Staro-Słowiańska Świątynia Światła Świata
(Światłowiłta-Światowita-Światowida-Świętowita)
--------------------------------------------------------------------------------
STAROSŁOWIAŃSKIE ŚWIĘTO WIOSNY
--------------------------------------------------------------------------------
W chrześcijańskim kalendarzu świąt są dwa naprawdę wielkie momenty, którym
podporządkowano wszystkie daty obrzędowego cyklu. To Boże Narodzenie obchodzone w
chwili Zimowego Górowania Nocy, czyli w dniu, kiedy noc jest najdłuższa, a dzień
najkrótszy, oraz Wielkanoc związana organicznie z Wiosennym Przesileniem.
Przed nami wiosna, okres wielkiego wybuchu wegetacji, rozpoczęcia nowego cyklu w
Przyrodzie. Dwudziesty pierwszy marca - przesilenie albo, jak kto woli, równonoc - to jej
astronomiczny początek. W Polsce, w północnej i środkowej Europie, po chwilowej, zimowej
ś
mierci (uśpieniu) właśnie teraz budzi się nowe życie. W ciągu miesiąca od tego momentu
wszędzie, poczynając od basenu Morza Śródziemnego a kończąc na północnej Skandynawii,
wiosna będzie królować już niepodzielnie. Wkraczając w okres pełnego rozbuchania ukaże
całą swą krasę, setki kolorów, tysiące zapachów. Wśród jej barw dominować będą dwie:
zieleń liści i traw oraz biel kwitnących drzew owocowych. Ta druga "maść" - nasi
praprzodkowie używali słowa maść zamiast dzisiejszych mian "barwa", "kolor" - przypomina
ś
nieżyste zimowe połacie, a nawet śmiertelny całun. Biel - archaiczna barwa żałobna.
Jednak teraz są to żywe płatki sypiące się z drzew miliardami i mamy do czynienia z inną
bielą, radosną, bielą zmartwychwstania, odrodzenia, tą, która kojarzy się nie ze śmiercią, lecz
ż
yciem jak barwa ślubnych sukien. Natura niczym przepyszna panna młoda przygotowuje się
do zapłodnienia. Zaloty posłużą wydaniu owoców, które dojrzewać będą całe lato i spadną
jesienią. My, ludzie, powtarzamy ten piękny taniec Przyrody naśladując ją w licznych
obrzędach, kiedyś pierwotnych, pogańskich, naturalnych (przyrodzonych) - dziś
ucywilizowanych, przyswojonych przez chrześcijaństwo, zniekształconych, dla wielu po
prostu niezrozumiałych. Często zupełnie już nieświadomie naśladujemy pewne rytuały
używając mitycznych symboli, których znaczenie zatarło się dla nas z upływem wieków .
By przeżywać w całej pełni i całkowitej harmonii z Przyrodą owo wielkie święto, Święto
Wielkiego Dnia i Wielkiej Nocy, w istocie święto powtórnego powstania życia, jego
odrodzenia po zimowej śmierci, warto poznać rodowód archaicznych obrzędów i uświadomić
sobie znaczenie pierwotnych atrybutów magicznych, jakie nam owego dnia towarzyszą.
Bardzo wiele z nich uległo zapomnieniu lub utraciło wagę. Okres ostatnich pięćdziesięciu lat
był tu szczególnie katastrofalny. A przecież obrzędy te są wspólną spuścizną wszystkich
narodów indo-europejskich, wiele zaś jest cząstką wyłączną pradawnej kultury Słowian,
naszym wkładem w kształt współczesnego świata, w jego kulturę.
Chciałbym, by ten artykuł, choćby w skromnej mierze, zatrzymał dla nas wszystkich to, co
było kiedyś, bardzo dawno. Ta praprzeszłość bowiem stanowi o naszym rodowodzie, jest
genetycznym i genealogicznym zapisem naszej słowiańskości. Zacznijmy zatem próbę
odtworzenia rysunków z rozbitego "dzbana" prastarych słowiańskich wierzeń od wyjaśnienia
kwestii ruchomej daty dawnego Święta Wiosny.
