Jordan Penny Doskonały partner

background image

Penny Jordan

Doskonały partner

background image
background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Znuz˙onym gestem Tullah sie˛gne˛ła po słuchawke˛. Do-

słownie przed chwila˛ przesta˛piła pro´g mieszkania. Nie dos´c´,
z˙e firma obcie˛ła s´rodki na wynagrodzenia i awanse, to pracy
z kaz˙dym dniem przybywało. Teoretycznie powinna kon´-
czyc´ o wpo´ł do szo´stej, ale juz˙ od dobrych szes´ciu tygodni
nie wychodziła wczes´niej jak po dziewia˛tej. Dzisiejszy
dzien´ nie był wyja˛tkiem. Jednak to juz˙ nie potrwa długo...
Dzie˛ki Bogu.

– Tullah Richards – odezwała sie˛ mie˛kkim głosem, zbyt

ciepłym jak na zdeklarowana˛ profesjonalistke˛, co ze s´mie-
chem wytykały jej kolez˙anki.

– Czes´c´, Tullah! Przez cały dzien´ pro´bowałam cie˛ łapac´!

To jak z weekendem? Spotkamy sie˛?

Tullah us´miechne˛ła sie˛, poznaja˛c głos Olivii. Wczes´niej

przez pare˛ lat pracowały razem i choc´ Olivia, teraz me˛z˙atka
i mama małej Amelii, wyniosła sie˛ na stałe z Londynu, nadal
utrzymywały ze soba˛ kontakt. I oto dziwnym zrza˛dzeniem
losu, choc´ zawsze sie˛ zarzekała, z˙e za nic nie ruszy sie˛
z miasta, wkro´tce sama sie˛ przeprowadzi w jej strony.

– Tak, jes´li ci to w czyms´ nie przeszkodzi – odrzekła.

background image

– Czekamy na ciebie z ute˛sknieniem – zapewniła Olivia.

– To mniej wie˛cej, o kto´rej moz˙emy sie˛ ciebie spodziewac´?

– Mys´le˛, z˙e w okolicach pia˛tej. O pierwszej spotykam

sie˛ z agentem. Mamy obejrzec´ kilka posiadłos´ci, kto´re
ewentualnie moga˛ wchodzic´ w gre˛.

– Posiadłos´ci... to niez´le brzmi – zaz˙artowała Olivia.
Tullah wybuchne˛ła s´miechem.
– Dobrze by było – przyznała. – Niestety, na to jeszcze

musze˛ poczekac´. Z go´ry zastrzegłam, z˙e nie stac´ mnie na
wie˛cej niz˙ dwupokojowe mieszkanie czy skromny domek,
co bym zreszta˛ wolała. Chociaz˙ domys´lam sie˛, z˙e skoro
s´cia˛ga mnie firma z taka˛ renoma˛, to uwaz˙aja˛ mnie za
wymagaja˛cego klienta.

– Moz˙liwe, choc´ to nie do kon´ca jest tak – podje˛ła

Olivia. – Nowi pracownicy Aarlston-Becker liczyli, z˙e za
londyn´skie mieszkania bez trudu kupia˛ tu ogromne domy
z zapleczem gospodarczym, wybiegami dla kuco´w i staran-
nie urza˛dzonymi ogrodami, ale rzeczywistos´c´ chyba roz-
wiała ich oczekiwania. Na prowincji jest taniej, ale tylko
troche˛. Jednak w Haslewich jest sporo ładnych domo´w.
I znajduja˛ sie˛ kupcy. Naszej cioci Ruth ostatnio przybyło
czworo nowych sa˛siado´w. A co be˛dzie z twoim londyn´skim
mieszkaniem?

– Nie ma problemu. S

´

wietnie sie˛ składa, bo Sarah, moja

wspo´łlokatorka, włas´nie wychodzi za ma˛z˙ i chce spłacic´ mo´j
wkład. Dzie˛ki temu mam kłopot z głowy i nie musze˛ szukac´
che˛tnego. Chociaz˙, proponuja˛c mi prace˛, firma zobowia˛zała
sie˛ pokryc´ wszelkie koszty przeprowadzki, ła˛cznie z kaucja˛
i poz˙yczka˛ na nowe lokum.

– Tym lepiej! – zas´miała sie˛ Olivia. – Wiesz, bardzo sie˛

ciesze˛, z˙e sie˛ tu przenosisz. Be˛dzie tak jak kiedys´. Czasami
nie moge˛ uwierzyc´, z˙e mine˛ły juz˙ trzy lata, odka˛d rzuciłam

background image

prace˛. Tyle sie˛ przez ten czas zmieniło! Wyszłam za
Caspara, mamy Amelie˛, a nasza rodzinna firma rozwija sie˛
cała˛ para˛ i juz˙ mys´limy z wujkiem Jonem, z˙e trzeba be˛dzie
rozejrzec´ sie˛ za kims´ do pomocy, moz˙e nawet na cały etat.

– Mhm... czyli twoja decyzja odejs´cia z firmy była

trafiona – podsumowała Tullah. – A ostatnio zrobiło sie˛ tu
fatalnie, pracy coraz wie˛cej, naprawde˛ nie do przerobienia.

– Jeszcze cie˛ be˛da˛ z˙ałowac´ – z przekonaniem stwier-

dziła Olivia. – Powiem ci, z˙e było mi bardzo przyjemnie,
kiedy sie˛ dowiedziałam, z˙e podkupił cie˛ Aarlston-Becker.

– Nie tylko mnie, co najmniej z tuzin oso´b – us´cis´liła

Tullah. – I tylko dlatego, z˙e w ostatniej chwili zrezygnowali
z przeniesienia centrali do Hagi i zdecydowali sie˛ na
Haslewich. Podobno jest tu dobra atmosfera.

– Wie˛c teraz be˛dziesz pracowac´ dla s´wietnej mie˛dzy-

narodowej firmy – z uznaniem powiedziała Olivia. – Pamie˛-
tam, jaki zadowolony był mo´j kuzyn Saul, kiedy po´ł roku
temu zaproponowano mu prace˛ w Aarlston-Becker. Tez˙ go
podkupili...

– Saul? – zaskakuja˛co ostrym tonem przerwała jej

Tullah.

– Tak, mo´j kuzyn ze strony ojca. Pewnie go nie pamie˛-

tasz, chociaz˙ był na s´lubie i potem na chrzcinach. Wysoki
brunet...

– I bardzo przystojny – z przeka˛sem dodała Tullah.

– Z tego, co wiem, ten opis pasuje do gromady twoich
kuzyno´w.

– Chyba masz racje˛ – zas´miała sie˛ Olivia. – Ale Saul jest

tylko jeden – dodała mie˛kko.

– Uhm – mrukne˛ła Tullah. – Pamie˛tam go, wprawdzie...

słabo. Bardzo ciemne włosy, dos´c´ autokratyczny w sposobie
bycia i bardzo uprzejmy. Robił woko´ł siebie mno´stwo

background image

szumu, by wszyscy wiedzieli, jaki to z niego wspaniały
ojciec. Lecz, przynajmniej wtedy, to ciocia Jenny przez
wie˛kszos´c´ czasu zajmowała sie˛ jego dziec´mi. Wydawało mi
sie˛, z˙e jego rodzina mieszka w Pembroke – dodała jeszcze.

– Bo to prawda. Tyle z˙e odka˛d wujek Hugh przeszedł na

emeryture˛, prawie ich nie ma w domu. Stale gdzies´ wyjez˙-
dz˙aja˛. Wujek jest zapalonym z˙eglarzem i... z˙eby nie przecia˛-
gac´: Saul jest po rozwodzie i uwaz˙a, z˙e dzieci nie powinny
wychowywac´ sie˛ w izolacji, a w Haslewich maja˛ bliska˛
rodzine˛. I to zdecydowało, kiedy zaproponowano mu nowa˛
prace˛. Zbieg okolicznos´ci, z˙e oboje be˛dziecie w dziale
prawnym, bo to przeciez˙ ogromna mie˛dzynarodowa spo´łka.

Na pocza˛tku twoja nowa firma nie była tu dobrze

przyje˛ta. Ciocia Ruth z˙artowała nawet, z˙e sytuacja jest nieco
podobna do tej w czasie wojny, kiedy przyjechali Ameryka-
nie. Tylko z˙e oni mieli łatwiejsze wejs´cie, oczywis´cie dzie˛ki
czekoladzie i jedwabnym pon´czochom. Za to teraz liczymy
na oz˙ywienie lokalnego rynku i rozwo´j miasta. Ale dos´c´
tego. Bardzo sie˛ ciesze˛ na ten weekend. Nie moge˛ sie˛ juz˙
ciebie doczekac´!

– Ja tez˙ – us´miechne˛ła sie˛ Tullah.
Odłoz˙yła słuchawke˛, us´miech znikna˛ł z jej twarzy. Saul

Crighton. Nie miała poje˛cia, z˙e mieszka w Haslewich, nie
mo´wia˛c juz˙ o tym, z˙e pracuje w Aarlston-Becker. Olivia
zawsze miała do niego słabos´c´, choc´ trudno to było
zrozumiec´. Na jej weselu słyszała plotki, jakoby niewiele
brakowało, by przez Saula nie doszło do jej s´lubu. Podobno,
choc´ był wtedy z˙onaty, nakłaniał ja˛ do romansu.

I jakby tego jeszcze było mało, zawro´cił w głowie

nastoletniej kuzynce Olivii, Louise. O takich uwodzicielach,
mys´la˛cych jedynie o zaspokojeniu swoich egoistycznych
zachcianek i własnej pro´z˙nos´ci, miała jak najgorsze zdanie.

background image

Znała takich faceto´w, wiedziała, ile zła i nieszcze˛s´c´

potrafia˛ wyrza˛dzic´ biednej, naiwnej dziewczynie. Dos´wiad-
czyła tego na własnej sko´rze. I potem...

