LYNNE GRAHAM
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny •
Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • Paryż •
Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Ożenić się z tobą? - powtórzył za nią Luc
i spojrzał z niedowierzaniem ciemnymi, błyszczącymi
oczami. - Dlaczego miałbym chcieć ożenić się z tobą?
Catherine zadrżała i odwaga opuściła ją.
-
Zastanawiałam się tylko,
czy
kiedykolwiek
o
tym
myślałeś? - Drżącymi palcami przestawiła cukiernicz-
kę. Bała się napotkać jego spojrzenie. - Ot, taki sobie
pomysł.
-
Czyj pomysł? - przerwał
jej
łagodnie.
-
Jesteś
przecież całkowicie zadowolona ze swojej sytuacji.
Nie chciała myśleć o tym, co Luc z niej zrobił, bo
zadowolenie nie towarzyszyłoby tym myślom. Na
początku kochała go miłością szaloną, graniczącą z
rozpaczą, która uniemożliwiała zachowywanie się jak
równorzędna partnerka.
Przez minione dwa lata żyła na przemian w unie-
sieniu i rozpaczy, ale on na pewno nigdy o tym nie
pomyślał. Ten piękny, luksusowy apartament był jej
więzieniem. Nie jego. Była ślicznym, śpiewającym
ptakiem zamkniętym w pozłacanej klatce dla wyłącznej
przyjemności Luca.
Spojrzała na niego ukradkiem. Jego beztroski ton był
zwodniczy. Choć nic nie mówił, wrzał gniewem na
jakiegoś wyimaginowanego kozła ofiarnego, który
ośmielił się podpowiedzieć jej to, co dla niego było
raczej sprawą kłopotliwą.
-
Catherine! – nalegał
niecierpliwie.
Paznokcie ręki wbiły się w spoconą dłoń.
-
To był mój własny
pomysł i... zależy mi na
6 SPOTKANIE PO LATACH
odpowiedzi. - Odważyła się na kłamstwo, bo w rzeczy-
wistości nie chciała jej znać.
Gdyby imperium Santiniego nagle zbankrutowało,
wyraz twarzy Luca nie mógłby być bardziej ponury niż w
tym momencie, gdy rozwścieczony zapomniał o dobrym
wychowaniu.
-Nie masz ani pochodzenia, ani wykształcenia,
jakie spodziewam się znaleźć u mojej żony. Teraz już
wiesz! - wyrzucił z siebie stanowczo i bezwzględnie, co
zawsze wśród jego rozmówców ze świata biznesu
wzbudzało szacunek i lęk. - Nie musisz się już dłużej
nad tym zastanawiać. .
Krew powoli odpłynęła z jej twarzy. Te brutalnie
szczere słowa sprawiły jej ból. Zawstydzona zdała sobie
sprawę, że mimo wszystko żywiła maleńką, kruchą
nadzieję, iż Luc, gdzieś w głębi duszy, ma dla niej inne
uczucie. Odwróciła od niego spojrzenie swych
łagodnych, niebieskich oczu i pochyliła głowę.
-
Nie, nie będę się nad tym
zastanawiać
-
zdołała
wyszeptać.
-
To nie jest temat do
rozmowy
przy
śniadaniu
- mruknął niewiele łagodniej, z przykrą szorstkością,
w której bez trudu odczuła naganę za to, że ośmieliła
się poruszyć tę sprawę. - Dlaczego pragniesz związku,
w którym nie czułabyś się dobrze... hm? Myślę, że jako
kochanek jestem daleko mniej wymagający, niż był
bym jako mąż.
Zrozumiała, że już zadecydowano o jej życiu. Luc,
opalonym na brąz kciukiem, muskał białe kostki jej
zaciśniętej dłoni. I chociaż wiedziała, że robił to przez
zwykle roztargnienie, dotyk jego ręki elektryzował ją.
Z lekkim westchnieniem odwinął mankiet jedwabnej
koszuli. Spojrzał na zegarek marki Cartier i z nieza-
dowoleniem zmarszczył brwi.
-Spóźnisz się na swoje spotkanie.
Mówiąc to wstała, po raz pierwszy zadowolona, że
SPOTKANIE PO LATACH 7
Luc wkrótce odjedzie, choć do tej pory zawsze do-
prowadzało ją to do łez, wylewanych w samotności.
Luc spojrzał na nią bacznie:
- Jesteś dziś zdenerwowana. Czy coś się stało?
- Nie... cóż mogło się stać? - Odwróciła się zaru-
mieniona.
- Nie wierzę ci. Nie spałaś dziś w nocy. Catherine
milczała zaskoczona. Przeszedł przez
cały pokój i pewnym ramieniem objął szczupłą kibić
dziewczyny, obracając jej twarz ku sobie. '
- A może martwisz się o swoje zabezpieczenie?
Dotyk muskularnego, szczupłego ciała wywołał
w niej wrażenie, z którym nie miała sił walczyć. Luc z
właściwą mu pychą poczuł, że Catherine słabnie i
drży. Palcem przeciągnął po jej górnej wardze.
- Któregoś dnia nasze ścieżki się rozejdą - powie-
dział cicho szorstkim tonem. - Ale daleki jestem
jeszcze od takiego zamiaru.
Mój Boże, myślała Catherine, czy on zdaje sobie
sprawę, co znaczą dla niej te słowa? A jeśli nawet, to
dlaczego miałby się tym przejmować? Mówił pół-
głosem o planowanym spotkaniu, ale ona nie chciała
słuchać. Nie możesz kupić miłości, Luc. Ani też nie
możesz za nią zapłacić. Kiedy to zrozumiesz?
W ciągu tych kilku dni w miesiącu, które zimny
Luc przeznaczał na przyjemności, musiała bardzo
uważać. Luc tak powierzchownie traktował ich
związek, że nawet nie domyślał się, jak strasznym
piekłem były dla niej minione tygodnie. Otrząsnęła
się już z fantastycznych mrzonek, z którymi zaczęła
budować swoje życie dwa lata temu. On jej nie
kochał. Ani też nie obudzi się nagle któregoś dnia ze
świadomością, że nie może bez niej żyć... To się nie
stanie nigdy.
-Spóźnisz się - wyszeptała w napięciu.
Przyciągnął ją bliżej do siebie, drugą ręką z chłod-
nym opanowaniem nawijał na palce złote loki spływa-
jące na jej szyję.
8 SPOTKANIE PO LATACH
- Bella mia - powiedział po włosku, ochrypłym
głosem. Pochylił ciemną głowę, aby pocałować jej
wilgotne, rozchylone wargi, zadręczając ją kolejnym
sprawdzianem, który zawsze kończył się jej porażką.
Z poczuciem winy cofnęła się, aby nie mógł
zauważyć dziwnego, obojętnego chłodu
ogarniającego jej ciało.
- Nie czuję się dobrze - szepnęła przerażona, że
może się zdradzić.
- Czemu nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Po-
winnaś się położyć.
Z łatwością wziął ją w ramiona i zaczaj znowu
całować, a potem zaniósł do sypialni i ułożył na
łóżku.
Przyjrzawszy się badawczo jej bladym policzkom i
kruchej postaci, wybuchnął z nagłą drwiną:'
- Jeśli jest to rezultat jednej z twoich idiotycznych
diet, to nie mam zamiaru znosić tego spokojnie. Kiedy
wreszcie wbijesz sobie do głowy, że podobasz mi się
taka, jaka jesteś? Czy chcesz się wpędzić w chorobę?
Nie zniosę takich głupot, Catherine.
- Oczywiście - odpowiedziała, nie widząc nic
zabawnego w jego pomyłce.
- Idź dziś do lekarza -polecił. - Wychodząc wspomnę
o tym Stevensowi.
Na wzmiankę o strażniku, wynajętym dla jej
ochrony, ale bardziej, jak przypuszczała, dla śledzenia
każdego jej ruchu, wtuliła twarz w poduszkę. Nie
lubiła Stevensa.
- A nawiasem mówiąc, czy dobrze się z nim
czujesz?
- Zrozumiałam już dawno, że wcale nie chodzi o
to, bym dobrze się czuła z twoim strażnikiem. Czy nie
dlatego zwolniłeś Sama Halstona? - mruknęła zado-
wolona ze zmiany tematu.
- Zbyt był zajęty flirtowaniem z tobą, żeby właś-
ciwie wykonywać swoje obowiązki - zimno i z nacis-
kiem odparł Luc.
- To nieprawda. Był tylko dla mnie życzliwy - za-
protestowała.
SPOTKANIE PO LATACH 9
- Nie wynajmowałem go po to, żeby był życzliwy.
Gdybyś go traktowała tylko jak służącego, pozostałby
tutaj - uciął Luc. - A teraz naprawdę muszę już iść.
Zadzwonię do ciebie z Mediolanu.
Powiedział to w taki sposób, jakby miało to być
dowodem jego specjalnych względów. W
rzeczywistości dzwonił do niej codziennie, bez
względu na to, w jakim był zakątku świata.
Gdy telefon odezwie się jutro, to będzie dzwonił i
dzwonił w pustych pokojach. Leżała jeszcze przez
lalka dręczących minut, patrząc tam, gdzie przed
chwilą stał Luc. Ciemnowłosy i dynamiczny, straszny
dla wrażliwej kobiety. Nie przebierając w środkach,
zawsze stawiał na swoim. Jej nieśmiałe próby oporu
zawsze kończyły się bardzo szybko w zetknięciu z
jego silniejszą osobowością.
Cieszył się sławą jednego z dziesięciu najbogat-
szych ludzi świata. Dla mężczyzny w wieku
dwudziestu dziewięciu lat było to imponujące
osiągnięcie. Wystartował w nowojorskiej dzielnicy
zwanej Małymi Włochami, mając do dyspozycji
jedynie swoją niezwykłą inteligencję. I w dalszym
ciągu nie przestaje się wspinać w górę. O wszystko,
co miał, musiał walczyć i dlatego to, co przychodziło
łatwo, nie miało dla niego wartości.
W niedawno opublikowanym artykule „Time",
próbując zgłębić tajemnicę tego samotnika w po-
spolitym tłumie świata sukcesu, nazwał go samotnym
wilkiem. Wilki łączą się w pary, aby żyć, nie dla
chwilowej przyjemności. A Luc był w istocie
zwierzęciem twardo trzymającym się ziemi i na
pewno nie zimnokrwistym. Zbudował swoje
imperium nie tylko dzięki niezwykłej fachowości.
Potrzebna była również energia i przedsiębiorczość,
połączone w pewnym stopniu z giętkością, niezbędną
przy tak wielkiej konkurencji na rynku. Mogłaby
powiedzieć dziennikarzowi, jaki naprawdę był Luc
Santini. Był to
10
SPOTKANIE PO
LATACH
człowiek twardy, okrutnie twardy, cyniczny, mający
głęboko we krwi egoizm i ambicję. Tylko głupiec
wchodził w drogę Lucowi... tylko bardzo głupia kobieta
powierzyłaby mu swe serce.
Zacisnęła powieki w ogromnej udręce. Nigdy więcej nie
zobaczy Luca. Żaden cud nie zdarzył się w ostatniej chwili.
Nie ma mowy o małżeństwie obecnie, ani też nigdy nie
będzie ono możliwe. Drobną dłonią pogładziła się po
płaskim jeszcze brzuchu. Przestała być lojalna wobec
Luca od momentu, gdy zaczęła podejrzewać, że nosi
jego dziecko.
Instynkt ostrzegł ją, iż ta nowina będzie potraktowana
jako wyrachowana zdrada i bez wątpienia Luc uzna, że za
tę sytuację ona, i wyłącznie ona, ponosi
odpowiedzialność. Z dnia na dzień zwlekała z powie-
dzeniem mu o tym. Jeśli kiedyś ożeni się on z kobietą o
odpowiednim pochodzeniu społecznym, to nie będzie
chciał mieć żadnych niewygodnych tajemnic
rodzinnych. Poczuła lodowaty chłód i mdłości, gdy
uświadomiła sobie, czego uniknęła.
Luc nigdy się o tym nie dowie i tak być musi. Dzięki
Bogu udało się namówić Sama, aby pokazał, jak działa
system alarmowy. Będzie mogła opuścić mieszkanie
tylnym wyjściem.
Czy Luc będzie za nią tęsknił? Będzie czuł się
znieważony tym, że mogła go opuścić i że nie przewi-
dział takiej ewentualności. Bez trudu znajdzie kogoś na
jej miejsce, przecież nie była nikim nadzwyczajnym.
Dlaczego więc tak pociągała Luca? Pomyślała ze
wstydem, że wyczuł w mej dobry materiał na pokorną
kochankę.
Cóż utraci, rezygnując z tej żałosnej egzystencji? Nie
miała żadnych przyjaciół. Tam, gdzie potrzebna jest
dyskrecja, nie ma dla nich miejsca. Luc powoli, ale
dokładnie izolował ją tak, że cafe jej życie obracało się
tylko wokół niego. Czasami czuła się tak samotna, że
mówiła głośno sama do siebie. Miłość to przerażające
SPOTKANIE PO LATACH 11
uczucie, pomyślała i wstrząsnął nią spazmatyczny
dreszcz.
Arriyederci, Luc, grozie tanto - nabazgrała szminką
w poprzek lustra. Teatralny gest, powszechnie stoso
wany. Obejdzie się bez skropionych łzami pięciu stron
banalnego listu.
Catherine przekonała się, że Luc niezbyt wysoko
cenił miłość. Ale z całą świadomością używał miłości
jako broni, igrając okrutnie z jej uczuciami.
- Co robisz z moimi książkami? Catherine
wyprostowała się nad kartonowym pudłem i napotkała
oburzone spojrzenie ciemnych oczu.
- Pakuję je, chcesz mi pomoc? - zapytała z nadzieją
w glosie. - Moglibyśmy porozmawiać.
Daniel kopnął krzesło. Stał, patrząc na nią nieufnie. -
Nie chcę rozmawiać o przeprowadzce.
- To niczego nie zmieni - ostrzegła go Catherine.
Daniel jeszcze raz kopnął ze złością nogę od krzesła
i włożył ręce w kieszenie - mały uparciuch, miniatura
ojca. Catherine powoli policzyła do dziesięciu. Jeszcze
trochę i zacznie przeraźliwie krzyczeć, dopóki ten mały
mężczyzna w białym ubranku nie zostawi jej w spokoju.
Jak długo jeszcze syn będzie traktował ją jak najgorszą
matkę na świecie? Ze stanowczym uśmiechem
powiedziała:
-
Sytuacja nie jest tak zła,
jak
myślisz.
Daniel spojrzał na nią podejrzliwie:
-
Czy mamy jakieś
pieniądze?
Catherine, zaskoczona pytaniem, oblała się rumieńcem.
- A jakie to ma znaczenie?
- Słyszałem, jak mama Johna mówiła do pani
Withers, że nie mamy pieniędzy, bo gdybyśmy mieli, to
kupilibyśmy ten dom:
Catherine chętnie udusiłaby tę kobietę za jej gadulstwo.
Daniel miał tylko cztery lata, ale był niezwykle
12
SPOTKANIE PO LATACH
bystry, jak na swój wiek, rozumiał o wiele za dużo z
tego, co się działo dokoła.
- To nieuczciwe, ze ktoś może zabrać nam nasz
dom i sprzedać komuś innemu, chociaż my chcemy
zostać tu na zawsze! - wybuchnął niespodziewanie.
Cierpienie, które ujrzała w jego błyszczących
oczach, zraniło ją okrutnie. Niestety, niewiele mogła
zrobić, aby je złagodzić.
- Greyfriars nigdy do nas nie należał - przypo
mniała mu. - Dobrze o tym wiesz, Danielu. Należał do
Harriet, a po jej śmierci, zgodnie z jej wolą, oddany
został organizacji charytatywnej. A teraz ludzie, któ
rzy kierują tą organizacją, chcą go sprzedać i prze
znaczyć pieniądze na...
Daniel spojrzał na nią ze złością:
- Nic mnie nie obchodzą ci ludzie głodujący w
Afryce. To nasz dom! Gdzie będziemy mieszkać?
- krzyknął rozpaczliwie.
- Drew znalazł dla nas mieszkanie w Londynie.
- Nie można przecież trzymać osiołka w Londynie!
- ciskał się rozzłoszczony Daniel.- Dlaczego nie
możemy mieszkać z Peggy? Ona mówiła, że możemy.
-
Peggy naprawdę nie ma
dla nas dość miejsca.
-
Ucieknę i możesz sobie
sama
mieszkać
w
Lon
dynie, bo ja nie wyjadę bez Clovera! -Daniel krzyczał
na nią w niepohamowanym wybuchu złości i rozpaczy.
-To wszystko twoja wina! Gdybym miał tatusia, to on
kupiłby ten dom dla nas, jak każdy inny tatuś!
I zrobiłby tak, żeby Harriet nie umarła. Nienawidzę
ciebie, bo ty nic nie potrafisz!
Potępiwszy ją tak bezlitośnie, Daniel, trzasnął
drzwiami Prawdopodobnie schował się w jednej ze
swoich kryjówek w ogrodzie.
Wzięła do ręki leżący na stole list agenta. Na pewno
byłby dla niej bardziej wyrozumiały, gdyby wiedział, że
niemożliwe było przedłużenie ich wakacji na f armie
rodziny Peggy.
SPOTKANIE PO LATACH 13
Czasami - tak jak teraz - Catherine ogarniało
przygnębiające uczucie całkowitej bezsilności wobec
Daniela. Nie był dzieckiem podobnym do innych. W
wieku dwóch lat rozebrał na części radio i złożył z
powrotem, reperując je przy tej okazji. Gdy miał trzy lata,
nauczył się sam niemieckiego, słuchając w telewizji
programów w tym języku. Ale przecież był ciągle
jeszcze za mały, żeby godzić się na konieczne wy-
rzeczenia. Śmierć Harriet ugodziła go boleśnie, a teraz
tracił swój dom, ukochanego osiołka, przyjaciół, z którymi
się bawił... krótko mówiąc, wszystko, co do tej pory
składało się na jego bezpieczne życie. Czyż można było się
dziwić, że był tak przerażony? Jak mogła go uspokoić,
gdy sama bała się przyszłości?
Cztery lata temu uważała swoje życie za zmarnowane,
zmierzające w karkołomnym tempie do nieuchronnego
kresu. Przyszłość ukazywała jej tylko los pilota-
kamikaze. I wtedy pojawiła się Harriet - tak niedoceniana
nawet przez tych, którzy znali ją bardzo dobrze. Harriet,
którą Drew w rozdrażnieniu nazwał kiedyś czarującą
wariatką. A przecież to właśnie Harriet pomogła jej
stanąć na nogi. Z czasem stała się dla niej kimś tak
bliskim jak matka.
Spotkały się w pociągu. Ta podróż i to spotkanie
odmieniły całkowicie życie Catherine. Jechały w tym
samym przedziale i Harriet próbowała wielokrotnie
nawiązać rozmowę. Catherine, czuiąc się jak zamknięta w
pułapce bez wyjścia, nie miała ophoty do rozmowy.
Jednak uparta Harriet przełamała jej opory i nie minęło
wiele czasu, gdy, udręczona przeżyciami ponad siły,
opowiedziała o swoim nieszczęściu.
Czuła się potem bardzo zażenowana i szczerze
pragnęła uciec od towarzystwa tej starej kobiety.
Wysiadły z pociągu na tej samej stacji. Nie trafiły jej
zupełnie do przekonania zapewnienia poczciwej Harriet,
że podjęła właściwą decyzję. Jak narkomanka,
rozpaczliwie pragnęła usłyszeć głos Luca w telefonie.
14
SPOTKANIE PO LATACH
Rzuciła Harriet pożegnalne do widzenia i skierowała się
pośpiesznie do budki telefonicznej.
Co zdarzyłoby się, gdyby udało się jej zatelefono-
wać? Nie dowie się tego nigdy. Gdy jak szalona biegła do
telefonu, wpadła pod samochód. Następne trzy miesiące
spędziła w szpitalu. Minęło wiele dni, zanim była w
stanie rozpoznać kojący glos, który pojawiał się i
rozpływał we mgle, wywołanej bólem i szokiem. Był to
^os Harriet. To ona umieściła ją na oddziale intensywnej
opieki, opowiadając o niej dziwne rzeczy. Catherine była
przekonana, że gdyby Harriet nie było przy niej, nigdy nie
udałoby się jej wydostać z tych ciemności i wyzdrowieć.
Jeszcze przed swoimi przedwczesnymi narodzinami
Daniel musiał walczyć o przeżycie. Gdy przyszedł na
świat, zapłakał przeraźliwie, aby zwrócić na siebie
uwagę. Był maleńki i słaby, ale wiele już wówczas
zapowiadało jego niezwykle silny charakter. Gdy był w
inkubatorze, oczarował cały medyczny personel tym, że
pokonywał wszystkie nawroty choroby w rekordowo
szybkim czasie. Wtedy to Catherine zdała sobie sprawę, iż
syn jej wraz z genami odziedziczył niezwykłą siłę, dzięki
której nawet dziesięciotonowa ciężarówka nie byłaby w
stanie pozbawić go życia, a cóż dopiero kolizja
nieuważnej matki ze zwykłym samochodem osobowym.
- To wspaniały mały wojownik -oświadczyła dumnie
Harriet, rozkoszując się rolą przy branej babci z taką
intensywnością, na jaką stać było jedynie samotną
kobietę. Drew szczerze lubił swoją starszą siostrę, ale jej
dziwactwa doprowadzały go do wściekłości. Annette,
jego przemądrzała francuska żona i kilkunastoletnie dzieci
nie miały wcale czasu dla Harriet. Posiadłość Greyfriars
znajdowała się na peryferiach miasteczka w Orfordshire.
Był to stary dom, w opłakanym stanie, otoczony ze
wszystkich stron zaniedbanym, dzikim ogrodem. Harriet
i Drew urodzili się tutaj i Harriet
SPOTKANIE PO LATACH 15
głośno protestowała przy każdej wzmiance o odnowieniu
domu. Catherine rozejrzała się po przytulnej kuchni. To
ona uszyła pasiaste zasłony powiewające w oknie, ona
pomalowała podniszczone szafki wesołą, czerwoną farbą
w kolorze motopompy strażackiej. To był ich dom, w
pełnym znaczeniu tego słowa. Jak mogła przekonać
Daniela, że będzie tak samo szczęśliwy w maleńkim
mieszkaniu, skoro sama w to nie wierzyła? Ale przecież nie
mieli żadnego wyboru.
Ktoś lekko zapukał do tylnych drzwi. Peggy Dow-
nes, jej przyjaciółka, nie czekając na zaproszenie,
wbiegła do środka. Była to wysoka kobieta, około
trzydziestki, z krótko przyciętymi rudymi włosami.
Opadła na stojącą pod ścianą zniszczoną kanapę i ze
zdziwieniem spojrzała na kartonowe pudło.
- Czy trochę nie za wcześnie zabrałaś się do
pakowania? Macie przecież jeszcze dwa tygodnie do
wyjazdu.
-Nie mamy. - Catherine podała jej list agenta.
- Na szczęście Drew powiedział, żebyśmy zamieszkali
u niego, jeśli znajdziemy się w przymusowej sytuacji.
- Psiakrew! Nie mogliby ci dać jeszcze jednego
tygodnia?
widząc na twarzy Peggy wyraźne oznaki przy-
gnębienia i poirytowania, Catherine odwróciła się i
zabrała do szykowania śniadania w nadziei, że jej
przyjaciółka nie zacznie znowu swoim oratorskim tonem
ostro krytykować testamentu Harriet
-
Nie mamy żadnych
podstaw
prawnych,
aby
tu
pozostać - przypomniała z naciskiem Catherine.
-
Ale z moralnego punktu
widzenia
macie
wszelkie
prawa i spodziewałam się po organizacji charytatyw
nej większej wyrozumiałości wobec samotnej matki!
-
buntowała się w obronie
Catherine życzliwa Peggy.
-
A właściwie to nie wiem,
dlaczego
ich
potępiam.
Ta
sytuacja wynikła z winy twojej ukochanej Harriet!
- Peggy!
16
SPOTKANIE PO LATACH
-
Wybacz, ale uważam, iż
trzeba
nazywać
rzeczy
po imieniu. Szczerze mówiąc, Catherine... czasami
myślę, że pojawiłaś się na tym świecie wyłącznie po to,
by być wykorzystywaną! Jak ci podziękowano za
zmarnowane cztery lata twego życia, które spędziłaś
biegając wokół spraw Harriet?
-
Harriet dała nam
schronienie,
kiedy
nie
mieliśmy
się gdzie podziać. Nie miała mi nic do zawdzięczenia.
-
Prowadziłaś ten dom,
byłaś
zawsze
na
zawołanie
i tyrałaś posłuszna jej zwariowanym, charytatywnym
pomysłom - mówiła wzburzona Peggy. - I za to
wszystko otrzymywałaś wikt i mieszkanie oraz ubranie
kupione na wyprzedaży!
-
Harriet była najmilszą i
najuczciwszą
istotą,
jaką
kiedykolwiek znałam - odparła Catherine.
Doprowadzona do szału Peggy miała ochotę krzyczeć
ze złości. Trzeba przyznać, że dziwaczne pomysły Harriet
wydawały się nie drażnić Catherine tak, jak innych, mniej
tolerancyjnych ludzi. Wyglądało na to, że Catherine nie
zauważała, kiedy Harriet głośno mówiła do siebie lub
hałaśliwie i ostentacyjnie opróżniała portmonetkę, dając
ofiarę na tacę w kościele. Nigdy nawet nie mrugnęła
okiem, kiedy Harriet przyprowadzała na herbatę
brudnych, śmierdzących włóczęgów mówiąc, aby czuli się
jak u siebie w domu.
Catherine była najlepszą przyjaciółką, jaką Peggy
kiedykolwiek miała. Uważała ją za osobę niezwykle
życzliwą, szlachetną i bezinteresowną, a była to naj-
wyższa ocena ze strony kobiety, która samą siebie
nazywała zatwardziałą cyniczką.
Peggy napotkała spojrzenie zamglonych, niebieskich
oczu w ślicznej twarzy Catherine, i mimo woli
pomyślała o niewinnym, bezbronnym dziecku po-
rzuconym w zagmatwanym świecie dorosłych. Przera-
żająca była naiwna skłonność Catherine do znajdowania
w ludziach tylko tego, co najlepsze, i do traktowania
ich z ufnością. To jej niezmiennie op-
SPOTKANIE PO LATACH 17
tymistyczne widzenie świata czyniło ją zupełnie bez-
bronną. Była cudownym słuchaczem i przejmowała się
każdą wyciskającą łzy opowieścią. Nie umiała powie-
dzieć nie, gdy ludzie prosili ją o przysługę. Jeśli ktoś był w
potrzebie, Catherine zawsze gotowa była przyjść z
pomocą. A z iloma spotkała się dowodami wdzięcz-
ności? Bardzo nielicznymi.
- Harriet powinna była zostawić ci przynajmniej
część swego majątku - powiedziała Peggy z naganą
w głosie.
Catherine postawiła na kuchence czajnik z wodą na
herbatę.
-
A jak sądzisz, co o tym
pomyśleliby
Drew
i
jego
rodzina?
-
Drew ma dość pieniędzy.
-
Firma Huntingdon nie
jest
duża,
a
on
nie
jest
bogaty.
-
Ma ogromny dom w
Kencie
i
mieszkanie
w
cen
trum Londynu. Czy to nie jest bogactwo? - zapytała
Peggy sucho.
Catherine jęknęła:
-
Jego interesy ostatnio
nie
idą
dobrze.
Drew
zmuszony był sprzedać niektóre ze swoich posiadłości
i, chociaż nie przyznałby się do tego głośno, bardzo
rozczarował go testament Harriet.
-
Rozwód z Annette
prawdopodobnie
pozbawi
go
resztek majątku - powiedziała w zadumie Peggy.
- Ona nie chciała tego rozwodu - mruknęła Catherine.
Peggy skrzywiła się.
- A jaka to różnica? To ona miała romans. Ona
ponosi winę.
Catherine nalewając herbatę pomyślała, że nie można
oczekiwać ze strony Peggy wyrozumiałości w
wypadku zdrady małżeńskiej- Do tej pory mocno
przeżywała nagie zerwanie własnego małżeństwa. Mąż
Peggy był kobieciarzem. Annette nie można z nim
18
SPOTKANIE PO LATACH
porównywać. To trudności finansowe i kłopoty z
dwójką niesfornych, kilkunastoletnich dzieci do-
prowadziły do kryzysu w rodzinie Huntingdonów.
Annette miała romans, a Drew był tym załamany. Nie
przyjął jej usilnych prób pojednania, wyprowadził się i
natychmiast wystąpił o rozwód. Ciekawe, że ludzie,
którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, rzadko reagują tak,
jak się tego spodziewaliśmy. Catherine sądziła, że on
przebaczy i zapomni. Myliła się.
-
W dalszym ciągu mam
nadzieję,
że
dojdą
do
porozumienia, zanim będzie za późno - zauważyła.
-
A dlaczego on miałby
tego
chcieć?
Ma
zaledwie
pięćdziesiąt lat... i jest przystojnym mężczyzną...
-
Chyba tak - przyznała
niepewnie
Catherine.
Lubiła bardzo Drewa, ale nigdy nie myślała o nim
w taki sposób.
-
Mógłby też znaleźć sobie
coś
lepszego
do
roboty,
niż przyjeżdżać tutaj na weekend i bawić się z Danie
lem - skomentowała Peggy z udaną obojętnością.
Catherine, nie zauważając ukrytej ironii, zaśmiała
się:
-
Jest wolny, nie ma
rodziny.
-
A nie przyszło ci na
myśl,
że
Drew
przyjeżdża
z bardziej osobistych powodów?
Catherine spojrzała na nią z pytaniem w oczach.
-
Och, na litość boską!
-jęknęła
Peggy.
-
Czy
mam
ci to wyraźnie powiedzieć? Jego zachowanie na po
grzebie wywołało nie tylko moje zdziwienie. Ledwie
wziejaś do ręki coś trochę cięższego od filiżanki, on już
biegł na pomoc przez cały pokój! Myślę, że kocha się
w tobie.
-
Kocha się we mnie? -
powtórzyła
Catherine.
- Nigdy nie słyszałam nic tak absurdalnego.
-
Może się mylę -
zawahała się Peggy.
-
Ależ oczywiście, że się
mylisz!
-
powiedziała
Catherine z niezwykłą u niej gwałtownością.
-
No, już dobrze, uspokój
się - westchnęła Peggy.
SPOTKANIE PO LATACH 19
- W dniu pogrzebu zapytałam go, dlaczego
wynalazł inną starą damę, aby się nią opiekowała...
- Ależ pani Anstey jest jego chrzestną matką!
- Kiedy poszłam zobaczyć to mieszkanie dla
ciebie, zmroziła mnie swą miną. Powiedziałam to
Drewowi.
- Peggy, jak mogłaś? Mam tylko robić jej zakupy
i przynosić kolację co wieczór. Nie jest to wiele, w
zamian za mieszkanie i symboliczny czynsz.
- I dlatego coś w tym podejrzewam. Jakkolwiek...
- Peggy zawiesiła głos. - Drew pocieszył mnie, że
nie powinnam się martwić, bo chyba długo tam nie
zostaniesz. No, jak myślisz, dlaczego tak powiedział?
- Może przypuszcza, że nie spodobam się jej - od-
rzekła Catherine.
Peggy obracała w ręku list agenta i zmartwiona
powiedziała:
- Jeśli musisz się wyprowadzić w tym tygodniu, to
nie będziemy mogły razem pojechać do mojego
domu. A tak liczyłam na ciebie, Catherine. Moja
matka i ty tak świetnie się ze sobą zgadzacie.
- Daniel również nie jest tym zachwycony. Wtedy
Peggy zaproponowała z uśmiechem:
- A może zabrałabym go ze sobą?
- Samego?
- Dlaczego nie? Moi rodzice uwielbiają Daniela.
Zepsują go do reszty. A ty do naszego powrotu
urządzisz sobie mieszkanie, żeby było bardziej
przytulne. Męczyło mnie poczucie winy, że nie jestem
w stanie w niczym ci pomóc - wyznała Peggy.
- Nie mogę pozwolić, abyś ty...
- Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? Złagodzi to
Danielowi wstrząs związany z przeprowadzką. Bieda-
czek, tak bierze sobie wszystko do serca
-przekonywała Peggy. - Nie będzie go tu, gdy oddasz
Clovera do schroniska i uniknie przenosin do
mieszkania Drewa. Wydaje mi się, że on nie bardzo
go lubi.
Catherine pomyślała ze smutkiem, że Daniel zdecy-
20
SPOTKANIE PO LATACH
dowanie nic lubi tych wszystkich, którzy mu się
sprzeciwiają. Szczególnie zaś nie cierpi być traktowany jak
dziecko i gdy ktoś mówi, ze jest ładnym chłopcem. A
przecież, czy mu się to podoba, czy nie, jest to prawda:
jest naprawdę ładny z czarnymi, kręconymi włosami, z
długimi rzęsami i wielkimi ciemnymi oczami. Niezwykle
hibił Peggy, ale nikogo więcej.
-
Ufasz mi? - Peggy ucięła
jej wątpliwości.
-
Alei oczywiście...
-
W talom razie załatwione
- zdecydowała.
Catherine zrezygnowała więc z wynajdywania dal-
szych trudności i nie powiedziała, ze nigdy dotąd nie
rozstawała się z synem. Daniel bardzo lubił farmę.
Spędzili tam razem z Peggy kilka tygodni przez
ostatnie lata.
Sześć dni później Daniel, uściskawszy ją radośnie,
wsiadł do samochodu Peggy.
Catherine powiedziała do przyjaciółki:
-
Jeśli będzie tęsknić za
domem, zadzwoń do mnie.
-
Nie mamy już domu -
przypomniał
Daniel.
- Należy do Afryki.
Catherine wróciła do domu i oczami mokrymi od łez
spojrzała na ustawione tam walizki i pudła. Nie za wiele
tego, jak na cztery lata życia. Pudła miały być
przeniesione do garażu Peggy. Jeden z sąsiadów obiecał
przewieźć je w następnym tygodniu do mieszkania
Drewa. Przybita otarła łzy. Daniel wyjechał tylko na
dziesięć dni, nie na sześć miesięcy!
Drew czekał na nią na peronie i poprowadził w
kierunku swojego samochodu. Był dobrze zbudowanym
mężczyzną o przyjemnych rysach twarzy. Wyglądał na
bardzo zrównoważonego.
- Najpierw zostawimy w mieszkaniu twoje bagaże.
-
Najpierw?
Uśmiechnął się.
-
Zamówiłem stolik w
Savoyu, zjemy tam lunch.
SPOTKANIE PO LATACH 21
- Czy to jakaś okazja?
Catherine już wiele razy jadła lunch w towarzystwie
Drewa i Harriet, ale wtedy zapraszał je zawsze do
swojego klubu.
-
Moja firma jest bliska
zdobycia
wielkiego
kon
traktu - wyjawił nie bez dumy. - Właściwie mamy to
już w kieszeni. Dziś wieczór jadę do Niemiec, a poju
trze spisujemy umowę.
-
To
wspaniała
wiadomość
-
ucieszyła
się
Cat
herine.
-
Szczerzemówiąc,
przychodzi
w
samą
porę.
Ostat
nio firma Huntingdon balansowała na krawędzi prze
paści. Ale to nie wszystko, co będziemy świętować
- powiedział.
-
Kiedy wracasz z
Niemiec?
-
zapytała,
gdy
wy
chodzili z jego mieszkania.
- Za kilka dni, ale zamieszkam w hotelu.
-
Dlaczego? - zdziwiła się Catherine.
Lekki rumieniec zabarwił jego policzki.
- Kiedy jest się w trakcie rozwodu, trzeba bardzo
uważać, Catherine. Dzięki Bogu, za miesiąc będzie po
wszystkim. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek wytykał
cię palcem, łącząc ze sprawą mego rozwodu.
Catherine odczuła nagle ogromne zażenowanie.
Przyjęła z wdzięcznością propozycję tymczasowego
schronienia się w jego mieszkaniu, nie zastanawiając się
nad tym, w jakim go stawia położeniu.
-
Ogromnie mi przykro,
Drew. Nigdy nie myślałam...
-
Oczywiście, że nie. Ty nie
myślisz
o
ludziach
w
ten
sposób. - Drew uścisnął i przytrzymał jej rękę. - Gdy
tylko zakończy się rozprawa sądowa, nie będziemy
musieli zważać na złośliwe języki.
To ostatnie zdanie, zamiast uspokoić, wprawiło ją w
jeszcze większe zakłopotanie. Wyglądało na to, że Drew
inaczej rozumiał ich przyjaźń.
Nie tak dawno oburzyły ją podejrzenia Peggy.
Tymczasem Drew wyraźnie zbliżył się do niej od
22
SPOTKANIE PO LATACH
momentu separacji z Annette. Stał się częstszym
gościem w domu swojej siostry.
-
Wezmę stek. Przynajmniej
wiadomo,
co
to
takie
go.
-
Masz swoje nawyki -udał
niezadowolenie
Drew,
ale jednocześnie uśmiechnął się do niej. On też nie lubił
zmian.-A na przystawkę?
Zamówiła krewetki, jak zwykle.
- Mogłem z góry zamówić to dla ciebie - zażar
tował.
Catherine rzuciła okiem w stronę holu i ujrzała przy
drzwiach wejściowych wysokiego, czarnowłosego męż-
czyznę. Szybko obejrzała się po raz drugi, ale już go nie
było. Zaskoczona zamrugała oczami, zła na siebie, że w
tej krótkiej chwili rozpoznania odczuła lek, a ciałem jej
wstrząsnął dreszcz.
- Co się stało?
Napotkawszy zdziwione spojrzenie Drewa, wzdrygnęła
się nienaturalnie.
-
To z zimna.
-
Teraz, gdy jesteś w
Londynie,
będziemy
mogli
widywać się częściej. Próbuję ci powiedzieć, może
niezbyt zręcznie, że... Wydaje mi się, że cię kocham.
Wyszarpnęła gwałtownie rękę, przewracając kieliszek z
sherry. Mamrocząc słowa przeprosin, zaczęła szperać w
torebce, w poszukiwaniu chusteczki. Drew patrzył na nią
wyczekująco.
- Chciałem, abyś wiedziała,co czuję – westchnął
- Ja… ja nie wiedziałam… Nie miałam pojęcia…
- To było wszystko, co zdołała z siebie wykrztusić.
- Sądziłem, że musisz to przemyśleć – w jego głosie
słychać było nutkę niezadowolenia. – Najwidoczniej
nie było to tak oczywiste, jak myślałem. Catherine,
nie rób takiej tragicznej miny. Niczego od ciebie nie
oczekuję. Myślę, że trudno o właściwą odpowiedź
w takich okolicznościach. Byłem niecierpliwy i
zachowałem się nietaktownie. Wybacz mi.
SPOTKANIE PO LATACH 23
- Mam wrażenie, jakbym stanęła między tobą
i Annette - szepnęła w poczuciu winy.
Nachmurzył się.
-
To nonsens. Dopiero po
odejściu
od
niej
zdałem
sobie sprawę, jak bardzo lubię być z tobą.
-
Tak, ale gdyby mnie nie
było
w
pobliżu,
może
wróciłbyś do niej - przekonywała z uporem. - Jesteś
wspaniałym przyjacielem, ale ja...
-
Ja nie poganiam cię,
Catherine.
Mamy
dużo
czasu - zapewnił ją, rezygnując z tematu, nad którym,
jak zrozumiał, nie było sensu dłużej dyskutować.
Byli w sali restauracyjnej River Room, gdy usłyszała
ten głęboki głos z lekkim obcym akcentem, głos, który
działał na nią jak kojący balsam. Natychmiast zakręciło
się jej w głowie i ożyły dawne uczucia. Wstrząśnięta,
otworzyła szeroko oczy. W uszach czuła szalone
pulsowanie. Drżącą ręką odstawiła kieliszek.