*
Dawno temu, około 2500 lat przed naszą erą, a może jeszcze dawniej, w czasach, gdy
zbieracko-rolno-pasterskimi społecznościami rządziły kobiety, a wszystkie wielkie Ludy
późniejszej doby (Indoirańczycy, Hellenowie, Italowie, Celtowie, Germanie, Bałtowie i
Słowianie) stanowiły jedną wielką rodzinę, dominowały między nimi kulty związane z
ubóstwieniem Księżyca. Obowiązywał wtedy lunarny kalendarz opierający się na cyklu
księżycowym. Rok księżycowy składał się z trzynastu miesięcy (dzisiejsza 13-stka uważana
za pechową). Trzynasty miesiąc miał charakter wyrównawczego, tak by cykl miesięczny
pokrywał się z cyklem wydarzeń w przyrodzie. Słowianie nazywali różnie ów miesiąc, ale
najpełniej oddaje jego idę nazwa Świcień (Prosweteń). Świcień umieszczano dokładnie w tym
miejscu, kiedy Rodzi się Nowe Światło, czyli w okresie Zimowego Górowania Nocy. Był
krótszy od innych miesięcy i bardzo odświętny, jako że odrodzenie światła po okresie
powiększania się obszaru ciemności, nocy i zmarzliny miało decydujące znaczenie dla
przyszłości ludzkiego bytu i bytu całej Przyrody. Do czasów dzisiejszych odświętność owego
czasu przetrwała w obrzędach związanych z Kolędą (był to moment zamknięcia Koła-Kręgu
cyklu życia) i Zapustami (czasem radości po odrodzeniu światła). Wszystkie wielkie święta
wiązały się z pełnią Księżyca, a każde ważne działanie musiało być podejmowane na
"młodym księżycu" (wzrastającym), jeśli miało się powieść. Według tej miary rocznej wiosna
nie przychodziła 21 marca, lecz w pełnię równonocy wiosennej, kiedy przybywającego dnia
było już tyle samo, co ustępującej nocy. Od tej chwili symbolicznie ruszała cała wegetacja,
dzień zaczynał dominować nad nocą, życie nabierało rozpędu, aż do tryumfalnego szczytu w
Letnie Górowanie Dnia, zwane wtedy Kupałą (na cześć Boga Miłości - Kupały-Dziwienia),
Kresem (od krzesania świeżego ognia, kraszu-krwi i końca-kresu wzrostu światła), a obecnie
Nocą Świętojańską. Było to rozpoczęcie nowego roku, bowiem zaczynał się on nie 1 stycznia,
lecz z pierwszym dniem Wiosny-Jaruny.
Dziś, gdy posługujemy się kalendarzem słonecznym, dzień święta nadal wiąże się z wiosenną
równonocą. Jest to czas naszych świąt wielkanocnych, a termin owych obchodów waha się
między 21 marca a 24 kwietnia, przypadając dokładnie na pierwszą niedzielę po równonocnej
pełni Księżyca. W Wielkanocy zachował się pradawny termin agrarnego, księżycowego
ś
więta Nowego Roku, a z nim część noworocznych obrzędów. Dla rolników i pasterzy była to
graniczna data, od której mogli rozpoczynać różne czynności związane z uprawą i hodowlą -
z pewnością najważniejsze święto całego cyklu rocznego.
Nic więc dziwnego, że w tych obchodach było wiele magicznych rytuałów związanych z
rozpoczynającą się wegetacją i mających zapewnić dobry urodzaj oraz powodzenie w całym
nowym roku. Część elementów rolniczego Święta Wiosny włączyła się do Świąt Wielkiej
Nocy, ale część z nich oderwała się od dawnej daty, związując z nowymi terminami cyklu
słonecznego i z datami nowego kalendarza. Tak na przykład rytuały uśmiercania uosobionej
Zimy (Marzanna, Smertnica, Maslenica, Kostroma) zostały przywiązane do daty 21 marca.
Z kolei tradycyjna intronizacja Wiosennego Króla (Pasterzy) i Obnoszenie Królewny w
Polsce, obrzędy Jaryły-Jaruny na Rusi (dzisiaj Zielony Święty Jurij) albo Kukiery w Bułgarii,
czy litewskie święto Sekmine, białoruska Sjemucha związały się z Zielonymi Świątkami.
