiedziałVanessie,gdyuważnieobserwowała,

jakodprawiarytuałnadjednymzjejpierścionków.Pierścionekbyłładny,
cenny,podarowanyVanzokazjiuzyskaniapełnoletności,alemagprzysiągł,że
zwrócigocałyinienaruszony,więcVanessazgodziłasięwypożyczyćswą
biżuterięnajakiśczas.

–Noigotowe–powiedziałmagzzadowoleniem,podziwiającpierścionek

zamienionywPochłaniacz.

ZdaniemVanessyniezmieniłsięnawetodrobinęinieostrożnieto

powiedziałagłośno.Kreolzdziwiłsię.Potemrozzłościł.Potemprzypomniał,że
Vanjestterazjegouczennicąimusiuczyćsięwyczuwaćmagię.Swojąicudzą.
Lekcjatrwałaprawiesześćgodzin,ażwkońcuVanessieudałosięwyczuć
podczasdotykaniapierścionkajakieśdelikatneukłucie.Kreoldoszedłdo
wniosku,żenapoczątekstarczy,tymbardziejżeHubertjużtrzyrazy
przychodziłzzawiadomieniem,żeobiadstygnie.

Przygotowanaprzezskrzatapieczonakurawywołałagłośnyentuzjazm

Kreola.Nałożyłsobiepełentalerz,zgodnościąignorującziemniaczanepuree
podanejakododatek.

–Bażantczyjarząbek?–zapytałzminąznawcy,ogryzającnóżkę.
–Tokura,panie–beznamiętnieoznajmiłHubertstojącyzajegoplecami.

Urisksrogoprzestrzegałetykiety,wymagającej,abysługawczasieposiłku
znajdowałsięwpobliżugłowydomu.Wyglądałotoniecokomicznie,gdyżw
tymprzypadkusługamiałokołometrawzrostu,ogromne,ostrozakończoneuszy
inienosiłobuwia.AleHubertowitonieprzeszkadzało.

–Kura?–powtórzyłKreolzniedowierzaniem.–Dziwnysmak...
Gdyzporcjizostałytylkokości,Kreolwrzuciłjeprostodokominka.

Owszem,wjadalniteżbyłkominek,chociażnietakdużyjakwsalonie.

–Ej!–natychmiastoburzyłasięVanessa.–Cóżtozamaniery!
–Coznowunietak?UnaswBabiloniezawszepalonoresztki.
–TonieBabilon,panie...–westchnąłHubaksiszesmutkiem,całyczas

walczącjeszczezkurzymskrzydełkiem.

Podstołemsiedziałykocięta,odczasudoczasuprzypominająceoswej

obecności.CzarnulwlazłVanessienakolanaiumościłsiętamzwiniętyw

background image

puszystykłębek.Czarnykociaklubiłsiedziećuludzinakolanach.Fluffisyczał
zezłością,oburzonydogłębitakimzamachemnajegoprawa.Jakna
prawdziwegokotaprzystało,uważałVanessęzaswojąwyłącznąwłasność.Jak
zresztąiwszystkichpozostałychdomowników.Idomteż.

–PaniLee,czybędziepanidojadałaswojąkość?–znienackazapytałButt-

Krillach.

Vanessazroztargnieniemoddałamutalerzidemon,warcząc,zacząłgryźć

delikatnąkurząkostkę.Fluffiznowuzasyczał–jegoprawaporazkolejny
zostałybezczelnienaruszone.

WciągucałegoobiaduMaozachowałsubtelnemilczenie.OjciecVanessy

podczasjedzeniawolałsłuchaćniżmówić,aterazzzainteresowaniemśledził
dyskusjęsumeryjskiegomaga,dżinnaliliputa,demonazestrychuioczywiście
ukochanejcórki.

–Zaplanowałeścośnajutrorano?–zapytałaVanessa,gdywytarłausta

serwetką.

–Ranozabijęyira...–zamyśliłsięKreolirównieżotarłustaserwetką.Mimo

wszystko,starożytnyBabilonniebyłmiejscembarbarzyńskim,Kreolmiałdobre
maniery,chociażniecałkiemtakie,jakieuważasięzanormalnewe
współczesnymświecie.–Potem...potembędęodpoczywać.Mogędaćcikilka
lekcji,jeślichcesz.

–Jeślizdążymy–grzecznieodmówiłaVanessa.–Widzisz,pomyślałam...

Jutrojestniedziela,apojutrzeponiedziałek.Toostatnidzieńmojegourlopu.

–Czego?
–Co,niewiesz,cotojesturlop?–Vanessauniosłabrwi.
–Jateżniewiem–wtrąciłHubaksis.
–Anija–niechętnieprzyznałsięButt-Krillach.
–Dzikusy!–mruknęłaVanipokrótcewyjaśniłaim,czymjest„urlop”.
–Aaaa...–rozczarowałsięKreol.–Wtakimrazieprzezcałeżyciemiałem

tentwój...urlop.Pracowałem,kiedychciałemikończyłem,kiedychciałem.

–Szczęśliwiec...–pozazdrościłaVanessa.–Oczymtojamówiłam?Ach,

tak...Możegdzieśsięjutrowybierzemy?Naprzykład,dorestauracji?

ZasadniczoVanessawolałabypoczekać,ażzostaniezaproszona,alew

przypadkuKreolaniemożnabyłomiećnatonadziei.Prędzejpiekłoby
zamarzło.Zupełnienieumiałsięzalecać,więcdziewczynamusiaławziąć
sprawywswojeręce.

–Poco?–niezrozumiałKreol.–Co,źleciętukarmią?
–Nie...–Vanzmarszczyłasię,zdenerwowanajegotępotą.–Tak,poprostu...

background image

Jeśliniechceszdorestauracji,tomożegdzieindziej...

–Gdzie?
–AgdziechodziliwwaszymBabilonie?Żebysięrozerwać?
–Doświątyni–zacząłwyliczaćnapalcachKreol–doteatru,nahipodrom,

nawalkigladiatorów...

–Tak...–Vanessazamyśliłasię.–Świątyniaodpada,bounasniechodzisię

dokościoładlarozrywki.Gladiatorówniemamy...conajwyżejwrestling.W
teatrachnicciekawegoterazniegrają...Możedoopery?

–Dobrze,uczennico,pójdziemydorestauracji,jeślimaszochotę!–Kreol

podniósłręcewgeściepoddania.–Mniejestwszystkojedno.

–Jateż!Jateż!–wpraszałsięHubaksis.
–Tyzostanieszwdomu–oznajmiłaVannieubłaganymtonem.
–Toniesprawiedliwe...–Dżinnnatychmiastsięnadąsał.
–Milcz,niewolniku–pospieszyłzrozkazemKreol.
Kreolwłaśniezamierzałwstaćodstołu,gdyzpodwórkadałsięsłyszeć

wrzask,apotemdźwięk,jakbycośpacnęłowbłoto.Wrzaskbyłniewątpliwie
damski.

MargaretForesmith,lubiącazranapospaćdłużej,wznowiłaobserwację

domuKatzenjammeradopieroopierwszejpopołudniu.Tymrazemtwardo
postanowiłaprzedostaćsiędośrodkaicobysięniedziało,odkryćwszystkie
tajemnicenowychsąsiadów.

Najostrożniejjaksiętylkodałootwarłafurtkęizaczęłaskradaćsięścieżką

wiodącądodrzwi.Miałaszczęście,żeKreolnieuznałzastosownezabezpieczyć
podwórka,inaczejtakiwyczynbysięjejnieudał.

Drzwiwejścioweniebyłyzamknięte.Maorankiemwychodziłsprawdzić

skrzynkępocztową,awracając,zapomniałjezamknąć.PaniForesmith,
uśmiechającsięzzadowoleniem,uchyliłajeizamierzaławejśćdośrodka,gdyż
wprzedpokojunikogoakuratniebyło.

Tego,cosięzdarzyłopotem,niemogłapojąć.Gdytylkoprzestąpiłapróg,

poczułajakbyktośuderzyłjąniewidzialnąpięścią.Trzebaprzyznać,że
uderzeniebyłołagodneiniesprawiłojejbólu,aleodrzuciłojąnadobredziesięć
metrów.Zasadniczo,Kreolnajpierwchciałurządzićtotak,abykażdy
nieproszonygośćpadałmartwy,aleVanessanatychmiastzaprotestowała,
nazwałagosadystąikryminalistą,użyłateżkilkusłówniezrozumiałychdla
starożytnegomaga,alebrzmiącychwybitnieniepochlebnie.Musiałwięc
zadowolićsięprostymzaklęciemostrzegającym.Każdy,ktonieuzyskał
pozwolenianawejściedodomu,ajednakpróbowałtozrobić,odbijałsięod

background image

drzwijakpiłeczkadotenisa.PaniForesmithwykręciłabysiętylkolekkim
strachem,gdybynieto,żetam,gdzieupadła,znajdowałsiębasen–akonkretnie
dziura,któradopieromiałastaćsiębasenem.GdySługawykopałdziurę,
Vanessaniemogłasięzebrać,byzakończyćcałyproces.Biorącpoduwagę,że
odtamtegoczasutrzyrazyspadłdeszcz,nietrudnozgadnąć,żedno„basenu”
było,delikatniemówiąc,dośćbrudne.

GdyKreoliVanessapodbieglidonieszczęsnegodołu,ichoczomukazałasię

zdziwionairozzłoszczonapaniForesmith.Dotegostrasznieubłocona.

–Margaret?–zdziwiłasięVan.–Cotytamrobisz?
–Samachciałabymwiedzieć...Zdajemisię,żektośmnietu...wepchnął?
–Jakto?–Vanessazaczęłamiećzłeprzeczucia.
–Chciaławejśćdonaszegodomu–szepnąłjejdouchaKreol.–Zadziałał

systemochronny.

–Aha...–mruknęłazezrozumieniem.–Alejakjejtowyjaśnimy?
–Apocowyjaśniać?Zamoichczasówszpiegówrozrywałosięnakawałki.

Chwileczkę...ZastosujęzaklęcieDwunastuOstrzyizmieścisięwbylejakiej
skrzynce.

–Cośty,całkiemzgłupiałeś?!–wyszeptałaVan.–Ilerazymamci

tłumaczyć,żeniewolnozabijaćludzi?!

–Cotamszepczecie?!–krzyknęłapaniForesmithpodejrzliwie.–Amoże

jednakpomożeciemistądwyjść?I,jeślijużotymmowa,wyjaśnicie,skądsię
tutajwzięłam?!

Uprzykrzonapaniusiaprzyszłajużdosiebiepoupadkuizaczęłodoniej

docierać,żeliczbadziwnychwydarzeńwzrosłaojedno.Cowięcej,tymrazem
ucierpiałaosobiście.Atoznaczy,żemożnapodaćsąsiadówdosądu,oficjalnie
zażądaćwyjaśnień,atakże,oczywiście,rekompensatyzastratymoralne...Pani
Foresmithbardzolubiłasięsądzić.

Podjąwszytakądecyzję,odczułasatysfakcjęijużcałkiemspokojnie

pozwoliłaKreolowiiVanessiewyciągnąćsięzbłotnistegodołu.Wyglądałanie
najlepiej,alenieprzeszkadzałojejto.

–Oczekujciemojegoadwokata–oznajmiłazezłośliwąsatysfakcjąwgłosiei

ruszyławstronęfurtki.

–Minutkę,paniForesmith!–poprosiłaVansłabymgłosem.
–Nie,nie,nie!–Wstrętnebabskonawetsięnieodwróciło.–Tylkodrogą

sądową,tylkodrogąsądową...

–Zróbcoś!–VannatychmiastszturchnęłaKreola.
–Zabićją?–rezolutniezaproponowałmag.

background image

–Nie!–wyjęczaładziewczyna.–Zaraz,poczekaj...O,właśnie!Uśpijją!
–Bardzoproszę...–wzruszyłramionamiKreol,rzucającnapaniąForesmith

zaklęcieUśpienia.Zewzględunaprzydatnośćiniewielkirozmiarzawsze
trzymałjednowgotowościbojowej.

Margaretniezdążyładojśćdofurtki,miękkoosunęłasięnaśrodkuścieżki.

Kreolpodszedłbliżejienergicznietrąciłjączubkiembuta.

–Codalej?
–Niechpomyślę...–Vanessapotarłanos.–Czypotrafiszzrobićtak,żeby

wszystkozapomniała?

–Zupełniewszystko?–upewniłsięKreol.–Toproste.Abypozbawić

człowiekapamięciwystarczystuknąćgomocnowciemięczymściężkim.
Myślę,żelaskasięnada...

–Barbarzyńca!–oburzyłasięVan.–Mazapomniećniewszystko,atylkoto,

cosięwydarzyłoprzedchwilą.

–Proste–mruknąłmag.
–Adasięzrobićtak,żebywięcejnasnieniepokoiła?
–Zabić?–zaproponowałKreolznadzieją.
–Powinieneśsięleczyć!–Vanessazniedowierzaniemprzewróciłaoczami.–

Nie.Powiedzmy...zahipnotyzować!Właśnie!Wmówjej,żejesteśmycałkiem
normalnymiludźmiiniemaunasnicniezwykłego.Potrafisz?

–Proste–mruknąłKreolporazkolejny.–Potrzymajjejgłowę.
VanessaposłusznieuniosłaśpiącąpaniąForesmith,aKreolmamrotałcoś

podnosemiwodziłjejrękąprzedoczami.

–Posłuchajmnie,kobieto!–warknąłnakoniec.–Wtymdomuniemanic

ciekawego!Wszystkojesttaksamo,jakwinnychmiejscach!Jeślizobaczysztu
cośniezwykłego,niezwrócisznatouwagi!Niepamiętasztego,cozdarzyłosię
ranoiniezamierzasznamszkodzić!Gdyuderzęcięlaskątaksięstanie!Raz...
Dwa...Trzy!

Wymawiającostatniesłowo,Kreolzcałejsiływalnąłzłotąlagąnieszczęsną

kobietępogłowie.Przestraszona,otwarłaoczyirozejrzałasiędookoła.

–Cosięstało?–wyjęczała.
–Przyszłapanidonaswgości,poślizgnęłasięiwpadładowykopuna

basen...–poinformowałająVanessauspokajająco.–Uderzyłasiępaniwgłowę
istraciłaprzytomność,aleterazwszystkojużjestwporządku.Zaprowadzę
paniądodomu,domęża...

Margaretpokorniekiwnęłagłową,zgadzającsięnawszystko.Czuła,żecoś

jestnietak,aleniepotrafiłategowyrazić.Dotego,niewiadomodlaczego,

background image

święciewierzyła,żeVanessaijejnarzeczonysąwspaniałymiludźmi,których
absolutnienienależyonicpodejrzewać.Byłotouniejbardzonietypowe
zachowanie.

Vanessaodprowadziłanieproszonegogościadosąsiedniegodomu,apo

powrociezapytałaKreola:

–Czymożnabyłoniebićjejpogłowie,apoprostupstryknąćpalcami?
–Oczywiście!–Magwyszczerzyłzębywcwanymuśmiechu.–Alepo

głowiebardziejboli.

–Wiesz,takwogóle,tojesteśmyhumanitarnymspołeczeństwem...–

powiedziałaVan,aleniezłościłasięzbytnio.MargaretForesmithporządnie
zalazłajejzaskórę.–Aczyonamożewyzwolićsięspodhipnozy?

–Sama,nie–odpowiedziałKreolzprzekonaniem.
–Napewno?–powątpiewałaVan.
–Absolutnie,zrobiłemkawałuczciwejroboty.
–Ajeślipójdziedopsychologa?–zaniepokoiłasięVan.–Onniedokopie

siędoprawdy?

–Psychuło...Dokogo?Domaga?
–Askądbytutajwzięłamaga?!–rozzłościłasięVanessa.–Dolekarza!

Uzdrowiciela,jeślitaklepiejrozumiesz!

–Mojezaklęciemożeprzełamaćtylkoinnymag!Imusibyćconajmniejtak

silnyjakja!–nadąłsięKreol.

–Wtakimrazie,dobrze–uspokoiłasiędziewczyna.–Takichjaktyunasnie

ma...

Kreolstanąłwdumnejpozie,opierającręcenabiodrach.

background image

Rozdział10

Maostałnabalkonieiprzyglądałsię,jakzsąsiedniegodomkuwychodzi

zniechęconapaniAndersonipannaWilson.GdyKreoliVanessarobili
porządekzuprzykrzonąsąsiadką,teżbyłtutaj–wswoimulubionympunkcie
obserwacyjnym,skądwidziałcałąscenęodpoczątkudokońca,dlategobez
truduodgadł,dlaczegotedwiewyglądająnatakrozczarowane.Prawdopodobnie
paniForesmithoznajmiłaim,żesamaniezamierzawięcejzajmowaćsię
głupotamiiimteżnieradzi.Takaradykalnazmianapoglądówniemogłaichnie
zdziwić.

PoobiedzieKreolznowuzająłsiębudowaniemmagicznychbarykad.Z

pomocąSługiprzygotowałdługachnążerdźiustawiłjąnadachujakmaszt.
Następniezamknąłsięnakilkagodzinwlaboratoriumizrobił...oko.Tak,tak,
najprawdziwszeoko,dokładnąkopięludzkiego,tyleżewielkościpięści.Kreol
stworzyłjezgałkiocznejjednegozleżącychwlodówcenieboszczyków,
powiększającjezapomocąmagii.Pokryłjeteżczymśnapodobieństwo
kryształowejpowłoki.

Tenniezwykłyprzedmiotprzymocowałnawierzchołkumasztu.Dla

postronnychokobyłoniewidoczne–półprzezroczysteiznajdowałosięzbyt
wysoko,bymożnajebyłodostrzeczziemi,alesamowidziałonabardzodużą
odległość,adotegoobracałosiępłynniewokółwłasnejosi.

–Gdyzobaczyyira,damiznać...–zochotąwyjaśniłmagdepczącejmupo

piętachVanessie.–Pożytecznarzecz,możnananiejpolegać...

–Jateżmógłbymposiedziećnawieżyczce...–oznajmiłobrażonyHubaksis.
–Razjużsięzagapiłeś...–wytknąłmuKreol.–Nie,OkoUrejajest

pewniejsze.

–OkoUreja?–powtórzyłaVan.
–Takwłaśniesięnazywa.–Magzadarłgłowę,sprawdzając,czyjegodzieło

nadaltkwinamaszcie.–Jeślisiębardziejpostarać,możenietylkowypatrywać
wrogów,aletakżepalićichSłonecznymPromieniem,aletoitakniedziałana
yira...Niechtam,bićznimbędęsięosobiście.

Poprzygotowaniusystemuobronyisystemuobserwacji,Kreolzacząłsię

nudzić.Doprzybyciawrogazostałojeszczedużoczasu,awszystkojużbyło
zrobione.Oczywiście,możnabyłonadalszykowaćbojoweiobronnezaklęcia,

background image

alebyłabytojużparanoja.Nienamyślającsiędługo,wyruszyłnaposzukiwanie
Vanessy.

Znalazłjąwogrodzie,gdziepolicjantkabardzopodejrzliwieoglądała

drapieżnykwiat.Kwiatpatrzyłnaniąniemniejpodejrzliwie.

–SkądTOsiętutajwzięło?–spytałaVan.–Zresztą,nieodpowiadaj,sama

zgadnę...

–Twojapropozycjajestnadalaktualna?–upewniłsięKreol,ignorującjej

słowa.

–Jakamojapropozycja?–burknęłaVanessa,rysującczubkiembutalinię,do

którejmógłdosięgnąćroślinnypotwór.

–Żebypójśćdorestauracji–wyjaśniłKreol,bezczelnieprzechodzącnad

kreskąidrapiącmięsożernąroślinęunasadypłatków.Stwórzaszeleściłiwydał
zsiebiedziwnymruczącydźwięk.Najwyraźniejroślinabyłazadowolona.–
Chodźmyteraz.

–Teraz?–zdziwiłasięVan.–Dlaczegotaknagle?
–Nudzęsię.
Dziewczynaobraziłasię.Wyszłonato,żejestdlasumeryjskiegomaga

jedynieśrodkiemdowalkiznudą.Zdrugiejstrony...onasamazaprosiłagoz
innegopowodu?

–Dobrzejuż,tywężu,skusiłeśmnie.–Vanessazdobyłasięnablady

uśmiech.–Poczekaj,przebioręsię...Apropos,wczymtypójdziesz.

–Wtymcomamnasobie.–Magwzruszyłramionami.–Acozaróżnica?
Vanessasceptyczniezlustrowałagoodstópdogłów.Tydzieńtemu,gdy

znudziłojejsięto,żeKreolcałyczaschodziwtychsamychrzeczach,kupiłamu
dwazapasowekompletyubrańikilkainnychdrobnychczęścigarderoby,ale
magnawettegoniezauważył.Spałnago,jakprawdopodobniebyłoprzyjętew
jegorodzimymBabilonie,aranozakładałto,comupierwszewpadłowrękę.Do
współczesnegoubraniaprzyzwyczaiłsiębardzoszybkoijużnieuważał,żejest
niewygodne,aledotejporyniezorientowałsię,żeludzieubierająsięrozmaicie
wzależnościodokoliczności.

Terazbyłubranywsportowąkoszulkęzlogo„Adidas”napiersi,spodnieod

dresuznapisamiNBAwzdłuższwówiparęsportowychbutówzrozwiązanymi
sznurówkami.SkarpetekKreolnienosił.Niepociłsię,niebałsięwięc,że
poobcieranogi–pewnecechy,związanezdługimprzebywaniemwstanie
śmierci,pozostałymunazawsze.Noi,oczywiście,nierozstawałsięztorbąz
narzędziami.Vanessapodejrzewała,żenawetśpiprzytulonydoniej.

–Acocisięniepodobawmoimstroju?–zażądałodpowiedziKreol.

background image

–Nie,jakdlamniejestwporządku...–powiedziałaVantrochęniepewnym

tonem.–Aledoludzitaksięniewychodzi.

–Onamarację,panie–wtrąciłHubaksis,wynurzającsięześcianydomu.

Vanessajużprzyzwyczaiłasiędotego,żemalutkidżinncochwilawyskakuje
niewiadomoskąd,jakdiabełzpudełka,przyczymzazwyczajwzadziwiająco
nieodpowiednichmomentach,aletymrazemucieszyłasięzjegopoparcia.–Nie
spacerowałeśprzecieżpoBabiloniewdomowejszacie?

–Tologiczne–przyznałKreol.–Nocóż,uczennico,niechbędziepo

twojemu...Przebioręsię.Alemusiszmipomóc–niewiem,wconależysię
odziać.

–Japomogę,panie!–Hubaksispospieszniezaproponowałswojeusługi.–

Jużsięwszystkiegonauczyłem!

–Możelepiejjatozrobię?–delikatniezaproponowałMao,wyglądajączza

drzwi.–Niemasznicprzeciwkotemu,córeczko?

Vanessawroztargnieniupokiwałagłową,dziwiącsięwduchu,jakbardzow

porępojawiłsiętata.ZHubaksisemsprawabyłajasna,aleojciec...?Czyżby
podsłuchiwał?

Rzeczywiście,podsłuchiwał.Mao,nauczonyprzezżycie,uważnie

obserwowałstosunkiKreolaiVanessy,iwszelkimisposobamistarałsię
sprzyjaćichrozwojowi.Gdybytychdwojerzeczywiścieoznajmiłoo
zbliżającymsięślubie,szanownyMaobyłbyobiemarękamiza.Wkońcujedyną
wadąKreolajakozięciabyłjegowiek,aleczytorzeczywiściejesttakieważne?
Jeśliczłowiekwyglądanatrzydzieścilatzhakieminiezamierzasięstarzeć,co
zaróżnica,ilemanaprawdę?Niestety,wyglądałonato,żebiednyojciecnie
możezabardzonatoliczyć...Przynajmniejwciągunajbliższego
dwudziestolecia.

–Hubercie,bądźtakdobry,zamównamstolikwAstorii!–krzyknęław

bieguVan.

–Takjest,ma’am.–Skrzatceremonialniekiwnąłgłową,wybierającnumer

restauracji.

Kreolzszedłnadółpodziesięciuminutach.Wśródjegonowonabytej

odzieżyznalazłsięszarygarnitur,jakbyspecjalnieuszytynawielkiewyjścia.
DotegoMaoudałosięgoprzekonać,żegrzebieńjestbardzoprzydatnąrzeczą.
Magzdecydowanieniezgodziłsięrozpuścićwłosów,aleudałosięje
przynajmniejdoprowadzićdoporządku.Nakrawatteżsięniezgodził.

Vanessadołączyładoniegopokilkuminutach.Ubranabyławswoją

najlepsząwieczorowąsuknię.Krytycznieobejrzałakawalerainiechętnie

background image

pokiwałagłową.

–Możebyć–zgodziłasięzoporami.–Szarypasujecidooczu.Aletotrzeba

będziezostawićwdomu!

Vanessamiałanamyślitorbęznarzędziami,wiszącą,jakzwykle,na

ramieniuKreola.Spróbowałanawetzabraćmutenoddawnajużdenerwującyją
przedmiot,aleKreolbroniłgojakukochanegosynairyczałzezłością.Van
zrozumiała,żeztymelementemstrojubędziemusiałasiępogodzić.

–Wszystkowporządku,ma’am,stolikbędziegotowynawaszeprzybycie–

oznajmiłurisk.

–Wspaniale,jedziemy.
Samochódstałnapodwórzu.JakożedomKatzenjammerazbudowanow

odległejprzeszłości,samosięprzezsięrozumie,żegarażutamniebyło.Kolejni
właścicieleprzebywalituzbytkrótko,byzbudowaćcoświększegoniżpsia
buda.Najdłużejmieszkałtuostatni,którydoprowadziłelektrycznośćitelefon,
aleonakuratzjakichśpowodówniemiałsamochodu.Vanessamusiałazaprząc
Sługędorobotyizbudowaćtymczasowąwiatę,dopókinieznajdzieczasu,by
wznieśćcoślepszego.AKreolzmajstrowałjakąśmagicznąochronęprzed
złodziejami.

Kreolmruczałniezadowolony,gramolącsięnaprzedniesiedzenietoyoty,w

międzyczasiewyrzuciłzaoknoHubaksisa,któryzdążyłjużschowaćsiępod
fotelem.Vanessausiadłazakierownicą.

–Powinieneśteżnauczyćsięprowadzićsamochód–zauważyławesoło,

wyprowadzającsamochódzabramę.–Chcesz,nauczęcię.Dwa,trzytygodnie
praktykii...

–Mogęsiętegonauczyćwdwie,trzygodziny,uczennico–uśmiechnąłsię

Kreol.–SłyszałaśoZaklęciuPoznaniaMechanizmu?

–Nopopatrz...–obraziłasięVan.–Czyjestcoś,czegonieumiesz?
–Śpiewać.Graćnainstrumentachmuzycznych.Tańczyć.Fechtować.

Walczyćbezbroni.Strzelaćzłukuisamostrzału.Pisaćwiersze.Prawić
wyszukanekomplementy...

–Starczy,starczy!–zaśmiałasięVanessa.–Żartowałam.
–Ajamówiłempoważnie.–Kreolzacisnąłwargi.
–Niechcibędzie...Powiedzlepiej,cobędzie,jeślipotwórzjawisię,gdynas

niebędzie?

–Człowiek-Skorpionpowiedział,żeyirwrócidopierorano.–Kreol

próbowałrozwiaćjejobawy.

–Ajeślisiępomylił?

background image

–Człowiek-Skorpionsięniemyli.
–Ajeśli?
–Nawetjeślicośtakiegosięzdarzy–magpopatrzyłnaswąuczennicęze

zniecierpliwieniem–chociażjesttoabsolutnieniemożliwe,niestaniesięnic
złego.Niepamiętasz?Przyszedłjużraz,gdybyliśmywLenguiniezrobiłnic
złegotwojemuojcu.Potrzebnymujestemja,nikogowięcejnieruszy...Asam
Troynarazieomnieniewie.

–Hmmm...–Vanessanadalmiałapewnewątpliwości,aleprzecieżabsolutną

gwarancjęmożedaćtylkoPanBóg.

Samochódpodjechałdodrzwirestauracji,gdysłońcechyliłosięjużku

zachodowi.VanessawypuściłaKreola,podałakluczykiparkingowemui
zdecydowanymkrokiemruszyławstronędrzwi.

–Czegośnierozumiem...–zwróciłsiędoniejzdziwionymag,patrząc,jak

chłopakwsiadadotoyoty.–Przecieżtotwójrydwan!

Vanessawestchnęłaciężkoijakmogłanajlepiejwyjaśniła,naczymrzecz

polega.Kreolzezrozumieniempokiwałgłową,aleitakpatrzyłpodejrzliwiena
oddalającysięsamochód.

–VanessaLee.–Vanprzedstawiłasiękierownikowisali,patrzącemunanią

chłodnymwzrokiemkarasia.–Zamawialiśmystolik.

Kierowniksali,malutkiczłowieczekzrzadkimiwąsikami,obrzuciłjąi

Kreolawzrokiempełnympogardy,niechętnieprzekartkowałswójnotesijeszcze
bardziejniechętnieprzyznał:

–Tak,zgadzasię...Niestety,temiejscasąterazzajęte.Musiciepaństwo

poczekaćjakieśdziesięć–dwadzieściaminut.

Vanessabyłaoburzonadogłębiduszy,jużmiałaochotęzademonstrować

swojąodznakępolicyjnąizażądać,abynatychmiastposadzonojąnanajlepszym
miejscu,alewostatniejchwiliprzypomniałasobie,żeprzedmiottenleżyteraz
nawystawieujubileraalbojeszczegdzieindziej.Anawetgdybygomiałaprzy
sobie,żetonzczystegozłotawnajlepszymwypadkuwywołałbyzdumienie.

Trzebabyłozastosowaćogólniedostępnysposóbrozwiązywaniaproblemów.
–Byłabymbardzowdzięczna,gdybyznalazłpannamodrazuwolnystolik–

zuprzejmymuśmiechempoprosiłaVan,ściskającjednocześnierękękierownika
sali.