Luc!
O, Boże... Luc! To jego musiała zauważyć przedtem.
Rozmawiając z dwoma towarzyszącymi mu mężczyznami,
gestykulował opaloną ręką. Nie mogła oderwać od niego
oczu. Ostro zarysowany nos, wydatne kości policzkowe,
intensywność spojrzenia, wszystko połączone w
oszałamiająco przystojnej twarzy.
Obrócił z lekka głowę o lśniących, ciemnych wło-
sach. Spojrzał wprost na nią. Zabrakło jej tchu i czas
nagle się zatrzymał. Rozsądek nakazywał wstać na-
tychmiast i uciekać, biec tak długo, aż pozostawi
daleko grożące niebezpieczeństwo. Poczuła szarpiący
wnętrzności strach, choć nic nie wskazywało, że ją
rozpoznał.
Luc odwrócił się. Dał znak jednemu ze swych
towarzyszy, który natychmiast zerwał się z szybkością
wytresowanego lokaja i słuchał swego pana z po-
chyloną głową.
- Zepsułem ci humor - mruknął Drew. - Powinie
nem był milczeć.
24
SPOTKANIE PO LATACH
Gwałtownie opuściła powieki. Usłyszała znowu
szczek sztućców i szum głosów, ale w dalszym ciągu
czuła się odrętwiała. Gdy patrzyła na Luca, nic i nikt nie
był w stanie odwrócić jej uwagi. Mówi się, że gdy
człowiek tonie, to w ułamku sekundy widzi całe swoje
życie. Och, gdyby tak znaleźć ukojenie na dnie basenu...
-
Catherine...
-
Boli mnie trochę głowa -
powiedziała z trudem.
- Jeśli pozwolisz, pójdę wziąć jakiś proszek.
Wstała na trzęsących się nogach, stwierdzając z nie-
zmierną ulgą, że nie musi przechodzić obok stolika,
gdzie siedział Luc. Mimo to miała uczucie, jakby szła na
śmierć. Choć nie miało to sensu, oczekiwała dotknięcia
jego ręki na swym ramieniu. Weszła szybko do toalety i
włożyła dłonie pod zimną wodę.
Gdy wycierała ręce, dotknęła cienkiej złotej obrączki
na serdecznym palcu. Prezent od Harriet i jej pomysł.
Wszyscy prócz Peggy myśleli, że jest wdową. Harriet
rozpowiedziała to kłamstwo, zanim Catherine opuściła
szpital. Niesmakiem i wstrętem napawało ją to, że
uchodziła za kogoś, kim naprawdę nie była, choć ze
smutkiem szybko uświadomiła sobie, że gdyby nie ta
wzbudzająca szacunek historyjka, nie byłaby tak dobrze
przyjęta przez miejscową społeczność.
Opanuj się, odetchnij głęboko. Dlaczego ulegasz
panice? Jednakże gdy w pobliżu jest Luc, panika jest
uzasadniona. Trudno było przewidzieć jego reakcję, ale
nie mogła tu tkwić wiecznie.
- Myślę, że zanosi się na burzę - powiedziała do
Drewa po powrocie na salę, starając się nie rozglądać.
- Często mam bóle głowy przy takiej pogodzie.
Nie przestawała mówić jedząc.
Jeśli Drew był nawet trochę oszołomiony jej gada-
tliwością, to na pewno nie zauważył, że straciła apetyt.
Luc obserwował ją. Czuła to. Czuła hipnotyczną siłę
utkwionych w niej brązowozłotych oczu. I nie mogła
SPOTKANIE PO LATACH 25
tego wytrzymać. Było to jak chińska wodna tortura -
drążące, bezlitosne. Zaczynała ją ogarniać złość.
Luc był niewzruszony. To wbrew naturze, że potrafił
pozostać opanowany, mimo że tak bardzo ją skrzywdził. Nie
było miejsca na sprawiedliwość w świecie, w którym Luc w
dalszym ciągu rósł w potęgę, jak wyjątkowo zaborcza
roślina tropikalna. Stratujesz ją, a ona znowu wyrośnie,
dwa razy silniejsza i równie groźna.
Skrupulatnie mieszała kawę: to w jedną, to w drugą
stronę, aż wreszcie wsypała cukier. W głowie czuła
zamęt, zagubiona gdzieś między przeszłością i teraź-
niejszością. Była tylko jedną z wielu na długiej liście
ofiar Luca Santiniego. Goryczą napełniała ją świado-
mość tej poniżającej prawdy.
-
Udał, że mnie nie
poznaje.
-
Drew
bezbarwnym
głosem przerwał jej paplaninę.
-
O kim mówisz? -
zapytała zdezorientowana.
-
O Lucu Santinim. Patrzył
prosto
na
mnie,
gdy
przechodził obok nas.
Zaskoczyło ją odkrycie, że Drew zna Luca. A właś-
ciwie, dlaczego tak się dziwiła? Wprawdzie Drew
należał do niższej kategorii, ale działał na tym samym
polu, co Luc. Wytwórnia podzespołów elektronicznych
Huntingdona.
-
Czy t-to t-takie ważne? -
wyjąkała.
-
To nauczy mnie nie
zadzierać
nosa
-
odpowie
dział Drew z kwaśną miną. - Załatwiałem z nim
interesy, ale to było dawno temu. Nie należę dziś do
grupy Santiniego, możliwe, że mnie wcale nie pamięta.
Luc miał niezawodną pamięć. Nigdy nie zapominał raz
widzianej twarzy. Uświadomiła sobie z poczuciem winy,
że Luc udał, iż nie rozpoznał Drewa z powodu jej
obecności. Nie była też tak głupia, żeby udawać, iż nie
wie, kim jest Luc. Mógł o nim nie słyszeć tylko jakiś
analfabeta albo ktoś żyjący na bezludnej wyspie.
Drew popijał swoją kawę najwidoczniej zadowolony,
że o nim zapomniano.
26
SPOTKANIE PO LATACH
-
To niezwykły facet. I jak
musiał
ryzykować,
żeby
dojść do tego, co ma dzisiaj.
-
I pomyśleć, ile ma na
swoim koncie kobiet.
-
Otóż to-zadumał się
Drew.
-
O
ile
wiem,
wpadł
tylko raz. Niech pomyślę, to było około czterech...
pięciu lat temu. Nie wiem, co się właściwie zdarzyło,
ale wtedy był diabelnie bliski bankructwa.
Zapewne odbił to sobie na kimś innym. W życiu
kierował się twardą zasadą: oko za oko, ząb za ząb, no, i
zysk w interesie.
Gdy wychodzili z hoteli, przybity Drew cicho
powiedział:
-
Chyba zrobiłem z siebie
cholernego głupca?
-
Ależ skąd - pośpiesznie
zaprzeczyła.
-
Czy chcesz jechać
taksówką?
-
zapytał
stłumio
nym głosem. - Lepiej będzie, jak wrócę do biura.
-
Przejdę się trochę.
Czuła się zawstydzona, że nie umiała zachować się z
większym taktem, ale jego wyznanie i nagle pojawienie
się Luca pozbawiło ją zdolności rozumowania.
- Catherine?
Zanim zdążyła się odwrócić, Drew pochylił się i
zgniótł ustami jej pełne wargi.
- Już wkrótce poproszę cię o rękę, czy chcesz tego,
czy nie - obiecał odzyskując pewność siebie. - Minęło
już prawie pięć lat, kiedy straciłaś męża. Nie możesz
strawić reszty życia na wspominaniu go.
Kilka sekund później odszedł szybko w przeciwnym
kierunku. Niepohamowane łzy popłynęły z jej oczu.
Przeżycia ostatnich godzin wybijały opóźnioną reakcję.
Drew był mężczyzną zupełnie innego rodzaju, był
dżentelmenem starej daty, który już przy pierwszym
pocałunku proponował małżeństwo. A ona -
skończoną oszustką. Nie była kobietą, za jaką ją
uważał, bolejącą ciągle nad utratą młodego męża i
tragicznie zakończonym krótkim małżeństwem.
SPOTKANIE PO
LATACH 27
Prawda mogłaby go zabić. I dla niej wspominanie
przeszłości było straszne. Przez dwa lata, nawet we
własnym mniemaniu, była dziwką Luca Santiniego.
Karmiona i ubierana w zamian za gorliwość w spra-
wianiu mu przyjemności w łóżku. O takiej kobiecie
mówi się w sposób bardziej elegancki, że jest czyjąś
utrzymanką. Tylko że utrzymaniu bogatych mężczyzn
mogą liczyć na publiczne pokazywanie się u boku
swych opiekunów. A Luc wolał, by pozostawała w
cieniu. Nigdy nie okazał najmniejszej chęci, aby wziąć
ją ze sobą i pokazać światu. Nie miała ani
odpowiedniego wyglądu, ani oglądy, nie mówiąc już o
pochodzeniu i wykształceniu. Jeszcze teraz wspomnienia
paliły, raniąc boleśnie.
Wybór. Całe życie jest możliwością wyboru. W wieku
osiemnastu lat Catherine sądziła, że samodzielnie /
podejmuje decyzje. Tymczasem decydowano za nią.
Miłość w zastraszający sposób niszczy poczucie god-
ności i inteligencję niedoświadczonej, młodej dziew-
czyny. Zanim spotkała Luca, nie wierzyła, że miłość do
kogoś może być błędem. Okazało się, że może, i to
jeszcze jak. Catherine od dawien dawna rozpaczliwie
pragnęła być kochana. Zaraz po urodzeniu została
porzucona przez matkę, po której wszelki ślad zaginał.
Wychowywała się w domu dziecka, gdzie ginęła w tłu-
mie. Była marzycielką snującą przez lata fantastyczne
historie o nieznanej matce, która miała niespodzianie
pojawić się i zabrać ją ze sobą. Ody miała dziesięć lat,
nadzieja osłabła i zaczęła marzyć o szalonej miłości.
Po ukończeniu szkoły, w wieku szesnastu lat pra-
cowała jako służąca w swoim domu dziecka, aż do jego
zamknięcia w dwa lata później. Do kierowniczki
zgłosili się wtedy państwo Goulds, młodzi właściciele
małej galerii sztuki w Londynie. Zatrudnili ją jako
recepcjonistkę, wykorzystywali bez skrupułów i płacili
tylko tyle, że z trudem starczało jej na życie. Ponieważ ich
dochody były małe, galeria często musiała być
28
SPOTKANIE PO LATACH
otwarta do późna i to Catherine pilnowała sklepu przez
wiele wieczorów.
Pewnego zimowego wieczora, gdy już zamykała
sklep, Luc, w drodze do swego hotelu, powodowany
jakimś impulsem wszedł do galerii bez specjalnego celu,
w białym trenczu narzuconym niedbale na ramiona. Wtedy
to dokonała pierwszego wyboru, oślepiona i oszołomiona
przelotnym uśmiechem... przerwała zamykanie sklepu.
Jej rozmyślania zakłócił szum motoru srebrnej
limuzyny, stojącej przy krawężniku. Tylne drzwi sa-
mochodu otworzyły się i wysiadł z niego Luc.
- Czy mogę panią podwieźć?
ROZDZIAŁ DRUGI
Catherine patrzyła na niego z nieukrywanym prze-
rażeniem w szeroko otwartych oczach. - Ja... ja nie idę
nigdzie konkretnie.
-
Po prostu spaceruje pani
- zadrwił Luc.
-
Skąd wiedziałeś, gdzie
jestem? - zapytała.
-
Jechałem za tobą od
samego
hotelu.
Poczuła, że braknie jej tchu. Czy naprawdę myślała,
że to drugie spotkanie to kolejny przypadek? Czy
sądziła, że on pozwoliłby jej odejść bez wyjaśnień?
- Dlaczego to robisz? - szepnęła w napięciu.
Chmurnie spojrzały na nią ciemne, błyszczące oczy.
- Może chciałbym powrócić do dawnych czasów?
Sam nie wiem. To ty mi powiesz. Czy myślisz, że to
możliwe?
Odruchowo cofnęła się do balustrady, przy której
stali.
-
Nie jesteś człowiekiem
impulsywnym.
-
Dlaczego drżysz? -
Podszedł do niej bliżej, a ona
plecami oparła się o żelazną balustradę, usiłując
utrzymać pewien dystans miedzy nimi.
-
Pojawiasz się tak nagle.
Przestraszyłeś mnie.
-
Jak dziecko lubisz ciągle
niespodzianki.
- Nie zauważyłeś, że już nie jestem dzieckiem.
Zebrała się na odwagę, żeby ostro odpowiedzieć, ale
był to błąd. Luc zmierzył ją wzrokiem, szacując
czerwoną, okrągłą klamrę spinającą jej jedwabiste włosy,
bluzkę z koronkowym kołnierzykiem i układaną,
kwiecistą spódniczkę. Poczuła się jak obnażona.
- Widzę, że firma Laury Ashley w dalszym ciągu
świetnie się rozwija - zażartował z poważną miną.
30
SPOTKANIE PO LATACH
Był teraz tak blisko, że mogłaby go dotknąć. Ale nie
ośmieliła się podnieść oczu powyżej poziomu jego
jedwabnego krawata. Szary, o stalowym odcieniu
garnitur nosił z elegancją, którą niewielu tylko mężczyzn
mogłoby naśladować. Wysoką, szczupłą sylwetkę
podkreślał doskonały krój ubrania człowieka z wyższych
sfer. Ale to, co czuła w atmosferze wokół niego, dalekie
było od uprzejmości ludzi z towarzystwa. Było to coś
wręcz przerażającego.
- Nie mamy o czym mówić po tylu latach. - W sło
wach, które padły z bladych ust, można było wyczuć
nie wypowiedzianą prośbę.
Luc podniósł rękę i czubkiem palca przesunął powoli
od delikatnego obojczyka, gdzie wyczuwalny był szalony
rytm pulsu, aż do wygięcia dolnej wargi. Czuła, że pali
ją skóra, a cale ciało oblewa żar.
-
Odpręż się - poradził.
Opuścił
rękę
sekundę
wcześniej, zanim szarpnęła gwałtownie głową, nie
godząc się na tę poufałość. W jego oczach zabłysły
ogniki, a na ustach pojawił się uśmiech:
-
Nie chciałem cię
przestraszyć.
Cóż
to...
jesteśmy
wrogami?
-
Ja... ja się spieszę -
wyjąkała.
-
I nie chcesz, żebym cię
podwiózł?
Zgoda.
Przejdę
się razem z tobą - odpowiedział łagodnie. - A może
wsiądziemy do samochodu i przejedziemy się... i tak
pewnie utkniemy w korku ulicznym. Zaufaj mi, jestem
dziś w łagodnym nastroju.
-
Dlaczego? - odsunęła się
odważnie
od
balust
rady. - Czego chcesz?
-
Nie spodziewam się, abyś
chciała
w
tłoku
ulicz
nym robić to, co zazwyczaj robiliśmy. - Ciemnymi
zuchwałymi oczami przyglądał się rumieńcowi
oblewającemu jej twarz. - A według ciebie, czego
mógłbym chcieć? Czy to takie dziwne, że chciałbym
zaspokoić swoją naturalną ciekawość?
- Czego dotyczącą?
SPOTKANIE PO
LATACH 31
- Ciebie. A kogóż by innego?
Catherine zagryzła dolną wargę. Czuła narastającą w
niej złość. Był czas, że gdy Luc mówił: wsiadaj do
samochodu, skwapliwie wykonywała jego polecenie.
Uśmiechał się teraz, ale nie można ufać uśmiechowi
Luca. Mógł uśmiechać się i jednocześnie doszczętnie
kogoś zniszczyć starannie dobranymi słowami. Zdecy-
dowała się w jednej chwili i ruszyła w kierunku
samochodu. Luc był człowiekiem wyjątkowo inte-
resującym dziennikarzy, nie mogła wiec dopuścić do
tego, by ją z nim widziano.
Jeden z goryli Luca otworzył drzwiczki limuzyny.
.Wśliznęła się w róg samochodu i usiadła na obitej
kremową skórą kanapie. Drzwiczki zatrzasnęły się.
- Doprawdy, Catherine... czy to było takie trudne?
- zapytał Luc. - Napijesz się czegoś?
W gardle czuła suchość.
- Chętnie.
Nerwowo wygładzała fałdy spódniczki. Luc pochylił
się, aby otworzyć barek. Przez jeden moment, który
wydał się jej najdłuższym w życiu, czarne, gęste włosy
były w zasięgu jej palców. Nieuchwytny aromat płynu do
płukania włosów, zmieszany z nieokreślonym, ale jakże
znajomym jego własnym zapachem, uderzył w jej
rozszerzone nozdrza. Gdy wyprostował się, zmieszana
obserwowała ruch muskułów pod drogą tkaniną koszuli,
okrywającej jego szerokie ramiona.
Luc podał jej szklankę, przytrzymując ją na tyle długo,
że musiała na niego spojrzeć. Był to atak bardzo niewinny,
jak na możliwości Luca, ale i tak poczuła, że nad nią
panuje. Szybko wypiła kilka łyków. Nie cierpiała smaku
brandy, która z trudem przechodziła przez ściśnięte
gardło.
- Czy teraz lepiej się czujesz? - zapytał. - Mieszkasz
w Londynie?
- Nie - odpowiedziała z pośpiechem. - Jestem tu
tylko chwilowo. Mieszkam w... Peterborough.
32
SPOTKANIE PO LATACH
- Widzę, że jesteś mężatką. Musi to być dla ciebie
źródłem wielkiej satysfakcji.
Obrączka ślubna zaciążyła jej jak ołów. Postanowiła
pominąć milczeniem te złośliwą uwagę.
-
Kiedy wyszłaś za mąż?
-
Ponad cztery lata temu.
Napiła się, dla dodania sobie odwagi przed następ
nym kłamstwem.
-
Niedługo po... Był to
burzliwy,
krótkotrwały
romans - wyjaśniła szybko.
-
Na to wygląda -wycedził.
-Opowiedz mi o tym.
-
Nic nie było w tym
nadzwyczajnego
-
mruk
nęła. - Jestem pewna, że wcale cię to nie zainteresu
je.
-
Przeciwnie - zaprzeczył
miękko
Luc.
-
Szalenie
jestem ciekaw. A czy twój mąż ma jakieś imię?
-
Luc, ja...
-
Ach, więc moje imię pamiętasz?
Wbiła wzrok w swój kieliszek.
-
Paul. Ma na imię Paul. -
Pomimo
ogromnego,
strasznego napięcia, udało się jej uśmiechnąć. - Na
prawdę nie ma o czym mówić!
-
Zaspokój jednak moją
ciekawość.
Czy
jesteś
szczęśliwa tam... gdzie to jest? W Peterhaven?
-
Oczywiście.
-
Nie wyglądasz na
szczególnie szczęśliwą.
-
To nie zawsze jest
widoczne
-
odcięła
się
zroz
paczona.
-
A dzieci? - zapytał od
niechcenia.
Catherine zdrętwiała.
-
Nie, jeszcze nie mam.
Luc był bardzo opanowany. Zauważyła to, choć
sama była zmieszana. Luc nagle uśmiechnął się.
- Co robiłaś z tym Huntingdonem?
Pytanie rzucone znienacka zbiło ją z tropu.
- Ja... zatrzymuję się u niego, gdy przyjeżdżam na
zakupy - zawahała się, a potem ze zdecydowaniem,
SPOTKANIE PO LATACH 33
które miało świadczyć o jej absolutnej pewności siebie,
dodała: - Mój mąż pracuje dla niego.
- Wygląda na to, że dobrze spędziłaś dzień pełen
szczególnych zbiegów okoliczności - cudowne, złote
oczy patrzyły wprost na jej zarumienioną twarz.
- Najciekawsze jest to, co niespodziewane, czyż nie?
Odstawiła kieliszek.
-
Muszę...
naprawdę
muszę
już
iść.
Bardzo
miło
było znowu cię spotkać.
-
Czuję się pochlebiony, że
tak
uważasz
-
powie
dział półgłosem Luc. - Czego się tak boisz?
-
Ja się boję? - powtórzyła
niepewnie.
-Nie
boję
się
niczego. Nie mamy już o czym mówić.
-
A ja myślę, że mamy
jeszcze
cały
dzień
przed
sobą.
Catherine pochyliła głowę.
-
Nie muszę odpowiadać na
twoje
pytania
-
powie
działa stanowczo, usiłując zapanować nad drżeniem
w głosie.
-
Potraktuj to jako mały,
nieco
spóźniony
objaw
uprzejmości - zaproponował Luc. - Cztery i pół roku
temu zniknęłaś jak kamfora. Bez słowa, bez listu lub
najmniejszej próby wyjaśnienia. Chciałbym usłyszeć je
teraz.
Ceglaste plamy wystąpiły na jej policzkach.
-
Związek z tobą był
najgłupszą
rzeczą,
jaką
kiedy
kolwiek zrobiłam.
-
A to, że mi to teraz
powiedziałaś,
może
okazać
się
drugą najgłupszą rzeczą - spojrzał na nią pociem
niałymi oczami. - Spałaś ze mną w noc przed swoim
zniknięciem. Leżałaś w mooch ramionach i kochałaś się
ze mną, planując, że opuścisz mnie...
-
Z przyzwyczajenia -
wyjąkała.
Chwycił silnie jej rękę i przyciągnął do siebie bliżej,
wbrew jej woli.
- Z przyzwyczajenia? - krzyknął szorstko j z niedo
wierzaniem w głosie.
34
SPOTKANIE PO LATACH
Cofnęła się przed niepohamowaną złością i odrazą,
które wyczytała w jego pełnych wyrazu oczach.
-
Sprawiasz mi ból - szepnęła.
Z pogardą puścił jej rękę.
- W takim razie wyrazy mojego uznania, za takie
przedstawienie, należy ci się nagroda zwycięzcy. Przy
zwyczajenie inspiruje cię do niecodziennego zapału.
Pod wpływem wspomnień zaczerwieniła się po
czubki włosów. Te wspomnienia budziły nienawiść do
samej siebie. A tamtej nocy w głębi serca była przekonana,
ze nigdy już nie będzie znowu z Lucern. O świcie, z
niezwykłą u niej śmiałością, obudziła go pełna rozpaczy,
która jedynie w fizycznym kontakcie mogła znaleźć
ukojenie. Kochać kogoś, kto nie odwzajemnia miłości, to
najokrutniejszy rodzaj cierpienia.
-
Nie pamiętam -
skłamała
bez
przekonania,
z uczuciem rosnącej nienawiści. Zapłaciła zbyt wysoką
cenę za miłość do Luca.
-
Przyzwyczajenie
-
powtórzył
znowu,
ale
już
spokojnie.
Mimo woli uraziła boleśnie jego męską ambicje. Nie
była jedyną, która szalała na punkcie Luca. Kobiety
gotowe były na wszystko, byleby tylko zwrócić na
siebie jego uwagę. Zrobiłyby jeszcze więcej, aby tylko
zatrzymać go przy sobie.
Dla Luca Santiniego kobiety były zabawkami po-
trzebnymi w wolnym czasie. Łatwo zdobywanymi i tak
samo łatwo odrzucanymi. Wznosząc się na szczyty
sukcesu, Luc nigdy nie pozwolił sobie na utratę
odrobiny własnej energii dla jakiejś kobiety. Był
samcem o dużych potrzebach seksualnych, ale kobiety nie
zajmowały ważnego miejsca w jego myślach.
-
Muszę już iść -
powtórzyła
i
ponownie,
gdy
napotkała jego błyszczące oczy, odczuła dziwną nie
chęć do zrobienia jakiegokolwiek ruchu.
-
Jak sobie życzysz.
Chłodnym wzrokiem, wprawiającym ją w zmiesza-
SPOTKANIE PO
LATACH 35
nie, obserwował, jak brała swoją torebkę i wydostawała się
z samochodu na miękkich nogach, jak zachwiała się na
moment na bardzo wysokich obcasach.
Odwracając nieposłuszne oczy od jego smagłej,
męskiej twarzy zamknęła drzwiczki i przeszła na drugą
stronę ulicy. Z poczuciem winy myślała o wszystkich
tych kłamstwach, które powiedziała, aby uchronić syna. I
nie dlatego, by Luc mógł czymś teraz zagrozić
Danielowi, ale czuła się bezpieczniej, gdy on o niczym
nie wiedział. Luc nie lubił żadnych komplikacji ani
ewentualnych kłopotów. A nieślubny syn mógł być
powodem jednego i drugiego.
Jeszcze oszołomiona, pomyślała, że poza jednym
niebezpiecznym momentem Luc był taki... taki chłodny.
Mogłaby przysiąc, że w hotelu Savoy Luc był wyraźnie
wściekły. Ale widocznie to tylko jej imaginacja. A poza
tym, dlaczego miałby być wściekły? Cztery lata to dużo
czasu, a jemu na niej nie zależało. Nie można ciągle
wspominać kogoś, kto nawet kiedyś był bliski, gdy żyje
się już innymi sprawami.
Myślami powróciła do ich pierwszego spotkania. Z
wdzięczności za to tylko, że się pojawił, oprowadziła go
po galerii: była to, par exccllence, wycieczka z
przewodnikiem. Nigdy jeszcze nie znajdowała się tak
blisko mężczyzny tak pięknego, wykształconego i pod-
niecającego. Luc, znudzony własnym towarzystwem,
chętnie przyjął rolę zabawianego gościa.
Uśmiechnął się do niej, a wtedy zgubiła całkowicie
wątek. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Nie
podał nawet swojego nazwiska, ale przed wyjściem
powiedział do niej:
- Nie powinna pani zostawać tu sama. Nie powinna też
pani być tak bezpośrednia wobec obcych mężczyzn. Widu
z nich potraktuje to jako zachętę i wtedy, zapewne, nie
będzie pani umiała sobie z tym poradzić.
Gdy ruszył schodami w dół, objął ją ostatni raz
spojrzeniem błyszczących, złotych oczu. I cóż zoba-
36
SPOTKANIE PO LATACH
czył? Ładną, zaokrągloną osiemnastolatkę, niezręczną i
naiwną jak dziecko.
Mimo to przez następne dni nie opuszczał jej
promienny optymizm. Jeśli zdarzyło się raz, może
zdarzyć i drugi. Minęły dwa miesiące, zanim Luc
pojawił się znowu. Tak jak poprzednim razem było
późno i przyszedł sam. Niewiele mówiąc obejrzał nowe
obrazy z widocznym brakiem zainteresowania, gdy
tymczasem ona paplała z całą impulsywną bezpośred-
niością, którą on zganił przy pierwszej wizycie. Gdy byli
już blisko wyjścia, odwrócił się nagle.
- Będę czekał na panią po zamknięciu galerii. Po
trzebuję czyjegoś towarzystwa - wycedził.
Tak długo oczekiwane zaproszenie było wypowie-
dziane niedbale, w ostatniej chwili, z niewybaczalną
arogancją człowieka pewnego jej zgody. Czy przejęła się
tym? Ani trochę!
-
Pracowałem cały dzień,
Chciałem
się
przejść
-mruknął, gdy ona, zadyszana, dreptała u jego boku.
-
Bardzo chętnie się przejdę
-
powiedziała.
Mógłby
jej nawet zaproponować kąpiel w Tamizie zimą i też by
się zgodziła bez wahania. Wziął od niej płaszcz i podał
jej zgrabnie, a jego eleganckie maniery zrobiły na niej
ogromne wrażenie.
Zmęczył ją bardzo pierwszym spacerem. Potem
postawił kawę w kawiarni na Piocadilly. Opowiadał jej o
swoim dzieciństwie w Nowym Jorku, o rodzinie -
ojcu, matce i siostrze, którzy zginęli rok temu w
katastrofie lotniczej. Ona z kolei otworzyła przed nim serce i
opowiedziała o swoim niepewnym pochodzeniu, żartując
nawet na temat nieznanych przodków.
- Może zadzwonię do pani.
Wsadził ją do taksówki nawet bez pocałunku.
Nie zadzwonił. Minęło sześć, a właściwie prawie
siedem męczących tygodni. Czuła się ogromnie nie-
szczęśliwa. I gdy już straciła całkowicie nadzieję, zjawił się.
Bez żadnego uprzedzenia. Na jego widok roz-
SPOTKANIE PO
LATACH 37
płakała się z radości i musiał ją pocałować, aby przestała
szlochać.
Po tym pocałunku mógłby nawet okazać się nagle
gangsterem... nie miałoby to żadnego znaczenia. Za-
kochała się szaleńczo i w głębi oszołomionej duszy
przekonana była, że on taksę ją pokochał. Jakie to
romantyczne, pomyślała, gdy dał jej jedną białą różę.
Zasuszyła później ten cudowny kwiat, żeby mieć
pamiątkę w przyszłości...
Jak wspomnienia mogą stać się przykre! Luc nie był ani
trochę romantyczny. Postarał się tylko o zdobycie
doskonałej kochanki, z tym samym chłodnym opano-
waniem i zręcznymi intrygami, jakie stosował w inte-
resach. Etap pierwszy - pozbawić spokoju. Etap drugi
- przekonać ją, że nie może żyć bez niego. Etap trzeci
- podbić serce. Została uwiedziona w takim stylu
i z takim mistrzostwem, że nawet nie zdawała sobie
sprawy, co się z nią dzieje.
Znaleźć zwykłą dziewczynę i omotać ją. To właśnie
zrobił z nią Luc. Równie dobrze mogłaby położyć się na
szynach kolejowych przed pędzącym ekspresem. Od
początku wszystko sprzysięgło się przeciw niej.
Gdy na zatłoczonej ulicy spojrzała na zegarek, była
zaskoczona, że jest tak późno. Zatopiona w myślach,
chodziła bez celu całe popołudnie. Nie zastanawiając się
dłużej, poszła w kierunku przystanku autobusowego.
Gospodyni Drewa, pani Bugle, właśnie nakładała
płaszcz, gdy Catherine weszła do mieszkania.
-
Proszę wybaczyć, panno
Parrish,
ale
byłam
zbyt
zajęta, żeby przygotować pani obiad - powiedziała
zimno pani Bugle.
-
Och, nie szkodzi. Jestem
przyzwyczajona
sama
siebie obsługiwać. - Catherine była jednak zaskoczona
zimną uprzejmością tej kobiety i jej pełnym nagany
spojrzeniem.
-
Chcę, żeby pani
wiedziała, że pani Huntingdon
38
SPOTKANIE PO LATACH
bardzo przeżywa sprawę rozwodu - powiedziała pani
Bugle oskarżycielskim tonem. - Jeżeli pan Huntingdon
ożeni się ponownie, poszukam innej posady.
Catherine nie miała możliwości powiedzenia czegoś na
swoją obronę. Rzuciwszy te niemiłe słowa na
pożegnanie, pani Bugle wyszła trzasnąwszy drzwiami.
Catherine, zła i zażenowana, uznała, że atak gospodyni
był końcowym akcentem tego okropnego dnia.
Teraz więc stała się tą, która rozbiła małżeństwo.
Pewnie nie tylko pani Bugle tak myśli. Romans Annette
Huntingdon był trzymany w wielkiej tajemnicy i tylko
bardzo niewiele osób o nim wiedziało. Mój Boże, jak
mogła być tak ślepa i nie zauważyć uczuć Drewa?
Harriet była przeciwna rozwodowi brata. Robiła mu
wymówki, co jeszcze bardziej go rozdrażniało.
Może okazywała Drewowi za dużo sympatii, usiłując
zrównoważyć brak delikatności Harriet? Może też zbyt
chętnie słuchała tego, co mówił? Szczerze mu
współczuła, ale naprawdę nie chciała mieszać się w jego
małżeńskie problemy. Na litość boską, wszystko, co
zrobiła, to tylko to, że słuchała, a Drew... najwidoczniej
odczytał to jako zachętę.
Teraz powinna natychmiast się wyprowadzić z tego
mieszkania! Ale w jaki sposób? Po zapłaceniu pani
Anstey z góry za jeden miesiąc, zostało jej mniej niż
trzydzieści funtów. Peggy wściekała się na nią często, że
nie domaga się jakiejś zapłaty za prowadzenie domu
Harriet, która odprawiła gospodynię wkrótce po
wprowadzeniu się Catherine. Jednak sama Catherine nie
potrafiła pogodzić się z myślą, iż mogłaby za swoje usługi
otrzymywać pensję.
I nie miało to żadnego znaczenia, dopóki żyła Harriet.
Catherine na różne sposoby udawało się wiązać koniec z
końcem tym bardziej, że nie musiała się martwić ani o
mieszkanie, ani o jedzenie. Została zarejestrowana jako matka
samotnie wychowująca dziecko, ale korzystała z tego
rzadko. Uprawiała warzywa, szyła, karmiła
SPOTKANIE PO
LATACH 39
podopiecznych Harriet... jakoś sobie zawsze radzili, ona i
Daniel. Ale teraz niepewność co do ich przyszłości
zawisła nad nią jak ogromna, czarna chmura.
Gdy rozpakowywała swoje rzeczy, doszła do wniosku,
że zmuszona będzie zgłosić się do pomocy społecznej z
prośbą o wsparcie, dopóki znowu nie stanie na nogi. A
po powrocie Drewa z Niemiec opowie mu o swojej
przeszłości. I jeśli jego uczucie do niej jest, jak
przypuszczała, chwilową namiętnością, to szybko się z
niej wyleczy. Tak czy inaczej, straci dobrego przyjaciela.
Drew będzie czuł się oszukany.
O wpół do siódmej zadzwonił dzwonek u drzwi
wejściowych. Miała ochotę go zignorować, w obawie, iż
jest to ktoś, kto gotów źle wytłumaczyć sobie jej
obecność w tym mieszkaniu. Niestety, ten ktoś za
drzwiami był uparty, a nerwy nie pozwoliły jej wy-
trzymać trzeciego, przeraźliwie ostrego dzwonka.
To był Luc. Przez kilka strasznych sekund myślała, że
ma halucynacje. Gdy oprzytomniała, drżącymi rękami
otworzyła drzwi.
-
Luc...? - wyszeptała.
-
Jak widzę, nie wróciłaś
jeszcze
do
Peterborough.
A może Peterhaven?
Spojrzał złośliwie w jej przerażone, błękitne oczy.
-
Wygląda na to, że nie
bardzo
wiesz,
gdzie
miesz
kasz. Jesteś nędzną kłamczuchą, moja droga. A tak
naprawdę, to kłamiesz nieudolnie, dziwię się, że w ogó
le próbowałaś mnie oszukać. Kiedy siedziałaś w samo
chodzie, kłamałaś, kłamałaś i kłamałaś...
-
Kłamałam? - wykrztusiła
z
trudem,
nie
mogąc
pozbierać myśli.
-
Wiesz,
dlaczego
pozwoliłem
ci
odejść
dziś
po
południu? - gwałtownym pchnięciem zamknął drzwi.
-
N-n-nie.
-
Byłem w takim stanie, że
gdybyś
zmyśliła
jeszcze
jedno kłamstwo, udusiłbym cię. Skąd w tobie tyle
śmiałości, żeby mnie okłamywać?
40
SPOTKANIE PO LATACH
Bezradnie patrzyła na niego. W ustach jej zaschło, a
w żołądku czuła ucisk. Czy naprawdę przypuszczała, że
zdoła zachować obojętność? Nic nie czuć do tego
mężczyzny, którego kiedyś kochała, którego dziecko
urodziła w strasznej samotności?
Każda kobieta, która, tak jak ona, spotkałaby choć raz
w życiu mężczyznę w rodzaju Luca Santiniego, byłaby
szczęśliwa. I odtąd, już na zawsze, czy podobałoby się jej
to, czy nie, byłby on wzorcem, według którego
oceniałaby innych mężczyzn. Nagle z przerażeniem zdała
sobie sprawę, że przez te wszystkie lata, gdy opuściła
apartament na Manhattanie, żaden inny mężczyzna nie
wzbudził w niej podniecenia. Zrozumiała teraz, że to
ponowne spotkanie z Lucern, twarzą w twarz, będzie
decydującą próbą.
Milczenie przeciągało się...
- Cristo, cara! - odezwał się Luc niepokojąco
niskim głosem. - O czym myślisz? Wyglądasz tak,
jakbyś miała zaraz upaść na kolana i błagać o litość...
Podniosła oczy.
- Tak uważasz?
To się nazywa grać na zwłokę, udając głupiego. Co on
tu robi? Czego od niej chce? Które kłamstwa odkrył?
Mój Boże, czyżby domyślał się, że ma dziecko? Skąd
miałby to wiedzieć? -zadawała sobie pytania. Na samą
myśl o tym zbladła z przerażenia.
Nie czekając na odpowiedź, Luc przeszedł obok niej,
pchnął drzwi i zajrzał do kuchni. Z całkowitym zamętem
w głowie obserwowała, jak otwierał po kolei wszystkie
pozostałe drzwi - wyglądało to na systematyczną rewizję
lokalu. Czego szukał? Jakich świadków? Jej mitycznego
męża? A może dziecka? Ze strachu zimny pot oblał jej
ciało. W interesach Luc słynął z tego, że dowiadywał się
wszystkiego w jakiś niesamowity sposób. Zauważał to,
czego inni nie zauważali. Potrafił wyjaśnić to, co było
ukryte. Jeśli tylko poświęciłby trochę czasu i skupił swoją
niezwykłą inte-
SPOTKANIE PO
LATACH 41
lgencję, aby odgadnąć przyczynę jej odejścia, to
zrozumiałby, że najprawdopodobniej była w dąży.
-
Czy tak cię to bawiło, że
dziś
po
południu
przez
trzy
godziny ciągnęłaś za sobą przez całe miasto mojego
człowieka z ochrony? -zapytał Luc ze słodyczą w głosie.
-
Ciągnęłam
twojego
człowieka?
-
powtórzyła,
a
za
skoczenie w jej głosie mówiło samo za siebie.
-
Zero punktów za
spostrzegawczość,
moja
droga.
Nic się nie zmieniłaś. Włóczyłaś się jak lunatyczka
w oczekiwaniu, że coś się zdarzy. - Przeszedł się po
pokoju z nonszalancką swobodą. - Nie widać żadnej
zieleni, ani zasłony w kwiaty, ani falbanki. Albo
mieszkasz tu od niedawna, albo on narzucił ci swój
gust. Boże, miał więcej szczęścia niż ja...
To ostatnie zdanie, powiedziane szeptem, było tak
samo zaskakujące, jak i słowa, które je poprzedzały.
Zaczerwieniła się, gdy zdała sobie sprawę ze złośliwości
uwagi ojej sentymentalizmie, tak bardzo różniącym się od
jego upodobania do surowego modernizmu. Była to
aluzja, przywołująca niewyraźne i mimowolne wspo-
mnienie kąpieli przy blasku palących się świec i łóżka z
baldachimem, pokrytego koronkami.
Trudno byłoby znaleźć dwa charaktery, które bardziej by
się od siebie różniły. Jej marzenia były zwykłymi
marzeniami o miłości, małżeństwie i dzieciach. A Luc nie
miał marzeń. Kierował swoim życiem według własnego
planu, my śląc tylko o osobistym sukcesie. Gdy osiągnął
jeden cel, zmierzał do następnego. Możliwość niepowo-
dzenia nie przychodziła mu nawet do głowy. Na myśl o
tym, ile razy ona sama musiała rezygnować ze swoich
marzeń, Catherine poczuła gorycz.
- Nie krepuj się, czuj się jak u siebie w domu.
Ten ironiczny ton tak do niej nie pasował, że Luc
obrócił się nagle i spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Nie mów tak do mnie - rzekł z naciskiem.
- Będę mówiła tak, jak mi się spodoba - od
powiedziała z naglą determinacją.
42
SPOTKANIE PO LATACH
-
Jak uważasz - zgodził się
Luc.
-
Ale
nie
zrobisz
tego już więcej.
