background image

CECILY VON ZIEGESAR

CHCĘ TYLKO WSZYSTKIEGO

Plotkara 3

Przekład Małgorzata Strzelec

Tytuł oryginału

ALL I WANT IS EVERYTHING

Muszę, muszę, muszę być uwielbiany.

The Stone Roses

background image

tematy    ◄    wstecz dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie   nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Boże Narodzenie w Nowym Jorku jest naprawdę magiczne, zwłaszcza na przedmieściach. Pachnie 

świeżym śniegiem, palącym się drewnem i świątecznymi ciastami. Z góry, z naszego penthouse'u, 

Central Park wygląda jak srebrzysty las, Park Avenue to parada świątecznych świateł, a rozmiar cho-

inki przed Centrum Rockefellera obiecuje, że to będą najbardziej niezwykłe święta ze wszystkich - 

chociaż większość z nas wypije za dużo szampana, żeby to zauważyć. Okna wystawowe wzdłuż Pią-

tej Alei są świątecznie udekorowane, a dziewczyny idą na zakupy w tych cudnych lazurowych płasz-

czach z kaszmiru od Marca Jacobsa, które kupiły w październiku i już nie mogły się doczekać, żeby je 

włożyć. A wieczorem wszyscy wychodzą, żeby się bawić, bawić, bawić! Zapomnij o uczeniu się przed 

końcem semestru, zapomnij o ostatniej szansie na wysłanie podania do college'u, zapomnij o poma-

ganiu mamie przy kupowaniu prezentów dla pokojówek, kucharzy, kierowców i pań z pralni. Łap swoją 

obcisłą kieckę z czarnej satyny od Prady, dziesięciocentymetrowe szpilki od Christiana Louboutina z 

obcasami   z   perspeksu,   pomarańczową   torebkę   Hermesa,   najprzystojniejszego   chłopaka,   jakiego 

znasz, i chodź ze mną!

Na celowniku

D z V przyklejeni do siebie przy Siedemdziesiątej Dziewiątej, koło przystani. To właściwie tragiczne - 

tyle czasu minęło, nim się zorientowali, że się sobie podobają. N kupuje czerwone róże dla J - kto by 

się spodziewał, że w tym wiecznie najaranym ciele kryje się romantyczny duch. B i S wybierają się do 

Bendela, żeby kupić sukienki na dzisiejszy bal charytatywny Czerń i Biel. Słyszę właśnie, że Flow 

(były model, wspaniały wokal i gitarzysta, którego zespół 45 za swoją debiutancką płytę  Komunik8 

zdobył MTV Music Award dla najlepszego albumu) będzie miał zaszczyt ogłosić, ile pieniędzy zebra-

no. Dochód z balu jest przeznaczony dla Bądź dobry, organizacji walczącej o prawa zwierząt, której 

rzecznikiem jest Flow. Ale kogo to obchodzi? Wszyscy wiemy, że idziemy tam tylko po to, żeby popa-

trzeć na jego idealną buzię. Do zobaczenia!

CZY ZNOWU SĄ PRAWDZIWYMI PRZYJACIÓŁKAMI?

  plotkara.net jest tłumaczeniem nazwy autentycznej strony internetowej:  

www.gossipgirl.net

  (przyp. 

red.).

*

background image

To prawda: S i B postanowiły się pocałować i pogodzić. Najwyższy czas. No bo w końcu, jak długo 

można wściekać się na kogoś, z kim w szkole średniej razem się kąpiesz? B może nie jest tak blond 

ani tak wysoka, ani tak „doświadczona” jak S, ale to nie znaczy, że musi jej nienawidzić. A S nigdy nie 

będzie   tak   zwodnicza   ani   tak   skupiona   na   sobie   jak  B,   ale   to   nie   znaczy,   że   musi   się   jej   bać. 

Dziewczyny   postanowiły   więc   zapomnieć  o  dzielących   je   różnicach   i  zaczęły  być  dla   siebie   miłe, 

przynajmniej na razie. Pytanie brzmi: Skoro znowu są razem, to co szalonego zmalują? Wierzcie mi, 

pierwsza się o tym dowiem, a wy zaraz potem. Nie żebym była dobra w dotrzymywaniu tajemnicy.

Wiem, że mnie

kochacie plotkara

background image

piękności na balu

- Gdyby była z piętnaście centymetrów wyższa, mógłby oprzeć brodę na rowku mię-

dzy jej piersiami - zauważyła Blair Waldorf, przyglądając się swojemu ekschłopakowi Nate'o-

wi Archibaldowi. Tańczył z Jennifer Humphrey, niską i wyjątkowo dobrze zbudowaną dzie-

wiątoklasistką, dla której z niewyjaśnionych przyczyn  zerwał z Blair raptem parę tygodni 

temu. - Ale wtedy nie miałby jak oddychać.

Na szczęście tego wieczoru Blair nie zjadła kolacji. W przeciwnym wypadku pobie-

głaby prosto do toalety, żeby zwymiotować z obrzydzenia.

Serena van der Woodsen, najstarsza i najnowsza przyjaciółka Blair, pokręciła w odpo-

wiedzi jasnoblond czupryną.

- Nie rozumiem - powiedziała. - Nie mam nic przeciwko Jenny, ale zawsze uważałam, 

że ty i Nate jesteście idealną parą. Jesteście sobie przeznaczeni i powinniście spędzić razem 

resztę życia.

To nie były słowa w stylu Sereny. W końcu latem po dziewiątej klasie ona i Nate za 

plecami Blair stracili razem dziewictwo. Jeśli jakaś para była sobie przeznaczona, to raczej 

należałoby się spodziewać, że właśnie Serena i Nate. Ale jak w przypadku wszystkich związ-

ków Sereny, romans z Nate'em stanowił tylko chwilowy kaprys. Blair i Nate tworzyli starą 

parę, na poważnie. Zawsze byli elementem pewnym i niezmiennym - jak odźwierny w wej-

ściu do apartamentowca Sereny przy Piątej Alei. Nie sposób wyobrazić sobie przyszłości tych 

dwojga jako pary. Obserwując ich, Serena mogła posmakować, co to znaczy być w stałym 

związku. To trochę przerażające zobaczyć, jak bardzo sprawy mogą się posypać.

Blair wypiła duszkiem kieliszek szampana. Dziewczyny siedziały samotnie przy wiel-

kim, okrągłym stole przykrytym udrapowanym muślinem i czarną taftą. Cała sala balowa ho-

telu St. Claire, w której na dobre rozkręcił się coroczny grudniowy bal Czerń i Biel, była bo-

gato udekorowana. Dziewczyny w długich czarnych sukienkach na ramiączkach od Versace-

go i Dolce&Gabbany, z białymi piórami we włosach, tańczyły z chłopcami w szeleszczących 

czarno - białych smokingach projektowanych dla Gucciego przez Toma Forda. U sufitu wisia-

ła gigantyczna kula z czarnych i białych róż. Blair miała silne wrażenie déjà vu.

Jej matka wyszła za mąż raptem miesiąc temu za Cyrusa Rose'a, głośnego, pocącego 

background image

się, grubego frajera, a przyjęcie weselne urządzono w tej sali. Wesele ponadto odbyło się w 

siedemnaste urodziny Blair, w dniu, w który planowała pójść na całość z Nate'em. Poświęciła 

długie godziny na przygotowania i raz za razem wyobrażała sobie ze wszystkimi szczegółami, 

jak to wszystko po kolei będzie przebiegało. Ale potem wpadła na Nate'a obściskującego się z 

tą małą w korytarzu hotelowym i zdała sobie sprawę, że to koniec. I nieważne już, jak sek-

sownie wyglądała w ciemnobrązowej sukience druhny od Chloé, jak niesamowite miała wło-

sy i jak wysokie miała szpilki od Manolo Blahnika. Nate za bardzo był zajęty macaniem balo-

nów tej czternastolatki z loczkami, żeby cokolwiek zauważyć.

Były to najgorsze urodziny w życiu Blair. Ale nie miała zamiaru o tym rozmyślać. To 

nie w jej stylu. Aha, jasne.

- Już nie wierze w przeinaczenie - odezwała się do Sereny, z rozmachem odstawiając 

smukły kieliszek na stół i prawie tłukąc przy tym nóżkę. Przejechała palcami po długich 

ciemnobrązowych włosach, które tego samego dnia przystrzygł Antoine, jej nowy ulubiony 

fryzjer w salonie Red Door Elizabeth Arden.

Serena roześmiała się i przewróciła oczami.

- Więc dlaczego zawsze mówisz, że Yale to twoje przeznaczenie?

- To co innego - upierała się Blair.

Ojciec Blair poszedł do Yale i ona od zawsze marzyła, żeby też tam studiować. Była 

najlepsza w swojej klasie w szkole Constance Billard, a zajęć dodatkowych miała po prostu 

od zarąbania, więc podanie o wcześniejsze przyjęcie wydawało się najbardziej oczywistym 

rozwiązaniem. Ale w czasie rozmowy kwalifikacyjnej nie wytrzymała napięcia i zamieniła się 

w gwiazdę srebrnego ekranu. Z łamiącym sercem szlochem opowiedziała facetowi od rozmo-

wy kwalifikacyjnej historię o matce, która rozwiodła się z jej ojcem, gejem, i właśnie miała 

zamiar poślubić człowieka, którego ledwo znała, a Blair nie może doczekać się college'u, 

żeby wreszcie zacząć nowe życie. A potem pocałowała go - stanęła na palcach i pocałowała 

go w zapadnięty, niedogolony policzek!

Blair zawsze wyobrażała sobie, że jest bohaterką czarno - białego filmu z lat pięćdzie-

siątych, kimś w stylu Audrey Hepbum, jej idolki. Tym razem poniosła klęskę. Teraz była 

zmuszona złożyć podanie o przyjęcie w normalnym trybie, tak jak wszyscy. Rozmawiała na-

wet z ojcem, żeby zasponsorował wymianę studencką z Yale do Francji. Dzięki temu zyskała-

by przewagę nad resztą. Mimo wszystko miała niewielkie szanse dostać się do Yale.

Wyjęła butelkę szampana ze srebrnego kubełka z lodem, który stał na środku stołu, i 

nalała sobie kieliszek.

- Przeznaczenie jest dla frajerów - stwierdziła. - To tylko nędzna wymówka, żeby po-

background image

zwolić, aby sprawy same się toczyły, zamiast wziąć je we własne ręce.

Gdyby tylko wiedziała, jak załatwić swoje sprawy, nie pieprząc wszystkiego przy oka-

zji!

Serena nie potrafiła na niczym skupić się dłużej, zupełnie jak małe szczenię, i wypiła 

już za dużo wina, żeby poruszać poważne tematy.

- Nie rozmawiajmy o przyszłości, dobra? - zaproponowała. Zapaliła papierosa i wy-

dmuchnęła dym nad głową Blair. - Wiesz, ten blondynek, z którym gada Aaron, gapi się na 

ciebie bez przerwy od dziesięciu minut. - Przykryła usta długimi, smukłymi palcami i zachi-

chotała. - Ups! Idą tutaj.

Blair odwróciła się i zobaczyła, że jej przybrany brat, który nosi dredy i jest wegetaria-

ninem. Aaron Rose, idzie do ich stolika z niewiarygodnie wysokim chłopakiem o nastroszo-

nych blond włosach, jasnobrązowych oczach i w doskonale skrojonym smokingu od Arma-

niego. Blondyn bębnił smukłymi palcami w swoje nadzwyczaj długie nogi i gapił się na lśnią-

ce, czarne buty od Christiana Diora, jakby bał się, że się potknie. Za plecami tych dwóch 

chłopców parkiet roił się od ślicznych, prześlicznie ubranych dziewczyn z wyjątkowo przy-

stojnymi facetami, obejmującymi się za szyje i kołyszącymi się do piosenki Becka.

- Powiedz Blair coś miłego - podsunęła Serena Aaronowi, - Dziewczyna martwi się 

przyszłością.

- A kto się nie martwi? - Blair przewróciła oczami.

Aaron wykrzywił wąskie usta we współczującym uśmiechu. Przyjechał na bal razem z 

Blair i Sereną, lecz od razu zostawił dziewczyny przy szampanie i papierosach, żeby poszu-

kać swoich znajomych. Ale Blair ostatnio była przybita Z powodu ślubu rodziców, koszmar-

nej rozmowy kwalifikacyjnej w Yale i całej reszty. Potrzebowała wsparcia.

- Przepraszam. Kiepski ze mnie partner na randkę. Może chcesz zatańczyć?

Blair go zignorowała. Czy wyglądała na kogoś, kto ma ochotę tańczyć? Zerknęła na 

wysokiego przyjaciela Aarona.

- Kim jesteś?

Blondyn uśmiechnął się szeroko. Zęby miał jeszcze bielsze od koszuli.

- Miles. Miles Ingram.

Syn Danny'ego Ingrama, słynnego właściciela restauracji i nocnych klubów, tak popu-

larnych jak Gorgon w Nowym Jorku i Trixie w Los Angeles, i wiele innych.

- Chodzi ze mną do klasy w Bronxdale - dodał Aaron. - Zakładamy zespól. Miles gra 

na perkusji.

Blair sączyła szampana, czekając, aż powiedzą coś, co nie będzie tak strasznie nudne.

background image

Miles uśmiechnął się do niej szeroko i zabębnił palcami w oparcie wolnego krzesła.

- Jesteś o wiele ładniejsza, niż myślałem - powiedział.

Był milutki, ale to bębnienie palcami potrafiło naprawdę wkurzyć. Nie odpowiedziała 

uśmiechem. Podniosła kieliszek. Aaron pewnie odmalował ją przed przyjacielem jako po-

tworną jędzę, a Miles spodziewał się, będzie miała brodawki na nosie i miotłę pod tyłkiem.

Niezupełnie. Aaron nie lubił mówić o swojej nowej przybranej siostrze, bo chciał ją 

zatrzymać dla siebie. Ale spokojnie, bez pośpiechu - dojdziemy do tego później.

Aaron odgarnął dredy za ucho.

- A to Serena - wyjaśnił Milesowi.

Miles obrzucił wzrokiem idealne rysy twarzy Sereny, jej głębokie błękitne oczy, smu-

kłą figurę i fantastyczną czarną sukienkę od Gucciego. Pozwolił sobie zatrzymać  na niej 

wzrok przez chwilę - trudno było się powstrzymać, po czym odwrócił się do Aarona.

- To dziwne. Nie mówiłeś, że Blair jest taka piękna.

Aaron wzruszył ramionami. Wyglądał na zakłopotanego.

- Przepraszam.

Dziewczyny zapaliły i nadal czekały, aż wydarzy się coś szalonego. Biorąc pod uwa-

gę, co przed chwilą Blair powiedziała na temat przeznaczenia, to one powinny zadbać, aby 

coś się wydarzyło.

Aaron odchrząknął.

- Na pewno nic masz ochoty zatańczyć? - zapytał znowu Blair.

Blair zauważyła, że Aaron nie ma muszki, a koszulę wypuścił ze spodni i rozpiął pod 

szyją. Najwyraźniej chciał przez to dać coś do zrozumienia. Zaciągnęła się i dmuchnęła mu 

dymem prosto w twarz.

- Nie, dzięki.

Piosenka Becka skończyła się i ludzie tłoczyli się wokół stolików, żeby wlać w siebie 

trochę procentów.

- Nóg nie czuję! - jęknęła Kati Frank, opadając na krzesło naprzeciwko Blair i zdejmu-

jąc szpilki.

- Ja też - wtrąciła Isabel Coates, opadając na krzesło obok Kati.

Przez ostatnie dwa lata, kiedy Serena była w Hanover Academy w New Hampshire, 

Isabel i Kati nie odstępowały Blair na krok. Razem kupowały kosmetyki w Sephorze, razem 

piły cappuccino w Le Canard i nawet do toalety chodziły razem. Blair rządziła życiem towa-

rzyskim, więc kiedy z nią były, czuły się niemal sławne, wszędzie przyjmowano je jak królo-

background image

we. Ale przed Dniem Kolumba

  wyrzucili Serenę ze szkoły z internatem. Wróciła więc do 

Nowego Jorku i ukradła Blair dziewczynom. Kati i Isabel znowu stały się zwykłą Kati i zwy-

kłą Isabel.

- Dziewczyny, a dlaczego nie tańczycie? - zapytała Kati.

Blair wzruszyła ramionami.

- Nie jestem w nastroju.

- Musimy tylko przetrwać ten tydzień przed końcem semestru - westchnęła Isabel. 

Znudzenie na twarzy Blair pomyliła ze zmęczeniem. - A potem wyrwiemy się gdzieś na Boże 

Narodzenie.

- Macie szczęście, że wyjeżdżacie gdzieś, gdzie jest ciepło - dorzuciła Kati. - Ja będę 

musiała jechać na głupie narty do głupiego Aspen. Znowu!

- To i tak masz lepiej niż ja w moim nudnym domku w Connecticut - odparła Isabel.

- Ja się cieszę. Będzie niesamowicie. - Serena uśmiechnęła się podekscytowana.

Kati i Isabel spiorunowały ją wzrokiem.

Blair i Serena razem wyjeżdżały na ferie świąteczne na St. Hans. Matka Blair i ojciec 

Aarona spędzali miesiąc miodowy, żeglując po Karaibach i ustawili wszystko tak, żeby w 

święta spotkać się z Blair, Aaronem i młodszym bratem Blair, Tylerem, w ekskluzywnym ku-

rorcie Isle de la Paix na St. Bans. Każde mogło zabrać ze sobą kogoś z przyjaciół, więc Blair 

zaprosiła Serenę po tym. jak pogodziły się w łazience w czasie wesela matki.

Oczywiście wracają do Nowego Jorku na sylwestra. Po ukończeniu dwunastego roku 

życia żadna szanująca się dziewczyna nie wita Nowego Roku gdzieś na wakacjach z rodzica-

mi.

- Świetnie będzie - zgodziła się Blair z szelmowskim uśmiechem. Oczami wyobraźni 

już widziała siebie: ze skórą gładką od olejku, w nowym bikini od Missoniegona nieskazitel-

nym białym piasku plaży, twarz ma schowaną za ogromnymi ciemnymi okularami od Chanel, 

a zabójczo przystojni chłopcy w szortach do surfingu przynoszą jej egzotyczne drinki w łupi-

nach kokosa. Zapomni o Yale i Nacie, i o matce, i o Cyrusie. Będzie przypiekać się na kolor 

kawy z mlekiem, leżąc pod gorącym słońcem. Oczywiście wiedziała, że Kati i Isabel aż skrę-

ca z zazdrości, bo nie zaprosiła żadnej z nich na St. Bans, ale miała to absolutnie gdzieś.

Jeszcze tylko tydzień.

Chuck Bass stanął za Blair i położył swoje wielkie, ciepłe ręce na jej odsłoniętych, 

wyćwiczonych dzięki tenisowi ramionach.

 Dzień Kolumba - święto obchodzone w Stanach Zjednoczonych w drugi poniedziałek października - 

upamiętniające odkrycie Ameryki przez Krzysztofa Kolumba (przyp. tłum.).

background image

- Właśnie widziałem Nate'a i tę małą z Constance obściskujących się w kącie - oznaj-

mił, jakby ktokolwiek chciał o tym wiedzieć.

Chuck był przystojny, tak jak ci mroczni faceci z reklam wody po goleniu. Był też naj-

bardziej napalonym chłopakiem w całym Nowym Jorku. W październiku próbował napasto-

wać Serenę w apartamencie hotelu Tribeca Star (należącym do jego rodziny), kiedy straciła 

przytomność, bo za dużo wypiła. W tym samym tygodniu prawie namówił małą Jenny Hum-

phrey, żeby zdjęła dla niego sukienkę w damskiej toalecie na imprezie „Buziak w usteczka”.

Chuck to wyjątkowo odrażający typ, ale nadal wszyscy go tolerowali, bo był jednym z 

nich. Chodził do małej prywatnej szkoły tylko dla chłopców. W podstawówce uczył się tań-

czyć w studiu Arthura Murraya i brał lekcje tenisa w Asphalt Green. Śpiewał w chórze ko-

ścielnym kaplicy hotelu na plaży w południowej Francji. Był zapraszany na najlepsze imprezy 

i na najbardziej ekskluzywne prywatne wyprzedaże, tak jak oni wszyscy. Urodził się, żeby 

żyć w wielkim świecie, tak jak oni wszyscy. Nawet gdy został odrzucony, i tak wracał po 

więcej. Absolutnie nic go nie zrażało.

Blair próbowała strącić jego dłonie.

- I co z tego?

Chuck nadał trzymał dłonie tam, gdzie je położył.

- Nate'owi nigdy nie udało się ciebie namówić, nie? - Zaczął masować jej ramiona. - 

Pomyślałem sobie, że może mnie przypadnie ten zaszczyt.

Blair zesztywniała. Do tej pory nie miała specjalnych problemów z Chuckiem, ale te-

raz zrozumiała, dlaczego Serena tak serdecznie go nie cierpi. Odsunęła krzesło, wyszarpując 

się spod jego dłoni, i wstała.

- Muszę zrobić siusiu - oznajmiła wszystkim przy stole, Chucka ignorując całkowicie. 

- A potem wynośmy się stąd. Możemy się zabawić u mnie w domu.

Aaron wstał i zrobił krok w jej stronę, odgarniając w zażenowaniu dredy za uszy.

- Wszystko w porządku? - zapytał z troską.

W tej chwili zachowanie w stylu Pan Wrażliwy wkurzało Blair równie mocno, co 

obrzydliwe zagrywki Chucka.

- Tak.

Odwróciła się i przemaszerowała przez salę w dziesięciocentymetrowych szpilkach od 

Christiana Louboutina z obcasami z perspeksu i w superobcisłej czarnej sukience Gucciego. 

Patrzyła przed siebie, żeby nie zauważyć Nate'a z małą Ginny, czy jak ona się nazywała.

Ludzie zaczęli zbierać się na parkiecie, rozmawiali z podnieceniem. Flow - najprzy-

stojniejszy lider spośród wszystkich liderów różnych zespołów - zaraz się zjawi. Ale Blair 

background image

miała to gdzieś. Nie szalała na punkcie sławnych ludzi. Nie musiała: była gwiazdą filmu, któ-

ry nieustannie widziała w wyobraźni, najsłynniejszą osobą, jaką znała.

background image

sławny przystojniak całkowicie zmienia sytuację

Jenny przez cały wieczór chodziła jak pijana ze szczęścia. Zanim przyjechali na bal, 

Nate ubrany w nowiutki smoking od Donny Karan podjechał po nią taksówką, zabrał ją na su-

shi i zbyt dużą ilość sake w Bond, a potem podarował jej mały turkusowy wisiorek w kształ-

cie gwiazdki od Jade Jaggera. Jego zielone oczy błyszczały w świetle świec, a złocistobrązo-

we włosy były idealnie zmierzwione. Jenny starała się zapisać w pamięci każdą scenę, żeby 

rano namalować następny jego portret i dodać do swojej kolekcji.

Najlepsze był to, że kiedy zjawili się na balu, Nate nie ciągał jej, żeby rozmawiała z 

ludźmi, których nie znała Nawet jego najlepsi, wiecznie hałaśliwi przyjaciele, Jeremy Scott 

Tompkinson, Anthony Avuldsen i Charlie Dern, zostawili ich w spokoju. Dziś wieczór Nate 

należał tylko do niej; wystarczało mu do szczęścia, że ją obejmował, gdy całowali się po ci-

chu w kącie.

- Kojarzysz taki obraz Pocałunek Gustava Klimta? - zapytała z przejęciem Jenny, pa-

trząc na prześliczną twarz Nate'a.

Nate zmarszczył brwi.

- Chyba nie.

- Tak, na pewno kojarzysz. Jest strasznie znany. W każdym razie pasuje do tego, co te-

raz czuję.

Nate wzruszył ramionami i spojrzał na scenę.

- Chyba ten gość z 45 zaraz wyjdzie i coś powie.

Jenny oparła się o ścianę. Jeszcze niedawno by się posiusiała ze szczęścia, że zobaczy 

taką sławę jak Flow, ale teraz chciała tylko dalej całować się z Nate'em.

- I co z tego? - zachichotała i dotknęła wierzchem dłoni ust, ostrożnie, żeby nie rozma-

zać błyszczyka. - To było mile - dodała cicho.

- Co? - zapytał Nate, rozglądając się z roztargnieniem po sali.

- Nigdy wcześniej nie całowałam się tak długo - wyznała Jenny.

Nate odwrócił się do niej i uśmiechnął. Wypalił skręta po drodze, gdy po nią jechał, i 

nadal czuł efekt. Podobała mu się sukienka Jennifer. Długa i czarna, z głębokim wycięciem z 

przodu i z tyłu oraz z efektowną białą lamówką, która okręcała się wokół drobniutkich kostek 

background image

Jenny.

Kupiła ją w Century 21, w sklepie, gdzie po zniżkowych cenach można kupić marko-

we ciuchy. Odwiedzają go łowcy okazji i ludzie wyjątkowo bezmyślni, kupujący wszystko, 

co ma odpowiednią metkę, nawet jeśli ewidentnie jest to rzecz nieudana albo pomyłka projek-

tanta, która nigdzie indziej poza Century 21 w życiu by się nie sprzedała.

Jenny poświęci kieszonkowe z czterech miesięcy, żeby zwrócić ojcu za sukienkę, ale 

Nate nie musiał o tym wiedzieć. Uważał, że wygląda w niej jak czarno - biały anioł. Anioł z 

najładniejszymi balonami, jakie w życiu widział. Wyciągnął ręce i pogłaskał ją po ramionach. 

W dotyku też była miła, mila i ciepła, jak świeżo upieczony chleb w pięciogwiazdkowej re-

stauracji.

Didżej zaczął grać przebój 45,  Korrupr Me.  Flow wkroczył dumnie - nie wiadomo 

skąd - na parkiet. Miał na sobie smoking i czerwoną koszulkę z napisem 

BĄDŹ MIŁY wypi-

sanym dużymi białymi literami. Szczerzył zęby w uśmiechu jak ktoś, kto wie, że jest jednym 

z najprzystojniejszych facetów na świecie. Flow był synem duńskiej modelki bielizny i jamaj-

skiego króla kawy. Wyglądał jak opalona, błękitnooka wersja Jima Morrisona z Doorsów - 

kapeli z lat sześćdziesiątych. Stanął za szklanym pulpitem, muzyka ucichła. Wszyscy zaczęli 

wrzeszczeć i klaskać. Jenny wsunęła swoją drobną dłoń w większą dłoń Nate'a i uścisnęła ją, 

gdy wyszli z kąta, żeby popatrzeć.

- Chcę wam wszystkim gorąco podziękować za to, że się odstawiliście i przyszliście 

tutaj, żeby zbierać pieniądze na... - Flow rozsunął poły smokinga i wskazał na swoją koszul-

kę. Któryś z dziarskich, rozentuzjazmowanych gości, kto nie bal się wyjść na kretyna, krzyk-

nął: „Bądź miły!”

W tej samej chwili Blair z rozmachem otworzyła drzwi damskiej toalety i zobaczyła, 

że Nate i Jenny stoją dokładnie na jej drodze, trzymając się za ręce. Jenny miała na sobie su-

kienkę w stylu babuni, za dużej w biodrach, a za ciasnej w ramionach, wątpliwej marki. Wy-

glądali z Nate'em tandetnie, jak dzieciaki z przedmieścia na balu maturalnym.

Blair poprawiła ramiączka sukienki i cmoknęła pomalowanymi na rubinowo ustami. 

Im prędzej się stąd wyniesie, tym lepiej. Ale nie mogła uciec chyłkiem jak jakaś biedna, po-

rzucona eksdziewczyna. Cholera, na to była zbyt dumna. Zdecydowanie zbyt dumna.

- Chciałbym także podziękować komitetowi organizacyjnemu, któremu przewodniczy-

ły Blair Waldorf i Serena van der Woodsen - ciągnął Flow, czytając z maleńkiej karteczki 

schowanej w dłoni. Ej, dziewczyny, może byście tu przyszły i pomogły mi ogłosić, ile ze-

braliśmy pieniędzy?

background image

Wszyscy wykręcili głowy, szukając Sereny i Blair.

Z   typową   dla   siebie   żywiołowością,   Serena   wykrzyknęła   radośnie   i   swobodnie,   z 

wdziękiem przeszła przez parkiet w stronę podium z rozwianymi jasnymi włosami. Flow cof-

nął się o krok. oniemiały jej urodą, a Serena pochyliła się nad mikrofonem:

- Chodź, Blair! - krzyknęła, rozglądając się po zatłoczonej sali. - Rusz się tutaj!

Blair czuła, że ludzie gapią się na nią. Spróbowała się uśmiechnąć i ruszyła ze swoje-

go posterunku przy drzwiach do toalety. Przeszła tuż przed nosem Nate'a i Jenny.

Nate otworzył usta, gdy Blair śmignęła obok niego. Wyglądała na wyższą, niż pamię-

tał, a jej pupa nabrała wyrazu. Jej długie włosy błyszczały, a skóra miała perlisty połysk. Wy-

glądała rewelacyjnie. Nie, wyglądała lepiej niż rewelacyjnie. Nagle poczuł się zagubiony. 

Miał ochotę złapać Blair za rękę i powiedzieć: „Chodź no tutaj. Popełniłem błąd”. Ale Jenny 

uścisnęła jego dłoń, a on spojrzał w jej ujmujące brązowe oczy i głęboki rowek miedzy pier-

siami. Natychmiast zapomniał o Blair.

Był jak wyjątkowo głupi labrador. Jeśli mu pomachasz przed nosem kijkiem, będzie 

musiał go złapać, ale jeśli rzucisz mu piłkę tenisową, zapomni o kijku i poleci za piłką.

Blair stanęła za pulpitem. Flow podał Serenie karteczkę, uśmiechając się od ucha do 

ucha, bo przewodniczące komitetu okazały się prawdziwymi Ślicznotkami.

- No dobra - powiedziała Serena, czytając karteczkę. - Zebraliśmy wiec osiem tysięcy 

czterysta dolarów. Wszystko zostanie przekazane organizacji Bądź Miły, międzynarodowemu 

funduszowi ratowania zwierząt. - Popisała się słynnym uśmiechem, który obfotografowało 

już tylu reporterów z kronik towarzyskich i rubryk z plotkami. Szturchnęła Blair w rękę.

Blair uczestniczyła w setkach takich imprez. Wiedziała, jak to leci.

Pochyliła się do mikrofonu.

- Dziękujemy  wam  za  przyjście!   - krzyknęła   i uśmiechnęła   się swoim  najlepszym 

uśmiechem dobroczyńcy. - I nie zapomnijcie zabrać torebek z upominkami - to najlepsza 

część zabawy!

Muzyka znowu zaczęła grać, ale teraz głodniej. Wszyscy znowu pili i tańczyli. Flow 

szepnął coś Serenie do ucha. Jego oddech połaskotał ją w ucho i nieco je rozgrzał. Pachniał 

świeżą skórą.

Serena zachichotała.

- Poczekaj chwile, dobra?

Flow kiwnął głową, a Serena złapała Blair za rękę, wyciągnęła ją zza pulpitu i popro-

wadziła do stołu.

- Chce, żebym spotkała się z nim na zewnątrz. Przejedziemy się jego limuzyną. Zabie-

background image

raj szybko swój płaszcz. Ty też jedziesz.

Blair zmarszczyła brwi. Nie lubiła być piątym kołem u wozu, to nie w jej stylu.

- Nie sądzę.

Serena udawała, że jej nie słyszy. Nie miała zamiaru pozwolić Blair, żeby popsuła całą 

imprezę.

Kati, Isabel, Chuck, Aaron i Miles nadal siedzieli przy stoliku, popijając wódkę, którą 

Chuck przemycił w srebrnej piersiówce z monogramem.

- Chodźcie! - zawołała Serena rozradowana. - Wszyscy wychodzimy! Jedziemy na im-

prezę limuzyną Flowa!

Blair wyłowiła numerek do szatni ze swojej niezupełnie ekologicznej, podłużnej to-

rebki z norek i pancernika od Fendiego. Entuzjazm Sereny bywał irytujący. Ale trudno powie-

dzieć, żeby na balu bawiła się jakoś szczególnie dobrze.

Podobał jej się pomysł, żeby odstawić się i pojeździć po mieście, oglądać świat zza 

przyciemnionych szyb limuzyny. To było takie w stylu Audrey ze Śniadania u Tiffany'ego.

A może przejażdżka z Flowem będzie czymś, co w magiczny sposób zmieni jej życie 

z pasma katastrof w ciąg spełnionych marzeń.

A może nie.

Nate zaczął się nudzić samym całowaniem Jenny. Nie miał co pić i naprawdę potrze-

bował następnego skręta.

- Masz ochotę na spacer? - zapytał.

Jenny uśmiechnęła się. Jego rzęsy wyglądały jak skąpane w złocie, zupełnie jak wło-

sy. Jedno tylko mogłoby uczynić ten wieczór jeszcze bardziej idealnym - gdyby Nate powie-

dział, że ją kocha. I mając nadzieję, że to właśnie chce jej powiedzieć, zgodziła się z zapałem:

- Jasne.

Zabrali płaszcze. Nate przytrzymał jej drzwi, gdy wychodzili z tętniącego życiem ho-

telu.

Ogromna limuzyna o przyciemnianych szybach stała zaparkowana przed budynkiem. 

Zeszli na chodnik po marmurowych schodach. Nate wypuścił dłoń Jenny, żeby dyskretnie za-

palić skręta. Jenny zawiedziona bawiła się czarnymi zamszowymi rękawiczkami. Jeżeli Nate 

ma zamiar wyznać jej miłość, to wolałaby, żeby nie był wtedy na haju.

Nagle ciemna szyba w limuzynie opuściła się i pojawiła się śliczna blond głowa Sere-

ny.

- Ej, wy!  - krzyknęła  do Jenny i Nate'a. - Chodźcie!  Mamy imprezę!  Wsiadajcie! 

Wsiadajcie!

background image

Serena jak zwykle działała pod wpływem impulsu. Nawet nic pomyślała, że to ostatni 

ludzie na ziemi, których Blair chciałaby widzieć.

Jenny zawsze uwielbiała Serenę, przejażdżka z nią wydawała się ekscytującym i deka-

denckim pomysłem. Bardziej ekscytującym niż chodzenie w mroźną noc i czekanie, aż Nate 

odpłynie. Dotknęła jego ręki.

- Możemy?

Nate wzruszył ramionami. Mógł zrobić wszystko, o ile będzie mógł zabrać ze sobą 

skręta.

- Jasne. Czemu nie?

Drzwi otworzyły się, a Jenny, chichocząc, zaczęła gramolić się nad masą nóg w kaba-

retkach i w spodniach od smokingów. W końcu wkręciła się w odrobinę miejsca tuż przy 

oknie, obok dziewczyny, która miała najbardziej niezwykłe buty. chyba potwornie drogie. 

Jenny w życiu czegoś takiego nie widziała. I tak się składa, że to była eksdziewczyna Nate'a - 

Blair Waldorf.

Jenny zaczerwieniła się jak burak i natychmiast odwróciła głowę - a wtedy zobaczyła 

rzucającego jej lubieżne spojrzenie Chucka Bassa, tego dupka, który przykleił się do niej w 

łazience na imprezie „Buziak w usteczka” w październiku.

Widzisz, co się dzieje, kiedy nurkujesz do limuzyny, nie sprawdziwszy wcześniej, kto 

jest w środku?

background image

D może uchowa się do ślubu

Daniel Humphrey odgryzł różowy paznokieć Vanessy Abrams i wypluł go na brązowy 

kudłaty dywan leżący w jego sypialni. Ten paznokieć był dużo dłuższy od reszty i Dan miał 

już dość tego, że Vanessa cały czas go nim drapała.

- Ej, to był mój paznokieć do gitary! - zaprotestowała Vanessa, wyrywając dłoń. żeby 

ocenić straty.

Dan roześmiał się. Jego blada twarz wykrzywiła się pod szopą włosów. Rzadko kiedy 

je obcinał, ale za długie włosy pasowały do wizerunku poety, który nadużywa kofeiny.

- Jakbyś grała na gitarze.

Vanessa   wzruszyła   ramionami   i   potarła   czubek   głowy   bladymi   knykciami.   Miała 

ogromne brązowe oczy, bladą cerę, wąskie czerwone usta i mogłaby być ładna, gdyby prze-

stała golić głowę. Ale Vanessy nie interesowała uroda, ona wolała brzydką stronę rzeczywi-

stości, jej mroczne zakamarki.

- Skąd wiesz? Za dnia widuję się z tobą, ale w nocy daję czadu.

- Nawet nie lubisz głośnej muzyki - szydził Dan. Pchnął ją na łóżko i zaczął łaskotać 

pod pachami. - Twoja ulubiona płyta to nagranie burzy z piorunami.

- Przestań! - pisnęła Vanessa, śmiejąc się histerycznie, machając na oślep rękoma i no-

gami. - Danielu Randolphie Humphreys, przestań natychmiast!

Prawda, że są słodcy?

Dan przestał ją łaskotać i usiadł prosto.

- Powiedziałaś to słowo na „r”.

Vanessa poprawiła golf. który podjechał w górę na jej bladym, nieco pulchnym brzu-

chu.

- Randolph, Randolph, Randolph.  Kto daje dziecku na drugie Randolph? Brzmi jak 

nazwa prezerwatyw albo imię gwiazdy porno. Randolph Posuwacz! - zanosiła się od śmiechu.

Dan nagle umilkł. Marszcząc brwi, wsunął palec w dziurę wypaloną papierosem w 

starym, zielonym wełnianym kocu wojskowym, którym przykrywał łóżko.

Vanessa usiadła.

- Przepraszam. Obiecałam, że nie będę już nabijać się z twojego drugiego imienia, a 

background image

teraz siedzę tu i wyję jak szakal.

Ale nie to gryzło Dana.

- Ile lat ma Clark? Dwadzieścia dwa? - zapytał.

Oczy Vanessy zrobiły się jeszcze większe. Clark był barmanem, z którym widywała 

się, zanim Dan w końcu zajarzył i zrozumiał, że on i .Vanessa powinni być kimś więcej niż 

przyjaciółmi.

- No, i co z tego?

- Prawdziwy ogier?

- Chyba. - Nadal nie wiedziała, do czego Dan zmierza. Zakręcił się gwałtownie na łóż-

ku i zapalił milion któregoś camela tego dnia. Zaciągnął się głęboko i wydmuchnął błękitno-

szary dym nad głową Vanessy. Chciał wyglądać na spokojnego.

- Więc wy... OM... uprawialiście seks?

Vanessa próbowały ukryć uśmiech. A więc o to chodziło. Zastanowiła się nad odpo-

wiedzią.

- Tak jakby.

- Tak jakby tak, czy tak jakby nie?

- Tak jakby tak, ale niedużo - odparła z wahaniem Vanessa.

Poszła do łóżka z Clarkiem dwa razy. Pierwszy raz był w środku dnia. Była tak skrę-

powana myślami o swoim ciele, że nie zwracała uwagi na nic innego. Za drugim razem bar-

dziej się rozluźniła, ale nadal nic rozumiała, o co tyle 

hałasu

Dla niej to było w zabawny spo-

sób prehistoryczne. Bo to właściwie dokładnie to samo, co robią zebry i hieny w porze godo-

wej na filmach przyrodniczych. Z drugiej strony fajnie było mieć to za sobą. Dzięki temu czu-

ła się bardziej doświadczona - pewne rzeczy już znała i robiła.

Rozumiem. - Dan znowu zaciągnął się. I jeszcze raz. Patrzył na szew na obszyciu bia-

łej, poplamionej kawą poduszki. On był prawiczkiem, a Vanessa już nie była dziewicą. Nie 

wiedział, jak się powinien z tym czuć.

Właściwie to wiedział. Czul się zdenerwowany, głupi, niski, chudy, blady, dziwny i 

kompletnie z innej bajki. Czemu poszła do łóżka z innym facetem?

Słuchaj, wiem, że jesteś prawiczkiem - powiedziała wprost Vanessa. - Ale to nie zna-

czy, że musisz nim zostać na zawsze. - Uniosła znacząco brwi i uśmiechnęła się szeroko.

Dan podniósł wzrok i odpowiedział uśmiechem. Zaczerwienił się mocno.

- Naprawdę?

Vanessa skinęła głową i przysunęła się nieco do niego.

- Naprawdę.

background image

Położyła dłonie na jego chudej piersi i pchnęła go na łóżko. Potem wyjęła papierosa z 

jego dłoni i utopiła go w niedopitej wystygłej kawie.

- Nie martw się - powiedziała chrapliwym głosem doświadczonej kobiety. - Wiem, co 

robię.

Pocałowała go delikatnie w usta i zaczęła ich oboje rozbierać. Najpierw ściągnęła z 

niego szarą koszulkę, a potem zdjęła swój czarny golf. Miała na sobie obcisły czarny top. Za-

wsze ubierała się na czarno.

Dan wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Nie tak to sobie wyobrażał. Dla niego seks 

był zaraz obok narodzin i śmierci jednym z najbardziej krańcowych, poetyckich doświadczeń 

w życiu człowieka. To nie coś, co człowiek robi z dziewczyną w sobotni wieczór przed koń-

cem semestru, kiedy trochę się nudzi. To było coś, co się robi, kiedy już naprawdę ludzie zna-

ją się do końca i pod każdym względem - intelektualnym, duchowym, filozoficznym. Bawił 

się nawet mysią, żeby poczekać z seksem aż do małżeństwa. Chciał mieć pięciu synów i dać 

im imiona swoich ulubionych pisarzy: Kafki, Goethego, Sartre'a, Camusa i Keatsa. Nawet je-

śli nie poczeka do ślubu, pierwszy raz powinien być częścią odkrywania, jakby się uczyli mó-

wić do siebie w nowym języku.

Ale Vanessa nauczyła się już tego języka od innego faceta.

- Masz piękne wąskie stopy - zauważyła, gdy klęczała na podłodze i zdejmowała Da-

nowi skarpetki.

Dan usiadł i cofnął stopy.

- Poczekaj.

Vanessa wpełzła na materac i usiadła obok niego po turecku, w samych rajstopach i 

topie.

- Co jest?

- Nie chcę tego robić - powiedział Dan. Splótł chude ręce na nagiej piersi. Nadal miał 

na sobie sztruksy, ale czuł się całkiem nagi. - To znaczy nie tak od razu.

Vanessa szturchnęła go zawadiacko w ramię.

- Za pierwszym razem też się denerwowałam. To nic takiego - powiedziała uspokaja-

jąco. - Obiecuję.

Dan przełknął ślinę i spojrzał na sufit. Patrzył na pęknięcie w sztukaterii.

- Wolałbym poczekać, aż to będzie bardziej... naturalne.

- No... dobra - odparła powoli Vanessa. - Ale to tylko seks, zrozum. To nie jest wiersz.

Najwyraźniej nie rozumiała. Dla Dana to był wiersz. Pewnie najważniejszy wiersz, 

jaki kiedykolwiek napisze.

background image

Sięgnął po koszulkę i wciągnął ją przez głowę.

- Naprawdę wolałbym poczekać, i tyle.

- Dobra - rzuciła Vanessa, tracąc cierpliwość.

Dan zawsze wszystko analizował. Pisał w swoich czarnych notatnikach tak długo, aż 

nie pozostawało nic więcej do napisania. Uwielbiała to, że jest taki wrażliwy i romantyczny, 

ale czasem byłoby miło, gdyby trochę się zapomniał i dał się ponieść. Z drugiej strony podko-

chiwała się w nim od pierwszego spotkania, odkąd postali najlepszymi przyjaciółmi, jakieś 

trzy lata temu. Nie miała zamiaru wszystkiego popsuć, skoro w końcu byli razem.

Dan zapalił następnego papierosa. Ręce mu się potwornie trzęsły.

Vanessa znowu go szturchnęła.

- Ej, nie martw się. Jeśli o mnie chodzi, możemy tego nie robić. W porządku?

Kiwnął głową, a Vanessa złapała jego rękę i położyła ją na ramieniu tak, żeby ją objął. 

Ułożyli się na łóżku. Dan wydmuchiwał dym w stronę chińskiego czerwonego lampionu nad 

swoją głową i delikatnie głaskał kciukiem szorstką, ciemną głowę Vannessy. Cieszył się, że 

nie musi wiele tłumaczyć. To było fajne - spotykać się z najlepszą przyjaciółką. Znała go nie-

malże lepiej niż on sam.

Leżeli tak przez chwilę, patrząc, jak dym z papierosa szybuje w powietrzu. To była 

kolejna fajna rzecz w chodzeniu z najlepszą przyjaciółką. Nie zawsze trzeba rozmawiać.

- Kiedy tylko zaczną się ferie, chcę nakręcić jeszcze trochę materiału do mojego filmu 

- powiedziała Vanessa, przerywając ciszę. - Boję się, że moja Wojna i pokój jest zbyt mrocz-

na, żeby wysłać ją na uniwersytet.

Ostatni film Vanessy opierał się na scenie z Wojny i pokoju Tołstoja. Dan grał w nim 

księcia Andrzeja uzależnionego od kokainy. Vanessa złożyła już wcześniej papiery na Uni-

wersytet Nowojorski i chciała im wysłać film zamiast eseju, ponieważ jej główną specjaliza-

cją miała być reżyseria. Nic mogła się doczekać. Jeszcze tylko jeden semestr w Constance 

Billard. w szkole dla grzecznych dziewcząt, do której (Bogu dzięki) nie pasowała, i wreszcie 

będzie wolna, wolna, wolna!

Dan wydmuchnął długą smużkę dymu. Nie rozumiał, czym Vanessa się denerwuje. Jej 

filmy były mroczne, ale dzięki temu genialne. Nie ma siły - muszą ją przyjąć na uniwerek.

- Jeżeli ktoś tu powinien się martwić, to ja - powiedział i znowu ręce mu zadrżały.

- Co masz na myśli? Każda szkoła, w której jest porządny kurs pisarski, zabiłaby się, 

żeby cię tylko zdobyć.

- Tak, ale mówimy o mrocznych rzeczach. Moje wiersze są... - Dan urwał. Jego wier-

sze były bardzo osobiste. Wydawało mu się to trochę dziwne - wysłać cały ich plik do przy-

background image

padkowych ludzi zajmujących się rekrutacją w Columbii, w Brown albo w Vassar. Zupełnie 

jakby obnażał duszę przed kimś zupełnie obcym, kto mógł nawet nie czytać Goethego, Sartre-

'a albo Camusa i mógłby nie zrozumieć ewidentnych odniesień do ich dzieł.

- Wiesz, mógłbyś opublikować kilka swoich wierszy - zasugerowała Vanessa. - To na-

prawdę zachęciłoby ludzi od rekrutacji, żeby się tobą zainteresowali.