Kierownikniezauważalniewłożyłrękędokieszeniiodwzajemniłuśmiech

Vanessy.Najegotwarzyniezostałaniśladpogardy,spojrzeniebyłocieplejsze,
atwarzdobrajakuŚwiętegoMikołaja.

–Maciepaństwoszczęście,właśniezwolniłsięjedenznaszychnajlepszych

background image

stolików–oznajmiłzradosnymuśmiechem.–Bardzopaniąproszę...

Kreol,którynicniezrozumiałzkrótkiejsceny,milczącpodążyłza

towarzyszką.Bardzouważnieobserwowałotoczenie,zapamiętującdrobne
elementymiejscowejetykietyiobyczajów.

–Czymogęwziąćpanatorbę?–zaproponowałkierowniksali.
–Pomoimtrupie!–zaryczałnatychmiastrozjuszonyKreol.Biednyfacecik,

nierozumiejąc,cosiędziejeotworzyłusta,wstrząśniętytakąniestandardową
reakcjąnadrobnąuprzejmość.

Kelner,zdążywszywymienićkilkasłówzkierownikiemsali,podskoczyłdo

Vanessy,gdytylkousiadłaprzystole.PodałmenuKreolowi,aletenze
zdziwieniemwpatrywałsięwkartę,nicniemówiąc.Kelnerpostanowiłwięc
przyjąćzamówienieoddamy.

–Tak...–powiedziaławzadumie.–Dlamniebulion,wołowybefsztyk...tak,

iczerwonewino.Beaujolais,rocznikosiemdziesiątyczwarty.

–Wspaniaływybór–oceniłkelner.–Adlapana?
–Wszystkotosamo.–Magbezemocjimachnąłręką.
Garsonskinąłgłowąioddaliłsięzrealizowaćzamówienie.
–Ładnie...–lakonicznieoznajmiłKreol,oglądającsalę.–Czybędą

występy?

–Występy?
–Notak,muzycy,bajarze,sztukmistrze...Unasnawetwnajpodlejszej

karczmiepokazywalicośtakiego.

–Toniekabaret...–zezłościąsyknęłaVanessa.–Tusięprzychodzi,żeby

cośzjeśćwromantycznejatmosferze.

–Romantycznej?Acotoznaczy?
Vanzamyśliłasię.Porazpierwszyprzyszłojejdogłowy,żesamaniema

pojęcia,cotoznaczy„romantyzm”.Zwysiłkiemprzypomniałasobiewszystko,
cowiedziałanatentematiwyłożyławszystkoKreolowi.Zjejwersjiwynikało,
żeromantycznaatmosfera,totakaatmosfera,wktórejodczuwasięnietypowe
emocje.Naprzykład,ichpodróżdoLengubyłabardzoromantyczna.

–Izacośtakiegoludziejeszczepłacą?–uniósłbrwiKreol.–Jesteście

szaleni...

Vanessaznowusięobraziła.Naszczęściekelnerprzyniósłakuratzamówione

daniaimożnabyłoskoncentrowaćsięnanich.

NaprzekórobawomVanessypamiętającej,jakKreolnazwałwidelec

„małymtrójzębem”,dośćdobrzeporadziłsobiezesztućcami.Czterytygodnie
treningupodjejosobistąkontroląnieposzłynamarne.

background image

ZupanieprzypadłaKreolowidogustu.Zjadłwszystko,aleztakimwyrazem

twarzy,jakbyzachwilęmiałzwymiotować.Zatobefsztykpochwalił,awinopił
zminąprawdziwegokonesera,wystawiającnazewnątrzmałypaleciuważnie
obserwującgręświatławbutelce.

Przysąsiednimstolikujadłakolacjęleciwapara–szacownystaruszekw

okularachipulchnadamazdużąilościąbransoleteknaprzegubach.
Nieoczekiwaniestarszypanzłapałsięzapierśizacząłsiętrząść.Damaze
strachemwpatrywałasięwswegotowarzysza.

–Aha,ajednakbędzierozrywka–zauważyłKreolzzadowoleniem,z

wyraźnymzainteresowaniemobserwująccierpieniastaruszka.

–Comasznamyśli?–zaniepokoiłasięVan.
–Zawałserca–oznajmiłmag.–Umrzezadwie,trzyminuty.
–Ity...itytakpoprostubędziesznatopatrzeć?!–OczyVanessyzrobiłysię

okrągłezoburzenia.–Idotegotraktujesztojakorozrywkę?!

–Icoztego?–wzruszyłramionamiKreol.–Przecieżniejagozabiłem...
Vanmilczała,patrzącnawskrośKreola,jakbybyłprzezroczysty.
–Czegotyznowuodemniechcesz?!–niewytrzymałmag.
–Pomocy!–Damaprzysąsiednimstolikuwkońcuwpadłanapomysł,żeby

krzyknąć.–Mójmążźlesięczuje!Czyjesttulekarz?!

–Mójmążjestlekarzem!–natychmiastodezwałasięVanessa,patrzącze

złościąnamaga.–Zarazpomoże!Prawda...?

–Dobrze,dobrze...–wysyczałKreolwstającodstołu.–Przytrzymajmu

głowę...

Vanessaposłusznieuniosłastaruszka.Wokółzaczęlizbieraćsięgapie,żona

umierającegohisteryczniepłakała.Okazałosię,żeKreolmarację–dlaznacznej
częścigościokazałosiętobezpłatnąrozrywką.

–Nieżyje–skonstatowałKreol,badającpuls.–Zabierzcieodemnietę

idiotkę!

Ostatniezdanieodnosiłosiędostarszejdamy.Usłyszawszy,żejejmążnie

żyje,wpadławhisterię,wrzeszczącKreolowiprostodoucha.

–Nicsięniedazrobić?–wyszeptałaVanessa.
–Dlaczegonie?–Uśmiechnąłsięmag.–Patrzuważnie,uczennico...
Kreolwyjąłztorbyswójulubiony,ostryjakbrzytwa,rytualnynóż,i

zdecydowanymruchemprzeciągnąłnimpopiersistaruszka,rozcinającprzytym
marynarkę,koszulę,skóręiżebra.

Przeztłumprzetoczyłosięcichewestchnieniegrozy,jakaśkobietazemdlała.
–Trzymajgo!–warknąłKreol,widząc,żeVanessaprzestałasięstarać.–I

background image

niedopuszczajdomnienikogo...

Odciągnąłżebranaboki,poszerzającrozcięcieiwsunąłrękędośrodka.

Krzykiprzerażeniaumilkły,żonachorego(amożenależypowiedzieć:
martwego?)jużnierzucałasięwhisterii,atylkootwierałaustajakryba
wyrzuconanabrzeg.

Wydawałosię,żeKreolnicnierobi,poprostutrzymadłońwpiersipacjenta.

JednakVanessa,nasłuchując,zrozumiała,żecichutkowymawiajakieśzaklęcia.
NaczołoKreolawystąpiłzabarwionynaczerwonopot,więcstarłagorękawem
swejpięknejsukni.Zresztąmarynarkamagateżbyłapochlapanaitoniepotem,
akrwią,jakbybrałudziałwbitwie.

KreolwymamrotałostatniesłowoiVanessapoczuła,jakciało,spoczywające

wjejrękachbezczucia,drgnęło.Staruszekwestchnął,otworzyłoczy,dysząc
ochryple.Kreolwyjąłdłońzranyiprzeciągnąłponiejręką,szepczącsłowo
Uzdrowienia.Vanmigiemzasłoniłagoprzedoczaminapierającychgapiów.
Widok,jakświeżaranabłyskawiczniesięzrasta,zpewnościąwywołałbylawinę
zbędnychpytań.Pozostałatylkocieniutkaszrama,którawedługzapewnień
Kreolatakżepowinnazniknąćpokilkutygodniach.

–NałonoTiamat!–zakląłprzezzębymag,patrzącnapobrudzonąodzież.–

Nienawidzęleczyćatakiserca...!

–Mojadroga,cotobyło?–odezwałsięuratowany.Jegożonaznowu

zapłakała,aletymrazemzulgi.

Magwstałizacząłkłaniaćsięteatralnie.Gościeipersonelrestauracjibili

brawo.Ajakżebyinaczej–niecodzieńzdarzasięwidzieć,jakktośwskrzesza
umarłego,mającdodyspozycjitylkonóż.

Rozległosiępstryknięcieaparatufotograficznego.Kreoldrgnął,ale

natychmiastzorientowałsię,żeniemażadnegoniebezpieczeństwa,więczaczął
czyścićmarynarkę.

–Proszęmnieprzepuścić!Proszęmnieprzepuścić!Jestemjegolekarzem

prowadzącym!–rozległsięgłosztłumu.Ztrudemłapiącoddech,dostaruszka
zbliżyłsięleciwymężczyznaztorbąlekarską.–Alec,coztobą?Wszystkow
porządku?

–Wiesz,John,czujęsiętak,jakbymdopierocozmartwychwstał...–słabym

głosemodpowiedziałpacjentKreola.

Doktor,tymrazemprawdziwy,zbadałgosprawnie,osłuchałserce

stetoskopem,przeciągnąłpalcempoświeżejbliźnie,apotempowolizapytał:

–Alec,miałeśprzeszczep...?
–Co?–zdumiałsiępacjent.

background image

–Jesteścałkiemzdrowy,Alec–stwierdziłlekarz,samsobieniewierząc.–

Sercemaszjakdzwon!Aniśladuchoroby!

–MatkoPrzenajświętsza,tocud!–krzyknęłażonaAleca,rzucającsię

Kreolowinaszyję.Tenodsunąłsięzobrzydzeniem.

–Jakpantozrobił?–zapytałdoktor,zorientowawszysięwprzebiegu

zdarzeń.–NaBoga,jak?!

–Mójmążjestgenialnymchirurgiem!–odpowiedziałazdumąVanessa,

ujmującKreolapodrękę.Tymrazemsięnieodsunął,chociażpopatrzyłnanią
niecopodejrzliwie.

–Aletoniemożliwe!–obstawałprzyswoimzdaniudoktor.–Niemożliwe!I

rana...Ranyniegojąsiętakszybko!

–Proszęnasprzepuścić,spieszymysię–wykręciłasięododpowiedzi

Vanessa,odpychającdoktoranabok.

–Nie,niepuszczępana!Niewiem,jaktosiępanuudało,aletametodamoże

uratowaćtysiące...nie,dziesiątki,setkitysięcyistnieńludzkich!Panniema
prawamilczeć!

–Słyszałeś?!–wrzasnąłwyprowadzonyzrównowagiKreol,wyciągajączza

paskalaskę.–Preczzdrogi,robaku,jeśliniechceszzmienićsięwpopiół!

Doktorcofnąłsięzestrachem.Kreolwprzypływiewściekłościmógł

wystraszyćkażdego,adotegozwyglądumagicznalaskawydawałasiębardzo
ciężka.

–Mójmążitakrobiwszystko,cowjegomocy–powiedziałaVanz

godnościąnapożegnanie.–Niemawtymżadnejtajemnicy,poprostumazłote
ręce!

Takaodpowiedźwyraźnieniezadowoliłalekarza,alenawięcejniemógł

liczyć.

–Zapomnieliśmyzapłacićrachunek...–zwyraźnymzadowoleniem

zauważyłaVanessa,gdyjużzbliżalisiędodomu.

–Niechpłaciwyleczony–suchopowiedziałKreol.–WSumerzetakie

uzdrowieniekosztowałodwanaściezłotychmonet!

ZopowiadańKreolaiHubaksisaVanessamniejwięcejdowiedziałasię,jaki

byłkurszłotejsumeryjskiejmonety,szybkoobliczyła,ilebyłobytowdolarach
amerykańskichigwizdnęłazezdziwienia.

–Mojadwumiesięcznapensja...–Pokiwałagłową.–Alemieliścieceny...
–WyleczyćzawałsercaPOtym,jakjużsięzdarzył,wcałymImperium

Sumeryjskimumiałotylkopięciumagów–wyjaśniłKreolzdumą.–Jednymz
nichbyłemja.Magowieniższejrangibabralisię,łatalipokawałku,aitonie

background image

zawszeimsięudawało.

–Wtakimrazierozumiem...Unastakieoperacjekosztująjeszczedrożej.A

propos,iluwasbyłowszystkich...magów?

–Zależykiedy...Tegoroku,gdyumarłem,byłonastrochęponadcztery

setki.Wpełniwykształconych,oczywiście–wyjaśniłKreol.–Ztegopiętnastu
arcymistrzów,półsetkimistrzów,apozostali–czeladnicy.Ioczywiście
czterecharcymagów...

–Opróczciebie?
–Razemzemną.
–Aleprzecieżmówiłeś...
–Mówiłem,żeuzdrawiaczynajwyższegostopniabyłopięciu–poprawiłją

mag.–Niewszyscybylijeszczearcymagami.Tylkodwóch.

–Awogóle,dlaczegotaktrudnojestwyleczyćserce?Wedługmnie,robiłeś

trudniejszesztuczki...

–Uczennico!–oburzyłsięKreol.–Czykiedykolwiekwidziałaśserce,które

naprzykładprzeszyłastrzała?Czywiesz,jaktrudnodoprowadzićjedo
poprzedniejpostaci,zmusić,byznowubiłoizdążyćztymwszystkimwciągu
kilkuminut?!Najgorszemuwrogowiczegośtakiegosięnieżyczy...Łatwiejjuż
wyhodowaćnowąnogę!Iwogóle,zewszystkichchoróbtrudniejszajesttylko
słabośćrozumu.Zamojejpamięcibyłtylkojedenmag,zdolnydokonaćtakiego
uzdrowienia...

–Ty?–Vanessafiglarnietrąciłagołokciem.
–Nie,nieja–zaprzeczyłKreolniechętnie.–Dlatego,jeślizobaczyszkogoś

poszkodowanegonaumyśle,nieprośmnie,żebymgowyleczył!Niepotrafię...

background image

Rozdział11

PopowrociedodomuKreolprzebrałsięinatychmiastprzystąpiłdoostatniej

fazybitewnychprzygotowań.Yirmiałprzybyćjużzakilkagodzin.

Butt-Krillachowirozkazałsiedziećprzydrzwiachfrontowychistróżować.

Hubertowi–obserwowaćścianyiokna.HubaksisaodprawiłdoOkaUrejai
nakazałprowadzićwrazznimobserwacje.

–Patrzcieobojgiemoczu!–Kreolzachichotał,dziecinniecieszącsięswym

niezbytwymyślnymżartem.

–Aha,rozumiem...–Maozmądrąminąpokiwałgłową.–Chodzioto,że

HubaksisiOkoUrejamajądospółkiakuratdwojeoczu?

–Tato...!–jęknęłaVanessa.–Chociażtyprzestań!
–Jakchcesz,córeczko.Apropos,jaktamwaszarandka?
–Randka?–Kreolnastroszyłsięmomentalnie.–Coznowuza...
–Tatażartuje!–Vanostrospojrzałanarodzica.–Idźspać,tato,co...?
–Alemożejateżsiędoczegośprzydam?
KreoliVanessajednocześniepokręciligłowami.
–Służyłemwwojsku!–Maobyłurażony.
–Tato,pracowałeśwbiurze,wmagazynie!–westchnęłaVanessa.–Niekłóć

się,jaiKreolsamidamysobieradę!

–Miałemnadzieję,żezapomniałaś...–zasmuciłsięMao.–Możetyteż

lepiej...

–Coto,tonie!–zdecydowanieodmówiładziewczyna.–Tato,tomojapraca

–służyćibronić!

Mao,mająccałyczasnadzieję,żezawołajągozpowrotem,poszedłdo

swojegopokoju.KreoliVanessazostalisami.

–Notak...–westchnęłaVan.–Coterazbędziemyrobić?
–Jeślichodziomnie,pójdęspać–oznajmiłKreolponuro.–Tutaj,natej

kanapie.Muszęporządnieodpocząć.

–Aja?
–Atybędzieszstrzecmojegosnu–odparłmagbezczelnie.–Obudziszmnie,

kiedy...zresztązorientujeszsię.Naraziemożeszpoczytać.

TymrazemVanessanieobraziłasię.Mimowszystkobyłapolicjantkąi

rozumiała,żewpewnychsytuacjachtrzebazapomniećowygodzie.

background image

–Nodobrze,poczytam...–zgodziłasięniechętnie.–Jakąbytuwziąć

książkę?

–Dopókijesteśmojąuczennicą,istniejedlaciebietylkojednaksiążka.–

Kreoluśmiechnąłsięzłośliwie,wyciągającswójulubionygrymuar.Vanessie
wydałosię,żeodostatniegorazuzrobiłsięjeszczegrubszy.Byłotocałkiem
prawdopodobne–Vanessanierazwidziała,żeKreolnadalcośzapisuje.

Kreolusnąłprawienatychmiast,odwróciłsięnosemdościanyicicho

posapywał.AVanessarozsiadłasięwnajbardziejmiękkimfotelu,wyciągnęła
nogiwstronękominkaipogrążyłasięwlekturze.

Wampirytojedenznajbardziejperfidnychrodzajównieumarłych,atakże

najsilniejszyinajrozumniejszy.Znanyoddawna,zarównownaszymświecie,jak
iwinnychświatach.Pochodzenianienaturalnego,niemogąrozmnażaćsięw
żadensposób,pozanajohydniejszym–zamieniajązwykłychludziwsobie
podobnych.Zasadniczowampiremmożezostaćnietylkoczłowiek,alekażde
rozumnestworzenie,jednakżedonaszychczasównaZieminiedotrwałyinne
rasy,dlategopraktyczniewszystkieznanewampirysączłekokształtne.

Abyczłowiekzostałwampirem,niewystarczyjednougryzienie,jakwielu

uważa.Gdybytakbyło,światdawnobyłbyzamieszkaływyłącznieprzez
wampiry,gdyżrozmnażałybysięogromnieszybko.Nie,dotakiejmetamorfozy
niezbędnejestkilkakolejnychukąszeń,minimumtrzy,wodstępachniekrótszych
niżjednadoba.Anawetpotymczłowiekniezmieniasięjeszczewwampira,a
stajesiętakzwanym„wtajemniczonym”.Jegoskórablednie,światłosłoneczne
drażnioczy,aletowszystko.Czasamipojawiasięjeszczeapetytnakrew,ale
zdarzasiętorzadko.„Wtajemniczony”możejeszczenapowrótstaćsię
normalnymczłowiekiem,wtymcelumusizwrócićsiędodoświadczonegomaga
albochociażdoszczerzewierzącegokapłanajakiegośJasnegoBoga.Jeżeli
jednaknieszczęśnikniezrobitegozażycia,pośmiercizpewnościązmienisięw
wampira,zasilającszereginieumarłych.Jednakżetotakżeniedziejesięodrazu,
aleniewcześniejniżczterdzieścidnipośmierci–takiwłaśnieokrespotrzebny
jestduszy,abyostatecznierozstałasięzciałem.Wtymprzypadkuduszanie
zyskujenieśmiertelności,takjakpowinna,aprzechodzimetamorfozę,zmieniając
sięwokropnemonstrum–krwiopijcę.

Przewagawampirówjestoczywista.Niestarzejąsię,niechorują,sąnieczułe

natruciznyibardzotrudnojestjezabić.Ranynieczyniąimwiększejkrzywdyi
bardzoszybkosięgoją,aodcięteczęściciałaalboprzyrastają,albowyrastają
odnowa.Jedynywyjątekstanowigłowa.Gdyzostanieoddzielonaodciała,
wampirnieożyje,chybażeznajdziesięgłupiec,którypołączyjerazem

background image

chociażbynakilkachwil.Siłafizycznawampirateżjestwielka,chociaż„nowo
narodzony”wampirjestsłabszyodczłowieka.Jednakżeszybko„hoduje
mięśnie”ipokilkumiesiącachmożełamaćdrwagołymirękami.Majątakże
naturalnezdolnościdomagii,aszczególniedotransformacjiciała,metamorfoz,
hipnozyilewitacji.Tezdolnościtakżezwiększająsięzwiekiem,tysiącletni
wampirmożestawićczołanawetarcymagowi.

Wampirymająteżsłabemiejsca.Najważniejszeznichtopragnieniekrwi.

Wampirniepotrzebujeanijedzenia,aniwody,anipowietrza,chociażmoże
przyjmowaćijedno,idrugie,itrzecie.Alebezkrwiwampirniemożeistnieć,
przyczympreferujekrewsobiepodobnych,czyliwnaszymprzypadku–ludzi.
Wampirmożepożywiaćsięzwierzętami,aleniesprawiamutoprzyjemności.
Wampirmożewogóleniepićkrwi,aleodtegorobisięcorazsłabszy,az
czasemmożenawetzamienićsięwtrupa.Coprawda,takiegotrupamożnałatwo
ożywić–wystarczy,abykroplakrwikapnęłanaustawampira.

Zabićwampirajesttrudno,alejesttowpełnimożliwe.Niektórzysądzą,że

zabijajeświatłosłoneczne,aletonieprawda.Tak,słońcedrażniichoczy,au
młodychwampirówpowodujeswędzenie,anawetból,alemogątospokojnie
wytrzymać.Unikająświatłasłonecznego,aległupiobyłobypoprostustaćw
świetledniaimyśleć,żewampircięniedosięgnie.Najpewniejszymśrodkiem
przeciwwampiromjestsrebro–jedengrantegometaluzamieniawampira,
podobniejakkażdegoinnegonieumarłego,wmartwemięso,gdyżsrebroma
moczabijaniażywychtrupów.Mówisię,żenajsilniejszeinajstarszewampiry
potrafiąobronićsięprzedsrebrem,alejatakichniespotkałem.Dobrym
środkiemjestrównieżosinowedrewno,przyczymniejestkoniecznestosowanie
kołka,wystarczyzaostrzonadrzazga,anawetdrewnianaigła.Jednakżeosinowe
drewnoniezabijawampira,ajedyniewprowadzagowstannieodróżnialnego
odśmierciparaliżu.Ztegostanumożnagobardzołatwowyprowadzić,
wystarczytylkowyjąćkołekzrany.Czosnekjestsłabymśrodkiem.Toprawda,że
jegozapachjestdlawampiraodpychający,alemożełatwosięobronić,
zatykającpoprostuczymśnos.Znacznielepszyjestogień–zpopiołówwampir
niezmartwychwstanie.

Mówisięowampirze,któryodrodziłsięzpopiołów,alebyłtoprawdziwy

królwampirów,szeregoweosobnikiniemajątakiejumiejętności.Pomocnesą
takżeniektórepoświęconeprzedmioty,ofiarowaneJasnymBogom,aledziałają
tylkonatewampiry,któreoddałyduszęCiemności,adotyczytobynajmniejnie
wszystkich.Potrzebnajestjeszczeprawdziwawiara,abynajmniejniewszyscy
ludzieszczerzewierząwjakiegokolwiekJasnegoBoga.

background image

Owampirachwartojeszczewiedzieć,żeniemogąwejśćdodomu,dopókinie

zaprosiichktośzdomowników.Dziejesiętakdlatego,żemiędzytymi
nieumarłymiirasąskrzatówtrwawojna,iteniezwyklepożyteczneduchy
postarałysięoto,abyniewpuszczaćwampirównaswojeterytorium.Niestety,
wewspółczesnymświeciezostałojużtakniewieleskrzatów,żegłupiobyłoby
polegaćnatakiejochronie,liczącnato,żewtwoimdomumieszkaskrzat.

–Kawy,ma’am?–uprzejmygłosskrzataprzerwałVanessielekturę.
–Dziękuję,Hubercie.–Vanessaniechętnieoderwałasięodstronksięgi.Ku

swemuzdziwieniuniezauważyła,kiedysięzaczytała.–CzyKreolnienakazał
ciczegośpilnować?

–Mogętorobićzdowolnegomiejsca,ma’am.–Uriskuśmiechnąłsięlekko.

–Jestemprzecieżskrzatem,atomójdom.Jeślipanichce,proszęsięzdrzemnąć,
ajawtymczasiepopilnuję.

–Nie,dziękuję–odmówiłaVan,niecopodejrzliwiepatrzącnaHuberta.–

Niejestemzmęczona.Lepiejpoczytam...

–Jakpanisobieżyczy,ma’am.
Vanessapopatrzyłanazegar.Byłatrzeciarano,alewcaleniechciałojejsię

spać.UkradkiempopatrzyłanaodpoczywającegoKreolaimimowolniezaczęła
podziwiaćjegospokojnątwarz.Torbęznarzędziaminadalprzyciskałdo
brzucha,jakbysiębał,żemująktośukradnie.

Pojakimśczasiedokończyłarozdziałowampirach,porazkolejnydziwiąc

się,ileróżnychwiadomościzebranowjednymtomie.Nie,zdecydowaniezrobił
sięgrubszy.Vanessaprzewróciłastronęikontynuowałaczytanie.

WtymsamymczasieHubaksisnudziłsięnaczubkumasztu.Byłociemnoi

zimno,azajedynetowarzystwomiałOkoUreja–zupełnienieciekawe
stworzenie.Gigantyczneokopowoliobracałosięwokółswojejosijakplaneta,i
zakażdymrazem,gdywjegopoluwidzeniapojawiałsięHubaksis,maleńkiego
dżinnaprzechodziłdreszcz.

Jedynympocieszeniembyłapaczkapapierosów,którąuprzejmiepodarował

muMao.Dżinnnieoczekiwanieodkrył,żeamerykańskiepapierosy(ikażdeinne
zresztąteż)wpewnymstopniumogązastąpićhaszyszibardzogotoucieszyło.
Wbardzomałymstopniu,aleniemiałraczejinnegowyboru.Dotegonie
powodowałyhalucynacji.

Prawdęmówiąc,dotejporyHubaksisniewypaliłnawetjednego,jedynego

papierosa.Trzymałgowoburękach,jakniemowlębutelkęissał,ssałissał,od
czasudoczasuwypuszczającmaleńkiekółeczka.Całapaczkabyławiększaod
niego.

background image

NieoczekiwanieOkoUrejaznieruchomiało.Wpatrywałosięwjedenpunkt,a

pochwilijegoźrenicazrobiłasięczerwonaizaczęłapulsować.Hubaksis
popatrzyłnaniezestrachem,apotemwkierunku,gdziespoglądałoipapieros
wypadłmuzust.

Maleńkidżinnpoderwałsięwpowietrze,energicznieodwróciłsięgłowąw

dółiprzeleciałprostoprzezdach,uderzającsiępodrodzeomiedzianygwóźdź.
Miedźtojedynaspośródpowszechniedostępnychsubstancji,przezktórąnie
mogąprzenikaćdżinny,dziękiczemumożnajezamknąćnawetwzwykłym
miedzianymdzbanie,niebędącymPochłaniaczem.

Kreolnadalspał,aleterazprzewracałsięzbokunabokimamrotałcośbez

ładuiskładu.Vanessaporzuciłaczytanieipodejrzliwiemusięprzyglądała.
Hubaksis,nietracącczasunapowitania,zimpetemwbiłsięwtwarzpanai
zacząłciągnąćgozapowiekę.

–Van,Van,obudźgo,szybko!–zawołał,gdyodkrył,żeKreolniema

zamiarusięobudzić.–Yiridzie!

–Już?!–podskoczyłaVanessa.–Przecieżjestdopieroczwarta!
–Już,już!Widzisz,jakpansiękręci?ToOkoUrejaprzekazujemusygnały!
Vanessaprzyłączyłasiędodżinna,próbującobudzićKreola,alesumeryjski

magspałnadzwyczajuparcie.Nietwardo,awłaśnieuparcie–przewracałsię,
kręcił,kląłpostarosumeryjsku,aleniechciałsięobudzić.

Niewielemyśląc,policjantkawyjęłapistoletzkabury,nacisnęłaspusti

wystrzeliłatużnaduchemmaga.Kreolpodskoczyłjakoparzonyiwrzasnął.
Vanessazezdziwieniemuniosłabrwi–nawetniepodejrzewała,żewjęzyku
sumeryjskimjesttyleordynarnychprzekleństw.

–Czego?–warknąłKreolzezłością.
–Idzie,panie,idzie!Zostałobardzomałoczasu!–wykrzykiwał

podekscytowanydżinn,nadalszarpiącmagazarzęsy.Kreoldopieroteraz
zwróciłnatouwagęistuknąłHubaksisapalcemwbrzuch.Maleńkidżinn
krzyknąłiwkońcupuścił.

Mag,ciąglejeszczeprzeganiającmruganiemresztkisnu,zabrałVanessie

księgę,włożyłjądotorby,przeciągnąłsięażmuwkrzyżutrzasnęłoiruszyłw
stronędrzwi.TużprzednimzmaterializowałsięHubert.

–Dzieńdobry,sir.Czysądlamniejakieśpolecenia?
–Tak,niekręćsiępodnogami.
–Takjest,sir–kiwnąłgłowąskrzat,nieporuszony.–Ma’am,jeślipani

pozwoli,wskażęmiejsce,zktóregomożepaniochraniaćpanaogniem.

Vanessapopatrzyłananiegozzaskoczeniem.Właśniechciałaotopoprosić–

background image

dziewczynaświetnierozumiała,żeniepowinnawychodzićnazewnątrz.Mimo
wszystko,wtakichsprawachjakta,Kreolmiałznaczniewięcejdoświadczenia.

–Pilnujdrzwi–rozkazałButt-Krillachowi,któryitakwłaśniesiętym

zajmował,iwyszedłnazewnątrz.

