Józef Wiesław Dyskant
NA FALACH AMURU
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1985
Okładkę projektował: Marek Soroka
Redaktor: Wanda Włoszczak
Redaktor techniczny: Beata Kondej
Korektor: Joanna Mazur
Zamiast wstępu
Amur, szósta co do długości rzeka azjatycka, a dziewiąta świata (około 4480 km), powstały z
połączenia Szyłki i Argunia, płynie skrajem północnej Mandżurii, po stokach Wielkiego i Małego Chinganu
oraz Sichote Aliń, i uchodzi do Morza Ochockiego w rejonie Cieśniny Tatarskiej. Spośród jego prawie
dwustu dopływów najważniejszymi są Zeja, Bureja i Amguń (lewe) oraz Sungari i Ussuri (prawe). Będąc
żeglownym na całej swojej długości (poza okresem listopad—marzec, kiedy pokrywa się lodem), stanowi
Amur jedną z najważniejszych wodnych arterii komunikacyjnych wschodniej Azji. Szeroki na 4 do 6
kilometrów (w czasie letnich rozlewów nawet ponad 10), o głębokościach dochodzących do kilkunastu
metrów, pod względem nawigacyjnym dzieli się na górny (od źródeł do ujścia Zeji), środkowy (między
ujściem Zeji i Ussuri) i dolny (od Ussuri do ujścia). Postanowieniami traktatów ajguńskiego (1858 r.) i
pekińskiego (1860 r.) wzdłuż Argunia, Amuru i Ussuri oraz poprzez jezioro Chanka, na przestrzeni około
3500 km, przebiegała granica rosyjsko-chińska.
Dwudziestego ósmego listopada 1908 roku władze carskiej Rosji, rywalizujące z Japonią o wpływy w
chińskiej Mandżurii, do działań w dorzeczu Amuru sformowały Amurską Flotyllę Rzeczną, składającą się
początkowo z 10 kanonierek i 10 kutrów pancernych, a następnie, w 1910 roku, wzmocnioną 8 monitorami.
Pierwszym jej dowódcą mianowano kapitana 1 rangi * A. Kononowa. Choć nie wzięła ona bezpośredniego
udziału w pierwszej wojnie światowej, została znacznie osłabiona, gdyż przekazała flotom Bałtyckiej i
Czarnomorskiej większość kutrów pancernych, prawie całą artylerię, wyposażenie okrętowe (przede
wszystkim silniki napędowe) i załogi. W linii pozostały tylko 2 monitory, 3 kanonierki i 2 kutry pancerne i
one to przyjęły na siebie uderzenie białogwardyjskich i interwencyjnych wojsk japońskich, amerykańskich
oraz brytyjskich, które w latach 1918—1922 opanowały cały radziecki Daleki Wschód.
Wycofujący się interwenci zniszczyli lub uprowadzili większość taboru pływającego Amurskiej Flotylli
i władze radzieckie musiały ją tworzyć od nowa. Latem 1923 roku rozpoczęła ona swoją powojenną
działalność szkoleniowo-ćwiczebną, realizując nowe zadania polityczne i wojskowe — obronę zdobyczy
rewolucji październikowej i granic pierwszego w świecie kraju socjalistycznego.
A nad Amurem nadal nie było spokoju. O wpływy w ogarniętych wojną domową Chinach rozpoczęły
ostrą rywalizację Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Japonia. Zwłaszcza ta ostatnia, uboga w
surowce mineralne, pożądliwym okiem spoglądała na bogatą w kopaliny Mandżurię, której gubernatorzy,
marszałek Czang Tso-lin, a potem jego syn Czang Sue-liang, prowadzili własną politykę wewnętrzną i
zagraniczną, niewiele sobie robiąc z zarządzeń i instrukcji rządu centralnego w Nankinie. Ulegli wobec
obcych mocarstw militaryści mandżurscy, obawiając się zaktywizowania elementów postępowych i
rewolucyjnych wśród społeczeństwa, dla którego przykładem stały się osiągnięcia narodów radzieckich, z
poduszczenia Japonii i USA wywołali w październiku 1929 roku zbrojny konflikt z ZSRR — pretekstem
stało się opanowanie przez wojska chińskie zarządzanej wspólnie, a biegnącej przez tereny Mandżurii, Kolei
Wschodniochińskiej **. W walkach wyróżniła się Amurska Flotylla Wojenna pod dowództwem J. Ozolina
(od kwietnia 1927 roku zwana Dalekowschodnią), która w bitwach na Sungari, pod Lahasusu i Fugdinem
rozbiła chińską Sungaryjską Flotyllę Rzeczną. Za tę zwycięską kampanię dekretem Rady Najwyższej ZSRR
z 28 kwietnia 1930 roku Dalekowschodnia Flotylla Wojenna odznaczona została Orderem Czerwonego
Sztandaru.
Kiedy Japonia ostatecznie opanowała Mandżurię, tworząc w 1932 roku oderwane od Chin
marionetkowe państwo Mandżukuo ***, Amur oraz Arguń i Ussuri stały się miejscami nieustannych
prowokacji soldateski japońsko-mandżurskiej. Agresja japońska w Chinach oraz utrzymywanie w Mandżurii
stale powiększanej, doborowej Armii Kwantuńskiej niepokoiły rząd radziecki, a zbrojne konflikty w rejonie
jeziora Chasan (1938 r.) i rzeki Chałchin-goł (1939 r.) wskazywały niedwuznacznie, iż cesarstwo japońskie
* Tu i dalej w tekście zachowano stopnie oficerskie obowiązujące w marynarce wojennej ZSRR. A oto ich polskie
odpowiedniki: kapitan 1 rangi — komandor, kapitan 2 rangi — komandor porucznik, kapitan 3 rangi — komandor
podporucznik, kapitan-lejtnant — kapitan marynarki, starszy lejtnant — brak odpowiednika, lejtnant — porucznik
marynarki, młodszy lejtnant — podporucznik marynarki.
** Kitajsko-Wostocznaja Żeleznaja Doroga (KWŻD), zbudowana w latach 1897—1902 przez rząd carskiej Rosji,
zgodnie z układem mukdeńskim (20.09.1924 r.) była wspólnie zarządzanym (na zasadach parytetu) chińsko-radzieckim
przedsiębiorstwem handlowym, w którym pracowali urzędnicy i robotnicy radzieccy. W lipcu 1929 r. władze
mandżurskie samowolnie zerwały układ — opanowano KWŻD, wydalono z kraju pracowników radzieckich, a 200 z
nich wtrącono do więzień. Jednocześnie, przewidując negatywną reakcję władz radzieckich, skoncentrowano w rejonie
granicy państwowej 300 000 armię oraz Sungaryjską Flotyllę Rzeczną.
*** Od 1934 r. cesarstwo.
szykuje się do wojny z ZSRR. Japońsko-radziecki pakt o neutralności z 13 kwietnia 1941 roku nie
zlikwidował tego niebezpieczeństwa, lecz jedynie odsunął je w czasie.
Zrozumiałym jest więc, że Związek Radziecki wzmacniał nieustannie potencjał bojowy wojsk
stacjonujących na Dalekim Wschodzie, Floty Oceanu Spokojnego oraz Amurskiej Flotylli Wojennej (do
nazwy tej powróciła wiosną 1932 r.), której od 22 czerwca 1941 roku przypadło niezwykle ważne zadanie —
osłona granicy państwowej przed spodziewaną agresją japońską. Ten stan podwyższonej gotowości bojowej
trwał do 9 sierpnia 1945 roku, kiedy to ZSRR, wykonując postanowienia konferencji jałtańskiej, rozpoczął
działania wojenne przeciwko Japonii.
Tomik niniejszy przypomina te decydujące o przyspieszeniu rozstrzygnięcia wojny na Dalekim
Wschodzie wydarzenia, uwypuklając przede wszystkim udział w nich Amurskiej Flotylli Wojennej, która
walczyła w składzie 2 Frontu Dalekowschodniego.
Daleki Wschód czuwa
Zima na przełomie 1941 i 1942 roku srożyła się nad dorzeczem Amuru w całym znaczeniu tego słowa.
Wiejące z Azji centralnej wiatry zachodnie i z rejonów Syberii północno-zachodnie przygnały masy
mroźnego powietrza. Szalały groźne zamiecie śnieżne. Słupek rtęci utrzymywał się poniżej minus
dwudziestu stopni, rzeki pokryły się kilkumetrowej grubości lodem. Żegluga stanęła całkowicie, a statki i
okręty musiały schronić się w portach i przystaniach. Dla jednostek Amurskiej Flotylli Wojennej nastał czas
remontów i przeglądów, a dla ich załóg — czas szkolenia na lądzie.
Daleko stąd, na zachodzie, toczyły się krwawa zmagania wojenne, tu zaś było na razie spokojnie, choć
wszystko zamarło w czujnym wyczekiwaniu. Na drugim brzegu Argunia, Amuru i Ussuri stały dywizje
japońskie. Czy nie przyjdzie im aby ochota teraz, kiedy cały potencjał militarny i ekonomiczny Kraju Rad
skierowano pod Moskwę, zadać cios w plecy walczącym wojskom — uderzyć w kierunku jeziora Bajkał,
uchwycić transsyberyjską linię kolejową i przemieszczając się po niej opanować życiodajne dla przemysłu
radzieckiego Zagłębie Kuźnieckie, a potem wyjść na podnóża Uralu i tu poczekać na hitlerowskiego
sojusznika? Przecie to na Uralu pragnęli obaj agresorzy ustanowić granicę niemiecko-japońską.
Czas był sposobny do takiego uderzenia choćby i z powodu warunków atmosferycznych. Bo chociaż
mróz i zamiecie uniemożliwiały użycie broni pancernej i ograniczały działania lotnictwa, to zamarznięcie
rzek i sparaliżowanie działania Flotylli Amurskiej ułatwiało sytuację. Wróg mógł przekroczyć granicę
państwową i opanować biegnący tuż nad Amurem i Ussuri odcinek transsyberyjskiej linii kolejowej lub, co
gorsza, bazy Flotylli — główną w Chabarowsku i tyłową w Błagowieszczeńsku — wraz ze stojącyrini tam
okrętami. Fakt taki miał już miejsce w okresie rewolucji październikowej. Dwadzieścia lat temu, 22 grudnia
1921 roku, wspierane przez japończyków oddziały białogwardyjskie generała Mołczanowa przeszły po
lodzie Amur i znienacka opanowały Chabarowsk, przy czym w ich ręce wpadły zimujące tam monitory
„Smiercz” i „Groza”, kanonierka „Kałmyk”, uzbrojone statki „Pawieł Żurawlew” i „Murawiew—Amurskij”
oraz kilka jednostek taboru portowego. Wprawdzie „biali” nie zdołali już ich wykorzystać, gdyż po klęsce
pod Wołoczajewką w panice opuścili Chabarowsk, jednak wydarzenie to stanowiło wyraźną przestrogę na
przyszłość.
Mając to na uwadze dowództwo wojsk radzieckich na Dalekim Wschodzie już w lipcu 1941 roku
przystąpiło do rozbudowy umocnień polowych wokół Chabarowska i Błagowieszczeńska oraz innych miejsc
postoju okrętów Flotylli — Dżalindy, Leninskoje, Bikinu, Imanu (Dalnie-rieczeńsk *), Turiego Rogu, a na
przełomie 1941 i 1942 roku poleciło w każdym związku taktycznym Flotylli Amurskiej sformować batalion
narciarzy. Bataliony te miały stanowić odwody wojsk pogranicznych, a nieoficjalnie zastępowały niejako
unieruchomione jednostki, zwłaszcza w patrolowaniu pokrytych lodem rzek, dlatego też żartobliwie, a może
i z pewnym przekąsem, nazywano je „okrętami na płozach”. Zresztą wszystkich marynarzy Flotylli zaczęto
szkolić w musztrze polowej i taktyce wojsk lądowych — uczono okopywania się, maskowania, posługiwania
pistoletem maszynowym, granatem, butelką z mieszaniną zapalającą oraz środkami minerskimi. Z
inicjatywy organizacji komsomolskich organizowano wśród marynarzy zawody szkolno-bojowe, np.
konkurs na najlepszego snajpera czy najcelniej miotającego granaty. A niezależnie od szkolenia na okrętach
trwały, jak już wspomniano, remonty oraz przeglądy urządzeń, mechanizmów i uzbrojenia.
* W nawiasach podano nazwy aktualnie obowiązujące.
Ussuryjski samodzielny zespół kutrów pancernych kapitana—lejtnanta Nikołaja Korkina zimował w
rejonie portu Bikin, w jednym z zatonów * rzeki o tej samej nazwie, naprzeciw małego mandżurskiego portu
Żaohe (Raohe). Korkin był dziś w Bikinie na odprawie dowództwa 2 brygady okrętów rzecznych, gdzie
zastanawiano się nad sytuacją militarną i nowymi zadaniami Flotylli w związku z japońską napaścią na
Hawaje, Malaje, Filipiny i Indie Holenderskie. A że wrócił zmarznięty, nalał sobie gorącej herbaty, siadł
przy ciepłym piecu w pomieszczeniu bazy i rozmyślał nad tym, co usłyszał od dowódcy brygady. Odczuwał
pewną ulgę, a może nawet satysfakcję, że Japończycy uderzyli na południe, a nie na północ, na ZSRR. Boją
się nas, przewrotni samuraje, cieszył się. To już nie słaba Rosja carska. Czasy Port Artura, Mukdenu i
Cuszimy minęły bezpowrotnie. Teraz jesteśmy znacznie silniejsi i oni dobrze o tym wiedzą...
Przebywając na Dalekim Wschodzie od przeszło siedmiu lat, Korkin był naocznym świadkiem wielu
incydentów granicznych wywołanych przez soldateskę japońską i posłusznych jej mandżurskich żołdaków,
wielu akcji dywersyjno-sabotażowych, do których wykorzystywano osiadłych w Mandżurii Rosjan z byłych
białogwardyjskich jednostek wojskowych. Ze starć tych żołnierz radziecki zawsze wychodził zwycięsko,
przy czym o sukcesach decydowało nie tylko wyższe morale, świadomość i patriotyzm, ale również lepsza
broń. Korkin, niezbyt zorientowany w sprawach uzbrojenia wojsk lądowych czy lotnictwa, na temat
marynarki wojennej wiadomości miał pewne i ścisłe. Wiedział, iż radziecka Flota Oceanu Spokojnego
ustępowała znacznie japońskiej Zjednoczonej Flocie, zwłaszcza w głównych klasach okrętów, ale za to
Amurska Flotylla Wojenna zdecydowanie górowała pod każdym względem nad japońsko-mandżurską
Sungaryjską Flotyllą Rzeczną, której monitory były trzykrotnie słabsze pod względem wyporności, a
dwukrotnie pod względem ilości i siły ognia.
Czy oznaczało to jednak, że teraz, kiedy samuraje rozpalili nowe ognisko wojny na morzach południa,
nie uderzą tu, nad Amurem i Ussuri? Korkin uważał, że mimo wszystko Japończycy nie zrezygnują z próby
agresji. Cesarstwo Japońskie gospodarzyło się w Azji niczym łakomy chłopiec w spiżarni pełnej
smakołyków. Wszystko go w niej nęciło. Pochwycił jeden, spróbował... dobre! Ale już jego wzrok padł na
drugi specjał, więc nie kończąc pierwszego wpychał go do ust. Niezłe! Wtem dojrzał trzeci, równie
smakowity, sięgnął więc i po niego. I tak z łakomstwa, nie zjadając żadnego do końca, napoczynał
wszystkie. Podobnie było z Japonią. Początkowo zasmakowała w Chinach — pierwszym kęsem była
Mandżuria, następnymi Szanghaj, Kanton i Hankou (Wuhan). Ale Chin nie można zjeść za jednym
przysiadem, a tu już nęci następny specjał: słabiutkie po klęsce Francji w Europie Indochiny. Więc nie
kończąc Chin sięgnęła po nie i zajęła Tonkin. A stąd już widać kolejny smakowity kąsek — kauczukowe
Malaje Brytyjskie, a dalej roponośne Indie Holenderskie. Ale że tam do akcji wkroczył równie łapczywy
Wuj Sam, przeszkadzał i groził represjami ekonomicznymi, więc wyrzuciło się go przez drzwi
pearlharborskie, aby w spokoju popróbować tych i innych smakołyków... Kto więc zagwarantuje, że
kolejnym specjałem, na który będzie miał apetyt japoński łakomczuch, nie stanie się nasza Syberia, tym
bardziej iż od dawna ostrzy sobie na nią zęby... Trzeba być więc czujnym i gotowym na każdą
niespodziankę.
Doszedłszy do takiego wniosku Korkin dopił herbatę i podszedł do okna. Przez zamarznięte szyby
usiłował wyjrzeć na zaton, gdzie trwało „wymrażanie” ** jego kutrów. Nie dojrzał niczego, wcisnął tedy na
głowę futrzaną papachę, narzucił na siebie szynel i wysunął się z ciepłego baraku na mróz.
Wśród lodowej tafli zatonu tkwiło sześć szarozielonych sylwetek, po obu burtach których płonęły
ogniska. Wokół ognisk i kutrów krzątali się marynarze ubrani w watowane fufajki — jedni siedzieli w
głębokich dołach, dobiegały stamtąd odgłosy uderzeń i syczenie palników acetylenowych, drudzy pochyleni
nad tymi dołami wyciągali wiadra i kosze wypełnione lodem oraz podawali belki i deski, jeszcze inni,
których widać tamci zmienili przy pracy, grzali się przy płonących ogniskach. Korkin podszedł do jednej z
takich grupek.
— Zimno? — spytał grzejących się marynarzy.
— Gdyby tak po sto gram na jedną nogę, towarzyszu kapitanie — zauważył któryś — to i mrozy
syberyjskie nie byłyby straszne.
Roześmieli się.
* Zalew albo boczne rozlewisko rzeki, najczęściej w przybrzeżnym jarze, osłonięte przed działaniem prądu oraz
spływającą krą; zapewnia względnie bezpieczne zimowanie okrętom wprowadzanym tu w czasie jesiennego przyboru
wód, a wyprowadzanym w czasie przyboru wiosennego.
** Metoda dokowania jednostek pływających w lodzie; stosowana powszechnie w rejonach subarktycznych.
Polega na stopniowym wyrąbywaniu lodu wokół kadłuba i zastępowaniu go lewarami i drewnianymi rusztowaniami.
Po zakończeniu procesu ,,wymrażania” okręt spoczywa na drewnianych stemplach w lodowej niecce niczym w suchym
doku i można dogodnie przeprowadzać naprawę dna lub jego malowanie.
— Poczekajcie do przydziału — zawtórował im Korkin. — A na razie musicie rozgrzewać się filiżanką
herbaty i... przy pracy.
Zbliżył się dowódca kutra z meldunkiem. Był to młody chłopak z pierwszej, wojennej już, promocji
szkoły oficerskiej, jeden z takich, co to marzą o wielkich czynach na dalekich morzach. A tu zamiast na
oceany przysłano go do flotylli rzecznej, i to jeszcze na takie zacisze. Więc też z trudem skrywał
niezadowolenie; obowiązki swoje wykonywał bez zastrzeżeń, ale i bez zapału. Korkin zdawał się tego nie
zauważać. Dokładnie oglądał wykonywane prace, dopytywał się o terminy, doradzał, rozmawiał z ludźmi.
Kiedy już odchodził, młodszy lejtnant przytrzymał go za rękaw:
— Towarzyszu kapitanie, czy mogę zameldować się do was w osobistej sprawie?
— Dobrze... Ale nie wcześniej jak za godzinę. Odpowiada wam?
Kiedy wrócił z obchodu, młodszy lejtnant czekał już pod drzwiami. Szybkim ruchem, jakby chciał mieć
już to za sobą, wyciągnął zza mankietu szynela złożoną kartkę papieru i salutując wcisnął ją w rękę
Korkinowi.
— Towarzyszu kapitanie, oto mój raport o przeniesienie — zameldował pospiesznie.
Korkin odetchnął głęboko.
— Wejdźmy i pogadajmy — zaproponował. — A dokąd to chcecie się przenieść, towarzyszu
lejtnancie? — spytał, kiedy siedzieli już w cieple baraku.
— Na front, towarzyszu kapitanie. Bić hitlerowskiego gada jak inni Amurcy...
— Tutaj też jest front. A werbunek do morskich brygad strzelców już zakończono, jeśli będą jakieś
przerzuty wojsk na zachód, to całymi okrętami lub nawet zespołami okrętów — oświadczył. — Czekajcie
więc cierpliwie. Może i nas skierują gdzieś na Wołgę...
— Czekajcie, czekajcie —- powtórzył tamten z goryczą. — Myślałem, że pójdę na Bałtyk lub Morze
Czarne, no, w ostateczności na Barentsa. Tymczasem mnie, absolwenta szkoły morskiej, nie skierowano
nawet do Floty Oceanu Spokojnego, lecz na flotyllę rzeczną. Ale przebolałbym i to, gdyby ona wojowała. A
tu nic, dokoła spokój i cisza, o wojnie ani słychu. Uczą mnie jeździć na nartach — powiedział z ironią. —
Siedzę sobie z założonymi rękami, a przeklęci faszyści mordują moją rodzinę. — Umilkł i zacisnął nerwowo
pięści.
Korkin przypomniał sobie, że lejtnant pochodzi z Nowgorodu Wielkiego i stąd ten ból. Zrobiło mu się
nawet żal chłopaka, ale stłumił to uczucie i powiedział twardo:
— Jesteście komsomolcem, więc bądźcie mężczyzną, a nie babą. Nie czas teraz na rozczulanie się nad
sobą. Zresztą idzie o coś ważniejszego niż rodzina, chodzi o Ojczyznę, o jej dobro. Dla jej dobra — ciągnął z
patosem — pełnicie wachtę na Ussuri, strzeżecie jej tyłów, aby spokojna o nie mogła zdławić faszystowską
hydrę pod Moskwą i Leningradem... Rozumiecie?
— Rozumiem i nie rozumiem — odparł markotnie młodszy lejtnant, a widząc zdumienie we wzroku
dowódcy, wyjaśnił: — Nie rozumiem, czemu boimy się Japończyków. Przecież zawarliśmy z nimi pakt o
neutralności... A gdyby nawet zerwali układ, to na pewno nie teraz, kiedy związali się walką z imperialistami
anglo-amerykańskimi — zakończył autorytatywnie.
— Ja na waszym miejscu nie byłbym taki pewny — ofuknął go Korkin. — Z Niemcami też mieliśmy
układ o nieagresji, i co? Od pół roku wojna... A jeśli nie powiedzie się nam pod Moskwą — słowa te
wypowiedział czując ogarniające go drżenie — to czy zagwarantujecie mi, że oni tu nie uderzą? Przecież
codziennie na granicy dochodzi do incydentów. A nawet drobny incydent wystarczy, aby rozpalić wielki
konflikt zbrojny, nawet wojnę, jeśli agresor szuka pretekstu... Dlatego waszego raportu nie poprę.
Odpowiadacie nie tylko za siebie, ale także za swoich ludzi i za swój okręt. Nie możecie zostawić ich, ot, tak
sobie, bo taką macie fantazję. Jesteście dowódcą i komsomolcem! — I patrząc na smutną twarz
podwładnego dodał jeszcze: — Może kiedyś, za pół roku, jak się wszystko wyjaśni, wtedy poprę...
Kiedy tamten wyszedł z pomieszczenia, kapitan wsparł głowę na rękach.
Tak, konflikt może rozpalić się w każdej chwili, pomyślał z goryczą. Wystarczy drobny incydent
graniczny. Choćby taki, jak ten sprzed dwu i pół roku, kiedy jeszcze jako lejtnant był dowódcą kutra
pancernego „BK 62”. A stało się to właśnie niedaleko stąd, poniżej ujścia Bikinu, w rejonie wysp 121 i 124
na Ussuri.
Dwudziestego siódmego maja 1939 roku, o godzinie wpół do dziesiątej, z przystani rzecznej Dunańcżen
(Dong-an), naprzeciw Szeremietiewa, dwa kutry pancerne Sungaryjskiej Flotylli Rzecznej ruszyły w górę
Ussuri. W godzinę później przy wyspie nr 124 natknęły się one na wiosłową łódź pograniczników
radzieckich, w której przeprawił się na wyspę patrol ze strażnicy „Widna”. Podczas kiedy jeden z kutrów
zajął się łodzią, marynarze z drugiego postanowili „zapolować” na żołnierzy radzieckich. Kuter przybił do
brzegu wyspy i wysadził ośmioosobowy desant. Japończycy pochwycili szeregowca Żarowa, natomiast
szeregowiec Pczelnikow zdołał uciec i przepłynąć Ussuri. Zaalarmował on strażnicę, skąd wysłano pluton
pograniczników z dwoma erkaemami. Wykorzystując odejście kutrów w stronę północnego krańca wyspy,
żołnierze radzieccy przeprawili się na jej kraniec południowy i po zajęciu stanowisk ogniowych ostrzelali
obydwa kutry. Odpędzony przeciwnik podszedł do wyspy nr 121 i teraz tam wysadził desant. Tkwiący na
posterunku pogranicznicy nie dali się zaskoczyć, co więcej — ostrzelali Japończyków i zadali im straty.
Następnie doszło do zaciętej wymiany ognia z nadpływającymi kutrami.
W tym czasie strona radziecka zaczęła ściągać posiłki z okolicznych strażnic. O wpół do drugiej do
rejonu walk podeszła kompania odwodowa wojsk pogranicznych oraz przypłynęły dwa kutry strażnicze
„KM47” i „KM49”. Dostrzegłszy je jednostki Flotylli Sungaryjskiej pospiesznie uszły w dół rzeki i o
trzeciej powróciły do Dunańcżen. Z posterunku w Szeremietiewie widziano, jak z obu kutrów zniesiono
siedmiu rannych lub zabitych. Wydawało się, że to już koniec incydentu.
Tymczasem prowadzący nadal obserwację posterunek w Szeremietiewie dostrzegł, iż o godzinie piątej
obydwa kutry, wzmocnione trzecim, policyjnym, wypłynęły ponownie na Ussuri. Na pokładach ich
znajdowało się około dziewięćdziesięciu żołnierzy. Ponieważ jednostki te ruszyły znów w górę rzeki,
ogłoszono alarm dla wojsk pogranicznych okręgu chabarowskiego — w rejon wysp wysłano batalion
strzelców z baterią artylerii górskiej i baterią przeciwpancerną, postawiono też w stan pogotowia pułk
piechoty wojsk regularnych. Jednocześnie w zagrożony rejon postanowiono przerzucić z Kozakiewiczewa,
drogą wodną, sześćdziesięciu słuchaczy ze szkoły młodszych dowódców wojsk pogranicznych. Zamiar był
dobry, ale wydawało się, że nie uda się go zrealizować z braku środków transportu — w Chabarowsku
znajdował się tylko jeden kuter pancerny pograniczników. I wtedy zaangażowano do tej operacji
przebywającą w porcie, zresztą zupełnie przypadkiem, jednostkę Korkina. Po załadowaniu trzydziestu
pograniczników „sześćdziesiątka dwójka” ruszyła w stronę Szeremietiewa. Przed sobą mieli ponad dwieście
pięćdziesiąt kilometrów w górę Ussuri, czyli pod prąd, zatem wcześniej niż za dziesięć, a nawet dwanaście
godzin nie byli w stanie dotrzeć w rejon incydentu, choć rozwijali do trzydziestu kilometrów na godzinę.
Tymczasem kutry mandżurskie, a ściślej japońsko-mandżurskie, gdyż Sungaryjska Flotylla Rzeczna
nosiła jedynie mandżurskie bandery, natomiast cała reszta była japońska, podeszły do północnego krańca
wyspy nr 124 i w odległości około jednego kilometra od niego stanęły na kotwicach. Załogi ich czuły się
bezpieczne, gdyż chyba wiedziały, że pogranicznicy radzieccy mają rozkaz otwierać ogień tylko w wypadku
desantów na wyspy. Wkrótce nad senną już rzeką rozległy się chóralne śpiewy, popłynęła muzyka, a nawet
poniósł się tupot podkutych butów tancerzy — przeciwnik okazywał „Rusom” jawne lekceważenie. Od
czasu do czasu w zawodzące pienia japońskie i chińskie wdzierała się skoczna melodia rosyjskiej pieśni
ludowej, wywołując mieszane uczucia w sercach pograniczników — to dawali o sobie znać emigranci
białogwardyjscy werbowani przez Japończyków do różnego rodzaju oddziałów dywersyjnych. Zabawa
trwała aż do zmroku. Potem zapadła noc pełna czujnego oczekiwania.
Przed świtem jednostki przeciwnika prawie bezgłośnie odkotwiczyły i cicho podeszły do wyspy nr 124,
aby o 5.20 otworzyć huraganowy ogień z broni maszynowej. Następnie z kutra policyjnego wysadzono
czterdziestoosobowy desant na południowym, a z jednego z kutrów pancernych, także czterdziestu żołnierzy,
na zachodnim krańcu wyspy. Oba desanty starły się z patrolami radzieckich pograniczników, które cofając
się, usiłowały wciągnąć nieprzyjaciela na wschodni skraj wyspy, pod ogień znajdujących się na sąsiednich
wyspach i prawym brzegu rzeki cekaemów i armat. Jednocześnie na wyspę nr 124 zaczęły przedostawać się
grupy szturmowe pograniczników, na widok których wróg próbował wycofać się w kierunku swoich kutrów.
Gęsto ostrzeliwując się Japończycy parli na zachód. Kiedy osiągnęli już własne jednostki, zostały one
trafione licznymi granatami i pociskami zapalającymi... Załogi i żołnierze desantu porzucili płonące wraki i
ruszyli wpław w stronę brzegu mandżurskiego. Kiedy w rejon starcia przybył batalion strzelców, było już po
wszystkim...
Korkin ze swoją „sześćdziesiątką dwójką” zdążył jednak zapolować na japońsko-mandżurskie kutry,
choć nie tak wyobrażał sobie owo polowanie. Ogarnięte płomieniem i niesione bezwolnie prądem Ussuri
jednostki były chyba najlepszą ilustracją porzekadła o „przemijaniu chwały świata”. Marynarze radzieccy
usiłowali pochwycić te wraki i jako pryzy dociągnąć do własnego brzegu. Włożyli w to sporo wysiłku i w
końcu zdołali umocować hol na jednym z kutrów pancernych. Dobili z nim do brzegu wyspy nr 124.
Pozostałe wraki zostawiono w spokoju. Wkrótce prąd wyrzucił je na brzeg mandżurskiej wyspy nr 125,
gdzie 1 czerwca zatonęły.
W ciągu dwudniowych starć strona japońsko-mandżurska utraciła więc 3 kutry oraz około 40 zabitych i
rannych, straty własne natomiast były niewielkie — 1 zabity, 3 rannych i 1 wzięty do niewoli. Porażka
zmusiła niewątpliwie przeciwnika do zastanowienia się nad „korzyściami” płynącymi z tego incydentu, ale
nie zahamowała jego dalszych poczynań. Kontynuując wojnę nerwów w dniach 29—31 maja ściągnął on w
rejon zakończonej niedawno potyczki następujące siły: 2 kutry i uzbrojony statek, baterię artylerii, kompanię
moździerzy, batalion i kompanię piechoty oraz 3 szwadrony kawalerii. Jednocześnie samoloty zwiadowcze
prowadziły rozpoznanie obrony radzieckiej, kilkakrotnie naruszając przestrzeń powietrzną. Wydawało się
więc, że jest to wstęp do jakiegoś konfliktu zbrojnego, do operacji wojskowej podobnej do tej, jaką w
ubiegłym roku przeprowadzono w rejonie jeziora Chasan. I było to słuszne przypuszczenie, choć okazało się,
że tu, nad Ussuri, miały miejsce jedynie działania dezinformujące. Właściwa operacja rozpoczęła się 28 maja
na przeciwległym krańcu Mandżurii, na granicy z Mongolską Republiką Ludową, w rejonie rzeki Chałchin-
-goł.
