JohnLeCarre
BUDZENIEZMARŁYCH
KrótkahistoriaGeorge’aSmileya
KiedyladyAnnSercombpoślubiłapodkoniecwojnyGeorge’aSmileya,
nazwałago,kuzaskoczeniuswoichprzyjaciółzMayfair,zapierającymdechw
piersiachprzeciętniakiem.Kiedyrzuciłamężadwalatapóźniejdlapewnego
kubańskiegokierowcywyścigowego,stwierdziłaenigmatycznie,żegdyby
wtedygoniezostawiła,tonigdyniebyłabywstanietegozrobić;awicehrabia
Sawleywyprawiłsięnaobchódswojegoklubuirozpowiadał,żekotwylazłz
worka.
Tauwagazrobiłanawetnakrótkokarierębonmotu,alebyłazrozumiała
tylkodlatych,którzySmileyaznali.Niski,tłusty,ospokojnymusposobieniu,
wyglądałtak,jakbymnóstwopieniędzywydawałnanaprawdęokropneubrania,
którewisiałynajegoprzysadzistejsylwetcejakskóranaskurczonejropusze.
Sawleyzrobiłnawetuwagępodczasślubu,że„Sercombzłączyłasięzżabąwe
fraku”.Smiley,nieświadom,żetakgopodsumowano,człapałnawąboczną
czekającnapocałunek,któryzamienigowksięcia.
Byłbiednyczybogaty,byłprostakiemczypanem?Gdzieonagoznalazła?
AbsurdalnośćtegozwiązkupodkreślałaniepodlegającadyskusjiurodaladyAnn,
atajemnicęinspirowałkontrastpomiędzytymmężczyznąajegooblubienicą.
Aleplotkamusiwidziećcharakterywbieliiczerni,wyposażyćjewgrzechyi
motywyłatwedoprzekazaniawstenografiitowarzyskiejrozmowy.ItakSmiley,
bezszkoły,rodziców,pułkualbofachu,bezbogactwaibeznędzy,podróżował
pozbawionyetykietekwbrankardzietowarzyskiegoekspresuiwkrótcestałsię
zagubionymbagażem,któregoprzeznaczeniembyło.gdvnadszedłrozwód,
leżećbezwnioskówozwrotnazakurzonejpołcewczorajszychnowin.
KiedyladyAnnpojechałazaswoimgwiazdoremnaKubęn0ślałaprzez
chwilęoSmileyu.Zniechętnympodziwemprzyznałaprzedsobą.żegdybywjej
życiumiałbyćtylkojedenmężczyzna,tobyłnimSmiley.Byłazadowolona,że
okazałato,zawierającznimświetnyzwiązekmałżeński.
Skutek,jakiwywarłwyjazdladyAnnnajejbyłymmężu,niezainteresował
towarzystwa-onobowiemprzechodziobojętnienadpokłosiemsensacji.
Niemniejbyłobyciekawe,coSawleyijegostadkownioskowalibyzreakcji
Smileya;ztejmięsistejtwarzywokularachzmarszczonejwkoncentracjinad
lekturąpodrzędnychniemieckichpoetówzpoduszkowatych,wilgotnychdłoni
zaciśniętychpodopadającymimankietami.AleSawleyskwitowałtoledwie
uwagą,jakzdawkowewzruszenieramieniem,partirc‘estcourirunpeu,i
zdawałsięnieświadomtego,żemimoiżladyAnnwłaśnieuciekła,kawałeczek
George’aSmileyanaprawdęumarł.
TaczęśćSmileya,któraprzeżyła,byłarównieabsurdalnawzestawieniuz
jegopowierzchownością,jakmiłośćalboupodobaniedozapoznanychpoetów:
tobyłjegozawód,boSmileybyłoficeremwywiadu.Właśnietenzawód
wykonywałZniekłamanąprzyjemnością,aonłaskawiewyposażałgow
kolegóworównie,jakjegonieznanychcharakterachipochodzeniu.Wyposażał
gorównieżwto,cokiedyśkochałnajbardziej:wakademickiewyprawywświat
tajemnicyludzkiegozachowaniadokonywanepoprzezpraktycznezastosowanie
jegowłasnychmetoddedukcji.
Wlatachdwudziestych,kiedySmileywyłoniłsięzmurówswojej
niepozornejszkołyimrugając,powlókłsiędomrocznychkrużgankówcolłege‘u
wOksfordzie,marzyłoczłonkostwachwkolegiachuniwersyteckichiżyciu
poświęconymliterackimzakamarkomsiedemnastowiecznychNiemiec.Alejego
opiekunnaukowy,któryznalSmileyalepiejniżonsamsiebie,odwiódłgood
marzeńozaszczytach,którebezwątpieniaSmileyowisięnależały.Wsłodki
lipcowyporanek1928rokuzaskoczonyilekkozaróżowionySmileyzasiadł
przedobliczemkomisjiprzesłuchańKomitetuZagranicznychStudiów
Akademickich,organizacji,októrejzniewyjaśnionychprzyczynnigdynie
słyszał.Jebedee,jegoopiekunnaukowydziwniewymijającoprzedstawiłmu
sprawę:
Dajtymludziomszansę,Smiley,mogącięchcieć,aplącąnatyledobrze,
żebycizagwarantowaćprzyzwoitetowarzystwo.AleSmileybyłzdenerwowany
ipowiedziałotym.Martwiłogo.żeJebedee,zwykłetakprecyzyjny,terazbył
takwymijający.Lekkowzburzonyzgodziłsięodłożyćswojądecyzję,pókinie
zobaczy..tajemniczychludzi”Jebedee.
Nieprzedstawionogokomisji,alepołowęjejczłonkówznałzwidzenia.Byli
tamFielding,francuskimediewistazCambridge.SparkezeSzkołyJęzyków
OrientalnychiSteed-Asprey,któryjadłobiadprzyWyśokimStoletego
wieczoru,gdySmileybyłgościemJebedee.Musiałprzyznać,żebyłpod
wrażeniem.DlaFieldingasamoopuszczeniepokoju,niemówiącjużo
Cambridge,byłocudemsamymwsobie.PóźniejSmileyzawszemyślałotym
przesłuchaniujakotańcuzwachlarzem;przemyślanyciągodsłonięć,akażde
ukazywałoinnączęśćtajemniczegobytu.WreszcieSteed-Asprey,który,zdaje
się.byłprzewodniczącym,odsłoniłostatniweloniprawdastanęłaprzed
Smileyemwcałejswejolśniewającejnagości.Proponowanomustanowiskow
czymś,cozbrakulepszejnazwySteed-Aspreywstydliwienazwałtajnąsłużbą.
Smileypoprosiłoczasdonamysłu.Dalimutydzień.Niktniewspomniało
poborach.TegowieczoruzatrzymałsięwLondyniewcałkiemniezłymhotelui
wybrałsiędoteatru.Czułsiędziwniebeztroskiitogoniepokoiło.Wiedział
doskonale,żesięzgodzi,żemógłtozrobićjużpodczasprzesłuchania.Tylko
instynktownaostrożnośći.byćmoże,swegorodzajukokieteriawobecFieldinga
sprawiły,żesiępowstrzymał.
Pozgodzienadszedłczasszkolenia:anonimowewiejskiedomy,anonimowi
instruktorzy,sporopodróżyi-corazbliższafantastycznaperspektywapracyw
całkowitejsamotności.
Jegopierwszestanowiskooperacyjnebyłowzględnieprzyjemne-dwuletni
kontraktjakoenglischerDozentnajakimśprowincjonalnymuniwersytecie
niemieckim:wykładyzKeatsaiwakacjewbawarskichdomkachmyśliwskichz
grupkamipoważnychiuroczyścierozwiązłychniemieckichstudentów.Pod
konieckażdychdługichwakacjizabierałniektórychznichdoAnglii,zgłaszając
uprzednioprawdopodobnychkandydatówiprzekazującswojerekomendacje
tajnymikanałamipodpewienadreswBonn.Przezcałedwalataniemiał
pojęcia,czyjegorekomendacjeprzyjęto,czyzignorowano.Niemiałteż
możliwościdowiedziećsię,czyzainteresowanosięjegokandydatami.Wrzeczy
samej,niemiałnawetmożliwościsprawdzić,czyjegowiadomościdotarłydo
celu;akiedybyłwAnglii,niemiałkontaktuzdepartamentem.
Miałambiwalentnystosunekdowykonywanejpracy.Intrygowałogo
dokonywaniebezstronnejocenytego,conauczyłsięnazywać„potencjałem
agenta”wistocieludzkiej;wynajdowaniemaleńkichteści-kówcharakterui
zachowania,któremogłypowiedziećmucośocechachkandydata.Tajegoczęść
byłabezkrwistainieludzka-wtejroliSmileystawałsięmiędzynarodowym
najemnikiemswojegorzemiosła,amoralnym,bezmotywacji,pozatą,którądaje
osobistasatysfakcja.
Alezarazemsmuciłogoprzyglądaniesię,jakwnimsamymstopniowo
obumieranaturalnaprzyjemność.Zawszebyłzamkniętywsobie,ateraz
widział,jakwzdragasięprzedpokusamiprzyjaźniiludzkiejlojalności;z
rezerwąpodchodziłdospontanicznychreakcji.Siłąswojejinteligencjizmuszał
siędoobserwowanialudzkościzklinicznymobiektywizmem,aponieważnie
byłnieśmiertelnyaninieomylny,nienawidziłfałszuwswoimżyciuibałsięgo.
Byłnatomiastczłowiekiemsentymentalnymidługaemigracjaumacniaław
nimgłębokąmiłośćdoAnglii.RzucałsiężarłocznienawspomnieniaOksfordu;
najegopiękno,jegoracjonalnąbeztroskęidojrzałąpowolnośćjegoosądów.
MarzyłoprzewianychjesiennymwiatremurlopachnaHartlandQuay,odługich
włóczęgachpourwiskachKomwaliiztwarząwystawionąnawiatrodmorza.To
byłojegodrugie,tajemneżycieizacząłnienawidzićrubasznych,nowych
Niemiec,którewtargnęływjegoświat:tupaniaiwrzaskówubranychw
mundurystudentów,poznaczonychbliznamiaroganckichtwarzyi
prymitywnychodzywek.Nieznosiłtakżesposobu,wjakiwydziałmajstrował
przyjegoprzedmiocie-jegoukochanejliteraturzeniemieckiej.Iprzyszłanoc,
strasznanoczimą1937roku,kiedySmileystałwoknieiobserwowałwielkie
ogniskonadziedzińcuuniwersyteckim:wokółniegostałysetkistudentów,
twarzemielirozradowane,błyszczącewtańczącychświatłach.Wpogański
ogieńrzucalisetkiksiążek.Wiedział,czyjetobyłydzieła:TomaszaManna,
Heinego,Lessingailegionuinnych.Ściskającpapierosawilgotnądłonią,patrząc
inienawidząc,triumfował,żepoznałswojegowroga.
Rok1939zastałgowSzwecjijakoakredytowanegoagentaznanej
szwajcarskiejwytwórnibroniręcznej,odogodnieprzesuniętejdotyłudacie
zatrudnienia.Jegopowierzchowność,wpodobniedogodnysposób,równieżsię
zmieniła;Smileybowiemodkryłwsobietalentdoroli,którasięgałagłębiejniż
zmianafryzuryidodatekwpostaciwąsika.Przezczterylataodgrywałtęrolę,
podróżującwtęizpowrotempomiędzySzwajcarią,NiemcamiiSzwecją.
Nigdynieprzypuszczał,żetakdługomożnasiębać.Rozwinąłmusięnerwowy
tikwlewymoku,któryzostałnanajbliższepiętnaścielat;napięciewyżłobiło
bruzdywjegomięsistychpoliczkachiczole.Dowiedziałsię,jaktojestniemóc
zasnąć,niemócsięodprężyć,przezcałądobęczućnieznośnełomotanie
własnegoserca,doświadczyćskrajnejsamotnościirozczulaniasięnadsobą,
nagłego,niedającegosięwytłumaczyćpragnieniakobiety,alkoholu,ćwiczeń,
jakiegokolwieknarkotyku,któryusunąłbynapięciezjegożycia.
Takiebyłotło,naktórymprowadziłswójprawdziwyhandelipracęszpiega.
Zupływemczasusiećrozrastałasięikolejnekrajenaprawiałyswójbrak
przewidywaniaiprzygotowania.W1943rokuzostałodwołany.Posześciu
tygodniachzapragnąłwrócić,alemuniepozwolono.
—Skończyłeśsię—powiedziałSteed-Asprey.—Trenujnowychludzi,
zabijajczas.Ożeńsięalbocośzrób.Odprężsię.
SmileyoświadczyłsięsekretarceSteed-Aspreya,ladyAnnSercomb.
Wojnasięskończyła.Dalimuodprawę,aonzabrałswojąpięknążonędo
Oksfordu,żebyoddaćsiętajemnicomsiedemnastowiecznychNiemiec.Aledwa
latapóźniejladyAnnbyłanaKubie,arewelacjeujawnioneprzezmłodego
rosyjskiegoszyfrantawOttawiestworzyłyzapotrzebowanienaludzi,którzy
mielibydoświadczenietakiejakSmiley.
Tobyłanowapraca,bezpiecznaizpoczątkupodobałamusię.Ale
przychodzilimłodsi,zapewneześwieższymiumysłami.Smileyniebył
kandydatemdoawansuistopniowozacząłsobieuświadamiać,żewszedłwwiek
średnizpominięciemmłodościiżezostał-choćwsposóbnajprzyjemniejszyz
możliwych-odstawionynabocznytor.
Światsięzmienił.Steed-Aspreyaniebyło,uciekłznowegoświatadoIndiiw
poszukiwaniuinnejcywilizacji.Jebedeenieżył.W1941rokuwsiadłwLilledo
pociąguzeswoimradiooperatorem,młodymBelgiem,inieusłyszanojużonim
więcej.FieldingzagłębiłsięwnoweodkryciadotyczącePieśnioRolandzie.
OstałsiętylkoMaston,rekrutczasuwojny,doradcaministradosprawwywiadu.
„PierwszydoekskluzywnegotenisanaWimbledonie”,mawiałonimJebedee.
NATOidesperackieśrodkirozważaneprzezAmerykanówzmieniłycałąnaturę
tajnejsłużby.NazawszeodeszłydniSteed-Aspreya,kiedymożnabyłoodbierać
rozkazynadkieliszkiemportowjegopokojachnaMagdalen;uduchowiona
amatorszczyznagarstkiwysokokwalifikowanych,słaboopłacanychludzi
ustąpiłaprzedwydajnością,biurokracjąiintrygamiwielkichrządowych
departamentów-nakorzyśćMastonazjegodrogimiubraniami,jego
szlachectwem,jegodystyngowanymisiwymiwłosamiisrebrzystymikrawatami;
Mastona.któryzawszepamiętałourodzinachswojejsekretarki,któregomaniery
byływzoremcnótdładamztowarzystwa;Mastona,którywciążrozszerzał
swojeimperiumizudawanymżalemprzeprowadzałsiędocorazwiększych
gabinetów;MastonaurządzającegoeleganckiedomowepartywHen-leyi
żerującegonasukcesachswoichpodwładnych.
Sprowadziligopodczaswojny,żebyzajmowałsiępapieramiiłączyłw
całośćbłyskotliwośćswoichpracownikówznieporęcznąmachinąbiurokracji.
Wielkimdodawałootuchy,żemajądoczynieniazczłowiekiem,któregoznają,
któryjestwstaniezredukowaćkażdykolordoszarości,znaswoichpanówi
możesięmiędzynimiprzechadzać.Lubilinieśmiałość,zjakąprzepraszałza
towarzystwo,któreutrzymuje,nieszczerość,zjakąbroniłkaprysówswoich
podwładnych,usłużność,zjakąformułowałnowezobowiązania.Nie
rezygnowałzarazemzkorzyścipłynącychzzajmowanegomalgréluistanowiska
człowiekapłaszczaisztyletu.Płaszczemzasłaniałsięprzedswymipanami,
sztyletzachowywałdlasług.Zajmowałdziwnązpozorupozycję.Niebył
nominalnymszefemsłużbspecjalnych,leczdoradcąministradospraw
wywiadu,aSteed-Aspreyzawszemówiłonim,żejestnaczelnymeunuchem.
TobyłnowyświatdlaSmileya,jaskrawooświetlonekorytarze,eleganccy
młodziludzie.Czułsięjakintruz,staromodny,stęsknionyzawalącymsię
domemztarasemwKnightsbridge,gdzietowszystkosięzaczęło.Ten
psychicznydyskomfortznalazłodbiciewjegowyglądzie,zacząłbowiem
bardziejsięgarbićibyłbardziejżabiniżzwykle.Tikwlewymokupogłębiłsięi
nadanomupseudonimKret.Alemłodasekretarkauwielbiałagoimówiłaonim
zawsze,.mójkochanymiś”.
Smileybyłjużzastary,żebywybraćsięzagranicę.Mastonpostawiłsprawę
jasno:
—Jakbyniebyło,chłopiekochany,jesteśwypompowanypotym
myszkowaniuwczasiewojny.Lepiejsiedźwdomuipodsycajdomowe
ognisko.Tojakośtłumaczy,dlaczegoGeorgeSmileysiedziałnatylnejkanapie
londyńskiejtaksówkiodrugiejnadranemwśrodęczwartegostyczniaijechałdo
CambridgeCircus.
Nigdyniezamykamy
Wtaksówceczułsiębezpiecznie.Bezpiecznieiciepło.Ciepłobyło
przemycone,przeszmuglowanezłóżka,nagromadzonewobronieprzed
wilgotnąstyczniowąnocą.Poczuciebezpieczeństwapłynęłozoderwaniasięod
rzeczywistości:tojegoduchkrążyłpolondyńskichulicachiobserwował
nieszczęsnychposzukiwaczyprzyjemnościdrepczącychpodwielkimi
parasolamiidziwkiopakowanekunsztowniewpolietylen.Tojegoduchwy
szedłzestudnisnuipowstrzyma!telefonbrzęczącynanocnymstoliku…
OxfordStreet…dlaczegoLondynjestjedynąstolicąnaświecie.któratraciw
nocyosobowość?Smiley,opatuliwszysięmocniejpłaszczem,mógłmyślećo
dowolnymmiejscu,odLosAngelespoBerno,któretakchętnierezygnowałyz
dziennejwalkiotożsamość.
TaksówkaskręciłanaCambridgeCircusiSmileywyprostowałsię
gwałtownie.Przypomniałsobie,dlaczegozadzwoniłoficerdyżurny,ito
wspomnieniebrutalniewyrwałogozmarzeń.Rozmowawracaładoniegosłowo
posłowie-wyczynpamięciopanowanydawnotemu.
—Smiley,mówioficerdyżurny.Mamdoradcęnalinii…
—Smiley,tuMaston.PrzesłuchiwałeśSamuelaArthuraFennanaw
poniedziałekwMinisterstwieSprawZagranicznych,tak?
—Tak…Tak,przesłuchiwałem.
—Ocotamchodziło?
—AnonimowylistimputującyprzynależnośćdopartiiwOksfordzie.
Rutynoweprzesłuchanieautoryzowaneprzezdyrektorabezpieczeństwa.Fennan
niemógłsięposkarżyć,pomyślałSmiley.Wiedział,żegooczyszczę.Niebyłow
tymnicniewłaściwego,nic.
CzyMaWtymwrogość,Smiley?Powiedzmi.
Boże,ależonjestwystraszony.Fennanmusiałnapuścićnanascałygabinet.
—Nie.Tobyłaprzyjaznarozmowa;myślę,żeprzypadliśmysobiedogustu.
Choćprawdępowiedziawszy,nietrzymałasięściśleinstrukcji.
—Toznaczy,Smiley?
—Cóż,powiedziałemmuogródkiem,żebysięniemartwił.
—Cozrobiłeś?
—Powiedziałemmu,żebysięniemartwił;najwyraźniejbyłtrochę
podenerwowany,więcmutopowiedziałem.
—Comupowiedziałeś?
—Żeniemamuprawnieńiwywiadteżniema;iżeniewidzępowodu,żeby
ponowniegoprzesłuchiwać.
—Towszystko?
Smileyzastanawiałsięprzezchwilę;nieznałtakiegoMastona,niewiedział,
żejesttakuzależnionyodgóry.
—Tak,towszystko-odparłwreszcie.Absolutniewszystko.-Nigdymitego
niewybaczy.Tyle,jeślichodziowystudiowanąłagodność,kremowekoszule,
srebrnekrawatyieleganckieobiadkizministrami.
—Ontwierdzi,żerzuciłeścieńnajegolojalność,żejegokarieraw
MinisterstwieSprawZagranicznychległawgruzach,żepadłofiarąpłatnych
informatorów.
—Copowiedział?Musiałoszaleć.Wie,żezostałoczyszczony.Czego
jeszczechce?
—Niczego.Nieżyje.Zabiłsięodziesiątejtrzydzieścidziświeczór.Zostawił
listdoministrasprawzagranicznych.Policjazadzwoniładojednegozjego
sekretarzyiotrzymałapozwolenienaotwarcielistu.Potemnampowiedzieli.Ma
byćdochodzenie.Smiley,czyjesteśpewien?
—Pewienczego?
Mniejszaoto.Wpadnij,jaktylkobędzieszmógł.
Zabrałomuparęgodzin,zanimzłapałtaksówkę.Dzwoniłnatrzypostoje,ale
bezskutku.WreszcieodpowiedziałpostójnaSloaneSquareiSmileyczekałprzy
okniesypialniowiniętywpłaszcz,ażzobaczył,żetaksówkapodjechałapod
drzwi.PrzywiodłomutonamyślnalohwNiemczech,tennierealnyniepokójw
śmiertelnejnocnejciszy.
NaCambridgeCircuszatrzymałtaksówkęstometrówodurzędu,trochęz
przyzwyczajenia,atrochę,żebyoczyścićumysłwoczekiwaniunagorączkowe
wypytywaniaMastona.Pokazałprzepustkęwartownikowiipowoliruszyłdo
windy.
Oficerdyżurnypowitałgozwyraźnąulgą.
—MastonposzedłdoScotlandYardupogadaćzeSparrowem-wyjaśnił,gdy
szlikorytarzem.—Musząustalić,którywydziałbędziesięzajmowałtąsprawą.
Sparrowtwierdzi,żewydziałspecjalny,Evelyn,źekryminalny,apolicjaw
Surreynawetniewie,cosięjejtrafiło.Gorzejniemożebyć.Chodź,napijemy
siękawywmojejrupieciarni.Ztermosu,alecałkiemniezła.
Smileyucieszyłsię,żetoPeterGuillammadyżurtejnocy.Guillam,
wytwornyiprzyjazny,zajmowałsięszpiegostwemsatelitarnym.Należałdo
ludzi,którzyzawszemająprzysobierozkładjazdyiscyzoryk.
—Wydziałspecjalnyzadzwoniłodwunastej.ŻonaFennanaposzładoteatru
iznalazłago,dopierogdywróciłazakwadransjedenasta.Wtedyzadzwoniłana
policję.
—MieszkałgdzieśwSurrey.
—Walliston,zaobwodnicąKingston.Tużzaobszaremmiejskim.Kiedy
przyjechałapolicja,znaleźlilistdoministrasprawzagranicznychnapodłodze
obokciała.Superintendentzadzwoniłdonaczelnikapolicji,któryzadzwoniłdo
oficeradyżurnegowMinisterstwieSprawWewnętrznych,któryzadzwoniłdo
dyżurnegourzędnikawMinisterstwieSprawZagranicznychiwkońcudostali
pozwolenienaotwarcietegolistu.Potemzaczęłasięzabawa.
—Mówdalej.
—DyrektordosprawpersonalnychwMinisterstwieSprawZagranicznych
zadzwoniłdonas.Chciał,żebymupodaćdomowynumerdoradcy.Powiedział,
żetoostatniraz,kiedybezpieczeństwogrzebiewjegodepartamencie,żeFennan
byłlojalnymiutalentowanymurzędnikiem,bla…bla…bla…
—Botakibył,właśnietaki.
—Powiedział,żecałaaferawskazujejednoznacznie,źebezpieczeństwo
przekraczaswojekompetencje-gestapowskiemetody,dlaktórychnawet
autentycznezagrożenieniestanowiokolicznościłagodzących…Dałemmu
numerdoradcyizadzwoniłemdoniegozinnegotelefonu,gdydalejsię
wściekał.Podwpływemnagłegoprzypływugeniuszuprzełączyłemministerstwo
najednąlinię,aMastonanadrugąiprzekazałemmunowinę.Tobyłoo
dwunastej.Mastonbyltujużopierwszej,caływnerwach-będziemusiałstanąć
doraportuprzedministremjutrorano.Nachwilęzapadłacisza.Guillamnalał
kawydokubkówidodałwrzącejwodyzelektrycznegoczajnika.
—Jakionbył?-zapytał.
—Kto?Fennan?Cóż.dodzisiejszegowieczoruwydawałomisię.żewiem.
Teraztowszystkoniemasensu.ByłŻydem.Pochodziłzortodoksyjnejrodziny,
aleodrzuciłtowszystkowOksfordzieizostałmarksistą.Bystry,kulturalny…
świetnymówcaijeszczelepszysłuchacz.Wykształcony,odużejwiedzy.
Ktokolwieknaniegodoniósł,niemyliłsię:onbyłwpartii.
—Ilemiałlat?
—Czterdzieścicztery.Alewyglądałnawięcej-mówiącto,Smileyrozglądał
sięponiewielkimpomieszczeniu.-…wyrazistatwarz,gęste,prosteczarne
włosyuczesanepostudencku.profildwudziestojednolatka.gładka,suchaskóra,
niecobłada.Ibardzopobruźdżona,caławgłębokichzmarszczkach.Długie,
cienkiepalce…facetzrodzajutychzamkniętychwsobie,cosamotnieoddają
sięprzyjemnościom.Icierpiąteżwsamotności.
Wstali,gdywdrzwiachpojawiłsięMaston.
—Ach.Smiley.jesteś.Przejdźmydomojegogabinetu.-Uniósłłewąrękę.
żebywskazaćdrogę.
WgabinecieMastonaniebyłoanijednegorządowegomebla.Kiedyśkupił
kolekcjędziewiętnastowiecznychakwareliniektóreznichwisiałynaścianach.
Resztabyłazesklepu.Mastonteżbylprostozesklepu,jeśliotochodzi.Jego
garniturbyłzbytlekki,bybudzićrespekt;łańcuszekmonoklaopadałwzdłuż
nieodmienniekremowejkoszuli.Nosiłjasnoszarywełnianykrawat.Niemiec
nazwałbygoflott.pomyślałSmiley;szykówny.otojakijest-marzeniebarmanki
oprawdziwymdżentelmenie.
—WidziałemsięzeSparrowem.Tooczywistyprzypadeksamobójstwa.
Ciałozostałozabraneiszefpolicjiniepodjąłżadnychdziałańpozazwyczajnymi
formalnościami.Wciągudnia.dwóclirozpoczniesięrutynowedochodzenie.
Uzgodniono-cochcępodkreślićzcałąmocą.Smiley-żeżadnainformacja
dotyczącanaszegozainteresowaniaFennanemniemożedotrzećdoprasy.
Rozumiem.-Jesteśniebezpieczny,Maston.Jesteśsłabyiwystraszony.Niech
spadnąwszystkiegłowy,zanimspadnietwoja,myślisz.Patrzysznamniewten
sposób,mierzyszmikarkpodtopór.
iNiemyśl,Smiley,żeciękrytykuję;wkońcu,skorodyrektor
bezpieczeństwaautoryzowałtoprzesłuchanie,niemaszsięczegoobawiać.
—PozaFennanem.
—Właśnie.Niestety,dyrektorbezpieczeństwaniepodpisałtwojejnotatki
sugerującejprzesłuchanie.Zapewneautoryzowałjąustnie?
—Tak.Jestempewien,żetopotwierdzi.
MastonznówpopatrzyłnaSmileya,ostro,oceniająco.Smileyzignorowałto
spojrzenie.Wiedział,żeMastonchce.abywspólniekon-spirowali.
—Wiesz,żeurządFennanaskontaktowałsięzemną?
—Wiem.
—Mabyćdochodzenie.Możliwe,żenieudasięutrzymaćprasyna
odległość.Pierwsząrzeczą,jakązrobięrano,będziespotkaniezministrem
sprawwewnętrznych.-Nastraszyłmnieiznówpróbuje…Zaczynam
rozumieć…rozważmyemeryturę…ito,czyjeszczenadajęsiędopracy…ale
niebędęuczestniczyłwtwoimkłamstwie,Maston.-Muszęznaćwszystkie
fakty,Smiley.Muszęwypełnićswójobowiązek.Jeślijestcoś,oczym
powinieneśmipowiedziećnatemattegoprzesłuchania,cokolwiek,czegomoże
niezapisałeś,powiedzmiotymterazipozwól,żeosądzęznaczenietegofaktu.
—Nie,naprawdęniemamnicdopowiedzeniaoprócztego,cojużjestw
aktachicocipowiedziałemwcześniej.Możebędziedlaciebiepomocne-to
„ciebie”powinnozabrzmiećodrobinęmocniej-możebędziedlaciebie
pomocne,jeślipowiem,żeprowadziłemprzesłuchaniewatmosferzecałkowicie
nieformalnej.ZarzutywobecFennanabyłymizerne-członkostwona
uniwersyteciewlatachtrzydziestychiogólnikowewypowiedziświadcząceo
obecnychsympatiach.Połowagabinetunależaładopartiiwlatachtrzydziestych.
-Mastonnachmurzyłsię.-WjegobiurzewMinisterstwieSprawZagranicznych
wciążkręcilisięjacyśludzie,więczaproponowałem,żebyśmyposzlinaspacer
doparku.
—Noi?
—Noiposzliśmy.Dzieńbyłsłoneczny,chłodnyiraczejprzyjemny.
Patrzyliśmynakaczki.-Mastonwykonałgestzdradzającyzniecierpliwienie.—
Wparkuspędziliśmyokołopólgodziny.Toonmówiłprzezcałyczas.Był
inteligentny,elokwentnyiinteresujący.Alebyłteżnerwowy.Tacyludzie
kochająmówićosobieimyślę,żepodobałomusię,żemożesięwygadać.
Opowiedziałmicałąhistorię,apotemposzliśmydojegoulubionegobaru
espressoniedalekoMillbank.
—Dokąd?
—Dobaruespresso.Majątamspecjalnyrodzajkawyposzylinguza
filiżankę.
—Rozumiem.Tobyłyte…przyjazneokoliczności,wktórychpowiedziałeś
mu,źedepartamentbędzierekomendowałniepodejmowaniedziałań.
—Tak.Częstotorobimy,alezazwyczajnieprotokołujemytego.
Mastonskinąłgłową.Takierzeczyondoskonalerozumie,pomyślałSmiley.
Bożedrogi,onnaprawdęjestgodnypogardy.
—Mogęztegownosić,żejegosamobójstwo-ilist,oczywiście-byłydla
ciebiecałkowitymzaskoczeniem?Nieznajdujeszwyjaśnienia?
—Byłobygodneuwagi,gdybymjakieśznalazł.
—Niemaszpojęcia,ktogozadenuncjował?
—Nie.
—Byłżonaty,wiesz.
—Tak.
—Zastanawiamsię…niewykluczone,żejegożonamogłabywypełnić
niektóreluki.Wahamsię,czytozaproponować,alemożektośzdepartamentu
powinienspotkaćsięzniąiprzesłuchaćjąwtejsprawie.
—Teraz?-Smileyspojrzałnaniegobezwyrazu.
Mastonstałprzyswoimwielkimbiurku,bawiącsięnożemdopapieru,
pudełkiemnapapierosyizapalniczką-zestawemoficjalnejgościnności.
Dosładza,jakmoże,pomyślałSmiley,aprzyokazjipodziwiaswojebiałedłonie.
Mastonpodniósłwzrok,najegotwarzypojawiłsięnieszczeryuśmiech.
—Smiley,wiem,jaksięczujesz,alemimocałejtejtragediipostarajsię
zrozumiećnaszepołożenie.Ministerisekretarzstanubędąchcielidostać
możliwienajpełniejszyraportztejsprawy,amoimzadaniemjestdostarczenie
go.Zwłaszczainformacji,którewskazywałybynastanumysłuFennanazarazpo
jegorozmowiez…znami.Możerozmawiałotymzżoną.Niesądzę,żebyto
zrobił,alemusimybyćrealistami.
—Chcesz,żebymjatamposzedł?
—Ktośmusi.Będzieprowadzonedochodzenie.Zadecydujeotym,rzecz
jasna,sekretarzstanu,aleobecniepoprostuniedysponujemyfaktami.Czasu
jestmało,atyznaszsprawę.Niemawięcnikogoinnego,komumożnabyją
powierzyć.Jeśliktokolwiekpójdzie,będziesztoty,Smiley.
—Kiedymamtampójść?
—PaniFennanjestniezwykłąkobietą.Tocudzoziemka.IŻydówka,więc
wnoszę,żemocnoucierpiałapodczaswojny,cododatkowokomplikujesytuację.
Tokobietaosilnejosobowości,bardzospokojniezareagowałanaśmierćmęża.
Bezwątpieniatylkozewnętrznie.Alejestsensownaikomunikatywna.
DowiedziałemsięodSparrowa,żejestchętnadowspółpracy,iprawdopodobnie
spotkasięztobą,gdytylkotamdotrzesz.PolicjawSurreymożejąuprzedzić,że
przyjedzieszibędzieszmógłsięzniąspotkaćzsamegorana.Zadzwoniętamdo
ciebiepóźniej,wciągudnia.
Smileyodwróciłsię,żebyodejść.
—Och,jeszczejedno…-PoczułrękęMastonanaramieniuiodwróciłsię,
żebynaniegospojrzeć.Mastonprzybrałuśmiechzazwyczajzarezerwowanydla
starszychpańzesłużbspecjalnych.-Możesznamnieliczyć,Smiley,możesz
liczyćnamojepoparcie.
MójBoże,pomyślałSmiley,tyrzeczywiściepracujeszdwadzieściacztery
godzinynadobę.Jesteśjakkabaret„Nigdyniezamykamy”.Wyszedłnaulicę.
ElsaFennan
MerridaleLanetojedenztychzakątkówSurrey,któregomieszkańcy
prowadząnieustannąwojnęzestygmatamiprzedmieścia.Drzewa,skuszone
nawozemdorośnięciawewszystkichogródkachprzeddomami,przesłaniały
przycupniętezanimiprzyciasne„oryginalnemieszkania”.Rustykalność
otoczeniawzmacniałydrewnianesowydzierżącestrażnadnazwamidomówi
spróchniałekrasnaleniestrudzenietkwiącenadsadzawkami,wktórychpływały
złoterybki.MieszkańcyMerridaleLaneniemalująkrasnali,sądząc,żetonie
przystoiludziomzmiasta.Ztegosamegopowodunielakierująsów;ale
cierpliwieczekają,ażlataobdarząteskarbywyglądemzwietrzałychstarocii
pewnegodnianawetbelkigarażubędąsięmogłyposzczycićżuczkamii
kornikami.
Niejesttowłaściwieślepauliczka,chociażpośrednicywhandlu
nieruchomościamitakutrzymują;jejkoniec,tenbardziejodległyodobwodnicy
Kingston,przechodziwżwirowąścieżkę,którawiedzieprzezMerriesField-ku
następnejuliczce,takiejsamejjakMerridale.Mniejwięcejdo1920rokuścieżka
taprowadziładokościołaparafialnego.Aleterazkościółstoinaczymś,co
właściwiejestwysepkąprzydrodzedoLondynu,aścieżka,którąniegdyświerni
podążalinamodły,stałasięzbytecznymłącznikiemmiędzymieszkańcami
MerridaleLaneaCa-doganRoad.Pasniezabudowanegoterenu,zwanyMerries
Field,zdołałosiągnąćsławęwyrastającądalekoponadjegowłasneaspiracje;
wbiłsięklinemwradędzielnicy,pomiędzyinwestorówbudowlanycha
zwolennikówstatusquo,itotakskutecznie,żepewnegorazucałamaszyneria
lokalnegosamorząduwWallistonzostałazablokowana.Wrezultaciewytworzył
siępewiennaturalnykompromis:MerriesFieldniesąanipuste,anizabudowane
przeztrzystalowepylonyrozstawionenanichwregularnychodstępach.
Pośrodkuznajdujesiępokrytasłomianymdachemchatkanazywanapomnikiem
SchronuzOkresuWojny.Wzniesionaw1951rokujakowyrazpamięcio
poległychwdwóchwojnachsłużyzacichąprzystańdlastarychizmęczonych
ludzi.Niktniewie,jakiinteresmoglibymiećstarzyizmęczeninaMerriesField.
Alepająkiznalazłysobiecichąprzystańwdachu,adlabudowniczychpylonów
chatkabyławyjątkowowygodnymmiejscemdoleserowania.
Smileydotarłtamtużpoósmejrano.Samochódzostawiłnaparkinguprzy
komisariacie,coznaczyło,żeczekałgodziesięciominutowyspacer.
Lało,deszczbyłtakzimny,żewydawałsiętwardy,gdypadałnatwarz.
PolicjawSurreynieinteresowałasięjużsprawąaleSparrowwysłałdo
komisariatufunkcjonariuszazwydziałuspecjalnego,którygdybyzaszłataka
potrzeba,miałpełnićfunkcjęłącznikapomiędzysłużbamibezpieczeństwaa
policją.OkolicznościśmierciFennanawydawałysięoczywiste.Przyczyną
zgonubyłstrzałwskrońzmałegofrancuskiegopistoletuwyprodukowanegow
Lillew1957roku.Pistoletznalezionopodciałem.Wszystkowskazywałona
samobójstwo.
