Putin i "Czarna księga komunizmu"
Leopold Unger
To była bomba. Była, ale wciąż wybucha. Dziesięć lat temu ukazała się we Francji, a potem
poszła w świat "Czarna księga komunizmu" - najbardziej obszerny (800 stron) i najlepiej
wówczas udokumentowany bilans czerwonego terroru.
Zatrzęsło się jednak nie na skutek przerażającej - 85 mln - statystyki ofiar. Pod tym względem
w 1997 r. wiedzieliśmy już prawie wszystko. "Czarna księga..." nie zatrzymała się jednak na
przystanku zbrodni systemu marksistowsko-leninowskiego. Poszła dalej i głębiej, zestawiła
ze sobą dwa totalitaryzmy - komunistyczny i nazistowski. Upowszechniła tezę historyka Pi-
erre'a Chaunu, który określił obie ideologie jako "bliźnięta dwujajowe".
"Księga", jak kamień wrzucony w wodę, zatoczyła kręgi. Alain Besançon wyliczył siedem
grzechów głównych obu totalitaryzmów, czyli analogie między nimi. Inni widzieli ich mniej
albo więcej, relatywizowali albo wyolbrzymiali poszczególne punkty. Nikt przytomny jednak
nie kwestionował konkluzji: obie "bliźniacze" ideologie zabijały "dla dobra człowieka". Hitle-
rowcy mordowali, głównie Żydów, w imię czystości rasy; bolszewicy niszczyli właściwie
wszystkich w imię interesu "klasy".
Różniły się sposobem kuszenia. Nazizm niczego nie ukrywał. Hitler w "Mein Kampf" napi-
sał, do czego zmierza. Komunizm był monumentalnym kłamstwem, a uwierzyły mu miliony.
Ówczesny premier francuski Lionel Jospin znalazł w polemice z obrazoburstwem "Czarnej
księgi..." potężny argument. "Rewolucja roku 1917 - powiedział - była jednym z wielkich
wydarzeń XX w.", a "ZSRR Stalina, jakkolwiek byśmy go oceniali, był naszym sojusznikiem
przeciw nazistowskim Niemcom".
Władimir Putin też o tym pamięta i do tych czasów wraca regularnie i z nostalgią. Dziesięć lat
po "Czarnej księdze..." prezydent Rosji przemawiał, jak informuje "International Herald Tri-
bune", na promocji nowego podręcznika historii dla nauczycieli akademickich. Podręcznik
nie neguje zbrodni Stalina, ale przedstawia go inaczej, niż nam się jawił: nie jako paranoidal-
nego tyrana, lecz jako twardego przywódcę, wpisującego się w długą tradycję autokratów
sięgającą czasów carskich.
W tym ujęciu tyrania w Rosji miałaby być niezbędnym motorem w dziele budowy wielkiego
państwa i narodu. Aby uwiarygodnić tę tezę, autor podręcznika porównuje Stalina do Bi-
smarcka, który zjednoczył Niemcy. A jeżeli chodzi o stosunek do wolności obywatelskich,
porównuje Rosję lat 30., czyli okresu wielkiego terroru i krwawych czystek, do... USA po
ataku 11 września 2001 r.
Podręcznik nie ukrywa, że "zdaniem jego przeciwników" Stalin był odpowiedzialny za ma-
sowe represje. Daje jednak do zrozumienia, że tylko takim kosztem mógł on przesunąć teryto-
rium Rosji nawet poza granice imperium carskiego, wygrać wielką wojnę, uprzemysłowić
kraj i zbudować najlepszy system szkolny na świecie.
Naturalnie "Współczesna historia Rosji: 1945-2006" Aleksandra Filipowa pozostaje lata
świetlne od ustaleń "Czarnej księgi...". Ale coś może pęka. Co?
Albo Putin jest już świadom, że nowej tożsamości narodowej Rosjan nie można budować
wyłącznie na fałszu. Podręcznik byłby więc częścią starań Putina o oparcie jej na częściowo
wiarygodnych elementach. Albo chodzi mu o usprawiedliwienie tradycją rosyjskiej tyranii
aktualnych kosztów budowy silnego państwa.