— Przeklęci samuraje — powtórzył w zamyśleniu Korkin — już oni nam nie popuszczą. Dostali tam
solidne lanie, więc teraz będą chcieli zmazać tę hańbę... — I przeświadczony o słuszności swych odczuć jął
pisać na raporcie podwładnego swoją odmowę.
Spokój na granicy radziecko-mandżurskiej miał gwarantować wspomniany już pakt o neutralności,
zawarty w Moskwie 13 kwietnia 1941 roku, jednak rząd radziecki, dzięki swemu agentowi Richardowi
Sorge, już w końcu tego miesiąca dowiedział się, że był to zwykły wybieg dyplomatyczny japońskiego
ministra spraw zagranicznych Matsuoki. Ten bowiem, poinformowany przez samego Hitlera o rychłym
uderzeniu jego armii na Związek Radziecki, chciał zasugerować rządowi Kraju Rad, że po zawarciu paktu
granice dalekowschodnie ZSRR są zupełnie bezpieczne, w związku z czym można znajdujące się tu wojska
skierować do walki z Niemcami. Snując dalsze plany Matsuoka, który wziął słowa Hitlera za dobrą monetę i
oczekiwał klęski militarnej ZSRR, jeszcze przed nastaniem zimy zamierzał przekonać własny rząd, iż w
momencie kiedy radzieckie wojska osłonowe zostaną zdjęte z granicy mandżurskiej i skierowane na zachód,
należy uderzyć na Syberię. Dzięki informacji uzyskanej od Richarda Sorge rząd radziecki nie dał
wyprowadzić się w pole i mimo trudnej sytuacji pod Moskwą na granicach południowoazjatyckich i
dalekowschodnich znajdowało się (stan na 1 grudnia 1941 roku) 1 576 tysięcy żołnierzy.
Nie udało się również Matsuoce namówić premiera i pozostałych członków rządu japońskiego do
natychmiastowego uderzenia na Związek Radziecki. Zbyt dobrze pamiętano tu niedawne klęski nad jeziorem
Chasan i rzeką Chałchin-goł, aby ślepo uwierzyć w zapewnienia Hitlera. Rząd japoński zamierzał
zaatakować ZSRR, ale dopiero wtedy, kiedy Niemcy zajmą Moskwę, Leningrad, Kijów i dojdą do Wołgi. Na
razie w Tokio liczono na korzystniejsze łupy —- na opanowanie azjatyckich posiadłości kolonialnych
Holandii i Francji oraz osłabionej wojną w Europie Wielkiej Brytanii. Tak więc po 7 grudnia 1941 roku
(rozpoczęcie wojny ze Stanami Zjednoczonymi) sprawa japońskiej napaści na radziecką Syberię została
odroczona — oczekiwano na rozstrzygające uderzenia na froncie radziecko-niemieckim.
Główne siły Flotylli Amurskiej — monitory i większość kanonierek — zimowały w bazie głównej, w
leżącym u zbiegu Ussuri i Amuru Chabarowsku. Podczas kiedy jednostki przesunięte do pierwszej rezerwy
wykonywały przeglądy i remonty uzbrojenia oraz mechanizmów w zatonach Osipowskim i Błażennym, w
samym porcie, a ściślej w basenach zajmowanych przez Zakłady Mechaniczne im. Kirowa, trwały prace
wyposażeniowe na budowanych tu trzech największych i najsilniejszych okrętach Flotylli — ciężkich
monitorach rzecznych typu „Chasan”. Przy wyporności dwukrotnie większej od monitorów typu „Groza”, bo
1704 tony wyporności standardowej i 2400 ton bojowej, miały być uzbrojone w 6 dział kalibru 130 mm i 4
kalibru 76 mm w pięciu wieżach pancernych o grubości ścian 50—100 mm oraz w silną artylerię
przeciwlotniczą, składającą się z 6 dział kalibru 45 mm i 10 najcięższych karabinów maszynowych 12,7 mm
w ośmiu wieżyczkach pancernych o grubości ścian 8—10 mm. Burty monitorów chronił pancerz grubości 35
do 75 mm, natomiast pokład główny pokrywały blachy o grubości 25 do 40 mm. Cztery spalinowe silniki
napędowe, o łącznej mocy 3120 koni mechanicznych, pozwalały osiągnąć prędkość rzędu 15 węzłów.
Przeznaczone do działań na dolnym Amurze oraz w Cieśninie Tatarskiej zostały dodatkowo uzbrojone w
broń podwodną. Można było na nie zabrać 29 min morskich i 12 bomb głębinowych. Przy takiej mocy
bojowej mogły nie tylko skutecznie zwalczać niszczyciele japońskie próbujące wedrzeć się do ujścia Amuru,
jak to uczynił w czerwcu 1918 roku monitor „Smiercz”, przepędzając ogniem swoich dział dwa niszczyciele,
ale i nie lękać się pojedynków z krążownikami lekkimi typu „Kuma” i „Sendai”. Co więcej, operując w
Cieśninie Tatarskiej, mogły postawić zagrodę minową u ujścia Amuru, a nawet bronić się skutecznie przed
japońskimi okrętami podwodnymi. Stanowiąc niejako połączenie okrętu rzecznego z morskim, monitory
typu „Chasan” wzbudziły żywe zainteresowanie nie tylko w dowództwie Flotylli Amurskiej, lecz i w
dowództwie Floty Oceanu Spokojnego. Nazwano je żartobliwie „amurskimi pancernikami”.
W Błagowieszczeńsku, bazie tyłowej i manewrowej Flotylli, w Zatonie Astrachanowskim zimowały:
mały monitor „Aktiwnyj” (przerzucony tu z Flotylli Dnieprzańskiej), dywizjon kanonierek oraz zespoły
kutrów pancernych, trałowców i kutrów trałowych, natomiast w stoczni stały zmobilizowane jednostki
pływające Żeglugi Górnoamurskiej (Wierchnie-Amurskoje Parochodstwo). Tutaj, podobnie jak w stoczni
chabarowskiej, prowadzono intensywne prace. Kilka holowników bocznokołowych przebudowano na
kanonierki, ustawiając działa 76 mm i najcięższe karabiny maszynowe oraz opancerzając arkuszami
stalowych blach sterówki i tambory kół napędowych. Zamiast nazw własnych kanonierki te oznaczono,
podobnie jak kutry pancerne i jednostki trałowe, jedynie numerami taktycznymi *. Ich załogi cywilne
wzmocniła Flotylla Amurska swoimi artylerzystami. Z oficerów Flotylli wywodzili się też dowódcy
kanonierek oraz ich zastępcy do spraw politycznych, natomiast dotychczasowi kapitanowie holowników
zostali mianowani starszymi pomocnikami nowych dowódców. Zgrywanie załóg miało się rozpocząć
dopiero po wiosennym ruszeniu lodów, jednak dobre wyszkolenie zawodowe wodniaków niejako
gwarantowało, że w stosunkowo krótkim czasie staną się oni prawdziwymi wojennymi marynarzami,
sławnymi „amurcami”.
Sretieński samodzielny dywizjon okrętów rzecznych, pełniący służbę patrolową na Szyłce i Arguniu,
zimował w Pokrowce, w jednym z zatonów u zbiegu tych rzek, a więc w miejscu, gdzie Amur brał swój
początek. Jedynie kutry skierowane do remontu stanęły w zatonie pod Sretieńskiem, 320 kilometrów w górę
Szyłki, w rejonie stacji kolejowej Kokuj, która stanowiła końcowy punkt jednego z odgałęzień
transsyberyjskiej magistrali kolejowej, a przed rewolucją październikową była miejscem, gdzie dokonywano
montażu jednostek rzecznych przeznaczonych dla żeglugi amurskiej. Wówczas kiedy na rosyjskim Dalekim
Wschodzie właściwie prawie nie istniał przemysł stoczniowy, małe i średnie jednostki rzeczne (a nawet
morskie) budowano w stoczniach Rosji europejskiej, a następnie, po rozmontowaniu, przesyłano koleją do
niektórych portów morskich i rzecznych, gdzie składano je w miejscowych warsztatach mechanicznych **.
Takim miejscem montażu był dla jednostek rzecznych Kokuj — tu w latach 1908—1910 zwodowano
wszystkie jednostki pływające ówczesnej Amurskiej Flotylli Wojennej (zbudowane w Sormowie nad
Wołgą), i istniejące warsztaty, po ich rozbudowie, były nadal wykorzystywane przez radziecką już Flotyllę
Amurską.
Podczas kiedy Szyłka stanowiła wewnętrzne wody ZSRR, Arguń — współtworzący z nią Amur — był
na dwóch trzecich swojej długości rzeką graniczną. Płynąc w kotlinie utworzonej między zachodnimi
stokami Wielkiego Chinganu a południowo-wschodnimi Gór Borszczowocznych, z dala od wielkich
ośrodków miejskich, wśród bezdroży, stanowił dogodne miejsce dla wszelkiego rodzaju prowokacji
granicznych, począwszy od naruszeń przestrzeni powietrznej przez samoloty japońskie, a skończywszy na
wymianie ognia między patrolami pograniczników. Do incydentów tych wywiad japoński wykorzystywał w
szerokim zakresie, o czym wspomniano już uprzednio, „białą” emigrację rosyjską. W samej Mandżurii było
tych uciekinierów z różnych rozbitych oddziałów kontrrewolucyjnych ponad 64 tysiące, a kierowało nimi
tzw. Biuro do Spraw Emigrantów Rosyjskich w Mandżukuo, które zajmowało się przede wszystkim
werbowaniem ochotników do tworzonych przez wywiad japoński antykomunistycznych oddziałów i grup
dywersyjnych. Oprócz „Biura” wśród emigrantów działały paramilitarne organizacje polityczne w rodzaju
„Rosyjskiego Związku Faszystowskiego”, „Unii Monarchistycznej”, „Związku Kozaków na Dalekim
Wschodzie”, „Dalekowschodniego Związku Żołnierzy” czy też groteskowego z nazwy „Związku
Muszkieterów Imienia Księcia Nikity”, zajmujące się działalnością szpiegowską i terrorystyczną na
pograniczu mandżursko-radzieckim. Do przerzutu dywersantów wykorzystywano w szerokim zakresie
samoloty, zda się tak przypadkowo naruszające przestrzeń powietrzną ZSRR.
Niełatwe więc zadanie przypadło w czasie tej decydującej chyba o losach państwa radzieckiego zimy
Flotylli Amurskiej. W razie agresji japońskiej miała ona razem ze stacjonującymi w Kraju Chabarowskim i
Nadmorskim oraz Obwodzie Amurskim wojskami 1 i 2 armii bronić granicy państwowej na Amurze,
Arguniu, Ussuri i jeziorze Chanka i nie dopuścić do przerwania się wojsk Armii Kwantuńskiej przez te
wodne rubieże. Tymczasem — i to najbardziej niepokoiło dowódcę Flotylli kontradmirała P. Abańkina i jego
sztab — była zima i skute lodem rzeki utraciły swoje znaczenie jako przeszkody wodne i rubieże obronne.
Co więcej, inicjatywa operacyjna znajdowała się w rękach potencjalnego przeciwnika. Mógł on przecież
uderzyć na dowolnie wybranym odcinku tej liczącej 3500 kilometrów granicy, a Flotylla nie była w stanie
nie tylko dokonać odpowiedniego manewru posiadanymi siłami, ale nawet wyprowadzić spod uderzenia
zimujących okrętów, które stały się po prostu nieruchomymi bateriami artyleryjskimi.
W tych warunkach Flotylla została zepchnięta do obrony, a podjęte przedsięwzięcia, o których była
mowa już wyżej (tworzenie batalionów narciarskich, szkolenie w zakresie musztry polowej wojsk lądowych,
rozbudowa fortyfikacyjna miejsc bazowania), były jedynie półśrodkami, mającymi na celu ochronę
* Być może zachowano ich numerację stosowaną w Żegludze Górnoamurskiej.
** W latach 1900—1905 przerzucono w ten sposób na Daleki Wschód wiele jednostek, które weszły w skład I
Eskadry Oceanu Spokojnego; m.in. w Port Arturze zmontowano 12 torpedowców, a we Władywostoku 11
torpedowców i 14 okrętów podwodnych, nie licząc mniejszych jednostek.
zimujących zespołów przed nagłym napadem oraz granicy państwowej przed ewentualnymi naruszeniami.
Zapewne więc wiadomość o uderzeniu Japończyków na Pearl Harbor wywołała w dowództwie Flotylli
niemałe wrażenie. Bądź co bądź odsuwała ona termin przypuszczalnej agresji japońskiej co najmniej do
wiosny 1942 roku. A wtedy Flotylla Amurska nie będzie już tak bezradna jak obecnie — będzie mogła
manewrować i atakować przeprawiające się przez Amur czy Ussuri oddziały Armii Kwantuńskiej.
Mimo przygotowań do walk na lądzie nie zaniedbywano we Flotylli szkolenia specjalistycznego, co
wobec odejścia wielu marynarzy do walczących już z Niemcami morskich brygad strzeleckich miało
decydujące znaczenie dla gotowości bojowej okrętów. Z inicjatywy organizacji komsomolskiej rozwinął się
wśród załóg ruch na rzecz zdobywania drugiej, a nawet trzeciej, specjalności, aby w każdej chwili można
było zastąpić kolegę na jego stanowisku bojowym. I tak artylerzyści zdobywali umiejętności cekaemistów,
palacze kotłowi — maszynistów i motorzystów, sternicy — dalmierzystów czy radzików.
Przygotowaniami do ewentualnej wojny z Japonią żył również cały cywilny Daleki Wschód. Kierowały
nimi obwodowe i rejonowe organizacje partyjne, mobilizując społeczeństwo do prac na rzecz umacniania
obronności państwa. Zapał był powszechny. Na przykład przy budowie umocnień polowych wokół
Błagowieszczeńska pracowało około 20 tysięcy mieszkańców miasta i podmiejskich okolic, zaś przy
budowie dróg w obwodzie amurskim ponad 6 tysięcy kołchoźników, którzy w krótkim czasie wykonali 325
kilometrów szos i kilkanaście mostów. Przystąpiono także do układania drugiego toru transsyberyjskiej linii
kolejowej, między Skoworodinem a Chabarowskiem (około 1000 kilometrów), oraz do tworzenia lokalnych
połączeń kolejowych. Komsomolcy chabarowscy na wzór leninowskich „subbotników” zorganizowała pracę
w niedziele i święta, przeznaczając zarobione pieniądze na zakup uzbrojenia i sprzętu wojskowego. 23
listopada 1941 roku podjęło pracę ponad 200 tysięcy dziewcząt i chłopców. Zarobili oni 3 miliony rubli i
przekazali je na zakup klucza bombowców „Chabarowski Komsomoł”; dziesięć i pół miliona rubli, które
wypracowali w ciągu lutego 1942 roku, przeznaczyli na zakup kilkunastu czołgów. Organizowano także
zbiórki pieniędzy i kosztowności (do 1 stycznia 1942 roku zebrano w ten sposób 21 milionów 294 tysiące
rubli) oraz ciepłej odzieży i bielizny dla walczących na froncie niemieckim (tylko we wrześniu 1941 roku
przekazano żołnierzom ponad 100 tysięcy sztuk odzieży i bielizny). Cały przemysł wytwórczy przechodził
stopniowo na własne surowce, ograniczając ich wwóz z rejonów Rosji centralnej, rozwijano rybołówstwo i
produkcję rolną.
Radziecki Daleki Wschód nie był jeszcze w stanie wojny, ale przestawiał się całkowicie na wojenne
tory.
Na drugim brzegu rzeki Heilungciang
Rzeka Heilungciang, tak bowiem nazywają Amur Chińczycy, od 1 marca 1934 roku stanowiła północną
granicę „cesarstwa” Mandżukuo *. Ten specyficzny twór państwowy powstał niejako w odpowiedzi na
zapotrzebowanie polityczne militarystów japońskich, aby usprawiedliwić ich agresję na państwo chińskie, co
więcej, stanowił jakby pierwszy etap jego rozbioru. Cesarzem z łaski rządu japońskiego, a ściślej figurantem
na tronie, został Henry Pu Yi, ostatni cesarz chiński wywodzący się z mandżurskiej dynastii Tsingów,
człowiek kulturalny i wykształcony, jednak całkowicie bezwolny i faktycznie pozbawiony jakiejkolwiek
władzy, którą w jego imieniu sprawował dowódca Armii Kwantuńskiej **, będący jednocześnie
nadzwyczajnym i pełnomocnym ambasadorem Japonii przy „rządzie” Mandżukuo. Stolicę nowego
cesarstwa przeniesiono z Mukdenu (Szenjang) do Czangczunu, przemianowanego na Hsingking (Nowa
Stolica). Jedynym państwem, które uznało Mandżukuo i nawiązało z nim stosunki dyplomatyczne, było
przez długi czas cesarstwo Japonii. Mandżukuo było tak cenną zdobyczą, że dla jej zachowania Japonia
zdecydowała się wystąpić z Ligi Narodów i zlekceważyć całkowicie opinię światową, narażając się na
różnego rodzaju restrykcje dyplomatyczne i gospodarcze.
* Państwo Mandżurów. Używano również nazwy Mandżutikuo — Imperium Mandżurskie. Według danych z 1937
r. powierzchnia Mandżukuo wynosiła 1 303 100 km kw., ludność zaś liczyła 36 933 000 mieszkańców.
** W 1905 r., po zakończeniu wojny z Rosją, Japonia zajęła dzierżawiony przez nią półwysep Kwantung
(Liaotung) z Port Arturem oraz południowy odcinek kolei transsyberyjskiej, tzw. Kolej Południowomandżurską, łączącą
Czangczun z Port Arturem. Na terenie Kwantungu utworzono gubernatorstwo wojskowe, któremu podporządkowano
zarówno stacjonujące tu oddziały, jak i oddziały strzegące Kolei Południowomandżurskiej. Potocznie zaczęto je
nazywać Armią Kwantuńską. Po podboju Mandżurii w 1931 r. nazwę tę, już jako oficjalną, rozciągnięto na całość
wojsk japońskich okupujących Mandżukuo, a niekiedy nawet i Koreę.
Istotnie zdobycz ta oszałamiała swoim bogactwem. W Mandżurii znajdowały się obfite złoża węgla, rud
żelaza, wolframu, magnezu, złota, srebra, siarki, azbestu, saletry i wapnia. Uprawiano tam bawełnę,
jęczmień, soję, kukurydzę, ryż, sorgo, pszenicę, tytoń i len; odławiano znaczne ilości ryb morskich i
słodkowodnych. Hodowla bydła i owiec pozwalała na produkcję mięsa, wełny i skór; dobrze rozwinięta
hodowla jedwabników na wytwarzanie znacznych ilości jedwabiu. Ogromne lasy były surowcem do wyrobu
papieru, tektury, drewna budowlanego i zapałek. Istniał też, choć na razie w niewielkim potencjale, przemysł
zbrojeniowy. W arsenale mukdeńskim remontowano armaty i broń strzelecką, produkowano różne rodzaje
amunicji i sprzętu inżynieryjno-saperskiego.
Nic więc dziwnego, że uboga w surowce Japonia starała się jeszcze przed zbrojnym podbojem
opanować kraj pod względem ekonomicznym. W 1930 roku działało w Mandżurii 1214 różnego rodzaju
spółek przemysłowych i handlowych z potężnym koncernem „Mantecu” na czele. Po podboju stworzyły one
prawdziwy kompleks wojskowo-przemysłowy, nad którym sprawował kontrolę sztab Armii Kwantuńskiej.
Pod takim kierownictwem Mandżuria zaczęła szybko przekształcać się w japońską bazę wypadową przeciw
ZSRR i republice chińskiej. W 1937 roku liczba działających tu spółek wzrosła już do 2348 i wyasygnowały
one 3 miliardy 900 milionów jenów na realizację pięcioletniego planu rozwoju ekonomiki Mandżukuo,
planu, którego wykonanie (lata 1937—1941) miało zapewnić całkowitą samowystarczalność wojskom
japońskim stacjonującym w Mandżurii i Korei, a częściowo nawet w północnych Chinach. Według założeń
tego planu Mandżukuo w omawianym okresie miało wyprodukować 5 milionów ton surówki żelaza, 3,5
miliona ton stali, 2 miliony 600 tysięcy kWh energii elektrycznej, 2 miliony ton benzyny syntetycznej, 1
milion ton soli potasowych, wydobyć 38 milionów ton węgla i wypłukać złota za 300 milionów jenów.
Pozwoliłoby to na rozpoczęcie produkcji czołgów i samochodów pancernych, różnych rodzajów dział,
moździerzy i broni strzeleckiej, kutrów patrolowych oraz na montaż samolotów i samochodów
transportowych. Średnie i małe okręty rzeczne miała budować w Harbinie, nad Sungari, filia stoczni
„Kawasaki” w Kobe. Rozbudowie przemysłu zbrojeniowego towarzyszyć miało powstawanie nowych linii
kolejowych, szos, lotnisk i baz wojskowych.
Lokowanie kapitałów w Mandżurii napotykało jednak na pewne opory koncernów japońskich,
spowodowane rozwijającą się w tym kraju wojną partyzancką. Według danych oficjalnych w grudniu 1935
roku prowadziło ją w Mandżurii ponad 300 tysięcy partyzantów, z którymi oddziały okupacyjne stoczyły do
końca 1936 roku ponad 2 tysiące walk i przeciw którym wysłano 832 ekspedycje karne. Rząd japoński pod
naciskiem tychże koncernów domagał się więc zaprowadzenia porządku na terenie Mandżukuo. A domagał
się tego nie od „prawowitego” rządu cesarstwa mandżurskiego, ale — co mogłoby wzbudzić niemiłe
zdziwienie u kogoś, kto ślepo wierzył propagandzie japońskiej, głoszącej, że Mandżukuo jest niepodległym i
suwerennym państwem — od... dowództwa Armii Kwantuńskiej. W gruncie rzeczy nie było w tym nic
zaskakującego, gdyż rzekome cesarstwo wolnych Mandżurów było po prostu strefą okupacyjną Armii
Kwantuńskiej, obszarem, na którym sprawowała ona niepodzielną i nieograniczoną władzę. Cała zewnętrzna
powłoka owej państwowości była zwyczajną fikcją, mającą wprowadzić w błąd opinię światową.
Upraszczając sprawę, można z pewną ironią powiedzieć, że w Mandżurii Armia Kwantuńska dorobiła się
własnego państwa.
A że tak było istotnie, świadczy fragment listu prezydenta (jeszcze wtedy) Pu Yi z 10 marca 1932 roku
z warunkami, na jakich obejmował wówczas „władzę” w nowo utworzonym państwie mandżurskim,
niepodległym i suwerennym:
„1. Mandżukuo przekazuje wszystkie wojskowe umocnienia Armii Kwantuńskiej i bierze na siebie
pokrycie wydatków niezbędnych do jej utrzymania, Japonia natomiast zapewni obronę nowego państwa i
spokój wewnętrzny w kraju;
2. Japonia będzie kontrolować wszystkie drogi żelazne i inne linie komunikacyjne, a także zajmie się
sprawą budowy nowych, które uzna za niezbędne;
3. Urzędnikami wszystkich państwowych instytucji Mandżukuo będą Japończycy, przy czym nominacja
na stanowisko, a także zwolnienie z niego będzie leżało w gestii dowódcy Armii Kwantuńskiej”.
Pikanterii temu dokumentowi dodaje fakt, że Pu Yi skierował go nie do cesarza Hirohito czy do
premiera Inukai, ale do dowódcy Armii Kwantuńskiej, generała Hondzio.
Oczywiście Armia Kwantuńska nie cieszyła się sympatią społeczeństwa mandżurskiego, które odnosiło
się do niej z chłodną nienawiścią, na co soldateska japońska odpowiadała wzmocnionym terrorem w typowo
wschodnim wydaniu. Ponurą sławę w tępieniu każdego przejawu antyjapońskiej działalności zdobyła sobie
będąca na usługach Kempeitai i „przesycona” jej agentami mandżurska policja. Z biegiem czasu podjęto
próby pozyskania poparcia społeczeństwa — ograniczono nieco jawną ingerencję Armii w życie wewnętrzne
kraju, choć zrobiono to w sposób po japońsku wykrętny. Zamiast oficerów w mundurach kluczowe
stanowiska obsadzono cywilnymi „doradcami”, z głosem decydującym we wszystkich ważniejszych
sprawach. Do 1937 roku „doradcy” ci zajmowali już 36% miejsc w centralnym aparacie państwowym i 29%
miejsc w urzędach prowincjonalnych. Nie brakowało również inicjatyw specyficznego rodzaju.
Następca generała Hondzio na stanowisku dowódcy Armii Kwantuńskiej, generał Ueda, postanowił
urzędowo zaszczepić Mandżurom „miłość do Japonii”. Utworzył więc tzw. Towarzystwo Młodych
Patriotów, noszące oficjalną nazwę „Siehehai” (japońska nazwa „Kiowakai”), którego głównym celem było
„podniesienie kulturalnego i moralnego poziomu ludności oraz wychowanie jej w duchu szacunku i
wierności dla Japonii”. W wydanej 18 września 1936 roku dyrektywie Ueda nakazał, aby wszyscy urzędnicy
i pracownicy administracji państwowej oraz wszyscy oficerowie i podoficerowie marionetkowej armii
mandżurskiej wstąpili do „Siehehai”. Organizacja ta miała stać się główną podporą Armii Kwantuńskiej w
walce z ruchem narodowowyzwoleńczym, ale należy wątpić, czy członkowie jej „pokochali”, z rozkazu
generała Uedy, Japonię.
Inną formą specyfikowania społeczeństwa mandżurskiego miała być kolonizacja japońska. Planowano,
że w ciągu 25 lat przesiedli się z przeludnionych wysp macierzystych do Mandżurii ponad 5 milionów ludzi,
i zabrano się do tego z rozmachem, nie szczędząc kosztów na reklamę i zapewniając osadnikom maksimum
udogodnień. W 1939 roku już ponad 800 tysięcy Japończyków (wobec 225 tysięcy w 1931 roku) osiedliło
się na wschodnim i północnym pograniczu.
Do najbardziej jednak przewrotnych form spacyfikowania nastrojów antyjapońskich, mających na celu
nie tylko bezkrwawe ujarzmienie Chińczyków i Mandżurów, ale również biologiczne ich wyniszczenie,
należało utworzenie monopoli opiumowych. Palenie opium, ów straszliwy nałóg dziesiątkujący ludność
Dalekiego Wschodu, z którym walkę podjął cały cywilizowany świat pod przewodnictwem Ligi Narodów,
zostało w Mandżukuo, a potem na terenie okupowanych prowincji Chin Północnych, przywrócone w całym
majestacie prawa właśnie przez Japonię, jednego z sygnatariuszy międzynarodowej konwencji o zwalczaniu
narkotyków z 1931 roku. Jak wykazał przebieg procesu japońskich zbrodniarzy wojennych przed
międzynarodowym trybunałem wojennym do spraw Dalekiego Wschodu w Tokio, głównym inicjatorem
tego „pomysłu” był słynny szpieg, oficjalnie oficer sztabu Armii Kwantuńskiej, pułkownik, później generał,
Doihara. Rozwijając zakazany handel opium i innymi narkotykami, poprzez uchylanie chińskich ustaw
prohibicyjnych i tworzenie monopoli opiumowych Japończycy chcieli złamać wolę oporu narodu
chińskiego, uzyskać stałe i poważne dochody przeznaczone na dalsze finansowanie agresji wojskowej i
ekonomicznej oraz ułatwić sobie penetrację środowiska chińskiego. Przerażający rozmach tego
przedsięwzięcia kreślą bardzo sugestywnie autorzy książki „Przed tokijskim trybunałem”:
„Narkotyzowanie ludności głównych rejonów Chin było podobne do wojny, lecz wojny szczególnego
rodzaju. Ta swoista wojna rozwijała się bez hałasu, w martwej ciszy spelunek z opium i heroiną, które
pokryły gęstą siecią miasta i wsie. Jej ofiary nie krzyczały i nie jęczały, nie przelewały krwi (...) nie
przerażały otoczenia strasznym widokiem swoich ran. Umierały cicho i powoli, nie na polu walki, a po
prostu w swoich domach. Umierały duchowo na wiele lat przed faktyczną śmiercią. A co najważniejsze te
żywe trupy, pozbawione woli — głównej cechy niezbędnej żołnierzowi na polu walki — nie stanowiły
niebezpieczeństwa jako potencjalni żołnierze przeciwnika. W tej strasznej wojnie nie było ani zburzonych
miast, ani spalonych wsi. A co szczególnie ważne — agresor osiągając swój cel, nie ponosił żadnych
wydatków, przeciwnie, uzyskiwał ogromne dochody. Poza wszystkim stworzona przez Japończyków gęsta
sieć spelunek stanowiła podatny grunt dla powstania innej siatki — siatki szpiegowskiej...”
Dochody monopoli opiumowych stały się wkrótce głównym zabezpieczeniem udzielanych Mandżukuo
pożyczek finansowych. Aby pokryć zapotrzebowanie na opium, rząd japoński uchwałą z 11 kwietnia 1933
roku zezwolił nawet na swobodny przewóz surowca z Korei. Jednocześnie zwiększano areał własnych upraw
maku, np. w 1937 roku wzrósł on o 17% w stosunku do 1936 roku, zaś wynikły stąd dochód o 28%. W
raporcie konsula generalnego USA w Mukdenie z 20 marca 1939 roku czytamy: „Sprzedaż opium jest ciągle
głównym źródłem dochodów Mandżukuo po dochodach celnych. W ubiegłym roku wartość opium
kupionego przez monopol dla swoich przedsiębiorstw wynosiła 32 miliony 653 tysiące jenów, w tym roku
suma ta wynosić będzie 43 miliony 470 tysięcy jenów. Każdy mężczyzna, każda kobieta i każde dziecko,
według przewidywań, powinni wydać 3 jeny ze swoich skromnych zarobków na opium”.
Chłopów uprawiających mak premiowano zwolnieniem od podatków i służby wojskowej, a nawet w
dowód uznania wyznaczano na stanowiska w administracji terenowej, a palaczom opium nie zezwalano na
zmniejszenie ilości zużywanego przez nich narkotyku i surowo karano za nieprzestrzeganie tego przepisu.
Nic więc dziwnego, że już wkrótce, według oficjalnej statystyki ministerstwa spraw wewnętrznych
Mandżukuo, ponad 9 milionów mieszkańców (blisko 1/3 ogółu) było stałymi palaczami opium, z tej liczby
zaś ponad 6 milionów nie ukończyło jeszcze 30 lat. Przerażająca to statystyka, jeśli weźmie się pod uwagę i
to, że obywatelom japońskim palenie opium było surowo zabronione.
W obliczu owej „wojny opiumowej” prawie groteskowa wydaje się jeszcze jedna z metod siłowej
integracji społeczeństwa mandżurskiego z cesarstwem japońskim, nosząca wszelkie znamiona apostolstwa
misyjnego, i to w dosłownym znaczeniu, choć w jak najgorszym wydaniu. „Misjonarze” ubrani w mundury
oficerów Armii Kwantuńskiej nawracali buddystów i konfucjonistów mandżurskich na urzędową religię
państwa wschodzącego słońca — szintoizm. Misje rozpoczęły się w 1940 roku, kiedy to ówczesny szef
sztabu Armii Kwantuńskiej i jednoczesny szef policji państwa Mandżukuo, generał Hashimoto, osobiście
„nawrócił” na nową wiarę cesarza Pu Yi. Oświecanie dalszych, „błądzących w wierze”, tubylców szło
niestety jak po grudzie, dlatego też wydano specjalną ustawę, która mówiła o nawracaniu przymusowym;
opornych osadzano w więzieniach na okres nie krótszy niż jeden rok.