MerridaleLanenumer15byłtoniskidomwstyluTudorówzsypialniami
wefrontowejczęściinapółdrewnianymgarażem.Unosiłasięwokółniego
atmosferazaniedbania,anawetporzucenia.Moglibywnimmieszkaćartyści,
pomyślałSmiley.Fennanniepasowałdotegomiejsca.Kojarzyłsięraczejz
Hampsteadimłodymicudzoziemkamipomagającymiwdomuwzamianza
utrzymanieidrobnekieszonkowe.
Smileyotworzyłbramęipowoliposzedłpodjazdemwstronędrzwi
frontowych,napróżnostarającsiędostrzecjakieśśladyżyciaprzezzatopionew
ołowiuokno.Byłobardzozimno.Nacisnąłguzikdzwonka.
DrzwiotworzyłaElsaFennan.
—Dzwoniliipytali,czyniemiałabymnicprzeciwkotemu.Niewiedziałam,
coodpowiedzieć.Proszęwejść.—Mówiłazlekkimniemieckimakcentem.
MusiałabyćstarszaodFennana.Smukłakobietapopięćdziesiątcezbardzo
krótkoobciętymiwłosamiufarbowanyminakolornikotyny.
Chociażbyłakrucha,roztaczałaauręniezłomnościiodwagi,ajejbrązowe
oczylśniłyzadziwiającointensywniewdrobnejtwarzyonieregularnychrysach.
Byłatozniszczonatwarz,udręczonaispustoszonadawnotemu,twarzdziecka,
któredorastałowgłodzieiwyczerpaniu,twarzwiecznegouciekiniera,twarzz
obozukoncentracyjnego,pomyślałSmiley.
Podałamudłoń-wyszorowanąiróżową,twardąwuścisku.Przedstawiłsię.
—Topanprzesłuchiwałmojegomężawsprawielojalności-
powiedziała.Zaprowadziłagodoniskiego,ciemnegosalonu.Niebyłotam
kominka.Smileypoczułsięnaglechoryipusty.Lojalnośćwobeckogo,wobec
czego.Wjejsłowachniebyłourazy.Byłgnębicielem,aleonaakceptowała
gnębienie.
—Panimążbardzomisięspodobał.Zostałbyoczyszczony.
—Oczyszczony?Oczyszczonyzczego?
—Byłopodejrzenie,podstawadodochodzenia-anonimowylist.Zleconomi
tozadanie.-Przerwałispojrzałnaniązeszczerątroską.-Poniosłapaniwielką
stratę,paniFennan.Napewnoniespałapanicałąnoc.Musipanibyć
wyczerpana.
Niezareagowałanajegowyrazywspółczucia.
—Dziękuję,aleostatnioniemamcoliczyćnasen.Sentoluksusniedla
mnie.-Popatrzyłanaswojewątłeciało.-Mojeciałoijamusimyzesobą
przestawaćprzezcałądobę.Itakżyjemyjużdłużejniżwieluinnych.Acodo
wielkiejstraty.Tak,myślę,żetakjest.Alewiepan,panieSmiley,bardzodługo
niemiałamniczegopozaszczoteczkądozębówijeszczenieprzyzwyczaiłamsię
doposiadaniaczegokolwiek,nawetpoośmiulatachmałżeństwa.
Wskazałamukrzesło,dziwniestaroświeckimgestemwygładziłasukienkęi
usiadłanaprzeciwniego.Wpokojubyłobardzozimno.Smileyzastanawiałsię,
czypowiniencośpowiedzieć.Nieśmiałnaniąspojrzeć;patrzyłprzedsiebie,
starającsięrozgryźćtęzniszczoną,bardzodoświadczonątwarzElsyFennan.
Upłynęłosporoczasu,zanimznówsięodezwała.
—Powiedziałpan,żesiępanuspodobał.Najwyraźniejnieodwzajemniłsię
panutymsamym.
—Niewidziałemlistupanimęża,aleznamjegotreść.-Poważnatwarz
Smileyazwróconabyłaterazwjejstronę.—Topoprostuniemasensu.Boja,
wiepani,powiedziałemmu…żezalecimywstrzymaniesprawy.
Nieruszałasię,czekałanadalszesłowa.Alecomógłpowiedzieć:
„Przepraszam,żezabiłempanimęża,alewykonywałemtylkomójobowiązek.-
Wobeckogo,nalitośćboską?-Dwadzieściaczterylatatemubyłczłonkiem
partiikomunistycznejwOksfordzie;dziękiostatniemuawansowimiałdostępdo
ściśletajnychinformacji.Jakiśżyczliwynapisałdonasanoniminiemieliśmy
wyboru,musieliśmypociągnąćsprawę.Dochodzeniewywołałowpanimężu
melancholięidoprowadziłogodosamobójstwa”.Nicniepowiedział.
—Tobyłagra-odezwałasięnagle-głupieżonglowanieideami;toniemiało
nicwspólnegoznimanizkimkolwiekinnym.Dlaczegosięnamiinteresujecie?
NiechpanwracadoWhitehalliszukanastępnychszpiegów.-Przerwała,nie
okazywałaposobieżadnychuczuć,nieliczącpłonącychczarnychoczu.-Cierpi
pannastarąchorobę,panieSmiley-powiedziała,wyjmującpapierosazpudełka
-ajawidziałamwielejejofiar.Umysłoddzielasięódciała;działapoza
rzeczywistością,wpapierowymkrólestwieiobmyślabezemocjiruinęswoich
papierowychofiar.Aleczasemrozdziałpomiędzywaszymświatemanaszym
jestniepełny;teczkomwyrastajągłowy,ramionainogi.Tojeststrasznachwila,
prawda?Nazwiskamiewająrodziny,uczuciailudzkiemotywytłumacząceich
smutne,małedossierifikcyjnegrzechy.Kiedytaksiędzieje,jestmiwasżal.-
Przerwałanachwilęipodjęławątek:-Tojesttakjakzpaństwemiludem.
Państwototeżsen,symbolniczego,pustki,umysłbezciała,rozgrywkaw
chmurach.Aletopaństwaprowadząwojnyiwiężąludzi.Śnićdoktrynami-
jakieżtouporządkowane!Mójmążijazostaliśmyterazuporządkowani,
prawda?
Patrzyłananiegobezmrugnięciaokiem.Jejakcentbyłterazwyraźniejszy.
—Wynazywaciesiebiepaństwem,panieSmiley;dlawasniemamiejsca
międzyprawdziwymiludźmi.Zrzucaciezniebabomby,alenieschodźciena
dół,żebypopatrzećnakrewiusłyszećkrzyk.
Mówiłaspokojnie,patrzącterazgdzieśponadnim.
—Bylibyściezszokowani,płakalibyście.Alejajużniemamłez,panie
Smiley.Jestemjałowa;dziecimojegożalusąmartwe.Dziękuję,żepan
przyszedł,panieSmiley.Terazmożepanwracać-niemapantujużnicdo
roboty.Wyprostowałsięnakrześle,pulchnedłoniezłożyłjednanadrugiejna
kolanach.Wyglądałświętoszkowatoizarazemtrochęniepewnie,jaknieuczciwy
sklepikarzczytającyBiblię.Twarzmiałbladą,tylkopodoczamiwidaćbyło
jasnofioletowepółksiężyce,częściowoprzesłoniętegrubąoprawkąokularów.
—Niechpaniposłucha,paniFennan,toprzesłuchaniebyłowłaściwie
formalnością.Myślę,żespodobałosiępanimężowiiżenawetbyłszczęśliwy,ze
wreszcieztymskończył.
—Jakpanmożemówićtakierzeczy,jakpanmoże,teraz,gdy…
—Aletoprawda.Przecieżmynawetnierozmawialiśmywurzędzie.Kiedy
tamprzyszedłem,zobaczyłem,żebiuroFennanatocośwrodzajuprzejściówki
międzydwomainnymipokojami.Wyszliśmywięcdoparkuiusiedliśmyw
kawiarni-widzipanijakietobyłoprzesłuchanie.Powiedziałemmu,żebysięnie
martwił-właśnietomupowiedziałem.Japoprostunierozumiemtegolistu,on
niema…
—Nieolistmichodzi,panieSmiley,aleoto,coonmipowiedział.
—Gopanimanamyśli?
—Byłgłębokozaniepokojonytymprzesłuchaniem,takmipowiedział.Kiedy
wróciłwponiedziałkowywieczór,byłroztrzęsiony,mówiłbezładuiskładu.
Rzuciłsięnafotel,ajanamówiłamgo,żebyposzedłdołóżka.Dałammuśrodek
uspokajający.Wystarczyłmunapółnocy.Ranonadalotymmówił.Myślałtylko
otymażdośmierci,i..
Nagórzezadzwoniłtelefon.Smileywstał.
—Przepraszam-todomniezbiura.Pozwolipani?
—Jestwprzedniejsypialni,dokładnienadnami.
Smileypowoliszedłposchodach.Byłkompletniezdezorientowany.Co,na
Boga,powieterazMastonowi?
Podnoszącsłuchawkę,spojrzałodruchowonanumeraparatu.
—Walliston2944.
—Tucentrala.Dzieńdobry.Zamówionobudzenienaósmątrzydzieści.
—Och…och,bardzodziękuję.
Odłożyłsłuchawkę,wdzięcznyzachwilęwytchnienia.Rozejrzałsiępo
pokoju.TobyłasypialniaFennana,skromna,alewygodna.Przedgazowym
kominkiemstałydwafotele.Smileyprzypomniałsobie,żeElsaFennanbyła
przykutadołóżkaprzeztrzylatapowojnie.Fotelepochodziłyprawdopodobnie
ztegookresu,kiedywieczoramirazemsiadywaliwsypialni.Wnękipoobu
stronachkominkabyływypełnioneksiążkami.Wkącienabiurkustałamaszyna
dopisania.WwystrojusypialnibyłocośintymnegoiwzruszającegoiSmileypo
razpierwszybezpośrednioodczułtragedięśmierciFennana.Wróciłdosalonu.
—Tobyłodopani.Zamawiałapanibudzenienaósmątrzydzieści.
Przerwał,jakbyczekałnawyjaśnienia.Aleonaodwróciłasięodniegoistała
wmilczeniu,patrzącprzezokno.Smukłeplecymiałaprosteinieruchome,jej
gęste,krótkiewłosyczerniaływporannymświetle.Naglecośmusięskojarzyło,
coś,zczegopowiniensobiezdaćsprawęjeszczenagórze,wsypialni,cośtak
nieprawdopodobnego,żeprzezchwilęjegomózgniebyłwstanietegoogarnąć.
Musisięstądwyrwać,znaleźćzdalaodtelefonuihisterycznychpytańMastona,
zdalaodElsyFennanijejciemnego,ponuregodomu.Zdalaodwszystkiego,
żebypomyśleć.
—Zadługosiępaninarzucałem,paniFennan.Zastosujęsiędopaniradyi
wrócędoWhitehall.
Podałamurękę.Ściskającjejzimnądrobnądłoń,wymamrotałwyrazy
współczucia.Zdjąłpłaszczzwieszakaiwyszedł.Przestałopadać.Blade
promieniezimowegosłońcaodbijałysięwwilgotnychkonarachdrzewiszarych
ścianachdomówprzyMerridaleLane.Niebobyłonadalciemnoszare,aświat
podnimdziwniefosforyzował,oddającświatłosłoneczne,którewykradłznikąd.
Smileyszedłpowoliżwirowąścieżkąpełenniespokojnychmyśli.TonieElsa
Fennanzamówiłabudzenienaósmątrzydzieścitegoranka.
Kawiarniaprzyfontannie
SuperintendentpolicjikryminalnejwWallistonbyłpotężnym,
sympatycznymmężczyzną,którymierzyłkompetencjęzawodowąlatamisłużby
iniewidziałwtymzwyczajuniczegoniestosownego.InspektorodSparrowa,
Mendel,był-naodwrót-chudymdżentelmenemotwarzyłasicy;mówiłbardzo
szybko,unoszącprzytymtylkokącikiust.Smileyporównywałgowmyślachdo
łowczego-człowieka,któryznaswojeterytoriuminielubiintruzów.
—Dostałemwiadomośćzpańskiegodepartamentu,sir.Mapannatychmiast
zadzwonićdodoradcy.-Superintendentwskazałogromnądłoniątelefoni
wyszedłprzezotwartedrzwiswojegogabinetu.Mendelzostał.Smileypatrzyłna
niegoprzezchwilęsowimwzrokiem,próbującgorozgryźć!
—Proszęzamknąćdrzwi.
Mendelpodszedłdodrzwiicichojezamknął.
—ChcęzdobyćpewneinformacjezcentralitelefonicznejWalliston.Ktotam
jestnąjsensowniejszy?
—Zastępczynikierownika.Kierownikzawszebujawobłokach;onaodwala
całąrobotę.
—KtośzMerridaleLane15zamówiłbudzenienaósmątrzydzieścidziś
rano.Chcęwiedzieć,októrejzgłoszonozamówienieiktotozrobił.Chcęteż
ustalić,czybyłyjakieśzamówienianadziśrano,ajeślitak,toktojezgłosił.
-Znapannumer?
—Walliston2944.AbonentSamuelFennan,jaksądzę.
Mendelpodszedłdotelefonuiwykręciłzero.Czekającnapołączenie,
zwróciłsiędoSmiłeya:
—Niechcepan,żebyktośsięotymdowiedział?
—Zgadzasię.Prawdopodobnienicsięzatymniekryje.Ałejaktylko
zaczniemypaplaćomorderstwie,to…
Mendeldodzwoniłsiędocentraliipoprosiłzastępcękierownika.
—WydziałzabójstwzWalliston,biurosuperintendenta.Prowadzimy
śledztwo…tak,oczywiście…więcniechpanioddzwonidomnie…miejska
liniawydziału,Walliston2421.
Odłożyłsłuchawkęiczekał,ażcentralazadzwonidoniego.
—Rozsądnadziewczyna-mruknął,niepatrzącnaSmileya.Telefon
zadzwoniłiMendelzacząłnatychmiastmówić.-Prowadzimyśledztwow
sprawiewłamanianaMerridaleLane.Numer18.Prawdopodobniewdomupod
11mielipunktobserwacyjny.Możeciesprawdzić,czywciąguostatniejdoby
byłyjakieśpołączenieznumeremalboznumeruWalliston2944?
Przerwa.MendelpołożyłdłońnamikrofonieispojrzałnaSmileyazlekkim
uśmiechem.Smileypoczułdoniegosympatię.
—Pytadziewczyn-powiedziałMendel-iprzejrzypokwitowania.
Wróciłdotelefonuizacząłzapisywaćcyfrynabloczkusuperintendenta.
Naglezesztywniałinachyliłsięnadbiurkiem.
—O,tak.-Głosmiałswobodny,kontrastującyzpostawą.-Ciekawe,kiedy
otoprosiła?-Znówprzerwa…-Dziewiętnastapięćdziesiątpięć…mężczyzna?
Dziewczynajestpewna?…Och,rozumiem,towyjaśniasprawę.Dziękuję,
bardzodziękuję.Nocóż,przynajmniejwiemy,naczymstoimy…wcalenie,
ogromnienampanipomogła…tylkoteoretycznie,towszystko…musimy
ponownietoprzemyśleć,prawda?Cóż,jeszczerazdziękuję.Touprzejmezpani
strony,proszętozachowaćdlasiebie…Ukłony.-Odłożyłsłuchawkę,wydarł
kartkęzbloczkuiwłożyłjądokieszeni.
Telefondzwonił;SmileyprawieżewyczuwałMastonapotamtejstronie
linii.
—Przydrodzejestjakaśkoszmarnakawiarenka-powiedział.-Muszęzjeść
śniadanie.Chodźmy,napijemysiękawy.
Mendelpopatrzyłnaniegoprzezchwilęichybazrozumiał.Nieczekając,aż
telefonprzestaniedzwonić,wyszlizkomisariatuiskierowalisiękuHighStreet.
KawiarniaPrzyFontannie,właścicielkaipaniGloriaAdam,którejwnętrze
zdobiłyróżneelementykońskiejuprzęży,oferowałagościommiejscowymiód
zacenęosześćpensówwyższąniżgdziekolwiekindziej.SamapaniAdam
serwowałanajpaskudniejsząkawęnapołudnieodManchesteruimówiłao
swoichklientach„moiprzyjaciele”.Nierobiłainteresównaprzyjaciołach,ona
poprostuichobdzierała,cowjakiśsposóbpodsycałoiluzjędystyngowanej
amatorszczyzny,októrątakdbała.PochodzeniepaniAdambyłoniejasne,ale
częstomówiłaoswoimzmarłymojcujakoo„pułkowniku”.Wśródtychzgrona
przyjaciółpaniAdams,którzyszczególniedużozapłacilizatęprzyjaźń,krążyła
plotka,żeówtytułzostałmunadanyprzezArmięZbawienia.
MendeliSmileyusiedliwrogu,niedalekokominka,iczekali,żebyzłożyć
zamówienie.MendelspojrzałnaSmileyairzekł:
—Dziewczynadoskonalezapamiętałatentelefon;byłnasamkoniecjej
zmiany-zapięćósmaubiegłegowieczoru.Zamówienienabudzenieoósmej
trzydzieścidziśrano.ZłożyłjeosobiścieFennan,dziewczynajesttegopewna.
—Dlaczego?
—TenFennandzwoniłdocentralinaBożeNarodzenieitasamadziewczyna
miaładyżur.Życzyłwszystkimwesołychświąt.Pogawędzilisobietrochę.Jest
pewna,żewczorajtobyłtensamgłos.„Bardzokulturalnypan”,powiedziała.
—Fennannapisałlistpożegnalnyodziesiątejtrzydzieści.Cosięstało
międzyósmąawpółdojedenastej?
Mendelpodniósłstarą,zniszczonąaktówkę.Niemiałazamka,wyglądała
raczejjakteczkananuty.Wyjąłzniejszarąpapierowąteczkęiwręczyłją
Smileyowi.
—Faksymilelistu.Szefpowiedział,żebydaćpanukopię.Oryginał
przesyłajądoMinisterstwaSprawZagranicznych,adrugąkopięprostodo
MarlenyDietrich.
—Aktotojest,udiabła?
—Przepraszam,sir.Taknazywamypańskiegodoradcę.Bardzo
rozpowszechnionewbranży.Bardzoprzepraszam,sir.
Jakpięknie,pomyślałSmiley,doprawdycudownie.Otworzyłteczkęi
popatrzyłnafaksymile.Mendeldalejmówił:
—Pierwszylistsamobójczypisanynamaszynie,jakikiedykolwiek
widziałem.Wogólepierwszy,jakiwidziałem,jeśliotochodzi.Alepodpiszdaje
sięwporządku.Sprawdziliśmynakomisariacie,porównującgozkwitemz
biurarzeczyznalezionych,którykiedyśpodpisał.Jasnejaksłońce.
Listzostałnapisanynamaszynie,prawdopodobnieprzenośnej.Jak
anonimowydonos;teżbyłpisanynaprzenośnejmaszynie.Aletenzostał
opatrzonyczytelnym,eleganckimpodpisemFennana.Podadresem,ugóry
stronicywidniaładata,apodniągodzina:dwudziestadrugatrzydzieści.
SzanownysirDavidzie,
popewnychwahaniachpostanowiłemodebraćsobieżycie.Niemogę
spędzićlat.jakiemipozostały,watmosferzenielojalnościipodejrzeń.Zdaję
sobiesprawę,żemojakarieraległawgruzach,żepadłemofiarąpłatnych
informatorów.
PańskioddanySamuelFennan
Smileyprzeczytałlistkilkarazy.Zastanawiałsięnadjegotreścią,gdy
Mendelspytał:
—Jakpannatowpadł?
—Naco?
—Natęsprawęzporannymtelefonem.
Odebrałemtelefon,bomyślałem,żetodomnie.Aleniebyłdomnie-to
byłobudzenie.Nawetwtedymnietoniezaskoczyło.Pomyślałem,żetoona
zamówiła,rozumiepan.Zszedłemnadółipowiedziałemjej.
Nadół?
Tak.Majątelefonwsypialni.Onaprzezkilkalatbyłaniesprawna,wiepan,i
zostawilipokójtaki,jakbyłwtedy.Takmisięzdaje.Wyglądajakgabinet;
książki,maszynadopisania,biurkoitakdalej.
—Maszynadopisania?
—Tak.Przenośna.Sądzę,żetonaniejnapisałlist.Alewidzipan,kiedy
odebrałemtentelefon,niepomyślałem,żepaniFennanraczejniemogłago
zamówić.
Dlaczegonie?
—Cierpinabezsenność-takmipowiedziała.Nawetdowcipkowałanaten
temat.Gdypowiedziałemjej,żebytrochęodpoczęła,onapoprostuodparła:
„Mojeciałoijamusimyzesobąprzestawaćprzezcałądobę.Itakżyjemyjuż
dłużejniżwieluinnych”.Wspomniałateżcośoniemożnościskorzystaniaz
luksususnu.Pocowięcmiałabyzamawiaćbudzenienaósmątrzydzieści?
—Apocomiałbytorobićjejmąż?Todośćpóźnagodzinadlaurzędnika
służbypaństwowej.
—Właśnie.Mnietoteżdziwi.WprawdzieMinisterstwoSpraw
Zagranicznychzaczynapracędopieroodziesiątej,aleprzecieżFennanmusiał
sięubrać,ogolić,zjeśćśniadanieizłapaćkolejkęnaczas.Pozatymżonamogła
goobudzić.
—Możetylkotakgadała,zeniemożezasnąć-spekulowałMendel.-
Kobietyczęstomówiąobezsenności,migrenieitakichsprawach.Żebyludzie
myśleli,źesąnerwoweipełnetemperamentu.
Smileypokręciłgłową.
—Nie,tonieonazamawiałabudzenie.Niebyłojejwdomudodziesiątej
czterdzieścipięć.Ajeślinawetzałożymy,żepomyliłasięcodogodziny
powrotu,toniemogłapodejśćdotelefonuiniezobaczyćnajpierwciałamęża.
Niewmówimipan,żejejreakcjąnawidokzwłokbyłopójścienagóręi
zamówieniebudzenia.
Przezchwilęwmilczeniupilikawę.
—Jestjeszczecoś-odezwałsięMendel.
Cotakiego?
—Jegożonawróciłazteatruzakwadransjedenasta,zgadzasię?
—Tak,taktwierdzi.
—Aczyposzładoteatrusama?
—Niemampojęcia.
—Założęsię,żenie.Alemusiałapodaćprawdziwyczaspowrotu.Pewnie
więcdopisałagodzinęwliście,żebymiećalibi.
SmileypomyślałoElsieFennan,ojejgniewie,jejrezygnacji.Podejrzenia
Mendlawydawałymusięśmieszne.Nie,nieElsaFennan.Nieona.
—Gdzieznalezionozwłoki?-zapytał.
—Upodstawyschodów.
—Upodstawyschodów?
—Zgadzasię.Rozciągniętenapodłodzeholu.Rewolwerłeżałpodciałem.
—Alist.Gdziebył?
—Obokzwłok,napodłodze.
—Cośjeszcze?
—Tak.Wsaloniestałkubekkakao.
—Rozumiem.Fennanpostanawiapopełnićsamobójstwo.Zamawiabudzenie
naósmątrzydzieści.Robisobiekakaoistawiajewsalonie.Idzienagóręipisze
pożegnalnylist.Wracanadół,żebysięzastrzelić,izostawiakakaonipwypite.
Towszystkośliczniesięwiąże.
—Tak,rzeczywiście?Aprzyokazji,czyniepowinienpanzadzwonićdo
swojegobiura?
SmileypopatrzyłnaMendla.
—Tokoniecpięknejprzyjaźni-powiedział.
Idącwstronęautomatutelefonicznegoprzydrzwiachznapisem„Obcym
wstępwzbroniony”,usłyszał:p—Założęsię,żepantakmówidowszystkich
chłopaków.
Uśmiechałsię,gdyprosiłopołączeniezMastonem.
Mastonchciałgonatychmiastwidzieć.
Wróciłdostolika.Mendelmieszałnastępnąfiliżankękawyizajadał
wielkiegopączka.
—MuszęwracaćdoLondynu-powiedziałSmiley.
-Cóż,tobędzietak,jakbywpuścićwilkamiędzyowce.Możenie?iMendel
mówiłprzedniączęściąust,bokącikizajętebyłypączkiem.
—JeśliFennanzostałzamordowany,żadnasiłanazieminiepowstrzyma
prasyodzajęciasiętąsprawą.-SpojrzałdoSmileyaidodał:-Niesądzę,żeby
Mastonowisiętospodobało.Wolałbysamobójstwo.
Takczyinaczej,musimysięztymuporać-odparłSmileyizmarszczyłbrwi.
Jużsłyszał,jakMastondrwizjegopodejrzeń.-Niewiem.Naprawdęniewiem.
ZpowrotemdoLondynu,zpowrotemdoIdealnegoBiuraMastona,i
powrotemdowyściguszczurówiwzajemnegoobwinianiasię.Zpowrotemdo
nierealnegoświatapapierów,gdzieludzkatragediamusisięzmieścićw
trzystronicowymraporcie.
Znówpadało.Tymrazembyłtorównyciepłydeszcz.Nakrótkimodcinku
międzykawiarniąPrzyFontannieakomisariatemSmileybardzoprzemókł.
Zdjąłpłaszczirzuciłgonatyłsamochodu.ZulgąopuściłWalliston-mimoże
jechałdoLondynu.Kiedyskręcałwgłównąulicę,katemokaspostrzegłMendla,
któryzestoickimspokojemszedłwstronękomisariatu,wfilcowymkapeluszu
zdefasonowanymipoczerniałymoddeszczu.Pomyślał,żeMendelmógłby
chcieć,abygopodrzucićdoLondynu.Zatrzymałsamochód.Byłomutrochę
głupio,aleMendel,nieprzejmującsięsubtelnościamisytuacji,otworzyłdrzwi
postroniepasażeraiwsiadł.
—Mamszczęście-powiedział.-Nienawidzępociągów.Jedziepando
CambridgeCircus?MożemniepanwyrzucićprzyWestminsterWay?
Ruszyli.Mendelwyciągnąłodrapanązielonąpuszkęnatytońiskręciłsobie
papierosa.Skierowałgodoust,alezmieniłzamiarizaproponowałskręta
Smileyowi.Zapaliłgoniezwykłązapalniczkąbuchającąkilkucentymetrowym
niebieskimpłomieniem.
PrzejechalikilkamiliSmileyzatrzymałsamochódnapoboczu.Odwróciłsię
doMendla.
—Będziemipanmiałzazłe,jeśliwrócędoWalliston?
—Dobrypomysł.Niechpanjedzieijązapyta.
SmileyzawróciłipojechałpowolidoWalliston,naMerridaleLane.Zostawił
Mendlawsamochodzieiposzedłznajomążwirowąścieżką.
Otworzyładrzwiibezsłowawprowadziłagodosalonu.Byłaubranawtę
samąsukienkę.Smileyzastanawiałsię,jakspędzałaczas,odkądzostawiłją
rano.
Chodziłapodomuczysiedziałabezruchuwsalonie?Albonagórze,w
sypialnizeskórzanymifotelami?Jaksięczujewswoimnowymstanie
wdowieństwa?Czyjestjużzdolnatoprzyjąć,czyteżnadalpatrzywlustro,
usiłującwykryćzmianę,wyrazprzerażenianatwarzy,iszlocha,gdysięjejto
nieudaje?
Żadneznichnieusiadło-obojeinstynktownieunikalipowtórkiporannego
spotkania.
—Jestjeszczejednarzecz,októrąmuszępaniązapytać,paniFen-nan.
Bardzoprzepraszam,żekłopoczępaniąponownie.
—Spodziewamsię,żechodziotentelefon,porannytelefonzcentrali.
—Tak.
—Domyślałamsię,żetopanazdziwi.Człowiekcierpiącynabezsenność
prosioporannebudzenie.-Starałasięmówićpogodnymtonem.
—Tak,rzeczywiście,towydajesiędziwne.Częstopanichodzidoteatru?
—Tak,raznadwatygodnie.Widzipan,należędoklubuteatralnego
Weybridge.Chodzęnawszystko,cowystawiają.Mammiejscezarezerwowane
napierwszywtorekkażdegonowegoprzedstawienia.Mążpracowałwewtorki
dopóźna.Nigdyminietowarzyszył;chodziłtylkonasztukiklasyczne.
—AlelubiłBrechta,prawda?Wydawałsiębardzoemocjonować
przedstawieniamiwystawianymiprzezBerlinerEnsemblewLondynie.
Patrzyłananiegoprzezchwilęinaglesięuśmiechnęła.Byłtoczarujący
uśmiech;całatwarzrozjaśniłasięjejjakudziecka.SmileywyobraziłsobieElsę
jakodziewczynę-zwinną,szczupłąchłopczycę,jakPetiteFadettegranąprzez
GeorgeSandpółkobietę,Iwygadanąkłamczuchę.Widziałjąjakoprowokatorkę,
walczącąjakIkotkaoswojeiwidziałjąteżzagłodzonąiwobozie
koncentracyjnym,Ibezwzględnąwwalceozachowaniewłasnejtożsamości.
PrzykrobyłoIpatrzećnatenuśmiech,wktórymwidaćbyłoświatełko
dziecięcejniewinności,jaknazahartowanąbrońwwalceoprzetrwanie.
Obawiamsię,żewyjaśnieniezabrzmigłupio—powiedziała.—Mam
bardzosłabąpamięć,tonaprawdęokropne,idędosklepuizapominam,co
miałamkupić,umawiamsiętelefonicznieizapominamwchwili,gdyodkładam
słuchawkę.Zapraszamludzinaweekend,apotemwychodzimy,kiedyoni
przyjeżdżają.Dlategoodczasudoczasu,gdymuszęoczymśpamiętać,dzwonię
docentraliiproszęotelefonnaparęminutprzedumówionymterminem.Tojest
jaksupełeknachusteczce,alesupełekniemożezadzwonić,prawda?
Smileyprzyglądałsięjejprzezchwilę.Poczułsuchośćwgardleimusiał
przełknąć,zanimsięodezwał.
_Awjakiejsprawiebyłtentelefontymrazem,paniFennan?
Znówczarującyuśmiech.
—TUmniepanma.Zupełniezapomniałam.
Mastoniblaskświec
WracającdoLondynu,SmileyzapomniałoobecnościMendla.
Byłyczasy,kiedysamoprowadzeniewozuprzynosiłomuulgę;w
nierealnościdługiejsamotnejpodróżyznajdowałśrodekuśmierzającydlaswego
skołatanegoumysłu,bozmęczeniekilkugodzinnąjazdąpozwalałomu
zapomniećoposępniejszychsprawach.
Możliwe,żebyłatojednazsubtelnychoznakwiekuśredniego,żejużnie
potrafiłopanowaćwtensposóbumysłu.Terazpotrzebowałsilniejszych
środków:czasemnawetplanowałwmyślachspacerpojakimśeuropejskim
mieście-wymieniał,naprzykład,wszystkiesklepyibudynki,obokktórych
przechodziłbywBremieodkatedrydouniwersytetu.Alepomimotakich
ćwiczeńumysłowychnawiedzałygoduchyteraźniejszościiodsuwałymarzenia
nabok.TobyłaAnn,któraukradłamuspokój,Ann,któraniegdyśsprawiła,że
teraźniejszośćstałasiętakaważna,uzależniłagoodrzeczywistości,akiedy
odeszła,nicniepozostało.
Niewierzył,żebytoElsaFennanzabiłaswojegomęża.Jejinstynkty
nastawionebyłynaobronę,nagromadzenieskarbówżycia,nabudowanie
symbolinormalnejegzystencji.Niebyłowniejagresji,tylkowolaprzetrwania.
Aleczymógłbyćpewien?JaktonapisałHesse?„Dziwniejestwędrowaćwe
mgle,gdziekażdyjestsamotny.Drzewanieznająswoichsąsiadów.Każdejest
samotne”.Niewiemyosobienawzajemnic,zupełnienic,myślałSmiley.Bez
względunato,jakbliskosiebieżyjemy,bezwzględunato,ojakiejporzednia
czynocyzgłębiamynawzajemswojemyśli,nicosobieniewiemy.Jakmogę
osądzaćElsęFennan?Myślę,żerozumiemjejcierpienie,lękispowodowane
nimkłamstwa,alecowiemoniejsamej?Nic.
Mendelwskazywałnaznakdrogowy.
—Totutajmieszkam.Mitcham.Naprawdęnienajgorszemiejsce.Niedobrze
mijużodosiedlizkawalerkami.Kupiłemsobietutajporządnybliźniak.Zamoją
emeryturę.
—Zaemeryturę?Tojeszczekawałczasu.
—Tak.Trzydni.Todlategodostałemtęrobotę.Nictakiego,żadnych
komplikacji.DajcietostaremuMendlowi,niechzawalisprawę.
—Proszę,proszę.Obawiamsię,żedoponiedziałkuobajbędziemy
bezrobotni.ZawiózłMendladoScotlandYarduipojechałdalej,naCambridge
Circus.Kiedywszedłdobudynku,zdałsobiesprawę,żewszyscyjużwiedzą.
Poznałtoposposobie,wjakinaniegopatrzyli,pozachowaniu.Poszedłprosto
dogabinetuMastona.Sekretarkaszefasiedziałazaswoimbiurkiem,gdywszedł,
obrzuciłagouważnymspojrzeniem.v-Jestdoradca?
-Tak.Czekanapana.Jestsam.Tylkozapukaminiechpanwchodzi.Ale
Mastonotworzyłdrzwiijużsamgowzywał.Miałnasobieczarnypłaszczi
spodniewprążki.No,tozaczynasiękabaret,pomyślałSmiley.
—Próbowałemsięztobąskontaktować.Niedocierałydociebiemoje
telefony?-zapytałMaston.
—Docierały,aleniemogłemztobąrozmawiać.
—Niebardzorozumiem.
Cóż,niewierzę,żebyFennanpopełniłsamobójstwo-sądzę,żego
zamordowano.Niemogłemtegopowiedziećprzeztelefon.Mastonzdjąłokulary
ipopatrzyłnaSmileyakompletnieoszołomiony.
Zamordowany?Jakto?
—Fennannapisałlistodziesiątejtrzydzieściostatniegowieczoru,jeśli
przyjąć,żeczaspodanynaliściejestprawdziwy.
—Icoztego?
—Osiódmejpięćdziesiątpięćzadzwoniłdocentraliizamówiłbudzeniena
ósmątrzydzieścinastępnegodnia.
—Skąd,ulicha,otymwiesz?
—Byłemtamrano,kiedyzadzwonionozcentrali.Odebrałemtelefon,
myśląc,zedzwoniązdepartamentu.
—Askądpewność,żetoFennanzamówiłbudzenie?
—Przeprowadziłemdochodzenie.Dziewczynawcentralirozpoznałagłos
Fennana;byłapewna,żetooniżezadzwoniłzapięćósmaubiegłegowieczoru.
—CzyFennanidziewczynasięznali?
—DobryBoże,nie.Poprostuodczasudoczasuwymienialiuprzejmości.
—Nadalniepojmuję,dlaczegosądzisz,źezostałzamordowany?
—Cóż,pytałemżonęotentelefon…
I?
—Skłamała.Powiedziała,żesamagozamówiła.Tłumaczyła,żejest
straszniezapominalskaikażeodczasudoczasudzwonićdosiebiezcentrali,
kiedymaważnespotkanie;tojestjakwiązaniesupełkanachusteczce.Jeszcze
jedno-tużprzedoddaniemsamobójczegostrzałuFennanzrobiłsobiekakao.
Niewypiłgo.
Mastonsłuchałwmilczeniu.Wreszcieuśmiechnąłsięiwstał.
—Zdajesię,żemówimyoróżnychrzeczach-powiedział.*-Wysłałemcię,
żebyśsiędowiedział,dlaczegoFennansięzastrzelił.Wracaszimówisz,żesię
niezastrzelił.Niejesteśmypolicjantami,Smiley.
—Nie.Czasemsięzastanawiam,kimjesteśmy.
—Czyusłyszałeśoczymś,comogłobynasdotyczyć-oczymś,co
wyjaśniałobyjegodziałanie?Cobyłobypodstawądonapisanialistu
pożegnalnego?
Smileyzawahałsię,zanimodpowiedział.Widział,żetonadchodzi.
—Tak.ZesłówpaniFennanwynikało,żejejmążbyłbardzozdenerwowany
poprzesłuchaniu.-Niechjużwysłuchacałejhistorii.-Dręczyłogoto,niemógł
zasnąć.Musiałamudaćśrodekuspokajający.Jejsprawozdaniezreakcji
Fennananamojeprzesłuchaniecałkowiciepotwierdzałotreśćlistu.-Milczał
przezjakąśminutę,mrugającoczami.-Próbujęwłaśniepowiedzieć,żejejnie
wierzę.Niewierzę,żeFennannapisałtenlist,aniwto,żemiałzamiarsięzabić.
-SpojrzałnaMastona.-Topoprostunietrzymasiękupy.Jeszczejedno-dodał.
-Niewidziałemekspertyzy,aleistniejepodobieństwopomiędzyanonimema
listempożegnalnymFennana.Krójczcionkijestidentyczny.Wiem,żeto
śmieszniebrzmi,aletakjest.Musimywłączyćwtopolicję-zapoznaćichz
faktami.
—Zfaktami?—zapytałMaston.-Zjakimifaktami?Załóżmy,żeona
rzeczywiściekłamie-podobnotodziwnakobieta,cudzoziemka,Żydówka.Bóg
raczywiedzieć,comawgłowie.Powiedzianomi,żewielewycierpiałapodczas
wojny,prześladowanojąitakdalej.Mogławidziećwtobieoprawcę,
inkwizytora.Zauważyła,żedoczegośzmierzasz,wpadławpanikęi
poczęstowałaciępierwszymkłamstwem,jakieprzyszłojejdogłowy.Czyto
czynizniejmorderczynię?
