Czesław Białczyński Próba inwazji

background image

NOTAWYDAWNICTWA„AYCASNES-

Vdaco605.3776c.

Książka,którąoddajemydziśwręcenaszych

czytelników,jestjeszczejednąpróbąwyjaśnieniapewnychzagadekzwiązanychz
pamiętnymi

wydarzeniamiroku3016,którezainicjowałytzw.

TrzeciąRewolucję.Rzeczjasna,jestwtymutworzebardzowielefikcjiijeszczewięcej
spekulacji.Autorniepokusiłsiętuodokładneodtworzenieowych

wypadków,niestarałsięnamrównieżukazać

skomplikowanejsytuacjianiprawdziwegowkażdymszczególeobrazutamtych,
odległychprzecieżczasów.

Historia,jakąprzedstawiadotyczylosówludziwpląta-nychmimowolniewowe
wydarzenia,jednostek

posuwającychsięzichnurtemniejakowbrewswejwoli,aczęściowo(dopewnego
momentu)

takżeiwbrewswoimprzekonaniom.Dotychczas

wydanowielepractraktującychoTrzeciejRe-wolucjiiokolicznościach,jakie
doprowadziłydojejwybuchu.

Wśródtychbardziejlubmniejudanaychpozycjibyłyścisłe,niemalżena-kowe
opracowania,aletrafiałysięicałkowi-tefantazje,sprzecznenawetzpodstawowymi
faktamiznanyminamznielicznychzachowanych

dokumetówczyfilmow.

Wieluwypadkówdodzisniewyswietlono,ajeszczewiększaczęśćzdarzeń—
otoczonychwowym.czasieścisłątajemnicąitworzonymicelowopogłoskamio
sprzecznejnieraztreści—Wogóleniejestznana.Takwięcwszystkieopracowania,jakie
dotejporypowstały,opierałysięgłównienawyobraźniichtwórców,

skłonnychdoróżnychspekulacjiiinterpretacji.

Wydawnictwo,wychodzączzałożenia,żeprzytakiejmnogościhipoteznicjużniejestw
staniezaciemnićobrazuminionychzdarzeń,postanowiłodopuścić

jeszczejednąichwersjęwnadziei,żebyćmożewłaśnieonazbliżynaswszystkich
najbardziejdoprawdy.Ijakkolwiekhipotezaprzedstawionawtejksiążcesprawia
wrażeniejeszczemniej

prawdopodobnejniżwszystkiedotychczasowe,niepowinnotojejdyskredytować.Wręcz
odwrotnie.Nowespojrzenieiodwagakoncepcjimogączasamipomócwodkryciuczegoś,
cowinnychokolicznościach

pozostałobyniezauważone.

„Próbainwazji”niejestwszakżecałkowitąfikcją.

background image

Zawierawielefaktówznanychnamipołączonychwlogicznyciąg,któremuniemożna
odmówićsiły

przekonywania.Wyjaśnienie,czemutak

nierównomierniepodwzględemtechno

logicznymrozwijałasięnaszaplaneta,jakdoszłodoniespodziewanejkatastrofy
kosmolotu,atakżecałejseriitajemniczychzgonów,jakiemiałymiejscew

związkuzaferąInL-uiTajnejRady,zadziwialogikąmimoniesamowitościhipotezy,
którejwsparciusłuży.

Przytymwszystkimmamydoczynieniazpowieścią,awięcutworemfabularnym—co
pozwalamocniejniżwwypadkusuchychdokumentalnychzapisków,

rozbudzićuczucia,bardziejemocjonalniepodejśćdotematu—poprostusilniejgo
przeżyć.

Napewnopozycjaprzedstawianaprzeznasdzisiajniejestfajewerkiemaniteżniestanie
siębestsellerem,aledożadnejztychrólniepretenduje.Chropawośćwarsztatuw
znacznymstopniurekompensujewtejpowieścinawarstwienieemocjonującychsytuacjii
wydarzeń,którepozwalajązapomniećodrobnych

nieścisłościachczysłabościachtwórcynaszejpublika-cji.Zpunktuwidzeniaedytora
największązaletątejpracyjestjejodkrywczość.Niechcącjużdłużejzanudzać
czytelnikówswymiwywodamikończę,

życzącwimieniudyrekcjiwydawnictwaiswoim

własnymwielumiłychwrażeń;

GeanderMorarecenzentAycanes-AltalTerytRepublikiBoydTrawyfalowaływe
wszystkichkierunkach.Całełanykłoniłysię,przychylanelekkimwiatrem,towjedną,to
wdrugąstronę.Koronydrzewtrwałyzupełnie

nieporuszenie.MałyKwertleżałzaczajonywtrawie,przypatrującsięzodległościkilku
krokówwielkiemumotylowi.Motyloskrzydłachwiększychniżtalerzwirowałnad
kwiatem,niemogącsięzdecydowaćczyopaść.Kwiatprzechylałsięnawietrzei
wzbudzał

niepokójmotyla.Kwertczekałcierpliwie,ściskającwdłonidrążekodskonstruowanej
własnoręczniesiatki.

Kwertbyłzawszecierpliwy.Niektórzykoledzy

zazdrościlimutejcechy,innisięzniegonaśmiewali,aleonitakwiedziałswoje.
Wiedział,żebeztegoniezłapał-

bynigdyżadnegomotyla.Motylesąnadzwyczaj

płochliwe,aKwertmożesięposzczycićwswoim

domowym,motylariumnajpiękniejszymiokazami.Tenbyłwyjątkowyidlategomalec
starałsiębyć

szczególnieostrożny.

background image

Motylopadłwreszcienakwiat,któryzgiąłsiępodjegociężarem.Owadrozpostarł
szerokoskrzydła,łapiącrównowagę.Oczomchłopcaukazałsięwcałejokazałości
przepięknyrysunek.

Pomarańczowobrązoweplamyprzechodziływ

czerwoneipotemwfioletowe,odciętenaskrajuskrzydełjasnoniebieskimobrzeżem.
Kwertodczekał

jeszczechwilęi,starającsięniepotrącićżadnejtrawy,gwałtowniezarzuciłsiatkę.
Zdobyczszamotałasięwjejwnętrzu.Polowaniezostałouwieńczonesukcesem.

Chłopiecnaczworakachzbliżyłsiędotrzepoczącegoowada.Odwewnątrz,przezsiatkę
wziąłgowpalce;delikatnie,żebynieuszkodzićkruchegostworzenia.

Musiałprzecieżfruwaćwjegomotylarium.Uniósłsięzklęczekispojrzałnaniebo.
Raptowniewypuściłmotylazdłoni,ajegooczyrozszerzyłysięwprzerażeniu.

Owadodtruwałszczęśliwyzdarowanejmuprzypadkiemwolności.Alechłopiecnie
zwracałnaniego

uwagi.Naniebie,wprostnadnim,wisiałanieruchoma,większamożezdziesięćrazyod
tarczysłońca

seledynowa,opalizującakula.NogiodmówiłyKwertowiposłuszeństwa,alegdykula
zaczęłaopadać,nieczekałjużdłużej.Zkrzykiem,wielkimisusamipędził

przezłąkę.Biegłdomamy.

Nocbyłapogodnaiciepła.Niebopokrytejasnymipunktamimiałokolorciemnozielony.

OtejporzeInstytutLotów,pogrążonyjakzwyklewciemności,rysowałsięczarnąbryłą
natleprzyćmionejzieleniotaczającegogoparku.Strażnikwyszedłzbudki,przylepionej
dofrontowegobudynku,nawprostkratowanejfurty,nacisnąłklawiszautomatuiusiadłna
ławce,rozkoszującsięciepłemwieczoruizapachemświeżych,mokrychliści.Po
południuwcałymmieściepadałdeszcz,oczyszczającsenną,parnąatmosferę.

StrażnikRedanbyłwłaśniezcórkąnakaruzeli,kiedyspadłypierwszegorącekrople.Icie
kroplarozbiłasięonos.Musiałotobyćdlaniejdużymzaskoczeniem.

Dziewczynkarozbeczałasię.

—Niepłacz,Ita—uspokajałjąRedan.—Przecieżniejesteśzcukru.

Akiedysłowaniepomagały,zaproponowałporcjęognistychlodów.Bardzokochałtę
małą.Choćbył

osamotnionymmężczyzną,radziłsobiedoskonalewichwspólnymmałymgospodarstwie.
WychowałItę

samodniemowlęcia.Alkerazarazpoporodzie

powiedziała:

—Możeszsobiezabraćtodziecko,któretak

chciałeś,irazemznimniepokazywaćmisięnaoczy.

background image

Wkilkadnipóźniejspakowałaswojerzeczyijużsięniewidzieli.Prawdopodobnie
zamieszkaławtym

zwariowanymobozieprzyLiniiWielkichJezior.Odchwilirozstaniaupłynęłyczterylatai
przezcałyczasjakośsobiezItaradzili.Dzisiajrównież—ognistelodypozwoliływ
końcuzapomniećoprzykrymincydenciezkroplą,anawetpolubićdeszcz,któryzresztą
padałażdowieczora.Nieborozpogodziłosięnadobredopieroprzedchwilą.Wyjrzały
gwiazdyizrobiłosiębardzoprzyjemnie.Ciepłe,nasyconeświeżąwilgociąpowietrze,
lekkiepowiewywiatru,niosącezapachwiosnyidymuznadbrzegówTermi,cisza
przerywananieśmiałymigwizdaminocnych

ptaków.Redanodpoczywał.Jegorozmarzeniei

wspomnieniaprzerwałonagłeuczuciestrachu.Sercezakołatałomumocniej,krew
gwałtownienapłynęładoskroni.Oderwałwzrokodkrzaka,wktórywpatrywałsięw
zamyśleniu,irozejrzałsięwokoło.Należałdobardzoczujnychstrażników,fachowców
najwyższejklasy.

Tylkotakichzatrudniałinstytut.Byłatozresztąjedynaplacówkanacałymkontynencie,
któraoprócz

elektronowychsystemówochronnychzatrudniałatakżestrażników.Itoażczterdziestu.
Dyżurypełnilinazmiany.Naterenieinstytutuwkażdejchwiliznajdowałosięichco
najmniejdziesięciu.Jednakprzybramiezawszeczuwałtylkojeden.Bramamiałaswoją
załogę.

Czteryosobyzmieniającesięcosześćgodzin.Czteryosobyospecjalnychkwalifikacjach.
Redannależałdonichijegozawodowyinstynktnakazałmuskoncentrowaćsię.
Rozglądałsiędługoibardzouważnie,przeczesującwzrokiemterenwokółbramy,metrpo
metrze.Słuchwyczuliłsięnakażdyszmer.Redansłyszałdokładniekroplespadającez
gałęzi.

Pochwiliuspokoiłsięjednak.Musiałomusięprzedtemzdawać…Jegozmysłynie
znalazłynicpodejrzanegownormalnymszumiemiastaiw

dźwiękachzwyklezwiązanychztakąpogodąiporąroku.Zachwilęskończysłużbę,
przekażeobowiązkidrugiemuzobsadybramy,Artresowi.

Tak.Niełatwobyłootępracę…Kiedyogłosili,żepotrzebująstrażników,jużnatrzeci
dzieńzjawiłosię6000kandydatów.BylitonietylkoBoydańczycy,zjechalituwtedy
ludziezcałegoVollu,anawetkilkusetzinnychkontynentów.Wśródchętnych—obok

zwolnionychzpowodupostępującejautomatyzacjistrażników—znalazłosięwielu
wykidajłów,hoch-sztaplerów,uczniówjakichśdziwacznychszkółwalkiwręcz,mistrzów
tepsth-mzumo,kufow-cówiinnychpodejrzanychtypów.Przyszłoimstoczyćciężki

pojedynekoteczterdzieścimiejsc.Właściwietodziwne,żetakichcościąglepchałodo
tegozajęcia,żeniemogliwytrzymaćsiedzącbezczynnie,bawiącsięitrwoniącuzyskane
przedwcześnieemerytury.Nie

musielipracować.Niktprzecieżniemusiałpracować.

Jednaktych,którzypragnęlipracować,byłozawszewięcejniżzajęciadlanich.Pracowali

background image

tylkoci,którzychcieli,aleniedlawszystkichchętnychznajdowanopracę.

Przedziwnezjawisko—snułswąmyślRedan.—

Kiedymożnaniepracowaćzawodowo,nagle

wszystkimprzestajeodpowiadaćamator-stwo,leczkiedytrzebaregularniebywaćw
pracy,każdytęsknidodniniewypełnionychżadnymiobowiązkami.Nieważne.

Grunt,żetoonjestjednymzowychczterdziestuijednymztychczterech.Potestach
odpadłowieluzgry-wusów,aleteżiwieluświetnychstrażnikówz

prawdziwegozdarzenia.Redanbyłwłaściwiedumnyzsiebie.

Ulicąprzemknąłjakiśprzechodzień.Pamięć

strażnikazanotowałaówfakt.InstytutLotówznajdował

sięnauboczu.Położonywdzielnicy

willowej,zdalaodgwaruiruchucentrum,zdalaodsklepów,wielkichmagazynów,
wiecznietętniącychklubówilokali,zdalaodinnychinstytutówimiejskiejkomunikacji,
usamegowylotucichejulicyXeletnaplacIpesut.

Budynekwyglądałtakjakwszystkieinnewtej

okolicy.Byłniewielewiększyodnichiniczym

specjalnymsięniewyróżniał.Zgrabny,choćniecoprzysadzisty,zzaokrąglonymi
narożnikami,ostromym,brudnożółtymdachuiowalnychoknach.Bezżadnychozdób,iz
lekkofosforyzującyminazielonogzymsamiorazrzeźbionymiwkształciegłów
drapieżnychous,wylotamirynien.WsumietypowafasadazokresuDrugiejRewolucji.
Prostaifunkcjonalna.Wstydzącasięzdobieńepokaitakasamaarchitektura.Niemalże
pół

dzielnicy,ażdobulwaruEclestakwłaśniewyglądało.

Dalejciągnęłysięjużdomyinnewkształcieiinnewwyrazie,znaczniestarsze,małych
rozmiarówpałacyki,zameczkiirezydencjedawnejtsyrokracji,zbudowanejeszczeza
panowaniaostatnichOstapi-dówniedalekoówczesnejstolicyksięstwaVa-lirs,jakąbyło
tomiasto,zanimwrazzcałymksięstwemijegowładcamiległow

gruzachpodnaporemskonfederowanychwojskkrólestwaBolsiYdag.KsięstwoValirs
przestałoistniećkilkanaściewiekówtemu,wcielonewskładpaństwaBoydu,leczjego
stolica,Valaco,przetrwałairozrosłasiędziśwtrudnydoopanowaniaizrozumienia

olbrzymiorganizm.Jedynynowybudynekwtej

dzielnicytokinoOplurri,jakbyniewielkabulwawyrastającaspośródklombów.
Wszystkiedomyw

pobliżuinstytutuleżaływogrodachiniczymforteceotoczonebyływysokimimuramilub
kratąowiniętątuiówdziejakimśpnączem.Ichwłaścicie-le,przeważnieznane
osobistości,dośćmielinacodzieńzgiełkuihałasuinigdynienasyconychreporterów.
Pragnęliprzynajmniejtutaj,wswychwłasnychdomach,

odgrodzićsięodspołeczeństwa,któreichuwielbiałodotegostopnia,żeniepozwalałoim

background image

żyćwspokoju.

Rzadkoprzejeżdżałulicąjakiśstrad,zcichym

szelestemkryjącsięzamuremktórejśzposiadłości.

Jeśli,trafiłsięstradinnyniżcopeus-kiejwytwórniEndeo,najdroższej,najelegantszeji
najmodniejszejobecniefirmynaświecie,odrazuprzykuwałuwagęprzechodniów,
krzywiącychsięzniesmakiem.Częśćmieszkającychtutajbogatychsnobówchętnie
zamknę-

łabydzielnicędlainnychniżEndeopojazdówicizachowywalisiętak,jakbypodobny
zakazjuż

obowiązywał.Naszczęściedotegojeszczeniedoszło,choćniektórzybardzocierpieliz
tegopowodu,

doznającnieomalszokunawidokzwykłegoMaidersasunącegoprzezbulwarEciesczy
placIpesut.

Prawdziwąsensacją,rozbijającąmonotonięcodziennejsłużbystałbysiętuprzechodzień,
któregotwarzyniezapamiętałosięzostatniegoprogramuholoramyczypierwszej,co
najwyżejdrugiejstronydziennikówboydańskich.Czasaminocespędzonewbudceprzy
bramieinstytutuurozmaicałyRedanowizapachy

niesioneznadrzekiprzezwiatr;możnasiębyłodoszukaćwnich,czegoktochciał—w
dowolnejilości.

Itenwieczórzapowiadałsięspokojnie,lecz

bezbarwniejaksetkipodobnychwieczorów.Redanwstałzławkiijużkierowałsięw
stronę

oszklonegopomieszczenia,gdyznówpoczułnawróttegodziwacznego,bezpodstawnego
strachu

ściskającegogozaserce,paraliżującegoruchy.Niemiałpojęcia,cotomożebyć,gdyż
niczego

podejrzanegoniezauważył,jednakczułwyraźnie,żecośsięwotoczeniuzmieniło.
Niepokójwzrastał,

—Chybasięstarzeję—zauważyłnagłos,drapiącsiępogłowie.

Rozejrzałsięuważnie.Natrawnikusiedziałtupang.

Maskotkaiulubieniecwszystkichpracowników,

dokarmianyprzeznichnakażdymkroku.

—Tystarypieszczochu—rzekłdozwierzęcia,

nachylającsięnadjegolśniącym,tłustymcielskiem.—

Chodźtutaj.Pogłaszczęcię.Wiem,żetolubisz,jakniktinny.

Podniósłtupangazziemiiposadziłsobienakolanach.Znówsiedziałnaławce,wpatrując
sięwkrzaki.Mierzwiłgładkąsierść.Zwierzęwydawałocichepomrukiiwestchnienia.

background image

Byłozadowolone.Strachpowoliustępował.

Chybasięstarzeję—myślałRedan.—Niedługo

trzebabędzieporzucićtozajęcie.Anużzdarzysięcośzłego…Cowtedystaniesięzmałą
Ita…Eee,skądwogóleprzychodząmitakiemyśli.

Tupangprzebywałnaterenieinstytutuchybaod

samegopoczątkujegoistnienia.Jeszczewtrakcieprzeprowadzkiprzyplątałsięskądś,
możeznadrzeki,gdzieniemógłznaleźćodpowiedniejilościżarcia?

Tutajniemusiałsiętymprzejmować.Terazniejadał

byleczego,najlepszekąskiczasemmuniesmakowały.

Zadomowiłsięwinstytucienadobre,anawetzdążył

zestarzeć.Falaniepokojupowróciłagwałtownie.

Przecież—przemknęłoRedanowiprzezmyśl—

pogodajestzupełniezwyczajna,aciągleodzywasiętodiabelneserce.Nigdyminicnie
dolegało.Więcdlaczegodzisiaj…

Niedokończył.Dojrzałgo.Człowiekleżałopartyomur.Przezkratęwidaćbyłotylko
czarnykształtdłonispoczywającejnachodniku.Strażnikzastanowiłsięchwilę.
Odbezpieczyłkufę.Możemusiętylkowydaje?

Wtamtymmiejscupanowałpółmrok.Nie,niepomylił

się,tamnapewnoleżyczłowiek.Wdolnymrogu

bramkiwidziludzkądłoń.Spuściłtupanganaziemię.

Trzebatosprawdzić.Ruszyłwtamtąstronę.

Nachodnikuleżałmężczyzna.Oczynawierzchu,

twarzprawiesina.Łapałpowietrzezchar-kotem.

Strażniknachyliłsięnadnim.

Nie—pomyślał.—Tennieudaje.Znówkłopot.

—Cojest?—zagadnąłleżącego.—Słabopanu?

Oczytamtegospoczęłynatwarzystrażnika.Redancofnąłsięokrok,podniesamowitym
spojrzeniemczłowieka.Nieznajomyprzewierci)’gonimwjednejchwilinawylot,
jednocześniecośzakłułowsercumocniejniżpoprzednio,strażnikpoczułznówstrach,
leczjużnietakijakprzedtem.Tobyłstrach

skondensowany.Nieustępliwy.Strachbliski

szaleństwa.Leżącyniespuszczałoczuzpochylonegonadnimczłowieka.Inaglecośsię
wRedanie

załamało.Zalałogogorąco.Jużsięniezastanawiał,jużniemyślałoniczym.Odwróciłsię
napięcieipobiegł

background image

wstronębudki.Bezbłędnie,jednymru-

chamwyłączyłdźwigniępola.Nacisnąłbrzę-czyk.

Furtazostałaotwarta.Znieruchomiał,patrzącwjejjasnyprostokąt.Powietrzeprzeszył
tylkobezgłośnybłyskiRedannaglezrozumiał,żezrobił

nieprawdopodobnegłupstwo.Zarazpotemosunąłsięnanawilgłątrawę.

Wola—przemknęłomuprzezmyślwostatnim

momencieświadomości.—Pozbawiłmnie…—Oczyznieruchomiały,szerokorozwarte,
wpatrzonew

brudnoczarne,migocąceniebo.

Nieznajomyzamknąłzasobąfurtkęischowałdo

kieszenipromiennik.Przyjrzałsięleżącemu

strażnikowi.Głowaprzebitazprecyzją.Nadciałemtłustytupang.

Żebytylkoniehałasował—pomyślał.—Wokoło

ciszaibezruch.Doskonale—bezszelestniewsunąłsiędobudki.

Znałtukażdyprzycisk,każdądźwignię.Ponownieuruchomiłpole.Rzuciłokiemna
zegarek.Czasnaglił.

Wierzchemdłoniokrytejpapi-larkąwytarłpotzczoła.

Terazniemalautomatycznieznalazłnajważniejszyprzyciskiwepchnąłgodooporu.Tutaj
niemiałjużnicdoroboty.Wiedziałdoskonale,żeniemożeunieruchomićcałegosystemu.
Zarazodezwałybysię

wszystkierezerwyialarmgotowy.Jegodłońominęłabezwahaniakuszącygłówny
wyłączniko

oksydowanej,błyszczącejrękojeści.

Przybyszwyszedłzbudkiibacznierozejrzałsiępoparku.Nicpodejrzanego.Przemierzył
chyłkiemwąskichodnikiprzystanąłprzedfrontowymwejściem.

Jedynieczęściowewłączanieiwyłączanie—

pomyślał.Zastanowiłsię.Jegochłodneoczyspoczęłyteraznapłytkach.Macałwzrokiem

szczeliny.Nic.toniedało.Odliczył.Siódmaodproguwlewo.Stąpnąłnaniątrzyrazy.
Przyframudzedrzwizapłonęłozielonkawe,ledwowidoczneświatełko.

Nacisnąłklamkę.Światełkozgasło.Posuwałsięterazprostymkorytarzembezokien,z
kolumienkami

wywietrznikówwsuficie.Codziennatrasastrażników.

Zegarekwskazywał23.54.Przyśpieszyłkroku.„Spieszsiępowoli.”—przypomniałomu
się.Złapałsięnatym,żejestrozgorączkowany,żezaczynagoponosić.

Przednimcałedługiesześćminut.Długieikrótkiezarazem.Zasześćminutstrażnik
powiniennacisnąćsobietylkoznanyprzedłużacz.Niezrobitego,bojużniepodniesiesię

background image

zwilgotnejtrawy.Jemuzkoleiniepotrzebawięcejczasupodwarunkiem,żewszystko
znajdziewmiejscach,wktórychsięspodziewa..Zaza-krętemprzybysznacisnąłczwarty
klawiszwskrzynceelektrycznej.Tylkotenklawiszmógłmuotworzyćdrogęwiodącądo
schowka.Schody,któreprowadziłynapierwszypoziompodziemią,zostaływyłączone.
Minął

je,znowuwłączyłautomatistanąłniezdecydowanywokrągłympomieszczeniuo
trzydziestuparudrzwiach.

Sięgnąłdokieszeni.Sunąłterazwzdłużkolejnychdrzwi,niosącprzedsobąna
wyciągniętejdłoni

„pudełko”.Przyktórychśzrzęduzatrzymałsię.

„Pudełko”dałoznać.Drzwirozsunęłysięcicho.

Nacisnąłframugę.Równiecichozamknęłysięzanim.

Znalazłsięwbiałymhallu.Nawprostkuszącawinda.

Uśmiechnąłsiękwaśno.Wiedział,żetegosystemumedasięwyłączyć.Skręciłwlewo.
Terazkrętymischodamiwdół.

Ciemnykorytarz.Przyćmioneświatłoosino-

fioletowymodcieniu.Konturyprzedmiotówizałomymurówzlewałysięwłagodne,
pozbawionekanciastościlinie.Stąpałbardzoostrożnie.Całeciałosprężone,ledwo
dosłyszalnyoddech.Zaszybąkolejnejbudki,plecamidoniego,siedziałstrażnik.
Pochylony,jakbyczytałksiążkęrozłożonąnakolanach.Człowieksprężył

sięizatrzymał.Chwilawahania.Promiennikniewchodziłwrachubę.Takjasnybłyskto
pewnyalarm.

Trzebastrażnikawjakiśsposóbwywabić.Wiedziałotymodpoczątku,jednakteraz,
kiedymusiałtozrobić,wahałsię.Jeżelitenczłowiekzareagujeinaczej?…

Szurnąłlekkonogą.Strażnikwyprostowałsię,lecznieodwrócił.Mężczyznastałzanimo
krok.Teraz

wszystkosięzdecyduje.Jeślipodniesiealarmnimpomyśli?…Bojeślipomyśli?…
Pomyślał!Rękabłyskawiczniepowędrowaładokieszeni.Poczułwdłonichłódlagownicy.
Strażnikodwróciłsię.Wtymmomencie

krótkicioslagownicązwaliłgoznóg.Człowiekzłapał

osuwającesięciałopodpachyiłagodnieopuściłnaposadzkę.Czas-płynął.Nicsięnie
działo.Toznaczy,żewszystkozostałowykonaneprawidłowo.

Mikrokomórkaniezarejestrowałaszelestówani

dźwiękównietypowych.

Dalejznówschody.Niebiegł,szedłrównymkrokiemstrażnika.Korytarzurywałsię
ślepo.Nieślepo.Jegokoniecprzegradzałażelaznakonstrukcjagłównegosejfu.Wtym
miejscukończyłacięspokojnadroga.

Pozostałamujedynieminutaczasu.Terazopanował

background image

siędogranicmożliwości.Skoncentrowanynajednym.

Bezszelestny.Najczulszeurządzeniarejestrowałytutajkażdyszmer,nieznaczny,
przypadkowygłę

bszyoddechczyszelestpłaszczamogłyuruchomićsystem.

Wyciągnąłpromiennik.Przytknąłgodogłównego

zamkaruchemciągłymigładkim,żebyniewzbudzićnagłejfalipowietrza.Wylotlufy
zatrzymałomilimetrodpowierzchnichropawegometalu.Ułożyłpod

odpowiednimkątem.Tygodniamitrenowałtakie

właśnieułożenielufy.Rzuciłokiemnazegarek.Siedemsekund.Zasiedemsekund
strażnikmiałnacisnąćprzedłużacz.Gdytonienastąpi,automatycznymechanizm
przesuniegłównąkasęsejfunainny,znanytylkokonstruktorompoziom.Tosamostanie
się,jeżelionteraznietrafiwumieszczonynaprzeciwległejścianiemikronadajnik,
reagującynauszkodzeniedrzwi.Czterysekundy.Błyskawicznymruchemnasunąłnaoczy

okulary.Uderzeniemusibyćbardzosilne.Trzy-

dziestocentymetrowąpłytępromieńmusipokonać

szybciejniżimpuls,którypopłyniewmomencie

dotknięciapierwszejwarstwydrzwigorącymliźnięciem.

Zegarek.Sekunda.Strzał!Cisza.

Alarm!Światłozaczynapulsować.

Uderzałpromieniempunktkołopunktu,wycinającgłównyzamek.

Alarm!Przybyszprzekraczałdrzwi,wsunąwszysięwokrągłądziurępowstałąwmiejscu
zamka,wchwiligdystrażnicyzwartowniwbiegaliwprostykorytarzbezokien,z
kolumienkamiwywietrznikówwsuficie.

AlarmdocieradorejonowejgrupyStraporu.

Człowiekodcinabokgłownejkasyjakkromkęchleba.

Strażnicysąjużwokrągłympomieszczeniuo

trzydziestuparudrzwiach.Trzystrady

Straporukierująsięwkwadratinstytutu.Wtymmomenciemężczyznadrżącymirękami
przewracaw

sejfiepapiery,potpokrywamuczoło.Wąskastrużkaściekakołonosa.Znalazł.Są!!!
Bierzejepodpachę.

Jeszczejakieśdwieteczki.

Strażnicyzbiegliposchodach.Jedenzatrzymałsięprzycieleobezwładnionegokolegi.
Trzydalszestradyrejonowejgrupyisześćzkomendysubdzielnicy

wjechałowkwadrat.Rzutoka,czyniezostawiłjakichśśladów.Aleniemajużczasu.Od
przebiciadrzwiminęłoosiemnaściesekund.Zaplecamisłyszytupot

background image

nóg.Dwastrady,którepierwszeotrzymałyrozkazha-mujązgwizdempodinstytutem.

—Okrążyćiobstawićteren—zaskrzeczałgłoswsieci.

Jedenzestradówruszył.Człowiekwyciąłotwórwtylnejścianiesejfuizniknąłwnimw
momencie,gdypierwszystrażnikprzesadziłprógpomieszczenia,odbezpieczająckufę.
Człowiek,niemyśląconiczym,rwiedoprzodu,byleszybciej.Słyszyzasobąoddechy,
aleniemożeprzyśpieszyć,zapasowykorytarzjestkręty.Wostatniejchwilizauważył
wnękę.Wpadłwnią.

Dłońujęłapromiennikniemalzpieszczotą.Spokój!…

—upomniałsięwmyśli.

Jużsą.Naposadzcesłychaćcorazbliższystukotbutów.Dłoniewilgotnieją.Falagorąca
uderzadogłowy.

Potściekakrzywymistrużkami,skroniepulsują.Każdymięsieńboleśnienapięty.Trzy
kroki,dwakroki,jeden!!!…Wyskoczyłnaciskającspust.Promieńzamiótł

nawysokościpasaprzestrzeńodścianydościany.

Błyskbyłzajasny,

Zabiłemich—pomyślał.Pocięciudrzwizapomniał

przełączyćnaogieńogłuszający.Trudno.Strażnicyleżelinieruchomo.Kończyny
porozrzucane.Popalone,miejscamizwęgloneciała.

Korytarzkończyłsiępionowąścianą.Ściganyw

bieguwsunąłpromiennikdokieszeniibłyskawiczniewindowałsięnapowierzchnię,
podważającprzykrytyziemiąluk.Stałterazwogrodzie.Otaczałago

ciemnośćgęstajaklegu-mina.Nieprzenikniona.Zerwał

ztwarzyokulary.Pojaśniało.Sykibłyskawiceprzecięłypowietrze.Momentalniepadłna
ziemię.Zauważył

kierunek.Jeszczeniekoniec.Zjawilisięszybciej,niżmyślał.Znówwyszarpnął
promiennik.Przeczołgałsiękilkametrów,starającsięnierobićhałasu.Tamtenukrywał
sięgdzieśpoddrzewem.Wmiejscu,gdzieprzedchwiląspoczywałczłowiek,leżałakula
żaru.

Działo?!—pomyślałprzerażony.Ziemiabyła

wypalonanakamień.—Przecieżniewolnoim

używać…—niedokończył.Kolejnyokrągżarupolizał

mustopy.

Zerwałsięiskulonysunął,nailemutylkostarczyłotchu,wstronęciemnejplamymuru.
Powietrze

przecięłokilkabłyskawicjednocześnie.Jedenzpromienirozerwałmurękaw.Skóra
zapiekła.Zatrzymał

siępodsamąścianą,odwróciłinacisnąłspust.

background image

Podciągnąłsięnarękachiwywindowałnagórę.

Promiennikleżałporzuconypodmurem.Zaplecamisłyszałchrzęstpadających,ściętych
wpołowiedrzewipoczułżar,jakimwypełniłsięogród.Wśródtrawypopełzłyjęzyki
płomieni.Trafiającnagałęzie,obejmowałyjei,wzmocnione,pełzły

dalejcorazpewniejszeijaśniejsze,bardziejżółte.Murstanowiłaktywnąbarierę.Sarnmur
iwszystkowodległościjednegometrapojegostronach.Wiedziałotym.Naterenie
barieryprzebywałdłużej,niżzamierzał

zpoczątku.Odstronyulicyznajdowałasięfosa.Lo-dowatawoda,wymarła,jakby
destylowana,porażonaaktywnością.Wypełzłwreszcienachodnik.Obejrzał

sięzasiebie.Niktgostamtądnieścigał.

Przykrawężnikustałjegostrad.Właśnienachylałsiędoklamki,gdyzzazakrętuwypadł
stradStraporubłyskającniebieskimświatłem.Ściganypobiegłwkierunkudrugiegomuru,
ciągnącegosiępoprzeciwnej

stronieulicy.Przeciąłjezdnięiwczepiwszysięwdrewnianąfurtkę,szarpnąłjązcałejsiły.
WózStroporuznajdowałsiętuż,tuż—jakieśdwadzieściametrówzanim.Bramka
ustąpiła.Człowiekwpadłdoogrodu.

Powietrzemszarpnęłasalwa.Obokniegodwiekuleżarurozpłaszczyłysięnatrawie.

Przerzucilizdziała—pomyślał.—Sukinsyny!

Zatoczyłsię.Żarszedłwjegostronę.Zamroczyłogo.Poczuł,żesiędusi.Zrobiłz
wysiłkiemdwakroki.

Tutajbyłojużtrochętlenu.Jeszczekilkakrokówidopadłprzeciwległychdrzwi.

Wychyliłgłowęnaulicę.Cisza.Nikogo.Pośrodkujezdnizauważyłokrągłążelazną
pokrywę.Podbiegłdoniej.Sprężyłsię.Płytaustąpiła.Dwomasusamiznalazł

sięwewnątrzpionowejstudni.Zasunąłzasobąklapę.

Podrabiniezacząłschodzićwgłąb,ażwreszciezatrzymałsięnadniekanału.Usłyszał
szumpojazduijęksyreny,którewkrótceoddaliłysięiumilkły.

Dobrze!—pomyślał.Jeszczeniewiedzą,gdzieimsięwymknąłem.

Sprawdził,czyniezgubiłcennejzdobyczy.Miał

wszystkopróczpromiennika.Aletonic.Itakszybkozorientowalibysię,skądten
promiennik.Przeszedł

kilkanaściekrokówniskimtunelemkanałuizatrzymał

się.

Będąiśćmoimśladem—myślałgorączkowo.Wyjdęgdzieśdalekoipojeżdżętekarem.

Zaświeciłlatarkę.Położyłjąnawilgotnejkamiennejpółeczce,kierującświatłowdół.W
korytarzupanował

stęchłyzaduch.Ziemiste,przesyconewoniąodpadkówpowietrzepomieszanebyłoz
zapachempleśnii

background image

zgnilizny.Naziemistarannierozpostarłkawałekfolii,naniąrzuciłzwiniętywkulkę
kawałekpapieru.Ścią-

gnąłzdłonipapilarki.Położyłjenapapierze.Podpalił.

Nikłyobłoczekdymusunąłprzypodłożukanału.Z

latarkąwrękuszedł,lekkozgarbiony,ciemnym

korytarzem.

NagórzenadjegogłowąszalałStrapor,prze-

trząsająckażdymetrterenu,rewidując,kogosięda,istrzelającwpowietrzedziesiątki
rozświetlającychpocisków.NadcichądzielnicąValaco,pogrążonąwnocnymśnie,od
dobrejchwilipanowałdzień.Dzieńbiałegoogniapromienników,niebieskichświateł

patrolowców,czerwonegoblaskuświetlnychrac.

Tymczasemczłowiekzkażdąchwiląoddalałsięcorazbardziejodtegomiejscaizbliżał
sięwłaśniedokordonuotaczającegodzielnicę.

InspektorOffoddłuższejchwiliwpatrywałsięwrozprutąkasę.

—Todziwne—powiedział—żetakisystemniezdał

egzaminu.

Jegowzrokspocząłnaodciętejpłaszczyźniebocznejściany.

—Mocny—stwierdziłwskazującprawierówną

krawędźpłatametalu.

—Mocny—potwierdziłjegonajbliższy

współpracownikDager,spodsufitu,gdzieszukałniewiadomoczego.

Starszygrubawypanstałprzedkasą,nerwowomiętoszącpołęmarynarki.Siwewłosy
przykrywałymuuszyidalejbiegłyrównąliniąjakstalowyhełm.

Ruchliwepalceprzypominałykiełbaski.

—Nicnierozumiem—mamrotałpodnosem,

wpatrującsięwrozcięteżelaznepłaszczyzny.

—Apanjakmyśli?—zwróciłsiędoniegoOff.

Starszypanbyłprzedstawicielemfirmymontującejigwarantującejtensystem.Głosmu
drżał,oczykrążyłyniespokojnie.

—Nigdy—za’czął—nigdybymnieprzypuszczał…

Czypanzdajesobiesprawę,cotobyłzasystem—

mówiłpatrząckolejnonainspektora,nakasę,wreszcienaczubkiswychlśniącychbutów.
—Człowiek,którytutajsięwłamał,wykorzystałułamekszansy,jakąnaszsystem
pozostawiał.Technikajegodziałaniawskazuje,żemusiałprzynajmniejtrochętensystem
znać…

background image

—Nieotopytam—przerwałInsOff.—Czybył

mocny?

—Cóż—zastanowiłsięszpakowatygrubasek,

niechętnieodrywającsięodinteresującegotematu,wdodatkutakbrutalnieuciętego.—
Napewnomocny—

wycedziłwreszcie.—Otakmocnymiprzenośnym

promiennikujeszczeniesłyszałem—westchnął.—Nocóż,coprawdaniesłyszałem,ale
niewykluczone,żetakiistniejeitonawetwnaszymmieście.Niestetyinformacjanateni
nainnetematyjestzawsze…

—Niepełnainiewystarczająca—przerwałznówinspektor.Byłtrochęzły.—
Oczywiście,żetakipromiennikistnieje,skorozostałużyty.

Dagernadalszperałprzylampie.Inspektor

zażartował:

—Zpewnościązarazznajdzieszodciskipalców

należącedofaceta,którytęlampęzakładał.

—Niczegoniemożnazaniedbać—odpowiedział

mutamten,aninamomentnieprzerywającswoichczynności.

DageruchodziłwcałejKomendzieSłużby

Nadzwyczajnejzanajwiększegopedantainadgorliwca.

Codojegonadgorliwościwpracyinspektormiałswojezdanie,jednakpedantembył
Dagernieprzeciętnym.Natentematkrążyłypokomendzienajróżniejsze

anegdoty.Nieulegałowątpliwości,żedziękijegodrobiazgowejdokładnościnieraz
udawałosięwpaśćnajakiśważnytrop.Inspektornatomiastniedość,żenienależałdo
pedantów,tojeszczenadodatekposiadał

bałaganiarskiezacięcie,tzw.artystycznąduszę,cowpołączeniuzcechamiDage-ra
stwarzałojedynąwswymrodzajumieszankę,połączenieniezastąpionejwśledztwiepe-
danteriizartyzmemipolotem,równieżwśledztwienadzwyczajprzydatnym.Stanowili
oniobecnieniewątpliwienajniebezpieczniejsządlawszystkichprzestępcówkontynentu
paręfunkcjonariuszy

Straporu.NatomiastpanHeirbyłwtejchwilichyba

najnieszczęśliwszymczłowiekiemnaPhasangu,ponieważjakzwyklepoleconomumisję
ratowaniaopiniifirmy,którejniezawodnysystemzawiódłporazkolejny.PanHeirmusiał
terazdelikatniezbaczaćztematuiświecącoczamiwyjaśniaćwszystkimwkoło,żestała
sięrzeczniemożliwa.Innarzecz,żetymrazemwydarzyłosięcośnaprawdęniemal
niemożliwego.Alepotyluwypadkach,kiedyzwyklizłodziejerozbrajalisystemyACO,
opiniapublicznajużnieuwierzy,żezaszłocośniewiarygodnegoijegofirmastaniewob-
liczuplajty,no,możeniezarazplajty,alezpewnościąpoważnychfinansowychtrudności.

background image

—Więctwierdzipan—zwróciłsiędoniego

inspektor—żelukisąminimalneimałyjestprocentszansyichwykorzystania?

—Alecóżpanmówi?—obruszyłsięHeir

wymachującdłonią.—Tobyłpromil,nieprocent,promil,rozumiepan.

—Niechsiępanniegorączkuje—powiedział

inspektorprzypatrującsięguzikomnienagannej

zielonejkoszuligrubasa.—Jakatomogłabyćmarka?

—Markaczego—niezrozumiałHeir.

—Promiennika.

—Hm…—przedstawicielACOpodrapałsięw

brodę.—Najbardziejprzypominajakiśpro-mienikACO

Nord.

—Niewiepan,którafirmazaopatrywałastrażnikówwpromienniki?

—Strażnicyniemielipromienników,tylkokufy.

—Tak,aktoichzaopatrywałwkufy?

—Niewiem,powietopanudyrektorinstytutu.

—Naraziedziękuję—rzekłinspektor.Heirlekkosięskłoniłiskierowałwstronę

drzwizwyciętym,osmolonymotworemw

kształciejajka.

—Jeszczejedno—zatrzymałgoinspektor.—Ktoopróczpanawiedział,jaktensystem
funkcjonuje?

—Ktowiedział?—Heirzatrzymałsię.—Dyrektorijegodwajzastępcyzinstytutu,
głównyprojektantACO,specjalistazfirmyubezpieczeń,dowództwoOddziałów
SpecjalnychipełnomocnikTajnejRady—przerwał

—…noija,oczywiście,jakozastępcadyrektoraACO.

—Dziękujępanu—powtórzyłinspektor.—Jeśli

będziemysięchcieliczegościekawegodowiedzieć,towpadniemydopańskiejfirmy.

—Proszębardzo—starszypanopuściłpo-

mieszczeniezgodnościąipochwiliucichływkorytarzujegokroki.

—Zdajesię—odezwałsięDager—żepanHeirniejestspecjalniezachwycony
współpracąznami.

—Natowygląda—odrzekłinspektor.Dagerzebrał

właśnieostatnieodciskizżarówkiizszedłnadół.

background image

Starannieułożyłwszystkiepróbkiwniedużej

walizeczce,będącejjegopodręcznymlaboratoriumi,strzepnąwszykurzzubrania,
zatrzasnąłwieko.

—Wiadomojuż,cozginęło?—zapytał.

—Właśniesamiwielcyzinstytutugrzebiąterazwpapierach.Czuję,żenieudałoimsię
jeszczedociec,cojest,aczegoniema.To,widać,nietakieprostedlanaszych
cudotwórców—powiedziałinspektori

zapatrzyłsięwowalnyotwóroprzekroju70

centymetrówwmiejscu,gdziedawniejtkwiłwdrzwiachzamek.—Cootymmyślisz,
Dager?

—Przypuszczam,żenictutajnieznajdziemy,tobył

fachowiec.

—Iwdodatku—dodałInsOff—zniknąłjak

kamfora.TecymbałyzPorządkowejzawszemuszą

cośprzegapićalboprzepuścić.Wszystko,bałwany,spartaczą!!!

Dagerpokiwałgłową.

—Zdajesię—powiedział—żenietylkopanu

Heirowicałasprawaiwspółpracaznamisięniepodoba.

—Wiadomo.Porządkowejnigdysięniepodobała

współpracaznami.

—NieoPorządkowejmówię—rzekłDagerz

szelmowskimuśmieszkiemizniknąłzadrzwiami.

Inspektorzpasjącisnąłzanimnotesemiosunąłsięnakrzesło.Notesupadłtak,że
pozagi-nałysięwnimkartki.

—Dokądidziesz?—krzyknąłzaDagerem.Nie

doczekawszysięodpowiedzi,wstałzfotela,podniósł

notesi,cierpliwierozprostowującwnimkartki,wyszedł

przezdziuręwścianienakorytarz,którymuciekł

napastnik.Panowałtuprzedziwnyzapach.Coś

pośredniegomiędzyzjonizowanympowietrzema

przegrzanymkauczukiem.Inspektorkroczyłpowoli,pogrążonywrozmyślaniach.
Faktycznienie

miałnajmniejszejochotyzajmowaćsiętąsprawą,którawdodatkuwypadłaakuratw
momencie,kiedy

background image

obiecanomuurlop.Niedługi,botylkopięciodniowy,aleInsczułsiędosyćzmęczony…
MarzyłowieczniezielonychpołudniowychbrzegachVollu.ZwłaszczaoFlorey.Otej
porze,nawiosnęweFloreyjestjużciepło.

Nabiałychplażachdoskonalemożnabyłosięopalać,wdychajączapachsłonejwody,
piasku,namokniętychkorzenihalceiryb.Floreykojarzyłomusięjeszczezczymśinnym,
zczymśbardzomiłym…zpewną

kobietą,którąpoznałpodczaspolowaniapodwodnegowciepłejzatocemorzaPtieex…
Ocknąłsięz

zamyślenia.PrzednimstałAgis.PodinsAgis,prawarękaInsOffa.

—Zamyśliłeśsiętak,żemożnabystrzelaćzdziałka,atybyśszedłdalej,niezwróciwszy
natonajmniejszejuwagi.

—Jestnadczym—uśmiechnąłsięIns.

—Tak,tak—rzekłAgis.Sprawaniebędzieprosta.

Nawetwyglądapaskudnie,mówiącszczerze.Nie

znamyjeszczeszczegółów,ajużtowszystkojakośnieczystopachnie.Potwornie
nieczysto.

—Coświesz?—zapytałgoOffiprzypatrzyłmusięuważnie.—Wiesz,tylkoniechcesz
takzmiejscapowiedzieć.Musiszsiępodelektować?Co?

Obajroześmialisię.

—Rzeczywiście—powiedziałPodins.—Znalazłemślad.

—Gdzie?Czekaj!Nicniemów,samzgadnę…Uciekł

dachami?

—Nie,alecośwtymrodzaju.Uciekłkanałempodnastępnąprzecznicą.

—Fantastyczne.

Inspektorstanąłpodparłszybrodędłonią.Brwimiał

zmarszczone,acałajegomłoda,wysportowana

sylwetkaprzykurczyłasię,jakbyodintensywnegomyślenia.

—Dlaczegopowiedziałeś—zwróciłsiędoAgisa—

żetobrzydkasprawa?Mniesięonatakżeniepodoba.

Aledlaczegotobie?…

—WidziałemstradOSprzedinstytutem.Jeżelioniczegośtuszukają,tomożeszbyć
pewien,żesp’rawawiążesięzTajnąRadą,ajeślitakjest,tobędzienapewnocuchnącą
sprawą,którąwolałbymsięnie

zajmować.

—Racja—potwierdziłinspektor.—Prowadzićtakieśledztwotoznaczyznaleźćsię
międzymłotema

background image

kowadłem.

Zamyśliłsięznów.Szlikorytarzem,trzymającręcewkieszeniach.

—Więcmówisz,żeonijużtusą.

—Tak,niestety—westchnąłAgis.Sprawa

zaczynaławyglądaćcorazbardziejnieprzyjemnie.

Zatrzymalisięnachwilęwmiejscu,gdzieścianykorytarzaprzecinałaczarnapoprzeczna
pręga.

Technicykończylitutajpracę.

—Ico,Watir?—rzuciłPodinsAgis.

—Zaczaiłsięwtejwnęce,apotemwygarnął.Chybapełnąmocą—odpowiedziałmu
chudy,tyczkowaty

młodzieniecobladejcerzeijasnychwłosach.—

Strasznamiazga—dodałjeszczeizabrałsiędoswojejroboty.

—Iluichbyło?—zapytałOffAgisa.

—Czterech—rzekłtamtenwspinającsięna

drabinkę.

Zwłazuwyszlidoogrodu.Przypominałtenogródruinę.Dwaspalonenakamieńokrągłe
plackigruntu,porozcinane,poopalanedrzewaikrzaki,spalonamiejscamitrawa.Słowem
pogorzelisko.

—Ogniogasze—powiedziałAgis—mieli

trochęroboty.

—Rzeczywiście—przytaknąłinspektor.—Tutaj

zastawilipułapkę?

—Tak.Strażnicywskazalimitomiejscejako

możliwe,ponieważtukończysiękorytarzrezerwowyodgłównegosejfu.

—Tak,aleporządkowinienadająsięnawetdo

utrzymywaniaporządku,acodopieromówićorobieniuzasadzek.Tobyłobeznadziejne
—inspektorz

niezadowoleniempokręciłgłową.—Gdybymielichoćodrobinęwięcejodwagi…Ale
żadenznichnie

zaryzykujejednegokrokuwpogonizabandytą,jeżeliwie,żetamtenmożemudaćkopa.

—No.Trochęzabardzonanichnajeżdżasz.

Chłopcysięstarali.Zdemolowalijeszczedrugiogródzapomocądziałek.

—Apropos.Ktoimpozwoliłużyćdziałek?Przecieżniewolnotegorobić.Oczywiściez

background image

pewnymiwyjątkami.

—Dostalirozkaz—rzekłAgis.

—Rozkaz—inspektorpopatrzyłnaniegospodełba.—Widzę,żemaszwięcej
powodów,bymówić,żetocuchnącasprawa.Więcej,niżchceszpowiedzieć.

Agiszmieszałsiętrochę.

—Przecieżwiesz,że…—zaczął.

—Tak,tak—przerwałinspektorklepiącgopo

plecach.—Obejrzymysobietopobojowisko.

WichstronęnadchodziłwłaśnieDager.

—Znalazłemmiejsce,zktóregotamtentakstraszniewygarnął—powiedział.

—Widzę,żejesteśnatropie—rzekłAgis.Dagerskłoniłsiędwornie.

—Takjest,jaśniepaniePodins.

—No,no—Agisprzymrużyłlekkooczy.—Nie

pajacuj.

—Słowodaję.Chodźciezemną.Razemposzlipodmur.

—Możeciesięnieobawiać—powiedziałDager.—

Barieraniedziała.Spójrzcietutaj—wskazałlekkowgniecionątrawę.—Stałwtym
miejscu.Atutaj…

znalazłempromiennik.Niewątpliwietojego.

—Co?—krzyknęlirównocześnieInsiPodins.—

Pokażnatychmiast!

Dagerotworzyłwalizeczkęiwyciągnąłmałyczarnypromiennikzdrewnianąrękojeścią.

—Brawo!—Agisażręcezatarłzzadowolenia.Tojestcoś!Cackonieseryjne!Jak
zwykledziękitobierozwijasięśledztwo.

—Chodźmynagórę,możenaukowcyskończyli

obliczaćstratyiczegośsięodnichdowiemy—

powiedziałinspektor.

—Atyznalazłeścoś—zapytałAgisaDager.

—Tak.Wkanale.Tostarynieużywanykanał.Dwieprzecznicestąd.Wodległości
dwudziestukrokówodwejściadokanałunaposadzcezwęgloneszczątki.

Prawdopodobniegittino-wepapilarki.

—Tak…-westchnąłDager.—Niepotrzeb

nytrud.Niemacoszukaćśladów.Nicwięcejnieznajdziemy.Puściłeśkogośtropem
bariery?

background image

—Japuściłem—powiedziałinspektorzmęczonym

głosem.—Siadjestraczejmocny.

—Dosyćdługoprzebywałnatereniebariery.

—Nieźlesięuaktywnił—zaśmiałsięAgis.—Byleniewykorkował.

Weszlidobudynku.Inspektorpomyślał,żeskorodziałałatuprzednimiOS,toniewiele
siędowiedzą.Amożenawettamciodbiorąimsprawęibędziemógł

jednakpojechaćdoFlorey,zobaczyć,Ennanę?

CorazbardziejnużyłogoVallaco.Parki,

przypominającelasy,wktórychmożnasięzgubić,wielkieitłoczneknajpy,
wielopoziomowyruch,wiecznyszum,słyszalnyokażdejporzedniainocykilka
kilometrówodmetropolii,ciągłakakofoniabarwizapachów,budynkiprzypominające
całemiasta,wktórychrównieżmożnasiębyłozgubić,wrzaskliwereklamy,niedające
odpoczynkustukolorowefontannyibasenyzzimną,powodującągęsiąskórkęisztyw-
nieniemięśni,wodą.

Offowibardziejodpowiadałklimatwcześniejszejepokiniżta,wktórejprzyszłomużyć,i
niecocieplejszepowietrze.MałeparkiFloreyiciepłofloeryskiejzatoki…

Inspektorchciałby,żebyimodebranotęsprawę,był

jednakprzekonany,żetaksięniestanie.Choćbydlatego,żenieprzypadkiemichwłaśnie
ściągniętonawistępnerozpoznanie.

Weszlipowolinapiętrogmachu.Korytarzebyły

przeszkloneijasne.Kolorścian—świe-cąco-

pomarańczowy—dodawałimblasku.Przypominałotocośnakształtzamkniętegow

farbiesłonecznegoświatła.Watirstałpoddrzwiamigabinetu.

—Mądregłowyczekają—powiedziałotwierając

przednimistalowe,obiteskórądrzwi.

WeszlidogabinetudyrektoraFoya.Wbrew

panującymobecniezwyczajomniebyłotukom-

puterowejsekretarki,tylkomłodapanienkao

zgrabnychnogachimiłychdlaokawypukłościach.

—Wstyluepoki—zawyrokowałDagerzcicha

pogwizdując.

Dziewczynaniezaszczyciłagonawetprzelotnym

spojrzeniem.Niecosięspeszył.Chrząknąłizmierzwił

włosy.

—Rzeczywiściewstylu—powiedziałAgis

background image

krztuszącsięześmiechunawidokzakłopotaniakolegi.

—Dośćtego—uciąłinspektor.—Niepototu

przyszliśmy.CzydyrektorFoyjestusiebie?—zwrócił

siędosekretarki.

—Tak.Czekanapanów—powiedziałasekretarka,nieodrywającoczuodpapierów.

Skierowalisiędokolejnychskórzanychdrzwi,którerozwarłysięprzednimijakbramy
Sezamu.Wstępowaliwnieskupieni,zpełnymnamaszczeniemiszacunkiemdlawiedzy,
wszechmocnejzapewneipotężnej,któratenwłaśniegabinetupatrzyłasobiezasiedlisko.

Dziewczynaterazdopierorzuciłazanimidługie,zaciekawionespojrzenie.Gabinettakże
byłklasyczny.

Wszystkozepoki.Prostedrewnianebiurkozciemnegodrewna,blatplastikowy.Za
biurkiemfotelzeskórywkolorzedrzwi,napodłodzepurpurowydywanzdługimwłosem,
Poprzeciwnejstroniebiurkakilkaidentycznychfoteli,wdonicachkarłowatedrzewkasur
oceglastychzbordowymliściach.Dwieściany

obstawionedokładniepółkami,naktórychspoczywałygrubetomyrozprawnaukowych,
równieżwskórzanychobwolutachkolorudrzwi.Nanajniższejpółce

historycznejużdziśinstrumentyastronomiczneistatuetki,zapewnepamiątkizróżnych

okolicznościowychzjazdówiuroczystości.WreszcienasamkoniecdyrektorFoywe
własnejosobieijegowspółtowarzysze.Dyrektorwszafirowymfrakuw

błyszczącymkołnierzemijasnoniebieskąchusteczkąwbutonierce.Wysokieszafirowe
butyzeskóryararga,zokrągłyminoskami,donichwpuszczoneobcisłe

spodniewcienkieprążki.Oczywiściewjeszczeinnymodcieniuniebieskiego.Na
przegubiedłonibransoletkazfutraimuszelek.Pozostalidwajfaceciubieralisięmniej
więcejtaksamo,zmałymimodyfikacjamiwkolorachiwdodatkach.

—Tomoinajbliżsiwspółpracownicy—rzekłdo

inspektoraFoyiwskazałpalcemopaznokciu

pomalowanymnaniebieskodwóchłysawych,

tyczkowatychjegomościów,którzywtymmomencie

uśmiechnęlisiębladoilekkoskłonilisweduże,mądregłowy.

—Ato—powiedziałinspektorwskazującnaDageraiAgisa—moidwajnajbliżsi
współpracownicy.

Agisobdarzyłzebranychkrzywymuśmiechem.

—Proszę.Niechpanowiesiadają—zachęciłich

dyrektor.

Rozsiedlisięwygodnie,wpadającgłębokow

przepastnątońzwałówgąbki.

background image

Siedzącwtensposóbmożnachybatylkozasnąć—

pomyślałinspektor,anagłospowiedział:

—Myślę,żeudałosiępanomzorientowaćw

papierach?

Dagermanipulowałprzyswejwalizce.Chyba

mocowałsięzwieczkiem.Włożyłwreszciejakiś

drobiazgdokieszeniiodsapnął.Dyrektorchwilęgoobserwował,poczymprzeniósł
pytającespojrzenienainspektora.

—Inspektorpytałopapiery—podsunąłmuusłużniewyższyibledszyzjego
współpracowników.

—Acha.Tak,tak.Oczywiście.Ustaliliśmybrak

trzechteczekzdokumentami.Niebyłotoproste.

Ustaliliśmyteż,októryplangłówniechodziłosprawcy.

Towynikazespecyfiki…—zamilkł,potarłczołoikontynuował:—Krótkomówiąc,
skradzionopewienważnyplan,któregotreśćpodżadnympozoremniepowinnasię
przedostaćdowiadomościpublicznej.

—Czymamprzeztorozumieć,żeTajnaRada

ukrywacośprzed…—zacząłOff.

—Możepanrozumieć,cosiępanużywniepodoba

—przerwałmuFoy.—Maciepanowieprowadzić

śledztwoniezależnieodOSimożecieliczyćnanaszeinformacje,coprawdawnieco
zawężonymzakresie,alewystarczającymdoprowadzeniaśledztwa.

—Zabawawciuciubabkę—szepnąłdośćgłośno

DagerdoAgisa.

Foyudał,żetegoniesłyszy.Nieprzerywałsobie.

—Mogępowiedziećtylkotyle,żesprawadotyczylotu,którywnajbliższymczasiemasię
rozpocząć.Jesttolotoficjalny,leczpewneza

dania,którychniewolnowtymmomencieujawniaćzewzględówspołecznychiinnych
ważnychpowodów,

trzymanesądoostatniegomomentuw.ścisłej

tajemnicy.Przedwczesnejejzdradzenie

spowodowałobyniepowetowanestratydlacałej

ludzkości.Dlategoteżrolapanówsprowadzasiędoznalezieniategoczłowieka,aprzede
wszystkimniewolnodopuścić,abyrozpowszechniłposiadaną

tajemnicę.Terazsłuchamipostaramsięjaknajściślejodpowiedziećnapytania,jakiemi

background image

panowiezadacie.