Byłacichalistopadowanoc,wiatrubyłotylkotyle,byporuszałlekkoliście

nadrzewach.Wszyscysąsiedzidawnoposzlijużspać–wanijednymoknienie
paliłosięświatło.Yirpojawiłsięjużwpoluwidzenia.Szedłwzdłużulicy,przy
czymporuszałsiębardzowolno,ospale,jakbynietraktowałswejofiary
poważnie.Zresztą,możetakwłaśniebyło.Guymiałzbytmałodoświadczeniaw
postępowaniuzludźmi,awciągutygodnia,któryspędziłwnaszymświecie,
mimowolniewyrobiłsobieopinię,żezabićczłowiekajestłatwojaksplunąć.Do
tegopoprostuniewidziałżadnejprzyczyny,bysięukrywać–yirowie
wyczuwająsięnawzajemnawielekilometrów,dlategowichświecie
jakiekolwiekpróbyukryciaswejobecnościsączystymnonsensem.Guyowi
jakośnieprzyszłodogłowy,żeludzieniemajątakichzdolności.

Kreolobrzuciłgopogardliwymspojrzeniem,uniósłtwarzkuniebui

wykrzyknąłsłowo-kluczDeszczu.Fioletowachmura,ledwiewidocznapo
zachodniejstronienieba,drgnęłaipopełzłanawschódpoganianapotężnąwolą
maga.

Furtkabyłazamknięta.Guyniezastukał,anijejniewyważył.Poprostu

uniósłsięnadwametry,przeleciałmetrwpoziomieiwróciłnaziemię.Zajęło
mutozedwiesekundy.

Kreolprzyglądającysiętemuzironią,bezpośpiechuwyjąłlaskę.Pierścień-

Pochłaniaczoddawnajużtkwiłnajegopalcuwskazującym.Hubaksisszybował
nadjegolewymramieniem,nagankusiedziałwyszczerzonyButt-Krillach.

–Ico?–Magironicznieuniósłbrwi.
Guypopatrzyłnaniego,skonfundowany.Wiedział,jakpowinnawyglądać

ofiara,alerzeczwtym,żepozmartwychwstaniuKreolbardzosięzmienił.
Odmłodniałiprzefarbowałwłosy.Yirniebyłdokońcapewien,czyjestto
właśnieten,zakogozapłaconojegopraprapraprapradziadkowi.Niebyłteż
przekonany,żejestodwrotnie,jaktomiałomiejscewprzypadkuspotkaniaz
Mao.Tamtennależałdoinnejrasy,nawetślepyniepomyliłbygozKreolem.

–TwojeimięKreol?–zapytałbezowijaniawbawełnę.
–Aktopyta?–odrzuciłpiłeczkęmag.
–Ja.MojeimięGuy.TwojeimięKreol.
–Ajeślipowiem,żenie?
Yirzamyśliłsię.Zdolnośćludzidomówienianieprawdybeznajmniejszego

background image

wysiłkudoprowadzałagoczasemdorozpaczy.Tostraszniekomplikowałomu
pracę.Nawetjeślitenczłowiekprzyznasię,żejestKreolem,niebędzietowcale
oznaczać,żetakwłaśniejestwrzeczywistości.

–JeślijesteśKreolem,zabijęcię.Jeślinie–toniezabiję–wymyśliłwkońcu

Guy,dośćgłupiozresztą.

–Możeszspróbować.–Kreolzzadowoleniemkiwnąłgłową,aktywując

jednązWodnychKopii.

Zmagicznejlaskitrysnąłsilnystrumieńwody,jakzwłączonegonapełną

mocwężaogrodowego.Guyotrząsnąłsięiwnastępnejchwiliznalazłsięmetr
nalewo.Nocóż,terazprzynajmniejrozwiałysięwątpliwości.Tenczłowiekbył
podobnydoKreola,dotegobyłmagiem,atoznaczyło,żenajprawdopodobniej
jestofiarą.

Yir,umknąwszyprzedWodnąKopią,wyciągnąłręceiwKreolauderzył

piorun.MomentwcześniejmagwykrzyknąłsłowoElektrycznejTarczyinajego
lewejręcepojawiłsięmglistydysk,któryprzyjąłnasiebieuderzenie.

Guywypuściłjeszczedwapioruny,jedenzadrugim.Magicznatarczaodbiła

je.KreolwystrzeliłjeszczedwieWodneKopie,alenadludzkoszybkiyirumknął
przednimi.Obajprzeciwnicydoszlidowniosku,żenadszedłczasnaciężką
artylerię.

–Niewolniku,odciągnijjegouwagę–rozkazałKreol,ledwieporuszając

ustamiiHubaksisposłusznierzuciłsięwstronętwarzyGuya.Równieszybki
jakyir,dżinnumknąłprzedładunkamielektrycznymi,adotegojeszczezdążył
plunąćwniegoogniem.Nieprzyniosłotożadnejkorzyści–ogieńniezostawił
naskórzeyiranawetnajmniejszegośladuoparzenia.

WtymczasieKreolpodniósłlaskęiwypuściłTrąbęWodną.Napodwórzu

pojawiłosiętornado,tyleżeniezwiatru,azwody,zmierzająceprostowstronę
yira.Guyrzuciłokiemnatonowezagrożenie,izrezygnowałzpróby
pochwyceniaHubaksisa.Odrzuciłciemneokulary,obnażyłsweniesamowite
białeoczyiotworzyłusta.WydobyłsięznichoślepiającojasnypotokCzystej
Energii–energiitakprzewyższającejzwykłąelektryczność,jakelektrownia
atomowaprzewyższabateryjkę-paluszek.TrąbaWodnaiCzystaEnergia
spotkałysięizniszczyłynawzajemwbłyszczącymwspaniałymwybuchu.

–Nieźle–pochwaliłKreol,strzelającGuyowiwplecy.Wzwykłejwalce

byłobytopodłezagranie,aleniewwalcemagicznej.Gdybijąsięmagowie,jest
imwszystkojedno,czyichprzeciwniksiedzi,leżyczyjestodwróconyplecami
albowogólestoinagłowie.Czarowaćmożnawkażdejpozycji.

Guyodwróciłsięiwtejżechwilinieoczekiwaniepoczułbólwlewymboku.

background image

TodosięgłagokulawporęwystrzelonaprzezVanessęzprzygotowanegoprzez
Hubertaotworustrzelniczego.Dlayiraranabyłanieistotna,alesprawiła,że
straciłkilkasekund,atowystarczyło,żebywypuszczoneprzezKreolazaklęcie
dosięgłocelu.WodnakopiauderzyłaGuyadokładniewtwarz,poktórej
przebiegłyiskry.

Abyprzypieczętowaćzwycięstwo,KreolwypuściłjeszczedwieWodne

Kopie,ayirbyłzmuszonyuciekaćprzednimi.Niemiałjużczasu,bystrzelać
samemu–ledwienadążałchowaćsięprzedciosami.Zamokłamugłowa,skóra
pokrywałasiępęcherzamiipoczęłazłazićzczaszkicałymipłatami.Pochwili
zaczęłapękaćsamaczaszka.

ZadowolonyKreolwypuściłWodnyWał.Potężnafalaprzetoczyłasięod

magawstronępłotu,oblewającGuyapołydki.Wyżejniesięgnęła–yirzdążył
naczasunieśćsięwpowietrze.Aleterazjegosytuacjawyglądałajeszczegorzej.
Głowarozleciałamusiędokońca,zamieniającsięwdymiącąbreję,anajej
miejscupojawiłosięcośprzypominającegoenergetycznąfontannę.Właśnietak
wyglądająyirowiebezcielesnychskafandrów.Stopyteżzaczęłysięrozpadać,
zostawiającnatrawiecuchnącekawałkiciała.

Guywścieklezaryczał.Zjednejstrony,niemiałochotypozostaćbezciała.Z

drugiejstrony,wczystejpostaciłatwiejmubyłowalczyć.Zrąkwyskoczyłomu
cośwrodzajumieczyJedi;jednymskokiemrzuciłsięwstronęKreola,chcąc
przebićgocelnympchnięciem.Magicznatarczaniechroniłaprzedtakim
uderzeniem.

Mag,niespodziewającsiępoGuyutakiejsztuczki,zagapiłsięnachwilęiw

rezultaciestraciłjednąOsobistąOchronę–Guyzadałmucelnycioswpierś.Ale
jużwnastępnejsekundziezrąkKreolawyrosłytakiesamemieczeimagbardzo
zgrabniesparowałnastępneuderzenieskierowanewgardło.

Vanessaoglądałaprzezoknopojedyneksumeryjskiegomagaibezgłowego

ludzkiegociała,zktóregoszyibiłafontannabłyskawic,ajejoczyrobiłysię
corazwiększe.Kreolpowiedział,żenieumiefechtować,alenajwidoczniej
przesadziłzeskromnością.Byćmożepoprostuniepróbowałużyćzwykłych
mieczyzamiastlaserowych,boterazfechtowałjaksamd’Artagnan.

Nieprzynosiłotojednakżadnejwymiernejkorzyści.Dwieparyenergoszpad,

wyrastającebezpośredniozrąkrywali,błyskaływpowietrzujużodkilkuminut,
ależadenzuczestnikówpojedynkuniezostałdotejporyzraniony.Kreol
wyraźnieprzewyższałumiejętnościamiprzeciwnikaiskutecznieblokowałjego
ataki,aleGuymiałinnąprzewagę–elektrycznaklinganiezostawiałanajego
cielenawetpowierzchownychoparzeń.Wydawałosię,żewręczprzeciwnie,

background image

stajesięodtegosilniejszy.

Kreolwduchubyłzłynasiebie.ZaklęcieMagicznegoMieczajesttak

krótkieilekkie,żekażdyjakotakimagmożeaktywowaćjewciągukilku
sekund,cozresztązrobiłwłaśnieKreol.ZaklęcieDwóchMieczyjest
analogiczne,itylkoodrobinędłuższe.

Cowięcej,istniejewielerodzajówMagicznegoMiecza.JestMiecz

Energetyczny,MieczOgniowy,MieczŚwietlny,MieczPowietrzny,Miecz
Widmowy,anawetpozorniezwyczajnyMieczMetalowy–zatotakostry,że
przecinanawetdiamenty.

IstniejerównieżMieczWodny.Tenwłaśnieprzydałbysięterazjakżaden

inny,aleniebyłoczasunazmianębroni.

Guyzatrząsłsięnerwowo–nagłowęspadłymupierwszekropledeszczu.A

dokładniej,nato,cowdanejchwilizastępowałomugłowę.Chmura,wezwana
przezKreolaprzedwalką,wkońcudopełzładopunktuprzeznaczeniaiotwarła
swójbezdennybrzuch.Krople,najpierwnieliczne,bardzoszybkozaczęły
spadaćgęściej,apotemzamieniłysięwprawdziwąulewę.

Yirzaiskrzył.Potym,cojeszczezostałozjegociała,przebiegłyminiaturowe

błyskawice,apotemjegoskórazaczęłarozpuszczaćsięjakzanurzonawkwasie.
Hubaksis,rozsądnietrzymającysięprzezcałyczaszboku,podleciałbliżeji
ugryzłgowrękę.Jedenzenergetycznychmieczyrozsypałsięwgarśćiskier.
Kreol,wykorzystującprzerwę,błyskawicznieaktywowałElektrycznąZbroję,a
potemrzuciłwstronęGuyazaklęcieRezonansuDźwiękowego.Yirpoleciałw
bok,tracącwczasielotudrugizmieczyiKreolwykorzystałzaklęciewieńczące
dzieło–WodnąChmurę.

Gigantycznakurtynawodna,jakimścudemutrzymującasięwpionowej

pozycji,niczymminiaturowetsunamiruszyławstronęGuyaiprzeszłaponim.
Yirwpadłwdrgawki,czując,jakostatkijegociałarozpadająsięnakawałki.
Szkieletrozsypałsięwkupkędymiącychkości,anadnimibuszowałpiorun
kulisty,wciążjeszczezachowującyformęludzkiegociała.Wszystkotoodbyło
sięwcałkowitymmilczeniu–odchwili,gdyutraciłjęzyk,Guyniewydałz
siebieżadnegodźwięku.

–No,ipowszystkim!–Kreolrozpłynąłsięwuśmiechu.Byłmokryodstóp

dogłów,aleokropnieszczęśliwy.–Aterazchodźdonowegodomu,kabbiga
hobb!

OstatniejkombinacjisłówVanessaniezrozumiała,alesądzącpominie

Hubaksisa,byłotojakieśszczególniepaskudneprzekleństwo.

YirodwróciłsięwstronęKreolatwarzą.Amożenaodwrót–plecami?W

background image

swejobecnejpostaciwyglądałjednakowozewszystkichstron.Magwycelował
wniegopięśćzPierścieniem-Pochłaniaczem.Wszystkobyłogotowedotego,by
upchnąćwnimjakąśsubstancjęenergetyczną.Nietrwałotodługo.

Vanessajakzaczarowanapatrzyłanamiotającąsiębłyskawicę,znikającąw

jejulubionympierścionku.Guywalczyłdoostatka,starającsięuderzyćKreola
energomackami,aleElektrycznaZbrojadobrzechroniłaprzedtakimiatakamii
pierścieńpowoli,acznieubłaganiewciągałswojąofiarę.Wtakitosposób
myśliwyiofiarazamienilisięmiejscami...

–Nochodźtu,chodź...–przygadywałKreolzminązawziętegowędkarza,

jednocześniepoganiającGuyamagicznymłańcuchem.Teraz,gdyelektryczny
demonutraciłludzkieciało,łańcuchnajwyraźniejsprawiałmuból.

OstatniładunekbłysnąłnapożegnanieiGuyostatecznieskryłsięwewnętrzu

magicznegopierścionka.Kreolprzezchwilępodziwiałswojedzieło,poczym
zorientowałsię,żedeszczwciążpada.Cichozakląłiwypowiedziałzaklęcie
Deszczuodtyłu.Chmuramajestatyczniezaczęłaodpływaćnaswojestare
miejsce.

WdrzwiachodważyłpokazaćsięHubert.
–Gratuluję,sir.Jeślipanpozwoli,wyczyszczępańskieubranie?
VanessazpiskiemzachwytuwybiegłanapodwórkoizawisłaKreolowina

szyi.Magbyłniecozawstydzonytakburzliwąreakcją,natakzwyczajne,zjego
punktuwidzenia,zdarzenie,aleniesprzeciwiałsię.Nieoczekiwaniezłapałsięna
myśli,żesprawiamutoprzyjemność.

–Możepójdziemydodomu,uczennico?–zaproponowałdziwnienieśmiało.

–Tutajjestmokroizimno...Noijestemgłodny.

–Wszystkoprzygotuję,sir–potraktowałtojakorozkazHubertirozpłynął

sięwpowietrzu.

background image

Rozdział12

PodwóchgodzinachVanessaiHubertwyszlizdomu.Skrzatbyłwswoim

„wyjściowym”ubraniu–długimpłaszczuzkapturemgłębokonaciągniętymna
twarz.Wtymstrojumożnabyłogowziąćzazwykłedziecko,ewentualniekarła.

Kreol,którydotejporynieprzyzwyczaiłsiędotego,żewewspółczesnym

świeciemagmusisięukrywać,jeśliniechcedostaćsiędogazetaniwręcesłużb
specjalnych,nieinteresowałsięzupełnieskutkamiswegopojedynkuzyirem.
Vanessamusiaławięcsamazająćsięsprzątaniem.Oczywiściezpomocą
HubertaiSługi.

Walkatrwałanajwyżejkwadrans,aleśladówzostałotyle,żenawetślepy

zauważyłby,żeodbyłosiętucośnielegalnego.Większaczęśćtrawybyła
zwęglona,naścianachinaogrodzeniutakżezostałyśladyuderzeńpiorunów,a
przedewszystkimwszędziewalałosięspalonemięsoikości.Znacznaczęść
ciałaGuyapoprosturozsypałasięwpył,aletegocozostało,wpełni
wystarczyłobydowzbudzeniapodejrzeń.Nadodatekwszystkowokółbyło
zalanewodą.Wykopprzeznaczonynabasenwypełniłsięprawiedopołowyi
pływałynimróżnepaskudztwa.

–Mamnadzieję,żeniktnasniewidział...–warknęłaVan,patrząc,jakSługa

wybierawodęzdziury.

–Moimzdaniemsąsiedzipoprostupomyśleli,żewnocyrozszalałasię

burza,madam–powiedziałHubert.

–Acoztymi,którzymieszkająbliżej?
–Oilewiem,panForesmithmanadzwyczajmocnysen.Jeślichodzizaśo

paniąForesmith...Oilesięniemylę,panzadbałoto,żebyniezwracałauwagi
nanasze...dziwactwa?Ośmielęsięzauważyć,żebyłotobardzodalekowzroczne
posunięciezpanistrony,ma’am.

–Atendrugi...?–Vanessaniezwracającuwaginapochlebstwo,ztroską

popatrzyłanadomstojącyzdrugiejstrony.Jeszczeanirazuniewidziałajego
mieszkańcaiwłaściwieniebyłanawetpewna,czyktośtammieszka.

–PanRex?–upewniłsięuriskzpogardą.–Nawetjeśliwidziałwszystkood

początkudokońca,zupełniebymsiętymnieprzejmował.

–Atoczemu?
–Bowidzipani...PanRexjestztych,czyimsłowomniktnieuwierzy.On...

background image

niezupełnieadekwatnieprzyjmujerzeczywistość,jeślimogęsiętakwyrazić.

–Wariat?
–Nie,ma’am,niezupełnie.
–Narkoman?
–Nowłaśnie.–Hubertpokiwałgłowązubolewaniem.–Trafiłapaniw

dziesiątkę,ma’am.Jużodkilkulatżyjewświeciewłasnychfantazjii,jaksądzę,
całkiemgotozadowala.

Vanessazachmurzyłasię.Oddawnanienawidziłanarkotyków,tych,którzy

jebiorąitych,którzysprzedają.Zaczęłosiętojeszczenabalunazakończenie
szkoły,gdyjejówczesnychłopakpojawiłsięnahaju.Jużwcześniej
podejrzewała,żesiękłuje,aletegowieczorupodejrzeniazamieniłysięw
pewność.Oczywiście,rozstałasięznim.TrzylatatemuVanprzypadkiem
dowiedziałasię,żeumarłzprzedawkowania.

–Coto,tonie...!–wymamrotałazoburzeniem.–Niezamierzammieszkać

wsąsiedztwienarkomana...

KreolwciążjeszczesiedziałprzystolewtowarzystwieMao,Butt-Krillachai

Hubaksisa.Maobyłniecoobrażony,żewzgardzonojegopomocąi,jaksię
okazało,nawetprzezmyślmunieprzeszło,abyiśćspać.Nietylkoobserwował
całąwalkę,alenawetnagrałjąkamerą.WtejchwiliKreolzzachwytem
obserwowałnaekraniesamegosiebiefechtującegosięzyiremenergetycznymi
mieczami.

–Dobryjestem...–uśmiechnąłsiępółgębkiem,niezmierniezsiebie

zadowolony.–Bardzodobry...Najpiękniejszazrobiładobrywybór...

–Nawiasem,Kreolu,cozamierzaszzrobićznaszymwięźniem?–

zainteresowałsięMao.

–Jeszczeniepodjąłemdecyzji.–Kreolzroztargnieniempopatrzyłna

pierścionek.–Pewniezwiążętegoyira...Zrobię,naprzykład,pierścień
strzelającypiorunami.

–Tak,zgromadziłdużoenergii–zgodziłsięHubaksiszpełnymiustami.–

Dobrabędziezniegobroń,potężna...

–Niktcięniepytałozdanie–fuknąłKreol.–Mao,pokażeszmijeszczeraz,

jaksiętootwiera?

Maowziąłodniegopuszkępepsi-coli,pociągnąłzakółko.Kreolpociągnął

łykipokiwałgłowązszacunkiem.

–Sprytniepomyślane.Dotakiejpuszkimożnawlaćcoduszazapragnie,i

będzietamschowanenawetnawieczność...

–Tak,wiemy...–Maouśmiechnąłsięlekko.

background image

–Pe...psi...Psi?A,pepsi–przeczytałKreol.–Nieznamtakiegosłowa...Co

onoznaczy?

–Myślę,żenic–wzruszyłramionamiMao.–Poprostunazwanapoju.
–Bardzosmacznegonapoju–zabulgotałHubaksis.
Kreolpopatrzyłwdółizniemałąirytacjąodkrył,żegdyonzachwycałsię

puszką,bezczelnydogranicdżinnwsunąłgłowęprzezaluminiowedenkoiteraz
łapczywiewysysajego,Kreola,lemoniadę.

–Ach,tydraniu!–warknąłoburzonymag,łapiącHubaksisazaskrzydła.
–Puść,panie,toboli!–zawyłHubaksis.
–Wiem!–wysapałKreol,targającłobuzazaleweskrzydło.Oczywiście

uważałprzytym,bygoniewyrwać–niebyłmupotrzebnydżinnkaleka.

WsamymśrodkuegzekucjidojadalniweszłaVanessawtowarzystwie

wiernegoHuberta.Miałamokrewłosy.

–Znowupadadeszcz–oznajmiła,niepatrzącnanikogo.–Wiesz,tato,

okazałosię,żenaszsąsiadjestnarkomanem...–westchnęłaciężko,siadając
obokKreola.

–MążpaniForesmith?–zdziwiłsięMao.–Cyryl?Amożejejsyn?
–Toonimająsyna?–zdziwiłasięzkoleiVanessa.
–Słyszałem,żejestterazwcollege’u.–Ojcieczaprezentowałzadziwiającą

orientację.–Odtejjesieni.Zdajesię,żemanaimięJerry...amożeGary...Nie
pamiętamdokładnie.

–Nieważne–zmarszczyłasięVan.–Tonieon,tylkodrugisąsiad...
–Ajamyślałem,żewtamtymdomuniktniemieszka.
–Teżtakmyślałam...Kreolu,czyzatwoichczasówbylinarkomani?
–Kto?–zapytałmagnieuważnie.Wciążjeszczemęczyłswojąjednooką

maskotkę.

–Byli,byli!–pisnąłtorturowany.–Nocitam,pamiętasz,panie...?
–Niepamiętam.
–Ci,copalilihaszysz!–DżinnazirytowałbrakdomyślnościKreola.–Albo

trawkęfaraona...!

–Aaaa!Tacybylizawsze,nawetnaAtlantydzie...–Magwreszcieskojarzył.
–Icoznimirobiliście?–zapytałaprzygnębionaVan.
–Acoznimimożnazrobić?–Wzruszyłramionami.–Głupichnigdzienie

brakuje...Przecieżtobardzoszkodliwe–szybkosięprzyzwyczajasz,apotem
chorujesz.Conajwyżejmożnazgłosićsiędomaga...

–Chwileczkę!–Vanessanatychmiastsięożywiła.–Chceszpowiedzieć,że

umieszleczyćuzależnienieodnarkotyków?!

background image

–Toproste–oznajmiłKreolzzadowoleniem.–Krótkiezaklęcie,szczypta

proszkuibędziejaknowonarodzony.

Vanessaprzezchwilępatrzyłananiego,apotemprzeraźliwiezapiszczała,

duszącgowobjęciach.Kreolzniezadowoleniempomyślał,żezaczynajejto
wchodzićwkrew.

–TEGO–oznajmiłaVanzdecydowanie–nauczyszmniewpierwszej

kolejności!

–Jakchcesz.–Magniesprzeczałsię.–Alenajpierwitakmusiszprzerobić

podstawymagii.Wtejchwiliniejesteśwstanieopanowaćnawetzaklęcia
Światła.

–Niepoganiamcię–zapewniłaVanessapospiesznie.–Jakbędziemożna.

Alemożewtakimrazietysamwyleczysznaszegosąsiada?

–Adlaczegomiałbymtozrobić?
–BowprzeciwnymprzypadkupaniLeebardzosięrozgniewa–cicho

mruknąłspodstołuButt-Krillach.

Kreolzasępiłsię.Musiałprzyznać,żejesttoistotnypowód...
Vanessazadzwoniładodrzwi.Chwilępoczekałaizadzwoniłajeszczeraz.W

środkupanowałacisza,doszławięcdowniosku,żedzwonekmożebyćpopsutyi
zaczęłastukać.Odpowiedzinadałniebyło.

–Nikogoniemawdomu–wyraziłprzypuszczeniemalutkidżinn.Wgości

dosąsiadawybralisięwetrójkę:Kreol,VanessaiHubaksis.

Vannadalstukała–teraznogą.Jednakwdomuniebyłosłychaćnawet

lekkiegoszmeru.

–Sprawdź,niewolniku–zwięźlerozkazałKreol.Hubaksis,wbrewswym

zwyczajom,anijęknął,beznarzekaniaprzeniknąłprzezdrzwi.Kreolzamknął
oczy,najwidoczniejprzełączającsięnawzrokswojegoducha-doradcy.

–Tak...tak...Skręćwlewo...Sprawdźwtympokoju...Fuj,cozaohyda...

Zajrzyjzaróg...aha,tutajjest,gołąbeczek!Wracaj!

–Oncięsłyszy?–upewniłasięVanessa.
–Ajakżebyinaczej...
Hubaksiswynurzyłsięzwizytówkinadrzwiachizoddaniemwpatrywałsię

wswegopana.Gdybymiałogon,zacząłbynimmerdać.

–Van,tamjestokropnie–podzieliłsięwrażeniami.–Dopananicnie

dociera,leżyjakmartwy...

–Cośtypowiedział,zarazo?!–rozzłościłsięKreol,natychmiastwyciągając

laskę.

–Panie,janieotobie,jaopanutegodomu!–Hubaksisoburzyło

background image

niesprawiedliweoskarżenie.

–Wtakimraziedobrze,niebędębić.–Kreolschowałswojąulubionąbroń,

całyczasjednakpatrzącpodejrzliwienadżinna.–Czyliniezamierzanam
otworzyć...

Magprzykryłdłoniądziurkęodklucza,kilkasekundporuszałustamii...

voila!Zamekzgrzytnął,drzwistanęłyotworem.

–Dotegojeszczejesteśwłamywaczem...–Vanznaganąpokiwałagłową,

przechodzącprzezpróg.Zresztą,gdytylkoweszładośrodka,natychmiast
zapomniałaoumiejętnościachKreolaczyniącychzeńpotencjalnegoprzestępcę.

Wśrodkubyłookropniebrudno.Niepoprostunabałaganione–dom

sprawiałwrażenie,jakbynikttutajniesprzątałodpięćdziesięciulat.Nawetw
siedzibieKatzenjammera,gdyweszlitamporazpierwszy,byłoczyściej.Co
prawda,mieszkałtampracowityHubert,atutaj,jeślinawetkiedykolwiek
mieszkałjakiśskrzat,tozpewnościądawnojużuciekł.

Pomeblachniezostałonawetwspomnienie.Kiedyśpewniemieszkańcynie

moglinarzekaćnabrakpieniędzy–samdomniebyłtani.Jednakteraz
wątpliwe,czyobecnymiałwięcejgotówkiniżnakolejnądziałkę–wżadnymz
mijanychpokojówVanessaniezauważyłanic,coprzedstawiałobyjakąkolwiek
wartość.

Jedynymebel,któryjeszczesięostał,znaleźliwostatnimpokoju–byłatona

wpółrozwalonależanka.NaniejwłaśnieleżałpanRex.

Jużnapierwszyrzutokabyłojasne,żeznajdujesięwgłębokiejnirwanie.

Oczymiałotwarte,alewywróconetak,żeźrenicecelowałyniemalwewnętrze
czaszki,zustkapałamuślina.Oboknapodłodzewalałasięstrzykawka.Rex
wyglądałnajakieśczterdzieścipięćlat,choćmógłmiećmniej,adotegostopnia
wyniszczyłygonarkotyki.Włosyzwisałymubrudnymipasmamipobokach
twarzy,ubranybyłwjakieśszmaty.

–Heroina–błyskawicznieoceniłaVanessa,rzuciwszynanieszczęśnika

tylkojednospojrzenie.–Noto,Hipokratesie,zaczynaj...

Kreolzobrzydzeniemtrąciłnarkomanaczubkiembutai,burczącz

niezadowolenia,wyjąłztorbymagicznączaręorazbuteleczkęzszarawym
proszkiem.Wziąłszczyptę,starającsięnierozsypaćaniodrobinyiwrzuciłjądo
czary.Następnienaciąłrytualnymnożemkciukpacjentaiwydusiłdonaczynia
kilkakropelkrwi.Nazakończeniedwarazypstryknąłpalcamiinadczarą
zmaterializowałasięniewielkakulazwyczajnejsurowejwody.Powisiałatak
przezchwilę,anastępniechlupnęłanapozostałeskładniki.Kreolwymieszał
wszystkopałeczkąiwymamrotałnadmiksturą:

background image

–OInanno,zwanaIsztar,wygnajzłozciałaśmiertelnegoczłowieka,aby

naczyniebyłoczyste,ciałołagodne,duszazimieniemtwymnaustach.Wimię
Isztar,niechtaksięstanie,terazinawieki.

Hubaksis,którywcześniejpomagałpanuprzyleczeniupodobnychchorób,

wbiłpazurwpodbródeknarkomana,dziękiczemupółotwarteustaRexa
rozchyliłysiętak,jakbyichposiadaczziewał.Kreolprzechyliłczarę,z
uśmiechemobserwując,jakczerwonawacieczwlewasiędogardła
nieszczęśnika.

Rezultatbyłnatychmiastowy.PanRex,dopierocobłogowylegującysięna

swejleżance,podskoczyłjakbyleżałnaogromnejsprężynie.Złapałsięzagardło
izawyłdziko,wytrzeszczającniewidząceoczygdzieśwprzestrzeń.

–Smakmaokropny–oznajmiłKreolzezłośliwąsatysfakcją.–Aleto

szybkominie.

Minęłojużpokilkusekundach.Uzdrowionyzamrugał,zbierającmyśli,z

głupimwyrazemtwarzygapiłsięnanieoczekiwanychgościiniepewnie
wymamrotał:

–Kimjesteście?PrzysłałwasGreg?Przecieżpowiedział,żepoczeka...

Zapłacę,słowodaję,potrzebujętylkojednejdziałki,bo...Chociażnie,chwilę...
–Zamyśliłsię,analizującnowedoznania.–Dziwne,dawnosiętakdobrzenie
czułem...