Jeszcze inne czynności magiczne, bez których niegdyś święto nie mogło się obejść, tępione
energicznie przez Kościół, zanikły zupełnie lub przybrały szczątkowe formy. Dotyczy to
szczególnie ogólnosłowiańskiego obrzędu wielkanocnego palenia ognisk po wzgórzach i
smętarzach-żalnikach (Ogni Gromadnych, Grumadek, Grmači, Grietów), a także
obrzędowych uczt związanych z Dziadami Wiosennymi, określanymi w różnych krajach
słowiańskich różnym mianem: Njebożczickij Wielikdeń, Nawski Dzień, Nawskij Wełykdeń,
Leldena Wielik Den, Navian Djeń, Radunica. Do tej grupy należą też "wiosenne igrzyska",
występujące na przykład w krakowskim święcie Rękawki, śląskich wyścigach ludowych
zwanych Rochwistem, czy w Wołowym Weselu na Podlasiu.
W ogóle większość rytuałów rolniczych, żywych jeszcze w końcu XIX i na początku XX
wieku (gdzieś do jego połowy, dopóki przez wielkie wojny, uprzemysłowienie i ruchy
ludności nie została naruszona struktura słowiańskich wsi), jest już dzisiaj w naszej kulturze
nieobecna. Pozostaje nam przebieg owych wielkich świąt, rozrzuconych obecnie po
kalendarzu, utrwalić dla własnej pamięci po to, by go kiedyś ożywić nawiązując do zerwanej
brutalnie ciągłości kultury i własnych korzeni. Powinniśmy uczynić wszystko, co w naszej
mocy, aby owe obrzędy łącznie z Przyrodzoną Wiarą przodków przywrócić na swój
prywatny, domowo-rodzinny czy grupowy użytek. Może uda się je również ożywić dla
wszystkich Polaków, dla wspólnej tradycji zbiorowych obchodów?
*
Pierwszym etapem wiosennych obrzędów było bez wątpienia pogrzebanie zimy. Uosabiała ją
najczęściej naturalnych rozmiarów postać kobieca uformowana ze słomy, ubrana w białą,
płócienną szatę, ze starannie oddanymi szczegółami twarzy i długimi lnianymi włosami. Jej
głowę często wieńczyła cierniowa korona z gałęzi głogu. Cierniste krzewy, takie jak głóg,
tarnina, dzika róża (szypszyna) odgrywały w zabiegach magicznych (zwłaszcza grzebalnych)
na Słowiańszczyźnie bardzo ważną rolę. Wierzono, że zabezpieczają one przed demonami,
przed bogunami Zaświatów i uniemożliwiają zmarłym powrót do świata żywych. Postać tę
nazywano w Polsce Marzanną (długoszowa Marzyana), w Czechach Mařeną, w Słowacji
Mareną lub Marmurieną, w Rusi i Rosji Maruchą, Marą, Morą, w innych regionach Moreną,
Maraną lub Marżaną. Była ona najprawdopodobniej boginią starości, zagłady i zapomnienia.
W starym dokumencie czeskim Mater Verborum przyrównano ją do greckiej Hekate, a w
ruskich pieśniach kupalnych występuje wprost jako śmierć. Gdzieniegdzie nazywano ją
jeszcze inaczej np. Maslenicą (w pewnych okolicach Rosji i wschodniej Białorusi), ale
charakter postaci pozostał ten sam. Używanie w mowie potocznej zastępczej nazwy zamiast
prawdziwego imienia bóstwa było rozpowszechnione we wszystkich kulturach starożytnych.
Słowianie Nadłabscy i Łużyczanie, także Ślązacy w tym samym obrzędzie niszczyli postać
bogini śmierci nazywanej Smertnicą lub Śmierciuchą. Jej najdawniejsze i prawdziwe miano
brzmiało jednak Nyja. Ukraińcy i Białorusini rozrywali i palili postać samej bogini zimy,
dwupłciową (dwutwarzową) Kostromę-Kostrubonka. Kostroma-Kostrub-Kostrubonko często
trzyma w ręku dębową witkę i, mimo odzienia w kobiece stroje, posiada męskie cechy
płciowe. Dąb jest świętym drzewem Peruna, a Perun pierwszą błyskawicą podczas pierwszej
wiosennej burzy otwiera symbolicznie brzuch Matki Ziemi, wyzwalając wzrost świeżych
roślin. Perun zapładnia piorunami Ziemię, jego żona-siostra Perperuna zrasza ją w asyście
Dodoli i Śląkwy życiodajnym deszczem, rozpoczynając na powrót wegetację. Dwupłciowość
lub dwugłowość postaci w rodzaju Kostromy-Kostruba czy uosobienia wiosny Jaruny-Jaryły,
uosobienia lata Rajka-Maji (Gaika-Latka) jest śladem wskazującym na wyższe umocowanie
bóstw Pór i Stron (Kiru). Wśród Słowian im wyżej postawione było bóstwo tym więcej miało
głów. Stąd arkoński Swąt-Światowit (Bóg Bogów dla Słowian - jak pisze
wczesnośredniowieczny niemiecki kronikarz) ma cztery głowy, zaś o szczebel niższy w
hierarchii szczeciński Trzygław-Czarnogłów - trzy. "Zwykli" bogowie - śywiołowie
(Bogowie śywiołów) i Mogtowie (Bogowie Mocy) mieli po jednej głowie. Należy ściśle
odróżnić problem wielości głów i wielości twarzy-obliczy (wielość twarzy nie ma nic
wspólnego z hierarchiczną drabiną, symbolizuje inne aspekty bóstwa).
