Artur Oppman
Legendy warszawskie
Chrystus Cudowny u Fary
I
Był raz sobie prawowity Mazur,
Bitny wojak z dziada i pradziada,
Gdy wrÃg Polsce pokazywaÅ‚ pazur,
On, bywało, na rumaka siada.
Goni w polu Turki i Tatary,
Oko w oko z poganem siÄ™ zmierza, â”
A Åe czÅ‚ek byÅ‚ staroÅ›wieckiej wiary,
Nigdy w bitwę nie szedł bez kaplerza.
Na kaplerzu, co lśnił z napierśnika,
Swe DzieciÄ…tko tuli BoÅa Macierz,
Gdy w namiocie wojak siÄ™ zamyka,
Przed kaplerzem odmawia swÃj pacierz.
Wzlata w niebo duszą chrześcijańską,
Zanim jutro skoczy w boje krwawe,
I wspomina FarÄ™ ÅwiÄ™tojaÅ„skÄ…,
Stare Miasto i starÄ… WarszawÄ™.
II
Tam, gdzie domy stojÄ…, jak w ordynku,
A kaÅdemu jakiÅ› znak daÅ‚ snycerz,
W kamienicy âPod niedźwiedziemâ w Rynku
Owy dzielny przemieszkiwał rycerz.
Widać szarą wstęgę naszej Wisły
Z okien jego izdebki podniebnej,
To słoneczne blaski na niej błysły,
To jÄ… ksiÄ™Åyc opromienia srebrny.
AŠtu kiedyś, w wiosenne świtanie,
W peÅ‚nym kwiatÃw i piosenek maju,
W okna ┠trąbek uderzyło granie
I krzyk ludu: âWojna! Turczyn w kraju!â
Co tu myśleć, mościpanie, długo!
DźwiÄ™czÄ… szable, rÅÄ… bojowe konie;
Wojak wiernym był ojczyzny sługą,
Więc, jak inni, walczy w jej obronie.
III
Dni ÅoÅ‚nierskich zmienne sÄ… koleje:
SÅ‚awa bÅ‚yÅ›nie, kulka Åebra zmaca,
To siÄ™ dobrze rycerzowi dzieje,
To się szczęście od niego odwraca.
Pod srebrzystym chorÄ…gwianym ptakiem
W mnogich walkach mÄ™Ånie siÄ™ potyka,
AŠraz runął z rozciętym szyszakiem
I w tureckie poszedł, biedak, łyka!
JakÅe ciÄ™Åko w pogaÅ„skiej niewoli
Swobodnemu cierpieć Polakowi;
Jak to serce od pÄ™t wraÅych boli, â”
Tego Åadnym sÅ‚owem nie wypowie!
Niechby raczej zabiły go kule,
NiŠma szarpać poniewierka taka;
Nad Bosforem, w dalekim Stambule,
W utrapieniu płyną dni wojaka.
IV
Å»e Polacy do koni zwyczajni, â”
NarÃd ziemian i narÃd wojakÃw, â”
SÅ‚uÅy Mazur przy suÅ‚taÅ„skiej stajni
I arabskich pilnuje rumakÃw.
Konie ścigłe, jak wiatr, a rozumne,
A tak zwinne, jak panienka z taÅ„ca, â”
O, mÃj BoÅe! daj, nim pÃjdÄ™ w trumnÄ™,
Takim koniem zdeptać łeb pohańca!
Od Å›witania juÅ na sÅ‚uÅbie swojej,
Co wojenkę na pamięć przywodzi,
Rycerz karmi, czyści je i poi,
Po podwÃrcu paÅ‚acowym wodzi.
A był jeden siwek między niemi,
Co, jak pies, się przypodobać umie,
Na grzbiet skoczysz â” ledwo tyka ziemi
I, jak człowiek, głos ludzki rozumie.
V
Pędzą konie, co rano, aŠdudni,
I co wieczÃr, gdzie je wojak poi,
A na placu przy stajennej studni,
BoÅe! CÃÅ to za figura stoi?
AŠsię język w ustach onieśmiela!
AÅ, jak lodem, krew siÄ™ w ÅyÅ‚ach Å›cina!
To Pan Jezus! To krzyÅ Zbawiciela!
Splugawiony ręką poganina!
Na znak wzgardy złe niewiernych dłonie,
Bijąc posąg ze złością przeklętą,
Do nÃg Zbawcy przywiÄ…zujÄ… konie
I śmigają biczem przez twarz świętą.
Tak codziennie o świcie i zmroku
CzerÅ„ nad krzyÅem znÄ™ca siÄ™ szalenie,
AÅ Å‚zy, zda siÄ™, bÅ‚yszczÄ… w BoÅem oku,
AÅ pierÅ› z drewna podnosi westchnienie.
VI
JakÅe pÅ‚acze Mazur prawowity,
Pełny wiary rycerz chrześcijański,
Nad bluźnierstwem, co bluzga w błękity,
Nad Postaci pohańbieniem Pańskiej!
Tak codziennie o świcie i zmroku
CzerÅ„ nad krzyÅem znÄ™ca siÄ™ szalenie,
AÅ Å‚zy, zda siÄ™, bÅ‚yszczÄ… w BoÅem oku,
AÅ pierÅ› z drewna podnosi westchnienie.
