Kresley Cole
Wściekły głód
Przełożyła:
Justyna Niderla-Bielińska
1
Podziękowania
Serdeczne dzięki dla Beth Kendrick. Bez ciebie i telefonu nie powstałoby ani jedno liczące
się słowo. Dziękuję wspaniałej Sally Fairchild za jej nieustające wsparcie, przyjmowane
przeze mnie z radością. I wielkie podziękowania dla Pocket Books i Megan McKeever,
która zapewne nawet w tej chwili, kiedy to czytacie, wyciąga mnie z jakiejś trudnej
sytuacji związanej z tą książką.
2
Prolog
Czasami ogień, który pali mu skórę aż do kości, zamiera.
To jego własny ogień. W najgłębszej otchłani umysłu, która ciągle zdolna jest do
racjonalnego myślenia, on w to wierzy. To jego ogień, - ponieważ to właśnie on karmi go
od stuleci własnym zrujnowanym ciałem i niszczejącym umysłem. Dawno temu — nikt
nie wie, ile czasu minęło — Horda wampirów uwięziła go w katakumbach głęboko pod
Paryżem. Został tam przykuty do skały, podwójne łańcuchy oplotły jego członki i szyję.
Przed sobą widział płonące wrota piekieł. I tam właśnie czeka i cierpi, wydany na pastwę
ognia, który odbiera mu siły, a jego agonia nigdy, przenigdy nie będzie mieć kresu. Tak jak
jego życie. Jego przeznaczeniem jest spalać się raz po raz i znów odzyskiwać
nieśmiertelność.
Tylko myśl o zemście trzyma go przy zdrowych zmysłach. Podsyca płomień gniewu
gorejący w jego sercu. Od stuleci słyszy plotki docierające ze świata, który rozpościera się
ponad jego głową. Wyczuwa Paryż i zmieniające się pory roku. A teraz czuje swoją
towarzyszkę, jedyną kobietę, która została stworzona specjalnie dla niego. Kobietę, której
szukał bez wytchnienia przez tysiąc lat, dopóki go nie schwytano.
Płomienie przygasły. W tej chwili ona jest gdzieś tam na górze. To wystarczy. Ramię
szarpie więzy, aż grube metalowe ogniwa przecinają skórę. Kapie krew. Płyną czerwone
strumyki. Wszystkie mięśnie osłabionego ciała podejmują wysiłek, do jakiego nie był
zdolny przez minione lata. Ale dla niej jest w stanie zrobić wszystko. Musi...
Jęki zamieniają się w rzężący kaszel, kiedy w końcu udaje mu się zerwać wieży.
Nie ma czasu, aby z niedowierzaniem pochylić się nad pękniętym ogniwem. Ona jest taki
blisko. Niemalże ją czuje. Potrzebuje jej.
Kajdany przytrzymujące drugą rękę pękają z trzaskiem. Łapie obiema dłońmi za metal
wbijający się w jego szyję, z trudem przypominając sobie dzień, kiedy gruby, długi
żelazny trzpień został wbity w kamień na głębokość co najmniej metra. Siły go opuszczają,
ale nic go nie powstrzyma, kiedy ona jest tak blisko.
W chmurze pyłu metal porusza się i wysuwa ze ściany. Zaskoczony, osuwa się na
kamienną posadzkę. Z jego ust wyrywa się jęk, kiedy łańcuch okręcony wokół uda
wrzyna się w skórę. Szarpie więzy i w końcu udaje mu się uwolnić nogę.
Teraz przykuty jest już tylko za kostkę drugiej nogi. W myślach widzi siebie uwolnionego,
więc bez zastanowienia wstaje i szarpie. Nic.
Marszczy brwi ze zdumienia i próbuje jeszcze raz. Walczy, jęcząc desperacko. Nic
Jej zapach słabnie... Nie ma czasu. Z żalem patrzy na uwięzioną nogę. Wyobraża sobie, jak,
wreszcie wtuli się w nią i zapomni o bólu.
Sięga do łydki drżącymi dłońmi. Pragnąc zapomnienia w jej ramionach, postanawia
złamać kość. Jest tak słaby, że musi próbować kilka razy.
Szpony przecinają skórę i mięśnie, ale nerw biegnący wzdłuż kości jest napięty, jak
fortepianowa struna. Nawet najlżejszy dotyk sprawia, że niesamowity ból rozdziera mu
nogę i wybucha w całym ciele; przez chwilę widzi tylko ciemność.
Jest bardzo słaby. Traci zbyt wiele krwi. Niebawem ogień znów zacznie trawić jego ciało.
3
Wampiry wracają co jakiś czas. Czy straci ją właśnie teraz, kiedy ją odnalazł?
Nigdy - postanawia, zgrzytając zębami. Poddaje się bestii, która drzemie głęboko w nim,
bestii, która wydrze sobie zębami drogę na wolność, wypije wodę z rynsztoka i będzie
grzebać w odpadkach, aby tylko utrzymać się przy życiu. Przypatruje się brutalnej
amputacji tak, jakby obserwował z daleką jakieś potworne wydarzenie.
Zostawiając za sobą nogę, czołga się, pojękując z bólu, przez mroczne, wilgotne
katakumby, aż w końcu dociera do korytarza. Ciągle rozglądając się za wrogiem, skrada
się pomiędzy walającymi się wokoło na posadzce kośćmi. Nie ma pojęcia, jak daleko musi
pełzać, ale znajduje drogę... i siłę, idąc za jej zapachem. Żałuje, że będzie musiał zadać jej
ból. Będzie tak bardzo z nim związana, że poczuje jego cierpienie i gniew jak swoje
własne. Nic na to nie można poradzić. On ucieka. Wykonuje swoje zadanie. Czy ona zdoła
uratować go przed wspomnieniem chwil, kiedy jego skóra płonęła żywym ogniem?
Wreszcie wydostaje się na powierzchnię; wyłania się w jakiejś ciemnej alei. Ale jej zapach
znika.
Los przyprowadził ją do niego, kiedy jej najbardziej potrzebował, i niech Bóg mu pomoże
- a także temu miastu - jeżeli nie zdoła jej odnaleźć. Jego okrucieństwo jest legendarne.
Rozpęta piekło, żeby ją odzyskać.
Z trudem siada, opierając się o ścianę. Pazury żłobią ślady w ceglanej nawierzchni ulicy.
Stara się uspokoić oddech, aby móc znów wyczuć jej zapach.
Potrzebuje jej. Musi w niej zatonąć. Tak długo czekał...
Jej zapach zniknął.
W jego oczach wzbierają łzy, drży na myśl o stracie. Gniewny ryk wstrząsa miastem.
4
W każdym z nas mieszkają pożądania tego rodzaju; jakieś straszne i dzikie, i nielegalne, nieraz
nawet w takich ludziach, którzy się wydają bardzo opanowani. To wychodzi na jaw w marzeniach
sennych.
Tydzień później...
Na wyspie na Sekwanie, na tle czerniejącej fasady wiecznej katedry, mieszkańcy Paryża
bawili się na festynie. Emmaline Troy spacerowała pomiędzy połykaczami ognia,
kieszonkowcami i ulicznymi śpiewakami. Kryła się wśród czarno ubranych Gotów, którzy
oblegali Notre Dame, jakby to był gotycki statek wzywający ich z powrotem do domu. Ale
i tak zwracała na siebie uwagę.
Mężczyźni, których mijała, powoli odwracali głowy, aby się jej przyjrzeć. Marszczyli brwi,
wyczuwając coś, czego nie byli pewni. Prawdopodobnie genetyczna pamięć z dawnych
czasów dawała im znać, że jest to ich najdziksza fantazja lub najczarniejszy koszmar. Ale
Emma nie była ani jednym, ani drugim.
Była świeżo upieczoną absolwentką uniwersytetu Tulane, samotnie spędzającą czas w
Paryżu, a do tego głodną. Zmęczona poszukiwaniami krwi zakończonymi fiaskiem,
opadła na rustykalną ławkę ustawioną pod kasztanem i przywołała wzrokiem kelnerkę,
która właśnie robiła espresso. Gdyby tylko krew dało się łatwo upuścić, pomyślała Emma.
Gdyby płynęła, ciepła i słodka, ze zbiornika bez dna, jej żołądek nie kurczyłby się boleśnie
na samo jej wspomnienie.
Umierać z głodu w Paryżu. A do tego samotnie. Czy można być w gorszym położeniu?
Pary trzymające się za ręce, które spacerowały po żwirowych alejkach, zdawały się kpić z
jej samotności. Czy jej się zdawało, czy w tym mieście zakochani naprawdę patrzą na
siebie z większym zachwytem? A już szczególnie na wiosnę.
Gińcie, łajdaki.
Westchnęła. To nie jej wina, że wszyscy są draniami skazanymi na śmierć. Postanowiła
przyjść na ten festyn, zachęcona przez folder dostarczony do jej pustego hotelowego
pokoju, gdyż pomyślała, że w Mieście Świateł może znaleźć nowego dawcę. Jej poprzedni
partner wyjechał - a właściwie uciekł - z Paryża na Ibizę. Starał się nawet wytłumaczyć,
dlaczego porzuca pracę. Mamrotał coś o „powrocie króla" i jakimś „poważnym,
imponującym gównie", które właśnie się kluje w „wesołym Paryżewie", cokolwiek by to
znaczyło.
Jako wampir była członkiem Tradycji, organizacji skupiającej istoty, którym udało się
przekonać ludzi, że żyją tylko w ich wyobraźni. Jednak mimo że Tradycja była tu silnie
zakorzeniona, Emma nie była w stanie znaleźć dawcy. Wszyscy, których mogłaby
poprosić, uciekali od niej w popłochu, ponieważ była wampirem. Umykali, nie czekając
nawet na
wyjaśnienia, że Emma nie jest pełnej krwi wampirem i że nigdy w życiu nie ugryzła
żadnej żywej istoty. Jej surowe przybrane ciotki uwielbiały mówić, że Emma płacze
różowymi łzami nawet wtedy, kiedy niechcący zetrze pyłek ze skrzydła ćmy.
Emma nie zrealizowała podczas tej podróży, na którą tak bardzo nalegała, żadnego z
1
Sokrates (469-399 p.n.e.) W: „Państwie" Platona. Przekład Władysław Witwicki.
5
wyznaczonych zadań. Miała zamiar zdobyć informacje na temat swoich zmarłych
rodziców - matki walkirii i nieznanego ojca wampira - ale poniosła klęskę. Klęskę, która
przybierze monstrualne rozmiary, kiedy wreszcie będzie musiała zadzwonić do ciołek,
żeby ją stąd zabrały, ponieważ nie jest w stanie zdobyć pożywienia. To żałosne.
Westchnęła. Będą suszyć jej głowę przez następne siedemdziesiąt lat...
Usłyszała trzask, i zanim zdołała pomyśleć o biednej kelnerce, której potrącą z pensji za
poniesione straty, trzask powtórzył się, a za nim następny. Uniosła głowę i zobaczyła, że
parasol umocowany do stolika po przeciwnej stronie ulicy strzela do góry niczym rakieta i
wpada do Sekwany. Łódź z turystami zakołysała się i rozległy się francuskie
przekleństwa.
Słabo widoczny w świetle ulicznych latarni potężny mężczyzna wywracał kawiarniane
stoliki, sztalugi artystów i stragany bukinistów sprzedających stuletnią pornografię.
Turyści wrzeszczeli i uciekali przed istnym huraganem zniszczenia. Emma poderwała się
na nogi i zarzuciła plecak na ramię. Mężczyzna szedł wprost na nią, ciągnąc po ziemi
długi czarny płaszcz. Jego wzrost i nienaturalnie płynne ruchy sprawiły, że zaczęła się
zastanawiać, czy jest człowiekiem. Gęste i długie włosy niemal zakrywały mu twarz, a
szczękę ocieniał kilkudniowy zarost.
Wyciągnął w jej stronę drżącą dłoń.
- Ty! - wrzasnął.
Dziewczyna rozejrzała się wokoło, szukając pechowego adresata tych słów. Ale to ją miał
na myśli. Niech to, ten szaleniec zwracał się właśnie do niej.
Przywołał ją gestem do siebie, jakby był pewny, że do niego przyjdzie.
- Eeee... no... ja pana nie znam - pisnęła, próbują się wycofać, ale jej nogi natrafiły na
ławkę.
Zbliżał się do niej, nie zwracając uwagi na stoliki, które ich dzieliły. Rozrzucał je na boki
jak zabawki i szedł prosto na nią. W jego bladoniebieskich oczach płonęła szaleńcza furia.
Czuła jego gniew tym bardziej, im bliżej podchodził.
Zaniepokoiła się. Przecież jej gatunek uważany był za nocnych drapieżników... a nigdy za
zwierzynę. Poza tym w głębi serca była tchórzem.
- Chodź - wyrzucił z siebie z trudem i ponownie skinął dłonią. Potrząsnęła głową, patrząc
na niego szeroko otwartymi oczyma, i nagle przeskoczyła nad ławką, obracając się w
powietrzu. Wylądowała plecami do mężczyzny i ruszyła biegiem w dół alejki. Była słaba,
gdyż piła krew ponad dwa dni temu, ale strach dodawał jej sił, kiedy wpadła na Most
Arcybiskupi i uciekła z wyspy.
Kiedy minęła trzy... nie, cztery domy, zaryzykowała rzut oka przez ramię. Nie widziała
napastnika. Czy udało jej się umknąć? Dobiegająca nagle z torebki muzyka sprawiła, że
krzyknęła głośno.
Kto, do cholery, zaprogramował właśnie tę melodyjkę jako dzwonek w jej komórce?
Zmrużyła oczy. Ciotka Regina.
Najbardziej niedojrzała spośród wszystkich nieśmiertelnych tego świata, która wygląda
jak syrena i zachowuje się jak nastolatka.
Wyciągnęła aparat. O wilku mowa. Promienna Regina.
- Jestem trochę zajęta - warknęła Emma, oglądając się przez ramię.
6
- Porzuć swoje bagaże. Nie ma czasu na pakowanie. Annika chce, żebyś natychmiast
jechała na lotnisko. Jesteś w niebezpieczeństwie.
- Co?
Kliknięcie. To nie było ostrzeżenie. To było polecenie.
Zapyta, o co tu chodzi, kiedy już będzie w samolocie. Zupełnie jakby potrzebowała
pretekstu, żeby wracać do domu.
Na samo wspomnienie o niebezpieczeństwie pędziła do swoich ciotek walkirii, które
obronią ją przed każdym, kto odważy się ją zaatakować. Kiedy próbowała przypomnieć
sobie drogę na lotnisko, na którym wylądowała jakiś czas Innu, zaczął padać deszcz, lekki
i ciepły na początku - kwietniowi zakochani ze śmiechem przed nim umykali - który
jednak szybko zmienił się w lodowatą ulewę. Weszła w zatłoczoną aleję; w tłumie czuła
się bezpieczniej. Umykała przed samochodami wściekle wymachującymi wycieraczkami i
dającymi sygnały klaksonami. Nigdzie nie widziała swojego prześladowcy.
Mając jedynie plecak na ramieniu, poruszała się szybko. Przeszła kilka kilometrów i w
końcu doszła do dużego parku, za którym rozciągały się pasy startowe. Widziała już
smugi rozgrzanego powietrza ponad pracującymi silnikami maszyny przygotowywanej
do startu i cienie za zamkniętymi oknami terminala. Już prawie dotarła do celu.
Emma przekonała samą siebie, że zgubiła prześladowcę, ponieważ była szybka. Przyszło
jej to z łatwością, gdyż była mistrzynią w udawaniu, że wszystko jest w porządku. Mogła
udawać, że to ona sama wybrała te nocne zajęcia i że nie chce jej się pić...
Usłyszała ryk wściekłości. Szeroko otworzyła oczy, ale nie odwróciła się, tylko ruszyła
biegiem przez pole. Poczuła, jak szpony zaciskają się na jej kostce, a potem została
powalona na błotnistą ziemię i przewrócona na plecy. Dłoń prześladowcy zakryła jej usta,
chociaż nauczono ją, żeby nie krzyczeć.
- Nigdy nie uciekaj przed takimi jak ja. - Napastnik nie mówił jak człowiek. - Nie uda ci się
uciec. A my to lubimy. - Jego głos był głęboki jak głos bestii, jednakże akcent przypominał
jej... Szkocję?
Patrzyła na niego poprzez padający deszcz. On także się jej przyglądał, a jego oczy raz
były złote, a raz migotały czystym błękitem. Nie, to nie był człowiek. Z bliska widziała, że
ma męskie, regularne rysy. Mocno zarysowany podbródek i szczęka podkreślały subtelnie
rzeźbione policzki. Był tak piękny, że przez chwilę pomyślała, że musi być upadłym
aniołem. Właściwie dlaczego miałaby wykluczyć taką ewentualność?
Dłoń, która spoczywała na jej ustach, złapała ją za podbródek. Zmrużył oczy, wbijając
wzrok w jej usta... i ledwie dostrzegalne kły.
- Nie - jęknął. - Nie, to niemożliwe... - Szarpnął ją za głowę, przyjrzał się uważnie jej szyi,
powąchał skórę i wrzasnął z wściekłości: - A niech cię diabli!
Kiedy jego oczy zrobiły się nagle lodowato niebieskie, krzyknęła, z trudem chwytając
powietrze.
- Czy umiesz się przenosić? - zazgrzytał, jakby mówienie sprawiało mu trudności. -
Odpowiedz mi!
Potrząsnęła głową. Kiedy wampiry mówiły o przenoszeniu się, miały na myśli
teleportację, znikanie i ponowne pojawianie się powietrzu. A więc on wie, że jestem
wampirem?
7
- Umiesz?
- N-nie. - Nigdy nie była na tyle silna ani wyszkolona, aby to zrobić. - Proszę. - Zmrużyła
oczy przed zacinającym deszczem. - Złapałeś niewłaściwą osobę.
- Sądzę, że cię znam. Upewnię się, skoro nalegasz. - Uniósł rękę... żeby ją dotknąć?
Uderzyć? Odepchnęła go, sycząc wściekle.
Schwycił silną dłonią za jej kark, drugą za nadgarstki, i schylił się ku szyi. Całe jej ciało
napięło się, kiedy poczuła na skórze jego język. Usta napastnika były gorące w
porównaniu z chłodnym, wilgotnym powietrzem. Drżała tak mocno, aż rozbolały ją
mięśnie. Jęknął, całując ją, a jego dłoń mocno trzymała jej ręce. Czuła, jak krople deszczu
spływają pod sukienką po jej udach, mrożąc skórę.
- Nie rób tego! Błagam... - Ostatnie słowo przeszło w żałosny jęk, który najwyraźniej
spowodował jego przebudzenie się z transu. Uniósł głowę i spojrzał jej w oczy, marszcząc
brwi, ale nie uwolnił rąk. Przesunął szponem w dół jej bluzki, rozcinając tkaninę i cienki
stanik, a potem powoli pogładził jej piersi wierzchem dłoni. Szarpnęła się, ale był zbyt
silny, aby mogła się uwolnić. Patrzył pożądliwie, jak zimny deszcz smaga jej nagie piersi.
Drżała gwałtownie.
Jego ból był tak silny, że przyprawiał go o mdłości. Mógł ją teraz wziąć albo rozerwać to
bezbronne ciało i zabić...
Zamiast tego rozerwał swoją koszulę, a potem oplótł potężnymi ramionami jej plecy i
przyciągnął ją do piersi. Jęknął, kiedy ich nagie ciała się zetknęły, a dziewczyna poczuła,
jak przelatuje przez nią prąd. Niebo przecięła błyskawica.
Wyszeptał jakieś obce, niezrozumiałe dla niej słowa prosto do jej ucha. Wiedziała, że to
były... czułe słowa i przez chwilę zdawało jej się, że postradała zmysły. Trzymał ją w
ramionach, klęcząc, i wodził gorącymi ustami po jej mokrych od deszczu szyi, twarzy,
oczach i czole. A ona leżała, bezwładna i oszołomiona, patrząc w niebo przecinane
błyskawicami.
Ujął jej głowę w dłonie i spojrzał w twarz. Wyglądał na rozdartego, przeżywającego silne
emocje... Nikt nigdy nie patrzył na nią tak intensywnie. Poczuła zamęt w głowie. Czy ją
zaatakuje, czy puści? Pozwól mi odejść, pomyślała.
Łza spłynęła po jej twarzy, ciepła kropla pośród lodowatych strużek deszczu. Spojrzenie
zniknęło.
- Krew zamiast łez?! - wrzasnął, poruszony jej różowymi łzami. Odwrócił głowę, jakby nie
był w stanie na nią patrzeć, i po omacku okrył jej ciało podartą bluzką. - Zabierz mnie do
swojego domu, wampirze.
- Ja... Ja nie jestem stąd - powiedziała drżącym głosem, ciągle oszołomiona tym, co się
stało, i faktem, że on wie, kim ona jest.
- A więc zabierz mnie tam, gdzie się zatrzymałaś - rozkazał, patrząc na nią z góry.
- Nie. - Była zdumiona, że to powiedziała. On także wyglądał na zaskoczonego.
- Ponieważ nie chcesz, żebym przestał? Dobrze. Wezmę cię tu i teraz, na tej trawie. - Uniósł
ją z łatwością i rzucił na ziemię.
Musiał zobaczyć wyraz rezygnacji na jej twarzy, gdyż podniósł ją, postawił na ziemi i
popchnął, żeby zaczęła iść.
- Kto z tobą mieszka?
8
Mój mąż, chciała odwarknąć. Osiłek, który zaraz skopie ci tyłek. Ale nie umiała kłamać, a poza
tym nie miała odwagi,
żeby go prowokować.
- Jestem sama.
- Twój mężczyzna pozwala ci samotnie podróżować? - zapytał, przekrzykując szum
deszczu. Jego głos znów przypominał ludzką mowę. Kiedy nie odpowiedziała, dodał z
uśmieszkiem: - Masz naprawdę niefrasobliwego samca. Jego strata.
Potknęła się o kępę trawy, więc podtrzymał ją delikatnie, co najwyraźniej sprawiło, że
znów się rozzłościł. Nie zamierzał jej pomagać. Ale chwilę później, kiedy mijał ich
samochód, gniewnie trąbiąc, pociągnął ją do tyłu, zamachnął się i jego szpony przecięły
karoserię niczym aluminiowe sreberko. Samochodem zarzuciło. Kiedy auto wreszcie się
zatrzymało, blok silnika spadł na ziemię z głuchym łupnięciem. Kierowca otworzył drzwi,
wysiadł i rzucił się do ucieczki.
Obserwowała tę scenę z otwartymi ze zdziwienia ustami - jej prześladowca zachował się
tak, jakby... nigdy nie widział samochodu. Podszedł i nachylił się nad nią.
- Mam nadzieję, że znowu spróbujesz przede mną uciec - powiedział niskim, zimnym
głosem. Złapał ją za rękę.
- Jak daleko jeszcze?
Pokazała drżącą dłonią hotel Crillon na Placu Zgody. Spojrzał na nią wzrokiem pełnym
nienawiści.
- Zawsze mieliście pieniądze - powiedział cierpko. - Nic się nie zmieniło. - Wiedział, że jest
wampirem. Czy miał pojęcie, kim są jej ciotki? Na pewno - w przeciwnym razie skąd
Regina wiedziałaby, że musi ją przed nim ostrzec? I skąd on wiedziałby, że jej rodzina jest
tak dobrze sytuowana?
Po dziesięciu minutach marszu, coraz to inną aleją, przeszli obok hotelowego portiera i
weszli do hallu, czując na sobie zaciekawione spojrzenia. Na szczęście światła były
przygaszone. Emma naciągnęła mokrą kurtkę na podartą bluzkę i opuściła głowę,
zadowolona, że zaplotła włosy w warkocze tuż nad uszami.
W otoczeniu obcych ludzi zwolnił nieco uścisk na jej ramieniu. Musiał zdawać sobie
sprawę, że nie powinni skupiać ich uwagi. Me krzycz, nie pozwól, aby ludzie się tobą
zainteresowali. W końcu oni zawsze okazują się bardziej niebezpieczni niż tysiące istot
należących do Tradycji.
Kiedy mężczyzna otoczył ją ramieniem, jakby byli parą, uniosła ostrożnie głowę i zerknęła
na niego spod szopy mokrych włosów. Chociaż szedł dumnie, tak jakby całe to miejsce
należało do niego, rozglądał się wokoło, jak gdyby to wszystko jednocześnie było dla
niego obce. Dzwonek telefonu sprawił, że zesztywniał. Ruchome drzwi także go
zdenerwowały. Chociaż doskonale to ukrywał, zauważyła, że nie ma pojęcia, do czego
służy winda. Zawahał się w progu. W środku windy jego potężna sylwetka i
promieniująca z niej energia sprawiły, że przestrzeń nagle się skurczyła.
Krótki spacer od windy do drzwi pokoju był najdłuższym w całym jej życiu. Wymyślała i
odrzucała kolejne plany ucieczki. Przed drzwiami zyskała trochę czasu, szukając karty na
samym dnie głębokiej torebki.
- Klucz - warknął.
9
Podała mu z głębokim westchnieniem kartę. Patrząc na jego twarz, pomyślała, że znów
zażąda klucza, ale on tylko spojrzał na drzwi i oddał jej kawałek plastiku.
- Ty to otwórz.
Drżącą dłonią wsunęła kartę do szczeliny. Mechanizm zabuczał, a kliknięcie zamka
zabrzmiało w jej uszach jak podzwonne.
Kiedy weszli do pokoju, sprawdził każdy jego skrawek, jakby chciał się upewnić, że
naprawdę mieszka tutaj sama. Zajrzał pod łóżko nakryte brokatową narzutą, a potem
rozsunął na boki ciężkie jedwabne draperie, odsłaniając jeden z najpiękniejszych widoków
na Paryż. Poruszał się jak drapieżne zwierzę, każdy ruch był pełen agresji; zauważyła, że
oszczędza jedną nogę.
Kiedy ruszył powoli, kulejąc, w jej stronę, otworzyła szerzej oczy i oparła się o ścianę.
Przyglądał się jej, studiował, oceniał... aż w końcu jego wzrok zatrzymał się na jej ustach.
- Czekałem na ciebie tak długo.
Wciąż zachowywał się tak, jakby ją znał. A przecież ona nigdy nie zapomniałaby takiego
mężczyzny.
- Potrzebuję cię. Nieważne, kim jesteś. I nie zamierzam dłużej czekać.
Na te słowa jej ciało nieoczekiwanie rozluźniło się. Wyciągnęła ręce, jakby chciała go
przyciągnąć do siebie, a jej kły schowały się w oczekiwaniu na pocałunek. Jej system
obronny najwyraźniej pozostawał w stanie uśpienia. Była przerażona. Ale jej ciało wcale
się nie bało.
Oparł dłonie o ścianę po obu stronach jej twarzy. Bez pośpiechu pochylił się i przywarł
ustami do jej warg. Jęknął, a po chwili przycisnął mocniej, pieszcząc jej wargi językiem.
Zamarła, nie wiedząc, co robić.
- Pocałuj mnie, wiedźmo - szepnął, nie odrywając ust. - A ja postanowię, czy mam ci
darować życie.
Z okrzykiem przywarła do jego warg. Mężczyzna znieruchomiał, jakby chciał, aby
całkowicie przejęła inicjatywę, więc dziewczyna cofnęła lekko głowę i delikatnie musnęła
ustami jego wargi.
- Pocałuj mnie tak, jakby to miało uratować ci życie.
Zrobiła tak, jak chciał. Nie dlatego, że tak bardzo pragnęła żyć, ale dlatego, że wiedziała,
jak bardzo jej śmierć może być długa i bolesna. Nie chciała odczuwać bólu. Nigdy.
Kiedy ich języki się zetknęły, tak jak przed chwilą, mężczyzna jęknął i przejął inicjatywę.
Odchylił jej głowę do tyłu, jakby zamierzał ugryźć ją w szyję. Jego język desperacko
pragnął kontaktu, a ona była zaskoczona, gdyż to wcale nie było... niemiłe. Ile razy
marzyła o pierwszym pocałunku, chociaż wiedziała, że nigdy go nie doświadczy. A teraz
jej marzenia się spełniały. Nawet nie znała jego imienia.
Kiedy znów zaczęła drżeć, przestał ją całować i odsunął się od niej.
- Zmarzłaś.
Była lodowata. Już dawno nie piła krwi i dlatego tak marzła. A leżenie na mokrej ziemi
wcale jej nie pomogło. Ale obawiała się, że to nie chłód jest przyczyną drżenia.
- T-tak. - Popatrzył na nią z niesmakiem.
- I jesteś brudna. Cała w błocie.
- Ale ty... - Zamarła, widząc jego gniewne spojrzenie. Znalazł łazienkę, wepchnął ją do
10
środka i z zaciekawieniem popatrzył na armaturę.
- Umyj się.
- Może w-wyjdziesz?
- Chyba żartujesz. - Oparł się o ścianę i skrzyżował muskularne ramiona na piersi, jakby
oczekiwał na przedstawienie. - A teraz rozbierz się, chcę zobaczyć, co mi się trafiło.
Co mu się trafiło? Była zbyt przerażona, żeby protestować, ale w tym momencie
mężczyzna poderwał głowę, jakby coś usłyszał, a potem wypadł z łazienki. Zatrzasnęła
drzwi i przekręciła zamek - kolejny pusty gest - a potem odkręciła kran.
Usiadła na podłodze, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła się zastanawiać, w jaki sposób ma
uciec przed tym szaleńcem.
Hotel Crillon szczycił się ścianami o grubości trzydziestu centymetrów - i rzeczywiście, w
pokoju obok mieszkali muzycy jakiegoś rockowego zespołu i ani razu ich nie słyszała.
Oczywiście nie zamierzała nikogo wołać - nigdy nie wzywaj na pomoc człowieka - ale
zastanawiała się, czy może zdoła w jakiś sposób sforsować ścianę łazienki.
Dźwiękoszczelne ściany, dziesiąte piętro. Luksusowy pokój, schronienie przed słońcem i
ciekawskimi ludźmi, zamienił się w pozłacaną klatkę. Została złapana przez tajemniczą
istotę i tylko Freja wie, kto to może być.
Jak miała stąd uciec, kiedy znikąd nie mogła spodziewać się pomocy?
* * *
Lachlain usłyszał ciche skrzypienie kółek, i poczuł mięso, wyskoczył więc z pokoju.
Pchający wózek stary człowiek krzyknął ze strachu na widok mężczyzny, a potem patrzył
z otwartymi ustami, jak Lachlain porywa z wózka dwa przykryte talerze.
Lachlain zamknął kopniakiem drzwi za sobą. Złapał leżące na talerzach steki i pożarł je. A
potem walnął pięścią w ścianę, kiedy jego umysł przecięła błyskawica przypomnienia.
Poruszając krwawiącymi palcami, usiadł na skraju obcego łóżka, w obcym miejscu i
dziwnym czasie. Był zmęczony i noga naprawdę go bolała po szaleńczej gonitwie za
wampirem. Podciągnął skradzione spodnie i obejrzał regenerującą się kończynę. Ciało
było zapadnięte i wyniszczone. Z trudem odepchnął od siebie myśl o tej stracie. Ale jakie
inne
wspomnienia mu pozostały? Tylko te o płonącym ciele i śmierci, która powtarzała się od
stu pięćdziesięciu lat, o ile zdołał się zorientować...
Zadrżał i oblał się zimnym potem. Opuścił głowę między kolana, ale udało mu się
powstrzymać wymioty, gdyż bardzo potrzebował pożywienia. Zamiast tego wbił pazury
w stojącą przy łóżku nocną szafkę, aby nie zniszczyć wszystkiego w zasięgu wzroku.
Przez ostatni tydzień, odkąd uciekł z niewoli, radził sobie doskonale, koncentrując się na
poszukiwaniu dziewczyny i regenerowaniu nogi; wydawało się, że powoli się
aklimatyzuje. Ale potem coś sprawiło, że wpadł w gniew. Niszczył wszystko, czego nie
rozpoznawał i nie rozumiał.
Dzisiejszej nocy był słaby, nie myślał jasno i jego noga ciągle się odbudowywała, kiedy
więc w końcu znów złapał jej zapach, z trudem utrzymywał się na nogach. Ale zamiast
swojej towarzyszki, której się spodziewał, znalazł wampira. Małą, delikatną i słabą samicę.
Od setek lat nie słyszał o żywej samicy wampira. Samce musiały dobrze ją chronić przez te
wszystkie lata. Wbrew temu, co mówiła Tradycja, najwyraźniej Horda nie zabiła
11
wszystkich kobiet.
Jego instynkt, Boże dopomóż, ciągle mu podpowiadał, że ta blada, eteryczna istota należy
do niego. I że powinien ją dotknąć, uznać za swoją. Czekał tak długo... Ukrył twarz w
dłoniach, próbując się opanować, zamknąć bestię z powrotem do klatki. Czy los
postanowił zadrwić z niego kolejny raz? Szukał jej przeszło tysiąc lat. I odnalazł w ciele,
którym pogardzał, którego nienawidził tak mocno, że nie potrafił się opanować. Wampir.
Brzydził się jej sposobem życia. Pogardzał jej słabością. Jej blade ciało było zbyt małe, zbyt
chude. Wyglądała tak, jakby miała się złamać, kiedy tylko się do niej zbliży. A więc od
tysiąca lat czekał na tego bezbronnego pasożyta.
Usłyszał skrzypienie kółek, które mijały jego pokój znacznie szybciej niż poprzednio, ale
po raz pierwszy od długiego czasu nie był głodny. Dzisiejszy posiłek pozwolił mu
zapomnieć o fizycznych dolegliwościach. Ale jego umysł...
Spędził z tą kobietą ostatnią godzinę. I w tym czasie zaledwie dwukrotnie musiał walczyć
z bestią czającą się w jego ciele, co było dużym osiągnięciem, zważywszy, że całe jego
życie było ciągłą ciemnością, przerywaną tylko okresami ślepego gniewu. Wszyscy mu
mówili, że jego żałość może ukoić samica wilkołaka - kiedy naprawdę będzie do niego
należała, porzuci swoje krwawe zajęcie.
Ale to nie mogła być ona. Musiał się pomylić. Zanim przykuli go do skały i wystawili na
pastwę ognia, było mu żal tylko jednej rzeczy - że nigdy jej nie spotkał. Być może to jego
słaby umysł płatał mu teraz figle. Oczywiście, że lak.
Zawsze wyobrażał sobie swoją towarzyszkę jako dorodną rudowłosą dziewczynę, która
będzie w stanie zaspokoić jego żądze, która zewrze się z nim w miłosnym uścisku... a nie
jako bojaźliwą, chudą wampirzycę. To ten jego chory umysł.
Oczywiście.
Pokuśtykał do drzwi łazienki - okazało się, że są zamknięte. Potrząsnął głową, z łatwością
wyrwał zamek i wszedł do tak zaparowanego pomieszczenia, że z trudem mógł dojrzeć
opartą o przeciwległą ścianę dziewczynę. Uniósł ją do góry za ramiona i z wściekłością
zauważył, że ciągle jest mokra i brudna.
- Jeszcze się nie umyłaś? - zapytał. Wampirzyca patrzyła tępo w podłogę. - Dlaczego?
Żałośnie wzruszyła ramionami.
Spojrzał na kaskadę wody bijącej o ścianę szklanej kabiny, otworzył drzwi i włożył rękę
pod strumień. Tak, temperatura mu odpowiadała. Puścił dziewczynę i rozebrał się.
Widząc jego penis, otworzyła szeroko oczy i zakryła usta dłonią. Można by pomyśleć, że
nigdy czegoś takiego nie widziała. Pozwolił jej popatrzeć, a nawet oparł się o ścianę,
krzyżując ramiona na piersi.
Intensywne spojrzenie Emmy spowodowało, że członek mężczyzny zaczął twardnieć.
Najwyraźniej jego ciało uważało, że to jest ta właściwa kobieta. Dziewczyna westchnęła i
spojrzała na jego chorą nogę. Ten widok najwyraźniej jeszcze bardziej ją zafascynował,
jego z kolei wprawiło to w zakłopotanie, więc wszedł pod prysznic, żeby nie mogła się
dalej przyglądać. Zamknął oczy, z przyjemnością poddając się strumieniowi ciepłej wody.
Zauważył, że kąpiel nie wpłynęła w żaden sposób na erekcję. Wyczuł, że kobieta jest
napięta, tak jakby chciała uciec, otworzył więc oczy. Gdyby miał więcej siły, naprawdę
chciałby, żeby spróbowała.
12
- Patrzysz na drzwi? Złapię cię, zanim zdołasz do nich dobiec.
Odwróciła się, zobaczyła, że jego penis jeszcze bardziej stwardniał, i z trudem
powstrzymała szloch.
- Rozbieraj się, wampirze.
- N-nie!
- Masz zamiar kąpać się w ubraniu?
- Wolę to niż się przed tobą rozebrać!
Strumień wody sprawił, że nieco się odprężył. Doskonałe jedzenie poprawiło mu nastrój.
- A więc zawrzyjmy umowę. Ty będziesz dla mnie miła, a ja też będę dla ciebie uprzejmy.
Spojrzała na niego, odgarniając kosmyk włosów, który wymknął się z ciasno zaplecionych
warkoczy.
- Co masz na myśli?
Oparł dłonie o drzwi kabiny i wychylił głowę spod strumienia wody.
- Chcę, żebyś tu weszła bez ubrania. A ty czego ode mnie chcesz?
- Nic, co by było równie wartościowe - szepnęła.
- I tak będziesz musiała mi ulec. I ja zdecyduję, kiedy i cię wypuszczę. Nie masz zamiaru
skontaktować się ze swoimi... ludźmi? - Niemalże wypluł to słowo. - Jestem pewien, że
jesteś dla nich bardzo cenna. Takie osoby jak ty to rzadkość. - Doszedł do wniosku, że
przetrzymywanie tej kobiety-wampira z dala od jej rodziny będzie doskonałym
początkiem zemsty. A w dodatku miał zamiar do woli korzystać z jej ciała, co z pewnością
rozjuszy jej krewniaków. Przygryzła czerwoną wargę maleńkim kłem, co sprawiło, że jego
gniew wybuchł z nową siłą. - Nie zamierzam nic ci obiecywać! Mogę wciągnąć cię tutaj
siłą, a potem zrobić z tobą, co zechcę.
- A-ale nie zrobisz tego, jeżeli zgodzę się wejść pod prysznic?
- Chodź tutaj dobrowolnie, a nic ci nie zrobię - skłamał.
- A co zamierzasz... zrobić?
- Chcę cię dotknąć. I chcę, żebyś ty mnie dotknęła.
- Czy to będzie bolało? - zapytała ledwie słyszalnym szeptem.
- Tylko cię dotknę. Nie skrzywdzę cię.
Zmarszczyła delikatne jasne brwi, zastanawiając się nad jego słowami. A potem, jakby z
wielkim bólem, schyliła się i zdjęła buty. Złapała za poły kurtki i podartej bluzki i nagle
zatrzymała się, jakby nie była w stanie się poruszyć. Drżała mocno, a w jej niebieskich
oczach widać było przerażenie. Ale przecież się zgodziła... chociaż powody, dla jakich to
zrobiła, były dla niego zupełnie niezrozumiałe. Jej oczy były pełne wyrazu, ale nie umiał z
nich niczego wyczytać.
Kiedy się nad nią pochylił, szybko zdjęła mokrą kurtkę i bluzkę, po czym zakryła
drobnymi rękami piersi. Wstydzi się? Przecież pamiętał pełne krwi orgie urządzane przez
wampiry.
- Proszę. N-nie wiem, co sobie o mnie myślisz, ale...
- Myślę - zanim zdążyła mrugnąć, zdarł z niej resztki ubrania i rzucił je na ziemię - że
powinienem poznać twoje imię, zanim zacznę cię dotykać.
Zadrżała jeszcze bardziej, chociaż wydawało się to niemożliwe, i przycisnęła mocniej ręce
do piersi.
13
Patrzył na nią zachłannie. Jej skóra była biała jak alabaster, zakryta jedynie dziwacznymi
majteczkami: czarnym jedwabnym trójkątem. Przód zrobiony był z przejrzystej koronki,
przez którą prześwitywały jasne kręcone kosmyki. Przypomniał sobie, jak smakowała jej
skóra tam na łące, w potokach deszczu i świetle nienaturalnych błysków, i jego penis
zapulsował w bolesnym oczekiwaniu. Inni mężczyźni z pewnością uznaliby, że jest
piękna, i zabijaliby się o nią.
Jej drżące ciało było zbyt małe, ale oczy... ogromne i niebieskie niczym letnie niebo,
którego nigdy nie zobaczy.
- N-nazywam się Emmaline.
- Emmaline - mruknął i powoli wyciągnął szponiastą dłoń, aby przeciąć jedwabne
majteczki.
Co za idiotka ze mnie, że się na to zgodziłam, pomyślała Emma, kiedy resztki bielizny
zsunęły się z jej bioder. Dlaczego mu zaufała? Nie powinna była, ale jaki miała wybór?
Musi zadzwonić do Anniki, swojej przybranej matki. Z pewnością szaleje z niepokoju na
wieść, że Emmaline nie wsiadła do czekającego na nią samolotu.
Ale czy tylko dlatego przystała na jego żądanie? Chyba nie. Mężczyźni wiele razy składali
jej różne propozycje - lecz jej natura wampira sprawiała, że musiała im odmawiać. Ale ten
samiec był inny. Wiedział, kim ona jest, i nie prosił jej o to, co było niemożliwe, on tego po
prostu żądał...
Prysznic.
I jeszcze...
Wyciągnął rękę. Nie agresywnie czy niecierpliwie, ale łagodnie, obrzucając przy tym jej
nagie ciało natarczywym spojrzeniem ciepłych i złotych oczu. Mimowolnie wydał niski
pomruk. Tak jakby uważał, że jest piękna.
Jego wielkość ciągle ją przerażała, podobnie jak chora noga, ale mimo to z głębokim
westchnieniem podała mu dłoń, chociaż ten gest kosztował ją więcej odwagi niż
jakikolwiek inny w całym jej życiu.
Złapał ją za rękę, i tak oto znalazła się zupełnie naga pod prysznicem z szalonym ponad
dwumetrowym samcem nieznanego jej gatunku. Wciągnął ją pod strumień wody i
odwrócił tyłem do siebie. Ujął obie jej ręce i oparł na szklanej ścianie kabiny. Jej myśli
galopowały. Co on zamierza zrobić? Nie mogła być bardziej nieprzygotowana na to, co się
właśnie działo. Intymna sytuacja. Mógł zrobić wszystko, co chciał, a ona nie mogła go
powstrzymać.
Ze zdumieniem odwróciła głowę, kiedy zaczął namydlać jej plecy i boki. Jego dłonie były
wielkie. Czuła się zażenowana faktem, że obcy mężczyzna widzi ją w takiej sytuacji, ale
jednocześnie jego ciało ją intrygowało. Zwłaszcza wielki członek w stanie wzwodu, który
jakby żył własnym życiem, przyciągał jej wzrok. Zauważyła, że włosy porastające jego
klatkę piersiową, plecy i nogi są złotawe, a skóra, z wyjątkiem chorej nogi, mocno opalona.
Pochylił się, żeby umyć jej nogi, zeskrobać błoto i trawę z kolan. Kiedy zaczął myć uda,
zacisnęła kolana. Warknął gniewnie, wstał i przycisnął ją do piersi, aż poczuła, jak jego
męskość ociera się o jej skórę. Potem znowu powoli mył jej ciało, tym razem zaczynając od
barków, a drugą dłonią trzymał ją mocno za ramię.
Nagle jego potężna dłoń dotknęła piersi dziewczyny. Cała zesztywniała; miała ochotę
14
wrzeszczeć.
- Twoja skóra jest tak cholernie gładka - mruknął jej do ucha. - Tak miękka jak jedwab,
który miałaś na sobie.
Zadrżała. Jeden komplement wystarczył, by Emma, która nie uważała siebie za osobę
łatwą, zmiękła jak wosk. Kiedy potarł brodawkę opuszkiem kciuka, wstrzymała oddech,
zadowolona, że nie widzi jej oczu. Jak cokolwiek może sprawiać aż tyle przyjemności?
- Postaw nogę tutaj, - Wskazał na wąską ławeczkę ustawioną pod ścianą kabiny. I co, może
każe jej jeszcze rozłożyć uda, tak?
- Ja n-nie...
Podniósł jej nogę i postawił na ławeczce. Kiedy usiłowała się wyrwać, warknął gniewnie.
- Nie waż się. A teraz oprzyj o mnie głowę.
Potem obie jego dłonie spoczęły na jej piersiach, delikatnie je pocierając, dopóki całe
mydło nie zostało spłukane przez strumień wody. Zagryzła wargi, kiedy brodawki
niemalże boleśnie stwardniały. Powinna być przerażona. Czy aż tak bardzo pragnęła
dotyku - jakiegokolwiek dotyku - że zamierzała mu ulec? Jego palce zsunęły się w dół.
- Otwórz się dla mnie.
Właśnie miała na powrót zacisnąć kolana. Nikt nigdy jej tam nie dotykał. Ani nigdzie
indziej, jeżeli już o tym mowa. Nigdy nawet nie trzymała mężczyzny za rękę. Nerwowo
przełknęła ślinę, patrząc, jak jego dłoń wędruje coraz niżej.
- A-ale mówiłeś...
- Że nie będę się z tobą pieprzył. Zaufaj mi, dowiesz się, kiedy będę miał taki zamiar.
Westchnęła, czując pierwszy dotyk, i osunęła się w jego silne ramiona, zaskoczona
intensywnością swoich doznań. Dwa palce gładziły jej wrażliwe ciało, raz słabiej, raz
mocniej. To było bardzo przyjemne, zwłaszcza że mężczyzna był taki... delikatny. Robił to
powoli i łagodnie. Kiedy poczuł, że robi się wilgotna, mruknął pod nosem kilka
niezrozumiałych słów i dotknął ustami jej szyi, jakby był z niej zadowolony.
Spróbował wsunąć w nią palec, ale dziewczyna zesztywniała, czując nieznany jej dotyk.
- Twarda jak pięść - mruknął. - Musisz się rozluźnić.
Zastanawiała się, czy powinna mu powiedzieć, że spokój i rozluźnienie nic tu nie pomogą.
Sięgnął po nią od tyłu. Kiedy wsunął środkowy palec do jej wnętrza, westchnęła i wspięła
się na palce, jakby chciała przed nim uciec. Ale złapał ją delikatnie drugą ręką, a potem
sięgnął, aby dotknąć ją także z przodu. Usłyszała przyspieszony oddech i ze zdumieniem
zdała sobie sprawę, że to ona sama tak dyszy.
Obcy mężczyzna pieścił jej ciało - był w niej, w środku - a ona czuła podniecenie.
Mężczyzna drżał coraz bardziej w miarę, jak jej dotykał. Wyczuwała, że ledwie nad sobą
panuje. Powinna się go bać, być ostrożna, ale jego palce były takie delikatne, zwłaszcza ten
jeden, który jak gorący płomień poruszał się w środku niej.
Czuła nieznaną wcześniej przyjemność. Miała ochotę głośno jęczeć. Nigdy wcześniej nie
jęczała z przyjemności. Nigdy w całym swoim życiu nie była tak poruszona. Jej szpony
skurczyły się; wyobrażała sobie, że zatapia paznokcie w jego plecach, tak jak on zatapiał
palce w jej ciele. Co się z nią dzieje?
- No, doskonale ci idzie, dziewczyno - mruknął do jej ucha tuż przed tym, zanim ją obrócił
i uniósł w ramionach. - Opleć nogami moje biodra.
15
Jej powieki były ciężkie z pożądania, ale teraz znów otworzyła szeroko oczy w panicznym
lęku.
- Obiecałeś, że tego nie zrobisz.
- Zmieniłem zdanie, kiedy poczułem, jaka jesteś wilgotna i chętna. - Czuł, że go pragnie,
tak jak tego oczekiwał.
Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc jej oporu. Nawet mimo osłabienia łatwo mógł sobie z nią
poradzić.
Przyparł ją do ściany i przywarł ustami do jej drobnych pulsujących piersi. Zamknął oczy i
pomrukiwał z rozkoszy, kiedy jego język gładził twarde brodawki. Kiedy otworzył oczy,
zobaczył, że dziewczyna przymyka powieki, a jej dłonie spoczywające na jego ramionach
zaciskają się w pięści.
Ponownie uniósł ją w górę i sięgnął między jej nogi. Znów była spięta. Jeżeli spróbuje w
nią wejść, z pewnością zrobi jej krzywdę... ale nie dbał o to. Tak wiele zrobił, żeby znaleźć
się w tym miejscu ze swoją wybranką, a tymczasem znalazł tylko wampira. Ale nic go nie
powstrzyma.
- Rozluźnij się - warknął. Ale osiągnął jedynie przeciwny efekt. Znów zaczęła się trząść.
Musiał w nią wejść. Tracił panowanie nad sobą. Jak długo ta dziewczyna zamierza tak się
nad nim pastwić? Torturować go jak jej krewni? Zawył z wściekłości i uderzył pięściami w
marmur po obu stronach jej głowy; posypały się okruchy kamienia.
W jej oczach znów pojawiło się przerażenie. Dlaczego ona nie może być kimś z jego rodu?
Gdyby tak było, jej pazury już orałyby jego plecy, aby zmusić go do penetracji. Jej ciało
powitałoby go z westchnieniem rozkoszy. Obraz, który pojawił się w jego wyobraźni,
sprawił, że mężczyzna jęknął na myśl o stracie. Tak bardzo chciał, żeby go pragnęła. A
tymczasem tylko ją dostał od losu.
- Mam zamiar cię wziąć dzisiejszej nocy, więc lepiej się odpręż.
Popatrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Powiedziałeś, że mnie nie skrzywdzisz. O-obiecałeś.
Czy ta wiedźma sądziła, że jego obietnica może ją uratować?
Złapał za członka, uniósł jej nogę do biodra...
- Ale powiedziałeś - szepnęła, zdruzgotana faktem, że mu uwierzyła. Nie znosiła, kiedy
ktoś ją oszukiwał, zwłaszcza że sama nie mogła kłamać. - Powiedziałeś...
Zamarł. Z głębokim warknięciem puścił jej nogę i znów uderzył w ścianę, a kiedy chciała
przeorać mu twarz pazurami, pogryźć go, ponownie zamknął ją w ramionach. Złapał ją za
rękę i naprowadził na potężnego członka; westchnął krótko, kiedy poczuł jej dotyk.
- Dotykaj mnie - warknął gardłowo.
Zadowolona z takiego obrotu sprawy, dotknęła go, chociaż nie była w stanie objąć go
drobną dłonią. Nie wiedziała, co robić, więc poruszył wymownie biodrami. W końcu jej
ręka zaczęła posłusznie wykonywać jego polecenie.
- Mocniej. - Zacisnęła bardziej palce, czując, jak jej twarz płonie z zakłopotania. Czy to aż
tak oczywiste, że ona nie ma pojęcia, co robi?
- Dobrze, dziewczyno - wychrypiał, jakby czytał w jej myślach. Gładził jej piersi, wodził
ustami po szyi, a z jego gardła dobywały się urywane jęki. Poczuła, że coraz mocniej
obejmuje ją ramieniem, aż w końcu zdawało jej się, że za chwilę nie będzie w stanie
16
oddychać. Jego druga dłoń powędrowała w dół, pomiędzy jej nogi.
- Już zaraz - wyjęczał. A potem krzyknął głośno, kiedy nasienie wytrysnęło na ścianę
kabiny. - Och, Boże, tak. - Przez cały czas dotykał jej piersi, ale ledwie czuła rękę
mężczyzny, zafascynowana jego kurczącym się członkiem.
Kiedy wreszcie skończył, zdała sobie sprawę, że ciągle go dotyka. Drżąc na całym ciele,
zatrzymał jej dłoń. Muskuły jego klatki piersiowej rozluźniły się. Zdawało jej się, że traci
zmysły. Powinna była czuć obrzydzenie, a tymczasem jej ciało przenikały fale bolesnej
tęsknoty. Za nim? Za jego pewną ręką, która dotykała jej między nogami?
Mężczyzna przywarł do niej całym ciałem, oparł brodę na jej głowie i otoczył ją
ramionami. - Dotykaj mnie.
- G-gdzie? - Czy jej głos naprawdę tak mocno drżał?
- Nieważne gdzie.
Zaczęła gładzić jego plecy, a wtedy on bezwiednie pocałował ją w czubek głowy, tak, jakby
nie zdawał sobie sprawy, że jest dla niej czuły.
Jego ramiona były szerokie i, podobnie jak cała reszta, silnie umięśnione. A jej ręce,
zupełnie jakby z własnej woli, gładziły go znacznie bardziej zmysłowo, niżby sobie
życzyła. Każdy ruch jej ciała sprawiał, że ciągle sterczące sutki ocierały się o jego klatkę
piersiową. Złote włosy na jego torsie łaskotały ją w usta i wbrew samej sobie wyobrażała
sobie, że całuje tę opaloną skórę. Jej podbrzusze pulsowało, kiedy czuła jego penisa
przytulonego do swojego brzucha. Pragnęła go, mimo że był taki wielki.
Kiedy myślała, że mężczyzna zasnął, mruknął jej do ucha:
- Czuję, że ciągle jesteś podniecona. I to bardzo.
Wstrzymała oddech. Co on ma na myśli?
- Mówisz takie rzeczy, żeby mnie zaszokować. - Pomyślała, że on zorientował się, że to ją
peszy, i znienawidziła go za to.
- Poproś mnie, a zaspokoję twoje pragnienie.
Zesztywniała. Może i była tchórzem, ale w tej chwili poczuła gniewną dumę.
- Nigdy.
- Twoja strata. A teraz rozpleć warkocze. Rozpuść włosy.
- Nie mam zamiaru...
Kiedy wyciągnął rękę, żeby samemu to zrobić, rozplotła włosy, starając się przy tym
zasłonić swoje szpiczaste uszy.
Wciągnął z sykiem powietrze.
- Pozwól mi je zobaczyć.
Nie odezwała się, kiedy odgarnął jej włosy do tyłu.
- Wyglądają jak zaczarowane. - Przesunął palcem po szpiczastej małżowinie i dziewczyna
zadrżała. Zdawała sobie sprawę, że to nie umknęło jego uważnemu spojrzeniu. - Czy to
charakterystyczna cecha kobiet-wampirów?
Nigdy jeszcze nie widziała pełnej krwi wampira, ani mężczyzny, ani kobiety. Wzruszyła
więc ramionami.
- Interesujące.
Umył jej włosy, patrząc na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Zakręć wodę - rozkazał, kiedy skończył, i wyciągnął ją z kabiny. Starannie wytarł całe jej
17
ciało czystym ręcznikiem, badając je niczym okazyjnie zdobyty ciekawy obiekt i mrucząc
słowa... aprobaty?
Musiał zauważyć jej zdumione spojrzenie, ponieważ uniósł głowę i zapytał:
- Nie lubisz, kiedy tak cię oglądam?
- Oczywiście, że nie!
- Pozwalam ci zrobić to samo. - Położył jej dłoń na swojej klatce piersiowej i przesunął ją w
dół, patrząc wyzywająco.
- Chyba zrezygnuję - pisnęła, zabierając rękę.
Zanim zdołała krzyknąć, złapał ją wpół, zaniósł do łóżka i brutalnie rzucił na pościel.
Wstała nieporadnie i rzuciła się do szafy pełnej ubrań. W sekundę znalazł się tuż za nią i
zajrzał jej przez ramię.
Opierał się na niej całym ciężarem ciała i poczuła, jak jego penis znów twardnieje. Wybrał
przejrzystą nocną koszulę wykończoną czerwoną koronką, zahaczył ją palcem i wyciągnął
z szafy.
- Czerwona. Żeby mi przypominała, kim jesteś.
Czerwony był jej ulubionym kolorem. Ona także chciała, żeby o niej pamiętano.
- Podnieś ręce.
Dosyć tego, pomyślała.
- Potrafię sama się ubrać - warknęła. Obrócił ją gwałtownie i spojrzał jej w twarz.
- Nie drażnij się ze mną, wampirze - powiedział lodowatym tonem. - Nie możesz sobie
nawet wyobrazić, ile lat płonąłem gniewem, który tylko czeka, aby wybuchnąć. - Za jego
plecami dostrzegła ze zdumieniem ślady szponów na nocnym stoliku. To szaleniec.
Bezradnie uniosła ręce. Jej ciotki by mu pokazały... Zmarszczyła brwi. Jej ciotki nic by mu
nie pokazały, bo od razu zabiłyby go za to, co jej zrobił. Przerażona, trzymała dłonie w
górze. Była zdegustowana swoją postawą. Tchórzliwa Emma.
Kiedy zakładał jej koszulę, bezwiednie otarł się o jej piersi, które ciągle były twarde, jakby
w oczekiwaniu na jego dotyk. Odsunął się do tyłu i obrzucił ją uważnym spojrzeniem,
poczynając od stóp, poprzez głębokie rozcięcie koszuli, a na koronkowym staniku
kończąc.
- Podobasz mi się w jedwabiu. - Jego głos był głęboki, a spojrzenie równie intensywne jak
dotyk, i nawet mimo tego, co się wydarzyło dzisiejszego wieczora, jej ciało zareagowało.
Uśmiechnął się okrutnie. Wiedział o tym.
Poczuła, że oblewa się rumieńcem, i odwróciła głowę.
- A teraz wskakuj do łóżka.
- Nie zamierzam z tobą spać.
- Jestem zmęczony i myślałem, że będziemy spać, ale jeżeli masz jakieś inne pomysły...
* * *
Emma zawsze się zastanawiała, jak to jest spać z kimś w jednym łóżku. Nigdy tego nie
doświadczyła, nigdy nie czuła na swoim ciele dotyku czyjejś skóry, nawet przez krótką
chwilę. Kiedy przywarł mocno do jej pleców z podkurczonymi nogami, była zdziwiona,
że jest taki ciepły. Jej ciało, które było zimne i blade z głodu, także się ogrzało. Musiała
przyznać, że to absolutnie jej obce uczucie bliskości jest... przyjemne. Włosy na jego
nogach łaskotały ją. Kiedy zasnął, mocno przyciskał usta do jej karku. Czuła przez skórę
18
pleców, jak mocno bije jego serce. W końcu zrozumiała, jakie to uczucie. I zdziwiła się, jak
można chcieć spać samotnie. Mężczyzna odpowiedział na tak wiele dręczących ją pytań,
spełnił jej najskrytsze marzenia.
A mimo to w każdej chwili mógł ją zabić.
Najpierw przytulił ją mocno do piersi, tak mocno, że nawet nie zdołałaby krzyknąć. Nie
sądziła, że chce ją skrzywdzić - mógł ją po prostu uderzyć, jeżeli taki był jego zamiar -
raczej była zaskoczona jego potrzebą przytulania się. Teraz spał, oddychając wolno i
miarowo. Zebrała się na odwagę i milimetr po milimetrze uwolniła się z jego uścisku, a
musiało to trwać co najmniej godzinę. Gdyby potrafiła się przenosić, z łatwością mogłaby
mu uciec... ale przecież gdyby to umiała, nigdy by jej nie złapał. Annika uczyła Emmę
teleportacji, sposobu przemieszczania się Hordy. Ostrzegała ją, że wampiry mogą
przenosić się tylko w te miejsca, w których już były. Te najsilniejsze mogą nawet przenosić
osoby towarzyszące, i Annika chciała ją nauczyć, jak się przed tym bronić. Ale chociaż
Emma starała się ze wszystkich sił, nie dała rady i wkrótce się zniechęciła. Przestała być
uważna...
Wreszcie wydostała się z jego ramion i ostrożnie wstała. Spojrzała na niego po raz ostatni
przed odejściem i ponownie uderzyło ją jego piękno. Zrobiło jej się żal, że musi taki być,
że nie uda jej się dowiedzieć czegoś więcej o sobie... i o nim.
Kiedy tylko się odwróciła, potężne ramiona złapały ją ni pasie i wciągnęły z powrotem do
łóżka, po czym mężczyzna ponownie się do niej przytulił.
Najwyraźniej się z nią zabawiał.
- Nie uda ci się uciec. - Przycisnął ją do materaca I uniósł się na łokciu. - Przez ciebie mój
gniew rośnie. - Patrzył na nią niewidzącym wzrokiem, jakby ciągle spał, jakby
lunatykował.
- N-nie chciałam cię rozzłościć - powiedziała drżącym głosem. - Chciałam tylko odejść...
- Czy wiesz, ile wampirów zabiłem? - mruknął, ignorując jej słowa albo po prostu ich nie
słysząc.
- Nie - szepnęła. Zastanawiała się, czy on ją w ogóle widzi.
- Tysiące. Polowałem na wampiry dla zabawy, napadałem na ich legowiska. - Przesunął
pazurami po jej gardle. - Jednym ruchem szponów odcinałem im głowy... - Potarł ustami
jej szyję w miejscu, gdzie wcześniej dotykał ją szponami. Zadrżała. - Mógłbym cię zabić z
taką łatwością, z jaką oddycham. - Jego głos był niski, wibrujący, pieszczący ją, jak głos
kochanka. A jednocześnie tak bardzo nie pasował do okrutnych słów i czynów.
- Cz-czy masz zamiar mnie zabić?
Odsunął kosmyk włosów z jej ust.
- Jeszcze nie podjąłem decyzji. Zanim cię spotkałem, nigdy się nie wahałem, ani sekundy. -
Jego ciało, ciągle wsparte na łokciu, drżało z wysiłku. - Kiedy obudzę się z tego letargu -
kiedy szaleństwo opuści mój umysł i ciągle będę wierzył w to, kim jesteś - to kto wie?
- Kim ja jestem?
Złapał ją za nadgarstek i siłą położył jej dłoń na swoim członku.
- Sprawiasz, że jestem twardy. I jedynym powodem, dla którego moja męskość nie jest w
tobie, jest moja słabość, a nie twoje ciało czy samopoczucie.
Zamknęła oczy, zażenowana jego słowami, i szarpnęła rękę, aż w końcu ją puścił.
19
- Mógłbyś mnie skrzywdzić w taki sposób?
- Bez chwili wahania. - Uśmiechnął się drwiąco. Patrzył z uwagą na jej twarz, ale w jego
oczach ciągle czaiła się pustka. - A to tylko początek tego, co zamierzam z tobą zrobić,
wampirze.
Następnego ranka Lachlain obudził się obok dziewczyny i po raz pierwszy od setek lat
był bardzo zadowolony. Co prawda, prawie dwie setki spędził w piekle, ale teraz był
czysty, najedzony i wyspany za wszystkie lata; przez całą noc spał kamiennym snem,
wolny od potwornych koszmarów, które męczyły go przez ostatni tydzień.
Dziewczyna leżała nieruchomo przez większą część nocy, jakby obawiała się, że najlżejszy
ruch spowoduje kolejny atak mężczyzny. I miała rację. Dzięki pieszczotom jej drobnej
dłoni nękający go stan silnego napięcia nieco zelżał, ale nadal pragnął znaleźć się w jej
ciepłym wnętrzu. Przez całą noc przytulał ją do siebie, jakby nie mógł przestać. Nigdy
wcześniej nie spędził z samicą całej nocy - podobne doświadczenie było zarezerwowane
jedynie dla stałej towarzyszki życia - ale to mu się najwyraźniej podobało. I to bardzo.
Przypominał sobie, że coś do niej mówił, ale nie pamiętał, co. Pamiętał za to jej reakcję.
Wyglądała na zrezygnowaną, tak jakby w końcu pogodziła się z sytuacją. Wprawdzie
próbowała uciec, ale tylko raz, i pamiętał, jaką przyjemność sprawiło mu udawanie, że
tego nie widzi. Już miała nadzieję, że jej się uda, kiedy złapał ją wpół i wciągnął do łóżka.
Najpierw osłabła, a potem jakby odpłynęła. Nie miał pojęcia, czy zemdlała, czy po prostu
usnęła. I niezbyt go to obchodziło. Miał świadomość, że mogłoby być gorzej. Nienawidził
jej, była jego wrogiem, krwiopijcą, ale musiał przyznać, że była piękna. Zastanawiał się, czy
udałoby mu się trochę ją utuczyć. Czy to możliwe, żeby wampir przytył? Leniwie
wyciągnął rękę i dotknął jej włosów. Poprzedniej nocy, kiedy wyschły, poskręcały się w
pierścienie. Miały jaśniejszy kolor, niż zapamiętał. Zachwycił się tymi jasnymi pasemkami,
w których igrały promienie słońca. Były cudowne, nawet jak na wampira... Słońce.
Matko Boska. Wyskoczył z łóżka i zaciągnął zasłony, a potem podbiegł do dziewczyny i
odwrócił ją na plecy.
Ledwie oddychała, a z jej porażonych blaskiem oczu płynęły po policzkach różowe łzy. Jej
skóra płonęła jak w gorączce. Złapał ją na ręce i zaniósł do łazienki. Przez chwilę walczył z
nieznanymi urządzeniami, aż w końcu odkręcił lodowatą wodę i wszedł pod strumień
wraz z dziewczyną. Po kilku minutach zakaszlała, odetchnęła głęboko i znów osłabła w
jego uścisku. Przyciągnął ją mocniej do siebie i objął ramieniem. Nie dbał o to, czy spłonie.
On też płonął. I to z winy jej krewnych. Ale musiał się upewnić, czy to ona została
wybrana na jego towarzyszkę.
Jednak coraz bardziej był przekonany, że nie. Gdyby wampirzyca miała należeć do niego,
nie byłby tak obojętny na jej krzywdę. Zwłaszcza że celem jego życia było odszukanie
swojej towarzyszki życia, aby móc ją ochraniać, bronić przed bólem. Musi być chory -
umysł płata mu figle.
Stał pod strumieniem wody, dopóki jej ciało nie ochłodziło się, a potem zdjął z niej mokry
jedwab i wytarł delikatną skórę. Zanim zaniósł wampirzycę z powrotem do łóżka, ubrał ją
w nową koszulkę - jeszcze bardziej czerwoną od poprzedniej. Tak jakby stale musiał sobie
przypominać, kim ona jest. Założył swoje zniszczone ubranie i zaczął przemierzać
20
apartament, zastanawiając się, co, u diabła, ma z nią zrobić. Niebawem jej oddech stał się
normalny, a na policzkach znów pojawił się rumieniec. To normalna dla wampirów
zdolność przetrwania. Znów znienawidził dziewczynę za to, że właśnie mu o tym
przypomniała.
Odwrócił głowę z niesmakiem i jego wzrok spoczął na odbiorniku telewizyjnym. Przyjrzał
się urządzeniu, zastanawiając się, jak je włączyć. Potem potrząsnął głową na myśl o
prostocie dzisiejszych nowoczesnych sprzętów i sprytnie wydedukował, że powinien
nacisnąć guzik z napisem „on".
W czasie minionego tygodnia wydawało mu się, że każdego dnia wszyscy mieszkańcy
domów i bloków na przedmieściach Paryża nie robią nic innego, tylko siedzą naprzeciw
podobnego do tego pudła i gapią się w nie. Lachlain, który miał doskonały wzrok i słuch,
mógł oglądać telewizję z zewnątrz. Kradł jedzenie, potem wyciągał się na drzewie i
patrzył na przeróżne informacje płynące z odbiorników. A teraz miał swój własny. Po
kilku chwilach naciskania różnych guzików zdołał nastawić kanał, na którym podawano
nieprzerwanie informacje, a w dodatku po angielsku... czyli w jej języku, a także jego,
chociaż czuł się zapóźniony o jakieś sto lat.
Przeglądając rzeczy dziewczyny, słuchał nowych konstrukcji zdaniowych i obco
brzmiących słów i uczył się ich. Wilkołaki miały do tego talent - potrafiły łapać nowe
języki, dialekty i słówka. To był jeden z mechanizmów przetrwania. Instynkt nakazywał
im wtapiać się w tło. Uczyć się wszystkiego. Nie pomijać żadnego szczegółu. Albo zginąć.
Przyglądał się teraz szufladzie z jedwabną bielizną i wyobrażał sobie, jak zrywa zębami z
dziewczyny każdy z tych wyszukanych kawałków materii. Kiedy zdał sobie sprawę, jak
się zakłada stringi i jak one muszą leżeć na jej doskonałym ciele, jęknął, ledwie nad sobą
panując.
Następnie podszedł do szafy, aby przyjrzeć się jej dziwnym ubraniom. Większość z nich
była w czerwonym kolorze i niewiele mogła przysłonić. Nie zamierzał jej pozwolić, żeby
wyszła z tego pokoju w takim przyodziewku. Wysypał zawartość plecaka, który miała ze
sobą zeszłej nocy, prosto na podłogę. Zauważył, że skórzany plecak jest bardzo
zniszczony. Na wilgotnej stercie leżała jakaś srebrna rzecz z guziczkami, takimi samymi... -
zmarszczył brwi - jak na telefonie. Potrząsnął nią, a kiedy ze środka wylała się woda,
odrzucił ją za siebie. Mała skórzana saszetka zawierała sztywną kartę z napisem „prawo
jazdy, stan Luizjana". Wampiry w Luizjanie? Nie słyszał o czymś takim.
Na karcie było imię i nazwisko: Emmaline Troy. Zatrzymał się na chwilę, myśląc o tych
latach, kiedy modlił się chociaż o imię, o najmniejszą wskazówkę, jak znaleźć swoją
towarzyszkę życia. Zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć, czy poprzedniej szalonej
nocy zdradził wampirowi swoje imię.
Na karcie zapisano jej wzrost - 160 centymetrów, wagę - 52 kilogramy, chociaż na oko
widział, że nawet nie zbliżała się do takiej wagi, i kolor oczu - niebieskie, jednak to słowo
to zdawało się zbyt banalne, aby oddać ich barwę.
Obok na karcie była jej mała podobizna: uśmiechała się lekko, a wysoko zaplecione włosy
zakrywały szpiczaste uszy. Obrazek był zadziwiający. Wyglądał jak dagerotyp, ale był
kolorowy. Tak wiele jeszcze muszę się nauczyć, pomyślał.
Dala urodzenia - 1982 musiała być fałszywa. Dziewczyna nie miała więcej niż dwadzieścia
21
lat - została zatrzymana na wieki w chwili, kiedy była najsilniejsza i mogła najłatwiej
przetrwać - ale oczywiście chronologicznie była starsza. Większość wampirów powołano
do życia setki lat temu.
Co, u diabła, te pijawki robią w Luizjanie? Czy udało im się rozpełznąć po całym świecie?
A jeżeli tak, co stało się z jego klanem?
Myśl o klanie sprawiła, że zerknął na ciągle śpiącego wampira. Jeżeli to ona ma być jego
towarzyszką, zostanie królową i będzie rządzić jego rodakami. To niemożliwe. Klan
rozedrze ją na strzępy przy pierwszej okazji. Wilkołaki i wampiry są naturalnymi
wrogami od czasów, kiedy Tradycja wynurzyła się z mglistego chaosu. Są krwawymi
przeciwnikami.
Powrócił do przerzucania jej rzeczy - chciał poznać wroga. A nie dlatego, że był ciekaw
damskich fatałaszków.
Otworzył cienki niebieski paszport, w którym natknął się na kolejny malutki wizerunek -
tym razem uśmiechała się przymilnie - a potem kartę medyczną, w której opisano jej stan
fizyczny jako alergię na słońce i maksymalną wrażliwość na światło.
Zastanawiając się, czy karta medyczna to jakiś żart, wyciągnął kartę kredytową. Widział
takie karty w reklamach w telewizji - prawdopodobnie więcej nauczył się z reklam niż od
smutnego pana, który monotonnym głosem przekazywał wiadomości - i wiedział, że
służą do kupowania różnych rzeczy.
A Lachlain potrzebował różnych rzeczy. Zaczynał nowe życie i na początek przydałoby
mu się ubranie i jakiś środek transportu, żeby się stąd wydostać. Był bardzo słaby i wolał
nie przebywać dłużej w miejscu, gdzie wampiry mogłyby go łatwo znaleźć. A jeśli dobrze
się orientował w sytuacji, musiał zabrać tę dziewczynę ze sobą, a także szybko znaleźć
sposób, żeby utrzymać ją przy życiu podczas podróży.
Przez wszystkie minione lata starał się zabijać wampiry, a teraz musiał w jakiś sposób
chronić jednego z nich!
Wiedząc, że najprawdopodobniej dziewczyna będzie spała aż do zachodu słońca - zresztą
w ciągu dnia i tak nie mogliby się stąd wydostać - zostawił ją i ruszył w kierunku
schodów. Jeżeli napotka pytające spojrzenia, a tego był pewien, odpowie na nie z
arogancją. Jeżeli popisze się nieznajomością dzisiejszych zwyczajów, pokryje zmieszanie
tak wielką pewnością siebie, że ludzie pomyślą, iż źle go zrozumieli. Ludzie zawsze
umykają przed takim śmiałym spojrzeniem. Zuchwałość czyni króla. A dla niego nadszedł
czas, aby upomnieć się o koronę.
* * *
Chociaż Lachlain przez cały czas swojej wycieczki nie mógł przestać myśleć o nowej
zdobyczy, zdołał zebrać sporo informacji. Podczas pierwszej lekcji nauczył się, że karta,
którą zwędził dziewczynie, z napisem „American Express" na czarnym kawałku plastiku,
stanowi ogromną wartość. Nie był tym zdziwiony, gdyż wampiry zawsze były bogate.
A druga lekcja? Portier w takim jak ten luksusowym hotelu mógł uczynić twoje życie
łatwiejszym, jeżeli myślał, że jesteś bardzo bogaty, ale ekscentryczny, a czasami nawet
zagubiony. Na przykład, jeżeli skradziono ci bagaż. Chociaż na początku trochę się
zawahał i poprosił, aby pan Troy zechciał pokazać mu jakiś dokument celem identyfikacji.
Lachlain pochylił się nieco i popatrzył na mężczyznę z góry; na jego twarzy malował się
22
gniew pomieszany z zakłopotaniem, w jakie wprawiło go pytanie portiera.
- Nie - odparł tonem, w którym brzmiała groźba, I w ten sposób uciął dyskusję.
Mężczyzna podskoczył, jakby niespodziewanie dobiegł go strzał z pistoletu. A potem
przełknął nerwowo ślinę I już się więcej nie wahał, słysząc najdziwniejsze żądania. Nawet
nie uniósł brwi, kiedy Lachlain zażyczył sobie, aby mu podano godziny wschodu i
zachodu słońca - czy wcześniej potężny, lekko wysmażony stek.
W ciągu kilku godzin mężczyzna zorganizował doskonałe ubranie, które idealnie
pasowało na potężną sylwetkę Lachlaina, transport, gotówkę i mapy, i zajął się
zarezerwowaniem hoteli na nadchodzące dni. Zatroszczył się o wszystko, czego Lachlain
mógł potrzebować.
On sam był bardzo zadowolony, że mężczyzna doskonale wie, co może być niezbędne w
podróży. Sto pięćdziesiąt lat temu ludzie ze swoją awersją do kąpania byli dla niemal
pedantycznych członków Tradycji nie do przyjęcia. Nawet upiory zanurzały się w wodzie
częściej niż dziewiętnastowieczni ludzie. A teraz czystość i przedmioty niezbędne do jej
utrzymania stały się dla nich niesamowicie ważne.
Jeśli tylko zdołałby przywyknąć do szybkości, z jaką poruszał się dzisiaj czas, mógłby
nawet zacząć cieszyć się bieżącą chwilą.
Kiedy dzień miał się już ku końcowi, a on poczynił wszystkie niezbędne przygotowania
do podróży, zdał sobie sprawę, że przez ostatnie kilkanaście godzin nie musiał walczyć z
ogarniającym go gniewem. Wilkołaki łatwo traciły panowanie nad sobą i przez wiele setek
lat uczyły się, jak należy kontrolować swoje emocje. Tymczasem on zauważył - po takim
horrorze, jaki przeszedł - że przez cały dzień płomień gniewu liznął jego duszę zaledwie
raz czy dwa razy. Aby się uspokoić, wystarczyło mu wyobrazić sobie wampira śpiącego w
pokoju na górze w łóżku, które teraz należało do niego.
Dziewczyna była w jego mocy i mógł z nią zrobić wszystko, co tylko chciał. Sama ta
świadomość pozwalała mu odsunąć od siebie najczarniejsze wspomnienia.
Teraz, kiedy jego umysł trochę się uspokoił, chciał natychmiast zadać dziewczynie kilka
pytań. Zniecierpliwiony, zaczął się zastanawiać, czyby nie skorzystać z windy. Takie
urządzenia już istniały, kiedy ostatni raz stąpał po ziemi, chociaż w tamtych czasach
spotykało się je tylko w domach bardzo bogatych ludzi. Teraz były w powszechnym
użyciu, i byłoby to dziwne, gdyby nie skorzystał z windy. Wsiadł więc i wjechał na swoje
piętro.
W pokoju zdjął nową marynarkę i podszedł do łóżka w oczekiwaniu na zachód słońca.
Popatrzył na śpiącą dziewczynę. Odgarnął na bok jej gęste jasne włosy i przyjrzał się
delikatnie rzeźbionej twarzy o wysokich kościach policzkowych i delikatnej bródce.
Przesunął palcem po szpiczastym uchu; zadrżała, czując na sobie jego dotyk.
Nigdy wcześniej nie widział takiej istoty. Jej eteryczny wygląd różnił ją od innych
wampirów, które zwykle były wysokie i miały czerwone ślepia. Była zupełnie inna niż te,
które z przyjemnością wybiłby co do jednego.
Ale już niebawem będzie na tyle silny, żeby to uczynić.
Uniósł rękę, która spoczywała na klatce piersiowej dziewczyny, i przyjrzał się jej uważnie.
Na wierzchu dłoni dostrzegł ledwie widoczną siateczkę cienkich blizn. Delikatne białe
linie wyglądały jak ślad po oparzeniu, ale nie sięgały ani do palców, ani poza nadgarstek.
23
Zupełnie jakby ktoś trzymał jej rękę tuż nad ogniem albo na słońcu. Musiało się to stać,
kiedy była młoda, zanim ofiarowano jej nieśmiertelność. To bez wątpienia typowy dla
wampirów sposób wymierzania kary. Co za ohydny gatunek.
Zanim znów ogarnął go gniew, omiótł wzrokiem całe jej ciało, a potem zdarł z niej
przykrycie. Nie zaprotestowała, ciągle pogrążona we śnie.
Nie, stanowczo nie była w jego typie, choć widoczne przez koszulkę, którą naciągnął na jej
ciało, kiedy była nieprzytomna, małe, pełne piersi i twarde sutki doskonale leżały w jego
dłoni i bardzo go podnieciły poprzedniej nocy. Powiódł palcem po cienkiej talii, potem po
pomarszczonym jedwabiu, i wreszcie natrafił na okryte złotym włosem łono.
Musiał przyznać, że bardzo mu się podoba, i nagle zapragnął dotknąć jej ustami. Musi być
naprawdę chory, jeżeli myśli w ten sposób o wampirze, jeżeli uważa ją za atrakcyjną. Ale
w końcu czy nie ma prawa trochę się zabawić? Nie widział kobiety-wilkołaka prawie od
dwustu lat. I to właśnie był powód, dla którego zasychało mu w ustach na widok tej
dziewczyny.
Wiedział, że niebawem zajdzie słońce. Niedługo się obudzi. Dlaczego ma nie zaznać
przyjemności, przed którą tak się broniła zeszłej nocy?
Kiedy rozsunął jej jedwabiste uda, jęknęła cicho, ale się nie obudziła. Ostatniej nocy mogła
oszukiwać samą siebie, twierdząc, że jej strach czy duma są silniejsze niż pożądanie, ale jej
ciało błagało o uwolnienie. Pragnęła rozkoszy jak każda inna kobieta.
I z tą myślą rzucił się na nią zachłannie, nawet nie próbując być delikatnym i cierpliwym.
Kiedy tylko dotknął jej ustami, jęknął, czując intensywną przyjemność. Szaleńczo lizał i
ssał jej wilgotne ciało, pocierając biodrami o prześcieradło.
Jak to możliwe, że tak mu smakuje? Dlaczego czuje tak wielką przyjemność, jakby była tą
kobietą, na którą tak długo czekał?
Poczuł, że jej sutki stwardniały i przypominają małe pestki, a oddech staje się urywany.
Wiedział, że jest już blisko, nawet jeżeli jeszcze się nie obudziła. Nagle w powietrzu
pojawił się jakiś dziwny ładunek, który spowodował, że zrobiło mu się nieswojo. Ale jej
smak sprawił, że szybko o tym zapomniał. Delektował się nim, podczas gdy ona stawała
się coraz wilgotniejsza.
Nagle poczuł, że dziewczyna tężeje. Najwyraźniej budziła się.
- No, dalej - mruknął niewyraźnie, cały zanurzony w jej ciele.
Podciągnęła kolana do klatki piersiowej i oparła stopy na jego ramionach, po czym...
Kopnęła go tak mocno, że przeleciał przez pół pokoju.
Poczuł ból w ramieniu, jakby naderwał sobie mięsień. Czerwona mgła przesłoniła mu
oczy i zasnuła myśli. Wrzasnął i rzucił się na łóżko, przyciskając ją do pościeli. Zsunął
spodnie, zamierzając wedrzeć się w jej ciało, oszalały z gniewu i pożądania. Zignorował
instynkt, który podpowiadał mu, że jej umysł się nie ugnie... tylko pęknie. Że zniszczy to,
co mu dano...
Zobaczył, jak wysuwa pazury, dysząc ze strachu, i zapragnął sprawić jej ból. Dali mu
wampira? Związali go z nią na wieki? Będzie jeszcze więcej tortur. Jeszcze więcej
nienawiści.
Wampiry znowu wygrały.
Zawył z wściekłości, a dziewczyna wrzasnęła. Na dźwięk jej głosu pękł szklany klosz
24
lampy, ekran telewizora i wielkie balkonowe okno. Czuł, jak jej krzyk rozsadza mu
bębenki, i odskoczył w tył, zatykając uszy dłońmi. Co to, do diabła, było?
Głos Emmy był tak przenikliwy, że nie miał pewności, czy ludzie w ogóle są w stanie go
słyszeć.
Wyskoczyła z łóżka i poprawiła koszulę, a potem spojrzała na niego, jakby czuła się...
zdradzona? A może zrezygnowana?
Podbiegła do balkonu, zerkając uprzednio przez grube zasłony. Było ciemno, a więc
bezpiecznie. Uderzył pięściami w ścianę, oszalały z pożądania. I z nienawiści. Przeszyły
go wspomnienia ognia i tortur. Czuł ciało, które wreszcie poddawało się jego drżącym
dłoniom...
Jeżeli jest przeklęty, jeżeli musi na wieki nosić w sobie te wspomnienia, ten ciężar, to i tak
jest to lepsze niż nadal spalać się w ogniu. Wolałby raczej umrzeć.
A może powinien ją regularnie pieprzyć, aby przekazać jej swój ból. Takie przecież jest jej
przeznaczenie. Oczywiście.
Na tę myśl poczuł, jak się uspokaja. Tak, dostał wampira na własność, żeby mieć z tego
przyjemność, żeby się zemścić.
Ruszył w stronę tarasu, masując obolałe ramię, i rozsunął zasłony.
I wstrzymał oddech.
Wampirzyca stała, ledwie utrzymując równowagę, na balustradzie tarasu. Jej włosy i
koszula powiewały na wietrze.
Przełknął ślinę.
- Złaź stamtąd. - Dlaczego poczuł taki ból w piersi na ten widok?
Odwróciła się, żeby spojrzeć mu w twarz. Wyglądała na skrzywdzoną, w jej błyszczących
oczach czaił się ból.
- Dlaczego mi to robisz? - szepnęła.
Ponieważ chcę tego, co należy do mnie. Ponieważ potrzebuję cię i nienawidzę.
- Złaź natychmiast - rozkazał. Potrząsnęła głową.
- Nie zabijesz się w ten sposób. Możesz zginąć od słońca albo jeśli ktoś ci utnie łeb, ale nie
od upadku - powiedział niefrasobliwie, chociaż targały nim wątpliwości. Jak wiele pięter
mają pod sobą? Jeżeli jest słaba... - A ja bez trudu podążę za tobą na dół i sprowadzę cię z
powrotem.
Spojrzała przez ramię na ulicę w dole.
- Mylisz się, w moim stanie mogę zginąć. - Z jakiegoś powodu uwierzył jej i poczuł
niepokój.
- W twoim stanie? Z powodu słońca? Niech cię diabli, gadaj!
Odwróciła się do niego plecami i zsunęła jedną nogę z balustrady.
- Czekaj! - Napiął mięśnie, gotów do skoku, nie rozumiejąc, w jaki sposób dziewczyna
ciągle utrzymuje równowagę.
Ona się nie ugnie. Już jest złamana. - Nie zrobię tego nigdy więcej, dopóki mnie sama nie
poprosisz. - Wiatr wzmagał się, jedwab ciasno przylegał do jej ciała. - Kiedy się
obudziłaś... robiłem to dla ciebie. Chciałem ci dać, a nie brać.
Postawiła stopę z powrotem na balustradzie i znów na niego spojrzała.
- A kiedy odrzuciłam twój dar?! - zawołała. - Co to miało znaczyć?
25
Jeżeli ona zginie... Strach, że ją utraci, sprawił, że po raz pierwszy od opuszczenia piekła
zaczął myśleć jasno i klarownie.
Czekał dwanaście stuleci... na nią.
Z nieznanego powodu świat obdarzył go wampirzycą, a on pchnął ją do tego? Zniszczył to,
co zostało mu dane. Był załamany faktem, że dziewczyna jest wampirem... ale nie pragnął jej
śmierci. Wściekłość powodowała, że nie był w stanie ani myśleć, ani rozmawiać o piekle,
które przeszedł, ale musiał spróbować coś z tym zrobić. Musiał pozbyć się tego uczucia,
tego przerażenia.
- Zrozum, byłem... zamknięty daleko stąd przez ponad sto lat. Bez żadnych przyjemności,
bez kobiety. Uciekłem zaledwie tydzień temu i nie zdołałem jeszcze dobrze się...
zaaklimatyzować.
- Dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś mnie znał?
- Byłem zdezorientowany. Zagubiony. Wiem, że nigdy się nie spotkaliśmy.
- Kim ty jesteś?
Zaledwie kilka minut temu chciał ją wziąć wbrew jej woli... i nie zamierzał nawet zdradzić
jej swojego imienia.
- Nazywam się Lachlain i jestem królem klanu wilkołaków.
Niemal słyszał, jak jej serce bije mocniej ze strachu.
- Jesteś wilkołakiem? Musisz pozwolić mi odejść.