Cóżzakwiecistośćielokwencja—pomyśleli

równocześnietrzejfunkcjonariuszeSłużby

NadzwyczajnejStraporu.

—Czystrażnicyinstytutuznalicałośćsystemu

ochrony?

—Nie.Każdyznichznałjedynieswójwycinek.

—Aczyniemoglisięonizesobąporozumiewać?—

naiwniezapytałAgis.

—Oczywiście,że…—dyrektorzawahałsię—…niesąizolowani,żyjąnormalnie…
Słowemteoretycznieto

możliwepomimozakazuprowadzeniarozmównatematysłużboweiczasowych
obserwacji.

—Ktoprowadziłteobserwacje?—Dager-przestał

sięinteresowaćswoj.ąkieszeniąitym,cowniejmiał.

—Rzeczjasna,oficerowieOS.

—Czyktośostatniozwalniałsięzpracy?

—Tak,zwolniliśmytrzyosobyzobsługitechnicznejkosmodromuidwiezobsługi
naukowej—zabrałgłosniższyzpomocnikówdyrektora.

Wydawałsięonznacznieżywszyiruchliwszy

odswegowspółtowarzysza.Stalekręciłsięnafoteluiskubałbrodę,przystrzyżonątuż
przyskórze,podczasgdytenwyższypatrzyłnieruchomogdzieśwkątpokojuizpozoru
wogólenieinteresowałsięrozmową.

—Tak—skonstatowałinspektor.—Więcjużcoś

mamy.Możemipanpodaćnazwiskatych

zwolnionych?

—Czterech,panieinspektorze—odezwałsiętenwyższy,jakbywytrąconyzeswych
rozmyślań.

—Wydawałomisię,żepanzastępcawyliczył…

—Poddyrektorsiępomylił.Wiemotym,ponieważprowadziłemtesprawy.Piątegoz
powrotemprzyjęto.

—Zgoda—powiedziałinspektor.Kątemoka

spostrzegłlekkiezakłopotanienatwarzyFoya.Zresztąniebyłtegocałkowiciepewien.—
Wobectego

czterech.

background image

—Nazwiskapodapanumojasekretarka—rzekł

dyrektor.

—Jakmocnajestbariera?—zapytałAgis.

—Dostateczniemocna,byzabićkogoś,kto

przebywawniejdłużejniżminutę.

—Kolejnaszansa—mruknąłDagerpodnosem.

—Czydużomaciewinstytuciepromienników?—

zadałpytanieInsOff.

—Sześć—odpowiedziałmałyjegomość.

—Czyzniknięcieplanówmożeodstronytechnicznejuniemożliwićzamierzone
przedsięwzięcie?—

inspektorpytałnadalwedługswegosystemu.

—Nie.Kradzieżdokumentacjiniepowinna

miećznaczeniadlatechnicznejrealizacjiplanu.

—Ktomiałdostępdogittinu?

—Praktyczniewszyscy,inspektorze,nawetstrażnicy.

Inspektorwestchnął:

—Nocóż—wydusiłpodnoszącsięztrudemz

fotela.—Wobectegonaraziedziękujemypanom.

DageriAgiswstalirównież.

—Mamnadzieję,żejeślibymiprzyszłocośnamyśl,tomogęsięzpanamiskontaktować?

—Oczywiście,inspektorze—powiedziałFoy.—

Tylkojeszczejedno.

—Słucham?

—Niechpanowiedobrzepamiętająotym,doczegoichzobowiązujeprzysięgaskładana
przedlaty.

Wolałbym,żebyniktniemusiałpanomtego

przypominać.

—Nieładnie,paniedyrektorze—rzekłinspektorwspierającsięnaoparciufotela,na
którymsiedział.—

Znamydobrzeobowiązkiinietrzebanaswcale

straszyć.Apozatymjeżeliniezasługujemyna

zaufanie,toniechpanskieruje,przypomocyswoichwszechmocnychznajomych,sprawę

background image

winneręceinieobrażawszystkichbezpowodów.

Inspektorodwróciłsięizamaszystymkrokiemopuściłgabinet.Azanimjegodwa
nieodłącznecienie.

—Agis!—rzuciłostroprzechodzącprzezpo-

mieszczenie,gdziesiedziałasekretarka.—Zajmijsiępanienką!!!

—Takjest,szefie.

InsOffbyłwściekły.Ośmielilisięotwarciemugrozić!

Jemu,InsOffowi,któryzrobiłna

pewnowięcejdlategozakichanegokontynentuniżniejedenztamtych,terazgrożono
konsekwencjamiitoniebylejakimi.Offwiedziałdobrze,oczymFoymógł

myśleć.Nieczasnażarty.DosamegoFoyaniemiał

pretensji.Temubub-kowiprzezgardłobytakiesłowanieprzeszłyzwłasnejwoli.Zanim
stalktoświększy.Topewne.Ktoś,ktoliczyłsięwOS.Terozbijmor-dywielebydały,
żebyznim,InsOffem,porozmawiaćna

osobności.Niestetyjestdlanichnietykalny,oczywiścietylkodotąd,dokądniepotkniesię
porazpierwszy.

—Narobiliśmysobiekłopotów—wycedziłDager.—

Możeudasięjeszczeztegowycofać.

—Wątpię—odpowiedziałzamyślonyOff.Ocknął

sięgwałtownie.—AlezadzownimydoTaquanary.Anóż?

SpojrzałnaDagera.Chłopakbyłporządnie

wystraszony.

—Niemartwsię,Dager—Inspoklepałgopo

ramieniu.—Nieztakiegogównażeśmyjużnierazwychodzili.

—Nie,Off—Dagersmutnospojrzałmuwoczy.—

Wtakiejeszcześmyniewdepnęli.NadszedłAgis.

—Trzymajsię,chłopie—powiedziałinspektordoDagera,alewgruncierzeczyjemu
samemuprzydałobysięterazjakieśpocieszenie.

Agisrównieżbyłskwaszony.Szedłoboknich,mcniemówiąc.Uparciepatrzyłpodnogi.
Mogłosięwydawać,żecałąuwagęskupiatylkonatym,żebysięniepotknąćinie
wywrócić.Wponurymmilczeniu

opuszczalimuryinstytutu.Wyszliwłaśniezbramygłównejiminęlimiejsce,gdzie
wczorajzostałporażonystrażnikRe

dan.Inspektornawiązałdowydarzeńubiegłejnocy.

—Pięćtrupów—zastanawiałsięnagłos.—Pięćtrupówdlamarnegoświstka.

background image

—ItenRedan…—dodałDager.Dotądnieodzyskał

przytomności.

—Pięćtrupów,chociażpapierynieuniemożliwiałystarturakiety.Mimotobyłyoneisą
dlategofacetatakważne,żeniewahałsięmordować!Corazciekawiej—

zastanawiałsięOff.

—Cozałatwiłeśzsekretarką?—zwróciłsiędo

Agisa.

—Nazwiskaiadresytychczterechosóbinazwiskamającychdostępdopromiennikówi
sejfu.

—Wydajemisię—powiedziałDager—żetonie

wszyscyludzie,którzymoglibynampowiedziećcośinteresującego…

Offpokiwałpotakującogłową.Wyszlinaulicę.

BulwarXeletjeszczeotejporzespał.Chodnikiziałynieprawdopodobnąpustką,
ogrodzonepoobustronachmuramiikratami.Tutajżyciezaczynałosiękołodziesiątej.

—Chybasięprzejdziemy—zaproponowałAgis.

—Ijaniemamochotyjechać—zgodziłsięDager.

—Więcchodźmy—rzuciłinspektor.RuszyliprzedsiebiewstronęulicyOpaya.

Szliwolno.Oświcieprzeważnierobiłosięchłodno.

Agispostawiłkołnierz.Offwłożyłręcegłębokowkieszenie.Odmorzawiatrniósłcałą
masęsłonej,przenikliwejwilgoci.Wpołudniebędzietakiupał,żemożnabychodzićz
krótkimirękawkami.

Paskudnyklimat—pomyślałinspektor.NaroguOpayakwiaciarzerozkładalikramy.
Przecięlidwupoziomoweskrzyżowanie,poktórymsunęłynielicznejeszcze,dostawcze
transstrady,iweszlinabulwarSantala,głównąulicęwylotowąnawschód.ZAltalu,
stolicydawnegopaństwa,aobecniejednostkiadmini-stracyjno-gospodarczejBoydu,
określonejnazwą

TerytoriumDawnegoYdag,wskrócieTe-DeY,

nadciągałabulwaremfalaciężkichtran-sstradówwielkichfirmprzemysłowych,altal-
skichportówoceanicznychimiędzynarodowychsuperkoncernów.

Wszystkotomknęło,wzbudzająclokalnywiatrbądźdosamegoValaco,bądźdoPixii,
PersevczyNorsgealboteżnabiegnącąniedalekohiperstradostradękonty-nentalną,która
łączyłanajwiększyoceanicznyportwschodniegowybrzeżaBurm-mumbzwysuniętymi

najdalejnazachódmiastamigizyj-skimiisillańskimi.

Potok,awłaściwierzekazaczynaławzbieraćwłaśnieteraziokresowowysychałaokoło
północy,abyznówpopłynąćnastępnegoranka.

MinęliwidocznezdalekadźwigiportuCar-dia,

background image

bocznicetowarowychtekarów,składowiska,hale

magazynówportowych,potemsuchedoki.Polewejstroniewniewielkiejkotliniewidać
byłolądowiskobobonsówisterowców.Malutkie,stąd,aw

rzeczywistościolbrzymiebrzuchywypełnionegazemwyglądałyjakkolorowejajkana
zielonymobrusiesoczystejtrawy.Międzyzalesionymipagórkamipotejstroniebłyskała
odczasudoczasuzielonkawawstążkaNami.

Wmiejscu,wktórymsięznajdowali,bulwar

Santalaciągnąłsięgrzbietemnajwyższychpagórkówiwidokstąd—zarównonalewo,na
lasFormenter,przeciętyprzezNamiipłaszczyznęlądowiska,azamkniętynahoryzoncie
kompleksemnajstarszej

dzielnicyDelan,zjejperłąBel-gazNolda(ZagłębienieDłoni),jakinaprawo,nazatokę
morzaMafafa,gdziewłaśniewschodziłosłońce,odbijającsięw

burozielonychfalach—byłzaistekrólewski.

Architektomudałosiętrafićwdziesiątkę.Dalejtrasabulwaruobniżałasięiwreszcie
wpadałonmiędzydwawzgórza.Najednymznichumieściłsięprzysadzisty,giętkiwlinii
komplekswytwórnifilmowych.

Produkowanowniejodczasudoczasu,próczwieluczystorozrywkowychfilmików,
takżejakieśwybitnedzieło.

Tutajnarodziłsięrewolucyjnywswychzałożeniachdramat„HwarowyLas”zGilirią
Am-cinwroligłównej.

Reżyserporazpierwszyoperowałefektamitworzącymipodświadomienastrójwidzów.Z
premierywpałacuPolidorHemiglenludziwynoszono,inniuciekaliprzerażenijużpo
kilkunastuminutach.Nazajutrzwybuchł

skandal.Wieluspośródtych,którzywtedybylinapremierze,dodzisiajleczysięz
ciężkiejnerwicy.

ValacańskieWytwórnieFilmów(V.A.M.)zawsze

przyciągaływybitnychtwórcówiaktorów.Wichpobliżu

rozciągałosięosiedlezamieszkaneprzezosobyznane,uznaneibędąceaktualnienafali.
Domy

niewielkieiraczejniepozornewewnątrz,byłyjednakostatnimkrzykiemtechniki.Istne
maszynydomieszkania!Możnapowiedzieć—szaleństwofilmowego

światka.Gwiazdyigwiazdkikonkurowałyze

sobą,wprowadzającdoswychmieszkańcoraztonoweicorazdziwniejszemechanizmy.

Tugdzieśwswejwilli,wśródskomplikowa-nych

mechanizmówimaszynerii,dobiegałaswychostatnichdnisławnaGiliriaAmcin.
ZniedołężniałaizdziecinniałaGiliria—nietakdawnoczarującaswymciałem

dziesiątkimężczyzn…Potygodniuwyświatlania

background image

„Hwarowe-goLasu”przedjejdomemkoczowałojużkilkusetmężczyzn,aponastępnych
dwóchtygodniacharesztudomowegozaistniałakonieczność

ewakuowaniaaktorkiwmiejsceznanetylkoszefowiStraporu.Takibyłwynik
eksperymentówLinraAmcina,jejbrata,zdziałaniemwizjinapodświadomość.SamLinr
ukrywasiędodziś.Straporścigałgodotąd,dokądnieokazałosię,żewidzianogowSov
naSalvirze.Pró-

bapertraktacjiowydaniezbieganiemogłasię

powieść.NaSalvirze,azwłaszczawSovlubPhlora,każdymógłznaleźćazylibyłmile
widziany.Natomiastnapewnonietraktowanorówniemiłokogoś,ktochciał

stamtądwyjechaćiłatwobypoliczyćnapalcachosoby,którymudałosięwydostać
stamtądwciąguostatnichlat.Linrbyłściganyzaspowodowanierozstrojunerwówstu
trzydziestuczterechosób,którewniosłydotejchwiliskargę.Filmwyświetlasiędaleji
codziennieprzybywaskarg.Jedynymszczęśliwymzbiegiem

okolicznościjestfakt,żewyłącznośćnaeksploatacjętegodziełaposiadaHemiglen.Film
niemożebyćzatemrozpowszechniany.WyświetlasięgoterazwmałejsalceCenter
PilidorHemiglen,wielkiegopałacurozrywkiprzyrondzieHiar.

PowolizbliżalisiędoColoi,tegosuperwęzła

komunikacjiiusług.Corazczęściejczkającegoidławiącegosiętłokiemimasątowarową.
Jużzdalekawitałyichżywiołowe,ruchomereklamybiurpodróżywędrującewzdłuż
chodników,nachalnieszepczącedoucha,kuszącezapachemfloreyskiegolataczy
mrozówLagarenu.Woczynatrętniepchałysięsetkimetrówwystaw,kolorowych,
świecących,błyszczących,

mieniącychsię,agresywnychiprzepysznych,obłudniedelikatnych,interesownie
przystrojonychwnajlepszepiórka.Wniebobiłgwarizapachstłoczonychciał.

Nieprzerwanyciągstradówsunącychprzez

wielopoziomowywęzełnawszystkichwysokościachiwewszystkichkierunkach,wiszące
chodniki,pomnikidźwiękoweiuliczneorkiestry—towszystkostanowiłoatmosferę
Coloi.Restauracjiikawiarnispotykałosiętutajniewiele.Tuprzedewszystkim
sprzedawałosięikupowało.Przeważałygiełdyróżnegoautoramentuiróżnejklasy.Tutaj
możnabyłowciągumaksimum,dwudziestuminutnabyćkażdąrzecz,jaka

komukolwiekprzyszładogłowy,jeślitylkoistniałanatymświecieorazjeślioczywiście,
miałosiłęczymzapłacić.

WcześnieranopanowałwColoiwzględnyspokój.

Dopierocootworzonosklepyzżywnością,owocamiikwiatami.Rozpoczynaływłaśnie
sprzedażbudkizognistymilodamiisłodkimipatykamiorazsklepyzgazetami.
Sprzedawcyerbasaterozpalaliogieńwpaleniskach.Automatycznesklepyżywnościowei
bary

funkcjonowałyoczywiściecałądobę.Taksamostacjepaliwowe,biurapodróżyihoteliki,
któresłużyłyjakomiejscekrótkich,trwającychjednąnoclubkilkagodzinpostojów.Jeśli
ktośzamierżałzatrzymaćsiędłużej,przenosiłsiędohoteluwstarymDelanie,

background image

rozrywkowejDasinielubrekreacyjnychdzielnicachHocompeczywcentrumfinansowo-
administracyjnymAminis.

—Chybacośzjemy?—zaproponowałinspektor.

—Inapijemysięnapocieszenie—wzbogacił

propozycjęDager.

—Znamtutakimałybarek—zachęcałAgis.

—Automatyczny?—spytałDager.

—Tak,automatyczny.

—Toświetnie.Prowadź!—Dagerzatarłskostniałedłonie.

Barekmieściłsięmiędzydwomabiurowcami,łączył

budynkizesobą.Wyglądałotodośćoryginalnie.

Jednopiętrowakamieniczkawplecionamiędzydwa

potężnewieżowce.BareknazywałsięCzerwony

Brzdąc.Weszlidośrodka,staranniezamykajączasobądrzwi.Panowałotuprzyjemne
ciepło.Rząd

skrzynek-pojemnikówzapewniałdośćswobodny

wybór.

—Japrzedewszystkimzjemprzyzwoitąkanapkęzeszczypiorkiemibaczkiem—
powiedziałInsOff.

—Dlamnie—odezwałsięAgis—gorącybralionzkamowymirurkami.

—Jasiętylkonapiję—zakończyłDager.—Żółtecopeauskieizielonebroglijskie.Aco
dlawas?

—Dlanastosamo—zarządziłAgis.—Potrzy

gorąceszklaneczki.

Sprawnieoperującguzikamiwydobylizeskrzynekto,cochcieli,iprzenieślisięwgłąb
salki.Usiedliwrogunawysokichkrzesłach.Wbarzeprócznichsiedziałatylkojakaś
pyzata

dziewczynaoprawiepurpurowejskórze,awięcnapewnonieVollanka.Mogłapochodzić
zpołudniowegoPiu.Napychaławłaśniepyzate,purpurowepoliczkibułkązshanką,
zapijająctowszystkoobficie

skwaśniałymmlekiemousy.Odkądweszlijużtrzecirazkursowałapotennapójdo
pojemnika.

Inspektorskrzywiłsięzniesmakiem.Niecierpiał

kwaśnegomlekousaku,zresztąsłodkiegotakże.Namyślotymświństwierobiłomusię
niedobrze.NawszelkiwypadekusadowiłsiętyłemdoPiunelijki.

background image

Agisowitonieprzeszkadzało.

—Alepurpurowa—skonstatował.—Uuhmm—

cmoknąłzachwyconyiłyknąłżółtegozCopeau.

Ciepłotrunkurozlałomusiępopiersiachizarazpotemuderzyłodogłowy.Dagerłyknął

także.

—Wspaniałe—mruknąłOffprzechylając

szklanicę.

Przezchwilęjedliwmilczeniu,dokładnie

przeżuwająckęsy.Inspektorskończyłkanapkę

zakropionąobficieczerwonymsosemiwytarł

usta.

—SpróbujędodzwonićsiędoTaquanary—

powiedziałwstającodstolika.

—Ikupgazetę—rzuciłzanimDager.InsOffenergiczniezatrzasnąłzasobądrzwibarku
i

natychmiastrozpiąłpłaszcz.Naulicyzrobiłosięjużgorąco.Wiatrsięzmieniłipowietrze
byłozupełniesuche,ciepłe.Automatstałnarogu.Powiedziałnumericzekałchwilę,
miętoszącjakieśśmieciwkieszeni.W

słuchawcerozległsięsygnałpołączenia.

—ChciałemrozmawiaćzTaquanarą.MówiOff.

—Jużłączę.

—Halo,tuTaquanara.Cosłychać,stary?

—Nicspecjalnego.Mamdociebieprośbę.

—Słucham.

—Moichłopcyobawiająsiętejsprawy.Nie

przekazałbyśjejkomuśinnemu?

—Niestety,Off.Niedamnikomuinnemutejsprawy.

—Dlaczego?PrzecieżwłaściweśledztwoprowadziOS,będziechybaobojętne,kto
zajmiesiętymdrugim,oficjalnym,którejesttylkoformalnością?

—Tymrazempomyliłeśsię,stary—rzekł

Taquanara,wjegogłosiewyczuwałosięlekkie

napięcie.—Oczywiście,wolnocizrzecsiętejsprawy,alegrozitopoważnymi
konsekwencjami.Wiesz,oczymmówię—ciągnąłdalej,nieczekającna

potwierdzenie.—Niebędęwstaniewtedypomóc,botosprawabardziejpaskudna,niżci

background image

sięzdaje,ajużwtejchwiliwieszoniejzadużo.

—Cholernyświat—syknąłinspektor.—Nie

myślałem,żemogęwiedziećzadużojużwtejchwili?!

—Przedewszystkimtwojeśledztwoniejest

formalnością.Prowadzonebędądwarównoległe—

twojeiGulmazOS.Takpostanowionowyżej,Off.

—Rozumiem.Zaczynamsiędomyślaćwcosię

wplątałem.

—Jestjeszczejedenaspektcałejsprawy,OSwiewięcej.Jasne?

—Tak.Niemartwsię,Taquanara,niedamyim

wygrać.

—Więctrzymajsię—odłożyłsłuchawkę.Inspektorwyszedłzautomatu.Nachwilę
przystanął,oślepionysłońcem.Jegosmukłasylwetkapochyliłasięteraz,jakbynieco
przygniecionaniewidzialnymciężarem.

Zapomniałogazecie.Kiedywszedłdobarusiedziałotamjużwięcejludzi.Chłopcy
czekali,wpatrującsięwniegownapięciu.

—Żartysięskończyły—powiedziałOff,błądzącwzrokiempotwarzach
współpracowników.Starałsięjednakniepatrzećimwoczy.—Zabieramysiędoroboty.
Musimydalejciągnąćśledztwoitocałkiemserio.Taquanaraniemógłmnieochronić.

—Wiecnieformalne?—zapytałzdziwonyDager.

—Nie—odpowiedziałInsOff.Dwaniezależnew

jednejsprawie.

—Szlagbyto…—Agiszagryzłwargi.

—Naśmierćiżycie—powiedziałcichoinspektor.

—Nie!—żachnąłsięDager.—Ażtak…—szepnąłizbladł.

—Kiedyśznalazłemsięwpodobnejsytuacji—rzekł

inspektor.—Chodźmystąd.Niedługoprzyjdąstrażnicynaprzesłuchanie.Niemamy
wyjścia.Rozwiążemyto.

TylkotrzebasięobronićprzedTajnąRadą.Nie

przypadkiemwybórpadłnamnie.Dajęwamczasdojutra.Zastanówciesięnad
wszystkimijutrorano,jeślisięzdecydujecie,przyjdźciedomegodomu.Niemamprawa
waswciągać.Terazidźciedosiebie.Jesteściedziśwolni.Samprzesłuchamstrażników.

—Ależinspektorze…—zaprotestowałDager.

—Nieprzerywaj—ciągnąłspokojnieOff.—Mas?,zastosowaćsiędomoichpoleceń.
Jeżeli

background image

zdecydowalibyściesięnieprzyjść,tomusiciesprytniezniknąćJasne?

—Tak—odpowiedzieliobaj,krzywiącsięwymownie

—Notocześć—rzekłinspektoriodwróciwszysięodszedłwstronęnajbliższegopostoju
ixarów.

AgiszDageremwrócilitymczasemdobaru.

Inspektorczekałnaixarmożezminę.Wsiadłipodał

adreskomendyIxarmknąłprzezmiasto,któretętniłoterazżyciem.WAminiswpadłw
niewielkikorek,aledalejjechałjużpłynnie.Wkrótcezatrzymałsięprzedkomendą.
Zauważyłniewielkitłumekizarazzrozumiał.

Nastroszyłsięwewnętrznie..Wysiadłzixarspodsa-mymiprawiedrzwiamiDoprzejścia
miałtylkokilkaschodówAleonibylitakczujnijakzwykle.Nimzrobił

krok,jużgootoczyli.Naparlizewszystkichstron.

Wyciągnęłysięręce,błysnęłyflesze,posypałsięgradpytań.Inspektorrozpychałsię
łokciami,wbijającjeboleśniewbokinajbliższychreporterów,kopiącpokostkachi
depczącponogachzprzemiłymuśmiechemijednąjedynąodpowiedziąpowtarzanąbez
końca

—Ktotozrobił?

—Czybędziepanprowadziłśledztwosamczyz

Dagerem?

—Niewiem!

—Ilustrażnikówzabito?

—Coskradziono?

—Niewiem!

—Myślipan,żeudasiępanuzłapaćsprawcę?

—Niemyślęjeszcze,dopierocowisiałem!

—Wjakisposóbdokonanowłamaniado.instytutu?

—Nicniewiem!Nierozumiecietego?!!!

—JeśliStraporniewie,ktomawiedzieć?!—zeźlił

sięjakiśgrubydziennikarz.

Offwsadziłmułokiećwbrzuch.Woczach

grubasaodmalowałsięból.

—Przepraszam,niemamczasu!!!—krzyczał

inspektorwiosłująccorazenergiczniejrękami.Poniosłygonerwy,wylałasięzniegocała
złośćnatencholernyświat,wściekłość,jakawzbieraławnimodranadotejchwili.
Wyrżnąłkogośboleśniezaciśniętąpięścią,szarpnąłsiędoprzodu,ktośupadł,innyzaś

background image

syczałzbólu.Strażnikbiegłodbramy,gwiżdżącprzeraźliwie.

Tłumpowolisięprzerzedziłiinspektor,całyspoconyiwymięty,dopadłwreszcieklamki
drzwi,którenaszczęścieotwierałysiędośrodka.Tłumdalejjużnienapierał,wszyscy
wiedzieli,żezatymidrzwiamistosuneksiłsię

zmienia.

Inspektoroparłsięościanęiprzezchwilęoddychał

ciężko.Potemskierowałsiędoswegogabinetu.

Sekretarkapowitałagozżyczliwościąitroską.Ion,wbrewzwyczajom,miałżywą
sekretarkę,szczupłą,wysokądziewczynęoprostychidługichrudych

włosach.Włosywtymkolorzeniezmiernierzadkospotykałosię

naVollu.Teriabyłacórkąemigranta-ucieki-nierazHynaSalvirze.Offniewiedział,jak
temuczłowiekowiudałosięstamtąduciec,anikimbył.MimowszystkoTeriabardzomu
siępodobała,choćmiałzrozumiałeuprzedzeniawzwiązkuzjejpochodzeniem.Pracowali
zesobąodkilkumiesięcy.DopieroniedawnojednakinspektordostrzegłJąnaprawdęi
zauważył,żeTeriajestpiękną,interesującądziewczyną.

—Ależmiałpanprzeprawę—zaśmiałasię

zdejmującmuzramionwygniecionypłaszczzoddartąkieszenią.

—Myślałem,żejeszczeniewiedzą—tłumaczył

się.—Iwziąłemixar.

—Strażnicyzinstytutuczekają—powiedziałaTeriaizoczuzniknąłjejtenfiglarny,
wesołybłysk.

Przyjrzałasięuważniejtwarzyinspektora.Odwrócił

wzrok.

—Proszęichwprowadzić—rzuciłniemaloschleiskierowałsiędogabinetuprzesłuchań.

Usiadłzabiurkiem.Wyciągnąłzszufladylusterko.

Cóżtasmarkulaspostrzegła?—myślałnie-

zadowolony.—Przecieżnicwmoichrysachniemogłojejzaniepokoić?

Pokręciłgłową.Schowałprędkolusterko.WłaśnieTeriawprowadzałapierwszego
strażnika.Potem

szybkowróciładoswegopomieszczenia.

Przesłuchanienietrwałodługo.Offzadawałpytaniawedługstereotypulubwprostz
formularza.Zakończył

wpięćminutiwłaśniemiałprosićTerię,byzawołałanastępnego,gdysamaWeszłado
pokoju.Spojrzałnaniąwyczekująco.

—Czyniemógłbysiępanobejśćbezemniew

czasieprzesłuchań?—zapytałanieśmiało.Stałaniecoskruszona,zespuszczonągłową.

background image

—Chcepaniwyjśćcośzałatwić?

—Nie,ale…—zawahałasię.

—Aleco?…—podchwycił.

—Źleznoszęprzesłuchania,krzykii…—popatrzyłananiego.

Offsiedziałjakzamurowany,zoczymaszeroko

otwartymizezdziwienia.Myślpracowałagorączkowo.

—Czyżbyśniebyłajeszczenigdyprzyprze-

słuchaniuzemną?—zapytał.

—Nie,niebyłam,ale…

—…Alepowiedznomi—wpadłjejwsłowo—zkimtydotejporypracowałaśigdzie?

Urwał.Zorientowałsięraptem,jakmałowieo

ludziachzeswegootoczenia.Oniej,oAgisie,oDagerze,czyinnych.Czymsięprzedtem
zajmowali,jakiemielą,dzieciństwo,jakąskończyliszkołę,zkimsięprzyjaźnili.

Kilkalatsłużbytakgozmieniło…Nauczyłsięmilczećiniepytaćonic,czegozabraniał
regulamin.Doszedł

downiosku,żewłaściwiejestoschłymsłużbistą.Nigdyzpodwładnymiczyprzełożonymi
niemówiło

prywatnychsprawach,nigdyniestarałsiępoza

miejscempracynawiązywaćznimikontaktu,nieszukał

ichtowarzystwainigdyteżniewtajemniczałnikogowswojekoncepcjeczy
spostrzeżenia.

Ocknąłsię.SłowaTeriidocierałydoniegojakprzezgrubąścianę.

—Cosięzpanemdzieje?—zaniepokoiłasię

widząc,żeinspektorbezsłowawstaje.

Kiedyjejdotknął,szarpnęłasię,jakbychciałasiębronić.

—Niechmniepan…!

—Zrozumie—dokończył.—Tak?

—Tak—szepnęła,ztrudempanującnadgłosem.

—Cościpowiem—zaczął.Zawahałsię.Puś-ciłjejramię.

—Cojarobię?—zastanowiłsię.—Czykompletniezwariowałem?

Byłjużzupełniespokojny.

—TonieOS,senioritaTeria!Tutajsięnietorturuje!

Niechsiępaninieobawia.Nikttakżeniemazamiarupaniterroryzować!Panireakcjadaje
midużodomyślenia.Proszędoprowadzićsiędoporządkuimożepaniwyjśćnatak

background image

długo,jakpanichce!

Stanąłprzyoknieiprzezchwilęwyglądałnaulicę.

Cośtakiegojeszczenigdymusięnieprzydarzyło.Niedziwiłsiędziewczynie.Skoro
pracowałauGulmawOS…Jejreakcjaświadczyłajednakotym,żealbosamGulm,albo
któryśzjegoinspektorówzmuszałjądooglądaniaichrozbijmordzkichprzesłuchań.

Jakonasiętuznalazła?—zastanawiałsięOff.—

Kimwłaściwiejest?

Czułsięwyraźnierozstrojony.Znówmusiałdziałaćwbrewswejwoli,godzićsięz
sytuacjąbudzącąwnimwstręt,walczyćoswojeżycie.Niezłatobyłaintryga,jeślitak
gładkoTaqua-narapozwoliłgowpakowaćwowąbeznadziejnąrozgrywkę.Wiedział,że
TajnaRadaniewypuścigopotamtejdawnejsprawie.Terazwłaś-

nieprzyszedłwidocznieczasnazałatwieniepo-

rachunków.Trudno.Trzebawalczyćosiebie

przynajmniej…Wracajmydoprzesłuchania.Podszedł

dobiurkaiprzypomniałsobieodziewczynie.Stałajeszczewpokoju.

—Nacopaniczeka?—zapytałostro.Jegogłosbył

opryskliwy.

—Niechpaniwprowadzinastępnegoiidziedo

diabła!

Czułsięzawiedziony.Myślał,żedziewczynamaonimniecolepszemniemanie.Ioto
złapałsięnatym,żezaczynamuzależećnaopiniitejsmarkatej…

—Cholera—zakląłgłośno.—Jeżelisięnatychmiastniewezmęwgarść,toniedługo
będęmiał

pięknypogrzeb.PomyślałterazoFlorey,alejużzupełnieinaczejniżwnocy,kiedynie
wiedziałjeszcze,zczymmadoczynienia.TerazFloreymogłoodegraćwjegoplanach
zupełnieinnąrolę.

Wszedłnastępnyzestrażników.Inspektornie

spodziewałsięwielepoichzeznaniach.Przesłuchiwał

wszystkichkrótkoizwięźle,wedługschematu.Wrazieczegomogąbyćzawszewezwani.
Mimowszystko

przesłuchaniaprzeciągnęłysięażdopołudnia.Potemzanalizowałwszystkieodpowiedzi.
Nicnieudałosięznichwycisnąć.Żadnegopunktuzaczepienia.Sprawdził

ilośćzeznań.Ojednozamało.Jeszczerazdokładnieprzeliczył.Tak.Brakowałojednego.
Sprawdził

nazwiska.NiebyłonaprzesłuchaniuArtresa.Nakręcił

numerinstytutu.Wsłuchawceusłyszałgłossekretarki:

background image

—Słucham,InstytutLotów.

—MówiOffzeStraporu.—Jużłączępanaz

dyrektoremFoyem.

—Nietrzeba—zapewniłjąszybko.—Chcę

porozmawiaćzpanią.Potamtejstroniezapadłacisza.

—Janicniewiem—odezwałasiępochwili

sekretarka.

—Rozumiem—odpowiedziałOff—alechodzimiorzeczniezwiązanąbezpośrednioze
sprawą.Myślę,żenieotrzymałapanizakazuinformowaniamnieo

rozkładziedyżurówzeszłejnocy?

—Tomogępanupowiedzieć.

—Świetnie.Niechpanimijaknajszybciejprzyśletenrozkład.

—Zagodzinęgopanotrzyma.

Inspektorodłożyłsłuchawkę.GdzieikiedyArtresmiałlubmógłmiećsłużbę?Tutaj
otwierasiętrzeciafurtka.

Aswojądrogą—pomyślał—trzebabędzie

przycisnąćsekretareczkęFoya.Powinnacoświedziećnatemat,któryodsamegopoczątku
interesowałOffanajbardziej.Kimjest,jeżelioczywiścieprzypuszczeniaInsasię
potwierdzą,ówpiątyzwolniony?Czytoczłowiekzobsługinaukowej?Dlaczego
usiłowalitakniezgrabnieprzemilczećistnienietegopiątego?Musionniewątpliwiedużo
wiedziećoprogramie.Jeślichcielizataićtenfakt,toznaczy,żeobawialisię,żeby
inspektorniedotarłdoniepożądanychinformacji.

Wynikałoztego,żealboniemoglitemuczłowiekowiniczrobić,wcoraczejwątpił,albo
żezniknąłimsprytniezoczuisaminie.wiedzieli,gdziejest.Tamtychczterechbyli
pewni.Insniczegosięodnichniedowie.

Albonaprawdęnicniewiedzą,albobędąmilczećzestrachu…Trzebasiękonieczniezoba

czyćztąsekretareczką.Onamusicoświedzieć,skorotaksięzarzekała.Reporterzymają
racjęatakująctych,którzytwierdzązbytgorliwie,żenicimniejestwiadome.Botosą
ludzienajbardziejkompetentniwsprawach,októrechodzi.Dziennikarzeodznaczająsię
nietylkozawodowowyczulonymnosem,lecztakżeodrobinąpojęciaopsychologii
wyuczonejprzezlatazabieganiaonajbardziejsensacyjne,awięcniechętnierozgłaszane
wiadomości.

Siedziałwpokojuzapalającpapierosaodpapierosa.

Mafafadrapałagowgardle,napełniałapłuca,

rozchodziłasięzkrwiąirozśmieszała.Offwypaliłjużprawiecałąpaczkę.Niebyłjednak
wesołynaprawdę.

Myślał.Intensywniemyślał.Jegoumysłpracowałnanajwyższychobrotach.Niedługo

background image

powinnybyć

informacjeztropubariery,analizatreścimózgowejzastrzelonychstrażników.Najwięcej
wietenczuwającyprzybramie,aonżyje.Jestnieprzytomnyidopókiniezdecydujesięw
tęalbowtamtąstronę,nicsięodniegoniewydobędzie.

Strad.Skądwziąłsiętenstrad?Skądpromiennik?

Gittin.Gittinowepapilarki.Iwreszciezagadkowypiąty.

PorachunkizTajnąRadą.Tadziewczyna.Florey.

Wszystkomieszałosięwgłowieinspektoraiplątałownierozwią-zalnywęzeł.

Cotozawyprawa?Nieczytałostatniogazetinicniewieojakiejśbardzobliskiej
wyprawie.Tylezadańprzednim,aonsiedzitutajbezczynnie,kurzącmafafę.

Potarłskroniezwilgotniałądłonią.

Zapadałaciemność.Dochodziłapiąta.Ktoś

bezszelestniewsunąłsiędopokoju.Offkątemokazauważyłtylkokształt.

—Czystałosięcośbardzozłego—usłyszałgłosTerii.

Stałalekkopochylonadoprzodu,włosyopadałyjejnapiersi.Wpółmrokudostrzegłoczy
pełneniepokoju.

Czyżby?…—pomyślał.—Nie,tośmieszne.

Staławpoziewyczekującej.Niebieskieoczynadalbyływnimutkwione.Ależtak.
Roześmiałsięmimowoli.

—Teria—powiedziałprzezśmiech.—Teria?Tysięomnieboisz?Czyty
przypadkiem…—niedokończył,jejdłońopachnącychwąskichpalcachzamknęłamu
usta.

—Nicniemów.Niemów—szeptała.—Nic,nic.

Inagleprzytuliłasiędoniegomocno.Przywarłacałymciałem.Głowęwtuliłamuw
ramię.Byłapięknaijednocześniebezbronna.Tadziewczynawyzwoliławnimczułośći
jeszczecoś,czegoniepotrafiłdokładnieokreślić.Chciałzniąpozostać,nierozstawaćsię
jużoddziś.Położyłjejpalecpodbrodęipodniósłgłowę.Spojrzałamuwoczy.Wzrok
miałaszklisty.Napoliczkachmokrestrużki.

—Niepłacz—powiedział,jaktylkoumiał

najłagodniej.—Niepłacz,Teria.Niemogęnatopatrzeć.

Ipoczuł,jakcośściskagowgardle.Dławi.

Dziewczynadrżałacała.Opanowałasięjednak.

Wyciągnęłaskądśchusteczkęiwytarłaoczy.

—Przepraszam—szepnęłaiwyszłazpokoju.

Inspektorstałchwilęosłupiały,wreszcieruszyłzanią.Wsekretariacieniebyłonikogo.

—Teria—zawołałwybiegającnakorytarz.—

background image

Teria!!!

Kilkaosóbprzystanęło,przypatrującmusięciekawie.Nigdzieniemógłjejznaleźć.
Zrezygnowanywróciłdosiebie.Szaleństwo—pomyślał.—

Kompletneszaleństwo!Itowłaśnieteraz!Tylebyłochwilodpowiedniejszych,tyle
bezbarwnychdni

spędzonychwsamotności.Wtedynicsięniezdarzało.

WtedybawiłsięuHemiglena.Amożetoprzyszłowłaśniedlatego,żejestażtak
wytrąconyzrównowagi?

Napewno.Usiłowałutwierdzićsięwprzekonaniu,żeniespodziewaneuczucietotylko
chwilowystan

zachwianejrównowagipsychicznej.Wgłębiduszyczuł

jednak,żeoszukujesamegosiebie.Wstał,włożył

płaszcz.NastolezostawiłpoleceniadlaTerii,spisanenakartce.Postanowił,żejeszczeraz
odwiedziinstytut,aściślejmówiącpewnąosobęwnimpracującą.

Nakorytarzuaninadoleprzedbudynkiemnie

spotkałdziewczyny,choćmiałnadzieję,żetakwłaśniesięstanie.Zszedłdogarażu.Stary
Dolan,byłyzapaśnikwagisuperciężkiej,apotemwykidajłowniejednejvalakańskiej
knajpie,dopasowałmunapoczekaniujakiśprywatny,zużytystrado

nieokreślonymkolorze.Inspektorwsiadł,zrozmachemzatrzaskującdrzwiczki.Strad
zafalowałłagodnie.Offniewłączyłautomatu.Chciałsamprowadzić.Lekkoizpewnym
mistrzostwemwyjechałnaulicę.Potemz

łatwościąwplótsięwdługisznursunącychalejąstradówiposuwałsięwrazztąrzekąw
stronęrondaHlar.Zpewnątrudnością

przepchnąłsięprzezCoka,zatłoczonejużporządnieotejporze,iskręciłwstronę
instytutuzbulwaruSantala.

Zatrzymałstradtrochędalejiczekałodpalającznówpapierosaodpapierosa.Powinni
niedługoskończyćpracę.Zbramyinstytutuwychodzililudzie.Sekretarkijednakwciąż
niebyłowidać.Wkońcupojawiłasię.Naszczęściesama.Uruchomiłsilnik.Sunąłzanią
wolno.

Krokwkrok.Postanowił,żezaczeka,ażzarogiemzniknieostatnieoknoinstytutu.Musiał
miećpewność,żeniktgoniewidzi.Naulicyruchpanowałniewielki.

Kilkaosóbspieszyłogdzieśdoswoichspraw,niezwracającnajmniejszejuwaginato,co
sięwokółnichdzieje.

Offruszyłgwałtowniej.Zjechałnalewąstronę.

Zahamowałtużprzedidącądziewczynąiotwarł

drzwiczki.

—Proszęwsiadać!—rzuciłrozkazująco.Niewahałasięanichwili.Trudnopowiedzieć,

background image

czyzdawałasobiesprawę,żeopórniemasensu,czyteżprzestraszyłasiępoprostu.
Zatrzasnąłdrzwiczkiidodałgazu.Stradrunąłdoprzoduzimpetemijużpochwilinie
byłogowidać.PostanowiłominąćColoi.PojechaliLiniąOgniakołolądowiskabobonsów
ipotemprzezmostNasturcji,skądbocznymiuliczkamidotarlidoNordici.TutajIns
zwolnił.Przezcałytenczasniepadłomiędzynimijednosłowo.

—Chybapan.wie,corobi—odezwałasięwreszciekobieta.

—Bezwątpienia—odpowiedział.

—Wieziemniepandokomendy—ztrudem.

usiłowałaukryćzdenerwowanie.

—Jeszczeniewiem—postanowiłtrochęją

nastraszyć.—Wielezależyodpani.Odtego,jaksiępanizachowa.Wolałbymuniknąć
wizytywStraporze.

—Czegopanchce?!—sekretarkawyraźnietraciłapanowanienadsobą.

Zatrzymałstradwjednejzbocznychuliczek,poddrzewemogęstejkoronie,osłaniającej
odświatłalatarni.Wtejsytuacjimogliuchodzićzaparę

ukrywającychsiękochanków.

—Narazietutajbędzienajlepiej—powiedział,odwracającsiędoniejprzodem.—
Wyglądamyna

zakochanych.

—Czegopanchce?!—zapytałaporazdrugi.

—Niewiepani?

—Nie.Niemampojęcia!

—Chodzimionazwiskoiadres.

—Przecieżwysłałampanuzestawieniedyżurów!

—Czypanizemniekpi?—zdenerwowałsię.—Paniwiewięcej!

—Przecieżniemogę…

—Musipani.Musipanipowiedziećwszystkoi

najlepiej,żebypaniprzełożeniniedowiedzielisięonaszymspotkaniu!

—Czypanzdajesobiesprawę,żezarazjaktylkopanmniewypuści,zameldujęotym
nadużyciu,komutrzeba?

—Ajeżelipaniniewypuszczę?—wjegogłosieniebyłogroźby.

—Panoszalał?!

—Tak!Właśnie!Oszalałem!Azemnącały

zakichanyświat!Dośćżartów.Czypaninierozumie,kobieto—mówiłpochylającsięnad
niązcoraz

background image

większymzdenerwowaniem—żegratoczysięocoświększegoniżkilkadrobnych

formalności?Czypaninierozumie,żejesttylkotrybikiem,pyłkiemnadrodze
ścierającychsię

olbrzymichmachin?Czypaninicnierozumie?

—Niewiem,oczympanmówi—głosjejzadrżał.

—Alepanijestuparta—powiedziałkręcącgłową.

—Będąsięmusielipaniązająćmoichłopcy.

Zapewniam,żetonicprzyjemnego.

—Moiprzełożeniniepozwoląmnieskrzywdzić—

wyrzucałasłowaszybkojakkatarynka.Tak.Miałastracha.—I…Iii…pozatympoliczą
sięzpanem-

—Będziepanimówić?—inspektorsięgnąłdo

rozrusznika.

—Panpostępujebezsensownieinielegalnie!—

zacietrzewiłasię.

—Guzikmnieobchodzilegalnośćczynielegalność!

—wycedzałinspektorzezłością.—Iniechpaniwreszciezrozumie,żeniktsięniedowie,
cosięzpaniąstało,anawetjeślisiędowie,toprzemilczytenfakt,bopanijesttylko
pionkiem,atutajrozgrywa,sięgłównabitwa!Jasne?—krzyknąłOff,szarpiącjąza
kołnierzbluzki.

—Tak—wyszeptałanienaturalnym,zduszonymz

przerażeniagłosem.

—Więcnazwiskopiątegozwolnionegoczłowiekaiadres!

—GirRewapar.Adresunieznam.

—Bezżartów—inspektorścisnąłjązaprzegub

dłoni,ażsyknęłazbólu.

—Toprawda!—krzyknęłaprzezłzy.

—Adres—powiedziałspokojnieOff,ściskającjejprzegubjeszczemocniej.

—Naprawdęnieznam!—wybuchnęłapłaczem.

Puściłją.Byłpewien,żeniekłamie.Niewiedziała,gdzietamtegoszukać.

—Dobrze—powiedział.—TerazodwiozępaniądoColoi.

Stradruszyłbezszelestnieiznówwłączyłsięwpotoknaruchliwejarterii.Tymrazem
drogaprowadziłaprzezLinięSurminga.ProstojakstrzeliłdoColoi.

Kobietasiedziałacichoirozcierałaboląceręce.

background image

—Niechmipaniwierzy,żenajbardziejnielubiętakichwłaśniemetod—mówiłOff
wymijającwlokącesiębeznadziejniepojazdy.

—Sadysta—rzuciłaspojrzawszynaniegoz

nienawiścią.

—Swojądrogą—myślałnagłos—togłupichma

paniprzełożonych.Lepiejbydlanichbyło,gdybymieliautomatycznąsekretarkę.
Przynajmniejmoglibyspaćspokojnie.Atak…Przecieżwiadomo,żekobietysąznatury
ciekawskieidlategozawszewiedząwięcejniżbysięchciało.Noinapewnoniesątak
odpornejakmaszyny.

—Łotr!—syknęłaprzezzęby..—Bandyta!

—Widzę,żeprzychodzipanidosiebie—po-

wiedział,kwaśnosiędoniejuśmiechając.—Tobardzodobrze,bowłaśniejesteśmyna
miejscu.

ZatrzymałsiępodBiuremPodróży„Byledalej”.

—Tutajpaniwysiądzie—rzekł.—Iniechpani

pamięta,żedopókiotym,comipanipowiedziała,wiemytylkomydwoje,dopótyjest-
panibezpieczna.Aterazdowidzeniaiproszęnaprawdęomnieźleniemyśleć.
Zapewniam

panią,żezowielegorszymi,bardziejantypa-.tycznymitypamispotykasiępaninaco
dzień,nicotymniewiedząc.Iwłaśniezichstronygrozipani

niebezpieczeństwio.

Kobietanieodpowiedziała.Wysiadłazobrażoną

miną.

Trudnosiędziwićtakiejreakcji—myślałinspektor.—

Byletylkochciałatrzymaćjęzykzazębami.Wystarczymidwa,trzydni,aledlaniej
byłobylepiej,żebyniedomyślilisię,żetoonamipowiedziała.

Wtemuderzyłagopewnamyśl.Dotejporysiętymnieprzejmował,aleteraz…Przecież,
wcaleniejestmądrzejszyodjejszefów.Takżezaangażowałżywąsekretarkę.Coza
nieostrożność.Trzebająbędziezwolnić.Taquanaranapewnosięzgodzi.Namyśl,coby
sięstało,gdybyTeriawpadławłapyOSowców,ażciarkigoprzeszły.

Stradznówruszyłłagodniespodbiurapodróżyi,zatoczywszyłukprzezcentralnywęzeł,
zjechałwpodziemneczteropoziomoweskrzyżowanie.Pokilkuminutachwydostałsięz
tuneluwAminisidalejposuwałsięwstronęNordici,wzdłużliniimiejskiegotekara.

Aminisbyłojużjakbywymarłe.Otejporzewszystkiebiurowcestałyciemne.Niktnie
pracował.Czasemtylkoświeciłosięwktórymśoknie,gdzieśwysokopodchmurami.Na
dachachzrzadkabłyskałyrozsianestonowanereklamy.Zakrętwlewo,potemjeszcze
trzystametrówwprawoijużgmachkomendy.Aleco

background image

to?Przedgmachemznówtłum.Inspektorostrowziął

zakrętdogarażu.

Dolanczyściłwłaśniejakiśniewielkistrad.

Pucowałzpadaa-iteraąkaroserię.Maskaiszybybłyszczałyjakświeżolakierowane.Strad
przypominał

spłaszczonegomocnożuka,zesterczą-,cymiogonamistateczników.Byłwyposażonyw
jednostronneszyby,nieprzezroczystedowewnątrz.

—Cotozacacko,Dolan?

—Ślicznarobota.Prawda?—powiedziałzdumą.—

WyczynowyzKifis.

DolansambyłKifisjańczykLem.Słynnysu-permistrziwykidajłowjednejosobie,do
dzisiajmówiłmieszaninąwyrazówswegorodzinnegokrajuiinterjęzykaLinia.

—Słuchaj,Dolan—rzekłinspektor.—Gdybyś

chciałopuścićmiastoalboukryćsięwnimtak,żebynieznalazłocięnawetOS,todo
kogobyśsięzwrócił?

Zapaśnikmiałswegoczasurozległeznajomościwnocnymświecie,niejednegosamsię
domyślał,ainiejednozobaczyłpodczasswojejciągłejwędrówkiwdółdocoraz
podrzędniej-szych,zakazanychknajpimelin.Terazsięzastanawiał.

—Drogiinspektor—powiedziałwreszcieswoim

łamanyminterem.—Yes.Wiem,ocochodzi.Yes.

Znamludzie,którzylepiszukaczodBoziBarany,aniemogumznajść.Jesttakiczłowik,
Inspektor.Dolangozna—wystękałiroześmiałsięszeroko,zadowolonyzsiebie.

—Mógłbyśmnieznimskontaktować?

—Yes.Mógłbym.Alewtajemnica.Ipozato,tynczłowikniczadarmoniepisną.

—Dobra.Zapłacę.Imożeszbyćpewien,żeniktsięniedowie.

—Tobarmanzknajpy„CzarnyMotyl”.Śle-

piecBajo.Powiszmu,inspektor,żeprzychodziszodDolanidaszto.

Staryzanurzyłolbrzymiąłapęwkieszeniiwyciągnął

mały,srebrzystyznaczek.Inspektornigdyniewidział

podobnegoznaczka.

—Robiątodlaciebie,dobryinspektor,bośmniewyciągnołzgnoju.Aterazczasnare-
wanż.

—Dziękujęci—inspektorpoklepałstaregopo

olbrzymimbarkuiskierowałsiędowindy.

Dolanstałnieruchomoiwpatrywałsięwplecy

background image

odchodzącego.Kręciłsmutnogłową.

—Szkodaciebie,inspektor—mamrotałpodnosem.

—Szkodaciebie.Tydobry,inspektor.Jakbyśchciał

uciekać?Aletytuzostaniesz,inspektor,inienatocipotrzebaślepiecBajo.

Inspektorwychodzączwindynatknąłsięna

Taquanarę.Niezatrzymałsię.Chciałgominąć,leczTaquanarazłapałgozaramię.

—Maszdomnieżal?—zapytałzniepokojem.

—Odczepsię—inspektorwyrwałmurękawz

zaciśniętejkurczowodłoniizamierzałodejść.

—Zaczekaj!—krzyknąłrozpaczliwie.Inspektor

stanął.Uśmiechnąłsiędrwiąco.

—Taquanara—powiedziałtwardo.Jesteśmoim

szefem,więczachowujsięjakszef.

Tamtenopanowałsięnatychmiast.Strzepnąłjakiśpyłekzmarynarkiiwycedził:

—Off,wiemżeniebędziemyjużprzyjaciółmi,alechybaniepotrzebnycijeszczejeden
wróg?!—patrzył

nainspektoradosyćwyniośle,leczwtejwyniosłościniebyłogroźbyanidumy,była
raczejobawa.

—Posłuchaj—inspektorzbliżyłswątwarzdojegotwarzytak,żeniemalsięstykały.Ta-
quanaranawetniemrugnąłpowiekami.—Myślałem,żejesteśsilniejszy.

Aleokazałeśsięgnojkiem.Rozumiesz?Iniewchodź

miwdrogę,bojeszczejedenwrógwięcejwcaleminiezaszkodzianinieprzerazi.Ateraz
żegnam,seniorTaquanara.•

—Dobrze—powiedziałtamten.—Rozumiemcię.

Niemogłeminaczejipamiętaj,żeniemaszwemnieprzyjaciela,alenigdyniebędę

twoimwrogiem.

Inspektorodwróciłsięiwolnymkrokiem.skierował

sięwstronęswegogabinetu.Terazdopierozauważył,żeobserwowałoichkilkaosób,
którerozstępowałysięschodzącmuzdrogi.Szedłnaładowanyjakchmuraburzowa,
gotówstratowaćkażdego.Wchodząc

trzasnąłdrzwiami,ażtynksięposypał.Wpierwszym,przechodnimpomieszczeniustało
biurkoTerii.Niebyłojej.

Tolepiej—pomyślałOff—jestemzabardzo

zdenerwowany.Pchnąłnogądrzwidodrugiegopokoju,zdejmującjednocześniepalto.
Uniósłgłowęizamarł.

background image

ZajegobiurkiemsiedziałaTeria.Głowęmiałaopartąnablacie.Wpierwszejchwili
pomyślał,żenieżyje,przeraziłsię.Podbiegł,nachyliłsięnaddziewczyną.

Dopieroterazzauważyłrównomiernefalowaniejejpleców.Usnęłaczekającnaniego.
Spojrzałna

zegarek.Jużwieczór.Godzinaósma.Notak,przeżyciadzisiejszegodniadająznaćo
sobie.Nietylkoonpadazezmęczenia.Usiadłciężkowfotelunaprzeciw

śpiącej.Czułpiasekpodpowiekamiizmęczenie

każdegomięśnia.Widaćnapięcielekkoustąpiło.

PrzypatrywałsięTeriizrozczulena.eim-Bardzochciałzniązostać.Chociażtrochępożyć
życiemnormalnychludzi.Wiedział,żetozupełnienierealneiżepozakilkomawspólnie
spędzonymichwilami,jakiemożeprzynieśćimdziślubjutro,niezdarzysięmiędzynimi
jużnicwięcej.Idiotyzmembyłobyliczyć,żeudamusięjakośwszystkorozwiązać.
Niedługosięrozstaną.Takbędzienajlepiej.Trzebająjeszczeza-

bezpieczyćprzedOS.Rude,lśniącepuklewłosówdziewczyny,rozsypanepoblacie
biurka,połyskiwałyjakmatowedruciki.Inspektorwróciłnapalcachdopierwszego
pomieszczenia.Nakręciłnumer.

—Taquanara?—rzuciłwsłuchawkę.—TuOff.

—Słucham.

—MusiszwydaćnakazzwolnieniazpracyTerii.

—Dlaczego?

—Niepytajonic,tylkowydajrozkaz.

—Dobrze.

—Ijeszczejedno.CoonarobiławOS?Niewieszprzypadkiem?

—Wiem.Pracowałatamprzezrokwzamianzauwolnieniejejojcaiprzeszmuglowanie
gozSalviry.

Możnapowiedzieć,żebyłaosobistąsekretarką

Gulma…doróżnychcelów.Gulmo-wiwpadłakiedyśw

oko,aledziewczynanienależaładołatwych,więczawarliukład.Jeżelionuwolnijejojca,
toonazostanienarokjegoniewolnicą.Itaksięstało.Porokuodeszłaiprzyszładonas.
PrawiewszyscywOSznajątęhistorię.Swegoczasunarobiłasporuszumu.Jeszczecoś
chceszwiedzieć?

Nie.Awłaściwie…owszem.Rozumiem,żeniemogłeśinaczejpostąpićzemną,
Taquanara,dlategonieuważamcięzawroga.Niegniewaj,sięzamójwybuch.

—Cieszęsię,Off,żemnierozumiesz.Zbytwielemamdostracenia.

Inspektorodłożyłsłuchawkęiodwróciłsię.W

drzwiachstałaTeria.

—Dlaczegotozrobiłeś?—zapytała.Jejoczy

background image

ciskałyterazbłyskawice.—Dlaczego,dodiabła,wyrzuciłeśmniezpracy?Off,przecież
wiesz,żejanaprawdę…—załamałasię.—Cojatakiego

zrobiłam?Czytomojawina,żebyłamszmatąu

Gulma?Przecieżnienasłałmnietutaj!Przyszłamsama!Tegosięobawiałeś?

Offsłuchałspokojnie,jaksłuchasięnicnie

rozumiejącego,ufnegobezwzględunaokoliczności,dziecka.Byłacudowna.

—Znówmnieniedoceniłaś,dziecko—odezwałsięwreszcie.—Niemamcinicdo
zarzucenia.Aleniemożeszzemnąpracować.Będzieszmniesłuchać?—

zapytał.—Przyrzeknij,żebędzieszmniewewszystkimsłuchać!

—Nie!

—Musisz—powiedziałzprzekonaniem.—Musisz!

—powtórzyłjeszczeraz.

Milczała.Starałasiędostrzeccośwjegooczach,leczunikałjejwzroku.

—Wrócimydotegopóźniej—rzekłprzecho-dząc

kołoniejdoswegopokoju.—Aterazzabieramysiędoanalizytego,conamprzysłali.
Załatwiłaśwszystko?

.—•Tak—wróciłajużdorolisekretarki.—

Załatwiłam.

—Przynieśmitepapieryijesteśwolna.Dziśbyłaśostatnirazwpracy.

—Off!Proszęcię…—niedawałazawygraną.

—Niemaoczymmówić,seniorita.TodecyzjaszefaStraporu.Nicniemogęzmienić.

Zacisnęłaustaiposzłapodokumenty.Kiedyznimiwróciła,wyglądałajakrozwścieczone
zwierzątko.

Raczejzabawneniżstraszne.Rozzłoszczonykudłatytupang.Cisnęłapapieryna

stółzdumnąminą.Inspektorsięgnąłdokieszeni.

—Weźteklucze—powiedziałdoniej.—Czekajnamnieinieotwierajnikomu.Wrazie
czegowbiurkujestkufa.Tokluczodbiurka—wskazałnahaczykowatydrucik.—Bez
trudująznajdziesz.Strzelajdokażdego,ktootworzydrzwi,aniebędziemną.

—Dobrze,Off—szepnęłaiwyszła.Zostałsam.

Zapaliłmałąlampęprzybiurkuizacząłprzeglądaćdokumenty.Wszystko,cownich
znajdzie,oddawna

jestjużwiadomeOS.Oninapewnowcześniejtodostali.Sprawastraduipapilarekna
razienieposunęłasięnaprzód.Jutroranopowinnybyćinformacjeopo-chodzeniu
pojazdu.Pewnejest,żeniebyłtostradvalacański.Rejestracjafikcyjna.Numerysilnikai
podwoziarozesłanopocałymkontynencie.Zagadkazpewnościąrozwiążesiędorana.

background image

Gorzejzgittinem.