—TopocoFennanzamawiałbudzenie?Dlaczegozrobiłsobiekakao?
—Ktowie?—GłosMastonabyłterazpewniejszy,bardziejprzekonujący.-
Jeślijaalboty,Smiley,znaleźlibyśmysięwtymprzerażającymistanie,że
postanowilibyśmyzniszczyćsiebie,ktowie,jakiebyłybynaszeostatnie
poczynanianatymświecie?AjeślichodzioFennana:widziałkoniecswojej
kariery,życiestraciłodlaniegosens.Niejestwykluczone,żechciałusłyszeć
ludzkigłos,poczućciepłokontaktuzinnymczłowiekiem,zanimumrze.
Śmieszneto,możesentymentalne,alenieniemożliwedlakogośtak
udręczonego,żeodbierasobieżycie.
Smileymusiałprzyznać,żetobyłodobreprzedstawienie,aonniestanowił
równorzędnegopartneradlaMastona.Naglepoczuł,żewzbierawnimzłość.
Jakżenienawidziłtegopretensjonalnegopochlebcy,tegoobscenicznego
niewieściuchazjegosiwiejącymiwłosamiirozsądnymuśmiechem.Furia
narastała,zalewałamupierś,dusiłacałeciało.Twarzmupoczerwieniała,
okularyzaszłymgłą,woczachpojawiłysięłzy,dopełniającupokorzenia.
Mastonkontynuował,łaskawietegoniezauważając:
—Niemożeszsięspodziewać,żenatejpodstawiezasugerujęministrowi
sprawwewnętrznych,iżpolicjadoszładofałszywychwniosków.Wiesz,jak
delikatnesąnaszestosunkizpolicją.Zjednejstrony,mamytwojepodejrzenia:
krótkomówiąc,zachowanieFennanaostatniegowieczoruniewskazywałona
zamiarsamobójczy,ajegożona,oczywiście,kłamała.Przeciwkotemumamy
opinięwyszkolonychdetektywów,którzynieznaleźliniczegoniepokojącegow
okolicznościachśmierci,noizeznaniepaniFennan,żemążbyłprzygnębiony
przesłuchaniem.Przykromi,Smiley,aletakwłaśniejest.
Zapadłacisza.Smileypowoliodzyskiwałpanowanienadsobąalewciążbył
otępiałyiniepotrafiłsięwysłowić.Nerwowomrugałoczami,pobrużdżoną
twarzmiałzaróżowionąaustagłupkowatopółotwarte.Mastonczekał,ażcoś
powie,aleSmileybyłzmęczonyinaglestraciłzainteresowanieczymkolwiek.
NiepatrzącnaMastona,wstałiwyszedł.
Dotarłdoswojegopokojuiusiadłprzybiurku.Machinalnieprzejrzał
papiery.Wpojemnikunapocztębyłokilkawewnętrznychpismobiegowychi
osobistylistadresowanydoWielmożnegoPanaG.SmileyawMinisterstwie
Obrony.Charakterpismabyłmunieznany;otworzyłkopertęiprzeczytałlist.
SzanownyPanieSmiley!
MuszęzjeśćzPanemlunchjutrowCompleatAnglerwMarlow.Proszę,
żebyspotkałsięPanzemnąopierwszej.MamPanucośdopowiedzenia.
SzczerzeoddanySamuelFennan
Listbyłpisanyręcznieidatowanynapoprzednidzień,wtorektrzeciego
stycznia.OstemplowanogowWhitehalloszóstejpopołudniu.
Smileywpatrywałsięwlistprzezkilkaminut,potemodłożyłgonabiurko,
otworzyłszufladęiwyjąłzniejkartkęczystegopapieru.Napisałkrótkilistz
rezygnacjądoMastonaiprzypiąłdoniegoszpilkązaproszenieodFennana.
Nacisnąłdzwonekdosekretarki,włożyłlistdopojemnikanakorespondencję
wychodzącąiposzedłdowindy.Jakzwykleutknęławpiwnicyzwózkiemna
herbatędlaarchiwum;pokrótkimoczekiwaniuzacząłschodzićposchodach.W
połowiedrogiprzypomniałsobie,żezostawiłwpokojupłaszcz
przeciwdeszczowyiparędrobiazgów.Pomyślał,żetonieszkodzi,przyśląmu
je.Usiadłwsamochodzienaparkinguipatrzyłprzezzalanądeszczemprzednią
szybę.
Byłomuwszystkojedno,poprostuwszystkojedno.Byłzaskoczony,żeo
maływłosniestraciłnadsobąkontroli.Rozmowyodgrywaływażnąrolęw
życiuSmileyaizawszesądził,żejestodpornynawszystkieichrodzaje:
dyscyplinarne,naukowe,medyczneireligijne.Jegoskrytanaturanienawidziła
celuwszystkichtychrozmów,ichprzytłaczającejintymności,nieuniknionej
realności.PrzypomniałsobiepewiencudownyobiadzAnnwQuaglino,kiedy
opisywałjejmetodękameleona-pancemikapozwalającąpokonać
impertynenckichrozmówców.Jedliobiadprzyświecach,pilibrandy,Ann
patrzyłananiegozmiłościąipożądaniem.Jejtwarzbyłatakbliskojegotwarzy,
gdymówił:
Najpierwstajęsiękameleonem.
Czylizamieniaszsięwewstrętnąjaszczurkę?
—Nie,tuchodziokolory.Kameleonypotrafiązmieniaćkolor.
Itowłaśnierobisz?
—Tak,stajęsiętaki,jakmójrozmówca.
Icocitodaje?
—Tametodaopierasięnazałożeniu,żerozmówca,którynajbardziejkocha
siebiesamego,zainteresujesięwłasnymobrazemwtwoichoczach.Możesz
poznaćjegokolorytsocjalny,polityczny,intelektualnyijegotemperament.
Pompatycznajaszczurka.Aleinteligentnykochanek.
Czasemtametodazawodziwobecidiotyzmualboniechęcirozmówcy.Jeśli
tak,stajęsiępancernikiem.
Wkładaszzbroję?
Nie,stawiamgonatakabsurdalnejpozycji,żezyskujęnadnimprzewagę.
Dokonfirmacjiprzygotowywałmnieemerytowanybiskup.Stanowiłemcałą
jegotrzódkęiotrzymałemtylenauk,żewystarczyłyby,żebyobdzielićcałą
diecezję.Alekontemplująctwarzbiskupa,wyobrażającsobie,żepodmoim
wzrokiemobrastaonagęstymfutrem,zachowałempanowanienadsytuacją.Od
tamtegoczasurozwinąłemumiejętność.Każdegobyłemwstaniezmienićw
małpę,wysłaćnagolasanabankietwolnomularski,zmienićwwęża,żebypełzał
nabrzuchu…
-Paskudna,kochanajaszczurka.
Taktobyło.AlepodczasostatniejrozmowyzMastonemzdolnośćdo
przyjmowaniapozycjiobserwatoraopuściłaSmileya;zabardzosięangażował.
KiedyMastonwykonałpierwszeruchy,Smileybyłzbytzmęczonyi
zdegustowany,żebypodjąćwyzwanie.Mastondopuszczał,żetoElsaFennan
zabiłaswojegomęża,alewcalegotonieinteresowało.Podejrzenia,
doświadczenie,spostrzeżenia,zdrowyrozsądek-dlaMastonatoniebyły
narzędziaprowadzącedoustaleniafaktów.
Papier-tobyłfakt,
ministrowie-tobyłfakt,
wiceministrowiesprawwewnętrznych-tobyłniezbityfakt.
Departamentnieinteresujesięniejasnymiwrażeniamijakiegośjednego
urzędnika,jeślikolidujetozpolityką.Smileybyłzmęczony,bardzozmęczony.
Jechałpowolidodomu.Dziśzjekolacjęnamieście.Cośspecjalnego.Alebyła
dopieroporaobiadowa,spędziwięcpopołudnie,idąctropemOleariusapodczas
jegohanzeatyckichwypraw.PotemkolacjawQuaglinoisamotnytoastnacześć
zwycięskiegomordercy,możewłaśnienacześćElsy,zwdzięcznościza
zakończeniekarieryGeorge’aSmileyawrazzżyciemSamaFennana.
NiezapomniałzabraćpraniazSloaneStreet,wreszcieskręciłnaBywater
Streetiznalazłmiejscedozaparkowaniaojakieśtrzydomyodwłasnego.
Wyszedł,dźwigającbrązowąpapierowąpaczkęzpralni.Dokładniezamknął
samochódizprzyzwyczajeniaobszedłgo,sprawdzającklamki.Przezcałyczas
siąpiłdrobnydeszczyk.Zdenerwowałogo,żektośznówzaparkowałprzedjego
domem.Bogudzięki,paniChapelzamknęłaoknoodsypialni,inaczejdeszcz
by…
Naglestałsięczujny.Cośporuszyłosięwsalonie.Jakieśświatło,jakiścień,
sylwetkaczłowieka,coś-byłtegopewien.Czytobyłwzrok,czytylkoinstynkt?
Niewiedział.Alejakaśpodskórnazdolnośćpercepcjiostrzegłago,aonprzyjął
ostrzeżenie.
Bezchwilizastanowieniawrzuciłkluczezpowrotemdokieszenipłaszcza,
podszedłposchodkachdoswoichdrzwiinacisnąłdzwonek.
Piskliwydźwiękrozszedłsiępodomu.Przezchwilępanowałacisza,a
potemdouszuSmileyadotarłodległydźwiękkrokówzbliżającychsiędodrzwi.
Zgrzytłańcucha,pstryknięciezatrzaskuidrzwisięotworzyły-szybkoigładko.
Smileynigdygoniewidział.Wysoki,przystojnyblondyn,mniejwięcej
trzydziestopięcioletni.Jasnoszarygarnitur,białakoszulaisrebrnykrawat.
NiemiecalboSzwed.Lewąrękętrzymałnonszalanckowkieszenimarynarki.
Smileypopatrzyłnaniegoprzepraszająco.
—Dobrywieczór.CzyzastałempanaSmileya?
Drzwiotworzyłysięszerzej.
—Tak.Wejdziepan?;
Wahałsięprzezułameksekundy.
—Nie,dziękuję.Czyzechciałbypanmutooddać?-wręczyłmężczyźnie
paczkęzpraniem,zszedłzeschodówiwsiadłdosamochodu.Wiedział,żenadal
jestobserwowany.Zapaliłsilnik,skręciłiwjechałnaSloaneSquare,nie
spoglądającanirazuwstronęswojegodomu.NaSloaneStreetznalazłwolne
miejsce,zatrzymałsięibłyskawiczniezapisałwnotatnikusiedemzestawów
cyfr.ByłytonumerysiedmiusamochodówzaparkowanychprzyBywaterStreet.
Copowinienzrobić?Zatrzymaćpolicjanta?Kimkolwiekbyłtenmężczyzna,
dotejporyjużzdążyłsięulotnić.Smileyzamknąłsamochódiprzeszedłprzez
ulicędobudkitelefonicznej.ZadzwoniłdoScotlandYardu,połączyłsięz
wydziałemspecjalnymipoprosiłinspektoraMendla.Okazałosięjednak,że
inspektorpojechałdodomu.Smiley,podługimlawirowaniu,uzyskałjegoadres.
Ponowniezapuściłsilnik,objechałtrzystronyplacuiwydostałsięnamost
AlbertaZjadłkanapkęiwypiłdużąwhiskywnowympubiezwidokiemna
rzekę,akwadranspotemjechałprzezmostwstronęMitcham.Deszczciągle
padałnajegoniepozornysamochód.Smileybyłzaniepokojony,naprawdę
bardzozaniepokojony.
Herbatkaiwspółczucie
Gdydotarłnamiejsce,nadalpadało.Mendelbyłwogrodzieimiałnagłowie
najniezwyklejszykapelusz,jakiSmijeykiedykolwiekwidział.Rozpocząłswój
żywotjakoaustralijskikapeluszwojskowy,alejegowielkierondoobwisłoze
wszystkichstroniterazprzypominałwielkigrzyb.Mendelstałnadjakimś
pniakiemzezłowrogowyglądającymoskardemwżylastejprawejręce.
PrzezchwilępatrzyłostronaSmileya,potemnajegoszczupłejtwarzy
pojawiłsięuśmiech.Odłożyłoskardiwyciągnąłdłońnapowitanie.
—Kłopoty-powiedział.
—Kłopoty-powtórzyłSmiłey.
PoszedłzaMendlemścieżkąwstronędomu.Podmiejskiegoiwygodnego.
—Wsaloniewkominkusięniepali,dopierocowróciłem.Możenapijmysię
herbatywkuchni?
Weszlidokuchni.Panowałwniejidealnywręczporządek.KiedyMendel
przygotowywałherbatę,Smileybeznamiętniezrelacjonowałmu,cozdarzyłosię
naBywaterStreet.Gdyskończył,Mendelpopatrzyłnaniegoizapytał:
—Aledlaczegozaprosiłciędośrodka?
Smileyzaczerwieniłsięlekko.
—Niemampojęcia.Naszczęściemiałemtępaczkę.-Napiłsięherbaty.-
Chociażniewierzę,żebydałsięnabraćnapaczkę.Może
itak,alewątpię.Bardzowątpię.
—Żesięnabrał?
—Cóż,jabymsięnienabrał.Facetwfordziedostarczającypaczkiz
bielizną.Kimmogłembyć?Pozatym,pytałemoSmileya,apotemniechciałem
sięznimzobaczyć.Musiałpomyśleć,żetobardzodziwne.
—Aleocomuchodziło?Cobyztobązrobił?Zakogocięuważał?—
Myślę,żetonamnieczekał,aleniespodziewałsię,żezadzwoniędodrzwi.To
gowytrąciłozrównowagi.Myślę,żechciałmniezabić.Dlategopoprosiłmnie
dośrodka:rozpoznałmnie,aleniebyłpewien.Prawdopodobniewidział
fotografię.
Mendelpatrzyłnaniegoprzezchwilęwmilczeniu.
Chryste-mruknął.
Załóżmy,żemamrację-ciągnąłSmiley.-Fennanazamordowano,ateraz
próbowanozabićmnie.Cóż,wodróżnieniuodciebie,janacodzieńniezajmuję
sięzabójstwami.
—znaczy?
—Niewiem.Poprostuniewiem.Możesprawdziłbyśnumerytych
samochodów.StałydziśranoprzyBywaterStreet.
—Dlaczegosamtegoniezrobisz?
SmileypopatrzyłnaMendlazaskoczonyiuświadomiłsobie,żenie
powiedziałmuoswojejrezygnacji.
—Niemogę-odparł.-Dziśranozłożyłemrezygnację.Jestemteraz
swobodnyjakptak.
Mendelwziąłodniegolistęznumeramiiposzedłdoholudotelefonu.
Wróciłpoparuminutach.
,,Oddzwoniązagodzinę-powiedział.-Chodź,oprowadzęciępowłościach.
Znaszsięnapszczołach?
—Tylkotrochę.WOksfordziezaraziłemsiębakcylemhistoriinaturalnej.
ChciałopowiedziećMendlowi,jakzmagałsięzmetamorfozamiroślini
zwierzątGoethegownadziei,żejakFaustodkryje,„naczymtrzymasięświati
jegonajskrytszesprawy”.Chciałwyjaśnić,dlaczegoniesposóbzrozumieć
dziewiętnastowiecznejEuropybezznajomościnaukprzyrodniczych.Czułsię
przepełnionyważnymimyślami,alewskrytościduchawiedział,iżtodlatego,że
jegomózgzmagałsięzwydarzeniamidniaijestwstanienerwowego
podniecenia.Mendelwyprowadziłgonadwórtylnymidrzwiami.Trzyzgrabne
uleprzycupnęłypodceglanąścianąbiegnącąwzdłużtejczęściogrodu.Staliw
siąpiącymdeszczu,aMendelmówił:
—Zawszechciałemhodowaćpszczoły,zobaczyć,jaktojest.Przeczytałem
wszystkonatentematiwystraszyłemsięjakcholera.Małesprytnecwaniaczki.-
Kilkarazykiwnąłgłową,jakbychciałpodkreślićznaczenietychsłów.Smiley
spojrzałnaniegozzainteresowaniem.Miałpociągłątwarzstalowoszarewłosy
nosiłkrótkoprzycięte.Zdawałsięcałkowicieobojętnynapogodę,apogodabyła
obojętnananiego.Smileyznałwielupolicjantównacałymświecie.Znałteżich
problemy.Wszyscymieliwsobieogromnezasobycierpliwości,goryczyi
gniewu.Doświadczalidługich,bezowocnychgodzinobserwacjiwkażdą
pogodę,czekanianakogoś,ktonieprzyjdzie…alboprzyjdzieiodejdzieza
szybko.Ibylinałasceswoichszefów-kapryśnychidespotycznych,nerwowych
izmiennych,czasemmądrychiwspółczujących.Widział,jakinteligentniludzie
bywająłamaniprzezgłupotęichszefów,jaktygodniepracywdzieńiwnocy
mogąpójśćnamarne.
Mendelpoprowadziłgodouliścieżkąwykładanątłuczniemi-nadal
niepomnynadeszcz-zacząłrozbieraćjedenznichnaczęści,demonstrująci
objaśniając.Mówiłzdługimiprzerwamimiędzyzdaniami,demonstrował
wszystkodokładnie.
WreszcieweszlidodomuiMendelpokazałSmileyowidwapokojenadole.
Salonbyłcaływkwiatach:kwiecistezasłonyidywan,kwiecistepokrowcena
meblach.Wmałejgablotcewkąciestałokilkakufliwkształcieludzikóww
trójgraniastychkapeluszachiparaeleganckichpistoletówobokpucharuza
strzelaniedocelu.
Weszlinagórę.Czućtambyłoparafinąodpiecanapółpiętrze,azbojleraw
łaziencedobiegałoostrebulgotanie.Mendelpokazałswojąsypialnię.Królowało
wniejwielkiemałżeńskiełoże.
—Kupiłemjenawyprzedażyzafunciaka-objaśniałMendel.-Maspecjalne
materacenasprężynach.Czegotoludzieniewymyślą,żebyzapewnićsobie
odrobinęluksusu.DywanynależałydokrólowejElżbiety.Zmieniająjecorok.
KupiłemjewsklepiewWatford.
Smileystałwdrzwiach,trochęzażenowany.Mendelprzeszedłobokniego,
żebyotworzyćdrzwidodrugiejsypialni.
—Atotwójpokój.Jeślichcesz.-SpojrzałnaSmileya.-Niezostawałbymna
nocwdomu,gdybymbyłnatwoimmiejscu.Nigdyniewiadomo,prawda?Poza
tym,tutajbędzieszlepiejspał,Powietrzejestczystsze.
Smileyzacząłprotestować.
Zrobisz,cozechcesz.Twójwybór-rzekłMendelsucho.-Prawdę
powiedziawszy,niebardzosięorientujęwtym,corobisz.Wiemtylko,żeznasz
sięnapolicyjnejrobocie.Postąpisz,jakzechcesz.Jestempewien,żepotrafisz
zadbaćowłasnesprawy.
Znówzeszlinadół.Mendelzapaliłgazowykominekwsalonie.flj&-No
cóż,pozwól,żezaproszęcięwieczoremnakolację-powiedziałSmiley.
Wholuzadzwoniłtelefon.TobyłasekretarkaMendlawsprawienumerów
samochodów.
Zakończywszyrozmowę,MendelwróciłdosalonuiwręczyłSmileyowilistę
siedmiunazwiskiadresów.Czterymożnabyłoodrzucić;tobyłyadresyz
BywaterStreet.Pozostawałytrzy:samochódwynajęty|firmyAdamScarri
SynowiewBattersea,ciężarówkanależącadoSevernTileCompanyz
EastbourneisamochódzarejestrowanyjakowłasnośćambasadoraPanamy.
—Mamznajomego,któryzajmujesięsprawamipanamskimi-powiedział
Mendel.Niepowinnobyćtrudności,ambasadadysponujetylkotrzema
samochodami.
—Batterseajestniedaleko-dodałpochwili.-Możemywyskoczyćtam
razem.Twoimwozem.
—Jasne-zgodziłsięSmiley-anakolacjęmożemysięwybraćdo
Kensington.ZarezerwujęstolikwEnterchat.
Byłaczwarta.Posiedzielijeszczechwilę,gawędzącohodowlipszczółi
prowadzeniudomu.Mendelbyłrozluźnionyiswobodny,aSmileystarałsiętak
kierowaćrozmowę,bynieokazaćmupoczuciawyższości.Domyślałsię,coo
MendlupowiedziałabyAnn.„Kochanie,ktobysięspodziewał,żeonmożebyć
takimiły!Ostatnimężczyzna,októrymbympomyślała,żemipowie,gdzie
możnataniokupićryby.
Jakiślicznymadomek.Spokojnie,onnapewnowie,żetekuflewkształcie
ludzikówtookropieństwo,tylkosiętymnieprzejmuje.Myślę,żetobędzienasz
pupilek.Zaprośgonakolację.Musisz.Niepodśmiewajsięzniego,tylkogo
zaproś”.Niezaprosiłbygo,oczywiście,aleAnnitakbyłabyzadowolona-z
tego,żeznalazłasposób,bygopolubić.Agdybyjużtozrobiła,natychmiast
zapomniałabyonim.TegowłaśnieSmileypragnął-znaleźćsposób,żeby
polubićMendla.Nieszłomutotakłatwo,jakposzłobyAnn.AleAnntoAnn-
razprawiezabiłajakiegośkuzynazEtonzato,żepiłklaretdoryby,leczgdyby
MendelzapaliłfajkęnadjejcrêpeSuzette,prawdopodobnieniezauważyłaby
tego.KwadranspopiątejwyruszylidoBatterseasamochodemSmileya.Po
drodzeMendelkupiłpopołudniowągazetę.Czytał,ztrudnościąchwytając
światłoulicznychlatami.Pokilkuminutach;powiedziałznagłymgniewem:
—Szwaby.CholerneSzwaby.Boże,jakjaichnienawidzę!
—Szwaby?
—Szwaby.Hunowie.Szkopy.CholerniNiemcy.Niedałbymsześcio-
pensówkizaworekzichtruchłem.Mięsożernerudekanalie*Znowu
poniewierająŻydami.Dołóżimipodnieśich.Przebacz.i»zapomnij.A
dlaczego,docholery?Czytrzebapuścićwniepamięćkradzieże^tnor-derstwai
gwałtytylkodlatego,żepopełniałyjemiliony?Chryste,gdyjakiśbiednygnojek
zbankupodwędzidziesięćkafli,całakomendamiejskahuziananiego!Ale
Kruppicałatabanda-nie.Chryste,gdybymbyłŻydemwNiemczech,to
bym…
Smileynaglesięocknął.
—Tocobyśzrobił?Cobyśzrobił,Mendel?
—Och,pewnienicbymniezrobił.Teraztotylkopolityka.Niemasensu
dawaćimbombywodorowej,więctopolityka.No,alesąjankesi-miliony
ryżychŻydówwAmeryce.Icorobią?DającholernymSzwabomjeszczewięcej
bomb.Jużsięskumplowali-wysadząsięnawzajemwpowietrze.Mendelaź
trząsłsięzwściekłości.Smileymilczał,myśląco,ElsieFennan.
—Ajakiejestwyjście?-zapytałwreszcie.
—Bógjedenwie-odparłMendelkrótko.SkręciliwBatterseaBridgeRoadi
zaparkowaliobokposterunkowegostojącegonachodniku.Mendelpokazałmu
swojąlegitymacjępolicyjną.
—GarażScarra?Sir,towłaściwieniejestgaraż,poprostupodwórko-
wyjaśniłposterunkowy.-HandlujezłomemĄtiżywanymisamochodami.Jaknie
przyjdąpojedno,toprzyjdąpodrugie,takmówiAdam.MusipanjechaćPrince
ofWalesDrive,ażdojedziepando^zpitala.Jestwciśniętemiędzydwadomyz
prefabrykatów.Tobyłlejpobombie.StaryAdamwyrównałgopopiołeminikt
gojużstamtądnieruszył.
—Zdajesię,żesporoonimwiesz-powiedziałMendel.
—Nopewnie,musiałemzajrzećdoniegoparęrazy.Niewielejestprzepisów,
którychAdambynienaruszył.TojedenznaszychstałychIklientów,tenScarr.
—Proszę,proszę.Aterazmaciecośnaniego?
Niemogępowiedzieć,sir.Alemożnagowkażdejchwiliprzy-skrzynićza
n*e^e8a^nezakłady.Noijestteraznawarunku.
Pojechaliwstronęszpitala.ParkingpoichprawejstroniewyglądałHświetle
lampulicznychciemnoiponuro.
Bpi-Cotoznaczynawarunku?-zapytałSmiley.
Toznaczy,żemasztakidługirejestrkar,żemożnacięprewencyjnie
zatrzymać-wyjaśniłMendel.
Znaleźlipodwórkomiędzydwomawalącymisiębudynkamizprefabrykatów
stojącymiwnierównymszeregudomówwzniesionychnaobrzeżachleja.
Wszędziewalałysięśmiecieiodpadki.Kawałkiazbestu,drewnaizłomu,
prawdopodobnieściągniętegoprzezpanaScarranasprzedażalbonawłasny
użytek,zgromadzonebyływkącie.Oświetlałojemdłeświatłodochodzącez
odleglejszegodomuzprefabrykatów.Przezchwilęobajrozglądalisięw
milczeniu.PotemMendelwzruszyłramionami,włożyłdwapalcedousti
zagwizdał.
—Scarr!-krzyknął.
Cisza.Zapaliłosięzewnętrzneświatłonadomuzprefabrykatów,przed
którymstałokilkaprzedwojennychsamochodówwróżnymstanietechnicznego
rozkładu.Powoliotworzyłysiędrzwiinaprogustanęłamniejwięcej
dwunastoletniadziewczynka.
—Tatuśjestwdomu,kochanie?.-zapytałMendel.
—Nie.PewnieposzedłdoProd.
Idobrze,kochanie.Dziękuję.
Wrócilinaulicę.
—Coto,udiabła,jestProd?-spytałSmiley.
—Prodigal’sCalf.Pubzarogiem.Możemytampójśćnapiechotę-totylko
jakieśstometrów.Zostawtusamochód.
Byłotużpootwarciu,więclokalbyłpusty.Kiedyczekali,ażprzyjdzie
właściciel,drzwiotworzyłysięnaościeżidopubuwkroczyłbardzotęgi
mężczyznawczarnymgarniturze.Podszedłprostodobaruizacząłwalićwladę
półkoronówką.
—Wilf!—krzyknął.-Maszklientów,tyszczęściarzu.-Odwróciłsiędo
Smileya.-Dobrywieczór,przyjacielu.Zzapleczaodpowiedziałjakiśgłos:
—Powiedzim,żebyzostawilipieniądzenaladzieiwrócilipóźniej.Grubas
przezchwilępatrzyłobojętnienaMendlaiSmileya,potemnaglewybuchnął
śmiechem.
—Nieznimitenumery,Wilf-tofaceci!—Tendowciptakmusięspodobał,
żeaźprzysiadłnaławiestojącejprzyścianie.Ręceoparłnakolanach,potężne
barypodskakiwałymuodśmiechu,apopoliczkachspływałyłzy.Cojakiśczas,
gdyłapałoddechprzednastępnymwybuchem,powtarzał:-Orany,o
rany!Smileypatrzyłnaniegozzainteresowaniem.Grubasnosiłbrudny,sztywny
kołnierzykzzaokrąglonymirogami,kwiecistyczerwonykrawatstarannie
przypiętynawierzchuczarnejkamizelki,wojskowebutyilśniącyczarny
garnitur,bardzoprzetartyibezśladukantunaspodniach.Mankietykoszulimiał
czarneodpotu,bruduiolejusilnikowego.Trzymałysięnapapierowych
skręconychwwęzełekspinkach.Pojawiłsięwłaścicieliprzyjąłzamówienie.
Grubaswziąłdużąwhiskyiwinoimbiroweiprzeniósłsiędosali,wktórejbył
komineknawęgiel.Właścicielpatrzyłnaniegozdezaprobatą.
—Tocałyon,nędznygnojek.Niechcepłacićcenyjaknasali,alelubi
ciepło.
—Ktotojest?-zapytałMendel.
—On?NazywasięScarr.AdamScarr.Bógwie,dlaczegoAdam.Wyobraź
gopansobiewrajskimogrodzie:cholernagroteska,nicinnego.Mówiątutaj,że
gdybyEwadałamujabłko,tozjadłbyjezogonkiem.-Wciągnąłpowietrze
międzyzębamiipotrząsnąłgłową.PotemkrzyknąłzaScarrem:-Alew
interesachjesteśniezły,co,Adam?!Przeszlikilometry,żebycięzobaczyć,no
nie?Takiegopotworazkosmosu,którymjesteś.Przybywajcieipodziwiajcie.
AdamScarr:razrzucicieokiemipodpiszeciepetycję.
Znówradosnyśmiech.MendelnachyliłsiędoSmileya.
—Wyjdźipoczekajwsamochodzie.Lepiejsięwtoniemieszaj.Masz
piątaka?Smileydałmupięćfuntówzportfela,skinąłgłowąnaznakzgodyi
wyszedł.Niebyłwstaniewyobrazićsobieczegośbardziejprzerażającegoniż
dogadywaniesięzeScarrem.
—TyjesteśScarr?-zapytałMendel.
—Zgadłeś,przyjacielu.
—TRX0891.Totwójwóz?
Scarrzmarszczyłsię,jakbytopytaniegozmartwiło.
—Jesttwój?-dopytywałsięMendel,
Był,szefie,był.
Cotoznaczy,docholery?
Scarruniósłnakilkacentymetrówprawąrękęipozwoliłjejłagodni©opaść.
Mętnewody,szefie,mrocznewody.
Słuchaj.Mamnawidokucoświększego,niżmożeszsobiewyobrazić.Nic
mnienieobchodzątwojekanty.Gdziejestsamochód?Scarrudawał,źe
zastanawiasięnadodpowiedzią.
Widzęświatełko,przyjacielu.Szukaszinformacji.-Jasne,żetak,docholery.
Nastałyciężkieczasy,szefie.Kosztyutrzymania,drogichłopcze,sąjak
wznoszącasięgwiazda.Informacjatotowar,towarnasprzedaż,prawda?
Powieszmi,ktowynająłsamochód,iniebędzieszgłodować,iJaiteraznie
głoduję,przyjacielu.Chcęlepiejjeść.
—Piątak.
Scarrdokończyłdrinkaiodstawiłszklankęnablat.Mendelwstałikupiłmu
następnąwhisky.Zwędzonomigo-powiedziałScarr.-Widzisz,przezparęlat
miałemgonajazdywłasne.Nadepo.
Naco?
—Nadepo-depozyt.Facetchcesamochódnadzień.Bierzeszdwadzieścia
funciakówwbanknotachdodepozytu,jasne?Kiedywraca,jestciwinien
czterdzieściszylingów,rozumiesz?Dajeszmuczeknatrzydzieściosiem
funciaków,wykazujeszwksięgachstratęizabawawartajestdziesiątaka.
Chwytasz?Mendelpokiwałgłową.
—Noitydzieńtemuprzyszedłjakiśfacet.WysokiSzkot.Zamożny.Zlaską.
Zapłaciłdepo,zabrałsamochódiwięcejniewidziałemanijego,anisamochodu.
Kradzież.
—Dlaczegoniezawiadomiłeśpolicji.
ScarrnapiłsięwhiskyipopatrzyłsmutnonaMendla.
—Wieleczynnikówprzemawiaprzeciwkotemu.
—Masznamyśli,żesamgozwędziłeś?
Scarrwyglądałnaoburzonegotąsugestią.
—Przypadkiemusłyszałemprzykrepogłoskiokontrahencie,odktórego
uzyskałempojazd.Niepowiemnjcwięcej-dodałszybko.
—Kiedywynajmowałeśmutensamochód,wypełniłformularze.
Ubezpieczenie,pokwitowanieitakdalej.Gdzieonesą?
—Fałszywe,wszystkofałszywe.PodałmiadreswEaling.Poszedłemtam,a
tamnicniebyło.Niewątpię,żenazwiskoteżbyłozmyślone.Mendelzwinął
banknotywkieszeniiwręczyłjenadstołemScarrowi.Scarrrozwinąłbanknotyi
policzyłnaoczachwszystkich,którzymielibyochotępopatrzeć.
—Wiem,gdziecięznaleźć-powiedziałMendel-iwiemparęrzeczyotobie.
Jeślisprzedałeśmistekbredni,złamięcitencholernykark.Znówpadałoi
Smileyżałował,żeniewziąłkapelusza.Przeszedłprzezulicę,minąłzaułek,w
którymmieściłosięprzedsiębiorstwoScarra,iskierowałsiędosamochodu.Na
ulicynikogoniebyło,panowaładziwnacisza.Dwieściemetrówdalejstałszpital
Battersea,małyischludny.Zniezasłoniętychokienpadałynamokrychodnik
smugiświatła.
SmileyminąłpierwszyzdomówgraniczącychzpodwórkiemScarra.Na
podwórzustałstarysedanMGzwłączonymiświatłamipostojowymi.Tablica
rejestracyjnabyłasłabooświetlonaizachlapanabłotem.Nachyliłsię,żebyją
odczytać.Wodziłpalcempoliterachicyfrach:TRX0891.Oczywiście-tojeden
znumerów,którezapisałdzisiejszegoranka.Usłyszałzasobąkroki.
Wyprostowałsię,odwróciłijużzacząłunosićramię,gdydosięgnąłgocios.To
byłbardzosilnycios-zdawałomusię,żerozłupałmuczaszkęnapół.Kiedy
upadł,poczułkrewspływającąpoprawymuchu.
Chryste,jużwięcejnie,jużwięcejnie,pomyślał.Alekolejnychuderzeńjuż
prawienieczuł-byłatylkowizjawłasnegociała,odległego,kruszonegopowoli
jakskała;potrzaskanegoirozłupanegonakawałki.Apotemtylkogorąco
własnejkrwispływającejpotwarzywpopiołyiodgłosuderzeńmłotów
kamieniarskich.Alenietu,tylkowoddali.
HistoriapanaScarra
MendelpatrzyłnaSmileyaizastanawiałsię,czyjeszczeżyje.Przykryłgo
delikatnieswoimpłaszczem,apotemruszyłbiegiemwstronęszpitala.Wpadł
przezwahadłowedrzwiizbyprzyjęćdojaskrawooświetlonegownętrza.Na
dyżurzebyłmłodyciemnoskórylekarz.Mendelpokazałmulegitymację,
krzyknąłcośdoniegoiusiłowałpociągnąćzasobąnaulicę.Lekarzuśmiechnął
się,potrząsnąłgłowąizadzwoniłpokaretkę.
Mendelpobiegłzpowrotemulicąiczekał.Karetkanadjechałakilkaminut
później.SanitariuszepołożyliSmileyananoszeizabralizesobą.Pochowajcie
go,pomyślałMendel.Odpłacęsiętemusukinsynowi.
Stałjeszczeprzezchwilę,przyglądającsięwilgotnejplamiebłotaipopiołów,
naktórąupadłSmiley;wczerwonychtylnychświatłachsamochoduniczegonie
zauważył.Ziemiabyłazdeptanaprzezobsługęambulansuikilkumieszkańców,
którzypojawilisięizniknęlijaksępy.Nielubilikłopotów.
Sukinsyn-wysyczałMendeliposzedłpowoliwstronępubu.Lokal
wypełniałsięgośćmi.Scarrwłaśniezamawiałkolejnegodrinka.Mendelwziął
gozaramię.Scarrodwróciłsięipowiedział:
—Hej,przyjacielu,tyznowututaj.Napijsiętrochętego,cozabiłociotunię.
—Zamknijsię-warknąłMendel.-Muszęztobąpogadać.Wychodzimy.
Scarrpotrząsnąłgłowąicmoknąłzewspółczuciem.
—Niedarady,przyjacielu,niedarady.Towarzystwo.—Wskazałruchem
głowyosiemnastoletniąblondynkęznieprawdopodobnymbiustemsiedzącąbez
ruchuprzystolikuwrogu.Jejwymalowaneoczymiałytakiwyraz,jakbybyła
czymśwystraszona.
—Słuchaj-wycedziłMendel—zasekundęoberwęciuszy,tyzałgany
gnojku.
Scarrzostawiłdrinkapodopiekąwłaścicielaipowoliruszyłdowyjścia.Nie
spojrzałnadziewczynę.Mendelpoprowadziłgoprzezuliczkęwstronędomów
zprefabrykatów.ŚwiatłapostojowesamochoduSmileyaświeciłyzodległości
osiemdziesięciumetrówodnich.Skręcilinapodwórko.MGnadaltamstał.
MendeltrzymałScarramocnozaramię,gotówmuwykręcićalbonawetzłamać
rękę,gdybybyłotokonieczne.
—Proszę,proszę-zawołałScarrnawidoksamochodu-wróciłnałono
rodziny!
—Ukradligo,co?-powiedziałMendel.-UkradłgowysokiSzkotzlaskąi
adresemwEaling.Ładniezjegostrony,żeprzyprowadziłgozpowrotem,
prawda?Miłygestjaknadzisiejszeczasy,co?Popełniłeśbłąd,Scarr.-Mendel
ażtrząsłsięzgniewu.-Dlaczegoświatłapostojowesąwłączone?Otwórzdrzwi.