Z włosami opadającymi na twarz i bladą skórą wyglądała tak, jakby pochodziła z innego
świata. Nie należała do jego gatunku, a on nie wiedział, jak ma z nią postępować.
- Puszczę cię. Zaraz po następnej pełni. Przysięgam.
- Chcę odejść teraz.
- Potrzebuję cię... żeby dotrzeć do domu - skłamał. - Ale nie skrzywdzę cię już więcej. -
Prawdopodobnie było to kolejne kłamstwo. Zaśmiała się gorzko.
- Chciałeś mnie zgwałcić poprzedniej nocy, a dzisiejszego ranka omal nie umarłam od
słońca. - Ostatnie słowo wyszeptała. - Czy masz pojęcie, jak to jest? Czy możesz sobie
wyobrazić ten ból?
Całkiem nie najgorzej wiedział, o czym dziewczyna mówi.
Nagle jej twarz stężała z przerażenia, jakby przypomniała sobie nocny koszmar, który ją
dręczył.
- Nie czułam światła słonecznego na skórze - zakołysała się na balustradzie - odkąd
skończyłam trzy lata.
Przysunął się nieco bliżej do skraju tarasu, czując, jak zasycha mu w ustach.
- Nie mam pojęcia, jak się tobą opiekować - powiedział - ale mam nadzieję, że mi powiesz,
i to się więcej nie powtórzy.
- Nie potrzebuję twojej troski. Ty... Ty mnie przerażasz.
Oczywiście, że ją przerażał - napady szału, które go nękały, nawet jego samego wprawiały
w drżenie.
- Rozumiem. A teraz złaź na dół. Wiem, że wcale nie chcesz umierać.
Zerknęła przez ramię na blady księżyc, który właśnie wschodził. Na tle białej kuli widać
było jej nieskazitelny profil. Podmuch wiatru odrzucił jej włosy na kark. Nigdy w życiu
Lachlain nie był świadkiem tak niesamowitej sceny. Blada skóra dziewczyny świeciła w
26
blasku księżyca niczym alabaster na tle czerwonej jak krew koszuli.
Nie odpowiedziała, tylko westchnęła ciężko i znów się zakołysała.
- Popatrz na mnie. - Ale nie uniosła głowy, ciągle patrzyła w dół. - Spójrz na mnie!
Ściągnęła brwi i spojrzała na niego pustym wzrokiem, jakby budziła się z głębokiego snu.
- Chcę tylko wrócić do domu - powiedziała słabym głosem.
- I wrócisz. Przysięgam, że zabiorę cię do domu. - Do twojego nowego domu, dodał w
myślach. - Tylko pomóż mi dotrzeć do mojego.
- Jeżeli ci pomogę, obiecasz, że mnie uwolnisz?
Nigdy, pomyślał.
- Tak - odparł.
- I nie skrzywdzisz mnie?
- Nie, nie zrobię ci krzywdy.
- Czy możesz mi to obiecać? Czasami wydaje mi się, że... nie do końca potrafisz się
kontrolować.
- Z każdą godziną radzę sobie coraz lepiej. - Czy to dlatego, że jest z nią? - I wiem, że
wcale nie chcę cię skrzywdzić. - Przynajmniej ostatnie słowa są prawdą, pomyślał.
- I nie będziesz więcej robił mi tych... rzeczy?
- Nie, chyba że mnie o to poprosisz. - Wyciągnął do niej rękę. - Czy doszliśmy do
porozumienia?
Nie podała mu dłoni, ale po kilku pełnych napięcia chwilach zeszła z balustrady, chociaż
w dość dziwny sposób.
Zeskoczyła wolno, jakby była na spacerze i właśnie pokonywała krawężnik bez zmiany
tempa marszu. Złapał ją za ramiona i potrząsnął.
- Nigdy więcej tego nie rób. - Z trudem powstrzymując się od przyciśnięcia wampirzycy
do piersi, odepchnął ją od siebie.
Popatrzyła w dół.
- Nie zrobię, przynajmniej dopóki mam alternatywę.
- A więc zawarliśmy umowę? - wycedził, znowu wściekły.
Pokiwała głową, a on ciekaw był, czy zgodziła się tylko dlatego, że wymusił na niej
posłuszeństwo, czy może dlatego, że między nimi było coś więcej. Zdawało mu się, że w
jej oczach dostrzegł współczucie - tylko przez moment - kiedy powiedział o swoim
uwięzieniu.
- A więc dzisiaj w nocy wyruszamy do Szkocji.
Otworzyła usta ze zdumienia.
- Nie mogę jechać do Szkocji! Przecież to ja miałam tobą kierować. A właściwie MapQuest
- dodała niewyraźnie. - Jak zamierzasz tam dotrzeć, nie pozwalając mi spłonąć żywcem? -
Wyraźnie ogarnęła ją panika. - Ja... Ja nie mogę tak podróżować. Żadne samoloty rejsowe
nie wchodzą w grę. Żadne pociągi. Przecież słońce...
- Wynająłem samochód. - Był zadowolony, że mówi o tym tak swobodnie, ponieważ
jeszcze tydzień temu nie miał bladego pojęcia, co to jest ten cholerny samochód. - i
będziemy się zatrzymywać dobrze przed wschodem słońca. Portier z hotelu zaplanował
dla nas trasę.
- A czy ty umiesz prowadzić samochód? Zdawało mi się, że nigdy nie widziałeś czegoś
27
takiego...
- Nie, nie mam pojęcia, jak się prowadzi samochód, ale zgaduję, że ty potrafisz.
- Ja robiłam tylko krótkie wypady w pobliżu domu.
- A byłaś kiedyś w Highlands?
- No, nie...
- A chciałabyś tam pojechać?
- A kto by nie chciał?
- A więc, wampirze, pojedziesz tam ze mną.
* * *
Emma uniosła rękę, dotknęła włosów i spojrzała z przerażeniem na kosmyk, który
trzymała w dłoni. Spalone przez słońce. Potem zsunęła koszulę nocną i obróciła się przed
lustrem, przypatrując się swojej skórze. Teraz była nieuszkodzona, blada i zdrowa - nie tak
jak ostatnim razem. Spojrzała na grzbiet dłoni, czując mdłości.
Dzięki Frei wspomnienie oparzenia było na szczęście niewyraźne, zamglone.
Chociaż nie była w stanie przypomnieć sobie szczegółów, dobrze zapamiętała tę lekcję i
przez niemal sześćdziesiąt siedem lat unikała słońca. Jednak dzisiaj o świcie zemdlała,
zanim zdołała uciec Lachlainowi czy poprosić go, żeby zaciągnął zasłony.
Drżąc, odkręciła wodę i weszła pod prysznic, omijając spękany marmur. Ciągle czuła jego
obecność, podobnie jak minionej nocy. Niemal wyczuwała jego dłonie wędrujące po jej
wilgotnej skórze, palec wdzierający się głęboko w jej wnętrze, drżenie jego mocnego ciała,
gdy dotykała drobną dłonią jego męskości.
Kiedy odwróciła się pod prysznicem i woda obmyła jej wrażliwe piersi, uderzyło ją
wspomnienie ust mężczyzny pieszczących jej twardniejące sutki. Walczyła z nim tak
gwałtownie, ponieważ była przestraszona i zagubiona. Ale i tak w całym swoim życiu nie
była bliżej orgazmu. Była słabą kobietą, ponieważ przez chwilę, przez jedną sekundę
niemal poddała się pragnieniu, żeby mu ulec, żeby rozsunąć nogi i przyjąć jego
gwałtowne pocałunki. Nawet teraz poczuła, że robi się wilgotna. Na myśl o nim. Była
zaskoczona swoim zachowaniem, a jednocześnie zastanawiała się, jak zareagowałaby na
jego ciało, gdyby tak otwarcie nie mówił, że zamierza ją zabić.
Przynajmniej teraz wiedziała, dlaczego jest taki brutalny. Poza oczywistymi powodami był
wilkołakiem, uważanym nawet przez najniżej stojących w hierarchii Tradycji za wielkie
zagrożenie. Przypomniała sobie, co jej ciotki mówiły o takich jak on.
Każdy wilkołak miał w sobie podobną do wilka bestię. To sprawiało, że był nieśmiertelny
i potrafił czerpać przyjemność z przyziemnych czynności: jedzenia, seksu, dotyku. Ale, jak
zaobserwowała dzisiaj w nocy i jeszcze wcześniej, bestia potrafiła przejąć kontrolę nad
wilkołakiem, co przejawiało się drapaniem i gryzieniem partnerki w szale namiętności.
A to dla Emmy zawsze brzmiało groźnie - ona sama przeklinała swoje słabe ciało i strach
przed bólem.
Jak to się stało, że tak przystojny mężczyzna kryje w sobie gwałtowne zwierzę? Nie
potrafiła tego zrozumieć. Był bestią w boskim ciele, o jakim marzy każda kobieta.
Wyobrażała sobie, że jego gęste proste włosy w głębokim brązowym kolorze mienią się w
słońcu jak złoto. W ciągu minionego dnia musiał znaleźć chwilę, żeby je przyciąć. Jego
twarz była gładko ogolona, mogła więc dokładnie przyjrzeć się jego doskonałym rysom.
28
Boskie ciało, a w środku... bestia.
Jak to się stało, że pociąga ją istota, od której powinna trzymać się jak najdalej?
Jej podniecenie było niezależne od woli, w pewien sposób zawstydzające, była więc
zadowolona, kiedy wreszcie
wyczerpanie wzięło górę. Słabła z minuty na minutę, a pomysł jechania do Szkocji coraz
bardziej ją denerwował.
Oparła się o ścianę kabiny i pomyślała o Annice. Jak ona się trzyma? Pewnie szaleje z
niepokoju i wściekłości, że w ich dom w Nowym Orleanie biją błyskawice i słychać wycie
alarmów wszystkich samochodów w okolicy. Emma zastanawiała się także, czy naprawdę
była gotowa skoczyć. Tak, pomyślała ze zdziwieniem. Gdyby ten Lachlain był tym samym
szalonym, wyjącym zwierzęciem, co chwilę wcześniej, gdyby jego oczy nie nabrały
ponownie koloru złota, z pewnością by skoczyła.
Myślała też o tym, w jaki sposób zranił nogę, gdzie był zamknięty przez tak długi czas i
przez kogo...
Potrząsnęła głową, żeby odsunąć od siebie pojawiające się pytania. Nie chciała wiedzieć.
Nie potrzebowała wiedzieć.
Annika powiedziała jej kiedyś, że wampiry są zimne i pozbawione emocji, zdolne do
logicznego myślenia, a zatem niepodobne do innych stworzeń Tradycji.
Emma miała pracę do wykonania. A kiedy ją wykona, dostanie w nagrodę wolność. Musi
tylko nie spuszczać wzroku z piłki. Tyle że ona nigdy nie grała w baseball. Zresztą
nieważne. Wykona swoje zadanie, a potem wróci do normalności.
Mydląc i spłukując włosy, myślała o swoim życiu sprzed tej niefortunnej podróży. Od
poniedziałku do piątku uczyła się i trenowała, a potem oglądała film w telewizji z jedną z
ciotek, która akurat nie mogła spać. W piątek i sobotę przychodziły inne czarownice z
konsolami do gier i naczyniami do mieszania pastelowych drinków. W niedzielę
wieczorem robiła wypady z dobrymi demonami, które zazwyczaj kręciły się wokół
posiadłości. Gdyby mogła poprawić chociaż kilka aspektów swojego życia, byłoby ono
piekielnie bliskie doskonałości. Zmarszczyła brwi. Jako urodzony wampir nie potrafiła
kłamać. Jeżeli tylko myśl o kłamstwie pojawiła się w jej głowie, natychmiast czuła się
chora. Nie, Emma nie potrafiła oszukiwać innych, ale zawsze miała talent do
okłamywania samej siebie. Poprawić kilka aspektów swojego życia? Tak naprawdę jej
życie było przerażająco samotne... i przez cały czas nękały ją obawy o własną naturę. Z
tego, co wiedziała, na całym świecie nie było kogoś takiego jak ona. Tak naprawdę do
nikogo nie należała, i chociaż jej ciotki walkirie kochały ją szczerze, czuła, jak samotność
każdego dnia wbija się w jej serce niczym ostrze. Myślała, że gdyby udało jej się poznać
dzieje swoich rodziców i odkryć, w jaki sposób mogli żyć razem i spłodzić dziecko, wtedy
może odnalazłaby kogoś podobnego do niej. I wtedy być może zdołałaby poczuć więź z
inną osobą. A jeżeli dowie się czegoś więcej o naturze wampirów, być może któregoś dnia
uda jej się pokonać strach przed tym, że może się stać podobna do nich.
I nikt nie będzie musiał się bać, że pewnego dnia ona zmieni się w mordercę...
Jeżeli myślała, że Lachlain zostawił ją samą, bo zapamiętał dobrze lekcję, jakiej mu
udzieliła, była w błędzie. Wszedł do łazienki, zupełnie się nie krępując, i otworzył drzwi
kabiny prysznicowej. Podskoczyła, zaskoczona, ledwie łapiąc butelkę odżywki, która
29
wyślizgiwała jej się z rąk. Zobaczyła, że mężczyzna zaciska i otwiera pięści, butelka
wypadła z jej bezwładnych rąk. Jedno uderzenie... W jej umyśle mignął obraz zniszczonej
nocnej szafki, u polem samochodu, który pod wpływem jego uderzenia otworzył się jak
puszka sardynek. Na dnie brodzika nadal tkwiły kawałki marmuru. Głupia. Była głupia,
że mu uwierzyła, że jej nie skrzywdzi. Ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej bała się
bólu. A tymczasem wilkołak zaciskał gniewnie pięści. I był zły właśnie na nią.
Wcisnęła się w kąt i odwróciła bokiem, żeby choć trochę ukryć przed nim swoją nagość i
uniknąć uderzenia. Ale on tylko zaklął niezrozumiale i wyszedł z łazienki.
Kiedy już się wykąpała i wróciła do sypialni, okazało nie, że prawie wszystkie jej rzeczy
zniknęły. Czy zabrał je do samochodu, który wynajął? Jeżeli tak, jej laptop zapewne też
tam jest. Zresztą to i tak nie ma znaczenia, gdyż nie odkryła niczego o swoich rodzicach,
co byłoby warte zapisania w komputerze. To, że potrafiła poruszać się w zasobach
biblioteki w Tulane, nie oznacza, że potrafiła odkryć tajemnice Tradycji w obcym kraju -
zwłaszcza że miała do dyspozycji tylko kilka godzin między zachodem i wschodem
słońca.
Niczego nie osiągnęła podczas tej podróży. Poza tym porwaniem. Dlaczego miałaby tym
być zaskoczona?
Westchnęła ciężko i przejrzała odzież, którą jej zostawił rozłożoną na łóżku. Oczywiście
wybrał najcieńszą, najbardziej wyzywającą bieliznę, jaką miała. Na myśl o tym, że dotykał
jej staników i majtek, poczuła, że się czerwieni, po raz tysięczny chyba, odkąd go poznała.
Musiała zmarnować całe litry krwi na te rumieńce z jego powodu.
Nagle wrócił. Odskoczyła do tyłu, tak że dzieliła ich cała długość materaca. Nawet mimo
wyostrzonego słuchu nie usłyszała jego kroków.
Uniósł brwi.
- Aż tak bardzo się mnie boisz?
Ścisnęła kurczowo ręcznik. Boję się nawet własnego cienia, a co dopiero przerośniętego wilkołaka,
pomyślała. Ale jego głos był łagodny, więc zebrała się na odwagę, aby mu się przyjrzeć
spod spuszczonych powiek. Jego oczy znów miały
ciepły złoty kolor i ubrał się w nowy strój. Wyglądał jak milioner po trzydziestce. Albo
raczej jak model udający milionera.
Ten drań był nieprawdopodobnie przystojny. I najwyraźniej zdawał sobie z tego sprawę.
- Zaatakowałeś mnie dwukrotnie. I nie dajesz mi powodów, abym miała czuć się z tobą
bezpiecznie.
Znowu zaczynał się irytować.
- Przecież dałem ci słowo, że cię nie skrzywdzę. - Najwyraźniej odzyskiwał kontrolę nad
sobą. - Wszystko gotowe - dodał. - Wynajęty samochód czeka i zapłaciłem już za pokój.
Mogła sobie wyobrazić rachunek. Lecz zniszczenie antycznej nocnej szafki nie powinno
mieć wpływu na koszt jej pobytu tutaj.
- Ale ja jestem tutaj od tygodni. Mogę zapłacić za swój...
- I zapłaciłaś. A teraz złaź z łóżka.
Wyciągnął do niej rękę, a ona przeszła po łóżku, czując się zaniepokojona faktem, że
wykorzystał jej kartę kredytową.
- I, jak podejrzewam, zapłaciłam także za twoje nowe ubrania? - odważyła się zapytać.
30
Emma potrafiła dostrzec pewnie drobiazgi - wszystkie walkirie to potrafiły, gdyż
odziedziczyły spostrzegawczość Frei - i zauważyła, że krój jego ubioru wskazuje na
znaczną cenę. Miał na sobie szytą ręcznie czarną skórzaną kurtkę i proste spodnie w
wielbłądzim kolorze, doskonale dopasowane. Pod rozpiętą kurtką widać było cienką
kaszmirową koszulę, która leżała na nim jak druga skóra. Pod miękkim materiałem
rysowała się mocna klatka piersiowa. Jego ubranie mówiło o tym, że jest bogaty i może
być nieco niebezpieczny. I że kobiety szaleją na jego widok.
- Tak. Portier z hotelu ma wielkie możliwości, a nasza karta nie ma limitu. - Jego ton
sprawił, że nie odważyła się powiedzieć nic więcej.
Nasza karta? Jej karta, Centurion AmEx, gwarantowała właścicielowi, że może dokonywać
zakupów i odbywać podróże bez jakichkolwiek ograniczeń. Teraz to zwróciło się nagle
przeciwko niej, kiedy karta trafiła w jego ręce.
Podobnie jak wszyscy jej ziomkowie, otrzymywała roczny przydział gotówki na ubrania i
rozrywki, i nie była to mała suma. Ale ona oszczędzała, myśląc o kupnie czegoś, co
należałoby tylko do niej: jakiegoś antyku albo własnego konia - czym nie musiałaby się już
dzielić z ciotkami. A tymczasem wilkołak najwyraźniej postanowił ją zrujnować.
- Nie mam czym zasłonić uszu - powiedziała, jak zwykle unikając jego spojrzenia.
Znów zaczął grzebać w jej ubraniach. Chce ukryć coś, co on uważa za atrakcyjne, dlaczego
więc jej ubrania tak wiele ukazują innym? Jej czarne spodnie ledwie zakrywały biodra i
mocno opinały tyłek. Czerwona koszula miała dziwne asymetryczne szwy, które
podkreślały jej piersi.
Kiedy się poruszała, jej płaski brzuch ukazywał się w rozcięciu koszuli. Wybrał te ubrania
po to, aby zakryć jej ciało, a nie żeby uczynić je bardziej widocznym. Kupi jej nowe, kiedy
tylko będzie miał okazję. Z przyjemnością wydawał pieniądze wampirów.
- Potrzebuję jakiejś chustki albo czegoś, żeby związać warkocze. Inaczej ludzie je zobaczą...
- To może rozpuść włosy.
Ale tak naprawdę wcale nie wyszedł.
- Ale... Ale ludzie...
- Nie odważą się, kiedy będę w pobliżu. - Kiedy ruszył i w jej stronę, cofnęła się kilka
kroków. Bała się go.
Lachlain nie za bardzo pamiętał, co wydarzyło się na łące, i nawet reszta tamtej nocy jakby
kryła się za mgłą, ale wiedział, że raczej nie był... delikatny. A znowu tej nocy skoczył na
nią, przycisnął ją do łóżka i chciał ją po prostu wziąć, wiedząc, że ją krzywdzi. A pod
prysznicem widziała tylko jego zaciśnięte pięści.
Miała rację, że się go bała.
Na tarasie odkrył, że kryje się w niej ból. Widział to w jej oczach. On także nosił w sobie
podobne uczucie, dlatego był zbyt słaby, żeby jej pomóc. Zbyt pełen nienawiści, żeby
nawet chcieć jej pomóc.
- Czy mogę zadzwonić do swojej rodziny - zapytała - tak jak obiecałeś?
Zmarszczył brwi. Powiedział, że może się skontaktować z rodziną, ale miał na myśli raczej
list. Na dole widział mężczyznę rozmawiającego przez telefon. Podobne sceny były w
telewizji. Ale nigdy nie pomyślał, że ona mogłaby zadzwonić do innego kraju.
- Tylko się pospiesz. Mamy przed sobą długą drogę.
31
- Jak to? Jedziemy bardzo daleko? - W jej głosie znów zabrzmiała panika. - Przecież
powiedziałeś, że na godzinę , przed wschodem słońca...
- Aż tak się tego boisz?
- Oczywiście, że się boję!
- Nie powinnaś. Będę cię chronił - powiedział, zirytowany tym, że ani trochę się nie
rozluźniła. - Zadzwoń, jeśli chcesz. - Wszedł do przedpokoju, podszedł do drzwi,
otworzył je i zamknął.
- Masz pojęcie, W jakie gówno się wpakowałaś? - zapytała Regina. - Annika dostała szału.
- Wiem, że się niepokoi! - powiedziała Emma, ściskając słuchawkę w obu dłoniach. - Cz-
czy ona tam jest?
- Nie. Musiała się zająć jakąś awaryjną sytuacją. Em, dlaczego, u licha, nie wsiadłaś do
tego samolotu? I nie odbierałaś telefonu?
- Telefon szlag trafił w czasie deszczu.
- A dlaczego nie wsiadłaś do samolotu?
- Postanowiłam zostać. Przyjechałam tutaj z pewnego powodu i jeszcze nie skończyłam
swojego zadania. - Nie było to do końca kłamstwo.
- I nie mogłaś odpowiedzieć na żadną z naszych wiadomości, które recepcjonista
próbował dostarczyć do twojego pokoju dzisiaj rano?
- Może i pukał, nie wiem. Pomyśl trochę - w dzień ja śpię.
- Annika wysyła po ciebie ludzi - powiedziała Regina. - W tej chwili są już na lotnisku.
- Zadzwoń do nich i powiedz, żeby się stamtąd zabierali, bo mnie tam nie będzie.
- Nie chcesz nawet wiedzieć, co ci grozi?
Emma zerknęła na szafkę nocną.
- Już wiem, dziękuję.
- Znalazłaś wampira?! - krzyknęła Regina. - Czy próbował się do ciebie zbliżyć?!
- Co?! - wrzasnęła w odpowiedzi.
- A myślałaś, że co mam na myśli, mówiąc o niebezpieczeństwie? Wampiry podążają za
walkiriami na całym świecie,
NAWET TUTAJ. Wampiry w Luizjanie, możesz sobie to wyobrazić? Ale czekaj, mam coś
jeszcze lepszego: Ivo Okrutny, drugi po królu wampirów, był na Bourbon Street.
- Tak blisko domu? - Annika przeniosła walkirie do Nowego Orleanu wiele lat temu, aby
odsunąć się jak najdalej od Hordy wampirów, której królestwo było w Rosji.
- Tak, i Lothar także był z nim. Może o nim nie słyszałaś - to starszy Hordy, który działa na
własny rachunek, ale powolutku coś tam sobie knuje. Myślę, że on i Ivo nie znaleźli się
pod naszym domem przypadkiem. Annika poszła, żeby ich poszukać. Nie znamy ich
zamiarów, nie wiemy, dlaczego po prostu nie chcą nas zabić, tak jak zwykle, ale jeżeli
dowiedzą się, kim jesteś...
Emma pomyślała o swoich nocnych wycieczkach ulicami Paryża. Czy członkowie Hordy
podążali za nią? Czy byłaby w stanie odróżnić wampira z Hordy od człowieka? Ciotki
uczyły ją, że wilkołaki są potworami, ale dwa razy częściej powtarzały, jak okrutna i
bezlitosna jest Horda.
Wampiry porwały Furię, królową walkirii, ponad pięćdziesiąt lat temu, i od tej pory nikt
nie był w stanie jej odnaleźć.
32
Krążyły pogłoski, że przykuły ją do dna oceanu, skazawszy na wieczne topienie się i
powracanie do życia.
Zmiotły także z powierzchni ziemi całą rasę Reginy - ona sama była ostatnią ze
Świetlistych - co, oględnie mówiąc, bardzo skomplikowało stosunki między Reginą i
Emmą. Emma wiedziała, że Regina ją kocha, ale nie zamierzała rewanżować się jej tym
samym. Jej przybrana matka, Annika, uczyniła z zabijania wampirów swoiste hobby;
często mawiała, że dobry wampir to martwy wampir.
A teraz wampiry prawdopodobnie odkryły, kim jest Emma. Przez siedemdziesiąt lat - od
chwili, kiedy Emma jako dziecko po raz pierwszy usiłowała ugryźć Annikę w publicznym
miejscu - jej przybrana matka właśnie tego najbardziej się obawiała.
- Annika mówi, że to są oznaki rozpoczynania się Akcesu - powiedziała Regina, wiedząc,
że przestraszy tym Emmę. - A ty jesteś tak daleko od bezpiecznego domu.
Akces. Emma poczuła na plecach zimny dreszcz.
Akces, który dawał zwycięzcom pieniądze i władzę, nie był wojną w rodzaju
Armageddonu. Nie przypominał też dawnych wojen, kiedy najsilniejsza frakcja Tradycji
rzucała innym wyzwanie do walki na neutralnym gruncie. Zaczynał się powoli i trwał
dekady, kiedy to kolejne wydarzenia wchodziły do gry, po czym kończyło się to
konfliktami angażującymi w zdumiewającym tempie wszystkich graczy.
Niektórzy mówili, że jest to pewnego rodzaju kosmiczny system zachowania równowagi,
który zmusza wiecznie powiększające się populacje nieśmiertelnych do zabijania siebie
nawzajem.
W końcu wygrywała ta frakcja, która straciła najmniej swoich.
Ale walkirie nie były w stanie powiększać swoich szeregów tak jak Horda czy wilkołaki.
Ostatni raz walkirie triumfowały podczas Akcesu ponad dwa tysiące lat temu. Od tamtej
pory zawsze zwyciężała Horda. Ten Akces miał być pierwszym w życiu Emmy. Niech to,
Annika obiecała jej, że będzie mogła schować się pod jej łóżkiem i wyjść dopiero wtedy,
kiedy to się skończy!
- A więc - powiedziała Regina triumfalnie - podejrzewam, że teraz będziesz raczej chciała
wrócić do domu.
Nie mogła skłamać, to było wbrew jej naturze.
- Nie. Jeszcze nie. Spotkałam kogoś. Poznałam... mężczyznę. I zostaję z nim.
- Mężczyznę? Och, przyznaj się, że masz ochotę go ugryźć. A może już to zrobiłaś? Och, na
Freję, wiedziałam, że do tego dojdzie.
- Co masz na myśli, mówiąc, że wiedziałaś, że do tego dojdzie? - Emmie nie wolno było
pić krwi wprost od żywego dawcy, ponieważ mogła niechcący kogoś zabić. Poza tym
walkirie wierzyły, że krew jest w pewien mistyczny sposób żywa, kiedy pozostaje w ciele
ofiary, a jej moc - a także efekty uboczne - zanikają wraz z jej utoczeniem. Dla Emmy to
nigdy nie był problem. W Nowym Orleanie mieli ciągłe dostawy krwi z banku, który był
własnością Tradycji. Numer banku był wpisany na stałe w jej telefonie, zupełnie jak numer
do ulubionej pizzerii.
- Em, znasz prawo. Wiesz, że lepiej nikogo nie kąsać.
- Ale ja...
- Hej, Lucia! - zawołała Regina, nawet nie wyciszając telefonu. - Posłuchaj tylko, Emma
33
ugryzła jakiegoś gościa...
- Nie zrobiłam tego! - przerwała jej szybko. - Nigdy nikogo nie ugryzłam! - Ile walkirii
było w domu i mogło usłyszeć słowa Reginy? - Robiłyście zakłady? - Starała się, żeby w jej
głosie nie było słychać przerażenia, które czuła. Czy Regina jest jedyną, która myślała, że
Emma w końcu zacznie zachowywać się jak inne wampiry? Że się zmieni, ukaże światu
swoją prawdziwą naturę? Czy może one wszystkie podzielały lęk Emmy, że kiedyś zmieni
się w mordercę?
- Jeżeli nie napiłaś się jego krwi, to czego od niego chcesz? No?
- Tego, czego chce każda kobieta! - odparła drżącym z gniewu głosem. - Nie różnię się pod
tym względem od ciebie...
- Co? Chcesz się z nim przespać?
Dlaczego mówiła to z takim niedowierzaniem?
- Może i chcę!
Regina wstrzymała oddech.
- Kim ty jesteś i co zrobiłaś z ciałem mojej siostrzenicy? Przestań, Em! Nigdy nawet nie
byłaś na randce, a teraz nagle poznajesz jakiegoś mężczyznę i od razu myślisz o tym, żeby
rozsunąć nogi? Ty, słodka siedemdziesiątka, która nigdy nawet się nie całowała? Czy nie
sądzisz, że to zupełnie nieprawdopodobne?
- Nie, to wcale nie tak - przerwała jej Emma. Wampiry z Hordy wyeliminowały ze swojego
życia popęd seksualny. Wystarczała im żądza krwi i potrzeba zabijania. I przez wszystkie
te lata Emma nie czuła pożądania. Nigdy nawet nie była w sytuacji, która mogłaby ją
podniecić.
Aż do zeszłej nocy.
Pojawił się promyk nadziei. Lachlainowi udało się ją rozbudzić. Poczuła prawdziwe
pożądanie - a nie żądzę krwi. I była tak blisko. Nawet dzisiejszej nocy zbliżyła się razem z
nim do krawędzi. Czy mogłaby go wykorzystać, aby raz na zawsze rozwiązać tę zagadkę?
Zagryzła wargę, myśląc o takiej możliwości.
- Czy ty aby nie wpakowałaś się w jakieś kłopoty? - spytała Regina. Emma widziała
oczyma duszy, jak zaciska usta. - Czy ktoś jest teraz z tobą?
- Nie, jestem sama w pokoju. Czy tak trudno ci w to uwierzyć?
- No dobrze. Zagram z tobą w tę grę. Kto to jest? Jak się poznaliście?
Zaczynało się robić niebezpiecznie.
- To obcy człowiek. Spotkałam go w pobliżu Notre Damę, pośród ulicznych straganów.
- I? Nie bądź taka skryta jak zawsze i zdradź chociaż kilka szczegółów. Jeżeli to prawda,
co mówisz...
-Tak jakbym mogła kłamać! No dobrze, naprawdę chcesz wiedzieć? Myślę, że on jest...
szalenie piękny! - powiedziała, kładąc nacisk na „szalenie". - Wie, kim jestem, i
wyjeżdżamy razem z Paryża.
- Wielka Frejo, ty mówisz poważnie. Jaki on jest?
- Bardzo silny. Powiedział, że będzie mnie chronił. Doskonale całuje. Czasami jest zupełnie
nieobliczalny. Ma szeroką klatkę piersiową, którą można lizać jak lody waniliowe.
- Czy jest w stanie pokonać wampira? - spytała Regina spokojnym głosem.
- Nawet nie masz pojęcia, jaki jest silny. - Opuszczenie miasta w towarzystwie silnego,
34
wielkiego wilkołaka - naturalnego wroga wampirów - wydawało jej się coraz lepszym
pomysłem. Ale nagle zmarszczyła brwi. Jeżeli Lachlain nie jest tym niebezpieczeństwem,
przed którym ją przestrzegano, to kim tak naprawdę jest? Czego od niej chce? Dlaczego
po prostu nie zabił jej, kiedy wpadła mu w ręce?
Szybko uwolniła się od podejrzeń, które wkradły się do jej myśli. Nawet nie potrafi
prowadzić samochodu - najwyraźniej potrzebuje pomocy. A ona należy do Tradycji...
- Kiedy opuszczasz Paryż?
- Dzisiejszej nocy. A właściwie już.
- To dobrze. Powiedz mi, dokąd się wybieracie.
- Żeby Annika mogła mnie znaleźć i odprowadzić za ucho do domu? - I zabić Lachlaina? -
Nie. Powiedz jej, że będę w domu najpóźniej za dwa tygodnie, a jeżeli spróbuje mnie
odszukać, będę wiedziała, że mi nie ufa i nie wierzy, że mogę sama dać sobie radę...
Regina sapnęła, a po chwili roześmiała się.
- Potrafię sama o siebie zadbać. - Emma poczuła się urażona. - Co cię tak śmieszy? -
zapytała. W odpowiedzi usłyszała tylko piskliwy śmiech.
- Odwal się, Regino! Wiesz co? Wyślę ci kartkę!
Rzuciła słuchawkę i złapała buty. Wepchnęła jeden na nogę, pomrukując ze złości.
- I tak pojadę. - Włożyła drugi but. - I nie zamierzam mieć żadnego sztokholmskiego
syndromu.
Kiedy chwilę później zadzwonił telefon, podniosła słuchawkę zamaszystym ruchem.
- Czego?
- No dobrze, niech będzie po twojemu - oficjalnie jesteś zdana tylko na siebie -
powiedziała Regina, pociągając nosem, jakby przed chwilą płakała ze śmiechu. - A teraz
mówię poważnie: jeżeli natkniesz się na wampira, pamiętaj o treningu.
- Czy masz na myśli tę lekcję szermierki, kiedy z łatwością pokonywałaś moje obrony i
klepałaś mnie w tyłek z okrzykiem „martwa"? Dobrze, będę to sobie przypominać.
- Nie, miałam na myśli ten trening, kiedy zwiewałaś, aż się kurzyło, na samą myśl, że
zamierzam nauczyć cię czegoś nowego.
* * *
Kiedy ponownie odłożyła słuchawkę, Lachlain wychynął zza rogu, nawet nie udając, że
nie podsłuchiwał. Znowu podskoczyła do góry, a potem ściągnęła brwi.
- Podsłuchiwałeś, prawda?
- Tak - odparł, ani trochę nie zawstydzony.
- Dowiedziałeś się czegoś nowego? - zapytała, zdenerwowana.
Nie bardzo, pomyślał.
- Masz dziwaczny akcent i mówisz za szybko. - Uśmiechnął się krzywo. - Ale usłyszałem,
że uważasz mnie za szalenie przystojnego. - Zastanawiał się, dlaczego poczuł się tak
zadowolony, słysząc te słowa. Tak, jakby zależało mu na tym, co ona o nim myśli.
Odwróciła wzrok, ale zdołał dostrzec rumieniec na jej twarzy. Zdawało mu się, że słyszy,
jak mruczy:
- Z naciskiem na „szalenie".
- Dlaczego nie powiedziałaś swojej rodzinie, kim jestem?
- Nie chciałam, żeby niepotrzebnie się martwili.
35
- A wiadomość, że jesteś z wilkołakiem, bardzo by ich zmartwiła? - zapytał, jakby nie
wiedział, że mogliby niezwykle gwałtownie zareagować na takie wieści.
- Oczywiście, że tak. Opowiadali mi o tobie. O tym, kim jesteś.
Skrzyżował ramiona na piersi.
- A więc kim jestem?
Po raz pierwszy, odkąd się spotkali, spojrzała mu prosto w oczy.
- Gdzieś w głębi duszy jesteś potworem.
Emma nigdy nie ukrywała swoich lęków. Tak właśnie mówiły jej ciotki, bynajmniej nie
złośliwie, tylko potrząsając głowami ze zdumienia. W porównaniu z nimi Emma bała się
cały czas - i ona pierwsza była gotowa to przyznać. One były odważne, bezwzględne i
każda z nich miała cel w życiu - niektóre chroniły niezniszczalną broń, która nigdy nie
mogła wpaść w niepowołane ręce. Inne pilnowały rodowodów niektórych szczególnie
szlachetnych lub silnych ludzkich rodzin. Nazywano je aniołami stróżami.
A Emma? Cóż, Emma podjęła prozaiczny trud... studiowania. Na Tulane. Nawet nie
odważyła się na opuszczenie swojego rodzinnego miasteczka, aby zostać studentką i
zdobyć licencjat w dziedzinie kultury popularnej.
Przypomniała sobie, jak kiedyś jako dziecko bawiła się w nocy w piaskownicy. Kątem oka
zobaczyła żółty poblask gromadki upiorów zbliżających się do dworu.
Poderwała się i uciekła do domu, krzycząc ze strachu:
- W nogi!
Jej ciotki spojrzały na siebie porozumiewawczo. Annika wyglądała na zakłopotaną, na jej
uderzająco pięknej twarzy pojawił się grymas.
- Emma, kochanie, co masz na myśli, krzycząc „w nogi"? My przed niczym nie uciekamy.
To przed nami wszyscy uciekają, pamiętasz?
Jakże musiały się zdziwić, kiedy usłyszały, że Emma pragnie samotnie wyruszyć na
wycieczkę za granicę. Jak bardzo byłyby zdumione, widząc jej palec naciskający guzik w
windzie, która miała ją zawieźć wprost w objęcia czekającego na nią wilkołaka. Kiedy
rzuciła mu w twarz, że jest potworem, zobaczyła w jego oczach ogień. Mężczyzna wypadł
z pokoju, mówiąc, że spotkają się przy samochodzie.
Przy samochodzie. Niech to, czy naprawdę ma zamiar to zrobić? Podczas kiedy winda
mijała kolejne piętra, robiła szybki rachunek zysków i strat wynikających z ich współpracy
i decyzji o wspólnym wyjeździe.
Za. Prawdopodobnie może go wykorzystać, aby w końcu dowiedzieć się czegoś o sobie i
swojej naturze. Poza tym on zabije każdego wampira, który pojawi się w zasięgu wzroku,
a więc będzie ją przed nimi chronił.
Przeciw. Nigdy tak naprawdę nie powiedział jasno, czy zamierza ją zabić, czy nie.
Wilkołak może chronić ją przed wampirami, ale kto obroni ją przed wilkołakiem? Jej ciotki
być może nigdy przed niczym nie uciekały, ale Emma doszła w tym do perfekcji. Dopóki
nie wsiądę z nim do samochodu, pomyślała, ciągle mam szansę...
Kiedy wyszła z windy, zobaczyła go czekającego przy podjeździe. I on też natychmiast ją
dostrzegł. Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić, po raz pierwszy zadowolona z tego,
że posprzeczała się z Reginą - to ją zawsze pobudzało, czasami nawet tak bardzo, że
porzucała linie obronne i decydowała się na frontalny atak.
36
Stał obok czarnego sedana, a może... mercedesa? Uniosła brwi. Wynajął coś z serii 500, a
więc będzie ją to kosztowało fortunę, jeżeli zamierzają jechać aż do innego kraju. Czy ten
wilkołak nie mógł wziąć po prostu S6?
Owszem, był wilkołakiem, ale patrząc na niego dzisiaj, zdała sobie sprawę, że nikomu
nawet nie przyjdzie do głowy, że ten mężczyzna należy do innego gatunku. Kiedy tak
opierał się swobodnie o drzwi samochodu, ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej
ramionami, wyglądał jak człowiek, tylko wyższy, silniejszy, mający w sobie jakąś dzikość.
Chociaż wyglądał na zrelaksowanego, był czujny i w świetle ulicznych lamp jego twarz
miała ten sam, co zawsze, napięty i stanowczy wyraz. Z trudem powstrzymała się od
zerknięcia przez ramię w poszukiwaniu kobiety, którą wręcz pożerał wzrokiem.
Czy warto było przeżyć całą tę przerażającą sytuację choćby po to, aby poczuć na sobie
takie spojrzenie? Już wiedziała, jak to jest, kiedy mężczyzna patrzy na ciebie w taki
sposób, jakbyś była jedyną kobietą na całym świecie.
Całe jej życie płynęło w cieniu ciotek, które były tak oszałamiająco piękne, że nawet poeci
poświęcali im swoje wiersze. Chociaż matka Emmy nie żyła, dziewczyna wciąż słyszała
opowieści o jej niezwykłej urodzie. Ona sama zaś była koścista, blada... i miała wystające
kły. Jednak ten niesamowicie przystojny mężczyzna patrzył na nią wzrokiem, który
mógłby stopić metal. Gdyby na samym początku jej nie przeraził i nie zaatakował - gdyby
potrafił być delikatnym kochankiem, który lekko pieści jej piersi i szepcze do ucha, że jej
skóra jest miękka jak jedwab - czy wyjechałaby z nim? Ich spojrzenia się spotkały. Ten
mężczyzna sprawił swoim dotykiem, że poczuła się tak, jak nigdy wcześniej. Kiedy
opierała twarz na jego nagiej piersi, czuła, że zdobywa nowe doświadczenie, którego nie
zamieniłaby na nic innego.
Poczuła się pewniej, więc powiodła wzrokiem po jego ciele, zanim znowu spojrzała na
jego twarz. Nie krzywił się ani nie uśmiechał drwiąco, przeciwnie, wyglądał tak, jakby
jego myśli były bardzo podobne do jej własnych.
Poczuła, że coś ją do niego przyciąga, a jej myśli i uczucia zostają wyłączone, jakby utraciła
kontakt z rzeczywistością. Szła w jego kierunku, stukając obcasami w marmurową
posadzkę hallu, a jej ciało budziło się do życia. Wyprostował się, wyraźnie spięty.
Jej piersi zdawały się pełniejsze. Uszy zakryte jedynie luźno puszczonymi włosami były
doskonale widoczne dla wszystkich zgromadzonych w hallu. Czuła się tak, jakby była...
naga. Oblizała nerwowo wargi, a on w odpowiedzi zacisnął pięści.
Chciała od niego tylko jednej rzeczy, i jeżeli był w stanie jej to dać, czy powinna
zaryzykować resztę? Z tego samego powodu zdecydowała się na wspólną kąpiel z nim i
on nie zrobił jej krzywdy. Nie, jednak dotrzymał obietnicy...
Czar prysł, kiedy przed hotel podjechało ferrari z uszkodzonym tłumikiem i zatrzymało
się z piskiem hamulców za mercedesem. Wyskoczyły z niego dwie młode, idealnie
zbudowane Europejki, ubrane w obcisłe sukienki. Emma poczuła niepokój na myśl o tym,
że będzie się na nie gapił tak samo jak na nią. Długonogie blondynki z obfitymi biustami
zauważyły mężczyznę i zamarły, kołysząc się na wysokich obcasach. Zachichotały głośno,
aby zwrócić na siebie jego uwagę. Kiedy to nie pomogło, ruszyły w kierunku wejścia i
jedna z nich niespodziewanie upuściła szminkę, która potoczyła się aż pod jego stopy.
Emma patrzyła z otwartymi ustami, jak kobieta pochyla się przed Lachlainem, a potem
37
zerka, aby sprawdzić jego reakcję. Ale Lachlain nie odrywał wzroku od Emmy, mimo że
doskonale zdawał sobie sprawę, co się dzieje tuż pod jego nosem. Przeszywał ją
wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: Patrzę na to, na co mam ochotę. Zadrżała.
Zupełnie zignorowane dwa kociaki w końcu dały sobie spokój i tylko obrzuciły Emmę
jadowitym spojrzeniem, kiedy przechodziły obok. Tak jakby on należał do niej i ona
trzymała go z dala od nich? Przecież jest tylko więźniem!
- Możecie go sobie wziąć - syknęła tak, że tylko one mogły to usłyszeć. Popatrzyły na nią
tępo i zniknęły jej z oczu.
Wprawdzie bała się wilkołaka i innych stworzeń Tradycji, jednak jeśli chodzi o ludzi, to
bez trudu dotrzymywała im pola.
Ale jak ma teraz wyruszyć w podróż z wilkiem?
* * *
Lachlain patrzył, jak Emmaline przeciska się przez hall; poruszała się zbyt wdzięcznie,
aby mogła uchodzić za człowieka.
Uderzyło go, jak zdrowo i spokojnie wygląda, zupełnie jak... arystokratka. Trudno było
domyślić się jej tchórzliwej natury, tak jakby nosiła na sobie niewidzialny płaszcz
pewności siebie.
A potem się zmieniła.
Nie wiedział, z jakiego powodu, ale jej wzrok nagle zapłonął, jakby potrzebowała
mężczyzny... a on odpowiedział na to spojrzenie. Wszystko w nim wyrywało się do i niej.
Podobnie zresztą reagowali inni. Chociaż wydawała się tego nieświadoma, jej pełne
wdzięku ruchy i zmysłowy krok przyciągały spojrzenia wszystkich samców w hallu.
Przerywali w pół słowa rozmowy i gapili się na nią, niezdolni do odwrócenia wzroku.
Nawet kobiety zachowywały się podobnie, tyle że one patrzyły na ubranie i lśniące włosy
Emmy, mężczyźni natomiast nie spuszczali wzroku z jej piersi, ust i oczu. Ich serca i
oddechy przyspieszały na widok tak skończonej piękności.
Czy którykolwiek z tych głupców przypuszcza, że to właśnie on da jej to, czego pragnie?
Nagle zapłonął w nim gniew.
Powiedziała mu zimno i spokojnie, że w jego wnętrzu drzemie potwór. I częściowo miała
rację - w tej chwili bestia mogłaby zabić każdego samca, który odważyłby się na nią
bardziej śmiało spojrzeć. Instynkt podpowiadał mu, że najwyższy czas, żeby ją stąd
zabrał.
Nagle przypomniał sobie, że kobiety wampirów zawsze rodzą się piękne... i używają
swojej urody zarówno do polowania, jak i obrony. Manipulują samcami i zabijają ich. Ta
tutaj nawet w tej chwili robi to, do czego ją stworzono. A on reaguje dokładnie tak, jak się
tego spodziewała.
Kiedy Emma stanęła przed nim, obrzucił ją ponurym spojrzeniem. Zmarszczyła brwi,
widząc wyraz jego twarzy.
- Pojadę z tobą. I nie będę próbowała uciec. - Jej głos był łagodny niczym jedwab i
uwodzicielski jak oddech kochanka, który szepcze czułe słówka do ucha swojej wybranki.
- Pomogę ci, ale proszę, żebyś mnie nie skrzywdził.
- Powiedziałem ci, że będę cię chronił.
- Ale potem chciałeś mnie zabić.
38
Grymas na jego twarzy pogłębił się.
- Po prostu spróbuj się powstrzymać, dobrze? - Spojrzała na niego tymi swoimi błękitnymi
oczyma, które zdawały się takie niewinne.
Czy zamierza użyć swoich wdzięków, żeby go omotać? Aby oswoić potwora, który w nim
drzemie? Nawet on nie był w stanie go kontrolować...
Powiał dziwny mroźny wiatr i zarzucił kosmyk jej włosów na policzek. Oczy dziewczyny
zwęziły się. Sekundę później otworzyła je szeroko i oparła się dłońmi o jego pierś. Spojrzał
w dół i zobaczył, że jej delikatne różowe paznokcie zamieniły się w szpony
przypominające małe sztyleciki.
Wyczuła niebezpieczeństwo. Omiótł wzrokiem okolicę. On także coś wyczuwał. Ale
wrażenie zaraz osłabło, gdyż jego zmysły nie reagowały tak jak zazwyczaj. Jeszcze nie. W
każdym razie nie był zdziwiony, że w pobliżu dziewczyny czai się niebezpieczeństwo.
Jako wampir miała wielu wrogów - dawniej z radością by się do nich przyłączył. Ale teraz
będzie musiał z nimi walczyć, jak z każdym, kto zechce ją skrzywdzić.
Zamiast powiedzieć jej o tym, co myśli, odsunął z niesmakiem jej ręce.
- Założę się, że ze mną jesteś znacznie bezpieczniejsza.
Skinęła potakująco głową.
- A więc możemy jechać?
Bez słowa obszedł samochód, kierując się ku drzwiom pasażera. Portier otworzył drzwi
od strony kierowcy i pomógł dziewczynie wsiąść. Lachlain poczuł się zażenowany tym, że
sam jej nie zaoferował pomocy, a potem rozzłościł się, że aż tak to go poruszyło.
Po krótkim mocowaniu się z klamką u drzwi wsiadł do samochodu i zapadł się w
pluszowym fotelu. Wnętrze pojazdu było naprawdę luksusowe - nawet on potrafił to
docenić - chociaż niektóre elementy wydały mu się dziwaczne, gdyż wyglądały jak
drewno, ale nie pachniały organicznie.
Emma zerknęła na tylny fotel samochodu i bez wątpienia dostrzegła stertę czasopism,
które portier na jego prośbę zdobył, ale nie odważyła się tego skomentować.
- Mogę dojechać do Londynu - nacisnęła guzik z napisem OnStar - ale potem będę
potrzebowała pomocy.
Pokiwał głową, patrząc, jak sprawnie przesuwa fotel daleko do przodu i zapina jakąś
dziwaczną uprząż.
- To pas bezpieczeństwa - wyjaśniła, widząc jego spojrzenie, i przestawiła dźwignię
zmiany biegów na pozycję D, oznaczającą jazdę do przodu.
Jeżeli tylko to wystarcza do uruchomienia samochodu, pomyślał, jakoś powinienem dać
sobie radę w przyszłości. Kiedy Emma spojrzała wymownie na jego pas, uniósł brwi i
powiedział tylko:
- Nieśmiertelny.
Wiedział, że to ją zirytowało. Postawiła stopę na dłuższym z dwóch pedałów
umieszczonych w podłodze, nacisnęła go i samochód ruszył do przodu. Zerknęła na
niego, bez wątpienia spodziewając się, że go zaskoczyła. Tymczasem on już w tej chwili
był przekonany, że na pewno pokocha samochody.
- Ja też jestem nieśmiertelna - powiedziała - ale jeżeli w wyniku wypadku będę
nieprzytomna aż do wschodu słońca, ta karta w moim portfelu, która informuje
39
wszystkich o mojej alergii na światło słoneczne i którą moje ciotki każą mi wszędzie ze
sobą zabierać, niewiele mi pomoże. Jasne?
- Rozumiem zaledwie połowę tego, co powiedziałaś - zauważył spokojnie.
- Ja nie mogę sobie pozwolić na taki samochód - warknęła, zaciskając dłonie na
kierownicy.
Dlaczego ona tak się przejmuje pieniędzmi?, pomyślał. Czy ktoś odważyłby się pozbawić
ją funduszy? Wampiry zawsze były bogate, a wtedy, kiedy został uwięziony, właśnie
zaczynały inwestować w ropę. Od tego czasu rynek handlu ropą bardzo się przecież
rozwinął. I nic dziwnego, gdyż wszystko, czego dotknął się ich król Demestriu, zamieniało
się w złoto. Albo ginęło.
Kiedy pomyślał o Demestriu, znów poczuł płomień gniewu, który niemal zaćmił mu
umysł, i ból w nodze, zacisnął więc dłoń na uchwycie nad głową, miażdżąc go.
Emma westchnęła tylko i wbiła wzrok w drogę.
- Ciekawe, ile może kosztować taki uchwyt? - mruknęła pod nosem.
Ta niepotrzebna troska o coś, co w ich prawdziwym życiu nie będzie miało znaczenia,
zirytowała go. Jego bogactwo - ich bogactwo - jest w jego - ich - domu. Tylko muszą tam
dotrzeć.
Ich dom. Wracał do Kinevane, ziemi przodków w Highlands, razem ze swoją kobietą. W
końcu. I gdyby tylko nie była wampirem, byłby najszczęśliwszą osobą pod słońcem.
Westchnął.
Ciekawe, jak klan zareaguje na tę niewiarygodną obelgę, jaką jest jej obecność.
- Jak szybko jedziemy?
- Osiemdziesiąt kilometrów na godzinę - odparła Emma lekkim tonem.
- Ile to jest kilometr?
Wiedziała, że o to zapyta. Prawdę mówiąc, nie miała pojęcia. Po prostu pilnowała, żeby
wartość, którą pokazywał prędkościomierz, nie przekraczała ograniczeń na znakach
drogowych. Większość pytań, które jej zadawał przez ostatnie pół godziny, sprawiała, że
czuła się jak idiotka, ale na szczęście on najwyraźniej tak nie myślał.
Pytaniom towarzyszył szelest papieru - Lachlain przerzucał magazyny, które dostał od
portiera. Emma widziała, jak przelatuje wzrokiem strony, i zdała sobie sprawę, że on to
wszystko czyta, i to bardzo szybko, ponieważ co jakiś czas zadawał jej pytania.
Najwyraźniej nie radził sobie ze skrótami, i chociaż zdołała jakoś rozszyfrować, co
oznacza NASA, DEA i PDA, miała problemy z MP3.
Kiedy już przeczytał magazyny od deski do deski, wziął się za instrukcję obsługi
samochodu i znowu pojawiły się pytania. Tak jakby potrafiła mu powiedzieć, co to znaczy
„przekładnia". Czuła, że Lachlain uczy się bardzo szybko i jest niesamowicie inteligentny.
Jego pytania wskazywały na to, że potrafi sam wydedukować pewne rzeczy z tego, co
przeczytał. Nie sądziła, że takie tempo nauki jest w ogóle możliwe. Po skończeniu lektury
instrukcji zajął się obowiązującymi we Francji przepisami ruchu drogowego, które
właściciel wypożyczalni umieścił w wozie, ale po chwili je odrzucił.
- Niektóre rzeczy się nie zmieniają - powiedział, widząc jej pytające spojrzenie. - Kiedy
stoisz na pochyłości, musisz zaciągnąć ręczny hamulec, niezależnie od tego, czy to kareta,
czy samochód.
40
Denerwowała ją jego arogancja i łatwość, z jaką przyjmował rzeczy, które powinny były go
zadziwiać. Gdyby ona zobaczyła po raz pierwszy samochód dopiero jako dorosła osoba,
byłaby przerażona. Ale nie Lachlain. On był nawet zadowolony z jazdy. Swobodnie
rozwalił się na miękkim siedzeniu, łatwo radził sobie z klimatyzacją i elektrycznie
podnoszonymi szybami. Bawił się niemiecką technologią jak dziecko. Jeżeli tak długo
przebywał w zamknięciu, jak mówił, dlaczego tak świetnie sobie radził z rzeczywistością?
Podejrzewała, że nic nie jest w stanie wstrząsnąć jego niebywałą arogancją. W pewnej
chwili udało mu się zlokalizować guzik otwierający dach i zaczął się nim bawić. Otwarte...
zamknięte. Otwarte... zamknięte. Otwarte...
Im bliżej było świtu, tym bardziej Emma była spięta. Do tej pory zawsze była taka
ostrożna. Tak naprawdę ta wyprawa do Europy była jej pierwszą samodzielną wycieczką,
a pozwolono jej na to tylko dlatego, że ciotki zadbały o jej bezpieczeństwo. A jednak mimo
tego Emma dopuściła do niedoboru krwi, dała się porwać i wciągnąć do świata, w którym
nic nie chroniło jej przed słońcem oprócz samochodowej blachy. A w dodatku jechała w
nieznane...
Ale i tak jazda z tym mężczyzną wydawała się jej najlepszym wyjściem z sytuacji. W
hotelu coś na nią czyhało, może wampiry.
Kiedy tylko wsiedli do samochodu, pomyślała, że powie mu, że jej życie może być w
niebezpieczeństwie. Ale powstrzymała się z dwóch powodów. Po pierwsze, nie wiedziała,
jak to zniesie, jeżeli on tylko wzruszy ramionami, jakby chciał powiedzieć: „A co mnie to
obchodzi?". Po drugie zaś, musiałaby mu wyjaśnić, kim tak naprawdę jest, a tego nie
chciała.
Walkirie bowiem były wrogami wilkołaków - i Emma zostałaby przeklęta, gdyby dała się
wykorzystać przeciwko swojej rodzinie. Na szczęście chyba mu nie zdradziła podczas
rozmowy z Reginą swojej słabości spowodowanej brakiem krwi. Mogła sobie wyobrazić,
jak mówi, zacierając ręce: „Znajdę ci trochę krwi zaraz po kąpieli!". Jakoś wytrzyma te trzy
dni podróży do Szkocji. Z pewnością.
Na chwilę przymknęła oczy. Ale ten głód... Nigdy nie kusiło jej, żeby napić się krwi żywej
osoby. Ale teraz, kiedy nie miała żadnej alternatywy, nawet Lachlain wydawał jej się
apetyczny. Doskonale wiedziała, w które miejsce szyi powinna wbić zęby. Przytrzymałaby
go nieruchomo szponami i lekko odchyliła jego głowę...
- Dobrze prowadzisz.
Drgnęła, zaskoczona. Czyżby zauważył, jak nieświadomie przeciąga językiem po kłach? A
potem zmarszczyła brwi, kiedy dotarły do niej jego słowa.
- Hmmm, a skąd ty niby możesz o tym wiedzieć?
- Wydajesz się być pewna siebie. Tak bardzo, że odrywasz wzrok od jezdni.
Trafiony...
- Jeśli chcesz wiedzieć, wcale nie jestem dobrym kierowcą. - Jej przyjaciele narzekali, że
zbyt wolno podejmuje decyzje i boi się wyprzedzać, nawet jeżeli samochód przed nią
ledwie się toczy.
- A więc skoro nie jesteś dobrym kierowcą, co tak naprawdę potrafisz robić dobrze?
Zapatrzyła się na drogę w milczeniu, zastanawiając się nad odpowiedzią. Lubiła śpiewać,
ale w porównaniu z syrenami miała beznadziejny głos. Grała na pianinie, ale
41
dwunastopalczaste demony potrafiły to lepiej robić.
- Okłamałabym cię, gdybym powiedziała, że jestem w czymkolwiek szczególnie dobra -
powiedziała w końcu szczerze.
- A ty nie potrafisz kłamać.
- Nie, nie potrafię. - Nienawidziła tego, że wampiry zatrzymały się na takim etapie
rozwoju, że nie mogły kłamać bez bólu. Ludzie potrafili. I tylko lekko się czerwienili,
czując się trochę nieswojo.
Jechali przez jakiś czas w ciszy, a mężczyzna bawił się mechanizmem otwierającym i
zamykającym dach samochodu.
Potem wyjął jakieś karteczki z kieszeni kurtki.
- Kto to jest Regina? I Lucia? I Nix?
Spojrzała na niego z otwartymi ustami.
- Zabrałeś moje prywatne wiadomości z recepcji hotelu?
- Tak samo jak ubranie z pralni chemicznej - odparł znudzonym głosem.
- Oczywiście, że to zrobiłeś - powiedziała ostrym tonem. - Dlaczego by nie? - W końcu nie
znał pojęcia prywatności.
Podsłuchał jej rozmowę z Reginą, tak jakby miał do tego pełne prawo.
- Kim oni są? - zapytał znów. - Wszyscy natychmiast chcieli się z tobą skontaktować, z
wyjątkiem tej Nix. Ale wiadomość od niej nie ma sensu.
Nix była jej niespełna rozumu ciotką, najstarszą ze wszystkich walkirii - albo raczej
protowalkirią, jak lubiła sama siebie nazywać. Wyglądała świetnie, niczym modelka, ale
znacznie wyraźniej widziała przyszłość niż teraźniejszość.
Emma mogła sobie tylko wyobrażać, co Nix Bez Piątej Klepki zamierzała jej przekazać.
- Pokaż mi tę wiadomość.
Złapała karteczkę i rozłożyła na kierownicy, a potem szybko zerknęła, odrywając jedynie
na chwilę wzrok od jezdni.
***
Puk, puk...
- Kto tam?
- Emma...
- Jaka Emma? Co za Emma? Jaka Emma?
***
Nix powiedziała Emmie, zanim wyjechała do Europy, że podczas tej podróży będzie
wreszcie mogła robić to, do czego się urodziła.
Najwyraźniej więc urodziła się po to, aby zostać porwaną przez zwariowanego wilkołaka.
Co za gówniane przeznaczenie.
Tą wiadomością ciotka chciała na swój sposób przypomnieć dziewczynie o swojej
przepowiedni. Wiedziała, jak bardzo Emma pragnie dowiedzieć się, kim tak naprawdę
jest, aby mieć swoje miejsce w słynnej Księdze Wojowników.
- Co to znaczy? - zapytał, kiedy zgniotła kartkę i rzuciła na podłogę.
Emma była wściekła, że widział tę wiadomość, która pozwalała mu mieć wgląd w jej
życie, Biorąc pod uwagę, jak łatwo Lachlain przyswajał wiadomości i obserwował
otaczającą go rzeczywistość, będzie wiedział o niej wszystko, zanim dotrą do kanału la
42
Manche.
- Lucia nazywa cię Em. Czy to jest twoje przezwisko używane przez najbliższych?
No pięknie. Wystarczy. Zbyt wiele pytań.
- Posłuchaj no, panie Lachlain. Wpakowałam się przypadkiem w tę... sytuację z tobą. I aby
się z niej wydostać, zgodziłam się pojechać z tobą do Szkocji. - Głód sprawiał, że łatwo się
irytowała. A wtedy nie zważała na konsekwencje, co w pewnych okolicznościach mogło
nawet wyglądać na brawurę. - Nie zgodziłam się jednak być twoją przyjaciółką albo...
dzielić z tobą łoże, albo zaspokajać twoją ciekawość co do moich prywatnych spraw.
- Ja odpowiem na twoje pytania, jeżeli zechcesz je zadać.
- Ale ja nie mam żadnych pytań. Nie wiem, dlaczego byłeś zamknięty, i to aż na piętnaście
dziesięcioleci, ale szczerze mówiąc, wcale nie chcę tego wiedzieć. Skąd się tu wziąłeś
zeszłej nocy? Nie chcę wiedzieć.
- Nie jesteś ciekawa, dlaczego to wszystko się stało?
- Postaram się zapomnieć o „tym wszystkim", kiedy dotrzemy do Szkocji i wreszcie mnie
puścisz, dlaczego więc miałabym chcieć dowiedzieć się czegoś więcej? Moje życiowe
kredo brzmi: trzymać nisko głowę i nie zadawać zbyt wielu pytań. I na razie to się
sprawdza.
- A więc chcesz, żebyśmy całą podróż w tej puszce odbywali w kompletnej ciszy?
- Oczywiście, że nie.
Włączyła radio.
* * *
Lachlain w końcu zwalczył w sobie chęć przypatrywania się dziewczynie, co wydawało
mu się niepokojąco przyjemne.
Wmawiał sobie, że robi to dlatego, ponieważ nie ma czym zająć umysłu. Skończyły mu się
gazety, a radia prawie nie słuchał.
Muzyka była tak samo dziwaczna i niezrozumiała, jak wszystko w tych czasach, ale
odkrył, że niektóre piosenki znacznie mniej go irytują. Kiedy powiedział jej o tym,
wyglądała na zaszokowaną.
- Wilkołaki lubią bluesa - mruknęła pod nosem. - Kto by przypuszczał?
Musiała czuć na sobie jego wzrok, gdyż zerkała na niego od czasu do czasu, jakby
onieśmielona, i przygryzała wargi, odwracając głowę. Z przerażeniem stwierdził, że kiedy
tak na niego patrzy, jego serce przyspiesza jak u tych śmiechu wartych ludzi.
Przypominając sobie, jak mężczyźni w hotelu reagowali na jej widok, i wiedząc, że wśród
wampirów jest bardzo mało kobiet, doszedł do wniosku, że dziewczyna musi mieć męża.
Wcześniej było mu to obojętne.
Jego strata, pomyślał, będąc pewnym, że żadne małżeństwo nie powstrzyma go przed
zdobyciem jej. Ale teraz zaczął się zastanawiać, czy może ona kocha kogoś innego.
W świecie wilkołaków było tak, że jeżeli miałaby być jego partnerką, to on tak samo
należałby do niej. Ale Emma nie była wilkołakiem i mogło się tak zdarzyć, że będzie go
nienawidziła na wieki - a on już na zawsze będzie musiał ją trzymać w zamknięciu -
szczególnie po tym, jak zaspokoi swoją żądzę zemsty.
Zamierzał bowiem zabić wszystkie wampiry, a to oznaczało także jej rodzinę.
I znów zastanowił się nad wyrokami losu, podając w wątpliwość ich sens. Przecież oni
43
nigdy nie będą mogli być razem.
Ale nawet w tej chwili, kiedy o tym myślał, pragnął dotykać jej włosów. Zastanawiał się,
jak wygląda, kiedy się uśmiecha. Był niczym napalony nastolatek, który nie może oderwać
wzroku od jej opiętych spodniami ud. Poprawił się na siedzeniu. Nigdy jeszcze nie czuł
takiego pożądania.
Ile by dał, żeby móc ją rzucić na tylne siedzenie samochodu i doprowadzić ustami do
rozkoszy, a potem przycisnąć jej kolana do ramion i wejść w nią jednym mocnym
pchnięciem. A niech to, właśnie to powinien zrobić.
Kiedy tak myślał o kochaniu się z nią, przypomniał sobie, jak zeszłej nocy wsunął palce w
jej kobiecość. Potrząsnął głową, myśląc o tym, jaka była spięta. Bardzo długo musiała nie
mieć mężczyzny. Podczas pierwszej pełni rozerwie ją na pół. Jeżeli do tego czasu nie
będzie jej regularnie miał, to...
Syknęła, kiedy światła samochodu jadącego z naprzeciwka zbyt mocno ją oślepiły.
Przetarła oczy, a potem mrugnęła kilka razy.
Wyglądała na zmęczoną. Zastanawiał się, czy jest głodna, ale doszedł do wniosku, że
chyba nie. Wampiry, które zdarzało mu się torturować, tygodniami wytrzymywały bez
krwi. Odżywiały się równie często jak węże.
Ale wolał się upewnić.
- Jesteś głodna? - zapytał. A kiedy nie odpowiedziała, dodał: - No to jesteś głodna czy nie?
- To nie twoja sprawa.
Ale nie miała racji. Zaspokajanie jej potrzeb to jego obowiązek. Ale co będzie, jeżeli jej
natura wampira sprawi, że poczuje potrzebę zabijania? Co on ma wtedy zrobić? Ułatwić
jej to? Chronić ją, podczas gdy ona będzie zabijać jakiegoś bezbronnego człowieka?
Chryste, nie mógłby tego zrobić.
- W jaki sposób pijesz?
- No wiesz, płyn wpada mi do ust - mruknęła. - A potem przełykam.
- Kiedy piłaś ostatni raz? - warknął. Westchnęła, jakby siłą wyciągał z niej odpowiedź.
- W poniedziałek, jeżeli już musisz wiedzieć. - Zerknęła na niego, czekając na reakcję.
- Robiłaś to w poniedziałek?! - Nawet nie starał się ukryć, że wzbudza to w nim odrazę.
Zmarszczyła brwi, ale chwilę później kolejne jasne światła odwróciły jej uwagę. Skrzywiła
się i samochód lekko skręcił na pobocze, jednak szybko wyprostowała kierownicę.
- Muszę się skoncentrować, żeby nie zjechać z drogi.
Skoro nie miała ochoty rozmawiać na ten temat, nie zamierzał naciskać. Przynajmniej
dzisiaj w nocy.
Kiedy wydostali się z zatłoczonego Paryża, przyspieszyli na pustej i gładkiej autostradzie.
Lachlain patrzył na pola uciekające do tyłu i czuł się tak, jakby szybko biegł. Przyjemność,
jaką znajdował w tym szalonym pędzie, stłumiła nieco gniew, który zawsze w nim kipiał.
Niebawem znów będzie mógł biegać. Jest wolny i szybko dochodzi do zdrowia.
Zasłużył chociaż na jedną taką noc, kiedy nie będzie musiał myśleć o krwi, agresji i
śmierci. Zastanawiał się, czy to w ogóle możliwe, skoro obok niego siedzi wampir.
Wampir, który wygląda jak anioł.
Jutro. Jutro zażąda odpowiedzi na pytania, których nie miał odwagi zadać.
44
Dwór Val Hall
Tuż za Nowym Orleanem
- Czy Myst już wróciła?! - wrzasnęła Annika, wbiegając do przedsionka. - Albo Daniela? -
Oparła się o grubą framugę i wyjrzała na zewnątrz, w ciemność. W świetle gazowych
lamp widać było tylko drgające cienie rzucane przez dęby.
Odwróciła się i spojrzała na Reginę i Lucię siedzące w wielkim salonie. Malowały sobie
nawzajem paznokcie u stóp oglądając „Ocalonych". - Jeszcze nie wróciły?
Regina uniosła brew.
- Myślałyśmy, że są z tobą.
- A Nix?
- Jest w swoim pokoju.
- Nix! Złaź na dół! - zawołała Annika do swojej siostry i zamknęła starannie drzwi na
rygiel. - Czy Emma już wróciła? - zapytała Reginę i Lucię. Oparła dłonie na kolanach, z
trudem łapiąc oddech.
Obie kobiety wymieniły spojrzenia.
- Ona... No cóż, ona na razie nie wraca.
- Co?! - wrzasnęła Annika, chociaż w tej chwili była raczej zadowolona, że Emmy tu nie
ma.
- Spotkała na wycieczce jednego takiego...
Annika uniosła rękę, przerywając jej.
- Trzeba stąd uciekać.
Lucia zmarszczyła brwi.
- Nie rozumiem, co to znaczy „trzeba". To brzmi tak, jakbyś chciała się nas pozbyć.
- Jakiś samolot ma się tutaj rozbić, prawda? - zapytała Regina; w jej bursztynowych oczach
czaiła się ciekawość. - To będzie bolało.
Lucia jeszcze mocniej zmarszczyła brwi.
- Ja zdołałabym uciec z rozbijającego się samolotu...
- Trzeba uciekać... Coś nadchodzi... - One tego nie rozumiały, idea ucieczki była im obca. -
Teraz... - Annika z trudem oddychała - biegła całą drogę z miasta.
- Tutaj jesteśmy najbezpieczniejsze - powiedziała Regina i wróciła do malowania paznokci.
- Inskrypcja zatrzyma każdego. - Uniosła wzrok i na jej twarzy pojawił się nagle nieco
zakłopotany uśmiech. - Ale... No cóż, mogłam zapomnieć o odnowieniu zaklęcia
inskrypcji razem z wiedźmami.
- Myślałam, że ono samo się odnawia - zauważyła Lucia. - A one tylko obciążają nasz
rachunek...
- Na Freję! Kiedy mówię natychmiast, to natychmiast! -zawyła Annika, która wreszcie
zdołała się wyprostować.
Czy naprawdę wezwała nadaremno imię ich półmatki? Obie kobiety poderwały się z
szeroko otwartymi z przerażenia oczami i zaczęły się rozglądać za bronią...
Nagle frontowe drzwi wyleciały z zawiasów.
W progu stał rogaty wampir i z wielką uwagą przyglądał się czerwonymi oczyma
twarzom Reginy i Lucii. Tego właśnie Annika się obawiała. Tylko doskonała znajomość
krętych uliczek miasta pozwoliła jej uciec, ale teraz wampir był w ich domu.
45
- Co to ma znaczyć, Anniko? - zapytała Regina, wyciągając sztylet z rękawa. - Demon?
- To niemożliwe - wyjąkała Lucia.
- Tak, to musi być on. - Annika ledwie mogła się opanować, a przecież z wielką łatwością
potrafiła zabijać wampiry. - Nigdy nie widziałam tak potężnego. - Tylko dlatego wróciła
do domu, że spodziewała się tutaj zastać przynajmniej jedną starszą walkirie. Bardziej
doświadczona wojowniczka mogłaby dotrzymać mu pola. Ale Regina i Lucia należały do
najmłodszych.
- Czy to jeden ze sługusów Ivo?
- Tak. Widziałam, jak wydaje mu rozkazy. Kogoś szukają...
Do domu wpadły dwa kolejne wampiry. Lucia zdążyła już naszykować łuk, którym
posługiwała się tak sprawnie, jakby był przedłużeniem jej ręki.
- Uciekajcie - syknęła Annika. - Obie...
Wszedł Ivo. Jego czerwone oczy płonęły. Miał zupełnie łysą głowę, tak że wszystkie blizny
szpecące jego skórę były doskonale widoczne.
- Cześć, Ivo.
- Walkirie. - Westchnął ciężko, podszedł do kanapy i usiadł, po chamsku zarzucając nogi
na stół.
- Ciągle jesteś arogancki, jakbyś był królem. A przecież nim nie jesteś - powitała go
drwiąco Annika. - I nigdy nie będziesz.
- Jesteś tylko sługusem Demestriu - dodała Regina.
Lucia także chciała wygłosić odpowiedni tekst, ale powstrzymała się, widząc, jak Annika
uderza Reginę otwartą dłonią w głowę.
- Co? Co ja takiego powiedziałam?
- Możecie sobie szydzić - powiedział grzecznie Ivo. -To wasze ostatnie chwile. Tutaj jej nie
ma - zwrócił się do demona.
- Kogo? - spytała Annika.
- Tej, której szukam - odparł, znudzony.
Kątem oka Annika dostrzegła przebiegający cień. Lothair, również ich odwieczny wróg,
stanął za plecami Ivo. Cała jego postać tchnęła chłodem, od białych włosów, poprzez oczy,
które były bardziej różowe niż czerwone, aż do pozbawionej wyrazu twarzy.
Annika zesztywniała. Mają jeszcze mniejsze szanse, niż myślała. Lothair położył palec na
ustach. Czyżby nie chciał,żeby Ivo wiedział o jego obecności?
Ivo odwrócił głowę, żeby zobaczyć, co tak przyciąga jej uwagę, ale Lothaira już tam nie
było. Wampir wyraźnie zadrżał, a potem zwrócił się do demona: - Zabij te trzy.
Na jego rozkaz dwa wampiry skoczyły na Reginę i Lucię, a demon ruszył w pogoń za
uciekającą Anniką. Kiedy się odwróciła, zobaczyła jego rękę sięgającą w kierunku jej szyi.
Szybko się uchyliła i demon trafił w pustkę. Annika wymierzyła cios, łamiąc mu rękę.
Kolejne uderzenie zmiażdżyło jego policzek i nos. Kiedy wrzasnął, plując kropelkami
krwi, kopnęła go między nogi tak mocno, że złamała mu kość ogonową, a on sam aż
uderzył w sufit.
Jednakże stwór szybko powrócił do walki, tak jakby nic mu się nie stało, i złapał ją za
szyję. Usiłowała się wyrwać, ale pociągnął ją do kominka i uderzył jej głową o pierwszy
rząd cegieł tak mocno, że aż się pokruszyły. Kobieta upadła, przywalona cegłami
46
sypiącymi się jej na plecy. Nie mogła się poruszyć, ale ciągle widziała poprzez unoszący
się w powietrzu kurz, co się dzieje. Błyskawica. Piękna błyskawica. Ale nie była w stanie
myśleć.
Regina wygrzebała się spod wampira, z którym walczyła, i stanęła obok Anniki, aby jej
bronić. Lucia podbiegła z drugiej strony, mając wreszcie miejsce, aby napiąć łuk.
- Lucia - wysapała Regina - ładuj w tego wielkiego. Tyle strzał, ile tylko zdołasz. A ja mu
oberwę łeb.
Lucia szybko skinęła głową i zaczęła z nadnaturalną prędkością wypuszczać strzały, które
bez trudu przechodziły przez ciało i kość, a nawet wbijały się w ceglane ściany, jakby nie
stanowiły one żadnej przeszkody.
Dźwięk napinania cięciwy był tak samo piękny jak błyskawica...
A Ivo tylko się śmiał. Jego ciało było twarde jak skała. Odrzucił na bok trzy strzały i złapał
czwartą.
Annika wiedziała, że czeka je nieuchronna śmierć.
* * *
Lachlain poprowadził Emmę do luksusowego hotelu położonego na obrzeżach Londynu,
który polecił mu portier, i uważnie przypatrywał się, kiedy dziewczyna załatwiała
formalności meldunkowe. Wyglądała na zdenerwowaną, kiedy musiała go prosić o swoją
własną kartę kredytową, a jeszcze bardziej wtedy, kiedy zabrał kartę po uregulowaniu
przez recepcjonistę należności. Nie powiedziała jednak ani słowa na temat ceny hotelu.
Nie sądził, żeby wierzyła, że w przyszłości odda jej te pieniądze. Po prostu za wszelką
cenę chciała wreszcie wydostać się z samochodu. Podróż najwyraźniej dawała jej się we
znaki.
To on powinien był bezpiecznie dowieźć ich do Kineva-ne, ale ponieważ nie potrafił
prowadzić samochodu, Emma musiała być kierowcą, dlatego teraz była zmęczona, a jej
wrażliwe oczy były poranione przez ostre światła samochodów.
Kiedy zażądała dwóch pokojów, walnął ręką w kontuar, nie przejmując się tym, że jego
ostre szpony mogą porysować drewno.
- Jeden.
Wiedział, że nie urządzi mu sceny na oczach takiej gromady ludzi - mało który członek
Tradycji by się na to odważył - i miał rację. Ale kiedy boy hotelowy wskazywał im drogę,
wysyczała:
- Nie tak się umawialiśmy.
Ciągle musiała mieć w pamięci poprzednią noc. Zaledwie dwadzieścia cztery godziny
temu patrzyła na niego z przerażeniem i szeptała, że się go boi. Wyciągnął rękę, aby
pogłaskać dziewczynę po lśniących włosach, ale szybko ją cofnął. Zanim dał napiwek
boyowi, dziewczyna weszła do przestronnego apartamentu. Już po chwili leżała na łóżku i
zasypiała. Wiedział, że jest zmęczona. Prowadzenie samochodu to wyczerpujące zajęcie,
ale dlaczego jest aż tak zmęczona? Jeżeli piła krew w poniedziałek i od tamtej pory nie
została poważnie ranna, to o co chodzi? Czyżby jeszcze nie wyszła z szoku po tym, co jej
zrobił? Być może jej wnętrze jest tak samo delikatne jak powierzchowność...
Zdjął jej kurtkę - bez trudu, ponieważ ciało dziewczyny było niemal bezwładne - i
zobaczył, że jej szyja i ramiona są mocno napięte. Z pewnością z powodu prowadzenia
47
samochodu, a nie dlatego, że musiała siedzieć obok niego przez wiele godzin.
Poczuł, że jej skóra jest zimna, napełnił więc wannę wodą i wrócił do pokoju, żeby ją
rozebrać.
Uderzyła go lekko w rękę, ale zignorował jej protesty.
- Przygotowałem ci kąpiel. Niedobrze jest spać w ubraniu.
- A więc pozwól, że sama się wykąpię. - Kiedy zdjął jej buty, spojrzała prosto w jego oczy. -
Nie chcę, żebyś oglądał mnie nagą.
- Dlaczego? - zapytał, wyciągając się obok niej. Odsunął kosmyk włosów z twarzy
dziewczyny, patrząc jej w oczy. Była bardzo blada, jedynie długie rzęsy odcinały się grubą
kreską od jej pozbawionych koloru policzków. Był zafascynowany.
Kiedy tak na nią patrzył, poczuł nagłe, że to dziwnie znajomy widok.
- Dlaczego? - zmarszczyła brwi. - Ponieważ jestem wstydliwa.
- Nie zdejmę ci bielizny.
Tak naprawdę bardzo chciała się wykąpać. Ciepła woda była jedyną rzeczą, która mogła ją
rozgrzać. Kiedy zamknęła oczy, drżąc, podjął decyzję za nią. Rozebrał ją do bielizny, a
potem sam także zsunął z siebie ubranie i wziął ją na ręce.
Weszli razem do wielkiej wanny pełnej parującej wody i mężczyzna posadził ją między
swoimi nogami.
W ciepłej wodzie poczuła, jak jego chora noga dotyka jej ramienia, i zesztywniała. Był nagi
i podniecony, a jej bielizna tak naprawdę nie była dla niego żadną przeszkodą, zwłaszcza
że poprzedniego wieczora wybrał dla niej bardzo skąpy przyodziewek. Położył ciężką
dłoń na jej ramieniu. Sekundę później poczuła, jak jego druga ręka wędruje po jej
biodrach.
- To bardzo przyjemne - mruknął.
Już miała wyskoczyć z wody, kiedy odgarnął jej włosy z karku, położył na nim dłonie i
zaczął delikatnie masować napięte mięśnie.
Poczuła wielkie zakłopotanie, słysząc swój własny jęk, i to głośny.
- Rozluźnij się, wampirze.
Pokonując opór dziewczyny, przycisnął jej plecy do swojej klatki piersiowej. Kiedy
dotknęła jego wyprężonego penisa, syknął i zadrżał. Jego reakcja sprawiła, że zalała ją fala
gorąca. Ale natychmiast się wyprostowała, bojąc się, że będzie chciał się z nią kochać.
- Spokojnie - powiedział, nie przerywając masażu ramion, a robił to z wielką biegłością.
Kiedy przyciągnął ją do siebie po raz drugi, była zdolna do oporu jedynie w myślach. W
końcu poczuła się całkowicie zrelaksowana i położyła się na nim.
Nikt tak naprawdę nie znał największego sekretu Emmy: lubiła być dotykana. Uwielbiała
to, jednak niewiele miała okazji, by poczuć czyjś dotyk, jej rodzina bowiem
podtrzymywała tradycję spartańskiego wychowania. Tylko jedna z ciotek, Daniela
Lodowa Dziewica, zdawała się rozumieć jej potrzeby, ponieważ nikt jej nigdy nie dotykał -
lodowata skóra tej kobiety parzyła aż do bólu. Pogodziła się z tym jednak, podczas gdy
Emma powoli usychała z tęsknoty za czułym dotknięciem.
W Orleanie niewiele było istot Tradycji, które mogłyby być jej kochankami, jak na
przykład dobre demony, a poza tym one i tak zawsze kręciły się wokół dworu, dlatego
Emma traktowała je niczym swoich braci, tyle że z rogami.
48
Rzadko pojawiający się obcy raczej omijali dwór z daleka. Nawet oni uważali Val Hall,
wiecznie osnuty mgłami dom w dolinie, za przerażające miejsce, w którym w blasku
błyskawic rozlegają się potępieńcze jęki.
Kilka lat temu Emma w końcu pogodziła się z tym, że będzie samotna, i wtedy
nieoczekiwanie pojawił się ludzki mężczyzna, jeden ze słuchaczy wieczorowych studiów,
na które uczęszczała, i zaprosił ją na kawę.
Ale ona zdała sobie sprawę, że nigdy nie będzie z mężczyzną jej własnego rodzaju, a także
nie może być z kimś, kto do niego nie należy. Prędzej czy później odkryłby, kim ona jest.
Powody, dla których nie mogła z nikim się związać - seans popołudniowy w kinie? Obiad z
lampką wina? Piknik? - raczej się nie zmieniały, więc...
Później niby przypadkiem wpadła na człowieka, żeby sprawdzić, co traci. Ciepła skóra,
mocny, przyjemny męski zapach. Zdała sobie sprawę, że traci bardzo wiele. I to ją
zabolało.
A teraz Emma miała przy sobie okrutnego, ale bosko przystojnego wilkołaka, który
najwyraźniej nie potrafił trzymać z dala od niej rąk. Obawiała się, że nawet mimo
nienawiści do niego jego dotyk sprawi, że rozpuści się jak masło na patelni.
I że w końcu będzie błagać o jego dotyk.
* * *
- A co będzie, jeżeli zasnę? - zapytała cicho, ze śpiewnym akcentem.
- No to zaśnij. To nie ma dla mnie znaczenia - odparł Lachlain, ciągle masując jej szyję i
szczupłe ramiona. Znowu jęknęła i oparła głowę na jego klatce piersiowej. Wyglądało na
to, że jeszcze nikt tak jej nie dotykał. Czuł, że mu się poddała, ale nie czerpie z tego
seksualnej przyjemności. I że da mu wszystko, byle tylko nie przerywał. Wyglądała na
spragnioną dotyku.
Przypomniał sobie swoje życie we własnym klanie. Szorstcy w obejściu mężczyźni zawsze
znajdowali pretekst, aby dotknąć swojej kobiety, a jeżeli coś im się szczególnie powiodło,
poklepywali się nawzajem po plecach. Lachlain spędzał długie godziny ze swoją rodziną,
z jednym dzieckiem uczepionym karku i dwoma innymi trzymającymi się jego nóg.
Wyobraził sobie Emmę jako cichą małą dziewczynkę dorastającą w Helvicie, wampirzym
gnieździe w Rosji. Kapiąca od złota Helvita była jednak ciemnym i wilgotnym miejscem, o
czym doskonale wiedział, gdyż spędził całe lata w tamtejszych lochach. Tak naprawdę
ona mogła tam być wtedy, kiedy on był uwięziony, o ile nie wyjechała już do Nowego
Orleanu.
Wampiry, które tam mieszkały, były tak samo zimne jak ich domostwo. Zapewne żaden z
nich nie dotykał jej z miłością - zresztą nigdy nie widział wampira, który wyrażałby
jakiekolwiek uczucia. Jeżeli tak bardzo potrzebowała dotyku, jak sobie bez tego radziła?
Wcześniej podejrzewał, że już dawno nie miała mężczyzny, ale teraz był wręcz pewien, że
nawet jeżeli kiedykolwiek jakiegoś miała, ten mężczyzna nie potrafił jej zaspokoić i szybko
się go pozbyła. Przypomniał sobie ich wspólny prysznic - jej reakcja na jego dotyk kazała
mu zastanowić się, czy ona w ogóle kiedykolwiek spała z mężczyzną. Ale zarówno wtedy,
jak i teraz wątpił, by była dziewicą, gdyż niewielu nieśmiertelnych zachowywało czystość
przez tak długi czas. Po prostu była, jak sama powiedziała, nieśmiała.
Na wspomnienie o jej kobiecości poczuł, że jego penis boleśnie twardnieje. Posadził ją na
49
swoich kolanach i obrócił bokiem. Zesztywniała, bez wątpienia czując jego męskość
prężącą się tuż pod jej pośladkami.
Zalała go fala pożądania. Emma miała na sobie jedwabne majteczki, które składały się z
zaledwie kilku cienkich tasiemek, i ich widok przyprawiał go o silniejsze dreszcze niż
nawet to, co się pod nimi kryło. Już otworzył usta, żeby powiedzieć, że zamierza ją
posiąść, ale ona w tym momencie położyła drobne ręce na jego piersi. Jej biała skóra
odcinała się ostro od jego opalonego torsu. Zamarła na chwilę, jakby na coś czekała. Kiedy
nie zrobił nic, aby odsunąć jej ręce, oparła policzek na jego piersi, jakby zamierzała ułożyć
się do snu.
Odchylił głowę i spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami. Czy... Czyżby dziewczyna
właśnie mu zaufała? Nie boi się, że weźmie ją we śnie? Uśmiechając się, wyciągnął ją z
wody. Ciągle opierała dłonie o jego piersi, lekko zaciskając piąstki.
Wytarł ją ręcznikiem, a potem ułożył na łóżku. Jasne włosy, mokre na końcach, rozsypały
się na poduszce. Poczuł w nozdrzach ich zapach. Drżąc, ściągnął z niej skąpą bieliznę. Na
widok jej nagiego ciała jęknął i już miał zamiar rozsunąć jej nogi i wejść w nią jednym
pchnięciem.