Dan wcisnął peta do pustej puszki po coli.

- Aha. jasne - powiedział.

Lubił pisać, ale zdecydowanie nie był gotowy, żeby cokolwiek wysłać do druku. Jesz-

cze nawet nie odnalazł własnego stylu. Wiedział to. Każdy jego nowy wiersz brzmiał inaczej 

niż poprzednie.

Vanessa znowu usiadła.

- Mówię poważnie. Powinieneś spróbować.

Dan schował się pod prześcieradła.

- Jak uważasz - mruknął bez przekonania.

Nie był gotowy na seks, nie był gotowy na opublikowanie wierszy. Poczuł jeszcze 

mocniej, że do niczego się nie nadaje.

Vanessa wiedziała, kiedy trzeba się wycofać. Wzięła głęboki wdech i przestroiła się na 

swojego wewnętrznego kociaka, tego, który wstawał z ciepłego legowiska przy kaloryferze, 

kiedy ślicznej buzi Dana należał się całus.

Wsunęła się pod prześcieradła i pocałowała go w brodę.

- Jeszcze tydzień i będziemy mogli tak spędzić całe ferie - wymruczała.

W przeciwieństwie do swoich koleżanek z Constance Billard i kolegów z prywatnej 

szkoły średniej Riverside, ani Vanessa, ani Dan nie wyjeżdżali w żadne oszałamiające miej-

sce na ferie. Vanessa mieszkała na Brooklynie, w części Williamsburg, ze swoją starszą sio-

strą Ruby, która grała na gitarze basowej. Ich rodzice byli awangardowymi artystami. Miesz-

kali w Vermont i zawsze w święta mieli objazd z występami swojej grupy. Dan i jego siostra 

Jenny mieszkali z ojcem, Rufusem, komunistycznym pisarzem i wydawcą mniej znanych bit-

ników, który nie uznawał Bożego Narodzenia, Chanuki ani żadnych innych świąt.

- Tata w piątek przygotowuje swoją doroczną lasagne - powiedział Dan i pogłaskał 

Vanessę po plecach. Znowu się rozluźnił Uwielbiał jej plecy, takie mocne i gładkie, a nie ko-

ściste jak jego. - Przyjdziesz, prawda?

Wzruszyła ramionami.

- Jasne. Ale powiedz tacie, że nie będę się tak obżerać jak w zeszłym roku. W ferie 

mam zamiar zrzucić trzy kilo.

background image

Dan nadal głaskał ją po plecach.

- Po co?

Vanessa nie musiała stosować diety. Jej ciało - opisał je w jednym ze swoich wierszy - 

było jak woda.

- Bo ubrania będę lepiej pasować na mnie, jeśli schudnę. - Vanessa nie miała zamiaru 

wyglądać jak jej wychudzone koleżanki z klasy, ale nie podobało jej się to, że musi wciągać 

brzuch, żeby zapiąć spodnie.

- Mnie się podobasz taka, jaka jesteś - powiedział Dan, trącając ją nosem w ucho.

Vanessa obróciła głowę i ich usta spotkały się w długim, słodkim pocałunku. Kiedy 

się całowali, nic na to nie mogła poradzić, ale pomyślała, że seks z Danem mógłby być o wie-

le, wiele bardziej znaczący od seksu z Clarkiem. Gdyby tylko Dan by! gotowy.

- Kocham cię - szepnął, otwierając oczy.

- Ja też cię kocham - szepnęła, zamykając oczy.

Przez chwilę chciała zapytać go jeszcze raz, czy nie chciałby się kochać, ale nie, bo 

popsułaby tę chwilę. Może poczekać, aż będzie gotowy, chociaż w przypadku Dana to może 

oznaczać czekanie do ślubu.

Nuda. Już się zachowują, jakby byli małżeństwem.

background image

J żałuje, że zgodziła się na tę imprezę

Na tylnym siedzeniu limuzyny Flowa Blair ledwo mogła odetchnąć, tak było jej cia-

sno między piersiastą Jenny Humphrey a nastroszonym, patykowatym perkusistą Milesem, 

kumplem Aarona. Serena siedziała na kolanach u Flowa - „żeby reszta miała miejsce”, jak 

stwierdziła. Nate przycupnięty przy oknie palił trawkę. Zrobił też skręta dla Kati, Isabel i 

Chucka, który po trawce jest jeszcze bardziej denerwujący niż po alkoholu. Aaron siedział po 

turecku na podłodze, palii jednego ze swoich ziołowych papierosów i grał na konsoli PlaySta-

tion 2, w którą wyposażono limuzynę.

- Jak się naprawdę nazywasz? - zapytała Flowa Serena, chociaż wiedziała z MTV, że 

naprawdę nazywa się Julian Prospere. Właściwie brzmiało to o wiele lepiej niż Flow, ale nie 

miała zamiaru lego mówić.

Wyszczerzył zęby w tym swoi m słynnym uśmiechu nieśmiałego chłopca, który poja-

wiał się tyle razy na okładkach „Spin”, „Rolling Stone”, „Entertainment Weekly” oraz „Inte-

rview”. Pokręcił głową.

- Nie powiem.

- Cóż, na żywo nie jesteś już taki przystojny - powiedziała, odwracając się od niego z 

szelmowskim uśmieszkiem. Oczywiście kłamała. Na żywo wyglądał z dziesięć razy lepiej niż 

na zdjęciach, o ile to jeszcze możliwe.

Serena wiedziała, że jest zalotna do granic śmieszności, ale podobało jej się to, jak 

jego ciemnobrązowe włosy wiją się na skroniach, uwielbiała jego złocistą skórę i długie, deli-

katne palce. Dlaczego nie poflirtować? To tylko jedna noc. Jutro Flow poleci do LA albo 

gdzie indziej - tam gdzie mieszka, a ona zacznie się uczyć do egzaminów na koniec semestru. 

Chciała się tylko trochę zabawić.

Serena zawsze chciała tylko tej jednej rzeczy: trochę się zabawić.

Flow skrzywił się, jakby wstydził się swojego boskiego wyglądu.

- Wybacz. Obawiam się, że nie jestem też tak wysoki.

Schylił się i otworzył małą lodówkę schowaną pod siedzeniami.

- Ej, mamy tu co nieco do picia? Ktoś ma ochotę?

- Poproszę - odpowiedziała natychmiast Blair. Upić się i robić dobrą minę do złej gry - 

background image

to jedyny sposób, żeby to przetrwać.

- Eee, ja też spróbuję - zaryzykowała niepewnie Jenny.

Limuzyna skręciła gwałtownie na włazie kanalizacyjnym i piersi Jenny podskoczyły 

bezlitośnie. Zerknęła na Nate'a, żeby zobaczyć, czy to zauważył, ale on wyglądał przez okno 

zapatrzony w dal, jak zawsze, kiedy zupełnie odlatywał.

Miles pomógł Flowowi nalać szampana do dziesięciu kieliszków. Podał jeden Blair, 

mówiąc „na zdrowie” i stuknął się z nią swoim.

Blair wzięła kieliszek, a ponieważ nie siedziała przy oknie i nie miała na co patrzeć, 

przyjrzała się twarzy Milesa. Miał okrągłe piwne oczy, trochę jak Mookie, pies Aarona. Ster-

czący, lekko zadarty nos Milesa był usiany drobniutkimi piegami, a blond włosy sterczały 

niemal pionowo. Sądząc po tym, jak rysowały mu się na długiej szyi żyły, pewnie wyciskał 

ciężary albo grał w koszykówkę, czy coś takiego. W sumie wyglądał jak posiać z kreskówki z 

ciałem sportowca. Ale ponieważ nie miała nic innego do roboty, a on zdecydowanie się na nią 

napalił, Blair postanowiła się nieco zabawić w uwodzenie.

Położyła dłoń na jego nodze.

- Dzięki - powiedziała, upijając łyk szampana.

Miles uśmiechnął się, jakby pomyślał, że to początek pięknej przyjaźni.

Flow nie mógł przestać ślinić się do Sereny.

- Naprawdę jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką ostatnio widziałem - mruknął jej do 

ucha. - Może nawet jaką w ogóle spotkałem. Nie mogę uwierzyć, że nie jesteś modelką.

Serena zanurzyła palce w kieliszku z szampanem i włożyła je do ust. Spodziewała się, 

że sławny Flow będzie arogancki i wygadany, ale się zawiodła. Gdyby nie był takim przystoj-

niakiem i gwiazdą rocka, mógłby się okazać całkowitym niewypałem, ale był gwiazdą rocka i 

przystojniakiem, więc postanowiła przymknąć oko.

- Nie - odparła. - Jestem po prostu sobą.

Tak naprawdę zdjęcia Sereny ciągle ukazywały się w rubrykach towarzyskich. Po pro-

stu nie płacili jej za nie, ale nie potrzebowała tych pieniędzy.

Flow cały czas gapił się na nią.

Serena zachichotała.

- Przestań.

- Oooch, kochana - rzucił niezbyt grzecznie Chuck, zaciągając się skrętem. - Komuś 

dziś wieczór co nieco się dostanie! - Zamknął oczy. Wyglądał, jakby miał zaraz stracić przy-

tomność.

- Umieram z głodu - powiedziała Kati. Otworzyła popielniczkę w drzwiach i zamknęła 

background image

ją z powrotem. - Masz coś do jedzenia?

- Czuję... mrowienie - oznajmiła Isabel z lekką paniką.

Aaron podniósł wzrok i zobaczył, że Blair siedzi bardzo blisko Milesa, a jej dłoń leży 

nonszalancko na jego kolanie. Nie kończąc gry, wyłączył konsolę, wsiał i wcisnął się na sie-

dzenie między nimi.

- Auć! - jęknęła Blair, gdy jego kościsty tyłek uderzył ją w biodro.

- Przesuń się trochę - powiedział Aaron. - Ej, gdzie my właściwie jedziemy? - zapytał 

Flowa.

Flow,  który gładził  swoimi  długimi  palcami  niekończące   się blond  włosy Sereny, 

wzruszył ramionami.

- Do centrum. Może zajrzymy do jakiegoś klubu.

Jenny ściskała kieliszek szampana i miała ochotę zapaść się pod ziemię. Dla reszty 

pójście do klubu to drobiazg. Wyglądali na dorosłych i pewnie mieli podrobione dowody. A 

Jenny mimo swoich piersi wyglądała na dziesięć lat. Musiała się nawet legitymować przy wy-

pożyczaniu filmów  wideo dla dorosłych!  Ostatnia  rzecz, o jakiej marzyła,  to patrzeć, jak 

wszyscy wchodzą swobodnie do fajnego klubu, a ją bramkarz grzecznie pyta, czy nie powin-

na być już w łóżku. Czemu nie poszła na spacer z Nate'em? Zawsze o wiele lepiej się bawiła, 

gdy zostawali sami, niż kiedy byli z innymi ludźmi.

- Nate? - Wzięła go za rękę. - Muszę już wracać. - Była dopiero chwila po dwunastej, 

ale i tak na pierwszą miała być w domu.

Wbrew powszechnym przekonaniom Nate nie umarł całkiem dla świata. Zauważył, że 

Blair pokłada się na tym chudym, nastroszonym chłopaku, którego w życiu wcześniej nie wi-

dział, i zauważył też, że Jenny nie bawi się najlepiej. Ale kiedy sprawy przybierały dziwny 

obrót. Nate zwykle wyłączał się i czekał, aż ktoś inny coś zrobi.

- Dobra - rzucił. - Wynośmy się stąd.

Trawka, którą wziął ze sobą, okazała się wyjątkowo mocna, a poza tym nic miał ocho-

ty iść teraz do hałaśliwego klubu. Jak odwiezie Jenny, może zadzwonić na komórkę do Jere-

my'ego i spotkać się z chłopakami w barze na Rivington, W jakimś przytulnym pokoju na ty-

łach, gdzie można spokojnie siedzieć na sofie i palić trawkę, i nikt człowiekowi nie przeszka-

dza.

- Ej! - krzyknął, uderzając w szybę między tylnym siedzeniem a kierowcą. - Możesz 

nas wypuścić?

Blair uśmiechnęła się. Czyżby tak działała Nate'owi na nerwy, że musiał wysiąść, bo 

nie mógł patrzeć, jak dotyka innego faceta?

background image

- Och, Natie, nie chcecie iść z nami? - zapytała Serena.

- Muszę ją odwieźć do domu - odpowiedział.

Jenny zmarszczyła brwi. Nie lubiła, kiedy mówiło się o niej „ona”. Kierowca zatrzy-

mał się i otworzył dla nich tylne drzwi. Jenny wyskoczyła, a za nią wygramolił się Nate.

- Cześć! - krzyknęła wesoło do wszystkich w samochodzie.

Chuck uśmiechnął się do niej głupawo, patrząc przez zmrużone powieki.

- Szkoda - burknął.

Jenny nie wiedziała, co miał na myśli, ale z pewnością chodziło o coś zboczonego.

- Do zobaczenia! - zawołała Serena. - Powodzenia w czasie egzaminów!

Nate  i  Jenny  siedzieli   w  milczeniu,   jadąc  taksówką  na  przedmieścia.  Nate'owi  do 

szczęścia wystarczyło patrzenie na sklepy i restauracje migające za oknem. W myślach liczył 

od jednego do dwudziestu i z powrotem, kompletnie najarany. Jenny zmartwiona zastanawia-

ła się, co poszło nie tak. To była przede wszystkim jej wina, doszła do wniosku. To ona chcia-

ła przejechać się limuzyną.

Taksówka zatrzymała się przy domu Jenny na rogu Dziewięćdziesiątej Dziewiątej i 

West End Avenue. Jenny sięgnęła do klamki.

- Ej - odezwał się Nate, dotykając rękawa jej płaszcza.

Nie mógł pozwolić dziewczynie odejść bez powiedzenia dobranoc. Niezależnie od 

tego, czy się najarał, czy nie, miał pewną ogładę, wiedział, jak się zachować”.

Pocałował ją w policzek. Jego włosy w kolorze piasku połaskotały ją lekko.

- Dobranoc - powiedział ze słodkim, chłopięcym uśmiechem.

Jenny odpowiedziała uśmiechem, desperacko chcąc zapomnieć o ostatniej godzinie i 

udawać, że wieczór kończy się tak samo idealnie, jak się zaczął.

- Dobranoc - odpowiedziała i nagle odechciało jej się wysiadać.

- Śpij dobrze - dodał Nate, a jego zielone oczy rozbłysły w świetle lampy ulicznej.

Och.

Potrafi być tak niesamowicie uroczy. Jej serce wezbrało prawdziwą miłością. Jenny 

trzasnęła drzwiami taksówki i pobiegła do domu. Zamiast wsiąść do windy, przebiegła osiem 

pięter i wpadła do mieszkania.

- Heja - rzucił Dan, jej starszy brat. Niósł właśnie do swojego pokoju dwa kubki kawy.

- Heja.

Jenny zdjęła płaszcz ze sztucznego czarnego futra i rzuciła na krzesło w kącie. Płaszcz 

zawisł na chwilę na krześle, a potem zjechał na podłogę. Nikt na to nie zwrócił uwagi. Rozle-

background image

głe mieszkanie z czterema sypialniami nie było od lat porządnie wysprzątane.

- I jak? - zapytał Dan.

Turkus w kształcie gwiazdy nadal wisiał na szyi Jenny. Dotknęła go, żeby się upew-

nić.

- W porządku. - Spojrzała na kubki w rękach Dana. - Vanessa jest jeszcze?

Dan kiwnął głową. Wyczuwał, że coś się stało.

- Aha. Wejdziesz do nas na chwilę i posiedzisz?

Jenny i Dan dobrze się ze sobą dogadywali, ale nie zawsze był dla niej tak miły.

- Dobra - zgodziła się i ruszyła za nim do jego pokoju.

Vanessa siedziała na łóżku, nadal w samym topie i rajstopach.

- Cześć, Jennifer - powiedziała, biorąc kubek z kawą z rąk Dana. - Nadal chcesz, że-

bym cię tak nazywała, tak?

Jenny skinęła głową. Tylko Nate i Vanessa mówili do niej Jennifer. Nate robił tak, po-

nieważ w ten sposób mu się przedstawiła, kiedy spotkali się w parku. A Vanessa, ponieważ 

Jenny ją poprosiła.

Vanessa zawsze była dla niej miła. Zawsze traktowała ją z szacunkiem.

Łóżko Dana było w nieładzie, reszta ubrań Vanessy leżała na podłodze. Dla Jenny 

było to całkiem oczywiste, że Dan i Vanessa uprawiali seks. Stanęła niepewnie w progu, zbyt 

skrępowana, żeby wejść dalej.

- Mogę zadać jedno pytanie? - powiedziała w końcu. Nie sprecyzowała, kogo właści-

wie pyta, ale to dlatego, że nie miała nic przeciwko dwóm odpowiedziom.

- Śmiało - powiedziała Vanessa, sącząc kawę z parującego kubka, który trzymała w 

obu dłoniach.

- Możecie mi szczerze powiedzieć, co myślicie o Nacie?

Dan zmarszczył brwi. Nie chodzili z Nate'em do tej samej szkoły, ale czystym przy-

padkiem w zeszłym miesiącu wybrał się do Brown z nim, Sereną van der Woodsen i ich na-

ćpanymi trawką kumplami. Na ile mógł go ocenić. Nate był bogaty, przystojny i wieczne 

najarany. Nic można mu nic zarzucić, ale też trudno powiedzieć, żeby był kimś nadzwyczaj-

nym. Dana gryzło to, że jego mądra, śliczna siostra traci czas z facetem, który z pewnością 

złamie jej serce. Ale z drugiej strony rozumiał, dlaczego Jenny tak dała się oczarować. Przede 

wszystkim Nate jest starszy, no i to przystojny chłopak, z którym każda dziewczyna chciałaby 

się umawiać. Przynajmniej dopóki nie zda sobie sprawy, że jest potwornie nudny.

W głębi serca Dan obawiał się, że Nate naciskał Jenny, aby zrobiła coś, do czego nie 

jest jeszcze gotowa. Wróciła jednak niemal godzinę przed wyznaczonym czasem i nie wyglą-

background image

dała na szczególnie zdenerwowaną, więc postanowił nie poruszać tego tematu.

Vanessa wzruszyła ramionami. Nate należał do rodzaju przystojnych idiotów, dla któ-

rych nie miała czasu. Nie chciała jednak zranić uczuć Jenny, mówiąc jej o tym.

- Tak naprawdę to go nie znam, ale wszystkie dziewczyny w Constance wiecznie o 

nim mówią. Chyba nadaje się na chłopaka.

Dany kiwnął głową.

- Właśnie.

To było dobrze powiedziane. Jenny zmarszczyła brwi.

- Dobra - powiedziała, czując się jeszcze bardziej zagubiona. - Chyba wezmę prysznic.

Zamknęła drzwi do pokoju Dana i poszła do siebie. „Nadaje się na chłopaka”, powtó-

rzyła sobie w myślach. Co to ma znaczyć, do cholery? Nie chciała po prostu mieć chłopaka. 

Chciała tego, co Gustav Klimt idealnie oddal na obrazie  Pocałunek.  Tego promieniejącego, 

elektryzującego uczucia, wrażenia, „że musisz trzymać mnie mocno, bardzo mocno, żebym 

nie spadła z nieba”, jakie ma człowiek zakochany.

Cóż, tak naprawdę wszystkie tego chcemy, prawda?

background image

trzeba być okrutnym, żeby być miłym

Nim limuzyna zatrzymała się przed Gorgon, nowym, popularnym klubem na Lower 

East Side. Kati, Isabel i Chuck zasnęli, tworząc na czarnym skórzanym siedzeniu coś w ro-

dzaju zakręconego stosu włosów, szalików, torebek, nóg i płaszczy. Blair, Serena, Flow, Mi-

les i Aaron stali na chodniku i patrzyli na nich z góry.

- Bogu dzięki - powiedziała Blair.

Jeśli miałaby jeszcze raz usłyszeć jakąś kretyńską uwagę naćpanej Kati albo Isabel na 

temat tego, że wszyscy wydają się fioletowi albo coś w tym stylu, zaczęłaby krzyczeć.

- Wyglądają jak szczeniaki - zauważyła Serena.

- Mam ich obudzić? - zaproponował Miles.

- Nie! - krzyknęły jednym głosem obie dziewczyny.

- Ej, Miles - odezwał się Aaron - to nie jest jeden z klubów twojego ojca?

Miles zaczerwienił się i spuścił wzrok na swoje lśniące buty od Prady.

- No.

Blair pomyślała, że to właściwie milutkie, że tak się zawstydził.

- Super. - Flow splótł pałce z palcami Sereny, która już włożyła rękawiczki. - Gotowi 

na zabawę?

Serena miała to zwariowane wrażenie zawrotu głowy, które zawsze pojawiało się, gdy 

nie była pewna, co będzie za chwilę. Bardzo lubiła to uczucie. Uścisnęła dłoń Flowa.

- Zdecydowanie.

Ruszyli do klubu. Bramkarz już zaczął zdejmować czerwony aksamitny sznur, żeby 

ich wpuścić.

- Poczekajcie - powiedziała Blair. Zatrzymała się, bo przypomniała sobie obleśny ko-

mentarz, z którym Chuck wyskoczył wcześniej tego wieczoru. Teraz miała szansę na słodką, 

tanią zemstę. - Ma ktoś długopis?

Flow wyjął z kieszeni na piersi w smokingu pisak, który trzymał pod ręką do rozdawa-

nia autografów. Blair pochyliła  się do wnętrza limuzyny  i ostrożnie, żeby nie połaskotać 

Chucka rękawem płaszcza w nos, napisała mu na czole: 

Zabierz tego frajera do domu

potem trzasnęła drzwiami limuzyny.

background image

- Dzięki - powiedziała, oddając pisak Flowowi.

Ruszyli w stronę bramkarza z ogromną brodą, który stał za linką.

- Hm - mruknął Aaron. Otworzył zapalniczkę marki Zippo i zamknął. - Ja chyba wra-

cam do domu. Jutro mam mnóstwo nauki.

Blair przewróciła oczami.

- I co Z tego? Ja też.

- Chcesz wracać ze mną? - zaproponował Aaron.

Blair zerknęła na Serenę, która twardo kręciła głową.

- Eee, nie.

- Na pewno chcesz już iść? zapytał Aarona Miles. - Tam jest naprawdę fajnie. Mogę 

nam załatwić prywatną salę.

- Totalnie - rzucił z podziwem Flow.

Aaron pokręcił głową. Był piątym kołem u wozu i dobrze o tym wiedział.

- No to do zobaczenia.

Pozostała czwórka patrzyła, jak odchodzi z rękoma w kieszeniach smokingu, z dołem 

koszuli powiewającym za nim. Potem Flow złapał Serenę w tali, podniósł i popędził z nią do 

drzwi klubu.

- Ostatni w środku to zgniłe jajo! - wrzasnęła.

Blair już miała ruszyć za nimi, gdy Miles chwycił ją za rękę.

- Ej, masz coś przeciwko temu, żebym coś zrobił, nim wejdziemy do środka?

Blair spojrzała na niego. Nie, nie miała nic przeciwko. W końcu to ona w samocho-

dzie położyła dłoń na jego kolanie.

Miles pochylił się i pocałował ją bardzo delikatnie w usta. To był bardzo grzeczny, 

dżentelmeński pocałunek.

- Czekałem na to cały wieczór - przyznał się z nieśmiałym uśmiechem.

Blair starała się utrzymać podejście w stylu Sereny - „kogo to obchodzi”. Też tak po-

trafiła. Mogła zabawić się z przypadkowym chłopakiem, który w niczym nie przypomina Na-

te'a. Poza tym po tym wieczorze nie musi nigdy więcej spotkać Milesa, jeśli nie będzie chcia-

ła.

Uśmiechnęła się wstydliwie.

- Chyba jesteśmy zgniłe jaja - powiedziała, gdy podniosła twarz, aby znowu pocało-

wać Milesa. Tym razem pocałunek bynajmniej nie był taki grzeczny.

W nie więcej niż trzech tysiącach słów opisz osobę, która stała się dla ciebie prawdziwą, życiową in-

background image

spiracją. Jak najdokładniej przedstaw wpływ, jaki wywarła na twoje życie.

BLAIR WALDORF

ESEJ

UNIWERSYTET YALE, 18 GRUDNIA

Audrey   Hepburn   urodziła   się   w   Brukseli   4   maja   1929   roku.   Była   córką   duńskiej   baronowej   i 

irlandzkiego   biznesmena.   Na   jej   świadectwie   urodzenia   widniało:   Audrey   Kathleen   van   Heemstra 

Ruston.   Kiedy   miała   raptem   trzy   tygodnie,   zachorowała   na   koklusz   i   jej   serce   przestało   bić. 

Zdesperowana matka przywróciła ją życiu, dając klapsa. I chociaż Audrey była maleńkim dzieckiem, 

musiała tamtego dnia przyswoić sobie nową lekcję, ponieważ potem do końca swoich dni, nawet kiedy 

była bardzo chora, żyła pełnią życia. Za każdym razem, gdy mam wrażenie, że przytłaczają mnie 

starania się o stypendium na uniwersytecie albo mój zwariowany rozkład zajęć, myślę o Audrey i czuję 

się zainspirowana. Wierzę, że jeżeli człowiek przykłada się i ciężko pracuje nad osiągnięciem celu, 

zostanie nagrodzony. Audrey została wynagrodzona tym, że odkrył ją...

background image

tematy    ◄    wstecz dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie   nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

CZY SŁAWY SĄ NAPRAWDĘ CIEKAWSZE OD ZWYKŁYCH LUDZI?

Mówimy o nich tak, jakbyśmy ich znali. Czytamy na ich temat wszystko, co nam wpadnie w ręce. Żału-

jemy ich, gdy przechodzą trudne chwile, i cieszymy się, gdy biorą ślub albo zdobywają Oscara. Kryty-

kujemy ich fryzury, zauważamy, kiedy przytyli albo schudli. Fantazjujemy nawet o przyjaźni z nimi. I 

oczywiście oni mają fantastyczne ciuchy, mnóstwo domów i zawsze aktualne zaproszenie do wszyst-

kich nowo otwartych restauracji. Ale my też. Prawda jest taka, że jedyna interesująca rzecz w staw-

nych ludziach to ich sława. No chyba że rzeczywiście są interesujący, jak na przykład... cóż, jak na 

przykład ja.

Na celowniku

S i Flow - tak, ten Flow, którego ostatnio widzieliśmy, jak odbierał nagrodę MTV za debiutancki album 

- tańczyli ostatniej soboty jak wariaci w Gorgon. Potem widziano ich, jak wchodzili do hotelu Tribeca 

Star - może by wynająć pokój? Niegrzeczni, niegrzeczni - jestem pewna, że przeczytamy o tym jutro w 

jakimś brukowcu. B i nowy chłopak, którego będziemy nazywać M, też w Gorgon, wylądowali w kącie 

na romantycznym papierosieKI C zdezorientowani wytoczyli się z zaparkowanej limuzyny przed 

świtem, kiedy kierowca zatrzymał się gdzieś w okolicach mostu przy Trzeciej Alei, żeby zatankować. 

Miejmy nadzieję, że kierowca byt dość uprzejmy, by zawieść ich do domu, gdzie powinni już być. A w 

smokingu na spacerze po Piątej Alei wygląda smutno. Czy taki przystojny chłopak z dredami nie za-

sługuje na trochę radości?

Wasze e - maile

P:

 Hej, P!

Wiem na pewno, że Flow jest gejem. Kręci z  S  tylko dlatego, żeby ludzie myśleli, że jest 

normalny.

background image

Snoopy

O:

 Drogi Snoopy!

Zauważyłam na balu Czerń i Biel, że jego spodnie były trochę za ciasne na pupie, więc 

może masz rację!

P

P:

 Heja, P!

Jestem w klasie z M w Bronxdale. Podkochuję się w nim i jego samochodzie już jakieś dwa 

lata. To takie słodkie, że zawsze bębni palcami w ławkę i jeździ swoim rozkosznym, starym 

pomarańczowym porsche. Nie mam pojęcia, co robi z B. To zwykła larwa!

Olive

O:

 Droga Olive!

Widzisz, gdybyś się nie opieprzała, to by ci larwa faceta nie zabrała. Hal Sama nie czuję, 

jak mi się rymuje! A tak poważnie: nawet jeżeli nigdy się nie spikniecie z M, to zawsze mo-

żesz go poprosić, żeby cię zabrał na przejażdżkę swoimi rozkosznym starym porsche.

P

OSTANIE SŁOWO NA TEMAT KOŃCA SEMESTRU

Nie zakuwaj. Wiem, że to ostatnie oceny, które liczą się do college'u, ale ty już to wszystko wiesz. A 

jeśli nie, i tak za późno, żeby nadrobić. Weź sobie gorącą kąpiel z solami z Morza Martwego, włóż ulu-

bioną jedwabną fioletową piżamę od Versacego, wypij kieliszek szampana, pomaluj paznokcie nowym 

lakierem Chanel, który kupiłaś w Bendel, i wyśpij się, żeby dobrze wyglądać. O wiele lepiej na tym wyj-

dziesz, niż gdybyś siedziała do późna, zapełniając karteluszki zapiskami, których rano nie będziesz w 

stanie odczytać. Powodzenia. Trzymam kciuki!

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

nawet słynne dziewczyny zaliczają semestr

Był poniedziałek, pierwszy tydzień zaliczeń semestralnych, a dziewczyny w najstar-

szej klasie szkoły Constance Billard siedziały na francuskim na trzecim piętrze. Wszystkie w 

mundurkach: superkróciutkich spódniczkach z szarej wełny, czarnych golfach z kaszmiru fir-

my TSE. rajstopach od Wolforda i czarnych zamszowych mokasynach od Gucciego. Siedzia-

ły zgarbione nad niebieskimi kartkami testu egzaminacyjnego i bazgrały jak szalone. Blair 

siedziała w pierwszym rzędzie, tuż obok pilnującego ich nauczyciela, pana Beckhama, tego 

nieudacznika. Nie cierpiała go, bo postawił jej tróję za ostatnią pracę na temat filmu. Praca 

dotyczyła filmów Woody'ego Allena i tego, że nie przemawiają do szerszej amerykańskiej 

publiczności, ponieważ opowiadają tylko o Nowym Jorku i żyjących w nim neurotykach. 

Okazało się, że chociaż pan Beckham pochodzi ze Środkowego Zachodu, jest fanatycznym 

wielbicielem Woody'ego Allena. Uznał pracę Blair za „protekcjonalną”. Co za dupek.

Na początku egzaminu była seria pytań, na które trzeba odpowiedzieć w jednym zwię-

złym akapicie. Pierwsze pytanie brzmiało:  Qu'est - ce que vous voulez faire pendant votre  

temps libres? Co lubisz robić w wolnym czasie?

To było za łatwe. Blair lubi kupować przepiękne, markowe i drogie buty, jeść steki z 

frytkami, pić wódkę Ketel One z tonikiem w towarzystwie Sereny i mnóstwo palić. Latem 

lubi grać w tenisa. Kiedyś lubiła też całować się w łóżku z Nate'em, gdy w tle na DVD leciało 

Śniadanie u Tiffany'ego, ale już tego nie lubi. Jest za bardzo zajęta innymi sprawami.

Następne pytanie: Decrivez voire familie. Opisz swoją rodzinę.

Blair westchnęła zirytowana. Po francusku mówiła płynnie, więc znała takie wyraże-

nia jak „zadufany homoseksualista”, „głupia dziwaczka” albo „otyły, obleśny frajer”, których 

by użyła do opisu ojca, matki i ojczyma. Ale pani Rogers, nauczycielka od francuskiego, była 

sztywna do bólu i nie miała za grosz, poczucia humoru, więc taki opis nie zrobiłby na niej do-

brego wrażenia. Wobec tego Blair opisała wspaniałomyślnie ojca jako „przystojnego gościa, 

które ma takie samo hobby jak ja: kupowanie butów”, matkę jako „łagodną blondynkę, która 

potrafi zapomnieć jak się nazywa”, ojczyma zaś jako „wesołego mężczyznę, który głośno się 

śmieje i ma niezwykły gust, jeśli idzie o ubranie”. Jej młodszy brat Tyler to łatwizna: „może 

wyrosnąć na przystojniaka, ale jego najlepszy przyjaciel to konsola PlayStation 2 i kolekcja 

background image

płyt z lat osiemdziesiątych”. Został Aaron. Blair zatrzymała się na chwilę. Lubiła Aarona, 

chociaż ostatnio był przygaszony i smutny. Mierząc według skali braci przyrodnich, mogła 

trafić o wiele gorzej. Uśmiechnęła się do siebie i napisała: „Mój nowy brat przyrodni, Aaron, 

prawdopodobnie ocali świat”. Tak. Chyba nigdy o nikim nie powiedziała tak miłej rzeczy.

Następne pytanie brzmiało: Imaginez qu'un djinn apparait sur votre épaule pour vous 

dire qu'il vous accordera un seul souhait. Quel serait votre souhait? Wyobraź sobie, że na ra-

mieniu przysiada ci dżin i obiecuje spełnić jedno twoje życzenie. Jak by ono brzmiało?

Blair zapukała ołówkiem w drewniany blat ławki. Czego by sobie życzyła? Oczywi-

ście chciałaby się dostać do Yale. I chciałaby, żeby matka i Cyrus nigdy nie wrócili z miesią-

ca miodowego, żeby nie musiała z nimi mieszkać i patrzeć, jak przez cały czas się całują i ob-

ściskują publicznie. Chciałaby, żeby Nate wyprowadził się na Antarktydę, żeby nie wpadała 

ciągle na niego i tę jego gówniarę. I chciała też dostać jasnobrązowe skórzane kozaki na cie-

niutkim   dziesięciocentymetrowym   obcasie  - ciągłe  jeszcze   nie  znalazła  właściwej   pary.  I 

chciała mieć kurtkę z baraniej skóry. I czapkę uszatkę z lisa.

Blair naprawdę nie przeszkadzało, że jej ojciec jest gejem, ale żałowała, że znalazł so-

bie faceta we Francji, a nie w Nowym Jorku, bo wtedy częściej zabierałby ją na zakupy. I ża-

łowała, że Serena nie chodzi na francuski, bo wtedy mogłyby siedzieć obok siebie na egzami-

nie i pisać do siebie liściki na temat tych wszystkich szalonych historii, które wypisywali w 

gazetach na temat Sereny i Flowa. Żałowała też, że nie poszli z Nate'em na całość, kiedy jesz-

cze byli razem, bo wtedy nie byłaby już dziewicą. Żałowała też, że tak długo siedziała w klu-

bie z Milesem, Flowem i Sereną, bo nadal miała lekkiego kaca. No i jeszcze Miles dzwonił do 

niej wczoraj dwa razy i zostawił wiadomości na sekretarce, chociaż specjalnie dała mu zmy-

ślony numer, żeby więcej nie musiała z nim rozmawiać. Nie żeby w ogóle brała pod uwagę 

oddzwonienie do niego.

W sobotę wieczór dobrze się bawiła, ale do cholery, ostatnia rzecz, której teraz potrze-

bowała, to nowy chłopak.

Pan Beckham odchrząknął głośno. Blair podniosła wzrok znad pracy i spojrzała na 

niego. Miał żółte włosy. Nie blond, ale właśnie żółte - jak smarki naprawdę chorego człowie-

ka. Ich spojrzenia się spotkały, a pan Beckham zrobił naprawdę coś dziwnego: zaczerwienił 

się.

Excuzes - moi?

Blair odwróciła wzrok przerażona. Zamachała nerwowo stopami, gdy przeczytała na-

stępne pytanie. Vous avez une desire. Que desirez vous? Czego pragniesz?

Chciała, żeby ten obleśny nauczyciel od filmu, który jej nic cierpiał, nie patrzył na nią 

background image

tak, jakby się w niej podkochiwał. Chciałaby być teraz na plaży, zamiast odmrażać sobie tyłek 

w tej niedogrzanej klasie. Żałowała, że nie zjadła śniadania, bo teraz umierała z głodu. Chcia-

ła mnóstwa rzeczy, ale musiała podać jedną odpowiedź.

Napisała coś o dostaniu się do Yale, chociaż w przypadku uczennicy w ostatniej klasie 

pisanie o chęci pójścia do college'u wydawało się oczywiste. Wolała jednak wyjść na nudzia-

rę, niż zdradzić pani Rogers osobiste, soczyste szczegóły ze swojego życia. Potem narysowała 

na marginesie arkusza egzaminacyjnego bucik na wysokim obcasie i znowu podniosła wzrok 

na pana Beckhama. Nadal gapił się na nią, a jego policzki miały okropny, buraczkowo - czer-

wony kolor. O czym myślał? Planował zamordowanie jej, czy zastanawiał się. jak by wyglą-

dała w samej bieliźnie? Blair zdegustowana odwróciła wzrok. Zerknęła na swój platynowy 

zegarek od Cartierd. Cholera, jeszcze godzina. Następne pytanie.

Dwa piętra pod Blair, w auli, Serena męczyła się na egzaminie z historii Ameryki.

Nie. Męczenie się nie było w stylu Sereny.

Policzyła już wszystkie rozdwojone końce w swoim kucyku - dziewięć - i odpowie-

działa na pytanie o zaangażowanie Anglików w działania wojenne w czasie II wojny świato-

wej. Napisała bardzo krótki esej na temat tego, jak to w czasie wojny wszystkiego brakowało 

i Angielki przestały nosić pończochy, bo nylon był nie do dostania. Te śmiałe, pracowite ko-

biety, mające doskonałe wyczucie stylu, malowały wzdłuż tyłu nogi linie, by wyglądało, że 

noszą pończochy.

Serena westchnęła. W tamtych czasach dziewczyna pewnie mogła spędzić z chłopa-

kiem noc w mieście i nie znajdowała na drugi dzień swoich zdjęć w każdej rubryce z plotka-

mi. Zdjęcia Sereny i Flowa w Gorgon pojawiły się w „Post”, „Entertainment Weekly”, „Pe-

ople”, „Women's Wear Daily” i na niezliczonych stronach internetowych, gdzie wszyscy mó-

wili o nich „nowa para”.

To śmieszne. Pocałowała Flowa na do widzenia w niedzielę, tuż nad ranem przed ba-

rem hotelu Tribeca Star, a on pojechał, żeby złapać prywatny samolot nad Zatokę Kalifornij-

ską, gdzie kręcił wideoklip do najnowszej piosenki 45 - Life of Krime, a stamtąd wybierał się 

gdzieś na Boże Narodzenie. Był niesamowicie słodki i spędzili naprawdę niesamowicie ten 

czas, ale zdecydowanie nie byli parą. Para znaczy, że widujecie się codziennie. To znaczy, że 

jesteście zakochani. Może i mieli z Flowem trochę na siebie ochotę, ale to zdecydowanie nie 

była miłość, chociaż już zdążył przysłać jej kwiaty.

Ściśle rzecz biorąc, trzy tuziny naprawdę trudnych do znalezienia czarnych tulipanów.

Serena była przyzwyczajona do otrzymywania prezentów od facetów, więc kwiaty jej 

background image

nie zbiły z tropu - przynajmniej do czasu, kiedy Flow nie zaczął przysyłać różnych rzeczy do-

słownie codziennie. Czasem facet zaczyna przesadzać. Weźmy na przykład Dana Humphreya. 

Kiedy na jesieni wróciła z Francji, ze szkoły z internatem, chodził za nią jak zakochany psiak. 

Nawet pisał dla niej wiersze, które były tak chore z miłości i poważne, że wydały jej się prze-

rażające. Serena lubiła Dana, ale było tego trochę za dużo. Na szczęście związał się z Vanes-

są, która przeżywała wszystko równie mocno. Tworzyli świetną parę. A Serena nie chciała się 

z nikim wiązać. Ceniła sobie niezależność, możliwość kierowania się własnymi kaprysami i 

robienia, co jej się żywnie zechce. Żyła chwilą - nie miała zamiaru z nikim być parą, bo to 

zniszczyłoby jej styl.

Spojrzała na drugie pytanie: „Kiedy Siany Zjednoczone przystąpiły do II wojny świa-

towej i dlaczego?”

Stosowniejsze byłoby pytanie: Czy kiedykolwiek ta wiedza do czegoś jej się przyda'?? 

Odpowiedź była dość oczywista: Nigdy! Kogo obchodzi, co się wydarzyło w przeszłości, kie-

dy przed nią rozciąga się przyszłość pełna niesamowitych niespodzianek i szaleństw kryją-

cych się za każdym zakrętem?

Ktoś popukał ją w ramię i Serena podniosła wzrok. To był pan Hanson, jej nauczyciel 

od łaciny, który pilnował uczennic na egzaminie z historii. Był wysoki i szczupły, nosił wąsy 

zawsze tej samej długości, więc dziewczyny z Constance uważały, że muszą być fałszywe.

- Co? - zapytała Serena zaskoczona. Wiedziała, że odjechała, ale nikt nie mógł się za 

to czepiać w czasie egzaminu, nie? - Co takiego zrobiłam?

Wtedy zorientowała się, że pan Hanson uśmiecha się pod wąsem.

Włożył jej do ręki egzemplarz „Post”. Gazeta była otwarta na szóstej stronie, tej z 

plotkami o gwiazdach, gdzie widniało wielkie zdjęcie Sereny i Flowa wsiadających do tak-

sówki, gdy wychodzili w sobotę w nocy z Gorgon.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale zauważyłem, że prawie już skończyłaś pisać, a ja 

się zastanawiałem, czy mogłabyś poprosić Flowa o autograf dla mnie - szepnął. - Jestem jego 

wielkim fanem. Wspaniale by było, gdybyś ty też się podpisała.

Serena zamrugała ze zdziwienia. Przede wszystkim nie miała pojęcia, że pan Hanson 

jest dość wyluzowany, by wiedzieć, kim w ogóle jest Flow. Po drugie, nie miała zamiaru pro-

sić Flowa o nic. Po trzecie - że co proszę? Daleko jej jeszcze było do skończenia egzaminu!

- Flow jest w Kalifornii - odpowiedziała szeptem. - Wystarczy, jeśli tylko ja dam auto-

graf? - Rozejrzała się po sali zażenowana. Większość dziewczyn przesiała pisać i albo pa-

trzyły na nią i pana Hansona, albo gadały między sobą.

- Słyszałam, że Serena i Flow się zaręczyli - powiedziała Nicki Button do swojej przy-

background image

jaciółki Alicii Edwards. - Pobierają się w sylwestra, w Vegas. W kasynie Bellagio.

- W „Post” napisali, że poznali się w sobotę na balu Czerń i Biel - powiedziała Isabel 

Coates do Kati Farkas. - Ale to nieprawda.

- Poznali się w zeszłym roku na odwyku, nic? - powiedziała Kati. - Flow był na odwy-

ku chyba ze dwadzieścia razy. Ona też.

Serena złożyła autograf i oddała gazetę panu Hansonowi. Miała nadzieję, że nie posta-

wi jej kiepskiej oceny z łaciny, skoro nie załatwiła mu autografu Flowa.

- Dzięki - szepnął, oglądając jej podpis. Uśmiechnął się rozradowany. - Na pewno to 

kiedyś będzie warte fortunę!

- Nie ma sprawy - odparła cierpliwie Serena. Szum na sali był coraz głośniejszy.

- No dobra, dziewczęta. Wracajcie do pracy!  - zawołał surowo pan Hanson, kiedy 

wrócił do biurka.

Serena  spojrzała  jeszcze  raz  na arkusz egzaminacyjny.  „Kiedy Siany Zjednoczone 

przystąpiły II wojny światowej i dlaczego?”

Zanim zaczęła odpowiadać na to pytanie, cała gromada jej koleżanek podbiegła z eg-

zemplarzami „Post”, żeby dała im autograf. Pan Hanson nie mógł im zabronić, skoro sam za-

czął.

- No dobrze - powiedział, ignorując błagalne spojrzenie Sereny, - Dam wam pięć do-

datkowych minut na pisanie. Pięć minut, a polem wszystkie macie wrócić na swoje miejsca.

- Ja pierwsza! krzyknęła Rain Hoffstetter, podsuwając Serenie „Post”.

- Nie, ja! - wrzasnęła Laura Salon, odpychając Rain.

Serena zachichotała ubawiona. Kiedy dwa miesiące temu wróciła z internatu, trakto-

wano ją jak trędowatą. A teraz wszyscy chcieli mieć jej autograf?

Zawahała  się z długopisem nad egzemplarzem Laury.  Napisała swoim charaktery-

stycznym, nierównym charakterem pisma: Wiem, że mnie kochasz. Serena.

background image

seks, miłość i frankenstein

Egzamin z angielskiego w ostatniej klasie w Riverside Prep nieodmiennie był długi i 

trudny, ale Dan się nie martwił. Przeczyta!  Frankensteina  Mary Shelley dwa razy, a więk-

szość wierszy Keatsa z antologii znal na pamięć. Poza tym z zamkniętymi oczami potrafił na-

pisać wypracowanie na piątkę.

Po gruntownej analizie Ody do słowika zamknął arkusz egzaminacyjny i zaczął pisać 

nowy wiersz, który - miał nadzieję - okaże się czymś, co będzie można wysłać razem z poda-

niami do college'ów. Właściwie zawsze pisał tylko pełne niepokoju wiersze miłosne. Ten za-

tytułował Dla Vanessy.

Papier rani

rozcinając cytryny

słona woda w moich oczach

Eksperymentował z nową formą białego wiersza i nie był pewien, czy to ma jakiś 

sens.

Twoja twarz

Orzech

Koisz rany

I nakręcasz mój silnik

Nakręcasz mój silnik? Nie, to brzmi zbyt seksualnie. Nie chciał, żeby Vanessa coś so-

bie pomyślała, gdyby jednak pokazał jej ten wiersz. Chodziło mu o to, że jest dla niego inspi-

racją. Dan zagapił się na słowa i próbował znaleźć lepszy sposób wyrażenia myśli. Potem wy-

rwał kartkę z zeszytu i zmiął ją w kulkę. Dlaczego nie potrafi już napisać niczego dobrego?