-
Chcesz się założyć?
Świadomość, że ani sam Daniel, ani żaden siad jego
istnienia nie mogą jej zdradzić w tym mieszkaniu,
dodała jej odwagi i sił do przeciwstawienia się Lucowi.
- Gdybym był tobą, nie zaryzykowałbym tego
-odpowiedział Luc. - Masz przerażający zwyczaj
stawiać na przegranego konia. A zdecydowanie nie
masz szans na wygraną.
- Nie boję się ciebie. - Buńczucznie zadarła pod-
bródek.
-
A powinnaś.
-
Grozisz mi?
-
O ile mnie pamięć nie
myli,
nigdy
jeszcze
nie
próbowałem nikomu grozić - zapewnił z niewzruszo
nym spokojem.
Opuściła głowę.
-
Nie mam ci nic do
powiedzenia.
-
Za to ja chciałbym ci
wiele powiedzieć.
-
Nie chcę tego słuchać.
Gwałtownym ruchem skrzyżowała ramiona, żeby
ukryć drżenie rąk i zrobiła kilka kroków w kierunku okna,
odwracając się do niego plecami.
-
Kiedy mówię do kogoś,
to
chcę,
aby
na
mnie
patrzono - ironicznie dodał Luc.
-
Nie chcę patrzeć na
ciebie.
Z przerażeniem stwierdziła, że lada chwila wybuchnie
płaczem. Gdybyż mogła być teraz tysiące kilometrów od
tego miejsca!
Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do niego:
-
Chcę, żebyś wyszedł.
Uniósł czarną brew:
-
Czy na pewno mówisz do
mnie?
Miała na twarzy wyraz ogromnego napięcia, ale nie
powiedziała nic, nie chcąc zdradzić się głosem, ani
spotkać się wprost z jego spojrzeniem.
SPOTKANIE PO
LATACH 43
- Czy możemy obejść się bez męża, skoro masz
takie trudności z wymówieniem jego imienia?- zapytał
bardzo spokojnie Luc.- Nie wierzę w ogóle w jego
istnienie.
- Nie rozumiem, skąd ci to przyszło do głowy?
Całkowicie wytrącona z równowagi przez pytanie
rzucone bez żadnego uprzedzenia, uświadomiła sobie, że
w jej odpowiedzi nie było przekonywającego zdziwienia ani
zrozumiałej w takim wypadku irytacji. Pod wpływem
spojrzenia ciemnych oczu, które ją po prostu
unieruchamiały, poczuła się jak zwierzę złapane w sidła.
- Zawsze i wszędzie w moim życiu postępowałem
uczciwie, ale z tobą nie mogę. Widziałem was z Huntin-
gdonem przed hotelem.
Zaczęła ją ogarniać rozpacz.
-
Fałszywie oceniłeś to, co
widziałeś.
-
Naprawdę? Nie sądzę
-mruknął
Luc.
-
Uspokój
się, niemu się jeszcze nie stało... jest dopiero w połowie
drogi do Niemiec, ale upragnionego kontraktu nie
dostanie.
-
Co mówisz?
-
Chyba będę zmuszony
sprawić
ci
przykrość.
Zapytała z nienaturalnym spokojem:
-
A co ty masz wspólnego
z tym kontraktem?
-
Mam pewne wpływy -
oświadczył.
-
Ale dlaczego? Dlaczego
chcesz
zniszczyć
Drewa?
- szepnęła w rozpaczy.
-
Tak się fatalnie dla niego
składa,
że
jest
to
jego
mieszkanie. - Luc spojrzał na nią iskrzącym się
wzrokiem, z nieukrywaną groźbą. - A gdy jakiś
człowiek wchodzi na moje terytorium, musi za to
zapłacić. W innym wypadku, kto respektowałby grani
ce przeze mnie wyznaczone? Chyba nie sądzisz, że będę
mu wdzięczny za uwiedzenie mojej kobiety?
ROZDZIAŁ TRZECI
Catherine zbladła. Luc zadał jej zbyt wiele ciosów
naraz. Czuła się jak człowiek, który tonie.
Luc spoglądał na nią bezlitośnie. Z jego oczu
promieniowała dziwna, zatrważająca siła, dzięki której
nigdy nie tracił panowania nad sobą. Ludzie, którzy
pozwalali, by zatriumfował w nich gniew, tracili
kontrolę nad sytuacją. Luca nigdy nie można byłoby o to
pbwinić. Przynajmniej do tej pory...
Nie mogła nawet przełknąć śliny i tylko końcem
jeżyka oblizała suche wargi.
- Nie jestem twoją kobietą - powiedziała niepew
nie.
Przeszył ją ostrym spojrzeniem czarnych oczu.
- Przez dwa lata byłaś moja, bezdyskusyjnie moja,
jak żadna przedtem. Niektórych faktów nie da się
zmienić. W Savoyu nie mogłaś oderwać ode mnie oczu.
Catherine była tak zaskoczona słowami Luca, że na
chwilę zapomniała o pogróżkach pod adresem Drewa.
-
To nonsens!
-
Tak uważasz?
Luc utkwił w niej nieruchome, skrzące się spojrzenie.
Wyobraziła sobie, że zapewne tak właśnie wygląda syty
tygrys, dybiący na następną ofiarę,
- Nie wydaje mi się to nonsensem. A zresztą,
dlaczego mamy się o to kłócić? To jakieś ne sais quoi,
nieproszone i jakże często niechciane, istnieje w dal
szym ciągu pomiędzy nami. Chcę, żebyś wróciła do
mnie, Catherine.
W śmiertelnej ciszy, która zapadła po jego słowach,
słyszała bicie własnego serca. Nie była w stanie wydać
SPOTKANIE PO
LATACH 45
dźwięku ze zduszonego gardła. Wreszcie, gdy minął
szok, odzyskała mowę i panowanie nad sobą.
Luc podszedł do stołu i otworzył jedną ze stojących tam
karafek, wziął kieliszek i nalał sobie brandy.
-
Aż trudno mi uwierzyć,
że
możesz
tak
do
mnie
mówić - wyszeptała.
-
Pociesz się, że nie
powiedziałem
nawet
jednej
czwartej tego, co chciałem powiedzieć.
Luc wsunął kieliszek pomiędzy jej bezwładne palce i
zacisnął na szkle - intymny dotyk jego ręki znów
pozbawił ją spokoju.
- Jestem pewien, że czujesz wdzięczność za moją
powściągliwość.
Zrozumiała teraz, co czuje zając na autostradzie,
zahipnotyzowany światłami reflektorów. Te złociste
oczy byłyby w stanie zniewolić każdą kobietę.
-
Naprawdę myślisz, że
jestem
na
utrzymaniu
Drewa? - zapytała wstrząsając się z niesmakiem. - Czy
to mi insynuujesz?
-
Ja nic nie insynuuję, moja
droga.
Ja
stwierdzam
fakt.
- Jak śmiesz? - wykrzyknęła oburzona Catherine.
Luc z kamiennym spokojem zmierzył ją wzrokiem.
-
Uważam, że jest to
wyjątkowo
niesmaczne,
bo
Drew to człowiek żonaty i dostatecznie stary, by być
twoim ojcem.
-
Nie
ma
nic
niesmacznego w tym, co dotyczy
Drewa - zaprotestowała gwałtownie. - On jest jednym
z najprzyzwoitszych ludzi, jakich znam.
-
Tyle tylko, że jest zdolny
zdradzać
swoją
żonę
z kobietą dwa razy od siebie młodszą. - Luc pod
sumował dobitnie. - A teraz małe ostrzeżenie: od
dzisiejszego wieczora nie życzę sobie, żebyś nawet
wymawiała jego imię.
Catherine tak się zapamiętała w obronie Drewa, że w
ogóle nie dotarły do niej słowa Luca.
- On nie zdradził swojej żony. Już prawie od roku
46
SPOTKANIE PO
LATACH
są w separacji. W przyszłym miesiącu będzie już po
rozwodzie.
-
Wiem o tym - przerwał
Luc,
łagodnie
uprzedza
jąc jej argumenty. - Jednakże powinien być teraz
w domu ze swoją żoną, byłoby to dla niego znacznie
bezpieczniejsze.
-
Bezpieczniejsze? Grozisz
mu?
-
Nie. Ja tylko doręczyłem
swoje
listy
intencyjne
z dużym udziałem.
- Nie mogłeś tego zrobić!- wykrzyknęła.
W zamyśleniu obrzucił ją przeciągłym spojrzeniem.
- To twoje zdanie. - Wzruszył ramionami, dając do
zrozumienia, że już nie chce poruszać tego tematu.
- Mamy ważniejsze rzeczy do omówienia.
Uczuła niemiły ucisk w żołądku. To eleganckie, szyte
na miarę ubranie kryło bezwzględnego drania,
prymitywnego neandertalczyka, któremu obce są wyrzuty
sumienia.
-
Choć to absolutnie nie
twoja
sprawa,
przyjmij
do
wiadomości, że nie mam romansu z Drewem - powie
działa z naciskiem.
-
Wszystko, co ciebie
dotyczy,
bardzo
mnie
ob
chodzi.
Nie zaprotestowała, skoncentrowana ciągle na
obronie Drewa.
-
Dlaczego
chcesz
doprowadzić
do
ruiny
wytwórnię
podzespołów Huntingdona? Co on ci takiego zrobił?
-
I ty mnie o to pytasz? -
zapytał
opryskliwie,
z niedowierzaniem. - Mieszkasz u niego i jeszcze mnie
pytasz? To jest banalne i wstrętne.
-
A kim ja byłam, żyjąc z
tobą?
-
Nie
mogła
oprzeć
się porównaniu.
-
Cristol - W nagłym
porywie
gniewu
uniósł
do
góry obie ręce. - Jak możesz mówić mi coś takiego?
W całym moim życiu nigdy nie traktowałem żadnej
kobiety tak jak ciebie!
W jego pewności siebie najgorsza była szczerość. On
SPOTKANIE PO LATACH 47
wierzył w to, co mówił. Zacisnęła zęby, powstrzymując
cisnące się na usta słowa.
- I co otrzymałem w zamian? Odpowiedz! - Zaata
kował ją ostro, brutalnie, z wściekłością na twarzy.
- Głupie, cholerne bazgrały na lustrze, których nawet
nie mogłem odczytać. Ufałem ci tak, jakbyś była
członkiem rodziny, a ty nadużyłaś mojego zaufania
i wbiłaś mi nóż w plecy.
Jego opanowanie gdzieś znikło, odsłaniając ogrom
gniewu, który wywołała.
-
Luc, ja...
-
Nie ruszaj się! - Jak
biczem
smagnął
tym
roz
kazem, nie pozwalając jej cofnąć się do drzwi. - Byłaś
ze mną dwa lata, Catherine. Dwa lata - powtórzył
z furią, a każdy nerw jego szczupłego, silnego ciała
drgał od miotającej nim złości. - Aż nagle rozpłynęłaś
się w powietrzu. I przez te pięć lat co otrzymałem? Co?
Nawet ani jednej pocztówki! Szukam cię. Martwię się,
czy gdzieś nie głodujesz. Zastanawiam się, jak sobie
radzisz w życiu. Myślę, że może miałaś jakiś wypadek,
może nie żyjesz. I gdzie cię znajduję? - podniósł glos
prawie do krzyku. - W Savoyu, z innym mężczyzną!
Stała osłupiała, nie mogąc się ruszyć, przygnieciona
jego gwałtownym atakiem. Nigdy nie widziała Luca w
takim stanie. Nie mogła uwierzyć w to, co widziała, a cóż
dopiero w jego słowa.
Martwił się o nią? I teraz, w tej chwili, również się
o nią martwi? Była zaskoczona. Gdy opuściła go,
wymykając się chyłkiem, jak złodziej drzwiami dla
służby, przewidywała jego reakcję na jej znikniecie.
Niedowierzanie... obraza... pogarda... pogodzenie się
ze stanem rzeczy. Myśl, że może się o nią martwić, nie
przyszła jej nawet do głowy.
Gdy teraz zrozumiała, uczuła dziwny niepokój
i postanowiła nic mu nie mówić na swoją obronę. Jedno
było pewne: Luc nie podejrzewał istnienia Daniela.
Pozbywszy się tej obawy, mogła myśleć o Drewie.
48
SPOTKANIE PO
LATACH
- Zostaw Drewa w spokoju - powiedziała. - On
potrzebuje tego kontraktu.
- To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Brnęła
dalej.
- Utrata tego kontraktu zrujnuje go. Złośliwy
uśmieszek wykrzywił jego usta. -Wiem.
- Wyładuj swoją złość na mnie. Nie wierzę, że
naprawdę chcesz skrzywdzić Drewa.
- Uwierz w to - uciął stanowczo.
- Myślę też... - Bezradnie skrzyżowała dłonie,
zdradzając tym swoje zakłopotanie. - Przychodzisz tu
i mówisz... żądasz, żebym wróciła do ciebie, ale o tym
absolutnie nie może być mowy - dokończyła drżącym
głosem.
- Nie?
- Nie! Nie rozumiem, dlaczego tak mnie traktujesz!
-krzyknęła.
- Może powinnaś spróbować?
- Nie chcę próbować - powiedziała z godnością.
- Byłeś w moim życiu epizodem, o którym już
dawno zapomniałam.
- Epizodem? - Zaśmiał się niedowierzająco. - Byłaś
ze mną dwa lata!
- Dziewiętnaście miesięcy, a każdy miesiąc to mój
błąd - poprawiła go Catherine.
- Modre de Dio. - Na jego policzkach wystąpiły
czerwone plamy. -1 uważasz to za epizod, jakbyśmy
spędzili ze sobą zaledwie jedną noc?
- Nie wiem, ale nieraz chciałam, żeby to właśnie
była tylko ta jedna noc.
- Jak możesz tak mówić? Przecież cię szanowałem
- zmienił ton Luc.
- Ty to nazywasz szacunkiem? - Zaśmiała się ze
wzburzeniem. - Gdy patrzę teraz na ciebie, dziwię się,
dlaczego to tak długo trwało, zanim się opamiętałam.
SPOTKANIE PO
LATACH 49
- Od chwili, kiedy tu przyszedłem, starasz się nie
patrzeć na mnie - powiedział Luc sucho.
- Nienawidzę cię, Luc. Nienawidzę cię tak bardzo, że
gdybyś w tej chwili padł martwy u mych stóp,
tańczyłabym z radości na twoim ciele!
- A więc przyszłość zapowiada się interesująco.
- Dla nas nie ma wspólnej przyszłości! Nie mam
zamiaru podporządkowywać się, jak jakaś służąca.
Wrócić do ciebie? Chyba oszalałeś! Już raz mnie
wykorzystałeś i raczej umrę, niż pozwolę ci uczynić
to po raz drugi. Kochałam cię, Luc. Kochałam cię o
wiele bardziej, niż na to zasługiwałeś...
- Wiem - przerwał jej spokojnie.
Gorączkowy rumieniec zabarwił jej policzki, a nie-
pohamowany gniew wstrząsnął całym ciałem.
- Co ma znaczyć to twoje wiem? Jak śmiesz
przyznawać się do tego?
Spojrzał na nią przeciągle, z dziwnym wyrazem w
złocistych oczach.
- Myślałem, że to będzie przemawiało na moją
korzyść.
- Na twoją korzyść? Wziąłeś wszystko, co miałam
do dania i próbowałeś za to płacić, jakbym była
żebraczką z ulicy!
Zacisnął szczęki.
- Mogłem się czasem mylić - przyznał po długim
milczeniu - ale jeśli byłaś niezadowolona z naszego
związku, powinnaś byk to okazać.
- Co takiego? Okazać niezadowolenie? -Catherine
była tak zdenerwowana, że z trudem wydusiła z siebie
te słowa. - Niech Bóg ci wybaczy, bo ja ci wybaczyć
nigdy nie będę mogła. Pozwól, że zwrócę ci uwagę na
jedno. Możesz kupić sobie, co tylko zechcesz. Ale
mnie nie kupisz. Nie jestem towarem na sprzedaż.
Drżąc na całym ciele odwróciła się od niego, osłabła
że wzruszenia. Nigdy nie sądziła, że będzie zdolna tak
gwałtownie wystąpić przeciwko Lucowi, a okazało
się
50
SPOTKANIE PO LATACH
to nie tak trudne. Nie odczuwała jednak żadnej satys-
fakcji. Tylko ból. Rozdzierający, potworny ból. Nagle
runęła wewnętrzna tama, którą zbudowała z takim
wysiłkiem. Powróciły nie chciane wspomnienia, choć tak
gorąco pragnęła je zniszczyć.
Jakże szczęśliwa była w dniu, kiedy ofiarował jej
różę. Porwał ją w świat, który oglądała tylko w ilu-
strowanych tygodnikach. Bawiły go jej naiwne, szeroko
otwarte oczy, jej niewinność i to, że nie umiała ukryć, jak
wielką przyjemność sprawiało jej przebywanie w jego
towarzystwie. Wciągu kilku dni niezwykłych emocji
zatraciła się całkowicie, do utraty tchu. Luksusowe nocne
kluby, w których tańczyli do późnej nocy, wspólne
kolacje w zaciszu dyskretnie oświetlonych restauracji... i
wreszcie ten ostatni wieczór w Londynie.
A przecież już wtedy Luc nie zasługiwał na zaufanie. I
gdy doprowadził do tego, że po obiedzie, mocno
wtulona w jego ramiona, nie była w stanie rozsądnie
myśleć, odsunął ją od siebie i powiedział lekko:
- Wybieram się na Boże Narodzenie do Szwajcarii.
Pojedź ze mną.
Ta nieoczekiwana propozycja oszołomiła ją. Zawsze
marzyła o prawdziwych świętach. W pierwszej chwili
odmówiła, czując się niezręcznie na myśl, że Luc będzie
chciał opłacić jej podróż za granicę.
- Nie wiem, kiedy znowu będę w Londynie.
Nie wiedziała wówczas, że było to kłamstwo. W prze-
konaniu, że może stracić go na zawsze z powodu
przestarzałych zasad, poddała się. Była tak głupia, że
oczekiwała, iż będą mieszkać w hotelu w osobnych
pokojach. Jednak i wtedy zdawała sobie sprawę z tego, że nie
zna go dobrze. Luc wrócił do Nowego Jorku. Elaine Gould
była zaskoczona widząc ją następnego dnia w gazecie,
na zdjęciu obok Luca. Elaine, pełna najlepszych intencji,
próbowała przemówić jej do rozsądku. Ale Catherine nie
słuchała już żadnych mądrych rad.
Sześć godzin spędzonych w samotnym, alpejskim
SPOTKANIE PO
LATACH 51
schronisku wystarczyło, żeby zapomniała o wszelkich
swoich zasadach. Żadna kobieta nie została uwiedziona
tak łatwo. Żadnej panny młodej nie zaniesiono do
małżeńskiego łoża z większym wdziękiem i pietyzmem,
niż uczynił to Luc. A w momencie, kiedy zabrał jej
dziewictwo, posiadł jej ciało i duszę. Poddała się
wielkiej namiętności, miała obok siebie mężczyznę
swych marzeń, ale o ślubie nie było nawet mowy.
Poświeciła wszystko dla miłości... Och, głupia, lekko-
myślna kobieto, gdzie miałaś wtedy rozum?
- Catherine!
Wstrząsnęła się, wracając do rzeczywistości. - O czym
myślisz?
Oślepiona napływającymi łzami, niepewnie zaczer-
pnęła do płuc powietrza.
-
To nic ciekawego.
-
Jeśli wrócisz do mnie,
nie
będę
przeszkadzał
Huntingdonowi w uzyskaniu tego kontraktu.
- Dobry Boże, nie możesz tak frymarczyć życiem
człowieka - wyszeptała z przerażeniem. -Mogę i będę.
- Nienawidzę cię! Nie przeżyję, jeśli dotkniesz mnie
choć palcem! - krzyknęła.
Nieoczekiwany uśmiech wykrzywił jego usta:
-
Uwierzę, jeśli tak się
stanie.
-
Luc, proszę cię.
A więc tak się złożyło, że Catherine zmuszona była
teraz odrzucić dumę i prosić. -Proszę cię, zastanów się, co
robisz. Dla ciebie to tylko przygoda... Nie mogę do ciebie
wrócić, Luc... Po prostu nie mogę. Błagam, odejdź i
zapomnij, że kiedykolwiek mnie widziałeś.
Luc przysunął się bliżej do niej.
- Gdybym mógł zapomnieć, nie byłoby mnie tutaj,
moja droga.
Catherine cofnęła się w popłochu.
- Czy już zapomniałeś o tym wszystkim, co cię we
mnie irytowało? - wykrzyknęła w rozpaczy.
52
SPOTKANIE PO LATACH
-
Okazało się to całkiem miłe,
kiedy
zostałem
tego
pozbawiony.
-
Nie podchodź do mnie! - W
miarę
jak
zbliżał
się
do niej, ogarniała ją coraz większa histeria. -Jeśli mnie
dotkniesz, umrę!
-
A ja umrę, jeśli nie wezmę cię
w
ramiona.
I
muszę
ci uprzytomnić, że jeszcze żyję. - Złociste, płonące
oczy parzyły ją blaskiem pożądania. - Jutro nie
będziesz nawet pamiętać jego imienia.
Cofnęła się przed jego ręką, obcasem zaczepiając o frędzle
dywanu. Przewróciła się, uderzając głową o coś twardego.
Krzyknęła, a potem ciemność otuliła ją jak zasłoną i straciła
przytomność.
-
Trudno dostrzec to
miejsce,
o
którym
mówię
- lekarz wskazał ciemną plamę na kliszy rentgeno
wskiej. - Poprzednie obrażenie wymagało długiego
leczenia. Tym razem jest to tylko wstrząs mózgu, ale
chora powinna tu zostać na całą noc, żebyśmy mogli
nad nią czuwać.
-
Diabeinie długo nie wracała
do przytomności.
- Bo było to diabelnie silne uderzenie.
Napotkawszy twarde spojrzenie zwężonych oczu
stary lekarz zrozumiał, że swą żartobliwą odpowiedzią trafił jak
kulą w płot.
Catherine rozpoznała głos Luca i choć nie zrozumiała ani
słowa, natychmiast się uspokoiła. Czuła ostry, przenikliwy ból
u podstawy czaszki, a kiedy poruszyła głową, jęknęła i
otworzyła oczy.
Ujrzała Luca i uśmiechnęła się do niego.
- Widzę cię jak przez mgłę - powiedziała.
Stojący po drugiej stronie łóżka siwowłosy mężczyzna zaczął
badać jej koordynację ruchów. Potem zapytał ją, jaki to dzisiaj
dzień tygodnia. Zamknęła oczy i zaczęła się zastanawiać. W
mózgu miała jakby watę. Poniedziałek, wtorek, środa...
Lekarz powtórzył swoje pytanie.
SPOTKANIE PO
LATACH 53
-
Czy nie widzi pan, jak
ona
cierpi?
-
zapytał
Luc
z rozpaczą w głosie. - Proszę pozwolić jej odpocząć.
-
Catherine! - To był głos
doktora,
zmuszający
ją
do ponownego uniesienia ciężkich powiek. - Czy
pamięta pani, jak doszło do tego wypadku?
-
Już mówitem panu, że
upadła
-
przerwał
mu
po
raz drugi Luc. - Czy to wypytywanie jest naprawdę
konieczne?
-
Upadłam - szepnęła z
wdzięcznością
Catherine.
Chciała, żeby doktor odszedł i przestał ją dręczyć.
Najwidoczniej irytował też Luca.
-
Jak pani upadła?
Gdy zadał to pytanie po raz trzeci, Luc nabrał głośno
powietrza w płuca i właśnie w tym momencie rozległ się
dźwięk elektronicznego przywoływacza. Lekarz, nie
dopuszczając Luca do głosu, stanowczym tonem
oświadczył:
- Obawiam się, że będę zmuszony skończyć bada
nie rano. Panna Parrish zostanie przeniesiona do innej
sali. Może wróci pan do domu, panie Santini?
- Zostanę tutaj - padła zdecydowana odpowiedź.
Catherine sennym wzrokiem spojrzała na niego,
szczęśliwa, że jest tu i pilnuje, by było jej dobrze.
Zamknęła powieki i poczuła, że łóżko, na którym leży, jest
gdzieś przesuwane. Nad jej głową rozmawiały
pielęgniarki, prosząc na paskudną pogodę, a jedna z
nich opisywała sukienkę, którą zobaczyła u Marksa i
Spencera. Wszystko to było tak pokrzepiająco normalne,
że Catherine zapadła w drzemkę.
Gdy ponownie się obudziła, stwierdziła, że znajduje
się w słabo oświetlonym, przyjemnie umeblowanym
pokoju, który nie pasował do jej wyobrażeń o szpitalu.
Luc stał przy oknie i wpatrywał się w ciemność.
-
Luc? - szepnęła.
Odwrócił się gwałtownie.
-
Gdzie ja jestem?
54
SPOTKANIE PO LATACH
-
To prywatna klinika. -
Podszedł
do
łóżka.
-Jak
się czujesz?
-
Tak, jakby ktoś rąbnął
mnie
workiem
z
piaskiem,
ale mogło być gorzej. - Poruszyła głową na próbę
i skrzywiła się z bólu.
- Leź spokojnie.
-Trochę za późno poradził jej Luc.
Zmarszczyła czoło.
-Nie pamiętam momentu, kiedy upadłam - szep
nęła oszołomiona... - Nic a nic.
Luc podszedł jeszcze bliżej. Nie wyglądał tak ele-
gancko, jak zazwyczaj. Czarne włosy miał potargane,
krawat zmięty, dwa rozpięte guziki koszuli odsłaniały
opaloną szyję.
-
To była moja wina -
przyznał.
-
Jestem pewna, że nie -
pocieszyła
go
trochę
zdziwiona Catherine.
-
A właśnie, że tak. -
Ciemne
oczy
patrzyły
na
nią
niespokojnie. - Nic by się nie stało, gdybym nie
usiłował cię objąć wbrew twojej woli.
-
Wbrew mojej woli? - Nie
pamiętała
nic
takiego,
co uzasadniałoby te zaskakujące słowa.
-
Potknęłaś się o dywan i
upadłaś.
Uderzyłaś
głową o stół. Modre de Dto. cara... Myślałem, że się
zabiłaś! - Luc przeżywał to na nowo, z niezwykłym
dla niego wzruszeniem, a w kąciku jego ust drgał
jakiś nerw. - Myślałem, że nie żyjesz... Naprawdę
tak myślałem - powtarzał, nie odzyskawszy jeszcze
równowagi.
- Tak mi przykro, że sprawiłam ci tyle kłopotu.
Ogarnął ją jakiś dziwny, nieokreślony lęk. Gdyby
nie obecność Luca, poddałaby mu się całkowicie. Poza
tym, że nie mogła odtworzyć w pamięci okoliczności
swego upadku, uświadomiła sobie jeszcze inne dziwne
fakty. Pielęgniarki... lekarz... są w Anglii.
- Czy my jesteśmy w Anglii? - zapytała.
- Czy my jesteśmy...? - Powtórzył zaimek my,
akcentując go w szczególny sposób, z widocznym
SPOTKANIE PO
LATACH 55
zaskoczeniem na twarzy. - Jesteśmy w Londynie. Nie
wiesz o tym? - sondował ją ostrożnie.
- Nie pamiętam, żebym przyjechała z tobą do
Londynu - wyznała Catherine w nagłej panice. - Dla
czego nie pamiętam?
Luc przyglądał się jej przez kilka sekund, a potem, z
uczuciem ulgi, usiadł obok niej na łóżku.
-
Uderzyłaś się mocno i
dlatego
masz
taki
zamęt
w głowie. To wszystko - powiedział cicho i spokojnie.
- Absolutnie nie ma się czym martwić.
-
Jak mogę się nie
martwić! Boję się!
-
Nie masz się czego bać -
Luc
zachowywał
się
jak
ktoś, kto troskliwie usiłuje skierować w innym kierun
ku myśli osoby skłonnej do histerii.
Palcami dotknęła jego dłoni, szukając w niej oparcia.
-
Jak długo jesteśmy w
Londynie?
Luc zesztywniał.
-
Czy to takie ważne?
Gdy ujął jej rękę i podniósł do ust, nagle wszystko
przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
Obserwując ją spod gęstych, czarnych rzęs, koniuszkiem
języka przeciągnął powoli, po kolei po każdym paku, aż
wreszcie pocałował namiętnie wnętrze jej dłoni.
Wprawiający w omdlenie dreszcz rozkoszy przeniknął ją
całą.
-Czy to takie ważne? - powtórzył.
-
Co... ważne? - wybąkała,
niezdolna
do
racjonal
nego myślenia, wzburzona silnymi emocjami.
-
Jaka jest ostatnia rzecz,
którą pamiętasz?
Z ogromnym wysiłkiem zmusiła się do myślenia i
-udało się. Okazuje się, że odpowiedź na to pytanie była
tak łatwa, jak zjedzenie przysłowiowego ciastka.
-
Chorowałeś na grypę -
oznajmiła uradowana.
-
Na grypę? - Luc z
niepokojem
ściągnął
brwi.
I raptem, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej,
twarz mu się rozjaśniła:
56
SPOTKANIE PO LATACH
-
Si, grypa. To było w
tysiąc
dziewięćset
osiem
dziesiątym...
-
Wiem, w którym to było
roku, Luc.
-
Senz altro. Pewnie, że
wiesz.
Lata
zyskują
na
wartości, jak dobre wino.
Gdy spojrzała na niego, nie rozumiejąc, o czym
mówi, pochylił się z uśmiechem i odgarnął kosmyk
kręconych włosów z jej zmarszczonego czoła.
- Wydaje mi się, że to było tak dawno, i gdy myślę
o tym, to widzę jakąś mgłę - poskarżyła się.
-
Nie myśl o tym -
poradził Luc.
-
Chyba już późno? -
szepnęła.
-
Prawie północ.
-
Powinieneś wrócić do
hotelu.
Czy
zatrzymaliśmy
się w hotelu? - zapytała, znów niespokojna.
-
Przestań się martwić.
Wszystko
będzie
dobrze
- zapewnił ją miękko Luc.- Wcześniej lub później.
Kciukiem wodził machinalnie po przegubie jej ręki.
Powodowana ogromną potrzebą dotknięcia go, uniosła
wolną rękę i pogłaskała twardą, mocną szczękę. Jego
ciemna skóra o niebieskawym odcieniu pociągała ją
swoją szorstkością. Pomyślała, że jego oczy hipnotyzują,
ciemnieją w cieniu hib z gniewu, nabierają złotego
blasku w słońcu lub z pożądania.
I nagle zastanowiła się, dlaczego jej jeszcze nie
pocałował.
W tej dziedzinie Luc nigdy nie potrzebował ani
zachęty, ani namowy. Gdy wracał ze swych podróży w
interesach, wchodził do mieszkania i brał ją w ramiona,
często nie panując nad swym pożądaniem na tyle, żeby
dojść do sypialni. A gdy był z nią, miała wrażenie, że
gdyby jej co jakiś czas nie dotknął, nie byłaby w
stanie cokolwiek robić.
To dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Wierzyła, że
tam, gdzie jest tyle namiętności i uczucia, tam musi być i
nadzieja. Dopiero znacznie później pojawiły się
wątpliwości.
SPOTKANIE PO
LATACH 57
-
Zapomniałam tylko o
kilku
tygodniach,
prawda?
- upewniła się.
-
To, o czym zapomniałaś,
to
nic
ważnego
-
błysz
czącymi oczami objął jej uniesioną do góry twarz
i napotkał spojrzenie pełne niespotykanego u niej
pożądania. Zmusił się do zachowania spokoju.
-
Luc - szepnęła
niepewnie. - Co się stało?
-
Bardzo mnie podniecasz.
Dio,
jak
możesz
tak
na
mnie patrzeć? - odetchnął głęboko. - Przecież jesteś
chora!
Nie wiedziała, które z nich zrobiło pierwszy ruch, ale
niespodzianie znalazła się tak blisko niego, jak tego
chciała, a jej palce chciwie wplotły się w jego gęste,
sprężyste włosy. Luc, zamiast jak zwykle zaatakować ją z
całą siłą, jakby odgadł jej życzenie, wsunął język
pomiędzy jej pełne wargi i z widoczną rozkoszą
poruszał nim raz po raz, aż zakręciło się jej w głowie, w
żyłach zaczęła pulsować krew, a w całym omdlałym ciele
poczuła tak intensywne pożądanie, jakiego nigdy
przedtem nie zaznała.
Z głośnym jękiem rozkoszy Luc wziął ją w ramiona.
Choć sprawiał jej tym ogromny ból, gotowa była mu
ulec. Odrzucając niecierpliwie przykrywającą ją pościel,
uniósł ją i ułożył na swoich twardych udach, nie
odrywając ani na chwilę wpijających się w nią ust.
Gwałtowne podniecenie, które ich ogarnęło, było tak
nagłe jak letnia błyskawica.
Catherine szepnęła gorączkowo:
- Zabierz mnie do hotelu.
Luc potrząsnął nią i zamknął oczy, mówiąc coś,
czego nie była w stanie zrozumieć. Chwilę później
położył ją na łóżku, otulił lekkim kocem i westchnął:
-
Chiedo scusa. Wybacz.
Nie jesteś zdrowa.
-
Czuję się doskonale -
zaprotestowała.
-
Nie
chcę
zostać tutaj.
-
Zostaniesz. - Otworzył
okno,
aby
wpuścić
chłody
ne powietrze. - Tutaj będziesz bezpieczniejsza.
58
SPOTKANIE PO LATACH
-
Bezpieczniejsza?
-
Czy wierzysz w
przeznaczenie, moja droga?
-
Oczywiście, że wierzę.
-
Nie należy walczyć z
przeznaczeniem
-
powie
dział Luc w zadumie i uśmiechnął się do niej promien
nie. - Ty też tak uważasz, prawda?
Nigdy nie odbyła z Lucern dziwniejszej rozmowy, a
była przy tym tak wyczerpana, że z trudem zbierała myśli.
-
Myślę, że nie da się
walczyć z przeznaczeniem.
-
Toteż nie mam zamiaru z
nim
walczyć.
Ja
mu
tylko ułatwiam zadanie. Śpij, moja droga - powiedział
miękko. - Rano lecimy do Włoch.
-
Do Włoch? - powtórzyła,
czując
ogarniającą
ją
słabość.
-
Czy nie uważasz, że już
najwyższy
czas,
żebyśmy
uregulowali nasze stosunki?
Patrzyła na niego w osłupieniu. Luc podszedł
ponownie do jej łóżka i usiadł na fotelu obok,
wpatrując się w nią czarnymi oczami.
-
Proszę, żebyś za mnie
wyszła.
-
Naprawdę? - Była tak
wstrząśnięta,
że
zdołała
tylko tyle powiedzieć.
Palcem musnął jej drżącą, górną wargę.
-
Powiedz coś - poprosił,
-
Czy myślałeś o tym od
dawna?
–
zapytała
urywa
nym głosem.
-
Powiedzmy, że myśl ta
drążyła
mnie
od
jakiegoś
czasu.
Nie brzmiało to zbyt romantycznie. Miała wrażenie,
że wokół niej dzieje się coś nierealnego. Luc
zaproponował jej małżeństwo. Znaczyło to, że żyła
przez cale miesiące z człowiekiem, którego nie znała.
Znaczyło też, że wszystkie jej nielojalne i nieżyczliwe
myśli były okrutnie niesprawiedliwe. Łzy popłynęły po
bladych policzkach.
- Co ja takiego powiedziałem? - zapytał Luc. - No
SPOTKANIE PO
LATACH 59
tak, oczywiście inaczej wyobrażałaś sobie moje oświad-
czyny.
- W ogóle ich sobie nie wyobrażałam - zatkała.
Wziął ją delikatnie na ręce i usadowił na swoich
kolanach, owijając starannie lekkim kocykiem. Za-
chłysnęła się zimnym powietrzem i instynktownie
przytuliła do jego ciepłego ciała.
- Jestem taka szczęśliwa - powiedziała.
- Okazujesz to w sposób tobie tylko właściwy. Ale
przecież wiele rzeczy robisz w sposób bardzo in
dywidualny. Pobierzemy się we Włoszech. A teraz, gdy
już powzięliśmy tę decyzję, nie będziemy tracić czasu,
prawda?
Nic nie powiedziała, siedząc z głową przytuloną do
jego piersi, a on odchylił się bardziej do tyłu, żeby i jej
było wygodniej. Nigdy nie myślała, że może być taki
delikatny. Czyżby jej wypadek tak nim wstrząsnął? Z
całą pewnością coś musiało wpłynąć na tak za-
dziwiającą zmianę w jego zachowaniu wobec niej... a
może to ona nigdy nie rozumiała Luca? Chciałaby go tak
słuchać przez całą noc, ale śmiertelnie zmęczona już
wkrótce zapadła w sen.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Nie znała tej szykownej, szafirowej sukienki, ale
widocznie została kupiona, żeby sprawić przyjemność
Lucowi. A pantofelki? Catherine skrzywiła się na widok
niskich obcasów. Musiała się strasznie śpieszyć, kiedy je
kupowała. Absolutnie nie były w jej guście, ale pasowały
do sukienki. Zaskoczona była tym odkryciem, ponieważ
nie miała talentu do dopasowywania swej garderoby. Luc
dobrze musiał przetrząsnąć jej bagaże, żeby dokonać
takiej sztuki.
Kiedy się obudziła, nie byk) go przy niej. Ubranie
przyniesiono po śniadaniu. Przebrała się natychmiast, choć
wysiłek ten osłabił ją bardzo. Pielęgniarka miała trochę
pretensji o to, że nie poproszono jej o pomoc i dodała,
że zaraz przyjdzie doktor Ladwin, żeby ją zbadać.
Catherine miała nadzieję, że Luc będzie tu wcześniej.
Denerwowała się w przewidywaniu pytań, na które nie
będzie w stanie odpowiedzieć.
Pocieszała się, że okres, którego nie pamięta, to
zaledwie kilka tygodni. A kilka tygodni to jeszcze nie jest
całkowita utrata pamięci.
Niepokoiły ją jednak pewne drobne fakty. Kiedy
ścięła włosy? Bóg jeden wie, kiedy była ostatni raz u
fryzjera. Do tego te ręce! Chyba szorowała nimi podłogę!
I ten zabawny, mały ślad na serdecznym palcu, jakby po
pierścionku, którego przecież nigdy nie nosiła.
Nie rozpoznawała też zawartości swojej torebki. Obca
nawet była portmonetka, zawierająca mnóstwo drobnych
banknotów. Znalazła tam zarówno dolary, jak i funty, ale
nie było w niej kart kredytowych, ani żadnej fotografii
Luca. Nawet kosmetyki różniły się od
SPOTKANIE PO
LATACH 61
tych, których zwykle używała. A co się stało z jej
paszportem?
Propozycja, jaką zrobił Luc poprzedniego wieczora,
wydała się jej teraz nierealna, jak ze snu. Luc nie był taki,
jakim go pamiętała i to było najbardziej oszałamiające ze
wszystkiego.
Gdy w Szwajcarii skręciła nogę w kostce, Luc wpadł we
wściekłość. Powiedział, że jest jedyną osobą, której udało
się w Alpach skręcić nogę, nie dotykając nawet nart Stał
przy niej w szpitalnym ambulatorium, czyniąc złośliwe
uwagi na temat jej ulubionych wysokich obcasów.
Pewnie tamtejszy lekarz pomyślał, że Luc to jakiś
okrutny potwór, ale sama Catherine była innego zdania.
Jej cierpienie zdenerwowało go i wytrącony z rów-
nowagi zareagował z wrodzoną agresją. Gdy mówił, że
zabije ją, jeśli zobaczy ją znowu na wysokich szpilkach, to
wyrażał w ten szorstki sposób troskę o nią.