Przedstawione wyżej fakty świadczą dobitnie o kolonialnej wprost zależności „niezależnego Imperium
Mandżurów” od Japonii. Sztucznie kształtowaną miłością mógł pałać do niej jedynie cesarz Pu Yi,
zawdzięczający okupantowi tron i koronę. I to za cenę, o czym dowiedzieliśmy się z jego zeznań przed
trybunałem tokijskim, faktycznego wyrzeczenia się wszelkiej władzy.
Kiedy w Europie wybuchła druga wojna światowa, Japonia, poważnie zaangażowana już w Chinach,
zajęła postawę wyczekującą, mobilizując jednakże wszystkie siły, aby w dogodnym momencie,
wykorzystując osłabienie „białych” mocarstw, zająć ich azjatyckie posiadłości. W grudniu 1941 roku armia
japońska liczyła już 2 miliony 411 tysięcy żołnierzy (z tego około 300 tysięcy marynarzy) i posiadała 12270
dział, 2200 czołgów, 2020 samolotów w lotnictwie wojsk lądowych i około 3 tysięcy w lotnictwie marynarki
wojennej, zaś we flocie znajdowało się 10 okrętów liniowych, 10 lotniskowców, 38 krążowników, 112
niszczycieli i 65 okrętów podwodnych (nie licząc jednostek rzecznych i pomocniczych). Jej dyslokacja była
następująca:
— na wyspach Formoza (Taiwan) i Hainan, na półwyspie Kowloon (Kiulong) i w Indochinach
(Wietnam i Kampucza) stacjonowały jednostki przeznaczone do ataku na Malaje, Filipiny, Indie
Holenderskie (Indonezja), Syjam (Tajlandia) i Birmę — łącznie 13 dywizji piechoty i 4 brygady oraz 610
samolotów lotnictwa wojsk lądowych *; wspierać je miała większość sił Zjednoczonej Floty w składzie: 4
okręty liniowe, 10 lotniskowców z 575 samolotami na pokładach, 35 krążowników ciężkich i lekkich, 74
niszczyciele i 51 okrętów podwodnych,
— W Chinach północnych i środkowych znajdowało się 21 dywizji piechoty i 20 samodzielnych
brygad, wspieranych przez 150 samolotów lotnictwa wojsk lądowych; były one bezpośrednio zaangażowane
w walkach z wojskami chińskimi;
— na Wyspach Japońskich stacjonowały 4 dywizje piechoty i 11 samodzielnych brygad oraz około 700
samolotów lotnictwa wojsk lądowych, zaś w portach metropolii stało 6 okrętów liniowych, 2 krążowniki, 36
niszczycieli i 12 okrętów podwodnych,
— w Mandżukuo i Korei (Armia Kwantuńska) zgromadzono 13 dywizji piechoty i 24 samodzielne
brygady, wspierane przez 560 samolotów lotnictwa wojsk lądowych, oraz 1 krążownik, 2 niszczyciele i 2
okręty podwodne.
Stacjonujące w Mandżurii dywizje Armii Kwantuńskiej należały do dywizji tzw. drugiego typu ** o
stanie etatowym 21 410 żołnierzy. Każda dywizja składała się z 2 brygad piechoty, 2 batalionów czołgów, 4
dywizjonów artylerii (3 dywizjony armat 75 mm i dywizjon haubic 105 mm) oraz pułku taborów o ciągu
konnym. Dla Mandżurii sformowano także 2 samodzielne pułki czołgów o stanach etatowych kadry i sprzętu
umożliwiających przeformowanie ich w razie konieczności w dywizje zmechanizowane.
Rezerwę Armii Kwantuńskiej stanowiła „sojusznicza” armia miejscowa. Wobec braku ochotników
wcielano do niej siłą mężczyzn w wieku od 19 do 40 lat, przy czym nie brakowało w niej i oddziałów
rosyjskich sformowanych z białogwardyjskich emigrantów. Zorganizowana początkowo w 34 brygady
liczyła w 1941 roku około 110 tysięcy żołnierzy dowodzonych przez oficerów japońskich. Ze względu na jej
nikłą wartość bojową przeznaczono ją do zadań o charakterze pomocniczym. Choć formalnie na jej czele stał
cesarz Pu Yi, faktycznym jej dowódcą był generał Matsui, najprawdziwszy Japończyk. W latach 1933—
—1935, dzięki kolejnym podbojom, do armii mandżurskiej włączono również regionalne wojska Mongolii
Wewnętrznej i prowincji Suejjüan. W 1933 roku przystąpiono do tworzenia marynarki wojennej Mandżukuo
— w Hsingkingu powołano do życia tzw. Kierownictwo ośrodka morskiego do obrony rzek i wybrzeży, na
czele którego stanął kontradmirał japoński Kobayashi, w Harbinie zaś otwarto szkołę morską. Planowana
* Wg danych japońskich. Wg danych radzieckich — 15 dywizji piechoty i 1 brygada, 9 pułków czołgów, 22
dywizjony artylerii oraz 1200 samolotów.
** W latach 1936—1937 w ramach modernizacji armii prowadzono doświadczenia z trzema typami dywizji
piechoty. Pierwszy typ o stanie etatowym 9 tys. ludzi formowano dla Wysp Japońskich, trzeci, o stanie etatowym 14—
17 tys. ludzi dla Chin. Inne dane przytaczają radzieccy autorzy „Historii II wojny światowej”. Wg nich dywizja I typu
miała stan etatowy 29 400 ludzi, II typu — 24 600, III typu — 13—16 000.
„cesarska” flota wojenna składać się miała z krążownika i kilkunastu niszczycieli, zaś jej lotnictwo z
kilkunastu wodnosamolotów. Zadecydowano, że okręty cesarza Pu Yi będą pływały pod żółto-czerwono-
-niebiesko-biało-czarną banderą mandżurską, jednakże ich załogi pozostaną japońskimi. Oddelegowano
nawet z floty mikada 200 oficerów i podoficerów jako „instruktorów” dla nowo powstającej floty. W końcu,
zapewne w japońskim morskim sztabie generalnym, ktoś poszedł do rozum do głowy i przerwał tę
maskaradę. Skończyło się na przekazaniu Mandżurom w 1937 roku małego niszczyciela „Kashi”
(zbudowany w 1917 roku), o wyporności 755 ton, prędkości 31,5 węzła, uzbrojonego w 3 działa kalibru 120
mm, 3 najcięższe karabiny maszynowe i 6 wyrzutni torpedowych kalibru 457 mm. Zmieniono mu nazwę na
mandżurską „Haiwei” i przeznaczono na okręt flagowy.
W momencie kiedy zapadła ta decyzja, cały wysiłek organizacyjny skierowano na rozbudowę
Sungaryjskiej Flotylli Rzecznej, która miała wziąć udział w przyszłej wojnie ze Związkiem Radzieckim. Już
od 1934 roku rozbudowana stocznia „Kawasaki” w Harbinie zaczęła ją zasilać nowymi okrętami —
początkowo patrolowymi kutrami pancernymi typu „Daido” (mandżurska nazwa „Tatung”) po 65 ton
wyporności i uzbrojonymi kuframi typu „Fumin” (mandżurska nazwa „Pumin”) po 15 ton wyporności, a
następnie kanonierkami typu „Kaiho” (mandżurska nazwa „Haifeng”) po 184 tony wyporności (spełniały
jednocześnie rolę lodołamaczy rzecznych) oraz monitorami typu „Yomin” (mandżurska nazwa „Yang Min”)
po 270—290 ton wyporności. Dzięki temu Flotylla Sungaryjska, posiadająca przestarzały tabor pływający,
zaczęła szybko odzyskiwać swój potencjał bojowy.
Wybuch wojny światowej na Dalekim Wschodzie powitał Pu Yi specjalnym orędziem wydanym 8
grudnia 1941 roku, w którym powiedział m. in.: „W dniu dzisiejszym Jego Cesarska Mość Tenno, panujący
w zaprzyjaźnionym wielkim Nipponie, raczył wypowiedzieć wojnę Stanom Zjednoczonym i Wielkiej
Brytanii. Należy wszystkie siły naszego państwa skierować na poparcie tej wojny, prowadzonej przez
zaprzyjaźniony Nippon, i dążyć do umocnienia wielkiej sprawy ustanowienia nowego ładu w Azji
Wschodniej, realizując przez to świetlany ideał pokoju na całym świecie...”
Mimo tej deklaracji Mandżukuo poza formalnym wypowiedzeniem wojny aliantom zachodnim nie
wzięło w niej bezpośredniego udziału — Armia Kwantuńska, zgodnie z planami operacyjnymi „Otsu” i
„Kantokuen”, przewidywana była przecież do napaści na Związek Radziecki.
Pięć miesięcy wcześniej, 2 lipca 1941 roku, odbyła się pod przewodnictwem cesarza Hirohito ściśle
tajna narada kierownictwa politycznego i wojskowego Japonii, na której określono linię generalną dalszej
polityki zagranicznej, a minister wojny, generał Tojo, przedstawił plan prowadzenia działań wojennych. Oto
fragmenty zasadniczych ustaleń, ujawnione na wspomnianym już procesie tokijskim: „Japonia będzie
realizowała swój plan ustanowienia panowania w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej i
kontynuowała natarcie na Południe, będąc jednocześnie gotową do skorzystania ze sprzyjającej możliwości,
która wyłoni się w czasie wojny niemiecko-radzieckiej, po to, żeby uderzyć na ZSRR”. W związku z
powyższym w stosunku do USA i Wielkiej Brytanii „... powinny być prowadzone niezbędne rokowania
dyplomatyczne, dopóki nie zakończy się ostatecznych przygotowań do uderzenia na Singapur i Pearl
Harbor”, co do ZSRR natomiast, to stwierdzono: „... chociaż nasz stosunek do wojny niemiecko-radzieckiej
określa duch osi Rzym—Berlin—Tokio, to przez pewien czas nie będziemy się wtrącali do niej, ale
podejmiemy z własnej inicjatywy tajne zbrojenia, przygotowując się do wojny ze Związkiem Radzieckim. W
tym czasie będziemy kontynuowali, z dużą ostrożnością, prowadzenie rozmów dyplomatycznych. Ale jeśli
przebieg wojny niemiecko-radzieckiej przybierze obrót sprzyjający dla Japonii, to do rozstrzygnięcia
problemów północnych (ZSRR, Mongolia — JWD) użyjemy broni i tym samym zapewnimy sobie trwałą
sytuację w tych regionach”. Ten nieco zawiły styl oficjalnego zapisu bardziej lapidarnie ujął generał Hideki
Tojo, oświadczając w dyskusji, że „Japonia zdobędzie duży prestiż, napadając na ZSRR wtedy, gdy ten
będzie gotowy do upadku podobnie jak dojrzała śliwka”.
Na podstawie tych ustaleń sztab Armii Kwantuńskiej w Mukdenie, pod fachowym nadzorem Sztabu
Generalnego Armii, przystąpił do prac nad planem wojny z ZSRR, który opatrzony został kryptonimem
„Kantokuen” („Manewry specjalne”). Zasadnicze uderzenia zaplanowano na 4 kierunkach operacyjnych:
woroszyłowskim (ussuryjskim) i imańskim — opanowanie radzieckiego Kraju Nadmorskiego, oraz
błagowieszczeńskim i zabajkalskim — opanowanie Syberii Wschodniej. Jednakże militaryści japońscy,
którym marzyła się owa „dojrzała śliwka”, mimo nacisków sojusznika hitlerowskiego uwikłanego w zacięte
walki z Armią Czerwoną, nie spieszyli się zbytnio z realizacją założeń owego planu. Zapewne dobrze
pamiętali jeszcze incydent nomonchański *, aby decydować się na przedwczesną awanturę. Woleli poczekać,
* Tak historiografia japońska określa konflikt zbrojny w rejonie rzeki Chałchin-goł (od pasma wzgórz Nomon-
Chan-Burd-Obo, położonych na wschód od doliny Chałchin-goł).
aż kolumny pancerne Wehrmachtu rozbiją dywizje radzieckie na przedpolach Leningradu, Moskwy,
Charkowa i Rostowa. Nawet 7 grudnia 1941 roku nic w głównych założeniach planu „Kantokuen” nie
zmienił...
Przez szparę między firanką a zakratowaną szybą pułkownik Saitaro Takei widział pustawy dziedziniec
gmachu dowództwa Armii z przechadzającymi się tam i z powrotem wartownikami w długich płaszczach z
futrzanymi kołnierzami. Szedł wieczorny mróz, ale tu, w sali konferencyjnej, było dość ciepło, a przez to
sennie. Zarządzona przez dowódcę Armii odprawa dowódców dywizji i brygad przeciągała się — jeszcze nie
zapalono świateł, choć w sali poszarzało, a rozwieszone na ścianach wielkie mapy z kolorowymi strzałami
wyimaginowanych uderzeń traciły z wolna swoje intensywne barwy. Prowadzący odprawę szef sztabu
generał Torakosuke Hashimoto, dość długo już mówiący o zadaniach Armii w świetle rozpoczynającej się
wojny z mocarstwami anglosaskimi, teraz, niejako pod presją gasnącego dnia, wyraźnie kończył swą
wypowiedź. Takei, który jako oficer oddziału operacyjnego sztabu miał swój udział w wystąpieniu szefa,
słuchał przełożonego nieuważnie, rejestrując tylko niektóre zdania. Myślami wracał do wczorajszego
spotkania z przybyłym z Tokio podpułkownikiem Ryujo Sejimą.
Sejima, jeszcze rok temu pracownik wydziału operacyjnego Armii i kolega, stał się nagle, na skutek
odrobiny szczęścia, a może dzięki owym tajemnym niciom, które ciągną człowieka w górę zda się nawet bez
jego woli, znaczącą „fiszą”. Przeniesiono go do Tokio, do zarządu operacyjnego Sztabu Generalnego Armii,
do tej „kuchni”, w której wygotowywano wojny i konflikty zbrojne. Stał się jakby jednym z owych
wtajemniczonych kucharzy, co to zawsze wiedzą, czego i kiedy dodać, aby ugotować taką, a nie inną zupę.
Teraz zjawił się w dowództwie Armii z plikiem pism przeznaczonych wyłącznie dla generała Umedzu, a że
pozostał mimo wszystko dobrym kolegą, podzielił się poufnie z Takeim najświeższymi ploteczkami
tokijskimi. Pułkownik przypomniał sobie teraz wypowiedzi tamtego i mimowolnie zestawiał z wpadającymi
do uszu słowami szefa sztabu, dziwiąc się trochę, jak bardzo się one dopełniają ...
„... Nie tylko Armia Kwantuńska jako całość, lecz także każda jej armia i związek taktyczny pierwszego
rzutu — pouczał Hashimoto — powinny dołożyć wszelkich starań, aby stale obserwując zmiany w sytuacji
wojskowej Rosji i Mongolii umiały, gdy zaistnieje potrzeba, szybko określić symptomy przełomowego
momentu w sytuacji polityczno-militarnej. Stąd wymagania, które stawiam wam, dowódcom związków
taktycznych: dobrze znać sytuację wojskową przeciwnika w określonych rejonach. Jest to warunek
nieodzowny, jeśli chcemy pomyślnie zrealizować zadania wynikające z naszego planu operacyjnego...”
— A więc sensŏ! — mówił Sejima. — Dai Toa Sensŏ! * Lecz nie łudźcie się, że ta wojna z „jankesami”
i „tommymi” zmieni cokolwiek w waszej sytuacji, że zabiorą wam stąd choćby pluton. Nic z tego. Tamtymi
zajmą się specjalne armie ekspedycyjne, natomiast waszym przeznaczeniem jest ruszyć na „Rusów”. Na
razie musicie wzmacniać siły i cierpliwie czekać, nie nadeszła bowiem jeszcze pora. Ale wierz mi, i wy
doczekacie się zwycięskiego „banzai” **. Wtedy ruszycie i nie zatrzymacie się. Dotrzecie nad kamienne
brzegi Bajkału. A może i dalej...
„Ponieważ w naszych przygotowaniach wojennych przeciwko ZSRR — kontynuował generał — nie
będzie żadnych zmian w porównaniu z poprzednimi, należy uczynić wszystko, aby nasi podwładni
zrozumieli rzeczywisty sens układu z trzynastego kwietnia. To jest mgła okrywająca nasze zamiary. Pod jej
osłoną przygotowywać się będziemy do uderzenia, do zwycięskiego uderzenia...”
— Nie mogę ci powiedzieć, kiedy uderzycie — mówił Sejima, trzymając w ręku czarkę ze złocącą się
sake. — Wszystko zależy od naszego niemieckiego sojusznika. Wzmocnienia dla was płyną już z Wysp, ale
on utknął pod Moskwą. Jako żołnierze, a nie politycy, nie możemy łudzić się, że „Rus” odda ją bez zaciętych
walk. A mogą one ciągnąć się długo... Lecz nie trać ducha. Sądzę, że będziecie mogli uderzyć na święto
Kigensetsu ***, a już najpóźniej na Dzień Armii ****. A zatem za zwycięstwo! — Uniósłszy w górę swoją
czarkę, wykrzyknął: — Kampei! *****
* Sensŏ (jap.) — wojna; Dai Toa Sensŏ — Wojna Wielkiej Azji (pod przewodnictwem Japonii).
** Japoński okrzyk bojowy, odpowiednik polskiego „hura”. Dosłownie „Dziesięć tysięcy lat... (w domyśle) niech
żyje Japonia”.
*** 11 lutego — święto z okazji proklamowania Japonii cesarswtem.
**** 10 marca — rocznica zwycięskiej bitwy z wojskami rosyjskimi pod Mukdenem (1905 r.).
***** Kampei! (jap.). — Do dna!
— Kampei! — odkrzyknął Sakei. — Oby, jeśli zginiemy, dusze nasze znalazły swoje pomieszkanie w
świątyni Jasukuni *.
Odprawa zakończyła się i sztab Armii Kwantuńskiej oraz sztaby związków operacyjnych i taktycznych
przystąpiły do gorączkowej pracy nad podnoszeniem potencjału i gotowości bojowej jednostek. Już w
pierwszych miesiącach 1942 roku liczba żołnierzy wzrosła do 1 100 tysięcy, nie licząc 135 tysięcy
stacjonujących w Korei (w uzbrojeniu Armii znalazło się 1000 czołgów, 5800 armat i 1700 samolotów
bojowych), co stanowiło prawie połowę ówczesnych wojsk lądowych Japonii i prawie trzecią część jej
lotnictwa. Mimo rozpalającej się wojny na Pacyfiku, Malajach i w Indiach Holenderskich najwyższe władze
polityczne i wojskowe cesarstwa japońskiego zwracały baczną uwagę na owe mandżurskie przygotowania
wojenne.
Wiosną 1942 roku odwiedzili kolejno cesarza Pu Yi młodszy brat cesarza Hirohito, książę Takamatsu
oraz premier i minister wojny, generał Tojo. Oficjalnie były to wizyty „przyjaciół”, ale ich rzeczywisty cel to
kontrola potencjału przemysłowego Mandżukuo i jego przygotowań do produkcji uzbrojenia i sprzętu
wojskowego. Wszak przemysł Mandżukuo miał nie tylko wytwarzać sprzęt potrzebny podczas agresji
japońskiej na ZSRR, ale również stanowić dalekie zaplecze dla japońskiego przemysłu zbrojeniowego
rozmieszczonego na wyspach macierzystych. Toteż obaj wysocy dygnitarze po „odfajkowaniu” wizyty u Pu
Yi długo konferowali z właściwym „cesarzem” Mandżukuo — Josizuke Ayukawą, właścicielem
największych mandżurskich przedsiębiorstw przemysłu zbrojeniowego. Po tych wizytach „kuźnie wojenne”
Ayukawy rozpoczęły intensywną pracę dla Hacimana, japońskiego boga wojny. Tak więc rozbudowywano
ekonomikę Mandżukuo i czekano na przesilenie w wojnie niemiecko-radzieckiej.
Tymczasem Hitler sprawił swoim skośnookim sojusznikom dotkliwy zawód — nie tylko nie zdobył
Moskwy i Leningradu ani nie przekroczył linii Wołgi, lecz na domiar złego poniósł druzgocącą klęskę pod
Stalingradem. Był to bolesny wstrząs dla wszystkich państw osi, a dla japońskich strategów wydarzenie to
stało się kubłem zimnej wody wylanej na rozpalone głowy. Japończycy nie byli już tacy pewni, czy napaść
na ZSRR zakończy się sukcesem militarnym, co więcej, choć nadal utrzymywało się napięcie na granicy
mandżursko-radzieckiej **, władze japońskie, mimo nacisków Berlina, nie przeciwdziałały już dostawom
broni i zaopatrzenia amerykańskiego na pokładach statków radzieckich poprzez Cieśniny Kurylskie. Było to
o tyle zastanawiające, że jeszcze w sierpniu 1941 roku, mimo zawartego z ZSRR układu o neutralności,
Japonia utrudniała wszelkimi sposobami ten tranzyt przez swoje wody, dopuszczając się szeregu prowokacji
***.
Sytuacja zmieniła się wyraźnie, ale w Japonii nie zrezygnowano z planów agresji i nadal
przygotowywano do niej zarówno Armię Kwantuńską, jak i jej madżurskie zaplecze.
Mandżuria stała się wielkim obozem szkoleniowym — według szacunkowych obliczeń do sierpnia
1945 roku przeszkolono na jej terytorium ponad 2,5 mln żołnierzy. W wielu miastach odtwarzano gotowość
bojową jednostek rozbitych na morzach południowych oraz froncie chińskim, a także formowano dla potrzeb
tych frontów nowe jednostki. Wyposażenie dla nich dostarczał przemysł ciężki, który w 1944 roku
wytworzył 2,5 mln ton surówki żelaza i 1,3 mln ton stali, ponad 25 mln ton węgla kamiennego i ponad 3 mln
KWh energii elektrycznej, dzięki czemu produkowano wszystkie rodzaje amunicji i uzbrojenia, włącznie z
samolotami. Rozbudowie potencjału bojowego wojsk towarzyszyła intensywna rozbudowa inżynieryjna
terenu na spodziewanych kierunkach operacyjnych. Na granicy z ZSRR i Mongolią utworzono system
rejonów umocnionych, osłaniających wszystkie ważniejsze drogi wyprowadzające na Nizinę Mandżurską;
miały one również umożliwić koncentrację i rozwinięcie związków operacyjnych Armii Kwantuńskiej w
okresie przygotowywania agresji. Ogółem zbudowano 17 rejonów umocnionych, posiadających ponad 4500
betonowych schronów bojowych i około 3500 drewnianych z działami i karabinami maszynowymi. Każdy
rejon stanowił dwu- lub trzykondygnacyjny kompleks obronny, rozmieszczony z reguły na stokach wzgórz,
wyposażony w podziemne składy, elektrownie i linie kolejowe, z podejściami osłanianymi przez system
zapór przeciwczołgowych, przy czym fortyfikacje nadgraniczne osłaniały od czoła wody Argunia, Amuru i
Ussuri. Osiem takich rejonów znajdowało się naprzeciw Kraju Nadmorskiego, pięć naprzeciw Kraju
Amurskiego i cztery naprzeciw Zabajkala (z tego trzy na granicy z Mongolią).
* Świątynia Jasukuni na wzgórzu Kudan w Tokio stanowi narodowy panteon bohaterów japońskich. W czasie
wojen rodziny zawieszają w niej karteczki z nazwiskami swoich poległych, stąd powszechna wiara, że zamieszkują w
niej duchy wojowników, którzy oddali życie za ojczyznę.
** Łącznie w 1943 r. zanotowano 414 drobnych incydentów granicznych.
*** W okresie sierpień 1941 — kwiecień 1945 zatrzymane zostały na wodach japońskich 194 statki radzieckie,
zaś japońskie okręty podwodne i lotnictwo zatopiły 10 statków.
Do rejonów umocnionych wiodła dogodna sieć kolejowa i drogowa — do 1945 roku zbudowano 13 700
km linii kolejowych i 22 000 km szos. Rozbudowano także bazy lotnicze i lotniska (w 1931 r. — 5, w 1945
— 129), magazyny wojskowe (w 1931 r. — 7, w 1945 r. — ponad 300) oraz koszary, których pojemność w
1945 roku umożliwiała zakwaterowanie około 70 dywizji piechoty, czyli 1,5 mln żołnierzy.
Mandżukuo zdobyło sobie również ponurą sławę jako poligon doświadczalny broni bakteriologicznej,
której na szczęście dla ludzkości japońscy militaryści nie zdążyli już użyć. Jak ujawniono podczas procesu
japońskich przestępców wojennych w Chabarowsku (grudzień 1949 r.), jesienią 1931 roku, czyli tuż po
zakończeniu podboju Mandżurii, utworzono w Armii Kwantuńskiej tzw. Jednostkę Togo, czyli
zakonspirowane laboratorium bakteriologiczne. Głównym jego zadaniem było przygotowanie Armii do
prowadzenia wojny biologicznej na wielką skalę. W 1936 roku utworzono dwie dalsze jednostki, oznaczone
numerami „731” i „100”, które miały nie tylko wypracować sposoby prowadzenia tego typu wojny, lecz
również przystąpić do masowej produkcji broni bakteriologicznej. W laboratoriach tych jednostek *
wytwarzano szczególnie silne szczepy zarazków cholery, duru brzusznego, dżumy, wąglika i zgorzeli
gazowej oraz wirusa syberyjskiego kleszczowego zapalenia mózgu. Przewidywano, że przenosić je będą na
ludzi i zwierzęta zarażone owady i gryzonie, a specjalnie szkolone pododdziały i grupy dywersyjne zakażać
miały nimi studnie i zbiorniki wodne. Zarazki miano również wysiewać z samolotów, bezpośrednio nad
miastami, wsiami i polami uprawnymi, a także napełniać nimi bomby i pociski.
Zbrodnicze doświadczenia z nową bronią przeprowadzano bezpośrednio na ludziach — schwytanych
partyzantach, jeńcach wojennych, więźniach i aresztantach. Jak zeznał dowódca jednostki nr 731, „doktor”
Kawashima, corocznie uśmiercano w niej około 600 więźniów, a od roku 1940 do dnia kapitulacji Japonii
nie mniej niż 3000 (w tym wiele kobiet). Broń bakteriologiczna jako nowy środek walki miała
zrekompensować, przede wszystkim wobec przeciwnika radzieckiego, zarysowujące się już wyraźnie
niedostatki techniczne Armii Kwantuńskiej.
W związku z narastaniem potencjału bojowego Armii Kwantuńskiej ciągle uaktualniano plan
„Kantokuen”, aż w końcu, w 1944 roku, został on zarzucony. Przyczyniła się do tego niekorzystna sytuacja
militarna w rejonie Marianów i Filipin, która zmusiła dowództwo japońskie do wzmocnienia stacjonujących
tam jednostek posiłkami z Armii Kwantuńskiej. Tak więc późnym latem 1944 roku przerzucono z Mandżurii
na Mariany, Filipiny, Okinawę i Formozę (Taiwan) co najmniej 10 dywizji piechoty i 2-3 pułki czołgów oraz
część lotnictwa. Ubytek ten zamierzano uzupełnić w przyszłości wojskami ewakuowanymi z Birmy,
Malajów, Syjamu i Chin południowych, na razie jednak trzeba było zrezygnować z planu napaści na
Związek Radziecki. W związku z powyższym sztab Armii Kwantuńskiej przystąpił na przełomie 1944 i
1945 roku do prac nad nowym planem — tym razem planem obrony strategicznej.
Zasadnicze założenia tego planu opracowano wiosna 1945 roku. Zakładając, że Armia Kwantuńska
dysponuje zbyt słabymi siłami, by mogły one bronić całej granicy mandżurskiej z ZSRR i Mongolią (ponad
4000 km), dowództwo japońskie postanowiło w strefie granicznej pozostawić tylko oddziały osłonowe,
natomiast 2/3 posiadanych sił i środków skoncentrować w centrum Mandżurii, w rejonie Mukden—
Hsingking—Harbin—Mutanciang—rzeka Yalu. Z ufortyfikowanych miast mandżurskich miała być broniona
tylko 1/4, położona w rejonie granicy koreańskiej. Oddziałom osłonowym postawiono zadanie, aby przez
uporczywą obronę wykrwawiły nacierające wojska radzieckie i nie dopuściły do ich jednoczesnego wyjścia
na Nizinę Mandżurską. Dzięki temu siły główne Armii Kwantuńskiej, rozwinięte na przygotowanych
rubieżach, mogłyby wykonać przeciwuderzenia, a tym samym powstrzymać ofensywę radziecką. Z kolei, po
podciągnięciu rezerw strategicznych (wspomniane wyżej wojska wycofane z rejonu Południowo-Wschodniej
Azji), Armia Kwantuńska miała przejść do kontrofensywy, wyprzeć przeciwnika poza granicę państwową, a
nawet, lecz był to przesadny optymizm, uchwycić część jego terytorium. Uważając za mało prawdopodobne,
aby Armia Czerwona zdecydowała się na rozpoczęcie ofensywy w okresie letniej pory deszczowej (rozlewy
rzek), dowództwo japońskie określiło jej najwcześniejszy termin na wrzesień — październik 1945 roku.
Prognoza ta, jak się okazało, osłabiła tempo japońskich przygotowań obronnych.
Kryzys polityczno-militarny Japonii na przełomie 1944 i 1945 roku spowodował znaczne ożywienie
mandżurskiego ruchu narodowowyzwoleńczego, co przysporzyło Armii Kwantuńskiej wielu kłopotów.
Oddziały partyzanckie atakowały wsie i miasteczka, wzmogła się dywersja i sabotaże w wielkich miastach i
ośrodkach przemysłowych. Wysłane przeciw partyzantom wojska mandżurskie działały nieudolnie, nie
ukrywając niechęci do wszelkiego rodzaju akcji pacyfikacyjnej. Doszło do tego, że w kwietniu 1945 roku
zbuntował się mandżurski garnizon miasta Ciamusy (Jiamusi) i po zlikwidowaniu swych japońskich
dowódców przeszedł w całości w góry Małego Chinganu, zasilając działające tam oddziały partyzanckie.
* Dwie kolejne jednostki, o kryptonimach ,,Ei” i „Nami”, utworzono na terenach okupowanych Chin.
Nie ufając już swoim mandżurskiin sojusznikom, Armia Kwantuńska zmuszona była wydzielić ze swego
składu specjalne oddziały karne do zwalczania partyzantki chińskiej i przedostających się na tereny
Mandżukuo partyzantów koreańskich.
Mandżukuo z wolna, lecz nieustannie, przekształcało się z bazy wypadowej do nowej agresji w
śmiertelną pułapkę dla japońskiego okupanta.
Przed próbą sił
Jeśli dotąd rząd japoński traktował pakt o neutralności z 13 kwietnia 1941 roku jako swoisty kamuflaż,
pod osłoną którego prowadził przygotowania do napaści na ZSRR, tak obecnie, w obliczu zbliżającej się
klęski militarnej, zaczął ślepo wierzyć, że Związek Radziecki, choć główny przeciteż filar koalicji
antyfaszystowskiej, nie tylko go nie wypowie, ale będzie ściśle przestrzegał jego postanowień. A dzięki temu
Japonia, spokojna o swoje tyły, będzie mogła użyć Armii Kwantuńskiej na najbardziej zagrożonych
odcinkach frontu amerykańsko-brytyjskiego, odwlekając nie tylko termin spodziewanego desantu na wyspy
macierzyste o co najmniej 2—3 lata, ale również wyjdzie z wojny w miarę możliwości nienaruszona
terytorialnie (o ile ZSRR podejmie się roli mediatora pokojowego). Te szaleńcze nadzieje snuto wbrew
zachodzącym na arenie międzynarodowej wydarzeniom, tak jakby militaryści japońscy sądzili, że jeśli nie
pokonali swoich przeciwników na polu walki, to zdołają ich wymanewrować chytrymi posunięciami przy
stole obrad. Ale do obrad tych należało doprowadzić. W związku z tym w maju 1945 roku minister spraw
zagranicznych Japonii Sigenori Togo wystąpił z inicjatywą rozpoczęcia negocjacji w sprawie mediacji
radzieckiej między Japonią a Anglosasami na temat zakończenia wojny.