Poczuł, że ktoś na niego patrzy, i zerknął w lewo, gdzie siedział Chuck Bass, ostatni 

kretyn. W siódmej klasie był jednym z najniższych wśród rówieśników. Nosił okulary w ro-

gowej oprawie, brązowe garnitury ze sztruksu i ciągle musiał iść do łazienki. Dan chodził z 

background image

nim na angielski w siódmej klasie. Nauczyciel kazał im napisać na lekcji wiersz o jakiejś czę-

ści ciała. Chuckowi pisanie szło naprawdę fatalnie. Podał więc liścik do Dana, błagając, żeby 

napisał coś za niego. Danowi pisanie przychodziło z łatwością, wiec napisał pierwszą rzecz, 

która przyszła mu do głowy - wiersz o rękach i o tym, co robiły dla niego w ciągu dnia. Dał 

ten wiersz Chuckowi, a potem w pośpiechu napisał o swoich ustach, ale ten wiersz nie był na-

wet w połowie tak dobry jak pierwszy. Chuck dostał piątkę z plusem za kawałek o rękach i 

notkę: 

Widzisz, ile potrafisz, jak się przyłożysz?  Dan za wiersz o ustach dostał 

czwórkę i notatkę od nauczyciela Wiem, że stać cię na więcej

Początkowo Dan nie miał nic przeciwko temu. Pomógł dzieciakowi, który najwyraź-

niej tego potrzebował. Ale w ciągu roku Chuck urósł prawic pól metra, zaczął się golić, nosić 

sygnet z monogramem na małym palcu i granatowy szalik z kaszmiru. W dodatku okazał się 

potwornym   dupkiem,   zwłaszcza   jeśli   chodzi   o   dziewczyny.   Próbował   nawet   molestować 

młodszą siostrę Dana, Jenny, w ubikacji na imprezie w zeszłym miesiącu. Dan bardzo jasno 

dał do zrozumienia, że szczerze go nie cierpi, ale Chuck najwyraźniej miał to gdzieś. Nadal 

od czasu do czasu prosił o pomoc w angielskim, a Dan za każdym razem odpowiadał mu, 

żeby spieprzał.

W tym momencie Chuck właśnie zerkał do arkusza egzaminacyjnego Dana i próbował 

przeczytać jego wypracowanie na temat Ody do słowika. Dan odwrócił kartkę na pustą stronę 

i napisał wielkimi czarnymi literami: 

Co tu zaglądasz, dupku? Pieprz się! Chuck, mrużąc 

oczy, zerknął na błękitny arkusz Dana. a potem pokazał mu środkowy palec.

Nie, to Ty się pieprz! - napisał Dan i podkreślił to dwa razy.

Zanim przeszedł do następnego pytania, przeczytał kilka linijek Z Ody do słowika z ar-

kusza egzaminacyjnego.

Słucham w ciemnościach. Często na pół zakochany

Byłem w śmierci kojącej. Do niej słałem pienie... 

To idealny początek wiersza dla Vanessy. Ona jest jego ciemnością. Dan naprawdę 

był na wpół zakochany w śmierci - to jego odpalanie jednego papierosa od drugiego, rzadkie 

posiłki   i   picie   kawy   w   zdecydowanie   za   dużych   ilościach.   Vanessa   trzymała   go   przy 

zdrowych zmysłach. Trzymała go przy życiu.

Wziął znowu do ręki długopis i próbował wymyślić bardziej zwięzły, poetycki sposób 

 Przeł. Jerzy Pietrkiewicz.

background image

wyrażenia tego samego, co napisał Keats, tylko innymi słowami. Ale choć się bardzo starał, 

nie potrafił wymyślić innego, choćby w połowie równie dobrego sposobu napisania tej samej 

myśli. Zamiast tego więc przeczytał następne pytanie egzaminacyjne.

„Na lekcji omawialiśmy różnorakie symboliczne znaczenia stworzonej przez człowie-

ka i na jego podobieństwo istoty - Frankensteina Mary Shelley. Ale co dla ciebie znaczy Fran-

kenstein?”

Dan zagapił się w zamyśleniu na jaśniejący nad drzwiami sali gimnastycznej znak 

Wyjście. Zawsze uważał, że Frankenstein był przerażający, ale też na swój sposób piękny. 

Frankenstein nie chciał nikogo skrzywdzić, ale nic panował nad sobą - był potworem. W pew-

nym sensie był jak miłość: straszny i cudowny, przerażający i wyzwalający, budzący dreszcz i 

smutny jednocześnie.

Drżąc pod wpływem twórczej energii, Dan przekartkował arkusz egzaminacyjny na 

pustą stronę i napisał na górze Dla Vanessy. A potem napisał pierwszą linijkę: 

Jesteś moim 

Frankensteinem.

O Boże. Czy w ogóle chcemy wiedzieć, jak brzmiała druga linijka?

Vanessa siedziała na końcu auli w szkole Constance Billard. Zdawała egzamin z histo-

rii razem z Sereną. Skończyła pisać czterdzieści pięć minut wcześniej. Teraz, kiedy jej głupa-

we koleżanki z klasy roiły się wokół Sereny jak pszczoły robotnice wokół królowej, ponieważ 

tak się zdarzyło, że sfotografowano ją razem z tym nudnym, pozbawionym słuchu chłopacz-

kiem z plakatów, wokalistą z zespołu 45, Vanessa planowała trasę po mieście do filmu, który 

miała nadzieję wysłać do Uniwersytetu Nowojorskiego razem z podaniem. Pieprzyć rubrykę 

towarzyską. Ona udokumentuje prawdziwe życie, które toczy się w tym mieście, naprawdę 

interesujące rzeczy, które rozgrywają się tuż pod nosem ludzi zaczytujących się plotkami z 

rubryki towarzyskiej.

Przede wszystkim chciała wstać przed świtem i sfilmować rybaków, jak przywożą 

ryby na targ w Fulton. Od zapachu ryby krztusiła się, ale to był idealny pomysł: prześledzi 

drogę ryby z łodzi na targ, gdzie zostanie sprzedana po jakieś sześćdziesiąt cztery centy za ki-

logram, potem do jakiejś restauracji na przedmieściach, gdzie zostanie podana z orzeszkami 

pistacjowymi, pomidorami i masłem grzybowym za dwadzieścia dziewięć dolarów porcja. 

Zamówi ją jakaś anorektyczka, która zje ledwie parę kęsów, a reszta zostanie wyrzucona.

Vanessa żyła właśnie dla takiej ironii: gorzko - słodkiej. Była pesymistką, a Dan był 

romantykiem i dlatego właśnie, choćby nie wiem jak go kochała, nie rozumiała, dlaczego Dan 

background image

tak się nakręcał w związku z seksem. Uważała, że im dłużej będzie zwlekał i im bardziej bę-

dzie rozdymał sprawę seksu, im więcej będzie pisał o tym wierszy i im bardziej martwił się z 

tego powodu i nie mógł spać, tym większe ma szanse się rozczarować. Nie potrafiła wymy-

ślić, jak delikatnie dać mu to do zrozumienia. Przychodziła jej do głowy tylko myśl, żeby go 

związać i zerwać z niego ubranie. Co może nie być takim najgorszym pomysłem.

Uśmiechnęła się do siebie i wróciła myślami do filmu.

Po targu rybnym chciała spędzić dzień z policjantami, którzy na rowerach patrolują 

parami Central Park. Zawsze wyglądają tak, jakby nic nie obchodziły ich niepełnoletnie dzie-

ciaki, które na Owczej Łące ćpają albo piją. Chciała sprawdzić, czy kiedykolwiek  kogoś 

aresztują, czy tylko próbują sobie wyrobić mięśnie nóg pedałowaniem. Policja pewnie nie 

zgodzi się na filmowanie, jeżeli Vanessa nie zdobędzie jakiegoś specjalnego pozwolenia, ale i 

tak pomysł był fajny.

Na koniec chciała pokręcić się przy sprzedawcy hot dogów. Zobaczyć jego dom, ro-

dzinę, psa. Sprawdzić, czy ma stałych klientów. Zobaczyć, czy przypadkiem, gdy czeka na 

klientów, nie czyta czegoś, co naprawdę jest wyzwaniem, na przykład Tęczy grawitacji Tho-

masa Pynchona. I sprawdzić, czy nie marzy, aby pewnego dnia stanąć na czele tłum. A może 

jest po prostu szczęśliwy jako sprzedawca hot dogów i cieszy się, że przez cały dzień może 

jeść je za darmo.

Poruszenie   na   początku   sali   przyciągnęło   uwagę   Vanessy.   Tłum   lemingów   wokół 

krzesła Sereny zaczął się rozpraszać.

- Dziękuję wam, dziewczęta. Dziękuję, Sereno! - zawołał pan Hanson. - Macie dzie-

sięć dodatkowych minut.

Vanessa patrzyła, jak Serena wraca do gorliwego liczenia rozdwajających się włosów.

Serena i Dan mieli grać w październiku w filmie Vanessy, w Wojnie i pokoju. Ale Dan 

zachowywał się w towarzystwie Sereny jak kompletny idiota i Vanessa nie mogła tego znieść, 

więc poprosiła dziewczynę, która ledwie potrafiła grać, żeby wzięła główną żeńską rolę. Sere-

na też zainteresowała się Danem, ale to trwało jakieś pięć sekund. I zanim zdążyła narobić 

zbyt wielu szkód, Vanessa wparowała ze swoją ogoloną głową, czarnym golfem i glanami, 

żeby uleczyć jego złamane serce.

Założyła nogę na nogę. Myśl o ratowaniu Dana przed złamaniem serca sprawiła, że 

jeszcze bardziej chciała iść z nim do łóżka. Westchnęła niecierpliwie. W ferie będą spędzać z 

Danem mnóstwo czasu razem. Bez specjalnej opieki ze strony dorosłych. Jest gotowy czy nie, 

to tylko kwestia czasu - w końcu to zrobią.

Widzicie? Mimo wizerunku twardziela i pogardy dla niemal wszystkich przedstawi-

background image

cieli rasy ludzkiej, Vanessa była tylko kolejną, ciekawą świata siedemnastolatką. Wszystkie 

jesteśmy takie same.

background image

N nie może przestać myśleć o tylko B

Nate jadł lunch w Jackson Hole razem z Anthonym Avutdsenem, Charliem Demem i 

Jeremym Scottem Tompkinsonem w czasie godzinnej przerwy między egzaminami z mate-

matyki i chemii. Egzamin z matmy byt cholernie trudny. Teraz ładowali w siebie hamburgery, 

frytki i colę, żeby przetrwać przez chemię, na której będzie pewnie jeszcze gorzej. Nate my-

ślał o tym, że restauracja powinna zainwestować w wiatraki na suficie, by pozbyć się smrodu 

cebuli smażonej na głębokim oleju, który ciągle wisiał w powietrzu. Rozmyślał też o Jenny i 

Blair w taki luźny, niesprecyzowany sposób, w jaki zwykle myślał o większości spraw.

Od soboty Jennifer się nie odzywała, co było dość dziwne. bo zwykle wysyłała mu za-

gadkowe, krótkie SMS - y na komórkę albo słodkie liściki na adres mailowy w Szkole Świę-

tego Judy. Może po prostu była zajęta uczeniem się do egzaminów semestralnych.

Nate odsunął talerz i wyjął z kieszeni nokię. Nie zaszkodzi, jeśli wyśle krótką wiado-

mość, żeby nie upadała na duchu w czasie egzaminów.

Och, jakie to przemyślne.

Napisał: Powodzi Czw popoł św - czne zakupy razem. Buziaki. N.

Jeremy wyciągnął swoje chude ręce w górę i pokręcił głową, żeby rozluźnić mięśnie 

karku.

- Ej, facet, do kogo piszesz? - Był niskim, niezgrabnym dzieciakiem, tak chudym, że 

prawie gubił spodnie, ale nadrabiał to fryzurą w stylu angielskich gwiazdorów rocka i slan-

giem trawiarzy.

- Nie twój interes. - Nate wzruszył ramionami.

Anthony wsunął do ust garść zimnych, przesiąkniętych keczupem frytek. Grał w nie-

mal wszystkich drużynach Szkoły Świętego Judy, więc mógł jeść frytki przez cały dzień i na-

dal świetnie wyglądał.

- Ej, zauważyłeś, że w sobotę Blair wyglądała naprawdę odlotowo?

Nate kiwnął głową, widząc oczami wyobraźni napiętą od gry w tenisa pupę Blair pod 

obcisłą czarną sukienką. Naprawdę dobrze wyglądała.

- Oczywiście, nie jest tak rozwinięta jak Jennifer - dodał Anthony.

Chłopcy przestali się już od jakiegoś czasu nabijać z Nate'a z powodu umawiania się z 

background image

dziewięcioklasistką, ale przez cały czas robili aluzje do wyjątkowo dużych piersi Jenny. Trud-

no było się powstrzymać.

Nate uśmiechnął się. Potem zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, jak wyglą-

dała w sobotę, ale przypominała mu się tylko burza brązowych loków, cudowny rowek i nie-

śmiały uśmiech.

Łyknął coli, mrużąc śliczne zielone oczy i myśląc intensywnie.

A to było naprawdę niezwykłe w jego przypadku.

Dziwne, ale Nate jeszcze nigdy nie usiadł i nie zaczął porównywać dwóch dziewczyn. 

Naprawdę bardzo lubił Jennifer - była mniej wymagająca od Blair, która zawsze chciała wie-

dzieć, o czym myśli albo gdzie był i z kim. Jenny nie naciskała go w żaden sposób, a Blair 

zmuszała go, żeby też złożył papiery do Yale. aby mogli razem mieszkać w kampusie, albo 

dawała mu drogie prezenty, zmuszając go do odwzajemnienia gestu i kupienia czegoś dla 

niej. Jenny miała niesamowite piersi, a Blair po prostu miała piersi. Ładne, ale nic nadzwy-

czajnego.

Jednak mimo wad Blair Nate zawsze czuł, że naprawdę się znają - w końcu razem do-

rastali. Przez cały czas, kiedy się spotykali, miał wrażenie, że zmierzają ku czemuś. Był w 

tym jakiś cel, jak czerwona pinezka, którą wbijał w mapę morską, kiedy przybijał łodzią do 

jakiegoś portu. Tym celem był po części seks - robili już wszystko poza tym, więc siłą rzeczy 

musiał to być następny krok. Ale też coś mniej określonego. Ich życie płynęło w podobnym 

tempie, osobno, ale razem, jak łodzie na regatach. Oboje mieli siedemnaście lat. Oboje w 

czerwcu kończyli szkołę. Oboje od przyszłego roku zaczynali naukę w college'u.

On i Jennifer płynęli zupełnie różnym kursem. I niestety seks nie majaczył nawet na 

horyzoncie. Miała dopiero czternaście łat. W przyszłym roku i jeszcze przez kolejne dwa lata 

będzie codziennie wkładała mundurek i biegła do Constance Billard, podczas gdy on Bóg je-

den wie co będzie robił w college'u. Większość chłopaków ta różnica wieku by odrzuciła, ale 

dla Nate'a to było na swój sposób wygodne. Podczas gdy on będzie dryfował w kierunku nie-

opisanych wód przyszłości, Jenny zostanie bezpiecznie zakotwiczona w domu. On będzie 

mógł do niej pisać, dzwonić albo wrócić i zobaczyć się z nią i nic się nie zmieni.

Charlie dźgnął niedojedzoną marynatę widelcem i rzucił ją na wierz Nate'a, jakby to 

była martwa ryba.

- Wyglądasz, jakbyś był na głodzie. Wytrzymasz na chemii?

Nate podniósł wzrok i ścisnął w kieszeni małą plastikową torebkę z trawką. Zerknął na 

zegarek.

- A co powiecie na szybkiego dymka przed egzaminem?

background image

Pozostała trójka z entuzjazmem pokiwała głowami. Nate uśmiechnął się i wstał. Coś 

sobie poukładał w głowie, chociaż nie był do końca pewien co.

- Dobra - powiedział. - Do dzieła.

background image

może faceci są jak ciuchy

Podczas gdy starsze i młodsze klasy w szkole Constance Billard zaczynały swój drugi 

egzamin semestralny, Jenny siedziała na lekcji higieny, rozmawiając między innymi o miło-

ści, seksie, szamponie i fizjologii chłopców.

Jedenaście dziewcząt w kole na podłodze pod rozświetlonym słońcem oknem, w przy-

tulnym kącie pokoju, który pomyślano w szkole specjalnie dla tak intymnych lekcji jak zaję-

cia z higieny w dziewiątej klasie. Na podłodze leżał puszysty karmazynowy dywan zamiast 

zielonego chodnika w odcieniu wymiocin, jaki leżał w szkole wszędzie. Ściany pomalowano 

na wesoły chabrowy kolor z bordiurą w kolorze lnu. Stała tam tablica z mnóstwem kolorowej 

kredy do rysowania diagramów przez nauczycieli. A co najważniejsze, nie stały tam żadne 

ławki, więc dziewczyny mogły się naprawdę rozluźnić i mówić o tym, co chodzi im po gło-

wie.

Zajęcia prowadziła pani Doherty, hipiska w stylu New Age, nauczycielka tańca, która 

miała dwadzieścia pięć lat, wspaniałą, wyrobioną dzięki jodze figurę, długie kasztanowe wło-

sy i bladą twarz zawsze bez grama makijażu. Była jedyną nauczycielką gimnastyki, która nie 

wyglądała  jak babochłop.  Dziewczyny  uwielbiały jej otwarty,  prostolinijny sposób bycia, 

może z wyjątkiem jej skłonności do mówienia o różnych kłopotliwych częściach ciała, jakby 

opowiadała o swoim psie. Pani Doherty pozwalała dziewczynom wybierać temat do rozmo-

wy, więc zwykle na zajęciach rozmawiały o chłopcach.

- Serio nic rozumiem, jak mamy poznawać nowych chłopaków, skoro dziewięćdziesiąt 

procent czasu spędzamy w wyłącznie damskim  środowisku - skarżyła  się Kim Swanson. 

Ostrożnie pogładziła dłońmi wymodelowane blond włosy, na których od czwartej klasy co 

miesiąc miała robione jasne pasemka w salonie Johna Barretta.

Jenny siedziała obok Kim i zachwycała się tym, że wszystko w niej jest takie perfek-

cyjne. Paznokcie z francuskim manikiurem, złotobeżowa opalenizna z solarium, subtelnie na-

łożony tusz Chanel, cienie do oczu, błyszczyk. kwadratowe, brylantowe wkrętki od Cartiera 

w uszach, śnieżnobiała koszula od Agnés B. Może gdyby Kim nie poświęcała tyle czasu na 

pielęgnację urody, miałaby więcej wolnego czasu na spotykanie się z chłopakami.

Pani Doherty uśmiechnęła się swoim pogodnym, życzliwym uśmiechem.

background image

- Wiem, że jest trudno, Kim - powiedziała współczująco. - Mogę ci tylko podpowie-

dzieć, żebyś zaangażowała się w koedukacyjne zajęcia międzyszkolne, takie jak kółko teatral-

ne albo chór. A jeśli twoje przyjaciółki mają znajome, które znają jakichś chłopców, to nie 

wstydź się i poproś, żeby cię przedstawiły!

- Pani Doherty, jak pani uważa, czy trzeba być zakochaną w chłopaku, żeby z nim 

być?  - zapytała  Jessica Soames.  Jessica wyglądała  dokładnie  tak jak baśniowa Królewna 

Śnieżka: miała gęste czarne włosy, czerwone pełne usta, szare oczy o długich rzęsach, ale nie 

była tak czysta jak świeży śnieg. Zaczęła miesiączkować już w czwartej klasie, a według plo-

tek straciła dziewictwo w szóstej. Początkowo to ona miała największe piersi w klasie, ale w 

ciągu ostatniego roku Jenny ją przegoniła.

Pani Doherty odgarnęła kasztanowe pasmo za ucho i pogładziła cieniutkie brwi, ewi-

dentnie szukając dyplomatycznej odpowiedzi, tak żeby podtrzymać dyskusję. Ale zanim zdą-

żyła coś powiedzieć, odezwała się mała Jenny Humphrey.

- Tak, zdecydowanie. To znaczy, może potrzeba chwili, żeby się zorientować, że jeste-

ście w sobie zakochani, ale kiedy okaże się, że ty nie jesteś, uważam, że powinnaś zerwać.

Wszystkie, łącznie z panią Doherty, spojrzały na nią. Pani Doherty - bo Jenny Humph-

rey nigdy nie odzywała się na zajęciach, a tu nagle wyraża tak jednoznaczne przekonania. 

Dziewczyny - bo wiedziały, że Jenny zdołała zwinąć Nate'a Archibalda Blair Waldorf, co wy-

dawało się niezwykłe i nie było siły, żeby lego dokonała bez pójścia na całość, i to niejeden 

raz. Czy Jenny Humphrey w ukryciu nie jest jeszcze gorszą puszczalską od Jessiki Soames? I 

czy właśnie się do tego przyznała?

Kiedy Jenny zorientowała się, że wszyscy na nią patrzą, zaczerwieniła się.

- To znaczy, nie uważam, że musisz zerwać, skoro nie powiedzieliście sobie „kocham 

cię”. Nadal możecie spotykać się i w ogóle, i czekać, aż nadejdzie na to właściwa chwila.

Pani Doherty skinęła głową i rozciągnęła w uśmiechu nieumalowane usta. Miłość to 

jej ulubiony temat.

- Kiedy człowiek się zakocha pierwszy raz, czasem nic potrafi tego rozpoznać. Niektó-

rzy mylą miłość z grypą!

Kilka dziewczyn zachichotało, a Jenny uśmiechnęła się do siebie. Doskonale wiedzia-

ła, co ma na myśli pani Doherty. Czasem Jenny kręciło się w głowie i robiło się słabo, gdy 

była z Nae'em. Jakby ją rozkładało zapalenie płuc albo coś takiego.

- Ale nie uważam też - ciągnęła pani Doherty - że trzeba być zakochanym, aby być w 

związku. Macie dopiero czternaście lat. Nie zamierzacie od razu wychodzić za chłopaka, nie? 

Dopiero uczycie się być z kimś. To jak przymierzanie ubrań. Trzeba przymierzyć różne style i 

background image

rozmiary, żeby wiedzieć, w czym ci jest najlepiej.

Jenny zmarszczyła brwi. Nie chciała przymierzać różnych stylów i rozmiarów. Chcia-

ła tylko Nate'a.

- Czekajcie, mówimy o seksie z kimś, kogo się nie kocha, czy tylko o spotykaniu się? 

- zapytała sprytnie Alicia Armstrong. Okręcała na nadgarstku opaskę z różowej skóry. - Bo ja 

uważam, że zdecydowanie trzeba się zakochać, jeśli myśli się o seksie.

- Och, na pewno - zgodziła się szybko Jenny, znowu się czerwieniąc.

Reszta klasy znowu spojrzała na nią. Wiec przyznaje, że poszła do łóżka z Nate'em, 

czy temu zaprzecza?

Jenny nie mówiła o seksie, ale teraz zdała sobie sprawę, co Jessica miała na myśli, gdy 

powiedziała „być z facetem”. Wyciągnęła nitkę włóczki z czerwonego dywanu. Ona nawet 

nie myślała o seksie. Chodziło o miłość. Jak długo powinna czekać, nim powie Nate'owi, że 

go kocha? A może powinna poczekać, aż on pierwszy to powie?

Znowu podniosła rękę, ale Azaria Muniz była pierwsza.

- Pani Doherty, czy to prawda, że trzeba zmieniać szampony przy myciu włosów, żeby 

uniknąć problemów? - Azaria miała faliste włosy w kolorze miodu aż do tyłka, a w szafce 

pełno kosmetyków do ich pielęgnacji.

Pani Doherty spojrzała na Azarię nieprzytomnie.

- Proszę się na mnie nie powoływać, ale osobiście uważam, że dopóki używa się do-

brych kosmetyków z naturalnych składników, można używać cały czas jednego szamponu i o 

nic się nie martwić. - Uśmiechnęła się i odwróciła do Jenny, chętna, aby wrócić do tematu mi-

łości. - Tak, Jenny? Podniosłaś rękę?

Jenny spojrzała na sufit, ostrożnie dobierając słowa. Zanim zaczęła, Jessica niegrzecz-

nie weszła jej w słowo.

- Czy   to   prawda,   że   wszystkie   wrażenia   odbiera   tylko   koniec   penisa?   -   zapytała, 

marszcząc z powagą brwi, jakby pytała o odkrycie atomu.

Reszta klasy zachichotała. Jessica zawsze zadawała najbardziej szokujące pytania, ale 

w głębi ducha wszystkie się z tego cieszyły.

- Jessica, proszę nie przerywać koleżankom - powiedziała spokojnie pani Doherty. - 

Żeby krótko odpowiedzieć na twoje pytanie: tak, zakończenie penisa jest bardzo wrażliwe, ale 

to się różni w zależności od osoby. - Potem odwróciła się do Jenny: - Co chciałaś powiedzieć?

Jenny parsknęła i zaczerwieniła się. Penis, penis, penis! To słowo zawsze ją śmieszy-

ło.

- Tak? - ponaglała nauczycielka.

background image

Jenny zakryła usta dłonią.

- Och, nic takiego.

Jessica zmrużyła oczy.

- Co cię tak śmieszy? To najwrażliwsza część Nate'a? Koniuszek?

Jenny przestała się śmiać. Zaczerwieniła się aż po czubki uszu.

- Jessica, nie zapominaj, żadnych imion i nazwisk - ostrzegła ją pani Doherty. Popra-

wiła nogi splecione w pozycji lotosu i odchrząknęła. - Chcę wam przypomnieć, dziewczęta, 

że nasza rozmowa jest poufna. Nic, co zostanie tu powiedziane, nie może zostać powtórzone 

poza grupą.

Aha, jasne. No więc jakim cudem cala szkoła wie, że Alicia Armstrong nie używa 

tamponów, bo jej rodzice uważają, że gdyby zaczęła, przestałaby być dziewicą?

Jenny nie była głupia. Wiedziała, że cokolwiek powie, na pewno zostanie powtórzone, 

więc pomyślała, że bezpieczniej nic nie mówić.

- Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłam penis - wypaliła Jessica, po raz kolejny wy-

wołując w klasie wybuch chichotów. - Zupełnie spanikowałam!

Pani Doherty uśmiechnęła się ze spokojem buddysty zen. Nawet Jessica Soames nie 

potrafiła wyprowadzić jej z równowagi.

- Przypominam - powiedziała - to jest miejsce do zadawania pytań...

- Nie rozumiem, na czym polega erekcja. Jak to właściwie się dzieje? - zapytała Kim 

Swanson.

- Czy to prawda, że każdy chłopak ma erekcję z samego rana? - spytała Roni Chang.

Pani Doherty westchnęła. Zaczęła taktownie odpowiadać. Jenny wyłączyła się, wolała 

dalej rozmyślać o miłości.

Jeżeli chłopcy byli jak ciuchy, jak to ujęła pani Doherty, to Nate był jak jej pierwsza 

para dżinsów Diesela, które wkładała tylko na specjalne okazje, ponieważ były tak ładne, że 

nie chciała ich zabrudzić. Ale im częściej je nosiła, im częściej je prała, tym lepiej pasowały, 

aż w końcu nie mogła żyć bez nich - tak idealnie leżały. A skoro tak absolutnie była pewna 

swoich uczuć do niego, to co złego jest w powiedzeniu mu o tym?

background image

niezwykła odpowiedź na zwykle pytanie

Blair oddala swój esej, który miała wysiać do Yale wcześniej tego ranka i kiedy egza-

miny z matmy i francuskiego wreszcie się skończyły, wpadła do biura doradcy, żeby spraw-

dzić, czy pani Glos już go przeczytała.

Pani Glos przeglądała akta, a zadziwiająco długie, szczupłe nogi trzymała poprawnie 

skrzyżowane w kostkach.

- O, witam. Może usiądziesz?

Blair spojrzała krytycznie na brzydkie, ortopedyczne buty pani Glos. Co za strata, 

żeby takie wspaniałe nogi trafiły się starej kobiecie, która nie ma żadnego gustu, jeśli idzie o 

buty. Usiadła na twardym, drewnianym krześle naprzeciwko biurka.

- Przeczytałam twoje wypracowanie. - Pani Glos przekartkowała stos prac na biurku, 

aż znalazła esej Blair. Zacisnęła wąskie usta i dotknęła lekko chusteczką nosa. Często miała 

krwotoki z nosa i uważano, że choruje na jakąś rzadką zakaźną chorobę. Wszystkie dziewczy-

ny bały się dotykać materiałów, które im rozdawała.

Blair uniosła idealnie wyregulowaną brew.

- I...?

Pani Glos podniosła wzrok. Włosy w mysim odcieniu brązu podwijały się jej na koń-

cach, ledwie muskając podbródek. Zawsze wyglądały dokładnie lak samo, więc musiała to 

być peruka.

- Powinnaś jeszcze raz się do niego przymierzyć, jeśli poważnie myślisz o pójściu do 

Yale.

Chwilę potrwało, nim Blair to zrozumiała.

- Ale...

Pani Glos otworzyła pracę Blair i popukała w spięte kartki długim, ohydnym, żółtym 

paznokciem.

- To jest idealne wypracowanie na temat życia Audrey Hepburn - powiedziała. - Ale 

nic nie mówi o tobie. Musisz pokazać ludziom w Yale, że potrafisz dobrze pisać, że myślisz 

w twórczy sposób i że potrafisz dać niezwykłą odpowiedź na zwykłe pytanie.

Blair wzięła sześć spiętych kartek w dwa palce. W skroniach jej dudniło. Miała po-

background image

tworną ochotę powiedzieć pani Glos, żeby spieprzała i żeby kupiła sobie nową perukę, ale 

wiedziała, że doradczyni jest naprawę dobra w swojej pracy i mogła pomóc dostać się do 

Yale.

- Dobrze - stwierdziła krótko. - Spróbuję jeszcze raz.

- Grzeczna dziewczynka. Spróbuj nie być taka dosłowna. Pokaż im, jak bardzo cenisz 

filmy Audrey Hepburn, zamiast mówić im o tym.

Blair   kiwnęła   głową   i   wstała.   Poprawiła   spódnicę,   próbując   zachować   kamienną 

twarz, mimo że tak potwornie ją obrażono. Zachowała się właśnie tak, jak zrobiłaby Audrey.

- Wesołych świąt - dodała uprzejmie.

Pani Glos znowu przytknęła chusteczkę do nosa i uśmiechnęła się.

- Wesołych świąt, Blair.

Blair zamknęła za sobą drzwi i wrzuciła skażony zarazkami esej do metalowego kosza 

na śmiecie, wzdychając przy tym ze złością. Tyle jeśli idzie o dobrą zabawę na plaży w St. 

Bans. Serena będzie musiała sama o siebie zadbać, bo Blair cale pieprzone ferie spędzi w 

domu, pisząc od początku wypracowanie do Yale. Miała ochotę napisać: „Do jasnej cholery, 

po prostu mnie przyjmijcie” i wysłać to do komisji rekrutacyjnej w Yale, ale zważywszy, że 

opowiedziała facetowi od rozmowy kwalifikacyjnej cale swoje życie, a potem go pocałowała, 

to chyba nie był najlepszy pomysł.

Ruszyła schodami na górę, żeby zabrać z szafki niebieski płaszcz od Marca Jacobsa. 

Po drodze wpadła na Kati Farkas i Isabel Coates, które akurat schodziły.

- Jak ci poszło na francuskim? - zapytała Kati. Tego ranka padało, gdy szła do szkoły, 

i jej jasnorude włosy się poskręcały.

Blair pomyślała, że Kati wygląda jak pudel, w którego strzelił piorun. Wzruszyła ra-

mionami.

- Bez sensu.

Niecierpliwie odrzuciła włosy z twarzy. Miała już dość rozmawiania o ocenach, szko-

le i egzaminach.

Isabel przeczesała palcami krótki ciemny kucyk i uniosła podbródek.

- Wiem, że to zabrzmi dziwacznie, ale wczoraj poszłam na powtórkę Z historii do 

pana Noble'a i to mi pomogło. Naprawdę dla mnie egzamin był całkiem prosty.

A ty jesteś naprawdę wkurzająca, zauważyła w myślach Blair. Ojciec Isabel był akto-

rem telewizyjnym, który głównie czytał zza kadru i miał sztuczny brytyjski akcent. Isabel lu-

biła go naśladować i dlatego mówiła „całkiem prosty” zamiast „totalnie lajtowy”. nie wrzuca-

ła na luz.

background image

Kati kiwnęła głową.

- I był krótki. A widziałaś Serenę? Jeszcze nie skończyła. Siedziała i gapiła się na 

swoje włosy, gdy my już wychodziłyśmy.

Oczywiście pominęła ten epizod, kiedy Serena rozdawała autografy. Żadna by się nie 

przyznała Blair, że poprosiła o podpis.

- Na pewno dobrze jej poszło - stwierdziła lojalnie Blair. Serena nigdy się nie uczyła i 

nie chodziła na zaawansowane zajęcia, ale zawsze udawało jej się jakoś wybronić dzięki ak-

tywności na lekcjach i pisaniu względnie przyzwoitych  prac. Była  bystra - jak wszystkie 

dziewczyny w Constance - ale nauczyciele już od drugiej klasy narzekali, że nie wykorzystuje 

potencjału. W głębi duszy Blair cieszyła się, że Serena tak odpuszcza sobie szkołę. Żadnym 

cudem nie mogłyby się przyjaźnić, gdyby Serena nie dość, że była taka śliczna, to jeszcze by 

zbierała same piątki.

- Więc co było między tobą a Milesem? - zapytała Isabel.

Blair nie mogła uwierzyć własnym uszom. Przecież leżały nieprzytomne, pijane na 

tyle limuzyny, a ona pozbyła się ich bez mrugnięcia okiem. Teraz zachowywały się, jakby 

znowu chciały być jej najlepszymi przyjaciółkami. Nie miała ochoty na pogaduszki z nimi o 

jakimś gościu, którego pewnie nigdy więcej nic zobaczy. I to tylko po to, żeby miały o czym 

plotkować w szkole.

- Naprawdę nic takiego - odparła nonszalancko.

- Och, robisz się taka tajemnicza - zagruchała Isabel. - To znaczy, że musiało coś być.

Blair przewróciła oczami.

- Jak chcesz.

- Więc co powiedziała pani Glos na temat twojego wypracowania do Yale? - dopyty-

wała się Kati.

Tak to właśnie jest, jak chodzisz do małej żeńskiej szkoły: wszyscy wiedzą o wszyst-

kim. To doprowadzało Blair do szału.

- Podobało jej się - skłamała. Zaczęła iść po schodach, a jej mały pierścionek z rubi-

nem pobrzękiwał metalicznie o poręcz. - Do zobaczenie później. Muszę zacząć uczyć się do 

angielskiego.

- Czekaj! - krzyknęła Isabel.

Blair odwróciła się i zatrzymała.

- Co?

- To prawda, że Serena i Flow się zaręczyli?

Blair ledwo potrafiła zdusić śmiech. Wiedziała, że powinna im powiedzieć prawdę, ale 

background image

o wiele ciekawsze było skłamać.

- Aha - powiedziała, kręcąc głową z niedowierzającym uśmiechem. - Szaleństwo, nie?

Obie dziewczyny popatrzyły po sobie, podniecone tym, że; potwierdziły u wiarygod-

nego źródła lak wstrząsającą plotkę.

- I nadal jedzie z tobą na St. Bans? - dopytywała się Kati.

Blair kiwnęła głową i obróciła pierścionek z rubinem na palcu.

- Będziemy tam planować jej ślub.

- Och, to brzmi super! - rzuciła Isabel z wyjątkowo odrzucającym brytyjskim akcen-

tem. Zerknęła na Kati, a potem na Blair. - Myślisz, że poprosi nas, żebyśmy były druhnami?

Blair odwróciła się i poszybowała z wdziękiem po schodach, tak jak Audrey we wspa-

niałej sukni od Givenchy'ego w czasie pokazu mody w Zabawnej buzi.

- Może! - krzyknęła. - Jeśli będziecie dla niej mile.

To, że całe ferie musi spędzić na ponownym pisaniu wypracowania, nie znaczy, że nie 

może jednocześnie trochę się zabawić.

background image

tematy    ◄    wstecz dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie   nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

No dobra, przetrwałyśmy koniec semestru - teraz trzeba sobie umilić życie.

LISTA ŚWIĄTECZNYCH ŻYCZEŃ

1 czapka z lisiego futra z Fendi, chociaż pewnie któregoś późnego wieczoru zostawię ją w taksówce.

1 zamszowa torebka z frędzelkami, na nadgarstek - dobra, żeby wyjść z domu, mając tylko klucze, 

kartę kredytową i błyszczyk do ust. Po co komu coś więcej?

Roczny abonament na wizyty w salonie Red Door Elizabeth Arden na nakładanie wosku na twarz, 

brwi i okolice bikini, na maseczki z wodorostów, podcinanie włosów i robienie pasemek.

1 para kozaków z jasnobrązowej skóry.

1 para ciemnobrązowych kozaków.

1 para czarnych kozaków do kolan. Wszystko od Stephane'a Keliana i wszystkie na dziesięciocenty-

metrowych obcasach. Nie można mieć za dużo butów.

1 kurtka z baraniej skóry z Fendi.

1 superduże pudełko trufli z ciemną czekoladą Godivy - moja słabość. Cóż, jedna z wielu.

1 kaszmirowy szlafrok kąpielowy, biały, z TSE, a do tego pasujące kapcie, też z kaszmiru.

Wszystkie klasyczne filmy Hitchcocka na DVD.

Przyjęcie do wszystkich college'ów. do których wysłałam podanie.

Sylwester, który całkowicie odmieni moje życie!!

Na celowniku

B  wypożycza z biblioteki na Manhattanie wszystkie książki o Audrey Hepburn. A i jego przyjaciel  

spacerują z bokserem (to jest pies, a nie mistrz wagi ciężkiej) koło szkoły dla dziewcząt Constance Bil-

lard i zaglądają w ośmiokątne okna na parterze - ciekawe, kogo szukają? S sprezentowała swojemu 

odźwiernemu akwarium z małymi barakudami. Codzienne prezenty od Flowa to lekka przesada?  

background image

popala z kumplami na Owczej Łące.  J  przygotowuje wspaniałą złoconą kartkę dla  N  na zajęciach z 

plastyki. D wyrzuca jeden ze swoich cennych czarnych notatników do kosza na Broadwayu. Blokada 

twórcza to straszna sprawa, nie? V kręci się za jakimś biednym, Bogu ducha winnym sprzedawcą hot 

dogów w parku na Washington Square. K i I walczą o czapkę z lisa w Intermix.

Wasze e - maile

P:

 Kochana „Plotkaro”!

Odkąd zaczęłaś pisać tę stronę, staram się domyślić, kim jesteś. Chyba nie mogłabyś tyle 

mówić o swoich znajomych, gdybyś nie była w ostatniej klasie. Ja jestem w młodszej, ale 

trzymam się z najfajniejszymi ludźmi z ostatniej. Więc może nie jesteś taka super, jak ci się 

wydaje. Ciągle podejrzewam, że jesteś jakimś zboczonym nauczycielem od wuefu.

Jdwack

O:

 Najdroższa jdwack!

Daruj sobie zgadywanie, kim jestem, bo i tak ci nie powiem, Ale jedno mogę ci obiecać: po 

śmierci nie znajdą mnie w drelichowych spodenkach z gwizdkiem na szyi.

P

P:

 Hej, P!

Co myślisz o tej plotce na temat zaręczyn Flowa i S? Ona zawsze zachowywała się tajem-

niczo, jakby ukrywała wielki sekret, więc trudno coś powiedzieć.

duch

O:

 Drogi duchu!

Wiem, co masz na myśli - S wyjątkowo mało mówi o Flowie, jeśli plotki są prawdziwe. Ale 

bądźmy realistami. Ma dopiero siedemnaście lat. Nawet jeśli się zaręczyła, wątpię, żeby za 

chwilę czekał nas ślub.

P

P:

 Hej, Plotkaro!

Nie wiem, czy B o tym wie, ale dobiegły mnie słuchy, że gość, z którym spędziła cały sobot-

ni wieczór - ten perkusista, kumpel jej przyrodniego brata - też wybiera się na St. Barts na 

ferie.

informator

O:

 Drogi informatorze!

O: Jezu! Myślę, że to będzie wielka niespodzianka i chyba B nie będzie nią zachwycona.

P

background image

I wreszcie...

Ejże? Jaki sens ma zjawianie się w szkole po semestrze, skoro oceny już nie będą się do niczego li-

czyć? W letnim semestrze powinni pozwolić nam wybrać sobie jedne zajęcia, na przykład przerwę na 

lunch, czytelnię albo teatr. W końcu zasłużyliśmy sobie na chwilę odsapki, nie?!

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

barneys kształtuje charakter

W czwartek przed Bożym Narodzeniem szkoła Constance Billard wreszcie pozwoliła 

dziewczynom  na luksus - dwunastodniowe ferie. Po szkole Jenny spotkała się z Nate'em 

przed sklepem Barneysa. Miała na sobie błękitny sweter z szalowym kołnierzem, czarną par-

kę z obszyciem ze sztucznego lisa, króciutki szary mundurek szkolny, kapelusik z czerwone-

go moheru, spod którego wystawały jej ciemne loki, i dopasowane kolorem rękawiczki z 

czerwonego moheru. Wyglądała  prześlicznie  Nate pocałował ją w dłoń. Załatwił  większą 

działkę trawki u swojego dostawcy w pizzerii na rogu Osiemdziesiątej i Madison, więc był w 

doskonałym nastroju.

- Stęskniłem się za tobą - powiedział, a jego szmaragdowej oczy skrzyły się w zimo-

wym zmroku.

Serce Jenny natychmiast się rozpłynęło.

- Ja za tobą też - odpowiedziała, a jej policzki delikatnie się zaróżowiły. Wyjęła z kie-

szeni parki świąteczną kartkę, która zrobiła specjalnie dla niego. - Proszę.

Nate rozdarł ręcznie zrobioną kopertę. Gapił się na rysunek wykonany węglem, akwa-

relami i złotym flamastrem, próbując odgadnąć, co to właściwie jest.

- To bałwan obejmujący renifera - wyjaśniła Jenny. - Połączyłam styl Matisse'a i Pi-

cassa, ale nie wiem, co mi z tego wyszło.

Nate nic miał zielonego pojęcia o Matissie i Picassie. Otworzył kartkę. WESOŁYCH 

ŚWIĄT, NATE! Całuję, Jennifer - napisano błyszczącymi, złotymi literami. Nate uśmiechnął 

się i wsunął kartkę do kieszeni płaszcza.

- Dzięki.

Jenny wzięła go pod ramię. Weszli do sklepu.

- Więc co chcesz pod choinkę? Ja kupuję pierwsza.

Pożyczyła od ojca kolejne pięćdziesiąt dolarów, co właściwie było niczym przy sumie, 

jaką już mu wisiała. Odkąd była z Nate'em, wydała więcej pieniędzy niż przez całe swoje ży-

cie.

Każda dziewczyna ci to powie, że dobry wygląd kosztuje, ale warto zainwestować.

W dziale męskim Nate podał jej parę szarych skarpetek z wełny merynosów.

background image

- Co powiesz na to?

- Skarpetki? Ale ja chcę kupić ci coś wyjątkowego. Coś... świątecznego - uparła się 

Jenny. - Szykownego - tego słowa szukała. Szykowny. Widziała je w „Vogue'u”. Brzmiało z 

francuska i tak wyrafinowanie.

Nate odłożył skarpetki i rozejrzał się po sklepie.

- Nie chcę, żebyś wydawała na mnie za dużo pieniędzy, Jennifer.

Jenny uśmiechnęła się promiennie. Teraz kochała go jeszcze bardziej. Uwielbiała to, 

że mówi do niej Jennifer. Uwielbiała te króciutkie, słodkie SMS - y, które jej wysyłał. Uwiel-

biała jego złotobrązowe włosy i zawsze opaloną, idealną skórę. Uwielbiała sposób, w jaki ro-

bił różne rzeczy, na przykład całował ją w rękę. A najbardziej ze wszystkiego uwielbiała to, 

jak kilkoma słowami, które wypowiadał swoim seksownym głosem, potrafił sprawić, że czuła 

się największą szczęściarą w Barneysie, a to naprawdę coś znaczyło.

- Nie mogę ci kupić skarpetek - tłumaczyła Jenny. - To musi być coś wyjątkowego.

Nate wzruszył z rozbawieniem ramionami. To miłe, że Jenny chce mu kupić coś bar-

dziej znaczącego niż skarpetki albo woda kolońska. Była taka szczera w swojej hojności. Nig-

dy nie oczekiwała niczego w zamian.

- A to? - Jenny podniosła flanelowe czerwone spodenki w prążki, ze sznureczkiem w 

pasie. - To chyba ma robić za piżamę.

Nate zmarszczył brwi.

- Trochę gejowskie - stwierdził.

Jenny odłożyła spodenki z powrotem.

- Masz rację. Przepraszam.

A potem zobaczyła stolik ze stosem bokserek, które na pupie miały fotografie żagló-

wek nałożone sitodrukiem. Była tam para niebieskich z czerwoną łódką. Idealne. Przecież 

Nate żegluje. Nawet buduje lodzie w Maine. Bokserki kosztowały sześćdziesiąt dolarów, czy-

li więcej niż planowała wydać i całkiem sporo jak na bieliznę, ale była gotowa zapomnieć o 

tych dodatkowych dziesięciu dolarach dla chłopaka, którego tak kochała.

- Te są naprawdę czadowe - powiedział Nate, podnosząc bokserki i oglądając żaglów-

kę. - Tylko nie ma mnie kto w nich oglądać.

Rumieniec zalał szyję Jenny, gdy wyobraziła sobie oglądanie Nate'a w samej bieliźnie.

- Musisz je mieć - uparła się. - Są dokładnie w twoim stylu.

Złożyła bokserki i zaniosła do lady.

- Czy może je pani zapakować jak prezent? - Odwróciła się do Nate'a. - Jest zabaw-

niej, kiedy sam możesz rozpakować to jak prawdziwy prezent. - Jej brązowe oczy płonęły z 

background image

radości. Miała cudownego chłopaka, kupiła mu naprawdę odlotowy prezent, a Nate uśmiechał 

się do niej tak, że miała ochotę krzyczeć „jestem TAKA SZCZĘŚLIWA!” Wręczyła mu małą 

czarną reklamówkę Barneysa.

- Wesołej Chanuki - zażartowała, chociaż sama tylko w połowie była Żydówką, a Nate 

wcale.

- Dzięki, Jennifer. - Nie spodziewał się, że znajdzie coś, co mu się naprawdę spodoba, 

ale te bokserki były w porządku. Wziął ją za rękę. - Teraz idziemy kupić coś tobie.

Wepchnął ją do windy i pojechali na szóste piętro. Jenny nie wiedziała, dokąd jadą, 

dopóki nie otworzyły się drzwi. Wyszli w dziale z damską bielizną.

Jenny się zawahała. Wyobrażała sobie, że Nate kupi jej coś słodkiego i świątecznego, 

na przykład szalik z głupawym reniferem. A nie bieliznę.

- Wybierz, co chcesz - powiedział Nate.