- Mogę spać w twojej koszuli? - zapytała, zasypiając. Odsunął się, zaciskając pięści i
marszcząc brwi. Dlaczego chce się ubrać w jego rzeczy? I dlaczego on także tego chce?
Mimo że cierpiał, tak bardzo jej pożądając, odszedł i zaczął grzebać w swoich rzeczach. Jak
tak dalej pójdzie, będzie musiał wrócić pod prysznic i sam się zaspokoić. W przeciwnym
razie nie zdoła spędzić razem z nią całego dnia.
Ubrał ją w jeden ze swoich nowych podkoszulków, zbyt obszerny na jej szczupłe ciało.
Kiedy przykrywał ją kołdrą, obudziła się i usiadła. Popatrzyła na niego z ukosa, a potem
zerknęła na okno. Złapała poduszkę i kołdrę, zeszła z łóżka i ułożyła się na podłodze.
Z dala od okna.
Kiedy Lachlain usiłował podnieść ją z podłogi, szepnęła.
- Nie. Tu mi dobrze. Zostanę tutaj.
No jasne, pomyślał, przecież wampiry lubią spać w takich miejscach, w ciemnych
piwnicach albo pod łóżkiem. Jako wilkołak wiedział, gdzie ich szukać, i nieraz odcinał im
głowy, zanim zdołali się obudzić.
Znów poczuł gniew.
- Teraz będzie inaczej. - Od tej pory będzie spała razem z nim, gdyż nie zamierza ulegać
dziwnym zwyczajom wroga. - Nie bój się, nie pozwolę, aby słońce znów cię poparzyło, a
na podłodze będzie ci niewygodnie.
- Nie mów, że cię to obchodzi - szepnęła tak cicho, że ledwie ją usłyszał.
A jemu tak naprawdę wcale nie chodziło o troskę, po prostu zbyt długo przebywała poza
jego łożem.
* * *
Annika leżała przywalona cegłami i bezsilnie patrzyła, jak wampir odrzuca strzały Lucii,
jakby były uprzykrzonymi muchami.
Była tak samo zdumiona jak Lucia, na którą dawno temu rzucono przekleństwo, aby czuła
niewiarygodny ból, kiedy jej strzały będą chybiały celu. I rzeczywiście Lucia nagle
wrzasnęła i upadła, upuszczając łuk. Leżała na podłodze, wijąc się, zaciskając pięści i
50
wrzeszcząc tak, że wszystkie szyby i lampy w całym dworze rozsypywały się w drobny
mak. Gdzieś w oddali zawył wilkołak - był to ryk wściekłości aż z głębi trzewi.
Zapadła ciemność, rozświetlana tylko błyskawicami i drżącym płomykiem gazowych
lamp na zewnątrz.
W świetle lamp Annika widziała czerwone oczy Ivo. Wyglądał na zaciekawionego.
Dostrzegła także kolejny raz Lothara, ale nie podjął żadnych działań. Lucia ciągle
wrzeszczała. Wilkołak odpowiadał jej rykiem - czyżby się zbliżał?
Z trzech kobiet pozostała tylko Regina.
- Uciekaj, Regina - jęknęła Annika.
Nagle... do domu wpadł jakiś cień. Miał białe zęby i szpony. Bladoniebieskie oczy
błyszczały w ciemności. Podpełzł do rzucającej się na podłodze Lucii. Annika nic nie
mogła zrobić. Była bezsilna. W ciemności między rozbłyskami istota wyglądała jak
człowiek. Ale w blasku błyskawic jawiła się jako bestia. Mężczyzna, w którego cieniu czai
się potwór.
Bestia dotknęła łapą twarzy Lucii. Annika czuła, że dłużej tego nie zniesie...
Czyżby potwór próbował otrzeć łzy spływające po twarzy Lucii? Potem podniósł drobne
ciało kobiety, ułożył je w bezpiecznym miejscu za stołem.
Dlaczego od razu nie rozerwał jej gardła?
Wreszcie niczym furia zaatakował wampiry. Walczył ramię w ramię z Reginą, która
szybko otrząsnęła się ze zdumienia na jego widok, i razem błyskawicznie pozbawili dwa
wampiry głów. Korzystając z zamieszania, Ivo i rogaty uciekli.
Tajemniczy Lothair ledwie skinął głową, a potem także zniknął.
Wilkołak skoczył ku Lucii, a potem na chwilę przykucnął obok niej. Dziewczyna patrzyła
na niego z przerażeniem pomieszanym z zachwytem. Kiedy Annika zamknęła oczy i po
chwili je otworzyła, dziwna istota zniknęła, pozostawiając drżącą Lucię w kącie.
- Co, do cholery?! - zawołała Regina, obracając się wokół własnej osi, mocno zaszokowana.
W tej właśnie chwili na zasypany szkłem ganek wpadła Kaderin Zimne Serce.
- Jak ty się wyrażasz, Regino - zwróciła jej grzecznie uwagę. Kaderin była niezdolna do
odczuwania jakichkolwiek emocji, kiedy jednak znalazła się w zrujnowanym pokoju,
nawet ona uniosła brew i szybkim ruchem wyciągnęła miecze z zawieszonych na plecach
pochew.
- Annika! - zawołała Regina i zaczęła gwałtownie rozrzucać cegły.
Annika usiłowała jej odpowiedzieć, ale nie była w stanie. Nigdy jeszcze nie czuła się tak
bezsilna, tak bardzo pokonana.
- Co tu się stało? - zapytała Kaderin, rozglądając się wokoło w poszukiwaniu wroga,
chociaż opuściła już miecze i dość swobodnie robiła nimi małe kółka.
- Wampiry nas zaatakowały. I właśnie minęłaś się w drzwiach z wilkołakiem - wyjaśniła
Regina, drżąc gwałtownie. - Cholerne potwory... Annika?
Annika zdołała wyciągnąć do niej rękę i Regina pomogła jej wydostać się spod cegieł. Już
uwolniona, jak przez mgłę dostrzegła Nix siedzącą na poręczy schodów piętro wyżej.
- Może byście były ciszej, kiedy ucinam sobie drzemkę, co?! - zawołała do nich z góry
gderliwie.
* * *
51
Emma obudziła się dokładnie o zachodzie słońca, marszcząc brwi na wspomnienie
poranka. Jak przez mgłę przypomniała sobie, jak wielkie, ciepłe dłonie Lachlaina
masowały jej napięte mięśnie, jak jęczała pod dotykiem jego palców.
Być może Lachlain wcale nie był szalonym, brutalnym zwierzęciem, jak wcześniej o nim
myślała. Wiedziała, że bardzo jej pragnie, a jednak zdołał się powstrzymać. Później
poczuła, że wraca spod prysznica i kładzie się na łóżku obok niej.
Jego skóra ciągle była wilgotna i ciepła, kiedy przytulił ją mocno do siebie i ułożył jej
głowę na swoim ramieniu. Czuła, jak jego twardniejący penis dotyka jej pleców. Mruknął
coś niezrozumiale, jakby go przeklinał, ale nie zrobił niczego, aby złagodzić pożądanie.
Położył się między nią a oknem, i kiedy przyciągnął ją do siebie, poczuła się... bezpiecznie.
Gdy już była niemal pewna, że go rozszyfrowała, okazało się, że zrobił coś, co ją
zaskoczyło.
Otóż kiedy otworzyła oczy i usiadła na łóżku, nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Lachlain
siedział po ciemku w kącie pokoju, patrząc na nią błyszczącymi oczami. Sięgnęła do
lampy, ale lampa leżała obok łóżka, rozbita na kawałki. A cały pokój był... zdemolowany.
Co się stało. Dlaczego to zrobił?
- Ubieraj się. Wyjeżdżamy za dwadzieścia minut. - Wstał ciężko, jakby bolała go chora
noga, i pokuśtykał do drzwi.
- Ale, Lachlain...
Drzwi zamknęły się za nim.
Patrzyła, zaskoczona, na ślady szponów na ścianach, podłodze, meblach. Wszystko było
poszarpane na strzępy.
Właściwie nie wszystko. Jej rzeczy stały obok zniszczonego krzesła, tak jakby chciał je
ukryć przed samym sobą, wiedząc, co się szykuje. Koc, który zawiesił na oknie dla
dodatkowej osłony przed słońcem, także był nietknięty. A łóżko?
Wszędzie na pościeli widać było ślady szponów, piankę z materaca i pióra.
Ale ona była nietknięta.
Jeżeli Lachlain nie zamierza jej powiedzieć, dlaczego tak zdemolował ich hotelowy pokój,
to w porządku, nie będzie się tym interesować. Szybko założyła spódnicę, bluzkę i buty, i
starannie zawinęła chustkę wokół głowy, żeby zakryć uszy.
Wygrzebała iPoda z torby i zarzuciła ją na ramię.
Jej ciotka Myst nazywała to urządzenie UE - Uspokajacz Emmy - ponieważ zawsze, kiedy
była zirytowana lub zła, słuchała muzyki, żeby „uniknąć konfliktu".
UE był jakby stworzony na takie sytuacje jak ta...
Emma była wkurzona. Właśnie teraz, kiedy doszła do wniosku, że wilkołak może być w
porządku, że wreszcie nauczyła się, jak postępować z tym dziwacznym stworzeniem, on
musiał się zamienić w wielkiego, złego wilka.
Jego osobowość zmieniała się szybko niczym buzujący ogień. Potrafił okazać poruszającą
serce czułość, kiedy podczas deszczu przyciskał jej ciało do swej nagiej piersi, potrafił
także wpaść we wściekłość, tak jak dzisiejszej nocy. A wcześniej był tak delikatny jak
kochanek, którym mógł się stać wczoraj w wannie. Sprawiał, że musiała przez cały czas
zachowywać czujność, a taki stan podwyższonej gotowości bardzo ją męczył, prowadząc
w prostej linii do frustracji.
52
A teraz na dodatek zostawił ją w zdemolowanym pokoju, i to bez słowa wyjaśnienia.
Zauważyła, że ma we włosach pełno pianki z materaca. Kiedy usiłowała wyplątać ją z
loków, zdała sobie sprawę, że tak naprawdę jest także zła na samą siebie. Wilkołak już
dwa razy - tej pierwszej spędzonej razem nocy, kiedy pozwolił, żeby poparzyło ją słońce, i
dzisiaj - użył swoich szponów, które z łatwością przecinały karoserię samochodu. A ona w
błogiej nieświadomości przespała jego atak, całkowicie bezbronna. Mimo że przez całe
życie starała się dbać o swoje bezpieczeństwo, teraz jakby zapomniała o wszelkich
środkach ostrożności. Czy po to cała jej rodzina zadała sobie tak wiele trudu, przenosząc
siedzibę do Nowego Orleanu, gdzie mieszkało dużo stworzeń Tradycji o łatwiej było ją
ukryć w dworze tonącym w wiecznej ciemności, żeby teraz pozwolić jej zginąć?
Ale właściwie po co skrywali dwór w ciemności? Przecież nigdy nie wstawała przed
zachodem słońca i nie pozostawała na dworze po wschodzie. Jej pokój był dobrze
zaciemniony, a zresztą i tak spała pod łóżkiem. A więc czemu pamiętała, że biegała po
ciemnym domu w środku dnia? Jej wzrok padł na grzbiet dłoni i natychmiast zaczęła
drżeć. Odkąd została nieśmiertelną, po raz pierwszy to wspomnienie wybuchło w jej
umyśle z całą mocą i jasnością.
Jej nianią była wiedźmą. Emma siedziała na jej kolanach, kiedy usłyszała, że Annika powróciła do
dworu po tygodniowej nieobecności i właśnie się rozbiera. Emma z okrzykiem radości popędziła do
niej.
Regina usłyszała ją i wciągnęła w cień, zanim Emma wbiegła prosto w smugę słonecznego światła
wpadającego przezotwarte drzwi.
Regina przytuliła ją mocno drżącymi ramionami.
- Dlaczego to zrobiłaś?- wyszeptała. - Mała zakuta pała.
Tymczasem wszyscy zbiegli się w hallu. Wiedźma zaczęła ich gorąco przepraszać.
- Emma kłapnęła zębami i przestraszyła mnie, więc ją puściłam.
Annika zamknęła Emmę w ramionach. Nagle zza ich pleców rozległ się głos Furii. Wszyscy
rozstąpili się, żeby mogła przejść. Furia była, jak sugerowało jej imię, przerażająca.
- Wystaw rękę dziecka na słońce.
Annika zbladła.
- Ona nie jest taka jak my. Jest delikatna...
- Walczyła, żeby zrobić to, na co miała ochotę - przerwała jej Furia. - Powiedziałabym, że jest
dokładnie taka sama jak my. I podobnie jak nas ból może ją wiele nauczyć.
- Ona ma rację - wtrąciła się bliźniacza siostra Furii, Cara. Zawsze się nawzajem popierały. - Nie
pierwszy raz kręcisię w pobliżu hallu. Teraz ręka albo twarz, a później może być gorzej, bo będzie
narażać swoje życie. To bez znaczenia, w jak głębokiej ciemności utrzymujemy dwór, skoro nie
jesteśmy w stanie zatrzymać jej w środku.
- Nie zrobię tego - sprzeciwiła się Annika. - Nie... Nie mogę.
- A więc ja to zrobię - powiedziała Regina, ciągnąc opierającą się Emmę.
Annika stała nieruchomo - po jej twarzy pozbawionej wyrazu płynęły dwa strumienie łez - i
patrzyła, jak Regina zmusza Emmę do wystawienia ręki na słońce. Dziewczynka wrzasnęła z bólu,
wołając Annikę na pomoc; wciąż powtarzała „dlaczego", gdy jej skóra zajęła się ogniem. Kiedy
odzyskała przytomność, zobaczyła nad sobą skupione spojrzenie lawendowych oczu Furii, która
wyglądała na zakłopotaną jej reakcją.
53
- Dziecko, musisz zdawać sobie sprawę, że każdy dzień na tej ziemi pełen jest rzeczy, które mogą cię
zabić, i jedynie zachowanie najwyższej ostrożności może cię przed tym uchronić. Nie zapomnij tej
lekcji, gdyż jeżeli będę musiała ją powtórzyć, następnym razem będzie znacznie bardziej bolesna.
Emma upadła na kolana, łapiąc gwałtownie oddech. Poczuła w delikatnej bliźnie na
wierzchu dłoni mrowienie. Nic dziwnego, że jest tchórzem. Nic dziwnego... nic
dziwnego... nic dziwnego...
Emma wierzyła, że uratowały jej życie, ale jednocześnie ją ośmieszyły. To mniejsze zło,
które wybrały, ukształtowało każdy dzień jej życia. Wstała i potykając się, ruszyła do
łazienki. Tam ochlapała twarz wodą. Kurczowo trzymała się umywalki. Pozbieraj się do
kupy, Em, pomyślała. Kiedy Lachlain wrócił po bagaże, jej emocje zamieniły się w ledwie
skrywany gniew, który natychmiast skierowała na jedyny będący w pobliżu obiekt.
Zaczęła pakować bagaż, gwałtownie wpychając rzeczy szybkimi ruchami i raz po raz
patrząc na niego z wściekłością. On milczał, tylko ściągając brwi.
Poszła za nim do samochodu, sycząc pod nosem i myśląc o tym, z jaką przyjemnością
kopnęłaby go w chorą nogę.
Odwrócił się i otworzył jej drzwi.
Kiedy już siedzieli w środku i włączyła silnik, wreszcie się odezwał.
- Czy... słyszałaś?
- Czy słyszałam, jak szalejesz po pokoju jak jakiś ninja? - warknęła. Widząc jego puste
spojrzenie, odpowiedziała: - Nie, nie słyszałam. - I nie zamierzała prosić go o wyjaśnienie.
Sądziła, że tego właśnie chce, że tego od niej żąda. Kiedy nie spuszczał z niej wzroku,
dodała - I nie zamierzam tego komentować.
Złapała mocniej za kierownicę.
- Jesteś na mnie zła? Nie spodziewałem się takiej reakcji.
Popatrzyła na niego. Z trudem powstrzymywała gniew, a lęk przed nim prawie ustąpił.
- Jestem zła, ponieważ twoje śmiercionośne pazury minęły mnie zaledwie o milimetr.
Może następnym razem tego milimetra zabraknie? Kiedy śpię, jestem całkowicie
bezbronna, nie mam jak się bronić. To przez ciebie znalazłam się w tej sytuacji i teraz
żałuję, że się zgodziłam.
Patrzył na nią przez dłuższy czas, a potem westchnął i powiedział coś, czego nigdy by się
nie spodziewała.
- Masz rację. A skoro to się dzieje, kiedy śpię, nie będę więcej spał obok ciebie.
W jej umyśle mignęło wspomnienie jego ciepłego ciała przytulonego do jej boku, i
natychmiast zrobiło jej się żal, a to sprawiło, że jeszcze bardziej się rozzłościła.
Siedział sztywno na fotelu - jego ciało całe było napięte - kiedy nastawiała na swoim
iPodzie listę zatytułowaną „Rockowe Kawałki Wściekłych Lasek".
- Co to jest? - zapytał, jakby nie był w stanie się powstrzymać.
- To gra muzykę.
Pokazał na radio.
- Tamto też.
- Ale to gra moją muzykę.
Uniósł brwi.
- Komponujesz?
54
- Raczej programuję - powiedziała, wciskając słuchawki do uszu i jednocześnie z
nieskrywaną przyjemnością wyłączając go z rozmowy - i ze swojego świata.
* * *
Po kilku godzinach jazdy Lachlain skierował ją na drogę, która prowadziła do miasteczka
w Shrewsbury.
- Po co tam jedziemy? - zapytała, wyciągając słuchawki z uszu i skręcając z autostrady.
- Nic dzisiaj nie jadłem - powiedział, jakby zakłopotany, że musi się do tego przyznać.
- Zgaduję, że nie wymknąłeś się na lunch - odparła, zdziwiona swoim agresywnym
tonem. - A więc na co masz ochotę? Jakiś bar albo coś innego?
- Widziałem takie miejsca. Wąchałem je. Tam nie ma nic, co może mnie uczynić
silniejszym.
- Wiesz, nie bardzo się na tym znam.
- Jasne, wiem. Dam ci znać, kiedy wyczuję odpowiednie miejsce - powiedział, każąc jej
jechać wzdłuż głównej ulicy w stronę centrum handlowego położonego na obrzeżach,
gdzie obok sklepów były także restauracje. - Musimy być już blisko.
Dostrzegła wjazd na podziemny parking. Uwielbiała takie miejsca, jak zresztą wszystkie
inne położone pod ziemią, więc wjechała do środka.
- Chcesz, żebym z tobą poszła? - zapytała, kiedy zaparkowała. - Bo jest trochę zimno. -
Poza tym w pobliżu mogły się czaić wampiry i zaatakować ją, kiedy będzie na niego
czekała pod restauracją. Tak długo, jak trzymała się blisko tego zwariowanego wilkołaka,
miała przynajmniej dobrą ochronę przed wampirami.
- Pójdziesz ze mną.
Popatrzyła na niego, zdumiona.
- A po co miałabym z tobą iść?
- Idziesz ze mną - nalegał. Otworzył jej drzwi i stanął wyczekująco. Z niepokojem
dostrzegła, że obrzuca ulicę uważnym spojrzeniem.
Kiedy złapał ją za ramię, krzyknęła:
- Ale ja nie wchodzę do restauracji!
- Dzisiaj wejdziesz.
- Och nie, nie - jęknęła, patrząc na niego błagalnie. -Nie każ mi tam wchodzić. Poczekam
na ciebie na zewnątrz, obiecuję.
- Nie zamierzam zostawić cię samej. Musisz się do tego przyzwyczaić.
Zaparła się nogami - ale był to bezużyteczny gest, biorąc pod uwagę jego siłę.
- Nie, nie muszę! Nigdy nie musiałam wchodzić do restauracji! Nie muszę się do tego
przyzwyczajać!
Przestał ją ciągnąć i spojrzał na nią.
- Czego się tak boisz?
Odwróciła wzrok, nie odpowiadając na pytanie.
- Dobra. I tak idziesz ze mną.
- Nie, poczekaj! Wiem, że i tak nikt nie zwraca na mnie uwagi, ale... ale nie potrafię pozbyć
się wrażenia, że wszyscy się na mnie gapią i widzą, że nic nie jem.
Uniósł brwi.
- Nikt nie zwraca na ciebie uwagi? Tylko wszyscy faceci od siódmego roku wzwyż -
55
powiedział i wyciągnął ją z samochodu.
- To okrutne, co robisz. I nigdy ci tego nie zapomnę.
Musiał dostrzec panikę w jej oczach.
- Nie musisz się niczego obawiać. Czy nie możesz mi po prostu zaufać? - Spiorunowała go
wzrokiem. - W tym jednym wypadku - dodał.
- Czy tu chcesz, mnie upokorzyć?
- Musisz się rozluźnić.
Kiedy otworzyła usta, aby dalej się spierać, przerwał jej lodowatym tonem:
- Spędzimy w środku piętnaście minut. Jeżeli nadal będziesz się czuć niekomfortowo,
wyjdziemy.
Wiedziała, że i tak musi zrobić to, czego od niej żąda, że daje jej tylko złudzenie wyboru.
- Pójdę pod jednym warunkiem - powiedziała, starając się zachować chociaż pozory
panowania nad sytuacją. -To ja wybiorę restaurację.
- Zgoda. Ale ja mam prawo weta, tylko jeden raz.
Kiedy wysiedli z samochodu i znaleźli się pomiędzy ludźmi, wyrwała rękę z jego dłoni,
wyprostowała plecy i zadarła głowę.
- Czy zawsze w ten sposób trzymasz ludzi na dystans? - zapytał. - Zawsze jesteś taka
arogancka?
Zerknęła na niego.
- Och, gdyby to tylko działało na wszystkich... - Właściwie to działało na wszystkich, z
wyjątkiem wilkołaka.
Nauczyła się tego od ciotki Myst. Ludzie przebywający w towarzystwie tej kobiety
uważali ją za snobkę i sukę bez serca, i nie przychodziło im nawet do głowy, że ona może
nie być zwykłą kobietą, ale nieśmiertelną pogańską istotą, która liczy sobie dwa tysiące lat.
Emma dojrzała w głębi alejki kilka restauracji. Uśmiechając się złośliwie w duchu,
skierowała się do baru sushi.
Lachlain podejrzliwie powąchał powietrze, a potem zmierzył ją wściekłym spojrzeniem.
- Weto. Wybierz inną.
- Doskonale. - Pokazała następną restaurację, która przylegała do nocnego klubu. Była
prawie pewna, że to bar.
Zdarzyło jej się bywać w kilku podobnych miejscach. W końcu żyła w Nowym Orleanie,
gdzie było mnóstwo nocnych marków obijających się po barach.
Najwyraźniej znów miał ochotę odrzucić jej wybór, ale kiedy uniosła brew, jęknął tylko,
złapał ją za rękę i powlókł za sobą.
W środku zostali ciepło przywitani przez szefa sali, który następnie pomógł Emmie zdjąć
kurtkę. Ale kiedy tylko to zrobił, wyraźnie zbladł i szybkim krokiem wrócił na swoje
miejsce za kontuarem. Lachlain zerknął na jej plecy.
Wyczuła, że cały się spiął.
- Gdzie jest reszta twojej bluzki? - zapytał ściszonym głosem.
Bluzka nie miała bowiem pleców i przytrzymywana była jedynie wąską wstążką
zawiązaną na kokardkę. Nie sądziła, że
będzie musiała zdjąć kurtkę, a nawet jeżeli, czuła się tak, jakby skórzana marynarka
przykleiła się do jej skóry - Obejrzała się przez ramię z niewinnym spojrzeniem.
56
- Cóż, nie mam pojęcia! Powinieneś kazać mi zaczekać na zewnątrz.
Lachlain zerknął na drzwi, z pewnością rozważając możliwość opuszczenia lokalu, a ona
nie była w stanie powstrzymać się od złośliwego uśmieszku. Zmrużył oczy i warknął jej
prosto do ucha:
- Będziesz lepiej czuła na sobie te wszystkie spojrzenia. - I musnął jej kark ostrym
szponem.
- Czy twoja bluzka jest od Azzedine Alaia? - zapytała kelnerka, która prowadziła ich do
stolika.
- Nie - odparła Emma. - Można powiedzieć, że to autentyczny zabytek.
Lachlainowi było obojętne, co to za bluzka - nigdy więcej nie założy tego cholerstwa w
publicznym miejscu.
Kokarda, która kołysała się na jej szczupłych plecach od karku aż do pośladków, była
niczym magnes przyciągający wzrok każdego mężczyzny przebywającego w tym
pomieszczeniu. Pewnie wszyscy wyobrażają sobie, jak rozwiązują tę tasiemkę, pomyślał...
ponieważ on także to robił. Niejeden z mężczyzn stukał łokciem przyjaciela i szeptał mu
do ucha, żeby zwrócił uwagę na tę gorącą laskę, i wtedy czuł na sobie mordercze
spojrzenie Lachlaina.
Ale nie tylko mężczyźni gapili się na nią otwarcie, kiedy przechodziła. Kobiety także
patrzyły na nią - z zawiścią -i komentowały jej świetne ubranie.
Niektóre patrzyły także na niego, jakby miały ochotę zaprosić go na spotkanie.
Dawniej mógłby być zadowolony z tego typu uwag, być może nawet przyjąłby
zaproszenie, ale teraz odczuwał ich zainteresowanie jak obelgę. Jak mógłby wybrać którąś
z nich zamiast istoty, która szła tuż przed nim?!
Ale był zadowolony, że wampirzyca także widziała te spojrzenia.
Kiedy dotarli do stolika, Emma zatrzymała się, jakby chciała po raz ostatni stawić mu
opór, ale złapał ją za łokieć i siłą posadził.
Kiedy kelnerka odeszła, Emma sztywno oparła się na krześle i splotła ręce na piersiach,
unikając jego spojrzenia. Obok przeszedł kelner z wielkim talerzem pełnym jedzenia i
Emma przewróciła oczami.
- Mogłabyś to zjeść, gdybyś musiała? - zapytał, modląc się, żeby tak było.
- Tak.
- A więc dlaczego tego nie zrobisz?
Popatrzyła na niego, unosząc brwi.
- A czy ty możesz pić krew?
- Punkt dla ciebie - powiedział spokojnie, chociaż poczuł się trochę rozczarowany.
Lachlain uwielbiał jeść, kochał rytuał wspólnego posiłku. Potrafił cieszyć się smakiem
potraw i jak każdy wilkołak, nigdy nie przepuszczał okazji do zjedzenia czegoś dobrego. I
teraz uświadomił sobie, że nigdy nie będzie w stanie dzielić z nią tej przyjemności, nigdy
nie napiją się razem wina. Co Emma zrobi, jeżeli będzie musiała pełnić wyznaczone jej
przez klan funkcje?
Co on sobie myślał? Przecież nie może skrzywdzić swoich ziomków, przyprowadzając im
takie coś.
W końcu się rozluźniła, pokonana i pogodzona z faktem, że musi tu być. Spojrzała z
57
miłym wyrazem twarzy na chłopca, który przyszedł, żeby nalać im wody.
Pochyliła głowę nad szklanką, tak jakby rozważała, jak najlepiej sobie z tym poradzić, a
potem westchnęła głęboko i boleśnie.
- Dlaczego zawsze jesteś taka zmęczona?
- A dlaczego ty zadajesz tak wiele pytań?
Czyżby w publicznym miejscu stała się odważniejsza? Tak jakby ci ludzie mogli go
powstrzymać przed zrobieniem tego, na co miał ochotę.
- Jeżeli piłaś w poniedziałek i nie masz żadnych ran na ciele - a przecież coś takiego bym
zauważył - to z czego wynika twój stan?
Zaczęła stukać paznokciami w blat stołu.
- No i kolejne pytanie.
Nie słuchał jej odpowiedzi, gdyż nagle uderzyła go pewna myśl, chociaż ze wszystkich sił
starał się ją odepchnąć. Zamknął oczy i zagryzł zęby, kręcąc powoli głową.
O Chryste, nie. Czy ona jest w ciąży? Nie, to niemożliwe. Według krążących pogłosek
wampirze kobiety są bezpłodne. Ale przecież inne plotki mówią, że kobiet wampirów w
ogóle nie ma. A ona istnieje.
Cóż innego mogłoby to być?
A więc nie jeden, a dwa wampiry pod jego opieką, w jego domu, niczym śmiertelna
zaraza. I z pewnością jakiś krwiopijca się o nich upomni.
Napięcie, jakie czuł przez cały ten dzień, powróciło z podwójną mocą.
- Czy ty jesteś...
W tej chwili kelner podszedł do stolika i Lachlain złożył zamówienie, mimo że ani razu
nie spojrzał na menu; potem wepchnął kartę
w ręce mężczyzny i odesłał go.
Patrzyła na niego z otwartymi ustami.
- Nie wierzę, że zamówiłeś też dla mnie!
Ruchem ręki uciął jej protesty.
- Jesteś w ciąży, tak?
Zesztywniała, kiedy chłopiec wrócił, żeby dolać im wody, a potem zmarszczyła brwi.
- Zamieniłeś szklanki? - szepnęła, kiedy znów byli sami. - Nawet nie zauważyłam!
- Tak, i to samo zrobię z talerzami - wyjaśnił. - Ale...
- A więc mam tylko udawać, że jem? - zapytała. - No to najesz się solidnie, ponieważ
zamierzam mieć niezły apetyt...
- Czy ty... jesteś... w... ciąży?
Wstrzymała oddech, zaskoczoną jego bezpośredniością.
- Nie! Ja nawet... Nawet nie mam chłopaka.
- Chłopaka? Masz na myśli kochanka?
Oblała się rumieńcem.
- Nie zamierzam rozmawiać z tobą o moim intymnym życiu.
Zalała go fala ulgi. Dzień od razu wydał mu się piękniejszy.
- A więc nie masz nikogo. - Podobało mu się, jak się żachnęła na jego pytanie. Żadnego
kochanka, żadnego dziecka w drodze.
Tylko on i ona. A kiedy wreszcie ją posiądzie, będzie się z nią kochał tak długo i tak
58
intensywnie, że nie będzie w stanie przypomnieć sobie nikogo, kto mógłby być przed nim.
- Czy nie powiedziałam ci, że nie chcę o tym rozmawiać? Czy zawsze musisz ignorować
wszystkie moje życzenia? - zapytała. - Przysięgam, czasami tracę panowanie nad sobą -
mruknęła pod nosem.
- Ale chciałabyś mieć kochanka, nieprawdaż? Twoje drobne ciało wprost nie może się go
doczekać.
Otworzyła usta, zaszokowana.
- Mówisz tak otwarcie, bo chcesz mnie sprowokować. Lubisz mnie zawstydzać. -
Popatrzyła na niego przeciągle, a jemu zdawało się, że wpisuje w myślach na listę jego
wykroczeń kolejne zdarzenie.
- Mógłbym cię zaspokoić. - Sięgnął pod stolikiem i wsunął dłoń pod jej długą spódnicę,
delikatnie pieszcząc wewnętrzną stronę uda. Dziewczyna podskoczyła na krześle. Lubił w
niej to, że często zaskakiwały ją, a nawet szokowały, zachowania, które dla większości
śmiertelników były obojętne, tak jakby wykształcili w sobie specjalny mechanizm
obronny. Podejrzewał, że dziewczyna ma rację - on naprawdę lubił ją zawstydzać.
- Zabierz łapę - warknęła przez zaciśnięte zęby.
Kiedy przesunął rękę wyżej, pieszcząc kciukiem delikatną skórę, poczuł, jak przeszywa go
gorący płomień, a jego penis po raz setny tej nocy twardnieje w oczekiwaniu na
przyjemność. Rozejrzała się wokoło.
- No więc chcesz kochanka? Wiem, że nie potrafisz kłamać, więc jeżeli powiesz, że chcesz,
zabiorę rękę.
- Przestań... - Zaczerwieniła się. Nieśmiertelna, która raz po raz się czerwieni. To
niewiarygodne.
- Pragniesz mieć mężczyznę w swoim łóżku? - mruknął, a jego kciuk podążał coraz wyżej
i wyżej, aż napotkał pasek jedwabiu.
Jego oddech przyspieszył.
- Dobrze! - powiedziała drżącym głosem. - Powiem ci. Tak, chcę. Ale nigdy nie będę twoja.
- A dlaczego mnie nie chcesz?
- Słyszałam, że wy, wilkołaki, łatwo tracicie panowanie nas sobą, zamieniacie się w
okrutne zwierzęta, które drapią, gryzą...
- A co w tym złego? - Kiedy znów sapnęła ze złością, dodał: - Tak naprawdę to samice
bardziej drapią, a także nie mają umiaru w kąsaniu. Co zresztą nie powinno być dla ciebie
niczym nowym, wampirze.
Na te słowa jej twarz stężała.
- Następny mężczyzna, który trafi do mojego łóżka, zaakceptuje mnie taką, jaka jestem, i
nie będzie patrzył na mnie z obrzydzeniem tylko dlatego, że muszę pić krew, aby przeżyć.
Chcę mężczyzny, który zrezygnuje z części swojej osobowości, żebym ja także czuła się
komfortowo i nie musiała się bać.
Ona nic nie rozumie, pomyślał, zabierając powoli rękę. To los sprawił, że muszą być
razem. Jest na nią skazany. A to oznacza, że nigdy nie będzie żadnych innych
konkurentów, ani dla niej, ani dla niego.
* * *
Kiedy Lachlain przestał wreszcie dotykać ją pod stołem i podano jedzenie, rozpoczął
59
powolny i zmysłowy romans z półmiskiem.
Tak bardzo rozkoszował się każdym kęsem, że niemal sama miała ochotę skosztować
jedzenia, zamiast tylko udawać, że je.
W końcu Emma musiała przyznać, że ich wspólny posiłek, podczas którego zamieniali się
talerzami z jedzeniem - chociaż Emma niezbyt zgrabnie radziła sobie ze srebrną zastawą -
wcale nie był taki nieprzyjemny.
Kiedy kelner zabrał talerze, zobaczyła, jak kobieta siedząca przy stoliku obok dziękuje i z
uśmiechem wstaje. Tak właśnie zachowują się ludzkie kobiety. Kiedy skończą jeść, kładą
torebkę na kolanach i klepią ją lekko, po czym wychodzą do łazienki, żeby poprawić
szminkę i sprawdzić, czy coś im nie zostało na zębach. Jeżeli ma udawać ich zwyczaje...
Ale Emma nie miała torebki. Została całkowicie zniszczona podczas szamotaniny na
błotnistym trawniku w parku, kiedy wilkołak po raz pierwszy ją zaatakował. Zmarszczyła
brwi, ale i tak pochyliła się nad stołem, gotowa wstać.
- Idę do łazienki - mruknęła.
- Nie. - Sięgnął do jej nóg, więc szybko schowała je pod krzesło.
- Co proszę?
- Po co miałabyś tam iść? Wiem, że nie masz takich potrzeb.
Znowu się zaczerwieniła.
- Nic... Nic o mnie nie wiesz! I chciałabym, żeby tak zostało.
Odchylił się na oparcie krzesła i założył ręce za głowę. Zachowywał się swobodnie, za
swobodnie, jakby prowadzili zwykłą rozmowę, a nie poruszali tak osobiste tematy.
- A więc masz takie potrzeby?
Jej twarz płonęła. Oczywiście, że nie miała. I o ile wiedziała, inne wampiry także nie.
Walkirie też nie, ponieważ one... no cóż, nie musiały jeść.
- Twój rumieniec starczy za odpowiedź. A więc nie masz. - Czy jego nigdy nic nie wprawia
w zakłopotanie?
Z niepokojem dostrzegła to jego analityczne spojrzenie, które sprawiało, że czuła się
niczym insekt przyszpilony do korka i wsunięty pod lupę.
- Czym jeszcze się różnisz od ludzkich kobiet? Wiem, że kiedy płaczesz, twoje łzy są
różowe. A czy się pocisz?
Oczywiście, że tak.
- Ale niestety nie przez dziewięćdziesiąt minut na tydzień, jak zaleca mój prywatny lekarz.
- Dobrze, trochę się odgryzła. Ale to nie na długo wystarczy...
- Czy pot też jest różowy?
- Nie! Łzy to anomalia. W porządku? Jestem taka sama jak inne kobiety, z wyjątkiem tych
kilku różnic, które mi tak okrutnie wytknąłeś.
- Nie, nie jesteś. Oglądałem reklamy w telewizji. W ciągu dnia wszystkie są o kobietach i
dla kobiet. Nie golisz się, a twoja skóra i tak jest gładka. Przejrzałem twoje rzeczy i wiem,
że nie masz ze sobą pewnych przyborów, z którymi one się nie rozstają.
Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma, kiedy dotarło do niej, co tak naprawdę
ma na myśli. Zesztywniała i była gotowa zerwać się od stołu, kiedy wyciągnął nogę i
zablokował jej drogę ciężkim buciorem.
- Chodzą słuchy, że kobiety wampiry stały się bezpłodne. Nawet jeżeli wampir znalazł dla
60
siebie partnerkę, i tak nic z tego nie wychodziło, dlatego wasza populacja zaczęła się
zmniejszać. Czy to nie dlatego Demestriu chciał wybić wszystkie samice Hordy?
Nie wiedziała o tym. Wbiła wzrok w stół; obraz przed jej oczyma był lekko zamazany.
Kelner bardzo się starał, żeby po niej sprzątnąć, ale na stole ciągle leżały okruszki, które
rozrzuciła. Ponieważ była dziwadłem, które nie potrafiło utrzymać w dłoni srebrnej
zastawy i najwyraźniej także nie mogło mieć dzieci.
Czy to dlatego nie miesiączkuje? Bo jest bezpłodna?
- Czy to prawda? - zapytał.
- Kto wie, co myślał Demestriu? - mruknęła.
- A więc nie jesteś dokładnie taka sama jak one - podsumował nieco łagodniejszym
głosem.
- Raczej nie. - Wyprostowała się. - Ale nadal muszę poprawić fryzurę i pogadać o randce,
która niezupełnie mi się udała, więc teraz idę do łazienki.
- Ale wracaj szybko, prosto do mnie - warknął. Odważyła się popatrzeć na niego z
wściekłością, a potem szybko odeszła.
Restauracja miała wspólną toaletę z barem, musiała więc przejść obok siedzących tam
mężczyzn. To było niczym pełna napięcia gra wideo - każdy z nich mógłby być wampirem
i ją zaatakować - ale chwila odpoczynku od drwin Lachlaina warta była podjęcia takiego
ryzyka.
Kiedy znalazła się w łazience, podeszła do rzędu umywalek, żeby umyć ręce. Popatrzyła
w lustro, ponownie zaszokowana swoją postępującą bladością. Kości policzkowe odcinały
się ostro; bardzo szybko traciła na wadze. Po prostu była zbyt młoda i słaba, żeby tak
długo wytrzymywać bez krwi. Zawsze wiedziała, że jest słaba. I akceptowała to. Podobnie
jak fakt, że nie potrafiła obronić siebie samej nawet przy użyciu broni. Ledwie trzymała w
ręku miecz, kiedy strzelała z łuku, wszyscy pokładali się ze śmiechu, a co do walki wręcz..
Cóż, najwyraźniej nie miała do tego drygu.
Jednak nie miała pojęcia, że nie może mieć dzieci.
Kiedy Emma wróciła z łazienki, Lachlain wstał i pomógł jej usiąść. Zauważyła, że podczas
jej nieobecności uszkodził pazurami stół. Co prawda nie tak jak w hotelu - zostawił
jedynie pięć głębokich śladów.
Znów zmarszczył brwi, jakby nad czymś usilnie myślał. Wyglądał tak, jakby miał zamiar
coś powiedzieć, ale po przemyśleniu sprawy zrezygnował. Ona także nie zamierzała
przerywać milczenia.
Kiedy zobaczył, że patrzy na ślady na stole, przykrył je dłonią. Wyraźnie nie podobało mu
się, że się na nie gapi, bez wątpienia wspominając wczorajszy, a w zasadzie dzisiejszy,
dzień w hotelu, kiedy to całkowicie zniszczył pokój.
Zastanawiała się, dlaczego to zrobił. Prawdopodobnie zobaczył tamtą dziewczynę z klubu
w obcisłej bluzce, pod którą wyraźnie rysowały się sutki, i poczuł zew krwi.
A może, choć to mało prawdopodobne, był zły na siebie za te upokarzające ją pytania?
Potrząsnęła głową.
Z pewnością nie żałował, że ją poniżył, ponieważ najwyraźniej sprawiało mu to
przyjemność.
* * *
61
- Co wiemy na pewno? - zapytała Annika. Wzięła głęboki oddech, pocierając żebra, które
mocno ją bolały, i rozejrzała się po twarzach walkirii zebranych w pomieszczeniu. Lucia,
Regina, Kaderin i inne czekały, aż Annika podejmie decyzję, co robić. Nix oczywiście była
nieobecna; prawdopodobnie znów wybrała się na przechadzkę po okolicy. Regina
siedziała przy komputerze, zalogowana do bazy danych, i wyszukiwała informacje o Ivo i
innych wampirach pokazujących się w okolicy. Jej piękna twarz była oświetlona
delikatnym niebieskawym światłem padającym z monitora.
- Hmmm. Wiemy na pewno jedynie dwie rzeczy - powiedziała Regina. - Ivo Okrutny
szuka kogoś, kto żyje pośród walkirii. I jeszcze jej nie znalazł, ktokolwiek to jest, ponieważ
nie przerwał poszukiwań. Nasze siostry z Nowej Zelandii napisały, że też muszą się
borykać z wampirami. Co to niby ma znaczyć „borykać"? No nie, naprawdę.
Annika zignorowała tę ostatnią uwagę. Ciągle była wściekła na Reginę, że nie ściągnęła
Emmy do domu. To przez nią Emma szalała po Europie z... - jak Regina go nazwała? - z
jakimś przystojniakiem. A ponadto miała czelność nazwać ją kwoką. Annika wcale nie
miała nic przeciwko temu, żeby Em poznała jakiegoś mężczyznę, ale przecież dziewczyna
była jeszcze zbyt młoda i nic nie wiedziały o tym człowieku, poza tym że był na tyle silny,
aby omotać wampira.
- Och, uspokój się. Emma zupełnie oszalała na jego punkcie. No wiesz, pragnie go w taki
sposób... - Regina pomyślała, że uspokoi Annikę, ale jej słowa tylko podgrzały atmosferę.
Annika wstrząsnęła się z odrazą i postanowiła skoncentrować się na bieżącej sytuacji.
- Musimy się dowiedzieć, czego chce Ivo.
- Myst uciekła z lochów zaledwie pięć lat temu - powiedziała Kaderin. - Może chce ją mieć
z powrotem.
- Myślisz, że przyjechał tutaj tylko po to, żeby ją złapać? - zapytała Annika. Myst
Przepiękna, która była uważana za najpiękniejszą walkirie, przez pewien czas była w
mocy Ivo. Uciekła, kiedy w jego zamku wszczęto rebelię. Wspomnienie tej historii zawsze
doprowadzało Annikę do szału, doszło bowiem do niepokojących kontaktów Myst z
generałem Wrothem, dowódcą powstania.
Do wczoraj Annika myślała, że Myst już dawno zapomniała o wampirze i całej tej
niesmacznej sytuacji. Ale dzisiaj każdy mógł usłyszeć, że serce Myst przyspiesza na każdą
wzmiankę o wampirach pojawiających się w Nowym Świecie. Długo przeglądała się w
lustrze, poprawiając swoje płomiennorude włosy, zanim dołączyła do grupy, która miała
na nich zapolować.
Nie, Myst ciągle myślała o generale. A czy Ivo był w stanie zapomnieć o swoim
oszałamiającym więźniu?
- Może chodzi o Emmę - rzuciła Regina. Annika spojrzała na nią ostro.
- Nawet nie wie o jej istnieniu.
- To my tak sądzimy.
Annika potarła czoło.
- Gdzie, u diabła, jest Nix? - Nie czas na błądzenie po omacku - potrzebują
dalekowzroczności Nix. - Sprawdź kartę kredytową Emmy. Są jakieś nowe transakcje?
Regina zalogowała się do bazy danych operacji finansowych i w ciągu kilku minut
wyświetliła profil Emmy.
62
- Rejestry są spóźnione o jakiś dzień. Widzę tu trochę zakupów w sklepach z ciuchami...
ale niby co jej może grozić, jeżeli wybiera się do centrum handlowego, żeby pobuszować
po sklepach? I jest jeszcze rachunek z restauracji w hotelu Crillon. Ten osiłek powinien
raczej sam fundować jej kolacje.
- A zresztą czego Ivo mógłby chcieć od Emmy? - zapytała Lucia, brzdąkając na cięciwie
łuku, co robiła zawsze wtedy, kiedy intensywnie się nad czymś zastanawiała. -
Wprawdzie jest ostatnią kobietą wampirem, ale przecież nie pełnej krwi.
- Jeżeli pomyślimy logicznie, wszystko przemawia za Myst - powiedziała Kaderin.
Annika musiała się z nią zgodzić. Biorąc pod uwagę zapierającą dech w piersiach urodę
Myst, dlaczego Ivo nie miałby pragnąć jej powrotu?
- Jest jeszcze jedna rzecz, która przemawia za naszą hipotezą - dodała Kaderin. - Nie
wróciła z polowania i nawet nie zadzwoniła.
A więc rozwiązały zagadkę. Przynajmniej na razie.
- Nie trać kontaktu z Emmą. A my zaczniemy szukać Myst.
Regina rozejrzała się wokoło, patrząc na zrujnowane wnętrze.
- Czy powinnam zamówić u wiedźm odnowienie inskrypcji?
- Mistyczna ochrona może nie wytrzymać, o czym wszystkie doskonale wiemy. Tylko
jedna rzecz jest niezawodna. - Annika westchnęła ciężko. - Będziemy musiały sprowadzić
upiory z otchłani czasu. - I będziemy zmuszone zapłacić im w walucie, jakiej będą chciały,
pomyślała.
- Cóż - westchnęła Regina. - Niech to diabli, już zdążyłam się przywiązać do moich
włosów.
* * *
Zmierzch nadciągnął nad pola południowej Szkocji; na zajazd, w którym się zatrzymali,
padł ostatni promień słońca. Kiedy Emma spała, Lachlain siedział na łóżku obok niej, pijąc
kolejne filiżanki kawy. Przez cały dzień nie spał. Teraz leżał rozluźniony, ubrany tylko w
wygodne poprzecierane dżinsy, i czytał współczesną książkę zabraną z biblioteczki z
zajazdu, jednym uchem słuchając wiadomości. Mógłby nawet być zadowolony z tej
sytuacji, gdyby nie fakt, że znów nie udało mu się jej posiąść. Ale nie zamierzał ustawać w
wysiłkach.
Zeszłej nocy nawet nie próbował, zwłaszcza, że przez całą drogę po wyjściu z restauracji
drżała z emocji wywołanych jego bezpośrednimi pytaniami. Myślał, że ją rozzłości, tak jak
wtedy, kiedy zdemolował hotelowy pokój, ale ona zamiast tego przechyliła głowę i
popatrzyła na niego tak surowo, że poczuł się rozdarty. Kiedy dotarli wreszcie do zajazdu,
Emma ledwie widziała na oczy ze zmęczenia i nawet nie miała siły protestować, kiedy
rozebrał ją do bielizny i razem weszli do wanny. Oczywiście znów zaczęło go dręczyć
pożądanie; ledwie zdołał się opanować. Ale zamiast ją za to ukarać, kiedy opadła miękko
w jego ramiona, zaczął ją delikatnie pieścić, patrząc z zażenowaniem w sufit.
Po kąpieli wytarł ją, ubrał w nocną koszulę i położył do łóżka. Popatrzyła na niego z
powagą i zapytała, czy dzisiaj też powinna obawiać się jego agresji. Kiedy zapewnił ją, że
nie zamierza kłaść się spać, popatrzyła tęsknie na podłogę i dotknęła jej przelotnie dłonią,
a potem zasnęła.
A on sprawdził, czy najmniejszy promyk światła nie przedostaje się przez zasłony.
63
Dziewczyna zawsze budziła się dokładnie o zachodzie słońca. Nie było żadnego ziewania
ani przecierania oczu - po prostu wstawała, natychmiast rozbudzona. Lachlain musiał
przyznać, że to było trochę... niesamowite. Oczywiście nigdy wcześniej nie widział czegoś
takiego - po prostu każdy wampir, który podczas snu znalazł się w jego obecności, nigdy
już się nie budził. Emma miała lada chwila otworzyć oczy, odłożył więc książkę, żeby na
nią popatrzeć.
Słońce zaszło. Minuty mijały. A ona ciągle spała.
- Wstawaj - powiedział, potrząsając ją za ramię. Kiedy nie odpowiedziała, potrząsnął ją
mocniej. Muszą zbierać się do drogi. Sądził, że zdołają dojechać dzisiaj do Kinevane, i nie
mógł się już doczekać, kiedy wreszcie znajdzie się w domu.
Ale dziewczyna zakopała się głębiej w pościel.
- Daj mi spać.
- Jeżeli nie wygramolisz się z łóżka, zedrę z ciebie ubranie i położę się obok.
Kiedy i na te słowa nie było żadnej reakcji, zaniepokoił się. Położył dłoń na jej czole - skóra
miała temperaturę lodu.
Uniósł ją w górę, jej głowa opadła bezwładnie na ramię.
- Co się z tobą dzieje? Powiedz mi!
- Zostaw mnie w spokoju. Daj mi jeszcze godzinkę.
Położył ją z powrotem do łóżka.
- Jeżeli jesteś chora, musisz się napić.
Po chwili otworzyła oczy. Wreszcie zrozumiał, o co chodzi.
- To z głodu? - warknął. Zamknęła wolno powieki.
- Powiedziałaś mi, że jadłaś w poniedziałek. Więc jak często potrzebujesz jeść?
Kiedy nie odpowiedziała, potrząsnął nią mocno.
- Każdego dnia. W porządku?
Puścił ją i zacisnął dłonie w pięści. Jest głodna? Jego towarzyszka cierpi dotkliwy głód,
pozostając pod jego opieką? Nie miał pojęcia, co robić...
Niech to, po prostu nie umiał o nią zadbać. Głodził ją przez dwa dni, najwyraźniej
przeszkadzając jej w polowaniu, a ona potrzebowała ofiary dzień w dzień. Każdej nocy
będą musieli przez to przechodzić.
Czy ona zabija za każdym razem, tak jak inne wampiry?
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
Znów przymknęła oczy.
- Zawarlibyśmy nową umowę?
Czy mógł pozwolić, aby napiła się jego krwi? Jego ziomkowie uważali to za coś ohydnego.
Ukąszony przez wampira był napiętnowany, nawet jeżeli stało się to wbrew jego woli. Ale
jaki miał wybór? Westchnął ciężko i powiedział:
- A więc napijesz się ode mnie, tu i teraz. - Żaden wampir nigdy go nie ugryzł. Demestriu
zastanawiał się nad tym, omawiając tę sprawę ze starszyzną, ale z jakiegoś powodu
rozmyślił się i zdecydował na torturowanie Lachlaina.
- Nie mogę się od ciebie napić - mruknęła. - Nie mogę pić wprost ze źródła.
- Co? Myślałem, że wy czerpiecie z tego przyjemność.
- Nigdy tego nie robiłam.
64
To niemożliwe.
- Nigdy nie piłaś krwi ofiary? Nigdy nikogo nie zabiłaś?
Spojrzała na niego ze zbolałą miną. Czyżby jego pytanie sprawiło jej przykrość?
- Oczywiście, że nie.
Nie jest drapieżnikiem? Słyszał kiedyś o małym odłamie wampirów, które nie zabijały...
ale oczywiście ani trochę nie wierzył w podobne bujdy. Jak oni się nazywali? Wyrozumiali?
Czy ona jest jedną z nich? Zmarszczył brwi.
- To skąd brałaś krew?
- Z banku krwi - mruknęła. Czy to żart?
- A co to, u diabła, jest? I czy jest tu jakiś w pobliżu?
Potrząsnęła głową.
- A więc musisz się napić ode mnie. Właśnie postanowiłem być twoim śniadaniem.
Wyglądała na zbyt słabą, żeby wbić mu kły w szyję, więc przeciął sobie nadgarstek
szponem. Odwróciła głowę.
- Do szklanki, proszę.
- Boisz się, że zamienię cię w wilkołaka? - Nigdy by nie pozwolił, aby przechodziła ten
wyczerpujący rytuał. - A może myślisz, że ja zamienię się w wampira? - Z pewnością w to
nie wierzyła. Wampirem mógł zostać tyko ten, kto w chwili śmierci miał w ciele kroplę
jego krwi. Tylko ludzie wierzyli w to, że można zostać wampirem od jego ukąszenia,
podczas gdy członkowie Tradycji wiedzieli, że aby tak się stało, to człowiek musi ugryźć
wampira.
- To nie tak. Szklanka...
Nie rozumiał, jaka to różnica. Jego oczy zwęziły się w szparki. Czyżby miała jakieś
obiekcje, żeby napić się wprost z jego ciała?
To irytujące. Ona nie ma pojęcia, jak się dla niej poświęca.
- Bierz, teraz - warknął i jego krew zaczęła kapać prosto w jej usta. Broniła się długo jak na
kogoś, kto umiera z głodu. W końcu wysunęła język i oblizała wargi. Jej oczy zmieniły
kolor na srebrny. A on ze zdziwieniem poczuł, że jego członek w mgnieniu oka tężeje.
Jej małe kły wydłużyły się, i zanim zdążył mrugnąć, zatopiła je w jego ramieniu. Kiedy
pociągnęła pierwszy łyk, zamknęła oczy i wydała z siebie przeciągły jęk. Zadrżał z
seksualnej rozkoszy, czując, że jest na granicy orgazmu. Oszołomiony, pojękując,
wyciągnął rękę i ściągnął w dół jej koszulę, odsłaniając piersi. Położył dłoń na jednej z
nich. Ścisnął mocniej, niż miał zamiar, ale kiedy przestał, uniosła się lekko, aby nie tracić
kontaktu z jego dłonią. Poruszała biodrami, nie przerywając ssania.
Puścił jej pierś i wziął sutek do ust. Kiedy zaczął go ssać i drażnić językiem, poczuł, jak
dziewczyna w taki sam sposób wodzi językiem po jego skórze.
Odczuwał niewiarygodną przyjemność, która rosła z każdym łykiem. Jej sutek twardniał
w jego ustach.
Położył dłoń na jej udzie i zaczął sunąć w górę, ale w tej chwili puściła jego ramię i
gwałtownie przeturlała się na bok. Usiadł, zaszokowany, próbując zapanować nad swoją
reakcją.
- Emmaline - powiedział drżącym głosem, biorąc ją za ramię i odwracając z powrotem na
plecy. Patrzył, jak jej ostre kły stają się coraz mniejsze. Jej oczy znów były niebieskie, a
65
twarz wyrażała zadowolenie, gdy padając na plecy, odrzuciła ramiona za głowę.
Przeciągnęła się, prężąc ciało. Jej sutki ciągle sterczały. A potem spojrzała na niego,
uśmiechając się lekko pełnymi czerwonymi ustami. Miała piękny uśmiech, piękniejszy, niż
sobie wyobrażał...
Euforia - oto co widział. Jej skóra poróżowiała. Czuł, że nie jest w stanie dłużej wytrzymać
- jej ciepłe ciało było niesamowicie podniecające. Każda chwila ich niesamowitego
połączenia była nasycona seksem. Rysy jej twarzy zmiękły, ciało zaokrągliło się - Boże
dopomóż mi - a jej włosy, o ile to w ogóle możliwe, nabrały więcej blasku.
Przysiągł sobie, że od tej chwili będzie piła tylko jego krew.
I, słodki Boże, będzie potrzebowała tego co noc.
Uniosła się na kolana i pochyliła ku niemu. Wyglądała na głodną... ale nie krwi. Jej
odkryte piersi były miękkie i pełne, tak jakby błagały jego dłoń o pieszczotę.
- Lachlain - wyszeptała jego imię tak, jak o tym marzył przez tysiące lat. Zadrżał i poczuł,
jak jego penis pulsuje w bolesnym oczekiwaniu.
- Emma - mruknął, sięgając po nią.
Jej dłoń dotknęła jego policzka... i, zaskoczony, przeleciał przez cały pokój. Kiedy usiłował
wstać, zdał sobie sprawę, że wybiła mu szczękę.
Nie spuszczając z niej wzroku, Lachlain zadał cios pięścią z drugiej strony twarzy i Emma
usłyszała, jak jego szczęka wskakuje na właściwe miejsce. Podszedł bliżej, czując
wściekłość.
Nie mając na sobie koszuli, eksponował wyrzeźbione mięśnie ramion i torsu, napięte i
gotowe do działania. Bez ubrania wydawał się jeszcze większy. Ale z jakiegoś powodu nie
była przestraszona. Emma przypatrywała mu się, oceniając, co jeszcze mogłaby mu
uszkodzić. Wampiry to zło. A ona jest wampirem.
I w jej ciele płonie jego pyszna krew.
Rzucił się na nią, zanim zdołała zareagować, przytrzymał jej ręce nad głową i wcisnął
kolana między nogi. Syknęła, walcząc, szarpiąc się, ale nie mogła dorównać mu pod
względem siły.
- Jesteś silna dzięki mojej krwi - powiedział, wciskając biodra między jej nogi.
- Jestem silniejsza, bo po prostu się napiłam - warknęła, co było prawdą, chociaż
podejrzewała także, że krew nieśmiertelnika, wypita wprost z jego ciała, daje naprawdę
duży przypływ energii. - Byłam po prostu głodna.
Popatrzył na nią niemal po ojcowsku.
- Przyznaj się. Smakowała ci.
Zasmakowała siły, zasmakowała jego krwi i pragnęła więcej.
- Idź do diabła.
Ułożył się wygodniej i zaczął pocierać torsem o jej nagie piersi. - Dlaczego mnie
uderzyłaś?
Szarpnęła głową; tylko taki ruch mogła wykonać.
- Za to wszystko, co mi zrobiłeś. Za to, że przez cały czas musiałam się ciebie bać. Za to, że
ignorowałeś moje prośby. - Jej głos był inny, bardziej gardłowy. Brzmiał jak głos
przepalonej papierosami i przepitej prostytutki po drugiej stronie sex-telefonu.
Lista powodów najwyraźniej nie miała końca, począwszy od wyrwania jej z bezpiecznego
66
świata, aż do chwili, kiedy niemalże straciła zmysły, bo kazał jej się napić swojej krwi,
skończywszy. Pierwszej nocy zniszczył jej wartą tysiące dolarów ręcznie malowaną
jedwabną bieliznę od Lillian Sherry.
- Przez cały ten czas chciałam cię uderzyć, ale nie mogłam - dodała.
Patrzył na nią, najwyraźniej nie wiedząc, jak ma postąpić. A potem puścił jej dłonie.
- No, starczy - powiedział, uśmiechając się nieco drapieżnie. Otworzyła usta ze zdumienia.
- Teraz lepiej się czujesz?
- Tak - odpowiedziała uczciwie. Nawet jeżeli to trwało tylko chwilę, po raz pierwszy w
życiu czuła się potężna. I następnym razem, kiedy znów zmusi ją do pójścia do restauracji
albo zdemoluje ich pokój, albo obudzi ją, całując tam na dole, znowu mu przyłoży.
- Ale nie bij mnie więcej - ostrzegł ją, tak jakby czytał w jej myślach.
- A ty nie łam więcej obietnic. - Kiedy zmarszczył brwi, dodała: - Obiecałeś, że nie będziesz
mnie dotykał. A ty... ty pieściłeś moje piersi.
- Obiecałem, że tego nie zrobię, jeśli nie będziesz chciała. - Pochylił się i przeciągnął
palcem wzdłuż jej ciała. Ledwie przezwyciężyła chęć przeciągnięcia się i przylgnięcia do
jego dłoni niczym kot.
- Powiedz mi, tu i teraz, że tego nie chcesz.
Odwróciła wzrok, przerażona, że on naprawdę jej się podoba, że kiedy zabrał ciepłą dłoń,
która z łatwością obejmowała całą jej pierś, miała chęć błagać go, aby tego nie robił. Dotyk
jego gorących warg ssących jej sutki... Przez cały czas czuła, jak bardzo jest podniecony,
jego penis wciskał się w jej udo; poczuła, że w środku robi się mokra.
- Zapamiętaj sobie, że nigdy cię o to nie poproszę.
Uśmiechnął się drapieżnie. Jej oddech przyspieszył.
- A więc w przyszłości musisz się nauczyć tak szybko odrywać wargi od mojego ramienia,
żeby mi o tym powiedzieć. - Obciągnęła koszulę, pragnąc znów go uderzyć. Drań
wiedział, że dzisiejszej nocy tak samo nie była w stanie oderwać się od niego, jak nie
mogła przestać oddychać.
- Myślisz, że znów będę piła twoją krew?
- Będę na to nalegał - odparł z lubieżnym uśmieszkiem.
Odwróciła twarz, jakby wreszcie dotarł do niej sens tej całej sytuacji. Właśnie napiła się
krwi od żywej istoty. Oficjalnie została wampirem. A picie wprost od niego było jak
przybycie do domu, jakby coś wskoczyło na swoje miejsce. Obawiała się, że już nie ma dla
niej powrotu do dawnego życia. Przecież ta krew, którą piła wcześniej, będzie teraz
smakowała jak popłuczyny.
- Dlaczego nie robiłaś tego wcześniej?
Ponieważ to było zabronione. Jednak zrobiła to, przed czym przestrzegały ją ciotki... A
jego krew była niczym narkotyk, od którego mogła się uzależnić. Mogła uzależnić się od
niego. Mógłby w ten sposób zyskać nad nią władzę.
Nie! Jeżeli jeszcze raz spróbuje zmusić ją do picia, nie będzie już taka słaba i będzie miała
więcej siły, aby mu odmówić.
Przynajmniej teoretycznie.
- Złaź ze mnie, brutalu. - Nie posłuchał jej, więc uniosła rękę, ale złapał ją za nadgarstek.
- Nie waż się znów mnie uderzyć, Emmaline. Partnerzy nie powinni się bić.
67
- Co masz na myśli, mówiąc „partnerzy"? - zapytała, czując, że powraca strach, który na
chwilę ją opuścił. W jej głosie znów zabrzmiała desperacja. - To takie australijskie
określenie... kumpla?
Kiedy zobaczyła, że zastanawia się, co jej odpowiedzieć, w jej głowie rozległ się sygnał
ostrzegawczy.
- Chyba nie masz na myśli kobiety wilkołaka? - Podobna myśl wpadła jej do głowy, ale
natychmiast odsunęła ją od siebie. To niedorzeczny pomysł.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? - Ponownie się rozzłościł.
Przypomniała sobie ostrzeżenie Lucii, że nigdy nie powinna stawać między wilkołakiem a
jego samicą. Są tak samo niebezpieczni jak wampiry w sprawach swoich oblubienic, a
może nawet gorsi.
- Wiem, że przez całe życie macie tylko jedną partnerkę i nigdy się nie rozstajecie. -
Wiedziała także, że jeżeli jedno z wilkołaków jest ranne lub w niebezpieczeństwie, w
drugim budzi się bestia i traci wtedy kontakt z rzeczywistością. Widziała już, jak on sam
postradał zmysły - i nigdy więcej nie chciała tego oglądać.
- Co w tym złego?
- Nie myślisz chyba... Przecież chcesz się mnie pozbyć, prawda? Prawda?
- A jeżeli nie chcę?
- O Boże. - Zaczęła się wyrywać, aż ją puścił. Założył ręce na kark i odchylił się do tyłu.
- Czy to naprawdę byłoby takie okropne spędzić ze mną trochę czasu?
Poczuła lęk, gdyż powiedział to podejrzanie swobodnym tonem.
- Oczywiście, że tak! Pomijając to, że przez cały czas nie możesz się zdecydować, czy być
dla mnie miłym, czy mnie nienawidzić, i to, że jesteśmy zupełnie... różni, jesteś tyranem,
nie panujesz nad sobą i nie dbasz o to, co ja czuję, a poza tym nie dotrzymujesz obietnic.
Zresztą jesteśmy na skraju Akcesu i...
- No cóż, wygląda na to, że nie zamierzasz powstrzymywać swoich emocji - przerwał jej.
Kiedy spojrzała na niego z wściekłością, uśmiechnął się krzywo. - Jestem zadowolony, że
aż tak wiele o nas myślałaś. Że przyjrzałaś się nam ze wszystkich stron.
Zacisnęła pięści w bezsilnej złości.
- A więc powiedz mi wreszcie, że nie jestem twoją towarzyszką.
- Oczywiście, że nie. Przecież jesteś wampirem, pamiętasz? Kiedy członkowie mojego klanu
cię zobaczą, rozszarpią cię na strzępy.
Przechyliła głowę, patrząc na niego z uwagą i starając się odgadnąć prawdę.
- Zgoda, biorąc pod uwagę wszystkie twoje krągłości -przesunął wzrokiem po jej ciele, a
potem potrząsnął głową niczym mężczyzna, który jest zmuszony z czegoś zrezygnować -
nie miałbym nic przeciwko temu, żeby zatrzymać ciebie jako kochankę, ale nie myśl, że
mogłabyś zostać moją wybranką.
Dlaczego tak bardzo zabolały ją jego słowa?
- Nie oszukujesz mnie?
- Uspokój się. Pragnę cię, ale nie w ten sposób. - Wstał. - A teraz, skoro nie masz zamiaru
zakończyć tego wieczoru w jedyny właściwy sposób, czyli pode mną, musisz się ubrać.
Natychmiast odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku łazienki, a kiedy już się tam
znalazła, zamknęła za sobą drzwi na zamek.
68
Oparła się o nie plecami, z trudem starając się zapanować nad drżeniem. Jego krew ciągle
wprawiała ją w podniecenie.
Zmarszczyła brwi. Lakier na drzwiach wszędzie był błyszczący, chłodny i gładki, z
wyjątkiem lewego skraju. W tym miejscu farba nieco się wybrzuszyła.
Fascynujące.
Kiedy odkręciła prysznic, dotyk strumienia wody na dłoni wydał jej się niesamowity.
Stanęła nago pod wodą i zrobiło jej się jeszcze lepiej. Tak jakby czuła każdą pojedynczą
kroplę padającą na jej skórę. Przesunęła palcami po mokrych włosach i to też było
cudowne.
Poczuła, że znów jest pełna energii.
Najwyraźniej krew Lachlaina była połączeniem Ritalinu i Prozaku. Powinna była mieć
poczucie winy, że złamała zakaz, i martwić się o przyszłość, ale jakoś zupełnie się tym nie
przejmowała. Była pewna, że to na skutek napicia się jego krwi czuła ten przypływ
dobrego nastroju. Fakt, że pijąc jego krew, dostąpiła niewiarygodnego uczucia zespolenia,
nie miał tu nic do rzeczy.
Po kąpieli wytarła się, postanawiając podziękować recepcjoniście za cudownie miękkie
ręczniki. Kiedy zawinęła się w jeden z nich, poczuła, jak materiał muska jej sutki. Zadrżała
i zaczerwieniła się, przypominając sobie gorące usta Lachlaina pieszczące jej brodawki.
Potrząsnęła mocno głową, żeby odpędzić to wspomnienie, i stanęła przed lustrem.
Wyciągnęła rękę i przetarła zaparowaną powierzchnię.
Pragnę cię, ale nie jako towarzyszki, powiedział. Teraz, kiedy patrzyła na swoje ciało,
zastanawiała się, co on takiego w niej widzi.
Spróbowała wyobrazić sobie, jak wygląda w jego oczach.
Pomyślała, że może... może i jest ładna, szczególnie teraz, kiedy wróciły jej rumieńce i jej
ciało zaokrągliło się w pewnych miejscach - co zresztą wilkołak skomentował, jak zwykle
bez zakłopotania - ale wszystko jest względne, nieprawdaż? Może i jest ładna, ale na
pewno nie wtedy, kiedy obok stoi jakaś inna kobieta z jej rodziny. To one są kobietami
fatalnymi, kusicielkami. W porównaniu z nimi Emma jest... milutka.
Ale ich tutaj nie ma. Skoro Lachlain myśli, że jest atrakcyjna w tych zwyczajnych ciuchach
i z zaplecionymi warkoczami, co powiedziałby, gdyby ubrała się tak, jak zwykle?
Poczuła wielką ulgę, kiedy przekonał ją, że nie jest jego towarzyszką, ale jakaś jej część
żałowała, że nie jest aż tak piękna, żeby ubolewał nad tym faktem...
Wybrała ulubioną krótką spódniczkę i sandały na obcasie, a kiedy wysuszyła włosy, znów
je rozpuściła. Opadły na plecy, skręcając się w pierścienie. Jeżeli powieje wiatr i ktoś
zobaczy jej uszy, bez wątpienia Lachlain coś powie albo zrobi, aby załagodzić sytuację.
Właściwie on zdaje się lubić ich szpiczaste końce. Poczuła się tak pewna siebie, że nawet
założyła kolczyki.
Kiedy zeszła na dół, aby spotkać się z nim przy samochodzie, popatrzył na nią z
otwartymi ustami. Wiedziała, że jest tak samo zaszokowany jak ona nim.
Lachlain siedział bowiem za kierownicą.
Wyskoczył z samochodu, obiegł go i pomógł jej wsiąść. Podejrzewała, że dostrzegł spod
krótkiej spódnicy brzeg jej majtek, gdyż warknął głucho i rozejrzał się wokoło, czy ktoś
inny także widział jej bieliznę.
69
Następnie wsiadł do samochodu, trzasnął drzwiami i włączył silnik.
- Co to za gierki, dziewczyno?
Spojrzała na niego w milczeniu.
- Ubierasz się w ten sposób, podczas gdy ja z trudem się powstrzymuję, żeby się na ciebie
nie rzucić?
Potrząsnęła głową.
- Lachlain, ja zwykle tak się ubieram. A ty powiedziałeś, że nie mogłabym być twoją
partnerką, więc powinnam być bezpieczna.
- Ale ciągle jestem mężczyzną, który dawno nie miał kobiety.
Poczuła, jak jej serce zamiera. To dlatego uważa ją za atrakcyjną - bo długo nikogo nie
miał. Prawdopodobnie w tej chwili nawet uperfumowany stary rupieć wydałby mu się
pociągający.
- A więc puść mnie. Skoro nauczyłeś się prowadzić samochód, już mnie nie potrzebujesz. I
możesz poszukać sobie kobiety, która się tobą zainteresuje w taki sposób, jak tego
pragniesz.
- Zgodziłaś się zostać ze mną do następnej pełni.
- Będę ci tylko przeszkadzać. Jestem pewna, że wiele kobiet z radością rzuciłoby się w
twoje ramiona.
- A ty nie zaliczasz się do nich?
Przygryzła wargę, przypominając sobie, jak dotykała gładkiej opalonej skóry mężczyzny,
kiedy piła jego krew, i na moment straciła wątek.
- Po prostu nie rozumiem, dlaczego tak się upierasz, żebym z tobą została - zdołała w
końcu wykrztusić. - Potrzebowałeś kierowcy. Ale już nie potrzebujesz.
- Nie, potrafię prowadzić, ale chcę od ciebie jeszcze dwóch rzeczy.
Westchnęła i zrezygnowana obróciła się, opierając plecami o drzwi samochodu. Kiedy
skrzyżowała nogi w kostkach, Lachlain zapatrzył się na nie, zafascynowany, aż musiała
pstryknąć mu palcami przed nosem.
- No więc słucham.
Z głuchym pomrukiem oderwał wzrok od jej nóg i spojrzał w oczy.
- Chcę, żebyś pojechała ze mną do Kinevane, abym mógł spłacić swój dług i nagrodzić cię
za pomoc. Było ci ciężko jechać taki kawał drogi, a teraz jeszcze wiem, że męczył cię głód.
- Jak chcesz mi to wynagrodzić? - Była ciekawa i wcale się z tym nie kryła.
- Pieniędzmi albo złotem. Albo klejnotami. Przez całe życie zbierałem kamienie. -
Zaakcentował słowa „całe życie", kierując na nią wzrok, ale nie miała pojęcia, co chciał tym
wyrazić. - Sama możesz wybrać.
Uniosła brwi.
- Zamierzasz dać mi jakieś antyczne świecidełka? Takie ze skrzyni z wyspy skarbów?
- Tak, właśnie tak. - Pokiwał poważnie głową. - Bezcenne klejnoty. Tak dużo, jak tylko
zdołasz na siebie włożyć.
- I one będą moje? - Czyżby wreszcie miała szansę dostać na własność coś
niepowtarzalnego? - A więc będę miała pamiątkę z podróży z prawdziwym wilkołakiem?
- Uśmiechnęła się do niego, wypowiadając ostatnie słowo, i tym razem to on nie wiedział,
o co jej chodzi. Wątpiła, by któraś z ciotek zdoła przebić tę jej przygodę.
70
- Tak, będą twoje. Chociaż wątpię, czy będziesz je mogła potraktować jako pamiątki.
Potrząsnęła głową.
- Nie będziemy się o to spierać. Zresztą jeżeli nie było cię na tym świecie ponad sto
pięćdziesiąt lat, z pewnością nie masz żadnego zamku ze skarbami, choćby to nie wiem
jak super brzmiało.
- Co masz na myśli?
- Lachlain, czy ty w ogóle słyszałeś o Wal-Marcie? Prawdopodobnie właśnie coś takiego
jest teraz w twoim zamku.
Zmarszczył brwi.
- Nie, to niemożliwe - powiedział. - Kinevane to siedziba naszego rodu, dobrze
zabezpieczona przed zewnętrznym światem. Żaden intruz nigdy nie przekroczył bram
tego zamku. Nawet wampiry nie mogą go odszukać. -W jego głosie zabrzmiała duma. -
Nic takiego, o czym opowiadasz, nie mogło się stać. Obiecuję ci.
Zmrużyła oczy.
- A więc jeżeli masz rację, muszę lepiej się pilnować. Mężczyźni, którzy dają kobiecie
klejnoty, w zamian oczekują seksu.
- To właśnie ta druga sprawa - powiedział niskim głosem, dotykając dłonią jej policzka. -
Muszę wziąć cię do swojego łoża.
Emma otworzyła usta.
- Nie... Nie mogę uwierzyć, że to właśnie powiedziałeś - wykrztusiła w końcu, unikając
jego dotyku, aż w końcu opuścił rękę. - No to teraz, skoro już znam twoje zamiary, nie
zamierzam dalej z tobą jechać.
- Rozumiem. - Popatrzył na nią poważnie. - Musisz się okropnie bać tego, że może mi się
udać.
Popatrzyła na niego ze zniecierpliwieniem.
- Hej, ty tutaj rozdajesz karty, więc ja nie mam nic do gadania.
Po chwili uśmiechnął się, kiedy przemyślał jej odpowiedź.
- To prawda. Ale jeżeli jesteś tak bardzo przekonana, że mi się nie uda, możesz
potraktować moje pragnienia jako zwykłe mrzonki.
- A więc gramy o to, kto pierwszy dostanie to, czego pragnie.
- Chyba można tak powiedzieć. Sądzisz, że osiągniesz swój cel, zanim ja dopnę swego?
Prychnęła cicho i skrzyżowała ramiona na piersi. Za to wszystko, na co ją naraził, należy
jej się rekompensata. Zasłużyła na każdy kawałek biżuterii, którego zamierza go
pozbawić.
- Wiesz co? Zgadzam się na twoje warunki. Głównie dlatego, że wiem, że i tak mnie nie
puścisz. A poza tym zamierzam ogołocić twój skarbiec. I nie mów potem, że cię nie
ostrzegałam.
Pochylił się do przodu i przysunął twarz do jej ucha - zbyt blisko jak na jej gust.
- A ja zamierzam doprowadzić do tego, że obejmiesz moje biodra nogami i będziesz jęczeć
mi do ucha, zanim minie tydzień -powiedział gardłowo. - Ja też cię ostrzegam.
Odskoczyła od niego i poczuła, jak na jej policzki wypełza rumieniec.
- A więc... zobaczmy, jak się sprawdzasz jako kierowca! - wyjąkała, niezdolna do
wymyślenia lepszej odpowiedzi.
71
Odsunął się od niej powoli i jeszcze raz omiótł wzrokiem całą jej sylwetkę, a potem
wrzucił bieg. Zapięła pas i czekała, kiedy popełni pierwszy błąd.
Ale oczywiście prowadził wóz doskonale.
Zawsze przypatrywał się uważnie jej poczynaniom, dlaczego więc sądziła, że nie
obserwował tak samo bacznie, jak prowadzi samochód?
- Kiedy zdążyłeś się tego nauczyć? - zapytała ostro.
- Ćwiczyłem na parkingu, kiedy się kąpałaś. Nie martw się, przez cały czas pilnowałem
wyjścia.
- Powiedziałam ci, że nie zamierzam uciekać.
- To nie dlatego pilnowałem. Wydajesz się zirytowana. Może ty chcesz poprowadzić...?
- Zazwyczaj ludzie dłużej się tego uczą.
- Owszem, ludzie dłużej się tego uczą. - Poklepał ją po kolanie niczym dobroduszny
ojczulek. - Ale pamiętaj, że ja jestem wyjątkowo silny i inteligentny.
Przesunął rękę wyżej i natychmiast dostał po łapach.
- I wyjątkowo arogancki.
* * *
Kiedy Lachlain zobaczył ją dzisiaj wieczorem, jak wychodziła z hotelu w niewiarygodnie
krótkiej spódniczce i z rozpuszczonymi błyszczącymi włosami, jego serce zabiło mocniej.
Widział jej małe seksowne pantofelki i wyobrażał sobie, jak go dźga obcasami w plecy,
kiedy się kochają i obejmuje nogami jego biodra. Oczy dziewczyny były błyszczące, a
skóra jaśniała wewnętrznym blaskiem.
Był zaskoczony, że została z nim z własnej woli, skuszona obietnicą otrzymania biżuterii,
która i tak należała do niej. Całe życie kolekcjonował klejnoty po to, aby w końcu
ofiarować je swojej wybrance - chociaż nigdy nie przypuszczał, że zostanie nią ktoś taki.
Jadąc płynnie samochodem po szosie, Lachlain poczuł - po raz pierwszy od chwili, kiedy
go uwięziono sto pięćdziesiąt lat temu - przypływ optymizmu. Nieważne, co się stało,
zdołał uciec swoim oprawcom i mógł zacząć od nowa swoje życie. Z Emmaline, która
wcale nie była mordercą, jak z początku myślał. Dziewczyna była wyjątkowa w
porównaniu z wampirami, które napotykał w swoim długim życiu. W zasadzie była
zupełnie inna niż wszystkie kobiety, z którymi miał do czynienia.
Nie mógł się zdecydować, czy jest bardziej podobna do wróżki, czy do syreny. Jej
nadgarstki, subtelnie rzeźbione dłonie i obojczyki wydawały się delikatne, blada smukła
szyja - niezwykle krucha. Jej twarz była eteryczna, ulotna. A teraz, kiedy była najedzona i
zaokrągliła się w niektórych miejscach, stała się wyjątkowo ponętną kobietą. Nie mógł
oderwać wzroku od jej krągłych bioder i delikatnych piersi.
A jej tyłeczek sprawiał, że mógł tylko syczeć przez zęby: „Litości".
Spojrzał na swoje ramię, uśmiechając się lekko na widok dwóch śladów pozostawionych
przez jej małe kły. Nie mógł uwierzyć, że jej ugryzienie sprawiło mu prawdziwą
przyjemność.
A przecież miał świadomość, że to wbrew jego zasadom i że jego ziomkowie potępiliby go
za to, twierdząc, że jest zdeprawowany.
Po prostu Emma otworzyła przed nim nowy, nieznany świat seksualnych doznań, których
nawet nie był w stanie sobie wyobrazić.
72
Zadrżał, czując, jak jego stwardniały penis pulsuje boleśnie.
Zamiast się wstydzić, przypominał sobie nieznaną dotąd, sekretną przyjemność... i myślał
o tym, że Emma nigdy wcześniej nikogo nie ugryzła. Tylko jemu ofiarowała ten mroczny
pocałunek.
Zastanawiał się, kto ją nauczył, żeby nie pić krwi od żywych. Jej rodzina? Czy oni
naprawdę są Wyrozumiałymi, różniącymi się od innych wampirów zmuszonych do życia
w Luizjanie, ponieważ odłączyli się od Hordy? Nie znał odpowiedzi na te pytania i raczej
nie mógł się ich spodziewać. Była najmniej gadatliwą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkał, i
po ich rozmowie w restauracji postanowił przez jakiś czas powstrzymać się od zadawania
pytań.
Ale był jej pierwszym i będzie jedynym, i to sprawiło, że poczuł dumę. Wyobraził sobie,
jak znów będzie pić jego krew. Musi ją namówić, żeby ugryzła go w szyję. W ten sposób
uwolni obie ręce i będzie mógł zsunąć jej skąpą bieliznę i wsunąć palec w wilgotną cipkę.
Kiedy tylko będzie gotowa, zsunie się na dół...
Ukrył kolejny dreszcz, a potem odwrócił się do niej, by po raz setny spytać, czy nie jest
spragniona, ale zobaczył, że umościła się wygodnie na fotelu, całkowicie zrelaksowana, i
przykryła jego kurtką. Zresztą on sam na to nalegał, po części dlatego, że chciał, aby było
jej wygodnie, a po części dlatego, że nie był w stanie patrzeć na jej nagie uda. Oparła
głowę o szybę i patrzyła na zewnątrz, podśpiewując, chociaż najwyraźniej nie zdawała
sobie z tego sprawy. Jej głos był piękny, podniecający.
Powiedziała mu, że w niczym nie jest szczególnie dobra, co oznaczało, że nie sądzi, aby
potrafiła ładnie śpiewać. Zastanawiał się, dlaczego jest tak mało pewna siebie. Przecież jest
śliczna, ma umysł ostry jak brzytwa, a głęboko w jej wnętrzu płonie ogień.
Właściwie nie tak bardzo głęboko.
W końcu przestawiła mu szczękę, i to przy pierwszej okazji, jaka się nadarzyła.
Może jej wampirza rodzina uważała, że jest zbyt delikatna albo zamknięta w sobie, i
dlatego byli dla niej okrutni. Ta myśl sprawiła, że poczuł wściekłość; pragnął zabić
każdego, kto kiedykolwiek źle ją potraktował.
Lachlain zdawał sobie sprawę, co się dzieje. Powoli się w niej zakochiwał, zaczynał
rozważać wszystkie sprawy przez pryzmat ich związku. Od chwili tego ugryzienia
stopniowo zacieśniał więź ze swoją wybranką.
* * *
Jak długo jeszcze będziemy jechali? Emma miała ochotę wyć.
Teraz, kiedy odzyskała siły, zaczęła się nudzić, siedząc bezczynnie w samochodzie. A
przynajmniej tak sobie wmawiała.
Tymczasem po prostu nie mogła wytrzymać pod kurtką wilkołaka, ciągle ciepłą od jego
ciała i oszałamiająco pachnącą.
Przeciągnęła się i wyjęła słuchawki z uszu, co najwyraźniej było dla niego sygnałem, że
może znów zacząć zarzucać ją pytaniami, gdyż natychmiast otworzył usta.
- Wcześniej powiedziałaś mi, że nigdy nikogo nie zabiłaś i nigdy nie piłaś krwi żywej
istoty. Czy to oznacza, że nie zdarzyło ci się ugryźć mężczyzny w szyję, nawet podczas
seksu? No wiesz, tak niechcący, w zapamiętaniu?
Westchnęła i potarła czoło dłonią, wyraźnie rozczarowana jego pytaniami. Tej nocy czuła
73
się z nim niemalże komfortowo, ale on musiał wszystko zepsuć tym głupim gadaniem o
seksie.
- Skąd to pytanie?
- Jak się jedzie, to można tylko myśleć o głupotach. No więc?
- Nie, Lachlain. Zadowolony? Nigdy nie zatopiłam zębów w niczyim ramieniu, z
wyjątkiem twojego. - Kiedy natychmiast otworzył usta, żeby zadać kolejne pytanie,
przerwała mu. - i w żadnej innej części ciała.
Rozluźnił się nieco.
- Chciałem tylko się upewnić.
- Dlaczego? - spytała, zaciekawiona.
- Podoba mi się myśl, że byłem twoim pierwszym.
Czy on mówi poważnie? Czy to możliwe, że zadaje podobne pytania nie po to, aby ją
zawstydzić, ale dlatego, że... jest mężczyzną?
- Czy krew zawsze sprawia, że reagujesz tak, jak tego wieczora... czy może to moja krew
tak na ciebie podziałała?
Nie, chyba jednak chce ją zawstydzić.
- Dlaczego to takie ważne?
- Chcę tylko wiedzieć, czy gdybyś wypiła krew ze szklanki - no wiesz, kiedy wokoło są
inni ludzie - czy też tak byś się zachowywała?
- Czy mógłbyś choć kilka godzin nie znęcać się nade mną?
- Nie znęcam się nad tobą. Po prostu muszę to wiedzieć.
Emma naprawdę zaczynała nienawidzić tych rozmów. Nagle zmarszczyła brwi. Do czego
on zmierza? Kiedy niby miała pić na oczach innych? Oczywiście, piła krew w domu, ale z
kubka, lub na przyjęciu - z wysokiej szklanki niczym drinka. Ale nie w łóżku, częściowo
rozebrana, podczas gdy jakiś mężczyzna pieścił jej piersi. Poczuła, jak jej serce zaczyna bić
szybciej, i to ją zirytowało.
Lachlain nigdy nie zabierze jej ze sobą do swojego domu, do swoich przyjaciół, ponieważ
ona pije krew jak wino, więc po co męczy ją tymi pytaniami?
Czyżby snuł jakieś plany, w których ją uwzględniał? Po raz kolejny zdała sobie sprawę, jak
mało o nim wie.
- Słyszałam o apetycie wilkołaków i... hmmm, o waszych obyczajach seksualnych, które są
dość swobodne. - Przełknęła ślinę. - Nie chciałabym jednak znaleźć się w podobnej
sytuacji na oczach wszystkich.
Zmarszczył brwi i na policzku zadrgał mu mięsień. Natychmiast wyczuła, że ogarnia go
złość.
- Mam na myśli sytuację, kiedy pijesz wraz z innymi. Nawet nie pomyślałem o niczym
innym.
Zaczerwieniła się. Czuła, że zupełnie go nie rozumie.
- Lachlain, to dla mnie to samo, co dla ciebie szklanka wody.
Spojrzał w jej oczy tak natarczywie, że poczuła, jak ogarnia ją dreszcz.