Ostatniego wieczora Luc nie był zły. Poprosił, żeby
wyszła za niego za mąż. Czy to może być prawda? Nie
mogła sobie przypomnieć, kiedy doszło do tak zaska-
kującej zmiany w ich związku. A właśnie jej obecność z
nim w Londynie, podczas gdy zawsze podróżował sam,
była najlepszym świadectwem zmiany w jego
zachowaniu. Ale co się do tego przyczyniło?
Drzwi otworzyły się. Wszedł Luc, a za nim lekarz.
Ginąca w obszernym fotelu, ze łzami lśniącymi na
drżących rzęsach, mimo kosztownego stroju sprawiała
wrażenie istoty samotnej i bezbronnej.
Luc podszedł szybko i przykucnął przy niej.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał. - Czy ktoś sprawił
ci przykrość?
Jeśliby tak było, ten ktoś zostałby stąd natychmiast
wyrzucony. Luc reagował gwałtownie, jak prawdziwy
Włoch. Opiekuńczy, z silnym instynktem posiadacza,
gotów do natychmiastowej walki w jej obronie.
- Jeśli ktoś cię skrzywdził, muszę to wiedzieć.
62
SPOTKANIE PO LATACH
- Jestem przekonany, że nie mógł tego zrobić nikt z
naszego personelu - doktor Ladwin zdecydowanie
uprzedził jakiekolwiek sugestie.
Luc podał Catherine czystą chusteczkę, wypros-
tował się i powiedział spokojnie:
- Ona jest bardzo wrażliwa.
Catherine zmieszała się bardzo. Pośpiesznie otarła
wilgotne policzki i powiedziała:
- Tutejszy personel jest wspaniały, Luc. Jestem
trochę roztrzęsiona, to wszystko.
- Jak już próbowałem panu wyjaśnić pół godziny
temu, panie Santini - burknął lekarz - amnezja
wywołuje stany lękowe.
- A ja już także panu wyjaśniłem, że nie powinno
to pana obchodzić.
Catherine przyglądała się im niepewnie. Wyraźnie
wyczuwało się tu wzajemny antagonizm. Luc każde
słowo wypowiadał lodowatym tonem.
Doktor zwrócił się do niej:
- Musi pani czuć się nie najlepiej, panno Parrish.
Czy nie wolałaby pani tu pozostać i porozmawiać z
jednym z moich kolegów?
Groźba, że coś może oddalić ślub, przeraziła Cat-
herine.
- Chcę wyjechać z Lucem - odpowiedziała z naci-
skiem.
- Czy jest pan zadowolony? - Luc spojrzał na
lekarza.
- Wygląda na to, że muszę.
Ladwin podał rękę na pożegnanie i wyszedł. Luc
uśmiechnął się do niej:
- Samochód czeka.
- Nie mogę znaleźć mojego paszportu - wyznała,
przygotowana na to, że uśmiech zniknie z jego
twarzy. Luc zawsze wpadał w złość, gdy coś gubiła.
- Uspokój się. Ja go mam. Odetchnęła z ulgą.
SPOTKANIE PO
LATACH 63
- Myślałam, że go zgubiłam... razem z naszymi
kartami kredytowymi i kilkoma fotografiami.
- Zostawiłaś je w Nowym Jorku. Uśmiechnęła się
wobec prostoty tego wyjaśnienia.
No tak, zawiniło jej zwykłe roztargnienie.
- Dlaczego płakałaś?
Zaśmiała się:
- Nie wiem - skłamała. I pomyślała w duchu: Czy
ktoś mnie skrzywdził? Kochała Luca, ale dobrze
wiedziała, że może on ją i zranić, i uszczęśliwić.
- Gdy jestem z tobą, nie masz się czego lękać
-zapewnił.
Od chwili, kiedy spotkała Luca, lęk był stałym
elementem jej codziennej egzystencji. Dręczące po-
czucie braku bezpieczeństwa z czasu, gdy jako
dziecko pozbawiona była domu rodzinnego, spędzało
jej sen z powiek.
- Dlaczego chcesz się ze mną ożenić? - zapytała,
gdy byli już w windzie.
- Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez ciebie.
Czy nie uważasz jednak, że moglibyśmy odłożyć tę
tak bardzo prywatną rozmowę do czasu, gdy
znajdziemy się w mniej publicznym miejscu?
Catherine dopiero teraz spostrzegła uśmiechającą
się parę starszych ludzi, którzy razem z nimi jechali
windą, i zaczerwieniła się aż po korzonki włosów.
Była tak zajęta własnymi przeżyciami, że nie
zauważyła, iż mają towarzystwo. Catherine Santini.
W myślach sprawdzała, jak brzmi to nazwisko,
rozkoszowała się nim.
Życie nie zaczyna się jak w bajce: „Dawno, dawno
temu...”, ani się nie kończy: „I żyli potem długo i
szczęśliwie" - drwił kiedyś Luc.
Ale teraz, nie bacząc na tamte słowa, dawał jej w
prezencie marzenia, jak podarek z piękną wstążką.
Najwidoczniej wszystko może się zdarzyć, gdy czło-
wiek nie traci nadziei i gorąco się modli.
Kiedy szła do samochodu, zaskoczył ją panujący na
64
SPOTKANIE PO LATACH
zewnątrz upał. Oczy jej spoczęły na kwitnących różach
wzdłuż muru szpitalnego i poczuła skurcz w żołądku.
- To już lato - szepnęła. - A ty chorowałeś na grypę
we wrześniu.
Luc zdecydowanie pchnął ją w kierunku samochodu.
No tak, oczywiście, on wiedział, że to było więcej niż
kilka tygodni zaniku pamięci, ale nie chciał jej niepokoić.
Teraz wszystko wydawało się bardziej zrozumiałe. Nic
dziwnego, że Doktor Ladwin nie był zadowolony, że tak
szybko opuściła szpital. Nic też dziwnego, że nie
rozpoznała ani swego ubrania, ani uczesania, ani nie
rozumiała zmiany, jaka zaszła w Lucu. Przecież to był
prawie cały rok jej życia.
-
Luc, co się ze mną stało?
-
zapytała
urywanym
głosem. - Co się dzieje z moją głową?
-
Nie zadręczaj się tym.
Doktor
Ladwin
radził,
żebym nie usiłował pomagać twojej pamięci. Powie
dział, że potrzebujesz spokoju i odpoczynku. Napraw-
dopodobniej pamięć powróci ci stopniowo.
-
A jeśli nie?
-
Jakoś to przeżyjemy.
Mnie
nie
zapomniałaś.
- Przez chwilę w jego oczach widać było wyraźną
satysfakcję.
Nie urodziła się jeszcze taka kobieta, która mogłaby
zapomnieć o Lucu Santinim. Można go było kochać
namiętnie albo nienawidzieć, ale w żadnym razie
zapomnieć.
-
Czy nie myślisz o
odłożeniu
ślubu?
-
zapytała
z wymuszonym spokojem.
-
Chcesz tego?
Gwałtownie potrząsnęła przecząco głową, unikając
spojrzenia jego dociekliwych oczu. Dlaczego ciągle tak
boi się go utracić? Przecież zaproponował jej małżeń-
stwo. Co jeszcze mógłby zrobić? Czego więcej miałaby
chcieć?
l
On jej nie kochał i w dalszym ciągu nie kocha. Jeśli
udało się jej przez to przejść, to tylko dzięki wytrwało-
SPOTKANIE PO
LATACH 65
ści. Nie była wymagająca ani nieprzystępna, nie była też
zepsuta ani żądna władzy. Była lojalna, nie miała
żadnych kochanków. A w łóżku... Zaczerwieniła się
uświadamiając sobie, że nigdy nie powiedziała mu
„nie", że z trudem panowała nad uczuciem rozkoszy, gdy
tylko ją dotknął. Kochała go. I Luc zadowalał się tym, że
jest kochany wiedząc, że Catherine nigdy nie poprosi go
o więcej, niż miał zamiar sam jej dać. Tak więc może
chodzi mu teraz nie tyle o małżeństwo, co o
podniesienie jej rangi społecznej. Catherine buntowała
się w duchu przeciwko takiej prozaicznej interpretacji,
ale było to lepsze niż całkowita odprawa.
- Ślub odbędzie się za kilka dni - powiedział Luc
i podniósł słuchawkę telefonu.
Widząc, że Catherine mu się przygląda, uśmiechnął się
do niej, wyciągnął rękę i przytulił do siebie.
- Wyglądasz na szczęśliwą - stwierdził z zadowole-
niem.
Zrzuciła pantofelki, siedziała bezruchu rozkoszując się
błogim ciepłem jego ciała i myślała, że jest chyba
najszczęśliwszą kobietą na świecie. Jeśli dołoży wszel-
kich starań, żeby być doskonałą żoną, to, być może,
Luc ją pokocha.
- Utknęliśmy w korku - szepnęła podniecająco
i szarpnęła koniec jego krawata, zdając sobie sprawę,
że zachowuje się z o wiele większą swobodą niż kie-
dykolwiek przedtem. Przekonana, że już wkrótce będą
małżeństwem, pozbyła się zwykłych zahamowań.
Luc nagle zesztywniał, z trudem kontynuując roz-
mowę przez telefon. Catherine jedną ręką oparła się na jego
udzie, a drugą ręką rozluźniła mu krawat.
- Catherine... co robisz?
Napotkawszy spojrzenie spokojnych, złotych oczu
zaczerwieniła się i zaczęła rozpinać guziki jego koszuli.
Zrozumiała jego niedowierzanie i uśmiechnęła się
figlarnie. Dotąd Luc pierwszy ją rozbierał. To do niego
należała inicjatywa. Koniuszkami palców zaczęła pieś-
66
SPOTKANIE PO LATACH
cić ciepłą skórę, z czarnym, kędzierzawym zarostem.
Ledwie słyszalny, przyśpieszony oddech i napięcie jego
mięsni zachęciły ją do kontynuowania tej próby.
Znajdowała tyle rozkoszy w samym dotykaniu Luca.
-Jakie to wspaniale -pomyślała. I choć ze względu na stan
zdrowia nie mogła się teraz z nim kochać, poczuła, jak
bardzo go pragnie. Gdy przybliżyła swoje gorące usta do
jego pałającego ciała i zaczęta całować go, gdzie się tylko
dało, począwszy od opalonej szyi aż do płaskiego,
muskularnego brzucha, Luc gwałtownie drgnął i odrzucił
słuchawkę telefonu.
- Catherine... - mruknął karcąco, lecz z widocz-
nym podnieceniem.
Jej mała rączka pobłądziła w kierunku jego uda. Gdy
go dotknęła, głośno jęknął, a ją ogarnęło cudowne uczucie
panowania nad nim.
-
Catherine, nie powinnaś
tego
robić.
-
Jego
od
dech był przyśpieszony i głośny, mówił niewyraźnie.
-
Mnie to sprawia
przyjemność
-
wyznała
prawdę,
z lekka oszołomiona swoją śmiałością.
-
Per amor d i Dio, co się
ze
mną
dzieje?
-
Z
trudem
łapał oddech, gdy tymczasem ona koniuszkiem języka
musnęła jego brzuch powyżej paska.
-
A co się dzieje? - zapytała
szeptem,
zatraciwszy
się w rozkoszy.
-
Cristo, to prawdziwe
piekło!
-
Niespodziewanie,
gwałtownym ruchem, oderwał się od niej. - Nie
możemy tego robić. Jesteśmy już prawie na lotnisku.
-
Jesteśmy w korku. -
Patrzyła
na
niego
swymi
pięknymi oczami, pociemniałymi od pożądania, jakie
go nigdy przedtem nie zaznała.
Rzuciwszy jakieś niewyraźne przekleństwo, przy-
ciągnął ją blisko do siebie i ulegając gwałtownej żądzy,
wycisnął na jej ustach zapierający dech pocałunek.
Wydawało się, że w tym mocnym uścisku każdy jej
nerw ogarnęło szaleństwo, Przytuliła się do niego
całym ciałem, jego podniecenie, jego zapach, smak
SPOTKANIE PO
LATACH 67
pocałunku wywołały cudowny zamęt w głowie, silny, jak
odurzenie narkotykiem.
Odrywając usta, ukrył płonącą twarz w jej roz-
sypanych włosach. Słyszała bicie jego serca na swej
piersi, czuła wyraźnie, jak walczy, żeby nie stracić
panowania nad sobą. Wreszcie odetchnął głęboko.
-
Nie jesteś jeszcze
dostatecznie
silna,
Catherine.
Powinnaś odpoczywać - przypomniał jej szorstkim
głosem. - A więc miej trochę litości dla mnie, dobrze?
Nie dręcz mnie.
-
Nie jestem chora. Czuję
się
doskonale.
-
Sama
przed sobą udawała, że nie czuje pulsowania u pod
stawy czaszki.
Usadowił ją z powrotem wygodnie, dając do zro-
zumienia, że ma swoje zdanie na ten temat
-
Mówisz tak myśląc, że
właśnie
to
chcę
usłyszeć.
Jak możesz czuć się doskonale? Z-całą pewnością
czujesz się paskudnie, i następnym razem, gdy cię o to
zapytam, tak właśnie masz odpowiedzieć. Jasne?
-
Jak słońce.
Chciało jej się śmiać, choć ciało buntowało się.
Przecież odmówił spełnienia tego, czego pragnęli. To
wcale nie było zabawne. Ale gdyby nawet miał to być jej
ostatni dzień życia, rozkosznie będzie wspomnieć jego
pełne niedowierzania spojrzenie, gdy to właśnie ona
przejęła inicjatywę.
Zaskoczyła go. Czyż kiedykolwiek marzyła, że
potrafi tego dokonać? Jego reakcja sprawiła, że poczuła
się grzeszną, wartą pożądania i najbardziej
uwodzicielską kobietą na świecie. I czyż nie było to
zadośćuczynieniem, że egocentryczny Luc zapanował nad
swoją żądzą ze względu na jej dobro?
A przecież Luc mógł potraktować jej zachętę do-
słownie i zaspokoić swoje naturalne pragnienie. Fakt, że
jednak pomyślał o niej, to jej wielka wygrana. Czyż ten
objaw troski pozbawionej egoizmu nie jest już w
połowie miłością?
68
SPOTKANIE PO LATACH
Bezgranicznie szczęśliwa Catherine słuchała, jak Luc
przekazywał zwiezie instrukcje jakiemuś nieszczęśliwcowi,
drżącemu zapewne ze strachu po drugiej stronie telefonu.
Przejechali przez płytę lotniska z ogromną szybkością,
roztrącając niemal znajdujących się tam ludzi, a
człowiek z ochrony Luca gorliwie czuwał, żeby żaden z
reporterów ani fotografów nie zakłócił jego spokoju. Luc
strzegł swej intymności, sprawiając tym zawód niejednej
gazecie.
- Kim jest ta blondynka, panie Santini? – wykrzyk-
nął ktoś ochryple.
Luc odwrócił się i bez żadnego ostrzeżenia objął
Catherine ramieniem.
- To przyszła pani Santini - oznajmił, wprawiając
wszystkich w zdumienie.
Po chwili ciszy wybuchła wrzawa okrzyków i pytań,
zamigotały flesze aparatów fotograficznych. Ale to był już
koniec niezwykłej u Luca wspaniałomyślności dla
dziennikarzy.
Stało się to wtedy, gdy przez pole startowe szli do
odrzutowca. Coś niepojętego, strasznego zmusiło ją do
zatrzymania się. Zmroziło ją śmiertelne przerażenie.
Zobaczyła nagle starą, siwą kobietę o miłej twarzy,
która mówiła do niej błagalnie:
- Nie wolno ci tego zrobić... nie wolno!
Po chwili obraz ten znikł, a Catherine blada, osłabła od
ogarniającego ją niezwykłego, irracjonalnego strachu,
spojrzała na samolot.
-
Nie mogę tam wejść -
wyjąkała.
-
Catherine - Luc groźnie
spojrzał na nią.
-
Nie mogę... nie mogę! Nie
wiem
dlaczego,
ale
nie
mogę! -Z rękami uniesionymi do góry, w ogarniającej
ją histerii zaczęła się cofać.
Luc, pokonując siłą jej opór, uniósł ją w ramionach. Pod
wpływem niepojętego, gwałtownego strachu walczyła
zaciekle:
SPOTKANIE PO
LATACH 69
-
Nie chcę wsiąść do
samolotu!
-
Teraz nie masz już nic do
gadania
-
Luc
trzymał
ją mocno w uścisku. - Porywam cię. Potraktuj to jako
ucieczkę z ukochanym. Dzień dobry, kapitanie Edgar.
Proszę nie zwracać uwagi na moją narzeczoną. Boi się
wszystkiego, co lata, a nie ma ptasich piór.
Pilot, starając się nie okazać żadnego zdziwienia,
powiedział:
- Lot będzie spokojny, panie Santini.
Luc umieścił Catherine na siedzeniu, zapiął jej pas i
poradził:
- Odetchnij teraz głęboko i opanuj się. Pomyśl
sobie, że to pierwszy dzień twojego nowego życia.
Z trudem łapiąc oddech spojrzała na niego szeroko
otwartymi oczami.
-
Zobaczyłam tę kobietę.
Coś
sobie
przypominam.
Powiedziała, że nie wolno mi tego robić...
-
Ale czego?
-
Nie wiem.
Zdając sobie sprawę ze śmieszności swego zachowania,
mówiła dalej słabym głosem:
- Miałam takie uczucie, że nie powinnam wsiadać do
samolotu, że coś za sobą zostawiam. Aż się przeraziłam.
- Czy teraz też się boisz?
- Nie, skądże! - Zaczerwieniła się. - Wybacz.
Zachowałam się idiotycznie.
-
To był przebłysk pamięci.
Widać,
że
pamięć
ci
już
wraca.
-
Tak myślisz? - Była
zaskoczona
jego
chłodnym
tonem i twardym spojrzeniem. - Dlaczego tak się
przeraziłam?
-
To był nagły wstrząs -
wyjaśnił
spokojnie.
-
Nie
było to miłe przeżycie.
Lot trwał dwie godziny. W samolocie byli też
steward i stewardesa, dwaj ludzie z ochrony, ugrzecz-
niony asystent, notujący wszystko, co mówił Luc, i
jego osobista, zgrabna sekretarka. Gdy Catherine
70
SPOTKANIE PO LATACH
napotykała wzrokiem kogoś z nich, odwracali po-
śpiesznie oczy, jakby była zadżumiona. Gestem ręki
przywołała stewardesę:
-
Czy mogę prosić o jakieś
pismo?
-
Nie mamy na pokładzie
żadnej
prasy,
panno
Parrish. Przykro mi. - Stewardesa powiedziała to
w sposób nienaturalny, unikając jej wzroku. - Może
zje pani teraz lunch?
-
Nie, dziękuję.
Dziwne, że na pokładzie nie było nawet miesięcz-
nika. Chociaż i tak mogłaby go tylko obejrzeć. Prędzej czy
później będzie zmuszona powiedzieć Lucowi, że jest
dyslektykiem. Skuliła się na samą myśl o tym. Nie
przypuszczała nigdy, że uda jej się tak długo oszukiwać
Luca. Ale właśnie on jakoś to jej ułatwiał.
Jeśli trzeba było wybrać coś z karty, robił to zawsze on.
Godził się z tym, że wolała ustnie przekazać mu
informację telefoniczną, niż ją zapisać, i zaskakująco
cierpliwie wybaczał jej, gdy zapomniała o jakimś
szczególe. Kiedyś kupiła jedną książkę i położyła na
widoku, ale Luc nigdy nie zapytał o jej treść.
Pamiętała, że w szkole często nazywano ją głupią
niedojdą, zanim odkryto prawdziwą przyczynę. Wszyscy
nauczyciele opuszczali ręce na samą wzmiankę o
dysleksji. Luc może jeszcze zmienić zdanie, gdy dowie
się, że chce się ożenić z kobietą, dla której słowa pisane są
tylko niewyraźną plamą.
Gdy wylądowali w Rzymie, powiedział jej, że dalej
polecą helikopterem.
-
To
gdzie,
się
zatrzymamy? - zdziwiła się.
-
Nie byle gdzie. Jedziemy
do naszego domu.
-
Do naszego domu? -
powtórzyła
zaskoczona.
- Kupiłeś dom?
Luc machnął ręką:
-
Poczekaj,
sama
zobaczysz.
-
Nie byłam w nim
przedtem,
prawda?
To
nie
jest
jeszcze coś, o czym zapomniałam?
SPOTKANIE PO
LATACH 71
- Nigdy przedtem nie byłaś we Włoszech - uspo-
koił ją.
Nie znosiła lotu helikopterem i koniecznie chciała
siedzieć z tyłu, rezygnując z oglądania wspaniałych
widoków. Huk wirników i ból głowy pogorszyły jej
samopoczucie. Siedziała pochylona do czasu, kiedy
znów dotknęli twardego gruntu.
Luc pomógł jej wydostać się z helikoptera i cicho
zapytał:
- Paskudnie?
-
Paskudnie
-
odpowiedziała
ze
ściśniętym
gard-
łem.
-
Powinienem był to
przewidzieć,
ale
chciałem,
żebyś zobaczyła Castelleone z góry.
Odprowadził ją kilka metrów i ostrożnie obrócił.
- To wspaniały widok, nie sądzisz?
Upadłaby, gdyby jej nie podtrzymał, bo aż ugięły się
pod nią nogi. Castellepne był jak cudowny, bajkowy
pałac z mnóstwem wieżyczek i iglic, na tle wzgórz
bujnie porośniętych drzewami. Było już późne popołudnie,
słońce odbijało się w szybach niezliczonych okien, a
jasne, kamienne mury rzucały cień na lilie wodne
porastające fosę wokół zamku.
-
Gdy go odkryłem, nie był
na
sprzedaż.
Nie
był
też
tak ładny, jak teraz.
-
Ładny? - zaprotestowała,
odzyskując
zdolność
mówienia. - Jest piękny! Musiał kosztować fortunę.
-
Miałem pieniędzy jak
lodu i nie było na co ich
wydać - pogłaskał ją pieszczotliwie po włosach. - Bu-
dowla ta znajduje się na liście zabytków, co jest diablo
niewygodne. Jej odnowienie musiało być właściwie
restauracją. Eksperci to ludzie wtrącający się do
wszystkiego, ale doszliśmy do porozumienia.
-
Powiedziałeś, że gdy
zobaczyłeś
zamek
po
raz
pierwszy, nie był na sprzedaż.
-
Wszystko ma swoją
cenę,
bella
mia.
-
Objął
ją
ramieniem z czułym uśmiechem. - Ostatni właściciel
72
SPOTKANIE PO LATACH
nie był specjalnie przywiązany do tego zamku.
Zbytnio obciążał jego finanse.
- Czy już mi o tym kiedyś opowiadałeś?
- Chciałem ci zrobić niespodziankę. Poprowadził ją
do pięknego, kamiennego mostku, łączącego dwa
brzegi fosy. Przez otwarte wysokie drzwi weszli do
holu pokrytego wspaniałymi freskami.
- Nigdy nie widziałam czegoś równie pięknego
-szepnęła.
- Trzeba przyznać, ze nie w każdym domu można
zobaczyć tyle cherubinów i nimf z odkrytymi pier-
siami. Tu się z tobą zgadzam bez zastrzeżeń - zażar-
tował Luc. - Pierwszy budowniczy nie odznaczał się
najlepszym gustem.
- Jeśli nie podoba ci się, to dlaczego go kupiłeś?
Wzruszył ramionami.
- To lokata kapitału. '
- Czy to oznacza, że zamierzasz go sprzedać? -
zapytała z wyraźnym przerażeniem.
- Nie, jeśli tylko chcesz zamieszkać z tymi wszyst-
kimi nagimi damami.
- One mi nie przeszkadzają.
- Miałem nadzieję, że właśnie to powiesz.
Luc zauważył jej bladość i czarne sińce pod oczami.
- Myślę, że powinnaś się położyć.
- Jeszcze nie. Chcę zobaczyć cały zamek.
Jeśli był to tylko sen, że Luc zamierza się z nią
ożenić i zamieszkać w tej wspaniałej budowli, to nie
chciała się budzić.
- Dość już miałaś wrażeń, jak na jeden dzień.
Chociaż Catherine skierowała się już w stronę
otwartych drzwi wejściowych, Luc zdecydowanie
wziął ją na ręce.
- Dlaczego się uśmiechasz?
- Bo czuję się tak, jakbym umarła i dostała się do
raju, i... - zawahała się, spoglądając na niego z uwiel-
bieniem - tak bardzo cię kocham.
SPOTKANIE PO
LATACH 73
Silny rumieniec oblał jego policzki. Luc zacisnął
szczeki.
- Nie jestem święty.
- Mogę żyć z twoimi wadami.
- Będziesz musiała. O rozwodzie nie masz co
marzyć.
- To nie jest zbyt romantyczne, mówić o rozwodzie
przed ślubem.
- Catherine... przecież powinnaś już wiedzieć, że
nie jestem romantycznym facetem. Nie jestem ani
poetyczny, ani sentymentalny, ani idealistyczny - po-
wiedział ponuro.
- Gdy się kochamy, mówisz po włosku -
zauważyła cicho.
- Ależ to mój pierwszy jeżyk!
Z niezrozumiałego powodu pogorszył mu się hu-
mor. Postanowiła dać spokój. To już jego sprawa,
jeśli uważał, że porwanie jej, przywiezienie do zamku
we Włoszech i poślubienie w ciągu kilku dni nie jest
romantyczne. Zdecydowała, że lepiej okazywać mniej
entuzjazmu. Tak, ale to takie trudne. Choć czuła się
słaba i wyczerpana, nie mogła oprzeć się pragnieniu,
żeby położyć się koło niego, kochać go i całować.
Na szczycie schodów, które, zdawało się, nie miały
końca, Luc przystanął i przedstawił ją niskiemu męż-
czyźnie o imieniu Bernardo, który był bardzo dumny
z nadanego mu tytułu majordomusa. Catherine uśmie-
chnęła się do niego promiennie.
v
Luc pchnął drzwi, wniósł ją do dużego pokoju i
położył na łóżku. Było to łóżko z przepysznym,
brokatowym baldachimem z frędzlami Jęknęła z za-
chwytu. To łóżko było zdecydowanie w jej guście.
Z zadowoleniem na twarzy Luc powiedział:
- Za pół godziny przyjdzie do ciebie lekarz. Po-
staraj się nie zrobić na nim wrażenia, jakbyś wypiła za
dużo sherry.
- Po co mi jeszcze jeden lekarz?
- Amnezja jest trochę niebezpieczna, przynajmniej
74
SPOTKANIE PO LATACH
niektórzy tak mówią. Nigdy nie widziałem cię w
takim stanie, jak teraz... a w każdym razie od dawna.
- Nigdy przedtem nie prosiłeś mnie o rękę - szep-
nęła nieśmiało.
- Poważne niedopatrzenie. Nigdy też nie próbowa-
łaś uwieść mnie w samochodzie. - Przyglądał się jej
bacznie złocistymi oczami, a potem nagle odwrócił
wzrok. - Mam nadzieję, że doktor Scipione nie wyda
ci się zbyt natrętny. Według niego czas leczy
wszystkie rany. - Luc skierował się do drzwi
zwinnym krokiem lamparta na polowaniu. - Zaraz
przyjdzie tutaj żona Bernarda, pomoże ci się rozebrać
i położyć do łóżka.
- Ja nie potrzebuję...
- Catherine - przerwał jej - moja przyszła żona
może przynajmniej liczyć na to, że nie będzie musiała
absolutnie nic robić, zachowując siły do innych, waż-
niejszych spraw.
- Czy to będzie jedyna korzyść z małżeństwa? -
zapytała z figlarnym błyskiem w oczach.
Obrzucił ją spojrzeniem zmrużonych, ciemnych
oczu, tak że poczuła gorąco w całym ciele i ucisk w
żołądku.
- Zostawiam to twojej wyobraźni, bujnej, na ile cię
znam. Buona sera, cara. Zobaczymy się jutro.
- Jutro? - Usiadła zaskoczona.
- Odpoczywaj i o nic się nie martw - nakazał jej
Luc z uśmiechem i zamknął drzwi.
Patrzyła na wspaniały baldachim. Flirtowałaś z Lu-
cern - odezwał się w niej cichy wewnętrzny głos. Nie
pamięta, żeby robiła to kiedykolwiek przedtem. Zwy-
kle bardzo się piklowała i starannie dobierała słowa w
rozmowie z Lucern. Tylko na samym początku była
tak naiwna, że zdradzała się z tym, co myśli.
Teraz już nie bała się Luca. Jak i kiedy do tego
doszło? Bez wątpienia w ciągu ostatniego roku. Luc
jednak powiedział, że dawno nie widział jej takiej. Co
to znaczy? Przyciskając do bijącego serca poduszkę,
pomyślała, że jest bardzo szczęśliwa.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Całe rzędy wieszaków w garderobie wprawiły w
zdumienie Catherine. Pokojówka Guilia, zachęcona
przez nią, otworzyła szerzej drzwi szaf: stroje na
dzień, stroje na wieczór, ubrania na weekend, półki
pełne delikatnej jak pajęczyna, wspanialej bielizny i
rzędy pantofli, wszystko ułożone według odcieni
poszczególnych kolorów. Ten porządek został
zrobiony z myślą o kobiecie, która nie najlepiej radzi
sobie z dobieraniem kolorów. Oszołomiona Catherine
pomyślała, że to dla niej Luc kupił tę całą garderobę.
Tak ogromnej kolekcji nie dałoby się zebrać z dnia
na dzień. Zaskoczona pomyślała, że Luc musiał już od
miesięcy planować sprowadzenie jej do Włoch. Gdy
palcami głaskała jedwabną długą suknię, zaniepokojo-
na Guilia nieśmiało napomknęła, w co powinna się
teraz przebrać.
- Grazzie, Guilia.
- Pręgo, signorina.
Guilia wyjęła z szafy bieliznę i pantofle. Catherine
zrozumiała, że Guilia też była częścią uknutego
wcześniej planu. Miała w jak najbardziej taktowny
sposób nauczyć ją ubierać się na różne okazje. Luc
przemyślał wszystko aż do najmniejszego szczegółu.
Była ósma wieczór. Spała całą dobę, mając już za
sobą pierwszy dzień pobytu w Castelleone. Poprzed-
niego wieczora żona Bernarda, Francesca, długo się
koło niej krzątała troskliwie i z wielką życzliwością,
aż położyła ją wreszcie do łóżka. Odwiedził ją też
wtedy po raz pierwszy doktor Scipione, niski,
korpulentny
76
SPOTKANIE PO LATACH
mężczyzna, podobny do Świętego Mikołaja. Sprawiał
wrażenie; że wszystko doskonale rozumie.
Dopiero gdy wyszedł, uświadomiła sobie, jak wesoło
paplała przez cały czas, gdy był u niej. Przez moment tylko
poczuła się nieswojo, gdy powiedział:
-
Czasami mózg zapomina o
czymś,
czego
nie
chce
pamiętać. Zatrzaskują się w nim jakieś drzwi w samo
obronie.
-
A przed czym ja miałabym
się
bronić?
-
Zaśmiała
się.
-
Proszę samą siebie
zapytać,
co
panią
najbardziej
przeraża, bo może właśnie tam jest odpowiedź. Może
gdy zda sobie pani sprawę z przyczyny tego lęku, pani
mózg otworzy te drzwi. Ale myślę, że nie jest jeszcze
pani gotowa na ten moment.
Czego się obawia najbardziej? Kiedyś bała się, że
utraci Luca, ale teraz, gdy Luc chce się z nią żenić, to
dawne uczucie niepewności powinno zniknąć na za-
wsze. Jak dotąd jednak słabe sygnały napływające z
zakamarków jej pamięci, chociaż niepokoiły, nie miały
siły sygnałów ostrzegawczych.
Catherine, w dopasowanej sukni wiśniowego koloru,
usiadła przy pięknej toaletce w stylu gotyckim i uśmiechnęła
się do leżących tam znajomych przedmiotów. Był tam
zegarek z wygrawerowaną datą ich pierwszego spotkania.
Gdy nakładała go na rękę, zastanowiła się, jak długo go nie
nosiła. A oto otwarte skórzane puzderko, a w nim piękny
diamentowy naszyjnik i kolczyki. I drugie, z migoczącą
bransoletką. Wspomniała z rozmarzeniem Boże Narodzenie
w Szwajcarii i jej urodziny.
Wychodząc z sypialni wyjrzała na taras biegnącej
wokół murów galerii. Daleko w dole widniała łysina
Bernarda. Zeszła na dół i powiedziała po włosku:
- Buona sera, Bernardo. Dov'e signor Santini?
Bernardo wyglądał na zaniepokojonego. Załamywał
ręce i mruczał coś niezrozumiale. W wielkim holu dudniły
echem podniesione głosy dwóch osób.
SPOTKANIE PO
LATACH 77
Otworzyły się jedne z licznych drzwi. Wysoka,
czarnowłosa kobieta mówiła coś głośno najwidoczniej do
Luca, którego nie było widać. A może o coś prosiła?
Catherine wytężyła słuch. Natychmiast rozpoznała
glos Rafaelli Peruzzi. Była to chyba jedyna kobieta,
która miała odwagę dyskutować z Lucern i nie traciła
pracy pod koniec dnia. Zajmowała w jego życiu miejsce
bliżej nie określone, gdzieś pomiędzy dawną przyjaciółką a
urzędniczką. Była zarazem jedną z najzdolniejszych kobiet
pracujących w firmie Santini Electronics.
Wychowała się razem z Lucern. Była uparta, bez-
względna i absolutnie oddana jego sprawom. Na
jakimś etapie dzieliła z nim również łóżko. Rafaella była
cząstką przeszłości Luca.
- Masz sześć tygodni. Naciesz się nimi, na ile potrafisz
-zadrwiła, gdy spotkały się po raz pierwszy. - U Luca
nigdy nie trwa to dłużej niż trzy miesiące, a wziąwszy pod
uwagę twój styl ubierania się, kochanie, następne sześć
tygodni byłyby dla niego ciężkim doświadczeniem.
Doszedł do niej cichy głos Luca. Rafaella wybuchła
tłumionym szlochem i zaczęła coś znowu mówić po
włosku urywanym głosem. Catherine cofnęła się za-
wstydzona, że nie uczyniła tego wcześniej. Wiedziała, co
było powodem tej tragedii. Wczoraj Luc publicznie
powiedział o swoich planach
Luc był słońcem, wokół którego krążyła Rafaella.
Choć teraz zdawała sobie sprawę, że przekracza wy-
znaczone przez Luca granice, jeszcze próbowała coś
zmienić. Była uparta i wytrwała. To, co najbardziej
niepokoiło Catherine w Rafaelli, to jej podobieństwo do
Luca. Nieraz myślała, że Luc i Rafaella przyszli na świat
jako przeznaczeni dla siebie partnerzy.
Drzwi trzasnęły z hukiem. Bernardo błyskawicznie się
ulotnił, ale Catherine nie była dostatecznie szybka.
Rafaella obeszła ją wkoło jak rekin-morderca zwabiony
świeżym mięsem. Z jej bezlitosnych oczu wyzierała
wściekłość i nienawiść.
78
SPOTKANIE PO LATACH
-
Ty dziwko! - rzuciła
obelgę,
przechodząc
do
bezpośredniego ataku. - On nie chciał mi uwierzyć, ale
ja wrócę, jak tylko będę miała dowody. A gdy uda mi
się go przekonać, wyrzuci cię jak śmieć i nigdy ci nie
wybaczy!
-
Rafaela! - uciął groźnie
Luc.
Rzuciła mu ostre, pełne goryczy spojrzenie.
- Przyjrzałam się dokładnie każdej kobiecie, z któ-
rą miałeś do czynienia. Ona z pewnością jest najba-r
dziej niebezpieczna. I pamiętaj, mój drogi -zakończyła
proroczo, idąc w kierunku drzwi - nacierpisz się przez
nią niemało.
Bernardo znów pojawił się jak spod ziemi i od-
prowadził ją do wyjścia. Catherine z wolna odzyskała
oddech. Okrutna reakcja nie panującej nad sobą
Rafaelli wstrząsnęła nią boleśnie. Była też zaskoczona jej
groźbami. W co nie chciał uwierzyć Luc? Co Rafaellą
ma zamiar udowodnić? Czego Luc ma jej nigdy nie
wybaczyć?
-
O czym ona, na litość
boską,
mówiła?
–
wyszep-
tała roztrzęsiona.
-
To nie dotyczyło ciebie.
Wiedziała, że to nieprawda. Luc objął ją ramieniem i
poprowadził do wspaniale urządzonego salonu.
- Nie przejmuj się Rafaellą - dodał.
-
Dlaczego? - zapytała
niespokojna.
-
Od dziś nie pracuje już u
mnie
-
powiedział
Luc
zimno, bez jakichkolwiek sentymentów.
Catherine natychmiast poczuła się winna. Gdyby nie
sterczała w holu, prawdopodobnie nie doszłoby do tego
przykrego incydentu.
- Luc, weź pod uwagę, że ona była strasznie zde
nerwowana.
- O co ci chodzi? - z niedowierzaniem zapytał Luc.
- Ona na twoim miejscu bez wahania skoczyłaby ci do
gardła. Wdziera się do mego domu, obraża mnie,
obraża ciebie... i ty chcesz, żebym to jej darował?
SPOTKANIE PO
LATACH 79
- Straciła głowę, a w ogóle nie zdarzyłoby się to,
gdyby... gdyby...- usiłowała znaleźć właściwe słowo
- gdyby cię nie kochała.
-
Mogę się obyć bez
takiej miłości - odparł.
-
Czasami robisz wrażenie
bardzo
niewrażliwego,
Luc - szepnęła.
-
A więc to znaczy, że
jestem
bezwzględnym,
okrutnym draniem, tak? - mruknął przez zęby.
Nikt nigdy nie krytykował Luca. Rafaellą sprzeczała
się z nim, ale nie przyszłoby jej nawet do głowy, żeby go
krytykować. Luc urodził się, jako wybitnie uzdol-
nione dziecko w rodzinie przeciętnej, niewykształ-
conej, którą przerażał jego intelekt. Bardzo szybko
wydoroślał i nie odczuwał już potrzeby radzenia się
kogokolwiek. Ale tym razem nie miał racji i Catherine
starała mu się to jakoś uświadomić. Nie może tra-
ktować Rafaelli równocześnie jako starego przyjaciela
i pokorną urzędniczkę. I nie było to szlachetne z jego
strony, że pozwolił Rafaelli być tak blisko siebie, skoro
wiedział, jakie żywiła dla niego uczucia. To tylko
rozbudzało jej nadzieje.
- Nic takiego nie powiedziałam. I nie krzycz na
mnie.
- Nie krzyczę. Ale w jakim ty świecie żyjesz?
- powiedział szyderczo.
Catherine uniosła głowę.
-
Ja tylko uważam, że
Rafaellą
zasługuje
na
trochę
współczucia.
-
Współczucia? Gdybyś
leżała
przy
drodze
i
wy
krwawiała się na śmierć, ona nie ruszyłaby nawet
palcem. Zwolniłem ją, ponieważ już jej nie ufam. Znam
ją zbyt dobrze. Przy pierwszej nadarzającej się okazji
wbiłaby ci nóż w plecy, nawet gdyby miała stracić
wszystko, co ma. Temat skończony. Zjesz ze mną
obiad? - zapytał sucho.
-
A czy dasz jej
referencje?
Zapadła krótka, wymowna cisza. Luc odwrócił się,
80
SPOTKANIE PO LATACH
spojrzał w jej pytające, niebieskie oczy utkwione w nim z
nadzieją.
- Per amor di Dio... zgoda, jeśli sobie tego życzysz!
- Zacisnął zęby, tracąc cierpliwość.
Nie uznawał kompromisów. Według niego każdy
kompromis narażał na straty, a strat Luc nie uznawał.
