5
J
ak donosz¹ dobrze poinformowane ród³a w Bia³ym Domu, zwol-
nienie ze stanowiska sekretarza stanu Georgea Larkina jest ju¿
tylko kwesti¹ czasu. George Larkin w ubieg³ym tygodniu przeszed³
powa¿n¹ operacjê serca i obecnie przebywa na rekonwalescencji
w Bethesda Naval Hospital. Stan zdrowia podaje siê jako przyczynê jego
spodziewanej dymisji.
Liv, obserwuj¹c obraz na monitorze, zwróci³a siê do Briana, który
wraz z ni¹ przedstawia³ aktualny serwis informacyjny.
To mo¿e byæ najwiêksze wydarzenie od czasu pamiêtnego skanda-
lu Malloya w padzierniku. Na fotel Larkina musi byæ wielu chêtnych.
Wycig z pewnoci¹ siê ju¿ zacz¹³.
Brian Jones pospiesznie przegl¹da³ notatki, sprawdzaj¹c czas kolej-
nych wejæ na antenê. By³ to nienagannie ubrany, trzydziestopiêcioletni
ciemnoskóry mê¿czyzna z dziesiêcioletnim sta¿em telewizyjnym. Mimo
¿e pochodzi³ z Queens, zawsze uwa¿a³ siê za rodowitego mieszkañca Wa-
szyngtonu.
Nie ma nic bardziej ekscytuj¹cego jak dobry wycig zauwa¿y³.
To prawda przyzna³a Liv i odwróci³a siê do kamery po otrzyma-
niu sygna³u, ¿e wchodzi na wizjê.
Prezydent nie wypowiedzia³ siê jeszcze na temat nastêpcy sekreta-
rza Larkina. Pewna wysoko postawiona osobistoæ wród najpowa¿niej-
szych kandydatur wymieni³a Beaumonta Della, by³ego ambasadora we
6
Francji, oraz genera³a Roberta J. Fitzhugha. Niestety, ¿aden z nich nie by³
dzi osi¹galny i nikt nie uzyska³ ¿adnego potwierdzenia tej wypowiedzi.
Dzi, w godzinach popo³udniowych, w jednym z mieszkañ w pó-
³nocno-wschodnim rejonie miasta odkryto zw³oki dwudziestopiêciolet-
niego mê¿czyzny. Brian przekaza³ kolejn¹ wiadomoæ w wieczornym
bloku informacyjnym.
Liv niezbyt uwa¿nie s³ucha³a kolegi. W mylach rozwa¿a³a powsta³¹
sytuacjê. Jej zdecydowanym faworytem by³ Beaumont Dell. Niestety, nie
uda³o siê jej dzi z nim porozmawiaæ. Jego wspó³pracownicy, stosuj¹c
klasyczne w tym zawodzie uniki, skutecznie jej to uniemo¿liwili. Jednak
Liv nie mia³a zamiaru ust¹piæ. Jutro od rana bêdzie warowa³a pod drzwiami
jego domu. Wybiegi rozmówców, wieczne na nich oczekiwanie oraz czê-
ste zatrzaskiwanie drzwi przed nosem to chleb powszedni ka¿dego dzien-
nikarza. Nic, absolutnie nic obieca³a sobie nie przeszkodzi jej w zdo-
byciu wywiadu z Dellem.
S³ysz¹c sygna³, ¿e wchodzi na wizjê, Liv odwróci³a siê i zaczê³a czy-
taæ tekst. Siedz¹cy przed odbiornikami telewidzowie dostrzegali jedynie
g³owê i ramiona eleganckiej ciemnow³osej spikerki. Jej g³os by³ stanow-
czy, a ruchy spokojne i zrównowa¿one. Po tamtej stronie ekranu nikt nie
mia³ pojêcia, ile pracy kosztowa³o kilkadziesi¹t sekund emisji. Widzieli
tylko prostotê i urodê, które w oczach telewidzów maj¹ ogromne znacze-
nie. Krótko obciête w³osy stanowi³y znakomit¹ oprawê twarzy o ideal-
nych rysach i wyrazistych kociach policzkowych, a spojrzenie b³êkit-
nych oczu uderza³o powag¹ i szczeroci¹. Wszystko to sprawia³o, ¿e ka¿-
dy z ogl¹daj¹cych jej programy telewidzów czu³ siê tak, jakby Liv mówi-
³a wy³¹cznie do niego.
Telewizyjne audytorium uwa¿a³o, ¿e jest niezwykle szykowna, nieco
zagadkowa i bardzo wiarygodna. Powszechne uznanie dla tego, co robi³a
w TV, niew¹tpliwie sprawia³o satysfakcjê, chocia¿ dziennikarskie aspi-
racje Liv siêga³y znacznie dalej.
Kto ze wspó³pracowników powiedzia³ kiedy o niej, ¿e wygl¹da na
osobê, która pochodzi z Connecticut. W rzeczywistoci mia³a zamo¿n¹
rodzinê w Nowej Anglii, a studia dziennikarskie ukoñczy³a na Harvar-
dzie. Mimo to ciê¿ko pracowa³a, aby pokonaæ kolejne szczeble dzienni-
karskiej kariery.
Zaczê³a w maleñkiej, lokalnej rozg³oni w New Jersey od prognoz
pogody i spotów reklamowych. Nastêpnie, jak w dzieciêcej grze w klasy,
przechodzi³a z rozg³oni do rozg³oni, z miasta do miasta, zarabiaj¹c co-
7
raz wiêcej pieniêdzy i uzyskuj¹c coraz wiêcej czasu na antenie. W koñcu
wyl¹dowa³a w filii CNC w Austin, gdzie po dwóch latach otrzyma³a sta-
nowisko spikerki. Kiedy jednak zaproponowano jej pracê w serwisie in-
formacyjnym w WWBW, filii CNC w Waszyngtonie, Liv nie waha³a siê
ani chwili, zw³aszcza ¿e w owym czasie nie czu³a siê zwi¹zana ani z Au-
stin, ani z jakimkolwiek innym miejscem na ziemi.
Marzy³a, aby wyrobiæ sobie nazwisko w dziennikarstwie telewizyjnym,
i czu³a, ¿e Waszyngton jest wprost idealnym w tym celu miejscem. Nie
obawia³a siê ciê¿kiej pracy, chocia¿ jej delikatne, w¹skie d³onie wygl¹da³y
tak, jakby nigdy siê z ni¹ nie zetknê³a. Pod alabastrow¹ skór¹ i rysami ary-
stokratki skrywa³a dociekliwy, bystry umys³. Uwielbia³a dynamiczne, barw-
ne ¿ycie i lubi³a byæ w centrum wydarzeñ, chocia¿ na zewn¹trz wydawa³a
siê ch³odna i niedostêpna. Przez ostatnie piêæ lat Liv ciê¿ko pracowa³a, aby
przekonaæ sam¹ siebie, ¿e ten wizerunek sta³ siê faktem.
W wieku dwudziestu omiu lat powiedzia³a sobie, ¿e dramaty osobi-
ste ma ju¿ za sob¹ i ¿e odt¹d liczyæ siê bêdzie dla niej jedynie kariera
zawodowa. Przyjaciele, których pozna³a w czasie pó³torarocznej pracy
w Waszyngtonie, niewiele wiedzieli o jej przesz³oci. Liv swoje ¿ycie pry-
watne zamknê³a na klucz.
Tu Olivia Carmichael powiedzia³a do kamery.
I Brian Jones. Ogl¹dajcie z nami CNC World News.
Po chwili rozleg³y siê dwiêki muzyki, po czym czerwone wiate³ko
kamery zgas³o. Liv wy³¹czy³a mikrofon i energicznie odsunê³a siê od pó-
³kolistego pulpitu ze stanowiskami dla spikerów.
Dobra robota us³ysza³a, przechodz¹c obok kamerzysty. W górze
powoli gas³y wiat³a ogromnych reflektorów. Liv, oderwana od swoich
myli, spojrza³a na kolegê i umiechnê³a siê. Ten umiech zupe³nie zmie-
ni³ jej twarz. Ch³odna, pos¹gowa uroda gdzie znik³a.
Dziêki, Ed. Co u twojej dziewczyny?
Wkuwa do egzaminów. Wzruszy³ ramionami i ci¹gn¹³ z g³owy
s³uchawki. Nie ma dla mnie zbyt wiele czasu.
Ale póniej, kiedy ju¿ przez to przejdzie, bêdziesz z niej dumny.
Taaak. Aha, Liv! Liv zatrzyma³a siê, unosz¹c do góry brwi.
Prosi³a, abym ciê zapyta³... By³ wyranie zak³opotany.
O co?
Kto ciê czesze? wyrzuci³ z siebie, po czym krêc¹c z dezaprobat¹
g³ow¹, zacz¹³ manipulowaæ przy kamerze. Oto co interesuje kobiety.
Liv, miej¹c siê, poklepa³a go po ramieniu.
8
Armonds przy Wisconsin. Powiedz jej, niech siê na mnie powo³a.
Pospiesznie opuci³a studio, wesz³a schodami na górê, po czym krê-
tymi korytarzami dotar³a do pokoju redakcyjnego, gdzie ha³as i gwar roz-
mów panowa³y od rana do pónego wieczora.
Przy stolikach siedzieli reporterzy. Jedni pili kawê, inni szybko pisali na
maszynach, chc¹c zd¹¿yæ z materia³em przed ostatnim wydaniem wiadomo-
ci. W powietrzu unosi³ siê zapach tytoniu, potu i mocnej kawy. Na jednej ze
cian rzêdami tkwi³y ekrany telewizyjne, na których mo¿na by³o obserwo-
waæ nieme obrazy programów wszystkich dzia³aj¹cych w metropolii stacji.
Na jednym z nich pojawi³a siê w³anie zapowied CNC World News. Liv
skierowa³a siê prosto do przeszklonego biura szefa wiadomoci.
Carl? wetknê³a g³owê w drzwi. Masz woln¹ chwilê?
Carl Pearson, pochylony nad biurkiem ze skrzy¿owanymi ramiona-
mi, wpatrywa³ siê w ekran telewizyjny. Niedopa³ek papierosa wci¹¿ tli³
siê miêdzy jego palcami, a spod sterty papierów, na których z trudem utrzy-
mywa³a równowagê fili¿anka zimnej kawy, wygl¹da³y okulary. Mê¿czy-
zna mrukn¹³ co pod nosem i Liv, uznaj¹c to za przyzwolenie, wliznê³a
siê do rodka.
Dobry program powiedzia³, nie spuszczaj¹c oczu z dwunastoca-
lowego ekranu.
Liv usiad³a, czekaj¹c na przerwê na reklamê. Z odbiornika dociera³
do niej twardy, rzeczowy g³os Harrisa McDowella, nowojorskiego spike-
ra CNC World News. Zwracanie siê do Carla, gdy na scenie pojawia
siê taka indywidualnoæ jak Harris McDowell, zupe³nie nie mia³o sensu.
Liv wiedzia³a, ¿e McDowell i Carl pracowali kiedy jako reporterzy
w tej samej stacji w Kansas City w Missouri. Ale to McDowell by³ tym,
kogo wyznaczono do obs³ugi prezydenckiej kawalkady w Dallas w ty-
si¹c dziewiêæset szeædziesi¹tym roku roku. Zabójstwo prezydenta i re-
porta¿ na ¿ywo z miejsca zbrodni wynios³y McDowella na szczyty
wiata mediów. Tymczasem Carl Pearson sta³ siê grub¹ ryb¹ w morzu
p³otek w Missouri i kilku innych stanach, aby w koñcu zamieniæ notes
reportera na biurko w Waszyngtonie.
By³ twardym i wymagaj¹cym szefem programów informacyjnych.
I nawet jeli tkwi³a w nim jaka kropla goryczy, ¿e jego kariera nie prze-
biega³a a¿ tak b³yskotliwie, to robi³ wszystko, aby tego po sobie nie poka-
zaæ. Liv zawsze darzy³a go ogromnym szacunkiem, a od czasu gdy zaczê-
³a pracowaæ dla WWBW, ten szacunek wzrós³ jeszcze bardziej. Dosko-
nale go rozumia³a. Ona równie¿ dozna³a w ¿yciu wielu rozczarowañ.
9
A wiêc? odezwa³ siê Carl, wykorzystuj¹c przerwê na reklamê.
Chcê dotrzeæ do Beaumonta Della zaczê³a Liv. Wiele ju¿ w tym
kierunku zrobi³am, a teraz, kiedy Dell ma zostaæ sekretarzem stanu, chcê
pierwsza powiadomiæ o tym naszych telewidzów.
Carl odchyli³ siê do ty³u i opar³ rêce na wydatnym brzuchu. Za te co
najmniej piêtnacie funtów ekstra, które nosi³ przed sob¹, obwinia³ w³a-
nie ci¹g³e siedzenie za biurkiem. Patrzy³ na Liv z tak¹ sam¹ szczeroci¹
i krytycyzmem, jak przed chwil¹ na ekran telewizyjny.
Pi³ka jest jeszcze w grze. Jego g³os straci³ barwê na skutek d³ugo-
letniego na³ogowego palenia papierosów. Liv obserwowa³a, jak przypala
kolejnego, chocia¿ poprzedni wci¹¿ tli³ siê na wype³nionej niedopa³kami
popielniczce. A co z Fitzhughem? Davisem czy te¿ Alberstonem? Wszyst-
ko siê przecie¿ mo¿e zdarzyæ. Oficjalnie Larkin jeszcze nie ust¹pi³.
To tylko kwestia dni, mo¿e nawet godzin. S³ysza³e komunikat le-
karski. Pe³ni¹cy obowi¹zki sekretarza nie wchodzi w grê; Boswell nie ma
poparcia prezydenta. To musi byæ Dell. Jestem tego pewna.
Carl potar³ rêk¹ czubek nosa. Ceni³ instynkt Carmichael, jej inteli-
gencjê, zdrowy rozs¹dek i upór. Ale prawda by³a taka, ¿e mia³ za ma³o
ludzi i bardzo ograniczony bud¿et i nie móg³ sobie pozwoliæ na wys³anie
w teren jednego z najlepszych reporterów tylko dlatego, ¿e ten reporter
mia³ przeczucie. Chocia¿... Waha³ siê chwilê, po czym znowu pochyli³
nad biurkiem.
Byæ mo¿e warto mrukn¹³. Pos³uchajmy, co powie Thorpe. Za-
raz bêdzie na wizji.
Liv ju¿ mia³a zaprotestowaæ, ale po chwili zrezygnowa³a. Urazi³o jej
ambicjê, ¿e Carl chcia³ uzale¿niæ swoj¹ zgodê od tego, co mia³ do powie-
dzenia Thorpe. Jednak ura¿ona ambicja to nie by³ sposób na Carla. Wsta-
³a wiêc tylko, aby przysi¹æ na skraju jego biurka, i czeka³a.
Program emitowano ze studia, które znajdowa³o siê piêtro wy¿ej. Jego
wnêtrze by³o nowoczeniejsze i bardziej eleganckie od tego, w którym
pracowa³a Liv. Istnia³a jednak ró¿nica miêdzy wiadomociami lokalnymi
a krajowymi, podobnie jak miêdzy ich funduszami. Po zaprezentowanym
przez spikera skrócie wiadomoci na ekranie pojawi³ siê stoj¹cy przed
Bia³ym Domem T.C. Thorpe. Liv, zmarszczywszy brwi, obserwowa³a go
w milczeniu.
Mimo ¿e na zewn¹trz temperatura nie przekracza³a zera i wia³ prze-
nikliwy, ch³odny wiatr, Thorpe sta³ w rozpiêtym p³aszczu i bez nakrycia
g³owy. To by³o dla niego typowe.
10
Jego twarz o ostrych rysach, osmalona przez wiatr, kojarzy³a siê Liv
z górsk¹ wspinaczk¹, a sylwetka z bieganiem na d³ugich dystansach. Za-
równo jedno, jak i drugie wymaga³o ogromnej wytrzyma³oci. Zawód re-
portera równie¿. T.C. Thorpe by³ reporterem. Jego ciemne, g³êboko osa-
dzone oczy mia³y w sobie co magnetycznego przyci¹ga³y i zniewala-
³y. Powiewaj¹ce dooko³a twarzy czarne w³osy dodawa³y sylwetce dyna-
mizmu, jakby j¹ do czego ponagla³y. Tylko g³os by³, jak zawsze, spokoj-
ny i zrównowa¿ony. Ten kontrast dawa³ lepszy efekt, ni¿ stosowane przez
innych dziennikarzy, najbardziej nawet wymylne sztuczki.
Liv zdawa³a sobie sprawê z wielkiego uroku Thorpea, uroku, który
w równej mierze oddzia³ywa³ na kobiety, jak i na mê¿czyzn. Jego oczy
budzi³y zaufanie, tak samo jak g³êboki, przyjemnie brzmi¹cy g³os. By³
poza tym ogromnie przekonywaj¹cy. Telewidzowie traktowali go jak ko-
go bardzo bliskiego i godnego zaufania. Panowa³o przekonanie, ¿e gdy-
by jutro wiatu zagrozi³a katastrofa, Thorpe zrelacjonowa³by j¹ w naj-
drobniejszych szczególach.
W ci¹gu piêciu lat pracy w Waszyngtonie Thorpe sta³ siê w wiecie
mediów niekwestionowanym autorytetem. Posiada³ dwa niezbêdne re-
porterowi atuty: wiarygodnoæ i niezawodne ród³a informacji. Jeli T.C.
Thorpe co powiedzia³, bezwzglêdnie w to wierzono. Jeli T.C. Thorpe
potrzebowa³ informacji, po prostu wiedzia³, do kogo zadzwoniæ.
Liv czu³a do niego instynktown¹ niechêæ. Specjalizowa³a siê w pro-
gramach politycznych, przygotowywanych dla lokalnej stacji. Thorpe by³
jej prawdziwym przekleñstwem. Strzeg³ swego terytorium z zajad³oci¹
psa, który broni swego podwórka przed intruzami. Mia³ nad ni¹ przewa-
gê. Od dawna zapuci³ tu korzenie, podczas gdy ona wci¹¿ czu³a siê obca.
Nie pozostawia³ jej nawet skrawka wolnej przestrzeni. Jeli gdzie dzia³o
siê co wa¿nego, mog³a byæ pewna, ¿e on zjawi siê tam pierwszy.
Bardzo d³ugo stara³a siê znaleæ w nim co, co mog³aby skrytyko-
waæ. Thorpe jednak nie by³ efekciarzem. Ubiera³ siê tak, aby widzowie
mogli siê skupiæ wy³¹cznie na tym, co mia³ im do powiedzenia, a nie na
jego osobie. Cechowa³a go prostota i komunikatywnoæ, jego reporta¿e
by³y ostre i bezkompromisowe, podczas gdy on sam zawsze potrafi³ za-
chowaæ obiektywizm. Jedyne, czego Liv nie mog³a w nim zaakceptowaæ,
to arogancja.
Obserwowa³a go teraz, jak stoi na tle sylwetki Bia³ego Domu. Mówi³
o Larkinie. Nie ulega³o w¹tpliwoci, ¿e rozmawia³ z nim osobicie. Liv,
mimo ¿e naciska³a wszystkie sprê¿yny, ta sztuka siê nie uda³a. Ju¿ sam
11
ten fakt by³ irytuj¹cy. Thorpe wymienia³ potencjalnych kandydatów na
miejsce Larkina, zaczynaj¹c od Beaumonta Della.
Siedz¹cy z ty³u Carl w milczeniu skin¹³ g³ow¹. Teraz zaczyna³ wie-
rzyæ w przeczucia Liv.
Mówi³ T.C. Thorpe ze stanowiska przy Bia³ym Domu.
Powiedz w recepcji, ¿e masz moj¹ zgodê nieoczekiwanie oznaj-
mi³ Carl i mocno zaci¹gn¹³ siê niedopa³kiem papierosa. Liv odwróci³a
siê do niego gwa³townie, ale oczy szefa wpatrzone ju¿ by³y w ekran.
We dwóch ludzi.
Doskonale. Prze³knê³a gorycz, ¿e s³owa Thorpea, bardziej ni¿
jej w³asne, trafi³y Carlowi do przekonania. Zaraz wszystkim siê zajmê.
Zdob¹d co przed po³udniowym serwisem zawo³a³ za ni¹ nie
odrywaj¹c oczu od ekranu.
Liv, stoj¹c w drzwiach, rzuci³a przez ramiê:
Masz to jak w banku.
By³a godzina ósma rano, gdy Liv wraz z dwuosobow¹ ekip¹ zatrzy-
ma³a siê przed bram¹ wjazdow¹ domu Beaumonta Della w Aleksandrii
w Wirginii. Wsta³a o pi¹tej, aby przygotowaæ siê do wywiadu. Poprzed-
niego wieczoru wykona³a co najmniej pó³ tuzina telefonów, zanim w biu-
rze Della uzyska³a zapewnienie, ¿e jeli zjawi siê nastêpnego dnia rano,
mo¿e liczyæ na dziesiêciominutow¹ rozmowê. Dobry reporter w dziesiêæ
minut mo¿e uzyskaæ bardzo wiele. Liv wysiad³a z samochodu i podesz³a
do stoj¹cego przy bramie wartownika.
Jestem Olivia Carmichael z WWBW pokaza³a legitymacjê pra-
sow¹. Pan Dell oczekuje mnie.
Wartownik obejrza³ legitymacjê, sprawdzi³ co w swoim wykazie, po
czym skin¹³ g³ow¹ i nacisn¹wszy guzik otworzy³ bramê.
Niez³y pocz¹tek, pomyla³a sadowi¹c siê w samochodzie.
W porz¹dku, ch³opcy. B¹dcie gotowi, mamy ma³o czasu. Siê-
gnê³a po notatki, aby je jeszcze raz przejrzeæ, podczas gdy samochód
zbli¿a³ siê do podjazdu rezydencji. Bob, chcê mieæ ujêcie domu i bramy
wjazdowej w drodze powrotnej.
Bramê wjazdow¹ ju¿ mamy umiechn¹³ siê od ucha do ucha
i twoje nogi równie¿. Masz wspania³e nogi, Liv.
Tak mylisz? spojrza³a na siebie krytycznie. Chyba masz
racjê.
12
Bawi³ j¹ ten niewinny flirt. Bob by³ nieszkodliwym, ¿onatym mê¿-
czyzn¹, z dwójk¹ dorastaj¹cych dzieci. Flirt w innym wydaniu natych-
miast by j¹ zmrozi³. Dzieli³a mê¿czyzn na dwie kategorie: bezpiecznych
i niebezpiecznych. Bob nale¿a³ do tych pierwszych. Mog³a siê czuæ przy
nim zupe³nie swobodnie.
No dobra powiedzia³a, kiedy samochód zatrzyma³ siê przed wej-
ciem do trzypiêtrowego murowanego domu. Postarajcie siê zachowy-
waæ jak przysta³o na przedstawicieli powa¿nych mediów.
Bob umiechn¹³ siê szeroko i mamrocz¹c co pod nosem, wygramoli³
z ty³u samochodu. Przed drzwiami wejciowymi Liv znowu by³a opano-
wan¹, ch³odn¹ reporterk¹. Nikomu by teraz nawet nie przysz³o do g³owy
robiæ jakie uwagi na temat jej nóg. A ju¿ z pewnoci¹ nikt nie omieli-
³by siê powiedzieæ tego g³ono. Energicznie zapuka³a, daj¹c jednocze-
nie ekipie znak, aby przygotowa³a sprzêt.
Olivia Carmichael oznajmi³a pokojówce, która ukaza³a siê
w drzwiach. Do pana Della.
S³u¿¹ca z wyran¹ dezaprobat¹ patrzy³a na ubranych w d¿insy mê¿-
czyzn, taszcz¹cych po schodach aparaturê.
Tak, proszê za mn¹, panno Carmichael. Pan Dell zaraz do pani
wyjdzie.
Liv zauwa¿y³a niechêæ pokojówki, ale nie by³a ni¹ zaskoczona. Ro-
dzina i wielu przyjació³ z dzieciñstwa mia³o podobny stosunek do jej
profesji.
Obszerny, elegancki hol stanowi³ wizytówkê ka¿dego zamo¿nego
domu. Kiedy Liv dorasta³a, identyczne wnêtrza mia³a okazjê widzieæ
w dziesi¹tkach podobnych rezydencji. Organizowano w nich setki przy-
jêæ i ró¿nych imprez, które tak miertelnie zawsze j¹ nudzi³y. Zamylona,
nie zwróci³a uwagi na wisz¹cego po lewej stronie Matissea. W pewnej
chwili us³ysza³a, jak pod¹¿aj¹cy za ni¹ Bob, nie mog¹c siê opanowaæ,
cicho zagwizda³ przez zêby.
Ale chata! wymamrota³, gdy jego stopy w sportowym obuwiu
cicho przesuwa³y siê po posadzce.
Zajêta swymi mylami, Liv bezwiednie mu przytaknê³a. Wychowy-
wa³a siê w domu niewiele ró¿ni¹cym siê od tego. Jej matka wola³a wpraw-
dzie Chippendalea od Ludwika XIV, ale poza tym wszystko wydawa³o
siê takie same. Nawet zapach by³ taki sam olejek cytrynowy i wie¿e
kwiaty. To wywo³ywa³o wspomnienia.
Kiedy Liv ruszy³a za pokojówk¹, nagle dobieg³ j¹ g³ony mêski miech.
13
T.C., jeste niekwestionowanym mistrzem w opowiadaniu kawa-
³ów. Zanim jednak zdecydujê siê powtórzyæ ten, który przed chwil¹ od
ciebie us³ysza³em, bêdê siê musia³ upewniæ, czy nie ma w pobli¿u pierw-
szej damy.
Dell powoli schodzi³ po schodach. By³ to elegancki, przystojny mê¿-
czyzna oko³o szeædziesi¹tki. Towarzyszy³ mu Thorpe.
Liv poczu³a ucisk w ¿o³¹dku. Chocia¿ o jeden krok, ale zawsze przede
mn¹, pomyla³a ze z³oci¹. Cholera!
Nieoczekiwanie ich oczy siê spotka³y. Thorpe umiechn¹³ siê, ale to
nie by³ taki sam umiech, z jakim przed chwil¹ zwraca³ siê do Della.
Panna Carmichael. Dell, spostrzeg³szy Liv, podszed³ do niej z wy-
ci¹gniêt¹ rêk¹. Jego g³os by³ tak samo aksamitny jak jego d³oñ, a oczy
wyj¹tkowo przenikliwe. Co do minuty. Mam nadziejê, ¿e nie czeka³a
pani na mnie.
Nie, panie Dell. Ja równie¿ ceniê sobie czas.
Spojrza³a na Thorpea.
Panie Thorpe.
Panno Carmichael.
Wiem, ¿e jest pan niezwykle zajêtym cz³owiekiem. Liv z umie-
chem zwróci³a siê do Della. Ale nie zabiorê panu du¿o czasu. Dys-
kretnie w³¹czy³a mikrofon. Czy zechcia³by pan porozmawiaæ ze mn¹
tutaj? zapyta³a, chc¹c umo¿liwiæ technikowi dostrojenie dwiêku.
Nie mam nic przeciwko temu. Wykona³ zapraszaj¹cy gest
i umiechn¹³ siê wylewnie. Umiech by³ jedn¹ z najwa¿niejszych umie-
jêtnoci rasowego dyplomaty. K¹tem oka Liv widzia³a, jak Thorpe prze-
suwa siê poza zasiêg kamery i staje przy drzwiach. Wci¹¿ czu³a jego wzrok
na sobie, co nie wp³ywa³o zbyt dobrze na jej samopoczucie. Nic jednak
nie mog³a na to poradziæ. Odwróci³a siê wiêc do swego rozmówcy i za-
czê³a wywiad.
Dell wci¹¿ by³ ¿yczliwy i chêtny do wspó³pracy. Liv czu³a siê jak
dentysta usi³uj¹cy wyrwaæ z¹b komu, kto umiecha siê, maj¹c mocno
zaciniête usta.
Nie ulega³o w¹tpliwoci, i¿ Dell zdaje sobie sprawê, ¿e jego osobê
wi¹¿e siê ze stanowiskiem Larkina i oczywicie to, ¿e media powiêca³y
temu tyle uwagi, bardzo mu pochlebia³o. Liv zauwa¿y³a, ¿e jej rozmówca
robi wszystko, aby w czasie wywiadu nie pad³o nazwisko prezydenta.
Wiedzia³a, ¿e ma do czynienia z zawodowcem. Dell by³ uprzejmy, ale
przez ca³y czas lawirowa³, mówi¹c tak, aby nic nie powiedzieæ. Jednak
14
Liv z uporem wraca³a do tematu. Jeli ju¿ nie mog³a uzyskaæ od niego
¿adnej konkretnej odpowiedzi, przynajmniej z tonu jego g³osu stara³a siê
co wyczytaæ.
Panie Dell, czy prezydent rozmawia³ z panem o wyborze nowego
sekretarza stanu? Wiedzia³a, ¿e nie mo¿e oczekiwaæ prostej odpowie-
dzi tak lub nie.
Nie dyskutowa³em o tym z prezydentem.
Ale spotka³ siê pan z nim? nalega³a.
Od czasu do czasu widujê siê z prezydentem. Da³ dyskretny znak
i po chwili zjawi³a siê tu¿ przy nim s³u¿¹ca podaj¹c mu kapelusz i p³aszcz.
Bardzo mi przykro, panno Carmichael, ale nie mogê powiêciæ pani
wiêcej czasu. W³o¿y³ p³aszcz. Liv wiedzia³a, ¿e to ju¿ koniec wywiadu,
mimo to ruszy³a wraz z nim w stronê drzwi.
Panie Dell, czy zobaczy siê pan jeszcze dzi z prezydentem? Py-
tanie zabrzmia³o dosyæ obcesowo, ale odpowied Della nie by³a taka,
jakiej siê Liv spodziewa³a, a b³ysk w jego oczach i chwila wahania da³y
jej wiele do mylenia.
Byæ mo¿e. Dell wyci¹gn¹³ rêkê. To prawdziwa przyjemnoæ
rozmawiaæ z pani¹, panno Carmichael. Niestety, czas mnie ju¿ goni. Ruch
o tej porze dnia jest taki uci¹¿liwy.
Liv da³a znak, aby Bob zatrzyma³ tamê.
Dziêkujê panu, panie ambasadorze, ¿e zechcia³ siê pan ze mn¹ wi-
dzieæ. Odda³a mikrofon koledze z ekipy i pod¹¿y³a za Dellem i Thorpe-
em do wyjcia.
Zawsze do us³ug pog³aska³ j¹ po rêku i umiechn¹³ siê czaruj¹co,
jak przysta³o na wywodz¹cego siê ze starej szko³y po³udniowca. Za-
dzwoñ do Anny, T.C. odwróci³ siê do Thorpea i poklepa³ go po ple-
cach. Czeka na wiadomoæ od ciebie.
Zadzwoniê.
Dell zszed³ po schodach do czarnej limuzyny, gdzie czeka³ ju¿ na
niego kierowca.
Niele, Carmichael odezwa³ siê Thorpe, kiedy limuzyna odje-
cha³a. W koñcu zrobi³a ten wywiad. Oczywicie... ci¹gn¹³ z umie-
chem Dell to twardy przecsiwnik.
Liv spojrza³a na niego ch³odno.
Co tu w³aciwie robisz, Thorpe?
Jad³em niadanie odrzek³. Jestem starym przyjacielem ro-
dziny.
15
Powinna go by³a uderzyæ, aby zetrzeæ ten g³upi umiech z jego twa-
rzy. Zamiast tego jednak zaczê³a starannie naci¹gaæ na palce rêkawiczki.
Dell otrzyma to stanowisko.
Thorpe uniós³ do góry brwi.
Czy to stwierdzenie, Olivio, czy raczej pytanie?
Nie zapyta³abym ciê nawet o godzinê, Thorpe odciê³a siê. A ty,
nawet gdybym siê na to zdecydowa³a, i tak by mi nie odpowiedzia³.
Zawsze twierdzi³em, ¿e masz ostry jêzyk.
Dobry Bo¿e, jaka¿ ona piêkna, pomyla³. Kiedy j¹ zobaczy³ po raz
pierwszy w studiu, ju¿ wtedy zrobi³a na nim du¿e wra¿enie; co prawda
w makija¿u, w wietle jupiterów i rozstawionych kamer wcale o to nie
trudno. Teraz, stoj¹c z ni¹ twarz¹ w twarz, w ostrym wietle poranka, nie
mia³ w¹tpliwoci, ¿e to najpiêkniejsza kobieta, jak¹ kiedykolwiek wi-
dzia³. Wspania³a budowa cia³a, nieskazitelna cera. Tylko oczy zdradza³y
z³oæ, nad któr¹ za wszelk¹ cenê stara³a siê zapanowaæ. Thorpe znowu
siê umiechn¹³. Uwielbia³ obserwowaæ, jak pêka lód.
Czy to dla ciebie problem, Thorpe? z³oliwie zauwa¿y³a Liv, od-
wracaj¹c siê, aby zwolniæ ekipê. Czy¿by nie lubi³ reporterów, którzy,
tak siê sk³ada, akurat s¹ kobietami?
Rozemia³ siê i pokrêci³ g³ow¹.
Doskonale wiesz, ¿e p³eæ nie ma tu nic do rzeczy.
W jego jeszcze przed chwil¹ tak powa¿nych oczach pojawi³y siê iskier-
ki rozbawienia. Wcale jej siê to nie spodoba³o.
Dlaczego nie chcesz ze mn¹ wspó³pracowaæ?
Wiatr rozwiewa³ mu w³osy zupe³nie tak jak podczas wczorajszego
reporta¿u. Zdawa³o siê, ¿e jest zupe³nie niewra¿liwy na ch³ód, podczas
gdy Liv, otulona p³aszczem, dr¿a³a z zimna.
Wykonujemy przecie¿ ten sam zawód, pracujemy dla tych samych
ludzi.
To moje podwórko, Liv spokojnie odrzek³. Jeli chcesz siê tu
dostaæ, musisz o to walczyæ. Osi¹gniêcie tego, co mam, zajê³o mi wiele
lat. Nie spodziewaj siê, ¿e tobie wystarczy parê miesiêcy, aby tego doko-
naæ. Lepiej bêdzie, jeli wejdziesz do samochodu doda³, widz¹c ¿e dr¿y
z zimna.
Zamierzam walczyæ, Thorpe. Zabrzmia³o to w po³owie jak gro-
ba, w po³owie jak ostrze¿enie. Jeli chcesz walki, bêdziesz j¹ mia³.
Thorpe sk³oni³ g³owê z uznaniem.
Liczê na to.
16
Nie mia³ w¹tpliwoci, ¿e Liv nie wsi¹dzie do samochodu, dopóki on
sam tego nie zrobi. Bêdzie tak sta³a, kostniej¹c z zimna, przez zwyk³y
upór. Bez s³owa zszed³ wiêc po schodach i otworzy³ drzwiczki swego
samochodu.
Liv sta³a jeszcze przez chwilê, czekaj¹c, a¿ Thorpe odjedzie. wia-
domoæ, ¿e teraz, kiedy znikn¹³ jej z oczu, mo¿e wreszcie swobodnie ode-
tchn¹æ, zirytowa³a j¹ jeszcze bardziej. Thorpe mia³ bardzo siln¹ osobo-
woæ. Zachowanie w stosunku do niego obojêtnoci wydawa³o siê pra-
wie niemo¿liwe. Zawsze wywo³ywa³ silne emocje. Jej by³y zdecydowa-
nie negatywne.
On nie mia³ zamiaru stawaæ jej na drodze. Ona nie mia³a zamiaru siê
tym zadowoliæ. Zesz³a po schodach i powoli skierowa³a do samochodu.
Anna, nagle pomyla³a, przypomniawszy sobie imiê, które Dell wy-
mieni³ w rozmowie z Thorpeem. Anna Dell Monroe, córka Della i ofi-
cjalna pani domu od mierci swojej matki. Anna Dell Monroe. Jeli co
mia³o siê wydarzyæ w ¿yciu jej ojca, ona z pewnoci¹ musia³a o tym wie-
dzieæ. Liv nagle przyspieszy³a kroku i wsiad³a do czekaj¹cego na ni¹ sa-
mochodu.
Podrzucimy tamê do studia, a póniej pojedziemy do Georgetown.
17
L
iv zawziêcsie stuka³a na maszynie. Da³a Carlowi wywiad z Del-
lem, aby go wykorzysta³ w po³udniowym serwisie informacyj-
nym. Ale w zanadrzu mia³a wiêcej, znacznie wiêcej i musia³a z tym
zd¹¿yæ przed wieczornym dziennikiem. Jej przeczucie co do Anny Mon-
roe w pe³ni siê potwierdzi³o. Córka Della rzeczywicie zna³a ka¿dy szcze-
gó³ z ¿ycia ojca i chocia¿ w czasie wywiadu stara³a siê wypowiadaæ bar-
dzo ostro¿nie, nie by³a jednak takim dyplomat¹ jak jej ojciec. Podczas
pó³godzinnego wywiadu w jej salonie w Georgetown Liv zebra³a dosta-
tecznie du¿o materia³u, aby zaprezentowaæ telewidzom ciekaw¹ historiê.
Tama by³a dobra. Liv mia³a ju¿ okazjê zerkn¹æ na ni¹ w czasie przy-
gotowywania programu do emisji. Bob znakomicie uchwyci³ zarówno
stylow¹ elegancjê wnêtrza, jak i uprzejmoæ i nienaganne maniery go-
spodyni domu. Bêdzie to dobrze kontrastowa³o z przebieg³oci¹ rasowe-
go polityka, do jakich zalicza³ siê jej ojciec. Uderza³ ogromny respekt
Anny dla ojca, jak równie¿ jej wyj¹tkowe zami³owanie do piêknych rze-
czy. Liv uda³o siê pokazaæ zarówno jedno, jak i drugie. To by³ naprawdê
dobry reporta¿, pozwalaj¹cy zwyk³emu obywatelowi chocia¿ na chwilê
zajrzeæ za kulisy wielkiej polityki.
Liv pospiesznie redagowala tekst.
Liv, jeste nam potrzebna zawo³a³ Brian.
Spojrza³a na niego przeci¹gle. Brian westchn¹³ z rezygnacj¹ i odsu-
n¹wszy siê od biurka, wyci¹gn¹³ rêce w obronnym gecie.
18
Ju¿ w porz¹dku, w porz¹dku, sam to zrobiê. Ale bêdziesz mi co
winna.
Jeste cudowny, Brian. Wróci³a do pisania.
Dziesiêæ minut póniej wyci¹ga³a ostatni¹ kartkê z maszyny.
Carl! zawo³a³a, widz¹c, ¿e szef kieruje siê do swego gabinetu.
Mój komentarz do programu.
Przynie.
Liv spojrza³a na zegarek. Mia³a godzinê do wieczornego serwisu.
Kiedy wesz³a do pokoju Carla, odbiornik telewizyjny by³ w³¹czony,
ale g³os wyciszony. Carl, siedz¹c przy biurku, przegl¹da³ materia³y.
Czy widzia³e ju¿ tamê? Liv poda³a mu maszynopis.
Jest naprawdê dobra. Przypali³ papierosa od niedopa³ka poprzed-
niego
i zaniós³ siê suchym kaszlem.
Zaczniemy od porannej rozmowy z Dellem, po czym przejdziemy
do wywiadu z jego córk¹.
Wzi¹³ do rêki podane mu przez Liv kartki i w skupieniu zacz¹³ czy-
taæ. To by³ znakomicie przygotowany materia³, przedstawiaj¹cy krótkie
biografie wszystkich g³ównych rywali do ministerialnego stanowiska,
ze szczególnym zwróceniem uwagi na Beaumonta Della. To wprowa-
dzenie dawa³o widzom pe³ny obraz sytuacji, zanim, dziêki kamerze,
przekrocz¹ próg domu bohatera reporta¿u. Liv obserwowa³a p³yn¹ce
do sufitu spirale papierosowego dymu i czeka³a.
Poka¿emy zdjêcia pozosta³ych kandydatów, podczas gdy ty bê-
dziesz czyta³a ich biografie. Pospiesznie nanosi³ uwagi na margine-
sie maszynopisu. Powinnimy je mieæ w naszym archiwum. Jeli
nie mamy, wemiemy je z góry. Gór¹ przyjê³o siê nazywaæ wa-
szyngtoñskie biuro CNC. Wygl¹da na to, ¿e zamierzasz zaj¹æ trzy
minuty.
Trzy i pó³. Czeka³a, a¿ Carl podniesie g³owê. Nieczêsto wy-
mieniamy sekretarzy stanu, Carl. Nasza kolejna wa¿na informacja to
mo¿liwoæ czêciowego zamkniêcia stacji filtrów na Potomacu. Ta moja
zas³uguje chyba na trzy i pó³.
Przekonaj redaktora wydania rzek³, po czym, kiedy Liv chcia³a
co powiedzieæ, nagle uniós³ do góry rêkê. Natychmiast siê zorientowa³a,
co przyci¹gnê³o jego uwagê. Na ekranie pojawi³a siê zapowied specjal-
nego wydania wiadomoci. Liv szybko podkrêci³a g³os i w tej samej chwili
z ekranu spojrza³y na ni¹ oczy Thorpea. By³a tym kompletnie zaskoczo-
na. Jego wzrok mia³ dziwn¹ moc. Czu³a, jak przenika j¹ dreszcz. Co
19
takiego prze¿y³a po raz pierwszy od piêciu lat. Wpatrzona w ekran prze-
oczy³a pierwsze s³owa komunikatu.
...przyj¹³ spodziewan¹ rezygnacjê ze stanowiska sekretarza stanu Lar-
kina. Sekretarz Larkin zrezygnowa³ ze stanowiska ze wzglêdu na stan
zdrowia. Po poddaniu siê w ubieg³ym tygodniu powa¿nej operacji serca
Larkin wci¹¿ przebywa na rekonwalescencji w Bethesda Naval Hospital.
Wraz z przyjêciem rezygnacji, na wakuj¹ce stanowisko prezydent zapro-
ponowa³ Beaumonta Della. Przed godzin¹, na spotkaniu w Gabinecie
Owalnym, Dell przyj¹³ tê propozycjê. Sekretarz prasowy Donaldson wy-
znaczy³ konferencjê na jutro na godzinê dziewi¹t¹ rano.
Liv nagle poczu³a, ¿e ziemia usuwa siê jej spod nóg. S³ysza³a, jak
Thorpe powtarza komunikat, zamknê³a oczy i ciê¿ko oddycha³a. Carl kl¹³,
nie przebieraj¹c w s³owach. Jej program by³ martwy. Wyrwano mu serce.
I on doskonale o tym wiedzia³. Liv powoli dochodzi³a do siebie, podczas
gdy na ekranie ponownie pokaza³ siê program z rozk³adówki. On wie-
dzia³ o tym ju¿ o ósmej rano.
Przerób to rzuci³ Carl, chwytaj¹c za s³uchawkê telefonu. I wy-
lij kogo na górê po komunikat Thorpea. Musimy go puciæ. Wywiad
z córk¹ Della jest nieaktualny.
Liv zgarnê³a swoje materia³y z biurka Carla i skierowa³a siê do drzwi.
Nie zapomnij o makija¿u, nied³ugo wchodzisz na wizjê.
Nie zareagowa³a spiesz¹c do wyjcia. Po chwili nerwowo kr¹¿y³a po
korytarzu, nie mog¹c sie doczekaæ na windê. To nie mo¿e mu ujæ na
sucho, powtarza³a w mylach.
Jad¹c na czwarte piêtro, kontynuowa³a w windzie niespokojny spa-
cer. Od lat nikt jej a¿ tak nie wyprowadzi³ z równowagi. Zupe³nie nie
mog³a siê opanowaæ. A wszystko przez tego typa.
Thorpe! zawo³a³a z furi¹, wtargn¹wszy do pokoju redakcyjnego
na czwartym piêtrze.
Jaki reporter uniós³ g³owê i zas³oniwszy rêk¹ telefoniczn¹ s³uchaw-
kê, spokojnie powiedzia³:
W swoim biurze.
Tym razem Liv nie czeka³a ju¿ na windê, tylko pobieg³a schodami,
gubi¹c po drodze tak typowy dla niej ch³ód i opanowanie.
Panno Carmichael siedz¹ca przed wejciem do biura na pi¹tym
piêtrze recepcjonistka podnios³a siê na widok mijaj¹cej j¹ w biegu Liv.
Panno Carmichael! zawo³a³a, chc¹c j¹ zatrzymaæ. Z kim chce siê pani
widzieæ? Panno Carmichael!
20
Liv wpad³a do biura Thorpea bez pukania.
Ty gnido!
Thorpe przerwa³ pisanie na maszynie i odwróci³ siê do drzwi. Jego
twarz wyra¿a³a raczej zaciekawienie ni¿ irytacjê z powodu nieoczekiwa-
nego wtargniêcia intruza.
Olivia! Przechyli³ siê do ty³u, ale nie podniós³ z miejsca. Có¿
za mi³a niespodzianka! Lekkim skinieniem g³owy odprawi³ recepcjo-
nistkê, która wyranie zaniepokojona pojawi³a siê w drzwiach. Usi¹d
uprzejmym ruchem rêki wskaza³ jej miejsce. Nie mogê wprost uwie-
rzyæ, ¿e po przesz³o roku zechcia³a zaszczyciæ wreszcie swoj¹ obecno-
ci¹ moje biuro.
Zniszczy³e mój program! Liv, wci¹¿ trzymaj¹c maszynopis w rê-
ku, pochyli³a siê nad jego biurkiem.
Zauwa¿y³ rumieñce na jej bladej twarzy i wciek³oæ w zazwyczaj
ch³odnych oczach. Jej w³osy, od nieprzytomnego biegu po schodach, by³y
w nie³adzie, a oddech przyspieszony. Thorpe patrzy³ na ni¹ zafascyno-
wany. Zastanawia³ siê, jak daleko mo¿e siê posun¹æ, aby zupe³nie straci³a
nad sob¹ panowanie. Postanowi³ sprawdziæ.
Jaki program?
Wiesz, do cholery! Opar³a rêce na biurku i pochyli³a siê w jego
stronê. Zrobi³e to specjalnie.
Wiele rzeczy robiê specjalnie przyzna³. Jeli masz na myli tê
historiê z Dellem ci¹gn¹³, patrz¹c jej w oczy to wcale nie by³a twoja
historia, Liv. By³a moja. Jest moja.
Puci³e to na czterdzieci piêæ minut przed moim programem.
By³a wciek³a i nie potrafi³a tego ukryæ. Thorpe nigdy jej takiej nie wi-
dzia³. Olivia nigdy nie mówi³a podniesionym tonem. Jej gniew mia³ za-
zwyczaj wiêcej wspólnego z lodem ni¿ z ogniem.
A wiêc? opar³ brodê na splecionych d³oniach. Masz do mnie
pretensjê o ten komunikat.
Nie zostawi³e mi nic. Wyci¹gnê³a kartki maszynopisu, zmiê³a je
i wypuci³a z r¹k. Pracowa³am nad tym dwa tygodnie, od chwili gdy
Larkin dosta³ ataku serca, a ty mi to zniszczy³e w dwie minuty.
Nie czujê siê za to odpowiedzialny, Carmichael. To twoja sprawa.
Nastêpnym razem mo¿e bêdziesz mia³a wiêcej szczêcia.
Co takiego! Rozwcieczona Liv uderzy³a piêciami w maho-
niowy blat biurka. Jeste pod³y. Ten program kosztowa³ mnie wiele
godzin pracy, setki telefonów i dziesi¹tki mil w nogach. Od pocz¹tku
21
robisz mi wiñstwa. Jej oczy nagle zwêzi³y siê. Czy¿by siê mnie
obawia³, Thorpe? Czy¿by czu³, ¿e twoja wysoka pozycja w mediach
jest zagro¿ona?
Zagro¿ona? uniós³ siê, pochylaj¹c jednoczenie nad biurkiem, a¿
jego twarz znalaz³a siê na wprost jej twarzy. Nawet przez chwilê o tym
nie pomyla³em. Nie interesuj¹ mnie pocz¹tkuj¹cy dziennikarze, którzy
wspinaj¹ siê do góry przeskakuj¹c po trzy szczeble naraz. Wróæ, kiedy
wyrównasz swoje rachunki.
Nie mów mi o wyrównywaniu rachunków, Thorpe syknê³a Liv.
Zaczê³am to robiæ ju¿ osiem lat temu.
Osiem lat temu by³em w Libanie i lawirowa³em miêdzy kulami,
podczas gdy ty by³a w Harvardzie i lawirowa³a miêdzy przystojnymi
graczami w pi³kê no¿n¹.
Nigdy tego nie robi³am! z furi¹ zawo³a³a Liv. I w ogóle, co to
ma do rzeczy. Wiedzia³e o tym rano. Wiedzia³e, co siê wiêci.
A jeli nawet?
Wiedzia³e, jak bardzo siê w tê historiê zaanga¿owa³am. Czy nie
poczuwasz siê do ¿adnej lojalnoci wobec lokalnej stacji.
Nie.
Ta niew¹tpliwie szczera odpowied dos³ownie j¹ zamurowa³a.
Przecie¿ tu startowa³e.
Dlaczego wiêc nie zadzwonisz do WTRL w Jersey i nie zapew-
nisz im wy³¹cznoci tylko dlatego, ¿e kiedy czyta³a tam prognozy po-
gody? odrzek³. Porzuæ ten mentorski ton, Liv. To naprawdê nie ma
sensu.
Jeste nikczemny niemal krzycza³a. Przecie¿ wystarczy³oby,
aby mnie uprzedzi³, ¿e masz zamiar og³osiæ ten cholerny komunikat.
A ty czeka³aby z za³o¿onymi rêkami, a¿ to zrobiê? Prêdzej pode-
r¿nê³aby mi gard³o, aby tylko zd¹¿yæ og³osiæ to przede mn¹.
Z radoci¹.
Rozemia³ siê.
Jeste szczera, kiedy siê wciekasz, Liv i... cudowna. Wzi¹³ kilka
kartek z biurka i poda³ jej. Bêdziesz potrzebowa³a moich materia³ów,
aby przerobiæ swój komentarz. Do emisji pozosta³o ci zaledwie trzydzie-
ci minut.
Nie musisz mi o tym przypominaæ. Zignorowa³a wyci¹gniêt¹ w jej
stronê rêkê. Mia³a ogromn¹ ochotê cisn¹æ czym w okienn¹ szybê za jego
plecami. Wrócimy do tego, Thorpe. Jeli nie teraz, to z pewnoci¹ wkrót-
22
ce. Jestem tym wszystkim naprawdê zmêczona. Chwyci³a kartki, wcie-
k³a, ¿e musi cokolwiek od niego przyj¹æ.
Doskonale. Obserwowa³, jak podnosi pomiêty maszynopis.
Umów siê dzi ze mn¹ na drinka.
Nigdy w ¿yciu! Skierowa³a siê do drzwi.
Boisz siê?
Wiedzia³, jak j¹ zatrzymaæ. Odwróci³a siê i rzuci³a mu piorunuj¹ce
spojrzenie.
ORileys, o ósmej.
Zgoda. Umiechn¹³ siê szeroko, kiedy Liv zniknê³a za drzwiami.
A wiêc, pomyla³, ponownie siadaj¹c za biurkiem, w ¿y³ach tej dziew-
czyny jednak p³ynie gor¹ca krew. A ju¿ zaczyna³ mieæ w¹tpliwoci. Cier-
pliwoæ to jedna z najwa¿niejszych zalet, jak¹ powinien posiadaæ dobry
reporter. Thorpe czeka³ ju¿ od ponad roku. Dok³adnie od szesnastu mie-
siêcy. Od pierwszego wieczoru, kiedy obejrza³ jej program. Nie zapo-
mnia³ tego niskiego, spokojnego g³osu, ch³odnej, klasycznej urody. Nie
potrafi³ siê oprzeæ temu nieprawdopodobnemu urokowi, zapragn¹³ jej od
chwili, gdy tylko poczu³ na sobie jej spojrzenie. Ale instynkt podpowia-
da³ mu, ¿e powinien trzymaæ siê od niej na razie z daleka, ¿e w tym wy-
padku ta metoda da lepsze rezultaty.
Móg³ dok³adnie zbadaæ jej przesz³oæ. By³ bystry i ustosunkowany.
Jednak co go od tego powstrzymywa³o. Wybra³ to, co uwa¿a³ za najsku-
teczniejsze wytrwa³oæ. Jako reporter opanowa³ tê sztukê po mistrzow-
sku. Rozpar³ siê w fotelu i zapali³ papierosa. Wygl¹da³o na to, ¿e przyjêta
przez niego taktyka zaczê³a przynosiæ efekty.
Dochodzi³a ósma, gdy Liv wjecha³a na parking tu¿ obok ORileys.
Opar³a czo³o na kierownicy. Jak na zwolnionym filmie ujrza³a siebie
wpadaj¹c¹ do pokoju redakcyjnego, a w chwilê potem do biura Thorpe-
a. Prawie s³ysza³a, jak na niego krzyczy.
By³a z³a, ¿e straci³a nad sob¹ panowanie, tym bardziej i¿ sta³o siê to
w obecnoci Thorpea. Od chwili gdy po raz pierwszy stanê³a z nim twa-
rz¹ w twarz, nie mia³a w¹tpliwoci, ¿e powinna trzymaæ siê od niego z da-
leka. By³ zbyt siln¹ osobowoci¹. Wpisa³a go na listê niebezpiecznych,
i to na pierwszym miejscu.
Chcia³a, aby ich wzajemne kontakty pozbawione by³y jakiegokol-
wiek w¹tku osobistego; musia³a wiêc zachowaæ w stosunku do niego
23
dystans. Parê godzin wczeniej mia³a okazjê siê przekonaæ, jakie to trud-
ne zadanie.
Choæbym nie wiem jak siê stara³a, nie jestem z kamienia. I Thorpe
doskonale o tym wie. Westchnê³a.
W dzieciñstwie sprawia³a same k³opoty. W przywi¹zuj¹cej ogromn¹
wagê do dobrych manier statecznej rodzinie zadawa³a zbyt wiele pytañ,
wylewa³a zbyt wiele ³ez i zbyt g³ono siê mia³a. W przeciwieñstwie do
siostry nie zale¿a³o jej na wst¹¿kach i balowych sukniach. Chcia³a mieæ
psa, aby z nim biegaæ, a nie ma³ego pudelka, którego trzyma³a jej matka.
Chcia³a mieszkaæ w drewnianym domku, a nie w okaza³ej rezydencji, któr¹
na zlecenie jej ojca zaprojektowa³ specjalnie wynajêty architekt. Chcia³a
biegaæ, podczas gdy bez przerwy kazano jej spacerowaæ.
W koñcu uda³o jej siê uciec od surowych regu³ i oczekiwañ, jakich
nie powinna zawieæ osoba nosz¹ca nazwisko Carmichael. W collegeu
znalaz³a wolnoæ i to wszystko, o czym przez d³ugie lata marzy³a. Pó-
niej przyszed³ dzieñ, kiedy nie zosta³o jej nic. Ostatnie szeæ lat to zupe-
³nie nowy etap w jej ¿yciu: postanowi³a myleæ tylko o sobie i swojej
karierze. W dalszym ci¹gu ceni³a wolnoæ, ale nauczy³a siê byæ ostro¿na.
Liv wyprostowa³a siê i potrz¹snê³a g³ow¹. To nie by³ odpowiedni czas,
aby myleæ o przesz³oci. Liczy³a siê tylko teraniejszoæ i przysz³oæ.
Nigdy ju¿ nie stracê panowania nad sob¹, pomyla³a wysiadaj¹c z samo-
chodu. Nie sprawiê mu tej satysfakcji.
Wesz³a do ORileys, gdzie mia³a siê spotkaæ z Thorpeem.
Czeka³ ju¿ na ni¹. Zauwa¿y³, ¿e znowu przywdzia³a zwyk³¹ maskê.
Jej twarz by³a opanowana, oczy pogodne. Rozgl¹da³a siê po sali, szuka-
j¹c go. W gwarze rozmów i k³êbach dymu wygl¹da³a jak pos¹g z marmu-
ru: ch³odna, nieskazitelna i doskona³a. Thorpe nagle poczu³ nieodpart¹
chêæ, aby dotkn¹æ, poczuæ jej skórê, ujrzeæ ogieñ w oczach. Z³oæ to nie
by³o jedyne uczucie, które chcia³ w niej obudziæ. T³umione od miesiêcy
po¿¹danie znowu powróci³o.
Zastanawia³ siê, kiedy pêknie ostatnia warstwa skorupy, któr¹ ta dziew-
czyna siê otoczy³a. Postanowi³ siê nie spieszyæ. Lubi³ wyzwania, ponie-
wa¿ to on zawsze zwyciê¿a³. Czeka³, a¿ Liv go zauwa¿y. Umiechn¹³ siê
i w milczeniu skin¹³ g³ow¹. Obserwowa³, jak idzie w jego stronê. Podo-
ba³ mu siê jej sposób poruszania, pe³en gracji i taki zmys³owy.
Czeæ, Olivio.
Thorpe. Liv zajê³a miejsce naprzeciw niego.
Co pani podaæ?
24
Wino. Z umiechem spojrza³a na kelnera, który w³anie zjawi³
siê przy stoliku. Bia³e wino, Lou.
Oczywicie, panno Carmichael. A dla pana, panie Thorpe?
Na razie dziêkujê. Podniós³ do góry szkock¹. Zauwa¿y³, ¿e kiedy
Liv zwraca³a siê do kelnera, na jej twarzy pojawi³ siê umiech. Jej rysy
wyranie z³agodnia³y, ale gdy po chwili z powrotem spojrza³a na Thorpe-
a, znowu przybra³a surowy wyraz twarzy.
A wiêc, Thorpe, jeli mamy uzdrowiæ panuj¹c¹ miêdzy nami at-
mosferê, proponujê, abymy sobie pewne rzeczy wyjanili od razu.
Czy ty zawsze musisz byæ taka rzeczowa, Liv? zapali³ papierosa,
patrz¹c na ni¹ uwa¿nie. Jednym z jego najwiêkszych atutów by³a umie-
jêtnoæ d³ugiego i bardzo wnikliwego przygl¹dania siê rozmówcy. Nieje-
den znany polityk wi³ siê ju¿ pod tym spojrzeniem.
Spotkalimy siê tu, aby porozmawiaæ o... Liv równie¿ poczu³a
siê nieswojo.
Czy¿by nigdy nie s³ysza³a o czym takim jak mi³a towarzyska roz-
mowa? gwa³townie zaprotestowa³. Jak siê czujesz? £adn¹ pogodê
mamy dzisiaj?
Nie obchodzi mnie, jak ty siê czujesz. A pogoda jest okropna.
Taki mi³y g³os, a taki brzydki jêzyk. Zauwa¿y³ nag³y b³ysk w jej
oczach. Masz najbardziej doskona³e rysy twarzy, jakie kiedykolwiek
widzia³em.
Liv zesztywnia³a. Thorpe widzia³ jej reakcjê i podniós³ do ust szkla-
neczkê ze szkock¹.
Nie przysz³am tu, aby dyskutowaæ o moim wygl¹dzie.
Rzeczywicie. Ale wygl¹d jest przecie¿ czêci¹ naszej pracy, nie
s¹dzisz?
Kelner postawi³ przed ni¹ wino. Liv wziê³a do rêki kieliszek, jednak
nie podnios³a go do ust.
Telewidzowie lubi¹ patrzeæ na atrakcyjnych prezenterów. To spra-
wia, ¿e podawane informacje s¹ dla nich bardziej strawne. Ty, dodaj¹c do
tego odrobinê klasy, jeszcze ten efekt wzmacniasz.
Mój wygl¹d nie ma nic wspólnego z jakoci¹ mojej pracy. Jej
g³os by³ ch³odny i zupe³nie pozbawiony emocji, ale w oczach pojawi³y
siê niebezpieczne b³yski.
Tak, ale dziêki niemu twoje programy zyskuj¹ ci jeszcze wiêcej
wielbicieli. Odchyli³ siê do ty³u, wci¹¿ uwa¿nie j¹ obserwuj¹c. Jeste
cholernie dobrym spikerem, Liv, i coraz lepszym reporterem.
25
Zmarszczy³a brwi. Te komplementy wyda³y siê jej podejrzane.
I... zawiesi³ g³os niezwykle ostro¿n¹ kobiet¹.
O czym ty mówisz?
Gdybym zaprosi³ ciê na kolacjê, co by powiedzia³a?
Oczywicie odmówi³abym.
Umiechn¹³ siê rozbrajaj¹co.
Dlaczego?
Powoli podnios³a kieliszek do ust i upi³a ³yk wina.
Poniewa¿ mi siê nie podobasz. Nie jadam kolacji z mê¿czyznami,
którzy mi siê nie podobaj¹.
Co oznacza, ¿e z tymi, którzy ci siê podobaj¹, jadasz. Jeszcze raz
mocno zaci¹gn¹³ siê papierosem, po czym zgniót³ niedopa³ek na popiel-
niczce. Ale ty przecie¿ z nikim nie wychodzisz, czy¿ nie mam racji?
To nie twoja sprawa! Rozwcieczona, ju¿ mia³a zamiar siê pod-
nieæ, ale rêce Thorpea j¹ od tego powstrzyma³y.
Ratujesz siê, gdy kto zbyt mocno nacinie. Zastanawiasz mnie,
Olivio. Mówi³ cicho, chocia¿ dooko³a s³ychaæ by³o miech i podniesio-
ne g³osy.
Nie ¿yczê sobie, aby siê mn¹ interesowa³. Nie podobasz mi siê
powtórzy³a, opanowuj¹c chêæ, aby mu siê wyrwaæ. Jego d³onie by³y silne
i bardzo zdecydowane. Ogarnê³o j¹ dziwne uczucie. Nie cierpiê ani two-
jej z trudem skrywanej mêskiej pró¿noci, ani przesadnej arogancji.
Z trudem skrywanej mêskiej pró¿noci? mia³ siê, wyranie tym
okreleniem ubawiony. Mylê, ¿e to raczej komplement.
Jego miech by³ nawet sympatyczny, ale Liv wcale siê nie podoba³.
Jeszcze bardziej utwierdzi³a siê w przekonaniu, ¿e Thorpe rzeczywicie
nale¿y do bardzo niebezpiecznych mê¿czyzn.
Podoba mi siê twój styl, Liv, i twoja twarz. Lodowaty seks ci¹-
gn¹³, ale nagle zauwa¿y³, i¿ zupe³nie niewiadomie dotkn¹³ jakiego bo-
lesnego miejsca. Jej palce konwulsyjnie siê zacisnê³y, a oczy, jeszcze przed
chwil¹ takie zagniewane, teraz wygl¹da³y tak, jakby ich w³acicielkê kto
bardzo g³êboko dotkn¹³.
Puæ moje rêce.
Chcia³ jej dokuczyæ, nawet zirytowaæ, ale nie zraniæ.
Wybacz mi, proszê.
Skrucha by³a taka widoczna i szczera, i taka nieoczekiwana, ¿e z³oæ
Liv zniknê³a bez ladu. Kiedy Thorpe puci³ jej d³onie, Liv znowu siê-
gnê³a po kieliszek z winem.
26
Je¿eli ju¿ skoñczylimy tê rozmowê o niczym, Thorpe, mo¿e by-
my przeszli do spraw bardziej konkretnych.
Doskonale, Liv. Twój ruch.
Odstawi³a kieliszek.
Chcia³abym, aby wreszcie przesta³ mnie blokowaæ.
A konkretnie?
WWBW jest zrzeszona z CNC. Nale¿a³oby oczekiwaæ, i¿ w wielu
przypadkach powinnimy ze sob¹ wspó³pracowaæ. Program lokalny jest
przecie¿ równie wa¿ny jak ogólnokrajowy.
Tak?
Thorpe bywa³ czasem irytuj¹co ma³omówny. Liv odsunê³a kieliszek
z winem i pochyli³a nad stolikiem.
Nie proszê ciê o pomoc. Nie potrzebujê jej. Ale jestem ju¿ zmê-
czona tym, ¿e wci¹¿ sabotujesz moj¹ pracê.
Sabotujê? podniós³ do ust szklaneczkê ze szkock¹. Liv wyranie
siê o¿ywi³a, zapominaj¹c o obojêtnoci i dystansie. Podoba³y mu siê de-
likatne rumieñce, które zaró¿owi³y jej alabastrow¹ skórê.
Wiedzia³e, ¿e pracowa³am nad spraw¹ Della. Zna³e ka¿dy mój
krok. Przestañ udawaæ niewini¹tko, Thorpe. Doskonale wiem, ¿e masz
swoje wtyczki w WBW. Chcia³e zrobiæ ze mnie idiotkê.
Rozemia³ siê, ubawiony jej s³owami.
Rzeczywicie, wiedzia³em, co robisz przyzna³, wzruszaj¹c ramio-
nami. Ale to twój problem, a nie mój. Dosta³a ode mnie mój tekst, to
normalna procedura. Lokalny zawsze dostaje materia³ z góry.
Nie potrzebowa³abym twojego tekstu, gdyby mi nie przystawi³
no¿a do gard³a. Nie interesowa³a jej wspania³omylnoæ góry. Ma-
j¹c w³aciwe informacje, inaczej poprowadzi³abym wywiad z Ann¹ Mon-
roe i teraz nie musia³abym z niego rezygnowaæ. To by³ kawa³ dobrej ro-
boty i wszystko na nic.
Efekt tunelowy stwierdzi³ krótko i dokoñczy³ whisky. B³¹d
w przeprowadzeniu wywiadu. Gdyby ci¹gn¹³, zapalaj¹c papierosa
przewidzia³a, co mo¿e siê wydarzyæ, zada³aby Annie parê innych pytañ
i trochê wiêcej od niej wyci¹gnê³a. Teraz mog³aby tê rozmowê trochê
przeredagowaæ i wtedy z pewnoci¹ nadawa³aby siê do emisji. Widzia-
³em tamê doda³. To by³ naprawdê kawa³ dobrej roboty; po prostu nie
nacisnê³a w³aciwych guzików.
Nie mów mi, jak mam wykonywaæ swoj¹ pracê.
27
A ty mi nie mów, jak wykonywaæ moj¹. Teraz on równie¿ pochy-
li³ siê nad stolikiem. Grzebiê siê w tej cholernej polityce od piêciu lat.
Nie podam ci Kapitolu na z³otym talerzu, Carmichael. Jeli masz zastrze-
¿enia do mojej pracy, zwróæ siê z tym do Morrisona. Wymieni³ nazwi-
sko szefa waszyngtoñskiego biura CNC.
Jeste taki z siebie zadowolony Liv chêtnie by go teraz udusi³a
taki pewny siebie, jakby trzyma³ w rêku wiêtego Graala.
W tym miecie, Carmichael, gdy mowa o polityce, nikt nie mo¿e
byæ pewny siebie ci¹gn¹³ Thorpe. Jestem tutaj, poniewa¿ wiem, jak
siê tu gra. Mo¿e potrzebujesz kilku lekcji.
Nie od ciebie.
Mog³aby trafiæ gorzej. Umilk³ na chwilê, po czym doda³: Po-
s³uchaj, w imiê zawodowej solidarnoci powiem ci tyle: potrzeba wiêcej
ni¿ roku, aby w tym rodowisku zapuciæ korzenie. Ludzie nie czuj¹ siê
tu bezpiecznie, ich interesy zale¿¹ od tak wielu spraw. Polityka to niezbyt
przyjemnie pachn¹ce s³owo, szczególnie od s³ynnej afery Watergate. Wy-
ci¹ganie takich spraw to oczywicie nasz obowi¹zek. Nie mog¹ nas igno-
rowaæ, a wiêc próbuj¹ traktowaæ nas tak, jak my traktujemy ich.
Nie mówisz czego, o czym sama bym nie wiedzia³a.
Mo¿e i tak przyzna³. Ale masz pewien atut, którego zupe³nie
nie doceniasz: urodê i klasê.
Nie rozumiem, co to ma...
Nie b¹d idiotk¹ przerwa³ jej niecierpliwym ruchem rêki. Re-
porter musi umieæ korzystaæ ze wszystkiego. Twoja twarz nie ma nic
wspólnego z twoim intelektem, ale ma wiele wspólnego z tym, jak ludzie
ciê postrzegaj¹. To zupe³nie normalne.
Zastanawia³a siê nad tym, co Thorpe przed chwil¹ powiedzia³, i mu-
sia³a przyznaæ, ¿e by³o w tym du¿o racji. Urok osobisty pracowa³ dla
jednych, obcesowoæ i szorstkoæ dla innych, a klasa, jak utrzymywa³
Thorpe, mo¿e pracowaæ dla niej.
W sobotê jest przyjêcie w jednej z ambasad. Zabiorê ciê ze sob¹.
Spojrza³a na niego ze zdumieniem.
Mówisz, ¿e...
Jeli chcesz otworzyæ drzwi, wybierz te, które s¹ w zasiêgu two-
jej rêki. Niedowierzanie w jej oczach ogromnie go rozbawi³o. Po
paru lampkach szampana mo¿na w damskiej toalecie us³yszeæ wiele cie-
kawych rzeczy.
28
Zdajesz siê wiele o tym wiedzieæ z ironi¹ zauwa¿y³a Liv.
By³aby z pewnoci¹ zaskoczona.
Nie rozumiem tylko, dlaczego mia³by to zrobiæ.
Postawi³ przed ni¹ jej kieliszek z winem.
Istnieje powiedzenie o darowanym koniu.
Istnieje tak¿e o koniu trojañskim.
Rozemia³ siê.
Dobry reporter otworzy³by drzwi i mia³by prawdziw¹ bombê.
Oczywicie mia³ racjê, ale Liv wcale siê to nie podoba³o. Zdawa³a
sobie sprawê, ¿e gdyby to by³ kto inny, a nie Thorpe, nie waha³aby siê
ani chwili. To jeszcze bardziej go mo¿e omieliæ, powiedzia³a sobie i w-
ziê³a do rêki torebkê.