- Emma, nie znam twojej przeszłości, nie wiem, co robiłaś, ale pamiętaj, że kiedy biorę
kobietę do łóżka, nigdy się nią z nikim nie dzielę.
74
- Nie wydajesz się zmartwiona faktem, że musieliśmy się zatrzymać w połowie nocy -
rzucił Lachlain przez ramię, po raz trzeci sprawdzając koce, którymi zasłonił okno w
hotelowym pokoju.
Po północy rozpętała się burza i deszcz padał tak mocno, że tempo ich podróży znacznie
spadło. Powiedział, że do Kinevane zostało nie więcej niż dwie godziny jazdy. Emma
wiedziała, że do świtu pozostały trzy.
- Przecież chciałam jechać dalej - przypomniała mu, widząc, że jest bardzo niezadowolony.
I rzeczywiście tak było, chociaż to nie była łatwa decyzja. Rzadko bowiem pozwalała sobie
na myślenie, że jakoś to będzie, kiedy szło o kwestię słońca.
Po sprawdzeniu wełnianej zasłony Lachlain wreszcie opadł na pluszowy fotel. Żeby nie
gapić się na niego, Emma usiadła na skraju łóżka z pilotem w dłoni i zaczęła skakać po
kanałach filmowych.
- Wiesz, że nie zaryzykowałbym dalszej podróży. - Kiedy twierdził, że więcej nie pozwoli,
żeby Emmie stała się krzywda, wiedziała, że mówi poważnie.
Ciągle jednak była zaskoczona, że tej nocy nie zdecydował się zakończyć tej podróży.
Gdyby to ona była uwięziona z dala od domu przez sto pięćdziesiąt lat i znalazła się
zaledwie o dwie godziny drogi od swojej rodziny, bez wahania pojechałaby tam, ciągnąc
ze sobą bezsilnego wampira.
Tymczasem Lachlain postarał się o lokum w miejscowym zajeździe. Co prawda sam
przyznał, że to nie jest standard, do jakiego się przyzwyczaili, ale uważał, że tutaj będzie
bezpiecznie. Wynajął dwa przylegające do siebie pokoje, ponieważ zamierzał się przespać,
a obiecał jej, że nie będzie więcej ryzykował utraty kontaktu z rzeczywistością w jej
obecności. Szybko obliczyła, że mężczyzna nie spał
już od czterdziestu godzin.
Mimo to był wyraźnie skrępowany, kiedy musiał przyznać się do zmęczenia. Zresztą nie
było tego po nim widać, poza tym, że spojrzenie, którym coraz częściej obrzucał otoczenie,
zaczęło tracić na ostrości. Powiedział nieobecnym tonem, że w zasadzie dałby sobie radę
bez drzemki, ale jego rana nie goi się tak szybko, jak powinna. Mówiąc o ranie, miał na
myśli nogę. Wyglądała jak ludzka kończyna tuż po zdjęciu gipsu, który uciskał ją przez
sześć miesięcy. Często myślała o tej jego ranie, zastanawiając się, w jaki sposób powstała.
Prawdopodobnie musiał stracić tę nogę. Ślad jej ugryzienia, na który patrzył niemal z
zachwytem - co zauważyła kątem oka i co, prawdę mówiąc, sprawiło jej wielką
przyjemność, większą nawet niż rzadkie okazje, kiedy ktoś ją przywiał - szybko się zagoił.
A jednak podczas chodzenia utykał na tę nogę. Musiał zatem regenerować ją od zera.
Spojrzała na jego twarz, zdając sobie sprawę, że podczas kiedy ona przypatrywała się jego
nodze, on nie pozostawał jej dłużny, gapiąc się na jej uda tym... tym wilczym spojrzeniem.
Obciągnęła spódnicę. Nie odrywał od niej wzroku i nie ruszał się, tylko z głębi jego gardła
wydobywał się niski pomruk niczym zapowiedź burzy. Ten dźwięk sprawił, że zadrżała i
zapragnęła pozbyć się spódnicy, żeby mu było jeszcze przyjemniej.
Podczas gdy rozsądna Emma zarumieniła się na takie myśli i przykryła się skrajem
narzuty, Lachlain rzucił jej niezadowolone spojrzenie spod ściągniętych brwi
Odwróciła wzrok i znowu wzięła pilota do ręki, żeby jakoś odnaleźć się w tej dziwacznej
sytuacji. Nie powinna być w jednym pokoju z tym wilkołakiem, kiedy oboje są dla siebie
75
tak przejrzyści i kiedy ona powoli przyzwyczaja się do tego, że co noc zasypia w wannie
obok jego nagiego ciała. Odchrząknęła i spojrzała mu w oczy.
- Zamierzam pooglądać telewizję. A więc do zobaczenia o zachodzie słońca.
- Wyrzucasz mnie ze swojego pokoju?
- Na to wygląda.
Potrząsnął głową, ignorując jej prośbę.
- Zostanę z tobą aż do świtu.
- Lubię spędzać czas samotnie, a przez ostatnie dni nie pozwoliłeś mi nawet na chwilę
prywatności. Czy naprawdę nie możesz zostawić mnie samej?
Wyglądał na zmieszanego, jakby jej prośba była dla niego zupełnym szaleństwem.
- Czy nie mogę... pooglądać z tobą telewizji? - Sposób, w jaki zadał to pytanie, sprawił, że
niemal się uśmiechnęła. - A potem mogłabyś się napić.
Chęć uśmiechnięcia się zniknęła, kiedy usłyszała te zmysłowe słowa, ale nie odwróciła
wzroku, zafascynowana jego gorącym spojrzeniem, które błądziło po jej ciele.
Znów namawiał ją do picia, umacniając w przekonaniu, że on także czerpie z tego
przyjemność. Czuła przecież jego erekcję - trudną zresztą do przeoczenia - i widziała
pożądanie w jego oczach. Pożądanie, które widziała także teraz...
Chwila minęła, napięcie rozwiało się, gdy jakaś kobieta krzyknęła w ekstazie. Emma
sapnęła i spojrzała na telewizor.
Bezwiednie naciskała guziki pilota i przypadkowo trafiła na Cinemax. Tak późno w nocy
Cinemax znaczyło raczej Seksmax.
Jej twarz spłonęła rumieńcem i zaczęła nerwowo naciskać guziki, ale nawet na innych,
bardziej konwencjonalnych kanałach pokazywano „Niewierną" albo „Oczy szeroko
zamknięte". W końcu znalazła coś bez seksu...
O, cholera. „Amerykański wilkołak w Paryżu".
I to w scenie brutalnego ataku.
Zanim zdążyła przełączyć kanał, skoczył na równe nogi.
- To tak... To w taki sposób ludzie nas widzą? - Wydawał się przerażony.
Pomyślała o innych filmach o wilkołakach - „Armia wilków", „Bestia w nas", „Skowyt" i
ten jakże subtelnie zatytułowany „Bestia musi zginąć" - i pokiwała głową. Prędzej czy
później i tak będzie musiał i poznać prawdę.
- Tak, właśnie tak.
- Czy wszystkie istoty Tradycji są przedstawiane w ten sposób?
- Hmmm, no nie do końca.
- Dlaczego?
Przygryzła wargę.
- Cóż, słyszałam, że wilkołaki nie przejmują się PR-em, podczas gdy wampiry i wiedźmy
na przykład wydają na to kupę forsy.
- PR-em?
- „Public relations", co oznacza wizerunek.
- I ten PR tak dobrze im robi? - zapytał, ciągle patrząc z niesmakiem na film.
- No cóż, ujmę to tak: wiedźmy są prezentowane jako istoty słabe, wyznawczynie kultu
wicca, a wampiry są postrzegane jako seksowne mityczne istoty.
76
- Mój Boże - mruknął, padając na łóżko z głębokim westchnieniem. Jego reakcja była tak
silna, że miała ochotę nieco podrążyć ten temat. Ale oznaczałoby to, że ona także będzie
musiała odpowiadać na pytania. W tej chwili jednak nie martwiła się tym.
- A więc sposób pokazywania tutaj wilkołaków nie jest... To wszystko nieprawda?
Potarł chorą nogę; wyglądał na zmęczonego.
- Niech to, Emma, czy nie możesz mnie po prostu zapytać, jak wyglądam, kiedy się
zmieniam?
Skinęła głową. Noga wyraźnie go bolała, a ona nienawidziła patrzeć na cierpienie.
Najwyraźniej nawet okrutny wilkołak zasługiwał na jej współczucie, ponieważ aby
oderwać jego myśli od bólu, dała się wciągnąć w dyskusję.
- No więc, Lachlain, jak wyglądasz, kiedy się zmieniasz?
Najpierw był zaskoczony, a potem jakby nie miał pojęcia, co ma odpowiedzieć.
- Czy widziałaś kiedyś, jak zjawa ukrywa się w człowieku?
- Oczywiście, że tak - odparła. Przecież mieszkała w takim miejscu, gdzie aż roiło się od
istot Tradycji.
- Wiesz, że masz przed sobą człowieka, ale wiesz także, że to zjawa, prawda? Właśnie tak
jest ze mną. Patrzysz na mnie, ale widzisz także coś większego, silniejszego, bardziej
dzikiego, co jest we mnie.
Odwróciła się do niego, położyła na brzuchu i oparła brodę na dłoniach, gotowa słuchać.
Kiedy gestem kazała mu mówić dalej, oparł się o wezgłowie i wyciągnął przed siebie
długie nogi.
- Pytaj.
Przewróciła oczami.
- No dobrze. Czy rosną ci wielkie zęby? - Kiedy skinął głową, zadała kolejne pytanie. - I
futro?
Uniósł brwi.
- Chryste, nie.
Miała wielu włochatych przyjaciół, dlatego poczuła się urażona jego tonem, ale
postanowiła na razie mu odpuścić.
- Wiem, że twoje oczy stają się niebieskie.
Skinął głową.
- A moje ciało robi się większe i zmieniają mi się rysy twarzy, stają się bardziej... wilcze.
Skrzywiła się.
- Jak pysk?
- Nie - zachichotał. - Nie taki, jak myślisz.
- A więc wyglądasz prawie tak samo jak normalnie.
- Ależ nie. - Spoważniał nagle. - Nazywamy to saora-chadh ainmhidh bho a cliabhan... czyli
wypuszczaniem bestii z klatki.
- Czy mogłabym się ciebie przestraszyć?
- Nawet stare, potężne wampiry uciekają przede mną.
Przygryzła wargi, zastanawiając się nad tym. Mimo że bardzo się starała, nie potrafiła
wyobrazić sobie, że mógłby być mniej pociągający.
- Robi się późno - powiedział nagle i ziewnął. - Nie chcesz się napić, zanim wzejdzie
77
słońce?
Zakłopotana faktem, że tak bardzo tego pragnie, wzruszyła ramionami, patrząc, jak jej
palec przesuwa się wzdłuż linii tworzących wzór na narzucie.
- Oboje o tym myślimy. Oboje tego chcemy - powiedział.
- Może i chcę - mruknęła - ale nie chcę tego, co się dzieje, kiedy piję.
- A jeżeli ci obiecam, że cię nie dotknę?
- Ale co będzie, jeżeli... - Przerwała, czując, że jej twarz płonie. - Co będzie, jeżeli ja się...
zapomnę? - Jeżeli znów ją pocałuje i będzie dotykał, tak jak poprzednio, bez wątpienia
niebawem będzie go błagać o więcej.
- To nie ma znaczenia, ponieważ położę ręce na posłaniu i nie będę ich podnosił.
Zmarszczyła brwi, a potem przygryzła wargę.
- Spleć je za plecami.
Najwyraźniej nie spodobała mu się ta propozycja.
- Położę ręce... - rozejrzał się wokoło, a potem założył dłonie za wezgłowie, rozkładając je
szeroko i zaciskając palce - tutaj i nie będę ich odrywał. Niezależnie od tego, co się będzie
działo.
- Obiecujesz?
- Tak, obiecuję.
Próbowała przekonać samą siebie, że powoduje nią tylko głód, kiedy przysunęła się do
niego na kolanach i pochyliła nad nim. Ale wiedziała, że jest coś więcej. Musiała znów
poczuć zmysłowość tego aktu, ciepło mężczyzny, smak jego skóry na języku, uderzenia
serca, które przyspieszało gwałtownie, tak jakby jej nienasycone pragnienie sprawiało mu
przyjemność.
Kiedy uklękła nad nim, odchylił głowę, wystawiając szyję. Zobaczyła, że jego członek już
stwardniał, i nieco się przestraszyła.
- Ręce przy sobie?
- Tak.
Nie potrafiła się oprzeć; nachyliła się nad nim, zacisnęła pięści na jego koszuli i zatopiła
kły w skórze. Poczuła w ustach bogatą, niewiarygodnie ciepłą krew, i głośno jęknęła.
Poczuła wargami, jak w jego gardle wzbiera ryk.
- Usiądź na mnie okrakiem - wyrzucił z siebie.
Nie odrywając ust, zrobiła tak, jak powiedział. Nowa pozycja okazała się wygodniejsza;
mogła się rozluźnić i w pełni delektować przyjemnością. Chociaż nie wyjął rąk zza
wezgłowia, pchnął ją mocno biodrami. A potem, znowu z jękiem, próbował opanować
pożądanie.
Ale jej podobały się dźwięki, które wydawał, podobało jej się, że mogła je czuć przez
skórę, i chciała je usłyszeć jeszcze raz.
Opuściła się więc całym ciężarem na jego biodra, nie zwracając uwagi na to, że jej
spódnica zbyt wysoko podjechała do góry. Poczuła gorąco, które sprawiło jej ból. Nie była
w stanie jasno myśleć. Taki twardy... Nie panując nad sobą, zaczęła się o niego ocierać, aby
ukoić ten ból.
- Zwolnij mnie z obietnicy, Emmaline.
Nie odpowiedziała, gdyż nie zamierzała go zwalniać - niech to, nagle zaczęło mu zależeć
78
na dotrzymywaniu obietnic, które jej złożył. Zamiast odpowiedzi rozsunęła szerzej nogi, a
potem zaczęła powoli, zmysłowo pocierać jego męskość między swoimi udami.
Tylko jego spodnie i jej cienka jedwabna bielizna dzieliły ich od siebie.
- O Boże, Emma, tak, tak - jęknął, drżąc z pożądania; nie mógł uwierzyć, że ona to robi.
Pomyślał niewyraźnie, że może to wykorzystać przeciwko niej. Jeżeli czując jego krew na
języku, traci kontrolę nad sobą, będzie zmuszał ją do picia, aż w końcu zupełnie się
podda... Zmuszać wampira do picia krwi, jego krwi... Co się z nim dzieje?
Położyła dłonie na wezgłowiu między jego rękami i wpiła się jeszcze mocniej zębami w
szyję mężczyzny, odchylając jego głowę coraz bardziej do tyłu. Zapach jej włosów, które
opadły mu na twarz, dotyk warg na szyi i świadomość, że wyraźnie czerpie przyjemność z
ich połączenia, sprawiły, że był na krawędzi.
- Jeszcze chwila, a skończę. Jeżeli nie przestaniesz...
Ale nie przestała. Ssała dalej, ocierając się o niego, tak jakby nie mogła przestać. Nigdy
jeszcze nie był tak podniecony, a jednocześnie sfrustrowany. Nie mógł jej dotknąć, nie
mógł posmakować jej skóry... Tarła piersiami o jego tors, tam i z powrotem. Wezgłowie
zaczęło się kruszyć pod jego dłońmi.
Poczuł, jak rośnie w nim ciśnienie, które wzbierało po trochu każdego dnia, odkąd ją
uwięził. Zaczął oddychać chrapliwie, gdy jej ruchy stały się szybsze. Kiedy sądził, że ma
zamiar przestać pić, wyszeptała mu do ucha:
- Mogłabym tak pić przez cały czas, zawsze.
I będziesz...
- Tak dobrze smakujesz - powiedziała i jej słowa przeszły w jęk.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa - sapnął, a potem odrzucił głowę do tyłu i zawył,
kiedy wreszcie doszedł, doprowadzony do orgazmu uderzeniami jej bioder o jego własne.
Drewno pod jego palcami zamieniło się w drzazgi i kurz.
Kiedy w końcu przestał się trząść, położył pokaleczone dłonie obok jej nóg. Opadła na
jego pierś, przytulając się do niego. Jej drobne ciało drżało.
- Emma, spójrz na mnie.
Uniosła głowę; spojrzenie jej srebrnych oczu były hipnotyzujące. Znał ją, czuł, że to ona, a
jednak miał świadomość, że nigdy, przenigdy nie widział tak uderzająco pięknej istoty.
Przechyliła głowę, patrząc na niego niepewnie.
- Pragnę cię dotknąć. Pragnę cię zaspokoić.
Popatrzyła na jego pokaleczone dłonie, unosząc brwi.
- A więc pocałuję cię. Zdejmij bieliznę i uklęknij tutaj.
Potrząsnęła głową.
- Dlaczego?
- Ponieważ twoje oczekiwania rosną - szepnęła.
- Przecież nie złamałem obietnicy. - Ciągle zaciskał dłonie. - Pragnę cię - powiedział niskim
głosem. - Tak bardzo chcę ci dać przyjemność.
Zobaczył, że jej oczy łagodnieją, i przytknęła czoło do jego twarzy. Tak jakby nie potrafiła
się powstrzymać, zaczęła lizać i drażnić jego wargi. Jej włosy opadły mu na szyję. Owiał
go niesamowicie podniecający zapach i poczuł, że znów twardnieje.
- Dlaczego nie możemy posunąć się dalej? - wydyszał między pocałunkami.
79
- To nie jestem ja - mruknęła. - Ja taka nie jestem. Nawet cię nie znam.
Słysząc te niedorzeczne argumenty, poczuł, jak zalewa go fala frustracji. Mówiła to.
jednocześnie pieszcząc językiem jego wargi.
- Ale jednak napiłaś się mojej krwi prosto z mojego ciała. To najbardziej intymna sytuacja,
w jakiej może się znaleźć dwoje istot.
Natychmiast zesztywniała i odsunęła się.
- To prawda i żałuję tego. Ale nie jestem w stanie oddać się całkowicie komuś, komu nie
ufam. - Wstała i przeniosła się na krzesło. - Komuś, kto był dla mnie niedobry...
- Emma, ja...
- Wiesz, że tak było. Zaledwie trzy noce temu przestraszyłeś mnie bardziej niż ktokolwiek
w całym moim życiu. A teraz chcesz tego ode mnie? - Drżała. - Wyjdź. Proszę. Chociaż raz
mnie posłuchaj.
Jęknął ze złości, ale pokuśtykał do drzwi. Kiedy stanął w korytarzu, który dzielił ich
pokoje, odwrócił się.
- Zyskałaś kilka dodatkowych godzin - powiedział. - Następnym razem, kiedy będziesz
pić, będziesz moja, i oboje o tym wiemy. - I drzwi zatrzasnęły się za nim.
* * *
Emma leżała na podłodze, w gniazdku uwitym z koców. Kiedy jej ubranie stało się tak
szorstkie w dotyku?
Wydawało jej się, że czuje każdą nitkę, każdy szew ocierający się o jej wrażliwe piersi i
brzuch. A przecież miała na sobie jedwab.
Sama myśl o tym, co mu zrobiła, sprawiała, że jej biodra zaczynały się kołysać, jakby
ciągle czuła go pod sobą. Doprowadziła do tego, że miał... orgazm. Ujeździła go.
Jej twarz płonęła z gorąca. Czyżby stawała się Rozwiązłą Emmą?
Zresztą ona sama także prawie osiągnęła podobny stan. Zauważyła, że jest tak wilgotna,
jak nigdy wcześniej. Zaczynała podejrzewać, że tak naprawdę piła krew nie po to, aby
zaspokoić głód, ale dlatego, że budziło to w niej pożądanie.
Lachlain miał rację. Następnym razem, kiedy będzie pić jego krew, on posiądzie ją,
ponieważ dzisiaj w nocy najwyraźniej straciła rozum, zapominając, dlaczego nie powinna
z nim spać. A przecież - chociaż pragnęła przekonać samą siebie, że jest inaczej - nie była
raczej typem osoby, która mogłaby oddać się mężczyźnie bez choćby odrobiny więzi.
Co wcale nie znaczy, że była staroświecka w sferze seksu. W końcu była zaznajomiona z
programami telewizyjnymi w stylu Seksmax i miała raczej zdrowe podejście do tematu,
mimo że nigdy nie zaznała orgazmu. Ale w głębi duszy wiedziała, że potrzebuje stałego
związku, a z nim to było raczej niemożliwe.
Poza tym, że był okrutnym i mściwym wilkołakiem, który cieszył się z jej nieszczęścia, nie
mogła sobie wyobrazić, jak przyjęliby go jej przyjaciele. Nie widziała go, jak siedzi we
dworze i ogląda filmy, jedząc popcorn, który zawsze robiła tylko po to, aby napawać się
jego zapachem i rzucać nim w tych, którzy jej zasłaniali ekran. Wszyscy w jej rodzinie z
pewnością czuliby obrzydzenie za każdym razem, kiedy byłaby dotykana przez to
„zwierzę", i cały czas spiskowaliby, żeby się go pozbyć.
Nie wspominając o jeszcze jednej sprawie, która ich dzieliła: innej kobiecie, którą wskazało
mu jakieś kosmiczne przeznaczenie.
80
Emma nie miała nic przeciwko odrobinie zdrowej konkurencji, ale wystąpić przeciwko
samicy wilkołaka?
Cóż. Chyba musiałaby mieć nie po kolei w głowie.
Zapukał w łączące ich drzwi i otworzył je, nie odczekawszy dla przyzwoitości nawet pół
sekundy. Na szczęście chwilę wcześniej dała sobie spokój z tym całym dotykaniem piersi i
poruszaniem biodrami.
Jego włosy były mokre, musiał przed chwilą brać prysznic. Oparł się o framugę, ubrany
tylko w dżinsy. Nie miał na sobie koszuli i
zauważyła także, że owinął jedną dłoń kawałkiem materiału. Przełknęła ślinę. Skaleczył
się, kiedy zmiażdżył wezgłowie jej łóżka.
Kiedy miał orgazm.
Skrzyżował ramiona na muskularnej piersi. Jej zachwyt graniczył z uwielbieniem. Z
wielką chęcią znów sprawiłaby, że...
- Powiedz mi jedną rzecz o sobie, której jeszcze nie wiem - powiedział.
Kiedy wreszcie oderwała wzrok od jego ciała i spojrzała w twarz, była w stanie zastanowić
się nad odpowiedzią.
- Studiowałam w college'u - powiedziała w końcu. -I mam dyplom z kultury popularnej.
Wyglądało na to, że jest pod wrażeniem, ale przecież nie było go na tym świecie tak długo,
że nie mógł wiedzieć, że absolwentów kultury popularnej najczęściej można spotkać w
fastfoodzie w kasie. Skinął głową i odwrócił się w kierunku swojego pokoju; ponieważ
najwyraźniej się tego nie spodziewał, odezwała się.
- Powiedz mi jedną rzecz.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Myślę, że jesteś najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widziałem - powiedział
poważnym tonem.
Była pewna, że usłyszał jej westchnienie, zanim zamknął drzwi.
Nazwał ją piękną!
Wcześniej czuła tylko smutek i rezygnację, ale teraz kręciło jej się w głowie. Och, stąpa po
niebezpiecznym gruncie. Jej emocje szaleją niczym wirując wściekle zepsuty kompas...
Zmrużyła oczy, kiedy zdała sobie sprawę, co to jest. Syndrom sztokholmski. Oczywiście.
Identyfikowanie się z oprawcą? Tak.
Budowanie więzi? Tak.
Ale dla usprawiedliwienia siebie musiała przyznać, że niewielu porywaczy było
dwumetrowymi przystojniakami o przepysznej, spalonej słońcem skórze, z super
akcentem i najcieplejszym, najtwardszym ciałem, jakie tylko mogła sobie wyobrazić. A do
tego ten porywacz pragnął przyciskać ją do tego wspaniałego ciała i uważał ją za piękną.
Nie wspominając już o tym, że najwyraźniej nie mógł się powstrzymać od dawania jej
swojej cudownej krwi. Czyżby stała się dla tego wilkołaka jego osobistą Patty Hearst?
Nieważne. W końcu nie jest jego wybranką, więc nawet jeżeli uda mu się ją uwieść i
dojdzie między nimi do pewnej zażyłości, po prostu będą miło spędzać czas, dopóki on
nie znajdzie tej właściwej. Poza tym jeżeli taki mężczyzna jak Lachlain byłby jej
pierwszym kochankiem, mogłaby stać się jedną z tych wiecznie płaczących i tęskniących
kobiet. Ale to nie wchodzi w grę. Czuła ulgę, że nie jest jego życiową partnerką.
81
Naprawdę. Gdyby miała nią zostać, byłby to dla niej dożywotni wyrok. On nigdy by jej
nie wypuścił. Całe jej żyjcie zamieniłoby się w koszmar. A gdyby uciekła, ścigałby ją bez
chwili wytchnienia, aż w końcu jej ciotki by go zabiły.
Byłyby zachwycone, mogąc go zabić. Gdyby się dowiedziały, że ją całował, dotykał w
takich miejscach, rozpętałoby się piekło, nie tylko nad nim, ale także całym jego rodem.
Zdaje się, że tylko ona jedna z całego swojego rodzaju była dotykana przez wilkołaka.
Tak samo jak jej matka, która jako jedyna uległa wampirowi.
* * *
Emma obudziła się o zachodzie słońca, coś wyczuwając. Rozejrzała się po ciemnym
pokoju, potem wyjrzała ostrożnie zza krawędzi łóżka, ale nic nie zobaczyła. Mimo to
zaczęła szybko się ubierać i pakować rzeczy, a potem pobiegła do pokoju Lachlaina.
Znalazła go, ciągle ubranego tylko w dżinsy, śpiącego bez przykrycia, ponieważ swoim
kocem zasłonił jej okno. Nagle na jej oczach zaczął się trząść, jakby dręczył go jakiś
koszmar, i mamrotać coś po gaelicku, a jego skóra pokryła się potem. Wszystkie mięśnie
jego ciała napięły się, jakby odczuwał wielki ból.
- Lachlain? - szepnęła. Bez wahania podbiegła do niego, wyciągając rękę. Dotknęła
palcami jego policzka, potem zaczęła gładzić go po włosach, próbując uspokoić.
- Emmaline - mruknął, ale się nie obudził. Czyżby to ona mu się śniła?
Nagle przypomniała sobie, że ona też miała dziwny sen, najbardziej realistyczny ze
wszystkich, jakie pamiętała. Bezwiednie gładziła Lachlaina po głowie, przypominając go
sobie. Opowieść toczyła się jakby z jego punktu widzenia - widziała te same rzeczy, które
on widział, czuła te same zapachy, dotykała przedmiotów jego palcami. Był w jarmarcznej
budzie podobnej do namiotu. Przed nim leżały rozłożone klejnoty, a obok stała piękna
kobieta; miała długie włosy w kolorze kawy z pasemkami rozjaśnionymi słońcem i
błyszczące zielone oczy. Wybrał okazały naszyjnik - złoty, wysadzany szafirami - i zapłacił
sprzedawcy. Sądząc z kształtu biżuterii i dziwacznych monet, Emma wiedziała, że to musi
się dziać dawno temu.
- Więcej podarków - powiedziała kobieta i westchnęła.
- Tak. - Lachlain był zirytowany, ponieważ domyślał się, co kobieta chce powiedzieć.
Emma skądś wiedziała, że ma na imię Cassandra.
- Czekasz od dziewięciu setek lat. Ja także czekam podobnie długo. Czy nie sądzisz, że
powinniśmy...
- Nie - przerwał jej Lachlain ostro. Jak długo będzie jeszcze o tym mówić? - Zgodzę się na
spędzenie nocy z tobą.
- Jesteś tylko moją starą przyjaciółką. Pamiętaj, że to się może skończyć. - Jego irytacja
wzrastała. - Należysz do klanu, a to oznacza, że prawdopodobnie ją spotkasz. Czy możesz
sobie wyobrazić, w jak niekomfortowej sytuacji mogłaby się znaleźć?
Emma potrząsnęła głową, myśląc o tym dziwacznym śnie i jego realizmie. Wystarczyło, że
tylko wspomniał o biżuterii, a ona już układała w snach niewiarygodne scenariusze.
Spojrzała w dół i zaczerwieniła się, widząc że jej dłoń przewędrowała na jego klatkę
piersiową. Nie przerwała jednak, zachwycona jego silnym ciałem i faktem, że to właśnie z
nią chciał się kochać...
Nagle jego ręka wystrzeliła ku jej szyi i zacisnęła się, zanim Emma zdołała krzyknąć.
82
Kiedy otworzył oczy, były całkowicie niebieskie.
To Emmaline dotykała go łagodnie, mrucząc jego imię. Gdyby koszmar trwał dalej, już
nigdy nie mogłaby tego robić, już nigdy nie próbowałaby go uspokoić. Widział tylko
czerwoną mgłę, czuł tylko ogień, który topił jego ciało. Od trzech dni wyczuwał obecność
wroga; teraz zbliżał się do jego wybranki, więc go zaatakował.
Kiedy mgła rozproszyła się, nie mógł zrozumieć tego, co widzi. Trzymał Emmę za szyję w
stalowym uścisku, a jej szpony orały mu ramię - dziewczyna walczyła o życie. Zanim
zdołał zareagować, zobaczył jak naczynko w jej prawym oku pęka. Zawył i puścił ją,
odskakując w tył. Upadła na kolana, kaszląc i walcząc o oddech. Podbiegł do niej, chcąc
pomóc, ale odepchnęła go i wyciągnęła rękę, żeby się nie zbliżał.
- O Boże, Emma, ja nie chciałem... Po prostu coś wyczułem... Myślałem, że jesteś
wampirem.
- Ja... Ja jestem... - wysapała, pokasłując.
- Nie, wydawało mi się, że tu jest jakiś inny wampir, jeden z tych, którzy mnie uwięzili. -
Jej ukąszenie, krew musiały spowodować, że koszmary powróciły z całą mocą. -Myślałem,
że ty jesteś...
- Kim? - warknęła.
- Demestriu - powiedział w końcu. Mimo jej słabych protestów przytulił ją mocno. - Nigdy
nie pragnąłem cię skrzywdzić. - Zadrżał. - Emma, to był wypadek.
Ale mimo jego słów trzęsła się w jego ramionach, ciągle przerażona. Nie ufała mu - nigdy
mu nie ufała - a on właśnie przypomniał jej, dlaczego.
* * *
Kątem oka Emma zobaczyła, że kolejny raz zdejmuje dłoń z kierownicy, jakby chciał ją
dotknąć, po czym zaciska palce w pięść i cofa rękę. Westchnęła, przyciskając twarz do
chłodnej szyby. Wyglądała na zewnątrz, ale tak naprawdę nic nie widziała.
Była roztrzęsiona z powodu tego, co się stało. Nie wiedziała, jak powinna zareagować. Tak
naprawdę nie była na niego zła, nie winiła go o to, co się stało. To ona była na tyle głupia,
żeby dotknąć wilkołaka dręczonego przez koszmary, i zapłaciła za to. A to, czego się o nim
dowiedziała, sprawiło, że poczuła żal.
Zastanawiała się, czy to możliwe, żeby właśnie Horda trzymała go w zamknięciu, ale
szybko porzuciła tę myśl, gdyż więźniowie Hordy nigdy nie uciekali. Nie słyszała ani o
jednym takim przypadku. Nawet jej ciotka Myst, która spędziła nieco czasu w twierdzy
Hordy, nie była w stanie uciec. Udało jej się dopiero wtedy, kiedy rebelianci zdobyli
zamek... i ich generał uwolnił ją, żeby ją posiąść.
Skoro nie Horda, to może wilkołaki? Jeśli Lachlain był ich przywódcą, może w grę
wchodziły jakieś racje polityczne?
Ale powiedział, że to Demestriu go uwięził, najgorszy i najpotężniejszy pośród
wampirów. Jeżeli pogłoski o Furii przykutej do morskiego dna i torturowanej były
prawdziwe, co on takiego mógł uczynić Lachlainowi? Czy Demestriu także jego kazał
utopić? A może przykuł do skał i pogrzebał żywcem?
Torturowali go przez sto pięćdziesiąt lat, aż w końcu uciekł z miejsca, z którego uciec się
nie dało. I podczas ucieczki stracił nogę. Nie potrafiła nawet wyobrazić sobie tego bólu -
83
nieskończonego bólu, który odczuwał tak długo tylko po to, żeby tak to się skończyło?
To, co stało się dzisiaj wieczorem, nie było jego winą, chociaż sądząc po jego smutnej
minie, on uważał inaczej. Ale Emma miała do niego pretensje o to, że wiedząc, kim ona
jest, zabrał ją ze sobą w podróż. Co on sobie myślał, u diabła? Po tym, co przeszedł,
dzisiejszy incydent musiał się wydarzyć. W końcu musiał ją zaatakować, a to może się
powtórzyć jeszcze nie raz.
Uświadomiła sobie, że może nie przeżyć kolejnego ataku. A jeżeli nawet przeżyje, nie
zamierza nikomu się tłumaczyć, skąd ma te ślady na szyi i wylew w oku, i wymyślać
historii o tym, jak wpadła po ciemku na drzwi. Po co ją ze sobą zabrał?
Aby wyładować na niej swój ból.
Potraktował ją jak krwiożerczego wampira. Pogardzał nią. Jeżeli Lachlain nie będzie się
pilnować, w końcu będzie musiała zachowywać się jak jeden z nich, żeby bronić samą
siebie.
Dzisiaj dotrą do Kinevane, a jutro o zachodzie słońca już jej tu nie będzie.
* * *
Emma opierała się o szybę i miała w uszach te dziwne małe rzeczy, chociaż nie
podśpiewywała tak, jak zeszłej nocy. Chciał, żeby przestała słuchać muzyki, chciał z nią
porozmawiać, przeprosić ją. Wstydził się swojego postępku jak jeszcze nigdy w życiu, ale
bał się wykonać jakikolwiek ruch, żeby jej nie spłoszyć. Odkąd ją pojmał, przez cały czas
przerażał ją i ranił, a teraz wyczuwał, że dziewczyna jest u kresu wytrzymałości, że ledwie
może uporać się z wydarzeniami ostatnich czterech dni.
Widział jej twarz w padającym z góry świetle ulicznych lamp ... i na widok siniaków na jej
bladej szyi musiał przymykać oczy. Gdyby w porę nie odzyskał świadomości, mógłby
przecież... ją zabić. A ponieważ nie rozumiał, dlaczego tak się zachował, nie mógł jej
zapewnić, że to się nie powtórzy. Nie mógł jej zagwarantować bezpieczeństwa, kiedy była
w pobliżu...
Nagle coś zabrzęczało, zaskakując go.
Pochyliła się, żeby spojrzeć na deskę rozdzielczą, i pokazała na palący się na czerwono
wskaźnik paliwa. Potem bez słowa wskazała mu kolejną drogę wyjazdową. Wiedział, że
jej milczenie jest spowodowane bólem gardła.
Nie potrafił się skupić, siedząc w samochodzie, który nagle wydał mu się zbyt mały.
Zaciskał dłonie na kierownicy. Owszem, przeszedł piekło, ale, niech to, jak mógł złapać
swoją towarzyszkę za szyję i dusić ją, nie panując nad sobą? Przecież najbardziej w życiu
pragnął ją znaleźć i z nią być.
Przecież ona miała być jego wybawieniem.
A on w zamian zamienił jej życie w piekło.
Kiedy zjechali z autostrady, zauważył reklamę stacji benzynowej. Wjechał na brudny
podjazd i zaparkował przed dystrybutorem,
który mu wskazała. Kiedy tylko wyłączył silnik, wyjęła słuchawki z uszu. Otworzył usta,
żeby coś powiedzieć, ale zanim zdołał wykrztusić choć słowo, przewróciła oczyma,
westchnęła i wyciągnęła w jego stronę dłoń, co znaczyło, że ma jej dać kartę kredytową.
Zrobił to, a potem wysiadł, żeby nauczyć się, jak zatankować samochód.
- Chcę porozmawiać z tobą o tym, co się stało - powiedział, kiedy czekali, aż bak się
84
napełni.
Machnęła ręką.
- Zapomnijmy o tym. - Jej głos był ochrypły, kiedy wypowiadała te zaskakujące słowa. W
surowym, nienaturalnym świetle lamp jej prawe oko wyglądało jak skąpane we krwi.
Znowu powinna się na niego wściekać, dlaczego więc teraz ukrywa swoje emocje?
- Nie zamierzasz na mnie nawrzeszczeć? Naskoczyć na mnie? Możesz wyładować na mnie
złość.
- Pytasz mnie, dlaczego unikam konfliktów? - zapytała niskim głosem.
- Tak. Właśnie tak - odparł, ale widząc wściekłość na jej twarzy, natychmiast pożałował
swoich słów.
- Mam już dość tego, że wszyscy wokoło mnie o to obwiniają! A teraz ktoś, kto nawet mnie
nie zna, też mi to zarzuca. - Jej chropawy głos wibrował od złości. - Dlaczego unikam
konfliktów? Ty też byś ich unikał, gdybyś...
Zamilkła i odwróciła głowę. Położył rękę na jej ramieniu.
- Gdybym co, Emma?
Kiedy wreszcie na niego spojrzała, jej oczy znów były smutne.
- Gdybyś zawsze przegrywał.
Zmarszczył brwi.
- Pomyśl, jaki byś był, gdybyś cały czas przegrywał?
- Ale...
- A niby kiedy wygrałam z tobą? - Strząsnęła jego dłoń z ramienia. - Kiedy mnie porwałeś?
Kiedy zmusiłeś mnie, żebym zgodziła się na to szaleństwo? Kiedy kazałeś mi napić się
twojej krwi? Byłeś uwięziony przez wampiry, Lachlain, i właśnie im uciekłeś, kiedy
natknąłeś się na mnie. Po cóż, u licha, miałbyś mnie zatrzymać? Przecież nienawidzisz
wampirów - przez ten tydzień okazałeś mi więcej pogardy, niż doświadczyłam w całym
swoim życiu. Ale jednak trzymasz mnie przy sobie. - Zaśmiała się gorzko. - Jak bardzo
musisz pałać chęcią zemsty. Kiedy wreszcie znudzi ci się pomiatanie mną? Czy podnieca
cię, kiedy w jednej chwili obrażasz mnie, a w następnej pakujesz mi rękę pod spódnicę? I
przy każdej okazji, kiedy mogę odejść, ty zmuszasz mnie, żebym została, mimo że wiesz,
że przez cały ten czas zagraża mi niebezpieczeństwo. I to z twojej strony.
Nie mógł zaprzeczyć jej oskarżeniom. Potarł dłonią twarz, przyjmując w milczeniu jej
słowa. Coraz jaśniej zdawał sobie sprawę ze swoich uczuć do niej, tak samo jak jej uczucia
do niego osiągnęły punkt wrzenia. Chciał jej powiedzieć, że to właśnie ona ma zostać jego
towarzyszką, że nie trzyma jej przy sobie po to, aby się na niej mścić i ją krzywdzić. Ale
wiedział, że teraz nie może tego zdradzić.
- Podobnie jak wszyscy inni, podeptałeś mnie i nawet się nie obejrzałeś, żeby sprawdzić,
jak się czuję - powiedziała łamiącym się głosem, patrząc na niego z żalem. - Cóż, lepiej się
zamknę, zanim zupełnie się rozkleję. Nie chcę cię obrażać moimi nieczystymi łzami!
- Nie, Emma, poczekaj...
Zamknęła z trzaskiem drzwi - Lachlain wyglądał na zdziwionego siłą, z jaką to zrobiła - a
potem odeszła kilka kroków w głąb brudnego parkingu. Pozwolił jej na to, chociaż zawsze
ustawiał się tak, żeby ją widzieć.
Zobaczył, jak opada na ławkę ustawioną pod budynkiem stacji i opiera czoło na dłoniach.
85
Siedziała tak przez dłuższą chwilę. Kiedy tylko skończył tankować, poczuł na skórze
dziwny lodowaty powiew, który przyniósł ze sobą zimną mżawkę i rzucił na kolana
dziewczyny kwiat. Podniosła go, powąchała, a potem zgniotła ze złością.
Zdał sobie sprawę, że żyjąc w nocy, nigdy nie mogła widzieć rozkwitających pąków.
Poczuł nagle, jak jego serce mocno uderza w nieznanym rytmie.
Uzmysłowił sobie, że problem nie polega na tym, że dostał od losu niewłaściwą partnerkę,
ale że po prostu nie potrafił się do niej dostosować.
Z mroku tuż za jej plecami wyłoniły się trzy wampiry. Żeby zabrać ją od niego na zawsze.
W jednej chwili dotarło do niego, że powinien ją puścić, pozwolić jej wrócić do rodziny,
uwolnić od nienawiści i bólu. Wcześniej, kiedy zacisnął dłoń na jej gardle, patrzyła na
niego, błagając o litość. Uwierzyła, że chce ją zabić. I mógł to zrobić, z łatwością.
Siniaki na jej szyi czerniły się w świetle lamp niczym nieme oskarżenie.
Emma patrzyła na intruzów, zaskoczona, że tak nagle się pojawili, chociaż ona sama także
musiała podróżować w ten sposób.
Ale coś tu było nie tak. Lachlain wskoczył na dach samochodu i wampiry spojrzały na
niego. Największy z nich był... demonem? I wszystkie miały czerwone oczy. Wampiry
zamienione w demony?
- Odsuń się, wilkołaku, albo cię zabijemy - warknął jeden z wampirów.
Kiedy Lachlain zaatakował, zdarzyło się coś bardzo dziwnego.
Krzycząc jego imię, Emma ruszyła biegiem w jego kierunku. Zanim zdołała do niego
dotrzeć, jeden z wampirów powalił ją na ziemię. Siła uderzenia sprawiła, że zabrakło jej
powietrza. Lachlain zawył z wściekłości. Jeżeli nie zdąży do niej dobiec - a ona nie jest w
stanie walczyć - wampiry z łatwością ją zabiorą.
Nagle pojawiło się kolejnych dwóch. Emma wiła się na ziemi z obnażonymi kłami,
próbując się wyrwać. Lachlain poczuł, jak bestia mieszkająca w jego ciele budzi się, więc
uwolnił ją. Nigdy nie chciał, żeby Emma to widziała...
Wraz ze zmianą jego ciało zawibrowało od mocy. To zniewaga. Musi chronić swoją
wybrankę.
- Ona jest jego towarzyszką! - syknął mniejszy wampir, zanim Lachlain zaatakował,
uderzając w niego. Rozszarpał jego ciało na strzępy, jednocześnie broniąc się przed
ciosami pozostałych. Mgła bardzo zgęstniała, zaczął siec zimny deszcz, błyskawice
rozrywały nieboskłon. Lachlain skręcił kolejnemu wampirowi kark, a potem urwał mu łeb,
i wreszcie stanął naprzeciwko demona. Był silny, ale krwawił z kilku ran. Lachlain uderzył
właśnie w te miejsca, podczas gdy demon zaatakował jego chorą nogę. Kątem oka
wilkołak zobaczył, jak Emma walczy z trzecim wampirem, schylając się przed nim i
uderzając go z głuchym stukotem głową. Wróg zawył z bólu i rozciął szponami jej pierś.
Krew z głębokiej rany pociekła na ziemię i wsiąkła w błoto.
Lachlain wrzasnął i skoczył na demona, który ich rozdzielał. Jednym ciosem szponów
oderwał mu głowę i posłał ją daleko w mrok.
Ostatni wampir kulił się nad ciałem Emmy, najwyraźniej zbyt przestraszony, aby się
ruszyć. Kiedy Lachlain skoczył na niego, wyprowadzając śmiertelny cios, dostrzegł, że
Emma z całych sił zaciska powieki. Kiedy już pozbył się ostatniego napastnika, upadł na
kolana obok niej. Otworzyła oczy i zamrugała, bardziej zaszokowana jego wyglądem niż
86
swoją raną albo atakiem wampirów. Podczas kiedy walczył o odzyskanie swojego ciała,
dostrzegł, że Emma usiłuje coś powiedzieć, kaszląc krwią i strząsając z twarzy deszcz. I że
przez cały czas próbuje się od niego odsunąć. Wcześniej biegła do niego, ale teraz, gdy się
zmienił, walczyła z nim.
Mimo jej słabych protestów wziął ją w ramiona.
- Nic ci nie zrobię - wysapał, oddychając ciężko. Jego głos był niski, łamiący się, i wiedział,
że ona nie jest w stanie go rozpoznać.
Rozdarł drżącą dłonią to, co pozostało z jej koszuli, i kiedy deszcz zmył krew i błoto,
zobaczył ranę, która przecinała jej delikatne ciało aż do kości. Przycisnął ją do siebie i
zawył, opanowany żądzą zemsty. Na ten dźwięk zadrżała i po jej policzkach spłynęły
różowe łzy. To wystarczyło, żeby dać mu siłę, aby mógł okiełznać gniew.
Kiedy dotarł do samochodu, położył ją na tylnym siedzeniu i ostrożnie zatrzasnął drzwi.
Szybko usadowił się na siedzeniu kierowcy i ruszył mokrą, śliską drogą do Kinevane. Co
kilka sekund oglądał się za siebie. Poczuł, jak ogarnia go przerażenie, kiedy po upływie
pół godziny nadal nie wykazywała żadnych objawów regeneracji. Jej rany ciągle krwawiły
i nie wyglądało na to, żeby miały się zagoić.
Nie zwalniając, rozerwał zębami nadgarstek i przytknął go do jej ust. - Pij, Emma!
Odwróciła głowę. Przysunął delikatnie dłoń do jej twarzy, ale znów odmówiła, zaciskając
szczęki. Umrze, jeżeli się nie napije. Był tak pochłonięty nienawiścią do całego jej gatunku,
że nawet nie zastanowił się, jak Emma może jego postrzegać. Zjechał na bok i sięgnął do
tyłu, aby siłą rozewrzeć jej zęby. Kiedy poczuła w ustach pierwszą kroplę krwi, nie mogła
się powstrzymać od zatopienia kłów w jego ciele. Zamknęła oczy i pociągnęła duży łyk. Jej
rany natychmiast przestały krwawić. Kiedy znów odpłynęła, ruszył szybko do przodu.
Ta jazda do Kinevane była dla niego jakby nową odsłoną piekła. Nie wiedział, czy znów
go nie zaatakują i skąd mogą nadejść. Nie miał pojęcia, czy Emma jest na tyle silna, żeby
poradzić sobie z tą raną. Dlaczego przed nimi uciekała?
Omal jej nie stracił zaledwie cztery dni po tym, gdy ją odnalazł...
Nie, niemal pozwolił jej odejść, zabrać ją do Helvity, gdzie nigdy nie byłby w stanie jej
odnaleźć. Przemierzał całą Rosję w poszukiwaniu swojej towarzyszki, i być może był już
blisko, kiedy udało im się go schwytać.
Tak niewiele brakowało, żeby ją utracił... Ale już wiedział, że zrobi wszystko, żeby ją
zatrzymać.
Teraz znacznie lepiej mógł radzić sobie z bólem i wspomnieniami tortur, ponieważ dzisiaj
zobaczył, jak bardzo Emma różni się od innych. Jej wygląd, ruchy, wszystko było inne. W
jej naturze nie było chęci zabijania i agresji. Krew oznaczała dla niej - a teraz także dla
niego - tylko przeżycie.
Jej rany natychmiast zaczęły się goić, kiedy tylko napiła się jego krwi. A więc będzie mógł
utrzymać ją przy życiu.
Poczuł wielką radość, że jego istnienie wreszcie nabrało sensu.
* * *
Emma obudziła się, słysząc wycie, i z trudem otworzyła oczy.
Reflektory oświetlały Lachlaina stojącego na tle wielkiej, masywnej bramy z wytłoczonym
na środku herbem. Składał się z dwóch części i na obu były wilki zwrócone przodem
87
jeden do drugiego. Przedstawione były w nieco staroświecki sposób: stały na tylnych
łapach, wyciągając przednie łapy do przodu, z obnażonymi zębami i pazurami. Super, kraj
wilkołaków. A więc to nie Kansas...
Mimo swojej ogromnej siły Lachlain nie był w stanie nawet zadrapać metalu. Czyżby były
chronione czarami? Oczywiście. Dzięki, Frejo, że nie próbował staranować ich
samochodem, pomyślała. Patrzyła spod opadających powiek, jak stoi na deszczu,
odgarniając mokre włosy z twarzy, i spogląda na bramę.
- Jak mam się, do cholery, dostać do środka? - Jeszcze raz spróbował otworzyć je siłą i po
raz kolejny od ścian doliny odbił się mrożący krew w żyłach ryk.
Czy powinna powiedzieć mu o domofonach? Ale właśnie kiedy się nad tym zastanawiała,
brama została przez kogoś otwarta. Lachlain ruszył z powrotem do samochodu.
- Jesteśmy na miejscu, Emmo!
Chociaż ogrzewanie wnętrza samochodu nastawione było na maksimum, podobnie jak
podgrzewanie siedzeń, trzęsła się w mokrym ubraniu. Nigdy wcześniej nie było jej tak
zimno. Kiedy brama zatrzasnęła się za nimi, przymknęła oczy, wreszcie bezpieczna. A
przynajmniej nie musiała już bać się wampirów.
Jechali i jechali przez teren posiadłości, która ciągnęła się kilometrami. W końcu Lachlain
zaparkował i wyskoczył z samochodu.
Otworzył tylne drzwi i wyciągnął Emmę ze środka. Przycisnął ją mocno do piersi, biegnąc
w kierunku wejścia, które jarzyło się raniącymi jej oczy światłami. Ruszył po schodach,
wydając polecenia młodzieńcowi, który biegł za nimi.
- Bandaże, Harmann. I dużo ciepłej wody.
- Tak, mój panie. - Pstryknął palcami i Emma usłyszała, że ktoś biegnie, aby wykonać
rozkazy.
- Czy mój brat tutaj jest?
- Nie, wyruszył za morze. On... Myśleliśmy, że nie żyjesz. Kiedy nie wróciłeś, a ekipa
poszukiwawcza odnalazła puste obozowisko...
- Muszę z nim porozmawiać tak szybko, jak tylko się da. Nie mów jeszcze starszyźnie, że
wróciłem.
Emma kaszlnęła chrapliwie i zdała sobie sprawę, że nigdy jeszcze nie czuła podobnego
bólu. Zmusiła się, żeby nie patrzeć na swoją klatkę piersiową.
- Kim ona jest? - zapytał młody mężczyzna. Lachlain przytulił ją mocniej.
- To ona - odparł, tak jakby to miało jakiś sens. - Jesteś bezpieczna, Emmo - powiedział do
niej. - Wszystko będzie dobrze.
- Ale ona nie jest... wilkołakiem - zauważył mężczyzna.
- Ona jest wampirem.
Usłyszała dziwny dźwięk.
- Jesteś pewien, że to ona?
- Nigdy w życiu nie byłem niczego bardziej pewien.
Poczuła, jak odpływa. Straciła przytomność.
Lachlain zaniósł ją do swojego pokoju i ułożył w antycznym łożu. Była pierwszą kobietą,
która się w nim znalazła. Harmann poszedł za nim i rozpalił w kominku. Lachlain nie był
zbyt zadowolony, czując tak blisko ogień, ale Emma potrzebowała ciepła.
88
Potem przyszła pokojówka z gorącą wodą, pościelą i bandażami, a kolejna przyniosła ich
bagaże z samochodu. Obrzucając pokój zamyślonym spojrzeniem, dziewczęta wyszły
wraz z Harmannem i Lachlain mógł wreszcie zająć się Emmą.
Ciągle była słaba i raz po raz traciła i odzyskiwała przytomność. Zdjął z niej mokre
ubranie i przemył rany. Chociaż wyraźnie dochodziła do siebie, jej białą, delikatną skórę
przecinała długa rana biegnąca między piersiami aż do żeber. - To boli - szepnęła nagle,
wzdrygając się, kiedy Lachlain po raz ostatni przemywał ranę przed jej zabandażowaniem
Poczuł ulgę, że znowu może mówić.
- Wolałbym sam cierpieć, niż patrzeć na twoją mękę -zapewnił ją. Jego własne rany także
były głębokie, ale nie czuł bólu. Sama myśl o tym, że ona cierpi, sprawiła, że ledwie
panował nad trzęsącymi się rękami, bandażując jej klatkę piersiową. - Emmo, dlaczego
przed nimi uciekałaś?
- Bałam się - mruknęła, nie otwierając oczu.
- Ale dlaczego się bałaś?
Poruszyła się lekko, jakby chciała wzruszyć ramionami, ale nie była w stanie.
- Nigdy nie widziałam wampira.
Zamrugał, zdziwiony.
- Nie rozumiem. Przecież ty jesteś wampirem.
Otworzyła oczy, ale jej spojrzenie było nieobecne.
- Zadzwoń do Anniki. Numer jest na karcie medycznej. Pozwól jej przyjechać po mnie. -
Złapała go za rękę, z trudem wymawiając słowa. - Proszę, pozwól mi wrócić do domu...
Chcę do domu... - Po tych słowach zemdlała.
Okrywał ją kocem, zaciskając zęby ze złości. Nie rozumiał, dlaczego jej rodacy tak bardzo
chcieli ją skrzywdzić. I dlaczego powiedziała, że nigdy nie widziała wampira.
Chciała, żeby zadzwonił do jej rodziny. Oczywiście i tak nie zamierzał jej wypuścić, ale
dlaczego nie miałby ich zawiadomić?
Dlaczego nie miałby otrzymać kilku odpowiedzi? Zaczął przeszukiwać jej bagaż, aż
znalazł numer do tej Anniki. Wezwał Harmanna.
Chwilę później stał obok łóżka, trzymając w dłoni telefon bezprzewodowy, i dzwonił do
Stanów Zjednoczonych.
Zgłosiła się jakaś kobieta.
- Emma! Czy to ty?
- Emma jest ze mną.
- Kto mówi?
- Nazywam się Lachlain. A ty kim jesteś?
- Jestem przybraną matką, która rozszarpie cię na strzępy, jeżeli w tej chwili nie odeślesz
jej do domu.
- To niemożliwe. Ona zostaje ze mną.
Usłyszał dziwny dźwięk, jakby coś wybuchło w tle. Jednak głos kobiety był spokojny.
- Szkocki akcent. Powiedz mi, że nie jesteś wilkołakiem.
- Jestem ich królem.
- Nie sądziłam, że zdecydujesz się na tak otwarty akt agresji wobec nas. Jeżeli chciałeś na
nowo doprowadzić do wojny, to ci się udało.
89
Doprowadzić na nowo do wojny? Przecież wilkołaki i wampiry przez cały czas były w
stanie wojny.
- Wiedz jedno. Jeżeli jej nie uwolnisz, znajdę ciebie i twój ród i rozszarpię na strzępy
moimi szponami. Czy mnie zrozumiałeś?
Nie. Zupełnie nie, ani trochę.
- Nie potrafisz sobie wyobrazić, jakie piekło rozpętam, jeżeli odważysz się ją skrzywdzić.
Ona jest niewinna, nic ci nie zrobiła. Ja zresztą też! - wrzasnęła.
Usłyszał w tle spokojny głos innej kobiety.
- Annika, powiedz mu, żeby dał Emmę do telefonu.
- Ona śpi - odparł, zanim zdołała go spytać.
- Przecież u was jest noc...
- Przemów mu do rozsądku - rozległ się znów ten sam głos. - Kto mógłby być aż takim
potworem, żeby skrzywdzić naszą małą Emmę?
- Jeżeli aż tak nas nienawidzisz, dlaczego nie zaatakujesz nas tutaj? - rzekła znowu
Annika. - Emma nigdy nikogo nie skrzywdziła.
Odeślij ją do domu, do Kowenu.
Kowen? Zgromadzenie?
- Dlaczego bała się wampirów?
- Czy pozwoliłeś, żeby się do niej zbliżyły?! - wrzasnęła, aż musiał odsunąć słuchawkę od
ucha. Wydawała się bardziej wściekła z tego powodu, że dopuścił wampiry do Emmy, niż
z tego, że on sam się do niej dobrał.
- Zapytaj go, czy zamierza zrobić jej krzywdę - powiedział bardziej rozsądny głos w tle.
- Zamierzasz ją skrzywdzić?
- Nie. Nigdy. - Mógł to powiedzieć z pełnym przekonaniem. - Ale powiedziałaś, że nie
powinienem dopuszczać wampirów blisko niej. Przecież wy też nimi jesteście.
- Co ty gadasz?
- Czy odłączyliście się od Hordy? Krążyły pogłoski o separacji...
- Myślisz, że jestem wampirem?! - Znów musiał odsunąć słuchawkę od ucha. Tym razem
jednak zrobił to szybciej.
- Jeżeli nie, to kim jesteście?
- Walkiriami, ty idioto.
- Walkiriami - powtórzył głucho, czując, jak brakuje mu powietrza. Jego chora noga
załamała się pod nim i musiał usiąść na łóżku.
Jego dłoń musnęła biodro Emmy i lekko zacisnął palce.
Wszystko nabierało sensu. Jej uroda, wrzaski, które powodowały pękanie szkła.
- Emma jest w części... To dlatego jej uszy... - Chryste, czy ona naprawdę jest walkirią?
Usłyszał, że kobiety przekazują sobie słuchawkę, i ponownie odezwała się ta druga,
rozsądniejsza.
- Jestem Lucia, jej ciotka...
- Jej ojciec jest wampirem? - przerwał jej w pół słowa. - Kim on jest?
- Nic o nim nie wiemy. Jej matka nic nam nie powiedziała aż do śmierci. Zaatakowali ją?
- Tak.
- Ilu?
90
- Trzech.
- Wrócą i złożą raport. Chyba że ich zabiłeś? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Oczywiście, że tak - warknął. Usłyszał, jak wzdycha z ulgą.
- Czy ona jest... ranna?
Zawahał się.
- Była... - usłyszał wrzaski w telefonie - ale już dochodzi do siebie.
Telefon znów zmienił właściciela.
- Nie pozwólcie Reginie rozmawiać! - usłyszał czyjś głos.
- Tu mówi Regina, a ty musisz być tym mężczyzną, o którym wspominała. Powiedziała, że
obiecałeś ją chronić. Więc, mój bohaterze...
Usłyszał jakąś szarpaninę, a potem odgłos wymierzania klapsa, i znów odezwała się
Lucia.
- Jesteśmy jej jedyną rodziną. Po raz pierwszy wybrała się sama w podróż, poza zasięg
ochrony kowenu. Jest bardzo łagodna i nieufna, i z dala od nas będzie się bać. Zaklinam
cię, traktuj ją dobrze.
- Będę - powiedział. Mówił prawdę. Już nigdy więcej jej nie skrzywdzi. Widok jej oka
skąpanego we krwi i myśl o tym, że uciekała przed nim, chociaż pragnął ją ochraniać,
wryły się w jego mózg.
- Dlaczego wampiry ją zaatakowały? Myślisz, że ojciec Emmy jej szuka?
- Nie wiem. One wszędzie polują na walkirie, dlatego trzymałyśmy Emmę w ukryciu.
Nigdy nie widziała wampira. Ani wilkołaka, jeżeli już o tym mowa. Em musi być tobą
przerażona... - dodała jakby sama do siebie.
Przerażona? Oczywiście, że się go boi.
- Jeżeli mają o niej jakieś wiadomości, nie przestaną jej szukać. Musi wrócić do domu.
Tylko tutaj jest bezpieczna.
- Ja także mogę ją chronić.
- Ale ci się nie udało - usłyszał tym razem głos Anniki.
- Ona żyje, a oni są martwi.
- Jakie są twoje zamiary? Powiedziałeś, że nie chcesz jej skrzywdzić, ale jednocześnie
wypowiadasz nam wojnę?
- Nie chcę z wami walczyć.
- A więc czego od niej chcesz?
- Ona jest moją partnerką. - Usłyszał, jak w odpowiedzi Annika przełyka głośno ślinę, i
doprowadziło go to do szału.
- A więc, Frejo, dopomóż mi. - Znów przełknęła. - Jeżeli tylko dotkniesz ją swoją brudną
zwierzęcą łapą...
- Jak więc mam o nią dbać? - przerwał jej, walcząc o zapanowanie nad sobą.
- Odeślesz ją tutaj, gdzie jest jej miejsce, żebyśmy mogły ją wyleczyć.
- Powiedziałem, że nie. A więc czy chcecie, żebym zamiast was ja ją chronił? - Usłyszał
szepty w tle, a potem znów Lucia przechwyciła słuchawkę.
- Musisz ją osłaniać przed słońcem. Ma tylko siedemdziesiąt lat i jest niewiarygodnie
wrażliwa na światło.
Siedemdziesiąt? Znów ścisnął jej biodro. Wielki Boże. A on tak ją traktował...
91
- Tak jak powiedziałam, ona nigdy nie widziała wilkołaka i będzie się ciebie bała. Bądź dla
niej łagodny, jeżeli masz sumienie. Musi pić każdego dnia, ale nigdy od żywej istoty...
- Dlaczego? - przerwał jej. Zapadła cisza.
- Już ją do tego zmusiłeś, prawda? - zapytała Annika po chwili.
Nic nie odpowiedział.
- Do czego jeszcze ją zmusiłeś? - Jej głos był lodowaty niczym śmierć. - Była niewinna,
kiedy wpadła w twoje łapy. Czy teraz już nie jest?
Niewinna.
Te rzeczy, które jej mówił... które jej robił... Potarł twarz drżącą dłonią.
I zmusił ją, żeby ona je robiła.
Jak mógł się tak pomylić co do tej dziewczyny? Ponieważ byłem pogrzebany żywcem przez
ponad stulecie. A teraz ona za to płaci.
- Powiedziałem ci już. Ona jest moja.
- Puść ją! - wrzasnęła wściekle.
- Nigdy! - krzyknął w odpowiedzi.
- Może i nie chcesz z nami wojny, ale będziesz ją miał - powiedziała spokojniejszym
głosem. - Moje siostry i ja wyruszymy wkrótce na polowanie na celtyckie psy.
I odłożyła słuchawkę.
- Twój brat jest w Luizjanie, mój panie.
Palce Lachlaina zatrzymały się przy ostatnim guziku koszuli.
- W Luizjanie? - Po szybkim prysznicu, który zmył ostatnie ślady walki, Lachlain wezwał
Harmanna z powrotem do swojego pokoju i zapytał, gdzie jest Garrett. Ale spodziewał się
każdego innego miejsca na świecie, tylko nie Luizjany. - Co, do diabła, on tam robi?
- W Luizjanie aż się roi od istot Tradycji i żyje tam teraz wiele wilkołaków. Powiedziałbym,
że w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych jest połowa wszystkich wilkołaków. Większość w
Nowej Szkocji, ale na południu też jest ich sporo.
Te wieści nieco rozczarowały Lachlaina.
- Dlaczego opuścili swoje domy? - zapytał, siadając na krześle blisko tarasu. Wiał
delikatny wiaterek, przynosząc zapach lasu i morza. Był w Highlands i patrzył na tereny
Kinevane. A w łóżku leżała jego partnerka.
Harmann także przyciągnął sobie krzesło; przyjął swoją normalną postać, czyli rogatego
demona z dużymi, charakterystycznymi dla rodu Ostrander uszami.
- Kiedy klan doszedł do wniosku, że zostałeś zgładzony przez wampiry, nie chciał zostać
w pobliżu ich królestwa w Rosji. Twój brat towarzyszył im w podróży, a potem osiadł w
Nowym Orleanie, aby pomóc im odbudować to, co się da.
- W Nowym Orleanie? - To było coraz ciekawsze. - Nie możesz się z nim skontaktować?
Tak się składa, że w Nowym Orleanie jest zgromadzenie walkirii, które nie przepadają za
moją rodziną. - A Garrett był jej ostatnim żyjącym członkiem. Była to sprawka Demestriu -
ojciec Lachlaina zginął podczas ostatniego Akcesu, matka umarła z żalu, a młodszy brat
Heath opuścił dom, żeby ich wszystkich pomścić...
- Walkirie? - Harmann zmarszczył brwi. - Garrett kazał mi przysiąc, że się z nim
natychmiast skontaktuję, jeżeli będę miał jakieś wieści o tobie. On... nigdy nie uwierzył w
92
pogłoski o twojej śmierci. Miał nadzieję, podobnie jak my wszyscy, że żyjesz, zwłaszcza po
stracie tak wielu... swoich... - Zamilkł i westchnął. - Tak więc oczywiście próbowałem się z
nim skontaktować, jak tylko brama zamknęła się za tobą, ale powiedziano mi, że wyjechał
sam na kilka dni.
Lachlain poczuł ukłucie niepokoju na myśl o tym, że Garrett jest sam i nie zdoła go
ostrzec. Polowanie na celtyckie psy. Nie. Nie ma mowy, żeby go złapały. Garrett jest równie
przebiegły jak waleczny.
- Musisz go znaleźć. Teraz to najważniejsze. Próbuj dalej. - Tylko swojemu bratu mógł
zaufać, że zadba o Emmę, kiedy Lachlain wyruszy wymierzyć sprawiedliwość. - Chcę
mieć wszystkie informacje, jakie zebraliście o Hordzie od czasu, kiedy zniknąłem, a także
wszystko, co mamy, o walkiriach. Potrzebuję także wszelkich środków, które pomogą mi
przystosować się do obecnych czasów. I nie mów starszym, że wróciłem. Tylko mój brat
może o tym wiedzieć.
- Tak, oczywiście, ale czy mogę zapytać, co masz na myśli, mówiąc o przystosowaniu się
do obecnych czasów? Gdzie byłeś?
Lachlain zawahał się.
- Byłem w piekle - przyznał w końcu. Nie czuł potrzeby opowiadania o katakumbach. I
tak nikt nie mógłby sobie tego wyobrazić.
Harmann opuścił uszy, co wskazywało, że jest zdenerwowany. Przez kilka sekund
wyglądał jak młody mężczyzna, który zaprezentował się Emmie, a potem powrócił do
poprzedniej postaci demona.
- Właśnie takie pogłoski słyszeliśmy.
- To prawda, ale opowiem ci o tym innym razem. Teraz nie mogę o tym myśleć. Mam
tylko cztery dni i cztery noce, żeby przekonać Emmę, by ze mną została.
- Ona nie chce z tobą zostać?
- Nie, nie chce. - W jego umyśle błysnęło wspomnienie, jak stała drżąca pod prysznicem, z
mocno zaciśniętymi oczyma, żeby nie widzieć, co jej robi. Zacisnął pięści, aż pazury wbiły
mu się w skórę. - Nie byłem dla niej zbyt... dobry.
- Czy ona wie, jak długo na nią czekałeś?
- Nawet nie ma pojęcia, że jest moją partnerką.
Czas uciekał, a tymczasem Lachlain potrzebował Emmy podczas nadchodzącej pełni
księżyca. Wiedząc, jaki wpływ ma księżyc na wilkołaka, który znalazł swoją partnerkę,
obawiał się, że jeżeli jeszcze jej do tej pory nie odstraszył, to tej nocy z pewnością
dziewczyna oszaleje z przerażenia, chyba że trochę się do niego przyzwyczai.
No i nie może być dziewicą. Nigdy by nie pomyślał, że będzie tak poruszony faktem, że
jego partnerka jest nietknięta. Myśl o tym, że mógłby przelać jej dziewiczą krew teraz,
kiedy jeszcze nie doszła do siebie po ataku wampirów, a on będzie pod wpływem
księżyca, przerażała go. Niebawem na Kinevane zwalą się starsi, pełni nieskrywanej
nienawiści do niej. Do tej pory on i Emma muszą już być połączeni. Musi ją naznaczyć,
żeby wiedzieli, że nie mogą jej tknąć.
Jednak jak może się spodziewać, że ona stawi czoła tej sytuacji, kiedy przez wszystkie
minione noce robił jej tak okropne rzeczy?
- Chcę, żebyś znalazł wszystko, co dwudziestoczteroletnia kobieta chciałaby mieć w
93
swoim domu. Wszystko, co mogłoby się jej podobać.
Jeżeli naprawdę jest w części walkirią, a pogłoski o ich zachłanności są prawdą, może
zdoła ją zmiękczyć podarunkami. Czy nie ucieszyła się na wieść o biżuterii, którą miał jej
dać? Może codziennie dawać jej coś nowego, i to przez dziesięciolecia.
Kiedy Harmann wziął do ręki tabliczkę i pióro, z którymi się nie rozstawał, Lachlain dodał
jeszcze:
- Przyjrzyj się jej ubraniom i kup ich więcej, w podobnym stylu i rozmiarze. Wymień
wszystko, co jest zniszczone. - Potarł dłonią po karku, zastanawiając się, co jeszcze musi
zrobić. - Pamiętaj, że musi być chroniona przed słońcem.
- Tak, pomyślałem już o tym. Zasłony w twoim pokoju są grube i na razie powinny
wystarczyć, ale może zamontujemy okiennice? Takie, które zamykają się automatycznie o
wschodzie słońca i otwierają o zachodzie.
- Każ je zainstalować. - Lachlain przerwał na chwilę. -Automatycznie? - Harmann skinął
głową. - A więc zrób to najszybciej, jak się da. Chcę, żeby każde okno w Kinevane zostało
zabezpieczone. I każ wybudować portyki nad każdym wejściem.
- Zaczniemy prace o świcie.
- A jej odtwarzacz muzyki, jej... iPod? Wampiry go zniszczyły. Będzie potrzebowała
nowego. Ona zdaje się lubić te wszystkie nowomodne cacka, gadżety, elektroniczne
urządzenia. Widzę, że zmodernizowaliście moje pokoje. A reszta zamku...
- Jest tak samo zmodernizowana. Zatrzymałem pełną obsadę, od kucharza do pokojówki i
strażnika. Kinevane było gotowe na wypadek twojego lub twojego brata powrotu.
- Zatrzymaj jedynie najbardziej zaufanych służących i tylko im powiedz, kim ona jest. I
poinformuj ich też, co im zrobię, jeżeli ktokolwiek odważy się ją skrzywdzić.
Lachlain prawdopodobnie zaczął się zmieniać na samą myśl o tym, że może jej się stać
krzywda, gdyż Harmann zaczął się na niego gapić, a potem wymownie odkaszlnął.
- O-oczywiście.
- Czy jest coś pilnego, o czym powinienem wiedzieć? Coś, co dotyczyłoby finansów albo
bezpośredniego zagrożenia ze strony intruzów?
- Jesteśmy znacznie bogatsi niż wcześniej. Niewyobrażalnie bogaci. A posiadłość przez
cały czas jest ukryta i dobrze chroniona.
Lachlain odetchnął z ulgą. Nie mógłby mieć lepszego sekretarza niż Harmann. Był
uczciwy i sprytny, szczególnie w kontaktach z ludźmi. Korzystał ze swoich umiejętności
zmiany postaci, aby wydawać się im starszy.
- Jestem ci bardzo wdzięczny za to, co zrobiłeś. - Było to oględnie powiedziane, bo tak
naprawdę całe swoje bogactwo i dom Lachlain zawdzięczał tej właśnie istocie. Nie po raz
pierwszy pomyślał, że to niesprawiedliwe, że zmiennokształtni byli uważani za
nieuczciwych i nazywani dwulicowymi, i to tak długo, że w końcu to określenie przeszło
także na ludzi. - Tak wiele ci zawdzięczam.
- Przecież całkiem nieźle mi płacisz, nie wspominając o wysokiej stopie życiowej - odparł
Harmann z szerokim uśmiechem, a potem skinął głową w kierunku Emmy. - Ta mała...
naprawdę jest wampirem?
Lachlain podszedł do dziewczyny i zawinął pasmo jej złotych włosów za ucho.
- Jest półwalkirią.
94
Harmann uniósł brwi, widząc szpiczaste ucho Emmy.
- Ty nigdy nie idziesz na łatwiznę.
* * *
Alarmy samochodowe ciągle rozbrzmiewały w promieniu wielu kilometrów. Chociaż
Annika w końcu się uspokoiła i grad piorunów, które spadły na dwór, zelżał, to coś ciągle
miało ich Emmę.
Usiłowała strząsnąć z siebie wściekłość - uwalnianie energii w tak gwałtowny sposób
tylko raniło wszystkie walkirie, które dzieliły z nią podobne moce. Tuzin kobiet siedział
właśnie w dużym salonie. Patrzyły na Annikę, oczekując odpowiedzi, których musiała im
udzielić i których powinna była jej dostarczyć Furia.
Regina znów siadła do komputera i zalogowała się do bazy danych zgromadzenia, tym
razem szukając informacji na temat Lachlaina. Annika niecierpliwie chodziła po salonie,
przypominając sobie, jak Emma po raz pierwszy pojawiła się w ich dworze. Na zewnątrz
napadało tak dużo śniegu, że sięgał do połowy okien. W starym kraju nie było to nic
dziwnego. Annika siedziała przy ogniu i trzymała w ramionach niemowlę, patrząc z
zachwytem na złotowłosą istotkę z malutkimi szpiczastymi uszkami.
- Jak mamy się nią zajmować, Anniko? - mruknęła Lucia.
Regina wyskoczyła ze swojego siedzenia na kominku.
- Jak mogłaś tu przynieść ich szczenię - warknęła - po tym, jak wybili całą moją rodzinę?
Daniela uklękła obok Anniki i położyła dłoń na jej kolanie. Annika poczuła bolesne ukłucie mrozu.
- Musi dorastać wśród swoich. Bardzo dobrze o tym wiem.
Annika potrząsnęła głową z determinacją.
- Jej uszy. Jej oczy. Ona jest nasza. Jest walkirią.
- Kiedy urośnie, stanie się czystym złem! - upierała się Regina. - Niech to, już usiłowała mnie
złapać tymi swoimi małymi kiełkami.
Na Freję, ona już pije krew!
- I co z tego? - wtrąciła się beztrosko Myst. - My za to jemy energię elektryczną.
Dziecko złapało za długi warkocz Anniki, tak jakby chciało powiedzieć, że pragnie tutaj zostać.
- To dziecko Heleny, którą bardzo kochałam. Błagała mnie w liście, żebym chroniła Emmaline przed
wampirami Tak więc zamierzam ją wychować. I opuszczę zgromadzenie, jeżeli takie jest wasze
życzenie, ale wiedzcie, że od tej chwili ona jest moją córką. - Przypomniała sobie, jak smutne były
jej następne słowa. - Nauczę ją wszystkiego tego, co było dobre i honorowe w walkiriach wieki temu,
zanim czas je zmienił. Nigdy nie będzie musiała oglądać takich okropności jak my. Będę ją chronić. -
Wszystkie zamilkły, zadumane. - Emmaline Troy. - Uniosła niemowlę i potarła nosem o jego
policzek. - A więc gdzie jest najlepsze miejsce, żeby ukryć najpiękniejszego malutkiego wampirka na
świecie?
Nix zaśmiała się z zadowoleniem.
- Laissez les bon temps roulez...
- No, już mam! - krzyknęła nagle Regina znad komputera. - Lachlain, król wilkołaków,
zniknął na dwa stulecia czy coś koło tego. Zamierzam uzupełnić nieco te dane i wpisać, że
wrócił na swoje stanowisko. - Przewinęła stronę w dół. - Odważny i nieugięty na polu
walki. Wydaje się, że brał udział we wszystkich bitwach, jakie wilkołaki stoczyły. A co tam
robił? Pragnął zdobywać odznaczenia? Aha, dziewczynki, uwaga, ten wielki chłopczyk nie
95
walczy czysto. Oprócz miecza używa też pięści i pazurów, a czasami zębów.
- A co masz o jego rodzinie? - zapytała Annika. - Czy możemy ich do czegoś wykorzystać?
- Nie ma za wiele żyjących krewniaków. Niech to. Demestriu zabił ich wszystkich.
Przerwała i wróciła do czytania.
- Och! - krzyknęła nagle. - Dziewczęta ze zgromadzenia w Nowej Zelandii są naprawdę
niedobre. Napisały tutaj, że co prawda same z nim nie walczyły, ale widziały, jak zabija
wampiry. Groźby pod adresem jego rodziny sprawiają, że traci panowanie nad sobą, co
oznacza, że dla utalentowanego zabójcy może być łatwym łupem.
Kaderin położyła jeden ze swoich mieczy na podołku.
- A więc z pewnością ją krzywdził, skoro sądził, że należy do Hordy.
- Nie miał pojęcia, że jest walkirią - powiedziała Regina. - Musiała próbować nas chronić.
Mała głupiutka pijawka.
- Czy możecie sobie wyobrazić, jaka ona musi być przerażona? - mruknęła Lucia.
Łagodna, bojaźliwa Emma w rękach tego zwierzęcia... Annika zacisnęła pięści i dwie
szklane lampy stojące najbliżej niej, które zostały naprawione zaledwie dzisiaj rano,
wyleciały w powietrze na trzy metry w górę, siejąc odłamkami. Walkirie spokojnie
odsunęły się lub po prostu pochyliły głowy, a potem wytrzepały odłamki z włosów i
podjęły rozmowę.
- To przez Akces - powiedziała Regina, nie odrywając wzroku od ekranu. Annika
doskonale o tym wiedziała. Król wilkołaków właśnie wyrwał się z dwustuletniej niewoli.
Kristoff, wampirzy przywódca rebeliantów, którzy zbuntowali się przeciwko władzy
Demestriu, zdobył bastion Hordy zaledwie pięć lat temu i właśnie wysłał żołnierzy do
Ameryki. A demony, prowadzone przez groźnego i tylko czasami przytomnego wodza,
zaczęły zyskiwać na znaczeniu, infekując całe rzesze ludzi i powiększając swoją armię.
Annika podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz, w noc.
- Powiedziałaś, że Lachlain nie ma za dużej rodziny. A więc kogo ma?
Regina zatknęła ołówek za ucho.
- Ma tylko młodszego brata. Garretta.
- Jak możemy znaleźć tego Garretta?
Nix klasnęła w dłonie.
- A ja go znam! Tego znam! Zapytaj... Lucii!
Lucia spojrzała z ukosa i syknęła, chociaż tak naprawdę nie była na nią zła.
- To on jest tym wilkołakiem, który uratował nasze tyłki dwie noce temu - powiedziała
głucho.
Annika odwróciła się od okna.
- A więc przykro mi bardzo, że zrobimy to, co musimy.
Lucia spojrzała na nią pytająco.
- Musimy go uwięzić.
- Jak? Jest bardzo silny i, jak zdołałam się zorientować, bardzo sprytny.
- Lucia, chcę, żebyś znowu chybiła.
Przez cały dzień Lachlain nie odstępował Emmy nawet na krok, dbał o to, aby nawet
najmniejszy promyk światła nie przedostał się przez zasłony, i pilnował, aby jej rany
96
dobrze się goiły.
Nie wykorzystał nawet sytuacji, kiedy położył się obok niej i zranił w szyję, żeby mogła
się napić jego krwi.
Mała wampirzyca leżała na jego podołku, wzdychając we śnie. Musiała go jakoś
zaczarować, ponieważ czuł, że to, co robi, jest najwłaściwszą rzeczą pod słońcem.
Po południu, kiedy zdjął bandaże, zobaczył, że rana ciągle jest zaogniona i tkliwa, ale
całkowicie zasklepiona.
Kiedy minęło najgorsze, miał wreszcie czas, żeby przemyśleć to, czego się dowiedział.
Teraz, kiedy znał prawdę, patrzył na Emmę inaczej, chociaż musiał przyznać, że jego
uczucia do niej nie zmieniły się ani na jotę. Zaakceptował ją jako swoją partnerkę nawet
wtedy, kiedy myślał, że należy do Hordy. Ale teraz wiedział już, że nie tylko nie jest
członkiem Hordy, ale nawet nie jest prawdziwym wampirem.
Przez tyle lat wyobrażał sobie swoją partnerkę na tysiąc sposobów. Modlił się, żeby była
inteligentna i atrakcyjna, czuła i oddana. A teraz Emma, półwampir, pówalkiria, przyćmiła
wszystkie jego najdziksze fantazje.
Ale jej rodzina... Westchnął ciężko. Lachlain nigdy z nimi nie walczył, gdyż sądził, że to
poniżej jego godności, zresztą widział je tylko z większej odległości. Ale wiedział, że
walkirie to dziwaczne, afektowane małe istoty, szybkie i silne, wiecznie otoczone
błyskawicami, które w jakiś sposób przenikały przez ich ciała. Krążyły pogłoski, że
odżywiają się elektrycznością. Jak miał okazję przekonać się na przykładzie Emmy, były
bardzo inteligentne. Ale w przeciwieństwie do Emmy były tak samo gwałtowne i
niebezpieczne jak wampiry. Chociaż walkirie nie miały zbyt wielu słabości, mówiono, że
można je zahipnotyzować za pomocą błyszczących przedmiotów... i że są jedynymi
istotami Tradycji, które mogą umrzeć po prostu z żalu.
W informacjach, jakie klan zgromadził na ich temat, odnalazł historię ich powstania. Otóż
tysiące lat temu Wodan i Freja zostali obudzeni z dziesięcioletniego snu krzykiem zbrojnej
dziewicy, która zginęła w bitwie. Freja zachwyciła się jej odwagą i zapragnęła zachować ją
na wieki, więc Wodan uderzył zmarłą swoją błyskawicą. Dziewica ocknęła się w wielkim
hallu, uzdrowiona, ale ciągle śmiertelna - pod sercem nosiła nieśmiertelną córkę walkirie.
W następnych latach błyskawica uderzała we wszystkie umierające kobiety różnych
gatunków Tradycji - walkirie takie jak Furia stawały się w części furiami. Bogowie
ofiarowywali córkom urodę Frei i mądrość Wodana. Te cechy mieszały się z przymiotami
matek i ich indywidualnymi właściwościami wynikającymi z pochodzenia. To sprawiało,
że córki były jedyne w swoim rodzaju, ale zgodnie z opowieściami Tradycji można było
rozpoznać walkirie po tym, że jej oczy mieniły się niczym żywe srebro, kiedy przeżywała
silne emocje.
Jeżeli ta legenda była prawdziwa, a Lachlain wierzył, że tak, oznaczało to, że Emma była
wnuczką... bogów.
A on myślał, że może ją posiąść. Silny król wilkołaków, który nie ma partnerki.
Potarł czoło, walcząc z żalem, ale zmusił się do czytania dalej. Znalazł krótkie opisy
walkirii, które miały bezpośredni kontakt z Emmą. Nix była najstarszą walkirią i niektórzy
twierdzili, że potrafi przewidywać przyszłość. Zrównoważona Lucia była doskonałą
łuczniczką. Opowieść mówiła, że kiedy jej strzała chybia celu, cierpi niewiarygodny ból.
97
Furia była ich królową i żyła pod tym samym dachem co Emma, kiedy była dzieckiem.
Teraz walkirie podejrzewały, że Demestriu uwięził Furię na dnie oceanu i poddawał ją
niekończącym się torturom. Bazując na własnym doświadczeniu, Lachlain mógł z całą
pewnością stwierdzić, że walkiria została przykuta do oceanicznego dna i że właśnie teraz
gdzieś w ciemności pozbywa się z płuc lodowatej słonej wody.
Ale najbardziej zmartwiły go opisy Reginy i Anniki. Cała rasa matki Reginy została
wyeliminowana przez Hordę. Annika, która znana była jako doskonały strateg i
nieustraszona wojowniczka, poświęciła całe życie na zabijanie wampirów.
Rodzina Emmy nienawidziła wampirów i nie kryła się z tym - wręcz celebrowała każde
zabójstwo - jak więc Emma potrafiła się wśród nich odnaleźć? Walkirie liczyły sobie setki
lat, ona zaledwie siedemdziesiąt. Wedle Tradycji była „inna", nie należała do żadnego
gatunku. Emma była inna niż wszystko to, co żyło na całej Ziemi.
Czy to właśnie było źródłem cierpienia, które czaiło się w jej oczach? Czy jej rodzina
widziała różnicę między nią a członkami Hordy? On sam powinien w tym względzie
zachować maksymalną ostrożność. Może posyłać wampiry do piekła, ale musi także
myśleć o Emmie. Jedyną pozytywną rzeczą, jakiej dowiedział się o walkiriach, był ich
stosunek do wilkołaków. Zawarły z nimi kiedyś nawet niepewny rozejm, wychodząc z
założenia, że „wróg ich wroga jest ich przyjacielem". Tak było aż do rozpoczęcia Akcesu,
kiedy wszystkie gatunki Tradycji zaczęły walczyć o przetrwanie. To, że rodzina Emmy nie
należała do Hordy, wydało mu się wspaniałą informacją. Ale i tak będzie miał kłopoty.
Prawie wszystkie istoty Tradycji miały swojego towarzysza na całe życie. Wampiry - swoje
oblubienice, demony - kochanków, zjawy - bratnie dusze, a wilkołaki - partnerki. Nawet
upiory nie porzucały istot, które ich zaraziły.
Ale walkirie nie znały takich więzi.
Czerpały siłę ze swojego zgromadzenia, ale z dala od niego były całkowicie niezależne.
Mówiono, że najbardziej ze wszystkiego pragną wolności. Nikt nie zdoła zatrzymać walkirii,
jeżeli ta wybierze wolność - tak powiedział mu jego ojciec. A Lachlain właśnie usiłuje to
zrobić.
Spróbuje ją jednak zatrzymać, nawet jeżeli jest nim przerażona. Jej rodzina nawet nie wie,
że ją zaatakował. Podejrzewa tylko, że dotknął ją w taki sposób, w jaki nigdy nie była
dotykana.
On to zrobił. I znowu to uczyni, kiedy będzie pod wpływem księżyca. Podobnie jak inne
skojarzone w parę wilkołaki będzie czuł silną potrzebę, a jego samokontrola osłabnie.
Pamiętał, jak cały zamek Kinevane pustoszał, kiedy król i królowa przebywali razem
podczas pełni; w ten sposób unikali niebezpieczeństwa, że królewska para zatraci się w
miłosnym uniesieniu.
Gdyby ona także czuła tę samą agresję, nie wystraszyłby jej tak bardzo. Obiecał sobie, że
zamknie ją pod kluczem, chociaż zdawał sobie sprawę, że nic go nie powstrzyma przed
dotarciem do niej.
Byłoby mu znacznie łatwiej, gdyby jego partnerka pochodziła z klanu.
Ale wtedy nie miałby Emmy...
Kiedy zbliżał się zachód słońca, do drzwi jego pokoju zapukały dwie pokojówki, które
przyniosły dla niej nowe ubrania.
98
- Obchodźcie się ostrożnie z jej rzeczami - powiedział, wstając z łóżka. - I nie dotykajcie jej.
Po czym przecisnął się między ciężkimi zasłonami, żeby wyjść na taras. Patrzył na
zachodzące słońce, na ich dom, pola i wzgórza, las, który, miał nadzieję, Emma nauczy się
kochać.