Niźli patrzeć na te krzywdy BoÅe,
Żywym ogniem wolałby się spalić,
AÅ juÅ dÅ‚uÅej znieść mÄ™ki nie moÅe â”
I krzyŠmusi od wzgardy ocalić!
Więc, odziany łachmany nędznemi,
W noc, co blaskiem gwiazd złotych nie płonie,
Pod krzyÅ biegnie â” wydziera go z ziemi â”
I w głąb studni krzyŠciska: niech tonie!
Niech on raczej zgnije w czystej wodzie,
NiÅby miaÅ‚ siÄ™ wzdrygać od krzywd wielu,
O, Jezusie! JuÅeÅ› na swobodzie,
JuÅeÅ› teraz wolny, Zbawicielu!
VII
Cicho, cicho niewolnik szczęśliwy
Na sen wraca â” juÅ nic go nie boli,
A wtem zarÅy arabski koÅ„ siwy,
Jego wierny przyjaciel w niewoli.
I natchnienie w myśl więźnia uderzy,
Do powrotu mu drogÄ™ wskazuje,
I arabczyk juÅ bieÅy, juÅ bieÅy,
RozdÄ…Å‚ chrapy ogniste: step czuje!
Dzień po dzionku, przez kraje, przez obce,
Dzielny rumak, jak burza, przelata;
AÅ graniczne widniejÄ… juÅ kopce
I znajomy, rodzinny kąt świata.
Twarz tu słońca, jak nigdzie, świetlana,
Kwiaty pachnÄ…, Åe tylko je zbierać!
To ojczyzna! to Polska kochana!
Gdzie Åyć miÅ‚o i miÅ‚o umierać!
VIII
Siedzi wojak w starym domu, w Rynku,
Z okna izby na Wisłę pogląda,
O swym zboÅnym wspomina uczynku
I krzyÅ tamten widzieć mu siÄ™ ÅÄ…da.
Noc mu owa przed oczyma stawa
I ucieczka z kraju tureckiego, â”
AÅ tu krzykiem zahuczy Warszawa
I ku Wiśle tłumy ludu biega.
Wyjdzie wojak z swojej kamienicy
I ku rzece przeciska siÄ™ z trudem:
TÅ‚um na Rynku, tÅ‚um w kaÅdej ulicy
I pobrzeÅe wypeÅ‚nione ludem.
Złotem słońcem goreją niebiosy
Nad Warszawą zatłoczoną ściśle,
Zewsząd słychać zadziwione głosy
I woÅ‚ania: âCud! cud! cud na WiÅ›le!â
IX
A na Wiśle, w tej rannej godzinie,
W blaskach słońca błyszczący wspaniale,
KrzyÅ ChrystusÃw przeciw wodzie pÅ‚ynie â”
I pokorne całują go fale.
Wyszedł biskup w pozłocistej szacie,
Sam pan burmistrz i dostojna Rada,
DźwiÄ™czy miasto w dzwonÃw majestacie
I dzwonami z modrym niebem gada.
Setki Å‚Ãdek po rzece Å›migajÄ…,
Lecz dopÅ‚ynąć nie mogÄ… do krzyÅa;
JuÅ zbliÅajÄ… siÄ™ â” widać â” zbliÅajÄ…,
I znÃw fala odepchnie je chyÅa.
Czas ucieka na miejskim zegarze,
KoÅ„czy sÅ‚oÅ„ce swÃj obieg powrotny,
SiÅ‚ prÃbujÄ… najlepsi wioÅ›larze â”
A krzyŠpłynie i płynie samotny.
X
KrzyÅ z niewoli poznaÅ‚ ÅoÅ‚nierz stary.
Na brzeg biegnie, Å‚zy radosne leje,
I przyklęka przed biskupem z Fary
I powiada z Turecczyzny dzieje.
WiÄ™c mu biskup do Å‚odzi siąść kaÅe,
Sam z Najświętszym siada Sakramentem;
O toÅ„ bijÄ… wiosÅ‚ami Åeglarze
I juŠ┠juŠsą przed Obliczem świętem.
A gdy wojak wyciągnął swe dłonie,
By Chrystusa przycisnąć do łona,
KrzyŠku jego pochylił się stronie
I padł w swego obrońcy ramiona.
Widać z lica, Åe odtÄ…d na wieki
Chce być Jezus z tym grodem w przymierzu
I szept wionÄ…Å‚, jak tchnienie, tak lekki:
âBÅ‚ogosÅ‚awiÄ™ ciÄ™, polski rycerzuââ.
XI
W całym mieście grają wszystkie dzwony,
Wszyscy ludzie weseli i radzi
I w triumfie narÃd zgromadzony
KrzyÅ Cudowny do Fary prowadzi.
SzumiÄ… z wiatrem cechowe sztandary,
Lśniąc, jak kwiaty, kolorami wiosny,
A Chrystusa niesie wojak stary,
Taki dumny i taki radosny!
I w kaplicy osobnej, w świątyni,
Co pamięta pierwsze grodu lata,
Mnogie cuda warszawianom czyni
KrzyŠz figurą Zbawiciela świata.
My na Jego opiekÄ™ siÄ™ zdajem,
Nic nam wrogi i nic nam złe mary,
PÃki czuwa nad miastem, nad krajem
Nasz Pan Jezus Cudowny u Fary!