Posądzanie ZSRR o brak rozsądku politycznego dobitnie świadczyło, że rząd japoński nie widział lub
nie chciał widzieć wciąż pogarszających się stosunków dyplomatycznych między Tokio a Moskwą. Weszły
one w stan krytyczny 5 kwietnia 1945 roku, kiedy rząd radziecki wypowiedział pakt o neutralności,
motywując ten krok radykalnie zmienioną sytuacją polityczną — wojną radziecko-niemiecką i japońsko-
-amerykańsko-brytyjską oraz zobowiązaniami sojuszniczymi. Jako aktywny członek koalicji
antyfaszystowskiej ZSRR — o czym nie wiedział rząd japoński — już na konferencji teherańskiej w
listopadzie 1943 roku zobowiązał się, że przystąpi do wojny przeciw Japonii w ciągu 6 miesięcy od
zakończenia działań wojennych w Europie. Termin ten na konferencji jałtańskiej (luty 1945 roku) został
skrócony do 2—3 miesięcy od chwili kapitulacji Niemiec, a ostatecznie określony na konferencji
poczdamskiej w lipcu 1945 roku, kiedy to Józef Stalin oświadczył, że 8 sierpnia 1945 roku wojska
radzieckie będą w pełnej gotowości do działań wojennych przeciw Japonii. 26 lipca 1945 roku uczestnicy
konferencji wystosowali do rządu japońskiego ultimatum z żądaniem bezwarunkowej kapitulacji *, jednakże
pozostało ono bez odpowiedzi, gdyż Najwyższa Rada Wojenna Cesarstwa, propagując hasło narodowego
samounicestwienia, liczyła, że mediacja radziecka w sprawie zawieszenia broni mimo wszystko dojdzie do
skutku.
Rozpoczynając wojnę z Japonią Związek Radziecki poza realizacją zobowiązań sojuszniczych miał
również na celu uwolnienie się od groźby agresji japońskiej, przybliżenie zakończenia II wojny światowej
oraz udzielenie pomocy narodom Chin i Korei w ich walce o niepodległość i wyzwolenie narodowe. Aby te
cele zrealizować, rozpoczęto z końcem maja 1945 roku przegrupowanie na Daleki Wschód wojsk z Karelii,
Prus Wschodnich i Czechosłowacji. Wraz z armiami znajdującymi się już w dorzeczu Amuru utworzyły one
tzw. Siły Zbrojne Dalekiego Wschodu (dowódca marszałek Aleksander Wasilewski), które działać miały w
składzie 3 frontów: Zabajkalskiego (4 armie ogólnowojskowe, armia pancerna, armia lotnicza oraz
radziecko-mongolska grupa konno-zmechanizowana) pod dowództwem marszałka Rodiona Malinowskiego;
1 Dalekowschodniego (4 armie ogólnowojskowe, armia lotnicza, samodzielny korpus zmechanizowany,
czugujewska grupa operacyjna) pod dowództwem marszałka Kiryłła Mierieckowa; 2 Dalekowschodniego (3
armie ogólnowojskowe, armia lotnicza, samodzielny korpus piechoty oraz wojska rejonu obronnego
Kamczatki) pod dowództwem generała armii Maksima Purkajewa.
Fronty te, wykonując jednocześnie natarcia prowadzone na zbieżnych kierunkach, z Zabajkala, Kraju
Amurskiego i Kraju Nadmorskiego, miały rozbić główne siły Armii Kwantuńskiej, a następnie rozproszone
okrążyć i zniszczyć. Zadania główne wykonywały fronty — Zabajkalski i 1 Dalekowschodni, idące sobie
naprzeciw.
Rozwinięty na Zabajkalu i wzdłuż granicy mongolsko-mandżurskiej Front Zabajkalski, po sforsowaniu
* Bez podpisu Stalina, gdyż ZSRR nie był jeszcze w stanie wojny z Japonią.
gór Wielkiego Chinganu, wykonać miał główne uderzenie na Mukden i Hsingking, pomocnicze zaś na
Kałgan (Czangciakou) i Dołonnor (Duolun). Wspólnie z pozostałymi frontami miał on rozbić przeciwnika i
uniemożliwić mu wycofanie się do północnych Chin.
1 Front Dalekowschodni, rozwinięty wzdłuż granicy państwowej, między Bikinem a Władywostokiem,
miał uderzyć na zachód i wyjść na spotkanie Frontu Zabajkalskiego. Główne uderzenie przewidywano na
kierunku Mutanciang (Mudanjiang) — Kirin (Jilin), pomocnicze natomiast na Mishan oraz Tumen — Jenci
(Yanji), aby udaremnić przeciwnikowi wycofanie się do Korei północnej.
2 Front Dalekowschodni, rozwinięty nad Amurem i dolną Ussuri, otrzymał zadanie wspierania działań
obu pozostałych frontów. Główne uderzenie miało pójść wzdłuż rzeki Sungari na Ciamusy (Jiamusi) —
Harbin (Haerbin), pomocnicze natomiast z rejonu Błagowieszczeńska na Cycyhar (Qiqihaer) i z rejonu
Bikina na Żaohe (Raohe) — Paocing (Baoqing) — Poli (Boli). Wchodząca w skład tego frontu 16 armia
ogólnowojskowa (rozwinięta na Sachalinie północnym) oraz wojska kamczackiego rejonu obronnego
otrzymały zadanie obrony wybrzeża Cieśniny Tatarskiej, Sachalinu północnego i Kamczatki, aby następnie,
po rozgromieniu przeciwnika w Mandżurii, we współdziałaniu z Flotyllą Północną Oceanu Spokojnego i
pietropawłowską bazą marynarki wojennej opanować Sachalin południowy i Wyspy Kurylskie.
Łącznie przeznaczone do operacji mandżurskiej wojska radzieckie liczyły 1 557 725 żołnierzy, 26 137
dział i moździerzy, 5556 czołgów i dział pancernych oraz 3446 samolotów bojowych. W operacji tej wzięły
również udział Flota Oceanu Spokojnego oraz Amurska Flotylla Wojenna.
Współdziałająca z 1 Frontem Dalekowschodnim Flota Oceanu Spokojnego pod dowództwem admirała
Iwana Jumaszewa otrzymała następujące zadania: dezorganizować komunikacje morskie przeciwnika na
Morzu japońskim, utrudniać mu korzystanie z portów północnokoreańskich, osłaniać własne porty i Cieśninę
Tatarską przed działaniem sił morskich przeciwnika oraz uniemożliwić mu wysadzanie desantów na
własnych wybrzeżach. Już po rozpoczęciu działań wojennych Flota otrzymała dodatkowe zadanie:
opanowanie we współdziałaniu z wojskami lądowymi portów i baz morskich przeciwnika w Korei
północnej, na Sachalinie i Wyspach Kurylskich. Razem z Flotyllą Północną Oceanu Spokojnego (dowódca
wiceadmirał W. Andriejew) miała ona w swym składzie 2 krążowniki ciężkie, 1 lider (duży niszczyciel), 12
niszczycieli, 78 okrętów podwodnych, 19 dozorowców, 19 okrętów desantowych, 10 stawiaczy min, 52
trałowce, 204 kutry torpedowe, 49 ścigaczy okrętów podwodnych, kilkadziesiąt jednostek pomocniczych
oraz 1549 samolotów lotnictwa morskiego *. Współdziałanie sił marynarki wojennej z wojskami lądowymi
koordynował ludowy komisarz marynarki wojennej, admirał floty Związku Radzieckiego, Nikołaj
Kuzniecow.
Tak oto Armii Kwantuńskiej zamiast maszerować ku Bajkałowi przyszło bronić władania japońskiego
w Mandżurii i Korei północnej. Zgodnie z planem obrony strategicznej wydzieliła ona czwartą część swoich
sił do osłony granicy państwowej, natomiast ich gros zgrupowała na zachód od Kraju Nadmorskiego oraz w
rejonie Mukden—Hsingking. Pod względem operacyjnym Armia Kwantuńska (dowódca generał Otozo
Yamada) działać miała w składzie 2 frontów i samodzielnej armii ogólnowojskowej, wspieranych przez
armię lotniczą. Przewidując główne uderzenie wojsk radzieckich z Kraju Nadmorskiego na zachód Yamada
rozwinął wzdłuż granicy z nim swoje najsilniejsze zgrupowanie — wojska 1 Frontu
Wschodniomandżurskiego (2 armie ogólnowojskowe) pod dowództwem generała Seichi Kity. Głównym ich
zadaniem była osłona kierunków Mutanciang—Harbin i Hunchun—Kirin.
W rejonie Wangjemiao (Wulanhaote)—Mukden—Hsingking rozwinięto wojska 3 Frontu
Zachodniomandżurskiego (2 armie ogólnowojskowe, brygada pancerna) pod dowództwem generała Tsun
Usiroku. Broniły one granicy koreańskiej i wybrzeży Morza Żółtego, przy czym dwie dywizje piechoty
wysunięto z ich składu w kierunku granicy mongolsko-mandżurskiej.
Natomiast w głąb Mandżurii północno-zachodniej wysunięta była 4 samodzielna armia
ogólnowojskowa generała Mikio Uemury — jej 3 dywizje i 4 brygady piechoty obsadzały hailarski,
sahaliański i sunwujski rejony umocnione. Działania Armii Kwantuńskiej wspierać miała z powietrza
rozlokowana na lotniskach w rejonie Hsingkingu 2 armia lotnicza. Odwód dowódcy Armii składał się z
dywizji i brygady piechoty, brygady pancernej i brygady specjalnej (żołnierzy „straceńców”).
Z chwilą rozpoczęcia działań wojennych generałowi Yamadzie podporządkowano również wojska 17
Frontu Koreańskiego generała Kodzuki (2 armie ogólnowojskowe, armia lotnicza), wzmacniając wydatnie
prawe skrzydło ugrupowania bojowego Armii. Łącznie wojska japońskie podległe dowódcy Armii
Kwantuńskiej liczyły 443 308 żołnierzy, 1155 czołgów i dział pancernych, 5360 dział i moździerzy oraz
* We wczesnych publikacjach powojennych podawano, że w skład jej wchodziły 3 krążowniki, 18 niszczycieli, 89
okrętów podwodnych i 1547 samolotów. Reszta danych bez zmian.
około 1800 samolotów. W przypadku niepowodzenia wojska japońskie miały uporczywie bronić linii
Cinczou (Jinzhou)—Mukden—Hsingking, wycofując się w ostateczności poza linię rzeki Yalu (na teren
Korei).
Słusznie wnioskując, że główne uderzenie Armii Czerwonej nastąpi z rejonu Kraju Nadmorskiego,
dowództwo Armii Kwantuńskiej nie przypuszczało, że podobne siły mogą nacierać również z rejonu
Mongolskiej Republiki Ludowej. Tak więc lewe skrzydło ugrupowania Armii było najsłabszym ogniwem
obrony japońskiej, gdyż obsadzono tylko 2 rejony umocnione, oddalone od siebie o około 750 km w linii
prostej, kałgański i chalun-arszański. Biorąc pod uwagę bardzo trudne warunki terenowe i brak dróg w
rejonie Wielkiego Chinganu, jego przełęczy w ogóle nie obsadzono. Wojska 3 Frontu wycofano na wschód i
rozlokowano jakieś 650 km od granicy z Mongolią. Natomiast wzdłuż granicy rozwinięto marionetkowe
wojska mandżurskie (2 dywizje i 12 brygad piechoty, 2 dywizje kawalerii), wojska Mongolii Wewnętrznej (5
dywizji, 2 brygady i 4 pułki kawalerii) oraz wojska prowincji Suejjüan (6 dywizji piechoty) — razem około
438 tysięcy żołnierzy o niskiej wartości bojowej. Dowódcy Armii Kwantuńskiej podporządkowana była
również mandżurska Sungaryjska Flotylla Wojenna.
Ponadto na Sachalinie południowym i Wyspach Kurylskich stacjonowały wojska 5 Frontu, podległe
bezpośrednio japońskiemu naczelnemu dowództwu, zaś w rejonie Pekinu znajdowały się odwody Frontu
Północnego japońskiej Armii Ekspedycyjnej w Chinach (6—8 dywizji piechoty), których ewentualnie
można było użyć w Mandżurii *.
Mimo iż Japończycy zdołali zgromadzić w Mandżurii tak duże siły, przewaga wojsk radzieckich była
wyraźna. W sile żywej wynosiła ona 1,8 raza, w czołgach i działach pancernych 4,8, w artylerii lufowej 6,2 i
w lotnictwie 1,9.
Poza tym wojska japońskie, w przeciwieństwie do radzieckich, nie mogły liczyć na bardziej efektywne
wsparcie własnej floty wojennej, gdyż w sierpniu 1945 roku były to już żałosne resztki. W skład jej
wchodziło jeszcze 6 lotniskowców (z tego 5 ciężko uszkodzonych stało w portach wysp macierzystych), 1
ciężko uszkodzony okręt liniowy, 5 krążowników lekkich i szkolnych (z tego 2 ciężko uszkodzone), 42
niszczyciele (w tym 22 ciężko uszkodzone), 52 okręty podwodne (2 ciężko uszkodzone), 117 eskortowców i
dozorowców (z tego 23 ciężko uszkodzone), 4 kanonierki (w tym jedna ciężko uszkodzona), 20 ścigaczy
okrętów podwodnych (z tego 2 ciężko uszkodzone), 19 stawiaczy min (w tym 6 ciężko uszkodzonych) i 8
trałowców (3 ciężko uszkodzone). Poza tym w owym okresie nie było już żadnych szans na wykonanie w
stoczniach japońskich jakichkolwiek remontów — przeszkadzały temu zarówno codzienne naloty lotnictwa
amerykańskiego, jak i ostry deficyt rąk do pracy i materiałów konstrukcyjnych. Wątpliwe jest również, czy
nawet po wykonaniu remontów okręty mogłyby wypłynąć w morze, gdyż skończyły się już zupełnie zapasy
paliw płynnych **, zaś ostatnie rezerwy przydzielono eskortowcom i dozorowcom chroniącym wewnętrzne
linie komunikacyjne na Morzu Japońskim, Ochockim i Żółtym.
Realną siłę bojową stanowiła jedynie Sungaryjska Flotylla Wojenna. W 1941 roku w jej skład
wchodziły 4 monitory, 11 kanonierek, 15 kutrów pancernych, 27 kutrów uzbrojonych oraz kilkanaście
jednostek specjalnych i pomocniczych.
Główną bazą tyłową Flotylli był Harbin, natomiast operacyjnymi i wysuniętymi Futsin (Fujin),
Tunczian (Tongjiang) i Ciamusy.
W latach 1941—1945, w ramach wzmacniania potencjału bojowego Flotylli (w związku z planem
„Kantokuen”), wycofano ze służby, prawdopodobnie, 8 najstarszych kanonierek (z lat 1893—1907) oraz
dwa kutry patrolowe (z lat 1904—1910), włączono natomiast w jej skład siły i środki desantowe
przeznaczone w przyszłości do forsowania Amuru i Ussuri — 3 pułki tzw. strzelców marynarki (piechoty
morskiej) oraz 50 barek motorowych i 60 motorowych łodzi desantowych.
Na Sungari znajdował się również handlowy rzeczny tabor pływający, który, w razie konieczności, mógł
być wykorzystany w czasie wojny.
Wnioskując z przebiegu późniejszych działań wojennych, dowództwo Armii Kwantuńskiej w nowej
sytuacji operacyjnej, jaka powstała latem 1945 roku, nie przewidziało dla Flotylli żadnego konkretnego
zadania. Być może sądzono, kiedy cała Armia przejdzie do obrony na rubieży Cinczou—Mukden—
Hsingking, opierając swoje prawe skrzydło o górną Sungari, znajdujące się na niej okręty Flotylli zwalczać
będą przypuszalnie przeprawy wojsk radzieckich i pełnić służbę dozorową. Na razie główne siły Flotylli
* Dowództwo Armii Kwantuńskiej zmierzało również wykorzystać oddziały utworzone z japońskich
rezerwistów-przesiedleńców (ok. 100 000).
** Nieustannie bombardowane rafinerie Indii Holenderskich nie wydobywały już ropy naftowej; brakowało także
zbiornikowców do jej przewozu i jednostek eskortowych do ich osłony.
wycofano spod bezpośredniego uderzenia radzieckiego w górę rzeki, do Harbina, pozostawiając na Amurze,
Ussuri oraz w ujściu Sungari jedynie kilka kutrów patrolowych, które miały prowadzić obserwację i pełnić
służbę graniczną.
Amurska Flotylla Wojenna zdecydowanie górowała nad swoim japońsko-mandżurskim przeciwnikiem
nie tylko potencjałem bojowym, ale również przygotowaniem wojennym swoich okrętów i załóg oraz jasno
sprecyzowanym zadaniem operacyjnym. Choć, jak wiemy, przygotowania do wojny z Japonią prowadzono
we Flotylli nieprzerwanie, to jednak wzmożono je znacznie po konferencji jałtańskiej. W okresie 25 lutego
— 2 marca 1945 roku rada wojenna Flotylli przeprowadziła dwustopniowe ćwiczenie na temat:
„Współdziałanie z wojskami lądowymi w operacji zaczepnej wzdłuż przeszkody wodnej połączone z
forsowaniem umocnień nadbrzeżnych i zniszczeniem flotylli przeciwnika”, które pozwoliło wypracować
zasady współdziałania i określić braki rzutujące na jego pełną efektywność, a także rozpisać szczegółowe
zadania dla poszczególnych okrętów, zespołów i związków taktycznych.
Zorganizowana 20 maja, w 25 rocznicę reaktywowania Flotylli, na redzie chabarowskiej wielka parada
okrętów, którą przyjmował dowódca Frontu Dalekowschodniego generał armii M. Purkajew, olśniła
mieszkańców Chabarowska — ponad sto szarozielonych jednostek z podniesioną wielką galą banderową,
ustawionych w szykach marszowych, tworzyło niezapomniany widok, a oddany salut honorowy wzbudził
radosne drżenie serc. Choć wojna w Europie już się zakończyła, mieszkańcy radzieckiego Dalekiego
Wschodu uważali, że teraz oni muszą wnieść swój wkład w ogólnonarodowe zwycięstwo nad faszyzmem —
rozbić militarystów japońskich. A Flotylla powinna to ich postanowienie zrealizować.
Wkrótce miała rozpocząć się kampania wojenna i we Flotylli usuwano pospiesznie stwierdzone
niedociągnięcia, jednocześnie przygotowując środki przeprawowe, miejsca rozśrodkowania okrętów oraz
uzupełniając zapasy i środki materiałowe. W rejonie Leninskoje, około 30 km na wschód od ujścia Sungari,
utworzono główną bazę manewrową Flotylli — zbudowano tu stanowisko dowodzenia dowódcy, nabrzeża
postojowe, składy i magazyny amunicji, paliw płynnych i innych materiałów, stanowiska baterii
przeciwlotniczych i nadbrzeżnych. Utworzono ponadto 3 bazy pływające dla okrętów w rozśrodkowaniu, 4
warsztaty pływające oraz szereg pływających nabrzeży przygotowanych do holowania i szybkiego montażu
w miejscach polowych przepraw wojsk i rozśrodkowanych postojów okrętów.
Ożywiła się także praca partyjno-polityczna wśród załóg, prowadzona pod hasłem „Rozgromimy
japońskiego agresora”. Wyjaśniano cele przyszłych działań wojennych, kształtowano nastroje i postawy
patriotyczne oraz internacjonalistyczne. Ponieważ jednak przygotowania do wojny z Japonią odbywały się
skrycie, akcji tej nie prowadzono ani za pośrednictwem radia ani też prasy, a o właściwym przeciwniku
zaczęto mówić dopiero na tydzień przed rozpoczęciem działań wojennych. Wtedy przemówiły prasa i radio.
Przodowała w tej akcji gazeta codzienna Flotylli — „Krasnyj Amuriec”, która na specjalnym kutrze
uruchomiła drukarnię polową, a dla zwiadu reporterskiego dowództwo przeznaczyło nawet specjalny
samolot. Na jej łamach właśnie zabierało głos wielu marynarzy-amurców, którzy zagrzewali swoich kolegów
do jak najlepszego wykonania żołnierskiego obowiązku. Najbardziej charakterystyczną była wypowiedź
mata Mironowa: „Wiemy, że nasz przeciwnik jest chytry i podstępny. Ale nie zapomnieliśmy Cuszimy i Port
Artura, nie zapomnieliśmy interwencji japońskiej, nie zapomnieliśmy i nie darujemy ani kropli przelanej
krwi rosyjskiej. Pamięć o bohaterach Cuszimy i Port Artura, pamięć o Siergieju Łazo, Nikołaju Choroszewie
i innych nieustraszonych żołnierzach poległych z rąk oprawców japońskich wzywa nas do pomsty” *.
Dwudziestego trzeciego czerwca 1945 roku obowiązki dowódcy Flotylli objął kontradmirał Nieon
Antonow. W tym też okresie Flotylla pod względem operacyjnym została podporządkowana dowódcy 2
Frontu Dalekowschodniego. Jedynie stacjonujący na jeziorze Chanka samodzielny dywizjon kutrów
pancernych, tzw. chankajski, oddano do dyspozycji dowódcy przymorskiej grupy wojsk 1 Frontu
Dalekowschodniego.
2 Front, wykonujący główne uderzenie na Harbin (po obu brzegach Sungari), na pozostałych odcinkach
(wzdłuż dolnego Argunia, Amuru i dolnej Ussuri) prowadzić miał działania obronne aż do momentu, w
którym powstaną warunki umożliwiające przejście do ogólnego natarcia. Zrozumiałym jest więc, jak bardzo
potrzebna mu była pomoc Flotylli, zarówno w działaniach na Sungari, jak i przy forsowaniu Amuru i Ussuri.
Przekładając te potrzeby na lakoniczny i suchy język rozkazu wojskowego, zadanie, które otrzymała Flotylla
Amurska, brzmiało:
„We współdziałaniu z 2 Frontem Dalekowschodnim na kierunkach przyrzecznych wspierać wojska
* Port Artur i Cuszima — miejsca bohaterskich walk żołnierzy i marynarzy rosyjskich w okresie wojny rosyjsko-
japońskiej 1904—1905 r. S. Łazo i N. Choroszow — dowódcy oddziałów partyzanckich; polegli w walce z
interwentami japońskimi w 1920 r.
lądowe przy forsowaniu przeszkód wodnych, przede wszystkim na sahaliańskim kierunku operacyjnym oraz
w natarciu na sungaryjskim kierunku operacyjnym”.
Potencjał bojowy Flotylli gwarantował należyte wykonanie postawionego zadania, choć na skutek
spowodowanego przez wojnę opóźnienia prac wykończeniowych nie weszły jeszcze do służby 3 monitory
typu „Chasan”. W lipcu 1945 roku w skład Flotylli wchodziły: uzbrojony okręt sztabowy „Amur” (flagowy);
8 monitorów — 7 typu „Groza” („Lenin”, „Krasnyj Wostok”, „Sun Jat-sen”, „Swierdłow”,
„Dalniewostocznyj Komsomolec”, „Dzierżinskij” i „Kirow”) oraz 1 typu „Aktiwnyj” („Aktiwnyj”).
Dwa z nich — „Dzierżinskij” i „Kirow” -— znajdowały się w remoncie i w działaniach wojennych nie
wzięły udziału; 13 kanonierek — 5 typu „Buriat” („Buriat”, „Mongoł”, „Krasnaja Zwiezda”, „Krasnoje
Znamia”, „Proletarij”) oraz 8 numerowanych, przebudowanych z handlowego taboru rzecznego. Dwie z nich
— „Buriat” i „Krasnoje Znamia” — znajdowały się w remoncie i w działaniach wojennych nie wzięły
udziału; stawiacz min „Silnyj” i 6 kutrów-stawiaczy min typu „MK”; 52 kutry pancerne typu „BK”; 12
trałowców typu ,,RT”; 36 kutrów trałowych różnych typów (przebudowanych z handlowego taboru
rzecznego); 5 pływających baterii przeciwlotniczych; 9—10 gliserów (ślizgaczy) łącznikowych i
meldunkowych; 26 jednostek pomocniczych o różnym przeznaczeniu, w tym 3 kutry dozorowe oraz
stawiacz bonów i sieci zagrodowych, a także około 70 samolotów i wodnosamolotów.
Łącznie Amurska Flotylla Wojenna liczyła 169 okrętów i pomocniczych jednostek pływających. Już po
rozpoczęciu działań wojennych wzmocniono ją zmobilizowanym spośród rzecznego taboru handlowego
oddziałem transportowo-desantowym, składającym się z 19 statków towarowych (m.in. „Astrachań”,
„Groznyj”, „Donbass”, „Kokkinaki”, „Sormowo” i spełniające rolę statków szpitalnych „Cziczerin”,
„Ostrowskij”, „Kirow”, „Czernienko”) oraz 26 dużych barek, przy czym należy zaznaczyć, że liczba
zmobilizowanych jednostek w trakcie działań wojennych jeszcze wzrosła.
Pod względem organizacyjnym i taktycznym Flotyllę podzielono na cztery brygady okrętów rzecznych,
jeden samodzielny dywizjon i dwa samodzielne zespoły kutrów pancernych.
Główne siły Amurskiej Flotylli stacjonowały w Chabarowsku. W ich skład wchodziły: 1 brygada
okrętów rzecznych (dowódca kapitan 1 rangi W. Krinow) z monitorami „Lenin”, „Krasnyj Wostok” i „Sun
Jat-sen”, 1 dywizjonem trałowców rzecznych, 1 i 5 zespołami kutrów pancernych, 1 zespołem kutrów
trałowych, 1 zespołem kutrów minowych i 2 pływającymi bateriami przeciwlotniczymi; 2 brygada okrętów
rzecznych (dowódca kapitan 1 rangi L. Tankiewicz) z monitorami „Swierdłow” i „Dalniewostocznyj
Komsomolec”, 2 dywizjonem trałowców rzecznych, 2 i 3 zespołami kutrów pancernycb, 3 zespołem kutrów
trałowych i 2 pływającymi bateriami przeciwlotniczymi; 3 brygada okrętów rzecznych (dowódca kapitan 2
rangi A. Fadiejew) z 1 i 3 dywizjonami kanonierek, 4 zespołem kutrów pancernych, 4 i 7 zespołami kutrów
trałowych, stawiaczem min „Silnyj” i pływającą baterią przeciwlotniczą.
Redy Chabarowskiej strzegły 3 kutry dozorowe oraz stawiacz bonów i sieci zagrodowych.
W Błagowieszczeńsku znajdowała się zeje-burejska brygada okrętów rzecznych (dowódca kapitan 1
rangi M. Woronkow) z monitorem „Aktiwnyj”, 2 samodzielnym dywizjonem kanonierek, 3 samodzielnym
dywizjonem trałowców rzecznych, 1 i 2 samodzielnymi dywizjonami kultów pancernych, 5 zespołem
kutrów trałowych i 2 zespołem gliserów.
W Dżalindzie, powyżej ujścia Szyłki, rozlokowano sretieński samodzielny dywizjon okrętów rzecznych
(dowódca kapitan 3 rangi A. Gundorin), w którego skład wchodziły 1 i 2 zespoły kutrów pancernych i okręt-
-baza „PB-4”, od 3 lipca podporządkowany bezpośrednio dowódcy 2 armii 2 Frontu. Znany nam już
ussuryjski samodzielny zespół kutrów pancernych kapitana-lejtnanta N. Korkina stał w Bikinie, natomiast
chankajski samodzielny zespół kutrów pancernych kapitana-lejtnanta I. Chworostianowa w
Nowomichajłowce na jeziorze Chanka.
Rankiem 8 sierpnia zespoły taktyczne Flotylli rozpoczęły zajmowanie pozycji wyjściowych do operacji.
Z Dżalindy w rejon Pokrowki (u styku Argunia z Szyłką) przeszedł sretieński samodzielny dywizjon
okrętów rzecznych, wspierający natarcie 368 pułku strzelców górskich, w ujściu Zeji zgrupowała się zeje-
-burejska brygada okrętów współdziałająca z 2 armią w obronie Błagowieszczeńska. 1 i 2 brygady
skoncentrowane zostały w rejonie Leninskoje i Niżnie-Spasskoje. Przypadło im w udziale najważniejsze
zadanie — wspieranie natarcia 15 armii wzdłuż Sungari. 3 brygada wpłynęła na Ussuri, aby razem z
ussuryjskim zespołem Korkina zabezpieczyć forsowanie rzeki przez 5 samodzielny korpus strzelców.
Chankajski zespół kutrów przeszedł w rejon Turiego Rogu, aby współdziałać z wojskami 1 armii 1 Frontu.
Do Leninskoje przeniosło się także dowództwo Flotylli.
Tego samego dnia w odległej Moskwie minister spraw zagranicznych Mołotow wręczył ambasadorowi
Sato notę, w której stwierdzono, że propozycje japońskie, dotyczące mediacji radzieckiej, straciły rację bytu
ze względu na odrzucenie przez Japonię deklaracji poczdamskiej. W związku z powyższym ZSRR,
podejmując decyzję o podpisaniu powyższej deklaracji, uznał, że znajduje się w stanie wojny z Japonią
począwszy od świtu 9 września 1945 roku. Tak więc wyczekiwana od lat przez militarystów japońskich
wojna ze Związkiem Radzieckim stała się faktem.
Rozpoczęła się ona jednak w niekorzystnej dla nich sytuacji polityczno-wojskowej, w sytuacji
diametralnie różnej od wymarzonej w planie „Kantokuen”. Co więcej, Mandżuria, która zgodnie z
postanowieniami tajnej konferencji cesarskiej z 8 czerwca 1945 roku miała być ostatnim bastionem obrony
japońskiej po desancie alianckim na wyspy macierzyste, Mandżuria, z terenu której cesarz i rząd japoński,
ewakuowani z wysp, mieli kierować „ostatnią bitwą”, sama została ogarnięta płomieniern wojny, i to
płomieniem przedwczesnym w stosunku do ustaleń japońskich „planistów śmierci”. Na nic zdały się
desperackie próby „uniknięcia nieuniknionego”. Huragan, który sami wywołali, a potem nie mogli już
powstrzymać, nadciągnął...
A jednak ów końcowy akord wojny na Dalekim Wschodzie miast stanowić podsumowanie zgodnej
dotąd współpracy między wielkimi aliantami stał się przyczyną rozdźwięków między nimi, początkiem
osławionej „zimnej wojny”, której skutki dotąd odczuwamy. Tak jakby odchodzący w niesławną przeszłość
militaryzm japoński chciał w ten sposób zemścić się na mocarstwach alianckich za swoją klęskę.
Jak już wspomnieliśmy, 8 sierpnia minister Mołotow wręczył notę ambasadorowi Sato, tymczasem zaś
dwa dni wcześniej, 6 sierpnia o godzinie 8.15, amerykańska latająca superforteca ,,Enola Gay” zrzuciła na
miasto Hiroszimę bombę o niewinnej nazwie „Little Boy” *, w której materiałem wybuchowym był uran.