Kiedy słońce zaszło, wrócił do pokoju. Pokojówki stały zbite w gromadkę kilka metrów od
łóżka i patrzyły na Emmę, szepcząc coś między sobą. Był pewien, że nie odważyły się jej
dotknąć. Po prostu były młode i pewnie nigdy wcześniej nie widziały wampira.
Właśnie miał im powiedzieć, żeby wyszły z pokoju, kiedy Emma otworzyła oczy i usiadła
na łóżku. Pokojówki wrzasnęły ze strachu i uciekły, a walkiria syknęła i oparła się plecami
o wezgłowie.
Lachlain wiedział, że nie będzie łatwo.
- Spokojnie, Emmo - powiedział, podbiegając do niej. - Przestraszyłyście siebie nawzajem.
Emma dłuższy czas patrzyła na drzwi, a potem spojrzała na niego. Jej skóra zbladła i
odwróciła głowę.
- Twoje rany coraz lepiej wyglądają.
Nie odezwała się, tylko potarła palcem klatkę piersiową.
- Kiedy znów się napijesz, zupełnie znikną. - Usiadł obok niej, podciągając rękaw, ale
odsunęła się od niego.
- Gdzie jestem? - Obrzuciła wzrokiem cały pokój, koncentrując się w końcu na subtelnie
rzeźbionym słupku mahoniowego łoża.
Potem odwróciła się, żeby spojrzeć na wezgłowie i wyryte tam symbole. Pogrążony w
ciemności pokój oświetlony był jedynie płomieniem kominka i symbole zdawały się
poruszać wraz z cieniami.
Łoże zostało zamówione w dniu, kiedy Lachlain się urodził, nie tylko dla niego, ale także
dla niej. Często w nim leżał i patrzył zafascynowany na płaskorzeźby, wyobrażając sobie,
jaka będzie jego partnerka.
- Jesteś w Kinevane. Jesteś bezpieczna. Nikt nie może cię tutaj skrzywdzić.
- Zabiłeś ich wszystkich?
- Tak.
Skinęła głową, wyraźnie zadowolona.
- Czy wiesz, dlaczego cię zaatakowały?
- Mnie pytasz? - Próbowała wstać.
- Co ty robisz?! - zawołał, przytrzymując ją w łóżku.
- Muszę zadzwonić do domu.
- Już to zrobiłem wczoraj w nocy.
W jej oczach dostrzegł ulgę.
- Przysięgasz? Kiedy po mnie przyjadą?
Poczuł żal, słysząc w jej głosie radość. Była taka szczęśliwa, że wreszcie może się od niego
uwolnić. Ale przecież nie mógł jej za to winić.
- Rozmawiałem z Anniką i teraz wiem, kim ona jest.
Kim ty jesteś.
Zobaczył, jak jej twarz tężeje.
- Czy powiedziałeś jej, kim ty jesteś?
99
Kiedy przytaknął, odwróciła głowę, żeby ukryć rumieniec. Najwyraźniej się go wstydziła.
Znów musiał zwalczyć w sobie gniew.
- Czy to powód do wstydu, że one wiedzą, kim jestem?
- Oczywiście, że tak.
- Bo dla ciebie jestem zwierzęciem - stwierdził.
- Bo jesteś wrogiem.
- Nie miałem konfliktów z twoją rodziną.
Uniosła brwi.
- Wilkołaki nie walczyły z moimi ciotkami?
- Tylko podczas ostatniego Akcesu. - Pięć setek lat temu.
- Czy wtedy zabiłeś którąś z nich?
- Nigdy nie zabiłem żadnej walkirii - odparł. I było to prawdą, choć musiał przyznać
uczciwie, że prawdopodobnie tylko dlatego, że nigdy się na żadną nie natknął.
Uniosła podbródek.
- A co z tym czymś, co siedzi w tobie, w środku? Czy to coś zabiło?
Emma ciągle czuła zimny dreszcz, kiedy myślała o tym, czego była świadkiem podczas
ataku wampirów. Teraz doskonale wiedziała, jak Lachlain wygląda, kiedy zmienia postać.
To było jak drżący obraz z projektora, który nakłada się na jego normalną postać i oświetla
coś okropnego i brutalnego, co patrzy na nią z poczuciem absolutnej władzy.
A teraz ona była w jego łóżku.
- Emmo, to, co widziałaś wczoraj w nocy... to nie ja. - Ogień płonący na kominku rzucał
cienie na jego twarz, co budziło w niej wspomnienia. - To tylko mała cząstka mnie i mogę
to kontrolować.
- Kontrolować? - Pokiwała wolno głową. - A więc zaatakowałeś mnie w parku i
hotelowym pokoju w Paryżu całkowicie świadomie? Naprawdę zamierzałeś mnie udusić?
Przez chwilę zdawało jej się, że skrzywił się z bólu.
- Muszę ci coś wyjaśnić. Wiesz, że byłem więźniem Hordy, ale nie masz pojęcia, że byłem...
torturowany. To wpłynęło na moje zachowanie, na mój umysł.
Wiedziała, że go torturowali, ale nie znała szczegółów.
- Powiedz mi, co oni ci zrobili?
Jego twarz jakby się zapadła.
- Nie mogę cię obarczać tymi okropieństwami. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś w
części walkirią?
- A jaka to różnica? Ciągle jestem wampirem, a moje ciotki są twoimi wrogami.
- Nie, nie są - zaprzeczył. - Nie zaliczam do moich wrogów małych eterycznych kobiet,
które żyją na innym kontynencie.
W jego lekceważącej wypowiedzi było tyle goryczy, jakby w rzeczywistości przyznawał,
że jednak jest ich wrogiem.
- Kiedy Annika po mnie przyjedzie?
Zmrużył oczy.
- Obiecałaś mi, że zostaniesz ze mną aż do czasu pełni.
- Ty nie... - Emma sapnęła ze zdumienia. - Ona po mnie nie przyjedzie?
- Nie teraz.
100
Otworzyła usta z niedowierzaniem.
- To niewiarygodne! Ponieważ jesteś trochę z przeszłości, pozwól, że uświadomię ci kilka
zasad. Po pierwsze, kiedy Emma omal nie zostaje zabita przez wampiry, wyciąga z talii
kart wilkołaka tę, na której jest napisane „wychodzisz z więzienia". - Podniosła do góry
dłoń z dwoma wyprostowanymi palcami. - A po drugie? Teraz, kiedy moje ciotki wiedzą,
kim jesteś, zabiją cię, jeżeli natychmiast nie odeślesz mnie do domu. Najlepiej więc
zrobisz, jeżeli pozbędziesz się mnie tak szybko, jak tylko się da.
- Jeżeli zdołają znaleźć to miejsce, to znaczy, że naprawdę są niezłe.
Kiedy dostrzegła, jak Lachlain swobodnie wypowiada się o zabezpieczeniach zamku,
poczuła, jak jej dolna warga drży.
- Zamierzasz trzymać mnie z dala od mojej rodziny, kiedy teraz potrzebuję ich bardziej niż
kiedykolwiek? - Po jej policzku spłynęła łza. Wcześniej na widok jej łez wyglądał na
rozzłoszczonego. Teraz miał wygląd człowieka przeżywającego katusze; szybko
wyciągnął dłoń i starł łzy z jej twarzy.
- Chcesz wrócić do domu, więc wrócisz. Ale proszę cię jeszcze o kilka dni.
- I te kilka dni robi ci różnicę? - zapytała, nie kryjąc rozczarowania.
- Ja mógłbym zapytać cię o to samo.
Zagryzła zęby, walcząc z gniewem i powstrzymując łzy. Ujął jej twarz w dłonie podniósł
do góry.
- Dziewczyno - powiedział szorstkim głosem - skoro zostaniesz ze mną tylko przez kilka
dni, nie chcę się z tobą kłócić. Pozwól, że ci pokażę Kinevane. - Wstał i podszedł do okna.
Odsunął na boki grube zasłony i wrócił po nią. Chociaż natychmiast zesztywniała i
uchyliła się, złapał ją i podniósł do góry. Trzymając ją mocno w ramionach, zaniósł na
taras. - Będziesz zdumiona, kiedy ci powiem, że to wszystko ciągle należy do mnie. A nie
do Wal-Martu.
Kiedy wyjrzała, zobaczyła księżyc wschodzący nad rozległym zamkiem. Blade światło
odbijało się od antycznych cegieł i kładło na wspaniałych trawnikach. Do pokoju wpełzła
mgła, niosą ze sobą zapach soli.
Pokazał na jakiś odległy punkt.
- Nie możesz zobaczyć murów, które opasują posiadłość, ale wiedz, że dopóki ich nie
przekroczysz, jesteś całkowicie bezpieczna.
Kiedy posadził ją na balustradzie, natychmiast przerzuciła nogi nad marmurowym
parapetem.
Lachlain zmarszczył brwi, widząc, co robi, ale nie skomentował jej poczynań.
- Co o tym myślisz? - zapytał z miną dumnego posiadacza.
Miejsce było naprawdę urocze. Kamienny fronton zamku ozdabiały uderzająco piękne
ceglane opaski, ułożone wokół okien, wzdłuż przejść, a nawet nad kominkiem w jego
sypialni. Ogrody także były nieskazitelnie utrzymane, i jeżeli reszta pomieszczeń była tak
samo urządzona jak jego pokoje, to Kinevane musiało być naprawdę luksusową
rezydencją. Chociaż niechętnie, musiała przyznać, że posiadłość robi oszołamiające
wrażenie.
- No i? - Popatrzył na nią wyczekująco. Chciał, żeby jej się podobało.
Odwróciła się i spojrzała ponad drzewami na księżyc.
101
- Myślę tylko o tym, że do pełni zostało zaledwie kilka dni.
Kiedy spojrzała na niego, zobaczyła, że z całej siły zaciska szczęki.
Poprawiła splątane, szorstkie w dotyku włosy.
- Muszę się wykąpać - powiedziała, patrząc mu przez ramię w poszukiwaniu drzwi do
łazienki i próbując uwolnić się z jego rąk. W końcu postawił ją na podłodze.
- Pomogę ci. Ciągle jesteś słaba.
- Chcę pod prysznic. Sama! - warknęła, wbiegając do bogato urządzonej i niewiarygodnie
nowoczesnej łazienki. W pośpiechu zatrzasnęła za sobą drzwi.
Zdjęła koszulę, w którą ją ubrał - była to jego koszula, jak zauważyła - i zapatrzyła się na
brzydki wypukły ślad na klatce piersiowej. Zachwiała się i mimowolnie jęknęła. Nigdy nie
zapomni wyrazu oczu tego wampira, zanim rozorał jej pierś. Przypomniała sobie, jak
pożałowała, że uderzyła go głową, i jak zaraz potem pomyślała, że teraz jej się dostanie. I
rzeczywiście wampir w tej samej chwili wyciągnął szponiastą łapę i ją uderzył. Po co go
prowokowała?
Poczekała, aż woda zrobi się porządnie ciepła, a polem weszła do kabiny prysznicowej.
Na dnie brodzika pojawiła się czerwona smuga, kiedy spłukała sztywne od zaschniętej
krwi włosy. Drżąc, nie mogła oderwać od niej wzroku. Trzy wampiry. Czerwień wirowała
wokół odpływu. Dlaczego go sprowokowała? Ale w końcu kto przeżył to starcie? Powinna
być martwa. Ale nie jest. Jakoś to przetrwała.
Zmarszczyła brwi. Wygrała walkę z wampirami. I ze słońcem. I wytrzymała atak
wilkołaka... a właściwie ataki trwające od tygodnia. Wszystkie jej lęki, najgorsze zmory,
zjawiały się jedna po drugiej niczym wyciągnięte z kapelusza. Przygryzła wargę.
- Emmo, pozwól, że ci pomogę.
Uniosła gwałtownie głowę.
- Mógłbyś się ode mnie odczepić! Powiedziałam, że chcę być sama!
Pokiwał głową.
- Tak, ty zawsze mówisz swoje, a ja swoje. Tak to już między nami jest. - Jego głos był
spokojny, a to, co mówił, brzmiało rozsądnie.
Prywatność? Nie miała żadnej... Jej ręka wystrzeliła w kierunku butelki z szamponem - jej
własnym, już wyjętym z bagażu - i skoczyła na niego, celując butelką niczym sztyletem.
Rzuciła. Ledwie zdążył się uchylić i butelka poleciała do pokoju. Odgłos tłuczonego szkła
zabrzmiał w jej uszach niczym muzyka. Dlaczego go prowokowała?
Ponieważ to było wspaniałe uczucie.
Uniósł brwi.
- Znowu się zranisz.
Sięgnęła na oślep po odżywkę.
- Ty najpierw.
Kiedy zamachnęła się następną butelką, Lachlain szybko skinął głową.
- No dobrze. - Zamykając za sobą drzwi, pomyślał, że chyba musi zacząć się
przyzwyczajać, że od tej chwili nawet w swoim własnym domu nie będzie mógł sobie
pozwalać na pewne samolubne zachowania.
Bezcenne lustro, które Emma stłukła, przetrwało w Kinevane wiele stuleci; być może w
ogóle było najstarszym tego typu meblem.
102
Wzruszył ramionami. Przynajmniej odzyskuje siły.
Przez jakieś piętnaście minut chodził w kółko po korytarzu. Nasłuchiwał w nadziei, że
może go zawoła, i zastanawiał się, jak ją namówić, żeby znowu się napiła jego krwi. Skoro
jego krew sprawia, że staje się coraz silniejsza, powinien ją jakoś do tego zmusić.
Była zła, bo chciała wrócić do domu, i on to rozumiał. Ale nie mógł jej odesłać. A pojechać
z nią? Kiedy mógłby skrzywdzić którąś z jej ciotek, nawet jeżeli tylko w samoobronie?
Żałował, że był dla niej taki surowy, wiedząc, jak wiele przeszła, ale nie miał czasu. Kiedy
wrócił do pokoju, była już wykąpana i ubrana tak, jakby się gdzieś wybierała.
- Co ty robisz? - warknął. - Musisz leżeć w łóżku.
- Wychodzę. Powiedziałeś mi, że tutaj jestem bezpieczna.
- Oczywiście, że tak, i niebawem zabiorę cię na spacer...
- Nie rozumiesz. Rzecz w tym, że ja nie chcę iść z tobą. Być może zdołasz zatrzymać mnie
tutaj przez następne cztery dni, ale to nie znaczy, że spędzę je z tobą.
Wziął ją za łokieć.
- A więc napij się, zanim pójdziesz.
Spojrzała na jego rękę z obrzydzeniem.
- Puść mnie.
- Musisz się napić, Emmo! - zawołał.
- Spadaj, Lachlain! - wrzasnęła w odpowiedzi, wyrywając rękę. Kiedy znów ją chwycił, tak
szybko wyprowadziła cios, że ledwie złapał jej pięść tuż przed swoją twarzą.
Z niskim, przerażającym pomrukiem przycisnął ją do ściany.
- Powiedziałem ci, żebyś więcej nie ważyła się mnie uderzyć. Że następnym razem nie
zawaham się odpłacić ci pięknym za nadobne. - Nie opuściła głowy, chociaż modliła się,
żeby zdołała utrzymać otwarte szeroko oczy.
- Jeden twój cios mógłby mnie zabić.
- Nigdy cię nie uderzę - powiedział szorstko. Pochylił się i dotknął ustami jej warg. - Za
każdym razem wezmę od ciebie całusa.
Poczuła, jak jej sutki twardnieją, i zatrzęsła się ze złości na myśl, że nie jest w stanie
kontrolować swojego ciała. On najwyraźniej lepiej sobie z tym radził niż ona. Mimo
strachu i zagubienia, jakie czuła przez ostatnich kilka nocy, delikatny dotyk jego ust
sprawił, że poczuła, że ciągle go pragnie, mimo świadomości, co kryje się w jego wnętrzu.
Co by się stało, gdyby zmienił postać podczas seksu?
Ta myśl sprawiła, że oderwała się od jego ust.
- Wiem, że chcesz czegoś więcej niż tylko pocałunku. Czy nie dlatego zmuszasz mnie,
żebym została z tobą aż do czasu pełni? Żebyś mógł się ze mną przespać?
- Nie będę zaprzeczał, że cię pragnę.
- A jeżeli powiem, że chcę to już mieć za sobą? Dzisiaj w nocy? Tak, żebym mogła jutro
wyjechać.
Widziała, że zastanawia się nad odpowiedzią.
- Przespałabyś się ze mną, żeby wyjechać kilka dni wcześniej? - Jej słowa chyba go zraniły.
- Dajesz mi swoje ciało w zamian za wolność?
- Czemu nie? - zapytała, niemalże sycząc. - Przypomnij sobie te wszystkie rzeczy, które ci
robiłam w Paryżu, żebyś tylko pozwolił mi zadzwonić.
103
Zamrugał i odwrócił się od niej. Pokuśtykał do kominka i pochylił głowę, patrząc w ogień.
Nigdy nie widziała, żeby ktoś tak patrzył. Tak uważnie. Podczas gdy większość ludzi
zdawała się zatracać w drżących płomieniach, Lachlain nie. Sprawiał wrażenie, jakby
obserwował toczącą się tam w środku grę.
- Wiesz, że żałuję, że tak się z tobą obchodziłem. Ale nie zamierzam cię puścić. Więc teraz
możesz iść na spacer, ale będę cię obserwował.
Mogła wyjść na zewnątrz, sama. Pospacerować po mrocznej okolicy, znaleźć ukojenie.
Czekała na to od chwili, kiedy wyczuła w powietrzu zapach soli. Czy w jakiś sposób nie
należy do tego miejsca? Bez oglądania się za siebie wyszła na taras, wspięła się na
balustradę i skoczyła w ciemność.
Ostatnie, co usłyszała, były jego słowa.
- Wiem, że wrócisz do mnie, zanim wzejdzie słońce!
Kiedy tylko zanurzyła się we mgle, poczuła, że ktoś za nią podąża. A więc naprawdę
wysłał za nią strażników? Dumna, niezależna kobieta z pewnością byłaby oburzona tego
rodzaju traktowaniem. A Emma? Pomyślała rozsądnie, że jeżeli to miejsce nie jest tak
bezpieczne, jak twierdził Lachlain, i wampiry znów ją zaatakują, nie będzie musiała z nimi
walczyć - wystarczy, że wygoni strażników z krzaków.
Szła przez chwilę, rozglądając się wokoło, aż natknęła się na altankę. Rosły tu polne
kwiaty, które kwitły w dzień, a teraz wyglądały tak, jakby zwiędły i zmarniały. Jak jej życie.
Było tu bardzo ładnie, a gdzieś w oddali, we mgle, rozciągało się jezioro czy morze. Trochę
przypominało jej to dom.
Zamknęła oczy na myśl o dworze. Oddałaby wszystko, żeby móc tam wrócić. Dzisiaj w
nocy galopowałaby konno po łąkach.
Wskoczyła na balustradę altanki i zaczęła chodzić w kółko, myśląc o tym, co ją spotkało.
Przed wycieczką pragnęła czegoś więcej niż tylko zwykłego życia. A teraz, kiedy spotkało
ją coś, co zupełnie tego życia nie przypominało, zaczęła za nim tęsknić. Wtedy była
samotna, czuła, że brakuje jej partnera. Ale teraz, kiedy miała co dzień do czynienia z
upartym, apodyktycznym samcem, a w dodatku nie mogła się od niego uwolnić, doszła
do wniosku, że związki damsko-męskie są mocno przereklamowane.
Owszem, czasami czuła się w domu jak dziwadło - nie wiedziała, gdzie ma podziać wzrok
i co robić, kiedy jej ciotki wywrzaskiwały swoją nienawiść do wampirów. To prawda,
drwiły z niej bezlitośnie, ale patrząc wstecz, zdała sobie sprawę, że podobnie traktowały
wszystkich wokoło. Na przykład ciotka Myst. Wiele lat temu, po incydencie z generałem
wampirów, zgromadzenie nazwało Myst Wycieruchem Wampirów. Jak uwolnić Myst od
wampira? Łomem.
Emma ze zdumienia otworzyła usta. Może i traktowały ją inaczej, ale nie jak dziwadło.
Przypomniała sobie dzień, kiedy słońce poparzyło jej rękę. Teraz widziała wszystko
inaczej. Regina skoczyła jej na pomoc, wstrząśnięta jej krzykiem, a Furia oznajmiła, że
Emma jest taka sama jak one wszystkie.
Emma poczuła, że się uśmiecha. To powiedziała Furia. Ich królowa.
Ogarnęło ją radosne podniecenie na myśl o jeszcze bardzo odległym terminie powrotu do
domu. Chciałaby inaczej spojrzeć na wszystko. Teraz potrafiłaby docenić te drobiazgi,
które kiedyś uważała za coś oczywistego, bo po prostu była ślepa. Chciałaby usnąć
104
spokojnie, ukołysana delikatnym brzęczeniem insektów unoszących się nad bagnami i
wrzaskami ciotek. Chciałaby leżeć na kupie własnych koców, z których uwiłaby sobie
gniazdko pod panieńskim łóżkiem w swoim pokoju, a nie w tym okropnym łożu
Lachlaina. Podświadomie czuła, że zdobiące je symbole opowiadają jakąś starodawną
historię, i że dopóki będzie w nim spała, ona też będzie częścią tej opowieści...
Kiedy przesuwała ręką po balustradzie, w jej dłoń wbiła się wielka drzazga. Dawniej
wrzasnęłaby z bólu, ale teraz tylko westchnęła. Wszystko jest względne. W porównaniu z
przeoraniem całej jej klatki piersiowej niczym pługiem drzazga była zaledwie czymś
irytującym.
Pochyliła głowę i popatrzyła na drewno, czując, że zalewają ją wspomnienia. Znowu
musiała o nim śnić. Dzisiaj.
Widziała we śnie ich ostatnią... seksualną przygodę z jego punktu widzenia. Czuła, jak
odłamki wezgłowia, które zmiażdżył, wbijają się w jego dłonie. Ale on nie dbał o ból.
Musiał trzymać tam ręce. Musiał.
Potrzeba dotykania jej walczyła z chęcią zdobycia jej zaufania. Emma czuła, jak bardzo
pragnął dotknąć jej ciała, była świadoma jego pożądania. I musiała przyznać, że gdyby
była na jego miejscu w podobnej sytuacji, powiedziałaby sobie „a co tam" i wbiła w niego
szpony.
Zakręciło jej się w głowie, kiedy poczuła jego niesamowity głód i zobaczyła walkę z
ogarniającym go podnieceniem.
Ale jej włosy ocierały się o jego twarz, jej biodra niestrudzenie uderzały w jego krocze, a piersi
uciskały jego klatkę piersiową. Czuł, jak ssie jego krew, łapczywie i zachłannie, i wiedział, że
dłużej nie zdoła się powstrzymać... Wystrzelił i w tym momencie jej sen się urwał. Emma
zamrugała.
Zachował się honorowo. Dotrzymał słowa, mimo że czuł tak wielkie podniecenie.
Chciałaby móc cofnąć się do tamtej nocy i dać mu to, czego tak desperacko pragnął. Ale
nie mogła. To był tylko sen. Albo wspomnienie. Tak jak sen o naszyjniku.
Musi tracić zmysły. Jak Nix, która widzi nieistniejące rzeczy i sytuacje.
Lachlain, coś ty mi zrobił?
Siedziała na mokrej trawie w obcym kraju, pod niebem bez gwiazd, tak jakby świat został
przykryty czarnym kocem, i nie miała nikogo, komu mogłaby się zmierzyć ze swoich
podejrzeń.
* * *
Emma nie wróciła o świcie.
Strażnicy widzieli, jak wchodzi do domu, i zabezpieczyli wejścia, ale Lachlain dopiero po
godzinie nerwowych poszukiwań znalazł ją zwiniętą w kłębek i śpiącą w szafie na miotły
pod schodami. Czyżby wiedziała, że proszki i środki chemiczne, które tam składowano,
ukryją przed nim jej zapach? Jego troska natychmiast przeszła w irytację.
- Na miłość boską, Emmo - warknął, podnosząc ją z podłogi. Co ona sobie, u diabła, myśli?
On dostosował się do jej prośby, więc, na Boga, ona też powinna...
Nagle główny hol zalało światło słoneczne, więc Lachlain schował się wraz z Emmą do
kąta, przykrywając ją swoim ciałem.
- Zamknijcie te cholerne drzwi!
105
- Przepraszam - usłyszał za plecami znajomy głos, kiedy drzwi już się zamknęły. - Nie
wiedziałem, że trzymasz tu jakieś wampiry. Trzeba było dać mi znać.
Lachlain odwrócił się i zobaczył Bowena, swojego najstarszego przyjaciela. Bardzo się
ucieszył na jego widok, ale kiedy zauważył, że jego przyjaciel znacznie stracił na wadze,
bardzo go to zmartwiło. Kiedyś był niemal postury Lachlaina, teraz wydawał się mały i
skurczony.
- Byłem bardzo zaskoczony, widząc się żywego, ale czuję, że będę jeszcze bardziej
zaskoczony, gdy pokażesz mi tę swoją niespodziankę. - Bowen podszedł bliżej i przyjrzał
się leżącej w ramionach Lachlaina dziewczynie. Bez skrępowania pomacał jej włosy i
uniósł podbródek. - Mała ślicznotka. Trochę brudna.
- Bo rano znalazłem ją pod schodami. - Lachlain potrząsnął głową; nie potrafił zrozumieć
jej zachowania. -Poznaj Emmaline Troy. Twoją królową.
Bowen uniósł brwi - tak silne emocje przeżywał po raz ostatni, kiedy opuściła go jego
partnerka.
- Królowa wampir! Los musi cię nienawidzić. - W odpowiedzi Lachlain nachmurzył się. -
Ma szpiczaste uszy?
- Jest półwalkirią - wyjaśnił Lachlain. - Wychowała się w ich zgromadzeniu, z dala od
Hordy.
- A więc robi się coraz ciekawiej - powiedział Bowen, chociaż bez wielkiego entuzjazmu.
Emmaline zadrżała i ukryła twarz na piersi Lachlaina. Bowen przypatrywał mu się
uważnie.
- Chyba nigdy nie widziałem cię bardziej wyczerpanego. Idź wykąpać swojego małego...
małą walkirie i prześpij się trochę. - I chociaż nie było jeszcze ósmej, dodał: - Ja poczęstuję
się whisky.
* * *
Późnym popołudniem, nalewając sobie kolejną szklaneczkę, Bowen doszedł do wniosku,
że Lachlain musiał postradać zmysły.
On sam nie miałby nic przeciwko temu, żeby partnerka pochodziła z innego gatunku, ale
to przechodziło wszelkie pojęcie. Nie było dwóch większych wrogów niż wampiry i
wilkołaki. A jednak Lachlain był gotów wziąć za żonę jedną z nich, nawet jeżeli była
wampirem tylko w połowie.
Gdziekolwiek go trzymali przez ostatnie sto pięćdziesiąt lat, musieli mu zrobić niezłe
pranie mózgu...
Bowen uniósł głowę, czując dolatujące z gwarnej kuchni zapachy. Wszyscy pracownicy
przygotowywali się na pełnię - sprzątali, gotowali na zapas, aby móc potem opuścić
zamek. Te zapachu skojarzyły mu się z okresem dorastania w tym domu. Tak naprawdę
kuchnia była jego ulubionym miejscem. Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć,
kiedy po raz ostatni jadł. Właściwie mógłby zjeść porcję przeznaczoną dla wampira, i tak
tego nie zauważy...
Kiedy Lachlain wrócił do swojego gabinetu, przyjrzał się Bowenowi z niezadowoleniem.
- Chryste, człowieku, pijesz tutaj tak od rana?
- Co mogę na to poradzić? Kinevane zawsze miało najlepszy wybór trunków. Nic się nie
zmieniło. - I Bowen nalał przyjacielowi pełną szklankę.
106
Lachlain wziął naczynie i usiadł za biurkiem. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego
niż wcześniej, chociaż jego ubranie było pomięte, jakby dopiero wstał z łóżka. I miał ślad
na szyi. Nie. To niemożliwe, żeby zgodził się na takie obrzydlistwo. Co, u diabła, w niego
wstąpiło? Kiedy Bowen przysunął mu karafkę, Lachlain uniósł brwi.
- Czuję, że będziesz tego potrzebował - powiedział przyjaciel. - Kiedy wreszcie
zdecydujesz się opowiedzieć mi, gdzie byłeś i co robiłeś przez cały ten czas, kiedy nie
mogliśmy cię znaleźć? - Lachlain zauważył, że Bowen jest zły. Tak jakby go winił za
zniknięcie.
- Nigdy byście mnie nie znaleźli. Tak samo jak ja nie mogłem odnaleźć Heatha - odparł
Lachlain martwym głosem, jak zawsze, kiedy wspominał młodszego brata.
Wybuchowy aż do przesady, wyruszył, aby pomścić śmierć ojca, nie zważając na to, że ci,
którzy występowali przeciwko Demestriu, nigdy nie wracali. Lachlain nie chciał jednak
nigdy uwierzyć, że Heath nie żyje.
- Byłeś w Helvicie?
- Przez chwilę.
- Nie było go tam?
Twarz Lachlaina wyrażała czysty ból.
- Horda... nie wzięła go żywcem.
- Tak mi przykro, Lachlainie. - Milczeli przez dłuższą chwilę. W końcu Bowen przerwał
ciszę. - Powiedziałeś, że byłeś tam przez chwilę.
- Potem Demestriu wysłał mnie do katakumb.
- Katakumb? - Wśród istot Tradycji krążyły pogłoski, że Horda ma ukryte głęboko pod
Paryżem lochy z wiecznie płonącym ogniem. Trzymają tam nieśmiertelnych, którzy tak
naprawdę nie mogą umrzeć od ognia, więc cierpią niekończące się katusze. Bowen poczuł,
jak żołądek zaciska mu się w pięść, i trunek podszedł mu do gardła. Kiedy Lachlain ciągle
milczał, pijąc tylko, twarz Bowena zesztywniała. - Ten ogień to prawda? Jak długo?
- W lochu byłem dziesięć lat. Resztę czasu w ogniu.
Na te słowa Bowen opróżnił, szklankę i sięgnął po karafkę.
- Jak w takim razie udało ci się pozostać przy zdrowych zmysłach?
- Nigdy nie przebierałeś w słowach. - Lachlain pochylił się do przodu, marszcząc brwi, tak
jakby dalsze mówienie sprawiało mu trudność. - Kiedy uciekłem, nie myślałem rozsądnie.
Raz po raz ogarniał mnie gniew i niszczyłem wszystko, co wydawało mi się obce. Ciągle
jeszcze walczyłem z obłędem, kiedy znalazłem Emmę.
- Jak udało ci się uciec?
Lachlain zawahał się, a potem podciągnął nogawkę spodni. Bowen pochylił się, żeby
obejrzeć jego nogę, i cicho gwizdnął.
- Straciłeś ją?
- Nic miałem czasu. Ogień na chwilę opadł i wyczułem ją gdzieś na powierzchni ziemi. -
Osuszył szklankę i odetchnął głęboko. - Obawiałem się, że ją stracę. Tak długo na nią
czekałem.
- Ty... odgryzłeś sobie nogę?
- Tak.
Widząc, że Lachlain zaraz zmiażdży szklankę, Bowen szybko zmienił temat.
107
- Jak ci z nią idzie po tym wszystkim, co one ci zrobiły?
- Na początku przyprawiałem ją o przerażenie. Raz po raz traciłem nad sobą kontrolę. Ale
sądzę, że byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie to, że była przy mnie. Myślę, że w ogóle bym do
siebie nie doszedł, gdyby nie ona. Działa na mnie uspokajająco i tak często o niej myślę, że
nie starcza mi czasu, aby rozpamiętywać przeszłość.
Piękna ujarzmiła bestię.
- A gdzie ty znalazłeś tę Emmaline Troy? Gdzie się chowała ta twoja maleńka królowa?
- Urodziła się zaledwie siedemdziesiąt lat temu.
Bowen uniósł brwi.
- Jest taka młoda? Czy to ona ma być twoją towarzyszką?
- Ona jest nawet kimś więcej. - Lachlain przeczesał palcami włosy. - Nigdy sobie nie
wyobrażałem takiej partnerki. Emma jest mądra, jej umysł jest bardzo skomplikowany.
Wiem, że nigdy do końca jej nie pojmę. Czuję, że jest zbyt piękna dla mnie. I ma tak wiele
sekretów, więcej niż jakakolwiek znana mi kobieta. - Pociągnął łyk ze szklanki, tym razem
delektując się smakiem. - Im bardziej ją rozumiem, tym bardziej dociera do mnie, że moja
towarzyszka to mądra i ponętna dziewczyna. - Uśmiechnął się, zadumany. Kiedy w końcu
spojrzał na Bowena, powiedział: - Nie spodziewałem się, że jest taka dowcipna, ale
przyjąłem to z radością.
Bowen wiedział, że Lachlain śmiejący się tak niedługo po tym, jak był więziony i okrutnie
torturowany, to coś niezwykłego. Nawet jeżeli sądził, że Lachlain dokonał wyboru
partnerki w chwili szaleństwa, teraz już tak nie myślał.
Lachlain zatracił się w miłości do Emmaline. Najwyraźniej należała do niego.
- A więc jak zamierzasz ją zatrzymać? Wygląda na to, że dbanie o nią i karmienie będzie
dla ciebie nie lada kłopotem.
- Pije moją krew. Nigdy wcześniej nie ugryzła żadnej żywej istoty.
Chociaż Bowen widział ślad na jego szyi, ciągle był zaskoczony.
- A więc nigdy nie zabijała?
- Nigdy - odparł Lachlain z dumą. - Ja także się nad tym zastanawiałem, ale ona jest
łagodna, nie skrzywdziłaby nawet muchy. Musiałem nalegać, żeby mnie ugryzła.
- To dlatego twoja noga nie goi się tak, jak powinna -zauważył Bowen.
- To bardzo niska cena.
- A jak to jest, kiedy pije twoją krew? - Zanim Lachlain wymyślił jakąś odpowiedź, Bowen
postanowił go wyręczyć. - Ten wyraz twarzy, który próbujesz ukryć, mówi sam za siebie. -
Chryste, Lachlain to lubi.
- Sam akt jest bardzo... przyjemny, Ale poza tym wierzę, że to nas do siebie zbliża. A
przynajmniej mnie. - Zniżył głos. - Mam wrażenie, że ja chcę to robić nawet częściej niż
ona.
Zupełnie się zatracił w tej swojej miłości. Wampir czy nie, Bowen zazdrościł mu tego
uczucia.
- A jak to się stało, że taka młoda nieśmiertelna jak ona ma prawo być naszą królową?
- Ona o tym nie wie. - Bowen spojrzał na niego zdziwiony. - Nie byłaby tym zachwycona.
Tak jak powiedziałem, nie traktowałem jej... właściwie. Nie okazywałem jej szacunku i nie
zadałem sobie nawet trudu, aby ukryć moje uczucia do jej wampirzej natury. Teraz ona
108
chce tylko wrócić do swojego domu, i nie winię jej za to.
- Zastanawiam się, dlaczego jej nie naznaczyłeś. Mamy niebezpieczne czasy.
- Wiem o tym. Uwierz mi. Przez całe wieki wyobrażałem sobie, jak posiądę moją
towarzyszkę, a potem będę ją chronił, a mimo to zamieniłem życie Emmy w piekło.
- To dlaczego się na nią złościłeś dzisiaj rano, Lachlainie? - Zmrużył oczy. - Nie muszę ci
chyba mówić, jakie to nierozsądne.
- Martwiłem się o nią, dlatego ogarnęła mnie złość. Teraz już nie jestem zły.
- Nie zgłosiłeś praw do niej, więc możesz ją stracić.
- Czy tak właśnie stało się z Mariah?
Lachlain wiedział, że lepiej nie poruszać tego tematu w towarzystwie Bowena. Mariah
była jego towarzyszką i zginęła, uciekając przed nim.
Bowen rzucił Lachlainowi wściekłe spojrzenie.
- Wiem, że nigdy nie chcesz o tym mówić - powiedział Lachlain - ale czy w tym wypadku
nie powinienem czegoś wiedzieć?
- Tak. Twoja Emma jest inna niż my i zawsze taka pozostanie. Nie bądź uparty i głupi. I
nie próbuj zmusić ją do życia na naszą modłę. W przeciwnym razie skończysz tak jak ja -
dodał.
Lachlain chciał coś powiedzieć, ale się zawahał.
- Co? Pytaj mnie o co chcesz.
- Jak to znosisz? Teraz w pełni rozumiem, co utraciłeś. Nie sądzę, że ja byłbym w stanie to
przetrwać.
Bowen uniósł brwi.
- A ja nie sądzę, że zdołałbym wytrwać i pozostać przy zdrowych zmysłach, gdyby
każdego dnia moje ciało topiło się w ogniu aż do kości. - Wzruszył ramionami. - Wszyscy
mamy swoje problemy. - Ale prawda była taka, że Bowen z radością poszedłby do piekła,
gdyby to miało przywrócić mu Mariah.
- Czy uważasz, że Mariah mogła...? - Lachlain przerwał i zmarszczył brwi. - Widziałeś, jak
umiera, nieprawdaż?
Bowen odwrócił głowę, ale Lachlain zdążył dostrzec, że bardzo pobladł.
- Ja... Ja ją pochowałem - powiedział. Wiedział, że jej już nie ma, ale wiedział także, że
Tradycja jest nieprzewidywalna, a jej reguły często płynne, dlatego przez całe swoje życie
poszukiwał sposobu na jej odzyskanie.
Cóż innego mu pozostało?
- A więc zdajesz sobie sprawę, że nie możesz jej odzyskać.
Bowen znów na niego spojrzał.
- Nikt nie ucieka z niewoli wampirów. Wilkołak nie może mieć towarzyszki, która jest w
części wampirem. Nie ma czegoś takiego jak półwampir, półwalkiria. Kim ty jesteś, żeby
mi mówić, co jest możliwe, a co nie?
Lachlain nie odezwał się, bez wątpienia uważając jego słowa za majaczenie chorego
umysłu.
- Masz rację - odezwał się w końcu, zaskakując tym Bowena. - Dzieją się rzeczy, których
nie potrafimy pojąć. Gdybyś powiedział mi dwa tygodnie temu, że moja partnerka będzie
wampirem, nazwałbym cię wariatem.
109
- No więc nie przejmuj się mną. Masz wystarczająco dużo własnych problemów. Harmann
powiedział mi, że dwie noce temu zostałeś zaatakowany przez trzy wampiry.
Pokiwał głową.
- Ostatnio wampiry zaczęły ścigać walkirie po całym świecie. Ale sądzę, że one polowały
na Emmę.
- Być może. Ona jest pierwszą kobietą wampirem, o jakiej słyszę od setek lat.
- A więc tym bardziej mam powody do zniszczenia Hordy. Nie pozwolę, żeby ją dostali.
- Co planujesz zrobić?
- Możemy odnaleźć katakumby i zaczekać, aż strażnicy wrócą. Zmusimy ich, żeby
powiedzieli, gdzie leży Helvita.
- Wiele razy usiłowaliśmy wydobyć informacje z wampirów za pomocą tortur, ale nigdy
to się nam nie udało.
Twarz Lachlaina przybrała krwiożerczy wyraz, a jego oczy zaczęły rzucać błyskawice.
- Sporo się od nich nauczyłem o torturowaniu.
Być może Lachlain sprawiał wrażenie, że dochodzi do siebie, ale wspomnienia tortur
ciągle płonęły w jego wnętrzu.
Miał rację, mówiąc, że gdyby nie znalazł swojej towarzyszki w odpowiedniej chwili... Co
się z nim zatem stanie, jeżeli ją opuści, aby szukać zemsty?
- Piszesz się na wojnę?
Bowen rzucił na niego znudzone spojrzenie.
- A czy kiedykolwiek było inaczej? Dziwi mnie jednak ten pośpiech. Naprawdę tak bardzo
chcesz stąd wyjechać i opuścić swoją partnerkę?
- Powiedziałem ci, że mam mało czasu na myślenie o przeszłości, ale kiedy już oficjalnie
ogłoszę, że mam do niej prawo, i przekonam ją, żeby ze mną została, będę musiał się
zemścić.
- Rozumiem.
- Wiem, że rozumiesz. Nie mogę zapomnieć o przysięgach, jakie składałem samemu sobie
w piekle dzień po dniu. - Szklanka szkockiej zadrżała w jego dłoni. Lachlain popatrzył na
mieniący się płyn i westchnął. - To było wszystko, co miałem.
- Lachlainie, wiesz, że będę walczył u twego boku, tak samo jak Garrett i inni. Ale nie
wierzę, że możemy zwyciężyć. Tak długo, jak oni potrafią się w ten swój sposób
przemieszczać, nie ma znaczenia, czy jesteśmy silniejsi, czy jest nas więcej. I tak
przegramy.
- A jest nas więcej?
- O, tak. Są nas setki tysięcy.
Lachlain popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Kontynent położony z dala od wampirów to doskonałe miejsce dla naszego klanu -
wyjaśnił Bowen. - Wróciliśmy do dawnych tradycji i teraz w każdej rodzinie mają po
siedem, osiem, a nawet czasami dziesięć szczeniąt. Jedynym problemem Ameryki jest to,
że są tam dwa zgromadzenia walkirii. - Uśmiechnął się lekko. - Wiesz, jak twoje teściowe
potrafią bronić swojego terytorium. - Lachlain jęknął.
- Nie przypominaj mi.
- A poza tym skoro ja, mimo mojego słabego zaangażowania w te sprawy, słyszałem, że na
110
zamku trwa krzątanina, to inni na pewno też są tego świadomi. Nie masz za wiele czasu.
Czy uda ci się jej nie skrzywdzić?
Lachlain posmutniał.
- Dwie noce temu omal jej nie udusiłem - przyznał. -Spałem i...
Bowen zamrugał; trudno mu było uwierzyć w to, co Lachlain zrobił, i że się tego tak
bardzo wstydzi.
- Tej samej nocy widziała, jak rozprawiam się z wampirami.
- Chryste. I jak zareagowała na twoją przemianę?
- Oczywiście była przerażona. Teraz jeszcze bardziej się mnie boi. - Potarł dłonią napięte
mięśnie karku.
- Dlaczego jej nie opowiesz, co się z tobą działo?
- Nigdy. Muszę wierzyć, że nauczy się mnie kochać. A jeżeli tak się stanie, świadomość
tego, co mnie spotkało, będzie ją ranić. Czuję, że wszystko się ułoży, ale potrzebuję więcej
czasu. Gdybym tylko mógł przyspieszyć ten proces.
Bowen opróżnił szklankę i zapatrzył się w jej dno.
- Upij ją. Ludzkie samce często tak robią. Wystarczy ci jedna noc, kiedy znikną jej
zahamowania...
Lachlain niemal się uśmiechnął, kiedy spostrzegł, że Bowen mówi poważnie.
- Myślisz, że gdybym tak zrobił, byłaby do mnie bardziej pozytywnie nastawiona?
- Dlaczego nie?
Lachlain potrząsnął głową.
- Nie, nie zrobię tego, dopóki mam jeszcze szansę.
Bowen zauważył, że Lachlain coraz częściej spogląda w okno, bez wątpienia wypatrując
zachodu słońca.
- Idź. Bądź przy niej, kiedy się obudzi - powiedział.
- Tak naprawdę chciałbym z nią być, zanim się obudzi. Moja dziewczyna woli spać na
podłodze, ale ja zmusiłem ją, żeby kładła się na łóżku. Nie będę dłużej...
- Ty cholerna suko! - usłyszał kobiecy wrzask z holu na dole.
Lachlain podskoczył do balustrady i popatrzył w dół.
- Cassandra przyjechała - mruknął Bowen za jego plecami,. Rzeczywiście, ich oczom
ukazała się Cassandra, która siedziała okrakiem na wyrywającej się i syczącej Emmie.
Lachlain odepchnął się od balustrady, żeby skoczyć w dół, ale Bowen powstrzymał go.
- Do cholery, puść mnie, Bowen. Cass robi jej krzywdę, więc będę musiał ją zabić.
I Lachlain zamachnął się pięścią, ale Bowen, spodziewając się ciosu, złapał go i wykręcił
mu rękę do tyłu.
- Ciągle masz wyrzuty sumienia z tego powodu, że mnie tłukłeś, kiedy byliśmy mali?
Zaraz cię puszczę. A teraz spójrz, twoja wybranka radzi sobie lepiej, niż byś się
spodziewał.
Lachlain popatrzył, ale w tej samej chwili uderzył Bowena w twarz drugą ręką. Emma za
to walnęła Cass czołem w nos.
Lachlain zawahał się.
- Twoja Emmaline nawet się nie zasapała. A jeżeli teraz nie da Cassandrze w kość, będzie
przez cały czas narażona na ataki. Zapomniałeś, że jesteśmy złymi, agresywnymi istotami,
111
które lubują się w przemocy? - dodał Bowen, uśmiechając się pod nosem, jakby miał kogoś
szczególnego na myśli.
- Niech to, ona jest taka drobna. Nie ma szans. I ledwie się wygrzebała z ran...
- Ale za to jest przebiegła i najwyraźniej ktoś dał jej kilka lekcji - zauważył chłodno Bowen,
puszczając Lachlaina.
Emma wreszcie wyrwała się przeciwniczce i kopnęła ją mocno obiema nogami, tak
szybko, że oko ledwie mogło dostrzec ten ruch. Cass, uderzona w pierś, przeleciała przez
cały hol. Lachlain potrząsnął z niedowierzaniem głową.
W tym czasie Bowen nalał im szkockiej i przyciągnął fotele do balustrady.
Cass odrzuciła włosy z twarzy.
- Zapłacisz mi za to, ty pijawko.
Emma spojrzała na nią z pogardą, stojąc nieruchomo. Jej oczy mieniły się niczym żywe
srebro.
- No to dalej.
Bowen miał rację. Nawet się nie zadyszała.
Cass ruszyła naprzód. Skoczyła na Emmę, przygniatając ją swoim ciężarem, a potem
uderzyła dziewczynę mocno w twarz.
Lachlain wrzasnął z wściekłością i przeskoczył przez balustradę. Zanim zdołał do nich
dotrzeć, Emma przeciągnęła szponami po ciele Cass, wyswobodziła się spod niej i
skoczyła na równe nogi, gotowa do ataku.
Lachlain znał tę pozycję.
Cass wylądowała na przeciwległej ścianie, przykryta zerwanym z niej gobelinem. Nie
podniosła się więcej. Bowen, który zeskoczył z góry i znalazł się za plecami Lachlaina,
westchnął i powiedział:
- Myślę, że ta walka byłaby jeszcze bardziej interesująca, gdyby dodać trochę kisielu.
Lachlain dotarł wreszcie do Emmy, ale kiedy chciał ją przytulić, dziewczyna rzuciła się w
tył i zamachnęła na niego, celując w prawe oko. Zacisnął szczęki i popatrzył na nią,
szukając ran. Miała rozciętą dolną wargę. Oderwał rękaw koszuli, aby zetrzeć krew, ale
ona tylko na niego zasyczała.
- Nie boli cię?
Tymczasem Bowen pomógł Cass wstać.
- Co tu się, do cholery, dzieje?! - wrzasnął do niej Lachlain, a potem natychmiast odwrócił
się w stronę Emmy i powiedział - Przepraszam cię.
Zmarszczyła brwi.
- No to wrzuć piątaka do skarbonki. Zresztą nieważne. - Przycisnęła dłoń do ciągle
krwawiącej wargi.
- Lachlain, ty żyjesz! - zawołała Cass, biegnąc do niego. Ale kiedy zobaczyła jego
spojrzenie, natychmiast zwolniła, a potem całkiem się zatrzymała.
- Co się z tobą działo? - zapytała. - I co to za wampir latający wolno po Kinevane?
Emma patrzyła to na Cass, to na Lachlaina, jakby nie mogła się doczekać jego odpowiedzi.
- Ma być traktowana jak honorowy gość.
Cass otworzyła usta ze zdumienia, a Bowen zwrócił się do Emmy:
- Ja nazywam się Bowen i jestem starym przyjacielem Lachlaina. Całe popołudnie mi o
112
tobie opowiadał. Miło mi cię poznać.
Emma skłoniła się lekko. Cassandra wreszcie odzyskała głos.
- A od kiedy to pijawki są tu mile widziane?
Lachlain złapał ją za łokieć.
- Nigdy więcej tak jej nie nazywaj.
Słysząc te obraźliwe słowa, Emma odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi.
Lachlain usłyszał jeszcze, jak mamrocze pod nosem dziwnym głosem:
- Chrzańcie się, chłopaki... Ja idę do domu.
Rzucił Cass wściekłe spojrzenie i pobiegł za nią. Trafił akurat na moment, kiedy Emma
zobaczyła swoje odbicie w lustrze i ze zdziwieniem odskoczyła do tyłu.
Włosy dziewczyny były w nieładzie, a oczy skrzyły się niczym żywe srebro. Po jej brodzie
spływała krew, a z ust wystawały małe, ale niebezpiecznie ostre kły. Po jej skroni płynęła
łza, zostawiając po sobie ślad. Emma poklepała się po twarzy, jakby nie mogła uwierzyć w
to, co widzi, a potem zaśmiała się gorzko. Ich spojrzenia się spotkały. Lachlain wiedział, o
czym pomyślała. I to go zasmuciło, choć zdawał sobie sprawę, że może mu to ułatwić jego
zadanie.
Pomyślała, że jest takim samym jak on potworem.
- Jeszcze z tobą nie skończyłam, wampirze! - rzuciła w jej stronę Cass.
Emma odwróciła się błyskawicznie; jej twarz wyrażała takie okrucieństwo, że Lachlain aż
poczuł dreszcz strachu.
- Nie, oczywiście, że nie - syknęła i oddaliła się. Lachlain przez dłuższą chwilę szukał
odpowiednich słów.
- Bowen, zajmij się tym - powiedział w końcu i ruszył za Emmą.
- Dobrze, ale musisz jej powiedzieć! - zawołał za nim przyjaciel. - Teraz.
* * *
Emma umyła ręce i twarz, a potem przejrzała się w lustrze w łazience. Zauważyła, że
chociaż jej kły się schowały, oczy ciągle nie powróciły do normalnego koloru, a usta były
czerwieńsze niż zwykle.
Wyglądała odrażająco. Tak samo jak ta istota, którą zobaczyła w lustrze na dole. Istota,
która przypominała potwora. Kiedy poklepała się po twarzy, dostrzegła, że za
paznokciami ma krew. Musiała się tam dostać, kiedy uderzyła kobietę wilkołaka w
brzuch.
Kły i pazury splamione krwią? Dziewczyna w sam raz dla niego...
Przypomniała sobie, jak Lachlain wyglądał w zmienionej postaci, ale ten obraz nie
wstrząsnął nią tak jak wcześniej.
Czyż wszystko nie jest względne?
Usłyszała pukanie do drzwi. Wiedziała, że pójdzie za nią, ale miała nadzieję, że najpierw
wyjaśni pewne rzeczy tym dwóm osobom na dole. Najwyraźniej jednak stało się inaczej.
- Odejdź stąd! - krzyknęła.
- Wiem, że cenisz sobie prywatność, ale...
- Idź sobie! Nie chcę, żebyś mnie taką oglądał...
W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem. Szybko zamknęła oczy.
- Co przed chwilą powiedziałam?
113
- To, że pragniesz zachować odrobinę prywatności, jest zrozumiałe, ale ukrywanie przede
mną swojej twarzy nic nie da, Emmo. - Odwrócił ją do siebie.
Czuła się potwornie zażenowana, tym bardziej że on zdawał sobie z tego sprawę. Oczy jej
ciotek też się tak zmieniały, ale u nich to wyglądało jakoś bardziej normalnie.
- Otwórz oczy. - Kiedy go nie posłuchała, dodał: - Nie pierwszy raz je widzę.
To sprawiło, że rozchyliła powieki, i to szeroko.
- Co masz na myśli? - Sądząc po jego spojrzeniu, przez cały czas miały ten przerażający
kolor. - Nie gap się na mnie jak na dziwoląga. Właśnie tego chciałam uniknąć. Kiedy je
takimi widziałeś?
-Zmieniają się, kiedy pijesz moją krew. Gapię się na ciebie, ponieważ kiedy w twoich
oczach błyska srebro, jeszcze mocniej cię pożądam.
-Nie wierzę...
Wziął jej rękę i położył na swoim kroczu, żeby udowodnić prawdziwość tych słów.
Wspomnienie nocy w hotelu - które ciągle wprawiało ją w zakłopotanie - wdarło się do jej
umysłu i jej dłoń zacisnęła się, jakby znów chciała go dotykać w ten sposób... Wyrwała
rękę z jego dłoni.
- Ale moje oczy są dziwaczne - upierała się, niezdolna spojrzeć mu w twarz. - i nie potrafię
tego kontrolować.
- Ja uważam, że są piękne.
Niech to! Dlaczego z taką łatwością ją akceptuje?
- Cóż, jak nie mogę powiedzieć tego samego o tobie, kiedy zmieniasz postać.
- Wiem. Ale mogę z tym żyć, jeżeli i ty możesz.
- Super. Nie tylko wyzbyłeś się uprzedzeń do mnie, ale jeszcze godzisz się z tym, że ja nie
akceptuję ciebie. Czy próbujesz zrobić ze mnie głupka?
- Nigdy. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało.
- Mnie także. - Tak, poturbowała nieco tę kobietę wilkołaka, ale została do tego zmuszona.
Zresztą tak naprawdę nie winiła Cassandry za tę napaść. Gdyby ona sama zobaczyła
wampira przechadzającego się po ich dworze i podziwiającego malowidła, też by go
zaatakowała. Co nie zmienia faktu, że Cassandra to suka.
Emma ciągle była wstrząśnięta tym wydarzeniem. Wszystkie nauki, do których ciotki ją
zmuszały, nagle wskoczyły na swoje miejsce, a ona poczuła się jak zupełnie inna osoba. I
wygrała! Wygrała ze zwariowanym wilkołakiem!
Jednak mimo zwycięstwa nie mogła zapomnieć pierwszej myśli, jaka przyszła jej do
głowy, kiedy została powalona na kamienną posadzkę i zobaczyła stojącego nad nią
wilkołaka.
Emma potrzebowała Lachlaina.
I wiedziała, że on zawsze przybędzie jej na pomoc.
Założyła niesforny lok za ucho.
- O, zraniłaś się w ucho. - Pochylił się nad nią i pocałował zranione miejsce, co sprawiło, że
zadrżała. - I w wargę. - Pocałował także jej wargę, a potem dotknął policzka. Tak
naprawdę wcale nie pragnęła, żeby ją zostawił w spokoju. I żeby przestał ją dotykać. -
Nigdy jej nie wybaczę, że cię uderzyła.
- Ja nic do niej nie mam - powiedziała sucho.
114
- Tutaj nie musisz się niczego obawiać - stwierdził z podziwem. I Emma musiała przyznać,
że bardziej niż jego pocałunki i dotyk dłoni podoba jej się, że traktuje ją tak, jakby właśnie
przetrwała Armageddon.
- Co cię tak zmieniło? Czy to moja krew?
Świat ze zgrzytem powrócił do normalności. Co za tupet!
- Nie przeceniaj siebie! Wiele się o sobie dowiedziałam w ostatnich dniach. Wiesz,
musiałam sobie radzić z nieustannymi atakami wilkołaka - na te słowa zmrużył oczy -
walczyć ze słońcem i z wampirem, który najwyraźniej chciał dokonać na mnie wiwisekcji.
I co miałam zrobić? Poddać się? Mogłam tylko zapytać samą siebie, czy to najgorsze, co
może mnie spotkać? Bo jeżeli tak, a ja stawię temu czoła...
- Tak, rozumiem. Próby, którym jesteś poddawana, czynią cię silniejszą.
To prawda. Ale, do diabła, dlaczego on wydaje się taki z tego dumny? Kiedy zaczął się
zachowywać inaczej w stosunku do niej? Wiedziała, dlaczego ona się zmieniła, ale
dlaczego Lachlain się zmienił? I obawiała się, że jeżeli będzie nadal tak na nią patrzył, w
końcu może mu ulec.
- Dlaczego obudziłaś się przed zachodem słońca? Właśnie do ciebie szedłem, kiedy
usłyszałem Cass.
Emma obudziła się tak wcześnie, żeby spokojnie wziąć prysznic i zastanowić się nad
dziwnym ukłuciem żalu, które pojawiło się, kiedy zobaczyła, że po raz pierwszy od
długiego czasu Lachlaina nie ma przy niej.
- Nie sypiam zbyt dobrze w... tym łóżku.
- To dlatego cię znalazłem w schowku?
Emma zaczerwieniła się. Ciemny, zagracony i podobny do jaskini schowek wydawał jej się
doskonałym miejscem, odkąd oszalała.
- Kim jest ta kobieta? - zapytała, żeby zmienić temat.
- To Cassandra. Przyjaciółka z mojego klanu.
- Tylko przyjaciółka?
- Oczywiście. I to była, skoro odważyła się na ciebie napaść.
- Bierzesz moją stronę, a nie jej? Przecież znasz mnie tak krótko.
Podchwycił jej spojrzenie.
- Zawsze będę stał po twojej stronie. I tylko twojej.
- Dlaczego?
- Bo wiem, że zawsze będziesz mieć rację.
- A ten ponurak Bowen? Co mu się stało? - Kiedy Lachlain zmarszczył brwi, dodała: -
Dlaczego wygląda na tak nieszczęśliwego?
Ten mężczyzna o kruczoczarnych włosach i intensywnie złotych oczach mógłby być
prawdziwym przystojniakiem, gdyby nie miał postury ćpuna i nie patrzył tak spode łba.
- Utracił kogoś bardzo bliskiego.
- To przykre - powiedziała miękko. - Kiedy to się stało?
- Na początku osiemnastego stulecia.
- I ciągle jeszcze nie doszedł do siebie?
- Jest coraz gorzej. - Lachlain oparł czoło o jej twarz. -Taka jest nasza natura, Emmo.
Wiedziała, że na coś czeka. Chciał, żeby dała mu coś więcej.
115
Widział ją w takim strasznym stanie, a mimo to ciągle jej pragnął. Ten wspaniały
mężczyzna, który ucieleśniał marzenia wszystkich kobiet na całym świecie, chciał od niej
czegoś więcej. Od niej. Czy była gotowa mu to dać? Pierwsze odniesione w życiu
zwycięstwo dodało jej sił, ale czy jest na tyle odważna, żeby przyjąć Lachlaina i podjąć
ryzyko, że bestia drzemiąca w jego ciele znowu się obudzi?
W tej chwili pomyślała, że tak.
- Lachlain, gdyby ktoś taki... taki jak ty kochał się z kimś takim jak ja, czy byłby w stanie
zapanować nad sobą? Czy mógłby być delikatny i łagodny?
Jego ciało nagle zesztywniało.
- Tak, przysięgam ci, że tak.
- I on... nie zmieniłby się?
- Nie, Emmo. Nie dzisiaj w nocy - powiedział tak niskim i dudniącym głosem, że aż
zadrżała. Pragnęła go, pożądała, wiedząc, kim naprawdę jest. Kiedy delikatnie dotknęła
jego twarzy, popatrzył na nią z niedowierzaniem, a potem zamknął oczy, rozkoszując się
tą przyjemnością.
- Lachlainie - mruknęła. - Ja cię uderzyłam.
Jego twarz była nieprzenikniona.
- Tak było.
- Czy nie zamierzasz... mścić się na mnie?
Jęknął i pocałował ją, jednocześnie unosząc w ramionach i sadzając na szafce. Wcisnął się
między jej nogi. Jego ręce objęły ją z tyłu i poczuła jego twardniejącą męskość napierającą
na jej krocze. Kiedy sapnęła, wsunął jej język do ust. Przylgnęła do niego mocniej,
pragnąc, aby całował ją jeszcze głębiej, tak jak pierwszej nocy w hotelu. Ale teraz było
jeszcze lepiej. Był agresywny, ale jednocześnie łagodny. Sprawiał, że topiła się w jego
dłoniach. Przycisnęła biodra do twardego penisa, prosząc o więcej.
Zamruczał nisko, a potem szepnął, nie odrywając ust od jej warg:
- Nie mogę patrzeć, jak ktoś cię krzywdzi. Nigdy więcej na to nie pozwolę.
Pochyliła się do przodu, przejmując inicjatywę, i zanurzyła dłonie w jego gęstych włosach.
Objęła nogami jego biodra, podczas gdy on gładził jej plecy. Przytulała się do niego coraz
mocniej. Drżącymi dłońmi sięgnęła do guzików jego koszuli. Lachlain natychmiast
rozerwał swoje ubranie i poczuła wdzięczność, że jego potężne mięśnie, drżące pod jej
palcami, reagują tak na jej ciało. Podniecona jeszcze bardziej, zupełnie się tego nie
wstydząc, przesunęła dłoń niżej i chwyciła jego męskość.
Odrzucił głowę do tyłu i zawył, a potem zdarł jej bluzkę i biustonosz, obnażając piersi.
Dotknął ustami jej sutki - poczuła na skórze jego gorący oddech - a potem zaczął je ssać, i
myślała, że umrze z przyjemności.
Chrzanić przyszłość, obietnice, postanowienia i wszystko inne.
- Pragnę cię - powiedziała urywanym głosem, pocierając wilgotną główkę jego penisa.
Kiedy wziął jej sutek między zęby i zaczął pomrukiwać, zawołała: - Całego!
Jęknął, z twarzą schowaną między jej piersiami, a potem uniósł głowę i popatrzył na nią z
niedowierzaniem.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnąłem to usłyszeć.
Wolną ręką rozpiął jej spodnie. Sięgnął w dół i zsuną jej buty, a potem złapał za nogawki i
116
jednym ruchem zdarł z niej dżinsy. Potem wrócił do całowania, tak jakby obawiał się, że
jakikolwiek gwałtowny ruch może ją wystraszyć. Wygięła plecy w łuk, przebiegając dłonią
po jego niewiarygodnie wielkim penisie. Drżąc, uniósł jej nogi, aby mogła postawić stopy
na blacie. Rozsunął jej kolana i zdarł bieliznę, pojękując na widok nagiego ciała.
Właściwie nie czuła się zakłopotana tym, że na nią w taki sposób patrzy. Wręcz
przeciwnie, jego spojrzenie sprawiało, że drżała i czuła, że robi się mokra.
- Tak długo czekałem. Nie mogę w to uwierzyć - powiedział i pocałował ją tak mocno, że
na chwilę straciła oddech.
Zaczął ssać jej sutek, a potem drugi. Ugniatał go wargami i lizał językiem. Uciskała jego
męskość, drżąc w oczekiwaniu na spełnienie. Dlaczego jej nie dotyka? Dlaczego w nią nie
wchodzi? Dlaczego prosiła go, żeby był delikatny?
Była blisko - czuła to - na granicy przyjemności, której nie dane jej było zaznać. Przez całe
życie tylko sobie wyobrażała tę chwilę.
Czy chciał, żeby go poprosiła, tak jak pod prysznicem? Nie zamierzała się krygować...
- Proszę, dotknij mnie tam - jęknęła, otwierając szerzej kolana w poddańczym geście. -
Dotknij mnie. Pocałuj mnie. Rób, co tylko chcesz...
Jęknął.
- Zrobię wszystko, żeby ci było dobrze...
Krzyknęła, kiedy jego palce potarły jej krocze.
- Taka mokra - szepnął - niczym jedwab. - Poruszał palcami w górę i w dół, powoli i
delikatnie. Jej ciało drżało z niecierpliwości, aż nagle wsunął palec w jej wnętrze, mocno i
do końca, nie tak jak wcześniej. Zmusił jej ciało, aby go przyjęła, przyciskając ją mocniej do
lustra. Nic nie mogło się z tym równać. Jęknęła głośno, coraz mocniej pocierając jego
penisa.
- Dlaczego nigdy wcześniej się nie kochałaś? - szepnął jej do ucha.
Wiedział o tym? Mógł to wyczuć?
- Dla kogoś takiego jak ja nie było nikogo... - Szukała odpowiednich słów, żeby nie
powiedzieć wprost, że jej rodzina zabiłaby każdego jej kochanka.
- Nikogo, kto miałby prawo uczestniczyć w zawodach. - Jego usta skrzywiły się w
uśmiechu. To był zły uśmiech. Złego wilkołaka.
-Aha.
- A więc dobrze, że w końcu się odnaleźliśmy. - Ujął ją za szyję i spojrzał jej w twarz.
Drugą ręką ciągle pieścił ją wewnątrz, dotykając kciukiem łechtaczki. Była zadowolona, że
trzyma ją za szyję, w przeciwnym razie odpadłaby jej głowa. - Spójrz na mnie. - Otworzyła
oczy.
- Należysz do mnie, Emmo - powiedział urywanym głosem. - Czy rozumiesz, co chcę ci
powiedzieć?
Znów wsunął palce w jej gorące wnętrze. Uniosła głowę i przylgnęła ustami do jego warg.
Nacisnęła kroczem na jego rękę, chcąc, żeby dotykał jej głębiej, mocniej, żeby wreszcie
zaznała ukojenia.
- Rozumiesz mnie? Na zawsze.
Ściągnęła brwi.
- Przecież masz inną...
117
- Ty nią jesteś, Emmo. Zawsze byłaś.
Jego pieszczoty sprawiały, że słowa z trudem do niej docierały.
- Ale... Ale mówiłeś... - Dlaczego musiał o tym gadać akurat teraz, kiedy jednocześnie
wolno zataczał koła kciukiem tam na dole, kiedy nie chciała, żeby zabrał rękę, kiedy
pragnęła poczuć w sobie jego męskość? - Ty... Ty mnie okłamałeś?
Zawahał się, zanim odpowiedział.
- Tak, okłamałem cię.
Jęknęła ze złości. Niech to, była tak blisko!
- Dlaczego teraz mi o ty mówisz?
- Ponieważ zaczniemy to dziś w nocy. I nie może być między nami kłamstwa.
- Zaczniemy? - zapytała, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. - Co masz na myśli? Życie razem
po wsze czasy czy coś w tym rodzaju?
Kiedy nie zaprzeczył, zesztywniała. Spędzić razem życie. Dla wilkołaka to znaczyło na
wieki, a dla nieśmiertelnego wieczność naprawdę była wiecznością. Wyrwała się spod
niego, z powrotem naciągnęła majtki i podwinęła nogi.
- Nigdy nie zamierzałeś mnie wypuścić. - Obciągnęła biustonosz i bluzkę, drżąc, kiedy
materiał dotknął jej sutek.
- Nie, nie zamierzałem. Muszę cię zatrzymać. Zresztą myślałem, że sama zechcesz ze mną
zostać.
- Zechcę z tobą zostać? - powtórzyła tępo. Całe ciało bolało ją od niezaspokojonej żądzy.
- Przez wszystkie minione lata czekałem na tę jedną, jedyną kobietę, która miała być tylko
moja. Ty jesteś tą kobietą.
- Chyba ci odbiło? - warknęła, zła, że jej ciało ciągle domaga się pieszczot. - Ja nie jestem tą
kobietą.
- Niebawem sama się zorientujesz, że właśnie ty jedna jesteś mi przeznaczona.
Zrozumiesz, że szukałem cię bez wytchnienia przez setki lat, odkąd osiągnąłem
dojrzałość. - Jego głos był niski i pełen powagi. - Emmo, czekałem na ciebie i szukałem cię
od bardzo dawna.
- Ja jestem wampirem. Chyba o tym zapomniałeś.
- Ja też byłem zaszokowany. Na początku nie byłem w stanie tego zaakceptować.
- A jeżeli miałeś wtedy rację? Może teraz się mylisz - powiedziała desperacko. - Jak możesz
być tak pewien?
Pochylił się nad nią.
- Wyczułem cię z... wielkiej odległości. Twój zapach był piękny i ukoił mój umysł. Kiedy
po raz pierwszy spojrzałem ci w oczy, rozpoznałem cię. Posmakowałem twojego ciała i... -
zadrżał gwałtownie i jego głos się załamał - nie potrafię tego nawet opisać. Ale mogę ci
pokazać, jeżeli mi pozwolisz.
- Nie mogę tego zrobić - powiedziała, usiłując uwolnić się z jego uścisku, zdegustowana
faktem, że jego słowa podniecają ją jeszcze bardziej niż dotyk.
Co za horror. Jak mogła być tak głupia.. Jak mogła pomyśleć, że półwampir mógłby zostać
partnerką wilkołaka? Wampir i wilkołak kochankami?!
- A więc co zamierzałeś ze mną zrobić? - Szybko zanurkowała pod jego ramieniem,
chwytając dżinsy. Stanęła przed nim, drżąc z gniewu. - Co tak naprawdę zamierzałeś? Czy
118
mam... zamieszkać razem z twoją bandą? Tą, która, jak sam się wyraziłeś, jest gotowa
rozerwać mnie na strzępy, kiedy tylko mnie pozna?
- Nikt nigdy więcej cię nie skrzywdzi, ani z mojego klanu, ani z zewnątrz. I nie będziesz
razem z nimi żyć, ponieważ ja jestem ich królem, a twój dom jest w Kinevane.
- No, no, trafiłam do europejskiej rodziny królewskiej! Niech ktoś zadzwoni do „Życia na
gorąco"! - Wybiegła z łazienki i naciągnęła nerwowym ruchem spodnie.
Czego by nie oddała, żeby zniknąć bez śladu, odejść z tego zamku. Nienawidziła
kłamstwa, tym bardziej że sama nie mogła kłamać.
- Nie jesteś moją partnerką, Emmaline - powiedziała, naśladując jego akcent i głos. - W
żadnym razie nią nie jesteś i nie zamierzam traktować cię poważnie, ale nie miałbym nic
przeciwko temu, żeby cię zatrzymać jako kochankę. Chcę cię, ale nie jako swoją
towarzyszkę. Co za protekcjonalny sposób traktowania!
Pobiegł za nią, złapał ją za ramię i zmusił, żeby spojrzała mu w twarz.
- Żałuję, że musiałem skłamać, ale co się stało, to się nie odstanie. Chcę, żebyś
przynajmniej posłuchała, co mam ci do powiedzenia.
- A ja chcę wrócić do domu, do mojej rodziny. - Dać odpocząć swojemu umysłowi i
zapytać, dlaczego śni o jego wspomnieniach.
Dlaczego zawsze jest taka zmieszana i przestraszona, jakby ktoś rzucił klątwę na jej życie?
- Nie chcesz nawet przez chwilę zastanowić się, czy to mogłoby być prawdą? Zostawisz
mnie, nie dowiedziawszy się, co stracisz? - Zmarszczyła brwi, jakby jakaś myśl wpadła jej
do głowy.
- Powiedziałeś: „szukałem cię setki lat, odkąd osiągnąłem dojrzałość". Więc ile ty masz lat?
Sześćset? Siedemset?
- Czy to ma jakieś znaczenie?
Wyrwała się z jego uścisku.
- Ile masz lat?
- Około dwanaście setek.
Otworzyła szeroko usta.
- Czy wiesz, że ja mam zaledwie siedemdziesiąt? To chyba trochę za mało!
- Wiem, że trudno ci to zaakceptować, ale z czasem się przyzwyczaisz.
- Do czego się przyzwyczaję? Że żyję w obcym kraju, z dala od rodziny i przyjaciół, z
niezrównoważonym, nieuczciwym wilkołakiem, który wciąż mnie oszukuje?
- Nigdy więcej cię nie oszukam, ale twoje miejsce jest przy mnie. Tutaj.
- Tutaj. W północnej Szkocji. Nadchodzi lato. Jejku, Lach, jak długie są dni w Szkocji w
lecie?
- Pomyślałem i o tym. Możemy pojechać tam, gdzie będziesz się dobrze czuła latem. A w
zimie noce są tutaj bardzo długie. Czy sądzisz, że nie zabrałbym cię w takie miejsce, gdzie
mógłby z tobą spędzać jak najwięcej czasu?
- O wszystkim pomyślałeś. Zamierzałeś mnie zmusić, żebym powiedziała „tak", nawet
jeżeli bym nie chciała.
- Naprawdę? - Zmarszczył brwi. - Jak w małżeństwie? To coś więcej niż małżeństwo.
- To coś tak samo poważnego jak...
- Małżeństwa czasem się kończą.
119
Otworzyła usta.
- Cóż, to zmienia postać rzeczy. Od wieczności nie ma ucieczki. Czy pomyślałeś chociaż,
że ja mogę mieć inne plany? Jestem
młoda, a ty prosisz mnie - nie, ty żądasz -naprawdę wszystkiego, chociaż znam cię
zaledwie tydzień.
- Gdybym cię poprosił, czy to by coś zmieniło? Zostałabyś ze mną?
- Nie, nie zostałabym. Ale nie mówię, że już nigdy się nie zobaczymy. Pojadę do domu i
zaczniemy od nowa, będziemy się powoli poznawać.
Zamknął oczy. Kiedy je otworzył, były pełne bólu. A potem jego twarz stwardniała.
- Na to nie mogę pozwolić. Zostaniesz tutaj, dopóki nie zmienisz zdania.
- Zamierzasz trzymać mnie z dala od mojej rodziny?
Złapał ją za ramię, tym razem mocno.
- Nie masz pojęcia, Emmo, jak bardzo boli mnie to, że muszę cię tu trzymać siłą. Ale zrobię
to i jeszcze więcej. Zrobię wszystko, co będę musiał.
- Nigdy nie zdołasz mnie tu uwięzić.
Z jakiegoś powodu te słowa jeszcze bardziej go rozzłościły. Jego ciało napięło się, a oczy
zamigotały błękitem.
- Nie, nie zdołam. Możesz sobie iść. Ale nie dostaniesz samochodu ani nie pozwolę, żeby
ktoś cię stąd zabrał. Do najbliższego miasta jest prawie sto pięćdziesiąt kilometrów, a i tak
mieszkają tam głównie członkowie mojego klanu, więc udanie się tam uznałbym za nieco
nierozsądne. - Obejrzał się jeszcze w drzwiach. - Nie mogę cię tu uwięzić. Ale słońce może.
- Nix! - zawołała Emma do słuchawki, kiedy jej ciotka odebrała telefon.
- O, cześć, Emmo, co u ciebie? Podoba ci się w Szkocji? - zapytała, jak zawsze roztargniona.
- Daj mi Annikę do telefonu.
- Jest niedysponowana.
Emma odetchnęła głęboko, stukając paznokciami w biurko w małym gabinecie, gdzie
znalazła telefon.
- Nix, to nie jest zabawa. Nie wiem, kiedy znów będę mogła zadzwonić. To ważne. Muszę
z nią porozmawiać.
- Jest niedysponowana.
- Co masz na myśli? - zapytała Emma. - Jest w domu czy nie?
- Rozmawia w tej chwili z upiorami.
Emma, zaskoczona, opadła na skórzany fotel.
- Dlaczego miałybyśmy ich potrzebować? - Obecność upiorów oznaczała, że
zgromadzenie naprawdę musi być w niebezpieczeństwie. Cena, jaką walkirie płaciły za
ochronę dworu przed obcymi, była bardzo duża.
- Zostałyśmy zaatakowane! - powiedziała Nix z zadowoleniem. - Wampiry Ivo Okrutnego
podeszły pod dwór i napadły na nas - właściwie na mnie nie, bo nikt mnie nie obudził,
rozumiesz, zupełnie poszłam w odstawkę. A tak naprawdę to nie były wampiry.
Jeden był demonem-wampirem. Chciałam go nazwać dempirem, ale Regina,
prawdopodobnie tylko po to, żeby mi dokuczyć, upiera się przy mamonie. Ach, i Lucia nie
trafiła z łuku do tego dempira; słyszałam, że padła jak podcięta trzcina, wrzeszcząc, i
120
potłukła całe szkło w domu. Ale kiedy zapadła ciemność, pojawił się wilkołak, który je
uratował. Wrzaski Lucii chyba naprawdę go zirytowały... więc najwyraźniej postanowił
wejść do domu i pomógł Reginie. Walczyli ramię w ramię i zabili wszystkie wampiry.
Tylko Ivo i jego dempir uciekli. No tak. Wampiry, walkirie i wilkołaki, niech mnie. Jak
mówi Regina, pieprzona magiczna zgraja. Ale zabawa.
Nix chyba ostatecznie postradała zmysły. Dempiry? Lucia, która nie trafia w cel? Regina
walcząca ramię w ramię z „psem"? Emma zagryzła zęby.
- Powiedz Annice, że to ja dzwonię.
- Poczekaj jeszcze chwilę i pozwól mi skończyć.
Emma usłyszała odgłos naciskania klawiszy.
- Dlaczego siedzisz przy komputerze? - zapytała.
- Blokuję wszystkie e-maile przychodzące z twoich kont i wszystkie inne, które mają
rozszerzenie ,,.uk", na przykład takie ze Szkocji. Bo jestem bardzo sprytna.
- Nix, dlaczego mi to robisz?! - zawołała. - Dlaczego chcesz mnie tu pozostawić własnemu
losowi?
- Pewnie wcale nie chcesz, żeby Annika po ciebie przyjechała.
- Ależ tak! Chcę!
- A więc dowódca naszego zgromadzenia ma po ciebie jechać, podczas gdy my tutaj
jesteśmy oblegane, Myst i Daniela zniknęły, a Lucia cierpi straszny ból? Chcesz ją martwić
swoim romansem, kiedy nas atakują? Powiedz, że boisz się o swoje życie, to być może
przyjedzie, ale jeżeli nie, musisz ustawić się w kolejce.
- Potrzebujecie mnie! Nix, zapewne w to nie uwierzysz, ale ja robię się coraz silniejsza.
Potrafię walczyć. Pobiłam nawet kobietę wilkołaka.
- To wspaniale, kochanie, ale nie mogę z tobą dłużej rozmawiać przez tę rzecz, którą
Annika przyczepiła do telefonu, bo istnieje ryzyko, że wyśledzi miejsce twojego pobytu.
- Nix, ona musi wiedzieć, gdzie...
- Gdzie jesteś? Emmo, ja doskonale wiem, gdzie ty jesteś. Nie bez powodu jestem szalona.
- Czekaj! - Emma złapała słuchawkę obiema rękami. -Czy ty... Czy tobie śnią się czasem
wspomnienia innych?
- Co masz na myśli?
- Czy śniły ci się kiedyś wydarzenia, które tak naprawdę zdarzyły się komuś innemu w
przeszłości? Zdarzenia, o których nie mogłaś mieć pojęcia?
- Z przeszłości? Oczywiście, że nie, kochanie. Naprawdę, to jakieś szaleństwo.
* * *
Lachlain wrócił do swojego gabinetu, trzymając się za głowę i jeszcze mocniej utykając na
chorą nogę. Ból odbierał mu zdolność jasnego myślenia, a po tym, gdy zaczął kochać się z
Emmą i zakończyło się to tak okrutną kłótnią, poczuł się bardzo zmęczony.
Bowen znów siedział przy butelce szkockiej.
- I jak ci poszło?
- Beznadziejnie. Teraz uważa, że jestem kłamcą. - Opadł na krzesło i pomasował chorą
nogę. - Powinienem był od razu powiedzieć prawdę, zamiast ją przekonywać, że nie jest
moją partnerką - wyjaśnił, widząc jak Bowen unosi pytająco brwi. - Całkiem nieźle mi
wtedy poszło.
121
- Wyglądasz, jakbyś wyszedł z piekła.
- I tak się czuję. - I opowiedział Bowenowi o swoim uwięzieniu. Chociaż mówił bardzo
oględnie, już samo myślenie o tym go wyczerpywało.
- Czy chcesz usłyszeć więcej złych wiadomości?
- Dlaczegóż by nie?
- Rozmowa z Cass kiepsko mi poszła. Nie przyjęła rewelacji o Emmie tak dobrze, jak
byśmy chcieli. Już sam fakt, że to nie ona będzie leżeć w twoim łóżku, musiał być ciężki do
przełknięcia, ale dostać lanie od wampira? Najwyraźniej nie przywykła do tego.
- Nie dbam o to. - Wyraziła takie same wątpliwości, jak starsi, kiedy się dowiedzą.
Powiedziała, że wampirze kobiety są z reguły bezpłodne...
- Owszem, nie możemy mieć dzieci. Ale ja jestem z tego zadowolony. Coś jeszcze? - Fakt,
że był zadowolony, że Emma nie może mieć dzieci, był szokujący w przypadku
mężczyzny, który kochał rodzinę prawie tak bardzo jak swoją towarzyszkę. Ale tak
właśnie było.
Po dwunasty setkach lat poszukiwań nie miał zamiaru jej stracić.
Bowen uniósł brwi.
- Jasne. Widzisz ten czerwony guzik na telefonie, o tam? To oznacza, że ktoś jest na linii.
Właśnie widziałem się z Harmannem, a Cass ma telefon komórkowy. Wygląda na to, że to
twoja królowa dzwoni do domu.
Lachlain wzruszył ramionami.
- Nie jest w stanie im powiedzieć, jak tutaj dotrzeć. Była nieprzytomna, kiedy tu
jechaliśmy.
- Przytrzymają ją przy telefonie wystarczająco długo i nie będzie musiała im mówić, gdzie
jest. Lachlain, mogą wyśledzić, skąd dobiega sygnał telefoniczny. Wiesz, mają satelity i
inne takie.
Lachlain westchnął i dodał słowo „satelita" do listy pojęć, których ni cholery nie rozumiał i
które powinien sprawdzić. Myślał, że satelity są po to, aby oglądać telewizję, a nie do
łączenia rozmów telefonicznych.
- Zależy, jak bardzo nowoczesnym sprzętem dysponują - mówił dalej Bowen. - Ale być
może potrzebują nawet mniej niż trzech minut... - Światełko zgasło. - No dobrze,
rozłączyła się... - Znów się zapaliło. - Ponownie dzwoni. Naprawdę powinieneś ją
powstrzymać. - Światełko znowu zgasło, a potem jeszcze kilka razy się zapalało. Lachlain i
Bowen patrzyli w milczeniu.
- To nie ma znaczenia - powiedział w końcu Lachlain. - Nie zamierzam zabraniać jej
rozmów z rodziną.
- Spadną na ten zamek niczym plaga.
- Jeśli go znajdą i przedrą się przez nasze zabezpieczenia, pomyślę o czymś, co je uspokoi.
Czy one nie mają obsesji na punkcie świecidełek? Błyskotka lub dwie powinny
wystarczyć.
Bowen uniósł brwi.
- Mam nadzieję, że dasz mi znać, jak to zadziałało.
Lachlain skrzywił się i pokuśtykał do okna. Chwilę później zobaczył, jak Emma biegnie
przez trawnik.
122
- Ach, widzę, że ją zauważyłeś.
- Skąd wiedziałeś? - zapytał Lachlain, nie odwracając się.
- Spiąłeś się i pochyliłeś do przodu. Nie martw się. Niebawem będziesz spędzał noce na
zewnątrz wraz z nią.
Dziewczyna odwróciła się do okna, jakby poczuła na sobie jego spojrzenie. Była
nieziemsko piękna. Mgła kłębiła się wokół jej postaci, a twarz była jasna i świetlista jak
księżyc nad jej głową. Ale jej wyraziste oczy tym razem były puste.
Tak bardzo jej pragnął, ale wiedział, że im mocniej zaciśnie pięść, tym bardziej dziewczyna
będzie mu się wyślizgiwać. Jak żywe srebro. Tylko jej ciało odpowiadało tak, jak powinno
- dzisiejszej nocy jej żądza była bardzo silna - i była to jedyna rzecz, którą mógł
wykorzystać.
Odwróciła się i zniknęła w ciemności. Urodziła się po to, aby biegać po łąkach Kinevane.
Aby go ścigać w blasku księżyca. Patrzył w to miejsce, gdzie stała, jeszcze długo po tym,
jak zniknęła.
- Może powinieneś jej po prostu powiedzieć, jak bardzo czas jest ważny - zaproponował
Bowen.
- Ona nigdy wcześniej nie była z mężczyzną - westchnął Lachlain i po raz kolejny
zastanowił się, czy powiedzieć jej prawdę. Ale musiałby wtedy się przyznać, jak
desperacko jej potrzebuje. Jak bardzo musi ją mieć, żeby potem jej nie skrzywdzić. -
Myślisz, że mogę jej po prostu powiedzieć: „Pomóż mi, bo inaczej zrobię ci straszną
krzywdę"?
- Chryste, nie wiedziałem, że jest nietknięta. Oczywiście, że nie możesz jej powiedzieć, bo
ją przerazisz. Znienawidzi cię...
- Cholera jasna - warknął Lachlain, kiedy zobaczył Cassandrę podążającą śladem Emmy.
Bowen podszedł do drugiego okna.
- Zajmę się tym. A ty może trochę byś odpoczął.
- Nie, ja pójdę. - Rzucił się w kierunku drzwi. Bowen położył rękę na jego ramieniu.
- Cass nie odważy się jej skrzywdzić po tym, co jej powiedziałeś. Pozbędę się Cass, a
potem porozmawiam z Emmą. Nic się nie stanie.
- Nie, Bowen, mógłbyś ją... wystraszyć.
- Tak, pewnie. - Uśmiechnął się drwiąco. - Sądząc po wydarzeniach dzisiejszej nocy, ona
jest tak delikatna jak wróbelek. Bądź pewien, że nadstawię drugi policzek, kiedy zechce
mnie walnąć.
* * *
Emma skoczyła na balustradę altanki i zaczęła chodzić w kółko. Tak bardzo brakowało jej
iPoda, że gotowa była nawet przespać się z tym kłamcą, żeby go odzyskać.
Zresztą i tak podejrzewała, że zniszczony przez wampiry iPod ze składanką rockową dla
rozzłoszczonych dziewcząt na nic by się nie zdał. Rozzłoszczone dziewczyny w
porównaniu z nią były naprawdę spokojne. Jak śmiał jej to zrobić? Ledwie przetrwała atak
wampirów i jego przemianę, a potem napaść Cass, a on musiał rzucić jej w twarz to...
nędzne kłamstwo. Za każdym razem, kiedy ulegała jego dotykowi, kiedy zaczynała się
czuć bezpiecznie, od nowa strącał ją na dno rozpaczy. Zmiany, które zachodziły wokół niej
- a także to, co się działo w jej wnętrzu - przerażały ją. Do tej pory żyła spokojnie i
123
bezpiecznie na dworze walkirii. Gdyby mogła odszukać choć jedną stałą rzecz w tym
natłoku zdarzeń. Tylko jedną rzecz, której mogłaby się chwycić...
- Mogę ci pomóc wydostać się stąd.
Emma z sykiem podskoczyła i wylądowała na dachu altanki. Widząc Cassandrę, skuliła
się, gotowa do ataku w każdej chwili. Za każdym razem, kiedy myślała o tej posągowej
kobiecie wilkołaku, która od setek lat kochała Lachlaina, miała ochotę wydrapać jej oczy.