Nie warto do tego wracac´, nie cofnie sie˛ czasu. Zamkne˛ła

za soba˛ te˛ karte˛, kiedy przyjechała do Londynu i zacze˛ła
prace˛. Nie chciała wspominac´ przeszłos´ci. Czuła sie˛ oszuka-
na, zdradzona, głe˛boko skrzywdzona. A tak szalen´czo go
kochała! Wierzyła, kiedy zapewniał, z˙e jego małz˙en´stwo
jest fikcja˛, z˙e dawno sie˛ rozpadło. Jak cierpiała, kiedy potem
okazało sie˛, z˙e ja˛ okłamał, z˙e nigdy nie zamierzał sie˛
rozwies´c´; z˙e nie dos´c´, z˙e wcale jej nie kochał, to w dodatku
była jedna˛ z bardzo wielu...

Pozostał jej po tym uraz, poczucie winy i upokorzenia, z˙e

tak ja˛ potraktował, z˙e tak z´le ulokowała swoja˛ młodzien´cza˛
miłos´c´.

Jego z˙ona powiedziała jej wtedy, z˙e gdyby nie dzieci, to

juz˙ dawno by od niego odeszła.

– Ja juz˙ nie, ale one nadal go potrzebuja˛ – wyjas´niła

znuz˙ona, a Tullah, po rozwodzie rodzico´w przez lata
te˛sknia˛ca za ojcem, przygryzła wargi, by nie wybuchna˛c´
dziecinnym płaczem.

Przez kolejne lata nieraz spotykała me˛z˙czyzn, be˛da˛cych

kropka w kropke˛ jak tamten: uwodzicielskich czarusio´w,
zdolnych bez mrugnie˛cia okiem zauroczyc´ bezbronna˛,
niedos´wiadczona˛ dziewczyne˛, by tylko sie˛ dowartos´ciowac´.
Nie miała cienia wa˛tpliwos´ci, z˙e Saul Crighton włas´nie do
takich nalez˙y.

Jeszcze miała w pamie˛ci jego mine˛, kiedy poprosił ja˛ do

tan´ca, a ona ostro, moz˙e zbyt gwałtownie, odmo´wiła.

A Olivia nie odste˛powała go na krok, usprawiedliwiaja˛c,

z˙e Saul ma za soba˛ trudny okres, z˙e tyle na niego spadło.

– Jest w separacji z z˙ona˛ – wyjas´niła, z lekkim

background image

zdziwieniem przyjmuja˛c milczenie Tullah, kto´ra wolała
powstrzymac´ sie˛ od komentarza. Tego przeciez˙ mogła sie˛
spodziewac´. Tym bardziej z˙e włas´nie przed chwila˛ usłysza-
ła, iz˙ pro´bował usidlic´ Olivie˛.

Dopiero Max Crighton, starszy syn Jona i Jenny, tez˙

kuzyn Olivii, wyłoz˙ył jej w czym rzecz.

– Saul lubi małolatki... jest w takim wieku – stwierdził

cynicznie. – Uwaz˙aj, bo nie moz˙na mu ufac´. Nie wyszło mu
z Olivia˛, to od razu zabrał sie˛ za moja˛ siostre˛, Louise.

Przez dobre po´ł godziny Max objas´niał jej wtedy zalez˙-

nos´ci i powia˛zania mie˛dzy Crightonami. Sam wprawdzie tez˙
nie był daleki od tego, z˙eby troche˛ z nia˛poflirtowac´, ale jego
subtelne przekomarzania wydały sie˛ jej czyms´ znacznie
lepszym niz˙ udawana szczeros´c´ i otwartos´c´ Saula. Zwłasz-
cza kiedy widziała wpatrzona˛ w niego, bez pamie˛ci zako-
chana˛ Louise. Nie, Saul nie przypadł jej do gustu... ani
troche˛.

– Kotku, o czym tak mys´lisz? – Caspar wszedł do

kuchni, połoz˙ył przyniesione do przeczytania w domu
ksia˛z˙ki, podszedł do stoja˛cej przy stole z˙ony i wzia˛ł ja˛
w ramiona. – Hm... jak przyjemnie – zamruczał, całuja˛c ja˛.

– Bardzo... – us´miechne˛ła sie˛. – Rozmawiałam dzis´

z Tullah. Potwierdziła, z˙e przyjedzie do nas na weekend.

– No, to juz˙ wszystko rozumiem. Zaczynasz bawic´ sie˛

w swatke˛, to sta˛d ta mina, co?

– Tullah ma dwadzies´cia osiem lat, najwyz˙szy czas na

nia˛! – obruszyła sie˛ Olivia. – W dodatku ona jest taka
matczyna...

– Matczyna? – Caspar wybuchna˛ł s´miechem. – Czy my

mo´wimy o tej samej osobie? Mys´lisz o tej Tullah, kto´ra ma
figure˛ Claudii Schiffer, cudowne czarne oczy, burze˛ czar-

background image

nych loko´w i lekko ode˛te usta, kto´re nadaja˛ jej prowokacyj-
ny, a jednoczes´nie słodko niewinny wygla˛d...

– Caspar! – ostrzegawczo skrzywiła sie˛ Olivia.
– Przepraszam – poprawił sie˛, pus´cił do niej oko. – Moz˙e

sie˛ troche˛ zagalopowałem, ale sama przyznasz, z˙e nikt by
nie pomys´lał, iz˙ ma przed soba˛ wykwalifikowana˛ prawnicz-
ke˛. Raczej sprawia wraz˙enie, z˙e owszem, ma ogromny
seksapil, lecz inteligencja˛...

– Caspar! – wykrzykne˛ła Olivia.
– Juz˙ dobrze, dobrze. Przeciez˙ wiesz, z˙e w moim typie

sa˛ blondynki o pałaja˛cych oczach i... Chciałem tylko
powiedziec´, z˙e Tullah jest bardzo, bardzo atrakcyjna, ale
twierdzic´, z˙e jest matczyna...

– Mo´wisz tak, bo oceniasz ja˛ jedynie po wygla˛dzie

– z powaga˛odparła Olivia. – A nie dalej jak przed chwila˛sam
zachwycałes´ sie˛ jej kwalifikacjami. Przez te kilka lat nabrała
dos´wiadczenia. Tylko z˙e ma juz˙ dos´c´ rozwodo´w i szarpaniny
o prawa rodzicielskie; dlatego postanowiła zaja˛c´ sie˛ prawem
gospodarczym. Sama głe˛boko przez˙yła rozwo´d rodzico´w
i z tego, co wiem, ich rozstanie bardzo z´le na nia˛ wpłyne˛ło.

– Tak bywa. – Caspar popatrzył na z˙one˛ w zamys´leniu.

Tez˙ miał za soba˛ przykre wspomnienia, kiedy w dziecin´-
stwie najpierw przechodził z ra˛k do ra˛k, a kiedy oboje
rodzice załoz˙yli nowe rodziny, zszedł na dalszy plan.

Olivia ro´wniez˙ przez˙yła w z˙yciu trudne chwile. David,

jej ojciec, bliz´niaczy brat Jona, wracał do zdrowia po ataku
serca. Kto´regos´ dnia wyszedł z sanatorium i przepadł bez
wies´ci.

Jej mama przez lata cierpiała na cie˛z˙ka˛ forme˛ bulimii.

Teraz jej stan sie˛ poprawił, zamieszkała na południu. Kilka
tygodni temu dzwoniła z zaskakuja˛ca˛ nowina˛, z˙e kogos´
poznała i chciałaby przedstawic´ go co´rce.

background image

– Pomys´lałam sobie, z˙e do Tullah doskonale by paso-

wał kto´rys´ z kuzyno´w z Chester – oznajmiła me˛z˙owi
Olivia.

– Kto´rys´ z kuzyno´w? – Unio´sł brwi.
– Przeciez˙ jest z czego wybierac´ – broniła sie˛. – Teraz,

kiedy Luke i Bobbie sie˛ pobrali... moz˙e ich przykład
natchnie innych. W kon´cu z˙aden z nich nie musi sie˛ obawiac´
o zabezpieczenie finansowe.

– No wiesz! – zas´miał sie˛ Caspar.
– Przeciez˙ ogo´lnie wiadomo, z˙e samotny a zamoz˙ny

me˛z˙czyzna potrzebuje z˙ony. Nie mys´le˛ jedynie o potrzebach
uczuciowych – dodała z godnos´cia˛. – No wie˛c, kogo my tu
mamy? Został James i Alistair, Niall i Kit – liczyła na
palcach.

– Nie moz˙e wyjs´c´ za wszystkich – przerwał jej Caspar.
– Przeciez˙ to sie˛ rozumie samo przez sie˛ – obruszyła sie˛

Olivia. – Ale mys´le˛, z˙e jeden z nich... W kon´cu maja˛ ze soba˛
wiele wspo´lnego.

– Na przykład?
– Maja˛ ten sam zawo´d, to juz˙ jakis´ pocza˛tek – odrzekła,

podnosza˛c oczy w go´re˛. – Och, ci me˛z˙czyz´ni! – Potrza˛sne˛ła
głowa˛ i sie˛gne˛ła po gazete˛, kto´ra˛ zacze˛ła czytac´ przed
nadejs´ciem me˛z˙a.

– Livvy... Wiem, z˙e chcesz jak najlepiej, i podobny

zawo´d to juz˙ cos´, ale nie uwaz˙asz, z˙e gdyby Tullah chciała
załoz˙yc´ rodzine˛, to juz˙ dawno by sobie kogos´ znalazła?

Olivia zagryzła usta.
– Chcesz powiedziec´, z˙e nie powinnam sie˛ wtra˛cac´?
– No wie˛c...
– Mys´lałam tylko o wydaniu kilku kolacji... rewizy-

tach... czyms´ takim.

