LynneGraham
Podróżezmilionerem
Tłumaczenie:
MonikaŁesyszak
ROZDZIAŁPIERWSZY
–Międzynamiwszystkoskończone,Rebo–oświadczyłstanowczoBastienZikos.
Prześlicznablondynkapopatrzyłananiegozrozgoryczeniem.
–Dlaczego?Przecieżbyłonamrazemtakdobrze.
–Nigdynieudawałem,żełączynascoświęcejniżseks.Aletojużkoniec.
Rebagwałtowniezamrugałapowiekami,jakbypowstrzymywałałzy,aleniezwio-
dłaBastiena.Znałjejtwardycharakter.Wiedział,żenicnieporuszyłobyjejdołez
próczhojnegozadośćuczynienia.Niewierzyłkobietom.Wcześniepoznałichfałsz.
Jużwdzieciństwiepostępowanierównierozpustnejcowyrachowanejmatkinauczy-
łogonieufnościwobecpłciprzeciwnej.
–Ostrzeganomnie,żeszybkoporzucaszkochanki.Szkoda,żeniesłuchałam–na-
rzekałaReba.
Bastienzaczynałtracićcierpliwość.Rebadostarczałamurozkoszywsypialni,ale
obecniemiałjejdość.Nieczułwyrzutówsumienia.Wkońcuwydałnaniąfortunę.
Niebrałniczadarmo.
–Skontaktujsięzmoimksięgowym–odrzekłbezskrupułów.
–Maszkogośinnegonaoku,prawda?–naciskałablondynka.
–Nietwojasprawa–odburknął.
Kierowcastałprzedbudynkiem,żebyzawieźćgonalotnisko.Dyrektorfinansowy,
RichardJames,jużczekałwobszernejkabinie.
– Czy mogę zapytać, co pana skłoniło do zakupu niewypłacalnego przedsiębior-
stwawtejzapadłejdziurzenapółnocy?–zagadnął.
–Pytaćmożesz,alenieobiecuję,żeodpowiem–odparłBastien,leniwieprzeglą-
dającnotowaniagiełdowenalaptopie.
– Czyżby dostrzegł pan jakieś atuty Moore Components, które umknęły mojej
uwadze?Ciekawypatent?Nowywynalazek?
–Fabrykastoinagrunciewartymmiliony.Toidealnemiejscenabudowęosiedla
mieszkaniowegowpobliżucentrummiasta.
– Myślałem, że dawno zaprzestał pan polowania na okazje – skomentował Ri-
chard,podczasgdypersonelBastienaiochroniarzezajmowalimiejscaztyłukabiny.
Bastien zaczął od wykupywania upadających przedsiębiorstw, które modernizo-
wałirozwijał,żebyprzynosiłymaksymalnedochody.Niemiałwyrzutówsumienia.
Wiedział,żetrendysięzmieniają,fortunypowstająinikną,firmyprosperująiban-
krutują.Miałtalentdowychwytywaniaokazjiideterminacjęczłowieka,któregonie
wspierabogatarodzina.Samdoszedłdomiliardów.Zaczynałodzeraiwysokoso-
bieceniłuzyskanąniezależność.
LeczwtymmomencieniemyślałointeresachtylkooDelilahMoore–jedynejko-
biecie,któragoodtrąciła,zostawiłazniezaspokojonążądząiurażonąambicją.Le-
piej zniósłby odrzucenie, gdyby jej nie interesował. Ale widział tęsknotę w jej
oczach,słyszałjąwjejgłosie.Wielepotrafiłwybaczyć,aleniekłamstwo,żegonie
chce.Bezczelnieodsądziłagoodczciiwiary,rzuciławtwarzjegoreputacjękobie-
ciarzaniczymdamaodprawiającanatrętnegoulicznika.Rozgniewałagotak,żepo
dwóchlatachnadalniezapomniałzniewagi.
LeczkołofortunyobróciłosięnaniekorzyśćDelilahMooreijejrodziny,kuponu-
rejsatysfakcjiBastiena.Tymrazemnieprzewidywałzawziętegooporu…
–Jaksięczuje?–spytałaLilahpółgłosem,gdyspostrzegłaswojegoojca,Roberta,
napodwórkumałegodomkuszeregowego.
– Tak samo załamany i przegrany jak zawsze – westchnęła ciężko jej macocha,
Vickie, krągła blondynka tuż po trzydziestce, zmywająca naczynia nad zlewem. –
Budowałtęfirmęprzezcałeżycie,aterazwszystkostracił.Brakmożliwościznale-
zieniapracyjeszczebardziejgoprzygnębia.
Lilah wzięła na ręce dwuletnią przyrodnią siostrzyczkę, Clarę, uczepioną nogi
mamy,posadziłająnakrzesełkuidałazabawkę,żebynieprzeszkadzała.
–Miejmynadzieję,żewkrótcecośsiępojawi–pocieszyłasztuczniewesołymto-
nem.
Wychodziłazzałożenia,żewkażdej,nawetnajtrudniejszejsytuacjiwartoszukać
jakichśdobrychstron.Tłumaczyłasobie,żechoćojciecstraciłfirmęidom,rodzina
pozostałacałaizdrowa.Równocześniedziwiłoją,żepolubiłamacochę,którejzpo-
czątkunieznosiła.Uznałajązajednązrozrywkowychpanienek,któreojciecuwo-
dziłcałymistadami,pókiniezrozumiała,żemimodwudziestulatróżnicywiekupo-
łączyłaichprawdziwamiłość.Wzięliślubprzedczteremalaty.Obecniemielitrzy-
letniegosynka,Bena,imaleńkąClarę.
Naraziewszyscyzamieszkaliwjejwynajętymdomkuzzaledwiedwiemamałymi
sypialniami,ciasnympokojemdziennymijeszczeciaśniejsząkuchnią.Alepókiwła-
dzemiastanieprzydzieląimmieszkaniasocjalnegoalboojciecnieznajdziepracy,
niemieliwyboru.
Imponujący dom z pięcioma sypialniami, który posiadali, przepadł wraz z przed-
siębiorstwem.Musieliwszystkosprzedać,żebyspłacićpożyczkę,którąRobertMo-
orezaciągnął,byratowaćMooreComponents.
–Wciążmamnadzieję,żeBastienZikosrzucitwojemutaciekołoratunkowe–wy-
znała Vickie w nagłym przypływie optymizmu. – Nikt nie zna branży lepiej od Ro-
berta.Napewnoznajdziejakieśzastosowaniedlajegoumiejętności.
ZdaniemLilahgreckimiliarderprędzejprzywiązałbymukamieńdoszyi,żebygo
utopić.DwalatawcześniejRobertodrzuciłofertęsprzedażyfabryki,choćBastien
Zikoszłożyłwyjątkowokuszącąpropozycję.Alewtedyfirmajeszczedoskonalepro-
sperowała,aRobertniewyobrażałsobieżyciabezkierowaniaswoimprzedsiębior-
stwem.
Najgorsze, że sam Bastien przewidział upadek zakładu, gdy odkrył, że jego do-
chodyzależąodjednegokluczowegokontrahenta.Kilkatygodnipoutraciekontrak-
tuMooreComponentswalczyłooprzetrwanie.
–Idędopracy–oświadczyła,zanimpogłaskałaswojegominiaturowegojamnicz-
ka,któryłasiłsiędojejnóg,proszącopieszczotę.
Gryzło ją sumienie, że zaniedbała Skippiego, odkąd rodzina u niej zamieszkała.
Nie pamiętała, kiedy wzięła go na dłuższy spacer. Zaraz jednak zostawiła pieska,
żebyzałożyćpłaszczizawiązaćpasekwokółszczupłejtalii.Byładrobnaismukła,
miaładługie,czarnewłosy,porcelanowąceręiniebieskieoczy.
OpróczLilahlikwidatorzostawiłwzakładzietylkopracownikówdziałukadr,żeby
dopełnili formalności związanych z zamknięciem przedsiębiorstwa. Ponieważ za-
trzymanojątylkonadwanajbliższedni,wiedziała,żeteżzostaniezwolniona.
VickiejużzapinałakurtkęBenowi.Lilahodprowadzałagodoprzedszkolawdro-
dzedopracy.Gdywyszłanadwór,pożałowała,żeniespięławłosówwkok.Wrześ-
ki,wiosennydzieńwiatrciąglerozwiewałjejwłosy.Cochwilęmusiałaodgarniaćje
ztwarzy.Ponieważostatnioźlesypiałazezmartwienia,wstawaławostatniejchwili
ibrakowałojejczasunaukładaniefryzury.
Odkądusłyszała,żeBastienZikoskupiłfabrykęojca,dokładaławszelkichstarań,
bynieokazaćstrachu.Wszyscyinniwidzieliwnimwybawcę.Syndykszalałzrado-
ści,żewogóleznalazłnabywcę.Ojciecliczyłnato,żenowywłaścicielzatrudnijego
iczęśćzałogi,którastraciłapracę.TylkoLilah,którapoznałabezwzględnośćBa-
stiena, nie podzielała ich entuzjazmu. Wątpiła, czy przyniesie dobre wiadomości.
Prawdęmówiąc,niktwżyciujejtaknieprzerażał,jakzabójczoprzystojny,władczy
ipotężnyGrek.Dlategogdygopoznała,usiłowałazejśćmuzdrogi,cotylkopodsy-
ciłojegoinstynktłowcy.
Mimo że Lilah skończyła dopiero dwadzieścia trzy lata, nie ufała przystojnym,
pewnymsiebiemężczyznom.Niebezpowoduuważałaichzakłamców.Jejwłasny
ojciec unieszczęśliwił nieżyjącą już matkę, zdradzając ją nawet z jej koleżankami
iwłasnymipodwładnymi.DopierokiedypoznałVickie,Lilahzaczęłagoznówszano-
waćiwybaczyłabłędyprzeszłości,ponieważdrugiejżoniedochowywałwierności.
Bogaty,bystryizabójczoprzystojnyBastiennigdyniekrył,żeniezamierzazakła-
dać rodziny. Mimo to kobiety lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. Tylko Lilah
umknęławpopłochu.Niemogłapozwolić,byczłowiek,któregointeresowałotylko
jejciało,złamałjejserceipodeptałgodność.Zasługiwałanaznaczniewięcej–na
człowieka,którydajejmiłość,otoczyopiekąipozostaniewiernywkażdychokolicz-
nościach.
Znówmusiałatosobiepowtórzyć,takjakprzeddwomalaty.Wysoki,przystojny,
ciemnookiBastienZikosjużwtedypociągałjątakbardzo,żeodparciepokusyprzy-
szłojejznajwiększymtrudem.
Porazpierwszyzobaczyłagowzatłoczonymsalonieaukcyjnym.Poszłatam,żeby
po kryjomu odkupić wisiorek po matce, który Vickie, wówczas konkubina jej ojca,
wystawiłanasprzedaż.Gdypodprowadzonojądootwartejgabloty,ujrzałaśniade-
gobruneta,któryoglądałuważniecoś,cotrzymałwręku.Podszedłszybliżej,roz-
poznałazwyczajny,srebrnywisiorekpomamiewkształciekonikamorskiego.
–Pocotopanu?–spytałabezzastanowienia.
–Acotopaniąobchodzi?
Gdypodniósłnaniąprzepiękne,ciemneoczywoprawiedługichrzęs,serceLilah
przyspieszyłodogalopu,awustachjejzaschło,jakbystanęłanabrzeguprzepaści.
–Należałdomojejmamy–wyjaśniła.
–Skądgowzięła?
–Kupiłagonawyprzedażynieodebranychprzedmiotówzbiurarzeczyznalezio-
nychokołodwadzieścialattemu.Zabrałamniezesobą.
–MojazgubiłagowLondynieniewielewcześniej.Mójojciec,Anatole,dałgomo-
jejmatce,Athene.–Odwróciłwisiorek,żebypokazaćdwiewygrawerowane,sple-
cioneliteryAotoczonesercem.–Cozaniezwykłyzbiegokoliczności!
– Rzeczywiście niezwykły… – powtórzyła, zbita z tropu zarówno wyjaśnieniem,
jak i jego bliskością. Stał tak blisko, że widziała cień zarostu na mocnej żuchwie
iczułacytrusowąnutęwodykolońskiej.Odstąpiładotyłutakniezręcznie,żepotrą-
ciłakogoś,ktostałzanią.
Bastienzłapałjąmocnozaramię,żebynieupadła.Gdynapotkałaspojrzeniegłę-
bokich,ciemnychoczu,oblałająfalagorąca.
–Czymogęgoobejrzeć,zanimschowajągozpowrotemdogabloty?–poprosiła.
–Niemasensu.Zamierzamgokupić–poinformowałzwięźle.
–Jateż–mruknęła.
Bastienzociąganiempodałjejwisiorek.Łzynapłynęłyjejdooczuzewzruszenia.
Wisiorekprzypomniałjejnieliczneszczęśliwechwilezdzieciństwa.Matkabardzo
golubiła.Częstonosiłagolatem.LeczBastienzarazgoodebrał,żebyoddaćjedne-
muzesprzedawców.
–Zapraszamnakawę–zaproponował.
– To chyba… niezbyt właściwe, zważywszy, że będziemy konkurować o tę samą
rzecz–zauważyła.
–Możekierujemnąsentyment?Chciałbymusłyszeć,ktogonosiłprzeztylelat.
Tym niezbyt wiarygodnym argumentem szybko ją przekonał. Uznała, że nie-
uprzejmiebyłobyodmówićtakiejprośbie.
Następnegotygodniawolałaniewspominać.NieprędkozapomniałaBastienaZi-
kosa.Jednaknigdynieżałowała,żegoodtrąciła.Albowiemposzukiwaniawinterne-
cie zaowocowały odnalezieniem całej galerii piękności, dotrzymujących mu towa-
rzystwa.Wyglądałonato,żestawianailość,nienajakość.
Zanim przekroczyła bramę fabryki, powtórzyła sobie, że podjęła najwłaściwszą
zmożliwychdecyzji.Posmutniałanawidokpustegoplacubezsamochodówitłumu
robotników.
W tym momencie zadzwonił Josh, kolega ze studiów. Zaproponował wyjście do
kinairestauracjinastępnegowieczora.Cokilkatygodnichodziligdzieścałąpacz-
ką.Lilahchętnieprzyjęłazaproszenie.Ostatnichłopakporzuciłją,kiedyjejojciec
zbankrutował.Potrzebowałarozrywki,bychoćnachwilęzapomniećostrapieniach
iwyjśćzzatłoczonegodomu.Joshteżleczyłbólzłamanegosercapozerwanychza-
ręczynach.
ZokiengabinetunaostatnimpiętrzebiurowcaBastienobserwowałDelilahMo-
ore przemierzającą pusty parking. Odkąd poznał córkę Roberta Moore’a, przepu-
ściłprzezłóżkowielepiękności,ależadnaniezdołałazatrzymaćgoprzysobiena
dłużej.
Dziwiło go, że wciąż pamięta błękitne oczy, porcelanową cerę i burzę czarnych
loków spływających do talii. Delilah wyglądała elegancko nawet w spranych dżin-
sachiciężkich,turystycznychbutach.Samnierozumiał,cogopociągałowtejdrob-
nejfigurce.Niebyławjegotypie.Wolałwysokieblondynkiowydatnych,kobiecych
krągłościach.Obiecałsobie,żetymrazemniepozwolijejumknąć.Poznawszystkie
jejwadyiwyrzucizpamięci.
– Przyjechał nowy właściciel! – szepnęła Julie, koleżanka, z którą Lilah dzieliła
małebiuro.
Lilahzamarławbezruchu.
–Kiedy?
– Ochroniarz twierdzi, że o siódmej rano. Bardzo wcześnie. Przywiózł ze sobą
mnóstwoludzi.Tochybadobrze,niesądzisz?Awyglądajaksupermodel!Podobno
byłtujużdwalatatemu.
–Tak–potwierdziłaLilah.–Chciałkupićfabrykę.
–Widziałaśgo?Dlaczegootymniewspomniałaś?
–Moimzdaniemwobecnejsytuacjitobezznaczenia–wymamrotałaLilah.
Ledwieusiadłazabiurkiem,jedenzpodwładnychBastienapoprosiłjądogabinetu
szefa.Strachchwyciłjązagardło.Dlaczegotakjąprzerażał?
Wchodzącposchodach,tłumaczyłasobie,żenicjejniegrozi,żeprawdopodobnie
chcetylkonadniąostateczniezatriumfować,nicwięcej.Kupiłfabrykęzaśmieszną
cenę, a rodzina Moore’ów straciła ją zgodnie z jego przewidywaniami. Wpływowi
bogaczelubiąsięprzechwalać,aBastienZikosmiałpowodydodumy.Alecóżwie-
działaopotężnychbogaczach?PrzecieżnieznałażadnegopróczBastiena.
Zająłgabinetojca,cojąjeszczebardziejprzygnębiło.Zarazpowejściuspostrze-
gła,żepróczniegowpokojuniemanikogo.Czytodobry,czyzłyznak?
–Dzieńdobry,panieZikos–powitałagodrżącymgłosem.
–MożeszmnienadalnazywaćBastienem.
Bastien obserwował jej napięte rysy, zdziwiony, że tak świetnie wygląda w zwy-
kłej czarnej spódnicy nieokreślonej długości i rozciągniętym swetrze. Nie obcięła
bujnych loków, które przykuły jego uwagę, kiedy ją pierwszy raz zobaczył. Inten-
sywniebłękitneoczykontrastowałyzporcelanowącerą.
Lilahusiłowałarozluźnićmięśnietwarzy,żebyukryć,jakpiorunującewrażeniena
niejrobi.Wkońcumusiałamuspojrzećwoczy,choćswobodniemogłabyzatrzymać
wzrok na niebieskim krawacie z jedwabiu. Mierzył ponad metr dziewięćdziesiąt
iprzewyższałjąwzrostemoponadtrzydzieścicentymetrów.Leczoczysamepodą-
żyłykujegotwarzy.SkrycieprzyznałaracjęJulie.Wyglądałjaksupermodelzpięk-
nie rzeźbionymi kośćmi policzkowymi, klasycznym, prostym nosem, mocną linią
szczęki i pełnymi, kuszącymi wargami. Poczuła, że płoną jej policzki. Okropnie ją
krępowało,żeniewątpliwietozauważył.Byłniezwyklespostrzegawczy.Nigdynic
nieumknęłojegouwadze.
–Usiądź,Delilah–poprosił,wskazującfotelprzystolikudokawywroguobszer-
negopokoju.
–Lilah–sprostowałanieporazpierwszy,ponieważskojarzeniazbiblijnąDalilą
przezcałąszkołępodstawowąiśredniąnarażałyjąnadrwiny.
–Wolętwojepełneimię–zamruczałzsatysfakcją,jakkot,którydostałśmietan-
kę.
Lilahsztywnoopadłanakrzesło.Niepotrafiłaoderwaćwzrokuodciemnobrązo-
wychoczuwoprawiegęstych,długichrzęs,najwspanialszych,jakiewżyciuwidzia-
ła.GdyMaggie,sprzątaczkaipomocnica,wniosłatacęzkawąiherbatnikami,sko-
rzystałazokazji,byskoczyćnarównenogiiodebraćjąodniej.Maggieprzekro-
czyławiekemerytalnyidźwiganieciężarówprzychodziłojejzcorazwiększymtru-
dem.
–Dziękuję,aledałabymsobieradę–usiłowałająuspokoić.
Lilah postawiła na stole reprezentacyjną porcelanę, którą sekretarka jej ojca
trzymaładlanajważniejszychgości.PowyjściuMaggiebezzastanowieniaposłodzi-
łaBastienowikawę.Odebrałjąodniej,spróbowałistwierdziwszy,żetrafiławjego
gust,obdarzyłjązniewalającym,niemalchłopięcymuśmiechem,odktóregotopniało
jejserce.Patrzyłananiegojakzahipnotyzowana.
–Dlaczegomniewezwałeś?–spytała,gdyodzyskałagłos.
–Niewiesz?Cozaskromność…zważywszy,żewłaśniezostałaśbardzowpływo-
wąosobą.DalszylosMooreComponentsspoczywaoddziśwyłączniewtwoichrę-
kach.
Lilahosłupiała.
–Jakimcudem?
ROZDZIAŁDRUGI
Bastien obserwował Delilah z satysfakcją w głęboko osadzonych, ciemnych
oczach.Długoczekałnatęchwilę.Cieszyłagobardziej,niżprzewidywał.
– Przedstawię ci trzy możliwości. Od tego, którą wybierzesz, zależy dalszy los
MooreComponents.
Lilahgwałtownieodstawiłafiliżankęnastolik.
–Nadalnicnierozumiem.Dlaczego?
–Niejesteśażtaknaiwna,żebyniewiedzieć,żeciępragnę.
Lilahniewierzyławłasnymuszom.Myślała,żepoponaddwóchlatachzapomniał
nietylkojejtwarz,alenawetimię.
–Nadal?–wykrztusiłazbezgranicznymzdumieniem.
Policzki Bastiena lekko poczerwieniały, zanim potwierdził lakonicznie, lecz sta-
nowczo:
–Tak.
LeczLilahciągleniepojmowała,jaktomożliwe,żejeszczejąpamiętapocałejko-
lekcjiznanychpiękności,któreprzeztenczasdotrzymywałymutowarzystwa.Nie
należaładoichgrona,choćniemogłanarzekaćnabrakpowodzenia,przynajmniej
zpozoru.Mężczyźnizwracalinaniąuwagę,alegdydawaładozrozumienia,żena-
tychmiastniewskoczyimdołóżka,większośćznichszybkotraciłazainteresowa-
nie. Nawet nie próbowali jej bliżej poznać. Widocznie wychodzili z założenia, że
jest dewotką albo że czeka z oddaniem dziewictwa na pierścionek zaręczynowy
iprzysięgędozgonnejmiłości.
Usiadła z powrotem, wciąż zaszokowana deklaracją Bastiena. Jak mógł nadal
uważać ją za atrakcyjną po tylu miłosnych przygodach? Czyżby jej opór podsycił
wnimpożądanie?Czymożliwe,żebyktośtakbystrymyślałjakpierwotnyłowca?
–Niezamierzamciętutrzymaćcałyranek–wyrwałjązzamyśleniagłosBastie-
na.–Przedstawięciwszystkietrzypropozycje.Opcjapierwsza:jeżelimnieodtrą-
cisz, sprzedam maszyny, a potem grunt deweloperowi. Już otrzymałem korzystną
ofertę.Sporonaniejzyskam.
Lilah spuściła głowę, przerażona sugestią zburzenia fabryki. Jej zamknięcie już
zachwiałogospodarkąmałegomiasteczka.Nawetsklepyiinstytucjekulturyucier-
piaływskutekzubożeniamieszkańców.Ludziedaremnieszukalizajęcia.Wieluwy-
stawiłodomynasprzedażzbrakumożliwościspłatykredytówhipotecznych.Znała
skutkikryzysu.Robiła,cowjejmocy,żebypomócbyłympracownikomojca.Wyko-
rzystującdoświadczeniezdobytewdzialekadr,udzielałaimwskazówek,doradzała,
jakzdobyćnowyzawód.
– Opcja druga: jeżeli spędzisz ze mną jedną noc, wznowię produkcję na rok. To
nieopłacalnyikosztownyscenariusz,ponieważzakładwymagainwestycji,byspro-
stać konkurencji i zdobyć kontrakty. Ale jeżeli nic więcej nie mogę od ciebie uzy-
skać,jestemgotówzainwestować.
Lilahzrobiławielkieoczy:
–WykorzystujeszsytuacjęwMooreComponentsjakośrodekdozdobyciamojego
ciała?–wykrztusiłazniedowierzaniem.–Chybaoszalałeś!
–Powinnaśbyćmiwdzięczna.Gdybymcięniepożądał,nicbymniezaproponował.
Niezadałbymsobienawettrudu,żebytuprzylecieć.Sprzedałbymziemięikoniec–
poinformowałlodowatymtonem.
Lilahosłupiała.
–Niemożliwe,żebyśażtakbardzomniepragnął–zaprotestowała,gdyodzyskała
mowę.–Przecieżtoczysteszaleństwo.
–Widocznienaprawdęzwariowałem–potwierdziłzestoickimspokojem,mierząc
ją wzrokiem od różowych, pełnych warg, poprzez drobne piersi pod swetrem, po
smukłebiodra,kształtnekolanaikostki.–Maszfantastycznenogi–orzekłpodość
długiejobserwacji.
DwalatawcześniejznajomośćzDelilahMoorekosztowałagowielenieprzespa-
nych nocy. Cierpiał męki niezaspokojonego pożądania. Nawet zimne prysznice nie
pomagały. Przysiągł sobie, że więcej na coś takiego nie pozwoli. Zrobi wszystko,
żebyjązdobyć–alenawłasnychwarunkach.
Drugiwariantbyłbyprzypuszczalnienajkorzystniejszydlaniego,niematerialnie,
alezewzględówosobistych.Przewidywał,żekiedyzaciągniejądołóżka,straciza-
interesowanie,takjakpoprzednimipartnerkami.Jednakchoćuważał,żejednanoc
wzupełnościmuwystarczy,niechętnienarzucałsobietakieograniczenie.
Lilah obciągnęła spódnicę. Cała płonęła. Zmysłowe spojrzenie Bastiena działało
jak pieszczota. Atmosfera w gabinecie aż pulsowała erotycznym napięciem. Już
przeddwomalatyciągnęłojądoniegojakćmędopłomienia.Terazteżdesperacko
walczyłazpokusą.
– Nie wierzę, że mówisz serio – zaprotestowała. – Niemożliwe, żeby człowiek
o tak wysokiej pozycji tak bardzo pożądał takiej osoby jak ja, żeby proponować
tegorodzajuukład.
–Cotymożeszotymwiedzieć?Jeszczenieznasztrzeciejopcji.
Oburzonajegouporem,Lilahponowniewstała.
–Odmawiamwysłuchiwaniatakichbzdur!–wykrzyknęła.
–Wtakimraziedzisiajsprzedajęzakład–oświadczyłstanowczo,gdyruszyłaku
drzwiom.–Twójwybór.Maszszczęście,żewogólecokolwiekproponuję.
–Ładnemiszczęście!–wrzasnęła,upokorzonasugestią,żerobijejłaskę.
Jednakzdrugiejstronywyglądałonato,żeBastienjestgotówwieledać,żebyza-
ciągnąćjądołóżka.Czypowinnauznaćjegoszczególnezainteresowaniejejosobą
zakomplement?Czemujegopropozycjetakbardzojąoburzałyiraniły?
–Przymoimpoparciumożeszmachnąćczarodziejskąróżdżkąizostaćbohaterką.
Zrobię niemal wszystko, czego sobie zażyczysz, łącznie z zatrudnieniem twojego
ojcanastanowiskukonsultantaimenedżera.
Lilah przystanęła w pół kroku. Zamarła w bezruchu, gdy zobaczyła oczami wy-
obraźni zrozpaczonego ojca. Przywróciłaby mu godność i dawną energię, gdyby
umożliwiłamuzarabianienażycieiutrzymywanierodziny.
–Awięctylkowtensposóbmożnacięzatrzymać.Prawdziwacóreczkatatusia!–
skomentowałBastienznieskrywanymrozbawieniem.–Czyzechceszmniewkońcu
wysłuchać, zamiast robić dramat i wyzywać od szaleńców? Jedyny objaw mojego
rzekomegoszaleństwatoprzemożnachęćzaciągnięciaciędołóżka.
Lilahpoczerwieniała,gdyuświadomiłasobie,żewypowiedziałtesłowabezśladu
zażenowania.Wgruncierzeczyniepowinnojejtodziwićprzyjegodoświadczeniu
erotycznym.
–Dobrze.Wysłuchamcięzewzględunatatę.
–Tosiadaj!–rozkazałtakimsamymszorstkimtonem,jakimonaupominałaroz-
brykanegopsa.
Mimoprzykrości,jakąjejsprawił,spełniłapolecenie.
–Zostanieszmojąutrzymankątakdługo,jakzechcę.
– Myślałam, że ta forma seksualnego niewolnictwa przestała istnieć co najmniej
stolattemu.
–Wmoimświecietonorma.Zresztąjeszczeniewiesz,cootrzymaszwzamian.–
Przerwałnachwilę,gdywyobraziłjąsobiewjedwabiach,koronkachibrylantach.–
Zainwestuję w fabrykę i doprowadzę ją do rozkwitu. Jako właściciel sieci spółek
beztruduzałatwiękontrakty,żebyutrzymaćprodukcję.Poproszętwojegoojca,by
ponownie zatrudnił swoich dawnych pracowników. W końcu niełatwo zastąpić wy-
kwalifikowaną siłę roboczą. Przy moim wsparciu finansowym przywrócę Moore
Componentsdodawnejkondycjisprzedutratykluczowegokontraktu.
Lilah nareszcie pojęła znaczenie przenośni o czarodziejskiej różdżce. Ileż razy
w minionych miesiącach marzyła o takim cudzie? Chyba po raz pierwszy doceniła
możliwości Bastiena. Zdawała sobie sprawę, że potrzeba setek tysięcy funtów, by
fabryka mogła funkcjonować i dawać zyski w przyszłości. Nie wątpiła, że to ryzy-
kowneprzedsięwzięcie,aleodniegozależałloswieluosób.
– Widzę, że wizja czarodziejskiej różdżki przemówiła do twojej wyobraźni – za-
uważyłznieskrywanymrozbawieniem.–Inicdziwnego,zważywszynatwojąskłon-
nośćdopoświęceń.Nietylkoprzyjęłaścałąrodzinępoddach,aleteżutrzymujesz
wszystkich.Zbieraszteżfunduszenabezdomnepsyigłodującedzieci.
–Skądwiesz?
–Musiałemcięsprawdzić,zanimprzyjechałem.Gdybyśwyszłazamążalbopode-
rwałachłopaka,nietraciłbymczasu.
–Miałamchłopaka!
–Niezbytdługo.Porzuciłcię,kiedytwójojcieczbankrutował.
Lilahomalgoniesklęła,aleuznała,żeniewartobronićkogośtakbezwartościo-
wegojakSteve.JaknaironięBastientrafiłwsedno.StevezacząłchodzićzLilah,
gdyMooreComponentsrozkwitało.Usiłowałnamówićojca,żebyprzyjąłgodospół-
ki.Najgorsze,żeBastiennajwyraźniejznałprzyczynęjegonagłegoodwrotu.Unio-
sławysokogłowę,żebyukryć,jakciężkoprzeżywaupokorzenie.