Wszędziegopełno.Awbylemeliniemożnadostaćpapilarki.Nawetniemapewności,
czypopiół

rzeczywiściepochodzizpapilarek.Tentropnicnieda.

Inspektor

spróbowałwyobrazićsobieprzebiegwłamania.

Niewątpliwiefacetniechciałzabijaćtychczterech.

Przecieżnieuśmierciłstrażnikaprzybramie.Atobyłorówniekonieczne‘(.czyteż
obojętne)dlakogoś,ktozabija,byniepozostawićśladów.Najwyraźniejwstrażnika
Redanaskierowanobłyskogłuszającydużejmocy.Tamcizginęlizapewneprzez
przypadek.PounieszkodliwieniuRedanafacetwszedłdobudynku.

Drugistrażnikrównieżżyje.Precyzyjneuderzenielagownicą.Tylkolagownicąmogła
uszkodzićośrodekpamięci.Przezkilkamiesięcylekarzebędąuczylistrażnikakażdej
czynnościodnowa.Dokładna

amnezja,rzadkiwypadek.Bardzoprecyzyjne

uderzenie.

Napastnikniemusiałmordować.Znałdoskonale

metody,któreuniemożliwiałyroz.poznaniei

jednocześnieunieszkodliwiałytak,abybyłnie

zagrożony.Potemzamek.Doskonałaznajomość

systemu…Ktomógłtakdoskonaleznaćsystem?CzyktośnazlecenieTajnejRady?
Bzdura.TajnejRadzieniezależałobywtedynarozwiązaniuzagadki.Chyba,żetoktóryśz
jejczłonkówpotajemniezaaranżowałtęcałąrozróbę,żebyupiecjakąśwłasnąpieczeń?

Możliwe.OSwieotymbardzodobrze,bozna

tajemnice.MożebypogadaćzGulmem?Nie,to

beznadziejne.Pchaćimsiępodnositozbardzowątpliwąnadziejąnawyświetlenie
zagadki?Inspektordoskonalezdawałsobiesprawę,żenictuniedapostępowanie
klasyczne.Niemożeprawidłowo

prowadzićśledztwa,sprawdzićwszystkichhipotezibawićsięwszczegóły.Końcowy
sukcesudasię

uzyskaćjedyniedziękiwyczuciuiszczę-

śliwemuprzypadkowi,jeżelitakisukcesrzeczywiściebędziemiałmiejsce.Trzebabrnąć
naprzełaj,

wspierającsiętylkointuicjąiniewielkąnaraziewiedząnatematowegozdarzenia.

Inspektorzauważył,żesięrozprasza.Zapalił

papierosa,copomagałomuzawszewskupieniu

background image

uwagi,idalejstarałsięodtworzyćtamtenwieczór.

Facetzwprawąotworzyłdrzwi.Wiedział,czego

szuka.Niezastanawiałsię.Całośćakcjinietrwaładłużej,wrazzwalkąiucieczkądo
kanału,niżdziewięćminut.Bierzedokumenty.Słyszykroki.Wycinadziuręiucieka.
Strażnicydepcząmupopiętach.Zaczajasię.

Strzela.No,tak.Zapomniałprzełączyćzdużejmocy.

Strażnicyginą.Biegniedalej.Wypadadoogroduidostajesiępodobstrzał.Terazjużtraci
panowanienadsobą.Wygarniapełnymogniem,stojącwbarierze.

Porządkowi,otwierającydoniegoogień,tylkocudemuniknęliśmierci.Rysopis,jaki
podająioni,izałogapatrolowca,któragowidziaławmomencie,kiedywpadł

wfurtkęogrodu—prawiebezwartości…Natychulicachniebyłojeszcze
zamontowanychkamer

wielkiegomózguStraporuiBezpieczeństwa.Nie

sfilmowanonapastnika.Wedługsłówporządkowych,byłtomężczyznaraczejwysoki,
raczejsmukły,raczejwdługimpłaszczu.Wszystko„raczej”.Beznadziejniciporządkowi.
Jakzwykle.Analizamózgówzabitychstrażnikówtakżeniewnosiłanicnowego.Śmierć
wmomenciekompletnegozaskoczenia.Niewidzielitegoczłowieka.Ichmózginie
utrwaliłyobrazu,którymógłbypomócśledztwu.

Dalejwynikitropubariery.Możnasiębyło

tegospodziewać.Tropprowadziłsieciąkanałówwjakieśpodwórko.Tamfacetmusiał
opuścićkanałidalejszedłbocznymi”uliczkami.Oczywiściejużdalekopozakordonem
zamykającymdzielnicę.Potemwsiadłdotekara,bowiemtropurwałsięnaprzystanku.

RozpoczętoposzukiwaniawewszystkichmożliwychkierunkachwzdłużMmitekara,
odnalezionowzajezdniskład,którymjechał.Tropodnawiałsięnaprzystankuwkierunku
zachodnim,wodległościkilkukilometrówodmiejscapoprzedniegośladu.Tutaj
prawdopodobnietajemniczyosobnikwsiadłwówodnalezionyw

zajezdniskład,bowiemskładtenkursowałtęgodnianalinii„8”,którejtrasabiegław
pobliżuInstytutuAktywności.Tamtotroipsięurywał,zmieszanyzinnymiśladamii
zakłóceniamipowodowanymiprzez

wzmożonecentraaktywne,znajdującesięwinstytucie.

Inspektorowiwydawałosięwątpliwe,abyposzukiwanypracowałwinstytucie.

Terazsprawapromiennika.Zostałskradzionyz

prywatnegolaboratorium.Pochodziłzserii

doświadczalnejnowychpromienników,nadktórymipracowałLater.Laterbyłzdolnym
naukowcemi

prowadziłniewielkieprywatnelaboratorium,skądodczasudoczasuwychodziłjakiś
nowyrewelacyjnywynalazek,niezawszeprawniedozwolony.Teraz

właśniepromiennikL-106.Dużamoc,zmiennośćjejużycia,niewielkiewymiary.Later

background image

zgłosiłlokalnemuposterunkowizgubę,szukano,alebezrezultatu.Zginęłydwa
promienniki.Dlategościganyzostawiłjedenznichuciekając.Wiedziałdoskonale,że
znajdziemytakczytakźródło,zktóregoone

pochodzą.Widaćwtejsprawneniezależałomunatajemnicy.Jestpewnysiebie.Wobec
tegoniemaczegoszukaćuLatera.Skorotamtenjesttakim

fachowcemtoraczejniezostawiłśladów.

Offniesłyszałjeszczeotakdoskonałymfachowcuwichmieście.MożetoktośzOS.Na
pewnotak,jeślidziałanazleceniejednejzosóbwchodzącychwskładTajnejRady.Alei
wOSniebyłodotejporynikogotakbezbłędnego.Moglioczywiściesprowadzić
specjalistę

zOS…np.Duadinga,mieszkającegonadrugimkrańcukontynentu,albo…kogośz
innegokontynentunawet.

Tądrogąnigdziesięniezajdzie.Promiennikbędziejeszczepotrzebnynapastnikowi,a
więctrzebaczekaćnanastępnywypadek.

Miastojestzamknięte.Tozamknięcieproble-

matyczne.Trudnozupełnieuniemożliwićprzeciekizczterdziestomilionowegokolosa,
jakimjestValaco.Napewnocośsięwkrótcezdarzyiprzyodrobinie

szczęściamożeudasiętamtegozłapać.Offwiedział,żetowłaśnieonmusigoschwytać.
Tylkooniniktinny.

Jedyniejeśligozłapie,maszansęwyjśćzcałejhistoriizżyciem.Wtedybędziemógł
podyktowaćwarunki,jakiezechce.Apotemzobaczymy.Możegołaskawieoddatym
bestiom,amożepoprostuwypuści?Narazietropsięurywał.

Inspektorspojrzałnazegarek.Zadwadzieścia

jedenasta.Tak.Terazmożnajużzajrzećpod

„CzarnegoMotyla”.Oddziesiątejknajpajestotwarta,ojedenastejzaczynasięruch.Pora
byławięc

odpowiednia.,,CzarnyMotyl”mieściłsięniedalekowśrodkukwadratuuliczeko
podejrzanejreputacji.Tutajskupiałysięfirmyukrytepodprzeróżnymi

płaszczykami,azaj

mującesięniewiadomoczym.Firmy,którezatruwałyStraporowiżycie,knajpyz
obskurnymwystrojemirównieobskurnąklientelą.Pozmrokuniktz

przyzwoitychludziniezapuszczałsięwtenponurykwadraciknaskrajuNordici,zwanym
Czarnym

KwadratemValaco.Kręciłosiętutajpełno

podejrzanychtypówozakazanymspojrzeniuiprofesji.

Pokątnihandlarzenarkotykówonajstraszliwszymdziałaniuitruciznpiorunującychw
skutkach.Kinasado-masochistyczne,podrzędneburdele,wktórychmożnasięco
najwyżejporządniezarazić.Ciemnezaułki,gdzierówniełatwospotkaćtaniądziwkęjaki

background image

śmierćzrękijakiegośłama-cza.Słowembezwzględnyświatekbezwzględnychludzio
wytartychdocna

sumieniach,zwichniętychcharakterach,pozbawionychjakiejkolwiekludzkiejcechy.

Inspektorzszedłnadół.Postanowiłiśćnapiechotę.

Knajpęznalazłbeztrudu.Jużwproguodrapanychzlakierudrzwiuderzyłgoostryzapach
potu,alkoholuimafafy.Wkąciejakiśgrubasrżnąłnapiamonii,ażsięścianytrzęsły.
Człowiekwmarynarskichportkachtańczyłwtaktmuzykinastolepomiędzybutelkamii
szklankami.Nablaciespoczywałagłowakogoś,ktospałupojonyzapewneżółtymcope-
auskimichrapał.

Nicniezmienitegotypuludzi—pomyślałOff.—Setkilatżylijakświnieiprzetrwaliw

tejpostacidodziś.

Innigoście„CzarnegoMotyla”pili,klepalisię,ryczelizpłaskichdowcipów,zaciągalisię
mafafąażposam

pępek,takżeoczyimłzawiłyiwychodziłynawierzch.

Kaszleliwtedyohyd-

nie,plującnawłasnebrodyinaswoichwspół-

towarzyszy,którzybrudnymiłapamiwtykalidoczerwionych,nabrzmiałychgąbkawały
targanegoirwanegonastrzępy,ledwoprzyrumienionegomięsa.

Winaciekłyimpobrodzie.Pia-moniarżnęła

ogłuszająco.OdbarusunąłchwiejniewstronęOffajakiśbladydrągalzpokiereszowanym
policzkiem.

Inspektorchciałgoominąć,lecztamtenspecjalniewpadłnaniegoizcałejsiłyodepchnął,
takżeOffupadł

podbarem.Całaknajparżałazuciechy.

—Zabiłemkapownika!—wrzeszczałdrągal

pokazującbezzębneusta.

Salatrzęsłasięodskondensowanegorechotu.

Inspektorwstał.Drągalprzypadłdoniegonapowrótijużzamierzałsiędonastępnego
ciosu,gdy

błyskawicznykopniakpowaliłgonapodłogę.Próbował

sięjeszczerazzerwać,alerównieszybkieuderzenieznówrozpłaszczyłogonaziemi.
ŚlepiecBajopoprawił

patrzydłananosieipodrasowałzłotymkółeczkiem,żebys\ąlepiejprzyjrzeć
przybyszowi.Knajpaumilkła.

ToćtenobcyzałatwiałterazBorsaTykę.Tosięniemieściłowgłowie.

—Tykapowniku!—wycharczałBorszrywającsię

background image

narównenogi.

Błysnęłakrótkalanca.Inspektorskupiłsię.Jedenruchilancaodrzuconawtyłspada
przedgrubasem,wbitawstolik.Grubasspływapotem.Borszaniemówił.

ŚlepiecBajo,niewidomyodurodzenia,niewierzyswoimpatrzydłom.Borsznówrzuca
sięnaOffa,aleitymrazemlądujenaziemibezprzytomności.Ktośgozbierazwielką
ostrożnością.BorsTykajużotwieraoczy.

—Niedarujęci,ścierwo—syczy.—PopamiętaszBorsa,gnido!

Offodwracasiędobaru.Wyciągaznaczekipodajegoślepcowi.Ślepieczamykaznaczek
wjegodłoni.

—Nietrzeba—mówi.Widzębardzodobrze.Znam

tenznaczekiwszyscygotuznają.

Posaliprzeszedłszmer.Toważnaszycha,jakmaSrebrnegoWyoiora.TylkoBorssyczyi
mamroczepodnosem.Powoliknajpawraca

donormalnegostanu.

—Cociędomniesprowadza?—pytaBajoszorującbrudnąścierkąpoliturowanądechę
baru,pokrytąlicznyminaciekami.

—Chciałbymsięzobaczyćzpewtnymgościem

—mówiInsOff.

—Synu—odpowiadaBajo.—Niebronięciznikimrozmawiać.Alechybaniepotrzebny
ciświadekwmojejosobie.

—Potrzebnymitwójwęch,

—Skorotak,towal.

—Pewienjajogłowyzniknął.Mamdoniego

interes.

Ślepiecznówpodrasowałpatrzydła.Chrząknął.

—Widzimisię,żetotensam,któregowysłałem.Tocholerneświństwo,synu.

—Wiem,Bajo,idlategoonmusimipomóc.

—Cośtyzabardzochcesz,żebyciinnipomagali.

Aledobrze.MaszSrebrnegoWyciera,pomogęci.DasztrzysetkaŁzałatwionepod
najcięższymsekretem.Anipary,boszrama.Asprawajestnakilometr

śmierdziawa.

—Zgodazadwieściepięćdziesiąt.

-»-Synu,tylkodlaciebietrzystalunów;

—Dajkredytnatydzień,azapłacętrzysta

pięćdziesiąt.

background image

—Zgoda.—Przybili.

—Aterazjeszczejednasprawa.Dziewczynęmi

schowajweFlorey.Ile?

—Drugietrzysta.

—Dobra.Razemzatydzieńsiedemsetlunów.Sam

cituprzyniosę.Gdziefacet?

—WeFlorey—szeptałmudouchaślepiec.—Aleonsięnieruszy.Musiszty.Zadużo
niuchaczywkołosprawy.DziewczynęprzyprowadźjutrokołopołudnianaŚwiętegoNer-
ga35.TumaszadresweFlorey—

wetknąłmupapierekdokieszeni.

—Będętamnapewno—powiedziałOff.—Anipary

—przytknąłznaczącopalecdoustiprzymrużyłoko.

—Słuchajjeszcze—ślepiecBajoprzyciągnąłgozaklapy.—UważajnategoBorsa
Tykę,boonnikomuniedaruje,nawetjakmaszSrebrnegoWyciera.

—Niemartwsięomnie.

—Nieociebiesięmartwię,tylkooswójzarobek.

Miękkiesercemam.

—Zatydzieńsięspotkamy—rzuciłinspektorodprogu,przekrzykującwrzawę.

BorsniespuszczałgozokaiOffzauważył,żenaskinięcietamtegoodstolikaodrywasię
mały

człowieczek.Inspektorzatrzasnąłzasobądrzwi.

Powinienterazjechaćdosiebie,najpierwjednakmusizgubićtegoczłowieka.Bez
przerwyczuł‘zasobąkroki.Przyspieszył.Tenztyłunadążałjednak.

Inspektorzacząłbiecizatrzymał

sięraptemzazakrętem.Człowieczekstanął

kilkanaściekrokówprzedwinkleminieruszałdoprzodu.Off,cicho,napalcach,wszedł
napiasekwpiaskownicyistamtądnatrawnik.Parękrokówbiegł

trawnikiem.Stądśmignąłzanastępnywinkiel.Przywarł

plecamidomuru.Wyjrzał.Cisza.Odwróciłsię.Z

drugiejstronynarogustałczłowieczek.

—Cholera—zakląłinspektor.—Spryciarz?Iniezrażonyzacząłwracaćwkierunku,z
któregoprzyszedł.

Wbramiezaczaiłsięnaczworaka,przypłaszczywszysiętak,bynierzucaćcienia.Po
chwilirozległysięotrożnekroki.lNagleświst.Nawysokościbrzucha,gdybystał;

|krótkalancaprzeorałamur.Offskoczyłwciem-|

background image

ność,gdylancaniezdążyłajeszczepowrócić.Krótkieplaśnięcieililiput,trafionymiędzy
oczy,zwaliłsięjakkłoda.Inspektorotrzepałubranie.Będzietuleżałdorana—pomyślał
olilipucie.—Dobrzemutozrobi,gagatkowi.

Poszedłterazwstronęprzystankutekara.Zadziesięćminutpowinienbyćwdomu.Czuł

obezwładniającezmęczenie.Perspektywakąpieliidobrejkolacjiprzywracałamuchęćdo
życia.I

oczywiściemyślospotkaniuzTeria.Miałnadzieję,żenikomunie‘przyszłojeszczedo
głowy,byichłączyć.

Choć,ktowie…Pracująjużrazemkilkadobrychtygodniidziewczynapewnienieod
dzisiajpatrzynaniegowtensposób.Każdygłupibysięzorientował.

Każdy—tylkonieonoczywiście.

Tekarnadjechałprawiezaraziniebyłwcale

przepełniony.Inspektoropadłnamiękkifotel.Naprzystankuniktniewsiadłpróczniego.
Uspokoiłsięzupełnie.Wynikałoztego,żenie

jestśledzony.Pojazdruszyłzrazupowoli,potemcorazszybciejiwreszciemknąłjak
strzałaposwojejszynie,takprędko,żeniemożnabyłozupełnieodróżnićszczegółówza
oknami.

NazegarkuOffadochodziłapółnoc.Jegomieszkaniebyłoniewielkie,dwupokojowei
mieściłosięna

poddaszujednejzestarychkamienicwDelanie.Kupił

jeniedawoza60lunówodjakieśprawnuczkioficerazczasówPierwszejWojny
Zachodniej,wktórejówwa-lecznydziadekzginąłpodczasszturmunaWyspę

ŚwiętegoSpokoju,ugodzonylancą.Mieszkanietocoprawdanieposiadałotakichwygód
jaknowo

budowane,choćbywdzielnicyPlom-sów,jednakOffchwaliłsobiebardziejwygodę,styl
tegodomuijegootoczenie.Tekarzwolniłistanął.

—PrzystanekTransal—zabrzmiałpodsufitemmiłygłos.

—Wsiadłokilkaosób.Drzwizasunęłysię

bezszelestnieipojazdznówpomknąłprzeznakrytepłaszczemzmrokumiasto.Tysiące
rozjarzonych

światełzlałosięzaszybąwrozjarzonesmugi.

WdziesięćminOffbyłnamiejscu.Wkoło

starodawnebudowle.Kunsztowne,zwieńczone

bezlikiemozdób.DomyKultu,wzdłużprawie

wszystkichulickamienneławy,chłodnenawetw

środkulatapodcienia,gankiibalkonyoalabastrowychbalustradach,masaschodkówi
rzeźbignychulicznychkranów,studzienekzomszałymicembrowinami,

background image

przypory,zrudegopiaskowca,nadkażdąmasywnąbramąportalzkolorowychmorskich
kamieni.Tutaj,ukrytewcieniuarkad,znalazłysweschronienieróżnedziwaczne
stowarzyszeniaikluby,stylowekawiarnie,doktórychwpuszczanotylkowstrojachz
określonejepoki,StowarzyszenieBalówiBalowaniaNieskończonego,wydającebalez
pompądwarazywtygodniuprzyulicyRad-żuritrzyrazywtygodniuprzystarejalei
Szan-gr,KlubInstrumentówStarovalirskich,codzienniedającykoncertynawolnym
powietrzubezwzględunapogodę,idziesiątkiinnyhmniejczybardziejzwariowanych
klubów—towszystko

zapełniałocałyDolanpobrzegi,stwarzałoatmosferęciągłegoświęta.

Poddaszaprzeważniewykupywalibogacim?-

cenasowie,dlaktórychpunktemhonorubyło

popieraniejaknajbardziejkontrowersyjnychartystów.

Wtejdziedziniedochodziłodozupełnychabsurdów.

Kilkalattemumiałomiejscesamobójstwo

oblatywaczaEiroMagule,któregouważanoza

najbogatszegoczłowiekakontynentu.Okazałosię,że

Magulepopełniłsamobójstwo,chcącwyjśćzhonoremzkabały,wjakąsamsięwpędził.
WykupiłonzabajońskiesumywszystkiepoddaszawaleiRadżurioddałjedodyspozycji,
wrazzkompletnym

wyposażeniemiutrzymaniem,trzystumalarzom

koczującymdotejporyprzyLiniiWielkichJezior.Pokilkulatach,wczasiektórychowi
malarzemogliczerpaćzjegokontabezograniczeń,okazałosię,żekasamilionera
zaczynasięwyczerpywać.Malarzeurządzalisobienakosztswegomecenasaistne

fajerwerki,możnabypowiedziećorgiedrogo

kosztującychfiglów.Itakjedenznichurządziłnastadioniegluchmyprzyjęciena100000
osób,‘

serwującnajdroższepotrawy,innyzarazpo

sprzedaniuswychobrazównadorocznejaukcjiwPlxiizebrałjewszystkienakupęi.
podpalił.Wartośćsprzedanychobrazówwynosiła14000lunów,ale

wartośćodszkodowańzastratymoralneiinne

przekroczyła114000lunów.

EiroMagulewidziałcosiędzieje,jednaknie

sprzeciwiałsięniczemu.Byłprzecieżnajbardziejpoważanymzmecenasów,awogóle
me-cenasimieliwysokąpozycjęwtowarzystwie.Magulegoodwiedzaliteraz
najsławniejsizesławnychinajbogatsizbogatych,wreszcienazjeździeMecenasów
Światawybranogokrólem,copraktycznieoznaczało,żezostałuznanyzanajwyższegoz
wysokichsfer.Maguleniekrólował

background image

długo.OpróżniłdlaswoichpodopiecznychcałąkiesęStowarzyszeniaMecenatu,
potajemniesprzedałteżoddanymudodyspozycjinaczterylatakrólowania,PałacBraci
GonaiEtalaOstapów.Ztegopokrywał

wzrastającezadłużenia.

Wreszcienadszedłkrach.CzarnyRynekLichwiarskizamknąłmukredyt.Jedynym
wyjściemokazałosięsamobójstwo.DlaStowarzyszeniaMecenatu

rozpoczęłysięczarnedni.Przestałobyćtakbardzopoważane,akłopotyfinansowe,w
jakiejewpędziłeks-król,ciągnąsiędodzisiaj.

OffprzypomniałsobietęhistorięprzechodząckołoPałacuBraci,gdzieurządziłteraz
muzeumpewienbogatygerunelczyk,którywłaśniewtedykupiłtenpałacodMagulego.
Niezgodziłsięgopotemodsprzedaćpomimopróśbigróźbzestronystowarzyszenia.
StąddodomuOffabyłojużbardzoblisko.Inswszedłwwąskąprzecznicę.Ztegomiejsca
mógłwidzieć‘

swojeokna.Wcałymmieszkaniujarzyłysięświatła.

Przyśpieszyłkroku.Pchnąłmasywnąbramęz

portalemprzypominającymsurmingaizagłębiłsięwchłodnąsień.Sklepieniepięłosię
ostrowgórę,awmiejscułączeniawytryskałzniegokandelabro

niebieskichświatłach,przepuszczonychprzezfiltrującekryształki.Kandelabrmieniłsię
jaktęcza.Dalejzaczynałysiękamienneschody,kręcącesię

ślimakowatoażnasamszczyt,napiątepiętro,czylipoddaszezdwomamieszkaniami.
JednozajmowałOff,drugiepewienmłody,aczkolwiekjużuznanymalarzbezmecenasa,
nazwiskiemYerdna,którystworzyłcoś,czymsięwszyscybezkońcazachwycaliico—
wrazzcałąobstawą,jakazregułytowarzyszybezcennymdziełom—wozilipoświecie.

Obraznazywałsię,,Wszechświat”ibyłotokilkaprzypadkowopacniętychróżowych
kropeknabiałympłótnie.Kropkiteukładałysięjednakwpewienwzór,októrymlaicy
mówiliżejestmagiczny,anaukowcy,że

poprostuhipnotyczny.Pozostawałofaktem,żedziękitemuYerdnawybiłsięiznędzarza
przedzierzgnąłwzwariowanegomilionera(jakwiększośćtwierdziła),gdyżżyłtakjak
przedtemimieszkałtakjakprzedtem,prawiewogóleniepodejmujączarobionych

niespodziewaniebogactw.

Offznałgomało.Widziałtylkorieraz,jakdo

mieszkaniaYerdnywchodziłaaktorkazrtaetuGriffsa,ponoćjednaznajpiękniejszych
boyda-nek,OlyaCesor.

Wspinaniesiępotychkrętychschodachniebyłolekkąpracą,więcgdyinspektorstanął
wreszciepodswymidrzwiami,był

lekkozasapanyiniecospocony.Nacisnąłdzwonek.

Niktnieodpowiadał.Nacisnąłjeszczeraz,mocniejidłużej.Usłyszałlekkiekrokii
dźwięcznygłosTerii:

background image

—Ktotam?

—Toja,Off.Otwórz…

Zgrzytnąłzamekidrzwiuchyliłysięostrożnie.

Inspektorzamknąłzasobądrzwibardzodokładnie,naobazanikiizdjąłpłaszcz.Dopiero
terazpopatrzyłnadziewczynę.Oniemiał.Teriastałaprzednimubranawpółprzeźroczysty
szlafrokEnnany.Byłabardzopiękna.

Stalidobrąchwilęnaprzeciwsiebiewzupełnymbezruchu.Offpatrzyłjakzaczarowany.
Podświatłowidział

doskonalekonturyjejciała.Cudowna,proporcjonalnasylwetka.Wydawałomusię,żema
przedsobą

ucieleśnionyideałkobiety,boginięElluswewłasnejosobie.Terięrozbawiłotrochęjego
osłupienieisurminżywzrok.

—Cosiętakwpatrujesz—zaśmiałasię—jakbyśzobaczyłbatalionciężkiejjazdyna
pancernych

surmingach?

—Cozarozkosz—odzyskałwkońcumowę—

zetrzećsięztakąjazdą!

Roześmialisięoboje.Inspektorzamilkłnagleispoważniał.

—Jesteśnieostrożna—powiedział.—Skąd

wiedziałaś,żetojastojęzadrzwiami?

—Wiedziałam—odparłakrótko.

—Mógłtobyćrówniedobrzektoinny!

—Kochany—lekkoprzekrzywiłazgrabnągłowę.—

Niktinnyniemógłstąpaćposchodachjakpancernysurmingigrzmiećzadrzwiamitakim
strasznym

głosem.Twójbarytonpoznałabymnakońcuświataitopokilkulatach…

możemiesiącach…—zastanowiłasięzabawnie

marszczącnos.—No,może…godzinachtwojej

nieobecności—dokończyłamachnąwszyręką.

Roześmialisięznowu.

—Żartynabok—inspektorwszedłdopokoju.—

Sytuacjaniejestwcalewesołainiebyłobypowodudozabawy,gdyby…

—Wiem,wiem—przerwałamu.CałyStraporjuż

mówiotym,jaktoTaquanarawpakowałInsOffawpaskudnąkabałęzTajnąRadąiże
chybakarierategoostatniegonatymsięzakończy.

background image

—Ico—zapytałzdejmującbuty.—Nieprzerażacięperspektywautratykochanka,nim
zdążyłnimzostać?

Teriaposmutniałanagle.Nieodpowiedziałana

pytanie.Offtrochęsięzmieszałiuśmiechspełzłmuztwarzy.

—Przepraszam—wymamrotał—jeżelicięczymśdotknąłem.

—Tonic—szepnęła.—Tylkoniemówmydziś

więcejnatemattejponurejhistorii.

—Dobrze—zapewniłjąpośpiesznie.—Nie

będziemyotymmówili.

Teriawzięładorękijegopłaszcz,którypowiesiłnaklamceipokręciłagłowąz
dezaprobatą.

—Czytostałemiejscetegopłaszcza?

—Nie—powiedziałOffwcaleniespeszony.—

Stałemiejscemawszafie.

—Wogóle,powiemci,zastałamtutypowo

kawalerskibałagan.

—Niepróbujmnieuczyćporządkunastarość.

—Ooo—wyrzuciłazsiebierobiącokrągłe

oczy.—Jesteśtakistary,żenatwójwidoksłabomisięrobi…Cudowniesięreklamujesz
—pokazaław

uśmiechurówniutkiebiałezęby.

—Czujęsięzmęczony—usprawiedliwiłsię.—A

kiedyjestemzmęczony,tonaprawdęczujęsięstary.

—Jużjasiętobązajmę.Najpierwkąpielczy

kolacja?

—Najlepiejjednoidrugienaraz.

—Amożeitrzecie?—dobiegłgojejgłoszłazienki,gdziepuszczaławodędowanny.Z
kuchnirozległosięgwizdaniepiecyka.

—Widać,żeokolacjipomyślałaśwcześniej.

—Tak—stanęłanaprogułazienkiopierającsięoframugę.—Mojamamazawsze
mówiła,żemężczyznzdobywasięprzypomocyzapiekanychpeforów,aniesztuczekze
zbytodkrytymdekoltem.

—Twojamama—powiedziałpoważnie—była

niewątpliwiebardzomądrąkobietą.Jeślidotejporypostępowałaśwtensposób,todziwię

background image

się,żenaszychdrzwinieszturmujązastępytwoichkochanków.

—Samajestemzdziwiona—odparłazudaną

powagą.Roześmiałsię.

—Wtobiejestcośtakradosnegoinieco”

dziennego,żebezprzerwymuszęcięcieszyć.

—Tysięniecieszysz,tylkonaśmiewaszzemnie—

pogroziłamusmukłympalcem.—Aleminacizrzednie,kiedyskosztujesztego
smakołykuiwtedynapewnowyrzuciszmniezadrzwi.Powiemciwsekrecie,żeja
pierwszyrazdzisiajspróbowałamsamaprzyrządzićkolację.

—Jesteśjednakodważna.Próbowaćnamnieswojeeksperymentalnedanie.No,no.To
dużeryzyko.

—Niemówtyle,tylkowłaźdowanny.Jestjużpełnaciepłejimiłej,odprężającej…

—…iczarodziejskiej—wpadłjejwsłowo—cieczy,którapozbawicięwoli,azada
uroku—znówsięśmiał.

—Niedługotonaśmiewaniesięzemniewejdzieciwkrew.Szorujdowannyinieważsię
oniczymmyślećwkąpieli.Maszodpoczywać.

Wodabyłarzeczywiścieciepłaimiła.Kiedy

wyciągnąłsięwniejzrozkoszą,ogarnęłogodziwneuczucie.Takchybamusząwyglądać
wszystkie

wieczorywdomachspokojnych,ustabilizowanych

ludzi,którychdzieńinocmająswójustalonyporządekirytm—niezmienny,
niezachwiany.Zkuchnisłychać

byłoszczekgarnkówisztućców,zpokojułagodnąmuzykę,wodastaławbezruchu,
nagrzaneciało

spoczywałoleniwiewwannie,myślbłądziławokół

czegośnieokreślonegoiprzyjemnegozarazem.Tylkogdzieśwpodświadomości,w
zakamarkachmózgu

kołatałysięsprawymającedecydować,sprawy

toczącesiępozatąnierealnąsytuacją,jakamiałaterazmiejsce.Koń,cewłosówwpadływ
pianę.Cochwilęzniedosłyszalnymtrzaskiempękałydziesiątki

pieniastychbąbli.Offzamknąłoczy.Głowęwypełniałamupustkaicisza.Mógłbytak
pozostaćdorana.

Usłyszałszmerzadrzwiamiłazienki.Otworzyłoczyiodwróciłgłowęwtamtym
kierunku.

—Czymogęwejść?—usłyszał.

—Wejdź—powiedziałibyłowtym

background image

cośzupełnienaturalnego,niewymuszonego.—Wejdź

iposiedźzemną.

Teriabyłajakbyniecozakłopotanajegonagością.Z

początkustarałasiępatrzećgdzieśwbok.Usiadładosyćsztywnonabrzeżkuwanny
wypatrującczegośpilnienapodłodzełazienki.Offowiwydawałosię,żetrochę
posmutniała.Szlafrokprzywarłdociała,dokładnieobryso-wującsmukłąsylwetkę.Off
wyciągnął

mokrądłońwkierunkuzagłębienia,jakietworzyłłukplecówibioder.Momentsię
zawahał,leczdłońruszyładalejipoczułdotykśliskiegomateriałunakońcachpalców.

Teriawyprężyłasięnagle.Odwróciłagłowęwjegokierunku,strząsającnabokirude
pukle.Patrzyłamuwoczydługoijakośbardzopoważnie.Potem

uśmiechnęłasięlekko.DłońOffaoparłasięjużmocnonataliidziewczyny.Byłajak
zahipnotyzowana,

skupionatylkonajegooczach,jakbyniezauważając,doczegozmierzadłońcoraz
mocniejjąoplatająca.

—Chodź—szepnął.

—Dokąd?—zapytałarównieższeptem.

—Chodźdomnie—powiedziałiprzyciągnałją

mocniej.

Teriaprzechyliasięgwałtownie,zobaczyłjeszczejejokrągłeoczy,poczymzatrzepotała
rozpaczliwierękamiitracącostatecznierównowagęrunęładowanny.Napodłogę
chlusnęłafontannawody,azarazzaniąfontannaśmiechutrysnęłazłazienkidopokojui
pomieszałasięzmuzyką.Spletlisięwuścisku,przedzielenitylkoatomamiwodyiwąską
warstwąpółprzeźroczystegomateriału.Ustaprzywarłydoust,piersidopiersi.

Trwalimomentwbezruchu.Teriapierwsea

oprzytomniała.

—Wychodzimy?—zapytałaześmiechem.

—Jakchcesz…

—Chciałamzupełnieinaczej—parsknęła,udajączagniewaną.Wyglądałajakzmoknięta
kura.Zwłosówsączyłysięcieniutkiestrumyczki;—Jesteśzupełnieniemożliwy.

—Awydawałomisię—stwierdził—żedobrze

wiedziałaś,doczegozmierzam.

—Niedemaskujmnietakbezlitośnie.Może

troszeczkęchciałam.

—Przyrzekamci,żeodtejchwiliściślebędziemysiętrzymaćplanu.

—Więcterazzjeszkolację…

background image

—Sam?

—Nieprzerywaj,zemną,jeżeliprzeztenczasniewymyśliszznówjakiejśatrakcji,która
mogłabymniekosztowaćżycie.Potemspokojniewypaliszsobiepapierosaidopiero
wtedy…

—…od24.45do24.57będziemy…

—…znówmiprzerwałeś.Jesteśniepoważnyi‘wogóleokropny!

—Atynieskończeniepiękna,kiedysięzłościsz.

Teriazdjęłazsiebiemokryszlafrokiweszładokabiny,zatrzaskujączasobąnawpół
przezroczystedrzwi.Ciemnozielonekaflepokrytebyłyparąwodną.

Dużelustronaścianieodbijałojejpostać.Stałazaskoczonarumieńcemnawłasnejtwarzy.
Zdziwiłoją,żewyglądadzisiajtakładnie.Odkręciłakurki.Zsufitutrysnęłapachnąca
woda.Długostałaztwarząunie-sionądogóry,czującnarastająceciepłoinie-

pokojącebicieserca.Czekałaniezdającsobiesprawy,nacoczeka.Iwtedyusłyszałago.
Zrozumiałaodrazu,żeontakżeczekał.Cofnęłasięokrok,robiącmumiejsce.

—Czywiesz,dlaczegomusiałemzostaćztobą

dzisiaj?—szeptałjejdoucha,podczasgdy

niecierpliwedłonieprzygarniałycorazgwałtownejsmukłeciałodziewczyny.—Bo
dzisiajwłaśnieotwarłymisięoczy.Zrozumiałem,żeczasuciekaniewiadomogdzieijak,
niewiadomokiedy.Jesteś…

—Jestemcipotrzebna—powiedziałatozdziwnąintonacją.

Robiłomusięcorazbardziejgorąco.

—Jesteśmikoniecznadożyciaisamniewiem,jakdotegodoszło.

Lekkokręciłomusięwgłowie.Niebytpewien

dlaczego.Zdarzyłomusiętoporazpierwszy.Możetowzbierającapara.

—Off—wyszeptała.—NiemyślonicKym…—jejgłosbyłniebywalemiękki,jednak
władczy.

Poczuł,żeniepowinienjużmyśleć.Powinien

zapomniećsię,zagubićwniej,wtymcomanadejść,bezżadnychhamulców.

—Niemyśl—powtórzyła.Imyślizgasły.

Byłojeszczeciemno,kiedynaschodachrozległysiękroki.Powolne,ledwosłyszalne
stąpanie.Wchwilępotemprzezskrzynkęnadrzwiachwpadłado

mieszkaniakartkabrefuispłynęłanapodłogę

przedpokoju,odwracającsięcharakterystycznym

znaczkiemdog(?ry.

Ktośdelikatniezastukał.Offocknąłsięiotworzyłoczy.

background image

Poruszyłsięniespokojnie.Pukaniedotarłodojegoświadomości.Uniósłgwałtownie
głowę.Wpozornymchaosiestukotuobowiązywałpewien

charakterystycznyrytm,niedopuszczający

najmniejszegodysonansu,najmniejszejdysharmonii.

InspektorwyciągnąłostrożniedłońspodgłowyTerii;odsunąłbrzegkołdry.Czymprędzej
narzuciłnaplecyciepłyszlafrok.Wyszedłdoprzedpokoju,zamykającza

sobądrzwi.Jeszczetylkoostatnirazrzuciłokiemnaśpiącą,żebyupewnićsię,czynie
zbudziłjej

przypadkiem.Porazniewiadomoktórystwierdziłprzytejokazji,żejestnadzwyczaj
piękna.

Schyliłsięipodniósłżółtąkartkę.Pokrytabyłaregularnymiliteramiszyfru.Tak.Iten
szyfrbyłwzupełnymporządku.Jednączęśćkartkisklejonozdwóchwarstwidokładnie
sprasowano.Pośliniłtomiejsceipołożywszybrafnablaciepodlustrem,począł

systematyczniepocierać.Zadrzwiamiktośporuszyłsięniecierpliwie.Inspektorusłyszał
westchnienie.Spodpierwszejwarstwypowoliwychynęładruga,ananiejówznaczek,
ostatecznepotwierdzenie.Inspektorwyprostowałsięiodetchnął.Twarzmupojaśniała.

—Jesteśtam?—zapytałniemalszeptemprzez

skrzynkęwdrzwiach.

—Tak.Zaczekamnadole—odpowiedziałznajomy

głos.

—Nie—zaoponowałOff.—Bądźcieobajza

godzinęwbarze.TymsamymcoostatniowColoi.

—Inspektorze—rozległosięzzadrzwi.

—Co?

—Przeddomemstoichybajakiślancetnik.

—TaJdmałykarzeł?

—Tak.

—Musiciegozałatwić.Odwczorajdepczemipopiętach.

—Dobra—usłyszał.

IzarazpotemponownierozległysięnaschodachledwosłyszalnestąpnięciaAgisa.Off
wszedłdopokoju.Stanąłprzyoknieispojrzałwdół.Karłaniebyłonigdziewidać.Może
sięulotnił?Dlakogo

naprawdępracujetenczłowieczek?ChybaniedlaBorsaTyki?Nawetnajodważniejszynie
rzucałbysięnaposiadaczaSrebrzystychWyciorów,wprawiającychcałąknajpęw
osłupienieiniemyzachwyt.DlakogopracujeBorsTyka?Nieważne.Zaoknemjeszcze

szaro.Któramogłabyćgodzina?Czwarta?Wpółdopiątej?Murydomówwrazz

background image

chodnikami,zielenią

krzewówidrzeworazszarosele-dynowymniebem

zlewałysięwjednąpłaszczyznę.Terianieobudziłasięjeszcze.Tejnocyniespaławiele,
alebędziemusiałajużwstać.Musidzisiajopuścićmiasto.

Inspektornakręciłnumerbiurawynajmuizamówił

bobons.Miałprzyleciećzapółgodziny.Nachyliłsięnadniąidelikatniepocałowałwe
włosy.Poruszyłasię.

Długierzęsyzafalowały.Dotknąłwierzchemdłonijejpoliczka.

—Wstawaj—szepnąłtak,żepoczułaciepłe

powietrzewuchu.—Wstawaj.

Otwarłaoczyilekkosięuśmiechnęła.

—Wstawaj—powtórzył.—Zakilkanaściemin

jesteśmyumówieninaulicyNergaikoniecznietrzebatamiść.Wstawaj.

—Takwspaniale…—Takwspanialebudzisz,że

mamochotęjeszczezasnąć.Przeciągnęłasię

podkurczającnogi.

—Naprawdętrzeba?—zapytała.

—Tak—odrzekł.—Chcę,żebyśwyjechała.

—Coo?—zerwałasię.—Animisięśni!

—Wyjedziesz—zabrzmiałototwardoinieprzyjemnie.

Spojrzałananiegozaskoczona.

—Zrozummnie—zmieniłton.—Zrozum,że

muszębyćpewny,żenicciniegrozi.Dlatego

wyjedzieszibędziesztamczekać,ażwszystkosięwyjaśni.

Spojrzałnaniąwyczekująco.

—Zgadzaszsię?!

Teriajakbyprzygasła.Opuściłagłowęiramiona.

—Jeślicitutajprzeszkadzam,towyjadę.

—Teria—przytuliłjądopiersi.—Wyjedziesz.Alenietylkodlatego,żemi
przeszkadzasz.Wyjedziesz,żebymmógłcięjeszczekiedyśzobaczyćzdrowąicałą.

Wyjedziesz,żebyśmymoglipotymwszystkim…

—Wiem,wiem…Maszrację…Wyjadę—tobyło

westchnienie.—Wyjadę…

background image

Wstałaiposzładołazienkiwziąćprysznic.Inspektorpatrzyłchwilęzanią,podziwiającto
sprężyste,gładkieciało,takróżneodjegowłasnego,azarazemtakbliskiejakjego
własne.Ubrałsięprędkowjakieśspodnie,pierwsze,którewpadłymuwrękę,w

pośpiechuzapinałkoszulę.Teriawróciłazłazienkiiwciągnęłaprzeznogiopięty
zielonkawylunis.Kręciłaprzytymbiodrami,usiłującjeprzepchnąćprzezmateriał.
Wreszciesiętoudało.Przezchwilęstałanieruchomo.

—Oczymmyślisz?—zapytałmiękko.Spojrzałananiego,jużporazdrugidzisiaj
zaskoczonajegotonem.

—Oniczym—powiedziałazroztargnieniem.—O

niczymważnym.

—Wszystko,comyślisz,jestdlamnieważne.

Powiedz.

—Nie.Zresztą…—zarumieniłasię.Nienalegał.

Wiedział,żecośjąnurtuje,żenadczymś,się

zastanawiaodmomentu,wktórympowiedziałjejowyjeździe.Widaćnienadeszłajeszcze
chwilanapodzieleniesięznimtąmyślą.

—Gotowa?—zapytał.

—Tak.Możemyiść.

Inspektorpowkładałdokieszenipłaszczawszystkiepotrzebnedrobiazgi.Teriatakże
narzuciłalekkąwiosennąsergę.Inspektorzamknąłmieszkaniei

włączyłsystem.

Bobonsujeszczeniebyło.Niebopowolijaśniało.

Nabierałocorazostrzejszych,czystychbarw.NadTermi,naddachamistrzelistych,
dziwacznychw

kształcieinstytutów,tonącychpodstawamiwciemnejzieleni,zamajaczyłczarnypunkcik.
Punkcikpowiększał

sięsystematycznie.Rósłwciszy,zawieszonyprawienieruchomo.Zatoczyłnadich
domemdwakołaiwy-lądował.Połyskującaoksydowanakulaodbijała

promieniewschodzącegosłońca,ślącwzmrożonąponocyprzestrzeńdługie,rude
refleksy.

Wtłoczylisięwfotele.Automatczekałnarozkazy.

—ULicaNerga—rzuciłOff.

Pojazdbezszelestnieuniósłsięwpowietrze,

zatoczyłłukiwziąłkursnapołudniowyzachód,wstronęSąSout.Zanim,niemal
niewidoczny,oderwał

sięodulicysmukłycień.Inspektorspojrzałwdół.Naowielemniejszejwysokościpędził

background image

zhałasemniewielki

sitrad.Przezprzezroczystąkopułkęinspektordostrzegł

skurczonązasterempostaćkarłowategolancetnika.

Zdenerwowałsię.Cozaprzebiegłykarzeł!Zbyt

przebiegłyjaknazwykłegorzezimieszka.Znów

powróciłopytanie—dlakogoonpracuje?Inspektorwyłączyłautomat.Musigozgubić.
Bobonswzniósłsięgwałtownie.Wdolezmalałaniecosylwetka

nieruchawegowpowietrzustradu.Offdobrzewiedział,żetylkozwrotnoś-ciąmożego
wywieśćwpole.Ostryzakrętwlewowtłoczyłichwfotele.

Terianicniemówiła.Śledziłaznapięciemmknącyzanimiuparcieczerwonystrad.Teraz
byłontrochęzboku.Wykręcałwichkierunkuszerokimłukiem,napełnymgazie.Off
zastanawiałsięprzezmoment,corobićdalej.Karzełczułsiębezkarnyiniemaljawnieich
atakował.Stradbyłnapewnoszybszyodbobonsa,leczmniejzwrotny.Tojednaknie
dawałozbytdużychszansnazgubieniegowotwartejprzestrzeninieba.

Pozostawałodowykorzystaniatylkoto,żebobonsmógłsięwznosićbardzowysoko,a
stradnajwyżejna50—60metrównadziemię.Gdybybyłociemno,albogdybyzasłoniły
ichobłokilubgęstechmury,zgubilibygobezboleśnie,jednakniebopozostawałozupełnie
czyste,seledynowe.

—Lećnadinstytuty—zaproponowałaTe-

ria.—Onjestmałozwrotny.Zmusimygodokluczenianadużychprędkościach.

Miałarację.Instytutybędązawysokiedlastradu.

Czerwonasmugajużichdopędzała.Wyraźnie

zobaczyłtwarzkarła.Nabiegłekrwiąmałeoczka.

Dłoniezaciśniętenakole.Dłonieozbielałychkostkach,kurczowowczepionewgładki
ster.ZtejodległościOffbeztrudurozpoznałmarkępojazduizacząłmiećwątpliwości,
czytakłatwoudamusiępozbyćnatręta.

ByłtosportowyGallixSuper.Jegopaszczarosłaztyłubobonsazkażdąsekundą.Walił
pełnąmocąprostonanich.

Offnacisnąłreduktor.Bobonszachwiałsięirunąłwdół.Gallixomalnieotarłsięodach
oksydowanejkuliijakpociskpomknąłdalej.Uderzonyfalągazówbobonsgwałtownie
zawirował.Stabilizatorztrudempochwycił

równowagę.Stradhamowałzpotwornymjazgotem

wstecznegoprzyspieszacza.Wykonywałszerokąpętlę.

—Off!—krzyknęłaprzerażonaTeria.;—Oncię

chcezabić!!!

—Wiem—wyrzuciłprzezzaciśnięteszczęki.

Nacisnąłpedał.Kularuszyłapionowowgórę.Gallixostrymślizgiemusiłowałprzeciąć

background image

ichlinięwznoszenia.

Znówwymmęlisięocentymetry.Rozgrzanepowietrzezadrgałowkołokabiny.Bobons
straciłoparciepodsobąirunąłwdziuręrozrzedzonegopowietrza.Inspektordocisnąłgaz
iwyrwalidoprzoduwstronęwidocznychnahoryzoncieinstytutów.

—Niebezpieczeństwo!Niebezpieczeństwo—

szeptałniemalczuleautomatimigotałczerwonymilampkaminapulpicie,gdydwukrotnie

przekroczylidozwolonąnatereniemiastaprędkość.

Mimotostradpędziłzanimi,stalesięprzybliżając.

—Niezłapienasprzedrzeką?—zapytałaz

nadziejąwgłosieTeria.

—Chybanie—odpowiedział.

Szliskosemwgórę.Straduparcieichgonił.Trzymał

sięnadzwyczajnie.Przekroczylijuż70metrówiwznosilisięwyżej.CzerwonyGallix
znówbyłtuż,tuż.

—Cholera!Chybaprzerabiany—zakląłinspektor.

Wznieślisięjeszczewyżej.Tamtenwyraźnie

zostawałwdole.Nieborozbłysłonaułameksekundy.

Offodruchowowykonałmanewrizredukował

wysokość.Następnybłysk.Inszadarłwgóręprawieświecą,czerwoneświatełkajarzyły
sięterazbezprzerwyiautomatbezprzerwybełkotałpieszczotliwie.

Znówbłysk!Itymrazemnietrafił.Gallixostrzeliwałichzpromiennika.Inspektormiał
wprawdziewkieszenikufę,aleniemogłasięnanicwtymwypadkuprzydać.

Wtem.niebopojaśniałonadłużej.Trzystrzałypodrządzwaliłysięnabobonsniczym
lawina.Offwyrwał

jeszczedoprzodu,leczpowstrzymałichautomatycznybezpiecznik.Tyłkulizniknął
zmiecionysalwą.Boki,nadtopionewysokątemperaturą,pofalowałysięibobonsstracił
równowagę.Krajobrazzawirowałimprzedoczami.Pojazdprzekoziołkowałkilkarazyi
bezwładnierunąłwdół.WiatrpęduwyłwJego

porozrywanejpowłoce.Offszarpałwszystkieuchwyty,usiłującwydobyćpojazdz

pionowegowiru.Silnikzaskakiwałodczasudoczasuizbezkształtnymrykiemzamierał.
Insjeszczeraznacisnąłstarter.

Nagleolśniłogo.Włączyłautomat.Bobonszadrżałijęknął.Silnikzacząłpracować.
Ciągnąłpełnąmocąwgórę.Pojazdspadałjednakzbytszybko.Silnikniecowyhamował
tenpęd,leczzaraztrzasnęływszystkiebezpieczniki;niemógłwytrzymaćtakiego
obciążenia.

—Pasy”—wrzasnąłinspektor,

background image

Rozgorączkowanedłonieodruchowoodnalazły

zatrzaski.Teriajużbyłazapięta.Wostatnim

-momenciespojrzałnaniebo.Postradzieniepozostałoniśladu.

Chybaktośtowszystkowidział—przemknęłomu

przezmyśl.

Potemzdążyłtylkorzucićwzrokiempodsiebie.

Zobaczyłzbliżającąsięzbłyskawicznąprędkościąpłaszczyznęwody.ObjąłTerię.
Przytulilisięipotwornyciosniemalspłaszczyłoksydowanąkulę.Podskoczyłajak
kamień,kilkarazyodbijającsięodfal.Zaryławzimnąochłańiposzłapodpowierzchnię
nabierającwody.

NanabrzeżachstałjużzaalarmowanyStrapori

jednostkiratunkowe.Steraxynatychmiastruszyłydomiejsca,wktórymzanurzyłsię
bobons.Nurkowiezaciągalizamkiloistrów.Nadpunktem,wktórym,jakwyliczono,
bobonsspocznienadnie,zawisłyczterybobonsyzpodwieszonymipłaszczyznami.
Bezbłędniewstrzelonopionoweścianywdno,tworzączamkniętysześcian.Steraxyjuż
tambyły.Podłączonossa-wy.

Sprężarkizassałypierwsząpartięwody.Ubywałojejwzaskakującymtempie.Tymczasem
wzmacniano

konstrukcję,wstrzeliwując

drugiochronnysześcian.Wkrótceratownicyujrzelispłaszczonydachzarytegowmułpo
sam

czubekbobonsa.

Dotejchwiliupłynęłotrzydzieścisekundod

momentu,gdykulazetknęłasięporazpierwszyzlustremwody.Nadnozeszlinurkowie
wobcisłychczarnychlostrach,zapiętychpodbrodę.Opuszczanoichzesteraxówna
linach,zplatformumieszczonychprzyścianach.Oplatała.bobonssiatkąstalowej
konstrukcji.Terazpodpiętolinydowszystkichczterechbobonsów,któreniecouniosły
kulę,wydobywającjązmułu.Wyciągniętodwadała.Oplecionewkokon,

wędrowałydosanitarnegosteraxa.Wewnętrzu

pojazduotwartokokon.Ułożonorannychnakojach.

Lekarzespoglądalinapodłączonestymulatoryi

manometry.Elektronicznydiagnostykbadałpokoleikażdąkość,każdymięsień.Wróciło
tętnoioddech.Offotworzyłoczy.

—Alemieliszczęście—powiedziałjedenzlekarzy.

—Uratowałaichwodaipasy.Sątylkolekko

potłuczeni.Adziewczynatrochęzszokowana.

—Cotozabandziorichostrzelał?—zaciekawiłsięinny.

background image

—NapewnoStraporgozłapie.Pewnietensam,

któryrozwaliłInstytutLotów.

Teriatakżesięporuszyła.Inspektorpodniósłgłowę.

—Cosięstało?—zapytał.

Wydawałomusię,żejegoczaszkarozpadniesię

zaraznatysiąckawałków.Pozatymprzeszywałgonieznośnybólwprawejręce.

—Nictakiego—odpowiedziałjedenzlekarzy.—

Trochęzagwałtownielądowaliściena

Termi.Alemieliścieszczęście.Obeszłosięnawetbezzwichnięciakostki.Lekkiwstrząs.
Zachwilęwyjdzieciezuniwermedu,potemprzesłuchawasStrapori

możecieiśćdodomu.

NanabrzeżuczekałinspektorUnder.Kiedy,jeszczelekkosięchwiejąc,wyszlizwnętrza
steraxa,

natychmiastsięnanichrozwrzeszczał.

—Sportowcy,psiakrew!—ryczał.—Akro-baci

zasmarkani!

Offwyciągnąłzkieszenisuchegoubraniale-

gitymacjęitylkomachnąłniąprzednosemtamtego,niezatrzymującsięnawet.Taquanara
wiedziałjuż

oczywiścieocałymzajściuichciałsięzOffemnatychmiastwidzieć.Offmyślałjednak,
żetoraczejformalnezainteresowaniezestronyzwierzchnika,zagrywkamającamu
wyrobićdobrąmarkęwśród

pracowników,aniefaktycznatroskaolosOffa.Pozatyminspektorniemiałczasu.Teraz
zwłaszczamiałgoniewiele.NaspotkanienaulicyŚwiętegoNerga

spóźnilisięjużdziesięćminut,azanimtamdojdą,miniedalszychdziesięć.Powiedział
więcTaquanarze,żezjawisięuniegopóźniej.

—Azłapaliścietego,którydomniestrzelał?—rzucił

wmikrofon.

Podrugiejstroniezapanowałacisza.

—Nie—odezwałsięwreszcieTaquanara.—Mam

meldunek,żeodnaleźlistrad,alefacetzniknął.

—PewniestradstałwuliczcebezkameryMózgu.

—Tak—odpowiedziałTaquanara.—Wrejoniebezkamer.

—Tonaraziedziękujęci—zakończyłOff.—Mamterazpilnąsprawę.

background image

Wezwaliixar.Zjawiłsięnatychmiast.—NaŚwiętegoNerga—rzuciłinspektoriixar
ruszył.

TymczasemkarzełzatrzymałsięnaroguEfa-nalwwielkiejcienistejbramie,pośród
dziesiątekbiegnącychodpoczątkudokońcatejulicy,jakwszędziewColoi,wystaw
sklepowych.Stanąłtak,abydobrzewŁidziećsczepiają-cąwpewnym,miejscuna
wysokości

pierwszegopiętraobiestronyulicy,klairnrę

elektrycznejgazety.Pojejpłaszczyźniemknęłyszeregiliter.Coraztonoweinformacje
przesuwałysięnadzatłoczonąulicą,pełnąsunącychpojazdów,tętniącągwaremi
krzykaminatrętnychsprzedawców.

Karzełstałopartyomur,wlpatrującsięznapięciem.

wpłaszczyznęgazety.Czekał.Wreszciebarwaliterzmieniłasięzbiałejnaczerwonąi
popłynęłysłowainformacjizostatniejchwili.„PRZEDPółGODZINĄW

POBLIŻULINIIZEROPLUSOSTRZELANYZOSTAŁ

background image

PRZEZNIEZNANEGOOSOBNIKAINSPEKTOR

STRAPORUOFFPROWADZĄCYSPRAWĘNAPADU

NAINSTYTUTLOTÓW.ŻYCIUINSPEKTORAI

PASAŻERKINIEZAGRAŻANIEBEZPIECZEŃSTWO.

STRAPORPRO…”

Człowieczeknieczekałdalej.Zezłościązgniótłtutkęmafafy.Roztarłjąochodniki
zniknąłwciemnościbramy.

IxarzatrzymałsięprzyŚwiętegoNerga35.Wysiedliiweszlidoniezbytwytwornejbramy
zaniedbanego

budynku.Napiętrozaprowadzi-

łyichdrewnianeskrzypiąceschody.Offprzypuszczał,żebyłyonespecjalnieskrzypiące.
Właścicielmusiał

widaćsłyszeć,czyktośnadchodzi.Gdydoszlidopiętra,otworzyłysięnawprostnich
drzwi.Stanąłwnichniechlujnieubrany,krostowatyczłowiek.

—Proszędośrodka—powiedziałiskłoniłsięzwprawązawodowegolokaja.

Weszli.Korytarzyk,wąskiiciemny,całyzagracony,zaprowadziłichdoponurego
staromodnegopokoju.Zabiurkiem,rzeźbionymbogato,leczmocno

zniszczonym,siedziałpalącfajkęsamślepiecBajo.

—Spóźniłeśsię…—zacząłpodrasowującpatrzydłaizciekawościąprzypatrującsię
Terii.

—Małykłopot.KtośchciałustrzelićmojeSrebrzysteWyciory.

Offzauważył,żeTeriarozglądasiępopomieszczeniuzestrachem.Bajotakżeto
spostrzegł.

—Niebójsię,panienko.Jesteśw”dobrychrękachmimozłychpozorów.Niktcięnie
skrzywdzi.Chyba….

—zawahałsię.

—Chybażeco?—zaatakowałtwardoinspektor.

—Chybażetwójpaniwładca—zwracałsiędalejdoniejzcorazszerszymuśmiechem
—niezapłaciwumówionymczasieumówionejsumy—zarechotał.

—Oto—Offrozluźniłsię—bądźspokojny.

—Jestem.Choćnastępnymrazemktośmożeci

ustrzelićWyciory.

—Byleniebyłtoktoś,okimtywiesz.

—Podejrzewaszmnieodziałanienawłasnąszkodę?

background image

—Taksobietylkomówię.Popatrzylinasiebie.