– Hm... włas´ciwie to chyba powinienem sie˛ cieszyc´, z˙e

background image

małz˙en´stwo i macierzyn´stwo tak ci przypadło do gustu, z˙e
chcesz uszcze˛s´liwic´ tym samym swoje przyjacio´łki.

– Tez˙ tak mys´le˛ – odparła z us´miechem. – To mi cos´

przypomniało... Pamie˛tasz, jak kto´rejs´ nocy mo´wilis´my, z˙e
przyszła pora, by postarac´ sie˛ o braciszka czy siostrzyczke˛
dla Amelii?

– No nie, chyba nie...
– Nie od razu – odpowiedziała. – Ale powinnis´my...
– Masz racje˛, naprawde˛ powinnis´my! – rozes´miał sie˛

Caspar, pocia˛gaja˛c ja˛ za soba˛ na go´re˛.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

– No wie˛c jak? Wpadło ci cos´ w oko? – z zainteresowa-

niem zapytała Olivia, kiedy Tullah przyjechała do niej
prosto ze spotkania z agentem.

– Włas´ciwie nic, poza ta˛ maskotka˛. – Tullah ze s´mie-

chem wypus´ciła z obje˛c´ dwuletnia˛ Amelie˛.

– Jes´li tak, to powinnas´ raczej rozejrzec´ sie˛ nie za

domem, a za jakims´ facetem – zas´miała sie˛ Olivia.

– O nie, dzie˛kuje˛ – odrzekła Tullah, powaz˙nieja˛c i od-

daja˛c jej dziecko. Zacisne˛ła usta.

– Tullah... – zacze˛ła Olivia i urwała, widza˛c mine˛

dziewczyny. Znały sie˛ doskonale, lecz Tullah zawsze
utrzymywała lekki dystans w stosunku do innych. Zatrudnie-
ni w poprzedniej firmie me˛z˙czyz´ni, zwiedzeni seksownym
wygla˛dem i pone˛tna˛figura˛dziewczyny, szybko sie˛ przekona-
li, z˙e nie po´jdzie im z nia˛ łatwo. Umiała wymagac´ szacunku.

Olivia, kto´ra znała powody tej nieufnos´ci, nigdy nie

przecia˛gała struny. Wiedziała, z˙e Tullah unika me˛z˙czyzn
i rozmo´w na ich temat. Rozkwitała jedynie w towarzystwie
tych, kto´rzy byli juz˙ z kims´ zwia˛zani. Moz˙e wtedy czuła sie˛
bezpieczna?

background image

– Czyli nic z tego, co widziałas´, nie przypadło ci do

gustu? – zmartwiła sie˛ Olivia.

– Te mieszkania były włas´ciwie bez zastrzez˙en´, ale

zupełnie bezosobowe. A znowu domy albo zbyt drogie, albo
za duz˙e, albo tez˙ jedno i drugie. Chociaz˙ był taki jeden...
– Urwała. Olivia w milczeniu czekała na cia˛g dalszy.
– Włas´ciwie wszystko przemawia przeciwko niemu, nawet
agent powiedział, z˙e doła˛czyli go w ostatniej chwili, ale...

– Ale... – zache˛ciła ja˛ Olivia.
Tullah popatrzyła na nia˛ niepewnie, us´miechne˛ła sie˛.
– Ale zakochałam sie˛ w nim od pierwszego wejrzenia.
– Nie! – zawołała Olivia. – Az˙ tak z´le?
– Bardziej niz˙ mys´lisz – us´cis´liła Tullah. – Przede

wszystkim ma zbyt wysoka˛ cene˛, po drugie, znajduje sie˛
w gorszej cze˛s´ci miasta. Wymaga gruntownego remontu,
ła˛cznie z wymiana˛ rur i instalacji elektrycznej, osuszenia
gruntu... To pochłonie maja˛tek.

– W takim razie jakie ma plusy? – zapytała Olivia.

– Przeciez˙ musi miec´ jakies´ walory, skoro tak sie˛ do niego
zapaliłas´ – dodała.

– Oczywis´cie, z˙e ma – odrzekła Tullah. – Woko´ł cia˛gna˛

sie˛ pola, a z go´ry jest wspaniały widok na rzeke˛. Poza tym
otacza go ogromny ogro´d. To połowa bliz´niaka, w drugiej
mieszkaja˛ dwie starsze siostry, wdowy, kto´re sporo czasu
spe˛dzaja˛ u rodziny w Australii. Droga, przy kto´rej stoi,
w zasadzie nigdzie nie prowadzi, kon´czy sie˛ na gospodar-
stwie, kto´rego stamta˛d nawet nie widac´.

– Gospodarstwo... – Olivia wygla˛dała na zaintrygowa-

na˛. – Gdzie to włas´ciwie jest, Tullah? Wydaje mi sie˛...

– Wiem – weszła jej w słowo Tullah. – Uwaz˙asz, z˙e nie

powinnam zawracac´ sobie głowy czyms´ takim. Nawet
gdyby to była okazja, a przeciez˙ wcale nie jest. I z˙e

background image

doprowadzenie tego do przyzwoitego stanu potrwa kilka
dobrych miesie˛cy.

– Zawsze moz˙esz mieszkac´ u nas – zapewniła ja˛ Olivia,

a kiedy Tullah potrza˛sne˛ła głowa˛, zapytała: – Wie˛c co
zdecydowałas´? Powiedziałas´ agentowi, z˙e to odpada?

– Nie – us´miechne˛ła sie˛ niepewnie. – Złoz˙yłam mu

oferte˛...

Obie jeszcze sie˛ s´miały, kiedy Caspar wszedł do kuchni.

Opowiedziały mu cała˛ historie˛, ale, jak to me˛z˙czyzna, nie od
razu poja˛ł, co w tym było takiego s´miesznego.

– Dzwonił Saul, kiedy cie˛ nie było – powiedział do z˙ony.

– Uprzedził, z˙e troche˛ sie˛ spo´z´ni, bo ma jakis´ problem
z opiekunka˛ do dzieci. Obiecał, z˙e nie be˛dzie po´z´niej niz˙
o wpo´ł do dziewia˛tej.

– To dobrze. Zaprosiłam jego, Jenny i Jona na kolacje˛

– Olivia wyjas´niła przyjacio´łce. – No włas´nie, zacze˛łas´ mi
mo´wic´ o tym domku... – Urwała, bo w tej samej chwili
Amelia pocia˛gne˛ła za ogon lez˙a˛cego w koszyku szczeniaka.
Piesek zapiszczał głos´no. – Zostaw Flossy, Amelio! – Olivia
pos´pieszyła zwierzakowi na ratunek. – Nie moz˙na robic´ mu
krzywdy. Pieska to boli.

Kiedy kilka godzin po´z´niej Tullah stane˛ła przed pie˛knym

wiktorian´skim tremo, zdobia˛cym najlepszy gos´cinny poko´j
Olivii, us´wiadomiła sobie, z˙e najche˛tniej posiedziałaby
w spokoju z gospodarzami, zamiast spe˛dzac´ cały wieczo´r
przy stole i silic´ sie˛ na wymuszone grzecznos´ci. Juz˙ kiedys´
poznała Jenny i Jona, i miło ich wspominała, ale Saul...

Zdecydowała sie˛ włoz˙yc´ sukienke˛, kupiona˛ za namowa˛

mamy i siostry, gdy razem wybrały sie˛ na zakupy do
Hampshire. Juz˙ wtedy miała wa˛tpliwos´ci, czy jest w jej
stylu, ale Lucinda nawet nie dała jej czasu na zastanowienie.

background image

– Daj spoko´j! – os´wiadczyła apodyktycznym tonem

starszej siostry. – Oczywis´cie, z˙e jest w twoim stylu.
W kremowym jest ci bardzo do twarzy, poza tym to doskonały
fason. Sama bym ja˛ kupiła, gdybym nie była taka gruba.

– Przeciez˙ nie be˛dziesz całe z˙ycie w cia˛z˙y – zare-

plikowała Tullah, ale Lucinda potrza˛sne˛ła głowa˛.

– Uwierz mi, z˙e na tym etapie jeszcze trzy miesia˛ce

wydaja˛ sie˛ wiecznos´cia˛. Zreszta˛, boje˛ sie˛, z˙e juz˙ nigdy nie
be˛de˛ mogła nosic´ takich rzeczy. I pewnie tez˙ nie be˛dzie ku
temu okazji – dodała z z˙alem.

Rzeczywis´cie, było jej dobrze w tym kolorze, musiała to

przyznac´, ale obcisła, podkres´laja˛ca figure˛ sukienka ze
skos´nym dołem na jej gust była zbyt ekstrawagancka.

Wprawdzie suknia nie miała nadmiernie wycie˛tego

dekoltu, ale sposo´b, w jaki materiał opinał sie˛ na bardziej
zaokra˛glonych miejscach... Na szcze˛s´cie od razu dobrała do
niej z˙akiet z tej samej tkaniny. Włoz˙y go teraz, choc´ moz˙e
be˛dzie jej w tym za gora˛co.

Na dole rozległ sie˛ dz´wie˛k dzwonka.
Narzuciła z˙akiet i wyszła z pokoju. Schodziła po scho-

dach, pewna, z˙e zaraz ujrzy Jenny i Jona. W połowie drogi
zatrzymała sie˛ jak wryta. W holu stał Saul.

– Tullah! – Olivia popatrzyła na nia˛ z uznaniem.
Juz˙ wczes´niej Caspar zastrzegł, by nie pro´bowała bawic´

sie˛ w swatke˛. A przeciez˙... to taka szkoda...

– Chyba pamie˛tasz Saula? – z us´miechem zwro´ciła sie˛

do Tullah.

– Pamie˛tam – odparła, udaja˛c, z˙e nie dostrzega jego

wycia˛gnie˛tej dłoni, i przysuwaja˛c sie˛ bliz˙ej Olivii.