–Wciążniemogęuwierzyć,żenaserioprzedstawiłeśmitakniemoralnepropozy-
cje.
–Niejestembardzomoralny–oświadczyłbezżenady.–Dążęwprostdoceluiza-
wszedostajęto,czegochcę.Achcęciebie.Powinnaśsięczućwyróżniona.
–Tynikogoniewyróżniasz.Traktujeszkobietyjaktowar,jakzabawki.Toobrzy-
dliweiwulgarne.
–Będędlaciebiedobry.
– Nic z tego. Tata nie przehandluje mnie za żadne pieniądze czy nawet najbar-
dziejeksponowanestanowisko!
–Niemusiznaćszczegółów.Oficjalnieoferujęcipracęmarzeńzlicznymipodró-
żamisłużbowymiiwysokimfunduszemreprezentacyjnym.
Lilahprzeszedłdreszczobrzydzenia.
–Widzę,żewszystkoprzemyślałeś–wytknęłaoskarżycielskimtonem.
–Owszem,atobiedajęczasnazastanowieniedojutrarana.
–Nadczymtumyśleć?Niezłożyłeśmianijednejsensownej,przyzwoitejpropozy-
cji.
–Jeżelinieotrzymamodpowiedzidojutra,sprzedajęzakład–ostrzegłlodowatym
tonem.
Lilahbezwiedniezacisnęładłoniewpięści.Niepierwszyrazmiałaochotęwybić
muzęby.Bastienwydałpomrukzniecierpliwienia.Następniewziąłgłębokioddech.
–Niemusimysię kłócić,Delilah–powiedział pojednawczo.–Możemyspokojnie
przedyskutowaćwszystkoprzykolacji.
–Wykluczone!–odparła,chwytajączaklamkę.–Jestemjużumówionanadzisiej-
szywieczór.
–Zkim?
–Nietwojasprawa.ZostałeśwłaścicielemMooreComponents,aleniemoim.
–Niebyłbymtegotakipewien–odrzekł,otwierającdlaniejdrzwi.
RoztrzęsionaLilahzbiegłaposchodachwprostdotoalety,żebyochłonąć,zanim
stanie twarzą w twarz z zaciekawioną Julie. Umyła spocone ręce pod kranem
iwzięłagłębokioddechdlauspokojeniawzburzonychnerwów.
NiestetyBastientrafiłwjejnajsłabszypunkt,dającnadziejęnauratowanienaj-
bliższychodnędzy.Gdybydawnipracownicyojcadostalizpowrotemangaże,praca
wzmodernizowanymprzezBastiena,przynoszącymdochodyzakładziezapewniłaby
imstabilizację.Perspektywazatrudnieniauszczęśliwiłabywszystkich.
Ale Bastien Zikos żądał od niej nieprawdopodobnie wysokiej ceny za dokonanie
tegocudu.Wciążwrzałagniewem.Jakmógłjątakupokorzyć?Niekrył,żetraktuje
jąjakprzedmiot,jakzabawkęnajednąlubkilkanocy,pókimusięnieznudzi.
Rozbolała ją głowa. Pulsowanie w skroniach uniemożliwiało logiczne myślenie,
podobnie jak za pierwszym razem, kiedy roztoczył przed nią swój urok osobisty.
Nie pozostał po nim żaden ślad, ale doskonale pamiętała, jak ją zauroczył, kiedy
przeddwomalatyzaprosiłjąnakawęwdomuaukcyjnym.
Po wymianie podstawowych informacji wyciągnął wizytówkę, żeby pokazać, że
wybrałnalogoswojejspółkiwizerunekkonikamorskiego.Świadomośćjegowięzi
emocjonalnej z licytowanym wisiorkiem przełamała pierwsze lody. Spostrzegłszy
złotegorolexanaręceidoskonałykrójgarnituru,Lilahdoszładowniosku,żeprzy
takewidentnychdowodachbogactwanieistniejeszansa,żebygoprzelicytowała.
Gdy dokuczała mu, że sypie zbyt dużo cukru do kawy, posłał jej szelmowski
uśmiech,któryprzyspieszyłrytmjejserca.Otak,pociągałjąnieodparcieodpierw-
szegowejrzenia.Chłonęłazachłanniekażdejegosłowo.
–Niewyjaśniłaśjeszczejednejkwestii–zagadnąłwpewnymmomencie.–Skoro
takceniszsobietenwisiorek,dlaczegozostałwystawionynasprzedaż?
Lilah w skrócie nakreśliła mu swoją sytuację rodzinną. Wytłumaczyła, że ojciec
ofiarowałmacoszecałąbiżuteriępozmarłejżonie.
–AterazVickierobiporządkiwszafachiwyprzedajeto,czegonienosi.Żebynie
sprawićjejprzykrości,postanowiłamodkupićgowsekrecie–dodałanazakończe-
nie.
–Oconiepoprosisz,tegoniedostaniesz–skomentowałzprzekąsem.–Alenie
narzekam.Twójtaktprzyniósłmikorzyść.Gdybynietrafiłnaaukcję,nigdybymgo
nieodnalazł.Odlatpróbowałemgowytropić.
–Pamiętasz,jakmamagonosiła?
– Nie. Pamiętam, jak tata jej go podarował – sprostował bezbarwnym głosem. –
Miałemwtedyokołoczterechlatiwierzyłem,żestanowimyidealnąrodzinę–dodał
nieoczekiwaniezgoryczą.
–Toniczłego–zapewniłazszerokimuśmiechem,gdywyobraziłagosobiejako
ślicznegochłopczykazwielkimi,ciemnymioczamiiburzączarnychwłosów.
–Niezależnieodwynikujutrzejszejaukcjiobiecaj,żezjeszzemnąjutrokolację–
poprosił.
–Mimowszystkobędępróbowaławygrać–ostrzegła.
–Mogęsobiepozwolićnaprzelicytowaniewiększościosób.Przyjdzieszdomnie
wieczoremdohotelu?–naciskałniezmordowanie.
Oczywiścieprzyjęłazaproszenie.BastiennieskojarzyłjejzMooreComponents.
Kujejzaskoczeniupoprzegranejnaaukcjispotkałagowbiurzeojca,któryzaprosił
ichnakolacjędoswojegodomu.Gdyzadzwoniłtelefon,RobertMoorepoprosiłją,
żebyodprowadziłagościadosamochodu.
– Jeżeli oczekujesz gratulacji z powodu wygranej, czeka cię rozczarowanie –
ostrzegła,schodzącznimposchodach.–Sporoprzepłaciłeśzatenwisiorek.
–Itomówiosoba,którapodbiłacenędotakzawrotnejkwoty!–wytknąłześmie-
chem.
–Musiałamprzynajmniejspróbowaćgoodzyskać.Pocoodwiedziłeśmojegoojca?
–spytała,gdydotarlinaparking.
– Jestem zainteresowany zakupem fabryki, ale poprosił mnie o trochę czasu na
przemyślenie oferty. Ponieważ tam pracujesz, niewykluczone, że pozyskałbym też
ciebie–wyszeptałjejdouchatakzmysłowymgłosem,żeoblałająfalagorąca.
Zaniepokojonawłasnąreakcją,Lilahzesztywniała.
–Niesądzę.Zresztąpodejrzewam,żetataniezechcesprzedaćzakładu,niete-
raz,kiedypłynienafalipowodzenia.
–Tonajlepszyokresdosprzedaży.
Bastienpowolizmierzyłjątaksującymspojrzeniem.Lilahzrobiławielkieoczyna
widokpodjeżdżającejlimuzyny.Uświadomiłasobiewpełniróżnicęstatusufinanso-
wego.Postanowiła,żejaktylkoznajdzieczas,poszukaoniminformacjiwinterne-
cie.
–Szkoda,żetwójojcieczaprosiłnasnakolację–westchnąłBastien.–Wolałbym
miećciętylkodlasiebieumniewhotelu.
JegowyznaniezaniepokoiłoLilah.Zpoczątkupochlebiałojejjegozainteresowa-
nie,alewyglądałonato,żeoczekiwał,żespędziznimnoc,cojejnieodpowiadało.
Wprawdzienieplanowałapozostaćnietkniętadowiekudwudziestujedenlat,ale
na uniwersytecie nie spotkała nikogo, kto by pociągał ją na tyle, by zaryzykować.
Nie ufała mężczyznom i słusznie. Po pierwszym roku studiów, gdy obserwowała
bardziejlekkomyślnekoleżanki,porzucone,załamaneizapłakane,postanowiłaza-
czekaćzofiarowaniemcałejsiebie,dopókiniepoznakogoś,komubędzienaniejza-
leżałonatyle,żezaczeka,ażbędziegotowananawiązanieintymnejwięzi.
–Bastienniemożeodciebieoczuoderwać–szepnęłaVickiezrozbawieniempo
kolacjiujejojca.–Śledzikażdytwójruch.Choćwolęstarszychmężczyzn,muszę
przyznać,żejestzabójczoprzystojny.
ZanimLilahzdążyławezwaćtaksówkę,Bastienzaproponował,żeodwieziejądo
domu.Ledwiewsiadła,porwałjąwobjęciaiwycisnąłnajejustachzachłannypoca-
łunek,któryrozpaliłjejzmysły.Odsunęłago,aleBastienzignorowałjejprotest.
–Spędźzemnąnoc–nalegał,gładzącpalcemjejnadgarstek,gdziekrewpulso-
waławzawrotnymtempie.
–Prawiecięnieznam–przypomniała.
–Poznaszmniewłóżku.
–Toniewmoimstylu,Bastien.
Bastienpopatrzyłnanią,jakbyspadłazksiężyca.
–Diavelos!–zakląłpodnosem.–Zostanętutylkodwadni.
–Trudno,niezmieniszmicharakteru–odrzekłapółgłosem,gdykierowcazatrzy-
małlimuzynęprzedszeregowymdomkiem,wktórymmieszkała.
–Janiemuszęnicwiedziećoswoichpartnerkach–przyznałbezcieniazażenowa-
nia.–Szczerzemówiąc,interesujemnietylkoseks.
– Stąd wniosek, że różnimy się od siebie jak ogień i woda – podsumowała, po-
spieszniewysiadajączauta.
Zamknąwszyzasobądrzwi,odetchnęłazulgą.Leczzarazpotemłzynapłynęłyjej
do oczu. Przeklinała własną naiwność. Nie mogła sobie darować romantycznych
marzeń.Dostałaupokarzającąnauczkę.
OilezpoczątkupociągałająatrakcyjnapowierzchownośćBastiena,otyleznacz-
nie bardziej fascynowała ją jego silna osobowość i bezpośredni sposób bycia. Tej
nocysiedziaładopóźnaprzykomputerze,szukającinformacjinajegotematwin-
ternecie. Obejrzała całą galerię piękności, które dotrzymywały mu towarzystwa.
Jegoreputacjakobieciarzamocnoniąwstrząsnęła,aleteżstanowiłapewnepocie-
szenie.To,cowyczytała,utwierdziłojąwprzekonaniu,żepodjęławłaściwądecyzję
izraziłodobliższychkontaktów.Bastienniepragnąłstałegozwiązku,aonanieszu-
kałaerotycznychprzygód.
PodwóchlatachBastienznówsprawił,żepłakała.Obmyłatwarz,zaszokowana,
żenadalpotrafiwyprowadzićjązrównowagi.
–Długosiedziałaśunowegoszefa–zauważyłaJulie,gdyzpowrotemusiadłaza
biurkiem.
– Pan Zikos chciał ze mną przedyskutować plany na przyszłość – wymamrotała
zrumieńcemnapoliczkach.
–Czyżbyzamierzałwznowićprodukcję?Niesprzedafabryki?
–Jeszczeniepodjąłdecyzji–zastrzegłaLilah,żebynierobićnikomuzłudnychna-
dziei.–Niewykluczamożliwościsprzedaży.
Juliezciężkimwestchnieniemwróciładoswoichzajęć.AleLilahniepotrafiłasku-
pić uwagi na pracy. Jeszcze nie ochłonęła po wstrząsie. Równie dobrze mógł jej
obiecaćgwiazdkęznieba.Jejrodzinabiedowałatakjakwszyscy,którzyutraciliza-
robek w wyniku upadłości Moore Components. Mały pasierb i pasierbica stracili
ogróddozabawy.Wszystkiewiększezabawkizostałyrozdane,ponieważwmałym
domkuLilahzabrakłonaniemiejsca.Ojcieccierpiałnadepresjęiprzyjmowałleki.
Wdniuzamknięciazakładucałyjegoświatległwgruzach.Bezpracy,bezmożliwo-
ściprowadzeniainteresówRobertMooreniewiedział,cozesobązrobić.
Lilahzamrugałapowiekami,żebypowstrzymaćłzy.Mimotrudnychlatnieszczę-
śliwegomałżeństwarodzicówbardzokochałaojca.Miałazaledwiejedenaścielat,
kiedyjejmamazmarłanatętniaka.Ojciecwspierałcórkęwżałobie,aleniezanie-
dbał interesów. Szybko wrócił do pracy. Harował po osiemnaście godzin dziennie,
byrozwinąćprzedsiębiorstwo.
Naglepozbawionywysokichdochodówiperspektywnaprzyszłość,czułsiębez-
wartościowyjakomężczyzna.Ktozatrudnibankrutawśrednimwieku?ChoćLilah
powtarzałasobie,żeniepowinnarozważaćodrażającejofertyBastiena,wizjeak-
tywnego,odzyskującegoenergiępopowrociedopracyojcawciążkrążyłyjejpogło-
wie.
Poraziłająświadomośćwłasnejsłabości.Czynaprawdębyłagotowazostaćsek-
sualną niewolnicą? Ze wstydem przyznała przed sobą, że kusi ją, by przystać na
niemoralną propozycję. Pewnie Bastien nie spodziewał się, że zachowała dziewic-
two, ale to bez znaczenia. Przecież nie rozważała na serio jego nieprzyzwoitych
opcji.
Nadalniezdolnadoskupieniasięnapracy,wróciłapamięciądonastępnegoporan-
ka po rodzinnej kolacji sprzed dwóch lat. Przysłał jej wtedy kwiaty, a wieczorem
stanąłnajejprogu,żebyznówzaprosićnakolację.Jegoupórwyprowadziłjązrów-
nowagi.
Dlaczego?Gdyuświadomiłasobieprzyczynęówczesnegowybuchugniewu,pobla-
dła,apotempoczerwieniała.OczarowanaBastienem,niemalgopokochała.Dozna-
łabolesnegozawodu,gdyuświadomiłją,żeinteresujegotylkojejciało.Niemogła
sobiedarować,żeuległajegoczarowipojednympocałunku,skradzionymwlimuzy-
nie. Zaczęła kwestionować swoje niewzruszone dotąd zasady. Rozczarowana nim
iwściekłanasiebiezakarygodnąsłabość,rzuciłamuwtwarzcałąwiedzęnatemat
jegoreputacjiinazwałabuhajem.
Wdrodzepowrotnejdodomunadalprześladowałojątoniefortunnewspomnienie.
Popełniłabłąd,żegozwymyślałajakźlewychowanedziecko.Niejegowina,żemie-
li odmienne charaktery i reprezentowali różne wartości. Wciąż pamiętała zimny
błyskwciemnychoczach.Nieodpowiedziałanijednymsłowemnaobelgi.Odwrócił
sięnapięcie,wsiadłdoswojejluksusowejlimuzynyiodjechałbezsłowa.
Kilka tygodni później przysłano jej do pracy nieoczekiwany podarunek: niemal
wierną kopię wisiorka w kształcie konika morskiego, który Bastien zakupił na au-
kcji. Jedyną różnicę stanowił brak wygrawerowanych inicjałów na odwrocie. Na-
tychmiastodgadłatożsamośćofiarodawcy.Zaszokowana,żemimojejniekulturalne-
go zachowania zadał sobie dla niej trud, by zamówić i przysłać odlew, doszła do
wniosku, że nic o nim nie wie. Zaczęła wątpić, czy rzeczywiście zobaczyła gniew
wpociemniałychoczach,czytylkogosobiewyobraziła.
Dwalatapóźniejzyskałapewność,żedoprowadziłagowtedydopasji.Podejrze-
wała,żeprzyjechał,żebyodpłacićjejzazniewagę.
ROZDZIAŁTRZECI
WśrodkunieprzespanejnocyLilahzeszłanaparter,żebyzaparzyćsobieherbaty.
PrzykuchennymstolezastałaVickie.
–Teżniemożeszusnąć?–zagadnęła.
–Tozezmartwienia.KiedyposzłampoBena,rodziceinnychdziecipowiedzielimi,
żeBastienZikosbyłdziśwMooreComponents.Dziwne,żeotymniewspomniałaś.
Lilahzesztywniała.
–Niewidziałampowodu.
– Nie śmiem prosić, ale gdybyś miała okazję, czy mogłabyś zapytać, czy nie za-
trudniłbyRoberta?
–Dobrze,jeżelidamiszansę–odrzekła,czerwonazewstydu,żezataiłaprawdę.
Bastien miał rację. Nikt nie podziękuje jej za prawdę, której nie chciałby usły-
szeć.Jakmogłabydalejżyć,wiedząc,żedostałaczarodziejskąróżdżkę,zdolnąod-
mienićlosywieluludzi,alejąodrzuciła?Najłatwiejbyłobywyładowaćcałązłośćna
Bastienie i odejść z podniesioną głową, ale musiała myśleć praktycznie. Szczerze
mówiąc,oferowałjejcud,zaokreślonącenę.
Czy warto bronić dziewictwa bez względu na koszty? W końcu, czy jej to odpo-
wiadało,czynie,odpoczątkująpociągał.Jakmogłaszukaćusprawiedliwieńdlasie-
bie, kiedy z tego układu wynikłoby tyle dobrego? Nie ulegało wątpliwości, że Ba-
stien szybko straci zainteresowanie. Nie wytrwał długo przy żadnej z kochanek.
Wkrótcewróciłabydonormalnegożycia,alenajprawdopodobniejniedodomu.Gdy-
byjąporzucił,poszukałabypracywLondynieizaczęławszystkoodnowa.
Lilahubrałasiędopracystaranniejniżzwykle.Związałaniesforneloki,założyła
czarną,wąskąspódnicęikremową,jedwabnąbluzkę.Wolałaniemyślećotym,co
jączeka.Jejrówieśniczkioddawnaprowadziłyżycieerotyczne.Onateżprzywyk-
nie. Bogate doświadczenie Bastiena ułatwi jej wejście w nieznany świat erotyki,
zwłaszczażeodpoczątkujądoniegociągnęło.Zachowanieemocjonalnegodystan-
su powinno jej przyjść bez trudu wobec braku zaangażowania emocjonalnego ze
stronypartnera,zwłaszczażeznienawidziłagozaniemoralnąpropozycję.
Jeszczeprzedwczorajwidziaławnimkobieciarza,któryzraniłjejwrażliweserce
ipozostawałpozajejzasięgiem.Obecnieuważałagozanędznegołotra,którypo-
traktowałjąjakprostytutkę,kupującjejciało.
ZadrżałanamyślospotkaniuzBastienem.Zawierałapaktzdiabłem,aleprzysię-
głasobie,żenieokażesłabości.Powolinabrałapowietrzawpłucaiwyprostowała
plecy.Ledwieweszładobiura,Juliepopatrzyłananiązzaciekawieniem.
–PanZikosdzwonił,żebyociebiezapytać.Wyjaśniłammu,żenigdynieprzycho-
dziszprzeddziewiątą,ponieważodprowadzaszmałegobraciszkadoprzedszkola.
–Dziękuję.
Lilahdrżącąrękąpowiesiłapłaszcznawieszaku.Wyznaczyłspotkanienadziesią-
tą, ale najwyraźniej nie starczyło mu cierpliwości, żeby zaczekać. Rozsadzała go
energia.Ciąglepotrzebowałzajęcia.Zmuszonydobezczynności,jużpochwilibęb-
niłpalcamiwstółinerwowoprzebierałnogami.
Obciągnęłaspódnicęnabiodrachiweszłaposchodach.Dlaczegozżerałyjąner-
wy?Czyżniewytłumaczyłasobie,żesekstonicstrasznego?Przecieżnierzucijej
nabiurkoiniewykorzystanatychmiast.Tymniemniejprzerażałająperspektywafi-
zycznego kontaktu. Najlepiej byłoby, gdyby odebrał swoją nagrodę w kompletnej
ciemnościiciszy.
Gdywkroczyładodawnegogabinetuojca,Bastienjednymruchemrękiodprawił
podwładnychiodłożyłtablet.
–Wezwałeśmnie,alejeszczeniemadziesiątej–zwróciłamuuwagę.–Jestdopie-
rodziesięćpodziewiątej.
–Mójbiologicznyzegarwskazujedziesiątą.
–Wtakimrazieźlechodzi.
Bastienzmierzyłjąwzrokiemspoddługichrzęs.Zmysłowespojrzeniepodziałało
jakpieszczota.
– Nigdy się nie mylę, Delilah. Lekcja pierwsza: nie po to utrzymuję kochankę,
żebymniekrytykowała,tylkopoto,żebypodbudowywałamojeego.
Lilahzamarławbezruchu.Skryciepożeraławzrokiemdoskonaleskrojonygarni-
tur,podkreślającyszerokie,muskularneramiona,smukłebiodraidługienogi.Gdy
przeniosławzroknaregularnerysytwarzy,jejciałozareagowało.
–Nieumiemnikomuschlebiać–oświadczyła.
–Jakośprzeżyjętwojedocinki–odparłzszelmowskimuśmiechem.–Anaczym
polegajątwojeprawdziwetalenty?
–Wyglądanato,żechociażjeszczeniewyraziłamzgody,uznałeśjązaoczywistą!
–wykrzyknęłaLilahzoburzeniem.
–Czyżbymsięmylił?
–Nie.
–Więcktórąopcjęwybierasz?Drugączytrzecią?
Bastien błagał w myślach Delilah, żeby wybrała trzecią opcję, najkorzystniejszą
dla niego. Sprzedałby grunt, przeniósłby fabrykę na przedmieścia i uzyskał hojne
dotacjerządowenastworzeniemiejscpracywrejonachowysokiejstopiebezrobo-
cia. Upiekłby dwie, a właściwie trzy pieczenie na jednym ogniu. Zdobyłby Deilah,
natychmiastowyzyskizałożyłbydochodoweprzedsiębiorstwobezżadnychkosztów
własnych.
–Niemaszwstydu–wycedziłaLilahprzezzaciśniętezęby.
–Nie,jeżelitojedynysposób,żebyśprzestałauparciezaprzeczać,żemniepra-
gniesz. Nie mogę się doczekać chwili, gdy sobie uświadomisz, że nie potrafisz
utrzymaćrąkprzysobiewmojejobecności.
–Prędzejsięzestarzejesz–odburknęła.
Bastienzacząłkrążyćpopokojujakdrapieżnik,okrążającyofiarę.
–Nietrzymajmniewniepewności.Którąopcjęwybierasz?Drugączytrzecią?
–Trzecią,alemuszęcięostrzec,żewybrałeśniewłaściwąosobę.
–Nibydlaczego?
Lilahniepewnieprzestąpiłaznoginanogę.
–Ponieważbrakujemidoświadczenia,któregozapewneoczekujesz.
–Mojegowystarczydlanasdwojga.Czypróbujeszmipowiedzieć,żerzadkoko-
rzystaszzuciechcielesnych?
–Nigdyniepróbowałam–oświadczyła,unoszącdumniegłowę.–Jestemdziewicą.
Bastienodstąpiłkilkakrokówdotyłu,wyraźniezaszokowany.
–Żartujeszsobiezemnie?
– Nie. Uznałam, że powinnam cię uprzedzić, na wypadek, gdybyś uważał moje
dziewictwozaprzeszkodęwdopełnieniuwarunkówumowy.
–Jeżelimówiszprawdę,tonieprzeszkoda,tylkonajbardziejfascynującapodnie-
ta,jakąmożnasobiewymarzyć.
Dopiero teraz doszedł do takiego wniosku. Nigdy nie interesowały go niewinne,
młodedziewczęta.Jakonastolatekwybierałstarszepartnerki,późniejrówieśnice,
ale z doświadczeniem. Nie lubił tracić czasu na przełamywanie zahamowań. Lecz
kujegozaskoczeniuperspektywazostaniapierwszymkochankiemDelilahogromnie
goucieszyła.Nierozumiałdlaczego.Niebyłzaborczyaniteżnatyleniepewnywła-
snychumiejętności,byobawiaćsięporównaniazinnymi.Zmarszczyłbrwi,usiłując
odgadnąćprzyczynęzmianyswojegonastawieniadodziewic.Ponamyśledoszedłdo
wniosku,żepociągagouroknowości.
–Toodrażające!–skomentowałaLilahzwściekłością.–Jakmożesztakotwarcie
przyznawaćcośtakiego?
Bastien najchętniej przyciągnąłby ją do siebie i pokazał, co czuje, ale nerwowy
błyskwbłękitnychoczachDelilahostrzegłgo,żegotowaumknąćwpopłochu.
–Poproszęcięopodpisaniedeklaracjipoufności.Tostandard.Oznacza,żeniko-
muniewyjawiszszczegółównaszejumowy,publicznieczyprywatnie.
–Niesądzę,żebymchciała–prychnęła.
–Wzamiankupiętwojemuojcuodpowiednidom.
–Nie!Jeżelizacznieszszastaćpieniędzmi,nabierzepodejrzeńcodocharakteru
mojejpracydlaciebie.Zatrudnijgo,asamzadbaorodzinębeztwojegowsparcia–
dodałazgodnością.
–Życzęsobie,żebyśjutropoleciałazemnądoLondynu.
–Jużjutro?
–Zadzwoniędotwojegoojca,żebydomnieprzyszedł,iprzekażęmudobrąwia-
domość.Poinformujęgo,żedołączyszdomojejosobistejasysty.Możeszwcześniej
wyjśćzpracy,żebyspakowaćbagaż,zanimzjeszzemnąkolacjęwmoimhotelu.
–Jestemjużumówionazprzyjaciółmi.
–Poco?
–Dokinairestauracji.
Bastienzacisnąłzęby.Najchętniejuświadomiłbyjej,żewkrótceniebędziemogła
nic zrobić bez jego zezwolenia, ale postanowił zaczekać, żeby jej nie wystraszyć.
Niebawembędzienależaławyłączniedoniego,cogoniepomierniecieszyło.Niebę-
dziemusiałsięniądzielićzżadnymiznajomymi,rodzinączykimkolwiekinnym.
Zaniepokoiła go własna zaborczość. Zaraz jednak wytłumaczył sobie, że długie
oczekiwaniewywołałownimchęćzagarnięciajejnajakiśczaswyłączniedlasiebie.
Wyciągnąłtelefonirozkazałjednemuzeswoichochroniarzydyskretniejąśledzić.
Lilahwmilczeniuobserwowała,jakwydajekomuśpoleceniapogrecku.
–Mójkierowcaodwieziecięterazdodomuizaczekanatwojegoojca,żebyprzy-
wieźćgodomnie–poinformowałpowyłączeniuaparatu,ujmującjejdłoń.–Niezo-
baczę cię do jutra, póki nie wsiądziesz do mojego samolotu. To nawet dobrze, że
wychodziszdzisiajzprzyjaciółmi,boniewzbudzimypodejrzeń,aczkolwiekniewiele
obchodzimnieopiniatwojegoojca.To,corobimysamnasam,totylkonaszaspra-
wa. – Przyciągnął ją do siebie, pochylił głowę i delikatnie musnął jej usta zębami
iwsunąłwniejęzyk.
–Jesteśmywpracy!–wydyszała.
–Pocałunektoniczdrożnego.
Nibytak,alechoćpamiętała,żeBastienwkrótcezażądawięcej,oddałagozpa-
sją. Nie starczyło jej siły woli, by ponownie zaprotestować, gdy przyciągnął ją do
siebietakmocno,żeczuła,jakbardzojejpożąda.Chłonęłajegobliskośćwszystkimi
zmysłami,dopókinieodsunąłjejodsiebie.
–Niepowinienemzaczynaćczegoś,czegoniemogędokończyć–wymamrotał.
Lilahprzystanęławdrodzedodrzwi.Pełnapogardydlasiebie,gorączkowoszu-
kała jakiegoś neutralnego tematu, żeby odwrócić uwagę od własnej słabości.
Wkońcugoznalazła.
–Czymogłabymzabraćzesobąpsa?–zapytała.
–Nie.Zostawgowdomu.
–Niemogę.Mojamacochanielubipsów.Niebędzienamprzeszkadzał.Tomały,
spokojny zwierzak – zapewniła, niezupełnie zgodnie z prawdą, ponieważ Skippy
zwykledośćhałaśliwieobszczekiwałnowopoznaneosoby.
Bastienzmarszczyłbrwi.
–Nodobrze.Spiszwszystkiedane.Przekażęjespecjalistycznejfirmietranspor-
towej,któragoprzywiezie.AleweFrancjitrzymajgozdalaodemnie.
–WeFrancji?–powtórzyłazbezgranicznymzdumieniem.
–Tak.Wylatujemytampojutrze.
Lilahzeszłaposchodach,wstrząśniętawłasnąreakcjąnapocałunekBastiena.Jak
mógłrozpalićwniejogieńpomimotakwstrętnychwarunkówumowy?Dotejpory
naiwnie sądziła, że odrażająca forma traktatu handlowego zabezpieczy ją przed
jegozwodniczymurokiem.Czynieprzyszłomudogłowy,żekupującjąjaktowar,
zrazijądosiebie?Najwyraźniejnie.Nieobchodziłogo,coonaczuje.
W drodze powrotnej do domu usiłowała sobie wytłumaczyć, że nie pozostaje jej
nicinnego,jakwziąćzniegoprzykład.Nadwrażliwośćtylkojejzaszkodzi,narazina
ból i upokorzenie. Nie mogła liczyć na komplementy czy inne romantyczne gesty,
które pozwoliłyby jej zachować twarz. Nawet nie próbował ubrać bezdusznego
kontraktuwjakąścywilizowanąformę.