–Posłuchajmnie,głupku...–Vanessaprzyjaźniepoklepałagoporamieniu.–

Dopierococięwyleczyliśmy.Niepotrzebujeszjużnarkotyków,zrozumiałeś?
Resztatojużtwójproblem.Inieważsięzacząćodnowa,bocięzastrzelę!
Chodźmy,mójdrogi...–zwróciłasiędoKreola.

PanRexstałnadalnaśrodkupokoju,patrzącbezmyślnienaplecyswych

dobroczyńcówistarającsięzrozumieć:cosiętu,ulicha,wydarzyło?

–Mójdrogi?–KreolspojrzałnaVanciężko,gdytylkoznaleźlisięza

drzwiami.–Wydajemisię,uczennico,żezadużosobiepozwalasz...

–Dobrze,niezłośćsięjuż.–Vandelikatniewzięłagopodrękę.–Powiedz

milepiej,cobędzie,jeślionrzeczywiścieznowuzaczniećpać?

–Porazdrugitegoświństwaniedasięwyleczyć–uśmiechnąłsięKreol

smutnawo.–CierpliwośćNajpiękniejszejjestograniczona.Pozostajetylko
modlitwadoNergala...

–Ico,topomaga?
–Oj,Van!–roześmiałsięHubaksispiskliwie.–Cośty!DoNergalamodlą

sięolekkąśmierć!PrzecieżtowładcaKrólestwaZmarłych,niewiesztego?!

–Pierwszyrazsłyszę.

background image

–Dzikusy...
–Noico,wszystkowporządku?–przywitałichnaproguMao.
–Wjaknajlepszym!–odpowiedziałaVan.–Załatwione,tato,niemamyjuż

sąsiadanarkomana!

–Mówiłem,żepanKreolgozabije.–ZzadrzwiwyjrzałButt-Krillach.–

Przegrałpan,Mao.

–Cozabzdury!–rozzłościłasiędziewczyna.–Chodziłomioto,żemamy

terazcałkiemnormalnegosąsiada!Kreolgowyleczył!

–Tak,bezpłatnie,idwiezłotemonetyprzeszłymukołonosa–wymamrotał

Hubaksiszgoryczą.–Och,panie,zbankrutujemy,pójdziemynażebry...

–Milcz,niewolniku!
–Wpewnymsensiemarację–powiedziałMaowzadumie.–Kreolu,nie

zastanawiałeśsięnadponownymotwarciempraktyki?Mógłbyśratowaćtych,
wobecktórychmedycynajestbezradna...

–Tato,cozabzdury!–ZmarszczyłasięVanessa.–Chceszdaćogłoszenie

„Magzawodowiecuzdrowibeznadziejniechorych”?

–Acowtymdziwnego?Córeczko,poczytajgazety,tamażroisięod

wszelkichczarowników.Tyleżenaszjestprawdziwy,oticałaróżnica.

Vanessazamyśliłasię.Wzasadziepomysłniebyłwcaletakizły...

Oczywiście,moglinadalsprzedawaćmagiczniestworzonezłoto,aleostatnio
takisposóbzdobywaniapieniędzyprzestałjejsiępodobać.Byłownimcoś
takiego...czułasięjakfałszerz.Sumienietostrasznarzecz.

–Nie!–momentalnierozwiałjejplanysamKreol.–Cozagłupota!

Dorabiałemwtensposób,gdybyłemmłodymmagiem,alepotemzostałem
osobistymmagiemimperatora,apotemPierwszymMagiemcałegoSumeru!A
wyproponujeciemiznowuzająćsięuzdrawianiemzapieniądze?!NaMarduka,
jeszczetakniskonieupadłem!Jużlepiejwyczyszczęskarbiecwaszegokróla!

–Tak,lepiej!–wyszczerzyłsięuszczęśliwionyHubaksis.–Pamiętasz,

panie,jakograbiliśmygrobowiecMummy?

–Popierwsze,niemamykróla,tylkoprezydenta–przypomniałaVanessa

lodowato.–Podrugie,nikogoniebędzieciegrabić!

–Niebędziemygrabić,tylkoukradniemy!–pisnąłdżinn.
–Kraśćteżniebędziecie!–jeszczebardziejoburzyłasięVan.–Tojest

zakazane!

–Przezkogo?–zainteresowałsięHubaksis.
–Przezprawo!
–Aktoustanowiłtoprawo?Bogowie?Imperator?

background image

–Nie...–zastanowiłasięVanessa.–Poprostuludzie...Senat.
–Toniechtetwojesenatyżyjązgodniezeswoimprawem–wyciągnął

wniosekHubaksis.–Amyniebędziemy.

–Iwogóle,tomagowiestojąponadprawem–burknąłKreol.
–Niktniestoiponadprawem!–oburzyłasięVan.
–Uczennico...–westchnąłKreol.–Zamoichczasówistniałoprawo,zgodnie

zktórymkobietaniemogłapierwszaodezwaćsiędomężczyzny.Jakośnie
bardzogoprzestrzegasz!

–Aletowaszeprawo!–zaoponowałaVanjeszczeenergiczniej.–Niemam

żadnegoobowiązku...

–Wtakimraziejaniemamobowiązkupodporządkowywaćsiętwojemu–

zakończyłKreol.

Vanessaznowusięobraziła.Ostatnimiczasyzaczęłapodejrzewać,żeKreol

specjalniesięzniądrażni–wyglądałprzytymnazbytzadowolonego.

Nieoczekiwaniezabrzęczałdzwonekikłótnianatychmiastzamarła.Wszyscy

zezdumieniemspojrzelinasiebie.

–Ktotomożebyć...?Hubercie,nieotwieraj!–pospieszniekrzyknęłaVan.
–Takjest,ma’am.–Uriskukłoniłsięsztywno.
DrzwiotworzyłMao.VanessaiKreolstaliztyłu,anieludzcymieszkańcy

domupochowalisięgdziepopadło.Hubertzrobiłsięniewidzialny,Hubaksis
wlazłnażyrandol,Butt-Krillachpoprostuwyszedłdodrugiegopokoju,sir
George...jegowogólemałoktowidział.Vanessaprawieznimnierozmawiała.
NadźwiękdzwonkazjawiłysięzaciekawionekociętaAlicja,Nadine,Czarnul
orazFluffi.PłomyczekiDymekpewniebawilisięgdzieśdalej.

–Dzieńdobry...–nieśmiałoprzywitałwszystkichnieoczekiwanygość.Ku

wielkiemuzdumieniuVanessy,byłnimdopierocowyleczonynarkoman!

–Cozaspotkanie!–ucieszyłasię.–PanRex?
–AlbertAugustynRex–przedstawiłsięgość.
–Augustyn?–Dziewczynauniosłalekkobrwi.
–Mamasięuparła...ProszęmnienazywaćpoprostuAlbert.
–Awięc,wczymmogępomóc...Albercie?–zagaiłMaodelikatnie.Kreol

zachowywałlodowatemilczenie,ściskającrękojeśćlaski.

–Pomyślałemsobie,że...–nieskładniezacząłAlbert.–Ja...widzicie...

jestembardzowdzięcznyzato,cozrobiliście...chociażniewiem,jakwamsię
udało.Jeślijakośmógłbym...

–Przejdźmydorzeczy–poprosiłaVanessa.
–Awięcja...wogóle...no...

background image

Albertschyliłsięipodniósłcośzziemi.Cośokazałosięmłodąi,

prawdopodobnie,ładnądziewczyną.Prawdopodobnie,bowobecnymstanie
mogłaspodobaćsiętylkozboczeńcowi–wnaszychczasachniektóretrupy
wyglądająlepiej.

–Cz...czeeeeeść!–wybełkotałapanienka.
–Coto?–Vanessacofnęłasięzobrzydzeniem.–Toznaczy,ktoto?Boże,

Albercie,cozniązrobiłeś?!

–Wyglądajakjazarazpozmartwychwstaniu–oznajmiłKreolzimno.Na

szczęścieAlbertniezwróciłuwaginajegosłowaalbopoprostuichnie
zrozumiał.

–Toprawda...–zgodziłasięVanessa.
–To...mojadziewczyna...–nieśmiałoprzyznałsięAlbert.–Widzicie,

zaczęłaćpaćjeszczewcześniejimniewciągnęła...alemimowszystko...
Proszę...bardzoproszę...

–Przepraszam,ma’am,niewiedziałem,żepanRexniemieszkasam–

wyszeptałVandouchaniewidocznyHubert.

–Adlaczegoniewidzieliśmyjejeee...tam...wdomu?–Vanessa

podejrzliwiezmrużyłaoczy.

–Byławłazience...onaprzezcałyczas...rozumiecie?Pomożecie?
–Jegozapytaj.–VanessapokazałarękąKreola.–Toonleczy...
Albertwbiłwmagatakbłagalnespojrzenie,żetenniewytrzymał.
–Dobrze!–warknął.–Posadźjągdzieś...
Nowąpacjentkędośćdługopróbowanousadowićnakanapie,apotem

bezskutecznienamówić,byzniejnieschodziłaiwytarłausta.Vanessapatrzyła
natowszystkozobrzydzeniem,myśląc,żezwielkąprzyjemnością
wystrzelałabywszystkichdilerównarkotyków.

–Kiedyś–Kreolbezpośpiechuwyjąłmagicznączarę–doWielkiegoUr

przyszedłświętypielgrzymzpółnocy.Byłbardzodobryiumiałleczyć
wszystkiechoroby,oznajmiłwięc,żebędziebezpłatniepomagałwszystkim
potrzebującym.Irzeczywiście,nigdynieodmawiałiniktniewracałodniego
chory.Wieścionimrozeszłysiębardzoszybko...–magnasypałdoczary
szaregoproszku–...izkażdymdniemprzychodziłocorazwięcej,iwięcej
chorych.Zczasemświętymążokazałsiętakpotrzebny,żewokółjegosiedziby
dnieminocątłoczylisięludzie.Błagał,bypozwolilimusięchociażprzespać,
alechorzyodpowiadaliprzekleństwamiipogróżkami.–Kreolprzejechałnożem
popalcudziewczyny.Albertrzuciłsięwjegostronę,alespojrzałnawłasny
palecześwieżąranąiuspokoiłsię.–Apotemjedenzchorychumarłwtrakcie

background image

uzdrawiania.Byłbardzostaryicierpiałnaniezliczonesłabości,takżecała
wiedzaświętegoniemogłamupomóc.Jednakmiałwielukrewnych,którzygo
kochali...–tymrazemKreolnietraciłmanynastworzeniewodyzniczego,apo
prostuskorzystałzestojącejnastolekarafki–...dlategoodrazuoskarżyli
uzdrawiaczaospowodowanieśmierciizapragnęlizemsty.Jakjużmówiłem,
świętypielgrzymbyłbardzodobry.Umiałnietylkouzdrawiać,aleiranić,
jednakżeniechciałczynićszkodyżywymstworzeniom,dlategopoprostu
uciekł.Tejsamejnocyopuściłnaszemiasto,aleprzedtemodwiedziłmoją
skromnąsiedzibęiprzyznałsię,żeobszedłpółekumeny,alenigdyinigdzienie
spotkałsięztakączarnąniewdzięcznością.

–Pouczającahistoria...–powiedziałAlbertzwahaniem,obserwując,jak

Kreolmamroczezaklęcianadcudownąmieszaniną.

–Pouczająca...–zgodziłsięmag.–Ajakizniejpłyniemorał?
–Morał?Niewiem...
–Morałjesttaki,żejeśliprzyprowadziszdomniejeszczekogośtakiegojak

ona,towsadzęcinóżwbrzuch.–Kreolrzuciłmulodowatespojrzenie,
wlewającprzypomocyVanessyeliksirdogardłapacjentki.

PrzestraszonyAlbertgłośnoprzełknąłślinę,patrzącnazakrwawioneostrze

rytualnegonoża.Zpewnościąniewyróżniałsięnadmiernąodwagą.

Wtymczasiejegodziewczynapodskoczyłajakoparzona,otwarłaoczyi

dzikowrzasnęła.Zachowywałasiędokładnietaksamo,jakwcześniejAlbert.
Kreolobserwowałtoznadzwyczajzadowolonymwyrazemtwarzy.

–Działa,jakzawsze–mruknął.–Możeszzabraćswojąkobietę,robaku,jest

całkiemwyleczona.Ipamiętaj,oczymcięuprzedzałem.

–Dziękuję!Dziękuję!Dziękuję!–powtarzałuszczęśliwionyAlbert,

wypchniętyzaprógwspólnymisiłamiVanessyiKreola.Woczachdziewczyny,
którejimiępozostałonieznane,powolizaczynałyodbijaćsięmyśli,aotaczająca
jejumysłmgłapoprosturozpływałasię.

–Jutroidędopracy...–zesmutkiemwgłosiepowiedziałaVanessa,gdyjuż

zagośćmizamknęłysiędrzwi.

–Achtak!–fuknąłKreol.–Wtakimraziejateżpójdępopracować.Leng

samzsiebieniepadnie...Niewolniku,zamną!

background image

Rozdział13

PorazpierwszyodczterechtygodniVanessęobudziłopikaniebudzika.Po

długiejprzerwieznienawidzonydźwiękbyłjeszczebardziejnienawistny.Z
obrzydzeniempomyślała,żebędziemusiałajeszczejakośwytłumaczyć
„zgubienie”odznaki,przekopaćsięprzezzaległesprawy...Koledzymieli
okropnyzwyczajniewykonywaćpracyzaosobyprzebywającenaurlopie,po
prostuodkładalipapierynabiurkodelikwenta,bytamsobieczekałyna
załatwienie.Oczywiście,niedotyczyłotorzeczywiściepilnychspraw,aleitak
zwyklegromadziłasięogromnastertawszelkichdrobiazgów.Zresztąsama
Vanessazawszepostępowałataksamo,awięcniemiałapowodówżebysię
skarżyć.Dotegojejdotychczasowapartnerkadwatygodnietemu
przeprowadziłasiędoinnegomiastaiszefowaobiecałaposzukaćkogośinnego.
Anowypartnerzawszeoznaczamnóstwokłopotów...

Vanessazastanawiałasięnawet,jakbytusprytnienamówićnatępracę

Kreola.Miećzapartneraprawdziwegomaga–oczymśtakimmożnatylko
pomarzyć...

Przedbandyckąkuląosłonimagicznątarczą,przypadkowąranęwyleczyod

razunamiejscu...Możesparaliżowaćprzestępcę,uśpićgoalbozahipnotyzować,
bytenprzekazałwszystkiepotrzebneinformacje.Magmożeiśćpośladach
lepiejniżpiesmyśliwski,możeokreślićdokogonależałataalboinnarzecz,
spojrzawszytylkonaaurę...Dotegopotrafiotworzyćkażdyzamek,umielatać,
stawaćsięniewidzialny,iwiele,wielewięcej...AiHubaksismógłbysię
przydać–maleńkidżinnpotrafiprzechodzićprzezściany,możekogośśledzić,
sampozostająccałkiemniezauważonym...

Ale,przerwałasamasobie,Kreolzanicniezgodzisięnacośtakiego.Zjego

opowiadańwynikało,żewstarożytnymSumerzemagowieczasamizajmowali
sięwykrywaniemprzestępstw,alerobilitowyłącznienapoleceniewysoko
postawionychosóbizawysokąopłatą.Anijedenmagniezniżyłsiędotego,
żebyzostaćpolicjantem,czyjaksiętamoninazywaliwBabilonie.Pozatym
Kreolniemadotegogłowy–wypełniakolejnypunktWielkiegoPlanu.

Skądinądzbytniosięniespieszy...wogólenielubisięspieszyć.
–Dzieńdobry,ma’am–przywitałsięHubert,gdytylkootworzyłaoczy.
Vanessępoczątkowokrępowałjegozwyczajpojawianiasięwnajbardziej

background image

nieoczekiwanychmiejscachwnajbardziejzaskakującychmomentach,także
wtedy,gdyniebyłaubrana,alegdyKreolsięotymdowiedział,postukałtylko
palcemwczołoioznajmił,żewstydzićsięskrzataniemasensu,boonitak
widziwszystko,codziejesięnaterytoriumjegodomu.Dotegoanatomicznie
różniąsięodludzibardziejniżgady,dlategoVanessajestdlaHubertarównie
straszna,jakondlaniej.Iwogóle,wstydzićsięskrzatatojakbywstydzićsię
własnegokota.

–Herbata,kawa?–Lekkoskłoniłgłowęurisk.–Copaniżyczysobiena

śniadanie?

–Dzisiajpoproszęherbatę...–odpowiedziałaVanponamyśle.–Ibułeczkęz

dżemem.

–Wtejchwili,ma’am–rzekłskrzatuprzejmie,rozpływającsięwpowietrzu.
Vanessabłogosięprzeciągnęła.BułeczkiHubertpiekłsamiwychodziłymu

rzeczywiściewspaniale–miękkie,puszyste,poprosturozpływałysięwustach.
Agdyonszykujeśniadanie,onaakuratzdążysięubrać.

OdrazupierwszegodniaVanessawpadłanapomysł,abyprzekazać

HubertowiSługę.Wkońcujemubyłonpotrzebnybardziejniżkomukolwiek
innemu.JednakżeHubertgrzecznieodmówił,wyjaśniając,żeskrzatyniemogą
korzystaćzludzkiejmagii,więcMagicznySługajestdlaniegozupełnie
nieprzydatny.

–Dziękuję,Hubercie–podziękowałapokilkuminutach,gdytacaz

zamówieniempojawiłasięnastoliku.Zpowodutakiegodrobiazguskrzatnie
zrobiłsięnawetwidoczny.

–Obudziłaśsię,uczennico?–Kreolwszedłbezpukania.Akuratjego

Vanessaniejedenrazstarałasięnauczyćpukania,aletylkopatrzyłnaniątępo,
nierozumiejąc,dlaczegomapukaćwewłasnymdomu.–Mamdlaciebie
niewielkiprezent...

Vanessaomałocosięnieudławiła,taknieoczekiwanetobyło.Ale

jednocześnieucieszyłasię–oznakazainteresowaniazestronyKreolaniemogła
jejnieucieszyć.

–Prezent?–wykrztusiłaztrudem,przełykającto,comiaławustach.–Jaki?
–Najpierwweźzpowrotemswójpierścionek–zaproponowałKreol,

wyciągającwjejstronępierścionek,którypożyczyłamu,gdypolowałnayira.

–Zabrałeśzniegotostworzenie?–zainteresowałasię,wkładającozdobę.
–Nie.
Vanessaznowuomałocosięnieudławiłaizaczęłanerwowozdejmować

pierścionek.Bezwzględunato,jakbardzogolubiła,niezmierzałanosićprzy

background image

sobieenergetycznegodemona.

–Zamieniłemgowartefakt–ciągnąłKreol.–Popatrz,zlewejstrony

pojawiłasięnanimniewielkawypukłość.Jeślinaciśniesznaniąopuszkiem
kciukaiwypowieszwmyślisłowo„Piorun!”zpierścionkawystrzelipiorun.
Moimzdaniemtobardzoprzydatnarzecz.

–Notak...–zgodziłasięVan,zostawiającpierścionekwspokoju.Bez

względunato,jaknieprzyjemniebyłonosićCOŚ

TAKIEGO

naręce,samamyślo

tym,żemożeterazstrzelaćpiorunamizpalcasprawiła,żeniemalżeoblizałasię
zzadowolenia.Vanessaoddzieckalubiłakomiksy,awprzeważającej
większościgłównymibohateramitychzeszycikówbyliodważnimłodzieńcyo
nadprzyrodzonychzdolnościach.Aterazcośtakiegotrafiłowjejręce!

–Bardzosprytne,dziękuję.Acojeszcze?
–Jeszczeto.–Byłatojejwłasnapuderniczka.–Otwórz.
Vanessaposłusznieotworzyła,ciekawa,wjakąsuperbrońKreolzmienił

niewinnyprzedmiotdamskiejtoalety.Jednakwśrodkuniebyłonicciekawego.

–Icodalej?–zapytała,niecorozczarowana.
–Dotknijlusterkaipomyślmojeimię.
Vanessatakzrobiła.Jejodbiciewmalutkimlusterkuzakołysałosię,

rozpłynęło,ajegomiejscezajęłapodobiznaKreola.Popatrzyłananiego,potem
znowunalusterko,potemznowunaniego...Jakminiaturowakamera.

–Cototakiego?–zaczęłajużsiępowolidomyślać,alewolałaupewnićsię.
–Lusterko-rozmównica.–Kreoluśmiechnąłsięzsatysfakcją.Głosdobiegł

jednocześnieizjegoustizpuderniczki.–Jeślizechceszcośmipowiedzieć
alboocośmniezapytać...Ajeśliztobąbędziecośnietak,jateżtopoczuję.

Vanessabyławzruszona.Czyżbyrzeczywiściedbałonią?
–Icojeszcze?
–Towszystko!–oburzyłsięKreol.–Tyco,uczennico,myślisz,żerodzęte

artefaktyczyco?Zrobićprzezjedenwieczórażdwa,toitakbardzodużo,może
tegodokonaćtylkoarcymag!

–Dobrze,dobrze!–Vanwyciągnęławjegostronęobieręce.–Nieszalej,tak

tylkozapytałam!

Naposterunku,gdziesłużyłaVanessanadkomisarzembyłakobieta.

PrzodkowieFlorenceIovichpochodzilizOdessy,alebyłototakdawno,że
nawetichnazwiskozmieniłosięniedopoznania.

–O,Van,couciebie?–przywitałasięzVanessąuprzejmie.–Dobrze

odpoczęłaś?

–Jakbytopowiedzieć...–zająknęłasięVan.

background image

–Wyjeżdżałaśgdzieś?–zapytałaFlorencebezszczególnejciekawości.
–DoLenguidoInkwanok–odpowiedziałaVanessa,zanimugryzłasięw

język.

–No,proszę...Agdzietojest?
–WKanadzie.Tokurortnarciarski.–Vanessaodzyskałarezon.
–No,niewiem...Jawolęplażę.NaHawajachjestterazbardzoprzyjemnie...

aledobrze,nieważne.Wezwałamcię,żebyprzedstawićcinowegopartnera.
Gdzieżonsiępodział...?

Florenceotwarłaszufladębiurka,jakbytamwłaśniespodziewałasię

odnaleźćzagubionegopolicjanta,postukałapalcemwblat,zdjęłaiprzetarła
okulary...Niewiadomo,comiałazamiarzrobićdalej,boktościchutkozastukał
dodrzwi.

–O,towłaśnieon!–ucieszyłasięFlorence.–Poznajciesię...
Vanessastarannieobejrzałamłodzieńca.Tenzkoleiobejrzałją.
Nocóż,egzemplarzniebyłtakizły.Trochęwięcejniżśredniegowzrostu,

rudawy,znakówszczególnychbrak,twarzmiałniecobezwyrazu.

–VanessaLee–przedstawiłasięVan.–DlaprzyjaciółpoprostuVan.
–MichaelShepardJackson–odpowiedziałjejnowypartner.–Lubpoprostu

Mike,alelepiejShep–takmisiębardziejpodoba.

–Niejestemznimwżadensposóbspokrewniony–pospieszniedodał

Shep,uśmiechającsięszeroko.–Poprostuzbieżnośćnazwisk.

–Toco,poznaliściesię?–zapytałaznudzonaFlorence.–Wtakimrazie

proszęprzystąpićdopełnieniaobowiązków.

Gdyzamknęłysięzanimidrzwi,Sheprzekłzniepokojem:
–JestemwSanFranciscodopierotrzecidzień,wogóleto...Żonie

zaproponowalinowąpracęiawans,więcsięprzeprowadziliśmy.Przedtem
służyłemwDetroit,coprawdaniedługo,botylkopółroku...Takwięcz
doświadczeniemumniekrucho–przyznałsięszczerze.

–Jesteśżonaty?–zdziwiłasięVan.Wydawałojejsię,żeShepjestnato

zdecydowaniezamłody.

–Dopierokilkalat...–wzruszyłramionami.–Atyoddawnatujesteś?
–Urodziłamsiętu...Aniechtodiabli,coznowu?
Ostatniezdaniewykrzyknęła,bocośdziwnegodziałosięwjejkieszeni.Coś

tamszurałojakrozzłoszczonykociak,dygotało...dobrzechociaż,żeniedrapało.

Okazałosię,żetopuderniczkazmienionaprzezKreolawwideofon.Vanessa

otworzyłająinagładkiejpowierzchnilustrapojawiłasiętwarzmaga.

–Gdziesiępodziewałaś?–zapytał.–Wywołujęcięjużoddziesięciuminut!

background image

–Aniechmnie!–zachwyciłsięShep,zaglądającjejprzezramię.–Kapitalna

rzecz!Coto,telefonzkamerą?,!

–Mniejwięcej...Pocodzwonisz?
–Takpoprostu...Aktotostoiobokciebie?–Kreolzmarszczyłbrwi.
–Mójpartner.Aco?Jesteśzazdrosny?–kokieteryjniemrugnęłaVan.
–Icojeszcze?!–prychnąłmag,wyłączającsię.
ObrażonaVanessapociągnęłanosem,chowającpuderniczkędokieszeni.Jak

zwykle,wycisnąćzKreolajakieściepłesłowobyłoniezwykletrudno...

–Totwój...–Shepszukałodpowiedniegosłowa.
–Cośwtymrodzaju–zgodziłasięVan.–Dobrze,idziemy,pokażęcinaszą

komendę.Apotempójdziemynapróbnypatrol...

PodrodzeVanessaniezgrabnieprzeprosiła,wpadładotoaletyinatychmiast

wyciągnęłapuderniczkę.

–Pocodzwoniłeś?–wyszeptała,gdytylkotwarzKreolapojawiłasięw

lusterku.

–Możeszprzyjąć,żeponic–burknąłobrażonymag.SamKreoldo

nawiązaniakontaktuniekorzystałzżadnychartefaktów,więcwlusterku
odbijałasiętylkoiwyłączniejegotwarz–jakbypłynęłasamotniewciemnym
kosmosie.–Atypocodzwonisz?

–Zapytać,pocotydzwoniłeś–odparłazdezorientowanaVanessa.–Tfu,

całkiemmnieskołowałeś.Nowięc?

–Niepokoiłemsię–niechętnieburknąłKreol,spuszczającoczy.
–Omnie?!–zachwyciłasiędziewczyna.–Oj,Kreolu,jakietomiłe...
–Niemawtymnicmiłego!–wybuchnąłmag.–Jesteśmojąuczennicą,

jestemtwoimnauczycielem,więcsięniepokoję.Cowtymdziwnego?!

Vanuśmiechnęłasięskromnie.Kreolzawstydziłsięjeszczebardziej.
–Awogóle,dlaczegomówisz„dzwoniłeś”–spróbowałzmienićtemat.–

Niewidzężadnychdzwoneczków.

–Taksięmówi–zbagatelizowałaVan.–Coporabiasz?
–Podlewamkwiaty.Obokstoitwójojciec,przekazaćmucoś?
–Nooo...Zawołajgo,samaznimporozmawiam.
–Uczennico...–Kreoluśmiechnąłsięzwyższością.–Jakmamgozawołać,

jeśliniewładamagią?Niematakiegoartefaktu–zrobiłemtylkojeden.Możesz
rozmawiaćtylkozemną.

–Szkoda...Nodobrze,słuchaj,muszęjużlecieć,jakbyniebyło–jestemw

pracy...Iwogóle–nienaruszajkonspiracji!Umówmysię,żebędzieszdzwonił
tylkowtedy,gdybędzieszmiałcośnaprawdęważnegodopowiedzenia,okej?

background image

Notoświetnie,narazie!

Kreolchciałcośodpowiedzieć,aleniezdążył–Vanessazatrzasnęławieczko.
–Ej,Van,weźtrzeciradiowózipędźpodtenadres;mamymorderstwo!–

wesołozawołałdoniejdyżurny.

–Maszcilos,właśniechciałampokazaćpartnerowikomendę...–

powiedziałarozczarowanaVanessa.

–Nicsięniestało,potemzobaczymy–wzruszyłramionamiShep.
–Co,Van,rozleniwiłaśsię?–Dyżurnychytrzezmrużyłoczy.–Wkurorcie

pewnielepiejniżwpracy,co?Nocóż,przyzwyczajajsię,przyzwyczajaj...

Vanessaspojrzałananiegozłymwzrokiem.MiałnaimięLester,nieznosiła

go.Kiedyśpróbowałjąpodrywać,aleszybkozorientowałsię,żenicztegonie
będzieidałsobiespokój.Alewzajemnaniechęćzostała,chociażzazwyczajnie
przekraczaliprzyjętychnorm.

–Dawajnoto.–WyrwałaLesterowikartkęzadresem,obrzucającgona

pożegnaniepełnympogardyspojrzeniem.–Jedziemy,Shep.

–Jakchcesz,tytujesteśszefem.–Shepuśmiechnąłsięblado.
UspokojonaVanessawestchnęłazzadowoleniem,sadowiącsięza

kierownicąpolicyjnegosamochodu.Lubiłaswojątoyotę,alewozypolicyjne
przewyższałytenmodelpodkażdymwzględem.Szkoda,żeniemożnamiećich
nawłasność.

Podziesięciuminutachbylinamiejscu.Zabójstwadokonanowdomu

czynszowym,wjednymzodnajmowanychmieszkań.Pracaszłatamjużpełną
parą–starannieoglądanociałoimiejscezbrodni,specjaliściodmedycyny
sądowejpróbowalizgrubszaokreślićczasśmierci.

–Comytumamy?–rzeczowozapytałaVanessa.Shep,jakomłodszyw

patrolu,posłusznietrzymałsięztyłu,bacznieprzyglądającsięzabitemu.

