PIĘKNY NIEZNAJOMY
czyli SPOTKANIE PO LATACH...
wejdawustus
Sam nie wiem, kiedy przejąłem zwyczaje rodziców i wszystkie dłuższe weekendy oraz święta zacząłem spędzać poza domem. Właściwie to podróżowałem szlakami przetartymi przez rodziców. Wystarczył telefon do jakiegoś biura podróży i podanie nazwiska, żeby zaraz usłyszeć miły głosik: „Aaa... państwo to przecież nasi stali klienci! Co tym razem państwo sobie życzą?” A ja sobie życzyłem to i owo, ale sam...
Nadchodziła Wielkanoc.
- Gdzie jedziemy tym razem? - zapytała matka, a ojciec tylko odrzekł:
- Sama coś wybierz.
- A ty co będziesz robił? - matka zwróciła się do mnie.
- Poradzę sobie.
I ponownie było tak, że rodzice sobie, a ja sobie. Po co mamy się wzajemnie sobą krępować. Więc oni zadzwonili do tego biura podróży, a ja do tamtego. Oni w Sudety, a ja nad morze. Wyjechałem dzień po nich.
Byłem tu już dwa razy, ale bardzo lubiłem ten pensjonat i jego domową atmosferę, zwłaszcza podczas świąt. Pani Hanna, właścicielka pensjonatu, przywitała mnie wylewnie i od razu wskazała mi mój pokój: pierwsze piętro, z widokiem aż po horyzont. I poinformowała, że w tym roku nie będzie wielu gości, bo tylko dwie rodziny i trzy samotne osoby. Ale zaręczała, że na pewno stworzymy tu, jak zawsze, miłą rodzinną atmosferę. Zapewniłem ją, że dołożę do tego wszelkich starań.
W czwartek robione były świąteczne dekoracje domu, w czym trochę pomagałem, a potem, pod wieczór, który zamierzałem spędzić w pokoju na lekturze, zostałem przez panią Hanię ładnie zaproszony na wieczór przed kominkiem, bo są już wszyscy goście, więc trzeba poznać się bliżej. Wziąłem więc szybki prysznic, włożyłem nienagannie wyprasowaną koszulę i garnitur, bo wśród ludzi lubię wyglądać jak człowiek. Spóźniłem się trochę, ale małe spóźnienie jest dobre, bo goście wtedy już się mniej krępują. Od razu podbiegła do mnie pani Hania i zaczęła wszystkim przedstawiać jako stałego bywalca.
Moją uwagę zwrócił młody człowiek, wpatrzony w kominek. Teraz podniósł wzrok. Z trudem powstrzymałem emocje... On mnie nie poznał. Nic dziwnego. Byłem wtedy zupełnie innym człowiekiem. Dziś zmieniłem swój cały image, fryzurę i uczesanie, mam okulary, a moja sylwetka na pewno nie przypomina tamtego chłopaczka... Kurtuazyjnie uścisnął mi rękę. Wreszcie poznałem jego imię. Wiedziałem, byłem pewien, że to on. Jednak nie mogłem opuścić pani Hani. Musiałem poznać wszystkich gości. Gdy pani Hania zajęła się innymi, zostawiając mnie samego, poczułem ulgę.
Maciej stał dalej przy kominku i popijał czerwone wino. Podszedłem i zagadnąłem:
- Mogę się przyłączyć do kontemplowania ognia?
- Proszę bardzo. Pan, widzę, już tu któryś raz - odpowiedział.
- Tak, lubię tu spędzać czas, cisza i spokój oraz bardzo dobra obsługa. Ale nie mówmy sobie na „pan”, zgoda?
- Zgoda - przyglądnął mi się uważniej. Już mi się wydawało, że i on mnie poznaje, ale nie...
- Chciałbym zapalić, a nie lubię zadymiać pomieszczeń. Wyjdziemy? - spytałem.
- Nie palę, ale mogę ci towarzyszyć. Ten starszy pan jakiś taki smętny, a te dwa małżeństwa... - odpowiedział, krzywiąc się, ale nadal mnie nie poznawał. Nie udawał, to było po nim widać.
Gdy wyszliśmy, pomyślałem, że nie ma sensu udawać... Teraz, po latach, mogę mu siebie przypomnieć. Powiedziałem:
- Właściwie zastanawiam się, co ty tu robisz. Myślałem, że absolwenci stosunków międzynarodowych trafiają na placówki dyplomatyczne.