– Hm... Saul, Caspar jest w jadalni, moz˙e masz ochote˛

na drinka? Widze˛, z˙e jakos´ uporałes´ sie˛ ze znalezieniem
opiekunki – us´miechne˛ła sie˛ do niego.

background image

– Na szcze˛s´cie – odrzekł. – Od tamtej sprawy o prawa

rodzicielskie bardzo uwaz˙am, komu powierzam dzieci...

Dobrze, z˙e na mnie nie patrza˛, pomys´lała Tullah. Od razu

by wiedzieli, jakie mam zdanie o takim tatusiu. Juz˙ cos´
musiało sie˛ za tym kryc´, skoro nie od razu przekonał sa˛d, z˙e
potrafi zapewnic´ dzieciom włas´ciwa˛ opieke˛. Tyle sie˛ czyta
o ro´z˙nych przypadkach, kiedy dzieci zostały z kims´ nie-
odpowiedzialnym albo wre˛cz same, i wynikaja˛cych z tego
konsekwencjach. A przeciez˙ z pewnos´cia˛stac´ go na wynaje˛-
cie wykwalifikowanej osoby.

Chociaz˙ i tak nie pochwalała faktu, z˙e zamiast zostac´

z dziec´mi, skoro akurat teraz przypadała ich wizyta, wybrał
spotkanie towarzyskie. I dziwne, z˙e Olivia go do tego
zache˛cała.

– Pomoge˛ ci w kuchni – powiedziała pos´piesznie na

propozycje˛ Olivii, by poszła z panami na drinka. Kontakty
z Saulem wolała ograniczyc´ do minimum.

– Słyszałem, z˙e wkro´tce zaczynasz prace˛ w Aarls-

ton-Becker – zagadna˛ł ja˛ Saul, jednoczes´nie odmownym
ruchem głowy dzie˛kuja˛c Casparowi za drugi kieliszek wina.
– Lepiej nie – powiedział. – Przyjechałem samochodem.

Dobrze, z˙e ma przynajmniej odrobine˛ odpowiedzialno-

s´ci, skonstatowała w duchu Tullah, choc´ trudno znalez´c´
usprawiedliwienie dla faktu, z˙e bardziej przejmuje sie˛
swoim prawem jazdy niz˙ dziec´mi.

– Owszem – odrzekła zdawkowo i zwro´ciła sie˛ do

siedza˛cego po drugiej stronie Jona z pytaniem o konsekwen-
cje pojawienia sie˛ w miasteczku duz˙ej mie˛dzynarodowej
firmy.

– Nie ma co ukrywac´, z˙e to sie˛ na nas troche˛ odbiło

– us´miechna˛ł sie˛ Jon. – Chociaz˙ mniej, niz˙ moz˙na było

background image

przypuszczac´. Oni maja˛ swoich prawniko´w, cały dział, wie˛c
nam nie pozostaje wiele do zrobienia. Olivia mo´wiła, z˙e
specjalizujesz sie˛ w prawie europejskim.

– Tak – potwierdziła, z apetytem zajadaja˛c przyrza˛dzo-

ne przez gospodynie˛ potrawy. Olivia lubiła gotowac´ i była
w tym s´wietna.

– Tullah przez rok pracowała w Hadze – dorzuciła

Olivia i us´miechne˛ła sie˛ do przyjacio´łki. – Saul wie cos´
o tym. On tez˙ przez jakis´ czas tam siedział. Tam poznał
Hillary.

– To twoja z˙ona? – chłodno upewniła sie˛ Tullah.
– Była z˙ona – wyjas´nił spokojnie, choc´ po wyrazie jego

twarzy widziała, z˙e doskonale odgadł jej skrywana˛wrogos´c´.

Wyczuwał jej nieche˛c´, ale bynajmniej nie wydawał sie˛

tym przejmowac´. Zreszta˛, niby dlaczego miałoby go to
wzruszac´? Jest bardzo atrakcyjnym me˛z˙czyzna˛, a Olivia
i Jenny maja˛ do niego wyraz´na˛ słabos´c´, to widac´ na
pierwszy rzut oka. Z pewnos´cia˛ nie uskarz˙a sie˛ na brak
damskiego towarzystwa i zachwyconych spojrzen´. Podzi-
wiała Caspara, z˙e potrafi zdobyc´ sie˛ na tyle ciepła i serdecz-
nos´ci w stosunku do Saula. Zwłaszcza, z˙e nie tak dawno
Saul pro´bował odebrac´ mu Olivie˛.

– Z tego, co mo´wiłes´, to doskonała firma i warto dla nich

pracowac´. – Jon taktownie zmienił temat.

– To prawda – potwierdził Saul. – Potrafia˛ zadbac´

o pracowniko´w. U nas rzeczywis´cie ro´wnorze˛dnie traktuje
sie˛ kobiety i me˛z˙czyzn. Nie mo´wia˛c juz˙ o szczego´lnych
prawach dla matek z małymi dziec´mi. Sa˛ zagwarantowane
urlopy macierzyn´skie, przyznaje sie˛ je automatycznie. Sam
dos´wiadczyłem, jakie to dobrodziejstwo, kiedy co jakis´ czas
musiałem zwalniac´ sie˛ z pracy z powodu dzieci.

– Zawsze mnie zdumiewa, jak szybko w me˛z˙czyznach

background image

budzi sie˛ instynkt rodzicielski, kiedy tylko pojawia sie˛
realna groz´ba odebrania im dzieci – kwas´no stwierdziła
Tullah, mierza˛c go sceptycznym spojrzeniem.

– Ojcowie zwykle zakładaja˛, z˙e ich rola w z˙yciu dzieci

jest czyms´ naturalnym – pojednawczo zauwaz˙ył Jon.

Saul nic nie odpowiedział. Czuła na sobie jego uwaz˙ny

wzrok, daleki od zachwytu.

I bardzo dobrze! Jes´li natrafiła na jego czułe miejsce, to

tym lepiej. Ta jego arogancja i pewnos´c´ siebie! Do dzis´
pamie˛tała czasy, kiedy ojciec wymuszał nalez˙ne mu wizyty.
Okropne godziny, kto´re cia˛gne˛ły sie˛ w nieskon´czonos´c´.
Siedziały przed telewizorem w jego mieszkaniu, cichutko jak
myszki, z˙eby mu przypadkiem nie przeszkodzic´. Oczywis´cie
wcale nie zalez˙ało mu na dzieciach – robił to wyła˛cznie po to,
by odegrac´ sie˛ na ich mamie i zatruc´ jej z˙ycie.

Olivia zacze˛ła zbierac´ talerze, Tullah poderwała sie˛, by

jej pomo´c.

– Nie fatyguj sie˛... – zaprotestowała, ale ona nie usłucha-

ła. Wzie˛ła talerz od Jona, sie˛gne˛ła po naste˛pny. Znierucho-
miała, kiedy Saul podsuna˛ł jej swo´j.

Kusiło ja˛, by udac´, z˙e tego nie dostrzegła. I niewiele

brakowało, by to zrobiła. Odwracała sie˛ juz˙, kiedy napotkała
jego spojrzenie.

Us´miechna˛ł sie˛ cynicznie. A wie˛c odgadł jej mys´li. Nie

to jednak było najgorsze.

– Usia˛dz´! – rzucił lekko, ale tonem nie znosza˛cym

sprzeciwu. – Ja je zaniose˛ – dodał, wstaja˛c z miejsca.
Go´rował nad nia˛, w kaz˙dym razie tak sie˛ jej wydało. Wyja˛ł
jej z ra˛k talerze, odwro´cił sie˛ do Olivii. – Zupa była
wspaniała. Koniecznie musisz dac´ mi przepis.

– Jest bardzo prosty – rozes´miała sie˛ Olivia, kieruja˛c sie˛

do kuchni. – Jes´li tylko masz sprawny mikser.

background image

– Saul wychodzi ze sko´ry, by zapewnic´ dzieciom nor-

malny dom – z uznaniem zauwaz˙yła Jenny, kiedy tamci
znikne˛li w kuchni i nie mogli ich słyszec´. – Naprawde˛
podziwiam go za to, co dla nich robi.

– Dlaczego tak sie˛ dzieje, z˙e me˛z˙czyzna samotnie

wychowuja˛cy dzieci zawsze wzbudza powszechny za-
chwyt? – skrzywiła sie˛ Tullah. – Kobieta w tej samej
sytuacji nigdy. A Saul nawet nie jest samotnym ojcem
– dodała i umilkła, bo drzwi sie˛ otworzyły i na progu stane˛ła
Olivia i Saul.

Widziała, z˙e jej zgryz´liwe stwierdzenie nieprzyjemnie

zaskoczyło Jenny. Niepotrzebnie tak sie˛ wyrwała. Ale
z drugiej strony nie mogła juz˙ dłuz˙ej słuchac´, jak wynosza˛
go pod niebiosa. Przeciez˙ wcale na to nie zasługuje.

– Miałas´ okazje˛ pozwiedzac´ muzea w Hadze?
– Troche˛ – odrzekła zdawkowo, bo juz˙ wczes´niej po-

stanowiła sobie, z˙e nie da sie˛ wcia˛gna˛c´ w rozmowe˛
z Saulem. Im dłuz˙ej przysłuchiwała sie˛ zachwytom Olivii
i Jenny, tym mocniejsza˛ czuła do niego nieche˛c´. Nie ma
szans, by kiedykolwiek przyła˛czyła sie˛ do tego cho´ru.

I za co go tak wychwalaja˛? Z

˙

e raz na miesia˛c, czy jak mu

tam wyznaczyli, bierze do siebie dzieci? Co to znowu za
pos´wie˛cenie? Zreszta˛ widac´, z˙e dla niego to i tak za duz˙e
obcia˛z˙enie, skoro wolał wyszukac´ kogos´ do dzieci, z˙eby
wyrwac´ sie˛ z domu i wyjs´c´ na kolacje˛, z go´ry wiedza˛c, z˙e
panie i tak be˛da˛ nim urzeczone. Niezły tatus´!