Jenny rozejrzała się po wieszakach z delikatną, ręcznie robioną, importowaną bielizną, 

czerwieniąc się z zakłopotania. Zawsze kupowała zabudowane staniki Bali w Macy, bo miały 

dodatkowe wzmocnienia i naprawdę grube ramiączka, które nie wrzynały się w ramiona pod 

ciężarem piersi. Staniki w Barneysie wyglądały tak, że mogłyby się podrzeć, gdyby włożyła 

do któregoś jedną pierś, już nie wspominając o dwóch naraz. Nie było siły. żeby Jenny wy-

brała tu biustonosz, obcisły top albo koszulkę nocną. Po pierwsze, chybaby umarła, gdyby 

Nate usłyszał, jaki ma rozmiar miseczki. Po drugie, pewnie nie robili ładnych, koronkowych 

rzeczy o takim rozmiarze miseczki.

Ale nie mogła powiedzieć  Nate'owi, że nic chce bielizny.  Nie chciała  zranić jego 

uczuć. Sięgnęła po jedwabne figi La Perła, z ładnym różowym obszyciem na brzegach i różo-

wą satynową kokardką na gumce.

- Te są ładne.

- Czy dobrać dla pani pasujący stanik? - zaskrzeczała sprzedawczyni koło siedemdzie-

siątki, podchodząc do nich niepewnym krokiem.

- Nie. - Jenny prawie krzyknęła. Wyszarpnęła majtki z wieszaka i pospiesznie ruszyła 

do lady, żeby Nate za nie zapłacił i wreszcie mogli się stąd wynieść.

Sprzedawczyni przy kasie wzięła figi i zaczęła je pakować w bibułkę.

- Tylko stringi, proszę pani?

Jenny spojrzała na kawałek jedwabiu zwieszający się z dłoni kobiety. Teraz zobaczyła, 

że praktycznie nie ma w nich części zasłaniającej pośladki.

Nie miała odwagi spojrzeć na Nate'a.

- Tak - wychrypiała. - To wszystko.

background image

- I proszę zapakować w ozdobny papier - dodał Nate. Blair nosiła stringi przez cały 

czas. Nie rozumiał, dlaczego Jenny tak się czerwieni.

Kiedy pakunek był gotowy, Nate wręczył go Jenny i pocałował ją w policzek.

- Wesołych świąt.

Jenny podniosła oczy - do tej pory nie odrywała spojrzenia od włosia kremowego dy-

wanu - i wzięła torebkę. To kolejna rzecz, którą uwielbiała w Nacie - nie panikował z powodu 

takiej głupiej rzeczy jak stringi. Zawsze był spokojny i wyluzowany.

Cóż, łatwo jest wrzucić na luz. kiedy człowiek cały czas chodzi najarany.

Gdy zjeżdżali windą, Jenny zastanawiała się, gdzie teraz powinni pójść. Do domu, 

żeby przymierzyć prezenty i się sobie w nich pokazać? Na samą myśl, że miałaby przedefilo-

wać przed Nate'em z pośladkami na wierzchu, chciała umrzeć.

Drzwi windy się otworzyły.

- Pomyślałem, że moglibyśmy zajrzeć do St. Regis - rzucił Nate, gdy szli przez dział z 

kosmetykami, żeby wyjść ze sklepu.

Serce Jenny zabiło niespokojnie. St. Regis to hotel. O Boże!

- Tam jest miły bar. Moglibyśmy napić się czekolady - dodał Nate.

Zabrzmiało to tak, jakby naprawdę miał ochotę na gorącą czekoladę, a nie pokaz strip-

tizu w pokoju hotelowym. Jenny westchnęła z ulgą.

- Dobry pomysł.

Zanim doszli do wyjścia, Nate zobaczył dwie dziewczyny,  jedną z włosami jasno-

blond zebranymi w kucyk, drugą z ciemnymi i rozpuszczonymi. Serena i Blair. Stały przy la-

dzie z kosmetykami Estée Lauder, dokładnie na ich drodze.

Nate objął Jenny i zaczął ją prowadzić w innym kierunku, z powrotem do działu mę-

skiego, do drugiego wyjścia. Nie żeby nie chciał, aby go widziano z Jennifer. Po prostu ła-

twiej było, kiedy nie musieli z nikim rozmawiać, zwłaszcza z Blair.

Jenny zawahała się i spojrzała na niego, marszcząc brwi.

- Gdzie idziemy? - spytała zakłopotana.

- Eee, pomyślałem, że powinienem kupić sobie nowy pasek - powiedział Nate, mając 

nadzieję, że Blair i Serena nie zauważyły ich jeszcze.

Za późno.

- Nate? - usłyszał za plecami glos Sereny. - Hej, Natie! Odwrócił się powoli. Poczuł 

ziemno - sandałowy i liliowy zapach Sereny, gdy zarzuciła mu ramiona na szyję. Wypuściła 

go i pocałowała Jenny w policzek.

- Co sobie kupiliście?

background image

Jenny znowu się zaczerwieniła.

- E, nic takiego.

Blair stała kawałek od nich i w milczeniu krytykowała brzydką, czarną parkę Jenny i 

mechacący się czerwony kapelusz. Nate uśmiechnął się do niej.

- Cześć. Blair.

Blair poprawiła pasek fioletowej torebki Prady na ramieniu i odgarnęła włosy z twa-

rzy.

- Cześć - rzuciła ogólnie. Zerknęła na Jenny. - Cześć, Ginny. Wesołych świąt.

Jenny chowała za piecami firmową torebkę Barneysa, bojąc się, że ktoś” mógłby ją 

wyrwać jej z rąk i sprawdzić, co jest w środku.

- Wesołych świąt - odpowiedziała słabo. Blair tak wkurzył widok Nate'a i Jenny robią-

cych razem świąteczne zakupy - nudna, szczęśliwa para - że nie mogła oprzeć się pokusie, by 

się ich kosztem zabawić.

- Może nam pomożecie - zaproponowała wesoło. - Kupujemy właśnie prezenty dla 

Flowa i Milesa, wiecie, tych facetów, którzy byli z nami w sobotę. Ale nie wiemy, co wybrać. 

- Szturchnęła Serenę w łokieć. - Serena myślała o wodzie kolońskiej. Nate, mogłybyśmy 

przetestować kilka zapachów na tobie?

Nate nie używał wody kolońskiej i naprawdę chciał się już wynieść z tego sklepu, ale 

nie miał pomysłu, jak się wyłgać.

- Jasne - odparł bez entuzjazmu.

Blair poprowadziła ich do lady i nim zdążył zaprotestować, złapała prawą rękę Nate'a i 

spryskała go wodą kolońską Dolce&Gabbana, która - jak dobrze wiedziała - śmierdziała se-

rem pleśniowym i tyłkiem.

- Co o tym myślisz? - zapytała, podsuwając rękę Nate'a pod nos Jenny.

Jenny zaczęła kichać.

- Na zdrowie - powiedziała Serena.

Jenny kichała i kichała. Nie mogła przestać.

Nate skrzywił się.

- Trochę za mocna.

- Serio? A co powiesz na to? - Blair złapała jego lewą rękę i spryskała ją Hermes Eau 

D'Orange Verte. To był czysty, klasyczny zapach, który uwielbiała tak bardzo, że czasem 

sama go używała, chociaż był dla mężczyzn.

Nate powąchał dłoń i natychmiast owiała go nostalgia. Pomyślał o czasie, kiedy leżał 

z Blair w łóżku i całował jej nagi brzuch, rozśmieszając ją przy tym.

background image

- Ładny - powiedział, wąchając jeszcze raz.

Jenny zaczęło lać się z nosa. Otarła go rękawiczką.

Serena podniosła sobie lewą dłoń Nate'a pod nos.

- Och, to absolutnie pasuje do ciebie, Nate. - Uśmiechnęła się szczerze do Jenny. - Po-

winnaś mu ją kupić na Gwiazdkę. Jest niesamowita.

Jenny znowu otarła nos. Nie miała już pieniędzy, poza tym kupiła mu znacznie lepszy 

prezent. Zerknęła na Nate'a, mając nadzieję, że powie coś takiego i będą mogli już iść, ale on 

tylko stał i gapił się na Blair z wyciągniętymi rękoma, jak jakiś kretyński sprzedawca wody 

kolońskiej.

W sercu Jenny pojawiła się wątpliwość. Jak to jest, że Nate wydaje się taki wspaniały, 

gdy są sami, a kiedy wokół pojawiają się inni ludzie, zachowuje się tak... głupio?

Blair zmarszczyła nos.

- No, nie wiem - zastanawiała się. - Pomyślałam, że może powinnyśmy im dać coś 

bardziej osobistego.

- Na przykład co? - zapytała Serena, wciągając się w zabawę.

- Ja kupiłam Nate'owi bokserki z nadrukowaną żaglówką - podsunęła pomocnie Jenny. 

- Mają tam różne. Powinnyście obejrzeć.

Nate uśmiechnął się nieśmiało.

- Aha, są naprawdę fajowe.

Blair złapała zieloną buteleczkę z próbką wody D'Orange Verte, gotowa rzucić nią w 

głowę Jenny. Bokserki? A to mała zdzira!

Serena zauważyła, że niewinny dowcip przyjaciółki zaczyna się obracać przeciwko 

niej.

- Chodź, Blair. - Pchnęła ją delikatnie za łokieć. - Pójdziemy na górę. Mają bikini, któ-

re chciałabym przymierzyć. Powiesz mi, co o tym myślisz.

Blair odstawiła wodę kolońską z powrotem na ladę.

- Jasne - odparła spokojnie.

- Jedziemy jutro na St. Barts - - Serena pocałowała Nate'a w policzek. Potem pochyliła 

się i pocałowała Jenny. - Ale zobaczymy się wszyscy w sylwestra, okay?

Nate patrzył, jak Blair bawi się swoim pierścionkiem z rubinem. Zrobił krok w przód, 

położył dłoń na rękawie jej płaszcza i pocałował ją w policzek.

- Wesołych świąt, Blair.

Najlepsza aktorka zawsze jest opanowana, nawet wobec jawnej obelgi.

- Wesołych świąt - odparła Blair, trzymając podbródek tak wysoko, jak tylko można, 

background image

nie przewracając się do tyłu. Polem ze spokojem odwróciła się do wind na tyłach sklepu i po-

ciągnęła za sobą Serenę.

Nate patrzył, jak odchodzą. Podziwiał długie ciemne włosy Blair opadające na błękit-

ny kaszmirowy płaszcz. Podniósł lewą dłoń i wciągnął czysty, świeży zapach, który przypo-

minał mu nagą skórę Blair. A potem odwrócił się do Jenny. Jej ciemne roztrzepane loki. Za 

duża czarna parka. Drobniutkie dłonie. Nieśmiały uśmiech. Co za ulga, że Blair już poszła, bo 

nie musi już ich porównywać. Bo prawdę mówiąc, nie było porównania.

Na szklanej ladzie za nimi stała buteleczka perfum w kształcie primabaleriny.

- Ej! - Nate zmienił temat. - Widziałaś kiedyś Dziadka do orzechów? - Jenny intereso-

wała się sztuką, więc pewnie wiedziała wszystko o balecie.

Jenny pokręciła głowa, uśmiechając się niepewnie. Chodziła do Lincoln Center na za-

jęcia z architektury i projektowania, ale nigdy nie oglądała tam prawdziwego baletu.

- Nie, jeszcze nie.

To nie wypada. Po prostu nie wypada. Nate zabierał Blair na  Dziadka do orzechów 

przez ostatnie trzy lata w Boże Narodzenie. I chociaż widział, że to niepoważne, zawsze 

świetnie  się bawił. To był  taki  odlot:  na początku,  w  pierwszej scenie kolacji wigilijnej, 

drzewko na scenie było normalnych rozmiarów. A polem dziewczynka zasypia i zaczyna 

śnić, a choinka wyrasta jak na sterydach na gigantyczne drzewo, o wiele, wiele większe od 

tego przy Rockefeller Center. A potem wszystkie zabawki ożywają i zaczynają ze sobą wal-

czyć. To było niesamowite.

Nate wyciągnął komórkę z kieszeni.

- Jutro wieczorem jemy kolację u twojego ojca, prawda?

Jenny kiwnęła głową.

- To zobaczmy, czy zostały jeszcze jakieś bilety na popołudnie.

Jenny oparła się o ladę w perfumerii, czując, jak biorą górę objawy przypominające 

grypę. Nate zabiera ją na balet! Jak można go nie kochać?

background image

D próbuje pisać o seksie w nowym sposób

Gdy tylko skończyły się ostatnie egzaminy w czwartek, Dan poszedł do ulubionej 

chińsko - kubańskiej kawiarni na Broadwayu. Zamówił kawę z mlekiem i krokiet po chińsku. 

Wyciągną! nowiutki, czarny notes i czarny cienkopis. Przez cały tydzień próbował napisać 

coś względnie przyzwoitego, żeby to wysłać razem z podaniem o przyjęcie na uczelnię, ale 

wychodziły mu same śmiecie. Nigdy wcześniej nie miał kłopotów z pisaniem - zwykle słowa 

po prostu z niego wypływały. Jasne, egzaminy rozpraszały go trochę, ale nie ma co się oszu-

kiwać. Opuściła go wena.

Sączył kawę, rozchlapując mlecznobrązowe kropelki na czystej stronie notatnika. W 

pewnym sensie to go stawiało na równi z wielkimi. Tołstoj miał blokadę twórczą, Hemin-

gway też. Nie był pewny co do swoich ulubionych francuskich egzystencjalistów, ale potem 

doszedł  do wniosku, że w  takim czy innym,  momencie  też  musieli  to przeżywać.  Mimo 

wszystko mu nie ulżyło. Tak naprawdę to była tortura.

Biedna, zbolała dusza.

Przeglądając swoje stare notatniki, stwierdził, że ostatni raz napisał coś sensownego 

przed Świętem Dziękczynienia, zanim pocałowali się z Vanessą i zdali sobie sprawę, że są za-

kochani.

Przetoczył krokiet w kleistym śliwkowym sosie i odgryzł kawałek. Poza śmiercią mi-

łość była jego ulubionym tematem, ale teraz, kiedy był zakochany, słowa, którymi o niej pi-

sał, wydawały mu się powierzchowne i niezręczne. Gdyby potrafił spojrzeć na miłość pod in-

nym niż zwykle kątem... Zanurzył krokieta w sosie i znowu odgryzł kęs. Po nadgarstku po-

płynął mu gorący tłuszcz. Kelnerka strzeliła go biodrem w łokieć i resztka krokieta wpadła do 

kubka, rozpryskując po całym stole kawę z mlekiem.

Większość ludzi by się wkurzyła, ale w głowie Dana zapaliła się żaróweczka.

Seks! - pomyślał. Seks był ostatecznym wyrazem miłości. Dlatego jeśli kiedykolwiek 

to zrobi, to tylko wtedy, kiedy będzie czuł, że jedynym sposobem wyrażenia tego, co chce po-

wiedzieć, będzie kochanie się.

Zdjął skuwkę z cienkopisu. Czyta! dość o teorii literatury, by wiedzieć, że najbardziej 

wyświechtany sposób pisania o seksie to opisywanie kwitnących kwiatów, zachodów słońca i 

background image

fajerwerków. I wiedział  też, że praktycznie  wszystko może zabrzmieć seksownie. Ale on 

chciał pisać o seksie w zupełnie nowy i zaskakujący sposób.

Zagapił się na krokieta porzuconego w kawie i myślał.

Każdy normalny chłopak, gdy myśli o seksie, natychmiast ma ochotę zedrzeć ubranie 

ze swojej dziewczyny. Ale Dan nie był normalnym chłopakiem. Zamiast pomyśleć o zdarciu 

z Vanessy ubrania, myślał o słowach, a nie ma nic seksownego w prostych, starych słowach, 

chyba że używa się ich w seksowny sposób. Żeby tego dokonać, trzeba przestać myśleć o sło-

wach i zacząć myśleć o czymś innym, a jeszcze lepiej o kimś innym. Najlepiej rozebranym.

Ale Dan ugrzązł w słowach. Im bardziej biedził się nad słowami, tym bardziej był 

przekonany, że nie może pisać o seksie, bo go jeszcze nie uprawiał. A jeśli nie może pisać o 

seksie, nie może też pisać o miłości, a skoro nie może pisać o miłości, to nie może pisać w 

ogóle.

Czy seks to lekarstwo na blokadę twórczą?

background image

V odkrywa sekret victorii

W czwartek po szkole Vanessa szła Broadwayem w Soho, filmując transwestytę w 

czarnej plastikowej spódniczce, napiętnastocentymetrowych obcasach, który szedł z maleń-

kim czarnym chihuahua w puchatym pomarańczowym sweterku. I nagle przed sklepem fir-

mowym Victoria's Secret

 zatrzymała ją kobieta rozdająca promocyjne ulotki, które reklamo-

wały Bardzo Seksowną kolekcję bielizny.

Kup dwa Bardzo Seksowne staniki, a dostaniesz za darmo dobrane do nich 

albo v - stringi, albo tang! - zachęcała ulotka.

Vanessa nie była pewna, co to są v - stringi albo tanga. Swoją bawełnianą bieliznę Ha-

nes Her Way i topy kupowała w Rite Aid, w Victoria's Secret nigdy nie była. Spojrzała na 

wypełniający okno wystawowe plakat z Gisele Bündchen w bieliźnie z kolekcji Angel. Bieli-

zna bezszwowa, bosko dopasowana - tak napisano na plakacie. Oczywiście na Gisele wszyst-

ko wygląda bezszwowo i bosko, ale czy na niej też będzie się tak prezentowało?

Przewiesiła pasek od kamery przez ramie i pociągnęła ciężkie szklane drzwi do skle-

pu. Pomyślała, że to może być zabawne, sprawdzić, co to jest.

Gdy tylko weszła, zaczepiła ją sprzedawczyni.

- Witamy w Victoria's Secret - powiedziała drobna blondynka w dopasowanym czar-

nym kostiumie. - Czy mogę pani w czymś pomóc?

Vanessa spiorunowała ją wzrokiem. Nie cierpiała namolnych sprzedawców.

- Nie - odparła lekceważąco. - Chcę się rozejrzeć.

Sprzedawczyni uśmiechnęła się grzecznie.

- Dobrze. W takim razie powiem tylko, że nazywam się Vanessa.

Vanessa spojrzała na nią zaskoczona.

- Ja też tak się nazywam - powiedziała i poczuła wyrzuty sumienia, że była taka nie-

grzeczna dla tej kobiety. - Mamy takie samo imię.

Blond Vanessa się rozpromieniła.

- Co za zbieg okoliczności! W takim razie nie zapomni pani mojego imienia. Proszę 

zawołać, gdyby czegoś pani potrzebowała. - Odwróciła się, żeby się zająć inną klientką.

 Victoria's Secret - marka damskiej bielizny; dosłownie: Sekret Victorii (przyp. tłum.).

background image

W sklepie pachniało perfumami, z głośników płynęła muzyka, dywan na podłodze 

miał kolor głębokiej aksamitnej czerwieni. Okrągłe stoliki przykryte udrapowaną czerwoną 

satyną. były zawalone stringami i figami w zwierzęce i roślinne wzroki Na każdej ścianie wi-

siały wieszaki ze stanikami z koronki, satyny i bawełny. Były tutaj body. figi, stringi i męskie 

bokserki. Slipki, obcisłe topy, podwiązki i pasy do pończoch.

Vanessa nigdy nie widziała, żeby tyle metrów kwadratowych poświecono takim ero-

tycznym fatałaszkom. których nigdy nie cierpiała. Ale może jednak bardzo seksowna koron-

kowa różowa bardotka z odpowiednimi koronkowymi stringami to jest coś, czego potrzebuje, 

aby Dan nie mógł jej się oprzeć, by poczuł, że nadeszła la poetycka... ta „naturalna” chwila - 

czy na co on tam czekał - i żeby wreszcie zdecydował się pójść z nią do łóżka.

Podeszła do wieszaka z czerwonymi koronkowymi biustonoszami z fiszbinami i za-

częła je oglądać. Trzydzieści cztery B, trzydzieści sześć C, trzydzieści osiem D. Nawet nie 

wiedziała, jaki nosi rozmiar. Pod wieszakiem ze stanikami wisiały koronkowe figi, właściwie 

bardziej przypominały spodenki, tyle że wyjątkowo króciutkie spodenki. Vanessa sprawdziła 

metkę. Ach, więc to są tanga. Cóż, nie wyglądały źle. Rozejrzała się za swoją imienniczką.

- Jednak zdecydowała się pani coś przymierzyć? - zapytała blondynka, wychodząc zza 

lady, gdzie składała stos bawełnianych stringów.

Vanessa wzruszyła bezradnie ramionami.

- Są jakieś w czarnym kolorze? - Wskazała czerwoną koronkową bardotkę z kolekcji 

Bardzo Seksowne.

- A jaki rozmiar?

Vanessa zmarszczyła brwi. Jak mogła przeżyć siedemnaście lat i nie wiedzieć, jaki 

nosi rozmiar stanika?

- Nie jestem pewna - wymamrotała prawie niesłyszalnie.

Blond Vanessa uśmiechnęła się życzliwie.

- Chodźmy do przymierzalni, zmierzę panią. A potem porozmawiamy o tym, czego 

pani szuka. Znajdziemy coś w pani stylu i w czym będzie się wygodnie chodziło. Co pani na 

to? Vanessa kiwnęła głową niechętnie. Nie bardzo jej się podobał pomysł, że ktoś będzie mie-

rzył jej klatkę piersiową, i nie miała pojęcia, czego szuka, ale skoro zaszła tak daleko, to rów-

nie dobrze może spróbować dalej.

- Pod warunkiem że będzie w czarnym kolorze - dorzuciła z uporem.

background image

tematy    ◄    wstecz dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie   nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

KOCHAJ SIOSTRĘ SWOJĄ, ALE NIE ZA BARDZO

Zwrócił moją uwagę fakt, że dawno nie było nic a nic słychać o milusim przyrodnim bracie Et, A z dre-

dami. Można by pomyśleć, że zbytnio pochłonęły go egzaminy i zakładanie kapeli. Ale nic takiego. On 

się ukrywa. Jestem prawie przekonana, że ukrywa się, ponieważ dręczą go bardzo poważne kwestie. 

No, właściwie to jedna poważna kwestia: zakochał się w swojej przybranej siostrze. Najświeższe no-

winki mówią, że zaprosił swojego kumpla, perkusistę, M, na St. Barts i podejrzewam, że zrobił to po to, 

aby M zajął się B i trzymał ją poza zasięgiem jego wzroku.

Wasze e - maile

P:

 Droga P!

Chodzę z J na zajęcia z higieny i wiem na pewno, że ona uczęszcza na terapię z powodu 

obsesji na punkcie pępków. Na przykład musi iść co godzinę do łazienki, żeby sprawdzić, 

czy jej pępek nadal jest na miejscu, a kiedy przebieramy się przed wuefem, gapi się na 

pępki innych. To jest naprawdę pokręcone.

Roni

O:

 Hej, ron!

I co w tym złego? Pępki są bardzo seksowne. Przynajmniej mój jest.

P

P:

 Hej, P!

Myślę, że chyba mieszkam w tym samym domu co B, o której tyle opowiadasz, i czasem 

przez pomyłkę dostaję jej pocztę. Jej matka odbiera tony listów z Nowego Początku, a to 

musi być albo klinika płodności, albo ośrodek leczenia uzależnień - według tego, co widzę 

background image

w książce telefonicznej.

a kuku

O:

 Cześć, a Kuku!

Miejmy nadzieję, że po prostu daje im pieniądze, a nie korzysta z ich usługi.

P

Na celowniku

S  dała odźwiernemu metrowego bałwanka z czekolady zawiniętego w firmowe złotko Godivy. Flow 

zdecydowanie przesadza, wyrzuca liściki bez czytania, chyba że S ma jakiegoś innego wielbiciela. D 

gapi się w wodę przystani przy Siedemdziesiątej Dziewiątej i szuka natchnienia. V siedzi w barze w 

Billyburg - może sprawdza działanie swojej figury wymodelowanej za pomocą zakupów w Victoria's 

Secret? B i S opuszczają salon J. Sisters po nakładaniu wosku na okolice bikini - wszystko przed wy-

jazdem na St. Barts. Wygląda na to, że tam będzie naprawdę, ale to naprawdę gorąco! Bawcie się do-

brze w czasie ferii i nie marnujcie żadnej okazji na odlotową zabawę. Ja na pewno nie zmarnuję. Do 

zobaczenia na miejscu!

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

B ugrzęzła w klasie turystycznej i przyciąga facetów jak lep muchy

BLAIR WALDORF

ESEJ

UNIWERSYTET YALE, 23 GRUDNIA

W kreacjach filmowych Audrey Hepburn najbardziej podoba mi się to, że zachowują 

rezerwę, a jednocześnie pozostają przystępne. Są spokojne, ale mocno stoją na zie-

mi. Tajemnicze, lecz otwarte.

Blair   przestała   pisać   na   laptopie   i   przytrzymała   backspace   tak   długo,   aż   zniknęły 

wszystkie słowa. Kreacje filmowe? Co to, do cholery, znaczy? To brzmi, jakby była jakimś 

snobem, wariatką na punkcie filmów, jak Vanessa Abrams, ta dziewczyna z zajęć o filmie, co 

ma ogoloną głowę i tłuste kolana. Problem polega na tym, że Blair musi pisać o bohaterkach 

granych przez Audrey, a nie o niej jako prawdziwej osobie, bo szczerze mówiąc, nie wiedzia-

ła za dużo o prawdziwej Audrey poza tym, że na starość przestała nosić szyte na miarę ubra-

nia od Givenchy'ego, ścięła włosy i przez cały czas chodziła w drelichowych spodniach i 

czarnym golfie. Blair wypożyczyła z biblioteki masę książek o Audrey Hepburn, ale z żadnej 

nie   przeczytała   więcej   niż   pierwszy   rozdział.   Nie   chciała   tak   naprawdę   wiedzieć   o   pro-

blemach Audrey z zapaleniem okrężnicy ani o jej pracy dla UNICEF - u. O wiele ciekawsze 

było wyobrażanie sobie życia Audrey niż poznawanie faktów.

- O czym piszesz? - zapytał Miles, dolewając jej smirnoffa do soku pomarańczowego.

Jak się okazało, Aaron zaprosił Milesa na St. Baits, żeby spędzi! z nimi Boże Naro-

dzenie, i postanowił nie mówić o tym Blair aż do chwili, gdy spotkali się na lotnisku. Było 

oczywiste, że Miles zgodził się na wyjazd tylko z jednego powodu: myślał, że miło spędzi ten 

czas z Blair. Ale ona postanowiła dać mu do zrozumienia, że się myli, zanim jeszcze wylądu-

ją na miejscu.

- O niczym - powiedziała, nie podnosząc wzroku.

Musieli wyjść z domu o nieludzkiej porze - siódmej czterdzieści rano. Teraz dochodzi-

ła pierwsza, a samolot miał jeszcze godzinę do St. Bans. Aaron spał, a może udawał, że śpi, 

background image

żeby nie musieć patrzeć, jak Miles uderza do Blair. Serena słuchała na discmanie płyty Cold-

play i cieszyła się, że nieustanny przypływ prezentów od Flowa wreszcie się urwie. Tyler grał 

w szachy na Game Boyu i dąsał się, ponieważ w ostatniej chwili matka jego przyjaciela księ-

cia Rolfa von Wurtzela postanowiła nie puścić syna na wyjazd do St. Barts, ponieważ młody 

niemiecki książę cierpiał na kłopotliwą przypadłość - moczył się w nocy. Blair zamieszała 

brązową słomką kostki lodu w drinku. Cholera, pięknie Ci dziękuję. Boże, za te drobne przy-

sługi.

- Przez cały tydzień próbowałem się do ciebie dodzwonić - powiedział Miles, wycią-

gając się na swoim siedzeniu, żeby wyprostować nogi. Ku konsternacji Blair, wszyscy zostali 

upakowani do klasy turystycznej jak sardynki. - Ale chyba źle zapisałem twój numer.

Blair nie odrywała oczu od ekranu. Nie, odparła w myślach. Po prostu podałam ci 

zmyślony numer.

Miles wyciągnął rękę i przesunął palcami po końcach długich włosów Blair.

- Tęskniłem - szepnął.

Zerknęła na niego bez uśmiechu i odwróciła wzrok, zastanawiając się, co by zrobiła 

Audrey Hepburn w tak niemiłej sytuacji.

Znacie tych religijnych wariatów, którzy na zderzakach mają naklejki typu: „Co by 

zrobił Jezus?” Cóż Blair miała podobne powiedzonko: „Co by zrobiła Audrey?”

Nie żeby miała coś przeciwko Milesowi. Nie był odrażającym typem, który nosi niesa-

mowite ciuchy od Armaniego. Był przystojny i przyjaźnił się z Aaronem, który też był w po-

rządku, chociaż, jeśli miałaby wybór, Blair wolałaby w ogóle nie mieć przybranego brata. 

Uwaga Milesa powinna jej pochlebiać i może by tak było. gdyby miała ochotę z nim poflirto-

wać. Ale o jedenastej rano przed południem, upchana do klasy turystycznej w małym, kiep-

skim samolocie z laptopem na kolanach i brudnymi włosami spiętymi w kucyk, nie miała 

ochoty na żaden flirt.

- Przepraszam, czy może życzy sobie pani brytyjskie wydanie „Vogue'a”? - zapytał 

steward z pierwszej klasy. Wyglądał jak młodsza, wyższa wersja Pierce'a Brosnana. Gdyby 

nie nosił uniformu United Airlines, mógłby świetnie się prezentować.

Blair wzięła czasopismo. Zauważyła, że steward nie proponował brytyjskiego „Vogu-

e'a” nikomu innemu w klasie turystycznej oprócz niej.

- Czy przynieść pani coś do picia? Szampana? - zaproponował, mrugając okiem.

Blair upuściła pismo na podłogę. Czy nie widział, że jest zajęta?

- Nie, dziękuję - odparła.

Miles podał stewardowi pustą szklankę po coli z rumem.

background image

- Poproszę jeszcze raz.

Steward wziął szklankę wkurzony. Zapytał tylko Blair, czy czegoś sobie życzy, a teraz 

musiał obsługiwać siedzącego obok niej zarozumiałego nastolatka.

Miles znowu pogładził jej włosy.

- Nie będziesz czytać pisma?

Blair miała ochotę mu powiedzieć, żeby wsadził sobie tę gazetę w tyłek. Wiedziała 

jednak, że Audrey w takiej sytuacji zachowałaby spokój i dalej robiłaby swoje, mając nadzie-

ję, że namolny facet wreszcie zrozumie aluzję i zostawi ją w spokoju.

Skupiła się ponownie na wypracowaniu. Chciała napisać, że Audrey miała wszystkie 

cechy, które powinna mieć każda kobieta. Klasę, urodę, wdzięk, inteligencję, poczucie humo-

ru, odwagę i pewną tajemniczość, która sprawiała, że mężczyźni natychmiast się w niej zako-

chiwali. Ale Blair nie była idiotką. Nie mogła napisać w wypracowaniu dla Yale, że podziwia 

Audrey Hepburn, ponieważ mężczyźni nie potrafili jej się oprzeć - nie po tym, jak pocałowała 

tego człowieka od rozmowy kwalifikacyjnej.

Pani Glos powiedziała jej, żeby nie była dosłowna. Blair położyła dłonie na klawiatu-

rze i znowu zaczęła pisać, pozwalając, aby słowa same płynęły.

Czasem marzę, że jestem Audrey Hepburn. Czuję się lżejsza i czystsza, i mówię z 

tym samym fajnym akcentem co ona. Audrey sprawia, że wszystko wydaje się łatwe. 

Nigdy nie musiała zdawać egzaminów ani pisać kretyńskich wypracowań, które dołą-

cza się do podań o przyjęcie do college'u. Nigdy nie musiała wyjeżdżać na wakacje z 

matką i jej tłustym, wkurzającym ojczymem albo z napalonym, denerwującym kum-

plem przybranego brata. Chłopak nigdy jej nie rzucił dla dziesięciolatki. I nawet jeśli 

miała jakieś problemy, radziła sobie z nimi sama, zamiast opowiadać o nich całemu 

światu, także na rozmowie kwalifikacyjnej do Yale, Kiedy jestem Audrey, czuję, że 

mogłabym zmierzyć się z całym światem.

Blair przeczytała jeszcze raz to, co napisała, zaznaczyła cały akapit i go skasowała. 

„Kiedy jestem Audrey, całkiem świruje” - to było bliższe prawdy.

- Za chwilę lądujemy w St. Barts, gdzie panuje teraz piękna pogoda - oznajmił niskim 

głosem kapitan przez system nagłośnienia w samolocie. - Dziękujemy państwu za dzisiejszy 

lot naszymi liniami. W szczególności pragnę podziękować uroczej szatynce z miejsca dwa-

dzieścia cztery B. Życzymy miłych wakacji i mamy nadzieję, że ponownie wybiorą państwo 

samolot naszej linii.

background image

Dwadzieścia cztery B. Blair sprawdziła tabliczkę na suficie. To jej fotel. Czy jej się 

tylko przyśniło, że kapitan ją podrywa, czy on naprawdę to powiedział?

Miles nadal głaskał jej włosy - Przyszedł steward z drinkiem dla Milesa i szampanem 

dla Blair, chociaż powiedziała, że nie chce.

- Z wyrazami uszanowania od kapitana - rzekł ze znaczącym uśmiechem.

Blair czuła się jak Mia Farrow w Alice, filmie Woody'ego Allena, do którego obejrze-

nia pan Beckham zmusił je nie raz. lecz dwa razy. W tym filmie Alice - nudna matka miesz-

kająca przy park Avenue - trafiła do dziwnego miejsca w Chinatown, gdzie zjadła jakieś chiń-

skie zioła, po których przyciągała facetów jak lep muchy.

Blair nie należała do osób, które odmawiają podawanego jej drinka, więc wychyliła 

kieliszek, zatrzasnęła laptop i wrzuciła do torby podróżnej od Louisa Vuittona, którą potem 

kopniakiem wcisnęła pod siedzenie przed sobą. Samolot zaczął schodzić do lądowania, a za 

oknem cieple Morze Karaibskie połyskiwało obiecująco. Blair obróciła na placu pierścionek z 

rubinem. Była gotowa wskoczyć w nowe czarne bikini od Gucciego i wyjść na plażę z dala od 

wszystkich i wszystkiego.

Aaron otworzył oczy, usiadł prosto i zasłonił jej widok. Uśmiechnął się do niej.

- Skończyłaś wypracowanie?

- Odpieprz się - odpowiedziała Blair.

background image

D jest gotów albo nie

- Więcej curry! - Rufus Humphrey spróbował sosu pomidorowego i warknął pod no-

sem: - Więcej rumu!

To było piątkowe popołudnie i za godzinę miała zacząć się jego coroczna świąteczna 

impreza.

- Ale tato, lasagne chyba powinna smakować po włosku, nie? - rzucił Dan.

Rufus zmarszczył krzaczaste siwe brwi i wytarł uwalane w sosie ręce o brudną białą 

koszulkę z napisem 

OCALCIE KOMUCHÓW!

- Od kiedy z ciebie taki sztywniak? - Machnął drewnianą łyżką. - Tu nie ma zasad, tyl-

ko możliwości!

Dan wzruszył ramionami i wlał kilka filiżanek ciemnego rumu do sosu. Nic dziwnego, 

że wszyscy zakochują się w lasagne ojca. Już po kilku kęsach są kompletnie uwaleni.

- Więc co to za gościu, którego zaprosiła twoja siostra? - zapyta! Rufus.

Używał słowa „gościu”, nabijając się ze sposobu, w jaki mówią Dan i Jenny. To było 

potwornie irytujące.

- Nazywa się Nate - odparł Dan z roztargnieniem. - Jest całkiem w porządku - dodał, 

chociaż był pewny, że ojcu absolutnie się nie spodoba. Nate chodził do drogich fryzjerów, no-

sił koszulki polo i buty z prawdziwej skóry, i zwykle był tak najarany, że nie potrafił rozma-

wiać bez wybuchania kretyńskim śmiechem w środku zdania. Ale Dan nie chciał o tym mó-

wić ojcu. Za bardzo skupił się na tym, że w każdej chwili może zjawić się Vanessa, a on pra-

wie już postanowił powiedzieć jej, że chce z nią iść do łóżka.

- Miejmy nadzieję, że ten Nate lubi lasagne po indyjsku - zażartował Rufus, wlewając 

chianti do swojego ogromnego kubka reklamowego Metsów.

Rozległ się dzwonek do drzwi i Rufus popędził, żeby wpuścić swojego starego kum-

pla Lyle'a Grossa, którego poznał w parku dwadzieścia lat temu. Lyle należał do tych facetów 

o nieokreślonym wieku, których zawsze się widuje w parku na ławce, jak słuchają transmisji 

z meczu Metsów w przenośnym radiu albo czytają znalezione na śmietniku „Daily News” 

sprzed trzech tygodni. Był pisarzem - tak mówił - ale Dan nigdy nie wiedział żadnego dowo-

du, który by to potwierdzał.

background image

- Przyniosłem winogrona - ogłosił Lyle. Zaczesał rzadkie siwe włosy na pożyczkę i 

włożył sweter w kolorze musztardowym, brązowe wełniane spodnie i białe tenisówki Nike. 

Na szyi miał drobne strupki po zacięciach przy goleniu. Trudno było na niego patrzeć. - 

Cześć, Danielson!

- Cześć - odpowiedział Dan.

Lyle zawsze ubarwiał imiona ludzi. Pewnie myślał, że jest niesamowicie zabawny, ale 

Dana jakoś to nie bawiło.

Rufus złapał winogrona i rzucił je Danowi.

- Dodaj też parę winogron - polecił.

- Dobra. - Nie do końca przekonany Dan oderwał kilka owoców i wrzucił je do sosu. 

W tym momencie mógłby dołożyć kilka bobków Marksa i nikt by nawet nie zwrócił uwagi. 

Marx to ich stary, tłusty, pręgowany kocur, które właśnie rozwalił się na stole kuchennym 

między bagietką a krążkiem parmezanu.

Rufus i Lyle wybierali w salonie płytę z kolekcji analogów Rufusa, a Dan mieszał sos 

drżącą dłonią i zastanawiał się, jak nawiązać do tematu seksu w rozmowie z Vanessą. Powie-

dział, ze chce, aby to wypłynęło naturalnie, ale kogo on oszukuje? Teraz tak naprawdę chciał 

mieć to za sobą, i to szybko, żeby móc wrócić do pisania. Robiło mu się już niedobrze na wi-

dok swoich czarnych notesików. Jego umysł był równie pusty jak ich stronice.

Mieszał sos coraz szybciej i szybciej, aż pasta pomidorowa zaczęła przelewać się z 

rondla. Będzie musiał zwyczajnie jej to powiedzieć. I mieć nadzieję, że Vanessa go nie wy-

śmieje.

background image

V jest we właściwym miejscu, w złym czasie

Vanessa powinna już być w domu Dana, ale taszczyła ze sobą cały swój filmowy 

sprzęt, a to był taki kawał drogi - najpierw kolejką L z Williamsburga do Czternastej Zachod-

niej, potem pociągiem E aż do Central Parku. Wieczór był piękny - wstyd, żeby nie nakręcić 

trochę materiału do filmu, skoro już wyszła z domu. Zeszłej nocy padał śnieg, alejki w parku 

były zmarznięte i śliskie. Gdy wędrowała ścieżką w stronę zamarzniętego jeziora, żałowała, 

że włożyła nową bieliznę z Victoria's Secret na siebie, zamiast wrzucić do torby. Koronka 

wydawała się taka zimna na skórze i w dodatku gryzła ją we wszystkich niewłaściwych miej-

scach.

Nad jeziorem rósł ogromny stary dąb; z gałęzi zwisało mu mnóstwo sopli. Vanessa 

wyciągnęła kamerę z futerału. Mogła sfilmować sople i wykorzystać je jako wprowadzenie do 

filmu o Nowym Jorku. Odlotowe wprowadzenie miejsca akcji. Przez chwilę ludzie będą my-

śleli, że akcja rozgrywa się na spokojnej wsi. Potem zrobi ciecie i pokaże coś ewidentnie 

miejskiego, na przykład dostawców mięsa wyładowujących krwawe tusze na Zachodniej.

Pokręciła obiektywem, próbując zrobić zbliżenie sopli, a polem odjazd. W odwrotnej 

kolejności za bardzo by to przypominało kawałek „National Geographic”. Dan zawsze mówił, 

że w jej filmach brakuje akcji, ale Vanessa upierała się, żeby ten film był jak wiersz. Nic nie 

musiało się dziać, widz miał po prostu coś poczuć.

I kiedy stała na ośnieżonym brzegu zamarzniętego stawu i próbowała uchwycić suro-

we, ulotne piękne sopli, zdecydowanie coś czuła: zimną koronkę fig na tyłku.

Wcześniej tego popołudnia Nate i Jenny wybrali się do Lincoln Center na Dziadka do 

orzechów.  Było właśnie tak, jak to Nate pamiętał: z gigantyczną choinką i niesamowitymi, 

walczącymi myszami wielkości ludzi. Jenny siedziała zachwycona, oczarowana muzyką, sce-

nografią, tancerzami i kostiumami zwłaszcza Wieszczki Cukrowej. Serce mało jej nie pękło, 

kiedy pod koniec Klara i Książę poszybowali w niebo na zaprzężonych w konie saniach.

Potem Jenny i Nate powinni ruszyć prosto do domu na przyjęcie Rufusa, ale nie ma 

szybszego sposobu na zniszczenia idealnego popołudnia niż wejście w kuchni na jej ojca bez 

koszuli, nalewającego właśnie do gara rum i keczup z gigantycznej butelki. Nate przez cały 

background image

dzień był taki idealny, trzymał ją za rękę i wskazywał ulubione fragmenty baletu. Nawet wy-

glądał idealnie: włożył szary garnitur z kaszmiru i niebiesko - fioletową koszulę. Więc Jenny 

postanowiła wrócić do domu dłuższą drogą, przez Central Park.

Kiedy szli ścieżką w stronę stawu, złapała Nate'a za rękę i ścisnęła ją mocno. Jej czar-

ne zamszowe kozaki miały gładkie podeszwy i cały czas ślizgała się na lodzie. Teraz, kiedy 

balet nie odciągał jej uwagi, nie mogła na to nic poradzić, ale ciągle czuła, jak koronka wgry-

za jej się między pośladki. W duchu upomniała się, że powinna wyluzować - to tylko nowe 

stringi.

Wolną rękę Nate zaciskał wokół torebki z trawą, którą niósł w kieszeni wełnianego 

płaszcza. Ogrzewał ją. Nie ma nic gorszego niż przemrożona trawka. Robiła się wtedy rozmo-

kła i potwornie kopciła po zapaleniu. Miał zamiar zapalić zaraz po wyjściu z Lincoln Center, 

ale było coś surrealistycznego i pięknego w słońcu rozświetlającym śnieg i cieple dłoni Jenny. 

Odechciało mu się skręta. Miał ochotę porozmawiać.

- Bez sensu, że muszę jechać jutro do Maine - powiedział. - Ale muszę skończyć moje 

podania, więc przyda mi się chwila spokoju. Na rozmowie kwalifikacyjnej w Brown powie-

dzieli mi, że mają nową superspecjalizację: nauki ścisłe i techniczne. Myślałem, że jeśli to 

wybiorę, mógłbym zająć się projektowaniem łodzi, no wiesz.

Jenny skinęła głową, skupiając się na nogach. Nie chciała, żeby Nate jutro wyjeżdżał. 

Nie chciała też, żeby wyjechał do college'u.

Staw już było widać. Wiosną Nate lubił stawać w altance, palić i patrzeć na kaczki z 

pisklętami. Teraz jeziorko było całkiem zamarznięte. Pewnie można by po nim przejść.

- To dziwne - mówił dalej. - O tej porze w zeszłym roku dokładnie wiedziałem, gdzie 

będę za rok: tu, w mieście, będę chodził do szkoły i opieprzał się z kumplami, jak zwykle. Ale 

teraz nie mam pojęcia, co będzie za rok. Niesamowite.

Jenny spojrzała na Nate'a, zastanawiając się, jak by zareagował, gdyby mu teraz po-

wiedziała, że go kocha. Miał od zimna zaróżowione policzki i czubki ślicznych, idealnych 

uszu. Był taki cudowny, że chciała krzyczeć ze szczęścia.

- Mam na sobie stringi - wydyszała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Zaczęła szyb-

ciej iść. Nie mogła uwierzyć, że to powiedziała!

- Co?! - Nate przyspieszył, żeby ją dogonić. Nie dosłyszał, co powiedziała.

Jenny puściła jego dłoń.

- Mam na sobie stringi! - krzyknęła głośniej. A potem zachichotała i zaczęła biec, ze-

ślizgując się ze wzgórza ku stawowi.

Nate tym razem ją usłyszał. Przestaj ściskać torebkę z trawą i ruszył pędem za Jenny.

background image

- Wracaj tutaj! Chcę zobaczyć te stringi! - krzyknął za nią upiornym głosem wampira.

Jenny pisnęła i biegła dalej. Oczy jej łzawiły z zimna, a oddech wiązł w gardle.

Nate biegł za nią po lodzie przykrytym śniegiem, aż do miejsca, w którym Jenny po-

ślizgnęła się i wyciągnęła jak długa pod wielkim dębem ozdobionym długimi soplami. Rzucił 

się na nią i zaczęli się tarzać, śmiejąc się bez tchu i zbierając śnieg we włosy.

Nate obrócił Jenny na brzuch i podciągnął jej płaszcz.

- Pokaż, pokaż! - krzyczał, ściągając jej czarne, aksamitne spodnie, żeby zerknąć na 

nagą pupę.

- Czekaj! - Jenny piszczała, chichotała i wierciła się. Zacisnęła oczy, nie mogąc się już 

dłużej powstrzymać. - Czekaj. Nate kocham cię!

Nate znieruchomiał na chwilę. Potem, zamiast ją obrócić, pocałować i powiedzieć, że 

też ją kocha, cmoknął w śliczny, zaróżowiony pośladek, a potem przewrócił się na plecy i wy-

rzucił chmurkę ciepłego oddechu prosto w błękitne niebo.

Jenny leżała dalej wyciągnięta na brzuchu przez kilka sekund, łapiąc oddech. Potem 

wstała i poprawiła ubranie. Dobrze, że w końcu to powiedziała, ale byłoby o wiele milej, gdy-

by Nate odwzajemnił się tym samym. Powinien był odpowiedzieć „kocham cię”, wziąć ją na 

ręce i zanieść do sań, które zabrałyby ich do Krainy Nigdy - Nigdy.

Ale on tylko cmoknął ją w pośladek.

- Nie masz na sobie bokserek z żaglówką, co? - zapytała z nadzieją, próbując przywró-

cić żartobliwy ton, od którego wszystko się zaczęło.