Zgoda. Jaka ambasada?
Kanadyjska. Bawi³o go, jak walczy³a ze sob¹, aby podj¹æ tê decyzjê.
O której godzinie siê spotkamy?
Przyjadê po ciebie.
Ju¿ mia³a wstaæ od stolika, ale teraz nagle siê zatrzyma³a.
Nie.
Moje party, moje warunki. Przyjmij je albo odrzuæ.
Nie by³a tym zachwycona. Mia³a w¹tpliwoci, czy z Thorpeem
jakakolwiek kobieta mo¿e siê czuæ bezpieczna. Zapêdzi³ j¹ do naro¿nika.
Jeli mu teraz odmówi, wyjdzie na idiotkê.
W porz¹dku. Liv siêgnê³a po notes. Zapiszê ci adres.
Znam twój adres.
Spojrza³a na niego podejrzliwie. Thorpe umiechn¹³ siê.
Jestem reporterem, Liv. Zbieranie informacji to moja specjalnoæ.
Wsta³ od stolika. Wyjdê z tob¹.
Wzi¹³ j¹ pod rêkê i poprowadzi³ do drzwi. Liv milcza³a. Nie by³a
pewna, czy zrobi³a krok do przodu czy raczej dwa do ty³u. W ka¿dym
razie lepsze to ni¿ stanie w miejscu.
Nie powiniene wychodziæ odezwa³a siê, gdy prowadzi³ j¹ w stro-
nê parkingu. Nie zabra³e p³aszcza.
Martwisz siê o mnie?
Ani trochê. Poirytowana siêgnê³a po kluczyki.
Czy na dzisiaj koniec z interesami? zapyta³, kiedy otwiera³a drzwi
samochodu.
Tak.
Ca³kowicie?
29
Ca³kowicie.
Doskonale.
Odwróci³ j¹ do siebie, chwyci³ za ramiona i poca³owa³. By³a zbyt
oszo³omiona, by protestowaæ. Nie spodziewa³a siê tego po Thorpie. Nie
przypuszcza³a, ¿e te twarde, nieustêpliwe wargi mog¹ byæ takie miêkkie
i delikatne. Przyci¹gna³ j¹ do siebie, chocia¿ usi³owa³a siê broniæ.
Jego cia³o by³o dobrze zbudowane, jêdrne i wyranie pobudzone. Liv
czu³a, jak krew zaczyna szybciej kr¹¿yæ w jej ¿y³ach. Wyci¹gnê³a przed
siebie rêce, niepewna, czy chce go przyci¹gn¹æ, czy raczej odepchn¹æ.
W koñcu bezradnie wpi³a palce w jego koszulê.
Thorpe nie uczyni³ nic, aby pog³êbiæ poca³unek. Wyczu³ jej walkê
z sam¹ sob¹ i wiedzia³, ¿e musi po prostu zaczekaæ. Przesta³ myleæ o so-
bie i skoncentrowa³ siê jedynie na tym, czego ona pragnê³a.
Powoli jej wargi stawa³y siê coraz bardziej miêkkie i uleg³e. Jej oczy
zmêtnia³y. To by³o tak, jakby w kamerze kto zmieni³ obiektyw i nie zd¹-
¿y³ nastawiæ ostroci.
Nie mówi³a niewyranie, chc¹c siê od niego uwolniæ. Nie.
Kiedy j¹ puci³, Liv opar³a siê o samochód. Uczucia, o których my-
la³a, ¿e dawno umar³y, zbudzi³y siê na nowo. Nie chcia³a tego, nie chcia-
³a, aby Thorpe by³ tym, kto je o¿ywi. Patrzy³ na jej twarz, na której malo-
wa³o siê wszystko, co prze¿ywa³a. I wtedy zorientowa³ siê, ¿e to, co do
niej czu³, by³o czym wiêcej ni¿ tylko po¿¹daniem.
To... Liv prze³knê³a linê i spróbowa³a znowu: To by³o...
Bardzo przyjemne, Olivio, dla nas obojga. Stara³ siê mówiæ lek-
ko. Chocia¿ mo¿na by pomyleæ, ¿e wysz³a nieco z wprawy.
Jej oczy zalni³y, mg³a znik³a.
Jeste nieznony.
B¹d gotowa w sobotê o ósmej, Liv powiedzia³ i odwróciwszy
siê, powróci³ do ORileys.
30
!
W
ybra³a prost¹ czarn¹ sukienkê, cile przylegaj¹c¹ do cia³a.
Na tle g³êbokiej czerni jej skóra lni³a jak alabaster. Liv d³ugo
zastanawia³a siê nad bi¿uteri¹. W koñcu zdecydowa³a siê na
per³owe kolczyki, które dosta³a na dwudzieste pierwsze urodziny.
Przez chwilê trzyma³a je w rêku. Tyle wi¹za³o siê z nimi wspomnieñ,
s³odko-gorzkich wspomnieñ. Dwadziecia jeden lat. Myla³a wtedy, ¿e
nic nie jest w stanie zniszczyæ jej szczêcia. Zaledwie rok póniej jej wiat
run¹³. Maj¹c dwadziecia trzy lata ju¿ nawet nie pamiêta³a, co znaczy
byæ szczêliw¹.
Usi³owa³a sobie przypomnieæ, co Doug powiedzia³, kiedy jej dawa³
te per³y. Przymknê³a oczy. Chyba co takiego, ¿e s¹ jak jej skóra olnie-
waj¹co bia³e i g³adkie. Doug, zaduma³a siê. Mój m¹¿. Spojrza³a na rêkê
bez obr¹czki. Eks-m¹¿. Wtedy tak bardzo siê kochalimy. Przez cztery
lata bylimy razem. Zanim...
Czuj¹c, jak powraca tamten ból, znowu zamknê³a oczy. Nie mog³a my-
leæ o tym, co straci³a. To by³o zbyt straszne. Nawet czas nie zaleczy³ tej rany.
Minê³o siedem lat od czasu, kiedy da³ jej te kolczyki. By³a wtedy
zupe³nie inn¹ kobiet¹, w zupe³nie innym ¿yciu. Przyszed³ czas, aby za³o-
¿yæ je znowu.
Wpiê³a kolczyki do uszu i posz³a po pantofle. Dochodzi³a ósma.
Czu³a niepokój, ale stara³a siê przekonaæ sam¹ siebie, ¿e nie ma ku
temu powodu. Od lat nie umówi³a siê z nikim na randkê. Ale to przecie¿
31
nie jest randka, przywo³a³a siê do porz¹dku. To po prostu biznes. Zawo-
dowa grzecznoæ. Ale dlaczego Thorpe mia³by jej wiadczyæ jak¹kol-
wiek grzecznoæ?
Usiad³a z jednym pantoflem na nodze, drugi trzymaj¹c w rêku. Thor-
pe nie by³ mê¿czyzn¹, któremu mo¿na by zaufaæ w ¿yciu osobistym ani
w zawodowym. W pracy by³ surowy i nieprzystêpny. Liv od pocz¹tku
o tym wiedzia³a. A teraz...
Sposób, w jaki j¹ poca³owa³. Jakby nigdy nic. Jakby mia³ do tego
prawo. Zagryz³a wargê i w zamyleniu patrzy³a przed siebie. Chyba tego
nie planowa³. Gdyby tak by³o, potrafi³aby siê obroniæ. Doskonale wie-
dzia³a, jak to siê zaczyna: te znacz¹ce umiechy i czu³e s³ówka. W zacho-
waniu Thorpea nic takiego nie zauwa¿y³a. To by³ po prostu impuls, zde-
cydowa³a. Ale po chwili w¹tpliwoci wróci³y. W jego poca³unku nie mog³a
siê dopatrzyæ nawet cienia spontanicznoci czy te¿ szczególnego uczu-
cia. A wiêc czy nie myli o tym zbyt wiele... Chcia³a go ca³owaæ. Chcia³a
byæ blisko niego, czuæ siê potrzebna, po¿¹dana. Dlaczego? Nic przecie¿
dla niej nie znaczy, powtarza³a sobie.
Czego chcesz? szepta³a do siebie. I dlaczego nie znasz na to
pytanie odpowiedzi?
Byæ najlepsz¹, pomyla³a. Zwyciê¿aæ. Byæ Olivi¹ Carmichael, tak¹
jak kiedy, promienn¹ i pe³n¹ ¿ycia.
Odezwa³ siê dzwonek u drzwi. Biznes, przypomnia³a sobie. Mam za-
miar zostaæ najlepszym reporterem w Waszyngtonie. Jeli w tym celu
muszê siê zaprzyjaniæ z T.C. Thorpeem, zrobiê to.
Spojrza³a na flakonik perfum, ale po chwili siê rozmyli³a. Nie chcia-
³a, aby Thorpe zbyt wiele sobie wyobra¿a³. I tak mia³ dosyæ ku temu po-
wodów. Nie spiesz¹c siê, ruszy³a w kierunku drzwi. Sprawia³o jej satys-
fakcjê, ¿e ka¿e mu tam czekaæ. Kiedy wreszcie otworzy³a je, Thorpe wcale
nie wygl¹da³ na zniecierpliwionego. W jego oczach ujrza³a aprobatê i mê-
ski zachwyt dla kobiecej urody.
Wygl¹dasz licznie. Thorpe wrêczy³ jej p¹czek ró¿y. Ró¿a mia³a
d³ug¹ ³odygê i by³a nie¿nobia³a. Pasuje do ciebie rzek³, kiedy przy-
jê³a j¹ bez s³owa. Czerwona by³aby zbyt zobowi¹zuj¹ca, w kolorze ró¿u
zbyt cukierkowa.
Liv, patrz¹c na ten kwiat, zapomnia³a o wszystkim, o czym przed chwi-
l¹ myla³a. Nie s¹dzi³a, ¿e Thorpe potrafi j¹ tak szybko poruszyæ.
Dziêkujê powiedzia³a, spogl¹daj¹c na niego powa¿nie.
Thorpe umiechn¹³ siê, ale ton jego g³osu by³ równie powa¿ny jak jej.
32
Drobiazg. Czy mogê wejæ?
Bezpieczniej by³oby siê nie zgodziæ, przysz³o jej nagle na myl. Mimo
to odsunê³a siê, aby go przepuciæ.
Wstawiê to do wazonu powiedzia³a.
Kiedy wysz³a z pokoju, Thorpe rozejrza³ siê dooko³a. Salonik by³ sym-
patyczny, gustownie urz¹dzony. Bez pomocy dekoratora, pomyla³. Za-
uwa¿y³ brak jakichkolwiek zdjêæ czy innych pami¹tek. Liv zawsze strze-
g³a swojej prywatnoci, staraj¹c siê niczego z niej nie ujawniaæ. Atmos-
fera tajemniczoci poruszy³a w nim instynkt reportera.
To mo¿e byæ odpowiedni moment, aby spróbowaæ delikatnie siê cze-
go dowiedzieæ. Skierowa³ siê do kuchni i opar³szy siê o drzwi, obserwo-
wa³, jak Liv nalewa wodê do kryszta³owego wazonu.
£adne miejsce odezwa³ siê. Masz st¹d piêkny widok na miasto.
Tak.
Z Waszyngtonu daleko do Connecticut. Z jakiego rejonu pocho-
dzisz?
Liv podnios³a na niego oczy. Znowu by³y ch³odne i nieufne.
Z Westport.
Westport Carmichael. Thorpe bez trudu powi¹za³ fakty.
Tyler Carmichael to twój ojciec?
Liv wyjê³a wazon ze zlewu i odwróci³a siê do Thorpea.
Tak.
Tyler Carmichael w³aciciel ziemski, zagorza³y konserwatysta, któ-
rego przodkowie przybyli do Nowej Anglii z pierwszymi osadnikami
brytyjskimi na pok³adzie s³ynnego galeonu Mayflower. By³y tam dwie
córki, nagle przypomnia³ sobie Thorpe. Zapomnia³ o tym, poniewa¿ jed-
na zniknê³a z pola widzenia jakie dziesiêæ lat temu, podczas gdy druga
ostro ruszy³a w debiutancki objazd. Suknie po piêæ tysiêcy dolarów
i ró¿owy rolls. Ukochana córeczka tatusia. Kiedy ukoñczy³a studia
i z³apa³a pierwszego mê¿a, znanego dramaturga, Carmichael w prezen-
cie lubnym podarowa³ jej piêtnastoakrow¹ posiad³oæ. Melinda Car-
michael Howard Le Clare obecnie mia³a ju¿ drugiego mê¿a. By³a ner-
wow¹, zepsut¹ kobiet¹ o szokuj¹cej urodzie i ogromnie rozrzutnym stylu
¿ycia.
Pozna³em twoj¹ siostrê ci¹gn¹³ Thorpe, nie spuszczaj¹c wzroku
z twarzy Liv. Jeste zupe³nie do niej niepodobna.
To prawda przyzna³a i min¹wszy go, wesz³a do salonu. Postawi-
³a wazon na maleñkim, szklanym stoliku. Wezmê p³aszcz.
33
Dobry reporter nie unika najtrudniejszych nawet tematów. Dobrze
wie, jak bez mrugniêcia okiem odpowiedzieæ tak lub nie na ka¿de
pytanie. Olivia Carmichael by³a dobrym reporterem. On równie¿.
Nie utrzymujesz kontaktów ze swoj¹ rodzin¹?
Tego nie powiedzia³am. Liv wyjê³a z szafy kurtkê z lisów.
Nie musia³a. Thorpe delikatnie wzi¹³ futro z jej r¹k i po-
móg³ jej siê ubraæ. Nie wyczu³ zapachu perfum, a jedynie delikatny aro-
mat rodków do k¹pieli i cytrynowego szamponu do w³osów. Musia³ przy-
znaæ, i¿ to, ¿e nie u¿y³a ¿adnego sztucznego zapachu, podzia³a³o na niego
niezwykle podniecaj¹co. W³aciwie dlaczego nie utrzymujesz z nimi
kontaktu?
Liv ciê¿ko westchnê³a.
Pos³uchaj, Thorpe...
Czy nie mog³aby zwracaæ siê do mnie po imieniu?
Unios³a do góry brwi i chwilê milcza³a.
Terrance?
Umiech od ucha do ucha pojawi³ siê na jego twarzy.
Nikt, kto by siê odwa¿y³ mnie tak nazwaæ, nie prze¿y³by, aby to
komukolwiek powtórzyæ.
Liv rozemia³a siê. Thorpe nagle uwiadomi³ sobie, ¿e po raz pierw-
szy s³yszy jej miech, i du¿o to dla niego znaczy³o. Schyli³a siê po to-
rebkê.
Nigdy nie odpowiadasz na moje pytania ci¹gn¹³ Thorpe i kiedy
Liv siê do niego odwróci³a, nieoczekiwanie wzi¹³ j¹ za rêkê.
I nie mam zamiaru. ¯adnych osobistych pytañ, Thorpe, do mikro-
fonu czy te¿ bez niego.
Jestem bardzo upartym cz³owiekiem, Liv.
Nie przechwalaj siê, Thorpe, to wcale mnie nie bawi.
Splót³ swoje palce z jej, po czym uniós³ do góry po³¹czone d³onie
i przez chwilê przygl¹da³ siê im w skupieniu.
Pasuj¹ do siebie powiedzia³ z umiechem. Mia³em na myli, ¿e
mog³yby.
Liv nigdy siê z czym takim nie spotka³a. To nie by³o uwodzenie,
a jednak czu³a siê dziwnie podniecona. To nie by³o wyzwanie, a jednak
czu³a potrzebê walki. To nie by³a nawet sugestia, z któr¹ mo¿na by pole-
mizowaæ, a jedynie proste stwierdzenie faktu.
Czy nie powinnimy ju¿ wyjæ? z niecierpliwoci¹ powiedzia³a
Liv. To niesamowite, ¿e chocia¿ przez ca³y czas patrzy³ jej w oczy, czu³a,
34
jak jego wzrok przenika przez jej okrycie, przez jej sukniê, jak przebiega
po ca³ym jej ciele. Mog³aby przysi¹c, ¿e zna ka¿dy jej zakamarek, nie
wy³¹czaj¹c maleñkiego znamienia pod lew¹ piersi¹.
Thorpe zaczê³a wpadaæ w panikê. Przestañ.
Ura¿ona. Widzia³ to. Czu³ to. By³a ura¿ona. Przypomnia³ sobie o swo-
im postanowieniu, ¿e bêdzie dzia³a³ ostro¿nie. Trzymaj¹c jej rêkê w swo-
jej d³oni, skierowa³ siê w stronê drzwi.
wiat³a. Muzyka. Szyk. Liv zastanawia³a siê, ile podobnych przyjêæ
mia³a ju¿ za sob¹. Co ró¿ni³o to od setek innych? Politycy.
To by³ niespokojny, dobrze siê znaj¹cy nawzajem, ma³y wiatek. Bez
wzglêdu na to, czy zosta³e wybrany czy mianowany, zawsze stanowisz
obiekt zainteresowania przedstawicieli prasy z powodu roli, jak¹ polityk
pe³ni w ¿yciu publicznym. Jedni drugim bezustannie zarzucaj¹ insceni-
zowanie sensacji. I czasem nawet tak siê zdarza. Bez wzglêdu na to, czy
to impreza towarzyska czy oficjalna, zawsze mo¿e znaleæ siê kto, kogo
poniesie fantazja. Liv doskonale to rozumia³a.
Senator, zajêty degustowaniem pasztetu by³ znanym libera³em. Po
ch³opiêcemu ostrzy¿one w³osy otacza³y jego szczer¹, prostolinijn¹ twarz.
Jednak Liv wiedzia³a, ¿e by³ to pozbawiony skrupu³ów i chorobliwie
ambitny cz³owiek. Jaki starszy kongresman skoñczy³ opowiadaæ niezbyt
ciekaw¹ historiê o po³owach marlina i rozpocz¹³ energiczn¹ agitacjê prze-
ciwko proponowanym stawkom podatkowym.
Liv zwróci³a uwagê na pewnego dziennikarza z wp³ywowej waszyng-
toñskiej gazety, który bez przerwy pi³. Wla³ w siebie ju¿ chyba z piêæ
bourbonów i wcale nie zanosi³o siê, aby mia³ na tym poprzestaæ. Jego
palce obejmowa³y kieliszek, jakby to by³o ko³o ratunkowe, a on mia³ za
chwilê uton¹æ. Liv rozpozna³a symptomy i poczu³a litoæ. Jeli jeszcze
nie by³ pijany, to wkrótce z pewnoci¹ bêdzie.
Ka¿dy cz³owiek inaczej reaguje na stres skomentowa³ Thorpe,
widz¹c na kim Liv koncentruje swoj¹ uwagê.
To prawda. Mia³am kole¿ankê w gazecie w Austin powiedzia³a,
przyj¹wszy od Thorpea kieliszek wina. I ta kole¿anka czêsto powta-
rza³a, ¿e gazeta podaje informacje dla ludzi myl¹cych, podczas gdy TV
robi z tego show.
Zapali³ papierosa.
Co jej odpowiedzia³a?
35
Zauwa¿y³am po prostu, ¿e og³oszenia w New York Timesie
niczym siê nie ró¿ni¹ od reklamówek w TV. Umiechnê³a siê do wspo-
mnieñ. Powiedzia³am, ¿e telewizja jest bardziej komunikatywna, ona za,
¿e prasa jest bardziej refleksyjna; ja: ¿e telewizja pozwala odbiorcom wi-
dzieæ, ona: ¿e prasa pozwala czytelnikom myleæ. Wzruszywszy ramio-
nami, upi³a ³yk ch³odnego wina. Mylê, i¿ obie mia³ymy racjê.
Kiedy chodzi³em do collegeu, napisa³em dla prasy kilka artyku-
³ów. Thorpe widzia³, jak Liv rozgl¹da siê dooko³a, jak j¹ wszystko inte-
resuje. Teraz, jakby zaskoczona tym, co powiedzia³, spojrza³a na niego
z zaciekawieniem.
Dlaczego wiêc trafi³e do TV?
Podoba mi siê ta praca. Lubiê byæ bli¿ej ludzi.
Skinê³a g³ow¹ na znak, ¿e doskonale to rozumie. Thorpe trzyma³ w rê-
ku kieliszek szkockiej, ale w przeciwieñstwie do dziennikarza, którego
Liv obserwowa³a, pi³ bardzo umiarkowanie... chocia¿ pali³ stanowczo za
du¿o. Przypomnia³a sobie Carla wiecznie otoczonego k³êbami dymu.
A jak ty sobie radzisz ze stresem?
Rozemia³ siê od ucha do ucha, po czym nieoczekiwanie wyci¹gn¹³
rêkê i dotkn¹³ per³y w jej uchu.
Wios³ujê.
Co robisz? Jego dotyk wytr¹ci³ j¹ z równowagi. Teraz powoli
dochodzi³a do siebie.
Wios³ujê powtórzy³. P³ywam ³ódk¹ po rzece, a kiedy jest za
zimno, gram w pi³kê rêczn¹.
Wios³owanie. Liv zamyli³a siê. To by t³umaczy³o, sk¹d siê wziê³y
te odciski na jego d³oniach.
Tak, no wiesz: ,,Naprzód, Yale!
Umiechnê³a siê i w jej oczach nagle pokaza³y siê weso³e iskierki.
Pierwszy raz umiechnê³a siê specjalnie dla mnie rzek³. Na-
prawdê umiechnê³a. Chyba jestem zakochany.
Jeste na to za twardy, Thorpe.
Twardy jak prawolaz lekarski, rosn¹cy na moczarach rzek³, pod-
nosz¹c jej rêkê do ust.
Powoli wycofa³a d³oñ. Jej palce dr¿a³y.
To nie prawolaz ujawni³ w listopadzie sprzeniewierzenie fundu-
szy w Departamencie Spraw Wewnêtrznych.
To nasza praca. Zrobi³ krok w jej stronê, tak ¿e ich cia³a siê doty-
ka³y. Mê¿czyzna jest nieprawdopodobnym romantykiem. Miêknie jak
36
wosk w wietle wiec i wzrusza siê, s³uchaj¹c preludium Szopena. Ko-
bieta mo¿e mnie mieæ za cenê p³on¹cego kominka i butelki dobrego wina.
Liv znowu podnios³a kieliszek do ust. To chyba wino j¹ tak poru-
szy³o.
I pewnie wiele mia³o.
Dopiero co mówi³a, abym siê nie chwali³. Rozemia³ siê.
Liv zaczyna³a mieæ k³opoty z utrzymaniem dystansu. Pokrêci³a g³o-
w¹ i ciê¿ko westchnê³a.
Nie chcê ciê polubiæ, Thorpe. Naprawdê, nie chcê.
Nie czyñ niczego zbyt pochopnie poradzi³ jej wspania³omylnie.
T.C! d¿entelmen z Wirginii klepn¹³ Thorpea po ramieniu. Wie-
dzia³em, ¿e znajdê ciê w towarzystwie atrakcyjnej kobiety. Obrzuci³
Liv badawczym spojrzeniem.
Senator Wyatt mia³ kilka funtów nadwagi i zaró¿owion¹, jowialn¹
twarz. Liv wiedzia³a, ¿e prowadzi ostr¹ kampaniê przeciwko propozy-
cjom obciêcia wydatków na owiatê i ubezpieczenia spo³eczne.
Senatorze Thorpe ze spokojem przyj¹³ jego niezbyt taktown¹ uwa-
gê Olivia Carmichael.
D³oñ Liv utonê³a w jowialnym senatorskim ucisku.
Nigdy nie zapominam twarzy. Sk¹d ciebie znam, chocia¿ móg³-
bym przysi¹c, ¿e nie nale¿ysz do sta³ych dziewczyn T.C. Thorpea.
Dwiêk, który wydoby³ siê z ust Thorpea, by³ czym porednim miê-
dzy chrz¹kniêciem a westchnieniem. Liv spojrza³a na niego z ukosa.
Jestem z WWBW, senatorze Wyatt. Pan Thorpe i ja jestemy... ko-
legami.
Tak, tak, oczywicie. Teraz sobie przypominam. T.C. lubi dziew-
czyny w zupe³nie innym typie. Nachyli³ siê do Liv i mrugn¹³ porozu-
miewawczo. D³ugie nogi, krótki rozum.
Czy to prawda? Liv spojrza³a na Thorpea spod oka.
Masz wspania³e nogi, Liv odrzek³ z powag¹ Thorpe.
Tak mówi¹. Liv zwróci³a siê do Wyatta. Chêtnie bym z panem
porozmawia³a, senatorze, i dowiedzia³a siê, co s¹dzi pan o ciêciach w wy-
datkach na edukacjê. Mo¿e mog³by pan zaproponowaæ jak¹ bardziej od-
powiedni¹ ku temu chwilê?
Wyatt po chwili wahania skin¹³ g³ow¹.
Zadzwoñ do mnie do biura w poniedzia³ek rano. Teraz wy dwoje
powinnicie ze sob¹ zatañczyæ zadecydowa³, doprowadzaj¹c do porz¹d-
ku swoj¹ wizytow¹ marynarkê. Ja zobaczê, czy maj¹ tam co konkret-
37
nego do jedzenia. Jaki kawior albo gêsie w¹tróbki. Krzywi¹c zabaw-
nie usta, oddali³ siê w kierunku bufetu.
Thorpe wzi¹³ Liv za rêkê. Kiedy podnios³a na niego wzrok, umiech-
n¹³ siê.
Po prostu stosujê siê do senatora rady wyjani³. Na parkiecie obj¹³
j¹ i przytuli³ do siebie.
Ju¿ po raz drugi znalaz³a siê tak blisko niego. I po raz drugi jej cia³o
zareagowa³o na przekór niej samej. Liv zesztywnia³a.
Nie lubisz tañczyæ, Olivio? wymrucza³ wprost do jej ucha.
Lubiê. Stara³a siê, aby jej g³os zabrzmia³ znowu ch³odno i bezna-
miêtnie.
A wiêc odprê¿ siê. Jego rêka obejmowa³a j¹ w talii, a usta by³y
tu¿ przy jej uchu.
Dziwny pr¹d przebieg³ jej cia³o.
Kiedy bêdziemy siê kochaæ, to z dala od tych waszyngtoñskich
szych, którzy mogliby nas podgl¹daæ. Lubiê intymnoæ.
Poniewa¿ ju¿ pierwsza czêæ jego wypowiedzi wywo³a³a w niej szok,
trochê wiêc trwa³o, zanim mog³a zareagowaæ na drug¹.
Co upowa¿nia ciê, ¿e mo¿esz myleæ...
Nie myleæ, wiedzieæ poprawi³ j¹. Twoje serce bije tak jak wte-
dy, gdy ciê poca³owa³em przy ORileys.
To nieprawda zaprotestowa³a. Nie by³o tak wtedy i nie jest tak
teraz, Thorpe. Nie lubiê ciê.
Jeszcze tak niedawno powiedzia³a, ¿e nie chcesz mnie lubiæ, a to
zupe³nie co innego. By³a taka delikatna. Mia³ ochotê przytuliæ j¹ moc-
niej do siebie, a¿ stan¹ siê jednym cia³em. Móg³bym siê ³atwo przeko-
naæ, co czujesz, gdybym ciê teraz poca³owa³. Dobrze poinformowane fe-
deralne ród³a a¿ hucza³yby jutro od sensacyjnych wiadomoci, jak to
Thorpe i Carmichael dogadywali siê na neutralnym gruncie.
A najwa¿niejsz¹ by³aby informacja o z³amanej szczêce Thorpea,
gdy Carmichael zdecydowa³a siê zerwaæ dyplomatyczne stosunki.
Nie masz rêki, która mog³aby zadaæ taki cios zauwa¿y³. Tak
czy owak, wolê relacjonowaæ zdarzenia, ni¿ w nich uczestniczyæ.
Kiedy muzyka umilk³a, Liv oznajmi³a:
Idê do toalety, sprawdziæ, jak dzia³a twoja teoria w praktyce. Jej
serce mocno bi³o. Nie cierpia³a Thorpea, poniewa¿ to on mia³ racjê.
D³ugo odprowadza³ j¹ wzrokiem. Nagle zapragn¹³, aby to przeklête
party wreszcie siê skoñczy³o i ¿eby móg³ zostaæ z ni¹ sam na sam, choæby
38
na parê minut. Wci¹¿ czu³ mrowi¹cy dotyk jej cia³a. Jeszcze nigdy ¿ad-
nej kobiety nie pragn¹³ a¿ tak bardzo. Nigdy te¿ nie by³ a¿ tak sfrustro-
wany, wiedz¹c, ¿e ta d³ugotrwa³a batalia, na któr¹ siê zdecydowa³, do-
piero co siê zaczê³a. Wyj¹³ zapalniczkê, przypali³ papierosa i g³êboko
zaci¹gn¹³ siê dymem.
By³ przyzwyczajony do stresów w pracy. Prawdê mówi¹c, nawet
mu one odpowiada³y. Przez wiele dni móg³ ma³o sypiaæ, a mimo to za-
wsze tryska³ energi¹. Nie potrzebowa³ ¿adnych witamin, wystarcza³a
mu jego praca. Ale to by³ zupe³nie inny rodzaj stresu: pragn¹æ czego,
o czym siê wie, ¿e na razie jest nierealne. Ale ju¿ nied³ugo, obieca³
sobie i znowu zaci¹gn¹³ siê papierosem. Jeli bêdzie musia³ przyst¹piæ
do oblê¿enia, zrobi to bez wahania. Olivia Carmichael nie mo¿e mu siê
wymkn¹æ.
T.C., ty draniu. Jak siê masz?
Thorpe odwróci³ siê i serdecznie przywita³ z sekretarzem prasowym
ambasadora Kanady. Wymieniaj¹c pozdrowienia pomyla³, ¿e musi siê
koniecznie zrelaksowaæ. Zwyciêskie oblê¿enie wymaga czasu.
Liv poprawia³a makija¿, który tak naprawdê wcale tego nie wymaga³.
Pudruj¹c nos, usi³owa³a znaleæ jakie logiczne wyjanienie swego za-
chowania. Czy¿by uwa¿a³a, ¿e Thorpe ma w sobie jak¹ si³ê przyci¹ga-
nia? Jest nawet atrakcyjny, przyzna³a niechêtnie, oczywicie jedynie w sen-
sie fizycznym. Ale to nie ma nic wspólnego z jego wyj¹tkowo denerwu-
j¹cym sposobem bycia.
Oczywicie to nadêty stary osio³, ale chyba go lubiê.
Liv zerknê³a w lustro i zobaczy³a odbicie dwóch wchodz¹cych do rod-
ka kobiet. Jedn¹ z nich by³a cz³onkini Kongresu, Amelia Thaxter, szczu-
p³a, wiecznie zabiegana kobieta, znana z nierealnych pomys³ów i niezbyt
gustownych strojów. Mimo to elektorat uwielbia³ j¹, udowadniaj¹c to
poprzez ponowny jej wybór do Kongresu.
Jej towarzyszka, wypowiadaj¹ca w³anie tê opiniê, mia³a równie¿
oko³o piêædziesiêciu lat, ale by³a trochê od tamtej pulchniejsza i ubrana
w eleganck¹ sukniê z szarego jedwabiu. Liv nie mog³a siê oprzeæ wra¿e-
niu, i¿ jest w niej co dziwnie znajomego. Ponownie wyci¹gnê³a puder-
niczkê, chc¹c przys³uchaæ siê ich rozmowie.
Jeste bardziej ode mnie tolerancyjna, Myro. Amelia usiad³a przed
lustrem i wyci¹gnê³a grzebieñ.
39
Rod nie jest wcale taki z³y, Amelio. Myra zdjê³a srebrn¹ opraw-
kê z jasnoczerwonej pomadki do ust. Gdyby tylko by³a trochê bardziej
mi³a dla niego, móg³by ci pomóc, a nie przeszkadzaæ.
On nie ma nic wspólnego z ekologicznymi problemami Dakoty Po-
³udniowej stwierdzi³a Amelia. Zrezygnowa³a z grzebienia, poprawia-
j¹c fryzurê d³oni¹. Zupe³nie nie ma znaczenia, co ty czy ja powiemy mu
dzisiaj. Kiedy w poniedzia³ek wyst¹piê w parlamencie z moim projek-
tem, on i tak mnie nie poprze.
Zobaczymy powiedzia³a Myra, chowaj¹c pomadkê.
Rod, zastanawia³a siê Liv, wyci¹gaj¹c z kosmetyczki maleñki pêdze-
lek, to pewnie Roderick Matte, jeden z najbardziej wp³ywowych cz³on-
ków Kongresu. Jeli siê zdarza³o, ¿e wynik g³osowania by³ niepewny, on
jeden tylko potrafi³ wszystko zmieniæ.
Nadêty, stary osio³, pomyla³a Liv i z trudem st³umi³a miech. Tak,
taki w³anie by³. Taki sam jak i jego partia licz¹ca na najwy¿sze stanowi-
sko w Waszyngtonie w nastêpnych wyborach. Przynajmniej takie kr¹¿y-
³y plotki.
Cz³onkini Kongresu, mrucz¹c co pod nosem, schowa³a grzebieñ do
torebki.
To fanatyk, wyj¹tkowo ograniczony typ...
Moja droga Myra, przerywaj¹c wywód przyjació³ki, z czaruj¹-
cym umiechem zwróci³a siê do Liv to doprawdy niezwykle piêkna
suknia.
Dziêkujê.
Czy¿ to nie ciebie widzia³am z T.C.? Myra wyjê³a ma³y flakonik
drogich perfum i hojnie skorzysta³a z jego zawartoci.
Tak, przyszlimy razem. Liv mia³a w¹tpliwoci, czy powinna siê
przedstawiæ, czy raczej zachowaæ incognito. W koñcu zdecydowa³a, ¿e
lepiej bêdzie, a z pewnoci¹ bardziej fair, jeli ujawni swoje nazwisko.
Jestem Olivia Carmichael z WWBW.
Z ust Amelii wydoby³ siê jaki bli¿ej nieokrelony dwiêk, natomiast
Myra spokojnie powiedzia³a:
To interesuj¹ce. Nie ogl¹dam, niestety, lokalnych wiadomoci lub
raczej ¿adnych wiadomoci, poza reporta¿ami Thorpea. Wiadomoci wy-
wo³uj¹ u Herberta niestrawnoæ.
Sêdzia Herbert Ditmyer. Liv w koñcu umiejscowi³a tê twarz. ¯ona
sêdziego Herberta Ditmyera, Myra, kobieta o wystarczaj¹cych wp³ywach
i odwadze, aby nazwaæ kongresmana Matte nadêtym, starym os³em.
40
Nadajemy o pi¹tej trzydzieci, pani Ditmyer powiedzia³a Olivia.
Byæ mo¿e, pani ma³¿onek, ogl¹daj¹c nas, nie nabawi siê niestrawnoci.
Myra rozemia³a siê, ale przez ca³y czas uwa¿nie obserwowa³a Liv.
Znam pewn¹ rodzinê o nazwisku Carmichael. Connecticut. Chyba
nie jeste m³odsz¹ córk¹ Tylera.
Owszem, jestem ograniczy³a siê do suchego stwierdzenia Liv.
Twarz Myry rozp³ynê³a siê w umiechu.
Co takiego! Kiedy ostatnio ciê widzia³am, mia³a siedem czy osiem
lat. Twoja matka zaprosi³a kilka osób na herbatê i w pewnej chwili ty we-
sz³a do salonu: jedno wielkie nieszczêcie z ogromn¹ dziur¹ w spódnicz-
ce i urwan¹ sprz¹czk¹ przy pantoflu. Chyba dosta³a wtedy straszn¹ burê.
Zawsze dostawa³am przyzna³a Liv. Nie pamiêta³a tego akurat in-
cydentu, ale wszystkie jej wyst¹pienia publiczne by³y przecie¿ takie do
siebie podobne.
Pomyla³am wtedy, ¿e z pewnoci¹ bawi³a siê tego popo³udnia
znacznie lepiej ni¿ my. Spojrza³a na Liv z umiechem. Przyjêcia two-
jej matki by³y zawsze takie nudne.
Myra, doprawdy szybko przerwa³a jej Amelia.
Nic nie szkodzi, pani Thaxter spokojnie powiedzia³a Liv. My-
lê, ¿e wci¹¿ takie s¹.
Muszê przyznaæ, i¿ nigdy bym ciê nie pozna³a. Myra podnios³a
siê i poprawi³a sukniê. Co za elegancka m³oda dama. Mê¿atka?
Nie.
Czy ty i T.C....? zawiesi³a g³os.
Nie energicznie zaprzeczy³a Liv.
Grywasz w bryd¿a?
Liv unios³a brwi.
Niestety. Nigdy mnie to nie poci¹ga³o.
Moja droga, to okropna gra, ale bardzo u¿yteczna. Wyjê³a z torebki
wizytówkê i wrêczy³a j¹ Liv. W przysz³ym tygodniu organizujê u siebie
ma³e bryd¿owe przyjêcie. Zadzwoñ do mnie w poniedzia³ek. Moja sekretar-
ka poda ci wszystkie szczegó³y. Mam bardzo sympatycznego siostrzeñca.
Pani Ditmyer...
Nie zanudzi ciê, a przynajmniej nie zanadto ci¹gnê³a Myra. Chy-
ba zaczynam ciê lubiæ. Mój m¹¿ tak¿e bêdzie doda³a, sprytnie zarzuca-
j¹c przynêtê. Z przyjemnoci¹ ciê pozna.
Chodmy ju¿, Myra odezwa³a siê Amelia zanim posuniesz siê
do przekupstwa. Do widzenia, panno Carmichael.
41
Do widzenia, pani Thaxter.
Liv chwilê przygl¹da³a siê eleganckiej, maleñkiej wizytówce, po czym
wrzuci³a j¹ do kosmetyczki. Nie rezygnuje siê z zaproszenia od Myry
Ditmyer, nawet jeli wi¹¿e siê ono z bryd¿em i siostrzeñcem. Liv zamknê³a
torebkê i wróci³a do salonu.
Ju¿ myla³em, ¿e zorganizowa³a tam konferencjê prasow¹ za-
uwa¿y³ Thorpe, podaj¹c jej nowy kieliszek wina.
Prawie. Umiechnê³a siê zagadkowo.
Zdradzisz co wiêcej?
Czy to, i¿ przyjê³am twoje zaproszenie, oznacza, ¿e powinnam siê
teraz odwdziêczyæ? upi³a du¿y ³yk wina. Czu³a siê wspaniale. Trzy nie-
spodziewane kontakty w czasie jednego wieczoru to zaskakuj¹co dobry
wynik. Wygl¹da na to, ¿e czeka mnie randka z kim nieznajomym na
bryd¿owym party.
Randka? Thorpe zmarszczy³ brwi. Zauwa¿y³ kobiety, które opu-
ci³y toaletê tu¿ przed Liv.
Tak, randka. No wiesz, mê¿czyzna i kobieta dochodz¹ do wniosku,
¿e s¹ zainteresowani spêdzeniem ze sob¹ kilku godzin.
Interesuj¹ce. Nie masz ju¿ czasem dosyæ tego party?
Szczerze mówi¹c, tak. Liv opró¿ni³a kieliszek i poda³a go Thor-
peowi.
Chodmy po twoje futro. Uj¹³ j¹ pod ramiê i poprowadzi³ przez
salon.
Jestem ci wdziêczna, ¿e powiêci³e mi tyle czasu, Thorpe. Wy-
chodzili w³anie z windy i Liv siêgnê³a po klucze od mieszkania.
Powiêci³e mi tyle czasu powtórzy³. Oczywicie, wed³ug cie-
bie nie mo¿na tego nazwaæ randk¹?
To nie by³a randka.
Jak dot¹d. Thorpe wyj¹³ jej klucze z rêki i wsun¹³ jeden z nich
w drzwi. Dobre wychowanie nakazywa³oby zaprosiæ mnie na fili¿ankê
kawy.
Za piêædziesi¹t centów otrzymasz j¹ w ka¿dym barze.
Liv spojrza³ na ni¹ z takim zgorszeniem, ¿e nie mog³a siê nie
umiechn¹æ.
No dobrze, niech bêdzie. Zas³u¿y³e na kawê.
Jeste nadzwyczaj ³askawa powiedzia³, otwieraj¹c drzwi.
Liv wesz³a do kuchni i rzuci³a futro na krzes³o. Thorpe umiechn¹³
siê nieznacznie. Znowu zapomnia³a o swoim tak pieczo³owicie budowa-
42
nym wizerunku. Olivia Carmichael nigdy by tak okrycia nie rzuci³a. By³a
na to zbyt porz¹dna, zbyt zorganizowana. Teraz, bardziej ni¿ kiedykol-
wiek, Thorpe pragn¹³ poznaæ prawdziwe wnêtrze tej kobiety, ukrywaj¹-
cej siê za sztucznym, stworzonym przez siebie wizerunkiem. By³o tam
ciep³o, uczucie i namiêtnoæ, wszystko schowane pod pancerzem zbudo-
wanym z jakiego nieznanego mu powodu. Prêdzej czy póniej mia³ za-
miar rozwi¹zaæ i tê zagadkê.
Lubi kolory, pomyla³. Zauwa¿y³ to ju¿ wczeniej po tym, jak siê
ubiera³a. Teraz tylko siê w tym utwierdzi³, patrz¹c na aran¿acjê jej miesz-
kania, na rzucone niedbale kolorowe drobiazgi: jakie poduszki, barwne
bibeloty ma³e ogniste akcenty zdradzaj¹ce temperament, do którego ich
w³acicielka wci¹¿ nie chcia³a siê przyznaæ.
Jak¹ pijasz kawê? zapyta³a, gdy Thorpe zjawi³ siê w kuchni.
Czarn¹.
Podszed³ do stereo i zacz¹³ przegl¹daæ p³yty.
Od Van Cliburna do Billyego Joela skomentowa³, kiedy Liv wró-
ci³a do pokoju. Bardzo eklektyczne.
Lubiê ró¿norodnoæ odpowiedzia³a, stawiaj¹c tacê z dwiema fi-
li¿ankami na podrêcznym stoliku.
Naprawdê?
Umiechn¹³ siê trochê tak, jakby us³ysza³ dobry dowcip i Liv zaczê³a
¿a³owaæ, ¿e zgodzi³a siê na tê kawê.
Co robisz w wolnych chwilach? Thorpe zaj¹³ miejsce na sofie.
Liv, po chwili wahania, usiad³a obok niego.
Co robiê w wolnych chwilach? powtórzy³a, bior¹c do rêki fili¿ankê.
W³anie. Zauwa¿y³ jej wahanie. To, ¿e nie potrafi³a byæ w sto-
sunku do niego obojêtna, sprawia³o mu satysfakcjê. Jeli wprawia³ j¹ w za-
k³opotanie, oznacza³o, ¿e wybra³ w³aciw¹ drogê. No wiesz, krêgle,
zbieranie znaczków.
Ostatnio nie mam czasu na ¿adne hobby zauwa¿y³a, podnosz¹c
do ust fili¿ankê.
Zastanawia³a siê, dlaczego jeszcze przed chwil¹ by³a taka swobodna i na-
gle nie zosta³o po tym nawet ladu. Thorpe zapali³ papierosa i obserwowa³ j¹
spod oka. Widzia³, jak walczy, aby siê nie zerwaæ i nie uciec od niego.
Co ciê tak absorbuje?
Praca powiedzia³a i wzruszy³a ramionami. Dlaczego zwyczajna
fili¿anka kawy i rozmowa sprawiaj¹, ¿e serce mocniej bije? Na nic in-
nego nie mam czasu.
43
W niedzielne popo³udnia?
Co? Podnios³a g³owê i kiedy spotka³a jego wzrok, zrozumia³a
swój b³¹d. Jego oczy by³y ciemne, przenikliwe i znajdowa³y siê bli¿ej,
ni¿ mog³a przypuszczaæ.
W niedzielne popo³udnia powtórzy³. Nie dotkn¹³ jej. Jego wzrok
powoli przesuwa³ siê w kierunku jej ust, po czym znowu wraca³. Co
robisz w niedzielne popo³udnia?
Co w niej p³onê³o, co wa¿nego i niezwykle silnego. Od lat nie wie-
dzia³a, co to nag³y przyp³yw po¿¹dania. Ale on przecie¿ wcale jej nie
dotyka³, nie zaleca³ siê do niej. Po prostu pili kawê i rozmawiali. Widocz-
nie wypi³am za du¿o wina, powiedzia³a sobie i znowu podnios³a fili¿an-
kê kawy do ust.
Staram siê nadrobiæ zaleg³oci w czytaniu. Patrzy³a na przep³y-
waj¹cy obok pióropusz dymu. Tajemnicze morderstwa, sensacje. Ich
oczy znowu siê spotka³y, kiedy odbiera³ z jej r¹k fili¿ankê.
Zawsze lubi³em rozwi¹zywaæ zagadki powiedzia³ ciszonym g³o-
sem szukaæ tego, co jest ukryte pod spodem. Masz bardzo cienk¹ skórê,
Liv. Delikatnie wodzi³ palcem po jej policzku. Ale nie wiem, co kry-
jesz pod ni¹. Jeszcze nie wiem.
Usi³owa³a siê odsun¹æ.
Nie ¿yczê sobie, aby zagl¹da³ do mojej duszy.
A wiêc od³o¿ymy to na póniej. Mówi¹c to, nagle j¹ obj¹³. Tak
bardzo pragn¹³em trzymaæ ciê w ramionach. Kiedy tañczylimy razem,
przyrzek³em sobie, ¿e zrobiê to, kiedy wreszcie bêdziemy sami.
Nie chcê, aby mnie obejmowa³, powtarza³a sobie. Ale nie powiedzia-
³a mu tego i nie protestowa³a, kiedy j¹ do siebie przyci¹gn¹³.
Jego oczy zatrzyma³y siê na jej ustach.
Od tylu dni marzy³em, aby znowu poczuæ ich smak. Delikatnie
musn¹³ wargami jej usta. Zbyt d³ugo wymamrota³.
Nie chcê, aby mnie ca³owa³, powtarza³a sobie. Ale mu tego nie po-
wiedzia³a i nie protestowa³a, kiedy wpija³ siê wargami w jej usta.
Thorpe nie by³ tym razem powci¹gliwy. Nie potrafi³ opanowaæ po¿¹-
dania, które nieoczekiwanie wsybuch³o z ogromn¹ si³¹. Liv znalaz³a siê
w pu³apce jego i w³asnej namiêtnoci. Rozs¹dek nie mia³ tu ju¿ nic do po-
wiedzenia. Jej ramiona bezwiednie go objê³y, a usta same siê rozchyli³y.
Obydwoje zdawali siê zaskoczeni tym, co siê sta³o, ale nic nie mogli
na to poradziæ. Ona nie mog³a ju¿ powstrzymaæ ani jego ani siebie; on nie
móg³ ju¿ powróciæ do taktyki, któr¹ sam niedawno opracowa³. Oboje byli
44
zdesperowani. Ogarnê³a ich ¿¹dza, szaleñcza ¿¹dza, aby poczuæ smak,
dotykaæ i nale¿eæ do siebie. Jego usta p³onê³y. Chcia³ zerwaæ z niej suk-
niê i zobaczyæ j¹ nag¹. To by³o prawdziwe szaleñstwo. Straci³ nad sob¹
kontrolê, i to stanowczo zbyt szybko.
Z ust Liv wydoby³ siê jêk, gdy jego usta dotar³y do jej szyi. Chcia³a,
aby jej dotyka³, i s³ysza³a, jak mu o tysm mówi. Po chwili, czuj¹c na pier-
siach ciep³o jego r¹k, mocno do niego przywar³a. Teraz sama ju¿ szuka³a
jego ust.
By³a spragniona i bra³a od niego to, czego od dawna sobie odmawia-
³a. Upaja³a siê smakiem i dotykiem jego warg i r¹k pieszcz¹cych jej cia-
³o. Czu³a jego moc i po¿¹danie. Ona równie¿ go pragnê³a i si³a tego uczu-
cia j¹ przera¿a³a. Nie mog³a pozwoliæ, aby ktokolwiek znowu mia³ nad
ni¹ w³adzê. Zbyt wiele ryzykowa³a.
Nie. Liv odepchnê³a go w nag³ej panice. Nie powtórzy³a, sta-
raj¹c siê od niego uwolniæ. Ale jego rêce wci¹¿ mocno j¹ trzyma³y. Wi-
dzia³a p³omieñ po¿¹dania w jego oczach i zdawa³a sobie sprawê, ¿e on
w jej w³asnych móg³ obejrzeæ to samo.
Co nie? W jego ochryp³ym g³osie s³ychaæ by³o zaskoczenie
i gniew. Nie spodziewa³ siê takiej fali namiêtnoci, jaka go zala³a.
Musisz st¹d wyjæ. Liv gwa³townie wsta³a, uwolniwszy siê z je-
go objêæ. Musia³a siê od niego odsun¹æ, aby wyzwoliæ spod jego wp³y-
wu. Thorpe podnosi³ siê znacznie wolniej.
Pragnê ciê powiedzia³, usi³uj¹c zebraæ myli. Ty równie¿ mnie
pragniesz.
Nie by³o sensu zaprzeczaæ. Liv wziê³a g³êboki oddech.
To prawda, ale ja nie chcê ciê pragn¹æ. Naprawdê nie chcê.
Thorpe czu³, jak narasta w nim z³oæ. Chwyci³ j¹ za ramiona i przy-
ci¹gn¹³ do siebie. Widzia³, jak jej oczy ogromniej¹.
Diabelnie nie chcesz spokojnie powiedzia³ i puci³ j¹ tak nagle,
¿e z trudem tylko utrzyma³a równowagê. Wsun¹³ rêce do kieszeni, aby
jej nie dotkn¹æ.
To jeszcze nie koniec, Carmichael rzuci³ ostrzegawczo, zanim
skierowa³ siê do wyjcia. To dopiero pocz¹tek.
Pchniête z ca³ych si³ drzwi zatrzasnê³y siê za nim, kiedy szed³ w stro-
nê windy. Musia³ siê czego napiæ.
45
"
T
ama ze spotkania w³adz owiatowych jest wci¹¿ w obróbce.
Liv szybko spojrza³a na zegarek, po czym usiad³a, ¿eby przejrzeæ
tekst dla spikera do wieczornego wydania wiadomoci. Mia³a-
bym wiêcej czasu, gdybym nie musia³a sama tego wszystkiego robiæ, po-
myla³a.
Wiesz, ile wiadomoci msusimy dzi zmieciæ? Brian odwin¹³
z opakowania tabliczkê czekolady i przysiad³ na biurku Liv.
Hmm?
Osiemnacie. Odgryz³ du¿y kawa³ek. Bêd¹ z tym k³opoty. Szef
siê wcieka. S³ysza³em, ¿e chce zmieniæ sposób prezentowania prognoz
pogody. Podobno szuka czego zabawnego. Mo¿e zatrudni komedio-
pisarza.
Albo brzuchomówcê i magika mruknê³a. U¿ywanie trików iryto-
wa³o j¹. Nie przerywaj¹c rozmowy z Brianem, sprawdza³a kolejnoæ
swych wejæ na antenê. W najbli¿szym czasie grozi nam, ¿e pogodê
prezentowaæ bêdzie facet w przebraniu klowna, stoj¹c na jednej nodze
i ¿ongluj¹c talerzami.
Mo¿e tego nam w³anie trzeba. Brian zgniót³ papier po czekola-
dzie i cisn¹³ do stoj¹cego przy biurku Liv kosza na mieci. Wiadomo-
ci¹ dnia jest gwa³t na parkingu przy supermarkecie.
Tak, wiem. Jednym okiem patrzy³a na maszynopis, drugim na
wskazówki zegara, zwracaj¹c jednoczenie uwagê na to, co czyta³a, i to,
46
czego s³ucha³a. Tê umiejêtnoæ wiêkszoæ reporterów zwykle zdobywa
najwczeniej.
Marilee zrobi³a z tego krótki reporta¿. Prze³kn¹³ ostatni kawa³ek
czekolady. Moja ¿ona jedzi tam czêsto na zakupy. Cholera!
Dzisiaj wszystko jest okropne. Liv spojrza³a na niego, pocieraj¹c
rêk¹ kark. Ceny hurtowe posz³y w górê o szeæ procent, bezrobocie rów-
nie¿. Dwa rozboje w pó³nocno-wschodniej czêci miasta i do kompletu
podpalenie i gwa³t. Wspaniale!
No widzisz, mo¿e rzeczywicie potrzebny jest nam jaki komiczny
akcent.
Chcia³abym zobaczyæ ¿onkile nagle powiedzia³a. Opanowa³o j¹
znu¿enie. Czy¿by to wp³yw tych wszystkich rewelacji? Przecie¿ dotych-
czas by³a na nie odporna. A mo¿e to co zupe³nie innego? Od kilku dni
przenika³ j¹ dziwny niepokój, uczucie, którego nie potrafi³a sprecyzo-
waæ. W³anie to przez d³ugi czas po wyjciu Thorpea poprzedniej nocy
nie pozwala³o jej zasn¹æ.
Brian chwilê patrzy³ na ni¹ w milczeniu. Dzi rano zauwa¿y³ g³êbo-
kie cienie pod jej oczami. W tej chwili by³o ju¿ po pi¹tej i cienie jeszcze
bardziej siê pog³êbi³y.
Czy jest co, o czym chcia³aby pogadaæ?
Liv otworzy³a usta zaskoczona pytaniem, ale milcza³a. Nie mia³a nic
do powiedzenia.
Wiem, ¿e od pewnego czasu czym siê gryziesz. Pochyli³ siê nad
ni¹, aby nikt ich nie s³ysza³. Dlaczego nie mia³aby przyjæ do nas dzi
wieczorem? Zadzwoniê do Kathy i powiem jej, ¿eby dola³a trochê wody
do zupy. Czasem kilka godzin z przyjació³mi potrafi zdzia³aæ cuda.
Liv umiechnê³a siê i cisnê³a go za rêkê.
To najmilsze zaproszenie, jakie us³ysza³am po raz pierwszy od lat.
A wiêc nie odmawiaj.
Niestety, muszê. Jestem ju¿ na dzi umówiona. Propozycja Bria-
na dobrze na ni¹ podzia³a³a. Nie czu³a siê ju¿ taka samotna. Ale trzy-
mam ciê za s³owo.
Oczywicie. Wsta³, lecz Liv go zatrzyma³a.
Brian, dziêki zacisnê³a palce na jego d³oni. Nawet nie wiesz,
ile to dla mnie znaczy.
Drobiazg. Zmusi³ j¹, aby wsta³a. Nied³ugo zaczynamy. Lepiej
przejd do charakteryzatorek i powiedz, ¿eby usunê³y ci te siñce spod oczu.
Liv automatycznie podnios³a rêce do twarzy.
47
A¿ tak le?
Wystarczaj¹co le.
Kln¹c pod nosem, Liv posz³a za rad¹ Briana. Ostatnia rzecz, jakiej by
teraz pragnê³a, to pokazaæ siê na wizji w z³ej formie. A szczytem szczê-
cia by³oby, ¿eby Thorpe w³anie dzi obejrza³ jej program i domyli³ siê,
¿e tej nocy w ogóle nie spa³a.
A wiêc nie spa³am zbyt dobrze, pomyla³a Liv siadaj¹c za pulpitem.
Ale to nie mia³o nic wspólnego z Thorpeem. W dodatku dzi rano ju¿ od
ósmej czeka³a przy po³udniowo-zachodniej bramie Bia³ego Domu, by uzy-
skaæ parê s³ów komentarza od którego z oficjeli. Jestem trochê zmêczo-
na. To nie ma nic wspólnego ani z przyjêciem w ambasadzie... ani z tym,
co sta³o siê potem.
W³¹czy³a mikrofon, po czym jeszcze raz przejrza³a le¿¹cy przed ni¹
tekst. Kiedy serwis by³ taki prze³adowany, pomy³ka w ka¿dej chwili mo-
g³a siê zdarzyæ.
Za ciê¿ko pracowa³a. Ostatnie dni nale¿a³y do wyj¹tkowo zwariowa-
nych i to wszystko. Nie mia³a czasu myleæ o T.C. Thorpie. By³o tyle
zamieszania po nominacji Della, a póniej przy obs³udze posiedzenia lo-
kalnych w³adz owiatowych. Zmarszczy³a brwi, patrz¹c na maszynopis.
Wmawia³a w siebie, ¿e nie myla³a o ostatnim spotkaniu z Thorpeem,
¿e o nim w ogóle nie myla³a. Ale prawda by³a taka, i¿ wraca³a do tamte-
go wieczoru nie jeden raz, a tysi¹c razy.
Zaklê³a cicho, us³yszawszy sygna³, ¿e wchodzi za trzydzieci sekund.
Wyprostowa³a siê i spojrza³a przed siebie. I wtedy ujrza³a Thorpea. Oparty
o drzwi sta³ po przeciwnej stronie studia i nie spuszcza³ z niej wzroku.
Piêtnacie sekund.
Co on tu robi? Liv poczu³a nag³¹ suchoæ w gardle. To absurdalne,
powiedzia³a sobie i skierowa³a wzrok w stronê kamery.
Dziesi¹t sekund.
Na monitorze pokaza³a siê panorama miasta.
Piêæ sekund. Cztery, trzy, dwie, jedna. Wejcie.
Dobry wieczór, tu Olivia Carmichael. Jej g³os brzmia³ ch³od-
no i bardzo rzeczowo. Zadziwiaj¹ce jednak by³o to, ¿e mia³a wilgotne
d³onie. Przeczyta³a wiadomoæ dnia, po czym, nawet wtedy, gdy ³¹-
czono siê z reporterami w terenie, ani razu nie odwróci³a g³owy w stro-
nê drzwi.
48
Kamery p³ynnie kr¹¿y³y miêdzy Liv a Brianem. Liv bez problemów
przekaza³a relacjê z posiedzenia lokalnych w³adz owiatowych, chocia¿
przez ca³y czas czu³a na sobie parali¿uj¹cy wzrok Thorpea.
Poda³a dosyæ deprymuj¹c¹ informacjê o zwy¿ce cen hurtowych. Z te-
go, co wiedzia³a, Thorpe nie mia³ zwyczaju przychodziæ do studia ani przed
emisj¹, ani w jej czasie. Dlaczego nie siedzia³ u siebie, na górze i nie zaj-
mowa³ siê udoskonalaniem w³asnego wizerunku najlepszego reportera?
Czu³a u nasady karku napiêcie, które wzros³o jeszcze bardziej, gdy
nast¹pi³a przerwa na reklamê. Wiedzia³a bez podnoszenia wzroku, ¿e Thor-
pe idzie w jej kierunku.
Dobry styl, Liv skomentowa³ Thorpe. Ch³odny, jasny i rzeczowy.
Dziêkujê ci.
Komentator sportowy zaj¹³ swoje miejsce przy koñcu pulpitu.
Wybierasz siê dzi wieczorem na bryd¿a do Ditmayerów?
Nic nie mog³o siê przed nim ukryæ, pomyla³a i opar³a rêce na le¿¹-
cym przed ni¹ tekcie.
Tak.
Podwieæ ciê?
Spojrza³a mu prosto w oczy.
Czy¿by te¿ siê wybiera³?
Przyjadê po ciebie o siódmej trzydzieci. Przegryziemy co
przedtem.
Nie ma mowy.
Nachyli³ siê nad ni¹.
Mogê siê postaraæ, aby by³a moj¹ partnerk¹ dzi w nocy.
Nie uda ci siê odpowiedzia³a. Nigdy nie przypuszcza³a, ¿e rekla-
ma mo¿e trwaæ tak d³ugo.
Mylisz siê poprawi³ j¹ z umiechem. Mnie siê zawsze udaje.
Poca³owa³ j¹ szybko, zanim zdo³a³a temu zapobiec, i odszed³.
Trzydzieci sekund.
Z nachmurzon¹ min¹ obserwowa³a, jak Thorpe znika za drzwiami.
Czu³a na sobie spojrzenia kolegów. Wiedzia³a, ¿e nie obejdzie siê bez
komentarzy. Lawina plotek i domys³ów ruszy³a. I jeli Thorpe do tego
w³anie zmierza³, to nie ulega³o w¹tpliwoci, ¿e odniós³ sukces.
Dziesiêæ sekund.
Wciek³a, przysiêg³a sobie, ¿e zap³aci jej za to.
49
Liv zjawi³a siê u Ditmayerów punktualnie o ósmej. Sam bryd¿ nie
budzi³ w niej entuzjazmu. Doskonale pamiêta³a te organizowane przez
matkê nieprawdopodobnie nudne przyjêcia, na których równie¿ grywano
w karty. Przypomnia³a sobie toaletê w ambasadzie, jasnoczerwon¹ po-
madkê i pewn¹ wyg³oszon¹ przez Myrê z³oliwostkê. Nacisnê³a na dzwo-
nek u drzwi i umiechnê³a siê. Nie wyobra¿a³a sobie, aby Myra Ditmyer
mog³a wydaæ nudne przyjêcie. Ale có¿ na ten temat mo¿e powiedzieæ
reporter. Nieczêsto siê przecie¿ zdarza, aby przedstawiciele rodków prze-
kazu byli zapraszani do domu sêdziego S¹du Najwy¿szego. Chyba ¿e ten
reporter nazywa siê T.C. Thorpe.
Liv zmarszczy³a brwi, jednak kiedy drzwi siê otworzy³y, jej twarz
natychmiast siê wypogodzi³a.
Do rodka wprowadzi³a j¹ s³u¿¹ca, ale w parê sekund póniej w holu
zjawi³a siê Myra. To oczywiste, pomyla³a Liv, umiechaj¹c siê do siebie,
¿e Myra nale¿y do kobiet, o których siê mówi, i¿ nic nie ujdzie ich uwagi.
Olivia! Myra serdecznie j¹ ucisnê³a. Tak siê cieszê, ¿e przy-
sz³a. Lubiê mieæ dooko³a siebie piêkne kobiety. Kiedy te¿ do nich nale-
¿a³am mówi¹c to, poci¹gnê³a Liv za sob¹. Ogl¹da³am dzi twój pro-
gram. Jeste naprawdê dobra.
Dziêkujê, pani Ditmyer.
Myra wprowadzi³a Liv do ogromnego salonu.
Musisz poznaæ Herberta ci¹gnê³a. Rozmawia³am z nim o tej her-
batce u twoich rodziców i twojej podartej sukience, ale nic nie pamiêta³.
Jego umys³ zaprz¹taj¹ wa¿niejsze sprawy. Czêsto myl¹ mu siê szczegó³y.
Ale tobie z pewnoci¹ siê nie myl¹, pomyla³a Liv, usi³uj¹c nad¹¿yæ
za Myr¹, która szybkim krokiem przemierza³a salon. Pokój by³ ogromny
z licznymi barwnymi akcentami w postaci ró¿nych ozdób, obiæ i kwieci-
stych tapet i zdawa³ siê znakomicie pasowaæ do pani domu.
Herbert Myra bez chwili wahania przerwa³a mê¿owi rozmowê.
Musisz poznaæ czaruj¹c¹ pannê Carmichael. Jest spikerk¹ w... jak siê na-
zywa ta stacja, kochanie?
WWBW. Liv wyci¹gnê³a rêkê do sêdziego Ditmyera. Jestemy
fili¹ CNC.
Ach, te symbole z westchnieniem skomentowa³a Myra. By³o-
by znacznie prociej, gdyby mia³y jak¹ konkretn¹ nazwê. Czy¿ ona nie
jest liczna, Herbercie?
Rzeczywicie przyzna³ sêdzia, ciskaj¹c rêkê Liv. To prawdzi-
wa przyjemnoæ móc pani¹ poznaæ, panno Carmichael.
50
Herbert Ditmyer by³ to niewysoki mê¿czyzna, bez sêdziowskiej togi za-
skakuj¹co niepozorny. Twarz mia³ szczup³¹ i pooran¹ zmarszczkami. Wygl¹-
da³ raczej na dobrodusznego dziadka ni¿ na jednego z najwiêkszych autory-
tetów prawniczych w kraju. Skóra na jego rêkach, jak to zwykle bywa u lu-
dzi starszych, by³a delikatna i blada. Nie mia³ imponuj¹cej witalnoci swojej
¿ony, ale promieniowa³ za to wyj¹tkowym spokojem i pewnoci¹ siebie.
Myra wspomnia³a mi, ¿e parê lat temu spotkalimy siê w dosyæ
zabawnych okolicznociach.
To by³o o wiele dawniej ni¿ parê lat temu, panie sêdzio przyzna-
³a Liv. Jak siê zdaje, nie zachowa³am siê wtedy najlepiej. Tak wiêc
chyba obydwojgu nam mo¿na wybaczyæ ten brak pamiêci.
Trzeba przyznaæ, moja droga, i¿ w niczym nie przypominasz tam-
tej dzikuski, która wówczas wbieg³a do salonu powiedzia³a Myra, z ¿ycz-
liwoci¹ spogl¹daj¹c na swego gocia. A co twoja matka s¹dzi o twojej
karierze w TV?
Z pewnoci¹ wola³aby, abym wybra³a zawód, który nie wymaga
ci¹g³ych wyst¹pieñ publicznych.
Liv by³a zdumiona swoj¹ szczeroci¹. Nie mia³a zwyczaju otwieraæ
siê przed kim obcym. Pomyla³a, i¿ Myra Ditmyer by³aby doskona³¹
dziennikark¹.
No có¿, z rodzicami czasem ciê¿ko siê dogadaæ, nie s¹dzisz? za-
uwa¿y³a Myra, g³aszcz¹c Liv po rêku. Moje dzieci uwa¿aj¹, ¿e jestem
okropna, czy¿ nie tak, Herbercie?
Rzeczywicie, tak mówi¹.
Na szczêcie maj¹ ju¿ w³asne rodziny ci¹gnê³a, pomijaj¹c mil-
czeniem lakoniczn¹ odpowied ma³¿onka mogê wiêc bez przeszkód zaj¹æ
siê moim siostrzeñcem. Sympatyczny ch³opak, prawnik. Mieszka w Chi-
cago. Chyba ci ju¿ o nim wspomina³am?
Owszem, mówi³a pani o nim Liv, s³ysz¹c westchnienie sêdziego,
mia³a ochotê pójæ za jego przyk³adem.
Przyjecha³ tu na piêæ dni w interesach. Bardzo bym chcia³a, ¿eby-
cie siê poznali. Myra szybko rozejrza³a siê po pokoju i nagle jej oczy
rozb³ys³y. O, jest tam. Greg! da³a mu znak rêk¹. Greg, przyjd tu na
chwilê. Chcia³abym, aby pozna³ pewn¹ urocz¹ dziewczynê.
To ponad jej si³y powiedzia³ sêdzia Ditmyer do Liv. Wci¹¿ to
samo, niepoprawne wcibstwo.
Chcia³e powiedzieæ romantyzm poprawi³a go Myra. Greg, mu-
sisz poznaæ Oliviê. Jest spikerk¹.
51
Liv odwróci³a siê i z wra¿enia zaniemówi³a. W jednej chwili runê³a
na ni¹ lawina wspomnieñ. Ale w g³owie czu³a dziwn¹ pustkê. Nie by³a
w stanie powiedzieæ s³owa.
Greg równie¿ patrzy³ na ni¹ w os³upieniu.
Livvy? wyci¹gn¹³ rêkê, ¿eby jej dotkn¹æ, jakby siê chcia³ upew-
niæ, ¿e nie ni. To naprawdê ty?
Nie by³a pewna, co czuje. Zaskoczenie, na pewno tak. Jednoczenie
nie potrafi³a wyzbyæ siê lêku. Przesz³oæ, jak siê wydawa³o pogrzebana,
znowu powróci³a.
Greg! Mia³a nadziejê, ¿e jej twarz nie zdradza³a tego, co siê z ni¹
dzia³o.
To nie do wiary! Greg umiechn¹³ siê i przyci¹gn¹³ j¹ do siebie
w ucisku. Absolutnie nie do wiary. Ile to lat minê³o? Piêæ?
Wygl¹da na to, ¿e ju¿ siê znacie ze zdumieniem zawo³a³a Myra.
Livvy i ja chodzilimy do tego samego collegeu. Greg odsun¹³
j¹ nieco od siebie, aby siê lepiej jej przyjrzeæ. Na Boga, jeste piêkniej-
sza ni¿ kiedykolwiek przedtem, chocia¿ wydawa³o siê to niemo¿liwe.
Wyci¹gn¹³ rêkê w poufa³ym gecie, na który mo¿e sobie pozwoliæ stary
przyjaciel, i dotkn¹³ jej w³osów. Obciê³a je. Spojrza³ na ciotkê.
Siêga³y jej do pasa. Wszystkie dziewczyny w Harvardzie zazdroci³y Liv
w³osów. Odwróci³ siê do niej. Ale w krótkich w³osach wygl¹dasz
bardzo szykownie.
Dziesi¹tki pytañ k³êbi³o siê w jej g³owie, ale nie mog³a siê przemóc,
aby je zadaæ. Greg wygl¹da³ prawie tak samo jak kiedy, choæ trochê
starzej, a z imponuj¹cego zarostu, z którego w collegeu by³ taki dumny,
pozosta³y mu jedynie w¹sy. Pasowa³y do niego. By³y rudoblond jak jego
w³osy i dodawa³y niemal ch³opiêcej twarzy nieco wiêcej powagi. Oczy
patrzy³y tak samo przyjanie, a w umiechu by³o tyle samo co dawniej
entuzjazmu. Piêæ lat nagle przesta³o istnieæ.
Och, Greg, jak to dobrze znowu ciê widzieæ. Tym razem to Liv
go objê³a. I to, ¿e college zdawa³ siê odleg³y o miliony lat, nie mia³o dla
niej ¿adnego znaczenia. Liczy³o siê tylko to, ¿e mog³a siê do niego przy-
tuliæ i ¿e by³ kim, kogo zna³a w szczêliwszych czasach. I w smutniej-
szych równie¿.