Scarrodwróciłsięwciemnościach,wolnąrękąklepiącsiępokieszeniachw
poszukiwaniukluczy.Wyciągnąłpękzkilkomakluczamiizacząłwnich
gmerać,ażwreszcieotworzyłdrzwisamochodu.Mendelwsiadł,znalazł
światełkopodsufitemizapaliłje.Zacząłmetodycznieprzeszukiwaćwnętrze
wozu.Szukałszybko,aledokładnie.Półkaprzykierownicy,siedzenia,podłoga,
półkapodtylnąszybą:nic.Wsunąłrękędokieszeninadrzwiachodstrony
pasażeraiwyciągnąłmapęikopertę.Kopertabyładługaipłaska,szaroniebieska
zpłóciennymwykończeniem.Kontynentalna,pomyślałMendel.Niebyłonaniej
napisu.Rozdarłją.Wśrodkubyłodziesięćużywanychbanknotów
pięciofuntowychikartkapocztowa.Mendelpodniósłkartkędoświatłai
przeczytałsłowanapisanedługopisemwielkimiliterami:
SKOŃCZONE.SPRZEDAJWÓZ.
Niebyłopodpisu.
Wysiadłzsamochodu.Scarrodsunąłsięokrok.
Maszjakiśproblem,przyjacielu?-zapytał.
Niejamamproblem,Scarr,totymaszproblem.-Mendelpowiedział
chłodnymtonem.-Największyproblem,jakikiedykolwiekmiałeś-Współudział
wzabójstwie,usiłowaniezabójstwa,złamanieustawyotajemnicypaństwowej.
Możeszdodaćdotegonaruszeniekodeksurogowego,zmowęwcelu
uszczupleniadochodówskarbupaństwa,piętnaścieinnychwykroczeń,które
przyjdąmidogłowy,kiedybędzieszrozmyślałoswoimproblemiena
więziennejpryczy.
—Chwileczkę,gliniarzu,cotozagadka?Kto,docholery,mówio
zabójstwie?
—Słuchaj,Scarr,jesteśgnojkiem,któryzadałsięzdużymichłopcami-
Myślę,żebędzieciętokosztowałopiętnaścielat.
Zalewasz.Lepiejsięzamknij.
Niezamknęsię,gnojku.Wlazłeśmiędzywielkich,bojesteśfrajerem.Acoja
zrobię?Jabędęsięśmiał,ażmnierozbolibrzuch,kiedytybędzieszgniłw
Scrubs.Widzisztenszpital?Tamumierajedenfacet.Zabiłgotentwójwysoki
Szkot.Półgodzinytemuznaleźlifacetanatwoimpodwórku,krwawiącegojak
Świnia.JestjeszczejedentrupwSurrey,aztego,cowiem,możeichbyćwięcej.
Więctotymaszproblem,gnojku,nieja.1jeszczejedno-tylkotywiesz,kimon
jest,co?Aonmożebędziechciałposobieposprzątać.Chwytasz?
Scarrpowoliprzeszedłnadrugąstronęsamochodu.
Mendelusiadłzakierownicąiotworzyłodwewnątrzdrzwipasażera.Scarr
usiadłobokniego.Niezapaliliświatła.
.-Mamtuniezłyinteresik-powiedziałcichoScarr.-Niemożnasięzbytnio
obłowić,aleforsawpływaregularnie.Przynajmniejtakbyło,dopókinie
przyszedłtengościu.j>--Cozagościu?
—Pokolei,gliniarzu,niepopędzajmnie.Tobyłoczteiylatatemu.Nie
wierzyłemwŚwiętegoMikołaja,dopókigoniespotkałem.Powiedział,żejest
Holendremirobiwdiamentach.Nietwierdzę,żemuuwierzyłem,rozumiesz.
Niejestemwciemiębityityteżnie.Niepytałemgo,corobi,aonminiemówił,
aledomyślałemsię,żetoprzemyt.Miałzadużopieniędzy,wydawałjecałymi
garściami.„Scarr-powiedział-jesteśczłowiekieminteresu.Janielubięrozgłosu,
wiesz,jaktojest.Asłyszałem,żejesteśzbranży.Potrzebujęsamochodu.Niena
stałe,tylkowypożyczyć”.Niedosłownietakpowiedział,aletakibyłsens.„Co
proponujesz-jadoniego.-Coztegobędęmiał?”„Cóż-powiedział-jestem
trochęnieśmiały.Chcętakisamochód,żebyniktgonienamierzył,bo,
powiedzmy,będęmiałwypadek.Kupdlamniejakiśładnystarywóz,iżebymiał
cośpodmaską.Kupnaswojenazwiskoitrzymajgodlamnie.Topięćset
funciakównapoczątekidwadżieściafunciakówmiesięczniezagarażowanie.A
topremiazakażdydzień,kiedybędęjeździł.Alerozumiesz,jajestemnieśmiały,
atymnienieznasz.Zatojesttaforsa.Zato,żemnienieznasz”.Pamiętamten
dzień.Lałojakzcebra,ajamęczyłemsięnadstarątaryfą,którąmiałemod
jednegogościazWandsworth.Byłemwinienbukmacherowiczterdzieści
funciaków,agliniarzeinteresowalisięsamochodem,którykupiłemnakredyti
wcisnąłemkomuśwClapham.
Scarrnabrałpowietrzaiwypuściłje,robiąckomiczną,pełnąrezygnacji
minę.
—Iwtedyonprzyszedł.Stałnademnąjakwyrzutsumieniaiobsypywał
mnieużywanymibanknotamijakstarymikuponamitotolotka.
—Jakwyglądał?-zapytałMendel.
—Dośćmłody.Wysoki,przystojnyfacet.Niewidziałemgojużpotem.
PrzysyłałmilistynadawanewLondynie,pisanenamaszynienazwykłym
papierze.Tylko:„Bądźgotównaponiedziałekwieczór”,„Bądźgotówna
czwartekwieczór”itakdalej.Wszystkomieliśmyustalone.Zostawiałem
samochódnapodwórku,zatankowanyiwyregulowany.Niemówił,kiedywróci.
Poprostuprzyprowadzałgoktóregoświeczoru,zostawiałzapaloneświatłai
zamkniętedrzwi.Doschowkanamapywkładałpoparęfunciakówzakażdy
dzień,kiedykorzystałzwozu.
—Acosiędziało,gdycośniewypaliło,bozwinęlicięzacośinnego?
—Zostawiłminumertelefonu.Powiedział,żebymdzwoniłipodawałimię.
—Jakieimię?
—Powiedział,żebymsobiejakieśwybrał.WybrałemBlondie.Niepodobało
musię,aletakjużzostało.Primrose0098.
—Skorzystałeśztegokiedyś?
—Tak,paręlattemumiałemdziesięćdnidoodkiblowaniawMar-gate.
Pomyślałem,żedobrzebyłobygozawiadomić.Odebrałajakaśdziewczyna-też
Holenderka,poznałempoakcencie.Powiedziała,żeBlondiejestwHolandiii
żebyjejzostawićwiadomość.Potemjużztegoniekorzystałem.
—Dlaczego?
—Bozacząłemsięorientować.Przyjeżdżałregularniecodwatygodnie,w
pierwszyitrzeciwtorek,nieliczącstyczniailutego.Zazwyczajwracał
samochódwczwartki.Dziwne,żepojawiłsięteraz.Możeznimkoniec,co?
-Bywało,żedługoniewracał?Przezcałemiesiące?Pojawiałsięrzadziej.W
styczniuwogóleaniwlutym,jakpowiedziałem.IMendelpodałScarrowi
banknotpięćdziesięciofuntowy.
—Niemyśl,żecisięupiekło-powiedział.-“Niechciałbymsięznaleźćw
twojejskórzezadziesięćrazytyle.Jeszczetuwrócę.
Scarrwyglądałnazaniepokojonego.
Niebędębajerował-zapewnił-alerozumiesz,niechcęsięwnic
wplątywać.Chyba,żekrajbynatymucierpiał,wieszjaktojest,szefie?
Zamknijsię-mruknąłMendel.Byłzmęczony.Wysiadłzsamochodui
poszedłwkierunkuszpitala.Wszpitaludowiedziałsię,żeSmileynadaljest
nieprzytomny.Zawiadomionopolicjękryminalną.Mendelzostawiłswójnumer
telefonuiuzyskałzapewnienie,żezadzwoniądoniego,gdybystanpacjentauległ
zmianie.PodługiejdyskusjidostałodsiostrykluczykidosamochoduSmileya.
Wracającdodomu,pomyślał,żeMitchamtopodłemiejscenamieszkanie.
Przemyśleniawszpitalnejsali
Nienawidziłłóżkajaktonącynienawidzimorza.Nienawidziłprześcieradeł,
któreoplątałygotak,żeniemógłruszyćrękąaninogą.Inienawidziłtego
pokoju,bogoonprzerażał.Przydrzwiachstałwózek,naktórymłeżały
przyborymedyczne;nożyce,bandażeibutelki,dziwneprzedmiotyniosące
strachprzednieznanym,spowitewpłótnodoostatniegonamaszczenia.Stały
tamniczymsępygotowerozprućmuwnętrzności,wysokiesłojeprzykryte
częściowoserwetami,awnichkłębiącesięjakwężemałeszklanenaczynkaz
gumowymirurkami.Nienawidziłwszystkiegoibałsię.Byłomugorącoipocił
sięjakmysz,byłomuzimno,apotnadalspływałmupożebrachjakstrumyki
krwi.Ponocynastępowałdzień,aleSmileytegonierozpoznawał.Walczyłze
snem,boilekroćzamykałoczy,zdawałomusię,żewywracająsiędowewnątrz,
abypatrzećnachaoswjegomózgu.Kiedyodczasudoczasupowiekiopadały
podwłasnymciężaremzbierałwszystkiesiły,byrozewrzećjenapowrótidalej
gapićsięwbladeświatłomigoczącegdzieśnadnim.Wreszcienadszedł
błogosławionydzień,kiedyktośrozsunąłzasłonyiwpuściłszaredzienne
światło.Usłyszałdźwiękizulicyiwiedziałprzynajmniejtyle,żebędzieżył.
Problemśmierciznówstałsiękwestiąakademicką-długiem,któryudałosię
odroczyćdoczasu,kiedybędziegomógłspłacićnaswójsposób.Tobyło
wspaniałeuczuciegraniczącezbłogością.Jegoumysłznówbyłcudowniejasny.
Skądontozna:„Umysłoddzielasięodciała,papierowymkrólestwem”?
Męczyłogoświatłozgóry,chciałbywidziećcoświęcej.Nużyłygowinogrona,
zapachplastrówmiodu,Latów,czekolady.Pragnąłksiążek,czasopism
literackich;jakmożeuVćnabieżącozczytaniem,skoromuichniedają?Jego
okresbyłtakmałoprzebadany,takniewielebyłotwórczejkrytykidotyczącej
siedemnastegowieku.MendlowipozwolonoodwiedzićSmileyadopieropo
trzechtygodniach.Wszedł,trzymającwjednejręcenowykapelusz,awdrugiej
książkę-Kapeluszpołożyłwnogachłóżka,książkęnaszafcestojącejobok.
Uśmiechałsię.
—Kupiłemciksiążkęopszczołach-powiedział.-Małesprytnecwaniaczki.
Możecięzainteresować.
Przysiadłnaskrajułóżka.
—Isprawiłemsobienowykapelusz.Żebyuczcićprzejścienaemeryturę.A,
tak,zapomniałem.Teżposzedłeśwodstawkę.
Roześmielisięiumilklinadłuższąchwilę.
—Obawiamsię,żesięniepopisałeś-Smileyprzerwałciszę.-Niepozwalają
minosićmoichstarychokularów.Robiądlamnienowe.-Zmieniłtemat.-Może
wiesz,ktonamnienapadł?plsiMoże.Jestemnatropie.Problemwtym,żeza
małowiem.Chodzimiotwójzawód*GzyWschodnioniemieckaMisjads.Stali
mówicicoś?
—Chybatak.PrzybyłatuczterylatatemuipróbujedostaćsiędoRadyds.
Handlu.
MendelzrelacjonowałswojerozmowyzeScarrem.
Powiedział,żetobyłHolender.Jedynysposób,wjakisięmógłznim
kontaktować,tonumerzPrimrose.Sprawdziłemabonenta.Zapisanogojako
WschodnioniemieckąMisjęds.StaliwBelsizePark.Wysłałemgościa,żeby
trochępowęszył.Ulotnilisię.Nicponichniezostało,anijednegomebla,
zupełnienic.Tylkotelefonzesznuremwyrwanymzkontaktu.
—Kiedywyjechali?
Trzeciegostycznia.TegodniazamordowanoFennana.-Popatrzyłpytająco
naSmileya.
Smileyzastanawiałsięprzezchwilę,wreszciepowiedział:
—SkontaktujsięzPeteremGuillamemwMinisterstwieObronyi
przyprowadźgotutajjutro.
MendelWziąłkapelusziruszyłdodrzwi.
—Dozobaczenia-powiedziałSmiley.—Dziękujęzaksiążkę.
—Dojutra-odparłMendeliwyszedł.
Smileyrozparłsięnałóżku.Bolałagogłowa.Cholera,pomyślałnie
podziękowałemmuzamiód.TeżbyłodFortnumsa.
Skądtenporannytelefon?-zastanawiałsię.Pomyślał,żetoniemądre,aleze
wszystkichzagadektejsprawytaniepokoiłagonajbardziej.
WyjaśnieniaElsyFennanbyłytakgłupie,taknieprawdopodobne.Anna
owszem,kazałabycentralistanąćnagłowie,gdybymiałanatoochotę,alenie
ElsaFennan.Wjejinteligentnejtwarzy,wjejpoczuciuniezależnościniebyło
nic,cowskazywałobynaroztargnienie.Mogłaprzecieżpowiedzieć,żew
centralisiępomylili,zadzwoniliwniewłaściwymdniu,cokolwiek.Fennanbył
roztargniony.Byłatojednazniespójnościwjegocharakterze,którewyłoniłysię
podczasśledztwapoprzedzającegoprzesłuchanie.Wielbicielwesternów,
namiętnyszachista,muzyk,awwolnymczasiefilozof,człowiekpotrafiący
logiczniemyśleć-aleroztargniony.Kiedyśspowodowałstraszliwezamieszanie,
bozabrałjakieśtajnedokumentyzministerstwa.Jaksięokazało,włożyłjedo
swojejskrytkirazemz„Timesem”ipopołudniówką,zanimwyszedłzpracy.
CzyElsaFennanprzypisałasobieroztargnienie,bowiedziała,żetomąż
zamówiłbudzenie,żebysobiecośprzypomnieć?Ajeślitak,tooczymtrzeba
mubyłoprzypominać-cojegożonatakusilniestarałasięukryć?
SamuelFennan.
Spotykałysięwnimdwaświaty-staryinowy.Żydzortodoksyjnejrodziny,
kulturalny,kosmopolityczny,pracowityiwnikliwy.Dzieckoswojejepoki:
prześladowanyjakElsaiwygnanyzniemieckiejojczyznydouniwersytetuw
Anglii.UkończyłstudiaizdołałsiędostaćdoMinisterstwaSpraw
Zagranicznych.Tobyłonieladaosiągnięcie,azawdzięczałjewyłącznie
własnymzdolnościom.Byłtrochęzarozumiałyipotrafiłbronićwłasnego
zdania,nawetjeślikłóciłosięzoficjalnymstanowiskaministerstwa,aleczyjest
wtymcośzłego?Sytuacjazrobiłasiękłopotliwa,kiedywypowiedziałsięza
podziałemNiemiec,alegdywszystkoucichło,zostałprzeniesionydodziałuAzji
izapomnianoocałejsprawie.Codoreszty,byłczłowiekiemwielkodusznym,
cieszącymsiępopularnościązarównowWhitehall,jakiwSurrey,gdziew
każdyweekendpoświęcałkilkagodzinnadziałalnośćdobroczynną.Jego
miłościąbyłynarty.CorokuspędzałsześćtygodniurlopuwSzwajcariialbow
Austrii.Smileyzapamiętał,źeNiemcy-odwiedziłtylkoraz—razemzżoną
jakieśpięćlattemu.Byłonaturalne,żewOksfordzieFennanprzyłączyłsiędo
lewicy.
Miodowymiesiąckomunizmuuniwersyteckiego,aprzyczynytegostanu
rzeczyleżałymunasercu.PowstaniefaszyzmuwNiemczechiweWłoszech,
japońskinajazdnaMandżurię,rebeliaFranco|Hiszpanii,kryzyswAmeryce,a
przedewszystkimfalaantysemityzmuzalewającaEuropę-byłodo
przewidzenia,żeFennanposzukaujściadlaswegogniewuiodrazy.Pozatymz
partiąkomunistycznąwiązanowówczaswielkienadzieje;porażkaPartiiPracyi
rządukoalicyjnegoprzekonaławieluintelektualistów,żetylkokomunizmmoże
stanowićefektywnąalternatywędlakapitalizmuifaszyzmu.Aatmosfera
konspiracjiikoleżeństwamusiałyprzemawiaćdoFennanaidawaćmupociechę
wosamotnieniu.MówiłosięowyjeździedoHiszpaniiiniektórzynaprawdę
wyjechali-jakCornfordzCambridge_bynigdyniewrócić.Smileymógłsobie
wyobrazićFennanawtamtychdniach-inteligentny,poważny,doświadczonyw
prawdziwymcierpieniu,weteranpośródkadetów.Jegorodzicenieżyli.Ojciec
byłbankieremiprzewidującootworzyłniewielkirachunekwSzwajcarii.
Wystarczyło,żebywysłaćSamueladoOksforduiochronićgoprzed
niedostatkiem.SmileydoskonalezapamiętałprzesłuchanieFennana;jednoz
wielu,ajednakinne.Innezewzględunajęzyk.Fennanbyłtakelokwentny,tak
bystry,takpewnysiebie.
—Ichnajwiększymdniem-powiedział-byłdzieńmanifestacjigórnikówz
Rhonddy.Dlatowarzyszytomusiałobyć,jakbyduchwolnościzszedłze
wzgórz.Tobyłmarszgłodowy.Towarzyszomchybanieprzyszłonamyśl,że
maszerującymoglibyćnaprawdęgłodni,alejatozauważyłem.Wynajęliśmy
ciężarówkęidziewczynyprzygotowałygulasz-całetony.Mięsokupiliśmy
bardzotanioodsympatyzującegoznamirzeźnika.Wyjechaliśmyimna
spotkanieciężarówką.Zjedligulasziposzlidalej.Właściwiewcalenasnie
lubili,nieufalinam.-Roześmiałsię.-Bylitacymalutcy,tonajlepiej
zapamiętałem,maliiczarnijakelfy.Mieliśmynadzieję,żezaśpiewają.I
zaśpiewali.Aleniedlanas,dlasiebie.Wtedyporazpierwszyzobaczyłem
Walijczyków.Myślę,żetosprawiło,żelepiejzrozumiałemswojąrasę.Jestem
Żydem,jakpanwie.
Smileyskinąłgłową.
—Niewiedzieli,cozrobić,kiedyWalijczycyodeszli.Zrozumielidlaczego
partiiniezależynainteligencji.Ipoczulisięzawstydzeni’Zawstydzeniswoimi
pełnymibrzuchamiimądrymiesejami.Zawstydzeniswoimtalentemi
poczuciemhumoru.Zawszeopowiadali,jakKeirHardieuczyłsięstenografii,
pisząckredąnaścianiewęgla.Wstydzilisię,żemająołówkiipapier.Ale
przecieżniemożnaichottakwyrzucić,prawda?Wreszcietozrozumiałem.I
dlategowystąpiłemzpartii.
Smileychciałzapytać,jakFennansięwtedypoczuł,aleonznówzaczął
mówić.Powiedział,żewreszciezrozumiał,iżniemawniminicwspólnego.Nie
bylimężczyznami,leczchłopcami,którzymarzyli
owolności,cygańskiejmuzyceizjednoczonymświecie;dziećmi,którym
brakłosił,bystawićopórświatłuzeWschodu,więcposłusznieodwróciły
rozczochranegłowywjegostronę.Kochalisięimyśleli,żekochająludzkość,
walczylizesobąimyśleli,żewalczązeświatem.
Uznał,żesąwzruszającokomiczni.Moglizrównymskutkiemrobićna
drutachskarpetydlażołnierzy.Dysproporcjamiędzysnemarzeczywistością
sprawiła,żeprzeanalizowałdokładniejednoidrugie;całąenergięskierowałna
lekturyfilozoficzneihistorycznei-kuswemuzaskoczeniu-znalazłpociechęi
spokójwintelektualnejczystościmarksizmu.Pławiłsięwjegowyrozumowanej
bezwzględności,emocjonowałsięjegoodwagą,akademickimzaprzeczaniem
tradycyjnymwartościom.Wkońcuwłaśniefilozofia,aniepartia,dałamusiłęw
jegosamotności;filozofiawymagającatotalnegopoświęcenia.Akiedywreszcie
osiągnąłsukces,odwróciłsiędotegowszystkiegoplecami,jakdodziecięcego
skarbu,któryzostawiłwOksfordziewrazzewspomnieniemmłodości.
TakwłaśnieFennantoujął,aSmileyprzyjąłjegowyjaśnieniaze
zrozumieniem.Niewielebyłowtejhistoriigniewuiurazy,amimoto,czymoże
właśniedlatego,wydawałasięprawdziwa.Alebyłojeszczecośwtym
przesłuchaniu:przekonanieSmileya,żeFennanniepowiedziałoczymś
ważnym.
CzyistniejejakiśzwiązekmiędzyzdarzeniemnaBywaterStreetaśmiercią
Fennana?IntuicjaidoświadczeniepodpowiadałySmileyowi,żetak.
Przesłuchaniebyłonieformalne.Przechadzkapoparku,kawiarniaw
Millbank-urzędnikzMinisterstwaSprawZagranicznychrozmawiałz
anonimowymczłowiekiem…Czynapewnoanonimowym?!
Smileywziąłtomikwpapierowejokładceizacząłpisaćołówkiempo
obwolucieksiążki:załóżmy,żemorddokonanynaFennanieiusiłowanie
zabójstwaSmileyasąpowiązane.CołączyłoSmileyazFennanemprzed
smierciątegoostatniego?
1.Przedprzesłuchaniemprzeprowadzonymwponiedziałekdrugiego
stycznianigdyniemiałemokazjispotkaćFennana.Prze-Wyczytałemtylkojego
teczkęwdepartamencieipoczyniłempewneustaleniawstępne.
2.DrugiegostyczniapojechałemtaksówkądoMinisterstwaSpraw
Zagranicznych.Ministerstwozorganizowałoprzesłuchanie,aleniewiedziano
tam-powtarzam:niewiedziano-ktojebędzieprowadził.ZatemaniFennan,ani
ktokolwiekinhyspozadepartamentuniewiedział,kimjestem.
3.Przesłuchanieskładałosięzdwóchczęści:pierwszej,przeprowadzonejw
ministerstwie,podczasktórejludzieprzechodzącyprzezpokójwogólenie
zwracalinanasuwagi;drugiej-wparkuiwkawiarni,kiedykażdymógłnas
zobaczyć-
Coztegowynika?Nic,chybaże…
Tak,jesttylkojedenmożliwywniosek:ktośnaszobaczył,rozpoznałibardzo
musięniepodobało,żeFennaniSmileysąrazem.
Aledlaczego?ZjakiegopowoduSmileymógłbybyćniebezpieczny?
Odpowiedźjestoczywista-jakooficersłużbspecjalnych.Smileyodłożył
ołówek.Awięctemu,ktozabiłSamaFennana,zależało,żebynierozmawiałonz
oficeremsłużbspecjalnych.MożekomuśzMinisterstwaSprawZagranicznych.
Komuś,kogoFennanznałwOksfordziejakokomunistę,komuś,ktoobawiałsię
ujawnieniaimyślał,żeFennancośpowiealbojużcośpowiedział?Ajeślijuż
cośpowiedział,totrzebazabićteżSmileya—szybko,zanimzdołazłożyć
raport.TowyjaśniałobyzabójstwoFennanainapadnaBywaterStreet.Nie
wyjaśniałojednakkilkuinnychważnychkwestii.DlaczegoElsaFennankłamała
wsprawietelefonu?Czemujejmążzamówiłbudzenienaósmątrzydzieści?Kto
napisałanonimowydonos?Gdybymordercaprzestraszyłsiękontaktupomiędzy
SmileyemaFennanem,napewnonieściągałbyuwaginaFennana,denuncjując
go.Więcktotozrobił?Kto?
Opadłnałóżkoizaniknąłoczy.WgłowieznówczułpulsowanieMożePeter
Guillammógłbypomóc.Onbyłjedynąnadzieją.Miałzawrotygłowy.Bolało
strasznie.
Uprzątanie
MendelwprowadziłPeteraGuillamadoszpitalnejsali.Maszgo-powiedział
zszerokimuśmiechem.
Rozmówcyczulisięniezręcznie,szczególnieGuillamzewzględunanagłą
rezygnacjęSmileyaiokolicznościspotkania.Smileybyłwniebieskiejpiżamie*
włosynadbandażamimiałnajeżoneirozczochrane,analewejskroninadal
widniałwielkisiniak.Poszczególniedługiejpauzieodezwałsię:
Słuchaj,Peter,Mendelopowiedziałci,comisięprzydarzyło.Jesteś
ekspertem-cowiemyoWschodnioniemieckiejMisjids.Stali?
Czystajakświeżyśnieg,kolego,nieliczącjejnagłegoodjazdu.Zaledwie
trzejpanowieipies.CzasspędzalizazwyczajgdzieśwHampstead.Nikt
właściwieniewiedział,dlaczegotuprzyjechali,aleodwaliliniezłąrobotęw
ciąguostatnichczterechlat.
Jakiestawialipropozycje?
PoczątkowostaralisięnamówićMinisterstwoHandlu,żebyzrobiłowyłom
weuropejskichkręgachstali.Potraktowanoichozięble,więcwystartowalize
sprawamikonsularnymizakcentemnanarzędziaiproduktyfinalne,wymianę
informacjiprzemysłowychitechnicznychitakdalej.Niemiałotonic
wspólnegoztym,pocoprzyjechali,alebyłobardziejdoprzyjęcia,jaksądzę.
—Cotozaludzie?
Dwóchspecjalistów-profesordoktorjakiśtamidoktorjakiśtaminnykilka
dziewczyniobsługa.
—Aktobyłwobsłudze?
—Niewiem.Parumłodychdyplomatów,żebysiędotarło.Odnotowaliśmy
ichwdepartamencie.Myślę,żebędęcimógłprzysłaćdokładniejszeinformacje.
—Jeślicitoniesprawikłopotu.
—Oczywiście,żenieSprawi.
Znównastąpiłakrepującapauza.
—Przydałybysięzdjęcia,Peter.Mógłbyśparęzorganizować?-zapytał
Smiley.
—Tak,tak,oczywiście-GuillamodwróciłwzrokodSmileya,lekko
zażenowany.-Wiesz,taknaprawdę,tomyniewielewiemyoNiemcachze
Wschodu.Jakieśfragmenty,zebranetuitam,alecałośćtodlanastajemnica.
Jeśliwogóleprowadzilidziałalnośćoperacyjną,toniepodprzykrywkąhandlu
albodyplomacji.Dlatego,jeśliniemyliszsięcodotegofaceta,dziwnebyłoby,
gdybybyłzMisjids.Stali.
—Jakdziałalioperacyjnie?-zapytałMendel.
—Trudnojestgeneralizowaćnapodstawieparuodosobnionychprzypadków,
októrychwiemy.Mamwrażenie,żeprowadziliagentówbezpośrednioz
Niemiec,nieutrzymującbezpośredniegokontaktumiędzyoficerem
prowadzącymaagentemwstrefieoperacyjnej.
—Aletomusiałoichbardzoograniczać-zdziwiłsięSmiley.-Możesz
czekaćcałemiesiące,zanimtwójagentbędziewstanieprzyjechaćnamiejsce
spotkaniapozakrajem.Możewogólenieznaleźćodpowiedniejprzykrywki,
żebywybraćsięwtakąpodróż.
—Cóż,napewnoichtoograniczało.Alewoląużywaćcudzoziemców-
Szwedów,emigrantówzPolskiikogotamjeszcze-domisji
krótkoterminowych,wktórychograniczeniatechnikiniemająznaczenia.W
wyjątkowychsytuacjach,gdydysponująagentemrezydującymwkraju,pracują
zapomocąsystemukurierów,cokorespondujezwzorcamisowieckimi.
Smileysłuchałzrosnącymzainteresowaniem.
—Całkiemniedawno-ciągnąłGuillam—Amerykanieprzejęlijednego
kurieraistądwiemycokolwiekoenerdowskichtechnikach.
—Acotakiego?
—Och,cóż,nigdynieczekaćnaspotkaniach,nigdyniespotykaćsięo
ustalonymczasie,tylkodwadzieściaminutwcześniej;sygnałyrozpoznawcze-
wszystkietypowesztuczkidodającebłyskuinformacjomniskiejjakości.
Zabawiająsięteżpseudonimami.Jedenkuriermożesięspotykaćztrzemalub
czteremaagentami,oficerprowadzącymożeichmiećaźpiętnastu.Nigdynie
wymyślajądlasiebiefałszywychnazwisk.
Oczymtymówisz?Napewnotorobią.
Mająagenta,żebytorobiłzanich.Agentwybieranazwisko,Oficer
prowadzącyjeprzybiera.Takietosztuczki…-przerwałispojrzałze
zdziwieniemnaMendla,którygwałtowniewstał.
Guillamzastanawiaćsię,czywolnomuzapalić.Zniechęciąuznał,żejednak
nie.MendelwłaśniemuopowiedziałoprzesłuchaniuScarra.
—Pasuje-orzekłGuillam.-Pasujedotego,cowiemy.Aleniewiemyzbyt
wiele.JeśliBlondiebyłkurierem,tofakt,żezaprzykrywkęwybrałmisję
handlową,jest-przynajmniejwświetlemoichdoświadczeńf^czymś
wyjątkowym.
Powiedziałeś,żetamisjajesttuodczterechlat-odparłMendel.Blondiepo
razpierwszyprzyszedłdoScarraczterylatatemu.Przezchwilężadenznichsię
nieodzywał.WreszcieSmileyspytał:
—Peter,tojestmożliwe,prawda?Chodzimioto,żewpewnych
szczególnychsytuacjachoperacyjnychmożeimbyćpotrzebnatunamiejscu
zarównorezydencja,jakikurierzy.
No,jeślimajątucośnaprawdęwielkiego,totak.
Czylijeśliuruchomiliwysokousytuowanegoagenta?
—Mniejwięcejotomichodzi.
—Azakładając,żemajątakiegoagenta,jakiegośMacleanaalboFuchsa,
możnasobiewyobrazić,żezałożylitustacjępodprzykrywkąmisjfhandlowej
niedlaprowadzeniaoperacji,ależebybyćbliskotegoagenta?
—Tak,tojestprawdopodobne.Aletobardzoskomplikowanakonstrukcja,
George.Sugerujesz,żeprowadzątegoagentazzagranicy,obsługujegokurier,a
kurieraobsługujemisjahandlowa,którazarazemjestosobistymaniołem
stróżemtegoagenta.Tomusiałbybyćnaprawdęktoś.
—Niezupełniemiotochodzi,aleocośpodobnego.Zakładam,żetaki
systemmontowanyjestdlarzeczywiściewysokoumiejscowionegoagenta.Nie
zapominaj,żejedyne,copoświadczacudzoziemskiepochodzenieBlondiego,to
jegowłasnesłowa.
—Atenagent-wtrąciłsięMendel-czyonbyłbywbezpośrednimkontakcie
zmisjąhandlową?
—DobryBoże,nie—odparłGuiilam.-Prawdopodobniedysponuje
procedurąalarmową,żebysięznimikontaktować-jakiśkodtelefo-nicznyczy
cośwtymrodzaju.
—Jaktodziała?-zapytałMendel.
—Różniebywa.Możetobyćsystemopartynapomyłkowympołączeniu.
DzwoniszzbudkitelefonicznejiprosiszGeorge’aBrowna.Mówiąci,żeGeorge
Browntuniemieszka,więcprzepraszasziodkładaszsłuchawkę.Czasimiejsce
spotkaniaustalonowcześniej-sygnałalarmowytonazwisko,któregoużyłeś.
Ktośprzyjdzienaspotkanie.
—Czymjeszczemogłabysięzajmowaćtamisja?-zapytałSmiley.
—Trudnopowiedzieć.Prawdopodobniemupłaci.Aranżujeskrytkina
przyjmowanieraportów.Oficerprowadzącyurządzatowszystkodlaswojego
agentaiinformujegoosprawach,októrychtamtenmusiwiedzieć,za
pośrednictwemkuriera.Jakjużmówiłem,opierająsięnazasadziesowieckiej-
nawetnajmniejszedetalesąaranżowaneprzezoficeraprowadzącego.Ludziom
pracującymwpoluzostawiasiębardzoniewieleswobody.
Znówzapadłomilczenie.SmileypopatrzyłnaGuillama,potemnaMendla,
zamrugałipowiedział:
—BlondienieprzyszedłdoScarraaniwstyczniuaniwlutym,prawda?
—Nie-odparłMendel.-Aletylkowtymroku.
—Fennanzwykłwyjeżdżaćnanartywstyczniuilutym.Tobyłpierwszyraz,
kiedyniepojechał.
—Zastanawiamsię-powiedziałSmiley-czyniepowinienemjeszczeraz
spotkaćsięzMastonem.
Guiilamprzeciągnąłsięlubieżnieibłysnąłzębamiwuśmiechu.
—Możeszspróbować.Będziepodekscytowany,gdysiędowie,żecię
odmóżdżyli.Alenieprzejmujsię.Powiedzmu,żezostałeśzaatakowany,gdy
łaziłeśpocudzympodwórku-ontozrozumie.Powiedzmuteżonapastniku,
George.Niewidziałeśgo,rozumiesz,inieznaszjegonazwiska,aletokurier
wschodnioniemieckiegowywiadu.Mastonciępoprze;ontakzawsze.
Szczególnie,kiedymusizłożyćraportministrowi.
SmileypopatrzyłnaGuillama,alenicniepowiedział.
—Potymjakoberwałeśwgłowę-dodałGuiilam-wykażedlaciebiepełne
zrozumienie.
Ale,Peter…
Wiem,George,wiem.
Notopozwól,żejeszczecościpowiem.Blondiezabierałsamo-hódvr
pierwszywtorekkażdegomiesiąca.
Noi?
Wtedywypadaływieczory,kiedyElsaFennanchodziładoWeybridge.
Powiedziała,żewewtorkiFennanpracujedopóźna.
Guillamwstał.
Pozwól,George,żetrochępowęszęwokółtejsprawy.Cześć,Mendel.
Zadzwoniędociebiewieczorem.Niewiem,comożemyterazzrobić,ale
postaramsięcośwymyślić.-Podszedłdodrzwi.-Aprzyokazji,gdziesąrzeczy
Fennana-portfel,dziennikitakdalej?To,coznaleźliprzyciele?
Prawdopodobnienadalnakomisariacie-odparłMendel-ażdozamknięcia
sprawy.Guillamstałprzezchwilę,patrzącnaSmileya.Zastanawiałsię,co
powiedzieć.
Potrzebujeszczegoś,George?
Nie,dzięki…właściwie,jestjednarzecz.
Tak?
Mógłbyśzdjąćmizkarkuwydziałkryminalny?Odwiedzalimniejużtrzy
razyi,oczywiście,tu,namiejscu,doniczegoniedoszli.MógłbyśZrobićztego
tymczasowosprawęwywiadu?Byćtajemniczyikojący?
—Tak,myślę,żetodasięzrobić.
Wiem,żetotrudne,Peter,bojanie…
I—Och,jeszczejedno.KazałemporównaćlistsamobójczyFennanai
anonim.Zostałynapisaneprzezróżnychludzinatejsamejmaszyniedopisania.
Różnynaciskiodstępy,aleidentycznaczcionka.Dowidzenia,stary.Weźsiędo
winogron.Guillamzamknąłzasobądrzwi.Słyszeli,jakjegokrokiodbijąjąsię
rześkimechem,gdyszedłkorytarzem.Mendelskręciłsobiepapierosa.m—
Boże-powiedziałSmiley-czyciebienicnieprzestraszy?Niewidziałeśgdzieś
wpobliżusiostry?
Mendeluśmiechnąłsięipotrząsnąłgłową
—Razkozieśmierć-powiedział,wkładającpapierosamiędzycienkiewargi.
Smileypatrzył,jakgozapala.Wyciągnąłzapalniczkę,zdjąłprzykrywkęi
poplamionymkciukiemzakręciłkółkiem,szybkoosłaniajączapalniczkęobiema
dłońmi.
PotempodniósłpłomieńdopapierosaUdałobymusięnawetprzyhuraganie.
—Cóż,ekspercieodzbrodni-powiedziałSmiley-jaknamidzie?
—Mamie-odpowiedziałMendel.—Bardzokiepsko.
—Dlaczego?
—Wszędzieznakizapytania.Wszystkotrzebasprawdzić.Ajalubięalgebrę.
—Coalgebramaztymwspólnego?
—Najpierwtrzebaudowodnićto,comożnaudowodnić.Znaleźćstałą.Czy
onanaprawdęposzładoteatru?Czybyłasama?Czysąsiedzisłyszeli,jak
wracała?Jeślitak,tooktórejgodzinie?CzyFennannaprawdęwracałpóźnowe
wtorki?Czyjegożonęczkarzeczywiścieregularniechodzidoteatrucodwa
tygodnie,takjakpowiedziała?
—Atentelefonoósmejtrzydzieści?Mógłbyśtojakośuporządkować?
—Wciążchodzicipogłowietentelefon,co?