- Mogę dać ci samochód. - Powiał lekki wietrzyk, który rozproszył mgłę i rozwiał ładne,
spalone słońcem włosy Cassandry, ukazując jej całkiem normalne ucho.
Miała na nosie kilka małych piegów i Emma pozazdrościła jej każdego z nich.
- Po co miałabyś to zrobić? - zapytała, chociaż doskonale wiedziała, dlaczego. Ta suka
chciała mieć Lachlaina.
- On chce cię uwięzić. Bowen powiedział mi, że jesteś w części walkirią, i wiem, że twoja
krew gotuje się na myśl, że będziesz tu zamknięta na zawsze.
Emma poczuła się wytrącona z równowagi. To prawda, jej krew burzyła się na myśl o
zamknięciu, ale nie chciała tego mówić tej suce. Bardziej martwił ją fakt, że Lachlain ją
oszukał. I że Nix odmówiła jej pomocy, raz po raz odkładając słuchawkę, chociaż Emma
wykręcała numer co najmniej dziesięć razy.
- Chcę ustrzec Lachlaina przed popełnieniem ogromnego błędu. Nie chcę, żeby odszedł od
klanu, który przecież nigdy cię nie zaakceptuje. Gdyby nie to, że torturowano go przez
prawie dwieście lat, nigdy by się tak nie pomylił, żeby zobaczyć w tobie swoją partnerkę.
Emma przybrała zamyślony wyraz twarzy i postukała palcem w brodę.
- Przecież nie był torturowany, kiedy się zorientował, że to nie ty jesteś jego towarzyszką.
Cassandra najchętniej by ją udusiła za te słowa.
A Emma westchnęła, myśląc o swoim zachowaniu. To przecież nie jest ona. Nigdy nie była
taką suką. Doskonale się dogadywała ze wszystkimi istotami Tradycji, które kręciły się
wokół dworu. Wiedźmy, demony, wróżki, tak naprawdę wszyscy ją lubili. To był kolejny
dowód zmiany, jaka w niej zachodziła i której nie rozumiała.
Co w tej kobiecie tak bardzo działało jej na nerwy? Dlaczego musiała walczyć ze sobą, aby
na nią nie skoczyć? Dlaczego zachowywała się jak te kobiety wrzeszczące „to mój facet"?!
Czyżby była zazdrosna o to, że Cassandra spędziła z nim więcej czasu?
- Posłuchaj, Cassandro, nie chcę z tobą walczyć. I chcę stąd odejść, ale musiałabym być w
bardzo ciężkiej sytuacji, żeby ci zaufać.
- Obiecuję, że cię nie oszukam. - Nagle obejrzała się. Obie usłyszały, że ktoś nadchodzi. -
Nie wygrasz, wampirze. Nigdy nie będziesz królową naszego klanu.
- Najwyraźniej już jestem.
- Prawdziwa królowa spacerowałaby wraz z królem w pełnym słońcu dnia. - Uśmiech
Cassandry był zbyt miły. - i dałaby mu dziedzica.
Tym razem Emma musiała się powstrzymać przed zaatakowaniem rywalki.
Cassandra rozmawiająca z wampirem - to nie wróżyło niczego dobrego. Bowen wskoczył
na dach i stanął pomiędzy nimi, rzucając Cassandrze złe spojrzenia,
- O czym rozmawiacie?
- Takie tam babskie sprawy - odparła Cassandra. Emmaline pobladła, słysząc te słowa.
124
- Już o tym z tobą rozmawiałem. Musisz zaakceptować to, co się stało. - Bowen nie słynął
wśród członków klanu z subtelności. I z pewnością nie zwykł powtarzać dwa razy tego
samego. Jeżeli Cassandra jeszcze bardziej pogorszyła sytuację Lachlaina i Emmy,
zamierzał zrobić wszystko, co w jego mocy, aby to naprawić. Zbliżył się do Cassandry.
-Idź stąd, Cass - syknął. - Chcę z nią porozmawiać na osobności.
Kobieta wyprostowała się.
- Nie mam zamiaru.
Oczy Bowena zamigotały błękitem, kiedy wydał z siebie niski pomruk. Zamierzał
uchronić swojego najstarszego przyjaciela przed rozpaczą, której sam doświadczył po
utracie partnerki, nawet jeśli musiałby w tym celu zrzucić Cass z dachu.
- Zostaw nas.
- I tak miałam zamiar odejść - powiedziała w końcu Cass, powoli się wycofując. - Pójdę
odwiedzić Lachlaina, kiedy wy tu sobie będziecie gawędzić.
Bowen poczuł ulgę, widząc, że wampirzycy wcale się to nic spodobało. Emma ściągnęła
brwi, jej oczy zamigotały srebrem.
Pomyślał, że jeszcze nigdy widok kobiety bliskiej wybuchu wściekłości nie sprawił mu
takiego zadowolenia. Chociaż z trudem, Emmaline powstrzymała się od komentarza.
- Pamiętaj o mojej propozycji, wampirze! - zawołała jeszcze Cassandra i zeskoczyła z
dachu.
Kiedy zostali sami, Bowen zapytał:
-A co to za propozycja?
-To ciebie nie dotyczy.
Spojrzał na nią ze złością, podobnie jak wcześniej na Cass. Ale ona tylko wzruszyła
ramionami.
- To na mnie nie działa. Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. Gdybyś się odważył, Lachlain
skopałby ci tyłek, nieprawdaż?
- Trochę dziwnie się wyrażasz...
- Gdybym miała dolara... - powiedziała z westchnieniem.
Dlaczego Lachlain powiedział, że Emma jest nieśmiała i zamknięta w sobie?
- A więc skoro nie chcesz mi powiedzieć, jakiż to diabelski plan wykluł się w mózgu
Cassandry, zrób mi tę przyjemność i przejdź się ze mną kawałek.
- Nie, dzięki. Raczej nie. Jestem zajęta.
- Zajęta chodzeniem po dachu w mglistą noc i mówieniem do siebie?
- Masz niezwykły dar obserwacji - powiedziała, odwracając się do niego tyłem.
- Skoro mowa o darach, mam dla ciebie jeden. Przyszedł dziś rano.
Zastygła i odwróciła się powoli w jego kierunku.
- Prezent?
Ledwie ukrył zdumienie. Niech to, jeżeli walkirie nie są tak zachłanne, jak mówi się wśród
istot Tradycji...
- Jeżeli przejdziesz się ze mną i porozmawiasz, to ci pokażę.
Skubnęła dolną wargę, ukazując kły i przypominając mu, że ciągle jest wampirem. Jedyną
okazję do rozmowy z wampirem miał wtedy, gdy któregoś z nich torturował.
- Dobrze. Masz pięć minut. Ale tylko pod warunkiem, że zobaczę ten prezent.
125
Wyciągnął rękę, żeby pomóc jej zejść z dachu, ale nie przyjęła jego pomocy i z gracją zeszła
sama. Bowen nigdy nie widział, żeby ktoś schodził z dachu tak, jakby od ziemi dzieliły go
nie trzy metry, tylko trzy centymetry.
Kiedy w ślad za Emmą skoczył w dół, ruszyli w kierunku stajni.
- Wiem, że jesteś zła na Lachlaina - zagadnął ją. - Czy dlatego, że cię oszukał, czy może
raczej dlatego, że dowiedziałaś się, jaka naprawdę jesteś?
- Nie jaka jestem, ale jak mnie ludzie widzą. Ale masz rację, jestem na niego zła jak
cholera.
- On cię oszukał nie bez powodu. Nie jest nieuczciwy, wręcz przeciwnie, tylko po prostu
nie wie, co ma zrobić, żeby cię zatrzymać. Przecież jesteś jego partnerką.
- Partnerką, partnerką. Mam już tego dość!
- Przestrzegałem Lachlaina, żeby nie był głupi i uparty, ale wygląda na to, że ciebie także
powinienem ostrzec.
Rozzłościła się, aż jej oczy zamigotały srebrem. Nie zwracając na to uwagi, wziął ją pod
łokieć i wprowadził do stajni.
- Pomińmy te nieistotne szczegóły i przejdźmy do meritum. Lachlain nie zamierza cię
puścić, twoja rodzina natomiast zechce cię odzyskać. Dojdzie do walki. Chyba że
przekonasz swoich bliskich, żeby zrezygnowali.
-Nie ma mowy! - warknęła. - Nie będzie żadnego problemu, ponieważ ja go nie chcę! -
Wyrwała łokieć z jego ręki. - A następny wilkołak, który mnie dotknie, straci łapę.
I pobiegła pomiędzy dwoma rzędami boksów. Nagle zatrzymała się i spojrzała na klacz,
którą przywieziono dzisiejszego ranka.
Podeszła bliżej i dotknęła jej jedwabistych chrap. To dziwne. Emmaline wybrała konia,
którego właśnie dla niej sprowadzono.
Cholerna wszystkowiedząca walkiria.
Spojrzała z zachwytem na wspaniałe zwierzę.
- Hej, piękna - mruknęła. - Czyż nie jesteś słodka? -Wyglądała tak, jakby już się zakochała
w tej klaczy.
Bowen poczuł się tak, jakby jej w czymś przeszkadzał, ale mimo to kontynuował
rozmowę.
- Myślałem, że wampiry lepiej potrafią odróżniać rzeczywistość od bujdy. On nie zamierza
cię puścić. Jest bogaty, atrakcyjny. Jest królem, który przez resztę życia będzie cię chronił i
rozpieszczał. Musisz tylko zaakceptować to, co zesłał ci los.
- Posłuchaj, Bowen, na pewno nie jestem realistką. - Oparła się swobodnie o drzwi boksu,
jakby była w tej stajni setki razy. Objęła szyję klaczy i delikatnie poklepywała ją po łbie. -
Oczywiście mogę udawać, że nieuczciwość Lachlaina wcale mnie nie zabolała. Mogę
udawać, że jest mi tu lepiej niż we własnym domu i kraju. I mogę nawet zignorować fakt,
że on jest ode mnie starszy o setki lat. Ale nie mogę udawać, że cały klan mnie kocha i że
wilkołaki nie będą mnie atakować. I nie mogę udawać, że moja rodzina zaakceptuje go, bo
nigdy tak się nie stanie i będą próbowali mnie zmusić do opuszczenia tego miejsca.
Na jej twarzy zamiast złości zagościł smutek. Nie mówiła mu całej prawdy. Resztę mógł
wyczytać z jej spojrzenia. Partnerka Lachlaina była przestraszona. I to bardzo.
Wyglądała tak samo jak Mariah.
126
- Co jeszcze cię gnębi? Widzę, że jest coś jeszcze.
- To wszystko po prostu mnie przytłacza - wyszeptała w końcu.
- To znaczy?
Potrząsnęła głową i znowu ukryła twarz pod maską.
- To bardzo intymne sprawy, a ja nawet cię nie znam. Nie wspominając o tym, że jesteś
najlepszym przyjacielem Lachlaina. Nie zamierzam ci nic mówić.
- Możesz mi zaufać. Nie powiem mu niczego, czego nie chciałabyś mu sama powiedzieć.
- Bardzo mi przykro, ale w tej chwili jakoś nie mogę się przemóc, żeby zaufać
wilkołakowi. No wiesz, te wszystkie kłamstwa i niespodziewane rzucanie się do gardła...
Wiedział, że to odnosi się także do Lachlaina, ale mimo to powiedział:
- Przecież odpłaciłaś Cassandrze pięknym za nadobne.
- Nie chcę mieszkać w miejscu, gdzie bez przerwy będę musiała pilnować własnych
pleców. Gdzie będę narażona na niekończące się ataki i drwiny.
Bowen usiadł na beli słomy.
- Lachlain nie może znaleźć swojego brata. Cassandra brzęczy mu nad uchem niczym
uprzykrzony komar. Ból w nodze go zabija i ledwie sobie radzi z rzeczywistością, w której
się tak nagle znalazł. A najgorsze dla niego jest to, że nie potrafi uczynić cię szczęśliwą. -
Wyciągnął garść słomy z beli, wybrał jedną słomkę i zaczął ją żuć. Drugą podał Emmie.
Popatrzyła na niego ze złością.
- Nie jestem koniem, dziękuję.
Wzruszył ramionami.
- Mogę się zająć Cass. Jego noga się zagoi, zaaklimatyzuje się w dzisiejszych czasach i w
końcu odnajdzie Garretta. Ale to wszystko nie będzie miało żadnego znaczenia, jeżeli nie
zdoła cię zadowolić.
Odwróciła się do klaczy i oparła czoło o ciepłą szyję zwierzęcia.
- Wcale mi się to nie podoba, że on cierpi, że coś go martwi, ale nie potrafię zmusić się do
tego, żeby czuć się tutaj szczęśliwą.
- Ale jeżeli dasz sobie trochę czasu, możesz zmienić zdanie. Kiedy Lachlain otrząśnie się
z... tego, czego doświadczył, przekonasz się, że to naprawdę dobry człowiek.
- Przecież i tak nie mam wyboru, prawda?
- Nie, raczej nie. Czy chcesz zatem, żebym ci powiedział, jak sobie z nim radzić?
- Radzić sobie z nim? - zapytała, odwracając się do niego.
- Tak.
Popatrzyła z niedowierzaniem.
- Być może chciałabym to usłyszeć.
- Zrozum, że wszystko, co on robi, robi po to, abyś była bezgranicznie szczęśliwa. -
Otworzyła usta, żeby mu przerwać, ale nie dał jej szansy. - Więc jeżeli jesteś
niezadowolona z tego, co robi - zresztą w dobrej wierze - po prostu mu o tym powiedz.
Powiedz mu, co sprawia, że czujesz się nieszczęśliwa. - Zmarszczyła brwi, więc ją zapytał:
- Jak się czułaś, kiedy cię oszukał?
Popatrzyła w dół, kręcąc kółka czubkiem buta na zakurzonej posadzce.
- Zdradzona - mruknęła w końcu. - Zraniona.
- Zastanów się nad tym przez chwilę. Jak myślisz, jak by zareagował, gdybyś po prostu
127
mu powiedziała, że cię zranił?
Uniosła głowę i popatrzyła na niego przeciągle. Wstał, otrzepał spodnie i ruszył w
kierunku drzwi. Zatrzymał się tylko na chwilę i rzucił jej przez ramię:
- Tak przy okazji, ten koń jest dla ciebie.
Zanim zdążył się odwrócić, dostrzegł, że klacz dotknęła nosem jej włosów i omal jej nie
przewróciła.
* * *
- Nie przytulisz starej przyjaciółki? - zapytała Cassandra z nadąsana miną.
- Gdyby tylko zechciała nią pozostać - odparł Lachlain zniecierpliwiony. Jak długo Bowen
zamierza z nią rozmawiać? Mógłby powierzyć przyjacielowi swoje życie, a nawet, jeżeli
okoliczności by go do tego zmusiły, życie swojej partnerki, ale czekanie nużyło go i
denerwowało.
Cassandra ciągle stała z rozłożonymi ramionami.
- Minęły wieki, Lachlain.
- Jeżeli Emma tu wejdzie i zobaczy, jak się obejmujemy, jak myślisz, jak się poczuje?
Jej ramiona opadły i usiadła na fotelu po przeciwnej stronie biurka.
- Na pewno nie tak, jak myślisz, ponieważ ona nic do ciebie nie czuje. A ja opłakiwałam
twoją śmierć niczym wdowa.
- To z twojej strony strata czasu, nawet gdybym rzeczywiście zginął.
- Bowen powiedział mi, gdzie byłeś i kim ona jest. Tutaj nie ma dla niej miejsca. Po prostu
czułeś się źle i nie mogłeś wiedzieć, jak bardzo się pomyliłeś.
Nie był nawet w stanie poczuć złości, ponieważ nigdy nie był niczego bardziej pewien niż
wyboru Emmy. Już nie musiał dłużej udawać, że być może Cassandra jest tą jedyną.
W przeszłości było mu jej żal. Podobnie jak on, ona też przez wieki nie mogła znaleźć
partnera i źle znosiła samotność. Ale podczas gdy on wyprawiał się na wroga, z radością
stając na czele armii, i zgłaszał się na ochotnika do każdej niebezpiecznej zagranicznej
misji, podczas której mógłby znaleźć swoją partnerkę, Cassandra uwzięła się na niego.
- Kto był z tobą, kiedy umarł twój ojciec? A twoja matka? Kto ci pomagał szukać Heatha?
Westchnął ciężko.
- Cały klan.
Zacisnęła wargi, ledwie panując nad sobą.
- Mamy wiele wspólnych chwil za sobą. Należymy do tego samego gatunku. Lachlainie,
co by powiedzieli twoi rodzice, gdyby wiedzieli, że bierzesz sobie wampira za żonę? A
Garrett? Pomyśl, jaki to dla niego wstyd.
Prawdę mówiąc, Lachlain nie wiedział, jak zareagowaliby jego rodzice. Zanim umarli,
żałowali, że ich synowie tak długo nie mogą znaleźć partnerek, i doskonale rozumieli ból
Lachlaina, ich najstarszego syna. Ale także nienawidzili wampirów - uważali ich za
okrutnych pasożytów, hańbiących ziemię, po której stąpają. Nie mógł także wypowiadać
się w imieniu Garretta, więc powiedział:
- Niecierpliwie będę czekał, aż znajdziesz swojego partnera. Wtedy przypomnisz sobie
naszą rozmowę i zrozumiesz, jak bezsensowne były twoje zarzuty.
W tej chwili do sali wszedł Bowen. Kiedy zobaczył, jak Lachlain pytająco unosi brwi,
wzruszył ramionami, tak jakby rozmowa z Emmą przebiegła nie do końca po jego myśli.
128
Zaraz za nim wszedł Harmann. Był spocony, jego nerwowe ruchy stanowiły zupełne
przeciwieństwo spokojnego Bowena.
- Załoga zamku odjeżdża. Chciałem tylko sprawdzić, czy będziesz czegoś potrzebował,
zanim stąd zniknę.
- Nie, wszystko w porządku.
- Gdybyś czegoś potrzebował, mój numer jest zapisany w telefonie.
- Jak gdyby to miało mi pomóc - mruknął Lachlain. Pomyślał, że poznawanie
nowoczesnych urządzeń idzie mu całkiem nieźle, ale tak wielka ilość nowych technologii
po prostu go przytłacza.
- Aha, i rozpakowano paczki, które przyszły wczoraj dla twojej królowej.
- Idź już, Harmannie - rozkazał mu. Harmann wyglądał, jakby miał zemdleć. Rzucił
Lachlainowi pełne wdzięczności spojrzenie i wybiegł z sali.
- Prezenty jej nie zmiękczą - powiedziała Cass jadowicie.
- Nie zgadzam się - zaprzeczył Bowen, wyciągając z kieszeni czerwone jabłko i pocierając
je o kurtkę. -Zauważyłem, że królowa bardzo się cieszy z podarków. - Kiedy Lachlain
uniósł brwi, dodał: - Pokazałem jej konia. Przepraszam, że odebrałem ci tę przyjemność. I
mam jeszcze jedną dobrą wiadomość. Wcale jej się nie podobało, że tak tu sobie
gawędzicie. Ta mała istota naprawdę się wkurzyła.
Czyżby Emma naprawdę mogła być zazdrosna? Lachlain zdawał sobie sprawę, że ona
nigdy nie poczuje tego samego, co on, ale cieszył go najdrobniejszy przejaw jej uczuć.
Zmarszczył brwi. Nie chciał, żeby się martwiła.
- Cassandro, masz natychmiast stąd wyjechać. Nie wracaj, dopóki Emmaline sama cię nie
zaprosi. I nie oczekuj, że zmienię zdanie.
Skoczyła na równe nogi, drżąc na całym ciele.
- Być może to nie miałam być ja - zawołała wysokim głosem - ale kiedy wydobrzejesz,
przekonasz się, że to także nie może być wampir. -I wybiegła z pokoju.
- Dopilnuję, żeby naprawdę wyjechała - zaoferował się Bowen. - Zaraz po tym, jak skończę
moją wyprawę do kuchni. Nagotowali jedzenia dla całej armii. - Zatrzymał się w
drzwiach. - Powodzenia.
Lachlain skinął głową, zatopiony w myślach. Słyszał, jak z podjazdu odjeżdżają kolejne
samochody. Król był w swoim zamku ze swoją królową, wilkołak i jego partnerka
wreszcie się odnaleźli po tysiącletniej rozłące, a księżyc wszedł w pełnię. Wszyscy
wiedzieli, co to oznacza. Wszyscy oprócz Emmy. Czas się skończył. Skończyły się
możliwości wyboru. Popatrzył na kredens i mieniące się w blasku światła kryształy.
Emma obudziła się w ramionach Lachlaina, z twarzą przyciśniętą do jego klatki
piersiowej. Czuła, jak delikatnie głaszcze ją po włosach. Kiedy właśnie miała się na niego
rozzłościć za to, że znów zaniósł ją do łóżka, zdała sobie sprawę, że leży na kocach na
podłodze.
Nagle przypomniała sobie swój sen.
Widziała Lachlaina, który brał udział w jakiejś wojnie sprzed wieków. Akurat był to czas,
gdy nie toczyli żadnych walk. Garrett i Heath, najwyraźniej jego bracia, i jeszcze kilku jego
towarzyszy rozmawiali o tym, jak to jest odnaleźć swoje partnerki. Zastanawiali się, jak
129
one będą wyglądały. Rozmawiali po gaelicku, ale rozumiała, co mówią.
- Byłoby miło, gdyby była odpowiedniej budowy - powiedział jeden z nich o imieniu Uilleam,
składając dłonie w zaokrąglone miseczki.
- Daj mi tylko słodki tyłeczek, który będę mógł trzymać przez całą noc. - powiedział inny.
Uciszyli się, kiedy wszedł Lachlain, najwyraźniej nie chcąc o tym rozmawiać w jego obecności.
Lachlain był najstarszy i najdłużej czekał - już od dziewięciu setek lat. Przeszedł przez cały obóz i z
łatwością wspiął się na okopy, nawet mimo ciężkiej kolczugi, którą miał na sobie. Ukląkł na brzegu
spokojnego stawu i pochylił się, żeby opłukać twarz. Jego odbicie zafalowało. Nie golił się od wielu
dni, a przez jego twarz biegło długie, zakrzywione cięcie. Ta wojna trwała już tak długo.
Emma nie mogła oderwać od niego wzroku. Jego wygląd naprawdę bardzo ją poruszył.
Kiedy usiadł na swoim posłaniu i popatrzył na błękitne niebo, Emma poczuła na swojej
skórze ciepłe promienie, chociaż tak naprawdę wcale jej tam nie było. Poczuła, jak ogarnia
go smutek i pustka. Dlaczego nie może jej odnaleźć?
Emma zamrugała i otworzyła oczy. To za nią tak długo tęsknił...
Widziała jego oczy płonące gniewem, widziała w nich zmieszanie, nienawiść, ale nigdy
nie była świadkiem takiej bezradności, braku nadziei. Nigdy, aż do tej chwili.
- Dobrze spałaś? - zapytał cicho.
- Czy spałeś ze mną? Tutaj?
- Tak.
- Ale dlaczego?
- Ponieważ ty wolisz spać właśnie tutaj. A ja chcę spać z tobą.
- A ja nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia.
- Chcę ci coś dać - rzekł, ignorując jej komentarz, i sięgnął za siebie. Wyciągnął... złoty
naszyjnik, taki sam jak w jej śnie.
Wpatrzyła się w błyskotkę niczym zahipnotyzowana. Właściwie był nawet piękniejszy niż
we śnie.
- Podoba ci się? Nie miałem pojęcia, jaki jest twój gust, więc trudno mi było się
zdecydować.
Jej wzrok podążał za błyszczącym przedmiotem, gdy kiwał nim niczym wahadłem. Już
myślał, że zaczęła mu ulegać, kiedy na jej twarzy pokazał się złośliwy uśmieszek.
- Z pewnością nie omieszkam założyć go na spotkanie z Cassandra - mruknęła.
Złapał naszyjnik w dłoń.
- Dlaczego to powiedziałaś?
Zazwyczaj kiedy nie mogła skłamać, ale chciała uniknąć odpowiedzi, uciekała się do
zadania pytania.
- Czyż nie byłaby zazdrosna, gdyby zobaczyła, że kupujesz mi biżuterię?
Zmarszczył brwi.
- To oczywiste, że ona ciebie chce.
- Tak, to prawda - odparł, zdumiewając ją swoją szczerością. - ale odesłałem ją i ma tutaj
nie wracać, chyba że ty zdecydujesz inaczej. Nie zamierzam tolerować takiego zachowania
w swoim domu. Chcę, żebyś się czuła komfortowo.
- To nie jest mój dom - syknęła przez zaciśnięte zęby, próbując się od niego odepchnąć, ale
przytrzymał ją za ramię.
130
- Emmo, to jest twój dom. Nieważne, czy to akceptujesz, czy nie. Zawsze był i zawsze
będzie.
Wyszarpnęła ramię z jego dłoni.
- Nie chcę twojego domu i nie chcę ciebie! - krzyknęła. - Zwłaszcza kiedy mnie ranisz w
taki sposób.
Poczuła, jak zesztywniał, a jego twarz zamieniła się w maskę. Tak jakby się poddawał.
- Powiedz mi, w jaki sposób cię ranie.
- Kiedy mnie okłamałeś, to... to mnie zabolało.
- Nie chciałem cie okłamywać. - Odsunął kosmyk włosów z jej twarzy. - Obawiałem się po
prostu, że nie jesteś jeszcze gotowa, żeby usłyszeć całą prawdę. Poza tym wyczuwałem
zagrożenie ze strony wampirów i bałem się, że uciekniesz.
- Ale to, że trzymasz mnie z dala od rodziny, także sprawia mi ból. Nawet większy.
- Zabiorę cię do nich - odparł szybko. - Muszę się z spotkać z kimś z klanu, a później na
jakiś czas wyjechać. Ale potem cię do nich zabiorę - nie możesz jechać sama.
- Dlaczego?
- Bo się o ciebie niepokoję. Emmo, ja cię naprawdę potrzebuję. Ale wiem, że ty mnie nie,
dlatego boję się, że cię utracę. Twoja rodzina z pewnością zechce trzymać cię z dala ode
mnie.
Rzeczywiście, Annika by tak zrobiła. Przypomniałaby Emmie, że traci zdrowe zmysły.
- Wiem, że w chwili, kiedy sama przekroczysz próg zgromadzenia, będę musiał rozpętać
piekło, żeby cię odzyskać.
- A ty przecież musisz mnie odzyskać.
- Oczywiście, że tak. Nie zamierzam cię stracić, kiedy w końcu cię odnalazłem.
Potarła czoło.
- Dlaczego jesteś tego taki pewny? Dla kogoś, kto nie jest wilkołakiem, to brzmi jak jakaś
niedorzeczność. Przecież znasz mnie dopiero od tygodnia.
- Ale czekałem na ciebie całe życie.
- To wcale nie znaczy, że masz do mnie prawo. Że powinieneś je mieć.
- Nie - odparł niskim głosem. - Ale to, że cię mam przy sobie, jest bardzo, bardzo
przyjemne.
Zignorowała gorąco, jakie spowodowały jego słowa. Zignorowała swój sen o nim.
- Emmo, chcesz się napić mojej krwi?
Zmarszczyła nos.
- Czuć od ciebie alkohol.
- Wypiłem szklaneczkę czy dwie.
- A więc zrezygnuję.
Milczał przez chwilę, a potem znów uniósł naszyjnik.
- Chcę, żebyś go założyła. - Pochylił się do przodu, aby zapiąć klejnot, i wtedy dostrzegła
zaledwie kilka centymetrów od jej warg skaleczenie.
- Skaleczyłeś się - mruknęła.
- Tak? Naprawdę?
Oblizała wargi, walcząc z pokusą.
- Jesteś taki... Och nie, zabierz tę szyję - szepnęła, oddychając ciężko.
131
Następną rzeczą, jaką poczuła, była jego dłoń na jej karku, przyciskająca ją delikatnie, ale
stanowczo do jego szyi. Dotknęła ustami skaleczenia.
Próbowała odepchnąć się pięściami od jego piersi, ale był zbyt silny. W końcu się poddała;
nie mogła się powstrzymać przed wyciągnięciem języka. Polizała go powoli, delektując się
smakiem jego skóry. Ciało Lachlaina zesztywniało w znajomy sposób.
Wiedziała, że sprawia mu przyjemność.
Pojękując i drżąc, zatopiła kły w jego szyi i zaczęła ssać.
Podczas kiedy piła, Lachlain uniósł ją w ramionach i wstał, żeby usiąść na brzegu łóżka.
Posadził ją na swoich kolanach, tak aby obejmowała go nogami.
Wiedział, że zupełnie się zatraciła. Przylgnęła do jego ciała, oparła łokcie na ramionach i
skrzyżowała przedramiona za jego głową.
Czuł zimny naszyjnik na klatce piersiowej, kiedy przytulała się coraz mocniej.
Piła łapczywie.
- Pij powoli... Emmo.
Kiedy go nie posłuchała, zrobił coś, do czego, jak podejrzewał, nie był zdolny. Oderwał ją
od siebie.
- Co się ze mną dzieje? - zapytała niewyraźnie. Upiłaś się, więc mam nad tobą przewagę...
- Czuję się tak... dziwnie.
Kiedy podciągnął jej koszulę, nie powstrzymała go, nawet wtedy, kiedy wpełzł między jej
nogi. Jęknął, kiedy zobaczył, jaka jest wilgotna. Czuł, że penis zaraz rozerwie mu spodnie.
Oddychała ciężko i szybko, gorący oddech parzył mu skórę tam, gdzie dotykała go
wargami i zębami. Polizała go, kiedy wsunął palec w jej zaciśnięte wnętrze. Jęcząc, potarła
swoją twarzą o jego twarz.
- Wszystko się kręci - szepnęła.
Czuł się winny, ale wiedział, że tak musi być i musi to zrobić, niezależnie od
konsekwencji.
- Rozłóż bardziej nogi. Oprzyj się na mojej ręce.
Zrobiła tak, jak powiedział.
- Lachlain, ja cierpię. - Jej głos był gardłowy, seksowny jak cholera.
Westchnęła, kiedy zszedł nieco w dół i przeciągnął językiem po jej brodawce.
- Mogę złagodzić twój ból - powiedział, rozpinając spodnie wolną ręką, i jego penis
wyskoczył prosto między jej nogi. - Emmo, ja muszę w ciebie wejść. - Zsuwał usta niżej i
niżej. Delikatnie. To jej pierwszy raz. Jest taka drobna. - A potem zamierzam tak długo cię
pieścić, aż żadne z nas nie będzie więcej czuło tego bólu. - Kiedy właśnie miał ją dotknąć,
kiedy już niemal czuł jej gorące ciało, wyrwała się spod niego i weszła na wezgłowie.
Warknął z frustracji i sięgnął po nią, ale zaczęła okładać pięściami jego ramię.
- Nie! Coś tu nie gra! - Położyła rękę na czole. - Jestem taka oszołomiona.
Musiał zamknąć bestię z powrotem w klatce. Obiecał, że więcej jej nie dotknie, jeśli sama
nie poprosi. Ale skąpa koszulka ledwie ją okrywała, czerwony jedwab na tle białej skóry
kusił. Nie był w stanie złapać oddechu... tak bardzo jej pragnął...
Znowu z warknięciem sięgnął po nią i rzucił ją na brzuch. Chociaż z nim walczyła, łatwo
przytrzymał ją jedną ręką i obnażył jej ponętny, doskonały tyłek, a potem z jękiem
przeciągnął dłonią po krągłościach jej ciała. Chociaż miał ochotę dać jej klapsa,
132
powstrzymał się od tego. Odkąd ją poznał, każdy dzień spędzał samotnie pod
prysznicem. Czując zapach jej ciała, a na dłoniach ciepło jej gładkiej skóry, zawsze
gwałtownie dochodził. Sapnęła, kiedy poklepał jej tyłek. Musiało mu to wystarczyć. Czas
iść pod prysznic.
* * *
Emma ciągle czuła na sobie jego ręce. To nie było uderzenie, klaps, ale - Frejo dopomóż -
doskonały masaż.
Co z nią jest nie tak? Dlaczego myśli o tym w ten sposób? Drżała i pojękiwała. Bestia w
klatce? Czy to właśnie jej powiedział?
Cóż, bestia właśnie wyciągnęła rękę z klatki i dała jej solidnego klapsa w pupę. To było
potężne męskie uderzenie, które sprawiło, że niemal się rozpłynęła. Zaczęła pocierać
biodrami o pościel. Pragnienie dotknięcia jej tam, na dole, obezwładniała ją. Chciała go
błagać, żeby ją posiadł. Jej ciało skręcało się, kiedy usiłowała zwalczyć tę pokusę.
Naszyjnik, który założył na jej szyję - splot złotych nitek i kamieni - spadał aż na jej piersi.
Był ciężki i czuła, jakby był pełen seksu, a przez to zakazany. Kiedy się poruszała, klejnot
także się ruszał i drażnił jej sutki.
Coś w tym naszyjniku i w sposobie, w jaki go jej założył, oznaczało... posiadanie. Dzisiaj w
nocy coś jej zrobił. Łóżko wirowało, a ona chichotała. I najwyraźniej nie była w stanie
przestać pocierać dłońmi o swoje ciało. Myśli miała jasne, ale łagodne, powolne...
Nie wiedziała, ile jeszcze wytrzyma, zanim poprosi go, aby w nią wszedł. Miała niemal na
czubku języka to słowo „proszę".
Nie!
Jest inna niż pozostałe członkinie zgromadzenia - słabsza niż jej ciotki.
Co będzie, jeżeli łagodny półwampir, półwalkiria wróci do domu i ciągle będzie pragnąć
wilkołaka?
Poczują niesmak i rozczarowanie. Zobaczy urazę w ich oczach. Poza tym jeżeli się podda,
nie będzie miała żadnej władzy nad Lachlainem. Kiedy szepnie to jedno słowo, kiedy mu
ulegnie, nigdy nie wróci do domu. Nigdy. On ma moc, która sprawi, że zapomni o
wszystkim, co kiedykolwiek było dla niej drogie.
Łóżko zakołysało się jeszcze mocniej. Zmarszczyła brwi, kiedy wreszcie zorientowała się,
co się z nią dzieje.
Po prostu ją upił.
Ten drań najpierw sam się upił... żeby ona też... kiedy będzie od niego piła... Ach, co za
sukinsyn! Nie miała nawet pojęcia, że to jest możliwe!
Jeszcze jej za to zapłaci. Żeby tak ją podejść. Nie można mu ufać. Powiedział, że więcej jej
nie oszuka, ale to także było nieuczciwe. Tak samo jak kłamstwo.
Dawniej po prostu by to zaakceptowała, godząc się z tym, że po raz kolejny jej prośby i
życzenia zostały zignorowane, ale teraz było inaczej. Lachlain potrzebował nauczki.
Musiał się nauczyć, że przez ostatnie dni zmieniła się i nie była już tą osobą, która tak
łatwo daje sobą pomiatać.
Kiedy oblizała usta po raz trzynasty, odkąd ją zostawił, wpadła na wspaniały pomysł.
Okrutny, zły pomysł. Rozejrzała się wokoło, zakłopotana, jakby ktoś mógł podsłuchać jej
myśli. Skoro Lachlain ma ochotę na nieczystą grę, skoro postanowił rzucić jej rękawicę,
133
ona zamierza podjąć wyzwanie...
Może to zrobić. Niech to, może być zła. Oj, może.
Przypomniała sobie jak przez mgłę zdarzenie z przeszłości. Kiedy była mała, zapytała
ciotkę Myst, dlaczego wampiry są takie złe.
Bo taka jest ich natura, usłyszała w odpowiedzi. Emma uśmiechnęła się z pijackim
grymasem. Czas wrócić do natury.
Dzwonek telefonu wyrwał Emmę ze snu. Żaden telefon w historii świata nie brzmiał tak
irytująco. Miała ochotę rozwalić go młotem. Z trudem otworzyła oczy i odwróciła się na
bok. Zobaczyła, jak Lachlain wstaje i kulejąc, podchodzi do aparatu.
Wyciągnęła rękę i dotknęła ciepłego posłania w miejscu, gdzie przed chwilą leżał tuż obok
niej. Czy obserwował ją we śnie?
Lachlain odebrał telefon i powiedział do słuchawki: - Jeszcze nie wrócił? Próbuj dalej. Nie
dbam o to. Zadzwoń do mnie natychmiast, kiedy go zlokalizujesz. - Rozłączył się i
przeciągnął dłonią po włosach. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz widziała kogoś tak
wyczerpanego jak Lachlain. Usłyszała, jak ciężko wzdycha, i zauważyła, że mięśnie jego
ramion ciągle są napięte. Wiedziała, że szuka swojego brata, i było jej przykro, że nie wie,
gdzie on jest. Po tych wszystkich latach Lachlain ciągle nie był pewien, czy jego brat
jeszcze żyje. Poczuła do niego sympatię. Do chwili, kiedy wstała.
Jej głowa zaczęła pulsować w obłędnym rytmie, kiedy ruszyła, potykając się, do łazienki.
Poczuła, że ma sucho w ustach. Prysznic i mycie zębów trochę jej pomogło na ból głowy i
suchość w ustach, ale nie miało wpływu na ogólne oszołomienie.
Dał jej w prezencie kaca giganta, pierwszego kaca w jej życiu. Gdyby naprawdę wypił
tylko szklaneczkę czy dwie, z pewnością tak by się nie upiła i nie miałaby tak potężnego
kaca. Ostatniej nocy, kiedy się ubrała i wyszła na spacer, miała taki mętlik w głowie, że
nawet nie pamiętała, kiedy wróciła i rzuciła się na górę koców. Podłoga w tym potężnym
zamku zataczała kręgi.
Musiał się urżnąć w sztok, zanim do niej przyszedł.
Drań.
Kiedy wyszła z łazienki zawinięta w ręcznik i podeszła do szafy, żeby wybrać ubranie,
poszedł za nią. Oparł się o drzwi i patrzył, jak przetrząsa rzeczy na półkach. Zauważyła
nowe ciuchy - było ich całe mnóstwo - oraz torebki i buty.
Przekopywała się przez góry ubrań, oceniając je uważnym wzrokiem. Zawsze bardzo
dbała o swój wygląd i wystrzegała się ubrań, które nie pasowały do ogólnego obrazu jej
sylwetki. Uważała, że nowoczesne ubrania zupełnie nie współgrają z...
- Podoba ci się to wszystko? - zapytał.
Przechyliła głowę i poczuła, jak zalewa ją fala gniewu. Jej własne rzeczy zniknęły.
- Och, przyślę kogoś po to wszystko, kiedy już będę w domu - odparła z całkowitą
szczerością.
Wyciągnęła palec i zakręciła nim w kółko, dając mu znak, żeby się odwrócił. Kiedy
posłuchał, szybko założyła bieliznę, stanik, wygodne dżinsy i luźny sweter.
Prześliznęła się obok niego i usiadła na łóżku. Dopiero teraz zauważyła, że wszystkie
okna są zasłonięte okiennicami. Oczywiście to on kazał je zrobić.
134
- Kiedy zdążyłeś je założyć?
- Zainstalowali je dzisiaj. Otwierają się automatycznie o zachodzie słońca i zamykają o
świcie.
- Teraz są zamknięte. Popatrzył na nią z uwagą.
- Słońce jeszcze do końca nie zaszło.
Wzruszyła ramionami; wcale nie była zdziwiona, że tak wcześnie wstała.
- Nie zaproponowałeś mi, żebym się napiła.
Uniósł brwi.
- A chcesz?
- Najpierw musisz dmuchnąć w balonik. - Kiedy zmarszczył brwi, dodała: - To taki test,
żeby zmierzyć, ile wypiłeś.
Nawet nie sprawiał wrażenia, że męczy go poczucie winy.
- Dzisiaj nic nie piłem i dlatego możesz się bezpiecznie pożywić. - Usiadł - zbyt blisko jak
na jej gust.
- Dlaczego tak ci się spieszyło pod prysznic zeszłej nocy? Czy czułeś się tak bardzo
zbrukany tym, co robiliśmy?
Zaśmiał się krótko.
- Emmo, to najbardziej podniecająca rzecz, jakiej doświadczyłem. Musiałem sobie ulżyć
pod prysznicem, żeby nie złamać obietnicy, którą ci dałem.
Zmarszczyła brwi.
- To znaczy, że ty...?
- Och, tak. - Uśmiechnął się, patrząc jej w oczy. - To przez ciebie każdej nocy zachowuję się
jak napalony nastolatek.
Bez zakłopotania przyznał, że co noc onanizuje się zaledwie kilka metrów od niej. A ona
tymczasem przewraca się w łóżku, walcząc z potrzebą dotykania swojego ciała. Jakie to...
żałosne. Zaczerwieniła się, słuchając jego zwierzeń, ale także z powodu własnych myśli.
Chciałabym zobaczyć, jak on to robi.
Nie, nie, nie. Jeżeli ciągle będzie patrzyła na ten jego lubieżny uśmieszek, zapomni o
swoim planie, zapomni, jaki bardzo czuła się zraniona, słysząc jego słowa. Oszukał ją,
mamił miłymi słówkami, tylko po to, żeby ją upić i wykorzystać.
Konsekwencje. Jeżeli zadziera z wampirem, z Emmaline Troy, musi ponieść konsekwencje.
Kiedy okiennice otworzyły się z cichym buczeniem, odsłaniając nocne niebo, powiedziała:
- Lachlainie, mam pomysł. - Czy naprawdę będzie miała tyle odwagi, żeby w porę się
opamiętać? Konsekwencje. Musi mu odpłacić pięknym za nadobne. Ku jej zdumieniu
zgodził się. - Myślę, że jest taki sposób, żebyśmy oboje poczuli ulgę, gdy piję.
- Słucham uważnie - odparł szybko.
Zsunęła się z łóżka i klęknęła przed nim. Delikatnymi białymi dłońmi rozsunęła jego
kolana. Dopiero teraz zrozumiał, co ma na myśli.
- Chyba nie chcesz...? - Powinien się wzdrygnąć na tę myśl, ale jego penis stał sztywny
niczym maszt.
- Chcę całego ciebie, Lachlainie - wymruczała piękna Emmaline o delikatnych ustach,
która patrzyła na niego błękitnymi oszałamiającymi oczami. - Wszystkiego, co możesz mi
dać.
135
Pragnął dać jej wszystko, co tylko zechce. Wszystko. Drżącą ręką rozpięła górny guzik
jego dżinsów. Przełknął głośno ślinę.
Czy nie powinien zachować czujności? Z trudem powściągał chęć złapania jej za głowę i
przyciągnięcia bliżej. Wyczuł, że z łatwością może ją spłoszyć. Wiedział, że nigdy
wcześniej nie dała żadnemu mężczyźnie rozkoszy. Czyżby miał zacząć pierwszą noc pełni
właśnie w ten sposób? To chyba sen.
Powoli rozpięła rozporek i westchnęła, kiedy jego sztywny penis wyskoczył ze spodni, a
potem uśmiechnęła się wstydliwie i jednocześnie kusząco. Najwyraźniej jego erekcja jej
pochlebiała. Wzięła jego męskość w obie dłonie, tak jakby już nigdy nie zamierzała go
puścić.
- Emmo - powiedział łamiącym się głosem.
- Wytrzymaj tak długo, jak zdołasz - powiedziała, przeciągając dłonią po jego członku.
Zamknął oczy, czując niewiarygodną przyjemność.
Najpierw poczuł jej oddech i zadrżał lekko. A potem jej wilgotne usta i język dotykający i
liżący jego ciało. Ach, miała mały i zwinny języczek...
Słodki Boże, poczuł jej zęby...
Jęknął, zdziwiony, padając w tył na łóżko, ale natychmiast uniósł głowę i dotknął ręką jej
twarzy. Chciał widzieć, jak trzyma go w ustach. Musi być całkowicie zboczony...
- Nie... miałem... pojęcia. Już na zawsze tak -wymruczał. - Na zawsze.
Nie wiedział, czy natychmiast osiągnie orgazm, czy straci przytomność. Jej dłonie były
wszędzie, dotykały, głaskały, doprowadzały go do szaleństwa. Jęknęła, nie wypuszczając
go z ust, i zaczęła ssać z jeszcze większą siłą. Czuł, że słabnie, ale nie chciał, żeby to się
skończyło.
- Emmo, zaraz.. - Nagle oczy uciekły mu w głąb czaszki i wszystko zakryła ciemność.
Nie oglądaj się za siebie. Wsiadaj do samochodu. Uciekaj, jakby goniło cię stado diabłów.
I tak zrobiła. Pobiegła prosto do wielkiego garażu i zaczęła szukać kluczyków do
zaparkowanych tam samochodów. Ale nic nie znalazła. Poczuła, jak traci panowanie nad
sobą. W jej głowie wirowało tylko jedno słowo. Jakby opadła z niej jedwabna zasłona.
Uciekaj.
Przecież próbowała! Nie ma kluczy. Wybiegła z garażu i rozejrzała się wokoło w
poszukiwaniu jakiegoś samochodu dostawczego.
Mógł być nawet traktor.
Zamarła na moment i zmarszczyła brwi. Ponad horyzontem zabłysło zimne światło.
Księżyc w pełni. Właśnie wschodził.
Poczuła na skórze jego światło. Wyobrażała sobie, że właśnie w taki sposób ludzie czują
słoneczny blask.
Jej słuch był ekstremalnie wyostrzony. Z lasu dochodziły dziwne odgłosy, jakby ktoś ją
wołał. Podczas wcześniejszych spacerów omijała to ciemne, ponure miejsce. Na widok
mrocznej puszczy nawet jej nowo odkryta odwaga chowała się w mysią dziurę.
Biegnij tam.
Musiała zwalczyć w sobie nieodpartą chęć ukrycia się w gęstym mroku. Lachlain z
łatwością mógłby ją tam znaleźć - przecież był myśliwym, tropicielem. Robił to przez całe
136
życie.
Mimo to jej ciało pragnęło znaleźć się w lesie, tak jakby tęskniła za gonitwą pomiędzy
drzewami, chociaż nigdy tam nie była. Czy naprawdę traci zmysły i już nawet nie musi
śnić, żeby widzieć coś, co nigdy się nie wydarzyło?
Uciekaj!
Zrzuciła buty i usłuchała nakazu, uciekając jak najdalej od dworu i wilkołaka, który
niebawem obudzi się w złym humorze.
Zanurzyła się w lesie i zdała sobie sprawę, że mimo mroku doskonale widzi.
Ale dlaczego tak się dzieje? Czy to jego krew tak bardzo wpływa na jej ciało? Teraz
wiedziała już, że wilkołak widzi tak samo w dzień, jak i w nocy.
Poczuła zapach wilgotnej ziemi, mchu. Czuła nawet kamienie mokre od skraplającej się na
nich mgły. To dziwne. Nie potykała się, jej stopy bezbłędnie odszukiwały bezpieczną
ścieżkę, jakby biegała tędy tysiące razy.
Zapachy, jej ciężki oddech, łomotanie serca w klatce piersiowej, wiatr, który owiewał jej
twarz... Jakie to cudownie. Czuła się jak w niebie.
A potem wyczuła coś nowego. Bieg był niczym afrodyzjak - za każdym razem, kiedy
dotykała ziemi stopą, czuła rozkosz.
Usłyszała wrzask wściekłości Lachlaina; niósł się ponad doliną, a dobiegał z dworu,
oddalonego teraz o wiele kilometrów stąd.
Zdawało jej się, że cały pogrążony w ciemności świat zadrżał. Ale nie ze strachu na myśl o
tym, co jej zrobi, kiedy ją złapie. Z niecierpliwości. Słyszała, jak jego serce uderza mocno,
kiedy się do niej zbliżał. Mimo osłabienia przez rany bez trudu ją dogoni.
Będzie ją ścigał na wieki. Taki jest ten jego gatunek.
Teraz jesteś taka sama jak on, szeptał jej umysł. Nie! Nie zamierza się poddać.
Towarzyszka wilkołaka powinna dać się złapać. Powinna na niego czekać naga,
rozciągnięta na trawie albo opierająca się o drzewo z uniesionymi zapraszająco biodrami i
ramionami odrzuconymi za głowę, zachwycona faktem, że ją ściga, niecierpliwie
oczekująca jego gwałtownego ataku.
Emma najwyraźniej traciła zmysły! Skąd mogła wiedzieć takie rzeczy? Nigdy nie będzie
czekać niecierpliwie na gwałt. Kiedy tylko poczuje ból, zacznie krzyczeć. Takie ma zasady.
Właśnie wbiegła na polanę, kiedy usłyszała, że mężczyzna rozpędza się do skoku.
Zesztywniała, oczekując na zderzenie z ziemią, ale Lachlain odwrócił ich w locie i sam
upadł na plecy, a potem ułożył ją delikatnie na trawie. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła,
jak nachyla się nad nią, opierając się na kolanach i rękach.
Był większy. Jego oczy nie miały tego ciepłego złotego koloru - patrzył na nią
niesamowitym błękitem. Oddychał ciężko, powoli, a jego klatka piersiowa dudniła niczym
miech. Wiedziała, że jego ciało jest osłabione, tym bardziej po długim biegu, ale
niezaspokojona potrzeba czyniła go silnym.
- Odwróć się - warknął. Jego głos był zniekształcony, zgrzytliwy.
Niebo przecięła błyskawica. Zdawało się, że jej nie zauważył, ale ona zapatrzyła się na nią,
jakby widziała kometę. Czyżby była bardziej walkirią, niż podejrzewała?
Rozsądna Emma mówiła, że nie.
Błyskawica oświetliła także na ułamek sekundy to, co drzemało w nim zazwyczaj głęboko
137
ukryte. Kły, zimne błękitne oczy, niewiarygodnie silne, umięśnione ciało. Wydarł jej torbę i
ściągnął z niej kurtkę, a potem rozszarpał ubranie, powarkując i mrucząc, podczas gdy
ona patrzyła jak zahipnotyzowana na rozświetlone niebo.
- Połóż... ręce... za... głową - warknął, zdzierając z siebie ubranie.
Zrobiła tak, jak kazał. Ciągle pochylał się nad nią, aby ją całować, lizać, przesunąć jej nogę
lub rękę. Działo się coś, czego nie rozumiała. To nie były przypadkowe gesty, to był...
Rytuał.
Kiedy tak poruszał się nad nią, poczuła ogarniającą ją chęć, aby zerwać się z ziemi i także
przyjąć pozycję na kolanach i rękach.
Aby odgarnąć włosy na plecy i odsłonić szyję. Przeciągnął językiem po jej piersi i wygięła
się w łuk.
- Odwróć... się.
Zrobiła to - zupełnie jakby ktoś inny kierował jej ciałem - ktoś pełen agresji i żądzy.
Poruszał się za nią, ale nie mogła go zobaczyć. Czuła, jak jego wielki penis ślizga się po jej
pośladkach, naciska na uda.
Czuła zapachy nocy, jej skórę oblewało blade światło księżyca. Naprawdę traciła zmysły...
Przycisnął jej klatkę piersiową do trawy, wyciągnął ręce do przodu i uniósł jej tyłek w
górę. Warknął, jakby był zadowolony, a potem rozsunął kolanem jej nogi. Poczuła, że robi
się mokra, chociaż jej nie dotykał.
Czuła ból. Czuła się pusta. Wiedziała, że poczuje wszystkie zapachy ziemi, jeżeli tylko on
w nią wejdzie. Poruszyła się, jakby chciała przewrócić się na plecy, żeby go zachęcić.
- Nie rób tego - syknął. Jego dłoń wylądowała na jej plecach i przycisnęła ją, całkowicie
unieruchamiając.
Jęknęła i przewróciła oczyma.
- Księżyc jest w pełni... Nie mogę... być taki, jakbym chciał. Gdybyś mogła wiedzieć, o
czym teraz myślę...
Rozsunęła szerzej kolana, chociaż za jej plecami czaiła się bestia doprowadzona do szału
przez księżycowe światło, z członkiem, który mógłby rozerwać ją na pół. Powinna zwinąć
się w kulkę i zakryć głowę rękoma, a nie kiwać się w przód i w tył, żeby go zachęcić.
- Nie musisz tego robić. Nigdy. I tak ledwie się powstrzymuję...
Wyczuła, że się porusza, i nagle... poczuła jego usta na swoim kroczu. Krzyknęła z
zaskoczenia i przyjemności. Leżał na plecach, z głową między jej kolanami, i
przytrzymywał ją za biodra. Nie mogła się ruszyć, nawet gdyby chciała.
Jęknął, nie odrywając od niej ust.
- Marzyłem, żeby znów cię spróbować - mruknął. -Prawie tak samo jak o tym, żeby się z
tobą kochać.
Zatopiła szpony w trawie i poczuła zapach zmiażdżonych źdźbeł. Zaczął ssać, a ona
krzyknęła. Błyskawica przecięła niebo niczym bicz. Nie mogła się ruszyć, nie mogła
przesunąć bioder, aby poczuć go w sobie. Nie czuła nawet, jak ziemia rani jej kolana.
Traciła zmysły.
- O Boże, tak! Lachlain, proszę.
Zabrał język i wsunął w jej wnętrze palec.
- O co prosisz?
138
Poruszała biodrami, nie panując nad sobą.
- Proszę cię, chociaż raz... pozwól mi mieć...
- A więc chodź - rozkazał i położył dłoń na jej pośladkach. Jego palec coraz mocniej
zagłębiał się w jej wnętrzu, a usta pieściły łechtaczkę, ssąc i liżąc. Krzyknęła i jej ciało
zesztywniało. Drżąc z rozkoszy, osiągnęła po raz pierwszy orgazm. Doznała eksplozji
przyjemności. Jego dłonie ciągle penetrowały jej ciało. Gładził jej boki, lizał między
nogami, pieścił palcem. A ona przez cały ten czas patrzyła w niebo, i jedyne, co mogła
zrobić, to tylko wygiąć się w łuk, aż w końcu nie mogła już znieść więcej przyjemności.
Kiedy potężna fala opadła, Emma osunęła się na ziemię z westchnieniem, oszołomiona
przyjemnością, jakiej nigdy wcześniej nie zaznała. Puścił jej ciało i wstał. Drżąc, spojrzała
na niego. Widziała jego sylwetkę na tle błyskawic, które ciągle przecinały niebo, chociaż
burza już osłabła. Był niczym bóg. Najwyraźniej na coś czekał.
Rytuał. Uklękła przed nim. Patrząc w górę na jego twarz, wzięła do ust jego członek i
zaczęła dotykać go językiem, tak jak powinna była zrobić to już wcześniej. Ujął jej twarz
drżącymi dłońmi, pojękując. Na jego obliczu malowała się ekstaza pomieszana z
niedowierzaniem. Patrzył na nią. Wyciągnęła ręce i przejechała szponami po jego piersi,
orając mu skórę. Zadrżał. Czuła w ustach jego lekko słony smak.
- Nie mogę tego zrobić... Muszę oficjalnie pokazać, że mam do ciebie prawo. Tu i teraz.
Nie chciała wypuścić go z ust, i kiedy wreszcie się uwolnił i ukląkł między jej nogami,
pochylił się i znów dotknął jej językiem, jednocześnie wsuwając dwa palce w jej wnętrze.
Znów zaczęła drżeć, więc przestał ją lizać, wycofał palce i położył dłoń na jej głowie,
delikatnie zmuszając ją do opadnięcia na kolana i ręce. Obejrzała się i zobaczyła, że wziął
w dłoń wyprężonego penisa.
Zaczęła się trząść z niecierpliwości. Tak bardzo go pragnęła.
Potrzebowała. Pożądała. Chciała cofnąć biodra, ale przytrzymał ją i dotknął koniuszkiem
penisa jej krocza. Pogładził ręką jej plecy, aż wygięła się w łuk, czując przyjemny dreszcz.
- To nie sen - mruknął rozmarzonym głosem. -Emmaline...
Dyszała ciężko, powtarzając raz za razem „proszę". Złapał ją jedną ręką w pasie.
- Tak długo czekałem, żeby znaleźć się w tobie. - Drugą ręką przytrzymał ją za ramię, aby
nie mogła się poruszyć.
- Ogłaszam, że jesteś moja na wieki. - I mocno pchnął. Emma krzyknęła, tym razem z bólu.
- Och, Boże - wyjęczał - jaka ciasna. - Była tak zaciśnięta wokół jego męskości, że ledwie
mógł się poruszać.
Emma z trudem chwytała oddech, ból wyciskał jej łzy z oczu. Wiedziała, że nie będą do
siebie pasować. Na szczęście przestał się poruszać tak gwałtownie, chociaż nadal czuła
jego mocno drżące ciało i twardego i gorącego penisa w swoim wnętrzu.
Uniósł ją do góry, klękając, i oparł o swoją klatkę piersiową. Zarzucił sobie jej ręce na kark
i tam je zaplotła.
- Trzymaj się mocno.
Kiedy pokiwała głową, zsunął się jeszcze niżej i zaczął pieścić ją na dole. Mimo że
natychmiast zrobiła się z powrotem wilgotna, ciągle powstrzymywał się od najlżejszego
ruchu. Zamiast tego masował jej piersi i ugniatał delikatnie ciało tak długo, aż w końcu
znów zaczęła dyszeć, czując desperacką żądzę, tak samo jak wtedy, kiedy dotykał ją w
139
łazience tamtej nocy. Nie, to było nawet gorsze, ponieważ teraz doskonale wiedziała, co
tak naprawdę straciła.
Przypomniała sobie, jak bardzo była sfrustrowana tamtej nocy, i obawiając się, że sytuacja
może się powtórzyć, wygięła się w pasie, mocniej przylegając do niego biodrami.
- Chcesz więcej? - mruknął jej do ucha.
- T-tak.
- A więc oprzyj się na rękach. Pozwól mi dać ci to, czego pragniesz.
Kiedy tylko zmieniła pozycję, złapał ją za biodra i powoli wycofał się z jej wnętrza, żeby
chwilę później wejść głębiej. Krzyknęła, tym razem z rozkoszy. Kiedy wygięła się w łuk i
szerzej rozstawiła kolana, wyjęczał jej imię, ale jego głos się zmienił. Ciągle był niski, ale
brzmiał bardziej gardłowo, niemal jak... warknięcie.
Znów w nią wszedł, tym razem gwałtowniej. Słyszała jego jęki i powarkiwanie. Czy ona
także wydawała podobne dźwięki?
Wraz ze wzmagającą się przyjemnością traciła zdolność jasnego myślenia. Każde
odmierzone pchnięcie wyrywało z jej ust westchnienie, za każdym razem, kiedy jego
skóra ocierała się o jej ciało, kiedy przylegał do niej biodrami, krzyczała o więcej.
Obnażyła zęby i powietrze zamigotało od wyładowań elektrycznych. Odrzuciła głowę do
tyłu, czując zapach ziemi i Lachlaina, czując jego męskość głęboko w sobie. Pochylił się
nad nią i musnął ustami jej szyję. Poczuła jego zęby, ale było to niepodobne do jej ukąszeń.
Nie przebił skóry, tylko ściskał ją zębami. To było wspaniałe uczucie.
- Zaraz skończę - wysapał, nie odrywając ust od jej skóry. - Poczujesz mocne pchnięcie.
Znów ogarnęła ją niesamowita przyjemność; krzyknęła ekstatycznie prosto w czarne
niebo i odrzuciła głowę do tyłu, aby poczuć jego usta na szyi.
- O Boże, tak - zawył i znów zaczął ją gryźć. A potem poczuła w swoim wnętrzu raz po raz
wytrysk jego nasienia, silnego i gorącego.
Ale nawet wtedy nie przestał się w niej poruszać.
* * *
Pożądanie jeszcze wzrosło. - Nie mogę przestać.
Rzucił ją na plecy i przytrzymał ręce za głową. Wszedł w nią. Potargane włosy
dziewczyny tworzyły aureolę wokół jej głowy. Jej zapach uderzył go w nozdrza. Zachwiał
się lekko, jakby zakręciło mu się w głowie. Była jego i tylko jego. Wreszcie. Emmaline.
Popatrzył na jej twarz. Miała zamknięte oczy, jej usta lśniły w mroku. Była taka piękna, że
patrząc na nią, czuł ból.
Księżyc w pełni palił jej ciało zimnym srebrnym blaskiem, budząc w nim zwierzę.
Posiadam. Moje. Biorę.
Czuł światło księżyca na swojej skórze, jak nigdy dotąd. Wprowadzało zamęt w jego
myśli.
Próbowała od niego uciec. Chciała go zostawić. Nigdy.
Tracił kontrolę... Chryste, nie, zaraz się zmieni... Jego szpony wydłużyły się. Chciał ciąć jej
ciało. Chciał złapać pazurami za biodra i bez końca wdzierać się w jej wnętrze. Chciał całkowicie ją
posiąść.
Była jego. Odnalazł ją. Zasłużył na nią. Zasłużył na wszystko, co mogła mu dać.
Wdzierał się w jej miękkie, powolne mu ciało, podczas gdy księżyc palił jego skórę. Takiej
140
przyjemności nigdy nie dane mu było zaznać.
Spraw, żeby całkowicie się poddała.
Lizał, gryzł, ssał. Nie panował nad pożądaniem. Niezdolny do powstrzymania się od
jęków i powarkiwań, musiał zakosztować jej wilgotnego ciała. Był dla niej zbyt
gwałtowny. Ale jednocześnie pragnął jeszcze mocniej wbić się w jej wnętrze. Nie mógł się
od tego powstrzymać.
Ostatnim wysiłkiem woli oderwał się od niej.
Zatopiła szpony w wilgotnej ziemi, zaskoczona, a jej biodra ciągle się poruszały, pragnąc
jego męskości.
- Dlaczego?! - wrzasnęła.
- Mogę cię zranić. - To nie był już jego głos.
- Proszę... Wróć do mnie.
- Naprawdę tego chcesz? Właśnie takiego, jaki jestem?
- Tak... Pragnę cię... takiego, jaki jesteś. Proszę, Lachlain! Ja też to czuję.
Czyżby ona też poczuła moc księżyca?
Nie widział już niczego prócz jej srebrnych oczu, którymi patrzyła na niego z uwagą, oraz
głębokiej czerwieni jej wydatnych ust i wyprężonych sutków. Spadł na nią, przygniatając
ją swoim ciałem. Pochylił głowę i zaczął lizać i ssać jej piersi. Przeniósł się wyżej i
pocałował ją mocno. Uniósł lekko jej biodra i przytrzymał ją, klękając między jej nogami.
- Moja! - zawył i pchnął mocno.
Z wnętrza jego ciała, jego potężnej klatki piersiowej, wydarł się głęboki ryk. Każdemu
pchnięciu towarzyszyły jęki i powarkiwania. Poczuł, jak jej pazury wbijają się w jego
skórę. Jego penis pulsował coraz mocniej. Odrzuciła głowę do tyłu.
- Moja... - Chciała go zostawić? Wchodził w nią z całej siły. Przyjęła go z radością,
dopasowując się do jego rytmu. Wsunął dłonie pod jej plecy i uniósł ją do góry,
przyciskając do piersi.
- Poddaj mi się.
Jej oczy otworzyły się szerzej, kiedy znów doznała orgazmu. Oszołomione. Jak lustra.
Poczuł, że jej ciało zaciska się wokół jego penisa i zbliża się wytrysk. Wystrzelił gorącym
nasieniem prosto w jej ciepłe, pulsujące wnętrze. Emma wygięła się w łuk i szerzej
rozłożyła nogi, aby mógł wejść jeszcze głębiej, jakby tylko tego pragnęła przez całe swoje
życie.
* * *
O zachodzie księżyca, kiedy Emma poczuła, że już więcej nie osiągnie szczytu, opadła
bezwładnie na trawę. Lachlain osunął się na nią z jękiem, ale ku jej zdziwieniu wcale nie
poczuła dyskomfortu.
W końcu podniósł się na łokciu, aby móc patrzeć na nią. Leżał na boku i odgarniał włosy z
jej twarzy. Teraz, kiedy napięcie odeszło, czuła obezwładniającą radość, że należy do niego
już na zawsze. Tak jakby przez całe życie czekała właśnie na tę chwilę.
Położyła się na plecach i przeciągnęła, patrząc w niebo i na las, który rozciągał się tuż za
nimi. Czuła pod sobą chłodną trawę, a na skórze łagodny powiew bryzy, ale i tak jej ciało
płonęło. Tak jakby nie potrafiła zbyt długo wytrzymać bez jego widoku, odwróciła głowę i
ponownie spojrzała na niego. Czuła się całkowicie złączona ze wszystkim, co ją otaczało.
141
Tak jakby należała tutaj od zawsze.
Po raz pierwszy doświadczała podobnego uczucia. Było to tak wspaniałe, że zapragnęła
nagle załkać z ulgi, że Lachlain zdołał ją dogonić i że nadal tak bardzo jej pragnął. Nie
mogła przestać go dotykać, tak jakby się obawiała, że nagle zniknie. I nie mogła
zrozumieć, jak kiedykolwiek mogła tak okrutnie z nim postępować. Pamiętała, że była na
niego zła i że uciekła, ale tak naprawdę nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego.
Jak mogła gniewać się na mężczyznę, który patrzył na nią w ten sposób?
A on gapił się na nią z zachwytem.
- Nie chciałem cię skrzywdzić. Próbowałem się powstrzymać.
- To było wspaniałe. Ja też starałam się nie podrapać ci pleców.
Uśmiechnął się.
- Czy usłyszałaś w swoim wnętrzu jakiś głos? -zapytał.
Pokiwała głową.
- To było jak... instynkt, którego byłam w pełni świadoma. Na początku trochę się
wystraszyłam.
- A potem?
- A potem zrozumiałam, że - nie wiem, jak to dokładnie opisać - powinnam mu zaufać.
- Czy czułaś światło księżyca na skórze?
- To było prawie tak samo wspaniałe jak bieg przez las. Jakbym znalazła się w... niebie.
Lachlainie, ja czułam zapachy.
Jego ciało zaczęło drżeć. Opadł na trawę, pociągając ja za sobą. Ułożyła się wygodnie na
jego piersi. Lachlain pogładził ją po biodrze.
- Śpijmy. - Jego powieki opadały ciężko. - Zmęczyłem się zaspokajaniem mojej małej
królowej. Zresztą nie tylko tym, ta twoja sztuczka też bardzo mnie wyczerpała.
Przypomniała sobie zdarzenia poprzedniej nocy i zesztywniała.
- Odpłaciłam ci pięknym za nadobne. - Jeżeli zamierza teraz dać jej nauczkę...
- Tak. Podoba mi się, że to potrafisz. - Jego głos był senny. - Muszę się jeszcze wiele
nauczyć, Emmaline.
Na te słowa gniew, który pragnęła w sobie wzniecić - sądziła, że powinna go poczuć, żeby
być taka sama jak inne, silniejsze kobiety - natychmiast zniknął. Nie miała kręgosłupa,
wiedziała o tym. Po jednej szalonej nocy na łące, kiedy pierwszy raz w życiu poczuła - i to
niejeden raz - co to jest orgazm, i została obdarzona kilkoma zachwyconymi spojrzeniami,
pragnęła rzucić się na tego wielkiego, silnego wilkołaka, wbić pazury w jego pierś i już
nigdy go nie puścić.
- Muszę odpocząć - powiedział, jakby czytał w jej myślach. - Ale kiedy odzyskam siły,
znów będę w stanie dać ci to... - pchnął ją, teraz ledwie sztywny - i całą krew, jaką zdołasz
wypić.
Poczuł, jak jej ciało zaciska się wokół niego. Uśmiechnął się szeroko.
- Każdej nocy. Obiecuję ci. - Pocałował ją w czoło. - Odpocznij przez chwilę.
- Ale niebawem wzejdzie słońce.
- Znajdziesz się w moim łóżku na długo przed wschodem.
Jej ciało było ciepłe i zrelaksowane pod jego dłońmi, ale w głębi ducha czuła, jak ogarnia ją
panika. Tak, miała wielką ochotę poleżeć na środku polany na jego potężnym ciele, w
142
kręgu zdeptanej i zrytej trawy. Ale otwarta polana... podobnie jak parking albo boisko,
albo, Boże dopomóż, łąka, była niczym śmiertelna pułapka. Sen pod gwiazdami? Unikać
za wszelką cenę. Pragnęła schronienia, jaskini, pieczary, czegokolwiek, co pozwoliłoby jej
ukryć się głęboko w ziemi przed słońcem.
Jednak pragnienie, aby tu zostać, było równie silne. Instynkt wilkołaka, który od niego
dostała, był czymś wspaniałym, ale niósł ze sobą masę problemów tylko z jednego,
powodu: Emma była wampirem.
We śnie przekręcił się na bok, przyciskając ją do siebie. Chronił ją. Całkiem ją sobą
przykrył. Było jej dobrze. Może po prostu powinna się poddać.
- Moja - mruknął łagodnie. - Tęskniłem za tobą.
Tak. Najwyraźniej ona także tęskniła.
Poddaj się. Zaufaj mu. Poczuła, jak jej powieki opadają. Ostatnią myślą, jaka wpadła jej do
głowy, było: „Nie znasz dnia ani., nocy".
Byli w łóżku. Lachlain leżał na boku i gładził dłonią jej ciało, od pępka aż do miękkich
piersi. Czuł, że powietrze pachnie ozonem, i po ostatniej nocy wiedział, że to jej sprawka.
Nie rozumiał, jak ona może nadal tak bardzo go pragnąć i dlaczego jest taka szczęśliwa na
wspomnienie poprzedniej nocy. Obudził się bowiem dręczony wyrzutami sumienia z
powodu tego, co zrobił. Ona była dla niego wszystkim tym, o czym marzył - piękna,
namiętna - i w końcu ją posiadł. Raz po raz. Dała mu niewiarygodną, odbierającą
świadomość przyjemność. Ale to nie wszystko, sprawiła bowiem, że poczuł więź, głęboką
więź na całe życie.
Dała mu to wszystko, a on odebrał jej dziewictwo na brudnej ziem, w lesie, jak bestia. Tak
brutalnie wdzierał się w jej delikatne ciało. Przypomniał sobie, jak krzyczała z bólu.
Okrutnie naznaczył jej kark. Nawet nie była w stanie zobaczyć tego śladu, gdyż był
widoczny jedynie dla wilkołaka, ani go poczuć, ale już na zawsze będzie to znamię nosić.
Każdy wilkołak, który ją zobaczy, będzie wiedział, że Lachlain stracił dla niej głowę, albo
pomyśli, że zrobił to dlatego, aby na zawsze odstraszyć od niej innych.
A tymczasem dziewczyna wyglądała na zadowoloną. Paplała coś wesoło i raz po raz
dotykała jego twarzy z rozmarzonym wyrazem oczu.
- Nic dzisiaj nie piłaś. Nie jesteś głodna?
- Nie. - Uśmiechnęła się radośnie. - Prawdopodobnie dlatego, że wczoraj tak hojnie się
poczęstowałam.
- Ty łakomczuchu. - Pochylił się nad nią i potarł ustami jej piersi, co sprawiło, że aż
podskoczyła. - Wiesz, że nie musisz się krępować. - Złapał ją za podbródek i spojrzał jej w
oczy. - Wiesz o tym, prawda? Kiedy tylko zapragniesz się napić, nawet kiedy będę spał,
chcę, żebyś mnie ugryzła.
- Naprawdę to lubisz?
- Na pewno nie użyłbym słowa „lubię".
- Szybciej doszedłbyś do siebie, gdybym nie piła twojej krwi.
- Być może, ale z pewnością okres rekonwalescencji nie byłby tak przyjemny.
- Lachlainie - nie dawała za wygraną - czasami czuję, że jestem dla ciebie kulą u nogi. -
Chciał zaprotestować, ale nie dała mu dojść do słowa.
143
- Kiedy pierwszy raz piłam twoją krew, zapytałeś mnie, czy się nie obawiam, że zostanę
przemieniona w wilkołaka. A mogłabym zostać? - Spiął się cały, kiedy zobaczył, że pyta
poważnie.
- Emmo, dobrze wiesz, że żadna żyjąca istota nie może się przemienić w wilkołaka, jeżeli
wcześniej nie umrze. -Katalizatorem
przemiany, zarówno u wampirów, ghuli, upiorów, jak i innych istot Tradycji, była śmierć. -
Musiałbym całkowicie się zmienić i oddać we władanie bestii, a potem zabić cię i mieć na
dzieję, że zainfekowałem cię wystarczająco mocno, aby móc przywrócić do życia. - I
czekać, żeby jej ciało zaakceptowało ten kawałek bestii, która zbudziła się w nim do życia.
- Ale nawet gdybyś to przeżyła, musiałabyś spędzić lata w zamknięciu, żeby się nauczyć
kontrolować bestię. - Większości z nich zajmowało to dekadę. Niektórzy nigdy nie
zdobywali władzy nad bestią.
Opuściła ramiona, zasmucona i rozczarowana.
- Ale i tak to brzmi zachęcająco - mruknęła. - Nienawidzę bycia wampirem. Nienawidzę
tego, że mnie nienawidzą.
- Zostanie wilkołakiem niewiele by zmieniło. Po prostu zyskałabyś nowych wrogów.
Wiesz przecież, że istoty Tradycji nie za bardzo nas kochają. A poza tym nawet gdyby
przemiana była taka prosta jak pstryknięcie palcami, i tak bym się nie zgodził.
- Nie chciałbyś zmienić tego, że jestem wampirem? -zapytała z niedowierzaniem. -
Wszystko od razu stałoby się prostsze!
- Chyba żartujesz. Jesteś taka dlatego, że jesteś sobą, i nie chciałbym zmienić w tobie ani
jednej rzeczy. Poza tym nawet nie jesteś prawdziwym wampirem. - Ukląkł na łożu, uniósł
ją w górę i przytulił do piersi. Powiódł palcem po małym szpiczastym uchu, a potem
złapał je delikatnie zębami. Zadrżała. - Myślisz, że nie zwróciłem uwagi na niebo wczoraj
w nocy?
Uśmiechnęła się i zawstydzona ukryła twarz na jego ramieniu.
Gdyby tego nie widział, nigdy by nie uwierzył. Krystalicznie czyste niebo, księżyc w pełni
i błyskawice raz po raz rozrywające czerń nocy niczym gigantyczna sieć. Po każdym
uderzeniu pioruna ich ciała oblewało zimne światło. Dopiero po dłuższej chwili zdał sobie
sprawę, że wyładowania towarzyszą jej krzykom.
- Krążyły pogłoski, że walkirie to potrafią, ale żaden z nas nigdy tego nie widział.
- Mężczyźni, którzy to widzieli, zwykle tracili życie, jeżeli nie potrafili trzymać języka za
zębami.
Uniósł lekko brwi.
- Nie jesteś wampirem - powiedział. - Masz te swoje błyskawice, a twoje oczy zamieniają
się w żywe srebro. Na całym świecie nie ma drugiej takiej istoty jak ty.
Skrzywiła się.
- To znaczy takiego dziwoląga.
- Nie, wcale tego nie powiedziałem. Po prostu wierzę, że jesteś jedyna w swoim rodzaju. -
Przytulił ją i uśmiechnął się lekko. - Jesteś moim czarodziejskim mieszańcem.
Uderzyła go w ramię.
- I bardzo lubię błyskawice. Zawsze będę wiedział, czy nie udajesz. - Pocałował ją, a
ponieważ szeroki uśmiech nie schodził z jego twarzy, uderzyła go ponownie.
144
Najwyraźniej uważał, że to komiczne.
- Och! Szkoda, że w ogóle je zauważyłeś!
Zmarszczył srogo brwi.
- Kiedy nie będzie mnie w domu i nagle poczuję w powietrzu wyładowania elektryczne,
będę wiedział, że szybko muszę wracać. Zobacz, nauczyłem się ciebie w jeden dzień. -
Najwyraźniej wszystko sobie dobrze przemyślał. - Tak się cieszę, że mieszkamy na
odludziu.
My mieszkamy. Ściągnął brwi.
- Ale wychowałaś się w zgromadzeniu. Pewnie każdy wiedział, kiedy miałaś orgazm.
Żadnej prywatności.
Mówił tak otwarcie, był taki denerwujący!
- Nigdy nie musiałam się o to martwić! - warknęła, kryjąc twarz na jego piersi.
- Co masz na myśli? Nigdy nie widziałaś błyskawic, nawet kiedy sama dotykałaś swojego
ciała?
Sapnęła, zadowolona, że Lachlain nie może zobaczyć jej twarzy. Ale on oczywiście
odsunął ją od siebie i nie pozwolił jej odwrócić głowy.
- Nie, Emmo, chcę to wiedzieć. Muszę cię jak najlepiej zrozumieć.
Zawsze była zamknięta w sobie, wstydliwa, ale teraz jakiś diabelski głos podpowiadał jej,
że powinna się otworzyć.
- Nad dworem cały czas biją błyskawice. Każda emocja jest w ten sposób manifestowana, a
przecież żyje tam sporo osób. A poza tym nigdy wcześniej... ja nigdy... no więc... hmmm...
- walczyła z samą sobą - nie miałam orgazmu.
Otworzył szerzej oczy i zobaczyła, że tak naprawdę jest tym... zachwycony.
- To zawsze mnie przerażało.
- Nie rozumiem.
- Słyszałam, że większość wynaturzonych wampirów zupełnie porzuciła te sprawy i że
pożądają tylko krwi. To właśnie one napadają na wioski i wysysają krew z taką
łapczywością, że zabijają ofiarę... - Popatrzyła ponad jego ramieniem, jakby go w ogóle nie
widziała. - Byłam przerażona tym, że nie potrafię odczuwać rozkoszy. Każdego dnia
obawiałam się, że będę taka sama jak one.
- Niezdolna do odczuwania. - Odsunął włosy z jej twarzy. - Nie wiedziałem. Myślałem, że
ty sama jako walkiria kontrolujesz się w jakiś tylko tobie znany sposób. Nie wiedziałem,
że to było niezależne od ciebie. - Na te rumieńce, które znowu pojawiły się na jej twarzy,
musiała dzisiaj zużyć hektolitry krwi. - Nic dziwnego, że nie mogłaś się przemóc.
Spojrzała na niego z bólem w oczach.
- Nic, nie to mam na myśli. Byłaś młoda i nie wiedziałaś, jak, a kiedy nikt nie był w stanie
ci pokazać...za każdym razem czułaś coraz większe napięcie.
Pokiwała głową, zaskoczona jego przenikliwością. Tak właśnie się czuła.
- Ale ty nigdy nie będziesz taka jak te wampiry, Emmo. Zupełnie nie jesteś do nich
podobna.
- Jak możesz być taki pewny?
- Jesteś dobra i łagodna. Potrafisz odczuwać współczucie. Nie pragnąłbym cię tak bardzo,
gdybym wie wyczuwał w tobie tych cech.
145
- Ale przecież to instynkt kazał ci mnie zdobyć. Mówiłeś mi wcześniej, że musisz mnie
przy sobie zatrzymać.
- Tak właśnie myślałaś? - Ujął jej twarz w dłonie. - Instynkt mówi mi, czego naprawdę
potrzebuję, czego chcę. I skierował mnie do jedynej kobiety, z którą jestem w stanie dzielić
życie. Nic innego nie ma znaczenia, ty jesteś dla mnie, a ja dla ciebie. Ale bez instynktu
nigdy bym cię nie rozpoznał, ponieważ jesteś inna. Bez instynktu nie mielibyśmy nawet
cienia szansy.
- Mówisz tak, jakbym już postanowiła.
Jego twarz nagle zastygła, w oczach pojawił się ból.
- A tak nie jest?
- Cóż, a gdybym ci powiedziała, że nie?
Położył dłoń na jej karku, w jego oczach zamigotał błękit.
- Nie możesz sobie z tego żartować.
- A czy to się nigdy nie zdarzyło? - szepnęła.
- Zdarzyło się. Bowen.
Uwolniła się z jego ramion i zwinęła w kłębek przy wezgłowiu.
- Myślałam, że jego partnerka nie żyje.
- Bo nie żyje. Zginęła, kiedy przed nim uciekała.
- Och, mój Boże. I co on zrobił?
- Zupełnie zatracił zdolność odczuwania, zamienił się w żywego trupa podobnego do
Demestriu. Będę zgubiony, jeżeli odejdziesz.
- Ale jeżeli chcesz ze mną być, musisz też uznać moją rodzinę. Powiedziałeś, że mnie do
nich zabierzesz. Dlaczego nie teraz? Miejmy to już za sobą.
- Najpierw muszę zrobić coś ważnego.
- Zamierzasz się zemścić, prawda?
- Tak.
- Czy to jest dla ciebie aż tak ważne?
- Bez tego nic nie będzie w porządku.
- Demestriu musiał ci wyrządzić naprawdę wielką krzywdę.
Mięsień na jego policzku zadrgał.
- I tak nie zamierzam ci powiedzieć, więc nie pytaj.
- Zawsze chcesz, żebym zdradzała ci swoje tajemnice, a ty nie zamierzasz dzielić się ze
mną tym, co przecież dotyczy nas obojga.
- Nigdy tym się z tobą nie podzielę.
Odwróciła się do niego plecami i mocniej przyciągnęła kolana do klatki piersiowej.
- Pragniesz zemsty bardziej niż mnie.
- Nie będę tym, którego potrzebujesz, zanim nie załatwię swoich spraw.
- Ci, którzy wyruszają przeciwko Demestriu, nigdy nie wracają.
- Ja wróciłem - powiedział z arogancją. Czy jednak szczęście ponownie mu dopisze?
- A więc zamierzasz zostawić mnie tutaj samą i wybrać się na wyprawę w poszukiwaniu
zemsty?
- Tak, tylko mojemu bratu Garrettomi mogę zaufać w kwestii twojego bezpieczeństwa.
- Zostawisz swoją małą królową w dobrych rękach, odpowiednio strzeżoną? - Zaśmiała
146
się, ale ten śmiech był pełen goryczy. - Czasami zaskakujesz mnie swoimi zachowaniami
jak ze średniowiecza. - Zmarszczył brwi, najwyraźniej jej nie rozumiejąc. - Nawet gdybyś
mógł mnie przekonać, abym nie wystawiała stąd nosa, ten plan ma jeden słaby punkt.
Zgromadzenie boryka się z własnymi problemami, ale nie minie wiele czasu, zanim
postanowią wybrać się tutaj po mnie. Albo nawet gorzej.
- Co masz na myśli, mówiąc, że może być gorzej?
- Znajdą sposób, żeby cię skrzywdzić. Odkryją twoje słabości i wykorzystają je bez
żadnych skrupułów. Po prostu kiedy już zaczną, nic ich nie powstrzyma. Czy w pobliżu
dworu nie mieszka jakaś duża grupa wilkołaków? Moja ciotka, którą kocham najbardziej
na świecie, zaatakuje ich z takim okrucieństwem, że nawet ty się zdziwisz.
Zagryzł zęby.
- Wiesz, co mnie najbardziej zabolało w twoich słowach? To mnie powinnaś kochać
najbardziej na świecie. Mnie.
Zamarła z otwartymi ustami i poczuła, jak od stóp do głów zalewa ją fala nieznanego
uczucia.
- A poza tym jeżeli ktokolwiek w moim klanie jest tak słaby, że może zostać pojmany albo
zabity przez czarodziejskie... małe kobietki, to znaczy, że nie ma dla niego miejsca wśród
wilkołaków.
Jego słowa natychmiast ściągnęły ją na ziemię.
- Może i są małe i eteryczne, ale z łatwością radzą sobie z wampirami. Moja ciotka Kaderin
zabiła przeszło cztery setki tych potworów.
Uśmiechnął się drwiąco.
- Ciocia chyba opowiadała ci bajkę.
- Mam dowód.
- Czy wampiry podpisywały jakiś papier, zanim oderwała im głowę?
Westchnęła i zamilkła. Lachlain nachylił się i ścisnął jej stopę.
- Kiedy Kaderin zabija, wyłamuje swoim ofiarom kieł i zawiesza na ścianie w swoim
pokoju. Zajmują prawie całą ścianę.
- A więc jeszcze bardziej pragnę ją poznać. Pamiętaj, że z chęcią widziałbym je wszystkie
martwe.
- Jak możesz tak mówić, kiedy ja jestem jedną z nich, a przynajmniej w części? Zresztą
nieważne, myśl, co chcesz, jeden z nich jest moim ojcem. - Otworzył usta, ale nie dała mu
dojść do głosu. - Nie możesz ocalić tylko jego jednego spośród wszystkich innych, bo po
prostu nie wiem, kim był... albo jest. Właśnie dlatego byłam w Paryżu. Szukałam
informacji na ten temat.
- A twoja matka?
- Wiem lepiej, co robiła tysiąc lat temu, niż kiedy była ze mną w ciąży. Wiemy, że przez
jakiś czas mieszkała w Paryżu z moim ojcem. Już sam fakt, że nalegałam, aby wybrać się
na poszukiwania samotnie, powinien ci powiedzieć, jakie to dla mnie ważne.
- A więc pomogę ci. Kiedy wrócę i odwiedzimy twoją rodzinę, rozwiążemy tę zagadkę.
Był tak pewny siebie, jak przystało na króla.
- Jak się nazywała twoja matka? Znam imiona jakichś dwudziestu walkirii. Słyszałem
nawet jakieś opowieści przy ognisku. Czy była taką krwiożerczą suką jak Furia? Czy miała
147
ponętne imię jak Myst Przepiękna albo Daniela Lodowa Dziewica? Może Ścinająca
Głowy? Albo może Kastratorka?
Westchnęła, zmęczona jego wygłupami.
- Miała na imię Helena. Po prostu Helena.
- Nigdy o niej nie słyszałem. - Zamilkł na chwilę. -A twoje nazwisko? Troy? Przynajmniej
twoje ciotki mają poczucie humoru.
Przesunęła wzrokiem po jego twarzy.
- Och, nie, nie zamierzam w to wierzyć. Helena Trojańska była człowiekiem. Kimś w
rodzaju mitu czy postaci ze sztuki.
Potrząsnęła głową.
- Nie, była Heleną Trojańską, tak samo realną jak moja ciotka Atalanta z Nowej Zelandii
albo ciotka Mina z Seattle, z legendy o Drakuli. To one były na początku, a te wszystkie
pokręcone historie powstawały później.
- Ale... Helena? To przynajmniej tłumaczy twój wygląd - mruknął, najwyraźniej
zaszokowany, a potem ściągnął brwi. - Dlaczego, u licha, zadawała się z wampirem?
Podskoczyła jak ukłuta szpilką.
- Dlaczego to cię tak oburza? Zadawała się z moim ojcem, wiesz? - Ścisnęła czoło palcami.
- A jeżeli był nim Demestriu? Pomyślałeś o tym kiedykolwiek?
- Demestriu? Wiem, że to niemożliwe. Pomogę ci odnaleźć ojca, dostaniesz odpowiedzi na
swoje pytania. Obiecuję ci. Ale z pewnością nie jesteś jego córką.