Świat, jak stwierdza to wielu polityków, uczonych i historyków, przekroczył wtedy próg nowej epoki
dziejowej — epoki atomowej. Spróbujmy zatem wyjaśnić, czy zrzut owej bomby z wojskowego punktu
widzenia był rzeczywiście konieczny i niezbędny?
Przede wszystkim trzeba sprostować twierdzenia niektórych polityków anglosaskich, którzy usiłują
udowodnić, iż Związek Radzkiecki przystąpił do wojny z Japonią „w ostatniej chwili”, aby jeszcze zdążyć
wziąć udział w podziale jej imperium. Nic bardziej mylącego — przecież zgodnie z przewidywaniami
strategów amerykańskich wojna ta potrwać miała co najmniej do jesieni 1946 roku, a zatem jeszcze 10 do 12
miesięcy, i zapowiedź przystąpienia do niej ZSRR wywołała żywe zadowolenie w USA i Wielkiej Brytanii
**. Jednakże w polityce Stanów Zjednoczonych, tradycyjnie zresztą antykomunistycznej, wzięły górę
ambicje hegemonistyczne — ogromny potencjał militarny, a przede wszystkim ekonomiczny, pozwalał
sądzić, iż po zwycięskim zakończeniu wojny Stany Zjednoczone będą panowały nad światem. Wobec klęski
lub znacznego osłabienia pozostałych wielkich mocarstw jedynym godnym uwagi rywalem wydał im się
teraz Związek Radziecki, opromieniony w dodatku sławą pogromcy faszyzmu hitlerowskiego.
Prezydent Truman i jego doradcy zorientowali się, prawdopodobnie w okresie konferencji
poczdamskiej, że atak radziecki na Mandżurię i rozbicie Armii Kwantuńskiej zapewnią ZSRR korzystną
przewagę. Wojska radzieckie wcześniej niż amerykańskie mogą wylądować na Wyspach Japońskich, przez
co Stany Zjednoczone znajdą się w rejonie Dalekiego Wschodu w niedogodnej sytuacji strategicznej.
Wprawdzie przyspieszyć operacji desantowych nie było można, jednakże od 16 lipca 1945 roku, po udanych
próbach z bronią atomową na pustyni Alamagordo, lotnictwo amerykańskie miało dwa egzemplarze nowej
bomby — jeden z ładunkiem uranu, drugi z ładunkiem plutonu. Prezydent Truman postanowił więc pominąć
uzgodnienia sojusznicze i na własną rękę, „już bez udziału Rosjan”, zakończyć wojnę. 24 lipca polecił
dowódcy lotnictwa wojsk lądowych zrzucić jedną z bomb na wybrany w Japonii cel w terminie ,,po 2
sierpnia, najwcześniej, jak tylko pozwolą na to warunki atmosferyczne”.
Dziewiątego sierpnia, w dniu rozpoczęcia przez Armię Czerwoną operacji mandżurskiej, następna
amerykańska superforteca zrzuciła bombę „Fat Man” ***, wypełnioną rozszczepialnym plutonem, na miasto
Nagasaki. I to już było wszystko, co uczynił prezydent Truman dla przyspieszenia końca wojny — więcej
bomb atomowych Stany Zjednoczone nie miały, zaś w Mandżurii, Chinach i Azji Południowo-Wschodniej
stacjonowały silne zgrupowania armii japońskiej, do których żadne wiadomości o skutkach bombardowań
atomowych nie dotarły i które wcale nie zamierzały kapitulować. Zresztą i na samych wyspach tragedia
Hiroszimy i Nagasaki, skrzętnie ukrywana przez władze, nie uczyniła spodziewanego wrażenia. Jak
stwierdzono w protokole specjalnej komisji alianckiej, badającej skutki bombardowań atomowych, „klęska
na Okinawie wywarła dwukrotnie większe wrażenie niż bomby atomowe”, a na „przekonanie narodu
* „Little Boy” (ang.) — mały chłopiec, chłopczyk.
** M.in. londyński „Daily Mail” pisał 7.04.1945 r., że „przystąpienie Rosji do kampanii na Wschodzie zmieni
całkowicie sytuację strategiczną, która w chwili obecnej grozi nam wielkimi stratami ludzkimi”, zaś senator
amerykański Connolly oświadczył 8.08.1945 r. na wiadomość o nocie Mołotowa: „Dzięki Bogu! Teraz to już wojna
prawie zakończona”.
*** „Fat Man” (ang.) — tłuścioch, grubasek. Jak podali później Amerykanie, zrzucono ją tylko po to, aby móc
porównać skutki wybuchu bomby „plutonowej” z bombą „uranową”, która padła na Hiroszimę.
japońskiego, że dłużej nie można prowadzić wojny, wywierały znaczny wpływ brak żywności i powszechne
niedożywienie”. „Użycie bomby atomowej było więc — jak pisze Robert Guillain — w istocie nie tylko
wyzwaniem rzuconym Japonii, wyzwaniem rzuconym rasie żółtej przez rasę białą, ale przede wszystkim
rękawicą polityczną rzuconą Związkowi Radzieckiemu”. Potwierdził to oficjalnie w 1957 roku były
sekretarz stanu USA, J. Byrnes, otwarcie oświadczając, że użycie bomby atomowej było konieczne, „aby
uczynić Rosję bardziej ustępliwą w Europie”.
Tak więc, aby faktycznie przyspieszyć kapitulację Japonii, trzeba było rozbić jej główne zgrupowania
wojsk na kontynencie azjatyckim, a przede wszystkim najsilniejsze z nich — Armię Kwantuńską.
W strugach deszczu i grzmotach błyskawic
Pora letnia nie skąpi Mandżurii ani deszczów, ani upałów. Wiejące znad południowo-wschodniego
Pacyfiku wiatry monsunowe niosą z sobą w głąb Niziny Mandżurskiej, aż do stoków Wielkiego Chinganu,
masy chłodnego i wilgotnego powietrza, które stykając się z rozgrzanym powietrzem kontynentalnym
tworzą burzliwe nawałnice. Atmosfera zdaje się wtedy być naładowana elektrycznością i parą wodną, a
każdy niewielki nawet spadek temperatury powoduje natychmiast powstawanie gęstych mgieł. Rzeki i
rzeczki gwałtownie przybierają, rozlewając szeroko, wszelkie rozpadliny terenowe stają się okresowymi
jeziorami i jeziorkami, zaś drogi gruntowe bardziej przypominają grząskie bagna aniżeli dogodne trakty
komunikacyjne. Dlatego też sztab Armii Kwatuńskiej ani przypuszczał, że dowództwo radzieckie zdecyduje
się na ofensywę w tak niedogodną dla ruchu wojsk porę roku. A jednak...
Noc z 8 na 9 sierpnia 1945 roku, tu nad Amurem i Ussuri, w niczym nie przypominała pogodnego
sierpniowego dnia. Wieczorem nadpłynęły znad Oceanu Spokojnego ciężkie, burzowe chmury i zawisły
groźnie nad sopkami * Małego Chinganu i dolinami obu rzek. Poczęło błyskać, a przybliżające się grzmoty
zwiastowały nadciągającą burzę. W końcu rozszalała się ona w całej swej grozie niczym gigantyczna
kanonada artyleryjska. A potem rozszumiał się strugami ulewy deszcz i świat wkoło utonął w
nieprzeniknionych ciemnościach.
W taką pogodę, kiedy nawet zwierz nie chce opuścić swojej kryjówki, ruszyły wojska wszystkich trzech
frontów. Najwcześniej, bo już dziesięć minut po północy, przeszły granicę bez przygotowania artyleryjskiego
(nie wykryto bowiem żadnych silnych zgrupowań przeciwnika) wojska Frontu Zabajkalskiego, zaś w
pięćdziesiąt minut później wojska 1 Frontu Dalekowschodniego przystąpiły do forsowania Ussuri, a wojska
2 Frontu zaczęły przekraczać Amur. Również bez przygotowania artyleryjskiego. O świcie lotnictwo
bombowe frontów wykonało skoncentrowane uderzenia na główne węzły komunikacyjne oraz ważne
obiekty wojskowe na tyłach japońskich. Wraz z wojskami 1 i 2 Frontu rozpoczęły działania bojowe jednostki
pierwszej, drugiej i trzeciej brygady okrętów rzecznych oraz samodzielnego chankajskiego zespołu kutrów
pancernych.
Pierwszej i drugiej brygadzie okrętów rzecznych, działającym na głównym kierunku uderzenia 2
Frontu, przypadło w pierwszym dniu operacji, wspólnie z wojskami 15 armii, opanowanie ujścia Sungari
oraz wysuniętych na wschód, aż w ostry kąt zbiegu Ussuri z Amurem, węzłów oporu — Gaitsi, Etu, Cindeli
i Fuyuan. Stanowiło to nieodzowny warunek powodzenia całej operacji na kierunku sungaryjskim. Wkrótce
okazało się, że dowództwo japońskie nie zamierzało bronić tego rejonu, wycofało stąd wojska do
futsińskiego rejonu umocnionego, postanawiając tam właśnie zablokować wejście na Sungari, natomiast
załogi czterech punktów oporu miały podjąć walki opóźniające lub po prostu nie zdążono już ich wycofać.
Przeciwko nim skierowano więc okręty 2 brygady oraz 630 pułk strzelców majora Iwanowa. Najsilniejszym
z owych węzłów oporu był Fuyuan, miasto i port leżące nie opodal lewego ramienia delty Ussuri.
O godzinie 4.20 z Niżnie-Spasskoje wyruszył zespół desantowy w składzie: kanonierka „Proletarij”
(przydzielona z 3 brygady) oraz zespół kutrów pancernych i kutrów trałowych, na pokładach których
zaokrętowano 1 batalion 630 pułku; otrzymał on zadanie zdobycia rniasta. Nieco wcześniej opuściły bazę
monitory „Dalniewostocznyj Komsomolec” (na nim znajdował się punkt dowodzenia operacją desantową) i
„Swierdłow”, dwie baterie pływające oraz zespoły kutrów pancernych i kutrów trałowych, aby zająć pozycje
ogniowe w rejonie leżącej naprzeciw Fuyuanu wyspy Malankin i wesprzeć stąd artylerią lądujące i walczące
o port i rniasto oddziały. Desant osłaniało również z powietrza kilkanaście samolotów myśliwskich.
Poburzowa nadrzeczna mgła zaczęła już opadać, kiedy o 6.55 gruchnęły 152- i 120-milimetrowe armaty
* Sopka — miejscowa nazwa wzgórza pochodzenia wulkanicznego (na terenie Mandżurii, Syberii wschodniej i
Kamczatki).
monitorów, którym zawtórowało jękliwe zawodzenie artylerii rakietowej. To przemówiły słynne
„katiusze” zamontowane na kutrach pancernych 3 zespołu. Nad umocnieniami japońskimi wzniosły się
dymy wybuchów, ale działa nieprzyjaciela milczały, jakby przyczaiły się i czekały na lądowanie desantu,
który zbliżał się już do bulwarów i nabrzeży portu. Jeszcze kilka denerwujących minut i płynąca na czele
zespołu kanonierka „Proletarij”, na której zaokrętowano 274 strzelców, podeszła do cumowania. Jej artyleria
główna, dotąd ostrzeliwująca brzeg, umilkła — celowniczowie z niepokojem wpatrzyli się w zabudowania
portowe, nie dowierzając tej dziwnej ciszy. I nagle brzeg ożył — w wysoki kadłub okrętu biły z trzaskiem
pociski japońskie, na szczęście tylko z broni ręcznej i maszynowej. Lecz cóż to za szczęście, kiedy na
odkrytych pokładach stali piechurzy gotowi już do lądowania. Więc milczący „Proletarij” znów przemówił i
do wykrytych punktów ogniowych wroga bił ze wszystkich luf — obu dział studwudziestomilimetrowych,
przeciwlotniczej siedemdziesiątkipiątki i trzech cekaemów. Pod tą osłoną drużyna bosmańska miczmana
Miedwiediewa założyła cumy i ustawiła trapy zejściowe. Miedwiediew kierował zeskakującymi na brzeg
strzelcami, pomagał wyładowywać ciężką broń i sprzęt, był wszędzie tam, gdzie wyłaniały się jakieś
problemy. I choć otrzymane znienacka uderzenie w głowę na chwilę pozbawiło go świadomości, choć po
karku sączyło się coś ciepłego i lepkiego, miczman nie zszedł na opatrunek, dopóki ostatni strzelec nie
opuścił pokładu okrętu. Wraz ze strzelcami poszła na ląd grupa korygowania ognia artylerii pod
dowództwem starszego lejtnanta Konstantina Choroszewa, który miał dokończyć rozrachunki z najeźdźcami
japońskimi, rozpoczęte w 1920 r. przez jego ojca.
Kolejno do nabrzeża podchodziły kutry pancerne i trałowe, z których zeskakiwali na brzeg strzelcy 1
batalionu. Starszy lejtnant Igor Sorniew, dowódca „Proletarija”, ostrzelał podejścia do portu, udaremniając
nieprzyjacielowi dokonanie kontrataku na lądujący desant. Wsparły go armaty i broń maszynowa kutrów —
wydawało się, że wróg został zduszony huraganowym ogniem artylerii okrętowej. Lecz Japończycy z
właściwym sobie fanatyzmem walczyli do upadłego i przepuściwszy pierwsze szeregi atakujących, strzelali
im w plecy. Co więcej, wykorzystując fakt, że kanonierka stoi przycumowana do nabrzeża, postanowili na
nią zapolować i podtoczywszy niepostrzeżenie pod osłonę stosu skrzyń armatę 75 mm otworzyli z niej ogień
na wprost. Padli rażeni odłamkami cekaemiści, ale artylerzyści „Proletarija” celnym wystrzałem ze swojej
studwudziestki udaremnili zamiary japońskie. Milczące na prawej burcie cekaemy ponownie ożyły — to ich
dowódca, starszyna 1 stopnia (bosmanmat) Roman Minajew, biegł od jednego do drugiego i strzelał z nich
na zmianę. O 7.30 batalion opanował port, a następnie ruszył do natarcia na panujące nad nim, usytuowane
na okolicznych wzgórzach, umocnienia. Aby jednak tam dotrzeć, radzieccy żołnierze musieli przedrzeć się
przez miasto. Tymczasem wróg bronił się z uporem, wykorzystując każdy zaułek, dach i piwnicę. Ukryte
grupki żołnierzy japońskich lub pojedynczy strzelcy razili nacierających znienacka, przeważnie od tyłu,
polując szczególnie zawzięcie na oficerów i gońców z meldunkami. Do likwidacji owych dokuczliwych
„gołębiarzy”, na rozkaz dowódcy operacji desantowej, kapitana 1 rangi Tankiewicza, miały pójść specjalne
grupy złożone z marynarzy wyróżniających się w polowej musztrze bojowej. Toteż kiedy sygnalista wachty
odebrał z okrętu flagowego rozkaz, nakazujący wysłanie na brzeg 15 ludzi, lejtnant Sorniew zadecydował, że
pójdą tam najlepsi z najlepszych — przodownicy wyszkolenia bojowego i politycznego. Na ich czele stanął
członek partii, starszyna 1 stopnia Nikołaj Gołubkow. Schodzącym na brzeg wciskano do rąk i kieszeni
zapasową amunicję, granaty, konserwy...
— Weźcie, przyda się wam —- zachęcano. — Do kuchni i komory amunicyjnej daleko.
— I nie przynieście wstydu amurcom — przestrzegano. — Cała Flotylla patrzy na was.
— I miej, jeden z drugim, oczy dokoła głowy — doradzano życzliwie. — Bo inaczej ubiją cię
„samuraje”.
— Bez obaw — odpowiedzieli poważnie wytypowani. — Wstydu wam nie przyniesiemy, a reszta... to
już co komu sądzone.
Odchodzących pożegnał sam dowódca. Wielu z nich oddało mu do rąk kartki z ostatnim swoim
życzeniem: „Idę w bój. Gdyby co, proszę uważać mnie za komunistę”.
Podzieliwszy się na dwie drużyny, marynarze ruszyli przez miasto. Drużynie Gołubkowa dopisywało
szczęście — zlikwidowali bez strat własnych kilku japońskich „gołębiarzy” i wkrótce dotarli do grupy
strzelców 1 batalionu, którzy zalegli na stoku wzgórza, przed ubarwionym plamami kamuflażu betonowym
bunkrem, japończycy strzelali z niego z karabinów maszynowych, prowadzili też ogień z boku, spoza
położonego nieco dalej wału ziemnego. Piechurzy znajdowali się w trudnej sytuacji — ruch do przodu był
niemożliwy z powodu owego bunkra, ruch do tyłu powstrzymywali Japończycy z wału ziemnego. Poza tym
wspierająca natarcie artyleria „Proletarija” i kutrów musiała przerwać ogień, aby z powodu niewielkich
odległości między celami a atakującymi nie razić swoich. Nic dziwnego zatem, że natarcie zatrzymało się, a
strzelcy przyduszeni ogniem kaemów wtulili się w rozpadliny terenowe. Lecz jak długo można było tak
leżeć?
Gołubkow błyskawicznie ocenił sytuację.
— No cóż, bracia-matrosy, pokażemy piechurom, jak walczą amurcy? — spytał swoich podwładnych.
— Skoczyć by warto do przodu i zarzucić go granatami. — Wskazywał ruchem głowy bunkier.
Przytaknęli, przesunęli odruchowo na bakier czapki ze wstążkami i dumnie spoglądali wkoło. Taki to
już marynarski fason, żeby, jeśli już przyjdzie umierać, umierać z fantazją. Rozpięli kurtki, by pokazać
pasiaste koszulki, w każdą dłoń ujęli po dwa granaty, pepeszki i mosiny przesunęli na plecy.
— Połundra! * — zakrzyknął, podrywając się, Gołubkow.
Odpowiedziały mu zawadiackie gwizdy. Potem już tylko szaleńczy bieg, nic, że brzęczy grad ołowiu
niczym wściekłe osy, wyrywanie zębami zawleczek, szeroki zamach i... padnij! Grzmot wybuchów i
niespokojne oczekiwanie. Lecz kaemy bunkra grają nadal. Więc następny skok i rzut. Znów wybuchy i znów
zamiast oczekiwanej ciszy ostry nienawistny terkot... Do trzeciego skoku już nie wszyscy się poderwali —
pozostał w tyle ciężko ranny starszyna 2 stopnia Demian Szmatkow i marynarz Rodion Ławruchin.
Atakujący znów pędzą do przodu, jeszcze kilkanaście metrów i mocny zamach ramienia... A bunkier jak
zaczarowany wciąż rozbłyskuje ogniem.
Gołubkow czuje dotkliwy ból w lewej nodze. Jestem ranny, myśli i nagle ogarnia go zwątpienie. Nie
dasz rady, podszeptuje rozsądek, leż i nie ruszaj się, a ocalejesz... Starszyna z trudem pokonuje ból i
paraliżujący strach. Kiedy się ma dwadzieścia lat, żal umierać... Z drugiej jednak strony jest dowódcą i wie,
co znaczy przykład osobisty. Jeśli teraz nie porwie ludzi za sobą, jeśli załamie się to wszystko stracone. Już
oni się nie podniosą, a obezwładnionych strachem wykłują bagnety kontratakujących Japończyków. Nie ma
więc co czekać! Już! Teraz!
Wyrywa zębami zawleczki ostatnich granatów i staje wyprostowany jak świeca. Oczy utkwił w
błyskające ogniem szczeliny bunkra.
— Za Ojczyznę! Naprzód! — zakrzyknął z całej mocy i mobilizując ostatnie siły skoczył do przodu.
Nie czuł rażących go pocisków. Aby tylko nie trafili w głowę i rękę, pomyślał, a potem cisnął granaty w
czarnoświetlistą czeluść.
Zapadła cisza, w którą wdarło się natychmiast gromkie „hura” nacierających strzelców. Gołubkow
uśmiechnął się, chciał powiedzieć tym chłopcom, że chętnie pobiegłby z nimi, że wszystko poszło dobrze, że
wzgórze jest nasze, ale zanim do niego dotarli, już nie żył.
Starszynie 1 stopnia Nikołajowi Gołubkowowi za powyższy czyn przyznano pośmiertnie tytuł Bohatera
Związku Radzieckiego.
Równie mężnie walczyła z przeciwnikiem druga drużyna „Proletarija”, którą dowodził członek partii,
starszyna 2 stopnia Piotr Popkow. Po rozdzieleniu się z Gołubkowem dowodzeni przez Popkowa marynarze
dotarli do rozległego placyku, przy którym stał kamienno-gliniany parterowy budynek, otoczony niskim
murem, z budką wartownika przy wejściu. Na ich widok wartownik wystrzelił. Skokami podbiegli pod mur i
uważnie przyjrzeli się podejrzanej budowli. Nie ulegało wątpliwości, że był to jakiś obiekt wojskowy, w
którym znajdowało się co najmniej kilkunastu żołnierzy, gdyż z otwartych okien huknęły strzały.
— To co, towarzyszu starszyno — gorączkował się najmłodszy z nich, dziewiętnastoletni marynarz
Nikołaj Ziemlin — wykurzymy stąd Japońców?
— Tak ci pilno zostać prawdziwym amurcem? — odparł z przekąsem Popkow, ale poczuł, że i jemu
udziela się zapał chłopaka. — Poczekaj trochę, najpierw muszę zorientować się w sytuacji...
Budynek miał dwa wejścia i kilkanaście okien, przy których na pewno tkwili Japończycy. A ich było
tylko pięciu. Czy sobie poradzą? Trzeba zaryzykować, postanowił Popkow i zaczął obmyślać jak najprostszy
plan.
Starsi marynarze, Nikołaj Patruszew i Michaił Tiurin, będą blokowali wejście do budynku, Ziemlin
bramę na podwórze, a Puzanow stanie naprzeciw ściany z samymi oknami. Ja będę jednocześnie odwodem i
grupą szturmową.
— Wykurzymy ich, ale sposobem — wyjaśnił po chwili podwładnym. — Ja tam, w środku, zrobię małe
zamieszanie, a kiedy zaczną skakać przez okna, weźmiecie ich na muszki. Tylko mi nie pudłować! —
przykazał. — A teraz na stanowiska! A gdyby co, to pamiętajcie, żeby się Flotylla ani nasz „Proletarij” nie
musieli wstydzić za nas.
— Mnie żywcem nie wezmą — oświadczył Patruszew, a Tiurin dorzucił groźnie: — Gorzko zapłacze
ten, co podniesie na mnie łapę.
* Zniekształcone angielskie „stand from under” — w żargonie marynarskim: „Baczność! Uważać! Uwaga na
niebezpieczeństwo!” Z biegiem czasu okrzyk ten stał się zawołaniem bojowym rosyjskich, a potem radzieckich
marynarzy.
Uścisnęli sobie dłonie i chyłkiem rozeszli się na wyznaczone stanowiska. Popkow zrzucił kurtkę,
poprawił czapkę i przewiesiwszy pepeszę przez pierś odbezpieczył granaty.
— Ubezpieczaj mnie — krzyknął do Ziemlina, cisnął granaty w obydwa wejścia, gwizdnął przeraźliwie
i skoczył w dym. Przebiegł sień i z palcem na spuście pepeszy wpadł do pierwszej sali. Nikogo! Całym
ciałem naparł na drzwi drugiej. Ustąpiły. Znieruchomiał na widok drobnych sylwetek w jasnozielonych
mundurach wyskakujących w popłochu przez okna. Ten moment bezruchu drogo go kosztował. Jeden z
uciekających Japończyków odwrócił się i strzelił do Popkowa. Pocisk uderzył w pierś z taką siłą, że
marynarz przyklęknął, aby nie upaść. Instynktownie pocisnął spust i pod oknami zrobiło się pusto. Za to
strzelanina rozszalała się na zewnątrz budynku.
W kierunku Patruszewa biegło kilkunastu piechurów z erkaemistą na czele. Żałował, że ma tylko
mosina, a nie pepeszę... Cisnął więc dwa granaty, ale kilku ocalałych Japończyków podbiegłszy do muru
podsadziło nań erkaemistę. Ten, nie widząc przyczajonego Patruszewa, zaczął rozglądać się dokoła, co
marynarz natychmiast wykorzystał. Wyrwał mu erkaem z rąk, trzasnął kolbą w twarz — Japończyk spadł na
ziemię — a następnie celną serią skosił znajdujących się już na murze pozostałych. Potem, niewiele myśląc,
przesadził mur i pokrywając ogniem okna budynku odszukał wzrokiem leżącego erkaemistę, a raczej jego
torbę z magazynkami. Dopadł do niej, zmienił magazynek i strzelał dalej. Kiedy zmieniał drugi, dosięgły go
kule.
Ziemlin, gorączkowo wciskający łódkę z nabojami do swego mosina, zagapił się i został zaskoczony
przez uzbrojonego w samurajską szablę oficera. Kilka wściekłych ciosów zdołał odparować, aż posypały się
drzazgi z drewnianego łoża karabinu, ale po kolejnym uderzeniu syknął z bólu, a ręka zwisła mu bezwładnie.
Japończyk krzyknął radośnie, ale śmiertelnego ciosu już nie zadał, bo Tiurin, zauważywszy
niebezpieczeństwo grożące koledze, powalił wroga celnym strzałem.
Kiedy osłabły z upływu krwi Popkow wyszedł na podwórze, walka dogasała. Jeszcze tylko kilka
wybuchów granatów, kilka wystrzałów i nareszcie dzwoniąca w uszach cisza. Nie mając sił, aby zawołać na
swoich, Popkow uśmiechnął się tylko — a jednak wykurzyli Japońców z koszar! Niestety, w walce tej
zginęli starsi marynarze Tiurin i Patruszew, a Popkow, Ziemlin i Puzanow zostali ranni.
Po południu walka w zasadzie wygasła, choć jeszcze od czasu do czasu rozlegała się gdzieniegdzie
salwa karabinowa i rwały się granaty. To zdesperowany nieprzyjaciel próbował podstępnie zadawać
zwycięzcom dodatkowe straty. To grupka poddających się żołnierzy nagle obrzuciła zbliżających się Rosjan
granatami, to znów idący do niewoli oficer rozerwał się granatem rażąc jednocześnie stojących obok
czerwonoarmistów. Strzelcy i marynarze musieli przywyknąć do takich „metod” walki i wyciągnąć wnioski
na przyszłość.
Około godziny szesnastej umocnienia japońskie, port i miasto zostały ostatecznie opanowane. Ceną
zwycięstwa było 21 zabitych i 51 rannych. Japończycy, utraciwszy około 70 zabitych, ponad 100 rannych i
150 jeńców, uszli w stronę Tunczianu.
Ulice miasta zapełniły się teraz Chińczykami i Mandżurami, którzy wymachiwali zapamiętale białymi i
czerwonymi flagami oraz chorągiewkami. To mieszkańcy Fuyuanu nie ukrywali radości, że wreszcie zostali
oswobodzeni z japońskiego jarzma. W zwartym pochodzie ruszyli do portu, gdzie przy nadbrzeżach stały
okręty Flotylli, aby na doraźnie zorganizowanym wiecu podziękować swoim wyzwolicielom oraz złożyć
hołd poległym.
Pozostawiwszy w Fuyuanie niewielki garnizon, desant ponownie załadowano na okręty. Ruszyły one
późnym popołudniem w stronę Cindeli, Etu i Gaitsi. Po drodze, w Pietrowsku, dodatkowo zaokrętowano 3
batalion 630 pułku strzelców. Kiedy 10 sierpnia jednostki radzieckie ostrzelały Gaitsi, japończycy, nie
czekając już na desant, opuścili umocnienia. W Cindeli i Etu również obyło się bez walki, gdyż
miejscowości te zostały zajęte w ciągu nocy przez oddziały rozpoznawcze 361 dywizji, które przebyły Amur
na własnych środkach przeprawowych.
Jednocześnie z 2 brygadą okrętów rzecznych rozpoczęła działania bojowe 1 brygada dowodzona przez
kapitana 1 rangi Krinowa. O świcie 9 sierpnia, jeszcze w porannej poburzowej mgle, jej okręty z 2
batalionem 394 pułku strzelców na pokładach opuściły Leninskoje, kierując się w rejon ujścia Sungari.
Około godziny 8 dotarły one do leżącej o 10 km poniżej ujścia Wyspy Tatarskiej, kontrolującej wlot na
Sungari, i wysadziły na niej desant *. W ten sposób Flotylli Sungaryjskiej zablokowano wyjście na Amur, a
tym samym Flotylla Amurska zagwarantowała sobie nie tylko swobodę manewru taktycznego i
operacyjnego, lecz również względne bezpieczeństwo konwojów rzecznych oraz organizowanych przepraw.
* Rankiem 9 sierpnia wojska 15 armii zajęły ponadto wyspy: Samarkan, Krasny Jar, Barchatny (na wsch. od
Luobei), Wielką (na płd. od Leninskoje), Ulszyn, Popow, Mosalew, Winną i Gołowińską (w rej. ujścia Biry).
Kiedy niebawem okazało się, że nieprzyjaciel wycofuje się z sungaryjskiego rejonu umocnionego na
Tunczian i Futsin, dowódca 1 brygady okrętów rzecznych otrzymał rozkaz przewiezienia i wysadzenia na
odcinku Wyspa Tatarska —- ujście Sungari oddziałów 361 dywizji strzelców oraz wsparcia jej ogniem
artylerii okrętowej w czasie ataku na Tunczian. Dywizja wylądowała na wyznaczonym odcinku, nie
napotykając oporu ze strony nieprzyjaciela — wieczorem wysadzono na brzeg trzy wzmocnione bataliony
strzeleckie, które obsadziły zorganizowany przyczółek, natomiast w ciągu nocy, wykorzystując również
środki transportowe brygady (zmobilizowane barki i holowniki) oraz dywizyjne środki przeprawowe,
główne siły dywizji i jej tyły. Rankiem, kiedy okręty brygady i oddziały rozpoznawcze dywizji podeszły pod
Tunczian, okazało się, że jeszcze wieczorem Japończycy ewakuowali miasto i port, wycofując się do
Futsinu. Żołnierzy i marynarzy radzieckich powitały tłumy rozradowanych mieszkańców miasta.
3 brygada okrętów rzecznych kapitana 2 rangi Fadiejewa współdziałała z 5 korpusem strzelców
generała Paszkowa, który wykonać miał pierwsze uderzenie pomocnicze 2 Frontu. Zadanie korpusu to, po
sforsowaniu Ussuri na odcinku Wiaziemskij— Bikin, zdobyć Dunańcżen oraz Żaohe, nacierać na Boli—
—Sansin (Yilan) w celu połączenia się z wojskami 15 armii, okrążyć wojska japońskie między rzekami
Ussuri i Sungari, aby stamtąd prowadzić natarcie na Harbin. Wspólnie z okrętami brygady wspierały
strzelców 5 korpusu kutry pancerne zespołu ussuryjskiego kapitana-lejtnanta Korkina, którego podwładni
nareszcie doczekali się swego udziału w wojnie.
Jeszcze przed świtem okręty brygady z desantem na pokładach podeszły pod leżący naprzeciw
Szeriemietiewa, u ujścia Naolihe, Dunańcżen. Dwa monitory 3 brygady, „Kirow” i „Dzierżinskij”, jak już
wiemy, znajdowały się w remoncie — musiały je zatem zastąpić w pojedynkach artyleryjskich z bateriami
nieprzyjaciela kanonierki. A i to w osłabionym składzie, gdyż kanonierkę „Proletarij” przydzielono czasowo
do 2 brygady, a z pozostałych czterech trzy były uzbrojonyini holownikami kołowymi.