—Tak.Zewszystkichznakówzapytaniatenjestnajwiększy.Myślałemo
tym,wiesz,ipo.prostuniewidzęwtymsensu.Przejrzałemrozkładjazdyjego
pociągu.Byłpunktualnymczłowiekiem-iczęstoprzychodziłdoministerstwa
przedinnymi.Mógłzłapaćpociągóósmejpięćdziesiątcztery,odziewiątej
osiem,awnajgorszymprzypadkuodziewiątejczternaście.Tenoósmej
pięćdziesiątczterydowozigonadziewiątątrzydzieściosiem-lubiłbyćwbiurze
zakwadransdziesiąta.Niemożliwe,żebykazałsiębudzićoósmejtrzydzieści.
—Możepoprostulubiłdzwonki-powiedziałMendel,Wstając.
—Ilisty-dodałSmiley.-Różniautorzy,alemaszynadopisaniatasama.Nie
liczącmordercy,dwojeludzimiałodoniejdostęp:Fennanijegożona.Jeśli
przyjmiemy,żetoFennannapisałlistpożegnalny-Iazpewnościątoongo
podpisał-tomusimydopuścić,żeElsanapisałaIdonos.Dlaczegotozrobiła?
Smileybyłzmęczony.Ulżyłomu,żeMendeljużidzie.
—Wróćdoalgebry.Znajdźstałą.
—Będącipotrzebnepieniądze-powiedziałSmileyipodałmukil-Ika
banknotówzportfelależącegoprzyłóżku.Mendelwziąłjebezcere-Igięlii
wyszedł.Smileypołożyłsię.Wgłowieczułdzikiepulsowanie,byłarozgrzanaI
dobiałości.Pomyślał,żebywezwaćpielęgniarkę,aletchórzostwoprzeważyło.
Stopniowopulsowaniezelżało.Zdworuusłyszałdzwonkiambulansu
skręcającegonapodwórkoszpitalnezPrinceofWalesDrive.
—Możepoprostulubiłdzwonki-zamruczałizasnął.
Obudziłgoodgłossprzeczkinakorytarzu-słyszałuniesiony1proteściegłos
siostry,słyszałkrokiinatarczywygłosMendla.Nagledrzwisięotworzyłyiktoś
zapaliłświatło.Zamrugałiusiadłwłóżku,spoglądającnazegarek.Byłaza
kwadransszósta.Mendelmówiłdoniego,prawićkrzyczał.Oczymonmówił?
CośomościeBattersea…policjarzeczna…zaginionyodwczoraj…Byłjuż
zupełnierozbudzony.AdamScarrnieżył.
OpowieśćDziewicy
Mendelprowadziłbardzodobrze,zbelferskąpedanterią,któranapewno
rozśmieszyłabySmileya.DrogadoWeybridgebyłajakzwyklezapchana.
Mendelnienawidziłzmotoryzowanych.Dajczłowiekowisamochód,azostawiw
garażupokoręizdrowyrozsądek.Byłomuwszystkojedno,ktosiedziałza
kółkiem-widywałjużbiskupówjadącychsiedemdziesiątkąprzezobszary
zabudowaneistraszącychprzechodniów.PodobałmusięsamochódSmileya.
Podobałomusię,żebyłzadbany,terozsądnedodatki,lusterkaboczne,światła
cofania.Tobyłprzyzwoitymałysamochodzik.
.Podobalimusięludzie,którzydbalioprzedmioty,kończylito,cozaczęli.
Lubiłgruntownośćiprecyzję.Żadnejprowizorki.JaktopowiedziałScarr?
„Młody,alezimny-zimnyjakorganizacjacharytatywna”.Znałtakiespojrzenie
iScarrteżjeznał…spojrzeniewyrażającecałkowitąnegację,oczymłodego
zabójcy.Niespojrzeniedzikiejbestii,nieuśmiechnięteokrucieństwomaniaka,
alespojrzenieznamionującenajwyższąsprawność,wypróbowanąi
udowodnioną.Byłtostanwykraczającypozadoświadczeniawojenne.
Przyglądaniesięśmiercinawojniejakośwyrabiaczłowieka;przekonanie
zawodowegozabójcyowłasnejwyższościjestponadtym,dalekoponad.Tak,
Mendeljużtakichwidywał,mężczyzn,którzytrzymalisięzboku,mężczyzno
bladychoczachbezwyrazu,mężczyzn,zaktórymiszalejądziewczęta,aonisię
nieuśmiechają.Tak,byłzimny,bezwątpienia.
ŚmierćScarrawystraszyłaMendla.WymógłnaSmileyuprzyrzeczenie,że
niewrócinaBywaterStreet,gdygowypuszczazeszpitala,jeślibędziemiał
trochęszczęścia,topomyślą,żenieżyje.ŚmierćScarradowiodławoczywisty
sposóbjednego:mordercanadalbyłwAnglii,nadalpróbowałposobie
posprzątać.„Kiedywstanę-powiedziałostatniegowieczoraSmiley-musimy
goznówwywabićznorki.Położymykawałeksera”.Mendelwiedział,kto
będzietymserem:Smiley.Jeżelimieliracjęcodomotywu,toznajdziesię,rzecz
jasna,jeszczejeden^wałeksera:żonaFennana.Niewielejejpomogło,żenie
zostałazamordowana,pomyślałponuro.Zrobiłomusięwstydizacząłmyślećo
innychsprawach.NaprzykładoSmileyu.
Małycwaniaczek,tenSmiley.PrzypominałMendlowitłustegochłopca,z
którymgrywałwszkolewpiłkę.Nieumiałbiegaćanikopaćibyłślepyjak
nietoperz,alegrałjakwszyscydiabli.Nieodpuszczał,dopókibyłwstanieustać
nanogach.Gdysięboksował,podchodziłnieosłoniętyiwymachiwałna
wszystkiestronyramionami;dawałsięprzerobićnamiazgę,zanimsędzia
przerywałpojedynek.Sprytnybyłzniegofacet.
Mendelzatrzymałsięprzyprzydrożnejkawiarencenafiliżankęherbatyi
pączka,apotempojechałdoWeybridge.Teatrstałprzyjednokierunkowejulicy
wiodącejdoHighStreet.Byłtamzakazparkowania,więczostawiłsamochódna
stacjikolejowejipieszowróciłdomiasta.
Frontowedrzwiteatrubyłyzamknięte.Mendelodnalazłboczne,którestały
otworem.Ktośnapisałnanichkredą„wejściedlaaktorów”.Niebyłodzwonka;
lekkizapachkawydolatywałzgłębiciemnegozielonegokorytarza.Mendel
wszedłiruszyłkorytarzem.Nakońcubyłykamienneschodyzmetalową
poręcząwiodącedonastępnychdrzwi.Zapachkawybyłsilniejszy,usłyszałteż
jakieśgłosy.
Och,bzdury,kochanie,doprawdy.JeślitesępyzSurreychcą,żebyprzez
trzymiesiąceszedłBarrie,toniechmają,czegochcą.TobędziealboBarrie,albo
Kukułczegniazdo,któreidziejużtrzecirok,ajakdlamnieBarriebijejena
głowę-mówiłajakaśkobieta,sądzącpogłosie,wśrednimwieku.
Odpowiedziałjejmężczyznapłaczliwymdyszkantem:
Cóż,LudomożezawszezagraćPiotrusiaPana.Prawda,Ludo?
|Świnia,Świnia-odezwałsiętrzecigłos,takżemęski.Mendelotworzył
drzwi.Stałzasceną.Pojegolewejstronieznajdowałasiępłytapilśniowaz
kilkunastomaprzełącznikamizamontowanyminadrewnianympanelu.Obok
stałokrzesłodlasuflera,rokokowe,całewpozłocieihaftach.Pośrodkuscenyna
baryłkachsiedziałodwóchmężczyznikobietaPaliliipilikawę.Dekoracja
przedstawiałapokładstatku.Centralnączęśćzajmowałmasztztakielunkiemi
drabinkamisznurowymi,awielkietekturowedziałobyłowycelowanewstronę
tekstylnegomorzainieba.Rozmowanaglesięurwała,gdyMendelpojawiłsię
nascenie.
—Orany,duchpodczasuczty-mruknąłktoś.Spojrzelinaniegoi
zachichotali..
Pierwszaodezwałasiękobieta:
—Szukaszkogoś,kochanie?
—Przepraszam,żeprzeszkodziłem.Chciałemporozmawiaćokupnie
abonamentu.Chciałbymprzyłączyćsiędoklubu.
—Ależoczywiście.Jakietomiłe.—Kobietawstałaipodeszładoniego.-
Naprawdęniezwyklemiłe.
Wzięłajegolewąrękęwobiedłonieiścisnęłają,!jednocześniesię
odsuwająciwyciągającramionanacałądługość.Tobyłjejkrólewskigest-lady
MakbetprzyjmujeDuncana.Przekrzywiłagłowęnabokiuśmiechnęłasię
dziewczęco.TrzymającMendlazarękę,przeprowadziłagoprzezscenędodrzwi
poprzeciwnejstronie.Znaleźlisięwmałympokoikuzaśmieconymstarymi
programamiiplakatami,tubkamizeszminkąaktorską,sztucznymiwłosami\
tandetnymifragmentamiżeglarskiegokostiumu.
—Widziałpannasząpantomimęwtymroku?ffyspaskarbów,Cozasukces.
Iznaczniebardziejpełnetreściniżtewulgarnerymowankizpokoju
dziecięcego,prawda?
—Tak,oczywiście-potwierdził,choćniemiałzielonegopojęcia,oczymona
mówi.Kątemokadostrzegłstosrachunków,starannieułożonychispiętych
klipsemdopapieru.TennasamejgórzezostałwystawionynapaniąLudoOrieli
byłprzeterminowanyoczterymiesiące.
Patrzyłananiegobadawczozzaokularów.Byłaniskaiciemnowłosa,miała
zwiotczałąskóręnaszyiigrubymakijaż,któryjednakniezdołałpokryć
zmarszczek.Nosiłaspodnieigrubypulowerpochlapanyfarbąklejową.W
wąskichustachtrzymałapapierosa,pośrodku,naprzedłużeniuliniinosa.Wargi
wygiętewłukzniekształcałydolnączęśćtwarzy,nadającjejwyraz
zniecierpliwienia.Mendelpomyślał,żemusibyćtrudnymibystrymrozmówcą.
Ulgęsprawiłamumyśl,żeniejestwstanieterminowopłacićswoich
rachunków.
—Panchcewstąpićdoklubu,prawda?iNie.
Jeślijestpankolejnymcholernymhandlarzem,tomożesiępanstądwynosić
—powiedziałaznieskrywanązłością.-Powiedziałam,żezapłac?»zapłac?
Przestańciemniemęczyć.Jeżelizawasząprzyczynąludziezacznąmyśleć,że
jestemskończona,towyprzegracie,nieja.Niejestemwierzycielem,paniOriel.
Przyszedłem,żebyzaproponowaćpanipieniądze.
Czekała.
Jestemagentemrozwodowym.Bogatyklient.Chcęzadaćpanikilkapytań.»
Jesteśmygotowizapłacićpanizastraconyczas.
Chryste—rzekłazulgą.—Dlaczegoniepowiedziałpantegoodrazu?.
Obojesięroześmieli.Mendelodliczyłbanknotyipołożyłpięćfuntównastosie
rachunków.Jaktworzycielistęsubskrybentów?-spytał.-jakiesąkorzyścize
wstąpieniadoklubu?
Cóż,ojedenastejpodajemynasceniewodnistąkawę.Członkowieklubu
mogąprzebywaćzaktoramipodczasprzerwwpróbie,odjedenastejdo
jedenastejczterdzieścipięć.Oczywiście,płacązawszystko,codostaną,ale
wstępjestograniczonywyłączniedoczłonkówklubu.Rozumiem.
-Aterazcoś,copewniepanazainteresuje.Ranomamytugłównie
chłoptasiówinimfy.
Ciekawe.Cojeszczesiędzieje?
Codwatygodniewystawiamyinnąsztukę.Członkowieklubumogą
rezerwowaćmiejscanakonkretnydzieńkażdejserii-codrugiwtorekitakdalej.
Premierymamywpierwszeitrzecieponiedziałkikażdegomiesiąca.
Przedstawieniezaczynasięowpółdoósmej.Trzymamyrezerwacjęklubowądo
siódmejdwadzieścia.Dziewczynawkasiemaplanwidowniizakreślakażde
sprzedanemiejsce.Rezerwacjeklubowesążaznaczonenaczerwonoi
sprzedawanenasamymkońcu.
Rozumiem.Jeśliktóryśzczłonkówwaszegoklubuniezajmieswojego
miejsca,tozostanieonoskreślonenaplaniewidowni.
-Tylkojeślizostałosprzedane.Oczywiście.
Rzadkogramyprzypełnejsalipopierwszymtygodniu.Staramysiędawać
premieręcotydzień,rozumiepan,aleniełatwojestdostać-hm-kredyt.Na
premieręcodwatygodnieniestarczaśrodków.
—Czyzachowujeciestareplanywidowni?
—Czasami,dlacelówrachunkowych.
—Azwtorkutrzeciegostycznia?
Otworzyłaszafkęiwyjęłaplikdrukowanychplanówwidowni.
—Toczwartytydzieńnaszejpantomimy.Klasyka.
—Jasne-powiedziałMendel.
—Nodobrze,tokimsiępaninteresuje?-zapytałaLudoOriel,pod-noszącz
biurkaksięgęgłówną.
—Niskablondynkawwiekuokołoczterdziestudwóch,trzechlat.Nazywa
sięFennan,ElsaFennan.
PaniOrielotworzyłaksięgę.Mendelbezwstydniezajrzałjejprzezramię.
Nazwiskaczłonkówklububyływpisanewkolumniepolewejstronie.Czerwony
znaczekprzynazwiskuwskazywał,żeczłonekopłaciłsubskiypcję.Poprawej
stroniewidniałynotkiostałychrezerwacjachpoczynionychnarokzgóry.Było
okołoosiemdziesięciuczłonków.
—Nazwiskonicminiemówi.Gdzieonasiedzi?
—Niemampojęcia.
—O,jest.MerridaleLane,Walliston.Merridale!Popatrzmy.Ztyłu,zbrzegu
rzędu.Dziwnywybór,niesądzipan?MiejscenumerR2.AleBógwie,czyzajęła
jetrzeciegostycznia.Niesądzę,żebyśmyzachowaliplanwidowni,chociażja
nigdyniczegoniewyrzucam.Przedmiotypoprostuwyparowują,prawda?-
Popatrzyłananiegozukosa,zastanawiającsię,czyzarobiłatepięćfuntów.-
Wiepanco,zapytamyDziewicy.-Wstałaipodeszładodrzwi.-Fennan…
Fennan…-powtarzała.-Sekundkę,cośmitomówi.Ciekawedlaczego.Aniech
mnie-oczywiście-teczkananuty.-Otworzyładrzwi.-GdziejestDziewica?-
zapytałakogośnascenie.
—Bógwie.
—Świniajesteś-mruknęłaLudoOrielizamknęładrzwi.Odwróciłasiędo
Mendla.-Dziewicatonaszawielkanadzieja.Angielskaróża,zauroczonasceną
córkamiejscowegonotariusza.Fildekosowepończochy,wysokozadartynosek.
Niecierpimyjej.Odczasudoczasudostajerolę,bojejojciecpłacizaprywatne
lekcje.Siadujetuczasemwieczorami,kiedywszyscysięspieszą-onaipani
Torr,sprzątaczkaiszatniarka.Kiedyjestspokój,paniTorrzajmujesię
wszystkim,ąDziewicasnujesięznieszczęśliwąminąpokulisachznadzieją,że
aktorkagrającagłównąrolękobiecąpadnietrupem.-Przerwała.-Jestempewna,
żegdzieśsłyszałamnazwiskoFennan.Pewnajakcholera.Ciekawe,gdziesię
podziewatakrowa.
Zniknęłanakilkaminutiwróciłazwysoką,ładnądziewczyną
kędzierzawychblondwłosachiróżowychpoliczkach.
ToElisabethPidgeon.Chybabędziemogłanampomóc.Kochanie,chcemy
zlokalizowaćpaniąFennan,członkinięklubu.Czyniemówiłaśmiczegośo
niej?
—Otak,Ludo.—Musiałosięjejwydawać,żemówisłodkimgłosem-
UśmiechnęłasięuwodzicielskodoMendla,przekrzywiłagłowę:splotłapalce.
_Znaszją?-spytałapaniOriel.
Otak,Ludo.Jestszaleniemuzykalna;przynajmniejtakmisięwydaje,bo
zawszeprzynosiswojąmuzykę.Jestszalenieszczupłaidziwna.Jest
cudzoziemkąprawda,Ludo?
Dlaczegodziwna?-zapytałMendel.
—Och,cóż,ostatnimrazemokropniesięzłościłaotenfotelobokniej.To
byłarezerwacjaklubowai,rozumiepan,minęłagodzina.Dopierocozaczęliśmy
sezonpantomimyimilionyludzirzuciłysięnamiejsca,więcjesprzedałam.A
onawkółkomówiła,żejestpewna,żeonprzyjdzie,bozawszeprzychodzi.
przyszedł?-zapytałMendel.
Nie.Sprzedałammiejsce.Musiałabyćstraszniezła,bowyszłapodrugim
akcieizapomniałazabraćswojąteczkęnanuty.
—Ataosoba,codoktórejbyłapewna,żesiępojawi-dopytywałsięMendel
-czyjestwprzyjaznychstosunkachzpaniąFennan?
LudoOrielmrugnęładoniegoznacząco.
¿¿rCóż,ulicha,takmisięwydawało-odparłaDziewica.-Toprzecieżjej
mąż.
Mendelpatrzyłnaniądłuższąchwilę,apotemsięuśmiechnął.
MoglibyśmyznaleźćkrzesłodlaElisabeth?
—Okurczę,dziękuję-powiedziałaDziewicaiusiadłanabrzeżku
pozłacanegostaregokrzesła,takiegosamegojakkrzesłosuflerazakulisami.
Złożyłaczerwone,pulchnedłonienakolanachipochyliłasiędoprzodu.Przez
całyczassięuśmiechała,zadowolona,żestałasięośrodkiem
zainteresowania.PaniOrielspojrzałananiąjadowicie.
—Dlaczegosądzisz,żetojejmąż?-WgłosieMendlapojawiłasię
niepokojącanutka,którejwcześniejniebyło.
Cóż,przychodziliosobno,alepomyślałam,żeskoromająfotelezdalaod
resztyrezerwacjiklubowych,tomusząbyćmężemiżonąIonzawszemiałze
sobąwłasnąteczkęnanuty.
—Rozumiem.Cojeszczepamiętaszztamtegowieczoru,Elisabeth?
—Och,bardzowiele,bowidzipan,okropniesiępoczułam,kiedywyszła
takaobrażona,apotemjeszczezadzwoniła.Toznaczy,paniFennanzadzwoniła.
Podałanazwiskoipowiedziała,żewyszławcześniejizapomniałaswojejteczki
nanuty.Zgubiłatakżekwitnaniąibyłabardzozdenerwowana.Mówiła,jakby
płakała.Słyszałamwtleczyjśgłosiwtedyonapowiedziała,żektośwpadniei
zabierzeteczkę,jeślimożnabezkwitu.Powiedziałam,żeoczywiście,apół
godzinypóźniejprzyszedłtenmężczyzna.Takifajny.Wysokiblondyn.
—Rozumiem-powiedziałMendel.-Dziękuję,Elizabeth.Bardzopanimi
pomogła.
—Okurczę,toświetnie,iDziewczynawstała.
—Atenmężczyzna-spytałMendel-któryzabrałjejteczkęnanuty-czyto
niebyłczasemtensam,którysiadywałobokniejwteatrze?
—Tak,kurczę,przepraszam.Powinnambyłatopowiedzieć.
—Rozmawiałapaniznim?
—Powiedziałammutylko:„Proszę,todlapana”.Aonpodziękował.
—Jakimiałakcent?
—Cudzoziemski,takjakpaniFennan.Onajestcudzoziemką,prawda?
Chybastądcałetozamieszanie,jejzdenerwowanie—cudzoziemski
temperament.UśmiechnęłasiędoMendla,odczekałachwilęiwyszła.
—Krowa-mruknęłapaniOriel,spoglądającnazamkniętedrzwi.Zwróciła
wzrokwstronęMendla.-Cóż,mamnadzieję,żenieżałujepanswoichpięciu
funciaków?
—Myślę,żenie-odparłMendel.
Klubniepoważnych
MendelzastałSmileyaubranego,siedzącegowfotelu.Nałóżkuwyciągnął
sięleniwiePeterGuillam,wręcetrzymałniedbalebladozielonąteczkę.
Wkraczatrzecimorderca-powiedział,gdyMendelwszedł.
MendelprzysiadłnaskrajułóżkaipokiwałgłowąwstronęSmileya.iw
Gratulacje.Miłocięwidziećnanogach.
Dziękuję.Aleobawiamsię,żegdybyśnaprawdęwidziałmnienanogach,nie
gratulowałbyśmi.Czujęsięsłabyjakkociak.
Kiedycięwypuszczą?r-Niewiem.
—Niepytałeś?
Nie.
—Więczróbto.Mamdlaciebienowiny.Niewiem,cooznaczają,alecoś
oznaczająnapewno.
No,no-wtrąciłsięGuillam-każdymajakieśnowiny.Czyżtonie
ekscytujące?Georgeoglądamojezdjęciarodzinne-uniósłzielonąteczkę-i
rozpoznajeswoichstarychkumpli.
Mendelpoczułsięzakłopotany,niezrozumiał,ocochodzi.Włączyłsię
Smiley:
Powiemciotymjutrowieczoremprzyobiedzie.Wychodzęstądrano,bez
względunato,copowiedzą.Myślę,żeznaleźliśmymordercę.Ateraz
posłuchajmytwoichnowin.-Wjegooczachniebyłotriumfu.Wyrażałytylko
niepokój.
Klub,doktóregonależałSmiley,niejestwymienianynastronicachWhois
who.UtworzyłgomłodyodszczepienieczJuniorCarltonanazwiskiemSteed-
Asprey,któremusekretarzudzieliłupomnieniazaprzeklinaniewobecności
południowoafrykańskiegobiskupa.Przekonałswojąbyłągospodynięz
Oksfordu,żebyopuściłaspokojnydomwHoilywellizajęładwapokojez
piwnicąnaManchesterSquarepozostawionedojegodyspozycjiprzez
forsiastegokrewnego.Kiedyśklubliczyłczterdziestuczłonków,zktórychkażdy
płaciłpopięćdziesiątgwineirocznie.Zostałoichtrzydziestujeden.Niebyłotu
kobietanizasad,niebyłosekretarzyanibiskupów.Możnabyłoprzynieść
kanapkiikupićsobiepiwoalboprzynieśćkanapkiiniekupowaćniczego.Póki
byłosięwmiarętrzeźwymizajmowałoswoimisprawami,nikogonie
obchodziło,wcosięjestubranym,cosięrobialbomówianikogosięzesobą
przyprowadza.PaniSturgeonjużnieharowałazabarem,nieprzysmażała
zamówionegomięsanakominkuwpiwnicy,aledowodziładwoma
emerytowanymisierżantamizmałegogranicznegopułku.
WiększośćprzychodzącychbylitomniejwięcejrówieśnicySmileyaz
Oksfordu.Panowałazgodacodotego,żeklubmasłużyćtylkojednemu
pokoleniu,żezestarzejesięiumrzewrazzeswoimiczłonkami.Gdywojna
zebrałaswojeżniwo,niktnawetnienapomknąłotym,żenależałobywybrać
nowychczłonków.
Wsobotniwieczórwklubiebyłotylkokilkaosób.Smileyzłożył
zamówienieizastawionodlanichstolikwpiwnicykołoceglanegokominka,na
którympłonąłjasnyogieńpodsycanywęglem.Bylitamsami,siedzielinad
befsztykamizpolędwicyibordo,anazewnątrznieustanniepadałdeszcz.Tej
nocycałejtrójceświatzdawałsięmiłymispokojnymmiejscem,mimo
niezwykłejsprawy,któraichtusprowadziła.
—Najpierw-zacząłSmiley,zwracającsiędbMendla-muszęciwyjaśnić
paręspraw.Zzawodu,jakwiesz,jestemfunkcjonariuszemwywiadu.Zacząłem
pracęwsłużbachspecjalnychnadługoprzedtem,nimwplątaliśmysięwwielka
politykęWhitehall.Wtamtychdniachbyłonasmałoipłacononamniewiele.Po
kursieistażuwAmerycePołudniowejiEuropieŚrodkowejpodjąłempracę
wykładowcynajednymzniemieckichuniwersytetów.Wyszukiwałemmłodych
Niemcówzpotencjałemagenta.-Przerwał,uśmiechnąłsiędoMendlaidodał:-
Wybacz,żeużywamżargonu.
MendelpoważniekiwnąłgłowąiSmileykontynuowałopowieść.Zdawał
sobiesprawę,żerobisiępompatyczny,aleniebyłwstanietemuzapobiec.
Todziałosięnakrótkoprzedwojną;straszneczasybyływtedyNiemczech,
nietolerancjaszalała.Byłbymkompletnymidiotą,gdybybezpośredniozwrócił
siędokogokolwiekztakąsugestią.Mojąjedynąszansąbyłanijakość,całkowita
bezbarwnośćiwystawianiekandydatówzaczyimśpośrednictwem.Starałemsię
przywozićniektórychnichnakrótkodoAnglii,naobjazdystudenckie.
Uważałem,żebyoodczastychpobytówniekontaktowaćsięzdepartamentem,
bowtedy«jemieliśmyzielonegopojęciaosprawnościniemieckiego
kontrwywiadu.Nigdyniewiedziałem,komuzłożonopropozycję,itakbyło
najlepiej-Nawypadek,gdybymniezdjęli.
Przerwał,zakłopotanyzjakiegośpowodu,izająłsięwinem.Naoiiczkach
pojawiłyinusięróżoweplamki.Poczułlekkirausz,chociażiplbardzomało.
Byłomugłupio.
Przepraszam,mamkłopotyzwypowiadaniemmyśli…Takczysiak,kiedy
tamsiedziałem,odezwałosiępukaniedodrzwiiwszedłmłodystudent.Miał
dziewiętnaścielat,alewyglądałmłodziej.NazywałsięDieterFrey.Byłmoim
uczniem,inteligentnymchłopcem,naktóregomiłobyłopopatrzeć.-Znów
przerwałizacząłsięgapićwprzestrzeń.Możetouraz,możetosłabośćsprawiły,
żewspomnieniaodżyłyItakąmocą.-Dieterbyłbardzoprzystojny,miał
wysokieczołoicałąmasękręconychczarnychwłosów.Nogimiał
zdeformowanewskutek,jakmisięzdaje,paraliżudziecięcego.Chodziłolasce,
naktórejciężkosięopierał.Oczywiście,stałsięromantycznąpostaciąnatym
małymuniwersytecie;uważanogozafigurębajronicznąitakdalej.Prawdę
powiedziawszy,janiedostrzegłemwnimnicromantycznego.Wiecie,Niemcy
pasjamilubiąodkrywaćmłodychgeniuszy,odHerderapocząwszy,anaStefanie
George’uskończywszy.Wszyscycackająsięztakimodkołyski.AlezDieterem
niemożnabyłosięcackać.Byławnimzawziętaniezależność,jakaś
bezwzględność,któraodstraszaławiększośćewentualnychpatronów.Nietylko
kalectwo,leczprawdopodobnietakżerasabudziływDieterzeduchaobrony.Był
onŻydem.Wjakisposóbzachowałmiejscenauniwersytecie-nigdynie
zdołałemtegopojąć.Prawdopodobnieniewiedzieli,żejestŻydem.Możebrano
gozapołudniowca,naprzykładWłocha.Nierozumiem,jakktośmógłtak
pomyśleć.Dlamniebyłtypowymsemitą.
Dieterbyłsocjalistą.Niekjyłswoichpoglądównawetwtamtychdniach.
Kiedyśrozważałemzwerbowaniego,alezabiegiwokółkogoś,ktotakjakon
nadawałsiędoskonaledoobozukoncentracyjnego,wydałymisięstratączasu.
Ponadtobyłzbytaktywnyizbytpróżny.
Prowadziłwszystkiekółkauniwersyteckie—dyskusyjne,polityczne
poetyckieitakdalej.Wklubachsportowychpiastowałhonorowestanowiska.
Miałodwagęniepićwśrodowisku,gdziedowodziłosięswejmęskości,
przechodzącprzezpierwszyrokwstanienieustannegoupojenia.
IwłaśnieDieter-wysoki,przystojny,władczykaleka,idolswojego
pokolenia,Żyd-odwiedziłmniewgorącyletniwieczór.Powiedziałem,żeby
usiadł,izaproponowałemcośdopicia.Odmówił.Przygotowałemkawę,chyba
napalnikugazowym.Rozmawialiśmyzdawkowoomoimostatnimwykładziena
tematKeatsa.Narzekałemnastosowanieniemieckichmetod
krytycznoliterackichdopoezjiangielskiej,codoprowadziłodotypowejdyskusji
natemathitlerowskiejinterpretacji„dekadencji”wsztuce.Dietercorazbardziej
sięzapalałwpotępianiuwspółczesnychNiemiec,awreszciesamegohitleryzmu.
Oczywiście,miałemsięnabaczności-niebyłemwtedytakigłupi,jakjestem
teraz.Wreszciezapytałmniebezogródek,comyślęohitlerowcach.Odparłem
ostrożnie,źeniemamzwyczajukrytykowaćgospodarzyiżetakczyinaczej,
politykatozabawnarzecz.Nigdyniezapomnęjegoodpowiedzi.Wstałztrudem
ikrzyknąłzfurią:„vonFreudeistnichtdieRede!”Niemówimyorozrywce!-
SmileyprzerwałipopatrzyłprzezstółnaGuillama.-Przepraszam,Peter,staję
sięrozwlekły.
—Nonsens,stary.Opowiadaszhistorięnaswójwłasnysposób.Mendel
wymruczałkilkasłówaprobaty;siedziałsztywno,trzymającdłonienastole.W
pokojuniebyłożadnegoświatłaopróczpoświatyzkominkarzucającejwysokie
cienienawyłożonąsurowymkamieniemścianęzanimi.Karafkazportobyław
trzechczwartychpusta.Smileynalałsobietrochęiprzekazałkarafkę
pozostałym.
—Wrzeszczałnamnie-ciągnął.-Poprostunierozumiał,jakmogęstosować
niezależnestandardykrytycznewobecsztukiipozostawaćtaknieczułyna
politykęJakmogębredzićowolnościartystycznej,kiedyjednatrzeciaEuropy
jęczywokowach.Czynicdlamnienieznaczy,żewspółczesnacywilizacja
wykrwawiasięnaśmierć?Cotakświętegojestwosiemnastymstuleciu,że
mogęodrzucićdwudziestywiek?Chodziłnamojeseminaria,bouważałmnieza
człowiekaoświeconego,aleterazzdałsobiesprawę,żejestemgorszyod
tamtych.
Niezatrzymywałemgo.Bocomogłemzrobić?Byłpodejrzany:zbuntowany
Żydnauniwersytecie,ciągle-zniewyjaśnionychprzyczyn-wolny.Ale
obserwowałemgo.Semestrdobiegałkońcaimiałysięzacząćdługiewakacje.
Trzydnipóźniejprzyszedłnaostatniezajęciaipodczasdyskusjibyłtakotwarty,
żenaprawdęprzeraziłludzi.NadszedłkoniecrokuakademickiegoiDieter
odszedłniepożegnawszysięzemną.Niespodziewałemsię,żejeszczego
zobaczę.
Półrokupóźniejwybrałemsiędoprzyjaciela,którymieszkaniedaleko
Drezna,rodzinnegomiastaDietera.Nastacjęprzyjechałempółgodzinyza
wcześnie.Zamiastkręcićsiępoperonie,postanowiłempójśćsięnaspacer.
Kilkasetmetrówoddworcastałponuryosiemnastowiecznydom.Byłoprzed
nimmałepodwórkoogrodzonewysokimmetalowympłotembramazkutego
żelaza.Budynekzamienionowtymczasowewięzienie:Lipaogolonych
więźniów,mężczyznikobiet,chodziławokółplacyku.Hśrodkustałodwóch
strażnikówzpistoletamimaszynowymi.Spostrzegłemznajomąpostać:wyższy
niżpozostali,kulejący,usiłującydotrzymaćKroku.TobyłDieter.Zabralimu
laskę.Kiedymyślałemotymnóźnięj,zrozumiałem,żegestaponiechciało
aresztowaćnajpopularniejszejpostacinauniwersyteciewtrakcieroku
akademickiego.
Zapomniałemopociągu,wróciłemdomiastaiznalazłemwksiążce
telefonicznejadresjegorodziców.Wiedziałem,żeojciecDieterajestlekarzem,
więcniesprawiłomitotrudności.Poszedłempodznalezionyadres.Wdomu
byłatylkomatka.Ojcieczginąłwoboziekoncentracyjnym.Niemiałaochoty
rozmawiaćoDieterze,powiedziałatylko,żeniezabraligodoobozudlaŻydów,
aledoogólnego,najwyraźniejna„czasreedukacji”^Spodziewałasięjego
powrotuzajakieśtrzymiesiące.Zostawiłemmuwiadomość,żenadalmamkilka
jegoksiążekichętniemujezwrócę,jeślidomniezadzwoni.Wydarzenia
trzydziestegodziewiątegorokucałkowiciezaprzątnęłymojauwagęiprzezdługi
czasnawetniepomyślałemoDieterze.WkrótcepoprzyjeździezDrezna
odwołanomniedoAnglii.Spakowałemsięiwyjechałemwciąguczterdziestu
ośmiugodzin.Wkrótcedostałemnowyprzydziałwymagającyintensywnych
przygotowań,instruktażyićwiczeń.Miałemwracaćnakontynent,żeby
uaktywnićagentówwNiemczech,którychzwerbowanozewzględuna
nadzwyczajnąsytuację.Zacząłemuczyćsięnapamięćkilkunastunazwiski
adresów.Możeciesobiewyobrazićmojąreakcję,gdyodkryłem,żejestwśród
nichDieterFrey.
Kiedyprzeczytałemjegoteczkę,stwierdziłem,żewłaściwiesamsię
zwerbował,gdywpadłdokonsulatuwDreźnie,pytając,dlaczegonjktnieruszy
palcem,żebypowstrzymaćprześladowaniaŻydów.-Smileyprzerwałi
roześmiałsię.-Znałsięnaludziach.-ObrzuciłwzrokiemMendlaiGuillama.
—Mojąpierwsząreakcjąbyłopoczucieurażonejdumy.Miałemchłopakatuż
podnosemiuznałem,żesięnienadaje.Apotemprzeraziłemsię,żejego
gwałtownytemperamentmożekosztowaćżyciemnieiinnych.Mimo
niewielkichzmianwwyglądzieinowejprzykrywki,podktórąpracowałem,
DietermógłbymnienatychmiastzdemaskowaćjakoGeorge’aSmileyaz
uniwersytetu.Niewielebrakowało,azmontowałbymswojąsiatkębezudziału
Dietera.Naszczęściezmieniłemzamiar.Dieterokazałsięwspaniałymagentem.
Niepowściągałswojejekstrawagancji,alewykorzystywałjąumiejętniejako
swegorodzajupodwójnąosłonę.Kalectwowykluczałogozesłużbywojskowej,
więcznalazłsobiepracęnakolei.Błyskawicznieawansowałnaodpowiedzialne
stanowiskoimógłprzekazywaćmnóstwoważnychinformacji.Szczegóły
dotyczącetransportówżołnierzyiamunicji,ichcelprzeznaczenia,daty
przejazdów.Późniejskładałraportyoskutecznościnaszychbombardowań,
wskazywałnajważniejszecele.Byłświetnymorganizatoremichybatogo
uratowało.Nakoleispisywałsiędoskonale;uznanogozaniezastąpionego,stał
sięnieomalnietykalny.Dalimunawetcywilneodznaczeniezazasługi,agestapo
„zgubiło”jegoteczkę.
Dietermiałtakączystofaustowskąteorię:samamyśljestpozbawiona
wartości,trzebawięc,żebysięzrealizowała.Zwykłmawiać,żenajwiększybłąd,
jakikiedykolwiekpopełniłczłowiek,todokonanierozdziałumiędzymyśląa
ciałem.Niemarozkazu,jeśliniktgoniewykona.CzęstocytowałKleista:
„Gdybyoczywszystkichludzibyłyzzielonegoszkłaiwszystko,cowydajesię
białe,stałobysięzielone,toktobytorozpoznał?”
Jakpowiedziałem,Dieterbyłwspaniałymagentem.Czasaminawettak
planowałtransporty,żebyichprzejazdprzypadałnanocdogodnądonalotów.
Miałwłasnemetodyisztuczki-urodzonygeniuszszpiegostwa.Nadzieja,żeto
potrwadłużej,wydawałasięabsurdem,alenaszebombardowaniabywałytak
skuteczne,iżniktnieprzypisywałichzdradziepojedynczegoczłowieka-
zwłaszczatakotwartegojakDieter.
Dieterwielepodróżował-miałspecjalnąprzepustkę,dziękiktórejmógł
sobienatopozwolić.Kontaktowaniesięznimbyłowięcdziecinnieproste.
Czasamispotykaliśmysięwjakiejśkawiarni,aczasemzabierałmniedo
samochoduzministerstwaiwiózłkilkadziesiątkilometrówautostradą,jakby
podwoziłmniedokądś.Alenajczęściejjeździliśmytymsamympociągiemi
wymienialiśmyteczkiwkorytarzulubszliśmydopaczkarniiwymienialiśmysię
numerkamizszatni.Rzadkodawałmiraporty,naogółprzekazywałkopie
rozkazówtransportowych.sekretarkasporządzałaichcałemnóstwo-poleciłjej,
żebyzałożyłaspecjalnysegregator,któregozawartośćcotrzymiesiąceprzenosił
doswojejteczki.