—Mamcośdlaciebie—zmieniłtematślepiec.

—Co?

—Informacjęzatysiąclunów.Inspektorażgwizdnął.

—Niemamtyleiniedamtyle.

—Tosporo,aleopłacisię.WiadomośćzSov.Teriadrgnęłanadźwięktejnazwy.

—Dotyczypewnegodziwnegowypadkuwdrukarni

—kontynuowałBajostalekręcąctrybikamipatrzydeł.

Zdawałosię,żeprzewiercanimiczłowiekanawylot.—

Zapłacisz?—popatrzyłnaOffazwyczekiwaniem.

Inspektorwahałsięchwilę.

—Adomyślaszsię,jakiecenięinformacje?—

zapytałzniedowierzaniem.

—Inspektorze!—obruszyłsięBajo.—Wiemkim

jesteśiwiemtakżeotylewięcej,żemogęcipomóclubzaszkodzić.

—Toidobrze.Wobectegowieszrównież,czego

chcesz.Więcwal.Dajęteluny.

—Zdarzyłsiętajemniczywypadek.Jakiśfacet

napadłnadrukarnięiwdziwnysposóbsterroryzował

pracowników.Samisiępowiązaliizakneblowali,aonzjednymtylkoredaktorem
drukowalicałąnocnie

wiadomoco.MusiszjechaćdoSov,inspektorze.

—Jesteśpewien,żetainformacjajestdla

mnie?

—Widzę,żewiemwięcejotwojejsprawieodciebiesamego.Kiedyśtozrozumiesz.Już

niedługozresztą.Narazietyle.Płacisztysiąclunów.Iwracamydotematu.Z
człowiekiem,októregośpytałeś,zobaczyszsięwPomnikuNiewidzialnych—znów

zarechotał.—Araczejusłyszyszgo.Dziś,zapółtorejgodziny.Zadwadzieściaminut
maciepróżniowieczColoi.Ją—ciągnąłwskazującpalcemTerię—

odbierzenadworcumójczłowiekzeSrebrzystym

Wyciorem,takimjaktwój.Możeszsięnieobawiać.Towszystko.

Bajozadzwoniłidopokojuwszedłkrostowaty.

Wskazałimdrzwizlekkimukłonem.

background image

—Jeszczejedno—zatrzymałOffaBajo.—Nie

żałujtegotysiąca,zrobiłeśnaprawdęcudownyinteres.

Offprzytaknął,leczmiałpoważnewątpliwości.

Weszliwznanyjużkorytarz,skądkrostowaty

zaprowadziłichprzezprzechodniepodwórzena

sąsiedniąulicęiprzywołałixar.

IxarzatrzymałsięwColoipodautomatycznymbarem,gdziejedlitamtegopamiętnego
ranka.Ranka,odktóregozacząłsiędlaOffainnyświat.

—Zostańtutaj—powiedziałdoTeriiwysiadajączpojazdu.

Wmilczeniuskinęłagłową.Widział,żejest

niezadowolonailekkowystraszonaplanowanym

wyjazdem.NajbardziejzłościłjąupórOffa,alenatonieumiałajużnicporadzić.Ins
wiedział,corobiiTeriaczuła,żemaonrację.Mimowszystkobyłananiegozła.Któż
pojmiekobietę?

Wewnątrzbarusiedziałojedyniekilkanaś

cieosób.AgisiDagerwsamymrogu,usadowieninawysokichkrzesłach,wywijali
nogamiwpowietrzu,sącząccopeauskie.NawidokinspektoraDager

machnąłręką.

—Witaj—powiedziałniemalwesoło.Nutkanapięciaprzedarłasięjednakprzezten

wesołytoniOffzrozumiał,żechłopcomjest

wtejchwiliciążko.

—Cześć—rzekłsiadającoboknich.

—MożeżółtgozCopeau?—zapytałAgis.

—Nie,nie—zaprotestowałgwałtownieOff.—Mambardzomałoczasu.Zadziesięć
min—spojrzałnaświatełkazegarka—zadziesięćminmam

próżniowiec.Potym,żewaswidzę,wnioskuję,żejesteściegotowinawszystko.

Obajpodinspektorzyskinęlitylkogłowami.

—Posłuchajciewięc—zacząłOff.—JadęzobaczyćsięzRevaparem,tymzwolnionym,
któregotakukrywaliwInLu.Dostałemjegoadresza300lunów.

—Skądweźmiesztakąforsę?—zdziwiłsięDager.

—ZkasyStraporupozakończeniusprawy,alenieototerazchodzi.Niepowinnomito
zająćdużoczasu.

Tymczasemprowadźcieśledztwozgodniezprzyjętymizasadami,klasycznie,starajciesię
niczegoniepominąć.Tojedyne,comożeciedlamniezrobić.

Pewnienacośsięprzyda.No,tocześć.

background image

PrzyostatnichsłowachOffjużstał.Terazodwrócił

siętylkoizniknąłwdrzwiachbaru.Wyszedłszyzatrzymałsięnamomentispojrzałw
słońce,

przysłaniającoczydłonią.Wspaniałapogoda.WeFloreynapewnojestpodobna.Jeszcze
razspojrzałnasłońce,lecznatychmiastodwró-

ciłwzrok.Naniebie,przedoczamipojawiłasięmuzielona,Olkrągłaplamka.

Wzdrygnąłsię.Coto?Pewnieefektporażenia

ostrymświatłem.Ruszyłwstronęixara.Niemaczasunadomysły.Otwierającdrzwiczki
pojazduznowu

popatrzyłwgórę.Plamkaprzesunęłasięnazachód.

Wsiadł.Widaćźrenicajeszczenieprzyszładosiebie.

Ixarruszył.Offobróciłsię,spojrzałwtylnąszybę.

Zielonaplamaprzesunęłasięjakbyniżejnadhoryzont,niecourosła.

—Cotamwidzisz?—zaciekawiłasięTeria.

—Nic—odpowiedziałwracającdonormalnej

pozycji.—Zadługopatrzyłemwsłońceiterazlatająmipłatkiprzedoczami.

Jednakznowusięobejrzał.Niebobyłoczyste.

—Jużmiprzeszło—uspokoiłsię.

—Tonormalne—stwierdziłaTeria.Ixardojeżdżałdodworca,któregobiałekopuły
raziływzrok.

.Szesnastegokomara.Floreyotejporzeroku…

Bezchmurne,niemaljaskrawe,zieloneniebo.Kwiaty,wktórychtonąwszystkieulicei
place.Białepłatki,gdziespojrzysz.Dachydomówrozrzuconychnieregularniena
wzgórzach.Anijednejpoziomejpłaszczyzny.

Wszystkiealejeibulwarywwiększymlubmniejszympochyleniu.Posrebrzanewieżyczki
centrum,błyskającejużzdalekaniczymlatarniemorskie.Floreyotejporzerokuto
przepojonaświeżościąfontannperłapodzwrotnikowa.

Próżniowiec,sunącyterazwewnątrzprzezroczystejruryzgigantycznąprędkością,
zwolnił,

przemykająckolejnymiśluzami,rozrządugłównegodworcaimożnabyłoprzezpodwójne
szkłoiplastykoglądaćkrajobraz.

Offwpiąłwklapęmigoczącyznaczek.Ludzie

wstawalizmiejsc,pompyniecowolniejprzetłaczałyrozrzedzonygaz,smukły,rybikształt
próżniowcacorazmajestatyczniejsunąłpoprzezkolejnestawidła.Zaścianamisłychać
byłosykwypełniającegorurę

powietrza.Zkażdąnastępnąśluząruchpomp

background image

zamierał,ażwreszcieucichłzupełnieissanieprzejęłypompystacji.Pojazdtoczyłs&ęjuż
niewieleszybciejodstraduizbliżałsiędopodziemnegoperonudworcaFlorey-Vylla.

Wkrótcezzaokienzniknęłybudynkiiprzepojonezieleniąulicemiasta,azastąpiłajeszara
czerńtunelu.

Zapojazdemzamknęłasięostatniaśluzaizcichymsapnięciemszarpnąłnimsprężysty
buforodpychający.

Światłaprzygasłynasekundę,nimzdążyłjeprzejąćzasilaczstacji.Przezperony,odbity
wielokrotnymechem,popłynąłgłosspikera,oczywiścieautomatycz-nego:ANIZORPS
VALACOAOTFLOREY.AN

NEROPUSEDZiwsekundępóźniejwin-terze:

PRÓŻNIOWIECZVALACODOFLOREYNA

PERONIESZÓSTYM.

Ciśnieniedoszłojużdonormyizapłonęłyzieloneświatła.Ludziewysypalisięjakziarnka
erbasatenabłyszcząceposadzkiperonu,wktórychodbijałysięlustrasufitów.Rozległsię
gwarpowitań.Śmiechiłzymieszałysięzesobą—samotnośćibliskość.Ktośoczekiwał
—niktnieoczekiwał.Nowewieścize

starychmiejsc.Starewieścizestarychmiejsc.Jakzwykle.Odwieków.

TerazdopieroOffzaczynałdoceniaćtakąat-

mosferę….Nie,niedoceniać…Odkilkudnizaczął

zauważaćistnienietakichsytuacji,jakietowarzysząpowitaniuporozłąceidługiej
nieobecności,cowięcej

—zacząłjerozumieć,atopociągałozasobąfakt,żecorazbardziejichpotrzebował.
Wydawałomusięodwczoraj,żestałsięjakiśinny,ludzki,poprostunormalny.

—Miałemsięzgłosić—przerwałrozważaniaOffawysokiczłowiekwbłyszczącym
garniturze.WklapęmiałwpięteidentyczneWyciory.

—Zgadzasię—odpowiedziałinspektor.

—Gdzietowar?

—Tu—OffwskazałgłowąTerię.

—Idziemy—skinąłnaniąmężczyznairuszył

przodem.

Teriazawahałasię.Otworzyłausta,jakbychciałacośpowiedzieć,leczzrezygnowała.
Przytulilisiętylko,krócejniżtozwyklebywaprzypożegnaniu

ustabilizowanychparipobiegłazaswoim

przewodnikiem,znikającymjużwtłumiepasażerówpodążającychwstronęeskalatora.

—Pamiętaj!—krzyknąłOff.—MożeszsięruszyćtylkonaosobistezezwolenieŚlepca!

—Pamiętam!—odkrzyknęłapoprzezszum

background image

wypompowywanegopowietrza.

Wkrótcezniknęła,zginęławtłumieróżnobarwnych,różnojęzycznychprzybyszów.
Zastanowiłsię,co

chciałamupowiedzieć.Czyto,oczymmyślaładzisiajrano,czyteżzupełniecośinnego?
Przezcałądrogęprawienierozmawializesobą.Byłwichrozstaniujakiśnieokreślony
smutek,możeżal,amożetylkoniepokój.

Zostałterazsam.Peron.pustoszał.Otwarta

śluzaziałaciemnąpustką.Próżniowiecjużodjechał.

Offnieusłyszałnawetzapowiedzi.Skierowałwzrokkuprzeciwległejścianie.Poszedłza
wędrującą,jaskrawopulsującąstrzałką,którawskazywałakierunekdocentrum.Strzałka
wprowadziłagonaeskalatorwijącysięostropodgórę.

„Przypominamy—rozległosięzgłośników—że

temperaturawynosidzisiaj33°,jestbez-chmumieiniemalbezwietrznie”.

„…Wietrznie”—powtórzyłhalieskalatora,„…etrznie”

—niosłosięprzezopustoszałyperon,„…nie”—

westchnąłgłoszciemnegotunelu.

Nagórzejaskrawe,białeświatłosłońcaniemal

poraziłomuoczy.Przypomniałsobie,żejestw

płaszczuizdjąłgonatychmiast.Wsłońcubyłogorąco.

TakieupałyzdarzałysięwVala-cotylkoprzezkilkadniwśrodkulata.Spojrzałna
zegarekiprzyspieszyłkroku.

Dospotkaniapozostałozaledwiedwadzieściamin.Naszczęściedopomnikastąd
niedaleko.

Wciągnąłwpłucapowietrzeprzepojonezapachem

białychliliowcówzapełniającychrabaty.Zapach,którytakdobrzezapamiętałwzupełnie
innych

okolicznościach.Floreyniekojarzyłomusięwtejchwilizbłoigimspokojem.Kolornieba
byłjakbybardziejostry,płaszczyznybiałychścianbudynkówmniejstabilne,ruchigłosy
bardziejagresywnie,zapachulicynieprzyjemny.

Minąłprzyspieszonymkrokiemkilkaniedużych

uliczekiznalazłsięnaplacuNiewidzialnych.Podkolorowymiparasolamigracy-ami
siedzieliludzie,popijającgrac.Dziecisączyły

przezsłomkipastelowepłyny,skrzącesiębąblamigazu,lizaływielkieczerwonelizaki.

Pomnikzzewnątrzwyglądałnienadzwyczajnie.Kilkakamiennychsłupków
wyznaczającychokrąg.Wewnątrzokręguniedostrzegałosięniczego.Normalnypejzażpo
drugiejstronieplacu.Pomniksprawiałwrażenie,żejestprzezroczysty.Wrzeczywistości
jegownętrzebyłopoprostuniewidzialne.Offprzezchwilęobserwował

background image

wejściedopomnika.Leczniktsiędoniegoniezbliżał.

Wreszciewsunąłsiędośrodka.Otoczyłagopustka.

Kiedyśjużtubył,jednakwrażenie,jakiegoobecniedoznał,byłoniesamowite.Wkoło
kompletnanicość.

Pustaprzestrzeńbezkoloru,cisza,brakteżjakiego-kolwiekzapachu.To,conajmocniej
utkwiłomuw

pamięcizwrażeńjakichdoznałwówczaswchodzącdopomnika,todziwneuczucie
rozpłynięciasięw

przestrzeni.Kiedyspojrzałnaswojedłonie,niezobaczyłich!Anogi?Takżeichniebyło!
Czułje.

Tymrazemnienastąpiłooworo’zprzestrze-nieniesię.Widocznietenfenomen
występowałtylkoprzypierwszejwizyciewewnętrzupomnika.

Nagle,tużnaduchem,usłyszałgłos:

—JestemRevapar.

Niebardzowiedział,coodpowiedzieć,takpoczułsięzaskoczony.Wyręczyłgo
niewidzialnyrozmówca.

—Czekamnapanaoddobrejchwili.Chciałpanzemnąrozmawiać?

—Tak.

—Usiądźmynaławce.

Inspektorporuszyłsięniezdecydowanie.Nie

miałpojęcia,gdzieznajdujesiętaławka.Poczułdotykczyjejśdłoni.Tamtendelikatnie
pociągnąłgozasobąiposadził.Offusiadłzezbytwielkimimpetemnakamiennejławie.

—Słucham—odezwałsięznówRevapar.

—Znalazłemsięwtrudnejsytuacji.PowierzonomisprawęnapadunaInstytutLotóww

Valaco.

—Icojamamztymwspólnego?

—Skradzionodokumentydotycząceprzygo-

towywanegolotudoAchinorawSol.Panuczestniczył

wustalaniuprogramu.

—Icoztego?

—Potempanzniknął,adyrektorzyinstytutuukryliprzedemnątenfakt.JednocześnieOS
prowadzi

śledztwo.Zostałemzapomocąsprytnejintrygi

wplątanywcałąsprawęimuszęjąciągnąćniejakowbrewswojejwoli.

background image

—Niechpanradzisobiebezemnie.

—Panmnieniecałkiemzrozumiał.Jamamna

pieńkuzTajnąRadąiteraz,powierzającmito

śledztwo,chcąmniewykończyć.DlategojednocześnieprowadzijeOS.Oniwiedząo
wielewięcejodemnie,boudostępnionoimtajne’dokumentyzawierająceprogramlotu.
Wtensposóbpostawionomnienazgóryprzegranejpozycji.Wiemjednaktakdużo,że
będąmusielimnieusunąć,jeżelitooniznajdąnapastnika.

Pozostajemitylkojednowyjście.Muszęgoznaleźćpierwszy.

—Widzęjeszczejednowyjście,inspektorze.

,—Nierozumiem.

—Możepanzrobićto,coja.

—Onie.Tobyłobyzbytpasywneposunię-

cię.Zupełnieminieodpowiada.Jakiepanmawtejchwiliperspektywy?

—No,cóż.Nienajlepsze,istotnie.Czekamna

przerzutnaSalvirę.

—Awidzipan—powiedziałOff.—NiechcęresztyżyciaspędzićnaSalvirze.Zresztąsą
ludzie,którzynawettamniezdołająsięukryć.Panwłaśniedotakichnależy.Bajomoże
panaukryćrok,dwa,możedaćpanunowenazwisko,papiery,nawettwarz,alenieusunie
ludzi,którzybraliwtymudział,adopókiichnieusunie,niebędziepanmiałchwili
spokoju.

—Ajakiepanmaperspektywy?,

—Naraziezbytmałoorientujęsięwzagadnieniu.Wiem,żemogęwygraćdochodzącdo
sednanaprzełaj,ajeżeliprzegram…

—Toco?

—Toprzynajmniejnieprzejdęprzezetap

oczekiwanianadzień,którymusinadejść,niebędęsiętrząsłponocachsłysząc
skrzypienieschodówczyuderzeniaframugioknapotrącanejwiatrem.Mojaśmierćbędzie
nieporównanielżejszaodpańskiej.

Uprzedzęich.

Przezchwilępanowałomilczenie.Pustkanabrałaprzytłaczającegociężaru.Wreszcie
Reva-parodezwał

się.

—Chętniebympanupomógł.Alewydajemisię,żetonicnieda.Pozatymcałymsercem
solidaryzujęsięzczłowiekiem,którynapadłnainstytut.Tamtasprawatobagno.Pan
równieżwpewiensposóbchceznimi

walczyć,choćzzupełnieosobistychpobudek.Dlategochciałbympanupomóc.

background image

—Niechpanposłucha—przerwałmuinspektor.—

Jeżeliwygram,zrobiętakiszumwo

kółtejsprawy,żecałąTajnąRadęiOSdiabliwezmą.

Tylkotomnieuratuje.Mnieipana.

—Panchybasięporywazmotykąnasłońce.

—Tenczłowiekwmoichrękachtoklucz.Klucz,którypozwolimiotworzyćdlaświata
walizeczkęTajnejRady.

Tajnąwalizeczkęztajnymiwiadomościami.

.Znówzapanowałomilczenie.Revaparwyraźniewahał

się.

—Dobrze—westchnąłciążko.—Powiempanu,co

wiem,alepodjednymwarunkiem.

—Tak?

—Żeniepoświęcipantegoczłowieka,którydokonał

napadu.

—Mogętylkoprzyrzec,żepoświęcęgowos-

tateczności.

—Niechitakbędzie—zgodziłsięniespodziewaniełatwo.—Niechpansłucha.Wiepan
napewnoo

zwiadzie,jakiprzeprowadziłysondyautomatycznewukładzieAchinora.Otóżopinię
publiczną

poinformowanooniektórychtylkofaktach.Częśćdanychzostałazatrzymanawyłącznie
dodyspozycjiRady.Jejczłonkami,jakpanwie,sąrównież

dyrektorzyinstytutu,FoyiHargis.Przekładdanychzautomatówodbywałsięwścisłej
tajemnicy.Brałowtymudziałzaledwiekilkaosób.Międzyinnymija.Przezpewienczas
byłemprawąrękąHargisa,darzyłmniecałkowitymzaufaniem-Wpewnymsensieuważał
mniezakontynuatoraswojejidei,zaswegonastępcę.

Faktemjest,żeulegałemwówczasjegowpływom,

widziałemwnimniedościgłyideałnaukowca.Podobałomisięwnimnajbardziejto,że
potrafiłwszystkopodporządkowaćnadrzędnemucelowi—wynikowiek-sperymentu.
Wkrótcejednakspostrzegłem,żeta

zasadaniezawszesłużyszlachetnymcelom.Co

prawdaniemojąrzecząbyłosięnadtymzastanawiać,amożewłaśniemoją…Wkażdym
raziewpewnym

momencie,zwłaszczaodchwili,gdynieco

background image

samodzielniejstanąłemnanogachiwyzwoliłemsiędziękiwynikomwpracyspod
kurateliHargisa,

zacząłemmudelikatniedawaćdozrozumienia,żezpewnymijegometodamisięnie
zgadzamiżeniemożenamnieliczyćjakonaswegonastępcę.Myślałemprzytymcoraz
częściejipoważniejoprzeniesieniusiędoinnejpracy.Niestety.Mojeplanypokrzyżował
lotsonddoAchinora.Zostałemwciągniętywwiranalizdanych,systematyzowania,
gorączkowegoopracowania

hipotez.Samsięnawetniespostrzegłem,jakzostałanasnielicznagarstka.Niewiedziałem
jeszczewtedy,doczegoFoyzHargisemzmierzają.Foywłaściwieniejestortsenikiem.
Maczęściowewykształcenie

ortsenicznezoycostyłyądemograficzną.Znapandoskonalenasząsytuację
demograficzną.Pełnotegowgazetach.Możepannawetpamięta,copisanoprzyokazji
założeniain-stytutu.Międzyinnymiwyrażanonadzieję,żeinstytutprzyczynisięwalnie
do

rozwiązanianaszychludnościowychproblemów.

SpecjalistąodtychsprawbyłFoy.Jużoddawnaprowadzonopodtymkątem
poszukiwania.

IwreszciezdecydowanosięnaAchinor.Achi-norwydawałsięimobudoskonałym
miejscem.WspólniezinnymiczłonkamiRadyprzedyskutowalisprawęidoszlido
wniosku,żeprojekt,któryopracowali,należywprowadzićwży

cie.Przyzachowaniuodpowiedniejostrożnościcałaludnośćżyłabywprzekonaniu,że
sprawabyłaczysta,kryształowa.

Naczympolegałtenplan?OtóżchcieliprzesiedlićczęśćludnościPhasangunatrzecią
planetęwukładzieSol.Idealnewarunki.Prawietakiejakunas.Zielonaroślinność,
niebieskawoda,dużowody,całeoceany,odpowiedniprzedziałtemperatur,niecotylko
niższyniżunas.Wszystkograło.Zapisalibysięzłotymizgłoskamiwhistoriiludzkości.
Gdybytylkosięudałoutrzymaćwtajemnicyjedenniewielkiszczegół…Przyprojekcie
obecnejwyprawyzatrudnionosamychpewnychludzi.

Jeślinieoddanych,towjakiśsposóbodnich

uzależnionych.Jestemjedynym,któremuudałosięzniknąćitodopierotydzieńtemu.
Zapewmesąnamoimtropie.Początkowojarównieżzachwycałemsiętymprojektem.
Planetarzeczywiściewspaniała,

myślałem,inadajesięidealnie.Alektóregośdniazkolejnejsondyodebranosygnał
tamtejszejradiostacji.

Rozumiepan?Nienaszej,leczich.Tamtenukładiplanetaokazałysięzamieszkałe.

Czasamizastanawiamsię,jakmogłodojśćdo

podobnegoabsurdu.Tainnacywilizacjawkosmosietocoś,nacousiłowaliśmynatrafić
bardzodługo,nacocałyPhasangczekał.Ażtuokazujesię,żeistniejegrupka
wszechwładnych,którzypotrafiąutrzymaćtakąwiadomośćwtajemnicy,okłamać
wszystkichina

background image

dodatekzniszczyćowąodnalezionącywilizacjęwimięnadrzędnegocelu,jakimjest
swobodnyiniczymnie

ograniczonyrozrostnaszejrasy.Okazujesię,żeszczęścieludziwedługniektórychgodne
jestkażdej,nawetnajkrwawszej,ceny.Nie,proszępana.Janiemogłemsięzgodzićz
takimstawianiemsprawy,niemogęsiępogodzićzpodobnymi

kontrastami.Supertechnikaiptasimóżdżek.

Przerażającymariaż.Zadwamiesiąceoficjalnie,azadwatygodnienieoficjalniemiała
wyruszyć

niszczycielskaekspedycja.Wśródjejczłonków

przeważnieuciekinierzyzSalvtryimętyz

valacańskiegoCzarnegoKwadratu.Niechpansobiewyobraziowychemisariuszy,
szczytowypułapnaszychmożliwościkulturowych.Gdybyniepowagasytuacji,mógbym
sięnajwyżejśmiaćzpodobnegopomysłu.

Inspektorsłuchałtegowszystkiegobeznaj-

mniejszegoruchu.Czuł,żewzbierawnimwściekłość.

Powoliostatniewypadkizaczynałyukładaćsięwjeszczedośćmgliściezarysowaną,
Jednaklogicznącałość.NiesłuchałjużReva-para.Wstałiskierowałsiędowyjścia.Teraz
informacjaBajoowydarzeniachwSovnabierałarzeczywiściewartości.Dałbydużo
więcejniż1000lunówzato,żebybyćwSov.Tak,musitampojechać.

Promieniesłońcaporaziłygoniemaliprawiezezdziwieniemstwierdził,żeznowuma
ciało.

Energicznymkrokiemruszyłwstronędworca.Szedł

niezwracającuwaginaprzechodniówipojazdy,

skoncentrowanynajednymzagadnieniu.Jakzwyklewtakichwypadkachzdawałomusię,
żeocierasięoostatecznerozwiązanie,jesttuż,tuż.Nibywszystkowydajesięjasne,a
jednakniepasujedosiebie,nieprzylegaztądoskonałościątypowądlaprawdziwego
sedna,jeszczeniejestcałkowiciegładkieijasne.

Karzełzatrzymałsiępodłukiem,przywielkim

kamiennymsłupiewspornikowym.Rozluźniłkołnierzyk.

Byłomugorąco.Oczywciążniemogłyprzywyknąćdobieli,ostregoblaskusłońcawtym
mieście.Zobaczył

Offa,gdyporazkolejnysięgałdokieszeni,bywyjąćchusteczkę,którąocierałpotzczoła.

—Inspektorwyszedł—szepnąłdoumieszczonego

wklapiefonu.

—Czekajnadrugiego—odezwałsięgłoszklapy.

Czekał.Zpomnikaniktniewychodził.Słońcelałożarznieba.Anijednejchmurki.Plac
naglezaroiłsięodmłodzieży.Jakaśszkolnawycieczkakierowałasięwstronępomnika.

background image

Zaniepokoiłsię.Czyżbyzamierzaliwejśćdośrodka?

Podszedłmimowolniekilkakrokówdoprzodu,

wpatrzonywtamtomiejsce.Naglepo-czułuderzenie.

—Przepraszam—wyjąkałjakiśdrągal.—Bardzo

przepraszam,niechciałem.

—Odczepsiępan!—ryknął.

—Ależnie…—drągalzastąpiłmudrogę.—Niemogępozwolić,abypantakodszedł,
muszętojakośpanuwynagrodzić.Pobrudziłemtakąśliczną,białąkoszulętym
przeklętymsokiem—paplał.

Wtymmomenciekarzełzauważyłczłowieka

wymykającegosięzwnętrzapomnikaiszybkim

krokiemruszyłwstronęprzecznicypoprzeciwległejstronieplacu.Chciałominąćdrągala,
aleten

uporczywiezastępowałmudrogę.

—Niechpanpodamiswojenazwiskoalboadres,anatychmiastprzyślępanudziesięć
białych,ślicznychkoszul.

—Zjeżdżaj!—warknął.

Jużzdawałomusię,żeumknienatrętowi,leczgdymijałdrągala,tenzłapałgozaklapy.

—Onie—powiedział.—Niemożemytaksię

rozstać.Karzełznieruchomiał.

Czyżby—pomyślał—tedwakrokidoprzodubyłybłędem?

—Czego?—pogardliwiewydąłwargipatrzącw

góręspodlekkoprzymrużonychpowiek.—Czego7!—

powitórzyłwrogo.

—Wymieńmyadresy.

—Niewidzisz,żeniemamczasu?

Człowiek,któryopuściłpomnik,dochodziłjużdoroguikarzełzrozumiał,żezachwilę
stracigozoczubezpowrotnie.Drągaltakżeobejrzałsięwtamtąstronę.

Jegomocnedłonieniewypuszczałyaninamomentklapymarynarki.

Muszęcośzrobić—pomyślałkarzełikopnął

tamtegozcałejsiływkostkę.Drągalzawył,rozluźnił

chwyt.Małyszarpnąłsięijużkłusowałprzezpłytęplacu,roztrącajączdziwionychludzi.
Drągalbiegłtużzanim.

—Proszępana,proszępana—wołał—panzgubił

background image

jaJdśpapier!

Bylinarogu.Człowiekzpomnikajakbyrozpłynąłsięwpowietrzu.Karzełobejrzałsięiw
tymmomencieżelaznepalcewczepiłysięwjegokołnierz.

-—Nietrzebasiębyłotakrzucać—wysapałmudouchadrągalwykręcającrękę.

Natwarzymałegomalowałosięprzerażenie.Drągalpopychałgowstronęnajbliższej
bramy.Karzeł

szarpnąłsięjeszczeraz,leczbezskutecznie.Chciał

krzyknąć.Ludzieprzechodzilikołonichobojętnie.

Czarnaczeluśćbramyzbli

żałasięnieuchronnie.Głosuwiązłmuwkrtani.Powiałochłodemkorytarza.Długaigłaze
świstemprzecięłapowietrze.Karzełskurczyłsięioklapł.Drągalprzytrzymałgochwilę,
poczymopuściłbezwładneciałonachłodnąposadzkę.Rozprostowałpoły

marynarkiiprzygładziłwłosy.Wyszedłnarozgrzanąpłytęplacu,mrużącoczyprzed
oślepiającymi

promieniamisłońca.

Ależdziśgorąco—pomyślałizmieszałsięztłumemróżnobarwnychprzechodniów.

PiątkowepopołudniaEraspędzałazwyklewdomu.

NiemalkażdegotygodniawtendzieńprzychodziłdoniejFoy.Wiedziała,żemabardzo
pilnezajęciawjakimśtaminstytucieiżewzwiązkuztymniemogąsięwidywaćczęściej.
Byłojejtonarękę.Nieprzepadałazaowymstarszymgrubawymfacetem,nudnymażdo
mdłości.Wolałamłodszetowarzystwo.Alerówieśnicyniezapewnilibyjejprowadzenia
taklekkiegoi

przyjemnegotrybużycia.Trzebabyzrezygnowaćzluksusówiwygód,najakiestaćją
byłodzięki

podstarzałemuadoratorowi.Czasamiczuładosiebiewstrętimiaławyrzutysumienia.Na
szczęścietakiechwilezdarzałysięrzadkoidośćłatwowracaładonormy.

WostatnichczasachcoraztrudniejzdobywałasięnamiłetraktowanieFoya,którystałsię
jakbybardziejskąpyichybajeszczenudniej-szy.Wiedziałajednakdoskonale,żemusiw
stosunkachznimpozostaćzawszelkącenęprzyjemnym,uległymkociakiem.

Płaszczyznałączą-

caich,byłabowiemzbytkrucha,abyEramogłasobiepozwolićnaprzeciąganiestruny.

Cóż,kiedyten.związekzaczynałjąprawdziwie

męczyćipowolistawałosięjasne,żeniedługo

nadejdziechwila,kiedydłużejniewytrzyma:będąmusielisięrozstać,awrazztym
momentemprzestaniedlaniejistniećZagłębienieDłonizjejobecnymmieszkaniem,
cudownymapartamentem,wyściełanymdraperiamiidywanami,wypełnionym
najdroższymiub-raniamiibiżuterią.

background image

Terazsiedziaławgłębokim,samoukładającymsięfotelu,którymiękkooplatałciało,i
czekała:DospotkaniazFoyemmiałajeszczesporoczasu.

Zastanawiałasię,dlaczegotakłatwoprzyszłojejznimzostać.Byłaprzecieżwtedy
zupełnieinną

dziewczyną.Momentyrozterki,któredziśodczasudoczasuprzeżywała,byłyjakby
pozostałościąpotamtej,dawniejszejErze,młodej,pełnejzarównorozterek,jakiwielu
złudzeń.

PoznałaFoyawdelańskimInbulcu.Razemz

Hyalem,miłymwiecznierozczochranymchłopakiem,któremutakbardzosiępodobała,a
którydotegostopniabyłnieśmiały,żenawetnieprzytuliłjejmocniejwtańcuprzezcały
okresichznajomości.

Hyal,Hyal.Wybuchnąłdopierowtedy,kiedyktośmupowiedział,żeonazamieszkaław
ZagłębiuDłonizapieniądzejakiegośfagasa.Biednychłopakniemógłsięztymwżaden
sposóbpogodzić.

Wtedywydawałsięjejobojętny,terazjużbygotaknietraktowała.Możejeszczecośdo
niejczuje?Możepomógłbysięstądwyrwać?Tylko

gdziegoszukać?Wyjechałwówczasdojednegoz

obserwatoriównaLagarenie.Szczeniackiepomysły!

Zachciałomusięlodówikrajobrazów

podbiegunowych.Potwornyszczeniak.Gdybychoć

trochęznalkobiety,wiedziałby,żeona,Era,chceznimzostać.Alecm,pełenjakichś
zabobonnychzasadiprzesądów,miałwyidealizowanyobrazkobietypodtąswioją
wiecznierozwichrzonączuprynąiniewytrzymał

zderzeniamarzeńzrzeczywistością.Gdybyokazałsię

trochędoroślejszy…Gdybyobojechoćbytrochę…

Ech…Gdyby!Gdyby!!!Brałajązłośćnasamąsiebie.

Kanapki„przyrządzonewłasnoręcznie”czekałyjuż,misternieułożonenastole.Całe
przedpołudniepaprałasięnimi.Foyuważał,żewdobie,kiedywszysitkomożnadostać
gotowe,wdobrymtoniejestprzyrządzaćwszystkowłasnoręcznie.Tojegosnobistyczne

upodobanieprzypominałostylżyciasprzedIIRewolucji,zresztąoncałyopętanybył
przeztamtąepokęipozowałnaeleganckiego,uprzejmego,lecztwardegofaceta.W
rzeczywistościokazałsięsłabyimały,aletowiedziaładopieroteraz.Wmomencie,kiedy
go

poznała,wydawałjejsięfaktyczniebardzomęski.

Szybkozorientowałasię,żetakniejest.Jednakwtedyczułasięjużomotanaprzepychemi
wygodami,którymijąotoczył.

Zerwałastosunkizdawnymiznajomymi,przestałastudiować.Poprostubawiłasię.Jej
życiestałosiępasmemzabawiszaleństw.Jakośniepotrafiła,niechciałategooddać,

background image

mimożewiedziała,jakiFoyjestnaprawdę.Wolałapoświęcićswojeideały.Jakiżw
Inbukubyłeleganckiirycerski!Tojąujęło.Niktdotychczasjej-wtensposóbnie
traktował.

Pamięta—wdośćdużejsali,wpodziemiach,

szalałaawangardowagrupaturboakustykówzNenamMidlachemnaczele.Kompletna
ciemność.SiedzielizHyalemnapodłodze.Hyaljakzwyklewprzyzwoitejodległości.
Dźwiękipełzałypopomieszczeniu,więzłynaglegdzieśwśrodkusali,milkły,gasły,znów
sięrozpalaływpromieniachreflektorówpodsufitem,rozpędzałysię,nabierałyszybkości
iintensywności,wibracjizatykającejuszy,rozpędzonedogranicmożliwościzderzałysię
ześcianami,jakbymuzycychcieliteścianystaranować,przebićnawylotizdawałosię,że
rzeczywiściewzgiełkuigrzmotachścianywaląsięnasłuchaczy,rozbitezfuriąprzez
zmaterializowanedźwięki.Raptemzezgiełkuwyłaniałasięspokojnamelodiao
przedziwnejkonstrukcji,melancholijna,sentymentalna,wyciskającazoczułzy.Tony
osypywałysięterazpościanach,poubraniachsłuchaczy,więzływpołowiedrogi,
natrafiającnaniemalwidoczneelektronicznebariery,zapadałysię,melodiazaczynałasię
dławićiginąć,umieraćpdnaporemnarastającej,fizycznejciszy.Wkońcusłyszałosięjuż
tylkoją,dobie-gającązdaleka,jakbyzjakiejśnieskończonejgłębi,zzaświatów.I
wreszcieostatniakord,cichewestchnienieagonii,skurcz,wibracja,którapopłynęłaze
wszystkichkątówzkażdegopunktupomieszczenia.

Obezwładniającacisza.

Zapaliłysięświatła,ludzieszuralikrzesłami,rozlegałysięwestchnienia.Opuszczanosalę.

PokłóciłasięwtedyzHyalem,któryuważałMidlachazamiernegokompozytora,acały
wy

stępzanieudany.Tenbałwanzepsułzupełniecałynastrój,toteżgdyFoyzacząłją
adorowaćmiał

ułatwionezadanie.Przezresztęwieczorubawiłasiętylkoznimiwkońcuwymknęlisię
razemdo

ekskluzywnejrestauracji,wktórejEraczułasięjakkopciuszek.Niezabawilitamzresztą
długo.Zatańczylikilkarazy.Eramimozawrotówgłowypiłanadal,dooporu.Zupełniesię
rozkleiłaprzy„PozwólmidotrzećdoTristin”iprzylepiłasiędoFoyana

dobre.

Potempojechalidoniego.Zdalszejczęściwieczoruniepamiętaławiele.Ranozbudziła
sięwjegołóżku.

Byłojejtrochęwstyd.Okazałosięjednak,żejużmawynajętemieszkaniewZagłębieniu.
Przyjęłatendarzniedowierza-rzaniemipostanowiłakontynuować

rozpoczętyromans,żebyprzekonaćsię,cojejdalejprzyniesie.

WtenprostysposóbzostałazFoyemdodzisiaj.Naszczęściewidywalisięrzadko.Inaczej
byłobytoniedozniesienia.Rzadkiespotkaniatraktowałajakoniezbytwysokącenęza
luksus.Nigdyonicgoniepytałaanionjej.Całytydzieńzwyjątkiempiątkużyłaswoim
własnymżyciem.Tyleżewniczymnieprzypominałoonożycia,jakieprowadziła

background image

przedtem.Aleitodałosięwytrzymać.Pragnieniewygodygórowałonad

wszystkiminiedogodnościami.

Włączyładyskretneoświetlenie,muzykęiposzłasiękąpać.Przeglądałasiędługow
lustrze.Jasnewłosyozielonkawymodcieniuspadałynaplecyipiersi.

Wiedziaładoskonale,żejestpięknaimożezFoyemzrobićprawiewszystko,cozechce.
Prawiewszystko.

Spięławłosy

naczubkugłowyiweszładowanny.Letniawodaozapachuaykrukanguobjęłaciało.
Miałaochotę

popływać,alewkrótcezmieniłazamiar.Wannabyłazbytkrótka,abyporządniesięwniej
rozpędzić.JużdawnoprosiłaFoya,abyprzebudowałłazienkę,aledotądtegoniezro-triŁ
Towłaśniebyłprzykładowejbariery,októrąrozbijałysięniektórejejkaprysy.Wysz-

łazwodyotrząsającsięjakzwierzątko.Szybkopodbiegładosuszarki,pozostaiwiającna
posadzcemokreślady.Falaciepł»gopowietrzaopasałająnatychmiastukładającsięw
powyginanelinieo

kształtachkobiecejgłowy,ramion,brzuchainóg.Skóraprzestałajużbyćwilgotna.
Ubrałazłocisty,długiszlafrok.Wpokojupołożyłasięwygodniena

olbrzymim,wpuszczonymwpodłogętapczaniei

zaczęłaprzeglądaćdzisiejszemagazyny.Dochodziładziewiąta.Wkrótcezadudniłbas
dzwonka.Ależpunktu-alny…—pomyślałainastroszyłasięwewnętrznie.

Spojrzałajeszczerazwlustroizerknęłaprzezwizjer.ZadrzwiamistałFoyprzysłonięty
odpasawgórębukietemoyabońskichlilii.

—Jaksięmasz,kochanie!—rzuciłwesoło

wtłaczającsięwwąskiedrzwi.

—Bardzodobrze—odpowiedziałauśmiechnięta

niecozbytsztucznie.

Przeczuwałajuż,żebędzietopiekielnienudny

wieczór.Jakwkażdypiątekusłyszałakolejne,niezbytwyszukanekomplementy,całą
seriępochwałdla

swego,wiedziałatodobrze,niezbytwysokiegokunsztukulinarnego,kilkamało
znaczącychzwierzeń,paręmałoznaczącychrad.

—Stalemyślęopewnychsprawach—zacząłpochwiliFoy.—Wydajemisię…

Dalejniesłuchała.Jegogłospłynąłgdzieśobok,to,comówił,zlewałosięwbezkształtną
masę.Nie

interesowałyjejproblemykochanka.

—Możewłączymyholo?—przerwałamu.Zająknął

background image

się,urywającwpołowierozpoozętymonolog.

—Dobrze—zgodziłsięnatychmiast.Kiedy

podeszładoodbiornika,podsufitemrozległsięponowniebasdzwonka.Foyzamarł.

—Spodziewaszsiękogoś?—zapytał.Byłanie

mniejzaskoczonaodniego.

—Nie—wyszeptała.—Wieszdobrze,żeten

wieczórzawszenależytylkodociebie,nawetjeżelinieprzychodzisz.

—Mniejszaztym—rzekł.—Idź,zobacz,ktotoiodprawgojaknajszybciej.

Weszładohallu.Zerknęłaprzezwizjer.Przed

drzwiamistałmężczyznadośćwysoki,oprawiebiałychwłosach,wąskichustachioczach
mających

nieokreślonąszarąbarwę.KiedyEraotworzyłastałosięcośdziwnego.Mężczyzna
nakazałjejiśćprzedsobą.Poczułanagłyzawrótgłowy,przypływstrachu,niebyła“w
stanie

sprzeciwićsięjegowoli.

Bezsłowaruszyłaprzednimdopokoju.Wiedziała,żemusitakzrobić,mimożeniepadło
anijednosłowo.

Apotemzaczęłapaplać.Ustajejsięniezamykały.Z

potokuwykrzyknikówzapamiętałatylkokilkaurywków.

Mówiłaojakimśmorzu,owspólnychwakacjach,otym,jakszaleniesięcieszy,że
wreszcieprzyszedł.Niemogłaprzestaćiniemogła,niestarałasięniczrozumieć.

Niebyławstaniepojąćtego,cosięzniądzieje.

Takdoszlidopokoju.Foysiedziałwfotelu.Naichwidokzerwałsię.Niezdążyłanawet
otworzyćust,kiedyjużbyłopowszystkim.

Mężczyznawyjąłcośzkieszeni,Foyruszyłwjegostronę.GośćprzycisnąłgłowęErydo
swegoramienia.

Poczułaprzedziwnyzapachmateriałujegopłaszcza.

Przypominałspalonedrewno.Krótkibłyskzatrzymał

Foyapopierwszymkroku.Zatoczyłsięiupadł.

Nieznajomyodepchnąłjąodsiebiei,odwróciwszysię,wybiegłzmieszkania.Usłyszała
tylkbstukotdrzwi.

Foyleżałnieporuszonyzrozcapierzonymirękamiobokprzewróconegofotela.

Pochyliłasięnadnim.Niewyczuwałapulsu.Terazdopierowpadławhisterię.Corobić,
corobić?!W

końcurzuciłasiędofonu.DrżącymipalcaminakręciłakodStraporu.

background image

—Słucham—odezwałsiędyżurny.

—Popełnionomorderstwo!BelgazNolda645.

ZamordowanodyrektoraFoya!

—Ktomówi?

—EraHater.

—Jużjedziemy.

Szczęknąłprzełącznik.Wfoniezapanowałacisza,wpokojurównież.Central
przeselekcjo-nowałdaneipokilkusękachodezwałsięfonuAgisa.

—ZamordowanoFoya.ZagłębienieDłoni645.

—Przyjąłem—rzuciłAgisiskinąłnaDagera.—

Słyszałeś?

—Tak,słyszałem.Zdajesię,żenaszuciekinierznówszaleje.

—Skoczępoinspektora,atyzadzwońdo

DrugiegoDyrektoraInsytutu.

Wyszedłtrzasnąwszyzamaszyściedrzwiami.Dagerłączyłsięprzezwewnątrznąlinię
bezpieczeństwa:

—DyrektorHargis?

—Słucham.

—MówiDagerzeStraporu.Zamordowano

Foya.

Wsłuchawcedobrąminutępanowałacisza.

Dagerrzuciłokiemnaekran.TwarzHargisatkwiłatamnieporuszona,zupełniejakwykuta
zmarmuru.W

końcuprzedłużającesięmilczeniezaczęłoDageraniecierpliwić.

—Zrozumiałmniepan?

—Tak—wydusiłzsiebieHargis.Wydawałosię,żezachwilęzemdleje.

—Niechpanposłucha—mówiłDager.—Proszę

wsiąśćwstrad,spotkamysięwBelgazNolda.Numer645.Totakiniedużyplacykw

ZachodniejKwaterze.

—Dobrze—wyszeptałtamteniwyłączyłsię.WtejsamejchwiliDagerzobaczyłw
drzwiachinspektorazAgisemibezsłowa,chwyciwszywlociekurtkę,

podążyłzanimi.Zbiegaliposchodachjakza

najmłodszychlat.Agisczęściowozjechałpoporęczy.

background image

Nieczekalinawindę.Zbytmałomieliczasu.Każdaminuta

mogłabyćterazbardzocenna.

JużwstradzieOffwydałpolecenieblokadydzielnicy.

WszystkieoczySupermózguStraporuskierowałysięnaZagłębienieDłoni.Większość
patrolowcówzterenucałegomiastablokowałapotrójnympierścieniem,nieliczneuliczki
wyjazdowe.Patrolekrążyływ

najbliższychsekto-

rach,gotowewkażdejsekundziedoakcji.Eskadrabobonsówtaktycznychmiałalada
momentwyruszyćzlądowiskaMem-Kahar.Porządkowirozpoczynali

przetrząsainiekażdegodomuodobrzeżydzielnicy.

Stradsunąłścinajączakrętyirazporazwznosiłsięwpowietrze.Rzekępokonaliniemal
wpław.ZanimikilkastradówzNadzwyczajnej,zdosyćprzypadkowąobsadą.
Przeciążonesilnikiwyłyniemiłosiernie.

—CzyOSjużwie?—rzuciłOffdodyżurnego.

—Nie,nicniewie—głosdyżurnegowydałmusięznajomy.

Spojrzałnaekran.Ach,toWatir.

—Słuchaj,Watir—inspektormówiłniemal

spokojnie.

Byłopanowanyizdecydowanyjużcomarobić.—

Pamiętaj!Niechniewiedząjaknajdłużej!Jasne?

—Zrozumiałem!

Zwyciemwstecznychzajechalinaniedużyplacyk,zabudowanyzwszystkichczterech
stron.Wjeżdżałosięnańtylkoodtej,odktórejwpadli.Pozostałaczęśćplacuotoczona
byłaschodami.Szerokieiwąskie,zdobionebogatoimniejbogato,czasamiwręcz

surowe,ascetyczne,zgrubych,prymitywnychblokówlubzmisternychmurów.Schody
prowadziływróżnychkierunkach,biegłynaróżnychpłaszczyznach,

wielopoziomowe,łączącesięzinnymischodami,przezpodwórkadomówwśródzawiłych
nierazpasażyi

tunelików.

Anijednejpoziomejulicy.Wyjątekstanowiło

trzydzieściulicdojazdowych,którekoń

czyłysięnaobrzeżudzielnicymałymiplacykami.

Otaczałyjezczterechstrondomyprawieidentycznejaktetutaj,nowe,leczstylizowane
nastare,istnecacka.Każdywydawałsięinny,ajednakwszystkiemiałypodobny
charakter.ByłyonenowszeodcałegoDelanu,jednaknawettenajpóźniejzbudowanena
pewnopowstałydobredwawiekitemu.Zczasemprze-robionoichwnętrzanamieszkania

background image

luksusowe.

Najdroższadzielnicamiasta.

Napierwszympiętrzespostrzegliuchylone

drzwi.

Totutaj…—pomyślałOffiskierowałsięwtamtąstronę.Agispowstrzymałgow
ostatniej

chwili.

—Uważaj—syknął—nawycieraczkę!Istne

cudo.

—Nicwniejniewidzęszczególnego—Off

pochyliłsię.,—Ostatnikrzykmody—mówił

właściwie

dosiebieDager,podnoszącostrożniewycieraczkę.—

Postąpnięciuzachowujeodciskbuta.

Iotogomamy.

Weszlidalej.Przedpokójmalowniczy,utkany

nafioletowo.Wewszystkichpomieszczeniachpuchyiboazerie,tapety,woale,miękkie
meble.Powietrzeprzesyconeaykrukangiem.

NapodłodzeFoy.Ręcerozrzucone.Włączoneholo.

Natalerzuniedojedzonekanapki.Pozornieżadnegośladunacielezabitego.Twarz
stężała.Bezwyrazu.

Wiadomo.

—Trup—mruknąłinspektor.—Flesze!Operatorzyzrobilikonwencjonalneujęcia-Teraz
inspektorzająłsięresztąszczegółów.Dziewczynasiedziałanakanapieczytapczanie,

diabliwiedzą,niewątpliwieówmebelsłużyłdospania.

NieruchomaniczymFoy.Jakbytojązabito,niejego.

Wpatrzonawtwarzzmarłego.

—Czypanijestwstanierozmawiać?—zwróciłsiędoniejAgis.

Niezareagowałanawetmrugnięciempowiek.

—Zostawją—powiedziałOff—lepiejwezwij

pogotowie.Typowyszok.Doktorze!—zawołałdo

lekarza.—Możepandajejnaraziecośna

wzmocnienie.Zarazbędziepogotowie.

background image

Offruszyłnaobchódmieszkania.Technicyzajęlisięodciskami,zbieraniempróbekitym
podobnych

bzdurek.Nieraznawetważnych,aleniedecydującychprzecież.

Dzielnicętymrazemszczelniezablokowano—

myślał.—Jeżelinieuciekłdotejpory,tojużsięnieprześliźnie.Chybajednakzdążył
zniknąćnaczas.Taki

przewidującyfachowiec—niepodobne,żebysięniezabezpieczył.Kimjest?…

NieporazpierwszyOffmyślałnadtym,-kimjestnieuchwytnyprzeciwnik?Zrozumieć
wrogatoniemalpokonaćgo.Tenwymykałsięzwykłymregułomgry.Był

zbytwielowarstwowy.Coś,czegoOffjeszczeSobiewpełninieuświadamiał,kazałomu
strzecsiętegoprzeciwnika.Tkwiławnimjakaśobca,nieznanasiła,niezwykła
aktywność,genialnewprostszczęścieiniesamowiteopanowaniesztuki.Operowałdużą

wiedząiznajomościąnarzędziobezwładniających.

Offzbliżyłsiędooknaiwychyliłnaulicę.SześćstradówStraporustałowrówniutkim
szyku,błyszczącniebieskimilakierami.Zzaza

krętuwypadłydwainnestradyiwyhamowały

zjękiem.

JednymznichprzyjechałzapewneHargis—

pomyślałOff.

Ludziekręcilisięjeszczepomieszkaniu,nadolestaliinni,skupieniwpobliżupojazdów.
PierwszymznowoprzybyłychokazałsięrzeczywiścieHargis,zdrugiegostradu
natomiast…Nie!!Nonie!!Offmyślał,żekrewgozaleje.ZdrugiegowysiadłGulm.To
cholerneOSjużwiedziało.

Kto?—zastanawiałsięOff.—Ktoimdałznać?

Watir?Nie.NapewnonieWatir.Hargis?

No,jasne.

HargisstałprzyswoimluksusowymEndeo,

wycierającwchusteczkęspoconedłonie.CzekałnaGulma.Razem,podeszlidogrupki
ludziipytaliocoś.

Pokazanoimokna.WjednymznichzobaczyliOffa.

WzrokGulmawędrowałzadłoniąwskazującego

człowieka.ItrafiłwprostnazimnejakostrzalancoczyOffa.Gulmnachwilęstracił
fason,alebardzoszybkogoodzyskał.

Niespuszczalizsiebieoczu.

Gulm—pomyślałOff.—Typadlino.Jeszczedzisiajmuszęsięztobąliczyć.Jeszcze
dzisiaj.No,możeijutro.Jeszczekilkadni.

background image

Gulmuśmiechnąłsięszeroko,jakbyczytałw

myślachinspektora,jakbyznałkażdejegoodczuciezwiązanezeswojąosobą.Doskonale
pamiętał

,,Banderę”.Dodzisiajsyciłsiętamtym.

ZdemaskowanieOffaito,copotemznimzrobił,dotądbyłodlaniegoźródłemradości.
Terazdoszła

satysfakcja,żesiedzimusiępodnosem,imożnakpić.

Kpićpotym,cosięuczyniło,znie-

go,Offa,stróżasprawiedliwościzbożejłaskiiwogólezcałejjakiejśtam
sprawiedliwości.

Trzebawiedzieć,jaksiędalejustawić.Istniejąwyższeracjeniżnormalnaludzka
sprawiedliwość.

Iwtedywłaśnietosięstało.Byłototaknagłe,żeOffdopieroposekundziezrozumiałi
ogarnąłcałośćsytuacji.Krótkibłysktrafiłwgrupę.Nie.Wjednegoczłowiekaztejgrupy.
WHargi-sa!Hargisleżałbezruchu.Resztazwijałasię.Obraznędzyirozpaczy.

Skądstrzelał?—Offpowlókłwzrokiempościanieprzeciwległegodomu.Nic.Aniruchu.
Aletopewne,żeciospadłstamtąd.Offzrobiłkrokwlewoiwtymmomenciedrugibłysk
rozjaśniłniebo.Framugazostałaprzebitanawylot,aścianaporządnienadtopiona.

Inspektorzbladł,potzrosiłmuczoło.Pobledlirównieżpozostaliludzieznajdującysięw
tympokoju.

—Nietrafił—powiedziałAgis.

—Nie—odparłOffprzezzaciśniętegardło.—

Oszczędziłmnie.Tobyłoostrzeżenie.

Zrobiłomusięgorącoipoczuł,żenogisiępodnimuginają.Uratowałgoporządkowy,
którywpadłz

wrzaskiem!

—Doktora!!Szybciej!!

Lekarzjużzbiegłnadółzeswojąnieodłączną

walizeczką.Akuratnadjechałoteżpogotowie.

—Pościg!!!—ryknąłzupełniebezpotrzebyOff.

RazemzDageremiAgisempopędzilinadół.

Lekarzekrążylimiędzyrannymi.

—Nicgroźnego,lekkieudary,oparzenia,

przygłuszenia.

—Aten?—OffwskazałnawijącegosięGulma.

background image

—Tenstałnajbliżej.Trochęgorzej,alewyjdzieztego.

—Szkoda—mruknąłdosiebieinspektor.

Zebrałpozostałychludzi.Rozdzielilisięna

dwaskrzydła.

—Odbezpieczyćkufy!—wydzierałsięAgisbardziejdladodaniasobieanimuszuniżz
fak-tycznejpotrzeby.

Wpadliwbramę.Offniósłprzedsobąchwy-tacz

aktywności.DrugimiałDagerprowadzącynastępnągrupę.Posuwalisięostrożnie.

—Eskadrawdrodze—usłyszałOffznadajnika

umieszczonegowklapie.Cośsobieprzypomniał.

—Uwagawszyscyporządkowi!Zablokować

dokładniekanałyiinnepodziemneprzejścia!

Niedobrze—pomyślał.—Napastnikzapewne

pamiętałokanałach.Jeślinieskorzystał,toznaczy,żebawisięzemnąwousęiontellę.

Wsłuchawkachzachrobotało.Podniósłrękę.

Zatrzymalisię.Złapałtrop.Terazszlijuższybciej.

Przezpasażnawysokościpierwszegopiętrawyszlinasąsiedniąulicę.Stądśladbiegł
prostodonastępnejkamienicy,przezpodwórzeikrótkitunelnatrzeciepiętronad
następną

przecznicą.

Insowisercebiłomocniej.Wdłoniściskałkufę.

Jeszczejedenzakręt.Niedużepodwórko.Bo-bonsunosiłsięwłaśniezmurawy.

Offprzyklęknął.Wycelował.Nacisnąłspust.Bobonsodbiłsięodziemijakpiłka,poczym
zwielkąchyżościązacząłwznosićsiędogóry.Pociskplasnąłomurawę,opryskującją
jakbysmolistączarnącieczą.

—Padnij!—wrzasnąłOffisamprzypadłostatni.

Zarazbędąwióry—przemknęłomuprzezmyśl.

Ibyły.Powietrzemtylkotargnęło.Fontannagorącejziemiwzniosłasięnakilkametrówi.
opadła.Offzerwał

się.Naniebiewidaćtylkoniewielkioksydowanypunkt.

—Eskadra!—ryczałOff.—Gdziejesteście!

—Widzęgo!Widzęgo!—wgłosiedowódcy

brzmiałopodniecenie.

—Atakuj!

background image

GdybyOffniebyłzdenerwowanywtejchwili,niewydałbytakiegorozkazu.Terazto
sobieuświadomiłipojął,żewszystkozależyodtamtego,odnapastnika,którymusi
precyzyjniedziałać.Jeżeliprzegra,przegrająobaj.

—Bierzemygowsferę!—informowałdowódca

eskadry.—Terazniewyjdzie!

—Bierzcie—mruknąłOffbezzachwytu.Wszystkorozegrałosięwkilkasekund.To
wyglądało

niesamowicie,wprostniewiarygodnie.Bobonszbiegalawirowałmiędzypociskami
niczymakrobataw

slalomie.Przytymniepozostawałmilczący.Niebopoczerniało,potemzżółkło,wreszcie
zbielałoodkondensatuwybuchów,leczwtejbielidalejlawirował

nie-chwytnybobons.Jegostrzałybudziłygrozę.Niedlatego,żeczyniłyażtakolbrzymie
szkody.Byłystraszne,botrafiałytam,gdzieonchciał.

Unieruchomiwszyostatniegobobonsaeskadry,zbiegodleciał.

Nieboporóżowiało.Bojowebobonsyztrud

nościąlądowały.naplacykachZagłębieniaDłoni.

—Wracamydostradów!—zakomenderowałOff.—

ProwadzigoterazSupermózg.—Irzuciłdofonu:

—Uwaga,wszystkiezdolnedoruchupojazdy!

KierowaćsięwedługwskazówekSupera.Super

przejmujedowództwo.

Pochwilidowleklisiędoswoichstradów.

—Dager—odezwałsięInsdoidącegoobok

współpracownika.—Comasztakąponurąminę?

PojedzieszdoInL-uiwyciągnieszchoćbyspodziemiĘstora.Zamknieszgo.

—Co—Dagerstanąłjakwryty.

—Aresztujeszizamkniesznanajwyższympoziomiepodcałodobowąstrażą.Nikogodo
niegonie

wpuszczaj.Niemożemuspaśćwłos^głowy!

DagerzAgisemwsiadalijużdopojazdu.

—Staryzwariował—wysapałDager,gramolącsięprzezniskiewejście.—Kazałmi
zamknąćipilnowaćTrzeciegoDyrektoraInL-u.