- Skąd wiesz, że jestem po tym kierunku? - popatrzył zdziwiony. - Pani Hanna ci mówiła? Nie, ona też nie wie! Skąd...?
Popatrzyłem mu prosto w oczy.
- Przenosiłeś wtedy papiery... dawno, dawno temu... Spotkaliśmy się kiedyś... Raz nawet byłeś u mnie. Zostawiłeś mi odręczną wiadomość na kartce, przy poduszce, abym cię nie szukał. Więc nie szukałem...
- Niemożliwe... - wyraźnie się zmieszał, może zawstydził. Patrzył na mnie szerokimi oczami, ale pewnie nawet nie umiał sobie przypomnieć tamtej sytuacji ani mojego imienia. - Tak... Więc to jednak ty... Przez chwilę wydawało mi się, że cię znam, ale myślałem, że to złudzenie... Tak, wiem, pamiętam. Teraz sobie przypominam... Upalny dzień, żar z nieba... Masz do mnie żal... za tamto?
- Nie, skądże - odpowiedziałem, ale w dalszym ciągu nie był pewny, czy Maciek naprawdę dobrze mnie kojarzy. Czy wie, z kim tu się spotkał, z kim teraz rozmawia? Upalny dzień i żar z nieba - takich sytuacji mógł mieć wiele. Mimo to moje samopoczucie było coraz lepsze. Jeśli nic nie wyjdzie z tego spotkania po latach, to przynajmniej rozwiąże się zagadka, przez którą trochę bezsennych nocy spędziłem.
Przeszliśmy się po ogrodzie, prawie w milczeniu. On nie wiedział, co mówić, a ja wciąż miałem w pamięci tamte chwile sprzed lat.
- Czy nadal jesteś... gejem? - spytałem cicho.
- Jeśli się nim było... To nie choroba, tego się nie leczy.
- Oczywiście...
- Więc ty też... jesteś...
- To nie choroba - powtórzyłem jego słowa.
Roześmiał się. I znów długie milczenie. Czy myślał, że może złożę mu jakąś ofertę? A może - że czekam, że on mi złoży? Przecież każdy z nas ma jakoś tam po swojemu ułożone to życie, więc...
Wróciliśmy do salonu. Resztę wieczoru spędziliśmy wśród innych gości, na rozmowie i w towarzystwie pani Hani, naszej gospodyni.
Około godziny 22:00 przeprosiłem wszystkich, że już jest późno i trochę boli mnie głowa, podziękowałem za miły wieczór i udałem się do siebie. Pani Hania od razu przybiegła spytać, co się dzieje, czy może ma przynieść tabletkę, ale wyjaśniłem, że to mój wybieg, że po prostu chcę odpocząć i trochę poczytać. Aha... - uśmiechnęła się i nic już nie powiedziała. Wiedziała z poprzednich moich wizyt, że jestem niekonwencjonalnym pensjonariuszem. Gdy wyszła, ponownie wziąłem gorącą kąpiel, ale tym razem dłużej poleżałem w wannie, po czym w samym szlafroku usiadłem na fotelu. Zacząłem czytać „Berka”. Wtedy usłyszałem pukanie do drzwi. Wstałem, aby odtworzyć, bo myślałem, że może to pani Hania z gorącą herbatą lub kawą, ale ku memu zaskoczeniu - był to Maciek.
- Jak samopoczucie? - spytał.
- Lepiej... Wejdź. Wybacz mój strój, ale nie spodziewałem się gości.
- Jak nie chcesz, to...
- Wejdź, wejdź...
Usiadł na drugim fotelu.
- Nie wydaje ci się dziwnym zbiegiem okoliczności, że... że w jednym pensjonacie, przypadkiem, spotyka się dwóch... takich jak my?
- I to po latach... Taki sam przypadek, jak wtedy na uczelni.
- Ale tu gości o wiele mniej. Tam wśród tysiąca, tu wśród siedmiu...
- Nie róbmy rachunku prawdopodobieństwa. Ja bywam tu często. Ty pierwszy raz.