Mam zamiar ci j¹ ukraæ na parê minut, ciociu. Greg szybko po-
ca³owa³ j¹ w policzek i wzi¹³ Liv za rêkê. Musimy trochê pogadaæ.
No, no. Myra promienia³a, obserwuj¹c, jak odchodz¹. Wysz³o
nawet lepiej, ni¿ planowa³am. Rozejrza³a siê dooko³a i unios³a brwi.
52
Oto i mamy naszego T.C umiechnê³a siê do swoich myli. Muszê
z nim porozmawiaæ.
Proszê ciê, Myro. Sêdzia Ditmyer chwyci³ ¿onê za ramiê. Nie
wpakuj siê w jak¹ kaba³ê.
Herb pog³adzi³a go po rêku i delikatnie uwolni³a siê z uchwy-
tu. Nie psuj mi zabawy.
Tymczasem Greg, min¹wszy kilka korytarzy, wprowadzi³ Liv do so-
larium.
Wci¹¿ nie mogê uwierzyæ, Liv. Có¿ za spotkanie! To fantastyczne.
Kiedy uczêszczalimy do collegeu, nie wiedzia³am, ¿e masz ta-
kich s³awnych krewnych.
Nie wytrzyma³bym z nimi porównañ odrzek³ ¿artobliwie. wiat³o
ksiê¿yca by³o przymglone i chc¹c siê lepiej Liv przyjrzeæ, Greg zapali³ lamp-
kê. Spe³nianie oczekiwañ rodziny potrafi byæ ogromnie stresuj¹ce.
Doskonale ciê rozumiem.
Liv podesz³a do jednego z licznych w tym pomieszczeniu okien. To
by³ interesuj¹cy, pó³okr¹g³y pokój z wycie³anymi ³aweczkami i powie-
trzem przesyconym delikatnym zapachem kwiatów. Liv nie usiad³a. To
niespodziewane spotkanie wytr¹ci³o j¹ z równowagi i potrzebowa³a ru-
chu, aby siê uspokoiæ.
Od jak dawna jeste w Waszyngtonie, Livvy?
By³a szczuplejsza ni¿ dawniej i bardziej opanowana. Piêæ lat. Dobry
Bo¿e, pomyla³, a wydaje siê, jakby to by³o zaledwie wczoraj.
Prawie od pó³tora roku.
Usi³owa³a sobie przypomnieæ, kiedy ostatnio nazwano j¹ Livvy. To
chyba równie¿ zdarza³o siê w jakim innym ¿yciu.
Ciotka wspomnia³a, ¿e jeste spikerk¹.
Tak. Odwróci³a siê do niego.
W przyæmionym wietle wyda³a mu siê nieziemsko piêkna. Co ta-
kiego przydarzy³o mu siê po raz pierwszy w ¿yciu.
W wieczornym serwisie w WWBW.
Zawsze o tym marzy³a. A wiêc koniec z zapowiadaniem pogody?
Umiechnê³a siê.
Koniec.
Nie zauwa¿y³ na jej rêku obr¹czki. Podszed³ do niej. Jej zapach zafa-
scynowa³ go, by³ jaki inny, mniej naturalny, bardziej wyrafinowany.
Jeste szczêliwa?
Po chwili wahania odpowiedzia³a:
53
Tak s¹dzê.
Kiedy by³a bardziej konkretna.
Kiedy by³am m³odsza. Powoli ruszy³a przed siebie. Chcia³a
zmieniæ temat rozmowy. A wiêc, jak powiedzia³a mi twoja ciotka,
jeste sam.
Ca³a ona. Greg rozemia³ siê i pokrêci³ g³ow¹. Postanowi³a
mnie wyswataæ, ilekroæ przyje¿d¿am, zawsze ma dla mnie jak¹ niespo-
dziankê. Tym razem jednak po raz pierwszy w pe³ni akceptujê jej wybór.
Nigdy siê nie o¿eni³e, Greg? Zawsze uwa¿a³am, ¿e powiniene to
zrobiæ.
Nie chcia³a mnie.
Znowu siê do niego odwróci³a i umiechnê³a z zak³opotaniem.
Nigdy nie by³e powa¿ny.
Rzeczywicie, nie by³em naprawdê powa¿ny. I to by³ mój b³¹d.
Uj¹³ jej d³oñ w swoje d³onie. Wci¹¿ by³a taka krucha i delikatna, ale w jej
oczach malowa³a siê si³a i zdecydowanie. Za bardzo wtedy szala³a za
Dougiem, aby myleæ o mnie. Widzia³, co prze¿ywa, chocia¿ stara³a siê
odwróciæ twarz. Livvy. Zatrzyma³ j¹. Doug i ja prowadzimy wspól-
ne interesy w Chicago.
Chwilê milcza³a. Musia³a pokonaæ ból, ¿eby w miarê spokojnie od-
powiedzieæ:
Zawsze o tym marzylicie. Cieszê siê ze wzglêdu na ciebie.
Te pierwsze miesi¹ce po tym... zatrzyma³ siê, jakby szuka³ w³a-
ciwych s³ów kiedy go opuci³a, nie by³y dla niego ³atwe.
Te wczeniejsze równie¿. Nagle poczu³a ch³ód.
To by³ trudny okres. Najtrudniejszy dla was obojga.
Liv nabra³a tchu. Nieczêsto pozwala³a sobie na wspomnienia.
By³e dla nas wspania³ym przyjacielem, Greg. Nie s¹dzê, abym ci
kiedykolwiek powiedzia³a do jakiego stopnia wspania³ym. By³o mi wte-
dy tak ciê¿ko. Dziêki tobie jako przez to przesz³am. cisnê³a mu rêkê.
Tak naprawdê dopiero teraz zda³am sobie z tego sprawê.
Nie mog³em spokojnie patrzeæ, jak cierpisz, Livvy. Kiedy siê odwró-
ci³a, chwyci³ j¹ za ramiona i wtuli³ twarz w jej w³osy. Nie mo¿e byæ nic
gorszego ni¿ obserwowanie cierpienia drogich nam osób. To wszystko wy-
dawa³o siê wtedy takie niesprawiedliwe. Wci¹¿ siê zreszt¹ takie wydaje.
Liv przechyli³a do ty³u g³owê. Pamiêta³a, jak Greg stara³ siê j¹ wtedy
podtrzymaæ na duchu. Ale teraz mia³a to ju¿ za sob¹.
Doug i ja nie potrafilimy chyba przez to przejæ, nie s¹dzisz, Greg?
54
Nie wiem. Chwilê siê waha³, czy powinien jej o tym powiedzieæ. Mo¿e
jednak lepiej, aby pozna³a ca³¹ prawdê. Livvy, Doug ponownie siê o¿eni³.
Milcza³a. Podwiadomie czu³a, ¿e tak w³anie jest. Czy ma to jednak
jakie znaczenie? Kiedy go kocha³a, ale to by³o skoñczone. Umar³o. Mi³oæ
dawno umar³a. Poczu³a, jak ogarnia j¹ ¿al za tym, co mieli i co stracili. Z jej
ust wyrwa³o siê jej bolesne westchnienie.
Czy jest szczêliwy?
Tak, mylê ¿e tak. Chyba siê w koñcu jako pozbiera³. Odwróci³
j¹ do siebie, aby spojrzeæ jej w oczy. A ty?
Tak. Wtuli³a siê w jego ramiona pewna, ¿e j¹ zrozumie. Tak,
raczej tak. Moja praca jest wa¿na. Ona nadaje memu ¿yciu sens. Zamknê-
³am te wszystkie minione lata do maleñkiego pude³ka i nie otwieram go
zbyt czêsto. W miarê jak siê od nich oddalam, coraz rzadziej. Zamknê³a
oczy. By³ w nich smutek, nieco tylko przyt³umiony przez czas. Nie mów
mu, ¿e mnie widzia³e. Podnios³a do góry twarz. Ich oczy siê spotka-
³y. On równie¿ nie powinien go otwieraæ.
Ty zawsze by³a silna, Livvy, silniejsza ni¿ Doug. Mylê, i¿ nie
potrafi³ siê z tym pogodziæ.
Ja równie¿. Znowu westchnê³a i opar³a g³owê na jego ramieniu.
Zbyt wiele od Douga ¿¹da³am, a on zbyt ma³o ode mnie. Nagle roz-
paczliwie do niego przywar³a. Kiedy jedyne, co nas ³¹czy³o, odesz³o,
nasz zwi¹zek siê rozpad³. Pozbieraæ siê po czym takim to zadanie pie-
kielnie trudne, Greg. Jeli w ogóle mo¿liwe.
Tobie z pewnoci¹ siê uda, Livvy.
Czu³a, jak ca³uje jej w³osy, i umiechnê³a siê, podnosz¹c ku niemu twarz.
Tak siê cieszê, ¿e tym razem wybór twojej ciotki pad³ w³anie na
mnie. Têskni³am za tob¹, Greg.
Mia³ ochotê j¹ poca³owaæ, tak jak mê¿czyzna ca³uje kobietê, która
zajmuje w jego sercu szczególne miejsce. Ale zbyt dobrze j¹ zna³. De-
likatnie dotkn¹³ ustami jej warg.
Przepraszam.
Oczy Liv pobieg³y ku drzwiom. Mimo panuj¹cego w pokoju pó³mroku
bez trudu pozna³a sylwetkê Thorpea. Delikatnie wysunê³a
siê z ramion Grega, niezadowolona, ¿e Thorpe widzia³ j¹ w chwili s³aboci.
Myra chce skompletowaæ stolik.
Bryd¿ skrzywi³ siê Greg i wzi¹³ Liv pod rêkê. Bêdziesz mnie
musia³a, Livvy, jako znieæ w roli swego partnera, przynajmniej ze wzglê-
du na stare czasy.
55
Nie mog³e trafiæ gorzej. Wiedzia³a, ¿e Thorpe nie spuszcza z niej
oczu i nagle, z jakiego irracjonalnego powodu, poczu³a siê winna. Aby
to sobie zrekompensowaæ, umiechnê³a siê do Grega. Jeli postarasz
siê dla mnie o drinka, spróbujê nie przebijaæ twojego asa atutem.
Thorpe odsun¹³ siê nieco, kiedy mijali go w drzwiach.
Sta³ tam jeszcze przez jaki czas, obserwuj¹c, jak odchodz¹. Za-
zdroæ by³a dla niego zupe³nie nieznanym uczuciem. Widzia³ Oliviê
Carmichael w ramionach innego mê¿czyzny i da³by wiele, aby te ra-
miona by³y jego.
Dwa trefle rozpoczê³a licytacjê Liv. Ona i Greg mieli za prze-
ciwników szefa oddzia³u torakochirurgii w szpitalu w Baltimore oraz jego
¿onê. Nie sz³o im najlepiej. Po kolejnej przegranej partii Greg ¿artobli-
wie zaproponowa³ rewan¿ w tenisa. Doskonale pamiêta³, jak Liv znako-
micie sobie kiedy radzi³a na korcie. Chirurg, miej¹c siê od ucha do
ucha, skrupulatnie uzupe³ni³ zapis.
Przy trzech innych stolikach grali dwaj senatorowie, jaki piêcio-
gwiazdkowy genera³ i wdowa po by³ym ministrze skarbu. Liv nadstawia-
³a ucha, chc¹c co wy³owiæ z gwaru toczonych dooko³a rozmów na tema-
ty polityczne i z upodobaniem powtarzanych plotek. Oczywicie nie li-
czy³a na ¿adne sensacyjne wiadomoci wagi pañstwowej, ale dziennikarz
nie powinien nigdy ignorowaæ najb³ahszej nawet informacji. Nie wiado-
mo przecie¿, czy wkrótce nie stanie siê ona prawdziw¹ bomb¹. Za ironiê
losu uwa¿a³a fakt, ¿e podarta sukienka i zniszczone buty doprowadzi³y j¹
do salonu sêdziego S¹du Najwy¿szego.
Piêæ pików. Greg zamkn¹³ licytacjê i Liv wy³o¿ywszy swoje kar-
ty, wsta³a od sto³u.
Przepraszam, powiedzia³a, widz¹c zawiedzion¹ minê partnera.
Tenis wymamrota³ Greg i zagra³ pierwszego asa.
Pójdê zaczerpn¹æ trochê powietrza.
Tchórz rzuci³ w jej kierunku, wykrzywiaj¹c siê komicznie.
Liv, miej¹c siê, wysz³a na taras.
Wci¹¿ by³o ch³odno. Wiosna z ogromnym trudem przebija³a siê
do Waszyngtonu. Opuciwszy duszny salon, Liv z przyjemnoci¹ wci¹-
gnê³a do p³uc rzekie powietrze. Przep³ywaj¹ce po niebie chmury prze-
s³oni³y tarczê ksiê¿yca i dooko³a zapanowa³ mrok. By³o cicho. Nie do-
chodzi³ tu ¿aden ha³as, poniewa¿ ty³ domu zosta³ skutecznie odgrodzo-
56
ny od ruchu ulicznego i gwaru miasta. W pewnej chwili do uszu Liv
dobieg³ jedynie g³ony miech Myry, kiedy uda³o jej siê zdobyæ kolejne
punkty.
Jaki¿ to dziwny zbieg okolicznoci, pomyla³a, ¿e spotka³a Grega
i powróci³a do s³odko-gorzkich wspomnieñ sprzed lat. Moje ¿ycie, po-
myla³a, by³o miotaniem siê od skrajnoci do skrajnoci. Nieprawdopo-
dobne szczêcie, a potem czarna rozpacz. Lepiej ju¿ tak jak teraz, bez
tych wszystkich emocjonalnych wzlotów i upadków. Bezpieczniej. Bez
ryzyka i niepowodzeñ. M¹drzej.
Skuliwszy siê z zimna, przesz³a a¿ do koñca tarasu. Bezpieczniej i m¹-
drzej. Nikt ciê nie zrani, jeli nie dasz ku temu okazji.
Nie masz okrycia, Liv?
Zdumiona odwróci³a siê. Nie s³ysza³a ani odg³osu otwieranych drzwi,
ani kroków Thorpea po kamiennej pod³odze tarasu. wiat³o ksiê¿yca
pada³o teraz wprost na jej twarz, podczas gdy ca³a sylwetka Thorpea
tonê³a w mroku. To dawa³o mu nad ni¹ przewagê.
Nie jest mi potrzebne zauwa¿y³a ch³odno. Nie mog³a mu wyba-
czyæ tamtej, tak k³opotliwej dla niej sytuacji w studio.
Thorpe podszed³ do niej i po³o¿y³ rêce na jej ramionach.
Zmarz³a. Nikt nie lubi s³uchaæ g³osu zakatarzonej spikerki. Zdj¹³
marynarkê i narzuci³ jej na plecy.
Nie potrzebujê...
Nagle Thorpe, chwyciwszy za klapy marynarki, przyci¹gn¹³ Liv do
siebie i zamkn¹³ jej usta poca³unkiem. Jej ramiona zosta³y skutecznie uwiê-
zione miêdzy jego a jej cia³em, a usta pokonane z w³aciw¹ mu wpraw¹.
Nieoczekiwanie co w niej eksplodowa³o, aby po chwili sp³yn¹æ w dó³
i zamieniæ w niezrozumia³e brzêczenie, które zdawa³o siê rozsadzaæ jej
skronie. Czu³a, jak powoli ogarnia j¹ fala po¿¹dania, i wtedy nieoczeki-
wanie jego usta oderwa³y siê od jej ust.
Byæ mo¿e ty tego nie potrzebujesz. Wci¹¿ trzyma³ za klapy ma-
rynarki, uniemo¿liwiaj¹c jej jakikolwiek ruch. Ale ja tak.
Ty chyba jeste szalony. S³owa brzmia³y ostro i zjadliwie, ale
g³os wibrowa³ od obudzonej namiêtnoci.
Chyba jestem nieoczekiwanie przyzna³. W przeciwnym wypad-
ku nie wyszed³bym od ciebie tamtej nocy.
Liv pominê³a jego uwagê milczeniem. wiadomoæ tego, jak reaguje
na Thorpea, sprawia³a, ¿e czu³a siê nieswojo.
Nie mia³e prawa zrobiæ dzi w studio takiego przedstawienia.
57
Ca³uj¹c ciê? rozemia³ siê szeroko. Mam zamiar robiæ to czê-
ciej. Masz wspania³e usta, Liv.
Pos³uchaj, Thorpe...
Dowiedzia³em siê, ¿e ty i siostrzeniec Myry jestecie starymi przy-
jació³mi przerwa³ jej.
Liv westchnê³a.
Nie rozumiem, co to ma wspólnego z tob¹.
Po prostu chcê wyeliminowaæ konkurencjê rzek³ beztrosko.
Lubi³, kiedy by³a tak blisko niego i kiedy móg³ obserwowaæ, jak jej
cia³o powoli topnieje w jego ramionach.
Konkurencjê? Liv chcia³a go odepchn¹æ, ale uwiêz³a w potrza-
sku marynarki. O czym ty mówisz?
Muszê wiedzieæ wszystko o innych mê¿czyznach, którym pozwa-
lasz trzymaæ siê w ramionach, aby ich wyeliminowaæ. Przyci¹gn¹³ j¹
jeszcze bli¿ej. Bij¹cy z jego cia³a ¿ar zdawa³ siê przenikaæ przez jej skó-
rê. Jego oczy zatonê³y w jej oczach. Chcê, aby zosta³a moj¹ ¿on¹.
Liv zaniemówi³a. Nie przypuszcza³a, i¿ Thorpe potrafi j¹ znowu za-
szokowaæ. Wprawdzie wiedzia³a, ¿e staæ go na wiele, ale co takiego...
To by³a ch³odnym tonem wyg³oszona deklaracja. Równie dobrze móg³
powiedzieæ, ¿e chce, aby zosta³a jego partnerk¹ w nastêpnej rundzie bry-
d¿owej. Ale kiedy przyjrza³a mu siê dok³adniej, ze zdumieniem stwier-
dzi³a, i¿ wcale nie ¿artuje.
Ty jednak naprawdê jeste szalony. Teraz nie mam ju¿ co do tego
¿adnych w¹tpliwoci wyszepta³a. Kompletny wariat.
Wygl¹da³o na to, ¿e zgadza siê z jej opini¹, mimo to dalej ci¹gn¹³
rzeczowym tonem. Taki w³anie ton zawsze najbardziej zbija³ j¹ z tropu.
Dajê ci szeæ miesiêcy do namys³u. Jestem bardzo cierpliwy. Staæ
mnie na to. Nie mam zwyczaju przegrywaæ.
Thorpe, doprawdy le z tob¹. Powiniene poprosiæ o urlop. Inten-
sywna praca najwyraniej rzuci³a ci siê na g³owê.
Chyba lepiej, jeli jestem wobec ciebie szczery? mia³ siê uba-
wiony jej reakcj¹, bo w jej oczach dostrzeg³ teraz prawdziw¹ furiê.
Szeæ miesiêcy to du¿o czasu, aby siê z t¹ myl¹ oswoiæ.
Thorpe sil¹c siê na spokój, powiedzia³a Liv. Nie mam zamiaru
wychodziæ za m¹¿ za kogokolwiek. A ju¿ z pewnoci¹ nie za ciebie. Te-
raz uwa¿am, ¿e powiniene...
Znowu zamkn¹³ jej usta poca³unkiem. Usi³owa³a protestowaæ, ale nie-
ustêpliwe wargi Thorpea skutecznie jej to uniemo¿liwia³y, a uwiêzione
58
rêce by³y równie bezradne. Thorpe czu³, jak z ka¿d¹ chwil¹ jej opór ma-
leje i jak z ka¿d¹ chwil¹ jego po¿¹danie narasta. Jej usta przesta³y byæ
d³u¿ej bierne, wrêcz przeciwnie, oczekiwa³y czego wiêcej.
Rozum jakby przesta³ funkcjonowaæ, liczy³y siê tylko emocje. Czu³a,
jak miêkkie i silne s¹ jego usta i jak powoli i zdecydowanie wsuwa jê-
zyk. Gdyby mia³a wolne rêce, objê³aby go i mocno do niego przywar³a,
a tak jedynie poca³unkiem i przytuleniems dawa³a wyraz swemu pragnie-
niu. Jego cia³o mówi³o to samo.
Nieoczekiwanie okaza³o siê, ¿e jest istot¹ z krwi i koci. Bardziej ni¿
czegokolwiek na wiecie pragnê³a dotyku jego r¹k. Jej skóra p³onê³a, a cia-
³o skrêca³o siê z po¿¹dania. Mówi³a co niewyranie. Thorpe widzia³, co
siê z ni¹ dzieje. Rozpaczliwie jej pragn¹³. Pomyla³, i¿ mia³a racjê nazy-
waj¹c go szalonym. Ale to ona doprowadza³a go do szaleñstwa. Gdyby
tylko byli sami... Gdyby byli sami...
Powoli opanowywa³ siê. Bêd¹ jeszcze inne okazje. T³umi¹c po¿¹da-
nie, oderwa³ usta od jej ust.
Co chcia³a mi powiedzieæ? wymamrota³.
Ciê¿ko oddycha³a. Usi³owa³a sobie przypomnieæ, kim ona jest, kim
jest ten, kto trzyma j¹ w ramionach i co do niej mówi. Kiedy siê do niej
umiechn¹³, wiadomoæ zwolna zaczê³a jej powracaæ.
Id do lekarza wyszepta³a. Jej cia³em wstrz¹sa³ dreszcz. I to
szybko, zanim bêdzie za póno.
Ju¿ jest za póno. Przyci¹gn¹³ j¹ do siebie i jeszcze raz gor¹co
poca³owa³.
Oszo³omiona jego reakcj¹, gwa³townie wyrwa³a siê z objêæ. Przesu-
nê³a rêk¹ po w³osach.
To szaleñstwo. Trzyma³a d³oñ w górze, gestykuluj¹c ni¹ jakby
dla podkrelenia swoich s³ów. To prawdziwe szaleñstwo. Gwa³townie
wci¹gnê³a powietrze w p³uca. Teraz przyznajê, ¿e czujê do ciebie sym-
patiê. Ale na tym koniec. Chcê o wszystkim zapomnieæ. Zsunê³a z ra-
mion jego marynarkê i szybko mu j¹ poda³a. I tobie radzê zrobiæ to samo.
Nie wiem, ile wypi³e, ale chyba jednak za du¿o.
Wci¹¿ siê do niej umiecha³.
Przestañ szczerzyæ zêby, Thorpe powiedzia³a. I trzymaj siê ode
mnie z daleka. Z furi¹ ruszy³a w stronê wyjcia. W pewnej chwili za-
trzyma³a siê i odwróci³a, aby spojrzeæ na niego jeszcze raz. Jeste sza-
lony powtórzy³a z naciskiem i zniknê³a za drzwiami.
59
#
R
ano na biurku Liv w porcelanowym wazonie sta³a bia³a ró¿a,
a w³aciwie p¹k bia³ej ró¿y o ca³kowicie zamkniêtych p³atkach.
Oczywicie wiedzia³a, kto j¹ przys³a³. Zbita z tropu usiad³a przy
biurku i w milczeniu patrzy³a na kwiat.
Kiedy poprzedniego wieczoru wróci³a do salonu, solennie sobie obie-
ca³a, ¿e zapomni o rozmowie z Thorpeem. Normalny cz³owiek nie za-
stanawia siê nad s³owami szaleñca. Mimo to d³ugo le¿a³a w ³ó¿ku, nie
mog¹c zasn¹æ. Ka¿de s³owo, które pad³o wtedy na tarasie, wraca³o do
niej dziesi¹tki razy. A teraz on przesy³a jej kwiaty.
Najrozs¹dniej by³oby wazon, tak jak i ca³¹ resztê, wyrzuciæ do kosza
i o wszystkim zapomnieæ.
Ostro¿nie wodzi³a palcami po bia³ych p³atkach. Nie mo¿e tego zrobiæ.
To przecie¿ tylko kwiat, powtarza³a sobie. Niewinny kwiat. Muszê
po prostu przestaæ myleæ o tym, kto j¹ przys³a³. Szybko po³o¿y³a przed
sob¹ maszynopis. Za piêtnacie minut mia³a prezentowaæ najnowsze
wydanie wiadomoci.
Liv, dziêki Bogu, jeste! szef dzia³u informacyjnego ciê¿ko dy-
sz¹c przysiad³ na jej biurku.
Podnios³a do góry g³owê.
Co siê sta³o, Chester?
By³ to niezmiernie ruchliwy, wiecznie czym podekscytowany mê¿-
czyzna, który móg³ normalnie funkcjonowaæ jedynie dziêki ogromnym
60
ilociom kawy i rodkom neutralizuj¹cym kwasy. Liv zd¹¿y³a siê ju¿ przy-
zwyczaiæ do tego typu powitañ.
We dwóch ludzi i jed natychmiast do po³udniowo-wschodniego
rejonu Livingston. Jaki samolot uderzy³ w szeciopiêtrowy budynek
mieszkalny.
Zerwa³a siê, chwytaj¹c w locie torbê i ¿akiet.
Jakie szczegó³y?
Musisz je zdobyæ. W ka¿dej chwili bêdziemy gotowi do relacji na
¿ywo. Dostaniesz technika. Wszyscy jakby siê nagle uparli chorowaæ na
grypê. Ton jego g³osu wiadczy³ niezbicie, ¿e nie uwa¿a grypy za dosta-
teczny powód do niewykonywania swoich obowi¹zków. Biegnij, wszy-
scy s¹ ju¿ w samochodzie. W³o¿y³ do ust maleñk¹, miêtow¹ pastylkê.
By³o gorzej, o wiele gorzej, ni¿ mog³a sobie kiedykolwiek wyobra-
ziæ. Tylna czêæ samolotu wystawa³a ze ciany budynku, jak grot strza³y,
która trafi³a do celu. Mo¿na by³o odnieæ wra¿enie, ¿e to dobrze wyre¿y-
serowana scena z filmu. Ogromne k³êby gryz¹cego dymu i ognia dope-
³nia³y grozy. Powietrze falowa³o od wysokiej temperatury, a ostry sw¹d
spalenizny parali¿owa³ oddech. Budynek ze wszystkich stron otacza³y
ogromne pompy stra¿ackie i policyjne samochody i wci¹¿ nadje¿d¿a³y
nowe. Stra¿acy pracowali na najwy¿szych obrotach, to wbiegaj¹c, to
wybiegaj¹c z p³on¹cego domu lub polewaj¹c go wod¹ z ogromnych wê¿y.
Dolne piêtra zaczêto ewakuowaæ. Zewsz¹d s³ychaæ by³o p³acze i krzyki,
wyj¹ce syreny i trzaskaj¹ce p³omienie.
Tu¿ za utworzonymi przez s³u¿by porz¹dkowe zaporami pracowa³a
niestrudzenie prasa. ci¹gniêto kamery, wysiêgniki, reporterów, fotogra-
fów i techników. Wszyscy, ogromnie zaaferowani, biegali tam i z powro-
tem, pozornie tylko bez celu.
W miarê mo¿liwoci bêdziemy siê przemieszczaæ powiedzia³a
Liv do Boba, kiedy ten umieci³ kamerê na ramieniu. Zrób z tego miej-
sca ujêcie p³on¹cego budynku, tych wszystkich pojazdów i karetek.
Nigdy czego podobnego nie widzia³em mrukn¹³, patrz¹c na roz-
grywaj¹c¹ siê przed nimi tragediê. Czy mo¿esz sobie wyobraziæ, co
dzieje siê w rodku?
Liv pokrêci³a g³ow¹. Nie chcia³a o tym myleæ. Przecie¿ tam byli
ludzie. Si³¹ powstrzymywa³a ogarniaj¹ce j¹ md³oci. Musia³a zrobiæ
reporta¿.
61
Jest tu Reeder. Liv spojrza³a we wskazanym przez Boba kierun-
ku. To zastêpca szefa akcji.
No dobra. Przekonajmy siê, co ten Reeder mo¿e nam powiedzieæ.
Liv zaczê³a przeciskaæ siê przez t³um. Potr¹cana i popychana par³a do
przodu. By³a do tego przyzwyczajona, wiedzia³a, jak pokonuje siê tego
typu przeszkody. Poza tym tu¿ za ni¹ pod¹¿a³a jej ekipa. Dotar³szy do zapo-
ry, zabezpieczy³a sobie miejsce do pracy i wziê³a do rêki mikrofon.
Panie Reeder, tu Olivia Carmichael z WWBW. Zapar³a siê sto-
pami, po czym maksymalnie pochylaj¹c nad zapor¹, wyci¹gnê³a do niego
mikrofon. Czy mo¿e nam pan powiedzieæ, co siê sta³o i czy uda³o siê
zlokalizowaæ ogieñ?
Niespokojnie popatrzy³ na mikrofon, póniej na Liv.
To by³ samolot czarterowy z linii krajowych. Mia³ niski, szorstki
g³os, tak samo niespokojny jak oczy. Jeszcze nie znamy przyczyny ka-
tastrofy. Cztery piêtra budynku s¹ zagro¿one. Z szeciu piêter trzy zosta-
³y ju¿ ewakuowane.
Czy mo¿e mi pan powiedzieæ, ilu pasa¿erów znajdowa³o siê na
pok³adzie samolotu?
Piêædziesiêciu dwóch ³¹cznie z za³og¹. Odwróci³ siê, aby wydaæ
podw³adnym rozkazy.
Czy nawi¹zano z nimi jaki kontakt? nalega³a Liv.
Reeder popatrzy³ na ni¹ przeci¹gle.
Moi ludzie bez przerwy nad tym pracuj¹.
Ile osób przebywa jeszcze w budynku?
Proszê porozmawiaæ z w³acicielem, jestem zajêty.
Kiedy odszed³, Liv da³a znak, aby Bob zatrzyma³ tamê.
Spróbujê siê dowiedzieæ, ile jeszcze osób jest w rodku zwróci³a
siê do technika od dwiêku: Wracaj do samochodu i sprawd, czy cen-
trala zna ju¿ numer lotu, miejsce przeznaczenia i czy s¹ jakie hipotezy
na temat przyczyny katastrofy. Robimy program na ¿ywo. Spojrza³a na
zegarek. Za piêæ minut w tym samym miejscu.
Odwróci³a siê, chc¹c znowu przecisn¹æ przez t³um, i wtedy zobaczy-
³a kobietê w zniszczonej sukience, siedz¹c¹ na ziemi przy krawê¿niku,
która przyciska³a do piersi album ze zdjêciami.
Liv zrezygnowa³a z poszukiwania w³aciciela p³on¹cego domu i po-
desz³a do kobiety.
Proszê pani...
Kobieta podnios³a g³owê. Jej twarz by³a blada, bez ³ez.
62
Liv usiad³a tu¿ przy niej. Zorientowa³a siê, ¿e nieznajoma jest w szoku.
Nie powinna pani tu siedzieæ na tym zimnie ³agodnie powiedzia-
³a Liv. Czy ma pani dok¹d pójæ?
Nie pozwolili mi zabraæ niczego wiêcej odpowiedzia³a, jeszcze
mocniej przyciskaj¹c do siebie album. Tylko te zdjêcia. Czy s³ysza³a
wycie? Myla³am, ¿e to koniec wiata. Robi³am w³anie herbatê ci¹-
gnê³a piskliwym g³osem. Ca³a porcelana zniszczona. Nale¿a³a jeszcze
do mojej mamy.
Tak mi przykro ale ¿adne s³owa nie wydawa³y siê w³aciwe. Liv
dotknê³a ramienia kobiety. Dlaczego nie mia³aby pani pójæ
ze mn¹? Zaprowadzê pani¹ do punktu medycznego, tam siê pani¹ zajm¹.
Zostawi³am w tym domu przyjació³. Oczy kobiety pobieg³y w kie-
runku p³on¹cego budynku. Pani¹ McGiver spod 607 i Dawsonów spod
610. Maj¹ dwoje dzieci. Czy ju¿ ich wyprowadzono?
W powietrzu rozleg³a siê eksplozja. To pêka³y kolejne okna pod wp³y-
wem ¿aru.
Nie wiem. Spróbujê siê dowiedzieæ.
Ch³opczyk mia³ grypê i musia³ zostaæ w domu. Szok powoli prze-
chodzi³ w smutek. Liv widzia³a, jak zmieniaj¹ siê oczy kobiety, s³ysza³a,
jak zmienia siê jej g³os. Mam tu jego zdjêcie.
Nagle zaczê³a szlochaæ i serce Liv cisnê³o siê z bólu. Objê³a ramio-
nami nieznajom¹. Straszliwie siê ba³a, ¿e jedyn¹ rzecz¹, która pozosta³a
po synku Dawsonów, bêdzie tylko to zdjêcie. Mocniej przytuli³a do sie-
bie zalan¹ ³zami kobietê i sama zaczê³a p³akaæ.
W pewnej chwili poczu³a dotyk czyjej d³oni. Podnios³a g³owê i uj-
rza³a stoj¹cego tu¿ obok Thorpea.
Thorpe wyszepta³a i spojrza³a na niego wymownie. Thorpe ostro¿-
nie pomóg³ podnieæ siê z ziemi staruszce, wci¹¿ przyciskaj¹cej do piersi
album. Otoczy³ j¹ ramieniem i szepcz¹c co do ucha, poprowadzi³ w stronê
sanitarnych s³u¿b pomocniczych.
Liv opar³a g³owê na kolanach. Musia³a siê pozbieraæ, jeli mia³a zro-
biæ to, co do niej nale¿a³o. Reporter nie mo¿e ulegaæ emocjom. Tymcza-
sem niesiony wiatrem gryz¹cy dym coraz natrêtniej przenika³ do p³uc,
uniemo¿liwiaj¹c oddychanie.
Liv Thorpe wzi¹³ j¹ za rêkê i zmusi³ do wstania.
Nic mi nie jest zapewnia³a go. Do jej uszu dotar³a kolejna eks-
plozja. Kto przeraliwie krzycza³. O Bo¿e! Odwróci³a siê w stronê
budynku. Ilu ludzi mo¿e byæ tam wci¹¿ uwiêzionych?
63
Ekipom ratunkowym nie uda³o siê jeszcze dotrzeæ do szóstego piê-
tra. Ale jeli nawet kto tam jest, to z pewnoci¹ i tak ju¿ nie ¿yje.
Skinê³a g³ow¹. Jego g³os brzmia³ spokojnie i by³ zupe³nie pozbawio-
ny emocji, ale tego w³anie w tej chwili najbardziej potrzebowa³a.
Tak, wiem o tym. Nabra³a powietrza w p³uca. Muszê siê przygo-
towaæ do wejcia na wizjê. Znowu na niego spojrza³a. Co ty tu robisz?
Jecha³em do studia. Na jego policzku widnia³a rozmazana plama
z popio³u i sadzy. Nie jestem tu s³u¿bowo, Liv doda³ po chwili tym
samym beznamiêtnym g³osem.
Wzrok Liv pobieg³ w stronê, gdzie sanitariusze gor¹czkowo uwijali
siê przy poparzonych ofiarach.
Zazdroszczê ci mruknê³a. Z lewej strony dobieg³ do nich roz-
paczliwy krzyk wo³aj¹cego matkê dziecka. Nienawidzê tego, ¿e musi-
my siê grzebaæ w cudzym bólu.
To trudny zawód, Liv. Tak bardzo pragn¹³ j¹ teraz przytuliæ, ale
wiedzia³, ¿e nie to by³o jej w tej chwili potrzebne.
Widzia³a, jak jej ekipa przeciska siê do niej. Podesz³a do technika
i wziê³a od niego kartkê z kilkoma pospiesznie skrelonymi s³owami i ski-
nê³a g³ow¹.
Okej, zaczniemy krêciæ z tego miejsca, maj¹c za sob¹ p³on¹cy bu-
dynek. Zwróci³a siê w stronê kamery: Kiedy wejdê na wizjê, zrobisz
zbli¿enie na budynek.
Wziê³a do rêki mikrofon i czeka³a na po³¹czenie ze studiem.
Nastêpnie, zanim znowu wrócisz do mnie, poka¿esz uwiêziony sa-
molot. W jej s³uchawkach rozleg³o siê odliczanie poprzedzaj¹ce wej-
cie na wizjê.
Tu Olivia Carmichael. Znajdujemy siê na zewn¹trz bloku miesz-
kalnego w Livingstone, gdzie tego ranka o dziewi¹tej trzydzieci samo-
lot czarterowy numer lotu 527 uderzy³ w szóste piêtro budynku. Bob
skierowa³ kamerê na p³on¹cy dom, podczas gdy Liv mówi³a dalej: Przy-
czyna katastrofy wci¹¿ jeszcze nie jest znana. Stra¿acy ewakuuj¹ miesz-
kañców budynku, usi³uj¹c jednoczenie dotrzeæ do szóstego piêtra i wnê-
trza uwiêzionego samolotu. Na jego pok³adzie, w drodze do Miami, ³¹cz-
nie z za³og¹ znajdowa³y siê piêædziesi¹t dwie osoby. Kamera znowu
pokaza³a Liv. Dotychczas nie podano liczby ofiar. Wiele osób uleg³o
poparzeniu b¹d zaczadzeniu. Wszystkim poszkodowanym przed odwie-
zieniem do szpitala udzielaj¹ pierwszej pomocy przyby³e na miejsce ka-
tastrofy liczne ekipy sanitarne.
64
Thorpe stan¹³ z boku i obserwowa³, jak Liv kontynuuje swoj¹ rela-
cjê. Gdyby nie oczy, w których malowa³a siê groza, jej twarz mog³aby
wydawaæ siê spokojna. Ogrom zniszczeñ i bezmiar ludzkiego cierpienia
zrobi³y swoje. Na policzku mia³a lady sadzy, na których tle jej skóra
sprawia³a wra¿enie miertelnie bladej. W tej chwili by³a po prostu zwy-
czajn¹ kobiet¹, a nie tylko znakomitym reporterem staraj¹cym siê nie ujaw-
niaæ swoich emocji. Tym razem jednak Liv nie przychodzi³o to ³atwo.
I walka, jak¹ musia³a ze sob¹ stoczyæ, sprawi³a, ¿e sta³a siê jeszcze bar-
dziej bliska patrz¹cym na ni¹ widzom.
Mówi³a Olivia Carmichael dla WWBW. Zaczeka³a, a¿ otrzyma
sygna³ zejcia z wizji, i ci¹gnê³a s³uchawki. Okej, zróbcie teraz trochê
ujêæ z sanitariuszami, a ja spróbujê siê dowiedzieæ, czy ratownikom uda-
³o siê dotrzeæ do szóstego piêtra. Wylijcie z materia³em kuriera. Musi-
my zd¹¿yæ przed po³udniowym serwisem.
Liv czu³a, ¿e znowu jest sob¹. Taka chwila s³aboci nie mo¿e siê po-
wtórzyæ.
Dobra robota skomentowa³ Thorpe.
Liv spojrza³a na niego. By³ uosobieniem spokoju i si³y. Denerwo-
wa³o j¹, ¿e ujawni³a przed nim swoj¹ s³aboæ, ¿e by³a taka chwila, kie-
dy go potrzebowa³a, kiedy ju¿ sama wiadomoæ, ¿e mo¿e siê na nim
oprzeæ, tyle dla niej znaczy³a. To luksus, na który nie powinna by³a
sobie pozwoliæ.
Dowiadczenie robi swoje odrzek³a Liv. Przynajmniej w tym
siê zgadzamy.
Umiechn¹³ siê i odgarn¹³ kosmyk w³osów z jej czo³a.
Chcesz, abym zosta³?
Nie wiedzia³a, co odpowiedzieæ. Wprawi³ j¹ w zak³opotanie. Dlacze-
go mu to tak ³atwo przychodzi³o?
Nie staraj siê byæ dla mnie mi³y, Thorpe mruknê³a. Proszê, nie
staraj siê byæ dla mnie mi³y. Wolê ju¿, kiedy jeste zwyczajn¹ gnid¹.
Pochyli³ siê i musn¹³ wargami jej usta.
Zadzwoniê do ciebie wieczorem.
Nie trud siê odpowiedzia³a, ale Thorpe ju¿ znikn¹³.
Liv szybko siê odwróci³a, mrucz¹c co pod nosem. Nie mia³a czasu
myleæ o Thorpie. Musia³a zdobyæ informacje i dokoñczyæ reporta¿.
Liv o jedenastej ogl¹da³a serwis informacyjny. Teraz czu³a siê zupe-
³nie inaczej ni¿ wtedy, gdy przygotowywa³a reporta¿ z miejsca katastro-
fy. Kiedy siê siedzi za pulpitem i obserwuje obraz na monitorze, znacznie
65
³atwiej oddzieliæ emocje od obowi¹zków zawodowych. Patrzy³a na ekran
jak tysi¹ce innych telewidzów i prze¿ywa³a na nowo tragediê tego, co siê
sta³o. Szeædziesi¹t dwie osoby zginê³y, piêtnacie, wliczaj¹c w tê liczbê
stra¿aków, przebywa³o na leczeniu w szpitalu. Nie og³oszono jeszcze ofi-
cjalnego komunikatu, ale wszystko wskazywa³o na to, ¿e przyczyn¹ kata-
strofy by³ b³¹d pilota.
Liv przypomnia³a sobie o kobiecie, któr¹ tak niedawno stara³a siê po-
cieszyæ, album ze zdjêciami, który ta kobieta do siebie przyciska³a, bez-
graniczny smutek, a póniej straszliw¹ ¿a³obê. Na szóstym piêtrze p³on¹-
cego budynku nikt nie prze¿y³.
Pora dnia, kiedy dosz³o do katastrofy, okaza³a siê prawdziwym b³o-
gos³awieñstwem. Wiêkszoæ mieszkañ w tym czasie by³a ju¿ pusta, dzie-
ci przebywa³y w szkole, doroli w pracy. Ale ma³y synek Dawsonów mia³
grypê.
Liv podnios³a siê i wy³¹czy³a odbiornik. Nie mog³a d³u¿ej o tym my-
leæ. cisnê³a palcami skronie. Najwy¿szy czas, aby wzi¹æ aspirynê i pójæ
do ³ó¿ka. Nikt nie cofnie tego, co siê sta³o, musi wiêc staraæ siê o tym
zapomnieæ.
Dopiero kiedy znalaz³a siê w ³ó¿ku, uwiadomi³a sobie, ¿e zupe³nie
zapomnia³a o obiedzie. To g³ód by³ w czêci odpowiedzialny za dokucz-
liwy ból g³owy, ale czu³a siê zbyt zmêczona, aby siêgn¹æ po co wiêcej
ni¿ aspirynê. Zamkn¹wszy oczy, le¿a³a w ciemnoci.
Mia³a w koñcu to, czego od ¿ycia oczekiwa³a: zdoby³a spokój i sa-
ma odciê³a siê od wiata. Nie by³o nikogo, od kogo by zale¿a³a i przed
kim musia³aby siê t³umaczyæ. Wszystko, co mia³a, zawdziêcza³a so-
bie, ³¹cznie z b³êdami, których nie uda³o jej siê unikn¹æ. I tak jest
dobrze.
Otworzy³a oczy i spojrza³a w sufit, zastanawiaj¹c siê, czy jest w sto-
sunku do siebie szczera.
I wtedy nieoczekiwanie odezwa³ siê telefon. Liv usiad³a i zapali³a
nocn¹ lampkê, nastêpnie wziê³a do rêki o³ówek i podnios³a s³uchawkê.
To z pewnoci¹ by³ telefon ze studia. Nikt inny nie dzwoni³by o pó³nocy.
S³ucham.
Halo, Liv.
Thorpe? Liv rzuci³a o³ówek i opad³a na poduszkê. On by³ niesa-
mowity.
Czy¿bym ciê obudzi³?
Tak sk³ama³a. Czego chcesz?
66
Chcia³em ci powiedzieæ dobranoc.
Westchnê³a, szczêliwa, ¿e Thorpe nie mo¿e zobaczyæ jej umiechu.
Nie chcia³a, aby potraktowa³ to jako swego rodzaju zachêtê.
Obudzi³e mnie tylko po to, ¿eby mi powiedzieæ dobranoc?
Przed chwil¹ wróci³em do domu. Chcesz wiedzieæ, gdzie by³em?
Nie pospiesznie rzuci³a Liv i w tej samej chwili us³ysza³a jego
zduszony miech. Cholera, pomyla³a, poprawiaj¹c za sob¹ poduszkê.
Bardzo chcia³a wiedzieæ. No dobrze, a wiêc gdzie by³e?
Na spotkaniu z Levowitzem.
Z Levowitzem? Liv nie kry³a zdumienia. Z szefem biura?
Z tym samym. Thorpe zrzuci³ buty.
Nie wiedzia³am, ¿e on jest w Waszyngtonie. To dziwne, pomy-
la³a. Levowitz nie przyjecha³by tu bez wa¿nego powodu. Czego chcia³?
Harris McDowell odchodzi pod koniec roku na emeryturê. Levo-
witz zaproponowa³ mi jego stanowisko.
Nie tyle zdumia³a j¹ sama wiadomoæ, ile beztroski ton g³osu Thor-
pea. Takiej oferty siê nie lekcewa¿y, poniewa¿ wi¹za³y siê z ni¹ nie tyl-
ko awans, s³awa i pieni¹dze, ale by³a ona swego rodzaju nobilitacj¹.
Liv zastanawia³a siê nad doborem w³aciwych s³ów, aby w koñcu po
prostu powiedzieæ:
Moje gratulacje.
Nie przyj¹³em jej.
Tego siê zupe³nie nie spodziewa³a.
Co takiego?
Nie przyj¹³em jej. Thorpe ciagn¹³ skarpetki i rzuci³ je w stro-
nê kosza na bieliznê. Jeste wolna w ten weekend? nieoczekiwanie
doda³.
Chwileczkê. Liv gwa³townie usiad³a. Chcesz powiedzieæ, ¿e
odrzuci³e najbardziej presti¿owe stanowisko, nie tylko w CNC, ale rów-
nie¿ w jakiejkolwiek innej stacji w kraju?
Mo¿esz to tak uj¹æ, jeli chcesz. Siêgn¹³ po papierosa.
Ale dlaczego?
Wypuci³ ob³oczek dymu.
Lubiê pracê w terenie. Nie chcê byæ redaktorem, a przynajmniej
nie w Nowym Jorku. A wracaj¹c do weekendu, Olivio?
Jeste dziwnym cz³owiekiem, Thorpe. Poprawi³a pod plecami po-
duszkê. Nie mog³a go rozgryæ. Bardzo dziwnym. Wiêkszoæ reporte-
rów odda³aby wszystko za tak¹ propozycjê.
67
Ja nie jestem wiêkszoæ.
Rzeczywicie przyzna³a. Nie jeste. By³by znakomitym redak-
torem.
No, no! Umiechn¹³ siê, odpinaj¹c koszulê. W twoich ustach
to komplement. Potrzebujesz towarzystwa?
Thorpe, jestem w ³ó¿ku.
Jeli to zaproszenie, w pe³ni je akceptujê.
Rozemia³a siê.
Nie, to nie jest zaproszenie. Od dawna nie prowadzi³am takiej kon-
wersacji.
Moglibymy siê spotkaæ i spêdziæ mi³o czas w moim samochodzie.
Nie, dziêki, Thorpe. Nieoczekiwanie poczu³a siê dziwnie odprê-
¿ona. Opad³a na poduszki. Zastanawia³a siê, kiedy ostatnio prowadzi³a
o pó³nocy tak¹ niem¹dr¹ rozmowê.
Jeli zadzwoni³e tylko po to, aby mi powiedzieæ dobranoc...
W³aciwie chodzi³o mi o jutrzejsze popo³udnie.
A o co konkretnie? Liv ziewnê³a i zamknê³a oczy.
Mam dwa bilety na otwarcie sezonu. ci¹gn¹³ koszulê i rzuci³ j¹
tam, dok¹d uprzednio powêdrowa³y skarpetki.
Otwarcie sezonu czego?
Wielki Bo¿e, Liv, oczywicie baseballu. Orioles contra Red Socks.
By³ tak zdumiony jej ignorancj¹, ¿e nie mog³a siê nie umiechn¹æ.
Sportem zajmuje siê Dick Andrews.
Najwy¿szy czas poszerzyæ horyzonty zdecydowa³. Wpadnê po
ciebie wpó³ do pierwszej.
Thorpe zaprotestowa³a. Nie mam zamiaru nigdzie z tob¹ wy-
chodziæ.
Liv, mogê ci obiecaæ, ¿e nie bêdzie ¿adnego uwodzenia, na to przyj-
dzie jeszcze czas. Teraz chodzi jedynie o grê w pi³kê. Bêd¹ hot dogi i pi-
wo. To amerykañska tradycja.
Liv zgasi³a wiat³o i otuli³a siê ko³dr¹.
Nie jestem pewna, czy jasno siê wyra¿am wymrucza³a.
Pomyl wiêc o tym jutro. Bêdzie gra³ Palmer.
To z pewnoci¹ ekscytuj¹ce, ale...
O dwunastej trzydzieci powtórzy³. Musimy byæ wczeniej, aby
zdobyæ miejsce do parkowania.
Ponownie ziewnê³a, czuj¹c, ¿e odp³ywa. Mo¿e lepiej siê zgodziæ. To
przecie¿ nic z³ego. Ostatecznie nigdy nie by³a na takim meczu.
68
Chyba nie bêdziesz mia³ na g³owie jednego z tych kapeluszy?
Rozemia³ siê.
Nie obawiaj siê. Zostawiê to zawodnikom.
A wiêc o wpó³ do pierwszej. Dobranoc, Thorpe.
Dobranoc, Carmichael.
Umiechnê³a siê, odk³adaj¹c s³uchawkê. Zapadaj¹c w sen, nagle
uwiadomi³a sobie, ¿e ból g³owy znikn¹³ bez ladu.
69
$
M
emorial Stadion by³ prawie pe³en. Liv dopiero teraz siê prze-
kona³a, jak bardzo Baltimore kocha³o swoich Orioles. Na try-
bunach oprócz mê¿czyzn, trzymaj¹cych w rêkach puszki z pi-
wem i ubranych w klubowe czapeczki, zjawi³y siê równie licznie ko-
biety, dzieci, m³ode dziewczyny, studenci z collegeów, robotnicy i in-
teligenci. Musi w tym byæ jaka magia, pomyla³a, skoro tylu ludzi tu
przysz³o.
Boks dla zawodników przy trzeciej bazie powiedzia³ Thorpe,
wskazuj¹c rêk¹ na prowadz¹ce w dó³ betonowe stopnie.
Co takiego?
Siedzimy tu¿ za boksem dla zawodników wyjani³. Chod.
Wzi¹³ j¹ za rêkê i poprowadzi³ w kierunku trzeciej bazy. Liv zmarszczyw-
szy brwi wpatrywa³a siê w boisko, usi³uj¹c sobie przypomnieæ, co wie-
dzia³a o tym sporcie.
Masz jakie pojêcie o baseballu? zapyta³ Thorpe.
Liv zastanawia³a siê przez chwilê, po czym z umiechem spojrza³a na
Thorpea.
Trzy kolejne b³êdy i wylatujesz.
Rozemia³ siê.
Dzi przejdziesz b³yskawiczne szkolenie. Masz ochotê na piwo?
Czy to bêdzie bardzo nie po amerykañsku, jeli poproszê o coca-
colê? Podczas gdy Thorpe sygnalizowa³ roznosicielowi, ¿e chce z³o¿yæ
70
zamówienie, Liv, opar³szy siê o balustradê, skupiona nie spuszcza³a oczu
z boiska. To nie wydaje siê zbyt skomplikowane zauwa¿y³a. Jeli tu
jest trzecia baza, to tam jest pierwsza i druga wskaza³a wyci¹gniêt¹ przed
siebie rêk¹. Rzucaj¹ pi³kê, inny gracz j¹ odbija, po czym biegnie dooko-
³a baz, dopóki kto jej nie z³apie.
To wcale nie jest takie proste. Wbrew pozorom to gra dla myl¹-
cych zawodników odpar³ Thorpe, podaj¹c jej coca-colê.
A o czym tu myleæ? zapyta³a, podnosz¹c do ust puszkê z na-
pojem.
O wielu rzeczach: o strefach strajku, skutecznoci na pa³ce, wy-
muszonych autach, autach podwójnych, oburêcznych uderzeniach, licz-
bie zdobytych baz, kolejnoci uderzeñ na pa³ce...
No dobrze Liv przerwa³a mu wyliczanie. Byæ mo¿e rzeczywi-
cie potrzebujê b³yskawicznego przeszkolenia.
Czy widzia³a ju¿ kiedy grê w baseball? Thorpe odchyli³ siê do
ty³u, trzymaj¹c w rêku puszkê piwa.
Fragmenty w TV podczas sportowych relacji. Ponownie rozej-
rza³a siê doko³a.
S³oñce dosyæ ju¿ mocno przygrzewa³o, ale powietrze by³o jeszcze
rzekie i dosyæ ch³odne. Liv czu³a zapach piwa, hot dogów i pra¿onych
orzeszków ziemnych. Gdzie z ty³u jaki mê¿czyzna i kobieta k³ócili siê
o mecz, chocia¿ gra siê jeszcze nie zaczê³a. Niepowtarzalna atmosfera
stadionu zrobi³a swoje. Liv zrozumia³a, co traci³a, ogl¹daj¹c mecze na
ekranie telewizyjnym.
To jednak nie to samo doda³a, z uwag¹ przygl¹daj¹c siê tablicy
wyników. Znajduj¹ce siê na niej inicja³y i numery niewiele jej mówi³y.
Kiedy siê zacznie? odwróci³a siê do Thorpea, który przez ca³y czas
badawczo siê jej przygl¹da³. O co chodzi? Liv nagle poczu³a siê nie-
swojo. Dystans, który tak starannie zaplanowa³a, najwyraniej nie zda-
wa³ egzaminu. Zaczê³a siê zastanawiaæ, czy zawarcie zwyczajnej przy-
jani nie przynios³aby lepszego efektu.
Powiedzia³em ci. Masz wspania³¹ twarz odrzek³ po prostu.
To nie na moj¹ twarz patrzy³e. Patrzy³e w g³¹b mojej duszy.
Umiechn¹³ siê i przesun¹³ palcem po jej w³osach.
Mê¿czyzna powinien znaæ kobietê, któr¹ zamierza polubiæ.
Zmarszczy³a brwi.
Thorpe... ale reprymendê, któr¹ ju¿ mia³a zamiar wyg³osiæ, prze-
rwa³ nag³y ryk t³umu i ha³as tysiêcy piszcza³ek.
71
Ceremonia otwarcia oznajmi³ Thorpe i po³o¿y³ rêkê na oparciu
jej krzes³a.
Liv wyprostowa³a siê. Po prostu nie zwracaj na niego uwagi, powta-
rza³a sobie. Nieraz jeszcze zmieni zdanie. Usiad³a wygodniej i zajê³a siê
ogl¹daniem programu poprzedzaj¹cego mecz.
Pod koniec pierwszej zmiany Liv by³a ju¿ kompletnie poch³oniêta gr¹.
Nikt nie zdoby³ punktu narzeka³a, bior¹c do ust odrobinê lodów.
Thorpe zapali³ papierosa.
Najlepszy mecz, jaki kiedykolwiek ogl¹da³em, odby³ siê w Los An-
geles. Dodgers contra Reds, dwanacie zmian, 1:0 dla Dodgersów.
1:0 w dwunastu zmianach? Liv unios³a brwi, kiedy kolejny pa-
³karz wypad³ z gry. To musia³a byæ jaka lewa dru¿yna.
Thorpe patrzy³ na ni¹ przez chwilê, a kiedy siê przekona³, ¿e wcale
nie ¿artowa³a, wybuchn¹³ miechem.
Kupiê ci hot doga, Carmichael.
Jeden z pa³karzy odbi³ pi³kê w kierunku lewego zapola. Liv chwyci³a
Thorpea za ramiê.
Co takiego! On w ni¹ trafi³.
To nie ta dru¿yna, Liv sil¹c siê na umiech powiedzia³ Thorpe.
Kibicujemy tym drugim.
Liv wziê³a hot doga i oderwa³a róg opakowania musztardy.
Dlaczego?
Dlaczego? powtórzy³, patrz¹c jak ostro¿nie wyciska zawartoæ
opakowania. Orioles s¹ z Baltimore. Red Sox natomiast z Bostonu.
Lubiê Boston. Liv odgryz³a spory kês hot doga, podczas gdy Pal-
mer pos³a³ krêcon¹ pi³kê tu¿ obok nastêpnego pa³karza. Czy nie powi-
nien do niego odbiæ?
Nie mów w tym sektorze zbyt g³ono o swojej sympatii do Bosto-
nu zwróci³ jej uwagê Thorpe. T³um rykn¹³, gdy pa³karz odbi³ pi³kê na
podwójny aut.
Dlaczego ten zawodnik na pierwszej mecie po prostu siê nie za-
trzyma³? nerwowo pyta³a Liv, machaj¹c trzymanym w rêku hot dogiem.
Thorpe nieoczekiwanie j¹ poca³owa³.
Mylê, ¿e najwy¿szy czas zacz¹æ szkolenie.
Pod koniec pi¹tej zmiany Liv opanowa³a ju¿ podstawowe regu³y gry.
Obserwowa³a mecz przechylona przez balustradê, jakby w ten sposób
chcia³a byæ bli¿ej zawodników. Na tablicy od pewnego czasu wci¹¿ wid-
nia³ wynik 3:3. Gra tak j¹ zafascynowa³a, ¿e na nic wicej nie zwraca³a
72
uwagi. Zapomnia³a nawet o tym, ¿e uwa¿a³a Thorpea za szaleñca. Pan-
cerz, za którego pomoc¹ odgrodzi³a siê od wiata, nagle przesta³ odgry-
waæ swoj¹ rolê.
A wiêc, jeli zawodnik z³apie pi³kê poza boiskiem, zanim dotknie
ona ziemi, to wci¹¿ bêdzie aut.
Szybko ³apiesz.
Nie b¹d taki zarozumia³y, Thorpe. Dlaczego wymieniaj¹ miotacza?
Poniewa¿ w czasie tej zmiany odda³ ju¿ dwa punkty i wyranie
zgubi³ gdzie swoje atuty.
Opar³a brodê o porêcz, przygl¹daj¹c siê rozgrzewce rezerwowego
zawodnika.
Jakie atuty?
Szybkoæ i p³ynnoæ odpowiedzia³, z przyjemnoci¹ obserwuj¹c,
z jakim zaanga¿owaniem przygl¹da siê temu, co dzieje siê na boisku.
Spojrza³a na niego z ukosa.
Czy chcesz, abym mia³a kompleksy?
Nigdy w ¿yciu.
Od jak dawna chodzisz na mecze?
Na pierwszy zabra³a mnie moja matka, kiedy mia³em piêæ lat. Wa-
szyngton mia³ wtedy swoich Senatorów.
Waszyngton wci¹¿ ma wielu senatorów.
To by³a dru¿yna pi³karska.
Ach tak. Znowu opar³a brodê na porêczy.
Umiechn¹³ siê, patrz¹c na jej profil.
A wiêc na pierwszy mecz zabra³a ciê twoja matka? A mnie base-
ball zawsze kojarzy³ siê z uk³adem ojciecsyn.
Mojego ojca nigdy nie by³o. Nie lubi³ ani dzieci, ani odpowiedzial-
noci.
Przepraszam. Odwróci³a g³owê, chc¹c na niego spojrzeæ. Nie
chcia³am ciê dotkn¹æ.
Nic nie szkodzi. Wzruszy³ ramionami. Wcale z tego powodu
nie cierpia³em. Moja matka by³a wspania³¹, wyj¹tkow¹ kobiet¹.
Liv znowu spojrza³a na boisko. To dziwne, nigdy nie myla³a o Thor-
pie, ¿e by³ kiedy dzieckiem i ¿e mia³ rodzinê. Usi³owa³a to sobie wy-
obraziæ, ale zatrzymywa³a siê na obrazie twardego, bezkompromisowego
reportera, znanego z ostrych wyst¹pieñ telewizyjnych. Jego dzieciñstwo,
bez w¹tpienia trudne, psu³o ten obraz. Ale prawda, jak zwykle, okaza³a
siê bardziej skomplikowana. Liv nie chcia³a o tym myleæ.
73
Jednak... ciekawe, jakim by³ ch³opcem? W jakim stopniu dzieciñstwo
wp³ynê³o na jego osobowoæ?
Zauwa¿y³a, ¿e nie by³ pozbawiony wra¿liwoci. Ró¿a... ta przeklêta
ró¿a. Liv westchnê³a. Utrudnia³a jej utrzymanie dystansu. I ten jego seksu-
alizm. Wiedzia³, jak rozbudziæ kobietê, nawet tak oporn¹ jak ona. By³
arogancki, to prawda, ale manifestowa³ to w taki sposób, ¿e nawet ta jego
cecha potrafi³a zniewalaæ. Nie mo¿na by³o te¿ nic zarzuciæ jego dzia³al-
noci zawodowej. Nie goni³ za s³aw¹ ani za pieniêdzmi, przekona³a siê
o tym zw³aszcza teraz, kiedy odrzuci³ stanowisko, za które wiêkszoæ re-
porterów zaprzeda³aby duszê diab³u.
Muszê byæ ostro¿na, postanowi³a. Jestem na najlepszej drodze, aby
go polubiæ.
Thorpe obserwowa³ j¹ z profilu. Widzia³, jak bardzo zmienia³a siê jej
twarz. Kiedy zapomina³a o masce, stawa³a siê tak czytelna, jakby by³a ze
szk³a.
O czym mylisz? cicho zapyta³ i po³o¿y³ d³oñ na jej karku.
W³aciwie o niczym odrzek³a, ale nie potrafi³a siê zmusiæ, aby
zaprotestowaæ przeciw tej poufa³oci. Spójrz, znowu zaczynaj¹ grê.
W pewnej chwili le odbita pi³ka poszybowa³a prosto w kierunku try-
buny, tam gdzie siedzia³a Liv. Odruchowo unios³a do góry rêce, ¿eby os³o-
niæ twarz, i nagle oszo³omiona stwierdzi³a, ¿e trzyma w d³oniach pi³kê.
Wspania³y chwyt pogratulowa³ jej Thorpe, miej¹c siê na widok
jej zdumionej twarzy.
Z³apa³am j¹ powiedzia³a, uwiadomiwszy sobie w koñcu, co siê
sta³o. Przycisnê³a do siebie pi³kê. Czy muszê j¹ oddaæ?
Jest twoja, Carmichael.
Obraca³a j¹ w rêkach, wci¹¿ nie wierz¹c w³asnym oczom.
Czy to mo¿liwe powtarza³a. Nagle zachichota³a jak ma³a dziew-
czynka.
Thorpe po raz pierwszy s³ysza³ wydobywaj¹cy siê gdzie z g³êbi jej
gard³a zniewalaj¹cy, beztroski miech. Zdawa³o mu siê, ¿e ma przed
sob¹ promieniej¹c¹ szczêciem nastolatkê. Tak bardzo pragn¹³ wzi¹æ j¹
teraz w ramiona... Jeszcze nigdy nie wyda³a mu siê tak poci¹gaj¹ca jak
w tej w³anie chwili; z promieniami s³oñca na twarzy i pi³k¹ baseballo-
w¹ w d³oniach. Przepe³niaj¹ca jego serce mi³oæ nieoczekiwanie spra-
wi³a mu ból.
Boisko na chwilê zniknê³o mu z oczu; twarz Liv przes³oni³a wszyst-
ko. Jej oczy nagle sta³y siê ogromne, kiedy wraz z reszt¹ stadionu ze-
74
rwa³a siê z miejsca. Po chwili chwyci³a Thorpea za ramiê i poci¹gnê³a
za sob¹.
To home run, Thorpe!
Taaa. Obserwowa³, jak pi³ka leci ponad zielon¹ barykad¹. To
rzeczywicie home run. Po raz pierwszy w tym sezonie.
To by³o cudowne. Sta³a urzeczona kakofoni¹ dwiêków rozlega-
j¹cych siê z trybun i rykiem tysiêcy garde³. Nagle odwróci³a siê i w odru-
chu radoci, nie zastanawiaj¹c siê nad tym co robi, serdecznie Thorpea
uca³owa³a. Ale zanim zd¹¿y³a siê wycofaæ, Thorpe przytrzyma³ j¹, odda-
j¹c poca³unek. Rozlegaj¹ce siê dooko³a g³one okrzyki radoci zag³usza-
³o mocne bicie jej serca.
A teraz wymamrota³, odrywaj¹c od niej usta powinna byæ ca³a
seria d³ugich pi³ek.
Liv, z trudem ³api¹c oddech, uwolni³a siê z jego ramion.
Mylê, ¿e ta jedna zupe³nie wystarczy odrzek³a, po czym czuj¹c
siê tak, jakby nie sta³a na w³asnych nogach, szybko usiad³a. Okaza³o siê,
i¿ niebezpieczeñstwo by³o wiêksze, ni¿ pocz¹tkowo s¹dzi³a. Najwy¿szy
czas zrobiæ kilka kroków do ty³u.
Czy mogê ciê prosiæ o jeszcze jednego hot doga? zwróci³a siê do
Thorpea z umiechem, nie zwracaj¹c uwagi na dziwne mrowienie, które
odczuwa³a na skórze. Jestem g³odna.
Reszta meczu by³a ju¿ tylko taktyczn¹ gr¹ obronn¹. Liv trudno siê
by³o skoncentrowaæ. Przeszkadza³a jej obecnoæ Thorpea, po¿¹danie,
które w niej obudzi³, i wiadomoæ, ¿e przysz³o mu to tak ³atwo. Patrzy³a
na jego rêce, przypominaj¹c sobie, jakie szorstkie w dotyku s¹ jego d³o-
nie. Patrzy³a na jego ramiona, przypominaj¹c sobie, jakie s¹ silne i jak
bardzo siê w nich czu³a bezpieczna, ale zarazem bezradna. A Liv nie chcia-
³a siê czuæ bezradna. Zbyt wiele mog³o j¹ to kosztowaæ. Nie chcia³a byæ
znowu od kogokolwiek zale¿na. To zawsze przynosi³o tyle bólu. Patrzy³a
na jego usta wiadoma, jakie potrafi¹ byæ uwodzicielskie; ale wiedzia³a,
¿e ulec im, to znaczy³o okazaæ s³aboæ i staæ siê podatn¹ na zranienie.
Jego oczy, inteligentne i przenikliwe, zdawa³y siê dostrzegaæ tak wiele.
Im wiêcej jednak dostrzega³y, tym wiêksze by³o ryzyko, ¿e Thorpe za-
w³adnie ni¹ psychicznie i emocjonalnie.
Nie wiedzia³a, jak to siê sta³o, ¿e tak siê w to zapl¹ta³a. A przecie¿
wci¹¿ leczy³a siê z ran. Od lat ¿y³a w przewiadczeniu, ¿e zamkniêcie siê
w sobie to jedyna droga do odzyskania spokoju. Teraz nagle zda³a sobie
sprawê, i¿ Thorpe móg³ to wszystko zmieniæ. Po raz pierwszy zrozumia-
75
³a, ¿e odczuwa przed nim strach, po prostu siê boi, i¿ wkrótce mo¿e zbyt
wiele dla niej znaczyæ.
Przyjañ, nagle uwiadomi³a sobie. Tylko to powinno wchodziæ w grê.
Zwyczajna przyjañ. A¿ do koñca meczu powtarza³a sobie, ¿e to zupe-
³nie mo¿liwe.
A wiêc wygralimy. Liv skomentowa³a widniej¹cy na tablicy wy-
nik Piêæ do trzech. Pog³adzi³a trzyman¹ w rêkach pi³kê.
Powiedzia³a my? Thorpe rozemia³ siê od ucha do ucha i po-
ci¹gn¹³ Liv za w³osy. Myla³em, ¿e wolisz Boston.
Liv odchyli³a siê do ty³u i opar³a stopy o porêcz, podczas gdy t³um
kibiców wylewa³ siê z sektorów.
Tak by³o, zanim zrozumia³am zawi³oci gry. Wiesz, to niesamowi-
te, do jakiego stopnia zwodnicza potrafi byæ telewizja. Tak naprawdê
wszystko dzieje siê znacznie szybciej i o wiele ciekawiej, ni¿ myla³am.
Czy czêsto tu przychodzisz?
Obserwowa³, jak przerzuca pi³kê z rêki do rêki, zwrócona twarz¹
w stronê boiska.
£owisz ryby?
Niezwykle trafne pytanie, Thorpe powiedzia³a ura¿onym to-
nem.
Kiedy tylko pozwala mi na to czas odrzek³, nie przestaj¹c siê
umiechaæ. Nastêpnym razem zabiorê ciê na mecz wieczorem. To zu-
pe³nie inne uczucie.
Nie powiedzia³am...
T.C.!
Spojrzeli w górê. W ich stronê przeciska³ siê jaki mê¿czyzna. By³
niski i krêpy, mia³ siwe w³osy, energiczn¹, pokryt¹ sieci¹ zmarszczek twarz,
wydatn¹ szczêkê i haczykowaty nos. Thorpe wsta³, poddaj¹c siê niedwie-
dziemu uciskowi mê¿czyzny.
Boss, jak siê masz?
Nie mogê narzekaæ, nie, nie mogê narzekaæ. Cofn¹³ siê nieco
i z uwag¹ patrzy³ na Thorpea. Dobry Bo¿e, wygl¹dasz znakomicie,
ch³opcze. Ogromn¹, miêsist¹ d³oni¹ poklepa³ Thorpea po plecach.
Codziennie ogl¹dam ciê w TV, jak dok³adasz politykom. Zawsze zreszt¹
przypomina³e szczerz¹cego zêby szczeniaka.
Liv z rozbawieniem przys³uchiwa³a siê, jak nieznajomy nazywa Thor-
pea ch³opcem i szczerz¹cym zêby szczeniakiem.
Kto musi to robiæ, mam racjê, Boss?