- Nie wiem. - Nate odpiął pasek. Ściągnął spodnie do bioder. - W niebieską kratkę. 

Wybacz.

- W porządku - odparła szybko Jenny, owijając się płaszczem. - Przejdźmy koło po-

mnika Romea i Julii. To mój ulubiony i jest po drodze.

Nate spędził w tym parku mnóstwo czasu, ale nie miał pojęcia, o czym Jenny mówi.

- Jaki pomnik Romea i Julii?

- Nieważne. Pokażę ci, jak tam dojdziemy.

- Zimno ci? - zapytał Nate, opierając się na łokciach i wyciągając dłoń. - Chodź tu.

Zawahała się przez sekundę, a potem podeszła. Nate przygarnął ją, zawinął w swój 

płaszcz, pocałował w czoło i w oba zimne zaczerwienione policzki.

Musnęła go ustami w brodę i nie mogła się oprzeć, żeby nie powiedzieć tego jeszcze 

raz. Może nie usłyszał jej za pierwszym razem.

- Kocham cię - szepnęła.

Patrzyli sobie prosto w oczy. Tym razem Nate musiał odpowiedzieć. Dopiero co wi-

background image

dzieli Dziadka do orzechów, a na litość boską, to była historia miłosna, na wypadek gdyby mu 

to umknęło.

- Ja też cię kocham - wymamrotał.

A potem całowali się. Długo, naprawdę długo. Jenny spadł czerwony kapelusik, a jej 

ciemne loki zakryły ich twarze.

Ale niezbyt dobrze.

Dan powiedział Vanessie, że w jej filmach brakuje akcji. Cóż, to zdecydowanie jest 

akcja. Tak, sople były wspaniałe, po prostu super. Ale jak często widzi się kobietę z nagim 

tyłkiem  na  śniegu?  Jak często  widzi się  całkiem  porządnego  faceta  ściągającego  spodnie 

zimą, w biały dzień? I jak często widuje się parę tarzającą się w jednym płaszczu po zamarz-

niętym jeziorze, w środku najżywszego miasta na świecie? Gdyby tylko Vanessa miała śmi-

głowiec, wzniosłaby się wysoko i kręciła ich z coraz większej odległości, aż para zamieniłaby 

się w plamkę wielkości łebka od szpilki pośród przecinających się ulic Manhattanu. Ale nie 

miała helikoptera, więc musiała bardziej twórczo rozwiązać zakończenie. Najlepsze było to, 

że nie złapała dokładnie twarzy tej dwójki, więc mogli być kimkolwiek, w dowolnym wieku - 

tobą i twoim chłopakiem albo twoją babcią i jej chłopakiem. Czysta poezja, surowa i piękna. 

Nie mogła się doczekać, żeby pokazać to Danowi.

Zaraz... Ma to zrobić przed czy po tym, jak mu pokaże, co ma pod czarnym golfem i 

czarną wełnianą spódniczką?

background image

la isla bonita

W kurorcie Isle de la Paix na wyspie St. Barts ukrywały się sławy i mieszkanki Nowe-

go Jorku w średnim wieku, które muszą dojść do siebie po operacji plastycznej. Nie można 

było tam się zatrzymać, jeśli człowiek nie był kimś albo kogoś nie znał. Ale tak się składało, 

że do Cyrusa Rose'a, ojczyma Blair, należała firma budowlana, która zbudowała ten kurort. 

Dlatego trzy wille, które on i matka Blair zarezerwowali dla rodziny, należały do najlepszych.

Wokół całej willi Sereny i Blair ciągnął się taras. Mogły z niego oglądać basen w ku-

rorcie, gdzie kobiety po czterdziestce z chirurgicznie poprawionym biustem i chirurgicznie 

wyszczuplonymi udami leżały na leżakach w wielkich okularach przeciwsłonecznych i w jed-

noczęściowych kostiumach kąpielowych bez ramiączek, udając, że czytają francuskie pisma z 

modą, podczas gdy tak naprawdę zalewały się ponczem rumowym. Jedna z kobiet miał ze 

sobą małego biszona - nawet jej pies nosił ciemne okulary. Z drugiej części tarasu widziały 

kawałek plaży o białym piasku, gdzie młodsze kobiety opalały się topless, a faceci nonsza-

lancko surfowali na deskach z żaglem, udając, że nie patrzą. Morze było tak spokojne i miało 

tak idealny odcień turkusowy, że wyglądało jak sztuczne.

Serena usiadła na tarasie i, paląc gitana, przeglądała francuską „Elle”, Czekała, aż Bla-

ir ubierze się, nim pójdą spotkać się ze wszystkimi w jadalni na późnym lunchu. Dopiero co 

umyła włosy, które teraz ociekały jej na odsłonięte ramiona i łopatki w topie bez pleców od 

Diane von Furstenberg. Po prysznicu wtarła w siebie samoopalacz Lancôme i jej skóra już na-

brała zdrowego, złotego odcienia brązu. Na nogach miała sandałki z białej skóry wysadzane 

kryształkami.

Jej minispódniczka z białego dżinsu od Agnes B. ledwo zakrywała górę ud.

W pobliżu barierki tarasu koliber wysysał pyłek z hibiskusa, latając od jednego kwiatu 

do drugiego. Serena zastanawiała się, dlaczego nie zostanie przy jednym i porządnie sobie nie 

łyknie, zamiast tak latać z miejsca na miejsce.

Dobre pytanie.

- Przepraszam? Pardon? - usłyszała.

Zgasiła papierosa, przydeptując go butem, i wstała. Facet w koszulce Isle de la Paix 

stał u stóp schodów i trzymał olbrzymi bukiet rzadkich, tropikalnych kwiatów.

background image

Çac'estpour vous, mademoiselle - powiedział, wchodząc i podając Serenie kwiaty.

Jezu! Czy Flow ma szpiegów? Jak, do cholery, ją odnalazł?

Powąchała kwiaty.

- Dzięki - powiedziała do faceta.

- Nie ma sprawy - odparł po angielsku. Już miał się odwrócić, kiedy Blair otworzyła 

drzwi i wyszła na taras.

- Lepiej, żeby mama miała otwarty rachunek w barze - powiedziała do Sereny, nim za-

uważyła  faceta. Blair miała na sobie dopasowaną, jedwabną beżową sukienkę, która była 

praktycznie takiego samego koloru jak jej opalenizna po Lancôme. Z daleka wydawała się 

naga. Na nogach miała plastikowe czerwone klapki, które kupiła w drogerii, a na mały palec 

lewej stopy założyła pierścionek z fałszywym diamentem - wypróbowywała nowy styl „bie-

daczki Z kasą”. Zauważyła, że gość z obsługi kurortu gapi się na nią.

- Tak? - zapytała ostro. - Parlez vous anglais?

Facet wyglądał na zakłopotanego.

- Przepraszam. Chciałem tylko przywitać dwie najpiękniejsze dziewczyny na wyspie.

Na szczęście jego akcent był wyjątkowo seksowny. Tylko dzięki temu mógł mu ujść 

taki kwasiarski tekst.

- Dzięki - rzuciła Blair. - Zobaczymy się później - dodała, spławiając go.

- Mam nadzieję, że kwiaty się podobają, mademoiselle. - Skinął głową do Sereny. Po-

tem uśmiechnął się szeroko do Blair i poszedł sobie.

Blair przeczesała włosy palcami i mrużąc oczy, spojrzała na morze. To, że podrywają 

każdy facet, na którego wpada, zaczynało być trochę nudne.

Serena położyła kwiaty na ratanowym stoliku.

- Od kogo? - zapytała Blair.

Serena wzruszyła ramionami.

- Chyba nie musisz pytać.

Blair podeszła do bukietu i obróciła bilecik przyczepiony do kryształowego wazonu, w 

którym przyszły kwiaty.

- „Życzymy wspaniałych wakacji i nie stresujcie się za bardzo ślubnymi planami - 

przeczytała na głos. - Całusy, wasze kochane przyjaciółki, K i I”.

Obie wybuchły śmiechem.

Serenie   naprawdę   ulżyło,   gdy   dowiedziała   się,   że   może   to   nie   Flow   przysyłał   te 

wszystkie prezenty. Na przykład czekoladowego bałwana i akwarium z barakudami. Może to 

też przysłały Kati i Isabel.

background image

- Chodź! - Złapała Blair za rękę i pociągnęła ją na schody. - Dajmy szansę Cyrusowi, 

niech postawi nam drinka!

Aaron i Miles już siedzieli w barze, grali w tryktraka i próbowali namówić Tylera na 

zjedzenie smażonego ślimaka. Matka Blair i Cyrus nadal żeglowali na jachcie właścicieli ku-

rortu i nikt ich do tej pory nie widział.

Jadalnia nie wyglądała wcale jak jadalnia: to był wielki kryty taras wychodzący na 

plażę i idealnie turkusowe morze. Po jednej stronie stał bar z bambusa i szkła ze stołkami ba-

rowymi z białej skóry. Bardzo nowoczesny, tropikalny styl.

- Dwa rumy i dwie cole proszę - powiedziała Blair po francusku do barmana. We fran-

cuskich wyspach piękne było to, że człowiek nie musiał się martwić, że go wylegitymują.

Nie żeby często ją legitymowano.

Serena wzięła swojego drinka i stuknęła się szklanką z Blair. - Za nas - wzniosła toast. 

Potem obie przechyliły głowy i wypiły jednym haustem.

Wow! - sapnął Miles, patrząc z podziwem na Blair. Przebrał się w czarne spodnie z 

mnóstwem kieszeni od Armaniego i popielatą koszulkę polo (też Armani). Wyglądał dość 

blado. - Jak wam się udaje nie bekać potem jak kierowcy ciężarówki?

Blair uśmiechnęła się szeroko i otarła usta wierzchem dłoni.

- Lata praktyki.

Aaron pokręcił głową. Teraz jego dredy wyglądały bardziej na miejscu, z plażą w tle. 

Wsuną! dłonie do kieszeni swoich wojskowych zielonych szortów.

- Nie wiem, czy jest czym się chwalić.

Blair przewróciła oczami.

- Jakbyś nigdy nie pił.

Aaron wzruszył ramionami.

- Piję. Po prostu wolę napić się wody, kiedy jestem spragniony.

Tyler ugryzł kawałek ślimaka i wypluł kęs do serwetki.

- A Blair pije denaturat - zażartował.

Blair już miała go zdzielić, kiedy zobaczyła, że nadbrzeżem idą matka i Cyrus. Cyrus 

trzymał Eleanor za łokieć, jakby bał się, że się potknie. Gdyby to był ktoś inny, Blair by po-

myślała, że to słodkie, ale jej zdaniem nic, co robił Cyrus, nie było słodkie. Matka miała na 

sobie sukienkę Lilly Pulitzer w rażącym, zielono - różowym kolorze z deseniem w białe żab-

ki, która wyglądałaby o wiele lepiej, gdyby była w jednym kolorze i bardziej zakrywała nie 

takie znowu szczupłe nogi. Na blond włosach z pasemkami, obciętych na pazia, miała białą 

background image

płócienną opaskę. Już się mocno opaliła. Cyrus włożył czerwone płócienne spodnie i koszul-

kę polo w marynarskie biało - granatowe pasy. Twarz miał czerwoną i błyszczącą - nie mógł 

już bardziej przypominać knura.

Czyli świni, dla tych, którzy mieli niskie wyniki na skali umiejętności werbalnych.

Eleanor Waldorf Rose pisnęła, gdy zobaczyła ich wszystkich przy barze.

- Cześć, dzieciaki! - krzyknęła, podbiegła i mocno objęła Tylera. Puściła go i rzuciła 

się na Blair. - Tak się za wami stęskniłam. I mam wam tyle do powiedzenia!

Serena uśmiechnęła się uprzejmie.

- Dzień dobry, pani Rose. - Matka Blair była trochę zbzikowana, ale zdecydowanie 

mniej zadzierała nosa niż jej matka.

Cyrus uścisnął dłoń Aarona.

- Cieszę się, że cię widzę, synu. Mój prawnik do mnie nie dzwonił, więc zakładam, że 

udało się wam z Blair nie spalić domu podczas naszej nieobecności.

Aaron uśmiechnął się szeroko.

- Pewnie, że spaliliśmy. Ale budujemy ci nowy. Zobaczysz, jak wrócisz. Będzie na-

prawdę odjazdowy.

Blair postanowiła też trochę się zabawić. A może po prostu była pijana.

- Jestem w ciąży - powiedziała. Objęła Milesa. - Z Milesem. On jest ojcem.

Szeroki uśmiech zniknął z twarzy Aarona.

- Od kiedy z ciebie taki komik? - zapytała Eleanor i przekrzywiła głowę, dziwiąc się, 

skąd u córki takie niesmaczne poczucie humoru.

Blair zabrała ręce Z ramion Milesa i uśmiechnęła się krzywo do matki.

- Odkąd wyrzucili mnie z Constance.

Serena uśmiechnęła się szeroko.

- Ale z ciebie kłamczucha.

Cyrus złapał Blair swoją mięsistą łapą i objął.

- Ktoś jest w świetnym humorze! - powiedział.

Już nie.

Wypuścił ją i machnął do barmana.

- Szampan dla wszystkich!

Blair wykrzywiła się. Co za tandeta.

Eleanor poklepała się po brzuchu.

- Beze mnie, kochanie.

Od kiedy ona odmawia szampana?

background image

- Więcej będzie dla nas. - Cyrus mrugnął do Blair, podając kieliszki Aaronowi, Blair, 

Serenie, Milesowi i Tylerowi. Wręczył Eleanor kieliszek z wodą sodową, a swój, z szampa-

nem, uniósł do toastu.

- Za naszą wielką, szczęśliwą rodzinę! - zawołał i wyszczerzył zęby jak idiota.

Blair już miała dość rodziny.

- Czy możemy usiąść i coś zjeść? - jęknęła. - Umieram z głodu. - Nie zmuszała się do 

wymiotów, odkąd matka i Cyrus wyjechali, ale miała przeczucie, że cokolwiek dziś zje, nie 

utrzyma długo w żołądku.

Weszli gromadą do jadalni i usiedli na jednej długiej ławie z białej skóry. Wiatrak na 

suficie kręcił się leniwie nad ich głową, lekka bryza poruszała gałęziami palm. Wszyscy z 

wyjątkiem Aarona zamówili hamburgery. To była francuska restauracja i nie mieli ani jedne-

go wegetariańskiego dania.

- Wezmę tylko sałatkę i frytki - powiedział Aaron kelnerowi, zapalając ziołowego pa-

pierosa.

- Świetnie się bawiliśmy - wyrzuciła z siebie Eleanor, smarując bułeczkę masłem i za-

jadając ją z wilczym apetytem, jakby przez tygodnie nic nie jadła. Tyle przytyła od wyjazdu, 

że Blair zastanawiała się, czy nie powinna czegoś powiedzieć. - Ale tak się cieszę, że przyje-

chaliście.

Cyrus ścisnął jej rękę.

- I mamy dla was wielką niespodziankę - powiedział, a jego niebieskie oczy były bar-

dziej wytrzeszczone niż zwykle.

Eleanor położyła dłoń w diamentach na jego tłustych wargach.

- Ciii... Dopiero w święta.

Aaron poczuł, że kolano Blair dotyka jego kolana pod stołem. Nie odsunął się. To była 

jedna z jego pokręconych, małych radości - przypadkowe zetkniecie kolanami, jej ręka ocie-

rająca się o jego, gdy sięgała po chleb, jej oddech łaskoczący jego ucho. gdy wzdychała znu-

dzona.

Wiedział, że dopiero co brała prysznic, chociaż miała suche włosy, ponieważ pachnia-

ła jej ulubionym kokosowym szamponem firmy Kiehl. Zauważył też, że jej skóra jest ciem-

niejsza, niż gdy siedzieli w samolocie, więc najwyraźniej musiała użyć jakiego balsamu do 

opalania zaraz po przyjeździe. Widział, że paznokcie u stóp pomalowała na blady róż, i za-

uważył, że zdjęła zegarek. Nienawidził siebie za to, że zauważa te rzeczy, bo brat nie powi-

nien ich dostrzegać.

Tyler patrzył zniechęcony w swoją colę. Chciał pewnego dnia mieć własną wytwórnię 

background image

płytową i robić klipy dla MTV. Nie dość, że wolałby jechać na festiwal Osbourne'ów, zamiast 

spędzać ferie z rodziną, to jeszcze każdy oprócz niego miał tu przyjaciela.

- Nie martw się, koleś - powiedział Aaron, widząc minę młodszego przybranego brata. 

- Zaraz po jedzeniu zabieramy cię z Milesem na skuter wodny.

Tyler wyjął ze szklanki słomkę i próbował ją podpalić zippo Aarona.

- Super   -   powiedział,   próbując   podtrzymywać   wizerunek   jedenastoletniego   łobuza, 

chociaż był ubrany w absurdalnie ugrzecznione spodenki i zieloną koszulkę Lacoste.

Przyniesiono jedzenie i Cyrus z Eleanor zaczęli pokrótce opowiadać o poślubnym rej-

sie. W zeszłym tygodniu wspięli się na wulkan i oglądali jadowite płaszczki na Martynice. Na 

St. Johns Cyrus kupił Eleanor szpilkę z brylantami i koralami, którą wyłowiono z wraku. Na 

Wyspach Dziewiczych pili koktajl z Albertem Finneyem, podobno bardzo sławnym, starym 

aktorem, ale nikt o nim nie słyszał.

Serena wyłączyła się. Siedziały z Blair twarzą do plaży. Na niebie nad wodą hydro-

plan wykręcał pętle i nurkował w powietrzu. Szybko zorientowała się, że pilot pisze coś na 

niebie. Jak oni to robią? Byłoby zabawnie, gdyby pilot miał kłopoty z ortografią, nie? Zmru-

żyła oczy i zaczęła czytać szybujące po niebie litery, zakładając, że będą po francusku.

S - E - R - E - N - A

Serena zakryła usta dłonią i ostro strzeliła łokciem Blair. Blair oddała jej równie moc-

no. Wzięła mały, złożony bilecik wyłożony na środku stołu i podała go Serenie.

Palce Sereny drżały, gdy odczytywała złoty druk:

Prosimy zrobić rezerwację na kolację wigilijną

Isle de la Paix

Występ 45

20.00 - 0.00

Serena uścisnęła mocno dłoń Blair. Nie zwariują w te święta, tylko jeśli będą trzymać 

się razem.

- Och, patrzcie! - syknęła Eleanor, przez co Blair i Serena prawie podskoczyły. Mach-

nęła ręką w stronę recepcji. - To Misty i Bartholomew Bassowie! - Zniżyła głos do szeptu. - 

Słyszałam, że wycięli Misty wątrobę. Ma potworny problem z piciem. Ale moim zdaniem 

wygląda dobrze. Ciekawe, czy przypłynęli tu łodzią. Co za sprytny pomysł na odwyk. No bo 

trudno się napić czegoś na łódce, jeśli nie wniesiesz tam żadnej wódy.

background image

Misty i Bartholomew Bassowie, rodzice niesławnego Chucka Bassa, meldowali się w 

hotelu, a obok nich stał stos walizek Louisa Vuittona. Blair i Serena czekały, czy pojawi się 

Chuck - całe ich pieskie szczęście - ale nigdzie go nie było widać.

- To był wyrostek, mamo - powiedziała po chwili Blair. Wyglądało na to, że Chuck 

został w domu. Bogu dzięki. - Miała zapalenie wyrostka. To nic wielkiego.

- Ja słyszałam co innego - upierała się Eleanor. - W każdym razie nie wiedziałam, że 

przyjeżdżają tu na Boże Narodzenie. - Rozejrzała się po restauracji, głaszcząc palcami szpilkę 

z brylantami i koralami. - Słyszałam też, że zatrzymuje się tutaj dużo sław, ale nie widziałam 

jeszcze nikogo, kogo bym rozpoznawała.

Cyrus uciszył ją, wsuwając jej do ust frytkę.

- Dbaj tylko, żebyś przyjmowała wszystkie witaminy i minerały, kochanie - powie-

dział z miłością.

Blair była pewna, że jej matka nie potrzebuje dodatkowej porcji frytek, i była też pew-

na, że nie chce tak siedzieć i patrzeć, jak Cyrus ją nimi karmi. Już jej się chciało rzygać.

- Przepraszam - mruknęła i popędziła do najbliższej toalety dla pań.

Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że Blair nagle zrywa się od stołu, więc nikt się 

nad tym nie zastanawiał, ale Serenę gryzła mysi. Że Blair zmusza się w łazience do wymio-

tów. Położyła serwetkę na niedojedzonym hamburgerze.

- Dziękuję za lunch powiedziała słabo. Wstała i ruszyła za Blair, żeby sprawdzić, czy 

wszystko z nią w porządku. Trzymała głowę nisko na wszelki wpadek, gdyby Flow był w po-

bliżu i czaił się za jakąś palmą.

background image

kto naprawdę chce poznać sekret vicorii?

- Czekaj, aż zobaczysz, co dziś nakręciłam - powiedziała Vanessa do Dana, gdy siadali 

u jego ojca w jadalni. Jenny i Nate jeszcze nie przyszli, ale Rufus wypił za dużo czerwonego 

wina i nie mógł się doczekać jedzenia. - Totalny odlot. Będziesz ze mnie dumny.

- Więc kręcisz filmy, Vanessamondo? - zapytał przyjaciel ojca Dana, Lyle, nakładają-

ce sobie lasagne. - Jakiego typu?

Vanessa łyknęła wody.

- Czarno - białe. No wiesz. Mało akcji.

Lyle zapełnił talerz gotowaną fasolką, którą Rufus wybrał na przystawkę do lasagne.

- Artystyczne, hę?

- Tak jakby. - Vanessa kiwnęła głową.

- Ja jestem wielbicielem kina przygodowego. Widziałaś kiedyś  Mumię?  Moim zda-

niem to idealny film.

Vanessa nie słuchała. Właśnie przyszli Nate i Jenny i rozbierali się pospiesznie w ko-

rytarzu.

- Przepraszam, tato - powiedziała Jenny, ledwo łapiąc oddech i zdejmując kapelusz. 

Vanessa rozpoznała go natychmiast. Czerwony i kudłaty, tak jak kapelusz tamtej dziewczyny 

z parku. A Nate miał na sobie długi granatowy płaszcz, jak tamten chłopak - Tamten leż wy-

glądał jak uczniak i miał takie same złotobrązowe włosy.

Ups! Vanessa odłożyła widelec.

- Tato, to jest Nate - powiedziała Jenny, prowadząc Nate'a do stołu. Miała ochotę tań-

czyć i wszystkich całować. Nie wiedziała, że można czuć takie szczęście! Powiedział, że ją 

kocha!

Nate uścisnął rękę jej ojcu.

- Miło mi pana poznać, panie Humphrey.

Rufus miał pełne usta. więc musiał popić winem.

- Nate, mój chłopcze - powiedział - to przez ciebie moja córka w ciągu ostatniego mie-

siąca pożyczyła ode mnie ponad czterysta dolarów. Miło cię wreszcie poznać. - Odsunął krze-

sło obok siebie. - Chodź, siadaj.

background image

Jenny była tak rozradowana, że nie miała do ojca pretensja Oby tylko był miły dla Na-

te'a.

- Więc powiedz mi, Nate - ciągnął Rufus, wlewając mu do kieliszka beczkę wina - 

czym się zajmujesz?

Nate uśmiechnął się. Ojciec Jennifer wydawał się całkiem spoko.

- Łodziami - powiedział. - Moi rodzice mają dom w Mount Desert, w Maine. Buduje-

my z ojcem łodzie i żeglujemy.

Dan czekał, aż Rufus pożre Nate'a żywcem, pomstując na temat egoistycznych rozry-

wek wyższych klas i bezużyteczności takich rzeczy jak żaglówki, ale Rufus wydawał się zafa-

scynowany i cały czas zadawał Nate'owi pytania.

Normalnie taka hipokryzja doprowadziłaby Dana do białej gorączki, ale teraz zbyt po-

chłaniało go to. co miał zamiar powiedzieć Vanessie, więc nie denerwował się tym, że tata 

pieprzy od rzeczy z takim zepsutym, wiecznie ujaranym dzieciakiem. Wziął się za swoją lasa-

gne. Za dziesięć minut przeprosi wszystkich i pójdą z Vanessą do jego pokoju.

Nagle Rufus zapukał w siół.

- Czekajcie, wszyscy mają podać mi swoje talerze. Lasagne będzie o wiele lepiej sma-

kować, jeśli się ją podpali.

- Tato! - jęknęła Jenny. To naprawdę było żenujące. I nie dało się lego uniknąć.

Nate podał Rufusowi swój talerz. Rufus podpalił zapałkę i rzucił ją na lasagne Nate'a. 

W sosie było tyle rumu, że buchnęły płomienie.

- Super! - wykrzyknął Nate.

Rufus roześmiał się wesoło, a Jenny podała mu swój talerz z uśmiechem. Wygląda na 

to, że się polubili!

Dan nie mógł tego dłużej znieść. Odwrócił się i pochylił do Vanessy.

- Możemy pogadać minutkę? - Z nerwów dłonie mu się trzęsły.

- Dobra - odparła Vanessa, też zdenerwowana. Czy będzie miała odwagę przejść przez 

to? Lyle zabrał jej talerz i oddał stojący w płomieniach.

- Dzięki - mruknęła z roztargnieniem.

Dan wstał.

- Chodź.

Vanessa zabrała swoją torbę i poszli długim korytarzem do jego sypialni. Humphrey-

owie   mieli   mieszkanie   w   zabytkowym   domu,   nieodnawiane   od   lat   czterdziestych.   Było 

ogromne i zakurzone. Podłogi skrzypiały, ze ścian schodziła farba. Pachniało jak stare buty i 

butwiejące książki. Dan znalazł raz na półce u ojca nierozpakowaną talię kart z 1955 roku. 

background image

Wszystkie króle wyglądały jak Elvis Presley. Były niesamowite.

- Więc... - zaczął niezręcznie Dan, gdy już zamknął drzwi. - Chciałem ci coś powie-

dzieć.

Vanessa usiadła na podłodze i rozsznurowała swoje czarne glany. Jeśli miała przez to 

przejść, musi to zrobić szybko, zanim zacznie myśleć.

- Yhm... - odparła. Zdjęła czarne wełniane podkolanówki i poruszyła palcami nagich 

stóp. Dwa wieczory temu pozwoliła swojej siostrze Ruby pomalować sobie paznokcie u stóp 

na czekoladowy kolor. Nadal wyglądały całkiem dobrze. Wstała i rozpięła czarny sweter.

Dan podszedł do biurka i wziął ostatni czarny notatnik, myśląc, że może pokaże Va-

nessie, jak kiepsko z jego poezją, a ona zrozumie, że muszą iść do łóżka. Przekartkował stro-

ny. Były pełne początków wierszy typu:  Jesteś moim Frankensteinem, moim Liechste-

inem, jesteś boska.

Żaden się nie kończył, bo pod koniec wszystkie robiły się zbyt potworne. Czytał je, 

czerwieniąc się ze wstydu.

- Nie potrafię już napisać niczego dobrego - powiedział. przerzucając kartki.

Vanessa zdjęła czarną wełnianą spódnicę. Ściągnęła golf przez ogoloną tuż przy skó-

rze głowę. Potem stanęła dłońmi na biodrach i czekała, aż Dan się odwróci.

- I myślałem, że może nie mogę pisać, ponieważ... - Dan zamknął notatnik i odwrócił 

się gwałtownie. - Muszę,.. - Urwał.

Vanessa stała koło jego łóżka w czarnym koronkowym staniku i czarnych koronko-

wych szortach, tak cieniutkich, że wszystko przez nie było widać.

Jasne. O to chodziło.

Vanessa uśmiechnęła się szeroko i zatrzepotała rzęsami.

- Co o tym myślisz?

Dan patrzył na nią wstrząśnięty. To była ostatnia rzecz. którą spodziewał się zobaczyć.

- Co robisz?

Vanessa podeszła do niego, próbując nie myśleć, jak wygląda górna część jej ud i dol-

na część tyłka w wysoko podciętych figach. Położyła dłonie na ramionach Dana. Drżał. Nic 

była pewna, czy to dobrze, czy źle.

Dan rozejrzał się po pokoju.

- Nie filmujesz tego, prawda? - zapytał podejrzliwie. Zwykle Vanessa najpierw go py-

tała, czy chce być na filmie, ale mogła próbować zdobyć zupełnie naturalny materiał, nie mó-

wiąc mu o niczym.

Pokręciła głową.

background image

- Pocałuj mnie - powiedziała.

Dan splótł ręce na piersiach. Zaczynał widzieć, do czego Vanessa zmierza.

I co z tego? Byli zakochani. Dlaczego w końcu tego nie spróbują?

Każdy inny facet zdecydowanie by spróbował. Ale Dan nie był taki jak inni. On był 

wrażliwym  romantykiem.  Nie chciał, żeby za jego pierwszym razem wszędzie walała się 

czarna koronkowa bielizna. To było zbyt wyrachowane, zbyt oczywiste... i złe. Chciał, żeby 

to było czyste, spontaniczne i... dobre.

Odsunął się o krok i odwrócił głowę.

- Przepraszam - powiedział.

Vanessa zrozumiała, że zbyt go naciska i może to było nie w porządku, ale próbowała 

się tylko trochę zabawić. Próbowała też zrobić coś, żeby nie mógł jej się oprzeć, ale on naj-

wyraźniej opierał się jej bez trudu. Złapała koszulkę z łóżka i naciągnęła ją szybko przez gło-

wę. Czuła się kompletnie upokorzona.

Dan zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko.

- Chcesz mi pokazać ten kawałek, który nakręciłaś w parku?

Hm. Może nie.

Vanessa pokręciła głową, nie potrafiąc spojrzeć na niego. Wciągnęła spódnicę i zapię-

ła sweter.

Dan zgasił papierosa w pustym kubku po kawie.

- W takim razie chyba powinniśmy wracać do stołu.

Vanessa zawiązała sznurówki i wstała.

- Ja chyba już pójdę - powiedziała drżącym głosem.

Nie płakała, odkąd skończyła cztery lata, ale teraz niewiele jej brakowało.

Dan skinął głową, rozdarty między chęcią zapytania jej, co się stało, a pragnieniem, 

żeby już wyszła, to on siądzie i spróbuje coś napisać. Właściwie co mogli sobie powiedzieć, 

gdyby została?

To dziwne, jak zobaczenie swojej dziewczyny w skąpej bieliźnie może totalnie odmie-

nić związek.

Vanessa otworzyła drzwi.

- Do widzenia - szepnęła.

- Do widzenia - odpowiedział Dan, gdy drzwi zamknęły się za nią. Podszedł do biur-

ka, usiadł, otworzył notatnik, mając nadzieję, że to przeżycie zainspiruje go do czegoś genial-

nego. Ale nie - więc tylko palił jednego papierosa za drugim.

background image

sztuka J przeraża N

- Możemy na chwilę was przeprosić, tato? - zapytała Jenny. - Chcę pokazać Nate'owi 

mój pokój.

Rufus nawet na nią nie spojrzał.

Mais oui - powiedział z okropnym francuskim akcentem.

Bien sûr.

Jenny przewróciła oczami. Kiedy jej ojciec wypił za dużo, próbował stać się bitnikiem 

mówiącym po francusku w kafejce z cyganerią. .

Jaki ojciec, taki syn.

- Chodź - powiedziała do Nate'a i poprowadziła go korytarzem do siebie. Otworzyła 

drzwi i zapaliła światło.

Nate nie spodziewał się, że pokój Jenny go zaskoczy. Reszta mieszkania była wygod-

na i rozpadająca się jak domek na wsi, którego nigdy się nie sprząta. Myślał, że jej pokój bę-

dzie podobny. Ale Jenny nigdy nie lubiła prostych, szarawych ścian, pękającej farby na sufi-

cie, gołej drewnianej podłogi, swojej starej, zwykłej białej pościeli i naprawdę sporo potrafiła. 

Od kilku miesięcy zajmowała się malowaniem, zwłaszcza portretów. Było tam sześć portre-

tów Nate'a, każdy w innym stylu. Był więc Nate w stylu Moneta, impresjonistyczny, Nate w 

stylu Picassa, z oczami na stopach, Nate Dalego, spływający do kałuży na chodniku. Nate w 

stylu Warhola, z oczami w kolorze elektryzującej zieleni i złotymi włosami, Nate według Pol-

locka, z farbą rozlaną w kształt jego głowy, i Nate Chagalla, z głową latającą po nocnym nie-

bie.

- Podobają ci się? - zapytała Jenny z nadzieją. - Próbowałam kopiować różne style. 

Pollock był chyba najtrudniejszy.

Nate z otwartymi ustami gapił się na obrazy na ścianach. Nie wiedział, który portret to 

Pollock, tak samo jak nie poznał pozostałych stylów, które wykorzystała Jenny, ale rozpoznał 

siebie w sześciu wersjach. I to wystarczyło, żeby go zbić z tropu.

- Tutaj spędzam większość czasu - wyjaśniła radośnie Jenny. Nate był taki czarujący 

w rozmowie z jej ojcem, że jeszcze bardziej się w nich zakochała. Odważnie stanęła na pal-

cach i położyła ręce na jego ramionach. - Chciałabym cię całować przez całą noc - szepnęła 

background image

chrapliwym głosem.

Nate zesztywniał, ale nie tak, jak by się człowiek mógł spodziewać.

Tak, zwykle takie słowa sprawiłyby, że stanąłby w pełnej gotowości, ale teraz miał 

przed oczami obraz Jenny spędzającej samotne godziny w swoim pokoju i malującej te świet-

ne, ale niewiarygodnie dziwaczne portrety. Jego portrety.

Dopiero co powiedział Jenny, że ją kocha. Na tym polegał problem. I wtedy naprawdę 

tak myślał, w pewnym sensie. Ale teraz czego ona się spodziewała? Że ją rozprawiczy?

Pocałował Jenny delikatnie w usta.

- Lepiej już pójdę - powiedział cicho. - Muszę się spakować na jutro.

Zmarszczyła brwi.

- Proszę, nie wychodź jeszcze. - Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na podłogę. - 

Nadał mam na sobie stringi.

Nate musiał wyjść stamtąd, zanim Jenny zacznie się rozbierać przed swoją kolekcją 

obrazów. Na szczęście nie musiał wymyślać pretekstu do natychmiastowego wyjścia, bo za-

dzwoniła jego komórka.

Wyciągnął ją z kieszeni spodni i spojrzał na numer rozbłyskujący na ekranie. To Jere-

my.

- Ej, gościu, gdzie jesteś? Spotykamy się w barze na Rivington. Kojarzysz? W tym. z 

którego wywalili Charliego za przypalanie trawy na drabinie przeciwpożarowej.

- Dobra, uspokój się - rzekł Nate do telefonu, mając nadzieję, że to zabrzmi, jakby 

sprawa była pilna i Jenny go puści.

- Co? - zdziwił się Jeremy.

- Zaraz będę. - Nate rozłączył się i złapał Jenny za rękę. - Przepraszam, Jennifer, ale 

muszę jechać. Jeremy powiedział, ze Charlie i Anthony wzięli jakąś fatalną „eskę” i zaczyna-

ją świrować. Muszę im pomóc, zanim narobią sobie kłopotów.

Jenny kiwnęła głową. Dolna warga jej zadrżała. Nate jutro wyjeżdża do Maine. Nie 

zobaczy go przez tyle dni.

- Dobra.

Objął ją.

- Wrócę na sylwestra. Bądź grzeczna, dobrze?

Zacisnęła oczy i objęła go mocno.

- Kocham cię. - Nie mogła przestać tego powtarzać.

Nate oswobodził się i złapał misia pandę z jej łóżka. Wcisnął go jej w ramiona.

- Pomyśl, że to ja - powiedział, całując ją w nos. Wyskoczył z pokoju, popędził kory-

background image

tarzem, obsypał pana Humphreya podziękowaniami, a potem wskoczył do taksówki i pojechał 

prosto do baru na Rivington Street, gdzie miał zamiar postawić Jeremy'emu wielkiego drinka 

w podzięce za uratowanie mu niechcący tyłka.

background image

tematy    ◄    wstecz dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie   nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

Przepraszam, że dawno się nie odzywałam, ale wiecie, jak jest: nie ma szkoły i mnie też nie ma - każ-

dego wieczoru!

WIĘC O CO CHODZI Z TYM LINKIEM?

Wszyscy słyszeliśmy o tych ludziach, którzy w Świadku dają policji cynk, bo akurat tak się złożyło, że 

filmowali swoje dziecko bawiące się na podwórku, kiedy zaczęła się strzelanina i mają numery reje-

stracyjne samochodu. Więc tutaj mam coś dokładnie odwrotnego. Wiem, kto jest na taśmie, w tym wy-

padku pod linkiem, ale jak to się znalazło w Internecie?

Jestem pewna, że już wiecie, który link mam na myśli. Kliknijcie tam i znajdziecie doskonale ujęcia 

dwojga ludzi, których znamy i kochamy, w parku, w śniegu. Zobaczycie, jak ściągają sobie spodnie i 

tarzają   się  otuleni  jednym   płaszczem.  J  ma  całkiem  zgrabny  tyłeczek,   nie   żebym  przyglądała  się 

szczególnie uważnie. A tyłek N nie zawodzi nawet w bokserkach. Nic dziwnego, że link krąży po ca-

łym Internecie, jak najświeższy bootleg z koncertu 45. Nie będę rzucać nazwiskami, ale jestem prawie 

pewna, że nakręciła to V - widać typowe dla niej artystyczne ujęcia i pewną rękę. Ale po co, do chole-

ry, wrzucałaby to do sieci? To nie ma sensu. Jeśli to ona. nigdy tego nie odpokutuje, a jeśli nie ona, to 

kto? Muszę po raz pierwszy przyznać: jestem w kropce.

Na celowniku

Prosto z ekskluzywnego hotelu Isle de la Paix na St. Barts: Flow wychodzi ze sklepu zoologicznego w 

Gustavii - jedynym prawdziwym mieście na St. Barts - z klatką dla ptaków. Nie pytajcie. Pani MWR 

wymiotuje do kosza na śmieci w damskiej toalecie. Teraz już wiemy, po kim ma to BB i S przeszmu-

glowały do willi kolejny dzbanek z ponczem rumowym, gdzie się ukrywają od wczorajszego przyjazdu. 

Na plaży A gra samotnie na gitarze. Może i jest milusi, ale nie ma nic seksownego w smętnym wege-

tarianinie w koszulce z napisem „ZALEGALIZOWAĆ KONOPIE”. A w Nowym Jorku: K i I płaczą i ob-

background image

ściskują się na Park Avenue, bo rozstają się na święta. Hm, może powinny wymienić się pierścionka-

mi zaręczynowymi.

Wasze e - maile

P:

 Kochana Plotkaro!

Mam przyjaciółkę, której starsza siostra przyjaźni się z rzeczniczką prasową Flowa. I ona 

powiedziała siostrze mojej kumpeli, że Flow próbuje na St. Barts skończyć z kokainą.

Brownie

O:

 Hej, Brownie!

Cóż, słyszałam, że St. Barts to narkotykowy raj, więc jeśli masz rację, to pewnie długo nie 

powalczy.

P

WŚRÓD NOCNEJ CISZY

Dzisiaj jest Wigilia. Ostatnia szansa, żeby kupić wszystko, co macie na liście. Ostatnia szansa, żeby 

zerknąć pod choinkę i upewnić się, że zgarniecie najwięcej prezentów, a jeśli nie, to naklejcie nowe 

karteczki na pudełkach. Ostatnia szansa, żeby zjeść tyle trufli z deserową czekoladą Godivy, ile dusza 

zapragnie. Ostatnia szansa, żeby znowu poczuć się pięciolatką i zostawić pierniczki dla Świętego Mi-

kołaja. I ostatnia szansa, żeby być bardzo miłym dla ludzi, którzy kupują wam prezenty. Może zmienią 

zdanie i jednak kupią wam tę pomarańczową torebkę ze świńskiej skóry u Hermesa Birkina.

Wesołych świąt!

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

S i B pozwalają chłopcom być chłopcami

- Nie możemy tu siedzieć cały dzień - powiedziała Serena do Blair. Dochodziło prawie 

południe w Wigilię, a ona stała w oknie i patrzyła tęsknie przez taras na biały piasek plaży i 

turkusowe morze w oddali.

- Ale co z Flowem i Milesem? - zapytała Blair, wyciskając koperkową pastę do zębów 

na elektryczną szczoteczkę. - Myślałam, że się ukrywamy.

Myślała, że chowając się z Sereną w willi, znajdzie czas, żeby skończyć swój esej do 

Yale, ale jak na razie głównie piły z wysokich szklanek poncz rumowy przybrany kawałkami 

pomarańczy, wisienkami i papierowymi parasoleczkami; grały w brydża; pomalowały sobie 

nawzajem paznokcie u stóp na cukieroworóżowy kolor. Najwyższy czas otworzyć laptop.

Serena miała inny pomysł. Cały wieczór i pól dnia w domu spędzone na absolutnym 

nieróbstwie przekraczało jej wytrzymałość.

- Idziemy na plażę - ogłosiła, wciągając króciutkie białe szorty Miu Miu na białe biki-

ni. - I jeśli ktoś będzie chciał z nami rozmawiać, to będzie musiał rozmawiać z nimi. - Błyska-

wicznym ruchem obróciła się i rozsunęła białe trójkąciki stanika od bikini, pokazując piersi.

Blair uniosła brwi i wróciła do mycia zębów. Wypluła pianę do umywalki.

- Masz na myśli topless? - Wreszcie załapała, o co chodzi.

Serena kiwnęła głową z szatańskim uśmiechem.

- Właśnie to mam na myśli.

Aaron, Miles i Tyler brali lekcję windsurfingu kilka metrów od brzegu, kiedy .Serena i 

Blair rozłożyły swoje kanarkowożółte ręczniki na piasku, zdjęły górę od bikini i położyły się 

na plecach, z obnażonymi piersiami do nieba.

- Ohyda - powiedział Tyler, odwracając się, żeby nie musieć patrzeć.

Miles puścił żagiel i wpadł do wody. Wypłynął i pokręcił głową do Aarona, który na-

dal stał na desce.

- Nie mogę uwierzyć, że co dzień to widujesz - powiedział z zazdrością.

Aaron nie mógł podnieść żagla z wody. Szarpał linkę z całej siły. Blair pewnie myśla-

ła, że dzięki toplessowi wydaje się taka europejska i wyrafinowana, ale jego zdaniem zacho-

background image

wała się jak zdzira. Każdy, kto będzie przechodził, popatrzy sobie, a potem, w czasie kolacji, 

chociaż Blair już się ubierze, każdy będzie mógł sobie wyobrazić, jak wygląda naga. Już na 

samą myśl o tym kręciło mu się w głowie.

Prinz, ich rastafariański instruktor, który nosił kostium pływacki Speedo, szedł przez 

wodę tyłem do plaży.

- Pomogę ci. - Zanurkował jak delfin, podpłynął pod żagiel. Aarona i wypchnął go Z 

wody głową.

Sprytne.

Aaron zbierał luźną linkę, aż ustawił żagiel prostopadle do deski. Złapał gumową rącz-

kę i przechylił się do tyłu. żeby złapać wiatr. Deska prześlizgnęła się po powierzchni wody z 

cichym pluskiem. Zostawiała za sobą ładną smugę. Aaron czuł się naprawdę super. Udało się!

Ludzie zaczęli krzyczeć za jego plecami, więc zerknął przez ramię.

Serena i Blair stały na ręcznikach, nadal topless, i kibicowały mu.

- Dalej, Aaron! Dawaj, dawaj! Prawdziwy ogier!

Aaron zagapił się na nie - nie mógł się powstrzymać - o sekundę za długo. Zakręcił 

znowu, jego deska osiadła na mieliźnie w zatoczce, a on poleciał do tyłu i wylądował jak 

przewrócony krab na plecach w płytkiej wodzie.

Auć!

Miles chciał porozmawiać z Blair, ale nie wiedział, czy nie istnieje jakaś reguła mó-

wiąca, jak blisko można stanąć obok dziewczyny, która opala się topless, żeby nie wyszło, że 

się na nią obleśnie gapi. Nie był pewien, czy Blair w ogóle to rusza.

Prinz podpłynął, żeby pomóc Aaronowi na mieliźnie, więc Miles wyciągnął swoją de-

skę na brzeg. Stanął jakieś dwa metry od ręcznika Blair. Obie z Sereną leżały na plecach. 

Człowieku, to był widok!

- Hej - rzucił nonszalancko.

Blair odwróciła głowę i mrużąc oczy, spojrzała na niego. Będzie zabawnie. Usiadła, 

pokazując mu się w całej krasie. W każdym razie od pasa w górę.

- Cześć.

Miles spojrzał na piasek, rumieniąc się mimo woli. Wyglądał milutko w pomarańczo-

wych szortach do surfowania i naszyjniku z muszelek, a jego najeżone blond włosy sterczały 

na wszystkie strony.

- Eee... Tak się zastanawiałem, czy wybieracie się dziś wieczorem na te imprezę wigi-

lijną.

background image

Blair zerknęła na Serenę.

- Wybieramy się dziś wieczorem na imprezę wigilijną? - szepnęła.

Serena uśmiechnęła się szeroko, osłaniając oczy dłonią.

- Zdecydowanie.

Blair odwróciła się do Milesa.

- Jasne - odparła.

Miles kiwnął głową, próbując patrzeć jej w twarz.

- Super. Do zobaczenia.

Blair uśmiechnęła się i osłoniła oczy, patrząc, jak odbiega do swojej deski i popisuje 

się mięśniami, spychając ją do wody. Zabawne. Jak często faceci dają ci dwa metry swobody 

ruchu? Położyła się na ręczniku i obróciła na brzuch.

Po półtorej godzinie opalania Serena zbrązowiała po obu stronach. Już miała powie-

dzieć Blair, że ma dość, kiedy...

- Serena?

Obróciła się i usiadła.

Tak, to był Flow. Tak, nadal była topless.

Jemu to nie przeszkadzało. Stanął na brzegu jej ręcznika. Obok Blair leżała na brzu-

chu, z głową przykrytą koszulką. Udawała. że śpi.

- Wreszcie - westchnął Flow, odgarniając ciemne loki z ocienionych długimi rzęsami 

niebieskich oczu. Miał jadowicie pomarańczowe szorty do surfingu i nic poza tym.  Jego 

szczupłe, muskularne ciało było idealnie opalone na ciemny kolor tostu z cynamonem. Na 

szyi miał rzemyk z zębem rekina. - Tęskniłaś?

Serena wzruszyła  ramionami  i potarła nagie ramiona, zasłaniając częściowo piersi, 

żeby mu nic nie ułatwiać.