W obrzędzie uśmiercenia Zimy kukłę - personifikację bóstwa - obnoszono wokół wioski ze
ś
piewami, wyśmiewając śmierć i srogie dolegliwości zimy, przyzywano jednocześnie wiosnę,
a wszystko odbywało się w asyście śmiechów i płaczów, przy dźwiękach rytualnych
grzechotek, piszczałek, gęśli, dud, skuduczy, bębnów i dzwonków, z trzaskaniem batów
płoszących ciemne moce i złe demony. Następnie wrzucano symbol bogini do wody i topiono
lub puszczano z prądem rzeki (Marzanna), albo palono i rozszarpywano na strzępy
(Smertnica, Kostroma). Obyczaj ten był żywy i powszechny jeszcze z początkiem XX wieku.
W Polsce do niedawna topiono Marzannę 21 marca.
*
Dopiero po dokonaniu tego symbolicznego uśmiercenia mogły się rozpocząć przygotowania
do powitania Wiosny. Dorośli członkowie plemiennej społeczności zajmowali się
niezbędnymi czynnościami w gospodarstwie. Każda z tych czynności miała już wymiar
niezwykły, niecodzienny, magiczny i religijny. Jak zawsze przy świętach obmywano całe
domostwo nie tyle z brudu, co z nagromadzonego przez rok "złego". Nagrzewano wtedy w
łaźni-bani, czyszczono i myto bydło, sprzątano - wymiatając razem z kurzem "wszystko
nieczyste", prano bieliznę, szykowano białe obrusy świąteczne zwane czechółami, które i
przy zabiegach grzebalnych odgrywały ważną rolę. W czynnościach występował ścisły
podział na męskie i kobiece. Mężczyźni na przykład bili i oprawiali zwierzynę (oddawali się
łowom), kobiety zaś przyrządzały z niej potrawy świąteczne. Kobiety piekły kołacze-
korowaje i placki w kształtach zwierząt (symbole bóstw i jednocześnie imitacje trzody, która
miała się mnożyć) oraz placki-mosty tzw. "kładki" dla Dziadów - duchów przodków, którzy
mieli po nich nadejść z Nawi Welańskich. Ogień w piecach chlebowych i ogniskach mógł
jednak podtrzymywać tylko mężczyzna - głowa rodu.
Chłopcy i dziewczęta szli na poszukiwanie wierzbowych i leszczynowych gałęzi pokrytych
ś
wieżymi pąkami "kotków" i "bagniątek", zwanych od pradawna Baziami. Gałęzie wstawiano
w domu w siwak, w jasnym, ciepłym miejscu tak, by się, jak mawiano, "rozkiściły"
(rozkwitły). Przez cały okres przygotowań kropiono je wodą ze świętych źródeł, żeby nabrały
boskiej, życiodajnej siły. Przynoszono też gałęzie brzozy z młodymi listkami albo świerka
(jeśli brzozy nie zdążyły się zazielenić), również całe młode drzewka. Drzewko strojono
czerwonymi wstążkami wypowiadając przy tym życzenia, których spełnienia oczekiwano w
nowym roku. Gałęziami przybierano cały dom. Młodzieńcy, rozpoczynali w tym czasie
budowę "wiech", zaś panny pod okiem bab (staruszek) malowały jajka tworząc "kraszanki".