76
Mo¿esz byæ pewien, ¿e twoja... Boss nagle umilk³ i zerkn¹³ na
Liv. Odkaszln¹³. Czy przedstawisz mnie swojej damie, czy mam pomy-
leæ, ¿e boisz siê, abym ci jej nie poderwa³?
Liv, ten stary intrygant to Boss Kawaoski, najlepszy na wiecie
³apacz. Boss, Olivia Carmichael.
Oczywicie! Rêka Liv utonê³a w szerokiej d³oni Bossa. Nasza
specjalistka od wiadomoci. Tak naprawdê jest pani jeszcze piêkniejsza
ni¿ na ekranie.
Dziêkujê.
Prawie nie odrywa³ od niej rozpromienionego wzroku.
Uwa¿aj, Liv. Thorpe otoczy³ j¹ ramieniem. Boss ma opiniê
wytrawnego podrywacza.
Boss znowu odkaszln¹³ i Liv z trudem powstrzyma³a miech.
Szkoda, ¿e nie s³yszy tego moja pani. Co s¹dzisz o meczu, T.C.?
Palmer jak zwykle niezawodny. Wyci¹gn¹³ papierosa i zapali³ go.
Wygl¹da na to, ¿e ch³opaki maj¹ w tym roku dobr¹ dru¿ynê.
Du¿o wie¿ej krwi doda³ Boss, spogl¹daj¹c têsknym wzrokiem
na boisko. Ten m³ody lewy zapolowy jest dobry na pa³ce.
Ty te¿ by³e dobry. Thorpe odwróci³ siê do Liv. Wyobra sobie,
i¿ u Bossa, w roku odejcia na emeryturê, stosunek dobrych odbiæ do wej-
cia na pa³kê wynosi³ 324.
Liv, niezbyt pewna czy w³aciwie go zrozumia³a, spróbowa³a zmie-
niæ temat.
Czy gra³ pan w Orioles, panie Kawaoski?
Po prostu Boss, proszê pani. Gra³em w dru¿ynie Senatorów. To by³o
dwadziecia lat temu. Pokrêci³ g³ow¹ nad up³ywem czasu. Ten tu
miej¹c siê wskaza³ palcem na Thorpea naprzykrza³ siê wszystkim w klu-
bie, bez przerwy powtarzaj¹c, ¿e chce byæ naszym trzeciometowym.
To prawda? Liv ze zdumieniem spojrza³a na Thorpea. Jako ni-
gdy nie przysz³o jej do g³owy, ¿e Thorpe kiedy móg³ marzyæ, aby zostaæ
kim zupe³nie innym.
W ataku nie by³ najlepszy, za to w obronie jego rêce by³y nieza-
wodne.
I wci¹¿ takie s¹ z udan¹ powag¹ rzek³ Thorpe, posy³aj¹c w kie-
runku Liv znacz¹cy umiech, który ona zupe³nie zlekcewa¿y³a. Jak so-
bie radzisz w sklepie, Boss?
W porz¹dku. Moja ¿ona mnie dzi zastêpuje. Nie chcia³a, abym
opuci³ pocz¹tek sezonu. Potar³ rêk¹ podbródek. Bêdzie ¿a³owa³a, ¿e
77
nie zobaczy³a siê z tob¹. Alice ci¹gle jeszcze w ka¿d¹ niedzielê zapala
w twojej intencji wiecê.
Pozdrów j¹ ode mnie. Thorpe zgniót³ pod butem papierosa. To
pierwszy mecz Liv.
Boss z zainteresowaniem spojrza³ na pi³kê, któr¹ Liv wci¹¿ trzyma³a
w rêkach.
Szczêcie nowicjusza powiedzia³a i wyci¹gnê³a pi³kê w jego stro-
nê. Czy móg³by pan z³o¿yæ na niej podpis? Nigdy jeszcze nie spotka-
³am prawdziwego zawodnika.
Boss powoli obraca³ w rêku pi³kê. Up³ynê³o du¿o czasu, kiedy ostat-
nio to robi³em. Wzi¹³ od Liv pióro. Bardzo du¿o czasu cicho powtó-
rzy³. Z³o¿y³ staranny podpis na pi³ce.
Dziêkujê, Boss. Liv odebra³a od niego pi³kê.
Ja równie¿ dziêkujê. Przypomnia³em sobie stare czasy. Powiem
Alice, ¿e spotka³em ciebie. Uderzy³ Thorpea po plecach. I liczn¹
pani¹ redaktor od wiadomoci. Odwied nas w sklepie.
Przy pierwszej okazji, Boss. Thorpe obserwowa³ go, jak przeci-
ska siê w t³umie i jak pokonuje wiod¹ce pod górê schody. To by³ nie-
zwykle mi³y gest z twojej strony cicho powiedzia³ do Liv. Jeste wra¿-
liw¹ i bardzo spostrzegawcz¹ kobiet¹.
Liv spojrza³a na widniej¹cy na pi³ce podpis.
To musi byæ bardzo trudne rozstawaæ siê z karier¹, z niezwyk³ym
stylem ¿ycia trzydzieci lat wczeniej, ni¿ czyni to wiêkszoæ ludzi. Czy
rzeczywicie by³ taki dobry?
Lepszy od wielu innych. Thorpe wzruszy³ ramionami. Ale nie to
mia³o tak naprawdê znaczenie. Najwa¿niejsze, ¿e kocha³ baseball i uwiel-
bia³ graæ w dru¿ynie. Grupy sprz¹taczy przystêpowa³y ju¿ do pracy, uwi-
jaj¹c siê miêdzy sektorami, i Thorpe wzi¹wszy Liv za rêkê, poprowadzi³ j¹
w stronê wyjcia. Wszystkie dzieciaki go uwielbia³y ci¹gn¹³. Nigdy
mu nie przeszkadza³o, ¿e by³ przez nie wiecznie cigany i oblegany.
Dlaczego jego ¿ona w ka¿d¹ niedzielê zapala dla ciebie wiecê?
Obieca³a sobie, ¿e nie zapyta. Tak siê jednak sta³o, i¿ s³owa same
pop³ynê³y, zanim zdo³a³a je powstrzymaæ.
Jest katoliczk¹.
W milczeniu szli w stronê parkingu.
Nie chcesz odpowiedzieæ? nie ustêpowa³a Liv.
Chwilê bawi³ siê kluczykami od samochodu, po czym wyci¹gn¹³ je
z kieszeni.
78
Prowadzili niewielki sklep ze sprzêtem sportowym w Northeast.
Parê lat temu wpadli w k³opoty. Inflacja, podatki, remont lokalu.
Otworzy³ drzwi samochodu, ale Liv nie wsiad³a do rodka. Sta³a na
zewn¹trz i patrzy³a na niego w milczeniu.
I?
Dwadziecia lat temu zawodnicy nie zarabiali zbyt wiele. Boss nie
mia³ wiêc prawie ¿adnych oszczêdnoci.
Rozumiem. Liv wsunê³a siê do rodka, podczas gdy Thorpe pod-
szed³ do drzwi od strony kierowcy. Przechyliwszy siê w ich stronê, od-
blokowa³a klamkê. Tak wiêc po¿yczy³e mu pieni¹dze.
Powiedzmy zainwestowa³em pewn¹ kwotê poprawi³ j¹ Thorpe,
zatrzaskuj¹c za sob¹ drzwi. To nie by³a po¿yczka.
Liv obserwowa³a go, jak uruchamia zap³on. Zauwa¿y³a, i¿ jej zainte-
resowanie tym w³anie epizodem w jego ¿yciu nie bardzo go zachwyci³o.
Mimo to nie mia³a zamiaru ust¹piæ. Powtarza³a sobie, ¿e dr¹¿enie tematu
to zwyk³a reporterska ciekawoæ.
Poniewa¿ wiedzia³e, ¿e po¿yczki nie przyjmie. Poza tym nie chcia-
³e, ¿eby ucierpia³a na tym jego duma.
Thorpe zmniejszy³ obroty silnika i odwróci³ siê do niej.
To tylko twoje oparte na w¹t³ych przes³ankach przypuszczenie.
Powiedzia³e, ¿e jestem spostrzegawcza zauwa¿y³a. O co chodzi,
Thorpe? na jej ustach pojawi³ siê umiech. Czy¿by nie chcia³, aby kto
doszed³ do wniosku, ¿e potrafisz byæ ca³kiem sympatycznym facetem?
A wiêc oczekuje siê ode mnie, abym by³ sympatyczny rzek³. Do
tego nie jestem przyzwyczajony.
O tak. Wci¹¿ siê umiecha³a. Twój image. Nieustêpliwy, twar-
dy, bez sentymentów, pragmatyczny.
Poca³owa³ j¹ mocno, niecierpliwie. Jej zdumienie nagle ust¹pi³o przed
po¿¹daniem. Czu³a dotyk jego palców i ju¿ nie chcia³a siê broniæ. Jeli to
nawet by³ b³¹d, musia³a go pope³niæ. Jeli to by³o szaleñstwo, oprzytom-
nieje póniej. W tej chwili chcia³a tylko jednego, znowu poczuæ rozkosz,
któr¹ on móg³ jej daæ.
Jego wargi mog³y zaspokoiæ jej wci¹¿ rosn¹cy g³ód. To nie by³ w³a-
ciwy czas na zastanawianie siê, dlaczego w³anie on mia³ byæ tym, kto
rozerwie zas³onê, za któr¹ schroni³a siê przed wiatem. Chcia³a tylko zno-
wu czuæ, znowu prze¿ywaæ.
Jego serce bi³o tu¿ obok jej serca, mocno i szybko, jakby chcia³o jej
daæ do zrozumienia, ¿e on czuje tak samo jak ona, tak samo jak ona
79
po¿¹da. Zastanawia³a siê, jak by to by³o kochaæ siê z nim? Czuæ dotyk
jego skóry, jego r¹k? Ale nie, nie powinna folgowaæ wyobrani. Ale jak
siê przed ni¹ broniæ?
Muska³ wargami jej policzki i skronie.
Chcia³bym znaleæ siê z tob¹ w bardziej odosobnionym miejscu
szepta³. Pragnê ciê pieciæ, Liv. Jego usta znowu wróci³y do jej ust,
gor¹ce i zach³anne. Ca³¹ ciebie. Niepotrzebna nam widownia. Ode-
rwa³ siê od niej na chwilê, aby spojrzeæ w oczy. Ujrza³ w nich po¿¹danie,
które rozpali³o go jeszcze bardziej. Jed ze mn¹ do mojego domu.
Serce mocno bi³o jej w piersiach, skronie nieprzytomnie pulsowa³y.
Po raz pierwszy od wielu lat sta³o siê takie proste powiedzenie tak.
Pragnê³a tego mê¿czyzny. Jak to mo¿liwe, ¿e sta³o siê to tak szybko?
Gdyby jeszcze miesi¹c temu kto jej powiedzia³, ¿e bêdzie gotowa siê
z nim kochaæ, wymia³aby go. Teraz wcale nie wydawa³o siê to niedo-
rzeczne. To by³o wrêcz naturalne. Ogarnê³o j¹ przera¿enie. Wysunê³a siê
z jego ramion i nerwowym ruchem poprawi³a w³osy. Potrzebowa³a tro-
chê wolnej przestrzeni, trochê czasu.
Nie. Nie, nie jestem jeszcze gotowa. G³êboko odetchnê³a. Thor-
pe, sprawiasz, ¿e zaczynam siê w tym wszystkim gubiæ.
Doskonale. - Pokona³ narastaj¹c¹ wci¹¿ falê namiêtnoci i opad³
ciê¿ko na siedzenie. Nie chcia³bym ci siê narzucaæ.
Rozemia³a siê nerwowo.
Wcale mi siê nie narzucasz. Po prostu nie bardzo wiem, co w³a-
ciwie do ciebie czujê. Nie wiem nawet, czy nale¿y ciê traktowaæ powa¿-
nie. Ta... ta dziwna uwaga, któr¹ rzuci³e na temat ma³¿eñstwa...
Przypomnê ci tê rozmowê w nasz¹ pierwsz¹ rocznicê.
Uruchomi³ samochód, aby nie mieæ wiêcej pokus. Przekona³ siê, i¿
wcale nie by³ taki cierpliwy, jak mu siê zdawa³o.
Thorpe, to absurdalne.
Lepiej pomyl, co zrobiæ, aby wygraæ.
Zastanawia³a siê, jak to mo¿liwe, aby w jednej chwili z mi³ego, sym-
patycznego mê¿czyzny mo¿na by³o siê zmieniæ w rozwcieczonego osob-
nika. Nie wiedzia³a czy ma siê miaæ, czy raczej p³akaæ.
Okej, Thorpe zaczê³a z godn¹ podziwu cierpliwoci¹, kiedy w³¹-
czyli siê w ruch uliczny. Postaram siê postawiæ sprawê jasno. Nie mam
zamiaru wyjæ za ciebie. Nigdy.
Chcesz siê za³o¿yæ? zapyta³ z niezm¹conym spokojem. Po chwili
umiechn¹³ siê od ucha do ucha. Postawiê piêædziesi¹t, ¿e zmienisz zdanie.
80
Czy ty naprawdê uwa¿asz, i¿ mogê siê za³o¿yæ o co takiego?
Nie masz za grosz sportowej ¿y³ki. Pokrêci³ g³ow¹ z dezaproba-
t¹. Jestem doprawdy rozczarowany, Carmichael.
Liv spojrza³a na niego spod oka.
Podnie do stówy. Stawiam dwa do jednego.
Znowu siê rozemia³ i przejecha³ przy ¿ó³tym wietle.
Zgoda.
81
%
mieræ premiera Summerfielda by³a dla wszystkich ogromnym
zaskoczeniem. Nag³y wylew krwi do mózgu, który by³ bezpo-
redni¹ przyczyn¹ zgonu, pogr¹¿y³ kraj w g³êbokim smutku. wia-
towe media prze¿ywa³y gor¹ce chwile. Nadawano specjalne programy
powiêcone ¿yciu zmar³ego i jego czterdziestoletniej karierze w brytyj-
skim rz¹dzie oraz pierwsze reakcje przywódców innych pañstw. Zastana-
wiano siê, czy mieræ jednego cz³owieka mo¿e wp³yn¹æ na równowagê
si³ w wiecie.
Prezydent Stanów Zjednoczonych w drugim dniu po oficjalnym og³o-
szeniu zgonu brytyjskiego premiera przemierza³ Atlantyk na pok³adzie
Air Force One, ¿eby wzi¹æ udzia³ w pogrzebie.
Thorpe znalaz³ siê w gronie towarzysz¹cych mu osób. Do jego repor-
terskich obowi¹zków nale¿a³o tkwiæ przy prezydencie tak blisko jak tyl-
ko to by³o mo¿liwe, nastêpnie dzieliæ siê uzyskanymi informacjami z po-
zosta³ymi przedstawicielami mediów, którzy odbywali tê sam¹ podró¿ na
pok³adzie samolotu przeznaczonego dla prasy. Mia³ do swojej dyspozy-
cji specjaln¹ ekipê w ka¿dej chwili gotow¹ do filmowania wszystkich
wa¿nych wydarzeñ w czasie lotu. Kamerzystê i techników od wiat³a
i dwiêku, wraz z ca³ym ekwipunkiem, umieszczono w tylnej czêci sa-
molotu. Ich koledzy i wspó³pracuj¹cy z nimi personel pomsocniczy le-
cieli samolotem dla prasy. Na przodzie Air Force One znajdowa³y siê
pomieszczenia dla prezydenta, jego ma³¿onki i najbli¿szego otoczenia:
82
sekretarzy, obstawy i doradców. Wszêdzie panowa³ spokój i atmosfera
powagi.
Tu¿ za Thorpeem cz³onkowie jego ekipy rozgrywali po cichu partiê
pokera. Nawet przekleñstwa by³y wypowiadane pó³g³osem. Gdyby to cho-
dzi³o o inn¹ podró¿, Thorpe do³¹czy³by pewnie do nich, skracaj¹c sobie
czas kilkoma partyjkami... ale tym razem mia³ tyle na g³owie.
Obowi¹zki zawodowe wype³nia³y mu czas bez reszty. Musia³ zebraæ
wszystkie informacje i komentarze, przeanalizowaæ je i naszkicowaæ sce-
nariusz dnia pogrzebu. Póniej, w Londynie bêdzie musia³ liczyæ na sie-
bie, ¿eby znaleæ siê jak najbli¿ej prezydenta, obserwowaæ zachowanie
wa¿nych osobistoci i ich wypowiedzi. Zawsze mu odpowiada³a praca
w terenie, realizowanie w³asnych programów i dlatego w³anie odrzuci³
propozycjê objêcia stanowiska redaktora w Nowym Jorku.
Przez ca³y czas podró¿y Thorpe bêdzie usi³owa³ wydobyæ jak naj-
wiêcej interesuj¹cych wiadomoci od sekretarza prasowego nie tylko dla
w³asnego u¿ytku, ale równie¿, aby przygotowaæ materia³y dla kolegów.
I chocia¿ wyznaczenie go do tej pracy by³o z pewnoci¹ wyró¿nie-
niem, Thorpe prawie ¿a³owa³, ¿e ten zaszczyt nie spotka³ Carlylea czy
Dicksona, znanych korespondentów z konkurencyjnych stacji. Tymcza-
sem to on by³ na pok³adzie Air Force One, podczas gdy Liv, wraz z pozo-
sta³ymi dziennikarzami, na pok³adzie samolotu prasowego.
Od kilku dni Liv wyranie go unika³a i Thorpe nie wchodzi³ jej w dro-
gê. Zreszt¹ najnowsze wydarzenie wcale temu nie sprzyja³o. Teraz to samo
wydarzenie mia³o ich znowu zbli¿yæ.
Za ka¿dym razem, kiedy wpadali na siebie przy wejciu do Bia³ego
Domu, na Kapitolu czy w brytyjskiej ambasadzie, Liv zachowywa³a siê
w stosunku do niego z ogromn¹ rezerw¹. W niczym nie przypomina³a tam-
tej kobiety, która na stadionie jad³a hot doga i szala³a z radoci, kiedy
zawodnicy zdobywali bramkê.
To, ¿e tak szybko i bez wysi³ku siê od niego odsunê³a, bardzo go do-
tknê³o, bardziej ni¿ mia³ ochotê siê przyznaæ. Nawet przed sob¹. Dosko-
nale jednak wiedzia³, ¿e niecierpliwoæ mog³a mu tylko zaszkodziæ, ale
panowanie nad sob¹ przychodzi³o mu coraz trudniej.
Nie by³ jej obojêtny, pomyla³, patrz¹c w zadumie przez okno. I, bez
wzglêdu na to, co mówi³a czy te¿ jak siê zachowywa³a, nie mog³a ukryæ
swoich emocji. W jej oczach by³o po¿¹danie i chocia¿ bardzo z nim wal-
czy³a, po¿¹danie zwyciê¿a³o, ilekroæ bra³ j¹ w ramiona. Thorpe musia³
siê tym zadowoliæ. Na razie.
83
Trzy króle! us³ysza³ za sob¹. Hej, T.C., przy³¹cz siê do nas,
zanim ten typ nas do reszty oskubie.
Kiedy Thorpe ju¿ mia³ zamiar siê zgodziæ, nagle ujrza³, jak prezydent
wchodzi wraz ze swoim sekretarzem do przeznaczonego na biuro po-
mieszczenia.
Póniej rzuci³ w stronê kolegów i szybko wsta³.
Kiedy ostatnio lecia³am do Anglii? zastanawia³a siê Liv. Przypo-
mnia³a sobie lato, gdy mia³a szesnacie lat. Podró¿owa³a z rodzicami i sio-
str¹ pierwsz¹ klas¹. Pozwolono jej wtedy spróbowaæ kawioru, a Melin-
dzie szampana. Podró¿ by³a prezentem dla siostry z okazji jej osiemna-
stych urodzin.
Melinda z upodobaniem rozprawia³a o przyjêciach, licznych balach,
herbatkach i teatralnych spektaklach, w których mia³a zamiar uczestni-
czyæ. Stroje by³y równie¿ tematem nie koñcz¹cych siê rozmów, dopóki
znudzony tym ojciec nie zag³êbi³ siê w koñcu w lekturze Wall Street
Journal. Liv, zbyt m³oda, aby uczestniczyæ w balach, i zupe³nie nie zain-
teresowana mod¹, miertelnie siê nudzi³a. Kawior, odrobina szampana
z kieliszka siostry i nêkaj¹ce samolot turbulencje da³y w efekcie pioru-
nuj¹c¹ mieszankê. Liv, ku obrzydzeniu siostry, zaskoczeniu matki i nie-
zadowoleniu ojca, ciê¿ko to odchorowa³a i ju¿ do koñca podró¿y pozo-
stawa³a pod opiek¹ stewarda.
Dwanacie lat temu, z westchnieniem pomyla³a Liv. Teraz wszystko
siê zmieni³o. Nie by³o ani szampana, ani kawioru. Na pok³adzie samolotu
wioz¹cego przedstawicieli prasy, w przeciwieñstwie do Air Force One,
by³o t³oczno i gwarno. Graj¹cy w karty zachowywali siê zdecydowanie
mniej powci¹gliwie. Reporterzy i personel pomocniczy z waszyngtoñ-
skich stacji bez przerwy kr¹¿yli tam i z powrotem, zajmowali siê grami
hazardowymi, sprzeczali albo spali, skracaj¹c sobie w ten sposób d³ugie
godziny lotu. Jednak w powietrzu czu³o siê olbrzymie napiêcie, oczeki-
wanie na co, co mia³o byæ wielkim wydarzeniem.
Liv zajê³a siê robieniem notatek, podczas gdy dwaj korespondenci,
siedz¹cy po przeciwnej stronie przejcia, zawziêcie dyskutowali o poli-
tycznych konsekwencjach mierci Summerfielda.
Zmar³ego premiera, d³ugoletniego cz³onka brytyjskiej Partii Konser-
watywnej, powszechnie znano z umiarkowanych pogl¹dów. Liv wiedzia-
³a jednak, ¿e w chwilach próby ten spokojny cz³owiek potrafi³ pokazaæ
84
si³ê i ¿elazn¹ konsekwencjê. Z pewnoci¹ nie by³ cz³owiekiem, którego
mo¿na by przekupiæ czy zastraszyæ stosuj¹c pokrêtne, dyplomatyczne
zabiegi.
W ci¹gu ostatnich dwóch dni Liv ciê¿ko pracowa³a, zdobywaj¹c nie-
zbêdn¹ wiedzê o brytyjskim parlamencie i samym Summerfieldzie. Potrze-
bowa³a silnych argumentów, aby sk³oniæ Carla do wys³ania jej do Londynu
w roli korespondenta stacji. Jego argumentacja, ¿e tu, w Waszyngtonie, by³a
równie potrzebna, okaza³a siê nie najwa¿niejsz¹ przeszkod¹. Thorpe, jak
zwykle, stanowi³ wiêksz¹. Liv ze z³oci¹ nacisnê³a o³ówek, ³ami¹c go.
Thorpe lecia³ do Anglii. Thorpe zosta³ sprawozdawc¹ prasowym
prezydenta. Thorpe bêdzie podró¿owa³ na pok³adzie Air Force One
wraz z prezydenckim otoczeniem i w³asn¹ ekip¹ reprezentuj¹c¹ ró¿ne
stacje. WWBW mog³a skorzystaæ z materia³ów nadsy³anych przez
Thorpea bez ponoszenia kosztów w przypadku wys³ania w³asnego ko-
respondenta.
Aby Carlo zmieni³ nastawienie, Liv musia³a przez godzinê ch³odno,
rzeczowo argumentowaæ, a nastêpnie ¿arliwie go przekonywaæ o swoich
racjach. A mimo to radoæ z odniesionego zwyciêstwa nie by³a pe³na. Przy-
czyn¹ jej frustracji zawsze by³ Thorpe.
Cokolwiek robi³a, dok¹dkolwiek zmierza³a, on zawsze tam by³,
w dwójnasób utrudniaj¹c jej ka¿de zadanie. I wcale nie chodzi³o tu o spra-
wy merytoryczne. Po prostu nie potrafi³a o nim nie myleæ. W ci¹gu dnia,
wype³nionego rozlicznymi zawodowymi obowi¹zkami, w ka¿dej chwili
móg³ pojawiæ siê przed ni¹ osobicie lub tylko jako nazwisko. I wtedy
wspomina³a, jak tañczyli w ambasadzie, jak obejmowa³ j¹ na tarasie i jak
beztrosko miali siê podczas niedawnego meczu na stadionie. W nocy,
kiedy by³a sama, z ³atwoci¹ wlizgiwa³ siê do jej serca i myli. I bez
wzglêdu na to, jak bardzo siê broni³a, on zawsze okazywa³ siê silniejszy.
S³ysza³a, jak siê mieje, widzia³a, jak ironicznie unosi brwi, czu³a ucisk
jego silnych r¹k, a nawet czasami czu³a smak jego poca³unków i ogarnia-
j¹ce jej cia³o po¿¹danie. I nigdy nie wiedzia³a, czy powinno j¹ to gniewaæ
czy raczej przera¿aæ.
Nie mia³ prawa tak jej drêczyæ, gniewnie pomyla³a, szukaj¹c w ak-
tówce zapasowego o³ówka. Nie mia³ prawa zmieniaæ ustalonego porz¹d-
ku w jej ¿yciu. A do tego jeszcze ten zak³ad. Przymknê³a oczy. Jak to siê
sta³o, ¿e mu uleg³a, godz¹c siê na co a¿ tak absurdalnego?
Ma³¿eñstwo! Czy¿by by³ do tego stopnia szalony, aby uwa¿aæ, ¿e ona
mo¿e powa¿nie myleæ o ma³¿eñstwie? Z nim? Jaki¿ mê¿czyzna zabiega-
85
³by o kobietê, o której wie, ¿e z trudem go toleruje, i jednoczenie owiad-
cza³, ¿e ma zamiar siê z ni¹ o¿eniæ? Tylko g³upiec, zdecydowa³a, wzrusza-
j¹c ramionami. Albo wyj¹tkowy szaleniec. Po chwili z niezadowoleniem
dosz³a do wniosku, ¿e T.C. Thorpe nale¿a³ do tej drugiej grupy.
Oczywicie to, jak bardzo by³ szalony, nie mia³o w tym wypadku ¿ad-
nego znaczenia. Thorpe nie móg³ jej do ma³¿eñstwa zmusiæ, a ona z pew-
noci¹ nie zmieni zdania. Mo¿e wiêc byæ spokojna.
Po chwili, spojrzawszy na notatki, nieoczekiwanie pomyla³a, ¿e wcale
nie jest tego taka pewna.
Mike Thorpe opad³ na siedzenie, tu¿ obok sekretarza prasowego,
Donaldsona.
T.C. Donaldson zamkn¹³ skoroszyt i spojrza³ na Thorpea z nie-
co wymuszonym umiechem. Mia³ wygl¹d dobrodusznego wujaszka: za-
czyna³ tyæ i mia³ pierwsze lady ³ysiny na g³owie. Jednak jego umys³ wci¹¿
by³ niezwykle ch³onny i twórczy.
Co masz dla mnie? zapyta³ Thorpe, sadowi¹c siê wygodnie.
Donaldson uniós³ brwi.
A co mia³bym mieæ? zdziwi³ siê. Uroczysty pogrzeb, kondo-
lencje, owiadczenia, trochê pompy i normalnego w tych okolicznociach
ceremonia³u. Bêdzie wielu wysokiej rangi urzêdników, dawnych i obec-
nych, oraz koronowane g³owy. Dobry scenariusz, T.C. Siêgn¹³ do kie-
szeni po fajkê, po czym zaj¹³ siê starannym jej nabijaniem. W ci¹gu
najbli¿szych dni nie bêdziesz narzeka³ na brak roboty. Otrzymasz dok³ad-
ny harmonogram zajêæ prezydenta.
Thorpe obserwowa³, jak Donaldson kciukiem upycha tytoñ w fajce.
Wygl¹da na to, ¿e bêdzie bardzo zajêty.
Nie przybywa do Londynu, aby go zwiedzaæ z powag¹ odrzek³
Donaldson.
To dotyczy ka¿dego z nas, Mike zauwa¿y³ Thorpe. Wszyscy
mamy obowi¹zki. Nie chcia³bym dojæ do wniosku, ¿e co przede mn¹
ukrywasz.
No wiesz! Donaldson rozemia³ siê nerwowo. Nawet gdyby
tak by³o i tak by to wygrzeba³.
Zauwa¿y³em, ¿e tym razem na pok³adzie jest o dwóch agentów
ochrony wiêcej rzuci³ od niechcenia Thorpe.
Donaldson ponownie zaj¹³ siê starannym nabijaniem fajki.
86
Ma³¿onka prezydenta jest tu równie¿.
Wzi¹³em to pod uwagê. Thorpe zastanawia³ siê chwilê, po czym
doda³: Pogrzeb cz³owieka takiego jak Summerfield ci¹ga dyplomatów
z ca³ego niemal wiata. Przerwa³, przyjmuj¹c od stewarda fili¿ankê kawy,
podczas gdy Donaldson obserwowa³ go zza p³omienia zapalonej zapa-
³ki. Przedstawicieli wszystkich krajów: cz³onków ONZ i wielu innych.
Wygl¹da na to, ¿e bêd¹ wielkie t³umy.
Przykry obowi¹zek, pogrzeb skomentowa³ Donaldson.
Rzeczywicie, przykry przyzna³ Thorpe. Ale chyba i niebez-
pieczny.
Okej, T.C., znamy siê jak ³yse konie. Co wietrzysz?
K³opoty odrzek³ Thorpe z ch³odnym umiechem. Czy¿ nie ma ku
temu podstaw, Donaldson? Czy nie ma wystarczaj¹cych powodów, dla któ-
rych prezydent czy którakolwiek z tych wysoko postawionych osobistoci
powinna podczas pogrzebu zachowaæ wyj¹tkowe rodki ostro¿noci?
Dlaczego tak mylisz? zapyta³ Donaldson.
Mam przeczucie spokojnie powiedzia³ Thorpe.
Daj spokój, T.C. odezwa³ siê Donaldson. Naprawdê nic dla cie-
bie nie mam.
Thorpe, jakby siê nad czym zastanawiaj¹c, pi³ spokojnie kawê.
Summerfield nie by³ zbyt popularny w IRA.
Z ust Donaldsona wyrwa³ siê zduszony miech.
Albo w PLO czy w kilkudziesiêciu innych radykalnych organiza-
cjach. I to ma byæ biuletyn informacyjny, T.C.?
Jedynie mój komentarz. Czy mogê liczyæ na wypowied prezydenta?
Odnonie do czego?
Jego pogl¹du na politykê Summerfielda w stosunku do Irlandzkiej
Armii Republikañskiej i sugestii na temat nowego premiera.
Pogl¹dy prezydenta w sprawie IRA by³y ju¿ publikowane. Donald-
son zaci¹gn¹³ siê fajk¹. Natomiast zanim zajmiemy siê nowym premie-
rem, wypada najpierw pogrzebaæ Summerfielda. Spojrza³ uwa¿nie na
Thorpea. By³oby niezbyt rozs¹dnie opowiadaæ o twoich podejrzeniach,
T.C. Nie ma sensu dawaæ ludziom zbyt wiele do mylenia, nie uwa¿asz?
Przekazujê ludziom wy³¹cznie fakty spokojnie zauwa¿y³ Thorpe
i wsta³. Chcia³bym, aby mój kamerzysta zrobi³ trochê ujêæ.
Donaldson zastanawia³ siê chwilê.
Zgoda, ale nie rób wokó³ tego ha³asu. W koñcu udajemy siê na
pogrzeb. Nie zapominaj o tym.
87
Nie ma obawy. Zawiadomisz mnie, jeli bêd¹ jakie zmiany?
Nie czekaj¹c na odpowied, Thorpe wróci³ do gry w karty. Bêdzie dla
was robota, kiedy tylko Donaldson wszystko przygotuje zwróci³ siê
do pozosta³ych cz³onków ekipy. Zerkaj¹c na karty, zauwa¿y³, ¿e kame-
rzysta ma w rêku dwie pary. Spokojnie powiedzia³ do technika od
dwiêku. Mo¿esz siê odprê¿yæ. Sfilmujesz pierwsz¹ damê przy robót-
ce rêcznej. Rozemia³ siê od ucha do ucha, kiedy kamerzysta podnió-
s³ stawkê.
Chcesz mieæ jaki sympatyczny akcent, T.C.?
No w³anie. Thorpe nachyli³ siê nad nim, zni¿aj¹c g³os. Zo-
rientuj siê, czy bêdziesz móg³ sfilmowaæ obstawê?
Kamerzysta podniós³ g³owê, aby bacznie na niego spojrzeæ. Oczy
Thorpea patrzy³y na niego ch³odno.
Okej.
Licytuj. Technik od dwiêku rzuci³ ¿etony. Co tam ciskasz, ¿e
jeste taki pewny siebie?
Dwie ósemki odrzek³ kamerzysta z wymuszonym umiechem.
I dwie damy.
Full. Technik od wiat³a wy³o¿y³ karty. Thorpe wróci³ na swoje
miejsce. Towarzyszy³y mu ciche z³orzeczenia kolegów.
Thorpe zawsze mia³ ogromn¹ intuicjê. Kilka chwil spêdzonych na
rozmowie z sekretarzem prasowym jeszcze tê intuicjê wyostrzy³y. Zwiêk-
szona liczba agentów ochrony da³a mu du¿o do mylenia.
Terroryzm to s³owo powszechnie znane we wspó³czesnym wiecie.
Nie trzeba d³ugo myleæ, aby dojæ do wniosku, i¿ zebranie w jednym
miejscu g³ów pañstw z ca³ego niemal wiata zawsze stwarza niebezpie-
czeñstwo u¿ycia przemocy dla celów politycznych.
Czy¿by w grê wchodzi³ zamach bombowy? Zabójstwo? Porwanie?
Thorpe z uwag¹ przygl¹da³ siê agentom ochrony starannie ubranym w trzy-
czêciowe garnitury. Byli czujni. On równie¿. Mieli przed sob¹ kilka nie-
zwykle trudnych dni.
A noce? zastanawia³ siê Thorpe. Kiedy prezydent uda siê ju¿ na
zas³u¿ony wypoczynek? On i Liv bêd¹ zakwaterowani w tym samym
hotelu. Przy odrobinie szczêcia i w³aciwej taktyce, móg³by j¹ mieæ bli-
sko siebie przez wiêksz¹ czêæ podró¿y. Marzy³ o tej chwili. W jego oczach
by³a determinacja.
88
Liv od³o¿y³a na bok notatki. Nie by³a w stanie siê skupiæ. Nie mog³a
przestaæ myleæ o Thorpie. wiadomoæ, ¿e czêsto bêd¹ musieli siê ze
sob¹ spotykaæ, wcale jej w tym nie pomaga³a. W Waszyngtonie by³o przy-
najmniej wiele interesuj¹cych spraw dla reportera. Tym razem w grê wcho-
dzi³a tylko jedna. I Thorpe mia³ nad ni¹ przewagê.
Jeli bêdzie chcia³a zrobiæ dobry reporta¿, musi zwróciæ siê do niego
po materia³y, spotkaæ siê z nim i przedstawiæ swoj¹ koncepcjê. Oczywi-
cie musia³a przyznaæ, ¿e by³ profesjonalist¹. I nie robi³a mu z tego po-
wodu zarzutu. Informacje bêd¹ z pewnoci¹ cis³e i interesuj¹ce. Gdyby
tylko nie pochodzi³y od niego.
Opuci³a oparcie fotela i zamknê³a oczy. Dlaczego los by³ dla niej
taki z³oliwy? Dlaczego to w³anie Thorpe zosta³ korespondentem praso-
wym? Gdyby los by³ dla niej bardziej ³askawy, wkrótce znalaz³aby siê
trzy tysi¹ce mil od niego. Chocia¿ nie chcia³a siê do tego przyznaæ, bar-
dzo tego potrzebowa³a. Jest chyba jaki sposób, aby siê od niego uwol-
niæ. Przez nastêpne dwa dni bêdzie musia³a niele siê uwijaæ, ¿eby przy-
gotowaæ na czas korespondencjê dla swojej macierzystej stacji. On rów-
nie¿ bêdzie zajêty. To powinno rozwi¹zaæ problem.
W wolnych chwilach zrobi wszystko, aby móc siê wymykaæ z hotelu.
Thorpe mimo gruboskórnoci musi pogodziæ siê z jej odmow¹ i okazy-
wanym mu ch³odem. Jeli to nie zrobi na nim wra¿enia, nastêpnym kro-
kiem bêdzie unikanie go na ka¿dym kroku. Jaka szkoda, ¿e zostan¹ za-
kwaterowani w tym samym hotelu.
Nie mia³a jednak na to wp³ywu. Chocia¿... mo¿e w swoim pokoju
spêdzaæ ma³o czasu i jak najwiêcej przebywaæ w towarzystwie kolegów.
Wtopienie siê w t³um korespondentów, ci¹gaj¹cych ze wszystkich stron
do Londynu, zdawa³o siê dobrym rozwi¹zaniem.
Z uczuciem niesmaku wyprostowa³a siê w fotelu. Nie znosi³a zaba-
wy w chowanego. Ale to nie by³a zabawa, powtarza³a sobie. To wiêcej
ni¿ wojna, wojna, o której zapomina³a, kiedy Thorpe bra³ j¹ w ramiona.
Nagle w wyobrani ujrza³a jego twarz. I jego umiech, urzekaj¹cy, pew-
ny siebie umiech. Wiedzia³a, ¿e dla w³asnego dobra musi tego cz³owie-
ka unikaæ.
L¹dowanie przebieg³o ³agodnie. Thorpe jeszcze przez kolejne dwie
godziny towarzyszy³ prezydentowi, zanim mog³ wreszcie udaæ siê do ho-
telu. Mia³ materia³ filmowy, du¿o materia³u, który wraz z w³asnym ko-
89
mentarzem powinien wys³aæ do Stanów. Kiedy spojrza³ na zegarek i uw-
zglêdni³ ró¿nicê czasu, doszed³ do wniosku, ¿e CNC bêdzie móg³ wyko-
rzystaæ jego reporta¿ w wieczornym bloku informacyjnym.
Jad¹c do hotelu, obserwowa³ Londyn z okna samochodu. Szeæ lat?
zastanawia³ siê. Nie, siedem. Mimo to nie mia³ w¹tpliwoci, i¿ wci¹¿ bez
trudu móg³by odszukaæ pewien pub w Soho, gdzie swego czasu przepro-
wadza³ wywiad z attaché ambasady amerykañskiej. Na West Endzie by³a
maleñka galeria, gdzie spotka³ m³odziutk¹ artystkê o rubensowskich kszta-
³tach i uroczym g³osie.
Przypomnia³ sobie dwie niezapomniane noce, które wówczas spêdzi-
li ze sob¹. Siedem lat temu, pomyla³, zanim przeniós³ siê do Waszyngto-
nu. Zanim pozna³ Liv. Tym razem wszystko mia³o byæ inaczej. Thorpea
zupe³nie nie interesowa³y niezapomniane noce z jak¹ nieznajom¹. Pra-
gn¹³ ca³ego ¿ycia. I jednej tylko kobiety. Liv.
Wysiadaj¹c z taksówki, sam zaj¹³ siê swoim baga¿em. Od lat przy-
zwyczai³ siê zabieraæ ze sob¹ niewiele rzeczy. W powietrzu wyczuwa³o
siê wilgotny ch³ód rezultat kapuniaczka, który dopiero co przesta³ pa-
daæ. Otuleni w p³aszcze przechodnie szybko przemykali ulicami. Kiedy
Thorpe wszed³ do holu, ujrza³ czekaj¹cy na niego t³um reporterów. Na-
dzieja na szybki prysznic, jeszcze przed krótkim spotkaniem informacyj-
nym, okaza³a siê nierealna.
Thorpe.
Przesun¹³ torbê i umiechn¹³ siê do Liv. Skinê³a mu g³ow¹.
Co nam przygotowali? zapyta³.
Salê konferencyjn¹ na drugim piêtrze us³ysza³ w odpowiedzi.
A wiêc chodmy, postaram siê przekazaæ wam najnowsze infor-
macje. I zanim Liv zd¹¿y³a siê wmieszaæ w t³um, chwyci³ j¹ za rêkê.
Jak min¹³ lot?
Spokojnie odpowiedzia³a wymijaj¹co, wiedz¹c, ¿e nie zdo³a siê
od niego uwolniæ. A tobie?
Ogromnie mi siê d³u¿y³. Rozemia³ siê szeroko, wchodz¹c do
windy. Têskni³em za tob¹.
Przestañ, Thorpe rzuci³a szorstko.
Mam przestaæ têskniæ za tob¹? Chêtnie, jeli tylko ty przestaniesz
mnie unikaæ.
Wcale ciebie nie unikam. Po prostu jestem zajêta.
T³ok w windzie uniemo¿liwia³ jej odsuniêcie siê od niego. Thorpe
prze³o¿y³ torbê do drugiej rêki i obj¹³ j¹ ramieniem.
90
Strasznie tu ciasno zauwa¿y³, kiedy spojrza³a na niego spod oka.
W powietrzu przesyconym tytoniem, potem i tani¹ wod¹ koloñsk¹,
jej zapach silny i niezwykle zmsys³owy, dzia³a³ na niego odurzaj¹co.
Si³¹ powstrzymywa³ siê, aby nie zanurzyæ twarzy w jej w³osach i zapo-
mnieæ o bo¿ym wiecie.
Chcesz zrobiæ z siebie widowisko, tak? cicho powiedzia³a.
Jeli ty tego chcesz odpar³. Marzê o tym, aby ciê poca³owaæ,
Liv wyszepta³ jej wprost do ucha. W³anie teraz.
Nie wa¿ siê!
Chcia³a siê od niego odsun¹æ, ale w kabinie nie by³o skrawka wolne-
go miejsca. Utkwi³a wiêc w nim tylko pe³ne wciek³oci spojrzenie. I to
by³ jej pierwszy b³¹d.
Jego usta znajdowa³y siê o centymetry od jej ust. Jego oczy, wyranie
rozbawione, wcale nie unika³y jej wzroku. Widzia³a w nich po¿¹danie,
niszczycielsk¹, magnetyczn¹ si³ê. Poczu³a w g³owie pustkê.
Kiedy drzwi windy siê otworzy³y, z jej wnêtrza wysypa³ siê t³um lu-
dzi. Liv sta³a bez ruchu, ale to nie ramiona Thorpea j¹ zatrzymywa³y,
lecz spojrzenie jego spokojnych, pewnych siebie oczu.
No, T.C., zróbmy to wreszcie.
Thorpe nie odpowiedzia³. Umiechn¹³ siê tylko i poprowadzi³ j¹
w stronê korytarza.
Musimy to od³o¿yæ na póniej rzek³.
Odurzenie minê³o i Liv wydosta³a spod w³adzy Thorpea.
Nie bêdzie ¿adnego póniej rzuci³a z furi¹, po czym, kln¹c pod
nosem, zajê³a miejsce w sali konferencyjnej.
Spotkanie trwa³o oko³o trzydziestu minut i kiedy Thorpe dotar³
wreszcie do swego pokoju, dwudziestogodzinny ciê¿ki dzieñ pracy zda-
wa³ siê dobiegaæ koñca. Id¹c pod prysznic, ju¿ po drodze zrzuca³ z sie-
bie ubranie.
Liv wesz³a do pokoju i poleci³a s³u¿bie hotelowej przynieæ swój ba-
ga¿. Czeka³a, a¿ boy ods³oni story i sprawdzi, czy s¹ czyste rêczniki w ³a-
zience. Marzy³a o ³ó¿ku i fili¿ance dobrej herbaty.
Ta podró¿ by³a taka mêcz¹ca, pomyla³a, wsuwaj¹c w rêkê s³u¿¹cego
jednofuntowy banknot. Dlaczego jej siostrze nigdy to nie przeszkadza³o,
a przecie¿ tak czêsto przenosi³a siê z miejsca na miejsce, z jednego kraju
do drugiego, z przyjêcia na przyjêcie? Gdyby by³a Melind¹, nigdy by nie
siedzia³a w pokoju z fili¿ank¹ herbaty w rêku. Szybko by siê przebra³a
i wyruszy³a na miasto poznawaæ jego nocne ¿ycie.
91
Ale ja nie jestem Melind¹, powiedzia³a do siebie, zrzucaj¹c marynar-
kê. Nawet na to, co robi³a, doba mia³a za ma³o godzin. Zdejmuj¹c obuwie
pomyla³a, ¿e jutro w ogóle nie bêdzie czasu na odpoczynek. Zerkn¹w-
szy w lustro, dostrzeg³a cienie pod oczami. Nie mo¿e pozwoliæ sobie na
to, ¿eby jutro pokaza³a to kamera. Wypije fili¿ankê herbaty, rzuci okiem
na notatki i natychmiast po³o¿y siê do ³ó¿ka. Ju¿ chcia³a podnieæ s³u-
chawkê, aby z³o¿yæ zamówienie, kiedy nagle us³ysza³a pukanie do drzwi
³¹cz¹cych jej pokój z s¹siednim.
Zmarszczy³a brwi. Jeli to który z reporterów szuka towarzystwa albo
chce porozmawiaæ o Summerfieldzie, to wcale jej to nie interesuje.
Kto tam?
Kolega z ekipy prasowej, Carmichael.
Thorpe! zawo³a³a z oburzeniem. Bez namys³u odblokowa³a za-
mek i otworzy³a drzwi. Thorpe sta³ oparty o framugê, ubrany jedynie we
frotowy szlafrok. Musia³ niedawno wyjæ spod prysznica, poniewa¿ jego
w³osy wci¹¿ by³y wilgotne, a skóra pachnia³a myd³em i p³ynem po gole-
niu. Co ty tu robisz?
Przygotowujê korespondencjê oznajmi³ ze mierteln¹ powag¹.
To mój zawód.
Doskonale wiesz, co mam na myli zagryz³a wargi. Sk¹d siê
wzi¹³e w tym pokoju?
Mia³em szczêcie.
Ile da³e w recepcji, ¿eby to sobie za³atwiæ?
Rozemia³ siê szeroko.
Nie muszê odpowiadaæ na tak postawione pytanie. Spróbuj jeszcze
raz. Wci¹¿ miej¹c siê, spojrza³ na jej nogi, z których nie zd¹¿y³a jesz-
cze ci¹gn¹æ rajstop. Wychodzisz gdzie?
Nie, nie wychodzê. Skrzy¿owa³a ramiona, gotowa do ostrej wy-
miany zdañ.
Wspaniale. Lubiê mi³y wieczór w domu.
Zrobi³ ruch, jakby mia³ zamiar wejæ do jej pokoju, ale rêka Liv
gwa³townie wyl¹dowa³a na jego piersi.
Wiesz co, Thorpe? D³oñ dotknê³a jego nagiej piersi w miej-
scu, gdzie po³y szlafroka zachodzi³y na siebie. Nag³y ruch spowodo-
wa³ rozchylenie siê materia³u, ukazuj¹c ciemny, sprê¿ysty zarost po-
krywaj¹cy klatkê piersiow¹ a¿ do pasa. Thorpe, zupe³nie tym nie zmie-
szany, nie przestawa³ siê umiechaæ. Liv cofnê³a rêkê. Jeste nie do
zniesienia.
92
Robiê, co mogê. Podniós³ do góry rêkê i owin¹³ sobie kosmyk
jej w³osów dooko³a palca. Gdyby jednak mia³a ochotê wyjæ
zacz¹³.
Nie mam zamiaru wychodziæ powtórzy³a z furi¹. I nie ma
mowy o ¿adnym mi³ym wieczorze. Chcê, aby w koñcu zrozumia³...
Czy¿by nie s³ysza³a, ¿e koledzy w obcym miejscu powinni trzy-
maæ siê razem? Umiechn¹³ siê filuternie i Liv trudno by³o utrzymaæ
powagê.
Zrobiê dla ciebie wyj¹tek, Thorpe rzuci³a z rozdra¿nieniem.
Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju?
Liv, to nie nale¿y do dobrego tonu, aby mê¿czyzna zostawia³ na-
rzeczon¹ sam¹.
Mówi³ to z takim przekonaniem, ¿e zaskoczona Liv nie od razu po-
trafi³a siê zdobyæ na w³aciw¹ ripostê.
Narzeczon¹? Nie jestem twoj¹ narzeczon¹ krzycza³a. Nie mam
zamiaru za ciebie wychodziæ.
Mo¿e dorzucisz do naszego zak³adu jeszcze jedn¹ stówê.
Nie! wbi³a palce w jego tors. Teraz dobrze mnie pos³uchaj, Thor-
pe. Takie fantazjowanie to twoja sprawa, mnie jednak do tego nie mie-
szaj. Nie interesuje mnie to.
Ale mo¿e ciê to zainteresuje spokojnie zauwa¿y³. Niektóre z mo-
ich fantazji s¹ doprawdy fascynuj¹ce.
Nie mam zamiaru spaæ drzwi w drzwi z szaleñcem. Poproszê o in-
ny pokój. Podj¹wszy decyzjê, gwa³townie siê odwróci³a.
Boisz siê? zapyta³, widz¹c jak w popiechu ³apie za baga¿.
Bojê siê? Liv od³o¿y³a baga¿ na miejsce. Dzieñ, w którym za-
cznê siê baæ ciebie...
Mia³em na myli twój lêk przed sam¹ sob¹. Nachyli³ siê ku
niej i z uwag¹ patrzy³ w jej rozwcieczon¹ twarz. Byæ mo¿e nie je-
ste pewna, czy potrafisz siê powstrzymaæ przed zapukaniem do mo-
ich drzwi.
Patrzy³a na niego, jakby nie rozumia³a, co powiedzia³.
Przed jakim pukaniem? w koñcu wykrztusi³a. Mylisz... ty my-
lisz, ¿e ja uwa¿am ciê za tak interesuj¹cego, tak... tak...
Poci¹gaj¹cego pospieszy³ jej z pomoc¹.
Liv zacisnê³a piêci.
Bez trudu potrafiê ci siê oprzeæ, Thorpe.
Czy¿by?
93
Zanim zdo³a³a wykonaæ jakikolwiek ruch, ju¿ by³a w jego ramionach.
Zanim zdo³a³a pomyleæ o protecie, jego usta ju¿ by³y na jej ustach. Przy-
ci¹gaj¹c j¹ coraz mocniej do siebie, zdawa³ siê ³amaæ jej opór wbrew jej
woli. Jego poca³unki by³y tym razem bardziej zdecydowane. Panowa³
nad sytuacj¹, chocia¿ nie przychodzi³o mu to ³atwo. Zanurzywszy palce
we w³osy, odchyla³ g³owê Liv do ty³u, wci¹¿ nie przestaj¹c jej ca³owaæ.
¯adnych k³opotów, Liv wymamrota³.
Z trudem ³apa³a oddech. Pokrêci³a przecz¹co g³ow¹, chc¹c co po-
wiedzieæ, ale Thorpe nie da³ jej ¿adnych szans.
Znowu j¹ zacz¹³ ca³owaæ, gor¹co i namiêtnie. Jêk rozkoszy wydoby³
siê z jej ust. Wplot³a palce w jego wilgotne w³osy, aby przyci¹gn¹æ go
bli¿ej siebie. Czu³a, jak ogarnia j¹ p³omieñ po¿¹dania. Thorpe zdawa³ siê
to dostrzegaæ. Jego rêce pieci³y jej cia³o, koniuszkami palców delikatnie
muskaj¹c jej krêgos³up, biodra i uda.
Palce Liv dotyka³y jego twarzy, jakby j¹ mia³y zamiar wyrzebiæ. To
jeszcze bardziej wzmaga³o jego po¿¹danie. Przyciska³ j¹ do siebie tak
mocno, jakby chcia³, aby stali siê jednym cia³em. Poddawa³a siê mu jak
bezwolna marionetka, a¿ w koñcu przesta³a ju¿ byæ pani¹ siebie. Piersi
nabrzmiewa³y, kiedy ich dotyka³. Delikatnie pieci³ stercz¹ce brodawki,
a¿ oddech Liv sta³ siê krótki i przyspieszony.
Nie myla³a ju¿ o oporze. Chcia³a p³on¹æ od ognia jego ust i dotyku
r¹k. Kiedy jego wargi zawêdrowa³y na jej szyjê, odchyli³a do ty³u g³owê,
aby poddaæ mu siê jeszcze bardziej. Wilgotny ¿ar jêzyka przesuwaj¹cego
siê po jej skórze sprawia³, ¿e dr¿a³a z rozkoszy. Nagim torsem dotyka³ jej
piersi. Trzyma³ j¹ mocno w ramionach, uniemo¿liwiaj¹c jakikolwiek ruch.
Ca³owa³ jej kark, pulsuj¹ce têtno na szyi, zarys brody, a kiedy po chwili
znowu wróci³ do jej ust, Liv zdawa³o siê, ¿e wszystkie jej pragnienia
skoncentrowa³y siê w tym jednym dotyku warg.
Fala namiêtnoci zala³a jej cia³o. Liv mia³a wra¿enie, jakby nagle
eksplodowa³a w niej b³yskawica, zupe³nie pozbawiaj¹c j¹ si³. Zduszony
okrzyk wyrwa³ siê z jej ust i bezwolna osunê³a siê w jego ramionach.
Thorpe spojrza³ na ni¹ z niepokojem. W jej oczach dostrzeg³ lady
namiêtnoci, strachu i zawstydzenia. Jej wzrok by³ bardziej wymowny
ni¿ porywcze s³owa czy p³omienne zaprzeczenia.
Zdobycie Liv teraz by³oby proste, ale posiadanie jej w sensie fizycz-
nym by³oby jedynie cz¹stk¹ tego, na czym mu zale¿a³o. Kiedy w koñcu
bêd¹ siê kochaæ, a co do tego nie mia³ ¿adnych w¹tpliwoci, sama do
niego przyjdzie, i to bez ¿adnych obaw. Postanowi³ czekaæ.
94
Umiechaj¹c siê, musn¹³ ustami jej usta. Znowu chcia³ ujrzeæ, jak
wybucha gniewem.
Na wypadek gdyby zmieni³a zdanie, Carmichael, nie bêdê zamy-
ka³ drzwi. Nawet nie bêdziesz musia³a pukaæ.
Wycofa³ siê z pokoju, ostro¿nie przymykaj¹c za sob¹ drzwi. Po kilku
sekundach dobieg³ go g³uchy odg³os rzuconego w jego kierunku buta.
Thorpe, miej¹c siê od ucha do ucha, w³¹czy³ telewizjê, aby obejrzeæ
brytyjski serwis informacyjny.
95
&
C
ichy, monotonny dwiêk budzika wyrwa³ Liv ze snu o szóstej
rano. Automatycznie siêgnê³a do przycisku, po czym chwilê
jeszcze le¿a³a w ³ó¿ku, rozgl¹daj¹c siê po hotelowym wnêtrzu,
zanim dotar³o do niej, gdzie siê znajduje. Jestem w Londynie, pomyla³a
i przetar³a rêk¹ oczy.
Nie spa³a dobrze. Usiad³a i podci¹gn¹wszy kolana, opar³a na nich
czo³o. Przeklêty Thorpe! Pó³ nocy przewraca³a siê z boku na bok, drêczo-
na w¹tpliwociami i pragnieniami, o których istnieniu, zanim pozna³a
Thorpea, nawet nie mia³a pojêcia. Jej pobyt w Londynie mia³ charakter
wy³¹cznie zawodowy. Nawet gdyby dysponowa³a wolnym czasem, nie
mia³aby ochoty na cokolwiek innego. Po prostu nie chcia³a siê anga¿o-
waæ w ¿aden zwi¹zek z tym cz³owiekiem. Dlaczego on nie mo¿e tego
zrozumieæ?
Poniewa¿, pomyla³a, mówiæ co, a postêpowaæ zgodnie z tym, co
siê mówi, to dwie zupe³nie ró¿ne rzeczy. Jak mia³a go przekonaæ, ¿e nie
chce siê anga¿owaæ, jeli jej cia³o za ka¿dym razem, kiedy jest blisko
niego, zupe³nie temu przeczy? Tak, pragnê³a go. Gdy trzyma³ j¹ w ramio-
nach, gdy j¹ ca³owa³, by³a gotowa mu siê oddaæ. To, czego chcia³a, odpo-
wiada³o temu, czego on chcia³. I to j¹ w³anie przera¿a³o.
Ten problem musi najpierw rozwi¹zaæ sama ze sob¹. Przede wszyst-
kim musi znaleæ inne t³umaczenie, nie mo¿e mówiæ, ¿e nie chce siê an-
ga¿owaæ, ale ¿e tego nie akceptuje.
96
Wsta³a z ³ó¿ka, ¿eby wzi¹æ prysznic i przygotowaæ siê do wyjcia.
Czeka³o j¹ tyle pracy, nie powinna wiêc siedzieæ i rozmylaæ o osobi-
stych problemach. W ogóle zbyt wiele o Thorpie myla³a. Wyobra¿a³a
sobie, jak¹ satysfakcjê by mu sprawi³o, gdyby o tym wiedzia³.
W³o¿y³a elegancki, ciemny kostium w kolorze grafitu. Zapi¹wszy
ostatni guzik, zerknê³a w lustro. Mo¿e byæ. Odrobina korektora skutecz-
nie zatuszowa³a g³êbokie cienie pod oczami. Znowu ten Thorpe, pomy-
la³a ze z³oci¹.
Cienka aktówka zmieci jej notatki, dodatkowy blok papieru i zapasowe
o³ówki. Przerzuci³a p³aszcz przez ramiê i ju¿ zamierza³a wyjæ, kiedy pod
drzwiami ³¹cz¹cymi jej pokój z pokojem Thorpea zauwa¿y³a co bia³ego.
Chwilê patrzy³a w tym kierunku. To co wygl¹da³o na licik. Naj-
lepiej zrobi, jeli to zignoruje. Skierowa³a siê w stronê wyjcia, po czym
nagle zawróci³a i, schyliwszy siê, podnios³a kartkê papieru.
Dzieñ dobry przeczyta³a.
To wszystko. Rozemia³a siê. On jest szalony, ponownie pomyla³a.
Absolutnie szalony. Pod wp³ywem nag³ego impulsu wyrwa³a kartkê z no-
tesu i szybko skreli³a identyczne s³owa. Po wsuniêciu kartki pod drzwi
wysz³a z pokoju.
Tak jak to by³o wczeniej uzgodnione, spotka³a siê z kolegami z eki-
py w hotelowym barku.
Hej, Liv zawo³a³ Bob. Masz na co ochotê?
Tylko na kawê. Wziê³a do rêki dzbanek i nape³ni³a fili¿ankê.
Na morze kawy.
Czeka nas ciê¿ki dzieñ zauwa¿y³ Bob i zacz¹³ poch³aniaæ stoj¹c¹
przed nim jajecznicê.
Zaraz zaczynamy powiedzia³a Liv. Skinê³a na kelnera. Chcê
mieæ stanowisko przed Opactwem Westminsterskim, zanim dotr¹ tam t³u-
my, i drugie przy Downing Street 10. Jeli dopisze nam szczêcie, zrobi-
my parê ujêæ wdowie po Summerfieldzie. S¹dzê, i¿ ulice zostan¹ zamkniête
mniej wiêcej na godzinê przed wyruszeniem konduktu.
Jeden z cz³onków ekipy wyci¹gn¹³ w jej stronê grzankê, ale Liv po-
krêci³a przecz¹co g³ow¹.
Bêdziemy potrzebowali paru ujêæ t³umu do póniejszego pod³o¿e-
nia dwiêku.
Muszê kupiæ parê drobiazgów dla mojej ¿ony i dzieci. Bob roze-
mia³ siê. Dosyæ siê ju¿ nas³ucha³em, ¿e wyje¿d¿am do Londynu bez
nich. Jeli nie przywiozê prezentów, bêdê musia³ spaæ na sofie.
97
Mylê, ¿e mimo wszystko znajdziesz trochê czasu na zakupy od-
rzek³a Liv, rozgl¹daj¹c siê po wnêtrzu baru.
Szukasz kogo? zapyta³ Bob, wbijaj¹c widelec w parówkê.
Co mówisz? spojrza³a na niego z roztargnieniem.
Ca³y czas rozgl¹dasz siê dooko³a. Umówi³a siê z kim?
Nie odpowiedzia³a, niezadowolona, i¿ niewiadomie szuka³a
Thorpea. Lepiej siê pospieszcie. Mamy bardzo napiêty plan.
Przez nastêpne dziesiêæ minut pi³a kawê, odwrócona ty³em do baru.
Nik³e promienie s³oñca dawa³y niewiele ciep³a. Liv sta³a naprzeciw-
ko Opactwa Westminsterskiego. Przegl¹da³a notatki, czekaj¹c, a¿ jej eki-
pa przygotuje stanowisko i zamontuje aparaturê. Ocenia³a, ¿e telewizyj-
na reklama zajmie oko³o czterdziestu piêciu sekund.
Londyn by³ szary pod ciê¿kimi od deszczu chmurami. Wie¿e Opactwa
wznosi³y siê ku mrocznemu niebu. Ale Liv nie zwraca³a na to uwagi. Myla-
³a jedynie o tym czekaj¹cym ich czterdziestopiêciosekundowym nagraniu.
Skup siê na mnie poleci³a kamerzycie. Po kilku s³owach wpro-
wadzenia odwrócê siê i wska¿ê rêk¹ na Opactwo. Zrobisz zbli¿enie na
wi¹tyniê, po czym znowu wrócisz do mnie.
Bob zaczeka³, a¿ technik od wiat³a sprawdzi licznik.
Okej?
Liv wziê³a do rêki mikrofon, po czym skinê³a g³ow¹. Po chwili, nie-
zadowolona z nagrania, zdecydowa³a siê na powtórkê. Lekki wietrzyk
rozwiewa³ jej w³osy, kiedy mówi³a o zbli¿aj¹cych siê uroczystociach.
Nastêpnie, jakby zupe³nie zapominaj¹c o limicie czasu, zapozna³a wi-
dzów z histori¹ opactwa. Kiedy kamera znowu do niej wróci³a, spojrza³a
w obiektyw szczerymi, pe³nymi powagi oczami.
Mówi³a Olivia Carmichael sprzed Opactwa Westminsterskiego
w Londynie.
No i jak? Bob opar³ kamerê na biodrze.
Liv spojrza³a na zegarek.
W porz¹dku. Przenosimy siê na Downing Street. Za dwie godziny
pocz¹tek uroczystoci. To dosyæ du¿o czasu, aby zd¹¿yæ zorganizowaæ
stanowisko i nakrêciæ parê migawek z ulicy. Za¿¹damy jeszcze jednego
spotkania z Thorpeem, zanim wylemy nasz materia³ do Stanów.
98
Thorpe, czekaj¹c na prezydenta, mia³ czas na wypicie trzech fili¿a-
nek kawy. Jego spotkanie z Donaldsonem wyjani³o jedynie, ¿e prezy-
dent spokojnie spêdzi³ wieczór i ¿e wsta³ bardzo wczenie. Ale Thorpe
nie by³ usatysfakcjonowany.
Na zewn¹trz czeka³a limuzyna z agentami ochrony dyskretnie czu-
waj¹cymi z ty³u samochodu. Thorpe siêgn¹³ po papierosa. Nie mia³ na
sobie p³aszcza, chocia¿ ch³ód wiosennego poranka dawa³ siê mocno we
znaki. Jego kamerzysta pogwizdywa³ co wyj¹tkowo niemelodyjnego,
podczas gdy reszta ekipy prowadzi³a ciszon¹ rozmowê. Thorpe nie zwra-
ca³ na nich uwagi. Obserwowa³ agentów ochrony. Wszystko wskazywa³o
na to, i¿ tajniacy byli postawieni w stan pogotowia.
Kiedy prezydent ukaza³ siê w drzwiach, wszystko nagle nabra³o ¿y-
cia. Thorpe us³ysza³ charakterystyczny dwiêk uruchamianej kamery.
Wzi¹³ do rêki mikrofon. Niemal bezwiednie odnotowa³, jak by³a ubrana
¿ona prezydenta. Od reportera wymaga siê szczegó³owej relacji.
Panie prezydencie!
Prezydent zatrzyma³ siê przy drzwiach limuzyny i odwróci³ do Thor-
pea.
T.C. powiedzia³. To smutny dzieñ nie tylko dla Anglii, ale i ca-
³ego wiata.
Tak, panie prezydencie. Jak pan s¹dzi, czy mieræ premiera Sum-
merfielda wp³ynie w jakim stopniu na pañsk¹ politykê zagraniczn¹?
mieræ Erica Summerfielda bolenie odczuj¹ wszyscy ludzie ce-
ni¹cy pokój.
Okrê¿na droga nie zda³a siê na nic, pomyla³ bez ¿alu Thorpe. To po
prostu gra. Zna³ równie¿ protokó³. W dniu pogrzebu nie wolno zadawaæ
zbyt dociekliwych pytañ.
Panie prezydencie doda³ zmieniaj¹c taktykê czy ma pan jakie
osobiste wspomnienia dotycz¹ce zmar³ego premiera?
Prezydent, jakby zaskoczony zmian¹ tematu, powiedzia³ w zamy-
leniu:
Móg³ spacerowaæ godzinami. Umiechn¹³ siê. Przekona³em siê
o tym w Camp David. Summerfieldowi najlepiej siê myla³o, kiedy spa-
cerowa³. Mówi¹c te s³owa, prezydent zaj¹³ miejsce w limuzynie tu¿
obok ma³¿onki.
Thorpe, wci¹¿ nieusatysfakcjonowany, czeka³ na samochód prasowy.
Jego komentarz i film z uroczystoci pogrzebowych zostanie przekazany
do kraju za porednictwem satelity. Ekipa, ustawiona w pobli¿u Opactwa
99
Westminsterskiego, gdzie mia³o byæ odprawione nabo¿eñstwo, by³a ju¿
w pogotowiu.
Thorpe zauwa¿y³ pojawienie siê limuzyny rodziny królewskiej, pó-
niej innych osobistoci odgrywaj¹cych niegdy du¿¹ rolê w karierze po-
litycznej Summerfielda oraz w jego ¿yciu osobistym. Na ulicach groma-
dzi³y siê t³umy widzów, ale nie by³y one zbyt ha³aliwe. Ludzie rozma-
wiali ze sob¹ szeptem, jakby siê znajdowali we wnêtrzu wi¹tyni.
Thorpe raz rzuci³ okiem na Liv, ale to nie by³a w³aciwa pora na za³a-
twianie prywatnych spraw. Kiedy mówi³ do mikrofonu, widzia³ j¹ k¹tem
oka. Jego nerwy by³y napiête, jakby przeczuwa³, ¿e co siê stanie.
W pewnej chwili jaki samochód prze³ama³ policyjn¹ zaporê, zamie-
rzaj¹c z du¿¹ szybkoci¹ uderzyæ w czo³o kolumny pogrzebowej. Rozle-
g³y siê strza³y. Stoj¹cy wzd³u¿ ulic ludzie w panice rzucili siê do uciecz-
ki. Kamerzyci wspó³zawodniczyli ze sob¹ o jak najlepsze miejsce do
filmowania. Liv, trzymaj¹c mikrofon, bieg³a przed siebie, przekazuj¹c
relacjê na ¿ywo. Thorpe widzia³, jak siê zbli¿a³a.
Kondukt zatrzyma³ siê. Pociski przedziurawi³y opony pêdz¹cego auta.
Samochód zarzuci³o i kierowca straci³ nad nim panowanie. Przednia szy-
ba potrzaska³a siê na tysi¹ce kawa³ków, kiedy auto skrêci³o w bok i ude-
rzywszy w krawê¿nik, zatrzyma³o siê.
Z wnêtrza rozbitego pojazdu wyskoczy³o czterech uzbrojonych mê¿-
czyzn, którzy natychmiast otworzyli ogieñ w kierunku uczestników cere-
monii. Zszokowani ludzie krzyczeli, biegli, przewracali siê i znowu bie-
gli szukaj¹c ratunku.
Liv par³a do przodu, pod¹¿aj¹c za swoim kamerzyst¹. Popychana i po-
tr¹cana co chwila, zanurza³a siê w t³umie, walcz¹c z napieraj¹c¹ fal¹ spa-
nikowanych ludzi, którzy pêdzili w przeciwnym ni¿ ona kierunku.
Odg³os strza³ów miesza³ siê z dobiegaj¹cymi ze wszystkich stron
krzykami strachu i przera¿enia. W pewnej chwili Liv otrzyma³a silne
uderzenie w ramiê, kiedy kto potr¹ci³ j¹ w biegu. Mimo to wci¹¿ sz³a
do przodu, nie przerywaj¹c relacji.
Tym, kto j¹ w koñcu zatrzyma³, by³ Thorpe. Kiedy go mija³a, chwy-
ci³ j¹ za rêkê, odci¹gn¹³ na bok i zas³oni³ sob¹. W tej samej niemal
chwili jaki zab³¹kany pocisk uderzy³ w nawierzchniê ulicy niespe³na
metr od nich.
Nie b¹d kretynk¹ warkn¹³, po czym podniós³ do ust mikrofon.
Czterej mê¿czyni ci¹gn¹³ nie odrywaj¹c oczu od ulicy zamasko-
wani i uzbrojeni w wysokiej klasy karabiny...
100
Liv szarpnê³a siê, chc¹c siê od niego uwolniæ. Poniewa¿ jednak przej-
cie mia³a zablokowane, musia³a prowadziæ relacjê z tego miejsca, w któ-
rym siê znajdowa³a. Patrz¹c przez ramiê Thorpea, widzia³a rozbity sa-
mochód i uzbrojonych bandytów. Bob nie potrzebowa³ ¿adnych instruk-
cji. Przyklêkn¹wszy na jedno kolano, filmowa³ wydarzenia z takim spo-
kojem, jakby to by³o przyjêcie na wie¿ym powietrzu, a nie terrorystycz-
ny zamach. Z ka¿dego miejsca, gdzie mo¿na by³o znaleæ jak¹kolwiek
os³onê, przedstawiciele wiatowej prasy starali siê wykonywaæ swój za-
wód. S³owo zamach p³ynê³o na falach radiowych we wszystkich mo¿-
liwych jêzykach.