- Eee... przysłałeś tyle prezentów...

Zmarszczył brwi.

- Nie lak wiele.

Może więcej prezentów, niż początkowo myślała, przyszło od Kati i Isabel. Z tymi 

dwiema nigdy nic nie wiadomo.

- Nieważne - powiedziała. - A słyszałeś nowiny? Podobno jesteśmy zaręczeni.

Flow uśmiechnął się szeroko.

- Aha, też tak słyszałem. Nie martw się. Przywykniesz.

Problem polegał na tym, że Serena z pewnością nie chciała do tego przywyknąć. Nig-

background image

dy wcześniej nie umawiała się z gwiazdą rocka i miło spędziła tamten wieczór z Flowem, ale 

jest tylu innych facetów - alpinistów, fotografów, kierowców wyścigowych, aktorów, didże-

jów. Serena była jak ten koliber, którego obserwowała ostatniego wieczoru, nieustannie krę-

cący się między kwiatami. Nie chciała się trzymać tylko jednego kwiatka, wysysać z niego 

wszystko, co miał. Chciała zasmakować wielu kwiatów. Przewiesiła kucyk przez ramię i bez 

słowa zaczęła oglądać końcówki włosów. Flow nie był przyzwyczajony do tego, że dziewczy-

ny są w jego obecności tak zblazowane. Kiedy wreszcie rzuci mu się na szyję i powie, że tę-

skniła za nim i nigdy nie chciała się z nim rozstawać?

- Mój zespół gra dziś wieczorem - powiedział w końcu. - Przyjdź. Chciałbym ci dać 

gwiazdkowy prezent.

Serena uśmiechnęła się. O Boże, jeszcze jeden prezent! Tylko nie to!

- Przyjdę.

- Świetnie. - Zamilkł, czekając, aż Serena powie coś więcej. Ale milczała. - Dobra. Do 

zobaczenia wieczorem.

- Do zobaczenia. - Położyła się znowu na plecach i walnęła Blair w żebra.

- Ale z ciebie hipokrytka - mruknęła Blair, obracając się i ściągając z twarzy koszulkę.

Serena przechyliła głowę.

- Jak to?

- Zachowujesz, się, jakbyś nie cierpiała tych jego prezentów, ale mogę się założyć, że 

nie możesz się doczekać, by zobaczyć, co da ci na Gwiazdkę.

Serena wyszczerzyła zęby. Blair miała rację. Mogła narzekać na nieustanny strumień 

prezentów od Flowa, ale dziewczyny lubią prezenty, zwłaszcza od sławnych, nieprzyzwoicie 

przystojnych gwiazd rocka.

background image

zagadka linku rozwiązana

- Jaka kamera? - wymamrotała Ruby, starsza siostra Vanessy.

Była trzecia po południu w niedzielę, ale wyglądało na to, że Ruby położyła się rap-

tem parę godzin temu. Pod oczami miała jeszcze rozmazany tusz z zeszłego wieczoru i nadal 

była w obcisłych, skórzanych spodniach w kolorze burgunda. Spała na materacu w Czymś, co 

miało robić za salon w ich mieszkaniu z jedną sypialnią w Williamsburgu, na Brooklynie. W 

mieszkaniu walało się mnóstwo różnego sprzętu - wzmacniaczy, głośników, gitar i mikrofo-

nów, należących do zespołu Ruby, Sugar - Daddy, oraz kamer i sprzętu oświetleniowego do 

filmów Vanessy. Na podłodze leżał dywan w kolorze wojskowej zieleni i czerwonego jabłka, 

który utkali ich zwariowani rodzice na krosnach. Była na nim arka Noego ze zwierzętami sto-

jącymi w parach na zielonej rafie pośród czerwonego morza, ale wzór zniknął pod stertami 

ubrań Ruby i sprzętu nagłośnieniowego.

- Moja kamera cyfrowa Sony - dopytywała się ze złością Vanessa. - Zostawiłam ją na 

blacie w kuchni. - Chciała przejrzeć materiał, który nakręciła w piątek w parku, i sprawdzić, 

czy kawałki z soplami warto zostawić. No i planowała skasować Nate'a i Jenny, ale nie mogła 

nigdzie znaleźć kamery.

Ruby obróciła się na drugi bok i przykryła twarz poduszką.

- Pożyczyłam ją.

Vanessa się wściekła.

- Co ty mówisz?! Jak to pożyczyłaś?! Gdzie ona jest, do cholery?!

- Pożyczyłam ją znajomym w Five and Dime. Kręcą coś o skate'ach.

- Ja tam miałam nakręcony materiał! - wrzasnęła przerażona Vanessa. - Materiał do 

nowego filmu!

Ruby odepchnęła poduszkę i usiadła prosto.

- Jakbyś nie miała dziesięciu innych kamer. Przepraszam - rzuciła zgryźliwie. - Prze-

praszam, że naruszyłam twoją prywatność bez pytania. Możesz mnie przytulić?

Vanessa zacisnęła pięści tak mocno, że paznokcie wbiły jej się w dłonie. Teraz już 

wiedziała, dlaczego dostała dziś rano piętnaście e - maili oskarżających ją, że jest lesbijką, 

kręci pornografię, podgląda ludzi i jest zdzirą. Znajomi Ruby wrzucili film do pieprzonego In-

background image

ternetu!

Dan i tak już myślał, że jest zboczona. Co teraz sobie pomyśli?

W wigilijne popołudnie Dan surfował po Internecie, szukając sposobów na poradzenie 

sobie z blokadą twórczą. Wszystko, co znalazł, było głupie i dziwaczne. „Idź na spacer”. Jak-

by już nie włóczył się codziennie po całym Manhattanie, wciąż się zadręczając, że nie potrafi 

napisać niczego do rzeczy. ..Weź gorącą kąpiel”. Nie cierpiał kąpieli. Tylko go usypiały. „Po-

ćwicz”. Nie ma mowy. Jego dieta z papierosów i kawy nie komponowała się z wysiłkiem fi-

zycznym. Na jednej stronie rozważano korzyści z łyknięcia kwasu. Podobno jakiś nagrodzony 

pisarz napisał całą powieść w ciągu jednej nocy pod wpływem odjazdu po kwasie, a rano na-

wet nie pamiętał, jak ją pisał. Ale poza piciem na imprezach Dan przez całą szkole średnią był 

czysty i nie miał zamiaru zaczynać teraz z kwasem. Inna strona proponowała ćwiczenie. Trze-

ba zapisać pierwsze słowo, które przychodzi człowiekowi do głowy, a potem dopisywać do 

niego skojarzenia. Może to się zakończyć listą zakupów w spożywczym, jak ostrzegano na 

stronie, ale nawet to jest lepsze niż nic. Dan postanowił spróbować. Otworzył notatnik na 

świeżej stronie i chwycił długopis.

Napisał słowo „telefon”, ale wtedy komputer zapiszczał sygnalizując, że przyszedł 

nowy e - mail. Złapał za myszkę i otworzył skrzynkę odbiorczą. Wiadomość była od Zeke'a, 

jego jedynego dobrego kumpla z Riverside.

Facet, zajrzyj pod ten link. Z.

Dan kliknął na link, myśląc, że to pewnie jakieś głupie ciekawostki z koszykówki, któ-

re Zeke gdzieś wygrzebał. Wrócił do notatnika, nie czekając, co pokaże się na monitorze.

„Telefon”. Co teraz? Szukał następnego słowa.

Ojciec zapukał w otwarte drzwi i zajrzał do pokoju.

- Cześć, Dan. Wychodzę po bajgle. Jakieś życzenia?

Dan odwrócił się na krześle i już miał powiedzieć ojcu, żeby mu przyniósł bardzo 

dużą czarną kawę, gdy nagle na twarzy ojca pojawiło się przerażenie. Patrzył na monitor.

- Jennifer   Tallulah   Humphrey,   to   ty?!   -   ryknął,   wpadając   do   pokoju   jak   wściekły 

niedźwiedź. Miał na sobie podartą koszulkę, a jego potargane siwe włosy sterczały na wszyst-

kie strony.

Dan obrócił się i spojrzał na ekran. Najpierw rozpoznał kapelusz Jenny. Potem zoba-

czył coś, co wyglądało jak jej odsłonięta pupa w białych stringach. Nagle facet o falujących 

background image

złotobrązowych włosach pocałował ją w pośladek. Potem kamera pokazała go. jak ściąga 

spodnie, a potem obraz pokazywał ich dwoje zawiniętych ciasno w płaszcz i robiących coś, 

co wyglądało naprawdę ohydnie.

Ojciec i syn patrzyli z przerażeniem i niedowierzaniem na zapętlony filmik.

- Jennifer! - wrzasnął znowu Rufus z taką złością, że opryskał śliną ekran komputera.

Jenny stanęła w drzwiach. W błękitnym welurowym dresie i loczkach związanych w 

kucyk. Wyglądała jak chodząca niewinność.

- Co? - zapytała.

Dan odjechał na krześle, żeby odsłonić jej ekran.

- Co? - powtórzyła niecierpliwie Jenny. Zrobiła krok w przód. Wtedy zobaczyła swój 

nagi tyłek na ekranie i zakryła usta dłonią. Jakby oglądała horror, w którym zagrała główną 

rolę. Jak to mogło się stać? - zastanawiała się, umierając ze wstydu.

- To ty i ten chłopak, Nate - zauważył całkiem niepotrzebnie Rufus, z twarzą wykrzy-

wioną ze złości.

Był liberalnym rodzicem. Pozwolił palić Danowi w swoim pokoju i pić, kiedy chciał. 

Pozwolił Jenny kupić pierwsze buty na platformie, gdy miała dziewięć lat. Ale Jenny nadal 

była  dzieckiem  i oglądać w Internecie,  jak wije się półnaga z chłopakiem,  to więcej niż 

otrzeźwienie.

Oniemiała z przerażenia Jenny gapiła się na ekran z zapętlonym filmem. Widać było 

jej kapelusz, jej stringi, jej pośladki i głowę Nate'a przyciśniętą do nich, potem ich dwoje ta-

rzających się w śniegu, zawiniętych w jego płaszczu. To było coś tak intymnego, taka specjal-

na chwila, ale teraz oglądał to cały świat - łącznie z jej ojcem i bratem. Pisnęła zduszonym 

głosem i pomknęła jak strzała do swojego pokoju.

Rufus patrzył jeszcze przez chwilę na ekran, a potem spojrzał krzywo na Dana.

- Wiesz coś na ten lemat?

Dan pokręcił głową. Chociaż czuł się za to po części odpowiedzialny. Tak się skupił 

na swojej blokadzie twórczej i rozważaniu, czy iść z Vanessą do łóżka, czy nie, że nie uchro-

nił Jenny przed bogatym wielbicielem małych dziewczynek, łajdakiem.

- Od dzisiaj chcę, żebyś miał na nią oko - warknął Rufus. - Mogę być pobłażliwy, ale 

nie pozwolę jej prowadzać się jak jakiejś lafiryndzie.

Dan poważnie pokiwał głową, Rufus klepnął go w ramię i poszedł do córki. Jenny le-

żała na łóżku z twarzą schowaną w poduszkę z gęsiego pierza, otoczona portretami ukochane-

go Nate'a.

- Jennifer - powiedział jej ojciec, starając się panować nad głosem. - Nigdy nie sądzi-

background image

łem, że będę musiał to zrobić, ale nie dałaś mi wyboru. Do końca ferii masz szlaban. Żadnego 

wychodzenia. Żadnych filmów. Żadnego kieszonkowego. Żadnych rozmów telefonicznych. 

Żadnych e - maili. Nic. A już z pewnością żadnych kontaktów z tym Nate'em. Dan będzie cię 

miał na oku i dopilnuje, żebyś się nigdzie nie wykradła, bo najwyraźniej nie można ci ufać.

Jenny usiadła prosto. Miała zaczerwienioną od płaczu twarz, usta jej drżały.

- To niesprawiedliwe! - zaprotestowała. - Nie wiem, kto to zrobił! To nie moja wina! 

Nate i ja się kochamy - Zabrał mnie na Dziadka do orzechów. Nie robiliśmy nic złego!

Rufus tylko machnął ręką.

- Jesteś za młoda, żeby wiedzieć wszystko o świecie, a zwłaszcza o miłości. - Od-

chrząknął.

- Ale tato, nie wiedziałam, że ktoś nas filmuje - starała się tłumaczyć Jenny, ściskając 

misia pandę.

Rufus uniósł krzaczaste brwi i podrapał się po brodze.

- Myślisz, że to wszystko załatwia?

- Mam to gdzieś! - wrzasnęła Jenny. Rzuciła miśkiem o podłogę i na nowo poryczała 

się ze złości. - Mam gdzieś, co sobie myślisz! Nie robiliśmy nic złego.

Rufus przykucnął i zdjął z półki nieczytaną Annę Kareninę, którą podarował Jenny ze-

szłego lata. Wstał i rzucił książkę na łóżko.

- Powiem ci. co ja myślę! Moim zdaniem powinnaś siedzieć w domu i więcej czytać!

Jenny obrzuciła książkę wściekłym spojrzeniem i dziecinnym gestem skopała ją z łóż-

ka. Rufus pokręcił głową, odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami, nim stracił resztki ner-

wów.

Dan nasłuchiwał ze swojego pokoju, nadal gapiąc się na film powtarzający się na 

ekranie komputera. Teraz, kiedy minął już początkowy szok związany z oglądaniem młodszej 

siostry w pornograficznym filmie w sieci, dostrzegł coś przerażająco znajomego w pracy ka-

merą. Ujęcia pod niezwykłymi kątami. Te zbliżenia tak bliskie, że obraz stawał się niemal 

abstrakcyjny, a potem odjazdy tak odlegle, że Nate i Jenny wydawali się jedynie wijącą się 

plamą na białym śniegu. To robota Vanessy Abrams. Dan był tego pewny.

Wyłączył komputer, zdegustowany sobą, że tak długo oglądał ten film, ale jeszcze 

bardziej zdegustowany Vanessą i Jenny. Jak to jest, że obie okazały się takimi... Wziął czarny 

notatnik i natychmiast wymyślił nowe słowo, od którego zacznie swojej ćwiczenie na blokadę 

twórczą. Wziął długopis i napisał: Zdziry.

background image

niezbyt liczny zjazd u N

Można by pomyśleć, że siedząc w wiejskim domku tak daleko od Nowego Jorku, na 

Mount Desert Island, człowiek czuje się osamotniony. Jednakże w Mount Desert stało pełno 

ogromnych „domków”, które należały do najstarszych i najbogatszych rodzin nowojorskich. 

Ich dzieci od małego bawiły się ze sobą latem i w czasie ferii. W czasie szkoły średniej więk-

szość porozjeżdżała się do różnych szkół z internatami na Wschodnim Wybrzeżu, więc kiedy 

spotykali się na wyspie, trochę przypominało to zjazd dawnych przyjaciół. Każdego Czwarte-

go Lipca całą bandą organizowali wielkie ognisko na plaży i puszczali fajerwerki przeszmu-

glowane z Kanady. W każdą Wigilię Nate spotykał się z tymi samymi dwoma kumplami. Sia-

dywali wtedy z fajką wodną i trawką w jego pokoju wypoczynkowym.

Pokój wypoczynkowy miał dębową boazerię, ogromny kamienny kominek, podłogę z 

łupków, którą podgrzewały biegnące w niej miedziane rury. Na ścianach wisiały poroża jeleni 

i łosi, trofea dziadka Nate'a. Był tam dębowy bar pełen starej whisky i rzadkich europejskich 

brandy oraz piwniczka z winem, do której trzeba zejść po drabinie przez klapę przykrytą ręcz-

nie tkanym perskim dywanem. Antyczny mahoniowy stół bilardowy z pięknie rzeźbionymi 

nóżkami i pokryły czerwonym filcem stał na samym środku.

Nate załadował fajkę. Dostał ją, kiedy miał trzynaście lat - cała była w naklejkach z 

Kaczorem Duffym i Strusiem Pędziwiatrem. Pozostali dwaj chłopcy wyszczerzyli zęby. pa-

trząc na nią, jakby była starym kumplem, który przeżył jeszcze więcej zakręconych historii 

niż oni sami.

- Gościu - powiedział John Gause, który przyniósł towar. - Dobrze cię widzieć.

John miał na sobie kamizelkę z baraniej skóry, rozszerzane u dołu wyblakłe dżinsy i 

zdarte kowbojki z jasne skóry. Nie najlepszy styl, no chyba że jesteś Mężczyzną Marlboro 

albo modelem u Ralpha Laurena, a on nie by! żadnym z nich.

Tydzień przed końcowymi egzaminami Johna usunięto z Deerfield za rozprowadzanie 

trawki i właśnie wrócił z dziesięciodniowego pobytu na ranczu dla turystów, gdzie miał przy-

swoić sobie takie wartości, jak uczciwość, zaufanie i szacunek dla bliźniego.

Nate nałożył trawkę i podał fajkę Ryanowi O'Brienowi, który miał dopiero piętnaście 

lat, ale palił znacznie więcej niż John, i Nate razem wzięci. Już w pierwszym tygodniu wywa-

background image

lili go ze Szkoły Świętego Judy. Wyjechał do Hannover Academy, szkoły z internatem, do 

której chodziła Serena.

- Chyba urosłeś - powiedział Nate. - Nie uważasz, że Ryan wygląda doroślej? - zapytał 

Johna.

Ryan zapalił zapalniczkę nad miseczką z trawką. Miał bez mała metr dziewięćdziesiąt 

i długie kręcone włosy, które spadały mu na ramiona, dokładnie takie jak Flow, tyle że ciem-

niejsze.

- Odpieprz się - rzekł, podciągając workowate szare spodnie do snowboardu.

Nate poczekał, aż Ryan się zaciągnie i poda mu fajkę. Słońce zachodziło i okna w po-

koju jaśniały różem. Tej zimy ostro padał śnieg i wielki dom otuliła dwumetrowa zaspa. Na 

zewnątrz   nie   było   piszczących   alarmów   samochodowych   i   ryczących   autobusów.   Trwała 

kompletna cisza. Ale gdyby Nate wytężył słuch, usłyszałby fale oceanu rozbijające się o ska-

ły. Uwielbiał ten dźwięk. Czasem leżał nocą na łóżku i nasłuchiwał.

Zaciągnął się, przykrywając górny wylot fajki, żeby dym nie mógł uciec. Potem wziął 

drugiego dymka, nagradzając się za poświęcenie dwóch godzin tego dnia na przejrzenie swo-

ich podań do college'ów i wypełnienie najłatwiejszych części. Wypuścił dym, podał fajkę 

Johnowi i zamknął oczy. Jak dobrze uciec z miasta - być z dala od szkoły i ludzi nieustannie 

mówiących o przyszłości. Tutaj mógł się zrelaksować i cieszyć życiem, nie martwiąc się eg-

zaminami, college'em i nie musząc się nikomu z niczego tłumaczyć.

John zaciągnął się i postawił fajkę na stole bilardowym. Wziął do ręki białą bilę i ob-

rócił ją w dłoni.

- No więc, Nate - zaczął - o co chodzi z tym pornosem w Internecie?

Nate zamrugał powoli. Był rozleniwiony jak jaszczurka na słońcu.

- Hę?

Ryan zapalił marlboro light i wypuścił krążek dymu w stronę belek sufitu.

- No wiesz... z tobą i tą niską panną z kręconymi włosami i wielkimi cyckami.

Nate kiwnął głową. Wiedział, o kim mówi Ryan, ale przez ułamek sekundy nie mógł 

sobie przypomnieć jej imienia.

- Jennifer - skojarzył sobie nagle.

- Aha, Jennifer. Widziałeś ten link?

Nate pokręcił głową.

- Jaki link?

John złapał kij bilardowy z wieszaka na ścianie i zakręcił nim jak bagnetem.

- Ten link, o którym wszyscy mówią, człowieku! - Roześmiał się. - Nie wierze, że go 

background image

jeszcze nie widziałeś!

Ryan podniósł kawałek niebieskiej kredy do kijów, podsunął sobie pod nos i pową-

chał. Coś takiego mogła zrobić tylko nieźle najarana osoba.

- To cały film o tobie i tej lasce, Jennifer - wyjaśnił. - Wiesz, pieprzenie w Central Par-

ku.

Nate trzymał fajkę przed sobą. Nie mógł sobie przypomnieć pieprzenia Jennifer w par-

ku. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek ją przeleciał. Pamiętał tylko te dziwaczne portrety wi-

szące na ścianach jej sypialni. Pokręcił ciężką, zaćpaną głową i zachichotał pod nosem. Por-

nos w Internecie? A to dobre. Ci goście nabijali się z niego. Wzruszył ramionami i przytknął 

usta do cybucha fajki i zapalił zapalniczkę, żeby wziąć sobie porządnego, bożonarodzeniowe-

go dymka. Wybierał się do krainy błogości, gdzie Jennifer i jej szalone obrazy były tylko 

drobnymi punktami w mglistej oddali.

Zgrzytnął domowy intercom. Nagle pokój wypełnił głos ojca Nate'a.

- Twoja matka i ja robimy koktajle w dużym salonie. Przyjdziesz do nas?

Można by pomyśleć, że to koniec odlotu, ale Nate zawsze świetnie się bawił ze swo-

imi arystokratycznymi rodzicami, gdy był najarany. Robili mocne drinki, a poza tym była Wi-

gilia.

Nate podał fajkę Johnowi i nacisnął guzik intercomu.

- Zaraz będę. - Puścił przycisk i kiwnął na Johna. - Streszczaj się. Jeszcze jeden dymek 

i lepiej się zmywajcie.

Patrzyli z Ryanem, jak John zaciąga się ostatni raz.

- Więc ty i ta Jennifer dalej jesteście razem? - zapytał Ryan.

Nate złapał ósmą bilę i potoczył ją po stole. Próbował sobie przypomnieć, na czym 

ostatnio stanęło z Jenny, ale pamiętał tylko misia pandę siedzącego na jej łóżku.

To zabawne, jak udawało mu się nie pamiętać tego momentu z „kocham cię”.

- E tam - odparł. - Nie bardzo.

John skończył dymka. Nate wypuścił kumpli tylnymi drzwiami wprost na śnieg. Za-

mknął drzwi, włożył fajkę do puszki po ciastkach i schował pod barowym zlewem. Potem po-

szedł na górę do rodziców napić się dżinu z tonikiem i zjeść z nimi trochę świeżych ostryg z 

Maine.

background image

matka B powala niespodzianką

Blair wzięła prysznic i włożyła nową różową sukienkę z gazy, prosto z Calypso. Sie-

działa teraz na tarasie i paliła merita. Czekała, aż Serena będzie gotowa. Rozmyślała o Audrey 

Hepburn.

Jakby nie myślała o niej na okrągło.

Kolejna rzecz, którą w niej uwielbiała i o której chciała napisać w wypracowaniu, to 

wszechstronność. Niezależnie od tego, gdzie Andrey wylądowała albo co miała na sobie - czy 

staroświecki kostium z tweedu, jak w Zabawnej buzi, czy też zwariowany kapelusz i koronko-

we suknie z Ascot jak w My fair lady - zawsze była naturalna, potrafiła przystosować się do 

otoczenia i zachować ten charakterystyczny luz.

Blair lubiła myśleć, że ona też tak będzie potrafiła, gdy wyjedzie do college'u. Najwy-

raźniej nie zamieszkają z Nate'em poza kampusem w mieszkaniu w New Haven, wiec może 

przyjdzie jej mieszkać w jednym pokoju z jakąś dziewczyną. Pewnie będzie musiała jeść w 

stołówce i zdecydowanie będzie musiała chodzić na zajęcia. Ale nie ma siły, żeby zaczęła no-

sić za duże bluzy Yale i plecak. Zachowa swoją godność, swój styl i swoją niepowtarzalność.

Wypuściła dym. Próbowała wyobrazić sobie Audrey na Yale, ubraną w sukienkę ze 

Śniadania u Tiffany'ego. w rękawiczkach do łokci i naszyjniku z pereł i brylantów.

Wtedy to do niej dotarło. Tak właśnie powinna napisać wypracowanie: w formie sce-

nariusza dla Audrey w roli studentki Yale!

Pani Glos powiedziała, że ma być twórcza. Chyba już trud - no być bardziej twórczą! 

Blair skoczyła na równe nogi, otworzyła z rozmachem drzwi, gotowa zacząć pisać od razu. 

Mogła sobie odpuścić to głupie przyjęcie wigilijne. Dostanie się do Yale jest o wiele ważniej-

sze.

Serena stała przed lustrem i wiązała w talii wyszywany koralikami szal koloru mor-

skiej zieleni. Nadal miała na sobie mokre białe bikini i jeszcze widać było piasek w jej wło-

sach.

- Myślałam, że się przebierzesz - powiedziała Blair.

Serena zmarszczyła brwi.

- Nie miałam ochoty.

background image

Wszyscy spodziewali się, że się odstawi dla Flowa, ale właściwie dlaczego ma to ro-

bić? Zresztą i tak była dziesięć razy ładniejsza od każdej dziewczyny na wyspie, niezależnie 

od tego, co miała na sobie.

- Więc idziesz w kostiumie kąpielowym? - zdziwiła się Blair.

- Aha - przytaknęła Serena.

Blair wyjęła laptop z torby i rzuciła go na łóżko.

- Moim zdaniem trochę przesadzasz.

Serena klapnęła na łóżko obok niej.

- Może. - Zerknęła badawczo na Blair, która już się wzięła do roboty. - Co piszesz?

- Scenariusz. - Blair wstukała datę „24 grudnia” oraz tytuł: Audrey idzie do college'u. 

Chyba odpuszczę sobie imprezę, żeby móc nad tym popracować.

- I ty mówisz, że ja przesadzam! Miles napalił się, żeby spędzić ten wieczór z tobą, a 

ja w żadnym razie nie pójdę lam sama. - Serena oparła głowę na ramieniu Blair. - Nie chcesz 

się zabawić w Wigilię?

Blair przygryzła dolną wargę.

- Chcę, ale jeszcze bardziej chcę dostać się do Yale.

Serena wyciągnęła rękę i szybko zamknęła laptop.

- Zadbam, żebyś dostała wszystko, czego chcesz! - krzyknęła. Poderwała przyjaciółkę 

na równe nogi. - Proszę, chodź ze mną.

Serena w mgnieniu oka potrafiła przejść od smutku do radości.

- No dobra. - Blair westchnęła. - Ale jeśli nie dostanę się do Yale, to będzie twoja 

wina.

Miles i Aaron czekali na dziewczyny w barze. Aaron ułożył inaczej dredy, teraz z bo-

ków opadały płasko, a na czubku stały. Miał na sobie czarną lnianą marynarkę, szarą koszulkę 

i czarne lniane spodnie. Gdyby nie był jej przybranym brałem, Blair mogłaby nawet uznać, że 

wygląda naprawdę dobrze.

Aaron uważał, że Blair wygląda lepiej niż dobrze. Miała ciemniejszą opaleniznę, a w 

jej ciemnych włosach pojawiły się złote pasemka od słońca. Delikatna sukienka z gazy przy-

legała do jej ciała we wszystkich właściwych miejscach. Blair wyglądała jak bogini, ale oczy-

wiście nie mógł jej tego powiedzieć. Bardzo się bal, że może zrobić coś niestosownego, w 

efekcie w stosunku do niej zachowywał się jak automat.

- Usiądźmy - rzucił ogólnie. - Twoja mama i mój tata mają dla nas jakąś wielką nie-

spodziankę. Czekali na was prawie godzinę.

background image

Blair zerknęła do zatłoczonej jadalni, gdzie jej matka, Cyrus i Tyler siedzieli już przy 

stole.

- O Boże, bardzo jestem ciekawa. Mogę się najpierw czegoś napić? - poprosiła.

- Pod warunkiem że wypijesz szybko - zgodził się Aaron.

Jakby to był jakiś problem.

Miles uśmiechnął się do Blair.

- Ładnie wyglądasz.

Aaron przykopał sobie w myślach. Sam mógł to powiedzieć!

Miles nieźle się prezentował, ubrany w czarną koszulę z białymi guzikami od Arma-

niego, kremowe, bawełniane spodnie i skórzane sandały - na coś takiego mogą pozwolić sobie 

faceci, którzy naprawdę mają styl. Blair mimo woli odpowiedziała mu uśmiechem. Może jed-

nak nie będzie żałować, że przyszła na to przyjęcie.

- Dzięki.

Serena poprawiła węzeł w talii i rozejrzała się za Flowem. Część stolików w jadalni 

przesunięto pod ściany, żeby zostawić miejsce do tańca. Instrumenty, wzmacniacze i mikrofo-

ny ustawiono nad basenem. Ale muzyków nigdzie nie było widać.

- Zaczną grać dopiero po dziewiątej - rzekł Aaron, zgadując jej myśli. - Zapytałem 

barmana.

Serena nie odpowiedziała. Do dziewiątej brakowało tylko dwudziestu minut, a ona nie 

stęskniła się za Flowem.

Blair błyskawicznie wypiła wódkę z tonikiem i podała pusty kieliszek Aaronowi.

- Dobra, jestem gotowa.

Restauracja w hotelu Isle de la Paix to doskonale miejsce na Wigilię. Na jednym koń-

cu sali najsłynniejsza angielska modelka karmiła swoje dziecko zupą rybną, a obok niej sie-

działa w zawansowanej ciąży gwiazda serialu  Przyjaciele  i trzymała za rękę swojego przy-

stojnego męża, gwiazdora z Hollywood. Jadalnię wypełniały tłumy opalonych ludzi w marko-

wych ciuchach, skubiących wigilijne specjalne danie: okonia pieczonego razem z głową i 

ogonem, z młodymi ziemniakami w czarnym kawiorze i z duszonymi porami.

- Nie martw się, kochanie - zapewniła Aarona Eleanor, gdy; usiadł z nimi przy stoliku. 

- Zamówiliśmy ci coś specjalnego.

Kelner nalewał szampan do kieliszków.

Matka Blair zachichotała i zerknęła na Cyrusa. Poklepał ją po dłoni uspokajająco. Ele-

anor odchrząknęła.

- No dobrze. Już dłużej nie mogę tego trzymać w sekrecie. - Wzięła głęboki wdech. - 

background image

Cyrus i ja będziemy mieli dziecko.

Blair właśnie rozmyślała, jak zacząć scenariusz, kiedy niepokojące słowa matki raz na 

zawsze zmieniły jej świat. Wykrzywiła się z niedowierzaniem i obrzydzeniem.

Co takiego?!

- Wiem, że czterdzieści siedem lat to trochę późno na ciążę, nawet w Nowym Jorku, 

ale lekarz mnie zapewnił, że jestem idealnie zdrowa i w świetnej kondycji, więc nie ma się 

czym martwić. - Zachichotała. - Poza tym że zrobię się wielka jak szafa.

Przez chwilę nikt nic nie mówił. Cyrus uścisnął Eleanor.

- Nie gadajcie jedno przez drugie - zażartował niezręcznie, masując się po tłustym 

brzuchu wolną ręką.

Serena nie chciała być niegrzeczna.

- To niesamowite! - krzyknęła, przerywając ciszę z całym entuzjazmem, jaki zdołała z 

siebie wykrzesać.

Zerwała się z krzesła i pochyliła nad stołem, żeby ucałować w policzki Eleanor i Cy-

rusa, jednocześnie pokazując całej sali swoją talię, Blair miała ochotę jej przykopać”. Chole-

ra, Serena nie byłaby taka radosna, gdyby chodziło o jej matkę.

- Kiedy się urodzi? - zapytała Serena, siadając z powrotem.

Eleanor rozpromieniła się ze szczęścia.

- Osiemnastego czerwca.

Blair nawet nie próbowała wymyślić, co powinna powiedzieć. Czuła się, jakby przy-

walił ją w głowę pień palmy. Bardzo możliwe, że nie odezwie się już nigdy więcej.

Aaron zerknął niespokojnie na Blair. Wzniósł kieliszek z szampanem.

- Moje gratulacje - powiedział, mając nadzieję, że Blair przyłączy się do toastu.

Ale ona oczywiście tego nie zrobiła, nawet kiedy delikatnie szturchnął ją stopą pod 

stołem. Miles bębnił długimi palcami o stół i kręcił się niespokojnie na krześle, żałując, że nie 

może wrócić do baru. Przyjaźnił się z Aaronem od dziewiątej klasy, ale la sytuacja była tro-

chę zbyt prywatna jak na jego gust.

Eleanor sięgnęła przez stół i uścisnęła sztywne palce Blair.

- Mam nadzieję, że przemyślisz teraz sprawę przyjęcia nazwiska Cyrusa, kochanie. 

Będziemy mieli teraz całkiem sporą, wspaniałą rodzinę.

Tyler i Eleanor zmienili nazwisko na Rose po ślubie Eleanor i Cyrusa, ale Blair odmó-

wiła. Blair Rose? Nie, dziękuję bardzo. To brzmiało jak nazwa tanich perfum.

- Oczywiście nie musisz podejmować decyzji już teraz - dodała Eleanor.

Blair zabrała dłoń z uścisku matki. Gdyby nie siedziała na ławce wciśnięta między Se-

background image

renę i Milesa, już by poleciała do łazienki, żeby puścić pawia. Zamiast tego wypiła szampana 

jednym haustem.

- A gdzie dziecko będzie spało? - zapytał Tyler. Posmarował kawałek bagietki masłem 

i wsadził ją sobie do ust. - Skoro teraz Aaron śpi w pokoju gościnnym?

Eleanor i Cyrus spojrzeli po sobie, jakby nie pomyśleli o tym. Eleanor wzruszyła ra-

mionami.

- Cóż, w przyszłym roku na jesieni Blair i Aaron wyjeżdżają do college'u. Na pewno 

nie będą mieli nic przeciwko temu, żeby w czasie wizyt w domu spać razem w pokoju gościn-

nym, Pokój Blair przerobimy na dziecinny!

Aaron poczuł, że policzki mu płoną. Blair zmrużyła oczy. Więc teraz mają zamiar za-

brać jej pokój, żeby tam umieścić diabelski pomiot?

Już się nakręcała, żeby powiedzieć coś, co zamknie usta matce, a potem pobiec do ła-

zienki i wyrzygać sobie flaki, ale wtedy bez żadnej zapowiedzi członkowie 45 weszli po cichu 

na scenę i zaczęli grać. A muzyka była naprawdę głośna. Fantastycznie ogłuszająco głośna.

Miles złapał Blair za rękę.

- Zatańczysz?

Blair zerwała się, prawie ściągając za sobą obrus.

Zespół nie zdobył nagrody MTV za nudy - naprawdę potrafili rozgrzać ludzi. I nie 

było siły, żeby Serena siedziała przy stole, kiedy grali. Złapała za rękę Aarona i Tylera i po-

ciągnęła ich, żeby wstali.

- Ej, chodźcie! - krzyknęła. - Zatańczcie ze mną!

Kiedy tylko nagimi stopami dotknęła parkietu, zamknęła oczy i poddała się muzyce. 

Odrzuciła głowę w tył, poruszała biodrami i tupała nogami bez opamiętania. W białym bikini 

i skąpym zielonym szalu w talii wyglądała jak syrena, która uciekła z morza. Flow nie mógł 

przestać gapić się na nią, kiedy wykrzykiwał słowa ich przeboju Masakra. To o niej zawsze 

śpiewał w swoich piosenkach. Była dziewczyną jego marzeń.

Blair włożyła całą swoją złość w taniec, bijąc powietrze pięściami, wymachując noga-

mi, rzucając głową i chłoszcząc twarz Milesa włosami w stylu, który w niczym nie przypomi-

nał Audrey. Różowa sukienka lepiła jej się do spoconego ciała, ale Blair miała gdzieś, jak wy-

gląda. Nie żeby wyglądała źle. Miles nie mógł od niej oczu oderwać.

Trzecia piosenka była wolna i parkiet pękał w szwach, gdy do tańczących dołączyło 

kilka starszych par. Serena tanecznym krokiem zbliżyła się do Tylera i uśmiechając się szero-

ko, położyła jego dłonie na swoich nagich biodrach. Tyler zaczerwienił się, ale nie cofnął dło-

background image

ni. Wiedział, jakie ma szczęście. Nawet we krwi jedenastolatka płynie testosteron.

Piosenka była powolna i seksowna. Miles przesunął dłonie na talię Blair i przytulił jej 

głowę do swojej piersi. Blair przytuliła się do niego mocno. Nadal była wściekła i zrozpaczo-

na. Drżała na całym ciele. Nie chciała o niczym myśleć. Chciała tylko dobrze się czuć i chole-

ra jasna, na szczęście tańczyła z Milesem, z facetem, który... tak, zgadza się, nie był Nate'em, 

ale był cholernie przystojny. Odsunęła twarz od piersi Milesa i spojrzała w jego migdałowe 

brązowe oczy, pozwalając, aby wódka z szampanem uderzyły jej do głowy. Nim zapanowała 

nad sobą, przyciągnęła jego twarz i pocałowała go, długo i mocno, podczas gdy ich ciała ko-

łysały się do muzyki.

Aaron stał przy barze, na przemian patrząc i nie patrząc na Blair z Milesem; wypił jed-

ną tequilę, potem drugą. Był wdzięczny Milesowi, bo lepiej niż on potrafił poprawić samopo-

czucie Blair. Tyle że tańczyli nieprzyzwoicie mocno przytuleni do siebie. Nie zaszkodzi, jeśli 

wetnie się przy następnym kawałku. Zapalił ziołowego papierosa, pospiesznie zaciągnął się 

dwa razy, potem zgasił go w popielniczce. Gdy Flow zagrał ostatni akord piosenki, Aaron za-

czął przeciskać się między starszymi parami na obrzeżach parkietu.

Ale kiedy doszedł do miejsca, w którym stali Blair i Miles, oni już odchodzili objęci. 

Poszli spacerem w stronę krzewów hibiskusa okalających basen, do willi.

Aaron stał pośrodku zatłoczonego parkietu z rękami w kieszeniach i patrzył za nimi. 

Naprawdę uważał, że zabranie Milesa na St. Bans to dobry pomysł? Nie do wiary.

Zespół przyspieszył,  grając  Pocałuj,  pocałuj, pocałuj,  jeden ze swoich  tanecznych 

przebojów w stylu retro ska. Nadał tańcząc jak nakręcona, Serena doskoczyła do Aarona i za-

częła tańczyć wokół niego.

- Ej, smutasie, ściągaj te gacie i tańcz! - krzyknęła.

Aaron uśmiechnął się z zakłopotaniem, ale ruszył za Sereną w wijący się tłum spoco-

nych tancerzy. Bardzo chciał przestać myśleć o Blair, a Serena potrafiła skupić na sobie uwa-

gę. Zdjął marynarkę i rzucił ją w powietrze, jego dredy kołysały się w tańcu.

Muzyka była coraz głośniejsza, tempo narastało. Szal Sereny spadł na podłogę, ale 

ona tańczyła dalej. Potrząsała włosami i machała rękoma nad głową. Podobało jej się to, jak 

Aaron tańczy całym ciałem. Większość facetów tylko kołysze głową i drepcze z nogi na nogę, 

ale   Aaron   był   naturalny.   I   wyglądał   prześlicznie   w   tych   naprawdę   fajnych   płóciennych 

spodniach, z dredami sterczącymi na czubku głowy. Zaczęła tańczyć trochę bliżej niego, wdy-

chając jego zapach i potrząsając biodrami. Dlaczego nie zauważyła wcześniej, jaki jest przy-

stojny?

Flow patrzył, jak tańczą, i przypominał sobie w myślach listę następnych kawałków. 

background image

Samo patrzenie, jak miłość jego życia tańczy półnaga z innymi facetami, było już dość bole-

sne. Jedno tylko mógł zrobić - zadbać, żeby już nie było więcej wolnych kawałków.

Za późno. Niektórzy już tańczyli swój prywatny, wolny taniec. W łóżku.

background image

B postanawia stracić raz na zawsze

Może to przez upał. A może przez to, że jej życie to jeden wielki burdel i chciała coś 

radykalnie zmienić. Niezależnie od przyczyny Blair wiedziała, że pójdą z Milesem do łóżka.

Właściwie to ona prowadziła jego. Praktycznie go ciągnęła.

- Nie wolisz iść do ciebie? - zapytał po drodze Miles. On, Aaron i Tyler zrobili u sie-

bie niezły bajzel.

Blair pomyślała, że powinna zostawić ich willę przyjaciółce, na wypadek gdyby mu-

siała uciec przed Flowem.

- Serena może potrzebować miejsca dla siebie - odparła. - Chyba nie sądzisz, że Aaron 

miałby coś przeciwko.

- E, nie. - Miles zamknął za nimi drzwi. - Już zacząłem myśleć, że ci się nie podobam. 

- Skrzywił się, gdy zapalił światło. Podłoga była zarzucona ubraniami i kompaktami. Na noc-

nym stoliku Milesa leżał nawet niedojedzony banan. Pokojówki musiały go przeoczyć, gdy 

pościeliły łóżka i zostawiły na poduszce miętowe czekoladki.

Nadgryziony banan? Jakie to romantyczne!

Ale Blair miała to gdzieś. Wyślizgnęła się z sandałów Jimmy Choo i zdjęła przez gło-

wę sukienkę, zrzucając ją na podłogę obok reszty ubrań chłopców. Została w różowych strin-

gach La Perla.

- Podobasz mi się - powiedziała najbardziej zmysłowym tonem, opadając na łóżko Mi-

lesa. - Chodź tu.

Miles ściągnął koszulkę, zrzucił buty i położył się obok niej. Wziął z poduszki czeko-

ladki, odwinął sreberko i zaczął ją karmić.

Blair przytrzymała czekoladkę w ustach, złapała Milesa za głowę, pocałowała go i 

wcisnęła mu językiem czekoladkę między zęby. Nie miała już ochoty udawać Audrey Hep-

burn ze  Śniadania u Tiffany'ego.  Audrey to przeszłość, wczorajsze wiadomości. Teraz była 

Debbie, jak z Debbie Does Dallas

.

Sięgnęła ręką do jego białego płóciennego paska, a drugą do gumki swoich stringów, 

żeby je ściągnąć.

 Debbie Does Dallas - słynny film pornograficzny z 1978 roku.

background image

Witaj, kobieto! Żegnaj, dziewczynko!

Po kilku kolejnych piosenkach Serena, Aaron i Tyler wrócili do stolika.

- Czyż nie jest zabawnie? - zapytała radośnie Eleanor. Zjadła już cały talerz okonia, 

ziemniaków z kawiorem i porów i właśnie pracowała nad czekoladowym sufletem na ciepło. 

To mile, że dzieci tak dobrze się bawią. Nie miała nawet nic przeciwko temu, że Blair i mło-

dy, przystojny przyjaciel Aarona jeszcze nie wrócili na kolację.

Aaron zmarszczył brwi nad zimnym szpinakiem i duszonymi porami.

Tyler oderwał rybie głowę i cisnął nią w stronę Aarona jak torpedą.

- Uwaga! - wrzasnął. - Latająca ryba!

- Talerze Waldorfie Rose! - syknęła Eleanor.

Aaron walnął w rękę Tylera i oderwany łeb ryby wylądował na jego talerzu. Skrzywił 

się.

- W porządku, i tak nie mam ochoty jeść.

Serena nie była pewna, dlaczego Aaron jest w takim podłym nastroju, ale chciała mu 

pomóc.

- Proszę - zaoferowała się, myśląc, że pewnie umiera z głodu. Wzięła jeden z ziemnia-

ków i zaczęła go wycierać serwetką. - Zjesz, jeśli wytrę go z kawioru?

Nie zauważyła, że zespół zrobił sobie przerwę i Flow ruszył w jej kierunku.

- Serena! - zawołał.

Podniosła wzrok. Flow miał na sobie czarny podkoszulek bez rękawów i rzemyk z zę-

bem rekina, a jego szyja i ramiona mokre były od potu. Błękitne oczy błyszczały mu od adre-

naliny.

Serena podała ziemniak Aaronowi, wzięła widelec i włożyła do ust kawałek ryby.

- Cześć - rzuciła lekko, z pełnymi ustami.

Flow zerknął na Eleanor i Cyrusa.

- Cześć - powiedział.

- Synu, może usiądziesz? - zaproponował Cyrus. - Musisz być wykończony. Odwala-

cie kawał fantastycznej roboty. Naprawdę fantastycznej.

Jakby miał jakieś pojęcie o rock and rollu.

Flow pokręcił głową.

- Dzięki, ale zaraz muszę wracać. - Zwrócił się znowu do Sereny, marszcząc brwi. - 

Podoba ci się muzyka?

Roześmiała się. Nie widział, że tańczyła jak szalona?

background image

- Aha, jesteście rewelacyjni. Potraficie rozgrzać tłum.

Flow przyjął to z ulgą.

- Zagramy jeszcze parę kawałków, a potem, mam nadzieję, będę mógł postawić ci 

drinka i może dać gwiazdowy prezent.

Serena napiła się wody. Trochę się zmachała tańcem.

- Właściwie to jestem zmęczona. Może spotkamy się przy śniadaniu? A poza tym nie 

powinieneś dawać mi prezentów.

- Przy śniadaniu? - powtórzył z powątpiewaniem Flow. W końcu był gwiazdą rocka. 

Zwykle nie wstawał przed południem.

- Aha. Wpół do jedenastej - zaćwierkała. - Będzie fajnie!

Gitarzysta basowy zagrał akord, a perkusista uderzył kilka razy w bębny, żeby dać 

Flowowi znać, że na niego czekają.

- Dobra - powiedział. Pochylił się, zamknął swoje ocienione długimi rzęsami błękitne 

oczy i pocałował Serenę w usta. - Nie zapomnij.

Uśmiechnęła się do niego słodko.

- Nie zapomnę.

Nagle cały pokój zahuczał od plotek.

„Widziałaś to?”

„Słyszałam, że ona kręci też z gitarzystą basowym”.

„Myślisz, że naprawdę się pobiorą?”

„Podobno są zamieszani w przemyt narkotyków”.

Kilka dziewczyn pisnęło, gdy Flow wskoczył z powrotem na scenę i złapał białą gita-

rę. Poprawił mikrofon długimi, delikatnymi palcami i spojrzał na widownię, szukając jednej 

dziewczyny.

- Dla Sereny - mruknął, marszcząc brwi ze wzruszenia. Potem zagrał kilka pierwszych 

akordów swojej ulubionej piosenki Mroczny rycerz. Teraz rozumiał, do kogo te słowa są kie-

rowane.

Dziewczyno, jesteś moją jasną gwiazdą.

Podążam za tobą, gdziekolwiek jesteś,

Walczę Z wilkami, które cię ścigają...

Serena usiadła z powrotem przy stoliku. Słuchała Jak Flow otwiera przed nią serce. 