Wieczorem, nakarmiwszy rodzinę stekiem niewiarygodnych kłamstw, spakowała
rzeczyiwyszładokina.TowarzyszyłjejJosh,wysoki,przystojnydwudziestokilkula-
tek o brązowych włosach i zielonych oczach, i dwie pary: Ann z Jackiem i Dana
zGeorge’em.
–Podjęłaśmądrądecyzję–zagadnąłJoshpowyjściuzkina.–Wmiędzynarodowej
firmie zdobędziesz wszechstronne doświadczenie. Praca w dziale kadr w biurze
ojcaniedawałacitakichszansnarozwójkarieryzawodowej.
Lilahspłonęłarumieńcem,zawstydzona,żeprzyjacielerówniegładkojaknajbliżsi
przełknęliwszystkiekłamstwanatematcharakterujejpracyuBastiena.
–Mamnadzieję…–wymamrotałazzażenowaniem.
– Szkoda tylko, że wyjeżdżasz akurat teraz, kiedy zamierzałem cię zaprosić na
prawdziwąrandkę–ciągnąłJosh.
–Cotakiego?–wykrztusiłazbezgranicznymzdumieniem.
Joshobdarzyłjąszerokimuśmiechem,ignorującszyderczegwizdnięcieJacka.
–Musiałaśsięzastanawiać,czystanowilibyśmydobranąparę.
Lilahniewiedziała,coodpowiedzieć,ponieważnigdyniezwracałananiegouwa-
gi.
–Pocałujmnie–poprosił,przypierającjądościany.
–Nie.
Lilah zesztywniała, wsparła ręce o jego pierś, ale ponieważ go nie odepchnęła,
wykorzystałmomentzaskoczenia,żebyskraśćpocałunek.Nieczułaabsolutnienic.
LubiłaJosha,chętnieprzebywaławjegotowarzystwie,alenigdyjejspecjalnienie
interesował.
–Kiedywyjedziesz,pomyśl,czychciałabyśzemnąchodzić–zaproponował,obej-
mującją,żebyzaprowadzićdoswojegosamochodu.
–Niesądzę–mruknęła,gorączkowoszukająctaktownegosposobuuświadomie-
niamu,żenieodwzajemniajegozainteresowania.Ponieważgonieznalazła,doszła
downiosku,żenajlepiejzignorowaćcałezdarzenie.
Popowrociedodomuzastałaojcawsalonie.Zaskoczyłjąuszczęśliwionywyraz
jego twarzy, choć wiedziała, że Bastien zadzwonił do niego, jeszcze przed jej po-
wrotempopołudniudodomu.Zanimwróciła,zdążyłzałożyćgarnitur.Kiedywycho-
dziławieczorem,nadalprzebywałwgabinecieBastiena,cojąmartwiło.
–Czywszystkowporządku,tato?–spytałazdrżeniemserca.
–Wspaniale!–zapewniłRobertMoorezentuzjazmem.Następniepoinformował
ją, że pan Zikos zatrudnił go na stanowisku menedżera w Moore Components, co
mu bardzo odpowiada. – Zaczynam rozumieć, dlaczego tak szybko doszedł do bo-
gactwa–dodałnakoniec.–Jestbardzobystry.Wychwyciłokazję,którejniktinny
niedostrzegł,aktóraprzyniesieprzedsiębiorstwupokaźnezyski.
–Cotozaokazja?–spytałaLilah.
–Wykrył,żeradamiejskawyznaczyłanoweterenypodinwestycje,żebyumożli-
wić rozwój przedsiębiorczości. Sprzedaje obecną siedzibę za olbrzymią sumę
iprzenosifabrykęnaMoatRoad,couprawniagodootrzymaniakilkuhojnychdota-
cjirządowychpootwarciujejwnowymmiejscu.Sprytneposuniecie!
– O rany! – jęknęła Lilah, gdy uświadomiła sobie, jak świetny interes zrobił Ba-
stienjejkosztem.Podstępniewykorzystałjąwdwójnasób.Nietylejąkupił,cowziął
za darmo i jeszcze na tym zarobi. Świadomość, że nie musiał nic zainwestować,
żebyjązdobyć,doprowadziłajądopasji.
ROZDZIAŁCZWARTY
LilahwkroczyłanapokładodrzutowcaBastienazwysokopodniesionągłową.Nie
zamierzałaokazywaćwstydu,któryczuła.Powtórzyłasobie,żeniejestjegoofiarą.
Choćpostawiłjejupokarzającewarunki,toonawostatecznymrozrachunkudoko-
naławyboru.Inieżałowała,ponieważjejpoświęcenieprzyniosłorodziniewymier-
nekorzyści.
Ojcieczarządzałukochanymprzedsiębiorstwem.NaraziezostalizVickieidzieć-
mi w domku Lilah ze względu na niski czynsz i bliską odległość do przedszkola
Bena.Lilahprzypuszczała,żejeszczeniedokońcawierząwtrwałąodmianęlosu.
Straciwszywszystkowjednejchwili,pewnienadalżyliwstrachuprzedkolejnąka-
tastrofą.
Lilahzełzamiwoczachżegnałategorankasiostrzyczkęibraciszka.Niewiedzia-
ła,kiedyichznowuzobaczy.Czyutrzymanceprzysługujeurlop?Czywogólemaja-
kiekolwiekprawa?
Bastien uniósł głowę i obserwował Lilah wchodzącą do kabiny. Wykrzywił usta
zniesmakiemnawidokjejstroju.Włożyłastareczarnespodnieimarynarkęizno-
wusplotławłosywwarkocz.Najwyraźniejdołożyławszelkichstarań,żebywyglą-
dać jak najmniej atrakcyjnie, ale go nie zwiodła. Nie potrafiła zamaskować ani
zgrabnejfigury,anizdrowej, młodejcery.Ledwierozpięła żakiet,widokbiałej ko-
szulowejbluzki,opinającejjędrnepiersi,rozbudziłwnimpożądanie.Tegowieczora
nareszciejezaspokoi.
Czynaprawdęzachowaładziewictwo?Jeżelitak,przypuszczał,żebędziewyma-
gałaszczególniedelikatnegotraktowania.Zirytowałagotamyśl,zwłaszczażeusi-
łowałagowyminąć,żebyzająćmiejsceztyłuwrazzresztąpersonelu.Wyciągnął
rękęipochwyciłjązanadgarstek.
–Usiądźprzymnie–rozkazał.–Zdejmijtenpaskudnyżakietirozpuśćwłosy.
Lilahzesztywniała.
–Ajeżeliodmówię?
–Samgozciebiezedręirozplotęciwarkocz–odparłbezwahania.
Lilah, w pełni świadoma, że cała załoga obserwuje ich z drugiego końca kabiny,
spłonęłarumieńcemispuściłarzęsy.Niewątpliwieciekawiłoich,coturobi.Gdyby
nie posłuchała, zaspokoiłaby ich ciekawość i narobiła sobie wstydu. Z ociąganiem
spełniła polecenie, żeby uniknąć skandalu, choć ręka jej drżała, gdy rozwiązywała
wstążkę.ZwściekłościąopadłanafotelobokBastienaispuściłagłowę,byzakryć
włosamizaczerwienionepoliczki.
–Znówśliczniewyglądasz,laleczko–pochwalił.
– Czy zawsze będziesz wymagał bezwzględnego posłuszeństwa? – wycedziła
przezzaciśniętezęby.
–Ajakmyślisz?
–Żeprawdziwymężczyznaniemusinakażdymkrokuudowadniaćswojejpotęgi!
Przystojną,śniadątwarznieoczekiwanierozjaśniłpromiennyuśmiech.
–Całykłopotwtym,żelubięcirozkazywać.
Lilah gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Nie po raz pierwszy wyprowadził ją
zrównowagi.Pókigoniepoznała,rzadkowpadaławgniew,aleBastienciągledzia-
łałjejnanerwy.
– Dlaczego pragniesz kobiety, która cię nie chce? – spytała. – Czyżby opór cię
podniecał?
Jej sugestia uraziła Bastiena. Nie zniósłby najlżejszych objawów niechęci u ko-
chanki.Zwróciłkuniejgniewnespojrzenieiwplótłpalcewgęstewłosy,żebymusia-
łaspojrzećmuwoczy.
–Nie.Tysamastanowiszwystarczającąpodnietę,chociażpotrafiszmniepoważ-
nierozgniewać.
–Naprawdę?
Zamiastodpowiedziwycisnąłnajejustachtakzachłannypocałunek,żenachwilę
zabrakłojejtchu.Światzawirowałwokółniej.Rozpaliłwniejniepohamowanążą-
dzę.
PrzezkilkasekundBastienrozważał,czyniezanieśćjejdowydzielonejkabinysy-
pialnej,alezarazzrezygnowałztegozamiaru.Skrzywdziłbyją,ponieważtakroz-
paliłajegozmysły,żeniezdołałbyzachowaćkontrolinadsobą.ZresztąodLondynu
dzieliłaichniewielkaodległość.Wkrótcewylądują.Mimożepożądałjejdobólu,od-
sunąłsięodniej.
– Chcesz mnie, od pierwszego spotkania – stwierdził z niezachwianą pewnością
nawidokrozpalonychpoliczkówiopuchniętych,zaczerwienionychwarg.
Lilah odwróciła wzrok. Choć drażniła ją jego arogancja, skłamałaby, gdyby za-
przeczyła. Wbrew rozsądkowi, mimo trudnego charakteru i fatalnych manier każ-
dym spojrzeniem czy dotknięciem rozpalał w niej ogień. Doskonale zdawała sobie
sprawę,żegdybypotraktowałjąniecosubtelniejiniewyłożyłtakbezceremonialnie
swojegopodejściadopłciprzeciwnej,prawdopodobnieuwiódłbyjąbeztrudu.
Załoga samolotu serwowała napoje. Śliczna, jasnowłosa stewardessa otwarcie
kokietowałaBastiena.Choćwychodziłazeskóry,byzwróciłnaniąuwagę,zignoro-
wałjejsłodkąpaplaninę.Nawetnaniąniespojrzał.
–Dokądpojedziemy?–spytałaLilah,gdyodrzutowiecwylądował.
–Zabioręcięnazakupy.JutrowylatujemydoParyża.Mamtamważnąnaradę.
–Nazakupy?–powtórzyłazezdziwieniem.
Bastientylkowzruszyłramionamizamiastodpowiedzi.Lilahspostrzegła,żeste-
wardessa patrzy na nią z dziką zazdrością. Gdybyś znała prawdę, dziewczyno… –
pomyślałazprzygnębieniem.
Leczjakwyglądałaprawda?Zadawałasobietopytaniewlimuzynie,którawiozła
ichzatłoczonymiulicamiLondynu.Dałasłowo,aBastienjakdotejporydotrzymy-
wałobietnic,cooznaczało,żewnajbliższejprzyszłościbędziedoniegonależała.Ta
świadomośćstawiałająwpozycjiofiary,pókinieprzyznałaprzedsobą,żewystar-
czyjednospojrzenienapięknierzeźbionerysyiatletycznąsylwetkę,żebyobudzić
w niej nieznane dotąd erotyczne tęsknoty. Zważywszy na jego reputację kobiecia-
rza,pewnieniejednaczułaprzynimtosamo.
Kilkaosóbwyszłoponichprzeddrzwiznanegomagazynumody.Wjechaliwindą
nagóręwasyściestylistki,osobistejdoradczynidosprawzakupówikilkorgasprze-
dawców. Widocznie Bastien już określił swoje preferencje, ponieważ skierowano
ichdowydzielonegopomieszczenia,gdziewskazanomufotel.Lilahprzystanęła,ob-
serwując,jakpodająmuszampana.Zarazjednakzaprowadzonojądoprzebieralni,
gdzieczekałnaniąnieprawdopodobniewielkiwybórubrań.
Zcałąpewnościąmogłająspotkaćwiększaprzykrośćniżprzymierzaniestrojów
dlaBastiena,alenieodpowiadałajejrolamanekinaprezentującegokreacjedlajego
wyłącznej przyjemności. Nie pozostało jej jednak nic innego, jak zacisnąć zęby
ispełnićjegowolę.Zrumieńcemnapoliczkachwyszładoniegowsukiencezbłękit-
negojedwabiu,przylegającejdociałajakdrugaskóra.
Bastien rozsiadł się wygodnie w fotelu w oczekiwaniu miłych dla oka widoków.
Z rozbawieniem obserwował, jak Delilah wychodzi z przebieralni niepewnym,
chwiejnym krokiem. Najwyraźniej nie przywykła do wysokich obcasów. Sukienkę
natychmiastuznałzazbytwyzywającą.Wtakprowokującejkreacjimogłabypara-
dować wyłącznie po jego sypialni i nigdzie więcej. Machnął lekceważąco ręką
ioczekiwałkolejnejprezentacji.
Jasnoróżowyżakietzespódnicąpasowałdokruczoczarnychwłosówiniebieskich
oczu. Niedostatek krągłości rekompensowała delikatnością i kobiecą klasą. Kiedy
pierwszyrazjązobaczył,przypominałamudoskonałą,porcelanowąlaleczkę,póki
niedostrzegłfascynującej,zmiennejgryuczućnajejtwarzy.Wyrażaławszystko,co
czuła.Czytałwniejjakwotwartejksiążce.
–Niezaprezentujęcibielizny–zastrzegłaszorstkimtonem.
Wyrwany z zadumy, Bastien podniósł wzrok na jej twarz. Błękitne oczy płonęły
gniewem.
–Nicnieszkodzi–rzuciłlekkimtonem.–Odłożymytenpokaznapóźniej.Poka-
żeszmijąwsypialni.
–Toniewmoimstylu–zaprotestowałazurazą.–Wybrałeśniewłaściwąosobę.
–Dlamniejesteśdoskonała.
– Niestety nie mogę odwzajemnić tego komplementu – odburknęła. – Nie ulega
wątpliwości,żeniestanowimydobranejpary.Potrzebujeszwystrojonejmarionetki,
posłuszniewykonującejrozkazy,ajaniecierpię,jakktośmnąrządzi.
Bastienwstałipopatrzyłnaniązgóryznieprzeniknionymwyrazemtwarzy.
–Nietegochcę.
–Żądaszbezwzględnegoposłuszeństwa.Potrzebujeszuległejkobiety,ajabronię
swojego stanowiska przed osobami stawiającymi nierozsądne wymagania, tak jak
ty.Cozemnązrobisz?
–Spróbujęciwytłumaczyć,żefałszywieinterpretujeszmojeintencje.
– Czyżby? Jesteś tak apodyktyczny, że chcesz decydować nawet o tym, co mam
nosić.
–Tonieprawda.Widzęwtobieklejnotwymagającyodpowiedniejoprawy.Dlatego
nielubię,jaknosisztanierzeczy.Chciałbym,żebyśbłyszczała…
– Bastien! – wykrzyknęła, ale zamilkła raptownie, zaszokowana nieoczekiwaną
deklaracją.Odpoczątkutraktowałjąjaktowar.Cogoobchodziłoopakowanie?Nie
krył,żeinteresujegowyłączniejejciało,bezubrania.
Paradowaładlajegoprzyjemnościwjednymstrojupodrugim.Oddanojejdodys-
pozycji obszerną garderobę. Podejrzewała, że nie zdąży założyć nawet jednej
czwartejztego,cowybrał,zanimjąodprawi.Najakdługoplanowałjązatrzymać?
Słynąłzniestałości.Przyżadnejkochanceniewytrwałdłużejniżmiesiąc.Mimoto
wyposażyłjąwniezliczonesztukiubranianawszelkiemożliweokazjeikażdąporę
roku.Popołudniowawyprawapozakupypotrwałaażdowieczora.
– Teraz wrócimy do hotelu na kolację – poinformował w pewnym momencie ze
stoickimspokojem,jakbyniedoszłomiędzynimidosprzeczki.
Lilahwróciładoprzebieralni.Rozdartawewnętrznie,zdjęłazwieszakaspódnicę
ibluzkę,żebynasiebiezałożyć.Zjednejstronykusiłoją,żebystawićopórBastie-
nowi, z drugiej chciała mu sprawić przyjemność. W końcu, cóż znaczyła jej duma
wobecradościiodzyskanejenergiiojca?To,coBastiendał,mógłodebraćwjednej
chwili.OferującRobertowistanowisko,przywróciłmuwiaręwsiebieichęćdoży-
cia. Lilah tłumaczyła sobie, że powinna być mu wdzięczna, ale przy swoim ideali-
stycznym nastawieniu do świata nie potrafiła praktycznie myśleć. W przeciwień-
stwiedoBastienapragnęłaintymnejwięziwpołączeniuzduchowąwromantycznej
otoczce.
Bastienzabrałjądoluksusowegohotelu,wktórymwynająłprzestronnyaparta-
mentzłożonyzdwóchsypialni.Przystanąłprzeddrzwiamipierwszej.
–Totwójpokój–oznajmił.–Jazamieszkamwdrugim.Potrzebujęwłasnejprze-
strzeni.
Lilah z ulgą przyjęła do wiadomości, że tym samym i jej zapewnił prywatność.
Uspokojona,patrzyła,jaksłużbahotelowawnosiniezliczonepudłaitorbyzawiera-
jącejejnowągarderobęorazpokaźnąkolekcjęmarkowychwalizek.
Bastienodebrałodjednegozpodwładnychtelefon.Zpoważnąminądługodebato-
wał z kimś po francusku, przywołując gestem pozostałych pracowników. Podczas
rozmowypodszedłdobiurkawwielkimholu,gdziejużustawionodlaniegolaptop.
WmgnieniuokazapomniałoobecnościLilah.Obserwowałswoichludzirozkładają-
cych telefony i laptopy, żeby wypełnić jego polecenia. Ciągle powtarzali jedną na-
zwę:DufortPharmaceuticals.
Lilahzrzuciłabutynawysokichobcasachiwłączyłatelewizorwrogupokoju.Za-
miast ekskluzywnej kolacji, którą obiecywał, dopiero po godzinie kelnerzy wnieśli
tacezzimnymiprzekąskamidlapracowników,którzywoleliprzegryźćcośnastoją-
coniżusiąśćdostołu.
–Delilah!–zawołałBastienzdrugiegokońcapokoju.–Chodź,weźsobiecoś.Na
pewnozgłodniałaśdotejpory.
–Umieramzgłodu–przyznała,zanimpodeszłanabosakaodebraćtalerz,który
dlaniejnapełnił.Dopieroteraz,bezbutów,wpełnidostrzegłaróżnicęwzrostu.
–Wychwyciliśmyobiecującąokazję–wyznał,mierzącjąwzrokiemodburzyroz-
czochranychwłosówpomaleńkiepaluszkiunóg.
Podziwiałjązabrakpróżności.Nieusiłowałamuzaimponować.Szanowałjejpo-
czuciewłasnejwartości.
–Takmyślałam–odrzekła,starannieukrywającradość,żecośodwróciłouwagę
Bastienaodjejosoby.
Bastienpatrzył,jaksiadawygodnienasofie,żebyobejrzećdokońcaodcinekre-
alityshow.Zaakceptowałabezurazy,żestawiainteresynapierwszymmiejscu.Nie
próbowałazwrócićnasiebiejegouwagi.Widząc,jakzajadazapetytemswojąpor-
cję,pomyślał,żewłaściwiepowinienuznaćjejobojętnośćzazniewagę.Bynajmniej
niepochlebiałomu,żenieprzeszkadzajejbrakzainteresowaniazjegostrony.
PogodzinieznudzonaDelilahwyłączyłatelewizorizpowrotemzałożyłabuty.Nie
nadeszłajeszczeporaspaniainajwyraźniejniemogławysiedziećnamiejscu.
–Dokądidziesz?–spytał,gdyruszyłakudrzwiom.
–Naspacer.Potrzebujęwytchnienia.
Kiedywsiadaładowindy,kujejzaskoczeniudołączyłdoniejjedenzpracowników
Bastiena.
–CzyBastienboisię,żeucieknę?–spytała,gdygorozpoznała.
–Niestety,jestpaniskazananamojetowarzystwo.Dostałempolecenie,żebynie
spuszczaćzpanioka.
–Jakmapannaimię?
–Ciro.
–AjaLilah–odrzekłazuśmiechem,świadoma,żebyłobyniesprawiedliwiewyła-
dowywać złość na Bogu ducha winnym człowieku, wykonującym tylko swoje obo-
wiązki.
Wbarzenadole,oświetlonymnastrojowym,przyćmionymświatłem,grałpianista.
Lilahzamówiłasobienapój.Cirousiadłprzystolikupodścianąizostawiłjąwspo-
koju. Lilah żałowała, że nie wzięła ze sobą nic do czytania. Postanowiła wypełnić
nadmiarczasu,dzwoniącdorodziny.
Jako pierwszy wybrała numer ojca. Robert Moore przedstawił córce plany Ba-
stienawobecfirmyizaletynowejlokalizacjizakładu.NastępnieusłyszałaodVickie,
żejejpiesek,Skippy,zostałzabranytegorankazgodniezprzepisamiprzezspecjali-
stycznąfirmętransportową.
Wkładałatelefonzpowrotemdotorebki,kiedyjakaśblondynkabezpytaniaopo-
zwoleniezajęłamiejscenaprzeciwko.Lilahpopatrzyłananiązezdziwieniem.
–MieszkapanizBastienemZikosem,prawda?–zagadnęłazuśmiechem.
Lilahzmarszczyłabrwi.
–Dlaczegopanipyta?
–NazywamsięJennyGower.Piszęartykułynastronydlapańw„DailyPageant”–
wyjaśniłapogodnymtonem,wyjmującwizytówkę.–Otomójnumertelefonu.Proszę
dzwonićodowolnejporze.Bastiennależydoulubieńcównaszychczytelniczek.Dla-
tegozbieramyinformacjeojegonajnowszychpodbojach.
–Niemampaninicdopowiedzenia–odparłaLilah,przerażonaatakiemreporter-
ki.
–Proszęsięniekrępować.Hojniepłacimynawetzadrobneploteczki.
NieoczekiwaniepodszedłdonichCiroiostrzegł:
–Lilah!Nierozmawiajzdziennikarzami.
– Właściwie nie rozmawiałyśmy. Właśnie zamierzałam wyjść. – Po ostatnich sło-
wachdopiłanapójiwstałaodstolika.
–PanZikosnieznosiplotkarskichgazet–poinformowałjąCiro.–Jeżelitobędzie
możliwe,nieprzekażęmu,żedociebiepodeszła.
Gdywróciładoapartamentu,Bastienwłaśnieodprawiałswoichludziprzednocą.
–Planowałemzejśćnadółidociebiedołączyć–oznajmił,kiedyjąspostrzegł.
Lilahdrgnęła,spłonęłarumieńcemizprzestrachempodniosłananiegowzrok.
Bastienazdenerwowałojejspłoszonespojrzenie.Niebudziłwkobietachstrachu,
tylkopożądanie.Musiałamówićprawdęoswojejniewinności.Tylkobrakdoświad-
czeniausprawiedliwiałjejlęk.Uznał,żenajwyższyczaspokazaćjej,żeniemapo-
wodudoobaw.
–Zamówićcicośdopicia?–zaproponował.
–Nie,dziękuję.
Bastienprzemierzyłpokójiuniósłjądogóry.Usiłującsięoswobodzić,wiłasięjak
węgorz.
–Przestańhisteryzować–upomniałjąsurowo.
Lilahzastygławbezruchuwjegoramionach,jakbywymierzyłjejpoliczek.Uświa-
domiłasobie,żefaktycznieprzesadniezareagowała.Wiedziała,żezamierzajejdo-
tykać.Powinnabyćnatoprzygotowana.
–Zaskoczyłeśmnieiwystraszyłeś–wymamrotałazzażenowaniem.
– Nie zamierzam przepraszać. – Usiadł na krześle, nadal tuląc ją do szerokiej
piersi.Potemrozsunąłzamekbłyskawicznynaplecachizsunąłjejbluzkęzramion.
–Och!–westchnęłaznowu,zawstydzona,żerozebrałjądostanika.
Bastientymczasemobjąłztyłujejwąskątalię,żebyjąprzytrzymać,podczasgdy
jegoustabłądziłypokarku.Sercewaliłojejjakmłotem,gdydelikatniechwytałzę-
bamiskóręiwodziłjęzykiempozagłębieniupomiędzyszyjąaramieniem.Przyspie-
szyłjejnietylkopuls,aleioddech.Chłonęłazmysłowedoznaniatakintensywnie,że
chwilamibrakowałojejtchu,abiustonoszzacząłuwieraćnabrzmiałepiersi.Później
uniósłjądogóry,posadziłzrozstawionyminogamiprzodemdosiebieiwycisnąłna
jejustachnamiętnypocałunek.Przyciągnąłjąbliżej,żebyczuła,jakbardzojejpra-
gnie.
–Bastien…
Wystarczyło jedno spojrzenie pięknych, ciemnych oczu w oprawie długich rzęs,
żebyjąuciszyć.Przestałaprotestować,przestałanawetmyśleć.Odbierałajegobli-
skośćkażdąkomórkąciała.Niewiedziałanawet,kiedyzdjąłjejbiustonosz.Zanim
zdążyła odczuć skrępowanie z powodu małych rozmiarów piersi, objął je dłońmi
iwprawnymiruchamipalcówzacząłpieścić,budzącnieznanedotąd,erotycznetę-
sknoty.
–Maszpięknybiust.Itakiwrażliwy…–wymamrotał,zanimobjąłwargamijeden
sutek.
Długo,rytmiczniekołysałjąwramionach,zanimjegodłoniedotarłydonajwraż-
liwszychmiejsc.Wmgnieniuokaskruszyłwszelkieopory,takżekrzyczałazrozko-
szybezwstydu,bezoporów,bezzahamowań.
Wyczerpanaponieziemskichdoznaniach,wsparłagłowęomocnąpierś,zadziwio-
na,żejejciałopotrafitakgwałtowniereagowaćnasamjegodotyk.Zprzyjemno-
ściąwdychałazapachwodykolońskiej,testosteronuipiżma.
Bastienaogarnęłaczułość,gdyDelilahprzytuliłasiędoniego.Oblizałpalce,żeby
poczućjejsmak.Pragnąłwięcej,takwiele,żenieśmiałjejdotknąć,pókinieochło-
nie.Niebyłcierpliwyiznałswojewady.Wstał,nadaltulącjąwobjęciach,zaniósł
dojejsypialni,położyłnałóżkuizgasiłlampkęnocną.
–Dozobaczeniarano.
Gdy poczuła na nagich piersiach powiew zimnego powietrza, podniosła na niego
zdumionespojrzenie.Czyżbyniezamierzałdoniejdołączyćidokończyćtego,coza-
czął?
–Ale…
–Dzisiejszywieczórbyłdlaciebie,niedlamnie–oświadczyłwdrodzedodrzwi.–
Nagle przystanął i obdarzył ją zniewalającym uśmiechem. – Wyobraź sobie, że to
najbardziejniewinnedoświadczeniezkobietąwcałymmoimżyciu.
Gdyzamknąłzasobądrzwi,Lilahuniosłabrwizezdumienia.Jakmógłtakintym-
ny kontakt nazwać niewinnym? Na miękkich nogach doszła do łazienki. Półnaga,
zrozmazanymmakijażemirozwichrzonymiwłosami,bynajmniejniewyglądałajak
uosobienie niewinności. Zawstydzona, ściągnęła spódnicę i weszła pod prysznic.
Lecz nawet pod orzeźwiającym strumieniem chłodnej wody miejsca, których Ba-
stiendotykał,płonęłyipulsowały.
Zadrżałanamyślopowtórce,bynajmniejniezodrazy.Późniejprzezpółnocynie
mogłazasnąć.
ROZDZIAŁPIĄTY
–Czymogępanaprosićnasłówko?–zagadnąłzniepewnąminąszefochronyBa-
stiena,Manos.–SprawadotyczypannyMoore.
Manos w ciągu kilku minut zburzył spokój Bastiena. Ponieważ z początku uznał
DelilahMoorezanowąpracownicę,niewidziałpowodu,byinformowaćszefa,jak
spędzawolnyczas.Zbytpóźnodoszedłdowniosku,żejejspotkaniezinnymmęż-
czyznąmogłobygozainteresować.
Bastienprzeżyłszok.Gdytrochęochłonął,ogarnęłagozłośćnasiebie,żeotrzy-
manyraporttakmocnonimwstrząsnął.Ilerazykobietagozawiodła,okłamała,na-
ciągnęła, okazywała fałszywe emocje? Zbyt wiele razy, żeby mógł zliczyć. Lecz
ztego,cowiedział,żadnazkochanekgoniezdradziła.
JeżeliDelilahposzłanarandkęzinnymzaledwiewczoraj,jużjejniechce.Przekli-
nałjednakochroniarzyzato,żeniepojechalizaniądodomu,sprawdzić,jakzakoń-
czyła wieczór. Sfrustrowany, zacisnął pięści, wsadził je do kieszeni i postanowił
wyjśćnamiasto,żebyrozładowaćnadmiarzłychemocji.
Dziewica?Wierutnekłamstwo!Niewątpił,żejezmyśliła,żebyzrobićzniegopo-
twora,azsiebiezniewolonąofiarę.ABastiennieznosiłdramatów.Jużprzeddwo-
malatyuznałswojąfascynacjęDelilahMoorezaszkodliwą.Czykiedykolwiekpra-
gnąłjakiejśosobytakbardzo,żebypamiętaćjąprzezdwalata?
Poszedłdoekskluzywnegonocnegoklubu,znaleźćdziewczynęnanoc.Musiałso-
bie udowodnić, że nie bardzo obeszło go postępowanie Delilah. Pijąc trzeci kieli-
szek,powtarzałsobie,żeniczymszczególnymsięniewyróżnia.Każdamożejąza-
stąpić.
Wklubienatychmiastotoczyłygoślicznotki,którewprostwychodziłyzeskóry,by
zwrócił na nie uwagę. Obejrzał je dokładnie w nadziei, że któraś go zainteresuje.
Blondynkęuznałzazbytpulchną.Ubrunetkiprzeszkadzałymuzbytbliskoosadzo-
neoczy,urudejzbytgłośnyśmiech,jeszczeuinnejpaskudnasukienkawkwiatki,
aukolejnejzbytwielkiestopy.
Delilahmiałamaleńkiepaluszkizpaznokietkamijakperełki.