Nagle znowu wybuch³a gwa³towna strzelanina, po czym zapad³a z³o-
wieszcza cisza.
Thorpe nie przerywa³ relacji nawet wtedy, gdy czterej bandyci le¿eli
ju¿ na ulicy i kontynuowa³ j¹ spokojnym i wywa¿onym g³osem. Mia³ obo-
wi¹zek przekazywaæ fakty tak, jak je widzia³. W³anie dlatego zdecydo-
wa³ siê pracowaæ w telewizyjnym serwisie informacyjnym. To wielkie
wyzwanie dla reportera relacjonowaæ wydarzenia natychmiast, na ¿ywo,
bez notatek, bez przygotowania, kiedy adrenalina pracuje na najwy¿szych
obrotach, a instynkt dzia³a jak u wytrawnego myliwego.
Przez nastêpne piêtnacie minut Thorpe mówi³ nieprzerwanie, a¿ t³um
siê uspokoi³ i kondukt ruszy³ do Opactwa, gdzie mia³y siê rozpocz¹æ uro-
czystoci pogrzebowe. Wewn¹trz wi¹tyni przyst¹piæ do pracy bêdzie móg³
londyñski korespondent CNC, a tymczasem Thorpe postara siê zebraæ
jak najwiêcej informacji na temat zamachu. Da³ sygna³, ¿e koñczy spra-
wozdanie, i skin¹³ na kamerzystê.
Nie mia³e prawa napad³a na niego Liv.
Zamknij siê, Olivio. Dopiero teraz zda³ sobie sprawê, jak bardzo
by³ wkurzony. Kiedy przekazywa³ mikrofon technikom, jego rêka lekko
dr¿a³a. Liv mog³a zgin¹æ, pomyla³ z przera¿eniem. Stoj¹c tu¿ obok nie-
go, mog³a zgin¹æ.
Doprowadzona do wciek³oci Liv krzycza³a:
Za kogo ty siê uwa¿asz... urwa³a nagle, czuj¹c, jak Thorpe chwy-
ta j¹ za ramiê.
Kto musia³ ciê zatrzymaæ, zanim znajdziesz siê w krzy¿owym
ogniu. To, co zrobi³a, to wyj¹tkowy kretynizm. Chwyci³ j¹ za ramiona
i potrz¹sn¹³ ni¹. Kto by przekaza³ tê twoj¹ wspania³¹ relacjê, skoro ty
z takim zapa³em laz³a pod kule?
Liv odepchnê³a go.
101
Wcale nie mia³am zamiaru leæ pod kule. Wiedzia³am, co robiê
powiedzia³a lodowatym tonem.
Nie myla³a o niczym innym, jak tylko o tym, aby siê znaleæ w sa-
mym rodku zdarzeñ. Teraz ju¿ krzycza³, nie zwracaj¹c uwagi, ¿e staje siê
obiektem zainteresowania zaciekawionych kolegów. Czy¿by mia³a zamiar
poprosiæ ich grzecznie, aby przestali strzelaæ i udzielili ci wywiadu?
Liv patrzy³a na niego ze zdumieniem.
Nie mam pojêcia, o czym mówisz spokojnie powiedzia³a. Nie
robi³am niczego, czego nie robiliby inni reporterzy. Szybkim ruchem
rêki odgarnê³a do ty³u w³osy. Ty przecie¿ robi³e to samo. Nie mia³e
prawa przeszkadzaæ mi w pracy.
Przeszkadzaæ ci w pracy? powtórzy³ z niedowierzaniem. Prze-
cie¿ tam by³o czterech uzbrojonych po zêby bandytów.
Cholera, doskonale o tym wiem! Wyprowadzona z równowagi
macha³a mu przed nosem mikrofonem. To dziennikarska relacja. Co
siê z tob¹ dzieje?
Thorpe wiedzia³, ¿e przesadzi³. Ale z³oæ wcale nie mija³a, mia³ ochotê
znowu ni¹ potrz¹sn¹æ. Aby siê przed tym powstrzymaæ, w³o¿y³ rêce do
kieszeni. Nie potrafi³ znieæ myli, ¿e mog³aby znaleæ siê w niebezpie-
czeñstwie... i ¿e on nic nie móg³by na to poradziæ.
Muszê dokoñczyæ reporta¿ powiedzia³ sucho i odszed³.
Liv, opar³szy na biodrach zaciniête w piêci d³onie, rzuci³a za nim
pe³ne wciek³oci spojrzenie. Po chwili, nabrawszy g³êboko w p³uca po-
wietrza, podesz³a do Boba.
Zbierz resztê ekipy. Musimy dokoñczyæ relacjê.
Liv przeprowadzi³a kolejne wywiady z osobami urzêdowymi, naocz-
nymi wiadkami i policj¹. Rozmawia³a ze miertelnie blad¹, zszokowan¹
kobiet¹, któr¹ zrani³a w ramiê jaka zab³¹kana kula. Chcia³a zasiêgn¹æ
jakich bli¿szych informacji, wypytuj¹c w t³umie, ale nikt nic nie wie-
dzia³, prócz tego, ¿e czterej nie zidentyfikowani mê¿czyni dokonali cze-
go, czego nie da³oby siê okreliæ inaczej jak samobójczy akt.
Dwadziecia cztery osoby odnios³y rany, raczej z powodu paniki ni¿
strzelaniny, szeæ osób znalaz³o siê w szpitalu, z czego dwie z powa¿ny-
mi obra¿eniami. Liv, przedzieraj¹c siê przez t³um, szybko przebiega³a
wzrokiem listê nazwisk osób poszkodowanych.
Uroczystoci ¿a³obne wewn¹trz wi¹tyni odbywa³y siê zgodnie z pla-
nem, podczas gdy prasa i policja zajê³y stanowiska na zewn¹trz. Ambu-
lanse kr¹¿y³y tam i z powrotem. Rozbity samochód zosta³ odholowany.
102
Na d³ugo przed zakoñczeniem ¿a³obnego nabo¿eñstwa, na ulicach po nie-
dawnych wydarzeniach nie pozosta³o nawet ladu.
Zaj¹wszy dogodne miejsce do obserwacji, Liv widzia³a, jak cz³onko-
wie rodziny królewskiej opuszczaj¹ wi¹tyniê. Jeli zdecydowano siê na
wzmocnienie ochrony, zrobiono to bardzo dyskretnie. Poczeka³a, a¿ od-
jedzie ostatnia limuzyna. Rozcieraj¹c bol¹ce ramiê, przygl¹da³a siê ka-
merzystom, którzy sk³adali swój ekwipunek. Sta³a tu ju¿ od tylu godzin.
Co teraz? zapyta³ Bob, chowaj¹c kamerê do futera³u.
Scotland Yard odpowiedzia³a znu¿onym g³osem. Co mi siê
zdaje, ¿e spêdzimy tam du¿o czasu, zanim siê czego dowiemy.
I wszystko na to wskazywa³o. Liv d³ugo czeka³a w t³umie innych re-
porterów, zanim Scotland Yard og³osi³ oficjalny komunikat. Ograniczy³ siê
w nim jednak do kilku bardzo enigmatycznych informacji. Do szóstej wie-
czorem Liv nie uzyska³a nic nowego, czym mog³aby uzupe³niæ swoj¹ kore-
spondencjê, musia³a wiêc poprzestaæ na rekapitulacji porannych zdarzeñ
i stwierdzeniu, ¿e, jak dot¹d, terrorystów nie uda³o siê zidentyfikowaæ.
Ostatnie ujêcie zrobi³a sprzed Scotland Yardu, po czym uda³a siê do hotelu.
Wyczerpana, le¿a³a przynajmniej godzinê w wannie, czekaj¹c, a¿ mi-
nie zmêczenie. Kiedy jednak wysz³a z k¹pieli, wnêtrze hotelowego poko-
ju nagle wyda³o siê jej zbyt spokojne i puste po prze¿yciach minionego
dnia. Zaczyna³a ¿a³owaæ, ¿e odrzuci³a zaproszenie kolegów, aby zjeæ
z nimi kolacjê.
Wci¹¿ jeszcze jest wczenie, pomyla³a. Za wczenie. Nie chcia³a
spêdziæ kolejnego wieczoru siedz¹c sama w pokoju hotelowym. Jeli siê
tylko zdecyduje, nie bêdzie mia³a problemu, aby znaleæ chêtnego do
pójcia na drinka czy kolacjê. Ale Liv nie mia³a ochoty spêdziæ wieczoru
na roztrz¹saniu tego, co sta³o siê w ci¹gu dzisiejszego dnia. Mia³a ochotê
zobaczyæ Londyn. Zapomniawszy o zmêczeniu, zaczê³a siê ubieraæ.
Na zewn¹trz by³o ch³odno. W powietrzu czu³o siê zapach deszczu,
który oci¹ga³ siê przez ca³y dzieñ i jako wci¹¿ siê nie móg³ zdecydowaæ.
Liv mia³a jedynie lekki p³aszcz, który narzuci³a na spodnie i sweter. Nie
zastanawiaj¹c siê nad tym, dok¹d chce pójæ, ruszy³a po prostu przed
siebie. Na ulicach wci¹¿ panowa³ o¿ywiony ruch i spaliny z przeje¿d¿a-
j¹cych samochodów dra¿ni³y jej nozdrza. S³ysza³a, jak Big Ben wybija
ósm¹. Jeli ma zamiar co zjeæ, musi znaleæ jak¹ restauracjê. Ale spa-
cer by³ taki przyjemny.
Znowu wróci³a mylami do tamtej podró¿y sprzed dziesiêciu lat. Ogl¹-
da³a Londyn z okien rollsa. A póniej by³o przyjêcie w pa³acu Buckin-
103
gham. Melinda w jasnoró¿owej sukni z organdyny i wspania³ym kapelu-
szu sk³ada³a uk³on przed królow¹. Liv bardzo chcia³a zobaczyæ Tower,
ale jej matka uwa¿a³a, ¿e National Gallery bêdzie bardziej odpowiednie.
Z obowi¹zku ogl¹da³a wspania³e obrazy, ale przez ca³y czas myla³a, jak
cudownie by³oby pójæ do jakiego pubu.
Kiedy, parê lat temu, Doug wspomnia³ o podró¿y do Londynu. To by³o
w collegeu, kiedy jeszcze ¿yli marzeniami. Nigdy jednak nie mieli tyle pie-
niêdzy, aby zaoszczêdziæ na bilety lotnicze. A póniej nie by³o ju¿ mi³oci,
która mog³aby uratowaæ ich marzenia. Liv otrz¹snê³a siê ze wspomnieñ. By³a
znowu w Londynie, mog³a obejrzeæ Tower, wejæ do pubu czy przejechaæ
siê metrem. Ale nie by³o nikogo, kto móg³by jej towarzyszyæ. Nikogo, z kim...
Liv!
Zdumiona odwróci³a siê i wpad³a na Thorpea. Po³o¿y³ jej rêkê na
ramieniu. Przez chwilê patrzy³a na niego tak, jakby nie wierzy³a w³a-
snym oczom.
Samotna? zapyta³, ale na jego twarzy nie by³o umiechu.
Tak. Ja... zastanawia³a siê, co powiedzieæ. Tak. Postanowi³am
trochê siê przejæ.
Mia³em wra¿enie, ¿e jeste gdzie daleko. Puci³ jej ramiê i w³o-
¿y³ rêkê do kieszeni.
Zamyli³am siê. Ruszy³a przed siebie i Thorpe szed³ obok niej.
Czy by³a ju¿ kiedy w Londynie?
Raz, bardzo dawno temu. A ty?
Jako bardzo m³ody ch³opak. Jaki czas szli w milczeniu. By³a
zaskoczona jego ma³omównoci¹, ale nie skomentowa³a tego. Jeli cho-
dzi o terrorystów, to nie ma nic nowego doda³ po chwili.
Tak. Wiem o tym. Ca³e popo³udnie spêdzi³am pod siedzib¹ Sco-
tland Yardu. Podejrzewam, ¿e to mog³a to byæ niezale¿na grupa.
Thorpe wzruszy³ ramionami.
Dysponowali bardzo nowoczesnym i jednoczenie bardzo kosztow-
nym sprzêtem, ale jak siê zdaje, nie do koñca widzieli, jak siê nim pos³u-
¿yæ. To musieli byæ szaleñcy.
Kompletny idiotyzm mruknê³a Liv, myl¹c o czterech mê¿czy-
znach, którzy, jak aktorzy, przez chwilê znaleli siê w wietle reflekto-
rów, graj¹c nie do koñca zrozumia³¹ rolê. G³upia, bezsensowna mieræ.
Szli dalej w milczeniu w ch³odzie londyñskiego wieczoru, owietlani
migotliwym blaskiem ulicznych lamp. W pewnej chwili Thorpe obj¹³ Liv
ramieniem.
104
Liv, dooko³a lata³o tyle pocisków.
Tak?
To cud, ¿e nikt wtedy nie zgin¹³.
Tak.
Nie mia³a zamiaru mu tego u³atwiæ. W koñcu Thorpe wyrzuci³ z siebie:
Trochê wtedy przesadzi³em, bo na chwilê zapomnia³em, ¿e ty tak-
¿e jeste reporterem. Myla³em tylko o tym, ¿e jeste kobiet¹ i ¿e nie chcê,
aby ci siê co sta³o.
Patrzy³a na niego w milczeniu.
Czy to przeprosiny? zapyta³a w koñcu.
Nie, to tylko wyjanienie.
Liv chwilê siê nad czym zastanawia³a.
W porz¹dku.
Co w porz¹dku?
Uzna³am, ¿e to ca³kiem sensowne wyjanienie. Umiechnê³a siê.
Ale nastêpnym razem, jeli w czasie nagrania wejdziesz mi w drogê,
musisz siê liczyæ z zupe³nie niekobiecym dgniêciem ³okciem pod ¿ebro.
Zrozumiano?
Skin¹³ g³ow¹ i umiechn¹³ siê równie¿.
Zrozumiano.
Czy jad³e ju¿ kolacjê, Thorpe? zapyta³a, kiedy znowu ruszyli
przed siebie.
Nie. Mia³em spotkanie z Donaldsonem.
Jeste g³odny?
Spojrza³ na ni¹, unosz¹c do góry brwi.
Czy to zaproszenie, Olivio?
Nie, to pytanie. Odpowiedz tak lub nie. Jeste g³odny?
Tak.
Kto kiedy mi powiedzia³, ¿e koledzy na obcym terenie powinni
trzymaæ siê razem zauwa¿y³a. Co o tym mylisz?
Jestem sk³onny przyznaæ mu racjê.
Liv wziê³a go za rêkê.
Chod, Thorpe. Ja stawiam.
105
'
Z
naleli ha³aliw¹, tani¹ jad³odajniê, i przecisn¹wszy siê w t³u-
mie, zajêli stoj¹cy w k¹cie stolik. Thorpe rozejrza³ siê dooko-
³a. Wiêkszoæ goci t³oczy³a siê przy kontuarze. W powietrzu uno-
si³ siê zapach oleju i pieczonego miêsa, a ponad g³owami miga³y efek-
towne, fluorescencyjne wiate³ka.
Bardzo romantycznie zauwa¿y³ Thorpe. Uwielbiam taki nastrój
na randce.
To nie jest ¿adna randka zwróci³a mu uwagê Liv, zdejmuj¹c
p³aszcz. Sprawdzam pewn¹ teoriê. Powiniene uwa¿aæ, ¿eby jej nie
zniszczyæ.
Zniszczyæ? spojrza³ na niewinnie. Jak?
Spojrza³a na niego spod oka.
Kiedy z³o¿yli zamówienie, Liv, usadowiwszy siê wygodnie, chciwie
ch³onê³a atmosferê wnêtrza. Przy kontuarze jacy dwaj mê¿czyni gor¹-
co dyskutowali o wycigach konnych.
Syk i skwierczenie pieczonego miêsa miesza³y siê z bezustannym gwa-
rem rozmów. To by³o dok³adnie takie miejsce, jakie kiedy, po raz pierw-
szy bêd¹c jako nastolatka w Londynie, tak bardzo chcia³a zobaczyæ.
Thorpe w milczeniu j¹ obserwowa³. Widzia³, z jakim zainteresowa-
niem i fascynacj¹ rozgl¹da siê dooko³a. W jej oczach nie by³o ju¿ smut-
ku, który jeszcze tak niedawno j¹ przyt³acza³. O czym myla³a? zasta-
nawia³ siê. Lub mo¿e raczej o kim? Tak niewiele o niej wiedzia³.
106
No i co widzisz? zapyta³.
Londyn odpowiedzia³a z umiechem. Znacznie wiêcej Londy-
nu, ni¿ mo¿na zobaczyæ ogl¹daj¹c jego muzea i zabytki.
Najwyraniej podoba ci siê to, co widzisz?
Chcia³abym, abymy nie musieli st¹d jutro wyje¿d¿aæ. Przyda³by
mi siê chocia¿ jeszcze jeden dzieñ.
I co by wtedy robi³a?
Liv wzruszy³a ramionami.
Wiele rzeczy. Przejecha³abym siê piêtrowym autobusem. Jad³abym
rybê i chipsy zawiniête w skrawek gazety.
Posz³aby do Covent Garden?
Pokrêci³a przecz¹co g³ow¹.
By³am ju¿ w Covent Garden. Wola³abym raczej wybraæ siê do doków.
Thorpe rozemia³ siê, podnosz¹c szklankê z piwem.
Czy kiedykolwiek widzia³a londyñskie doki, Olivio?
Nie. Dlaczego?
Nie radzi³bym ci siê tam wybieraæ. A przynajmniej nie samotnie.
Znowu zapominasz, ¿e jestem reporterem zwróci³a mu uwagê Liv.
Dokerzy równie¿ mogliby o tym zapomnieæ powiedzia³ z powa¿n¹
min¹ Thorpe.
No có¿, tak czy inaczej, jutro wracamy.
Co bêdziesz robi³a po powrocie?
Po zameldowaniu siê w studiu, przepiê resztê weekendu.
Kiedy ostatnio widzia³a Waszyngton? zapyta³, kiedy postawio-
no przed nimi imponuj¹ce porcje pieczonej wieprzowiny.
O czym ty mówisz? Przecie¿ ogl¹dam Waszyngton codziennie.
Mam na myli w³óczenie siê po miecie dla przyjemnoci. Wzi¹³
do rêki widelec. Czy kiedykolwiek czu³a siê tam jak turystka?
Liv zmarszczy³a czo³o, podnosz¹c do ust kawa³ek miêsa.
Có¿, s¹dzê...
Czy kiedykolwiek by³a w zoo?
Naturalnie, robi³am nawet kiedy reporta¿ o... przerwa³a nagle
i podnios³a na niego wzrok. mia³ siê serdecznie, czym wyranie uba-
wiony.
No dobrze, do czego zmierzasz?
Uwa¿am, ¿e za ma³o czasu powiêcasz na relaks.
Liv unios³a brwi.
A czy to, co w tej chwili robiê, to nie jest relaks?
107
Nie mam czasu, ¿eby pokazaæ ci prawdziwy Londyn rzek³ dla-
czego wiêc nie mia³aby siê zgodziæ, abym pokaza³ ci Waszyngton?
W g³owie Liv odezwa³y siê ostrzegawcze dzwonki. Grzebi¹c widel-
cem w talerzu, zastanawia³a siê nad bezpieczn¹ odpowiedzi¹.
To nie ma sensu odpowiedzia³a.
Thorpe umiechn¹³ siê i zabra³ do jedzenia.
Dlaczego?
Nie chcê, aby doszed³ do b³êdnych wniosków, Thorpe.
Jakich b³êdnych wniosków? Jego g³os brzmia³ ciep³o i przyja-
nie. Patrz¹c na jej rêce, przypomnia³ sobie, jak wodzi³a palcami po jego
twarzy, kiedy j¹ ca³owa³.
Pos³uchaj. Liv umilk³a, szukaj¹c w³aciwych s³ów. Nie mam
nic przeciwko twojemu towarzystwu, ale...
Carmichael, twoje komplementy maj¹ smak trucizny.
Ale ci¹gnê³a nie mam zamiaru siê anga¿owaæ i nie chcê, aby
robi³ sobie jakie nadzieje. Po chwili, czuj¹c, i¿ nie zabrzmia³o to zbyt
uprzejmie, doda³a nieco innym tonem: Mo¿emy przecie¿ byæ przyja-
ció³mi... w pewnym sensie, oczywicie.
W jakim sensie?
Thorpe! nie kry³a zniecierpliwienia. Przestañ!
Nie zapominaj, ¿e jestem reporterem i potrzebujê konkretnej in-
formacji obrzuci³ j¹ niewinnym spojrzeniem i podniós³ do ust piwo.
Jako reporter powiniene byæ na tyle bystry, ¿eby zrozumieæ, co
mam na myli.
Nachyli³ siê ku niej i umiechn¹³ szeroko.
Szalejê za tob¹ Carmichael.
Ty w ogóle jeste szalony poprawi³a go, usi³uj¹c zignorowaæ na-
g³e przyspieszenie bicia serca. Ale staram siê tego nie dostrzegaæ, tak
aby mo¿liwy by³ miêdzy nami jaki kompromis. Jeli wiêc zgodzisz siê
utrzymywaæ nasze stosunki na bazie przyjacielskiej... ci¹gnê³a
Co ty rozumiesz pod s³owem przyjacielskiej? zapyta³.
Thorpe, jeste niemo¿liwy!
Liv, ja po prostu staram siê zrozumieæ, na czym polega problem.
Jeli nie wszystko jest dla mnie jasne, jak mogê formu³owaæ jakie sen-
sowne wnioski? Ustalmy wiêc fakty. Na razie, jak s³yszê wzi¹³ j¹ za rêkê
jeste sk³onna przyznaæ, ¿e tolerujesz moje towarzystwo. Zgadza siê?
Liv wyrwa³a mu rêkê.
Na razie przyzna³a niepewnie.
108
I jeste gotowa zrobiæ drugi krok, proponuj¹c, abymy byli przyja-
ció³mi.
W pewnym sensie.
Chocia¿ wiedzia³a, ¿e wci¹ga j¹ w pu³apkê, nie potrafi³a, jak dot¹d,
zorientowaæ siê, na czym polega podstêp.
A wiêc przyjaciele zgodzi³ siê. Podniós³ do góry szklankê z pi-
wem i wzniós³ toast za jej zdrowie. Do czasu, zanim siê zdecydujesz na
trzeci krok.
Jaki trzeci krok? dopytywa³a siê Liv, ale on umiechn¹³ siê tylko
do niej znad brzegu szklanki. Thorpe...
Twoja kolacja stygnie zauwa¿y³, po czym spojrza³ ³akomie na jej
porcjê miêsa. Czy masz zamiar zjeæ to wszystko?
Zbita z tropu, Liv spojrza³a na talerz.
Dlaczego?
Zapomnia³em o obiedzie.
Liv rozemia³a siê i odkroi³a kolejny kawa³ek miêsa.
Ja równie¿ odpowiedzia³a.
Zjad³a wszystko.
Kiedy wyszli z baru, pada³ rzêsisty deszcz. Liv podnios³a do góry
twarz. Cieszy³a siê, ¿e spotka³a Thorpea, cieszy³a siê, ¿e zjedli razem
kolacjê. Jeli nawet nie mia³o to sensu, nie przejmowa³a siê tym. Jeli
to by³o niebezpieczne, nie dba³a o to. Odczuwa³a potrzebê spêdzenia
wieczoru z kim, kto potrafi³ sprawiæ, ¿e siê mia³a, myla³a i czu³a.
Nawet jeli to by³ Thorpe. Dlaczego nie mia³a chêci siê nad tym za-
stanawiaæ.
Kilka tych kradzionych godzin by³o wszystkim, czego pragnê³a. Kil-
ka godzin, aby zapomnieæ o obietnicach, które kiedy sobie sk³ada³a.
Dzi wieczorem czu³a siê wolna, wolna od przesz³oci i od przysz³oci.
O czym mylisz? Przyci¹gn¹³ j¹ do siebie.
¯e lubiê, kiedy pada deszcz. Wci¹¿ miej¹c siê, odrzuci³a do ty³u
w³osy. Nagle jego wargi poczu³a na swoich i zarzuci³a mu ramiona na
szyjê, zapominaj¹c o ca³ym wiecie.
Nie mia³ zamiaru jej ca³owaæ. Bo¿e, naprawdê nie mia³ zamiaru. Ale
kiedy siê rozemia³a i podnios³a ku niemu twarz, nie móg³ siê opanowaæ.
Krople deszczu lni³y na jej w³osach i policzkach. Czu³ ich smak na jej
wargach.
Jeszcze nigdy nie wyczuwa³ w niej takiej uleg³oci. To rozpali³o jego
po¿¹danie do granic wytrzyma³oci. Czy¿ to mo¿liwe, aby nie wiedzia³a,
109
jak bardzo by³ w niej zakochany, jak bardzo jej po¿¹da³? Czy¿ nie wzbu-
dza³ w niej przynajmniej litoci? Na Boga, pomyla³, ca³uj¹c nieprzy-
tomnie jej usta. By³ do tego stopnia zdesperowany, ¿e przyj¹³by od niej
nawet litoæ, gdyby nie mog³a mu nic wiêcej ofiarowaæ. Przytuli³ j¹ moc-
niej do siebie i ukry³ twarz w zag³êbieniu jej szyi.
Liv cofnê³a siê, po czym, wysun¹wszy siê z jego ramion, opar³a o s³up
ulicznej latarni. Jej serce bi³o jak szalone. Gwa³townoæ i si³a namiêtno-
ci j¹ przera¿a³y. Czu³a w Thorpie co, czego nie mog³a zaakceptowaæ
szaleñcz¹ desperacjê.
Thorpe, ja... Z trudem prze³ykaj¹c linê, niezdolna do zaakcep-
towania tego, co siê z ni¹ dzieje, pokrêci³a g³ow¹. Ja... tego nie chcia-
³am... To siê po prostu sta³o powiedzia³a bezradnie.
Wci¹¿ dr¿¹c z namiêtnoci, Thorpe podszed³ do niej.
Liv szepn¹³, podnosz¹c rêkê do jej policzka.
Nie, proszê. Zamknê³a oczy. Dwie si³y toczy³y w niej zaciek³y
bój: jedna, która j¹ ku niemu popycha³a, i druga, która nakazywa³a co
wrêcz przeciwnego. Byæ mo¿e, gdyby mog³a zapomnieæ, wymazaæ z pa-
miêci wszystko, a¿ do tej chwili, mo¿e wtedy... Ale nie, to wci¹¿ w niej
tkwi³o. Nie by³a jeszcze gotowa.
Nie mogê wyszepta³a otwieraj¹c oczy. Po prostu nie mogê.
Zamiast cofn¹æ d³oñ, odwróci³ j¹ tylko, wodz¹c kostkami palców po
jej twarzy. Wydawa³o siê niemo¿liwe, aby móg³ jej pragn¹æ bardziej ni¿
w tej chwili.
Nie mo¿esz zapyta³ czy nie chcesz?
Nie wiem wymamrota³a.
Czego ty w³aciwie chcesz, Liv?
Dzi wieczorem... wyci¹gnê³a do niego rêkê b¹d po prostu
moim przyjacielem, Thorpe.
W jej oczach by³a niema proba, której nie móg³ zignorowaæ.
Dzi wieczorem, Liv. Chwyci³ j¹ za ramiona. Przyjaciele dzi
wieczorem, ale nie mogê ci obiecaæ, co bêdzie jutro.
Zgoda. Odetchnê³a g³êboko i umiechnê³a siê do niego. Posta-
wisz mi drinka? Czeka³am dwanacie lat, ¿eby zobaczyæ od rodka lon-
dyñski pub.
Jego ucisk powoli ³agodnia³. Widzia³a, ile wysi³ku go kosztuje, aby
wypuciæ j¹ z ramion.
Znam pewne miejsce w Soho, jeli tam jeszcze jest.
A wiêc przekonajmy siê powiedzia³a Liv, bior¹c go pod ramiê.
110
Knajpka by³a w tym samym miejscu, mo¿e tylko wygl¹da³a na nieco
bardziej zaniedban¹ ni¿ siedem lat temu. Wchodz¹c do rodka, Thorpe
zastanawia³ siê, czy w powietrzu unosi siê wci¹¿ ten sam zapach tytoniu
i zwietrza³ego piwa.
Cudownie! zawo³a³a Liv, usi³uj¹c co dojrzeæ przez cianê dymu.
Poszukajmy stolika.
Znaleli wolne miejsca w k¹ciku pubu. Liv usiad³a plecami do ciany,
ciekawie rozgl¹daj¹c siê dooko³a. Gocie siedzieli ciasno jeden przy dru-
gim przy barze. Po ich zachowaniu Liv zorientowa³a siê, i¿ w wiêkszoci
byli to starzy bywalcy. Kto gra³ na stoj¹cym z boku pianinie z wiêkszym
zaciêciem ni¿ zdolnociami, a kilkanacie g³osów usi³owa³o wtórowaæ mu
piewem. Pozostali gocie prowadzili miêdzy sob¹ o¿ywion¹ rozmowê.
Najczêstym tematem by³ terrorystyczny atak na kondukt pogrzebowy.
Co podaæ? Barmanka, która pojawi³a siê przy stoliku, spojrza³a
na nich nieufnie.
Bia³e wino dla pani powiedzia³ Thorpe a dla mnie piwo.
Jestecie Amerykanami. Wydawa³a siê zadowolona ze swego od-
krycia. Poznajecie miasto?
Zgadza siê odrzek³ Thorpe.
Barmanka umiechnê³a siê i wróci³a do baru.
Mamy tu dwoje Amerykanów, Jake powiedzia³a do kelnera.
Trzeba ich obs³u¿yæ.
Liv rozemia³a siê cichutko.
Sk¹d znasz to miejsce, Thorpe?
Mia³em zadanie do wykonania przypali³ papierosa od ognia zapal-
niczki. Pewien Amerykanin zatrudniony w naszej ambasadzie w Londynie
utrzymywa³, ¿e jest szpiegiem. To on wyznaczy³ mi to miejsce na spotkanie.
Jak w sensacyjnym filmie. Liv pochyli³a siê do przodu, opieraj¹c
³okcie na blacie sto³u. I co z tego wysz³o?
Nic.
Nie ¿artuj, Thorpe. Liv nie kry³a rozczarowania. Musia³o co
wyjæ.
A jeli powiem, ¿e bez niczyjej pomocy uda³o mi siê rozpracowaæ
miêdzynarodow¹ siatkê szpiegowsk¹ i puciæ tê informacjê w bloku in-
formacyjnym o szóstej?
To ju¿ lepiej przyzna³a.
Oto wasze zamówienie, go³¹bki. Barmanka postawi³a przed nimi
drinki. Wystarczy zagwizdaæ, kiedy bêdziecie chcieli to powtórzyæ.
111
Wiesz ci¹gnê³a Liv, kiedy znowu zostali sami prawie pasujesz
do imageu.
Jakiego imageu?
Twardego, nieustêpliwego reportera. Upi³a ³yk i g³ono siê roze-
mia³a. No wiesz, obszerny trencz, zmêczona ¿yciem twarz. Stoisz przed
gmachem rz¹dowym i przekazujesz informacje w si¹pi¹cej z nieba m¿aw-
ce. Koniecznie musi byæ m¿awka.
Nie mam trencza zauwa¿y³.
Nie psuj wizerunku.
Nawet dla ciebie nie zamierzam robiæ reporta¿y w trenczu doda³,
miej¹c siê.
Jestem zdruzgotana.
Jestem zafascynowany.
Zafascynowany? Czym?
Twoj¹ wizj¹ reportera.
Tak go sobie wyobra¿a³am, zanim sama nim zosta³am przyzna³a.
Widzia³am siebie, jak robiê wywiady z ró¿nymi typami w podejrzanych
spelunkach i jak przekazujê wstrz¹saj¹ce historie, zanim ludzie zd¹¿¹ usi¹æ
do niadania. Jedna historia goni drug¹. Przygoda, emocja, intryga.
¯adnej papierkowej roboty, ¿adnej redakcyjnej pracy.
Obserwowa³ j¹, pij¹c piwo. Jak to mo¿liwe, ¿eby pozostaæ tak nie-
skazitelnie piêkn¹ po ciê¿kim dniu, który mia³a za sob¹?
Jej umiech by³ urzekaj¹cy.
W collegeu wszystko wygl¹da inaczej. Ale ja nie zapomnia³am
o swoich wyobra¿eniach, do czasu kiedy po raz pierwszy robi³am repor-
ta¿ o zabójstwie. Pokrêci³a g³ow¹ i wziê³a do rêki kieliszek z winem.
Czy w ogóle mo¿na siê do tego przyzwyczaiæ, Thorpe?
Nie mo¿na odrzek³. Ale kto jednak musi to robiæ.
Skinê³a g³ow¹. Pianista zacz¹³ graæ jak¹ sentymentaln¹ balladê.
Czy to prawda, ¿e piszesz powieæ? Liv zmieni³a temat.
A tak mówi³em?
Umiechnê³a siê znad brzegu kieliszka.
Mówi³e. O czym bêdzie?
O korupcji w wiecie polityki. A co z twoimi planami literackimi?
Nic nie piszê. Spojrza³a na niego przekornie. Poczu³ têpy ból
w ¿o³¹dku. Na razie zaczê³a mówiæ ciszonym g³osem, po czym jak-
by siê zawaha³a. Czy tobie mo¿na ufaæ, Thorpe?
Nie mo¿na.
112
Z jej ust wyrwa³ siê przyt³umiony miech.
Oczywicie ¿e nie mo¿na. A jednak ci powiem. Lecz nie bêdziesz
nagrywa³ doda³a.
Nie bêdê potwierdzi³.
Kiedy by³am w collegeu i mia³am k³opoty z pieniêdzmi, dorabia-
³am pisaniem.
Taak? zastanawia³ siê, jak to mo¿liwe, aby pochodz¹c z takiej
rodziny, mog³a mieæ k³opoty finansowe. Jednak nie zdecydowa³ siê za-
daæ tego pytania. Jakiego rodzaju pisaniem?
Napisa³am kilka opowiadañ dla My True Story.
Spojrza³ na ni¹ ze zdumieniem.
Chyba ¿artujesz! Do takiego magazynu?
Nie kpij, Thorpe! Potrzebowa³am pieniêdzy. Poza tym doda³a z o-
drobin¹ dumy to by³y zupe³nie niez³e opowiadania.
Naprawdê? umiechn¹³ siê tajemniczo.
Beletrystyka wyjani³a.
Chcia³bym je przeczytaæ... dla celów edukacyjnych.
Nie ma mowy. Spojrza³a w stronê baru, sk¹d dochodzi³y coraz
g³oniejsze dwiêki rozmów. Co robi³e jako m³ody ch³opak?
Zaczyna³em karierê w gazecie. Rzuci³ k¹tem oka na dwóch mê¿-
czyzn k³óc¹cych siê przy grze w strza³ki.
Wieczny dziennikarz.
I wielbiciel dziewcz¹t.
O tym nie trzeba nawet mówiæ. Liv obserwowa³a, jak konflikt
miêdzy graczami coraz bardziej narasta. Klienci baru przy³¹czyli siê
do sporu, dziel¹c siê na dwa obozy. Thorpe siêgn¹³ po portfel.
Chyba nie wychodzimy? zapyta³a widz¹c, ¿e reguluje ra-
chunek.
Ju¿ za chwilê mo¿e tu wybuchn¹æ awantura.
Wiem. Rozemia³a siê. Chcê to zobaczyæ. Na kogo stawiasz?
Na tego faceta w kapeluszu, czy na tego z w¹sami?
Liv Thorpe nie ustêpowa³. Kiedy ostatnio by³a wiadkiem burdy
w knajpie?
Nie nud, Thorpe. Stawiam na tego typa w kapeluszu. Jest co prawda
ni¿szy, ale za to lepiej zbudowany.
W tej w³anie chwili mê¿czyzna z w¹sami zada³ pierwszy cios. Thor-
pe westchn¹³ z rezygnacj¹. Martwi³ siê o Liv. Ale w tej sytuacji miejsce
w k¹cie wydawa³o siê bezpieczniejsze.
113
Mê¿czyni przy barze odwrócili siê, aby mieæ lepsze pole do obser-
wacji. Trzymali w rêkach swoje drinki i g³ono dopingowali walcz¹cych,
zak³adaj¹c siê, kto zwyciê¿y. Barman spokojnie kontynuowa³ wycieranie
szklanek. Tymczasem dwaj mê¿czyni zwarli siê w morderczym ucisku,
po czym upadli na pod³ogê, ok³adaj¹c siê piêciami.
Thorpe w milczeniu obserwowa³, jak tocz¹ siê po pod³odze. Potr¹co-
ne krzes³o przewróci³o siê i jaki mê¿czyzna, trzymaj¹cy w rêku szklan-
kê piwa w rêku, postawi³ je z powrotem, po czym odsun¹wszy siê nieco,
usiad³ na nim, dopinguj¹c swego faworyta.
Wszystko wskazywa³o na to, ¿e Liv mia³a nosa. Facet w kapeluszu
by³ zrêczny i liski jak piskorz. W pewnej chwili chwyci³ g³owê swego
przeciwnika, tak ¿e ten nie móg³ wykonaæ ¿adnego ruchu i musia³ siê
poddaæ. Walka by³a skoñczona.
Chcesz jeszcze drinka? zapyta³ Thorpe, gdy na sali znowu zapa-
nowa³ spokój.
Hmm? Liv spojrza³a na niego z uwag¹, po czym rozemia³a siê,
widz¹c jego minê. Thorpe, nie uwa¿asz, ¿e to móg³by byæ wspania³y
materia³ na reporta¿?
Oczywicie, jeli ty zdecydowa³aby siê wyst¹piæ w roli komenta-
tora zawodowego meczu bokserskiego doda³ z umiechem. Zdumie-
wasz mnie, Olivio.
Dlaczego? Czy dlatego, ¿e nie krzycza³am i nie zas³ania³am
oczu? miej¹c siê, skinê³a na kelnera. Thorpe, poza kilkoma sinia-
kami i paroma przekleñstwami, nic takiego tu siê nie sta³o. W pokoju
redakcyjnym ka¿dego dnia przed podawaniem wiadomoci jest znacz-
nie wiêkszy harmider.
Ale ty jeste dam¹, Carmichael zauwa¿y³, wznosz¹c szklankê
do góry.
Liv z umiechem uczyni³a to samo.
Mimo wszystko, dziêkujê.
By³o ju¿ bardzo póno, kiedy wyszli z pubu. Liv s³ysza³a, jak zegar
bije pierwsz¹. Z nieba wci¹¿ si¹pi³ deszcz. wiat³a latarni odbija³y siê
w ka³u¿ach wody i tworzy³y w powietrzu wietlist¹ mgie³kê. Mimo ch³o-
du Liv czu³a siê znakomicie. Wino zrobi³o swoje.
Wiesz powiedzia³a, kiedy szli wolno przez Soho gdy po raz
pierwszy by³am w Londynie, zwiedza³am zabytki i muzea, chodzi³am do
opery i na przyjêcia. Ale teraz czujê, ¿e dzi wieczorem zobaczy³am wiê-
cej ni¿ wówczas w ci¹gu tygodnia. Ten spacer z nim w deszczu jeszcze
114
przed witem nagle wyda³ siê jej czym zupe³nie naturalnym. Kiedy
wychodzi³am wieczorem z hotelu, czu³am siê ogromnie znu¿ona i przy-
gnêbiona. Wzruszy³a ramionami. No có¿, bardzo siê cieszê, ¿e siê
spotkalimy.
Chcia³em byæ z tob¹ powiedzia³ po prostu.
Liv szybko zmieni³a temat.
Jestem zadowolona, ¿e weekend spêdzimy ju¿ w domu. Obs³uga
takich uroczystoci jest bardzo stresuj¹ca. Szczególnie gdy obfituje w ta-
kie niespodzianki jak dzi.
To wcale nie by³a taka niespodzianka zauwa¿y³ Thorpe.
Liv spojrza³a na niego ze zdumieniem.
Chcesz powiedzieæ, i¿ spodziewa³e siê, ¿e co takiego mo¿e siê
wydarzyæ?
Powiedzmy, ¿e mia³em przeczucie.
No có¿, mog³e siê z nami nim podzieliæ w jej g³osie da³o siê
s³yszeæ irytacjê. Ostatecznie jeste dziennikarzem.
I w³anie dlatego mam obowi¹zek przekazywaæ informacje i fak-
ty, a nie przeczucia. Rozemia³ siê widz¹c, jak marszczy brwi. Po-
winna umieæ sama wyci¹gaæ wnioski, Carmichael. Masz krople desz-
czu na rzêsach.
Nie zmieniaj tematu.
Zaraz sp³ynie ca³y twój makija¿.
Thorpe...
Twoje w³osy ju¿ s¹ mokre.
Liv z westchnieniem podda³a siê.
Zmêczona? zapyta³, kiedy dotarli do hotelu.
Nie. Rozemia³a siê. Chocia¿ wiem, ¿e powinnam.
Mo¿e masz ochotê na szklaneczkê czego mocnego przed snem?
Nie, jeli jutro mam mieæ trzewy umys³ odpowiedzia³a, kieru-
j¹c siê w stronê windy. Przed odlotem muszê siê jeszcze zjawiæ w Sco-
tland Yardzie. Czy masz tam jakie chody?
miej¹c siê, nacisn¹³ guzik z numerem ich piêtra.
Bêdziesz musia³a sama pokopaæ.
S¹dzi³am, ¿e to twoja specjalnoæ.
Tak, to prawda, ale tylko wtedy, kiedy jestem w Waszyngtonie.
Mylê, ¿e jednak masz kontakty upiera³a siê Liv.
Tego nie powiedzia³em. W ka¿dym razie mo¿emy jeszcze liczyæ
na naszego londyñskiego korespondenta.
115
Czuj¹c, ¿e zabrnê³a w lep¹ uliczkê, Liv w³o¿y³a klucz do zamka.
To niestety prawda. Nienawidzê, kiedy nie jestem w stanie sobie
z czym poradziæ. Odwróci³a siê do Thorpea i doda³a z umiechem:
Dziêkujê za towarzystwo.
Bez s³owa podniós³ jej rêkê do ust. Czuj¹c mrowienie w czubkach
palców, chcia³a siê cofn¹æ, ale Thorpe, odwróciwszy jej d³oñ, z³o¿y³ na
niej d³ugi poca³unek.
Thorpe. Liv cofnê³a siê, ale jej rêka wci¹¿ tkwi³a w ucisku jego
d³oni. Przecie¿ ustalilimy, ¿e bêdziemy przyjació³mi.
Jego oczy zatonê³y w jej oczach. Ochryp³y g³os podnieci³ go jeszcze
bardziej.
Jest ju¿ jutro, Liv wyszepta³. Jeli chodzi o jutro, niczego ci
nie obiecywa³em.
Po³o¿y³ rêce na jej ramionach, odwróci³ j¹ w stronê drzwi i delikat-
nie wepchn¹³ do pokoju. Po czym odszed³ na chwilê tylko po to, aby
zamkn¹æ od rodka drzwi.
Znowu znalaz³a siê w jego ramionach. Czubki jego palców muska³y
jej szyjê. Wci¹¿ patrz¹c jej w oczy, dotyka³ jej uszu, policzków i ust. Jej
wargi rozchyli³y siê, jakby chcia³a co powiedzieæ, ale ¿aden dwiêk siê
z nich nie wydoby³. Z tak¹ sam¹ delikatnoci¹, w lad za palcami pod¹-
¿y³y jego usta. Lekkie jak motyle poca³unki pokry³y jej szyjê, twarz i wargi.
Nie musia³ na nic nalegaæ ani niczego wymuszaæ. Jej po¿¹danie sta³o siê
jego najlepszym sprzymierzeñcem.
Kiedy wsun¹³ rêce pod jej sweter, nie uczyni³a nic, aby go powstrzy-
maæ. Delikatnie wodzi³ palcami wzd³u¿ jej boków. Czu³, ¿e dr¿y pod jego
dotykiem. Jego poca³unek stawa³ siê coraz intensywniejszy. Jego jêzyk
pokona³ jej wargi, wnikaj¹c coraz dalej w g³¹b ust.
Liv nie protestowa³a. Wygl¹da³o to tak, jakby ta walka, która siê w niej
toczy³a miêdzy chêci¹ zbli¿enia do niego a ostro¿noci¹ nakazuj¹c¹ go
odrzuciæ, ju¿ j¹ znu¿y³a. Jej piersi, nabrzmia³e z namiêtnoci, dr¿a³y w jego
d³oniach. Z jej ust wydoby³ siê jêk rozkoszy.
Instynkt podpowiada³ mu, ¿e powinien traktowaæ j¹ tak, jakby nigdy
nie by³a z mê¿czyzn¹, z du¿ym taktem i cierpliwoci¹. A jednak przez
ca³y ten czas jego po¿¹danie wci¹¿ ros³o. To, ¿e dr¿a³a w jego ramionach,
podnieca³o go, ale pragn¹³ czego wiêcej. Chcia³, aby go dotyka³a, aby go
po¿¹da³a. By³a w niej namiêtnoæ, wiedzia³ ju¿ o tym. I teraz chcia³, aby
znowu tak by³o. Jego usta wtopi³y siê w jej wargi, gor¹ce i nieustêpliwe.
Widzia³, ¿e ona walczy bardziej ze sob¹ ni¿ z nim. Ciê¿ko oddycha³a,
116
a jej cia³o jakby zaczê³o odp³ywaæ. Mimo to wci¹¿ istnia³a jaka cienka
ciana, której on nie by³ w stanie pokonaæ.
Powoli rozsun¹³ jej spodnie i wsun¹³ do rodka palce. Cudowna, nie-
prawdopodobna miêkkoæ jej cia³a sprawi³a, ¿e zacz¹³ traciæ nad sob¹
panowanie. Przywar³a do niego konwulsyjnie. Jej cia³o nagle o¿y³o. Usta
sta³y siê zach³anne i ¿¹daj¹ce. Jednak po chwili, zupe³nie nieoczekiwa-
nie, odepchnê³a go i opar³szy siê o drzwi, krêc¹c przecz¹co g³ow¹ w pa-
nice powtarza³a:
Nie. Nie rób tego..
Liv. Doprowadzony do ostatecznoci Thorpe chwyci³ j¹ w ra-
miona. Nie chcê zrobiæ ci krzywdy. Czego siê boisz?
Zbyt daleko zabrnê³a. Stanowczo zbyt daleko. Krzycza³a:
Niczego siê nie bojê! Chcê, aby sobie poszed³. Chcê, aby zosta-
wi³ mnie sam¹.
Zacisn¹³ palce na jej ramionach.
Nie wierzê ci!
Z furi¹ zacz¹³ j¹ znowu ca³owaæ. Nawet jeli chcia³a protestowaæ,
usta wbrew jej woli odpowiada³y na poca³unki.
Teraz spójrz mi w oczy zawo³a³, odsuwaj¹c j¹ nieco od siebie.
Spójrz mi w oczy i powtórz, ¿e nie pragniesz mnie.
Otwiera³a usta, aby mu odpowiedzieæ, ale nie mog³a siê zdobyæ na
k³amstwo. Sta³a wiêc tylko i patrzy³a na niego bez s³owa. Zniknê³a ca³a
jej odwaga. By³a zupe³nie bezbronna.
A niech ciê diabli, Liv rzuci³ Thorpe przez zaciniête zêby, i od-
sun¹wszy j¹ na bok, z furi¹ wypad³ z pokoju.
117
K
iedy w poniedzia³ek rano Liv zjawi³a siê w WWBW, na jej
twarzy malowa³ siê spokój. Resztê weekendu spêdzi³a na ana-
lizowaniu swoich stosunków z Thorpeem. S³owo stosunki nie
bardzo jej odpowiada³o, poniewa¿ sugerowa³o co osobistego. Sytuacja
by³o z pewnoci¹ lepszym okreleniem.
Postanowi³a nie dopuciæ do dalszych komplikacji. To prawda, ¿e ku
swojemu zdumieniu odkry³a, i¿ Thorpe by³ mi³y i poci¹gaj¹cy, o wiele
bardziej ni¿ kiedykolwiek mog³a przypuszczaæ. By³ nawet dowcipny i to-
warzyski, o co go zupe³nie nie pos¹dza³a, okaza³ siê jednak doskona³ym
kompanem, by³a w nim równie¿ g³êboko skrywana dobroæ i ¿yczliwoæ
w stosunku do innych ludzi. Odkrycie to sprawi³o, ¿e wyda³ jej siê bar-
dzo sympatyczny.
Liv nale¿a³a do ostro¿nych kobiet, okolicznoci j¹ do tego zmusi³y.
Jednak przed sob¹ nie musia³a udawaæ. Ta ch³odna, zawsze siê kontrolu-
j¹ca Olivia Carmichael, która codziennie o pi¹tej trzydzieci przekazy-
wa³a wiadomoci, nie by³a prawdziw¹ Olivi¹. Znaczna jej czêæ tkwi³a
gdzie g³êboko schowana przed ludmi. Dla swego dobra. To prawda, ¿e
Thorpe zaczyna³ docieraæ do tego, co ukryte, ale minione lata nauczy³y
Liv byæ tward¹. Jeli zechce pozostaæ w ukryciu, pozostanie. To by³o ta-
kie proste. Albo te¿ chcia³a sobie wmówiæ, ¿e by³o proste.
Poci¹g fizyczny wcale nie musi oznaczaæ powa¿niejszego zaanga¿o-
wania. Liv nie mia³a zamiaru wi¹zaæ siê z Thorpeem. Oczywicie bêd¹
118
ich ³¹czy³y sprawy zawodowe. Nie wyklucza³a nawet, ¿e od czasu do
czasu bêd¹ siê spotykaæ na gruncie towarzyskim. Byæ mo¿e nadszed³ czas,
aby zacz¹æ uk³adaæ jako swoje sprawy osobiste i wyjæ z izolacji. Natu-
ralnie musi siê mieæ na bacznoci. Thorpe nie nale¿y do mê¿czyzn, któ-
rych mo¿na lekcewa¿yæ.
Pope³ni³a b³¹d, gdy z pobudek wy³¹cznie ambicjonalnych da³a siê
wci¹gn¹æ w ten idiotyczny zak³ad. Taki cz³owiek jak Thorpe zrobi wszyst-
ko, ¿eby osi¹gn¹æ swój cel. Powinna by³a zignorowaæ tê jego dziwaczn¹
zapowied ma³¿eñstwa.
Wspomnienie jego pewnego siebie umiechu, kiedy zgodzi³a siê na
zak³ad, wci¹¿ j¹ przeladowa³o. Za bardzo wtedy przypomina³ kota, któ-
ry wie, jak dostaæ siê do klatki z ptaszkiem.
Ale ja nie jestem kanarkiem, powiedzia³a sobie, wchodz¹c o pokoju
redakcyjnego. I wcale nie bojê siê kotów.
W pokoju redakcyjnym jak zwykle panowa³ ha³as. Telefony dzwoni³y
bez przerwy. Tylko z telewizyjnych monitorów, którymi zawieszona by³a
ca³a ciana, nie wydobywa³ siê ¿aden dwiêk. Odbywaj¹cy praktykê stu-
denci z collegeów biegali tam i z powrotem, wykonuj¹c ró¿ne polecenia.
Asystent dyrektora spiera³ siê z jakim terenowym korespondentem o d³u-
goæ nagrania. Cz³onkowie jednej z ekip szykowali siê do wyjcia, zbiera-
j¹c sprzêt i dopijaj¹c w biegu kawê z trzymanych w rêku fili¿anek.
Ile koci¹t? wo³a³ jeden z reporterów do s³uchawki. Gdzie je
urodzi³a?
Liv redaktor programu pozdrowi³ j¹ podniesion¹ do góry rêk¹.
Burmistrz na drug¹ zwo³uje konferencjê prasow¹. Przechodz¹c obok,
poda³ jej kartkê papieru.
Kto chce kociaka? us³ysza³a b³agalny g³os. Nasza kotka uro-
dzi³a w³anie dziesiêcioro i moja ¿ona odchodzi od zmys³ów.
Hej, Liv! Brian chwyci³ j¹ za ramiê, kiedy mija³a jego biurko.
By³y do ciebie dwa telefony.
Naprawdê? spojrza³a krytycznym wzrokiem na jego marynarkê.
Nowa?
Taaak Delikatnie obci¹gn¹³ per³owoszare klapy. Co mylisz?
Rzuca na kolana odpar³a, wiedz¹c, jak bardzo Brian dba o swój
telewizyjny image. W³aciwy dobór krawata to dla niego sprawa ¿ycia
i mierci. A wracaj¹c do tych telefonów?
Trochê siê ba³em, czy dobrze le¿y w ramionach. Uniós³ nieco
rêce do góry. Pierwszy by³ od sekretarki pani Ditmyer. Zdaje siê, ¿e
119
chodzi³o o zaproszenie na lunch. Drugi by³ od kogo o nazwisku Dutch
Siedel. Powiedzia³, ¿e ma dla ciebie wiadomoæ.
Doprawdy? zamyli³a siê. Dutch by³ jej jedynym pewnym
ród³em informacji na Kapitolu. Wiele mo¿na siê by³o od niego dowie-
dzieæ.
Kto to jest Dutch?
To mój bukmacher rzuci³a z umiechem, kieruj¹c siê w stronê
swojego biurka.
Same niespodzianki, nie uwa¿asz? skomentowa³ Brian. Kim
jest ten gogu, co ciê tak obsypuje kwiatami?
Liv zatrzyma³a siê.
Co powiedzia³e?
Brian, umiechaj¹c siê pod nosem, z uwag¹ ogl¹da³ swoje paznokcie.
Na twoim biurku stoi bia³a ró¿a, taka sama jak tydzieñ temu. Ta ma³a
praktykantka o kêdzierzawych w³osach powiedzia³a, ¿e przyniesiono j¹ z gó-
ry. Spojrza³ na ni¹ badawczo. Du¿o siê mówi o ostatniej wizycie Thor-
pea w naszym studiu. Pracujecie razem nad jakim reporta¿em?
Nad niczym razem nie pracujemy. Liv odwróci³a siê na piêcie
i podesz³a do swego biurka.
Sta³a tam bia³a i nietkniêta ze stulonymi niewinnie p³atkami. Liv
si³¹ siê powstrzymywa³a, aby jej nie chwyciæ i nie zgnieæ w rêku.
Nikt nigdy nie przys³a³ mi kwiatów.
Liv odwróci³a siê i z furi¹ spojrza³a na kobietê, która siedzia³a przy
s¹siednim biurku i pisa³a na maszynie.
Musia³a poderwaæ jakiego romantyka. Westchnê³a maszynist-
ka. Szczêciara.
Tak, jestem szczêciara mruknê³a pod nosem Liv. Co ten cz³o-
wiek zamierza³? Nagle wyda³o siê jej, ¿e w pokoju zapad³a podejrzana
cisza. K¹tem oka zauwa¿y³a ukradkiem rzucane porozumiewawcze spoj-
rzenia i umiechy. Z furi¹ chwyci³a wazon wraz z ca³¹ zawartoci¹ i z hu-
kiem postawi³a go na s¹siednim biurku.
Proszê powiedzia³a. Mo¿esz j¹ sobie wzi¹æ.
Wzburzona wypad³a z pokoju, s³ysz¹c za sob¹ miech kolegów. Naj-
wy¿szy czas, postanowi³a, aby pewne sprawy postawiæ jasno.
Kiedy tylko winda zatrzyma³a siê na piêtrze Thorpea, Liv, wci¹¿
kipi¹c ze z³oci, ruszy³a w stronê jego pokoju.
Czy on jest? zawo³a³a do recepcjonistki.
Kto?
120
Thorpe.
Tak, panno Carmichael, ale za dwadziecia minut ma spotkanie
z szefem kadr.
Liv, nie zwracaj¹c uwagi na protest dziewczyny, z furi¹ wpad³a do
gabinetu Thorpea.
Pos³uchaj mnie dobrze zaczê³a, zanim zatrzasnê³y siê za ni¹ drzwi.
To musi siê skoñczyæ.
Thorpe uniós³ do góry brwi i od³o¿y³ na bok trzymane w rêku pióro.
W porz¹dku.
Jego spokój jeszcze bardziej wytr¹ci³ j¹ z równowagi.
Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
Nie mam pojêcia. Wskaza³ rêk¹ na krzes³o. Ale jestem pewien,
¿e mi wyjanisz. Usi¹d, proszê.
Chodzi o ten cyrk z kwiatami ci¹gnê³a, podchodz¹c do jego biur-
ka. To mnie krêpuje, Thorpe. Robisz to celowo.
Ró¿e ciê krêpuj¹? Umiechn¹³ siê rozbrajaj¹co. Co powiesz
o kolorze?
Mo¿esz przestaæ! wpi³a d³onie w blat jego biurka z jeszcze wiêk-
sz¹ furi¹ ni¿ wtedy, gdy wtargnê³a tu za pierwszym razem. Twój fa³szy-
wy umiech i wygl¹d wiêtoszka nie wyprowadz¹ mnie w pole. Dosko-
nale wiesz, co robisz. Doprowadzasz mnie do sza³u! Przerwa³a na chwilê,
aby z³apaæ trochê tchu. Thorpe, odchyliwszy siê do ty³u, patrzy³ na ni¹
z zainteresowaniem. Zanim wybije dwunasta, wszyscy moi koledzy
bêd¹ przekonani, ¿e co mnie z tob¹ ³¹czy.
A có¿ w tym z³ego?
Nic mnie z tob¹ nie ³¹czy. Nic nie ³¹czy³o i nic nigdy nie bêdzie
³¹czy³o. I nie ¿yczê sobie, aby moi koledzy myleli inaczej.
Thorpe wzi¹³ do rêki pióro i zacz¹³ nim stukaæ w blat biurka.
Czy¿by siê obawia³a, ¿e zwi¹zek ze mn¹ podwa¿y w jaki sposób
twoj¹ wiarygodnoæ?
To nie ma z tym nic wspólnego. Wyrwa³a mu z rêki pióro i ci-
snê³a przed siebie. Nic mnie z tob¹ nie ³¹czy.
Czy¿by? spokojnie powiedzia³. Obud siê, Liv.
Pos³uchaj...
Nie, to ty pos³uchaj. Wsta³ i obszed³ dooko³a biurko. Liv wypro-
stowa³a siê, aby stan¹æ z nim twarz¹ w twarz. Ca³owa³a siê ze mn¹
dwa dni temu.
To nie ma nic...
121
Przestañ powiedzia³ ³agodnie. Wiem, co naprawdê czujesz, i je-
ste g³upia, jeli s¹dzisz, i¿ zdo³asz stworzyæ pozory, ¿e jest inaczej.
Ja niczego nie stwarzam.
Czy¿by? uniós³ nieco ramiona, jakby siê zastanawia³ nad tym, co
powiedzia³a. W ka¿dym razie nie uwa¿am, aby wys³anie ró¿y mog³o w ja-
kimkolwiek stopniu naruszyæ twoje poczucie godnoci. Jeli chcesz mieæ
jaki bardziej konkretny powód do obrazy, zobowi¹zujê siê dostarczyæ ci go.
Przyci¹gn¹³ j¹ do siebie. Po raz pierwszy ujrza³a b³ysk gniewu w jego
oczach. Nie chcia³a siê z nim szarpaæ, nie mia³a zreszt¹ szans, poniewa¿
by³ od niej silniejszy. Podnios³a wiêc tylko do góry g³owê i spojrza³a na
niego wyzywaj¹co.
Nie s¹dzi³am, Thorpe, ¿e bêdziesz musia³ w³o¿yæ tyle wysi³ku, aby
przejæ do ofensywy.
Wcale nie potrzebowa³em. Raczej dzia³a³em pod presj¹ czasu, a mo-
¿e chcia³em po prostu co udowodniæ. Bêdziemy mogli jeszcze o tym
porozmawiaæ podczas dzisiejszej kolacji.
Nie zamierzam jeæ dzisiaj z tob¹ kolacji.
Przyjadê po ciebie o siódmej trzydzieci oznajmi³, wypuszcza-
j¹c j¹ z objêæ i siêgaj¹c po marynarkê.
Nie.
Naprawdê nie uda mi siê wczeniej ni¿ kwadrans przed siódm¹
poca³owa³ j¹ szybko. Je¿eli mamy sobie co wyjaniæ, to chyba lepiej,
abymy wybrali do tego bardziej odpowiednie miejsce, nie uwa¿asz?
Nie mog³a nie przyznaæ mu racji, a jej wargi wci¹¿ dr¿a³y od jego
poca³unku.
Wys³uchasz tego, co mam ci do powiedzenia? zapyta³a po-
dejrzliwie.
Oczywicie. Umiechn¹³ siê i jeszcze raz delikatnie musn¹³
ustami jej wargi.
Cofnê³a siê.
I bêdziesz siê zachowywa³ przyzwoicie?
Oczywicie. W³o¿y³ marynarkê. Liv zaniepokoi³a ³atwoæ, z ja-
k¹ Thorpe na wszystko siê zgadza³. Muszê ju¿ wyjæ powiedzia³.
Odprowadzê ciê do windy.
Doskonale.
Id¹c obok niego, Liv zastanawia³a siê, czy zdoby³a czy te¿ straci³a
punkty. W najlepszym przypadku remis, zdecydowa³a po chwili i umiech-
nê³a siê.
122
Pod domem Liv Thorpea ogarnê³y w¹tpliwoci. W³aciwie nie wie-
dzia³, dlaczego to robi. Nie by³ przyzwyczajony do odmowy, zw³aszcza
gdy spotyka³a go ze strony kobiety. Zawsze odnosi³ sukcesy, i to zarówno
w ¿yciu zawodowym, jak i osobistym; te ostatnie przychodzi³y mu wy-
j¹tkowo ³atwo. Nie musia³ godzinami zabiegaæ o wzglêdy kobiety, aby j¹
w koñcu wzi¹æ w ramiona i zaci¹gn¹æ do ³o¿ka
Maj¹c niewiele wiêcej ni¿ dwadziecia lat i znajduj¹c siê dopiero
u progu zawodowej kariery, zaliczy³ wiele atrakcyjnych panienek.
Póniej, gdy na osiemnacie miesiêcy wyjecha³ jako korespondent na
rodkowy Wschód, kobiet w jego ¿yciu równie¿ nie brakowa³o. A ponie-
wa¿ z biegiem lat jego nazwisko i twarz stawa³y siê coraz bardziej znane,
panie z najlepszego towarzystwa same wchodzi³y mu w rêce.
Wiedzia³, i¿ wystarczy mu podnieæ s³uchawkê i wybraæ numer, aby
zapewniæ sobie towarzystwo na ca³y wieczór. Zna³ mnóstwo kobiet
interesuj¹cych, piêknych i s³awnych. Przeby³ d³ug¹ drogê, zanim krêc¹-
cy siê niegdy przy klubie Senatorów m³ody ch³opiec sta³ siê znanym
w ca³ym kraju reporterem.
Jednak dwie rzeczy pozosta³y w nim niezmienne. W tym, co robi³,
zawsze musia³ byæ najlepszy, a jeli czego naprawdê chcia³, zawsze to
osi¹ga³. Thorpe wsun¹³ rêce do kieszeni i, zatrzymawszy siê pod drzwia-
mi Liv, chwilê sta³ niezdecydowany. Co w³aciwie go tu ci¹gnê³o? za-
stanawia³ siê.
Jednak odpowied wcale nie by³a prosta. Nawet teraz, kiedy tak sta³
pod jej drzwiami, mia³ przed sob¹ jej twarz, s³ysza³ jej g³os, czu³ jej za-
pach. Jeszcze ¿adna kobieta tak na niego nie dzia³a³a. Za ¿adn¹ tak nie
têskni³ i z powodu ¿adnej nigdy tak nie cierpia³. Liv by³a dla niego wy-
zwaniem, to prawda, ale on uwielbia³ wyzwania. Jednak nie dlatego tu
by³. Kocha³ j¹. Pragn¹³ jej i by³ zdecydowany j¹ zdobyæ. Nacisn¹³ dzwo-
nek i czeka³.
Kiedy Liv otworzy³a drzwi, mia³a ju¿ narzucony na ramiona ¿akiet.
Nie zamierza³a wpuszczaæ go do rodka. Jeli ju¿ siê z nim umówi³a,
wola³a, aby wybrali siê do restauracji, gdzie nie grozi³o jej niebezpie-
czeñstwo, ¿e pope³ni b³¹d, który pope³ni³a ju¿ tyle razy.
Jestem gotowa powiedzia³a urzêdowym tonem.
Widzê.
Nie ruszy³ siê z miejsca, kiedy zatrzasnê³a za sob¹ drzwi. Mia³a do
wyboru albo odepchn¹æ go, albo czekaæ, a¿ sam siê odsunie. Wybra³a
to drugie wyjcie. Musia³ przyjæ prosto z nagrania, chocia¿ Liv nie mia-
123
³a zamiaru siê przyznaæ, ¿e ogl¹da³a jego program. Wygl¹da³o na to, i¿
by³ w takim samym stopniu pewny siebie i rozluniony, jak ona by³a spiêta.
Wci¹¿ jeste z³a. Umiechn¹³ siê, wiedz¹c, ¿e j¹ prowokuje, ale
nie móg³ siê przed tym powstrzymaæ. Nie by³ pewien, kiedy jej oczy bar-
dziej go fascynowa³y: czy wtedy gdy z powag¹ spogl¹da³y z ekranu, czy
wtedy gdy patrzy³y na niego z trudem powstrzymywan¹ irytacj¹.
Liv nie by³a z³a, mia³a jedynie pretensje do siebie, ¿e tak ³atwo mu
uleg³a. Nawet teraz czu³a, jak miêknie pod wp³ywem jego umiechu.
Myla³am, ¿e porozmawiamy o tym podczas kolacji, a nie w holu
mojego domu.
Jeste g³odna?
Nie chcia³a siê umiechn¹æ, ale jej usta j¹ zdradzi³y.
Tak.
Lubisz w³osk¹ kuchniê? zapyta³, bior¹c j¹ za rêkê, kiedy szli
w stronê windy.
Prawdê mówi¹c, lubiê. Chcia³a uwolniæ rêkê, ale Thorpe zdawa³
siê nie zwracaæ na to uwagi.
Doskonale. Znam niewielki lokalik, gdzie podaj¹ wspania³e spaghetti.
wietnie.
Dwadziecia minut póniej dotarli na miejsce. Liv zmarszczy³a brwi
na widok wysokiego, bia³ego budynku.
Po co tu przyjechalimy?
Aby zjeæ kolacjê.
Thorpe zaparkowa³ samochód, po czym przechyli³ siê i odblokowa³
klamkê. Liv wysiad³a i czeka³a na niego.
W Watergate chyba nie maj¹ w³oskiej restauracji.
Nie maj¹. Thorpe znowu wzi¹³ j¹ za rêkê i poprowadzi³ w stro-
nê frontowych drzwi.
Liv rozejrza³a siê z niepokojem.
Powiedzia³e, ¿e idziemy do w³oskiej restauracji.
Nie, powiedzia³em, ¿e bêdziemy jedli spaghetti.
Przeszli przez hol i Thorpe nacisn¹³ przycisk windy. Liv spojrza³a na
niego z ukosa.
Gdzie?
Wprowadzi³ j¹ do windy.
W moim mieszkaniu.
O nie! wpad³a w panikê, ale kabina ju¿ ruszy³a. Zgodzi³am siê
zjeæ z tob¹ kolacjê, ¿ebymy mogli spokojnie porozmawiaæ, ale ja...
124
Trudno spokojnie rozmawiaæ w ha³aliwej restauracji, nie uwa-
¿asz? zauwa¿y³ lekko, kiedy winda zatrzyma³a siê na piêtrze. A co
mi siê zdaje, ¿e masz mi du¿o do powiedzenia. Otworzywszy drzwi do
mieszkania, zaprosi³ j¹ do rodka.
Tak, to prawda, ale... do jej nozdrzy dotar³ zapach aromatyczne-
go, pikantnego sosu. Kto przygotowa³ spaghetti?
Ja.
Thorpe zsun¹³ z jej ramion okrycie, po czym zdj¹³ swoje.
To nieprawda. Patrzy³a na niego z niedowierzaniem. Czy¿ to mo¿-
liwe, ¿eby ten cz³owiek o szorstkich d³oniach, inteligentnych oczach, prze-
m¹drza³y i pewny siebie, potrafi³ przyrz¹dziæ spaghetti?
Szowinistka powiedzia³ i poca³owa³ j¹, zanim zd¹¿y³a siê przed
tym obroniæ.
Tego siê nie spodziewa³am. Liv by³a oszo³omiona nie tylko po-
ca³unkiem, ale i dochodz¹cym z kuchni kusz¹cym zapachem. Znam
wielu gotuj¹cych mê¿czyzn, ale nie...
Ale nie s¹dzi³a, ¿e ja potrafiê dokoñczy³ za ni¹ Thorpe. mia³
siê, wci¹¿ trzymaj¹c d³onie na jej ramionach. Jej skóra by³a taka delikat-
na, zbyt delikatna, aby móg³ siê temu oprzeæ. Lubiê jeæ i mam dosyæ
restauracji. Poza tym, nauczy³em siê gotowaæ, kiedy jeszcze by³em dziec-
kiem. Moja matka pracowa³a. Ja przygotowywa³em posi³ki.
Jego rêce delikatnie g³adzi³y jej ramiona, a¿ poczu³a, ¿e ca³a pulsuje.
Thorpe widzia³, co siê z ni¹ dzieje, i pragn¹³ jej coraz bardziej.
Nie rób tego wyszepta³a, boj¹c siê, ¿e za chwilê z w³asnej woli
znajdzie siê w jego ramionach.