Trudno, żeby jej to nie schlebiało. Był taki przystojny, a kiedy śpiewał te seksowne, wysokie 

background image

tony, nie mogła powstrzymać uśmiechu.

Aaron nagle wstał.

- Chcesz zatańczyć? - zapytała z nadzieją.

Pokręcił głową.

- Chyba wrócę do siebie - wymamrotał.

Zachowywał się tak dziwnie, że zaczęła się o niego martwić.

- Pójdę z tobą - zaproponowała, zapominając kompletnie o Flowie.

Ruszyła za Aaronem obrzeżem parkietu i przez tłum otaczający bar. Zerknęła na nie-

ruchome zielone morze i idealnie białą plażę jaśniejącą w blasku księżyca. Przypomniała so-

bie letnie noce w domku ojca Blair, na plaży w Newport. Zwykłe wypijały martini, a potem 

wybiegały z domku i nago wskakiwały do zimnej wody.

Serena nie mogła oprzeć się pokusie.

- Chodź, pójdziemy popływać!

Aaron wciąż był markotny.

- E, idź sama.

- Serio?

Kiwnął głową.

- Ale nie wypływaj za daleko.

- Dobra! - krzyknęła Serena i puściła się biegiem. Popędziła przez plażę, wpadła w 

fale i zanurkowała, chcąc poczuć ten dreszczyk obejmujący całe ciało, gdy wokół niej za-

mknęła się zimna woda. Płynęła jak foka, aż w końcu wynurzyła się i nabrała powietrza. Cza-

sem dobrze po prostu czuć, że się żyje.

background image

beznadzieja, kiedy nie możesz znaleźć swojego ubrania

Blair chciała mieć to za sobą jak najszybciej, ale Miles postanowił wykorzystać swój 

czas. Badał każdy centymetr jej skóry z niemal lekarską dokładnością, jakby był dermatolo-

giem, który szuka egzemy albo czerniaka. Próbowała się rozluźnić i dobrze się bawić, gdy 

Miles całował podbicie jej stopy, ale oboje byli kompletnie nadzy i nie mogła pozbyć się my-

śli, że gdyby Miles był Nate'em, mieliby już to za sobą.

Nate, kiedy się napalał, robił się gwałtowny. Nie w przerażający sposób, ale namiętny, 

budzący dreszczyk - nic go nie mogło powstrzymać. Blair zawsze musiała bardzo stanowczo 

odmawiać, skoro nie chciała iść na całość, a potem musiała jakoś odwrócić jego uwagę.

Teraz pewnie już by było po wszystkim, leżeliby objęci, patrzyli na gwiazdy przez 

okno, palili papierosy i gadali leniwie O przyszłości.

Miles wziął się do jej drugiej stopy. Przygryzł czubek dużego palca i muskał językiem 

delikatną skórę między palcami obok pierścionka z diamentem. Wzdrygnęła się. Kiedy była z 

Nate'em, wszystko zawsze wydawało się takie, jak trzeba. Byli jak dwa pasujące do siebie ka-

wałki puzzli. Czemu leży całkiem naga, na hotelowym łóżku na wyspie pośrodku Karaibów, z 

nagim Milesem liżącym jej stopy? A samotny Nate pewnie właśnie marznie w Maine i być 

może - miała nadzieję - myśli o niej...

Wyszarpnęła duży palec z ust Milesa i sturlała się z łóżka.

Miles wynurzył głowę spod prześcieradła.

- Co się stało? - zapytał.

- Muszę iść - powiedziała, nawet nie patrząc na niego. Przykucnęła i zaczęła szukać 

sukienki, ale było ciemno, a na podłodze leżało tyle śmiecia, że nic mogła jej znaleźć.

Miles przygarbiony siadł na brzegu łóżka. Bębnił palcami o udo.

- Starałem się nie spieszyć.

No jasne, wiadomo.

- Gdzie ta pieprzona sukienka? - mruknęła Blair.

Nagle zapaliło się światło i zobaczyła sukienkę na stosie rzeczy u stóp łóżka. Aaron 

stał w drzwiach, ale zamiast natychmiast przeprosić i wycofać się z pokoju, jak powinien każ-

dy przybrany brat, gapił się na nią.

background image

Początkowo była straszliwie zakłopotana. W ciągu dwóch sekund zakłopotanie przero-

dziło się w gniew. Jak on śmie? Jak śmie gapić się na nią w ten sposób? Jest jej dziwacznym 

przybranym bratem.

Aaron wiedział, że powinien się odwrócić i zostawić ich samych, ale nie mógł się po-

ruszyć. Miles schylił się i podniósł różową sukienkę Blair z podłogi - leżała koło jego nóg.

- Cześć - powiedział do Aarona, rzucając sukienkę Blair.

Blair naciągnęła ją na siebie i ruszyła w stronę drzwi.

- Masz jakiś problem? - syknęła, przeciskając się w drzwiach obok Aarona.

Nie była ciekawa odpowiedzi.

Willa Blair i Sereny była raptem sześć metrów dalej. Blair minęła ją i poszła w stronę 

plaży, a kiedy tylko stopami dotknęła piasku, zaczęła biec. Miała gdzieś to, że włożyła su-

kienkę z Calypso, szytą na zamówienie i dopłaciła do niej sto pięćdziesiąt dolarów. Biegła co 

sił, wreszcie rzuciła się w fale, niszcząc sukienkę. Nabrała pełne płuca powietrza i zanurko-

wała. Dopiero kiedy płuca mało już jej nie pękły, wynurzyła się, łapiąc z trudem powietrze i 

mrugając od soli w oczach.

Księżyc świecił jasno, muzyka  z przyjęcia gwiazdkowego niosła się nad wodą. 45 

skończyło grać i didżej puścił Blame it on the boogie - stary kawałek Michaela Jacksona. Na 

plaży Blair dostrzegła sylwetkę dziewczyny, która stała w płytkiej wodzie. Wyglądała jak 

Halle Berry w Śmierć nadejdzie jutro, tyle że miała jasne włosy i białe, a nie pomarańczowe 

bikini.

Oczywiście to była Serena.

- Gdzie Miles?! - zawołała Serena, zwijając dłonie w trąbkę przy ustach.

- A kogo to obchodzi? - odkrzyknęła Blair, płynąc. - A gdzie Flow?

- A kogo to obchodzi? - odkrzyknęła Serena.

Obie się roześmiały, Blair przez chwilę leżała na wodzie, patrząc na księżyc. Potem 

obróciła się i popłynęła do Sereny.

- Jutro wracam - powiedziała, wychodząc z wody. Chciała popracować bez towarzy-

stwa matki w ciąży, dziwacznego przybranego brata i jego tyczkowatego kumpla.

Serena nie musiała pytać, co się stało.

- Ale jutro jest Boże Narodzenie - zauważyła. - Twoja matka się wścieknie.

Blair wycisnęła wodę z włosów.

- Nic mnie to nie obchodzi. Poza tym Cyrus jest Żydem.

Dziewczyny wolno szły plażą do swojej willi, ciesząc się swoim towarzystwem i koją-

cym szumem fal rozbijających się o brzeg. Gdyby tylko mogły tak iść bez końca!

background image

Kiedy wreszcie doszły do willi, przy drzwiach stało coś, co wyglądało jak wielka klat-

ka z kutego żelaza przykryta czerwono - zielonym materiałem w kratę.

Prezent gwiazdkowy.

Serena podniosła klatkę za mosiężną rączkę i wniosła do domu. Postawiła na nocnym 

stoliku i zdjęła materiał, a Blair włączyła światło.

W klatce siedziała przepiękna niebiesko - zielona papuga z żółtym dziobem. Przycup-

nęła na cienkiej, drewnianej huśtawce. Papuga zamrugała, patrząc na Serenę oczami jak pa-

ciorki.

- Kocham cię, Sereno! Kocham cię, Sereno! - zaskrzeczała. - Wyjdź za mnie. Wyjdź 

za mnie.

Blair parsknęła.

- Myślisz, że to od Kati i Isabel?

Serena zachichotała.

- Nie wiem. Nie ma wizytówki.

- Kocham cię, Sereno! Wyjdź za mnie. Wyjdź za mnie - powtarzała papuga, trzepo-

cząc skrzydłami.

Serena przykryła klatkę materiałem i odsunęła się od klatki. Owszem, Flow był szale-

nie przystojny i pochlebiała jej jego hojność, ale posunął się za daleko. Spojrzała na Blair.

- Mówiłaś coś o wyjeździe jutro?

- Aha! - Blair zdjęła przemoczoną sukienkę i rzuciła ją w kąt do kosza na śmieci.

Serena podeszła do szafy i zdjęła z górnej półki czerwoną walizkę od Kate Spade.

- Mogę wyjeżdżać, gdy będziesz gotowa.

background image

tematy    ◄    wstecz dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie   nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

Ho, ho, ho! Wesołych świąt!

Wiem, że rodzina V nie świętuje Bożego Narodzenia, ale i tak mam dla niej prezent. Wygląda na to, że 

mimo wszystko wyniknie coś dobrego z faktu, że pewien link krążył po Internecie. Patrzcie niżej:

Droga Plotkaro!

Nazywam się Ken Mogul i jestem niezależnym reżyserem. Może widziałaś film Seahorse z Chloe Se-

vigny i Tobeyem Maguire, który wyszedł teraz na DVD? Tak się składa, że widziałem ten kawałek w 

Internecie pod linkiem, o którym mówiłaś na swojej stronie, i chciałem zapytać, jak skontaktować się z 

osobą, która go nakręciła. Ktokolwiek to jest, ma talent i bardzo chciałbym z nią lub nim pracować. 

Wielkie dzięki, a poza tym naprawdę jesteś niezła.

Buziaki

KM

Pozwoliłam sobie odegrać jednocześnie Świętego Mikołaja i dobrą wróżkę. Podałam panu Mogulowi 

nazwisko V i poinformowałam, że mieszka na Brooklynie. Uważaj, V: dziś porno w Internecie, jutro fe-

stiwal w Cannes!

Reszta waszych e - maili

P:

 Hej, P!

muszę ci powiedzieć, że słyszałem, że S znowu wróciła do narkotyków. Plotki mówią, że 

ona i Flow wmieszali się w coś brzydkiego. Tak naprawdę pojechała na St. Barts, żeby zna-

leźć dealera - planowała wrócić z całym mnóstwem towaru do rozprowadzenia. Pomyśla-

łem, że wszyscy powinni wiedzieć.

wtajemniczony

background image

O:

 Cześć, wtajemniczony!

Możesz mieć rację. Słyszałam też, że chce urządzić własną noworoczną balangę. Ale nie 

zapominaj: musi jeszcze przejść przez celników na lotnisku.

P

P:

 Droga plotkaro!

mam dom w Mt. Desert w Maine. Spotkałam się z kilkoma znajomymi, żeby pojeździć na 

sankach, między innymi z N. Myślałam, że ma dziewczynę, ale on flirtował ze wszystkimi, 

ze mną też. Był tak najarany, że nie chciałam, żeby zjeżdżał ze mną i sterował sankami. 

Całuję

misiaczek

O:

 Drogi misiaczkul

Wygląda na to, że N po prostu szuka pokrewnej duszy. A moimi sankami może kierować, 

kiedy zechce. Pozdrówki.

P

Na celowniku

Ślicznie opalone B i S łapią taksówkę z lotniska JFK na Piątą Aleję. Jak dla mnie wyglądają na szczę-

śliwe. K i I znowu są razem.

Sprawdzają w Williams Sonoma na Madison, czy S i Flow dali już listę prezentów ślubnych. Opalony 

gość w koszulce obsługi hotelu Isle de la Paix zwraca wielką zielono - niebieską papugę do sklepu 

zoologicznego w Gustavii.

OSTATNIE ŻYCZENIE

Dobra, więc dostałam prawie wszystko, co było na mojej gwiazdkowej liście, nawet pomarańczową to-

rebkę z Hèrmes Birkin. Wiem, myślicie, że jestem zepsuta, ale zasłużyłam sobie na nią. Nie dostałam 

jeszcze - bo ciągle brakuje sześciu dni - sylwestra, który odmieniłby moje życie. Miejmy nadzieję, że 

zrobi imprezę i kto wie - może zjawi się Flow! Do zobaczenia na miejscu o północy.

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

zamknięta w wieży

Zamknięta w domu, nie mając nic innego do roboty oprócz czytania i marzenia, Jenny 

czuła się jak Złotowłosa, tyle że z krótszymi włosami i większymi cyckami. Schowała satyno-

we stringi na dnie szuflady z bielizną do czasu, aż znowu spotka się z Nate'em. Sylwester był 

już niedaleko, ale może nie będzie musiała czekać aż tak długo. W głębi ducha miała nadzie-

ję, iż Nate tak będzie za nią tęsknił, że wróci z Maine i zakradnie się do jej pokoju w środku 

nocy po drabinie przeciwpożarowej. Wyobrażanie sobie, co zrobią, gdy znowu się zobaczą, 

zajmowało jej całe godziny.

Biedny Nate, zasypany śniegiem w Maine! Wczoraj było Boże Narodzenie, a on pew-

nie przez cały dzień oglądał stare filmy z rodzicami, co jakiś czas patrzył przez okno na śnieg 

i zastanawiał się, kiedy znowu usłyszy jej głos. Jenny nie miała nic przeciwko temu, że nie 

rozmawiali przez telefon - wymuszona separacja tylko umacniała ich miłość - ale musiała coś 

zrobić, by Nate wiedział, że myśli o nim i kocha go jeszcze bardziej. I dlatego postanowiła 

wysiać mu paczkę.

Najpierw znalazła stare pudełko po butach Nike, które wyłożyła folią aluminiową. Po-

tem włożyła do środka zaczytany egzemplarz Romea i Julii, Trudne położenie, w którym zna-

leźli się kochankowie z tej tragedii, przypominało ich sytuację: byli w sobie mocno zakochani 

i nie mogli się widywać, a jednak miłość na końcu zwycięży. Oczywiście ona i Nate nie umrą 

w przeciwieństwie do Romea i Julii. Pobiorą się, będą mieli wielką rodzinę i będą opowiadać 

wnukom, jak poznali się w parku pewnego słonecznego jesiennego dnia, kiedy wszystkie siły 

wszechświata im sprzyjały.

Potem   Jenny   dołożyła   dwie   paczki   jagodowych   batoników   PopTart.   To   były   jej 

ulubione,   ale   rzadko   je   jadła,   bo   miały   za   dużo   kalorii   i   absolutnie   żadnych   wartości 

odżywczych. Ale spodobała jej się myśl, że Nate zje coś, co ona uwielbia, i będzie za nią 

tęsknił.

Potem dołożyła jeszcze swoje zdjęcie, które Dan zrobił jej latem. Miała na sobie żółtą 

sukienkę bez rękawów i stała na brzegu basenu w motelu w Hershey, w Pensylwanii, gdzie 

Rufus ich zabrał, żeby uciec z miasta na weekend. Podobało jej się, że na zdjęciu jej włosy 

wydawały się takie błyszczące i że jej opalone ręce przesłaniały piersi, więc nie było widać, 

background image

jakie są wielkie.

Potem dorzuciła program z Dziadka do orzechów, który zachowała sobie na pamiątkę. 

Chciała, by Nate wiedział, że począwszy od przedstawienia, ten dzień był najbardziej niezwy-

kły w jej życiu - dzień, w którym powiedzieli sobie „kocham cię”.

Na koniec obcięła pukiel swoich włosów, przewiązała je czerwoną nitką i wrzuciła do 

pudełka. Wyglądały trochę dziwnie w zestawieniu z resztą, jak pamiątka po kimś zmarłym, 

ale chciała, by Nate czuł, że jest tuż obok niego. Wydawało jej się, że to najlepszy sposób.

Zamknęła paczkę i zakleiła wieczko. Potem zawinęła ją w strony z różnych pisemek 

dla nastolatków, których miała pełno w pokoju. Uważała jednak, żeby nie wziąć żenującej re-

klamy tamponów, pigułek antykoncepcyjnych albo leków na drożdżycę. Na koniec przykleiła 

żółtą naklejkę i uważnie napisała adres Nate'a w Maine, który miała spisany w notatniku wraz 

z adresami wszystkich innych domów jego rodziny w Montauk, Nicei, St. Anton, na Barbado-

sie - tak na wszelki wypadek.

Po naklejeniu na paczkę dwudziestu znaczków, które ukradła z szuflady w biurku 

ojca, Jenny zaniosła paczkę do kuchni, otworzyła tylne drzwi i zostawiła paczkę dla listono-

sza na klatce schodowej. To jest zaleta mieszkania w starych budynkach. Nie ma na dole 

skrzynek na listy, więc listonosz musi wjechać na górę i dostarczyć pocztę pod drzwi. Posta-

wiła paczkę na podłodze obok stojaka na pocztę. Chwilę jeszcze się zastanawiała, czy nie po-

winna dołożyć stringów, żeby paczka była trochę bardziej seksowna, ale doszła do wniosku, 

że to zbyt wulgarne. Poza tym Nate dał je Jenny na Boże Narodzenie. Mógłby pomyśleć, że 

jej się nie podobają i je odsyła.

Dan wszedł do kuchni i zobaczył Jenny stojącą w drzwiach.

- Co robisz? - zapytał podejrzliwie. Ojciec kazał mu pilnować siostry i Dan potrakto-

wał swoje zadanie bardzo poważnie.

Jenny zamknęła drzwi.

- Sprawdzałam, czy nie przyszła żadna poczta. - Odwróciła się i przyjrzała mu się, 

mrużąc oczy. Włosy miał matowe i od dwóch dni nosił tę samą. zaplamioną kawą koszulkę. - 

Wyglądasz okropnie.

Dan wrzucił łyżeczkę kawy rozpuszczalnej do kubka i odkręcił kran z gorącą wodą, 

czekając, aż będzie dość ciepła, żeby rozpuścić kawę. Nalał jej do kubka i pociągnął łyk.

- Pracuję nad wierszem - powiedział, jakby to wyjaśniało wszystko.

Jenny otworzyła lodówkę, sięgnęła po jogurt kawowy Danona, a polem cofnęła rękę i 

zatrzasnęła drzwiczki. O nie, nie może utyć przed kolejnym spotkaniem z Nate'em.

Dan dmuchał do kubka, patrząc na siostrę.

background image

- Wiesz, że to Vanessa, prawda? - powiedział zimno. - To ona was nagrała w parku.

Jenny odwróciła się, poprawiając biustonosz, który podjechał jej w górę. Nie zaglądała 

na stronę od czasu, gdy zobaczyła ją na komputerze Dana. Nie przyszło jej do głowy zastana-

wiać się, kto to zrobił. Myśl, że Vanessa mogła to umieścić na stronie, była śmieszna.

- Skąd wiesz? - zapytała ostro.

Dan wzruszy! ramionami.

- Obejrzyj ten film. To musiała być Vanessa.

Jenny splotła ręce na piersiach.

- Wolałabym nie. A zresztą co z tego, że to ona? - Pracowały razem przy „Rancor”, ar-

tystycznym piśmie uczennic z Constance Billard, i zawsze świetnie się dogadywały. Jeżeli 

Vanessa sfilmowała ich z Nate'em w parku, to na pewno miała jakieś usprawiedliwienie, dla-

czego to wylądowało w Internecie.

- Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć, tylko tyle - odparł Dan i poszedł do swojego 

pokoju. Cały czas przestawiał słowa na liście, którą stworzył w ramach ćwiczenia na blokadę 

twórczą. Teraz próbował je ustawić w kolejności stosownej do wiersza Zdziry.

Dziwka,  niewolnik,   ogolony,  czarny,  koronka,  lód,  zimno,  deszcz,  plącz,  wycierać, 

spać, kawa, plama, wina...

To miał być gniewny wiersz, rzecz jasna, ale nie o gniewaniu się. Miał być o odkry-

ciu, że osoba, którą kochasz, jest kimś zupełnie innym. Jenny nie była słodką, niewinną sio-

strzyczką, jak zawsze o niej myślał, a Vanessa okazała się podglądaczem, który nosi taką bie-

liznę jak dziwki i wykorzystuje sfilmowane intymne sytuacje między innymi ludźmi, żeby 

zwrócić na siebie uwagę.

Zaczął wypisywać słowa z listy, dodając od czasu do czasu czasownik lub przymiot-

nik dla ozdoby.

Otrzyj resztki snu z moich oczu i nalej mi następną filiżankę. Rozumiem, co próbowa-

łaś mi przez cały czas powiedzieć. Goląc głowę i obchodząc się ze mną (tak delikatnie)

Za pomocą satyny i koronki:

Jesteś dziwką.

Danowi podobała się bezpośredniość tego, co napisał, i energia w tym zawarta. Pisał 

dalej, podekscytowany faktem, że znów wypełnia strony. Kiedy skończy, wyśle wiersz e - 

background image

mailem do Vanessy. Pisanie wierszy to jedyny sposób, w jaki potrafił określić własne uczu-

cia, i wysłanie go to jedyny sposób, w jaki potrafił to powiedzieć.

background image

V znajduje sposób na przeprosiny

Ruby zajrzała do pokoju Vanessy. Miała na sobie czarną gumowaną kurtkę, dżinsy, 

czarne buty w szpic na szpilce. Podcięła czarną grzywkę żyletką na superkrótko.

- Jakaś poczta? - zapytała.

Vanessa pokręciła głową. Ich rodzice podróżowali po Europie - mieli tournee z jakąś 

grupą artystyczną i nawet nie przysłali żadnej kartki.

- Telefony? Wiadomości?

Vanessa znowu pokręciła głową.

- Są jakieś szanse, że wyjdziesz razem ze mną? - zaproponowała Ruby. - Przecież 

masz ferie.

Vanessa wzruszyła ramionami i zapięła suwak czarnej bluzy z kapturem aż pod brodę. 

Nadal była wściekła na siostrę za to, że wzięła kamerę bez pytania, i nie miała ochoty na nic, 

może z wyjątkiem rozmowy z Danem.

Nie rozmawiała z Danem, odkąd wyszła od niego w piątek. Nie mieli tak długiej prze-

rwy w rozmowach, odkąd trzy lata temu zostali przyjaciółmi. Chciała mu wyjaśnić, że ta 

wpadka z linkiem była potwornym, nieszczęśliwym wypadkiem, że kupiła bieliznę w Victo-

ria's Secret, bo myślała, że to pomoże mu się rozluźnić i będzie zabawnie. Chciała mu powie-

dzieć, że zbyt długo byli przyjaciółmi, by tak się wściekać na siebie, i chciała przeprosić go 

na milion innych sposobów. Ale w głębi duszy miała nadzieje, że Dan znają dość dobrze, 

żeby domyślić się, że nigdy nie wysłałaby do Internetu czegoś takiego. I w głębi duszy miała 

nadzieję, że zrozumie, że upokorzy i ją, gdy ona stała przed nim prawie naga, tylko w skąpej 

bieliźnie, i że to on pierwszy przeprosi.

- No dobra. Do zobaczenia później. Przyniosę ci coś na wynos - powiedziała Ruby i 

wyszła.

Vanessa podeszła do komputera, żeby po raz setny sprawdzić, czy Dan nie przysłał jej 

e - maila.

Tym razem tak! Przysłał! I to był wiersz! Szybko przysunęła do biurka krzesło, klik-

nęła na plik i zaczęła czytać.

Przeczytała wiersz trzy razy na ekranie, potem go wydrukowała i przeczytała jeszcze 

background image

raz. Słowa były wstrętne i wściekłe. Złamały jej serce. Dan jej nie wybaczył, to było jasne.

Ale Vanessa zawsze potrafiła dostrzec piękno w brzydocie i przeczytała dość dużo 

propozycji przynoszonych do „Rancore”, by wiedzieć, że ten wiersz jest specjalny. Zdobiły 

go bogate metafory, a język był pełen pasji. I chociaż miała ochotę schować głowę pod prze-

ścieradłami i szlochać, nie mogła też nie podziwiać zręczności zwrotów we frazach. Wiersz 

był genialny.

Nawet jeśli Dan nigdy więcej się do niej nie odezwie i nawet jeśli ten wiersz był wła-

śnie o niej i o tym, za jakiego potwora ją uważał, miała zamiar opublikować ten wiersz.

Dan nigdy nie próbował niczego opublikować. Nie ma siły, żeby nie zdumiał się, gdy 

otworzy „New Yorkera” i zobaczy wydrukwany swój wiersz Zdziry. Co za wspaniały sposób, 

żeby zrobić wrażenie na college'ach, do których będzie składał podania. Nie mogła tego nie 

zrobić. Była mu to winna.

Zerwała się z krzesła i zaczęła krążyć po pokoju Ruby, aż znalazła egzemplarz „New 

Yorkera” przycięty drzwiami do szafy. Przekartkowała go i znalazła nazwisko redaktora zaj-

mującego się przysyłanymi tekstami. Napisała list, wpisując nazwisko i adres Dana na zwrot-

nej kopercie.

background image

audrey idzie do college'u

PRZED BUDYNKIEM WYDZIAŁU LITERATURY ANGIELSKIEJ, COLLEGE W NO-

WEJ ANGLII, DZIEŃ W KAMPUSIE

Trzypiętrowy   budynek   z   cegły   z   białymi   kolumnami   i   bluszczem.   Zielony   trawnik 

przed nim. Marmurowe schody.

Osiemnastoletnia Audrey, śliczna brunetka w modnej spódnicy i bluzce, w butach na 

płaskim obcasie, jedzie przez trawnik na klasycznym rowerze Schwinn i parkuje na 

stojaku przy marmurowych schodach. Potem wbiega po schodach do budynku.

WNĘTRZE BUDYNKU WYDZ. LIT ANGIELSKIEJ - BEZ ZMIAN

Wzdłuż długiego korytarza znajdują się małe gabinety. Drzwi do nich są otwarte, w 

każdym profesor ze swoim studentem omawia ważniejsze kwestie w literaturze.

STUDENT A

- Naprawdę uważam, że lepiej by było, gdyby wieloryb potrafił mówić, panie profeso-

rze.

PROFESOR A

- Ale tu nie chodzi o gadającego wieloryba. Chodzi o człowieka, który szuka sensu 

życia.

STUDENT B

- Tu nie ma interpunkcji. Widzi pan? Nie postawiłem nawet jednego przecinka ani 

kropki.

PROFESOR B

background image

- Ale to nie czyni z tego wiersza. W wierszu jest... cóż, w wierszu jest poezja.

PROFESOR C

- Czy przeczytał pan książkę, o której mówiłem?

STUDENT C

- Tę o wielorybie?

PROFESOR C

- Yhm. I co pan myśli?

STUDENT C

- Cóż, uważam, że lepiej by było, gdyby wieloryb potrafił mówić, panie profesorze.

Czwarty profesor wychodzi na korytarz, rozgląda się po korytarzu i zatrzaskuje drzwi. 

Audrey biegnie korytarzem, wygląda na wykończoną. Puka do drzwi, które profesor 

dopiero co zatrzasnął.

AUDREY

- Profesorze Weeks! Och, profesorze Weeks!

Profesor otwiera drzwi.

PROFESOR WEEKS

- Spóźniła się pani.

AUDREY

- Tak, ale mam doskonałe usprawiedliwienie.

Profesor czeka, aż Audrey się wytłumaczy. Długa chwila ciszy.

PROFESOR WEEKS

- Tak?

background image

AUDREY

(ledwo łapiąc oddech)

- Och, ale nie mogę panu powiedzieć. To coś niezgodnego z prawem.

PROFESOR WEEKS

(marszcząc brwi)

- Niezgodnego z prawem? Czy powinienem wezwać ochronę kampusu?

AUDREY

(kręcąc głową)

- Och, nie. Przynajmniej jeszcze nie. (Podaje mu pracę). Nie mogłam się zdecydo-

wać, o której sztuce Szekspira napisać, więc napisałam o wszystkich. Mam nadzieję, 

że nie ma pan nic przeciw temu.

Profesor zakłada okulary do czytania i zaczyna przeglądać pracę. Siada za biurkiem, 

zaabsorbowany lekturą. Kiedy on czyta, Audrey wychodzi jakby nigdy nic z gabinetu i 

zamyka za sobą drzwi. Idzie korytarzem do drzwi wyjściowych, wsiada na rower i je-

dzie przez trawnik.

DZIEDZINIEC COLLEGE'U - BEZ ZMIAN

Ogromny trawnik okolony budynkami z cegły.

Audrey jedzie trawnikiem, patrząc w górę na jesienne liście, zamiast uważać, gdzie 

jedzie. Wpada na chłopca w bluzie drużyny uniwersyteckiej, który właśnie szedł na 

trening. Chłopak się przewraca.

To Colin Davis.

COLIN

- Auć!

Audrey zsiada z roweru i kuca obok niego.

AUDREY

background image

- Przepraszam. Nic ci nie jest?

COLIN

- Chyba złamałem nogę. (Próbuje się poruszyć). Auć!

AUDREY

- Nie ruszaj się. Zaraz wezwę karetkę.

Grzebie w torebce, żeby znaleźć komórkę. Z torebki wypada pistolet. Colin patrzy 

szeroko otwartymi oczami. Audrey podnosi broń i chowa ją do torebki. Otwiera ko-

mórkę i wybiera numer pogotowia.

background image

S rozkręca imprezę

Serena stwierdziła, że jedyny sposób, by nadrobić fatalne Boże Narodzenie, to zafun-

dować sobie naprawdę nieziemskiego sylwestra, a najlepiej można o to zadbać, urządzając 

własną imprezę. Uwielbiała planować imprezy i naprawdę świetnie sobie z tym radziła, ale 

była już środa i zostało jej tylko trzy i pół dnia, żeby wszystko zorganizować. Z Blair nie było 

żadnej pomocy. Zamknęła się w pokoju z laptopem, kanonem papierosów i ekspresem do 

kawy, i postanowiła nie wychodzić, dopóki nie skończy scenariusza. Serena nie lubiła nic ro-

bić sama. Do kogo mogła zadzwonić? No do kogo, jak nie do dwóch dziewczyn, które tak de-

speracko chciały stać się jej najlepszymi przyjaciółkami?

- Halo? Kati? Mówi Serena. - Cześć!

- Słuchaj, jest tam Isabel? - Aha.

Pewnie, że była.

- Super. Tak się zastanawiałam, czybyście nie wpadły i nie pomogły mi w planowaniu 

sylwestra? Postanowiłam urządzić coś w ostatniej chwili i naprawdę chcę, żeby impreza była 

udana, ale mam mało czasu.

Obie dziewczyny zatkało. Potem zaczęły piszczeć.

- O mój Boże! To będzie najlepsza impreza w historii! Nie martw się, zaraz przyjeż-

dżamy.

I przyjechały.

Serena otworzyła drzwi w aksamitnych czerwonych spodniach od dresu Juicy Couture 

i obcisłej koszulce z obrazkiem bałwana.

- O mój Boże, ale jesteś opalona! - pisnęła z zachwytu Isabel, całując ją w policzek.

- Schudłaś? - dorzuciła Kati, też ją całując.

Zupełnie jakby Serena musiała chudnąć!

Jako dobrze wychowana gospodyni zaprowadziła dziewczyny do salonu ogromnego 

mieszkania, które znajdowało się na Piątej Alei i wychodziło na Metropolitan Museum of Art. 

Jej rodzice wyjechali na wakacje do Ridgfield, a brat z przyjaciółmi z colleges siedział w Bo-

stonie. Cale mieszkanie miała więc dla siebie.

Rozłożyła już kilka arkuszy białego papieru na szklanym stoliku do kawy i napisała na 

background image

nich   nagłówki:  Miejsce.   Alkohol/   Jedzenie.   Muzyka   /Nagłośnienie.   Motyw  

przewodni/Dekoracje/Oświetlenie. Zaproszenia. Lista gości. Wręczyła kartki Kati i Isa-

bel.

Widzicie, jaka dobra była w wydawaniu dyspozycji?

- Byłyście w komitecie organizacyjnym imprezy „Buziak w usteczka” w październiku, 

nie?

Kiwnęły głowami.

- Świetnie. Możecie zamówić tego samego dostawcę jedzenia i dekoratora, którzy ro-

bili tamtą imprezę?

- Jasne! - Isabel rzuciła się po torebkę, żeby wyjąć palmtop.

- I musimy znaleźć fajnego didżeja - pouczyła je Serena.

Kati była zakłopotana.

- 45 nie zagra?

Serena zamrugała. Nie miała pojęcia, jakie plany na sylwestra ma Flow, ale nie chcia-

ła, żeby uganiał się za nią na jej własnej imprezie.

- Nie, jest zajęty, nagrywa nową płytę - zmyśliła na poczekaniu. - Didżej i tak jest lep-

szy. Większa różnorodność.

Obie dziewczyny były zawiedzione.

- Pomyślałam, że mogłybyśmy wykorzystać listę gości z balu Czerń i Biel - ciągnęła 

Serena, biorąc kolejną garść kartek ze stolika. - Oczywiście możecie dopisać, kogo chcecie.

Isabel zerknęła na listę.

- A przyjdzie chociaż Flow?

Serena zawahała się. Jeżeli powie, że nie, Kati i Isabel pewnie znowu rozpuszczą plot-

ki - zaręczyny Sereny i Flowa zostały zerwane, i takie tam bla, bla, bla. To mógłby być miły 

gest, wysłać mu zaproszenie do domu na Malibu, zwłaszcza po tym, jak zostawiła jego papu-

gę w recepcji w kurorcie na St. Barts i odleciała rano w dzień Bożego Narodzenia do Nowego 

Jorku. Pewnie i tak by nie przyszedł na imprezę.

- Obiecał, że będzie - powiedziała, wskazując nazwisko Flowa na liście.

Nie zastanawiając się. co robi, przekartkowała listę, aż doszła do litery R i sprawdziła, 

czy jest Aaron Rose. Aaron nie wróci z St. Barts przed trzydziestym, ale miała nadzieję, że 

zjawi się na imprezie. Kiedy go ostatnio widziała, wyglądał na bardzo smutnego. Chciała go 

rozweselić.

- Mam się zająć zaproszeniami? - spytała Kati, wchodząc w rolę organizatorki. Wycią-

gnęła nokię z czerwonej torby na zakupy od Hervé Chapeliera. - Mogę od razu zadzwonić do 

background image

drukarza.

- Dobrze - zgodziła się Serena. - A ty, Isabel, zadzwoń do agencji w sprawie miejsca 

na imprezę, dobrze? Powiedz im, że potrzebujemy wielkiego poddasza w centrum z dobrym 

widokiem na fajerwerki. Najlepiej z tarasem.

Kiedy wręczała Kati listę gości, zauważyła pierwsze nazwisko: Nathaniel Archibald. 

Do cholery, gdzie ostatnio Nate się podziewał? - zastanawiała się. Musi być na jej przyjęciu. 

Bez niego sylwester się nie uda.

Nate właśnie otwierał paczkę od Jenny, co nie było prostym zadaniem, ponieważ za-

winięto ją w pięciocentymetrową warstwę pism dla nastolatków i zaklejono taśmą klejącą. 

Paczka dotarła wczoraj po południu, ale jakoś między zjazdami na snowboardzie z Cadillav 

Mountain z Johnem i Ryanem a paleniem haszyszu w jacuzzi u jakiejś dziewczyny na impre-

zie w Bar Harbor zupełnie o niej zapomniał.

Jedyne czyste bokserki, jakie zostały Nate'owi w szufladzie, to były te, które Jenny ku-

piła mu w Barneysie. Siedział więc na podłodze w bokserkach z żaglówkami i rozdzierał stro-

nice pism okrywających pudełko od butów, w którym przyszła paczka - właśnie tak, jak to so-

bie wyobrażała Jenny.

Uniósł wieczko i zajrzał do środka. Zachichotał pod nosem, gdy znalazł pukiel wło-

sów Jenny. Wysłanie mu pukla włosów to coś w stylu Blair, tyle że ona pewnie najpierw 

spryskałaby je perfumami, a potem włożyła do srebrnego pudełeczka od Tiffany'ego, wykła-

danego czerwonym aksamitem i z inicjałem Nate'a na wieczku. Nate wyjął program Dziadka 

do orzechów i przekartkował go. Zamiast powrócić myślami do popołudnia sprzed pięciu dni, 

kiedy zabrał Jenny na balet i kiedy siedzieli w pierwszym rzędzie na balkonie w New York 

State Theatre w Lincoln Center i trzymali się za ręce, patrząc na walkę ołowianych żołnierzy-

ków ze złymi myszami pod zaczarowaną, ogromną choinką, Nate pomyślał o ostatnim razie, 

kiedy poszedł na ten balet z Blair.

Blair bolał brzuch, więc w czasie przerwy Nate załatwił dla niej tabletkę advilu i wodę 

perrier od barmana, a potem wyszli na taras zapalić. W końcu zaczęli się całować i spędzili 

tam cały drugi akt - paląc, całując się i patrząc, jak ludzie przechodzą obok nieczynnej fontan-

ny. Blair miała na sobie płaszcz z wielbłądziej sierści i kołnierz z norek, do którego Nate lubił 

przytulać twarz i wdychać pomieszany zapach zwierzęcego futra, perfum Blair i dymu papie-

rosowego.

Na komodzie z drewna klonowego, która stała w sypialni Nate'a w Mount Desert, za-

dzwoniła komórka. Na sekretarce było już dziewięć telefonów z domowego numeru Jenny, 

background image

ale Nate jeszcze nie oddzwonił. Lecz tym razem na ekranie rozbłysnął inny numer.

Nate wyszczerzył zęby w uśmiechu. Super! Serena się odezwała!

Aha, tak właśnie by się ucieszył każdy facet na jego miejscu.

- Cześć. Co jest?

- Natie? - głos Sereny zadźwięczał poprzez fale radiowe. - Tak się zastanawiałam, kie-

dy znowu cię zobaczę. Masz zamiar zostać w Maine do końca szkoły?

Nate schylił się i złapał opakowanie jagodowych batoników PopTart z paczki od Jen-

ny. Rozdarł folię zębami, wyciągnął jeden baton i zjadł migiem.

- Chyba zostanę tu jeszcze chwilę. - Chciał odłożyć spotkanie z Jenny do ostatniej 

chwili. Albo na zawsze, jeśli to możliwe.

- Ale ja urządzam sylwestra - powiedziała kwaśno Serena. - Kati i Isabel pomagają mi 

wszystko zorganizować. Mamy obłędny pomysł, najlepszego didżeja i ogromny taras, z które-

go będzie można oglądać fajerwerki. Wyjdziesz na frajera, jeśli się nie zjawisz, a ja przysię-

gam, że ci tego nie wybaczę.

Nate zachichotał pod nosem. Impreza zapowiadała się fajnie. A potem coś mu - się 

przypomniało.

- Ej, a gdzie jest Blair? Nie siedzicie na St. Bans?

- Wróciłyśmy wcześniej - westchnęła Serena. - Blair jak ostatni kujon pracuje nad 

swoim podaniem do Yale.

Nate wziął Romea i Julię i przekartkował kartki o pozaginanych rogach. Spojrzał na 

okładkę - klasyczny wizerunek chłopca i dziewczyny w objęciach.

- Ale przyjdzie na imprezę, nie?

- Jasne! - wykrzyknęła Serena. - Aż tak nie zgłupiała.

- Dobra - zgodził się. - Będę.

Serena się rozłączyła. Naprzeciwko niej Kati i Isabel siedziały na obitej biało - czer-

wonym perkalem sofie i pracowicie rozmawiały przez komórki, zamawiając dostawców je-

dzenia i więcej alkoholu, niż ktokolwiek potrzebował, Serena uśmiechnęła się do siebie. To 

całkiem ciekawe - Nate powiedział, że przyjdzie, dopiero po tym, jak wspomniała, że Blair 

też się zjawi. Miała przeczucie, że to będzie naprawdę ciekawy sylwester.

background image

wielki czas dla udręczonych artystów

Od niemal tygodnia Dan nie zdejmował zaplamionej kawą koszulki i prawie wypełnił 

cały nowy czarny notesik chorobliwymi wierszami, które mówiły o tym, że miłość to żałosny 

żart wymyślony przez Hallmark, by sprzedawać kartki walentynkowe i dać ludziom fałszywe 

wrażenie, że ich życie ma sens. Teraz właśnie pracował nad kawałkiem pod tytułem Wóz pe-

łen kamieni, o chłopaku, który napełnił samochód kamieniami i wjechał nim do rzeki, bo auto 

przypominało mu byłą dziewczynę, która lubiła jeździć po okolicy i słuchać zakłóceń w radiu 

samochodowym zamiast muzyki.

Jenny zapukała do jego drzwi.

- List do ciebie, panie Pustelniku.

Dan odłożył długopis i otworzył drzwi. Jenny miała na sobie różowy szlafrok, a na 

twarzy wąsy z gęstego białego kremu. Podała mu kopertę.

- Co masz na twarzy? - zapytał, biorąc list.

- Depiluję się - powiedziała, odwróciła się i poszła korytarzem do łazienki.

Co to znaczy, do cholery? - pomyślał Dan, zamykając drzwi. Najwyraźniej Jenny zde-

cydowanie za dużo czasu spędzała zamknięta w domu razem z kobiecymi pisemkami, ale to 

jej się należało. Zdzira.

Dan odwrócił cieniutką białą kopertę i obejrzał adres zwrotny. To był list z „New Yor-

kera”. Pewnie prośba o prenumeratę, skoro jego ojciec już był dożywotnim prenumeratorem. 

Rozdarł kopertę i wyjął dwie złożone kartki.

Drogi Panie Humphrey.

Dziękuję za przysłany przez Pana do „New Yorkera” wiersz Zdziry Gratuluję! Z 

przyjemnością informuję, że  opublikujemy Pana wiersz w naszym walentynkowym 

wydaniu. Proszę wypełnić dołączony formularz Informacje o pisarzu.  abyśmy mogli 

napisać kilka słów o Panu na naszej stronie współpracownikach. Prześlemy Panu 

czek na osiemset dolarów.

Szczęśliwego Nowego Roku!

red. Jani Price

background image

Czy to jakiś żart? - zastanawiał się Dan. Przeczyła! list dwa razy i w końcu opadł na 

łóżko, trzęsąc się z przerażenia. „New Yorker” rzadko publikuje wiersze nieznanych autorów, 

a Jani Price słynęła z przysyłania wrednych jednozdaniowych odmów typu: „Próbować za-

wsze warto!” albo „Przykro mi, Charlie”. Dan przyjrzał się nagłówkowi firmowemu. Wyglą-

dał na autentyczny. Przeczytał list jeszcze raz nadal z potwornie trzęsącymi się rękoma na 

myśl, że ktoś obcy - już nie mówiąc o kimś tak słynnym w literackim świecie jak Jani Price - 

czytał jego wiersz.

Im dłużej o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się jasne, że jedyna osoba, która 

mogła przesłać ten wiersz do pisma, to Vanessa. Jakby nie dość już narobiła szkód. Co sobie 

myślała, do cholery... nie, co jej, do cholery, odpieprzyło?

Rzucił list na łóżko i zdjął brudną koszulkę. Najpierw weźmie gorący prysznic i włoży 

coś czystego.

Wreszcie!

A potem wybierze się prosto do Brooklynu i objedzie Vanessę z góry na dół. Jak śmie 

pogwałcać jego prywatność, wysyłając jego prace, komu zechce, bez pytania go o zdanie? Co 

ona sobie wyobraża, że niby kim jest? Dobrą wróżką z ogoloną głową i w glanach?

A może złośliwą Dobrą Czarownicą ze wschodu?

Ruby w końcu odzyskała zaginioną kamerę cyfrową Sony. Vanessa siedziała teraz 

przy komputerze, przegrywała z niej materiał z soplami i wklejała go do nowego filmu, tuż 

przed kawałkiem z gołębiami siedzącymi w śmieciarce. Usunęła już fragment z Nate'em i 

Jenny w śniegu. Postanowiła zapomnieć o tym i skupić się na nowym filmie. Za siedzącymi 

gołębiami z pękającej torby na śmieci wystawała brudna, łysa głowa lalki bez jednego oka. 

Coś niesamowitego!

W   górnym   prawym   rogu   ekranu   komputera   pojawiło   się   okienko   komunikatora   z 

nową wiadomością. Vanessa kliknęła na nie, mając nadzieję, że to Dan. Może dostał już od-

powiedź z „New Yorkera” i odezwał się, żeby jej podziękować, ponieważ postanowili wydru-

kować jego wiersz i wszystko jej wybaczył. Ale to nie był Dan.

KM10001: Jesteś vanessa abrams, robisz filmy?

Łysakotka: może

KM10001: szukam osoby, która nakręciła tych dwoje dzieciaków baraszkujących w 

parku, praca kamery była niewiarygodna.

background image

Łysakotka: serio? kto tak mówi?

KM10001: ken mogul, zrobiłem Seahorse, może widziałaś, to jak rozmawiam z wła-

ściwą osobą?

Łysakotka: tak.

KM10001: super, więc naprawdę chciałbym z tobą pracować, kończę właśnie film, 

który zgłaszam do Cannes, jesteś zainteresowana? Łysakotka: właściwie nadal cho-

dzę do szkoły, ale jasne, jestem zainteresowana.

KM10001: super, możemy się gdzieś spotkać? na przykład dzisiaj? właśnie jestem w 

nowym jorku.

Łysakotka: będę dziś kręciła wieczorem w central parku koło dziesiątej, może tam?

KM10001: świetnie, chętnie popatrzę, jak pracujesz, do zobaczenia.

Łysakotka: na ra

Vanessa wróciła do pracy nad filmem, wiedząc, że najprawdopodobniej osoba, z którą 

właśnie rozmawiała, to ktoś z szkolnych kolegów Nate'a. Pewnie teraz wyrąbywali dziurę w 

lodzie na stawie w Central Parku, żeby ją wrzucić do lodowatej wody i utopić z powodu tego 

linku, który krążył po Internecie. A może to naprawdę był Ken Mogul, reżyser kina niezależ-

nego, jeden z jej idoli? Łatwo ją nabrać. Ale kto wie? Wszystko jest możliwe.

background image

tematy    ◄    wstecz dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie   nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

JAK ZAFUNDOWAĆ SOBIE NAJLEPSZEGO SYLWESTRA W ŻYCIU

Dwie krótkie rady:

1) Trzymajcie się mnie. Wiem, gdzie coś się dzieje.

2) Całujcie ludzi. Dziś o północy przychodzi czas, kiedy jedyny raz w roku można całować całkowicie 

przypadkowe osoby i wcale się z tego nie tłumaczyć. Więc korzystajcie z okazji!

Wasze e - maile

P:

 Droga Plotkaro!