Po ostrzale artyleryjskim w porcie wylądowały oddziały strzelców, które opanowały miasteczko,
odrzucając nieprzyjaciela poza rzekę Naolihe. Zorganizowana doraźnie w rejonie Wiaziemskoje przeprawa
wojsk przez Ussuri pozwoliła w końcu dnia jednostkom 5 korpusu, po zgromadzeniu odpowiednich sił,
sforsować Naolihe i wyjść na lewy skraj żaohejskiego rejonu umocnionego. Teraz okręty brygady, po
ponownym załadowaniu desantu, ruszyły w górę Ussuri, kierując się na Żaohe, centralny punkt oporu tego
rejonu obronnego.
Zespół Korkina wsparł ten atak od południa. Kiedy wieczorem opuszczali Bikin, rzeka, od portu aż do
samego ujścia w rejonie Wasiliewskoje, zatłoczona była korpuśnymi środkami przeprawowymi. Kapitan
wiedział, że po zdobyciu Żaohe tutaj zaczną przeprawiać się wojska 5 korpusu, by pomaszerować dalej, na
Baotsin (Baoqing) i Boli. Choć ogarnięty przedbitewnym niepokojem, czuł jednocześnie ogromne
zadowolenie, że lata przygotowań nie poszły na marne, że wreszcie mierzą się z podstępnym przeciwnikiem,
że wezmą odwet za wszystkie prowokacje graniczne, których ten dopuścił się na Ussuri.
Atak na Żaohe nastąpił o świcie 10 sierpnia. Impet uderzenia i huragan ognia artyleryjskiego z dział
oraz słynnych „katiusz” oszołomił Japończyków, a obawa przed okrążeniem ze strony zbliżających się od
Dunańcżen wojsk radzieckich spowodowała, że porzuciwszy zamiar uporczywej obrony pospiesznie
wycofywali się w kierunku Baotsinu. Do godziny 10 opór nieprzyjaciela został całkowicie złamany. Teraz
można było przystąpić do przeprawy na drugi brzeg rzeki — kanonierki 3 brygady przemieniły się więc z
okrętów bojowych w transportowce. W ciągu czterech dni przewiozły one na lewy brzeg Ussuri około 6000
żołnierzy, 50 dział i moździerzy, 150 samochodów oraz wiele innego sprzętu. W akcji przeprawowej
wyróżniła się kanonierka o numerze taktycznym „30”, dowodzona przez kapitana-lejtnanta Chołodariewa.
Na końcu lewego skrzydła strefy operacyjnej Flotylli — na jeziorze Chanka (Xingkaihu) — stoczył
swoją wojnę z Japończykami samodzielny zespół kutrów pancernych kapitana-lejtnanta Ilji
Chworostianowa. Była to wojna specyficzna, a specyfika ta wynikała przede wszystkim z faktu, iż jezioro
miało niewielką powierzchnię (4400 km kw.) i nie operował na nim żaden zespół marynarki wojennej wroga.
Przez północną część jeziora (odcinając jego czwartą część), a następnie wzdłuż Sungaczy, przebiegała
granica państwowa, której po stronie radzieckiej strzegł zespół kutrów patrolowych wojsk pogranicza, po
stronie mandżurskiej zaś 3 kutry strażnicze. Ze względu na ową specyfikę „wojna” na jeziorze Chanka
trwała tylko kilka godzin, w nocy z 8 na 9 sierpnia, ale działania prowadzone przez okręty Chworostianowa
nabrały od razu ostrego tempa i zakończyły się po opanowaniu wybrzeża należącego dotychczas do
przeciwnika.
Wieczorem 8 sierpnia nad jeziorem przeszła gwałtowna burza z piorunami, a później zaczął padać
ulewny deszcz. Powiał przy tym silny wiatr północno-zachodni, który wywołał na stosunkowo płytkim
akwenie (średnia głębokość do 10 m) dokuczliwą falę. Wzmagająca się ulewa i wciąż wzrastające na sile
podmuchy wiatru spowodowały, że po północy na jeziorze rozszalał się sztorm. I w tym właśnie momencie
Chworostianow otrzymał rozkaz ostrzelania japońskich umocnień granicznych i strażnic na północnym
brzegu jeziora.
Kutry z wielkim trudem wyszły poza główki wejściowe Turiego Rogu. Zalewane falą i strugami
deszczu po godzinie uporczywej walki z żywiołem osiągnęły wreszcie rejon przystani Dinbincżen
(Dangbizhep). Trudno celować w ciemności, a jeszcze trudniej, kiedy fala wznosi kuter gwałtownie w górę,
by po chwili cisnąć nim w dół, jednak artylerzyści zespołu udowodnili, że swoją specjalność opanowali „na
pięć”. Po ostrzelaniu przystani i znajdującego się tam budynku dowództwa japońskiej straży granicznej
Chworostianow poszedł wzdłuż brzegu, rażąc ogniem znajdujące się na nim strażnice i wieże obserwacyjne.
Przed świtem, kiedy wiatr nieco zelżał i fala zmalała, do zespołu Chworostianowa dołączyły kutry patrolowe
pograniczników.
Wspólnie już kontynuowali „oczyszczanie” wybrzeża nieprzyjaciela, niszcząc fortyfikacje polowe,
koszary, stację telegraficzną, składy i magazyny. W rejonie przystani Longwangmiao jednostki radzieckie
dopadły chroniące się przed sztormem 3 kutry strażnicze. Załogi ich nie przyjmując walki zbiegły na ląd, w
związku z czym kutry zatopiono ogniem z siedemdziesiątekszóstek.
Rankiem 9 sierpnia całe jezioro znalazło się we władaniu kapitana-lejtnanta Chworostianowa. Sztorm
skręcił już kark i choć silna martwa fala dawała się mocno we znaki, jednak jego kutry nie wróciły do bazy
— podjęły służbę patrolową na wodach jeziora. Dla nich już operacja mandżurska dobiegła końca.
Tego dnia ofensywa wojsk radzieckich rozwijała się pomyślnie i na pozostałych odcinkach granicy z
Mandżurią. Wojska Frontu Zabajkalskiego, po opanowaniu dżałajnor-mandżurskiego rejonu umocnionego,
wdarły się lewym skrzydłem 40 km w głąb terytorium nieprzyjaciela, w centrum — związkami pancernymi
150 km w gtąb, docierając w południe 10 sierpnia do przełęczy Wielkiego Chinganu, zaś prawym skrzydłem
55—60 km, napotykając jedynie słaby opór japońskich oddziałów osłonowych.
Wojska 1 Frontu Dalekowschodniego, którego prawe skrzydło wsparte o jezioro Chanka wspomagały,
jak wiemy, kutry pancerne zespołu chankajskiego, napotykały silny opór w rejonie hutouskiego,
pogranicznego i tungnińskiego rejonów umocnionych. Dlatego też po zaciętych walkach wdarły się w głąb
Mandżurii zaledwie na 5 do 12 km w pasie umocnień nadgranicznych oraz na 15 do 20 km między nimi.
Natarcie ich hamował ponadto górzysty, pokryty tajgą, teren, pozbawiony prawie całkowicie dróg.
Działająca na lewym skrzydle Frontu 25 armia sforsowała graniczną rzekę Tumen i przy wsparciu okrętów
Floty Oceanu Spokojnego przełamała pas fortyfikacji tumeńskiego rejonu umocnionego, wkraczając na
terytorium Korei Północnej.
Na falach Amuru
Drugie uderzenie pomocnicze 2 Frontu wykonywała częścią sił na sahaliańskim kierunku operacyjnym
2 armia generała Tieriechina, wspierana przez zeje-burejską brygadę okrętów rzecznych oraz lotnictwo 10
armii powietrznej. Pozostałe siły armii, wraz z kutrami pancernymi dywizjonu sretieńskiego kapitana 3 rangi
Gundorina, osłaniały granicę państwową od Błagowieszczeńska do Sigoutsi (Xigouzi) nad Arguniem. Aby
jednak wyjść na kierunek sahaliański, wyprowadzający wojska 2 armii na Mergen (Nunjiang) oraz
Beiancżen (Beian) — Cycyhar, należało najpierw przełamać położone naprzeciw Błagowieszczeńska i
Konstantynowki, na drugim brzegu Amuru, sahaliański i sunjujski rejony umocnione, a więc utworzyć
przyczółek, z którego można by było kontynuować natarcie. Główną rolę w organizowaniu przepraw przez
rzekę oraz przy wsparciu oddziałów armii w walkach o przyczółek i przełamaniu umocnień odegrać miała
artyleria okrętów brygady zeje-burejskiej.
Do wykonania tych zadań przystąpiono 10 sierpnia, czyli dzień wcześniej niż zaplanowano, gdyż tego
dnia właśnie zaczęło wyraźnie zarysowywać się powodzenie nacierających z zachodu jednostek Frontu
Zabajkalskiego oraz ze wschodu jednostek 1 Frontu Dalekowschodniego, i dowództwo japońskie, w obawie
przed okrążeniem, postanowiło wycofać swe wojska z rubieży górnego i średniego Amuru. Jak ustaliło
rozpoznanie, już wieczorem 9 sierpnia Japończycy rozpoczęli opuszczanie umocnionych rejonów
sahaliańskiego i sunjujskiego, dzięki czemu zeje-burejska brygada okrętów rzecznych mogła przystąpić do
opanowania przepraw przez Amur nie czekając na podejście sił głównych 2 armii. Lecz żeby uchwycić
przyczółki na prawym brzegu, należało najpierw rozpoznać walką środki i punkty ogniowe przeciwnika.
Zadaniem tym obarczono oba dywizjony kutrów pancernych lejtnantów Dworiankina i Izwiekowa.
O szarówce kutry opuściły Błagowieszczeńsk i ruszyły w stronę brzegu mandżurskiego. Odchodząca
noc pozostawiła na niebie ciemne burzowe chmury, od czasu do czasu rosiło deszczem, zaś widoczność
spadła do pół kabla. Aż dziwne było, że gdzieś tam, za tą szczelną zasłoną obłoków, wschodziło słońce.
Klęli dowódcy i sygnaliści na pomostach bojowych, klęli celowniczowie armat 76 mm zamknięci w
wieżyczkach pancernych — jak w takich warunkach wykryć i ostrzelać cele? Jedynie nawigatorzy i
obserwatorzy przeciwlotniczy zachowywali spokój — przy tak nielotnej pogodzie nie dostrzeże ich żaden
japoński Zero, a do Sahalianu tyle co rzucić kamieniem, więc nie ma obaw, trafią. Ale oto w strugach
deszczu zaciemniał brzeg przeciwnika.
— Ponad cała naprzód! — rozkazał swemu zespołowi starszy lejtnant Dworiankin.
— Ponad cała naprzód! — powtórzył w minutę później ten sygnał lejtnant Izwiekow.
O 4.30 byli już na redzie Sahalianu i wznosząc dziobami wysoką falę szli wzdłuż nadrzecznych
bulwarów. Dworiankin lornetował uważnie uśpione jeszcze miasto. Mijany właśnie budynek wyglądał na
magazyn portowy, a może... Ależ tak, to potężny schron, ze strzelnicami u wejścia. Szybko podał
współrzędne i zaraz lufa jego „siedem-szóstki” wypaliła, a głuchy grzmot poniósł się daleko nad falami. I
wtedy cisza spowijająca port i miasto rozprysła się niczym szklana bańka. To przemówiła huraganowym
ogniem artyleria japońska rozlokowana po drugiej stronie Amuru na pozycjach sahaliańskiego i sunjujskiego
rejonów umocnionych. Obserwatorzy artyleryjscy zaczęli pospiesznie określać współrzędne wykrytych
środków ogniowych przeciwnika i nanosić je na mapy. Zaraz też przekazano meldunki na stanowisko
dowodzenia brygady.
Wyostrzony słuch Dworiankina wychwycił, mimo gęstej palby własnych armat i huku rozrywających
się pocisków nieprzyjaciela, hen, w górze, nad głową, inny dźwięk, przypominający darcie naprężonego
płótna lub łoskot pędzącego po wysokim wiadukcie pociągu. Lejtnant odetchnął z ulgą — do pojedynku
ogniowego włączyła się artyleria monitora „Aktiwnyj” i kanonierek, a także działa nadbrzeżne rozwiniętego
wokół Błagowieszczeńska 101 rejonu umocnionego. Lecz Japończycy nie podjęli wymiany ognia poprzez
lustro rzeki. Skoncentrowali cały swój wysiłek na kutrach pancernych, przyjmując ich atak za początek
operacji desantowej, a nie za rozpoznanie walką. Niełatwo było jednak trafić w niską, pozbawioną niemal
nadbudówek, sylwetkę pędzącego kutra, którego burty osłonięte były „wąsami wodnymi”, czyli fontannami
wznoszonymi przez rozcinaną ostrym dziobem wodę, a deszczowa pogoda utrudniała widoczność. Dlatego
też skuteczność tego ostrzału była niewielka. W ciągu półgodzinnej walki trafiony został zaledwie jeden z
kutrów, a i to niegroźnie.
Określiwszy pozycje środków ogniowych przeciwnika Dworiankin uznał zadanie za wykonane i
zarządził powrót do Błagowieszczeńska. Zawracali kolejno, szykiem torowym, posyłając ostatnie pociski w
stronę kąśliwego brzegu.
A sytuacja taktyczna zdawała się sprzyjać zamiarom generała Tieriechina. Wkrótce bowiem zwiadowcy
donieśli, że atak kutrów na Sahalian musiał przekonać Japończyków, iż wojska radzieckie rozpoczęły
forsowanie Amuru, gdyż zaczęli oni wycofywać swój garnizon z miasta, przy okazji podpalając składy z
amunicją i paliwem, magazyny, a nawet domy mieszkalne. W tej sytuacji dowódca 2 armii nakazał
znajdującym się w Błagowieszczeńsku oddziałom, aby przy wsparciu okrętów brygady zeje-burejskiej i
artylerii nadbrzeżnej rozpoczęły forsowanie rzeki i lądowały bezpośrednio na przystaniach i bulwarach
nadrzecznych Sahalianu. Zabrano się do wykonania tego zadania i jeszcze przed południem w porcie
wylądowało kilka desantów armijnych i marynarskich, które bez przeciwdziałania ze strony nieprzyjaciela
zajęły miasto. W porcie zdobyczą wojenną marynarzy stał się duży parowiec „Szao Tsin” oraz 16 kutrów
patrolowych porzuconych przez załogi, a także kilka magazynów z wyposażeniem okrętowym, których
wycofujący się Japończycy nie zdążyli zniszczyć.
Wkrótce port zapełnił się mieszkańcami Sahalianu, którzy przyszli tu podziękować swoim
wyzwolicielom. Przemówił do nich, stojąc na szoferce samochodu, kapitan 1 rangi Woronkow, dowódca
zeje-burejskiej brygady okrętów rzecznych. Wystąpienie jego tłumaczył „na gorąco” jeden z mieszkańców
miasta, dobrze znający język rosyjski. Słowa Woronkowa o tym, że Armia Czerwona wkroczyła do
Sahalianu nie jako zdobywca, lecz jako przyjaciel, aby dopomóc Chińczykom i Mandżurom zrzucić jarzmo
japońskie, przyjęte zostały burzliwymi owacjami i okrzykatni o międzynarodowej solidarności wszystkich
ludzi pracy.
Mityng trwał krótko — okręty brygady spieszyły do Błagowieszczeńska, aby po uzupełnieniu paliwa i
amunicji zrealizować następne zadanie. Trzeba było uchwycić kolejny przyczółek i jak najszybciej
uruchomić przeprawy armijne — wycofujących się Japończyków należało bowiem dogonić i rozbić. Do
Błagowieszczeńska ściągano więc cały zmobilizowany transport kołowy i wszystkie środki pływające
Żeglugi Górnoamurskiej.
Na pierwszy ogień poszło znów sześć pracowitych kutrów Dworiankina i Izwiekowa. Załadowawszy na
pokłady strzelców z 256 samodzielnego batalionu opuściły one późnym popołudniem Błagowieszczeńsk i
ruszyły w dół Amuru. Celem wyprawy był leżący 35 km poniżej Sahalianu Ajguń (Aihuicun), planowany
jako drugi przyczółek na brzegu mandżurskim. Dworiankin przygotowany był na zacięty opór
nieprzyjaciela, ale los mu sprzyjał, jakby chociaż częściowo chciał zrekompensować ogrom zadań
nałożonych na kutry oraz ulżyć ich nieludzko zmordowanym załogom. Japończycy wycofali się nie
podejimując walki. Strzelcy wylądowali więc w Ajguniu o godzinie 17.00 i bez przeszkód zajęli miasto, zaś
kutry zawróciły do bazy, aby przewieźć kolejny desant, który wysadzony na brzegu między Ajguniem i
miasteczkiem Cike (Xunke) do końca dnia zajął wieś Hadaian, leżącą naprzeciw Konstantynowki, i
stworzył podstawę wyjściową trzeciego przyczółka. Rankiem 11 sierpnia zespół kutrów pancernych
starszego lejtnanta Bojki wysadził kolejny desant w pobliżu Hadaian i do wieczora Cike było opanowane.
Tak oto wykonano zadanie uchwycenia trzeciego przyczółka.
W tym czasie skomplikowała się jednak sytuacja na drugim przyczółku. Umocniwszy się w Ajguniu
256 batalion strzelców wieczorem 10 sierpnia przystąpił do rozszerzenia przyczółka, ale wkrótce ruch jego
został wstrzymany. Za rzeczką Gunbielahe, niemal tuż za granicami miasta, znajdowały się umocnienia
japońskiego punktu oporu Liantsiatun (Xigangzi), obejmujące ponad 40 bunkrów z artylerią kalibru do 105
mm, obsadzone prawdopodobnie przez pułk piechoty. Podchodzący do rzeki 256 batalion przyjęty został
silnym ogniem artyleryjskim i musiał przejść do obrony. Pozbawieni własnej artylerii żołnierze nie mogli
szturmować japońskich umocnień i zażądali pomocy, a tymczasem szachowali nieprzyjaciela, który mimo
przewagi liczebnej nie kontratakował, ograniczając się jedynie do napadów ogniowych. Ten stan pozornego
bezruchu utrzymywał się aż do wieczora 12 sierpnia. O godzinie 16.00 nadszedł pod Ajguń zespół okrętów
Flotylli w składzie: monitor „Aktiwnyj”, kanonierka „Krasnaja Zwiezda” i 4 kutry pancerne, pod
dowództwem kapitana-lejtnanta Kotcewa (dowódca monitora), i otworzył ogień do wskazanych przez
batalion celów. Ostrzał, choć prowadzony metodycznie, nie zadał Japończykom spodziewanych strat —
pozycje ich znajdowały się tak daleko od rzeki, że strzelać skutecznie mogły jedynie monitor i kanonierka, a
i to przy maksymalnych kątach podniesienia luf. Pojedynek ogniowy z radzieckimi jednostkami podjęła
tylko bateria 105 mm, która prędko została zniszczona, natomiast pozostałe baterie, mające mniejszą
donośność, milczały i nie zostały wykryte. Udaremniały one wszelkie próby przejścia batalionu do natarcia.
Kotcew, chcąc wykorzystać „katiusze” znajdujące się na kutrach pancernych, rozkazał wpłynąć tym
jednostkom na Gunbielahe, podejść pod same umocnienia i ostrzelać je. Kiedy kutry dotarły do ujścia rzeki,
okazało się, że jest ona zbyt płytka — okręty zaczęły siadać na mieliznach — i z wykorzystania artylerii
rakietowej trzeba było zrezygnować.
W tej zdawałoby się beznadziejnej sytuacji znalazło się jednak wyjście. Ruszyła już sahaliańska
przeprawa wojsk i nocą z 12 na 13 sierpnia pod Liantsiatun podeszły: 43 brygada czołgów, pułk moździerzy
oraz batalion piechoty zmotoryzowanej, które wieczorem 13 sierpnia zdobyły szturmem pozycje japońskie.
Tak więc dzięki wytężonemu wsparciu zeje-burejskiej brygady okrętów rzecznych w ciągu 3 dni opanowano
trzy przyczółki, na które można już było przerzucać wojska 2 armii.
Nie próżnował w tych dniach i sretieński samodzielny dywizjon okrętów rzecznych, który miał
współdziałać z wojskami prawego skrzydła 2 armii. Generał Tieriechin, choć mocno zaangażowany na
sahaliańskim kierunku operacyjnym, nie zamierzał tkwić biernie swoim prawym skrzydłem poza Amurem,
lecz postanowił bronić granicy aktywnie, poprzez likwidowanie japońskich posterunków oraz niszczenie
umocnionych punktów oporu. W akcjach tych wielce przydatne okazały się kutry pancerne z zespołów
kapitana-lejtnanta Michajłowa i lejtnanta Kornienki. Oba zespoły opuściły Pokrowkę nocą z 9 na 10 sierpnia
i popłynęły na zachód, w rejon splotu Szyłki z Arguniem.
Cztery kutry Kornienki pod osłoną ciemności zaatakowały strażnicę w położonym nad Arguniem
osiedlu Elehehada. Po ostrzale z dział nieprzyjaciel opuścił ją w popłochu, pozostawił jednak w budynkach
osiedla grupki żołnierzy-straceńców, którzy sprawili wiele kłopotu marynarzom. Walka z owymi
desperatami trwała aż do świtu, po czym kutry, załadowawszy na pokłady żołnierzy desantu, powróciły do
Pokrowki.
Zespół Michajłowa dopłynął do strażnicy we wsi Luoguhe, w ujściu Argunia, dopiero o świcie.
Znajdujący się na pokładach kutrów desant marynarski wzmocniony został żołnierzami wojsk pogranicza —
łącznie reprezentował siłę co najmniej kompanii — dlatego też Michajłow przyjął inną taktykę. Wysadzeni
na ląd żołnierze okrążyli strażnicę, a z kutrów oddano kilka wystrzałów ostrzegawczych. W tej sytuacji
mandżursko-japońska załoga złożyła broń. Potem już, po dołączeniu kutrów Kornienki, oba zespoły ruszyły
w dół Amuru, zdobyły strażnicę w Natsinhada oraz zlikwidowały posterunki graniczne pomiędzy Natsinhada
a Mohe.
Mohe, silnie ufortyfikowany punkt oporu i ważny węzeł drogowy, opanowany został 11 sierpnia w
wyniku kombinowanej operacji desantowej. Pierwszy rzut desantu, składający się z marynarzy oraz
żołnierzy 74 pułku ochrony pogranicza, załadowano na kutry Kornienki oraz okręt-bazę „PB-4” i wysadzono
powyżej Mohe. Ruszył on na miasto od zachodu pod osłoną lotnictwa myśliwskiego. Z kolei przystąpił do
działań zespół Michajłowa. Jego kutry pancerne przeszły na pełnej prędkości wzdłuż przystani, ostrzeliwując
miejskie umocnienia z dział i karabinów maszynowych, po czym oba zespoły zawinęły do leżącego po
drugiej stronie Amuru Ignaszina, gdzie wzięły na pokłady desant z 368 pułku strzelców górskich i wysadziły
go w rejonie przystani Mohe. Rozgorzała zacięta walka o miasto bronione przez regularne oddziały
japońskie i mandżurskie oraz uzbrojonych rezerwistów-osadników. Pod wieczór garnizon japoński opuścił
Mohe i wycofał się w góry. Na opanowanym nadbrzeżu marynarze z kutrów ustawili prowizoryczny maszt,
na którym starszyna 1 stopnia Siergiej Kuraksin podniósł banderę wojenną Flotylli — biało-błękitną, z
czerwonym sierpem i młotem oraz czerwoną pięcioramienną gwiazdą z Orderem Czerwonego Sztandaru
pośrodku. Od 12 sierpnia, w związku z oddaleniem się frontu od Argunia i górnego Amuru, sretieński
dywizjon okrętów rzecznych zakończył działania bojowe w wojnie z Japonią.
Tymczasem na prawym brzegu Amuru, na opanowanych już przyczółkach, zawrzała wytężona praca —
dalsze losy operacji cycyharskiej zależały przecież od tego, jak szybko na te przyczółki zostaną przerzucone
główne siły 2 armii. Wobec wielkiego zapotrzebowania na środki przeprawowe i niedostatku etatowych
środków armijnych szczególna rola znów miała przypaść brygadzie zeje-burejskiej. Jej okręty, podobnie jak
jednostki 3 brygady, musiały spełniać, przynajmniej w początkowym okresie, rolę transportowców.
Rozpoczęły więc okręty Woronkowa monotonną żeglugę pomiędzy dwoma brzegami rzeki, tnąc nurt Amuru
tam i z powrotem na podobieństwo ogromnego wahadła odmierzającego czas w zegarze operacji
cycyharskiej. Z każdym takim wahnięciem przybywało godzin i żołnierzy 2 armii na prawym brzegu.
Zorganizowano dwie główne przeprawy — sahaliańską, którą kierował major Rylski (łączyła
Błagowieszczeńsk z Sahalianem i Ajguniem), oraz położoną 110 km poniżej Błagowieszczeńska przeprawę
konstantynowską (łączyła wioskę Konstantynowka ze wsią Hadaian), którą kierował major Gurkin. Wkrótce
środki przeprawowe wzmocniono zmobilizowanym taborem pływającym Żeglugi Górnoamurskiej —
holownikami, statkami towarowymi i barkami. Ich właściwym działaniem sterował kierownik służby
wojenno-transportowej tego przedsiębiorstwa — kapitan 3 rangi Marennikow. Od 10 sierpnia do 1 września
okręty brygady i przydzielone do niej środki przeprawowe przewiozły z Błagowieszczeńska na drugi brzeg
22 845 żołnierzy, 1574 konie i 847 wozów, 161 czołgów i 116 samochodów pancernych oraz 1459
samochodów, 429 dział i moździerzy oraz ponad 4000 ton materiałów wojennych.
W dwa dni później rozpoczęła pracę przeprawa w Konstantynowce. Początkowo wojska i sprzęt
przeprawiane były przez 2 kanonierki, 2 trałowce rzeczne i 6 kutrów pancernych, w następnych dniach
wsparły je w działaniu holowniki i barki Żeglugi Górnoamurskiej, kierowane przez kapitana żeglugi rzecznej
Bogodajkę. Warunki załadunku i wyładunku były tu dużo trudniejsze niż na przeprawie sahaliańskiej, gdyż
odbywały się na nie przygotowanych wcześniej do takiej operacji brzegach, brzegach rozmytych przez
ulewne deszcze i przybór wód. Pływające przystanie i mola po kilkakrotnym wyładunku tonęły wprost w
błocie, co utrudniało również cumowanie okrętom i statkom. Najwięcej kłopotów przysporzyło marynarzom
przetransportowanie na ląd czołgów, dział pancernych i armat. Kiedy zawiodły inne sposoby, załogi z 2
dywizjonu kutrów pancernych kapitana-lejtnanta Bunina zestawili parami zacumowane burta w burtę kutry,
położyli drewniane platformy, a na nich ustawili czołgi i armaty. Kutry zamieniły się w promy samobieżne-
-katamarany, ale zadanie zostało wykonane ku zadowoleniu pancerniaków i artylerzystów. Łącznie do 1
września, dzięki przeprawie konstantynowskiej, przerzucono na drugi brzeg Amuru 64 891 żołnierzy, 4933
konie i 2213 wozów taborowych, 488 czołgów i 3800 samochodów, 460 dział i moździerzy oraz 14 330 ton
różnych materiałów wojennych (w tym 3000 ton amunicji i ponad tysiąc ton materiałów pędnych i smarów).
Wydajna praca obu przepraw pozwoliła wojskom 2 armii zrealizować postawione przez dowództwo
Frontu zadanie operacyjne — nacierać na Cycyhar, aby odciąć 4 samodzielną armię generała Uemury od sił
głównych Armii Kwantuńskiej.
Znów na falach Sungari
Kiedy 15 armia rozpoczęła właściwe natarcie na sungaryjskim kierunku operacyjnym, sytuacja
militarna Japonii była już krytyczna. 10 sierpnia wypowiedziała jej wojnę Mongolska Republika Ludowa,
której 25-tysięczna armia (4 dywizje kawalerii, brygada pancerna, pułk czołgów i pułk artylerii) weszła w
skład Frontu Zabajkalskiego, natomiast 11 sierpnia rozpoczęła działania bojowe w Chinach północnych 8
armia ludowowyzwoleńcza, zaś w Chinach środkowych tzw. nowa 4 armia. Tego też dnia radziecka 2 armia
przeszła do natarcia na kierunku cycyharskim, a 56 korpus 16 armii rozpoczął wyzwalanie Sachalinu
południowego.
Impet ofensywy radzieckiej zaskoczył najbliższe otoczenie cesarza Hirohito. Strażnik pieczęci markiz
Kido przekonuje cesarza, że jedynym wyjściem z sytuacji jest przyjęcie warunków deklaracji poczdamskiej i
zakończenie wojny. Decyzja w tej sprawie zapadła na posiedzeniu najwyższej rady wojennej w dniu 10
sierpnia. Hirohito, wobec sprzecznych zdań członków rady, przygnębiony dodatkowo wieściami o tragedii
mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki, poleca, aby Ministerstwo Spraw Zagranicznych powiadomiło aliantów
o przyjęciu przez Japonię deklaracji poczdamskiej, co właściwie oznacza zgodę na kapitulację. Ale choć 12
sierpnia otrzymano aliancką odpowiedź wraz z warunkami kapitulacji, choć 15 sierpnia po południu cesarz
wygłosił w tej sprawie orędzie do narodu, działania wojenne trwać miały do 2 września, do dnia, w którym
podpisano umowę kapitulacyjną. Tak silna była opozycja wśród kierowniczych kół wojskowych
zamierzających kontynuować wojnę aż do samounicestwienia narodu i państwa. W Tokio doszło nawet na
tym tle, w nocy z 14 na 15 sierpnia, do buntu części garnizonu i gwardii, do buntu, którego celem było
udaremnienie cesarzowi wygłoszenia owego orędzia. Działania wojenne trwały więc nadal, a poszczególne
zgrupowania wojsk japońskich trzeba było zmuszać do kapitulacji siłą.
Po opanowaniu ujścia Sungari wojska 15 armii kontynuowały natarcie na Harbin wzdłuż obu brzegów
rzeki — prawym nacierała 361 dywizja strzelców i 171 brygada pancerna, lewym — 34 dywizja strzelców.
Rozmyte przez deszcze i powodzie drogi nadrzeczne utrudniały posuwanie się do przodu, w związku z czym
wzrosła znów rola Flotylli Amurskiej. Jej 1 brygada okrętów rzecznych musiała wziąć na pokłady
pododdziały wojsk lądowych i płynąc z nimii jako awangarda nacierającej armii likwidować napotykane
punkty i rejony oporu nieprzyjaciela.
Pierwszym z nich, rozciągającym się w pasie nadrzecznym (za Tunczianem i ujściem Sungari) na
długości około 30 km i głębokości do 12 km, był futsiński rejon umocniony z portem i miastem Futsin jako
centrum. Jego umocnienia obejmowały ponad 150 schronów bojowych i stanowisk ogniowych z artylerią
kalibru do 75 mm. Dowódca 15 armii, generał Mamonow, postanowił opanować ten rejon jednoczesnym
uderzeniem od strony lądu i rzeki i powierzył to zadanie oddziałom 361 dywizji strzelców, 171 brygadzie
pancernej oraz okrętom 1 brygady.