Nie rób czego, Liv?
Dostrzegaj¹c w jej oczach t³umione po¿¹danie, czu³, jak narasta jego
w³asne.
Nie dotykaj mnie w ten sposób.
Thorpe na chwilê znieruchomia³, po czym, jakby nic siê nie sta³o,
cofn¹³ rêce.
Czy umiesz gotowaæ?
Liv wyda³o siê, jakby stanê³a na nieco twardszym gruncie.
Niespecjalnie.
Czy potrafisz przygotowaæ sa³atkê?
Dlaczego to by³o takie proste i ³atwe dla niego? zastanawia³a siê.
mia³ siê tak beztrosko i naturalnie, podczas gdy pod ni¹ nogi wci¹¿ jesz-
cze siê ugina³y.
125
Chyba tak, jeli zrobiê to pod twoim kierunkiem.
Zaraz ci wszystko powiem. Wzi¹³ j¹ za rêkê i poprowadzi³ w stro-
nê kuchni.
Czy czêsto zapraszasz kobiety na kolacjê, po czym zaganiasz je do
pracy? Stara³a siê dostosowaæ do jego nastroju i zapomnieæ o chwili
s³aboci.
Zawsze.
Kuchnia robi³a niesamowite wra¿enie. Pod oknem w specjalnych ko-
szykach z plecionego drutu u³o¿one by³y cebula, czosnek i ziemniaki,
a wysoko na hakach wisia³y miedziane rondle. Poza tym pe³no tu by³o
ró¿nych naczyñ i przyborów, których nigdy jeszcze nie widzia³a, a wszyst-
ko umieszczone tak, aby znajdowa³o siê w zasiêgu rêki. Na pó³kach sta³y
szklane pojemniki z kolorow¹ fasol¹ i innymi ziarnami oraz makaronem
ró¿nej d³ugoci i kszta³tu. Jej w³asna kuchnia, w porównaniu z t¹, wyda-
³a siê Liv szara i uboga. To by³o królestwo nie tylko kogo, kto umie
gotowaæ, ale kto robi to z sercem.
Ty naprawdê gotujesz z podziwem powtarza³a Liv.
To mnie odprê¿a, podobnie jak wios³owanie. I jedno, i drugie wy-
maga wysi³ku i koncentracji.
Thorpe otworzy³ butelkê burgunda i zostawi³ j¹, aby siê trochê odsta-
³a, po czym zaci¹gn¹³ Liv do stoj¹cego na ma³ym ogniu garnka.
Kiedy zd¹¿y³e to wszystko zrobiæ?
Podniós³ pokrywkê.
Nastawi³em rano, zanim wyszed³em do pracy.
Spojrza³a na niego spod oka.
-Jeste bardzo pewny siebie. Zdumiewaj¹ce, ile razy, w tak krót-
kim czasie, zdo³a³ j¹ wyprowadziæ z równowagi.
Proszê rzek³ z rozbrajaj¹cym umiechem i zanurzy³ drewnian¹
³y¿kê w garnku. Spróbuj.
Duma ust¹pi³a przed nag³ym uczuciem g³odu i Liv ulegaj¹c namo-
wom otworzy³a usta.
Och! Liv zamknê³a oczy rozkoszuj¹c siê wybornym smakiem po-
trawy. To prawdziwa rozpusta.
Rozpust¹ jest korzystanie z tego co najlepsze. Thorpe ponownie
przykry³ garnek. Przygotujê chleb i makaron. Nape³ni³ garnek wod¹.
Liv waha³a siê chwilê. Wci¹¿ czu³a w ustach cudowny smak sosu. W koñcu
postanowi³a, ¿e nic jej nie powstrzyma przed konsumowaniem tego wspa-
nia³ego spaghetti.
126
Wszystko, co trzeba, znajdziesz w lodówce.
Ujê³a warzywa i zanios³a do zlewu, aby je umyæ.
Potrzebna mi salaterka.
Druga szafka nad twoj¹ g³ow¹. Zapali³ gaz i wsypa³ trochê soli
do wody, po czym wzi¹³ siê do krojenia chleba.
Obserwowa³, jak Liv wspina siê na palce, aby zdj¹æ z góry salaterkê.
Sukienka wêdrowa³a to w górê to na dó³, ods³aniaj¹c nogi. Kiedy my³a
pod wod¹ zielony pieprz, jej palce zrêcznie przelizgiwa³y siê po zielonej
³upinie. Paznokcie, pokryte bezbarwnym lakierem, mia³y piêkny kszta³t
i by³y bardzo zadbane, a makija¿ delikatny i stonowany, tak jak i jej ubra-
nie. Thorpe zastanawia³ siê, czy mia³o to byæ celowym przeciwstawie-
niem krzykliwego stylu jej siostry, czy te¿ by³ to wiadomy wybór.
Liv po³o¿y³a warzywa na ladzie. Podnios³a g³owê, kiedy Thorpe po-
da³ jej kieliszek wina.
Ciê¿ka praca zas³uguje na nagrodê.
Zanim zd¹¿y³a wytrzeæ rêce i wzi¹æ od niego kieliszek, Thorpe ju¿
podniós³ go do jej ust. Wzrok mia³ przez ca³y czas utkwiony w jej oczach.
Dziêki. Mia³a taki zamêt w g³owie, ¿e nawet dawa³o siê to od-
czuæ w sposobie mówienia. Szybko odwróci³a twarz.
Smakuje ci? Zwykle pijesz bia³e. Thorpe podnió s³ do ust swój
kieliszek i upi³ z niego trochê.
Jest w porz¹dku. Liv ca³¹ uwagê skupi³a na wybraniu w³aciwe-
go no¿a.
Thorpe wyci¹gn¹³ jeden ze stojaka i poda³ jej.
Jest bardzo ostry ostrzeg³. B¹d ostro¿na.
Staram siê byæ mruknê³a i wziê³a siê do pracy.
S³ysza³a, jak Thorpe krz¹ta siê po kuchni, jak sypie makaron na wrz¹-
tek i umieszcza kromki chleba w tosterze. Jego obecnoæ dzia³a³a na ni¹
parali¿uj¹co. Zanim skoñczy³a przyrz¹dzaæ sa³atkê, jej nerwy by³y napiê-
te do granic wytrzyma³oci. Siêgnê³a po stoj¹cy na ladzie kieliszek i wy-
pi³a prawie ca³¹ jego zawartoæ. Odstaw, powiedzia³a do siebie, jeli nie
chcesz zapomnieæ, po co tu przysz³a.
Gotowe? Po³o¿y³ rêce na jej ramionach i Liv z trudem opanowa-
³a dr¿enie.
Tak, wszystko zrobione.
Doskonale. A wiêc zaczynajmy.
Pod oknem, sk¹d roztacza³ siê rozleg³y widok na panoramê miasta,
na otoczonym balustrad¹ podwy¿szeniu, do którego prowadzi³y trzy schod-
127
ki, sta³ niewielki stó³ z blatem z dymnego szk³a. To by³ niezwykle sym-
patyczny, przytulny k¹cik, którego atmosferê podkrela³y jeszcze usta-
wione w ró¿nych miejscach p³on¹ce wiece.
Angielska porcelana dope³nia³a reszty. Thorpe zaj¹³ siê nak³adaniem
sa³atki na talerze. Liv stara³a siê nie ulegaæ nostrojowi; zastanawia³a siê,
jak zacz¹æ dra¿liwy temat. Byæ mo¿e, pomyla³a, lepiej do niego dojæ
nieco okrê¿n¹ drog¹.
Masz piêkny apartament zauwa¿y³a. Od jak dawna tu
mieszkasz?
Od trzech lat.
A jak d³ugo przebywa³e na rodkowym Wschodzie?
Za d³ugo. Spojrza³a na niego ze zdumieniem. Godziny nudy i chwi-
le panicznego strachu. Nie najlepszy sposób na ¿ycie. Dopiero wojna uwia-
damia nam, mo¿e za bardzo, do czego tak naprawdê zdolny jest cz³owiek.
To musi byæ bardzo trudne powiedzia³a cicho, staraj¹c to sobie
wyobraziæ. Robiæ reporta¿e o wojnie, o takiej wojnie, w obcym kraju.
To tylko kolejne dowiadczenie wzruszy³ ramionami. Problem
w tym, i¿ robi¹c reporta¿e czêsto zapominamy, ¿e równie¿ jestemy lud-
mi. Uwa¿amy, ¿e nic z³ego nie mo¿e nas spotkaæ. To jest zwyczajne oszu-
kiwanie siebie. Wystarczy jedna zab³¹kana kula, która nie bêdzie nas
oszczêdzaæ.
Doskonale wiedzia³a, co mia³ na myli. Sama to kiedy odczu³a na
w³asnej skórze, kiedy wesz³a do budynku rz¹dowego w lad za antyterro-
rystyczn¹ grup¹, która mia³a rozbroiæ bombê. Wówczas myla³a jedynie
o reporta¿u. Dopiero póniej uwiadomi³a sobie, jakie mog³y byæ tego
konsekwencje.
To niesamowite, nie uwa¿asz? powiedzia³a w zadumie. I to do-
tyczy nie tylko reporterów. Z kamerzystami jest chyba jeszcze gorzej.
Jak mylisz, dlaczego to robimy?
Niektórzy u¿ywaj¹ górnolotnych s³ów o szczególnej misji, któr¹
mamy do wype³nienia, czy te¿ szlachetnym obowi¹zku informowania opi-
nii publicznej. Ja nazywam to inaczej. Po prostu uwa¿am, i¿ robimy to
dlatego, ¿e taki jest nasz zawód.
W tym nie ma nic z romantyzmu doda³a Liv.
Thorpe umiechn¹³ siê, obserwuj¹c, jak wiat³o wiec dr¿y na jej twarzy.
Szukasz w pracy romantyzmu, Liv?
Ale sk¹d¿e! To chyba dobry moment, pomyla³a. I w³anie dla-
tego zgodzi³am siê zjeæ dzisiaj z tob¹ kolacjê.
128
Aby oddzieliæ romantyzm od pracy.
Zmarszczy³a brwi. Dlaczego w jego ustach zabrzmia³o to zupe³nie
inaczej?
Tak... Nie sprostowa³a.
Pójdê po spaghetti, a ty siê w tym czasie zdecyduj.
Wciek³a na siebie rozerwa³a w rêkach kromkê czosnkowego chleba.
Dlaczego, ilekroæ on jest przy niej, wszystko uk³ada siê inaczej, ni¿ sobie
zaplanuje? I dlaczego on zawsze musi byæ gór¹? Wyprostowa³a siê nagle
i siêgnê³a po wino. Musi po prostu spróbowaæ jeszcze raz.
Proszê.
Thorpe postawi³ na stole pó³misek cienkiego makaronu, obficie pola-
nego gêstym sosem.
Thorpe zaczê³a Liv, nak³adaj¹c sobie na talerz spor¹ porcjê spa-
ghetti. S¹dzi³am, ¿e zrozumia³e to, co powiedzia³am poprzedniego dnia.
Zrozumia³em doskonale. Nie pozostawi³a mi ¿adnych w¹tpliwo-
ci, Olivio. Wzi¹³ od niej pó³misek.
Wobec tego chyba rozumiesz, jak bardzo mi komplikujesz ¿ycie.
Posy³aj¹c ci kwiaty ironicznie doda³
No w³anie. W jego ustach zabrzmia³o to tak niepowa¿nie. To
bardzo mi³e, ale... Marszcz¹c brwi nabra³a na widelec spaghetti. Nie
¿yczê sobie, ¿eby ty lub kto inny wyobra¿a³ sobie, i¿ to cokolwiek znaczy.
Rozumiem. Obserwowa³, jak bierze zawartoæ widelca do ust.
No jak?
Wspania³e. Absolutnie wspania³e. Liv rozkoszowa³a siê smakiem
potrawy. Nigdy nie jad³am czego tak pysznego. Nawinê³a znowu na
widelec makaron. W ka¿dym razie, to nie powinno siê zdarzaæ miêdzy
kolegami w pracy. Kolejna porcja by³a tak samo smakowita jak pierwsza.
Co nie powinno siê zdarzaæ? Z ogromn¹ satysfakcj¹ obserwo-
wa³, jak szybko spaghetti znika z jej talerza.
Przesy³anie sobie nawzajem kwiatów wyjani³a. Szczególnie
wtedy gdy w grê wchodzi rywalizacja. Lokalne i krajowe wiadomoci s¹
jak rodzeñstwo. Wiem co o rywalizacji wród rodzeñstwa.
Chodzi o twoj¹ siostrê skomentowa³. W jej oczach, w któ-
rych odbija³o siê wiat³o wiec, lni³y maleñkie z³ote punkciki. Thorpe
prawie móg³ je policzyæ.
Hmm. Przy takiej siostrze jak Melinda zawsze siê czu³am jak Kop-
ciuszek. Nigdy siê zreszt¹ tym nie przejmowa³am. Spryt i pomys³owoæ
by³y moimi atutami. Tak samo jest w lokalnych wiadomociach.
129
Czy naprawdê tak na to patrzysz? zapyta³ ze zdumieniem. Pod-
niós³ do góry jej rêkê i z zainteresowaniem przygl¹da³ siê jej skromnie
pomalowanym paznokciom. Te¿ czujesz siê jak Kopciuszek?
Macie ogromny bud¿et zauwa¿y³a. Wielkie uznanie i rozg³os.
To wcale nie znaczy, ¿e nie mo¿emy byæ równie dobrzy na mniejsz¹ ska-
lê. Mia³ odcisk na kciuku. Czu³a to pod palcami. Nieoczekiwanie prze-
szy³ j¹ dreszcz. Ostro¿nie wycofa³a d³oñ i siêgnê³a po wino. Ale nie
w tym rzecz.
A w czym? Thorpe umiechn¹³ siê do niej w sposób, który za-
wsze pozbawia³ j¹ rozs¹dku. Robi³a wszystko, aby siê opanowaæ.
Dobrze wiesz, jak w pokoju redakcyjnym szybko rozchodz¹ siê
plotki. Tam niczego nie da siê utrzymaæ w tajemnicy. A mnie bardzo za-
le¿y na prywatnoci.
Tak, wiem. Od czasu, gdy by³a nastolatk¹, w rodkach masowego
przekazu nie znalaz³a siê o tobie ¿adna, najmniejsza nawet wzmianka.
A przecie¿ Carmichaelowie zawsze byli wdziêcznym tematem dla dzien-
nikarzy.
Nigdy nie pasowa³am do szablonów. Nie mia³a zamiaru tego po-
wiedzieæ i by³a zdumiona, ¿e jako samo to wysz³o. Chcia³am tylko
ci¹gnê³a aby zda³ sobie sprawê, ¿e jeli kto, ty czy ja, kichniemy albo
co nam wpadnie do g³owy, ju¿ po minucie wszyscy siê o tym dowiedz¹
i skomentuj¹. Chyba wiesz, jak po kilkakrotnym powtórzeniu zwyczajne
spotkanie przy kawie potrafi siê zmieniæ w mi³osn¹ przygodê w porze
lunchu.
Czy ma to dla ciebie a¿ tak wielkie znaczenie?
Liv westchnê³a.
Byæ mo¿e nie dla ciebie, ale dla mnie ma. Muszê siê liczyæ tym, ¿e
wci¹¿ jestem tu obca, a do tego jeszcze kobieta. To ci¹gle siê bierze pod
uwagê, Thorpe. Ka¿dy mój krok bêdzie od dzi szczególnie wnikliwie
analizowany. Czy Carmichael dlatego siê spotyka z Thorpeem, ¿e chce
przeskoczyæ do zespo³u krajówki?
Przez jaki czas obserwowa³ j¹ uwa¿nie.
Nie bardzo wierzysz w siebie?
Jestem dobrym reporterem szybko doda³a.
Mówiê o tobie jako o kobiecie.
To nie powinno ciê interesowaæ.
Czy¿ nie o tym w³anie rozmawiamy? zaprotestowa³. Pos³a-
³em ró¿ê kobiecie, a nie reporterowi.
130
Jestem reporterem.
To twój zawód, ale nie p³eæ. Podniós³ kieliszek z winem, staraj¹c
siê ukryæ irytacjê. Wiedzia³, ¿e nie doprowadzi go to do niczego. W tym
biznesie nie mo¿na mieæ zbyt cienkiej skóry, Liv. Jeli plotki w pracy a¿
tak bardzo ciê denerwuj¹, bêdziesz mia³a niebawem zmarszczki. Spójrz
w lustro. Ludzie lubi¹ mówiæ o kobietach tak piêknych jak ty. Taka jest
po prostu ludzka natura.
To nie chodzi wy³¹cznie o to. Liv wydawa³a siê ju¿ trochê spo-
kojniejsza. Musia³a z nim porozmawiaæ. Z³oæ na pewno jej tego nie u³a-
twi. Nie chcê siê wi¹zaæ ani z tob¹, ani z nikim innym.
Thorpe patrzy³ na ni¹ w milczeniu znad brzegu kieliszka.
Czy¿by twoja rana by³a a¿ tak g³êboka?
Nie spodziewa³a siê ani takiego pytania, ani zawartego w nim wspó-
³czucia. Wiele wysi³ku j¹ kosztowa³o, aby zachowaæ spokój.
Tak.
Poprzesta³ na tym. To, ¿e siê przyzna³a, zamiast rzuciæ co zdawko-
wego, na razie mu wystarcza³o. Na resztê móg³ poczekaæ.
Dlaczego przenios³a siê do Waszyngtonu?
Chwilê patrzy³a na niego w milczeniu. Spodziewa³a siê, ¿e bêdzie j¹
dalej wypytywa³, ale nie tego, ¿e tak radykalnie zmieni temat. Odprê¿y³a
siê nieco.
Zawsze interesowa³am siê polityk¹. Tym w³anie zajmowa³am siê
w Austin, chocia¿ przewa¿nie ogranicza³o siê to do czytania wiadomoci
w rozg³oni. Kiedy WWBW z³o¿y³o mi ofertê, bez namys³u j¹ przyjê-
³am. Znowu zajê³a siê jedzeniem. Waszyngton to niezwykle ekscy-
tuj¹ce miasto, szczególnie dla reportera. Potrzebowa³am podniety. I s¹-
dzê, ¿e potrzebowa³am równie¿ tego napiêcia, które w WWBW towarzy-
szy mi ka¿dego dnia.
Nie myla³a o pracy w krajówce?
Wzruszy³a ramionami.
Oczywicie, myla³am, ale na razie jestem zadowolona z tego, co
robiê. Poza tym Carl to najlepszy szef pod s³oñcem.
Thorpe rozemia³ siê szeroko.
Zbyt ³atwo ulega emocjom.
Liv unios³a brwi, nabieraj¹c na widelec ostatni¹ porcjê spaghetti.
Szczególnie wtedy, gdy kto z góry kradnie nam temat. Po dzisiej-
szej konferencji prasowej u burmistrza musia³am objechaæ jednego z wa-
szych wspó³pracowników.
131
Naprawdê? Którego?
Thompsona. Tego z du¿ymi uszami i koszmarnymi krawatami.
Nie ma co, pochlebny opis.
Ale sprawiedliwy doda³a Liv i na jej ustach pojawi³ siê cieñ umie-
chu. W ka¿dym razie musia³am w³o¿yæ wiele wysi³ku, aby po zakoñ-
czeniu konferencji namówiæ burmistrza na wywiad. A ten typ od was chcia³
to wykorzystaæ.
Jestem pewien, i¿ skutecznie mu to wyperswadowa³a.
Liv umiechnê³a siê na wspomnienie, jak za³atwi³a bezczelnego
Thompsona.
Prawdê mówi¹c, tak by³o. Powiedzia³am mu, aby ruszy³ swój ty-
³ek, jeli nie chce zawisn¹æ na w³asnym krawacie na frontonie Rayburn
Building. Po chwili doda³a: Mylê, ¿e mi uwierzy³.
Thorpe zajrza³ w ch³odne, b³êkitne oczy.
Ja te¿ bym uwierzy³. Dlaczego nie napuci³a na niego swojego
kamerzysty?
Liv rozemia³a siê od ucha do ucha i wziê³a do ust resztê spaghetti.
Nie mog³am, w obecnoci burmistrza, dopuciæ do awantury.
Chcesz jeszcze trochê? wymownym ruchem wskaza³ na jej pusty
talerz.
Chyba ¿artujesz.
A co z deserem?
Jej oczy sta³y siê ogromne ze zdumienia.
Chcesz powiedzieæ, ¿e zrobi³e równie¿ deser?
Thorpe nape³ni³ jej kieliszek burgundem.
Zajmij siê winem zaproponowa³. A ja za chwilê wrócê.
Zebra³ ze sto³u talerze i wyszed³. Liv zastanawia³a siê, czy nie powin-
na mu pomóc, ale by³o jej zbyt dobrze, aby siê ruszyæ. Musia³a przyznaæ,
¿e doskonale siê czu³a w jego towarzystwie. Lubi³a wspólne rozmowy,
spieranie siê. Thorpe sprawia³, ¿e by³a pe³na ¿ycia i wigoru. Oczywicie
nie czu³a siê z nim bezpieczna, ale nawet to by³o takie podniecaj¹ce.
Podnios³a g³owê, s³ysz¹c jego kroki. Na widok talerza z truskawkami
i bit¹ mietan¹, który Thorpe trzyma³ w rêku, z jej ust wydoby³ siê okrzyk
zachwytu.
Wygl¹daj¹ imponuj¹co! Jak ci siê uda³o zdobyæ takie okazy o tej
porze roku?
Reporter nigdy nie zdradza swoich róde³.
Liv westchnê³a, gdy Thorpe postawi³ talerz na stole.
132
Wygl¹daj¹ cudownie, Thorpe, ale chyba nie dam rady.
Spróbuj chocia¿ jednej nalega³, zanurzaj¹c truskawkê w bitej
mietanie.
Tylko jedna zgodzi³a siê i otworzy³a usta, kiedy Thorpe wyci¹-
gn¹³ do niej rêkê z pachn¹cym owocem. Czu³a, jak rozmazuje na jej
policzku krem. Thorpe! zawo³a³a ze miechem i siêgnê³a po chus-
teczkê.
Przepraszam. Po³o¿y³ rêkê na jej d³oni. Sam to zrobiê. Pod-
trzymuj¹c jej brodê drug¹ rêk¹, zacz¹³ powoli usuwaæ jêzykiem krem
z jej policzka.
miech Liv nagle zamar³. Nie wykona³a ¿adnego ruchu i nie prote-
stowa³a. Jej umys³ i cia³o by³y jak sparali¿owane pod wp³ywem doznañ,
jakich dowiadcza³a. Jedynie jej skóra zdawa³a siê o¿ywaæ, kiedy przesu-
wa³ siê po niej jego jêzyk.
Dobre? mrucza³, dotykaj¹c ustami jej ust.
Liv wpatrywa³a siê w niego bez s³owa. Jej oczy by³y utkwione w je-
go oczach. Thorpe dostrzeg³ narastaj¹ce w jej oczach po¿¹danie.
Powoli zanurzy³ drug¹ truskawkê w kremie i poda³ jej.
Jeszcze jedna?
Liv pokrêci³a przecz¹co g³ow¹, prze³ykaj¹c linê, gdy jego zêby zato-
nê³y w pachn¹cym mi¹¿szu owocu. Po chwili wsta³a i zesz³a po schod-
kach do salonu. Musi przywo³aæ siê do porz¹dku, powtarza³a w mylach.
Za chwilê poczuje siê normalnie, ust¹pi¹ dreszcze i fala gor¹ca, która
obla³a jej cia³o, ostygnie. Nagle wszystko znowu wróci³o, gdy Thorpe,
zbli¿ywszy siê do niej, nieoczekiwanie wzi¹³ j¹ w ramiona.
Myla³em, ¿e masz ochotê zatañczyæ? szepn¹³.
Zatañczyæ? topnia³a w jego ramionach. Tu przecie¿ nie ma ¿ad-
nej muzyki. Ale zaczê³a siê rytmicznie poruszaæ, sk³adaj¹c g³owê na
jego ramieniu.
Czy¿by jej nie s³ysza³a?
Jej zapach odurza³ go. Jej piersi falowa³y pod naporem jego cia³a.
Westchnê³a i zamknê³a oczy. Plomieñ wiecy dr¿a³ na jej powie-
kach. Poczu³a jak¹ dziwn¹ ociê¿a³oæ. Usi³owa³a sobie wmawiaæ, ¿e
zbyt wiele wypi³a, wiedzia³a jednak, ¿e to nieprawda. Kiedy jego wargi
delikatnie musnê³y jej ucho, ponownie zadr¿a³a i nie mog³a powstrzy-
maæ westchnienia.
Muszê wyjæ, powtarza³a sobie. Muszê wyjæ teraz, natychmiast. Pal-
cami g³adzi³a jego w³osy. Szaleñstwem bêdzie, jeli zostanie. Powoli ro-
133
s³o w niej pragnienie, podczas gdy jego cia³o coraz silniej do niej przy-
wiera³o. Jego rêka przesuwa³a siê wzd³u¿ jej krêgos³upa, po czym znowu
wraca³a do talii. Zadr¿a³a z rozkoszy, czuj¹c na szyi dotyk warg.
Nie mogê zostaæ cicho powtarza³a, ale nie uczyni³a nic, aby wy-
swobodziæ siê z jego objêæ.
Nie mo¿esz przyzna³. Jednoczenie jego usta powoli zmierza³y
do jej ust.
Powinnam iæ. Jej usta szuka³y jego ust.
Tak. Jêzyk wlizn¹³ siê do wnêtrza jej ust i dotkn¹³ jej jêzyka.
Liv zakrêci³o siê w g³owie.
Muszê iæ.
Uhm. Ostro¿nie rozsun¹³ suwak z ty³u jej sukni.
Cicho westchnê³a, czuj¹c przez cienk¹ koszulê dotyk jego r¹k.
Nie zamierzam siê z tob¹ wi¹zaæ, Thorpe.
Jej usta by³y wilgotne i gor¹ce.
Wiem, mówi³a mi o tym.
Jej suknia zsunê³a siê na pod³ogê.
Mocno do niego przywar³a, pozwalaj¹c, aby jego usta znowu znala-
z³y drogê do jej ust. Mia³a wra¿enie, ¿e tonie, ale woda by³a taka ciep³a
i przyjemna. Upione zmys³y budzi³y siê, kiedy dotyka³ jej cia³a. By³a
wiêniem jego dotyku, dotyku, który sprawia³ rozkosz. Nie protestowa³a,
kiedy wzi¹³ j¹ na rêce.
wiat³o ksiê¿yca przenika³o do sypialni, zalewaj¹c jej wnêtrze sre-
brzyst¹ powiat¹.
Thorpe...
Znowu j¹ poca³owa³. Objê³a go mocno, kiedy pochyliwszy siê, ostro¿-
nie k³ad³ j¹ na ³ó¿ku.
Rozbiera³ j¹ wolno, ca³y czas obsypuj¹c j¹ poca³unkami i pieszczota-
mi. Szepta³ s³owa, które koi³y jej nerwy i rozbudza³y cia³o.
Liv wodzi³a palcami po jego nagich plecach. By³a w nich si³a. Chcia-
³a, aby by³ silny. Oczekiwa³a, ¿e bêdzie. Zsun¹³ z jej ramion cienk¹ jak
mg³a bieliznê. Jego usta pod¹¿a³y za dotykiem jego r¹k.
Upiona namiêtnoæ wybuch³a z nag³¹ si³¹, kiedy zacz¹³ ca³owaæ jej
piersi. Jej ruchy pod nim nie by³y ju¿ ani tak ociê¿a³e, ani bojaliwe.
Wygiê³a siê w ³uk, aby mu pomóc ci¹gn¹æ bieliznê. Jego rêce przesuwa-
³y siê teraz po wewnêtrznej czêci jej ud. Poczu³a, jakby nagle obla³a j¹
fala gor¹ca. Palce wniknê³y teraz do wnêtrza jej cia³a, wci¹¿ g³aszcz¹c je
i pieszcz¹c.
134
Wbi³a paznokcie w jego ramiona. Jeszcze nikt nigdy nie sprawi³, aby
czu³a siê tak jak teraz. Pragnê³a, ¿eby j¹ wzi¹³ natychmiast, ale on mia³
jej jeszcze tyle do dania
Jego jêzyk przesuwa³ siê teraz w dó³, po chwili min¹³ zag³êbienie
w talii i dotar³ do ³uku bioder, po czym dalej kontynuowa³ wêdrówkê,
doprowadzaj¹c j¹ do szaleñstwa.
Reakcja Liv sprawi³a, i¿ zapomnia³ o w³asnych potrzebach. Pragn¹³
tylko, aby zazna³a najwiêkszej rozkoszy, jak¹ tylko by³ w stanie jej daæ.
Odpowiada³a na ka¿dy jego dotyk, ka¿dy gest. I chocia¿ w wietle
ksiê¿yca wygl¹da³a jak pos¹g z marmuru, czu³a, jak ca³a p³onie ¿ywym
ogniem. Zdawa³o siê, ¿ jego zmys³y s¹ pobudzone do granic wytrzyma-
³oci.
Jego usta ca³owa³y j¹ nieprzytomnie i Liv odpowiada³a mu równie
¿arliwymi poca³unkami. Wszystkie zahamowania zniknê³y, wszystkie
bariery runê³y. Liv czu³a jedynie desperack¹ ¿¹dzê spe³nienia, które móg³
jej zapewniæ tylko jeden mê¿czyzna. Otworzy³a siê przed nim i wprowa-
dzi³a go w g³¹b swego cia³a.
Napór jego cia³a sprawia³, ¿e nie mog³a oddychaæ. Czu³a napiêcie
i falowanie miêni, kiedy unosi³ j¹ daleko od wspomnieñ i marzeñ. Ca-
³kowicie siê podda³a i pod¹¿y³a za nim.
Thorpe le¿a³ wtulony w ni¹, rozkoszuj¹c siê jej ciep³em. Dla niego
ca³ym wiatem by³o to ³ó¿ko i ta kobieta. Nawet w ciemnociach móg³
dostrzec ka¿dy fragment jej cia³a, szczegó³y rysów twarzy. Jeszcze nigdy
z nikim nie czu³ siê tak zwi¹zany, tak ca³kowicie i bez reszty zjednoczo-
ny. Skóra Liv by³a tak nieprawdopodobnie delikatna, a brodawki wci¹¿
naprê¿one, gdy jej piersi go dotyka³y. Powoli zaczê³a spokojniej oddy-
chaæ. Thorpe wiedzia³, i¿ pod pozornym ch³odem kry³a siê prawdziwa
namiêtnoæ, nie przypuszcza³ jednak, ¿e ta namiêtnoæ mo¿e byæ a¿ tak
ogromna i ¿e tak bardzo na niego podzia³a.
Liv czu³a znu¿enie. Nigdy jeszcze nie prze¿y³a takiej burzy zmys³ów.
Czy¿by na to czeka³a przez ca³e ¿ycie? Prawie siê ba³a odpowiedzi i tego,
co mo¿e ona dla niej znaczyæ. Jedno nie ulega³o w¹tpliwoci Thorpe
sprawi³, ¿e znowu poczu³a siê kobiet¹, stuprocentow¹ kobiet¹. Wci¹¿ czu³a
na ustach jego smak. Chcia³a go zatrzymaæ na d³ugo. Pamiêtaæ, jak bez-
piecznie siê czu³a w jego ramionach.
Ale kim jest Thorpe? zastanawia³a siê. Kim jest ten, któremu uda³o
siê wzi¹æ od niej to, czego nie by³a w stanie, czy te¿ nie chcia³a daæ ¿ad-
nemu mê¿czynie od ponad piêciu lat?
135
Przyrzek³am sobie, ¿e to siê nigdy nie zdarzy mruknê³a i ukry³a
na jego ramieniu twarz.
Jej s³owa wyrwa³y Thorpea z pó³snu.
¯a³ujesz? zapyta³, czekaj¹c z niepokojem na odpowied.
Nie. Liv odetchnê³a g³êboko. Wcale nie ¿a³ujê. Nigdy siê nie
spodziewa³am, ¿e znajdê siê tu z tob¹ w takiej sytuacji. Ale nie ¿a³ujê tego.
Mocno j¹ do siebie przytuli³. Te ciche, powa¿ne s³owa g³êboko go
poruszy³y.
Olivio, jeste ogromnie skomplikowan¹ kobiet¹.
Tak s¹dzisz? umiechnê³a siê i zamknê³a oczy. Nigdy tak o so-
bie nie myla³am. Zbyt szczera, byæ mo¿e, i maj¹ca specyficzny punkt
widzenia na wiat, dobroduszna, ale nie skomplikowana.
Od ponad pó³tora roku staram siê ciebie rozszyfrowaæ rzek³.
To jednak bardzo trudne zadanie.
I nie próbuj. Pog³adzi³a go po ramieniu. Lubi³a dotykaæ jego
miêni, maj¹c w pamiêci, jaki doskona³y z nich robi u¿ytek. Thorpe,
du¿o mia³e kochanek?
Rozemia³ siê.
To zbyt delikatne pytanie, Carmichael, aby je zadawaæ w³anie teraz.
Nie pytam przecie¿ ani o ich liczbê, ani o nazwiska doda³a. Wes-
tchnê³a, kiedy jego rêka przesunê³a siê w dó³ jej pleców. Ja nie mia³am
kochanków. I nie jestem w tym zbyt dobra.
Dobra w czym? zapyta³ ze zdumieniem.
Nagle poczu³a za¿enowanie i gor¹czkowo zaczê³a szukaæ w³aciwych
s³ów.
W... no wiesz... w zadowalaniu partnera.
Jego rêka znieruchomia³a. Stara³ siê dostrzec wyraz jej twarzy w ciem-
noci.
Chyba ¿artujesz?
Nie ¿artujê. Znowu by³a zak³opotana. J¹ka³a siê, nie wiedz¹c,
jak wybrn¹æ z tej sytuacji. Wiem, ¿e nie jestem zbyt... podniecaj¹ca
w ³ó¿ku, ale...
Kto, do diab³a, wbi³ ci co takiego do g³owy?
Jego gwa³towna reakcja zaskoczy³a j¹. Mój m¹¿ mia³a zamiar po-
wiedzieæ.
Po prostu sama o tym wiem...
Przerwa³ jej gwa³townie.
Czy¿by uwa¿a³a, ¿e udawa³em?
136
Nie. By³a wci¹¿ za¿enowana i niepewna siebie. A nie udawa³e?
By³ wciek³y. Przekrêci³ siê do niej, przygniataj¹c j¹ ciê¿arem swego
cia³a.
Pragn¹³em ciê od pierwszej chwili, gdy tylko ujrza³em twoj¹ twarz.
Wiedzia³a o tym?
Skinê³a g³ow¹, nie mog¹c wykrztusiæ s³owa. Ogarnê³a j¹ nowa fala
po¿¹dania.
Jeste zawsze taka ch³odna i opanowana. Ja jednak mia³em okazjê
siê przekonaæ, ile naprawdê jest w tobie ¿aru. Pragn¹³em ciê takiej jak
teraz, nagiej, le¿¹cej w moich ramionach.
Jego usta znowu zaczê³y j¹ ca³owaæ, nieprzytomnie i zach³annie. Od-
powiada³a na jego poca³unki z takim samym ogniem i namiêtnoci¹.
Marzy³em, aby ciê rozbieraæ szepta³. Pod dotykiem jego r¹k cia³o
Liv wi³o siê i skrêca³o. Chcia³em siê z tob¹ kochaæ. Rozpuciæ ca³y ten
lód. Wsun¹³ rêkê miêdzy jej uda, a¿ wygiê³a siê w ³uk, jakby pod¹¿a³a mu
na spotkanie. Ale tam nie by³o ¿adnego lodu. Jeli nie potrafi³a zadowoliæ
jakiego mê¿czyzny, to tylko jego wina. Jego strata. Pamiêtaj o tym.
P³onê³a. Jej rêce b³¹dzi³y wzd³u¿ jego cia³a, podczas gdy usta ca³owa³y
mu kark i ramiona. Czu³a, jak jego skóra pulsuje pod dotykiem jej jêzyka.
Przyci¹gnê³a go do siebie. Pragnê³a znowu poczuæ smak jego ust, jego smak.
W pewnej chwili jego poca³unek sta³ siê niemal brutalny. Nie mia³a o to
pretensji. Ca³kowicie zatraci³ siê w niej i w tym, co robili. Czu³a to, zachwy-
ca³a siê tym, kiedy wkracza³a w wiat, do którego rozs¹dek nie mia³ dostêpu.
By³a kompletnie wyczerpana i z trudem ³apa³a oddech. Przygniata³ j¹
ca³ym ciê¿arem cia³a. Czu³a pod palcami wilgoæ jego pleców. Nie mia³a
pojêcia, jak d³ugo tak le¿eli, nasyceni sob¹.
Chyba jednak masz racjê. Jego g³os brzmia³ posêpnie. To nie
by³o zbyt ekscytuj¹ce.
Liv nie przypuszcza³a, ¿e mimo zmêczenia potrafi siê jeszcze tak miaæ.
Zdumiewa³o j¹, ¿e Thorpe w ka¿dej sytuacji potrafi znaleæ w³aciwe s³o-
wa. To by³o niesamowite i zarazem cudowne uczucie zanosiæ siê od mie-
chu w ³ó¿ku. Podniós³ g³owê i mia³ siê równie serdecznie jak ona.
Idiotka powiedzia³ miêkko i poca³owa³ j¹. Po czym przesun¹³ siê
i przyci¹gn¹³ j¹ do siebie. Po chwili znu¿ona zasnê³a, bezpieczna w jego
ramionach.
137
O
budzi³ j¹ przenikliwy dwiêk budzika. Automatycznie wy-
ci¹gnê³a rêkê, aby go uciszyæ i narafi³a na Thorpea. Gwa³-
townie otworzy³a oczy. Zdezorientowana, na wpó³ przytomna,
gapi³a siê na niego, podczas gdy budzik wci¹¿ dzwoni³. Jak¹ cz¹stk¹
wiadomoci rejestrowa³a lady zarostu na jego twarzy i senn¹ ociê¿a-
³oæ w oczach.
Spa³am z nim, przypomnia³a sobie, kocha³am siê z nim i przespa³am ca³¹
noc w jego ³ó¿ku. Powoli dochodzi³a do siebie. By³a zaskoczona, ale z pewno-
ci¹ niczego nie ¿a³owa³a. Obdarowa³ j¹ namiêtnocia, czu³oci¹ i da³ jej poczu-
cie bezpieczeñstwa. Jak mo¿na w tej sytuacji myleæ o ¿alu?
Thorpe siêgn¹³ za siebie i wy³¹czy³ terkocz¹cy budzik. Nagle zapa-
nowa³a cisza. Bez s³owa przyci¹gn¹³ j¹ do siebie. Zauwa¿y³, jak powoli
wyraz jej twarzy siê zmienia³. Pocz¹tkowo zdumiona, zaczyna³a rozu-
mieæ, gdzie siê znajduje, i uwa¿aæ to za zupe³nie naturalne. Wyda³o mu
siê to zabawne, ale zarazem dziwnie urzekaj¹ce. To nie by³a kobieta, dla
której budzenie siê w ³ó¿ku mê¿czyzny bywa zwyczajn¹ spraw¹.
Spokojne, poranne przytulenie by³o dla Liv zupe³nie nowym i przyjemnym
doznaniem. Zaskakuj¹ca intymnoæ. Przytulona do Thorpea zastanawia³a siê
nad tym, co zasz³o. Co w³aciwie czu³a? Zadowolenie? Szczêcie? Czy te¿ mo¿e
zwyczajn¹ radoæ, ¿e mo¿e pieciæ i byæ pieszczon¹?
Co siê zmieni³o. Drzwi zosta³y otworzone. Nie by³a pewna, kto je
otworzy³: ona czy Thorpe, ale wa¿ne, ¿e tak siê sta³o. Czu³a jego oddech
138
na policzku i dotyk jego ramion. Nie by³a ju¿ sama. Czy tego w³anie
pragnê³a? Czu³a ciep³o jego cia³a. Jeszcze wczoraj nie mia³a w¹tpliwo-
ci, ¿e samotnoæ jest jej sposobem na ¿ycie. A dzi...
Kocha³a siê z nim. Da³a mu siebie, tak jak on odda³ siê jej. Liv nigdy
nie traktowa³a tych spraw lekko. Fizyczny kontakt mia³ dla niej znacze-
nie. Oznacza³ swego rodzaju zobowi¹zanie, wspólny spacer przez ¿ycie.
Ona jednak przyrzek³a sobie ju¿ nigdy siê z nikim nie wi¹zaæ, zbyt bole-
sne mia³a wspomnienia z przesz³oci. Thorpe zacz¹³ zajmowaæ wa¿ne
miejsce w jej ¿yciu, a ona coraz bardziej siê od niego uzale¿nia³a. Jeli
tak dalej pójdzie, mo¿e siê naraziæ na szybkie rozczarowanie.
Wyprostowa³a siê nagle, postanawiaj¹c zerwaæ wiêzy, zanim stan¹
siê zbyt silne.
Muszê wstaæ. Muszê byæ w pracy o wpó³ do dziesi¹tej.
W milczeniu przyci¹gn¹³ j¹ do siebie i zamkn¹³ usta poca³unkiem.
By³y takie ³agodne i ciep³e. A jej zapach wci¹¿ tak bardzo na niego dzia-
³a³. D³ugo czeka³, zbyt d³ugo, ¿eby móc wreszcie obudziæ siê przy jej
boku. Teraz chcia³ cieszyæ siê t¹ chwil¹. Chcia³ widzieæ, jak wygl¹da
rankiem, tu¿ po obudzeniu, kiedy oczy s¹ takie ciê¿kie od snu. Spa³
obok niej, obudzi³ siê obok niej. I nie chcia³, aby kiedykolwiek by³o
inaczej.
Liv chwilê jeszcze le¿a³a, ulegaj¹c porannemu lenistwu. Chcia³a za-
pomnieæ, ¿e istnieje zewnêtrzny wiat, w którym tkwi, i przesz³oæ, o k-
tórej wola³aby nie pamiêtaæ. S¹ tylko oni dwoje. Wyobra¿a³a sobie, ¿e
wci¹¿ jest noc i ¿e maj¹ przed sob¹ jeszcze wiele wspólnych godzin. Ale
czas by³ nieub³agany. Blado¿ó³te s³oneczne wiat³o coraz intensywniej
przenika³o przez zas³ony w oknach.
Musimy wstawaæ wymrucza³a, podwiadomie pragn¹c, aby jej
zaprzeczy³.
Mmm. Uniós³ g³owê i spojrza³ na zegarek. Chyba tak nie-
chetnie przyzna³ i ostatni raz wtuli³ twarz w ciep³e zag³êbienie jej szyi.
Nie s¹dzê, ¿eby twoje poczucie obowi¹zku pozwoli³o ci zas³oniæ siê za-
paleniem gard³a czy te¿ wysok¹ temperatur¹.
A twoje pozwoli³oby? odrzek³a.
Rozemia³ siê i delikatnie j¹ poca³owa³.
W tej chwili nie mia³bym ¿adnych wyrzutów sumienia.
Chcia³abym móc powiedzieæ to samo. Uwolniwszy siê z jego
ramion, usiad³a, odruchowo zas³aniaj¹c siê przecierad³em. Przyda³by
mi siê jaki szlafrok.
139
Szkoda. Z westchnieniem odsun¹³ siê od niej i wsta³. Posta-
ram siê o ten szlafrok. O niadanie równie¿ doda³, kieruj¹c siê w stronê
szafy. Jeli ty zajmiesz siê kaw¹.
Nieco oszo³omiona patrzy³a, jak stoi nago przed szaf¹ z ubraniem.
Ale po chwili powiedzia³a sobie, ¿e nie powinna zachowywaæ siê jak
idiotka. Dopiero co spêdzi³a z nim noc. Jego cia³o nie mia³o ju¿ dla niej
tajemnic. Obserwowa³a, jak wyci¹ga szlafrok i narzuca go na siebie. By³
wspaniale zbudowany szczup³y, dobrze umiêniony, z szerok¹ klatk¹
piersiow¹ i muskularnymi ramionami. W ubraniu nie wygl¹da³ a¿ tak
imponuj¹co. Dopiero teraz Liv mog³a siê przekonaæ, jaki by³ naprawdê
przystojny.
Zgadzasz siê? wyci¹gn¹³ krótkie niebieskie kimono z aksamitu
i odwróci³ siê do niej.
Spojrza³a na niego ze zdumieniem.
Przepraszam, o czym mówisz?
Pyta³em, czy mo¿esz zrobiæ kawê. Rozemia³ siê, podaj¹c jej
szlafrok.
A masz s³oik i ³y¿kê?
Wygl¹da³ na szczerze zmartwionego.
Chyba ¿artujesz?
Tego siê obawia³am. Ale mimo to spróbujê odrzek³a niepewnym
g³osem i narzuci³a na siebie kimono.
Ekspres do kawy na ladzie, kawa na drugiej pó³ce nad kuchenk¹
zawo³a³, znikaj¹c w ³azience. Zobacz, co siê da z tym zrobiæ.
Poczeka³a, a¿ zamknie drzwi, i wyskoczy³a z ³ó¿ka.
Znalaz³a w kuchni wszystko dok³adnie w tym miejscu, które wskaza³
Thorpe. Nala³a wody i odmierzy³a kawê. Z ³azienki dochodzi³y odg³osy
k¹pieli.
Dziwnie siê czu³a, krz¹taj¹c siê po kuchni, okryta jedynie szlafro-
kiem. Mam najprawdziwszy pod s³oñcem romans, pomyla³a. Zdjê³a po-
krywkê z ekspresu i trzyma³a j¹ przez chwilê w rêku. Kocha³a siê z Thor-
peem, spêdzi³a noc w jego ³ó¿ku, a teraz przygotowywa³a kawê w jego
kuchni. W jego szlafroku, uzmys³owi³a sobie, kiedy przesunê³a rêk¹
wzd³u¿ wy³ogów.
Potrz¹snê³a ze z³oci¹ g³ow¹ i z powrotem przykry³a ekspres. Na Boga!
Mam dwadziecia osiem lat. By³am mê¿atk¹. Od kilku lat jestem roz-
wódk¹ i osob¹ w pe³ni niezale¿n¹. Dlaczego nie mia³abym pozwoliæ so-
bie na romans? Ludzie robi¹ to codziennie. Takie jest ¿ycie. To bardzo
140
proste, wrêcz banalne. G³upot¹ by³oby uwa¿aæ, ¿e to co wiêcej. Jeste-
my dwojgiem doros³ych ludzi, którzy po prostu spêdzili ze sob¹ noc. To
wszystko.
W tej samej chwili, gdy o tym pomyla³a, w kuchni zjawi³ siê Thor-
pe. Liv odwróci³a siê, chc¹c powiedzieæ co z³oliwego na temat kawy,
ale zupe³nie nieoczekiwanie dla siebie znalaz³a siê w jego ramionach.
Ca³owa³ j¹ z pocz¹tku delikatnie, ale póniej zaczê³o narastaæ w nim
po¿¹danie i namiêtnoæ. Liv podnios³a rêce, aby go do siebie przyci¹-
gn¹æ. Wszystko, co sobie przed chwil¹ powiedzia³a, ulotni³o siê gdzie
bez ladu. Dotyka³a palcami wci¹¿ jeszcze wilgotnych w³osów. Z lubo-
ci¹ wci¹ga³a w nozdrza zapach myd³a i kremu do golenia. To wszystko
wydawa³o siê takie wie¿e i nowe, zupe³nie jak pierwszy romans.
Nie przestaj¹c jej ca³owaæ, przesun¹³ d³onie w dó³ i zatrzyma³ na jej
biodrach. Ten poca³unek by³ echem nocy, któr¹ dopiero co spêdzili ze sob¹.
W pewnej chwili Thorpe, odsun¹wszy siê nieco, popatrzy³ na ni¹ uwa¿nie.
Lubiê ciê tak¹ wyszepta³. Z bosymi stopami, w szlafroku o kilka
rozmiarów za du¿ym i w³osami w nie³adzie. Wyci¹gn¹³ rêkê i potarga³
je jeszcze bardziej. Bêdê mia³ ten obraz w pamiêci, patrz¹c na ch³odn¹
pannê Carmichael przekazuj¹c¹ wiadomoci z ma³ego ekranu.
Na szczêcie, widzowie tego nie zobacz¹.
Ich strata.
Nie ka¿dy lubi byæ taki rozczochrany, jakby dopiero co wyszed³
z ³ó¿ka. S³ysz¹c, jak kawa bulgoce w ekspresie, wysunê³a siê z objêæ
Thorpea. Nad szafk¹ wisia³y ogromne kubki. Liv zdjê³a dwa i nape³ni³a
je kaw¹.
Ale z drugiej strony wysoko ceniê ch³ód, elegancjê i zadbanie
doda³, podaj¹c jej ma³e opakowanie mietanki. Prawda jest taka, ¿e na
razie nie znalaz³em jeszcze niczego, co by mnie w tobie nie poci¹ga³o.
Liv rozemia³a siê.
Czy rano, zanim wypijesz kawê, zawsze jeste taki sympatyczny?
wrêczy³a mu kubek. Wezmê prysznic, podczas gdy ty bêdziesz to pi³.
Bojê siê, ¿e mo¿e ci popsuæ nastrój. Ju¿ mia³ podnieæ kubek do ust, ale
Liv po³o¿y³a mu rêkê na ramieniu. Pamiêtaj, obieca³e zrobiæ mi nia-
danie. Opuci³a go, zabieraj¹c ze sob¹ swoj¹ kawê.
Thorpe uwa¿nie przyjrza³ siê zawartoci kubka, po czym ostro¿nie
wzi¹³ do ust pierwszy ³yk. Wcale nie by³a taka z³a, jak zapowiada³a Liv.
Kiedy jednak wypi³ kolejny ³yk, zmieni³ zdanie. Najwyraniej kuchnia
nie by³a jej mocn¹ stron¹, pomyla³ podchodz¹c do lodówki. S³ysza³, jak
141
bierze prysznic. Cieszy³a go jej obecnoæ. Odkroi³ plaster bekonu i w³¹-
czy³ gaz pod patelni¹.
Thorpe nie nale¿a³ do ludzi, którzy oszukuj¹ samych siebie. Oboje
kochali siê i mog¹ znowu siê kochaæ. Jednak uczuæ Liv nie by³ tak pewny
jak swoich. wiadomoæ, i¿ kocha siê kogo, kto nie odwzajemnia naszej
mi³oci w takim samym stopniu, z pewnoci¹ mog³a byæ powodem stre-
sów. Liv walczy³a z tym uczuciem i broni³a siê przed nim. Ale Thorpe
mia³ zbyt dobre mniemanie o sobie, aby dopuciæ myl, ¿e mo¿e w tej
walce przegraæ.
Nawet teraz, w jasnych promieniach s³oñca, przypomina³
sobie, jak mu siê ostatniej nocy oddawa³a pocz¹tkowo siê waha³a, a po-
tem stopniowo dawa³a siê unieæ niepohamowanej namiêtnoci. Bez
wzglêdu na to, co mówi³a, by³a osob¹ bardzo skomplikowan¹, pe³n¹ g³ê-
boko skrywanych tajemnic i zaskakuj¹cych sprzecznoci.
Tak czy inaczej Olivia Carmichael by³a kobiet¹ stworzon¹ dla niego,
a on by³ mê¿czyzn¹ stworzonym dla niej. Musi byæ cierpliwy, a¿ j¹ do
siebie przekona, a ¿e tak siê stanie, nie mia³ co do tego w¹tpliwoci.
Umiechn¹³ siê, wbijaj¹c jajka na patelniê.
Podobnie jak poprzedniego wieczoru, zapach dochodz¹cy z kuchni by³
niezwykle nêc¹cy. Stoj¹c w drzwiach, Liv gapi³a siê na talerz, na który Thor-
pe nak³ada³ kawa³ki bekonu, z³ociste jajka i lekko przyrumienione tosty.
Thorpe powiedzia³a, wci¹gaj¹c g³êboko aromatyczny zapach.
Jeste nadzwyczajny.
Dopiero teraz zauwa¿y³a? odpar³ z przekornym umiechem.
Wyjmij dwa talerze wskaza³ g³ow¹ w³aciw¹ szafkê. Bierzmy siê do
jedzenia, zanim ostygnie.
Liv zrobi³a tak, jak poleci³.
Muszê przyznaæ powiedzia³a, przysuwaj¹c krzes³o do sto³u ¿e
ogromnie siê bojê, jeli kto mówi, ¿e przygotuje posi³ek, po czym na-
tychmiast ma wszystko gotowe.
Co jadasz w domu?
Bardzo rzadko jadam w domu, a jeli mi siê to zdarza, to zwykle
kupujê gotowe produkty. Zaczê³a nak³adaæ sobie na talerz. Na ogó³
korzystam z tych ma³ych pojemników z napisem Posi³ek pe³nowarto-
ciowy. Czasami rzeczywicie tak jest.
Liv, czy masz pojêcie, co oni k³ad¹ do tych pojemników?
142
Proszê, Thorpe podnios³a widelec do ust. Tylko nie przy jedzeniu.
Rozemia³ siê i pokrêci³ g³ow¹.
Nigdy nie uczy³a siê gotowaæ?
Wzruszy³a ramionami. Pomyla³a o posi³kach, które przygotowywa-
³a, gdy by³a mê¿atk¹. Zawsze siê wtedy z mê¿em spieszyli. Liv robi³a na
ogó³ co szybkiego przed wyjciem do rozg³oni na wieczorne nagranie.
Gotowa³a niele, zdarza³o siê, ¿e nawet dobrze. Ale czasu by³o tak nie-
wiele, a tak du¿o obowi¹zków.
Kiedy dorasta³am powiedzia³a, oderwawszy siê od wspomnieñ
moja matka nie uwa¿a³a, ¿eby to by³o mi potrzebne. Prawdê mówi¹c
doda³a, uporawszy siê z kawa³kiem bekonu nawet s³yszeæ nie chcia³a,
abymy po cokolwiek wchodzi³y do kuchni. To nie by³o miejsce dla nas.
Thorpe posmarowa³ mas³em kawa³ek tostu i pomyla³, jak diametral-
nie ró¿na by³a ich przesz³oæ. On i jego matka zawsze byli sobie bardzo
bliscy, zawsze bardzo siê kochali. Liv i jej matkê dzieli³ ogromny dy-
stans, prawdopodobnie dlatego, ¿e brak by³o wzajemnego zrozumienia.
Czêsto odwiedzasz Connecticut?
Niezbyt czêsto.
W tej krótkiej odpowiedzi da³o siê s³yszeæ ostrze¿enie: Nie naciskaj
zbyt mocno. Thorpe odczyta³ ten sygna³ w³aciwie i zmieni³ temat.
Jaki masz dzisiaj program?
Bardzo napiêty. O jedenastej uroczyste otwarcie przez ma³¿onkê
prezydenta dzieciêcego centrum. Przyjazd Della na lotnisko o pierwszej,
chocia¿ w¹tpiê, abymy znaleli siê w jego pobli¿u. No i jeszcze po po-
³udniu obs³uga posiedzenia inspektoratu szkolnego. Skoñczy³a resztê
jajecznicy. Muszê zrobiæ jaki nowy program. Dyrektor stacji obawia
siê o nasze miejsce w rankingu.
Nie tylko on. Rzuci³ okiem na jej pusty talerz. Wygl¹da na to,
¿e nabra³a si³.
Czy to twój subtelny sposób stwierdzenia, ¿e siê objad³am. Po-
staram siê o tym nie pamiêtaæ. Liv podnios³a siê i zaczê³a zbieraæ tale-
rze. Poniewa¿ ty przygotowa³e niadanie, ja pozmywam naczynia.
Ubierz siê w tym czasie.
Bardzo demokratycznie.
Nie spuszcza³a wzroku z góry talerzy i pó³misków.
Muszê wpaæ na chwilê do domu, aby siê przebraæ. Wezmê taksówkê.
Nie b¹d mieszna.
Ostro¿nie podnios³a stertê naczyñ.
143
To bez sensu, ¿eby jecha³ przez pó³ miasta, tym bardziej ¿e nie
bardzo ci po drodze. Lepiej bêdzie, jeli...
Zatrzyma³ j¹, zabieraj¹c jej z r¹k talerze i stawiaj¹c je z powrotem na
stole. Po chwili po³o¿y³ rêce na ramionach i spojrza³ wymownie w oczy.
Liv, ostatnia noc co dla mnie znaczy³a, to, ¿e jestem z tob¹, co dla
mnie znaczy. Zauwa¿y³ wzruszenie w jej oczach. ¯adnej taksówki.
¯adnej taksówki potwierdzi³a, po czym, zarzuciwszy mu rêce na
szyjê, mocno siê do niego przytuli³a.
Ten gest zaskoczy³ go, a nawet wzruszy³. Liv zamknê³a oczy. Rozs¹-
dek nakazywa³ jej postawiæ sprawê jasno i nie bawiæ siê w ¿adne wykrê-
ty. Wzi¹æ taksówkê i do widzenia. Ale jej serce domaga³o siê czego
wiêcej i zaczyna³o mieæ coraz wiêcej do powiedzenia.
Zaczekasz dzi na mnie wieczorem? wyszepta³, zanurzywszy
twarz w jej w³osach. A¿ skoñczê nagranie?
Przytuli³a do niego twarz.
Tak.
A kiedy jego usta dotknê³y jej ust, pomyla³a, ¿e wkracza na niebez-
pieczny grunt. Nigdy siê jednak nie czu³a taka szczêliwa jak w tej chwili.
By³a pi¹ta trzydzieci dwie, gdy Thorpe zjawi³ siê w pokoju kontrol-
nym. Obserwowa³ Liv przez szybê. Nie interesowa³a go jednak ani infor-
macja o napadzie na biuro lokalnej sieci handlowej, ani to, co siê dzia³o
dooko³a niego. Przez ca³y dzieñ myla³ o Liv i nagle zapragn¹³ j¹ znowu
zobaczyæ, zanim stanie przed kamer¹.
Kamera jeden, zbli¿enie poleci³ Carl, siedz¹c na swoim stanowi-
sku pod cian¹ monitorów. Ona te¿ tam by³a, na omiu czarno-bia³ych ekra-
nach i jednym w kolorze. Jej g³os w stereo dobiega³ z kilku g³oników. Po
jego prawej stronie przy konsolecie pracowa³ specjalista od dwiêku.
Kamera dwa.
Teraz na monitorze pokaza³a siê twarz Briana. Na polecenie Carla
w tle zmieniono grafikê.
Trzydzieci sekund do reklamy.
Brian spokojnie kontynuowa³ swoj¹ kwestiê w oczekiwaniu na przerwê.
Carl zaci¹gn¹³ siê papierosem i zerkn¹³ przez ramiê na Thorpea.
Teraz bywasz tu czêciej ni¿ wtedy, gdy tu pracowa³e zauwa¿y³.
Teraz mam wiêcej ku temu powodów odrzek³ Thorpe, umiecha-
j¹c siê lekko.
144
Carl przyjrza³ siê twarzy Liv na monitorze i chrz¹kn¹³ z aprobat¹. Jeli
chodzi o Thorpea, to zawsze darzy³ go ogromn¹ sympati¹ i ceni³ jako
reportera. Bardzo chcia³ go mieæ w swoim zespole. Westchn¹³ i zgniót³
niedopa³ek papierosa. W¹tpi³, aby uda³o mu siê zatrzymaæ Carmichael
u siebie d³u¿ej ni¿ parê lat. Zbyt wiele lat przepracowa³ w tym biznesie,
¿eby robiæ sobie jakie z³udzenia.
Trzydzieci sekund.
Thorpe znowu spojrza³ przez szybê. Liv rozmawia³a z Brianem. mia³a
siê z czego i krêci³a g³ow¹. Czy mu siê tylko wydawa³o, czy rzeczywi-
cie sprawia³a wra¿enie wyj¹tkowo rozlunionej i zrelaksowanej? Musi
czekaæ jeszcze godzinê, ¿eby móc j¹ do siebie przytuliæ.
Kamera numer jeden da³a na ni¹ zbli¿enie i Liv zaczê³a czytaæ na-
stêpny odcinek wiadomoci. Thorpe opuci³ pokój kontrolny, wci¹¿ ma-
j¹c w uszach jej g³os.
Po zakoñczeniu programu Liv wróci³a do pokoju redakcyjnego. Nie
mog³a siê zdecydowaæ, czy powinna iæ na górê do Thorpea. W koñcu
postanowi³a jednak, i¿ lepiej bêdzie, jeli poczeka na niego tutaj, zapo-
biegaj¹c w ten sposób ró¿nym domys³om i plotkom. Nie chcia³a wysta-
wiaæ na pokaz swoich prywatnych spraw.
Têskni³a za nim. Ogromnie j¹ to zaskoczy³o, jednak nie mog³a temu
zaprzeczyæ. Mia³a za sob¹ szalony dzieñ, ale mimo to przez ca³y czas,
podwiadomie, myla³a o nim.
Usiad³a za biurkiem i zaczê³a przegl¹daæ plan zajêæ na nastêpny dzieñ.
Wci¹¿ jednak spogl¹da³a na wskazówki zegarka. Dlaczego teraz, gdy dzieñ
zbli¿a³ siê do koñca, ta jedna godzina ci¹gnê³a siê w nieskoñczonoæ?
Zdaje siê, ¿e koniecznie potrzebujesz fili¿anki kawy.
Podniós³szy do góry g³owê, umiechnê³a siê do Boba i wyci¹gnê³a rêkê.
Zawsze wiedzia³am, ¿e przed tob¹ nic siê nie ukryje. Nie masz
sobie równych.
To raczej mój seksualizm nie ma sobie równych zauwa¿y³ siada-
j¹c na brzegu jej biurka.
Naturalnie, ¿e nie ma umiechnê³a siê znad plastikowej fili¿anki.
Nieustannie muszê siê przed nim broniæ!
Taak? wyszczerzy³ zêby w umiechu. Czy mogê powiedzieæ
o tym ¿onie?
Pozostawiam to twojej dyskrecji.
Pracowa³em dzisiaj z Pryeem ciê¿ko westchn¹³. Wiesz, chodzi
o ten trzydziestosekundowy reporta¿, który krêci³ przed Kennedy Center.
145
Uhmm. Liv wiedzia³a, co teraz nast¹pi, i usadowi³a siê wygod-
nie w fotelu.
Czternacie ujêæ. Nie masz pojêcia, ile razy on to powtarza³. Wciek³
siê, kiedy go zapyta³em, czy nie ma ju¿ tego dosyæ. Powinnimy mieæ
wiêcej respektu dla talentu. Parskn¹³ ze z³oci¹ i upi³ spory ³yk kawy.
On nie rozpozna³by talentu, nawet gdyby go mia³ w zasiêgu rêki.
Liv postanowi³a byæ dyplomatk¹. Dobrze wiedzia³a, ¿e Prye toczy³
z ekipami bezustanne wojny.
W koñcu ten reporta¿ okaza³ siê ca³kiem dobry.
Na jego szczêcie to nie sz³o na ¿ywo. Gdybym móg³ wybieraæ
rzek³ patrz¹c na ni¹ spod oka nigdy bym nie pracowa³ z kim, kto nie
ma takich wspania³ych nóg. Wiesz spojrza³ na ni¹ uwa¿nie wygl¹-
dasz jako inaczej.
Unios³a brwi. Czy¿by ta noc mi³oci i wyzwolenia pozostawi³a po
sobie jakie widoczne lady?
Jeli chcesz siê uwolniæ od Pryea jutro rzuci³a od niechcenia
to wspomina³am ju¿ w biurze, ¿e chcia³abym, aby pracowa³ ze mn¹.
Znowu wyszczerzy³ zêby w umiechu.
Dziêki, ale wolê weekend w Acapulco.
Acapulco powtórzy³a, jakby siê nad czym zastanawia³a.
Moglibymy wykorzystaæ twój fundusz reprezentacyjny.
Liv ma ju¿ ten weekend zajêty uprzejmym tonem oznajmi³ Thor-
pe. Bob i Liv jednoczenie odwrócili g³owy. Thorpe spojrza³ znacz¹co naj-
pierw na Liv, potem na kamerzystê. Wybiera siê na przeja¿d¿kê ³odzi¹.
¯artujesz! Na twarzy Boba pojawi³ siê umiech od ucha do ucha.
Widzê, ¿e skazany jestem na obiad w krêgu rodzinnym. Podniós³ siê
i posy³aj¹c Liv po¿egnalny poca³unek, opuci³ pokój.
Thorpe. Nie robi³am ¿adnych planów na weekend.
Ale ja tak odpar³ z umiechem. I jeste w nich uwzglêdniona.
Mam ten dziwny zwyczaj zauwa¿y³a, kiedy wyszli na zewn¹trz
¿e, gdy chodzi o moje plany, to lubiê mieæ co do powiedzenia.
Nie bêdê siê upiera³. Otworzy³ drzwi samochodu i opar³szy siê
o nie, doda³ z umiechem. Jeli wolisz Acapulco, mogê to zorganizowaæ.
Trudno siê by³o na niego z³ociæ, kiedy siê tak umiecha³. Liv rozch-
murzy³a siê.
Mogê siê zgodziæ na tê ³ódkê. Oczywicie pod warunkiem, ¿e to ty
bêdziesz wios³owa³.
146
L
iv by³a zdumiona, ile siê mo¿e zmieniæ w ci¹gu tygodnia. Pra-
wie zapomnia³a, co to jest samotnoæ. Jej noce nie by³y ju¿ ani
ciche, ani spokojne. Nie pamiêta³a, jak to jest, kiedy zale¿y siê
wy³¹cznie od siebie. W jej ¿yciu znowu by³ kto. I nieistotne dla niej by³o,
sk¹d siê tu wzi¹³.
Coraz bardziej przyzwyczaja³a siê do towarzystawa Thorpea i co-
raz wiêksz¹ radoæ czerpa³a z ³¹cz¹cej ich za¿y³oci. Coraz czêciej te¿
uwiadamia³a sobie, ¿e nie mo¿e siê po prostu bez niego obejæ.
Z niecierpliwoci¹ czeka³a na ka¿de z nim spotkanie. Nawet k³ótnie
i spory sprawia³y jej radoæ. Thorpe inspirowa³ j¹, zmusza³ do szybsze-
go mylenia, ilekroæ nie chcia³a ust¹piæ. Pod wzglêdem intelektualnym
idealnie siê uzupe³niali. Zdarza³o siê, ¿e ostrzy³ na niej swój dowcip,
ale równie czêsto ona te¿ to robi³a.
Jego si³a charakteru imponowa³a jej. By³o w nim co solidnego,
co, co sk³ania³o j¹ do mylenia, ¿e mo¿e w nim znaleæ oparcie. Ju¿
kiedy szuka³a w kim oparcia i bardzo siê wtedy rozczarowa³a.
Oczywicie nie szuka³a opieki. Zbyt wiele prze¿y³a, aby nie uwie-
rzyæ, ¿e jest w stanie sama sobie poradziæ, i to bez wzglêdu na to, co
los jej przyniesie. Je¿eli spotka ciê co strasznego i ty to prze¿yjesz,
nic ju¿ nie bêdzie mog³o zraniæ ciê w podobny sposób. Jeli jednak
wybierasz partnera, towarzysza, kochanka, musi to byæ kto nieza-
wodny.
147
Wci¹¿ by³a ostro¿na. Wci¹¿ stara³a siê panowaæ nad emocjami. Ale
zdarza³o siê to coraz rzadziej.
Zgodnie z obietnic¹, Thorpe zabra³ j¹ na wieczorny mecz.
Mówiê ci, on powinien znaleæ sobie inne zajêcie owiadczy³a,
wk³adaj¹c klucz do drzwi. Zrzucaj¹c marynarkê, wci¹¿ myla³a o b³ê-
dach g³ównego sêdziego. Czy oni nie musz¹ skoñczyæ jakiej specjal-
nej szko³y lub czego w tym rodzaju, zanim zostan¹ sêdziami?
Lub czego w tym rodzaju zgodzi³ siê Thorpe, nawet nie staraj¹c
siê ukryæ umiechu.
Liv, w drodze powrotnej do domu, bez przerwy komentowa³a decy-
zje sêdziego.
No có¿ w koñcu podsumowa³a. On musi mieæ co na sumie-
niu. Nie zdziwi³abym siê, gdyby siê okaza³o, ¿e jest to jaki straszny typ,
który znêca siê nad swoim psem.
To opinia, któr¹ z pewnoci¹ podziela wielu zawodników. Thor-
pe równie¿ zdj¹³ marynarkê i rzuci³ j¹ tam, gdzie ju¿ le¿a³a marynarka
Liv. Mo¿e najwy¿szy czas, aby to ty zajê³a siê relacjami sportowymi.
Spojrza³a na niego z ukosa.
Z pewnoci¹ bym mog³a odpar³a. Jeszcze kilka meczów i by-
³abym w tym równie dobra jak w sprawozdaniach parlamentarnych. Czy
napijesz siê brandy?
Z przyjemnoci¹. Umiechn¹³ siê do niej, obserwuj¹c, jak przy-
gotowuje drinki. A odchodz¹c na chwilê od sportu i przechodz¹c do
polityki, co mylisz o szansach Donahue?
Mylê, ¿e s¹ kiepskie odpowiedzia³a i odwróci³a siê, trzymaj¹c
w rêku dwa kieliszki.
Rozmawia³em z nim dzisiaj. Thorpe wzi¹³ od niej brandy i po-
ci¹gn¹³ j¹ do siebie na kanapê. Tu¿ przed jego wejciem na mównicê.
Zjad³ chyba z piêæ kanapek z szynk¹ i z pó³ tuzina p¹czków.
Liv rozemia³a siê.
Przynajmniej bêdzie mia³ si³ê, aby d³ugo przemawiaæ, jeli oczy-
wicie nie wysi¹dzie mu g³os.