—InL,InL,InstytutLotów—mamrotałAgis.—Cozadźwięcznyskrót.

Dagerpopatrzyłnaniegoniemalzezgrozą,poczymgwałtowniewłączyłdociskacz.
Ruszylijakzprocy.Agisażsięprzestraszył,żeniezakręcąprzedmurem.

background image

Pokiwałgłowązezrozumieniem.

Offusiadłnaprzednimfoteluwswoimstra-dzieiwłączyłrozrusznik.

—Niechsiępanodsunie!—wrzasnąłnajakiegośgapia,którymustałnadrodze.

Siwyczłowieczek,bardzostary,skwapliwie

skorzystałztaknietypowonawiązanejznajomości.

—Toćwiczenia,paniekomendancie?!—zapytał

biorącsiępodboki.

—Tak—odpowiedziałOffzmęczonymgłosem.—

Bardzoostrećwiczenia.

Iruszył.Jechałdokomendy,byśledzićdalsząakcjęprowadzonąprzezSupera.Czuł,że

ściganyznowuimsięwymknie.Prawiewiedziałto.

Bardzoostreiniezbytudanećwiczenia…—pomyślał

jeszcze.

Superprowadziłuciekającybobons,śledzącgobezprzerwytysiącemswychoczu.Zbieg
aninachwilęnieumknąłkamerom.Wzdłużtrasyprzelotuzaalarmowanowszystkie
posterunki.TylkoodczasudoczasuSuperinformowałodotychczasowychposunięciach.
Pozatymdziałałzupełniesamodzielnie.Wewszystkichsektorachtrwałgorączkowyruch.
Pojazdyipatrolenieustannieprzemieszczałysięicorazmocniej,corazpewniejwzdłuż
trasyucieczkizacieśniałsiępierścieńobławy.AgiszOffem

siedzieliwcentrali,przyglądającsiętemuwszystkiemuwciszy.

Bobonszaczynałkrążyć.Zbiegwidziałdoskonale,cosiępodnimdzieje.Zrozumiał,że
nieznajdzietumiejsca,naktórymmógłbywylą-wacbezpiecznie.Nachwilęzawisł,
widoczniezastanawiającsię,codalej.

Offobserwowałistarałsięrozumowaćjaktamten.

Jakiemiejscemożnawybrać,abylądowaćz

najmniejszymryzykiem?Jestjednaktakiemiejsce.

Bobonsruszyłterazzdecydowanie.Bezwahania

ciągnąłprostowstronęaleiLim.

Tak.Offsięznimzgadzał.Todoskonałewyjście.Onpostąpiłbytaksamo.Tylkoaleja
Lim.Jejhotelewieczniepełnegości,domytowarowe,centrarozrywki,gigantyczne
parkingistradów,ixarówibobonsów.Offwiedziałotym.Super

chybatakże.

Patrolowce,wysłaneprzezMózg,ruszyłyna-

tychmiastzauciekającym.Lokalneoddziałkikrążyływokółcowiększychhoteli.Ludzie
rozglądalisięniespokojnie,jedniprzypatrywalisiędrugim,jakbyczuli,żeoboknich
dziejesięcoś

background image

niezwykłego.

Bobonsnaglezawrócił.Wykonałgwałtowny

skrętiobniżyłlot.

Więcjednakniezdecydowałsię—pomyślał

inspektor.—Jednaknietu.Uznałtopewnieza

zbytryzykowne.

Uciekinierleciałterazniemaltużnaddachami,wkierunkupółnocno-zachodnim.Agis
rzuciłokiemnaświetlnyplanmiasta.Offrównieżpopatrzyłwtamtąstronę.Chyba
osiedlePlomsówalbomożeLinia?

Znówspojrzałnaekran.Ściganybobonswylądował

przyLiniiWielkichJezior!Torejonbezpatrolilokalnych.StradyStraporublokowały
właśnieostatniewylotyztegokwadratu.

NagleekranrozpłynąłsięiSuperdałzbliżenie.

WśróddziesiątekpostaciidącychulicąRe-derinajednabyłaprowadzonawczerwonym

kółku.

ToOn.Porazpierwszyudałoimsięujrzećczłowieka,któregoszukali.Obrazzodległej
kamery,alemocnezbliżeniepozwalałorozróżnićważniejszeszczegółysylwetki.
Człowiektenporuszałsię

niezgrabnie.Byłwysoki.Ubranyna

szaro.Kameraujmowałagotylkoz‘tyłu,dlategowogóleniewidzielitwarzy.

—Super!Dane!

—Wzrost194,ubranieszare86°/ocornis—14%

lunis,butymiękkie,wytwórniprywatnejspozaValaco,numer43,budowaszczupła,włosy
siwe,waga

przypuszczalna78kg,lekkaniezborność,lekkiepochylenie.

TyleMózg.Zrobił,comógł.Uciekinierznajdowałsięjużpozajegozasięgiem,jednak
dziękiniemuzostał

osaczony.Resztęmusieliwykonaćludzie.Sądzączrozgromieniaeskadry,nieprzyjdzieto
łatwo.

Offniewierzył,żeudasięunieszkodliwićtegoczłowieka.Zaczynałrozumiećcoraz
więcejrniebyłjużtakpewien,czychcegounieszkodliwić.Zobecnegopunktuwidzenia
Offaunieszkodliwienieowego

człowiekabyłowtejchwiliniekorzystne.Od

rozpoczęciacałegopojedynkuInsprzeszedłbardzodługądrogę.Nie.Nienależyteraz
tamtego

unieszkodliwiać.Kimkolwiekbył,działająctak,jakdziałał,miałrację.Żadna,inna

background image

metodanieprzyniosłabyskutków,jakichoczekiwał.Jakichoczekiwaliobaj!Nawetjeżeli
okazałobysię,żejestosaczonyostatecznieiniepotrafisięwyrwać.Offwiedział,żew
końcutamtensięwyrwie.Ktośmupomoże;Iwiedziałnawet,kto.

Uśmiechnąłsięspoglądającnarozświetlonyplanmiasta.

Agissiedziałnieruchomo.Przypominałgumową

zabawkę,zktórejwypuszczonopowietrze.Może

zastanawiałsię,czytymrazemzłapiązwierzynę.

BelgazNoldatakżebyłootoczone,ajednaksię

wymknął.Toprawda,żeniecałkowicie;Teraz,przezswojąnierozważnąakcjęna

pastnikzostałzlokalizowany,niemaluwięziony.

Wprawdzietrudnogozłapać,aleniktgoprzecieżniepróbowałzniszczyć.Zniszczyć
możnawkażdejchwili.

Zniszczyćcośzawszejestłatwo.Tonigdynie

nastręczałozbytdużych

trudności…

—Uwaga!—rozległasiękomendainspektora.—

Uwagawszystkiepatroleoperacyjne!SkierowaćsięwkwadratE1367.Rozpocząć

przeszukiwanie!

Agispopatrzyłnaniegolekkozdziwiony,ale

nicniepowiedział.

—Takmusibyć—powiedziałOff,jakby

próbującsięusprawiedliwić.

—Wiesz,corobisz—odrzekłAgis.—Widocznie

maszinneplany.

—Tak.Maminneplany.

Świadomiepozostawiłściganemufurtkę.Terazterencałegomiastabyłwolnyodpatroli.

Zazakrętemrzekistałytrzyczarnedrzewa.Takolbrzymie,żeledwo.możnajebyłoobjąć
wzrokiem.

Łódźkołysałasięnierówno.Wiosłazledwouchwytnympluskiemzanurzałysięw
ciemnejtoni.Popowierzchnipływałytłuste

plamyjakichśsmarów.

Płynęliwabsolutnejciszy.Nadziobie,pochylonynadwodą,prawieciągnącponiej
nosem,przewodnik.

Napięty.Czujniewsłuchanywotoczenie.Łowiącykażdyszmer,innyodpluskuwioseł,w

background image

sweniezawodneucho.Hebanowaskóralśni,grubonamaszczona

olejkamihevoi.

Dwajpozostaliwioślarzetotubylcy.Purpuro-woskórzy,zprzepaskaminabiodrach.
Mocne

mięśniezwprawąobracajądrągi,pchającełódźdoprzoduposzerokiejrzece.Tubylcy
mająbłyszcząceoczyilekki,drwiącyuśmieszeknaustach.Chcątymuśmieszkiemdodać
sobieotuchy.Aletonietakiełatwe.

Sytuacjanawetdlanichjestniecodzienna.Niebojąsię.

Toniestrachwyzierazichruchów,toniestrachspoglądazzachmurzonychczół.Onisą
zbytprymitywni.

Niewiedzą,cotostrach.Potrafiązatodobrzewiosłować.Wiosłująrzeczywiściedobrze.
Najlepiej,jak

.potrafią.Takjakprzypodchodzeniudo

rozwścieczonegodurandoka,kiedygryzieziemięiłamiepotężnym,łuskowatymogonem
drzewasur.

Urodzeniłowcy.

Przewodniktozbieg.Jegoskóraświadczyotym

najlepiej.Niebieskawo-czarnyleżyterazwyprężonyjakstruna,zuchemnadwodą…
Życienauczyłogosztukinasłuchiwania.Tylkodziękiniejjeszczeżyjeipłynieznimiw
łodzi.Brzegjestporośniętygęstoidziko.Możnabypowiedziećbujnie.Aletojakaś
dziwnabujność.Anijednejbarwy,dojakiejwzrokprzyzwyczajasięwdżungli.Nic
żółtego,pomarańczowegoczy

czerwonego,anijednegozielonegokielicha.Niemarównieżtapuszczaniczkniej
północnychregionówVollu.Nijednegozielonegoliściaczygramabłękitu.

Ciągletylkoczerń.Czerńiszarość.Trochę

popielatego,zwłaszczawtrawach,trochę

przyprószanegobrunatu.

Ajednakwtejczerni,pozorującejśmierć,taisiężycie.Nawetnietai.Onofaktyczniekipi
bujnie,leczjakośniezauważalniedlaniewprawnegowtympejzażuoka.Łódźprzezornie
trzymasiębliskobrzegu.Niemalocierajągłowamioskrzypiące,spopielałowitki
arbelozu.Nieba

złodziprawieniewidać.Przezgęste,zbitekoronypoprzerastaneepifitamiprzezieratui
ówdzie

jasnoszaryprzestwór.Niebotutajjestzawszetakie.

Wioślarzezwprawąutrzymujądrewnianąskorupkęprzybrzegu.Wkołoabsolutnacisza.
Niesłychaćwtejdżunglinormalnegogwaru,gwizdówaktacamów,

pomrukówous,zawodzeńkinteifów,nerwowego

background image

tupaniaagu-czamówczyposapywania

przedzierającegosięzłopotemprzezzbitekczerwienidrzewsurba-ssolbassa.Tutaj
panujecisza.Bezludna,nieprzyjazna.Dzisiajnawetniewiejewiatr.Tooczywiste.
Przewodnikwie,corobi.Niewypłynąłbywwiatr.Jeszczemugłowamiła.Niepoto
uciekałzHy,żebywpadaćnapatrolzbylepowodu.Każdygłupiwie:

„Niewypływajwwiatr,choćbywżagle”.Przysłowianiekłamią.Tworzyłyjepokolenia.

—Czytutajkiedykolwiekświecisłońce?—zapytał

Off.

Przewodnikzbyłgomilczeniem.Wioślarze

wyszczerzylizębywbezrozumnymuśmiechu.Muskułygrałyimpodskórą.Wiosłatonęły
wciemnejotchłaniz

ledwosłyszalnymszmerem.Zbliżalisiędokolejnegozakola.Offwierciłsięniespokojnie
nasękatejławce.

Uwierałygosprzączkiszarogranatowego

kombinezonu,uwierałskórzanyberet.Przebraniepiekielnieniewygodne,alekonieczne.
Pomyślanonawetooryginalnejbieliźnie.

—Nawszelkiwypadek—powiedziałDager.Teraz

Offwierciłsięjaknaszpilkach.Gryzłygololronowekalesony,całeciałoswędziało.
Pilnowałsię,żebyniedrapaćpodrażnionej.skóry.

Gdzieśnabrzegutrzasnęłagałązka.Offrozejrzałsięniespokojnie.Przewodniknie
zareagował.Łódźpłynęładalej.Równo,miarowymrytmem,rytmemoddechów

purpurowoskórych.Trzaskipowtórzyłysię,tymrazembliżej.Offnerwowoprzygryzł
wargę.Niechciałmyślećowpadce.Takawizjamogłaprzyprawićodreszcze.Tozresztą
niemożliwe.Manajlepszegoprzewodnikainajlepszychwioślarzy.Trzebatrzymaćna
wodzy

rozdygotanenerwy.

Czyjeszczedaleko?Jakdługomożnawytrzymać

takienapięcie?Skoroprzewodnikniereaguje,widaćnicsięniedzieje.Tymrazemtrzaski
powtórzyłysiętuż,tuż.Offczuł,jakoblewagopotidrętwiejąkoniuszkipalców,
kurczowozaciśniętychnadługiejkufie.Wpatrzyłsięwzarośla,leczprzezsiećszarych
witeknicniedojrzał.Naskarpie,prawienadichgłowami,rozległosięterazgłuche
stęknię-cieiktośjakbysapnąłczywestchnął.

—Coto?—Offniewytrzymał.

Czuł,żewymówiłpytaniedrżącymgłosem.

Przewodniknieodpowiedział.Tubylcyszcze-rzylisięjeszczeszerzej.

—Coto?!—powtórzyłnatarczywiej.Czarny

uciekinier,dawnyniewolnikzwielkiejodkrywkowejkopalniololanu,zaszczyciłgo

background image

krótkimspojrzeniemiznówskupiłsięnamętnej,“zaolejonejpowierzchnirzeki.Wtemo
jakieśpięćmetrównadnimicośstoczyłosięzpagórkaizgłośnympluskiemwpadłow
głębięjakkamień.Nawodziepozostałytylkokręgi.

—Zapóźnionyrurk—stwierdziłprzewodniknie

odwracającnawetgłowy.

Offpowoliprzychodziłdosiebiepotymincy

dencie.Widaćudzieliłmusięnastrójotoczenia.Musisiękonieczniewziąćwgarść.To
dopieropoczątek.Cobędziedalej?Niewystarczybezpieczniedotrzećdocelu.Trzeba
jeszczedziałać.Musiałprzyznać,żewszystkowyglądałoowieleprościejwzaciszu

gabinetuwValaco.Sądził,żeprzygotowałsię

dostatecznie.Planwydawałsięjasnyiłatwy.Niewziął

jednakpoprawkinakrajobrazaninaludzi.Tonietenpejzaż,którysięzna,którysięczuje,
bezpiecznyirealny.Nieciludzieonormalnych,jasnychizrozumia-

łychreakcjach,dającychsięzgóry,wmniejszymlubwiększymstopniu,przewidzieć,o
normalnychi

oczywistychproblemach,onormalnych

doświadczeniach.Doświadczenia,któretychtutajkształtowały,leżałygdzieśpoza
przepaścią,pozaprzeciętnymobszarempojmowania.

BocóżznaczydlanassłowoHy.Pustydźwięk.Iwcalegonieożywimydodając,żejest
strasznymmiastem.Trzebaprzeżyćjegokoszmar.WtedynigdyniepomylisięSovzHy,
czyHyzPiorą.Życiew

każdymztychmiaststanowiodrębnąudrękę,odmienne,realnedoświadczenie.

Offadziwiładawniejmałomównośćtych,którym

udałosięstądwyrwać,rozbieganywzrok,służalczapostawa.Spotkałichzresztąwswoim
życiuniewielu.

Możedwóch,możenajwyżejtrzech,aitonie

wiadomo,czytylkosięniepodszywalipodbyłychmieszkańcówHy,chcącuchodzićza
bohaterów.Potemtrochęlepiejichzrozumiał,oilemożnatozrozumiećnieprzeżywszy.
Przestałsiędziwić.Wielesię

nasłuchał.Alecoinnegosłyszeć,acoinnegoczućnawłasnejskórze.

Przewodnikuniósłrękę.Wiosłazamarływpółruchu.

Łódźsunęłabezszelestnie.Offwytężyłsłuch.

Przewodnikwyprężonyjakstrunadramindyusiłował

rozszyfrowaćto,cosłyszy.Offniesłyszałnicmimowielkiegowysiłku.Wioślarze
wpatrywalisięwgłowętamtegooposkręcanych,twardychjakdruty,siwychwłosach,
prawiebezmyślnie.Ztępąpustkąwoczachoczekiwalirozkazu.Jakdobrzewytresowane

człekopodobneobbibony.

background image

—Dobrzegu—rzuciłszeptemprzewodnik,

wpatrującsięwpustąpowierzchnięwodyprzedsobą.

—Tylkoostrożnie—dodałpochwili.

Tubylcysprawniewyciągnęliłódkęnabrzeg.Bezjednegozbędnegoruchu,bez
przypadkowego

stąpnięcianasuchągałązkęzawlekliskorupęwkrzaki.

Przewodnikprzyjrzałsiękrytyczniemaskowaniu,poutykałszpary,gałęziązakryłmokre
śladynatrawieoostrychjaklanceźdźbłach.

—Terazschowaćsięianipary,boszrama!Wpadliwniewielkąnieckę.Wgęstwinie
przewodnikutorował

lufcik.Widaćprzezeńbyłomaływycinekrzeki.Mniejwięcejmiejsce,doktórego
dopłynęli.

—Gdziejatojużsłyszałem?—zastanawiałsięOff.

—„Anipary,boszrama?”Ależtak—przypomniał

sobie.SłowaślepcaBajo.—Iraptemspelunka

przepełnionatłumempotencjalnychmieszkańców

Salvirywydałamusięczymśbliskiminiemalmiłym,aponuretwarzerzezimieszków
nawetsympatyczne.—

Tak,toprzepaść—pomyślał.

—Nicniewidać—szepnąłdoprzewodnika.

Purpurowoskórzyleżeliprzyklejenidodnawądołu,zewzrokiemwbitymwkoronydrzew.

—Stulpysk!—warknąłprzewoźnik.—Stulpysk,bodługoniepożyjesz!

Offwpatrzyłsięwpowierzchnięwody.Teraz

doleciałygojakieśszmeryzzazakrętu.

—Patrol?—zapytał.

—Stulpysk.Patrol.

Nawodziepojawiłsięnajpierwnieznacznywir,potemdługi,spiczastycień.Offmiał
ochotępowiedzieć,żetożaglowiec,alewporęugryzłsięwjęzyk.Zacieniemukazałsię
stateczek.Niewielkiżaglowiecpatrolowyporuszającysięwzupełnejciszy.Pod
warunkiemoczywiście,żejestwiatr.Dzisiajwiatruniebyło.

„Służbawbezwietrznydzieńtotupanżygrosz”mawialipod—inadkomendnizPatrolu.

Rzeczywiście.Kilkupodkomendnychwszarychmaskującychdrelichachobracało
wiosłamiwtaktznakówdawanychprzez„starszego”pałeczką.

Sflaczałyżagielwisiałbezużyteczniejakniepotrzebnadekoracja.Nadziobieponad
nadbudówką,na

background image

niewielkimmostku,awłaściwieżelaznejkładce,stał

„wzrokowy”.Uważnieprzeczesywałkażdymetrterenu,wpatrującsięwwodęiposzycie.
Obok„lunetowy”

badałwskazaneprzez„wzrokowego”szczegółyiwątpliwemiejsca.„Wzrokowy”rzucił
okiemnazegarek.

Przewodniktakże.

—Mamyszczęście—szepnąłprzewodnik.—

Dawnoniemiałzmiany.

Rzeczywiście.„Wzrokowy”robiłwrażenie

zmęczonego.Przypatrywałsięterenowizwyraźnymznudzenieminiechęcią.

—Terazsza—ledwowyszeptałprzewodnik.

Przepływaliobokichkryjówki.Spojrzenie

„wzrokowego”spoczęłonamaskującymślady

konarze.

—Cośmisiętuniepodoba—powiedziałdo

„lunetowego”.

Offaprzeszłyciarki.„Lunetowy”skierowałlunetęwichstronę.Zamarli.Przestalinawet
oddychać.Zdawaćbysięmogło,żeprzemienilisięnaglewkamienielubulecielijak
obłoczkipary.„Lunetowy”zatrzymałsięnamomentnaichkryjówce,leczzarazoderwał
wzrokodokularuimachnąłpodenerwowanyręką.

—Zdajecisię,Łypst.Maszjużprzywidzenia.Czasnazmianę.

—Mówię,żecośtujestinaczej—upierałsię

tamten.

—Przestańmniewkurzać!Jazdadalej!,,

Wzrokowy”jeszczerazprzyjrzałsięzaroślom.

—’—Damgłowę—powiedział—żetekrzaki

inaczejwyglądały,kiedypłynęliśmywtamtąstronę.

.—Touważajnagłowę—wypalił„lunetowy”.;••

..

Żaglowiecpopłynąłdalej.Przezchwilęsłychać

jeszczebyłocichypluskzanurzonychwwodziewioseł,ażucichł.

Offodetchnąłzulgą.Przewodnikrównież.Taksięmusiałchybaczućuciekającypo
napadzienaInL

człowiek,wmomenciekiedydopadłkanałuistradStraporu,przejechałnadjegogło-

background image

wą‘niezatrzymawszysię.Offtakżeczułsięjużrazpodobnie.Byłotowtedy,gdyudało
musięumknąćz„Bandery”.Leżelijeszczedługąchwi

lę,zanimprzewodnikpozwoliłwyciągnąćłódźiznówwiosłazanurzyłysięwciemnej
czeluściwody.Lekki

\viatrzakręciłgałęziami,zaszeleściłlancetowatymiźdźbłami,pochyliłwiotkiepnie.
‘Woda,zmarszczonapowiewem,zchlupo-temuderzyłaomarglowatybrzeg.

Pociemniałojeszczebardziej.Wioślarzerozglądalisięniespokojnie.Nieminąłnastrój
przygnębienia,choćminęłoniebezpieczeństwo.

Offrównieżczułsięnieswojo.Mimowszystko

postanowił,żeniedazawygraną.Najpierwbyłakrótkaleczmęczącapodróżprzezocean.
Pełnyluksus,ajednakczułsięzmęczony.Zpróż-niowca,któregotrasaprzechodziław
pobliżuSalviry,wysiadłna

pełnomorskiejstacjipaliwowej,gdziepróżniowce

sunącewkierunkuTropsuzatrzymywałysięzawszedlauzupełnieniapaliwa,aludziom
pozwalanowyjśćdoniewielkiejkawiarninacośmocniejszegoniżserwowanepodczas
jazdylekkiemusującesoki.Tutajmusiałsięwsprytnysposóbprzeszmuglo-wać.‘Jego
akcjamiałacharaktercałkowicietajny.Nie•wolnobyłoryzykować.Ktowie,czyjakimś
dziwnymsposobemniewypatrzylibygocelnicy,gdybywspomniałchoćjednym
niepowołanymsłowemozamierzonejpodróży.

Wszystkoudałosiędosyćgładko.Niezauważony

‘przezobsługę,dostałsięnapokładwielkiego

‘ólolanowcazdążającegodoTransgextLUlók’owałsięwopróżnionymluku.Transgexnie
byłmu’specjalniepodrodze,aleOffniemiałwyboru.Wciemnościoświetlająclatarką
mapę,ustali’!1,gdzienajlepiejopuścićololanowiec.Wybrał’okolicewyspyGlarleżącej
niedalekoPuszczyWschodniejimiejsca,którewskazał

jakopunktkontaktowyBajo.Miałnadzieję,żedopłynątamnocą.Wszystkoszłotak,jak
mówiłBajo.ByłatoponoćnajprostszadrogadobrzegówSalviry.Czasemurządzanona
niejobławy.Jednakślepiecnieotrzymał

żadnychsygnałówostrzegawczych.

Okołopółnocyolbrzymiololanowiecwszedłw

sztorm.Offczułlekkiechwianienaboiki.Obawiałsię,czyniepokrzyżujemutoplanów,
alełajbaniezwolniłaaninachwilę.Widaćszyperspieszyłsiędorodzinnegoportu.

Offprzebrałsięwprzygotowanejeszczew

komendziełachy.Wszystkopiłogoiuwierało.Czekał.

Wzakręcanymzbiorniczkumiałtlen.Sprawdziłzawory.

Poprawiłbusolę.Luknaszczęściepozostawiono

uchylony.Dotrzeciejmiałsporoczasu.Terazopadłygowątpliwości.Zmęczeniei
niewyspaniedawałyznaćosobie.Chwilamidrzemał,alezawszebudziłsię,nimjeszcze

background image

głowazdążyłamuopaśćnakolana,czujniespoglądającnafosforyzującewskazówki.

WmajakachwidziałTerię.Zastanawiałsię,nawpół

przebudzony,coterazrobi,gdziejest.Czyjestbezpieczna?Usiłowałsobiewyobrazićjej
pokój,jąsamą,alewszystkosięrwałoiznikała.Niemógłsięnaniczymskupić.Nerwowo
liczyłminy.

Wreszcienadszedłtenmoment.Dochodziłatrzecia.

Zawyłasyrenaobwieszczającskraweklądu,którymijali.TowyspaGlar.Offzręcznie
niczymtupang,amożejeszczezwinniej,pocienkiejlinieregularniezasupłanejwwęzły
wdrapywałsiękuotworowiluku.

Niebobezgwiazdzlewałosięzlądemiwodąwjednączarnąpłaszczyznę.Popatrzyłna
busolę.

Machwilęskryłsięzawęgłemmessy.Szłazmian-awachty.Minęligo,skuciwstalowe
kamizelki,tłukącwpokładciężkimibutamiozbrojonychpodeszwach.W

powietrzuzapachniałoololanem,araczejludzkąskórąprzesiąkniętątymmotałem,
ololanowympotem.Omalgoniezemdliło,myślałjuż,żeniepowstrzyma

nadchodzącejzżołądkafali.

Przewiesiłbagażnapiersiach,jeszczerazspojrzał

nabusolęi,przechyliwszysięprzezburtę,dałsusawwodę.Morzebyłolodowate.
Właściwietylkoprzezchwilętakmusięzdawało.Napokładziepowstałozamieszanie.
Zatu-potałyokutebuty,zapłonęłyświatła,przeciągłygwizdekisyrenawyrwałymajtków
zesnu.

Klęliisarkali.Dopinaliwbiegugacie.Oficerrobił

zbiórkę.Nawodępuszczonoreflektory.Offzanurzyłsięiprzekręciwszyzawórpopłynął
wkierunkuwyspy,naktórejmiałspotkaćprzewodnika.

Przewodnikznówdałznak.Natychmiastwiosła

uniosłysięnadwodę,apurpurowoskórzywpatrzylisięwzwichrzonączuprynęswego

opiekuna.

—Tutajpuszczasięurywa—powiedziałten

doOffa.

—Tak.Icodalej?—Offocknąłsięzzamyślenia.

—Dalejprzydałabysięburza.

—Niezamawiałemjej.

—Wracajmy—zwróciłsięprzewodnikdo

niecierpliwieprzestępującychznoginanogę

Wioślarzy.

—Łódźodbiłaiwyruszyławdrogępowrotną.

background image

Przewodnikstałteraznarufie.Pomachałinspektorowiręką.

—Pamiętaj!—krzyczałjeszczezdaleka.—Prostodokrawędzizarośli,staryczarny
strad,“Yerayherzezłotymnapisem„SkładTrantona”będziestałnawprostmiejsca,w
którymwyjdziesz…

—Pamiętam!

—Powodzenia!

Offwzniósłdłońwgeściepożegnania.Stałchwilę,poczymnamierzyłkierunekiruszył
przezzarośla.Byłylepkieiszorstkie.Zbliżałsięzmierzch.Wszarościzmrokuotoczenie
zdawałosiębyćbardziejprzyjazne,nieraziłotakswyminiecodziennymikształtamii
barwami.Tylkotalepkośćpozostawałanadalobcaiprzypominała,żeniejestsięu
siebie…

WkrótceOffprzekonałsię,żewysadzonogoniemalnawprostumówionegomiejsca.Na
szosiestałz

wygaszonymiświatłamiVerayher.Insodczekałkilkaminut.Niezauważyłniczego
podejrzanego.Postanowił

jednaknawszelkiwypadekjeszczepoczekać.W

stradzieniespostrzegłnikogo.Naszosienadalspokój.

Zdecydowałsię.Ruszyłprzezpłaską,porośniętączymśgąbczastymłąkęwkierunku
pojazdu.Naniebiezawisłyciężkiechmuryispadłypierwszegrubekropledeszczu.
Padałoichzkażdąsekundącorazwięcej.Z

cichympoczątkowo,potemcorazintensywniejszymplaskaniem,przechodzącymw
dziwaczny,rytmicznyszum,rozbijałysięogąbczastepodłoże.

Nocpochłaniałaszczegółykrajobrazuista

piałarzeczywjednąwielką,czarnąmasę.Zlepiałaliście,trawyipniewjednolitąciemną
plamęlasu,zagarniałają,łączączłąką,czarnąwtymmomenciejaksmoła,obejmowała
wszechogarniającymobszaremkrólującejciemnościwstęgęszosyimajaczącycień
Verayhera,anektowaławszystko,ażponajdalej

widzialnyhoryzont,gdziebłąkałasięjeszczejasnaszramapobitegoprzeznocdnia.
Szparka,przezktórąsłońceusiłowałowetknąćsweoko,zmniejszałasięciągle,bardzo
szybko,ażwreszciezniknęłazupełnieiwokolicyzapanowałapustaciemność,
wypełnianajedyniedudnieniemimlaskaniemkropliciepłegodeszczu.

Wszystkotostałosiętaknagle,żeOffprzystanął

zaskoczony,zapominającnamoment,gdziejestijakiegrożąmuniebezpieczeństwa.Było
coś

zachwycającegowtejgroźnej,pustej,salvirańskiejnocy.Takiejnocy,takiego
intensywnego,krótkiegozachoduInsniewidziałnigdyinigdzie,ipewniejużnie
zobaczy.

Absolutną,lepkąciemnośćrozświetliłnaglebiałyognik.TokierowcaVerayherapodpalał
widoczniekolejnąfajkę,zniecierpliwionyprzedłużającymsięoczekiwaniem.Offdobrnął

background image

wreszciedopojazdu,

przechylonegonaprawekoła,którymiwryłsięwmiękkiepobocze.Kierowcago
zauważył,drzwiuchyliłysięlekko.Zwnętrzabuchnąłciepłystrumień

skondensowanegozapachumafafyirozgrzanychkabli.

Nadrzwiczkachzamajaczyłdużymi,pochyłymiliteramiwyciśniętynapis„Tranton,Skład
iWyprzedaż”.

Inswtłoczyłsiędośrodkaizapadłwmiękkiefotele.

Spojrzałnanastępnegoprzewodnikaw

swejniecodziennejpodróży.Praca,którąwykonywał

odlat,przyzwyczaiłagodoniejednego.Wiele

zaskakującychprzeżyćmiałzasobą,jednaknawetniezwykłośćposiadaswojeskalei
odcienie.Tapodróżbyłanajniezwyklejszązniezwykłych.Człowiekprzykierownicy
baczniemusięprzypatrywał.Odnosiłosięwrażenie,żepatrzyłwzrokiemzimnymi
obojętnym.Amożenie.Możewydawałsiętakiprzezoświetleniezielonkawymblaskiem
szybkościomierza.Rysydosyćdelikatne.Dłonieosmukłych,wiotkichpalcach

spoczywałynasterze.Wzębachtrzymałfajkę,którąssałrytmicznie,wypuszczająckłęby
dymu.

—Cozadziwnespotkanie—powiedział.

—Wistociemiałemszczęście.Właśniezapada

zmrok.

—Niechsiępanniemartwi—przewodnikmówił

miłym,melodyjnymgłosem.—Tenstradniejesttakistary,najakawygląda.

—Aleczybędzieszwmieścieprzedświtem?

—Panpierwszyrazwtychstronach?

—Zupełniemożliwe.

—Widać.Domiastaniewięcejniżgodzinajazdy,awliczającstrażenajwyżejpięć.

—Czywyglądamnakogoś,ktomógłbysiętu

znajdowaćnielegalnie?

—Wporządku—przewodnikskinąłgłową.—Hasłobezzarzutu.InsOff.Prawda?

—Zgadzasię.

Człowiekzbrzękiemzamocowanychnaprzegubie

bransoletwłączyłstarter.Warknąłsilnik.Przewodnikmocniejnasunąłnaczołokapeluszz
szerokim,

sombrerowymrondemizwolniłzłą-czniki.Stradrunąłwczarnąprzestrzeńzhu

kiemijazgotem.Szybkościomierzzmiejscazanotował

background image

20y,aposekundziejuż22y.Kierowcamusiałbyćraeczywiścieniezłymfachowcem.To
stwierdzeniepodtrzymywałotrochęOffanaduchu.

—JestemOrdez—przedstawiłsię,niewy-

puszczająccybuchazzębów.

—Widzę,żedawnoprzewodzisz?

—Nanocnychtrasachznamkażdywybójikażdą

pułapkę.Trzebasunąć,pókisięda.Potemtotylkociężkaharówka.

—Spotkanieprzygotowane?

—Tak.

PędziliprzezsalviriańskąnocdoSov.Stradciął

ciemność,wgryzałsięwniąsmukłympyskiem,

przerabiałprzypomocyswychsilnikównagęstąpapkęiwyrzucałzasiebiewpostaci
szarejsmugi.Jechaliciągleprzywygaszonychświatłach,sunącprawietużprzy
nawierzchni.Ordezmilczał,nonszalanckowspartynasterach.Wydawałosię,żenie
patrzyprzedsiebie,ajegoumysłzajętyjestczymśzupełnieinnym,

nieporównanieważniejszymniżgłupiaprzejażdżkadoSovzjakimś„niewiadomokim”
napokładzie.Lekkopodrzuciłoichnapagórkuizarazukazałysięcałkiemniedaleko
wysepkiświateł—małe,jasneatolewciemnościach,rozlewającesięwcorazwiększe

skupiska,jednakbardzosłabeitlącesięjakbyostatkiemsił,drżącewzmaganiachz
czernią,

wyczerpane.

Ordezzwolniłteraz.Zapaliłkrótkieświatła.Jechalijużtylkoczternastką.Światła
przybliżyłysięispotężniały.Możnabyłorozróżnićzarysykominów,wyciągów,ponurych
halbezokien,zktórych

wentylatorywieczniewysy-

sałytrującewyziewy,rozpylającjepookolicy.Pompystaletłoczyłytlen,abypracujący
tamludziemogliprzetrwaćwymierzonązprecyzjądawkężycia,anidłużejani‘krócej,
20-25latikropka.

Poobustronachdrogizaczęłypojawiaćsię

parteroweokrąglakizmałymi,owalnymijakdziurywserze,okienkami.Naulicyani
jednegoprzechodnia.

Okienkaświeciłyzrzadka,przeważniedomybyłyciemne.Tu,naprzedmieściach,
mieszkalijakzwykleiwszędziecipracującynajciężej,wnajgorszych

warunkach.Przewodnikzwolniłjeszczebardziej.Terazposuwalisięjużledwiesiódemką.

GdzieśnakońcuprostejbłysnęłyzielonereflektoryiOrdezzastopowałgwałtownie.Strad
zaryłzcichympiskiemiprawierównocześniezacząłcofaćsięzwysiłkiemisapaniem.
Zielonereflektoryprzybliżałysię.

background image

Offspojrzałnaprzewodnika.Naczoletamtego

rysowałasięwąskazmarszczkamiędzybrwiami.

Wycofalisięwprzecznicęicałyczasjadąctyłemwjechalizazakręt.TutajOrdezrozejrzał
sięnerwowo.

Międzyszopąakulistymbudyneczkiemznalazłtrochęmiejsca.Wtłoczylisięwtę
szczelinęiwyłączyliświatła.

Przezmomentpanowałazupełnacisza.Wchwilępotem,niedłuższąniżmrugnięcie
powieką,usłyszelichrzęstkółpatrolowca.Obła,ciężkamaszynawtaczałasięw
przecznicę.

—Spokojnie,spokojnie—uspokajałszeptemnie

wiadomokogoOrdez.Zwilżałprzytymnieustanniewargi,oczymubłyszczały.Ręka
drżała,zaciśniętanastarterze.—Spokojnie—powtarzał.—Tylkoniezaszybko.

Wyglądałnaskupionego.Patrolowiecbyłtuż,tuż.

Rozbłysłaścianaprzeciwległegobudynkuomiecionazielonymreflektorem.Zzarogu
ukazałsiędługiprzódpancernegostradu.

Terazwypadkipotoczyłysięjakgrom.Zanimjeszczezielonyreflektorskierowałsięwich
stronę,ajużwmomenciegdykabinapatrolowcawyłoniłasięzzamuru,Ordezwłączył
pełne,białeświatłabłyskoweijednoczesnymruchemwcisnąłstarter.Reflektorjakbysię
zawahał,przezułameksekundynicsięniezdarzyło.Strażnicybylijeszczelekko
zaskoczeni,aYerayhernienabrałodpowiedniejmocy.Wsekundępotemrozległsię
szczękdługiejseriiirównocześniestradOrdeza,spiętysterami,ruszyłzmiejsca26yi
wzbiłsięnatylewpowietrze,żemógłsięwedrzećiprześlizgnąćpodachukabiny
patrolowcanajegodrugąstronę.Będącnadpojazdemstrażników

uniemożliwiałimotwarcieciągłegoognia.

Serianamomentumilkłalubutonęławzgiełku

trącychposobieblach.Verayherprzetoczyłsiępokabiniepatrolowca,lekkoją
wgniatając,iostrozadarłszydogóryprzeszedłwbalansującyzygzak.

Serierozległysięterazzezdwojonąsiłą.Płaskamaskadrgnęłaiprzekrzywiłasięwdół.

Jakwicherwypadlinagłównąszosę,walącprawymreflektoremwrógbudynku.
Dopędzi-łaichjakaśseriazciężkiejbroni.Rozbębniłysiętylneblachyiszyba.Off
skurczyłsięodruchowo,Ordezanidrgnął.

—Szybysązbrojone—rzuciłnieodwracającgłowy.

—Terazstracątrochęczasu,żebysię

wycofaćztejprzecznicy,amytymczasemwy-

dostaniemysiępozaichstrefę.

—Aleprzecieżdadząznaćinnym.

—Dotegosięniekwapią.Tokonkurencja.Jeżeliniezłapiąnaswswojejstrefie,niepisną

background image

anisłówkiem,niebędąchcieliinnymułatwiaćzdobycianagrody.Coinnego,gdyby
ogłoszonoobławę.Wtedyjużgorzej.

Trudnobyłobywyjść.

Przewodnikrozgadałsię,najwyraźniejwyłaziłzniegowtejchwilistrach.Jasnewłosy
wysunęłymusięspodprzekrzywionegonabokkapeluszaispłynęłyna

ramiona.Wyglądałterazzupełniejakdziewczyna.

Gładkatwarzbezzarostu,delikatnerysy.Gdybyniecharakter,typowomęski,hartowany
wdługichlatachsamotnej„walkiobyt”,możnabypomyśleć,żerzeczywiściezasterami
stradusiedzikobieta,którawyjechałananocnyspacerczyzabawę.Alespokóji
zdecydowanie,malującesięwoczachtegoczłowieka,niemiałynicwspólnegoz
kobiecością.Byłtochłódipewnośćsiebieczłowieka,przygotowanegoabsolutniena
wszystko.

Offobejrzałsię.Nakońcuprostejsunęły,maleńkieztejodległości,zielonereflektory.

—Niezłapiąnas—zdzikąsytysfakcjąstwierdził

Ordez.Wargirozsunęłymusięwszerokimuśmiechu.

—Togranicaichstrefy!Gra-nicaaa!!—wrzasnął.

Reflektoryzbliżałysięjeszczeczasjakiś,leczrzeczywiściewpewnejchwili
znieruchomiały,zatoprzednimipojawiłysięnastępne.Ordezzacisnąłustaidocisnął
przyspieszacz.Niemiałwyjścia.Dlazmyleniawyłączyłzieloneświatła.Offpatrzyłz
przerażeniemnalicznik:26y,26-5,26-8,27!!!

Patrolowiecsunąłjednakśrodkiem.Ordezposłałmukilkabłyskówwspecjalnym
systemie.Nic.Powtórzyłzniewielkąmodyfikacją.Tamtenjakbysięzastanawiał.

Ordezzmniej-szyłniecoprędkość.Pędziliwprostnasiebieniczymdwahuragany.W
wylotachświstałorozbijanepowietrze,maszynywyły,hałasburzyłciszęnocyiroznosił
sięechempookolicy.

Patrolowiecbyłmożez300-400metronówodnich,kiedykierowcatamtychnie
wytrzymałirękadrgnęłamuwlewo.Przewodnikpodkręciłlekkowprawo.

Tamtenrunąłwtymkierunku,świadompozostawionejluki,awtedyOrdezzarzucił
wozemnalewąstronęidocisnąwszydomaksimummożliwegonapowierzchni28y
wyminąłześwistemciężkipancernywóz.

—Dlaczegoniestrzelali?—myślałgłośnoOff.

—Gdybyśmysięwnichwładowali,nicbyimniepomogłypancerze.Moglinastylko
straszyć,aterazbędąnasgonić.Napewnosąprzygotowaninatakimanewr.Aleoni
zawszealbokogośniedoceniają,albozrobiąjakiśbłądinieporadząsobie.

—Możebysięwzbićwyżej?

—Nie.Tobyłbykoniec.Verayherjestnajlepszytużnadpowierzchnią,apozatymlepiej
kluczyć,niżuciekaćpootwartejprzestrzeni.Mamymoclotuniewyższąod45yitona
krótkimdystansie.Onimają60y,65y,alezatokosztemprędkościnaziemnej.Mamy1-2y
przewagiiwiększązwrotność—Ordezaznówopanowałafalaodprężającejgadatliwości.

background image

Zielonereflektorysunęłyrównozanimi.Wjechaliwterenowyższejniecozabudowie.

Budynkismuklejsze,przyulicznelatarnie.Corazwięcejwyboistychprzecznicnadających
siędokluczenia.

Ordeztylkonatoczekał.Gdyzbliżalisiędokolejnejznich,szarpnąłgwałtowniesteryi
wjechaliwwąskąuliczkębezchodników.Wznieślisięniecowyżej,gdyżwjezdni
widniałygłębokiedziuryiwyrwy.Off

zastanawiałsięprzezchwilę,dlaczegoich

prześladowcyniewzbijąsięwpowietrze,abyichzłapaćzgóry.Sątamszybsi,apozatym
mielibywidoknacałyswójsektor.NiepytałjednakotoOrdeza,bowłaśnieskręcaliw
następną,jeszczewęższą

przecznicę,aztyłupojawiłsiępatrolowiec.

Ulica,naktórejsięznaleźli,okazałasiętakwąska,żeztrudemmieścilisięmiędzy
stojącymipoobustronachsłupamilatarni.Światło,jakieonedawały,byłodosyćnikłe,
żółtawe,większośćlamprozbita.

Musieliporuszaćsiębardzoostrożnie.Offoglądałsięnieustannie,wypatrującścigających
ichstrażników.Naszczęścieztejkrótkiejuliczkiwypadlinatrochęszersząigładszą,
krętąaleję,przyktórejznajdowałosięparęsklepików,przyozdobionychwyblakłymi

nitkowatymineonami.Zabudowanadalparterowa,alejakbysmuklejsza,wyższa,wstylu
bardziejklasycznym,przypominałastarebudynkiOhoy.

Strademkołysałonawszystkiebokizpowodu

nierównegopodłoża,mimotoOrdezniezwalniał.

Płynęliterazdosyćszybko.Takimsięprzynajmniejwydawałodochwili,gdyrozległasię
krótkaseriaiotył

Verayheraznówzabę-bniiyodbijającesięodpancerzapociski.Ordezzakląłpodnosem.
Docisnął

przyspieszacz.

—Tutajniedalekojestkryjówka,musimywniej

przeczekać—powiedział.

Pędziliprzezchwilęnazłamaniekarku.Mijaliprawieidentycznebudynki,którezlewały
sięwdługie,szarepasmo.Wreszciezatrzymalisiękołojednegoznich.

Przewodnikcofnąłpojazdnaplatformęumieszczonąwzdłużścianyiwygasiłsilniki.
Platformazsykiemwypuszczanegopowietrzazjeżdżaławdół.Gdysięzatrzymałana
dniewąskiegowykopu,Ordezzjechał

strademdotyłuiplatformarozpoczęłapowrótnaswojestalemiejsce.

Mężczyznaotworzyłdrzwiczki.Wstałciskając

kapelusznatylnesiedzenie.Długie,białewłosyrozsypałymusiępoplecachitwarzy.
Odgarnąłjedłoniąbrzęczącąbransoletamiipodbiegłdo

background image

peryskopu.Offstanąłobok.

—Niechpanpatrzy—odezwałsiępochwiliOrdez.

—Mamnadzieję,żetoprzypadek.

Offprzylgnąłdochłodnegookularu.Nazewnątrz,przychodniku,nawprostplatformy
zatrzymałsiępatrolowiec.Wewnątrzsiedziałtylkokierowca.

Pozostałychpięciuniebyłowidać.

—Przeczesują?—zapytałOff.

—Może…—Ordezstałopartyościanęinabijałswąnieodłącznąfajkę.

Offznówprzyłożyłokulardooczu.Ujrzałteraztrzechstrażników.Częstowalisię
cukierkami

gumowymi.

—Mapanbroń?—zapytałnagleprzewodnik.

—Mamkufę.

Ordezskrzywiłsięzdezaprobatą.

—Nienajlepszatobrońwtychwarunkach.Podszedł

dostradu,otworzyłbagażnikizaczął

wnimgrzebać.Przezmomentszamotałsięzjakimśprzedmiotem,wreszciewydobyłgoi
oparłobłotnik.

—Atymumiesiępanposługiwać?—zawołał

potrząsającdługą,błyszczącalaską,zakończonątrójkulistymbąblem.

—Acóżtojest?

—Myślałem,żepansięnatymzna.

—Niczegotakiegojeszczeniewidziałem.

—Proszętoobejrzećdokładnie—powiedział

Ordez,rzucajączwprawąwkierunkuOffatrzymanyprzedmiot;Offzłapałgoniezbyt
zręcznie.Chwilęprzyglądałmusięuważnie.Obracałwdłonichłodnymetal.Podrugiej
stronietrójkulistejpowierzchni,nakońcuowalnejlaski,znajdowałsięprzyciskipokrętło.

—Niechpannaciśnie—zachęcałOrdez.—Tylko

ostrożnie,najlepiejwścianę.

Offnacisnął.Trójkulistagłowicarozżarzyłasięiwytrysnąłzniejprostowścianężółty,
skondensowanypromień.

—Tolagownicą!—wykrzyknąłzdumionyinspektor.

—Jakżyję,takiejniewidziałem!

—Ostatnianowość—pochwaliłsięOrdez.—

background image

Pokrętłoregulujemocuderzeniaizasięgzmian.

—Zjakądokładnościąmożnaniąoperować?

—Zależnieodumiejętności.Janaprzykład—mówił

przewodnikobracającsprawnie

wpalcachlaskę—operujęzdokładnościądo30

minut.

—Niemożliwe!—Offbyłzaskoczony.—Dużojesttakichegzemplarzy?

—Wiemodwóch.Jedenmamja.Drugipowinien

byćnakontynencie,aledokładnieniemogę

powiedzieć,ukogo.

Ordezznównachyliłsiędoperyskopu.

—Pięciu…—mamrotałdosiebie.—Stojąipalą…

—Oderwałsięodlśniącejtubyichwilępatrzyłgdzieśprzedsiebie.Westchnąłciężko.—
Poszukamytu

czegośdlapana—rzekłzanurzającrękęwbagażniku.

Pochwiliwyciągnąłstamtąduniwersalnądwururkę.

—Powinnapasowaćdokufy.

Offnakręciłjąnakońcubroni.Pasowała.

—Aterazpozostajetylkosiąśćprzyperyskopieiczekać.

—Iletomożetrwać?

—Godzinę,dwie,jeżelioczywiścienieidzieimonas.Jeżelinanasczekają,potrwa
znaczniedłużej.

Wreszciewpadnąnaśladidotrątutaj.

—Dlategotabroń?

OrdezspojrzałnaOffaniecozirytowany.Widać

nieczęstozdarzałymusiętakiesytuacje.

—Panraczejprzyzwyczajonyjestdołatwych

sukcesów—zauważyłOff.

Ordeznieodpowiedział.Poprostucałąuwagęskupił

nawypuszczaniukłębówczarnegoniczymsalvirańskanocdymuizdawałosię,żeświat
przestałdlaniegowtymmomencieistnieć.Offusiadłkołoperyskopuiodczasudoczasu
rzucałokiemwchłodnyokular.

Nazewnątrznicsięniezmieniło.Gdzieśwkąciesłychaćbyłospadająceregularniena
posadzkękroplewody.Dymrównieregularniewydobywałsięzpłucprzewodnika.Off

background image

regularnieprzeczesywałciemnośćnazewnątrz.Istrażnicywpatrolowcuregularnieżuli
gumowecukierki.

Taktrwałotoprzeznajbliższegodziny.

Pokójdoktóregoweszli,zaskoczyłOffa.Byłpiękny.

Szaryiodrapanyzewszystkichstronbudynek,zwyzierającymispododpadającegotynku
cegłami,niezapowiadałtakiegocuduwewnątrz.

Ścianyróżowobrązowe,wewnęceszafyopół-

okrągłychdrzwiach,wtymsamymkolorzecościany.

Lustrowprostych,ciemnobrązowychramachwisiałonawysokościwzroku,poniż-ejz
prawejstrony,nanocnymstolikuwspartymnazłotej,kolumniastejnodzestałalampaz
ażurowymkloszem,zdobionymżółtymiesami.Wrogu,kołoszafy,wczerwonejdonicy
palmaobrązowozielonychliściach,a;międzyniąilustrem,namiękkimpuchowym
dywaniewodcieniuintensywnejczerwieni,stałfotelplecionyzesłomy.Przezokno
zasłoniętefirankamiwpadałypromienieporannegosłońcaiłączyływszystkowtak
harmonijną,jednolitącałość,żewydawałosię,iżpatrzymynaobrazfaloplas-tyczny,gdzie
wszystkieszczegółyrozmywająsięiwyłaniająjednezdrugich,dziękifalistościstruktur.
Byłatojednakrzeczywistość,aniefaloplastyka…

Przedlustrem,odwróconaodnichplecami,stałakobieta.Jejróżowyszlafrokleżałna
plecionymfotelu,aonasama,posągowonaga,jedyniewturbanie,którego

zawójopadałzmieszanyzbrązowymiwłosaminaplecy,wzdłużliniikręgosłupa,
wpatrzonawsweodbicie,wydawałasięnadczymśzastanawiać.Możenadwłasnąurodą?
BokogośtakpięknegoOffniewidziałJeszczenigdy.

Stanęliobajjakwryci.Ordezuśmiechnąłsiędosiebie.OffmomentalniepomyślałoTerii.
Jejciałonapewnoniebyłostworzoneztakregularnychimiłychdlaokalinii,jednakta
dziewczyna,choćpiękna,niewzbudzaławnimowegonieopanowanegopożądania,nie
mówiącjużoemocjachinnego,wyższegorzędu.Iznów,porazktóryśodrozstania,Teria
powróciławjegomyślachjakoosobaupragniona,jedyna,dlaktórejmógłbyzrobićwięcej
niżdlasiebiesamego.

—Hej,Behe!—zawołałradośnieOrdez.—Nad

czymtakdumasz?

Odwróciłasię,wcaleniezaskoczona,

—Czekamnaciebieoddobrychczterechgodzin.

Gdziesięwłóczysz?

Terazcałepięknozniejwyparowało.Głosmiałamatowy,lekkoochrypły,brwizawysoko
zadarte,policzkizbytwypukłe,ustazbytwąskie,piersizbytspiczaste.Przestaławogóle
robićnaOffiewrażenie.

Możedlatego,żewniczymnieprzypominałajużTerii.

—Miałemmałąrobotę.Toczłowiek,zktórym

background image

pójdziemydodrukarenki.NazywasięOffipochodzizValaco,Boyd,kontynentVoll.

Behepopatrzyłananieznajomegoznieukry-waną

antypatiądająctymdozrozumienia,żezepsułjejwieczórzOrdezemisięgnęłapo
szlafrok.

—Zarazbędęgotowa—powiedziałazmienionym

głosem.—Zaczekajcienadole.

Czarpokoikuprysł.Słońceoświetlałogojużinaczejisprzętyjakośnieprzyjemniezesobą
kontrastowały.AmożetylkotaksięOffowiwydawało?

Zeszlipokręconychschodach.Pochwiliwrazz

Behe,ubranąwtypowy,nierzucającysięwoczykombinezonowyblakłych,niebieskich
mankietach,wsiedlijużdostraduijechaliwkierunkucentrum.

Wpowietrzuunosiłsięprzykryzapach,który

wydobywającsięzkominówpobliskichfabrykzatruwał

całąokolicę.Gruntpodnogamidrżałnieustannieitętnił

rytmempracującychmaszyn.Niebo,zasnutenacałejpowierzchnirdzawąmgiełką,
sprawiałowrażenie

ciężkiego,ztrudemutrzymującegosięnaswoim

miejscukawałkaololanu.

Ruchnaulicachpanowałniewielki.Więcejwidziałosięstrażnikówipatroli,niżzwykłych
przechodniów.

Ludziesprawialiwrażenieprzygnębionych.

Tomiastonieprzypominałomiastinnychkon-

tynentów.Tutajpracowanonadobrobyttamtych.Niewszystkiepracedałosię
zautomatyzować.Niektórecelowopozostawionoludziom.Byłojeszczewieleczynności,
któremusieliwykonywaćwłasnymirękami.

Przezpewienczasprzestępcówskazanychna

więzienieprzywożonowłaśnietutaj.Tu,wciężkim

zaduchufabryk,wykonującswąpracęnadludzkimwysiłkiem,powoliwymierali.

Młasta-fabryki,otoczonezzewnątrzszczelnym

kordonem,niewypuszczaływessanychinie

wpuszczałynikogobezzezwolenia.Alerozrastałysię.

Potrzebowaływciążnowychludzi.Sytuacjazaczynałasięodwracać.Korzystającz
silnegokordonu,

przestępcyprzedzieralisięnaSalvirę.Uciekającprzedścigającymichprawem,tutaj
pozostawalipodochronąorgani

background image

zacjiwyspecjalizowanychwzmianachnazwisk,

dokumentów,twarzy,liniipapilarnych.Wszystkietezabiegichroniłyichprzedpościgiem.
Jednocześnieorganizacjewzamianzatożądałyharaczuwpostaciznacznejczęści
zarobionychpieniędzy.Sumy,jakichwymaganowzamianzaukrywaniezbiegów,były
takwielkie,żeporozłożeniunaratyspłacanojeprzezcałeżycie.

Wśróduczestnikówpatrolipojawiłosięcorazwięcejczłonkówtychorganizacji.
Organizacjeżądałyjużwtedyodkażdego,ktozjawiłsięwmieścieobjętymich
działaniem,pieniędzyzaprzejazd,zaprawopobytuorazprawozakupużywności.Wtej
sytuacjidopływsiłyroboczejnawyspęzmniejszyłsię.Wówczas

organizacjeprzestałyspecjalizowaćsięwochroniebyłychprzestępców,azajęłysię
całkieminnymintere-sem.

Zaczęłysięporwania.Niemasowe,coprawda,leczzatosystematyczne.Rocznieznikało
zinnych

kontynentówokołotysiącaosób.Zakażdymrazem,kiedyusiłowanoukrócićpoczynanie
bandy,miejscowegangidoprowadzałydotego,żestawałysalvirańskiefabryki.
Organizacjetemiałyprzemożnywpływnacałeżycieowegodziwnegokontynetu.Patrole
Rady

zlikwidowanopodichnaciskiem.

Rozpoczęłasięzłotaeradla„władców”Sal-viry,trwającadodziś.Wpewnymmomencie
owe

organizacjewpadłybowiemnaintratny,choćhaniebnypomysł.Przestanoporywaćludzi.
Zaoferowanoimwysokiezarobki,wspaniałewarunki,pełnykomfort,rozrywki,
wypoczynekimożliwośćpowrotuwkażdejchwilido

rodzinnychstron.Niestety,taktylkozapewnianowreklamach.Wrzeczywistościniewielu
ztychdziesiątektysięcyludzi,którzydalisięnatonabrać,powróciłododomów.
Większośćgangsterskieorganizacje,przypomocynielegalnychipółlegalnychśrodków
orazszczelnychkordonów,uwięziłynawyspie.

Obecnieporwaniazdarzałysiętylkosporadycznie,aleOffbyłprzekonany,żejeżeliza-
szłabypotrzeba,natychmiastpowróconobydoprzerwanegoprzedlatyprocederu.

ReklamyzSalvirystalepokazywanowholo,laerachlubwświetlnychulicznych
gazetach,leczjużniktniedawałsięnanienabrać,aStraporniepotrafiłporadzićsobie
przedewszystkimzezdobyciemdowodów

przeciwkoporuszającymsięswobodnieibezkarnieprzestępcom.

IstniejącanaSalvirzeodlatsytuacjazbyt

odpowiadałasilnymiliczącymsięosobom,abymożnająbyłoradykalnierozwiązać.Off
niewiedział

dokładnie,coprodukowałysalvi-rańskiefabryki,alesądzącztego,żeTajnaRadaiOSna
wieletutejszych

sprawekprzymykałyoko,przypuszczał,żemiałotocośwspólnegozTnL-em,Galaxemi

background image

innymikosmicznymiorganizacjami,rozwiązującymiobecnieproblemy

przeludnienia,czylizagospodarowaniainnychplanet,eksploatacjikosmosuitp.

Sytuacjarzeczywiściebyłakrytyczna,alewedługOffaizapewnewielujeszczeinnychnic
nie

usprawiedliwiałostosowaniawobecludzimetod,jakimitutajsięposługiwano.Opornych
zmuszanodopracytorturami,posłuszeństwowymuszanorównież

torturami.Próbyopo

rugroziłyutratąstanowiska,rodzinybyłyprze-

śladowane,dziecibite,żonygwałcone,domy

podpalane.Organizacja,wtejchwilijużjednaiwszechpotężna,organizowałażycietych
ludzinaswójwłasnysposób,wedługswojegouznania.

BeheiOrdezbylioczywiścieczłonkamiorganizacji,otymświadczyłpoziomichżycia,
tyleżewtym

momenciedziałalinawłasnąrękę,bezwiedzyszefówiorganizacji,przedktórąmusieli
uciekać.

ZatrzymalisięprzedbudynkiemznapisemDRUKIPIECZĘCIEDOUŻYTKU
POWSZECHNEGO—A.

DELISONSA.

Wysiedli.Offwyciągnąłzkieszeninapiersifoniwłączyłgo.Otworzylidrzwi,dawniej
zapewne

oszklone,aterazzabitepomalowanąnabiałodyktą.