Doskonale pamie˛tała, z˙e jej ojciec robił dokładnie to

samo. Pod pretekstem słuz˙bowych spotkan´ zostawiał je ze
swoja˛ mama˛ czy babcia˛.

– Tullah, włas´nie zacze˛łam opowiadac´ Saulowi o tym

domku, kto´ry dzisiaj widziałas´. Tullah zakochała sie˛ w nim

background image

od pierwszego spojrzenia – dodała wyjas´niaja˛co, zwracaja˛c
sie˛ do Jenny i Jona. – Ten domek...

– ...zupełnie nie wchodzi w gre˛ – pos´piesznie przerwała

jej Tullah. – Jest absolutnie niepraktyczny.

– Czasami dobrze jest zrobic´ cos´ zupełnie nieracjonal-

nego i niepraktycznego, spełnic´ swoje marzenia... – usłysza-
ła głos Saula. – Przeciez˙ włas´nie to czyni z nas ludzi.

Poczuła leciutkie ciarki na plecach. Podniosła oczy, by

spojrzec´ na niego, ale Saul nie patrzył na nia˛. Jego
spojrzenie było utkwione w Olivie˛. A Olivia us´miechała sie˛
w odpowiedzi.

Bolała ja˛ głowa. Czuła sie˛ zme˛czona, miała juz˙ tego

dos´c´. Ci ludzie byli ze soba˛ zwia˛zani, ona była tu obca.

– Kiedy Louise kon´czy zaje˛cia na uniwersytecie? – do-

biegło ja˛ rzucone od niechcenia pytanie Saula.

Wzdrygne˛ła sie˛. Jak mo´gł w ten sposo´b wypytywac´

Jenny o jej co´rke˛? W kon´cu dziewczyna jest prawie
dwadzies´cia lat od niego młodsza, a jak słyszała, nadal jest
w nim po uszy zadurzona. Jenny zmieszała sie˛ lekko,
zerkne˛ła na me˛z˙a.

– Formalnie semestr kon´czy sie˛ dopiero za kilka miesie˛-

cy, ale zapowiedziała, z˙e moz˙e przyjedzie do domu wczes´-
niej, bo wykłady nie potrwaja˛ do samego kon´ca.

Widac´ było, z˙e ten temat nie jest dla niej przyjemny.

Zreszta˛, nic w tym dziwnego. I tak s´wietnie panowała nad
soba˛. Alez˙ ten facet ma tupet!

Odetchne˛ła z ulga˛, kiedy Jenny i Jon zacze˛li zbierac´ sie˛

do odejs´cia. Saul podnio´sł sie˛ zaraz po nich.

Caspar odprowadził go do wyjs´cia, Olivia i Tullah poszły

do kuchni.

– Saul jest wspaniały – ciepło us´miechne˛ła sie˛ Olivia,

upychaja˛c naczynia do zmywarki. – Mam taka˛ nadzieje˛...

background image

– Urwała, widza˛c mine˛ Tullah. – On ci sie˛ nie podoba, co?
– zapytała cicho.

– Olivio, przepraszam cie˛, ale nie. Wiem, z˙e to two´j

kuzyn, z˙e jest z twojej rodziny, ale... – Chwyciła głe˛boki
oddech, podniosła głowe˛, by spojrzec´ jej prosto w oczy.
Olivia nie kryła zdumienia. – Włas´nie takich jak on
organicznie nie znosze˛. Wiem, z˙e ty... z˙e ty i on... – Potrza˛s-
ne˛ła głowa˛. – Zobacz, jak zostawił dzis´ swoje dzieci, z˙eby
tylko tu przyjs´c´. Taki człowiek nie zasługuje na to, by byc´
ojcem...

– Tullah – ostrzegawczo zacze˛ła Olivia, ale juz˙ było za

po´z´no. Tullah poda˛z˙yła za jej wzrokiem, znieruchomiała.
W otwartych drzwiach stał Saul. Po jego minie widac´ było,
z˙e z trudem nad soba˛ panuje.

– Jestes´ bardzo z´le poinformowana. Skoro chcesz wie-

dziec´, to powiem ci, z˙e zostawiłem dzieci wyła˛cznie
dlatego, iz˙ Olivia prosiła, bym...

– Saul – prosza˛co przerwała mu Olivia. – Tullah wcale

nie chciała... nie zdawała sobie sprawy...

– Wre˛cz przeciwnie, doskonale zdaje˛ sobie sprawe˛

– zareplikowała Tullah.

– Wro´ciłem, bo chciałem sie˛ upewnic´ co do poniedział-

ku. Wie˛c Meg moz˙e u was przenocowac´? – zwro´cił sie˛ do
Olivii, zupełnie ignoruja˛c Tullah.

– Oczywis´cie, tak jak sie˛ umawialis´my. Caspar odbierze

ja˛ ze szkoły.

Saul odwro´cił sie˛, jakby sie˛ zawahał. Popatrzył na Tullah

uwaz˙nie.

– Mam nadzieje˛, z˙e w pracy be˛dziesz bardziej wywaz˙o-

na i ostroz˙na w swoich opiniach o innych – powiedział
cicho. – Bo jes´li nie...

– To co? – zapytała prowokacyjnie. Uniosła dumnie

background image

brode˛. Moz˙e słuz˙bowo ma wyz˙sza˛ od niej range˛, ale
na szcze˛s´cie zajmuje sie˛ wspo´łpraca˛ z amerykan´ska˛
filia˛, wie˛c raczej nie be˛da˛ sie˛ stykac´ na gruncie za-
wodowym.

– Pora na mnie, Livvy – zno´w ja˛ zignorował. – Obieca-

łem Bobbie, z˙e wro´ce˛ przed dwunasta˛. Ona i Luke chca˛
pobyc´ troche˛ z Ruth i Grantem przed ich powrotem do
Bostonu.

– Słyszałam. Uwaz˙am, z˙e wpadli na wspaniały pomysł,

by spe˛dzac´ po´ł roku tutaj a po´ł w Stanach.

– Salomonowa decyzja – powiedział z us´miechem. Ten

us´miech zgasł, kiedy odwro´cił sie˛ do Tullah i lekko skina˛ł
głowa˛. – Dobranoc.

Ledwie drzwi sie˛ za nim zamkne˛ły, Tullah pos´piesznie

zwro´ciła sie˛ do Olivii:

– Nie wez´miesz mi za złe, jes´li po´jde˛ sie˛ połoz˙yc´?

Troche˛ boli mnie głowa i...

– Alez˙ ska˛d, idz´ – uspokoiła ja˛ przyjacio´łka.
Wiedziała, z˙e zaskoczyła ja˛ swoim stosunkiem do Saula,

ale mimo to nie mogła sie˛ zdobyc´ na przeprosiny ani cofna˛c´
wypowiedzianych sło´w.

Lez˙a˛c w ło´z˙ku, Olivia przytuliła sie˛ do Caspara i ode-

zwała sennie:

– Wiesz, nie moge˛ zrozumiec´, dlaczego Tullah tak z´le

zareagowała na Saula. Włas´nie na niego. Przeciez˙ naprawde˛
rzadko sie˛ zdarza ktos´ milszy niz˙ on. Wujek Hugh nieraz
powtarzał, z˙e Saul zaja˛ł sie˛ prawem gospodarczym, bo nie
ma w nim ani odrobiny agresji, tak potrzebnej na sali
sa˛dowej. Luke sie˛ do tego nadaje...

– Hm... cos´ mi sie˛ widzi, z˙e Saul raczej nie przypadł jej

do gustu – zamruczał Caspar i musna˛ł ustami czubek głowy

background image

Olivii. – Dobrze, z˙e nie wybrałas´ go na ewentualnego ojca
dzieci, kto´rych niby tak bardzo pragnie – zas´miał sie˛.

– Saul i Tullah... Nie, z tego na pewno nic nie be˛dzie – ze

s´miechem stwierdziła Olivia.

– Tatusiu...
– Uhm... – zamruczał Saul, pochylaja˛c sie˛ nad ło´z˙ecz-

kiem najmłodszej co´rki i odgarniaja˛c z jej zapłakanej buzi
pukiel włoso´w. Zno´w miała te niedobre sny, kto´re zacze˛ły ja˛
dre˛czyc´ w Ameryce, gdzie mieszkała z mama˛ i jej nowym
me˛z˙em. Dzis´ takz˙e obudził go jej płacz. W po´łmroku,
rozjas´nionym słabym s´wiatłem małej lampki, z czułos´cia˛
patrzył na dziewczynke˛, cierpliwie czekaja˛c na jej słowa.

– Nigdy sobie gdzies´ nie pojedziesz i nie zostawisz nas,

prawda?

Z trudem zwalczył pokuse˛, by wzia˛c´ ja˛ w ramiona

i przytulic´ do siebie.

– No wiesz, czasami musze˛ wyjechac´ słuz˙bowo – po-

wiedział spokojnie, rzeczowym tonem. – Ty czasami tez˙. Na
przykład, jak przyjdzie czas, z˙eby pojechac´ na troche˛ do
mamusi. Ale obiecuje˛ ci, z˙e nigdy nie wyjade˛ od ciebie na
długo, z˙abko.

– A czy ja naprawde˛ musze˛ jechac´ do mamusi i tam byc´?

Nawet jak wcale nie chce˛?