- Jak możesz być taki pewny?
- Jesteś piękna, łagodna i spokojna. Normalna. Jego pomiot byłby taki sam jak on. - Oczy
Lachlaina znów zmieniły kolor. - Okrutne, paskudne pasożyty, które powinny smażyć się
w piekle.
Poczuła zimny dreszcz przebiegający po kręgosłupie. Jego nienawiść była tak wielka... że
musiała obejmować wszystkie wampiry.
- Oszukujemy samych siebie, Lachlainie. Między nami nigdy nie będzie dobrze. - W jej
głosie pobrzmiewała głęboka desperacja i żal.
Ściągnął brwi, jakby zdumiony tym, co ona czuje. Ale czy mógł się jej dziwić?
- Nie, mylisz się. Musimy uporać się z pewnymi sprawami, ale z pewnością nam się uda.
Kiedy mówił w taki sposób, kiedy w jego słowach nie było ani krzty wahania, ani śladu
wątpliwości, czuła, że jest gotowa mu uwierzyć. Że dwie tak różne istoty jak oni mogą być
razem. Spojrzała na niego, chcąc, aby zobaczył na jej twarzy choć odrobinę nadziei, ale
wiedziała, że jej się nie udało.
- Chryste, dziewczyno - warknął nagle. - Nie zamierzam się z tobą kłócić. Tak wiele czasu
straciłem, żeby cię znaleźć. - Pochylił się i ujął jej twarz w obie dłonie. - Nie rozmawiajmy
o tym więcej. Chciałbym ci coś pokazać.
Podniósł ją z łóżka, postawił na podłodze i zaczął popychać w kierunku wyjścia z sypialni,
chociaż była zupełnie goła.
- Muszę coś na siebie włożyć!
- Przecież nikogo tu nie ma.
- Lachlainie, nie zamierzam kręcić się po okolicy zupełnie naga. Jasne?
Uśmiechnął się lekko, jakby bawiła go jej skromność.
148
- A więc włóż na siebie coś jedwabnego, co i tak niebawem z ciebie zedrę. Nie szanujesz
swoich ubrań.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, podeszła do szafy i wybrała koszulkę nocną. Kiedy się
odwróciła, zobaczyła, że Lachlain też wślizgnął się w dżinsy. Wiedziała, dlaczego to zrobił
- chciał, żeby czuła się bardziej komfortowo. Poprowadził ją w dół po schodach, minęli
korytarz i znaleźli się w miejscu, które musiało być końcem zamku. Tam zakrył jej oczy
dłońmi i zaprowadził do pomieszczenia, które pachniało wilgocią. Czuła też inny zapach,
słodki i dekadencki. Kiedy zabrał ręce, westchnęła głęboko. Byli w antycznej oranżerii,
oświetlonej teraz tylko światłem księżyca.
- Kwiaty. Kwitnące kwiaty - westchnęła z niedowierzaniem. - Nocny ogród. - Emma
popatrzyła na niego; jej wargi drżały. - Dla mnie?
- Wszystkie są dla ciebie.
- Skąd wiedziałeś? - Podbiegła do niego i objęła. Ściskała go tak mocno, że ledwie mógł
oddychać - od jakiegoś czasu była coraz silniejsza - i szeptała mu do ucha słowa
podziękowania. Jednocześnie pokrywała jego twarz pocałunkami, które sprawiały, że jego
ból i desperacja były łatwiejsze do zniesienia. Był ciągle oszołomiony faktem, że Emma nie
wierzy, iż mogą być razem.
Po wczorajszej nocy i dzisiejszym wieczorze był pewien, że ich więź będzie się umacniać.
On całkowicie się w niej zatracił, więc jak ona śmiała widzieć ich przyszłość inaczej?
Oddzielnie? Poczuł, że chce się uwolnić, i puścił ją niechętnie.
Musiał użyć wszystkich możliwych sposobów, żeby przekonać ją do zostania z nim.
Patrzył, jak biega od jednego do drugiego kwiatu, wąchając kielichy i delikatnie pocierając
białymi palcami wilgotne liście. Chciał paść na kolana i błagać ją, żeby została.
Kiedy zerwała pąk, dotknęła go wargami i zmysłowo pocałowała płatki, zamykając oczy z
rozkoszy, poczuł, jak zalewa go fala pożądania.
Podeszła do marmurowego stołu ustawionego pod szklaną ścianą i stanęła na paluszkach,
żeby sięgnąć do roślin zwieszających się nad jej głową. Krótka koszulka uniosła się do
góry i ujrzał jej białe uda, i wtedy poczuł, że dłużej nie wytrzyma.
Podkradł się i stanął tuż za nią, łapiąc ją za biodra.
Znieruchomiała.
- Zamierzasz znów kochać się ze mną, nieprawdaż? -zapytała niskim, urywanym głosem.
W odpowiedzi podsadził ją na stół, zdarł z niej koszulkę i przycisnął jej nagie ciało do
obsypanych kwieciem roślin.
- A więc... hmmm... jestem kimś w rodzaju królowej.
- Witamy królową Emmę! - zawołała wesoło Nix. -Czy to z powodu nawału zajęć
związanych z koronacją nie mogłaś zadzwonić przez pięć dni?
- A może nie zadzwoniłam dlatego, że kiedy ostatnio próbowałam, ktoś ciągle odkładał
słuchawkę? - Emma nie wspomniała o tym, że dwa dni temu dzwoniła, ale Nix nie była
zbyt przytomna. - Poza tym mówię poważnie. - Potrząsnęła buteleczką lakieru do
paznokci w kolorze Naprawdę Nie Jestem Kelnerką czerwonym.
- Ja też. A kim są twoi ludzie? Mam nadzieję, że nie są półwampirami i półwalkiriami, bo
do twojej kasy nie wpłynie ani grosz podatku. A może to są wilkołaki?
149
- Tak, jestem królową wilkołaków. - Wskoczyła na łóżko i wsadziła tampony z waty
pomiędzy palce u nóg. - Nie zamierzasz mi pogratulować wypełnienia przeznaczenia?
- Hmmm. Jak się z tym czujesz?
Zdziwiona faktem, że tak naprawdę jest nieco rozczarowana, Emma niechcący
pomalowała palec. Czuła, że powinna coś jeszcze zrobić. Właściwie znalazła się tutaj przez
przypadek. Przez przypadek w jednej chwili została królową potężnych istot.
- Przeszłam długą drogę od więźnia do królowej. Powinnam być szczęśliwa, nieprawdaż?
- Aha - odparła Nix nieprzeniknionym głosem.
- Jest tam gdzieś Annika?
- Nie. Wyszła. Pracuje nad jakimś... eee... projektem.
- Jak ona to znosi?
- Na szczęście tonie po uszy w pracy. W przeciwnym razie byłaby jeszcze bardziej
wściekła, że jej Emma pozostaje w mocy jakiegoś psa.
Emma zamknęła oczy.
- Czy nie powiedziałaś jej, że jestem tu z własnej woli?
- Powiedziałam, ale ona i tak uważa, że w grę wchodzą jedynie dwie opcje: po pierwsze,
cierpisz na urojenia, po drugie, zmusił cię do uległości.
Emma westchnęła ciężko.
- A co słychać w zgromadzeniu? - zapytała. Miała nadzieję, że Nix porozmawia z nią
chwilę.
Odkąd Lachlain zabrał się do wykonywania swoich królewskich obowiązków, takich jak
spory o ziemię, karanie za występki, udoskonalenie infrastruktury i tak dalej, Emma miała
dla siebie dużo czasu, nawet w dzień. Odkryli, że teraz, podobnie jak Lachlain, nie
potrzebuje więcej niż cztery czy pięć godzin snu na dobę.
Chociaż noce mieli tylko dla siebie i każdego wieczora wysyłali służbę z Kinevane, aby
móc pobiegać po okolicy, dnie były coraz bardziej nudne. Lachlain martwił się, że Emma
nie ma nic do roboty, więc któregoś dnia zapytał ją, czy nie chciałaby mieć komputera.
Mogłaby wtedy coś sobie kupić przez Internet. Popatrzyła na niego i zatrzepotała rzęsami,
odpowiadając: „Dla ciebie wszystko".
- Jesteś za bardzo zapóźniona, Emmo - powiedziała Nix. - Nie wiem, czy zdołasz to
wszystko nadrobić. Ale dobrze, nadstaw ucha.
Nix westchnęła i Emma usłyszała, jak walkiria potrząsa buteleczką lakieru do paznokci.
Walkirie uwielbiały malować paznokcie, ponieważ w ten sposób chociaż częściowo mogły
zmieniać swój wygląd. Mieszanie lakieru oznaczało, że Nix szykuje się do dłuższej
rozmowy. Tego popołudnia Lachlain zrobił przerwę w nieustannych spotkaniach z
wilkołakami i innymi istotami Tradycji, które zamieszkiwały okolice zamku, ale zamiast
spędzać czas razem z nią, przedzierał się przez niezliczone teksty, które wyświetlał na
ekranie komputera. Nie lubił tego urządzenia, a jego wielkie dłonie, które dawały jej taką
przyjemność, niezdarnie radziły sobie z klawiaturą, dlatego musiał dość często ją
wymieniać - właśnie miał trzecią z kolei.
- No to słuchaj... - Nix sprawiała wrażenie nieco znudzonej, ale Emma wiedziała, że
walkiria uwielbia plotkować. - Myst i Daniela nie wróciły z polowania na wampiry. Myst
mogła się urwać z tym swoim... no wiesz. Ale zniknięcie Danieli to prawdziwa zagadka.
150
Ona nigdy nie wybrałaby się na włóczęgę tak bez słowa. To dziwne... Och! Mówiąc o
włóczęgach, Kaderin szykuje się na Talisman's Hie.
Talisman's Hie był odpowiednikiem Niesamowitego Rajdu Nieśmiertelnych. Zwycięzca
gromadził ogromną energię dla swojego odłamu Tradycji. Kaderin Zimne Serce zawsze
wygrywała.
- Chyba pytanie o to, czy jest podekscytowana, jest dość głupie - powiedziała Emma. Setki
lat temu Kaderin oszczędziła życie młodemu wampirowi kosztem dwóch swoich sióstr.
Pragnęła więc, aby już nigdy więcej jej uczucia nie przyćmiły zdrowego rozsądku.
Nieoczekiwanie jakaś tajemnicza siła spełniła jej prośbę, tym samym uszczęśliwiając ją -
lub przeklinając - na wieki.
- Żadnych oznak ekscytacji. Ale raz widziałam, jak stała przy oknie, opierając czoło i
dłonie o szybę, i patrzyła w ciemność na zewnątrz. Tak jakby miała jakieś uczucia. Jakby
tęskniła.
- Ja często tak robiłam - mruknęła Emma. Zawsze chciała czegoś więcej, tęskniła za czymś
nieznanym. Czy to zawsze był Lachlain?
- Ale już tego nie robisz. Mam nadzieję, że sprawy między tobą a wilkołakiem układają się
dobrze.
- Nix, myślę, że go... lubię. - Kiedy Lachlain nie zajmował się swoimi królewskimi
obowiązkami, oglądali razem telewizję. On oparty o wezgłowie łoża, ona między jego
nogami, wsparta wygodnie o jego pierś. Często oglądali mecz piłki nożnej, którą
uwielbiał.
Wilkołak patrzył na piłkę... z podobnym wyrazem twarzy jak wtedy, kiedy zakładała nogę
na nogę.
Lubił także filmy przygodowe, ale najbardziej podobały mu się produkcje science fiction.
„W tych filmach zawsze wszystko dokładnie tłumaczą, tak jakby ludzie wiedzieli jeszcze
mniej niż ja", mówił. A więc pokazała mu wszystkie filmy z serii „Obcy". Większości
krwawych scen towarzyszył jego komentarz typu: „Ach, to nie... nie, to nie w porządku...
Na Boga, to niemożliwe...".
- Jest trochę uparty i agresywny, ale jakoś sobie z nim radzę. Trudno mi jednak wyobrazić
sobie, że w najbliższym czasie zaproszę go na obiad do domu.
- To bardzo rozsądne. Wiesz, tyle razy podejmowano próbę zamachu na jego życie. Poza
tym my przecież nie jemy.
Emma zsunęła się na krawędź łóżka i pokuśtykała na piętach do stolika po zmywacz do
lakieru.
- Dlaczego Annika nie wysłała kogoś, żeby mnie odbić?
- No, nie myśl, że o tobie zapomniała. Jestem pewna, że niebawem to zrobi, ale teraz
skoncentrowała się na szukaniu Myst.
Pomyślała, że jeżeli Ivo poluje na walkirie, to musi mieć na myśli Myst. Pamiętasz, że
więził ją w lochu zaledwie pięć lat temu? No i ten incydent z generałem rebeliantów... -
Tak jakby Emma mogła o tym zapomnieć. - Widzisz - kontynuowała Ni'x - inne walkirie
tak samo kusi zakazany owoc jak ciebie.
- Tak, ale przecież Myst uciekła - powiedziała Emma. Nie tak jak moja matka.
Nix zachichotała.
151
- To, że sypiasz z tym wilkołakiem, nie oznacza, że będziesz z nim już na zawsze.
Emma poczuła, że się czerwieni.
- Tak, tak, ja się poddałam - powiedziała lekko.
- Aha. A czy tobie na nim zależy?
- Oj, zamknij się.
- Czy chętnie wpadasz mu w ramiona? - zapytała Nix. Ciotki Emmy wierzyły, że walkiria
zawsze pozna swoją prawdziwą miłość, kiedy mężczyzna rozłoży ramiona, a ona zda
sobie sprawę, że chciałaby na zawsze się w nich schronić. Emma uważała że to ładna
opowieść, ale ciotki przysięgały, że to prawda.
- Jesteśmy razem dopiero od dwóch tygodni. - Jedyne, co wiedziała na pewno, to to, że
czynił ją szczęśliwą. Lachlain uświadomił jej, że istnieje jeszcze wiele rzeczy, poza
losowaniem prezentów z automatu i robieniem balonów z gumy do żucia, które sprawiają
jej radość. Nauczyła się uwielbiać prysznice wystarczająco duże dla dwóch osób, rozbierać
się na jego pełnych zachwytu oczach, pić wprost ze źródła i podziwiać kwitnące nocą
kwiaty. O tak, i jeszcze codzienne prezenty w postaci bezcennych klejnotów.
- A wiec podoba ci się tam?
- Jest bardzo fajnie, przyznaję, mimo że pokojówki każdego dnia mają na sobie coraz
więcej gigantycznych krzyży i medalików, na każdy mój ruch podskakują do sufitu i mają
coraz bardziej czerwone od płaczu oczy, że muszą usługiwać wampirowi. - Wczoraj
ledwie się powstrzymała, żeby nie puścić się w pościg za jedną z nich z okrzykiem: „Chcę
się napić twojej krwi!".
- Jeżeli to jedyny powód do narzekań... A może twoje dziwaczne sny także są dla ciebie
problemem? Mam na myśli te, w których widzisz wspomnienia Lachlaina.
- Tak, widzę wszystko jego oczyma, czuję zapachy tak, jak on je odczuwa. - Emma
spoważniała. - W jednym ze snów Lachlain kupował cudowny ogromny naszyjnik, a
kiedy wziął go do ręki, poczułam, jak zimny metal ogrzewa moje dłonie. Wiem, wiem, że
to jakieś szaleństwo.
- Czy to są wspomnienia tylko z przeszłości? Czy one może dotyczą także ciebie?
- Wszystkie te wspomnienia są w jakiś sposób związane ze mną. Słyszałam też jego myśli,
które dotyczyły mnie.
- Mam nadzieję, że były miłe?
- I to bardzo. On... On myśli, że jestem piękna. - W jej dzisiejszym śnie widziała, jak
patrzył na nią, kiedy się kąpała pod prysznicem. Najwyraźniej nie mógł oderwać wzroku
od delikatnej bielizny od Strumpet & Pink, którą powoli zsuwała z siebie.
Teraz wiedziała, że bardzo lubi jej wyszukaną bieliznę. Uwielbiał wiedzieć, co ma pod
ubraniem, o czym nikt inny nie mógł mieć pojęcia. Wstążeczka stringów przesuwała się w
górę i w dół. Jęknął - miała tyłek, o jakim marzy każdy mężczyzna. Wart sonetów...
Na wspomnienie tego snu poczuła, że palce u stóp same jej się podkurczają.
- To musi być wspaniałe dla kogoś, kto jest tak niepewny siebie jak ty.
I jest.
- Boję się tylko jednego...
- Ze zobaczysz go z jakąś kobietą z przeszłości?
- Bingo. Boję się, że poznam jego myśli, kiedy dotyka i pieści inną. Że zobaczę, jaką czuje
152
przyjemność.
- Wiesz, ja nigdy nie widzę tego, na co nie mam ochoty.
- Jak na przykład śmierć walkirii. - Nix nigdy nie była w stanie tego zobaczyć. Potrafiła
przewidzieć wiele sytuacji dotyczących ich życia, widziała zagrożenia i zbliżające się
nieszczęścia, ale nigdy chwili śmierci. Ku wielkiej rozpaczy Cary, Nix nie mogła dostrzec
losu Furii.
- Tak. Być może ty też nie zobaczysz tych rzeczy, ponieważ twój umysł zdaje sobie sprawę,
że mogłabyś się z tego nie otrząsnąć.
- Mam nadzieję. Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje?
- A ty jak myślisz?
- Ja... cóż... No więc... ja piję krew wprost od niego -wyznała w końcu. - Obawiam się, że to
może mieć jakiś związek.
- Emmo, słyszałam, że wampiry przyswajają sobie wspomnienia wraz z krwią ofiar, ale
tylko niewiele z nich jest w stanie zrozumieć te wspomnienia i je zinterpretować. Wygląda
na to, że zdobyłaś nową umiejętność.
- Wspaniale. Dlaczego nie mogłabym po prostu być dobra w origami albo coś w tym
stylu?
- Powiedziałaś o tym Lachlainowi?
- Nie, jeszcze nie. Ale powiem - dodała Emma w pośpiechu. - Przecież mogę mu o tym
powiedzieć, prawda?
- Prawda. A teraz przejdźmy do ważniejszych spraw... Czy już dostałaś ten złoty
naszyjnik, który kupował w twoim śnie?
- Myślę, że twoja królowa tęskni za zgromadzeniem - powiedział Harmann podczas
drugiego tygodnia pobytu Emmy w Kinevane.
- Tak, sam też to zauważyłem - powiedział Lachlain, podnosząc głowę znad papierów
rozrzuconych na biurku. Tęsknota za rodziną była jedyną skazą na jej szczęśliwym życiu,
ale niebawem i to miało się zmienić. Podobnie jak fakt, że na każdą wzmiankę o
możliwości poznania innych wilkołaków reagowała strachem. Mieli się tu zjawić już za
trzy dni. - Ale dlaczego mi to mówisz?
- Zaciągnęła pokojówkę do salonu i zmusiła ją do grania w gry wideo. A potem
pomalowały sobie nawzajem paznokcie na niebiesko.
Lachlain odchylił się na oparcie krzesła.
- A co na to pokojówka?
- Na początku była przerażona, ale z czasem się uspokoiła. Zresztą dotyczy to wszystkich
pokojówek. Właściwie to myślę, że nawet ma szansę zaprzyjaźnić się z nimi. - Uśmiechnął
się z dumą. - A mnie nazywa Manny.
Lachlain wyszczerzył zęby.
- Nawet nie poprosiła mnie, żebym parodiował różnych ludzi. - Harmann zmarszczył
brwi. - One zawsze mnie o to proszą - mruknął do siebie.
- Czy ma wszystko, czego potrzebuje? - zapytał Lachlain, chociaż wiedział, że Emma jest
zadowolona.
Kiedy była szczęśliwa, podśpiewywała cicho z nieobecnym wyrazem twarzy. Często
153
słyszał jej głos dochodzący z oranżerii.
Nazywała ją lunarium. Bardzo dbała o rośliny - nie był nawet pewien, czy nie woli
jaśminów od klejnotów.
- O tak, ona naprawdę jest bardzo utalentowaną i, no cóż, odważę się powiedzieć,
agresywną klientką.
Lachlain sam zauważył jej zakupy i czuł zadowolenie na myśl, że zapełnia ich pokoje
przedmiotami, które jej się podobają lub których potrzebuje, najwyraźniej uznając jego
dom za swój własny. Czy próbował kiedykolwiek ją zapytać, po co potrzebuje aż tylu
buteleczek lakieru do paznokci? Nie, gdyż kiedy całował jej malutkie stopki, nigdy nie
wiedział, jaki kolor będą mieć jej paznokcie.
Sam Lachlain każdego dnia czuł się zdrowszy, silniejszy. Jego noga prawie już doszła do
siebie, wracały mu siły. Czuł tak wielkie zadowolenie - mimo tego, co go spotkało - że sam
nie mógł tego zrozumieć. A wszystko to dzięki niej. Jedyną skazą na jego szczęściu był
fakt, że niebawem musiał ją opuścić - co już samo w sobie było trudne do zniesienia - i że
ona zaczęła ostatnio nalegać, aby zabrał ją ze sobą. Powiedziała, że będzie walczyć u jego
boku i nie pozwoli, aby te dupki znów zrobiły mu krzywdę. A jeżeli się nie zgodzi, wróci
do zgromadzenia.
Odmówiła pozostania w Kinevane. Lachlain wiedział, że mógłby ją od tego odwieść - z
pewnością uznałaby logiczne argumenty -
jednak z każdym dniem Emma robiła się silniejsza, a on tracił pewność siebie. Jeżeli
będzie trwała przy swoim, to albo będzie musiał porzucić myśl o zemście, albo straci ją na
zawsze, ponieważ odejdzie od niego i wróci do zgromadzenia. Obie te opcje wydawały
mu się nie do przyjęcia.
Kiedy skończył rozmowę z Harmannem o finansach i jego sekretarz opuścił gabinet,
pojawił się Bowen.
- Wiesz, gdzie stoi szkocka - powiedział Lachlain.
Bowen najwyraźniej właśnie wrócił z kuchni i oblizywał palce po czymś słodko
pachnącym. Skierował się do barku. Kiedy zaproponował Lachlainowi szklaneczkę, ten
pokręcił przecząco głową.
Bowen wzruszył ramionami i uniósł swoją szklankę.
- Za istoty, które są inne niż my.
- To one sprawiają, że życie jest interesujące. - Lachlain zdał sobie sprawę, że Bowen nie
jest tak bardzo przybity jak zwykle.
- Czy coś się stało?
- Tak. Spotkałem ją w jej lunarium, gdzie zajmowała się kwiatami. Zauważyłem, że ma
znak na karku, że ją posiadłeś, i naprawdę bardzo się ucieszyłem. - Upił łyk. - Chociaż
może naznaczyłeś ją trochę za mocno, nie uważasz?
Lachlain skrzywił się.
- A tak przy okazji, czy wiesz, co to jest heroinowy szyk? Powiedziała, że powinienem się
tego wystrzegać. - Kiedy Lachlain wzruszył ramionami, zaskoczony, Bowen nagle
spoważniał. - Starsi chcą wiedzieć, co się z tobą działo. Trochę na mnie naciskali.
- Tak, rozumiem. Kiedy tu przybędą, powiem im o wszystkim.
- Myślisz, że to mądre tak wcześnie zostawiać ją samą?
154
- Nie, i ciebie też - warknął.
- Chciałem tylko zauważyć, że zostawianie jej samej to zbyt duże ryzyko, którego ja
osobiście bym nie podejmował. Poza tym nie znaleźli jeszcze Garretta.
Lachlain potarł twarz dłonią.
- Chcę, żebyś pojechał do Nowego Orleanu. Dowiedz się, co tam się, do cholery, dzieje.
- Muszę sprawdzić grafik - odpowiedział Bowen, po czym widząc mordercze spojrzenie
Lachlaina, dodał: - No dobra. Wyjeżdżam rano. Czy chciałbyś teraz przejrzeć najnowsze
dane wywiadu dotyczące wampirów? - Rzucił Lachlainowi teczkę. - Pozdrowienia od
Uilleama i Munro, którzy nie mogą się doczekać spotkania z tobą.
Uilleam i Munro byli braćmi i zarazem jednymi z najstarszych przyjaciół Lachlaina. Był
zadowolony, kiedy usłyszał, że wszystko u nich w porządku, chociaż obaj ciągle jeszcze
nie odnaleźli swoich partnerek. Dla Munro prawdopodobnie była to dobra wiadomość,
jako że klanowy jasnowidz przepowiedział lata temu, że weźmie sobie za żonę wiedźmę.
Lachlain przejrzał dokument, zaskoczony zmianami w Hordzie przez ostatnie sto
pięćdziesiąt lat. Kristoff, przywódca zbuntowanych wampirów, zdobył zamek Mount
Oblak, jedną z pięciu warowni Hordy. Lachlain słyszał, że Kristoff to bratanek Demestriu,
ale dopiero teraz dowiedział się całej historii.
Kristoff był prawowitym królem Hordy. Kilka dni po jego narodzinach Demestriu
próbował go zabić. Dziecko zostało po cichu wywiezione z Helvity, a potem było
wychowywane przez ludzkich opiekunów. Kristoff żył wśród nich setki lat, zanim
dowiedział się, kim naprawdę jest. Pierwszą rebelię wszczęto siedemdziesiąt lat temu i
skończyła się ona fiaskiem.
- A więc legenda o Wyrozumiałych jest prawdziwa? - zapytał Lachlain. To nie byli tylko
członkowie jakiegoś egzotycznego odłamu. Wyrozumiali stanowili trzon armii Kristoffa,
armii, którą budował w sekrecie od antycznych czasów.
- Tak, stworzył ich z ludzi; przemierzał pola walki w poszukiwaniu najdzielniejszych
wojowników, którzy padli w bitwie. Czasami zmieniał nawet całe rodziny, klany
walecznych braci. Pomyśl: jesteś człowiekiem, leżysz w ciemności i umierasz od ran - ja
sam uznałbym to za kiepski dzień - a tu pojawia się wampir, który obiecuje ci
nieśmiertelność. Jak myślisz, ilu tak naprawdę zastanowiło się nad mroczną stroną tego
kontraktu - wieczne życie w zamian za wieczną wierność?
- Jakie są jego zamiary?
- Nikt w Tradycji nie ma pojęcia.
- A więc nie możemy przewidzieć, czy ten Kristoff nie będzie gorszy nawet od Demestriu.
- Czy to możliwe, żeby być gorszym od Demestriu?
Lachlain opadł na oparcie krzesła, zastanawiając się nad odpowiedzią. Jeżeli ten Kristoff
zajął Oblak, najwyraźniej ma zamiar zdobyć również tron Helvity. Istnieje zatem szansa,
że Kristoff zabije dla nich Demestriu.
Ale jest jeszcze dodatkowy problem. Oblak był siedzibą Ivo Okrutnego, drugiego po
Demestriu dowódcy Hordy. Przez wieki Ivo robił zakusy na tron i koronę Helvity. Teraz,
kiedy najwyraźniej przeżył atak na zamek, ale stracił własną warownię, musiał patrzeć na
stolicę jeszcze bardziej łakomym wzrokiem. Czy odważy się zaatakować, wiedząc, że
Horda nigdy nie uzna przywódcy, w którego żyłach nie płynie królewska krew? Trzy
155
nieprzewidywalne siły, trzy możliwości. Lachlain wiedział, że wampiry Ivo polują na
walkirie na całym świecie, najwyraźniej szukając kogoś wśród nich. Ale czy Ivo działa na
polecenie Demestriu, czy z własnej woli?
Czy Kristoff ruszy do walki i zacznie szukać tego kogoś, kto jest tak bardzo ważny dla
Hordy?
Krążyły różne pogłoski, ale nikt nie był w stanie z całą pewnością wskazać tej osoby.
Lachlain obawiał się jednak, że wie, kto to jest. Jedna lub więcej frakcji Hordy wyruszyło
na poszukiwanie ostatniej na świecie kobiety wampira.
* * *
Tej nocy Emma leżała przyciśnięta ramieniem Lachlaina. Mężczyzna spał, ale jednocześnie
tulił ją do siebie tak mocno, jakby śnił o tym, że go opuszcza. A przecież tak naprawdę to
on zamierzał ją zostawić. Zaniepokojona, przeciągnęła kłem po jego klatce piersiowej i
zaczęła się wiercić, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję. Jęknął cicho.
Pocałowała ślad, który właśnie zrobiła, i zapadła w głęboki sen pełen marzeń. Widziała
gabinet Lachlaina jego oczyma. W drzwiach stał Harmann z zamyślonym wyrazem
twarzy i tabliczką z klipsem w dłoni.
Słyszała głos Lachlaina w swojej głowie, jakby tam była.
- Nie ma szans, Harmann. Nie będziemy mieć dzieci - powiedział.
Przewidujący Harmann zamierzał przygotować się na przyjście na świat ich potomków.
- Jeżeli będziecie mieli małe wampirki, będą potrzebowały określonego pożywienia. Nie
mów, że zaczynamy szykować się zbyt wcześnie. - Wyglądał na bardzo zmartwionego,
jakby już podjął jakieś działania w tym kierunku. Lachlain wierzył, że on i Emma będą
mieli wspaniałe dzieci - piękne dziewczynki, które urodę wezmą po matce, i dzielnych,
postawnych chłopaków z jego temperamentem.
Być może było mu przykro z powodu jej bezpłodności, ale natychmiast wyobraził ją sobie
śpiącą w jego łożu na górze. Jak przyjemnie będzie, kiedy do niej dołączy. Westchnie z
rozkoszy, a wtedy on ją popieści, aby wbiła kły w jego szyję i napiła się we śnie jego krwi.
Nie miała pojęcia, że to robi. Ale po co?
Usłyszała jego myśli: Musi stać się silniejsza.
Kiedy patrzył na nią, śpiącą spokojnie, często myślał: Moje serce leży tutaj, takie
bezbronne poza moim ciałem.
Emma poczuła wstyd. Jej słabość sprawiała, że się o nią martwił; martwił się tak bardzo,
że czasami czuł fizyczny ból. Był taki silny, a ona była dla niego tylko ciężarem. Nigdy nie
wyznał jej miłości, ale bolało go serce - wiedziała, bo sama też tak czuła - z miłości do niej,
do swojej Emmaline.
Dzieci? Poświęciłby dla niej wszystko.
Czy będzie w stanie porzucić myśli o zemście? Jeżeli tak, stanie się wypalonym wrakiem.
Sen zmienił się. Lachlain był w ciemnym, ohydnym miejscu, w którym śmierdziało siarką
i dymem. Czuła, że jego ciało skręca się w agonii. Usiłował patrzeć na dwa wampiry, które
stały przed nim z oczyma płonącymi czerwienią, ale ledwie widział, tak bardzo
pokaleczoną miał twarz. Wampir z ogoloną czaszką nazywał się Ivo Okrutny. Ale Lachlain
bardziej nienawidził drugiego, wysokiego blondyna. To był Demestriu.
Ciało Emmy zesztywniało na jego widok. Dlaczego wydał jej się taki znajomy? Dlaczego
156
patrzył w oczy Lachlaina w taki sposób, jakby widział w nich... ją? A potem ogień
zapłonął.
Emma uniosła twarz ku przesączającemu się przez listowie ciepłemu blaskowi
wschodzącego księżyca. Wraz z Lachlainem siedzieli po obu stronach małego ogniska,
które wilkołak rozpalił, żeby mogła się rozgrzać. Wiatr, który poruszał delikatnie
gałęziami drzew potężnego lasu Kinevane, był zimny.
Wiedziała, że inni z pewnością cieszyliby się z takiej romantycznej sytuacji. Dwoje
samotnych ludzi, drewno trzaskające w ogniu, szkockie wzgórza... Ale Emma czuła, że jest
już na krawędzi, podobnie Lachlain. Ani na chwilę nie odrywał od niej wzroku, bez
wątpienia próbując odgadnąć, co się jej śniło.
Ona też chciałaby to wiedzieć.
Kiedy zbliżał się zachód słońca, po jej twarzy zaczęły płynąć łzy, a cały zamek aż trząsł się
od piorunów, które nieprzerwanie przecinały niebiosa. Przerażony Lachlain złapał ją za
ramiona, potrząsając nią i wykrzykując jej imię.
Ale ona nie pamiętała tego snu. Nix powiedziała jej, że walkirie nie pamiętają tego, czego
nie mogą znieść. A więc co takiego strasznego się wydarzyło, że Emma niemal rozwaliła
zamek na kawałki? Co takiego jej umysł próbował wymazać z pamięci? Przez całą noc
dręczyło ją podświadome uczucie przerażenia i bólu.
- O czym myślisz, że tak się zasępiłaś? - zapytał nagle Lachlain.
- O przyszłości.
- Dlaczego nie chcesz się cieszyć teraźniejszością?
- Będę, gdy tylko ty postanowisz zapomnieć o przeszłości - odpaliła.
Westchnął ciężko i oparł się o drzewo.
- Wiesz, że tego nie potrafię. Czy nie moglibyśmy porozmawiać o czymś innym?
- Wiem, że nie chcesz mówić o... torturach. Ale powiedz, jak to się w ogóle stało, że
Demestriu cię złapał?
- Demestriu walczył z moim ojcem podczas ostatniego Akcesu i zabił go. Na dodatek
ukradł jego pierścień. Pierścień, który był w naszej rodzinie od zarania dziejów, odkąd po
raz pierwszy wytopiono metal. Heath, mój młodszy brat, powiedział, że prędzej umrze,
niż zdoła się z tym pogodzić, i wyruszył na wyprawę po głowę Demestriu i ten przeklęty
pierścień, nie dbając o to, czy pomożemy mu, czy ruszymy za nim.
- I nie bał się stawić mu czoła samotnie?
- Emmo, ja wierzę, że każdy z nas ma w sobie linię, która oddziela nasze stare życie od
nowego. Kiedy przekroczysz tę linię, nigdy już nie będziesz taka sama. Nienawiść Heatha
pchnęła go poza tę linię i już nie mógł wrócić. Jego los został przypieczętowany. Teraz miał
do wyboru: albo zabić Demestriu, albo samemu zginąć. -Zniżył głos. - Wszędzie go
szukałem, ale Helvita jest w magiczny sposób ukryta przed naszym wzrokiem, tak samo
jak Kinevane. Wykorzystałem wszystkie swoje umiejętności i byłem już blisko. To wtedy
wpadłem w ich zasadzkę. - Patrzył w ciemność niewidzącym wzrokiem. - Pojawili się
nagle, niczym szerszenie wylatujące z gniazda. Atakowali mnie, śledzili, aż w końcu nie
byłem w stanie dłużej się im opierać. Było ich zbyt wielu. - Potarł twarz dłonią. - Później
dowiedziałem się, że nie wzięli Heatha żywcem.
157
- Och, Lachlainie, tak mi przykro. - Podeszła do niego i uklękła obok.
- Tak po prostu wygląda wojna. - Założył kosmyk jej włosów za ucho. - Przed Heathem
straciłem jeszcze dwóch braci.
Ile bólu musiał zaznać z rąk Demestriu.
- Ja nigdy nie straciłam nikogo bliskiego, z wyjątkiem Furii. Ale nie mogę uwierzyć, że ona
nie żyje.
Patrzył w zamyśleniu na płonące drewno.
- Co, Lachlainie?
- Myślę, że ona wolałaby raczej śmierć - powiedział w końcu, ale zanim zdążyła otworzyć
usta, zapytał: - Czy to Furia poparzyła ci dłoń?
Sapnęła i popatrzyła na swoją rękę, którą Lachlain trzymał w dłoniach.
- Skąd wiesz, że ktoś ją poparzył?
Przesunął koniuszkami palców po jej skórze.
- Wskazuje na to kształt blizn.
- Kiedy miałam trzy lata, omal nie wbiegłam w plamę słońca. - Emma obawiała się, że
wcale nie przyswoiła sobie tej lekcji tak porządnie, jak powinna. Każdego dnia tutaj
podchodziła bowiem do promienia słońca, który przedostawał się przez okiennice, i
podstawiała rękę. Czy miała w planach wycieczkę na Lazurowe Wybrzeże? Nie, ale za
każdym razem wytrzymywała dłużej, być może po to, aby za sto lat móc o świcie wyjść z
nim na spacer. - Furia kazała dać mi nauczkę.
- Czy nie mogła nauczyć cię tego w inny sposób? Dzień, w którym dziecko doznaje takiej
krzywdy, jest dla klanu dniem Sądu Ostatecznego. - Jego twarz stężała.
Emma zaczerwieniła się, zakłopotana.
- Lachlainie, walkirie są... inne. Przemoc nie ma dla nich takiego znaczenia jak dla innych.
Ich wierzenia bardzo różnią się od waszych. Siła i walka jest tym, co cenią sobie najwyżej.
- Pominęła zakupy, bo to mogło ją sprowadzić ze ścieżki, którą zamierzała podążać aż do
końca.
- A więc dlaczego ty jesteś taka łagodna, dziewczyno?
Przygryzła wargi, zastanawiając się, dlaczego chce, żeby on dalej tak o niej myślał. Ale
dzisiaj w nocy powie mu o swoich snach i decyzji, którą podjęła..
- Lachlainie, jeżeli wyruszysz na wyprawę beze mnie, wiedz, że ja podejmę pewne kroki.
Znów potarł twarz.
- Myślałem, że chcesz wracać do zgromadzenia.
- Zdałam sobie sprawę, że przecież nie muszę myśleć o swoim życiu przez pryzmat ciebie
czy moich ciotek. Zaczęłam pewną sprawę i zamierzam ją skończyć.
- Nigdy, Emmo. - W jego oczach zapłonął błękit. - Nie ma mowy, u diabła, żebyś wróciła
sama do Paryża i szukała jakiegoś wampira, kiedy mnie tu nie będzie.
Uniosła brwi.
- Skoro ciebie tu nie będzie, nikt mi tego nie zabroni.
Złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie.
- Więc zrobię to samo, co mężczyźni robili w dalekiej przeszłości, kiedy na dłuższy czas
opuszczali swoje żony. Zanim wyjadę, zamknę cię na cztery spusty, i wypuszczę dopiero,
gdy wrócę.
158
Otworzyła usta ze zdumienia. Czy on mówi poważnie? Najwyraźniej śmiertelnie
poważnie. Dwa tygodnie wcześniej starałaby się wytłumaczyć jego postępowanie,
stawiając siebie w jego sytuacji. Przekonywałaby samą siebie, że przeszedł tak wiele i
zasługuje na wyrozumiałość. Ale teraz rzuciła mu tylko mroczne spojrzenie, wyrwała się z
jego uścisku i po prostu odeszła.
* * *
Lachlain patrzył, jak odchodzi, zastanawiając się, czy powinien za nią pobiec. Czasami
czuł, że za bardzo ją osacza, nawet przytłacza swoją osobą, więc postanowił zostawić ją
samą na jakiś czas.
Wiedział, że to z powodu uwięzienia, a w dodatku ciągle przerażał go ogień. Chociaż
radził sobie coraz lepiej, kiedy stał obok kominka, czuł się strasznie. Ona nigdy nie może
się o tym dowiedzieć. Dlatego nigdy nie pojmie, czemu Lachlain nie może pozwolić
Demestriu żyć...
Usłyszał długi, przeciągły jęk. Skoczył na równe nogi. Nieznany dźwięk znów rozległ się
w powietrzu i odbił echem po okolicy.
Przechylił głowę, próbując ustalić jego źródło. Po chwili... go rozpoznał. Skoczył naprzód
niczym strzała wypuszczona z łuku i pobiegł przez las, rozglądając się za nią.
- Lachlainie! - krzyknęła, kiedy złapał ją na ręce i ruszył w kierunku zamku. Kilka minut
później wepchnął ją do ich pokoju.
- Zostań tutaj! - Przebiegł przez pokój, sięgając po miecz. - Nie wychodź pod żadnym
pozorem! Obiecaj mi to.
Ktoś wdarł się na tereny Kinevane. I sądząc po okrzykach, jękach i szczęku stali, udało mu
się pokonać masywną bramę.
Jeżeli to mu się udało...
- Ale, Lachlainie...
- Niech to, Emmo. Zostań tutaj. - Kiedy nadal protestowała, warknął: - Czy przyszło ci
może do głowy, że bywają sytuacje, kiedy naprawdę powinnaś się bać?
Zatrzasnął przed nią drzwi i pobiegł do frontowego wejścia, ściskając miecz w dłoni.
Drzwi do zamku Kinevane po raz pierwszy w historii świata zostały wyważone
kopniakiem z zawiasów.
Popatrzył na napastnika. Była to kobieta o blond włosach, lśniącej skórze i szpiczastych
uszach. Skierował spojrzenie na rozwalone drzwi, a potem znów na nią.
- Pilates - wyjaśniła ze wzruszeniem ramion.
- Pozwól, niech zgadnę. Regina?
Uśmiechnęła się i w tej chwili do zamku weszła kolejna walkiria; ominęła ją i podeszła do
Lachlaina, obrzucając go wnikliwym spojrzeniem.
- No, no - warknęła, mrużąc jedno oko. - Emma złapała sobie niezłego wilka. - Jej wzrok
przykuł ślad kłów Emmy na szyi mężczyzny. Przechyliła głowę. - Hmmm. Nosisz ślady jej
zębów niczym order, na który zasłużyłeś.
- A ty musisz być tą wróżbitką...
- Wolę raczej określenie „zdolna do logicznego myślenia". - Jej dłoń wystrzeliła w
kierunku jego klatki piersiowej. Ruch był tak szybki, że niemal niezauważalny. Oderwała
guzik od koszuli, który był najbliżej serca, jakby chciała dać mu do zrozumienia, że równie
159
łatwo może sięgnąć po jego serce. Potem otworzyła dłoń i westchnęła ze zdumieniem - O,
guzik! - Uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Tych nigdy nie jest za dużo!
- Jak udało wam się odnaleźć to miejsce? - zapytał.
- No wiesz, telefon, nasłuch satelitarny, parapsychiczne medium - powiedziała i
natychmiast zmarszczyła brwi. -A jak ty odnajdujesz różne miejsca?
- A bariera?
- To było naprawdę solidne celtyckie cacuszko. - Pokazała kciukiem za siebie, gdzie stał
ich samochód. - Ale my też zabrałyśmy ze sobą nasze cacko, najpotężniejsze, jakie mamy,
po prostu na wszelki wypadek. - Jakaś obca kobieta pomachała mu z przedniego fotela
pojazdu.
- Wystarczy - warknął Lachlain i podszedł do Reginy. - Wynocha z naszego domu. Już. -
Uniósł miecz i w tej samej chwili poczuł przemykającą obok niego jakąś rozmytą smugę.
Odwrócił się i zobaczył jeszcze jedną walkirie przycupniętą na zegarze dziadka.
Wylądowała tak delikatnie i z taka gracją, że nawet nie poruszyła łańcuchów. W dłoniach
miała napięty łuk ze strzałą na cięciwie. To była Lucia.
Nieważne. Chciał, żeby te istoty zabrały się stąd. Przybyły przecież w jednym określonym
celu. Zaatakował tę przy drzwiach.
Strzała przeszyła jego ramię niczym kula z karabinu i wbiła się na głębokość trzydziestu
centymetrów w kamienną ścianę.
Pozrywane ścięgna i mięśnie odmówiły posłuszeństwa i miecz potoczył się z brzękiem po
posadzce. Czuł, jak krew spływa po nadgarstku na podłogę. Odwrócił się na pięcie i
zobaczył, że Lucia nałożyła na cięciwę trzy strzały. Teraz trzymała łuk poziomo i celowała
w jego szyję, jakby chciała oderwać mu głowę.
- Wiesz, po co tu jesteśmy - powiedziała Regina - więc nie rób nic głupiego, bo tylko
pogorszysz sprawę.
Ściągnął brwi i powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem w dół, gdzie między swoimi nogami
zobaczył ostry niczym brzytwa miecz.
Kolejna walkiria, której wcześniej nie widział, weszła do dworu z ciemnego dziedzińca.
- Lepiej módl się, żeby Kaderin Zimne Serce nie kichnęła w tym momencie - zachichotała
Nix. - Kad, kotku, czy ty jesteś alergiczką? No, nie wiem, na moje oko wyglądasz na
mocno roztrzęsioną.
Lachlain przełknął ślinę i odważył się zerknąć przez ramię. Oczy Kaderin były puste, nie
widział w nich żadnego uczucia... tylko pełne skupienie.
Wiedział, że walkirie potrafią być okrutne, ale teraz, kiedy tego doświadczył, kiedy dostał
strzałą w ramię i miał miecz między nogami...
Nigdy nie pozwoli, żeby Emma się z nimi zadawała.
W tej właśnie chwili weszła Cassandra, przypatrując się uważnie walkiriom.
- Co ty tu robisz? - warknął Lachlain.
- Usłyszałam o tych... istotach rozbijających się po miasteczku, rozpytujących się tu i tam i
gwiżdżących na ludzi na ulicach, więc postanowiłam wrócić do zamku. Zobaczyłam, że
brama jest rozbita, i pomyślałam, że możesz potrzebować pomocy... - Słowa zamarły jej na
ustach, kiedy zobaczyła miecz.
- Gdzie ona jest, Lachlainie? - zapytała Regina.
160
- Nie wyjedziemy bez niej - dodała Nix. - A więc jeżeli nie chcesz mieć nas tutaj na zawsze,
po prostu nam ją oddaj.
- Nigdy. Nigdy już jej nie zobaczycie.
- Nieźle. Odważny jesteś, że to mówisz, kiedy Kaderin trzyma miecz tam, gdzie trzyma -
odparła Regina z krzywym uśmieszkiem. Nagle poruszyła uszami i jej głos zaczął ociekać
słodyczą. - Ale co masz na myśli, mówiąc, że już nigdy jej nie zobaczymy?
- Nigdy. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że jest taka, jaka jest, biorąc pod uwagę, że
spędziła w waszym zgromadzeniu całe dzieciństwo, ale nie będziecie mieć drugiej okazji,
żeby ją zepsuć.
Na te słowa Regina wyraźnie się rozluźniła. Lucia zeskoczyła z zegara i podeszła
swobodnie do drzwi, jakby przed chwilą wcale do niego nie strzelała. I jakby nie znalazła
się w odległości kilkunastu centymetrów od wilkołaka, który marzył tylko o tym, żeby ją
zabić.
- Lachlainie?! - zawołała Emma ze schodów. Odwrócił głowę i zobaczył, że dziewczyna
marszczy brwi. Walkirie najwyraźniej chciały, żeby jeszcze raz powtórzył to, co
powiedział, tym razem wyłącznie dla jej uszu. - Czy zamierzałeś pozbawić mnie
przyjemności kontaktu z rodziną?
- Nie, dopóki ich nie poznałem - wyjaśnił Lachlain, jakby to miało mu pomóc.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, potem popatrzyła na ciotki. Co one zrobiły w zaledwie
kilka minut po tym, jak wyważyły kopniakiem drzwi? Mogła sobie tylko wyobrażać...
I co, do diabła, robi tutaj Cass?
Potem Emma zobaczyła Kaderin stojącą za Lachlainem z mieczem w dłoni.
- Kaderin - mruknęła. - Annika cię wysłała? - Kaderin była śmiertelnie niebezpieczną,
doskonale wytrenowaną i całkowicie pozbawioną uczuć morderczynią. Maszyną do
zabijania. - Opuść miecz, Kaderin.
- Chodź, Emmo - zawołała Regina - a nikomu nie stanie się krzywda!
- Kad, opuść miecz!
Regina niechętnie kiwnęła głową i Kaderin wycofała się w cień. Lachlain natychmiast
rzucił się ku schodom; w kilku susach znalazł się obok Emmy, ale ona spojrzała na niego z
wściekłością i odtrąciła jego dłoń. Wyglądał na zaskoczonego i zranionego.
Regina popatrzyła na Emmę z przepraszającym uśmiechem.
- Annika chce cię od niego zabrać, Em.
Emma zeszła po schodach i wymierzyła palcem w twarz Reginy.
- A więc Lachlain postanowił odciąć mnie od was, a Annika zabić mężczyznę, z którym
sypiam, i nawet się nie pofatygowała, żeby mnie zapytać, czy to dobry pomysł?! - Ci
ludzie traktowali ją jak dawną Emmę, którą każdy mógł pchnąć w takim kierunku, jaki
mu się podobał, bez słowa sprzeciwu z jej strony. Ale to się skończyło. - Nie zastanowiła
się nawet, co ja planuję.
- Powiedz nam! - zawołała bez tchu Nix.
Emma obrzuciła ją wściekłym spojrzeniem. Co za pytanie! Jakby nie miała pojęcia, jaki jest
jej plan...
- On cię szuka - usłyszała głos dochodzący od strony drzwi. Stał tam wampir i nie odrywał
od niej wzroku.
161
Emma otworzyła usta. Walkirie nie wierzyły w zbiegi okoliczności, tylko w przeznaczenie.
I czasami przeznaczenie nawet nie starało się być subtelne.
Lachlain skoczył na wampira i w tym samym momencie pojawiło się kilku następnych.
Cass rzuciła się do walki zaraz za nim.
Wydarzenia potoczyły się jak na zwolnionym filmie, a Emma cały czas czuła na sobie
spojrzenie czerwonych oczu wampira.
Nagle upadła na plecy. Ktoś podciął jej nogi. Czy to Lachlain?
- Emmo, wycofaj się! - wrzasnął, dając jej znaki, żeby uciekała, i dla podkreślenia swoich
słów pchnął ją po wypolerowanej posadzce.
Cały czas widziała, że wampiry nie odrywają od niej wzroku.
Oni przybyli tutaj po nią. Czyżby ojciec o niej wiedział? Czy to on ich wysłał? Ale kto...?
Nagle przypomniała sobie swoje sny - koszmary nocne. Wspomnienia Lachlaina. W jej
myślach przemknął obraz złotowłosego mężczyzny. Demestriu. To on patrzył beztrosko
na cierpienia Lachlaina.
Wszyscy zawsze jej mówili, że ma urodę po matce, ale przecież Helena miała czarne jak
węgiel włosy i ciemne oczy. Mężczyzna ze snów był blondynem. Miecz wiszący na jego
prawym biodrze wskazywał na leworęczność.
Emma także była leworęczna.
Nie. Nie może być.
Na zewnątrz uderzyła błyskawica. Przeklęta. Po prostu była przeklęta, zawsze
przydarzały jej się najgorsze rzeczy. Przecież jej ojciec nie mógł torturować Lachlaina.
Wspomnienia Lachlaina wylały się na nią niczym wanna pełna kwasu - tortury w ogniu
już na zawsze miały być także jej udziałem.
Jego gniew popłynął w jej żyłach i poddała mu się - tak samo jak on - żeby jakoś przetrwać
ból...
Zadrżała, niezdolna do stłumienia jęku. Jej myśli zmąciły się, oddaliły... Nie potrafiła już
odróżnić koszmarów od rzeczywistości.
Czuła podświadomie, że Lachlain w najgłębszej otchłani swego umysłu, nawet nie zdając
sobie z tego sprawy, przez cały czas podejrzewał, że ona może być córką Demestriu...
Rozpoznała potwora. Ojciec. Drżąc, ciągle na podłodze, patrzyła szeroko otwartymi
oczyma na ciotki walczące odważnie, doskonale, z wrodzoną gracją i zażartością.
Demestriu odebrał im królową.
Obrzydliwy pasożyt.
Nieboskłon znów przecięła błyskawica.
Wokół toczyła się walka, a ona zastygła w miejscu. Nie ze strachu przed śmiercią, ale z
bólu i żalu. Żalu, że to, czego pragnęła najbardziej na świecie - życia z Lachlainem i
miłości zgromadzenia - jest zagrożone przez krew płynącą także w jej żyłach. Czuła, jakby
w jej organizmie rozchodziła się trucizna. Patrzenie na tych dzielnych wojowników i
wojowniczki, walczących właśnie o to, aby ocalić jej życie, sprawiało jej koszmarny ból.
Nie wiedzieli, kogo bronią. Nie była ich warta.
Jeden z wampirów osunął się na podłogę. Nix, śmiejąc się, skoczyła na niego i wbiła mu
kolana w plecy. Potem złapała go za włosy i zadarła jego głowę, obnażając gardło. Była
gotowa do zadania śmiertelnego ciosu. Wampir dostrzegł Emmę i wyciągnął do niej rękę.
162
Czuła się nieczysta. Jej żyły płonęły. Była niegodna.
Ale mogła to naprawić. A przynajmniej nieco złagodzić to uczucie.
Nix podchwyciła jej spojrzenie i mrugnęła do niej. Czystość.
- Czy ja umrę? - szepnęła Emma.
- A chcesz? - Słowa Nix brzmiały tak wyraźnie w uszach Emmy, jakby była obok niej.
- On cię szuka - warknął wampir, wyciągając do niej rękę.
- Ja też go szukam. - Emma chciała dotknąć jego ręki, ale był tak daleko. Nagle
zorientowała się, że jest tuż obok niego.
Dziwne... Czyżby się przeniosła jak wampir? Po raz pierwszy w życiu?
Nix powoli uniosła ostrze i Emma podczołgała się bliżej.
Słyszała ciężki oddech Lachlaina, wiedziała, że ją zauważył.
- Emma - wychrypiał, rzucając się w jej kierunku. - Do diabła, Emma, nie!
Ale było za późno. W jej umyśle pojawiła się linia, taka sama jak wcześniej u Heatha. Nie,
nie pojawiła się, została wypalona w jej mózgu. Błyskawica, która zaraz potem uderzyła,
przypieczętowała jej decyzję. Musiała zrobić to, do czego ją stworzono.
Wyciągnęła rękę. Spojrzała w oczy wampira.
Nie masz. pojęcia, co zabierasz ze sobą do domu.
* * *
Lachlain zawył z wściekłości, kiedy to coś - ostatni z napastników, który przeżył - zabrał
Emmę. Nie mógł tego pojąć. Czy to ona go odszukała?
Złapał Nix za ramiona.
- Dlaczego się zawahałaś? Widziałem, że zbyt długo zwlekałaś! - Potrząsał kobietą, aż jej
głowa podskakiwała na ramionach. Nix tylko się uśmiechnęła i powiedziała:
- No! No!
- Dokąd oni ją, do cholery, zabrali?! - zawył.
Jedna z walkirii uderzyła go w chorą nogę. Osłabiona kończyna ugięła się i puścił Nix.
Tymczasem Cass znów uniosła miecz.
- To ty ich tutaj wpuściłaś! - warknęła do Reginy. - Zostawiłaś Kinevane bez ochrony.
Regina machnęła głową w stronę Lachlaina.
- On wykradł córkę przybranej matce i trzymał ją z dala od rodziny.
- Co za obłudna suka - dodała Kaderin, pochylając się nad trupami, żeby wyrwać ich kły
do swojej kolekcji trofeów.
- Oni ją mają, do kurwy nędzy! - Lachlain walnął pięścią w ścianę. - Jak możesz być tak
spokojna?
- Nie jestem zdolna do odczuwania żadnych emocji, a to oznacza, że nie mogę pogrążyć
się w rozpaczy wyjaśniła Kaderin. - Żal osłabia. Mógłby też osłabić samą Emmę, a to
oznaczałoby jeszcze większe kłopoty.
Lachlain drżał z gniewu, był gotów biec za Emmą, zabić wszystkie wampiry...
Nagle usłyszał jakiś stłumiony dźwięk. Kaderin odrzuciła zakrwawione kły i sięgnęła do
kieszeni po telefon.
- Wesoła żabka - syknęła, otwierając klapkę. Lachlain z trudem nad sobą panował. Nix
głośno ziewała.
- Ale bym się zdrzemnęła - mruknęła.
163
- Nie - mówiła Kaderin do telefonu. - Poszła z wampirem z własnej woli. - Przekazywała
informacje tak beznamiętnie, jakby recytowała prognozę pogody. Lachlain słyszał w
telefonie wściekłe wrzaski, stłumione nieco dużą odległością.
Błyskawicznie wyciągnął rękę i złapał za telefon. Przynajmniej jedna osoba zareagowała
tak, jak powinna. Annika.
- Co jej się stało?! - wrzasnęła ze złością. - Psie, będziesz błagał mnie o śmierć!
- Dlaczego postanowiła pójść z tamtym? - zawołał w odpowiedzi. - Niech to szlag,
powiedz mi, jak do niej dotrzeć!
Annika dalej wrzeszczała do telefonu, a w odpowiedzi Kaderin uniosła kciuk w górę
gestem pełnym aprobaty.
- Tak trzymaj - powiedziała bezdźwięcznie.
A potem Lachlain i Cass obserwowali z otwartymi szeroko ustami, jak cztery walkirie
odwracają się na pięcie i wsiadają do samochodu, jakby wpadły tylko po to, aby podrzucić
koszyk z bułkami. Wilkołak wyskoczył za nimi. Łuk ponownie wystrzelił.
- Zastrzel go, jeżeli pójdzie za nami - rozkazała Nix.
- A więc zastrzel mnie - zgrzytnął. Nix popatrzyła na niego.
- Nie umiemy ci pomóc, i sądzę, że będziesz potrzebował całej swojej siły, prawda? -
Potem zwróciła się do pozostałych trzech walkirii. - Mówiłam wam, że nie przywieziemy
jej z powrotem do domu.
A potem zniknęły.
- Gdzie te cholerne wampiry ją zabrały? - warknął do telefonu.
- Nie mam pojęcia!
- Twoje walkirie wpuściły ich do naszego domu...
- To nie jest dom Emmy. Tutaj jest jej dom!
- Nie, już nie. Przysięgam, wiedźmo, że kiedy ją odnajdę, nigdy więcej nie pozwolę jej
zbliżyć się do ciebie.
- Znajdziesz ją, prawda? Jesteś myśliwym, który ściga najcenniejszą dla niego rzecz. Nie
mogłabym oczekiwać nikogo lepszego. - Najwyraźniej uspokoiła się, jej głos brzmiał
łagodnie. Niemal widział jej zły uśmiech. - Tak, pójdziesz za nią i ją odnajdziesz, a
później... Powiem ci, co będzie potem. Kiedy już przyprowadzisz ją tutaj, bezpieczną i w
jednym kawałku, podrapię moje nowe zwierzątko za uszkiem, zamiast obedrzeć je ze
skóry.
- O czym ty mówisz, kobieto?
Jej głos był czystym złem.
- Twój brat właśnie leży u moich stóp i trzymam nogę na jego szyi. Wymienię Garretta za
Emmę.
I odłożyła słuchawkę.
Emma czuła się niczym ofiara, która ma być złożona na mrocznym ołtarzu. Wampir
zaniósł ją ciemnym korytarzem pod ciężkie drewniane drzwi. Odsunął zasuwę i otworzył
je, a potem wepchnął ją do środka z taką siłą, że upadła na zimną kamienną posadzkę.
Ciągle oszołomiona, leżała przez jakiś czas tam, gdzie upadła, czyli pod wielkim
sklepionym łukowato oknem, które sięgało w górę na wysokość co najmniej sześciu
164
metrów. Zamiast szkła w ramę wprawiony był obsydian, bogato inkrustowany złotymi
symbolami związanymi z czarną magią.
Wychodząc, wampir rzucił przez ramię:
- Nie próbuj uciekać. Z tego pokoju tylko on może się przenieść. - I ponownie zamknął
drzwi.
Uniosła się niezdarnie na kolana i rozejrzała po pomieszczeniu. Był to najwyraźniej
gabinet, i to używany. Na biurku piętrzyły się stosy papierów. Pomieszczenie było
wilgotne i śmierdziało krwią.
Z oddali dobiegły ją wrzaski. Skoczyła na równe nogi, rozglądając się nerwowo wokół.
Co, u diabła, strzeliło jej do głowy?
I w tym momencie powróciły wspomnienia ognia. Scena była tak żywa i wyraźna jak
wcześniej, zanim się przeniosła.
Płuca Lachlaina wypełniły się ogniem, co sprawiało mu jeszcze większy ból niż poparzona
skóra, która topiła się na jego nogach, kiedy płomień stawał się coraz większy. Nigdy nie
dał im satysfakcji. Nie wył z bólu. Ani za pierwszym razem, kiedy umierał, ani za drugim,
ani przez całe piętnaście dekad, kiedy palił się żywcem, a potem odradzał, aby znów
przeżyć piekło i umrzeć. Tylko nienawiść trzymała go przy zdrowych zmysłach, tylko ona
była jak ostatnia deska ratunku.
Trzymał się jej, kiedy ogień słabł. Trzymał się jej, kiedy zdał sobie sprawę, że tylko noga
uniemożliwia mu ucieczkę, kiedy zmusił się do złamania kości i kiedy... wypuścił bestię,
żeby mógł...
Złapała się za głowę i zwymiotowała. Dopóki jej nie znalazł, dopóki nie wyczuł na
powierzchni tej, która miała go ocalić... miał tylko nienawiść.
A potem dla ich wspólnego dobra musiał zwalczyć w sobie tę nienawiść.
Zastanawiała się, jak to się stało, że nie zabił jej przy pierwszym spotkaniu, że nienawiść i
zagubienie połączone z pożądaniem nie pchnęło go do gwałtownego czynu, który dałby
mu ukojenie. Jak to się stało, że nie wziął jej brutalnie, kiedy jego skóra wciąż płonęła?
Nie chciał, żeby się dowiedziała o torturach, i teraz rozumiała, dlaczego. Wiedziała, że
będzie musiała mu powiedzieć o snach, w których widziała jego wspomnienia.
Ale jak miała opisać mu ten koszmar? Że miała apokaliptyczną wizję jego męczarni? Że w
końcu poznała naturę jego cierpienia i była przekonana, że żadna istota na świecie nigdy
tak nie cierpiała? Obrzydliwe, brutalne pasożyty, których miejsce jest w piekle.
Znów miała ochotę zwymiotować, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Nie sądziła,
żeby Lachlain mógł ją za to znienawidzić, choć miała świadomość, że to zawsze będzie go
palić jak kropla kwasu na skórze. Kropla drąży skałę. Jej ojciec zniszczył prawie całą jego
rodzinę, którą tak bardzo kochał.
Teraz, kiedy wiedziała, przez co Lachlain przeszedł, i znała jego myśli, zalała ją fala
gorącego wstydu. Jak mogła go potępiać za to, że pragnął się zemścić? A już szczególnie
teraz, kiedy miała mu odebrać na zawsze możliwość dokonania zemsty.
Kiedy leżała bowiem na chłodnej posadzce Kinevane w samym środku masakry, jej umysł
pędził jak szalony. To właśnie wtedy wreszcie się w niej obudziła ciesząca się złą sławą
duma walkirii i poczucie honoru... Nic nie warta Emma, przestraszona, słaba, potulna -
przestała istnieć.
165
Ale jeszcze dziwniejsze było to, że teraz, kiedy emocje opadły i mogła jaśniej myśleć, nie
podjęłaby innej decyzji.
Przerażało ją, że jest tak bardzo zdeterminowana, aby to zrobić. To prawda, stara Emma
ciągle czaiła się w mroku jej umysłu, jęcząc i biadając nad głupotą tego postępku. To
prawda, było to bardzo ryzykowne. Ale nowa Emma o to nie dbała. Musiała to załatwić,
żeby móc ułożyć swoje sprawy z Lachlainem i zgromadzeniem.
Lachlain. Właśnie dla tego dzielnego króla, w którym się tak zakochała, będzie walczyć
bez wytchnienia.
Jej ojciec to jej problem. Przybyła tutaj, żeby zabić Demestriu.
* * *
Prawie godzinę zajęło Harmannowi podwiezienie Lachlaina na prywatne lotnisko.
Lachlain z trudem powstrzymywał się od przemiany, choć sytuacja, w jakiej się znalazł,
jak najbardziej tę przemianę usprawiedliwiała. Wampiry miały Emmę, a walkirie Garretta.
Przekleństwo wilkołaków. Siła i waleczność, którą wykazywali się w walce, była
przekleństwem w innych sytuacjach. A im bardziej im na kimś zależało, tym trudniej było
utrzymać na wodzy bestię, która budziła się, aby bronić tego, co kochane.
Przypuszczał, że wampir zabrał Emmę do Helvity, do Demestriu, chociaż przyszło mu też
na myśl, że porywaczem był Ivo, a może nawet Kristoff. Wysłał Cass na poszukiwania
Uilleama i Munro, i tak wiele wilkołaków, ile udało się zebrać, skierował do zamku
Kristoffa. Lachlain był pewien, że Cass wypełni jego polecenie - wystarczył jej jeden rzut
oka na jego twarz, gdy wampir zabrał Emmę.
Ale jeżeli Lachlain myli się co do miejsca jej pobytu? Jeżeli nie zdoła na czas zlokalizować
Helvity? Na pierwszy rzut oka nie sprawiał wrażenia kogoś, kto tak naprawdę ogarnia
całą sytuację. Garrett też został jakoś złapany. Jakoś? Dzisiaj Lachlain zobaczył w akcji
cztery walkirie: doskonałą łuczniczkę Lucię, niewiarygodnie silną Reginę, szybką Nix i
niewzruszoną jak skała Kaderin, i wiedział, że stanowczo nie docenił wroga.
- Mają Garretta - powiedział Bowenowi przez telefon. Dzwonił z samochodu, podczas gdy
Harmann pędził po zamglonych szkockich drogach. - Uwolnij go.
- Cholera jasna. To nie jest takie proste, Lachlainie.
Ale to było proste. Lachlain chciał Garretta żywego, Bowen zaś był potężnym
wilkołakiem, znanym ze swojej bezwzględności.
- Uwolnij go! - zawołał.
- Nie mogę. Nie chciałem ci tego mówić, ale one wynajęły zjawy do stania na straży.
Garrett, ostatni członek jego rodziny, strzeżony przez tę starożytną plagę, był w łapach
szalonych, okrutnych kobiet.
A... Emma go opuściła.
Zrobiła to świadomie. Nie posłuchała go, podczołgała się do tego pieprzonego wampira i
wzięła go za rękę. I zrobiła to.
Mgła zasnuła jego umysł.
Nie, musi to zwalczyć. Musi przeanalizować najdrobniejsze szczegóły z jej życia, poszukać
powodu, dla którego to zrobiła.
Siedemdziesiąt lat. College. Ścigana przez wampiry. To właśnie jej szukały przez cały czas.
Po co? Która frakcja? Annika to jej przybrana matka. Mówiła, że jej rodzona matka była z
166
pochodzenia Lidyjką. Na imię miała Helena. To po niej odziedziczyła urodę.
Kiedy zbliżali się do lotniska, właśnie wstało słońce. Lachlain zawył ze złości - nienawidził
słońca, chciał, żeby już nigdy nie pojawiło się na niebie. Emma była gdzieś tam sama, bez
niego, a przecież on miał ją chronić. Być może w tej chwili utknęła na jakimś polu.
Zaciskał dłonie tak mocno, że pazury raniły mu skórę. Nawet nie dał sobie opatrzyć
zranionego barku.
Myśl! Powtórz wszystko, czego się o niej dowiedziałeś. Siedemdziesiąt lat. College...
Zmarszczył brwi. Spotykał już lidyjskie kobiety. Miały białą skórę, tak jak Emma, ale
czarne włosy i ciemne oczy. Emma zaś była blondynką o niebieskich oczach.
A więc jej ojciec także musiał...
Lachlain zamarł. Nie. To niemożliwe.
- A jeżeli on jest moim ojcem? - zapytała go. A Lachlain odpowiedział, że... pomiot
Demestriu jest okrutny i plugawy jak wszystkie pasożyty. Nie.
Nawet gdyby był w stanie zaakceptować fakt, że Emma jest córką Demestriu, nie mógł
pogodzić się z tym, że teraz była w jego mocy właśnie przez niego, być może przez jego
bezduszne słowa.
Została zmuszona, aby uciec do Helvity, do Demestriu, który własną córkę obdarłby ze
skóry bez mrugnięcia czerwonym okiem, podczas gdy ona błagałaby go o śmierć.
Jeżeli Lachlain szybko do niej nie dotrze... Teraz nie tylko musiał odnaleźć Helvitę, ale
musiał to zrobić szybko. Tropił już wampiry i polował na nie w tym rejonie Rosji już
wcześniej, ale bezskutecznie. Być może ostatnim razem był blisko, ale zanim zdołał odkryć
zamek, został napadnięty i pobity do nieprzytomności przez tuzin śledzących go
wampirów.
Poleci do Rosji i znów znajdzie tamto miejsce...
W jego umyśle powstał obraz Emmy leżącej przedwczoraj pod nim; jej głowa uderzała o
poduszkę, a do jego nozdrzy docierał oszałamiający zapach jej włosów. Nigdy nie zdoła
zapomnieć jej zapachu. Zapadł w jego serce już pierwszej nocy, kiedy tylko ją rozpoznał.
To wspomnienie przyszło do niego w odpowiednim czasie - już wiedział, jak je
wykorzystać.
Może ją znaleźć. Przecież już wcześniej mu się udało. Niech tylko znajdzie się w pobliżu
niej, a trafi prosto do Helvity.
Została stworzona właśnie po to, aby mógł ją znaleźć.
* * *
- A więc zobaczmy, co mi przywiózł mój generał - powiedział ktoś ukryty w cieniu bardzo
głębokim głosem.
Jej wzrok podążył w kierunku źródła dźwięku. Zaledwie sekundę temu była tutaj sama, a
teraz dostrzegła go siedzącego za wielkim biurkiem, zanim jeszcze zapalił lampę. W jego
czerwonych oczach płonęło światło. Wydawało jej się, że promieniuje od niego napięcie.
Patrzył na nią tak, jakby zobaczył ducha.
Została zmuszona do tego, aby samotnie czekać w tym upiornym zamku, gdzie spod
podłogi tak często dochodziły wrzaski. Spędziła tu wiele godzin już po wschodzie słońca.
W tym czasie przeszła coś w rodzaju oczyszczenia, jej myśli uspokoiły się, a determinacja
stała się ostra niczym odłamek kryształu. Wyobrażała sobie, że jej ciotki właśnie tak się
167
czują przed wielką bitwą. A teraz czekała cierpliwie, aż to się wreszcie skończy, mając
świadomość, że tylko jedno z nich opuści ten pokój żywe. Demestriu wezwał strażnika.
- Nie wpuszczaj tu Ivo, kiedy wróci - rozkazał wampirowi. - Nawet jeżeli będzie nalegał.
Nic mu o niej nie mów. Jeżeli się wygadasz, będziesz całe lata żył bez trzewi.
Emma przez cały okres dorastania słyszała takie groźby, bardzo popularne wśród istot
Tradycji, ale ten facet był w tym naprawdę niezły.
Demestriu poszedł do drzwi i zamknął je za strażnikiem. Kiedy wrócił za biurko, przyjrzał
się jej beznamiętnie.
- Twoja twarz jest dokładnie taka sama, jak twojej matki.
- Dziękuję. Moje ciotki także często to powtarzają.
- Wiedziałem, że Ivo ma jakiś plan. Szukał kogoś i stracił przy tym wielu żołnierzy - trzech
w samej tylko Szkocji. Więc pomyślałem, że zabiorę mu tego kogoś, kogo najwyraźniej
bardzo chce mieć. Nie sądziłem jednak, że ugania się za moją córką.
- Czego ten koleś ode mnie chce? - zapytała.
- Ivo przez setki lat spiskował, zawsze miał ochotę na moją koronę. Ale wie, że Horda
ponad wszystko ceni czystość krwi, dlatego potrzebuje związku z osobą z królewskiej
rodziny. I najwyraźniej pomyślał o mojej córce.
- A więc on sądził, że ciebie tak po prostu zabije, a potem się ze mną ożeni?
- Właśnie tak. - Zamyślił się głęboko na chwilę. -Dlaczego nigdy wcześniej mnie nie
szukałaś?
- Dowiedziałam się, kto jest moim ojcem, zaledwie osiem godzin temu.
Jakaś emocja zamigotała w jego oczach, ale była tak ulotna, że musiała ją sobie wyobrazić.
- Twoja matka ci... nie powiedziała?
- Nigdy jej nie znałam. Umarła zaraz po moim urodzeniu.
- Tak prędko? - zapytał tak cicho, jakby mówił do samego siebie.
- Szukałam informacji o moim ojcu - o tobie - w Paryżu - powiedziała, irracjonalnie
starając się w jakiś sposób go pocieszyć.
- Mieszkałem tam z twoją matką. Nad katakumbami.
Nawet jeżeli poczuła odrobinę współczucia, zniknęło natychmiast na wspomnienie o
katakumbach, z których Lachlain z tak wielkim trudem się wyrwał..
- Twoje oczy są jak żywe srebro, zupełnie jak twojej matki. - Po raz pierwszy spojrzał na
nią z aprobatą.
Zapadła niewygodna cisza. Emma rozejrzała się wokoło, starając się przypomnieć sobie
wszystko, czego nauczyła się od Anniki i Reginy. Pobicie Cassandry to była jedna rzecz,
ale teraz musiała stawić czoła potworowi.
Zmarszczyła brwi. Jeżeli on jest potworem, to ja też.
Wiedziała, że tylko jedno z nich opuści ten pokój. Ale teraz przyszło jej do głowy, że wcale
tak nie musi być.
Na ścianach wisiały skrzyżowane miecze. Niektóre były w pochwach, co z pewnością nie
najlepiej zabezpieczało je przed rdzą. A rdza oznaczała słabość. Postanowiła wziąć taki bez
pochwy.
- Usiądź. - Kiedy z niechęcią usłuchała jego polecenia, uniósł w górę puchar z krwią. -
Napijesz się?
168
Potrząsnęła głową.
- Muszę być uważna.
Spojrzał na nią z dezaprobatą.
- Mówisz jak człowiek.
- Gdybym miała dolara... - westchnęła.
- A może po prostu napiłaś się od wilkołaka, z którym byłaś?
Nie widziała powodu, aby to ukrywać. Wyprostowała ramiona.
- Tak, piłam.
Uniósł brwi i przyjrzał się jej z jeszcze większym zainteresowaniem.
- Nawet ja nie napiłbym się od nieśmiertelnego takiego jak on.
- Dlaczego? - zapytała, pochylając się do przodu. - Moja matka przekazała ciotkom tylko
jedno polecenie, kiedy mnie do nich wysłała. Nigdy nie wolno mi pić wprost od żywej
istoty.
Popatrzył w głąb pucharu z krwią.
- Kiedy pijesz tak długo, że ofiara umiera, bierzesz od niej wszystko... aż do samego dna
jej duszy. Jeżeli będziesz robić to zbyt często... możesz w tym zasmakować. Twoje serce
stanie się czarne, a oczy czerwone od gniewu. To trucizna, lecz nie możemy się jej oprzeć.
- Ale picie od żywej istoty i zabijanie to dwie różne rzeczy. Dlaczego po prostu nie
powiedziała im, żebym nie zabijała? - To było takie surrealistyczne. Rozmawiali sobie,
zadawali pytania i odpowiadali na nie, mimo napięcia, od którego aż drżało powietrze.
Niczym dr Lecter i Clarice z „Milczenia owiec" w scenie w więzieniu. Uprzejmie i
spokojnie... - I dlaczego mam te wszystkie wspomnienia?
- Masz ten mroczny dar? - Zaśmiał się krótko, chociaż bez śladu wesołości. - Podejrzewam,
że dostałaś go wraz z naszą krwią. Myślę, że to dlatego nasza rodzina sięgnęła po tron
podczas pierwszych dni chaosu Tradycji. Ja też go mam. I Kristoff też. Jest dany każdemu
człowiekowi, który zostaje przez nas zmieniony - dodał z uśmieszkiem. - Ale ty
odziedziczyłaś go po mnie? - Uniósł brwi, jakby ciągle jej nie wierzył. - Twoja matka
musiała się obawiać, że tak się stanie. Picie krwi aż do śmierci ofiary doprowadzi cię do
szaleństwa. Picie krwi i przejmowanie wspomnień także uczyni cię szaloną... i silną.
Wzruszyła ramionami. Nie czuła się szczególnie szalona. Prawda, przez sen omal nie
rozwaliła zamku na kawałki, ale...
- Nie czuję, żebym była szalona. Czy coś jeszcze może mnie spotkać?
Przez chwilę wyglądał na przerażonego.
- Wspomnienia ci nie wystarczają? - zapytał, szybko odzyskując równowagę. - Prawdziwy
wampir zabiera ofierze krew, życie i wszystkie wspomnienia, doświadczenia, emocje.
Poszukiwałem kiedyś nieśmiertelnych dla ich wiedzy i siły, ale potem cierpiałem, bo ich
wspomnienia zalegały cieniem na mojej duszy. A ty piłaś krew od wilkołaka, który ma tak
wiele wspomnień... Igrasz z ogniem.
- Nawet nie masz pojęcia, ile prawdy jest w twoich słowach.
Zmarszczył brwi i zastanawiał się przez chwilę.
- Czy to nie ja zamknąłem tego wilkołaka w katakumbach? - zapytał.
- Uciekł - odpowiedziała jadowicie.
- Ach, i teraz pamiętasz, jak cierpiał?
169
Pokiwała wolno głową. Jedno z nich musiało zginąć. Czy przedłużała tę rozmowę po to,
aby uzyskać odpowiedzi na pytania, które od dawna ją męczyły? A może chciała pożyć
trochę dłużej? I dlaczego on się do tego dostosował?
- Wyobraź sobie dziesięć tysięcy podobnych wspomnień, które zapełniają twój umysł.
Wyobraź sobie, że czujesz śmierć swojej ofiary. Widzisz, jak go ścigałaś, jak oszukiwał
samego siebie, słysząc jakiś dźwięk, że to wiatr szeleści w trawie. Jak nazywał siebie
głupcem, bo nie rozumiał, dlaczego włosy na jego karku stają dęba. - Popatrzył na nią
niewidzącym wzrokiem. - Niektórzy walczą wbrew rozsądkowi aż do końca. Inni patrzą
mi w twarz i wiedzą, kim jestem.
Zadrżała.
- Czy cierpisz z tego powodu?
- Tak. - Postukał palcami w blat biurka i jej wzrok przyciągnął pierścień na jego palcu.
Herb z dwoma wilkami.
- To pierścień Lachlaina - rzekła. Skradziony z ręki jego martwego ojca. Mój ojciec zabił jego
ojca. Demestriu patrzył na klejnot pustym wzrokiem.
- Tak, podejrzewam, że tak.
Był szalony. I wiedziała, że będzie z nią rozmawiał w ten sposób tak długo, jak tylko ona
zechce, ponieważ -jak wyczuwała - był... samotny. I ponieważ wierzył, że to ostatnie
godziny jej życia.
- Jak to się stało, że ty i Helen byliście razem? - zapytała.
Wyglądał tak, jakby wrócił z dalekiej podróży w głąb własnego umysłu.
- Trzymałem ją za szyję - zaczął swobodnym tonem - i właśnie miałem urwać jej głowę.
- Jakie to... romantyczne. - Opowieść w sam raz dla wnuków.
Zignorował jej uwagę.
- Ale coś mnie powstrzymało. Puściłem ją, lecz przez następne miesiące śledziłem ją,
starając się dojść, co sprawiło, że się zawahałem. Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę,
że to jest moja narzeczona. Kiedy ją zabrałem z domu, powiedziała, że zobaczyła we mnie
coś dobrego, i zgodziła się zostać. Przez pewien czas miała rację, ale w końcu i tak
zapłaciła za to życiem.
- Jak? Jak umarła?
- Słyszałem, że z żalu po mnie. Właśnie dlatego byłem bardzo zdziwiony, że tak szybko się
poddała.
- Nie rozumiem.
- Twoja matka próbowała powstrzymać mnie od picia krwi, nie tylko od żywej ofiary, ale
w ogóle. Przekonała mnie nawet, żebym jadł jak człowiek. Towarzyszyła mi przy
posiłkach, żeby mi było łatwiej, chociaż sama wcale nie musiała jeść. Usłyszałem o tobie,
gdy trwała rebelia Kristoffa i tron był zagrożony. W czasie bitwy wróciłem do starych
zwyczajów. Zatrzymałem koronę, ale straciłem wszystko, co zyskałem dzięki niej. Kiedy
Helen spojrzała mi w oczy po moim powrocie, uciekła.
- Czy kiedykolwiek myślałeś o mnie? - zapytała; zabrzmiało to tak, jakby naprawdę jej na
tym zależało. I tak było.
- Słyszałem o tobie różne historie. Że jesteś słaba i nic nie potrafisz, że odziedziczyłaś
najgorsze cechy obu gatunków. Nigdy bym się o ciebie nie upomniał - nawet gdybym
170
uważał, że jesteś na tyle silna, aby dotrwać do wieku, w którym osiągniesz nieśmiertelność
- gdyby nie to, że Ivo cię szukał.
Zatrzepotała teatralnie rzęsami.
- Taaa. - Ale tak naprawdę zabolała ją jego obojętność. A ból powoli zmieniał się w gniew.
Nagle Demestriu bezszelestnie wstał. Jego sylwetka zarysowała się na tle inkrustowanego
szkła - włosy wampira miały kolor złotych wzorów. Był jej ojcem, zachwycającym i
zarazem przerażającym. Westchnął i obejrzał ją dokładnie. Nie jak coś nowego albo
strasznego, raczej jakby leniwie szukał słabych punktów swojej ofiary.
- Mała Emmaline, przyjście tutaj jest twoim ostatnim błędem w życiu. Powinnaś wiedzieć,
że wampiry zawsze niszczą wszystko, co stoi im na drodze do osiągnięcia upragnionego
celu. Moim celem jest zatrzymanie korony. A ty jesteś moją słabością, która może być
wykorzystana przez Ivo albo innych. Wiedział, gdzie uderzyć, żeby zabolało.
- Skoro nawet taka pijawka jak ty nie chce mnie, to znaczy, że tak naprawdę nie mam nic
do stracenia. - Wstała i wytarła dłonie o spodnie. - Zresztą to mi odpowiada, bo
przybyłam tutaj po to, aby cię zabić.
- Naprawdę? - Nie powinien być taki zdziwiony. Mrożący krew w żyłach uśmiech był
ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła, zanim zniknął, najwyraźniej przenosząc się. Skoczyła po
nagi miecz wiszący na ścianie, jednocześnie czując, że materializuje się tuż za nią. Zaczęła
wymachiwać mieczem, ale on pojawiał się wciąż w innych miejscach wokół niej.
Sama spróbowała się przenieść, ale bezskutecznie. Zrobiła więc to, co najlepiej jej
wychodziło: zaczęła uciekać, zwinnie unikając jego ciosów.
- Z pewnością jesteś szybka - powiedział, materializując się tuż przed nią. Jej miecz
wystrzelił do przodu niczym rozmazana smuga, ale z łatwością uniknął ostrza. Kiedy
uderzyła ponownie, wytrącił jej miecz z ręki. Broń potoczyła się po posadzce z głośnym
brzękiem. Emma poczuła, jak jej wnętrzności zaciskają się w przeczuciu tego, co ma się
wydarzyć. Bawił się z nią.
Lachlain stał w wielkim rosyjskim lesie, w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło piętnaście
dekad temu. Wylądowali razem z Harmannem godzinę temu i ruszyli samochodem
ciężarowym przez ten dziki teren, aby odnaleźć miejsce pojmania Lachlaina. Kiedy droga
stała się nieprzejezdna, Lachlain zostawił Harmanna w tyle. Obaj wiedzieli, że kiedy
wilkołak wyczuje Emmę, Harmann nie będzie w stanie dotrzymać mu kroku.
Nawet po tak długim czasie Lachlain z łatwością odnalazł poszukiwane miejsce. Ale kiedy
po raz kolejny okrążał polanę, desperacko szukając jej zapachu, obawiał się, że jego
decyzja mogła być błędna. Nikomu nigdy nie udało się zlokalizować Helvity. A Lachlain
nie był w stanie ocalić swojego brata, który zaginął w tej dzikiej puszczy.
Jego decyzja mogła ją kosztować życie...
Nagle... Była tutaj.
Zaczął biec z mieczem w dłoni i bijącym sercem. Wbiegł na strome wzgórze i spojrzał w
dół.
Przed nim rozciągała się Helvita. Opuszczona, złowieszcza.
W jasnym świetle dnia Lachlain bez trudu odnalazł drogę do miasta. Z łatwością pokonał
mury i ruszył wzdłuż rozsypujących się fortyfikacji. Ulice były zupełnie puste. Miał całe
171
miasto dla siebie, ale nie czuł zadowolenia. To, że znalazł miasto, było zaledwie
pierwszym, nic nie znaczącym krokiem.
Zamarł, kiedy usłyszał jej głos, słaby niczym odległe echo. Nie wiedział, dlaczego krzyczy.
Nie rozumiał słów. Ogromny zamek był przytłaczający, a ona znajdowała się gdzieś w
głębi tego ohydnego miejsca.
Co sprawiło, że postanowiła tutaj przyjść? Co skłoniło ją do takiego szaleństwa?
Czy śniła o Demestriu? Czy tamtej szalonej nocy zobaczyła we śnie coś strasznego?
Walczył z emocjami - musiał zachować zimną krew - choć jego towarzyszka znalazła się w
tym piekle, w pobliżu najbardziej ohydnej i najsilniejszej istoty, jaka kiedykolwiek stąpała
po ziemi. Była taka łagodna. Czy się bała?
Nie, nie mógł o tym myśleć. Znalazł ją, wiedział, że jeszcze żyje. Może zdoła ją ocalić, ale
musi zachować trzeźwy umysł.
Nie bez powodu wampiry zawsze wygrywały. Bowen mylił się, twierdząc, że dlatego, iż
potrafią się przenosić. Wampiry zawsze wygrywały dlatego, że wilkołaki nie potrafiły
zapanować nad ukrytą w nich bestią... i ochoczo się jej poddawały.
* * *
Emma schowała się za biurkiem, ledwie umykając przed jego wyciągniętymi szponami.
Patrzyła z niedowierzaniem, jak rozcina masywny kawał drewna na pół, jakby rozrywał
kartkę papieru. Mebel jęknął i z trzaskiem zawalił się na posadzkę. Demestriu pojawił się
tuż za nią, zanim nawet się zorientowała, że zniknął z poprzedniego miejsca. Zanim
odskoczyła, zdołał zaczepić pazurami o jej bok, przecinając skórę. Odwrócił ją przodem do
siebie z taką łatwością, jakby była szmacianą lalką. Skaleczona skóra obficie krwawiła.
Położył rękę na jej szyi.
Zamierza oderwać mi głowę, pomyślała.
- Żegnaj, Emmaline.
On mnie obroni.
Wzięła głęboki oddech i wrzasnęła. Grube czarne szkło nad jego głową eksplodowało
milionami odłamków i do gabinetu wpadło słoneczne światło. Demestriu zamarł, jakby
zaskoczyła go ta powódź blasku. Przylgnęła do niego, używając jego ciała jako osłony.