Wśrodkupanowałniemiłyodór.Zapachfarby

mieszałsięzwoniąświeżegobrafuilulecu.Jakaśskomplikowanamaszynasprzedco
najmniejpółwieku,zkręcącymisięnazewnątrzwałkamiikółkami,

hałasowałanieprzeciętnie.Długi,metalowywałsunął

dokońcakrętejprowadnicy,wzniecająckurzprzykażdymuderzeniuwzamykający
prowadnicęblok.Nadmaszyną,skulonyiwpatrzonywwędrującywał,ślęczał

niemłodyjuż,piegowatyczłowieczekwgranatowymfartuchu.Byłtakskupiony,żenie
zauważyłnawetichwejścia.

—Toon—powiedziałodwracającsiędoOffaOrdez.

—PanDelison?—wrzasnąłdoczłowieczka

przekrzykująchałas.

Mężczyznanawetniedrgnął,wpatrzonynadalw

wałek.Ordezszarpnąłgozaramię.

—PanDelison?!!!

background image

Delisonpopatrzyłnaniegonieprzytomnym

wzrokiem.

—PanjestDelison?—warknąłpoirytowanyOrdez.

—Tak—wyszeptałtamten,przecierającnerwowymruchem,okulary.

Przyglądałsięnowoprzybyłymbadawczo,zuwagą,jakbychciałichprześwidrowaćna
wylotswymi

wyblakłymi,niebieskimioczkami.

—Tak.Delisontoja—powtórzyłwyłączając

maszynę,którawygasałazdźwięcznymświergotem.

—Czymmogęsłużyć?

—Tenpan—OrdezwskazałOffa—makilkapytań.

—Słucham?

Offzwlekałmałąchwilę.Zasadniczoniebyłpewny,czymożezupełniebezpiecznie
mówićzdrukarzemwobecnościtamtychdwojga.Tacyludziejakonizawszemogli
zagraćnadwiestrony.Wkońcujednakniewidziałinnegowyjścia,niepodobnaprzecież
wyprosić

przewodnika.Tamtenstanąłpodścianąwspierającsięniedbaleometalowecielsko
maszynyizdawałsięniezwracaćuwaginatoczącąsięrozmowę.Offwiedział

jednak,żepilnienotujewpamięcikażdesłowoibyćmożerobitowłaśniedlatego,żema
nadziejęcośnatymzarobić.

Postanowiłmówićjasno.Owijaniewlunisnicbymuniedało.Przyjechałtutaj,żeby
dowiedziećsięjednegoistotnegoszczegółu:czytotensamezłowiekwłamał

siędodrukarni,którynapadłnaInL?

.

—Zdarzyłsiętutajdośćdziwnynapad…

—Tutaj,toznaczywSov,wszystkienapady

sąbardzodziwne—przerwałmudrukarz,zwracającwstronęrozmówcybardzobladą
twarz,naktórejpiegirysowałysięztakąostrością,żewydawałysięprawieczarne.

—Wiem—rzekłOff.—Wiem.Aletennapadbył

najważniejszyztych,ojakichsłyszałem.Interesujemniejeden,no,możedwaszczegóły.
Jakwyglądał

człowiek,którygodokonał?

—Jakwyglądał?Widzipan,niejesteśmyzgodniwopiniachnatentemat.Wczasie
napadupracowaliśmytuwszyscy,czyliwpiątkę.Otóżkażdyznaszapamiętał

innyszczegółrysopisutegoczłowieka.Zgadzamysięotyle,żebyłmężczyznąito
wysokim.Napewnomiał

background image

więcejniż170j.

—Zaraz,zaraz—Offpowstrzymałgogestem

dłoni.—Przecieżmusząistniećjakieśstałepunktyjegorysopisu.Naprzykładkolor
włosów,oczu,barwaskóry,timbregłosuczycośwtymrodzaju…Noichociażby
ubranie,rękawiczkilubichbrakwłaśnie.

—Widzipan—człowieczekbyłwyraźnie

zakłopotany.—Niechpanniepomyśli,brońWielkiPanie,żesobiekpięalboże
zwariowałem.^Nicnieporadzęnato,żezdarzyłosiętak,anieinaczej.Widzipan…

—Proszęsięstreszczać—Offuciąłtłumaczenia,apiegowatyjakuczniak,który
rozgniewałprofesora,międlącwpalcachgranatowyrękaw,popatrując

bojaźliwienaOrdeza,wiłsięwukłonachi

przeprosinach.

—Najmocniej,najmocniejprzepraszam.Jużmówięwszystkopokolei.Ztymwidzeniem
tobyłotak,żedwojguznaswydawałosię,żeczłowiek,którytuwtargnął,miałskórę
niebieskawą,bardzojasną,cowskazywałobynajegomieszanetropsjańsko-vollańskie
pochodzenie,

natomiastpozostałejtrójcewydawałsiębardziejfioletowy,wkażdymraziemocno
niebieski;więcalboczystytropsjańczyk,albomieszaniectropsjańsko-piunelijski.Dalej,
wedługczworgaznas,oczymiał

granatowe,aLi-bliju,mójzastępca,twierdzi,żewyraźnieciemnożółte.Jeślichodzio
włosytorównieżniebyłozgodności.Każdywidziałwtymwypadkucoinnego—
drukarzprzerwał,próbującwyczytaćcośznieprzeniknionegowyrazutwarzyInsOffa.

Ordezżułgumowegocukierkaprzypatrującsię

piegowatemuzrozbawieniem.Offbyłwtejchwiliprzekonany,żedrukarzniekłamie.
Miałpewność,że

niekłamie,ajednocześnieto,comówił,niepasowałojakośdostworzonejuprzednio,tuż
przedwyjazdem,hipotezy.Powoliprzestawałrozumieć.Imdłużejsłuchał,tymmniej
rozumiał.

—Tenczłowiek—ciągnąłdrukarz—nieodezwał

siędonasanisłowem.Wyciągnąłkartkę,naktórejcośbyłonapisane,ijużwiedziałem,że
trzebamutopowielićitonatychmiast,odkładająccałąswojąrobotęnabok.Wtym
momenciezauważyłem,żeLiblijujużrozkręcaprasę,ałbaderrozkładawarsztatizabiera
siędoskładaniatekstu.Emazdejmowałaledworozpoczętydrukzmaszynyi
przygotowywałanowylulec,Leisocięłabraf.Cośsięwtedywemniezbuntowało.

Pomyślałem,żeniemożnapozwalaćbylejakiemu

facetowisobierozkazywać,botodoniczegoniejestpodobne.Iwtedyzauważyłem,żeon
patrzynamnie.

Serceza

background image

biłomigwałtowniejipodeszłoprawiedogardła,zrobiłomisiętakzimno,żeażzacząłem
szczękaćzębamiipoczułem,żeniesposóbcokolwiekzrobić.Trzebasiębraćza
drukowanieitoczymprędzej.Wzrokmiał

nieludzki.Kierowałnamibezprzerwy.Pracowaliśmydosamegoranaiwyczerpaliśmy
całyzapasbrafu.Ulotkabyłaniewielka.

—Wiluegzemplarzachodbiliścietęulotkę?

—Dokładnieniepowiem,boniepamiętam,jaki

mieliśmywtedyzapasbrafu.Napewnoponad50000.

—Icodalej?

—Dalejkazałnamsiępowiązaćsznuramido

pakowania.

—Nicniemówił?

—Kierowałwzrokiem.

—Czyzgłosiliścietokomukolwiek?

—Nie.

Dlaczego?

—Widzę,żepantuniemieszka.Panprzyjechałzzewnątrz?

—Może.

—Mójdrogipanie—zpiegowategodrukarza

wyparowałacałanieśmiałość.—Mójpaniekochany.

Tam,nawolności,jestnaGisger-vantos…

Ordezznieruchomiał.CzłowieczekprzylgnąłdoOffacałymciałemiszarpałgozaklapy
kombinezonu.

…—Mójpanie,jedźdoniej,tamnaGisger-vantos…

jestmojażona.Powiedzjej…

Offpróbowałsięodsunąć.Oczydrukarzazaszły

mgłą,apoliczkizapłonęłynaglerumieńcem.Zjegoustwydobywałsiępotok,lawina,

nieprzerwanakaskadasłów,nieskładnychipozornieniepowiązanych.

—MojażonawVesteanaGisgervantos…Powiedz

—krzyczałmuniemaldoucha.—Musiszpowiedzieć,żeja…jatutaj—Offowi
wydawałosię,żedrukarzzarazsięudusi,oczywyszłymunawierzch.—Mójpanie,
musisz…jatutajodszesnastulat…powiedzjej,żeżyję,żyjęwSov…por…—potężny
ciosdrobnej,ale

zatowprawnejdłoniOrdezawbiłDelisonaw.

background image

betonowąpodłogę.

Drukarzuderzyłgłowąoziemięzdużąsiłą,aleniestałomusięnicpoważnego.Nie
dawałzawygraną.

Zakrywającdłoniąrozbiteusta,pełzłwstronęOffaipowtarzałbezprzerwytosamo.
OrdezpociągnąłInsazarękę.

—Chodźmy—powiedział.—Jużniczegosiętutajniedowiesz.

Behe,którejdotejporyniebyłowidaćanisłychać,oderwałasięodścianyikopniakiem
powaliłaDelisonanaposadzkę.

—Milcz,ścierwo—wycedziła.

Offtakbyłtąscenązaszokowany,żenieza-

prostestował,gdywyprowadziligonaulicę.Biegłzanimicharkotibłagalnewycie
Delisonabełkoczącegozzapamiętaniem.Ordezotworzyłdrzwiczki.Kiedyjezatrzaskiwał
zaOffem,Delisońukazałsięnaprogu.

—Panie!!—krzyczał.—Musiszjej!…Ordezwłączył

silnik.Warkotzagłuszyłsłowa.Delisońuczepiłsiędrzwiczek.Stradruszyłgwałtownie.
Drukarzem

trzepnęłoochodnik.Offobejrzałsięzasiebie.

Piegowatyczłowieczekbiegłzastradem,krzycząccośimachajączakrwawionymi
rękami.Niktz

przechodniów

sięniezatrzymałaniniezainteresowałrozgrywającąsięsceną.Wchwilępóźniejbyliza
zakrętem.

—Towariat—powiedziałzniemalautentycznym

przekonaniemOrdez.—Niemożnawierzyćanijednemujegosłowu.

—Wydawałomisię,żeto,comówi,brzmilogicznie—

zaoponowałOff,któryzdążyłjużprzyjśćdosiebie.

—Logicznie?—zaśmiałsięprzewodnik.—•Tacałapaplaninaoróżnychkolorachskóry
inakazywaniuoczami?

Chybapanniebierzepoważnietakichbzdur?

—Zastanawiamsię.

—Dobresobie.Tutajniemanadczymsięzastanawiać.

Oczywistenonsensy.

—Aocomuszłonakońcu?

—Chybadostałjakiegośataku.

—Owszem.Jateżmyślę,żedostałataku,aleniebyłtoatakchorobyumysłowej.

background image

—Aczego?

—Histeriabywareakcjąnaróżneprzeżycia.Wjegosytuacjimożebyćzupełne
uzasadniona.

—Cotampanwienatentemat!Nic.Mówiępanu,żetowariat.

—Zabardzochcesz,Ordez,żebymwtouwierzył.

Jakimaszwtymcel?

—Ależskąd—przewodnikgwałtowniezaprzeczył.

—Comnietozresztąobchodzi.Niemójinteres.Możemupanwierzyć,jeślisiępanutak
podoba.

Prowadziłdalejwmilczeniu,uśmiechającsięzlekkadosiebie.Offczułjednak,że
przewodnikgra.Wsobietylkoznanymcelustarasięzbić

Offaztropu.Byłytoprymitywneinieudanepróby.

Behesiedziałasztywnonatylnymsiedzeniu.Offujrzałwlusterkujejtwarz.Malowałasię
naniejztrudemtłumionapasja.Takobietanaprawdęwyglądała

wtejchwiliodpychającoi,Pobladłaskóra,zaciśnięteażdobóluwąskiejakszramaustai
oczyciskającenawszystkiestronywściekłespojrzenia.Offpostanowił

miećsięnabaczności.

OdmomentuzatrzymaniaTrzeciegoDyrektora

InstytutuLotów,Estora,Straporprzeżywałistnąnawałnicę.Najpierwzwalilisię
dziennikarzewietrzącywtymoczywiściesensację,następniepracownicyInLu,którzy
zresztąjakopierwsipoinformowaliwścibskąprasęoincydencie,potem,zaniepokojeni
wyżsi

funkcjonariuszeStraporu,naczelezTaquanarą,wreszciektośzOS,zwielkimi
pretensjami.

AgisiDagermieliwedługpoleceńOffazażadneskarbyniewypuszczaćEstoraażdo
powrotuInsazSalviry.Niebyłotoprostezadanie.Agisnawszelkiwypadekopuścił
posterunek,ruszającdomiasta

rzekomowposzukiwaniujakichśśladówtajemniczegonapastnika.Dagerwytrzymał
jakośsamnapórpytańiinterwencji,choćzwielkimtrudemipoświęceniem.

NieocenioneusługioddawałmuWatir,uprzedzającyDageraokażdymnadejściuszefa
Straporu,którywfuriausiłowałznaleźćkogokolwiek,ktonaważyłtegobigosu.W
gabinecieTa-quanarytoczyłasięburzliwadyskusjazudziałemOS,aspodziewanosię
takżekogośzTajnejRady.

Dagerzastanawiałsię,awłaściwiepróbowałsięzastanawiaćwnielicznychwolnych
chwilach,ocowłaściwiechodziłoOffowi,gdywydawałtennakazzatrzymania.Estorz
pozorupasowałdoskonal®doroligłównegopodejrzanego,lecznapewnonimniebył.

Czyżzdolnybyłbydozorganizowanianapadui

background image

popełnieniatylumorderstw?Możemiałbynatoimożliwościczasowe,natomiastzupełnie
nieprzylegał

cha-rakterologiczniedoowychzdarzeń.Zwłaszczażemusiałbymiećzleceniodawcęiw
takimwypadkutonieoniegobychodziło,tylkowłaśnieoowego

zleceniodawcę.Estorniepodjąłbysięnawłasnąrękęrozgrywkiztakpotężnymisiłami.
Albowięcniemaczał

wtymwogólepalców,albojestjedyniepionkiem.

PosunięcieInsOffastawałosiętymbardziej

niezrozumiałe.

Dagersiedziałwswympokojuczujny,wpostawieustawicznejgotowościdoskokuprzez
tajnedrzwi,nanajlżejszydźwiękzapowiadają-cyszefaStraporu.Jaknarazieprzezpełne
dwadniudawałomusięunikaćkontaktu.Watirzasłaniałsięniewiedzą.Taquanara,nie
orientującsię,czymdysponujeiczegochceOff,wolał

dojegoprzybycianiepodejmowaćdecyzji.OScismęło,jakmogło,dziennikarze
wzmagaliogólnezamieszanie,wkolorowychulicznychgazetachpojawiałysięich
wyssanezpalca,corazbardziejdrastycznei

dramatycznewersjezatrzymanieEstora,corazwięcejwizofonówodludnościdocierałodo
komendy.Personelbiegałzkątawkąt,powtarzającsobienaucho,żeOffznowu
narozrabiał.Taquanara,tymrazemprzekonany,żeOffmiałpoważnepowody,żeby
zatrzymaćEstora,występowałtwardowobronie

uprawnieńStraporuiwymyślałcoraztonowe

formalności,stająceniespodziewanienaprzeszkodziezwolnieniu.Zdrugiejstronyczuł,
żejeśliokażesię,iżOffniemanicnadzwyczajnegowzanadrzu,togrozimudymisjai
jegokarierajestjużskończona.

PrzerzucałwięcczęściowowinęnaOffa.

Agisudawał,żenicniewie.Plątałsiępomieście,rozwiązującrysopis„Nieuchwytnego”,
jakgowmyślachnazywał,wstacjachwynajmubobonsówinaparkingachstradów,gdzie
w

każdejchwilimożnawypożyczyćpojazdpokrótkiejprzymiarce.

OdwiedziłteżwszpitalustrażnikaRedana,którypowoliprzychodziłdosiebie.Okazało
sdęjednak,żepamięćzostatnichtygodnimadokładanie

wyczyszczoną.FragmentyretroskopówpozostałychofiarNieuchwytnegonieprzynosiły
nicnowego.

Wielokrotneprzesłuchiwaniataśmspowodowały

jedynieichszybszezdarcie,nieprzyczyniającsiędorozszyfrowaniazagadki.

CozagorzalsirewolucjoniścizLiniiWielkichJeziornawoływalidoobaleniaStraporusiłą
irozpoczynaliorganizowaniewieców,coutrudniało„Porządkowej”

zamykaniestrzeżonegowtamtymrejoniesektora.

background image

CzęśćsiłskierowanodopilnowaniademonstrantówwNordica,którychtrzebabyło
chronićprzedinnymidemonstrantamiztakzwanejLIGIBYŁYCH
FUNKCJONARIUSZY,coznacznieosłabiałokordoni

opóźniałoakcjędokładnegoprzeszukiwaniaLiniiWielkichJezior,przyktórejteraz
wrzało.

NatowszystkonapatoczyłsięOffpopowrociezSalviry.Rzeczjasna,takjak
przypuszczał,nieobeszłosiębezpojedynkuzprzewodnikiem.

Udałomusięztegowyjśćcałowłaściwietylkodziękisprytnejmistyfikacji.Offudał
bowiem,żezgadzasięnawspółpracęzOrdezem,alewinteresieichobu

odpowiednieporęczeniedamuwostatniejchwili.

Ordez,przeceniającswojemożliwościiniedoceniającOffa,zgodziłsięnato.W
pojedynkunaszosie,wpobliżumiejscaspotkaniazprzewoźnikiemOrdezstraciłpamięć,
aOffzyskałlagownicę,którąwiózłwłaś-

niezesobą.Szczęśliwieudałomusiędotrzećdoswegogabinetu.Dagerpowitałgo
westchnieniemulgi.

—Myślałemjuż,żenieżyjesz—zaczął,ale

Offniepozwoliłmuskończyć.

—Cosłychaćwśledztwie?

—ProwadzijeAgis,odniegodowieszsię

szczegółów.JatoczęwyłączniewalkęoutrzymaniewareszcieEstora.Musiszwiedzieć,
żerozpętałasiętutajbatalianiegorszaniżwczasieDrugiejRewolucji.

—Zwalniamygo—powiedziałOff.Powoliwracałymusiły.Byłjednakporządnie
niewyspany.Przetrząsnął

kieszeniewposzukiwaniupastylkiaspanoluiszybkojąpołknął,popijającwodąze
szklankiDagera.Dagerotworzyłjużusta,żebymuwygarnąć,cootym

wszystkimmyśli,alezrezygnowałiosunąwszy

sięnafotelu,pogrążyłwzadumie.

—Niechciałbymbyćwtwojejskórze,atymbardziejwskórzeTaquanary.Będziecie
mielinakarkuniejednągrubąrybę,zwłaszczaOS…

—IdędoOSporozmawiaćznimi.

—Co?!—Dagerwydawałsiętakzaskoczony,

jakbyzobaczyłducha.—Poco?

—Naszprzeciwnik,awłaściwiesojusznik

okazałsiękimś,okimnawetprzezsekundęniepomyśleliśmywswychrozważaniach.

—Któżtotaki?

—Jeszczezawcześnienamówieniezcałkowitą

background image

pewnością.Wkażdymrazie…

—Wkażdymrazieniejesteśmywstanieschwytaćtegoczłowieka…

—Tak,botoprawdopodobnienieczłowiek…Ciszapotymstwierdzeniutrwałabardzo
długo.Rozlegałosiętylkobzyczeniekręcącejsię

podsufitemzłotejmuchy.Przedłużającesięmilczenieprzerwałdzwonek

fonu.NaekraniepojawiłsięWatir.

—StarychcerozmawiaćzInsOffem—powiedział.

—Łącz—zdecydowanierzekłinspektor.

—Dostanieszzaswoje—burknąłdosiebieDager.

Błysnęłozielonkawetłoiwyłoniłsięzniego

Taquanara.Minęmiałposępną,oczyzaczerwienione.

Musiałniespaćzedwienoce.Zmiejscazacząłostro.

—Czywiesz,cowyprawiasz!!—wrzeszczał.

Obwisłepoliczkinadymałymusięprzytymi

purpurowiały,agłosdrżałniebezpiecznie.

—Czytynigdyniebędzieszsiękonsultowałw

sprawieswoich,zwłaszczatakich,posunięć?!Robiszznasbłaznówinarażaszna
nieprzyjemności!Czy

przynajmniejmaszcośnaswojeusprawiedliwienie?!

—WłaśniepoleciłemwypuścićEstora.Przezchwilęzdawałosię,żeTaquanarawyzionie
ducha.Ze

zdenerwowaniazabrakłomutchuiniebyłwstaniewykrztusićsłowa.Offwykorzystałten
moment.

—Zasadniczo—powiedziałspokojnymirzeczowym

tonem—zamknąłemEstora,ponieważwpierwszej

chwiliwydawałmisiębardzo,najbardziejpodejrzany.

Aletutajnietrzebazbytdużejwnikliwości,żebystwierdzić,żeprędzejmógłbyzostać
ofiarą.Dlategoteżzamknąłemgodlajegowłasnegodobra:aby

uchronićprzedzamachem.Spodziewałemsię,że

nastąpizamachinaniego.Terazwiem,żeniepotrzeb-niebrałemtakąewentualnośćpod
uwagę,aletowiemdopieroteraz.

—Aczywiesz—Taquanaraniestarałsiępanowaćnadswymgłosem,któryzmieniłsię
wpłaczliwyfalset.

—Czywyobrażaszsobie,co

background image

nasterazczeka?

—Nic.Najdalejjutrootejporzejużbędzie

powszystkimibędziemymoglispaćspokojnie.

—AOS?

—Właśniechcęznimiporozmawiać,tylkojeszczeniewtejchwili.Wcześniejmuszę
załatwićinnąsprawę,znacznieważniejszą.Nakiedy

przygotowanostartstatku?

—Niewiem.DowieszsięodtegofacetazTajnejRady,któryprzyjdzietuzagodzinę,
będzieteżumniedwóchzOS,noity.Maszjedną

godzinęnatęswojąsprawę.

SzefStraporuwyłączyłsiętaknagle,jaknaglesięwłączył,

—Dager!—powiedziałniecozbyturoczyścieOff.—

Zbliżamysiędofinału.WydajrozkazzwolnieniaEstora.

CzyAgisrozmawiałzErą?

—Niewiem.Wogólesiętuniepokazywał.Pewniejestterazwdomunaobiedzie.

—Połączmnieznim.

Połączenieuzyskalibłyskawicznie,poraobiadowabyłanajbardziejodpowiedniądo
rozmówfonicznychchybanacałymświecieiwewszechświecie.Agisnapychałsię
lasurisemijakzwyklepopijałżółtymcopeauskim.

—CzyrozmawiałeśzErą?

—Cieszęsię,żecięwidzę,jużmyś…

—Odpowiadajprędzej,zamiastsięrozczulać.Niemamczasu!

—Chwileczkę—Agisodsunąłodsiebieniemal

opróżnionykielich.—ZjakąErą?

—ZtąodFoya.Widzę,żewypadłacizpamięci.

—Rzeczywiście—Agispuknąłsięwczoło.—Jużtamlecę—zamierzałwstać.

—Nietrzeba—powstrzymałgoOff.—Samto

załatwię,atymasztubyćnajdalejzadwadzieściamin,żebyzdaćmirelacjęztego,co
zrobiłeśwśledztwiedotejpory.

Nimktórykolwiekzjegowspółpracownikówzdążył

otworzyćusta,jużgoniebyłowpokoju.Wyfrunąłzniegoniczymduch,porywającze
sobąciemnąsmugępapierosowegodymu.

—Tak,tak,stary—powiedziałwzamyśleniuDager.

—Zadwadzieściamin,dekowni-ku,odpowieszza

background image

pozostawieniemniesamotnegonapoluwalki.

—Możeodpowiem,amożesięprzysłużę—odparł

tajemniczoAgis.

—Widaćmaszcośwzanadrzu—Dageruśmiechnął

siękwaśno.—Wiesz,żestarykazałwypuścićtegoEstora?

—Właściwiespodziewałemsiętego.

—Wieszwięcej,wieszdużowięcej—stwierdził

Dager.

Agiswyłączyłsię.Dagerwyciągnąłsięwfoteluizapaliłpapierosa.Porazpierwszyod
wielulatznowuzapaliłpapierosa.Wnosiłztego,żejestzdenerwowanyinapiętydo
ostateczności.Tylkotakistanmógłgosprowadzićnadrogęstłumionegooddawna
nałogu.

Naulicypanowałruch.Offwłączyłautomatstradu,ponieważwtłokujedynietąmetodą
możnasiębyłoposuwaćwmiarębezkolizyjnieiszybko.,,Mknął”,awłaściwiepełzałw
ciżbieinnychpojazdów,

background image

naziemnych,podziemnych,powietrznych,

podwodnych,nawodnychiJasnyPanwiejeszcze

jakich,kuLiniiWielkichJezior,gdziemieściłsięszpital,wktórymprzebywałaEra.

Drogadoszpitalabiegławpobliżuhotelu

Trilf;wieczniekręcilisiętuprzeróżniludzieszukającykontaktuzcudzoziemcami.Dalej
prowadziłaprzeznasłonecznioneotejporzerondoHlar,zolbrzymimpomnikiemGhelara
pośrodku,kołomonumentalnej

fasadyMuzeumWnętrzHistorycznych,wreszcie

bulwaremNutpen,któryprzecinałnadwierówne

częściwieczniezielonyCrapMinar,uchodzącyzaletnieartystycznecentrummiasta.
Pozostawało

jeszczeprzejechaćsześciopoziomowymmostemnadTermina

jejdrugąstronę.

Tutajrozpoczynałasięjużinnadzielnica,awrazzniązupełnieinnepejzaże.Niewidziało
siętakwielkiegorozmachuwarchitekturzebudowlii

stradostrad,ulicestałysięwęższe,choćwcaleniebyłystarsze,znikłyinstytucje
kulturalne,pojawiłysięnatomiastzabudowaniabiuriorganizacji

ekonomicznych,produkcyjnych.

Mimowęższychulic,panowałturuchnawetwiększyniżpodrugiejstronierzeki.W
miaręposuwaniasięwzdłużtejliniicorazwięcejbyłosiedzibpoważnychorganizacjii
instytucji,ażpodkoniecaleidojeżdżałosiędoskupiskalokaliliczącychsięisilnych
koncernów,fundacji,zjednoczeń,czyministerstw,zZarządemGospodarczymPhasangu
naczele.

TutajstradOffaskręciłwwąskąuliczkęwiodącąpodgórę.Nawzniesieniuusadowiłosię
olbrzymieosiedlemieszkanioweEldeisoPlomse-sa(OsiedlePlomsów).

Otrafnościnazwymożnasiębyłoprzekonać

podjeżdżającpodosiedlewłaśnieodtejstrony—ostrowznoszącymsiębulwaremBools.
Nawisie,baniastekonstrukcje,zawieszonenasmukłychwalcowatychpodporach,
wyglądałyidentyczniejakdojrzałeowoc-nikiplomsaHarmala.

Inspektorprzejechałdosyćszybkomiędzybu-

dynkamiosiedlaiskręciłw.przecznicę,wąskąizarośniętąpoobustronachpnączami.
Ulicata

krzyżowałasięzLiniąWielkichJezior.Straciłokołopięciuminutnawłączeniesięw
trójpozio-mowywęzeł.

WkońcuudałomusiętoijechałwzdłużbajeczniekolorowejLinii.Tutaj,międzyLiniąa
Główną,mieściłosięolbrzymiezbiorowiskoipółkoczowniczeosiedlerzecznikówNowej
Ofensywy.

background image

Wdomachzdyktyczyfalistejblachy,wróż-

nobarwnychnamiotachlubwprostpodgołymniebem,osłonięciczasemtylkokocamii
rzadkimigałęziamizagajnikówsurihaloe,przynieustającymśpiewieizabawie,w
ciągłymruchupędziliżywotnajdziwniejsiludzie,jakichwydałataziemia,ludzie
odtrąceniprzezspołeczeń

stwo,niezrozumiani,nieszczęśliwizjakichś

niejasnychpowodów.

Zapomnianigeniuszewbajecznychstrojach,

kontestatorzyzbylepowoduirównieżzważnychpowodów,aoboknichmętyi
kanciarze,robiącynatejcałejzbieraninieinteresy;wieszczowie,którzyniemoglinic
napisać,atakżetacy,którzyniepotrafilisamizrozumiećtego,copiszą,muzycy,których
niktniechciałsłuchaćimuzycy,którychsłuchaniesprawiałotylkoból;

rzeźbiarzepozbawieniśrodkównarealizacjęswoichrzeźb,malarzepozbawieni
niezbędnychmecenasówswejsztuki,ponieważwniczyichoczachnieznajdowali
uznania.

Ludzie,uparcietrzymającysięzasaddziwacznejsztukiifilozofii,mistycyzmu,badania
zjawisknieujętychżadnymprogramemnaukowym,którzyswejprawdyniechcieli
dowieśćinaczej,jaktylkozapomocątychwłaśniedziwacznychdyscyplin,zajmującsię
niminieustannie,bezpędzliiinstrumentów,bez

laboratoriówiczasemzwykłegonotatnika,tutaj,pod

gołymniebem,wrzadkichzagajnikachLiniiWielkichJezior.

Niktimtegoniezabraniał,niktsięniminiezajmował.

To,corobili,byłozawszetylkoichsprawą.MałoktosięzastanawiałnadLiniąNowej
Ofensywy,jaksami

nazywalitęstradostra-

dę.

Offniemiałpewności,czytodobrze,żeniktsięniezajmujemieszkańcamiosiedlaprzy
LiniiWielkichJezior,myślał,żeczasemdobrzebyłobyichposłuchać.

WyznawcyNowejOfensywystanowilijednak

zdecydowanąmniejszośćinieliczonosiępoważniezichzdaniem,niemogliwięcmieć
prawieżadnegowpływunaważniejszezdarzenia,żylibezwątpienianamarginesie.

Mimowszystkostądwyszedłnaprzykładtaki

Yerdna.To,czegodokonał,uznanezostałozawybitne.

Czydlatego,żeobiektywnienaprawdębyłowybitne,czyteżdlatego,żezostało
świadomienagięte,

spłaszczonedo.uznawanychformiwymiarów?

Niełatweproblemy.Nieprosteiniejednoznaczne

background image

pytania,naktóretrudnoznaleźćproste,jednoznaczneodpowiedzi.

Phasangwyrósłjużzprostotyczasówprymitywnych,przerósłjezasięgiemwiedzy.Ale
czyjegosileintelektutowarzyszyłarówniewielkasiłamoralności,etykitakże?

Świadomośćjednostek—taksięOffowizdawało—

jakośnienadążałazazmieniającąsięwszalonymtempiecywilizacjąiwmiaręupływu
czasu,imdalejtechnikaszłanaprzód,tymbardziejwtylepozostawiałazasobą
świadomość.Świadomośćniekształtowałasięwswejzasadniczejczęścinabazie
materialnychosiągnięć,leczwsferzeoddziaływańduchowych,indywidualnie,z
indywidualnąprędkością,charakterystycznądlakażdejjednostkiizależnąprzede
wszystkimodsposobunastawieniatejjednostkidootaczającejjąrzeczywistości.Im
bardziejnastawieniebyłokonsumpcyjne,tym.bardziejrozwójświadomościpowolny.

Dlaczegotaksiędziało?Offzastanawiałsięnadtymidawniej,aleterazjegowłasne
problemyetyczne,problemyindywidualnegowidzenia,stosowaniasiędoprzyjętych
norm,skłaniałygoczęściejdorefleksji.Odmomentu,kiedyzachwiałsięświathierarchii
służbowejiregulaminów,kiedypoznałkogoś,zkimchciałsiędzielićwszystkim,cobyło
oczywiściezabronio

neistawiałogoautomatyczniepozanawiasem,zaczął

instynktownieczućsympatiędotychkolorowych

dziwaków.

Dlaczegowięcrozwójświadomościbyłodwrotnie

proporcjonalnydostopniakonsumowania?—

rozważał.—Czyżbysamfaktkonsumpcji?Nie.Napewnonie.Rzecz—wedługOffa—
nietkwiławsamejpotrzebiekonsumpcji,lecz

wmetodziejejzaspokajania.

Jaktowygląda?Większośćludzi,itoprzytłaczającawiększość,jestbezkrytycznie
nastawionanabranieitowzakresiejaknajszerszym,tyle,iletylkomożeznieść
umęczoneciało.Bezżadnejselekcji,stałego

ukierunkowaniapotrzeb.Wtakimczłowiekumieszająsiężółtecopeauskiezfilmami
Kezara,filozofiaAykrucanguzwyścigamisurmingów,wycieczkiw

CienisteGóryzrozebranymikobietamiczy

mężczyznami,owocelasurisztupangami,wrażeniawyniesionezpobieżnieobejrzanych
rzeźbczy

przeczytanejliteraturyzjakimiśpogłoskami

naukowymi,strzępamiinformacji,szczątkamiprzeżyć,kawałkamikotletów.

Takapostawamogłabysięzdawaćpożądaną

wszechstronnością.Wszechstronność!Bardzopięknie.

Aletawszechstronność,pozbawionakoniecznej

background image

harmonii,jestbezmyślnymwysysaniemkażdegosoku,aprzecieżniekażdysokmusibyć
konieczniezdrowydladanegoorganizmu.

Środkitechnicznerozwiniętedoniewyobrażalnychgraniciśrodkiwyrazurozbudowanei
zróżnicowanewwalcekonkurencyjnejstworzyłytakszerokiwachlarzmożliwości,tak
wielowarstwowąłzłożoną

rzeczywistośćwzbyt

wczesnymstadiumrozwojupsychicznegoczłowieka,żespowodowałytylkowjego
umyślegalimatias.

Człowiekzachowywałsięjakdzieckowsklepiezzabawkami.Chciałmiećwszystko,co
mogłamu

dostarczyćmama-technika.Niepotrafiłwybrać,brałto,cowpadłomuwrękę.

Dlarozwojuświadomościmusiałtobyćhamulec,niezaśbodziec,boświadomośćnie
kształtujesięzgalimatiasu,leczzestaranniedobranych,

wyizolowanychzrzeczywistościmomentów,którewumyślewiążąsięwharmonijną
całość,mogącą

dopierostanowićbazędojejrozbudowywania.

Otodlaczegoświadomośćpozostawaławtyle,otodlaczegoczasamikierowianosię
średniowieczną

moralnością,ciasnymizaściankowymiambicjami,bomoralnośćnierozwijałasię,ambicje
niezmieniałyswegocharakteruwsytuacjinastawieniana

niekierunkowanąkonsumpcję.

Leczprzecieżrzeczywistośćniedlategojesttakwieloraka,żekażdypowinienbyć
wielorakipodobniejakona.Rzeczywistośćjestwielorakatylkodlatego,żebykażdymógł
dobraćzniejodpowiedniedlasiebiebudulce,czynnikipierwszedlabudowyswego
wnętrzaipotem,wwynikurozbudowyswychwewnętrznych

wartości,odczućizdolności,daćrzeczywistościcośnowego,cojeszczebardziejbyją
urozmaiciło,daćjejcoś,naczymktośinnybędziesięmógłoprzećjakonaczynniku
postawowymwbudowaniuwłasnychwartościwyjściowych.

Niestety,naobecnymetapiewiększość,itobardzoznaczna,chciałazdziecinnymuporem
budowaćz

niewłaściwychbudulców.Dobudo

wydomów(wprzenośni,oczywiście)chcianoużywaćpapieruisłodkichcukierków,do
wyrobuczekolady,

gipsuibrązowejfarby,dopodróżykosmicznychprzykładanomiarkęśredniowiecznego

phasangocentryzmuipostawywojownikówprostozpunelijskichbuszów.

Stradsamoczynniewykołowałprzedszpitalemi

zatrzymałsięnaparkingu.Offwysiadłipopatrzyłnaczarny,wysokimur.Naokoło

background image

panowałharmiderjakwogrodziezoologicznym.

—Oni—pomyślałokoczownikach—są

przynajmniejbardziejkrytycznienastawienido

cywilizacji,dlategonieczerpiązniejbyleczego,atojużjestcoś,choćichbuntmaformy
takżedziecinne.

Ważniejsze,żezauważają,jeślinieświadomie,toprzynajmniejinstynktownie,hamulce
działającenaichrozwój.Chybaodeszlijużdaleko.Możetoonisąprzyszłościątejziemi,
anieichbezkrytyczni

równieśnicy,przykładniewpatrzeniwswych

profesorów.Ktowie?—Offuśmiechnąłsiędotejprzewrotnej

myśli.—Ktowie?

Szpitalbyłoczywiścieostatnimkrzykiem.techniki.

Nowocześnieskonstruowanymurneutralizowałhałas.

Chociażnazewnątrzpanowaławrzawatrudnado

zniesienia,podrugiejstronie,naterenieszpitalnym,byłozupełniecicho.Park,doktórego
wchodziłosięprzezgłównewejście,wypełniałyintensywne,kojącezapachy.Kolorroślin,
śpiewptakówibrzęczenieowadówwydawałysiębyćdoskonalezsynchro-nizowanez
otoczeniem.Pewniebardzostarannie

dobranofloręifaunętegomikrorezerwatu.

Sambudynekmieściłsięwgłębi,między

orzeźwiającymifontannamiisadzawkami,roz-

mieszczonyminawielupoziomach.Wokółsadzawekibasenikówurządzonoklombyi
ustawionokamiennneławeczkidlaodwiedzających.Wkażdymmiejscu,wewszystkich
zakątkachparkuiwewnątrzbudynku,

rozlegałasięprzedziwnamuzyka;dalekiepoświsty,odległedzwonienia,niknącefrazy
piamoni,dramindy,głucheodgłosyperaków.

Ścianyszpitalnegobudynkuzbudowanoz

przezroczystegotworzywa.Widaćbyłozzewnątrzposzczególnesaleiporuszającychsię
wnichludzi.Dlacelówterapeutycznychzastosowanotuproste

odwrócenie:zzewnątrzdosaldocierałyobrazy

wytłumione,rozmyte,natomiastto,cosiędziałowśrodku,byłodoskonalewidocznez
ogrodu.Dawałototakiefekt,żewiększośćchorychstarałasięuaktywnić,wychodziła,
przebywałaczęściejwparku.Byłatoprzedziwnareakcjapsychologiczna.Możekryłsię
wtymjakiśsens,wkażdymrazieOffowiniewydałosiętorewelacyjne.Budynek
wyglądałjakprzeciętepoziomojajko,któregopołówkawystawałanadziemię,adruga,
niewidzialnaspoczywałapodziemią.Wszystkie

gabinetyisalezabiegowemieściłysięzpewnościąwpodziemiach.Kiedyinspektor

background image

przekroczyłpróg,zarazprzyczepiłsiędoniegochoinjsowatyparasolinforu.

—Czymmogęsłużyć?—mówiłmiłymbarytonem.

—Czymmogęsłużyć?

Byłowtymbarytoniecośzkobiecejuległości,

prośba,którejniesposóbodmówić,niemalbłaganieoskorzystaniezusługi.

—ChciałemrozmawiaćzpaniąErą…—zawahał

się,zapomniałnazwiska.

——Era?—powtórzyłautomat.—Jesttylkojednapacjentkaotakimimieniu.Wtej
chwilizałatwiaformalnościzwiązanezwypisaniem.

—Gdziemogęjąznaleźć?

—Napierwszympoziomie.

—Dziękuję—Offzawszesięwzdrygałprzed

dziękowaniemelektronicznympudłom,obojętne,jakiebyniebyłymądre,alewkońcu
robiłtoodruchowo.

Inforpokłoniłsięioklapł,oczekując,ażbędzieznówkomuśpotrzebny.

—Jeszczejedno—zatrzymałsięwpółkroku.

—Czymmogęsłużyć?—inforwyprostowałsięi

rozbłysłkolorem.

—Jakąpostawionodiagnozę?

—Uraz,szokpsychiczny,lekki.Jużwszystkow

porządku.

Offskierowałsaęnapierwszypoziom.Przezchwilęmyślał,jakdługotakiautomat
przechowujewpamięcirozmowę.Przecieżniepowiedział,okogomuchodzi,aotrzymał
odpowiedź.Dałsobiespokój.Jużdawnoprzestałsięinteresowaćtechnicznymi
nowinkami.Byłymuobojętnedotegostopnia,żeniebardzowiedział,jaktosiędzieje,że
tylkoonmożewsiąśćdowłasnegostraduiniktinnybezjegozezwolenia.Wiedział,że
chodzituoodciskipalców,alewjakisposóbodbywasięichzbieranieiselekcjaw
automacie,niemiał

pojęcia.ZErązderzyłsięwdrzwiach.Rzeczjasnaniepamiętałago.

—PanimanaimięEra?—nazwiskadalejniemógł

sobieprzypomnieć,amożenieznałgowogóle?

—Tak.Ocochodzi?

—Panimniesobienieprzypomina?

—Rzeczywiście—wyglądałaterazowiele

poważniejniżwtedy,kiedywidziałjąpierwszyraz.

background image

—JestemInsOffzeStraporu.

—Moglibyściedaćmispokójpotym,coprzeżyłam…

—całasięzjeżyła.

—Niestety,niemożemydaćpanispokoju—

przerwał.—NiechcęzresztąmówićzpaniąosamymFoyu—wypowiedziałtonazwisko
zlekkąobawą.

Niechciałjejurazić,alemusiałwrócićdo

rozpoczętejrozmowy.

—Chcęmówićoczłowieku,którygozamordował.

Niezareagowałatak,jaksięspodziewał.

—Dobrze—powiedziała.—ZFoyembyłam

związanaraczejfinansowoniżuczuciowo,aletakiezdarzenie,rozumiepan…—
popatrzyłananiegowyczekująco.

—Tak,rozumiem—przytaknął.

—Więcocochodzi?

—Orysopisnapastnikaiprzebiegwydarzeń.Jestpanijedynymbezpośrednim
świadkiem.

—Chybaniepodejrzewamniepan…

—Nie,nie—uśmiechnąłsię.—Aniprzezchwilęniepomyślałemotym.

—Odczegomamzacząć?—byłatrochęnapiętai

zdenerwowana.

—Odmomentu,kiedygopanizobaczyła.

—Dobrze.Kiedywłączyłamholo,zadzwoniłktośdodrzwi.Poszłamotworzyć.Wprogu
stałwysoki

mężczyzna,włosymiałprawiebiałe.

—Zjakimodcieniem?

—Wydawałomisię,żeżółtym.

—Askóra?

—Nierozumiem?

—Jakibyłkolorjegoskóry?

—Normalny.Białokremowy.

—Napewno?Przypadkiemnieniebieski?

—Napewnonie.

background image

—Dobrze.Proszędalej.

—Ustawąskie,oczyszare,niebieskoszare..:

Zresztąniewiem,czytegoniedopowiedziałamsobiejużpóźniej.Kiedyotworzyłam,
drzwi,stałosięcośtakdziwnego,żewłaściwieniepotrafiętegonazwaćsłowami…

—Opanowałpaniwolę?Tak?

—Skądpanwie?Czyjużgozłapaliście?

—Nie.Mniejszaztym.Proszęmówićdalej.—Kazał

miiśćdopokojuprzedsobąimówićprzytym.osprawach,októrychniemiałampojęcia.
Mówiłamoplażach,wycieczkach,wspólniespędzonychdniach,omorzu,wakacjachi
takichrzeczach.Nigdyniebyłamznimnigdzie,atymbardziejnadmorzem,bomorze
mniemęczyinudzi.Nielubięjeździćnaplażęanisięopalać.Takdoszliśmydopokojui
onwtedywyciągnął

zkieszenijakiśprzedmiot.Wtuliłmojągłowęwsweramię…Straszniesiębałam.Teraz
trudnomitowytłumaczyć,aleprzeczuwałamcośokropnego.Tenczłowiekmiałbardzo
dziwnyzapach,tojedyne

odczucie,jakiemipozostało.Materiałjegopłaszczabył

przesyconyczymś,comogłoprzypominaćmafafę,

aspanol,goierdimę,samajużniewiem…Wkażdymraziezapachwsumienieprzyjemnyi
przejmujący.

Potemodepchnąłmnieiwyszedł.Wszystkostałosiętaknagle…Zobaczyłamwtedy
Foya,opanowałmniezwierzęcylęk,skądświedziałam,żeonnieżyjeizawiadomiłam
Strapor.Towszystkopamiętamjakbyzesnu,zdużejodległości…

—Dziękuję—powiedziałOff.—Dziękuję,pani

Hater—wreszcieprzypomniałsobiejejnazwisko.—

Tylkotylechciałemwiedzieć.

—Wszystkotobyłotakokropne,żedodzisiaj

jeszczenamyślotamtymwieczorzedostajęgęsiejskórkiiczasemczujętensamstrach…
—mówiławłaściwiedosiebie,ajejoczybłądziłygdzieśpozastojącymnaprzeciwko
Offem.

—Czypaniąpodwieźć?—zapytał.

—Nie—ocknęłasię.—Damsobiesamaradę.

Skierowałsiędowyjścia.Wcaleniebyłprzekonany,żecałkowiciewyleczonotę
dziewczynę.

Najważniejsze,żeuzyskałpotwierdzenieswoich

domysłów.EraHaterjeszczeinaczejwidziała

napastnika.InaczejniżwszyscywspółpracownicyDeliswnaiinaczejniżMózgStraporu.
Byłyto

background image

niewątpliwienajważniejszeinformacje,jakieudałomusięwtrakcietegoszaleńczego
„śledztwanaprzełaj”

zdobyć.

StradOffastałobwieszonyprzezczłonkówNowejOfensywy.Grubaszpotężnączarną
brodą,którąsobieprzydeptywał,kończyłwłaśnie„fresk”naprzedniejszybie.Kilku
innychsiedziałonamascezprzoduiztyłu.Nieprzejęlisięjegonadejściem.

—Możepozwoliciemiodjechać?—zapytał.

—Poczekaj,przyjacielu—zacząłłagodniegrubas.

—Poczekaj.Jużkończędzieło.

Drugi,wspodniachmajtającychsięnadkolanamiizpióropuszemwetkniętymzaopaskę

nawłosach,zsunąłsięzmaskiistanąłprzednimwrozkroku.

—ZłotyInspektor?—rzekłwsłuchującsię’we

własnesłowazezdziwieniem.—ZłotyInspektorzeZłotegoMiasta?

—Skończone—odezwałsięwtymmomencie

grubas.Stanąłoboktamtego.—Możeszmi

przyjacielu…—zawahałsięnadceną—dać5truksówzamojąrobotę?—powiedziałto
tonemwielkiejłaski.

—Mogę—odparłOff.—Mogę,aleniechcę.

—Trudno—rzekłgrubas.—Amożezechceszmi

przyrzec,żeniezmyjesztegodojutra?

—Niezechcę.

—Trudno.Żegnajprzyjacielu.Lubięszczerość.

—Jatakże—powiedziałOffzatrzaskującdrzwiczki.

Dostradupodbiegłtendrugi.

—Maszodemnietenpióropusz—patrzyłOffowi

prostowoczy.—Weźiniewyrzucaj.Tosymbolnaszejprzyjaźni,weźipowieśna
ścianie.Bardzocię

polubiłem.

—Jawastakże—Offwziąłodniegopióropusziwłączyłprzyspieszacz.—Możeszbyć
pewny,że

będziewisiałnacentralnymmiejscu.Chybasięjeszczenierazspotkamy.

—Czyżbyśmiałzamiarprzyłączyćsiędonas,

przyjacielu?

—Niezupełnie,alechciałbymwaslepiejpoznać.Dowidzenia.

background image

AutomatprzejąłprowadzenieizlekkimfalowaniemwyprowadziłstradnaLinię.Tym
razemniepotrzebował

naprzebrnięcieprzez

skrzyżowanieażpięciumin.Offspojrzałna

czasomierz.Jegoprostokątnapowierzchnia,po-

dzielonana90czarnoobramowanychkwadracików,podziesięćwrzędzie,byłajużprawie
zupełnieniebieska,ostatniesześćprostokątówsączyłojeszczenikłyzielonyblask.
Dochodziłazasześćminpiętnasta.

Kolejnykwadracikzmieniłkolorzzielonegona

niebieski.Zapięć.Przerwaobiadowadziesięćmintemudobiegłakońcaizachwilęminie
wyznaczonymuczas.Zaczniesiębataliawswejostatecznejfazie.Dlaniegobędzieto
końcowajejfaza,jużwtejchwiliwalkanieowłasneżycie,leczożyciewszystkich
innych.

Nigdybynieprzypuszczał,żewtakkrótkimczasietakradykalniezmienisięjego
spojrzenie,żeztakpozorniemałejsprawyzrobisięsprawaolbrzymia,któraspowoduje
generalnezmiany.Byłtegopewien.

SzykowałsiędozwycięskiejbitwyzOSiTajnąRadą.

Niedziałałsamotnie.Rolęinformatoraspo-

łeczeństwawziąłnasiebieNieuchwytny,wziąłrównieżnasiebiedrugąowiele
ważniejsząsprawę—samągeneralnąbitwę.RolaOffaograniczałasięterazdo
oczyszczaniapola,dezorganizacjipoczynań

przeciwnika,ochronyswobodnegodziałania

Nieuchwytnego.

Jedno,czegopragnął,tozobaczyćgo.Dowiedziećsię,kimjest,skądprzybywa,jak
naprawdęwygląda.

Czuł,żewygrajątębitwę.OnicałespołeczeństwoPhasangu,któreterazbędziemusiało
pokazać,żeniejestcałkiembezradneitrzebasięznimiliczyć…

StradzjeżdżałzewzgórzaosiedlaPlomsów.Na

czasomierzuzgasłkolejnyzielonykwadra

cik.OffciąglemyślałoNieuchwytnym,chciałgozobaczyć.Czybędziemutodane?W
tejchwili

wiedzfał,żeniezależytoaniodjegowoli,aniodmożliwości.ZależytotylkoodNICHi
możesię

zdarzyć.PrzejeżdżałnadTermi.Zaminępiętnasta.

GabinetTaquanarytonąłwdymie.Siwy

przedstawicielTajnejRady,zupełnienieznanyOffowi,obokniegodwajludziezOS,
Taqu-anarazaswoimbiurkiem.Offnaprzeciwniego.ZacząłtenzTajnejRady.

background image

—Comanamdopowiedzeniainspektor?—zapytał

tonemrozkazuinagany.

Offuśmiechnąłsiępodnosemisplótłręce.

—Raczejoczekujępytań—powiedziałtonemdozłudzeniaprzypominającymton
tamtego.

Taquanaralekkosięzmieszał.GośćzTajnejRadydrgnął.Takiestawianiesprawy
graniczyłojużzniesubordynacją.OficerowieOSjaknakomendę

skrzywilisięzniesmakiem.

—Inspektorze—powiedziałczłonekTR—czyniezechciałbysiępanzastosowaćdo
przyjętych

zwyczajów?—widocznieobawiałsięwypaśćzroli.

Byłtoniewątpliwiejedenztych—bardzoczułychnapunkciewłasnegohonorui
regulaminów.Górnawarga,wąskajakrysanaskórze,drgałamulekko,aoczystarałysię
unicestwićOffa,któryjegozaufaniuwewłasnąważnośćtaknagleośmieliłsiękłaśćkres.

Offniemiałnicdostracenia,awieledowygrania.

Musiałpostępowaćwtakisposób,abywypadkitoczyłysiępojegomyśli.Liczyłnato,

żeOSwiemniejiżejegowiedzajestwtejchwiliTajnejRadziebardzopotrzebna,nicmu
więcniezrobią,dopókiniepowienajważniejszego,ao.nprzecieżtegoniezrobinigdy.

—Czypan—zwróciłsiędostarca—niezechciałbywbrewzwyczajomprzedstawićsię
marnemu

inspektorowi?—pytanietowymówiłzabsolutnymspokojem,najakitylkomożnasobie
pozwolićwtakiejsytuacji.CzłonekTR,zapewnezwieloletniąpraktyką,niespotkałsięw
swejbogatejkarierzezpodobnymtonemiabsolutnymbrakiemszacunku.Zerwałsięz
fotelazupełnieczerwony,zwargąlatającąjakskrzydłoćmyizrobiłdwakrokiwstronę
Offa.

Taquanarapobladł.DwajzOSzwrócilinaniego

identyczne,chłodneitajemniczespojrzenia,możenietylezresztątajemnicze,cojak
zwyklepuste.

—PanieOff—rzekłstarzecledwopanującnad

głosem.—Dotejporytobyłotylkonieznaczne

uchybienieregulaminowe,alemojacierpliwośćmagranice,określoneprzepisami,a
przepisyzostałyprzedchwiląprzezpanawyraźnieprzekroczone.Niechpanusięnie
wydaje,żetowszystko,copanrobi,ujdziepanunasucho.

—Niechsiępanuniezdaje—odparowałOff,patrzącnieruchomoprzedsiebie—że
możemniepanbyleczymprzestraszyć.

Reakcjastarcazaskoczyłago.Opadłnafotel.Iniemalżenormalnymtonemzapytał:

—CoustaliłodochodzeniewsprawienapadunaInL,inspektorze?

background image

Przezchwilęwisiaławpowietrzuciężkacisza.

WreszcieOffsięodezwał:

—Mam.prośbę,panie…ee,panieradco—zawiesił

głos.

—Słucham?

—Wolałbymnapierwwysłuchać,comajądo

powiedzeniaobecnitutajoficerowieOS,wprzeciwnymrazieniebędęsięmógłpodzielić
zpanamiwiedząwinteresującejnaswszystkichkwestii.

Starzeczniósłtobezzmrużeniaoka.

—Zgoda—powiedział.—Rozumiempana.Niech

panowiemówią—zwtóciłsiędodwóchposępnie

zamyślonych„bliźniaków”zOS.

—OS—zacząłjedenznich—zawsześciśle

wypełniającpoleceniaTajnejRady,którąreprezentujetutaj…

—Wiemy,kogoreprezentuje—przerwałmuna

wszelkiwypadekradca.—Apozatymczasnagli,proszęsięstreszczać.

—Takjest—oficerwyprężyłsię,jakbystawałnabaczność.—Ustaliliśmy,żestrad
zostałwynajętywbiurzeAWERT.Zamachowiecbyłspecjalistą.

Zanotowanetam,toznaczywAWERT,odciskijegopalcówniesąjednakznaneOSani—
podkreśliłtoznaciskiemizwidocznąnapierwszyrzutoka

przyjemnością—Straporowi.Prawdopodobnie

pochodzizpozaVollu.Przypuszczaćnależy,żejesttropsjań-czykiem,bonalicznych,
wykonanychprzeznaspóźniejfotografiach,coprawdaniewyraźnychidalekich,
robionychzukrytychkamerTK64oraz

TK2345,widaćwyraźnieniebieskąskóręibiałezniebieskawymodcieniemwłosy.

Potwierdzajątotakżeiinneźródła.UdałosięprzyLinniWielkichJezioruchwycićobraz
twarzynapastnikazarejestrowanyprzeztajnąkameręTK2347.Sporządzonynapodstawie
zdjęć

rysopisporównanozinformacjamizarejestrowanymiwcentralnejkartotece,wktórej
znajdująsiędanewszystkichmieszkańcówPhasangu.

Tutajnastąpiłapewnakomplikacja.Okazałosię,żesfotografowanyczłowiekrysopisem
odpowiada

nadkomendnemuBiktennowizOS.Biktennto

oczywiścieczłowiekpozawszelkimpodejrzeniem.W

momencieakcjiwBelgazNol-dakierowałobserwacjąiprzezcałyczasznajdowałsięw

background image

zasięgusprzężonychznimpodob-serwatorówiwizyjnych.Przecieżwszyscyznamy
nadkomendnegoBiktenna,anaszaparat

sprawdzającywspółpracownikówniezgłaszałpodjegoadresemżadnychzarzutów.Nie
mógłtobyćon,

jednymsłowemstanęliśmywmartwympunkcie.

Istniałokilkamożliwości.Albomamydoczynieniazosobąnieobjętąrejestrem,cojest
zupełnie

nieprawdopodobne,albozosobą,którapoddałasięoperacjitwarzy,jednakoperacjata
musiałabybyć

przeprowadzonanielegalnieprzezfacjologa,nienotowanegowwykazachspecjalistów
wykonującychtezabiegi.

PrzezbardzozłystrategicznymanewrStraporu

podczasoblężeniaLiniiWielkichJezior,którebyłoprzeznasobserwowane,straciliśmy
śladtegoczłowieka.Podczascałejakcjiobserwacyjnejgubiliśmyjegośladwielokrotnie,
nienależywięcsiętymzbytnioprzejmować.Wtejchwilizapadłsięgdzieś,leczakcja
toczysiębezprzerwyiniedługouchwycimyzapewnezerwanąnić.Towszystko.

—Czyniesądzipan,żemożesięonujawnić

wmomencie,kiedybędziezapóźnonainterwencję?

—zauważyłstarzec.

—Nie!—odpowiedziałzuśmiechemoficer.—To

znaczywydajemisię,żenie.

—Czyterazzaczniepanjużwreszciemówić,

Off?

—Tak.Dotego,coustalililudziezOS,mogędodaćniewiele,zwłaszczażeniejestem
dokładniei

szczegółowopoinformowanyotreścizagubionych

dokumentów—kiedypadłytesłowa,wydałomusię,żeOS-owcyskrzywilisię,jakby
wyczulijegokłamstwo.

Obojętne.Najprawdopodobniejwiedzieliokażdymjegokroku,przynajmniejod
momentu,kiedychodziłzanimtenkarzeł,któregowidziałwknajpieCzarnyMotyl.

—Wiemtylko,żedotyczyłyonezbliżającegosięlotudogwiazdyperyferyjnejSol.
Wiem,żegwiazdataposiadadziewięcioplanetowyukład,wktórymTrzeciajestplanetą
spełniającąwarunkizaludnieniowe.

Dokumentytezostałyprzezposzukiwanegoosobnikapowielone.

—Coo?!—wrzasnąłradca,podrywającsięzfotela.

ZawisłnadOffemjakdrapieżnyptakzrozwiniętymiskrzydłamirąk.—Comówisz,
człowieku?Gdzie?

background image

Kiedy?Jak?!

—MateriałyzostałypowielonenaSalvirze,wSov,wilościokoło50000odbitekw
DrukarniiPieczęciamiDelisonSA.

—Skądtawiadomość?

—Mniejszaoto.Grunt,żejestpewna—Offnieodmówiłsobieprzyjemności
wprowadzaniaoficerówOSwstanosłupienia.—Niewiem,cozamierzaonzrobićztymi
dokumentami,aleprzypuszczam,żebędziechciałjewjakiśsposóbrozpowszechnić,z
pewnościąposłużysię

metodaminiekonwencjonalnymi.Niewiemyrównież,czymamydoczynieniatylkoz
jednąosobą,czyteżzdwomalubwięcej.