Zaproponowałem mu lampkę dobrego wina, które kupiłem ostatnio będąc w Paryżu i zabrałem je ze sobą na szczególne okazje, a ta chyba taką była. Zgodził się i kontynuowaliśmy rozmowę, mocząc usta w nektarze bogów. Wyjaśniliśmy sobie tamtą sytuację. Powiedział, że po prostu nie chciał się wtedy z nikim wiązać... I zmieniliśmy temat. Powiedzieliśmy sobie trochę więcej o sobie. Okazało się, że został na uczelni, że pracuje jako adiunkt, ma wydział w drugim skrzydle budynku, na trzecim piętrze. Zaprosił mnie, żebym czasem tam wpadł do niego na dobrą kawę. Wyszedł koło północy.
Usnąłem z trudem. Śnił mi się on... Że kochaliśmy się. Przebudziłem się pełen podniecenia i jak młodzik musiałem sobie dokończyć w łazience...
Mimo to wstałem dość wcześnie, byłem pierwszy na siadaniu. Stoły już były nakryte, wszystko przygotowane. Pani Hania pojawiła się po dziesięciu minutach. Rozmawialiśmy o gościach oraz o planach na dzień dzisiejszy i dni następne. Ja planowałem pojechać na Wolin i trochę pospacerować, więc uprzedziłem, że pewnie nie będę na obiedzie, że wrócę około godzinny 16:00. Zapewniła, ze obiad będzie na mnie czekał. Po kawie, jak zawsze bardzo dobrej, poszedłem do pokoju zabrać aparat oraz inne rzeczy niezbędne do tej wyprawy, ale przeszkodziło mi pukanie do drzwi. To był Maciej.
- Dzień dobry, idziesz na śniadanie?
- Dzień dobry. Nie, już byłem. Zaraz wyjeżdżam, wrócę późnym popołudniem.
- A gdzie jedziesz, jeśli wolno mi wiedzieć?
- Na Wolin, pospacerować trochę na klifie, i nie tylko.
- Mógłbym się dołączyć? Zawsze chciałem tam być.
Trochę mnie tym zaskoczył, żeby tak się wpraszać, ale trudno. Już miałem odpowiedzieć, że „tak”, ale on sam się zorientował i szybko dodał:
- Wybacz, nie powinienem... Idę na śniadanie. Nie będę ci zabierał czasu.
- Możesz jechać, ale zrezygnuj ze śniadania, zjesz coś na Wolinie, może tak być? Bo chciałbym już jechać.
- Ok. To tylko wypiję kawę, wezmę coś na siebie i za pięć minut jestem.
- Ok. Spotkamy się przed wejściem do pensjonatu.
Chwilę się spóźnił, ale miał w sobie to coś, co kazało mi to spóźnienie mu wybaczyć.
Cały dzień spędziliśmy na rozmowach, spacerowaliśmy, robiliśmy sobie zdjęcia, ale zawsze były to zdjęcia pojedyncze, tak, jakby żaden z nas nie chciał mieć tu drugiego.
Czas minął bardzo szybko i wróciliśmy. Powitała nas pani Hania z czekającym na nas obiadem, za co byliśmy jej wdzięczni, bo bardzo zgłodnieliśmy. Morskie powietrze jednak wywiało z nas wiele kalorii. Po obiedzie udaliśmy się do siebie, aby odpocząć. Wziąłem gorący prysznic i nie miałem zamiaru wychodzić już dzisiaj z pokoju. Chciałem dokończyć czytać „Berka” oraz przemyśleć to nasze spotkanie z Maciejem.
Było dwadzieścia po dziewiątej, gdy zapukał Maciej, czy może, czy nie przeszkadza. Zaczęliśmy znowu rozmawiać. Tym razem piliśmy piwo, które on przyniósł. Usiadłem obok niego i wziąłem jego rękę w swoją, zacząłem ją dotykać. On zaczął mi ten dotyk odwzajemniać. W pewnym momencie wyjąłem mu z ręki szklankę i odstawiłem na stolik, a jego bezceremonialnie, delikatnym ruchem wtrąciłem na łóżko. Usiadłem na nim rozkrokiem. Trochę był tym zszokowany, ale po zdumieniu przyszła radość. Zacząłem go rozbierać, powoli pieszcząc. Całowałem każdy milimetr jego ciała, który odkrywałem, aby wzbudzić w nim jeszcze większą rozkosz niż wówczas, przy tamtym naszym pierwszym spotkaniu.. I żeby pozbył się zakłopotania tym, jak kiedyś ze mną postąpił. Choć na Wolinie mówił, że chciał mnie odnaleźć, że nawet raz był u mnie pod blokiem, nie wierzyłem mu. Gdyby naprawdę mnie szukał, to przecież bez trudu by mnie odnalazł.