Wczterdziestymtrzecimzostałemodwołany.MojaprzykrywkabyłajUż
bardzocienkairobiłosięgorąco.-Przerwałiwziąłpapierosaipudełka
Guillama.-Dieterbyłmoimnajlepszymagentem,aleniejedynyMiałem
mnóstwoproblemówzichprowadzeniem.Kiedywojnasięskończyła,
próbowałemsprawdzić,cosięstałozDieteremicałąresztą-Niektórzyzostali
przesiedlenidoAustraliiiKanady,ainniwrócilidotego,cozostałozich
rodzinnychmiast.Myślę,żeDietersięwahał.WDreźniebyliRosjanie,mógł
więcmiećwątpliwości.Alepojechałtam-musiałtozrobićzewzględuna
matkę.PozatymnienawidziłAmerykanów,noibyłsocjalistą.
Późniejdowiedziałemsię,żezrobiłtamkarierę.Dziękidoświadczeniu
administracyjnemu,jakiezdobyłpodczaswojny,objąłważnyurządpaństwowy
wnowejrepublice.Myślę,żereputacjabuntownikaicierpieniajegorodziny
ułatwiłymukolejneawanse.Musimusięnieźlepowodzić.
Dlaczegotaksądzisz?-zapytałMendel.
Jeszczemiesiąctemubyłunas.StałnaczeleMisjids.Stali.
Toniewszystko-dodałGuillamizwróciłsiędoMendla:-Oszczędziłemci
następnejporannejwizytywWeybridgeizadzwoniłemdoElisabethPidgeon.
PokazałemjejzdjęciemłodegodyplomatyonazwiskuMundt.Natychmiast
rozpoznałagojakoczłowieka,któryzabrałteczkęnanutyElsyFennan.Czyto
niewesołanowina?Ale…
Wiem,ocochceszzapytać,spryciarzu.Chciałbyświedzieć,czyGeorgeteż
gorozpoznał.Cóż,rozpoznałgo.Totensamtyp,któryusiłowałgozwabićdo
jegowłasnegodomunaBywaterStreet.
MendeljechałdoMitcham.Znówpadałoibyłozimno.Smiley,śmiertelnie
zmęczony,opatuliłsiępłaszczemipatrzył,jakzaoknemprzewijasięnocny
Londyn.Zawszeuwielbiałpodróże.Nawetteraz,gdybymiałwybór,
przejechałbyprzezFrancjępociągiem,zamiastpoleciećsamolotem.Kochał
magiczneodgłosynocnejjazdyprzezEuropę,kakofonicznedzwonkii
francuskiegłosynaglebudzącegozangielskichsnów.
Annteżtouwielbiałaidwarazypodróżowaliidem,dzielącwątpliwe
radościniewygodnejjazdy.Kiedydotarlinamiejsce,Smileyodrazuposzedłdo
łóżka,aMedelzrobiłherbatę.WypilijąwsypialniSmileya.
—Codalej?-zapytałMendel.
—MógłbympojechaćjutrodoWailiston.
—Cochcesztamzrobić?
—SpotkaćsięzElsąFennan.
—Niepowinieneśjechaćsam.Pojadęztobą.Będęczekałwsamochodzie,
kiedybędzieszzniąrozmawiał.To-Źydówka,prawda?
Smiieyprzytaknął.
—MójojciecbyłŻydem.Alenigdyniemiałotodlaniegowielkiego
znaczenia.
Sennasprzedaż
Otworzyładrzwiiprzezchwilępatrzyłananiegowmilczeniu.
Mógłmniepanzawiadomić,żepanprzyjedzie-powiedziała.Pomyślałem,
żebezpieczniejbędzietegonierobić.Znówmilczałaprzezdługąchwilę.
Wreszciepowiedziała:
Niewiemocopanuchodzi.
Mogęwejść?—zapytałSmiley.-Niemamywieleczasu.Wyglądałanastarą
izmęczonąjużniebyłatakaprężna.Zaprowadziłagodosalonuizwyrazem
rezygnacjiwskazałakrzesło.Smileypoczęstowałjąpapierosemisamwziął
jednego.Stanęłaprzyoknie.Patrzyłnajejszybkioddech,rozgorączkowane
spojrzenie;zdałsobiesprawę,żejestnagranicyzałamania.Panimusibyć
straszliwiesamotna-powiedział.-Niktniejestwstaniewytrzymaćtegona
dłuższąmetę.Towymagaodwagi,atrudnobyćodważnym,gdyjestsię
samotnym.Onitegonierozumiejąprawda?Niewiedzą,iletokosztuje-te
ohydnekłamstwaioszustwa,toodcięciesięodzwyczajnychludzi.Myśląże
panimożefunkcjonowaćnaichpaliwie-wymachiwaniuflagąimuzyce.Ale
panipotrzebujeinnegopaliwa,kiedypanijestsamąprawda?Musipani
nienawidzić,nienawidzićprzezcałyczas,atowymagasiły.Ato,comusipani
kochaćjesttakodległe,takniejasne,kiedyniejestsięczęściątego-mówił
łagodnymtonem.DlaElsyFennanmusiałtobyćgłos,zaktórymoddawna
tęskniła,głosniedoodparcia,oferującyjejsiłę,pocieszenie,współczuciei
bezpieczeństwo.Powoliodsunęłasięodokna,ajejprawaręka,przy.ciśniętado
parapetu,zaczęłaprzesuwaćsiępopowierzchni,wreszcieopadławzdłużciaław
geścieuległości.Wpatrywałasięwniegozwy.razemcałkowitejzależności,
jakbypatrzyławoczykochanka.Jużwkrótce,pomyślał,jużwkrótcesię
załamiesz.
—Powiedziałem,żeniemamydużoczasu.Rozumiepani,ocomichodzi?
Złożyłaręcenapodołkuipatrzyłananie.Wyglądała,jakbynieusłyszała
pytania.
—Kiedyzostawiłempaniątamtegoranka,miesiąctemu,pojechałemdo
mojegodomuwLondynie.Jakiśczłowiekpróbowałmniezabić.Prawiemusię
udało—uderzyłmniewgłowętrzyczyczteryrazy.Dopierocowyszedłemze
szpitala.Miałemszczęście.Potembyłmechaniksamochodowy,odktórego
tamtenczłowiekpożyczałsamochód.Policjarzecznaniedawnowydobyłajego
ciałozTamizy.Żadnychśladówprzemocy-byłpoprostuprzesiąkniętywhisky.
Niemogątegozrozumieć,boodlatniezbliżałsiędorzeki.Aleprzecieżmamy
doczynieniazkompetentnymczłowiekiem,prawda?Wyszkolonymzabójcą.
Wyglądanato,żestarasięusunąćkażdego,ktomógłbygopołączyćz
SamuelemFennanem.Albozjegożoną.Ijestjeszczetamłodablondynkaw
teatrze…
—Oczympanmówi?-wyszeptała.-Copansugeruje?
Smileypoczułnagłąochotę,byjązranić,złamaćresztkijejwoli.
—Czegooczekiwaliście?-zapytał.-Czymyślałapani,żemożnaigraćz
takąpotęgąjakoni-trochędać,aczasemnicniedać?Wierzyłapani,żemoże
powstrzymaćtentaniec-kontrolowaćsiłę,którąpaniimdaje?Cozasenpani
śni,paniFennan,żetakmałownimjestrealności?
Ukryłatwarzwdłoniach,ałzyskapywałyjejmiędzypalcami.
—Myślałamtylkoonim.Onśniłsen,tak…wielkisen.-Zaniosłasię
szlochem,aSmiley,napołytriumfalnie,napołyzewstydemczekał,ażznówsię
odezwie.Wreszcieuniosłagłowęispojrzałananiego.Łzyspływałyjejpo
policzkach.-Niechpannamniepopatrzy-powiedziała.-Jakisenmizostawili?
Śniłamodługichblondwłosach,aoniogolilimigłowę.Marzyłamopięknym
ciele,aoniwycieńczylijegłodem.Zobaczyłam,jacysąludzie,więcjakmogę
uwierzyćwczłowieka?Mówiłammuto,mówiłamtysiącerazy.Przegadaliśmy
całenoce.Aleonmusiałmiećswojesny,wierzył,żejeślimożnazbudować
nowyświat,toSamuelFennanbędziebudowniczym.Powiedziałammu:
„Słuchaj,daliciwszystko,comasz,dom,pieniądzeizaufanie.Dlaczegoimto
robisz?”Aonmiodpowiedział:„Robiętodlanich.Jestemchirurgiem.^wnego
dniatozrozumieją”.Byłdzieckiem,panieSmiley,prowadziligozarączkęjak
małedziecko.
Milczał,nieośmieliłsięzadaćżadnegopytania.
PięćlattemuspotkałtegoDietera.Wschroniskunarciarskimniedaleko
Garmisch.Freitagpowiedziałnampóźniej,żeDietertozaplatał-itakniemógł
jeździćnanartachzewzględunanogi.Wtedy«jeniewydawałosięrzeczywiste.
Freitagtoniebyłoprawdziwena-2wisko.FennannazwałgoFreitagiemnawzór
PiętaszkazRobinsonaCrusoe.Dieterowiwydałosiętobardzośmiesznei
późniejjużnigdynjemówiliśmyoDieterze,alezawszeoRobinsoniei
Piętaszku.-Przelałaispojrzałananiegozcieniemuśmiechu.-Przepraszam,
mówiędośćchaotycznie.
_Rozumiem-powiedziałSmiley.
Tadziewczyna-copanpowiedziałotejdziewczynie?
Żyje.Niechsiępaniniemartwi.Proszękontynuować.
Fennanpanapolubił,naprawdę.Freitagpróbowałpanazabić…dlaczego?
—Bowróciłemizapytałempaniąotentelefonoósmejtrzydzieści.Pani
powiedziałaotymFreitagowi,prawda?
—O,Boże-szepnęła.
Zadzwoniłapanidoniego,prawda?Gdytylkowyszedłem?
—Tak,tak.Byłamprzerażona.Chciałamgoostrzec,jegoiDietera.
Wiedziałam,żepanwszystkoodkryje.Możenieodrazu,aleprędzejczypóźniej
wszystkopanodkryje.Dlaczegoniezostawiąmniewspokoju?Balisięmnie,bo
wiedzieli,żechciałamtylkoSamuela,chciałam,żebybyłbezpieczny,chciałam
gokochaćidbaćoniego.
Smileypoczułpulsowaniewgłowie.
ZatemnatychmiastpomoimwyjściuzadzwoniłapanidoFreita-gaI
powiedział.-NajpierwpróbowałasiępanidodzwonićnanumerPrimroseinie
mogłasiępanipołączyć.
Tak-potwierdziła.-Tak,toprawda.AleobanumerysąnaPrimrose.Więc
zadzwoniłapanipoddruginumer,alternatywny…
Znówpodeszładookna,naglewyczerpanaibezwładna.
—Tak,Freitagbyłświetny,jeślichodzioplanyalternatywne.
—Jakibyłtendruginumer?-dopytywałsięSmiley.Przyglądałsięjej
niecierpliwie,gdywyglądałaprzezoknonaciemnyogród.
Dlaczegopanchcewiedzieć?
Podszedłistanąłobokniej.
—Wspomniałem,żezdziewczynąwszystkowporządku-powiedział.-My
obojeteżżyjemy.Aleniechpaniniesądzi,żetakbędziewiecznie.Odwróciłasię
doniegozestrachemwoczachikiwnęłagłową.Smi-leywziąłjązaramięi
poprowadziłdokrzesła.Usiadłamachinalnie,zobojętnościąprzypominającą
początkichorobypsychicznej.
—Tendruginumertobyło9747.
—Jakiśadres-znapaniadres?
—Nie,bezadresu-odparła.-Tylkotelefon.Bezadresu—powtórzyła.
Smileypopatrzyłnaniąizastanowiłsię.Nagleprzypomniałsobieo
zdolnościachDieteradopodtrzymywaniakontaktu.
—Freitagniespotkałsięzpaniątejnocy,gdyzginąłFennan?Nieprzyszedł
doteatru?
—Nie.
—Tobyłpierwszyraz,kiedyzawiódł.Spanikowałapaniiwyszławcześniej.
—Nie…tak,tak,spanikowałam.
—Nie!Wyszłapaniwcześniej,botakbyłoustalone.Dlaczegowyszłapani
wcześniej?Dlaczego?,
Ukryłatwarzwdłoniach.
—Czypaninadalmyśli,żemożekontrolowaćsytuację?-Smileyprawie
krzyczał.-Freitagzabijepanią,zabijedziewczynę,będziezabijał,zabijał,
zabijał.Kogopanichcechronić,dziewczynęczymordercę?Zaszlochała,alenic
niepowiedziała.Smileyukucnąłobokniej.
—Powiempani,dlaczegopaniwyszławcześniej,mogę?-Nadalmówił
podniesionymgłosem.-Powiempani,comyślę.Trzebabyłozłapaćostatnią
pocztęodchodzącątegowieczorazWeybridge.Nieprzyszedł,niewymieniła
paniznimnumerkówdoszatni,więcpostąpiłapanizgodniezinstrukcją.
Wysłałamupaniswójnumerekipanimatenadres,niezapisany,ale
zapamiętany,zapamiętanyraznazawsze.„Jeślibędziesytuacjakryzysowa,jeśli
nieprzyjdę,otojestadres”,;Czytakpowiedział?Adres,któregoniewolno
używaćanionimmówić,adreszapomnianyizapamiętanyraznazawsze?Mam
rację?Niechpanipowie!
Wstała,podeszładobiurkaiwyjęłakawałekpapieruiołówek.Łzynadal
spływałypojejtwarzy.Powolizapisałaadres.Rękajejomdlewała,
zatrzymywałasięmiędzysłowami.
Wziąłodniejkartkę,staranniezłożyłnapółiwłożyłdoportfela.Terazzrobi
jejherbatę.
Wyglądałajakdzieckowyciągniętezgłębokiejwody.Siedziałanaskraju
kanapy,wdrobnychdłoniachmocnotrzymałafiliżankę,przyciskałajądociała.
Ramionamiałaprzygarbione,stopymocnościśnięte,Smileypatrzącnanią,
pomyślał,zezniszczyłcoś,czegoniepowiniennigdydotykać,takbyłokruche.
Czułsięjakobsceniczny,szorstkicham.Herbata,którąprzyrządził,niebyła
rekompensatązaniezgrabośćwobejściu.Niewiedział,copowiedzieć.Pochwili
onazaczęłamówić:
Lubiłpana.Naprawdępanalubił…Powiedział,żejestpanbystrym
człowiekiem.Samuelrzadkonazywałkogośbystrym.-Powolipokręciłagłową.
Byćmożetowspomnieniesprawiło,żeuśmiechnęłasię.IZwykłmawiać,żena
świeciesądwiesiły,pozytywnainegatywna.„Cowięcmamrobić?-pytałmnie.
-Pozwolić,żebyzrujnowaliplon,bodająmichleb?Twórczość,postęp,siła,cała
przyszłośćludzkościczekauichdrzwi:czymamtegoniewpuścić?”Ajamu
powiedziałam:„Możeludziesąszczęśliwiibeztego?”Alewiepan,onnie
myślałoludziachwtensposób.Niemogłamgopowstrzymać.Wiepan,cobyło
wnimnajdziwniejsze?Przycałymtymmyśleniuigadaniujużdawnotemu
postanowił,cobędzierobił.Całaresztabyłapoezją.Byłnieskoordynowany,to
zwykłammupowtarzać…
…alemimowszystkopomagałamupani-powiedziałSmiley.
—Tak,pomagałammu.Chciałpomocy,więcmujądawałam.Byłmoim
życiem.
Rozumiem.
—Tobyłbłąd.Byłmałymchłopcem.Zapominałoważnychsprawach
zupełniejakdziecko.Itakibyłpróżny.Zdecydował,żebędzietorobić,itakźle
mutowychodziło.Niemyślałotymtakjakpanalbotakjakja.Onpoprostunie
myślałotymwtensposób.Tobyłajegopracaitowszystko.Zaczęłosiębardzo
prosto.Pewnegowieczoruprzyniósłdodomutelegram.Pokazałmigoi
powiedział:„Myślę,żeDieterpowinientozobaczyć”.Niemogłamuwierzyć,że
byłszpiegiem.Boprzecieżbył,prawda?Stopniowozdałamsobieztegosprawę.
Zaczęliprosićoszczególnesprawy.Wteczcenanuty,którąprzynosiłamod
Piętaszka,zaczęłysiępojawiaćrozkazy,aczasempieniądze.Powiedziałamdo
niego:„Popatrztylko,cooniciprzysyłają-czyotocichodzi?”Nie
wiedzieliśmy,corobićztymipieniędzmi.Wkońcuwydawaliśmyje,niewiem
dlaczego.Tamtejzimy,kiedymuotympowiedziałam,Dieterbyłbardzozły.
—Któratobyłazima?
—DrugazimazDieterem—wpięćdziesiątymszóstymwMuerren.
Spotkaliśmygopierwszegostyczniapięćdziesiątegopiątego.Wtedysięto
zaczęło.Iwiepan?WęgryniemiałyznaczeniadlaSamuela,żadnego.Wtedy
Dieterbalsięoniego.Wiem,bopowiedziałmitoPiętaszek.KiedyFennanw
listopadziedałmirzeczy,któremiałamzanieśćdoWeybridge.małonie
oszalałamzwściekłości.Krzyczałamnaniego:..Niewidzisz,źetojesttosamo?
Tesamedziała,tesamedzieciumierającenaulicy?Tylkosensięzmienił,krew
matakisamkolor.Czytegochcesz?”Zapytałamgo:,.CzydlaNiemcówteżbyś
tozrobił?’*Aonpoprostupowiedział:„Nie.Elso.tojestcośinnego”.Inadal
nosiłamteczkęnanuty.Rozumiepan?
—Niewiem.Poprostuniewiem.Alemyślę,żetak.
—Byłwszystkim,comiałam.Byłmoimżyciem.Stopniowostałamsię
częściątego.awtedybyłojużzapóźno,żebytozatrzymać…Adalejtojużpan
wie-wyszeptała,iZdarzałosię,żebyłamzadowolonaztego,corobiłSamuel.
GdypatrzyłamnanoweNiemcy,wróciłynazwy,którychbaliśmysięjakodzieci.
Wróciłastraszliwaduma.Maszerowaliwlytmstarychmarszów.Fennanteżtak
toodbierał.
ByliśmykiedyśwobozienaprzedmieściachDrezna,naszegorodzinnego
miasta.Ojciecbyłsparaliżowany.Tęskniłzatytoniembardziejniżza
czymkolwiekinnym,ajaskręcałammupapierosyzwszelkiegośmiecia,które
możnabyłoznaleźćwobozie.Pewnegodniastrażnikzobaczył,jakojciecpali,i
zacząłsięśmiać.Przyszłojeszczeparuiteżsięroześmieli.Ojciectrzymał
papierosawsparaliżowanejręce,apapierosparzyłmupalce.Rozumiepan,ono
tymniewiedział.KiedyznówdaliNiemcomkarabiny,daliimpieniądzei
mundury,zdarzałysięchwile,krótkiechwile,żebyłamzadowolonaztego,co
robiSamuel.JesteśmyŻydami,więc…
Tak,rozumiemipowiedziałSmiley.-Teżtowidziałem.
Dieterpowiedział,żepanwidział.
Dietertakpowiedział?
—Tak,Piętaszkowi.PowiedziałPiętaszkowi,żepanjestbardzosprytny.Że
kiedyś,przedwojną,wywiódłgopanwpole,idopieropolatachonto
zrozumiał.TylepowiedziałPiętaszkowi.Powiedziałteż,żeniespotkałlepszego
odpana.
AkiedyPiętaszekpowtórzyłtopani?
Długopatrzyłananiegowmilczeniu.Jeszczeniewidziałtakzrozpaczonej
twarzy.Przypomniałsobie,copowiedziałamuwcześniej:
“Dziecimojegosmutkusąmartwe”.Teraztozrozumiałiusłyszałwjej
głosie-gdywreszciesięodezwała:
Czytonieoczywiste?Tegowieczoru,gdyzamordowałSamuela.Toświetny
kawał,panieSmiley.Wchwili,gdySamuelmógłtakwieledlanichzrobić-nie
tylkoprzekazaćjakiśdokumentodczasudoczasu-zniszczyłichwłasnystrach,
zamieniłichwzwierzętaizmusiłdozabijania.Samuelzwykłmawiać:
„Zwyciężą,bowiedzą,ainnizginą,boniewiedzą.Człowiek,którypracujedla
snu,będziepracowaćwiecznie”.Takwłaśniemówił.Alejawiedziałam,jakijest
tenichsen.Wiedziałamżenaszniszczy.Cobowiemniebyłoniszczycielskie?
NawetsenoChrystusie.
—AwięctoDieterwidziałmniewparkuzFennanem?
—Tak.
—Ipomyślał…
—Tak.Pomyślał,żeSamuelgozdradził.PowiedziałPiętaszkowiżebyzabił
Samuela.
_Atenanonimowylist?
_Niewiem.Niewiem,ktogonapisał.Ktoś,ktoznalSamuela,ktogo
obserwował.MożektośzbiuraalbozOksfordu,zpartii.Niewiem.Samuelteż
niewiedział.
—Alelistpożegnalny…
Popatrzyłananiegoitwarzsięjejskurczyła.Dooczuznównapłynęłyłzy-
Pochyliłagłowę.
—Jagonapisałam.Piętaszekprzyniósłpapier,ajanapisałam.Podpisjużtam
był.PodpisSamuela.Smileyusiadłobokniejnakanapieiwziąłjązarękę.
Odwróciłasiędoniegoizaczęłakrzyczeć:
—Niechpanzabierzeteręce!Myślipan,żejestempańska,bonienależędo
nich?Niechpanstądidzie!NiechpanstądidzieizabijePiętaszkaiDietera,
niechpanpodtrzymatęgrę,panieSmiley.Aleniechpanniemyśli,żejestempo
pańskiejstronie,słyszymniepan?BojajestemtułającąsięŻydówką,
człowiekiemznikąd,polembitewnymdlapańskichżołnierzyków.Możemnie
pankopaćideptać,rozumiepan,alenigdy,nigdyniewolnomniepanudotykaći
mówić,żejestpanuprzykro,słyszypan?Terazniechpanstądidzie!Niechpan
idzieizabija.Siedziałaitrzęsłasięjakzzimna.Kiedydoszedłdodrzwi,
odwróciłsię.Wjejoczachniebyłołez.
Mendelczekałnaniegowsamochodzie.
NieudolnośćSamuelaFennana
DojechalidoMitchumwporzeobiadowej.PeterGuillamczekałnanich
cierpliwiewswoimwozie.
—No,rebiata,cotamnowego?
Smileywręczyłmuzłożonąkartkęzportfela.
—Mieliteżnumeralarmowy-Primrose9747.Sprawdźto,aleniewiążęz
tymwielkichnadziei.
Peterzniknąłwholuizacząłdzwonić.Mendelzakrzątnąłsięwkuchniipo
dziesięciuminutachprzyniósłpiwo,chlebisernatacy.Guillamwróciłiusiadł
bezsłowa.Wyglądałnazaniepokojonego.
—Cóż-odezwałsięwreszcie-coonacipowiedziała,George.Smiley
skończyłzdawaćsprawęzporannegoprzesłuchania.
—Rozumiem-powiedziałGuillam.-Tobyłobyto,George.Jeszczedziś
będęmusiałwszystkospisaćinatychmiastpójśćdoMastona.Łapaniemartwych
szpiegówtodoprawdyżałosnezajęcie.
—Doczegomiałdostępwministerstwie?-zapytałSmiley.
—Ostatniodobardzowieluspraw.Dlategouznali,żenależałobygo
przesłuchać.
—Jakietosprawy?
—Jeszczeniewiem.ParęmiesięcytemubyłwwydzialeAzji,aledostał
nowestanowisko.
—Ameryka,oilepamiętam-powiedziałSmiley.-Peter?
Tak—
Czyzastanawiałeśsię,dlaczegotakbardzoimzależałonaśmierciFennana?
Możenaprawdęuważali,żeichzdradził,aledlaczegogo?Nicnatymnie
zyskiwali.Nie,chybanicniezyskiwali.Towymagawyjaśnienia.Pomyśl.
Załóżmy,żeFuchsalboMacleanzdradziliich.Załóżmy,żeobawialisięreakcji
łańcuchowej-nietutaj,alewAmeryce,albonacałympiecie.Czyniezabiliby
go,żebytemuzapobiec?Jesttylerzeczy,którychnigdyniebędziemywiedzieć.
Jaktentelefonoósmejtrzydzieści?-powiedziałSmiley.
Właśnie.-Wstał.-Siedźtutajiczekaj,ażdociebiezadzwonię,dobrze?
Mastonnapewnobędziechciałsięztobąwidzieć.Zacznąbiegaćpo
korytarzach,jakimprzyniosętenowiny.Ajaprzywdziejęspecjalnyuśmiech,
któregoużywam,kiedyprzynoszęhiobowewieści.
Mendelodprowadziłgododrzwiiwróciłdosalonu,powinieneśsię
przyczaić-powiedział.-Narobiłeśniezłegobałaganu.
AlboMundttujestalbogoniema,myślałSmiley,leżącwpłaszczuna
łóżku,zrękamizłączonymipodgłową.Jeśligoniema,sprawaskończona.
Mastonzdecyduje,corobićzElsąFennan,apewnienicniezrobi.JeśliMundt
nadaltujest,todlajednegoztrzechpowodów:
A-boDieterpowiedziałmu,żebyzostałipoczekał,ażwszystkosię
uspokoi;
B-bowokółniegośmierdziiboisięwracać;
C-boniedokończyłdzieła.
Ajestnieprawdopodobne,Dieterniezwykłpodejmowaćniepotrzebnego
ryzyka.Zresztątowariackipomysł.
B-jestnieprawdopodobne,bojeśliMundtobawiasięDietera,toobawiasię
takżeoskarżeniaomorderstwowAnglii.Najmądrzejbyzrobił,gdybywyjechał
doinnegokraju.
C-jestbardziejprawdopodobne.GdybymbyłnamiejscuDietera,
zamartwiałbymsięnaśmierćoElsęFennan.TaPidgeonjestnieistotna-bezElsy
niestanowipoważnegoniebezpieczeństwa.Nienależaładospiskuiniema
szczególnegopowodu,żebyzapamiętaławłaśnieprzyjacielaElsyzteatru.Nie,
toElsajestprawdziwymzagrożeniem.
Istniałajeszczejednamożliwość,aleSmileyniebyłwstanieoszacowaćjej
prawdopodobieństwa:możliwość,żeDieterprowadziinnychagentówza
pośrednictwemMundta.
Nie…toniemasensu,tonietrzymasiękupy.Postanowiłjeszczeraz
przemyślećsprawę.
Cowiemy?Usiadł,żebyrozejrzećsięzaołówkiemipapierem,inatychmiast
zaczęłomupulsowaćwgłowie.Wstałztrudemiwyjąłołówekzwewnętrznej
kieszenimarynarki.Wteczcemiałnotatnik.Wróciłdołóżka,ułożył
odpowiedniodwiepoduszki,wziąłczteryaspi-tynyzbuteleczkinastolikui
oparłsięopoduszkiwyciągającnogiprzedsiebie.Zacząłpisać.Najpierw
staranniewykaligrafowałnagłówekipodkreśliłgo.
COWIEMY?
Potemzacząłkrokpokrokuodtwarzać-takbeznamiętnie,jakbyłoto
możliwe-kolejnewydarzenia:
WponiedziałekdrugiegostyczniaDieterFreyzobaczyłmniewparku
rozmawiającegozjegoagentemidoszedłdowniosku…
Właśnie,dojakiegownioskudoszedłDieter?ŻeFennanjużcośpowiedział,
czyżęmiałzamiartozrobić?Żebyłmoimagentem?
…idoszedłdowniosku,żeFennanjestniebezpiecznyzprzyczynnadalnam
nieznanych.Następnegowieczoru,w’pierwszywtorekmiesiąca,ElsaFennan
zabrałaraportymężawteczcenanutydoteatruwWeybridge,jakbyło
uzgodnione,izostawiłateczkęwszatni.Mundtmiałprzynieśćwłasnąteczkęi
zrobićtosamo.PodczasprzedstawieniaElsaiMundtmieliwymienićnumerki.
Mundtsięniepojawił.WzwiązkuztymElsazastosowałaproceduręalarmowąi
wysłałanumerekpocztąpodumówionyadres.Wyszłazteatruwcześniej,żeby
zdążyćprzedzabraniemostatniejpocztyzWeybridge.Potempojechałado
domu,gdziespotkałaMundta,któryuprzedniozamordowałFennana,
prawdopodobnienarozkazDietera.Strzeliłdoniegozbliska,gdytylkospotkał
sięznimwholu.ZnającDietera,przypuszczam,żedużowcześniejpowziął
środkibezpieczeństwaizaopatrzyłsięwkilkakartekpapieruzpodpisami-
autentycznymialbosfałszowanymi-SamaFennananawypadek,gdybytrzeba
byłogoskompromitowaćalboszantażo-
Zakładając,żetoprawda.Mundtprzyniósłzesobąkartkętf)dp,semwce^u
napisaniananiejlistupożegnalnegonamaszynienależącejdoFennana.Dopiero
porozmowiezElsą,Mundtzdałsobiesprawę,zeDieterźlezinterpretował
spotkanieFennanazeSmileyem-Uznałjednak,żeElsabędziechciałachronić
reputacjęswegomęża-niewspominającojejwspółudziale.Dziękitemubędzie
bezpieczny.ZmusiłElsę.żebynapisałalist,możedlateożenieufałswojej
angielszczyźnie(Uwaga:Alekto.dodiabła,napisałpierwszylist-donos?)
później.Zapewne,zażądałteczkinanuty,którejniezdołałodebrać,|&sa
Powiedziałamu,żepostąpiławedługinstrukcji:wysłałanumerekzszatnipod
adreswHampstead,asamąteczkęzostawiławteatrze.ReakcjaMundtabyła
znacząca:zmusiłElsę,żebyzatelefonowaładoteatruizałatwiła,bymógł
odebraćteczkęjeszczetegowieczoru,podrodzedoLondynu.Zatemalboadres,
podktórywysłanonumerek,niebyłjużważny,alboMundtchciałwrócićdo
domuwczesnymrankiemnastępnegodniainiemiałbyczasu,żebyodebrać
numerek,apotemteczkę.
SmileyodwiedziłWallistonwcześnieranowśrodęczwartegostyczniai
podczaspierwszegoprzesłuchaniaodebrałtelefonzcentralioósmejtrzydzieści.
Telefontenzostałzamówiony(niemacodotegowątpliwości)przezFennanao
siódmejpięćdziesiątpięćpoprzedniegowieczoru.DLACZEGO?
Później,tegosamegoranka,SmileywróciłdoElsyFennan,żebyzapytaćo
tentelefon,onazaś(wedlejejwłasnychsłów)wiedziała,żetogo„zaniepokoi”
(bezwątpieniapochlebnacharakterystykamoichzdolnościdokonanaprzez
Mundtaodniosłatuefekt).PoopowiedzeniuSmileyowihistoryjkioswojejzłej
pamięciwpadławpanikęi¡zadzwoniładoMundta.
Mundt,dysponującyprawdopodobniefotografiąalboopisem,postanawia
zlikwidowaćSmileya(zpoleceniaDietera?)ipóźniejtegosamegodniaprawie
musiętoudaje.(Uwaga:MundtzwróciłsamochódScarrowidopieroczwartego
wieczorem.Niemusitooznaczać,żenieplanowałodleciećwcześniejtegodnia.
Gdybychciałodleciećrano,mógłzpowodzeniemzostawićsamochóduScarra
wcześniejipojechaćnalotniskoautobusem).Wydajesięcałkiem
prawdopodobne,żeMundtzmieniłzamiarpotelefonieodElsy.Niejestjednak
jasne,czyzmieniłjezpowodutegotelefonu.
CzyMundtaogarnęłapanikaporozmowiezElsą?Iczytapaniksprawiła,że
zamordowałAdamaScarra,zastanawiałsięSmiley.
Wholudzwoniłtelefon…
—George,tuPeter.Tenadresinumertelefonutoślepauliczka
—jakto?
—Numertelefonuiadresprowadząwtosamomiejsce“-umeblowany
apartamentwHighgatewynajętyprzezpilotazLufteuropy.Zapłaci}zadwa
miesiącezgóiypiątegostyczniaiodtamtejporysięniepojawił
—Cholera.
—GospodynizapamiętałaMundtacałkiemdobrze.Miły,.grzeczny
dżentelmen,jaknaNiemca,bardzoszczodry.Częstosypiałnakanapie.
—OBoże.
—Przeszukałempokój.Wrogustoibiurko.Wszystkieszufladyzostały
opróżnione,pozajedną,wktórejbyłnumerekdoszatniiZastanawiamsię,skąd
pochodzi…Cóż,jeślichceszsiępośmiać,zapraszamdonaszegocyrku.Cały
Olimpwrzeodaktywności.A,przyokazji…
—Tak?
—PowęszyłemwokółmieszkaniaDietera.Znównie.Wyjechałczwartego
stycznia.Niepowiadomiłmleczarza.
—Acozjegopocztą?
—Niedostawałżadnej,nieliczącrachunków.Przyjrzałemsięteżgniazdku
towarzyszaMundta:dwapokojenadMisjąds.Stali.Meblewywędrowaływraz
zcałymdobytkiem.Przykromi.
—Rozumiem.
—Aleznalazłemcośdziwnego,George.Pamiętasz,jakmówiłem,że
przejrzęosobisterzeczyFennana—portfel,notatnikitakdalej?
—Pamiętam.
—Zrobiłemto.Wjegonotatniku,wczęścinaadresy,jestnazwiskoDietera
wrazznumeremtelefonumisji.Cozatupet.
—Tonietupet.Toszaleństwo.DobryBoże.
—Apoddatączwartegostyczniajestwpis:„SmileyC.A.telefonósma
trzydzieści”.Wpisztrzeciegostyczniabrzmi:„Prosićobudzeniewśrodęrano”.
Ototwójtajemniczytelefon.
—Nadalniebardzorozumiem.
—WysłałemFeliksaTavemeradoministerstwa,żebytamtrochę
pomyszkował.Przejrzałrepertoriaarchiwalnezaostatniedwalata.Udałomusię
ustalić,jakieteczkiposzłydosekcjiFennana.Gdysekcjiszczególniezależałona
jakiejśteczce,przysyłałazamówieniazachowanedotejpory.
Noi?
—Felixstwierdził,żetrzyczyczteryteczkiwydawanoFennanowiyypiątki
wieczorem,awracaływponiedziałekrano.Czylizabierałjedodomuna
weekend.
—O,mójBoże!
Tyleżeprzezostatniesześćmiesięcy,odkądobjąłtostanowisko,brałdo
domumateriałynieutąjnione,którenikogobyniezainteresowały-…
Przecieżwciąguostatnichmiesięcyzacząłsięzajmowaćtajnymiteczkami
zdziwiłsięSmiley.-Mógłzabraćdodomuto,cochciał.
Wiem,aletegonierobił.Możnabyprzypuszczać,żedziałałtakcelowo.
Zabierałdodomumateriałyjawne,słabozwiązanezjegopracą.Czasemnawet
teczkidotyczącetematów,którymijegosekcjawogólesięniezajmowała.
—Iniebyłyutajnione.
—Tak-bezwartościdlawywiadu.
^Awcześniej,zanimobjąłnowestanowisko?Jakiemateriałyzabierałwtedy
dodomu?
Teczki,którymisięzajmowałpodczaspracy,politykaitakdalej.
—Tajne?
—Niektóretak,innenie.Jakmupodchodziło.
Alenicniespodziewanego-żadnychmateriałów,któreniepowinnygo
interesować?
Zgadzasię.Okazjimiałwbród,aleniekorzystałznich.Fiołkiwgłowie.
—Pewnietak,skorozapisałwnotatnikunazwiskooficeraprowadzącego.
—Myślotym,cochcesz:wziąłsobiewolnenaczwartegostycznia
—nadzieńposwojejśmierci.Raczejniezwykłasprawa-byłpracu-siem,jak
mimówili.
—CoMastonrobiztymwszystkim?-zapytałSmileypochwilimilczenia.
—Przeglądateczkiiwzywamniecodwieminuty,żebyzadawaćgłupie
pytania.Chybapoczułsięsamotnywobliczunagichfaktów.
—Uporasięznimi,niemartwsię.
—Jużmówi,żecałasprawaprzeciwkoFennanowiwyrosłanabaziezeznań
neurotycznejkobiety.
—Dziękujezatelefon,Peter.
—Dowidzenia,stary.Uważajnagłowę.
Smileyodłożyłsłuchawkęizastanawiałsię,gdzie.możebyćMendel.Na
stolewholuleżaławieczornagazeta.Zauważyłtytułnapierwszejstronie:
„Linczowanie.Światoweorganizacjeżydowskieprotestują”.Podspodembył
reportażozlinczowaniużydowskiegosklepikarzawDusseldorfie.Otworzył
drzwidosalonu.Mendlatamniebyło.Dostrzegłgoprzezokno.Miałnagłowie
swójkapeluszogrodnikairąbałsiekierąjakoszalałypieńdrzewa.Smiley
przyglądałmusięprzezchwilę,apotemposzedłnagórę,żebyodpocząć.Gdy
dotarłdoszczytuschodów,telefonznówzacząłdzwonić.
—George,przepraszam,żeznówcięniepokoję.TowsprawieMundta.
—Tak?
—WczorajwieczorempoleciałliniamiBEAdoBerlina.Podróżowałpod
innymnazwiskiem,alestewardesyrozpoznałygobeztrudu.Pieskieszczęście,
chłopie.