Catherine jadła obiad z niezmąconym spokojem. Za to
Luc nie miał apetytu. Krytykował temperaturę wina,
nerwowo bębnił palcami po stole i upłynęło sporo
czasu, zanim się uspokoił.
-
Co sądzisz o doktorze
Scipione?
-
zapytał
przy
kawie.
.
-
Był bardzo miły. Czy to
miejscowy lekarz?
-
Mieszka w Rzymie. Jest
jednym
ze
światowych
autorytetów w dziedzinie amnezji.
-
Ach tak! - Catherine nie
mogła
ukryć
konster
nacji. - A ja go potraktowałam jakby był byle kim.
-
Catherine, jedną z twoich
największych
zalet
jest
to, że każdego, począwszy od najprostszej sprzątaczki,
traktujesz dokładnie w ten sam sposób - uśmiechnął
się dotykając jej ręki. - Zgódźmy się w końcu, że twój
sposób patrzenia na ludzi jest o niebo lepszy od
mojego. A przy okazji: jest kilka dokumentów, które
powinnaś podpisać przed ślubem. Moglibyśmy zająć
się tym teraz.
Poszła z nim do biblioteki, gdzie wcześniej był z
Rafaellą. Były tam półki pełne książek, od podłogi do
sufitu, i masywne biurko ustawione przy oknie.
Na widok papierów, które jej pokazał, zmieszała się
bardzo. Ta straszna biurokracja... formularze, które trzeba
wypełnić. Najgorszy nocny koszmar sprawdzi się w pełni
w obecności Luca.
- To jest...-Luc podał jej pióro, ale ona nie słyszała
jego wyjaśnień. Krew gwałtownie pulsowała w jej
uszach. - Podpisz tu. - Palcem wskazał dokładnie
miejsce i czekał.
Widziała papier, jako szarobiałą, niewyraźną plamę.
SPOTKANIE PO
LATACH 81
- Mam tylko podpisać? - wyjąkała, myśląc z przera-
żeniem, że może jeszcze trzeba będzie coś pisać.
- Tylko podpisz.
Napisała swoje nazwisko powoli i starannie. Luc
podał jej drugi dokument.
- I tutaj.
Tym razem podpisała się szybciej i mniej starannie.
- Czy to już wszystko?
Usiłowała ukryć ulgę, jaką odczuła, gdy skinął
głową na znak potwierdzenia.
- Mówiłeś mi kiedyś, żebym nigdy nie podpisywała
niczego bez czytania - zażartowała nie całkiem jeszcze
pewna siebie.
Obserwował ją. Napięcie widoczne na jej delikatnej
twarzy zaczęło ustępować, ale ręka ciągle drżała.
-
To jest po włosku -
powiedział bardzo łagodnie.
-
Nawet się temu nie
przyjrzałam.
Zanim zdołała uczynić jakiś ruch, objął ją mocno i
odwrócił twarzą ku sobie.
- A ja myślę, że chodzi tu o coś więcej - powiedział
spokojnym tonem. - Czy nie uważasz, że już najwyższy
czas, żebyśmy się przestali nawzajem oszukiwać? Wy-
wołuje to wiele nieporozumień pomiędzy nami.
Jej twarz stała się biała jak kreda.
- Oszukiwać?
Westchnął.
-
A jak myślisz, dlaczego to
ja
zawsze
wybierałem
dla ciebie dania, gdy jedliśmy w restauracji?
-
Ja... ja za długo się
namyślałam
i
w
ten
sposób
oszczędzałeś czas - wymamrotała i gwałtownie od
sunęła się od niego, ale on nie słuchał jej wyjaśnień.
-
A ja, oczywiście, jestem
tak
niewrażliwy,
że
nie
przejmuję się tym, na co akurat masz apetyt? - roz-
gniewał się. - Catherine, już w pierwszym tygodniu naszej
znajomości w Londynie zauważyłem, że masz trudności
z czytaniem. Widziałem wszystkie twoje bolesne wysiłki
i muszę przyznać, że był to dla mnie ogromny szok.
82
SPOTKANIE PO LATACH
Opuściła głowę, a łzy popłynęły z jej oczu. Pragnęła,
żeby ziemia rozstąpiła się i pochłonęła ją. Gardło miała tak
ściśnięte, że nie mogła wykrztusić ani słowa. Chciała
uciec stąd jak najdalej, ale jego ręce objęły jej kibić w
silnym jak stal uścisku.
-
Powiedzmy sobie teraz
wszystko
jasno
i
otwarcie
- rzekł stanowczo Luc. - Dlaczego nie przyznałaś się
od razu, że jesteś dyslektykiem? Nie zdawałem sobie
wtedy z tego sprawy. Ty się wstydziłaś, a ja nie
chciałem sprawić ci przykrości. Nie rozumiałem całej
sytuacji i w swej ignorancji miałem nadzieję, że bę
dziesz próbowała coś z tym zrobić.
-
Nie mogłam!
-
wybuchnęła. - W szkole robili dla
mnie wszystko, co mogli, aleja nigdy nie będę w stanie
dobrze czytać!
- Myślisz, że ja tego nie wiem? I nie wyrywaj mi się.
Wiem, że jesteś dyslektykiem, ale wtedy myślałem...
-
Myślałeś, że jestem
analfabetką!
-
przerwała
ze
szlochem. - Nie wybaczę ci tego nigdy!
-
Musisz mnie teraz
wysłuchać.
-
Przytrzymał
ją
mocno. - Bardzo się myliłem. Traktowałem to zbyt
lekko. Jeśli coś mi się nie podoba, wolę udawać, że tego
nie widzę. Powinienem był spróbować sam ci pomóc.
Ale ty powinnaś była mi o tym powiedzieć-zakończył.
-
Zostaw mnie! - krzyknęła
upokorzona
i
jeszcze
bardziej się rozszlochała.
-
Czy nie rozumiesz, co
mówię
do
ciebie?
-
Luc
potrząsnął nią lekko i wtedy trochę się opanowała.
- Gdybym wiedział, gdybym rozumiał, nie byłbym
wściekły, że nic nie robisz, żeby poprawić ten stan
rzeczy! I nie mam zamiaru z tobą zrywać!
- Ale wstydzisz się mnie! - krzyknęła z rozpaczą.
Przytulił ją do siebie w mocnym uścisku, głaszcząc jej
bujne, złote włosy. Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Nie wstydzę się - zaprzeczył stanowczo. - Nie ma się
czego wstydzić. Einstein był dyslektykiem, da Vinci też.
Jeśli im to nie zaszkodziło, nie zaszkodzi również tobie!
SPOTKANIE PO
LATACH 83
-
Och, Luc! - uśmiechnęła
się
do
niego,
powstrzy-
mując łkanie. - Nie zaszkodzi? Ale u mnie jest to chyba
w znacznie gorszym stopniu!
-
Nie rozumiem, jak
mogłem
być
tak
długo
ślepy
- przyznał z poczuciem winy. - Nie odróżniasz w ogóle
kierunków, strony lewej od prawej, czasem jesteś
trochę zapominalska.
To ostatnie stwierdzenie nie było dla niej zbyt miłe.
Ciągle jeszcze drżała, ale poczuła ulgę, że wyjawienie
przynajmniej jednej ze swych tajemnic ma już za sobą.
-
Naprawdę nie masz mi
tego za złe? - zapytała.
-
Jedyne, co mani ci za
złe,
to
brak
zaufania.
Myślałem, że powiesz mi o tym sama, ale teraz już
możemy zwrócić się p pomoc do specjalisty.
Wyjął chusteczkę i z uśmiechem wytarł jej nos.
-
To nie było mądre...
cierpieć
w
milczeniu.
Przecież
zrozumiałbym twoje problemy. Żyjemy w świecie,
w którym umiejętność odczytywania słowa pisanego
jest bardzo potrzebna. Jak udało ci się dostać pracę
w galerii? Nieraz się nad tym zastanawiałem - przyznał.
-
Elaine przygotowała dla
mnie specjalne katalogi.
-
Sekrety
rodzą
nieporozumienia.
-
To jedyny sekret, jaki
miałam - westchnęła.
-
A może właśnie to mi
się
podobało?
Czy
nie
pomyślałaś o tym? - drażnił się z nią.
Wydało się jej nagle, że w pokoju zabrakło powietrza.
W żołądku poczuła ucisk wywołany przypływem
pożądania. Skrępowana jedwabną sukienką pierś z
trudem oddychała, w całym ciele narastało napięcie,
brodawki boleśnie nabrzmiewały. Drżała od tego
silnego, obezwładniającego ją podniecenia.
Luc przestał targać jej włosy i odsunął się trochę.
- Późno już. Musisz iść do łóżka - mruknął ochryp-
le. - Jeśli nie odejdziesz, wezmę cię tu, w tym pokoju.
Gwałtowny rumieniec oblał jej policzki. Cofnęła się
posłusznie, nogi miała jak z waty. W intensywnym
84
SPOTKANIE PO LATACH
blasku jego oczu odgadywała dzikie pożądanie
kryjące się pod maską spokoju i opanowania.
Pragnęła go do utraty świadomości. Nie pamięta, żeby
kiedykolwiek opanowało ją równie silne podniecenie.
- Czekam na ważny telefon - powiedział Luc, a gdy
spojrzała na niego ze zdziwieniem, dorzucił: - Ź innej
strefy czasowej.
Nie mogła wyobrazić sobie Luca siedzącego
i czekającego na telefon, choćby nie wiadomo w jak
ważnej sprawie. Ludzie dzwonili w porach
dogodnych dla niego, a nie dla siebie. Nie odrywając
od niego oczu, raczej przypadkowo odnalazła drzwi i
otworzyła je.
- Czuję się naprawdę doskonale - zapewniła go
z naciskiem, zanim zniknęła w holu.
Po odświeżającym prysznicu natarła ciało olejkiem
znalezionym w łazience. Włożyła przezroczysty,
brzoskwiniowy szlafrok i wsunęła się miedzy
prześcieradła. Czekała na Luca.
Mijały minuty. Myślała z wdzięcznością o tym, jak
Luc spokojnie potraktował jej dysleksję. Miał rację,
powinna była zwierzyć mu się już dawno. Na pewno
by ją zrozumiał. Żałowała swojego milczenia i
wykrętów, czuła się bardzo winna, że go tak długo
oszukiwała. W trakcie tych rozmyślań ogarnęła ją
senność. Śniło jej się, że pisała coś na lustrze płacząc i
wymawiając głośno litery: Ah-rre-iv.... Co właściwie
pisała i dlaczego była tak nieszczęśliwa, nie
wiedziała. Tyle było cierpienia w tym śnie, że miała
ochotę zapłakać, i wtedy obudziła się nagle w
ciemnościach z policzkami zalanymi łzami.
Ktoś zapalił światło. Ocknęła się i wróciła do
teraźniejszości. Opadła z powrotem na poduszki.
Chciała, by ten sen powrócił, było w nim tak mało
konkretów i tak trudno było coś z tego zrozumieć.
Najbardziej zapamiętała uczucie bólu i upokorzenia.
Wstała, poszła do łazienki, umyła twarz i wytarła
ręcznikiem. Kto zapalił światło? To pewnie Luc był
SPOTKANIE PO
LATACH 85
u niej. A ona zasnęła. Podniosła rękę do czoła - pul-
sowanie w skroniach powoli ustępowało. Nie była w
stanie stłumić nagłej, rozpaczliwej, niepohamowanej
chęci, żeby być z nim.
Podeszła do drzwi sypialni, która, o czym wie-
działa, przylegała do jego pokoju. Były jednak za-
mknięte, musiała więc wyjść na zewnętrzną galerię.
Jego sypialnia pogrążona była w ciemnościach, ale z
otwartych drzwi łazienki padał snop światła. Usły-
szała szum wody i uśmiechnęła się do siebie. Nie jest
chyba za późno. Wskoczyła do jego łóżka cicho jak
myszka.
Szum wody ustał, prawie równocześnie zgasło
światło. W chwilę potem Luc wszedł do sypialni,
odsunął zasłony przy jednym z okien i otworzył je.
Stał tam w świetle księżyca, cudownie nagi,
wycierając ręcznikiem głowę.
Mógł przecież zaziębić się na śmierć, ale nie
chciała zdradzić swej obecności. Widziała wyraźnie
muskuły napięte pod jedwabistą, złotą skórą pleców.
Jej wargi zrobiły się suche. Trochę skrępowana tym
podglądaniem zamknęła oczy. Materac lekko ugiął się
pod jego ciężarem, a on pociągnął do siebie
przykrywające ją prześcieradło.
Gdy owijał się nim i poprawiał poduszkę, nagle jej
dotknął.
- Dio. - Podskoczył i zapalił światło nad łóżkiem,
zanim zdążyła go uprzedzić.
Z ręką na Oparciu łóżka patrzył na nią w osłupieniu.
- Catherine?
Czuła, jak gorący rumieniec wstydu oblewa falą
cafe jej ciało. W jego głosie usłyszała coś jakby
naganę i niemiłe zdziwienie, że oto znalazła się w
jego łóżku.
- Nie mogłam zasnąć.
Przyjrzał się jej uważnie.
- I ja też. Przytul się do mnie.
Wysunął zdecydowanym ruchem rękę i przyciągnął
86
SPOTKANIE PO LATACH
ją do siebie, nie dając jej nawet czasu na zareagowanie na
te słowa, które były raczej poleceniem niż prośbą.
- Pragnę de-wyznał ochryple. - Czy zdajesz sobie
sprawę z tego, jak bardzo cię pragnę?
- Jestem przy tobie - szepnęła raptem onieśmielona.
Pochylając ciemną głowę, mruknął coś dziko po
włosku i gwałtownie przywarł wargami do jej ust. Była jak
haust powietrza ratujący życie temu mężczyźnie
doprowadzonemu przez pożądanie do szczytu szaleństwa.
Wpił się w jej wargi i całował namiętnie i długo, aż
zabrakło jej tchu i nie mogła oddychać.
Rękami objęła jego ramiona. Płonął cały, jakby w
gorączce, jego skóra była sucha i gorąca, długim silnym
dałem oplótł ją silnie. Palcami, z niezwykłym u niego
brakiem zręczności, szarpał jedwab oddzielający ich od
siebie. Z tłumionym jękiem odsunął się i
zniecierpliwiony rozerwał delikatny materiał.
- Luc!
Catherine, zaskoczona tym, mimo namiętnego pra-
gnienia, patrzyła przerażona, jak klęcząc zrywał z niej
szlafrok. Gdy instynktownie próbowała zakryć się przed
jego palącym spojrzeniem, chwycił przeguby jej rąk i
przycisnął do łóżka.
- Proszę cię!
Było to słowo, którego używał bardzo rzadko, i
było coś w tej prośbie, co wywołało ból w jej sercu.
Namacalnie, jak dotyk, odczuła spojrzenie błysz-
czących, złocistych oczu, badających jej nabrzmiałe
brodawki, gładkość piersi, zaokrąglenie bioder i miękkie
pukle włosów w trójkącie między udami.
- Sąuisita... perfetta - mruczał urywanym głosem,
znowu przyciskając ją do siebie i ustami przywierając
do jej piersi.
Leżeli potem mocno przytuleni do siebie, każde
zatopione w swoich myślach. Catherine zastanawiała się,
czy kiedykolwiek było im ze sobą tak dobrze?
Wspominała także z przykrością, że Luc natych-
SPOTKANIE PO
LATACH 87
miast po tym szedł zawsze pod prysznic, broniąc się w
ten sposób przed całkowitym zapomnieniem się, podczas
gdy ona tak rozpaczliwie pragnęła, żeby pozostał jeszcze
w jej ramionach.
A teraz obejmował ją mocno, jakby to ona za chwilę
chciała się uwolnić z jego ramion. Świadomość tego
rodziła w niej ogromną czułość do Luca. Potarła
delikatnie podbródkiem jego silne, opalone ramię.
Powoli, kocim ruchem, przeciągnął się pod wpływem tej
pieszczoty, bezwstydnie, jak dzikie zwierzę, okazując
swoje zadowolenie.
- Miałam bardzo dziwny sen. - Przerwała ciszę
z wahaniem, obawiając się, że czar pryśnie. - Może
właśnie było to coś, o czym zapomniałam?
W jego głosie czuło się pewne napięcie, kiedy spytał:
-
O czym śniłaś?
-
Pewnie będziesz się
śmiał.
-
Obiecuję, że nie będę.
Opowiedz.
-
Pisałam coś na lustrze –
szepnęła.
-
Wyobrażasz
sobie? Nigdy nie potrafiłam nic napisać, radziłam
sobie tylko z nazwiskiem. A w tym śnie pisałam na
lustrze.
-
Zdumiewające - mruknął
łagodnie.
-
Czułam się strasznie -
powiedziała
półgłosem,
z trudem oddychając. - Może to jednak nie ma nic
wspólnego z moją amnezją? Co o tym sądzisz?
-
Myślę, że za dużo mówisz.
-
Obejmując
cały
czas
Catherine, przetoczył się wraz z nią na chłodniejsze
miejsce na łóżku. - Wolałbym raczej się kochać, bella
mia. - Drażnił ją, gryząc delikatnie w miękki płatek
ucha i wyznaczając językiem zmysłową ścieżkę na
smukłej szyi, a ona mimowolnie poddawała się temu,
chcąc sprawić mu przyjemność. Przyjrzał się bacznie
jej włosom spływającym na poduszkę i powiedział:
-
Widzę, że znów ścięłaś
włosy.
-
Nie wiem właściwie,
dlaczego
-
przyznała
się,
marszcząc czoło. - Pójdę jutro i uczeszę się.
88
SPOTKANIE PO LATACH
-
Fryzjerka może cię uczesać
tu,
na
miejscu
-
sprze
ciwił się.
-
Chciałabym
zobaczyć
Rzym.
-
Potworny ruch na ulicach,
nieprawdopodobny
upał i zanieczyszczone powietrze. - Długim, przeciąg
łym pocałunkiem uniemożliwił jej próby protestu.
A potem znów zaczaj ją kochać. Jedna za drugą
napływały fale rozkoszy, przenikające do samej głębi.
Choć było to wręcz nieprawdopodobne, ale tym razem
odczuła jeszcze większe podniecenie.
Gdy otworzyła oczy, obok niej na poduszce leżała biała
róża. Odnalazła ją przypadkowo, gdy na oślep macając ręką
szukała Luca. Zamiast niego natknęła się na kolec, syknęła i
usiadła, ssąc skaleczony palec. Z zaskoczenia omal nie
krzyknęła głośno. Na płatkach widoczne jeszcze były krople
rosy. Usiłowała wyobrazić sobie Luca, przedzierającego się
przez kłujące róże na klombie, ale jakoś to do niego nie
pasowało. Pewnie różę ściął ogrodnik. Wszystko jedno, liczy
się intencja, szczególnie u mężczyzny tak mało roman-
tycznego.
ROZDZIAŁ
SZÓSTY
Upał wprawił Catherine w stan sennego lenistwa.
Usłyszała kroki i rozpoznała je. Siedziała w cieniu
wielkiego parasola osłaniającego ją od słońca. Odwróciła
głowę, oparła podbródek na ręce i obserwowała, jak Luc
siada obok niej. W białej koszulce z krótkimi rękawami,
odsłaniającej szyję, w dopasowanych dżinsach, był tak
oszałamiający, że aż dech zapierało. Mimo uśmiechu
wyglądał na zmęczonego.
Przedweselna gorączka opanowała już Castelleone.
Spokój i wspaniała organizacja tego domu zakłócone
zostały nieustannym napływem gadatliwych dostawców
żywności i kwiaciarzy oraz nieustannym, ostrym
brzęczeniem telefonu. Entuzjazm Luca zniknął, gdy
uświadomił sobie, co pociąga za sobą decyzja o wyda-
niu przyjęcia na kilkaset osób.
-
Mam ochotę wyrzucić ich
wszystkich!
-
wyznał
ponuro.
-
Sam chciałeś tej wielkiej
pompy
-
przypomniała
mu niezbyt taktownie.
-
A ja myślałem, że ty tego
chcesz!
-
Wystarczyłoby
mi
dwóch
świadków
i
bukiet
kwiatów.
Podniósł do góry ręce w niemym proteście:
- I ona mi dopiero teraz o tym mówi!
Brzęk lodu w szklankach przerwał ich rozmowę. Luc
poderwał się i wziął tacę od Bernarda, zanim zdołał on
podejść bliżej. Catherine obserwowała Luca z ukrytym
rozbawieniem. Można było wybaczyć wszystko komuś,
kto uznał, że jej obnażone plecy to nieprzyzwoity widok.
Jak mogła tak długo nie zauwa-
90
SPOTKANIE PO LATACH
żyć, że Luc w niektórych sprawach był szokująco
konserwatywny?
- Uwielbiani sposób, w jaki się, tu rozkładasz,
jakby w ogóle nic się nie działo - zauważył
uszczypliwie.
Miała na końcu jeżyka złośliwą uwagę, że gdyby
Luc zaniechał stałego wtrącania się i rozkazywania,
ostatnie przygotowania potoczyłyby się znacznie
sprawniej. Chciał osobiście wszystko sprawdzić i
ocenić każdy szczegół, nie miał więc chwili
odpoczynku.
Pomyślała szczęśliwa, że to już jutro. Już jutro
będzie żoną Luca, ślubując mu wierność „do śmierci i
po śmierci". Przez te wszystkie dni po przyjeździe do
Włoch żyła jak otumaniona miłością. Nigdy w życiu
nic była tak absolutnie odprężona. Jedynym jej
wkładem do przygotowań weselnych były dwie miary
sukni ślubnej. Była to przepiękna kreacja z
haftowanymi ręcznie koronkami. To wprost nie do
wiary, ile w tak krótkim czasie można załatwić, jeśli
ma się takie mnóstwo pieniędzy jak Luc.
- Jutro i ja będę bogata - odezwała się w zadumie.
- Chyba jesteś jedyną kobietą na świecie, która ma
odwagę powiedzieć mi to przed ślubem.
Uśmiechnęła się z roztargnieniem. Luc był cudow-
ny, fantastyczny, piękny, niezwykły, boski.. Nie znaj-
dując już innych superlatywów, utkwiła w nim wzrok
pełen uwielbienia, a on odpowiedział jej takim
ogniem w oczach, aż ciarki przeszły ją od stóp do
głowy.
Poprzedniego wieczora Luc znów opowiadał jej o
swojej rodzinie. Głęboko wstrząsnęła nim śmierć
rodziców i siostry w katastrofie samolotowej, i tak
naprawdę nigdy nie pogodził się z tym faktem. Ca-
therine była pewna, że Luc nigdy nie przyzna się do
dręczącego go poczucia winy. W pogoni za sukcesem
nie miał czasu dla rodziny. Dał im bogactwo, ale nie
dał siebie. Interes był zawsze na pierwszym miejscu.
Wysłał ich na kosztowne wakacje w ramach
rekompensaty za jeszcze jedną odwołaną jego wizytę
i już nigdy ich nie zobaczył żywych. Gdy z pozorną
obojęt-
SPOTKANIE PO
LATACH 91
nością mówił o tym ostatniej nocy, były to tego
rodzaju zwierzenia, na które mógł sobie pozwolić
tylko pod osłoną ciemności, w sypialni. Aż do tej
chwili nie rozumiała, jak trudno było Lucowi wyrazić
najskrytsze myśli i uczucia.
Podniósłszy się na kolana, zdjęła górną cześć
bikini. Jak się tego spodziewała, jego ciemne oczy
powędrowały pożądliwie w kierunku obnażonych
piersi. Gorący rumieniec oblał jej policzki, a gdy
wygięła plecy, żeby odpiąć klamerkę, intensywność
jego spojrzenia wzbudziła w niej odwieczną
satysfakcję Ewy.
- Lubisz, gdy ci się przyglądam - zauważył leniwie,
nieco rozbawiony.
- Powinieneś udawać, że tego nie widzisz.
- Jak mogę udawać, gdy jesteś tak słodka?
Pochylając się zręcznie, uniósł ją z łatwością z
leżaka. Jedną rękę położył na jej włosach, a
zmysłowymi ustami szukał jej ust. Świat zawirował
nagle, a w głowie jej się zakręciło. I nieważne, jak
często ją dotykał, za każdym razem było to samo.
Zawsze przenikała ich oboje ta sama,
obezwładniająca, fizyczna rozkosz. W ciągu długich,
pełnych namiętności godzin, zamieniających noc w
dzień, a dzień w noc, siła, z jaką jej pożądał,
wyczerpywała ją do granic możliwości.
Z ociąganiem oderwał się od jej ust
- Nie mogę się tobą nasycić. - Wyznaniu temu
towarzyszył zmysłowy pomruk, który bynajmniej nie
ostudził jej rozpalonej krwi, gdy leżała dalej z głową
w jego ramionach. - Zastanawiam się od dawna,
dlaczego nie zachodzisz w ciążę.
- W ciążę? - zapytała nieswoim głosem, odsuwając
się od niego dziwnie przestraszona.
- Tylko nie wmawiaj mi, że wierzysz w bociany
-drażnił się z nią. - Możesz mi wierzyć lub nie, ale to,
co robiliśmy przez ostatnie dni, miało na celu coś
więcej niż samą tylko przyjemność.
Zadrżała.
92
SPOTKANIE PO LATACH
-
Tak, ale...
-
I nie stosowaliśmy
żadnych
środków,
żeby
temu
zapobiec - przypomniał jej z całkowitym spokojem.
Catherine była zaskoczona, ze problem, który był
kiedyś tak ważny, teraz całkiem uszedł jej uwagi. Nie
miała przy sobie pigułek antykoncepcyjnych. Naj-
widoczniej już ich nie używała. Konieczność pamiętania
o nich była kiedyś zmorą jej życia. I gdyby Luc
wiedział, jak często jej się to zdarzało, prawdopodobnie
czułby się tak, jak ona teraz.
To wszystko sprawiało, że trudno jej było tak po
prostu rozmawiać z Lucern o dzieciach. Ale przecież
skoro się pobiorą, będzie to rzecz naturalna. W takiej
sytuacji uznała, że jej paniczny lęk, gdy o tym wspo-
mniał, był całkiem nieuzasadniony.
Luc, nieświadom tych rozterek, pogłaskał ją piesz-
czotliwie po plecach i przytulił mocniej do siebie.
-
Nie zauważyłaś tego? -
zapytał łagodnie.
-
Nie - odpowiedziała
cicho, z poczuciem winy.
-
Chcę mieć dzieci, dopóki
jestem
wystarczająco
młody, żeby się nimi cieszyć.
Pomyślała, że mógłby coś jej o tym wspomnieć,
zanim powziął taką decyzję. Jednak perspektywa
urodzenia dziecka Lucowi była bardzo kusząca.
- Tak - zgodziła się pełna zadumy.
Wodząc ręką po obojczyku, co sprawiało jej zmy-
słową przyjemność, powiedział ochryple:
-
Wiedziałem, że się ze
mną
zgodzisz.
Teraz,
za
miast zaglądać do każdego mijanego wózka z dziec-
kiem, będziesz mogła pomyśleć o własnym.
-
Czy
rzeczywiście
zaglądam? - szepnęła.
-
Tak - odpowiedział
krótko.
Kiedyś, w minionym okresie, Luc był zimny i obojętny
wobec spraw związanych z dziećmi. Naturalnie, zasko-
czyło ją teraz, że tak natychmiast chce mieć dziecko. Ak po
chwili zastanowienia zaczęło to nabierać sensu.
Luc podchodził do małżeństwa tak, jak do plano-
SPOTKANIE PO
LATACH 93
wanego interesu: zarówno z jednym, jak i z drugim
wiązał pewne nadzieje. Chciał mieć dziedzica, to
wszystko; nie można budować imperium bez dynastii.
Mimo to nie mogła zdobyć się na uśmiech i pozbyć
irracjonalnego łęku.
Było to wbrew zdrowemu rozsądkowi. Kochała Luca.
Lubiła dzieci. W czym więc problem? Ale uczucie leku
pozostało, a w skroniach zaczynało pulsować. Rozległ
się dzwonek telefonu stojącego na stole i Luc
niecierpliwie sięgnął po słuchawkę.
Rozmawiał po japońsku z opanowaniem człowieka
znającego płynnie kilkanaście języków. Unosząc brwi
westchnął i odłożył słuchawkę.
- Muszę iść do gabinetu, żeby zatelefonować do
kilku osób. Wrócę tak szybko, jak tylko będę mógł.
Promienie słońca odbijały się oślepiająco w basenie
kilka metrów dalej. Łagodny wiaterek musnął wodę
marszcząc z lekka jej powierzchnię. Ból głowy utrudniał
Catherine myślenie. Czy to nie skutek zbyt długiego
przebywania na słońcu?
Jakiś dźwięk wyrwał ją z niespokojnej drzemki.
Miedzy drzewami ukazało się dziecko: biegło na krótkich
nóżkach w pogoni za piłką. Catherine, widząc, że piłka
zmierza wprost do wody, zerwała się przerażona. Ale
dziecko złapało piłkę, zanim doturlała się do krawędzi
basenu. Od strony zamku nadbiegła jedna ze służących.
- Scusi, signorina, scusi! - tłumaczyła się, z trudem
łapiąc oddech i obejmując dziecko, które zapłakało
głośno w proteście. Catherine ze wstrzymanym od-
dechem patrzyła, jak uciekało z piłką w objęciach.
Pulsowanie w głowie przez chwilę stało się wprost
nieznośne, ale wkrótce ustąpiło. Po stanie chwilowego
odrętwienia poczuła, trudne do zniesienia, przerażenie.
Daniel! Daniel! Gdy odzyskała pamięć, przestał dla niej
istnieć cały otaczający ją świat
Chwyciła słuchawkę telefonu i nacisnęła guzik
wewnętrznej linii. Usłyszała głos sekretarki.
94
SPOTKANIE PO LATACH
- Mówi panna Parrish.- Musiała odkaszlnąć, żeby
głos wydobywający się z trudem ze ściśniętego ganiła był
wyraźniejszy. - Proszę połączyć mnie z Anglią. To pilne
- powiedziała z naciskiem, podając odtworzone w pamic-
ci nazwisko panieńskie Peggy i jej adres.
Dygocząc, jak w gorączce, usiadła, zanim nogi
odmówiły jej posłuszeństwa. Jaka z niej matka, skoro
mogła zapomnieć o własnym synku? O, dobry Boże,
pozwól mi obudzić się, nie daj, aby ten koszmar trwał
dalej - modliła się gorączkowo. Poderwała się, gdy
zadzwonił telefon.
-
Halo! Halo! - odezwała
się Peggy.
-
Tu Catherine. Czy jest z
tobą Daniel?
-
Nie ma go tu,
przerzuca
siano.
Właśnie
go
wołałam, żeby przyszedł coś wypić albo zjeść - traj-
kotała Peggy. - Nasz telefon nie działał przez kilka dni
i nawet tego nie zauważyliśmy. Czy bardzo dener
wowałaś się, nie mogąc się z nami połączyć?
-
Słuchaj...
-
Wiedziałam, że się
denerwujesz
-
przerwała
jej
niecierpliwa, jak zawsze, Peggy. - Próbowałam kilka
krotnie dodzwonić się do ciebie z budki telefonicznej,
ale bez skutku. Pewnie szukałaś pracy.
-
Ja...
-
Daniel bawi się cudownie.
Pogoda
jest
wspaniała.
Mieliśmy zamiar biwakować dziś w nocy pod gołym
niebem, ale, oczywiście, jeśli chcesz z nim mówić...
-
Nie, nie trzeba. Zostałam
porwana.
Jestem
we
Włoszech. Jutro wychodzę za mąż.
Te rewelacje nie wywołały żadnej reakcji po drugiej
stronie telefonu:
- Catherine, właśnie ktoś wjeżdża na podwórze. Co za
wspaniały wóz! Czy mogę do ciebie zadzwonić potem?
- Nie... nie, ja nie jestem... to znaczy, zadzwonię do
was z innego miejsca. Ucałuj ode mnie Daniela.
Rzuciła słuchawkę, jakby ją parzyła, i na chwiejnych
nogach wróciła na leżak.
SPOTKANIE PO
LATACH 95
Ohydne, nie do darowania, wydarzenia minionego
tygodnia wywołały nagły chaos w jej głowie. Straszne
upokorzenie paliło duszę. Teraz dopiero zdała sobie
sprawę z tego, co Luc jej zrobił.
Prawdę mówiąc, nie było takiej rzeczy, której nie
byłby w stanie zrobić. Kiedy nie wiedziała, co się z nią
dzieje, posunął się do ostateczności. Spisek i intryga
były rzeczą powszednią dla tego człowieka z charak-
terem Borgii. Było to dla niego tak łatwe, jak zabranie
cukierka dziecku. Dziecko! Dziecko! Dygotała, próbując
pozbyć się tych przerażających myśli.
Przez cały tydzień nie pamiętała o ostatnich czterech
latach. Nie zostawił nic, co mogłoby pobudzić jej pamięć.
Ani gazety, ani telewizora, ani nawet kalendarza nie
było w zasięgu ręki.
Każdy szczegół został przemyślany w sposób bez-
względny i nieludzki. Luc nie popełnił ani jednego
błędu. Została zwabiona, złapana na haczyk i złowiona
jak ryba, ale nawet ryba ma więcej instynktu
samozachowawczego. Ryba dobrowolnie nie nadziałaby
się na haczyk, nie poddałaby się masochistycznie
patroszącemu nożowi i nie oczekiwałaby z nadzieją na żar
piekarnika... A ona tak właśnie postępowała.
Luc dostał to, czego chciał. Koszty nie odgrywały
żadnej roli. Interesował go tylko ostateczny wynik. Był
przekonany, że zamierzała wyjść za Drewa, a ponieważ
Drew miał być nieobecny tylko lalka dni, Luc nie miał
wiele czasu do namysłu. I nie ma wątpliwości, że gdyby
tamtego wieczora rzuciła mu się w ramiona, o
małżeństwie nie byłoby w ogóle mowy. Jej opór był dla
niego wyzwaniem.
Zacisnęła zęby, w żołądku czuła nieznośny ucisk.
Dłonie zacisnęła w pięści. Wstrząsała nią bezgraniczna
wściekłość, wściekłość tak wielka, jakiej nigdy dotąd nie
doświadczyła. W tym właśnie momencie pojawił się Luc.
Zbiegał po schodach, a ona, przypomniawszy sobie
epizod w jego limuzynie, pomyślała, że i śmierci
96
SPOTKANIE PO LATACH
byłoby dla niego za mało, żeby ją zadowolić. Zerwała się
na równe nogi, chwyciła szklankę i rzuciła w Luca. Choć
szklanka rozbiła się o kilka kroków ód niego, zachował
spokój.
-
Ty plugawa, zepsuta,
kłamliwa,
podstępna
świ-
nio! - wymyślała mu, chwytając drugą szklankę i rzu-
cając ją z całą siłą. - Ty szczurze! - krzyczała, ciskając
tym razem telefonem. - Ty gnido! - Miotała obelgi
doprowadzona do szału, schylając się, żeby zdjąć
pantofel, ale ze zdenerwowania i tym razem nie mogła
trafić do celu. - Ty bękarcie! - Dała upust swej
nienawiści i, jakby dla podkreślenia tego słowa, rzu-
ciła drugim pantoflem. - Chciałabym cię zabić!
-
Trucizna byłaby lepsza
od
rewolweru.
-
Luc
rozejrzał się po pobojowisku. - Jak widać, strzelanie
do celu nie jest jednym z twoich ukrytych talentów.
-
I to wszystko, co masz
mi do powiedzenia?
-
Wygląda na to, że
odzyskałaś
pamięć
-
wy
cedził. - Nie bardzo wiem, co mógłbym jeszcze do
dać.
-
Nie wiesz! – Jego zimne
opanowanie
rozwścieczy-
ło ją jeszcze bardziej. - Gdybyś umierał z pragnienia,
nie podałabym ci wody! Gdybyś umierał z głodu, nie
przyniosłabym ci nic do jedzenia. Gdybyś był jedynym
mężczyzną na tej ziemi, a ja jedyną kobietą, rodzaj
ludzki wyginąłby do szczętu! Zasłużyłeś na to, żeby cię
obić szpicrutą i powiesić, i gdybym była mężczyzną,
zrobiłabym to własnoręcznie!
-
Gdybyś była mężczyzną,
nie
znalazłabyś
się
w
ta
kiej sytuacji - wtrącił Luc, gdy przerwała dla nabrania
oddechu.
-
Mam zamiar pójść na
policję
i
opowiedzieć
o tobie! - Catherine znów wybuchnęła, zadowolona,
że wreszcie znalazła właściwą groźbę.
-
A co masz zamiar
opowiedzieć?
-
C-co? - zająknęła się. - Co
powiem?
Powiem,
że
mnie porwałeś.
SPOTKANIE PO
LATACH 97
-
Czy dałem ci jakiś środek
odurzający?
Czy
uży-
łem siły fizycznej? Czy masz na to świadków?
-
Dowiodę tego! Będę
kłamać!
-
A dlaczego na lotnisku,
gdy
ogłosiłem,
że
mamy
zamiar się pobrać, stałaś przy mnie całkiem dobrowo-
nie? - zapytał Luc z tym samym niewzruszonym,
nieprawdopodobnym chłodem.
-
Przez cały tydzień
trzymałeś
mnie
tutaj,
jak
w więzieniu! - W rozpaczy szukała innego punktu
zaczepienia, zdecydowana udowodnić mu naruszenie
prawa.
Czarne brwi uniosły się ze zdziwieniem:
-
Przy
otwartych
drzwiach?
Nie
przypominam
sobie, żebym nie pozwolił ci gdzieś wyjść.
-
Zniewoliłeś
mnie
fizycznie!
-
rzuciła
Catherine,
zgrzytając zębami. - Tym cię zniszczę!
Luc uśmiechnął się:
- O jakim fizycznym zniewoleniu mówisz?
Catherine wyprostowała się na cale swoje sto pięć -
dziesiąt parę centymetrów i krzyknęła:
-
Wiesz doskonale, o
czym
mówię!
Podczas
gdy
ja... podczas gdy ja nie bardzo jeszcze doszłam
do siebie, ty wykorzystałeś mnie w obrzydliwy spo-
sób!
-
Czyżby? - mruknął. -
Catherine,
według
mnie
przez cały ubiegły tydzień byłaś zdrowsza na umyśle,
niż kiedykolwiek przedtem w ciągu pięciu lat.
-
Jak śmiesz! - wrzasnęła
na
niego.
-
Jak
śmiesz
mi
to mówić!
Wzruszył lekceważąco ramionami:
-
Mówię tak, bo to
prawda.
-
Prawda, która komu
odpowiada?
-
krzyknęła
rozwścieczona. - Cofnij to natychmiast!
-
Nie mani zamiaru
zmieniać
tej
opinii.
Kiedy
się
uspokoisz, sama stwierdzisz, że to prawda.
-
Kiedy się uspokoję? -
wrzasnęła.
-
Czy
wyglądam
tak, jakbym miała się uspokoić?
98
SPOTKANIE PO LATACH
-
Gdybyś umiała lepiej
pływać,
wrzuciłbym
de
do
basenu.
-
Nawet nie jest ci
przykro,
prawda?
-
To
ją
najbardziej irytowało.
-
Dlaczego miałoby być mi
przykro? - westchnął.
-
Dlaczego? Dlaczego? - Z
trudem
powtarzała
za
nim. - Ponieważ mam zamiar zmusić cię do tego, zęby
ci było przykro. Powinnam była wiedzieć, ze nie masz
wyrzutów sumienia z powodu przywiezienia mnie
tutaj!
-
Faktycznie, nie mam.
-
Postępujesz tak, jakbym
była
jakimś
przedmio-
tem, który możesz podnieść lub rzucić, zależnie od
twojego kaprysu.