Uświadomiłsobie,żezanimjąpoznał,nigdyniezwracałuwaginatakiedrobiazgi.
Każdaładnadziewczynapowinnajązpowodzeniemzastąpić.Dlaczegowięcnadal
siedziałsam?Niepowinienpoświęcićanijednejmyśliosobie,któragooszukała.
Zamówił czwartego drinka, usiadł i spróbował zebrać myśli. Wbrew własnym
zwyczajomczułpotrzebękonfrontacji zDelilah,cogo niepokoiło.Nigdynie kłócił
się z kochankami. Jeżeli któraś go drażniła, szybko wykreślał ją definitywnie ze
swojegożyciaiznajdowałnastępnąnajejmiejsce.Doszedłdowniosku,żenajlepiej
byłoby odesłać Delilah z powrotem na północ, zerwać wszelkie kontakty i zapo-
mniećocałejprzygodzie.
Lilahobudziłdźwiękgwałtownieotwieranychdrzwi.Usiadłanałóżku.Wświetle,
dochodzącymzzewnątrz,ujrzałapotężną,męskąsylwetkę.Natychmiastrozpozna-
łaBastiena.
Zapaliłświatło,którejąoślepiło,iwkroczyłdośrodkazchmurnąminą.Wystra-
szonajegonagłymwtargnięciem,podciągnęłakolanapodbrodę.Gdyzatrzasnąłza
sobądrzwiipodszedłbliżej,wyczułalekkizapachalkoholu.
Porazpierwszyuświadomiłasobie,żeprawieniconimniewie.To,cowyczytała
winternecie,bynajmniejjejnieuspokoiło.Czydużopije?Czypopijanemujestzdol-
nydoprzemocy?Czymagwałtownycharakter?–zastanawiałasięgorączkowo,gdy
obserwowałjąbaczniespoddługich,gęstychrzęs.
–Niepatrznamnieztakimprzestrachem–upomniałjąsurowo.–Nigdywżyciu
nieskrzywdziłemkobiety–dodałjużłagodniej.
–Obudziłeśmnienagle.Jużmocnospałam–wyjaśniła,zatajającnajbardziejnie-
wygodnączęśćprawdy,żenaprawdęjąprzeraża.
Wysoki,potężny,nieprzewidywalnybudziłwniejlęk,zwłaszczateraz,gdystałtuż
przyłóżkuipatrzyłnaniąbadawczozgóryzgniewnymbłyskiemwoku.
–Wyjaśnij,dokądizkimwychodziłaśwczorajwieczorem–zażądał.
–Poszłamzpaczkąprzyjaciółnakolacjęidokina–niemalwyszeptała,zdziwiona,
żeżądatakichwyjaśnieńnaglewśrodkunocy.
–Czyzawszecałujeszkolegówiwracaszznimisamochodamidodomupóźnymi
wieczorami?–dociekałzponurąminą.
Lilahzrobiławielkieoczy.
–Skądwieszopocałunku?
Bastienpilnieśledziłgręuczućnajejtwarzy.Wyczytałzniejzażenowanie,urazę,
aleaniśladuskruchy.
–Wysłałemzatobąjednegozmoichochroniarzy.Straciłcięzoczu,gdywsiadłaś
dosamochodutegofaceta.
–Och!–jęknęłaLilah,ponieważodebrałojejmowęnawieść,żekazałjąśledzić,
jeszczezanimopuściłarodzinnemiasto.Jakśmiałnaruszaćjejprywatność?
–Niemiałeśprawamnieszpiegować!–zaprotestowała.
–Zyskałemjewmomencie,kiedyprzystałaśnamojewarunki.Czyspędziłaśznim
noc?
Lilahwzięłagłębokioddechdlauspokojeniawzburzonychnerwów.
–Nie–zaprzeczyłastanowczo.–Joshodwiózłmniedodomu.Pocałowałmnietyl-
koraz,zzaskoczenia.Nigdywcześniejniepróbowałmnieuwodzić.
–Niezrobiłaśnic,żebygopowstrzymać.
–Niebyliśmysami.Niechciałamrobićprzyjacielowiwstyduprzyludziach,żeby
niepostawićgowniezręcznejsytuacji.
Bastiendługoobserwowałjąwnapięciu,niezdecydowany,czyuwierzyć,czynie.
–Okazałaśmuzbytwielkąwyrozumiałość.Niepozwolę,żebyktośpróczmniecię
dotykał.
–Ajanieżyczęsobie,żebyktokolwiekdeptałmipopiętach.
–Tokoniecznedlamojegospokojuitwojegobezpieczeństwa.
–Niepotrzebujęochrony.
–Tojaotymdecyduję–oświadczyłtonemnieznoszącymsprzeciwu,gaszącświa-
tło.
–Czasamiokropniemniedenerwujesz–odburknęła.
–Tymnieteż.–Zamilkłnachwilę,następnieodrzuciłkołdrę,wziąłjąnaręceiru-
szyłkudrzwiom.
–Corobisz?–zaprotestowała,gdyspostrzegła,żeniesiejądoswojejsypialni.–
Obiecałeśmiosobnypokój.
–Nadziśzmieniłemzdanie–uciąłkrótko,układającjąnawłasnymłóżku.Następ-
niezdjąłmarynarkęipowiesiłnaoparciukrzesła.–Idępodprysznic–oświadczył
bezbarwnymgłosem.
Lilah zwinęła się w kłębek, zbyt zmęczona, zdezorientowana i zalękniona, żeby
wszczynaćkłótnie.Zaskoczyłoją,żezakończyłdyskusjęrównienagle,jakjąrozpo-
czął.Czyprzekonałago,żeniespałazJoshem?Niepotrafiłaodgadnąćjegomyśli
ani przewidzieć reakcji. Doszła do wniosku, że niesłusznie uznała go za zimnego,
pozbawionegouczućczłowieka.
Odkądgopoznała,wjejgłowiepanowałtotalnyzamęt.Jeszczekilkagodzinwcze-
śniejnieśmiałabyponowniespojrzećmuwoczypointymnychpieszczotach,które
określiłjakoniewinne.Dopieroterazzaczynałasobieuświadamiać,żejejpruderia
inaiwnośćwynikałyzbrakudoświadczenia.Polatachdobrowolnejwstrzemięźliwo-
ścinicniewiedziałaożyciu.SkoroznaczniebardziejdoświadczonyBastienuważał,
żeniezrobiliniczdrożnego,onateżniepowinnaodczuwaćwstydu.
Następnego ranka obudziła ją służba, która przyniosła obfite śniadanie na tacy.
Lilah zerknęła na wgniecenie na poduszce obok, zdziwiona, że spokojnie zasnęła
obokBastienaiprzespałacałąnoc.
Jadławłaśnierogalikaznadzieniemczekoladowym,kiedyosobistaasystentkaBa-
stiena o imieniu Berdina przyszła ją poinformować, że wyszedł na ważną naradę.
Dodała,żepospotkaniuzjegoprawnikiemzakilkagodzinodlecądoParyża.
Zachodzącwgłowę,pocojąznimumówił,spakowałanowonabytągarderobę.
Włożyłaintensywnieniebieskipłaszczijasnąsukienkę.Powiedziałasobie,żenosze-
nieeleganckichstrojównależydojejobowiązków,zaktórehojniezapłacił.Musiała
sobie regularnie przypominać, że zawarli prosty układ handlowy. Zaakceptowała
jegowarunkiwzamianzaponowneotwarciefabrykiizatrudnieniedawnejzałogi,
łącznie z ojcem. Wątpiła, czy kiedykolwiek wybaczy Bastienowi, że udowodnił, że
możnająkupić.
Gdywyszłazsypialni,prawnikBastienazaprezentowałjejdeklaracjępoufności,
którązgodziłasiępodpisać.Starszypanrozłożyłdokumentnastole.Podczasczyta-
niazwracałjejuwagęnaróżneklauzule,zanimwręczyłdługopis.Ponieważniezna-
lazłanicpodejrzanego,bezoporówzłożyłapodpis.
Gdytragarzeprzyszlizabraćbagaże,opuściłahotelwtowarzystwieBerdiny.
–MarielleiFrançoisDurandzaprosilinasdzisiajnalunchwParyżu–poinformo-
wałBastien,gdyledwiezajęłamiejsceobokniegowobszernejkabiniejegoodrzu-
towca.
Grafitowygarniturdoskonaleleżałnasmukłej,barczystejsylwetce.Białakoszula
podkreślałaśniadącerę.
–Cotozaludzie?–spytałaLilahzzaciekawieniem.
–Mariellebyłakiedyśmojądziewczyną.PóźniejwyszłazaFrançois–wyznałbez
cieniazażenowania,kiedypodanokawę.–Twojaobecnośćrozładujeatmosferę.
Jego wyznanie podsyciło ciekawość Lilah. Bastien wyciągnął kartę kredytową
irzuciłnadzielącyichstolik.
–Todlaciebie.Idźnazakupy,gdyjabędęprowadziłinteresy.Przyjadępociebie
przedlunchem.
Lilahpopatrzyłazniesmakiemnakartę,poczymodsunęłająodsiebie.
–Niechcęwydawaćtwoichpieniędzy.
–Niemaszwyboru.Oczekujętegoodciebie.
Lilah dla świętego spokoju wsunęła kartę do torebki. Powiedziała sobie, że nie
musiniczegokupować.Nieumknęłojejuwadze,żepodwładniBastienaśledząkaż-
dy jej ruch. Nie ulegało wątpliwości, że rozsadza ich ciekawość, co ją łączy z ich
szefem.Ichzainteresowanieświadczyłootym,żeprzynajmniejdlapostronnegoob-
serwatoraichwzajemnerelacjeniesprawiaływrażeniatypowych.
Gdyuniosłagłowę,gorącespojrzenieBastienaprzypomniałojejniedawneintym-
ne pieszczoty. Natychmiast wzrosła jej temperatura, a serce szybciej zabiło. Bez-
wiedniezwilżyłajęzykiemwyschniętewargi.
–Sethelo.Pragnęcię–wyszeptał,gładzącjąpodłoni.–Nigdynażadnąkobietę
nieczekałemtakdługo.Wczorajszywieczórpodsyciłmójapetyt.
–Wcalenieczekałeś!–wypomniała,cofającrękę.–Wprzeciągudwóchlatuwio-
dłeścałytłumpiękności.
–Sprawdziłaś,ile?
–Apoco?Comnieobchodzątwojeprywatnesprawy?
–Racja.Niepowinnycięinteresować.Niełączynasnicpróczpociągufizycznego.
–Oczywiście.
PoprzejściuprzezbramkęportulotniczegowParyżuLilahzaskoczyłwidokwyce-
lowanychwnichobiektywów.Strachchwyciłjązagardło,żemediaokrzyknąjąnaj-
nowszą zdobyczą Bastiena. Martwiło ją, że gdy rodzina lub znajomi zobaczą ich
zdjęciawgazetach,zacznąpodejrzewać,żełączyichcoświęcejniżstosunkisłuż-
bowe.
Aby zminimalizować ryzyko, odstąpiła do tyłu i próbowała udawać jedną z pra-
cownic.Mimotofleszewciążbłyskały.Dziennikarzewykrzykiwalipytaniapofran-
cuskuiangielsku,alezignorowałaichtaksamojakfotografów.Wsiadładolimuzyny
wtowarzystwieBerdiny,zktórąmiaławspólnierobićzakupy,iCira,przydzielonego
jejdoochrony.
Kierowca zawiózł ich na Avenue Montaigne, ekskluzywną aleję handlową. Gdy
Berdinaniezwracałananiąuwagi,LilahposzukaławtelefonieinformacjioMariel-
leDurand.Naekranieujrzałasmukłą,ślicznąblondynkęiwyczytała,żeprzedwyj-
ściemzamążbyłasławnąmodelką.
Nieobecnaduchem,przemierzyłafirmowesklepyLouisaVuittona,DioraiChanel.
WkońcuzgodniezżyczeniemBastienaskorzystałazkartykredytowej,żebykupić
mukrawatuRalphaLaurena.Skorospełniłajegożyczenie,niepowiniennarzekać.
Dołączyłdoniejwpołudnie.
–Gdzietorbyzzakupami?–zapytałzamiastpowitania.
Lilahwyciągnęłaztorebkimalutkąpaczuszkęiwręczyłamu.
–Proszę,todlaciebie.
–Dlamnie?
–Kazałeśmiwydawaćswojepieniądze–przypomniała.
–Alenienamnie!–wykrzyknął,gdyrozpakowałkrawatzezłocistegojedwabiu.
–KupiłeśmitylerzeczywLondynie,żeniebędępotrzebowałaniczegonowegoco
najmniejdokońcastulecia.
–Nieotomichodziło.Chciałem,żebyśprzynajmniejrazspełniłamojeżyczenie.
Czywypełnianiejakichkolwiekpoleceńsprawiaciażtakwielkątrudność?
–Nie.Tylkotwoich.Wybacz,panie.Następnymrazemposłuchamrozkazu–za-
drwiła.
–Powinnaśzwłasnejwolidążyćdotego,żebymniezadowolić.
–Nibydlaczego?
–Żebywprawićmniewdobrynastrój.
PodczasgdyLilahpróbowałasobiewyobrazić,cobyzyskała,okazującuległość,
samochódruszyłwdrogę.
Durandowie mieszkali w imponującym osiemnastowiecznym domu na Wyspie
ŚwiętegoLudwika.Pokojówkazaprowadziłaichdoprzestronnegosalonu,gdziewy-
mienilizgospodarzamipowitalneuprzejmościigdziepodanonapoje.
OkropnieskrępowanabadawczymspojrzeniemMarielle,Lilahnapróżnousiłowa-
ła opanować zdenerwowanie. Marielle na żywo wyglądała jeszcze piękniej niż na
zdjęciach.Ucieszyłająwiadomość,żejestAngielką.
BastienzaskoczyłLilah,ujmującjejdłońiprzyciągającjądosiebiepodczaspoga-
wędkizFrançois.Rozmawialiwyłączniepofrancusku,dopókiMarielleniezapytała
Lilahorodzinnemiasto.Zadowolona,żeniemusiprzywoływaćzzakamarkówpa-
mięci szkolnej francuszczyzny, Lilah odprężyła się nieco podczas lunchu. Przy kie-
liszkuwinapięknablondynkazaprosiłająnaprzechadzkępoogrodzie.
–OdjakdawnajesteśzBastienem?–spytałaprostozmostu,gdyodeszłynatyle
daleko,żepanowieniemogliichusłyszeć.
–Zaledwieodkilkudni–przyznałaLilahzociąganiem.–Czywolnomizapytać,
kiedyznimchodziłaś?
– Bardzo dawno temu, gdy zaczęłam odnosić sukcesy jako modelka. Uwielbiam
męża,alemuszęprzyznać,żenigdywżyciunieprzeżyłamtakfascynującejprzygo-
dy jak z Bastienem. Lecz złe doświadczenia wywarły na niego zbyt destrukcyjny
wpływ,bymógłzaufaćjakiejkolwiekkobiecieizostaćprzyjednejnastałe.Dlatego
łamiedamskieserca.
–Cogospotkało?
–Niewiem,aledamgłowę,żedorastałwnieprzyjaznymśrodowisku.Przypusz-
czam,żetrudnedzieciństwowycisnęłopiętnonajegopsychice,stądjegoniestałość
inieuzasadnionanieufność.Dlamniemazbytskomplikowanąosobowość.
Lilah odkryła, że właśnie nieprzewidywalność Bastiena najbardziej ją pociąga.
Stanowiłdlaniejzagadkęiciekawewyzwanie.Nieprzypominałnikogo,kogoznała.
Nieprzeciętnieinteligentny,niecierpliwy,skryty,bezresztyoddanypracyinienasy-
conywdążeniudokolejnychsukcesów,intrygowałjąjakniktinny.Coukształtowało
jegocharakter?Albokto?Jakiemotywynimkierowały?Idlaczegowogólełamała
sobienadnimgłowę?
–SkutecznieoczarowałaśDurandów–orzekłBastienwdrodzepowrotnejnalot-
nisko.–Niejesteśomnieanitrochęzazdrosna.
–Aczemumiałabymbyć?–odpowiedziałapytaniem,żebyukryćzaskoczenienie-
oczekiwanymstwierdzeniem.–Niesądzę,żebyślubiłzaborczekobiety.
Bastienprzyznałjejwduchurację,alegdyobserwowałprzezotwartedrzwina
patio,jakswobodniegawędziiżartujezjegobyłąkochanką,zabolałagojejobojęt-
ność.
ZawstydziłniecoLilah,ponieważniepowiedziałamucałejprawdy.Niecierpiała
mąkzazdrości,aleprzeszkadzałajejświadomość,żeprześlicznamodelkaniegdyś
dzieliłaznimłoże.
–Dokądterazpolecimy? –spytała,żebyodwrócić jegouwagęod niewygodnego
tematu.
–MamzamekwProwansji.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Opuścililotniskosamochodemterenowym.Ochronapodążałazanimidrugimau-
tem.
Jasneprowansalskiesłońcechyliłosiękuzachodowi,łagodzącostrekonturycie-
ni. Jechali przez wyboiste wzgórza z głębokimi wąwozami i żyznymi dolinami. Na
szczytachwybudowanomalownicze,fortyfikowaneosadyzwąskimi,krętymiulicz-
kamiidomkamizokiennicamiwoknach.Wspaniałykrajobrazporastałabujnazie-
leń. Zbocza wzgórz pokrywały stare winnice. W sadach na kamiennych tarasach
rozkwitałybrzoskwinie,grusze,nektarynkiiwiśnie.
–Czyodziedziczyłeśrezydencjępoprzodkach?–spytałaLilah.
–Niepochodzęzzamożnegorodu–poinformowałBastienoschłymtonem.–Moja
matkaurodziłasięnaprzedmieściuAten.Pracowałajakokelnerka.Ojciecprowadzi
małeprzedsiębiorstwobudowlane.Poślubiłbogatąkobietę.Niestety,nigdynieoże-
niłsięzmojąmatką.
– Och! – westchnęła Lilah po dość długim, niezręcznym milczeniu. – Gdy wspo-
mniałeś,żepodarowałjejwisiorekwkształciekonikamorskiego,idodałeś,żejako
dzieckouważałeśzwiązekswoichrodzicówzadoskonały,odniosłammylnewraże-
nienatematwaszychstosunkówrodzinnych.
–Jakomałychłopiecnierozumiałem,jakwyglądająprawdziwerelacjemiędzyro-
dzicami.
–Ajakwyglądały?
–Fatalnie.MojamatkabyłakochankąAnatole.Razprzyznała,żecelowozaszła
wciążęwnadziei,żeporzuciżonęiożenisięznią.Jednakjejplanspaliłnapanew-
ce. Doznała gorzkiego rozczarowania. Nieco wcześniej spłodził z żoną mojego
przyrodniegobrata,Leona,starszegoodemniezaledwieokilkamiesięcy.
–Powiedziałaciotym?–dopytywałasięLilahzniedowierzaniem.
Bastienwykrzywiłpiękniewykrojoneusta.
–Atheneniemiałazagroszinstynktumacierzyńskiego.Nigdynieprzezwyciężyła
rozgoryczenia. Nie kryła żalu, że spadła na nią odpowiedzialność i wydatki na
dziecko,którenieprzyniosłojejżadnegopożytku.
Lilahzacisnęłazęby,żebyniewyrzucićzsiebie,comyśliotakbezdusznejosobie.
Przeżyłaszok,aleprzewidywała,żeBastienbyjąwyśmiał,gdybywyraziłaoburze-
nie.Bolałojąjednak,żedorastał,myśląc,jakobyniepotrzebnieprzyszedłnaświat.
Żadnepoczęciedzieckaniepowinnobyćnarzędziemmoralnegoszantażu.
–Czemumilczysz?–zagadnąłBastienpodłuższejchwili.–Dałbymgłowę,żewy-
głosiszmoralizatorskąprzemowę.
–Bomnienieznasz.Doskonalezdajęsobiesprawę,żeniewszystkiedziecidora-
stająwbajkowymświecie.Inaczejmójojcieckochałbymamęipozostałjejwierny.
–Aniebył?–zapytałzniedowierzaniem.–Ponieważłączywasbliskawięź,uzna-
łemzaoczywiste…
–Moirodziceniebylizesobąszczęśliwi.Niewzięliślubuzmiłości.Ojcieczdra-
dzałmamę,zkimpopadło.Zpowodujegoniewiernościciągledochodziłowdomudo
kłótni. Zostali parą bardzo wcześnie, w wieku kilkunastu lat. Wszyscy oczekiwali,
żesięzniąożeni,więcwkońcutozrobił.Nieprędkozrozumiałam,żepresjaspo-
łecznaspowodowała,żeczułsięjakschwytanywpułapkę.Zupełnieinaczejtraktuje
mojąmacochę.
–Czyniestałośćojcawpłynęłanatwojąocenę,kiedywyzwałaśmnieodbuhajów?
ZawstydziłLilah,przypominającobelgęsprzeddwóchlatwnajmniejspodziewa-
nymmomencie.
–Oczywiścieżenie,ale…tyteżczęstozmieniaszkochanki.
–Aleniezdradzaminieśpięzbylekim.Choćwyznajęinnewartościniżty,jatak-
żeprzestrzegamokreślonychstandardów.
Lilahzewstydumocnozacisnęłapalce,splecionenakolanach.
–Tamtegowieczoraniepotrzebnieponiosłymnienerwy.Niepowinnamodsądzać
odczciiwiarykogoś,kogoprawienieznałam–przyznaławnadziei,żetymwyzna-
niemzamknieniewygodnytemat.
–Czytoprzeprosiny?–Gdyzamiastpotwierdzeniausłyszałtylkogłębokioddech,
dodałpochwili:–Przyjmuję,żetak.Wkońcuniezrobiłemcikrzywdy.Zaprosiłem
ciętylkonakolacjęizaproponowałem,żebyśspędziłazemnąnoc.Niepróbowałem
cięzniewolić.
–Nodobrze,przepraszam…uniżenie.Zadowolony?–warknęłazurazą.
–Swojądrogą,codziewicamożewiedziećomęskichzwyczajach?–zadrwił.
–Możeczytambrukowąliteraturę–odburknęła.
Bastien roześmiał się na widok zaczerwienionych policzków i gniewnego błysku
wbłękitnychoczach.Bawiłogo,żenawetjeżeliniemiałaracji,niedawałazawy-
granąjakinne.Lubiłtęjejprzekorę.
Wjechali pomiędzy dwiema potężnymi kamiennymi kolumnami w aleję starych
drzew.Wkrótcezatrzymałsamochód.
–WitajwChateauSainte-Monique.
Kinkietywformieżelaznychlatarńoświetlałystarąbudowlę,podkreślającmiodo-
wą barwę kamieni. Wiele okien przesłaniały typowo prowansalskie fioletowo-nie-
bieskieokiennice.Rabatkikwiatowepomiędzyżwirowymialejkamizdobiłyfronto-
wydziedziniec.
LilahwysiadłaipodeszłazBastienemkuwejściu.
–Kiedykupiłeśtęposiadłość?–zapytała.
–Okołotrzechlattemu.Należaładosędziwejhrabiny,którąpoznałem,kiedypo-
szukiwałemterenówpodwiejskązabudowę.Ledwiezobaczyłemtęrezydencję,zło-
żyłemjejofertę,aledopieropokilkumiesiącachzgodziłasięjąsprzedać.Remont
zajął następny rok. Przyjeżdżam tu odpocząć albo kiedy mogę pracować w domu.
Mieszkałemtuprzezostatnimiesiąc.
Otworzył im mężczyzna w średnim wieku w sztywno wykrochmalonej białej ko-
szuliimuszce.Powitałichuśmiechem.
–Stefanwrazzżoną,Marie,dbająodom–poinformowałBastienpoprzedstawie-
niujejdomownikom.NastępnieobjąłLilahiwprowadziłdośrodka.
Wystrójwnętrzazapierałdechwpiersi.Holznowoczesnymimeblamipokrywała
posadzkazułożonegowszachownicęczarnegoibiałegomarmuru.Nagóręprowa-
dziłyszerokie,kręconeschody.
Gdywniesionobagaże,Bastienruszyłkuschodom.StefanotworzyłdrzwiiLilah
usłyszałaznajome,radosneszczekanie.Stefanuśmiechnąłsięnawidokjamniczka
zdługimiuszami,którywpodskokachdopadłdoLilah.
–Jateżzatobątęskniłam–przyznała,kucając,żebywziąćpupilanaręce.Wyjęła
mu z pyszczka jedną z piszczących zabawek, które uwielbiał aportować, po czym
zpowrotempostawiłagonapodłodze.Gdymująrzuciła,pochwyciłjąipospieszył
doBastiena.
– Zignoruj jego zaczepki – doradziła. – Zrozumie, że nie chcesz się z nim bawić
idacispokój.Vickiezawszetakrobi.Nieprzepadazapsami.Wolikoty.
SkippytrąciłnoskiemczubekbutaBastiena.Mimożepatrzyłnaniegobłagalnie
wielkimi,ciemnymioczami,Bastienodsunąłgonogą.Lilahpatrzyłazprzerażeniem,
jakpiesekspadazeschodka.Stefanpodbiegł,żebygopodnieść,najwyraźniejświa-
domy,żejegopracodawcanielubizwierząt.
LilahpodążyłazaBastienemdonastrojowejsypialni,wyposażonejwmieszaninę
zabytkowychiwspółczesnychmebli.Woknachzawieszonoperłowezasłony.Drape-
ria z tego samego materiału spływała obfitymi falami z obręczy z kutego żelaza
wkształciekoronynadwielkimłożem.
–Jakiprzepięknypokój!–wyszeptałaLilahwzachwycie.
–Pokojówkirozpakujątwojerzeczy.Przyjdźzagodzinęnakolację–powiedział,
gdyjakiśmężczyznaprzyniósłjejbagaż,adwiedziewczynywuniformachprzyszły
przenieść walizki do przyległej garderoby, widocznej przez otwarte drzwi. – Włóż
cośwyjątkowego,żebymrozbierałciępóźniejzprzyjemnością,mojasłodka.
Lilah spłonęła rumieńcem, gdy napotkała gorące spojrzenie Bastiena. Delikatnie
pogładziłjąpopoliczku,poczymwycisnąłnajejustachnamiętnypocałunek,który
przyspieszyłjejoddechipuls.Gdyjąpuścił,patrzyłnaniąwmilczeniuprzezkilka
długichsekund,zanimruszyłkudrzwiom.
Lilah weszła do wyłożonej marmurami łazienki. Kompletnie zagubiona, powiodła
palcempoopuchniętychwargach.Niemogłasobiedarować,żepragnieBastienado
bólu.Tylkotegobrakowało,żebypolubiłarolęutrzymanki!Aleczytonaprawdęta-
kie złe? Czy nie przemawiała przez nią urażona duma? Przecież ludzie uprawiają
seksdlaprzyjemności,aczkolwiekzrelacjiprzyjaciółekwynikało,żeczęstodozna-
wały rozczarowania. W końcu uznała, że kiedy wypełni zobowiązanie, prawdopo-
dobniebędziesiędziwićsamasobie,żełamałasobiegłowęnadzupełnienaturalną
ludzkąaktywnością.
Wzięłaprysznic,zabrałakosmetykidomakijażuiowiniętawręcznikwróciłado
sypialni.Wgarderobieprzejrzałanowozakupionestroje.Bastienkazałjejwłożyć
cośwyjątkowego.Zbłyskiemrozbawieniawokuściągnęłazwieszakasukniębalo-
wąbrzoskwiniowejbarwy,bardziejprzypominającąkostiumteatralnyniżwspółcze-
sneubranie.Uznała,żewsamrazpasujedopałacu.KiedyprezentowałająBastie-
nowiwdomumody,dostrzegławjegooczachpłomieńpożądania.
BastienstanąłwholuizzachwytemobserwowałDelilah.Schodziłazeschodów
zwdziękiemigodnościąkrólowej.Wspaniała,lśniącakreacjaopinałajejsmukłąfi-
gurędotalii.Poniżejniezliczonewarstwycieniutkiegotiuluspływałypokamiennych
schodach. Burza czarnych loków opadała na plecy. Pojedyncze pasemka okalały
trójkątnątwarzyczkę,podkreślającbłękitoczu.Podałjejrękę,wpatrzonywpełne,
różoweusteczka.
–Zaparłomidechwpiersinatwójwidok–wyznał.
Lilahzaskoczyłnieoczekiwanykomplement.Bastienprzeprowadziłjąprzezprze-
stronnysalonzzabytkowym,rzeźbionymkominkiemieleganckimi,niebieskimiso-
faminawyłożonykamiennąposadzkątaraszpłonącymiświecaminastole.
–Jestembardzogłodna–stwierdziła,gdylokajodsunąłdlaniejkrzesłoirozłożył
jejserwetkęnakolanach.
–Powinnocismakować.Marie,żonaStefana,gotowaławrenomowanejrestaura-
cji,oznaczonejgwiazdkamiMichelinawParyżu,zanimpodjęliumniepracę–poin-
formował.
–Zatrudniasztuwieluludzi–zauważyła.–Żyjeszjakkról.
–Tylkowtedy,gdyobowiązkipozwalająmituspędzićjakiśczas.Podczaspodróży
służbowychjadamwlokalachlubsamprzyrządzamsobieposiłki.
–Umieszgotować?–spytałazniedowierzaniem.
–Oczywiście.Niktmnienierozpieszczał.Aledoceniamto,cowżyciunajlepsze.
–Czytwojamamażyje?–spytałapodczaspierwszegodania.
Bastienprzezchwilęobserwowałjązezmarszczonymibrwiami.
–Widzę,żeciekawicięmojeżycie.
–Czemunie?Tochybanicdziwnego–odrzekła,wzruszającramionami.
– Zginęła w wypadku samochodowym, gdy byłem jeszcze dzieckiem, i musiałem
zamieszkaćuojca.
–Jakcitambyło?
–Koszmarnie.Jegożona,Cleta,znienawidziłamnieodpierwszegowejrzenia.Sta-
nowiłemdlaniejżywydowódniewiernościmęża.Amójprzyrodnibrat,Leo…nagle
przestałbyćukochanymjedynakiem.Naturalnieionmnienieznosił.Aleodniosłem
pewnekorzyścizprzeprowadzkidonowegodomu.