Usiłował uciec, a ona próbowała zatrzymać go w miejscu, ale nawet kiedy zaczął się palić,
nadal był dla niej zbyt potężny. Przeniósł ich oboje w ciemność.
Gdzie leżał miecz.
Odskoczyła od niego, złapała za miecz i zatopiła ostrze w jego ciele. Kiedy żelazo
zazgrzytało o kość, zmusiła się, aby przekręcić miecz tak, jak ją nauczono.
Upadł. Wyciągnęła miecz i skoczyła, aby zadać następny cios. W przelocie dostrzegła jego
zdziwione spojrzenie. Usiłował się podnieść - nawet udało mu się uklęknąć na jednym
kolanie - co wystraszyło ją jak diabli, więc znów uderzyła mieczem, tym razem prosto w
serce. Siła uderzenia obaliła go na plecy, a ostrze utkwiło między kamieniami posadzki,
przyszpilając go. Unieruchomiony w ten sposób, wił się niczym robak. Emma wiedziała
jednak, że nawet taki cios nie może go zabić, że musi odciąć mu głowę. Kuśtykając,
podeszła do ściany i zdjęła z niej drżącymi dłońmi drugi miecz. Ciągle nie mogła uwierzyć
w to, co się stało, i w to, co miało się stać. Kiedy odwróciła się do niego, skrzywiła się z
obrzydzeniem. Leżał w kałuży czarnej krwi, w którą musiała wejść. Rysy jego twarzy
172
zmieniły się, złagodniały, nie wyglądał już tak makabrycznie. Otworzył oczy... niebieskie
jak niebo.
- Uwolnij mnie.
- Tak, jasne.
- Zabij mnie.
- Dlaczego?! - zawołała. - Dlaczego to mówisz?!
- Będą wolny od głodu. Wolny od wspomnień. Ich cierpienia nie będą mnie już dłużej
prześladować.
Usłyszała walenie do drzwi.
- Zostawcie nas! - zawołał. A potem zwrócił się do niej. - Utnij mi głowę. Rozetnij ciało,
odetnij nogi, bo znów się odrodzę. Furia była błędem...
Furia?
- Zabiłeś ją?! - wrzasnęła.
- Nie. Torturowałem. Nie powinna była tak długo cierpieć...
- Gdzie ona jest?
- Nie wiem. Lothar się tym zajął. Głowa, ciało, nogi.
- Nie mogę myśleć! - Zaczęła chodzić w kółko. Na Freję, Furia żyje.
- Emmaline, zrób to!
- Posłuchaj, staram się jak mogę. - Nie powinien bawić się w te gierki w stylu Dartha
Vadera. Nie powinien jej mówić, jak ma go zabić, aby się nie odrodził. Głowa to jedno, ale
ciało i nogi? Czy naprawdę jest aż taki potężny? - A twoja niecierpliwość mi nie pomaga!
- Twoja matka umarła z żalu... bo nie mogliśmy tego przerwać. Ale teraz ty możesz to
zakończyć.
Wzięła głęboki oddech i stanęła nad nim, zaciskając dłoń na rękojeści. Właściwie to
zupełnie jak baseball. No tak, ale nigdy nie grałaś w baseball, idiotko. Kaderin zawsze trzymała
miecz swobodnie, luźną dłonią. Ale ja nie jestem taka jak Kaderin. Myśl jak wampir. Co stoi między
tobą a tym, którego kochasz, i twoją rodziną? Trzy czyste cięcia. Tylko trzy zamachy mieczem.
Im bardziej żałośnie wyglądał, tym trudniej było podjąć decyzję. Jego oczy były czyste,
twarz wolna od okrutnego grymasu, który wcześniej ją wykrzywiał. Teraz nie wyglądał
jak wcielone zło, raczej jak cierpiąca istota. Upadła na kolana obok niego, nie zważając na
krew.
- A co powiesz na... coś w rodzaju rehabilitacji...
- Zrób to, córko. - Kłapnął zębami, aż odskoczyła w tył. Znów usłyszała łomotanie w
drzwi. - Nie mogą przenieść się do mojej kryjówki, ale są w stanie wywalić drzwi... A
kiedy to zrobią, złapią cię i staniesz się ich źródłem pokarmu... aż umrzesz z żalu. Albo
Ivo każe cię zabić i zmienić w wampira.
Do diabła, nie...
- Albo ja zaspokoję głód i... wyleczę rany. A wtedy nie spocznę, dopóki nie zabiję...
wilkołaka. Wyrżnę cały jego... klan.
To jest także mój klan. Drzwi zaczęły się wyginać, drewno niepokojąco trzeszczało. Instynkt
wrzeszczał jej do ucha: Broń się, broń swoich!
- Tak bardzo mi przykro, że muszę to zrobić.
Wampir uśmiechnął się blado i natychmiast skrzywił z bólu.
173
- Niezwykła Emma... zabójczyni królów.
Uniosła miecz i zamachnęła się do ciosu. Łzy płynęły po jej twarzy tak samo obficie jak
krew z rany na nodze.
- Czekaj! Emmaline, proszę, najpierw głowa. Popatrzyła na niego smutno, przez łzy.
- Żegnaj... ojcze.
- Jestem z ciebie dumny.
Zamknął oczy, a Emma zamachnęła się mieczem. Cios był na tyle silny, że wampir stracił
przytomność, ale zbyt słaby, aby obciąć głowę. Emma musiała uderzyć jeszcze trzy razy,
aby oddzielić głowę od ciała. Podobnie długo męczyła się z korpusem. Zanim dotarła do
nóg, spływała krwią. Mafia całkiem słusznie nazywała tego typu egzekucje mokrą robotą.
W chwili, kiedy skończyła, drzwi wpadły hukiem do środka. Zasyczała.
Ivo. Pamiętała go ze wspomnień Lachlaina. Ponownie uniosła miecz. Skoro już i tak
znalazła się w tym miejscu...
Dlaczego patrzył na nią w ten sposób? Spojrzenie jego czerwonych ślepiów oblepiało ją
niczym pajęczyna. Tak jakby podziwiał ją za to, co zrobiła. To było przerażające.
- Czy ty naprawdę jesteś Emmaline? - zapytał niepewnym głosem.
Kiedy do pomieszczenia wpadło więcej wampirów, pomyślała, że jedno zabójstwo
dziennie w zupełności jej wystarczy. Zdarła pierścień Lachlaina z palca Demestriu i
wyprostowała się. Myst zawsze mawiała, że nieważne, czy udało ci się wykastrować cały
rzymski legion. Ważne, żeby inni myśleli, że to zrobiłaś. Najważniejsze jest to, jak cię
postrzegają.
- Ja jestem Emma - odparła pewnym siebie głosem, choć ani trochę tak się nie czuła. -
Zabójczyni króla - dodała. Przecież właśnie to zrobiłam, tak?
- Wiedziałem, że właśnie taka jesteś. - Podszedł do niej. - Wiedziałem.
Uniosła miecz, jakby to był Ekskalibur.
- Nie zbliżaj się, Ivo.
- Szukałem cię, Emmaline. Szukałem od lat, od czasu, kiedy usłyszałem o twoim istnieniu.
Chcę, żebyś została moją królową.
- Taaa, ostatnio tylko to słyszę - mruknęła, wycierając twarz rękawem. Miała do wyboru
dwie możliwości: oddać się w ich ręce albo wyskoczyć przez okno na na słońce. - Ale ja już
przyjęłam tę posadę gdzie indziej.
Może powinna się przenieść? Co prawda nie była w stanie tego zrobić podczas walki, ale,
niech to, raz już jej się udało. Mogłaby zniknąć, zanim zdąży uderzyć w ziemię za oknem.
Przynajmniej teoretycznie. Ale była słaba po walce z Demestriu. Lachlain nie mógł jej
pomóc. Krew płynęła swobodnie z rany. Ostatnim razem udało jej się przenieść zaledwie
kilka metrów... a nie dookoła świata.
Nie miała pojęcia, czy da radę, ale musiała postawić wszystko na jedną kartę. Kiedy więc
wampiry zaszarżowały na nią, zasyczała słabo i skoczyła.
Leć! Przenieś się! Nie...
Wylądowała na tyłku w krzakach, plując liśćmi w blasku słońca. Zerwała się, nie zważając
na ból, i zaczęła myśleć o schronieniu w chłodnym bagnie... Bagno. Chłodne. Mokre.
Jej skóra stanęła w ogniu.
174
Poczuł, jak bębenki w jego uszach pękają od przeszywającego wrzasku. Starał się podążać
za dźwiękiem, ale krzyk zamarł w opustoszałym zamku. Poczuł, jak jego serce na chwilę
staje, ale mimo to zaczął wspinać się po szerokich schodach. Lachlain pamiętał, że pokoje
Demestriu są w górnej części zamku, więc podążył w tamtym kierunku. Słyszał jedynie
swój własny urywany oddech. Próbował ją wyczuć, ale wszechobecny smród krwi tłumił
wszelkie inne zapachy.
Na podeście najwyższego piętra zwolnił i skrył się w mroku. Był już prawie przy
drzwiach. Ocali ją, zabierze z tego miejsca...
Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przed nim leżał trup Demestriu.
A potem zobaczył, jak Ivo wychyla się przez okno, nie zważając na promienie słoneczne,
jakby właśnie coś cennego wypadło mu na zewnątrz.
- Nie! - wrzasnął Ivo. - Nie w słońce! - Odskoczył od okna. - Przeniosła się! - Wyraźnie
westchnął z ulgą, pocierając oparzoną skórę i oślepione oczy. Odwrócił się do swoich
przybocznych.
- Ona żyje. A teraz przynieście nagranie - chcę dowiedzieć się o niej wszystkiego.
Lachlain był oszołomiony. Nie mogła tak po prostu skoczyć w słońce...
Wpadł do pomieszczenia i przechylił się przez parapet, ale zobaczył tylko pusty ogród.
Naprawdę zniknęła. Nie mógł zebrać myśli.
To ona zabiła Demestriu? Przeniosła się w bezpieczne miejsce? Do Kinevane?
I wtedy usłyszał za sobą dźwięk wyciągania ostrza z pochwy.
- Wróciłeś z martwych? - zapytał go grzecznie. Lachlain odwrócił się w porę, aby
zobaczyć, jak Ivo zerka w stronę drzwi prowadzących do sąsiedniego pomieszczenia, do
którego najwyraźniej weszli jego przyboczni. Żeby przynieść nagranie? Lachlain dobrze
wiedział, że ukrytymi kamerami można nagrać film bez wiedzy występujących w nim
postaci.
- Szpiegowałeś swojego króla?
- Oczywiście. Dlaczego miałbym nie wykorzystać zdobyczy dzisiejszej cywilizacji?
- Ale teraz jesteś sam. - Lachlain z rozkoszą obnażył kły. - I będziesz musiał sam stawić mi
czoła, bez pomocy tuzina innych. Chyba że chcesz przede mną uciec?
Lachlain najchętniej wróciłby do domu, ale zdawał sobie sprawę, że Ivo jest realnym
zagrożeniem dla Emmy. Co prawda nie potrzebowała go do pomocy przy zabiciu
Demestriu - bo najwyraźniej to właśnie ona go zabiła - ale widząc błysk w oku Ivo,
Lachlain wiedział, że wampir nigdy nie przestanie ścigać Emmy.
Ivo obrzucił wzrokiem zranione ramię Lachlaina.
- Nie, zostanę tutaj i będę z tobą walczyć. O nią - dodał. - Słyszałem, że myślisz o niej jako
o swojej partnerce.
- Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
- Ona zabiła mojego władcę - nikomu wcześniej to się nie udało - i jest kluczem do korony.
Mojej korony. - Głos Ivo był niski, dudniący, jakby sam nie mógł wyjść z podziwu. - To
oznacza, że należy do mnie. Odnajdę ją. Nieważne, ile czasu to zajmie i ile będzie
kosztować. Odnajdę ją ponownie...
- Nie, dopóki ja żyję. - Lachlain złapał lewą ręką miecz i zaatakował, mierząc w głowę Ivo.
Wampir zablokował cios. Miecze skrzyżowały się z brzękiem.
175
Nastąpiła wymiana kolejnych ciosów, z których żaden nie dotarł do celu. Lachlain stracił
wprawę, szczególnie w walce lewą ręką.
Wyczuł, że pozostałe dwa wampiry wracają, i zawył z wściekłości. Zablokował cios zza
pleców i machnął na odlew pazurami, zwalając z nóg jednego z przybocznych Ivo.
Pozostali wzięli Lachlaina między siebie. Zanim zdołał zarejestrować jakikolwiek ruch, Ivo
przeniósł się i stanął zaledwie kilka centymetrów przed nim, jednocześnie uderzając
mieczem, i natychmiast w taki sam sposób zniknął. Ostrze rozpłatało ramię i klatkę
piersiową Lachlaina. Wilkołak obrócił się w miejscu i upadł na podłogę.
Podmokłe zagajniki. Dęby. Dom. W jakiś sposób jej się udało.
Dotarła do terenów Val Hall. Ale jej skóra ciągle dymiła, a ona była z powodu
odniesionych ran tak słaba jak niemowlę. Jak dużo krwi straciła? Czy udało jej się
przenieść tak daleko tylko po to, aby umrzeć tu o świcie?
Spróbowała poczołgać się do domu, ale z wysiłku zrobiło jej się ciemno przed oczyma.
Kiedy w końcu odzyskała ostrość widzenia, dostrzegła potężnego czarnowłosego
mężczyznę, który patrzył na nią z góry. Pochylił się ze zmarszczonymi brwiami i uniósł ją
w ramionach, a potem ruszył długą aleją w kierunku dworu - przynajmniej Emmie
zdawało się, że idą aleją, choć nie miała nawet pewności, czy rzeczywiście niesie ją jakiś
mężczyzna.
- Spokojnie, dziewczyno. Wiem, że ty jesteś Emmaline. Twoje ciotki martwią się o ciebie. -
Miał przyjemny głęboki głos i dziwny europejski akcent. - Jestem Nikolai Wroth.
Dlaczego to imię wydało jej się takie znajome?
- Jesteś przyjacielem moich ciotek? - zapytała słabym głosem.
- Jednej z nich. I najwyraźniej tylko jej. - Zaśmiał się krótko. - Myst jest moją żoną.
- Myst wyszła za mąż? - Czy to stało się wtedy, kiedy jej nie było? Nie, to niemożliwe. - To
zabawne.
- Obawiam się, że nie dla mnie. - Kiedy dotarli do dworu, mężczyzna zawołał: - Anniko,
odwołaj te cholerne upiory i wpuść mnie!
Emma popatrzyła w niebo. Widziała kłębiące się nad domem czerwone smugi
postrzępionych sukni. Czasami mogła dostrzec chudą, kościstą twarz, która nagle
zmieniała się w piękne oblicze.
Ceną za ochronę były włosy walkirii mieszkających we dworze. Upiory wplatały
wszystkie pukle w wielki warkocz. Kiedy splot stanie się dostatecznie długi, walkirie będą
musiały przez pewien czas podporządkować się woli upiorów.
- Myst jeszcze nie wróciła! - zawołał ktoś z wnętrza domostwa. - Ale przecież sam o tym
wiesz. Gdyby tu była, już dawno leżelibyście nadzy na frontowym trawniku i obściskiwali
się.
- Noc jeszcze młoda! Daj nam trochę czasu! - wrzasnął w odpowiedzi. - A poza tym to było
na polu - mruknął do siebie. - Kilometry stąd.
- Czy nie masz może wizyty w solarium, wampirze?
Emma zesztywniała. Wampirze? Ale jego oczy nie były czerwone.
- Śledziłeś mnie?
- Nie, czekałem, aż Myst wróci z zakupów, i wyczułem, że przeniosłaś się do lasu.
176
Wampir czekający na Myst? Powiedział, że ona jest jego żoną. Wciągnęła głośno
powietrze.
- Ty jesteś tym generałem, prawda? - szepnęła. - Tym, przed którym trzeba było Myst
chronić?
Wydawało jej się, że kąciki jego ust lekko się uniosły.
- Tak ci powiedziały? Mnie także trzeba było przed nią chronić, zapewniam cię. - Odwrócił
się i spojrzał w głąb alei, jakby pragnął, żeby Myst już wróciła. - Ile bielizny może
potrzebować jedna kobieta? - westchnął.
Nagle Emma usłyszała wrzask Anniki. Kobieta biegła do nich, krzycząc, że zabije
wampira. Co dziwne, mężczyzna ani trochę się tym nie przejął.
-Anniko, jeżeli natychmiast nie przestaniesz mi grozić odrąbaniem głowy, będziemy
musieli porozmawiać.
- Co jej zrobiłeś?! - wrzasnęła.
- Najwyraźniej przejechałem po niej pazurami aż do krwi i spaliłem, a teraz - to naprawdę
dziwne - przyniosłem ją do ciebie.
- Nie, Anniko - odezwała się Emma. - On mnie znalazł. Nie zabijaj go.
Zobaczyła spod opadających powiek Myst, która właśnie wróciła z zakupów, rzuciła w
locie ciężkie torby pełne koronek i skóry, i biegła do nich. Ciotka była tak piękna, że aż
zapierało dech w piersi. Kiedy wampir ujrzał Myst, całe jego ciało stężało, a serce zaczęło
dudnić niczym bęben. A potem Emma poczuła stanowcze szarpnięcie - została przekazana
w ręce Anniki.
- Moje ciało płonęło - powiedziała. - Zabiłam Demestriu.
- Oczywiście, że tak. Cicho. Cicho, nie jest z tobą dobrze.
Kiedy Myst wreszcie do nich dobiegła i pocałowała Emmę w czoło, dziewczyna
wyszeptała:
- Myst, on mnie znalazł. Nie powinnaś go zabijać.
- Spróbuję się powstrzymać, kochanie - odparła Myst z uśmiechem. O dziwo, nikt nie
dobył miecza na widok wampira.
Wokoło zbierał się coraz większy tłum, aż wreszcie przybyli prawie wszyscy członkowie
zgromadzenia. Kiedy Annika pogłaskała ją po twarzy, Emma poddała się ciemności.
* * *
Lachlain podniósł się i oparł o ścianę, ciągle trzymając przed sobą miecz.
- Być może nie powinienem się upierać przy torturowaniu ciebie - powiedział Ivo. Ale nie
masz pojęcia, ile nocy spędziłem na wyobrażaniu sobie, jak płoniesz w ogniu, a twoja
skóra spływa z kości.
Drażnił się z Lachlainem, próbując obudzić bestię, aby wilkołak stracił panowanie nad
sobą.
- Nie mogę pozostawić cię przy życiu. Wilkołak podążający za swoją towarzyszką... - Ivo
zacmokał. -Jesteś potwornie uparty.
Będziesz się pętał koło niej jeszcze długo po tym, gdy ona w ogóle o tobie zapomni. No bo
przecież zapomni o tobie. Zmuszę ją do picia krwi raz po raz, aż wspomnienie o tobie
zniknie za mgłą.
- Teraz, kiedy już znalazłem sposób na przeistaczanie wampirów w demony, ją też mogę
177
zmienić. Prawdziwy wampir - prawdziwy morderca. Została do tego stworzona.
Uwolnij bestię. Dlaczego nie chcesz mu dać tego, czego pragnie?
Ivo uśmiechnął się. Był taki pewny siebie.
- A pierwszą istotą, która podzieli się z nią krwią, będę ja.
Lachlain rzucił mieczem w przybocznego Ivo tak mocno, że przybił go do ściany za szyję.
A potem z nieprzytomnym rykiem zaatakował Ivo. Tak jak się spodziewał, wampir pchnął
mieczem, zamierzając wyprowadzić śmiertelny cios. Lachlain odbił klingę pięścią i ostrze
zatonęło w udzie wampira. A potem uwolnił bestię.
Rozległy się odgłosy darcia, łamania... Lachlain widział jak przez mgłę, jak długie, pełne
sadyzmu życie Ivo dobiega końca. Do ostatka widział przerażenie w jego oczach.
Zawył z zadowolenia i upuścił jego ciało. Wyszarpnął miecz Ivo z jego nogi, a potem
własne ostrze z szyi przybocznego.
- Nagranie - warknął. Wampir złapał się za szyję i pospieszył do małego komputera
stojącego w przyległym pomieszczeniu, a kiedy wrócił, Lachlain nagrodził go szybką
śmiercią. Kilka pozostałych istot tłoczyło się w otwartych drzwiach; stojący na ich czele
Lothaire najwyraźniej blokował wampirom wstęp do pokoju. Jak długo on tam był? Nie
wiadomo, ale na tyle długo, że pozwolił Lachlainowi zniszczyć Ivo.
- Wiesz o niej? - zapytał Lothaira. Ten tylko skinął głową.
Lachlain zmrużył oczy. Lothaire nie mógł zasiąść na tronie, ponieważ nie był dziedzicem
krwi. Lachlain nie znał nikogo, kto by nim był... z wyjątkiem Kristoffa. Obnażył kły.
- Spotka cię taki sam los, jeżeli pójdziesz w ich ślady. Będę jej bronił bez wahania i litości.
W odpowiedzi Lothaire tylko lekko cofnął wargi, także obnażając kły.
Nie, Lothaire nigdy nie dostanie Emmy i Horda będzie musiała podporządkować się
samozwańczemu królowi albo zatracić się w chaosie.
Chyba że Kristoff ma siostrę.
Lachlain musiał zabić ich wszystkich, ale jeszcze bardziej pragnął wrócić do Emmy.
Wybiegł na słońce, po raz pierwszy w życiu ciesząc się z bezchmurnego nieba.
* * *
Emma obudziła się, mając w pamięci ludzi, którzy wlewali jej do ust strumienie krwi, ale
nie potrafiła jej zatrzymać. Najpierw pojono ją szklanicami, a potem wszyscy zaczęli
podsuwać jej obnażone nadgarstki prosto do ust. Ale nie odważyła się od nich napić - nie
mogła ryzykować kolejnych wspomnień.
Głos Anniki drżał od niepokoju. Myst usiłowała ją uspokajać.
- Anniko, coś wymyślimy. Porozmawiaj z tym wilkołakiem na dole. Może on wie coś, o
czym my nie wiemy.
Dziesięć minut później Emma z trudem otworzyła oczy i zobaczyła, że do pokoju wchodzi
Annika, a za nią jakiś mężczyzna z rękoma związanymi na plecach. Następnie pojawiły się
Regina i Lucia z zaniepokojonymi minami i obnażonymi mieczami.
Mężczyzna był wysoki i mocno zarośnięty. Jego oczy płonęły złotem. Na nieśmiertelnej
twarzy rysowały się zmarszczki świadczące o jego wesołym usposobieniu. Był tak bardzo
podobny do Lachlaina, że aż poczuła ból. Garrett.
Czy będzie ją nienawidził za to, że związała się z jego bratem?
Annika pokazała na Emmę.
178
- Czy Lachlain powinien się mścić właśnie na niej? Wszyscy ucierpieliśmy z ręki
wampirów, jednak ten pies postanowił ukarać właśnie naszą Emmę, która jest chodzącą
niewinnością i dobrocią. - Odkryła nogę Emmy. - Popatrz na te rany! One się nie goją! Co
on jej zrobił? Powiesz mi albo...
- Chryste - mruknął. - To jego... Nie, nie może być. - Chciał podejść bliżej, ale Regina
szarpnęła go za skrępowane ręce. - Daj mi zobaczyć z bliska - warknął przez ramię. -
Podejdę bliżej albo nic wam nie pomogę. - W jego głosie zabrzmiała groźba. - Musicie
lepiej o nią zadbać.
- Próbowałyśmy już wszystkiego!
- Dlaczego się nie napiła? Tak, walkirie, słyszałem wasze szepty z drugiego pokoju. Wiem,
kim ona jest. Nie mam jednak pojęcia, jak to się stało, że jest partnerką mojego brata.
- Emma nigdy nie będzie partnerką żadnego z was!
- To już się stało - warknął. - Zapewniam cię.
Emma otworzyła oczy, chciała im wytłumaczyć... Annika uderzyła wilkołaka, odrzucając
go do tyłu.
- On ją naznaczył - warknął Garreth. - Będzie jej szukał. Jestem zdziwiony, że jeszcze go
tutaj nie ma.
Annika znów uniosła rękę, ale Emma nie chciała, żeby ciotka go biła.
- Anniko, nie...
- Zmuście ją, żeby się napiła krwi - powiedział Garrett.
- Myślisz, że nie próbowałyśmy? Nie jest w stanie jej zatrzymać.
- A więc spróbujcie innej krwi. Weźcie moją.
- Dlaczego tak ci na tym zależy?
- Ponieważ to jest moja królowa - odparł mocnym głosem, tak bardzo podobnym do głosu
Lachlaina. -I jestem gotów za nią umrzeć.
Annika aż zatrzęsła się ze złości.
- Nigdy nie będzie twoją królową - zasyczała.
- A niech to, pozwól jej napić się mojej krwi!
- Ona nie zechce - powiedziała Annika tak, jakby miała się rozpłakać. A Emma chciała się
napić. Nie pragnęła śmierci, tylko że jej kły zamieniły się w małe i bezużyteczne ząbki.
Obawiała się, że Demestriu zatruł ją swoimi kłami, i dlatego była tak słaba, że ledwie
mogła otwierać oczy.
- Pozwólcie mi porozmawiać z wampirem, którego wyczułem w domu - poprosił Garrett.
- On nie ma o niczym pojęcia...
- Pozwólcie mi na rozmowę! - wrzasnął.
Annika posłała Lucię po Myst i Wrotha. Kilka chwil później Emma usłyszała głęboki głos
Wrotha i otworzyła szerzej oczy. A potem jak na zwolnionym filmie Garrett strząsnął z
siebie dłoń Reginy i skoczył na wampira. Złapali się nawzajem za gardła.
- Wylecz ją, wampirze - rzucił Garrett przez zaciśnięte zęby.
- Nigdy więcej tego nie rób, wilkołaku - mruknął tylko Wroth śmiertelnie niebezpiecznym,
ale spokojnym głosem.
Garrett puścił go, a Wroth prawie jednocześnie zrobił to samo.
- Wylecz ją.
179
- Nie znam dawnych sposobów leczenia, ale jeżeli mi zapłacicie, skontaktuję się z
Kristoffem i zasięgnę jego porady.
- Zapłacę każdą..
- Ale wtedy Kristoff dowie się o jej istnieniu - przerwała mu Annika.
Garrett skrzywił się.
- Z pewnością wampiry już mu o niej doniosły.
- Wroth zadba o nasze interesy - wtrąciła się Myst, ale Annika i Garrett najwyraźniej w to
wątpili.
- Jeżeli będziemy działać razem - zwrócił się wilkołak do Anniki - wampiry nie dadzą nam
rady, tak jak to było podczas ostatniego Akcesu. Jeżeli się sprzymierzymy, obronimy ją
przed nimi.
- Poczekajcie, aż wyjdę z pokoju, zanim zaczniecie spiskować - ostrzegł ich zimno Wroth.
- Ale Kristoff ma moją krew, a ja zabiłam Demestriu - szepnęła Emma.
Myst podeszła do łóżka i pogłaskała ją po włosach.
- Wiem, kochanie. Już nam to mówiłaś.
- Jaka jest twoja cena? - zapytał Garrett Wrotha.
- Chcę, żeby mój związek z Myst został oficjalnie uznany.
Zapadła cisza.
A potem na dworze uderzyła błyskawica i Annika opuściła głowę.
Wampir przeniósł się i stanął przed Myst. Zaplótł dłonie na jej karku i spojrzał jej głęboko
w oczy. Ona popatrzyła na niego w niemym zachwycie i nagle zniknęli.
* * *
W samolocie Lachlain z trudem włączył odtwarzacz DVD.
Harmann włożył płytę do odtwarzacza i wyjaśnił Lachlainowi, jak go obsługiwać, ale
wilkołakowi za bardzo trzęsły się ręce. Nie potrafił sobie wyobrazić, przez co musiała
przejść. Nawet najsilniejszy wilkołak nie powrócił z twierdzy Demestriu, a ona go
pokonała. Żadna z istot na tej ziemi nie była w stanie tego dokonać.
Lachlain musiał to zobaczyć, chociaż bardzo się tego obawiał. Musiał się dowiedzieć,
dlaczego nie wróciła do Kinevane. Kiedy opuścił Helvitę i wrócił do Harmanna, kazał mu
zadzwonić do Kinevane.
Nie było jej tam. Przeniosła się do... swojego prawdziwego domu.
Odtwarzacz wreszcie ruszył. Na nagraniu zobaczył ją, jak stoi samotnie na środku pokoju.
Nagle w pomieszczeniu pojawił się Demestriu.
Kiedy Lachlain przysłuchiwał się ich rozmowie, czuł, jak coraz bardziej boli go serce.
Widział, że Emma ze wszystkich sił stara się nie pokazać, jak bardzo ranią ją uwagi
wampira. Być może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, ale Lachlain widział, jak za
każdym razem jej oczy zasnuwa mgła żalu. Mimo jej odwagi ciągle była dawną wrażliwą
Emmą.
Demestriu wyglądał tak potwornie, jak Lachlain zapamiętał. Ale kiedy Emma
powiedziała, że jej matka nigdy o nim nie wspominała, Lachlain mógłby przysiąc, że w
jego oczach zobaczył coś ludzkiego. Przez ułamek sekundy widział w nich ból.
- To pierścień Lachlaina - powiedziała Emma w którymś momencie.
Skąd o tym wiedziała?
180
Demestriu zmarszczył brwi i spojrzał na swoją dłoń. Minęło kilka chwil, zanim
odpowiedział.
- Sądzę, że tak.
Lachlain wiele razy wyobrażał sobie, jak Demestriu wpatruje się w pierścień, rozkoszując
się tym, czego dokonał. Zadowolony, że ma coś, co przypomina mu o nieustannym
cierpieniu Lachlaina.
Ale Demestriu ledwie go zauważał.
A potem Lachlain usłyszał najbardziej przerażającą informację.
Emma śniła jego wspomnienia o ogniu. To właśnie wtedy obudziła się w nocy z takim
przerażeniem. Patrząc wstecz, zrozumiał że tak samo jak on czuła zbliżającą się agonię.
Zamknął oczy, zbulwersowany. Wolałby raczej umrzeć, niż narazić ją na takie
wspomnienia. Ale teraz mógł tylko śledzić następne wydarzenia.
Podczas walki Emmy i Demestriu jego muskuły napinały się, chociaż znał wynik
pojedynku. Ale nie miał pojęcia, że Emma została tak poważnie ranna. Kiedy uklękła w
kałuży krwi, jakby to była zwykła woda, zamrugał ze zdumienia. Uniosła miecz nad
głową, chociaż jej ręce trzęsły się, a po twarzy spływały strumienie łez. Jak bardzo pragnął
uwolnić ją od tego koszmaru i bólu.
Lachlain zmarszczył brwi, kiedy oczy Demestriu zmieniły kolor i z jego ciała popłynęła
krew. Wydawał się taki... szczęśliwy, że umiera.
Na pięknej twarzy Emmy malowało się cierpienie, kiedy uklękła obok niego. Tak
naprawdę nie chciała go zabić, a jednak zrobiła to. Jego odważna Emmaline zabiła
własnego ojca, a potem wydawało się, że zrobi to samo z Ivo. Na szczęście jednak
zostawiła go Lachlainowi.
Jej skok prosto w słońce...
Był zachwycony jej odwagą, ale wiedział, że zapłaci za to ogromną cenę. I że to przez
niego będzie dźwigać to ciężkie brzemię.
Czy jest samolubny, podążając za nią?
A jeżeli on jest moim ojcem? - przypomniał sobie jej słowa.
Okrutne, paskudne pasożyty. Chryste, nie.
- Przyszedłem po Emmę! - zawołał Lachlain, stojąc w cieniu domostwa walkirii Val Hall,
które w jego oczach wyglądało jak wrota piekieł.
Chociaż wokoło gęstniała mgła, niebo rozrywały błyskawice. Annika wyszła na ganek.
Gniew, który ją ogarnął, sprawiał, że wyglądała jak istota nie z tego świata. Jej oczy
mieniły się zielenią i srebrem. Nad jej głową latały, pokrzykując, upiory. W tej chwili
Lachlain nie mógł się zdecydować, czy gorzej jest tutaj, na tym bagnie, czy w Helvicie.
Zobaczył machającą mu radośnie z okna Nix.
Usiłował przekonać samego siebie, że nie jest słaby, ale mimo że Bowen opatrzył mu
bardzo starannie rany, wciąż trudno mu było unieść nogę czy rękę. Lachlain zakazał
Bowenowi i pozostałym członkom klanu, aby towarzyszyli mu w wyprawie do Val Hall,
obawiając się, że może wywołać wojnę z walkiriami. Ale i tak wyczuwał swoich
towarzyszy ukrytych w lasach wokół dworu.
- Zabieram stąd Emmę dzisiaj w nocy.
Annika pochyliła głowę, jakby chciała lepiej mu się przyjrzeć. Emma też tak robiła -
181
najwyraźniej nauczyła się tego gestu od tej kobiety.
- Nigdy nie oddam mojej córki psu. Żadem mężczyzna nie miał takiej teściowej.
- A więc weź mnie zamiast mojego brata.
- Niech cię, Lachlain, dopiero co wlazłem do tego domu - usłyszał głos Garretta, a potem
jakieś gaelickie przekleństwo.
- No to weź nas obu. Po prostu pozwól mi porozmawiać z Emmą. - Musiał zobaczyć, czy
wszystko z nią w porządku.
- Akces jest blisko, a ty chcesz, żebyśmy uwięziły króla wilkołaków i jego następcę?
Regina, która podbiegła do niej, mówiła po angielsku, ale nie był w stanie zrozumieć
wszystkich słów. Pojął tylko, że mówi coś o „rzucie za trzy punkty", upomina Annikę,
żeby „wbiła piłkę prosto do kosza".
- Podjęła decyzję, kiedy wróciła do zgromadzenia - powiedziała głośno Annika. - Kiedy
była ranna, kiedy nie mogła zebrać myśli, wybrała nas, a nie ciebie, wilkołaku.
Właśnie to go najbardziej zabolało. Jej wybór. Nie tylko postanowiła go opuścić, lecz nie
zamierzała do niego wrócić. Ale czy mógł
mieć do niej prawo po tym, jak z nią postąpił? Czy potrafi wynagrodzić jej te wszystkie złe
rzeczy, których od niego doświadczyła?
- Wpuścisz mnie, czy raczej wolisz, żebyśmy zaczęli wojnę? - Chciał tylko zobaczyć, czy
wszystko z nią w porządku.
Annika obrzuciła park uważnym spojrzeniem. Bez wątpienia wyczuwała jego towarzyszy.
Znów pochyliła głowę, a potem uniosła dłonie w stronę upiorów. Droga była wolna.
Wbiegł na ciemne schody. Kątem oka zobaczył tłum walkirii siedzących na krzesłach z
bronią w dłoniach. Inne obsiadły poręcze schodów. Z trudem powstrzymał się od gapienia
się na te istoty; na ich twarzach malowało się tak wielkie okrucieństwo, że po raz setny
zdziwił się, jak Emma mogła wychowywać się wśród nich.
Nie zatrzymywały go. Czy wiedziały, że ich nie skrzywdzi? Czy po prostu chciały, aby on
pierwszy zaatakował, żeby mogły go zabić? Mógłby się założyć, że chodzi o to drugie.
Pokazały mu drzwi do wilgotnej piwnicy, w której trzymały jego brata Garretta. Nie
zaprotestował, kiedy drzwi zatrzasnęły się za nim.
Garrett patrzył na niego tak, jakby zobaczył ducha, a potem dotknął dłońmi jego twarzy.
- Czy mnie wzrok nie myli?
Radość Lachlaina na widok brata przytłumiona była smutkiem.
- Nie, to ja.
Garrett rzucił się na niego z szerokim uśmiechem i zamknął go w mocnym uścisku.
- No, braciszku, w co znów nas wplątałeś?
- Tak, ja też się cieszę, że cię widzę.
- Myślałem, że ty... Kiedy powiedziały mi, że zabrałeś Emmę, myślałem, że są zupełnie
szalone. Ale tylko do czasu, gdy ją zobaczyłem. Ty ją naznaczyłeś. - Zmarszczył brwi. - I to
dość mocno, prawda? - Potrząsnął głową. - Nieważne, dobrze, że wróciłeś, niezależnie od
okoliczności. Mam tak wiele pytań, ale to może poczekać. Pewnie chcesz się dowiedzieć,
co z nią? — Lachlain pokiwał głową. - Jest ranna, bracie. Ma ślady po szponach na całym
boku i nie mogła pić, więc obawialiśmy się, że za kilka godzin będzie po niej.
Lachlain zamrugał i mocno zacisnął pięści, aż wbił paznokcie w skórę.
182
- Co ją ocaliło?
- Kroplówka. - Lachlain zmarszczył brwi. - Dali jej krew przez rurkę - wyjaśnił Garrett. -
Prosto do żyły.
Uważają, że jej stan jest teraz stabilny, ale rany się nie goją. Podejrzewam, że pazury, które
ją zraniły, były zatrute. Może to był upiór, nie mam pojęcia.
- Ale ja wiem. To był Demestriu. Wszystko widziałem.
- Ale nie rozumiem... - Garrett zerwał się na równe nogi. - Lucia?
Lachlain spojrzał do góry i zobaczył schodzącą po schodach kobietę. Widok jej zapłakanej
twarzy sprawił, że Garrett natychmiast przybrał poważny wyraz twarzy. Nie mógł
oderwać wzroku od pięknej łuczniczki.
- Nie poprawia się jej? - zapytał.
Potrząsnęła głową. Lachlain zacisnął dłonie na kratach.
- Wyzdrowieje, kiedy napije się mojej krwi.
- Pozwoliłeś jej...? - Garrett uniósł brwi. A potem zwrócił się do Lucii. - Dajcie Lachlainowi
do niej pójść.
- Annika nie pozwoli. On nie ma prawa do niej się zbliżać. Emma majaczy, wygaduje
jakieś nonsensy - wydaje się, że postradała zmysły - i Annika go za to wini.
I ma rację. On sam zmagał się z poczuciem winy.
- A co ona mówi? - zapytał Garrett.
- Że Demestriu był jej ojcem i wtrącił ją do ognia, więc go zabiła.
- Bo... tak było.
Oboje spojrzeli na Lachlaina.
- Zrobiła to. Zabiła go.
Lucia potrząsnęła głową.
- Słodka Emma? Zabiła najpotężniejszego i najbardziej groźnego wampira, jaki
kiedykolwiek stąpał po ziemi?
- Tak. On ją skrzywdził. A więc żadne z was jej nie uwierzyło?
Garrett popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Demestriu nie żyje? Bo zabiła go ta dziewczyna? Ona jest krucha jak skorupka jajka.
- Lachlainie - powiedziała Lucia - kiedy Emma znajdzie ćmę w pokoju i próbując ją
uwolnić, niechcący strąci pyłek z jej skrzydełek, nie może spać przez całą noc. Po prostu
nie mogę sobie wyobrazić jej zabijającej wroga na jego własnej ziemi, w jego domu,
podczas gdy Cara i Kaderin nie zdołały tego dokonać na bitewnym polu. A Furia,
najsilniejsza z nas? Gdyby Demestriu mógł zginąć z ręki walkirii, z pewnością to już by się
stało.
- Nie znacie jej tak, jak ja ją poznałem. Ona już nie jest...
- A co miała na myśli, mówiąc, że Furia żyje, ale nie powinna żyć?
- Została uwięziona przez Hordę. Demestriu nie spodziewał się, że tak długo będzie żyła.
Lucia zachwiała się, nie mogąc w to uwierzyć.
- A kiedy powiedziała - pytała dalej - że Kristoff ma jej krew?
- Są kuzynami w pierwszej linii.
Otworzyła usta ze zdumienia.
- Furia żyje...
183
- Jeżeli mi nie wierzysz, mam nagranie wideo całej ich walki. Zostawiłem je Bowenowi,
członkowi naszego klanu.
Garrett przestał się gapić na Lachlaina i spojrzał na Lucię.
- Idź po nie. Niech Annika je zobaczy.
Kobieta uniosła brwi.
- Chcecie, żebym poszła do waszego klanu?
- Powiedz im, że ja cię przysłałem - warknął Garrett - a na pewno cię nie skrzywdzą.
Przysięgam.
Uniosła wysoko podbródek.
- Wiem, że nie zdołają mnie skrzywdzić. Ale wysyłasz mnie - tę, która nosi łuk - do swoich
ludzi. Nie podziękują ci za to.
Lachlain dostrzegł w oczach brata cień uczucia do łuczniczki, ale Garrett dalej nie
złagodził tonu.
- Sam bym to zrobił, ale nie mogę, bo wsadziłyście mnie do celi, kiedy przybyłem wam na
ratunek.
Zaczerwieniła się, jakby poczuła się winna.
- Pójdę po to nagranie - powiedziała. - Obejrzę je, a potem dam Annice, tak jak mówiłeś.
Lachlain szarpnął za pręty.
- Niech to, to zajmie strasznie dużo czasu. Czy nie możesz po prostu utoczyć trochę mojej
krwi i dać Emmie do picia?
- Annika zabroniła. Tak mi... przykro.
Mimo że łuczniczka już wyszła, Garrett nie przestawał gapić się na drzwi.
- Lucia szybko załatwi sprawę.
- Od jak dawna wiesz, że ona należy do ciebie?
- Od miesiąca.
- Zastanawiałem się, dlaczego tak bardzo chcesz tu zostać. - Lachlain przeszedł się po
piwnicy, wypatrując słabych punktów.
Uciekł już z gorszego więzienia, żeby dotrzeć do Emmy, i teraz też nic go nie powstrzyma.
- Nie powiedziałeś jej?
- Lucia jest płochliwa i mogłaby uciec. Powiedz jej coś, czego nie ma ochoty słuchać, i
szukaj wiatru w polu. Poza tym ona mnie nie kocha. To przez nią tutaj zostałem. Kiedy nie
trafi w cel, cierpi niewiarygodny ból... Właśnie dlatego jest tak cholernie dobrą łuczniczką.
Annika zastawiła pułapkę - użyła jako przynęty Lucii chybiającej celu i krzyczącej z bólu -
a ja przybiegłem w te pędy. Powinienem był wiedzieć, że drugi raz nie chybi. Nigdy nie
widziałeś istoty, która by strzelała tak jak ona...
- Doskonale rozumiem, co masz na myśli. - Lachlain z uśmieszkiem podciągnął koszulę,
aby pokazać bratu gojącą się ranę na ramieniu.
Garrett najwyraźniej nie miał pojęcia, jak zareagować na coś takiego. Jego brat
zaatakowany przez jego partnerkę.
- Nie żywię do niej urazy. - Lachlain napiął mięśnie i spróbował rozgiąć kraty. Fakt, że mu
się nie udało, nawet go nie zdenerwował. Jak to się stało, że jest taki słaby? No tak, był
ranny, i to wielokrotnie, ale przecież nie było takiego więzienia, które mogłoby go
zatrzymać. Chyba że...
184
- Czy one jakoś to wzmocniły?
- Tak. - Garrett wstał i złapał za ten sam pręt, który usiłował zgiąć jego brat. - Te istoty
sprzymierzyły się z wiedźmami. Annika powiedział mi, że żadna fizyczna siła nie jest w
stanie tego rozgiąć.
Skoro nawet razem nie są w stanie ruszyć krat... Lachlain opuścił ręce i powrócił do
oglądania piwnicy. Tak desperacko pragnął zobaczyć Emmę. Podszedł do ściany i uderzył
w nią pięścią. Zbyt gruba, żeby się wydostać.
- Nie mogę uwierzyć, że do ciebie strzeliła - mruknął Garrett. - Kiedy się stąd
wydostaniemy, ja...
- Nie, naprawdę nie ma sprawy. Zwłaszcza że najwyraźniej pogodziłeś się z faktem, że
moja towarzyszka jest wampirem.
Garrett spojrzał na Lachlaina z wyrzutem.
- Nic by mnie to nie obeszło nawet wtedy, gdyby była furią, pod warunkiem, że byłbyś z
nią szczęśliwy. A najwyraźniej jesteś.
- Tak, ale muszę się do niej dostać - powiedział Lachlain, testując betonową podłogę.
- Dobrze, że nie zakuły nas w łańcuchy - zauważył Garrett. - Kiedy otworzą drzwi,
możemy je zaatakować.
Lachlain wbił palce we włosy.
- Wolałbym raczej łańcuchy zamiast krat. Odgryzłbym sobie ręce, żeby Emma nie musiała
już więcej cierpieć.
Garrett popatrzył na niego i Lachlain zorientował się, że jego słowa, wypowiedziane tak
stanowczym tonem, musiały dać mu wiele do myślenia.
- Uwierz mi, Garrett, to wcale nie jest takie straszne... Emma jęknęła z bólu i Lachlain
usłyszał ten dźwięk tak wyraźnie, jakby krzyczała. Zawył w odpowiedzi i rzucił się na
pręty.
Krata była magicznie wzmocniona, ściany i podłoga z betonu...
Powoli uniósł głowę i skoncentrował wzrok na suficie.
- Mogę się przez to przebić.
- Lachlainie, nie wydaje mi się, żeby to było mądre. Dom ma setki lat i swoje przeszedł.
Więcej, niż byłbyś w stanie uwierzyć.
- Nie dbam o to.
- Może byś dbał, gdybym ci powiedział, że wszystkie trzy piętra mają konstrukcję na pióro
i wpust. Jeżeli wyjmiesz jeden element, cała reszta się zawali jak domek z kart. Wojny,
huragany, ciągłe wyładowania - to wszystko sprawiło, że jest niestabilny. Nie sądzę, żeby
był w stanie znieść jeszcze wilkołaka przegryzającego się przez strop.
- A więc podeprzyj go, kiedy mnie tu nie będzie.
- Mam trzymać podłogę? Jeżeli nie dam rady, skrzywdzisz obie nasze towarzyszki. Ten
dom może się zawalić.
Lachlain poklepał go po ramieniu,
- A więc upewnij się, że nie puścisz.
Czas szybko uciekał. Wilkołak rozprawił się z sufitem - przeszedł przez drewno jak przez
papier, uderzając szponami - i wciągnął się na piętro. Spojrzał w dół.
- Dasz sobie z tym radę?
185
- Tylko niech ci to nie zajmie zbyt dużo czasu -wysapał Garrett przez zaciśnięte zęby. - I
jeszcze jedno. -Drżał na całym ciele. - Nie zabij przypadkiem Wrotha, jeżeli się na niego
natkniesz. To taki wielki czarnowłosy wampir. To on pomógł Emmie. On wymyślił, żeby
podać jej krew dożylnie. To jeden z ludzi Kristoffa. Zawdzięczamy mu życie Emmy.
- A co Kristoff ma do tego? - żachnął się Lachlain.
- Zdaje się, że nic. Myślę, że ten Wroth pomógł nam po to, żeby walkirie uznały jego
związek z Myst.
Walkiria związana z wampirem?
- Wydaje się bardziej rozsądny niż reszta tej zgrai. A teraz idź!
Lachlain podążył za zapachem Emmy przez bogato urządzony dworek aż pod drzwi jej
pokoju. Właśnie wychodziła stamtąd czerwonowłosa walkiria. Towarzyszył jej potężny
mężczyzna. Wampir. W pierwszej chwili Lachlain chciał go zaatakować, ale powstrzymał
się. To musi być Wroth, ten, który pomógł Emmie i jej ciotce Myst. Wroth pocieszał Myst,
ścierając łzy z jej twarzy.
Wampir pocieszający inną istotę? Nagle Wroth uniósł głowę i Lachlain przywarł do ściany.
Wampir rozejrzał się wokoło czujnym wzrokiem, a potem przytulił Myst i ruszyli dalej.
Kiedy zniknęli, Lachlain wpadł do pokoju Emmy. Ale jej łóżko było puste.
Oczywiście, musi być pod nim. Opadł na kolana i uniósł posłanie. Ale tam też jej nie było.
Kiedy rozejrzał się wokoło, zobaczył Nix stojącą w pokoju obok i trzymającą Emmę w
ramionach.
- Nix, daj mi ją. Mogę ją wyleczyć.
Walkiria pogładziła Emmę po włosach.
- Ale twoja krew ma wysoką cenę. Ona jest taka młoda, zbyt młoda, aby oglądać wojny,
których świadkiem nigdy nie była, i czuć rany, które po stokroć by ją zabiły.
Potrząsnął głową, jakby nie chciał w to uwierzyć.
- Ona śni o ogniu. - Nix westchnęła. - O wiecznym ogniu.
Emma wydawał się taka krucha. Jej skóra i usta były białe jak śnieg. Kości policzkowe
ostro sterczały pod skórą. Kiedy tylko na nią spojrzał, ogarnął go lęk o jej życie.
Nix pochyliła głowę i potarła nosem o nos Emmy.
- Co tam masz w tej swojej małej łapce? Kochana dziewczynka. To on powinien ci dać
pierścień. - Z pewnym trudem Nix wyjęła pierścień z dłoni Emmy i rzuciła go mężczyźnie.
Lachlain złapał go bez większego zainteresowania. Dlaczego, u licha, nie chce dać mu
Emmy?
- Ofiarowałeś jej instynkt. Błyszczy w niej niczym gwiazda. Promieniuje. Możesz zobaczyć
miejsce, w którym naznaczyłeś ją jako swoją.
Niemożliwe...
- Nigdy tego nie straci. - Nix pogładziła Emmę po głowie. - Ona jest dla nas wszystkim.
Emma Jedna Z Trzech.
- Nix, co mam zrobić, żebyś mi ją oddała?
- A co jesteś gotów uczynić, aby ją mieć?
Zmarszczył brwi, słysząc tak absurdalne pytanie.
- Wszystko - szepnął.
Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę, a potem skinęła głową.
186
- Masz zadanie do wykonania, Lachlainie. Daj jej nowe wspomnienia, żeby mogła walczyć
ze starymi.
Wyciągnął ręce, wstrzymał oddech. Kiedy wreszcie Nix dała mu Emmę, przycisnął ją do
piersi. A gdy uniósł głowę, Nix już zniknęła.
Szybko podszedł do łóżka i położył ją na pościeli. Przeciął skórę na ramieniu ostrym
pazurem i przytknął ranę do jej ust.
Nic.
Usiadł obok niej i lekko nią potrząsnął.
- Niech to, Emmo, obudź się. - Ale dziewczyna nadal była nieprzytomna. Kiedy rozchyliła
usta, Lachlain zobaczył, że jej kły są małe i tępe.
Rozciął skórę na kciuku i siłą wepchnął go do jej ust, drugą ręką tuląc do siebie jej głowę.
Minęła dłuższa chwila. Najpierw wydawało się, że jej serce przestało bić, a potem
przełknęła. Po chwili uniosła ręce i przytuliła się do niego mocno. Wyjął kciuk z jej ust i
zamknął oczy, czując niewysłowioną ulgę.
Podczas kiedy piła, podciągnął jej koszulę i zdjął bandaże, żeby obejrzeć ranę na nodze i
boku. Już się goiła.
Wreszcie otworzyła oczy i zaplotła ramiona na jego karku, przytulając się.
- Dlaczego z nim poszłaś, Emmo? Czy to przez to, co powiedziałem o Demestriu?
- Musiałam iść, Lachlainie - powiedziała słabym głosem. - On jest... był... moim ojcem.
- Tak, wiem. Ale to nie tłumaczy, dlaczego zdecydowałaś się na taki krok.
Odsunęła się od niego.
-Zanim wyjechałam do Paryża, Nix powiedziała mi, że niebawem zrobię to, do czego
zostałam stworzona. Zdałam sobie z tego sprawę wtedy, kiedy tamten wampir wyciągnął
do mnie rękę. - Zadrżała. - Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale ja... ja zabiłam Demestriu.
-Widziałem. Wszystko nagrało się na taśmie. Lucia ma zabrać nagranie od Bowena. Być
może już je ma.
- Jak je zdobyłeś?
- To Ivo nagrywał Demestriu. A ja mam taśmę od Ivo. - Kiedy zmarszczyła brwi, dodał: -
Kiedy ty zabijałaś Demestriu w jego kryjówce, ja byłem już w zamku.
- Zabiłeś Ivo? - zapytała z nadzieją w głosie.
- O tak. Z wielką przyjemnością.
- Czy jesteś zły, że to nie ty zemściłeś się na Demestriu?
- Jestem zły, że poszłaś tam sama. Rozumiem, że to było twoje przeznaczenie, ale nigdy
więcej mnie tak nie zostawiaj. - Położył ręce na jej karku i przyciągnął ją do siebie. Jej ciało
nagle stało się ciepłe i miękkie.
- Jak ci się udało odnaleźć Helvitę?
- Szedłem za tobą. Emmo, ja zawsze po ciebie przyjdę.
- Ale jak możesz chcieć być ze mną, wiedząc, kim ja jestem?
Odwrócił ją tak, żeby spojrzała mu w twarz.
- Wiem, kim jesteś. Widziałem wszystko, co się wydarzyło, i teraz nie mamy już żadnych
sekretów. Pragnę cię tak mocno, że mój umysł nie potrafi dać sobie z tym rady.
- Ale... ja nie mogę tego zrozumieć. Przecież jestem jego córką.
- Kiedy zobaczyłem was razem, mój gniew osłabł. Myślałem, że on każdego dnia doznaje
187
rozkoszy, wspominając to, co mi zrobił - to, co zrobił mojemu ojcu - i patrzy na mój
pierścień. A tymczasem on ledwie pamiętał tamte wydarzenia. Naprawdę był szalony. Ale
na koniec okazał ci dobroć... i to bardzo wiele dla mnie znaczy.
- Ale tak wiele ci zabrał.
- Dziewczyno, ale także coś mi dał.
Popatrzyła na niego, nie rozumiejąc, co ma na myśli.
- Mnie?
Pokiwał głową.
- Nie oszalałem, mimo że przez tyle lat tkwiłem w piekle, ale na samą myśl, że mogę cię
utracić, omal nie postradałem zmysłów.
- Widziałam to, Lachlainie - szepnęła. - To piekło. Wiem, co się z tobą działo.
Przycisnął czoło do jej czoła.
- Naprawdę, bardzo bym chciał... żebyś nie musiała tego oglądać. Świadomość, że
przekazałem ci te wspomnienia, sprawia mi wielki ból.
- Ale ja jestem szczęśliwa, że tego doświadczyłam.
- Jak możesz tak mówić?
Jej wargi zadrżały.
- Nie chcę, żebyś musiał przechodzić przez to sam.
Złapał ją za ramiona i zmarszczył brwi.
- Mój Boże - szepnął - kocham cię.
- Ja też cię kocham. Chciałam ci to powiedzieć...
- Jeżeli czujesz to samo, co ja, dlaczego nie wróciłaś do Kinevane? Do mnie?
- Ponieważ w Rosji był dzień.
Zrozumiał w jednej chwili.
- A więc w Szkocji także byłoby jasno.
- Właśnie. Przenosiłam się po raz drugi w życiu - pierwszy był wtedy, kiedy dotknęłam
ręki wampira - i nie miałam pewności, że wyląduję w bezpiecznym, zaciemnionym
pokoju. Wiedziałam, że tutaj jest tuż po północy.
- Zastanawiam się, kiedy nauczyłaś się przenosić - powiedział cicho. - Myślałem, że
wybrałaś swoje ciotki zamiast mnie - przyznał w końcu.
- Nie, próbowałam tylko być sprytna, chłodna i logiczna. A poza tym postanowiłam, że już
nigdy więcej nikt nie będzie mnie zmuszał do dokonywania wyboru. -Wycelowała w
niego palcem. - Włączając w to także ciebie, Lachlainie. Nigdy więcej.
Uśmiechnął się.
- Zamierzasz trzymać mnie na krótkiej smyczy, nieprawdaż? A już szczególnie teraz, kiedy
wiem, co mnie może spotkać, kiedy cię zdenerwuję.
Niby na serio uderzyła go pięścią w ramię, ale kiedy jej dłoń dotknęła wilgotnego
materiału, otworzyła szeroko oczy.
- Jesteś ranny. Bardziej, niż myślałam. - Skoczyła na równe nogi, ale delikatnie posadził ją
z powrotem na łóżku.
- Daj mi trochę czasu. Wyleczę się, tak samo jak ty. Twoja noga już wygląda lepiej.
- Ale pozwól mi chociaż poszukać jakiegoś bandaża. - Obejrzała go uważnie. - Twoje
dłonie? Twoja klatka piersiowa? Och, Lachlainie.
188
Nie był jeszcze gotów, żeby opuściła ten pokój bez niego.
- Nie martw się. - Przytrzymał jej dłonie w swoich. - Teraz, kiedy wiem, że mnie kochasz,
oddam się całkowicie w twoje ręce i będziesz musiała o mnie dbać.
Usiłowała powstrzymać uśmiech, ale jej się nie udało.
- A więc co jeszcze widziałaś w moich wspomnieniach? - To mogło być niebezpieczne.
- One są głównie związane ze mną - powiedziała z wahaniem.
Czyżby mogła zobaczyć, jak ze wszystkich sił powstrzymuje się przed rzuceniem się na
nią, jednocześnie wyobrażając sobie, jak całuje ją między nogami?
- A więc...?
- Widziałam wydarzenia z przeszłości. I ciebie podziwiającego moją bieliznę. -
Zaczerwieniła się.
- Nawet nie wiesz, jak mnie to krępuje.
- Mnie też! Myślę, że umarłabym, gdybym zobaczyła cię z inną kobietą.
- Jesteś o mnie zazdrosna, dziewczyno?
- Tak! - krzyknęła, jakby nie mogła uwierzyć, że ją o to pyta. - Podczas gdy ty biegałeś w
kółko i warczałeś „moja", ja mówiłam to samo cichutko za twoimi plecami.
To było coraz lepsze.
- Myślę, że podoba mi się twoja zazdrość i zaborczość. Ale nie lubię tego, że możesz czytać
w mojej głowie. Co jeszcze widziałaś?
Opowiedziała mu więc o tym, jak widziała go na wyprawie wojennej, o sobie i o nim w
pokoju hotelowym, o tym, jak patrzył na jej tyłek, naszyjnik... Nic, co mogłoby go wprawić
w zakłopotanie.
- Czy widziałaś mnie, jak zabijam?
- Nie.
- Czy widziałaś, jak zaspokajam się sam?
Otworzyła szerzej oczy.
- Nie, ale...
- Ale co? - Kiedy nie chciała mu powiedzieć, potarł ustami jej ucho. - No, powiedz mi.
Ukryła twarz na jego piersi, tak że ledwie słyszał jej szept.
- Ale bym chciała. - To wyznanie sprawiło, że poczuł, jak przeszywa go płomienna
błyskawica.
- A więc to tak? - mruknął zmysłowo. Kiedy pokiwała głową, zdał sobie sprawę, że mimo
ran i zmęczenia, mimo tego, że niemal otarł się o śmierć, Emma potrafi przywrócić go do
życia.
- Musisz mi tylko powiedzieć, na co masz ochotę.
- Ale pewnych rzeczy nie chcę oglądać. Na przykład... ciebie z inną kobietą.
- Do tej pory żadna kobieta nie była warta zapamiętania.
- Nie wiem...
- Ale ja tak. Każde z tych wydarzeń, o których opowiadałaś, było dla mnie bardzo ważne.
Pamiętam je wszystkie bardzo wyraźnie mimo upływu czasu. - Zmarszczyła brwi. - Tego
dnia przy strumieniu żałowałem, że się nie kochaliśmy, ale potem przysiągłem sobie, że
nic mnie nie powstrzyma przed odnalezieniem ciebie. Że nie będę na ciebie czekał - będę
cię szukał aż na krańcach świata. A w hotelu, kiedy byliśmy razem, obiecałem sobie, że
189
zrobię wszystko, aby z tobą być. Nawet to, co mogłoby dla mnie być poniżające. Tamtej
nocy zdałem sobie sprawę, że dla ciebie będę się czołgał w prochu u twoich stóp.
- A... a inne?
- Naszyjnik? Podczas podróży do domu przez cały czas ściskałem go w dłoni, nawet kiedy
spałem, i marzyłem, że pewnego dnia zobaczę, jak go zakładasz. A tamtej nocy, kiedy
gapiłem się na twój tyłek - a przyznam, że masz tyłek, o którym trudno jest nie myśleć - a
potem dołączyłem do ciebie pod prysznicem, szepnęłaś mi do ucha, że nie sądzisz, żebyś
mogła dalej żyć beze mnie.
- Naprawdę? - westchnęła.
- A ja pomyślałem wtedy, że oddałbym wszystko, aby to usłyszeć jeszcze raz. A więc bądź
spokojna, kochanie. Myślę, że to jest jak czytanie w myślach, i wiem, że wiele par ma
podobnie. - Zmarszczył brwi. - Chociaż myślę, że u nich to działa w obie strony. Czy
będziesz się ze mną dzielić swoimi myślami, jak gdybym ja też miał taki sam talent jak ty?
Żebyśmy już więcej nie mieli przed sobą tajemnic?
- Nigdy więcej sekretów, Lachlain.
- I jakoś poradzimy sobie z moimi... naszymi wspomnieniami z przeszłości?
Pokiwała głową.
- Na pewno...
- Emmaline! - rozległ się wrzask Anniki. Regina, która stała tuż za nią, na ich widok
przewróciła oczyma. - Uciekaj od niego!
Emma westchnęła, najwyraźniej zawstydzona faktem, że przyłapano ją w łóżku razem z
Lachlainem, a potem spojrzała na nią wyzywająco.
- Nie.
- Chyba nie mówisz poważnie. Porozmawiamy, kiedy będziesz w lepszej kondycji. - Potem
odwróciła się do Reginy. - Zabierz go stąd. - W jej głosie brzmiało obrzydzenie. Emma
zesztywniała.
- Nie dotykaj go, Regino.
- Przykro mi, Em. - Wyciągnęła miecz tak szybko, że wilkołak widział jedynie rozmazaną
smugę, i poczuł czubek miecza na szyi, zanim zdążył mrugnąć. Zesztywniał, ale mając
Emmę na kolanach, nie był w stanie odpowiednio szybko zareagować.
- Odłóż... ten... miecz - powiedziała Emma.
- Nie myślisz jasno, dzieciaku. Dlaczego chcesz z nim być, skoro przez niego dręczą cię
koszmary?
- Musisz odejść od tego... wilkołaka - dodała Annika.
- Zamierzam być z tym... - oczy Emmy zamigotały srebrem - wilkołakiem.
- Ale te koszmary...
- To nasza sprawa. - Kiedy Regina nacisnęła mocniej na miecz, Emma warknęła przez
zaciśnięte zęby: -Powiedziałam: nie. - I z niewiarygodną prędkością uderzyła Reginę.
Walkiria przeleciała przez pokój, a Lachlain skoczył na równe nogi i zasłonił Emmę
własnym ciałem. Ale zamiast zaatakować, Regina potarła tylko szczękę i uśmiechnęła się
promiennie.
- Próbuję cię tego nauczyć od sześćdziesięciu sześciu lat.
A potem odwróciła się do innej walkirii, która nie wiadomo skąd nagle pojawiła się na
190
szafie. Siedziała tam i żuła gumę, robiąc balony.
- Zobacz, co za uderzenie, nawet go nie zasygnalizowała. W końcu mogę trochę się
odprężyć.
Annika klasnęła w dłonie.
- Emmo, proszę, bądź rozsądna.
Emma przechyliła głowę i spojrzała na nią.
- Co tu się dzieje? Ten dom już dawno powinien się rozsypać pod gradem uderzeń twoich
błyskawic, a tu nic.
Lachlain podejrzewał, że Annika nie może zbyt narzekać, gdyż przed chwilą okazało się,
że przez małżeństwo jej siostry jest skoligacona z pełnej krwi wampirem.
- No właśnie, Anniko. Może powiesz, dlaczego w obecnej sytuacji związek twojej córki z
wilkołakiem nie wydaje ci się już takim złem? - Kiedy Emma zmarszczyła brwi, dodał: -
Zgodziła się uznać związek swojej siostry z Wrothem. Myślę, że zastanawia się, czy twój
wybór nie jest lepszy.
Annika spojrzała tylko na niego z pogardą.
- Wiesz co? Widzę, że jesteś gotowa to zaakceptować - to niewiarygodne, ale chyba mam
rację - rzekła Emma. -Ja w zamian obiecuję ci trzymać głowę nisko i nie zadawać zbyt
wielu pytań...
- Chryste! Garrett! - Lachlain skoczył na równe nogi, złapał Emmę, i na wpół ciągnąc ją, na
wpół niosąc, runął w dół schodami do piwnicy. Regina i Annika podążyły za nim, czekając
na jakieś wyjaśnienia.
W piwnicy Garrett razem z Wrothem nadal podtrzymywali sklepienie.
- Co za idiota wymyślił taki kretyński plan? - zapytał wampir spokojnym głosem.
- Czyżby ta rodzina, oprócz wspaniałych teściowych, obdarzyła mnie również teściem? -
zapytał Lachlain, udając zdumienie.
Wzrok wampira spoczął na splecionych dłoniach Lachlaina i Emmy i Wroth uniósł brwi.
- W rzeczy samej.
- Film!!! - wrzasnął ktoś i Lachlain, ku swojemu niezadowoleniu, usłyszał, jak we dworze
rozpoczyna się bieganina.
Był wyczerpany i słaby z powodu ran, a w dodatku musiał jeszcze podtrzymywać strop,
zanim znalazł się odpowiedni budowlaniec związany z Tradycją, który naprawił szkody.
Ledwie zdołał dotrzeć z powrotem do sypialni Emmy, powłócząc nogami. Tam padł na jej
łóżko, pociągając ją za sobą, i po zaledwie kilka minutach zaczął zapadać w sen, czując na
piersi słodki ciężar jej głowy. A teraz patrzył tylko, obejmując ją ciasno ramieniem i żałując,
że nie ma przy sobie broni, jak walkirie z całego domu wpadają do pokoju Emmy.
Niektóre miały w rękach misy z popcornem, choć żadna go nie jadła. Tłoczyły się na
parapetach, na szafie, a jedna ośmieliła się nawet usiąść w nogach łóżka, sycząc na
Lachlaina, żeby zabrał nogę. Lachlain czuł się nieco zaniepokojony ich obecnością.
Wilkołak leżał sobie w łóżku z najmłodszą członkinią zgromadzenia w ramionach, w ich
domu. Czekał, kiedy wreszcie sobie to uświadomią i zaatakują go.
Był słaby jak nigdy przedtem, a one otaczały go niczym rój. Garretta i Lucii nie było wśród
nich. Dziewczyna wróciła z nagraniem, ale była tak roztrzęsiona po spotkaniu z klanem,
191
że natychmiast opuściła dwór. Garrett zaś podążył za nią. Kiedy Lachlain zobaczył, że do
pokoju wchodzi Wroth z Myst, poczuł ulgę, ale i tak odpowiedział na spojrzenie wampira
gniewnym zmarszczeniem brwi.
Zanim odtworzono nagranie na telewizorze Emmy, dziewczyna włączyła swojego starego
iPoda, włożyła słuchawki do uszu i ukryła twarz na piersi Lachlaina. Nie chciała słuchać
ani oglądać tych strasznych wydarzeń. Lachlain zaś oglądał już film wielokrotnie, więc
teraz mógł spokojnie pomyśleć o swoich sprawach i o tym, czego się dowiedział. Pierwszy
raz obejrzał nagranie od momentu, kiedy Demestriu pojawia się w komnacie, ponieważ
Harmann właśnie tak to zaprogramował. Ale potem odkrył, że taśmę można przewinąć
wstecz. Oglądał więc Demestriu kilka dni wcześniej, zanim w jego gabinecie pojawiła się
Emma. Lachlain widział, jak wampir wygląda przez okno, jak kryje twarz w drżących
dłoniach, walcząc z ogarniającym go szaleństwem... podobnie jak musiał to czynić on sam.
Wilkołak nie miał pojęcia, co powinien o tym wszystkim myśleć - jak pogodzić przeszłość
i poniesione przez niego straty z tym trwającym ułamki sekund uczuciem litości. Ale
teraz, kiedy Emma leżała obok niego, zdał sobie sprawę, że nie musi tego wiedzieć.
Jeszcze nie. Razem się nad tym zastanowią.
Porzucił więc trudne myśli i zaczął przypatrywać się walkiriom oglądającym film. Śmiały
się głośno, kiedy Emma, w końcu wampir, bała się zamoczyć stopę we krwi rozlanej na
podłodze. Podczas walki napinały mięśnie i pochylały się ku odbiornikowi.
Kiedy Emma roztrzaskała okno, wytrzeszczały z przejęcia oczy. W pewnej chwili Nix
ziewnęła szeroko.
- Już widziałam ten fragment - powiedziała, ale nikt nie zadał sobie trudu, aby zapytać ją,
jak to jest możliwe. A kiedy Demestriu powiedział Emmie, że jest z niej dumny, rozległy
się krzyki i błyskawice przecięły niebiosa.
Informacja o tym, że Furia żyje, spotkała się z taką radością, że Lachlain nie śmiał
opowiedzieć im o jej cierpieniach i o tym, że nawet teraz ich przyjaciółka modli się do
wielkiej Frei o śmierć.
Kiedy film się skończył, walkirie skinęły głowami na pożegnanie Lachlainowi i
Niezwykłej Emmie i wybiegły z pokoju. Nix powiedziała tylko, że „Śmierć Demestriu na
pewno przebije Noc Skrzatów w Paryżu", a Regina w krótkich słowach podsumowała to,
co najwyraźniej było powszechnie znaną wśród istot zgromadzenia opinią.
- Jeżeli Emma tak bardzo pragnie tego wyrośniętego wilkołaka, że gotowa była załatwić
Demestriu, to chyba powinna go zatrzymać.
W pokoju pozostała tylko Annika.
- Nie musisz podejmować decyzji w tej chwili, Emmaline. Po prostu nie zrób czegoś, czego
będziesz żałowała do końca życia.
Emmie przykro było, że Annika najwyraźniej cierpi.
- Staram się przekonać samą siebie, że to jest mój wybór, ale to nieprawda. To jest twój
wybór. Możesz albo zaakceptować mnie wraz z nim, albo wyjadę. - Lachlain ujął dłoń
dziewczyny, jakby chciał dodać jej otuchy.
Twarz Anniki przypominała marmur, ale rozjaśniające niebo nad dworem błyskawice
wyraźnie przeczyły jej opanowaniu. Była naprawdę rozdarta.
- Anniko, ja zawsze pobiegnę w jego ramiona. - Obie o tym wiedziały.
192
W końcu Annika uniosła podbródek, wyprostowała ramiona i popatrzyła na Lachlaina.
- My nie uznajemy dobierania się w pary - niemal wypluła te słowa - czy - jak to wy,
wilkołaki, nazywacie -zawierania dożywotniego związku. Będziecie zatem musieli
wymienić przysięgi. Jestem szczególnie ciekawa przysięgi wilkołaka, że nie wykorzysta
swojego związku, aby w jakikolwiek sposób skrzywdzić członków zgromadzenia.
- Wilkołak ma imię - odparł Lachlain. - I jeżeli zgodzisz się, żeby Emma także je nosiła, nic
nie sprawi mi większej radości. Z ochotą złożę przysięgę.
Annika po raz ostatni rzuciła Emmie błagalne spojrzenie, a kiedy ta nie zareagowała,
powiedziała:
- Nie przenoś go tutaj częściej, niż to jest naprawdę konieczne. - I ruszyła w stronę drzwi,
mamrocząc pod nosem: - Zgromadzenie na moich oczach schodzi na psy.
- Przenoszenie! - zawołała Emma. - Racja. Teraz możemy wybrać się gdzie tylko zechcemy.
I to w jednej chwili. Czy będziemy mogli spędzać tutaj weekendy? A Mardi Gras? Jazz
Fest? Och, chciałabym zobaczyć, jak jesz langustę!
- Myślę, że raz na jakiś czas możemy pobiegać sobie po bagnach zamiast po lesie -
odpowiedział z nieszczęśliwą miną.
- Ale nie wiem, czy chcę, żebyś się pętał wśród moich wspaniałych ciotek - powiedziała,
zaniepokojona.
Zachichotał, słysząc tak absurdalne stwierdzenie, a potem skrzywił się, czując ból w
ranach.
- Emmo, ty je przyćmiewasz. Nie, nie kłóć się ze mną. Mam oczy i widzę. - Pogładził
kciukiem jej policzek. -I wiem, że żadna z nich nie potrafi tak wspaniale wyć do księżyca
jak moja cudowna narzeczona.
- Paskudny wilkołak! - prychnęła, pochylając się, żeby go pocałować, gdy nagle usłyszeli
jakieś krzyki na schodach.
Popatrzyli na siebie ze zdziwieniem, słysząc głos Anniki wrzeszczącej na kogoś
nieznajomego.
- Co masz na myśli, mówiąc, że na naszej karcie kredytowej jest sześciocyfrowe
zadłużenie?!
Niezwykła Emma.
Emma Zabójczyni Króla
Emma Jedna z Trzech
Miała swoją własną stronę w Księdze Wojowników.
Regina, Nix i Annika zabrały ją - a także Lachlaina, na co mocno nalegała - do pokoju
wojny, w którym stał antyczny, bogato zdobiony pulpit, jasno oświetlony skoncentrowaną
wiązką światła. Wyjęły spod chroniącego ją szkła Księgę i otworzyły na stronie Emmy.
Pod jej podobizną napisano w starodawnym języku wszystkie przydomki ukochanej
wojowniczki Wodana Wojowniczka. Wojowniczka. To było tak wspaniałe, że nie mogła
uwierzyć, że naprawdę się dzieje. Emma pogłaskała drżącymi palcami litery widniejące na
miękkim pergaminie.
„Zabójczym Demestriu, króla wampirzej Hordy, najstarszego i najpotężniejszego wampira".
Dokonała tego zupełnie sama.
193
Przeczytała ze zdziwieniem kolejne wersy, a Annika uniosła podbródek.
„Królowa małżonka Lachlaina, króla wilkołaków. Ukochana córka Heleny i wszystkich walkirii".
- Popatrzcie na to! - krzyknęła i na papier skapnęła łza. - Świetnie tutaj wyglądam.
- Nie becz! - wrzasnęła Regina. - To delikatny papier.
- I zostawiłyście miejsce na jeszcze więcej tekstu! - Pociągnęła nosem. Nix podała jej
chusteczki, tak jakby przewidziała, że powinna je ze sobą zabrać, i powiedziała:
- Cóż, nawet jeżeli zamierzasz przez resztę wieczności tylko leniuchować i szlajać się ze
swoim wilkiem, zostawiłyśmy miejsce dla twoich odważnych piekielnych dzieci.
Emma zaczerwieniła się i poczuła, jak Lachlain obejmuje ją uspokajająco ramieniem i
przytula delikatnie do swego boku. Uniosła wysoko brodę.
- Postanowiliśmy nie mieć dzieci.
Nix zmarszczyła brwi.
- Cóż, zazwyczaj nie mylę się w tych sprawach, ale jeżeli oboje jesteście tak bardzo
zdecydowani, to nigdy nie pozwól jej jeść ludzkiego jedzenia, bo zajdzie w ciążę szybciej
niż królik po druidycznej ceremonii płodności!
- Ale ja nie mogę... - powiedziała Emma cicho. - Jestem wampirem, a one nie mogą mieć
dzieci.
Nix i Annika zmarszczyły jednocześnie brwi.
- Oczywiście, że możesz - powiedziała Nix. - Po prostu musisz inaczej się odżywiać.
A Annika dodała:
- Zastanówcie się, co robią wszyscy ludzie, czego nie robią istoty Tradycji. Jedzą i
rozmnażają się. Te dwie czynności nie są tak bardzo od siebie odległe.
Emma przypomniała sobie w tym momencie z bijącym sercem, jak Demestriu opowiadał o
jej matce, która tuż przed jej poczęciem zwykła jadać z nim normalne posiłki.
- Ale wilkołak z ... walkirią?
- Czy mogą mieć małe gryzące po kostkach istotki? -Nix zachichotała. - Oczywiście, że tak.
Nie będziecie pierwszymi istotami różnych rodzajów, które mają wspólne potomstwo. -
Rozejrzała się wokoło, jakby kogoś szukała, a potem machnęła ręką. - Wampiry, które
mogą chodzić w słońcu, wilkołaki, które żywią się błyskawicami, walkirie, które biegają
po lesie w nocy, i to z wielkim zadowoleniem. - Nix popatrzyła po zebranych z
zachwytem. - I wszystkie te istoty są silne.
Emma spoglądała to na Nix, to na Annikę.
- Dlaczego mi nie powiedziałyście?
Annika rozłożyła ręce i potrząsnęła głową.
- Nie sądziłam, że w ogóle o tym myślisz, a już na pewno nie przypuszczałam, że żyjesz w
takiej nieświadomości.
- Kiedy Emma zapragnie mieć dziecko - powiedziała Nix do Lachlaina - będzie musiała
przez co najmniej dziewięć miesięcy jeść normalne jedzenie.
Emma zacisnęła wargi i skrzywiła się na samą myśl o przeżuwaniu.
- Doskonale. A więc od tej chwili - Nix uśmiechnęła się nieco lubieżnie - miesiąc miodowy.
Emma i Lachlain siedzieli jak ogłuszeni. Nix machnęła niecierpliwie dłonią.
- Dowiecie się wszystkiego podczas trzygodzinnej ceremonii przygotowującej do zaślubin.
* * *
194
Zaraz po krótkiej, prostej ceremonii zaślubin Emmy i Lachlaina oraz zwariowanym i
dziwacznym przyjęciu członkowie zgromadzenia zebrali się w pokoju telewizyjnym,
gdzie wygodnie usadowieni na fotelach i meblach, nie odrywali wzroku od telewizora.
Emma i Lachlain siedzieli wśród nich, ale mężczyzna nie był w stanie skoncentrować się
na filmie, kiedy Emma leniwie kreśliła palcem kółka na jego dłoni.
Lachlain zaprosił na przyjęcie tylko Garretta i Bowena, mimo że wszyscy członkowie
klanu pragnęli poznać dzielną królową, która w pojedynkę zabiła Demestriu. Ale jego
ludzie lubili sobie wypić, podjeść i pohałasować, i Lachlain oczyma duszy już widział
reakcję walkirii, które przecież nie piły ani nie jadły. Garrett jednak był nieobecny na
przyjęciu. Lucia bowiem udała się na włóczęgę, jak powiedziały walkirie, albo uciekła, jak
to ujął bardziej dokładnie Garrett, i Lachlain doskonale rozumiał, że jego brat wyruszył na
poszukiwania. Bowen przyjął zaproszenie, ale po tym, jak z roztargnieniem złożył mu
gratulacje, spędził co najmniej godzinę w kącie na rozmowie z Nix. Potem spochmurniał i
nagle okazało się, że ma wiele spraw do załatwienia, więc wyszedł wcześniej.
Wroth pojawił się z roześmianą Myst u boku, ale członkowie zgromadzenia potraktowali
go z taką obojętnością jak Lachlaina, jakby od zawsze był częścią ich świata. Z wyjątkiem
Anniki... Kiedy zauważyła Wrotha, ledwie dostrzegalnie opuściła głowę i Lachlain
usłyszał, jak mamrocze:
- Furia mnie zabije...
Lachlain zaczął kręcić się niespokojnie. Był już na tyle silny, że następnego dnia mogli stąd
odjechać. Mógł też wypełniać już swoje małżeńskie obowiązki, ale nie miał na to ochoty
pod tym dachem.
Wstał i podał rękę Emmie, a dziewczyna z nieśmiałym uśmiechem wsunęła w nią swoją
dłoń. Kiedy przechodzili przed ekranem, musieli uchylić się przed deszczem popcornu.
Nie miał pojęcia, dokąd ją zabierze. Wiedział tylko, że jej pragnie, potrzebuje, tu i teraz.
Była dla niego zbyt cenna, by mógł uwierzyć w swoje szczęście. Kiedy był w niej, kiedy
obejmowała go ramionami, czuł, że już na zawsze należy do niego. Zdołali zaledwie zejść
na dół do pustego hallu, kiedy przycisnął ją do ściany, objął za szyję i po raz kolejny
zapytał:
- Zostaniesz ze mną?
- Na zawsze. - Uniosła głowę i podała mu usta. - Kochasz mnie?
- Na zawsze, Emmaline. - Dotknął ustami jej warg. - Na zawsze. Doprowadzasz mnie do
szaleństwa.
Kiedy jęknęła cicho, uniósł ją lekko, aby mogła objąć jego biodra nogami. Wiedział, że nie
może jej mieć tu i teraz, ale kiedy poczuł jej oddech na uchu, nie był już tak bardzo co do
tego przekonany.
- Chciałabym już być w domu - szepnęła. - Z tobą, w naszym łóżku.
Dom. Niech to, powiedziała: dom. W naszym łóżku. Czy kiedykolwiek słyszał równie
piękne słowa? Przycisnął ją mocniej do ściany i pocałował, wkładając w ten pocałunek całą
miłość, jaką czuł. Nagle stracił równowagę i poczuł, że spadają. Przycisnął ją mocniej do
siebie i obrócił się, żeby przyjąć siłę upadku na siebie.
Kiedy otworzył oczy, spadali właśnie na swoje własne łóżko.
Uniósł brwi i otworzył usta ze zdumienia.
195
- To było... To była naprawdę dzika jazda, dziewczyno. Mam nadzieję, że następnym
razem mnie ostrzeżesz.
Pokiwała głową i usiadła na nim, ściągając bluzkę przez głowę.
- Lachlainie. - Pochyliła się, szepcząc mu do ucha i pocierając sutkami o jego tors. Zadrżał i
złapał ją za biodra. - Dopiero teraz zamierzam ci pokazać, co tak naprawdę oznacza dzika
jazda.
Po tym wszystkim, co ich spotkało, ledwie panował nad pożądaniem, więc dał się ponieść
emocjom. Zrzucił ją z siebie i zerwał z niej ubranie. Szybko uporał się z własnym
odzieniem, a potem nakrył jej ciało swoim. Kiedy przytrzymał jej ramiona nad głowa i
wszedł w nią jednym pchnięciem, zawołała jego imię i zaczęła poruszać się w tym samym
rytmie.
- Jutro będę się domagał obiecanej jazdy, kochanie -wydyszał - ale najpierw mężczyzna,
który doskonale się na tym zna, pokaże ci, co to znaczy dzika jazda.
Z Księgi Tradycji
Tradycja
„...i wszystkie nadprzyrodzone istoty, które nie są ludźmi, powinny zjednoczyć się, aby
współistnieć w tajemnicy przed człowiekiem".
Walkirie
„Kiedy dziewica wojownik krzyknie odważnie, umierając na polu walki, Wodan i Freja odpowiedzą
na jej okrzyk. Bogowie uwolnią błyskawicę, która uderzy w wojowniczkę, i zabiorą ją do ich
siedziby, gdzie jej odwaga zostanie na zawsze upamiętniona w formie nieśmiertelnej dziewiczej
córki walkirii."
- Walkirie czerpią z ziemi energię elektryczną, która jest ich wspólnym źródłem
pożywienia i wspólną siłą, a oddają ją w emocjach, które wyrażają się w formie błyskawic.
- Posiadają nadnaturalną siłę i szybkość.
- Nazywane są również Dziewicami Łabędziami lub Pancernymi Dziewicami.
- Są wrogami Hordy.
Wampirza Horda
„Podczas pierwotnego chaosu Tradycji dominowało braterstwo wampirów, które opierało się na ich
zimnej naturze, uwielbieniu dla logiki i braku litości. Nadeszli z jałowych stepów Dacji i
zawędrowali do Rosji, chociaż niektórzy mówią, że w Dacji nadal istnieje jedna enklawa tych istot.
Każdy wampir szuka swojej oblubienicy, która pije jego krew i utrzymuje ciało wiecznie żywe,
dzieląc się z nim swoim oddechem i pobudzając jego serce do bicia."
- Potrafią się teleportować, co określają mianem przenoszenia się.
- Nazywani są także Dacjanami.
- Są wrogami większości istot Tradycji.
Klan wilkołaków
„Dumny, rosły wojownik ludów celtyckich (albo Ukrytych Ludzi, później znanych jako Celtowie),
który został zaatakowany przez oszalałego wilka i powrócił z martwych jako nieśmiertelny, z
duchem bestii ukrytym głęboko w jego umyśle. Przejawia cechy bestii: potrzebę dotykania,
196
niewiarygodną lojalność wobec swojego rodu, czerpanie przyjemności z pożywienia. Czasami
uśpiona bestia budzi się...".
- Są także nazywani wilkołakami, bestiami.
- Są wrogami Hordy.
Wyrozumiali
„...pozbawiony korony Kristoff, prawowity król Hordy, przemierzał starożytne pola bitew w
poszukiwaniu najsilniejszych, najbardziej walecznych ludzkich wojowników, który stali u progu
śmierci, przez co zyskał miano Tego, który Stąpa po Grobach.
Oferował życie wieczne w zamian za dozgonną wierność jemu i jego rosnącej armii.".
- Armia zamienionych w wampiry ludzi, którzy nigdy nie piją krwi bezpośrednio od
żywej istoty.
- Są wrogami Hordy.
Furie
„Jeżeli czynisz zło, błagaj o karę... zanim one się zjawią...".
- Bezlitosne wojowniczki skazane na wymierzanie sprawiedliwej kary tym, którzy jej
uniknęli.
- Prowadzone przez Alektę Nieustępliwą.
- Są także nazywane Eryniami.
Zjawy
„...nie wiadomo, jak powstały, ale ich obecność mrozi krew w żyłach".
- Ulotne, wyjące istoty. Niemal całkowicie nie do pokonania.
- Są także nazywane Starożytną Zmorą.
Demonarchia
„Demony są tak różne jak plemiona ludzkie..".
- Grupa dynastii demonów.
- Niektóre dynastie sprzymierzyły się z Hordą.
Dom Wiedźm
„...nieśmiertelne posiadaczki magicznego talentu, wyznawczynie dobra i zła".
- Mistyczne wyrachowane istoty, które handlują czarami.
Upiory
„Nawet nieśmiertelni obawiają się ich ukąszeń...".
- Ludzie przemienieni w okrutne potwory o zielonej skórze, żółtych oczach i jadowitych
kłach i pazurach.
- Celem ich istnienia jest powiększanie liczebności przez zatruwanie kolejnych ofiar.
- Mówi się, że podróżują stadami.
197
Akces
"Nadejdzie czas, kiedy wszystkie nieśmiertelne istoty Tradycji, poczynając od najsilniejszych
walkirii, wampirów i wilkołaków, a na zjawach, zmiennokształtnych, wróżkach i syrenach kończąc,
będą musiały walczyć i niszczyć siebie nawzajem".
Zdarza się to co
pięćset lat. Albo właśnie teraz...
198