—Nierozumiem…—niemalwyszeptałradca.

TaquanarazdawałsięwracaćdosiebieijakbycorazufniejspoglądałnatwarzeOS-
owców.Oninatomiast,utraciwszyswójstoickispokój,przeszliwstanstarannie
skrywanegozdenerwowaniainiepewności.

—Toproste—ciągnąłdalejOff.—Nie

przypuszczam,żebyobecnitutajoficerowiezaniedbaliprzesłuchaniapaniEry,tojest
dziewczynydyrektora

Foya.MimożeichszefGulmzostałunieszkodliwionyprzeznapastnika,toprzecieżnie
stracilichybagłowy

—Offmówiłtozwyraźnąironią.

Oficerowiezapatrzylisięwczubkiswoichbutów,odczasudoczasurzucającspodełba
przeszywającespojrzeniawstronęOffa.Chybatylkoudawali

przyłapanychnazaniedbaniu.Offbyłpewien;żeprzesłuchiwaliEręiprzemilczającten
faktorazpłynącezniegownioskichcąsprawdzićjegoprawdomówność.

Wnioski,jakiełatwoztegofaktuwyciągnąć,byłybowiemwiażneiOffmógłniechcieć
dzielićsięznimiwiadomościami,którepozornieprowadziłydo

prawdziwegofinału.Skorosięjednakdzielił,powinnotoichuspokoićnatyle,żebymu
choćtrochęzaufali.

—Dorzeczy,dorzeczy,inspektorze—radca

zdawałsięniedostrzegaćniczegospecjalnegowtympojedynkusłownym.

Byłtakzafrapowanyrozwojemwypadkówi

takintensywnienadczymśmyślał,żenicpoza

interesującymigowywodaminiedocierałodojegoświadomości.

—Takwięczzeznaniatejpaniwynika,żenapastnik,człowiek,któryzabiłFoya,niebył
napewno

tropsjańczykiem.Wysoki,miałbiałąskóręijasne,leczżółtawewłosy.Idziwniepachniał.
Niemożemyzcałąpewnościąpowie-dzić,czytotensamczłowiekzabił

background image

FoyaiHar-gisa,apotemzbiegł,czyteżdziałałoichdwóch.Niesposóbtymczasemnawet
ustalić,czytotensamczłowiekzabiłFoya,którypowieliłmateriałynaSalvirzeiktóry
napadłnaInL.Możetobyćcałagrupadobrzezorganizowanychzamachowców.Jeden

napadanaInL,drugipowielamateriały,trzecistrzeladoFoya,czwartydoHargisa,a
jeszczeinnyzostajesfotografowanywczasieucieczki,którastanowitylkoosłonędla
tamtych.Takwięcsytuacjawydajesiębardziejskomplikowana.

—Inspektorze—przemówiłjedenzoficerów.—

Otrzymaliśmyrysopisrównieżzinnychźródeł.Niechpanotympamięta.

—Oczywiście.Pamiętanibezprzerwy.Coprawda

byłbytomałoprawdopodobnyzbiegokoliczności,aleniechmipanpowie,czywobu
przypadkachwidzianotwarzdokładnie?

OficerniecosiĄ.zmieszał.

—Nie—przyznałniechętnie.—Wjednymwypadkuudałosięzauważyćtylkoprofil,i
tozpewnejodległości,alewystarczyło,abyokreślićkolorskóry.

—Rozumiem…Kolorskóry.Alejedyniekolor.Czybyłniebieski?

—Takjest.

—Wobectegowiemy,żejedenzposzukiwanych—

lub,więcejnapastników—toniebieski,jedenzaśbiały.

Należałobysięzastanowić,jakibędziejego,czyichnastępnykrok.Zawszelkącenę,z
nieznanychmibliżejpowodówstarająsięniedopuścićdostartustatku.

MożedlaTajnejRadyczyOSmotywyichpo-

stępowaniasąjaśniejsze.Jakizatembędzieichnastępnykrok?Zdajesię,żesię
domyślam.

—Jakiżtokrok?—zapytałradca.

—Naraziepowiemtylkotyle.Codoreszty,jestjeszczezawcześnie.Niechciałbym,aby
niesprawdzonewiadomości,jakimidysponuję,okazałysięniewypałemidlatego
potrzebujęjednegodnianaupewnieniesięosłusznościmychhipotez.

—PanieOff—zacząłrad”a.—Widzę,żeniemapandonaszaufania.Niechodziterazo
prestiżirozgrywki.Sytuacjajestowielepoważniejsza,niżpanprzypuszcza.Jeżelinasza
dokumentacjadostaniesięwniepowołaneręce,plantrzebabędzieporzucić,aporzucenie
gooznaczakolejną,ktowieczynie

ostatnią,kapitulację,bomożemyjużnieznaleźćczasunaprzygotowanienastępnej
wyprawy.Porzućmywięcurazyimówmyotwarcie.

—Dobrze—podchwyciłOff.—CoTajnaRada

zamierzazrobićzmoimizwłokamipozakończeniutejsprawy?Amożejużteraz?Tylko
proszęotwarcie!

Milczenie,jakiewtymmomenciezapadło,

background image

przypominałotechwileprzedburzą,kiedypowłokiciężkichchmurwpadająwstrefę
ujemnychznaków..1

niewątpliwieposypałybysię

pioruny,gdybymilczącydotejporyTaquanaranierozładowałatmosfery.

—Inspektorżartowałoczywiście.Znamynieoddziśjegopoczuciehumoruiskłonność
doefektownychmetafor.Chodziłopanuodzieleniesięczymś,czegoniema?Czytak?—
zwróciłsiędoOffa.

ChoćOffnicnieodpowiedział,wszyscywykorzystalimożliwośćwycofaniasięz
niewygodnejsytuacji.

—Jednojestpewne—stwierdziłOff.—Następnymichcelembędziekosmoport.

—Imnieteżtaksięwydaje—rzekłwzamyśleniustarzec.

—Nakiedyzaplanowanostart?

—Nadwudziestegoszóstego.

—Czylizatydzień.Proponujęprzełożeniestartunajutrowieczór.

—Ależtoniemożliwe!ZwłaszczażeprzetrzymałpanbezuzasadnieniaEstora,tasprawa
będziezresztąrozpatrywanaprzeznas,kiedyskończysiętocałezamieszanie.

—Możemynieczekać,ażburzaucichnie.Moim

postępowaniemkierowaławyłącznietroskao

bezpieczeństwoEstora,acozatymidzie,o

bezpieczeństwoprzygotowańdolotu.Niktminieudowodni,żebyłoinaczej,acodo
terminuekspedycji,należygokoniecznieprzy-śpieszyć.Przedstawięterazpanomplan
działania.JakwielutropsJończykówmożebyćwnaszymmieście?Niewięcejniżmilion.
Oczywiściewtakiejmasieniepodobnagrzebaćsys-

tematycznie,ponieważniemamynatoczasu.Chcęjednakzorganizowaćwielkąobławę:
zatrzymaćnacałe48godzinkażdegospotkanego

tropsjańczyka.którytylkowydasiępodejrzany.Tozadaniedlasłużbyporządkowej.
Zmusimynaszym

postępowaniemprzeciwnikadoprzedwczesnego

ujawnieniaplanów.Zapewnejestmudoskonaleznanadatastartu.Zamaksymalnym
przyspieszeniemjejprzemawiafaktpowieleniamateriałów,których

rozpowszechnieniunapewnonieudanam.się

zapobiec.Niewiadomo,czystaniesiętodziś,czydopierojutro.Naszaakcjaporządkowa
utrudniwięcewentualnerozlepienienamurachowychulotek.Przydziałaniunachybił
trafiłmożnarównieżzidentyfikowaćiaresztowaćktóregośznapastników.Nie

zapobiegniemyzcałąpewnościątylkojednemu:

poinformowaniuopiniipublicznejotreścidokumentów.

background image

Należyprzypuszczać,żeitakwieleegzemplarzydotrzedoludzi.Wskazanybyłbywięc
szybkistartstatkuprzyzastosowaniupoważnychśrodków

ochronnych,blokadykosmoportu,skróceniu

uroczystościpożegnalnychdominimum,ograniczeniuliczbyodprowadzającychdo
najbliższychkrewnych,bezwzględnejiścisłejkontrolidokumentów,anawetrewizjiosób
przebywającychwmomenciestartuwkosmoporcie.Przyspieszenieniepozwolili
naszemuprzeciwnikowinadokładnedopracowanie,

zsynchronizowanieiprzemyśleniedokońca

najdrobniejszychszczegółówplanu.Naczymśmusisiępotknąć.Wiadomo:„Najłatwiej
siępotknąćnaznanejdrodze,którejnawierzchniazostałazmienionapodnaszą
nieobecność”—jakpowiadaprzysłowie.Takwyglądawzarysiemójplan,aterazod
panówzależy,czygoprzyjmiecie,czynie.^Maonjednaksamezaletyinieprzyjąćgo,
byłobylek

komyślnością.Dodamjeszcze,żefakty,októrychniechciałemmówić,dotycząmiejsca
pobytu

poszukiwanychisąjakdotądniesprawdzone.

Sprawdzeniamamzamiardokonaćwciągu

najbliższychgodzininiebezpoważnychpodstawsądzę,żewtedynaszaakcjaprzebiegnie
dużołatwiejimożeudasięzapobiecpoinformowaniuprzez

napastnikówopiniipublicznej.Towszystko,comiałemdopowiedzenia.

Offwyciągnąłzkieszenichusteczkęiotarłniąpotzczoła.Właściwieniebyłpewien
•wrażenia,jakiezrobił

nazebranych.Jegoplanrzeczywiściemógłwydawaćsiędobrymkażdemu,ktonieznał
tajemnicy,jakąonpoznałlubraczejktórejsiędomyślał.Zdawałsobiesprawęztego,że
mocnonaciągnąłjużstrunęinaderłatwojednymsłowemprzekreślićcałyplan.Teraz
siedziałnapięty,woczekiwaniunato,copowieprzedstawicielTajnejRadyioficerowie
OS.

—OSmiałotosamonamyśli—oznajmiłjedenz

oficerów,usiłującpomniejszyćzasługiOffa.—

Rzeczywiście,jeżeliwtensposóbpostąpimy,

zwiększymyszansęnazakończenietegopojedynkunanasząkorzyść.Podwarunkiem
oczywiście,że

napastnicyzamierzająnapaśćnakosmoport.

—Tak…—radcakiwałgłową.Offowisięzdawało,żeusiłujeukryćpodziwdlajego
planu,alewłaśniejestzdecydowanygopoprzeć.—Tak—powtórzył.—

Musimyjednakzastanowićsięwspólniezinnymi

członkamiTRnadcałąsprawą.

background image

Offstarałsięniepokazywaćposobiezadowoleniazpodjęciatakiejdecyzji,właściwie

równoznacznejzakceptacją,byłtegopewien.

—Kiedyotrzymamodpowiedź?

—Zapółgodziny.Połączęsięspecjalnąliniązinnymiradcami.Adotejporyniechpan
łaskawienieopuszczagmachu.Możliwebowiem,żedecyzjaRadybędzieinna.Tona
raziewszystko.Dziękujępanom—

zakończyłstarzec,podnoszącsięzfotela.GórnaWargaprzestałamujużdrgać.Widocznie
sięuspokoił.

Podnieślisięterazwszyscy.Offskinąłgłowąiskierowałsiękuwyjściu,zanimOS-owcy.
Taquanarastałnaśrodkupokojuwniezdecydowanejpozie,którawyrażałatylkojedno—
wyczerpanie.

—Pantakżeniechwyjdzie—usłyszałjeszczeOffsłowaskierowanedoswego
zwierzchnika.—Muszęzostaćsamzfonami.

DageriAgiswyszli,wysłaniprzezswojegoszefadogarażu.Nawszelkiwypadekmieli
przygotowaćstraddodrogi.Offsiedziałwfoteluzmęczonyibardzonapięty.Mimo
wszystko,choćbyłprawiepewny,żezaakceptująjegoplan,obawiałsięzdemaskowania.

PrzecieżjeżeliprzesłuchiwaliEręczyteżDe-lisona,moglizacząćcośpodejrzewać.
Przemilczałniektórefakty.Możenierozegrałtegonajlepiej?Wystarczyłocośwspomnieć
iodpowiednionaświetlić,leczwolał,żebyniewiedzieliwszystkiegodokońca,jeślinie
wiedzielidotejpory,

Akoniecbyłniedaleko.Statekszykującysiędoskokuprzezhiperprzestrzeńnigdygonie
wykona.Jeśliterazmusiępowiedzie,toionbędzieżyłspokojnie.

Dłońtrzymałwkieszeni,

czulwniejciężarkufy.Ciężardającyzłudzeniebezpieczeństwaiwszechmocy.Cóż
zresztąpomożekufa,jeślidecyzjaRadybędzieinna?

Wstał.Zaoknamizapadałzmierzch.Wpatrywałsięwniebo.Czarnozielonkawe,gładkie,
bezjednej

zmarszczki.Wdole,wzdłużalei,kołysałysięszpaleryhenofarów,anadnimipłonęły
gwiazdy.Prawie

jednakowe.Nie.Niektórebyływiększeijaśniejsze,inneodległe,małe,słabiut-kie.Co
gnałojego

pobratymcówwteodległestrony,wtęobcąpustkę?

Czyrzeczywiściekonieczność?

Offowiwydałosięnagle,żeumiejętnośćdo-

konywaniaskokuprzezhiperprzestrzeńzostałanaPhasanguopanowałazbytwcześnie.
Gdybynie

słabościtechnicznemożnabyopanowaći

background image

skolonizowaćwłasnyukładsłoneczny.Uświadomił

sobienagle,żezdolnośćpodróżowaniawczasoprzestrzenirozwinęłasięwdużym
odosobnieniuodinnychdyscyplin.Problemodwiecznegonadążaniajednejdyscypliny
naukowejzadrugą,technikizanauką,świadomościzatechniką.Towszystkona

Phasanaguzdawałosiębyćjakieśnieproporcjonalne,dysharmoniczne,prawieże
samobójczewswych

niebezpiecznychrozdźwiękach.

Czycośpodobnegomogłopowstaćwsposób

naturalny?Skokwhiperprzestrzeń,arównocześnie,kopalnieifabrykiSalviry.Tedwa
etapyewolucjispołeczno-cywilizacyjnejdzieliprzecieżotchłań.Czyżmożnawnaturalny
sposóbprzekroczyćtakąprzepaść?

OffniepamiętałDrugiejRewolucji.Byłwtedy

jaszczedzieckiem,aletozajegożycianastąpiłaowaeksplozjawynalazków,eksplozja
tech-nologii,aprzecieżPierwszaRewolucja,ocharakterzespołecznym,miałamiejsce
zaledwiekilkadziesiątlattemu.Pozatymnietrafiaładoprzekonanialudziomnawetteraz.
Żyliwdobrobycie,leczichpsychikadziwniepozostawaławtyle.Wcodziennymżyciu
niewidaćbyłozbytniorealizacjizasadtamtej,stosunkowodawnejrewolucji.Wyrosłojuż
czwartepokolenie,ajednaknieprzestawiłosięnainnysposóbmyślenia.

Tamteideewyglądałynatledniadzisiejszegozupełnienierealnie,jakbyspadłyskądśz
nieba,awrazznimicałaobecnatechnika,będącatworemdziwacznym,
nierównomiernym,jakbywyrywkowym.Czyżbyrzeczywiścieprocestenrealizowałsięw
sposób

nienaturalny?

Cóż…Niewieleprzemawiazajegonaturalnością,niewielewskazujenato,żecywilizacja
phasangańskaidziebezprzerwyoptymalnądrogąrozwoju,przypisanąprzecieżkażdej
ewolucji.Czuł,żejestokrokodjakiejświelkiejtajemnicy.Jednocześnieuświadomił
sobie,żeprzecieżnigdydotejporynieprzychodziłymudogłowytakfantastycznei
przerażającezarazemmyśli.

Czytoabynapewnojegomyśli?…

Wtymmomencieraptownieotwarłysiędrzwiistanął

wnichDager.

—Stradgotowy—powiedziałizamilkłnawidok

Offa.

Inspektorbyłbiałyjakkartabrafu.

,—Czycośsięstało?—zapytałDagerniepewnie.

—Nie—odpowiedziałOff.—Nic.Pojął.Pojął

właśniecoś,coprzekraczałojegowyobraźnię.

background image

Towszystkobyłoinaczej!Phasangjestsztucznymtworem!Phasangniesobiezawdzięcza
postęp,jakiosiągnął.Terazwymknąłsięspodpotężnejkontroliimusinastąpić
interwencja.Musi!Zakręciłomusięwgłowie.Myślałprzezchwilę,żenieutrzyma
równowagi.

Czyzwariował?Dlaczegoon?Dlaczegowłaśnieontozrozumiał?Czyjestnajlepszy?!
Czylepszyod

innych?!!Wczymjestlepszy!!Amożegorszy?!!

Nie,nie!!!

DagerzprzerażeniempatrzyłnaOffa.Oczy

inspektoraniemalwychodziłyzorbit.WczepiłsięwrękawDageraspoconymidłońmi.

—Panie—wycharczał.—JasnyPanieee!!!—i

osunąłsięnapodłogęprzezręceoniemiałegoDagera.

Dagerrzuciłsiędofonu.

—Pogotowie!—ryczał.—Pogotowie!!!Szybko!InsOffzostałchybaotruty!!

Naniebiespokojniebłyskałydalejgwiazdy.Mieniłysięróżnobarwnymiświatełkami,
pulsowaływ

kosmicznejpustce,niemeipiękne.Wśródnich,awłaściwienaichtle,płonęłajedna,
niecomocniejsza,wydawałasięjaskraw-szaiwiększa.Nie,toniebyłagwiazda.Nadaleją
Boder,wzdłuższereguhenofarów,szybowaładalekaróżowakula.Terazoddalałasię
corazszybciejwkierunkupółnocnymiwchwilępóźniejzniknęłazahoryzontem.

Tochybajakiśsatelita?—myślałAgiswpatrującsięwniebo.

—Jakdługototrwało?…Gdziejajestem?…—Offmiałoddechnierównyiświszczący.

—Proszęsięniedenerwowaćistaraćsięnie

myśleć.

Tak…tak…Przedewszystkimniemyśleć.Zwłaszczataostatniamyśl…—Kiedyimu
sięprzypomniałtenprzebłyskświadomości,ogarniałagopanika,aleniemógłniemyśleć.
—Tojasne…Przecież

hiperprzestrzeńmasiętakdoichepoki,jakstraddośredniowiecza….przestaćmyśleć?…

—Jakdługo?…—wysapał.

—Odgodziny.Tolekkiatak.Zadwiegodzinybędziepanzdrów.Jestpanpodłączonydo
uniwermedu.

Proszęodpoczywać.

Awięcmiałatak.Nieważne.

—GdzieTeria?

—Okimpanmówi?—dziewczynawzielonym

fartuchunachyliłasi^nadnimztroskąwoczach.—

background image

Jeszczebredzi—zwróciłasiędomłodegomężczyznywtakimsamymkitlu.—Za
piętnaścieminwyjdzieztegostanu.Procesleczniczy,regeneracja

uszkodzonegosercapostępujenormalnie.Możemygozostawićsamego.Zadwiegodziny
ipiętnaściemin—

powiedziałapodchodzącdodrzwi—odłączygopanoduniwermedu.

—Takjest—mężczyznaskłoniłsięlekkona

pożegnanie.

PostałjeszczechwilępatrzącnaOffaiwyszedł

także.

Teria?!—myślałOff.—Mogłemtowcześniej

przewidzieć.

Siwyradcazastanawiałsięgłęboko.Czyrze-

czywiścietennieokrzesanyinarwanyczłowiekatencałyInsOff,marację?

—Przedstawiłemwamfakty—mówiłdofonu.—

Teraz,oczcigodni,musiciezadecydowaćodalszympostępowaniu.Przypominamtylko,
żesytuacjajestnaprawdętrudna.Głosujcie.

—Zezwolić.

—Odsunąć.

—Zezwolić.

—Zezwolić.

—Odsunąć.

—Awięc3:2imójgłos.UsunąćOffa,wedługmnie,nienadeszłajeszczepora,awięc
zezwalani.4:2.

Dziękujęwam,czcigodni.Byćmożesytuacja

wyglądałabyinaczej,gdybybyliznamipozostalidwajczłonkowienaszejTajnejRady,ale
niestetyjużnigdy

wśródnasniezasiądą.RadcaHargisiradcaFoypoleglipeł-niącswojeobowiązki.
Trudno.Naszapracapełnajestpoświęceńiniebezpieczeństw.Musimysięznimiliczyćw
każdejchwiliiwiem,żemożemynasobiepolegać.

CodosprawyInsOffa,toustaliliśmy,żewrozmowieznamiprzemilczałjedenfakt.
Właściwieniejeden,więcej.Otóżznanamujesttreśćdokumentów.Został

poinformowanyprzezRe-vaparawpomniku

NiewidzialnychweFloreyotreściskradzionych

papierówizapewneocałymprogramielotu.Toraz.Nieujawniłrównież,żekontaktował
sięześlepcemBajo,dziękiktóremuprawdopodobniezdobyłinformacjepochodzącez

background image

Salviryiukryłtamswojąsekretarkę.Todwa.Trzecimzatajonym,przezniegofaktemjest
informacja,którąmusiałotrzymaćodEryHater.

Dotyczyłaonapewnejniebezpiecznejumiejętnościnapastnikaczynapastników,
umiejętnościkierowaniawoląin-

nychosób.Informacjętępotwierdzilipilocieskadrybobonsów.WczasieatakunaBelgaz
Noldaodczuwalimomentamizanikwłasnejwoli,natomiastczulisięjakbysterowaniwolą
cudzą.Wiemyprzecież,żeżadenczłowieknieposiadłtakiejumiejętnościaniżenie
zostałozbudowaneżadneurządzeniewytwarzającepolaotakichwłaściwościach.Należy
więctraktowaćichodczuciaraczejjakohalucynacje—zbioroweczyindywidualne,
mniejszazresztąoszczegóły.InstytutNasłuchówiPenetracjiPrzestrzeniniezanotował

żadnychwahańpola.Przestrzeńwokółplanetyniezostałanaruszona,nicwięcniestoina
przeszkodzie,ażebystartodbyłsię,jakbyłoplanowane.Równieżwszystkiestacje
naziemneInNaPePrniestwierdziłyzakłóceń.

Wiem,żefakttrzykrotnegonaruszeniazasad

regulaminu,jakisposób,wjakiInsOfftraktujeTR,musibudzićwaszezastrzeżeniai
zaniepokojenie.Jestrzeczązupełnieoczywistążenależygousunąć.Jegowiedzasięga
zbytdaleko.Pamiętajmyjednakotym,żenikttakdobrzeniepokierujeakcjąjakwłaśnie
on.Roz-prawićsięznimzdążymypóźniej.Oczywiścienaszaakcjabędziepostępowała
niezależnieodprowadzonejprzezniego.Tyle,oczcigodni,mogępowiedziećodsiebie,
niejakowuzasadnieniunaszejdecyzji.Czyktośzwaschciałzabraćjeszczegłos?

—Nie.

—Nie.

—Nie.

—Nie.

—Nie.

—Dziękujęwamwięcispotkamysięwieczorem.

Starzecwyłączyłfoniczasjakiśsiedziałnie-

ruchomo,niezdejmującdłonizprzycisku.Nacisnął

guzikponownieiwykręciłnumer.NaekranieukazałsięsekretariatInL-u,dobrzeznany
członkowiTajnejRady.

Przybiurkusiedziaładziewczyna.Nadźwiękgłosupłynącego

ztonudrgnęła.

—NiechmipanidaEstora—usłyszała.

—Takjest.

PokrótkiejchwilizjawiłsięEstor.Twarzmiał

wychudłą,aubranieniezmienianeconajmniejo’dkilkudni.Widaćniezdążyłsięnawet

background image

przebraćpo

opuszczeniuceli.Radcanieodczuwałwspółczucia.Był

nawetzadowolonyzwygląduswegopodwładnegoi

podopiecznegozarazem,któregozaniedbanyubiórświadczyłponiekądodużym
zaangażowaniuEstorawsprawę.Tenmłodymiałszansęwkrótceosiągnąć

stanowisko,naktóreradcaEtolSafczekałdługiesześćdziesiątlat:stanowiskoradcy
TajnejRadyPhasangu.SafpomagałmłodemuEstoro-wi,jaktylkoumiał,iterazoto
otwierasięprzedjegowychowankiemdługooczekiwanaperspektywa,awrazz

wprowadzeniemrzutkiegoioddanegomuczłowiekadoTajnejRady,pozycjaradcySafa
uległaby,rzeczjasna,wzmocnieniu.

—Słucham,oczcigodny—odezwałsięEstor.

—Mójdrogi—powiedziałradca.—Musiszza

wszelkącenęprzygotowaćstartstatkunajutro

wieczór…

—Toniemożliwe!

—Nieprzerywaj!!—rzuciłradcaostro.—

Stawajnagłowie,aledoprowadźdostartujutrowieczór.Wprzeciwnymraziemożejuż
doniegoniedojśćnigdy.DniTajnejRadysąpoliczone.Wiemyotymidlatego
podejmujemyniezbędnekrokina

przyszłość.Pamiętaj,żeodtwojejsprawności,odtego,czymsięwykażeszteraz,zależy
“twojejutro.

—Rozumiem,radco.

—Azatem…?

—Przypełnejmobilizacjiudasięzorganizowaćstartnajwcześniejnapojutrzerano.

—‘Zgoda.Towszystko—rzekiradcaiwyłączyłfonponownie.

Offpotrzechgodzinachbyłjużnanogach,we

własnymgabinecie.Nieczułżadnychfizycznych

dolegliwości,anawetjakbyprzybyłomusił.

Rozpoczynałswąwielkąakcję.Przeszkadzałymu

jedynienawracająceuporczywiewspomnienia.Niemógłsięichwżadensposóbpozbyć.
Stłumione,

kołatałysięgdzieśnadnieświadomości.NiedawałamuspokojuzwłaszczamyśloTerii.
Terazuświadamiał

sobiedoskonalewszystko,comiędzynimizaszło.Toodspotkaniazniązaczęłygo
nawiedzaćdziwne,niepokojącerefleksjeimieszaneodczuciawstosunkudowłasnego
świata.WciążpowracałamyśloLiniiWielkichJezior.Dlaczegoniktniepotrafił

background image

zrozumiećtamtychludzi?Czyzastosowanowobecnichtakisamzabieg,jakiwykonano
nanim?Wtymmomencieniebyłojednakczasunazajmowaniesiętakimisprawami.

Przednimwielkaakcja!Czułraczej,niżrozu

miał,żerobidobrzepomagającNieuchwytnemu.

—Dowszystkichbrygad!—rzuciłwfon.—Mówi

kierującyakcjąInsOff.Począwszyodtejchwilinależyaresztowaćbezwzględuna
wszystkokażdego

człowieka,któryodpowiadałbypodanemurysopisowi,

niezależnieodkoloruskóry!Zakończenieakcjinastąpinamójrozkaz!Dziękuję!

Miastostopniowoogarniałoszaleństwo.Uliczne

gazetysunącemiędzyścianamidomów,rozpostarteswymikolorowymistronicaminad
pędzącympotokiemstradów,widocznewlekkiejmgiełce,podawałybezjednejprzerwy
rysopisyposzukiwanych.Ruchjeszczefunkcjonowałnormalnie,aleitomiałosię
niedługoskończyć.Porządkowizatrzymywalijużpierwszychpodejrzanych.Jednaknie
wszystkiepatrolezostaływprowadzonedoakcji.Częśćpatrolowcówznajdowałasięw
garażu,gdziedokonywanoostatniegoprzeglądutechnicznego,ładowanododatkowe
pojemnikiz

paliwem,włączonowobiegspecjalnesystemy

zasilania.Wczasietrwaniaakcjiprzestawał

obowiązywaćzakazużywaniakomórpowietrznego

spalania.Przedmuchiwanodysze,próbowano

sprawnościzastałychoddawnegonieużywania

mechanizmów.

Ludziestaliwgrupkach,żywogestykulując,

najwyraźniejpodnieceniakcją,któradlanichciąglesięjeszczenierozpoczęła.Palilitutki
ma-fafyi

zastanawialisięnadtym,cowłaściwiemanastąpić.

Jednicieszylisięzakcji,gdyżbyłaokazjądowykazaniasię,inniklęliją.

wduchuinietylkowduchu,gdyżstawiałapod

znakiemzapytaniaichwszelkieplany,nietylkonadzisiejszywieczórczynoc,lecztakże
najutroipojutrze,amożecałytydzień.Starsipamiętalitakieakcje,któreciągnęłysię
tygodniamibezprzerwy,niekończącesięzasadzkiiobławy,wktórychniejedenznajomy
czykolegarozstałsięzniminazawsze.

DowielkiegomagazynuTrantona,gmachuo

dwudziestupiętrach,wpadłagrupaoperacyjnainarozkazdowódcy,wodciętymprzy
pomocyszczypiecizamkówtolerowychbudynku,przeprowadziłaprzegląd.

background image

Podejrzanych,zbitychwciasnągrupę,zapędzonodomagazynu.Wsalispożywczej
wszczęłasiępanika.

Porządkowychciałaresztowaćkogoś,ktowidaćmógł

sobiepozwolićnazlekceważeniebyleporządkowego.

Podejrzanyuderzyłfunkcjonariuszatwardągłówkąsałatybabongatrzymanąwręce.Na
widok

zaatakowanegokolegiinnyczłowiekbrygadyStraporurzuciłsięnapodejrzanego,
zahaczającprzytympojemnikiemzgazemobez-władnającymopółkęz

jarzynami.Ulatniającysięgazsparaliżowałnajbliżejstojącychludzi.Upadłrównież
porządkowyinapastnik.

Ktośogarniętyszaleństwemdemolowałpółkiiwyrywał

ześcianpojemniki.Automatyostrzegawczewyłyikręciłynawszystkiestrony
czerwonymiczułkami,wzywającpomoctechniczną,Automatynaprawcze

zderzyłysięwprzejściuznapierającąfaląludzi.

BrygadaStraporuszalała.Wcałymgmachu

rozlegałysiękrzykiitupotnóg,przerywanywyciemsyrenautomatów,wyciem
straporskichgwizdków,

hukiemsalwobezwładniających.

Najedenastympiętrzegrupatropsjańczyków

zabarykadowałasięwoddzialesprzętusportowego.

Porządkowiobawialisiępodejśćblisko,gdyżprzykażdejtakiejpróbiesypałsięnanich
gradpocisków,wktórezamienionokulehopitrowe,wyrzucającjezdużąsiłąz
automatycznychszybkostrzelniłuczniczych.

Próbowanogazu,leczustawionaprzedbarykadąba-

teriawentylatorówskuteczniechroniłaatakowanych.

Wreszciektośwpadłnapomysłzaopatrzeniasięwpokrywyodwielkichkotłówwa-
rzelniczych.

Rozgrabionestoiskoautomatycznepodniosłowrzask,dołączającsiędoogólnego
harmidru.Dziękiosłoniezpokrywudałosięjednakwedrzećdopomieszczeniai
obezwładnićwalczących,zktórychażpięciuokazałosięodpowiadaćrysopisowi.

Chybanajwiększymnieszczęściembyłaogól-

nikowośćtegorysopisu.Tłumwmagazyniestopnioworósł,wezwanowięcbobons,aby
zabrałwszystkichdoaresztu.

Wtymczasiestłoczeniwciemnympokoikuludzierozpoczęliszturm.Używającdrągów
domarkiz

wyważylidrzwiirozpędzilistrażników,poczymruszyliwdół,prowadzącnarastającą
wciążfalę.

background image

Brygadazostałateżzmuszonadorozpaczliwej

obronyipokoleiopuszczałapiętra,pnącsiędogóry.

RadiostacjebliskiegozasięguodbierałyzTrantonawezwaniaoposiłki.

Podgmachzajechałyczterynastępnestrady

wypełnioneludźmi.Indywidualnezamkizamontowanewdrzwiachniechciałyich
wpuścićdowewnątrz.

Rozbitowięcwielkieszybywysokościdziesięciumetrówiszerokościdwudzies-tupięciu.
Tworzywoposypałosięnachodnikiijezdnie.

Przechodniezatrzymywalisię,niedowierzając

własnymoczom.Stradyzpiskiemhamowałyprzed

wałemostrychodłamków.Tymczasembrygada

Straporu,którejdowódcyniechcielidoprowadzićdozastosowaniaostatecznychśrodków,
wycofywałasięnasegmentyschodówprowadzącychdoostatniego

stoiska,umieszczonegowprzeszklonym,jednospado-wymdachubudynku.Wyjściena
powierzchniętak

stromegoszklanegodachuniewchodziłowrachubę.

Tłumnapierał.Naszczęściekręcącesięschodyniecosięwtymmiejscuzwężały.Zanimi
znajdowałsięjużtylkorządpółekiściana.Dowódcazatrzymałsięzdenerwowany.

—Staaać!!—wrzeszczał.—Staaaać!!!

Odpowiedziałmugniewnypomruk.Niebyłonaco

czekać.Pomocwdzierałasięnaczternastepiętro.

Namiarowyprowadziłnerwowąwymianęzdańz

namiarowymzaatakowanejbrygady.

—Pocholeręunieruchamialiściewindy?—ryczałwfon.

Naulicęprzezwybiteszybywysypywałsię,

uwięzionydotejporytłum,kupujących.Rozbiegalisięnawszystkiestronyniezwracając
uwaginaświatłaipędzącychstrumieńpojazdów.Wzasypanymmasą

plastycznązwężeniujezdnipowstałstraszliwychaos.

Stradyhamowałyzpiskiem,ludzieuskakiwalisprzedrozpędzonychpojazdówsunących
tużnadziemią.

Niektórestradywzlatywałycorazwyżej.

Nadleciałbobons,którymiałzabraćuwięzionych.

Skierowanogokuoszklonejścianie

.dacłiu.Dowódcawyszarpnąłkufę.Błysnęła

background image

•złowieszczym,blaskiem..—Staać!!!Bpstrzelam!”.

Nasapmenttłumsięzatrzymał.Pierwszyszereg

uległpanice.Łamałsięicofał.Ludzieztyłupopychaligojednakznównaprzód.Teraz
czołocałąsiłastarałosiępowstrzymaćtennapór.

Trzebabyłodziałaćnatychmiast.Bobonszimpetemwłamałsięwdach.Trzask
miażdżonej.konstrukcji,widokrozpędzonejmachiny,którawjeżdżaław

budynek,odebrałatakującymwo-.lęwalki.Posypałysięnanichodłamki.Uciekalina
niższypoziom,gdziezostaliwzięcijakbywdwaognie:zdrugiejstronyzaatakowałyich
oddziałyprzysłanenapomoc

Straporowi.Bataliabyłarozstrzygnięta.NaposadzkachichodnikachprzedTrantonem
leżałokilkurannych.

PomocyudzielałoimPogotowieMedyczne.Otwartetransstradypodjeżdżałypoddrzwi.
Wyprowadzanopodejrzanych,którychładowanodopojazdów.

WkrótcegmachTrantonaopustoszał.Popustychicichychhalach,wśródzdemolowanych
stoisk,krążyłyzcichymszelestemjedynieautomatynaprawcze.Z

niektórychsaldocierałypojedyncze,czerwonebłyskidomagającychsięnaprawy
pojemników.Ze

zdemolowanejkopułydachusypałysięodłamki.

Ozmierzchunormalnie,jakzawszerozjarzył.sięnaprawionysufit.Popłynęłazgłośników
muzyka.Tylkogórnepiętrazostaływyłączonezesprzedaży.Jednakzabrakłokupujących.

WmieścieniepodzielniepanowałjużrozpętanyprzezOffaszal.Aresztbyłprzepełniony.

Zbulwersowanawieczornaprasapodawała

niewiarygodnewiadomości:„Miastowewładaniu

Straporu”,„Zbirynaulicach”,„Skandalicznemetody”—

totylkoniektórezkilkudziesięciunagłówków.

WieczornespotkanieTajnejRadyrozpoczęłosię

dopieroopierwszejwnocy,wdodatkunieprzybył

jedenzczłonkówRady.Przedgracyar-niamii

jadalniamizatrzymywanowychodzących.

Porządkowiposuwalisięwswychpoczynaniach

corazdalej.Wieczorneartykułyspowodowały,żerozpoczętokontrolęredakcjii
wydawnictw.

Zdziesiątkowałyoneobsadydrukarni.Przerywanoseansewonikachilaerach.Zapalały
sięświatłairozpoczynanoprzeczesywanierzędów,zktórychbezskrupułówwyciągano
każdego,ktosięniespodobał.

Aresztbyłjużprzeciążonyponadmiarę.

background image

Alenajgorszedopieronadchodziło.Zamknięto

miastoiodciętojeodświata.Centralefenoweobsadził

Straporiwyłączyłjezobiegu.OSwobawieprzedStraporem,wyraźnieopanowującym
coraztonowe

kluczowepunkty,zajęłorozgłośnieradia,awstacjiHOLOdoszłoniemaldootwartej
bójki.TowkraczaładoakcjispecjalniedobranaprzezOffabrygadapoddo-wództwem
Dagera.Pogodzinnychzmaganiach

podzielonoholostacjemiędzywalczących.OSmiałoterazwswychrękachnadajnikii
korektory,Straporstudiaitransmiterywewnętrzne.Takwięcdziałalnośćstacjizostała
wstrzymana.

DrugabrygadapoddowództwemAgisaopanowałalądowiskoiportsterowcowy.OS
zajęłowcześniejwytwórniefilmówiwytwórnie

laeranów.WaleiLimporządkowyusiłowałzatrzymaćstrad,chcącsprawdzać,ktonim
jedzie.Mimorozkazustradniezatrzymałsię.Szaleńczapogoń,wjakąrzucił

siępatrolowiec,skończyłasięwnurtachTermiiznówPMmusiałoodwołaćsiędo
pomocyswoich

uniwermedów.

ZablokowanoLinięZeroPlus.Zaporapatrolowcówprzepuszczałapojednympojeździe,
starannie

uprzednioskontrolowanym.Tworzyłsięolbrzymikorek,którysięgnąłwkrótcedosamego
Coloi.TutajzkoleiunieruchomiłstradypędzącezLiniiOgnia,LiniiWielkichJezior,
LiniiSurmingaibulwaruSantala.

Miastowkrótcezostałosparaliżowane.Doskonalefuncjonującywydolnywnormalnych
warunkach

organizmzaczynałsiędławić.Płynęływezwaniaozdjęcieblokady.Pokrótkimoporze
brygadiera

zdecydowanosięwkońcunato.

PogodzinieznówruszyłnormalnypotokstradówwstronęSąVilley,NordiciiDelanu.Po
dalszejgodziniezmalałniecokorekwColoi.

Wtedyktośwpadłnapomysłunieruchomienia

swobodniekursującychdotądbobonsów.Wyłączonowszystkiepostojewzdobytej
szturmemcentrali

przedsiębiorstwaMiejskiejKomunikacji.

WchwilępotemnapętliwDorgoErefesaza-

trzymanotekar.Straporniepuściłgo,blokującpatrolowcemtor,automatniemógł
otworzyćdrzwi,ponieważjużruszyłiunieruchomiłagoprzeszkoda,którawedługjego
programupowinnasięusunąć.Niktwewnątrzniechciałuruchomićmechanizmu

background image

niezależnieotwierającego.Początkowotrwałytamdyskusje,potem,wmiaręjakStrapor
corazbardziejpodniecony

oporemszturmowałzpasją,wystraszeniludziezdobylisięnagestsolidarności.Nie
pozwolononikomu

otworzyćdrzwiodwewnątrzwobawieprzed

rozjuszonymiporządkowymi,czającymisiędoskoku,gdytylkopojawisięwjasnej
pokrywienajmniejszaszparka.

Tymczasemdopętlinadjeżdżałykolejnete-kary.

Straporrewidowałjesystematycznie.Podejrzanych,wyciągniętychzpozostałych
pojazdów,ładowanodotransstradów.Ponieważaresztpękałjużwszwach,transstrady
pełneludzikierowanodoportuCardia,gdzieoddziałpoddowództwemOffatoczyłwalkę
nanabrzeżach.Wjeżdżałyonedoolbrzymich,przygo-towanychnaprędcehal
przeładunkowych,brudnychodgittinuispevry.Tuwysadzanoludzi,pojazdykierowano
znówdocentrum,zatrzaskiwanopotężnebramy.WtymczasieLiniaDorgoErefesa-
Centrumzostałazupełniezablokowana.Tekarniepoddawałsię.

Wreszciektóryśzbardziejrozgarniętychposterunkowychwpadłnapomysłodblokowania
toruizłapaniatekarananajbliższymprzystanku,kiedydrzwi

samoczynniesięotworzą.

Tekarruszył.Zanimwyjącibłyskajączielonymi,ostrzegawczymiświatłamipomknął
patrolowiec.Naprzystankurozpętałasięregularnabitwa.Zewzględunadzieciznajdujące
sięwewnątrzpojazdu,niemożnabyłoużywaćgazówobezwładniających.Szturmna

wąskiedrzwisprawiałwięcwieletrudności.

Pociężkiejwalceopanowanojednaktekar.Dwóchporządkowychodniosłorany,
pasażerowieuniknęlipoważniejszychobrażeń,ponieważwdecydującym

momenciezastosowalibierny

opór.Wyniesionoichzwnętrzaprostodotran-

sportowców,któreznówruszyływstronęCar-dii.

Mimowszystkotobyłdopieropoczątek.Miastoniezostałojeszczewpełnizablokowane.
OS,chcącniechcąc,włączyłosiędowalkiogmachypubliczne,jednaktrochęzapóźno.
GrupaAgisarozdzieliłasięnatrzymniejsze.Bobonsywysadziłyichnadworcach
próżniowców.WyłączonorozrządstacjiHuxla.

Wszystkiepojazdy,kursującenatejtrasiewwielorurze,stanęływmiejscu.Przewody
próżniowcawypełniałysiępowietrzem.Rozchyliłysięnieprzyssaneśluzy.Możnabyło
przejśćruramidonajbliższejstacji,jednakniktnieodważyłsiętegozrobić.Sygnalizację
wyłączono.

Siedzącywpociskachludzieniewiedzieli,kiedyzacznieznówfunkcjonować
komunikacja.Gdyby

ktokolwiekzostałwrurzenazewnątrzpojazduwmomencieuruchomienia,poprostu
rozprysłbysięjakbańkamydlana,zostałbyrozessanyprzezpróżnię.

background image

Napierwszymperoniejakaśkobietatrzymającanarękachtupangarozpaczliwiebroniła
sięprzed

porządkowym.Wokółzebrałsięzaraztłumek,

porządkowegozaczętoszarpaćipopychaćna

wszystkiestrony.Zdenerwowany,wywijałnahajkąnalewoiprawo,wodpowiedzi
poleciaływjegokierunkuróżneciężkieprzedmioty.Wszystkotodziałosięnawprost
szybyolbrzymiegoakwarium,którewkońcuuderzonezbytmocno,prysłowyrzucając
fontannęszlamowejwodyiszlamowychryb.Peronwjednejchwilipokryłsięszarym
nalotem;

wktórymtaplalisiępodróżniiporządkowi,

Unosiłsięnadtymkłębowiskiempiekielnyodór.Woń,jakiejsięniezapomina.

Natrzecimipiątymperoniewybuchłybójki.Na

czwartymtłumrzuciłsiękuwyjściu,leczokazałosięonozablokowane.Wybuchłapanika.
Ktośpodpalił

pojemnikinabilety.Pochłaniaczeodpadków,

uruchomionejakimśprzedziwnymsposobemw

przeciwnymkierunkuwyrzucałyterazzgromadzoneśmieci,zasypującnimiperony,
poczekalnie,kasy,zakładyusługowe,kawiarnieilaerydworcowe,wnętrzarur
podróżnych,wnętrzaunieruchomionychwnichpocisków.Całysprzężonysystemzaczął
nagle

doskonalefunkcjonować,tyleżewodwrotnym

kierunku.Najdziwniejszebyłoto,żeprzecież

wyłączonorozrząd.Widoczniejakieśtlącesięprądywyładowałysięwtymprocesie.Po
dziesięciuminachbombardowanieodpadkamiustało.StacjaHuxlaidwieinnezostały
zdobyteprzezStrapor.

JaknarazieOffowiszłonieźle.Wjegorękach

znajdowałysiękluczowepunktymiasta.OSobsadziłojednakColoiiGłównyDworzec
Próżniowca,zktóregoStraporopanowałwylotywtrzechkierunkach.

Reporterzyidziennikarzezuporemplątalisiępoulicach,obwieszenikasetonami,z
oczkamikamerwpiętymiwklapy,nałożonyminadłonie,opasanyminagłowachi
rejestrowalikażdynajdrobniejszyincydent,każdestarcie,każdearesztowanie.

Niewiadomoprzezkogopoinformowanio

zagrożeniutropsjańczycyschronilisięwprzed-

stawicielstwachgospodarczychswegokontynentu.

CzarnyKwadratValacorozprysnąłsię

pocałymmieście.Wpierwszejchwiliskryłsięwmelinachikryjówkach,potemcoraz
swobodniej

background image

wychodzącznor,włączałsiędoakcji,siejącwmiaręupływuczasuogromne
spustoszenie.

Gościezagranicznizprzerażeniemspoglądalinaulicezhotelowychokienibarykadowali
sięwpokojachwnadziei,żeichtowszystkoniedotyczy.Niestety.W

kilkaminpoopanowaniustacjiHuxlaStrapor

zainteresowałsięmieszkańcamihoteli.Przetrząsanojepiętropopiętrze,wyciągając
opornychzpomieszczeń,wyważajączabarykadowanedrzwi,bezwzględuna

różnojęzyczneczyinterjęzyczneprotesty.

Potemmiałaprzyjśćkolejnabudynkimieszkalnewielkichdzielnic.Gdybyktośznałplan
działaniaStraporu,łatwobysięwymknąłztakiejłapanki,alebył

toplandziwny.Torzucaniesięnaoślep,toznówsystematycznedziałanie,drobiazgowość
pomieszanazrażącąniedokładnościąiniesumiennością.Raz

aresztowanowszystkichzjakiejśgracyarni,całyhotel,codojednegomieszkańca
spędzanodohalwCardii,byzkoleipotembraćtylkoodpowiadających

rysopisowiposzukiwanych,mimożeogół

zaatakowanychbroniłsięczynnie,nawetraniąc

porządkowych.

Naraziewszystkosprawiałowrażenie,żeOSi

Strapordziałająwspólnie.Funkcjonariuszeobu

instytucjistarlisięwprawdziewkilkupunktach,aleincydentymiałyraczejprzypadkowy
charakter.

SzefowieakcjiOSiTRniemoglisięporozumiećzOffem,pozostawałdlanich
nieuchwytny.

Offwahałsię.CzywypowiedziećOSotwartą

wojnę,takjaksobiezaplanował?Jegosiłybyłyconajmniejdwanaściedopiętnasturazy
mniejszeniżsiłyOS.To,żeposiadałwtejchwiliprzewagę,zawdzięczał

zaskoczeniu.Miałpokierowaćakcjąprzeszukiwaniaikierował.Jakdotądniemoglimu
nicwielkiego

zarzucić.Nic.Chybaniepodobnapodejmowaćwalkizprzeciwnikiemdysponującym
potężnymiśrodkami,

choćnaraziejestzabezpieczonyistworzyłsobielepsząpozycjędoprzetargów.Niewolno
tegostracić.

Tymczasemwkilkupunktach“miastazaczęły•sięwtejsamejchwilidziaćdziwnerzeczy.
Wieści,jakiedotarłydoOffa,trochęgozaniepokoiły.Nieplanowałzpewnościątakiego
przebieguwydarzeń.CzyżbyOS

zaczynałosamowojnę?Nie!Toniewyglądałotakżeinanich.WaleiGuałprzewracano
strady,ktośwybił

background image

szybywewszystkichsklepachprzyulicyDur-man,ktośwtargnąłdomuzeumII
Rewolucjiizdemolowałje,ktośinnyrozmontowałgłowicepostojowenawszystkich
postojachixarówwcałejSout,ktośotworzyłwybiegi.iwypuściłnaulicemiastadzikie
zwierzętazD-Erefesa,ktośrozłączyłiuszkodziłpomnikdźwięku,którytakgłośnoryczał
izawodziłnaprzemian,żemogłypopękaćbębenkiwuszach.Totylkoczęśćfaktówz
ogromnejilościinformacji,jakienapływałyzróżnychpunktówmiastaniemalwtejsamej
sekundzie.

DobiegałyonedziesiątkamiprzewodówdowielkiegoMózguStraporuiosobnymi
czujnikamidoOS.WOS

równieżzapanowałakonsternacja,alejużpochwiliioni,iStrapormielidokładne
rozeznaniesytuacji.

Off.domyśliłsięniecowcześniejodinnych,żenaulicewyszlistronnicyNowej
Ofensywy,niosączasobą

falęzniszczenia.ZdezorientowanaOfensywawłączyłasięnaślepownurtwypadkównie
wiedząc,cosięświęci,leczniechcącstracićewentualnejszansyzwycięstwa.Offczuł,
czułprzezskórę,żetonatejgrupieNieuchwytnyopierasweplany,żetowniąwierzy.
Offtakżewnichuwierzył.Poczuł,żeniejestsamotny.Wferworzedziałaniaodsuwałod
siebiepoprzedniemyśli,którejeżyłymuwłosynagłowie.

Terazwróciłyonenamomentiznówodeszły,

zepchniętenadalszyplan.Niezastanawiałsię,najakiejzasadzieNieuchwytnyprzekonał
Nową

Ofensywę,możezresztądziałałasamazsiebie,

mniejszaztym,ważne,żedziałała.

TymczasemoddziałOffaruszyłwstronęNordici.

Mieliprzeszukiwaćdompodomuwkwadracietrzymilemetronynatrzy.Offzrezygnował
ztego.

Postanowiłwybieraćbudynkinachybiłtrafił.Najpierwcopiąty,potemcodziesiąty.
Domyprzeszukiwanodokładnieodpiwnicażpostrychy,penetrująckażdyzakamarek,
przetrząsająckażdemieszkanie.Omalnieposuniętosiędozrywaniapodłógirozpruwania
łóżek.

OffstałnaprogupokojuwjednymzbudynkówprzyAlsies,kiedyprzyszłamudogłowy
pewnamyśl.Niebył

pewien,cowynikniezjegowykalkulowanychna

poczekaniuplanów.OSmożegouznaćza

prowokatora.Czytolepiej,czygorzej?Wahałsięjeszczeparęsekund,leczwiedział,że
sprawajestjużprzesądzona.ZnajdowalisięwNordica,orzestrzasalidompodo-mu.
Dlaczegowięctegojednegodomumielibynieprzeszukać?

—Kończcie—odezwałsiędoswoichludzi.—

JedziemydoEldeisoPlomsesa.

background image

—Panieinspektorze—gospodarzlokaluniemal

rzuciłsięnaniego.—Aktomójdomdoprowadzidoporządku?

Wjegogłosiezabrzmiałocoś,cowzbudziłolitość.

MimostrachuprzedStraporemiobawyprzed

rozdrażnieniemwobecnejnapiętejsytuacjijegoprzedstawicieli,comogłoskończyćsię
dlaniegogroźnie,człowiektenzdecydowałsięnaprotest.Widokzdemolowanego
mieszkaniadoprowadziłgodo

ostateczności.Offowizrobiłosięnaprawdężaltegoczłowieka.

—Niechsiępannieprzejmuje—powiedział.—

Proszęwezwaćrobotyporządkowe,oilejeszcze

istniejąifunkcjonująwtympotwornymbałaganie,izlecićimprzywróceniewszystkiego
doładuna

rachunekStraporu.

Człowieknajwyraźniejuspokoiłsię.

—Wychodzimy!—rozkazałOff.

Spodbudynkuruszyłakawalkadapatrolowców,

wyzwalajączapewnelicznewestchnieniaulgi

okolicznychmieszkańców.Off,choćniepatrzyłnaoknabudynku,wktórymprzedchwilą
przebywali,aninaoknasąsiednichdomów,wiedział,żedyskretnieukrycizafirankami,
takżebyprzypadkiemniezwrócićzabardzoniczyjejuwagi,staliludziewpatrującsięz
napięciemwrozpalone,spoconetwarzepo-rządkowych,wichbiałemunduryikolorowe

pióropusze.Terazzcałąpewnościąodetchnęli.Straporodjeżdżał.Oznaczałotospokój.

Znówinspektorzastanawiałsięnadtym,ilu

niewinnychludziponosiwdzisiejszymdniu,wciągupopołudniainocykonsekwencje
podjętychprzezniego

kroków.Przezniego?Jegokrokistanowiłyprzecieżjedyniekontynuacjędziałańinnych
ludzi,całegosplotuwypadków.Byłtobiegnącygdzieśzniewiadomegopunktuw
przeszłościlogicznyciągtylkopozornieprzypominającysplotprzypadkowychzdarzeń.
Niktniepotrafiokreślić,zjakiegopowodu,zjakiejfaktycznieprzyczynysetkiludziw
tymmieścieprzeżywachwilestrachu,rozpaczyiwściekłości.Wszelkieuczucia,wszelkie
nadziejeiplany,wszystkieobecnewypadkimiałyswojekorzeniewtymwłaśnie
nieokreślonympunkcie,zagubionymwczasie.To,corobiłOff,coro-biłaTajnaRadaczy
OS,wynikałoztegosamego

źródła,ztejsamejprzyczyny.

TymczasemstradyStraporuzwyciemspa-laczy

powietrzagnałyprzezwyludnionealejeNordici,wzbijająckurzirozbudzajączastygłew
bezruchukoronydrzew.Byłanoc,awłaściwiechybajużporanek.

background image

Wczesnyświt,zupełniezimny,nierealny.

Offpoznałstromąuliczkę,wktórąterazskręcali.Tużprzednimiinadnimirozciągałosię
osiedlePlomsów.

NiepamiętałdokładnieadresuBiktenna,więcłączyłsięszybkozkomendą.WielkiMózg
podałmudaneniemalnatychmiast.Zatrzymalisięprzednajwiększym

plomsowcem.Numermieszkania,2346,sugerował

wysokiejegopołożenie,gdzieśnaszczyciebudowli.

—Pojedziemywindą—zwróciłsięInsdoswychludzi.

Kulistaklatkawindywciągukilkusekundwyniosłaichnażądanypoziom.Wysiedli.
Długikorytarz

oświetlonybyłnie

wiadomoskądpłynącym,seledynowymświatłem.

Offpatrzynazegarek.Jeszczetylkoszesnaścieseledynowychkwadracików,resztatarczy
jarzysięcytrynowe.Światłotakżezaczynasięmieszaćzjasnążółcią.Mieszkaniatutaj
musząbyćdrogie.Spoglądananajbliższedrzwi:

2349.Awięctrzebasięcofnąć.Stąpającicho.Tozawodowe,możnarzec,
przyzwyczajenie.Nakorytarzuzupełnapustka.Zadrzwiamimijanychpomieszczeńani
jednegoszmeru,choćwszyscyzapewnewiedząoichprzyjeździe.

Słusznie—myśliOff.—Pocosięwychylać,anużprzymkną?CzyBiktenntakżewie?

Wreszcieprzednimiwłaściwynumer.Offnaciskadzownek.Wysokibasgongudocieraze
środka.

Jeszczeraz.Niktnieotwiera.

—Wyłamujemy!—rzucaOff.

Nadrzwinapierająmocnebarki.Plastiktrzeszczy.

Jedenciostoporemidrzwirozlatująsięnasetkiostrychprostokącików,zaśmiecających
korytarz.

Pierwszywbiegaporządkowy,zanimOff.

PrzekraczającyprógOffzauważa,żelekkouchylająsiędrzwipodrugiejstronie
korytarza.

—Watir!—krzyczydoidącegozanimchłopaka.—

Tamtedrzwi’!

Watirjednymsusemdopadaich,mocnym

szarpnięciemwgniatadośrodkaniedomkniętą

płaszczyznę.Zadrzwiami,wdziwnejpoziespo-

wodowanejutratąrównowagi,znajdująprzestraszonąkobietę.Nikogowięcej.Wchodzą
więc

background image

domieszkania.Nicspecjalnego,pierwszypokójpusty.

Błyskawicznierzucająsiędoszaf,przeszukująwnęki,jakbyobawialisięzaskoczenia
przezukrytegogdzieśtutajprzeciwnika.Zresztączyontuwogólejest?—

zastanawiasięOff,przechodzącdodrugiegopokoju.

Jest!!!

Offzatrzymujesięwproguniczymrażonygromem.

Wfotelupodoknem,zwróconytwarządodrzwi,wktórychstoiterazOff,siedziBiktenn.

Zaraz,zaraz?!!—Offchwytaterazszczegóły.—

Siedziczyspoczywa?—inspektorpodbiegabliżej.—

Tak,oczywiście.

ZanimwpadaWatir,zaWatirempozostali.

Nieruchomiejąwprogu.

—Nieżyje—stwierdzaWatir.

Nastolenawprostnieboszczykastoipromiennik.

Drugiidentycznypromiennik.WycelowanyprostowgłowęBiktenna.

—Samobójstwo—mówiWatir.

Czyżby?—myśliOff.—Przecieżtonieonizresztąjakitomiałobysens.Nie,
niemożliwe.—Obchodzidookołafotel.Starasięzajrzećwrozwarte,martweźrenice.—
Trzebasięskupić—Offmyślicoraz

bardziejgorączkowo—tucośprzecieżniegra.

Jegozmarszczoneczołorozjaśniasięnagle.

—Nie—oznajmia.—Tomorderstwo.Czymożecie

sobiewyobrazić,żenieboszczyksamwyłączył

promiennik?

—Rzeczywiście—przyznajeWatir,strapiony

pochopnościąswegosąduibrakiemwłasnej

przenikliwości.

AleOffniezwracajużuwaginato,cosięwokół

niegodzieje.

—Prowadźcienormalnepostępowanie—mówidoswychludzi

Właściwiedobrzesięstało.CotknęłoOffa,żebysiętuwybrać?Terazmadostateczny
powód,by

porozmawiaćporazdrugizOS.Musizażądać

background image

przydzieleniamupomocniczejekipydlaochrony

kosmoportu.Wsytuacji,dojakiejdoprowadziłwmieście,byłotoraczejrealne.Dzięki
swoim

poczynaniomuzyskałterazmocnąipewnąpozycjęprzetargową.TajnaRadazapewnejuż
plujesobiewbrodę.Terazniewątpliwieprzestanieistnieć.Jeżeliniebędąchcielisię
zgodzićnajegowarunki,zagroziwypowiedzeniemotwartejwojny,sprowadzeniem

Revaparaiopublikowaniem,wopanowanychprzez

Strapordrukarniach,informacjioichtajnych

zamiarach.RównocześnieOffzdajesobiesprawęztego,żejegoprzeciwnicynie
zawahająsięizlikwidujągo,korzystajączpierwszejnadarzającejsięokazji.