–Jakie?
– Przede wszystkim wreszcie regularnie widywałem ojca i poszedłem do lepszej
szkoły.
–Wyglądanato,żezojcemłączyciębliskawięź–skomentowałaLilahwnadziei,
żepotwierdzi.Ucieszyłoją,żemówiłonimciepło,ponieważnieulegałowątpliwo-
ści,żemiałbardzociężkiedzieciństwo.
–Tak.Bardzogokocham.Fatalniewybierałżyciowepartnerki,alebyłwspania-
łymojcem.Zawszemogłemnanimpolegać–przyznałznieskrywanądumą.
Lilahodetchnęłazulgą,żeprzynajmniejjedenczłowiekgokochał.Kujejzasko-
czeniu bardzo przygnębiła ją myśl, że dorastał w osamotnieniu, bez rodzicielskiej
miłości.OdpowiedziBastienawyjaśniłyjej,coukształtowałojegotwardy,bezkom-
promisowycharakter.
– Ale dajmy spokój mojej przeszłości, glikiamou – wyrwał ją z zadumy głos Ba-
stiena.–LepiejopowiedzmioJoshuBurrowesie.
Lilahzesztywniała,zbitaztropu.
–Niemaoczymmówić.Studiowałzemnąnajednymrokunauniwersytecie.Jest
dlamnietylkokolegą.
–Alenajwyraźniejjemutoniewystarcza.Chciałbyczegoświęcej.Powinnaśpo-
wiedziećmuprawdę.
–Opowiedziałamznajomymtęsamąhistorięcorodzinie,żezaoferowałeśmipo-
sadę.
Bastienwbiłwzrokwkusząceusta,gdypróbowaławspaniałejjagnięciny,podanej
nadrugiedanie.
–Dlajegodobralepiej,żebyśmuuświadomiła,żejesteśmoja.
–Nienależędociebie–wycedziłaprzezzaciśniętezęby.
–Należysz.Ilekroćnaciebiespojrzę,widzę,żeodwzajemniaszmojepragnienia.
Lilahuznałamilczeniezanajbardziejdyplomatycznąodpowiedź.Zażadneskarby
nieprzyznałaby,żepociągająnieodparcie.Spróbowałaskupićuwagęnajedzeniu,
aleoczysamepodążyłyzaBastienem.Odpierwszegowejrzeniauznałagozanaja-
trakcyjniejszegomężczyznę,jakiegowżyciuwidziała.Przezdwalataniezmieniła
zdania.Dopierokiedyzabranopustetalerzeinapełnionoimkieliszki,zdołałaode-
rwaćwzrokodpięknierzeźbionychrysów.
–ŻonaStefanawspanialegotuje–pochwaliła,gdyspróbowałapieczonągruszkę
z sosem czekoladowym, którą podano na deser. – Ale nic więcej już nie zdołam
przełknąć–dodała,odsuwająctalerzyk.
–Chceszkawy?
–Nie,dziękuję.–Zamarławbezruchu,gdyBastienwstałipodszedłdoniej.
– Reaguję na ciebie jak nastolatek – wyznał schrypniętym głosem. – Nie mogę
czekaćaniminutydłużej.
Lilahwsparłaręceostółiwstała.Fałdybrzoskwiniowejsuknispłynęłynapodło-
gę.Czasspłacićzobowiązanie–myślałagorączkowo.
Bastiennieodrazujejdotknął.Pochyliłgłowęimusnąłjejustazapraszającympo-
całunkiem, który przyspieszył jej puls i przyprawił o zawroty głowy, tak że ledwie
mogłaustaćnanogach.Następnieporwałjąnaręce.
– Wczoraj zdenerwowała mnie wiadomość, że Josh cię pocałował – oświadczył
nieoczekiwanie,niosącjąposchodachztakąłatwością,jakbynicnieważyła.–Póki
pozostajeszzemną,niepozwól,żebyktośinnyciędotykał.
Nadal oszołomiona niewypowiedzianie słodkim pocałunkiem, Lilah podniosła na
niegozamglonespojrzenie.
–Niegrozimito–wymamrotała.
–Dlaczego?Jesteśpiękna.Nietylkojatowidzę.Joshteż.
–Widziszwemniewięcej,niżsamadostrzegam–odrzekła,ponieważwedługwła-
snejocenyniedorastaładopiętpięknymmodelkom,zktórymiwcześniejromanso-
wał.Zawszewybierałdługonogie,jasnowłose,klasycznepięknościwtypieMarielle.
Niska,zaszczupłaLilahwniczymnieprzypominałaideałuurody.Wszkolechłopcy
niezwracalinaniąuwagizpowoduzbytmałegobiustuizbytwąskichbioder.
–Wiemtylkotyle,żeciępragnę.Nicinnegosięnieliczy.
–Nic?–powtórzyłazniedowierzaniem.
–Nic–potwierdził,wdychajączlubościąaromatkokosowegoszamponuzmiesza-
nyzdelikatnymzapachemkosmetykówijejwłasnym,unikalnym,niepowtarzalnym.
Ateoczy,błękitnejakszafiry,lśniłyjakklejnoty!
Ułożyłjąnałóżkuwjejsypialni.Samjejwidokrozpalałmuzmysły.Powiedziałso-
bie,żegdyjąposiądzie,nasycigłód.Niewykluczał,żedoznarozczarowania,zwa-
żywszy na jej brak doświadczenia i zainteresowania cielesnymi uciechami. Bo czy
zmysłowakobietapozostałabytakdługonietknięta?Nawetjeżelijejoczybłyszcza-
łyjakgwiazdy,gdynaniegopatrzyła,nawetjeślizpasjąoddawałapocałunki,mało
prawdopodobne,bymiaławieledozaoferowania.
Zdejmującjejbuty,świadomieodparłpokusępogłaskaniarozczulającomaleńkich
stópek.Wytłumaczyłsobie,żenieumiezniąpostępować,ponieważjejdziewictwo
zbijagoztropu.Alejeżelimówiłaprawdę,aniemiałapowodu,żebykłamać,będzie
doniegonależałabardziejniżjakakolwiekinnapartnerka.Zezdziwieniemstwier-
dził,żeogromniegotocieszy.
–Oczymmyślisz?–wyszeptałaLilahnieśmiało,gdyrozsunąłzamekbłyskawiczny
sukienki.
–Oczywiścieoseksie.
–Jasne.Głupiepytanie–mruknęła.
Ponad jej głową Bastien uśmiechnął się szelmowsko. Zsunął sukienkę z białych,
smukłychramion,zdumionyjejprzyspieszonymoddechem.
–Bezobawy.Niezrobięcikrzywdy–zapewnił.
–Słyszałam,żepierwszyrazboli.
–Przemawiaszjakśredniowiecznamęczennica,prowadzonanatortury–wytknął
zurazą.
–Jużzamykambuzię.Nakłódkę.
Bastienzdarłzniejsuknięirzuciłzmiętąnadywan.
–Bastien!Widziałamcenę.Niemożnataktraktowaćtakicheleganckichrzeczy!–
zaprotestowałażarliwie.–To…nieprzyzwoite.
–Niezbytdługomilczałaś.Przestańmniedenerwować–upomniałjąsurowo.
– Jakie ty możesz mieć powody do zdenerwowania? – spytała z bezgranicznym
zdumieniem,pomnajegobogategodoświadczenia.Najchętniejodrazuzanurkowa-
łaby pod kołdrę, zamiast siedzieć na łóżku w samej bieliźnie. Podciągnęła kolana
podbrodę,żebyzakryćtyle,ilemożna.
Bastienwsunąłrękędokieszeniiwyciągnąłpudełeczkoodjubilera.
–Todlaciebie.
–Niechcęprezentów.
–Załóżgodlamojejprzyjemności,mojaśliczna.Odkądciępoznałem,chciałemcię
zobaczyćwdiamentach.–Otworzyłpudełeczko,wyjąłbrylantowywisioreknałań-
cuszkuizapiąłjejnaszyi.
Lilahniewykonałażadnegoruchu.Czułachłódiciężarklejnotunaszyi.Bastien
odstąpiłodłóżka,żebyzdjąćmarynarkęirozpiąćkoszulę,aleprzezcałyczasnie
odrywał od niej wzroku. Jego spojrzenie działało jak pieszczota, rozpalało zmysły.
Pożerała wzrokiem wspaniałe mięśnie na jego klatce piersiowej. Lecz gdy wyjął
zkieszenikilkafoliowychpakiecików,apotemsięgnąłdopaskaspodni,zzażenowa-
niem odwróciła wzrok. Usiadł koło niej na łóżku w samych bokserkach i jednym
zręcznymruchemrozpiąłjejbiustonosz,odsłaniającsutki.
–Zgaśprzynajmniejświatło!–krzyknęła.
–Jesteśpiękna.Chcęnaciebiepatrzeć.Jeżeliciętokrępuje,zamknijoczy–zasu-
gerował.
Lilahnieśmiaładalejprotestować,gdygorąceustabłądziłypojejrozpalonejskó-
rze.Zaskoczyłająjegodelikatność.Potakniecierpliwym,apodyktycznymczłowie-
kuspodziewałasięgwałtowności.Przestaławalczyćzesobąibezoporówchłonęła
cudownedoznania.Każdedotknięcie,każdyintymnypocałuneksprawiałjejniewy-
powiedzianąrozkosz.
– Powiedz, że mnie pragniesz, od pierwszego spotkania – zażądał, gdy nieco
ochłonęła.
–Przecieżwiesz–wydyszaławśródprzyspieszonychoddechów.–Niepotrzebu-
jeszpotwierdzenia.
Ułożyłjąwygodnieiznówrozbudzałpowoli.Rozpaliłwniejtakiżar,żewmomen-
cie połączenia radość spełnienia przyćmiła lekkie ukłucie bólu. Gdy opadł na nią,
wyczerpany,zgłowąwtulonąwjejpoliczek,czułakażdeuderzeniejegoserca.Gdy
wyrównał oddech, porwał ją znowu w ramiona i spontanicznie pocałował w czoło.
Sprawiła mu taką przyjemność, jakiej nie pamiętał. Sam nie rozumiał, co w niego
wstąpiło,alewiedział,żenieprzestałjejpragnąć.Przerażony,żezaczynapopadać
wuzależnienie,wstałzłóżkairuszyłwstronęłazienki,choćnajchętniejpozostałby
przyniej.
–Nieśpięspokojnie,dlategopójdęspaćdopokojuobok–rzuciłprzezramięod
niechcenia.
Lilahdoznałazawodu.Tłumaczyłasobie,żeniepowinnaoczekiwaćniczegowię-
cej.Odpoczątkuniekrył,żenieczujedoniejnicpróczfizycznegopociągu.Mimo
wszystko było jej przykro, że po zaspokojeniu pożądania zostawił ją samą. Czy
oczekiwałacieplejszegozakończeniapierwszejwspólnejnocy?Jeżelitak,toniepo-
trzebnie robiła sobie złudzenia. Przecież odtrąciła go przed dwoma laty właśnie
dlatego,żenieinteresowałogonicpróczjejciała,podczasgdyonapragnęławięcej.
Nietylkouraziłjejdumę,aleteżzłamałserce.Wreszcieprzyznałaprzedsobą,że
odpierwszegospojrzeniautonęławtychgłębokich,tajemniczychoczach.
Oczywiście nic o nim nie wiedziała. Określiłaby swoje początkowe zauroczenie
raczejmianemfascynacjiniżmiłości.Odrzuciłagotylkodlatego,żegłębokorozcza-
rowałojąpowierzchownepodejścieBastienadokobiet.Ponieważuwodziłjerównie
łatwojakporzucał,odparłapokusę,żebyjejnieunieszczęśliwił.
Terazznówmusiałaspojrzećwoczybolesnejprawdzie,żeznaczydlaniegonie
więcejniżinne,jedynietyle,cotymczasowazabawka,przelotny,erotycznykaprys.
Nie ulegało wątpliwości, że zapłacił jej za uległość wysoką cenę nie z powodów
uczuciowych,tylkodlatego,żeprzywykłnaginaćinnychdoswejwoliwszelkimido-
stępnymisposobami.Nieumiałprzegrywaćinieprzyjmowałdowiadomościodmo-
wy.
Żeby odpędzić przygnębiające myśli, usiłowała skupić uwagę na zaletach tego
bezdusznego układu: na ponownym otwarciu fabryki, zatrudnieniu ojca, zapłaco-
nychrachunkach.Jejprzyrodnierodzeństwomogłodorastaćbezpiecznie,beztrosk
materialnych, a byli pracownicy Moore Components wkrótce powrócą do pracy.
Podczas rozmowy telefonicznej ojciec wspomniał, że zwołał zebranie załogi, żeby
poinformowaćjąoplanachotwarciazakładuwnowymmiejscu.Tawiadomośćucie-
szywszystkich.
Tylko bardzo samolubna osoba mogłaby użalać się nad sobą, widząc tyle pozy-
tywnych skutków poświęcenia własnej dumy. Przysięgła sobie, że nie będzie robić
dramatuztego,czegoniemożnazmienić.
Wstała z łóżka, przeszła nago do garderoby, wyjęła szlafrok i zawiązała pasek
wtalii.Gdyzmierzaławstronęłazienki,Bastienwyszedłzniejwsamymręczniku
nabiodrach.Kropelkiwodynaowłosionejpiersilśniłyjakkryształy.Mokre,kręco-
ne włosy opadały na czoło. Cień zarostu podkreślał mocny zarys żuchwy i pięknie
wykrojone usta. Gdy popatrzył na nią spod długich rzęs, jej serce przyspieszyło
rytm.NawidokLilahzmarszczyłbrwi.
–Myślałem,żeśpisz.
–Potrzebujękąpieli.
Żebyzmyćwspomnieniatwojegodotyku–dodała,oczywiściejedyniewmyślach.
Próbowałagowyminąć,alewyciągnąłrękęichwyciłjązanadgarstek.
–Byłaśwspaniała,glikiamou–pochwalił.
–Niebyłotakstrasznie,jaksobiewyobrażałam–odpowiedziałazwysokopodnie-
sionągłową,oswobodziwszyrękę.
Bastien aż zamrugał powiekami po usłyszeniu tak prozaicznej odpowiedzi.
Zchmurnąminąotworzyłdrzwi,łącząceobiesypialnieiwyszedłbezsłowa.Delilah
jakzwyklekąsałajakosa.
Czego oczekiwał? Komplementów? – myślała Lilah pod prysznicem. Powiedziała
mu prawdę, aczkolwiek niecałą. Musiała przyznać, że dołożył wszelkich starań,
żebyniesprawićjejbólu,tylkoprzyjemność.Mógłpotraktowaćjąbardziejsamo-
lubnie.Lecztroskaojejodczucianiezmieniałaodrażającegofaktu,żezaciągnąłją
do łóżka za pomocą szantażu. Nie miał prawa oczekiwać ciepłych słówek jak od
ukochanej.
Wyczerpana,szybkozasnęła,aleBastienaobudziłtelefonwśrodkunocy.Wiado-
mość,którąusłyszał,zepsułamunastrójnacałydzień.
ROZDZIAŁSIÓDMY
–Delilah!–wrzasnąłBastienodprogu.–Wstawaj!Muszęztobąporozmawiać.
Lilahzwysiłkiemuchyliłaciężkiepowieki,zadającsobiepytanie,czymzasłużyła
natakbrutalneprzebudzenie.Budzikkołołóżkawskazywałdopierosiódmąrano.
Zamrugałaistłumiłaziewnięcie,poczymzwróciławzroknapotężnąsylwetkęBa-
stienastojącegowdrzwiachsypialni.
–Ocochodzi?–spytałapółprzytomnie.
–Podyskutujemy,jakwstaniesz–odparłlodowatymtonem.–Zejdźnadółzapięć
minut.
Lilahprzewróciłaoczamizezgrozy.Doprowadzałojądopasji,żetraktujejąjak
niegrzecznąuczennicę.Ponamyśledoszładowniosku,żemusiałosięwydarzyćcoś
złego, co również jej w jakiś sposób dotyczyło. Inaczej nie patrzyłby na nią spode
łba.Mimowszystkonawetjeżelitak,niepozwolisobąpomiataćjakniewolnicą.Nie
przybiegniewpodskokachwprzeciągupięciuminut.Niedoczekanie!
Przeszładogarderoby,przeszukałaniezliczoneszuflady,zapchanenowozakupio-
nymi strojami, póki nie znalazła własnych ubrań, które ze sobą zabrała. Wybrała
dżinsowe krótkie spodenki i zwykły biały podkoszulek, w sam raz odpowiedni na
upały.Wzięłajeszczeszybkiprysznic,nałożyłalekkimakijaż,poczymzeszłanadół
wpłóciennychtenisówkach,przygotowanananajgorsze.
Skippypospieszyłzanią,głośnoskrobiącpazurkamipopodłodze.Stefanpoinfor-
mowałją,żeBastienczekawgabinecie,iskierowałjąkorytarzemwodpowiednią
stronę.Dodał,żeśniadaniezostanieprzygotowanenatarasie.
Bastien stał przy oknie w wielkim, wypełnionym książkami pokoju, zwrócony ty-
łemdoniej.Drogimateriałmarynarkiopinałwspaniałąmuskulaturę.Usłyszawszy
jejkroki,odwróciłsiętwarządoniej.Lilahwbrewwoliskryciepodziwiaławspania-
łąsylwetkęwświetnieuszytymgarniturze.Pobladłanawidokbadawczego,niemal
wrogiegospojrzenia.
Bastienpowolizmierzyłjąwzrokiem.Wswobodnym,dziewczęcymstroju,zdługi-
mi włosami i bardzo dyskretnym makijażem wyglądała jak nastolatka, nawiasem
mówiącprześliczna.Nie,nigdynieużywałtakstaroświeckichokreśleń.Określiłby
jąraczejjakoapetycznąztąsmukłątalią,drobnymi,jędrnymipiersiamiizgrabny-
mi, długimi nogami. Usiłował odpędzić niewygodne myśli, ale sam jej widok budził
wnimpożądanie.
–Ocochodzi?–spytałazniewinnąminą.
Bastienprzemierzyłpokój,porwałtabletzbiurkaipodsunąłjejpodnos.
–Oto!–warknął.
Lilahodczytałazekranutytułzbrytyjskiejgazety:
CzyZikosprzyłączyDufortPharmaceuticalsdoswojegoimperium?
–Nadalnicnierozumiem–stwierdziłaLilah,choćjakprzezmgłęprzypominała
sobienazwęspółki.CzęstopadałapodczaswieczornejnaradyBastienazpodwład-
nymiwhoteluwLondynie.Niestety,ponieważniesłuchałauważniedyskusji,nadal
niepotrafiłaodgadnąćprzyczynyzdenerwowaniaBastiena.
– Tamtego wieczora w Londynie ktoś wyjawił prasie tajną informację. Podejrze-
wam,żety–wycedziłprzezzaciśniętezęby.
Lilahraptowniesięwyprostowała.Zaszokowanabezpodstawnymzarzutem,unio-
słagłowęipopatrzyłamuprostowoczy.
–Ja?Oszalałeś?
RysyBastienastężały.
–Jakojedynaopuściłaśapartamentpodczasmojejdebatyzpersonelem.Moiin-
formatorzy donoszą, że ktoś zawiadomił prasę w trakcie trwania dyskusji. Ochro-
niarz, który ci towarzyszył, widział, jak dzwoniłaś do kilku osób. Nawiązałaś też
kontaktzdziennikarką.
Lilahniewierzyławłasnymuszom.Szczękajejopadła.Jakśmiałoskarżaćoszpie-
gostwogospodarczeosobę,zktórąspędziłnoc?Zarazjednakprzypomniałasobie,
żeniecałą,ponieważpozaspokojeniużądzyzostawiłjąsamąiposzedłspaćdosie-
bie.
– Nie wierzę, że mówisz serio. Niemożliwe, żebyś podejrzewał mnie o kradzież
poufnejinformacji.Pocoktokolwiekmiałbyjąrozpowszechniać?
– Wiadomość, że planuję zakup Dufort Pharmaceuticals, jest warta setki tysięcy
funtównarynku.
–Niejaponoszęwinęzaprzeciek.Niedyskutowałamznikimotejsprawie.Nie
obchodzimnie,jakieinteresyprowadzisziniesłuchałamwaszejdebaty.Oglądałam
telewizję.
–Mimowszystkobyłaśobecna.Słyszałaśwszystko–przypomniałnieubłaganie.
–Conajmniejczterechtwoichludziuczestniczyłowzebraniu.Dlaczegotypujesz
właśniemnie?
–Ponieważbezgranicznieufamswoimnajbliższymwspółpracownikom.
–Miłomitosłyszeć,alenajwyraźniejconajmniejjedenznichzawiódłtwojeza-
ufanie.Zapewniamcię,żenikomuniesprzedałaminformacjiotwoichplanach.
–Niewierzęci–odparł,ponieważwszystkieposzlakiwskazywałynanią.
Lilahpołożyłatabletzpowrotemnastole.
–Nieróbzemniekozłaofiarnego.Zamiasttracićczasnabezpodstawneoskarże-
nia, poszukaj prawdziwego winowajcy. Dlaczego mnie podejrzewasz? Mam zbyt
wieledostracenia,żebyciszkodzić.
–Jakto?–warknął,corazbardziejzły,ponieważkiedyobudziłgotelefonzostrze-
żeniem,miałochotęznówporwaćjąwramiona.
–Dałeśtaciepracę,którawieledlaniegoznaczy.Niepodjęłabymżadnychdzia-
łań,któremogłybymuzagrozić.Zadobrzezdajęsobiesprawę,żegdybymzawiodła
twojezaufanie,zerwałbyśumowę.
Bastienzacisnąłzęby.Niemógłliczyćnajejlojalność.Niepracowałauniego.Nie
wykluczał,żepostanowiłagoukaraćzawywarcienaniąpresji,costanowiłobywy-
starczający motyw. Poza tym miała okazję tamtego wieczora, żeby wysłuchać, co
ustalili,iwyjawićjegozamiaryprasie.Najgorsze,żepublikacjaodebrałamuszansę
okazyjnegozakupu.Istniałytylkodwiemożliwości:alboprzepłacić,albozrezygno-
wać.
–Pozbawiłaśmnieogromnychpieniędzy–wytknąłoskarżycielskimtonem.
–Wogólemnieniesłuchałeś,skoronieprzyjąłeśdowiadomościanijednegosło-
wa, które wypowiedziałam w swojej obronie. Powtarzam jeszcze raz: jestem nie-
winna. Nie plotkuję o twoich przedsięwzięciach ani nie przekazuję twoich planów
nikomu, komu wiedza o twoich poczynaniach mogłaby przysporzyć korzyści. Po
opuszczeniu apartamentu w hotelu zadzwoniłam do dwóch osób: najpierw do taty,
a później do macochy. W żadnej z rozmów nie wspomniałam o waszej naradzie.
Dziennikarka,któramniezaczepiła,piszedoplotkarskiejkolumnydlapań,aniedo
gazetyekonomicznej…aletynadalniesłuchasz–stwierdziła,patrzącwchmurne,
kamienneoblicze.Nieulegałowątpliwości,żezgóryuznałjązawinną,zanimodpo-
wiedziałanajegozarzuty.Bolałajątaniesprawiedliwość.–Czyżadnejkobiecienie
potrafiszzaufać,czytylkomnie?
–Kobietydoskonaleumiejąwykryćiwykorzystaćmęskiesłabości.
–Żebyichoszukaćiokraść?Jeżeliwtensposóbmniepostrzegasz,niepozwolę
siędotknąć,pókinieoczyściszmojegoimienia.
–Zawarliśmyumowę.
–Przestałaobowiązywać,odkąduznałeśmniezaoszustkęizłodziejkę.Chybanie
wyobrażasz sobie, że po tak uwłaczających oskarżeniach radośnie wskoczę ci do
łóżka!Sprawdziszwszystkichpracowników,którzybyliobecniprzynaradzie,oraz
tych,którzywiedzieli,żeinteresujecięzakupspółki,wykryjeszzdrajcęiprzepro-
siszmniezazniewagę.
Bastienpopatrzyłnaniązniedowierzaniem.Rysymustężały,wciemnychoczach
migotałygroźnebłyski.
–Mamcięprosićowybaczenie?
–Tak,choćbyśmiałpotemumrzeć–odburknęła.–Straszliwiemnieznieważyłeś.
Niezamierzamtolerowaćtakponiżającegotraktowania.Atosobiezatrzymaj–do-
dała,kładącnastolewisiorekzbrylantem.–Nieprosiłamoniego,niecenięgoiod-
mawiamnoszeniabłyskotekodciebie,pókimnienieprzeprosisz.
–Skończyłaś?–warknąłzwściekłością.–Jeżelitak,toprzyjmijdowiadomości,że
niezwykłemzanicprzepraszać.
– Na szczęście nigdy nie jest za późno na naukę dobrych manier – odparowała
równiestanowczo,zanimodwróciłasięnapięcieiruszyłakuwyjściunataras,żeby
zjeśćobiecaneprzezStefanaśniadanie.
Skippypodążyłzaniąjakcień.
Cała roztrzęsiona, bezwładnie opadła na fotel przy stoliku, ale nie żałowała ani
słowa.Gdybyniestawiłamuczoła,stłamsiłbyjąipodeptałresztkigodności.Zakwe-
stionowałjejuczciwość,żelaznązasadę,którejbezwzględnieprzestrzegaławkaż-
dychokolicznościach.Niebyłaaniołem,aleniekłamała,nieoszukiwałainiezdra-
dzała,zwłaszczadlatakniskichmotywówjakzysk.
Przeżyła wstrząs, gdy rzucił jej w twarz wyjątkowo odrażające oskarżenia po
tym, jak zostali kochankami. Ta myśl powinna ją ostrzec, że nadal naiwnie myśli
o ich związku. Zawsze sobie wyobrażała, że jej pierwszym partnerem zostanie
ktoś, kto dobrze ją pozna i będzie rozumiał. Lecz z Bastienem połączyła ją tylko
więź cielesna, a nie intelektualna czy duchowa. Nie interesował go jej charakter.
Ale czy powierzchowna znajomość usprawiedliwiała podejrzenie o podstępne zdo-
bycieisprzedanietajnychinformacji?
Już wcześniej doszła do wniosku, że Bastien nie ma zbyt dobrego mniemania
o płci przeciwnej, zwłaszcza o kobietach, które dzieliły z nim łoże. Zadrżała na
wspomnieniezimnegociężaruwisiorkazbrylantem,któryzawiesiłnajejszyiminio-
negowieczora.Czyuważał,żedrogieprezentyusprawiedliwiająobrzydliwezacho-
wanie?Czyjejpoprzedniczkinauczyłygotakiejarogancji?
Jedząc czekoladowe rogaliki i popijając herbatą, Lilah spróbowała bezstronnie
ocenić Bastiena. Nieprawdopodobnie atrakcyjny wygląd, bajeczne bogactwo i bo-
gatedoświadczeniewsypialnistanowiłyniewątpliweatuty.Niewątpiła,żedlanie-
jednej sam jego status społeczny i materialny rekompensował wady charakteru.
NiestetyBastienaniewieleobchodziło,żeonaniezamierzananieprzymykaćoczu.
Nie interesowały go jej uczucia, tylko ciało. Za każdym razem, kiedy sobie o tym
przypominała,dochodziładowniosku,żetkwiwmartwympunkcieiżedalszeroz-
ważaniadoniczegoniedoprowadzą.
PośniadaniupoprosiłaStefanaobutelkęwodyiwyszłazwiedzićokolicęznieod-
łącznymSkippymprzynodze.Niewysiedziałabybezczynnie,pokornieczekając,aż
Bastienjązrehabilituje.
Ogrody otaczające pałacyk urządzono w tradycyjnym francuskim stylu. Kwatery
ozdobnieprzystrzyżonychkrzewówzespatynowanymiurnamiiżwirowymialejkami
otaczałyniskie,geometryczneżywopłoty.Lilahbalansowałajakbaletnicanabrzegu
starej,kamiennejfontannyrozpryskującejlśniącekropledomisyupodstawy.
Z okna na górze Bastien obserwował jej zabawę. Wyglądała niemal dziecinnie,
jak długonoga dziewczynka, gdy raz po raz podnosiła głupią, piszczącą zabawkę
irzucałająrozbrykanemupsu.
Niewiedział,cooniejmyśleć.Wciążgozaskakiwała,aBastiennielubiłniespo-
dzianek.Musiałprzyznać,żeniewyglądanawinowajczynię.Jednakzdrugiejstrony
znałwielekobietnacodzieńprzewyższającychtalentamiaktorskiminajsłynniejsze
gwiazdyHollywood.Jegowłasnamatkanieustannieodgrywałaprzekonująceprzed-
stawienianaużytekjegoojca,którydokońcająadorował.
AleoileAnatoleomotałabeztrudu,otylesynwyciągnąłlogicznewnioskizob-
serwacji z dzieciństwa, że nie należy wierzyć pozorom. Nie miał zbyt wysokiego
mniemania o gatunku ludzkim i wolał najbardziej brutalną prawdę od najpiękniej-
szychkłamstw.Zauważyłteż,żewmiaręwzrostujegomajątkuprzybywałotakich,
którzyusiłowaligowykorzystać.Ponieważnieznosiłmanipulacji,obserwowałbacz-
nieswojeotoczeniewposzukiwaniufałszywychpochlebcówczywielbicielek.
Jeżeliktokolwiekgozranił,nieznałlitości.Odpłacałwdwójnasób,byukaraćwin-
nego i nauczyć szacunku. Od najmłodszych lat udowadniał sobie, że jest silniejszy
od dobrego, ale nieodpornego na manipulację ojca, którego bardzo kochał. Przy-
siągłsobie,żeniktnieomamigotakjakAtheneAnatole.
AtheneprzezywałaAnatole„panemuniżonym”.Dręczonypoczuciemwiny,zakaż-
dymrazem,kiedyodwiedzałkochankęisynawciążzacośprzepraszał,żebyzacho-
waćwzględnyspokójwswoimnieuporządkowanym,podwójnymżyciu.DlategoBa-
stiengardziłpokorą.Wjegoodczuciuwyrażanieskruchystanowiłoobjawsłabości
itchórzostwa.