Został tylko w samej bieliźnie, w której prężył się jego fallus. Dobrze znałem ten kształt i wielkość, całego wielkiego fallusa, który tak mi się wtedy spodobał i który tak mi smakował. Zdjąłem mu tę ostatnią przeszkodę przed wzięciem jego bastionu. Trochę drażniłem się z nim, liżąc, to podgryzając, to muskając pocałunkami jego przyrodzenie wraz z jądrami, aż przewróciłem go na brzuch, z czego nie był zadowolony i masowałem jego plecy to rękoma, to językiem po nich jeździłem, a czasem zawadzałem specjalnie o jego dziurkę, aby bardziej go podniecić i napawać się radością z tego spotkania oraz z tego, że ten czas urlopu będę mógł spędzić dodatkowo tak, jak tego nie planowałem.
Odwróciłem go na plecy i uniosłem nogi, aby wejść w niego.
- Zaczekaj - powstrzymał mnie, sięgnął do kieszeni spodni i podał mi prezerwatywę. Ja na przyjazd tutaj tych środków nie zabierałem. Dobrze, że on miał. I przyszedł do mnie z gumą. Więc liczył na to! - Nie mam żelu, ale guma poślizgowa, więc powoli... - powiedział.
No to powoli... I zrobiłem to. Najpierw delikatnie, a potem z coraz większą siłą napierałem na niego, aż poczułem, jak się przedarłem do jego wnętrza. Od razu ruszyłem ostro. Byłem bardzo podniecony. Właściwie to wcale nie zależało mi na jego doznaniach, chciałem tylko zaspokoić siebie. Robiłem to coraz szybciej i bardzo szybko poczułem zbliżający się orgazm. Wtedy dopchnąłem jeszcze mocniej i jeszcze szybciej - i w ostatniej chwili wyskoczyłem z niego. Spuściłem się mu na brzuch, co on skwitował uśmiechem zadowolenia. Jemu jednak moje egoistyczne podejście do tego przeżycia się spodobało, na twarzy widziałem radość. Wziąłem jednak w rękę jego fallusa i po kilku onanistycznych ruchach on też poleciał, dokładając swoją spermę na swój brzuch, obok mojej. Położyłem się na nim. Skleiliśmy się ze sobą. Zaczęliśmy się całować...
- Myślałeś czasem o mnie? - zapytał.
- Często - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Ja chyba o tobie częściej. Chcesz znać prawdę? Wtedy, tam, u ciebie... Ja zawsze byłem aktywny. Dla ciebie zrobiłem wyjątek. I dziś zrobiłem to po raz drugi...
Zaskoczył mnie. Przypomniałem sobie, jaką miał wtedy ciasną dziureczkę i z jakim trudem ją pokonałem. Ale nigdy bym nie pomyślał, że drążyłem ją jako pierwszy... Znów zaczęliśmy się całować.
Po jakimś czasie, gdy wszystkie emocje już w nas opadły, wzięliśmy wspólny prysznic i zasiedliśmy do stolika, sącząc nasze niedopite piwo. Gdy miał się już zbierać, wyjść do siebie, spytałem:
- A może... zostałbyś na noc?
- Chętnie - odrzekł bez wahania.
Co było w nocy, niech to okryje nasze milczenie. Powiem tylko tyle, że przypomniałem sobie tamten ból... gdy wrzynał się we mnie, a potem fruwałem nogami pod sufit. Maciej doskonale potrafi posługiwać się tym swoim wielkim sprzęciorkiem. Ale ja też nie byłem gorszy.
Następnego dnia po obiedzie pojechaliśmy do Międzyzdrojów, bo po śniadaniu wróciliśmy każdy do swego pokoju, aby odespać tę noc. Tam, w aptece przy molo zaopatrzyliśmy się w gumki, a ja jeszcze poprosiłem żel. Nie obchodziło mnie to, jakim wzrokiem obrzuciła mnie pani farmaceutka.
I znów noc była nasza, ale już nie taka zachłanna jak tamta poprzednia, za to bardziej wyrafinowana. Maciej odkrywał przede mną tajniki swej sztuki kochania, a ja łapczywie się jej uczyłem.