–O,Van,wróciłaś?–uśmiechnąłsięekspert.–Jakodpoczęłaś?
–Nieodchodźodtematu,Lucas.
–Mężczyzna,biały,wiekczterdzieścidziewięćlat–wyrecytowałLucas

monotonnie.–Nazwisko:CarloToscani,włoskiimigrant.Rozwiedziony,dwoje
dzieci,mieszkajązmatką.Zabitystrzałemwpierś.Kulaprzeszłanawylot,
przeszyłalewepłucoiserce.Biorącpoduwagę,żewchwiliwystrzałuofiara
siedziałaprzystole,aprzestępca,sądzącporaniewlotowej,naprzeciwko,
musielisięznać.Sądzącpostężeniuiplamachopadowych,śmierćnastąpiła
jakieśdwadnitemu,narazieniemogępowiedziećdokładniej.Łapiduchy
wyciągnąwięcejprzysekcji.

–Ktoznalazłciało?

background image

–Siostrazamordowanego.Przyjechałaodwiedzićbrata,atu...
–Rozumiem.Podejrzani?
–Naraziebrak.Nieboszczykpracowałjakokierownikdostawwfirmie

kosmetycznej,prowadziłspokojne,ustabilizowaneżycie.

–Rozumiem.–Vanessakiwnęłagłową.–Muszęzadzwonić.Jesttujakiś

spokojnykąt?

–Możesziśćdołazienki.Technicyjużtamskończyli–odpowiedziałLucas.
–Aha...Shep,poczekajtuchwilę,zarazwracam.
Vanessaświetnierozumiała,żeproszenieKreolaopomocbyłoby

bezczelnością.NiewstosunkudoKreola–wkońcumiałwobecniejsporydług
wdzięczności.Chodziłookonspirację.Zachowanietajemnicyiinnetakie...Ale
mimowszystkostraszniejąkorciło!

Właziencewszędziebyłporozsypywanyproszekdozdejmowaniaodcisków

palców.Vanessazamknęłasięodśrodkaiotworzyłapuderniczkę.Wlusterku
pojawiłasięniezadowolonatwarzKreola.NajwyraźniejVanoderwałagood
czegośważnego.

–Czego?–zapytałnieprzyjaźnie.Vanessaszybkonaświetliłasytuację.
–Maszjakiśpomysł?
–Czegowłaściwieodemniechcesz?–zdziwiłsięKreol.
–No,oczywiściedowiedziećsię,ktotozrobił...Niemógłbyśgowskrzesić?
–Akiedyumarł?
–Jakieśdwadnitemu.
–Wtakimrazienie.Mózgjużzacząłsięrozkładać.Mógłbymtylko

częściowo.

–Czylijak?
–Zombi–krótkowyjaśniłmag.
–Nie,dziękuję!–przestraszyłasięVan.–Jeszczemitylkozombitubrakuje!

Innepropozycje?

–Przynieśmijegogłowę,uczennico–zażądałKreol.–Ożywięjąisam

wszystkoopowie.

–Aha!Ajaktytosobiewyobrażasz?„Przepraszamchłopaki,potrzebnami

głowategogościa.Mójznajomymagchcepoznaćimięzabójcybezpośrednioz
ustofiary.Niemacieczasempiły?”Natychmiastzamknęlibymniew
psychiatryku!

–Unaszawszetakrobionoiniktsięniedziwił–burknąłKreol.–To

najpewniejszysposób...

–Aunasnie!Potrafiszjakośinaczej?

background image

–Wiesz,jaksięnazywa?
–Oczywiście.
–Wtakimrazieprzynieśmikilkakroplikrwi.Albochociażwłos.Wywołam

jegoducha–niechętniezaproponowałKreol.–Aletojesttrudniejszeniż
ożywieniegłowy!

–Zatomniebędziełatwiej.–Vanessauśmiechnęłasięzłośliwie.–Jakdługo

topotrwa?

–Jeślizacznęsięszykowaćodrazu,tojakieśdwadzieściapięćminut.
–Świetnie,czekajnamnie.
Vanessawyszłazłazienkiwświetnymhumorze.
–Lucas,przygotujmiszybciutkopróbkęnawzórDNA,co?–poprosiła.
–Poco?–spytałekspert.–Nasijużwzięlidolabu.Wynikibędąjutro...
–No,pobierztrochękrwipipetką.Cociszkodzi?–Vanzaczęłasię

denerwować.–Słuchaj,jasięniewtrącamdowaszejroboty...

–Dobrze,dobrze...Tylkopococito?
–Atak,potrzebnemi...Shep,niebędzieszmiałnicprzeciwko,jeśli

podskoczymynapółgodzinywjednomiejsce?

Sheptylkorozłożyłręce–naBoga,dlaczegobynie.
–Ej,Van,sprawajesttwoja!–krzyknąłwśladzaniąLucas.–Niemarudź

zabardzo,Iovichnielubiczekać!

–Wiem!–zbagatelizowałaVanessa.–Lucas,założyszsię,żezagodzinę

będęwiedziała,ktozabił?

–Zagodzinę?Van,niewygłupiajsię...Aocosięzałożymy?
–Odwadzieściabaksów.
–Stoi.Czasstart,jeśliniezadzwoniszwciągugodziny–przegrałaś.
–Adokądjedziemy?–zainteresowałsięShep,gdyjużsiedzieliw

samochodzie.

–Dojednegoznajomego.Jestspecjalistąwtakichsprawach.
–KtośwrodzajuNeroWolfe’a?Rozwiązujezagadkikryminalnebez

wychodzeniazdomu?

–Nie,tojuższybciejktośwrodzajuNostradamusa...Dobrze,potemci

opowiem,jesteśmynamiejscu.

Shep,jakwieleosóbprzednim,patrzyłnadomKatzenjammerazniemym

zachwytem.DziękiwysiłkomVanessyiHubertawstrętnawillastałasiętrochę
mniejwstrętna,aleniestety,tylkotrochę.

–Ktotumieszka?–zapytał,oszołomiony.–DoktorFrankenstein?
–Prawie...–wymamrotałaVanessa.–Wiesz,lepiejpoczekajnamniew

background image

samochodzie.Tenfacet...madośćnieprzyjemnycharakter.

–Aczyonwogólejestnormalny?–upewniłsięzaniepokojonyShep.–

Możetowariat?

–Absolutnienormalny!–ucięłaVan.–Czekaj!
Shepwzruszyłramionamiisięgnąłpopapierosa.
KreolczekałnaVanessęwprogu.Hubaksis,jakzwykle,siedziałmuna

ramieniu.

–Jestemgotowy–oznajmił,nietracącczasunapowitania.–Aty?
–Tutaj.–Vanpokazałaszklanąrurkęzkrwią.
–Świetnie.–PokiwałgłowąKreol,rzucającokiemnaczerwonąciecz.–

Chodźmynastrych.

Zdążyłprzygotowaćwszystkodoplanowanegowywołaniaducha.
Narysowałnapodłodzeniewielkiokrąg,wktórymmógłsięzmieścić

człowiek,awokółniegopięćsymboli:trzyfalistelinie,płomień,dwatrójkąty–
jedenczęściowonachodziłnadrugi,trzyrównoleglekreskiikołozboku,a
takżedwiegwiazdkiiprostąlinięmiędzynimi.Wśrodkuokręgunarysował
stylizowanąludzkączaszkę.

–Jaksięnazywa?–zapytałKreol,stającobokkręgu.
–CarloToscani.
–Dobrze...Patrzizapamiętuj,uczennico.
Kreolgłośnowestchnął,rozłożyłręcenaboki,potemskrzyżowałjenapiersi

iwyrecytowałśpiewnie:

–Wzywamcięizaklinam,duchu,przyjdźrozmawiaćzemną!Twoim

imieniem–CarloToscani,twojąkrwią–Kreolwylałkilkakropeldośrodka
kręgu–swojąmocąspirytualistyinekromantywywołujęcięizaklinam,duchu!

Nadrysunkiemczaszkipowietrzezgęstniało,apotemwewnątrzkręgu

zmaterializowałasięludzkapostać–przezroczysta,alecałkiemdobrze
widoczna.

Wrysachtwarzywidocznebyłoniewątpliwepodobieństwodotrupa,którego

Vanessaoglądałaniewięcejniżpółgodzinytemu.

–Cosięstało?–spytałduchledwiedosłyszalnymszeptem.–Cosięstało?
–CarloToscani?–Vanpodeszłabliżej.–FunkcjonariuszkaLee,policjaSan

Francisco.Mamdopanakilkapytań...

–Nieźle!–zachichotałduch.–Gliniarzomcałkiemodbiło,nawetpośmierci

wzywająnaprzesłuchanie!

–Todlatwojegodobra.–Vanessazmarszczyłabrwi.
–Dlamojegodobra?–zdziwiłsięduch.–Jakośmiwszystkojedno...

background image

–Czyżbyśniechciałwsadzićswegozabójcydowięzienia?
–Tak,byłobynieźle...–zgodziłsięToscanipokrótkimnamyśle.–Jak

myślicie,ilemożedostać?

–Trudnowtejchwilipowiedzieć...–wykręciłasięododpowiedziVanessa.

–Znaszgo?

–Oczywiście!ToAbe...bydlę,zawszewiedziałem,żeniemożnamuufać!

Paniwładzo,proszępowiedziećDorothy,jakizniegodrań!Poprostunie
mogę...jaktylkopomyślę,żewpadnieterazwjegołapy,toażsięwgrobie
przewracam!Apropos,kiedymniepochowają?Boniechcąmniewpuścić...

–Proszęopowiedziećszczegółowoomorderstwie.–Vanessasięgnęłapo

dyktafon.–Proszęmówićdotego.

–Nieudasię–porazpierwszywtrąciłsiędorozmowyKreol.–Zduchami

tetechnicznesztuczkinieprzejdą.

–Szkoda...Wtakimrazieproszępoprostumówić,ajabędęzapisywać.–

Vanessaschowaładyktafoniwyjęłanotes.–Bardzoproszę.

–Zacznęodpoczątku...
ZnudzonyShepnadalobijałsiękołosamochodu,gdynadszedłMao.

Dowiedziałsię,żeniedalekojestwypożyczalniawideoipostanowiłwybraćsię
tam,wziąćcośdopooglądania.Terazwracałzkasetami.

–Dzieńdobry,paniewładzo–ukłoniłsię.–Pandomnie?
–Nie,towarzyszępartnerce...–powiedziałShep.
–AczyonaniemaprzypadkiemnaimięVanessa?–uśmiechnąłsięMao.
–Znająpan?–zdziwiłsiępolicjant.
–Oczywiście,żeznam.Tomojacórka.
–Ach,tak?Totutajmieszkacie?
–Nie,jestempoprostugościem.Toonatumieszka.Vanniemówiłapanuo

tym?

–Wtakimrazieczegośnierozumiem...–skonfundowanySheppodrapałsię

wgłowę.–Powiedziała,żechcenaradzićsięzjakimśekspertem...Tojest
związaneześledztwem,rozumiepan?

–Ach,więctotak...–Maopokiwałgłowązezrozumieniem.–Widzipan,

mieszkatutakżeniejakiKreol...Mamwielkąnadzieję,żezostaniemoim
zięciem,alebardzoproszęniemówićVanessie,żeotymwspomniałem.Notak,
mapanrację,tonadzwyczajnyekspert.Potrafiwszystko...–Maozzachwytem
pokiwałgłową,zeszczęśliwymwyrazemtwarzydotykająclewegooka.

–Cześć,tato.–DrzwiotwarłysięiVanessawyszłanazewnątrz.Wyglądała

nanadzwyczajzadowoloną.–Wybacz,muszęuciekać,wpadłamdosłowniena

background image

chwilkę.Tomójnowypartner...Shep,tata.Tata,Shep.Amożejużsię
poznaliście?

–Jeszczeniezdążyliśmy...–zaśmiałsięMao.–Młodyczłowiekopowiedział

miconiecoowaszymśledztwie...Kreolbyłwstaniepomóc?

–Itojak!–uśmiechnęłasięVanessa,wyjmująctelefonkomórkowy.–Hallo,

Lucas?Cześć!Spójrznazegarek,mamjeszczeczas?Super!Zapisuj...Zabójca
nazywasięAbrahamFletcher,pracujewtejsamejfirmieconaszklient.
Pokłócilisięokobietę,niejakąDorothyClarence,pracującąwtymsamym
miejscu.Fletcherpostanowiłzastosowaćradykalneśrodki.Szykujkasę!

–Rzeczywiście,ekspert...–Shepzuznaniempokiwałgłową.

background image

Rozdział14

Przyznajsię,przyznajsię,bydlaku!
VanessaiShepstosowalistarąsztuczkęzdobrymizłympolicjantem.Van

wrzeszczałanapodejrzanego,aShepszeptemnamawiałgo,abysięprzyznał,
zanim„tawariatkacałkiemnieoszaleje”.Aleniedawałotożadnegoefektu.

–Słuchajcie,niewiem,oczymmówicie!–odpowiadałzdenerwowany

Fletcher.–Tak,znałemCarla,ibardzomiżal,żegozabili,aletonieja,
rozumiecie?Iwogólebędęrozmawiałtylkowobecnościadwokata!

Vanzostawiłagowpokojuprzesłuchańiwyszłazadrzwi.Pochwili

przyłączyłsiędoniejShep.

–Niepuszczafarby...–zauważyła,niepatrzącnapartnera.
–Właśnie–zgodziłsięShep.–Pistoletunieznaleźliśmy,alibimażelazne...

Zupełnieniemasiędoczegoprzyczepić!Aleczujęprzezskórę,żetoon!
Słuchaj,atentwójekspertniemożedaćnamjakichśdowodów?

–Móctomoże,tylkożeżadensądichnieuzna–przyznałaVanze

smutkiem.–Chociażnie,poczekajchwilę...Zarazwracam.

Vanessaodeszłanakilkakroków,wyjęłapuderniczkęiszeptemnaświetliła

Kreolowisytuację.

–Nicnieumieszsamazrobić...–stwierdziłKreolzsatysfakcją.Nie

wiadomodlaczegomiałnagłowiekucharskączapkę.–Zamoichczasów
zeznaniazdobywałosięzapomocądwóchrzeczy:metaluiogniastosowanych
razemlubosobno.Więctak,słuchajinstrukcji:napoczątekweźkilkaigiełi
wbijmupodpaznokcie.Najlepiejzacznijodmałegopalca,tamboli
najbardziej...

–Ostatnirazpowtarzam:torturysąunaszakazane!–wysyczałaVanessa.
–Wtakimrazieniemasięcodziwić,żeniktsięnieprzyznaje!Najego

miejscuteżbymmilczałjakgłaz!Wtakimrazieprzywieźgodomnie.Potrafię
odróżnićprawdęodkłamstwa.

–Takoczywiściemożna,ale...–zawahałasięVan–...możejeszczecoś

wymyślisz?

–Możnajeszczezastosowaćproszekprawdy.–Kreolniepodjąłdyskusji.

Wyglądałonato,żeniechciałomusięwysilać.–Niejestzbytefektowny,ale
teżdziała.Masz?

background image

–Zasadniczototeżniejestdozwolone...–męczyłasięVanessa.–Jeśli

ekspertyzawykaże,żepodejrzanegonaszpikowanojakiśświństwemnieźlemi
sięoberwie...Apozatymniemamtakiegośrodka...

–Jużdobrze,pomogę.–Kreoluśmiechnąłsiępodnosem.–Mójproszekjest

magiczny,nieszkodliwydlazdrowia,wasispecjaliścizanicnaświeciegonie
wykryją.Czekaj,przyślęniewolnikazprzesyłką.

–Wspaniale!
Vanessaprzerwałapołączenieizradosnymwyrazemtwarzywróciłasię

Shepa.Tenpopatrzyłnaniąuważnie,alenatychmiastodwróciłwzrok.Na
pewnocośpodejrzewał,leczjakiemógłsnućteorie?

Vanessapoleciłapartnerowikontynuowaćpróbywydobyciazeznańz

podejrzanego,asamawyszładosąsiedniegopomieszczenia,usiadłaprzybiurku
ipróbowałapodnieśćzszywacz.Oczywiście,nierękami,alesiłąwoli.Nicztego
niewyszło.Westchnęłaispróbowałazrobićtosamozdługopisem.Rezultat
pozostałniezmienny.Nawetspinaczniezareagowałnawysiłkipoczątkującej
magini,nawetmalutkazszywkazewspomnianegozszywacza,nawet
kawałeczekpapieruniewielewiększyodpłatkastokrotki.

Porzuciwszybezowocnewysiłki,Vanessazesmutkiempomyślała,żez

każdąminutącoraztrudniejbędzieprzetrzymywaćtegocałegoFletchera–
wszystkiedopuszczalneterminydawnojużminęły,należałogowypuścićjak
najszybciej,inaczejmógłoskarżyćichoniezgodnezprawemograniczenie
wolności.Vanznałatakichtypów–staćgonato.Chociażnie,oczywiście,że
niezaryzykuje–jeślirzeczywiściejestzabójcą,byłobytoskrajną
bezczelnością...Ajestzabójcą–duchToscaniegowyraźniegowskazał.Nibypo
coduchmiałbykłamać?Zresztąniemógłby,jeśliwierzyćKreolowi...

RozmyślaniaVanessyprzerwałsłaby,ledwiedosłyszalnypiskdochodzącyz

szufladybiurka.Vanessawysunęłająiztrudempowstrzymałaokrzyk
zdziwienia.WewnątrzsiedziałHubaksis.

–Cześć,Van!–pisnąłcichutko.–Niespóźniłemsię?
–Nie,zdążyłeś.–Vanessaodwróciłasięmimowolniewstronęoknaz

weneckimlustrem.ShepiFletcherprzeszywalisięnawzajempełnymizłości
spojrzeniami.

–Jakmnietuznalazłeś?
–Dziękilusterku.Panwbudowałwnienadajnik.Awięctotutajpracujesz?
–Tak,tak–przytaknęładziewczynaniecierpliwie.–Gdzieserum?
–Cotakiego?–zdziwiłsiędżinn.
–Serumprawdy!Kreolmiobiecał!

background image

Hubaksisfuknął,zdejmujączgrzbietuogromnyplecak.Ogromnyjaknajego

filigranowerozmiary,oczywiście.Vanessaszczerzesięzdziwiła,żenie
zauważyłagowpierwszymmomencie.

–Serum...–wymamrotałposłaniec,przekazującładunek.–Niematu

żadnegosera,doczegomógłbysięprzydać?Awięctak:proszekprawdyjest
bezbarwnyiniemazapachu.Możnagopodaćwjedzeniu,wpiciualbopodpalić
idaćdymdopowąchania.Osoba,którazjeproszeklubwchłoniedym,niemoże
kłamaćaniprzemilczećniczego,cowieiwygadawszystko.Towszystko?–
zapytałsamsiebieHubaksis,niepewny,czywystarczającodokładnieprzekazał
instrukcję.

–Dziękuję.–Vanuśmiechnęłasię,oglądającproszek.Zwyglądu

przypominałnajzwyklejsządrobnoziarnistąsólkuchenną,tyleżetrochę
ciemniejszą.

–Van,mogęzostaćtutrochę?–poprosiłHubaksis.–Jestemzmęczony,chce

misięspać,awdomupanznowumniegdzieśpośle...

–Zostań,tylkoniewyłaźzszuflady,boniedajBoże,ktościęzobaczy!–

pozwoliłaVanessaizaczęłamajstrowaćprzyekspresiedokawy,któryna
szczęściestałwzasięguręki.–Ailetegodać?–zaniepokoiłasię,szykując
swojąulubionąkawębezcukru.

–Wystarczyszczypta–oznajmiłdżinn,oceniającwielkośćstyropianowego

kubeczka.–Niemusidziałaćdługo?

–Nawetlepiejjeślisięszybkoulotni.Najważniejsze,żebyzdążyłsię

przyznać,apotemniechsiędziejecochce...

–Słuchajcie,tojużprzechodziwszelkiegranice!–Podejrzanyzoburzeniem

podniósłgłos,gdyVanessaweszładopokojuprzesłuchań.–Albomnie
wypuścicie,alboprzynajmniejwezwijciemojegoadwokata!Zdajesię,żemam
prawodojednegotelefonu,amożedemokracjajużnicnieznaczywnaszym
kraju?!

–Niemacosiędenerwowaćbezpowodu.–Vanessauśmiechnęłasię

przymilnie.–Lepiejnapijmysiękawy.

–Dziękuję–burknąłFletcherzezłością,biorąckubek.–Wydajemisię,że

wypadłapanizroli.

–Toznaczy?
–Oilezrozumiałem,pan–wskazałnaShepa–jestdobrymgliną,apani–

przesunąłpalecwkierunkuVanessy–złym.Jeśliwcześniejpodzieliliścierole,
toprzynajmniejtrzymajciesięichkonsekwentnie...

–Dobrze,dobrze...–Vanniekontynuowałasporu,zradościąobserwując,

background image

jakpochłanianapójzniespodzianką.–Aterazproszępowiedzieć,czytopan
zabiłToscaniego?

–Tak,toja.–Fletcherpokiwałgłową.Rozległsiętrzaskwłącznika

dyktafonu.–Przecieżuprzedzałem,żebytrzymałsięzdalekaodDorothy!
Mówiłem,żetenkoziołjestdlaniejzastary!Aleniechciałmniesłuchać–czyli
samjestsobiewinien...Cotusięwyrabia,dodiabła?

–Proszęniezmieniaćtematu–zażądałaVantonemostrymjakbrzytwa.–

Proszęopowiedziećwszystkoszczegółowo.

Fletcherzacząłmlećjęzykiem.Wypaplałwszystko:jakobmyśliłcałyplan,

jakkupiłujakiegośczarnoskóregonastolatkapistolet–gówniany,skleconybyle
jakgdzieśwTajlandii,alewystarczającydlajegocelów,jakzorganizowałsobie
alibi–bardzosprytnie,trzebaprzyznać,jakzabiłToscaniegoizadbałoto,by
niktgoniezauważył,jakpozbyłsiępistoletu,itakdalej,itakdalej...Przezcały
czasmiałprzytymoczypełnestrachuizdziwienia,aSheppatrzyłnaVanessęz
niemymzachwytem.

–PolicjaSanFranciscodziękujezawspółpracęiżyczymiłegodnia–

przyjaźnieuśmiechnęłasięVan.–Szczereprzyznaniesiędowinyzostanie
uwzględnioneprzezsąd.Ej,chłopaki,zaprowadźciegodoceli!Myślę,żenie
będziesiępannadalupierałprzynatychmiastowymzwolnieniu.

Vanessajużzbierałasiędodomu,gdywezwanojądogabinetuszefowej.

Dziewczynazmełławustachprzekleństwo,wpychającHubaksisadokieszeni.
Malutkidżinnuparłsię,żenieopuścipomieszczeniainaczej,jaktylkoznią,i
przezcałyczassiedziałwszufladzie.Najwyraźniejcośtampalił–Van
doskonaleczułazapachdymu.

–Wzywałamniepani?–zapytałaVanessawsuwającgłowęprzezuchylone

drzwi.

–Tak,Van,wejdź–kiwnęłagłowąFlorence.Nabiurkuleżałydokumenty

sprawyFletchera.–Siadaj.

Vanessausiadła.Komendantkauparcienieodrywaławzrokuodpapierówi

napięciewgabineciepowolirosło.

–Taaa...–westchnęławkońcu.–Wiesz,dzwoniładziśdomniemojadaleka

kuzynka,zdajesię,żeszwagierkakrewnegomojegoteścia,czycośwtym
rodzaju...nieważne.Skarżyłasię,żejejprzyjaciółkęzahipnotyzowałjakiś
podstępnykosmitaiodtegoczasuniejestjużsobą.Aprzejawiasiętotym,że
niechcesięzadawaćznią–swojąnajlepsząprzyjaciółką.Wedługmnie,tajej
przyjaciółką,wręczprzeciwnie,wyzdrowiała,ale...cootymsądzisz?

–Acomogęotymsądzić?–Vanwzruszyłaramionami.–Cotoma

background image

wspólnegozpolicją?

–Nie,oczywiście...–ZmarszczyłasięFlorence.–Wogóletojużsię

przyzwyczaiłam,botawróżkacotydzieńwyskakujezczymś...takim.AtoUFO
jejlądujewogródkuztyłudomu,atoYetigrzebiewśmietniku,atowampir
ofiarujerękęiserce,atoleprechaunpodrzucigarnekzezłotem...Alechodzio
to,żetymrazemwskazałakonkretnyadres,podktórymzamieszkuje„kosmita”.
Twójadres!TotywprowadziłaśsięniedawnododomuKatzenjammera?Już
kiedyśprzyszładonaswtejsprawie...

Vanessaszybkozamknęłausta,którejużzaczęłaotwierać,bywygłosić

kolejnąreplikę.Paniusia-mediumokazałasiękuzynkąjejszefowej.Jakiten
światmały...

–Cozamierzaszztymzrobić?–zapytałaostrożnie.
–Oczywiście,nic...–wzruszyłaramionamiFlorence.–Ktozwracauwagina

takieskargi?Absolutnienic,ale...Van,niechceszmiczegośpowiedzieć?

Vanessapowolipokręciłagłową.
–Dobrze...–Florencepokiwałagłową,całyczaspatrzącjejpodejrzliwiew

oczy.–Wtakimrazieprzejdźmydobardziejnamacalnychzagadnień.Jakcisię
toudało?

–Aleco?–Vanniewinniezamrugałaoczętami.
–Fletcherzłożyłnaciebieskargę.Utrzymuje,żenaszpikowanogojakimś

świństwemizmuszonodozłożeniaobciążającychzeznań.Możeszmiećkłopoty.

–Więctotak?–WargiVanessyścisnęłysięwcieniutkąkreskę.–Aco

wykazałybadania?

–Kompletnienic.Żadnychpsychotropów.Znaleźlinawetszklankęwhisky,

którąwypiłwczoraj,ale...

–Ale?
–Samasłyszałamjegoprzyznaniesiędowiny.Van,powiedzszczerze,jakci

siętoudało?Hipnoza?Praniemózgu?Wedługmnieustanowiłaśrekord–
przestępstwobezżadnegopunktuzaczepienia,sprawcawykrytywciągudwóch
ipółgodziny...Niczegotakiegoniepamiętam,jakdługotupracuję.

–Nierozumiem,ocochodzi–odparłaVanessasztywno.
–Dobrze.–Florencewzruszyłaramionami.–Alemusiszwiedzieć,żetaśma

znagraniemniejestdowodemwsądzieikażdyadwokatnatychmiastudowodni,
żetopodróbka.Dlategomamdociebietylkojednopytanie.

–Tak?
–Czymożeszzmusićtegobydlaka,żebyjeszczeraztopowtórzył?Przed

ławąprzysięgłych?

background image

–Jeślitokonieczne...–Vanzrobiłabuzięwciup.–Przyznasię,ażmiło.
Florenceporazpierwszypodniosłagłowęipopatrzyłaprostona

rozmówczynię.Woczachigrałyjejwesołeiskierki.

–Możejednakpowiesz?–zapytałaznadziejąwgłosie.–Chociażtyle:

hipnozaczyserum?

–Serum...–westchnęłaVan.–Alejestzupełnienieszkodliwe!Poprostu

zmuszadomówieniaprawdy.

–Zupełnienieszkodliwe...–rozmarzyłasięszefowa.–Ibadanienicnie

wykazało...Tak,widziałamtakierzeczy,alepotemnietrzebabyłoichnawet
szukać–nakilometrbyłowidać,żegościaczymśnafaszerowano...Agdzie
możnazdobyćtakiecudo?

Vanessamilczała.
–Dobrze,niechcesz–niemów,proszębardzo!–rozzłościłasięFlorence.–

Mogłabyśchociażdaćjakąśwskazówkę.Mniebysięteżprzydałoparęfuntów...

–Wystarczyszczypta–niewytrzymałaVan.
–Notoparęfuntówwystarczyłobynadługo...–uśmiechnęłasięrozmarzona

Florence.–Nocóż...Dobrze,Van,możesziść,alegdybyśmiałaochotęsię
podzielićjakimiśinformacjami,towiesz,gdziemnieznaleźć.

–Zapamiętam.–Vanpoważniekiwnęłagłową,wstającodstołu.Miała

szczerąnadzieję,żeszefowaniesłyszała,jakwkieszenichichoczedżinn.
Hubaksiszdecydowanienieumiałsiedziećcicho.

WychodzączgabinetuVanżałowała,żenieodgryzłasobiejęzyka.Przez

całyczaskrzyczałanaprzybyszówzprzeszłościzato,żenieprzestrzegają
konspiracji,aterazmaszcilos!Samawszystkowypaplała!Zachciałojejsię
pochwalić–wykryćprzestępstwowrekordowymczasie!Ateraznapewno
rozejdąsięplotkinajejtemat,iniewiadomo,doczegomożetowkońcu
doprowadzić.

–Głupia,głupia,głupia...–mamrotałaVanessa,złanasiebie.
KuwielkiemuzaskoczeniuVan,wdrodzezgabinetuszefowejdowyjścia,aż

trzyrazyzatrzymywalijąkoledzy.Powódzakażdymrazembyłtensam–
wszyscystraszniechcielipoznaćtajemnicęnapojuodkrywającegoprawdę,ijeśli
tomożliwe,zdobyćdlasiebiechociażodrobinę.Tak,plotkirozchodząsiępo
komisariaciebardzoszybko.

–Kreol...?–Vanessaotwarłapuderniczkę,sadowiącsięzakierownicą.
–Coznowu,uczennico?–odburknąłmag.–Cotymrazem?Możejeszcze

mampopracowaćjakokat,czyjednaksamiwykonaciewyrok?!

–Nakim?–przestraszyłasięVan.

background image

–No,natym...Dlaktóregozamawiałaśproszekprawdy.Apropos,jakgo

zabiją?Ogień?Sznur?Topór?Wbijąnapal?

–Wogólegoniezabiją,panie!–wtrąciłsiędorozmowyobrażonyHubaksis.

–Wyobraźsobie,żepoprostuwsadzągodolochunakilkalat!