Leczterazprzyznałsamprzedsobą,żenieprzewidziałkonsekwencjinatychmia-
stowejkonfrontacjizDelilahpootrzymaniudoniesieniaoprzecieku.Samnierozu-
miał, dlaczego poniosły go nerwy. Czemu nie sprawdził wszelkich dowodów przed
sformułowaniemzarzutów?Przecieżdoświadczenienauczyłogo,żepochopnedzia-
łania przynoszą więcej szkody niż pożytku. Dlatego nigdy nie pozwalał sobie na
utratękontrolinadsobą.JednakDelilahdwukrotniezdołaławyprowadzićgozrów-
nowagi, choć przewidział, że będzie odgrywała uciśnioną niewinność. Jak inaczej
mogłabypostąpić?
–Sprawdzękażdegoczłonkapańskiejzałogi–zadeklarowałManos,szefochrony
Bastiena, po wysłuchaniu jego instrukcji. – Zdaję sobie sprawę, że panna Moore
miałaokazjęprzekazaćwiadomość,alejakośjejniepodejrzewam.
–Poczymrozpoznajeszpodejrzaneosoby?–spytałBastienlodowatymtonem,ob-
serwując zgrabne nogi Delilah w krótkich spodenkach z wystrzępionym brzegiem
nogawek.
Ręcegoświerzbiły,żebyjezniejściągnąć,aleodpędziłniedorzecznepragnienia.
Miał nadzieję, że nie planuje opuścić posiadłości w tak wyzywającym stroju. Zaci-
snąłzęby.Drażniłogo,żewciążjejpożąda.Niewątpił,żegdybywiedziała,jakbar-
dzo, wykorzystałaby jego słabość przeciwko niemu. Wolałby, żeby go szybko znu-
dziłajakwszystkiewcześniejszezdobycze.Musiałjaknajszybciejwyrzucićjązpa-
mięci.
Poranekminąłmuszybko.Żebyodwrócićwłasnąuwagęodraportu,któryzabu-
rzyłjegoplandnia,usiłowałnadrobićpowstałezaległości.
Zszedłszynataras,odkrył,żeprzyjdziemusamotniespożywaćlunch.Delilahbo-
wiem postanowiła przekąsić coś w swoim pokoju. Ponownie zacisnął zęby i prze-
niósłwzroknapsa,dyszącegowcieniu.Prawdopodobniezawędrowałatakdaleko,
że nadążenie za nią na króciutkich łapkach kosztowało miniaturowego jamniczka
wielewysiłku.
NawidokwywieszonegojęzykaBastienopróżniłmiseczkęzowocami,napełniłją
wodąipostawiłprzedSkippym.Pieseknatychmiastdoniejpodszedłiwypiłwszyst-
kozgłośnymmlaskaniem.Potemwszedłdośrodka,przyniósłwpyszczkuzabawkę
ipołożyłobokbutaBastiena,alejegozaczepkazostałazignorowana.
Lilahniemogłausiedziećnamiejscu.Nerwowoprzemierzałapokój,zadającsobie
pytanie,czymusibyćuwięzionawzamku.Nieodpowiadałojejsiedzenieiczekanie
narozkazyBastiena.
Przypomniawszysobie,żewdrodzedorezydencjimijalimalownicząwioskęLour-
marin,doszładowniosku,żezwiedzenieokolicydobrzejejzrobi.Opłukałazakurzo-
nestopy,zmieniłaszortyitenisówkinabiałą,letniąsukienkęisandały,poczymze-
szłanadół,odszukaćStefanaizapytać,czymogłabyurządzićsobieprzejażdżkę.
Kilkaminutpóźniejprzyjechałponiąsamochód.PowitałauśmiechemCirasiedzą-
cegoobokkierowcy.
Bastienazaskoczyławiadomość,żeopuściłarezydencję.Rozdrażniłagojejdzie-
cinnataktykauników.PotelefoniedokierowcypodążyliwśladzaniądoLourmarin.
Co w niej widział? Sprawiała same kłopoty. Absorbowała jego uwagę jak żadna
inna.Dlaczegojejnatopozwalał?Idlaczegonadaljejpragnął,mimożeciąglewy-
prowadzałagozrównowagi?
WLourmarintrafilinadzieńtargowy.Długieposzukiwaniemiejscadoparkowa-
niabynajmniejniepoprawiłomunastroju.
GdyustaliłmiejscepobytuDelilah,usłyszałjejśmiech,cogojeszczebardziejzde-
nerwowało,ponieważostatnirazwidziałjąroześmianąprzeddwomalaty.Oilenie
znosiłchichotek,otylejejwesołośćzwyklepoprawiałamuhumor.Dostrzegłjąna
tarasiekawiarni.Czarnewłosyokalałyożywionąbuzię,gdygawędziłaiżartowała
z Cirem. W pewnym momencie nawet dotknęła jego ramienia. Bastien zacisnął
zęby,widząctakąpoufałość,zwłaszczażeCiropatrzyłnaniąznieskrywanymza-
chwytem.
–Delilah!
Lilah zesztywniała, słysząc dezaprobatę w jego głosie. Uniosła głowę i utonęła
w ciemnych, głębokich oczach. Na ich widok zapomniała o czarownym otoczeniu.
NawetsrogaminaikarcącespojrzenienieodbierałoBastienowizniewalającejmę-
skiejurody.
– Szukałeś mnie? – spytała, odstawiając kieliszek. – Nie sądzę, żebyś trafił na
mniewskuteknieszczęśliwegozbieguokoliczności.
WodpowiedziBastienpochwyciłjejdłońipociągnąłdogóry,zmuszając,bywstała
zkrzesła.
–Dziękuję,żejejpopilnowałeś,Ciro.Terazwracamydodomu.
–Wyglądanato,żeniewolnomiwyjśćztwojegozamku–szepnęła,gdyprowa-
dziłjądosamochodu.
–Nieprawda.Uważamzaniedopuszczalnetylkoflirtowaniezochroniarzem.
–Wcaleznimnieflirtowałam–zaprotestowała,ztrudemdotrzymującmukroku.
Szedł bardzo szybko, nie zważając na to, że roztrąca przechodniów, a po prawie
dwóchlampkachwinatrochękręciłojejsięwgłowie.
–Ciroteżniepowinienpozwalaćsobienatakąpoufałośćzmojąkobietą–dodał
gniewnymtonem,gotówwziąćjąnaręceizanieśćdoautaprzypierwszychozna-
kachbuntu.
– Nie jestem twoja – odburknęła ze złością. – Zgodziłam się tylko z tobą spać,
pókicisięnieznudzę.
Bastienspostrzegł,żepoostatnimzdaniukilkaosóbodwróciłogłowywichstro-
nę.
– Nie wrzeszcz tak głośno. Czy potrzebujesz megafonu, żeby rozgłosić tę infor-
mację?–upomniałjąsurowo.
–Niepodniosłamgłosu–wycedziłaprzezzaciśniętezęby,wzruszającramionami.
–Przypomniałamcitylkopodstawowewarunkinaszejumowy.Zawarłampaktzdia-
błem, ale mimo to wypełniłam swoje zobowiązanie. W zamian oczekuję przynaj-
mniejodrobinyszacunkuizrozumienia.
–Akiedyjazasłużęsobienaszacunek?
–Kiedyzrobiszcoś,czymgosobiezaskarbisz–odparowałabezwahania.
Bastien otworzył ferrari, wziął Delilah na ręce i posadził na miejscu pasażera,
głuchynajejnarzekania.Niewielebrakowało,bynaniąnakrzyczał.Porazpierw-
szyoddzieciństwaspotkałosobę,któradotegostopniawyprowadzałagozrówno-
wagi.
–Pocomnieciągnieszzpowrotemdozamku?–dopytywałasięwojowniczymto-
nem,kiedyzająłmiejsceobokniej.–Wobecnejsytuacjipowinieneśmnieunikaćjak
zarazy.
Bastienpowolizanurzyłpalcewgęstwiniedługich,czarnychwłosów,żebyodwró-
cićjejtwarzkusobie.Drugądłońdelikatniepołożyłnapoliczku,żebyjąprzytrzy-
mać.Gdywycisnąłnajejustachgorącypocałunek,Lilahdrgnęła,apotembezwied-
nie wplotła mu palce we włosy. Rozpalił w niej ogień pożądania, jakby wczorajsze
zbliżenieobudziłowulkannamiętności,którejniepotrafiłastłumić.Pragnęłagodo
bólu. Lecz gdy wsunął palce pod rąbek sukienki, przyszło opamiętanie. Odchyliła
głowęiprzytrzymałajegorękę,żebyniezawędrowaładalej.
–Nie–zakazaładrżącymgłosem.
Bastienzakląłpogrecku.Najchętniejwywlókłbyjązsamochodu,ułożyłnamasce
i posiadł natychmiast, bez żadnej gry wstępnej. Zacisnął zęby, zapiął pas i skręcił
wkrętą,wąskądrogęprowadzącąwdółwzgórza.
Lilah męczyło napięcie panujące w samochodzie, ale to Bastien ponosił za nie
winę.Niepowinienjejdotykać.Napróżnousiłowałastłumićniezaspokojonepożą-
danie. Każde jego dotknięcie rozpalało jej zmysły. Żeby odwrócić swoją uwagę od
niego,wysiadłapospiesznie,gdydojechalinamiejsce.
Manosjużnanichczekał.Skorzystałazokazji,byumknąćnagórę.
Bastien nie potrzebował świadków, gdy usłyszał, że wstępne śledztwo ujawniło
faktyobciążającejednegozjegoosobistychwspółpracowników.AndreasTheodakis
zrobiłsobieprzerwęnapapierosapodczaswieczornejnaradywLondynie.Widzia-
nogo,jakkorzystałztelefonunabalkonie.Cowięcej,jedenzkolegówwyjawił,że
uprawiahazard.Bastienuznałzabardzoprawdopodobne,żetoonprzekazałpra-
siewiadomośćoplanowanymzakupieDufortPharmaceuticals.
– Przypuszczalnie do końca tygodnia zdobędę niepodważalne dowody jego winy
lubniewinności–podsumowałManos.
Bastien nalał sobie kieliszek i rozważał to, co usłyszał. Nie zamierzał przepra-
szać Delilah po tym, jak urządziła mu scenę. Nie zniósłby takiego upokorzenia.
Zjadłkolacjęsamprzybiurkuiswoimzwyczajemposzukałukojeniawpracy.
Rozproszyłogoskrobaniepazurkamipopodłodze.Oderwawszywzrokodekranu,
zobaczyłSkippy’ego,którymusiałsięwśliznąćdogabinetu,gdyStefanprzyniósłpo-
siłek.
Miniaturowyjamniczekużyłteczkileżącejnapodłodzewcharakterzetrampoliny,
żeby wskoczyć na krzesło po przeciwnej stronie biurka. Następnie jednym susem
skoczył na blat, powiewając długimi uszami, podszedł do Bastiena i położył swoją
zabawkęobokjegolaptopa.Bastienzciężkimwestchnieniemprzeniósłgozpowro-
temnapodłogę,żebyniepołamałłapekprzyzeskoku.Potemzniesmakiemwziąłdo
rękizabawkęirzuciłpieskowi,którypognałzaniąradośnie.
–Drugirazcijejnierzucę–ostrzegł.
Niemogącskupićuwaginapracy,wyszedłnabalkoniwydałgłośnypomruk,gdy
owionęłogociepłe,wieczornepowietrze.Zesztywniałymuwszystkiemięśnie.Prze-
gonił Skippy’ego, który najwyraźniej postanowił dotrzymać mu towarzystwa, i po-
szedłdosaligimnastycznejwpiwnicy,żebyrozładowaćnapięcie.Pomaratoniepły-
wackim i zawziętej walce z workiem treningowym wziął prysznic. Kusiło go, żeby
zajrzećdoDelilah,alepowiedziałsobiewcalejejniepotrzebuje.Wystarczymupo-
rządnysen.
Lilahczytaładopóźna.Zasnęłaprzyświetleiobudziłasię,zdezorientowana,oko-
łotrzeciejwnocy.Wdrodzezłazienkiusłyszała,żektośkrzyczy.Podeszładookna,
odsunęłazasłonyipopatrzyłanaskąpanywblaskuksiężycaogród,aleniedostrze-
głanikogo,nawetcienia.
Gdyponowniedobiegłjąpodobnydźwięk,ustaliła,żedochodzizsypialniBastie-
na. Ze zmarszczonymi brwiami podeszła do drzwi dzielących obie sypialnie. Roz-
dzierającykrzykzmusiłjądoichotwarcia.
Bastienrzucałsięnałóżku,naprzemianszlochająciwyrzucajączsiebiegreckie
słowa.Najwyraźniejdręczyłygojakieśstraszliwenocnekoszmary.Sumienieniepo-
zwalało jej go zostawić, by dalej tak cierpiał. Przez chwilę stała niezdecydowana
przyłóżku,apotemścisnęłamocnoopaloneramię,żebynimpotrząsnąć.
–Obudźsię,Bastien.Totylkosen–powiedziałałagodnie.
ROZDZIAŁÓSMY
Bastiengwałtowniewyrzuciłprzedsiebierękę,złapałjązaszyjęiściągnąłwdół,
otwierającszerokooczy.
–Spokojnie,Bastien,toja,Lilah–wydyszała,przerażonarezultatemswojejinter-
wencji.–Miałeśkoszmarnysen.Próbowałamcięobudzić.
Bastienzamrugałipółprzytomniepokręciłgłową.Ciemneoczybłyszczaływsła-
bymświetle,dochodzącymzjejpokoju.
–Delilah!Coturobisz?
–Przyszłamzobaczyć,coztobą,kiedyusłyszałamtwójkrzyk.Musiałocisięprzy-
śnićcośokropnego–wyjaśniła,siadającnawolnymbrzegułóżka.Spostrzegłszy,że
nadaldrżyicałybłyszczyodpotu,spytała:–Cociętakwykończyło?
–Chwyciłemcięzaszyję.Niezrobiłemcikrzywdy?–zapytał,zanimzapaliłnocną
lampkęprzyłóżkuiobejrzałlekkiezaczerwienienienabiałejszyi.–Przepraszam.
Nigdyniepodchodźdomniewtakichsytuacjach.Bywambardzoniespokojny,dlate-
gozawsześpięsam.
–Niezrobiłeśminiczłego.Martwiłamsięociebie–przyznała.
–Dlaczegotroszczyszsięofaceta,którynieokazujeciszacunkuanitroski?
Lilah zignorowała pytanie, ponieważ nie umiałaby na nie odpowiedzieć nawet
samasobie.
–Nieważne.Powiedzlepiej,cotakiegostrasznegocisięśniło–poprosiła.
–Uwierzmi,niechciałabyświedzieć–odparłznieprzeniknionymwyrazemtwa-
rzy.Zanimzdołałaochłonąćzzaskoczenia,porwałjąwobjęcia.
Lilahczuła,żenadalwstrząsająnimdreszcze.
–Spróbujsięodprężyć–doradziła.
–Niezastępujmimatki,glikiamou.Nietegoodciebieoczekuję–przypomniał,
poczymopadłnapoduszkiiwziąłgłębokioddech.
–Narazieniczegowięcejniedostaniesz–ostrzegła.
ŚmiałaodpowiedźnareszcierozbawiłaBastiena,boroześmiałsięgłośno.
–Opowiedzmiswójsen–nalegałaniezmordowanie.
Bastienprzewróciłoczamiiobjąłjąwtalii,gdyzpowrotemzłożyłagłowęnajego
piersi.
–Przeżywałemnanowodramatzdzieciństwa–wyznałzociąganiem.–Pewnego
dniazostałemciężkopobity.
–Jakodziecko?Przezkogo?
–Przezkochankamojejmatki.Kiedyśwszedłemdosypialniizastałemjąwłóżku
z handlarzem narkotyków. Pobił mnie do nieprzytomności. Nie interweniowała
zobawy,żewyjawięojcu,żesypiazinnymi,podczasgdyonpłacinaszerachunki.
Lilahniewierzyławłasnymuszom.
–Onie!Ilemiałeśwtedylat?
Bastienwzruszyłramionami.
– Nie pamiętam dokładnie. Około pięciu. Najwyżej sześć. O mało nie umarłem.
Athenezabrałamniedoszpitaladopieronastępnegodnia,kiedywyuczyłamniena
pamięćzeznania,żespadłemzeschodów.
LilahprzypomniałasobieprzypuszczenieMarielleDurand,żeBastienprawdopo-
dobnieprzeżyłcośokropnego,cowycisnęłostraszliwepiętnonajegopsychice.Te-
razzobaczyłabólwjegooczach.Nicdziwnego,żestraciłzaufaniedoludziprzytak
bezwzględnej,samolubnejmatce,któragoniechciałaaniniekochała.Ponieważwi-
działa, jak bardzo zawstydziło go wyznanie brutalnej prawdy, odwróciła wzrok,
żebyoszczędzićmuskrępowania.Łzynapłynęłyjejdooczu.
Jako dziecko cierpiała męki, kiedy ojciec przyprowadzał kochanki do domu na
noc. Czasami musiała jeść z nimi śniadanie. Z perspektywy czasu doszła do wnio-
sku,żemogłojąspotkaćcośowielegorszego.Choćniewiernośćojcazawstydzała
jąizasmucała,niemogłanarzekaćnabrakrodzicielskiejtroski.Zawszejąkochał
iotaczałopieką.Bastienniemiałtyleszczęścia.
– Sam nie wiem, czemu opowiedziałem ci tę historię – wyszeptał schrypniętym
głosem.
–Ponieważnalegałam.Jeżelichcęcoświedzieć,bywambardzouparta–przyzna-
łarozmyślnielekkimtonem.–Iponieważrobiłeśwrażeniezałamanego.
–Nicmnieniezałamuje–zaprotestowałzgodniezjejprzewidywaniami.
–Oczywiście–potwierdziłazdrwiącymuśmieszkiem.
Bastienbezostrzeżeniawyskoczyłzłóżka,nadaltrzymającjąwobjęciach.
–Corobisz?
–Muszęwziąćprysznic.
–Wtakimraziewrócędosiebie.
–Nigdziecięniepuszczę.–Zanimzdążyłaponowniezaprotestować,zaniósłjądo
łazienki,wprostdokabinyprysznicowej,inacisnąłłokciemprzycisk.
–Cotywyprawiasz?–krzyknęła,gdyoblałjąstrumieńciepłejwody,przylepiając
nocnąkoszulędociała.
Bastien zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak szalony, ale działał automa-
tycznie.NieobchodziłogonicpróczDelilah.Wporywiedzikiejnamiętnościodgar-
nąłmokrewłosyzjejtwarzyizamknąłjejustazachłannympocałunkiem.
Oszołomiona chwyciła go za ramiona, żeby zachować równowagę, gdy penetro-
wałjęzykiemwnętrzejejust.Podejrzewała,żerozpaczliwieposzukujebliskości.Po
razpierwszyjegogwałtownośćjejnieraziła.Wręczprzeciwnie,odurzałabardziej
niżwypitepoprzedniegowieczorawinoinapawaładumą,żeprzyniejtracikontrolę
nadsobą.
Powiodła dłońmi po gładkim, mocnym torsie, a potem bez zastanowienia opadła
na kolana i obdarzyła go intymnymi, czułymi pieszczotami, nadrabiając brak do-
świadczeniaspontanicznością.Gdyniemógłdłużejwytrzymaćnapięcia,podniósłją
dogóry,oparłokafelkiispełniłwspólnepragnienie.Zanimzdążyłaochłonąć,zdjął
jejkoszulęiowinąłjąwręcznik.
–Niepowinnamnatopozwolić–wymamrotała,gdyodzyskałazdolnośćlogiczne-
gomyślenia.–Nieprzeprosiłeśmnie.
–Doszedłemdowniosku,żeniesprawiedliwiecięosądziłem.Wyglądanato,żeje-
den z moich współpracowników przekazał informację prasie – przyznał z ociąga-
niem,sięgającpodrugiręcznik,żebyowinąćwniegomokrewłosyDelilah.
–Aniemówiłam?–wypomniałaniezbytuprzejmie.
–Wbrewswoimzwyczajomstraciłempanowanienadsobą.Niepotrzebnieponio-
słymnienerwy.Wgniewieczłowiekpopełniabłędy.
–Czytoznaczy,żemnieprzepraszasz?–wyszeptała,słabajakkociak,gdyzaniósł
jądojejsypialni,ułożyłdelikatnienałóżkuiprzykryłprześcieradłem.
Bastien zamilkł. Przeprosiny nie przeszły mu przez gardło, ale cieszyło go, że
przyjęła jego wyjaśnienie za dobrą monetę. Chciał zawrzeć z nią pokój, ponieważ
przy niej czuł, że żyje. Jedno zbliżenie rozbudziło apetyt na powtórkę. Objął jej
twarzdługimi,śniadymipalcami.Zprzyjemnościądotykałgładkiej,jedwabistejskó-
ryismakowałróżaneusteczka.Wmgnieniuokarozpaliłwniejogień.Gdygouga-
sił,opadłabezwładnienapoduszki,wyczerpana,alespełniona.
Bastien z lubością wdychał zapach jej szamponu. Pachniała jak łąka latem. Nie
wypuszczającDelilahzobjęć,ucałowałjąwczoło.
–Jesteśnajlepszymlekarstwemnanocnekoszmary–stwierdziłzrozbawieniem,
zanimruszyłdołazienki.
Dopierotamuświadomiłsobie,żedwukrotniezapomniałozabezpieczeniu.Gar-
dziłsobązatakkarygodnezaniedbanie.Kiedystałpodprysznicem,powróciłynaj-
straszniejsze wspomnienia, które przyprawiły go o dreszcze. Szybko zdecydował,
copowinienzrobić.Niemógłsobiepozwolićnabierneoczekiwanienakonsekwen-
cje.Delilahmusiwiedzieć,żecokolwieknastąpi,zabezpieczyprzyszłośćjejidziec-
ka. Obwiązał ręcznik wokół bioder i wrócił do sypialni, żeby zadać bardzo ważne
pytanie,któreuznałazawysoceniestosowne.
–Dlaczegowypytujeszotakierzeczy?–zaprotestowałazrumieńcemnapolicz-
kach.
–Ponieważzapomniałemzadbaćozabezpieczenie–wyjaśniłponurymgłosem.–
Niczymcięniezarażę,boregularnierobiębadaniaijestemzdrowy.Usiłujętylko
ocenićryzykozapłodnienia.
Lilahzamarłazezgrozy.Zimnydreszczprzeszedłjejpoplecach.Wszalenamięt-
nościniezauważyła,żeniezadbałoantykoncepcję.Świadomaewentualnychkonse-
kwencji, nie mogła sobie darować niedopatrzenia. Zawstydzona swą lekkomyślno-
ścią,obliczyłaipodaładatęostatniejmiesiączki.Zprzerażeniempatrzyła,jakBa-
stienmarszczybrwizestrapienia.
–Istniejedużeprawdopodobieństwo,żezaszłaśwciążę–orzekł.–Jesteśmłoda,
płodna.Weźmiemyślubtakszybko,jaktylkozdołamzałatwićformalności.
Lilahgwałtownieusiadłanałóżkuizrobiławielkieoczy.
–Ślub?–powtórzyłazniedowierzaniem.
–Musiszwiedzieć,żeniezależnieodtego,cosięwydarzy,możesznamniepole-
gać.Obrączkatonajlepszysposóbzapewnieniakobieciepoczuciabezpieczeństwa
wtakiejsytuacji.
– To czyste szaleństwo. Ludzie nie pędzą do urzędu stanu cywilnego zaraz po
wstaniuzłóżka.
–Doskonalewiem,corobię.Straciłempierwszedzieckowwiekuzaledwiedwu-
dziestujedenlat.Niezaryzykujęporazdrugi–oświadczyłgłosemnieznoszącym
sprzeciwu.
–Ale…–zamilkła,zaszokowanawyznaniemBastiena.
– Żadnego ale. Jeżeli zostaniesz mężatką, nie będzie cię kusiło, żeby dokonać
aborcji.Niemusimyogłaszaćnaszychplanów.Urządzimykameralnąceremonię.Je-
żeli okaże się, że nie ma powodu, żebyśmy pozostali małżeństwem, szybko dosta-
niemyrozwód–zapewnił,jakbynagłazmianastanucywilnegobyłanajbardziejna-
turalnąrzecząnaświecie.
Lilahzpowrotemopadłanapoduszki,wstrząśniętaiwyczerpana.Zadużonanią
spadło: szokujące wyznanie na temat jego przeszłości i nierealny plan na przy-
szłość.
–Moimzdaniemtoabsurdalnypomysł,aleprzedyskutujemygorano–zapropono-
wała,wciążoszołomionaniespodziewanymioświadczynami.–Przewidujesznajgor-
szyscenariusz.
–Nie.Jużgoprzeżyłem.Straciłemupragnionedziecko,ponieważmojapartnerka
postanowiłausunąćciążę.
Lilahsłyszałarozgoryczeniewjegogłosie.Ciekawiłoją,ktogotakstraszliwieza-
wiódł. Wyznanie Bastiena mocno ją poruszyło. Zdumiało ją odkrycie głębokiej,
wrażliwejstronyjegonatury.Porazpierwszyspróbowałasobiewyobrazić,coczuł.
Zpewnościąciężkoprzeżył utratędziecka,alemusiał teżodebraćdecyzjęswojej
dziewczynyjakoodrzucenieiupokorzenie,copewniejeszczebardziejbolało.Bar-
dzomuwspółczuła.
Odprowadziłagowzrokiem,gdywróciłdosiebie,bynajmniejnieskrępowanyswo-
ją nagością. Ale co miałoby go krępować przy tak doskonałej budowie? Mimo
wszystko żałowała, że u niej nie został. To, co usłyszała, kompletnie wytrąciło ją
zrównowagi.
Czykochałkobietę,którazdecydowała,żenieurodzimudziecka?Idlaczegoza-
smuciłoją,żekiedyśBastienowizależałonainnej?Widoczniewtedyniebyłtakza-
mknięty w sobie i oziębły uczuciowo jak teraz. Wyglądało na to, że oddał komuś
serceizostałzraniony.Dlaczegotaświadomośćtakbardzojąprzygnębiła?Chyba
niepowodowałaniązazdrość?
Wmawiała sobie, że nie zależy jej na Bastienie. Została jego utrzymanką, żeby
dotrzymać zawartej umowy. Niczego więcej od niej nie chciał. Ani ona od niego.
Przystała na jego warunki, żeby nakłonić go do ponownego otwarcia fabryki i za-
pewnićojcupracę.
UczciwośćzmusiłaLilahdoprzyznania,żeokłamujesamąsiebie.Dwalatawcze-
śniej,gdypoznałaBastiena,obudziłwniejgłębokieuczucia.Rozczarowałojąjego
powierzchownezainteresowanieowyłącznieerotycznymcharakterze.Niestetynie
zmieniłnastawienia.Ibezwątpienianiezmieni,nawetgdybyzaniegowyszła.Jeże-
linicdoniejnieczułodsamegopoczątku,nieistniałaszansanapoważnąwięź.
Alejakśmiałzakładać,żepostanowidokonaćaborcji,jeżelinieprzejmienadnią
kontroli?Niemiałprawaanitakmyśleć,anidecydowaćzanią.Znużonabezowoc-
nymirozważaniami,szybkozapadławgłębokisen.
NastępnegorankanietypoweoświadczynyBastienawydałysięLilahzupełnienie-
realne,wręczsurrealistyczne.Głębokozamyślona,zeszłanadółnaśniadanie.
Bastienobserwowałjejdrobnąpostać,gdyprzemierzałataras.Letni,turkusowy
kombinezonpodkreślałsmukłośćtaliiidługośćszczupłychnóg.Zczarnymilokami
na ramionach wyglądała bardzo młodo. Gdy usiadła naprzeciwko, pochwycił jej
spłoszonespojrzenie.
NawidokBastienaLilahzaparłodech.Siedziałnaniskimokalającymtarasmurku
z filiżanką kawy w ręku. Świeżo ogolony, w kremowych, świetnie uszytych
spodniachiwswobodnejpozie,emanowałcharyzmąipewnościąsiebie.
–Przemyślałamnasząsytuację–zagadnęłapospieszniezamiastpowitania.–Nie-
potrzebniezgórysięmartwisz.Nietakłatwozajśćwciążę.Mojamacochaczekała
kilkamiesięcy.
– Nie zmieniłem zdania. Nadal uważam małżeństwo za najlepsze rozwiązanie –
odparł,starannieukrywającrozbawieniejejoporem.Niejednanajejmiejscuskwa-
pliwieskorzystałabyzokazji,bywyjśćbogatozamąż.–Zanimzałatwimyniezbęd-
neformalności,cotutaj,weFrancji,trwadosyćdługo,moiprawnicyprzygotująin-
tercyzę.Nawetjeżelimojapropozycjabrzmidlaciebiedziwniewnaszymukładzie,
udowodnię,żemamwieledozaoferowaniajakomążiojciec.
Lilahniepowstrzymałaciekawości.Musiaławiedzieć,ktoodebrałBastienowipo-
czuciewłasnejwartościuprogudorosłegożycia.
–Wiem,Bastien–zapewniłabezwahania.–Kimbyładziewczyna,któradokonała
aborcji?
TwarzBastienawykrzywiłbolesnygrymas.
–Minęłotyleczasu,żeniemasensuwracaćdotamtychwydarzeń.
– Jeżeli chcesz, żebym za ciebie wyszła, mam prawo poznać całą historię –
oświadczyła,patrzącmuprostowoczy.
–NazywasięMarinaKouros.Jestcórkąbogategoprzedsiębiorcy.
–Greckiego?
–Tak.Wypatrywałaoczyzamoimprzyrodnimbratem,aleonwidziałwniejtylko
koleżankę.
–Skomplikowanasytuacja…
–Wtedyniemyślałemwtensposób.Niewątpiłem,żeprzymnieonimzapomni.
Oczywiściebyłemniązauroczony,aleizbytpewnysiebie.Spędziłemzniątylkojed-
nąnoc,aletominiewystarczyło.Chciałem,żebyzemnązostała.Niezdawałemso-
biesprawy,żewykorzystałamnie,żebywzbudzićzazdrośćwLeonie.
–Topodłe!Niepowinnawchodzićmiędzybraci.