Serce mu sie˛ s´cisne˛ło.
Starał sie˛ wyjas´nic´ dzieciom, z˙e Hillary jest ich mama˛,

z˙e tez˙ je kocha i chce z nimi byc´. Robert i Jemima
rozumieli to, choc´ nie ukrywali, z˙e chca˛ byc´ z ojcem.
Gorzej było z najmłodsza˛ Meg. Trudno było jej wytłu-
maczyc´, z˙e nie chodzi jedynie o przyznane przez sa˛d
prawa dla Hillary, z˙e i jemu zalez˙y, by nie straciły z nia˛
kontaktu. Jes´li ulegnie ich pros´bom, zerwie sie˛ wie˛z´ mie˛dzy

background image

dziec´mi a matka˛, niezbe˛dna dla ich harmonijnego rozwoju.
Chciałby tez˙ unikna˛c´ sytuacji, z˙e po latach zarzuca˛ mu, iz˙
jako dorosły i ojciec powinien patrzec´ na to inaczej, z˙e byli
za mali, by samodzielnie decydowac´. To dlatego, wyła˛cznie
dla ich dobra, robił wszystko, by rozwo´d i sprawa o prawa
rodzicielskie wyrza˛dziły im jak najmniej krzywdy.

Jeszcze teraz zaciskał ze˛by na wspomnienie nieocze-

kiwanego telefonu od Hillary, kiedy trzy miesia˛ce temu
kategorycznie zaz˙a˛dała, by natychmiast przyleciał do Sta-
no´w i zabrał dzieci, bo przez nie rozpada sie˛ jej zwia˛zek
z nowym me˛z˙em. Podobno postawił sprawe˛ na ostrzu noz˙a
i kazał jej wybierac´ mie˛dzy dziec´mi a nim.

Znał ja˛, wie˛c mo´głby sie˛ załoz˙yc´, z˙e wybierze me˛z˙a.

Prawde˛ mo´wia˛c, Hillary nigdy nie była oddana˛ matka˛.
Pobrali sie˛ w pos´piechu, niemal sie˛ nie znaja˛c. Tym bardziej
nie mo´gł sobie darowac´, z˙e widza˛c jej stosunek do dwojga
dzieci, jej nieche˛c´ i irytacje˛, zgodził sie˛ na trzecie dziecko,
kto´re według Hillary miało uratowac´ ich rozpadaja˛ce sie˛
małz˙en´stwo.

Z

˙

ałował tej decyzji, ale nigdy nie z˙ałował pojawienia sie˛

Meg. I Meg nigdy sie˛ nie dowie, z˙e jej przybycie na s´wiat
ostatecznie przypiecze˛towało ich rozstanie.

– Nigdy nie chciałam dzieci! – wykrzykiwała Hillary

w czasie ich nie kon´cza˛cych sie˛ kło´tni. – Nie znosze˛ dzieci!

Do tej pory rumienił sie˛ na wspomnienie wypowiedzia-

nych wtedy w złos´ci sło´w.

– Nie znosisz moich dzieci!
Jego dzieci. Bo przeciez˙ sa˛ jego.
– Ale jak ty sobie poradzisz? – niepokoiła sie˛ jego

mama, kiedy oznajmił, z˙e zamierza wysta˛pic´ o prawa
rodzicielskie. – Oczywis´cie, pomoge˛ ci, jak tylko be˛de˛
mogła, ale jednak...

background image

– Mamo, wy macie swoje z˙ycie. Dobrze wiemy, jak tato

czeka na emeryture˛. Ja sobie poradze˛, nie martw sie˛.

I tak rzeczywis´cie było, z wyja˛tkiem tych rzadkich chwil,

kiedy, na przykład jak dzis´, zawodziła opiekunka do dzieci
i musiał przełykac´ dume˛ i zwracac´ sie˛ do rodziny.

Oczywis´cie mo´gł zatrudnic´ kogos´ na stałe, ale wolał tego

unikna˛c´. Nie chciał, by dzieci miały poczucie, z˙e przenosi
na kogos´ swoja˛ odpowiedzialnos´c´, z˙e moz˙e ich nie kocha
i juz˙ nie chce. Szczego´lnie mała Meg, kto´ra z pobytu
u mamy wro´ciła w takim stanie, z˙e serce mu sie˛ łamało, gdy
widział, jak rozpaczliwie łaknie bezpieczen´stwa i czułos´ci.

– Przyjemnie było u cioci Livvy? – zapytała Meg.
– Bardzo – potwierdził.
Gdy Olivia zapraszała go na dzisiejsza˛ kolacje˛, z eks-

cytacja˛ opowiadaja˛c o przyjacio´łce, kto´ra wkro´tce zacznie
pracowac´ w jego firmie, i przypominaja˛c, z˙e juz˙ wczes´niej
widział ja˛ na weselu i chrzcinach, wszystko wskazywało, z˙e
czeka ich miły wieczo´r.

Jasne, z˙e pamie˛tał Tullah. Kto´ry me˛z˙czyzna mo´głby

zapomniec´ te˛ zjawiskowa˛ dziewczyne˛? Miała w sobie to
cos´, choc´ nie wiedział dokładnie, czy sprawiały to jej ge˛ste,
błyszcza˛ce włosy, ols´niewaja˛ca cera czy zmysłowo zaokra˛-
glona figura. W kaz˙dym razie robiła tak piorunuja˛ce
wraz˙enie, z˙e nie mogła sie˛ z nia˛ ro´wnac´ z˙adna wykreowana
przez media chudzina.

Wystarczyło raz ujrzec´ jej lekko nabrzmiałe, mie˛kkie

usta, pełne piersi, by wyobraz´nia natychmiast zacze˛ła
pracowac´...

Moz˙e nie powinno sie˛ temu ulegac´, ale jes´li sie˛ jest

me˛z˙czyzna˛... Jednak dzisiejszy wieczo´r udowodnił, z˙e
Tullah potrafi skutecznie do siebie znieche˛cic´.

Czy to włas´nie kontrast mie˛dzy jej uwodzicielskim,

background image

kobiecym wygla˛dem, a szorstkim, niemal agresywnym
sposobem bycia, tak go poruszył? Czy tez˙ wyczuwalna
w niej wrogos´c´ i nieufnos´c´? A moz˙e to wpływ uraz˙onej
me˛skiej dumy? Kilka razy ledwie sie˛ hamował, by nie
odpłacic´ jej taka˛ sama˛ złos´liwos´cia˛.

Problem był głe˛bszy. Nie dos´c´, z˙e jest przyjacio´łka˛

Olivii, to be˛dzie pracowac´ w tej samej firmie i...

Meg westchne˛ła cichutko, zasypiała. Leciutko musna˛ł jej

policzek, otulił kołderka˛. Dlaczego los sie˛ uparł, by mnie tak
karac´, zamys´lił sie˛. Co ja takiego zrobiłem, z˙e stale pojawia-
ja˛ sie˛ jakies´ problemy?

Najpierw Hillary, potem zadurzona w nim Louise, teraz

znowu to. Znuz˙ony, powoli poszedł do swojego pokoju.
Zdja˛ł szlafrok i wsuna˛ł sie˛ do ło´z˙ka.

Zabawne, jak moz˙e na człowieka wpłyna˛c´ nieudane

małz˙en´stwo. Teraz cieszył sie˛ z tego, z˙e s´pi sam. Jaka˛
ulga˛ było budzic´ sie˛ rano i nie miec´ obok siebie
nastroszonej Hillary i wisza˛cej w powietrzu kolejnej
kło´tni.

Zme˛czony, zamkna˛ł oczy.

Westchna˛ł rados´nie, głe˛boko wcia˛gna˛ł powietrze, roz-

koszuja˛c sie˛ cudownym zapachem dziewczyny, kto´ra˛ trzy-
mał w ramionach; zapachem, kto´ry upajał i oszałamiał,
budził zmysły. Juz˙ wczes´niej, w czasie tej kolacji, pod-
s´wiadomie go łakna˛ł, marzył, by sie˛ w nim zanurzyc´, by
skosztowac´ jej słodkich ust, poczuc´ mie˛kkos´c´ jej ciała.

Ciemne włosy jedwabista˛ fala˛ spływały na jego sko´re˛,

kusiły kra˛głe ramiona, pełne piersi... By przedłuz˙yc´ przyje-
mnos´c´, nie dotykał jeszcze jej ust.

Sko´ra na wewne˛trznej stronie ramienia była taka mie˛kka,

taka ciepła. Przesuwał po niej ustami, po´ki z cichym

background image

westchnieniem nie zarzuciła mu ra˛k na szyje˛, przycia˛gne˛ła
mocno, przywarła do niego całym ciałem.

– Pocałuj mnie! – wyszeptała namie˛tnie, podsuwaja˛c

mu rozchylone usta, drz˙a˛c w jego ramionach.

– Zaraz cie˛ pocałuje˛, Tullah – szepna˛ł z˙arliwie. – Be˛de˛

cie˛ tak całowac´...

– Tato... tatusiu. Obudz´ sie˛. Z

´

le sie˛ czuje˛.

Z ocia˛ganiem otworzył oczy, zamrugał gwałtownie.
– Niedobrze mi – powto´rzył Robert. – Zaraz...
– Juz˙ wstaje˛, poczekaj! – Zerwał sie˛ z ło´z˙ka, chwycił

chłopca na re˛ce i biegiem ruszył do łazienki.

We wczesnym dziecin´stwie Robert cierpiał na powaz˙ny

niez˙yt z˙oła˛dka, nawet jego z˙ycie było zagroz˙one. Od tamtej
pory cze˛sto miewał dolegliwos´ci trawienne. Na szcze˛s´cie
tym razem zda˛z˙yli.

Z dos´wiadczenia wiedział, z˙e niedyspozycje chłopca,

aczkolwiek nagłe, ro´wnie szybko mijaja˛. Jednak dzisiejsza˛
noc moz˙e spisac´ na straty. Wa˛tpliwe, by mo´gł zmruz˙yc´ oko.
Moz˙e to i dobrze. Ten sen, z kto´rego wyrwał go Robert...

Pods´wiadomos´c´ jest rzecza˛ dziwna˛ i tajemnicza˛, pomys´-

lał, odpe˛dzaja˛c od siebie wspomnienie niedawnych fantazji.
Nie dos´c´, z˙e s´niła mu sie˛ Tullah, to w dodatku musiał
walczyc´ ze soba˛, by obudzic´ sie˛ z tego snu.