–Ciekawe,dlaczegomnietoniedziwi?–westchnąłKreol.–Szalonyświat,

szaleniludzie...

–Dość!–wybuchnęłaVanessa,przekręcająckluczykwstacyjce.–Powiedz

lepiej,czymożeszprzygotowaćmijeszczetrochętakiegoproszku?

–Jeszczetrochę?–zmrużyłoczyKreol.Vanessiewydawałosię,żezachwilę

wyskoczyzlusterka.–Ailekonkretnie?

–No...kilkafuntów.Nazapas.
–Niemąćmiwgłowie,uczennico–zmarszczyłsięmag.–Iletojestfunta?
–Niefunta,tylkofunt.Mniejwięcejtyle.
Vanessanasekundęoderwałaręceodkierownicyipokazała,jakąobjętość

miałbyworekzdwomafuntamiproszku.Kreolażzakaszlałzezdumienia.

–Żartujesz?–wychrypiał.–Pococityle?Zamierzaszprzesłuchaćcałą

armięimperium?!

–Chcenimhandlować,panie!–pisnąłdżinn.
–Aaaa...Tocoinnego!–Kreolmomentalniesięuspokoił.–Zamoich

czasówteżnimhandlowali,toprzydatnyśrodek...Tylkoniesprzedawajza
tanio,todrogarzecz!

–Jakdroga?–zniewinnąminązapytałaVan.
–Tozależy,ktogorobił!–ZdumnąminąuniósłpalecKreol.–Imsilniejszy

mag,tymlepszyproszekmuwychodzi.NiejestemMistrzemEliksirów,ale
wychodziminieźle,myślę,żepółtoramiarkizłotabędziewsamraz...

–Jakto?
–Przypomnijmi,jaksięnazywatawaszamiara?
–Funt,panie!–życzliwieoznajmiłHubaksis.
–Właśnie.Czyli,jeślibędziegopotrzebował–chociażkomumożebyć

potrzebneażtyle?!–funtaproszkuprawdy,będziemusiałzapłacićpółtorafunta
złota.

–Alemaszwymagania!–fuknęłaVan.–Zamierzaszhandlowaćzarabskimi

szejkami?

–Niktniebędziepotrzebowałażtyle!–WzruszyłramionamiKreol.–W

Sumerzetenproszekzawszepodawanowmałychdozach.Woreczek,takijak
ten,któryciposłałem,kosztujedwiezłotemonety.Szczyptęmożnabyłokupić
zasrebrnika...

background image

–Słuchaj,aczyniemasznicprzeciwkotemu,żestosujęmagięnaoczach

wszystkich?–próbowałauspokoićsamasiebieVan.–Rozumiesz,unasztym
nieco...

–Mamtownosie!–rozzłościłsięKreol.–Magiatonajwiększazesztuk,

uczennico!Nigdyniepowinnaśwstydzićsięswoichumiejętności!

–Ajeślirozejdąsięplotki?–Vanessacałyczasniemogłapozbyćsię

wątpliwości.–FBI,naprzykład...

–Jeśliktośspróbuje...–twardoprzerwałKreol–chociażbyspróbuje

zabronićmipraktykowaniamagii...lubchoćbynakażerobićtowtajemnicy!
Oooo...Czymacieprawo,któretegozabrania?

–Nie,toniejestzakazane...
–Wtakimraziemamtownosie!ImperatorHettia,rządzącyjeszczeprzed

moimnarodzeniem,spróbowałkiedyśograniczyćprawamagów...Wiesz,coz
tegowynikło?

–Co?
–Jedenbardzomartwyimperator,otco!–warknąłKreol.–Jeśliwaszkról...

jaktygotamnazywasz?Zydent...prodent...?

–Prezydent.
–Jeślitentwójprezydentspróbujewydaćtakieprawo,wasząstolicę

nawiedzidżuma,szarańcza,huraganyitrzęsieniaziemi!–piekliłsięmag.–
Jestemarcymagiem,niepozwolę...

–Askądwziąłeśtakizgrabnyplecaczek?–przerwaładziewczynamocnojuż

znudzonajegogroźbami.–ObrabowałeślalęBarbie?

–Woreczek?Sługauszył...chwilę...jakiznowulalos?!–najeżyłsięKreolz

niewiadomegopowodu.–Toonejeszczeistnieją?

–Kto?Lalki?Aconibysięznimimogłostać?
–Skądtusięwzięły,panie?!–zaniepokoiłsięHubaksis.–Wszystkie

wytępiono,nieprawdaż?!

–Taksądziłem...–zazgrzytałzębamimag.–Gdziemieszkają,uczennico?

Szykujsięniewolniku,czekanasnowabitwa...OPotężnyToporze,czyżbynie
starczyłoci,żezaczynamwojnęzLengiem?!Niestarczy,żenapuściłeśnamnie
Troya?!NałonoTiamat,dlaczegojeszczeito?!

–Oczymwymówicie?–Vanessaztrudempowstrzymałasięodśmiechu.–

Comacieprzeciwkolalkom?!

KreoliHubaksiszaczęlimówićjednocześnie,zewzburzeniemgapiącsięna

Vanessę–jedenzkieszeni,drugizlusterka.JużpopięciuminutachVan
zrozumiała,żezaszłobanalnenieporozumieniemiędzyprzedstawicielami

background image

różnychkultur.PokolejnychpięciuminutachwyjaśniłatoKreolowii
wytłumaczyła,jakielalkimiałanamyśli.

Okazałosię,żewstarożytnymSumerze,istniałylalki,kukiełkiiinne

zabawki,alesłowo„lalka”dlaprzedstawicieliróżnychcywilizacjioznaczałocoś
zupełnieinnego:„Lala”,adokładniej,„lalos”byłowstarożytnejGrecjii
Mezopotamiiokreśleniemprzedstawicielisiłynieczystej:półdemonówpół
ludzi,którzywswoimczasiebardzodalisięweznakisławnemuBabilonowi.
StworzeniaterozpełzłysiępocałejówczesnejMezopotamii,bezustanku
zmieniającludziwsobiepodobnestwory.Byłyczymśwrodzajuwampirów,
tylkooznaczniebardziejodpychającymwyglądzieiniecoinnychobyczajach.
Niepiłykrwi,wolaływysysaćduszę.Jejmiejscezajmowałjakiśeteryczny
surogat,aczłowiekzmieniałsięwokropnestworzenie–lalosa.Zewnętrznie
lalosyprzypominałytrędowatychwostatnimstadiumchoroby.Skołowanej
VanessiemimowolnieprzyszedłdogłowyLaos,jakokrajzapełnionypobrzegi
lalosami.

Kreolbyłjeszczecałkiemmłodymmagiem,gdykrucjataprzeciwkolalosom

zakończyłasięcałkowitymzwycięstwemludzi,leczmimotowziąłudziałwtej
legendarnejwojnieiwyniósłzniejogromnąnienawiśćdolalosówitych,którzy
nimirządzili–związkupotężnychnekromantóworazDagona,arcydemona
Lengu,stojącegonaczeletegostowarzyszenia.Hubaksisteżwidziałkilka
lalosów–niewielkiejgrupieudałosięuniknąćzagłady.

–Nieśliśmierćizniszczenie–ponurozakończyłopowieśćKreol.–

Dwanaściemiastzostałodoszczętniezniszczonych,aichmieszkańcyzamienili
sięwstworyduszożerców.WszyscywojownicyiwszyscymagowieSumeru
walczyliznimi,iwkońcuzwyciężyliśmy,alejakżedrogozapłaciliśmyzato
zwycięstwo!OstatniztychstworówukrywałsięwkatakumbachBabilonu–
wyławialiśmyjepojednejsztuce...

–Najważniejszepodczasspotkaniazlalosem–modlićsięzewszystkichsił–

podzieliłsięswymdoświadczeniemHubaksis.–Lalosniemożezrobićkrzywdy
komuś,ktoszczerzewierzy...

–Dlategotodziesięcioleciebyłookresemswoistegooczyszczenia–skrzywił

sięmag.–Wczasiewojnywiarawbogówbardzosięumocniła–tylkoona
mogłauratowaćprzedlosemgorszymodśmierci.

–Atocidopiero...–ztrudemwykrztusiłaVanessa.
Niczegosobie–aonamyślała,żetakiekoszmaryzdarzająsiętylkow

okropnychhorrorachtypu„Nocżywychtrupów”.Coprawda,jeśliwierzyć
Kreolowi,nadługoprzedtemmiałamiejscekrwawawojnazwojskamiLengu,w

background image

porównaniuzktórąpotyczkizlalosamiwyglądałyjakkonfliktizraelsko-
palestyńskiprzydrugiejwojnieświatowej.Ajeszczewcześniejbyławojnaz
jaszczuroludźmi.Ajeszczewcześniej...WkońcuVandoszładowniosku,że
trafiłasięjejwcalenienajgorszaepoka,boprzezostatniewiekiludziebilisię
tylkozsobiepodobnymi.Zeswoimi.

Obcysięskończyli.

background image

Rozdział15

Minęłokilkadni.AgnesLeewkońcuwróciłazEuropy,alenatychmiast

znowuumknęła,zabierajączsobąmęża,mimożetenstawiałopór.Bowiecie,
wypatrzyławBostoniezachwycającydomeczekidealnydladwóchosóbitrzeba
gojaknajszybciejobejrzeć.Kiedyzdążyłasiętymzająćiwczymbostońskie
domkisąlepszeodtychwSanFrancisco,pozostałozagadką.Wdomu
Katzenjammerazatrzymałasiętylkonachwilę,bywypytaćVanessę,couniej
słychaćizażądać,bywkońcuokreśliładatęwesela.Dobrze,żeKreoltegonie
słyszał...idobrze,żeAgnesgoniewidziała.Sumeryjskimagwciążrobiłsię
corazmłodszy.WyglądałteraznaniewielestarszegoodVanessy–nawet
najbardziejnieprzychylneokoniedałobymuwięcejniżtrzydzieścilat.Van
zaczęłanawetsięmartwić,czywkońcuniezmienisięwdziecko,aleKreol
uspokoiłją.Zadzieńlubdwaprocesodmładzaniapowinienzakończyćsię
ostatecznie.

Wtymczasiezdarzyłysiędwadrobne,alenieprzyjemneincydenty.Pewnego

razupocztąprzyszłaniewielkaprzesyłkabezadresuzwrotnego.Napierwszy
rzutokazupełnieniewinna.Dobrzesięstało,żeVanessanierozpakowałajej
sama,alepoczekałanaswegodomowegomaga!Wystarczyłomurazwciągnąć
powietrze,żebywyniuchaćpodstęp.Zamiastzabraćsiędootwierania
nieoczekiwanejprzesyłki,Kreolnajpierwobwiązałjąmagicznymłańcuchem,a
potemprzebiłnożem.Zwnętrzadobiegłdzikiwrzask,apotemzewszystkich
otworówpociekłocośgęstegoiczarnego.Kreolposępnieoznajmił,żejestto
krewdemona.

Zadrugimrazembyłojeszczegorzej.TymrazemalarmpodniosłoOkoUreja

–wśrodkunocyKreolaobudziływysyłaneprzezniesygnały.Van,oczywiście
teżsięobudziła–zaspanyKreolpotknąłsięokrzesłoizacząłgłośnoprzeklinać.
Zresztąprawienatychmiastsięzamknął,gdypodszedłdooknaizobaczył,
dlaczego„pilnującypies”zacząłwarczeć.Natrawnikupodoknempluskało
niewielkiejeziorkojakiejśsrebrnejcieczy.Jeziororosłowoczach,bulgotałoi
strasznieśmierdziało.Kreolnietraciłczasunaschodzenieposchodach–po
prostuwyskoczyłzpierwszegopiętraprzezokno.Potemzapachniałojeszcze
gorzej–przezdziesięćminutmagsmażyłdziwnąciecz,dopókiniezostałazniej
tylkowypalonaplama.

background image

TocośKreolnazwałRtęciowymPrzekleństwemizaklinałsię,żejestto

ulubionazabawkaTroya.Demonawpudełkunajprawdopodobniejteżon
przysłał.Wyglądałonato,żestarywrógpierwszyodszukałKreola,alenarazie
niezdecydowałsięnaotwartyatak–obwąchujeprzeciwnikatak,jakrobiłto
kiedyś.Kreolniemógłsiępowstrzymaćiniepochwalićtym,jakmocnąochroną
otoczyłdom–tak,gdybynieona,Troydawnojużuderzyłbyczymś
poważniejszym.Naprzykład,tornademalboNiewidocznąŚmiercią...No,ana
razienależyoczekiwaćjeszczeparudrobnychzłośliwości,apotem...potem
Troymożetegogorzkopożałować.Wszystkozależyodtego,jakąsiłą
dysponujeteraz,wdwudziestympierwszymwieku.Kreolpoważniesię
zaniepokoił–dotejporynieudałomusięodnaleźćstaregowrogainiemiał
bladegopojęcia,wjakisposóbprzeztenczaszmieniłsięTroyidoczego
szykujesięwtejnowejbitwie.

VanessaczułasięwinnawobecKreola.Rzeczwtym,żestraszniebrakowało

jejczasunanaukę–zbytwielepochłaniałasłużba.Tenielicznegodziny,które
udałojejsięwykroićznapiętegografiku,dawałytylekorzyści,coumarłemu
kadzidło,aKreolnieomieszkałwytykaćtegozakażdymrazem.Nieprzestawał
powtarzać,żemagiajesttrudnąsztukąitrzebajejpoświęcićtyleczasu,ilema
siędodyspozycji.Czylikażdąchwilę.

KażdegorankaVanessazpoczuciemwinywzruszałaramionamiiwyruszała

dokomisariatu.Kreolobrażałsięiszedł,atodopiwnicy,atonastrych,atona
balkon.Nabalkoniezainstalował,niewiadomopoco,kołosterowejaknastatku
ijeszczejakieśinne,nieznaneprzedmioty.Wpiwnicyinastrychuteżcoś
majstrował–szykowałcośtajemniczegoiniepojętego,alemonumentalnego,bo
znowuprzestałspać–zatopochłaniałlitramikawęzproszkiemodpędzającym
senność.Vanessawielokrotniepytała,cotakiegoszykuje,alezakażdymrazem
odmawiałwyjaśnieńitylkomamrotał,żewszystkoidziezgodniezplanem.

Adzisiajsamjązaprosił.Vanessazeszładopiwnicyporazpierwszyod

tygodniaizwrażeniaażkrzyknęła.

Piwnicyniebyło.Amówiącściśle:była,aleprzypominaławnętrzełodzi

podwodnej–wszędziedookołabyłtylkometal.Wcześniejbyłamurowana.Do
tegometal,któryterazpokrywałwszystkieściany,wyglądałjakośdziwnie–
miałniezwykłykolorodbijającyświetlnerefleksy.Wdotykuprzypominał
zamarzniętyaksamit.

Piwnicazmieniłateżkształt–zamiastwielukomórekpowstałotylkojedno

pomieszczenie,alezatoidealnieokrągłeinawetdośćprzytulne.Nasamym
środkubyłwyciętykrągzeskomplikowanymiwzorami,awcentrumleżał

background image

śnieżnobiałykamieńzwgłębieniemnaszczycie.Kreolklęczałobokniegona
jednymkolanieistarannienacinałmetalwokółkamienia.Okazałosię,że
magicznąlaskąmożnaposługiwaćsiętakżedospawania.WiernyHubaksis
siedziałmunaramieniuiwygłaszałzjadliwekomentarze.Butt-Krillachteżbył
tutaj–wtykałwsufitjakieśpłaskiegwoździki.

–Cośtytuzmajstrował?–zapytałaoszołomionaVan.–Jaktosięnazywa?
–Kocebu–odpowiedziałjednymsłowemKreol,chytrzespoglądającnanią

zmrużonymioczami.–Nieźle,co?Towłaśniejestczwartypunktmojegoplanu
–własnykocebu!

–Kreolu,chybazapomniałeś,zkimrozmawiasz–cierpliwieprzypomniała

dziewczyna.–JestemVanessa,pamiętasz?Zwyczajna,amerykańska
dziewczyna.NiemieszkałamwstarożytnymSumerze,niezawierałamumówz
demonamiiniewalczyłamzestrasznymilalosami.Cotojestkocebu?

–Kocebu,niekocebu–zniezadowoleniemwgłosiepoprawiłKreol.–

Akcentnadrugiejsylabie.

–Rozumiem.–Vanwzamyśleniupokiwałagłową.–Alemimowszystko,co

totakiego?

–To...totakiartefakt.Latającyartefakt.Bardzoduży,latającyartefakt!
–Jakduży?–zapytałaVanessanieufnie.
–Wystarczającoduży,żebypodnieśćtendom–uśmiechnąłsięmag.
–Poczekajchwilę...–Vanessapodniosłarękę.Nie,jednakKreoljestpełen

niespodzianek.Sądziła,żeznagojużmniejwięcejdobrze,aleonnieprzestawał
jejzadziwiać.–Zamierzaszzrobićlatającydom?!

–Takwogóle,tojużzrobiłem.–Kreolrozciągnąłustawuśmiechu.–

Prawie.Zostałotylkokilkadrobiazgów...Znudziłomisiębyćprzykutymdo
ziemi,uczennico.Chcęlatać!

Vanessaażusiadłanapodłodze.Niemiałasiłymówićnastojąco.
–Ijaktowszystko...no...jestzbudowane?
–Wytopiłemogromnydysk–zdumązacząłopowiadaćKreol.–Zczarnego

brązu,nalatająceartefaktynajlepiejnadajesiętenstop,jestmocnyilekki.
Dokonałemtransmutacjicałejziemiwokółdomu–zostałatylkocienkawarstwa
nawierzchu,poniżejjestlitybrąz.Piwnicęteżprawiewcałościzalałem
metalem–inaczejrozsypałabysiępodczaslotu.Pobokachustawiłemmagiczne
kołki–tworząpoleochronne.Pamiętasz,pytałaśonie.

Vanessapamiętała.Kilkadnitemuodkryłakołopłotudziwnepałki,ale

wtedyKreolniechciałwyjaśnić,cototakiego.Powiedziałtylko,żesąmu
potrzebne.Terazprzypomniałasobie,żebyłyzrobioneztegosamegodziwnego

background image

metalucoipiwnica.

–Teoretycznie,możnawystartowaćchoćbyjutro.Tutajzostanietylko

solidna,okrągładziura...

Hubaksiscichozachichotał,aButt-Krillachuśmiechnąłsięuprzejmie.
–Powiedzno,geniuszu,czyzastanowiłeśsię,copowiedząludzie,gdy

zobacząlatającydom?–suchozapytałaVan.–Nieboiszsię,żezacznąnas
ostrzeliwaćzhelikopterów?

–Właśniedlategoustawiłemobktameron–spokojniepowiedziałKreol.–

Widzisz?

–Acóżtotakiego?–Najwyraźniejnazwałobktameronembiałykamień.
–Generatorniewidzialności.Jednostronny–wewnątrzdomzostanietaki,jak

dotąd,azzewnątrzbędzieniewidoczny.

Vanessapowolipokiwałagłową.PlanKreolastopnioworozwijałsięprzed

niąwcałejkrasie.Cowięcej,ożyłojejmarzeniezdzieciństwa!Latającydom–
oczymśtakimVannieczytałanawetwbajkach(o„Czarnoksiężnikuzkrainy
Oz”chwilowoniepamiętała).Coprawdabyłojedno„ale”.Niezbytważne,ale
zawsze...

–Chceszbyćwłóczęgą?–niepewniezapytałaVan.–JakCyganie...?Nie,to

oczywiściesuper,alemimowszystko...

–Popierwsze,potrzebujętegoniedlazabawy–tylkopatrzećjakdopadnie

mniewojna!Podrugie,możemynigdzienielecieć–rozsądnieodpowiedział
Kreol.–Jakwidzisz,tenmaleńkizameczekstoitam,gdziestałi,jeślitakbardzo
tegochcesz,możetuzostać.Mamnadzieję,żestrataczęścipiwnicyniezmartwi
cięzabardzo?Potrzecie,niktnasniezmusza,byśmyzawszeprowadzilitaki
trybżycia–przynajmniejjaniemamtakiegozamiaru.Zrealizujęplan...mam
nadzieję,żezrealizuję...Zdajesię,żenieprotestowałaś,gdypodróżowaliśmypo
Lengu?Oilepamiętam,samasięwprosiłaś.

–Ajeślinieudanamsiętuwrócić?–Vanpopatrzyłananiego

rozkojarzonymwzrokiem.

–Dokładnietutajnapewnosięnieuda–zgodziłsięmag.–Alecotakiego

atrakcyjnegojestwtymakuratpunkcie?Możemyzatrzymaćsięomilęstąd,na
miejscujakiegośzburzonegodomu.

–Acopowiedząludzie,gdyzobacządom,którypojawiłsięwciągujednej

nocy,dotegostojącynaogromnej,brązowejmonecie?–sceptyczniezapytała
Van.

–Toakuratzupełniemnieniemartwi,sąpotemutrzypowody.Pierwszy–

dommożepozostaćniewidoczny.Właściwaosobaznajdziedrzwi.Drugipowód

background image

–kocebumożnapogrążyćwziemiibędziesięwydawało,żedomzawszetu
stał...

–Aha,ajakże!–Vanessapostukałasiępalcemwczoło.–Kogochceszwten

sposóbnabrać?

–Uczennico...–Kreolpokiwałgłowązpolitowaniem.–Gdybyśzobaczyła

dom,któregojeszczewczorajniebyło,cobyśpomyślała?

Vanessazastanowiłasię.Potemodpowiedziałabezprzekonania:
–Pewnie...Prawdopodobniepomyślęcośtakiego:dziwne,żewcześniejgo

niezauważyłam.

–Bardzodobrze,uczennico,idealnie–rzekłKreolzaprobatą.–Dziewięć

osóbnadziesięćtakwłaśniepomyśli.Anawetjeślinie–ktozgadnie,cosię
naprawdęzdarzyło?Nie,ludziomznaczniełatwiejjestuwierzyćwewłasnybrak
spostrzegawczościniżwrzeczyniezwykleinadprzyrodzone.Takbyłozamoich
czasów,takjestiteraz.

–Dobrze,przekonałeśmnie.Ajakijesttrzecipowód?
–Trzeci...–Kreoluśmiechnąłsięzironią.–Trzecimpowodemjestto,że

mamwnosiecosobiepomyślipospólstwo!

–Van,przecieżtojestsuper!–pisnąłHubaksis.–Jeszczewtamtychczasach

panpróbowałzrobićkocebu,aleniemiałdośćsiłnaSzachszanor–byłzaduży.
Apotemzajęliśmysięprojektem„TymczasowaŚmierć”...

–Cicho,niewolniku...–leniwierozkazałmag.
–IButtbędziemógłwrócićdodomu!–Dżinnniechciałsięuspokoić.
–Jakto?–niezrozumiałaVan,wspominając,dlaczegoTen-Który-Otwiera-

Drzwi-Nogąniemożewrócićdoswojegowymiaru.–Wczymmożetupomóc
twojekocebu?

–Ha!–Kreoluniósłpalec.–Całkiemzapomniałemwspomniećojednej

bardzoprzydatnejwłaściwościkocebu.Tejwłaściwości,którapomożemiw
wojnie.PamiętaszKamieńWrót?

Wyjąłzkieszenidyskzgwiazdą,którypodarowałmuYog-Sothothi

pozwoliłVanessiejeszczerazgoobejrzeć.

–Stworzyłemzwiązekmiędzytymdyskiematym.–Magpostukałobcasem

wpodłogę.–Terazmogęprzemieszczaćsięmiędzywymiaramirazemzmoim
domem!

–Świetnie!–zachwyciłasięVan.
–Właśnietak.Istniejetyleświatów...tyleświatów,ajabyłemtylkow

ośmiu...amożejednakwdziewięciu?

–Wdziewięciu,panie.PamiętaszEjszę?

background image

–Tak,wdziewięciu.TerazrozumieszjakButt-Krillachmożewrócićdo

domu,uczennico?

–Narazieniebardzo.
–No,przecieżtoproste–zniecierpliwiłsięKreol.–Niemożeopuścić

naszegowymiarudlatego,żejestzwiązanyzpentagramemnastrychu.Jednak
jeślipentagramwyruszywpodróżrazemznami,wszystkosięzmieni!Na
miejscuwytniemykawałekpodłogiizostawimytam.

–Jestembardzowdzięczny,panieKreolu–skłoniłsiędemon.
–Wystarczy–skrzywiłsięmag.–JesteśzKvetzol-Inn?
–Słusznie!
–Pewnie,żesłusznie!–fuknąłKreol.–Wtakichsprawachsięniemylę!
Vanessaobeszłapokójdookoła.Terazrozumiała,pocobyłopotrzebnekoło

sterowenabalkonie.–Kreolzamierzałsterowaćdomemtak,jakzwykłym
okrętem.

–OkoUrejazainstalujęnabocianimgnieździe–rozmyślałnagłosKreol.–

Niemożesięlenić,nieprzynoszącżadnejkorzyści...Duchapostawięzakołem
sterowym–specjalniezrobiłemtakie,bymógłgoużywać...Nastrychu
umieszczębojowekryształy,itojaksiędanajwięcej...Jedenjużtam
ulokowałem...

–AHubertwieotymwszystkim?–zaniepokoiłasięVan.
–Jestztegopowoduszczęśliwy!–uspokoiłjąHubaksis.–To

najszczęśliwszyskrzatnaświecie.

–Wtakimrazie,wszystkowporządku.
–Oczywiście,żewporządku,uczennico!Ha!Jeśliniemogęzostać

PierwszymMagiemw

TYM

świecie,zostanęnimwinnym!Mójpierwszy

nauczycielHałajDżiBeszzawszepowtarzał,żeniezostajesiędobrymmagiem,
siedzącnamiejscu.Adlaprawdziwegomaganiemawiększegoszczęścia,niż
zwiększyćjeszczetrochęswojąmoc...

–AdlaczegoniemożesztutajzostaćPierwszymMagiem?–obraziłasię

Vanessa.

–Akimbytutajrządził?–fuknąłHubaksis.
–Niestety,marację...–skrzywiłsięKreol.–Cozaprzyjemnośćbyć

Pierwszym,jeślipodlegacitylkożałosnagarstkadyletantów?Załóżmy,że
założyłbymswojąGildię.Iledziesięciolecimusiałbymczekać,zanim
napełniłabysięmistrzamiiczeladnikami?Waszświatjestprawiepusty–
prawdziwychmagówmożnawnimpoliczyćnapalcach...Prawdęmówiąc,nie
zamierzamogłaszaćsięPierwszymMagiem!Mamteraznagłowieważniejsze

background image

sprawy–dokończękocebuinatychmiastprzystępujędopiątegopunktuplanu...
Wnaszymświecie,niestety,niedasięgowypełnić.Amuszęsięspieszyć!Troy
żyje,Cthulhusiębudzi...Nie,muszęstądodejść...

–Adokądto?
–Najpierwmuszęzajrzećdopewnejstarejznajomej.Wypytaćonowiny,

zasięgnąćrady,noipoprostudowiedziećsię,czyniezmieniłazdania...Aty
jesteśzemnączynie?–zapytałmag,niemogącukryćlęku.Najwyraźniejnie
chciałstracićjedynejuczennicy.–Dopierozaczęłaśnaukę.Iwogólejesteśmi
potrzebna.

–Pomyślęnadtym...–wymijającoodpowiedziałaVanessa.
Ostatniezdaniebrzmiałobardzopochlebnie,aletonwyraźniewskazywał,że

Kreolniemiałnamyślinicromantycznego.Czystypragmatyzm,nicwięcej–
Vanessamimowszystkomogłaokazaćsięprzydatnawjegokrucjacie.Mówiąc
szczerze,dotejporynierozumiała,jakKreolzamierzazabraćsiędotego,
wyglądającegonaniewykonalne,zadania–zniszczeniacałegoświata.Bojak
możnazrobićcośtakiego?Gdypytaławprost,Kreoltylkochrząkałimówił
wymijająco,żenawszystkoznajdziesięsposób...Jakoprzykładprzytaczał
biblijnąopowieśćoDawidzieiGoliacie–czasemwystarczyjednocelne
uderzenie,żebyzwalićznógpotężnegogiganta.Ajeślijesttokolosna
glinianychnogach,takijakLeng...NicwięcejVanniemogłazniegowydobyći
wkońcudałamuspokój.

Wychodzączdomu,Vanessapotupaławziemię.Rzeczywiście,glebazrobiła

siętwardsza.Wykopaławniejdołekczubkiembuta–spodkilkucentymetrowej
warstwyprześwitywałmetal.Kreolwykonałfantastycznąpracę,zmieniającw
czarnybrąztonyziemiikamieni.

PodrodzewstąpiłapoShepa.Wczorajrozbiłsamochód,adrugiegoniemiał.
PrzyokazjiKreolzaproponowałprzerobićtoyotętak,bymogłalataćw

powietrzu,aleVanessaodmówiła.Nakomendzieitakdziwnienaniąpatrzyli–
wszyscystaralisięzgadnąć,skądwzięłaproszekprawdy.Ostatniozbytdużo
dziwnychrzeczydziałowokółprostejamerykańskiejdziewczyny.
Rzeczywiście,niegłupiobyłobygdzieśsięprzeprowadzić,bomożesięniąw
końcunaprawdęzainteresowaćFBI...

–Cześć,Van!–Machnąłrękąjejpartner.Czekałjużnaganku.–Jakleci?
–Powiedzmi,Shep,czypodobacisiępracawpolicji?–zapytałaVanw

zamyśleniu,gdywsiadałdosamochodu.

–Zwyczajnapraca,niegorszaniżkażdainna.–Pytanietowcaleniezdziwiło

Shepa.–Aocochodzi?

background image

–Byćmożeniedługosięzwolnię...
–Czemutaknagle?Znalazłaścoślepszego?
–Nie...Wybieramsięwpodróż.
–Poślubną?–zażartowałShep.
–Aidźżety!–parsknęła.
–Apoważnie?
–Daleko,Shep...Bardzodaleko...
–DoChin?AlbodoAustralii?ByliśmyzżonąwzeszłymrokuwAustralii...
–Ijakbyło?
–Gorąco.Morze.Kangury...–Shepwzruszyłramionami.–Taksamojak

tutaj...