Budowanie wysokich, okazałych wiech było przygotowaniem do wiosennych igrzysk -
obrzędu męskiej inicjacji. Przy budowaniu wiechy młodzieniec musiał się wykazać po
pierwsze: odwagą (drzewce trzeba było wyciąć samemu w lesie, zapewne nocą), po drugie:
wiedzą (znajomością symboli magicznych, gatunków drzewa i tajników wycinki oraz obróbki
drewna, także konstruowania), po trzecie: siłą oraz sprytem, bowiem zbudowany przez siebie
przepyszny wielometrowej wysokości obiekt trzeba było nieść podczas pochodu wokół sioła.
Czym wiecha dla chłopców, tym były dla dziewcząt kraszanki. Biegłość w ich wykonywaniu,
opanowanie tradycyjnych wzorów i techniki wyrobu (podobnie, jak opanowanie tajników
"kuchni" w ogóle) świadczyły o stopniu dojrzałości. Kraszanka zawiera w sobie esencję
wiedzy potrzebnej kobiecie, by być samodzielną gospodynią. To nie tylko sztuka gotowania
jajka, ale wiedza o symbolach magicznych (każde jajko miało swój wzór, swoją nazwę i
symbolizowało co innego), wiedza o ziołach i sposobach barwienia, o symbolice kolorów, a
także test na cierpliwość, delikatność, na sprawność ręki. Temu samemu celowi służyło
plecenie nagłownych wieńców z witek brzozowych. Im wyższa i bardziej rozbudowana
wiecha (palma), tym silniejszy, bardziej dojrzały do założenia własnej rodziny i gospodarstwa
jej konstruktor. Im więcej wspaniałych kraszanek, tym wspanialsza przyszła gospodyni. Takie
stadło posiadało więcej szans na przetrwanie, niż inne, mniej dojrzałe czy sprawne.
Obrzędy inicjacyjne miały zresztą charakter wielostopniowy i długotrwały. Wiosenne święta
zawierały wiele ich elementów tak samo, jak Noc Kupalna, żniwa i Dożynki czy Zapusty w
grudniowym Święcie Godów. Jest to rozległy temat na odrębną opowieść.
*
Przygotowania trwały jakiś czas, zapewne koło tygodnia. Na koniec, gdy już wszystko było
gotowe, ludzie obmywali się w łaźniach, po czym pokrywali ich podłogę warstwą popiołu.
Pozostawiano je nagrzane, zaopatrywano w białe ręczniki, bo tam najpierw przychodziły
dusze przodków, by się obmyć, nim wspólnie z resztą rodu zasiądą do uczty. W popiele
powinny się były odcisnąć ślady Dziadów. Wieczorem obchodzono całe gospodarstwo z
ogniem i kadzono spalonymi ziołami każdy zakątek przepędzając ciemne moce. Święcenie
ognia i okadzanie domostw związało się w czasach chrześcijańskich ze świętem Matki
Boskiej Gromnicznej i świętem Oczyszczenia Maryji (25 marca). Gromnicę i kadzidło z
jałowca do dziś uznają po wsiach polskich za środek niezawodnie chroniący przed piorunami.
Jest to echo części wierzeń i obrzędów ku czci otwierającego wiosnę Peruna. Opisany
powyżej cykl przetrwał jako Kwietna (Palmowa) Niedziela, a wiechy przechrzczone na palmy
ś
więci się obecnie w kościołach Chrześcijan na tydzień przed Wielkanocą.
*
W prehistorycznych słowiańskich wioskach i grodach o świcie następnego ranka
rozpoczynało się święto. Początkował je Śmigus. Obrządek ten polegał na uderzaniu się
nawzajem rozkiściałymi witkami wierzbowymi - Baziami (Będziami). To symboliczne bicie
wypędzało "złe" z człowieka, uświęcało go i miało dawać siłę kwitnącej wierzbiny czy
leszczyny. Aby nabyć mocy pączkujących roślin, należało spożyć Bazie z owych gałązek, co
też powszechnie czyniono. Tego dnia przystępowano do intronizacji Wiosny. Odbywało się to
podobnie jak uśmiercanie Zimy w pochodzie. Na czele szedł lub był prowadzony przez
ukrytych za zwierzęcymi maskami żerców, młodzieniec przebrany za dziewczynę,
przystrojony wiosennymi kwiatami, w białych żeńskich szatach, na białym koniu (ruski
Jaryła, krakowska Rękawka - postać króla na białym ogierze).