Kapitan 1 rangi Krinow otrzymał 10 sierpnia polecenie przewiezienia, jako desantu, dwóch batalionów i
kompanii szturmowej 364 pułku strzelców, które wysadzone na przystani w Futsinie, współdziałając z
nacierającymi wzdłuż prawego brzegu rzeki czołgami i innymi oddziałami strzelców oraz przy wsparciu
artylerii okrętowej, miały opanować port i miasto. Ponieważ nurt Sungari, stanowiący wewnętrzne wody
Mandżukuo, nie był znany nawigatorom brygady, należało przy pływaniu po tej rzece zachować wyjątkową
ostrożność. Odstępujący nieprzyjaciel mógł nie tylko zniszczyć latarnie nadbrzeżne oraz oznakowania stałe i
pływające torów wodnych, płycizn i mielizn, ale nawet ustawić oznakowania fałszywe lub, co gorsza,
zaminować całe koryto lub też niektóre odcinki rzeki. Przedsięwzięcia te były w stanie opóźnić znacznie
tempo operacji, a nawet sparaliżować całkowicie ruch na Sungari, gdyż przywrócenie jej żeglowności
wymagałoby żmudnych i czasochłonnych prac hydrograficznych oraz rozminowujących, nie mówiąc już o
poniesionych stratach w ludziach i sprzęcie.
Dlatego też Krinow wydzielił spośród okrętów swojej brygady specjalny zespół dozorowo-
-rozpoznawczy, w skład którego wchodziło 6 kutrów trałowych i 3 pancerne, osłaniany przez monitor „Sun
Jat-sen”. Dowodzony przez kapitana 3 rangi Wiktora Kornera (dowódca monitora) zespół posuwać się miał
w odległości 30 kabli * przed pozostałymi jednostkami brygady i rozpoznawać rzekę pod względem
nawigacyjnym oraz minowym. Zespół główny, którym dowodził sam Krinow, składał się z monitorów
„Lenin” i „Krasnyj Wostok” oraz 3 kutrów pancernych — on to miał przeprowadzić właściwą operację.
Po południu rozpoczął się załadunek desantu i pokłady zaroiły się od piaskowozielonych mundurów
strzeleckich. Goście z podziwem oglądali potężne wieże pancerne monitorów, z długimi lufami 120-
-milimetrowych armat morskich, wysokie i rozczłonkowane pomosty dowodzenia, kolorowe barwy kodu
flagowego. Podobała im się owa inność otaczającego ich świata, zamknięta w ograniczonych wymiarach
okrętu wojennego, zuchowatość i pewność siebie marynarzy, prawdę mówiąc była ona trochę na pokaz, oraz
wspaniałość ceremoniału morskiego. Dla załóg okrętów byli to goście nieco uciążliwi. Ponieważ brakowało
pomieszczeń, w których można by ich ulokować, zajęli miejsca na pokładach i nadbudówkach, ograniczając
swobodę poruszania się i wprawiając w zakłopotanie odpowiedzialnych za stateczność i niezatapialność
mechaników okrętowych. I nic dziwnego, gdyż każdy monitor przyjął na siebie w sumie około 40 ton
dodatkowego ciężaru, przez co i tak niskie burty okrętów zanurzyły się jeszcze bardziej. A co gorsza, ciężar
ten ulokowany został dość wysoko, przez co przesunęły się w górę środki ciężkości i zmniejszyły wysokości
metacentryczne **, zagrażając wywrotką w razie nagłych przechyłów. Na szczęście Sungari to nie Pacyfik i
groźnych, wywołanych przez tajfuny, fal tam nie ma, ale mimo wszystko należało unikać gwałtownych
zwrotów i nadmiernych prędkości. W końcu załadunek zakończono, o godzinie 16.10 okręty odcumowały
* 30 kabli = 5,5 km; w niektórych opracowaniach podano 15 km, co zdaniem autora byłoby nieuzasadnione.
** Odległość między środkiem ciężkości okrętu a metacentrum (punktem przecięcia linii działania siły wyporu z
osią symetrii okrętu), charakteryzująca zdolność powracania okrętu do położenia równowagi po gwałtownych
wychyleniach.
i ruszyły w górę rzeki.
Posuwały się wolno — do Futsinu nie było więcej jak 70 km, lecz dowódca 1 brygady okrętów
rzecznych chciał mieć niezbędną rezerwę czasu na wypadek nie przewidzianych przeszkód nawigacyjnych
czy pól minowych. Zmuszały go do tego również wspomniane wyżej ograniczenia spowodowane
przeładowaniem jednostek.
Dowódca zespołu dozorowo-rozpoznawczego kapitan 3 rangi Korner, czuwający na pomoście
dowodzenia monitora „Sun Jat-sen”, mógł być zadowolony z napływających meldunków. Idące na czele
szyku kutry trałowe nie wykryły dotąd, choć okręty przebyły już połowę drogi, ani jednej miny, żaden też ze
znaków nawigacyjnych, wytyczających tor wodny, nie został usunięty — widać nieprzyjaciel cofał się w
popłochu i nie pomyślał o takich niespodziankach. „Sun Jat-senowi” po raz drugi już przyszło składać
„wizytę bojową” w Futsinie.
Do rufowej wieży artylerii głównej monitora zaszedł wysoki, muskularny miczman, o przyprószonych
siwizną skroniach, szef artylerzystów.
— Co tu, chłopcy, słychać? — zagadnął. — Nie macie stracha?
— Strach nas się nie ima, towarzyszu miczmanie — odpalił rezolutnie smagły, czarnowłosy dowódca
Dubrowin. — O ile mnie pamięć nie myli, to przygarnął go do siebie Kriukow...
Kanonierzy Dubrowina roześmieli się głośno. Kriukow był bowiem dowódcą wieży dziobowej i
odwiecznym rywalem Dubrowina we wszystkich ostrych strzelaniach. Uśmiechnął się i szef.
— To dobrze, że macie humor — oświadczył pogodnie i zerknąwszy przez szczelinę obserwacyjną
westchnął: — I znów przyszło nam walczyć na Sungari, i to o ten przeklęty Futsin...
Zwrócili ku niemu twarze, przypominając sobie, że właśnie szesnaście lat temu, w czasie konfliktu o
kolej wschodniochińską, szef jako młody artylerzysta brał udział, tu, na „Sun Jat-senie”, w walkach z
Chińczykami. Może więc opowie coś interesującego, zawsze warto posłuchać takich wspomnień.
— A powiedzcie, towarzyszu miczmanie — zachęcił go gadatliwy kanonier Bołdin — co wam
najbardziej utkwiło w pamięci z tych walk? Co pamiętacie po latach?
— To, że było diabelnie zimno — wyznał szczerze miczman. — Samego mrozu to chyba tylko z
dziesięć, najwyżej jedenaście stopni, ale wiał tak silny wiatr, że wprost wpychał ten mróz pod skórę. Zresztą
był to już koniec października, kra płynęła rzeką, a na pokładzie można było się ślizgać. Nie to co teraz,
pogoda plażowa — mruknął pogardliwie. — A my, choć dobrze rozgrzani pod Tunczianem, wtedy nosił on
nazwę Lahasusu — wyjaśnił — gdzie zatopiliśmy dwie kanonierki i zdemolowaliśmy baterię pływającą,
trzęśliśmy się z zimna i denerwowaliśmy, żeby ktoś nie pomyślał, że to ze strachu... Trałowce szły w
przodzie, tak jak teraz, a my w ich osłonie. Trzeba było uważnie manewrować, aby ominąć statki zatopione
na torze wodnym. O świcie weszliśmy na redę Fugdinu, bo tak się wtedy mówiło na ten Futsin, i chyba już
po szóstej razem z „Krasnym Wostokiem” i lotnictwem rozpoczęliśmy bombardowanie portu oraz baterii
nadbrzeżnych...
— A były tu jakieś okręty chińskie? — zainteresował się Dubrowin.
— Były. Te, które uszły nam z Lahasusu. Chyba monitor i ze trzy kanonierki. Ale strzelały marnie. A
my zwijaliśmy się jak w ukropie. Choć był mróz, to pamiętam, że kiedy nasza wieża przeszła na ogień
ciągły, pot lał się ze mnie strumieniami. Pracowałem jak automat. Pocisk i ładunek prochowy, pocisk i
ładunek... A dowódca wieży jeszcze poganiał. Początkowo to myślałem, że od tego huku czaszka mi pęknie,
ale potem słyszałem już tylko dzwonienie w uszach. Lecz nasz trud nie poszedł na marne. Szybko
załatwiliśmy te okręty i wzięliśmy się do baterii. Desant nadszedł koło południa, a z nim monitory ,,Lenin” i
„Swierdłow”. Wtedy podzieliliśmy się. Dwa strzelały do baterii, dwa wspierały żołnierzy desantu. Ale sam
Futsin opanowaliśmy dopiero nad ranem. Całą noc bili się nasi strzelcy, nim wykurzyli z miasta tych
militarystów.
— Myślicie, że z Japońcem pójdzie nam łatwiej? — Dubrowin chciał wysondować szefa.
— Myślę, że jeśli każdy z was przyłoży się do swojej roboty jak należy, to możemy być spokojni o
wynik walki — odparł miczman. — Mam nadzieję, że nie zawiedziecie — dodał z przekonaniem.
— My? — obruszyli się kanonierzy.
— U nas wszyscy komsomolcy — oświadczył Bołdin. — My nie zawiedziemy!
— To dobrze — szef krótko skwitował tę wypowiedź. — A teraz pójdę do Kriukowa, zobaczę, czy nie
podrzuciliście mu tego stracha — zażartował, uśmiechając się do Dubrowina.
Po zapadnięciu ciemności zespół główny brygady stanął na kotwicach — Krinow wolał nie dowierzać
nie znanym wodom, wiedząc, że od jego okrętów zależy sukces całego przedsięwzięcia — natomiast zespół
dozorowo-rozpoznawczy zwolnił jeszcze bardziej obroty śrub i kontynuował marsz ku Futsinowi. Przez całą
noc kutry trałowe przeszukiwały dojścia do redy i samą redę, lecz nigdzie min nie wykryto — Japończycy
nie zdążyli ich postawić. Okręty Krinowa mogły więc bez przeszkód podchodzić do miejsc lądowania
desantu. Nad ranem kompanię szturmową przeładowano z monitorów na kutry pancerne. One pierwsze
miały wedrzeć się do portu, a kompania szturmowa otrzymała zadanie opanowania i utrzymania przyczółka,
na który zamierzano wysadzić 3 batalion 364 pułku strzelców.
Wraz ze świtem kutry pancerne ruszyły ku futsińskiej przystani. Pod osłoną ognia z dział i cekaemów,
na pełnej prędkości, podeszły do nabrzeża — nim rzucono cumy, już z burt ich zaczęli zeskakiwać żołnierze
kompanii szturmowej. Japończycy, którzy rozpoczęli ostrzeliwanie kutrów już na podejściu do portu,
wzmogli teraz siłę ognia. W lądujący desant biła nie tylko artyleria, ale również moździerze i broń
maszynowa z bunkrów rozmieszczonych wzdłuż brzegu i przystani. Ta lawina stali przydusiła kompanię do
ziemi. Nie było innego wyjścia, należało natychmiast zmusić do milczenia stanowiska ogniowe przeciwnika.
Kutry odcumowały więc i podjęły wymianę ognia z dokuczliwymi schronami bojowymi. Za baterie
natomiast oraz forty rozmieszczone wokół przystani wzięli się artylerzyści „Sun Jat-sena”, dając swoisty
popis współzawodnictwa bojowego pomiędzy dowódcami poszczególnych wież artylerii głównej. Wśród
żołnierzy desantu znalazła się, wysłana z monitora, grupa korygowania ognia pod dowództwem lejtnanta
Achpołowa, która zaczęła kierować z lądu strzelaniem własnej artylerii. Dzięki niej kanonierzy „Sun Jat-
-sena” mogli w pełni okazać swój kunszt artyleryjski. Poszli więc ze sobą w zawody, niemal ramię w ramię,
starszyna 1 stopnia Dubrowin ze starszyną 1 stopnia Kriukowem.
Kiedy Kriukow dwoma strzałami rozbił japoński bunkier, Dubrowin czterema zniszczył baterię
moździerzy, kiedy Kriukow celnym trafieniem zdetonował skład amunicyjny, Dubrowin unieszkodliwił
następną baterię moździerzy, kiedy taką baterię rozbił Kriukow, wtedy Dubrowin zdemolował bunkier. Obu
asom usiłowali, i to z powodzeniem, dorównać dowódcy pozostałych wież — Biełogubkin i Riazanow.
Dzięki takiemu współzawodnictwu w ciągu godzinnej wymiany ognia artylerzyści monitora rozbili 17
bunkrów, zniszczyli 6 baterii moździerzy i skład amunicyjny oraz unieszkodliwili ponad stu żołnierzy
japońskich.
Z artylerzystami ,,Sun Jat-sena” rywalizowali artylerzyści z kutrów pancernych — ich ogień korygowali
z lądu grupa lejtnanta Gorbunowa, która korzystając z bitewnego zamieszania przedostała się na opuszczoną
przez Japończyków wieżyczkę obserwacyjną, skąd widać było doskonale całe pole bitwy. Kiedy około ósmej
na redę Futsinu wpłynęły pozostałe monitory Krinowa, japońskie stanowiska ogniowe w rejonie przystani i
na nabrzeżu właściwie milczały. Dzięki temu kompania szturmowa opanowała i umocniła przyczółek, na
którym mogły lądować kolejne rzuty desantu — dwa bataliony 364 pułku strzelców. Do godziny dziewiątej
piechurzy radzieccy opanowali rejon przystani i zaczęli przenikać w głąb miasta. Jednocześnie z monitorów
wysadzono liczne grupy desantowe sformowane z załóg, które miały osłaniać tyły nacierających batalionów
strzeleckich. W chwili gdy ostatni żołnierze desantu znaleźli się na brzegu, monitory przeszły na stanowiska
koło leżącej naprzeciw przystani wyspy i zaczęły prowadzić ostrzał celów wskazanych przez grupy
korygowania ognia.
Miasta i portu bronił batalion piechoty morskiej (tzw. strzelców marynarki), wzmocniony oddziałami
uzbrojonych rezerwistów oraz grupami żołnierzy-straceńców. Japończycy trzymali się twardo i nieustannie
próbowali przechodzić do kontrataków. Ich dobrze ukryci strzelcy wyborowi szachowali wszelki ruch na
ulicznych skrzyżowaniach. Ogień prowadzono z murowanych budynków, w których wnętrzu, jak się
okazało, urządzono szereg schronów bojowych, oraz z betonowych kopuł, umieszczonych na wysokich,
dwudziestometrowych wieżach stalowych, usytuowanych na krańcach miejskiej zabudowy. Po opanowaniu
jednej z takich wież zdumieni strzelcy stwierdzili, że ostrzał prowadził żołnierz-straceniec przykuty
łańcuchem do swego cekaemu.
Walka więc była zażarta i wymagała od strzelców i marynarzy wytężenia wszystkich sił fizycznych i
psychicznych. Wyróżniła się w niej szczególnie grupa marynarzy dowodzona przez kapitana Stiepana
Kuzniecowa. Posuwała się ona tuż za nacierającymi strzelcami i likwidowała snajperów oraz wspomagała
piechurów, którzy próbowali opanować stanowiska ogniowe nieprzyjaciela w budynkach mieszkalnych i
fabrycznych. Wiele zależało tu od doskonałej kondycji fizycznej marynarzy. Podczas szturmowania jednej z
fabryk otoczonej wysokim ceglanym murem, kiedy strzelcy zalegli pod silnym ogniem Japończyków,
marynarze prowadzeni przez starszynę 1 stopnia Korotkicha przesadzili mur jednym skokiem i nie bacząc na
sypiące się gęsto pociski dopadli do budynku. Zaskoczeni ich nagłym pojawieniem się żołnierze japońscy
ruszyli, żeby zlikwidować to włamanie. Na moment osłabło natężenie ognia. Dzięki temu strzelcy poderwali
się i po sforsowaniu bramy opanowali fabrykę. W starciu tym został śmiertelnie ranny Aleksander
Mieńszow. Jego przedśmiertny list, skierowany do towarzyszy broni, wzruszał głęboko, a jednocześnie
mobilizował do wytężenia wszystkich sił w walce z wrogiem, aż do ofiary najwyższej — utraty własnego
życia. Łącznie w walkach o miasto ludzie Kuzniecowa zlikwidowali około stu Japończyków i wzięli do
niewoli ponad stu pięćdziesięciu jeńców. Z powodzeniem działały również inne zespoły złożone z
marynarzy. Trzyosobowa grupa, dowodzona przez młodszego lejtnanta Gołowlewa, zdobyła szturmem
miejską komendę policji, biorąc do niewoli kilkunastu policjantów, a inna trójka zdobyła dom, w którym
znajdowało się stanowisko karabinu maszynowego.
O godzinie dziesiątej, kiedy zacięty bój osiągnął apogeum, pod Futsin podeszła czołówka pancerna 171
brygady oraz kilka pododdziałów 345 pułku strzelców. I to było na razie wszystko, gdyż siły główne
brygady oraz 361 dywizji strzelców z powodu braku dogodnych dróg ugrzęzły w terenie i dotarły do miasta
dopiero po dwóch dniach. Nie podejmując walki z czołgami Japończycy wycofali się do osiedla wojskowego
położonego na południowym krańcu Futsinu.
Był to kolejny węzeł oporu, którego betonowe schrony bojowe, zamaskowane na budynki mieszkalne,
połączone zostały systemem podziemnych korytarzy i otoczone podwójnymi, a nawet potrójnymi zasiekami.
Wokół osiedla wykopano głęboki rów przeciwczołgowy i usypano wielki wał ziemny. W bunkrach
ustawiono działa kalibru do 75 mm i broń maszynową. Osiedle od północy i wschodu otaczały inne węzły
oporu, składające się z umocnień polowych rozbudowanych na zboczach góry Wakuliszań. Ich załogi,
wzmocnione ewakuowanym garnizonem futsińskim, po odparciu pierwszego ataku czołgów i piechoty,
przeszły wieczorem do kontrataku, próbując z powrotem wedrzeć się do miasta. Po zaciętej walce, do której
włączyła się artyleria monitorów, japoński kontratak został odparty. Później czołgiści i piechurzy jeszcze
kilkakrotnie próbowali opanować osiedle, ale niestety siły ich były na to zbyt słabe. Dopiero 13 sierpnia po
podejściu sił głównych i całodziennych zmaganiach udało się rozbić japońskie zgrupowanie i zająć
umocnienia futsińskiej „twierdzy”.
Tego dnia przybył do portu w Futsinie okręt sztabowy „Amur” z kontradmirałem Antonowem, radą
wojenną Flotylli oraz grupą operacyjną sztabu na pokładzie. Odtąd stanowisko dowodzenia Flotylli,
przeniesione z Leninskoje na „Amur”, znajdowało się w pobliżu walczących zespołów. Przybycie
dowództwa Flotylli do Futsinu spowodowane było częściową zmianą planu operacji na kierunku
sungaryjskim, zarządzoną przez radę wojenną 2 Frontu.
Otóż sytuacja na rzece, na odcinku Futsin—Ciamusy, sprzyjała przeniesieniu właśnie na nią działań sił
głównych 15 armii — okręty Flotylli Sungaryjskiej nie przejawiały żadnej aktywności (bazowały nadal w
Harbinie), na torze wodnym nie postawiono zagród minowych, zaś lotnictwo japońskie działało na innych
kierunkach operacyjnych. Z kolei sytuacja w pasie nadrzecznym była niekorzystna, i to zdecydowanie, dla
nacierających wojsk radzieckich — ulewne deszcze i rozlewy Sungari oraz jej dopływów zniszczyły niemal
całkowicie skąpe, nadbrzeżne drogi, opóźniając znacznie tempo operacji. W związku z tym dowództwo 2
Frontu postanowiło na razie nie wprowadzać do walki drugiego rzutu 15 armii, znajdującego się jeszcze za
Amurem, natomiast skierować na rzekę, czyniąc ją główną osią manewru, większość okrętów Flotylli
Amurskiej i wykorzystać je jako środki transportowe, a tym samym przyspieszyć tempo działań jednostek
pierwszorzutowych armii. Kontradmirał Antonow rozkazał więc 2 brygadzie okrętów rzecznych opuścić
Leninskoje i połączyć się z 1 brygadą, a z obu pozostałych brygad wydzielić do walk na Sungari
najwartościowsze jednostki. Z 3 brygady wyruszyły więc dywizjon kanonierek i zespół kutrów pancernych,
a z brygady zeje-burejskiej — monitor „Aktiwnyj”, kanonierka „Krasnaja Zwiezda” i dywizjon kutrów
pancernych.
Czas naglił, więc nie czekając już na nadciągające wzmocnienia okręty kapitana 1 rangi Krinowa
uzupełniły wieczorem 13 sierpnia amunicję, paliwo i prowiant, aby rankiem, po załadowaniu desantu (dwa
bataliony 349 pułku strzelców), wyruszyć w górę rzeki. Kolejnym celem operacji miały być Ciamusy,
stusześćdziesięciotysięczne miasto i port, ważny węzeł kolejowy i drogowy oraz baza operacyjna Flotylli
Sungaryjskiej, oddalona o około 200 km z biegiem rzeki od Futsinu. Opanowanie Ciamus zamierzano
przeprowadzić w dwóch etapach. W pierwszym 1 brygada miała wysadzić desant w przystaniach Kehoma
(Wanliugaotun) i Sansincżen (Yuelaizhen) — leżące nad rzeką węzły oporu sinszanczeńskiego rejonu
umocnionego — natomiast idąca za nią 2 brygada z 632 pułkiem strzelców miała realizować drugi etap
operacji, czyli płynąć bezpośrednio do Ciamus i opanować je wraz z nadciągającą lewym brzegiem
czołówką 34 dywizji strzelców. Kiedy jednak okręty Krinowa podeszły do Kehomy, okazało się, że jest ona
wolna od Japończyków. Podobnie było w Sansincżenie. Ich garnizony ewakuowały się do Ciamus. Dowódca
brygady otrzymał więc rozkaz, aby desant wysadzić pod Ciamusami, 40 km poniżej miasta, w Sustunie,
kolejnym węźle oporu tego rejonu. Napotykając tylko nieznaczny opór nieprzyjaciela zadanie to wykonano
w godzinach południowych 15 sierpnia.
Tymczasem ciągnąca lewym brzegiem 34 dywizji strzelców, po opanowaniu tego dnia węzła oporu
Lincziankou (Lianjiangkou), wyszła swoimi czołowymi oddziałami naprzeciw Ciamus i usiłowała sforsować
Sungari na podręcznych środkach przeprawowych. Próba nie udała się — umocniony w mieście przeciwnik
kontrolował wszystkie przeprawy i wszelki ruch na rzece był niemożliwy. Opanować Ciamusy musiały więc
okręty Flotylli i ciągnące prawym brzegiem oddziały 361 dywizji, które jednak opóźniły swoje nadejście. 15
sierpnia okręty Krinowa opuściły Sustun.
W miarę jak zbliżali się do Ciamus, rzeka zaczęła pokrywać się płynącymi kłodami drzewa oraz zbitymi
z nich tratwami. Musieli zmniejszyć prędkość, a czasem nawet stopować, aby bosakami odpychać
napierające zewsząd pnie. Na torze wodnym zaczęły również pojawiać się zatopione barki. W ten sposób
przeciwnik próbował zahamować ruch okrętów. Jednostki wprawdzie nieco wolniej niż planowano, ale
jednak zbliżały się do celu. Na podejściu do portu doszło do tak wyczekiwanego starcia z okrętami Flotylli
Sungaryjskiej. Płynący w awangardzie 1 zespół kutrów pancernych kapitana-lejtnanta Głuszkowa natknął się
niespodziewanie, w zapadającym zmierzchu, na kuter pancerny nieprzyjaciela, prawdopodobnie typu
„Daido”, który wobec wyraźnej przewagi zespołu radzieckiego zaczął uchodzić, ostrzeliwując się gęsto z
broni maszynowej. Kutry Głuszkowa ruszyły w pościg, otwierając ogień z siedemdziesiątekszóstek. Po kilku
trafieniach kuter mandżurski, mając prawdopodobnie uszkodzony silnik napędowy oraz zabitych i rannych 8
marynarzy, zastopował, a potem opuścił banderę wojenną. Głuszkow dobił do jego burty i przyjął kapitulację
załogi, dowodzonej przez tyusę (kapitan marynarki) Tso.
Kiedy o godzinie 22.00 okręty Krinowa dotarły pod Ciamusy, cały horyzont jaśniał łuną — to
wycofujący się Japończycy pożarami znaczyli szlak swego odwrotu. I nagle patrzących oślepił
niespodziewany błysk, a potem ogłuszył grom eksplozji. Wkrótce okazało się, że to wyleciał w powietrze
znajdujący się na północnym skraju miasta żelazny most przez Sungari. Jego zwalona konstrukcja miała
zatarasować tor wodny i udaremnić okrętom radzieckim ruch w górę rzeki. Ale zawiedli się Japończycy. Już
w piętnaście minut później wysłane na zwiad kutry pancerne odnalazły dogodne przejście między leżącymi
w wodzie przęsłami.
Jeszcze przed północą na redę portu wdarły się kutry pancerne i, osłaniane przez monitor „Lenin”,
wysadziły kilkanaście marynarskich grup zwiadowczych. Otrzymały one zadanie aktywnej osłony lądowania
sił głównych desantu, dlatego też wykorzystując nocne ciemności zaatakowały szereg obiektów portowych,
a nawet przeniknęły do miasta, szerząc tam zamieszanie i panikę.
Miasta broniły oddziały 134 dywizji piechoty generała Mitsuru, natomiast w sąsiednim Myngali zajęła
pozycje 7 samodzielna brygada piechoty. Przez Ciamusy maszerowały również wycofujące się na Harbin
garnizony z futsińskiego i sinszanczeńskiego rejonów umocnionych. Wobec rozkazu o ogólnym odwrocie
generał Mitsuru nie zamierzał bronić miasta, lecz jedynie osłaniać ewakuację, a więc opóźniać, o ile się da,
jego opanowanie przez wojska radzieckie. Działające w mieście grupy marynarzy, wykorzystując ogólny
rozgardiasz ewakuacyjny i wybuchające pożary, zaatakowały szereg obiektów. Znana nam już z walk o
Futsin grupa kapitana Kuzniecowa zajęła magazyny portowe, grupa starszego lejtnanta Tarskiego zdobyła
szturmem budynek żandarmerii, natomiast marynarze starszego lejtnanta Wejcmana z monitora „Lenin”
wspięli się na najwyższy budynek portowy i zawiesili tam banderę wojenną Flotylli.
Główne siły desantu, czyli 632 pułk strzelców, dotarły w rejon walk dopiero rankiem 16 sierpnia, kiedy
na redę wpłynęły okręty 2 brygady okrętów rzecznych. Przy huraganowym wsparciu artylerii monitorów
desant do końca dnia całkowicie opanował miasto. Około południa kutry pancerne wysadziły również desant
pomocniczy w Myngali, którego żołnierze zmusili do odwrotu broniących się tam Japończyków. Tego dnia
wieczorem rada wojenna 2 Frontu przysłała depeszę gratulacyjną dla Flotylli za zdobycie miasta i portu
Ciamusy. Zmordowani walką marynarze ani domyślali się, że już następnego dnia nastąpi zasadniczy zwrot
w działaniach wojennych na froncie mandżurskim.
Choć wieść o kapitulacji Japonii dotarła do dowództwa Armii Kwantuńskiej jeszcze wieczorem 15
sierpnia, dopiero 17 po południu generał Yamada zdecydował się nawiązać łączność w tej sprawie z
dowództwem radzieckim. W wysłanym o godzinie 17.00 radiogramie powiadomił on, że podległe mu
oddziały otrzymały rozkaz natychmiastowego wstrzymania działań wojennych i złożenia broni. Choć
radziecki nasłuch radiowy w godzinę później przechwycił ten rozkaz, przekazywany do jednostek Armii
Kwantuńskiej, walki trwały nadal, gdyż większość japońskich garnizonów nie otrzymała go z powodu
przerwanej łączności lub odmówiła wykonania. W tej sytuacji wieczorem 17 sierpnia marszałek Wasilewski
przesłał generałowi Yamadzie radiogram następującej treści: „Sztab japońskiej Armii Kwantuńskiej zwrócił
się przez radio do sztabu wojsk radzieckich na Dalekim Wschodzie z propozycją zakończenia działań
wojennych, nie wspominając ani słowem o kapitulacji japońskich sił zbrojnych w Mandżurii. Jednocześnie
wojska japońskie przeszły do kontrnatarcia na wielu odcinkach frontu radziecko-japońskiego. Żądam od
dowódcy wojsk Armii Kwantuńskiej zaprzestania wszelkich działań wojennych przeciwko wojskom
radzieckim na całym froncie od godziny 12.00 dnia 20 sierpnia, złożenia broni i oddania się do niewoli.
Powyższy termin ma na celu umożliwienie sztabowi Armii Kwantuńskiej wydanie rozkazu o zaprzestaniu
oporu i oddaniu się do niewoli wszystkim swoim jednostkom. Z chwilą kiedy wojska japońskie zaczną
składać broń, wojska radzieckie przerwą działania bojowe”.
Jednocześnie podjęto decyzję o wysadzeniu 18 sierpnia w Harbinie desantu powietrznego, którym
dowodził generał Szełachow, upoważniony do prowadzenia wstępnych rozmów na temat kapitulacji z
szefem sztabu Armii Kwantuńskiej generałem Hata. Desant ten (225 żołnierzy) wylądował o godzinie 19.00
i natychmiast wchodzący w jego skład żołnierze przystąpili do opanowania lotnisk, mostów na Sungari,
węzła kolejowego i najważniejszych obiektów miasta. O godzinie 20.00 generał Szełachow spotkał się z
generałem Hata i wręczył mu warunki kapitulacji, zaś rankiem 19 sierpnia przewieziono japońskich
negocjatorów na stanowisko dowodzenia marszałka Wasilewskiego w celu dokonania ustaleń
wykonawczych. Tegoż dnia radzieckie desanty powietrzne wylądowały także w Kirinie, Mukdenie i
Hsingkingu, aby przyjąć kapitulację tamtejszych garnizonów japońskich.
Chcąc przerwać odbywający się prawym brzegiem Sungari odwrót wojsk japońskich w kierunku
Harbinu, kontradmirał Antonow zwrócił się do dowództwa 2 Frontu z propozycją opanowania przez okręty
Flotylli i 632 pułk strzelców miasta Sansin (Yilan), leżącego na drodze tego odwrotu (ważny port oraz węzeł
drogowy i miejsce przeprawy przez rzekę Mudanjiang). Po uzyskaniu zgody, rankiem 17 sierpnia, w
awangardzie Flotylli ruszył w kierunku miejsca akcji zespół dozorowo-rozpoznawczy w składzie: monitor
„Sun Jat-sen” i 3 kutry pancerne. Kiedy okręty podpłynęły pod wioskę Aotsin, brzeg zadudnił wystrzałami z
karabinów maszynowych i broni strzeleckiej. To kwaterujący w wiosce oddział japoński (ponad 400
żołnierzy) próbował powstrzymać marsz Flotylli. W odpowiedzi huknęły armaty monitora i kutrów
pancernych, spędzając Japończyków z brzegu, na który wyładował się znany nam już oddział marynarzy-
-zwiadowców kapitana Kuzniecowa. Artyleria okrętowa przeniosła teraz ogień na zabudowania i pod osłoną
tego wału ogniowego Kuzniecow ruszył do ataku. Nad wsią podniosło się ogłuszające marynarskie „uraaa!”,
a potem zawrzała w niej zacięta walka wręcz. Po godzinie było już po wszystkim. Do niewoli dostało się 365
Japończyków, natomiast 45 zginęło lub zostało rannych. „Sun Jat-sen” pozostał w Aotsinie oczekując na
powracający desant, a kutry, dowodzone przez starszego lejtnanta Fomina, popłynęły dalej, ku Sansinowi,
bacznie obserwując nadrzeczną drogę wiodącą ku miastu.