Gdy jego usta wykrzywił uśmiech, zrozumiała,
dlaczego ludzie popełniają czasem morderstwa. Zmrużył
oczy.
- Jeśli ty jesteś przedmiotem dla mnie, to równie
dobrze ja jestem przedmiotem dla ciebie.
Przez kilka sekund bezmyślnie wybałuszała na
niego oczy, aż wreszcie zrozumiała, co miał na myśli.
-
Nie chodzi mi o seks -
wybuchnęła.
-
Nie - zgodził się. -
Zauważyłem,
że
zarzut
fizycznej przemocy został już wycofany.
-
Nie wycofałam go! -
przerwała mu.
-
Sprytnie zmieniasz temat -
zauważył.
-
Pragniesz
mnie równie silnie, jak ja ciebie.
-
Ty zarozumiały draniu!
Byłam
chora!
Nienawi-
dzę cię!
-
Jakoś będziesz musiała
się
z
tym
pogodzić
–
ospo-
koił ją.
-
Nie mam zamiaru się z
tym
godzić!
Odchodzę,
opuszczam cię, wyjeżdżam... - wyrzucała z siebie
wzburzona.
-
Typowa dla ciebie
reakcja,
gdy
sytuacja
staje
się
trudna, ale tym razem nie uda ci się zniknąć.
-
Opuszczam cię! -
krzyczała jak oszalała.
SPOTKANIE PO
LATACH 99
- Uważaj na szkło! - zawołał ostrzegawczo.
Było już jednak za późno. Stopę przeszył tak ostry
ból, ze aż zaparło jej dech. Luc błyskawicznie znalazł
się przy niej, posadził na najbliższym fotelu i ręką
mocno ścisnął jej delikatną kostkę.
- Nie ruszaj się! - krzyknął. - Bo szkło wbije się
jeszcze głębiej.
Szlochając z upokorzenia i bólu pozwoliła, żeby
wyciągnął odłamek szkła, a potem zaczęła mu
złorzeczyć.
- Wiedziałem, że tak mi podziękujesz.
- Zostaw mnie! - powiedziała piskliwym głosem.
- A to szkło dokoła? Chyba żartujesz. - Kpił z niej
owijając śnieżnobiałą chusteczką jej bolącą stopę.-
Kiedy miałaś robiony zastrzyk przeciwtężcowy?
- Sześć miesięcy temu! - odpowiedziała ze złością.
- Nie zmieniaj tematu! Czy słyszysz, co mówię?
Odchodzę od ciebie!
- Nie pozwolę ci na to. - Podniósł leżący na ziemi
sarong i zaczął ją nim owijać, tak jakby ubierał lalkę.
Odtrąciła jego ręce.
- Nie waż się mnie dotykać! Co to znaczy: nie
pozwolę ci odejść? Nie możesz mnie tu zatrzymać!
Odrzucając sarong, nieoczekiwanie podniósł ją do
góry i choć walczyła zębami i paznokciami, wymachi-
wała nogami i rękami, zarzucał ją sobie na ramię.
- Puść mnie! - krzyczała, tłukąc go pięściami po
plecach. - Co masz zamiar zrobić?
- Powstrzymać cię. Dla twojego własnego dobra.
Jesteś histeryczką - odpowiedział ostro - i mam już
tego dość.
- Ty masz dość. - W jej głosie brzmiało niedowie-
rzanie. - Postaw mnie!
- Bądź cicho! - ofuknął ją.
Skierował się na kamienne schody, prowadzące do
oszklonych drzwi tarasu na pierwszym piętrze.
- Nienawidzę cię! - Szlochała, a łzy upokorzenia,
nie wyładowanej złości i zawodu zalewały jej oczy.
100
SPOTKANIE PO LATACH
W minutę potem Luc rzucił ją na łóżko jak worek
kartofli.
-
Przyznaj, ze nienawiść do
mnie
nie
daje
ci
szczęś-
cia - zauważył drwiąco. - Per Dio, czy sama tego nie
widzisz?
-
Kiedyś
musiałam
wreszcie
zrozumieć,
że
jesteś
prymitywnym łotrem bez skrupułów. Odchodzę od
ciebie!
-
Nigdzie nie odejdziesz.
-
Nie możesz mi
przeszkodzić!
I
z
całą
pewnością
nie możesz mnie zmusić, żebym wyszła za ciebie!
Zsunęła się z łóżka i utykając podeszła do krzesła,
żeby wziąć leżący na nim lekki szlafroczek, gdyż nagle
poczuła się zbyt obnażona w samym kostiumie bikini.
-
Teraz, gdy Drew podpisał
ten
swój
ważny
kon-
trakt, już nie możesz mnie tu dłużej zatrzymywać.
-
Podpisanie tego kontraktu
nastąpi
w
godzinę
po
naszym ślubie.
Catherine zdrętwiała. Gwałtownie odwróciła się w
jego stronę. Błyszczące, złote oczy patrzyły na nią
prowokująco.
- Przewidziałem taką możliwość.
- To on... To on jeszcze nie ma tego kontraktu?
- zapytała z ogromnym wysiłkiem.
- Jak widzisz, jestem takim podstępnym draniem
- mruknął Luc.
-
Nie możesz mnie chcieć,
gdy ja ciebie nie chcę!
-
Udowodniłem
już
wcześniej, że się mylisz - od
parł sucho. - Jestem pewien, że humor ci się poprawi,
gdy jutro znajdziemy się w Anglii.
Do Catherine dotarło to jedno magiczne słowo:
Anglia.
- Zabierzesz mnie po ślubie do Anglii?
- Taki jest zwyczaj.
Najwyraźniej nie miał żadnych wątpliwości, że gdy
obrączka znajdzie się na jej palcu, będzie to miało taki sam
skutek, jak przywiązanie skazańca łańcuchem do
SPOTKANIE PO
LATACH 101
ściany lochu. Ale gdy ona znajdzie się już w Anglii, nie
będzie w stanie jej zatrzymać. Tu, we Włoszech, on
miał jej paszport, nie miała najmniejszych szans na
ucieczkę z tego kamiennego zamku pilnowanego przez
specjalną ochronę wspomaganą przez imponujące
zabezpieczenia elektroniczne.
Jeśli nie dojdzie do ślubu, ucierpi na tym Drew.
Perspektywa powrotu do Anglii już jutro bardzo ją
uspokoiła. Tam nie zmusi jej, żeby z nim pozostała.
-
Catherine - wycedził Luc -
nawet nie myśl o tym.
-
Nie mamy o czym
mówić-odpowiedziała
stano-
wczo. - Wszystko już powiedziałam.
-
Musimy
jednak
porozmawiać.
Rozległo się pukanie do drzwi. Zignorował je.
- Nie chcę, żebyś zepsuła uroczystość ślubną.
Zakneblowana i przyprowadzona pod przymusem
narzeczona może zdziwić niejednego świadka ceremonii -
pomyślała z zawziętością, gdy pukanie do drzwi znów
się powtórzyło.
- Avanti! - wykrzyknął Luc z rozdrażnieniem.
Ukazał się Bernardo.
- Signorina Peruzzi. - Podał bezprzewodowy tele-
fon w obronnym geście. - Mówi, że to sprawa bardzo
pilna i że koniecznie chce z panem rozmawiać, signor.
- Nie będę z nią rozmawiał. Zostaw nas, Bernardo.
Majordomus wyszedł i drzwi zamknęły się za nim.
-
On mówi po angielsku -
zauważyła
Catherine.
- Czy to ty zabroniłeś mu mówić przy mnie w tym języku?
-
Służba jest przekonana,
że
sama
o
to
prosiłaś,
chcąc sprawdzić się w języku włoskim.
Ukryła twarz w drżących dłoniach. Ileż trzeba było
zimnej krwi, żeby nie stracić panowania nad sobą. -
- Czuję wstręt do ciebie.
-
Po prostu jesteś na mnie
zła.
I
przypuszczam,
że
masz jakiś szczególny powód ku temu.
-
Przypuszczasz?
-
Obrzuciła
go
wściekłym
spoj-
rzeniem.
102
SPOTKANIE PO LATACH
- Należysz do mnie, Catherine. Użyj całego swego
rozumu, którym cię Bóg obdarzył. Byłaś tu
szczęśliwa, szczęśliwszej nigdy cię przedtem nie
widziałem.
- Żyłam w przeszłości!
- Ale dlaczego wybrałaś właśnie ten fragment
przeszłości? - W ironicznym uśmiechu skrzywił swoje
zmysłowe usta. - Zapytaj o to samą siebie.
- Niczego nie wybierałam - zaprotestowała.
- A skończyło się czymś, co jest nierealne!
- Może być realne, jeśli tylko zechcesz. Catherine
czuła się fatalnie. Luc zawiódł ją, ale
najgorsze, że zawiodła się na samej sobie. W ciągu
jednego tygodnia, zniweczyła cztery lata poczucia
własnej godności i wszystkie bariery, które miały ją
chronić.
- Przez cały ten tydzień pękałeś pewnie ze
śmiechu, że tak łatwo udało ci się mnie ogłupić -
stwierdziła gorzko.
- To nie tak było miedzy nami.
- Właśnie tak było zawsze - zaatakowała go,
dygocąc cała. - Spiskujesz, knujesz i manipulujesz,
żeby wszystko odbyło się tak, jak ty sobie tego
życzysz.
- Nie planowałem twojej utraty pamięci.
- Ale nie omieszkałeś ż niej skorzystać! I tak było
zawsze. Kiedy wróciliśmy ze Szwajcarii, moi praco-
dawcy, ni stąd ni zowąd, zamknęli galerię i wyjechali,
zostawiając mnie bez pracy. Zbieg okoliczności? Nie
sądzę. To ty maczałeś w tym palce.
Lekki rumieniec oblał jego policzki, był wyraźnie
zmieszany.
- Kupiłem ten dom - przyznał się.
- Wtedy łatwiej było mnie namówić na wyjazd do
Nowego Jorku. - W jej gardle uwiązł szloch.
- Bardzo cię pragnąłem. I nie mogłem czekać.
- Patrzył na nią z bezwstydną szczerością. - Jestem,
jaki jestem, bella mia, i niestety nie mogę zmienić
przeszłości. Catherine... co chcesz, żebym ci powie-
SPOTKANIE PO
LATACH 103
dział? Jeśli chcesz, żebym był uczciwy, będę. Z całej
przeszłości żałuję tylko jednego: tego, że cię
straciłem.
- Nie straciłeś mnie... ty mnie wyrzuciłeś! - za-
szlochała.
Rozłożył ręce.
- Zgoda, jeśli słowa mają takie znaczenie... wy-
rzuciłem cię. Ale spróbuj na to wszystko spojrzeć z
mojego punktu widzenia. Zaskoczyłaś mnie waria-
ckim pytaniem, które spadło na mnie jak grom z jas-
nego nieba, tamtego ranka przy śniadaniu.
- Tak, rzeczywiście, to było wariactwo - ucięła
drżącym głosem. - Absolutnym idiotyzmem była
nadzieja, że mógłbyś się wtedy zniżyć do mojego
poziomu i ożenić ze mną,
- Nie wiedziałem, że nie będę miał możliwości
odwołania się do sadu apelacyjnego - odparł gwałtow-
nie. -Tak, nie miałem racji. To, co powiedziałem, było
okrutne, przyznaję. Jeśli chciałaś, żebym się
usprawiedliwił, to trzeba było wówczas zostać, bo
dziś nie będę już tego czynił. Wróciłem pół godziny
później, nie pojechałem do Mediolanu. A gdzie ty
byłaś?
Wiadomość, że wrócił tamtego ranka, oszołomiła
ją
- No, właśnie, gdzie byłaś? - nastawa! Luc
bezlitośnie. - Odeszłaś. Uciekłaś, jak obrażona
primadonna, zostawiając wszystko, co ci
kiedykolwiek dałem, i jeśli chciałaś się w ten sposób
zemścić, w pełni ci się to udało.
Z tłumionym łkaniem wpadła do łazienki i za-
mknęła drzwi. Siedząc na podłodze, płakała z twarzą
ukrytą w dłoniach.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
W chwili, gdy Luc poprosił ją o rękę, straciła
rozum. Wiele drobnych faktów nie pasowało do
siebie, ale ona nie chciała o nich wiedzieć. Ufała
Lucowi i zdecydowana była nie pozwolić na to, żeby
cokolwiek przeszkodziło jej szczęściu. Jeśli jego
zamiarem było odwrócenie jej uwagi od amnezji, to.
udało mu się to znakomicie.
Tamtego wieczora, w mieszkaniu Drewa Luc
złapał ją w potrzask, każąc dokonać niewykonalnego
wyboru: albo poświecić Daniela, albo Drewa. Za
wszelką cenę musiała walczyć o utrzymanie Daniela z
dala od Luca.
Ale i wobec Drewa czuła się w obowiązku być
lojalna, zarówno ze względu na niego samego, jak i
na jego siostrę. Wobec Harriet miała dług nie do
spłacenia za to, że pomogła jej, kiedy znalazła się na
dnie. Jak miała wybierać pomiędzy Danielem i
Drewem?
Luc zatruwał wszystko, czego się tylko dotknął.
Ale jeśli gotów był ją poślubić tylko po to, żeby
zagwarantować sobie jej stałą obecność w łóżku, to
dlaczego nie miałby zaakceptować również Daniela?
Pomyślała z niepokojem, że teraz Luc chciałby mieć
syna. Pięć lat temu Daniel był niepożądaną
komplikacją. Luc nie zdawał sobie jeszcze sprawy,
jak ona sama była ważna dla niego. Z pewnością
chciałby wówczas, żeby pozbyła się dziecka, ale od
tamtego czasu wiele się zmieniło...
Daniel był wrażliwym dzieckiem o niezwykłej in-
teligencji, z którą czasami trudno było sobie poradzić.
Kiedyś i Luc był takim małym chłopcem, a jak się
teraz zmienił. Jest zimny, wyrachowany,
gruboskórny.
SPOTKANIE PO
LATACH 105
Daniel ma silną wolę i gdyby pozostawić go jego
własnemu rozumowi, szedłby naprzód nie oglądając
się za siebie, jest też niezwykle egocentryczny.
Catherine przez cztery i pół roku dokładała wszelkich
starań, żeby Daniel wyrósł na normalne, zdrowe
dziecko.
Nienawidziła Luca, och, Boże, jakże go
nienawidziła! Uczepiła się desperacko tej nienawiści,
która była jej siłą. Teraz próbowała nie dopuścić do
siebie myśli, że Luc nie był jednak tak zimny i
gruboskórny, za jakiego uważała go przedtem, jakiś
wewnętrzny głos napomykał nieśmiało, że Luc mógł
się zmienić.
I cóż z tego, że najpierw musi przejść przez ten
ślub? Gdy wylądują w Londynie, będzie mogła
opuścić Luca. Zrobiła to już raz przedtem, może
zrobić znowu, ale tym razem nie będzie już tak
głupia. Weźmie swoją biżuterię i sprzeda ją. Dzięki
tym pieniądzom urządzi nowe życie sobie i
Danielowi.
To nie może się spełnić, nic z tego nie da się
zrealizować. Żyła fantazją. Przeszłość była tak okru-
tnie oczywista. Dla małej dziewczynki, która marzyła,
że zostanie księżniczką, był ten pałac. Dla młodej
dziewczyny, która wierzyła w szczęście małżeńskie,
była ta ślubna biała suknia. Ale dla kobiety, jaką teraz
była, nie pozostawało nic. I czy to jej wina? Dorosła
kobieta powinna odróżniać fantazję od
rzeczywistości.
Jakieś je ne soi quoi, jak mawiał Luc. Jednak jest
takie słowo, które wyraża całą istotę rzeczy: seks. Dla
bogatego i potężnego Luca irytująca musi być
świadomość, że tak bardzo pożąda pospolitej
blondynki, pozbawionej cech pasujących do pięknego
obrazu, jaki sobie wymarzył.
- Catherine! Dobrze się czujesz? Drgnęła,
usłyszawszy głos Luca.
- Ty przeklęty snobie! - wybuchnęła szlochem.
- O czym ty, u diabła, mówisz? - zdenerwował się
Luc. - Jeśli nie wyjdziesz natychmiast, wyłamię
drzwi.
- Przemoc jest twoją odpowiedzią na wszystko,
tak?
106
SPOTKANIE PO LATACH
Tylko ten seks-pomyślała o Lucu ze wstrętem. Po
pięciu latach jej akcje wyraźnie poszły w górę. W za-
mian za to, że niczego mu nie odmawiała, Luc gotów
był się zniżyć i poślubić ją. No tak, ale czyż i dla niej
nie jest to szczęście?
Nic dziwnego, że Luc nie mógł zrozumieć
przyczyn tej awantury. Był przystojny, nadzwyczaj
bogaty i seksowny. Dziewięć na dziesięć kobiet
zaakceptowałoby jego wady. Niestety, ona była tą
dziesiątą.
Udało mu się zdobyć pannę młodą, ale nie będzie
miał żony. Będzie żył żałując, że zmusił ją do ślubu.
Gdy opuści go po kilku godzinach, będzie to
niezwykła sensacja publiczna. Może jest to
szaleństwo, które nic jej nie da, ale przynajmniej
odzyska poczucie własnej godności. Urządził ją
nieźle, ale i sam na tym straci.
Przyszedł czas zapłaty. Ona sama przejdzie do
historii jako kobieta z zasadami, która porzuciła męża,
jednego z najbardziej godnych pożądania.
Już wyobrażała sobie nagłówki w gazetach: „Dla-
czego na chciałam żyć z Lucern Santinim?”. Pełna
nowych sił wróciła do sypialni.
Rozległ się, podobny do strzału z pistoletu, huk
wylatującego z butelki korka. Przechylił ciemną
głowę, aby upić lejącą się pianę szampana i rozlał
złocisto-miodowy płyn do dwóch kieliszków,
ukazując w uśmiechu białe zęby:
- Przemoc nie jest moją odpowiedzią na wszystko.
- Spojrzał na nią cudownymi, jak u lwa, złotymi
oczami. -Byłaś w łazience tak długo, że chyba zużyłaś
całą gorącą wodę, jaka była w zamku.
Nie spodziewała się, że będzie jeszcze na nią
czekał. Rzuciła mu spojrzenie pełne pogardy, które
miało go zmiażdżyć. Oczywiście, nie zrobiło to na
nim żadnego wrażenia. Zwinnym, kocim krokiem
przeszedł po dywanie i podał jej kieliszek.
- Nie kochasz Huntingdona - wycedził.
SPOTKANIE PO
LATACH 107
Samo patrzenie na niego odbierało jej siły. Nerwy
znowu odmówiły posłuszeństwa. Ręce drżały. Była to
nierówna walka. Nie była gotowa na kolejną konfron-
tację i on o tym wiedział, podstępna i bezlitosna
świnia!
- Nie zdołałbyś zrozumieć takiego człowieka jak
Drew, nawet gdybyś żył tysiąc lat. - Policzki jej pło-
nęły, wypiła wiec jednym haustem szampana dla
ochłody.
- Drew pociąga cię, bo jest przegrany. Żal ci go.
Zgrzytnęła zębami:
- Drew nie jest przegrany.
- Doprowadził do ruiny rodzinną firmę przez
szereg niefortunnych decyzji - poinformował ją
zwięźle Luc.
- Ale i tak jest szlachetniejszym człowiekiem niż
ty! - cisnęła mu w złości.
Rysy jego dumnej twarzy stężały.
- Jesteś na uprzywilejowanej pozycji, cara. Niko-
mu innemu nie pozwoliłbym bezkarnie na takie
słowa.
Lodowaty ton słów, które sprowokowała, przestra-
szył ją. Plecami jej wstrząsnął dreszcz. Poczuła się,
jak niegrzeczne dziecko skarcone przez dorosłych za
sprawianie im kłopotu. Ale jego pogarda dla Drewa
złościła ją, choć w głębi serca wiedziała, że Luc miał
rację. Drew nigdy nie był tak ambitny ani
zdecydowany, żeby osiągnąć sukces. Pozwolił, aby
jego rodzina żyła ponad stan, marnotrawiąc kapitał
firmy przeznaczony na inwestycje. Jednakże te fakty
nie umniejszały jej szacunku dla Drewa. Nie urodził
się jako ktoś, kto idzie po trupach, i nigdy takim nie
będzie. Bezwzględność Luca skrzywdziła go, co więc
może się stać z Danielem?...
- Krzywdzisz Drewa - szepnęła. Nie widziała żad-
nego powodu, żeby wyprowadzać Luca z błędu na
temat jej związku z Drewem. Doprowadzała ją do
szału pewność siebie Luca i jego taksujący wzrok. -A
poza tym nie jestem twoją własnością.
Zmieszała się, gdy Luc uśmiechnął się niemalże
czule i powiedział:
108
SPOTKANIE PO LATACH
- Nie musisz być moją własnością. Jesteś moja
ciałem i duszą, a teraz wróciłaś tu, gdzie twoje
miejsce.
Zawrzała gniewem:
- Ja nie należę do ciebie!
- Dlaczego walczysz ze mną? - zapytał łagodnie.
- Dlaczego walczysz ze sobą?
Gdy napotkała spojrzenie jego czarnych jak heban
oczu, uczuła świdrujący ból w żołądku. Strasznie
trudno było oprzeć się jego pewności siebie.
- Ja nie walczę ze sobą.
- Udowodnij to - zaproponował spokojnie.
Catherine zadrżała z obawy, że mu ulegnie. Serce
zabiło jej mocniej. Przez głowę przebiegła idiotyczna
myśl, że Luc powinien zostać wyklęty, jako osobnik
niebezpieczny dla otoczenia.
Podszedł bliżej i znów napełnił jej kieliszek.
- Boisz się - zauważył.- Rzeczywiście, wygląda na
to, że boisz się mnie. Wcale mi się to nie podoba. Nie
mam ochoty znaleźć się jutro w łóżku z taką prze-
straszoną gęsią. Chcę, żebyś była kochającą, szalejącą
z miłości istotą, taką, jaką byłaś przez ten tydzień.
Był teraz tak blisko, że wstrzymała oddech.
- Nie kocham cię.
- Gdybym nie był pewien, że mnie kochasz, nie
żeniłbym się z tobą.
Cofnęła się pospiesznie, aby uniknąć jego
bliskości.
- Nawet nie przypuszczałam, że ma to dla ciebie
jakieś znaczenie.
- Jeśli znowu uciekniesz do łazienki, wyważę
drzwi - powiedział spokojnie. - Chcę wiedzieć,
dlaczego znowu odgradzasz się ode mnie.
- Dlaczego? - powtórzyła za nim, oddychając z
trudem. - Dlaczego? Po tym, co mi zrobiłeś?
- A co ja takiego zrobiłem? Całe te cztery lata
spędziłem na szukaniu ciebie, i gdy wreszcie cię
znalazłem, poprosiłem, żebyś wyszła za mnie za mąż.
Czyż to nie dowód życzliwości?
SPOTKANIE PO
LATACH 109
- Życzliwości?
- To z pewnością nic obraźliwego, bella mia.
- Aleja nie chcę wyjść za ciebie za mąż!
- Jestem ciekaw, co się zmieniło w twojej pod-
świadomości? - zapytał ochrypłym głosem.
Boże, jakże on jest nieprawdopodobnie przystojny.
W panice pomyślała, że byłby w stanie przekonać
tłum żądny mordu. To, co teraz czulą, to tylko sprawa
hormonów. To wszystko. Luc rozpalił jej namiętność,
zdobywając ją podstępem. Jeśli choć na sekundę
straci panowanie nad sobą, to znajdzie się z nim w
łóżku.
- Nawet seksem nie uda ci się nakłonić mnie do
zmiany zdania - przekonywała.
Rozbawionym spojrzeniem, z widoczną kpiną,
przeszył ją na wylot. Wziął kieliszek z jej ręki i
odstawił na bok.
- Tu nie chodzi tylko o seks - zaoponował głębo-
kim głosem, delektując się słowami.
- Właśnie, że seks! - powtórzyła rozzłoszczona.-
Czy słuchasz mnie?
- Słuchałbym, gdybyś mówiła coś, co chcę
usłyszeć - stał bez ruchu zamiast zbliżyć się do niej,
wywołując tym jej zmieszanie. - I nie mam zamiaru
ułatwiać ci sytuacji przez namawianie do pójścia do
łóżka.
Oderwała się gwałtownie od ściany i zaprotes-
towała:
- Nie udałoby ci się mnie namówić.
- Nie będę próbował. Oszczędzę cię na jutrzejszą
noc - powiedział spokojnie, zanim zamknął za sobą
drzwi.
Rzuciła się za nim i przekręciła klucz w zamku. I
wtedy załamała się. Ocierając pot z czoła położyła się
na łóżku, wyczerpana emocjami ostatnich godzin.
Obudziła się spocona, było jej gorąco i chciało się
pić. Napełniła kieliszek szampanem i wypiła do dna,
jakby to była lemoniada. Czy ktoś pukał przed chwilą
do drzwi, czy tylko jej się zdawało?
110
SPOTKANIE PO LATACH
Wściekała się, zmuszona przyznać sama, że nie-
nawiść do Luca nie chroniła jej przed jego fizycznym
urokiem. W tym tkwiło sedno sprawy. Przez tyle lat
nie zdołała się uodpornić. Ody odbierał od niej ten
kieliszek z szampanem, gotowa już była ustąpić,
czekała na...
Spacerując nerwowo po pokoju, znowu nalała
sobie szampana. Gdy kochała Luca, mogła pogodzić
się z tym, co z nią robił. Teraz jednak, gdy nie tylko,
że go nie kocha, lecz wręcz gonie cierpi, nie jest w
stanie mu wybaczyć.
Przeglądała sukienki w ubieralni, gdy znów
rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyła je
energicznie i zobaczyła Guilię, za którą stał Bernardo,
trzymający ogromny pęk kluczy. Pokojówka była
podenerwowana i zarumieniona.
- Nie będziesz mi dziś potrzebna. Grazie, Guilia.
- Ale, signorina...
- Obiad zostanie podany za pół godziny -wtrącił się
Bernardo, z błagalnym wyrazem w oczacn.
- Przykro mi, ale obiad będzie musiał poczekać.
Catherine zamknęła za nimi drzwi. Jak oni świetnie
mówią po angielsku! Przeklinała Luca, przypominając
sobie, jak przez cały ubiegły tydzień rozmawiała z
nimi na migi. Dlaczego Bernardo wyglądał na tak
przestraszonego, gdy powiedziała o przesunięciu
godziny podania obiadu?
Luc prawdopodobnie zrobi awanturę. No i co z
tego? Nic mu się nie stanie, jeśli raz poczeka.
Jednakże służba nie powinna cierpieć z powodu jej
spóźnienia i dlatego postara się być gotowa jak
najszybciej.
Najpierw wyciągnęła z szafy lśniącą czarną tunikę,
część stroju wieczorowego. Akurat przykryje jej bio-
dra, a jeśli włoży ją tyłem naprzód, to zmniejszy tym
samym dekolt. Przezroczyste, czarne pończochy to
żaden problem. Miała ich mnóstwo. Następnie wycia-
SPOTKANIE PO
LATACH 111
gnęła parę czarnych, pantofli na bardzo wysokich
obcasach i długie, czarne rękawiczki.
Ubrana, przeszła trochę niepewnie do łazienki.
Oczy podkreśliła szafirem i fioletem, na rzęsy
nałożyła grubą warstwę niebieskiego tuszu, dekolt
posmarowała złotym błyszczkiem, usta pomalowała
szminką w kolorze truskawkowym. Była zadowolona
z siebie. Niezbyt starannie ułożone włosy spływały na
ramiona splątaną falą. Teraz mogła się zająć biżuterią.
Miała trzy diamentowe bransoletki. Jedną nałożyła
na kostkę u nogi, dwie pozostałe na przeguby,
powyżej rękawiczek. Naszyjnik i kolczyki dopełniały
całości. Zupełnie jak na choince. To zadziwiające, jak
licho wyglądają diamenty, jeśli nałoży się ich za dużo.
Okazało się też, że bez nadzoru Guilii jej garderoba
dawała możliwości takiego przebierania się, o jakich
Luc nawet nie marzył. Gdy spojrzała na swoje odbicie
w lustrze, była w pełni usatysfakcjonowana.
Ostrożnie zeszła po schodach, czując jeszcze w
głowie wypity szampan. Osłupiały Bernardo nie mógł
od niej oderwać oczu, gdy przechodziła przez hol.
- Dobry wieczór, Bernardo - rzuciła mu radosnym
głosem. - Ale dziś gorąco, prawda?
Pomyślała, że zaraz będzie jeszcze goręcej. W
końcu Bernardo otworzył szeroko podwójne drzwi
salonu i oznajmił:
- Signorina Parrish.
Dlaczego, u diabła, Bernardo ją zaanonsował? Czy
pomyślał, że Luc nie pozna jej w tym przebraniu?
Nabrała głęboko powietrza i śmiało przekroczyła
próg. W jej stronę zwróciły się oczy sporej grupy
osób. Catherine sparaliżowało przerażenie. Jej strój
przeznaczony był na prywatny użytek ich dwojga.
Teraz, gdy zaczęła przytomniej myśleć, co zresztą
wcale nie było łatwe, przypomniała sobie, że Luc
wspomniał o tym, że spodziewa się kilku przyjaciół i
znajomych w wieczór poprzedzający ich ślub. Ale
gdy
112
SPOTKANIE PO LATACH
zachowała się tak histerycznie, nie poruszał już tego
tematu. Niewątpliwie teraz bardzo tego żałował. Przy-
pomniał sobie, że Catherinc ma pamięć jak sito. Gdy
szedł w jej kierunku, jego oczy mówiły, że chętnie by
ją pokrajał na kawałki, tak; żeby cierpiała jak
najdłużej.
- Myślałam, że to będzie fantastyczny strój - mruk-
nęła próbując przejść bokiem, ale Luc złapał ją za
rękę.
- O, jaki awangardowy strój - odezwał się młody,
dziewczęcy glos. - Mamusiu, dlaczego ja nie mogę
mieć nic takiego?
- Marna krawcowa - skomentował ktoś drugi.
- Ale przyciąga wzrok. -
- Luc, rozumiem teraz, dlaczego aż do ostatniej
chwili trzymałeś tę czarującą damę w ukryciu. Jestem
Christian... Christian Dennig - podszedł do niej wyso-
ki, bardzo przystojny blondyn.
Catherine z uśmiechem podała mu rękę. Luc zaczął
przedstawiać jej wszystkich pozostałych gości. Było
tu około trzydziestu osób różnych narodowości,
najczęściej przedstawicieli elity finansowej.
- Ma pani wprost bajeczne nogi - powiedział
Christian. - I mam takie wrażenie, że Luc wolałby ten
widok zatrzymać wyłącznie dla siebie.
- Czy zna pan Luca od dawna? - zapytała.
- Od jakichś dziesięciu lat. Siedem lat temu widzia-
łem panią z daleka w Szwajcarii. Na tyle mi tylko
pozwolono.
- Naprawdę? - zapytała, starając się, by jej głos
brzmiał jak najbardziej obojętnie.,
- Luc ma bardzo rozwinięty instynkt posiadania -
zażartował Christian.
Obok nich pojawił się Luc.
- Dobrze się bawisz, Christianie?
- Znakomicie. Nie ma w tym pokoju mężczyzny,
który by mi teraz nie zazdrościł. Dlaczego musiałem
tak długo czekać, żeby ją poznać?
- Może przewidywałem twoją reakcję?
SPOTKANIE PO
LATACH 113
Luc wyciągnął rękę w stronę Catherine. Była już
pora, by siąść do stołu.
- Podobasz się wszystkim - wyszeptał, ukradkiem
muskając ustami jej nagie ramię, a pakami delikatnie
przesuwając po plecach. - Zapomniałaś, że mają
przyjść, prawda?
Oszołomiona stwierdziła, że Luc uśmiecha się do
niej.
- Gdybyś widziała swoją twarz, gdy tu weszłaś!
Ale w tej zbieraninie ludzi nie wyglądasz tak
szokująco, jak się spodziewałaś.
Chyba miał rację. Właściwie nikt tu nie był ubrany
konwencjonalnie. W tym towarzystwie kobiety przede
wszystkim chciały się różnić jedna od drugiej. Mogła
wyglądać szokująco sama dla siebie i dla tych, którzy
ją znali, ale tutaj nikt nie okazał najmniejszego zdzi-
wienia i nie uznał, że w tym stroju wygląda jakby
uciekła z cyrku.
Po jej lewej stronie usiadła przy stole kobieta w
średnim wieku, z haczykowatym nosem, i zapytała:
- Gzy pani poluje?
- Catherine nie przepada za tym krwawym sportem
- wyjaśnił Luc z wymuszonym uśmiechem.
- Chyba więc zamierza zmienić ciebie-zauważyła
złośliwie blondynka w wiśniowej, jedwabnej sukni. -
Krwawe sporty to twoja najmocniejsza strona.
- I twoja, droga siostro - wtrącił sucho Christian.
To przyjęcie nie było tak ciężką próbą, jak się
obawiała. Luc był w wyjątkowo dobrym humorze,
a to ją peszyło. Oklapła zupełnie, gdy w salonie
podano kawę. Siostra Christiana usiadła obok niej, a
Catherine wytężyła umysł, żeby przypomnieć sobie
jej imię. Georgina, tak właśnie się nazywała.
- Nie widziałam pani z Lucern w Nicei.
- Bo mnie tam nie było. Georgina udała zdziwioną:
- Była z nim Silwana Lenzi. Przypuszczałam…
Och, Boże, czy powiedziałam coś niestosownego?
114
SPOTKANIE PO LATACH
- Powiedziała pani dokładnie to, co zamierzała
pani powiedzieć, młoda damo - odparła lapidarnie
miła kobieta z haczykowatym nosem i zmieniła temat.
W drugim kacie pokoju Luc śmiał się w grupie
kilku mężczyzn. Gdy napotkał jej spojrzenie,
uśmiechnął się do niej czule. Pospiesznie odwróciła
wzrok. Wbiła paznokcie w dłonie. Czuła się
zdruzgotana. Luc nie był w stanie przeżyć czterech i
pół roku bez kobiety. Celibat - to nie dla niego.
Ta aktorka filmowa z Ameryki Południowej była
znana z głośnych przygód miłosnych. Jak na koloro-
wym fiknie wyobraziła sobie scenę miłosną z
udziałem tego pięknego mężczyzny o smukłym,
muskularnym ciele i tej rudowłosej aktorki. Zrobiło
jej się-słabo. Poczuła się zdradzona.
Kilka minut potem Luc podszedł do niej i za-
proponował, by opuściła gości. Jest zmęczona, na
pewno wszyscy to zrozumieją. Popatrzyła na niego z
niechęcią.
- Już za dziesięć minut północ - powiedział nie
zrażony jej miną. - Czy będę miał szczęście zobaczyć
cię po pomocy? - zapytał, obrzuciwszy ją władczym,
prowokacyjnym spojrzeniem.
Catherine bez zastanowienia uniosła rękę i
uderzyła go z taką siłą w twarz, że sama omal nie
upadła.
- To za Niceę! - syknęła i pobiegła w kierunku
schodów. - A jeśli przyjdziesz po pomocy, to nie
tylko nie będziesz miał szczęścia, ale możesz stracić
życie!
- Buona notte, carissima - powiedział miękko,
nieledwie z rozbawieniem.
Nie wierząc własnym uszom, zatrzymała się i od-
wróciła. Luc stał i patrzył na nią.
- Jesteś szalona, ale mnie się to podoba.
Na policzku Luca odcisnęły się bardzo wyraźnie
jej pakę. Zawstydziła się nagle. Naprawdę nie
wiedziała, co jej się stało.
- Wybacz mi. Nie powinnam była tego robić.
SPOTKANIE PO
LATACH 115
- Dziś wieczór wybaczę ci wszystko, nawet jeśli
nic dasz mi spać - powiedział ochryple.
Tego było już za wiele. Pobiegła do swojego
pokoju tak szybko, jakby goniła ją sfora psów.
Catherine nie oparła się wspaniałemu śniadaniu
przyniesionemu rano na tacy. Przybyła fryzjerka z ca-
łym orszakiem: z kosmetyczkami i manikiurzystkami.
W miarę upływu godzin czuła się coraz bardziej jak
lalka, nie musiała nic robić. Te kobiety wszystko za
nią robiły. Aż w końcu odstąpiły od niej, z
zachwytem komentując swoje dzieło... Lalka była
gotowa.
To nierealne, to nie może być prawda - powtarzała
sobie nieustannie, patrząc w lustro. To co w nim
widziała, było wiernym odtworzeniem jej dziewczę-
cych marzeń. Z całą pewnością nigdy przedtem nie
wyglądała tak pięknie.
Mały kościółek znajdował się w niedalekiej
odległości od zamku. Dziś aż jaśniał od kwiatów,
których ciężka woń napełniała powietrze. Catherine
była olśniona. Szła wzdłuż ławek wsparta na ramieniu
hiszpańskiego księcia, którego poznała dopiero
wczoraj wieczorem. - Pięć lat za późno, pięć lat za
późno, teraz to nic dla mnie nie znaczy -myślała
uporczywie. Luc odwrócił się, żeby przesłać jej
długie, zuchwałe spojrzenie. I od tego momentu nie
była już w stanie rozsądnie myśleć.
- Najpiękniejsza panna młoda, jaką kiedykolwiek
widziałem. - Luc delikatnie musnął wargami jej usta.
Na twarzy czuła ciepło promieni słonecznych, w
ich blasku skrzyła się platynowa obrączka na jej
palcu. Christian ucałował ją w czoło śmiejąc się, że
Luc nie pozwolił mu nawet dotknąć jej ust.
W limuzynie Luc przyciągnął ją do siebie i zaczął
całować z całą siłą hamowanego przedtem pożądania.
Wiązanka ślubna wypadła jej z rąk na podłogę,
ramionami objęła go za szyję i przytuliła się mocno.
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Catherine?
- Coo? - westchnęła sennie, wtulona w jego ramio-
na, i otwierając nieprzytomne jeszcze oczy, ze
zdziwieniem zauważyła, że pokój zalany jest
sztucznym światłem ogromnych żyrandoli. Śniła, że
tańczy walca pod rozgwieżdżonym niebem. - Świece
byłyby bardziej nastrojowe-szepnęła, a po chwili
dodała - Pomyślałeś o niebezpieczeństwie pożaru i o
tym, że świece kopcą.
- Starałem się nie o tym myśleć. Wiem, czego się
po mnie oczekuje - wyznał Luc. - Musimy jechać.
- Jechać? - powtórzyła zaskoczona tą nowiną.
Kciukiem muskał jej rozchylone usta, a gdy dotknął
nabrzmiałej od oczekiwania dolnej wargi, całym jej
ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy. W tym nagłym
połączeniu kobiecej słabości i podniecenia napięły się
rozpalone namiętnością jej mięśnie.
- Tak, jechać. I to szybko.
- Ależ wszyscy są jeszcze tutaj.
Zadrżała, gdy spoczywająca na jej plecach ręka
przyciągnęła ją mocniej i gdy poczuła podniecającą
twardość jego ud.
- Och!
- No, właśnie - zamruczał. - Nasi goście będą sobie
tańczyć bez nas. Mam inne plany.
Leżała bezsilnie w twardym uścisku jego ramion.
Zrobiłaby wszystko, żeby tu pozostać. Każda myśl o
oderwaniu się od niego na dłuższy czas przerażała ją.
Budziła się ze snu, w którym spędziła cały dzień.
Przebudzenie to było straszne.
Czy była rzeczywiście wystarczająco wytrwała
SPOTKANIE PO
LATACH 117
w swojej nienawiści? Nie czuła jej, gdy zobaczyła go
przy ołtarzu. Nie czuła też nienawiści, gdy ją dotykał.
To była miłość. Miłość. Była wzburzona tą prawdą.