Dzieńminąłtaksamojakwszystkiepoprzednie.Słońcechyliłosięku

zachodowi,gdyzatrzeszczałpolicyjnyradiotelefon.

–Van,jesteśtam?–rozległsięprzytłumionygłoskomisarzFlorence.–

Podjedźzpartneremdostaregomagazynukołoprzystani,pamiętasz,mieliśmy
wczorajinformację,żeleżytamjakiśprzemyt.Sprawdźto,okej?Dacieradęwe
dwójkę?

–Aco,możebyćniebezpiecznie?–wyburczałaniezadowolonaVanessa.–

Szefie,dzieńpracyjużsięskończył!OdstawięShepadodomuiznikam!

–Nieszkodzi,małyspacerprzedsnemniezaszkodzi–wgłosieszefowej

pojawiłysięmetalicznenuty.

–PowinnitampojechaćRobiClif!Jeszczewczoraj,zresztą...
–Niedalirady,mająpouszyrobotyz„koksem”.Dobrzejuż,Van,

szybciutkopodjedziecie,sprawdzicieiwracajcie.Niebędzieżadnych
problemów–myślałbykto,trochęszmatekzHongkongu...Awogóleto
rozkaz,aorozkazachsięniedyskutuje!Bezodbioru!

–Rozkaz...–żachnęłasięVan,sprawdziwszynajpierw,żeprzełożonasię

wyłączyła.–Wypchajsięswoimirozkazami!Pozamykammojesprawyi
zwalniamsię!NałonoTiamat!

UlubioneprzekleństwoKreolawjejustachzabrzmiałojakośnienaturalniei

nieprzyniosłoulgi.Rzuciłaszybkiespojrzenienaostentacyjnieodwróconego
tyłemShepaipostanowiławrócićdodobregostaregoamerykańskiego
słownictwa.

AdresmagazynuVanessapamiętała.Sammagazynteż–wzeszłymroku

byłaznimzwiązanasprawabandyfałszerzypieniędzy.Tastertacegiełświetnie
nadawałasiędlawszelkichwyrzutków–odczasu,gdytenogromnylabirynt
przeszedłnawłasnośćmiasta,nieudałosięgowykorzystaćwżadnym

background image

pożytecznymcelu.Oczywiście,wykorzystywałtonacałegoelementprzestępczy
–przejażdżkidotejczęścimiastastałysięjużtradycją.

–Toco,wezwiemywsparcie?–zapytałShepdlazasady,wysiadającz

samochodu.

–Samidamyradę–zdecydowałaVan.Jakżepogromczymidemonów

miałabysiębaćjakichśżałosnychprzemytników?

–Jakchcesz...–Jejpartnerleniwiewzruszyłramionami.
Zostawilisamochódzarogiemitakostrożnieruszyliwstronębramy.A

dokładniej,wstronęmiejsca,gdziekiedyśbyłabrama–to,coobecniesłużyło
dozamykaniamagazynu,możnabynazwaćbramątylkoprzybardzodużejdozie
dobrejwoli.

–Van,chciałbymztobąporozmawiać...–niezdecydowaniezacząłSheppo

drodze.–Widzisz,wielerazyzauważałemróżne...dziwactwa.Serumprawdy,
tendziwnywideotelefon...Twójekspert...Kreol...chciałemsprawdzićgo
naszymikanałami,alenicnieznalazłem.Wyglądatak,jakbypojawiłsięznikąd.

–Śledziszmnie?–Vanessazgniewemodwróciłasięwjegostronę.–Lepiej

tegonierób,Shep!

–Nie,nierozumiesz,japoprostu...IFlorenceteżmniepoprosiła,żebymci

sięprzyjrzał.Jesteśmytwoimiprzyjaciółmi,niepokoimysię...

Zamek,naktórybramęzamknięto,teżbyłlichy–złatwościądałsię

otworzyćpierwszymzpolicyjnegozestawuwytrychów.Wewnątrzbyłobardzo
cicho.„Brama”,przezktórąweszli,niebyłagłównymwejściem,lecztylnym
wejściemdopakamery,dostalisięwięcniedogłównegopomieszczenia,ado
korytarzanazapleczu.Światłosłoneczneztrudemprzebijałosięprzezbrudne
okna,dookoławisiałypajęczynyiunosiłsięzapachpleśni.Idealnemiejsce,żeby
cośschować...Cokolwiek.

Vangestemnakazałapartnerowimilczenie,ostrożniewyglądajączaróg.
Nazakurzonymfotelusiedziałniewysokichłopakzobrzynemnakolanach.Z

zadowoleniemprzeglądałczasopismo,któregobłyszczącąokładkęzdobiło
praktycznienagiedziewczęznieludzkoogromnymipiersiami.Nocóż,
wiadomo,żenawarcieniebędzieczytał„Przeminęłozwiatrem”.

–Nojuż,szybciutkoręcedogóry!–cichopowiedziałaVan,robiąckrokw

jegostronę.

Chłopakocknąłsię,agdydostrzegłskierowanywswojąstronępolicyjny

pistolet,zwrażeniaupuściłgazetę.Naszczęście,niezacząłrobićgłupoti
posłusznieponiósłręce,nawetniepróbującsięgnąćpobroń.

–Shep,zabierzmutęzabawkę–wskazałagłowąVanessa.

background image

Partnerzabrałstrażnikowiobrzyn,rutynowymigestamiobmacałkieszenie,

założyłmukajdanki,anazakończeniezrobiłzchustkidonosacośwrodzaju
kneblaiwepchnąłmudoust.

–PolicjaSanFrancisco.Ktośtamjest?–cichozapytałaVan,nachylającsię

niskonadwystraszonymchłopakiem.

Nerwowopokiwałgłowąiwymamrotałcośniezrozumiałego,wskazując

odległykonieckorytarza.Tam,oileVansięorientowała,znajdowałosię
największepomieszczeniewmagazynie.

–Dobra.Leżtutajinieważsiędrgnąć,rozumiesz?
Więzieńznowuposłuszniepokiwałgłową,pokazując,żeświetniezrozumiał.
JeszczeostrożniejVaniShepprzekradlisiękorytarzemizobaczylito,co

działosięwmagazynie.Adokładniej,zobaczyłatoVan–Shepstałztyłu
zżeranyprzezciekawość.

–Ico?–wyszeptał.
–Jacyśludzie–odgryzłasiępartnerkarówniecicho.–Przemytnicy.Co

najmniejpiętnaścieosóbalboiwięcej...Jakieśskrzynki,pudełka...Mająbroń.

–Uzbrojonepudełka?–mruknąłShepironicznie.
–Zamknijsięgłupku!–objechałagoVan.Wpracytraciłapoczuciehumoru.

–AFlorencemówiła,żeniebędziekłopotów...

–Możewezwiemywsparcie?–zaproponowałpartner.
–Można...Tylkożeradiotelefonzostawiłamwsamochodzie.
Vanessawyciągnęłazkieszenitelefonkomórkowy.
–Cholera...niemazasięgu–szepnęła.
–Zobacz,ztegooknawidaćtwojątoyotę,pobiegniemyszybko,wezwiemy

pomoc?–zaproponowałzlekkawystraszonyShep.

–Dodiabłaznimi,samidamyradę–odmówiłaVanessa.Nigdyniebyła

strachliwa.–Czylitak:wyskakujemyszybkoiodrazustrzelamywpowietrze.
Potemjananichnawrzeszczę,atyodczytaszimichprawa.Iżebyciczasem
głosniezadrżał!Jeślipoczują,żesięboisz–przepadłeś...Zrozumiałeś?

–Aha..–Shepzwysiłkiemprzełknąłślinę.
–Notoruszamy...
Iwtedynazewnątrzrozległsięwybuch.Vanessaszybkojakbłyskawica

rzuciłasięwstronęoknaizdążyłazobaczyć,jakjejulubionatoyotarozlatujesię
wkawałki,anajejmiejscurozrastasięognistakula.Zogniawyleciałapotworna
figura,podobnadoposkręcanejjaszczurkiwielkościczłowieka.Potwórbył
pokrytyłuskąiśluzem,jegoskórępokrywaławarstwamigoczącegoognia,aw
ogromnychoczachbuzowałynajprawdziwszepłomienie.Stwórzawył,wydając

background image

zsiebienieludzkiedźwięki,napotkałwzrokVanessyiskoczyłwprostnanią.
Rozległsiębrzęktłuczonegoszkła.

Nanghsibubyłzły.Zarównojego,jakijegorodakaOzoga,wezwałdotego

żałosnegoświatajedenztychnędznychludzików–niejakiTroy.Oczywiście,
początkowok’ulechcielirozerwaćczarnoksiężnika,aletenokazałsięniezłym
demonologiemizmusiłich,bypoddalisięjegowoli.Dobrzechociaż,żepo
wykonaniurozkazumogliwrócićdoLengu.

K’uletoognisteuttuku,demonyżyjącewognistychrzekachLengu.Należą

dośredniejklasynadzorcówiniepotrafiąnicwięcejpozarozrywaniemna
kawałkitychchodzącychkawałkówmięsa,zwącychsiebieludźmi.Ich
żywiołemjestogień,wszystko,czegodotkniek’ulnatychmiastsięzapala.Ale
tylkowtedy,gdydemonjestwswejcielesnejpostaci–weterycznejformiek’ul
pozostajeniewidzialnyiniewyczuwalny,alesamteżniemożewyrządzić
nikomukrzywdy.

Kreol,potencjalnaofiaraNanghsibuiOzogaokazałsiętwardymorzechem

dozgryzienia.Jużtrzydniobserwowalijegosiedzibę,rozsądniepozostającw
eterycznejpostaci.Magotuliłswójdomtakszczelnąwarstwązaklęć,żedo
środkaniemożnabyłosiędostaćwżadensposób.Demonynawetniepróbowały
–życiebyłoimmiłe.

Najpierwpoprostuczekały,ażofiaraopuścichronioneterytorium.Potem

czekanieznudziłoimsięizaczęłyszukaćsposobu,którypozwoliłbyim
przeniknąćdośrodka.Iwkońcuwymyśliłypewienplan.

Przeztedniognisteuttukuzrozumiały,żekobietaKreola(stworzenierodzaju

żeńskiego,żyjącewjednymdomuzestworzeniemrodzajumęskiego,według
k’uli,mogłomiećtylkojedenstatus)codzienniewsiadadoohydnego,żelaznego
powozuigdzieśjedzie.Apotemwraca.Demonypostanowiły,żeNanghsibu
będziejąśledził,poczekanastosownymoment,schowasięwpojeździe,
przeniknienazamknięteterytoriumiukryjesiętam.Następnegodniatosamo
zrobiOzogirazemzaatakująKreola.Wpowozieopróczdemonówznajdować
siębędzietakżekobietaKreola,więcsystemochronnygoniezatrzyma.
Zrobilibytoodrazuwedwójkę,alewstanieeterycznymdemonyniemogły
przeniknąćdodomumaganawetwewnątrztegopowozu,awformiecielesnej
byłyzaduże.

WłaśnieterazNanghsibustarałsięschowaćwewnątrzżelaznegopojazdu.

K’ulowiwydawałosię,żenajlepiejdotegocelunadajesiępudłoumieszczonez
przodu.Coprawda,leżałotamjakieśohydneżelastwo,któretrzebabyło
wyrzucić.KuwielkiemuzaskoczeniuNanghsibu,okazałosiętoznacznie

background image

trudniejszeniżsięspodziewał.Wkońcudotarłdożelaznejbutli,napełnionej
brzydkopachnącącieczą.

Skądnieszczęsnydemonmógłwiedzieć,żetenśmierdzącymoczshoggotów

takłatwosięzapala?!Jaknibymiałprzewidzieć,żenietylkołatwosięzapala,
aleteżbardzoszybkopłonie,wywołująckoszmarnyhałasitworzącprzytym
ogromną,ognistąkulę?!Nanghsibuniemiałnicprzeciwkoogniowi,lubiłogień,
leczfalauderzeniowabardzoboleśnieuderzyłanimoziemię,aodłamki
rozerwanegożelaznegopojazdumocnogoporaniły.

Nanghsibuuporałsięzbólem(zajęłomutodokładniejednąsekundę)i

zobaczyłzaszybąprzestraszonątwarzkobietyKreola.Toonabyławinnatemu,
żetakgoboli,askóręmapełnądziurek!

Zobaczywszylecącegokuniejdemona,Vanessawykonałanajbardziej

imponującyskokwżyciu,którypozwoliłjejumknąćprzedpotwornymi
pazurami.Otarłasięoniąognistaskórauttuku,nieczyniącjejkrzywdy.Zdążyła
jeszczepoczuć,jakwstrętnieśmierdzipyskNanghsibu.JejmagicznaOsobista
Ochronarozsypałasię.

ZobaczywszyNanghsibu,Shepzawyłdzikoizacząłstrzelać,nerwowo

naciskającspust.Kilkakuldosięgłocelu,wyrywającwpokrytychśluzem
łuskachk’uladziury,zktórychwylewałasięczarnaciecz,przypominającaropę,
aledemonniezwróciłnatonajmniejszejuwagi.RyknąłgroźnienaShepa,ale
natychmiastodwróciłsięwdrugąstronę,gdziestałaVanessa.Postanowił,że
najpierwzabijeją.

Dziewczynatakżewyjęłapistolet,alegdyzauważyła,żenawetdziuraw

czolezostawionaprzezjednązkulShepanieniepokoidemona,rozmyśliłasię.
Nanghsibuwyszczerzyłsię,roztaczającwokółduszącysmródienergicznie
uniósłcałeciałowpowietrze,lecącprostonaVanessę.Dziewczynanerwowo
łyknęłaślinę,rozumiejąc,żeniezdążyumknąć.

Dalszezdarzeniarozegrałysięwciągujednej,jedynejsekundy.Gdyk’ul

pokonywałkilkametrówdzielącychgoodpolicjantki,tazdążyłaprzypomnieć
sobieopierścionkupodarowanymprzezKreola,nacisnąć,takjakjąnauczył,
palcemmalutkąwypukłośćiwykrzyknąćwmyślachsłowo„Piorun!”.Prawdę
mówiąc,myślibrzmiałytak:„Piorun,piorun,piorun,piorun,pioru-uuuuuun!!!”.

Nanghsibuzdziwiłsięniepomiernie.Ofiarajakimśsposobemwystrzeliław

jegostronęcałemnóstwopotężnychładunkówelektrycznych.Zdziwieniebyło
jegoostatnimżyciowymdoświadczeniem–pięćpiorunówuderzającychniemal
jednocześnie,zmieniłogowstertęzwęglonegomięsa.Coprawda,zdążył
jeszczerzucićVanessąościanę,niszczącjeszczejednąOchronęOsobistą.

background image

Dobrze,żeKreolzadbałoswąuczennicę,otaczającjąażtrzemawarstwami.

Vanessaztrudempodniosłasięnanogi.Shepzprzerażeniempatrzyłnato,

cozostałozdemonainanią.Niepewniepodniósłpistolet,wktórymzostała
jedna,jedynakula–pozostałetkwiływtrupieNanghsibuiwpobliskich
ścianach.

–Van,co...–powiedziałztrudem.
–Dajmispokój,niemamdociebiegłowy!–odpędziłagoVanessa,

wyjmujączkieszenipuderniczkę.–Kreol,mamypoważnyproblem!Niewiem,
cotoby...

Przerwałojejuderzeniewgłowę.Podczaskrótkiej,alepełnejakcjiwalkiz

demonem,policjancizapomnielizupełnie,żedosłownieokilkakrokówodnich
znajdujesięcałabandauzbrojonychbandytów,którzypoprostuniemoglinie
usłyszećcałegotegohałasu–wybuchusamochodu,brzękurozbijanegoszkła,
wyciademona,wystrzałówShepaibynajmniejniebezgłośnegopioruna.Więc
teraz...

UderzenieniezrobiłoVankrzywdy–zostałajejjeszczejednaOchrona

Osobista,alemimotoniebyławstanieutrzymaćsięnanogach–mężczyzna,
któryzadałcios,wyglądałjakHerkules.Puderniczkawypadłajejzrękii
natychmiastzmieniłasięwokruchy,żałośnietrzeszczącepodbutamidrugiego
członkabandy,Vanessazprzerażeniempomyślała,żeteraz,gdywbudowanyw
artefaktnadajnikzostałzniszczony,Kreolniebędziemógłjejodnaleźć.Ato
znaczy,żeopomocymożnazapomnieć...

Zanimsiłacz,wyraźniezaskoczony,żeniestraciłaprzytomności,uderzyłją

porazkolejny,zdążyłajeszczezobaczyć,jakShepstrzelaostatniąkuląprostow
pierśjednegozbandytów.Tenpadatrupem,adrugi,stojącyznimramięw
ramię,wścieklecośkrzyczy,odruchowostarającsięgopodtrzymać.Potem
dziewczynastraciłaprzytomność.

Przebudzeniebyłopowolneimęczące.Mdliłoją,miałazawrotygłowy,ręce

niechciałyjejsłuchać.Przyczynynietrzebabyłodługoszukać–byłamocno
przywiązanadokrzesła.ZprawejstronyVanessadostrzegłaShepa,smętnie
patrzącegonaniąztakiegosamegokrzesła.Byłzwiązanyjeszczemocniej.

Vanobrzuciławzrokiemmiejsce,wktórymsięznaleźli.Byłoto

pomieszczenie,doktóregoztakąpewnościąsiebiezamierzaławpaśći
wszystkicharesztować–wzdłużścianpiętrzyłysięskrzynkiipudła,
przemytnicywpośpiechuładowalijedoniewielkichbusików.

–Obudziłaśsię[piiip...]?–chamskozapytałjedenznich,potężnyjakczołg,

zciemnymiwłosamiobciętyminajeżaitatuażemnapoliczku.Byłtojakiś

background image

skomplikowanyzygzak,niecoprzypominającyarabskinapis.Vanessapoznała
mężczyznęodrazu–toonkrzyczał,gdySheppostrzeliłjednegozbandytów.–
Noco,[piiip...],porozmawiamy,pókijestczas...

–Szefie,ładowaćroleksy?!–krzyknąłniewysokichłopak.–Niedużoich

zostało...

–Powiedziałem,ładowaćwszystko!–wrzasnąłnaniego.–Ty,[piiip...],

czegonierozumiesz[piiip...],co?Mętowniasiedzinamnaogonie,trzeba
natychmiast[piiip...]wszystkoi[piiip...]stąd!

–Eeee...szefie,conamsiedzinaogonie?–niepewniedopytywałsięmalutki

przemytnik.

–Męty,[piiip...]!–Wyszczerzyłsięduży.–Psy!Oni!–Wskazałna

związanąVanessęiShepa.

–Aaaa,gliny...–Zezrozumieniempokiwałgłowąmały.
–[piiip...][piiip...]!–Zoburzeniempostukałsiępalcemwczołoduży.–Tak,

gliny!Amerykańcy[piiip...],prostychsłównie[piiip...],wszystkotrzeba
tłumaczyćjak[piiip...]!

–Rozumieszcośztego?–wyszeptałShep,nachylającsięwstronęVanessy.

–Czyoniwogólemówiąpoangielsku?Jeślitoslang,tojakiśnowy...

–PrzypominamitowkurzonąFlorence–mruknęłaVanpodnosem.
–Wróćmywięcdowas.–Dużyuśmiechnąłsięnieprzyjemnie,odwracając

sięzpowrotemdopolicjantów.–Pozwólcie,żesięprzedstawię–Arkadij
KiriłłowiczPolakow,Amerykańcy[piiip...]całyczasprzekręcająmoje
nazwisko...

–Wpadliśmywręcerosyjskiejmafii?–zdziwiłasięVanessa.
–Nieee!–zachichotałPolaków.–Niejesteśmyzmafii,mytylkotak,

zajmujemysiędrobiazgami...CidookołatosamiAmerykańcy.Jajestem
Rosjaninem,dlategojestemtuszefem.Awszystkodlatego,żewwaszej[piiip...]
Ameryceniemanormalnychkryminalistów,zeświecąnieznajdziesz,nawet
[piiip...]niepotraficie.Ztymi[piiip...][piiip...]możnaconajwyżejsprzedawać
podróbkizegarków...

Otym,żedookołasąwyłącznie„Amerykańcy”Vanessajużzdążyłasamasię

przekonać.Czterechspośródobecnychbyłoczarnoskórych,jeden–skośnooki
typ,byćmożetakisampół-Chińczykjakona.

Polakowenergiczniezacisnąłpięść,wziąłzamachirąbnąłShepawtwarz.

Tenzazgrzytałzębami,alemilczał,znienawiściąpatrzącnaprzywódcębandy.
Leweokopolicjantaszybkopuchło.Prawegojużniebyłowidać–najwidoczniej
bandytazacząłegzekucję,zanimShepodzyskałprzytomność.

background image

–Myślę,żeciekawicię,[piiip...]Amerykańcu,dlaczegojaciebietak?–

znudzonymgłosemzapytałPolakow.–Adlatego,[piiip...],żety,[piiip...],
dopierocozałatwiłeśmojegobrata!Iterazwtejwaszej[piiip...]Ameryce,
zostałemsamjeden,ostatninormalnygość!Noipo[piiip...]musiałeśstrzelać,
psie[piiip...]?Wszystkichbymwaspozabijał,jankesów[piiip...]!

–JestempółkrwiChinką–oznajmiłaVannawszelkiwypadek.
–Nieważne–odparłPolaków.–Wtrumniewszyscyleżątaksamo:i

Amerykańcy,iChinole,iŻydzi,iCzukcze.Awięctak,ztobąsprawajestjasna.
–JeszczerazuderzyłShepa.–Żyjesztylkodlatego,żejeszczenie
zdecydowałem,jakmamcięzabić.Chcę,rozumiesz,żebyś[piiip...],pomęczył
sięprzedśmiercią.Sąjakieśpropozycje?Powinnobardzobolećitrwaćdługo,
aleczysto–niebędę[piiip...][piiip...]zostawiaćdowodów.

–Cóżzaoszczędność!–ironiczniezachwyciłasięVan.–Amożewtakim

razieprzerobisznasnanawóz,pocomasiędobromarnować?

–Podobamisiętwójsposóbmyślenia,madame–fuknąłPolaków.–

Gdybymmiałtudaczę,takbymwłaśniezrobił.Aleobawiamsię,żetrzeba
będziewepchnąćwasdobetonu.Tuniedalekojestbudowa–zawieziemywas
tamwnocyizakopiemypodfundamentami...Szybkoipewnie...Przykromi,ale
musimysięspieszyć,przezwas,psy[piiip...]wszystkieplany[piiip...].Więcnie
narzekajcie.

–Agdziemójpierścionek?–niewytrzymałaVanessa,całyczas

bezskutecznieobmacującapalecwskazujący.Miałastrasznąochotępostąpićz
tymdraniemtaksamojakzdemonem,któryzniszczyłjejtoyotę,alestrzelająca
piorunamibiżuteriarozpłynęłasiębezśladu.

–Coznowuza[piiip...]pierścionek?–niezrozumiałPolaków.–Nie

zmieniajtematu,madame.Ten[piiip...],bezwątpieniabędziesięmęczyłprzed
śmiercią,aletymaszniewielkąszansępozostaćprzyżyciualboprzynajmniej
umrzećszybko.Wybórjestprosty:albowspółpracujeszzemnąitoodrazu,a
wtedyzabijęcięszybko...amożenawetwypuszczęna[piiip...],albo...Albo

NIE

współpracujesziwtedyzabawięsięztobą[piiip...].Iwtedy[piiip...]cię
[piiip...],aż[piiip...]nie[piiip...]...

Vanessaniecałkiemzrozumiała,coobiecałjejtenRosjanin,alesądzącpo

jegogębie,niebyłotonicprzyjemnego.

–Biorącpoduwagę,żeniekrzyczysz:„Strzelajfaszysto,itaknicnie

powiem!”,myślę,żepostanowiłaśwspółpracować?–złośliwieupewniłsię
Polakow.–Wtakimrazie,pytaniepierwsze:ilemamyczasu?Biorącpod
uwagę,żeniesłyszęwyciasyren,mamygojeszczetrochę,prawda?Dawno

background image

byśmystąd[piiip...],alewidzisz,nawalonetujesttowaru,nie[piiip...]
zostawić...Chciwośćmniekiedyśzgubi...Inawetniemyśl,żebymnie[piiip...];
bezwzględunawszystko,zdążęwaszastrzelić[piiip...].

Vanessawzruszyłaramionami,apotemuczciwieodpowiedziała,żeniema

pojęcia,kiedynadejdziepomoc.Iczywogólenadejdzie–wyglądanato,że
Florenceszczerzewierzyła,żeposyłaVanessęiShepadoprostegozadaniainie
masięczymprzejmować.NaKreolateżniebyłocoliczyć–jakmiałich
znaleźć,skoropuderniczkazwbudowanymnadajnikiemrozbiłasięwdrobny
mak?

–Odpowiedźniepoprawna,kara:śmierć.–Polakowzacisnąłwargi.–Druga

szansa.Zczegostrzelałaśwkorytarzu?

–Zpistoletu...–odpowiedziałzaniąShep.
–Nieciebiepytam[piiip...]!–warknąłbandyta,uderzającgokolejnyraz.–

Twój[piiip...]pistoletnie[piiip...]mnie!Pytam,cotobyłzafajerwerkz
porażeniemprądem?!

Vanessaznowuwzruszyłaramionami.Pierścionekzyiremgdzieśwyparował

iniemiałapojęcia,cosięznimstało.Anawetjeślinadalmiałabygonaręcei
takniepowiedziałabyotymtemutypowi.Zresztąwątpliwe,czybyuwierzył,że
byłatonajzwyklejszamagia...

–Drugibłąd...–Polakowzudawanymsmutkiempokiwałgłową.–Trzeciai

ostatniaszansa.CoTOjest?

Gestemsztukmistrzazerwałzasłonęzczegośdużego,nacoVanessadotej

poryniezwracaławogóleuwagi.Przedmiotokazałsiędemonem,którego
spopieliłapiorunem.Terazk’ulwyglądałjeszczegorzejniżprzedtem–zgasł
jegonaturalnyogień,ciałosflaczało,jakbyktośspuściłzniegopowietrze,az
otworówpokulachnadalpowolutkuciekłagęsta,czarnakrew.

–Dajęcijeszczekilka[piiip...]minut,madame–mrocznieobiecałPolakow.

–Apókisięzastanawiasz,zrobięporządekztwoim[piiip...].Możezrobiszsię
bardziejskoradowspółpracy...

PolakowznieukrywanąprzyjemnościąznówuderzyłShepa,popatrzyłna

niegozradościąioznajmił:

–Wyglądanato,żewymyśliłem.Założęci[piiip...]nagłowęfoliowątorbęi

będępatrzył,jaksiędusisz.Powoli,boleśnieiniktsięniebędzienudził.Ej,Pitt,
dajmi[piiip...]reklamówkę!

–Jużsięrobi,szefie–wychrząkałjedenzczarnoskórych,tłustychłopako

niskimczole.–Nieszkodzi,żebrudna?

–Tonic,nawetlepiej.–Polakówuśmiechnąłsięzłośliwie,nakładając

background image

broniącemusięrozpaczliwieShepowitorbęnagłowę.–Śpijspokojnie,drogi
[piiip...],nazawszepozostanieszwnaszejpamięci...

Wtymsamymmomenciepodłogapodnogamizadrżała,zpółekposypałysię

rzeczy,dwóchbandytówniezdołałoutrzymaćsięnanogach,jakbyczęść
magazynuwyleciaławpowietrze.Sheptakżesięprzewróciłwrazzkrzesłem.
Vanessaztrudemzachowałarównowagę.

–Atocoznowu?–burknąłPolakowzlekkimniezadowoleniem.–

Trzęsienieziemi?Zobacz,jakimaszfart,pożyjeszkilkaminutdłużej.
NajwyraźniejBógciękocha...

Magazynzatrząsłsięponownie,tymrazemjeszczesilniej.Polakow

cierpliwiepodniósłkrzesłozShepem,podniósłfoliówkęizacząłznowu
wkładaćjąnagłowęofiary.Całąprocedurąwykonaniawyrokuzajmowałsię
sam,niechcącdzielićtejprzyjemnościzpomocnikami.

Sheptylkozakląłniezrozumiale,starającsięugryźćswojegokata.Natomiast

Vanessa,kujegoogromnemuzdumieniuwyglądałananadwyrazuradowaną.
Niebyłosięczemudziwić–odrazuzrozumiała,coznaczytonieoczekiwane
trzęsienieziemi–Kreolmimowszystkonadszedłzpomocą.Dowiedziałsię
jakimśsposobem,cosięzniądziejeiprzybyłwnajbardziejodpowiednim
momencie.

Nazewnątrzrozległsięhukiłoskot.Cośuderzyłowjednąześciantak,żez

sufituposypałysięresztkitynku,stojącawpobliżustertaskrzynekrozsypałasię
nawszystkiestrony,apocementowejposadzcerozpełzłasięsiatkapęknięć.
Jednakścianawytrzymała.Kreol,jakzwykle,niepomyślałnawet,żeby
poszukaćdrzwi,apoprostuwłamywałsięnajkrótsządrogą.

–Ej,cotoza[piiip...]siętamdzieje?–warknąłPolakow,wyjmującpistolet.
–Tojednakmocnaściana!–nazewnątrzrozległsięzdziwiony,lekko

stłumionygłos.–No,niewolniku,rozwalją,bomniebolibrzuch...

Pozostaliczłonkowiebandyteżzaczęliwyciągaćbroń.Ci,którzyniemieli

pistoletów,wyjęlinoże.Ci,którzyniemielinoży,złapaliłomy.Jedenchłopak
uzbroiłsięwcegłę–najwidoczniejnieznalazłniclepszego.