Juz˙ nawet nie pamie˛tał, kiedy ostatnio miał podobne

wizje. A mo´wia˛c szczerze, to nigdy z˙aden sen az˙ tak na
niego nie podziałał. Nawet z...

– Tatusiu...
– Jestem tu, Robercie.
Odepchna˛ł od siebie niepotrzebne mys´li i pos´pieszył do

synka.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

– Be˛de˛ trzymac´ kciuki, z˙eby przyje˛li twoja˛ oferte˛ na ten

domek – obiecała Olivia, z˙egnaja˛c sie˛ z Tullah.

Tullah us´cisne˛ła ja˛ serdecznie. Gryzło ja˛sumienie, z˙e tak

sie˛ wczoraj zachowała. Przeciez˙ Olivia chciała jak najlepiej.
Co pocza˛c´, z˙e nie podziela jej zdania w sprawie Saula? Nie
potrafi udawac´. Ale z drugiej strony, powinna jej to
wyjas´nic´, w kon´cu to jej kuzyn.

– Livvy, wracaja˛c do wczorajszego wieczoru... – za-

cze˛ła ostroz˙nie. – Z pewnos´cia˛ uwaz˙asz, z˙e zbyt ostro
potraktowałam Saula i...

– Prawde˛ mo´wia˛c, zaskoczyłas´ mnie – weszła jej

w słowo Olivia. – Nigdy nie widziałam, z˙eby kto´ras´ z pan´
tak z´le sie˛ z nim obeszła. – Tullah otworzyła usta, chca˛c
przypomniec´, z˙e przynajmniej jedna musiała podzielac´ jej
uczucia, bo inaczej nie byłby po rozwodzie, lecz Olivia
nie dała jej dojs´c´ do słowa. – Ale nie przejmuj sie˛
– powiedziała pogodnie. – Sytuacja i tak jest dostatecznie
skomplikowana przez Louise, kto´ra nie widzi s´wiata poza
Saulem.

– No tak... – przyznała Tullah. – To rzeczywis´cie

background image

problem. Wspo´łczuje˛ jej rodzicom. Widziałam, w jakim
stresie była wczoraj Jenny, kiedy Saul zapytał o Louise
– dodała, nie kryja˛c nieche˛ci, jaka˛ wzbudziło w niej
niewczesne pytanie Saula. – Ale dla takich faceto´w to
typowe. Nie zastanawiaja˛ sie˛, z˙e rania˛ czyjes´ uczucia.
Powinien najpierw dwa razy pomys´lec´. Przeciez˙ to oczywis-
te, z˙e ta sytuacja dla Jenny i Jona jest bardzo nieprzyjemna.
Livvy, wiem, z˙e to two´j kuzyn – powiedziała dobitnie. – Ale
jakim on jest człowiekiem... Jak moz˙e człowiek dojrzały,
ustabilizowany z˙yciowo, bez z˙adnych komplekso´w na swo´j
temat, posuwac´ sie˛ do tego, z˙eby uwodzic´ niewinne,
łatwowierne dziewczyny? I tylko po to, z˙eby zaspokoic´
swoja˛ me˛ska˛ pro´z˙nos´c´.

Urwała, by zaczerpna˛c´ powietrza. Olivia patrzyła na nia˛

ze zdumieniem.

– Przepraszam – opamie˛tała sie˛. – Wiem, z˙e masz inne

zdanie i inaczej go oceniasz, zwłaszcza z˙e kiedys´ ty i on...

– Tullah, Saul i ja... – zacze˛ła Olivia, ale w tej samej

chwili z ogrodu dobiegł przestraszony okrzyk Amelii.
– Och, pewnie zno´w pro´buje złapac´ pszczołe˛! Amelio!

– Lec´ do niej! – Tullah szybko us´cisne˛ła przyjacio´łke˛

i wsiadła do samochodu.

– Wiesz, chyba zaczynam sie˛ domys´lac´, dlaczego Tul-

lah z taka˛ nieche˛cia˛ odniosła sie˛ do Saula – os´wiadczyła
Olivia, kiedy razem z Casparem siedzieli przy obiedzie.

– Mys´lisz, z˙e rzeczywis´cie istnieje jakis´ powo´d? Wie˛c

nie dlatego, z˙e kobieta, kto´ra mys´li i ma dobry gust, zawsze
wybrałaby mnie? – zaz˙artował Caspar.

– Ty juz˙, niestety, nie jestes´ do wzie˛cia – z udana˛

powaga˛ oznajmiła

Olivia,

z

trudem

powstrzymuja˛c

s´miech.

background image

– W takim razie mo´w. Co to za ukryty powo´d?
– To wcale nie jest s´mieszne. Tullah ma za soba˛ wiele

przykrych dos´wiadczen´. Jej rodzice sie˛ rozwiedli, kiedy
miała zaledwie kilkanas´cie lat. Niedługo potem zakochała
sie˛ w pewnym starszym me˛z˙czyz´nie, przyjacielu domu. Nie
zdawała sobie sprawy, z˙e pods´wiadomie szuka w nim ojca,
kto´rego zawsze jej brakowało. A on bez skrupuło´w wyko-
rzystał jej naiwnos´c´, zwia˛zek z młoda˛ ga˛ska˛ dowartos´cio-
wał go.

Tullah miała wtedy szesnas´cie lat, wierzyła, z˙e ja˛ kocha.

Oczywis´cie zarzekał sie˛, z˙e jego małz˙en´stwo nie istnieje,
a ona te bajki brała za dobra˛monete˛. Potem przyszło gorzkie
rozczarowanie. A teraz jest przekonana, z˙e Saul toczy
dokładnie te˛ sama˛ gre˛ z Louise.

– Zaczyna mi s´witac´... Ale wyprowadziłas´ ja˛ z błe˛du?

– zapytał, dokładaja˛c sobie kolejna˛ porcje˛ deseru.

– Nie... Amelia włas´nie zacze˛ła łapac´ pszczołe˛, wie˛c

natychmiast pobiegłam do niej. Nim ja˛ uspokoiłam, Tullah
odjechała. Naprawde˛ chcesz to wszystko zjes´c´? – Wskazała
na jego talerz. – Tu jest mno´stwo cholesterolu i...

– Potrzeba mi energii – os´wiadczył. – Chyba z˙e zmieni-

łas´ zdanie o potrzebie braciszka lub siostrzyczki dla naszej
dzielnej pszczelarki?

– Alez˙ ska˛d! – zaprzeczyła Olivia i dodała z prowoka-

cyjnym us´mieszkiem: – Skoro tak, to mam inny pomysł na
wykorzystanie tej bitej s´mietanki...

– A juz˙ mys´lałam, z˙e ci sie˛ nie uda. – Olivia serdecznie

us´miechne˛ła sie˛ do Saula, kto´ry razem z tro´jka˛ dzieci
doła˛czył do zebranej na lotnisku rodziny.

Wszyscy chcieli poz˙egnac´ leca˛cych do Stano´w Ruth

i Granta, kto´rych po pie˛c´dziesie˛ciu latach los znowu poła˛-

background image

czył. Jeszcze przed s´lubem postanowili spe˛dzac´ cze˛s´c´ roku
w Stanach. Teraz ich wyjazd najbardziej przez˙ywała Bob-
bie, amerykan´ska wnuczka Ruth, z˙ona Luke’a. Za ocean
leciał tez˙ Joss, synek Jenny i Jona, i wychowywany przez
nich Jack, młodszy brat Olivii.

– Tez˙ sie˛ bałem, z˙e nie zda˛z˙e˛ – odrzekł Saul, kiedy

juz˙ przywitał sie˛ z Ruth i Grantem. – Robert miał cie˛z˙ka˛
noc.

– Biedaczek – ulitowała sie˛ nad chłopcem Olivia.
– Juz˙ mu przeszło – zapewnił ja˛ Saul, uprzedzaja˛c jej

pytanie i wskazuja˛c na stoja˛ce z Jossem i Jackiem dzieci.

– Przy jego dolegliwos´ciach i koszmarach dre˛cza˛cych

Meg nie masz szans, z˙eby sie˛ porza˛dnie wyspac´ – wspo´ł-
czuja˛co zauwaz˙yła Olivia.

– Niestety – potwierdził z z˙alem. – I to nie tylko

z powodu dzieci.

Olivia spojrzała na niego pytaja˛co, ale Saul tylko poki-

wał głowa˛. Sa˛ bardzo zz˙yci, ale przeciez˙ nie opowie jej, z˙e
s´nił o jej przyjacio´łce. W dodatku jak! Gdyby nie fakt, z˙e jest
dojrzałym me˛z˙czyzna˛, na samo wspomnienie powinien sie˛
zarumienic´.

– Och, dziadku! Tak bym z toba˛ pojechała! – Bobbie

ostatni raz us´cisne˛ła Granta, bo juz˙ wzywano pasaz˙ero´w.

– Miło mi to słyszec´! – z˙artobliwie obruszył sie˛ Luke,

rozgla˛daja˛c sie˛, komu mo´głby podac´ co´reczke˛, by wzia˛c´
w ramiona z˙one˛.

– Ja ja˛ potrzymam – zaofiarował sie˛ Saul. Wprawnie

wzia˛ł od niego dziecko. Meg podeszła do niego, włoz˙yła
łapke˛ w dłon´ taty.

– Moge˛ na nia˛ popatrzec´? – poprosiła. Z uwaga˛

przygla˛dała sie˛ s´pia˛cej Francesce. – Wiesz, mamusia
Grace, mojej kolez˙anki ze szkoły, be˛dzie miała dzidziusia

background image

– powiedziała z powaz˙na˛ mina˛. – Tato, a czy my tez˙ kiedys´
be˛dziemy miec´ dzidziusia? – zapytała, zabawnie marszcza˛c
czoło.

– Głupia jestes´, Meg. Tylko mamy moga˛ miec´ dzidziu-

sia, a my...