SmileynacisnąłdłoniąwidełkiizadzwoniłdoWallistonpodnumer2944.
Długoniktnieodbierał.WreszcieusłyszałgłosElsyFennan:
—Halo…Halo…Halo?
Powoliodłożyłsłuchawkę.Żyła.
Dlaczegowłaśnieteraz?DlaczegoMundtwybrałsiędodomuteraz,pięć
tygodnipozamordowaniuFennana,trzytygodniepozamordowaniuScarra?
Dlaczegowyeliminowałmniejszezagrożenie-Scarra-azostawiłnietkniętą
ElsęFennan,neurotycznąizgorzkniałą,gotowąwkażdejchwilizałamaćsięi
opowiedziećcałąhistorię?JakDietermożeufaćtejkobiecie?Czyniezdaje
sobiesprawy,żeteraz,gdyitakjużnieochronidobregoimieniamęża,może-
czytozchęcizemsty,czyzżalu-wyrzucićzsiebiecałąprawdę?Oczywiście,
pomiędzyzamordowaniemFennanaazamordowaniemjegożonymusiałoby
upłynąćtrochęczasu,alejakiewydarzenie,jakainformacja,jakie
niebezpieczeństwosprawiły,żeMundtwyjechałostatniejnocy?Bezwzględnyi
kunsztownyplansłużącyzachowaniutajemnicyFennanazostałodrzucony,
zanimzrealizowanogodokońca.Cotakiegostałosięwczoraj,oczymMundt
siędowiedział?Amożeczasodlotuzostałwybranyprzypadkowo?Smileywto
niewierzył.JeśliMundtzostałwAngliipodwóchmorderstwachizamachuna
Smileya,musiałmiećjakiśpowód.Ważnypowód.CorobiłpozabiciuScarra?
Ukrytywjakimśsamotnympokoju,odciętyodświatłaiinformacji.Idlaczego
terazpoleciałdodomu,taknagle?
AFennan-cotozaszpieg,którywybieradlaswoichpanówmałoprzydatne
informacje,mającpodrękąprawdziweklejnoty?Możezmienizdanie?Osłabła
jegomotywacja?Dlaczegowięcniepowiedziałotymżonie,dlaktórejjego
działaniebyłykoszmaremiktórauradowałabysięjegonawróceniem?
Wyglądałonato,zeFennanniewybierałtajnychdokumentów-poprostu
przynosiłdodomujakiekolwiekteczki.Utratamotywacjiwyjaśniałabyto
dziwnewezwaniedoMarlowaifakt,żeDieterbyłprzekonanyozdradzie
Fennana.Alektonapisałanonimowydonos?
Nicniemiałosensu,nic.SamFennan-błyskotliwyielokwentny-zwodził
taknaturalnie,takmistrzowsko.Smileynaprawdęgopolubił,placzegowięcten
kutynaczterynogioszustpopełniłtakniewiarygodnybłąd,wpisującdo
notatnikanazwiskoDietera,iwykazałsiętakąignorancjąwselekcjimateriału
wywiadowczego?
Smileyposzedłnagórę,żebyspakowaćrzeczy,któreMendelzabrałdla
niegozBywaterStreet.Byłojużpowszystkim.
Stanąłnaschodkachprzeddrzwiami,postawiłteczkęizacząłszukaćkluczy.
Gdyotwierałdrzwi,przypomniałsobie,jakstałtuMundt,patrzącnaniego
wyblakłymi,niebieskimioczami.DziwniebyłomyślećoMundciejakoouczniu
Dietera.Mundtdziałałzbezwzględnościąwyszkolonegonajemnika-
wydajnego,nastawionegotylkonacel.Wjegotechniceniebyłonic
oryginalnego:wewszystkimbyłcienieniswojegomistrza.Zupełniejakby
błyskotliwesztuczkiDieterazostaływciśniętedopodręcznika,któregoMundt
nauczyłsięnapamięć,dodająctylkoszczyptęsoliwpostaciswojejbrutalności.
Nawycieraczceleżałakupkalistów.Smileypodniósłje,położyłnastolikuw
korytarzuiotworzyłdrzwidomieszkania.Wydałomusięobce,zimnei
pachnącestęchlizną.Gdytakszedłodpokojudopokojuporazpierwszyzdał
sobiesprawę,jakpustestałosięjegożycie.
Chciałzapalićgazowykominek,alenieznalazłzapałek.Usiadłwfoteluw
salonieiprzyglądałsięksiążkomstojącymnapółkachipamiątkom,które
przywiózłzpodróży.KiedyAnngoopuściła,zacząłodzacieraniawszelkich
śladówponiej.Pozbyłsięnawetjejksiążek.Alestopniowopozwolił,żebykilka
przedmiotów,którełączyłyjegożyciezjejżyciem,ponowniezaznaczyłoswoją
obecność.Byłytoprezentyślubneodbliskichprzyjaciół-szkicWatteauod
PeteraGuillamaigrupadrezdeńskaodSteed-Aspreya.Wstałzkrzesłai
podszedłdonarożnegokredensu,naktórymstałagrupa.Uwielbiałpodziwiać
pięknotychfigurek,maleńkąrokokowąkurtyzanęwpasterskimkostiumie,z
rękamiwyciągniętymidojednegoadorującegojąkochankaitwarzyczką
obdarzającąspojrzeniemdru-jego.Czułsięnienamiejscuwobectejkruchej
perfekcji,takjakczułsjęwobecAnn,kiedyrozpocząłpodbój,któryzadziwił
towarzystwo.
Temałefigurkiprzynosiłymupocieszenie:byłorówniebeznadziejne
oczekiwaćwiernościodAnn,jakodtejmałejpastereczkiwszklanejszkatułce.
Steed-AspreykupiłgrupęwDreźnie,przedwojną,byłaozdo-bąjegokolekcji.
Dałjąim,bomożepomyślał,żepewnegodniaSmileyowipotrzebnabędzie
prostafilozofia,którątagrupawyrażała.
Drezno:spośródwszystkichniemieckichmiastSmileynajbardziejjelubił.
Uwielbiałjegoarchitekturę,dziwacznąmieszaninęśredniowiecznychi
fclasycystycznychbudynków,kopuły,wieżeiiglice,pokryteśniedziąmiedziane
dachybłyszczącewgorącymsłońcu.Jegonazwaoznaczajniastomieszkańców
lasu”,tuwłaśnieWacławWęgierskiobdarowy-wałUtalentowanychminstreli
przywilejami.SmileywspominałswójostatnipobytwDreźnie,gdyodwiedził
znajomegozuniwersytetu,profesorafilologii,któregospotkałwAnglii.To
podczastejwizytyzobaczyłDieteraFreyawlokącegosięwokółwięziennego
podwórca.Nadalgowidział,spokojnego,wysokiegoimonstrualnie
zmienionegoprzezogolonągłowę,jakbyzadużegonatomałewięzienie.
DreznobyłomiejscemurodzeniaElsy.Przypomniałsobie,jakprzeglądałjej
teczkęosobowąwministerstwie:ElsaFreimannurodzonaw1917wDreźniew
Niemczech;rodziceNiemcy;wDreźnieskończyłaszkołę;więzionawlatach
1938-1945.Próbowałwyobrazićjąsobiewrodzinnymdomu,w
patrycjuszowskiejżydowskiejrodziniedożywającejswoichdniwśródobelgi
prześladowań.„Śniłamodługichblondwłosach,aoniogolilimigłowę”.
Zrozumiał,dlaczegoufarbowałasobiewłosy.Mogłaprzypominaćtę
pastereczkę,krągłąiśliczną.Alejejciałozostałozłamanegłodemistałosię
krucheisłabe.
Mógłjąsobiewyobrazićtejstrasznejnocy,gdyzobaczyłamordercęmęża
stojącegoprzyjegozwłokach,usłyszećjejwyjaśnienia,wypowiedzianebez
tchu,pełneszlochu,iMundta,któryzmuszajądowspółudziałuwtejstraszneji
niepotrzebnejzbrodni.Ciągniejądotelefonu,każezadzwonićdoteatru,aw
końcuzostawiasamą,udręczonąiwyczerpaną,żebyzmierzyłasięz
dochodzeniem,któremusinastąpić.
Tobyłonieludzkie,adlaMundtastanowiłofantastycznewprostryzyko.
Wcześniejbyławiarygodnymwspólnikiem-oironio-bardziejodFennana
uzdolnionymwtechnikachszpiegowskich.Ajaknakobietę,któraprzeżyłataką
noc,przypierwszymspotkaniuodegraławspaniałeprzedstawienie.
Kiedytakstałipatrzyłnapastereczkęupozowanąmiędzydwoma
wielbicielami,zrozumiał,żejestjeszczejednowyjaśnieniesprawySamuela
Fennana,rozwiązanie,doktóregopasująwszystkieszczegółyiokoliczności,
zgodnezniespójnościamicharakteruFennana.Zacząłotymmyślećjako
ćwiczeniuakademickim,bezodniesieniadokonkretnychosób;manewrował
charakteramijakfragmentamiukładanki,przekręcałjetowtę,towtamtą
stronę,żebyzaczęłypasowaćdoramyustalonychfaktów-iwtedywzórnagłe
stałsiętakwyraźny,żedalejniebyłatojużgra.
Sercezaczęłomubićmocniej,zwzrastającymzaskoczeniemzaczął
opowiadaćsobiecałąhistorię,rekonstruowaćscenyiprzypadki-tymrazemw
świetleswojegoodkrycia.Jużwiedział,dlaczegoMundtwyjechałzAnglii
właśniewczoraj,dlaczegoFennanwybierałtakmałoznacząceaktadlaDietera,
dlaczegozamówiłbudzenienaósmątrzydzieściidlaczegoMundtniezabiłElsy.
Wreszciewiedział,ktonapisałanonim.Zobaczył,jakogłupiłygowłasne
sentymenty,jakfałszywieużyłsiłyswojegoumysłu.
PodszedłdotelefonuiwybrałnumerMendla.Gdytylkoskończyłznim
rozmawiać,zadzwoniłdoPeteraGuillama.Potemwłożyłkapeluszipłaszczi
poszedłnaSloaneSquare.Wmałymkioskukupiłpocztówkęzezdjęciem
opactwawestminsterskiego.Wsiadłdometraipojechałnapółnoc,doHighgate.
NapoczciekupiłznaczekizaadresowałpocztówkędoElsyFennan.Położył
kartkęnapulpicieinapisał:„Chciałbym,żebyśtubyła”.Wysłałkartkęiwrócił
naSloaneSquare.Niemógłjużnicwięcejzrobić.
Tejnocydobrzespał.Obudziłsięwcześnieranoiposzedłdosklepuza
rogiem,żebykupićrogalikiipaczkękawy.Zaparzyłkawę,usiadłwkuchniz
„Timesem”wręku,żebyzjeśćśniadanie.Czułsiędziwniespokojny,akiedy
wreszciezadzwoniłtelefon,złożyłstaranniegazetę,zanimposzedłnagórę,żeby
goodebrać.
—George,tuPeter-głosbyłnaglący,prawietriumfalny-trafiona,
zatopiona,przysięgam!
—Cosięstało?
—Pocztęodebrałaoósmejtrzydzieścipięć.Odziewiątejtrzydzieścijuższła
ulicą,całaspięta.Poszłaprostonastacjęizłapałapociągodziewiątej
pięćdziesiątdwiedoVictorii.KazałemMendlowiwsiąśćdopociąguasam
pognałemsamochodem,alebyłozapóźno,żebydopaśćpociągnastacji
końcowej.
JakskontaktujeszsięzMendlem?
DałemmunumerdohoteluGrosvemor.Jestemtuteraz.ZadzwoniHomnie,
jaktylkobędziemiałokazję,ajadołączędoniego.
—podchodziszdotegozwyczuciem,prawda?
Jakdozgniłegojajka,chłopie.Onachybatracigłowę.Gnajakchart.
Smileyodłożyłsłuchawkę.Wziął„Timesa”izacząłprzeglądaćkolumnę
teatralną.Onmusimiećrację…musi.
Poranekciągnąłsięzdręczącąpowolnością.Smileycojakiśczaspodchodził
dooknaipatrzył,jakdługonogiedziewczynyzKensingtonidąnazakupyze
ślicznymimłodymimężczyznamiwjasnoniebieskichpulowerach,jaksąsiedzi
myjąswojesamochodystojąceprzeddomami»Ipotemidąwdółulicyna
pierwszepiwowtenweekend.
WreszciezadzwoniłdzwonekprzydrzwiachfrontowychiweszliMendelz
Guillamem,radośnieuśmiechnięci,głodnijakwilki.
Haczyk,żyłkaispławik-powiedziałGuillam.-AleniechMendelopowiada,
onodwaliłwiększośćroboty.Jatylkoposzedłem,żebydopaśćofiarę.
Mendellekkoprzekrzywiłgłowęizacząłmówić:
ZłapałapociągodziewiątejpięćdziesiątdwiedoVictorii.Wpociągu
trzymałemsięzdalaodniej,zrównałemsięznią,dopierogdyprzechodziła
przezbarierki.WzięłataksówkędoHammersmith.
Taksówkę?-zdziwiłsięSmiley.-Musiałazwariować.
—Jestroztrzęsiona.Jaknakobietęchodziszybko,alepoperonietojuż
prawiebiegła.WysiadłanaBroadwayiposzładoSheridanTheatre.Chciała
wejśćdokasy,aledrzwibyłyzamknięte.Zawahałasięprzezchwilę,potemsię
odwróciłaiposzładokawiarniodległejojakieśstometrów.Zamówiłakawęiod
razuzaniązapłaciła.PookołoczterdziestuminutachwróciładoSheridan.Kasa
byłaotwarta,ajawepchnąłemsięzaniąistanąłemwkolejce.Kupiładwabilety
nanastępnyczwartek,rządT,miejsca27i28.Kiedywyszłazteatru,włożyła
jedenbiletdokopertyizakleiłają.Potemwysłałalist.Niemogłemzobaczyć
adresu,alenakoperciebyłznaczekzasześćpensów.
Smileysiedziałbezruchu.
Ciekawe—mruknął.-Czyortprzyjdzie.
—DołączyłemdoMendlaprzySheridan—powiedziałGuillam.-
Odprowadziłjądokawiarniizadzwoniłdomnie.Potemszliśmyzaniąrazem.
—Sammiałemochotęnakawę-kontynuowałMendel.-PanGuil-Jam
dołączyłdomnie.Zostawiłemgo,kiedystanąłemwkolejcepobilet,aonchwilę
późniejwyszedłzkawiarni.Tobyładobrarobota,poszłobezproblemów.Jest
roztrzęsiona.Aleniczegoniepodejrzewa.
—Cozrobiłapóźniej?-zapytałSmiley.
—PoszłaprostonadworzecViktoria,Zostawiliśmyjątam.
Przezchwilęmilczeli,potemodezwałsięMendel:
—Corobimyteraz?
Smileyzamrugałispojrzałnaniego.
—ZamówmybiletynaczwartkoweprzedstawieniewSheridan.
Poszli,znówbyłsam.Jeszczenieuporałsięzkorespondencją,która
zgromadziłasiępodczasjegonieobecności.Okólniki,katalogiodBlackwella,
rachunki,stertareklam,formularzynazakładypiłkarskieiprywatnychlistów
nadalleżałanastolikuwkorytarzu.Zabrałwszystkodosalonu,położyłnafotelu
izacząłodlistówprywatnych.JedenbyłodMastona.Czytałgozuczuciem
bliskimzażenowania.
DrogiGeorge!
Byłomibardzoprzykro,gdyusłyszałemodGuillamaoTwoimwypadku.
Mamnadzieję,zedotejporyjużwyzdrowiałeś.
Możesobieprzypominasz,żępodwrażeniemchwiłhprzedtym
nieszczęściem,napisałeśdomnielistzrezygnacją.Chcę,żebyświedział,że-
oczywiście-niewziąłemtegonaserio.Czasemnatłokwydarzeńsprawia,że
cierpinaszzmysłperspektywy.Alestarewiarusyjakmynietakłatwodająsię
zbićztropu.Czekamna:chwilę,gdyznówCięzobaczępośródnas,jaktylko
yyydobrzejesz.AtymczasemnadaluważamCięzastarego,wypróbowanego
członkazałogi.Smileyodłożyłlistnabokizająłsięnastępnym.Wpierwszej
chwilinierozpoznałcharakterupisma;patrzyłbezwyrazunaszwajcarski
znaczekpocztowyidrogipapierzhotelowejpapeterii.Naglepoczuł,żerobimu
sięniedobrze,wzrokmusięprzyćmiłiledwieznalazłsiłę,żebyrozedrzeć
kopertę.Czegoonachce?Jeślipieniędzy,oddajejwszystkocoposiada.Mógł
wydawaćpieniądzetak,jakchciał;jeślisprawimuprzyjemnośćroztrwonienie
ichnaAnn,tojeroztrwoni.Niemanictanego,comógłbyjejdać-wszystko
innezabrałajużdawno.Zabrałasegoodwagę,jegomiłość,jegowspółczucie;
zabrałaje,żebyodczasudoczasucieszyćsięnimiwsmutnepopołudnia,gdy
czasciągniesięleniwiepodgorącymkubańskimsłońcem.Możesięszczycić
tymizdobyczamiprzedswoimnajnowszymkochankiem,możejeporównywaćz
trofeami,którezłożylijejwcześniejalbopóźniejinni.
MójkochanyGeorge!
PrzedstawiamCipropozycję,którejnieprzyjąłbyżadendżentelmen.Chcę
doCiebiewrócić.ZatrzymałamsięwBaur-au-LacwZurychuibędętudokońca
miesiąca.Dajznać.
Ann
Smileypodniósłkopertęipopatrzyłnajejrewers:„MadameJuanAvida”.
Nie,żadendżentelmennieprzyjąłbytakiejpropozycji.Żadensennieprzetrzyma
odejściaAnnwbiałydzieńzsacharynowymLatynosemouśmiechujakskórka
pomarańczy.SmileywidziałkiedyśkronikęfilmowąpokazującąAlvidę
wygiywającegojakiśwyścigwMonteCario.Miałwłosysięgająceramioniw
tychswoichgoglach,poplamionyolejemsilnikowym,wtymśmiesznymwieńcu
zwawrzynuwyglądałjakmałpolud,któryspadłzdrzewa.Nosiłbiałąkoszulkę
dotenisa,którajakimścudemniezabrudziłasiępodczaswyścigu.Zjej
rękawówwystawały,zodpychającąjednoznacznością,czarne,małpieramiona.
TobyłacałaAnn:„Dajmiznać”.Wykupswojeżycie,sprawdź,czydasię
przeżyćnanowo,idajmiznać.Znudziłamsiękochankiem,kochanekznudził
sięmną,pozwól,żeznówzburzętwójświat;mójwłasnymnienudzi.Chcędo
ciebiewrócić…chcę,chcę…
Smileywstałizlistemwręcepodszedłdoporcelanowejgrupy.Stałtakkilka
minut,gapiącsięnapastereczkę.Byłatakapiękna.
Ostatniakt
TrzyaktoweprzedstawienieRyszardaIIwSheridanodbyłosięprzypełnej
sali.GuillamiMendelusiedlina*przystawkach,nakońcułukuotaczającego
szerokimpółkolemscenę.Mielistądwidoknatylnerzędy,którewinnym
przypadkubyłybyniewidoczne.WolnemiejsceoddzielałoGuillamaodgrupy
studentów.Patrzyliwzamyśleniunaniespokojnemorzerozkołysanychgłówi
trzepocącychprogramów,gdyspóźnienizajmowaliswojemiejsca.Tascena
skojarzyłasięGuillamowizorientalnymtańcem,wktórymnieznacznegesty
dłoniistópporuszającałeciało.Cojakiśczasspoglądałnatylnerzędy,alenie
byłotamśladuElsyFennanijejgościa.
Właśniekończyłasięnagranauwertura,gdyzerknąłnadwapustefotelew
tylnymrzędzie.Serceażmupodskoczyło.DostrzegłsmukłąpostaćElsyFennan.
Siedziałanieruchomo,zapatrzonana.audytoriumjakdzieckouczącesię
dobrychmanier.Miejscepojejprawejstronie,najbliższeprzejścia,nadalbyło
puste.
Taksówkipodjeżdżaływpośpiechupodwejściedoteatru,apasażerowieo
ustalonejinieustalonejreputacjizostawialikierowcomsowitenapiwki,żeby
przeznastępnepięćminutszukaćbiletów.TaksówkaSmileyaprzejechałaobok
teatru.WysiadłprzyClarendonHotel
inatychmiastudałsięnadół,dorestauracjiibaru.
Oczekujępilnegotelefonu—powiedział.-NazywamsięSavage,proszędać
miznać,dobrze?
Barmanodwróci!sięwstronęstojącegozanimaparatuiprzekazałsłowa
Smileyarecepcjoniście.Ijeszczewhiskyzwodąsodową;czypansięteżnapije?
Dziękuję,sir,alenietykamalkoholu.Kurtynauniosłasięnadsłabo
oświetlonąsceną.Guillampróbowałprzeniknąćnagłąciemność.Stopniowojego
oczyzaczęłysięprzyzwyczajaćdosłabejpoświatyrzucanejprzezświatła
awaryjne,ażwreszciebyłwstanie,dostrzecwpółmrokuElsęimiejsceobok
niej-nadalpuste.
Ostatnirządbyłoddzielonyodprzejściabiegnącegoztyłuwidownitylko
niskimprzepierzeniem,zanimznajdowałosiękilkorodrzwi,prowadzącychdo
foyer,baruiszatni.JedneotworzyłysięnamomentinaElsęFennanpadła
smugaprzyćmionegoświatła.Elsapochyliłalekkogłowę,jakbyprzysłuchując
sięczemuśzanią,uniosłasięwfoteluiznówusiadła.
GuillampoczułrękęMendlanaramieniu.Odwróciłsięizobaczył,że
tenpatrzygdzieśwbok.PodążyłzawzrokiemMendla.Wysokimężczyzna
powolitorowałsobiedrogęmiędzytylnymirzędami;byłprzystojny,z
kosmykiemczarnychwłosówspadającychnaczoło.TonaniegopatrzyłMendel,
nategoeleganckiegogigantautykającegowprzejściumiędzyfotelami.
Byłownimcośwyjątkowego,cogowyróżniało,coś,coprzykuwałouwagę
iniepokoiło.Guillamobserwowałprzezlornetkęjegopowolnyiprzemyślany
marsz,podziwiałgracjęimiarowośćnierównegokroku.
Mężczyznaszedł,wyrzucajączdrowąnogędoprzodu.Byłwtymbunt,
wyzwanie,któregoniemożnazbagatelizować.Guillamspostrzegł,jak
publicznośćodwracagłowy,jakoczywszystkichprzesuwająsięposłusznieza
nim.
PrzecisnąłsięobokMendlaiwyjściemawaryjnymszybkowydostałsięna
korytarz.Pokilkukrokachtrafiłwreszcienafoyer.Kasabyłazamknięta,ale
dziewczynanadalślęczałanadżmudniezestawionymirzędamicyfr,pokrytych
poprawkamiiskreśleniami.Przepraszam—powiedziałGuillam-alemuszę
skorzystaćztelefonu.Topilne,pozwolipani?
—Ciii!-niecierpliwiemachnęłananiegoołówkiem,nawetniepodnosząc
wzroku.Włosymiałamyszowate,aceręthistąibłyszczącąodzmęczeniapracą
dopóźnaioddietyograniczonejdosmażonychziemniaków.Guiliamczekał
dłuższąchwilę,zastanawiającsię,ileczasuminie,zanimdziewczynaznajdzie
rozwiązaniewgęstwinienabazgra-nychcyfr,któremusząsięzgadzaćze
stosikiembanknotówimonetwotwartejkasetcestojącejobok.
—Niechpaniposłucha—rzekłwreszcie—jestemfunkcjonariuszempolicji.
Nagórzeczekaparaśmiałków,którzymająochotęnawasząforsę.Czyteraz
pozwolimipaniskorzystaćztelefonu?
—OBoże-powiedziałazmęczonymgłosemiwreszciepodniosławzrok.
Nosiłaokulaiyibyłabardzobrzydka:-Niechichszlagtrafirazemztymi
pieniędzmi.Mamochotęwbićzębywścianę.-Odsunęłarachunkinaboki
otworzyładrzwi,przezktóreGuiliamwcisnąłsiędośrodka.
—Niezbyttuprzytulnie,prawda?—powiedziaładziewczynazuśmiechem.
Byłabrzydka,alemiałainteligentnątwarz.Pewniestudentka,którasobie
dorabia,pomyślałGuiliam.
ZadzwoniłdoClarendonipoprosiłpanaSavage’a.Pochwiliusłyszałgłos
Smileya.
—Ontutajjest-powiedziałGuiliam.-Byłtuprzezcałyczas.Musiałkupić
dodatkowybilet,wktórymśzprzednichrzędów.Mendelzauważył,jakkulejąc,
idziemiędzyfotelami.
—Kulejąc?
—Tak,tonieMundt.Totendrugi,Dieter.
Smileynieodpowiadał,więcpochwiliGuiliamodezwałsię:
—George,jesteśtam?
—Obawiamsię,żenicztego,Peter.NiemamynicnaFreya.Odwołajludzi,
nieznajdądziśMundta.Czypierwszyaktjeszczetrwa?
—Musisięjużzbliżaćprzerwa.
—Będęzadwadzieściaminut.TrzymajsięElsyjakcień.Jeśliwyjdąisię
rozdzielą,MendelmasięprzykleićdoDietera.Tyzostańwfoyerpodczas
ostatniegoaktunawypadek,gdybywyszliwcześniej.
Guiliamodłożyłsłuchawkęiodwróciłsiędodziewczyny.
—Dziękuję-powiedziałipołożyłnajejbiurkuczterypensy.Zebrałajei
wcisnęłamuzpowrotemdoręki.
—Nalitośćboską-mruknęła.-Niechpanniedodajemiproblemów.
Wyszedłnaulicęizagadałdotajniakówwałęsającychsiępochodniku.
PotemwróciłidołączyłdoMendla,gdykurtynazapadłapopierw-gZyniakcie.
ElsaiDietersiedzielioboksiebie.Rozmawializożywieniemiwyglądalina
bardzorozbawionych.Mendelprzyglądałimsięzafascynowany.Roześmiałasię
zczegoś,copowiedziałDieter,pochyliłasięipołożyładłońnajegoramieniu.
Widziałjejcienkiepalcenarękawiejegowizytowejmarynarki,widział,jak
Dieternachylagłowęiszepcejejcośdoucha.Tymrazemroześmielisięoboje.
Pochwiliświatłaprzygasły,agwarrozmówucichł.Zaczynałsiędrugiakt.
Smileyszedłpowoliwstronęteatru.Tologiczne,myślał,żepojawiłsię
właśnieDieter.PrzysłanieMundtabyłobyszaleństwem.Zastanawiałsię,kiedy
ElsaiDieterodkryjążetonieDieterjąwezwał,żetonieonwysłałpocztówkę
zaufanymkurierem.Modliłsiętylkoojedno|omożliwośćprzeprowadzenia
kolejnejrozmowyzElsąFennan.
KilkaminutpóźniejzająłpustemiejsceobokGuillama.Dawnojużnie
widziałDietera.
Niezmieniłsię.Byłtymsamymnieprawdopodobnymromantykiem
władającymmagiąszarlatana;tąsamąniedającąsięzapomniećpostaciąktóra
mozoliłasięnadruinamiNiemiec,nieprzejednanąwdążeniudocelu,
mrocznąjakbogowiePółnocy.Smileyokłamałichwieczoremwklubie;Dieter
wymykałsięwszelkimdefinicjom.Byłczłowiekiemmyślącymidziałającymw
kategoriachabsolutu,pozbawionymgotowościdojakiegokolwiek
kompromisu.GdyterazsiedziałwciemnymteatrzeipatrzyłnaDieteraprzez
morzenieruchomychtwarzy,nawiedziłygowspomnieniaprzeżytychrazem
niebezpieczeństw,wzajemnegozaufania,gdykażdyznichmiałwrękużycie
tegodrugiego.WstałtUżprzedkońcemdrugiegoaktuiposzedłwstronę
bocznegowyjścia.Mendeldołączyłdoniegopokilkuminutach,aGuillam
prześliznąłsięoboknich,żebyzająćpozycjęwfoyer.
Jestkłopot-powiedziałMendel.-Kłócąsię.Onacośpowtarza,aontylko
kręcigłową.Wyglądanazaniepokojonego.Zacząłsięrozglądaćpoteatrze,
jakbywpadłwpułapkę.Oceniamiejsce,robiplany.
—Poczekaiwydostaniesięztłumem-orzekłSmiley.-Niewyjdzieprzed
końcem.Prawdopodobniespróbujenaswymanewrować,naglerozdzielającsięz
niąpośrodkutłumu.Poprostujązgubi.
—Amy?Dlaczegoniemożemytampodejśćiichzdjąć?
—Musimyczekać.Niemamyżadnychdowodów.AleDieterotymniewie.
JeśliElsajestzdenerwowana,aonzaniepokojony,tonapewnocośzrobią.Niech
ichponosi,niechpanikują,niechrobiącokolwiek.Dopókicokolwiekrobią…
Znówzgasłyświatła,aleSmileykątemokadostrzegł,jakDieternachylasięnad
Elsąicośdoniejszepce.Lewąrękątrzymałjązaramię,zachowywałsiętak,
jakbycośjejperswadował,próbowałpodnieśćjąnaduchu.Sztukawlokłasię,
krzykiżołnierzyiwrzaskiobłąkanegokrólawypełniałyteatr,ażnadeszła
kulminacyjnascenajegoplugawejśmierci.Zwidownidałosięsłyszećzbiorowe
westchnienie.DieterotaczałterazrękąramionaElsy,zebrałfałdyjejcienkiego
szalaiochraniałjąjakśpiącedziecko.Pozostalitakażdozapadnięciakurtyny.
Żadneznichnieklaskało.DietersięgnąłpotorebkęElsyipołożyłjąnajej
kolanach.Skinęłalekkogłową.Ostrzegawczyłoskotbębnówprzygotował
publicznośćnahymnnarodowy.GdySmileywstał,zauważył,żeMendelgdzieś
zniknął.PopatrzyłnaDietera,którywolnopodniósłsięzkrzesła,iwtedyzdał
sobiesprawę,żecośsięstało.ElsanadalsiedziałaichoćDieterłagodnie
nakłaniałjądopowstania,niereagowała.Wyglądałanienaturalniezgłową
opuszczonąmiędzyramionami…Zaczynałasięostatniazwrotkahymnu,kiedy
Smileywybiegłzsaliipopędziłkorytarzemwdółpokamiennychschodachdo
foyer.Byłojużzapóźno-natknąłsięnatłumwychodzących.Rozglądałsię
rozpaczliwiezaDieterem,alewiedział,żetobeznadziejnasprawa-żeDieter
zrobiłto,coonsambyzrobił-wybrałjednozwyjśćawaryjnychprowadzących
wprostnaulicę.Przepychałsięprzeztłumwstronęwejścianawidownię.Gdy
torowałsobiedrogęmiędzywychodzącymi,dostrzegłGuillama.Krzyknąłdo
niegoiGuillamszybkosięodwrócił.Smileydotarłwreszciedoniskiego
przepierzeniaizobaczyłElsęFennan.Siedziałabezruchu,podczasgdy
mężczyźniwokółniejwstawiali,akobietyszukałyswoichfuteritorebek.Potem
usłyszałkrzyk.Nagły,krótki,pełenprzerażenia.Wprzejściustałajakaś
dziewczynaipatrzyłanaElsę.Toonakrzyknęła.Byłamłoda,bardzoładnai
śmiertelnieblada.Schwyciłjązaramionaiodsunąłnabok.Zobaczyłprzedsobą
przerażajmywidok.SzalElsyześliznąłsięzramion,agłowabezwładnieopadła
napiersi.Smileyprzypomniałsobiewłasnesłowa:„Niechichponosi,niech
panikują,niechrobiącokolwiek…”Niepomyliłsię,toskurczone,nieszczęsne
ciałoświadczyłooichpanice.
Wezwijpolicję,Peter.Jawracamdodomu.Trzymajmniezdalaodtego,
jeślizdołasz.Wiesz,gdziemnieznaleźć.-Skinąłgłowąipowtórzył:-Wracam
dodomu.
Byłomgliścieipadałdrobnydeszczyk.MendelszedłFulhamPałaceRoad,
śledzącDietera.Nagledwadzieściametrówodniegozwilgotnejmgływyłoniły
sięświatłareflektorów;ruchulicznybyłniemniejszyniżzwykle,choć
samochodymusiałyszukaćdrogipoomacku.
Onteż.NiemaldeptałDieterowipopiętach,idącledwiekilkanaściekroków
zanim.Pubyikinabyłyzamknięte,alekawiarnieisaletanecznenadal
przyciągałyhałaśliwegrupkitłoczącesięnachodnikach.Dieterszedł,utykając,
aMendelobserwował,jaksylwetkaszpiegarozjaśniasięzakażdymrazem,gdy
wchodziwstożekświatłakolejnejlatami.
Szedłszybkomimokalectwa.Gdywydłużałkrok,utykaniestawałosif
bardziejwidoczne.
Mendelmyślałonimbeznienawiści,czułraczejgłębokąpogardęiniesmak.
DlaniegoprofesjaDieteraniemiałaznaczenia.Dostrzegałtylkonędzęmoralnąi
tchórzostwoczłowieka,którypłaciłinnym,żebyzabijalizaniego.Nigdynie
dzieliłprzestępcównakategorie,uważałbowiem,żespołeczeństwoskładasięz
ludziuczciwychikryminalistów.Tropienieiłapanietychostatnichtraktował
jakoswojepowołanie.DlaniegoDieterbyłzwykłymmordercą.Mgłastałasię
gęstaiżółtawa.Mendelzastanawiałsię,coterazporabiapaniFennan.Guillam
sięniązajmie.NawetniespojrzałanaDietera,kiedysięwymknął.Niepasowała
dotego,samaskóraikości,ażlitośćbrała,gdysięnaniąpatrzyło.Pewnieżywi
sięsamymigrzankamiirosołemzkostki.
Dieternagleskręciłwprawo,wbocznąuliczkę,apotemwdrugą,wlewo.
Szlijużprawiegodzinę,aonniezwalniał.Ulicabyłapusta,Mendelsłyszał
tylkoechowłasnychkroków.Poobustronachwznosiłysięwiktoriańskiedomy
zfasadamiwstyluregencji,przycięźkimigankamiioknamiotwieranymido
góry.Mendeldomyśliłsię,żesąwokolicyFuihamBroadway,możetrochę
dalej,niedalekoKing’sRoad.Dieternadalniezwalniałkroku,najwyraźniej
pewienobranejdrogi,spieszniezdążającydocelu.
ZbliżylisiędogłównejulicyiMendelznówusłyszałodgłosysamochodów.
Gdzieśnadichgłowami,jakzimowesłońce,zaświeciłabladąpoświatą
sygnalizacjauliczna.Dieterwahałsięprzezchwilęprzykrawężnikuiryzykując,
żewpadniepodkołasamochodówwyjeżdżającychjakbyznikąd,przeszedłprzez
jezdnięizanurzyłsięznówwjednejzbocznychuliczekwiodących—Mendel
byłtegopewien—kurzece.
UbranieMendlabyłoprzesiąkniętewilgocią,adrobnydeszczykspływałmu
potwarzy.Musielibyćbliskorzeki;czułjużzapachsmołyikoksu,podstępny
chłódbijącyodczarnejwody.Przezchwilęwydawałomusię,żeDieterzniknął.
Przyspieszyłkroku,omałosięniepotknąłokrawężnik,znówprzyspieszyłi
zobaczyłprzedsobąschodki.Prowadziłydożelaznejbramywbalustradzie
nabrzeża.Bramabyłalekkouchylona.Stanąłprzyniejispojrzałwdół.
Dostrzegłgrubociosanydrewnianytrap,apochwiliusłyszałnierównyodgłos,
gdyDieter,ukrytywemgle,schodziłwstronęwody.Mendelodczekałchwilę,a
potemostrożnieruszyłzanim.Trapłączyłsięzdługątratwązrobionązdeseki
beczekporopie.Zmgływyłoniłysiętrzypodniszczonełodziemieszkalne.
Kołysałysięłagodnienacumach.
Mendelbezszelestniezakradłsięnatratwęisprawdziłpokoleiwszystkie
łodzie.Dwiestałybliskosiebie,połączonedeską.Trzeciabyłazacumowana
jakieśpięćmetrówdalej,awprzedniejkabiniepaliłosięświatło.Mendelwrócił
nanabrzeżeistaranniezamknąłzasobążelaznąbramę.
Szedłpowoliulicą,niepewny,gdziesięznajduje.Pokilkuminutachchodnik
niespodziewanieskręciłwprawo,agruntzacząłsiępodnosić.Domyśliłsię,że
jestnamoście.Zapaliłzapalniczkę.JejpłomieńIoświetliłkamiennąścianępo
jegoprawejstronie.PoruszałzapalniczkąInawszystkiestronyiwreszcie
spostrzegłmetalowątablicęznapisemI„MostBattersea”.Wróciłdożelaznej
bramyiprzystanąłnachwilę,Iżebysiępołapaćwtym,cowie.
Nadnimpoprawejstroniewznosiłysięskrytewemgleczterywiel-Ikie
kominyelektrowniwFulham.PolewejmiałpromenadęCheyneIzrzędem
eleganckichłódeksięgającymmostuBattersea.Wmiejscu,wktórymstał,
promenadaspotykałasięzLotsRoad,jednąznajpaskudniejszychulicLondynu.
Jejpołudniowąstronęzajmowaływielkiemagazyny,nabrzeżaimłyny,apo
przeciwległejciągnęłysięruderytypówedlabocznychuliczekFulham.