Jej uczucia przetrzymały próbę bólu, rozczarowania i
czasu. Wszystko zaczyna się dla niej od Luca i
kończy na nim.
Zabrał ją z sali balowej całkowicie obojętny na
dowcipy i aluzje, które rzucano pod ich adresem. W
cieniu ogromnych schodów, napięty i niecierpliwy,
musnął palcami jej policzki. Pocałował ją, najpierw
brutalnie, a potem coraz bardziej czule, stopniowo
pokonując jej opór.
Ostry gwizd przeciął powietrze. Christian przy-
glądał się im z odległości kilku kroków i uśmiechał z
widocznym rozbawieniem. Luc poprowadził ją scho-
dami w górę tak troskliwie, jakby wątpił, czy zdoła
tam wejść bez jego pomocy. A tam czekała już Guilia,
żeby pomóc jej przy zdejmowaniu stroju ślubnego.
Dlaczego tak się oszukiwała? Jak dziecko
przygotowała przebiegły plan ucieczki, jak dziecko,
które w głębi duszy chciało być złapane, zanim
naprawdę zrobi sobie krzywdę. Prawie siedem lat
temu oddała mu swoje serce, które i teraz należało do
niego. Tej miłości nie mogła zapomnieć, bo była ona
częścią jej samej, czymś, z czym walka była
bezcelowa. Luc zabezpieczał ją przed
samounicestwieniem. Na myśl, że porzuciła go pięć
lat temu, jeszcze dziś czuła się tak, jakby wyrywano
jej serce z piersi.
- Potrzebuję ciebie - powiedział kiedyś w Szwaj-
carii, pod osłoną nocy.
To wyznanie zmieniło wszystko. Właśnie za te
dwa słowa poszłaby za nim w ogień. Ale on nigdy ich
nie powtórzył.
Nie upłynęło wiele czasu, a już zaczął jej dawać
delikatnie do zrozumienia, że nie będą zawsze razem.
Bardzo ją tym zranił. To przez niego krążyła nocami
po pokoju, cierpiała z powodu obojętnego słowa lub
118
SPOTKANIE PO LATACH
spojrzenia, z lękiem czekała na spóźniony telefon...
Żyła w nieustannej obawie, że go straci.
- Był bardzo niedobry dla ciebie-gderała Harriet. -
I zrobiłaś to, co powinnaś była zrobić. Ochroniłaś
Daniela. Możesz być dumna, że okazałaś tyle zdrowe-
go rozsądku.
Ilekroć wahała się, a wahania te były daleko
silniejsze, niż chciała to przyznać, Harriet zawsze
przestrzegała ją, żeby nie dała się ponieść emocjom.
Jakże często chciała do niego zadzwonić! Ale zawsze
tchórzyła. Kiedyś, przed jego urodzinami, poszła
nawet na pocztę z szalonym zamiarem wysłania
życzeń, bo wiedziała, że od śmierci jego najbliższych
nie było nikogo, kto by o tym pamiętał. Harriet
zapobiegła wszystkim próbom tego rodzaju. I miała
rację. Cały rok trzymała ją jak w zamknięciu, żeby nie
dopuścić do kontaktu z Lucern.
Ale i tak Catherine była bardzo szczęśliwa -miała
Daniela, na którym mogła skoncentrować uczucia.
Czy ktokolwiek był w stanie zrozumieć, co znaczył
dla niej Daniel? Gdy pierwszy raz trzymała go w
objęciach, rozpłakała się z żalu. Tylko Harriet ją
zrozumiała. Nareszcie miała rodzinę: Daniela i
Harriet, dwoje najbliższych ludzi.
Teraz już wiedziała, dlaczego chce znowu opuścić
Luca. Bała się powiedzieć mu o Danielu, tak jak
kiedyś ze strachu zataiła ciążę.
Wszystko było tak skomplikowane i tak wiele
miała do stracenia. Daniel sądził, że jego ojciec nie
żyje. Bardzo rzadko zadawał jej pytania i naprawdę
nie wiedziała, na ile jest nieszczęśliwy bez ojca.
Dopiero wtedy, w Greyfriars, zaatakował ją ze
złością, zdradzając się ze swą naiwną, dziecięcą
wiarą, że gdyby żył jego ojciec, dokonałby cudu.
Daniel zaakceptowałby Luca bez większych trud-
ności, ale jak zareaguje na prawdę? I czy mogłaby
powierzyć Daniela Lucowi? Łatwo go skrzywdzić.
Gdyby Luc nie zaakceptował go całym sercem,
Daniel
SPOTKANIE PO
LATACH 119
odczuje to na pewno. A ponadto był dzieckiem nie-
ślubnym. Tego nie da de ukryć i, wcześniej czy
później, zrobi się szum w gazetach. Dla Luca byłoby
to nie do zniesienia.
Wczoraj myślała, że ma możliwość wyboru. Dziś
przyznała, że ponowna ucieczka to zły pomysł. Dziś
nie mogłoby się to udać. I, o ironio, wcale nie chciała,
żeby się udało. Kochała Luca. A to oznaczało, że
trzeba Lucowi powiedzieć o Danielu.
Nie ma już czasu do stracenia. Pojutrze Peggy
przyjedzie do Londynu. Jak ona mu to powie? Może
w czasie lotu do Londynu? Chociaż nie, nie będzie to
odpowiednie miejsce. Powie mu w Londynie. Im
dłużej myślała o czekającej ją konfrontacji, tym
bardziej była przerażona.
- Jesteś bardzo blada.
W limuzynie nie czuła się na siłach, żeby znieść
jego badawcze spojrzenie. Jak Luc zareaguje? Jedynie
o tym mogła myśleć. Wczoraj wmawiała sobie, że
Luc jest zimny, wyrachowany i gruboskórny. Wczoraj
była zdecydowana go nienawidzić, dostrzegać w nim
zagrożenie dla syna. Miało to usprawiedliwić jej
kłamstwo; znów poczuła lęk. Ci, którzy weszli w
drogę Lucowi, żałowali tego potem całe życie.
Ponieważ nigdy przedtem nie była w takiej sytuacji,
jak mogła przewidzieć jego reakcję?
- Jesteś dziwnie milcząca - dodał Luc. Przełknęła
łzy.
- Rozmyślałam.
- O czym?
- O niczym szczególnym.
Powiedz teraz, powiedz teraz - zachęcała samą
siebie. - Im dłużej zwlekasz, tym będzie ci trudniej.
- O której godzinie przylatujemy do Londynu?
- Nie mówiłem ci? Kontrolerzy ruchu na lotnisku
w Rzymie mają dwudziestoczterogodzinną przerwę w
pracy. Do Londynu polecony jutro rano.
- To nie jedziemy na lotnisko? - zapytała.
120
SPOTKANIE PO LATACH
- Mój przyjaciel zaoferował nam na tę noc swoją
wille.
Konwulsyjnie zaciskała dłonie. Z tchórzliwą ulgą
pomyślała, że to odroczenie wyroku. Jeszcze się na-
darzy okazja, że będą sami, a wtedy mu powie.
Limuzyna skręciła w wysoką bramę.
Gospodyni powitała ich na ganku. Gdy Luc od-
rzucił propozycję zjedzenia kolacji, wskazano im
drogę do sypialni. Było w niej mnóstwo luster,
zasłony ze wspaniałego, egzotycznego jedwabiu i
ogromne łóżko. Pomyślała zrozpaczona, że to miała
być jej noc poślubna. Jak ma mu to powiedzieć
dzisiaj? Bez przekonania .tłumaczyła sobie, że
zepsuje to cały dzień.
Podszedł do niej z tyłu i przycisnął gorące usta do
miękkiego, wrażliwego miejsca u nasady szyi, a pod
nią ugięły się kolana.
- A może jednak zjedlibyśmy kolację? - powiedzia-
ła drżąc.
- Jesteś głodna?
- Chyba tak...
- Kolacja nie zaspokoi mojego głodu. - Powoli
obrócił ją ku sobie. - Co ci jest? - zapytał bez żadnego
wstępu.
- Co mi jest?
- Wyglądasz jak przestępca złapany na gorącym
uczynku - mruknął zamyślony. - A może mi się tylko
tak wydaje?
- Och, ta twoja wyobraźnia...
Spróbowała skierować uwagę Luca w inną stronę,
sięgnęła do jego krawata i rozluźniła go.
Obserwował jej zmagania z krawatem. Z wymow-
nym westchnieniem położył rękę na jej drżącej dłoni.
- Nie ufasz mi, prawda? Nie skrzywdzę cię znowu,
bella mia. Przyrzekam.
Wzruszona do głębi, w nagłym poczuciu winy
opuściła oczy.
- Miałem zaledwie dwadzieścia siedem lat, kiedy
SPOTKANIE PO
LATACH 121
cię spotkałem. - Jednym palcem powiódł po jej
policzku. - Traktowałem cię tak, jak było mi
wygodnie, choć wiedziałem, że zasłużyłaś na coś
lepszego. Tak bardzo mnie kochałaś. Pozwalałaś na
wszystko, wiec wykorzystałem to - na jego opalonej
twarzy zarysowały się wyraźnie kości policzkowe,
oczy pociemniały. - Myślałem, że zawsze będziesz
przy mnie. Aż pewnego dnia zniknęłaś i dopiero
wtedy zrozumiałem, że i ty miałaś swój punkt
widzenia. Zrozumiałem to za późno.
- Luc, ja...
Pieszczotliwym ruchem położył palec na jej
ustach, żeby nic nie mówiła.
- Nie chcę teraz mówić o przeszłości, to ponure
wspomnienia. Może pojutrze, może jutro, ale nie dziś.
Pocałowała ciepłe wnętrze jego dłoni. Po
policzkach spływały jej łzy. Luc, choć nie było to w
jego zwyczaju, prosił ją, żeby go zrozumiała. Na jego
twarzy widoczne było napięcie. Ujawnił wreszcie to,
co go boli.
Jednym szarpnięciem zerwał krawat, zrzucił mary-
narkę i objął ją mocno.
- Niewiele spałm poprzedniej nocy - powiedział
miękko. - I teraz ja za karę nie pozwolę ci zmrużyć
oka przez całą noc.
Ciepłym oddechem musnął jej policzki, a potem
wsunął język między wargi. Catherine chętnie
poddała się jego zaborczej pieszczocie. Tracąc grunt
pod nogami, mocno przytuliła się do niego, a on
całował jej usta z namiętną gwałtownością. Niemal
nie zauważyła, kiedy Luc rozpiął jej suknię, która
opadła na dywan. Gdy smukłe palce, pieszcząc jej
biodra, usunęły delikatną barierę koronek, szarpnęła
się z jękiem.
Roześmiał się gwałtownie i na chwilę przestał ją
całować, po to tylko, by unieść ją do góry i zanieść na
łóżko. A potem, miękkim, płynnym ruchem opadł na
nią tak, że poczuła najmniejszy zakamarek jego
szczupłego ciała. Gdy zrzucił koszulę, objęta rękoma
jego opalone plecy, wyczuwając pod palcami drganie
na-
122
SPOTKANIE PO LATACH
piętych mięśni. Zmysłowym, powolnym ruchem wsu-
nął się biodrami pomiędzy jej uda, a nią owładnęło
nieprzytomne pożądanie.
Spojrzał na nią z góry, a w jego ciemnych oczach
widziała blask zadowolenia i pragnienia.
- Pamiętasz tę pierwszą noc w Szwajcarii? - wy-
szeptał chrapliwie. - Byłaś tak rozkosznie nieśmiała.
Tak niewinna, a ja zachowałem się podle, bella mia.
To wtedy powinna była być nasza poślubna noc.
- Dla mnie taką właśnie była.
Lekki rumieniec podkreślił jeszcze bardziej jego
uwodzicielski urok. Zanurzył palce w jej jedwabiste
włosy i przywarł do nich ustami.
- Nigdy przedtem nie kochałem się z dziewicą.
Chciałem, zęby to było dla ciebie coś niezwykłego. I
dlatego zabrałem cię do Szwajcarii.
- To było coś niezwykłego - szepnęła. - Bardzo
niezwykłego.
- Grazie... grazie tanio, cara. Dla mnie było to
niezwykłe dlatego, że miałem cię wyłącznie dla sie-
bie.
Nigdy nie widziała, żeby był tak rozluźniony,
nawet w tym ostatnim tygodniu. Ale znów na sekundę
przypomniała sobie Daniela. Te same piękne czarne
oczy, te same pełne usta, których najdelikatniejszy
nawet uśmiech wywoływał drżenie jej serca.
Wstrzymała oddech, gdy zsuwał koronkowy stani-
czek z jej ramion, a następnie językiem i ustami
muskał napięte różowe brodawki. Wówczas straciła
zupełnie zdolność myślenia i tylko zaciskała palce, w
miarę jak rosło w niej napięcie. Pod wpływem jego
pieszczot drgał każdy jej nerw.
Nad łóżkiem wisiało lustro. Obraz jego opalonych
na brąz rąk na jej białej skórze i jego czarnej głowy
pochylonej nad nią czule, był wzruszający.
- Nad nami jest lustro - szepnęła.
- Niesłychane! - glos jego był niewyraźny i jakby
SPOTKANIE PO
LATACH 123
nieobecny. - Następnym razem, jak zobaczysz Chris-
tiana, powiedz mu, że ma okropny gust.
- To jego willa?
Luc zsunął się z niej z ociąganiem, wstał i zaczął
się rozbierać. Nie mogła oderwać od niego oczu.
Szerokie ramiona i klatka piersiowa, szczupłe biodra i
muskularne nogi... Byt bardzo podniecony, męski i
piękny.
- Gdy patrzysz na mnie w ten sposób, tracę pano-
wanie nad sobą.
Znów położył się obok, zdjął z niej jedwabne
majtki i wziął w ramiona. Ciemne włosy, okrywające
jego klatkę piersiową, ocierały się ojej delikatne
piersi.
- Nie powinnaś tego robić.
- Czego?
- Opuszczać mnie na lotnisku. Nie pozwolę ci na
to. Czy myślisz, że nie wiedziałem o tym? Czasem już
z góry znam twoje myśli.
Korzystając z jej ogromnego zaskoczenia, łapczy-
wie wpił się w jej usta. Doznana rozkosz rozproszyła
wszelkie myśli i zatarła poczucie czasu. Upiła się jego
pocałunkami. Owionął ją ciepły, męski zapach, przy-
prawiający o jeszcze większy zawrót głowy. Traciła
kontrolę nad sobą. Oddychała z trudem. Nieświadoma
była słów, jakie wypowiadały jej wargi, a jego piesz-
czoty doprowadzały ją do szaleństwa.
- Dio - wyjęczał chrapliwie z zadowoleniem, drżąc
w mocnym uścisku jej ramion i kryjąc wilgotną twarz
w jej włosach. - Te amo - zamruczał, przygniatając ją
całym swym ciężarem. - Te amo.
Nie odezwała się.
- Scusi.
Położył się na plecach. Na białym prześcieradle
odbijała się ciemna opalenizna jego rąk i nóg.
- Teraz wreszcie wiem, co to znaczy być obiektem
seksualnego pożądania - westchnął, przyglądając się
jej z uśmiechem. - Przez ciebie straciłem kontrolę nad
sobą. A to zawsze była moja domena.
124
SPOTKANIE PO LATACH
Uśmiechnęła się zadowolona, jak kotka po wypiciu
śmietanki. On nie zdawał sobie nawet sprawy z tego,
co powiedział. To było wspaniałe. Sama za nic nie
chciałaby się z tym zdradzić. Prawie dwa lata
przeżyła bez słów: „Potrzebuję ciebie”. A z
wyznaniem: „Kocham cię” przeżyłaby nawet
dziesięciolecia. Uniosła się i obsypując go
pocałunkami, szeptała gorąco:
- Kocham cię... kocham cię... kocham cię. Położył
rękę na jej potarganych włosach i powiedział
żartobliwie:
- Wiem, wiem, wiem.
Nie złapał przynęty. Wiedziała, że tego rodzaju
wyznania, wypływające z podniecenia seksualnego,
były uznane na całym świecie za zdawkowe i bez
znaczenia. Czy jednak nie miała poważniejszych
zmartwień w tej chwili? Sprawa Daniela urosła w jej
myślach do rozmiaru Mount Everestu.
- Luc... co myślisz o dzieciach?
Przyciągnął ją do siebie i pocałował, wyraźnie nie
nastawiony na taki temat rozmowy.
- Nigdy o nich nie myślałem, aż do ostatnich dni.
- Czy... czy lubisz dzieci? -
- Czy lubię? - Zmarszczył czarne brwi. - Cóż to za
pytanie? Przypuszczam, że własne będę lubił. Inne
mnie nigdy nie interesowały.
Wyznanie to nie było zbyt zachęcające. Nie zrobiła
najmniejszego gestu sprzeciwu, gdy jego ręce zaczęły
od nowa pieścić jej ciało.
- Możesz sobie pospać w czasie lotu - Luc
uśmiechnął się, spoglądając na nią z satysfakcją i
szczyptą ironii.
Właśnie mieli opuścić poczekalnię dla VIP-ów,
gdy wszedł niski, siwowłosy mężczyzna w
towarzystwie człowieka z ochrony.
- Antonio? - Luc podszedł szybko do niego.
Mówili półgłosem po włosku, ale Catherine zwróci-
SPOTKANIE PO
LATACH 125
ła uwagę na wyraźnie nerwowy ton tej rozmowy.
Mężczyzna podał coś Lucowi, następnie wyciągnął
chusteczkę do nosa, by otrzeć spocone czoło. Widać
było, że się z czegoś tłumaczy. Wyglądał tak, jakby
przyniósł wiadomość o czyjejś śmierci. Z trudem
opanowała ziewnięcie i przestała się nimi zajmować.
- Kto to był? - zapytała, gdy wchodzili na pokład
odrzutowca.
- Jeden z moich adwokatów - odpowiedział Luc
niezwykle ostrym tonem.
Nie znosiła startu samolotu. I tym razem nie
otworzyła oczu, dopóki nie znaleźli się w powietrzu.
Luca nie było przy niej. Siedział w drugim kącie
kabiny, przyglądając się uważnie jakiejś kartce. Gdy
spojrzała na niego, zmiął tę kartkę w palcach i
chwycił jedną z leżących na stoliku gazet.
Pstryknięciem palców dał znak stewardowi.
Przyniesiono mu dużą whisky. Po wypiciu jej jednym
haustem wstał, przekazując krótkie polecenie
stewardowi, który w pośpiechu opuścił kabinę.
- Catherine... podejdź tu - i zrobił jakiś dziwnie
nienaturalny ruch ręką.
Wstała, odpiąwszy pas. Luc miał twarz zamyśloną
i skupioną. Wskazał jej miejsce naprzeciw.
- Siadaj.
Gdy oczy jej napotkały jego wzrok; serce w niej
zamarło, a w gardle zaschło. Przeraziła ją tłumiona
wściekłość, widoczna w przenikającym ją na wskroś
spojrzeniu.
- Nie stracę panowania nad sobą - zapewnił ją,
starając się mówić spokojnym głosem. - Musi być
jakieś wytłumaczenie. Ciągle jeszcze ci ufam, ale
moje zaufanie wisi na włosku.
- Przerażasz mnie.
- W zeszłym tygodniu Rafaella powiedziała mi coś,
w co nie mogłem uwierzyć. Po twoim zniknięciu, pięć
lat temu, mieszkała przez kilka tygodni w naszym
126
SPOTKANIE PO LATACH
apartamencie. Nie chciałem, żeby nikogo tam nie
było, jeśli zadzwonisz lub zdecydujesz się wrócić.
Zmieszana Catherine słuchała tego bez słowa.
- Poinformowała mnie, że zadzwoniono z gabinetu
jakiegoś ginekologa z zapytaniem, dlaczego nie
zgłosiłaś się na kontrolę.
Catherine pochyliła głowę, tępo wpatrując się w
blat stolika. Cierpła jej skóra na karku od świado-
mości nieuchronnie zbliżającego się nieszczęścia.
- Na podstawie tego telefonu i drobnych szczegó-
łów, które odkryła w mieszkaniu - kontynuował Luc
tym samym spokojnym tonem - Rafaella wywnios-
kowała, że kiedy mnie opuściłaś, byłaś w ciąży.
Siedziała bez ruchu, jak skamieniała ze wzrokiem
utkwionym w stolik.
- Rafaella przypuszcza, że zdecydowałaś się na
aborcję. Wówczas nie widziała powodu, żeby
podzielić się ze mną tą wiadomością i szybko o tym
zapomniała. Catherine zapragnęła, żeby Bóg porwał
ją stad i ukrył gdzieś daleko. Nie była w stanie
wydobyć z siebie dźwięku. Mózg przestał
funkcjonować.
- Naturalnie, sądziła, że to nie moje dziecko. Jej
zdaniem winowajcą mógł być Halston - mówił dalej z
coraz większym spokojem, wymawiając każde słowo
powoli, dokładnie i precyzyjnie. - Chyba rozumiesz,
dlaczego wtedy byłem na nią taki wściekły. Po tak
długim czasie historia ta wydała mi się niepraw-
dopodobna. Nie uwierzyłem ani jednemu jej słowu.
Broniłem cię.
Czuła ciężar grzechów całego świata na swoich
barkach.
- Teraz przyszła pora, żebyś powiedziała, że żadne
słowo tej opowieści nie jest prawdziwe. Musisz wie-
dzieć, że Rafaella jest uparta. Ody nie chciałem
odpowiadać na jej telefony, skontaktowała się z jed-
nym z moich adwokatów w Rzymie, podając mu
szczegóły tego, co najwidoczniej odkryła w Anglii.
SPOTKANIE PO
LATACH 127
Antonio spędził bezsenną noc, zanim zdecydował się
przekazać mi te fakty. Zmuszony był pospieszyć się z
tą decyzją z powodu artykułu, który na twój temat
wydrukowała jedna z angielskich gazet.
- Ja... ja nie chciałam, żeby tak się stało - wybuch-
neła nagle - miałam zamiar powiedzieć ci o tym po
przyjeździe do Anglii... - Głos jej załamywał się.
- Spójrz na mnie - rozkazał jej ostro. - A więc to
prawda? Byłaś w ciąży? Masz dziecko?
Jak bezwolna kukła skinęła głową, czując, że Luc
za chwilę wybuchnie wściekłością.
- I ty... ty wyszłaś za mnie za mąż? - Powoli uniósł
się z fotela.
- A czego się spodziewałeś? - szepnęła zrozpaczo-
na.
- Czego się spodziewałem? - ryknął, ściskając
mocno w przegubie jej rękę.
- Sprawiasz mi ból!
- Lepiej, żeby to dziecko nie było moje! - krzyknął
strasznym głosem.
Nie wytrzymała dłużej napięcia i zaszlochała.
- Oczywiście, że jest twoje. Jak mogłoby być
inaczej? Uderzył pięścią jednej ręki w otwartą dłoń
drugiej i gwałtownie odskoczył od niej. Trzęsła nim
szalona wściekłość.
- Jeśli mi się teraz nawiniesz pod rękę, zabiję,
Cisto!
- Luc, błagam - powiedziała załamana.
- Gdyby to dziecko nie było moje, być może... być,
może mógłbym ci wybaczyć, bo wtedy
zrozumiałbym, dlaczego uciekłaś. Ale tak! Tego nie
mogę pojąć.
- Gdybyś zechciał się uspokoić - przerwała mu
błagalnie.
- Uspokoić się? Dowiaduję się, że mam prawie
pięcioletniego syna, którego nie znam, a ty prosisz
mnie, żebym się uspokoił?
- Powinnam ci była powiedzieć ostatniej nocy.
- Ostatniej nocy? Ostatniej nocy, gdy zachowywa-
128
SPOTKANIE PO LATACH
łaś się jak dziwka w moich ramionach, powinienem
był cię udusić! Nie mówię o tej przeklętej ostatniej
nocy, ani o ostatnim tygodniu. Mówię o tym czasie
sprzed pięciu lat, kiedy byłaś w ciąży!
- Przestań krzyczeć.
- Jeśli nie będę krzyczeć, zrobię ci krzywdę! Do tej
pory nigdy nie uderzyłem kobiety i nie chcę tego
robić teraz - krzyknął na nią wściekły.
Nie mogła pojąć, dlaczego Luc wolałby, żeby
Daniel okazał się dzieckiem innego mężczyzny.
- Myślałam... Próbowałam ci o tym powiedzieć...
- Nie przypominam sobie, żebyś próbo wała - prze-
rwał jej brutalnie.
- Bałam się.
Zaklął szpetnie, czego nigdy przedtem nie robił w
jej obecności.
- No dobrze - szepnęła, zbierając resztki sił. - Nie
spodoba ci się to, co powiem...
- Ty mi się nie podobasz. - Zmroził ją jego
lodowaty ton. - Nic, co mogłabyś powiedzieć, nie
będzie gorsze od wstrętu, jaki czuję teraz do ciebie.
Nie panując nad sobą rozpłakała się.
- Nie mogłam zmusić się do powiedzenia ci o tym,
bo bałam się, że każesz mi się go pozbyć.
- Ośmielasz się zrzucać na mnie
odpowiedzialność? - Spojrzał na nią wzrokiem
pełnym pogardy.
- Zawsze jasno stawiałeś sprawę, że nie chcesz
mieć wobec mnie żadnych zobowiązań. Naprawdę
uważałam, że usunięcie ciąży uznasz za najbardziej
praktyczne rozwiązanie sprawy.
- Gdy w grę wchodzi moje ciało i moja krew, nie
jestem taki praktyczny. I co ty wiesz o moim zdaniu
na temat aborcji? Czy rozmawialiśmy o tym?
- Ja... ja... tak mi się zdawało - przyznała się,
niezdolna dłużej patrzeć na niego.
- Do diabła z tobą i z tym, co ci się wydawało!
- Wtedy myślałam, że postępuję słusznie-szepnęła.
SPOTKANIE PO
LATACH 129
- Czy mam ci powiedzieć, dlaczego tak myślałaś?
Spójrz na mnie! - rozkazał ostrym tonem, a ona
usłuchała przerażona zastanawiając się, jaki jeszcze
cios może na nią spaść. - Nie wiedziałem, jaki masz
naprawdę charakter. Nie przypuszczałem nawet, ile
pod tą anielską twarzą kryje się zawziętości i uporu.
Ale teraz już wiem i nie potrzebuję twojej
interpretacji, bo mam własną. Pozwól, że ci powiem,
jak wygląda sytuacja: jeśli nie ożeniłbym się z tobą,
mógłbym stracić moje dziecko!
- Nie! - krzyknęła. - To nie było tak!
- To było dokładnie tak! Nie ma obrączki, nie ma
dziecka. Nie wiedziałem, że wtedy przy śniadaniu
grałem w rosyjską ruletkę. - Spojrzał na nią z
nienawiścią. -1 pomyśleć, że zadręczałem się tym, co
ci tego dnia powiedziałem. Nie miałaś prawa ukrywać
prawdy przede mną! Powinienem wiedzieć, że nosisz
moje dziecko! Cristo, czy aż tak bardzo mnie
nienawidziłaś, że nawet nie dałaś mi szansy?
- Tak cię kochałam, tak bardzo cię kochałam!
- Nazywasz to miłością? - Zaśmiał się chrapliwie.
- W ciągu prawie dwóch lat tylko raz straciłem przy
tobie panowanie nad sobą! Jeden raz! A płacę za to do
tej pory. To był twój rewanż.
- Ja nie myślę w taki sposób jak ty - broniła się.
- Gdybyś myślała tak jak ja, to byłabyś moją żoną
już pięć lat temu! Si, ożeniłbym się z tobą. - Z ponurą
satysfakcją spojrzał na jej bladą twarz. - Może nie
zrobiłbym tego zbyt chętnie, ale ożeniłbym się z tobą.
Wstrząsnęła się, wyobrażając sobie swój los. Luc,
zmuszony do małżeństwa jej ciążą. To byłby
koszmar.
- Nie chciałabym, żebyś żenił się ze mną z takimi
uczuciami.
- Dio! A co mają do rzeczy twoje czy moje
uczucia, wobec mającego się urodzić dziecka?
Na jego twarzy pojawił się lodowaty grymas.
- Jedyna, naprawdę uczciwa kobieta, tak oto po-
130
SPOTKANIE PO LATACH
wiedziałem Rafaelli o tobie. Aż dziw, że nie parsknęła
mi w twarz śmiechem! Ona ma przynajmniej jedną
zaletę, której ty nie masz. Jest lojalna, choć tak
okropnie potraktowałem ją w zeszłym tygodniu.
- Wyjadę z Danielem - powiedziała z rozpaczą
Catherine. - Już więcej o nas nie usłyszysz.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Nigdzie go nie zabierzesz!
- Przecież go nie chcesz. Nie chciałeś, żeby to było
twoje dziecko. To była najpodlejsza i najbardziej
okrutna rzecz, jaką mi kiedykolwiek powiedziałeś.
- Głos Catherine zadrżał niepokojąco.
- Straciłem pięć lat jego życia! - krzyknął Luc.-
Jest dzieckiem nieślubnym. Ile się nacierpi w
przyszłości? Czynie zdajesz sobie sprawy z tego, że
będą ci potrzebne dokumenty? Czy myślisz, że
będziesz mogła udawać wdowę z dzieckiem przez
resztę życia? To wyszłoby na jaw, jak wtedy czułoby
się to dziecko? Co sądziłoby o tobie, o mnie? I
dlatego właśnie pomyślałem, że wolałbym, żeby to
nie było moje dziecko. Dla jego dobra. Z
dokumentów od razu będzie widać, że coś jest nie w
porządku. Ale dlaczego on został w Anglii?
- Dokumenty? - Była śmiertelnie blada.
- Nie sądzisz chyba, że mogłabyś odejść dokąd-
kolwiek, a ja żyłbym sobie dalej, ukrywając prawdę?
Gdyby nie Rafaella, jego twarz byłaby już na pierw-
szych stronach brukowej prasy! Gdy odnalazła go w
domu twojej przyjaciółki w Lakę District, zabrała go
stamtąd, zanim zjawili się fotoreporterzy.
- Zabrała go? Dokąd? - pytała gorączkowo, uświa-
damiając sobie jednocześnie, że zainteresowanie
prasy jest znacznie groźniejsze, niż przypuszczała.
- Czekają na nas w domu, razem z twoją
przyjaciółką.- W jakim domu? - wyjąkała zaskoczona.
- Kupiłem go dla ciebie jako prezent ślubny. Pięć
lat temu... Pięć długich, pustych lat! - wyrzucił z
siebie.
- Byłem takim głupcem. Ja, który pyszniłem się
moim
132
SPOTKANIE PO LATACH
nadzwyczajnym rozsądkiem. Czy jeszcze tego nie
zrozumiałaś? Kochałem cię.
- Pięć lat temu? - Zdruzgotana, nie mogła złapać
tchu.
- Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki nie
odeszłaś. Miałem nadzieję, że wrócisz... zadzwonisz...
wyślesz kartkę pocztową... Cokolwiek! Nie mogłem
pogodzić się z myślą, ze odeszłaś na zawsze. Ja bym
ci tego nie zrobił. - To wyznanie wywołało ponownie
gwałtowny przypływ złości. - Wydałem fortunę, żeby
odnaleźć twój ślad. Nękany wyrzutami sumienia po-
stanowiłem ożenić się z tobą, jak tylko cię odnajdę.
Gotów byłem zacząć od nowa.
Łzy powoli toczyły się po jej policzkach, ale Luc
jeszcze nie skończył.
- A gdy odnalazłem ciebie, przymknąłem oczy na
to, że się tak zmieniłaś. Usprawiedliwiałem cię, bo
byłaś czymś najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
Teraz mogę się do tego przyznać.
- Nie mów tak! - błagała załamującym się głosem,
widząc, z jaką determinacją chce zniszczyć łączące
ich więzy.
- Raz ci się udało, ale nie pozwolę na to więcej -
zabrzmiało to jak wyrok
- Co ja takiego zrobiłam? - wyszeptała.
- Pięć lat temu ufałem ci bardziej niż komukolwiek
na świecie, Catherine. A ty nadużyłaś tego zaufania.
Spędziłaś całą noc w moich ramionach, mówiąc, jak
bardzo mnie kochasz, a potem odeszłaś...
- To było moje pożegnanie, tyle tylko mogłam
zrobić - powiedziała prawie bezgłośnie.
- Oczywiście, nie przyszło ci na myśl, że między
innymi dlatego byłem taki zły na ciebie następnego
ranka, bo zrozumiałem, że wpadłem.
- Co masz na myśli?
- Co mam na myśli? Wtedy jeszcze nie chciałem
się z tobą żenić, nie chciałem się żenić z nikim. Moi
rodzice
SPOTKANIE PO
LATACH 133
nic dali mi zachęcającego przykładu małżeńskiego
stadła. Nienawidzili się wzajemnie!
- Nigdy mi tego nie mówiłeś!- powiedziała za-
skoczona.
- Miałaś tak wiele złudzeń na temat szczęśliwego
życia rodzinnego, że nie potrafiłem powiedzieć ci
prawdy. Moi rodzice pobrali się, bo moja matka była
w ciąży. Nie kochali się. Nawet się nie lubili. Uniesz-
cześliwili się na wiele lat. Jedyna rzecz, jakiej ode
mnie chcieli, to pieniądze. Nie interesowali się, jak je
zarobiłem. Minęło wiele czasu, zanim to
zrozumiałem. W katastrofie lotniczej straciłem siostrę
i oboje rodziców, którzy nigdy nie chcieli być
rodzicami.
- Zawsze myślałam, że twoja rodzina kochała cię.
- Kochali to, co mogłem im dać - odpowiedział
ostro. - A ty niewiele się od nich różnisz. Dziesięć dni
temu siedziałaś w mieszkaniu Huntingdona, gotowa
go poślubić.
- Poprosił mnie o rękę tego właśnie dnia, gdy nas
zobaczyłeś. Niczego przedtem między nami nie było.
Przynajmniej z mojej strony. Powinnam była znacznie
wcześniej uczciwie mu to powiedzieć.
- Uczciwie? - Zacisnął zęby. - Ty nie wiesz, co
znaczy to słowo. Wyobrażam sobie, jak za kilka lat
powiesz mojemu synowi, że dlatego tak późno
pojawiłem się w jego życiu, bo obawiałaś się mojej
reakcji na wiadomość, że ma się urodzić. Co mu o
mnie powiedziałaś?!
Poczuła się tak, jakby uczepiona była paznokciami
urwistej ściany, a on odrywając kolejno jej palce
przybliżał upadek. Zdecydowała się na skok:
- Nic.
- Nic! - wykrzyknął. - Musiałaś powiedzieć mu
coś o jego ojcu!
Opowiedziała o historyjce wymyślonej przez Ha-
rriet. Zareagował gwałtownym wybuchem wściekło-
ści, gdy dowiedział się, że Daniel myśli, że jego
ojciec
134
SPOTKANIE PO LATACH
nie żyje. Była to ostatnia kropla, która przepełniła
czarę. Już wystarczająco złe było to, że Luc nie
wiedział nic o istnieniu syna. Ale to, że Daniel nie
wiedział nic o swoim ojcu, było niewybaczalne.
Catherine była zrozpaczona i wytrącona z równo-
wagi słowami Luca. Wyznał, że kochał ją pięć lat
temu. Wszystko inne stawało się nieważne wobec
tego jedynego faktu. Miłość, o której tak marzyła,
istniała, a ona była zbyt ślepa, żeby to dostrzec.
Dlaczego usłuchała Harriet? Ale to nie było
uczciwe oskarżać Harriet, która osadziła Luca na
podstawie tego, co Catherine o nim opowiedziała.
Luc miał rację pod jednym względem. Nie dała mu
szansy. Teraz musiała przyznać, że o wiele łatwiej
było uciec, niż zdecydować się na konfrontację. W
tamtym okresie nie znała dobrze Luca. Nawet nie
przypuszczała, że utrata jej sprawi mu tyle bólu. Dziś
ten ból wynikał z przekonania, że zawiodła go po raz
drugi.
Dopiero teraz zrozumiała, jaki miał naprawdę
charakter. Gorący w sypialni, zimny na co dzień. Nie
potrafił okazywać uczuć. Rodzice, według tego, co o
nich mówił, nie szukali jego miłości. Inaczej pojmo-
wała teraz hojność, jaką okazywał jej w przeszłości,
tak że czuła się jak przedmiot do kupienia. Luc przy-
zwyczaił się do obdarowywania swoich najbliższych.
Oczekiwali tego od niego. Gdy stracił rodzinę, na nią
przeniósł to przyzwyczajenie.
Tyle miała obaw! Luc nie tylko rozczarował się do
niej, był urażony i zawiedziony. Pięć lat temu, być
może nieświadomie, wbiła ostatni gwóźdź do swojej
trumny. Lucowi nawet przez myśl nie przeszło, że
Catherine może być w ciąży. Nigdy by też nie przewi-
dział, że posunie się ona do tego, by ukryć przed nim
ten fakt.
Ale jakim byłoby nieszczęściem, gdyby Luc
poczuł się zmuszony do poślubienia jej, mówiąc sobie
w duchu; że powtarza błąd swoich rodziców. To nie
mogło
SPOTKANIE PO
LATACH 135
się udać. Teraz jednak Luc myślał tylko o Danielu.
Chciał być ze swoim synem, ale nie mógł już patrzeć
na jego matkę.
- Bardzo kocham Daniela- wyszeptała Catherine.
- Masz piękny sposób okazywania tego - zadrwił.
- Zostawiasz go gdzieś na końcu świata, z jakąś
wariatką feministką.
- Nie mów tak o Peggy! - przerwała mu gorąco.
- Jest wykładowcą na uniwersytecie i napisała trzy
książki. Jest także wspaniałym przyjacielem.
Być może jednak, w tej koszmarnej sytuacji Peggy
nie będzie już chciała być jej przyjaciółką. Nie wiado-
mo, co naopowiadała Rafaella...
Prezentem ślubnym dla Catherine był wiejski dom
w stylu elżbietańskim. Nie był specjalnie duży, ani
zbyt luksusowy, ale sprawiłby jej ogromną radość,
gdyby nie ten jej ponury nastrój... I gdyby u wejścia
nie pojawiła się Rafaella z powitalnym uśmiechem na
twarzy...
- Niezły, jak na prezent, wcale niezły.
Z rękami opartymi na biodrach Peggy przyglądała
się domowi. Badawczym i pełnym podziwu wzrokiem
oceniła przystrzyżone trawniki, las i błyszczącą w od-
dali taflę niewielkiego jeziora.
Catherine bezwiednie spojrzała na zegarek.
Peggy była zbyt spostrzegawcza, żeby tego nie za-
uważyć.
- Zaraz się zjawią. Przestań się martwić. Daniel
poradzi sobie. To moja wina - westchnęła. - Nie
powinnam była zostawiać go samego z Rafaella ani
na sekundę. To okropna kobieta.
Catherine niechętnie wróciła myślami do chwili ich
przyjazdu. Luc przywitał się od razu z Rafaella.
Catherine nie miała pojęcia, o czym mówili, ale
Rafaella rozpromieniła się i zaśmiała, roztaczając cały
swój urok. Potem, mówiąc, że nie chce tu być
intruzem,
136
SPOTKANIE PO LATACH
wskoczyła do samochodu, bez wątpienia zadowolona
z siebie i świadoma burzy, jaką wywołała pomiędzy
mężem i żoną... miedzy matką i synem.
Daniel siedział bez ruchu w jednym z pokoi na
dole. Gdy próbowała go objąć, szorstko odtrącił jej
rękę:
- Powiedziałaś mi, że mój tatuś nie żyje! Potępił ją
i od tego momentu narastała jego niechęć. Rafaella
dobrze wykonała swoją robotę. Choć
Daniel był dzieckiem bardzo inteligentnym, nie
znał przecież spraw dorosłych. Rozumiał jedynie, że
matka go okłamała. Zraniony i niepewny,,
zdenerwowany przed spotkaniem z ojcem, o którym
Rafaella naopowiadała mu niezwykłych rzeczy,
Daniel skierował cały swój dziecięcy żal przeciw
Catherine.