Jest zdeterminowany doda³ Thorpe. Owiadczy³ mi, ¿e prze-
trzyma wszystkich swoich oponentów. Jeli kondycja fizyczna i si³a woli
do tego wystarcz¹, to on z pewnoci¹ tego dokona.
Liv opar³a siê na ramieniu Thorpea.
148
Galeria by³a zape³niona prawie przez ca³y dzieñ.
Sprawilimy, ¿e t³um by³ na ulicach sennym g³osem odezwa³a
siê Liv. Wiêkszoæ ludzi tkwi³a na tych galeriach ze zwyk³ej ciekawo-
ci, a nie dlatego, ¿e interesuje ich temat. Ale pe³na galeria i obstrukcyj-
ne przemowy to temat dla prasy. To mo¿e sprawiæ, ¿e Donahue zechce
przeci¹gaæ sprawê jeszcze o kilka dni.
Za³atwi to w ci¹gu piêciu dni.
Chcia³abym, aby mu siê uda³o. Westchnê³a. Jak to mo¿liwe, ¿e
mog³a kiedykolwiek czuæ siê szczêliwa, nie bêd¹c w jego ramionach?
Wiem, ¿e to nierealne i ¿e projekt ustawy mo¿e przepaæ, ale jednak...
S³ucha³ jej rozs¹dnego, spokojnego g³osu. Pomyla³, ¿e istnia³o po-
dobieñstwo pomiêdzy Donahue a nim. Prowadzi³ swoj¹ ma³¹ wojnê z Liv
i podobnie jak senator, by³ zdecydowany odnieæ pe³ne zwyciêstwo.
Nie wystarcza³o mu trzymanie jej w objêciach. Chcia³, marzy³, aby
spêdziæ z ni¹ ca³e ¿ycie. Jak d³ugo bêdzie musia³ czekaæ? Czasami ko-
niecznoæ zachowania cierpliwoci doprowadza³a go do szaleñstwa.
Odstawi³ swój kieliszek, nastêpnie to samo zrobi³ z jej kieliszkiem.
Liv nadstawi³a twarz do poca³unku, ale reakcja Thorpea zupe³nie j¹ za-
skoczy³a. Tym razem jego usta by³y dzikie i nieustêpliwe. Przewróci³ j¹
na poduszki kanapy, przyciskaj¹c ca³ym ciê¿arem swego cia³a. Z niecier-
pliwoci¹ zacz¹³ ci¹gaæ z niej ubranie. To by³o co zupe³nie nowego.
Dotychczas, kiedy siê kochali, zawsze zdawa³ siê kontrolowaæ swoje za-
chowanie, jakby delikatnoci¹ i taktem chcia³ zatrzeæ istniej¹c¹ miêdzy
nimi ró¿nicê fizyczn¹. Teraz prawie rozrywa³ na niej ubranie, aby jak
najszybciej po ni¹ siêgn¹æ.
Wci¹¿ j¹ ca³owa³ tak, ¿e prawie nie mog³a oddychaæ, i jednoczenie
ci¹ga³ z niej d¿insy. Liv walczy³a z jego swetrem, ale splecione w uci-
sku cia³a krêpowa³y ruchy. W koñcu Thorpe, z³oszcz¹c siê i cicho kln¹c,
ci¹gn¹³ go jako przez g³owê i rzuci³ na pod³ogê.
Jego usta nagle by³y wszêdzie, pieszcz¹c j¹ i rozpalaj¹c. Giê³a siê
i roztapia³a pod jego dotykiem. P³ynê³a z nim wszêdzie, dok¹dkolwiek j¹
prowadzi³. By³a w nim jaka nieprawdopodobna dzikoæ, o jak¹ go na-
wet nie pos¹dza³a.
Wzi¹³ j¹ na kanapie tak, jakby siê nie kochali od lat. W koñcu wydawa-
³o siê jej, ¿e nie ma ju¿ nic, czego mogliby od siebie chcieæ czy te¿ sobie
nawzajem daæ. Wtedy ci¹gn¹³ j¹ na pod³ogê, rozpalaj¹c jej cia³o na nowo.
Wyszepta³a jego imiê na wpó³ w protecie, na wpó³ z niedowierza-
niem, kiedy namiêtnoæ prowadzi³a j¹ znowu na szczyty.
149
Jeszcze zdo³a³a powiedzieæ, zanim ponownie zamkn¹³ jej usta
poca³unkiem.
Jego rêce by³y tak samo niecierpliwe jak wtedy, gdy dotyka³ jej po
raz pierwszy, a jej cia³o tak samo podatne. Zala³a j¹ fala po¿¹dania. Chcia³a
posiadaæ i byæ posiadan¹. Jej rêce same go szuka³y i same znajdowa³y,
podczas gdy usta, gor¹ce i nieprzytomne, przywiera³y do jego ust.
Dygota³a, nie zdaj¹c sobie nawet z tego sprawy. Spleciona z nim w mi-
³osnym ucisku s³ysza³a jedynie przyspieszony oddech. ¯¹dza spe³nienia
i samo spe³nienie zdawa³y siê z ogromn¹ si³¹ wybuchaæ w tej samej nie-
mal chwili. Wreszcie, ogromnie wyczerpana, znieruchomia³a.
Thorpe, ciê¿ko dysz¹c le¿a³ obok niej. Ale nawet teraz nie móg³ siê
powstrzymaæ, aby jej nie dotykaæ. Jej skóra, zag³êbienie w talii, kr¹g³oæ
bioder wci¹¿ go urzeka³y. Rêce g³adzi³y jej cia³o, podczas gdy usta ca³o-
wa³y szyjê i delikatn¹ liniê brody. Liv westchnê³a leciutko i mocniej siê
do niego przytuli³a.
Patrzy³ na ni¹ z tkliwoci¹. Uwiadomi³ sobie, jak bardzo j¹ kocha,
i ta myl nagle sprawi³a mu ból.
Kocham ciê nieoczekiwanie rzek³. Kocham ciê powtórzy³,
podnosz¹c ku sobie jej twarz. Nie mia³ zamiaru powiedzieæ jej tego w ten
sposób, ale nie móg³ ju¿ tego cofn¹æ. Wci¹¿ patrzy³ jej w oczy. Chcia³,
aby zrozumia³a, ¿e to, co powiedzia³, jest prawd¹.
S³ysza³a s³owa i to samo widzia³a w jego oczach. Walczy³a ze sob¹.
To by³o tak, jakby co j¹ ku niemu pcha³o, a jednoczenie odci¹ga³o.
Nie. Pokrêci³a przecz¹co g³ow¹, ale g³os zabrzmia³ dziwnie s³a-
bo. Nie, nie kochasz. Nie chcê, aby mnie kocha³.
Nie masz wyboru. Jego pozorny spokój nie oddawa³ tego, co siê
naprawdê z nim dzia³o. Jej odpowied i wyraz oczu przerazi³y go. I jak
mi siê zdaje, ja równie¿.
Nie. Odepchn¹wszy go, zerwa³a siê nagle i objê³a g³owê rêka-
mi. Dawne w¹tpliwoci, dawne lêki i dawne postanowienia znowu wró-
ci³y. Nie mogê... Ty te¿ nie mo¿esz.
Mi³oæ to niebezpieczne, bardzo niebezpieczne s³owo, które spra-
wia, ¿e stajesz siê bezbronna, odkryta i pozbawiona rozs¹dku. Przyjêcie
jej to ryzyko, dawanie katastrofa. Jak mog³a znowu daæ siê z³apaæ w ta-
k¹ pu³apkê?
Thorpe chwyci³ j¹ za ramiona i odwróci³ do siebie. Jej odpowied
bolenie go zrani³a. Blada twarz i pe³ne udrêki spojrzenie jeszcze bar-
dziej nim wstrz¹snê³y.
150
Ale ja naprawdê ciebie kocham powiedzia³ szorstko. To, ¿e
tego nie chcesz, niczego nie zmieni. Kocham ciê. Ju¿ od dawna. Gdyby
zada³a sobie trochê trudu, z pewnoci¹ by to zauwa¿y³a.
Thorpe, proszê... krêci³a bezradnie g³ow¹.
Jak ma to mu wyt³umaczyæ? Ale co w³aciwie chce wyt³umaczyæ?
Chcia³a, aby trzyma³ j¹ w ramionach, zanim znowu dojdzie do siebie.
Mi³oæ. Jakie to uczucie, kiedy siê wie, ¿e kto nas kocha? Gdyby mog³a
mieæ trochê czasu. Gdyby tylko jej serce przesta³o tak nieprzytomnie biæ.
Nie zale¿y mi wy³¹cznie na tym, aby posiadaæ twoje cia³o, Olivio.
W jego g³osie s³ychaæ by³o gniew i frustracjê. Zesztywnia³a. Nie. Nikt
nie bêdzie wywiera³ na ni¹ nacisku. Nikt nie bêdzie ni¹ manipulowa³.
Wci¹¿ jest pani¹ samej siebie. Odczu³ zmianê w jej zachowaniu. Zaci-
sn¹³ palce na jej ramionach z bezsilnej z³oci.
Czego ty w³aciwie chcesz?
Znacznie wiêcej, ni¿ mo¿esz mi daæ odpowiedzia³a z powag¹.
Mylê, i¿ zaufanie by³oby dobrym pocz¹tkiem.
Nie mogê daæ ci wiêcej, ni¿ mam.
Chcia³o siê jej krzyczeæ, p³akaæ, przytuliæ do niego. Spojrza³a mu
prosto w twarz.
Nie kocham ciebie. I nie chcê, ¿eby ty mnie kocha³.
Nawet nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo siê nawzajem ranili. Je-
dynie b³ysk w jego oczach uwiadamia³ jej, ile wysi³ku go kosztowa³o,
¿eby nad sob¹ zapanowaæ. Gdyby nie to, z pewnoci¹ by j¹ uderzy³. Pra-
wie chcia³a, aby tak siê sta³o. W tej chwili z radoci¹ zamieni³aby udrêkê
psychiczn¹ na fizyczny ból.
Powoli wypuci³ j¹ z ramion. Nigdy siê nie spodziewa³, ¿e kto mo¿e
go a¿ tak bardzo zraniæ. Ubiera³ siê w milczeniu. Wiedzia³, ¿e musi jak
najszybciej st¹d wyjæ. Nie chcia³ uczyniæ czego, czego móg³by póniej
¿a³owaæ. Ona go do tego nie doprowadzi. Nie przez odrzucenie, przeklê-
ty ch³ód czy cokolwiek innego. Opuci j¹ dla niej samej, poniewa¿ to ona
tego chce. Im szybciej zniknie mu z oczu, tym szybciej bêdzie móg³ o niej
zapomnieæ. Wychodz¹c, przeklina³ sam siebie za to, ¿e okaza³ siê takim
g³upcem.
Odg³os zamykanych drzwi gwa³townie j¹ otrzewi³. W os³upieniu pa-
trzy³a przed siebie. W pokoju nagle zapanowa³a miertelna cisza. Zwi-
n¹wszy siê w k³êbek, po³o¿y³a siê na dywanie i zaczê³a p³akaæ.
151
Normalny dzieñ nieoczekiwanie sta³ siê podobny do toru przeszkód.
Wstawanie, ubieranie siê, jazda przez zat³oczone miasto. Dla Liv to wszyst-
ko by³o o wiele trudniejsze i bardziej skomplikowane ni¿ kiedykolwiek
przedtem. Napiêty plan zajêæ wymaga³ od niej rozwagi i koncentracji.
Prawda jednak by³a taka, i¿ zupe³nie nie potrafi³a skupiæ siê na ¿adnej
sprawie, poniewa¿ Thorpe zawsze tkwi³ w jej podwiadomoci. Po la-
tach przerwy znowu zaczyna³a odczuwaæ smak szczêcia, i oto teraz...
Wszystko tak szybko siê sta³o. Liv nigdy nie przypuszcza³a, ¿e Thor-
pe j¹ kocha. Za dobrze go zna³a, aby wiedzieæ, ¿e nie jest to mê¿czyzna,
który ³atwo siê zakochuje. Ale jeli ju¿ tak siê zdarzy, to wtedy kocha
bezgranicznie. Byæ mo¿e w³anie to j¹ tak przerazi³o.
Jednak to, co czu³a teraz, po zakoñczeniu wywiadu, nie mia³o nic wspól-
nego ze strachem to by³o wra¿enie pró¿ni. Zanim Thorpe sta³ siê czêci¹
jej ¿ycia, akceptowa³a tê pró¿niê. Zape³nia³a j¹, na miarê swoich mo¿liwo-
ci, prac¹ i wysokimi aspiracjami. Ale teraz to ju¿ nie wystarcza³o. W ci¹-
gu jednego dnia zdarzy³o siê tyle rzeczy, którymi chcia³aby siê z nim po-
dzieliæ. Czeka³a na to od tak dawna. I oto teraz odepchnê³a go.
Co powinna teraz zrobiæ? Jak mu wyt³umaczyæ, ¿e podczas gdy jaka
cz¹stka jej samej chcia³a go kochaæ, inna czu³a siê jak mucha, która wpa-
d³a w sieæ paj¹ka. Sparali¿owana i przera¿ona.
Jak mo¿e oczekiwaæ, ¿e Thorpe j¹ zrozumie? zadawa³a sobie pyta-
nie, pokonuj¹c popo³udniowy uliczny ruch. W³aciwie sama ju¿ nie by³a
pewna, czy dobrze siebie rozumie. Wy³¹cz siê na jaki czas, powiedzia³a
sobie. Zjedz lunch z pani¹ Ditmyer, rozlunij siê, a potem przemyl wszyst-
ko jeszcze raz.
Maj¹c nadziejê, ¿e bêdzie w stanie zastosowaæ siê do w³asnych rad,
Liv wjecha³a na parking tu¿ obok restauracji. To najlepszy sposób, aby
przestaæ o nim myleæ. Trochê biznesu, trochê rozrywki. Zerkn¹wszy na
zegarek stwierdzi³a, i¿ spóni³a siê zaledwie piêæ minut. Nic wielkiego.
Pani Ditmyer nie czeka³a zbyt d³ugo.
Lubiê j¹, pomyla³a wchodz¹c do restauracji. Ona jest taka... ¿ywio-
³owa. Szczêciarz z Grega, ¿e ma tak¹ ciotkê, nawet mimo jej sk³onnoci
do swatania. Mog³aby tylko sobie ¿yczyæ, aby mieæ tak¹ krewn¹. W sytu-
acji gdy ziemia usuwa ci siê spod stóp, by³aby twarda jak opoka.
Myra Ditmyer zajmowa³a równie¿ siln¹ pozycjê w politycznych i to-
warzyskich krêgach Waszyngtonu. Znajomoæ z ni¹ mog³a dla Liv wiele
znaczyæ.
Stolik pani Ditmyer oznajmi³a szefowi sali.
152
Panna Carmichael? umiechn¹³ siê, kiedy skinê³a g³ow¹. Têdy,
proszê.
Liv pod¹¿y³a za nim. Sytuacja wyda³a siê jej nieco zabawna. Jako
Carmichael zosta³a znacznie lepiej potraktowana, ni¿ gdyby wystêpowa-
³a jako przedstawicielka mediów.
Olivia! Myra przywita³a j¹ jak najlepsz¹ przyjació³kê. Wygl¹-
dasz czaruj¹co. Cudownie jest czuæ na sobie spojrzenia tylu mê¿czyzn.
Nawet jeli tylko zastanawiaj¹ siê, czy jestem twoj¹ matk¹ czy niezamê¿-
n¹ ciotk¹ z Albuquerque.
Liv rozemia³a siê, podczas gdy maitre dhôtel pomaga³ jej zaj¹æ
miejsce.
Pani Ditmyer, wiedzia³am, ¿e lunch z pani¹ to bêdzie najprzyjem-
niejsza czêæ dnia.
To mi³e, co powiedzia³a odrzek³a z czaruj¹cym umiechem.
Paul, przynie sherry dla panny Carmichael.
Oczywicie, proszê pani. Maitre dhôtel, zgi¹wszy siê wpó³, od-
szed³ od stolika.
A wiêc. Myra skrzy¿owa³a ramiona w gecie oczekiwania.
Opowiadaj, jakimi to ciekawymi sprawami siê ostatnio zajmujesz. Je-
stem przekonana, ¿e robienie programów o korupcji wród polityków i wy-
darzeniach wstrz¹saj¹cych wiatem musi byæ niezmiernie ekscytuj¹ce.
Liv rozemia³a siê. W towarzystwie Myry trudno siê by³o nudziæ.
Przykro mi, ¿e muszê pani¹ rozczarowaæ. Ale wiêkszoæ czasu spê-
dzam czekaj¹c na lotnisku albo przed wejciem do Bia³ego Domu. Albo
doda³a z przepraszaj¹cym umiechem przy telefonie, ¿eby siê dowie-
dzieæ, gdzie mam czekaæ za chwilê.
Och, moja droga, nie wolno ci mówiæ takich rzeczy. Myra upi³a
trochê sherry. Z pewnoci¹ wszystko, co robisz, jest niezwykle pasjo-
nuj¹ce. I mów do mnie: Myra. Mylê, ¿e powinnymy siê zaprzyjaniæ.
Wiesz, wierzy³am, ¿e tak bêdzie. Przykro mi, ale nie wszyscy mog¹
byæ Woodwordami czy Bernsteinami. Jednak s¹dzê, ka¿dy z nas trafia od
czasu do czasu na jaki smaczny k¹sek. Aktualnym hitem jest wyst¹pie-
nie senatora Donahue.
Ach, Michael. Myra umiechnê³a siê, po czym skinê³a g³ow¹
na znak aprobaty, kiedy kelner postawi³ przed Liv kieliszek sherry.
Stary diabe³. Zawsze go lubi³am. Nikt tak nie tañczy rumby jak Mi-
chael Donahue.
Niewiele brakowa³o, a Liv zakrztusi³aby siê sherry.
153
To prawda?
Zapoznam ciê z nim w nastêpnym miesi¹cu, kiedy wydam mój Wio-
senny Bal. Tañczysz, oczywicie, rumbê, moja droga?
Nauczê siê.
Myra rozemia³a siê i skinê³a na kelnera.
Niestety, bêdê siê musia³a zadowoliæ owocow¹ sa³atk¹. Moja kraw-
cowa westchnê³a ostatnio na mój widok. Rzuci³a na Liv pe³ne smutku
spojrzenie, w którym wiêcej by³o melancholii ni¿ zazdroci. Wiesz, maj¹
tu wspania³e krewetki.
Sa³atka z owoców to dobry pomys³ zauwa¿y³a Liv. Ju¿ samo
siedzenie podczas lunchu jest dla mnie ogromn¹ rzadkoci¹. Nie wiem,
jak mam ci dziêkowaæ za to zaproszenie ci¹gnê³a Liv po odejciu kel-
nera. Nieczêsto mam okazjê spêdziæ tak urocz¹ godzinê w rodku dnia.
Mo¿esz przecie¿ uwa¿aæ, ¿e spotka³ymy siê równie¿ w sprawach
zawodowych rozemia³a siê, widz¹c minê Liv. Och nie, moja droga,
to wcale mnie nie ura¿a. W koñcu taka by³a równie¿ i moja intencja. A te-
raz... Pochyli³a siê nieco do przodu, jak genera³ przygotowuj¹cy plan
ataku. Musisz mi opowiedzieæ, jaki¿ to nadzwyczajny pomys³ przysze-
d³ ci ostatnio do g³owy. Wiem, ¿e tak jest. To po prostu le¿y w twoim
charakterze.
Liv wyprostowa³a siê. Wci¹¿ trzyma³a w rêku kieliszek, ale nie pod-
nosi³a go do ust. Za bardzo fascynowa³a j¹ siedz¹ca naprzeciw kobieta.
Myra, jestem przekonana, ¿e mog³aby zostaæ znakomitym re-
porterem.
Myra rozpromieni³a siê.
Tak uwa¿asz? Jakie¿ to mi³e. Rzeczywicie, lubiê o wszystkim
wiedzieæ.
To prawda zgodzi³a siê Liv.
A wiêc. Myra roz³o¿y³a rêce w wymownym gecie. Opowia-
daj, na jaki wpad³a pomys³.
Liv pokrêci³a g³ow¹ i umiechnê³a siê.
No dobrze. Przysz³o mi do g³owy, ¿e mo¿na by przygotowaæ pro-
gram o kobietach w polityce. Nie chodzi mi jedynie o kobiety, które s¹
zawodowymi politykami. Ten program by³by równie¿ o kobietach, które
wysz³y za m¹¿ za polityków. To interesuj¹ce, jak sobie radz¹ w tej specy-
ficznej sytuacji z rodzin¹, funkcjonowaniem w ¿yciu publicznym, pod-
ró¿ami. S¹dzê, i¿ w ten sposób uda³oby mi siê pokazaæ obydwie strony
medalu. Kobiety uwik³ane w politykê z wielu, bardzo ró¿nych powodów.
154
Tak... Myra zamyli³a siê. To mog³oby byæ interesuj¹ce. Na-
wet nie wiesz, jak trudno to wszystko pogodziæ. Te kampanie wyborcze,
oficjalne spotkania, bankiety, ca³y ten protokó³. D³ugotrwa³e rozstania,
¿ycie w nieustannym napiêciu. To jest droga, któr¹ ja sobie wybra³am.
Wci¹¿ ten sam, nigdy nie koñcz¹cy siê wycig. A kobiety... Znowu siê
umiechnê³a, obracaj¹c w rêku kieliszek. Taak, to naprawdê mog³oby
byæ interesuj¹ce.
Wspomina³am ju¿ o tym Carlowi przed paroma miêsi¹cami. To szef
od programów informacyjnych wyjani³a Liv. Mylê, ¿e zgodzi siê,
jeli przedstawiê mu plan i parê znacz¹cych nazwisk. S¹dzê, i¿ Amelia
Thaxter to dobry pomys³ na pocz¹tek.
To rzeczywicie wyj¹tkowa kobieta przyzna³a Myra. Umiech-
nê³a siê nieco smêtnie, kiedy kelner postawi³ przed ni¹ owocow¹ sa³at-
kê. Nie nale¿a³a do kobiet, które lubi¹ ograniczenia, nawet jeli dotycz¹
sztuki kulinarnej. Ca³kowicie oddana pracy. Naprawdê oddana. Do-
kona³a wyboru miêdzy ma³¿eñstwem a karier¹, i to dawno temu. Nie-
które kobiety nie potrafi¹ tych rzeczy po³¹czyæ. Umiechnê³a siê do
Liv i wbi³a widelec w kawa³ek ananasa. Och, nie zdradzam tu prze-
cie¿ ¿adnych sekretów. Jeli j¹ zapytasz, sama ci pewnie o tym powie.
Mylê, ze zaakceptuje twój pomys³. Tak, i poza tym Margerite Lewel-
lyn: nic nie sprawia jej wiêkszej przyjemnoci ni¿ mówienie o sobie.
Nastêpnie Barbara Carp...
Nie tkn¹wszy nawet swojego lunchu, Liv s³ucha³a, jak Myra wymie-
nia ca³¹ listê nazwisk kobiet polityków oraz ¿on waszyngtoñskich gru-
bych ryb. To by³o znacznie wiêcej, ni¿ mog³a siê spodziewaæ. A Myra,
w miarê jak mówi³a, coraz bardziej zapala³a siê do pomys³u.
Wspaniale podsumowa³a. Jestem pewna, ¿e to bêdzie praw-
dziwa bomba. Jak tylko wrócê do domu, muszê do paru osób zatelefo-
nowaæ.
Jestem ci bardzo wdziêczna zaczê³a Liv, gwa³townie szukaj¹c
w³aciwych s³ów. Naprawdê, ja...
Och, to g³upstwo. Myra przerwa³a jej ruchem rêki uzbrojonej
w widelec. To zapowiada siê bardziej interesuj¹co ni¿ planowanie ko-
lejnego party. Poza tym umiechnê³a siê czaruj¹co spodziewam siê,
¿e ze mn¹ równie¿ przeprowadzisz wywiad.
Z takiej okazji nie zrezygnowa³abym za skarby wiata z powag¹
odrzek³a Liv. Myra doda³a po chwili, zabieraj¹c siê do swojej sa³at-
ki jeste niesamowita.
155
Staram siê. Teraz mamy ju¿ chyba sprawy zawodowe za sob¹.
Westchnê³a z satysfakcj¹. Lubi³a tê dziewczynê. O tak, bardzo j¹ lubi³a.
A kiedy Myra Ditmyer wyrobi³a sobie o kim opiniê, to by³a to ocena
nieodwo³alna, tak jak werdykty sêdziowskie jej mê¿a. Muszê powie-
dzieæ, ¿e kiedy przygotowywa³am tego bryd¿a, nie mia³am zielonego po-
jêcia, i¿ ty i Greg od dawna siê znacie. Lubiê niespodzianki.
By³ moim dobrym przyjacielem. Liv pochyli³a siê nad sa³atk¹.
Bardzo siê ucieszy³am z tego spotkania.
Myra spojrza³a na ni¹ uwa¿nie.
Powiedzia³am, ¿e by³am zaskoczona. Ale póniej... Liv podnio-
s³a g³owê i ich oczy siê spotka³y. Pewne rzeczy zaczê³y mi siê uk³adaæ
w logiczny ci¹g. Kiedy Greg by³ w collegeu, czêsto mi pisa³ o jakiej
Livvy. Myla³am wtedy, ¿e to jaka romantyczna przygoda. On by³ bar-
dzo ni¹ oczarowany.
Myra, ja...
Nie, nie, pozwól mi dokoñczyæ. Greg pisa³ mi, ¿e jego Livvy zarê-
czy³a siê z jego, mieszkaj¹cym w tym samym pokoju, koleg¹.
To by³o tak dawno.
Moja droga Myra po³o¿y³a rêkê na jej d³oni. Przepraszam, ale
du¿o o tym wiem. Greg pisa³ mi o wszystkim. Mylê, i¿ musia³ siê po
prostu przed kim wygadaæ. By³ nieprzytomnie w tobie zakochany, a jed-
noczenie Doug by³ jego najserdeczniejszym przyjacielem. To, ¿e znala-
z³ siê pomiêdzy wami, bardzo go drêczy³o i pewnie dlatego tyle o tym
pisa³ w swoich listach. Wiedzia³am o wszystkim.
Spojrzenie, ucisk rêki, by³y niezbitym dowodem, ¿e Myra mówi praw-
dê. Liv patrzy³a na ni¹ bezradnie.
Teraz, moja droga, napij siê wina. Nie mia³am zamiaru wytr¹ciæ
ciê z równowagi. Wszyscy musimy siê uczyæ ci¹gnê³a lekkim ju¿ to-
nem, kiedy Liv podnios³a kieliszek do ust jak ¿yæ z cierpieniem, bólem
i zawiedzionymi nadziejami. To musia³o byæ dla ciebie straszne. Pewnie
myla³a, ¿e nie zdo³asz przez to przejæ.
Nie wymamrota³a Liv. Nie, ja by³am tego pewna.
Ale przesz³a. Myra pog³aska³a j¹ po rêku, przechyli³a do ty³u
g³owê i czeka³a.
Tym milczeniem osi¹gnê³a wiêcej, ni¿ gdyby zada³a jej dziesi¹tki pod-
chwytliwych pytañ.
By³y chwile, kiedy myla³am, ¿e lepiej umrzeæ, ni¿ ¿yæ z takim
bólem. Wydawa³o siê, i¿ nie mam nikogo... Moja rodzina nabra³a g³ê-
156
boko powietrza. Mylê, ¿e siê starali. Na swój sposób byli nawet
sympatyczni, ale... Westchnienie, które wyrwa³o siê jej z ust, bardzo
Myrê wzruszy³o. Chcia³am krzyczeæ. Chcia³am co rozerwaæ. Co-
kolwiek. Ale oni tego nigdy nie rozumieli. Czyje zmartwienie, czyja
osobista tragedia powinny pozostaæ jego prywatn¹ spraw¹ i byæ zno-
szone z godnoci¹.
Bzdury rzuci³a ze z³oci¹ Myra. Kiedy kto ciê zrani, p³acz
i do diab³a z ka¿dym, kto nie lubi patrzeæ na ³zy.
Liv rozemia³a siê.
Mylê, ¿e masz racjê, ale mnie wtedy nie by³o na to staæ.
Tak ci siê tylko wydaje powiedzia³a stanowczo. Powinna by³a
bardziej sobie zaufaæ. Ale, jak ju¿ zauwa¿y³am, przesz³a przez to i teraz
jeste taka, jaka jeste. Opowiedz mi o sobie i T.C.
Och Liv utkwi³a wzrok w stoj¹cej przed ni¹ sa³atce.
O czym mia³a mówiæ? Znowu wszystko popsu³a.
Roi³am sobie, ¿e ty i Greg byæ mo¿e siê pobierzecie. Ale poniewa¿
T.C. jest moim ulubieñcem, jako bêdê musia³a siê z tym pogodziæ.
Nie mam zamiaru ponownie wychodziæ za m¹¿.
No wiesz, có¿ to znowu za g³upstwa! zaprotestowa³a Myra.
Spotykasz siê z T.C. doæ czêsto, czy¿ nie mam racji?
Tak, ale... Liv zmarszczy³a brwi. Myra rzeczywicie zdawa³a siê
niczego nie dostrzegaæ.
To zbyt inteligentny mê¿czyzna, aby pozwoliæ ci umkn¹æ. Za³o¿ê
siê, ¿e ju¿ ciê poprosi³ o rêkê.
Otó¿, nie poprosi³. To jest owiadczy³ mi, ¿e wyjdê za niego, ale...
To takie do niego podobne zawo³a³a Myra. I oczywicie otrzy-
ma³ twoj¹ zgodê.
On jest tak nieznonie pewny siebie w zamyleniu odpar³a Liv.
I nieprzytomnie ciê kocha.
Liv w milczeniu patrzy³a przed siebie.
Olivio, nawet lepiec zauwa¿y³by to tamtego wieczoru, kiedy byli-
cie u mnie na bryd¿u. A ja jestem bardzo spostrzegawcza. Co masz za-
miar z tym zrobiæ?
Ja... Liv nagle poczu³a siê jak pêkniêty balon. Ja to zniszczy-
³am. Ostatniej nocy.
Myra chwilê patrzy³a na ni¹ w milczeniu. Rzeczywicie, pomyla³a, to
dziecko jest chyba takie rozkojarzone. Znowu pog³aska³a j¹ po rêku. ¯al
ogarnia, gdy widzi siê ludzi, którzy zbyt du¿o myl¹, a za ma³o dzia³aj¹.
157
Wiesz, Olivio, mylê, i¿ w przeciwieñstwie do tego, co g³osi pew-
na sentencja, ¿ycie wcale nie jest takie krótkie, jest raczej potwornie d³u-
gie. Umiechnê³a siê, widz¹c zaskoczenie w oczach Liv. Co nie zna-
czy, aby by³o wystarczaj¹co d³ugie. Wysz³am za m¹¿ za Herberta trzy-
dzieci piêæ lat temu. Gdybym by³a pos³ucha³a moich rodziców, niech
spoczywaj¹ w pokoju, oraz mojego rozs¹dku, nigdy bym nie polubi³a
mê¿czyzny, który mia³ nieco przestarza³e pogl¹dy i którego zanadto po-
ch³ania³a praca. Pomyl o wszystkim, co prawdopodobnie ja straci³am.
W ¿yciu powiedzia³a stanowczo warto ryzykowaæ. Aby to udowod-
niæ doda³a po chwili wezmê trochê tego cytrynowego musu...
Nawet po paru godzinach, przygotowuj¹c siê do nagrania, Liv nie
mog³a zapomnieæ s³ów Myry. Najwy¿szy czas, aby siê na co zdecydo-
waæ, pomyla³a w czasie sportowej relacji. Najwy¿szy czas, aby przestaæ
siê ci¹gle nad wszystkim zastanawiaæ. Jeli chcia³a byæ z Thorpeem, po-
winna mu to w koñcu powiedzieæ.
Po zakoñczeniu programu Liv posz³a na górê. Na jej widok z ust re-
cepcjonistki wyrwa³o siê wymowne westchnienie.
Nie ma go tu owiadczy³a, sprz¹taj¹c biurko. Przygotowuje
reporta¿ poza studiem.
Poczekam w jego biurze. Liv minê³a dziewczynê, zanim ta zd¹-
¿y³a zareagowaæ.
Co ja mu powiem? pyta³a sam¹ siebie, zamykaj¹c drzwi. Co zdo³am
powiedzieæ? Kr¹¿¹c niespokojnie po pokoju, szuka³a w³aciwych s³ów.
Wydawa³o siê dziwne, ¿e choæ nie by³o tu Thorpea, na ka¿dym kroku
czu³a jego obecnoæ. Na jednej ze cian wisia³o mnóstwo jego zdjêæ z ró¿ny-
mi politykami i mê¿ami stanu. Wygl¹da³ na nich jak zawsze umiechniêty
i zupe³nie zrelaksowany. Po prostu Thorpe, pomyla³a. Na jego biurku le¿a³y
w nie³adzie zabazgrane kartki papieru i spory stos dokumentów pod biuro-
wym przyciskiem. Podesz³a do okna i przez chwilê patrzy³a na miasto.
Widoczna st¹d kopu³a Kapitolu, ró¿owa w promieniach zachodz¹ce-
go s³oñca, wygl¹da³a bajkowo. Na ulicach panowa³ du¿y ruch, ale ma-
sywne szyby skutecznie izolowa³y wnêtrze pokoju od ha³asu. Liv po-
dziwia³a mistern¹ sieæ ulic, stare, majestatyczne budowle i ton¹ce w kwia-
tach drzewa i krzewy. Pomyla³a, ¿e waszyngtoñski ruch nie móg³ siê
nawet równaæ z szaleñstwem Nowego Jorku, ale te¿ mia³ swój urok. Po-
ch³oniêta mylami, nie s³ysza³a, jak do pokoju wszed³ Thorpe.
Widok Liv bardzo go zaskoczy³. Chwilê siê waha³, trzymaj¹c rêkê na
klamce, po czym powoli zamkn¹³ za sob¹ drzwi.
158
Liv?
Odwróci³a siê. Na jej twarzy kolejno malowa³y siê zaskoczenie, ra-
doæ, a¿ w koñcu z trudem skrywany niepokój. Nigdy niczego tak nie
pragn¹³, jak wzi¹æ j¹ w ramiona i zapomnieæ o tamtej, nieszczêsnej nocy.
Thorpe. Na jego widok wszystkie uprzednio u³o¿one przemówienia,
ulotni³y siê bez ladu. Nie mog³a siê ruszyæ siê z miejsca, jakby nogi wros³y jej
w ziemiê. Mam nadziejê, i¿ nie s¹dzisz, ¿e przysz³am tu bez powodu.
Uniós³ do góry brwi. Na jego twarzy pokaza³ siê cieñ rozbawienia.
Nie, oczywicie ¿e nie. Napijesz siê kawy?
By³ taki obojêtny, kiedy bez popiechu nalewa³ wody do dzbanka.
Liv zaczê³a siê ju¿ nawet zastanawiaæ, czy to siê jej czasem nie ni³o, ¿e
nie dalej jak dwadziecia cztery godziny temu powiedzia³, ¿e j¹ kocha.
Nie, ja... chcia³am zapytaæ, czy nie przyszed³by na kolacjê wy-
rzuci³a z siebie. Spodziewa³a siê odmowy i pragnê³a mieæ to jak najszyb-
ciej za sob¹. Oczywicie, nie mogê ci obiecaæ, ¿e przygotujê co tak
smacznego jak ty, ale z pewnoci¹ ciê nie otrujê.
Thorpe zrezygnowa³ z robienia kawy i odwróci³ siê do niej.
Liv, nie s¹dzê, ¿eby to by³ dobry pomys³ powiedzia³ cicho.
Thorpe... odwróci³a twarz, aby ukryæ zdenerwowanie. Mia³a ocho-
tê siê rozp³akaæ, i to w jego ramionach. Ale to w niczym by im nie pomo-
g³o. Znowu siê odwróci³a i spojrza³a mu w oczy. O wielu rzeczach nie
wiesz i wielu nie rozumiesz. Ale chcê, ¿eby wiedzia³ i zrozumia³, ¿e siê
po prostu bojê. Bardzo siê bojê. Mo¿e bardziej, ni¿ jestem w stanie
znieæ. S³ysza³, jak jej g³os dr¿y. Wiem, ¿e proszê o zbyt wiele, ale
gdyby mi móg³ daæ trochê czasu
Te s³owa du¿o j¹ kosztowa³y, pomyla³. Za dobrze j¹ zna³, aby nie
rozumieæ, co dla niej znaczy³o, przyjæ do niego w tej sytuacji. Czy¿ sam
sobie nie powtarza³, ¿e powinien byæ cierpliwy?
Muszê najpierw za³atwiæ parê spraw rzek³. Czy mogê przyjæ,
powiedzmy, za godzinê?
S³ysza³, jak odetchnê³a z ulg¹.
Dobrze.
Godzinê póniej Liv nie mog³a opanowaæ zdenerwowania. Stara³a siê
skupiæ na przygotowywaniu posi³ku, ale jej oczy wci¹¿ spogl¹da³y na zegar.
Mo¿e powinnam siê przebraæ, pomyla³a, krytycznie spogl¹daj¹c na
swój szary kostium. Ale w chwili gdy wychodzi³a z kuchni, odezwa³ siê
159
dzwonek. Liv drgê³a. Och, nie b¹d mieszna, zbeszta³a siê w mylach.
Ale kiedy otworzy³a drzwi, serce wali³o jej jak m³otem.
Witaj! powiedzia³a z nieco wymuszonym umiechem. Jeste bar-
dzo punktualny. Za chwilê bêd¹ gotowe steki. Zamknê³a za sob¹ drzwi
i stanê³a zmieszana, zastanawiaj¹c siê, co zrobiæ z rêkami. Steki to najbez-
pieczniejsze danie. Niewiele w nich mo¿na zepsuæ. Masz ochotê na drinka?
Co ja plotê? pomyla³a. Dobry Bo¿e. A on patrzy³ na ni¹ znowu
ch³odno i z powag¹. Skierowa³a siê do barku, nie czekaj¹c na odpowied.
Szkock¹? zapyta³a, nalewaj¹c najpierw sobie nieco wermutu z ka-
rafki. Nagle poczu³a jego rêce na ramionach.
Nie protestowa³a, kiedy j¹ do siebie odwróci³; nie spuci³a wzroku,
kiedy patrzy³ jej prosto w oczy. Po chwili przyci¹gn¹³ j¹ do siebie i mocno
obj¹³. Przytuli³a siê do niego, a z jej ust wydoby³o siê ciche westchnienie.
Och, Thorpe, omal nie oszala³am bez ciebie. Bardzo mi ciebie brak.
Przytuli³a do niego twarz. Nie odchod wyszepta³a. Nie odchod
dzi wieczorem.
Przywar³a ustami do jego ust. wiat ponownie z ni¹ zawirowa³.
Kochaj siê ze mn¹ wyszepta³a. Teraz, Thorpe. Natychmiast.
Nie przerywaj¹c poca³unku, po³o¿y³ j¹ na kanapie. Delikatnie pieci³
jej cia³o, czuj¹c, jak reaguje na jego dotyk. Dr¿a³a w jego ramionach.
Z ogromn¹ delikatnoci¹ wci¹¿ j¹ ca³owa³, a¿ przesta³a byæ pani¹ swego
cia³a, rozumu i duszy. Nie czu³a ju¿ ¿adnego lêku, a jedynie radoæ z pod-
dania siê temu, którego kocha³a.
Powoli j¹ rozbiera³, wodz¹c czubkami palców po ostro zarysowanych
piersiach i ³agodnym ³uku bioder. Westchnê³a, oddaj¹c siê ca³kowicie w je-
go w³adanie. Mia³ prawo wzi¹æ j¹ tam, gdzie chcia³.
Jego dotyk by³ ³agodny. Nawet wtedy gdy rêka przesuwa³a siê w kie-
runku wewnêtrznej czêci ud, jego ruchy by³y jak na zwolnionym filmie.
Zaczê³a dr¿eæ i wyginaæ siê pod nim, ale jego palce zatrzyma³y siê tylko
na chwilê przy wilgotnym ³onie, po czym powêdrowa³y dalej.
Dra¿ni³ jêzykiem jej sutki, po chwili zatrzyma³ siê i przesun¹³ usta
w dó³ w lad za palcami r¹k, a¿ jej cia³o zaczê³o p³on¹æ i dr¿eæ.
Wo³a³a go g³osem wibruj¹cym od po¿¹dania. Jej cia³o nie by³o ju¿
d³u¿ej bierne. Wzywa³o go. Wzi¹³ j¹ powoli, podczas gdy ona przywar³a
do niego nieprzytomnie. Nagle jego usta znowu znalaz³y drogê do jej ust
i wspólnie pop³ynêli w kosmiczn¹ przestrzeñ.
160
!
H
ej! Thorpe potar³ nosem zag³êbienie szyi Liv, chc¹c j¹ obu-
dziæ. Masz zamiar spaæ ca³y dzieñ?
Przytuli³a siê do niego.
Uhmm.
Oczy wci¹¿ mia³a zamkniête. W tej chwili pragnê³a tylko czuæ ciep³o
jego cia³a. I niewa¿ne jaka by³a pora dnia. Nie mia³o to dla niej ¿adnego
znaczenia.
Ju¿ po dziewi¹tej. Przesun¹³ rêk¹ w dó³ po jej plecach i us³ysza³
jej ciche, pe³ne zadowolenia westchnienie. Mielimy spêdziæ dzieñ na
³odzi, pamiêtasz?
Otworzy³a leciutko oczy. Jest ju¿ rano, stwierdzi³a. Sobota rano.
I on by³ razem z ni¹. Umiechaj¹c siê sennie, przytuli³a twarz do jego
twarzy.
Spêdzimy go lepiej w ³ó¿ku.
Ta kobieta jest straszliwie leniwa oznajmi³. I piêkna, pomy-
la³, odgarniaj¹c pukiel w³osów z jej policzka. Tak nieprawdopodob-
nie piêkna.
Leniwa? Liv zmarszczy³a brwi. Mam mnóstwo nie wykorzy-
stanej energii. Ponownie zamknê³a oczy. Mnóstwo powtórzy³a
i g³ono ziewnê³a.
O tak. Nawet to widaæ. Nie powinnimy najpierw pobiegaæ?
Znowu otworzy³a oczy.
161
Och, mam lepszy pomys³.
Nie spodziewa³ siê, ¿e jej poca³unek bêdzie taki p³omienny, a ruch
cia³a taki szybki. Le¿a³a na jego klatce piersiowej z ustami na jego ustach.
W ci¹gu kilku sekund jego têtno b³yskawicznie wzros³o, jakby uczest-
niczy³ w jakim szalonym biegu, a krew zdawa³a siê p³on¹æ. Jej rêce
sta³y siê natarczywe, wrêcz agresywne, a usta jak nigdy spragnione. Tym
razem to ona by³a stron¹ aktywn¹.
Wodzi³a ustami po ca³ym jego ciele. Ca³owa³a jego kark, szyjê i ra-
miona. Przesuwa³a jêzyk po jego klatce piersiowej, zatrzymuj¹c siê d³u-
¿ej przy brodawkach, aby po chwili ruszyæ dalej.
Kiedy nabra³a tyle si³y? zastanawia³ siê. A mo¿e to on nagle os³a-
b³? Chcia³ j¹ znowu mieæ. Teraz. Czu³ szalone pulsowanie w skroniach,
w g³owie, w lêdwiach, w czubkach palców. Po¿¹danie przerodzi³o siê
w szarpi¹cy ¿o³¹dek ból.
Ale kiedy spróbowa³ odwróciæ role, nie pozwoli³a mu na to, siada-
j¹c na nim okrakiem i przyciskaj¹c usta do jego ust. Ogranicza³a jego
ruchy, ale mimo to przyci¹gn¹³ j¹ do siebie. Wnika³a w niego g³êboko,
by³ ni¹ przesi¹kniêty. Widok poruszaj¹cego siê nad nim nagiego cia³a
doprowadza³ go do szaleñstwa.
Nagle znalaz³ siê wewn¹trz niej. Rozs¹dek przesta³ istnieæ. wiat
eksplodowa³. Odg³os tej eksplozji wci¹¿ s³ysza³ w swojej g³owie
i zdawa³o mu siê, i¿ nigdy ju¿ wiêcej niczego nie us³yszy. Po chwili jej
oddech sta³ siê p³ytki i wyranie przyspieszony. Zdawa³a siê nad nim
rozp³ywaæ. Jego cia³em wstrz¹sn¹³ dreszcz, po czym konwulsyjnym
ruchem przyci¹gn¹³ do siebie jej g³owê.
Moja kobieta, pomyla³, kiedy odpoczywa³a na nim, wci¹¿ jeszcze
dr¿¹c z rozkoszy.
Le¿a³ spokojnie, czekaj¹c, a¿ dojd¹ do siebie.
Co mi siê zdaje, ¿e czekasz na przeprosiny.
Hmm? Najwyraniej czu³a siê zbita z tropu.
Za to, ¿e nazwa³em ciê leniw¹.
Liv rozemia³a siê i przytuli³a do niego.
Chyba mi siê nale¿¹ skwapliwie przyzna³a mu racjê. Mo¿esz
to zrobiæ, kiedy siê obudzê.
O nie! zerwawszy siê z ³ó¿ka, chwyci³ j¹ za rêkê i bez zbêd-
nych ceregieli ci¹gn¹³ na pod³ogê. Wios³owanie powiedzia³, kiedy
usi³owa³a protestowaæ.
Jeste opêtany.
162
Jestem. Umiechn¹³ siê, po czym poca³owa³ czubek jej nosa.
Pozwolê ci pierwszej wzi¹æ prysznic.
Dziêki.
Zdawa³o siê, ¿e jej wdziêcznoæ by³a zaprawiona odrobin¹ zjadliwo-
ci, mimo to Thorpe umiechn¹³ siê do niej niewinnie, gdy zamyka³a za
sob¹ drzwi do ³azienki.
Kiedy zosta³ w pokoju sam, wci¹gn¹³ na siebie spodnie i ju¿ mia³
zamiar zaj¹æ siê parzeniem kawy, gdy nagle siêgn¹³ po le¿¹c¹ na stoliku
paczkê papierosów. Z ³azienki dobiega³ go szum lej¹cej siê z prysznica
wody.
Wzi¹wszy do rêki zapalniczkê, usi³owa³ przypaliæ papierosa, ale za-
palniczka nie dzia³a³a. Zniecierpliwiony rozejrza³ siê w poszukiwaniu za-
pa³ek, po czym wysun¹³ szufladê stolika w nadziei, ¿e je tam znajdzie.
Le¿¹ca na wierzchu fotografia natychmiast rzuci³a mu siê w oczy.
Zwróci³ na ni¹ uwagê, po pierwsze dlatego, ¿e w mieszkaniu Liv nie by³o
¿adnych fotografii ani osobistych pami¹tek, a po drugie dlatego, ¿e umie-
chaj¹ce siê ze zdjêcia dziecko by³o wyj¹tkowo liczne. Wyj¹³ fotografiê
z szuflady i zacz¹³ siê jej przygl¹daæ.
To by³o maleñkie zdjêcie oprawione w srebrn¹ ramkê. Ch³opczyk mia³
nie wiêcej ni¿ roczek. Gêste, czarne w³oski otacza³y umiechniêt¹, pyza-
t¹ buziê. W jego ciemnoniebieskich, prawie kobaltowych oczkach figlar-
noæ miesza³a siê z zachwytem. To by³o dziecko, na którego widok ka¿dy
przechodzieñ umiechn¹³by siê na ulicy i które z pewnoci¹ psu³yby
wszystkie jego ciotki i wujowie. Prawie mo¿na by³o s³yszeæ radosny
miech wydobywaj¹cy siê z szeroko otwartej buzi.
Wci¹¿ trzymaj¹c zdjêcie w rêku, Thorpe usiad³ na ³ó¿ku.
Mam nadziejê, ¿e zu¿y³am ca³y zapas ciep³ej wody zawo³a³a Liv
zza drzwi. To bêdzie mój rewan¿ za wyci¹gniêcie mnie z ³ó¿ka o wi-
cie. Otworzy³a drzwi, po czym zatrzyma³a siê na chwilê, aby przewi¹-
zaæ szlafrok paskiem. Nie czujê zapachu kawy. Przynajmniej to mo-
g³e zrobiæ, kiedy...
Jej g³os nagle zamar³, kiedy zorientowa³a siê, co Thorpe trzyma³ w rê-
ku. Jej twarz gwa³townie poblad³a.
Liv. Chcia³ wyt³umaczyæ, ¿e szuka³ zapa³ek, ale zrezygnowa³. To
nie mia³o w tej chwili znaczenia. Co to za zdjêcie?
Minê³o parê sekund, zanim spojrza³a na niego. Widzia³, jak walczy
ze sob¹, ¿eby siê nie rozp³akaæ. Jej dolna warga zaczê³a dr¿eæ, ale kiedy
siê odezwa³a, jej g³os by³ spokojny i silny.
163
To mój syn.
Wiedzia³ o tym ju¿ w chwili, gdy zobaczy³ zdjêcie. Podobieñstwo by³o
wyrane. Mimo to odpowied Liv go zaszokowa³a. Nie odrywaj¹c od
niej oczu, cicho zapyta³:
Gdzie on jest?
Jej twarz by³a teraz miertelnie blada. Thorpe jeszcze nigdy nie wi-
dzia³ takich smutnych oczu, pe³nych cierpienia, g³êboko skrywanych ta-
jemnic i dotkliwego bólu.
Nie ¿yje.
Odwróci³a siê szybko i zaczê³a wyci¹gaæ z szafy ubranie. Thorpe wi-
dzia³ jedynie migaj¹c¹ w powietrzu barwn¹ plamê. Wybiera³a na chybi³
trafi³, rêkami, które by³y zbyt odrêtwia³e, aby dr¿eæ. Nawet wtedy, gdy
po³o¿y³ rêce na jej ramionach, nie przerwa³a automatycznego wyci¹gania
wieszaków i przek³adania rzeczy.
Liv. Opiera³a siê, gdy chcia³ j¹ przytuliæ.
Muszê siê ubraæ, skoro mamy wyjæ. Pokrêci³a g³ow¹, staraj¹c
siê jednoczenie uwolniæ od jego ucisku, jakby to mia³o j¹ ustrzec od
dalszych pytañ.
Przestañ powiedzia³ szorstko. Nie rób tego nigdy wiêcej. Nie
ze mn¹. Nastêpnie, zanim mog³a jako zareagowaæ, przyci¹gn¹³ j¹ do
siebie i mocno obj¹³.
Mog³aby próbowaæ mu siê przeciwstawiæ, ale w jego ramionach by³o
tak bezpiecznie. Przytuli³a siê wiêc do niego i ju¿ nie myla³a o obronie.
Usi¹d zaproponowa³ i opowiedz mi wszystko.
Objêta jego ramieniem, usiad³a na ³ó¿ku. Zdjêcie le¿a³o obok niej.
Wziê³a je do rêki i po³o¿y³a na kolanach. Nie naciska³ wiêcej, czuj¹c, ¿e
potrzebuje trochê czasu, aby zacz¹æ mówiæ.
Mia³am dziewiêtnacie lat, kiedy pozna³am Douga. Telewidzo-
wie z pewnoci¹ nie rozpoznaliby teraz jej g³osu. By³ cichy, niepewny
i dr¿¹cy ze wzruszenia. Studiowa³ prawo. Mia³ stypendium. By³ wspa-
nia³ym, m³odym cz³owiekiem o bardzo ¿ywym umyle, maj¹cym wiele
planów na przysz³oæ. Chcia³ byæ najlepszym obroñc¹ s¹dowym w kraju.
Zmiana systemu od rodka, walka z wiatrakami, zabijanie smoków. To
ca³y Doug.
Thorpe milcza³ i Liv, odetchn¹wszy g³êboko, ci¹gnê³a dalej ju¿ spo-
kojniejszym g³osem.
Od razu poczulimy do siebie sympatiê. Byæ mo¿e czêciowo dla-
tego, ¿e nasza przesz³oæ by³a tak diametralnie ró¿na, a nasze idea³y takie
164
wznios³e. Co nas do siebie przyci¹ga³o. Poza tym bylimy tacy m³o-
dzi. Westchnê³a do wspomnieñ. Szybko siê pobralimy, po niespe³na
trzymiesiêcznej znajomoci. Moja rodzina... Rozemia³a siê z gorycz¹.
Powiedzmy, ¿e byli zaskoczeni. Chocia¿ broniê siê przed tym, czasem
przychodzi mi do g³owy, i¿ to mo¿e miêdzy wp³ynê³o na maj¹ decyzjê.
Patrzy³a przed siebie w milczeniu, zatopiona we wspomnieniach. Po
chwili znowu mówi³a dalej.
Nie by³o nam ³atwo. ¯ylimy w ci¹g³ym napiêciu. College. Doug
ci¹gle wkuwa³ do egzaminów. Ja odbywa³am praktykê w lokalnej stacji
i ka¿d¹ woln¹ chwilê powiêca³am na naukê. Pieni¹dze nigdy nie mia³y
dla nas znaczenia. Na szczêcie, poniewa¿ nie mielimy ich w nadmia-
rze. Przez jaki czas bylimy bardzo szczêliwi. Jednak Doug... Wci¹-
gnê³a g³êboko powietrze w p³uca, jakby szuka³a w³aciwych s³ów.
Doug mia³ s³aboæ do kobiet. Kocha³ mnie, naprawdê w to wierzê,
oczywicie na swój sposób, ale czasami mia³ problemy z wiernoci¹.
Wiem, ¿e te przygody nic dla niego nie znaczy³y, a ja, jeli chodzi o seks,
nie mia³am zbyt du¿ego dowiadczenia.
Thorpe z trudem powstrzyma³ cisn¹ce mu siê na usta s³owa. Nie
chcia³ jej przerywaæ teraz, kiedy wreszcie zdecydowa³a siê mówiæ, ale
wiele go kosztowa³o, aby tego cz³owieka, którego ona polubi³a, nie
obrzuciæ najgorszymi wyrazami. Przypomnia³ sobie, jak mu powiedzia³a,
kiedy siê po raz pierwszy kochali, ¿e nigdy nie by³a zbyt dobr¹ partner-
k¹ w mi³oci. Teraz nareszcie zrozumia³, sk¹d siê to wziê³o. W milcze-
niu s³ucha³ dalej.
Joshua przyszed³ na wiat po roku, zaledwie po roku od naszego
pierwszego kontaktu. Moja rodzina uwa¿a³a, ¿e jestemy szaleni, decy-
duj¹c siê na dziecko tak szybko, maj¹c w dodatku dochody o wiele ni¿-
sze, ni¿ oni uwa¿ali za niezbêdne do ¿ycia. My jednak bardzo pragnêli-
my dziecka. Pragnêlimy Josha. Bardzo go kochalimy. By³ taki nad-
zwyczajny. Spojrza³a na le¿¹ce na jej kolanach zdjêcie. Zdajê sobie
sprawê, i¿ wszystkie matki tak myl¹ o swoich dzieciach. Ale on by³ taki
uroczy, taki pogodny. Prawie nigdy nie p³aka³.
Widz¹c, ¿e ³za spad³a na ramkê zdjêcia, mocno zacisnê³a powieki.
Uwielbialimy go oboje i nie wyobra¿alimy sobie, aby mog³o byæ
inaczej. W naszym domu zapanowa³o szczêcie. Doug by³ nadzwyczaj-
nym ojcem, ogromnie emocjonowa³ siê wszystkim, co dotyczy³o Josha.
Pamiêtam, jak kiedy mnie obudzi³ z dum¹, komunikuj¹c, ¿e Joshowi wy-
r¿n¹³ siê z¹bek.
165
Liv d³u¿sz¹ chwilê milcza³a. Thorpe milcza³ równie¿. Rozumia³, co
prze¿ywa³a. Otoczywszy j¹ ramionami, spokojnie czeka³.
Kiedy uzyska³am dyplom, przenielimy siê do New Jersey. Doug
zwi¹za³ siê z niewielk¹ prawnicz¹ firm¹, a ja dosta³am pracê w WTRL.
Na pocz¹tku robi³am wieczorny serwis. Nie by³o nam ³atwo. Obydwoje
zaczynalimy startowaæ na drodze do zawodowej kariery. Pracowalimy
w najprzeró¿niejszych godzinach, sprawiedliwie dziel¹c siê obowi¹zka-
mi domowymi. Nie s¹dzê, aby Joshowi dzia³a siê jaka krzywda. Nic na
to zreszt¹ nie wskazywa³o. Josh by³ taki pogodny. Ja zajmowa³am siê nim
w ci¹gu dnia; Doug wraca³ do domu wieczorem i k³ad³ Josha spaæ. A pó-
niej zdarzy³ siê pewien incydent z m³od¹ prawniczk¹, która wpad³a Do-
ugowi w oko. Ma³a przygoda od roku nie mia³ ¿adnej. Wybaczy³am
mu to. Wzruszy³a ramionami. Stara³am siê wybaczyæ poprawi³a
siê. Doug, w ka¿dym razie, ogromnie to sobie wyrzuca³. Staralimy siê
ratowaæ nasz zwi¹zek. Mielimy przecie¿ dziecko. Dla ka¿dego z nas nic
nie liczy³o siê bardziej ni¿ Josh.
W koñcu uda³o mi siê zmieniæ godziny pracy na wczeniejsze. Za-
czê³am czytaæ prognozy pogody i robiæ niewielkie reporta¿e. D³ugo szu-
kalimy opiekunki do dziecka, która by nas oboje satysfakcjonowa³a. Ale
nawet wówczas mielimy ró¿ne zdanie. Doug uwa¿a³, ¿e powinnam rzu-
ciæ pracê i zaj¹æ siê Joshem. Nie chcia³am siê na to zgodziæ. Przez
chwilê przyciska³a palcami powieki, po czym znowu opuci³a rêce na
kolana. Josh by³ naprawdê szczêliwy. Kocha³am go bardziej ni¿ ko-
gokolwiek czy cokolwiek na wiecie, ale nie uwa¿a³am za konieczne czy
te¿ nawet m¹dre, aby przestaæ pracowaæ, zrezygnowaæ z kariery i spê-
dzaæ z nim ka¿d¹ minutê. Nie bez znaczenia by³y równie¿ wzglêdy finan-
sowe i moje w³asne aspiracje. Poza tym nie chcia³am go rozpuciæ.
Jej g³os znowu zacz¹³ siê ³amaæ.
To by³o takie nêc¹ce, po prostu zostaæ z nim, przytulaæ go i pie-
ciæ. Doug mia³ zwyczaj powtarzaæ, ¿e jeli postawiê na swoim, stracê
dziecko na zawsze. Czasem mi siê zdawa³o, ¿e nie mo¿e siê doczekaæ,
aby synek dorós³. Kiedy Josh mia³ osiemnacie miesiêcy, kupi³ mu pi³kê
no¿n¹ i myla³ ju¿ o dwuko³owym rowerku. I to by³o urocze. Ale pó-
niej, na drugie urodziny, kupi³ ogromn¹ hutawkê. Przera¿a³y mnie te
wszystkie poprzeczki i porêcze. Posprzeczalimy siê wtedy trochê, oczy-
wicie nie by³o to nic powa¿nego. Doug rozemia³ siê i powiedzia³, ¿e
jestem przewra¿liwiona. Wtedy ja siê rozemia³am, poniewa¿ to Doug
przez trzy tygodnie wybiera³ fotelik do samochodu, zanim wreszcie siê
166
na który zdecydowa³. Gdybym... gdybym uwierzy³a w moje przeczucia,
wszystko mog³oby wygl¹daæ inaczej.
Liv patrzy³a przez chwilê na zdjêcie, po czym przycisnê³a je do piersi.
Pewnego dnia opiekunka zadzwoni³a do mnie do pracy, aby mnie
zawiadomiæ, ¿e Josh spad³ z hutawki. Powiedzia³a, ¿e ma jedynie guz na
g³owie, ale ja rzuci³am wszystko, zawiadomi³am Douga i natychmiast po-
jecha³am do domu. Doug dotar³ na miejsce przede mn¹ i chocia¿ Josh nie
wygl¹da³ le, my bylimy przera¿eni. Natychmiast zawielimy synka do
szpitala. Pamiêtam, jak siedzielimy, czekaj¹c na wynik przewietlenia.
Ta ogromna poczekalnia z mnóstwem czarnych, plastikowych krzese³ek,
metalowych popielniczek i wiate³ pod sufitem. P³ytki pod³ogowe by³y
w czarnym kolorze i mia³y bia³e cêtki. Bez przerwy je liczy³am, a Doug
kr¹¿y³ niespokojnie tam i z powrotem.
W koñcu doktor poprosi³ nas do swego gabinetu. Mia³ ³agodny, cichy
g³os. To mnie przerazi³o. Zanim zd¹¿y³ nam cokolwiek powiedzieæ, wszyst-
ko odczyta³am z jego oczu, ale nie chcia³am wierzyæ. To nie mog³o byæ
prawd¹. Przycisnê³a rêkê do ust, jakby chcia³a powstrzymaæ ³kanie.
Wspomnienia znowu wróci³y, a wraz z nimi ból. Nie wierzy³am nawet
wtedy, kiedy powiedzia³, ¿e to by³ zator w mózgu. Josha ju¿ z nami nie
by³o. Po prostu odszed³.
Liv mocniej przycisnê³a do siebie zdjêcie i zaczê³a szlochaæ.
Nawet nie wiem, co dzia³o siê potem. Wpad³am w histeriê, uspo-
kajali mnie. Nie pamiêtam, jak dotar³am do domu. Doug by³ za³amany.
Nie potrafilimy okazaæ sobie nawet odrobiny serca. Ranilimy siebie
nawzajem. Mówilimy straszne rzeczy. Doug oskar¿a³ mnie, ¿e nie chcia-
³am zostaæ w domu i zajmowaæ siê naszym synkiem. Gdybym tam by³a,
to mo¿e... Ja rewan¿owa³am mu siê tym samym. Kupi³ przecie¿ tê hu-
tawkê. Tê przeklêt¹ hutawkê, która zabi³a moje dziecko.
Liv. Tak bardzo pragn¹³ usun¹æ z jej serca to wszystko: ból, smu-
tek, nawet wspomnienia. Przyciska³a do piersi zdjêcie tak, jakby biciem
w³asnego serca chcia³a je o¿ywiæ. Jak móg³ j¹ pocieszyæ? S³owami?
Nie by³o takich. Móg³ tylko j¹ przytuliæ.
Nie potrafi³a powstrzymaæ ³ez, które teraz strumieniem ju¿ p³ynê³y
po jej twarzy.
Przyszed³ Greg. By³ ojcem chrzestnym Josha i naszym najlepszym
przyjacielem. Bardzo go wtedy potrzebowalimy; nasz wiat nagle przesta³
istnieæ. Greg powstrzymywa³ nas przed zadawaniem sobie ran. Ale ta, naj-
wiêksza, nigdy ju¿ nie mia³a siê zabliniæ. Josh od nas odszed³. Na zawsze.
167
£kanie wstrz¹sa³o jej cia³em.
On umar³ i nic nie mog³o tego zmieniæ. Nikt nie by³ temu winien.
Wypadek. Po prostu wypadek.
D³ugo milcza³a. Czu³, ¿e zbiera si³y, aby mówiæ dalej. Tak bardzo chcia³,
¿eby ból i cierpienie, jakich dozna³a, na zawsze odesz³y w przesz³oæ.
Greg zaj¹³ siê przygotowaniami... do pogrzebu mówi³a dalej Liv.
Ja zupe³nie siê do tego nie nadawa³am. Ca³y czas ¿y³am jak we nie.
Przez pierwsze tygodnie snulimy siê po domu jak zombie. Przyjecha³a
moja rodzina, ale nie potrafili mi w niczym pomóc. Nie znali Josha, tak
jak ja go zna³am. Ka¿dego dnia wydawa³o mi siê, ¿e wystarczy wejæ do
jego pokoju, aby zobaczyæ, jak siê bawi. Wróci³am do pracy, poniewa¿
nie mog³am ju¿ tego znieæ.
£zy ci¹gle p³ynê³y jej po twarzy, a w g³osie s³ychaæ by³o rozpacz i ból.
Thorpe wiedzia³, ¿e Liv ukrywa jak¹ tajemnicê, ale tego zupe³nie siê nie
spodziewa³. Patrzy³a przed siebie nie widz¹cymi oczami, niewiadoma
jego obecnoci ani ramienia, które j¹ obejmowa³o.
Ma³¿eñstwo praktycznie przesta³o istnieæ. Obydwoje zdawalimy
sobie z tego sprawê, ale ¿adne z nas nie chcia³o tego powiedzieæ. Wygl¹-
da³o to tak, jakbymy wierzyli, ¿e wystarczy byæ razem, aby on wróci³.
Bylimy dla siebie uprzejmi, ale omijalimy siê z daleka. Potrzebowa³am
kogo, na kim mog³abym siê oprzeæ, kogo, kto by mi powiedzia³... w³a-
ciwie nie wiem, na jakie s³owa czeka³am, ale on i tak ich dla mnie nie
mia³. Ja zreszt¹ ich dla niego tak¿e nie mia³am. Spalimy w tym samym
³ó¿ku, ale bylimy sobie obcy. I tak min¹³ miesi¹c. Pewnego dnia... pew-
nego dnia poprosi³am go, aby poszed³ ze mn¹ do pokoju Josha i pomóg³
mi... pomóg³ mi zrobiæ porz¹dek z jego rzeczami. Nie mog³am zrobiæ
tego sama, a dalsze odwlekanie nie mia³o sensu. Doug wyszed³ wtedy
z domu i wróci³ dopiero nad ranem. Nie potrafi³ stan¹æ z tym twarz¹
w twarz, a ja nie umia³am daæ sobie rady z tym sama. Musi³am siê zwró-
ciæ do Grega i my... Przycisnê³a rêk¹ czo³o. Doug i ja nigdy ju¿ o tym
nie rozmawialimy.
Póniej zjawi³a siê moja siostra, Melinda. Lubi³a Josha. Mia³a zwy-
czaj przysy³aæ mu bardzo kosztowne zabawki, których przeznaczenia trud-
no siê by³o domyliæ. Jej obecnoæ, przez jaki czas, zdawa³a siê dla nas
prawdziwym b³ogos³awieñstwem, poniewa¿ pozwala³a, choæ na chwilê,
zapomnieæ o nieszczêciu. Melinda mobilizowa³a nas do wychodzenia
z domu, zmusza³a do zajmowania siê ni¹ i stara³a siê, abymy zapomnieli
o... wszystkim. Mylê, ¿e to mi w³anie pomog³o. Zda³am sobie w koñcu
168
sprawê, i¿ ranimy siê nawzajem, podtrzymuj¹c pozory ma³¿eñstwa, któ-
rym ju¿ od dawna nie bylimy. Powinnimy z tym skoñczyæ. Zdecydowa-
³am siê zaproponowaæ rozwód, zanim które z nas zrobi co niewyba-
czalnego. To nie by³o ³atwe. Zastanawia³am siê nad tym kilka dni.
Pewnego dnia wróci³am do domu wczesnym popo³udniem, poniewa¿
chcia³am mieæ trochê czasu, aby w spokoju siê zastanowiæ, co powinnam
powiedzieæ. Zdecydowa³am siê porozmawiaæ z Dougiem wieczorem.
Przed wejciem zauwa¿y³am jego samochód. Pomyla³am, ¿e pewnie le
siê czuje i dlatego wróci³ do domu. Kiedy wesz³am na górê, zasta³am go
w ³ó¿ku z moj¹ siostr¹.
Ostro¿nie po³o¿y³a zdjêcie na kolanach.
To by³ ostateczny cios. Moja siostra, mój dom, moje ³ó¿ko. Wy-
sz³am, zanim które z nich zdo³a³o siê odezwaæ. Nie chcia³am niczego
s³uchaæ. Nie chcia³am powiedzieæ tych wszystkich strasznych rzeczy, które
z pewnoci¹ bym powiedzia³a, gdybym zosta³a chocia¿ chwilê d³u¿ej.
Przenios³am siê do motelu. Wtedy zrozumia³am, ¿e moi rodzice od po-
cz¹tku mieli racjê. Jeli ¿yjesz spokojnie, bez emocjonalnych wstrz¹sów,
nie mo¿esz byæ zraniony. Tak w³anie postanowi³am ¿yæ. Od tej chwili.
Nikt ani nic nie doprowadzi ju¿ mnie do takiego stanu. Dosyæ siê ju¿
nacierpia³am. Natychmiast podjê³am kroki rozwodowe. Doug poprosi³
Grega, aby siê tym zaj¹³. Od tej pory rozmawia³am z nim jedynie za po-
rednictwem Grega. Zorientowa³am siê, ¿e Doug podj¹³ decyzjê o roz-
wodzie jeszcze przede mn¹. U¿y³ Melindy do zakoñczenia czego, co
obydwoje dawno ju¿ zabilimy. Dlatego ³atwiej mi by³o mu wybaczyæ.
Mielimy obydwoje co wyj¹tkowego i obydwoje to stracilimy.
Zaczê³a rozpaczliwie szlochaæ. Kiedy odwróci³a siê do Thorpea, przy-
ci¹gn¹³ j¹ do siebie i trzyma³ w ramionach tak d³ugo, a¿ ³kanie ucich³o
i obesch³y ³zy.
169
"
L
ekki wietrzyk marszczy³ powierzchniê wody w Potomacu i roz-
wiewa³ w³osy Liv. Thorpe by³ szczêliwy, ¿e uda³o mu siê j¹ na-
mówiæ na tê wyprawê. S³oñce i ruch z pewnoci¹ dobrze jej
zrobi¹, pomyla³. Inna kobieta musia³aby taki stres odespaæ. Ale nie Liv.