Trzebasięmiećnabaczności.

—Wracamdodomu—mówidoWatira.—

ZawiadomOSiniechsięzemnąpołączą.Chcęznimirozmawiać.

OpuszczałmieszkanieBiktennaczującpotworne

zmęczenie.Właściwiepocochciałsiędostaćdokosmoportu?Jegofaktycznarola
skończyłasię.Niebył

nawetpewien,czycałetozamieszanie,któresobienierazuzasadniałitłumaczył,miało
jakiśsens.

Właściwieczemumiałosłużyć?Wyglądałotodosyć

bezsensownie.Przecieżrozpętująctakigalimatias,narażałNieuchwytnegonaryzyko
przypadkowegospotkania.Niechodziłooto,żemoglibygozłapaćiuniemożliwićmu
wykonaniezadania.Off

wiedział,araczejczułbardzowyraźnie,żenictakiegoniegroziNieuchwytnemu,jednak
działaniewtakimzamieszaniu,wogólechoćbyswobodneporuszaniesię,jestutrudnione.

Chybaże—skonstatował—zrobiłemtowyłączniedlasiebie.Pototylko,żeby
udowodnićswojąsiłęTRiOS,byimpokazać,żedoostatniejchwilipowinnisięzemną
liczyć.Żebyimpokazać,żeniepotrafiąmniewykończyć,choćbynawetmielitakizamiar.

Pozatymczuł,żemusidostaćsiędokosmoportu.

Niechodziłoojakąśjegoakcję,poprostuchciałprzytymbyć.Wiedział,żetamrozegra
siędecydującabitwa,wiedziałdoskonale,żetylkotammożespotkaćNieuchwytnego.
Zobaczyćgo.Miećjakąśpewność.

Pewnośćczego?Śmieszne.Ajednak?

Napoczątkucałejakcjibyłpewienjejsłuszności.

Amożetoniejemuocośchodziło?Czuł,jakwłosyznówstająmudęba.Nie.Nie!
Odpędziłtęmyśl.Starał

sięodpędzićjązawszelkącenę.Chociażbyłotooczywiste,narzucającesięrozwiązanie,
niechciał

background image

dopuścićgowpełnidoswejświadomości.Mimo

wszystkobałsię.Bałsiępanicznie,aprzecieżjużniepowinien.Dziwne.Wolał,abyw
momentachgdyjegomyślniejestzaprzątniętaczyminnym,tamomentalnienadchodząca,
druga,przerażającatkwiłanagranicyświadomości.Oczywiścienajlepiejbyłoby,gdybyw
ogólesięniepojawiała,aleonawracałazuporemiOffwiedział,żesięjejniepozbędzie.
Możetylko

zmniejszyćjejintensywność,ból,strach.

Strachprzedczym?Przedzagrożeniem?Nie,

przecieżtojakośniemieściłosięwschemacie,którysobieułożył.Strachprzed
niewiadomąprzyszłością?

Jużprędzej,alejeszczeniecałkiem.

Strachprzednieznanym.Tak!Zwykłystrachprzednieznanym,przedpostępem,przed
czyjąś

nieokreślonąpotęgą,przewagę.Bezbronność.Dość!

Stop!Dalejlepiejjużniemyśleć.Przerwaćto.

Zapomniećchociażnakilkachwil.

Zmrużyłpowieki.WstęgastratostradyaleiLim

rozmazywałamusięprzedoczami.Skupiłsięna

sunącychzlewejstronyczerwonychliniach

kierunkowychpasów,nabiałomalowanych

krawężnikach.

ZachwilębędzieTermi.Granatowatoń.Spokojna,łagodniesfalowana,nicniewiedząca.
Nadnie

bezgłośnekołysaneprądamikroczoanykryjąwswychpienistychzakamarkachkolorowe
jaktęczeryby.

Kroczoany.Wolałbybyćkroczoanem.Roześmiałsięmimowoli.

Stradmknąłterazprzezmost.Ciekawe,dokądtowszystkomożegozaprowadzić?Dokąd
może,adokądzechce?Offnacisnąłprzyspieszacz.Czuł,żezarazsięrozleci,jeżelinie
odpocznie.Prędzej.Prędzejdodomu.

JużwidaćcharakterystycznestrzelistewieżyczkiDelanu,spiczastedachy,smukłe
prostokątystarychkamienic.Jeszczekilkazakrętów,kilkawąskichuliczek.Już.

Stradzatrzymałsięcicho.Offzatrzasnąłdrzwiczkiizprzyzwyczajeniazerknąłnaszczyt
kamienicy.Robił

tozawsze.Machinalnie.Jakbyzaktórymśrazemmógł

gotam.nieznaleźć.Skierowałswójwzrokgdzieindziej,kiedyuś

wiadomiłsobie,żewjegooknachpalisięświatło.

background image

—Dodiabła!—wycedził.

Odbezpieczyłkufę.Pomyślał,żemarzeniaochwilispokojunarazienieudasię
zrealizować.Musisięskupić.Ktowie,czynieporazostatni.Byćmożetodecydującyraz.
Rękaniepowinnazadrżeć,a

świadomośćireflekszawieść.Powolizacząłwchodzićnaschody.Tymrazemprzepiękna
sień,którazawszerobiłananimwrażenie,jakbywidziałjąporazpierwszy,wogólenie
przykułajegouwagi.Stąpałposchodachbezszelestnie,zmiękkościątupanga.Zawodowy
krok—przemknęłomuprzezmyśl.

Kiedyznalazłsięnaostatnimpiętrze,zauważył,żedrzwijegomieszkaniasą
niedomknięte.Sączyłasięprzezniesmugajaśniejszegoświatłazprzedpokoju.

Stanąwszyzboku,plecamiprzyścianie,pchnął

drzwinogą.Rozwarłysiębezszmeru,nacałą

szerokość.Terazświatłowylewałosięnaklatkęszerokimpotokiem.Wewnątrzcisza.Ani
jednego

dźwięku.Przykucnął.Ztejpozycji,ostrożnie

wychyliwszygłowęzaframugę,zlustrowałwidocznefragmentypomieszczenia.

Wstał.Schowałkufędokieszeni.Wszedłdo

mieszkaniapewnymkrokiem,choćwidok,jakisięprzednimroztoczył,przyprawiłgoo
drżeniekolan.

Niezastałtunikogo,topewne,bozrobionojuż,comianozrobić.Mieszkaniebyło
doszczętnie

zdemolowane.Łóżkorozprute.Strzępymateraca

walałysiępopodłodze.Pociętezasłonyzwisałyspodsufitu.Podnogamichrzęściłoszkło
zporozbijanychszybipółek.Stertyksią-

żekoporozdzieranychjakbywfuriigrzbietach,zpowyrywanymi,zgniecionymiwkulki
kartkamiwalałysiępokątach.Przewróconynaśrodkupokojufotelniemiałnóg.W
powietrzuunosiłosiępierzezpościeli,przekrzywionyżyrandolsączyłrównomiernei
ciepłejakzawszeświatło.

Rozgniatającbutamiszkło,wszedłdokuchni.Szafkipozrywaneześciantarasowały
wejście.Wszystkieprodukty,dokładniezesobązmieszane,zaścielałyrównomierną
warstwąpodłogę,malowidłonaścianiebyłopodziurawioneczymśostrym.Możenożem?

Łazienka,zalanawodąpokostki,tonęławpianiesupaloru.Pęcherzesupalorufruwałypod
sufitem.

Przyborytoaletoweipłynytworzyływwanniekolorowąmiazgę,któramalowniczym
zaciekiemsączyłasiędokanału.

Zamknąłdrzwiłazienkiiwróciłdopokoju.Usiadłnarozprutymłóżku.Narastaławnim
wściekłość.Niczymnieskrępowana,wypełniającakażdynerw,tępai

^bezmyślna.Wściekłość,którarozwierałamuprzedoczamiczerwonąotchłań.Skronie

background image

pulsowały.Ajednakczułsięuspokojony!To,cozastał,byłomuprzynajmniejznane.To
nieNieuchwytnyzdemolowałjego

dom.AwięcOffmógłsięcałkowicieprzestaćgoobawiać.Czułtooddawna,niemalod
początkutejponurejhistorii.Czuł,żeczłowiek,któregopoczątkowościgał,niemożebyć
naprawdęjegowrogiem.MoglitozrobićtylkoludziezOSizpewnościązrobilitona
zlecenieTR.Offbyłotymprzekonany.

Położyłsię.Wyciągnąłręcenadgłowąizamknął

oczy.Nadchodziłoodprężenie.Rzucił

okiemnabiurkostojąceprzedoknemizamarł.

Wstałraptownie,ażzatrzeszczałymustawy.

Podbiegłdobiurkaichwyciłłapczywieleżącynanimprzedmiot.Przezchwilęwpatrywał
sięwniego

uważnie,zastanawiającsię,coteżmożewtymmiejscuoznaczać.

—Proporzecz„Bandery”…—wyszeptał.Tylkojedenczłowiekmógłgotutajzostawić.
Chybażepowierzyłgokomuśinnemu.Nie.Niepostąpiłbywtensposób.Ówproporzec
todlaniegoniewątpliwienajważniejszazdobycz,największetrofeumwcałejkarierze.
Gulmnieoddałbygonikomu,nawetnałożuśmierci.

Więcskądsiętuwziął?Gulmleżyprzecieżw

uniwennedzieipozostanietamjeszczeprzezjakiśczas.Obrażenia,jakichdoznał,okazały
siępoważne.

Oczywiściewyjdzieztego,alenietakprędko.Anawetjeżelitoonwewłasnejosobie,czy
teżjakiśjego’

pełnomocnik,czyktokolwiekinny,topocowetknął

proporzecwstertępapierównabiurku?Coto,dodiabła,oznacza?Kolejnałamiglówika.

Offniemiałjużzupełniesiły.Bezprzerwytkwiłwłamigłówkach.Zakażdymrazem,
kiedyudawałosięcośwyjaśnić,automatycznie—jakbyjednowypływałozdrugiego—
pociągało•tozasobąkolejneogniwozagadki,ukazująckrętelabiryntynowych,

niekończącychsiępytańbezodpowiedzi,rodzącychsięwątpliwości,którewiodłygow
ciemnośćbezdna.

Wprostfizyczniepoczuł,żesiędusi.Rozluźnił

kołnierzykizaciskającproporzecwręce,osunąłsięnapoduszki,wzniecającnowązamieć
pierza.Leżałbezruchu,czującżelaznąobręczściskającąmugardło.Niemógłzłapać

tchu.Wgłowieszumniespokojnych,skłębionychmyśli.

Iraptemcisza.Jużwiedział!Nieodważyłsię

zastanawiać,skądijakprzyszłataświadomość,alewiedział,żeGulmnieżyje.Czułtakże
bardzowyraźnieijednoznaczniegrożącemuzestronyTajnejRadyniebezpieczeństwo.
Naczymonopolegadowiesięwewłaściwymczasie.

background image

Tymrazemjakoślżejprzeszedłówkontakt.Botobył

kontakt!CzytoOnizniszczylitendom?Chybatak.Poco?Jasne,musieligowprowadzić
wodpowiednistan.

Poprzednimrazemtakżezostałwprowadzonyw

odpowiednistan.Teraznaszczęścienieskończyłosięwuniwer-medzie.

Nieoczekiwaniedlasamegosiebieprzypomniał

sobie,jakwmakabrycznymśnie,scenęz„Bandery”.

Uciekadługimkorytarzem.Biegnie,ilesiłwnogach,amaichwnogachniewiele.Kolana
miękkie.Grzbietpieczepotorturach.Rękazwisabezwładnie,w

zaciśniętejpięściściskatakjakwtejchwili—

proporzec.Mijasztolnie,biegniezawiłymlabiryntembocznychkorytarzy,gdzieś
niedalekojestbarykada.

Przedbarykadą,niewiadomowktórymmiejscu,skryteczujki.Corazbardziejzbliżasię
miarowyłomotprzodka.Wprzodkachbezprzerwytrwapraca.Upał

sięwzmaga.

Offnieprzerywabiegu.Łomotrośnie.Między

barykadąaczujkamijesitkomora.Offmusisiędoniejdostać.Wdłonizwilgotniały
proporzec.Sytuacja

-wyglądatak,żenajpierwtrzebapokonaćprzodek,tamkujesiębarierę,choćodczasudo
czasudochodzidoja

kiegośstarcia,bądźcobądźtojestsamfront,potemdopierobarykadybroniącesegmentu
wraziegdybytamcidoszliażtakdaleko.Tutajmusielibysięzatrzymać.Barykada
dysponowałaniezłąsiłąogniaimogłasiębronićmiesiącami.Potemkomora.Następny
etap.Nie,innyetap.Zupełnieinnemiejsceniżwszystkiena„Banderze”.Każdysegment
miałswojąkomorę.Wstępdoniejmielitylkozwiadowcyitonapisemnyrozkazztrzema
pieczęciami.Teraz,kiedywtrzechSystemachtoczyłysięwalki,wszelkiewejściado
komórzostałyzaniechane.

Offniebyłnawetzwiadowcąichoćmiałprzepustkę,nikomunieprzyszłobydogłowy
wpuścićgodokomory.

Wreszcieczujniki.Całyteren:Przodek,Barykada,KomoraiCzujki,byłwydzielonyz
cywilnych

pomieszczeńSegmentuiniewszyscyCzarniBraciamielitutajprawowstępu.Wchodzić
moglitylkoci,którzyotrzymaliproporzec.

Offmiałproporzec,alenieotrzymałgoodDowódcy.

OffukradłgopodstrażnikowiGulmo-wi,którypilnował

go,znęcającsięnadjeńcemwwyszukanysposób.

Offbiegłteraz,zawszelkącenęusiłującuciecprześladowcom,uciecidoprowadzićdo

background image

końcaswojąmisję,ucieciuratowaćżycie.Wybiegłzzazakrętuwnowyprostykorytarz.
NieznałtegoSegmentu,został

tuprzywiezionypozdemaskowaniugojakoszpiega.

DotejporybyłkandydatemnapodzwiadowcęI

Kategorii,jaktosiętunazywałowVIISystemie.Nieuzmysławiałsobiezupełnie,w
którymmiejscumogąbyćczujki.WswoimSegmencienauczyłsięje

jużrozpoznawaćpojakichśbliżejnieokreślonychsymptomach,aletutajzupełnieobcy
pej-zażcałkowicieuniemożliwiałrozpoznanie.Zatrzymaligowpołowiekorytarza.

—StójCzarnyBracie!!!—huknęłozewszechstron.

ZauważyłwejściedoKomory,alejeżelisię

natychmiastniewytłumaczy,niezdążyzrobićjużżadnegoruchuręką.

Iwówczasmachnąłproporcem.

—MamrozkazdonieśćpoleceniedlaCzołowego

Wichcha.

NagłydzownekprzerwałOffowijegorozmyślania,obrazzprzeszłościulotniłsięinie
zostałozniegonicpróczwspomnieniagwałtownychskurczysercaw

nagłychprzypływachstrachu.

Dzwonekpowtórzyłsię.Tofon.PewnieOSchciałosięznimrozmówić,amożenawet
TajnaRada?

Podszedłdofonuijużmiałgoprzełączyć,gdyprzypomniałsobieowyglądziepokoju.
Prędkonakrył

obiektywstrzępemfirankiidopierowówczas

przełączył.Naekranierównieżbyłapustka,widoczniejegorozmówcytakżepozasłanaali
swojekamery.

—TumówiOSiTajnaRada.CzyInsOff?

—Tak.

—Chcemyzaprosićciędowzięciaudziałuw

naradzie,alemusimymiećpewność,żetotyiżeniemaprzytobienikogo.Odsłoń
obiektyw!

—Ajeżeliniezrobiętego?

—Toniemamyoczymmówić!!Offzawahałsię.

Właściwiemógłimprzecieżpokazaćwkażdejchwilito,oczymdobrzewie

dzieli,bonieulegałowątpliwości,żetoonizdemolowalitakjegomieszkanie,choćnie
oniwetknęliproporzec.

Nieuchwytnymusiałbyćtutajponich.

background image

—Zgoda—powiedziałOff.—Czyinniczłonkowietejnaradyzrobiątaksamo?

—Nie.Niemożeszpoznaćichtwarzy!Jeżelichceszwziąćwniejudział,musisz
podporządkowaćsiętymwarunkom!

Inszdawałsobiesprawę,żetakiestawianiesprawymanacelu.poniżeniego,leczgodził
sięnato,abyuderzyćtymdotkliwiej.Chęćponiżeniagoświadczyłazresztądobitnieo
strachuprzednim.

—Zgoda—oznajmiłzdejmujączobiektywuszmatę.

—Terazdobrze!—odezwałsięgłoszfonu.—

Musiszwykonaćjeszczekilkapoleceń,nim

rozpoczniemynaradę.

—Jakich?

—Najpierwprzyrzeknij…

—…Niejestemidiotą—przerwałtamtemu.—Niemamzamiaruniczegonikomu
przyrzekać!!!

—Dobrze.Przełączwięcwizjęnaposzczególne

pomieszczenia.—Głosniezdradzałżadnego

zdenerwowania,raczejpobłażliwość.

Offprzełączałfonpokolei,najpierwnakuchnię,potemnałazienkęiwreszcie
przedpokój,poczymustawiłpokrętłowpierwotnympołożeniu.

—Doskonale—powiedziałgłosbezżadnej

wyraźnejintonacji.—Musieliśmymiećpewność,żejesteśsam,Ins.

—Skorojąjużmacie,tocodalej?—Offza-

czynałsięniecierpliwićtymprzeciągającymsięceremoniałem.

—Terazwyłóżprzedokokamerywszystkie

urządzeniarejestrujące,jakieposiadaszprzysobieiwmieszkaniu.

—Przysobieniemamnic!

—Wyjmijwięcwszystkozkieszeniiwywróćjenawierzch.

Offukładałróżneprzedmiotynapulpicieprzed

okiemkamery.Nasamymszczyciepiramidkispoczęłakufa.Stałzewzrokiemwlepionym
wekran,naśrodkupokoju,zwybebe-szonymikieszeniami.Czuł,żerobizsiebiepajaca.
Musiałwyglądaćwtejchwiliidiotycznie.

—Terazdomowerejestratory—powiedziałgłosiOffusłyszałwnimcałkiemwyraźny
tłumionyuśmieszek.

—Wszystkierejestratorywdomusązniszczone!—

wyrzuciłzpasją.—Idobrzeotymwiecie,ajeślinie,toprzełączyłemwasnakolejne

background image

pomieszczenia,mogliściesobiejeobejrzeć!—Miałjużdosyć.

—Zgadzasię—rzekłniewidocznyrozmówca.—

Musieliśmyprzygotowaćtwójdomdotejważnej

rozmowy.

—Skądwiedzieliście,żebędęchciałjąodbyć?!

—Tonajmniejistotnewtejchwili.

—Askądpewność,żebędęchciałrozmawiaćz

wamiztegomiejsca,mogłemtozrobićgdziekolwiekindziej?!

—Niedociebie,InsOff,należałwybórmiejsca—

poinformowałgospokojniegłos.—Aterazskończmyjużpogawędkę.Włączająsię
członkowieTajnejRadyidowództwaOS.

Dźwiękgongubędziesygnałemrozpoczęcianarady.

Zaległacisza.Pochwilirozległsięwysokigongistarczy,trzęsącysiętenorekotworzył
posiedzenieodpowitania.Tradycyjnie.

—Oczcigodni.

Offowiomalnieprzewracałysięflaki.

—TematemdzisiejszegoposiedzeniajestsprawaInsOffa—kontynuował.

NazwiskoOffawymawiałniczymsyk,przedłużającgłoskę„f”iwyładowującnaniejcałą
nienawiść.ZresztąmożesiętaktylkoOffowizdawało,byłnapiętyipodekscytowany.
Przygotowanywpełnidopodjęciawalkiwbitwiesprowokowanejprzezsiebiesamego.

—InsOff—mówiłktośinnybasem—dopuściłsięwieluwykroczeń,zaktóremusi
zostaćukaranyzcałąsurowością.

—Tofakt—powiedziałtenorek.—OddługiegojużczasuTajnaRadazniepokojeni
obserwujepoczynaniategoczłowieka,którenietylkogodząwnią,aleiwewszystkich
obywateliiwspółmieszkańcównaszegokontynentu,anawetplanety.

—Niezajmujmysięzbytdługotąbzdurą—odezwał

sięjakiśnowy,nieznanyinspektorowigłos.—Wiemy,czegosiędopuścił,listajego
przestępstwskładasięzkilkunastupunktów,treśćoskarżeniadoskonaleznamy,więc
tylkoprzegłosujmy.Ikoniec.

—NaMiłośćPana—zaintonowałktośnosowo.—

Niemamyprzecieżczasunabzdury.Spieszmysię.

Pozostałyzaledwieczterygodziny.

Awięctotak—pomyślałOff.—Startza

czterygodziny.Takznaczniegoprzyśpieszyli.

Wydawałosię,żeniezdążąwcześniejniżnajutrorano.Cikretynichcąmnieosądzićipo

background image

prostuskreślićzlisty.Załatwićsprawęodręki.Nietakłatwo.Nietakłatwo,dziadkowie,
pozbyćsięOffa.

Głosyzekranu,splątanewdyspucie,niedocierałydoniego,araczejdocierałyjakoszum,
brzęczenieniewidzialnej,ciężkiejjaksurmingmuchy.—Coimpowiedzieć?Jaksię
zabezpieczyć?

—InsOff—ciągnąłtenorek—naszczęściezostał

przezpanaTaquanaręodsuniętyodkierowaniaakcją,oddziałyStraporusprowadzonodo
swoichkomend.W

mieściepanujewzględnyspokój.Takwięcpodejmijmydecyzję.

—SugestieOSsąpodobne.Myślę,żemożemy

przystąpićdogłosowania.

Offowizdawałosięprzezchwilę,żecałyświatrunął

munagłowę.Czytomożliwe?Ta-quanaragozdradził?

Zrobiłtoświństwo!Insukryłtwarzwdłoniach.Awięctotak…Jegosytuacjazmieniłasię
teraz.Zmieniłasiębardzo.

Czyktośpozostałprzynim?Napewnotrzy

skompletowaneprzezniegodoborowebrygady.

Jeszczeniewszystkostracone.

—Możeprzedpodjęciemdecyzjiwysłuchamy

oskarżonego?—zaproponowałzekranubas,—Niechpowieostatniesłowo.

—InsOff—głosbyłskierowanydoniego.—Co

masznamdozakomunikowania?

Zebrałwsobieresztkitlącejsięenergiiizaczął

powoli,ściszonymtonem,leczwmiaręmówienia

rozpalałsięcorazbardziej:

—Czcigodni.Mimożesamisiebiezwieciewten

sposóbinakazujecieinnymtaksiebienazywać,zakażdymrazem,kiedywymawiamw
stosunkudowastęformułę,przechodzimniedreszczobrzydzenia.

Odezwałysięprotestyiżądaniaodebraniamugłosu,aleOffniekrępowałsięzupełnie
niczym.

—Nieprzerywać!!!—ryknąłztakąpasją,żezaległacisza.—Wybezmyślnetruchła—
wycedził.—Wy,którzysamimaciesplamionekrwiąręcechceciemniesądzići
skazywać?Wy!Zawodowimordercymieniciesiębyćsędziami?!Tośmieszne.Wydawało
sięwam,żejesteściechytrzyiprzebiegli,żezwyciężyliście.

Zgubiławaspewnośćsiebie.Zdradzęwamtę

background image

tajemnicę—godzinywaszejwładzysąjużpoliczone.

Powinniściejasnozdaćsobieztegosprawę.Alezapewnewtonieuwierzycie.Mniejszaz
tym!Ja,InsOff,dotrędokosmoportuitak.Jaimojebrygady.Awtedyżadensta-tek
hiperprzestrzennyniewystartujejużnigdy.Inietraktujcietegojakożart.BrygadyWatira,
Dagera,AgisaicałaNowaOfensywapójdązamną,atekstwaszychdokumentów
wypuszczonyzzajętychprzeznasdrukarńobiegnieświat!Wszystkie

kontynentyiwszystkieprowincjedowiedząsię,jaksięsprawowałaTajnaRada,awtedy
porozmawiamyjużinaczej!

Zapadładługa,kłopotliwachwilaciszy.Wreszciezabrałgłostenorek.

—Pomyliłeśsię,synu—rzekł.—Pomyliłeśsięnieporazpierwszy.Tonienasze
godzinysąpoliczone,lecztwojeminy.Wczasieswojejprzemowyzostałeśjednogłośnie
skazany.Nie

możebyćlitościdlaciebie,InsOff.Twojemyślisąjednąwielkąherezją.Totyle.

Ekranzgasł.Wszystkowydawałosięjasne.Nie

przeraziłRady,niebalisię.Czyżbybyliażtaksilni?

Wykonawcywyrokusąjużnapewnowdrodze.Myśl

biegłaterazgorączkowo.Spojrzałprzezokno.Światło.

Nieboczyste.Tylkojednachmuragnanawiatrem

pędziławkierunkujegodomuprzykuwającuwagę.

Patrzyłnaniąjakurzeczony.Chmurazniżyłasięipo-większyła.Jejbrzegiprzestałybyć
strzępiaste,wyokrągliłysię,barwanabraławyrazistości.Chmuracorazbardziej
przekształcałasięw…tak,wkulę.

Zielonąkulę.

Offstraciłprzytomność.Osunąłsięnapodłogę,zrywającpociętązasłonę.Podpowiekami
pozostałmuobrazcałkowicieprzekształconej,opalizującej

zielonkawokuli.Potemzapadłazupełnanoc.

Kosmoportprzypominałbeczkęprochu.Przy-

śpieszeniestartuspowodowałoniebywałezamieszanieiwprowadziłonapięcietrudnedo
opanowania.Każdedrobnenieporozumienieprzeradzałosięzarazw

incydent.Ludziepotrącalisię,przeklinaliipatrzylinasiebiekrzywo.Technicy,zajęci
ostatnimiprzeglądami,zwijalisięjakwukropie.Kosmonauciprzebywaliwbudynku
głównym,żegnającsiętylkoznajbliższymi,którychwpuszczanopostarannejkontroli.
Czas

pożegnańzostałskróconydojednejgodziny.Terencałegokosmoportuotoczonybyłprzez
Brygady

Bezpieczeństwanietylkovalacańskie,aleiściągniętezinnychmiast

Boydu,CopeauiOrratyai.Ładowaczetowarzyszyliciągniętymprzezautomatywózkom,

background image

załadowanym

ostatnimipotrzebnymipakunkamizesprzętem.

Pożegnaniatakżemiałycharakternerwowy,

nienaturalnewtakiejsytuacjisłowa,sztywnegesty.Jakmożnasięswobodnieczućpod
czujnymispojrzeniamiśledzącymikażdygest,każdyruch.Offniedziwiłsiętemu.
Obserwowałwszystkobardzodokładnie.Narazieniedziałosięnicspecjalnego.

OficjalnakronikakręciłaoficjalnylaeraninagleOffzobaczyłsiebie.Stałwkącie,
niedalekowejścia,wktórymsprawdzanopersonalia.Czytomożliwe?

Obserwowałsiebie,jaknerwowoobgryzazapałki,rzucającjednąpodrugiejnabłyszczącą
posadzkę.

Jakośniktniezwracałnaniegouwagi,niktgonierozpoznawał.Możetozresztąnieon,a
tylkoktośpodobny,aleprzecieżinapodobnegozwrócilibynatychmiastuwagę.

Naglepojął.Pojąłwmomencie,gdyjegosobowtóroderwałsięodściany.Oniniewidzieli
tego,cowidział

Off.Niewidzielijego,leczkogośzupełnieinnego.

SobowtórszedłwstronędrzwiiOffniebardzomógłsięzorientować,ocomumoże
chodzićipocoidziewtęstronę.

Wszystkowyjaśniłosięwsekundę…Sobowtór

zamieniłkilkasłówzOS-owcemsprawdzającym

przybyłych,którykontrolowałwłaśniemłodą

dziewczynę.OS-owiecmrugnąłdoniegoijuż

dziewczynazawisłaOffowinaszyi.Przyszłasię

pożegnać.Tulilisiędługo,ażktośodepchnąłichzprzejścia,wygłaszającjakąśnerwową
uwagę.

Sobowtórzdziewczynąwrócili

donarożnika.Niedalekobyływejściadotoalet.

Naglezobaczyłpolakosmodromu.Płynąłnad

gładkimplacemzbudowanymzezłotawychpłyt.Zbliżał

sięwstronęstatku.Zjegowyżynyludziesunącywautomatycznychtransportowcach
wyglądalijakszeregskrzętnychszarychmrowiców,ciągnącychcopopadniedoswego
gniazda.Statekkształtemprzypominałziemniak.Ziemniak?Cotojestziemniak?Ach…
Już

.rozumiał,bulwagerua.Statekmiałkształtgo-rua.

Nieregularny,pękaty,zlicznymiwyrostkami

sterczącymiwróżnychpunktachniczymkiełkikorzeniledwocowyklutych.

Obrazzbliżyłsięterazidokładniewidaćbyłojedenztransporterów,wnimsiedział

background image

ładowacz.Offskierował

swójwzrokwstronęsztolni,wktórąwjechałakolumnapojazdów.

Wewnątrzpanowałpółmrok.Namostku,gdzieśpodsufitemstałskryba.Notowałkażdy
przedmiot.Nadolepoganiaczeponaglalitych,którzypozostawilijużtowar,abyopuścili
statek.Ładowniabyłaolbrzymiaizgromadzonewniejzapasyiprzedmiotynie
zajmowały

chropowatejpłaszczyznypodłogi.NiewiadomoskądOffrozumiałwszystko,cosiętu
działo.

Ujrzałterazkorytarz,poktórymkręcilisiętechnicy.

Kieszenieichkombinezonówwypełniałynajróżniejszeprzedmioty,krany,kraniki,klucze,
rurki,wałki,światłowody.Kręcilisięnieustanniewewszystkichmożliwychkierunkach,
wponurejciszy,conajwyżejmiotającodczasudoczasuprzekleństwa.

Dotarłydoniegoznajbliższejkabinyfragmentyrozmowyoficerów.

—Najedenobrótprzedukładem.

—Tak.DojdziemytamprzezHiper.

—Potemnormalnie.

—Tak,potemnormalnie.

ObrazprzeniósłOffadoładowni.Skrybazamykał

notatnik.Zatrzaskiwałśluzyzaostatnimiładowaczamiopuszczającymipokład.Z
głuchymłomotemopadłaśluza.Echotegołomotuprzetoczyłosięprzezpuste,rude
płaszczyzny,rozpostartedalekojakokiem

sięgnąćnazewnątrzstatku.Tylkopojednejstroniewidaćbyłoniskibiałybudyneczeki
gęstezarośla.

Widokoddaliłsięznowu.Tymrazemogarniał

wszystkozjeszczewiększejwysokościniżna

początku.Ogarniałwzrokiemcałąwyspę,naktórejleżałkosmoport.

NależałaonakiedyśdoBoydu,potemdoOr-ratyaiijeszczekilkarazynazmianędokogo
innego,ażwreszcie,nakrótkoprzedPierwsząRewolucjądostałasięwwynikuukładów
Orra-tyaiitakjużzostało.

WtemOffujrzałnapełnymmorzutratwę.Niewielką,seledynową,dmuchanątratwę,aw
niejkilkuludzi.Narazieniepotrafiłokreślićiluichbyło.Chybaczterech.

Naglezobaczyłichjakprzezlornetkę,zbardzobliska,nienatyle,byrozpoznaćrysy,ale
wystarczającoblisko,bypoliczyć,żejestichpięciuiżewszyscysąmężczyznami.Za
nimi,dopołowyzanurzonawwodzie,chwiałasięnafalachgigantycznaniczym
zachodzącesłońce,zielonakula.

Offrozejrzałsiędookoła.Wyspęotaczałyin-

ne,rozkołysanenadużychprzypływowychfalach,kule!!Byłoichsześć.Sześćzielonych

background image

kuł,które,wiedziałtodoskonale,mogłytuprzybyć

niepostrzeżenietylkodziękiwywołanemuprzezniegozamieszaniuwValaco.Mogły
przybyć,byotoczyćwyspępierścieniemswychpól,nałożyćnajej

powierzchnięiniebosiatkęswychfalonieznanychiniesamowitychwłaściwościach.

Wtejchwilikuletraciłycorazwyraźniejswą

charakterystycznąbarwę.Zatracałsięniepokojącyiprzerażający,jakgoOffokreślał,
odcieńzieleni,zupełnienieznanejnaPhasangu.Powoliodbarwiałysięcorazbardzieji
miejscamiprzenikałjużprzezniekrajobraz,odległyhoryzont,nieboimorze.Wkrótce
znikłyzupełnieiOffniemógłdalejobserwowaćichzgrabnych,lekkichsylwetek.

Zatotratwadobiładobrzegu.Dobrzegupo-

łudniowego.Tęczęśćwyspypokrywałotrochę

brudnozielonejroślinności,wśródktórejstał,skrytyjednymrogiem,białybudynek
kosmoportu.Off

popatrzyłnapołudnie.Dalej,gdziemajaczyła

niewyraźnieszarawasmuga,niemalidentycznazesmugąmorzainieba,łączącymisięna
horyzoncie,widniałbrzegBoydu.Morzeniosłodochodzące

stamtądpomruki.

Offzrozumiał.TonadValacoiAltalemunosiłysięsmugidymów,toczyłysięciężkie
walki.Nowa

Ofensywatymrazempoważniezorganizowałaswojewystąpienia.Tamgdzieś,nie
wiadomopoczyjej

stronie,walczyliDageriAgis.Miałnadzieję,żepowłaściwejstronie.Sentymentalizm.
Sentymentalizmuniego?Nieznałtegouczuciainieznałtegopojęcia.

Zadawałsobienadaljednodręczącepyta

nie.Dlaczegowłaśnieon?Wiedział,żenieuzyskananieodpowiedzi.Nigdy.Totak,
jakbypytać,dlaczegodrzewo,którenazywamysur,maczerwoneliście,choćmogłoby
miećniebieskie,dlaczegotropsjańczycysąniebieskoskó-rzy,apiunelijczycymająciała
zabarwioneczerwono,niezaśnaodwrót.Albodlaczegovol-

łańczykównazywasięvollańczykami,anienaprzykładtrakidami.Pytaniabez
odpowiedzi.Niewytłumaczalne,nierozwiązame.

Tymczasemludziewyszlinapolanęświecącąjak

małałysinawkępielasu.Zatrzymalisię.Dyskutowalinadczymś.

Offwytężyłwzrokiprzyjrzałimsiędokładniej.

Bardzodokładnie.Obrazprzybliżyłmu

obserwowanych.Jeszczeniepotrafiłwprawnie

kierowaćzapomocąwolizmniejszaniemizwię-

background image

kszaniempolawidzenia,przybliżeniami.Przezchwilęzastanawiałsię,jaksiętodzieje,
lecznatychmiastdał

sobiespokój.Jakonipomniejszająipowiększająobraz?Jakżeżon,przeciętny
phasangańczykmożetozrozumieć?

Terazprzyglądałsięwięcpięciumężczyznomz

całkiembliska.To,cozobaczył,rozśmieszyłogoniemal.AleżtopięciuOffów!!

Pięciuplusjedenwbudynkutosześciu—pomyślał.

—Trzebazobaczyć,codziejesiętam,wśrodku.

Przestałobserwowaćmężczyznwmomencie,gdy

przywarowaliwtrawie,tużzagranicznąkępądrzew.

Patrole,krącącesięnaokołoiniemalocierającesięonich,jakośichniezauważały.

Kawalkadatransporterówdotarłajużdobia-

łegobudynku.Właśnieznikaływbrzuchuprzy-

cumowanegodokotwicznegosłupkaolbrzymiego

sterowca.ZanimobrazprzeniósłOffado

pomieszczeniapożegnalnego,sterowiecwzniósłsięizatoczywszyłuk,pożeglowałw
stronębrzegu

orratyaiskiego,turkocząckolorowąflagą.

Wewnątrzbudynkupanowałnieopisanygwar.

Pożegnaniadobiegałykońca.Offniezauważył

dziewczyny,któraprzyszłaodprowadzićjego

sobowtóra,niemógłtakżeodszukaćjejtowarzysza.

Tymczasemnazewnątrzpowstałnaglejakiśruch.

Rozmowyumilkły,ludzietłoczącsięicisnąc,przezoszklonedrzwiwylegliprzed
budynek.Pozłocistejpłaszczyźnie,szerokątyralierąmknęłowstronęstatku,cosiłw
nogach,pięciuOffów.OS-owcy,ustawieniwrzędzie,mierzylidonichzdługichkufipo
sekundzieseriarozrywającychsiępociskówrozprułapłytyiwznieciłakurz,któryzasłonił
uciekających.Oficerpieklił

sięiwzywałnapokładstatku.

—Halo!Statek?!Halostatek?!Zamknąćwłazy!

Pięciunieznanychosobnikówzamierzadostaćsiędośrodka!Wystawciestrzelców!

Kufownicyniepotrafilijednakzatrzymaćbiegnących.

—Dawaćpatrolowiec!!—wrzeszczałoficer.

Zachowywałsięjaknaliniifrontu,choćnigdyniewidziałwswymżyciuprawdziwego
frontu,conajwyżejwlaerzeczyoniku.Patrolowieczajechałzimpetem.

background image

Ledwozdążyłwyhamowaćprzedoficerem,ajużruszył

wmomenciekiedytamtenwchodziłdośrodka.Oficerporwanynagłympędemstracił
równowagę,alezłapał

sięlistwyiutrzymałwewnątrzpojazdu.

Sobowtórymiałydostatkujakieś1000metro-nów.

Patrolowiecgnałzanimizdzikimwyciemsyreny.Podlukamistatkuustawiałasięlinia
kufowników.

Biegnącychwziętoterazwpotrójnyogień.Odstronybudynku,odlukówstatkuiz
wnętrzapatrolowcasypał

sięnanichgradpocisków.Jakośnieudawałosięichtrafić.

Nagleodstojącejprzedbudynkiemgrupyludzi

oderwałosiętrzechmężczyzniruszyłowśladzasobowtórami.Przemierzalipłaszczyznę
wielkimi

skokami,niemalżemuskająctylkojejpowierzchnię.

Wśródnichbyłodwóchkosmonautówijedenz

kufowników.Przerwanoogień.Zapanowała

konsternacja.Jakiśoficernawoływałludziiwydawał

gorączkowerozkazy.Niemożnabyłoterazatakować.

Tymczasemsobowtórydobiegałyjużdostatku.Bylinawprostlukówistojących*niżej
strzelców.Tużzaichplecamipędziłpatrolowiec.Patrolowieczrównałsięzuciekającymi.
Miałichterazpoprawejstronieiwyrzucił

gęstąsieć.Siećzatoczyławysokiłukiopadłanapędzącesylwetkiplątaninąsznurów.

Pojazdzahamowałgwałtownie,strzelcyotwarli

szerokooczy,oficerwosłupieniuotworzyłnawetusta.

Wszyscyzniedowierzaniemwpatrywalisięw

spoczywającąnazłotejpłaszczyźniepustąsieć.

Sobowtóryznikły!Rozpłynęłysiępoprostu.

Zanastępnątrójkąpodążałjużkolejnypatrolowiec,turkoczącwpowietrzuprzygotowaną
zawczasusiecią.

Dogoniłbiegnących,nimprze-mierzyli200metronówiwystrzelonasiećztrzaskiem
spoczęłananich,

zapętliłasię,ścisnęła,powodująckłębowisko.Biegaczeciskalisię

wniejjakiśczas,ażwreszciedalispokój.Patrolowiecwracał,ciągnącichzasobą.Zanim
sunąłdrugipojazdzgłównymoficerem.

Wydawałosię,żezapanowałspokój.Odstrony

background image

statkupodjechałydwadużeixarywioząceekipy

techników.Zbliżałasięchwilastartu.Podścianąrozplątywanosiećiwydobywanozniej
biegaczy,którzypoprzebytymszokuzwolnawracalidosiebie.Byłaprzynichgrupka
oficerów.Odpędzanorodzinydwóchkosmonautów.Głównyoficerwprowadził
kosmonautówdoniewielkiejdyżurkiprzylepionejjaknarośldobokubudynku,żeby
przeprowadzićprzesłuchanie.Nie

siadającnawetzaokrągłymstolikiem,tużpo

zamknięciudrzwioficerrzuciłsięniemalnabliżejstojącegokosmonautę.

—Nazwisko!!—wycharczał.

Zdawałosię,żesłowawyrzucaneprzezwąskieusta,zadławiągo.Poczerwieniałijeszcze
razzaintonował,agłoszjechałmufalsetemdotenoru.

—Mównazwisko,kreaturo!!!

Oszołomienibiegacze,którzynieumieliwytłumaczyćsobie,cowłaściwiezaszło,
milczeli.Oficerzmiękł

nagle.Odwróciłsięnapięcieistałchwilę,wpatrzonywokno.Nowywybuchjegopasji
był,jeżelitowogólemożliwe,jeszczegwałtowniejszy.

—Niechceszsięodzywać,ścierwo!—krzyczał.

—RoyPololan—powiedziałcichostojącybliżejoficeraczłowiek.

—RoyPololan!PowiedzminatychmiastPololan,pocobiegłeśwkierunkustatku?!No,
odpowiadać!

—Niewiem.

—Niesądziszchyba,żeciuwierzę?!Przecieżnierobiłeśtegodlazdrowia!Ococi
chodziło?’.!

—No,nie—odpowiedziałstrapionyczłowiek.—Niebyłtobiegpozdrowie.

—Więcco?!…

—Niemampojęcia.Naglepoczułem…żemuszębiec.Poprostumuszę!Nicwięcejnie
wiem—

kosmonautanerwowokręciłsięnaboki,przekładająctonaprzód,todotyłuwielkie
dłonie.

—Aty?!—tymsamym,tonemoficerzwróciłsiędodrugiego.

—Mogęjedyniepowiedzieć—odparłtamten—że

poczułemtosamocoRoy.Nieprzepartąchęćbiegu.

Tylkotyle.Todziwne.Cośtakiegonigdydotądmnieniespotkało—zdawałsiębyć
autentyczniezdziwionycałymtymwydarzeniem.

Oficerzastanowiłsię.Niebyłgłupimpracownikiem,choćmożetrochęimpulsywnymi
nieopanowanym.W

background image

głosachbadanychkosmonautówniewyczułfałszu.

Zdarzenieto,wpołączeniuzraptownymzniknięciempięciuludzi,wyglądających
identyczniejakInsOffzeStraporu,którytymczasemgdzieśprzepadł,

wymykającsięzsidełOS,należałouznaćzawysocealarmujące.Tamcibiegacze,podobni
doOffa,bylizatemtylkozłudzeniem.Należałoterazposzukaćsprawcyrzekomegocudu,
którymusiałtutajgdzieśbyćimusiałzostaćprzezkogośnasłany.Znaczyłotopozatym,
żekordonbyłnieszczelny,askorotak,toiktośinnymógłsiętutajdostać.

Oficerpodrapałsiępogłowie.

Jaktomożliwe,żebynaszkordonniebyłszczelny?

—myślał.—Nie,toprzecieżzupełniewykluczone.Ajednak?Musianoczegośniedo-
pilnować.Dobra.Stop.

Tymtrzebasięzająć,aletojedna,araczejdwiesprawy.Atatrzecia?Wjakimceluci
ludzie—spojrzał

naprzesłuchiwanych—biegliwkierunkustatku,skorozakilkaminmoglisięznaleźćw
jegownętrzuwnajzwyklejszysposób,takjaktobyłozaplanowane?

Wyglądałotonajakieśotumanienie,zaćmienieumysłualbocośpodobnego.Chybaże?…
Tak!Ongdzieśtujest!Gdzieśtutajkryjesięnieuchwytnynapastnik!

—Wystarczy—rzekłoficergłosemjużopa-

nowanym.—Zostanieciezatrzymani.Oczywiście,żenigdzieniepolecicie.

—Szeregowy!!—zwróciłsiędostojącegoprzy

drzwiachOS-owca.—Będziecieichpilnować!Aleprzedtemdajciemituliniowych.

—Takjest—szeregowyzasalutowałisprężystymkrokiemwyszedłzpomieszczenia.

Pokilkusekundachwpadlidodyżurkidwajliniowi,zdyszaniispoceni.Wyprężylisię
przedoficerem,ichczerwonebutynawysokichcieniutkichkoturnachtrzasnęłyosiebie
przepi-sowfo.

—Panowie—powiedziałoficer.—Maciedwa

zadania.Należyszukaćprojektoraitego,ktogouruchomił.Toraz.Niewiem,gdziemoże
byćanijakmożewyglądać.Todwa.Cosłychaćnastatku?Iledostartu?

—Kosmonaucisąjużwewnątrz.Zachwilępróbny

rozruch.Dostartu20min.

—Więcbraćsiędoroboty!

—Takjest—zasalutowaliiwybieglinazewnątrz.

Wszystkichludzipróczczłonkówochronyikordonuspędzonodopomieszczenia
pożegnalnego.Zaczętoichnanowosprawdzać.Częśćkordonurozproszyłasiępocałym
terenie,przeszukiwałazakamarkiwyspy.

Wzbiłysięwpowietrzebojowebobonsyilustrowałyteren.

background image

TymczasemCzłowiekskupiłsię.Skupiłsiębardzo.

Musiałsiędoprowadzićdomaksymalnejkoncentracji.

Czuł,jakfalejeszczeniezbor-ne,gaszącesię

nawzajem,przepływająprzezszarąmasęjegomózgu.

Skupiałje.Byłgotów.Wstrzymałichpęd,tworzączaporę.Jeszczechwila.Czuł,jak
napierają,chcącrozsadzićmuczaszkę.Tosprawiłonajwiększą

trudność.Niemógłbyćbliżej.Niemógłbyćbliżej,anatęodległośćfalapotrzebowała
dużejmocyiolbrzymiejintensywności.

Długotoobliczaliizastanawialisię.Przeka-źnik-fatamorgmożnabyłoumieścićjedynie
wbudynku

kosmoportu.Stąddostatkupozostawałojeszcze2000

metronów.Koncentratypolaumieszczonowodległości600-800metronówodbrzegu
wyspy.Odnajbliższejkuli-koncen-tratybyłodofatamorga3000metronów.W

sumie5000metronówplusdzielącaCzłowiekaod

miejscaakcjiprzestrzeńkosmiczna.Ulokowalisięnaorbiciesąsiedniejplanety.

Alestop.Fatamorgdałznak,żejestgotówiwszystkiemanewryodciążającesąwpełnym

toku.

Człowiekodliczałwtejchwiliwmyślach.Fala

sączyłasięcienkąstrugą,całajejmocdrzemałajeszczezanapiętąbarierą.Mózg
przeciążonyw9/10.Faladocieraładofatamorgasłabiutkairozmyta,mimowzmocnienia
przezkoncentraty.

EnergianapływaładomózguCzłowiekaiwzbierałaniczympowodziowafala.Burzyłasię
zasztucznątamą,którejkruchośćbyłajednaktylkopozorna.Prędzejrozerwałobymu
czaszkę,niżbytakruchazaporapuści-

łafale.Iczuł,żezachwilętosięstanie.Czuł,żejeszczemoment,aczaszkapopękamuw
tysiącu

miejscach,mózgwystrzelijakpetardairozmażesięnamiękkimoparciufotela.Myślałjuż
tylkoojednym.

Powtarzałjednosłowo.Magiczne.Koncentrujące,jednoczącewszystkieprądywspójny,
półżywy,

półrozumnytwór.

—Już!!!Jęknął.Zaporaotwarłasię.Wjednym

ułamkusekundyprzedoczamiCzłowiekaprzewinąłsięcałyrozkazzewszystkimi
szczegółami,całaakcja,którazachwilęsięrozegra,przemknęłajakna

przyspieszonymfilmie.Wypuszczonanaglefala

przecięłaprzestrzeńniczymlancailekkorozproszonaprzezstarciezatmosferąplanety

background image

dotarłado

koncentratów.Koncentratyprzechwyciłyją.Oczyściłyrozproszenia,przezwielkie
mechanizmyprzebiegał

dreszcz.Falazostałaspowolniona.Odbitaprzezfalowezwierciadłasączyłasięterazz
mocąrówną

mocywypromieniowaniazmózguCzłowiekadomózgufatamorga.Fatamorgnadał
sygnałizacząłdziałać.

Technikpokładowy,któregowybranozewzględunaniecosłabszeparametrynerwowei
prądowe,coprzytejodległościmiałodużeznaczenie,siedziałwswoimfotelu.Spoglądał
naekranipilnieśledziłwskaźnikmiarowoporuszającysiępopłaskiejtarczy.Zaczynał

się

próbnyrozruch,wktórymjegorolaograniczałasiędojednegosłowa.Słowototrzeba
byłopowiedziećwodpowiednimmomencie.Czekałwłaśnienaten

momentimiałjużwszystkiegopowyżejuszu,choćnicsięjeszczeniezaczęło.

Naglepoczułcośdziwnego.Sercezałomotałomu

gwałtownie.Przestraszyłsię.Całyażskurczyłsięwfoteluzestrachu.Iraptemdziwne
uczucieminęło.

Technikrozprężyłsię.

Cosięstało?—niemógłsięskupić.—Skądtamtenstrachinagłełomotanieserca?

—Rozruchanalizatora—usłyszałzgłośnika.

—Jest!—wyrzuciłzsiebieinacisnąłbiałyguzikpolewejstroniepulpitu.

—Dobra—popłynęłozgłośnika.

Odetchnął.

Iwtedynadeszładrugafala!Tabyłaowiele

potężniejsza.Technikowiwydawałosię,żeoszalejezestrachu,żeprzykażdymuderzeniu
sercawyskakujemuonoażdokrtani.Skroniepulsowały.

Fatamorgstałwrogujednejztoaletzupełnie

zesztywniały.Przezjegokwantomózgpłynęły

kierowanefale-rozkazy.Byłterazbezpośrednio

połączonyznaturalnymmózgiemCzłowiekawstatku.

Technikwstał.Działałjakweśnie.Wyszedłprzeznawpółuchylonedrzwinakorytarz.
Zszedłdoładowni.

Niezastałtamnikogo.Starającsięprzypomniećsobie,gdziemożebyćmłot,lustrował
pomieszczenie.Jegozmysły,wyostrzonedogranicmożldwości,nastawionebyłyna
jedno.Wreszcieprzypomniałsobie.Odgrzebał

młotspodwarstwypojemników.Wziąłgowrękęiruszyłwstronękomorygeneratora

background image

hiperprzestrzeni.

Tampowinienzastaćtylkojednegoczłowieka.Wszedł

dogeneratorawchwili,gdytamtenodwróconybył

plecami.Młotschowałzasiebie.Tamtenzerknąłprzezramię.

—A,toty—rzucił.—Poczekajchwilę,mamtu

przewóddozłączenia.Rozlutowałsię,zawszejestznimkłopot.

Techniknicnieodpowiedział.Zrobiłkrokdoprzodui,wydającdzikicharkot,zamachnął
sięmłotem,któryrozłupałczaszkękucającegonadprzewodami

człowieka.

Terazniebyłojużżadnychprzeszkód.Podszedłdobocznegopulpituikilkomaciosami
skruszyłopornąpowłokę.Odrzuciłmłot.Jegoręcesprawnieszukałynieznanych
drucików.Fatamorgskoncentrowałsię.

Technikznalazł.Właśnietedwa.Złączyłjezesobą.Namomentprzygasłoświatłoizaraz
potemrozległsięostrzegawczygwizd.

Silnywybuchtargnąłsiódmympokładem.Generatorwrazzcałympomieszczeniem
przestałistnieć.ObrazzachwiałsięnamomentwoczachOffaiprzekształciłwwidok
toaletkosmoportu.

Oficerwpadałdoposzczególnychkabin,prze-

szukującjekolejno.Czemudopieroterazprzyszłomutonamyśl?!Niewiedział,żenie
mogłobyćinaczej.

Dotarłwreszciedoostatniej.Offwidziałwszystkodokładnie.Oficerszarpnąłdrzwi.
Zamknięte.Naparłnaniebarkiemiustąpiły.

Zamarł.Wewnątrzstałwyprężonyjakstruna

sobowtórOffa.Oficeruniósłkufę.Padłstrzał.Fatamorgzbladł,zafalowałinagleOff
zauważył,żezaczynasięprzekształcać—najpierwwjakiegośmężczyznę,

potemskórajegozrobiłasięniebieska,rysyupodobniłysiędorysówBiktenna,skóra
zbielała.NagleBiktennowizaczęływyrastaćzczaszkirudewłosy.Ichdługość
powiększałasięwprzerażającymtempie,ażprzestałyrosnąć,zakręciwszysięna
wysokościpiersi.

Jednocześnieztwarząizcałąresztąciałazaczęłosiędziaćcośdziwnego.Przezkorpus
przebiegały

regularnedrgnienia.Oficerwpatrywałsięwtozjawiskozupełnieosłupiały.Wreszcie
zmianyprzestały

zachodzić.PrzedOffemstaławcałejswejokazałościTeria.

Awięctotak—pomyślałInsiniezdążyłjeszczetejmyślidokończyć,gdywpatrzonaw
przestrzeń,

uśmiechniętatwarzdziewczynyrozpłynęłasię,

background image

rozmazała.Całasylwetkastawałasięprzezroczystaipochwilizniknęłajużzupełnie.

AwięctotakjestztobąTeria?—pomyślałOff.—

Podejrzewałto.Imiałrację.

Człowieknaodległymokręciehiperprze-strzennymopadłnapoduszkifotelazupełnie
wyczerpany.Nigdydotądniewydawałpoleceńfatamorgowi,

umieszczonemuwtakiejodległościodcentrumakcji.

Przeważniefatamorgporuszałsięwsamymjejśrodku.

Nadchodziłlekarz.

—Douniwermedu!—rzuciłtylko,spojrzawszynaczłowiekawfotelu.—Wyczerpałago
zu-pełnietaprojekcja.Pozwoliłemnacośtakiegopierwszyiostatniraz!

Lekarzbyłzły,aleCzłowiekwiedział,żejest—

podobniejakion—zadowolony.Akcjaudałasię.

Kilkanaścieosóbnaplaneciebędziesobiecośmgliściewyobrażać,resztapozostaniew
przekonaniu,żetoonisamiuniemożliwiliinwazjęnaichplanetę.Gazetynapiszą:„Próba
inwazjinieudałasiędziękinamwszystkim”.Tak.„Dziękinamwszystkim”.

Offocknąłsięnapodłodzeswegopokoju.Potoczył

jeszczeniezbytprzytomnymspojrzeniempo

zdemolowanymwnętrzu.

Czyżbytowszystkomusięśniło?Nie.Przypominał

sobiekażdy,szczegółdokładnie.Icośjeszcze.W

dziesięćminpóźniejwieleczołowychosobistościiludnośćwielkichimałychmiast
wszystkich

kontynentówwiedziałojużonieudanejPróbieInwazji.

ZieloneKule—koncentratypola—zniknęłyzpowierzchniPhasangu.Terazjego
mieszkańcymoglijużposługiwaćsięhiperprzestrzenią.Terazjużdoniejdorośli.

Offsiedziałnadbrzegiemmorza.Piasekbył

wilgotny.Faleodpływałyukazująckamienistedno.

Odpływdopierosięzaczynał.Offczułsięprzytłoczonytym,cozaszło.Terazodpoczywał.
Pozostałownimjednaksporoniepokoju.

Zdawałsobiesprawę,żejestpróczniegojeszczekilkunastu,którzyprzeczuwająprawdę.
Niemiał

pewności,czyorientująsięrównież,skądpochodząNieuchwytni.Onwiedział,żesondę
phasangańskąnasączonojakgąbkęfałszywymi

obrazamisprzedseteklatcywilizacjiSol,Byłatoprowokacja.Test.

Amożezastrzykpostępu?Zastrzykdlaświadomości,botechnikaPhasanguotrzymałajuż

background image

niejedenzastrzykodsolańczyków.

Wydawałomusię,żeNieuchwytnipozostawilina

swójtematwumyślekażdego„wybranego”równiemglistewyobrażenieosobie.Musi
koniecznie

przekazaćto,cosamwie,innym.Musiodnaleźćtych,którzywiedzą.

Niebędzietotrudne.Przypuszczalnieionijużgoszukają.

JakaśzabłąkanamocniejszafalaspieniałasięnakamieniachiliznęłabutOffabiałą
grzywą.

Zapadłzmrok.Walkimulicachmiastwygasłyjużkilkagodzintemu.Sprawabyła
przesądzona.TajnaRadaiOS,atakżeStraporniemoglisiędługo

utrzymać.Kapitulowaływciągugodzinpowiadościach,jakienadeszłyzkosmoportu.
Kapitulowały

bezpowrotnie,awrazznimikapitulowałdawnysystem,myśle-nią.Phasangwdzierałsię
nanastępnyszczebelwkosmicznejdrabinienarodów.

BrzegiemnadchodziłaTeria.NaszczęściedlaOffazawzórfatamorga,którykierował
jegomyślami

posłużyłaNieuchwytnymphasangan-ka.OdszukaniejejbyłopierwszymzajęciemInsapo
powrociedoświadomości.Trochęsobiewyrzucał,żezamiastzająćsięnajpierw
działaniemnakorzyśćogółu,zaczął

załatwiaćswojeprywatnesprawy,aleprzyrzekłsobie,żetojużostatniukłonwstronę
staregosposobubyciaimyślenia.

—Dokądidziemy?—zapytał.

—Popatrzećnagwiazdy?

—Nie!Nie!Tylkonieto.Naraziemamzupełniedośćgwiazd.Lepiejchodźmydo
InbukkDelanposłuchaćipopatrzyćnamuzykę.

Zaichplecaminaulicachrozbłyskałyświatła.Valacowracałodonormalnegożycia.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Białczyński Czesław Próba inwazji
Bialczynski Czeslaw Próba inwazji
Zakaz wjazdu Czeslaw Bialczynski
Czesław Białczyński Starosłowiański mit powstania świata
BIAŁCZYŃSKI CZESŁAW -STAROSŁOWIAŃSKI MIT POWSTANIA ŚWIATA
Białczyński Czesław Miliardy białych płatków
[Białczyński Czesław] [Mity Słowiańskie Starosłowiański mit powstania świata]
Białczyński Czesław Zakaz wjazdu
Białczyński Czesław Miliardy białych płatków
Białczyński Czesław Miliardy białych płatków
Białczyński Czesław Starosłowiańskie Święto Wiosny
Białczyński Czesław Starosłowiańskie Święto Wiosny
inwazja
Lubelska Próba Przed Maturą Marzec 2015 GR B Poziom Rozszerzony
Krakow nowapr2 Nowa ark I proba Nieznany
ABY 0025 Mroczny Przypływ 2 Inwazja

więcej podobnych podstron