Luc, który wszedł w tej chwili, natychmiast przejął
inicjatywę i przykucnąwszy obok syna powiedział
spokojnie:
- Nie wiedziałem, że jestem ojcem. Może teraz
zrobię coś nie tak. Musisz mi pomóc.
- Nie chcę tatusia, który by mi rozkazywał.
- I ja bym nie chciał - zgodził się z nim Luc.
- W ogóle nie wiem, czy chcę jakiegokolwiek
tatusia - dodał Daniel tonem już mniej
zdecydowanym.
- Rozumiem cię, ale ja na pewno chcę, żebyś to ty
był moim synem.
- A czy masz jeszcze innych synów? - zapytał
Daniel.
- Tylko ciebie. I dlatego jesteś specjalnym synem.
Catherine czuła się tu całkiem niepotrzebna. Luc
odegrał doskonale swoją rolę, rozpraszając wszelkie
obawy Daniela. Rozumieli się świetnie. Z jednej
strony ostrożny Luc, z drugiej - coraz bardziej ufny i
ciekawy Daniel. Luc nie śpieszył się, nie posunął się
też za daleko. Wzajemnie się obserwowali. Po
godzinie Daniel szczebiotał uszczęśliwiony, że Luc
tak interesuje się jego osobą. Opowiedział o Cloverze.
Lucowi wystarczyło pięć sekund, żeby zrozumieć, że
sprowadzę-
SPOTKANIE PO
LATACH 137
nie starego osiołka ze schroniska dla zwierząt przy-
czyni się do umocnienia świeżej przyjaźni z synem.
- Wiesz co, a może byśmy teraz po niego
pojechali? - zaproponował Luc, a Daniel z oczami
pełnymi leź rzucił mu się w objęcia.
Pojechali przed lunchem.
- Jest pięknym dzieckiem - półgłosem powiedział
Luc do Catherine, odzywając się do niej po raz
pierwszy od przyjazdu. - I jestem bardzo dumny, że
mam takiego syna.
Ciągle nie była pewna, czy to komplement,
zakamuflowane przeprosiny, szczere uznanie dla
urody Daniela, czy też żal, że musiał tak długo
czekać.
- Powinnaś była razem z nimi pojechać - powie-
działa Peggy.
- Nie zaproponowali mi. A poza tym - westchnęła -
chciałam z tobą porozmawiać. Przypuszczam, że
bardzo ci się nie podoba to wszystko, co się tu dzieje.
- Chyba żartujesz! Te dwa ostatnie dni były bardzo
podniecające! - Peggy zaśmiała się. - Byłam zdumio-
na, gdy Rafaella pokazała mi twoje zdjęcie z Lucem
na lotnisku, i wtedy zadzwonił pierwszy reporter.
Ktoś w miasteczku udzielił mu informacji. Wiele osób
wiedziało, że wzięłam Daniela do moich rodziców.
Kiedy wrócę, będę się pławić w blasku twojej sławy...
- Żeby ci to nie zaszkodziło - ostrzegła ją ponuro
Catherine. - Kiedy to wszystko się skończy...
- Kiedy się skończy? Nie przesadzaj - skarciła ją
Peggy. -Żyłaś z nim, a teraz wyszłaś za niego za mąż.
A Daniel jest jego synem. Koniec, kropka.
- To nie takie proste.
- Nie powiedziałaś mi wszystkiego o ojcu Daniela
-zauważyła Peggy. - Teraz, gdy go zobaczyłam,
jestem trochę mądrzejsza. Weź pod uwagę, że ma on
trzy zalety, których nie wolno zlekceważyć. Po pierw-
sze, jest hojny. Nie muszę dodawać, że stać go na to.
Po drugie, jest najprzystojniejszym facetem, jakiego
kie-
138
SPOTKANIE PO LATACH
dykolwick widziałam poza ekranem. Muszę przyznać
bezwstydnie, że taka była moja pierwsza reakcja. Po
trzecie, ktoś, kto był zdolny oczarować Daniela i
poradzić sobie tak szybko z jego złym humorem,
godny jest podziwu.
- Im więcej?
- Założę się, ze Luc nigdy przedtem nie widział
osła z bliska.
Catherine roześmiała się, ale chwilę później wes-
tchnęła:
- Gdybym nie straciła pamięci, wcześniej powie-
działabym mu o Danielu.
- Myślę - mruknęła Peggy - że Luc dostał to, na co
zasłużył. Gdyby zapewnił ci poczucie
bezpieczeństwa, ufałabyś mu na tyle, żeby o tym
powiedzieć. Mam wrażenie, że jest wystarczająco
inteligentny i sam to zrozumie.
A jeśli nie będzie chciał zrozumieć? - pomyślała
smutno Catherine. Nic nie wskazywało na to, żeby
miał być wobec niej bardziej wyrozumiały.
Pierwszy pojawił się Clover, jak zwykle był
rozdrażniony i kłapał zębami na ogrodnika, który miał
go odprowadzić za ogrodzenie. Wraz z Cloverem
przybyła dama, która z pewnym zażenowaniem
poinformowała Catherine, że Luc ofiarował znaczną
sumę na jej schronisko. I Catherine poczuła nagłe
rozdrażnienie. Dlaczego Lucowi wszystko szło tak
łatwo?
Wrócił po dziesiątej, trzymając w ramionach
śpiącego Daniela. Choć bardzo była ciekawa, co robili
cały dzień, powstrzymała się od pytań. Chłodne
spojrzenie Luca kazało jej przypuszczać, że
odpowiedzi byłyby równie zimne. Wzięła Daniela na
ręce.
- Położę go do łóżka.
Zaniosła zmęczonego syna do sypialni. Obudził
się, gdy go rozbierała i otworzył szeroko oczy w
nagłym strachu.
- Gdzie tatuś?
SPOTKANIE PO
LATACH 139
- Jest na dole.
- Myślałem, że tylko mi się przyśnił. - Rozespany
Daniel uśmiechnął się do niej słodko. - On nie wie nic
o dzieciach, ale za to dużo o komputerach -
powiedział pojednawczym tonem i pozwalając się
wziąć w objęcia, sam zarzucił jej ręce na szyję.
- Przepraszam, że byłem dla ciebie niedobry. W jej
oczach ukazały się łzy.
- Tym razem ci wybaczam.
- Tatuś wszystko mi wytłumaczył. To tylko jego
wina, że byliśmy rozdzieleni - wyszeptał, ponownie
zasypiając.
Poczuła wdzięczność dla Luca. Zapobiegł w ten
sposób rozdźwiękowi pomiędzy nią i jej synem.
Zeszła na dół do salonu. Choć był raczej duży,
robił wrażenie przytulnego i wygodnego. Brakowało
w nim jednak oznak życia, od razu było widać, że nikt
tu nie mieszkał od lat. Gospodyni, pani Stokes,
wspomniała, że Luc nie spędził pod tym dachem ani
jednej nocy.
- Śpi? - Luc stał na progu, pozornie niewzruszony.
Z jego spojrzenia trudno było coś wyczytać.
- Zasnął natychmiast, solidnie go zmęczyłeś. Nie-
często mu się to zdarza.
- Był dla mnie bardzo miły, ale podejrzewam, że
takie wybuchy złości, jakie widziałem przedtem, zda-
rzają mu się często.
- Był bardzo przybity - próbowała bronić syna.
- Jest niezwykle inteligentnym dzieckiem. Powi-
nien jak najszybciej rozpocząć naukę w szkole.
. Zbladła z przerażenia.
- Nie chcę, żeby gdzieś wyjeżdżał.
- A czy ja coś takiego proponuję? On nie po-
trzebuje szkoły z internatem. W Rzymie jest
doskonała szkoła dla dzieci wybitnie uzdolnionych.
Możliwość współzawodnictwa z rówieśnikami dobrze
mu zrobi. - Luc odetchnął głęboko i rzucił jej
badawcze spojrzenie, ale ona wbiła wzrok w podłogę.
- Jest już trochę
140
SPOTKANIE PO LATACH
za duży, żeby miewać takie humory. Będzie mógł
lepiej wyładować nadmiar energii.
- Jesteś bardzo krytyczny wobec niego - powie-
działa sucho.
- Nie miałem takiego zamiaru. Jest o wiele bardziej
zrównoważonym dzieckiem, niż ja byłem w jego
wieku, ale potrzebuje większej opieki. Chyba że
chcesz, żeby dalej wychowywała go telewizja.
Catherine zaczerwieniła się ze zdenerwowania, ale
nie zaprotestowała uznając, że miał podstawę, aby tak
sądzić.
- Starałam się, jak mogłam.
- W gruncie rzeczy jest on bardzo szczęśliwym i
ufnym dzieckiem. Przyznaję, że dokonałaś wielkiej
rzeczy, szczególnie, jeśli się weźmie pod uwagę, że
wychowywałaś go sama i jak to Daniel kilkakrotnie
powtórzył, właściwie bez pieniędzy.
Ta pochwała tylko wzmogła jej napięcie. Luc był
taki na dystans, taki opanowany. Nie znała go takim.
- Czy prawdą jest to, co mówiłaś mi dzisiaj rano?
A może wymyśliłaś to w ostatniej chwili? - zapytał
niespodzianie spokojnym głosem. - Czy naprawdę
sądziłaś, że zażądam, żebyś usunęła ciążę?
Krew odpłynęła jej z twarzy:
- Pomyślałam, że jesteś...
- Okrutny, nieludzki, egoista? - wyrzucał z siebie,
wpatrując się w jej nieszczęśliwą twarz.
Przypuszczalnie tak właśnie o mnie myślałaś.
Gwałtownie potrząsnęła głową:
- Nie, nie myślałam tak... kiedy coś staje na twojej
drodze, pozbywasz się tego - wyjąkała, zdając sobie
sprawę, że nie wyraziła właściwie swoich myśli. -
Myślałam, że jeśli czegoś zechcesz, to nie będę w
stanie ci przeszkodzić. Właśnie tego najbardziej się
bałam.
Cała jego twarz stężała w ogromnym napięciu.
- Per amor di Dio, co ja takiego uczyniłem, że
mogłaś tak o mnie pomyśleć?
SPOTKANIE PO
LATACH 141
- To nie było tak. Czy nie rozumiesz, że im dłużej
milczałam, tym trudniej było mi powiedzieć ci o tym?
- Rozumiem, iż bardzo się mnie bałaś, myśląc, że
dla własnej wygody mógłbym zabić moje dziecko. A
przecież nawet wtedy, kiedy nie uświadamiałem
sobie, że Cię kochani, zależało mi na tobie -
powiedział półgłosem. - A nawet, gdybym nie kochał,
to i tak nie zdecydowałbym się na takie rozwiązanie
sprawy.
Łzy popłynęły jej z oczu.
- Wybacz mi! - Był to krzyk z głębi serca. Ponury
grymas wykrzywił jego usta.
- Sądzę, że to ja powinienem przepraszać. Do-
stałem to, na co zasłużyłem. Ale ty, nawet teraz, kiedy
wychodziłaś za mnie za mąż, nie ufałaś mi. W
dalszym ciągu nie potrafiłaś się zdobyć na odwagę i
powiedzieć mi o Danielu.
- Jestem potwornym tchórzem... już teraz wiesz. A
poza tym, nie chciałam psuć ślubu - wymamrotała
niewyraźnie.
Cisza przedłużała się, a Catherine miała nerwy
napięte do granic wytrzymałości.
- Jakie mamy szansę, że po tym ostatnim tygodniu
grozi nam powiększenie rodziny? - zapytał z
wymuszonym spokojem.
Gdy zrozumiała znaczenie jego słów, oblizała ner-
wowo suche wargi.
- Bardzo niewielkie - odpowiedziała uczciwie, czu-
jąc się nieswojo, zażenowana zmianą tematu.
Luc był całkiem inny, niż wówczas przy basenie, a
i tamten dzień wydawał się dziś bardzo odległy.
Nie był na tyle nietaktowny, żeby głośno
odetchnąć z ulgą, ale widać było, że pozbył się obaw.
- Chciałbym, żebyś wiedziała, że nie myślałem o
skutkach tych pierwszych dni, które spędziliśmy
razem - zapewnił ją ze słabym uśmiechem. - Nie
planowałem ciąży.
- W porządku - zdołała wyszeptać Catherine, choć
142
SPOTKANIE PO LATACH
czuła się urażona jego reakcją. Zrozumiała, że drugie
dziecko skomplikowałoby sytuację, zwłaszcza po wy-
darzeniach ostatnich dni.
Należało jak najszybciej skończyć tę rozmowę.
- Jestem zmęczona. Idę się położyć - powiedziała.
- Nie będę ci przeszkadzać.
Nie było dla niej pociechą, gdy stwierdziła, że
rzeczy Luca zostały zabrane z sypialni. Nie dał jej
nawet okazji, żeby mogła go wyrzucić! Chwyciła
poduszkę i ukryła w niej twarz, żeby stłumić łkanie.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Czy mam coś jeszcze przynieść, pani Santini?
Catherine z poczuciem winy spojrzała na tacę.
Jeden rogalik poszarpany na kilkanaście kawałków, a
żaden nawet nie nadgryziony.
- Nie, dziękuję. - Zmusiła się do uśmiechu. - Nie
jestem głodna.
Nie miała apetytu, bolało ją serce. Luc wczesnym
rankiem zabrał Daniela do Paryża. Wrócą wieczorem.
W obecności Daniela, Luc bez entuzjazmu
zaproponował, żeby im towarzyszyła. Jej odmowa
była tak samo obojętnie przyjęta. Zaproszenie to
padło tylko ze względu na Daniela.
Minione cztery dni były dla niej piekłem na ziemi.
Luc był wyjątkowo uprzejmy i uważny, ale widać
było, że jej nie kocha. Jak mogła kiedykolwiek być
tak głupia i w to uwierzyć? Gdy jej nie było, Luc
wyidealizował sobie jej wizerunek, a kiedy ją ponow-
nie odzyskał, niechęć i jawny opór, jakie okazała, gdy
chciał ją zabrać od innego mężczyzny, stały się
powodem jego agresywnego zachowania. Zdobył
wszystko, na czym mu zależało, a gdy wygrał tę
batalię, zrozumiał, że nic warta była kosztów, jakie
poniósł.
Znalazł się teraz w kłopotliwym położeniu. Wy-
glądałoby dziwnie, gdyby tak szybko zerwali małżeń-
stwo. Należało też brać pod uwagę Daniela.
Siedziała w jadalni bez ruchu, a burza uczuć
miotała jej słabym ciałem.
Nie będzie miała jego dziecka. Nie będzie już
niczego, co mogłoby ich do siebie zbliżyć. Zdrowy
144
SPOTKANIE PO LATACH
rozsądek mówił, że to dobrze, ale coś wewnątrz niej
buntowało się przeciwko tej chłodnej ocenie sytuacji.
Nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez Luca. Im
dalej był od niej, tym bardziej czuła się nieszczęśliwa.
Nie mogła jeść, nie mogła spać, nie była zdolna do
niczego. I co teraz będzie? - pytała samą siebie. - Co
mi pozostanie? Daniel uwielbiał Luca. Z trudem
znosił jego nieobecność.
Przyszłość wydawała się jej pusta i bezcelowa.
Daniel pojedzie do szkoły w Rzymie. Małżeństwo,
które od samego początku nie było udane, rozpadnie
się i skończy separacją. Luc będzie odbywał długie
podróże w interesach, a ona, zgodnie z jego oczekiwa-
niami, regularnie będzie odwiedzać Anglię.
To prawdziwa tortura być tak blisko i zarazem tak
daleko, pragnąc go w nocy, leżąc samotnie w łóżku, a
w dzień zadręczać się udawaniem, ze jest zupełnie
szczęśliwa.
Wśród tych wszystkich przepraszam i dziękuję,
których słyszała teraz znacznie więcej niż przedtem,
od czasu do czasu napotykała pytające spojrzenie. Luc
chciał, żeby spokojnie pogodziła się z
rzeczywistością. Życzył sobie, by nie doprowadzała
do melodramatycznych scen. Powstrzymując gniew i
rozpacz, żyła jakby w żelaznym jarzmie ciszy, ale
wewnątrz niej toczyła się walka, która groziła
zniszczeniem. Dlaczego nie zostawił jej w spokoju?
Dlaczego znowu wdarł się w jej życie? Dlaczego
położył białą różę na poduszce? Dlaczego zmusił ją
do przyznania się, że go kocha? Dlaczego? Dlaczego?
Dlaczego?
Zła na samą siebie za te ponure myśli, wstała,
zdecydowana nie marnować kolejnego dnia na błąka-
nie się bez celu, jak zagubiona dusza. Najwyższy
czas, żeby zobaczyć się z Drewem, nie może odkładać
załatwienia tej sprawy. Skontaktowała się już wcześ-
niej z jego chrzestną matką. Pani Anstey wygłosiła
całą tyradę przez telefon, nie chcąc przyjąć
usprawiedliwień
SPOTKANIE PO
LATACH 145
i mówiąc z wielką satysfakcją, że wynajęła
mieszkanie osobie, która na pewno zachowa się o
wiele bardziej stosownie. Catherine wysłuchała tych
wymówek bez słowa. Rozmowa ta ulżyła jej
sumieniu.
Nie spodziewała się, by spotkanie z Drewcm było
łatwe. Czy ma mu powiedzieć, ze ponosi winę za
kłopoty, które miał w Niemczech? A może już o tym
wie? Czy będzie chciał się z nią widzieć?
Jeszcze przed południem weszła do biura firmy
Huntingdon Components. Sekretarka Drewa zadzwo-
niła, żeby oznajmić o jej przybyciu. Drew wyszedł ze
swojego gabinetu, jego zawsze miła twarz była
chłodna i obojętna.
- Co za niespodzianka!
- Musiałam się z tobą zobaczyć.
- Nie wiem, jak mam panią powitać, pani Santini.
- Dla ciebie jestem w dalszym ciągu Catherine -
powiedziała stanowczo.
- Próbowałem dzwonić do ciebie z Niemiec. Moja
gospodyni powiedziała, że zniknęłaś. Powiedziała też,
że w sypialni był taki porządek, jakbyś wcale tam nie
wchodziła.
Catherine pochyliła głowę. Ludzie Luca dobrze
wykonali swoją robotę.
- Potem zobaczyłem twoje zdjęcie z Santinim na
lotnisku. Było w każdej gazecie - westchnął. - Daniel
jest jego lustrzanym odbiciem. Harriet mnie okłamała,
domyśliłem się wszystkiego.
- Wybacz, że nie mogłam powiedzieć ci prawdy.
- Gdy cię poznałem, początkowo wcale mnie to nie
interesowało. Ale wolałbym mieć za rywala zmarłego.
- Uśmiechnął się i dodał z wahaniem: - Odjechać z
nim w taki sposób! Musisz szaleć na jego punkcie...
W takiej sytuacji zrezygnowała z pierwotnego za-
miaru opowiedzenia mu, jak się wszystko naprawdę
odbyło. Nie wiadomo, dlaczego poczuła, że byłoby to
nielojalne wobec Luca. Drew nie musiał tego
wiedzieć.
146
SPOTKANIE PO LATACH
- Tak - przyznała zmieszana, a po chwili spytała: -
Czy otrzymałeś swój kontrakt?
Nieoczekiwanie uśmiechnął się szeroko.
- Nie ten, po który pojechałem. Zupełnie przypad-
kowo nadarzył się znacznie korzystniejszy. Na długi
czas zapewnił firmie bezpieczeństwo. Jak to się
mówi? Kto ma szczęście w kartach, ten nie ma
szczęścia w miłości.
Drew najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, co
groziło jego firmie. Nie przeżył żadnych niepokojów,
a wiadomość, że drugi kontrakt uzyskał dzięki wpły-
wom Luca nie zachwyciłaby go.
Odchrząknął z zakłopotaniem.
- Zgodziłem się na spotkanie z Annette, ale nie
wiem, czy to coś zmieni.
Uśmiechnęła się z ulgą.
- Cieszę się.
- W dalszym ciągu uważam, że jesteś jak szczere
złoto, Catherińe. - Skrzywił się boleśnie. - I mam
nadzieję, że on docenia, jaki z niego szczęściarz.
To nie jest tak, jak sobie wyobrażasz - pomyślała z
żalem, wsiadając znów do limuzyny. Mężczyzna
pijany ze szczęścia nie unikałby dobrowolnie małżeń-
skiego łoża i jakiegokolwiek kontaktu fizycznego.
Szalone pożądanie umaiło wraz z iluzjami. Ale jej
pożądanie nie umarło. Cierpiała, stale go pragnąc. Już
wkrótce zacznie sobą pogardzać za tę słabość.
Ich małżeństwo było błędem. Kontynuowanie go
wyłącznie dla pozorów kosztowało ją zbyt wiele. Nie
powinna poświęcać się dla dobra Daniela. Jest podob-
ny do Luca, poradzi sobie. Teraz chodzi o jej własne
dobro. Nie może już dłużej poddawać się i pozwolić,
żeby kierowano jej życiem nie pytając jej o zgodę.
Zmęczona poszła po południu do Harrodsa.
Gdy wróciła do samochodu, szofer odkładał właś-
nie słuchawkę telefonu.
SPOTKANIE PO
LATACH 147
- Pan Santini wrócił z Paryża, madame. Powiedzia-
łem mu, że wrócimy mniej więcej za dwie godziny.
Mój Boże, jak ten Luc jej pilnuje, chociaż teraz nic
dla niego nie była warta. Nagle odczuła niechęć na
myśl o powrocie do domu. Pomyślała, że lepiej
wrócić później, kiedy Daniel będzie już w łóżku.
- Wrócimy później - powiedziała. - Chcę się po
drodze zatrzymać i coś zjeść.
Zdecydowała się na hotelową restaurację. Długo
wybierała dania proponowane przez szefa sali,
zjadając wszystko, co jej podawano. Zastanawiała się,
co powie Lucowi, jak mu to powie, z jaką miną? Ma
być chłodna, spokojna, opanowana. Nie powinna
ujawniać prawdziwych uczuć. Gdy oznajmi Lucowi,
że żąda natychmiastowej separacji, musi to zrobić z
godnością.
Gdy na palcach szła po schodach, z zamiarem
odłożenia rozmowy do jutra, z salonu wyszedł Luc.
- Gdzie, u diabła, byłaś? - zapytał ostro.
- W mieście - mruknęła, starannie unikając jego
wzburzonego spojrzenia. - Chcę separacji.
- Prego! - zapytał bardzo cichym głosem. Wtedy
spojrzała na niego. W świetle padającym z góry, z
okrutną wyrazistością ujrzała, jak nagle zbladł. Nie
rozumiała, dlaczego wyglądał na tak wstrząśniętego tą
wiadomością. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo
zeszczuplał w ciągu ostatnich dni.
- Możemy porozmawiać o tym jutro.
Poruszona jego nieszczęśliwym wyglądem zapom-
niała o przemowie, jaką przygotowała na temat
niemożliwości wzajemnego porozumienia się.
- Porozmawiamy teraz. Byłaś u Huntingdona!
- Jak biczem chlasnął ostrymi słowami potępienia.
- Ledwie wyjechałem, natychmiast poszłaś do
niego. Nie pozwolę ci odejść. Zabiję go, jeśli zbliży
się do ciebie.
- Nie rozumiem, dlaczego. Po tym wszystkim?
148
SPOTKANIE PO LATACH
- Jesteś moją żoną - uciął rozzłoszczony.
Wzburzona, otworzyła drzwi swojego pokoju.
- Ośmielani się przypomnieć, że twoja sypialnia
jest dalej -powiedziała, bo nic lepszego nie przyszło
jej namyśl.
- Byłem głupi godząc się na to. Jak śmiesz wy-
rzucać mnie ze swojego łóżka? - krzyczał
rozwścieczony, wchodząc za nią i z hukiem
zamykając drzwi.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Ja nie...
- Nie powinienem był tego tolerować. Odgrywasz
się na mnie.
- To pewnie pani Stokes zabrała twoje rzeczy -
powiedziała zdziwiona. - Przypominam sobie, że
pytała mnie, ile jest sypialni w zamku Castelleone.
- A cóż ma do rzeczy ta wasza rozmowa?
- Prawdopodobnie pani Stokes doszła do wniosku,
że mieliśmy we Włoszech oddzielne sypialnie i że
tutaj ma być tak samo. - Uśmiechnęła się do niego. -A
ty myślałeś, że to moje życzenie?
Ciemny rumieniec oblał jego policzki.
- Tego wieczora wszedłem do sypialni, kiedy już
spałaś, a moich rzeczy nie było.
- Ja zaś byłam przekonana, że to ty kazałeś je
zabrać. - Trudno było uwierzyć, że to pomyłka
gospodyni stała się powodem nieporozumienia
pomiędzy nimi. - Dlaczego nic nie powiedziałeś?
Wyglądał na nieco oszołomionego.
- Nie wiedziałem, co powiedzieć. Cały dzień
byłem pod wrażeniem tego, co usłyszałem od ciebie
w samolocie. Coś takiego mogło mi się zdarzyć tylko
z tobą - stwierdził w końcu.
Obserwowała, jak zwinnie chodził po pokoju, ni-
czym kot czatujący w nocy na swoją ofiarę.
- Co mogło się zdarzyć ze mną? Przez jego twarz
przebiegł skurcz.
- Straciłem panowanie nad sobą i powiedziałem
SPOTKANIE PO
LATACH 149
coś, czego tak naprawdę wcale nie myślałem. - Widać
było, że jest bardzo zmieszany. - Ale jakie to przykre,
że tak mi nie ufałaś!
- Czułam się zagrożona, kiedy byłam w ciąży - za-
częła niepewnie. - Nie dawałeś mi poczucia
bezpieczeństwa, Luc. Byłam zagubiona. Niemiałam
odwagi stawić czoło komplikacjom, których sobie nie
życzyłeś. Nie przyszło mi na myśl, że będziesz chciał
ożenić się ze mną i wziąć na siebie odpowiedzialność
za dziecko, którego oczekiwałam...
- Nie musisz tłumaczyć się ze swej decyzji. Nie
winie cię za to, co zrobiłaś - powiedział prawie
niedosłyszalnie. - Utraciłem cię, bo za późno
zrozumiałem, ile dla mnie znaczysz.
Miała ochotę podejść i przytulić go. Wiedziała, z
jakim trudem Luc wyjawia swoje najgłębsze uczucia.
Nie zdobyła się jednak na to.
- Gdybym wtedy nie wpadła pod samochód, zate-
lefonowałabym do ciebie.
Zbladł.
- Pod jaki samochód?
Opowiedziała mu o wypadku na parkingu i o mie-
siącach spędzonych w, szpitalu. Był tym najwyraźniej
przerażony i wstrząśnięty, ale nie wziął jej w ramiona,
jak tego skrycie pragnęła. Stanął przy oknie, patrząc
na nią błyszczącymi, ciemnymi oczyma.
- Gdy Cię ujrzałem po raz pierwszy, przypominałaś
mi anioła z bożonarodzeniowej choinki. Taka byłaś
krucha, delikatna. Miałaś na sobie okropną sukienkę
w róże. Gdy uśmiechnąłem się do ciebie, twoja twarz
zajaśniała niezwykłym blaskiem i paplałaś bez
przerwy przez piętnaście minut. Straciłaś wątek w
środku zdania. Nie słyszałaś, że dzwoni telefon. Byłaś
oszołomiona i zafascynowana mną. Nigdy przedtem
nie spotkałem nikogo podobnego do ciebie.
Chciałabyś usłyszeć, że zakochałem się od
pierwszego wejrzenia, ale tak nie było.
150
SPOTKANIE PO LATACH
- Nigdy tak nie myślałam - policzki paliły ją
ogniem.
- Gdy tamtego wieczora patrzyłem na ciebie, nie
łączyłem cię z seksem - relacjonował dokładnie swoje
wrażenia.
- Dzięki za szczerość! - mruknęła szorstko.
- Ale nigdy przedtem nie spotkałem nikogo z tak
naturalnym wewnętrznym ciepłem. Przebywanie z to-
bą było podobne do przebywania w blasku słońca.
Gdy wyszedłem, czułem się tak, jakbym kopnięciem
odtrącił szczeniaka... Zaskakująco trudne było dla
mnie to odejście -wyznał półgłosem. -Przez następne
dwa miesiące rozmyślałem o tobie w każdej wolnej
chwili. Spałem z inną kobietą, a myślałem o tobie. To
było nie do zniesienia.
- Ze mną działo się to samo! - wyrwało jej się.
- Gdy przyjechałem do Londynu następnym razem,
nie zamierzałem cię odwiedzać. Towarzyszyła mi
wówczas pewna kobieta i umyślnie wybrałem hotel
daleko od twojej galerii.
- Sądzisz, że chcę tego słuchać? Spojrzał na nią
szybko i spuścił wzrok.
- Ta kobieta działała mi na nerwy i odesłałem ją do
Nowego Jorku. Byłem grubiański wobec niej i wobec
wszystkich kobiet, z którymi się spotykałem.
Wiedziałem jednak, że wobec ciebie bym się
zachowywał inaczej. Miałaś w sobie coś
niewiarygodnie pociągającego. Do galerii poszedłem
od razu z lotniska.
- Dlaczego?
- Sam nie wiedziałem. Na mój widok okazałaś tak
niezwykłą radość, jakbyś czekała na mnie. Albo
jakbyś wiedziała o czymś, czego ja nie wiedziałem. I
może tak właśnie było - uśmiechnął się prawie z
czułością.
-Pozbawiłaś mnie spokoju. Bardzo się tym
wzruszyłem. Chociaż byłem w podłym nastroju, cały
czas mówiłaś, wcale tego nie zauważając. Byłaś tak
uczciwa i rozbrajająco młoda, że poczułem się -
zawahał się - bardzo stary i aż nadto doświadczony.
SPOTKANIE PO
LATACH 151
- Poczułeś się tak dobrze, że minęły następne dwa
miesiące, zanim znowu się pojawiłeś -zaprotestowała.
Westchnął głośno.
- Miałaś zaledwie osiemnaście lat. Nie należałaś do
mojego świata. Nie chciałem cię zranić. I z nikim
nigdy nie pragnąłem tak się kochać, jak z tobą tego
wieczora. Miałem dwadzieścia siedem lat, ale czułem
się jak stary rozpustnik - nieoczekiwanie zgrzytnął
zębami.- Postanowiłem już nigdy więcej nie spotykać
się z tobą.
- Czy potrafisz sobie wyobrazić, ile razy nie mog-
łam zasnąć czekając, aż zadzwonisz?
- Tak. Wiedziałem, że czekasz i nie mogłem prze-
stać myśleć o tobie. Zrozumiałem też, że nie mogę
żyć bez ciebie. Pomyślałem, że jeśli raz prześpię się z
tobą, będę z tego wyleczony.
- Jakie to obrzydliwe!
- Per Dio, czego chcesz? Prawdy czy opowieści
dobrej wróżki? - odpowiedział jej ostro w nagłym
wybuchu złości. - Myślisz, że łatwo przychodzą mi te
wyznania? Kłamstwa, którymi się karmiłem? Ta pier-
wsza noc w Szwajcarii - jak opisałabyś tę euforię?
Myślałaś, że umierasz i jesteś już w raju. No cóż, ja to
samo czułem, gdy pierwszy raz kochałem się z tobą.
Na jej wzburzonej twarzy ukazał się lekki uśmiech.
- Ale, naturalnie, przekonywałem sam siebie, że to
tylko z powodu najwspanialszych doznań zmysło-
wych, jakie kiedykolwiek przeżyłem. Zakochałem się
w tobie, ale nie chciałem uznać tego faktu - przyznał
brutalnie. - Z trudem znosiłem twoją nieobecność, ale
jednocześnie nie chciałem brać cię ze sobą za granicę.
Dziennikarze szybko by się o tym dowiedzieli.
- A czy miało to jakieś znaczenie?
- Siedem lat temu nie byłabyś w stanie sprostać
publicznym obowiązkom mego życia. Nie chciałem
dzielić się tobą z nikim. Nie chciałem dopuścić, żebyś
się stała obiektem złośliwości innych kobiet Nie
152
SPOTKANIE PO LATACH
chciałem też, żeby gazety rozpowszechniały plotki na
nasz temat.
- A może także bałeś się, żeby ktoś nie odkrył, że
mam problemy z czytaniem i pisaniem?
- Tak, to wszystko wprawiało mnie w zakłopotanie
i złościło - przyznał niechętnie. - Ale podszedłbym do
tej sprawy inaczej, gdybym wiedział, że jesteś dyslek-
tyltiem. Powinienem był się tego domyślić. Mimo to
mój dom był zawsze tam, gdzie byłaś ty. Przy tobie
zapominałem o zmartwieniach i kłopotach. Dopóki
nie odeszłaś, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak
bardzo cię potrzebowałem.
Z wielkim wysiłkiem powstrzymywała się od pła-
czu. Przyciągnął ją do siebie i objął ramionami.
- Winien ci jestem niejedne przeprosiny za to, jak
się zachowywałem wobec ciebie pięć lat temu. Ale
jeśli będzie to dla ciebie pociechą, wiedz, że drogo za
to zapłaciłem - powiedział z przejęciem. - Zapłaciłem
za to, że nie umiałem docenić twojej wartości.
Gdybym tego ranka przyszedł, zanim opuściłaś
mieszkanie! Spóźniłem się nie więcej niż godzinę!
Skłoniła głowę na jego szeroką pierś, wdychając
jego ciepły, męski zapach, bliska omdlenia.
- Opuszczając ciebie, cierpiałam katusze.
- Przez jakiś czas, bella mia, nienawidziłem cię za
to - szczupłą ręką głaskał delikatnie jej włosy. - Był to
jedyny okres w moim życiu, kiedy straciłem
zainteresowanie pieniędzmi. Zacząłem nieźle popi-
jać...
- Ty? - spytała zdumiona.
- Ja. Czułem się bardzo nieszczęśliwy. Inne sprawy
przestały mnie interesować.
Przypomniała sobie coś:
- Drew mówił mi, że kilka lat temu prawie wszyst-
ko straciłeś. Czy to prawda?
- Tak.
- Przeze mnie? - wyszeptała z niedowierzaniem.
SPOTKANIE PO
LATACH 153
- Tęskniłem za tobą - powiedział ochrypłym gło-
sem - i czułem się bardzo samotny.
Z oczami pełnymi łez objęła go mocno, zbyt wzru-
szona, żeby móc coś powiedzieć.
- Pozbierałem się znowu, bo miałem nadzieję, ze
wrócisz do mnie. Gdy zobaczyłem cię dwa tygodnie
temu, nie było takiej rzeczy, której nie zrobiłbym,
żeby ciebie odzyskać.
- Nie? - Aż zarumieniła się przy tych słowach.
- Ale nie tak wyobrażałem sobie nasze spotkanie.
Nie miałaś być z innym mężczyzną. Miałaś być
zadowolona, że mnie widzisz, a nie przerażona. Oba-
wiam się, że nie zachowałem się właściwie tamtego
dnia - wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Naprawdę?
- Przeraziłem cię. Wykorzystałem twoją amnezję,
żeby cię porwać. Przecież mogłaś być zakochana w
Huntingdonie, ale ja byłem zdecydowany skończyć z
tym. Kiedy zdałem sobie sprawę, że straciłaś pamięć,
mogłem wymyślić tylko to, żeby wywieźć cię z
Anglii.
- Zawsze szybko wykorzystywałeś nadarzającą się
okazję.- westchnęła z uznaniem.
Długimi palcami ujął jej podbródek.
- Catherine, to, co zrobiłem, było złe. Teraz, kiedy
wiem już o Danielu i uspokoiłem się, jest mi
naprawdę wstyd. Byłem bezwzględny wobec ciebie.
- Tak sadzisz? - Uniosła się na palce i zarzuciła mu
ręce na szyję. - Ja uważam, że było to pasjonujące.
Czekałam dwadzieścia cztery i pół roku na to, żeby
być porwaną do włoskiego zamku i za nic na świecie
nie chciałabym przegapić takiej okazji.
- Bądź poważna - poprosił. Im więcej mu przeba-
czała, tym bardziej był przygnębiony. - Bądź uczciwa
wobec mnie. Czy naprawdę możesz wybaczyć mi to,
co zrobiłem i powiedziałem?
- Przebaczam ci z własnej woli, całkowicie i raz na
154
SPOTKANIE PO
LATACH
zawsze. A chcesz wiedzieć, dlaczego? - szepnęła,
drażniąc się z nim. - Bo szalejesz za mną... czyż nie?
Cofnęła się trochę, żeby spojrzeć na niego, bo
mimo wszystko poczuła nagłą niepewność.
Objął jej niespokojną twarz spojrzeniem złotych
oczu, pałających namiętnością.
- Oczywiście, że Cię kocham! - przyznał.
- Nie chcę separacji... Nie chcę wcale oddzielnych
sypialni - zapewniła go.
- Uspokój się, nie grozi ci ani jedno, ani drugie.
Jeśli już coś mam, to tak łatwo z tego nie rezygnuję. -
Uniósł ją z łatwością. - Ale nie powinienem był
kochać się z tobą, zanim nie odzyskałaś pamięci.
Niestety, tego wieczora zastałem cię w mym łóżku i
nie mogłem się oprzeć.
- Ani ja.
Zanurzyła ręce w jego czarne włosy i przybliżyła
usta do jego ust. Ułożył ją na łóżku, nie przerywając
pocałunku. Trwało to kilka minut, zanim znów mogła
odetchnąć.
- Torturą były dla mnie te samotne noce - wyznał
ochryple. - Ale sądziłem, że ty tego chcesz.
Zorganizowałem wyjazd do Paryża w nadziei, że
będziesz się chciała przyłączyć, ale ty powiedziałaś
nie.
- Dostało ci się za to, że byłeś taki obojętny. Drżał
podniecony pieszczotą jej rąk.
- Nie rób tego - jęknął. - Gdy to robisz, reaguję jak
smarkacz.
- A jak myślisz, dlaczego to robię? - zamruczała
figlarnie.
- Dio, pragnę cię bardzo - powiedział urywanym
głosem, gwałtownie ściągając z niej sukienkę. Nagle
zatrzymał się. - Czy to bezpieczne? Czy nie zajdziesz
w ciążę?
- Najprzyjemniejsze rzeczy są zawsze niebezpiecz-
ne. Decyzja należy do ciebie - szepnęła.
SPOTKANIE PO
LATACH 155
- Nie boisz się? - spojrzał zdziwiony. - Tego dnia
przy basenie nie wyglądałaś na zachwyconą, gdy
wspomniałem o dziecku. Martwiłem się, że może już
jest za późno.
Położyła palec na jego ustach.
- Obawiam się, że wszystkie nasze intensywne
działania w Italii pozostały bezowocne.
Z cudownym uśmiechem na ustach złapał zębami
jej palec.
- Daj mi miesiąc.
- Aż tyle?
Oblała się rumieńcem pod jego spojrzeniem i
drżała z rozkoszy.
Zaczął ją całować metodycznie, bez umiaru,
gorąco, i żadne z nich nie było już w stanie
kontynuować rozmowy.
To, co potem nastąpiło, było szalone, namiętne i
cudowne. A później mówił, jak ją kocha: po włosku,
po angielsku, po francusku.
- Masz to swoje je ne sais quoi - przypomniała
Catherine przytulona do jego ramienia końcem języka
muskając drażniąco jego gładką skórę.
Luc podniósł potarganą głowę, a jego przystojna
twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
- Zrozumiałem, że zrobiłem to z przyzwyczajenia.
- Rzeczywiście - westchnęła z rozkosznym zado-
woleniem - jesteś nałogowcem. Nie mówiłam ci tego?