DieterFreyznalazłswojesanktuariumwcieniuczterechkominów,jakieś
dwadzieściametrówodmiejscacumowaniaprzypromenadzieheyne.Mendel
dobrzeznałtomiejsce.LedwiekilkasetmetrówdalejwydobytozobjęćTamizy
doczesneszczątkiAdamaScarra.
Echawemgle
Byłojużdobrzepopółnocy,kiedyzadzwoniłtelefon.Smileywstałzfotela
stojącegoprzedgazowymkominkiemipowlókłsięnagórędosypialni.To
pewniePeteralbopolicja.Możenawetktośzprasy.Morderstwadokonanoza
późno,byinformacjeonimpojawiłysięwwieczornychserwisach,aleporanne
gazetynapewnozamieszcząszczegółowerelacje.Cobędzietymrazem?
„Maniakalny;zabójcawteatrze”?„Kobietawśmiertelnymuścisku”?Nie
cierpiałprasy,telewizji,nieznosiłmassmediów,tejzmorydwudziestego
wieku.rWszystko,copodziwiałikochał,byłowytworemgłębokiego
indywidualizmu.TodlategonienawidziłDieteraijegofilozofiiżyciowej
nakazującejwyrzecsięidealizmuwimiędobraogółu.DlaDieterażycie
pojedynczegoczłowiekabyłoniczym:marzyłoarmiachludzibeztwarzy
związanychwspólnąideą;chciałkształtowaćświat,jakbytobyłodrzewo,
odcinaćto,copsujeregularnykształt;wimiętejsprawymodelowałślepe,
bezduszneautomaty,takiejakMundt.Mundtniemiałtwarzy,takjakarmia
Dietera,byłwytrenowanymzabójcą,narzędziem.
SmileypodniósłsłuchawkęiusłyszałgłosMendla.
—Gdziejesteś?-zapytał.
—NiedalekonabrzeżaChelsea.WpubieBalonnaLotsRoad.Właścicieljest
moimkumplem.Obudziłemgo…Słuchaj,chłopakElsyśpismaczniewłodzi
mieszkalnejprzymłyniezbożowymwChelsea.
Kto?
Jejchłopak,jejeskortawteatrze.Obudźsię,Smiley.Cocięgryzie?
—SzedłeśzaDieterem?
—Oczywiście.Zgodniezplanem.Guillammiałprzykleićsiędokobiety,aja
dofaceta…Aprzyokazji,jakposzłoGuiilamowi?DokądwybrałasięElsa?
—Donikąd.GdyDieterwyszedł,byłajużmartwa.Mendel,jesteśtarn?Jak
mamcięznaleźć,nalitośćboską?Gdziejesttomiejsce,czypolicjajezna?
—Będąwiedzieli.Powiedzim,żejestwprzerobionejbarcedesantowej
„SunsetHaven”.JestzacumowanaodwschodniejstronynabrzeżaSennen,
międzymłynemzbożowymaelektrowniąwFulham.Będąwiedzieli…Alemgła
jestgęsta,pamiętaj,bardzogęsta.
—Gdziemożemysięspotkać?
—Walprostowstronęrzeki.Będęczekałnapółnocnymkrańcumostu
Battersea.
—Ruszam,gdytylkododzwonięsiędoGuillama.
Przezchwilęzastanawiałsię,czywziąćbroń.Wkońcuuznał,żeto
bezcelowe.ZadzwoniłdoGuillamaiprzekazałmuinformacjeodMendla.
—Muszązabezpieczyćwszystkieportyilotniska-powiedziałnakoniec.-
Niechprzyglądająsięruchowinarzeceiłodziompłynącymwstronęmorza.
Będąwiedzieli,jaktozrobić.
Włożyłstarypłaszczprzeciwdeszczowy,grubeskórzanerękawiceiwyszedł
naspowitąmgłąulicę.
Mendelczekałnaniegoprzymoście.Ruszyliwzdłużnabrzeża,trzymającsię
bliskorzeki.NagleMendelzatrzymałsię.ChwyciłSmileyazaramię.Przez
chwilęstalibezruchu,nasłuchując.Smileyusłyszałgłuchyodgłoskrokówna
drewnianympodłożu,nieregularny,jakkrokiutykającego.Potemrozległosię
skrzypienieżelaznejfurtki,szczęk,gdyjązamykano,iznowukroki,coraz
głośniejsze,zbliżającesiędonich.Nagledźwiękkrokówucichł.Smiley
wstrzymałoddech,usiłującdostrzecwemglezaryspostaci,októrejwiedział,że
tamstoi.Pojawiłsięnagle,rozepchnąłichnabokiipopędziłdalej.Echo
nierównychkrokównikłowoddali.Odwrócilisięipognalizanim.Mendelbiegł
pierwszy.Nagleskręciłgwałtowniewprawo.Smileyruszyłzanim.Pochwili
usłyszałodgłosciężkiegonarzędziauderzającegowludzkączaszkę.Jeszcze
kilkakrokówizobaczyłMendlależącegonaziemi.
Dieterstałsięnadnimzpistoletemwewzniesionejdłoni,szykującsiędo
kolejnegouderzenia.Smileyowibrakowałotchu,wustachczułsmakkrwi.
Zdołałzaczerpnąćpowietrzaikrzyknąłrozpaczliwie:
Dieter!
Freyspojrzałnaniegoiskinąłgłową.
—Serwus,George-powiedziałizcałejsiłyrąbnąłMendlakolbąpistoletu.
Podniósłsiępowoli,trzymającpistoletlufąwdół.Oburączodbezpieczał
broń.Smileyrzuciłsięnaniego.Nieporadniewymachiwałkrótkimiramionami,
uderzałotwartymidłońmi.Zenergią,jakądajewściekłość,pchałDieterado
balustradymostu.Czułjegociosy,alenieczułbólu.
—Świnia!Świnia!-krzyczał.
Dietercofałsię,aSmileybiłgopotwarzyniezdarnymi,dziecięcymi
ciosami.DieterodchyliłsiędotyłuiSmileyzobaczyłodsłoniętyzarysjego
krtaniipodbródka.Zcałejsiływyrzuciłotwartądłoń,zacisnąłpalcenaszczęcei
ustachDieteraipchał,ciąglepchałgoprzedsiebie.NagleDieterschwyciłgoza
kołnierz,żebyratowaćsięprzedupadkiem.Pochwiliuciskzelżał.Dieterspadł
wmgłękotłującąsiępodmostem.Smileynieusłyszałżadnegokrzyku,żadnego
pluśnięcia.Dieterodszedłjakofiarazłożonalondyńskiejmgleicuchnącej
czarnejrzecepłynącejpodnią.Smileyczułpulsowaniewgłowie,znosapłynęła
mukrew,palceprawejrękibyłypołamane.Wychyliłsięzabalustradęispojrzał
wdół,wmgłę,aleniczegoniezobaczył.
—Dieter!-krzyknąłzrozpaczą.-Dieter!
Krzyknąłjeszczeraz,aległosmusięzałamał,azoczupopłynęłyłzy.
—O,dobryBoże,cojazrobiłem!Dieter,dlaczegomnieniepowstrzymałeś,
dlaczegomnienieuderzyłeś,dlaczegoniestrzelałeś?—Przyciągnąłdłoniedo
twarzy,oparłsiębalustradęipłakałjakdziecko.Gdzieśpodnimnieszczęsny
kalekazmagałsięzciemnąwodąiwreszcieuległcuchnącemunurtowi,który
wciągnąłgowgłąb.Obudziłsię.WnogachłóżkasiedziałPeterGuillami
nalewałherbatę.
—O,George.Witamywdomu.Jestdrugapopołudniu.
—Adziśrano?
—Dziśrano,drogichłopcze,zabawiałeśsięnamościeBatterseawraz
towarzyszemMendlem.
Jakonsięma…toznaczy,Mendel?
Szybkowracadosił.
ADieter?
Nieżyje.
Guillampodałmufiliżankęherbatyikilkaratafiowychherbatnikówod
Fortnuma.
Jakdługotujesteś,Peter?
Dotarliśmytuposeriitaktycznychskoków.Pierwszybyłdoszpitalaw
Chelsea,gdziewylizaliciranyidalipotężnądawkęśrodkauspokajającego.
Potemwróciliśmytutajipołożyłemciędołóżka.Potemtrochętelefonowałemi,
bytakrzec,poszedłemwobchódzeszpikulcem,żebytrochęposprzątać.Co
jakiśczasdociebiezaglądałem.Albochrapałeśjakkoń,alborecytowałeś
Webstera.
Boże.
—KsiężniczkęMalfi,jeślisięniemylę.„Prosiłemcię,gdymniebyłprzy
zdrowychzmysłach,byśzabiłnajdroższegozprzyjaciółmych,atyśtouczynił!”
Koszmarnynonsens,George.
—Jakpolicjanasznalazła-Mendlaimnie?
Możeniezdajeszsobieztegosprawy,alewykrzykiwałeśprzekleństwatak
głośno…
Rozumiem.Usłyszałeś.
Usłyszeliśmy.
-AcozMastonem?ĆoMastonmówiotymwszystkim?
—Chcecięzobaczyć.Prosi,żebyśwpadł,gdytylkolepiejsiępoczujesz.Ale
niewiem,cootymsądzi.Pewnienic.
—Comasznamyśli?
Guillamnalałznówherbaty.
-Ruszgłową,George.Wszystkichbohaterówtejbajeczkipożarłzływilk.
Ależadnatajnainformacjaniezostałaujawniona.Czynaprawdęuważasz,że
Mastonmaochotęzajmowaćsięszczegółami?ŻepobiegniedoMinisterstwa
SprawZagranicznychipowie,żełapiemyszpiegówdopiero,gdypotkniemysię
oichzwłoki?ZadzwoniłdzwonekudrzwiiGuillamzszedł,żebysprawdzić,kto
to.Smileyusłyszał,jakwpuszczagościa,apotemdobiegłygostłumionegłosyi
krokinaschodach.RozległosiępukaniedodrzwiiwszedłMaston.Niósłwielki
bukietkwiatówiwyglądał,jakbywłaśniewracał|gardenparty.Smiley
przypomniałsobie,żetopiątek:bezwątpienianaweekendwybierasiędo
Henley.Mastonuśmiechałsię.Musiałsiętakuśmiechaćjeszczenaschodach.
—No,George,znowunawojniel
—Tak,obawiamsię,żetak.Jeszczejedenwypadek.Mastonusiadłnaskraju
łóżka,pochyliłsięioparłrękęzanogamiSmileya.
—Dostałeśmójlist,George?-spytałpochwilimilczenia
—Tak.
—Mówiłosięonowymwydzialewdepartamencie.My-tojesttwój
departament-sądzimy,żepowinniśmypoświęcićwięcejenergiinatechniki
poszukiwania,zeszczególnymuwzględnieniemszpiegostwasatelitarnego.Ten
poglądpodzielanyjestprzezMinisterstwoSprawWewnętrznych.Guiłłam
zgodziłsięnarolędoradcywramachswoichkompetencji.Zastanawiałemsię,
czywziąłbyśtodlanas.Żebytympokierować.Oczywiście,poniezbędnym
awansieizmożliwościąprzedłużeniaczasusłużbypowypracowaniulatdo
emerytury.
—Dziękuję…możepowinienemtoprzemyśleć?
—Oczywiście…-Mastonwyglądałnalekkoprzygaszonego.-Kiedydasz
miznać?Możetrzebabędziezatrudnićkilkunowychludzi,noijestkwestia
pomieszczeń…Przemyśltoprzezweekend,dobrze?Idajmiznaćw
poniedziałek.Sekretarzbardzobychciał,żebyśtoty…
—Tak,damciznać.Tobardzomiłeztwojejstrony.Dzisiaj.
—Niemasprawy.Wiesz,George,żejajestemtylkodoradcą.Poprostu
przyniosłemdobrąnowinę;jakzwyklejestemgońcem.—Popatrzyłostrona
Smileya,zawahałsięipowiedział:—Włączyłemwtoministrów…wtym
zakresie,wjakimjesttokonieczne.Przedyskutowaliśmyniezbędnedziałania.
Obecnybyłtakżesekretarzsprawwewnętrznych.
—Kiedytobyło?
—Dziśrano.Podniesionokilkabardzopoważnychkwestii.Rozważaliśmy
notęprotestacyjnąwobecNiemiecWschodnichinakazekstradycjitegoMundta.
—AlemynieuznajemyNiemiecWschodnich.
—Właśnie.Natympolegatrudność.Możnajednakzłożyćprotestprzez
pośredników.
—TakichjakRosja?
—TakichjakRosja.Niestety,sprzeciwiłysiętemupewneczynniki.Uznano,
żerozgłos,bezwzględunato,jakąprzyjmieformę,wkońcuzwrócisię
przeciwkointeresowinarodowemu.Wkrajujużdajesięodczućsilnąwrogość
przeciwkozbrojeniuNiemiecZachodnich.Uznano,żejakikolwiekślad
niemieckichintrygwWielkiejBrytanii-inspirowanyprzezRosjanalbonie—
możesięstaćpożywkądlatejwrogości.Rozumiesz,niemaniezbitych
dowodów,żeFreydziałałdlaRosjan.Opiniipublicznejmożnabyrówniedobrze
przedstawićtotak,żedziałałnawłasnyrachunekalbowimieniuzjednoczonych
Niemiec.
—Rozumiem.
Jakdotejpory,tylkonielicznisąświadomifaktów.Naszczęście.Sekretarz
sprawwewnętrznychzapewniłwimieniupolicji,żezrobiąCzystko,by
maksymalniezmniejszyćznaczenietejsprawy…AtenMendel,coznim?Jest
godnyzaufania?
—Tak-odparłSmiley.
Mastonwstał.
—Todobrze-powiedział.-No,muszęjużiść.Czyczegośpotrzebujesz,
możemógłbymcośdlaciebiezrobić?
Nie,dziękuję.Guillamwspanialesięmnązaopiekował.xMastondoszedłdo
drzwi.
Cóż.życzęciszczęścia,George.Weźtostanowisko,jeślimożesz1rzekłz
ujmującym,porozumiewawczymuśmiechem,jakbychciałpowiedzieć,żezależy
munatym.
Dziękujęzakwiaty-odparłSmiley.
Dieternieżył,itoongozabił.Połamanepalceprawejdłoni,sztywność
ciała,przeszywającybólgłowy,poczuciewinywywołującemdłości1wszystko
topotwierdzało.ADieterpozwoliłmunato,niestrzelił,pamiętałoich
przyjaźni,októrejSmileyzapomniał.Walczyliwchmurach,wewzbierającym
nurcierzeki,napolaniewbezczasowymlesie:byłoimpisane,żesięspotkają-
dwajprzyjacielepolatach,awalczylijakdzikiebestie.Dieterpamiętał,aSmiley
nie.Przybylizdwóchróżnychpółkulnocy,zodmiennychświatówmyślii
działań.Dieterwalczyłoto,byzbudowaćnowącywilizację.Onstarałsięgo
powstrzymać.Smileyztrudemzwlókłsięzłóżkaizacząłsięubierać.Pomyślał,
żebędzielepiej,jeśliwstanie.
DrogiDoradco!
Wreszciejestemwstanieodpowiedziećnapropozycjędziałupersonalnego
przyznaniamiwyższegostanowiskawdepartamencie.Przepraszam,żezajętoto
tyleczasu,alejakwiesz,nieczułemsięostatnionajlepiej,musiałemsięteż
uporaćzrozmaitymiosobistymisprawamipozostającymipozazakresem
interesowaniadepartamentu.Jakożenadalniejestemzupełniezdrów,sądzę,że
przyjęcietakiejpropozycjiniebyłobyrozsądne.Bądźłaskawprzekazaćmoją
decyzjędziałowipersonalnemu.
Jestempewien,żemniezrozumiesz.
TwójGeorgeSmiley
DrogiPeterze!
DołączamnotatkęnatematsprawyFennana.Tojedynyegzemplarz.Przekaż
ją.proszę,Mastonowi.gdytylkojąprzeczytasz.Pomyślałem.żedobrzebyłoby
spisaćwydarzenia-nawetjeśliichniebyło.
TwójGeorge
SPRAWAFENNANA
WponiedziałekdrugiegostyczniaprzesłuchiwałemSamuelaArthura
Fennana,wyższegourzędnikaMinisterstwaSprawZagranicznych.wcelu
wyjaśnieniapewnychzarzutówpoczynionychmuwliście.Przesłuchaniezostało
przeprowadzonezgodniezezwyczajnąprocedurą,czylizazgodąministerstwa.
Niemieli-¿fljyżadnychdanych,któremogłybyzaszkodzićFennanowi,nie
liczącjegokomunistycznychsympatiizlattrzydziestychwOksfordzie,do
którychnieprzywiązywanowielkiejwagi.Toteżprzesłuchaniebyłoniejako
czystorutynowąprocedurą.
Okazałosię,żegabinetFennanawministerstwienienadajesiędotegocelu,
więcuzgodniliśmy,żebędziemykontynuowaćnasząrozmowęwSt.JamesPark,
korzystajączładnejpogody.
Późniejwyszłonajaw,żezostaliśmywtedyrozpoznaniibyliśmy
obserwowaniprzezagentawschodnioniemieckiegowywiadu,któ-rywcześniej,
podczaswojny,współpracowałzemną.Niejestpewne,czyobjąłFennana
swegorodzajuobserwacją,czyteżjegoobecnośćwparkubyłaprzypadkowa.W
nocytrzeciegostyczniapolicjazSurreyzameldowała,żeFennanpopełnił
samobójstwo.Napisanynamaszynielistpożegnal-nyopatrzonyodręcznym
podpisemFennanagłosił,żeautorstałsięofiarąwładzbezpieczeństwa.Jednak
podczasśledztwawynikłynastępującefakty,którewskazywałynato,żemamy
doczynieniazoszustwem:
1.O19.55,wdniuśmierci,FennanzamówiłwcentraliWalii-stonbudzenie
na8.30następnegoranka.
2.NakrótkoprzedśmierciąFennanprzygotowałsobiekakaoiniewypiłgo.
3.Miałsięzastrzelićwholu,przyschodach.Listznalezionoprzyciele.
4.Wydajesięniewiarygodne,żepożegnalnylistnapisałnamaszynie,rzadko
bowiemużywałmaszynydopisania;jeszczebardziejzastanawiającebyło,że
potemzszedłnadół,bysięzastrzelić.
5.Wdniuśmierciwysłałlist.wktórymzapraszałmnienalunchwMarlow
następnegodnia.
6.Późniejwyszłonajawtakżeto,iżFennanpoprosiłodzieńwolnegona
środęczwartegostycznia.Najwyraźniejniewspomniałotymswojejżonie.
7.Stwierdzonorównież,żelistpożegnalnyzostałnapisanynamaszynie
należącejdoFennanaiżepewnecechyszczególneczcionkiwanonimowym
donosiesąpodobne.Raportlaboratoryjnystwierdzazarazem,iżobalistypisane
byłyprzezdwieróżneosobychociażnatejsamejmaszynie.
PaniFennan,którawieczoremwdniu,wktórymzginąłjejmąż,byław
teatrze,zostałapoproszonaowyjaśnienie,dlaczegonazajutrzoósmej
trzydzieścizadzwonionozcentrali.Niezgodniezprawdąpowiedziała,żesama
zamawiałatentelefon(wcentralistwierdzono.żebudzeniezamówiłSamuel
Fennan).PaniFennanutrzymywała,żejejmążbyłzdenerwowanyizałamanypo
przesłuchaniu,copotwierdzająsłowajegolistupożegnalnego.
Popołudniuczwartegostycznia,gdywyszedłemodpaniFennan,wróciłem
doswojegodomuwKensington.Zauważyłemprzezokno,żektośjestwewnątrz
izadzwoniłemdofrontowychdrzwi.Drzwiotworzyłjakiśczłowiek,którego
późniejzidentyfikowanojakoagentawschodnioniemieckiegowywiadu.Zaprosił
mniedośrodka,aleodmówiłemwejściaIwróciłemdosamochodu,
zapamiętującpodrodzenumeryzaparkowanychwpobliżusamochodów.
TegosamegowieczoruodwiedziłemmałygarażwBąttersea,żeby
przeprowadzićśledztwowsprawiepochodzeniajednegoztychsamochodów;
byłonzarejestrowanynanazwiskowłaścicielagarażu.Zostałemzaatakowany
przezniezidentyfikowanegosprawcęipobitydoutratyprzytomności.Trzy
tygodniepóźniejwłaścicielgarażu.AdamScarr,zostałznalezionymartwyw
Tamizie,nieopodalmostuBattersea.Gdytonął,byłpijany.Niebyłośladów
przemocy,aonmiałopiniępijaka.
Istotnejest,żeScarrprzezostatnieczterylatapozwalałanonimowemu
cudzoziemcowikorzystaćzsamochoduiotrzymywałzatoszczodre
wynagrodzenie.Ichspotkaniabyłyaranżowanewtensposób,żebyukryć
tożsamośćwynajmującegonawetprzedsamymScarrem,któryznałtylko
pseudonimemswegoklienta-Blondie,imógłsięznimkontaktowaćwyłącznie
telefonicznie.Numertelefonumatuznaczenie:byłtonumer
WschodnioniemieckiejMisjids.Stali.
TymczasemprzeprowadzonośledztwowsprawiealibipaniFennanna
wieczór,kiedydokonanomorderstwa.Wyszłynajawistotneinformacje:
1.PaniFennanchodziładoteatruwWeybridgedwarazytymmiesiącu,w
pierwszeitrzeciewtorki(nb.klientAdamaScarraodbierałsamochódw
pierwszeitrzeciewtorkimiesiąca).
2.Zawszeprzynosiłazesobąteczkęnanutyizostawiałająpiwszatni.
3.Podczaswizytwteatrzezawszedołączałdoniejmężczyzna,
iktóregoopiszgadzasięzopisemczłowieka,którynamnienapadł,iklienta
Scarra.Osobaztrupyteatralnejsądziłanawet,żetenmężczyznamusibyć
mężempaniFennan.On8takżeprzynosiłteczkęnanutyizostawiałjąwszatni.
4.WdniumorderstwapaniFennanopuściłateatrwcześnie,gdyjej
przyjacielsięniestawił,izapomniałazabraćzszatni
...teczkęnanuty.Później,tegowieczoru,zadzwoniładoteatruzpytaniem,
czymogłabyodebraćteczkę.Tłumaczyła,żezgubiłanumerekzszatni.Teczka
zostałaodebranaprzezprzyjacielapaniFennan.
Natymetapiemężczyznazostałzidentyfikowanyjakopracownik
WschodnioniemieckiejMisjids.StalionazwiskuMundt.SzefemmisjibyłHerr
DieterFrey,współpracowniknaszychsłużbzczasówwojnydysponujący
ogromnymdoświadczeniemoperacyjnym.Powojniewstąpiłdosłużbyrządowej
wsowieckiejstrefieokupacyjnej.Nadmieniam,żeFreywspółpracowałzemną
podczaswojnynaterytoriumwrogaiokazałsięznakomitymagentem.
PostanowiłemprzeprowadzićtrzeciąrozmowęzpaniąFennan.Załamałasię
iwyznała,żedziałaławcharakterzekurierawywiadunaprośbęswojegomęża,
któregoFreyzwerbowałczterylatatemu,podczaswypadunanarty.Onasama
współpracowałaniechętnie,poczęścizlojalnościwobecmęża,apoczęści
dlatego,żebygochronićprzedskutkamijegowłasnegoroztargnienia,gdygrał
rolęszpiega.FreyzobaczyłFennana,gdyrozmawiałzemnąwparku.Jakoże
byłemwtedyczynnyoperacyjnie,doszedłdowniosku,iżFennanjest
podwójnymagentem.NajegorozkazMundtzlikwidowałFennana,ajegożonę
zmusiłdomilczeniajakowspólniczkęprzestępstwa.Napisałanawetna
maszyniemężalistpożegnalnynakartcezjegopodpisem.
SposóbprzekazywaniaMundtowimateriałówwywiadowczychzdobytych
przezjejmężajestistotny.Wkładałanotatkiiskopiowanedokumentydoteczki
nanuty,którązabieraładoteatru.Mundtprzy.nosiłpodobnąteczkęzawierającą
pieniądzeiinstrukcje,imwnieżzostawiałjąwszatni.Musielitylkowymienić
sięnumerkami.KiedyMundtwewspomnianywieczórniepojawiłsięwteatrze,
paniFen-nanpostąpiławedługinstrukcjiiwysłałanumerekpocztąpodadresw
Highgate.Wyszłazteatru,żebyzłapaćostatniąpocztęodchodzącązWeybridge.
Kiedypóźniej,tegosamegowieczoru,Mundtzażądałodniejteczkinanuty,
powiedziałamu,cozrobiła.Mundtnalegał,żebyodebraćteczkęjeszczetego
wieczoru,coteżuczynił.
KiedynastępnegodniaranoprzesłuchiwałempaniąFennan,jednozmoich
pytań(otelefonzósmejtrzydzieści)takjązaniepokoiło,żeskontaktowałasięz
Mundtem.Tosprawiło,żejeszczetegosamegodniadokonałnapadunamnie.
PaniFennandałamiadresinumertelefonu,podktórymkontaktowałasięz
Mundtem-któregoznałapodpseudonimemFreitag.Obatropyprowadziłydo
apartamentuwynajmowanegoprzezpilotazLufteuropy,któryczęstogościł
Mundtaizapewniałmunocleg,gdytengopotrzebował.Pilotten
(prawdopodobniekurierwschodnioniemieckiegowywiadu)niewróciłdoAnglii
odpiątegostycznia.
TakiebyłopodsumowaniewyznańpaniFennan,które-wpewnymsensie-
prowadziłydonikąd.Szpiegnieżył,jegomordercyzniknęli.Zwróconosię
oficjalniedoMinisterstwaSprawZagranicznychipoleconopanuFeliksowi
Tavernerowisprawdzićnapodstawiespisówministerstwa,jakieinformacje
zostałynarażonenaszwank.Sporządzonolistęwszystkichteczek,doktórych
Fennanmiałdostęp,odkądFreygozwerbował.Godneuwagijest,żenie
zaglądałdoteczekzawierającychmateriałyobjętetajemnicą,nielicząctych,
któredotyczyływykonywanychprzezniegoobowiązków.Przezostatniepół
roku,gdyjegodostępdoistotnychdokumentacjiznaczniewzrósł,niezabrałze
sobądodomuanijednejteczkizmateriałamiutajnionymi.Teczki,którezabierał
wtymczasie,zawierałymateriaKęniewielkiejużytecznościwywiadowczej,
choćniektóreznichdotyczyłytematykiznajdującejsiępozazainteresowaniem
jegowydziału.Możetowskazywać,żeFennanstraciłmotywacjedodziałalności
szpiegowskiejiżezaproszeniemnienalunchbyłopierwszymkrokiemdo
poczynieniawyznań.Mógłteżnapisaćanonimowydonos,chcącwtensposób
skontaktowaćsięzmoimdepartamentem.
Wtymmiejscunależywspomniećodwóchpóźniejszychfaktach.Mundt,
posługującsięprzybranymnazwiskiemisfałszowanympaszportem,wyleciałz
krajudzieńpomojejtrzeciejrozmowieipaniąFennan.Idrugasprawa:notatnik
Fennanazawierałpełne|azwiskoioficjalnynumertelefonuDieteraFreya-jest
torażącenaruszenienajbardziejelementarnychzasadszpiegostwa.iTrudno
zrozumieć,dlaczegoMundtprzebywałwAngliiażtrzytygodniepo
zamordowaniuScarra,ajeszczetrudniejpojąć,dlaczegoFennankorzystałz
dostępudoteczekzawierającychtajnemateriały:Ponowneprzyjrzeniesię
faktomprowadzidonastępującegowniosku:jedynydowódnato,żebyłon
szpiegiem,pochodziodjegożony.Gdybyfaktymiałysiętak.jakonaje
przedstawiła,todlaczegopozwolonobyjejżyć,mimożeMundtiFrey
postanowiliwyeliminowaćludzi,którzyposiadaliniebezpiecznąwiedzę?
Zdrugiejstrony,czymogłaniebyćszpiegiem?
TowyjaśniałobydatęodlotuMundta:wyjechał,gdytylkopaniFennan
zapewniłago,żewziąłemjejpomysłowezeznaniazadobrąmonetę.To
wyjaśniałobyrównieżvypiswnotatnikuFennana:Freybytprzypadkowym
znajomymznartiodczasudoczasuodwiedzałichwWalliston.Wyjaśniałoby
teżwybórteczek-jeśliFennancelowowybierałdokumentynieutajnione,w
sytuacjigdyjegopracaopiekałasięgłównienamateriałachtajnych,wniosek
możebyćtylkojeden:zacząłpodejrzewaćżonę.StądzaproszeniedoMarlow
wynikającewsposóbnaturalnyznaszejrozmowypoprzedniegodnia.Fennan
postanowiłpowiedziećmioswoichobawachiwziąłdzieńwolnego,żebyto
uczynić-otymfakciejegożonanajwyraźniejniewiedziała.Towyjaśniałoby
również,dlaczegoFennannapisałdonos:chciałsięznamiskontaktować,co
byłowstępemdozadenuncjowaniażony.
Jeśliprzyjmiesiętoprzypuszczenie,należystwierdzić,żepaniFennanznała
technikiszpiegowskieidobrzesobieradziła.Metoda,którejużywalionai
Mundt,przypominadziałaniaFreyapodczaswojny.Planęwaryjnypolegającyna
wysłaniunumerkapocztą,jeśliniedojdziedospotkania,byłtypowydlajego
skrupulatnieprzygotowywanychoperacji.PaniFennan,jakwidać,działałaz
precyzjąnieprzystającądojejtwierdzeń,jakobyniechętnieuczestniczyław
poczynaniachmęża.
Oilelogicznewydajesiępodejrzenie,iżpaniFennanbyłaszpiegiem,otyle
niemapowodu,żebyodrzucaćjejzeznaniedotycząceokolicznościśmiercijej
męża.Gdybywiedziała,żeMundtmazamiargozamordować,niewzięłabyz
sobąteczkinanutydoteatruiniewysłałabypocztąnumerkazszatni.
Wydajesię,żeniemożnabyłobyniczegojejudowodnićbezreaktywowania
jejzwiązkówzoficeremprowadzącym.PodczaswojnyFreyopracował
pomysłowykodnawypadekkoniecznościprzeprowadzeniaspotkania
awaryjnego,polegającynaużyciuzdjęćipocztówek.Obiektznajdującysięna
fotografiibyłswegorodzajuinformacją.Itakobiektreligijny,naprzykład
portretMadonnyalbokościół,oznaczałprośbęojaknajszybszespotkanie.
Adresatwysyłałwodpowiedzirównieniezwiązanyzesprawąlist,opatrującgo
datą.Spotkanieodbywałosięwuprzedniowyznaczonymmiejscuioustalonej
godzinie,dokładniepięćdnipodacieumieszczonejnaliście.
Wydajesięmożliwe,żeFrey,któregotechnikaniewielesięzmieniłaod
wojny,nadalużywałtegosystemu.Opierającsięnatym,wysłałemdoElsy
Fennanpocztówkęzwidokiemkościoła.KartkawysłanazostałazHighgate.
Miałemnadzieję,żepaniFennanuznajązasygnałprzesłanyzapośrednictwem
siatkiFreya.Zareagowałanatychmiast,wysyłającpodnieznanyadreszagranicą
biletnaprzedstawienieteatralne,któremiałosięodbyćzapięćdni.Wiadomość
odpaniFennandotarładoFreya,któryuznałjązapilnewezwanie.Wiedząc,że
Mundtzostałspalony,wskutekzeznańpaniFennan,postanowiłzjawićsię
osobiście.
SpotkalisięwSheridanTheatrewHammersmith,wewtorekpiętnastego
lutego.Zpoczątkukażdeznichuważało,żespotkaniezainicjowałotodrugie,a
kiedyFreyzrozumiał,żespotkalisięwwynikuczyjegośpodstępu,podjął
drastycznedziałania.Możliwe,żepodejrzewałpaniąFennanozwabieniegow
pułapkęalbozdałsobiesprawę,żejestobserwowany.Tegonigdysięnie
dowiemy.Takczyinaczej,zamordowałją.Metoda,jakąsięposłużył,została
opisanawraporciekoronerazałączonegodoaktśledztwa:„Zastosowano
jednorazowyuciskkrtani,wszczególnościnachrząstkętarczycy,co
spowodowałoniemalnatychmiastowąśmierć.Wydajesię,żezabójcapani
Fennanniebyłlaikiemwtejmaterii”.Freybyłściganyażdołodzimieszkalnej
zacumowanejniedalekopromenadyCheyne,akiedygwałtownieopierałsię
aresztowaniu,wpadłdorzeki,zktórejwydobytojegozwłoki.
Międzydwomaświatami
WniedzieleKlubniepoważnychSmileyabyłzazwyczajpusty,alepani
Sturgeonzostawiaładrzwiotwartenawypadek,gdybyktóryśzdżentelmenów
zechciałwpaść.Przyjęłatęsamąsurową,władcząpostawę,jaką
charakteryzowałasięwdniach,gdybyłagospodyniąwOksfordzie-kiedyto
wymagałaodmieszkańcówinternatuszacunkuwiększegoniżwszyscydziekani
razemwzięci.Wybaczaławszystko,alejakośudawałojejsięprzedstawiaćtow
takisposób,żeniewybaczyjużnigdywięcej.RazzmusiłaSeed-Aspreya,by
wrzuciłdziesięćszylingówdopuszkidlabiednychzato,żesprowadziłsiedmiu
gościbezuprzedzenia,apotemprzygotowaławspaniałyobiad.
Usiedliprzytymsamymstolecopoprzednimrazem.Mendelwyglądałna
zmęczonegoijakbystarszego.Rzadkosięodzywałpodczasposiłku,operował
nożemiwidelcemztakąsamąostrożnąprecyzją,jakąstosowałprzywszystkich
zadaniach.Guillammówiłzanichwszystkich,boSmileyteżbyłmniej
rozmownyniżzwykle.Zachowywalisięswobodniewswoimtowarzystwiei
żadennieczułsięzobowiązanydokonwersacji.^-Dlaczegotozrobiła?-
zapytałnagleMendel.
Smileypowolipokręciłgłową.
—Zdajemisię,żewiem,alemożemytylkosnućdomysły.Sądzę,żemarzyła
oświeciebezkonfliktów,prowadzonymistrzeżonymprzeznowądoktrynę.
Widziała,jaknoweNiemcyodbudowująsięnapodobieństwostarych,zobaczyła
jakwraca„straszliwaduma”,jaktonazwała,imyślę,żetobyłodlaniejza
wiele;żewidzącbezcelowość
swoichcierpieńidostatekprześladowców,zbuntowałasię.Powiedziała,że
pięćlattemuspotkaliDieterananartachwNiemczech.Wtymczasieodbudowa
Niemiecjakoważnejzachodniejpotęgibyłajużzaawansowana.
—Czybyłakomunistką?
—Niesądzę,żebylubiłaetykietki.Myślę,żechciałapomócwbudowie
społeczeństwa,któremogłobyżyćbezkonfliktów.Pokójtoterazniemodne
słowo,prawda?Sądzę,żechciałapokoju.
—ADieter?-zapytałGuillam.
—Bógwie,czegochciałDieter.Możechodziłomuohonorio
socjalistycznyświat.ISmileywzruszyłramionami.-Marzyliopokojui
wolności,azostaliszpiegamiimordercami.
—Chryste-westchnąłMendel.
Smileyumilkł,spoglądałwszklankę.Wreszciepowiedział:
—Niespodziewamsię,żezrozumiecie.WidzieliścietylkokoniecDietera.Ja
widziałempoczątek.Zatoczyłkoło.Niesądzę,żebykiedykolwiekprzeszedłdo
porządkunadtym,iżpodczaswojnybyłzdrajcą.Musiałtosobiewyjaśnić.Był
jednymztych,którzytylkoburzą.Towszystko.
Guillamtaktowniezmieniłtemat:
—Acoztymtelefonemoósmejtrzydzieści?
—Myślę,żesprawajestoczywista.Fennanchciałsięzemnąspotkaćw
Marlowiwziąłdzieńwolny.NiemógłpowiedziećElsie,żemawolne,bo
próbowałabymitojakośwytłumaczyć.Zamówiłtelefon,abymiećwymówkę,
żejedziedoMarlow.Tak,wkażdymrazie,przypuszczam.
Ogieńtrzaskałwwielkimkominku.
ZłapałnocnylotdoZurychu.Nocbyłapiękna,patrzyłprzezokienkona
szareskrzydła,nieruchomenatlerozgwieżdżonegonieba;mignięciewieczności
międzydwomaświatami.Tenwidokukoiłgo,uspokoiłjegoobawyi
wątpliwości,nastroiłfilozoficzniewobecnieodgadnionegoceluwszechświata.
Wszystkozdawałosiębyćtakmałoistotne-żałosneposzukiwaniemiłościalbo
powrótdosamotnegożycia.
Wkrótcewdolezamajaczyłyświatłafrancuskiegobrzegu.Patrzyłi
wyczuwałzanimiżycie;odórgauloisesbleues,czosnkuidobregojedzenia,
uniesionegłosywbistro.Mastonbyłodległyomilionkilometrów,zamkniętyze
swoimisuchymipapieramiiwypucowanymipolitykami.
WspółpasażeromSmileywydałsiędziwacznąpostacią—mały,tłusty
człowieczek,toponury,toznówuśmiechającysię,zamawiającydrinka.Młody
mężczyznasiedzącyobokzerkałnaniegokątemoka.Dobrzeznałtentyp—
zmęczonydyrektorwposzukiwaniuodrobinyrozrywki.Smileywydałmusię
odpychającyinieciekawy.