W sobotę miałem do wykonania kilka telefonów. Kurtuazyjne świąteczne życzenia, koleżankom „wesołego jajka”, kolegom wesołej babki, a wszystkim dobrej mokrej zabawy. Potem pani Hania koniecznie chciała ze mną pogadać, aby obgadać chłopaka jej córki, który miał się tu dziś po południu pojawić. Pokazała mi jego fotografię. Z wyglądu miły chłopak, ale pani Hania mu nie dowierzała.
- Może on dybie na nasz pensjonat, a nie na naszą córkę? - zastanawiała się głośno. I zaprosiła mnie na osobną kolację, jako dobrego znajomego rodziny, żebym ocenił tego narzeczonego córki. Było miło, ale pani Hania chyba trochę przesadziła z żartami, bo przedstawiła mnie jako... konkurenta do ręki jej córki, na co jej przyszły zięć mało nie zemdlał. Ale fajny z niego chłopak i na pewno bym mu nie odpuścił, gdyby tylko była okazja. Świetne ciacho!
A przed snem dyskretnie znowu pojawił się u mnie Maciej. Mając teraz pełny zapas gumek i żelu - używaliśmy, ile się dało, aż mnie jądra bolały, a jego cała dupa, bo naprawdę mu nie żałowałem.
Niedziela upłynęła nam przy stole na pożeraniu świątecznych smakowitości, ale ile można wysiedzieć przy biesiadnym stole? Dlatego pod sam wieczór wybrałem się z Maciejem na spacer nad morze, aby spalić trochę kalorii. Potem trochę czasu spędziliśmy u mnie w pokoju, ale za bardzo byliśmy przejedzeni, aby myśleć o seksie. Pogadaliśmy, pożartowali i pośmialiśmy się z siebie nawzajem. Ale dobre są takie wieczory, bo można się przy nich jeszcze bliżej poznać.
W poniedziałek rano wstałem pierwszy i z zaskoczenia zrobiłem Maćkowi takiego dyngusa, że całą pościel miał mokrą. Chciał mi oddać, ale w porę uciekłem. Za to po południu mi oddał! Zaciągnął mnie w ubraniu pod prysznic! Potem chyba z godzinę wygłupialiśmy się, wzajemnie dopełniając przepisów lanego poniedziałku. Wieczorem już pożegnaliśmy niektórych gości, ale nawet pani Hania przyznawała, że tym razem goście nie zżyli się z sobą tak jak na innych turnusach. My zostawaliśmy jeszcze do wtorku rana.
Ja i Maciej mieliśmy wracać razem, choć on miał zarezerwowany bilet na pociąg, ale jeszcze tego samego wieczora zdążył zwrócić bilet i odwołał rezerwację. Po kolacji udaliśmy się do mnie, choć Maciej chciał iść do siebie, aby dokończyć pakowanie się; kilka pocałunków i dotknięć mojej ręki za uchem nakłoniło go, aby to zrobił jutro rano. Już w drzwiach zaczęliśmy się całować, a zaraz po przekręceniu zamka w drzwiach przyparłem Macieja do nich i powoli, ale stanowczo zacząłem go rozbierać i całować. Milimetr po milimetrze, centymetr po centymetrze, stopniowo zdejmowałem z niego ubranie i oto znów miałem go nagiego. Gdy pochyliłem się do jego fallusa, on swoimi dłońmi mierzwił mi włosy, co zawsze sprawiało mi nieziemskie doznania. Wtedy on przejął inicjatywę i też mnie rozebrał. Staliśmy obaj w stroju Adama, a w rogu pokoju święciła się tylko mała lampa nocna, która nadawała nastrój, zaś w tle śpiewała swoim cudnym głosem Cecilia Bartolli. Teraz dowodzenie przejął Maciej; niespodziewanie chwycił mnie w ramiona, jak kiedyś, zaniósł do łóżka i zaczął mnie całować. Czynił to bardzo powoli, i tak jak ja, chciał wycałować każdy milimetr mojego ciała. Ale nie spoczął na tym. Po kilku minutach zaczął bawić się moim penisem, który pragnął tego i czekał na jego dotyk, już wyprężony. Maciej przygryzał go lekko, to całował, to połykał głęboko. Jak on to umiał robić? Może to wino, które krążyło mi w żyłach, może muzyka oraz ten cały nastrój spotęgowały moje doznania, ale nie to jest ważne. Gdy Maciej wszedł we mnie, pierwszy raz bez żadnego bólu! - było mi świetnie, cudownie, wspaniale. Miałem wrażenie, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Maciej jednocześnie to rękoma zabawiał się moimi jądrami, to miętosił mi sutki, to powoli poruszał się we mnie, a ja spinałem wszystkie swoje mięśnie, żeby go jeszcze bardziej podniecić i zaspokoić.