–Szczerzemówiąc,niezamierzałanasporóżnić.Zresztąnigdynieżyliśmywzgo-
dzie. Rozumiem też, dlaczego pozbyła się dziecka za moimi plecami. Bękart bez
pensa przy duszy nie stanowił odpowiedniej partii dla córeczki bogatego tatusia.
Najgorsze,żegdyLeousłyszałplotkiociąży,okłamałago,żezaciągnąłemjąwbrew
wolidoklinikiaborcyjnej.Późniejwykorzystywałkażdąokazję,bywytknąćmibez-
duszność.
–Toniesprawiedliwe!–skomentowałaLilahzoburzeniem.
–Przezcałeżycieniemogłemliczyćnasprawiedliwość.Dlategomusiałemwziąć
swójloswewłasneręce.Doszedłemdoobecnejpozycjibezniczyjejpomocy.Wolę
samdbaćoswojesprawyniżcokolwiekkomuśzawdzięczać.
–Alejaniepotrzebujęwżyciorysiepochopnegomałżeństwazakończonegoroz-
wodem.Lepiejzaczekaćisprawdzić,czymamypowóddozmartwień.Nawetjeśli
zaszłamwciążę,niesądzę,żebymchciałająusunąć–zapewniłanakoniec.
Bastienraptownieodstawiłkawęiwstał.
–Tymrazemniezamierzamryzykować.
Lilahjeszczerazusiłowałaprzemówićmudorozsądku,alezignorowałjejprote-
sty:
– Zrobimy tak, jak postanowiłem. Zostaniesz moją żoną. Uznaj moją decyzję za
dodatkowywarunekumowyipogódźsięzkoniecznościąjegospełnienia–oświad-
czyłbezwahania.–Dajęcikilkadninaprzemyślenieswojejsytuacji.Będęmusiał
poleciećdoAzji,żebyrozwiązaćproblemywjednymzmoichzakładówprodukcyj-
nych.
–Kiedywrócisz?–spytała,zaskoczona.
–Mniejwięcejzatydzień.
PodczasgdyBastienrozmawiałprzeztelefonwobcymjęzyku,Lilahprzydrugiej
filiżanceherbatyrozważałajegoostatniąwypowiedź.
Dlaczegoprzypomniałozawartymukładzie?Czyżbyjejgroził?Czypotraktujeod-
mowęzawarciazwiązkumałżeńskiegojakozerwanieumowy?Czywartopróbować
goprzekonać?Niemogławykluczyć,żeniepotrzebnieznimwalczy.Jeżelijegooba-
wy się potwierdzą, będzie potrzebowała jego wsparcia. Na samą myśl o takiej
ewentualnościprzeszedłjązimnydreszcz.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Prosta,eleganckasukienkazdługimirękawamizgęstejkoronki,łódkowatymde-
koltemiwąskąspódnicąpodkreślałasmukłąfiguręLilah.Jejsukniaślubna!Ogląda-
jąc w lustrze własne odbicie, wciąż nie mogła uwierzyć, że za chwilę wyjdzie za
mążzaBastienaZikosa.
Przygotowaniazajęłycałyminionytydzień.Wtowarzystwiejednegozosobistych
asystentówBastiena,bieglewładającegofrancuskim,odwiedziłamerostwo–siedzi-
bęmiejscowegoburmistrza,gdziemiałasięodbyćceremonia.Całystosdokumen-
tów przetłumaczono notarialnie i przedstawiono jej do podpisu. Po dopełnieniu
wszystkichformalnościdwadnitemuwobecnościprawnikapodpisaławzameczku
Bastiena umowę przedślubną. Bastien zagwarantował jej wysokie alimenty w wy-
padkurozwodu,znaczniewyższe,niżuważałazakonieczne.
–Potraktujjejakoodszkodowanie–doradziłprzeztelefon,gdypróbowałaprote-
stować.–Wychodziszzamniewbrewswojejwoli.
Zapinającnaszyiwisiorekzbrylantem,którydostałaodBastiena,powtarzałaso-
biewmyślach,żeniezawieraprawdziwegozwiązkumałżeńskiego.Usiłowałasobie
wmówić,żetymlepiejdlaniej.Opuściłjązaledwienasiedemdni,azaczęłazanim
tęsknić zaraz po wyjeździe. Jak to możliwe? Do tej pory myślała, że go nie znosi.
Jakmogłojejtakbrakowaćczłowieka,któryzapomocąszantażuzmusiłjądoprzy-
jęcianiemoralnejpropozycji?
Podeszładookna,zaczerpnąćświeżegopowietrza.Wzięłakilkagłębokichodde-
chówdlauspokojeniawzburzonychnerwów.NiepokochałaBastiena,nieoddałamu
serca.Nieczuładoniegonicpróczpociągufizycznegoiwspółczucia.Zaczęłalepiej
rozumieć, że ciężkie dzieciństwo i bolesne doświadczenia z wczesnej młodości
ukształtowały jego trudny, agresywny charakter. Czyżby szukała dla niego uspra-
wiedliwień? Nie, skądże. Doskonale znała jego wady, więc nie istniało ryzyko, że
stracidlaniegogłowę.
Pukaniedodrzwiprzerwałogonitwęniespokojnychmyśliiprzypomniało,żeczas
wychodzić.PoopuszczeniupokojuManospowitałjąuśmiechem.Fałdylśniącegoje-
dwabiuwirowałyLilahwokółnóg.Bastienkazałjejprzysłaćcałągamęsukienślub-
nych od najlepszych projektantów, co ją zaskoczyło. Przewidywała, że zrezygnują
zezwyczajowegosplendoru.
– Powinniśmy wyglądać, jak przystało na normalnych nowożeńców – orzekł, gdy
wyraziłazdziwienie.
Alejakzachowaćchoćbypozorynormalnościbezudziałużadnegozczłonkówro-
dziny? Lilah dręczyło absurdalne poczucie winy, że wychodzi za mąż bez wiedzy
ojca.
Bastienczekałnaniąwholu.Wyglądałoszałamiającownienagannym,jasnosza-
rym garniturze. Gdy napotkała spojrzenie głębokich, ciemnych oczu, serce Lilah
przyspieszyłodogalopu.Czuła,żepłonąjejpoliczki.Bastienująłjejdłoń,gdydotar-
ładonajniższegostopniaschodów.
–Wyglądaszfantastycznie–pochwalił.
–Kiedywróciłeś?
–Oświcie.Spałemwsamolocie.
Stefanwręczyłjejniewielkibukiecik,zaktóryserdeczniepodziękowała.Powyj-
ściuprzedfrontowedrzwiprzystanęli,gdyfotografwyszedłimnaprzeciw.
–Niespodziewałamsięgo–wyszeptałaLilah.
–Trzebauwiecznićtenmoment–odrzekłBastien.
–Dlakogo?
–Dlanaszegodziecka.Napewnozechcezobaczyćnagranieznaszegoślubu.
–Ale…–przerwała,gdyfotografpoprosiłouśmiechdokamery.Niewierzyła,że
zaszławciążę,aleniewidziałasensudyskutowaćzBastienem.Itakbygonieprze-
konała.
Limuzynazawiozłaichdomerostwa,niewielkiegobudynkuzkremowegokamie-
nia,stojącegozapomnikiemupamiętniającymofiarywojny.Cywilnąceremoniępro-
wadziłaurzędniczkawśrednimwieku.Lilahwstrzymałaoddech,gdyBastienwłożył
jejnapalecobrączkę.Kiedyprzyszłakolejnanią,ręcejejdrżały,gdyuświadomiła
sobie,żeBastienwłaśniezostałjejmężem.
Wsiadała z powrotem do limuzyny, gdy po przeciwnej stronie ulicy zaparkował
sportowysamochódidamskigłoszawołałBastiena.
Bastien wysiadł i odwrócił się ku szczupłej blondynce, która podbiegła, żeby go
powitać.Miałanasobietylkoszyfonowątunikę,rozciętąoddołuażdotalii,ukazu-
jącąwspaniałenogiikostiumbikiniznadrukiemwzoruskóryleoparda.
Lilahwygładziłasukienkęnakolanachipatrzyła,jakmłodadamacałujeBastiena
na powitanie w oba policzki. Bastien powitał ją równie ciepło. Paplała z ożywie-
niem,gestykulującsmukłymirękami.Lilahstwierdziła,żewyglądabardzoszykow-
nie, jak typowa Francuzka. Celowo odwróciła wzrok, tłumacząc sobie, że nie ob-
chodzą jej znajomości Bastiena. Lecz gdy serce podeszło jej do gardła, doszła do
wniosku,żejakożonaBastienaniemusiakceptowaćnadmiernychpoufałościzinny-
mi,skorokilkaminuttemuprzysiągłjejwierność.
– Kim ona jest? – spytała, gdy wreszcie wsiadł z powrotem i samochód ruszył
zmiejsca.
–Mojąsąsiadką.NazywasięChantalBaudin.
– Spałeś z nią, prawda? – spytała bez zastanowienia, ku własnemu zaskoczeniu,
bowiemwcześniejnieuświadamiałasobie,żetopytaniekrążyjejpogłowie.
–Odczasudoczasu,odkądkupiłemtenzamek–odrzekłlodowatymtonem.–Jest
modelką.
–Nojasne,kimbyinnym?–warknęła,wściekłanasiebie,żedemonzazdrościza-
ćmiłjejumysł.
–Niełączyłonasnicpoważnego,aletonietwojasprawa.
Lilahpopatrzyłananiegospodełba.Szafiroweoczybłyszczałygniewem.
– Owszem, teraz już moja – zapewniła bez wahania. – Przed chwilą złożyłeś mi
przysięgęmałżeńską.Obowiązujecię,dopókipozostanieszmoimmężem.
Bastienpoczerwieniał.
–Tobrzmijakostrzeżenie–zauważył.
– Zgodnie z moją intencją – odrzekła z godnością. – Czy oczekujesz ode mnie
wierności?
–Oczywiście–potwierdziłbeznamysłu.
–Wtakimrazietyteżjejdochowaj.Niebądźszowinistą.Żyjemywczasachrów-
nouprawnienia.Naczastrwaniamałżeństwazapomnijoromansach–dodałaznie-
skrywanąsatysfakcją.
–Mamnadzieję,żewynagrodziszmiograniczeniewolności?–zapytał,spogląda-
jącnaniąspoddługich,gęstychrzęs.
Wystarczyłojednozmysłowespojrzenie,byprzyspieszyćjejpuls.Zawszetaksil-
nienaniądziałał,nawetkiedygrałjejnanerwach.
Popowrociedozamkuwjadalniczekałnanichlunch.Stółnakrytobiałymobru-
sem,ozdobionokoronkąipłatkamiróżjaknawesele.Lilahotworzyłaszerokooczy
ze zdziwienia, ponieważ wyglądał bardzo romantycznie. Jedzenie smakowało wy-
śmienicie,arelacjaBastienazesłużbowejpodróżyniecojąodprężyła.Opowiedział
jej,najakieproblemynapotkałwazjatyckimzakładzieijakjerozwiązał.
Bastien pożerał wzrokiem Delilah, bardzo smukłą i kobiecą, zastanawiając się,
czyjestwciąży.Stwierdził,żepragniedziecka,pewniedlatego,żedojrzałdozmia-
nystylużycia.Aleczyczułbytosamoprzyinnej?
–Muszęsięprzebrać–zagadnęłaprzykawie.
–Nie.Chcęcięrozebraćztejsukni.
–Wśrodkudnia?
–Nieważne.Zegareknieregulujemojegolibido.Zresztąwobecfaktu,żeprzed
chwilązostałaśmojążoną,takiedrobnostkijakporadniatracąnaznaczeniu.
AleLilahusiłowałaniemyślećonimjakomężu.Doszładowniosku,żebezpiecz-
niejbędzieuznaćtomałżeństwozakolejnypunktumowy.Innymisłowy,noszącob-
rączkę na palcu, nadal pozostała jego utrzymanką, czyli erotyczną zabawką. Nie
byłobyrozsądneliczyćnato,żepozawarciuślubnegokontraktuzajęławażniejsze
czyteżstałemiejscewjegożyciu.
Gdyująłjejdłońdługimi,opalonymipalcami,wnapięciuweszłaznimnagórę.Sy-
gnałtelefonucochwilęinformowałBastienaonadejściuwiadomości.Lilahdrażniło,
żenigdyniewyłączałaparatu,nawetwnajbardziejintymnychsytuacjach.
Bastien zerknął na ekran i zmarszczył brwi, przeczytawszy tekst. Chantal na-
przykrzałamusię,chociażjąuprzedził,żenieprzyjechałsam.Powinnazrozumieć,
żepozostajepozajejzasięgiem.Pewnieźlezrobił,żeniepoinformowałjej,żesię
ożenił,alepocorozgłaszaćzmianęstanucywilnego,niemającpewności,czytoko-
nieczne? W końcu jeżeli zapłodnienie nie nastąpiło, wkrótce weźmie rozwód i bę-
dziewolnyjakptak,takjakpragnął.Zawszewysokosobieceniłwolnośćbezżad-
nychregułczyzobowiązań.
Wyglądałojednaknato,żeupłyniejeszczetrochęczasu,zanimDelilahgoznudzi.
Zezdziwieniemstwierdził,żewcaleniepociągagoperspektywarozstania.Uświa-
domiłsobie,żechcejąprzysobiezatrzymać.Taświadomośćprzeczyławszystkie-
mu,cowiedziałosobie.
Gorączkowoszukającracjonalnegowytłumaczeniategonietypowegopragnienia,
powolutkurozsunąłzamekbłyskawicznyioswobodziłjązsukni.Porcelanowakar-
nacjakontrastowałazniekonwencjonalną,szkarłatnąbielizną.
Myślał, że założy niebieską zgodnie ze starą tradycją, że panna młoda powinna
iśćdoślubuwczymśniebieskim,czymśstarymiczymśnowym.Obejrzałjejdługie
nogi,alepodwiązkiteżnieznalazł.
–Niewłożyłaśnicniebieskiego?–zapytałzezdziwieniem.
–Poco?Zawarliśmyzwiązekmałżeńskitylkonapapierze.Niewidziałampowodu
przestrzegaćtradycyjnychobyczajów–rzuciłabeztrosko.
JejlekceważenieuraziłoioburzyłoBastiena.Uważałjązabardziejsentymental-
nąosobę.
–Tymniemniejzostaliśmymałżeństwem–przypomniał.
–Tylkowświetleprawainienadługo.Trudnotraktowaćjepoważnie,skorojesz-
czeprzedślubemzaplanowałeśrozwód–wypomniałabezogródek.
– Nikt w mojej sytuacji majątkowej nie żeni się bez umowy przedmałżeńskiej.
Pozatymnierozwiodęsięztobą,jeżelinosiszwłoniemojedziecko–obiecał,sa-
dzającjąnabrzegułóżka,niezadowolony,żewspomniałaorozwodzie.
–Moimzdaniemtomałoprawdopodobne–wymamrotała,zawstydzona,żesiedzi
wsamejbieliźnie,podczasgdyonpozostałkompletnieubrany.
–Czaspokaże–stwierdził,ściągającjejsandały.–Mamcałytydzieńnazapłodnie-
nie.Odkądjesteśmymężemiżoną,stosowanieśrodkówantykoncepcyjnychstraciło
sens.
– Jak dla kogo. Gdybym planowała macierzyństwo, nie wybrałabym kobieciarza
nażyciowegopartnera–odburknęła.
Bastien zdjął marynarkę, powiesił na oparciu krzesła i zaczął rozwiązywać kra-
wat.Postanowiłzrobićwszystko,żebyjąprzysobiezatrzymać,zawszelkącenę.
–Jeżelidaszmidziecko,zostanieszjedynąkobietąwmoimżyciu.
NieoczekiwanadeklaracjazaskoczyłaLilah.
–Takbardzopragnieszzostaćojcem?–zapytałazniedowierzaniem.
Bastienprzemilczał,żetylkojeżelionazostaniematką.Posiadałarzadkiezalety,
które dostrzegł już podczas pierwszego spotkania. Nie była chciwa, fałszywa czy
zakłamana,niemanipulowałaludźmi.Imponowałamuteżjejlojalnośćidobroćdla
bliskich. Stanowiła przedziwnie pociągającą kombinację autentycznej, staroświec-
kiej wrażliwości z uporem i przekorą. Jeżeli dodać do tego urodę i nieodparty
wdzięk,DelilahMoore-Zikosstanowiłaklasęsamąwsobie.
Niezamierzałjednakwyrażaćtejpochlebnejopinii,zwłaszczateraz,gdywykazy-
wałaabsolutnąobojętnośćzarównowobecniego,jakiwobecperspektywyzostania
matką. Nie wierzył jednak pozorom. Podobnie jak on, Delilah wolała przemyśleć
każdąsprawę,zanimobnażyduszęprzeddrugimczłowiekiemczypodejmiejakie-
kolwiekdziałanie.Podjąwszynietypowądlaniego,zadziwiającoszybkądecyzję,ujął
jejdłońwsmukłepalce.
–Chcęmiećztobądziecko–oświadczył.
–Alewintercyzie…
– Zapomnij o niej. To tylko formalność. Jeżeli urodzisz mi dziecko, pozostanę ci
wierny.
–Dlaczegozakładasz,żeodpowiadamitakapropozycja?–dociekałaLilahzru-
mieńcemnapoliczkach.
–Anieodpowiadaci?
Lilah nie wierzyła własnym uszom. Legendarny kobieciarz złożył jej deklarację
wierności.Ledwiemogłaoddychaćzwrażenia.
–Czyżbyśznowuusiłowałmnieprzekupić?–dociekałaniezmordowanie.
–Próbujętylkonegocjować.
–Niewiadomo,czyjestempłodna–ostrzegła.
– Pomyślimy o tym, jeżeli wynikną problemy. Nie oczekuję, że wszystko natych-
miastpójdziepomojejmyśli.Nicwartościowegonieprzychodziłatwo.
Trafił w samo sedno. Myślała tak samo jak on. Łzy wzruszenia napłynęły jej do
oczu.Zamrugałapowiekami,żebyjepowstrzymać.
– W takim razie… niech los zadecyduje za nas – wykrztusiła, niepewna, czy do-
brzerobi.Zjednejstronydręczyłająobawaprzeduczuciowąporażką,zdrugiej–
rozpaczliwiepragnęładaćmuszansę.
Alenaco?Nato,żebyzłamałjejserce,jeżeliznówodejdzieszukaćpocieszenia
wramionachinnych?Czymożliwe,żebypozostałjejwierny?Czywartoryzykować
macierzyństwowtakniepewnymzwiązku?Idlaczegowogólerozważałatakąmoż-
liwość?
Jedno ukradkowe spojrzenie dało jej jasną odpowiedź przynajmniej na ostatnie
znurtującychjąpytań.Nawidokpięknierzeźbionychrysówjakzwyklezaparłojej
dech.Kusiłoją,żebyspełnićjegożyczenie,ponieważkochałagooddwóchlat.
W końcu przestała oszukiwać samą siebie, przyznając, że utonęła w tych ciem-
nychoczachwchwili,gdyporazpierwszyobdarzyłjąuśmiechem.Walczyłaztym
uczuciemzewszystkichsił,aleprzegrała.Obrączkanapalcuosłabiłajejsiłyobron-
ne,uczyniłabardziejpodatną,rozbudziłanadziejęnauczuciowespełnienie.
–Widzę,żespoważniałaś–wyrwałjązzadumygłosBastiena.
Lilahpatrzyłajakurzeczona,jakzdejmujekoszulę,ukazującmuskularnytors.Nie
wątpiła, że regularnie pracuje nad utrzymaniem doskonałej sylwetki. Chłonęła
wzrokiemwspaniałemięśnieklatkipiersiowejibrzucha.
Gdy pochylił głowę, zaschło jej w ustach. Leciutko pochwycił zębami jej dolną
wargęipowiódłkoniuszkiemjęzykapogórnej.Wodziładłońmiposzorstkimtorsie,
porośniętym twardymi włoskami. Bastien wydał pomruk pożądania, zaniósł ją na
łóżko,położyłnasobieirozpiąłbiustonosz.
–Pragnęcię–wyznałschrypniętymgłosem.–Niewidziałemcięprzezcałydługi,
męczącytydzień.
Zaczekałjednakzespełnieniemwłasnychpragnieńdochwili,kiedyponamiętnych
pieszczotachwykrzyczałajegoimięwmiłosnejekstazie.
–Chybaniezdołamwykonaćżadnegoruchu–wyznała,gdyopadłanapoduszki,
wyczerpanainasycona.
–Jacięporuszę–wyszeptałjejdoucha,tulącjąwobjęciach.–Mamnadzieję,że
odpowiadacipomysłspędzeniaresztydniawłóżku?Wynagrodzęcitojutro.Wzią-
łemwolnedokońcatygodnia,kardoulamou.Będęsięzajmowałwyłącznietobą.
Lilahuśmiechnęłasię,gdypoczułajegozapachigorącyoddechnaskórze.Potarła
policzkiemobrązoweramię,odprężonaiszczęśliwa.Wtymmomenciewystarczyło
jej,żeBastienskupiananiejcałąuwagę.Porazpierwszypoczułasięjakżona,nie
jakkochanka.
TydzieńpoślubieLilahobudziłasięwśrodkunocy,słysząc,jakBastienrozmawia
przeztelefonpogrecku.Chodziłnerwowopopokojuwogromnymnapięciu.Ledwie
otworzyłausta,uciszyłjągestem.Lilahnakazałasobiecierpliwość,choćogromnie
niepokoiłyjąnapięterysyBastiena.
Miniony tydzień przyniósł radykalne zmiany. Bastien przełamał opory i co noc
dzieliłzniąłoże.Tylkorazmiałzłysen,leczbliskośćLilahszybkoodwróciłajego
uwagęodnocnychkoszmarów.Dotejporyfascynująceerotycznewspomnienieroz-
grzewałojejkrewwżyłach.
Najpierwoprowadziłjąponajbliższejokolicy,potemzabrałnadalsząwycieczkę.
Pojechali do klubu jazzowego niedaleko Vaison-Ventoux-en-Provence. Odwiedzali
kolorowetargi,wędrowaliwąskimi,brukowanymiuliczkamilubpilikawęnaocie-
nionychplacachzszemrzącymicichutkofontannami.Podarowałjejprześlicznąskó-
rzaną torebkę i śmiał się z kolorowej, ceramicznej kury, którą kupiła dla Vickie.
Żartował,żeniemożliwe,żebynaprawdęlubiłamacochę,jeżeliwybrałacośtakiego
naprezent.
Kilkakrotniewychodzilinakolacjedolokalnychrestauracji,ależadenposiłeknie
dorównywałpysznościom,przygotowanymprzezMariewzamkowejkuchni.Przez
kilka nocy kochali się aż do świtu. W niektóre popołudnia w ogóle nie opuszczali
łóżka, póki nie wygonił ich głód. Lilah w pełni odwzajemniała nienasycony apetyt
Bastiena.Dziękijegozachętomzaczęławykazywaćniecoinwencjiwsypialni.
Jedyne, co ją nurtowało, to niepokój, jak Bastien zareaguje, jeżeli nie zajdzie
wciążę.Czynapewnojejpragnie,czytylkopostanowiłspełnićdługotłumionema-
rzenieoojcostwie?Tłumaczyłasobie,żemógłjezrealizowaćzkażdąinną.Wolała
niemyśleć,żewybrałjątylkodlatego,żeakuratbyłapodręką.Wkażdymrazieza
kilka dni dowie się, czy nastąpiło zapłodnienie. Nawet jeżeli tak, prawdopodobnie
niewystarczyjejodwagi,bywyznaćBastienowimiłość,żebynieczułsięschwytany
wpułapkę.
–Cosiędzieje?–spytała,gdyBastienodłożyłtelefoninerwowoprzemierzyłpo-
kój.
–Dzwoniłmójbrat,Leo–poinformowałzponurąminą.–Mójojciectrafiłdoszpi-
talawAtenachzpodejrzeniemzawałuserca.Leotwierdzi,żeniemapotrzeby,że-
bymtamjechał.Obiecałmnieinformowaćnabieżąco,ale…
–Naturalniechceszbyćprzynim–dokończyłazaniegoLilah.
–IrównienaturalnieLeoijegomatkanieżycząsobiemojejobecności.
– To wcale nie takie oczywiste! – zaprotestowała gwałtownie w jego obronie. –
Anatolejestzarównotwoimojcem,jakitwojegobrata.
– Chociaż żyłem z nimi całe lata pod jednym dachem, nigdy nie zostałem człon-
kiemtejrodziny–wyznałBastienzgoryczą.–Dodziśniejestemtammilewidziany.
Żonamojegoojca,Cleta,nienawidzimniezcałegoserca.
Lilahzacisnęłazęby.
– Po tylu latach, które upłynęły od śmierci twojej matki i które spędziłeś w ich
domu,tojużtylkojejproblem,nietwój–przekonywałażarliwie.–Niepozwólniko-
mu pozbawić cię prawa do widywania rodzonego ojca. Ty również jesteś jego sy-
nem.
OczyBastienarozbłysłygniewem.
–Postanowiłem,żedoniegopojadę.Wylecimy,jaktylkozorganizujęlot.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Bastien z Lilah wprost z lotniska pojechali do szpitala. Lilah zawahała się, gdy
wkroczylidozatłoczonejpoczekalni.Anatolenadalprzechodziłbadaniaitylkonaj-
bliższej rodzinie pozwolono go odwiedzać. Pod obstrzałem nieprzychylnych spoj-
rzeńLilahstwierdziła,żechociażwyszłazaBastiena,nieczujesięczłonkiemjego
rodziny.
Niska,pulchnakobietawśrednimwieku,przedziwniewystrojonawwieczorowy
płaszczzbrokatuipodobnąsukienkę,obwieszonatakąilościąbrylantów,jakiejLi-
lahniewidziałanigdziepozawystawąsklepujubilerskiego,popatrzyłanaBastiena
spodełba.
– Jak śmiałeś przyprowadzić do szpitala jedną ze swoich kochanic? – prychnęła
zwściekłością.
–Pozwólcie,żeprzedstawięwammojążonę–odrzekłBastien.–ToCletaZikos,
żonamojegoojca,atomójprzyrodnibrat,Leo,ijegożona,Grace.
– Twoja żona? – wykrzyknęła radośnie rudowłosa ślicznotka z nienagannym an-
gielskimakcentem,podchodzącbliżej.–Kiedywzięliścieślub?
–Niedawno–odpowiedziałaLilah,wdzięcznazażyczliwepowitanie.
Grace robiła wrażenie ciepłej i przyjacielskiej w przeciwieństwie do męża. Leo
wyglądałnazdumionegowiadomościąoślubieprzyrodniegobrata.Jegozgryźliwa
matka wykrzywiła twarz, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie życzy sobie żad-
nychkontaktówzBastienem,żonatymczynie.WLilahnarastałazłość,gdywyobra-
ziłasobie,przezjakiepiekłoprzeszedł,zmuszonymieszkaćwjejdomupośmierci
matki.Nieulegałowątpliwości,żeCletaZikosniepróbowałatraktowaćgojakpa-
sierba.Gardziłanimzato,żeurodziłagokochankamęża.
LeopodszedłzłożyćBastienowigratulacje.
–Nieprzypuszczałem,żedożyjętegodnia–wymamrotałpodnosem.
Mimopodobnegowzrostuibudowydwajbraciadlapostronnegoobserwatoranie
sprawialiwrażeniaspokrewnionych.Wyczuwaławzajemnąrezerwę,kiedyprzeszli
nagrecki,prawdopodobnieżebyomówićstanzdrowiaojca.
GracewzięłaLilahzarękęipodprowadziładokrzesełprzyprzeciwległejścianie.
–Opowiedzmiwszystko,Delilah–poprosiła.–Leobyłprzekonany,żeBastiendo
końcażyciapozostaniekawalerem.
–WszyscyopróczBastienanazywająmnieLilah–poinformowałaLilahnieśmiało.
–Obydwiewyszłyśmyzaokropnieupartychludzi.Żadenznichnieustąpinakrok.
Lilahzobaczyła,żeprzybyłajeszczejednaosoba.CletaZikoswyszłanaprzeciw
wysokiej,zgrabnejbrunetce,mówiącejpogrecku.
–Ktotojest?–zapytałaLilah.
–MarinaKouros,przyjaciółkarodziny.
Dawna miłość Bastiena. Gdy Lilah skojarzyła nazwisko, serce zaciążyło jej jak
głaz.
BezwątpieniaBastienmiałdobrygustjużwwiekudwudziestujedenlat.Paplają-
ca z ożywieniem brunetka była klasyczną pięknością. Zesztywniała, pobladła i za-
milkła, dostrzegłszy Bastiena. Nie wymienili powitalnych uśmiechów. Skinęli tylko
głowamizpoważnymwyrazemtwarzy,leczLilahspostrzegła,żeBastienpatrzyłna
dawnąkochankędłużejniżtokonieczne.Ogarnęłajądzikazazdrość.Czyżbyprzy-
słowie,żestaramiłośćnierdzewieje,mówiłoprawdę?SpuściławzroknarękęMa-
riny.Nienosiłaobrączki,cooznaczało,żeniewyszłazamąż.
–ChodźciedomniezMarinąnakawę–zaproponowałaGrace.–Żadnejznasnie
pozwolą odwiedzić teścia. Ciebie, Cleto, też bym zaprosiła, ale wiem, że nie opu-
ściszszpitala,pókiniezobaczyszmęża.
–Późniejprzyjadępociebie–zaoferowałBastienpółgłosem,wyraźniezadowolo-
ny,żewyjeżdża.
–Wolałabymzostać–usiłowałaprotestowaćLilah.
Bastienpopatrzyłwjejzatroskaneoczy.
–Nietrzeba.Niepotrzebujęwsparcia–zapewnił.
Lilahpomyślała,żenastawieniezależyodpunktuwidzenia.Mimożeunikaławro-
giegospojrzeniaCletyirównienieprzychylnego,choćzaciekawionegoLeona,wie-
działa, że Bastien będzie osamotniony w nieprzychylnie do niego nastawionym to-
warzystwie.Niechętniezostawiałagoznimi.Alezawszemusiałbyćbardzosamot-
ny w tej dysfunkcyjnej rodzinie. Nadal traktowali go jak bękarta – godną pogardy
istotęniższegorzędu,którąlepiejtrzymaćnadystans.Naturalnąkolejąrzeczyzdo-
łałjakośprzywyknąćdoniechęcinajbliższegootoczenia.Nauczyłsiężyćbezmię-
dzyludzkichwięziitłumićemocje.Nikomunieufał,ponieważzbytwielezłegospo-
tkałogowokresiedorastania.