W czasach, gdy plemiona słowiańskie już się rozeszły, obrzęd przybrał cechy regionalne i
gdzieniegdzie na czele prowadzono parę, chłopca i dziewczynę (Podlasie), często w
zoomorficznych maskach (Kukiery w Bułgarii, serbski Kukuvec) albo drewniane figury o
wyraźnych cechach płciowych (bułgarski German, wielkopolska Królewna). W dalszej
kolejności podążał zaprzęg złożony z dwóch bliźniaczych wołów z radłem (później pługiem),
przystrojonych zieleniącymi się gałęziami, powożonych przez braci bliźniaków. Jeden wół
był biały, a drugi czarny. Idąc oborywano jednocześnie całe terytorium wioski. Trudno w tym
miejscu mówić o całej bogatej symbolice Czarnego i Białego Woła i Bliźniaczości
odwołujących się do wielu mitów i symboli, łącznie z parą pierwszych Bóstw Działu:
Czarnogłowa i Białobogi. Z tyłu za zaprzęgami szli młodzieńcy z wiechami i panny w
brzozowych wieńcach, z kraszankami w kobiałkach. Dalej cała pozostała ludność niosąca
korowaje i kołacze. Pochód kończyła grupa przygrywająca na multanach, gęślach czy
kobzach. Znów walono w bębny, tłuczono się grzechotkami, dzwoniono dzwonkami,
strzelano z batów. Hałasy towarzyszące pochodowi miały wywołać burzę, deszcz i pioruny.
Jeśli spadł tego dnia deszcz był to bardzo dobry znak dany przez bogów. Magiczne
oborywanie zamykało teren dla dostępu złych duchów i demonów - Zduszy. Od tej chwili nie
mogły one zakłócić święta. Wierzono też, że zamknięcie owo będzie skuteczne na cały rok.
W niektórych okolicach Rusi, jak podaje Kazimierz Moszyński w swym przedwojennym
dziele Kultura ludowa Słowian, miał miejsce zwyczaj, że wiosną dwie odświętnie przebrane
kobiety wychodziły z jednego domu w przeciwnych kierunkach. Jedna niosła klucz, a druga
kłódkę. Obchodziły one tereny należące do wsi, po czym spotykały się w swej okrężnej
wędrówce na jakimś miejscu w polach i tam zamykały kłódkę, po czym zakopywały ją w
ziemi. Jest to bardzo odległe echo tego samego zwyczaju magicznego zamykania przestrzeni
przez wyznaczenie kręgu. Symbolika wołów i braci-bliźniaków jest zbyt głęboka, by nawet
krótko ją tutaj zarysować. Podczas pochodu symulowano cały cykl zalotów, płodzenia,
brzemienności i porodu. Było to symboliczne naśladowanie rocznego cyklu Przyrody. Po
zakończeniu pochodu, na wybranym miejscu, świętym wzgórzu - trebiszczu lub bugryszczu -
w pobliżu kątyny, świętego gaju i żalnika (te obiekty przeważnie sytuowano razem), zapalano
ognisko i urządzano igrzyska połączone ze zbiorową ucztą. Często igry zaczynały się dopiero
następnego dnia. Składały się na nie biegi (śląski Rochwist), walka na pięści (kijowskie
ś
więto Peruna z ruskich Latopisów), zapasy (podlaskie Wołowe Wesele), wspinanie się po
słupach (krakowska Rękawka), walki orężne na kije itp. Przekształconą formą tych igrzysk
inicjacyjnych zawierającą wiele identycznych elementów były znane z opisów kronikarzy
obrzędy intronizacji królewskiej pierwszych Piastów, władców Czech, Słowenii i Chorwacji.
Podczas igrów odbywał się też rodzaj konkursu kraszanek. Oceniano je, toczono po ziemi, na
wyścigi, w dół zbocza (Rękawka), a następnie rozbijano uderzając jednym jajkiem o drugie.
Wygrywała ta kraszanka, o którą wszystkie inne się rozbiły. Podobnie toczono w dół kołacze.