Był we mnie długo. Jeszcze nigdy aż tyle we mnie nie przebywał. Czasem zamierał zupełnie bez ruchu, pytając mnie, czy to wszystko, co teraz nas łączy, jest tylko chwilką, która znów przeminie? Jeszcze nie umiałem mu na to odpowiedzieć. A może nie chciałem? Gdy znów się poruszał, wpadałem w nieziemskie doznania. Aż nie wytrzymał. Widziałem tylko jego szybki zryw, jak wyskoczył ze mnie i nim się spostrzegłem, poczułem na brzuchu jego gorącą spermę. I znów zaczęliśmy się całować. W pewnym momencie znów gdzieś mi uciekł ustami i odkryłem je na swoim penisie, którego namiętnie zaczął całować i obrabiać swoimi pełnymi wargami i językiem. Nie musiał się wiele trudzić, bo to, w połączeniu z tym co dał mi przed chwilą, wystarczyło i zadziałało. Poczułem zbliżający się orgazm, o czym nie omieszkałem go poinformować, a on skwitował to jedynie mruknięciem i jeszcze mocniej przyssał się do mnie ustami. Eksplodowałem w jego ustach, a on dalej ssał mi penisa, aż do ostatniej kropelki tryskającej spermy. Zasnęliśmy spleceni w objęciach.
Pani Hanna żegnała nas z żalem, zapraszając, byśmy przyjechali tu latem, kiedy jest tu najpiękniej. Obiecaliśmy, że na pewno przyjedziemy.
Podróż była dziwnie milcząca. Ani Maciej, ani ja nie odważyliśmy się spytać głośno o to, co od początku nas nurtowało: co z nami będzie dalej? Czy my... Nawet podczas postoju, gdy postanowiliśmy w przydrożnym bufecie zjeść coś i napić się czegoś gorącego, Maciej nie odezwał się ani słowem, Gdy chciałem zapłacić, on natychmiast rzucił na stolik swoją cześć rachunku. Poczułem się dziwnie. Pomyślałem, że jeśli tak będzie robił dalej, to mu na koniec podróży bezczelnie powiem, że należy mi się połowa za paliwo.
Zatrzymałem się pod jego akademikiem. Miał tu swój pokój asystencki, o czym dopiero teraz się dowiedziałem. Więc nie miał swojego mieszkania.
- Jak ci mam podziękować za to wszystko? - spytał, odpinając pas, ale nie spieszył się z wysiadaniem.
Nie odpowiedziałem, bo nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Tylko patrzyliśmy sobie w oczy. Wreszcie pomyślałem, że...
- Możesz mi zostawić jakąś kartkę, wiadomość, jak wtedy...
- Że masz mnie nie szukać? Ale... ja chcę, żebyś mnie odszukał... Teraz wiem, jaką wtedy zrobiłem głupotę.
Pocałował mnie. Pochwyciliśmy się za szyję i znów zaczęliśmy się całować.
Nie mogliśmy się rozstać, ale przynajmniej teraz wiedziałem, gdzie miałbym go szukać.
Jeszcze tego samego wieczora długo rozmawialiśmy przez telefon. Wieczorem znów był u mnie. I został na noc. Ale rozmawialiśmy prawie do białego rana. Potem dopiero kochaliśmy się. Rano nieśmiało zapytał, czy... moglibyśmy zamieszkać razem. Odpowiedziałem, że najpierw na miesiąc, na próbę, potem na pól roku, na drugą próbę, jak się tamta powiedzie, a potem...
Pomyślałem: a potem, gdyby to było na całe życie, to... Bo może to, co teraz odkryliśmy w sobie, po latach, to co kiedyś było zwykłym zauroczeniem, może teraz przerodziło się w... Może będzie z tego coś? Może tak właśnie zaczyna się miłość, taka pełna, wzajemna i wieczna? Kto wie... Ale - chciałbym, żeby tak było... Żeby to było to coś, co trwa wiecznie.
wejdawustus