–Jakżyjeszzteściową?–spytała,gdywsiadływetrzydowindy.
–Rzadkojąwiduję.JejżycietoczysięgłówniewokółAnatole.Uważamjązazim-
nąrybę–wyznałaGracezgrymasemniesmakunatwarzy.
Lilahprzycisnęłarękędonabrzmiałych,obolałychpiersi.Częstojąbolałyprzed
miesiączką,aletymrazemkrwawieniesięopóźniało.Planowałazrobićtestciążowy
następnegoranka,alenieprzewidywałapozytywnegowyniku.Jakośniemogłaso-
biewyobrazić,żezostaniemamą.Poczuła,żesłabnie,więcoparłasięościanękabi-
ny.WtymmomencienapotkałazaciekawionespojrzenieMariny.
–Zaskoczyłamniewiadomość,żeBastiensięożenił–przyznałaotwarcie.
–Zmusiłmniedomałżeństwa–odparłaLilahlodowatymtonem,ukradkiemobser-
wując osobę, która wywołała długotrwały zamęt w jego życiu po spędzeniu z nim
zaledwiejednejnocy.
–Musiałsięobawiać,żecięstraci–skomentowałaGrace.
– Bastiena niełatwo wystraszyć – odrzekła, wspominając, jak zaczęli znajomość
ijakszybkozmieniłanastawienie.
Oczywiście miłość pozbawiła ją odporności. Wszystko mu wybaczała, ponieważ
pokochałagoodpierwszegowejrzenia.Dlategoteżfatalniesięczuławobecności
Mariny.Budziławniejzarównozazdrość,jakiniechęć.Napróżnousiłowałasobie
wytłumaczyć,żeniepowinnaosądzaćosobyznanejtylkozrelacjiBastiena.Mimo
tonieznosiłajejzato,żekiedyśspałazBastienem,żeniegdyśjąkochał,anajbar-
dziejzato,żeodtrąciłajegomiłość,ajejoszczerstwaporóżniłygozjedynymbra-
tem.
–Niejesteśzbytgadatliwa–zauważyłaGracewsamochodzie.
–Ucięłamsobiedrzemkęwsamolocie,alemimotopodróżmniezmęczyła–od-
rzekłaLilahzprzepraszającymuśmiechem.
–KiedypoznałaśBastiena?–spytałaMarina.
–Przedponaddwomalaty.
–Wspaniałyfacet–pochwaliłaMarina.–Niejednabędziecizazdrościć.
Łącznie z tobą? – pomyślała Lilah, która wyczuła ciepłą, niemal intymną nutę
wgłosiebyłejkochankiBastiena.Niemogławykluczyć,żeMarinażałuje,żekiedyś
go odtrąciła. Teraz, gdy doszedł do bogactwa i odnosił sukcesy, jego pozycja spo-
łeczna,azatemiatrakcyjnośćpewnieznaczniewzrosławjejoczach.Przerażałają
własnawrogośćwobecMarinyizaborczośćwstosunkudoBastiena.
Leo i Grace mieszkali w pałacowej, miejskiej rezydencji. Niania przyniosła ich
małącóreczkę,Rosie,żebyjąpoznały.Wobecnościślicznej,przemiłejdziewczynki
Lilahniecosięodprężyła,aletylkodochwili,gdyzaczęłasięzastanawiać,jakBa-
stienzareaguje,jeżeliniezaszławciążę.Czyzechcejąprzysobiezatrzymać,jeżeli
doznazawodu?Czyniedojdziedowniosku,żejużjejniepotrzebuje,kiedyzawie-
dziejegonadziejenaojcostwo?Bogaci,wpływowimężczyźniźleznosząrozczaro-
wania,ponieważrzadkoichspotykają.Zimnydreszczprzebiegłjejpoplecach,gdy
spróbowałaoptymistyczniemyślećopowrociedodawnegożyciabezBastiena.
–Miałamnadzieję,żeskorojesteściewAtenach,przyjdzieciedonasnakolację,
żebyprzełamaćlody–zagadnęłaGrace.
–Moimzdaniemdotegotrzebalodołamacza–skomentowałaLilah.
– Bastien nie przepada za życiem rodzinnym – wtrąciła Marina. – Jest typowym
samotnikiem.
Lilahzesztywniała.Błękitneoczyrozbłysłygniewem.
– Bastien mógłby dojść do porozumienia z bratem, gdybyś dziesięć lat temu nie
zatrułaichstosunkówoszczerstwem–wypaliłabezzastanowienia.
Pojejwypowiedzizapadładługa,niezręcznacisza.Marinapobladła,askonster-
nowanaGracezrobiławielkieoczy.
–Niewiem,coodpowiedzieć–wymamrotałaMarinazrumieńcemnapoliczkach.
–Alejawiem.Delilah,porawracać–wtrąciłznajomy,szorstkigłoszzasofy,na
którejsiedziała.
Lilahodwróciłagłowęistruchlałazprzerażenianawidokchmurnejminyigniew-
negobłyskuwoczachBastiena.Nieulegałowątpliwości,żesłyszałjejzarzutywo-
becMariny.Doprowadziłagodopasji,wyciągającnaświatłodzienneuczuciowąpo-
rażkęsprzedlat.Zarumienionazewstydu,wstałainapotkaławspółczującespojrze-
nieGrace.
–Przepraszam,żewkroczyłamtam,gdzieniepowinnam–wymamrotałazeskru-
chą,gdywsiedlidosamochodu.
–Przedyskutujemytęsprawępopowrociedomieszkania.
–Coztwoimtatą?
– Podejrzewają lekki zawał serca. Musi zmienić styl życia: mniej jeść, a więcej
ćwiczyć–rzuciłkrótko.–Cletaprzynimzostała.Jawrócędoniegopóźniej.
LilahukradkiemzerknęłanazagniewaneobliczeBastiena.Przeklinałazłośliwość
losu,którysprowadziłgoakuratwtymmomencie,kiedyzaatakowałajegobyłąuko-
chaną. Wiedziała, że źle postąpiła, że nie trzymała języka za zębami. Postawiła
GracewniezręcznejsytuacjiwjejwłasnymdomuijeszczerozgniewałaBastiena.
Zacisnęłazęby,złanasiebie,żeniepomyślałaokonsekwencjach,alenieżałowała,
żepowiedziałaMarinie,cooniejmyśli.
Wjechali windą do przestronnego, nowoczesnego apartamentu na ostatnim pię-
trze.Lilahrzuciłatorebkęwsalonieiciężkoopadłanasiedzenie.
–Mów,comaszdopowiedzenia–wyrzuciłazsiebie,caławnerwach.
Bastienwbiłwniąchmurnespojrzenie.
–Co,dodiabła,wciebiewstąpiło?Wyjawiłemciprywatnysekret,atyużyłaśgo
jakobroniprzeciwkoMarinie.Tonietwojasprawa.NarobiłaśwstydumnieiGrace.
–JeżelizawstydziłamteżMarinę,tonieżałuję–odparowałaLilah.–Zasłużyłana
to, żeby usłyszeć kilka słów prawdy. Zresztą nie opowiadałam całej historii, toteż
wątpię,żebymskompromitowałakogokolwiek.
–Czytowszystko?–odburknąłBastien.–Wyciągnęłaśnaświatłodziennebole-
sne przeżycie z mojej przeszłości. Aż trudno mi uwierzyć, że otworzyłem przed
tobąduszę.Powinienempamiętać,żekobietomniemożnaufać.
–Przestańhołdowaćtymstaroświeckimprzesądom!Todlamnieżadenargument.
Poniosłymnienerwy,kiedyMarinawkroczyłamiędzywas,uśmiechniętaisłodkajak
najlepszaprzyjaciółkarodziny.
–Bonaprawdęjestprzyjaciółkąrodziny.
–Alenietwoją.Skłóciłacięzbratem.Niepowinieneśpozwolić,żebyoszczerstwa
uszłyjejpłazem.Fatalniewychodzisznaswojejdumie,Bastien.
– Niepotrzebnie dyskutujemy na ten temat. To, co zaszło dawniej między mną,
MarinąaLeonem,tonietwojasprawa.Jakśmiałaśinterweniować?
–Może…próbowałamcośdlaciebiezrobić.
–NiemiałaśprawasprawiaćMarinietakiejprzykrości.
–Jejżałujesz?–wydyszałaniemalbeztchu,jakbywymierzyłjejcios.Sercejąbo-
lało,żebardziejgoobchodząuczuciabyłejkochankiniżwłasnejżony.
–Tak–potwierdził.–Oczywiściebyłazałamana.Widziałemjejminę.Natychmiast
pojęła,oczymmówisz.Chybanieprzemyślałaśswojejwypowiedzi,Delilah.
Lilahcierpiałamęki,aledokładaławszelkichstarań,żebynieokazać,jakgłęboko
jązranił.Jejmążstałprzednią,potężny,pięknyigroźnyibroniłinnej,zamiasttrzy-
maćjejstronę.Zezdenerwowaniadostałamdłości.
–Marinaciężkoprzeżyłaaborcję–tłumaczyłBastien.–Samapodjęłatakądecy-
zję,aleniewątpię,żedrogojąkosztowała.Przedewszystkimdlategonieusiłowa-
łemprzekonaćLeonadomojejwersjiwydarzeń.Marinaniezasługujenato,żeby
przypominać jej ten koszmar. Fakt, skłamała, odgrywając ofiarę, żeby wzbudzić
współczucie mojego brata. Oczywiście źle postąpiła. Ale to Leo postanowił uwie-
rzyćjej,aniemnie.
WyjaśnienieBastienaobudziłowLilahwyrzutysumieniaWjednejkwestiimusiała
przyznaćBastienowirację.Niepomyślałaokonsekwencjachciężkichzarzutów,ja-
kie rzuciła w twarz Marinie. Z natury nie była bezwzględna ani zawzięta. Palił ją
wstyd,żetakokrutniejąpotraktowała.Wstałagwałtownie,żebyumknąćprzednie-
przychylnymspojrzeniemBastienaiwyleczyćzranionądumęwsamotności.
Naglepokójzacząłwirowaćwokółniej.Dostałazawrotówgłowy.Zimnypotpo-
kryłjejskórę.Niezdążyłanawetjęknąć,gdyotoczyłająciemnośćipadłazemdlona
nadywan.
Bastienosłupiał.Przezchwilę patrzyłbezradnie,jakpada bezczucia,alezaraz
podbiegłiprzykucnął,żebyjąpodnieść.Strachchwyciłgozagardło,choćzreguły
niewpadałwpopłoch.Wyciągnąłkomórkę,żebyzadzwonićdodomubrataipopro-
sićdotelefonuGrace.
Leoonicniepytał,zatoGracezasypałagocałymgradempytań.Późniejspokoj-
nieudzieliłamuinstrukcji.Zrobiłwszystko,cokazała,złynasiebie,żenieposzedł
na kurs pierwszej pomocy, ponieważ wyszedł z założenia, że nigdy nie będzie po-
trzebowałtakichumiejętności.
KiedyschowałaparatiniósłDelilahdogłównejsypialni,zaczęładawaćznakiży-
cia. Zamrugała powiekami, poruszyła głową, a pobladłe policzki zabarwił leciutki
rumieniec.
DopierowtedyBastienodważyłsięgłębiejodetchnąć.Odgarnąłjejzczołaspląta-
newłosy.Nigdywżyciunieprzeżyłtakiegostrachu.Niemógłsobiedarować,żeją
potępił,żenaniąkrzyczał.WciążbrzmiałymuwuszachsłowaDelilah:„Możepró-
bowałamcośdlaciebiezrobić”.Kiedyprzeanalizowałichsens,wstrząsnęłynimdo
głębi.Kiedyktokolwiekpróbowałpoprawićjegożycie?Kiedyktokolwiekpodjąłja-
kieśdziałanie,żebyochronićgoprzedkonsekwencjamijegowłasnegopostępowa-
nia?NapewnoniktprzedDelilah.
LeczBastienniepotrzebowałniczyjejochrony.Niktoniegoniedbał,animatka,
aniojciec.Musiałsięnauczyćżyć,nieczekającnaniczyjewsparcie.
Ale Delilah stanęła w jego obronie. Lekceważąc zasady dobrego wychowania,
w niezręczny i nieprzemyślany sposób spróbowała naprawić jego fatalne stosunki
zjedynymbratem.Stanęłapojegostronie,gdyspostrzegła,jakrodzinaZikosówgo
traktuje. Uświadomił sobie z bezgranicznym zdziwieniem, że zależy jej na nim
mimo nikczemnych metod, jakich użył, żeby ją zdobyć, i wszystkich błędów, jakie
popełnił.Wziąłgłębokioddechipopatrzyłnaniązuznaniem.
Lilahotworzyłaniebieskieoczyispojrzałananiegopółprzytomnie.
–Cosięstało?–zapytała.–Czyżbymzemdlała?Nigdyżyciuniestraciłamprzy-
tomności.Takmiprzykro!
–Byłaśzdenerwowana.Pozatymkiedyostatniocokolwiekjadłaś?Poleżjeszcze
chwilkę–poprosił,kładącjązpowrotem,kiedypróbowaławstać.Niedobrzeci?
–Mamlekkiemdłości.Aletonic,topewnieskutekomdlenia.
–Bardzoprzepraszam,żenaciebienakrzyczałem–powiedział,ujmującjejdłoń,
zdziwiony,żeprzeprosinytaklekkoprzeszłymuprzezusta.
–Niekrzyczałeś.
–Aleponiosłymnienerwy.MartwiłemsięoAnatoleimiałemwobecniegowyrzu-
tysumienia–wyznał,zaskoczonywłasnąszczerością.–Kochamojca,alenigdynie
potrafiłem go szanować, co mnie okropnie zawstydza. Zawsze czułem się podłym
synem.
Lilahuścisnęłajegodłoń.
–Moimzdaniemdojrzałeśdotego,żebykochaćgomimoświadomościjegowad.
Uważam,żetodobrze.
–Czyzawszepotrafiszznaleźćusprawiedliwieniedlakażdegomojegouczynku?–
zapytał,patrzącnaniązpodziwem.
–Wątpię,aleprzyznajęciracjęwsprawieMariny.Postąpiłamokrutnie,wyciąga-
jąc na światło dzienne błąd wczesnej młodości. Niestety nie pomyślałam, żeby
wziąćpoduwagęjejodczucia,anietylkotwoje.Wstydprzyznać,alepowodowała
mnąprzedewszystkimzazdrość.Niemogęsobiedarowaćswojejbezwzględności.
–MyślałaśomnieiomojejrelacjizLeonem.Aledlaczegomiałabyśbyćzazdro-
sna o Marinę? Minęło prawie dziesięć lat od tamtej niefortunnej przygody, kiedy
obojebyliśmymłodziigłupi.
Lilahwzięłagłębokioddech.
– Jestem zazdrosna o każdą twoją byłą partnerkę – wyznała. – Nigdy wcześniej
niezdawałamsobiesprawyzeswojejzaborczości.
–Takjakja–wtrąciłnieoczekiwanieBastien.–Tylkoprzytobiezżeramnieirra-
cjonalnazazdrość,jakożadnąinnąprzedtobą.Niemogłemnawetznieść,żeżarto-
wałaśigawędziłaśzCirem.
Lilahzrobiławielkieoczy,usłyszawszytęniespodziewanądeklarację.
–Mówiszserio?–wykrztusiła.
– Tak. Zachowywałem się jak szaleniec, odkąd cię odzyskałem. Na twoje nie-
szczęściewolężycieztobąniżbezciebie.Kiedywidzęcięprzysobiepoprzebu-
dzeniu,jestemszczęśliwszyniżkiedykolwiek–wyrzuciłzsiebiejednymtchem.
Lilahniewierzyławłasnymuszom.Chłonęłakażdesłowo,niepewna,cootymmy-
śleć.
–Naprawdę?Czynadalbędzieszszczęśliwy,jeżeliniezajdęwciążę?
–Diavelos!Acotozaróżnica?Jeżeliloszadecydujeinaczej,jakośsobieporadzi-
my…oilezechceszzemnązostać.
Lilahusiadłanałóżku,zarzuciłamuręcenaszyjęizulgąwdychałazapachjego
skóry.
–Oczywiście,żechcę–zapewniłazcałąmocą.
–Towcalenietakieoczywiste–zaprotestowałzewstydem,układającjądelikat-
nie z powrotem na poduszkach. – Zaciągnąłem cię do łóżka za pomocą szantażu,
apotemzmusiłemdomałżeństwarównieniecnymsposobem.
–Wiem,żeniejesteśdoskonałyirobiłeśokropnerzeczy.Pamiętam,jakmnąma-
nipulowałeś, ale… mimo wszystko cię kocham. To nierozsądne, ale silniejsze ode
mnie.
Bastienowizaschłowgardle.
–Niezasługujęnatwojąmiłość–powiedziałschrypniętymzemocjigłosem.
–Nie,alemimotociękocham.
–Todobrze,boniezdołamnaglezmienićswojegocharakteru.Lepiej,żewidzisz
wszystkiemojewady.Przynajmniejwiesz,cobierzesz–dodał,ściskającobiejejdło-
nie.–Alejateżciękocham,choćniesądziłem,żezdołampokochaćkogokolwiek.
Krótkomówiąc,szalejęzatobą.Dotejporyniezdawałemsobiesprawy,żestraci-
łemdlaciebiegłowę.Takzgłupiałemnatwoimpunkcie,żeuważałemzanormalne,
że spiskuję, jak przejąć fabrykę twojego ojca, by zyskać nad tobą wystarczającą
władzę,żebycięusidlić.
Lilahgwałtowniezamrugałapowiekami.
–Naprawdęmniekochasz?
Bastienuniósłjejdłońdoustiniemalnieśmiałopocałował.
–Takbardzo,żeniemogębezciebieżyć.Nieważne,czykiedykolwiekurodzisz
midziecko.Chcęcięipotrzebuję,bonadajeszsensmojemużyciu.
– Nawet jeżeli ingeruję bez zastanowienia w nie swoje sprawy? – wyszeptała
zmocnobijącymsercem,wciążniewierzącwto,cousłyszała.
– Robisz to spontanicznie, z dobrego serca, żeby pomóc mi uporządkować moje
życie.Wyobraźsobie,żeodurodzenianiktmnieniebronił,niktniewsparł,dopóki
dziśtynieprzemówiłaśwmojejobronie.Wtymmomencieuświadomiłemsobie,jak
bardzociękochamidlaczego.Prawdopodobniezakochałemsięwtobiejużwtym
momencie,kiedywyzwałaśmnieodbuhajówizatrzasnęłaśmidrzwiprzednosem
przeddwomalaty.Odtamtejporydostałemistnejobsesjinatwoimpunkcie.
–Którajakośnieprzeszkadzałacispaćzinnymi.
– Nie wiń mnie za to, skoro nie dałaś mi najmniejszej szansy powrotu. Zresztą
zżadnąniewytrzymałemdługo.
ŁzynapłynęłyLilahdooczu.Zamrugałagwałtowniepowiekami,żebyjepowstrzy-
mać.
–Nieśmiałamwierzyć,żecośtrwałegomożewyniknąćztwojegopowierzchow-
negozainteresowaniawyłącznieseksem.
–Och!–jęknąłzezbolałąminą.–Zmieniłaśmojeżyciewjednejminucie.Obudzi-
łaśwemniesilneuczucia.Bezciebieżycietracidlamniesens,jakbymniemiałna
coczekaćanidlakogopracować.
PopoliczkuLilahspłynęłałza.
–Och,Bastien!–załkała.–Doprowadzaszmniedołez.Kochamcię,aleobawiam
się,żepewnegodniastwierdzisz,żeczujeszsięwmałżeństwiezemnąjakwpułap-
ce.
–Przytobienigdy.Przykażdejinnejczułemsięuwięzionyalboznudzony.–Popa-
trzyłnaniązmiłością,poczympochyliłgłowęizłożyłnajejustachpowolny,czuły
pocałunek.Wyraziłnimwszystko,czegoniepotrafiłująćwsłowa.
Niezdawałsobiesprawy,żeszukakogośtakiegojakona,żenaniączeka.Jejob-
razutkwiłwjegogłowieprzeddwomalatytakmocno,żeżadnainnaniezdołałago
zadowolićanizatrzymaćprzysobie.
PocałunekobudziłLilahnanowodożycia,wywołałprzyjemnewibracjepodskó-
rą.Wrażliwepiersinabrzmiały,akrewzaczęłaszybciejkrążyćwżyłach.Dzwonek
udrzwiniemógłzadzwonićwmniejodpowiednimdlaobojgamomencie.
Bastienuniósłgłowę.
–Zobaczę,ktoprzyszedł.Niewstawaj.
Ledwieopuściłpokój,Lilahwbrewzakazowiwyskoczyłazłóżkaipobiegładore-
prezentacyjnego salonu po torebkę. W drodze powrotnej przemierzyła hol i zoba-
czyła,żeodwiedziłichLeo.Bastienzmarszczyłbrwi,widząc,żeopuściłałóżkobez
pozwolenia.
Lilahuśmiechnęłasiędobraciizapewniła:
–Zarazsiępołożęzpowrotem.
Zamiastspełnićobietnicę,pomknęłaprostodołazienkiprzysypialniiwyciągnęła
testciążowy,którykupiłaprzedkilkomadniami.Zrobiłabygowcześniej,gdybynie
strach, że negatywny wynik zrujnuje ich związek. Dopiero zapewnienia Bastiena
rozproszyły jej obawy. Poza tym utrata przytomności obudziła jej podejrzenia, po-
nieważ nigdy wcześniej nie zemdlała. Musiała wreszcie poznać prawdę. Kilka mi-
nut, które musiała odczekać, trwały w jej odczuciu nienaturalnie długo. Kiedy
w końcu wstała z brzegu wanny, zmarszczyła brwi. Porażona rezultatem, szeroko
otworzyładrzwiłazienkiiwrzasnęła:
–Bastien!Jesteśmywciąży!
Poczerwieniała,gdyspostrzegłaLeona.Zaabsorbowanaoczekiwaniemnarezul-
tat,zupełniezapomniałaojegoobecności.
Leo,zaskoczonyjejobwieszczeniem,niepowstrzymałuśmiechurozbawienia.Po-
gratulowałBastienowitypowopomęsku,klepiącgoporamieniu,poczympospiesz-
nieruszyłkudrzwiomfrontowym,żebyzostawićmałżonkówsamych.
–Naprawdę?–zapytałBastienniepewnie.–Przecieżbyłaśniemalpewna,żeto
niemożliwe.
–Symptomyniebyłyjednoznaczne–wytłumaczyłaLilahskromnie.–Powiedz,co
otymmyślisz?Coczujesz?
–Chybajestemwszoku.Zostałemtwoimmężem,awkrótcezostanęteżojcemi…
niemogłaśmniebardziejuszczęśliwić–dokończyłzszerokim,promiennymuśmie-
chem.
Lilahpodbiegładoniego.
–Nawetjeżelizawarłeśinnąumowę?
–Widzę,żenieprzeczytałaśjejdokładnie,skoroniezauważyłaś,żeniezakończy-
łemjejobietnicą,żepozwolęciodejść.Jesteśmojążoną,nosiszwłoniemojedziec-
koizrobięwszystko,żebyzatrzymaćwasprzysobie.
–Niechcielibyśmybezciebieżyć–zapewniłaLilah,stanęłanapalcachizarzuciła
muręcenaszyję.–Takbardzociękocham,Bastien.
Bastienpopatrzyłnaniąwradosnymzdziwieniu.
–Wiem,alenierozumiemzaco.
–Bobudziszmiłość.
Bastien nadal nie ochłonął z zaskoczenia, ale uznał, że lepiej nie kwestionować
cudu. Popełnił wiele błędów, wielokrotnie postąpił niegodnie, ale wszystko mu wy-
baczyła.Naprawdęmusiałojejnanimzależeć.Czykomukolwiekinnemukiedykol-
wieknanimzależało?Zpodejrzaniebłyszczącymioczamiostrożniewziąłżonęna
ręceibardzodelikatniepołożyłnałóżku.
–Potrzebujeszodpoczynku–stwierdziłzpełnymprzekonaniem.
–Nie.Potrzebujęciebie–zaprotestowała,wyciągającręce,żebyprzyciągnąćgo
dosiebie.
Bastienodstąpiłkrokdotylu.
–Jeżelipołożęsięobokciebie…–zaczął,aleniedałamudokończyć.
–Powitamcięzotwartymirękami.
–Wtakimrazietwojeżyczeniejestdlamnierozkazem–odrzekł,rozpinającma-
rynarkę
–Odkiedy?–dopytywałasięLilah,niewzruszonanieprawdopodobnądeklaracją.
–Odkądusłyszałem,żemniekochasz.
–Kocham–westchnęła,wdychajączlubościąjegozapach.
–Jaciebieteż.Nadżycie–wyznał,odgarniającjejwłosyztwarzy.Ciemneoczy
płonęłymiłością.
Lilahpocałowałagonamiętnie,bezgranicznieszczęśliwa,żelospodarowałjejnie
tylkoBastiena,aleteżobietnicępowiększeniarodziny.
EPILOG
Trzylatapóźniej
Lilahwygładziłakolorowąletniąsukienkęipopatrzyłanapierścionekzszafirem
ibrylantem,któryBastienpodarowałjejzokazjinarodzinsyna.Nikos,prześliczny
chłopczyk, odziedziczył po rodzicach gęste, czarne włosy, a po matce szafirowe
oczy. Był też bardzo uczuciowy. Uwielbiał ojca, który poświęcał mu wiele uwagi
irobiłwszystko,żebyzapewnićchłopcuszczęśliwe,pełnemiłościdzieciństwo.
Wciąguminionychtrzechlatzaszłowielezmian.Nastałemieszkaliwlondyńskim
domu,alekiedypotrzebowaliwytchnieniaodintensywnejpracy,lecielidorezyden-
cjiwProwansji.
Wielkidomstanowiłdoskonałąbazędorodzinnychzjazdów.OjciecLilah,jejma-
cochairodzeństworegularnieichodwiedzali.RobertMoorenadalkierowałMoore
Components.Rozbudowalifabrykę,żebymogłanadążaćzrealizacjąnawałuzleceń.
KilkatygodnipozawaleAnatoleBastienzLilahwzięlidrugi,kościelnyślubwPro-
wansji,naktóryprzybyłacałarodzina.Urządziliponimhuczneweselewprowan-
salskiejrezydencjiBastiena.
PrzezjakiśczaspóźniejLilahpracowałajakoasystentkaBastiena,coumożliwiło
małżonkomspędzaniewięcejczasuzesobą,zwłaszczagdyBastiendużopodróżo-
wał. Jednak po narodzinach synka Bastien skonsolidował różne przedsięwzięcia
swojegoprzemysłowegoimperium,żebyograniczyćkoniecznośćpodróżyispędzać
więcejczasuzrodziną.
GraceiLeoregularnieichodwiedzali.Przełamanielodówzajęłowieleczasu,ale
LeozBastienemwkońcunawiązaliprawdziwąbraterskąwięź.Marinapowiedziała
Leonowiprawdęoaborcji.Leoprzyszedłzawrzećpokójwdniu,wktórymLilahod-
kryła,żezaszławciążę.
ZinicjatywyLilahiGrace,którepołączyłaserdecznaprzyjaźń,obierodzinykilka-
krotniespędziłyrazemmiłewakacjenajachcieLeonaiwzamkuBastiena.
Anatolepozawalesercazrzuciłsporokilogramówdlapoprawyzdrowia.Uwiel-
białwnukiiczęstoprzyjeżdżałzarównodoLondynujakidoProwansji.Jegożona,
Cleta,prawienigdynietowarzyszyłamuwtychwizytach.Radośćojcazpojednania
obydwusynówwzruszałaLilah.
–Przepraszamzaspóźnienie–zawołałBastienoddrzwi,zdejmująckoszulę,żeby
wziąćkąpiel.–NikoszeSkippymmniezatrzymali,żebymzagrałznimiwpiłkę.Leo
mniezastąpił,chociażRosiestwierdziła,żekopaniepiłektogłupiazabawadlachło-
paków.
Lilahroześmiałasięserdecznie.CóreczkaGrace,bardzobystrajaknaswójwiek,
częstorozbawiaładorosłychwesołymipowiedzonkami.
Przeszłaprzezpokój,żebypomócBastienowirozpiąćkoszulę.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – zagadnęła łagodnie. – Czy miałbyś
ochotęnatowarzystwopodprysznicem?
–Czytoprezenturodzinowy?–spytałznadziejąwgłosie.
Lilahzdjęłasukienkęirozpięłabiustonosz.
– Nie. To tylko drobna niespodzianka. Nie było cię całe trzy dni. Tęskniłam za
tobą.
–Jazatobąteż.Uważaj,zamoczyszwłosy.
–Podepnęje.
Lilahwestchnęłabłogo,gdywziąłjąwobjęciainamiętniepocałował.Wtymmo-
mencietakiedrobiazgijakwyglądstraciłynaznaczeniuwobecbliskościBastiena.
–UprzedziłemLeona,żepozostanęztobątrochęsamnasam–wyznałBastien.
–Wykorzystałeśokazję?
–Jakzwykle,haramou-przyznałschrypniętymzpożądaniagłosem,zanimścią-
gnąłresztęubrania,niewypuszczającżonyzobjęć.
Odpoczywali później, ciasno spleceni, i wymieniali najnowsze ploteczki, szczęśli-
wi,żeznowusąrazem.
–Kochamcię–westchnęłaLilah.
–Jaciękochambardziej–wyszeptałBastien,którywkażdejsytuacji,nawettak
intymnej,lubiłkonkurowaćiwygrywać.
Dalila – ukochana biblijnego Samsona, która rozkochała go w sobie, żeby podstępem wyciągnąć od
niego tajemnicę jego nadludzkiej siły (zaklętej w nieobcinanych nigdy włosach) i wydać wrogom – Filisty-
nom[przyp.tłum.].