Bezpośrednio po tym wydarzeniu przystępowano do uczty, na początek której częstowano się
owymi kraszankami. Jajo jako symbol życia miało w obrzędach słowiańskich wielkie
znaczenie. Jeszcze w XIX wieku podczas wielkanocnego dzielenia się jajkiem nie wolno go
było brać widelcem, lecz koniecznie ręką. Jajko było nie tylko żywym zarodkiem, ale
jednocześnie symbolem rodzącego się Słońca, boskiego syna Ognia Niebieskiego -
Swarożyca i głównych bogów Niebiańskich samego Ognia Ogni - Swaroga i Pana Światła -
Dażboga. Uczta kończyła się wieczorem. Następny dzień rozpoczynano od obmycia się w
ś
więtej wodzie zaczerpniętej uprzednio ze świętego źródła. Oblewano się wzajemnie zimną
wodą źródlaną i to bardzo obficie. Zabieg ten dawał ludziom oczyszczenie i siły życiowe, tak
samo jak deszcz daje je roślinom. Przetrwał jako Dyngus i odbywa się obecnie w drugi dzień
Wielkanocy. Przaśny dyngus jest chyba najbardziej żywym z obrządków zachowanych w
Polsce, ale jego sens zdesakralizowany przez chrześcijaństwo, dawno już dla większości
biorących w nim udział stał się niejasny. Tymczasem słowa pochodzące od indoeuropejskiego
rdzenia dag-, deg-, takie jak właśnie Dyngus zawierają w sobie najświętsze znaczenia dawnej
Wiary Przyrodzonej. Z tego rdzenia wywodzi się pojęcie deus - bóg zachowane w imionach
bogów: Dziwienia-Kupały, Dziewanny, Diwa-Ładziwa, Prawdziwca-Prawica, Dyja-
Poświściela, Podagi, Pogody, Dzięgli-Działów i innych, pojęcie świecenia, ognia, żaru -
zachowane w języku czeskim czy litewskim (w polskim przetrwało w słowie dziegieć),
pojęcie działu, dzielenia, działania, dziwności, dzikości, dziewiczości, żeńskości (dziewści),
daru, darowania i dażenia, a więc i dawania, i inne blisko spokrewnione ważne znaczenia, jak
choćby dziękować, być wdzięcznym, dziękczynić. Dyngus wiązał się więc również z całą
pewnością z rozpalaniem świętych ogni i składaniem dziękczynnych ofiar Bogom. Tego dnia
udawano się więc na wzgórza, gdzie rozpalano Ognie Grumadne, i na żalniki. Na żalnikach,
zaścieliwszy mogiły białym czechółem, spożywano posiłek wspominając zmarłych. Na
posiłek ten składały się wypieczone kładki, jajka i miód. Miód miał szczególne znaczenie
jako dar pszczół wylęgłych z głowy Boża (Bożeboga zwanego takż
*
Tak w dużym przybliżeniu wyglądały pradawne pogańskie święta wiosenno-noworoczne.
Dziś siedząc przy świątecznym, wielkanocnym stole nakrytym białym obrusem każdy może
zadać sobie pytanie i spróbować na nie odpowiedzieć. Co przetrwało, a co zaginęło
bezpowrotnie? Ile jeszcze zaginie i kiedy przestaniemy być sobą? Czy możemy działać
właściwie dla Przyszłości, zerwawszy więzy z dawną Wiarą, a więc i z Przyrodą? Co wiemy
o sobie samych, własnych korzeniach i wspaniałej 3500-letniej tradycji? Czy Drzewo odcięte
od Korzeni może wydać Owoce?
Jesteśmy owym Drzewem jako Słowiańska Wspólnota Kulturalna i Religijna, jesteśmy Jego
wielkim Konarem jako Naród, jesteśmy Jego Gałęziami jako małe, plemienne Grupy (lokalne
czy o wspólnych celach), wreszcie jesteśmy Jego Pędami (Pągami) jako jednostki,
indywidualne byty, cząstki Światła Świata, Boga Bogów - Świętowita. Tak właśnie jest, czy
tego chcemy, czy nie.
Pominąłem, niestety z konieczności, wiele szczegółów przy tym skrótowym opisie, jak
choćby przedziwne wróżby i obrządki mające przynieść pomnożenie bydła oraz wszelakiego
pożytku, ale mam nadzieję, że odtworzenie Mitologii Starosłowian w przygotowywanej
Księdze Tura i opis Obrzędów Wiary Starosłowian zawarty w Księdze Ruty już w niedalekiej
przyszłości pozwoli wszystkim chętnym zaspokoić przynajmniej podstawowe potrzeby w tym
względzie oraz uzupełni wieloletnie zaniedbania spowodowane potrzaskiem dwóch
totalitaryzmów: chrześcijańskiego i materialistycznego.