Siedemdziesiąt kilometrów za Ciamusami leżała wioska Hunhedao i sygnaliści ze zbliżających się
kutrów widzieli z oddali, jak podpełza ku niej zielonkawy drgający wąż. To maszerująca kolumna
nieprzyjaciela. Ale i Japończycy już ich dostrzegli. Ciągnące za piechotą baterie artylerii pospiesznie
odprzodkowały, zajęły stanowiska ogniowe i... parne, letnie, popołudniowe powietrze zadrżało rozdarte
salwami dział polowych. Zaraz też wokół okrętów wyrosły słupy wznoszonej eksplozjami wody. Fomin
zmienił szyk z torowego na „schodowy” * i poszedł na zbliżenie, zmuszając kolumnę przeciwnika do
zalegnięcia. Przerwał w ten sposób jej dalszy marsz, ale znalazł się pod ostrzałem wszystkich
towarzyszących jej dział, a co gorsza oddziały japońskie, które minęły już wieś, zaczęły wracać i włączać się
do bitwy. W tej sytuacji Fomin wezwał na pomoc „Sun Jat-sena”.
Monitor nadszedł po dwóch godzinach i jeszcze z marszu wsparł postrzelane już kutry ogniem swojej
artylerii. Rozpoczęła się znów rywalizacja między dowódcami poszczególnych wież pancernych. Tym razem
zwyciężył starszyna 1 stopnia Dubrowin. Jego wieża, celując według namiarów przekazanych z kutrów,
zniszczyła pierwszymi salwami najbardziej dokuczliwą baterię japońską. Dubrowin przypłacił to ciężką
raną.
„Sun Jat-sen” zbliżał się do wioski, prowadząc ogień z całej artylerii głównej i przeciwlotniczej.
Przeciwlotnicy, choć nie chroniły ich pancerze, a tylko cienkie tarcze osłaniające, nie ustępowali
artylerzystom głównego kalibru. Między stanowiskami bojowymi krążył dostojnie, jakby lekceważąc śmierć,
główny starszyna (bosman) Andriej Gundobin, szef przeciwlotników. Dodawał otuchy, pomagał usuwać
zacięcia i uszkodzenia, gdzie trzeba to i sam przypiął się do celownika. Zajęci walką przeciwlotnicy nie
zauważyli, jak przypadkowy pocisk wywołał nagle pożar leżących na pokładzie skrzynek z amunicją.
Dostrzegł to szef i nie namyślając się wiele chwycił płonącą skrzynkę, podbiegł do burty i cisnął ją w wodę,
potem drugą. Nic to, że płomień osmalił mu twarz i poparzył ręce, byle zdążyć... W ostatnim niemal
momencie, kiedy zdawało się, że trzeci pojemnik wyleci w powietrze, znalazł się przy nim marynarz
Żalejko. Chwycili obaj niebezpieczny ładunek i po chwili on również znalazł się za burtą.
Niebezpieczeństwo wybuchu amunicji zostało zażegnane.
Nie oni jedni zademonstrowali tego dnia odwagę i męstwo. Na wyróżnienie zasługuje również kanonier
Antonow, który przez pewien czas sam strzelał z 37-milimetrowego działa — pociski donosił mu starszyna 2
stopnia Sledniew z grupy awaryjnej, chociaż sam ranny był w głowę, oraz starszy marynarz Typikin, który w
momencie kiedy odłamki ścięły antenę i monitor utracił łączność radiową, nie bacząc na gęsty ostrzał, wspiął
się na maszt i pozostał na nim dotąd, dopóki anteny nie naprawił.
I tak, wiążąc przeciwnika walką, zespół dozorowo-rozpoznawczy dotrwał do godziny 16.00, kiedy to
* Szyk pośredni między torowym a czołowym — jednostki idą za sobą w odstępach 2—3 szerokości okrętu w bok
od śladu torowego poprzednika; umożliwia jednoczesne prowadzenie ostrzału z dział dziobowych.
nadeszły główne siły 1 brygady — monitory „Lenin” i „Krasnyj Wostok”, 3 kutry pancerne oraz zespół
kutrów trałowych. Widząc nadchodzące posiłki Japończycy postanowili przerwać walkę, aby oderwać się i
wycofywać do Sansinu. Ale kapitan 1 rangi Krinow nie pozwolił im odejść. Kutry pancerne postawiły
zasłonę dymną, pod osłoną której z monitora „Lenin” wysadzono desant (batalion strzelców). Przy wsparciu
artylerii okrętowej, po zaciętej walce, marynarze opanowali Hunhedao i rozbili całkowicie kolumnę
nieprzyjaciela. Bój zakończył się około północy. Okręty 1 brygady zniszczyły 2 baterie artyleryjskie, skład
amunicyjny, 10 samochodów-cystern z paliwem i 20 innych oraz zlikwidowali ponad 300 Japończyków.
Same odniosły przy tym szereg uszkodzeń, które naprawiono we własnym zakresie. Szczególnie ucierpiały
okręty zespołu dozorowo-rozpoznawczego. „Sun Jat-sen” otrzymał 8 trafień i miał 12 rannych, kutry
pancerne natomiast wyszły z walki z postrzelanymi burtami ponad linią wodną i przeciekami kadłubów.
Do rana uporano się z uszkodzeniami i po załadowaniu desantu okręty wyruszyły do Sansinu. W
Jutsiatungu do 1 brygady dołączyły jednostki kapitana 1 rangi Tankiewicza. Odtąd obie brygady okrętów
rzecznych działały już razem. Rankiem 18 sierpnia rada wojenna Flotylli została powiadomiona przez
dowództwo 2 Frontu o rozpoczynających się rozmowach kapitulacyjnych z dowództwem Armii
Kwantuńskiej. Nie wiadomo było zatem, czy Japończycy zechcą walczyć o Sansin, czy też nie będą stawiali
oporu. Zbliżające się do miasta okręty znajdowały się w pełnej gotowości bojowej — Sansin był dużym
sungaryjskim portem otoczonym licznymi umocnieniami polowymi, których broniły oddziały 134 dywizji
piechoty; poza tym w mieście i okolicy przebywała bliżej nieokreślona liczba wojsk wycofujących się ku
Harbinowi. Jak się wyjaśniło niebawem, garnizon japoński otrzymał rozkaz kapitulacji, lecz nie wszyscy
chcieli rozkaz ten respektować. Choć większość artylerii i broni maszynowej milczała, jednak wpływające
na redę Sansinu okręty radzieckie zostały ostrzelane z rejonu przystani oraz otaczających wzgórz. Z tymi
środkami ogniowymi nieprzyjaciela szybko się uporano. Doszło także do kolejnego pojedynku ogniowego z
jednostką bojową Flotylli Sungaryjskiej, uzbrojonym statkiem (prawdopodobnie była to stara kanonierka
rzeczna typu „Kohei” przeklasyfikowana na transportowiec), który, załadowany wojskiem, pod osłoną ognia
własnych armat i kaemów usiłował ujść w górę Sungari. W walce z artylerią monitorów niewielkie miał
jednak szanse, toteż kilkanaście minut później, ciężko uszkodzony, zatonął.
Kiedy zamilkły działa monitorów, 2 zespół kutrów pancernych wpłynął w ujście rzeki Mudanjiang i
zaatakował przeprawę polową wojsk japońskich, niszcząc ją ogniem „katiusz”. Z kolei weszły do portu
monitory „Swierdłow”, „Lenin” oraz „Dalniewostocznyj Komsomolec” i wysadziły na brzeg przystani
oddziały 632 pułku strzelców. Ale nie dane im było walczyć o miasto. Kiedy tylko zacumował
„Dalniewostocznyj Komsomolec”, na jego pokład weszli oficerowie japońscy z szefem sztabu 134 dywizji
piechoty, by zgłosić kapitanowi 1 rangi Tankiewiczowi gotowość garnizonu Sansin do kapitulacji.
Tankiewicz powiadomił o tym kontradmirała Antonowa, który polecił dowódcy 632 pułku strzelców przyjąć
kapitulację. Poddało się 1780 żołnierzy japońskich, zaś marynarze Flotylli przejęli w zdobytym porcie 5
holowników, statek pasażerski, 2 pogłębiarki, 19 barek towarowych, a także kilka magazynów z amunicją,
paliwem i żywnością.
Wieczorem 18 sierpnia marszałek Wasilewski rozkazał wstrzymać działania wojenne na tych odcinkach
frontu, gdzie wojska japońskie poddawały się i składały broń, a dowódcom Frontów polecił zorganizować
szybkie oddziały wydzielone oraz desanty powietrzne, które miały opanować najważniejsze miasta
(Hsingking, Mukden, Kirin i Harbin), ośrodki administracyjne, węzły kolejowe i drogowe oraz bazy
wojskowe. Ponieważ w Harbinie wysadzono już desant powietrzny, tam przede wszystkim skierowano
pierwsze oddziały wydzielone, tam też ruszyła całą mocą maszyn Flotylla Amurska. Liczący ponad 300
kilometrów odcinek rzeki, między Sansinem a Harbinem, przebyła ona w ciągu doby, a trzeba przyznać, że
nie było to sprawą prostą. Zgodnie bowiem z zawartym porozumieniem kapitulacyjnym Armia Kwantuńska
przerwała 19 sierpnia o godzinie 16.00 działania wojenne i jej jednostki zaczęły zgłaszać się do punktów
składania broni (wskazanych przez dowództwo radzieckie), z których część znajdowała się na trasie marszu
okrętów Flotylli. I tak szlak bojowy utrudzonych marynarzy zaczął się stopniowo przekształcać w marsz
triumfalny. Każdy port i przystań, każda wioska nadbrzeżna witały uroczyście swoich wyzwolicieli.
Rankiem 20 sierpnia, na podejściu do Harbinu, wypłynął na spotkanie okrętów radzieckich mandżurski
kuter patrolowy, na pokładzie którego znajdował się szef sztabu Sungaryjskiej Flotylli Rzecznej, generał
major * Tsau. Zgłosił on dowództwu radzieckiemu gotowość Flotylli Sungaryjskiej i garnizonu harbińskiego
do... kapitulacji. Około południa okręty 1 i 2 brygady okrętów rzecznych, mając na pokładach dwa bataliony
strzelców, zacumowały przy nadbrzeżach portowych Harbinu. Harbińskie bulwary i nadbrzeża zatłoczone
* To nie pomyłka, gdyż we flotyllach rzecznych stanowisko szefa sztabu obsadzone jest z reguły przez oficera
wojsk lądowych, który koordynuje działania jednostek pływających flotylli z działaniami wojsk lądowych.
były mieszkańcami miasta, świętującymi radośnie dzień wyzwolenia spod piętnastoletniej okupacji
japońskiej. Dowództwo Flotylli uznało, że marynarze również winni podkreślić ten uroczysty moment, toteż
na centralnym placu Harbinu zorganizowano paradę wojskową. „Amurcy” przeszli ulicami buńczucznym,
zawadiackim krokiem, owacyjnie oklaskiwani przez zgromadzoną ludność chińską i mandżurską.
W dwa dni później wpłynęły na redę Harbinu okręty 3 brygady, mające na pokładach 394 pułk
strzelców.
Teraz rozpoczęło się rozbrajanie mandżursko-japońskiej Sungaryjskiej Flotylli Rzecznej. W ręce
zwycięzców wpadła ona w stanie prawie nie naruszonym — przejęto 4 monitory, 9 kutrów pancernych, 8
kutrów dozorowych, ponad 30 holowników, 20 statków pasażersko-towarowych i ponad 100 różnych innych
jednostek pływających. Choć słabsza od Amurskiej, Flotylla Sungaryjska przedstawiała znaczny potencjał
bojowy i odegrać miała poważną rolę w japońskich planach agresji na ZSRR. Kiedy zaś plany te wzięły w
łeb, dowództwo Armii Kwantuńskiej nie potrafiło jej w ogóle wykorzystać. Spotkał ją niesławny koniec —
nie oddawszy prawie ani jednego strzału stała się w całości zdobyczą wojenną Armii Radzieckiej.
W Harbinie Amurska Flotylla Wojenna zakończyła swój szlak bojowy.
Nippon maketa *
Jak twierdzą teoretycy wojskowi, cechą charakterystyczną japońskiej sztuki wojennej I połowy XX
wieku była rozbieżność między dalekosiężnymi zamiarami strategicznymi a realnymi możliwościami
ekonomiki wojennej, przede wszystkim w zakresie uzbrojenia wojsk w nowoczesną technikę. Dlatego w
starciu z silnym przeciwnikiem, a takimi były państwa koalicji antyfaszystowskiej, Japonia poniosła klęskę i
musiała skapitulować.
Kampania mandżurska była tego dobitnym przykładem. Przygotowywana przez czternaście lat do
agresji na Związek Radziecki Armia Kwantuńska okazała się, kiedy przyszło do bezpośredniego starcia,
niezdolna do stawiania poważniejszego oporu. Wojska radzieckie górowały nad nią nie tylko liczebnością,
ale przede wszystkim wyposażeniem w technikę bojową — czołgi, samoloty i artylerię. A fanatyczna bitność
żołnierza japońskiego, wywodząca się z wielowiekowej, antyhumanitarnej tresury społecznej, okazała się
mitem w zetknięciu z patriotyczną i internacjonalistyczną postawą żołnierza radzieckiego, wynikającą z
humanizmu i głębokiego umiłowania Ojczyzny.
Uważny Czytelnik może powiedzieć, że klęska Armii Kwantuńskiej nastąpiła w okolicznościach
szczególnych — Japonia prowadząc jednocześnie wojnę na kilku frontach, przeciw Stanom Zjednoczonym,
W. Brytanii i Chinom, nie mogła udzielić jej znaczącej pomocy. Jest to prawda, lecz przecież, zgodnie z
planem „Kantokuen”, Armia Kwantuńska miała prowadzić „samodzielną” wojnę przeciw ZSRR, i to
wykorzystując wyłącznie potencjał przemysłowy i rolniczy Mandżurii, jej rezerwy materialne i zasoby
ludzkie. O żadnej pomocy z zewnątrz nie było więc mowy i jeśli Armia ta została pokonana, to znaczy, że
apetyty jej przerosły znacznie realne możliwości.
W ciągu piętnastodniowej kampanii mandżurskiej Japończycy stracili ponad 677 tysięcy żołnierzy, w
tym 83 737 zabitych i 594 000 jeńców. Do niewoli radzieckiej dostał się również, 19 sierpnia na lotnisku w
Mukdenie, marionetkowy cesarz Mandżurów Pu Yi, który zaraz na miejscu upewnił władze radzieckie, że
zawsze „wierzył, iż nadejdzie chwila wyzwolenia ich spod władzy japońskich ciemiężycieli”. W ręce
radzieckie dostało się ponadto 1665 dział, 2139 moździerzy, 600 czołgów, 861 samolotów, 11 988 karabinów
maszynowych i 310 000 karabinów, 2129 samochodów i 17 947 koni oraz wszystkie okręty Flotylli
Sungaryjskiej. Straty wojsk radzieckich wyniosły 8219 zabitych i 22 264 rannych.
W rozbiciu Armii Kwantuńskiej niemały udział miała i Amurska Flotylla Wojenna. Jej wysiłek bojowy
został wysoko oceniony przez radzieckie Naczelne Dowództwo. Ludowy Komisarz Marynarki Wojennej,
admirał floty ZSRR Nikołaj Kuzniecow, tak pisał o „amurcach” w swoim rozkazie specjalnym z 2 września
1945 r.:
„Marynarze odznaczonej Orderem Czerwonego Sztandaru Flotylli Amurskiej prawidłowo zrozumieli
postawione przed nimi zadania bojowe i po przejściu do działań wojennych wraz z wojskami 1 i 2 Frontów
Dalekowschodnich wykonali je z powodzeniem na rzekach Szyłce, Amurze, Ussuri, Sungari i jeziorze
Chanka. Oficerowie, podoficerowie i marynarze Flotylli przy wypełnianiu tych zadań wykazali się
wysokimi, morskimi i specjalistycznymi, umiejętnościami, a także bezgranicznym oddaniem socjalistycznej
Ojczyźnie”.
* Japonia pokonana.
Szczególną zaś rolę Flotylli Amurskiej w składzie 2 Frontu Dalekowschodniego tak scharakteryzował
jego dowódca, generał armii Maksim Purkajew, w rozkazie nr 2 z 10 września 1945 r.:
„Odznaczona Orderem Czerwonego Sztandaru Flotylla Amurska, wypełniając rozkaz Naczelnego
Dowództwa, w ścisłym współdziałaniu z wojskami 2 Frontu Dalekowschodniego, była współtwórcą
zwycięstwa nad imperialistyczną Japonią. Okręty Flotylli, stanowiąc awangardę wojsk 2 Frontu, sforsowały
takie przeszkody wodne, jak rzeki Amur, Ussuri i Sungari, i tym samym przyśpieszyły opanowanie silnych
punktów oporu japońskiego i miast Mandżurii”.
Rozwijając oszczędne sformułowania tych rozkazów, należy choć w kilku zdaniach podsumować ową
szczególną rolę Flotylli w kampanii mandżurskiej i operacjach 2 Frontu Dalekowschodniego. Sukces
pierwszych dni kampanii zależał od precyzji współdziałania wojsk lądowych i lotnictwa ze związkami
taktycznymi Flotylli. Flotylla organizowała przeprawę wojsk lądowych na różnych odcinkach rzek Amur i
Ussuri, wspierając ogniem swojej artylerii lądowanie desantów, które zdobyły przyczółki i rozwinęły
natarcie w głąb ugrupowania nieprzyjaciela. Również powodzenie dalszego natarcia w głąb Mandżurii
zależało od współdziałania wojsk lądowych z Flotyllą. Okręty jej, po wzięciu na pokłady oddziałów
strzelców, popłynęły w górę Sungari jako czołówka sił głównych 15 armii, wysadziły desanty i osłaniały ich
działania na lądzie poprzez wsparcie artyleryjskie. Działały one w oderwaniu od sił głównych 2 Frontu, które
z powodu bezdroży nie mogły realizować wysokiego tempa natarcia, i z tego powodu Flotylli przyszło
rozwiązywać zadania o znaczeniu operacyjnym ograniczonymi siłami taktycznymi. Liczący ponad siedemset
kilometrów odcinek Sungari od ujścia do Harbina okręty Flotylli przebyły w ciągu 11 dni, czyli z przeciętną
prędkością około 70 km na dobę. Sungaryjska operacja zaczepna Flotylli stanowi przykład właściwego
rozwiązania szybkiego marszu dużego związku taktycznego, jakim była flotylla rzeczna, w głąb terytorium
przeciwnika, kiedy to zabezpieczenie bojowe i nawigacyjne wyprawy napotyka na trudności związane z
nieznajomością akwenu oraz dowozem zaopatrzenia w górzystym i pozbawionym sieci dróg rejonie
nadrzecznym. Mimo tych komplikacji służby techniczne i zaopatrzenia Flotylli potrafiły zapewnić
efektywność jej działań, dzięki czemu 2 Front mógł wykonać postawione przed nim zadania. Trzeba tu
wspomnieć i o tym, że Flotylla wykonywała również dodatkowe zadania zaopatrzeniowe. Jej okręty bojowe
i jednostki pomocnicze zaopatrywały bowiem posuwające się brzegami Sungari jednostki 15 armii we
wszystko, co jest niezbędne do kontynuowania natarcia, wyręczając w tym armijne oddziały tyłowe, które z
powodu zniszczonych przez deszcze i wylewy rzek dróg nie mogły do nich dotrzeć. Sądzę, że po tym
dodatkowym wyjaśnieniu będzie dla nas zrozumiała owa szczególna rola Flotylli Amurskiej jako
współtwórcy zwycięstwa nad militarystyczną Japonią.
Za swoje męstwo i bohaterstwo w walkach z soldateską japońską 3315 marynarzy, podoficerów i
oficerów Flotylli udekorowanych zostało odznaczeniami państwowymi *. Siedmiu z nich dostąpiło
najwyższego zaszczytu — miana Bohatera Związku Radzieckiego. Uzyskali je: dowódca Flotylli
kontradmirał Nieon Antonow, dowódca zeje-burejskiej brygady okrętów rzecznych kapitan 1 rangi Maksim
Woronkow, dowódca monitora „Sun Jat-sen” kapitan 3 rangi Wiktor Korner, dowódca kanonierki
„Proletarij” starszy lejtnant Igor Sorniew, dowódca chankajskiego samodzielnego zespołu kutrów
pancernych kapitan-lejtnant Ilja Chworostianow, dowódca marynarskiego oddziału zwiadowców kapitan
Stiepan Kuzniecow oraz starszyna 1 stopnia Nikołaj Gołubkow (pośmiertnie). Miano jednostek gwardii
uzyskały: monitory „Sun Jat-sen” i „Swierdłow”, kanonierki „Krasnaja Zwiezda” i „Proletarij”, 1
samodzielny dywizjon kutrów pancernych zeje-burejskiej brygady oraz 1 zespół kutrów pancernych 1
brygady. Wszystkie cztery brygady okrętów rzecznych odznaczone zostały Orderami Czerwonego
Sztandaru, Nachimowa i Uszakowa oraz uzyskały honorowe nazwy: 1 — harbińska, 2 — amurska, 3 —
ussurijska i zeje-burejska — amurska.
Dzięki zwycięstwu nad militaryzmem japońskim Związek Radziecki odzyskał utracone w 1905 roku:
Sachalin południowy i Wyspy Kurylskie, przyniósł także wolność narodowi chińskiemu i koreańskiemu,
które przystąpiły do budowy ustroju socjalistycznego w swoich krajach. Nie spełniły się więc marzenia
naszych znajomych z powyższego tomiku — pułkownika Saitaro Takei i podpułkownika Ryujo Sejimy. Ani
wody Bajkału nie posłyszały ich zwycięskiego „banzai”, ani też dusze ich nie znalazły zaszczytnego
pomieszkania w świątyni Jasukuni. Obaj oficerowie zostali wzięci do niewoli alianckiej. Stali się oni
jednymi z głównych świadków oskarżenia na tokijskim procesie japońskich zbrodniarzy wojennych,
ujawniając agresywną rolę Armii Kwantuńskiej w planach wojennych cesarstwa japońskiego.
* Niezależnie od tego za udział w walkach z Niemcami na frontach europejskich uzyskało odznaczenie państwowe
ponad 2300 oficerów, podoficerów i marynarzy Flotylli, służących w morskich brygadach strzeleckich oraz na
jednostkach pływających przerzuconych później na Daleki Wschód.
PORÓWNANIE POTENCJAŁU BOJOWEGO
FLOTYLL RZECZNYCH PRZECIWNIKÓW
I. AMURSKA FLOTYLLA WOJENNA (stan w lipcu 1945 r.):
— uzbrojony okręt sztabowy „Amur” (okręt flagowy);
— 8 monitorów rzecznych: „Lenin”, „Krasnyj Wostok”, „Sun Jat-sen”, „Swierdłow”,
„Dalniewostocznyj Komsomolec”, „Dzierżinskij”, „Kirow” (zbudowanych w latach 1909—1910 i
zmodernizowanych w latacji 1921—1934) o wyporności 946 ton, prędkości 11 wz i uzbrojeniu 6—8 dział
120 mm („Swierdłow” wyjątkowo 4—152 mm), 2 działa plot 37—40 mm, 4—5 nkm plot 13 mm, 2—5 ckm
— oraz „Aktiwnyj” (zbudowany w 1932 r.) o wyporności 385 ton, prędkości 13 wz i uzbrojeniu 2 działa
130 mm, 4 działa 45 mm i 2—3 ckm („Dzierżinskij” i „Kirow” znajdowały się w remoncie i nie wzięły
udziału w działaniach wojennych);
— 13 kanonierek rzecznych: „Buriat”, „Mongoł”, „Krasnaja Zwiezda”, „Krasnoje Znamia”,
„Proletarij” (zbudowanych w latach 1907—1908 i zmodernizowanych w latach 1921—1932) o wyporności
318 ton, prędkości 11 wz i uzbrojeniu 2 działa 120 mm, 1 działo plot 75 mm i 3 ckm — oraz 8
numerowanych (przebudowanych z handlowego taboru rzecznego), uzbrojonych prawdopodobnie w 2—3
działa 76 mm i 3—4 ckm lub nkm (o wypornościach i prędkościach trudnych dziś do ustalenia) („Buriat” i
„Krasnoje Znamia” znajdowały się w remoncie i nie wzięły udziału w działaniach wojennych);
— stawiacz min „Silnyj” i 6 kutrów-stawiaczy min, numerowanych, typu „MK”, o nieznanych bliżej
charakterystykach taktyczno-technicznych;
— 52 kutry pancerne, numerowane, typu „BK” (zbudowane w końcu lat trzydziestych), o
wypornościach 27,4—29,9 ton, prędkościach 16—17 wz i uzbrojeniu 1 działo 76 mm, 4 ckm lub 2 nkm plot
(na niektórych ustawiono dodatkowo po 8—12 wyrzutni niekierowanych pocisków rakietowych 82 mm);
— 12 trałowców, numerowanych, typu „RT”, wyposażonych w trały kontaktowe i niekontaktowe oraz
uzbrojonych w działka plot i nkm lub ckm (dokładne charakterystyki nieznane);
— 36 kutrów trałowych, numerowanych, różnych typów (przebudowanych z handlowego taboru
rzecznego) o wypornościach 12—15 ton i prędkościach 5—6 wz, wyposażonych w trały kontaktowe i
uzbrojonych w 1—2 nkm lub ckm plot;
— 5 pływających baterii przeciwlotniczych, numerowanych, o nieznanych bliżej charakterystykach
taktyczno-technicznych;
— 9—10 gliserów (ślizgaczy) łącznikowych i meldunkowych;
— 26 pomocniczych jednostek pływających, o różnym przeznaczeniu i różnych danych taktyczno-
-technicznych, w tym 3 kutry dozorowe i stawiacz bonów i sieci zagrodowych;
— około 70 samolotów i wodnosamolotów.
Łącznie w lipcu 1945 r. Flotylla liczyła 169 okrętów i pomocniczych jednostek pływających. W
budowie znajdowały się 3 monitory rzeczne, nowego typu „Chasan”.
Po wybuchu wojny w podporządkowanie operacyjne Flotylli przeszło ponad 100 kutrów dozorowych
wojsk ochrony pogranicza; utworzono także, spośród zmobilizowanego taboru rzecznego, oddział
transportowo-desantowy, składający się z 19 statków transportowych (w tym statków szpitalnych
„Cziczerin”, „Ostrowskij”, „Kirow” i „Czernienko” oraz z 26 dużych barek rzecznych.
II. SUNGARYJSKA FLOTYLLA WOJENNA (stan w listopadzie 1941 r.):
— 4 monitory rzeczne: „Teihen” („Tinhpien”) *, „Shinjin” („Tsinjen”), „Junten” („Shunten”) i
„Yomin” („Yang Min”), zbudowane w latach 1934—1935, o wyporności 270—290 ton, prędkości 12,5—13
wz i uzbrojeniu 2—3 działa 120 mm plot oraz 3 nkm plot;
— 11 kanonierek rzecznych: „Kaiho” („Haifeng”), „Koiryn” („Heilung”), „Risui” („Li Sui”),
„Seikai” (,,Suihai”), „Eiam” („Yungan”), „Koio” („Haiwang”), „Kotsu” („Kiangtung”), „Kohei” („Kiang
Ping”), „Kosei” („Kiang Chin”), „Risei” („Li Czi”) i „Kaima”, zbudowanych w latach 1893—1933, o
wypornościach 126—700 ton, prędkości 12—13 wz i uzbrojeniu 1—2 działa 37—76 mm i 1—4 ckm
* Wszystkie jednostki posiadały nazwy japońskie, choć czasem posługiwano się dawnymi nazwami mandżurskimi
i chińskimi (w nawiasach).
(większość z nich przebudowana została z pasażerskich bocznokołowców, czasem więc klasyfikowano je
jako statki uzbrojone);
— 15 kutrów pancernych: „Shuan An”, „Shuan Kai”, „1—5”, „Kaiei” („Hai Ying”), „Kaiko” („Hai
Kuang”), „Kaikwa” („Hai Hwa”), „Kaizui” („Hai Jui”), „Daido” („Tatung”), „Rimin” („Li Min”),
„Shuntsu” i „Kokonoe”, zbudowanych w latach 1910—1935, o wypornościach 42—60 ton, prędkości 12
wz i uzbrojeniu 1 działo 37—57 mm i 1—3 ckm;
— 27 kutrów uzbrojonych: „Shiraume”, „Kasatura”, „Onmin” („On Min”), „Keimin” („Hui Min”),
„Fumin” („Pu Min”), „Wenmin”, „Chimin”, „Daini Kaihen” („Ti-erh-hai-pien”), „Daishi Kaihen” („Ti-
-sfu-hai-pien”), „Jurasen 1” — „Jurasen 12”, „Ryoga 1”, „Ryoga 3” — „Ryoga 7”, zbudowanych w
latach 1904—1935, o wypornościach 15—65 ton, prędkościach 8,5—15 wz i uzbrojeniu 2—3 ckm.
Oficjalnie kutry pancerne i uzbrojone sklasyfikowane zostały jako kutry patrolowe (dozorowe);
— kilkanaście pomocniczych jednostek pływających, w tym okręt hydrograficzny o wyporności 75 ton.
Do lipca 1945 r., w ramach porządkowania struktury organizacyjnej Flotylli i wzmacniania jej
potencjału bojowego, wycofano ze służby 8 najstarszych kanonierek (z lat 1893—1907) i 2 kutry patrolowe
(z lat 1904—1910), natomiast włączono w jej skład siły i środki desantowe:
— 50 barek motorowych;
— 60 motorowych łodzi desantowych;
— 3 pułki tzw. strzelców marynarki (piechota morska).
Po wybuchu wojny Flotylla miała być wzmocniona, co najmniej kilkudziesięcioma statkami i barkami,
zmobilizowanymi z handlowego taboru rzecznego.
W LATACH 1983—1984 UKAZAŁY SIĘ NASTĘPUJĄCE
TOMIKI Z BIBLIOTECZKI „ŻÓŁTEGO TYGRYSA”
Rok 1983
Cz. Stempniewicz — Tron dla faworyta
Z. Kozakiewicz — Odejście na rozkaz
S. Jankowski — „Monte”
K. Szeląg — Alarm dla Belgradu
A. Głowacki — Brandenburski węzeł
R. Szubański — Osaczona wyspa
A. Błażej — Ślady na granicy
B. Jagielski — Przeprawy leśnych ludzi
J. Rakowski — Pod osłoną nocy
Z. Damski — Tak zginął ORP „Orkan”
A. Fryszkiewicz — Chindici atakują z dżungli
M. Golik — Przed zamkniętym semaforem
B. Zakrzewski — Orlęta bez skrzydeł
E. Obertyński — Statek wierny banderze
B. Kaznowski — Krach pruskiej twierdzy
T. Pląskowski — Strzały na Podhalu
J. Magnuski — Ruchome twierdze
K. Wójtowicz — Dziewczęta w rogatywkach
E. Walczuk — Na gruzach Berlina
Rok 1984
M. Jarkowska — Ochotnicza warszawska
Cz. Podgórski — Przed pierwszym strzałem
T. Konecki — W celowniku Ferdynandy
R. Brzeski — Strzał w próżnię
R. Szubański — Samotni przeciw Kriegsmarine
Z. Damski — Ostatnia wachta „Gryfa”
F. Sikorski — Ryngraf z trupią czaszką
H. Kawka — Na obcej ziemi
Z. Zonik — W szponach przymusu
W. Król — Dębliniacy z kodem „PK”
A. Głowacki — Czerniaków wzywa
E. Wawrzyniak — Diabla Góra
J. Marciniak — Ognie na hałdach
J. Malczewski — Przed nami Bzura
A. Różycki — Nasłuch działa
Z. Kozakiewicz — Powrotny rajd
B. Gaczkowski — Północna fala