Dobra, zwykle nie zajmuję się plotkami, ale myślę, że powinnam to powiedzieć, skoro nadal 

siedzę tutaj na St. Barts. M, ten chłopak, z którym kręciła B, kojarzysz? Po tym jak B wyje-

chała, zaczął spotykać się z Francuzką, która uczy jazdy na nartach wodnych i spędzają ra-

zem mnóstwo czasu.

groszek

O:

 Drogi groszku!

Dzięki za informacje. Przykro mi, że ugrzęzłaś tam, zamiast być tutaj. A przy okazji: powin-

naś więcej plotkować. Od tego skóra nabiera blasku.

P

Na celowniku

A chodzi na spacery z bokserem wzdłuż Park Avenue. Najwyraźniej wrócił już z St. Barts, chociaż 

został. Flow dziś z samego rana wskakuje do samolotu z LA do Nowego Jorku na lotnisko Kennedy'e-

go. Serio? B wynurza się z pokoju, żeby kupić super - mocny lakier do włosów Frederica Fekkaia w 

background image

drogerii Zitomer na Madison. Najpewniej planuje jakąś zwariowaną fryzurę na dzisiejszy wieczór. Nie 

mogę się doczekać, żeby ją zobaczyć. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć was wszystkich!

JEDYNA IMPREZA, NA KTÓRĄ WARTO IŚĆ

Jeżeli nie dostaliście jeszcze czegoś takiego, to lepiej od razu wyjeżdżajcie z miasta:

Nie bądź frajerem!

Przyjdź i świętuj Nowy Rok razem ze mną!

Motyw: szalona noc w raju.

Gdzie? Lodowy Zamek, West, Dziewiętnasta.

Kiedy? Niedziela wieczór, ech... od 21.00 do...

Co zabrać? Siebie i swoich przyjaciół, tylu, ilu zmieści się do windy.

Do zobaczenia na miejscu!

Serena

NASZE ŻYCIE JEST LEPSZE OD FILMU

Gdyby nasze życie było kiepskim filmem dla nastolatków, to zaprosilibyśmy członków komisji rekruta-

cyjnych z college'ów, do których staramy się dostać, i zadbalibyśmy, żeby dobrze się bawili i nas przy-

jęli. Ale nasze życie jest lepsze od filmów, więc nie musimy popadać w takie skrajności, prawda?

Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, kogo pocałuję o północy!

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

wielka ucieczka J

Jenny ogoliła nogi, wydepilowała się, wyregulowała brwi, zrobiła peeling, nawilżyła 

całe ciało, wypolerowała paznokcie, wymodelowała włosy i nałożyła delikatny makijaż w od-

cieniach złota i brązu zgodnie z tabelą, którą zostawiła sobie z pisma „Allure”. Potem włożyła 

stringi i te same czarne aksamitne spodnie, która miała na sobie tamtego specjalnego dnia w 

parku. Do tego obcisły czarny sweter w serek ze złotą nitką. Wyglądał kwasiarsko na wiesza-

ku, ale wspaniale na niej.

Przynajmniej zdaniem Jenny.

Jeszcze turkusowy wisiorek od Nate'a i buty w szpic na wysokim obcasie, w których 

źle się chodziło, ale co z tego? O szóstej była gotowa. Przez ostatnie dwie i pół godziny pró-

bowała dobrze się bawić, oglądając powtórki Osbourne'ów i powoli pochłaniając całą torbę 

chrupek o smaku serowym. Przez cały czas trzymała komórkę w kolorze błękitny metallic na 

kolanach. Dochodziło wpół do ósmej, trwał sylwestrowy wieczór, a Nate jeszcze nie zadzwo-

nił.

Jenny tak była zajęta przygotowaniami i czekaniem na telefon Nate'a, że nie zauważy-

ła, co robi jej rodzina. Wyłączyła telewizor i ruszyła ciężko korytarzem.

Drzwi do pokoju Dana były uchylone, więc pchnęła je mocniej. Komputer stał wyłą-

czony, w popielniczce nie było zapalonego papierosa.

- Dan! - zawołała, ale nikt jej nie odpowiedział.

Zrobiła w tył zwrot i pobiegła do gabinetu ojca. Drzwi były otwarte. Pusto.

- Tato!

Znowu żadnej odpowiedzi.

Zwykle w sylwestra Rufus szedł ze swoimi kumplami na całonocny maraton czytania 

poezji w kafejce w Greenwich Village. Wyglądało na to, że już wyszedł.

Jenny przycisnęła kilka klawiszy na komórce i telefon natychmiast wybrał numer do 

Nate'a. Odezwała się automatyczna sekretarka. Znowu.

- Jeżeli próbujesz połączyć się z... - zaczął nagrany kobiecy głos.

- Nate'em - odezwał się Nate.

- Proszę, naciśnij jeden i zostaw wiadomość albo poczekaj na sygnał - dokończył ko-

background image

biecy głos.

- To   znowu   ja   -  zaćwierkała   Jenny,   próbując   mówić   radośnie.   -   Podejrzewam,   że 

ugrzęzłeś w korku. Ja chyba po prostu pojadę teraz na imprezę do Sereny. Może wezmę tak-

sówkę, żeby zatrzymać się koło ciebie i sprawdzić, czy jesteś. W każdym razie mam nadzieję, 

że spotkamy się przed północą! Dobra. Całuję. Cześć.

Rozłączyła się i wróciła do swojego pokoju po torbę i płaszcz. Co z tego, że oficjalnie 

ma szlaban? Rufus i Dan zostawili ją samą w domu.

Czego spodziewali się po księżniczce, która zbyt długo siedziała zamknięta w wieży?

Nate zastanawiał się, czy nie zaczekać z paleniem, dopóki nie dotrze na imprezę, bo 

wiedział, że Blair woli. kiedy nie jest najarany. Ale dajcie spokój, w końcu to sylwester.

- Masz  - powiedział  Jeremy,  podając  Nate'owi  ogromnego  skręta,  którego  właśnie 

przypalił. Nate, Jeremy i Anthony skupili się pod pomnikiem Gandhiego przy Union Square. 

Niedaleko ktoś puścił Yesterday.

- Zaciągnij się porządnie - doradził Jeremy. - A potem zbierajmy się na tę cholerną im-

prezę. Tutaj można sobie tyłek odmrozić.

Nate włożył skręta w usta, zaciągnął się i zamknął oczy. Nie ma nic lepszego niż po-

rządny towar w mroźną noc. Podał skręta Charliemu, przytrzymując dym w płucach chwilę 

dłużej.

- A jeśli impreza będzie do bani? - zapytał Charlie, nim wziął dymka.

Nate przypomniał sobie, co Serena mówiła o Blair zamykającej się w swoim pokoju 

przez cały tydzień, żeby pracować nad podaniem do Yale. Zawsze kiedy Blair spędzała dłuż-

szy czas na nauce, robiła się potem strasznie napalona.

- Gościu - powiedział,  wydmuchując  w powietrze chmurkę  dymu,  tuż koło głowy 

Gandhiego. - Uwierz mi, będzie w porzo.

background image

N nadal nosi serce B w swoim rękawie

Zostaw to Serenie, a wywinduje standard każdej imprezy. Wystarczyły dwie minuty 

na poddaszu w Chelsea, które wynajęła na sylwestra, by zorientować się, że to zdecydowanie 

najlepsza impreza w historii. Pochodnie tliły się w kątach, parkiet do tańca by! zrobiony z 

prawdziwej trawy. Barmani nosili slipki robione na szydełku, a didżejem był popularny ostat-

nio gość z Islandii. Na jednym końcu poddasza znajdowały się trzy pokoje z kanapami z bia-

łej skóry i wannami, gdyby ktoś potrzebował prywatności albo po prostu chciał się wykąpać. 

Z olbrzymiego tarasu z widokiem na miasto na wszystkie trzy strony można było oglądać fa-

jerwerki.

Blair od powrotu z St. Barts nie spala więcej niż kilka godzin i praktycznie nie wycho-

dziła z domu. Żyła na kawie espresso, adrenalinie, papierosach i determinacji. Jej scenariusz 

musi zadziałać, czuła to - dzięki niemu dostanie się na Yale!

Ale nawet najwięksi pisarze potrzebują przerwy.

Zjawiła się w superminispódniczce z fioletowego zamszu od Diora, czarnej satynowej 

koszulce od Chloé i w czarnych kabaretkach. Włosy związała na samym czubku w ekstrawy-

soki koński ogon w stylu lat sześćdziesiątych. Miała sztuczne rzęsy i srebrną szminkę na 

ustach. Do tego włożyła nowiutkie botki do kostek z czarnego zamszu na dziesięciocentyme-

trowych szpilcach od Christiana Louboutina, które ojciec przysłał jej na Gwiazdkę z Francji. 

Dołożył do tego kartkę: Wesołych świąt, misiaczku. Uwaga: nie noś ich sama, bez opieki! Ale 

Blair nie posłuchała rady - przyszła w nich sama.

Nie musiała długo szukać Sereny. Była jedyną dziewczyną z różowymi pasemkami we 

włosach, która tańczyła boso w wiązanym staniku od bikini Missoni, w króciutkich aksamit-

nych czarnych szortach i długich kolczykach z  diamentami. Didżej podkręcił głośność. Od 

muzyki ściany drżały.

- Cycki mnie bolą! - wrzasnęła Serena do Blair, nie przerywając tańca.

- Mózg mnie boli! - odkrzyknęła Blair.

Zanim będzie choćby mogła pomyśleć o tańcu czy rozmowie z kimkolwiek, potrzebo-

wała mocnego drinka.

Albo trzech.

background image

- Dopiero co widziałam Nate'a! - krzyknęła Serena, wskazując gdzieś w tłum. - Szukał 

cię!

Jasne.

Blair minęła Serenę i przepchnęła się przez tłum do baru. Zasłużyła sobie, żeby się 

upić. Prawie skończyła swój scenariusz - ma wszystko, prócz zakończenia - i wiedziała nie-

mal na pewno, że jest niezły. W dodatku był pieprzony sylwester i jeśli Nate chciał z nią roz-

mawiać, to musiała wcześniej wypić przynajmniej jednego drinka.

Kati i Isabel przy barze czekały na swoje cosmo.

- Cześć, Blair! - zagruchały zgodnym chórkiem.

Obie miały na sobie długie czarne sukienki bez pleców, dokładnie takie, jakie Blair i 

Serena miały na balu Czerń i Biel.

- Serena mówiła, ze pracujesz nad podaniem do Yale - powiedziała Kati, sącząc co-

smo. - A przecież mamy jeszcze miesiąc na złożenie podań.

Blair spiorunowała wzrokiem barmana za to, że tak długo każe jej czekać.

- Po prostu chcę, żeby było idealne.

- I na pewno będzie - zapewnił ją znajomy głos.

Blair obróciła się gwałtownie i zobaczyła Nate'a - swojego mężczyznę - stojącego tuż 

obok w zielonym kaszmirowym swetrze w serek, który podarowała mu zeszłej Wielkanocy. 

Zanim go zapakowała, zaszyła w rękawie małe złote serduszko, żeby Nate zawsze je nosił. 

Zastanawiała się, że czy serduszko nadal lam jest.

Kati i Isabel zostawiły ich samych. Chyłkiem oddaliły się do grupy dziewczyn, które 

szeptały między sobą.

- Podobno straciła z Milesem na St. Bans - powiedziała Tina Ford.

- Dlatego wróciła wcześniej - dodała Rain Hoffstetter. - Żeby wziąć od ginekologa pi-

gułkę „dzień po”.

- Ktoś widział Flowa? - zapytała Kati.

- Serena obiecała, że się zjawi - westchnęła Isabel.

Nicki Button pokręciła głową z miną osoby wszystkowiedzącej.

- Słyszałam, że Flow zerwał z Sereną, ponieważ nie chce już brać, a ona jest totalnie 

uzależniona.

- Więc gdzie twój przedszkolak? - zapytała Blair, wyciągając merita ultralight z paczki 

w torebce i czekając, aż Nate jej zapali.

Nate uśmiechnął się szeroko. To dobry początek. Przynajmniej odezwała się do niego.

- Zerwaliśmy - powiedział po prostu.

background image

Zerwali? Ciekawe kiedy...

Barman w końcu zjawił się w swoich skąpych szydełkowych slipkach i Nate uderzył 

dłonią w bar.

- Ketel one z tonikiem oraz jack z colą i mnóstwem lodu - zamówił dla nich obojga.

Blair uwielbiała to, że Nate bez pytania wiedział, co ona chce, ale udawała, że niczego 

nie zauważyła. Paliła papierosa i patrzyła, jak tańczący uderzają się tyłkami.

- Jak święta? - zapytał Nate, ostrożnie podając jej zbyt pełny kieliszek wódki z toni-

kiem.

Nie najlepszy początek rozmowy.

Blair łyknęła solidnie, a potem zaciągnęła się papierosem.

- Do dupy.

Nate widział, że nie chce o tym mówić.

- Nieważne - rzucił. - Już za sześć miesięcy koniec szkoły.

Spojrzeli po sobie z przerażeniem.

- Sześć miesięcy - powtórzyła Blair, upijając kolejny łyk.

- To zdecydowanie zbyt dużo - stwierdził Nate, kończąc za nią myśl.

Blair prawie pozwoliła sobie na uśmiech. To kolejna rzecz, którą uwielbiała w Nacie: 

zawsze dokładnie wiedział, co ona myśli.

- To szaleństwo - ciągnął Nate, zachęcony drgnieniem jej ust. - W przyszłym roku o 

tej porze będziemy bawić się z nowymi znajomymi, których poznamy w college'u. Z ludźmi, 

o których istnieniu jeszcze nie wiemy.

Blair zagryzła słomkę, patrząc, jak Serena zderza się tyłkiem z dwoma ciemnowłosy-

mi facetami koło dwudziestki, w podobnych granatowych marynarskich mundurach. Ci dwaj 

wyglądali jak bliźniacy.

- Kiedy dostanę się do Yale, nigdy nie wrócę.

Nate uśmiechnął się. Uwielbiał to. że Blair zawsze zakładała, że pójdzie do Yale.

- Będę w takim razie musiał jeździć do ciebie w odwiedziny.

Blair czuła, że wódka uderza jej do głowy. Widziała, że Nate próbuje rozmawiać z nią, 

jakby nigdy nic się nie stało, jakby nie rzucił jej dla jakiejś gówniary i jakby nie unikali się 

przez kilka tygodni - To było trochę irytujące, ale też wspaniałe, jak ten kawałek w jej scena-

riuszu, kiedy Audrey zdaje sobie sprawę, że Colin byt dla niej równie okropny, jak ona dla 

niego, i postanawia pokochać go za to jeszcze bardziej. Blair wzięła głęboki wdech i skończy-

ła drinka. Zapomniała, jak zielone były oczy Nate'a.

Charlie Dren podszedł do nich i przybił z Nate'em piątkę.

background image

- Witaj w mieście, facet. Widziałem twój tyłek w sieci. Niezła robota!

Świetne wyczucie czasu.

- Dzięki. - Nate próbował zachować spokój. - Do zobaczenia później - dorzucił, dając 

Charliemu do zrozumienia, że nie chce teraz rozmawiać.

Charlie zniknął, a Blair włożyła do ust następnego papierosa.

- Co on miał na myśli?

Nate wyjął zapalniczkę Zippo i zapalił jej papierosa. Skoro Blair nie słyszała o stronie 

z nim i Jenny, chociaż wszyscy o niej mówili, to zdecydowanie wolał, żeby tak zostało.

- Nic - odpowiedział.

Pukiel włosów opadł mu na czoło i Blair odgarnęła go. Uśmiechnęli się do siebie.

Prawie jak za starych dobrych czasów.

Prawie.

background image

A znajduje odmianę

Chwilę po dziesiątej zaginiony przybrany brat Blair, Aaron, wysiadł z windy w chmu-

rze dymu z ziołowego papierosa. Miał na sobie jedną z wielu swoich czarnych koszulek z ha-

słem 

ZALEGALIZOWAĆ KONOPIEWygląda! zaskakująco blado jak na kogoś, kto do-

piero co spędził tydzień na St. Baits.

W gęstym tłumie pijących, palących oraz spoconych tancerzy od razu dostrzegł Blair i 

Nate'a, którzy rozmawiali przy barze, nie odrywając od siebie oczu. Serce zabiło mu mocniej. 

Blair wyglądała całkiem inaczej niż na St. Barts. Jaśniała.

Chciał podejść, przeprosić ją i wyjaśnić swoje idiotyczne zachowanie w willi, ale po-

tem wpadł na lepszy pomysł. To była impreza, wszyscy mieli się dobrze bawić. Może zacze-

kać do jutra, jeśli Blair nie będzie miała zbyt dużego kaca.

Serena wyśledziła z parkietu dredy Aarona. Zbliżyła się tanecznym krokiem, potrząsa-

jąc włosami z różowymi pasemkami, lśniąc pomalowanymi na srebrno paznokciami u nóg. 

Zarzuciła mu ramiona na szyję i przycisnęła rozpalony policzek do jego ucha.

- Tak się cieszę, że przyszedłeś! - powiedziała, jakby naprawdę tak uważała.

- Ja też - odparł z szerokim uśmiechem i pomyślał, że może rzeczywiście tak uważa.

- Gdzie jest Miles? Nie przyszedł z tobą?

Aaron pokręcił głową.

- Nadal siedzi na St. Barts. Chyba kogoś poznał.

Serena zachichotała.

- O, serio?

Aaron schował ręce do kieszeni bojówek i zerknął w stronę Blair i Nate'a.

Serena podążyła za jego wzrokiem. Dlaczego Aaron zawsze gapił się na Blair z takim 

smutnym, strasznie smutnym wyrazem twarzy?

- Świetnie, że znowu są razem, nie? - Miała nadzieję, że Aaron przytaknie.

Aaron kiwnął głową. Nie mógł mieć Blair, a teraz wydawała się szczęśliwa.

- Aha - powiedział. - Racja.

Serena wzięła go pod ramię i poprowadziła w stronę parkietu.

- Chodź! - krzyknęła. - Zatańczymy!

background image

Pachniała drzewem sandałowym i paczulą. Bez butów była dokładnie takiego samego 

wzrostu co on. Wow! Ona jest naprawdę prześliczna! - zachwycił się, gdy Serena uniosła gib-

kie, złote ramiona nad głowę i obróciła się, sprawiając, że jej włosy z różowymi pasemkami 

rozsypały się we wszystkie strony.

Może i wyglądał nieco blado, gdy się zjawił, ale chyba komuś się kroi naprawdę bar-

dzo szczęśliwy Nowy Rok.

background image

tylko w nowym jorku

Vanessa nie przepadała za ideą całowania mnóstwa pijanych ludzi, których zbytnio nie 

lubiła, i krzyczenia „Szczęśliwego Nowego Roku!” Dla niej to był prawdziwy koszmar. Za-

miast iść na imprezę do Sereny, spakowała sprzęt, ubrała się ciepło i pojechała metrem do 

Central Parku. Wszyscy z „towarzystwa” są na przyjęciu Sereny, więc może warto zobaczyć, 

co robią pozostali? Na dworze było minus sześć stopni i temperatura ciągle spadała. Nie moż-

na chyba znaleźć większych dziwaków niż ludzie, którzy biorą udział w corocznym biegu o 

północy po zmarzniętym parku. To idealne zakończenie do jej filmowego wypracowania o 

Nowym Jorku.

Zaczęła filmować zawodników, którzy zjawili się na starcie przy wejściu do parku w 

pobliżu jeziorka przy Osiemdziesiątej Dziewiątej. Zaczął padać śnieg i trudno było upilno-

wać, żeby nie prószyło do obiektywu i żeby światło było dobre, ale park wyglądał pięknie pod 

cieniutką powłoką świeżego śniegu, a biegacze byli kompletnie szurnięci. To będzie jeszcze 

lepsze od głowy lalki w śmieciarce.

- Czy to pana pierwszy bieg, czy biega pan tak co roku? - zapytała Vanessa wychudzo-

nego faceta ubranego tylko w spodenki z obciętych dżinsów i buty do kosza, bez skarpetek. 

Zrobiła najazd na jego chudą, zapadniętą klatkę piersiową, spodziewając się gęsiej skórki. Ale 

facet jej nie miał, co było przerażające.

- Pierwszy raz?! - wykrzyknął, zaczesując siwe włosy w kucyk i szczerząc do Vanessy 

żółte od tytoniu zęby. - Czy ja wyglądam na dziewicę?

Fuj!

Vanessa cieszyła się, że chowa twarz za kamerą.

- No dobra - powiedziała, wycofując się. - Powodzenia.

Wpadła prosto na kobietę około siedemdziesiątki w płaszczu i nausznikach z norek 

oraz w trampkach od Chanel. Prowadziła białego pudla, też w kurteczce z norek.

- Ej. a to kto?! - zawołała Vanessa, przykucając koło psa.

- Uwielbiamy biegać po śniegu. - Starsza pani uśmiechnęła się wesoło. Pomarszczone 

usta miała mocno pomalowane pomarańczową szminką. Siwe włosy upięła we francuski kok, 

a na policzkach miała pomarańczowy róż. - Moje dzieci dorosły, a mąż pojechał grać do Ni-

background image

cei, więc Aniołek i ja postawiliśmy trochę się zabawić.

- Ja też - powiedziała Vanessa, chociaż rzecz jasna nie miała dzieci, męża ani nawet 

psa. Uśmiechnęła się porozumiewawczo do kobiety. - Prawdziwy odjazd, nie?

Kobieta wyjęła coś z zielonej torebki od Hermesa Kelly, a Vanessa zrobiła zbliżenie 

na małe gumowe buciki.

- Żeby mu się śnieg nie zbierał na poduszkach łap - wyjaśniła kobieta, pochylając się i 

zapinając psu buły na rzepy.

- A jakie są stylowe - dodała Vanessa.

Teraz już wiedziała, co ludzie mają na myśli, kiedy mówią „tylko w Nowym Jorku”. 

Tylko w Nowym Jorku można spotkać kobietę z pudlem - oboje w norkach, biegną w wyści-

gu o północy z dziwakiem w krótkich spodenkach. Teraz miała już tytuł do swojego filmu: 

Tylko w Nowym Jorku. Genialne, nawet jeśli to tylko jej zdanie.

Aniołek już w bulach biegał w kółko, popisując się.

- Dobry piesek! - zawołała Vanessa, powoli wodząc za nim kamerą.

Tak była oczarowana pudłem, że nawet nie zauważyła swojego idola Kena Mogula, 

który usiadł na pobliskiej ławce i zaczął ją obserwować.

Dan szukał Vanessy od kilku godzin. Najpierw pojechał do jej mieszkania. Czterna-

ście razy zadzwonił dzwonkiem z dołu i wrzeszczał pod jej oknami, zanim się poddał. Potem 

zszedł do Five and Dime, speluny w Williamsburgu, gdzie grywała kapela Ruby, SugarDad-

dy. Ruby była zajęta, miała próbę, ale powiedziała Danowi, że Vanessa wspomniała coś o fil-

mowaniu wariatów w parku o północy.

Bardzo przydatna informacja. Jakby każdy park w tym mieście nie był pełny waria-

tów.

Najpierw poszedł do parku przy Madison Square, gdzie Vanessa kręciła scenę z Woj-

ny i pokoju. Ale poza kilkoma ludźmi z psami i mężczyzną śpiącym na ławce z papierową tor-

bą na głowie, w parku było spokojnie. Potem zajrzał do parku przy Washington Square, gdzie 

pełno było zbuntowanych skate'ów i studentów, którzy odpalali nielegalne fajerwerki. W koń-

cu wrócił do centrum, do Central Parku, gdzie włóczył się bez celu i przeklinał Vanesse za to, 

że nie uznaje komórek. Okrążył jeziorko, patrząc na pływające kry. Zastanawiał się, gdzie po-

działy się kaczki. A potem zauważył  tłum zbierający się przy wejściu od Osiemdziesiątej 

Dziewiątej. A przez tłum, zagadując ludzi i patrząc na nich przez kamerę, przepychała się bla-

da dziewczyna w czarnym płaszczu, czarnej czapce i czarnych glanach.

Dan podszedł do szerokich stopni prowadzących nad jeziorko i usiadł na ławce obok 

background image

faceta koło trzydziestki, piegowatego, o kręconych rudych włosach, który miał na sobie szarą 

narciarską kurtkę z kapturem obszytym filtrem, wyglądającą na dość drogą. Facet przysiadł 

na dłoniach, bo nie miał rękawiczek, i najwyraźniej bacznie obserwował Vanessę.

- Widzisz, jak łapie ludzi, zanim do nich podejdzie i zagadnie? - zapytał Dana i wska-

zał Vanessę. - Jakby poznawała tę część ich samych, której nawet oni nie znają.

Dan kiwnął głową. A właściwie kim, do cholery, był ten facet?

- Cudownie wtapia się w tło, stoi całkiem nieruchomo i pozwala robić ludziom, co 

chcą. Jest piękna.

Dan odwrócił się i spiorunował faceta wzrokiem. Miał ochotę mu przywalić.

Facet wyciągnął dłoń.

- Ej, jestem Ken Mogul, reżyser - przedstawił się. - Też siedzisz w biznesie filmo-

wym?

Dan pokręcił głową.

- Nie. - Jego oddech uleciał w powietrze w postaci białego dymu. - Jestem poetą.

Obaj patrzyli, jak Vanessa pochyla się nad pudlem w kurtce z norek i manipuluje przy 

obiektywie. Miała tyle wdzięku za kamerą, że trudno było uwierzyć, by nakręcony materiał 

wykorzystała do czegoś złego. Pomyślał, że może Jenny ma rację, nie wierząc w winę Vanes-

sy. Może jakimś cudem film po prostu wpadł w nieodpowiednie ręce.

- Publikowałeś już coś? - zapytał go Ken Mogul.

- Jeszcze nie. - Dan uśmiechnął się do siebie. - Ale w przyszłym miesiącu mój wiersz 

będzie w „New Yorkerze” - dodał z dumą.

background image

ona nie chce tego, co ma

Dochodziła prawie jedenasta, gdy Jenny zjawiła się na imprezie u Sereny. Jej zbyt 

przyjacielski taksówkarz utknął w korku przy Times Square - każdy wie, że trzeba unikać 

tego miejsca w sylwestra, bo roi się od zalanych turystów i robi się tam kompletny koszmar. 

Więc Jenny wysiadła i poszła piechotą. Czuła się taka dojrzała i wyluzowana, sama w nocy, 

w mieście - szła na imprezę, żeby wreszcie zobaczyć swojego chłopaka, miłość swojego ży-

cia.

Kiedy wysiadła  z windy na poddaszu, rozpięła płaszcz i podała go szatniarce. Jej 

ogromne piersi wyskoczyły w czarno - złotym sweterku wprost do pokoju.

Kilku chłopaków natychmiast rozpoznało drobną brunetkę o kręconych włosach z lin-

ku w sieci, który okazał się hitem tych ferii. Przerwali zabawę i zaczęli bić brawo.

- Ej, chodź tu i pokaż mi swoje stringi! - krzyknął pijacko któryś chłopak w staro-

świeckim cylindrze.

- Chcesz wskoczyć do mojego płaszcza?! - wrzasnął inny.

Jenny zamarła w drzwiach, ścisnęła torebkę i czuła się dokładnie jak Klara, kiedy oto-

czyły ją złe myszy. Desperacko zaczęła rozglądać się za Nate'em.

Gdzie, och, gdzie jest jej Książę?

Na drugim końcu pomieszczenia przy barze stał chłopak o falujących złocistobrązo-

wych włosach z dziewczyną o ciemnych włosach sięgających do połowy pleców. Rozmawia-

li, patrząc sobie w oczy i stojąc tak blisko, że równie dobrze mogliby się całować. Jakby za-

pomnieli, że na imprezie jest mnóstwo ludzi, zbyt byli pochłonięci swoją miłością.

Chłopcy nadal klaskali i pokrzykiwali na Jenny, kiedy złotowłosy chłopak i ciemno-

włosa dziewczyna odwrócili się w jej stronę.

Jenny natychmiast zrozumiała.

Nate nie był w niej zakochany, bo nigdy nie przestał kochać Blair. A ponieważ okła-

mywał ją i udawał, że jest zakochany, nie okazał się nawet przyzwoitym chłopakiem, choć za 

takiego mieli go Vanessa i Dan. Nate nie był jej Księciem, tylko jeszcze jedną złą myszą.

- Nate! - jęknęła; głos uwiązł jej w gardle. Chybotliwym krokiem podeszła do baru, 

szarpnęła turkusowy wisiorek i cisnęła nim w Nate'a z całej siły.

background image

- Jennifer, przepraszam... - Nate zaczął się jąkać, ale w jego oczach nie było żalu, a 

Jenny nie chciała słuchać. Blair spiorunowała ją wzrokiem, lecz to też jej nie przeszkadzało.

- Pieprz się - szepnęła.

Gorące łzy płynęły jej po policzkach. Odwróciła się. żeby znaleźć łazienkę, gdzie mo-

głaby przemyć twarz zimną wodą i potem wyjść z imprezy z godnością.

Nate pochylił się i schował wisiorek do kieszeni. Wyglądał na zmęczonego i był taki 

niezdarny. Blair włożyła do ust kolejnego papierosa i potarła zapałką o draskę. Pocierała tak 

kilka razy bez skutku, aż w końcu odrzuciła zapałkę z pełnym irytacji westchnieniem.

Nate otworzył zapalniczkę i podał jej ogień, ale Blair go zignorowała.

- Co jest? - zapytał, chociaż dobrze wiedział.

Blair zmrużyła oczy. W ustach nadal trzymała niezapalonego papierosa. Nie był jej 

mężczyzną. To tylko jej eks. A na świecie czeka tyle obiecujących młodych gwiazd - czego 

ona od niego chciała?

- Jesteś kolejnym powodem, dla którego nie mogę doczekać się wyjazdu do college'u.

- Chciałem tylko dać ci ogień - odparł Nate słabo.

- Dobra.

Zapalił jej papierosa. Blair zaciągnęła się mocno. Wydmuchnęła dym prosto w jego 

twarz.

- A teraz odpieprz się.

Nate zmarszczył brwi. Zamknął zapalniczkę, gasząc płomień. Blair zawsze przesadza-

ła. Ludzie wokół zaczęli odliczać: Dziesięć! Dziewięć! Osiem!

- Blair? - Nate zrobił krok. Musieli tylko pocałować się i wszystko wróci do normy. 

Jak za starych dobrych czasów.

Ale Blair już zniknęła, rzucając zapalonego papierosa Nate'owi na stopy. Ciemny ku-

cyk kołysał się między jej łopatkami, gdy ruszyła w stronę przesuwanych szklanych drzwi 

prowadzących na taras. Dochodziła północ i miała lepsze rzeczy do roboty niż całowanie ko-

lejnego frajera.

background image

S dostaje serenadę

Serena tańczyła tak ostro, że czuła się, jakby przebiegła maraton. W ustach jej zaschło, 

nogi ją bolały, a ręce opadły bezwładnie. Ktoś wypluł drinka prosto w jej włosy, ale miała to 

gdzieś. Obok jej tyłka kołysał się zgrabny tyłeczek, ubrany w zielone wojskowe spodnie, któ-

ry należał do bardzo milusiego chłopaka z krótkimi ciemnymi dredami.

- Siedem! Sześć! Pięć!

Aaron złapał Serenę za rękę.

- Chodźmy na taras! - wrzasnął, ciągnąc ją w stronę szklanych drzwi.

- Serena! - ktoś krzyknął, zatrzymując ich w pól kroku.

Serena się odwróciła W jej niebieskich oczach malowało się niedowierzanie. Flow! 

Wysiadł z windy w zamszowym jasnobrązowym płaszczu i niósł futerał na gitarę. Oczy miał 

podkrążone, kręcone ciemne włosy z jednej strony trochę mu oklapły po długim locie z LA, 

ale nadał wygląda! prześlicznie. Dziewczyny na imprezie zamarły i zaczęły się gapić. Podob-

nie większość facetów.

- Cześć. - Serena uśmiechnęła się z zakłopotaniem.

Flow oddychał nią jak świeżym powietrzem. W bikini, skąpych szortach i boso wyglą-

dała jak bogini z jego najdzikszych snów. Przyklęknął i otworzył futerał.

- Po drodze napisałem piosenkę dla ciebie.

Serena puściła dłoń Aarona i splotła ręce na piersi. Nie chciała być niegrzeczna, ale 

kiedy w końcu Flow sobie odpuści i wróci do domu?

Aaron zgarbił się obok niej i schował ręce do kieszeni. Chętnie posłucha Flowa. Tak 

samo jak pozostali goście.

- Nazywa się Moja słodka dziewczyna - mruknął cicho Flow. Przewiesił sobie gitarę 

przez ramię, zacisnął powieki i zaczął śpiewać.

Skradłaś mi serce, a ja za to płacę.

Zostawiłaś bez niczego, a ja grunt tracę.

Moja miłość jest słodka, w twych dłoniach się stopiła,

Gdybyś jej spróbowała, nigdy byś nie zwątpiła.

background image

Fuj! Ale pamiętajcie, on był naprawdę przystojny.

To pewnie najgorsza piosenka, jaka kiedykolwiek powstała, ale goście nadal tłoczyli 

się wokół, oczarowani muzyką i urodą Flowa. Wszystkie dziewczyny miały nadzieję, że je 

zauważy i zaimprowizuje piosenkę dla nich, faceci myśleli, że gdyby pokręcili się z Flowem, 

to na pewno tej nocy by im się poszczęściło.

Serenę kusiło, by wrzucić dolara do futerału gitary, ale wystarczy, że złamała Flowowi 

serce, nie musiała go jeszcze upokarzać.

- Chodź - szepnęła do Aarona, wycofując się z tłumu i szarpiąc go za rękę. - Wyjdźmy 

na taras.

Blair nic była zaskoczona, gdy Chuck Bass znalazł ją na tarasie. Zajadała ze złością 

oliwki, paliła papierosy, popijała veuve clicquot i odmrażała sobie tyłek. Właśnie dochodziła 

północ i Chuck szukał kogoś, kto zrobi mu usta - usta, gdy zaczną strzelać fajerwerki.

- Szczęśliwego Nowego Roku! - Podszedł do Blair i pocałował ją w usta. Miała w buzi 

pestkę od oliwki, ale jemu to nie przeszkadzało.

Blair wypluła pestkę na ziemię.

- Oby był taki.

Chuck powoli zjechał dłonią z jej pleców na pupę.

- Wiesz, jak najlepiej świętować Nowy Rok?

Odsunęła się i wskazała przez szklane drzwi na Kati i Isabel, które stały na małym sto-

liku i odliczały sekundy do północy.

- Te dwie zawsze na ciebie leciały - stwierdziła, próbując zachować powagę. - Jeżeli 

chcesz z kimś świętować Nowy Rok, to czemu nie z nimi?

Chuck uśmiechnął się szeroko.

- Serio?

Kiwnęła głową.

- Śmiało. Ja... - Ale nim skończyła zdanie. Chuck już wpadł do środka i objął obie 

dziewczyny.

- Cztery! Trzy! Dwa!

background image

V i D mają własne przedstawienie

Mróz był spory. Za kwadrans północ zawodnicy ruszyli powoli trasą wokół parku. Va-

nessa biegła obok nich z kamerą, próbując uchwycić mieszaninę determinacji, bólu i uniesie-

nia na ich twarzach. Koniec starego roku i początek nowego - może to nawet początek nowej 

ery!

Biegli powoli i nadążała za nimi bez trudu, ale zostawiła torbę ze sprzętem w śniegu i 

obcierały ją buty, więc postanowiła wrócić do mety, żeby złapać zawodników na finiszu.

Dan i Ken Mogul nadal czekali na ławce.

- Nominowano mnie kilka razy - mówił Ken - ale nigdy żadnej nagrody nie zdobyłem. 

Może praca z Vanessą to zmieni. - Prowadził swój monolog od chwili, gdy Dan usiadł obok 

niego.

Danowi to nie przeszkadzało. Siedział z otwartym notatnikiem na kolanach i wpatry-

wał się w poświatę wokół latarni rozpraszającą się w śniegu. Szukał właściwych słów, aby 

opisać płatki lecące w świetle tak wolno, że chyba wcale nie spadały na ziemię.

Nagle w kręgu światła pojawiła się Vanessa z policzkami zaróżowionymi od biegu. Jej 

wielkie brązowe oczy błyszczały. Uśmiechnęła się, patrząc na śmieszny obrazek: Dan z ja-

kimś starszym gościem w eleganckiej kurtce narciarskiej siedzą razem na ławce z kilkucenty-

metrową warstwą świeżego śniegu na ramionach. Ujmujące oczy Dana spojrzały na nią spod 

białej wełnianej czapki. Nie wyglądał na wściekłego. Boże, jak się cieszyła, że go widzi!

- Jak długo tu siedzisz?

Facet w kurtce wstał.

- Dość długo, by się przekonać, że zdecydowanie jesteś świetnym filmowcem.

Vanessa znowu się roześmiała. Ten facet jest prawdziwy? Podszedł do niej i podał jej 

wizytówkę. Ken Mogul, reżyser filmowy - tyle było napisane.

- Jadę do Brazylii, żeby nakręcić parę zdjęć do dokumentu o prostytutkach w Rio - 

mówił dalej. - Mam nadzieję, że zadzwonisz do mnie. Może razem coś zrobimy.

Vanessa podeszła do torby ze sprzętem i wrzuciła do środka kamerę. Podziwiała prace 

Kena Mogula, ale nie była pewna, czy chce pracować razem z kimś, choćby nie wiadomo jak 

dobrym. Chciała pracować sama.

background image

- Zadzwonisz do mnie? - dopytywał się Ken.

- Przepraszam... - odezwał się cicho Dan za ich plecami.

Ken odwrócił się.

- Ten chłopak czekał na ciebie tak długo jak ja. A kim właściwie pan jest?

Dan wstał z ławki, zrzucając notatnik w śnieg. Podszedł do Vanessy i ją objął.

- Jej chłopakiem - powiedział Kenowi Mogulowi przez ramię.

Potem pocałował ją mocno, bojąc się, że jeśli zrobi to zbyt delikatnie, to Vanessa go 

zlekceważy. Był jej chłopakiem, do cholery! Był na nią wściekły, był z niej dumny i dumny z 

siebie, że ją całował i skończył z tym zamieszaniem raz na zawsze.

Vanessa odpowiedziała równie namiętnym pocałunkiem. Pieprzyć Kena Mogula, re-

żyserii. Robiła film o niebo lepszy od łych, co kręcił Ken Mogul. I nić miała ochoty rozma-

wiać teraz o swojej karierze. Była zbyt zajęta całowaniem Dana.

Nad ich głowami rozbłysły fajerwerki. Taki banał zniszczyłby każdy film czy wiersz, 

ale to było o niebo lepsze od filmu i o niebo lepsze od wierszy. To się działo naprawdę.

background image

J olewa słynną gwiazdę rocka

Przy ostatniej nucie piosenki Flow otworzył oczy i zobaczył, że Serena zniknęła. Ze-

gar wybił północ, wszyscy zaczęli się całować, dmuchać w papierowe trąbki, kompletnie go 

ignorując, co przydarzyło mu się pierwszy raz w życiu.

Kilka osób wrzuciło dla zabawy parę setek do futerału gitary. Cisnął je na podłogę, a 

potem schował gitarę i zatrzasnął futerał. Złapał windę w chwili, gdy drzwi już się zamykały. 

Wcisnął futerał między zsuwające się skrzydła i poczekał, aż znowu się otworzą.

Niska dziewczyna o kręconych włosach i wyjątkowo dużych piersiach opierała się o 

ścianę windy.

- Cześć. - Flow rzucił jej swój słynny chłopięcy uśmiech.

Dziewczyna nie odpowiedziała nic. Chyba płakała.

- Jedziesz do centrum? - zapytał. - Mam samochód. Może postawić ci drinka?

Jenny nie odrywała wzroku od podłogi. Flow, Nate, oni wszyscy są tacy sami. Tylko 

dlatego, że jest słynny, nie znaczy, że musi z nim rozmawiać, nie?

Nie, z pewnością nie musi.

Drzwi windy się otworzyły.

- Spadaj - powiedziała Jenny.

Przeszła przez obrotowe drzwi i rozejrzała się za taksówką. Zaczął się Nowy Rok i 

całe miasto było jednym wielkim przyjęciem, ale Jenny jechała do domu, żeby choć raz po-

słuchać rady ojca i położyć się do łóżka z dobrą książką.

Gdy tylko Serena i Aaron wyszli na taras, wokół nich na niebie rozbłysły fajerwerki. 

Było potwornie zimno i raptem kilka osób wyszło na taras. Reszta została w środku, oblewała 

się szampanem i tańczyła jak szalona, bo didżej podkręcił muzykę jeszcze głośniej.

Patrząc na psychodeliczny krajobraz, Serena znowu to poczuła - uwielbiała to uczucie. 

Nie była pewna, co stanie się w przyszłości, ale wiedziała, że to będzie coś dobrego. Może 

nawet coś najlepszego.

- Patrz! - Wskazała wielką błękitną fontannę iskier, która śmignęła po niebie i wybu-

chła nad ich głowami drobnymi kaskadami, dokładnie nad East River.

background image

Aaron zapalił ziołowego papierosa. Miał na sobie tylko koszulkę, ale nie było mu zim-

no.

- Nigdy nie przepadałem za sztucznymi ogniami - powiedział, wydmuchując dym. - 

Uważałem, że są głośne, szkodliwe dla środowiska i że to tylko wyrzucanie pieniędzy.

- Ale teraz ci się podobają, prawda? - zapytała Serena. Pożyczyła sobie z krzesła czyjś 

kożuch, lecz nadal była boso.

Aaron kiwnął głową.

- Uwielbiam je.

- Ja też - westchnęła. Drżała i nie była pewna, czy z zimna, czy dlatego, że za chwilę 

mieli się pocałować.

Aaron wziął ją za rękę.

- Nie marzniesz? - Nie.

Kąciki jego ust delikatnie się uniosły.

- Nie całujmy się, dopóki nie skończą się fajerwerki, dobrze?

- Dobrze - zgodziła się zaskoczona Serena. Najbardziej lubiła niespodzianki. Nad Ti-

mes Square zaczęła się następna fala sztucznych ogni. - Chociaż może nie wytrzymam takie-

go czekania.

Teraz, kiedy koliber znalazł kwiat, przy którym chciał się chwilę pokręcić, nie mógł 

doczekać się, żeby wylądować.

- Dlaczego nie pocałujecie się już teraz? Potem możecie pocałować się znowu - po-

wiedziała dziewczyna za ich plecami.

To była Blair. Stała ze dwa metry od nich, opatulona w błękitny płaszcz od Marca Ja-

cobsa i mimo to drżąca z zimna.

- Szczęśliwego Nowego Roku! - Podeszła i pocałowała Aarona w policzek.

Aaron objął ją. Normalnie, jak brat.

- Szczęśliwego Nowego Roku, siostrzyczko.

Blair objęła Serenę.

- Szczęśliwego Nowego Roku! - pisnęły dziewczyny, ściskając się jak szalone. Jesz-

cze niedawno miały ochotę się pozabijać. Teraz nie wiedziały, co by bez siebie zrobiły.

- No, możecie już się pocałować - powiedziała Blair.

Zostawiła ich, żeby zdecydowali, czy całować się teraz, czy nie. Poszła na koniec tara-

su i spojrzała na rzekę Hudson oraz przystań. Patrzyła, jak sztuczne ognie rozbłyskują nad 

Statuą Wolności i toną w ciemnej wodzie.

Przedostatnia scena jej scenariusza kończyła się pocałunkiem. Teraz musiała dopisać 

background image

tylko finał, zakończenie.

Nie będzie prawdziwego końca, pomyślała. Żadnego zamknięcia. Najlepsze historie 

nigdy się nie kończą. Może po prostu przeskoczy na następny poranek. Audrey wymieni kilka 

zabawnych uwag z facetem w delikatesach, u którego kupi sobie kawę. Potem roześmieje się, 

wyjdzie na ulicę i zostawi wszystkich w niepewności.

background image

tematy    ◄    wstecz dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie   nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

Dobra, więc zdecydowanie spełniła się moja prośba o sylwestra, który zmieni moje życie. Myślę, że 

spełniła się wszystkim, którzy przyszli na tę szaloną, niewiarygodną imprezę. No bo kto z was uwie-

rzyłby, że Flow naprawdę się zjawi? Tym gorzej dla niego, bo impreza rozkręciła się, dopiero gdy wy-

szedł.

Wasze e - maile

P:

 Hej, P!

Słyszałem, że cała ta impreza była za kasę z narkotyków rozprowadzanych przez  S. Nie 

poszedłem tam, ale jak inaczej ściągnęłaby takiego didżeja?

półświatek

O:

 Drogi półświatku!

S ma dość kasy, żeby nie potrzebować forsy z narkotyków na urządzenie takiej odjazdowej 

imprezy. A skoro tam nie byłeś, po co w ogóle się odzywasz?

P

P:

 Droga P!

Chyba tańczyłem z tobą na sylwestrze. Masz długie blond włosy i wspaniałe ciało?

CliffS

O:

 O: Cześć, CliffS!

Może. Tylko tyle powiem.

P

Na celowniku

background image

O świcie w Nowym Roku: C śpi z K i I w ramionach na sofie w holu hotelu Tribeca Star. Chyba nawet 

nie dotarli do apartamentu jego rodziny.  N przypala fajkę z przyjaciółmi w parku przy Union Square. 

Najlepiej skończyć wieczór tak samo, jak się go zaczęło. V i D trzymają się za ręce w księgarni Strand. 

Tylko tych dwoje może się napalać w takim miejscu. S i A jedzą śniadanie we Florencie. Wyglądają na 

zmęczonych, ale szczęśliwych. B kupuje kawę w delikatesach przy Madison Avenue i wraca pospiesz-

nie do siebie. J puszcza z dymem obrazy w metalowym koszu na śmieci przy West End Avenue i pró-

buje nauczyć się palić papierosy. Teraz, gdy jest kobietą zdeprawowaną, musi się odpowiednio pre-

zentować.

PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI

Czy B w końcu straci? A jeśli tak, to z kim?

Czy N odzyska twarz? (Chociaż i tak będziemy go kochać, nawet jeśli mu się nie uda).

Czy S ustatkuje się i wytrzyma z A dłużej niż jeden dzień?

Czy D będzie gotów zrobić to z V teraz, kiedy jest publikującym poetą?

Czy J znajdzie prawdziwą miłość?

Czy ktokolwiek z nas wyleczy się z kaca dość wcześnie, żeby skończyć pisanie podań do college'ów?

A co ważniejsze - czy ktokolwiek z nas gdzieś się dostanie?

Nie żebym się bardzo martwiła. Następny semestr to impreza za imprezą i mam zamiar dobrze się ba-

wić.

Do następnego razu.

Wiem, że mnie kochacie

plotkara


Document Outline