Jej twarz wci¹¿ by³a blada, a oczy zapuchniête od p³aczu. Ale mimo
to emanowa³a z niej jaka dziwna si³a. Thorpe kocha³ j¹ za to i podzi-
wia³. Teraz wreszcie zrozumia³, dlaczego czasem sprawia³a wra¿enie, jak-
by by³a z lodu. Widzia³ twarz ch³opca na zdjêciu, twarz pe³n¹ ¿ycia i ra-
doci. Bardzo jej wspó³czu³ z powodu tego, co utraci³a. Nie móg³ sobie
wyobraziæ, ¿e Liv by³a kiedy mê¿atk¹, ¿e mia³a syna i ¿e próbowa³a
u³o¿yæ sobie ¿ycie z innym mê¿czyzn¹. Ma³y domek na przedmieciu,
ogrodzony trawnik, zabawki pod kanap¹ to wszystko zdawa³o siê nale-
¿eæ do jakiego innego, bardzo odleg³ego wiata. Thorpe pragn¹³, aby ten
wiat znowu sta³ siê realny, tym razem dla nich obojga.
Teraz, bardziej ni¿ kiedykolwiek, Thorpe zda³ sobie sprawê, jak ostro¿-
nie musi z ni¹ postêpowaæ. Liv by³a silna, to prawda, ale rany, jakie jej
zadano, mimo up³ywu lat, wci¹¿ jeszcze by³y wie¿e.
Doug Thorpe pomyla³ o nim i nagle poczu³ z³oæ. On by mu tak
szybko jak Liv nie wybaczy³. Ten mê¿czyzna mia³ na sumieniu znacznie
wiêcej ni¿ to, ¿e na skutek w³asnej s³aboci straci³ ¿onê. On j¹ straszliwie
zrani³. Teraz Thorpe mia³ sprawiæ, aby uwierzy³a, ¿e chce byæ przy niej.
Zawsze.
170
Z miejsca gdzie Liv siedzia³a, mo¿na by³o swobodnie obserwowaæ,
jak Thorpe wios³uje. Wygl¹da³o to tak, jakby kierowa³ ³odzi¹ bez ¿adne-
go wysi³ku. Nie nale¿a³ do mê¿czyzn, którzy musz¹ napinaæ miênie, aby
w ten sposób udowodniæ sw¹ si³ê czy te¿ mêskoæ. Doskonale zna³ swoj¹
wartoæ, i to by³o ród³em pewnoci siebie.
A wiêc powiedzia³a mu. Minê³y lata od czasu, gdy ostatnio tak siê
przed kim otworzy³a. Teraz nie by³o ju¿ nic, czego by o niej nie wie-
dzia³. Dlaczego to zrobi³a? Mo¿e dlatego, zastanawia³a siê, bo wierzy³a,
lub raczej chcia³a wierzyæ, ¿e kiedy skoñczy mówiæ, on wci¹¿ tu bêdzie.
I nie zawiod³a siê. O nic nie pyta³, nie udziela³ ¿adnych rad. Po prostu
by³. Doskonale wiedzia³, czego jej trzeba. Kiedy w³aciwie zrozumia³a,
jakim niezwyk³ym jest cz³owiekiem? I dlaczego tak d³ugo to trwa³o? Czu³a
siê swobodna, bezpieczna i spokojniejsza ni¿ kiedykolwiek przedtem. £zy
i ta spowied umierzy³y ból. Przymknê³a na chwilê oczy, pozwalaj¹c
cia³u cieszyæ siê z oczyszczenia duszy.
Jeszcze ci nie podziêkowa³am cicho wyszepta³a.
Za co? pos³uszne silnym ramionom Thorpea wios³a g³êboko za-
nurzy³y siê w wodzie.
¯e by³e tam i nie powiedzia³e tych wszystkich m¹droci, które
zwykle siê mówi, gdy kogo spotka nieszczêcie.
Cierpia³a spojrza³ jej g³êboko w oczy. Nic, co bym wówczas
powiedzia³, nie zmieni³oby tego, co siê sta³o ani nie uczyni³oby tego ³a-
twiejszym. Ale teraz jestem przy tobie.
Wiem. Liv westchnê³a i odchyli³a siê do ty³u. Wiem.
Przez jaki czas p³ynêli w milczeniu. Na rzece znajdowa³y siê inne
³odzie, ale ¿adna z nich nie by³a na tyle blisko, aby mo¿na by³o pomachaæ
rêk¹ czy wymieniæ pozdrowienia. To móg³ byæ ich prywatny strumieñ
w ich prywatnym wiecie.
To jeszcze wczesna wiosna odezwa³ siê Thorpe i dlatego na
rzece nie ma t³oku. Lubiê tu byæ latem o zachodzie s³oñca, kiedy niebo
czerwienieje od jego ostatnich promieni. Zupe³nie inaczej wszystko wy-
gl¹da, kiedy s³oñce wschodzi. To zdumiewaj¹ce, jak spokojne i ciche s¹
wtedy te wszystkie budowle wzd³u¿ brzegów Potomacu. O tej porze nie
ma wtedy jeszcze t³umów turystów krêc¹cych siê wokó³ pomników i w-
chodz¹cych do Smithsonian. Natomiast kiedy s³oñce zachodzi, trudno
myleæ o tym, co dzieje siê w Pentagonie czy na Kapitolu. To po prostu
budowle, oczywicie niezwyk³e, czasem nawet piêkne, ale przecie¿ tylko
budowle. W sobotê czy w niedzielê, kiedy nie muszê robiæ programu,
171
ca³kowicie oddajê siê wios³owaniu, zapominaj¹c o niezliczonych wêdrów-
kach po schodach, jazdach wind¹ i otwieraniu setek drzwi.
Zabawne powiedzia³a Liv. Parê miesiêcy temu do g³owy by
mi nie przysz³o, ¿e mo¿esz mówiæ takie rzeczy. Wyobra¿a³am sobie cie-
bie jako cz³owieka poch³oniêtego wy³¹cznie swoj¹ prac¹. Nigdy nie s¹-
dzi³am, ¿e potrzebujesz ucieczki od tego wszystkiego.
Umiechn¹³ siê, nie przerywaj¹c wios³owania.
A teraz?
A teraz znam ciebie. Wyprostowa³a siê, z przyjemnoci¹ wysta-
wiaj¹c twarz na dzia³anie wiatru. Kiedy odkry³e, ¿e wios³owanie jest
alternatyw¹ dla pigu³ek?
Rozemia³ siê.
Chyba rzeczywicie mnie znasz. Kiedy wróci³em ze rodkowego
Wschodu. Ciê¿ko by³o tam, ale nie ³atwiej te¿ po powrocie. Mylê, i¿
wiêkszoæ ¿o³nierzy czu³a siê podobnie. Powrót do normalnoci zawsze
jest trudny. Zacz¹³em wiêc roz³adowywaæ moj¹ frustracjê w ten w³anie
sposób i nawet nie wiem, kiedy wesz³o mi to w nawyk.
Pasuje do ciebie stwierdzi³a Liv. Pozwala ukryæ wysi³ek. Ro-
zemia³a siê szeroko, widz¹c jak unosi w zdumieniu brwi. Nie przy-
puszczam, aby to by³o takie proste, jak usi³ujesz to pokazaæ.
Chcesz siê przekonaæ?
Umiechnê³a siê i usadowi³a wygodniej.
Wolê byæ tylko widzem.
To nie wymaga nadzwyczajnych umiejêtnoci doda³. Jej oczy,
które ju¿ zaczê³y siê zamykaæ, otworzy³y siê nagle. Ka¿dy dzieciak po
tygodniowym letnim obozie da sobie z tym radê. Specjalnie j¹ pod-
puszcza³. Chcia³ zobaczyæ w jej oczach b³ysk podra¿nionej ambicji.
Jestem pewna, ¿e doskonale sobie z tym poradzê.
A wiêc, na co czekasz? zaprosi³ j¹ gestem d³oni i zablokowa³
wios³a. Spróbuj.
Nie by³a wcale pewna, czy tego chce, ale nie mog³a siê oprzeæ wy-
zwaniu.
Naprawdê uwa¿asz, ¿e powinnimy zawróciæ? Nie chcia³abym wy-
wrotki na samym rodku Potomacu.
£ód jest doskonale wywa¿ona spokojnie wyjani³. Mam na-
dziejê, ¿e to samo mo¿esz powiedzieæ sobie.
S³ysz¹c to, podnios³a siê, chocia¿ widaæ by³o, ¿e robi to bez specjal-
nego przekonania.
172
No dobra, Thorpe, odsuñ siê.
Zamienili siê miejscami. Thorpe usiad³ z ty³u i przygl¹da³ siê, jak Liv
chwyta za wios³a.
Nie rób niczego zbyt nerwowo powiedzia³ widz¹c, jak siê szar-
pie usi³uj¹c odblokowaæ wios³a. Spróbuj jeszcze raz, ale tak miêkko
i ³agodnie, jak tylko potrafisz.
By³am na letnim obozie odpowiedzia³a s³odko, po czym trochê
jej mina zrzed³a, gdy nie potrafi³a skoordynowaæ ruchu ramion. Ale
tam p³ywalimy tylko na kajakach. Wtedy wios³owanie nie sprawia³o mi
¿adnych k³opotów. Uda³o siê jej wykonaæ jeszcze niezbyt pewny, ale
dosyæ sensowny ruch. Zaraz z³apiê w³aciwy rytm. Przestañ siê g³upio
umiechaæ, Thorpe doda³a, przekonana, ¿e musi siê jej udaæ.
Czu³a ból miêni, których nie u¿ywa³a od lat, ale by³o to przyjemne,
bardzo relaksuj¹ce uczucie. Czu³a, jak jej ramiona pochylaj¹ siê i prostuj¹
i jak rytmicznie zanurzaj¹ce siê w wodzie wios³a ocieraj¹ siê o jej d³onie.
O tak, pomyla³a, teraz rozumiem, dlaczego on to robi. £ód porusza-
³a siê, wprawdzie nie tak p³ynnie jak przedtem, ale porusza³a siê, i to
dziêki niej. Nie by³o tu ani silnika, ani ¿agla, jedynie jej w³asna si³a. Jej
miênie, jej wola i wios³a. Tak, doskonale rozumia³a, co Thorpe mia³ na
myli. Podwiadomie czu³a, ¿e mog³aby jeszcze d³ugo tak wios³owaæ.
Okej, Carmichael, czas na zmianê.
Chyba ¿artujesz? Dopiero co zaczê³am. Umiechnê³a siê od ucha
do ucha i wios³owa³a dalej.
Dziesiêæ minut, jak na pocz¹tek, zupe³nie wystarczy. Poza tym
pochyli³ siê w jej kierunku, kiedy siê na chwilê zatrzyma³a nie chcê,
aby zniszczy³a sobie rêce. Podobaj¹ mi siê takie, jakie s¹.
A mnie podobaj¹ siê twoje. Podnios³a do góry jego d³oñ i przyci-
snê³a j¹ do policzka.
Liv. Wydawa³o siê niemo¿liwe, aby móg³ j¹ kochaæ bardziej, ni¿
kocha³ chwilê przedtem. A jednak tak by³o. Unieruchomiwszy wios³a,
bez s³owa przyci¹gn¹³ j¹ do siebie.
By³o ju¿ póne popo³udnie, kiedy wchodzili do domu, w którym miesz-
ka³a Liv. Ka¿de z nich dwiga³o papierow¹ torbê z zakupami.
Wiem, jak siê piecze kurczaka oznajmi³a Liv, naciskaj¹c guzik
windy. Wsadza siê go po prostu do piekarnika i piecze parê godzin. To
nic trudnego.
173
Proszê ciê, Liv spojrza³ na ni¹ ze zgorszeniem. Móg³by ciê
us³yszeæ. Przytuli³ do siebie torbê z kurczakiem. To prawdziwa sztu-
ka. Natarcie przyprawami, le¿akowanie, przyrz¹dzenie. Jeli ju¿ kur-
czak zgadza siê oddaæ dla ciebie ¿ycie, powinna go przynajmniej trak-
towaæ z respektem.
Nie s¹dzê, aby odpowiada³ mi ton tej konwersacji. Spojrza³a nie-
pewnie na jego torbê z zakupami. Nie rozumiem, dlaczego po prostu
nie zamówimy pizzy?
Mam zamiar pokazaæ ci, co prawdziwy mistrz potrafi zrobiæ z ki-
logramowego kurczaka. Thorpe odczeka³, a¿ wysiedli z windy. A pó-
niej mam zamiar siê z tob¹ kochaæ a¿ do rana.
Och! Liv zawaha³a siê, po czym z umiechem doda³a: Tylko
do rana?
A¿ do bardzo pónego rana doda³, przestaj¹c na chwilê j¹ ca³o-
waæ, kiedy usi³owa³a w³o¿yæ klucz do zamka. Byæ mo¿e wymam-
rota³ z ustami przy jej ustach a¿ do wczesnego niedzielnego popo-
³udnia.
Zaczynam siê ju¿ trochê przekonywaæ do tej lekcji gotowania.
Jego usta powêdrowa³y do jej ucha.
A ja zaczynam siê przekonywaæ do pomys³u zamówienia pizzy.
Póniej. Jego usta znowu wróci³y do jej ust. Du¿o, du¿o póniej.
Wejdmy do rodka i poddajmy to pod g³osowanie.
Mmm. Pochwalam twój sposób rozumowania.
To wp³yw Waszyngtonu odpowiedzia³a, wsuwaj¹c klucz do zam-
ka. Tu niczego nie mo¿na rozstrzygn¹æ bez g³osowania.
Powiedz to senatorom, którzy czekaj¹, a¿ Donahue skoñczy te swoje
obstrukcyjne przemówienie.
Rozemia³a siê i nacisnê³a klamkê.
Powiem ci co, Thorpe odezwa³a siê, zamkn¹wszy za sob¹ drzwi.
Nie chcê myleæ ani o senatorach, ani o ich przemówieniach. Pod-
nios³a do góry torbê i przytuli³a siê do niego. Nie chcê myleæ nawet
o tym kurczaku, do którego czujesz takie nabo¿eñstwo.
Nie? obj¹³ j¹ woln¹ rêk¹. Dlaczego mi zatem nie powiesz,
o czym chcesz myleæ?
Zaczê³a z umiechem rozpinaæ guziki przy jego koszuli.
Dlaczego, zamiast mówiæ, nie mia³abym ci raczej tego pokazaæ?
Dobry telewizyjny reporter doskonale wie, ¿e dzia³anie warte jest wiêcej
ni¿ tysi¹ce s³ów.
174
Czu³, jak jej ch³odne, d³ugie palce przesuwaj¹ siê w dó³ wzd³u¿ jego
klatki piersiowej. Postawi³ na pod³odze swoj¹ torbê, po czym tê, któr¹
trzyma³a Liv, opar³ o zamkniête drzwi.
Zawsze mówi³em, Carmichael, ¿e jeste cholernie dobrym repor-
terem.
Jej miech coraz bardziej zamiera³ pod naporem jego ust.
By³o póne niedzielne popo³udnie. Liv siedzia³a na sofie obok Thorpe-
a. Weekend, pomyla³a, min¹³ jak sen. Panowa³a miêdzy nimi taka bli-
skoæ, o jakiej nawet nie marzy³a, aby mog³a istnieæ miêdzy ni¹ a kimkol-
wiek. Przed nikim te¿ nie otwarzy³a siê tak ca³kowicie, bo Thorpe zacz¹³
dla niej znaczyæ wiêcej, ni¿ mia³a zamiar komu znowu na to pozwoliæ.
Wczoraj wieczorem miali siê ca³y czas, kiedy przygotowywali i je-
dli kolacjê. Tak ³atwo by³o siê miaæ wraz z nim. Tak ³atwo, kiedy by³
przy niej, zapomnieæ o wszystkich solennych przyrzeczeniach, które so-
bie sk³ada³a. On j¹ kocha³. wiadomoæ tego wci¹¿ przyprawia³a j¹ o zaw-
rót g³owy. Ten silny, twardy mê¿czyzna kocha³ j¹. Okaza³ jej delikatnoæ
i zrozumienie to, czego tak bardzo potrzebowa³a, a czego nigdy nie spo-
dziewa³a siê w nim znaleæ. Jak¿e inaczej u³o¿y³oby siê jej ¿ycie, gdyby
go spotka³a parê lat wczeniej.
Ale nie... Liv zamknê³a oczy. To jakby ¿yczy³a sobie, ¿eby Joshua nie
istnia³. Za ¿adne skarby nie chcia³a wymazaæ z pamiêci tamtych lat. By³
dla niej wszystkim. Jej syn.
Mo¿e dlatego, ¿e ich wspólne ¿ycie zamknê³o siê zaledwie w dwóch
krótkich latach, pamiêta³a ka¿dy, najmniejszy nawet szczegó³. Taka mi-
³oæ to najwiêkszy cud, jaki siê mo¿e zdarzyæ kobiecie. I najwiêkszy dra-
mat. Przyrzek³a sobie nigdy wiêcej czego podobnego nie dowiadczyæ.
Teraz zjawi³ siê Thorpe. Jakie j¹ czeka z nim ¿ycie? Ale jakie j¹ cze-
ka bez niego? Zarówno pytania, jak i odpowiedzi niepokoi³y j¹ w rów-
nym stopniu.
To, ¿e by³ jej tak bliski, pomyla³a, opieraj¹c g³owê na jego ramieniu,
ju¿ dostatecznie j¹ przera¿a³o. Nie jestem pewna, czy powinnam brn¹æ w tym
dalej. Gdyby wszystko mog³o byæ tak jak dotychczas... Ale sprawy potocz¹
siê szybko, jeli bêdzie musia³a zrobsiæ ruch w tê czy te¿ w tamt¹ stronê.
On wie, czego chce, pomyla³a. Nie ma ¿adnych w¹tpliwoci. Chcia-
³abym móc to samo powiedzieæ o sobie.
Jeste taka milcz¹ca zauwa¿y³.
175
Wiem.
Wczorajszy dzieñ wiele ciê kosztowa³. Chcia³ j¹ przytuliæ, spra-
wiæ, aby zapomnia³a. Jednak niepamiêæ niczego miêdzy nimi nie za³a-
twia. To nie by³o dla ciebie ³atwe, mówiæ o tym wszystkim, prze¿ywaæ
to wszystko na nowo.
Masz racjê, to rzeczywicie nie by³o ³atwe. Podnios³a g³owê,
aby spojrzeæ mu w oczy. Jej twarz tonê³a w mroku. Ale cieszê siê, ¿e
mam to ju¿ za sob¹. Cieszê siê, ¿e znasz prawdê, Thorpe... Westchnê³a.
Tu¿ po mierci Josha ja równie¿ chcia³am umrzeæ. Nie chcia³am ¿yæ
bez niego. Nie by³am dostatecznie silna, aby to zrobiæ, ale gdybym mog³a
umrzeæ, po prostu zamkn¹æ oczy i umrzeæ, uczyni³abym to z radoci¹.
Liv. Podniós³ rêkê do jej policzka. Nie jestem nawet w stanie
wyobraziæ sobie, co znaczy straciæ dziecko. To mo¿e zrozumieæ tylko
ten, kto przez to przeszed³.
Nie umar³am ci¹gnê³a. Jad³am, spa³am, funkcjonowa³am. Ja-
k¹ jednak czêæ siebie pogrzeba³am razem z Joshem. To, co zosta³o, ukry-
³am przed innymi, po rozwodzie z Dougiem. Wydawa³o siê, ¿e to jedyna
droga, aby prze¿yæ. Mija³y lata, a ja nie chcia³am niczego zmieniæ.
Jednak nie umar³a Liv. Ostro¿nie podniós³ do góry jej brodê.
Jego oczy znalaz³y siê na wprost jej oczu. A zmiany s¹ przecie¿ nie-
uniknione w naszym ¿yciu.
Czy kiedykolwiek kogo naprawdê kocha³e?
Tylko ciebie powiedzia³ po prostu.
Och, Thorpe. Liv wtuli³a twarz w jego ramiona. Serce przepe³-
nia³a jej radoæ. Tak bardzo ciê potrzebujê. I to mnie w³anie przera-
¿a. Znowu podnios³a ku niemu twarz. Jej oczy by³y bardziej wymowne
ni¿ s³owa. Dobrze wiem, co znaczy kogo straciæ. Nie jestem pewna,
czy mog³abym prze¿yæ to jeszcze raz.
By³ tak blisko, tak blisko, gotów, aby znowu siê z ni¹ kochaæ. Wyra-
nie to czu³. Gdyby wzi¹³ j¹ w ramiona, gdyby j¹ teraz poca³owa³, z pew-
noci¹ us³ysza³by s³owa, na które czeka³. Mówi³y o tym jej oczy. Opano-
wa³ siê jednak. Nie dzi, powiedzia³ sobie. Jak na jeden weekend w zupe-
³noci wystarczy.
To, ¿e kogo potrzebujesz wolno powiedzia³ wcale nie znaczy,
¿e musisz go straciæ.
Staram siê w to wierzyæ. Wziê³a g³êboki oddech. Po raz pierw-
szy od piêciu lat chcê w to wierzyæ. To bardzo mi pomaga, kiedy mylê,
¿e to siê ju¿ nigdy nie powtórzy.
176
W pewnej chwili podniós³ do góry jej d³oñ i z³o¿y³ na niej poca³unek.
Ile czasu ci potrzeba?
£zy pop³ynê³y jej po twarzy. Nie musia³a o nic prosiæ. On wiedzia³.
Da³ jej to, czego potrzebowa³a, o nic nie pytaj¹c, niczego nie ¿¹daj¹c.
Nie zas³ugujê na ciebie. Pokrêci³a g³ow¹. Naprawdê nie za-
s³ugujê.
To ju¿ moje ryzyko, nie uwa¿asz? umiechn¹³ siê. Ja natomiast
zas³ugujê na ciebie w pe³ni. W ten sposób osi¹gnêlimy równowagê.
Muszê pewne sprawy przemyleæ. Poca³owa³a go i po chwili do-
da³a: Chcê byæ sama, poniewa¿ twoja obecnoæ mnie rozprasza.
Czy¿by? Teraz on j¹ poca³owa³. W porz¹dku powiedzia³, pod-
nosz¹c siê z krzes³a. Ale nie ka¿ mi zbyt d³ugo czekaæ.
Do jutra. Przytuli³a siê do niego. Tylko do jutra. Ramiona,
które j¹ obejmowa³y, by³y takie silne. Ich w³aciciel mia³ tyle do ofiaro-
wania. O Bo¿e, Thorpe, czy ja nie jestem czasem wariatk¹?
Oczywicie, ¿e jeste. Przyci¹gn¹³ j¹ do siebie i uj¹³ w d³onie jej
twarz. Ale zd¹¿y³em siê ju¿ do tego przyzwyczaiæ, Carmichael, zapa-
miêtaj to sobie.
Zapamiêtam wymamrota³a, kiedy Thorpe szed³ w stronê drzwi.
A wiêc do jutra odezwa³ siê, trzymaj¹c rêkê na klamce.
Do jutra powtórzy³a, gdy zosta³a sama.
177
#
N
ic nie by³o takie proste, jak chcia³aby Liv. Ju¿ raz zdawa³o siê
jej, ¿e jest zakochana i pomyli³a siê. To, co czu³a do Douga,
okaza³o siê jedynie nieziszczalnym marzeniem m³odoci. Teraz
by³a starsza i bardziej ostro¿na. Byæ mo¿e nawet zbyt ostro¿na, pomyla-
³a, siadaj¹c za biurkiem. A jednak, kiedy powtarza³a Thorpeowi, ¿e go
kocha, chcia³a, aby w tych s³owach nie by³o nawet cienia w¹tpliwoci.
On na to zas³ugiwa³.
Nie chcia³a go straciæ, to równie¿ nie ulega³o w¹tpliwoci. Sta³ siê
w jej ¿yciu kim najwa¿niejszym, i to w niezmiernie krótkim czasie. Uza-
le¿nienie. Tak, musia³a przyznaæ, ¿e by³a od niego uzale¿niona. Ale czy
to mo¿na nazwaæ mi³oci¹?
Czy to mi³oæ, jeli mê¿czyzna jest bez przerwy obecny w twoich
mylach? Jeli wszystko, co robisz, zaczyna ci siê kojarzyæ z jego osob¹?
Jeli ka¿dym drobiazgiem chcesz siê z nim dzieliæ?
Liv mia³a w pamiêci poranne budzenie siê przy jego boku, spokój,
ciep³o i zwyczajn¹ bliskoæ. Przypomina³a sobie, jak wyraz oczu uko-
chanego wzbudza³ w niej po¿¹danie, nawet wtedy, gdy dooko³a by³o
pe³no ludzi.
Czy by³a w nim zakochana? Dlaczego wiêc z uporem szuka innej na-
zwy dla tego, co czuje? Przecie¿ prawda od pewnego czasu tkwi³a w niej.
Najwy¿szy czas, aby j¹ zaakceptowaæ. Jeli chce, aby Thorpe podj¹³ ry-
zyko, takie samo musi podj¹æ i ona. Mi³oæ zawsze wi¹¿e siê z ryzykiem.
178
Thorpe mo¿e j¹ zraniæ, bez w¹tpienia tak bêdzie siê zdarzaæ od czasu do
czasu. Zas³ona ju¿ nie istnia³a. Ju¿ nigdy nie bêdzie mog³a siê za ni¹
ukryæ. Nieoczekiwanie uwiadomi³a sobie, i¿ wcale tego nie chcia³a. To,
czego chcia³a naprawdê, zawiera³o siê w jednym tylko s³owie: Thorpe.
Liv!
Odwróci³a siê do szefa programowego z czaruj¹cym umiechem.
Tak, Chester. Zanosi³o siê na piêkny dzieñ.
We ekipê. Natychmiast! Nowy budynek senatu. Jaki facet prze-
trzymuje tam trzech zak³adników, w tej liczbie senatora Wyatta.
Bo¿e wiêty! Zerwa³a siê, pospiesznie chwytaj¹c torbê i notes.
Czy kto jest ranny?
Jeszcze nie. Z tego, co nam wiadomo doda³, kieruj¹c siê do po-
koju Carla. Ale by³a tam jaka strzelanina. Uwa¿aj na siebie. Czekamy
na szybk¹ wiadomoæ.
Za dwadziecia minut rzuci³a zza drzwi.
Kiedy Liv przyby³a na miejsce, policja otoczy³a ju¿ ze wszystkich
stron budynek. Rozejrza³a siê dooko³a, chc¹c siê zorientowaæ, czy byli
wród nich agenci FBI i Secret Service.
Wiedz¹c, czego siê szuka, nie sposób by³o ich nie dostrzec. Na da-
chach s¹siednich budynków Liv zauwa¿y³a zajmuj¹cych dogodne pozy-
cje wyborowych strzelców. Uzbrojeni w gronie wygl¹daj¹c¹ broñ mê¿-
czyni obstawiali budynek senatu ze wszystkich stron. Przeznaczony dla
prasy teren oddzielony prowizoryczn¹ barier¹ wype³niony by³ t³umem
reporterów i techników. Wszyscy mówili jednoczenie, ¿¹dali wyjanieñ,
usi³owali przedostaæ siê przez utworzon¹ przez s³u¿by porz¹dkowe bary-
kadê, aby zapewniæ sobie lepsze stanowisko.
Liv przepchnê³a siê przez t³um i wyci¹gnê³a mikrofon w stronê stoj¹-
cego w pobli¿u funkcjonariusza.
Olivia Carmichael, WWBW. Czy móg³by nam pan powiedzieæ, co
siê tu w³aciwie zdarzy³o? Czy znane jest nazwisko mê¿czyzny, który
przetrzymuje senatora Wyatta? Jakie s¹ jego ¿¹dania?
Ten cz³owiek to by³y asystent senatora, i to wszystko, co mogê
pani powiedzieæ. To wszystko, co chcesz mi powiedzieæ, pomyla³a
Liv, obserwuj¹c wyraz jego oczu. Jak dotychczas nie zg³osi³ ¿adnych
¿¹dañ.
Jak¹ broni¹ dysponuje? Jak dosta³ siê do budynku?
Nie wiemy. Pewne jest tylko, ¿e ma rewolwer. Jeszcze siê z nami
nie skontaktowa³.
179
Liv niewiele uzyska³a wyjanieñ, pozosta³a wiêc w t³umie niecierpli-
wie czekaj¹cych na informacje reporterów. Musia³a znaleæ kogo bar-
dziej skorego do rozmowy. Mog³a wprawdzie przygotowaæ krótk¹ wia-
domoæ dla stacji, ale zamierza³a jeszcze trochê powêszyæ, aby przeka-
zaæ co bardziej konkretnego.
Senator Wyatt. Liv doskonale go pamiêta³a z niedawnego przyjêcia
w ambasadzie. Jowialny, o zaró¿owionych policzkach senator Wyatt, który
¿artowa³ z ni¹ i powiedzia³ jej, aby zatañczy³a z Thorpeem. Przebieg³a
wzrokiem po oknach budynku po przeciwnej stronie ulicy. Wydawa³o siê
nieprawdopodobne, i¿ w którym z tych pokoi przebywa³ senator, maj¹c
pistolet przystawiony do g³owy.
Liv zauwa¿y³a w t³umie znajom¹ twarz. To by³a recepcjonistka, któ-
ra kilka dni temu kaza³a jej dwie godziny na siebie czekaæ w biurze znaj-
duj¹cym siê dwa piêtra pod biurem senatora Wyatta.
Panno Bingham Liv teraz b³ogos³awi³a te dwie godziny i niezli-
czone fili¿anki kawy, które wówczas wypi³a. Jestem Olivia Carmichael
z WWBW.
Och, panno Carmichael, czy¿ to nie straszne! Patrzy³a w okna
pe³nymi przera¿enia oczami. Kazali wszystkim opuciæ budynek. Wci¹¿
nie mogê w to uwierzyæ! Biedny senator Wyatt.
Czy pani wie, kto go przetrzymuje?
To Ed. Ed Morrow. Kto by pomyla³? Dlaczego to robi? Jedzi³am
z nim wind¹ dziesi¹tki razy. Podnios³a do góry rêkê, jakby chcia³a siê
obroniæ przed niewidzialnym napastnikiem. S³ysza³am, ¿e senator mu-
sia³ go zwolniæ w ubieg³ym tygodniu, ale...
Dlaczego? Liv trzyma³a mikrofon pod pach¹ i pospiesznie robi³a
notatki. Ale jej rozmówczyni zdawa³a siê tego nie zauwa¿aæ.
Nie jestem pewna. Mówi siê, ¿e Ed wpl¹ta³ siê w jakie ciemne
interesy. By³ zawsze taki uprzejmy. Kto by pomyla³?
A wiêc senator go zwolni³?
W³anie w ubieg³ym tygodniu. Pospiesznie skinê³a g³ow¹, a w jej
oczach wci¹¿ widaæ by³o przera¿enie. Powinien by³ dzi opró¿niæ biurko.
Musia³ straciæ rozum. Sally powiedzia³a, ¿e strzeli³ dwa razy w korytarzu.
Sally?
Sekretarka senatora. W³anie przechodzi³a przez hol. Gdyby by³a
w biurze... Z trudem prze³knê³a linê i ponownie spojrza³a na budynek.
Ju¿ dwa razy strzela³ przez okno, odk¹d tu jestem. Jak pani s¹dzi, czy
senatorowi nic siê nie stanie?
180
Jestem pewna, ¿e wszystko bêdzie dobrze.
W tej samej chwili dobieg³ odg³os wystrza³u.
O Bo¿e! Recepcjonistka chwyci³a Liv za ramiê. Czy on ich
zabi³? Pewnie ich zabi³!
Nie, nie! Liv czu³a, jak ogarnia j¹ strach. On znowu strzeli³
przez okno. Wszystko bêdzie dobrze. Musia³a sprawdziæ podane przez
kobietê informacje o bandycie, zanim puci je na antenê. Na tym polega-
³a jej praca. Nie mog³a myleæ, co dzieje siê z tymi ludmi wewn¹trz
domu. Nie teraz. Czy sekretarka senatora jest jeszcze tutaj?
Zabra³a j¹ policja. Gdzie tam musi byæ.
W porz¹dku, dziêkujê. Liv znowu zaczê³a przeciskaæ siê przez
t³um. Spostrzeg³szy Dutcha, skierowa³a siê w jego stronê. Jeli kto móg³
jej podaæ szczegó³y, to t¹ osob¹ z pewnoci¹ by³ on.
Minê³o ju¿ prawie pó³ godziny, a nie dwadziecia minut, jak obieca³a
Liv. Ale za to przeka¿e bezporedni¹, obfituj¹c¹ w szczegó³y relacjê, z po-
licj¹ i t³umem w tle. W budynku po przeciwnej stronie ulicy by³o spokoj-
nie, podejrzanie spokojnie. Wola³a ju¿ strzelaninê. Strach, nagle pomy-
la³a, jest zawsze cisz¹.
Kiedy on, do diab³a, na co siê zdecyduje? mrukn¹³ id¹cy obok
niej Bob. Napiêcie udzieli³o siê wszystkim: policji, gapiom i prasie. Wszy-
scy czekali na kolejny ruch. Zbli¿a siê ten najwa¿niejszy doda³.
T.C. w ca³ej okaza³oci.
Za chwilê wrócê szybko powiedzia³a Liv. Upewnij siê, czy tech-
nik jest gotowy w ka¿dej chwili po³¹czyæ nas ze stacj¹. Spad³a na Thor-
pea jak go³¹b, który po d³ugim locie odnalaz³ wreszcie drogê do go³êbni-
ka. Thorpe!
Liv! musn¹³ ustami jej policzek. By³em pewien, ¿e ciê tu znajdê.
Co nowego? zapyta³a. Tym razem nie chodzi³o jedynie o repor-
ta¿. Obydwoje znali tego cz³owieka.
Nawi¹zali ³¹cznoæ z Morrowem. Wyatt nie jest ranny; podobnie jak
nikt z zak³adników. Jak dotychczas. Nie wydaje siê, aby Morrow dzia³a³
racjonalnie. W jednej chwili ¿¹da pó³ miliona gotówk¹ i samolotu, a zaraz
potem z³ota i samochodu pancernego. Za ka¿dym razem mówi co innego.
Jak, do diab³a, dosta³ siê tam z broni¹ zapyta³a.
Thorpe rozemia³ siê nerwowo. Przez ca³y czas nie spuszcza³ oczu ze
znajduj¹cego siê na wprost nich budynku.
To nie problem dla kogo, kogo stra¿nicy codziennie widuj¹, jak
wchodzi do rodka. Przypuszczam, i¿ musia³ j¹ mieæ w kieszeni mary-
181
narki, albo ju¿ od dawna trzyma³ w swoim biurku. Poruszy³ siê niespo-
kojnie. Czu³bym siê znacznie lepiej, gdyby to by³ profesjonalista. W ta-
kim stanie, w jakim siê obecnie znajduje, ³atwo mo¿e pope³niæ b³¹d, któ-
ry mo¿e zbyt drogo kosztowaæ zarówno jego, jak i zak³adników. Liv
us³ysza³a, jak klnie pod nosem, co mu siê rzadko zdarza³o. Chce mieæ
wszystkie media do dyspozycji.
Chyba nie s¹dzisz, ¿e robi to wszystko, aby zapewniæ sobie pu-
blicznoæ? Ta myl j¹ przerazi³a.
Thorpe pokrêci³ przecz¹co g³ow¹.
Kontaktowa³em siê z nim kilkakrotnie, kiedy uzgadnia³em wywia-
dy. Wyci¹gn¹³ papierosa. To ¿a³osny, ma³y cz³owieczek. Dosyæ inte-
ligentny, ale niezbyt zrównowa¿ony.
Podobno wpl¹ta³ siê w jakie podejrzane sprawy.
Tak mówi¹. Thorpe zaci¹gn¹³ siê papierosem i wypuci³ chmurê
dymu. Za spokojnie wymamrota³. Cholera, za spokojnie!
Napiêcie by³o ogromne i w miarê up³ywu czasu wci¹¿ ros³o. Jak d³u-
go, zastanawia³a siê Liv, ten ¿a³osny, ma³y cz³owieczek, którego tak w³a-
nie opisa³ Thorpe, wytrzyma tê niesamowit¹ presjê? Zdecydowa³ siê na
krok, od którego nie by³o odwrotu. Jak daleko jest gotów siê posun¹æ?
Czeka³a wraz z innymi na odpowied.
Thorpe! Liv rozpozna³a agenta Secret Service i nachmurzy³a siê,
kiedy ten, ignoruj¹c j¹, zwróci³ siê tylko do Thorpea. Daniels ciê po-
trzebuje.
Okej! Thorpe zgniót³ papierosa pod butem. Ona pójdzie rów-
nie¿ doda³, wskazuj¹c palcem na Liv. Jestemy z tej samej dru¿yny.
Liv umiechnê³a siê lekko. To by³a dosyæ zaskakuj¹ca zmiana. Bez
s³owa ruszy³a za nimi.
Samochód policyjny sta³ w dosyæ du¿ej odleg³oci od strefy przezna-
czonej dla prasy. Liv rzuci³a okiem na wyposa¿enie i mê¿czyzn w koszu-
lach z krótkimi rêkawami, obs³uguj¹cych skomplikowan¹ aparaturê. Czego
oni mogli chcieæ od Thorpea? zastanawia³a siê. To z pewnoci¹ nie
mia³o nic wspólnego z pras¹.
Szef akcji Daniels wzi¹³ do rêki okulary. Mia³ wyranie zmêczon¹
twarz.
T.C., Morrow chce rozmawiaæ z tob¹ bezporednio. Zgadzasz siê?
Tak.
Magnetofon przez ca³y czas bêdzie nagrywa³. Uwa¿aj na to, co
powiesz. Jeli bêdzie stawia³ jakie ¿¹dania, niczego nie przyrzekaj, nie
182
prowad ¿adnych pertraktacji. Mówi³ szybko, nie zmieniaj¹c tonu, ale
Liv potrafi³a czytaæ miêdzy wierszami. Nie by³ zadowolony z rozwoju
wydarzeñ. Nie jeste w stanie zapewniæ mu niczego. Jest dostatecznie
inteligentny, aby to zrozumieæ. Jeli czegokolwiek za¿¹da, odpowiesz po
prostu, ¿e porozumiesz siê i dasz mu odpowied póniej. Zrozumia³e?
Zrozumia³em.
Policjant, zerkn¹wszy na Liv, zauwa¿y³ odznakê prasow¹.
Ona jest ze mn¹ uspokoi³ go Thorpe.
Nic z tego, o czym tu mówimy, nie mo¿e pójæ w eter, dopóki nie
wyra¿ê na to zgody. Jego oczy patrzy³y twardo, prawie wrogo. Nie
mamy zamiaru robiæ mu bezp³atnej reklamy.
Rozumiem spokojnie powiedzia³a Liv, obserwuj¹c, jak Thorpe
bierze do rêki s³uchawkê.
Po³¹czmy siê z nim zwróci³ siê Daniels do jednego ze swoich
ludzi. Pozwól mu mówiæ tak d³ugo, jak tylko to mo¿liwe, Thorpe. Jeli
sprawy zaczn¹ siê wymykaæ spod kontroli, wtedy siê w³¹czymy.
Thorpe skin¹³ g³ow¹ i po chwili, po pierwszym sygnale, Morrow pod-
niós³ s³uchawkê.
T.C.?
Taaak. Jak ci leci, Ed?
Morrow rozemia³ siê nerwowo.
Wspaniale. Zgadzasz siê zrobiæ ze mn¹ wywiad?
No w³anie. Chcesz mi podobno powiedzieæ, dlaczego tam jeste
i czego chcesz?
Pamiêtasz, jak siedzielimy w moim biurze i rozmawialimy o The
Birds, kiedy Wyatt by³ na spotkaniu?
Jasne. Thorpe k¹tem oka zauwa¿y³, jak Daniels z ponur¹ min¹
zak³ada s³uchawi. Koniec ubieg³ego lata. The Orioles walczyli
o pierwsze miejsce. Wyci¹gn¹³ nastêpnego papierosa i przypali³ go.
Ogl¹da³e jakie mecze w tym roku?
Opuci³em ju¿ dwadziecia piêæ wa¿nych spotkañ.
To okropne! Potrzebujesz pieniêdzy? Oczy Thorpea utkwione by³y
teraz w twarzy Danielsa. Czy w³anie tego ¿¹dasz za uwolnienie Wyatta?
Opowiem ci wszystko, T.C., ale tylko tobie. Przyjdziesz tu i zro-
bisz ze mn¹ wywiad. Dajê ci wy³¹cznoæ.
Do Liv dociera³y jedynie fragmenty rozmowy, ale ich sens j¹ przera-
zi³. W panice chwyci³a Thorpea za ramiê. Jednak Thorpe, jakby tego nie
dostrzegaj¹c, nie spuszcza³ oczu z Danielsa.
183
Zbyt wielu zak³adników pó³g³osem powiedzia³ Daniels.
Bêdziesz mia³ o jednego zak³adnika wiêcej, Ed. Zauwa¿y³ Thor-
pe. To chyba nie najlepszy interes.
Nie, nie, oczywicie. Rozumiem twój punkt widzenia g³os Mor-
rowa dr¿a³ ze zdenerwowania. Mo¿e wypuszczê dwóch sekretarzy w za-
mian za ciebie. Ty przecie¿ dotrzymujesz s³owa, prawda, T.C.?
Dwóch za jednego zastanawia³ siê Thorpe, ca³y czas patrz¹c
na Danielsa, podczas gdy Liv ciska³a jego ramiê i krêci³a przecz¹co
g³ow¹. Ale czy nie uwa¿asz, ¿e tych dwóch asystentów to trochê za
ma³o?
Zapad³a cisza. Liv czu³a, jak stru¿ki potu sp³ywaj¹ jej po plecach.
Przyjdziesz tu sam, bez obstawy, a ja wypuszczê Wyatta. Co ty na
to? Z³o¿y³em ci sensacyjn¹ ofertê, T.C. Chyba nie zmarnujesz takiej okazji.
Muszê siê skontaktowaæ z szefami CNC, Ed. Daj mi dziesiêæ mi-
nut. Wkrótce siê odezwê.
Dziesiêæ minut zgodzi³ siê Morrow i od³o¿y³ s³uchawkê.
Liv chwyci³a Thorpea za klapy marynarki, chc¹c go zmusiæ, aby spoj-
rza³ jej w twarz.
Nie. Gwa³townie krêci³a g³ow¹, a w jej oczach czai³ siê panicz-
ny strach. Nie mo¿esz. Nie mo¿esz myleæ o tym powa¿nie. Thorpe,
nie mo¿esz.
Poczekaj chwilê. Jego g³os by³ ch³odny i opanowany, kiedy od-
suwa³ j¹ na bok. No wiêc? zwróci³ siê do Danielsa.
Po pierwsze, nie mo¿emy prosiæ ciê o wspó³pracê.
Przyjmijmy wiêc, i¿ nie prosicie rzek³ Thorpe. Co dalej?
Zanim podejmiemy decyzjê o tej wymianie, muszê najpierw po-
rozmawiaæ z gór¹. Daniels w zak³opotaniu potar³ rêk¹ nos. Wcale mu
siê to nie podoba³o. Ale w grê wchodzi³ los senatora. Delikatna sprawa,
pomyla³. Bardzo delikatna.
A wiêc zacznij rozmawiaæ beznamiêtnym tonem powiedzia³
Thorpe.
Daniels spojrza³ na niego przeci¹gle.
Lepiej jeszcze raz to przemyl. Tu nie chodzi o zwyczajny wy-
wiad.
Thorpe! z rozpacz¹ zawo³a³a Liv. Wyraz jego oczu nie pozosta-
wia³ jej z³udzeñ. Nie!
Thorpe po³o¿y³ rêce na jej ramionach.
Liv zacz¹³.
184
Nie, nie, pos³uchaj mnie, proszê ponownie chwyci³a go za klapy
marynarki. To szaleñstwo. Nie mo¿esz tak po prostu tam iæ. Nie masz
do tego odpowiedniego przygotowania. A sk¹d pewnoæ, ¿e on uwolni
Wyatta, kiedy ju¿ to zrobisz? On bêdzie... on bêdzie mia³ wtedy wiêcej
atutów. Chyba zdajesz sobie z tego sprawê?
On chce rozmawiaæ spokojnie powtórzy³ Thorpe i delikatnie
odsun¹³ j¹ na bok. Wyatt nie mo¿e mu zapewniæ krajowego rozg³osu.
Ja mogê.
O Chryste, Thorpe, on nie jest normalny. £ka³a, nie zdaj¹c
sobie z tego sprawy. On ciê zabije i senatora równie¿. Przecie¿ nie
musisz tego robiæ. Oni nie mog¹ ciê zmusiæ.
Nikt mnie nie zmusza. Pó³g³osem zwróci³ siê do jednego z cz³on-
ków swojej ekipy. Po³¹cz siê ze stacj¹. Powiedz im, ¿e mam zamiar
przeprowadziæ wywiad z Morrowem, jeli wypuci wszystkich zak³adni-
ków. Za dziesiêæ minut skieruj kamerê na budynek. W drzwiach powi-
nien siê wtedy pokazaæ który z nich. Potrzebny mi magnetofon.
Nie! krzyk Liv wydawa³ siê jeszcze bardziej przenikliwy w po-
równaniu ze spokojem w g³osie Thorpea. Rozpaczliwie do niego przy-
war³a, jakby w ten sposób chcia³a go powstrzymaæ przed tym, co w³a-
nie mia³ zamiar zrobiæ. Nie mo¿esz. Proszê, pos³uchaj mnie.
Liv. Odgarn¹³ w³osy z jej twarzy. Ty zrobi³aby to samo. To
czêæ naszej pracy.
Twoje ¿ycie jest wiêcej warte ni¿ nagroda Pulitzera.
Uniós³ brwi.
Niektórzy mogliby siê z tob¹ nie zgodziæ.
Do diab³a z tym, Thorpe. Musia³a szybko co wymyliæ, musia³a
znaleæ jaki argument, bo w przeciwnym wypadku przegra. To praw-
dopodobnie zwyczajny wybieg. On mo¿e uwolniæ jedynie sekretarzy, a za-
trzymaæ Wyatta i wtedy razem z tob¹ bêdzie mia³ dwóch znacz¹cych za-
k³adników. Z pewnoci¹ liczy na to, ¿e sieæ zrobi wszystko, aby was uwol-
niæ. Tego siê w³anie spodziewa.
Mo¿e tak, a mo¿e nie. Przyci¹gn¹³ j¹ do siebie i poca³owa³, chc¹c
j¹ uspokoiæ.
Och, proszê, nie rób tego. Przywar³a do niego wiadoma prze-
granej, mimo to wci¹¿ nie mog³a siê z tym pogodziæ. Kocham ciê.
Powoli po³o¿y³ rêce na jej ramionach i odsun¹³ od siebie na tyle, aby
widzieæ jej twarz. By³a zalana ³zami i zdesperowana. Kocham ciê, po-
wtórzy³a. To ju¿ jutro, Thorpe. Zostañ ze mn¹.
185
Bo¿e! Opar³ jej na ramieniu g³owê, jakby chcia³ przed³u¿yæ tê
chwilê, po czym znowu przyci¹gn¹³ j¹ do siebie tak blisko, jak tylko to
by³o mo¿liwe. Twoje wyczucie czasu, Carmichael, zawsze mnie zdu-
miewa³o. Kiedy znowu j¹ poca³owa³, poczu³, jak jej usta dr¿¹. Po-
mówimy jeszcze o tym póniej. Bêdziemy mieli na to du¿o czasu. Od-
sun¹³ j¹ od siebie i umiechn¹³ siê. Lepiej przeka¿ swojej stacji naj-
nowsze sensacyjne wiadomoci i wyprzed wszystkich w tej grze.
Dlaczego nie chcesz mnie pos³uchaæ? W jej g³osie by³o tyle samo
gniewu co desperacji. Nawet jej mi³oæ nie zdo³a³a go powstrzymaæ.
Nie mo¿esz tam pójæ. Potrzebujê ciebie. Nie dba³a o to, ¿e te s³owa
zabrzmia³y trochê jak szanta¿, je¿eli tylko istnia³a szansa, ¿e mog³yby go
powstrzymaæ od przejcia na drug¹ stronê ulicy.
Ja równie¿ ciebie potrzebujê, Liv. Ale to nie ma nic wspólnego ani
z moj¹, ani z twoj¹ prac¹.
Jednak Liv nie chcia³a myleæ logicznie. Jedyne, czego naprawdê pra-
gnê³a, to byæ z nim razem. Przywar³a do niego ca³ym cia³em.
Chcê byæ twoj¹ ¿on¹.
Znowu siê umiechn¹³ i poca³owa³ czubek jej nosa.
Dawno ju¿ o tym wiedzia³em. Ty mylisz trochê wolniej ode mnie.
Podniós³ do góry g³owê i zauwa¿y³, ¿e oko kamery skierowane jest
prosto na nich. A teraz wiedz¹ o tym równie¿ setki tysiêcy ludzi.
Nie zale¿y mi na tym. Jej dawna dba³oæ o zachowanie pry-
watnoci wyda³a siê nagle absurdalna. Thorpe, nie mo¿esz wymagaæ
ode mnie, abym spokojnie patrzy³a, jak ciê tracê. Znowu chwyci³a go
za klapy marynarki. Jej rêce by³y mokre od panicznego strachu. Niech
ciê diabli wezm¹! Nie zniosê tego. Nie zniosê tego znowu! Nie zga-
dzam siê.
Jego ucisk sta³ siê nagle silniejszy ni¿ kiedykolwiek, a wzrok bar-
dziej ni¿ kiedykolwiek wymowny.
Pos³uchaj mnie. Kocham ciê! Kocham bardziej ni¿ cokolwiek na
wiecie. Nie zapominaj o tym. Ka¿dego dnia ryzykujemy. Gdyby tak nie
by³o, nasz zawód nie mia³by sensu. Wszystko ma swoj¹ cenê, Liv.
Jej twarz by³a teraz przeraliwie blada.
Nigdy ci nie wybaczê, jeli to zrobisz. Nie chcia³am siê w tobie
zakochaæ; a teraz, kiedy to siê ju¿ sta³o, wymagasz ode mnie, abym sta³a
z boku i przygl¹da³a siê, jak ciê tracê. Nigdy ci tego nie zapomnê.
Patrzy³ na ni¹ z powag¹. W jej oczach widzia³ ból i przera¿enie. Nie
chcia³ jej zraniæ. Zrobi³by wszystko, co w jego mocy, aby nie mia³a ta-
186
kich smutnych oczu, ale nie móg³ zmieniæ tego, kim by³, czy te¿ raczej
tego, czym by³.
Mo¿e powinna siê zastanowiæ, w kim siê zakocha³a, Olivio. Ja
przecie¿ wcale siê nie zmieni³em. Jestem dok³adnie taki, jaki by³em i do-
k³adnie taki, jaki bêdê jutro. Teraz otrzyma³am zadanie do wykonania. Ty
równie¿.
Thorpe...
We siê w garæ, Liv. Oderwa³ j¹ od siebie i delikatnie odsun¹³
na bok. Daniels powinien ju¿ skoñczyæ rozmowê ze swoimi lumi.
Liv sta³a nieruchomo, bezradnie obserwuj¹c, jak Thorpe, Daniels
i Morrow ustalaj¹ warunki wymiany. Nic ju¿ nie mog³a powiedzieæ ani
zrobiæ, co odmieni³oby bieg zdarzeñ. Thorpe przekonywa³ j¹, i¿ na jego
miejscu zrobi³aby to samo. Doskonale go rozumia³a, ale jakie to mia³o
teraz znaczenie. By³ jej mi³oci¹, jej ¿yciem. Wszystko, na czym jej zale-
¿a³o, nosi³o imiê Thorpe.
To niesprawiedliwe, pomyla³a z gorycz¹. Otrzyma³a od losu drug¹
szansê. I oto teraz musia³a staæ z boku i bezradnie patrzeæ, jak j¹ traci.
Przypomnia³a sobie s³owa Myry: ¿ycie wcale nie jest krótkie, ale i nie
tak d³ugie, jak bymy chcieli. Thorpe! Wszystko krzycza³o w niej z roz-
paczy, podczas gdy zêby zagryza³y usta, aby za wszelk¹ cenê zachowaæ
spokój. Nie odchod! Mamy sobie tyle do powiedzenia, tyle czasu do
nadrobienia. Chcia³a mu wyznaæ, ile dla niej znaczy i jak wiele mu za-
wdziêcza.
Thorpe sprawdza³ magnetofon, s³uchaj¹c jednoczenie instrukcji Da-
nielsa. Liv obserwowa³a ich oczami pe³nymi ³ez. Och, Thorpe, pomyla-
³a. Nie zniosê ponownej pustki. Nie teraz, kiedy wiem, co znaczy byæ
z tob¹. Chcê mieæ pewnoæ, ¿e wystarczy wyci¹gn¹æ d³oñ, aby ciê do-
tkn¹æ. Chcê znowu kochaæ, trzymaæ twoje dziecko w ramionach. Och
proszê, nie pozbawiaj mnie ¿ycia, w³anie teraz, kiedy dopiero co na-
uczy³am siê czuæ.
G³êboko wci¹gnê³a powietrze w p³uca i przycisnê³a palcami oczy. Po-
nownie spojrza³a na niego na imponuj¹c¹, atletyczn¹ sylwetkê i twarz
o wymownym, g³êbokim spojrzeniu. Czy odczuwa³ lêk? O czym myla³?
Czy pamiêta³ o tym, i¿ nikt nie jest niezniszczalny? Ale ty musisz nim
byæ, Thorpe. Dla mnie. Dla nas.
Czego on tak naprawdê teraz ode mnie potrzebuje? Przecie¿ n i e
t e g o nagle uzmys³owi³a sobie. On potrzebuje wsparcia, nie rozhiste-
ryzowanej baby, która wiesza siê na nim, ¿¹daj¹c, aby o niej myla³. On
187
musi teraz wytê¿yæ ca³y swój intelekt... Gdybym tylko mog³a z nim pójæ.
Ale nie mogê. Nie mogê pójæ z nim, ale mogê co mu daæ.
Zauwa¿y³a, jak budynek pospiesznie opuszcza dwóch asystentów
senatora i jak nikn¹ z pola widzenia. A wiêc Morrow dotrzyma³ pierw-
szej czêci umowy. Teraz pozosta³ ju¿ tylko Wyatt. Thorpe w zamian za
Wyatta.
Mobilizuj¹c wszystkie si³y, Liv podesz³a do niego.
Thorpe!
Odwróci³ siê Na jej policzkach wci¹¿ by³o widaæ lady ³ez, ale twarz
zdawa³a siê dziwnie pogodna.
Ty zawsze stawa³e na g³owie, aby mnie wyprzedziæ w podaniu
sensacyjnej wiadomoci spokojnie powiedzia³a. Mam nadziejê, ¿e
ta bêdzie równie sensacyjna. Spisz siê dobrze. Potrzebujê kopii dla mo-
jej stacji.
Umiechn¹³ siê serdecznie i poca³owa³ j¹.
Tylko nie zapuszczaj siê zbyt daleko na mój teren, Carmichael.
Liv przywar³a do niego jeszcze raz.
Mam nadziejê, ¿e zd¹¿ysz na mój serwis o pi¹tej trzydzieci.
Zawsze ciê lubi³em, T.C. zauwa¿y³ Daniels. I jak siê zdaje, ta
dama równie¿ obrzuci³ Thorpea badawczym spojrzeniem. Mo¿esz siê
jeszcze wycofaæ.
Thorpe mia³by zrezygnowaæ z wy³¹cznoci? Liv cofnê³a siê nie-
co, staraj¹c siê opanowaæ dr¿enie. Chyba jednak niezbyt dobrze go
pan zna.
Liv. Thorpe przyci¹gn¹³ j¹ jeszcze raz do siebie. Pomyl,
gdzie chcia³aby spêdziæ miodowy miesi¹c. Mnie odpowiada³by Pary¿.
Ostrzega³e mnie, ¿e jeste romantykiem. Po chwili Thorpe od-
wróci³ si¹, chc¹c przejæ przez ulicê. Thorpe! Liv nie mog³a siê
powstrzymaæ, aby go nie zawo³aæ. Kiedy siê odwróci³, ukrywszy praw-
dziwy powód, powiedzia³a: Jeli pozwolisz siê zabiæ, bêdzie to kiep-
ski interes.
Rozemia³ siê od ucha do ucha.
Dzi wieczorem zamówimy pizzê. Ja wrócê.
Szybko przeszed³ przez ulicê i znikn¹³ wewn¹trz budynku. Rozpo-
cz¹³ siê najtrudniejszy okres oczekiwania.
Thorpe mia³ prawie gotowy plan dzia³ania. Jad¹c wind¹ w towarzy-
stwie uzbrojonego wartownika, porz¹dkowa³ w g³owie pytania. Podstêp
mia³ polegaæ na tym, aby spacyfikowaæ go, prowadz¹c spokojn¹ rozmo-
188
wê; sprawiæ, aby siê otworzy³. Thorpe by³ przekonany, ¿e wyjdzie z tego
obronn¹ rêk¹. Liban wiele go nauczy³.
Korzysta³ z tej windy wiele razy. To, co mia³ zrobiæ, by³o jedynie
czêci¹ rutynowo wykonywanych czynnoci. Czy¿ Alex Haley nie prze-
prowadza³ wywiadu z Rockwellem, podczas gdy lider amerykañskich na-
zistów przez ca³y czas bawi³ siê broni¹? I to by³ niesamowity wywiad.
Reporterzy nie zawsze mog¹ siê kierowaæ rozs¹dkiem.
Winda otworzy³a siê i po chwili Thorpe min¹³ hol. Podwiadomie
czu³, i¿ by³o tu znacznie wiêcej uzbrojonych osób, ni¿by na pierwszy rzut
oka siê zdawa³o. Nie zwraca³ jednak na to uwagi i po chwili puka³ ju¿ do
drzwi biura Wyatta.
T.C.? us³ysza³ niespokojny g³os Morrowa.
Tak. Jestem sam.
Wchod powoli. Mam doskona³y widok na drzwi.
Thorpe zrobi³ to, co mu polecono. Morrow sta³ przy wejciu do gabi-
netu Wyatta, trzymaj¹c w rêku pistolet wycelowany w g³owê senatora.
T.C. Twarz Wyatta, zazwyczaj purpurowa, tym razem by³a szara
jak popió³. Ty chyba zwariowa³e.
Jak siê pan ma, senatorze?
Nic mu nie jest warkn¹³ Morrow, jego oczy uwa¿nie lustrowa³y
przestrzeñ za Thorpeem. Zamknij drzwi i odsuñ siê od nich. Kiedy
Thorpe wype³ni³ jego polecenie, ruchem g³owy poleci³ mu, aby siê zbli¿y³.
Zauwa¿y³ magnetofon. Postaw go na pod³odze i zdejmij marynarkê.
Nie mam broni, Ed uspokaja³ go Thorpe, ci¹gaj¹c jednoczenie
marynarkê. To tylko magnetofon. Umówilimy siê przecie¿. Umiech-
n¹³ siê przepraszaj¹co do Wyatta. Musisz nam wybaczyæ senatorze, Ed
i ja mamy prywatnie porozmawiaæ.
Taaak. Morrow chwilê patrzy³ na Thorpea w milczeniu, po czym
opuci³ wycelowan¹ w Wyatta broñ. Taaak. Mo¿esz iæ.
T.C....
Powiedzia³em, ¿e mo¿esz iæ. Morrow podniós³ g³os. Tym ra-
zem on tu jest dla mnie.
Przykro mi, senatorze g³os Thorpea by³ ch³odny i opanowany.
Poczu³ mrowienie w czubkach palców, kiedy zobaczy³, ¿e rêka trzymaj¹-
ca broñ wyranie dr¿y. Ed i ja mamy sobie wiele do powiedzenia.
Wyatt skin¹³ g³ow¹ i chcia³ siê odwróciæ.
Nie! zatrzyma³ go Morrow. Obliza³ wargi, po czym otar³ je wierz-
chem d³oni. Nie odwracaj siê. Id ty³em ca³y czas, a¿ do drzwi.
189
Thorpe zaczeka³, a¿ Wyatt wype³ni polecenie Morrowa. W pokoju
wisia³ strach. Mia³o siê wra¿enie, ¿e jest czym realnym, ¿e mo¿na go
dotkn¹æ. Nie znikn¹³ nawet wtedy, gdy Wyatt wyszed³. Morrow chwilê
sta³ bez ruchu, gapi¹c siê na drzwi.
Thorpe nie chcia³ dopuciæ, aby Morrow nabra³ jakich podejrzeñ
i sta³ siê zbyt ostro¿ny.
W porz¹dku powiedzia³, zaj¹wszy miejsce. Zaczynajmy.
W³¹czy³ magnetofon.
Na zewn¹trz Liv bezustannie obserwowa³a budynek. Wszystko w niej
by³o jakby sparali¿owane, jedynie umys³ zdawa³ siê funkcjonowaæ nor-
malnie. Nie czu³a ani r¹k, ani stóp. Dooko³a niej w samochodzie poli-
cyjnym i w strefie przeznaczonej dla prasy trwa³a gor¹czkowa praca.
Ale myli Liv bieg³y ku jednej tylko osobie. T¹ osob¹ by³ Thorpe.
Thorpe przygotowa³ ca³¹ seriê pytañ. Chcia³, aby by³y jak najbar-
dziej rzeczowe i pozbawione jakichkolwiek emocji.
Ed, czy nie uwa¿asz, ¿e by³oby lepiej, gdyby... Wykona³ rêk¹
wymowny gest, wskazuj¹c na broñ. Morrow, po chwili wahania, odsun¹³
pistolet od piersi Thorpea. Dziêki. Rozumiem, ¿e wybra³e biuro Wy-
atta, poniewa¿ tu w³anie pracowa³e ci¹gn¹³. Czy s¹dzisz, ¿e sena-
tor, zwalniaj¹c ciebie, post¹pi³ bezprawnie?
Jest czysty, niestety odrzek³ Morrow. Nie mogê go o nic oskar-
¿yæ. Bóg jeden wie, jak bardzo potrzebowa³em pieniêdzy. Myla³em
o zdobyciu pewnych rodków, ale mia³em za ma³o czasu. Wyatt dowie-
dzia³ siê o moim hazardzie, o ludziach, z którymi ³¹czy³y mnie interesy.
Nie przypadli senatorowi do gustu. Zachichota³ nerwowo i znowu
i przesun¹³ broñ. Teraz ponownie by³a skierowana w Thorpea, ale
Morrow zdawa³ siê tego nie dostrzegaæ. Liczy³em na pieni¹dze, bio-
r¹c Wyatta na zak³adnika. Jednak wiem, ¿e nic z tego nie bêdzie, praw-
da? W jego oczach czai³ siê strach. By³bym martwy, zanim zd¹¿y-
³bym wyci¹gn¹æ po nie rêce.
Thorpe zmieni³ sposób zadawania pytañ. Wiedzia³, ¿e cz³owiek, któ-
ry nie ma nic do stracenia, zawsze nale¿y do najniebezpieczniejszych.
Ile jeste winien?
Siedemdziesi¹t piêæ tysiêcy. Zadzwoni³ telefon i Morrow
wykona³ gwa³towny ruch. Teraz pistolet wymierzony by³ w g³owê Thor-
pea.
190
Piêtnacie minut, Ed przypomnia³ mu ch³odno Thorpe. Uzgod-
nilimy, ¿e bêdê siê meldowa³ co piêtnacie minut, pamiêtasz?
Kto wcisn¹³ w rêce Liv fili¿ankê kawy. Nie zd¹¿y³a jej jednak na-
wet spróbowaæ. Nieoczekiwanie dobieg³ j¹ g³os Thorpea spokojny
i ch³odny, gdzie z wnêtrza policyjnego auta. Wypuci³a z r¹k fili¿an-
kê. Gor¹ca kawa obla³a jej palce. Nie mo¿esz tu staæ tak bezczynnie,
powiedzia³a do siebie. Rób to, co nale¿y do twoich obowi¹zków. Od-
wróci³a siê i podesz³a do swojej ekipy, aby przekazaæ kolejny reporta¿
na ¿ywo.
Trzydzieci minut uros³o do szeædziesiêciu. W pokoju dos³ownie
nie by³o czym oddychaæ. Thorpe wiedzia³, i¿ dawno powinien ten wy-
wiad zakoñczyæ. Wszystko ju¿ zosta³o powiedziane. Jednak instynkt
podpowiada³ mu, ¿e Morrow nie by³ jeszcze gotowy. Siedzia³ zgar-
biony w fotelu, a jego oczy sprawia³y wra¿enie przymglonych. Nad
górn¹ warg¹ pojawi³y siê kropelki potu, a miêsieñ lewego policzka od
czasu do czasu nerwowo drga³. Jednak pistolet wci¹¿ tkwi³ w jego
rêku.
Nie jeste ¿onaty, mam racjê, T.C.?
Nie jestem. Thorpe ostro¿nie wyci¹gn¹³ papierosy i poczêsto-
wa³ Morrowa.
Morrow pokiwa³ g³ow¹.
Masz jak¹ kobietê?
Taaa... Thorpe zaci¹gn¹³ siê papierosem i pomyla³ o Liv. Ch³od-
ne rêce, ch³odny g³os. Taaa, mam kobietê.
Ja mia³em ¿onê... i dwoje dzieci. W jego oczach pokaza³y siê
³zy. Wyprowadzi³a siê tydzieñ temu. Dziesiêæ lat. Owiadczy³a, ¿e to
dostatecznie d³ugo, abym wreszcie dotrzyma³ z³o¿onej jej obietnicy. Przy-
rzek³em jej kiedy, ¿e nigdy ju¿ nie ulegnê hazardowi. £zy pop³ynê³y
mu po policzkach, mieszaj¹c siê z potem. Ale ja nie mog³em bez tego
¿yæ. Zadr¿a³.
S¹ ludzie, którzy mog¹ ci pomóc, Ed. Wyjdmy st¹d. Ja znam
takich.
Pomóc? Morrow westchn¹³. Thorpe poczu³ niepokój. Dla mnie
ju¿ nie ma ratunku, T.C. Przekroczy³em liniê. Spojrza³ Thorpeowi
191
w oczy. Mê¿czyzna powinien wiedzieæ, co siê stanie, kiedy j¹ przekro-
czy. Znowu podniós³ do góry broñ i Thorpe nagle poczu³ w sercu lodo-
waty ch³ód. Dotrzyma³e s³owa. Morrow za³ka³. Mia³em swój an-
tenowy czas. I zanim Thorpe zd¹¿y³ wykonaæ jakikolwiek ruch, skie-
rowa³ broñ w swoj¹ stronê.
Pad³ strza³. Jeden. Tylko jeden. Liv poczu³a, ¿e nie ma w³adzy w no-
gach i ¿e granitowa fasada budynku jakby nagle siê rozp³ynê³a. Kto chwy-
ci³ j¹ pod ramiê, widz¹c, ¿e siê chwieje.
Liv, trzymaj siê. Mo¿e lepiej bêdzie, jeli usi¹dziesz. G³os Boba
brzmia³ tu¿ przy jej uchu, a jego rêka spoczywa³a na jej ramieniu.
Nie! odepchnê³a go. Nie mia³a zamiaru mdleæ. Nie mia³a zamia-
ru siê poddawaæ. Nagle zaczê³a torowaæ sobie drogê wród otaczaj¹cego
j¹ t³umu. Chcia³a tam byæ, kiedy uka¿e siê w drzwiach. Kiedy przez nie
przejdzie, ona tam bêdzie, dla niego.
Bo¿e, nie pozwól, aby mu siê co sta³o. Bo¿e, nie pozwól, aby... Strach
parali¿owa³ jej krtañ. Tylko bez histerii, powtarza³a sobie, odsuwaj¹c na
bok jakiego reportera i dwóch kamerzystów. Wkrótce przejdzie przez
ulicê. Bêdziemy mieli przed sob¹ ca³e ¿ycie. Ryzyko? Bêdziemy je po-
dejmowaæ setki razy. Wspólnie, niech ciê diabli, Thorpe. Wspólnie. Nie
mia³a ju¿ co do tego ¿adnych w¹tpliwoci.
Nagle go ujrza³a. ¯ywy i ca³y szed³ w jej kierunku. A ona bieg³a, prze-
dzieraj¹c siê przez t³um i policyjn¹ barykadê.
Niech ciê szlag trafi, Thorpe. A niech ciê szlag! £kaj¹c, przytuli³a
siê do niego. Nieopisane szczêcie malowa³o siê na jej zalanej ³zami
twarzy.
Nagle wybuchnê³a miechem. To by³, mimo wszystko, piêkny dzieñ.
Chwyci³a go za w³osy i odci¹gnê³a do ty³u jego g³owê, aby zobaczyæ jego
twarz.
Ty, sukinsynu, chcia³e mnie t¹ histori¹ znokautowaæ, nieprawda¿?
Och, Thorpe! Przywar³a ustami do jego ust i mocno siê do niego przy-
tuli³a. ¯adne z nich nie zwraca³o uwagi na pracuj¹ce dooko³a kamery.
Odsun¹³ j¹ od siebie i szeroki umiech pojawi³ siê na jego twarzy,
chocia¿ lady tego, co siê nie tak dawno wydarzy³o, wci¹¿ by³y widoczne
w jego oczach.
Czy ty mnie kochasz? zapyta³.
Tak, do cholery. Tak!
192
Kiedy chcia³a siê znowu do niego przytuliæ, zatrzyma³ j¹, unosz¹c do
góry brwi.
Wyjdziesz za mnie?
Natychmiast. Nie bêdziemy wiêcej traciæ czasu.
I wtedy przyci¹gn¹³ j¹ do siebie i poca³owa³. Po chwili, uj¹wszy siê
pod rêce, ruszyli przed siebie.
A propos, Carmichael powiedzia³, kiedy oddalili siê od budyn-
ku jeste mi winna dwiecie dolców.