Nastąpiłokolejneuderzenie–pęknięcierozszerzyłosię,apotempoleciały

cegłyiczęśćścianyrunęła.PrzezotwórwleciałHubaksis.Wpierwszejchwili
Vanessagoniepoznała–dżinnpowiększyłsiędorozmiarówczłowieka.

–Gdziejesteś,Van?!–zawołałbasem,wodzącswymjedynymokiempo

znieruchomiałychbandytach.Głosteżmusięzmienił–anitrochęnie
przypominałmysiegopisku,którymzazwyczajsięposługiwał.

WśladzaHubaksisemwotworzepojawiłsięKreol.Vanessanigdyjeszcze

background image

niewidziałagowtakimstanie.Ściągniętebrwiłączyłysięunasadynosa,usta
miałzaciśniętewwąziutkąkreskę,awoczachpłonęłymunienawiśći
okrucieństwo.Mag-niszczyciel.Wprawejręcetrzymałlaskę,lewąprzyciskałdo
brzucha,zktóregocienkąstrużkąciekłakrew.Kreolzapewneodczuwałsilny
ból,aleznosiłtozestoickimspokojem.

–Jeden[piiip...]krokijązabiję!–oznajmiłPolakow,przystawiającVanessie

pistoletdoskroni.

–Doprawdy?–zdziwiłsięKreol.–Atakuj,demonie.
ZzajegonógwyskoczyłButt-Krillach.Czterorękidemonprzeciąłpowietrze

jakbłyskawica,celującwgardłoPolakowa.Przywódcabandyszybkoskierował
lufęwjegostronęinacisnąłspust.Rozległsięwystrzał,aletam,gdzie
przeleciałakula,elwenadawnojużniebyło–zahaczającpodrodzeotrzymającą
nóżrękęjednegozbandytów.Chłopakdzikozawył–ostrezębyTego-Który-
Otwiera-Drzwi-Nogąwłaśniezrobiłyzeńkalekę.Hubaksisokładałpięściami
drugiego–terazdżinnmógłbysięzmierzyćzsamymTysonem.

–Niezrozumiałeś,copowiedziałem?!–szczeknąłPolakow,zprzerażeniem

patrzącnawstrętnychprzybyszów.Jegopistoletznowubyłskierowanywstronę
Vanessy.–Przestań,boinaczejjązabiję!

–Proszębardzo–obojętniepozwoliłKreol.–Ajająwskrzeszę.
–Kimtyjesteś[piiip...]twojamać?!–wrzasnąłPolakow,strzelającdo

Kreola.

ResztęVanessazapamiętałakiepsko.Strzelaliwszyscy.JednakButt-Krillach

przemykałpomagazyniejakżywesrebroiniktgoniezdołałtrafić,aprzez
Hubaksisakuleprzelatywałynawylot.Jaktozrobił,byjegopięścibyły
materialne,acałaresztaciała–nie,wiedziałtylkosamdżinn.

Kreolaochraniałocośnakształtpołyskującejkuli–jejpowierzchniabyła

cienkaniczymbańkamydlana,alewszystkiepociskiodbijałysięodniej,jakod
stalowejściany.Jedenzbandytówwystrzeliłzwinchesteraikulaprawie
przebiłaosłabionąmagicznąochronę.Kreolpodniósłtylkononszalanckobrewi
rzuciłwnapastnikaStalowymOstrzem–cieniuteńkim,metalowymdyskiem,
wystrzelonymbezpośredniozdłoni.Brońwypadłazmartwychrąkchłopaka,a
potemupadłonsam.Jegogłowazostałarówniutkoodcięta.Jeszczejeden
bandytawścieklezawyłirzuciłsięnamaga,wymachującłomem.Kreolzrobił
jedenruchrękąinapastnikupadłjakścięty,rzucającsięwstrasznych
konwulsjach.Apotemwalkaszybkozamarła.Hubaksisznowuzmniejszyłsiędo
rozmiarówwróblaiuciekłpodochronęswegopana.Butt-Krillachze
zdumieniemznieruchomiałtam,gdziestał.Wszyscyprzemytnicy,którymudało

background image

sięprzeżyć(azostałoichrównodwunastu–pozostalizjakiegośpowoduleżelii
nieoddychali)teżznieruchomieli.NawetPolakowzezdumieniaopuściłpistolet.

Przyczynątakiegozachowaniabyłopojawieniesięnascenienowegoaktora.
Zkorytarza,gdziegodzinęwcześniejzginąłNanghsibu,wyleciałaogromna

ognistabłyskawica.Tylkojejrdzeńkształtembardziejprzypominałczłowieka
bylejakulepionegozgliny–niekształtneręce,nogiigłowa.Odbłyskawicyco
chwilaodrywałysięcienkie,energetycznemacki,niepewnieobmacującścianyi
podłogę,zostawiającprzytymczarneplamyspalenizny.

–Uczennico?!!–Kreolspojrzałnaniąwściekle.–Wypuściłaśkilka

piorunównaraz?!

–Aco,takniewolno?–wyszeptałazestrachemVan.
–Ogłupotoludzka!–załamałręcemag.–Pochłaniaczniejestprzewidziany

dotakiegoobciążenia,zostałzniszczony.Ayiruwolniłsięrazemztwoimi
piorunami,tybezmózgadziewczyno!NałonoTiamat,zacojatakcierpię?!

Uwolnionyyirprzezkilkachwilniepewniewisiałwmiejscu,jakby

przyglądałsięzgromadzonymludziomijednemudemonowi,apotem
najwyraźniejrozpoznałKreola.Wkażdymbądźraziepiorunwystrzelonyz
miejsca,któreumowniemożnanazwaćjegopiersią,byłskierowanywłaśniew
maga.Kreolwykazałsięrefleksem,natychmiastotoczyłsięElektrycznąZbrojąi
skontrowałRezonansemDźwiękowym,zastanawiającsięprzytymnerwowo,
czegobytujeszczemożnaużyć.Nayirawnaturalnejpostaciwodaniedziała,a
drugiegoPochłaniaczaKreolniemiałwzapasie.Istniejąspecjalnezaklęcia
przeciwkoenergoidom,alemagniemiałwpamięcianijednego,aszykowaćje
odpoczątku,gdyatakujecięrozjuszonyyir,topoprostusamobójstwo.

Guy,odrzuconyniecodotyłuprzezRezonansDźwiękowy,znowuuderzył

ładunkiemelektrycznym.Potemjeszczejednym.Pierwszedwaprzyjęła
ElektrycznaZbroja,aletrzeci...

PrzedtrzecimKreoluciekł.Adokładniej,rzuciłsięnapodłogę,boamulet

ochronnyoparzyłmuskórę,prawiekrzycząconowymniebezpieczeństwie.

PiorunGuyauderzyłwścianę,powodującnowezniszczenia,awchwilę

później,ztejsamejścianywyleciałk’ul,przechodzączestanueterycznegow
cielesny.Ozog,pobratymiecNanghsibu,przezcałyczasśledziłKreola,
utrzymującodpowiedniąodległość,ateraz,gdynadarzyłasięstosownachwila,
nieomieszkałzaatakować.

Kreolenergicznieodwróciłsięnaplecy,wysyłającmunapowitanieOgnistą

Kopię.Niezdążyłprzyjrzećsię,kimjestnowynapastnik,inaczejzanicna
świecienieskorzystałbyztegozaklęcia–wiedział,oczywiście,żełatwiejjest

background image

utopićrybęniżspalićk’ula.

SnopogniaodrzuciłOzogadotyłu.AKreolznowumusiałdokonywać

cudówzręczności,albowiemwmiejsce,gdziedopierocoleżał,znowuuderzył
piorun.MagrzuciłsięwstronęzrobionejprzezHubaksisawyrwywmurze,
wyjmującjednocześniełańcuch.Jedenzprzemytników,dzikowrzeszcząc,
nieoczekiwanieuniósłsięwpowietrzeipoleciałprostowiskrzącegoyira–
Kreolbezlitośniewykorzystałgojakożywątarczę.

–Surukha,pomiocieLengu!–obiecał,wysyłającwstronęOzogazaklęcie

Pioruna,awśladzanimKopięMarduka.

Ozogprzyjąłnapierśpierwszezaklęcie,aleudałomusięumknąćprzed

drugim.Ranny,alewciążżywy,skoczyłnaKreola–prostonaspotkanie
rozkręconegowpowietrzułańcucha.Łańcucha,któregojednozaklęciemogło
zabićszeregowegodemona,takiegojakk’ul.

UttukuuratowałGuy.Oczywiście,wcaleniemiałzamiarupomagać

nieoczekiwanemusojusznikowi–yirstrzeliłwKreola,aprzypadeksprawił,że
międzyelektrycznympociskiemamagiempojawiłsięOzog.Tymniemniej,
piorunuratowałżyciedemona,zmieniająctrajektorięjegolotu.Ozogprzeleciał
obokKreolaijegołańcucha,poczymzewstrętnymmlaśnięciemwbiłsięw
ścianę.Inatychmiastodskoczył.

Uttukuniewyróżniająsięinteligencją.PotwierdziłtoOzog,gdyzamiast

zaatakowaćKreola–odsłoniętego,zajętegozrzucaniemsufitunaGuya,napadł
nayira.Toprawda,żepiorunniesprawiłOzogowiprzyjemności,alejednak
uratowałmużycie.

Yirzmieniłspadającąbelkęwstertędrzazgizacząłzniezadowoleniem

wibrować,rozbryzgującwokółsiebieoślepiającobiałekłaczkienergii.Od
chwili,gdyuwolniłsięzpierścionkaVanessy,minęłajużponadgodzina.Jego
ciało,któreibeztegoniebyłospecjalnietrwałe,corazbardziejchciałorozsypać
sięnacząsteczki.Tenświatabsolutnienienadawałsiędlabiednegoenergoida.
Atujeszczenadomiarzłegorzuciłsięnaniegouttuku,pragnącyrozerwaćna
strzępyto,cogotakboleśnieukąsiło.Głupijaszczurzdawałsięzupełnienie
pamiętać,żewbójceyirazk’ulemzazwyczajsromotnieprzegrywawłaśnie
k’ul...

AleitymrazemOzogniedotarłdocelu.Zaatakowałgoniewielki,różowy

kłębek,którywczepiłmusięwramię.Butt-Krillachzostawiłniezagrażających
obecnienikomubandytówiprzerzuciłsięnabardziejniebezpiecznycel.K’ul
zaryczałipróbowałprzycisnąćdopodłogiczterorękiegodemona,aletenz
małpiązwinnościąwskoczyłmunagrzbietiwgryzłsięwkark.Uttukusą

background image

większeisilniejsze,zatoelwenyporuszająsięszybciejimająlepszyrefleks.Z
bokuwyglądałotojakpojedynekniewielkiego,alezwinnegoleopardaz
niezgrabnymniedźwiedziem.

–Małocibyłojednegorazu?!–wychrypiałKreol,niewiadomoktóryjużraz

odbijającelektrycznypociskGuyaiwysyłającwjegostronęGwiazdęTęczy–
jedynezaklęciewjegodzisiejszymarsenale,którebyłowstaniejakkolwiek
zagrozićyirowi.

Guynieprzyjemniezatrzeszczał,gdywbiłasięwniegokulamieniącasię

wszystkimikoloramitęczy.GwiazdaTęczyniemogłagozabić,aledałamagowi
kilkabezcennychsekund.

–Odwróćjegouwagę,uczennico!–warknąłKreol,jednocześniewyciągając

zzapazuchyHubaksisairzucającgowstronęGuya.

–Jak?!–histeryczniekrzyknęłaVanessa,któraprzezcałyczasrzucałasię

jakwkonwulsjach,próbującsięuwolnić.

Mag,którydopieroterazzauważył,żedziewczynajestprzywiązanado

krzesła,aobokniejstoizupełnieskołowanybandytazpistoletem,skrzywiłsięz
niezadowoleniemiwykonałszybkigest,rzucającnaPolakowazaklęcieZawału.
Bandytaupadłjakbymuktośpodciąłnogi,zdążyłjednaknacisnąćspust.
Rozległsięhukwystrzału,aleVanessapozostałanietknięta.Wtejsamejchwili
pętającejąsznuryzajęłysiębłękitnympłomieniem.

Me-Kerreta,magicznyogieńIsztar,wmgnieniuokaniszczyto,nacozostał

rzuconyinicwięcej.Ogieńtenmożnaspokojnietrzymaćwrękach,gdyż–
podobniejakjegopani–niemożeskrzywdzićżywegostworzenia.Vanzerwała
sięzkrzesłaiokrągłymizezdziwieniaoczamizobaczyła,żeobokniejw
powietrzuwisikulawystrzelonaprzedśmierciąprzezPolakowa–Kreolwporę
zauważył,żejegouczennicastraciłajużwszystkieOchronyOsobisteizatrzymał
ołowianąśmierć.Zatrzymałasięjakiścentymetrodcelu...

Pochwilipociskzcichymbrzęknięciemupadłnapodłogę,zatowpowietrze

uniosłysiędwapistolety–ten,któryjeszczeprzedchwilątrzymałamartwaręka
Polakowaidrugi,wyrwanyzdłonidrugiegobandyty,ciąglejeszczeżywego.
Rozstałsięzbroniąbezprotestów,zbaraniałymwzrokiempatrzącnato,cosię
wokółniegodzieje.Wzasadziebyłjedynym,któryciąglestałnawidoku–
resztabandydawnojużpochowałasięmiędzyskrzynkami.Najchętniej
ucieklibygdziepieprzrośnie,alejednowyjściezagradzałGuy,drugie–Kreol,a
oboksamochodówbilisięButt-KrillachiOzog.

Vanessazłapałapistoletyiuśmiechnęłasiędrapieżnie,ztrudem

powstrzymującsię,bynieposłaćpierwszejkuliwmartwegojużPolakowa.

background image

WokółniejpojawiłsiębłękitnobiałyblaskElektrycznejZbroi.

–Doataku!–krótkorozkazałKreol,niepatrzącjużnanią.Ochroniłswą

uczennicęprzedpiorunem,aterazkartkowałmagicznąksięgę,szukając
zaklęcia,którezniszczyłobyyira.

DziewczynaposłusznierzuciłasięnaGuya,strzelajączobupistoletów

jednocześnie.Oczywiście,kuleprzeleciałyprzezenergoidanawylot,nie
czyniącmunajmniejszejkrzywdy,aległównyceludałosięosiągnąć–yir,
uporawszysięzGwiazdąTęczy,nieatakowałKreola.Terazuderzałprądemw
dziewczynę.PrzedjednympiorunemVanessieudałosięuchylić,alepozostałe
uderzyływniąiznikły,pochłonięteprzezElektrycznąZbroję.

WGuyaleciałakulazakulą.Yirbyłwściekły–temalutkiekawałkiołowiu

zostawiaływjegoenergetycznymcieleirytującewyrwy.Ubytkinatychmiastsię
zasklepiały,alejednakniewielkieporcjeenergiiznikałybezśladu.Ayiribez
tegostraciłjejjużniemało...

–Jest!–uroczyściekrzyknąłKreol,uniósłrękęzlaską,drugąrękąrzuciłw

stronęyiragarśćjakiegośsrebrnegoproszkuizacząłrecytowaćzaklęcie:
Won,won,precz,precz!
Zgiń,zgiń,przepadnij,przepadnij!
Odejdź,zniknij,won,precz!
Twojezło,jakdym,niechuniesiesiędoniebios!
Inazumrijaisa,
Inazumrijarerha,
Inazumrijabesha,
Inazumrijahilrha,
Inazumrijaduppira,
Inazumrijaatlaka!
Anazumrijalataturra,
Anazumrijalatetehha,
Anazumrijalaterherreba,
Anazumrijalatasannirha!
Zaklinamcię,nażycieszacownegoSzamasza!
Zaklinamcię,nażycieEa,władcyźródeł!
Zaklinamcię,nażycieAsalluhi,egzorcystybogów!
Zaklinamcię,nażycieGirry,którycięschwytał!
Inazumrijalutapparrasama!
Isaisarerharerha!
Beshabeshahilrhahulrha!

background image

Vanessa,którejElektrycznaZbrojazaczęłasięrozpływać,anabojedawno

sięskończyły,zulgąotarłapotzczoła.Gdyzabrzmiałoostatniesłowozaklęcia,
niewidzialnasiłaodrzuciłaGuyapodścianę,gdziewiłsięwagoniiwśród
skrzynekipudełek,niszczącto,cojeszczezostałodozniszczenia.

Jedenzprzemytnikówdostałsięwjegopolerażeniaiterazkonałw

drgawkachwskutekstraszliwegouderzeniaprądem.

Agoniayiranietrwaładługo.Pokilkusekundachbezkształtnypiorunkulisty

wybuchłjasnymświatłem,apotemrozsypałsięnamnóstwoiskierek.Potemone
teżznikły...

–Teraztwojakolej–obiecałKreolgroźnie,podchodzącdoOzoga,całyczas

zajętegopojedynkiemzpobratymcem–demonem.

Obajniewyglądalinajlepiej.CiałoOzogagęstopokrywałyszarpanerany,

pozostawioneprzezzębyButt-Krillacha.Elwennatomiastpospotkaniujego
paszczyzpancernymłbemuttukupozbyłsięniemalpołowyzębów,adotego
wyglądałnamocnopoparzonego–jegoprzeciwnikaninachwilęnieprzestał
otaczaćsiępłomieniami.

–ArraiAgnibaal!–krzyknąłKreol,chłoszczącOzogamagicznym

łańcuchem.–WimięMardukaiMarutukku,TrzeciegoEmblematu–rozsypsię
wproch,perfidnyuttuku!

Wmiejscu,gdzieOzogauderzyłłańcuch,natychmiastpojawiłasię

opuchnięta,ohydnapręga,apochwilizk’ulazostałatylkostertaczarnego
popiołu.

Butt-Krillach,zmęczonyiwyczerpany,podpełzłdomaga,kulejącna

wszystkieręceismętniezaskomlił.

–Widzipan,Kreolu?–ztrudempowiedziałpokaleczonąpaszczą.–Zemnie

teżmożebyćjakaśkorzyść...

–Toprawda...–Magpokiwałgłowązuznaniem,mimochodemnakładając

naniegozaklęcieRegeneracji.ZwyczajneUzdrowieniepraktycznieniedziałana
demony.–Acozrobimyztymdrugim?

ZzainteresowaniemobejrzałzwłokiNanghsibu,szturchnąłgoczubkiem

buta,poskrobałpalcem,poczymodwróciłsięobojętnie.

–Co,niezamierzaszgozniszczyć?–zezdziwieniemzapytałaVan,alemag

nieraczyłnawetodpowiedzieć,zbierajączziemipył,którypozostałzOzoga.–
Dobrze,nie,nietak...Znajdągofaceciwczerni,odwioządo„Bazy51”...Mają
jużtrupykosmitów,terazbędąmielidemona...Oj,Shep,nierozwiązaliśmycię!

Ocalaliprzemytnicyzaczęlipowoliwyłazićzukrycia.Kreolnadalbudziłw

nichprzerażenie,alejednakbyłczłowiekiem,aniejaszczuropodobnym

background image

demonemczyżywympiorunem.

–Awywszyscydlaczegojeszczeżyjecie?–zupełnieszczerzezdziwiłsię

mag,odkrywszy,żewmagazyniejestmnóstwoludzi.–NiechwasogieńGibila
pochłonie,robaki!

Oczywiście,zaklęciezadziałałonatychmiast–Vanessaniezdążyłanawet

krzyknąć,żebynieważyłsięzabijaćaresztowanych.BandaPolakowa
ostateczniezakończyłasweistnienie–wszyscyjejczłonkowie,zgodniez
życzeniemKreolazamienilisięwpochodnie.Magazynwypełniłsiędzikim
wrzaskiemiwyciem–śmierćwpłomieniachjestbardzobolesna.Jednażywa
pochodniazapłonęłanawetnazewnątrz–komuśudałosięuciecwzamieszaniu,
choćniezbytdaleko.

OgieńGibilawciągukilkusekundzabiłwszystkich,opróczKreolaijego

kompaniiorazShepa.Nieszczęsnychłopakwkońcuzdołałsięuwolnić,aterazz
przerażeniempatrzyłnaswychwybawców,wyraźniebojącsięichznacznie
bardziejniżtych,którychKreolpokonał.

Vanessarozumiała,żepowinnazrugaćmagazamasowezabójstwo–

przecieżnajejoczachmiałamiejscetakajatka,wporównaniuzktórączyn
osądzonegoniedawnoFletcherawydawałsiędziecinnązabawą!Aleteraznie
miaładotegogłowy.Wzięłasiępodboki,podeszładoKreolaiwrzasnęła:

–Cotakpóźno,co?!Jatutaj...aty...!Świnia,świnia,świnia!!!
Vanzcałejsiłyuderzyłagowpierś.Ijeszczeraz,ijeszcze.Kreol,zupełnie

skołowany,mrugał,patrzącnarozszalałąuczennicę.Przerwałaegzekucję
dopierowtedy,gdyzauważyła,żedółkoszuliKreolajestprzesiąkniętykrwią.

–Itosięnazywawdzięczność?–powiedział,obrażony.–Niedoczekaszsię

jej,anitu,aniwSumerze...

–Oj,acocisięstało?–zapytałazmieszanaVan,wskazującnakrew.
–Ajakmyślisz?!–odburknąłrozdrażnionymag.–Niemogłemznaleźćcię

beznadajnika...wkażdymrazie,niedośćszybko!Musiałemwezwaćdemona.
WlegionieEligoraposzukiwaniemzagubionychzajmujesięAndromalis,ajego
jużwykorzystałem...zresztąpamiętaszto.

–Pamiętam?
–Oczywiście.Toonmiciebiewtedyprzywlókł...chociażwcalegootonie

prosiłem!

–A,tenpunkzmuzeum...–przypomniałasobieVan.
–Kto?Takczyinaczej,musiałemwezwaćNinnghizhiddu,azniąniemam

umowy.Wiesz,ilekrwiwzięłajakozapłatęzapomoc?!M

OJEJ

WŁASNEJ

KRWI

!

Powiedzlepiej,czemuzniszczyłaśnadajnik?!

background image

–Jazniszczyłam?!–oburzyłasięVanessa.–Toprzecieżktóryśznich!

Zdajesięten...amożeten...?

Vanessazobrzydzeniempatrzyłanapogryzioneizwęglonezwłoki,aleteraz

odróżnićjednegooddrugiegopraktyczniesięniedało.

–Dobrze,niechbędzie.Apocowypuściłaśyira?Czypotogołowiłem?!
–Jawypuściłam?!–znowuoburzyłasięVanessa.–Aczyuprzedziłeśmnie,

żeztegopierścionkaniemożnastrzelaćseriami?Iwogóle–niemiałam
wyboru,cośchciałomniezeżreć!Itotwojawina!

–Moja?!–tymrazemKreolaoburzyłniesprawiedliwyzarzut.–Acojamam

ztymwspólnego,uczennico?!Czytojanasłałemnaciebiedemona?!

–Niety.–Vanessapostanowiłanierzucaćoszczerstw.–Aleprzecieżnasłali

gonaciebie!Ajajestemtylkoniewinnąofiarą!Przeżyłamdwadzieściacztery
lataianirazuniewidziałamnawetmalutkiegodemona!Aodkądciebie
poznałam,wyłażązkażdejszpary!

–Teżmicoś,dwadzieściaczterylata...–uśmiechnąłsięKreolzwyższością.

–Jamamniejedenwiek,atrzy.Bezwzględny:pięćtysięcylatzniedużym
okładem.Osobisty:dziewięćdziesiąttrzyipół.Ibiologiczny:trochęmniejniż
trzydzieści.Sądzę,żewtejchwilijakieśdwadzieściadziewięć...

–Adotegojeszczezniszczyłmojątoyotę...–smętniepociągnęłanosem

Vanessa,niesłuchającrozważańKreolaojegowieku.–Tobyłtakidobry
samochód...

Samochodurzeczywiściebyłożal–Vanessadostałagozokazjiosiągnięcia

pełnoletnościijeździłanimjużdośćdługo.

Kreolpopatrzyłnaniązpoczuciemwinyiwyciągnąłrękę.Dośćniezręcznie

–ciąglejeszczenieopanowałdobrzetegogestu.

–Remis?–zaproponował.
–Remis.–Vanuśmiechnęłasięprzezłzy,alenieuścisnęłamuręki.Zamiast

tegojeszczerazpociągnęłanosemiobjęłaswojegoosobistegomaga.Tentylko
jęknął–wciążjeszczebolałagoranabrzucha,którąsamsobiezadałrytualnym
nożem,alenieopierałsię.

Przyjacielskieobjęcianiecosięprzeciągnęłyizrobiłysięniedokońca

przyjacielskie.Kreol,zdziwiony,nieoczekiwaniezłapałsięnamyśli,żesprawia
mutoprzyjemność.PowąchałnawetwłosyVanessy,żebysprawdzić,czyniesą
wtozamieszanejakieśwrogieczary.Jakwiadomo,człowiekniemanarządów
służącychdoodbiorumagii,więcczarodziejemusząwykorzystywaćtakie
zmysły,jakiemają.Magowie„widzą”czarodziejskąaurę,„słyszą”
czarodziejskiepluski,„czujązapach”czarów,anawetpotrafiąrozpoznawać

background image

artefaktydotykiem.

Oczywiście,Vanessazauważyła,żeKreoljąobwąchuje.Irzeczjasna,

zrozumiałatocałkiembłędnie.Starałasięzgadnąć,jakdalekoposuniesięten
bezczelnyosobnikzestarożytnegoSumeru,ajednocześniewalczyłaz
dylematemmoralnym–spoliczkowaćtegofacetaczyposłaćdowszystkich
diabłówswądziewczęcącześć?Zresztą,prawdępowiedziawszy,rozstałasięz
niąnadługoprzedspotkaniemzKreolem...

Jejrozmyślaniaprzerwałdziwnydźwięk–nazewnątrzrozlegałosięcoś

jakbygwizdekparowozu,tylkocieńszyibardziejśpiewny.Ziemiapodnogami
zadrżała,jakbytużobokwylądowałocościężkiego.

–Atoznowucoza...?–zaczęłaVanessa,wyskakującnazewnątrzprzez

dziuręwścianieistanęłajakwryta.WciążjeszczeoszołomionyShepwyszedłw
śladzaniąiostateczniezamieniłsięwsłupsoli.ZatospojrzenieKreolapełne
byłodumy.

GdyVanessaprzebywaławmagazynie,wieczórzdążyłzmienićsięwnoc.

Chłodną,grudniowąnoc–dobrze,żemieszkaliwciepłymSanFrancisco.Dziś
byłnów–całkiemczarne,bezchmurneniebopokrywałyjasnepunktygwiazd.
Stometrówodmagazynuzaczynałosięmorze–adokładnie,OceanSpokojny.
Dzisiajbyłrzeczywiściespokojny–rozległapowierzchniawodywyglądałajak
wielkielustro,nieskażonenawetnajdrobniejszązmarszczką.Natletego
wspaniałegopejzażuoczomVanessyipozostałychukazałosięTO.

Wyobraźciesobiekolosalnąmonetęzkarbowaniamioszerokościtrzech

metrów.Monetatawisiwpowietrzutużnadwodą,zjejkrawędziwypuszczone
jestcośwrodzajutrapu.Ananiejstoispokojnieponury,gotyckidom,którego
dachzdobimasztzobracającymsiępowoliludzkimokiemnasamymczubku.
Nabalkonie,napierwszympiętrze,zasteremstoiponurywąsaczwmundurze
kawaleriiKonfederacji.Jegopostaćjestpółprzezroczysta...

DrzwistaregodomuKatzenjammeraotworzyłysięinaprogupojawiłsię

poważnyskrzatwliberiikamerdynera.

–Kocebunastanowisku,siiiir!–oznajmiłzpowagą,zadzierającbrodęjak

najwyżej.

–Zapraszamnapokład,uczennico!–wesołozakrzyknąłKreol,wskakującna

trap.–Copowieszomoimdziele?

–Konspiracjędiabliwzięli...–Vanessapokiwałagłową,widzącogromne

oczyShepa.–Aledodiabłaznią!Jestsuper!Ej,Shep,poradziszsobiebeze
mnie?

–Ja...a...no...–ztrudemwykrztusiłpolicjant.

background image

–Towspaniale!WtakimrazieprzekażFlorence,żesięzwalniam!Pensjęza

ostatnimiesiącniechprześlepocztą.Jeśliudajejsięustalićadres!

–SzykujKamieńWrót,Hubercie!–radośniekrzyknąłmag,wchodzącdo

domu.–Kolejnyprzystanek:DziesięćNiebios!NaMardukaPotężnegoTopora,
niechsiętakstanie!


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rudazow Aleksander Arcymag [2]
Rudazow Aleksander Arcymag t 1
Rudazow Aleksander Arcymag t 2
Rudazow Aleksander Arcymag 01
Rudazow Aleksander Kreol z Ur 02 Arcymag
Rudazow Aleksander (cykl Arcymag) Część Pierwsza
Rudazow Aleksander (cykl Arcymag) Część Pierwsza
Rudazow Aleksander Kreol z Ur 01 Arcymag
BW 1920 02 ALEKSANDER KEDZIOR
SOŁŻENICYN ALEKSANDER DWIEŚCIE LAT RAZEM CZĘŚĆ I ROZDZIAŁ 02 PRZY ALEKSANDRZE Ix(1)
Aleksandra Wiśniewska 2aw rzut meble 02
Furey Maggie Artefakty Mocy 02 Arcymag
Artefakty Mocy 02 Arcymag Maggie Furey
Ławrow Aleksander Caryca hunhuzów 02 Pierścień węża
Wyk 02 Pneumatyczne elementy
02 OperowanieDanymiid 3913 ppt

więcej podobnych podstron