Saul w milczeniu przysłuchiwał sie˛ Robertowi, kto´ry

wła˛czył sie˛ do rozmowy.

– Ja wcale nie jestem głupia! – obruszyła sie˛ dziew-

czynka. – Prawda, tatusiu?

Jemima, najstarsza, z ukosa przygla˛dała sie˛ rodzen´stwu.

Moja mała Jem, pomys´lał Saul. Z całej tro´jki to jej było
najtrudniej pogodzic´ sie˛ z rozwodem rodzico´w. Skon´czyła
osiem lat i powoli zaczynała tracic´ wiare˛ w nieomylnos´c´
dorosłych.

Zawsze sa˛dził, z˙e jest bardziej zwia˛zana z matka˛ niz˙

z nim, tym bardziej zaskoczył go jej rozpaczliwy upo´r, by
wro´cic´ do Anglii i mieszkac´ z tata˛.

– Nasza mama nie be˛dzie miec´ dzidziusia – ostro ucie˛ła

spo´r młodszych. – Ona nie lubi dzieci.

Saul wstrzymał oddech.
Jemima powiedziała prawde˛. Hillary nie lubiła dzieci. Jej

nowy ma˛z˙ ro´wniez˙. Niedawno mu powiedziała, z˙e zdecydo-
wała sie˛ na sterylizacje˛.

– Powinnam to zrobic´ duz˙o wczes´niej, zanim za ciebie

wyszłam – dodała z gorycza˛, juz˙ wczes´niej os´wiadczaja˛c, z˙e
nie wniesie sprzeciwu o przekazanie mu praw rodziciel-
skich.

– Mama was kocha – powiedział wpatrzonym w niego

dzieciom. No bo czy moz˙e byc´ inaczej? Hillary nie lubi
dzieci w ogo´lnos´ci, ale musi kochac´ swoje własne. Czy
matka moz˙e nie kochac´ swoich dzieci?

Osiem, siedem i pie˛c´ lat. Moz˙e mie˛dzy nimi była zbyt

background image

mała ro´z˙nica, zwłaszcza z˙e przy dwo´jce pierwszych wie˛k-
szos´c´ obowia˛zko´w spadła na Hillary?

Z Meg było inaczej. Miała uratowac´ ich małz˙en´stwo, ale

ten pomysł okazał sie˛ fatalna˛ pomyłka˛. Biedna Meg!

Miała zaledwie szes´c´ tygodni, kiedy, tknie˛ty jakims´

przeczuciem, wro´cił wczes´niej do domu, w ostatniej chwili,
by jeszcze zastac´ wyprowadzaja˛ca˛ sie˛ Hillary – postanowiła
wyjechac´ do Ameryki, zostawiaja˛c ich bez słowa wyjas´-
nienia.

Nie zdołał jej nakłonic´, by zmieniła zdanie. Odebrał

dzieci z przedszkola i wtedy przyrzekł sobie, z˙e choc´
zawio´dł jako ma˛z˙, nigdy nie zawiedzie jako ojciec...

– Kiedy przyjedzie do nas Louise? – zapytała Meg,

kiedy wracali z lotniska do domu. – Ja ja˛ lubie˛.

– Ale ona ciebie nie lubi – ze złos´cia˛ parskne˛ła

Jemima. – Przyjez˙dz˙a do nas tylko po to, z˙eby zobaczyc´
tatusia.

– Jem... – ostrzegawczo mrukna˛ł Saul, posyłaja˛c jej

w lusterku groz´ne spojrzenie. Widział, jak Meg zadrz˙ała
buzia.

Jak niewiele trzeba, by je zranic´. Kaz˙de z nich na swo´j

sposo´b jest bezbronne. Meg, le˛kaja˛ca sie˛ ciemnos´ci i tula˛ca
do niego, Rob, tłumia˛cy w sobie stres, przes´wiadczony, z˙e
chłopcy nie powinni płakac´ i płaca˛cy za to bo´lami z˙oła˛dka,
Jem... dzielna, cyniczna Jemima, wyuczona˛ agresja˛ i pogar-
da˛ pokrywaja˛ca własna˛ wraz˙liwos´c´.

Miał ja˛ przed oczami, kiedy wczoraj słuchał Tullah.
Tullah...
Przestan´, upomniał sie˛ w duchu. Juz˙ i tak masz za duz˙o

problemo´w, nie szukaj nowych.

– Az˙ nie chce sie˛ wierzyc´, z˙e jeszcze troche˛ i dziewczyny

background image

skon´cza˛ pierwszy rok college’u – zamys´liła sie˛ w drodze
powrotnej Jenny.

– To prawda – przytakna˛ł Jon.
– Miałam nadzieje˛, z˙e kiedy Louise po´jdzie na studia,

zapomni o Saulu. On i tak s´wietnie znosi jej zaloty. Wiesz,
czasami le˛kam sie˛ o Louise. Jest taka uparta i potrafi po
trupach da˛z˙yc´ do celu.

– Nie musisz mi mo´wic´ – mrukna˛ł Jon. – Ma typowy

charakter Crightono´w.

– Boje˛ sie˛, z˙e nie be˛dzie jej w z˙yciu lekko, jes´li nie

nabierze rozumu – westchne˛ła Jenny. – I pomys´lec´, z˙e sa˛
z Katie bliz´niaczkami. Chwilami mam wraz˙enie, z˙e cał-
kowicie sie˛ od siebie ro´z˙nia˛.

– Nie jest tak z´le – pocieszył ja˛ ma˛z˙. – Popatrz tylko na

Davida i na mnie.

Zerkne˛ła na niego. Tyle sie˛ wydarzyło, a mimo to nadal

brat jest dla niego na pierwszym miejscu.

– Mys´lisz, z˙e jeszcze kiedys´ o nim usłyszymy?
David, ojciec Olivii, kto´regos´ dnia wyszedł z sanatorium

i s´lad po nim zagina˛ł. Nie dał znaku z˙ycia, choc´ od tej pory
mine˛ły juz˙ trzy lata.

– Czy to wiadomo? Ze wzgle˛du na ojca bardzo bym

chciał. Znasz go i wiesz, jaki jest uparty, wie˛c nigdy tego
nie przyzna, ale chyba tez˙ nie uwaz˙a, z˙e David znikna˛ł
z powodu choroby Tiggy. Nie moz˙emy mu wszystkiego
powiedziec´, ale według mnie, od jego zniknie˛cia bardzo
sie˛ zmienił. Nadal jest uparty, lecz przestał nas gonic´ jak
kiedys´.

Jenny wybuchne˛ła s´miechem.
– Robi sie˛ coraz starszy – stwierdziła.
– Tak jak my wszyscy – podsumował Jon.
– To co zrobimy w zwia˛zku z Louise? – wro´ciła do

background image

wczes´niejszego tematu Jenny. – Pamie˛tasz, jak podczas
ostatniego pobytu wprosiła sie˛ do Hugh i Ann, byle tylko
byc´ bliz˙ej Saula... A co be˛dzie teraz, kiedy on przenio´sł sie˛
do Haslewich?

– To twoja co´rka – zaz˙artował. – I two´j obowia˛zek.
– Jest ro´wniez˙ twoja˛ co´rka˛ – odcie˛ła sie˛ Jenny i dodała

triumfuja˛cym tonem: – I sam dopiero co powiedziałes´, z˙e ma
charakter Crightono´w. Ale dos´c´ z˙arto´w. Naprawde˛ musimy
cos´ postanowic´. Gdyby to chodziło o Katie... Ona by umarła
na sama˛ mys´l, z˙e ktos´ domys´la sie˛ jej uczuc´. I nigdy by sie˛
nie uganiała za facetem, tak jak Louise za Saulem.

Jon skina˛ł głowa˛.
– Szkoda, z˙e Ruth wyjechała akurat teraz, pomogłaby

nam przemo´wic´ jej do rozsa˛dku. Ruth ma podejs´cie. Jasne,
z˙e byłoby najlepiej, gdyby Saul znalazł sobie kogos´, oz˙enił
sie˛ powto´rnie.

– On miałby sie˛ oz˙enic´? – zdumiała sie˛ Jenny. – Co ty

opowiadasz? Mys´lisz, z˙e zdecydowałby sie˛ na to po tym, co
przeszedł z Hillary? Przeciez˙ wiesz, jak bardzo to przez˙ył.
Sa˛dził, z˙e sie˛ nie sprawdził, z˙e zawio´dł. Nie tylko w stosun-
ku do z˙ony i dzieci; chodziło mu ro´wniez˙ o rodzine˛,
wychowanie, wartos´ci, w kto´re wierzył. Wyznał mi, z˙e choc´
przestał kochac´ Hillary, to był zdecydowany zostac´ z nia˛
i cia˛gna˛c´ to małz˙en´stwo ze wzgle˛du na dzieci. A przy okazji:
co powiesz o przyjacio´łce Olivii? – us´miechne˛ła sie˛ z roz-
bawieniem. – Była do Saula bardzo z´le usposobiona, co?

– Tak? – Mimowolnie zrobił rozanielona˛ mine˛. – Nie

zwro´ciłem szczego´lnej uwagi na to, co mo´wiła – odrzekł
z us´miechem.

– Masz szcze˛s´cie, z˙e prowadzisz – warkne˛ła Jenny.

– Inaczej pewnie bym cie˛ wypchne˛ła z samochodu. Dla-
czego tak jest, z˙e na widok dziewczyny ładniejszej od

background image

przecie˛tnej, natychmiast zapominacie, z˙e jest ro´wnorze˛dna˛
i inteligentna˛ istota˛?

– Wcale nie zapominam – odrzekł z udana˛ uraza˛.

– Oczywis´cie, z˙e jest inteligentna... i wykształcona, ale
musisz przyznac´, z˙e jednoczes´nie jest bardzo... bardzo
seksowna.

– Seksowna – z niebezpieczna˛ słodycza˛ powto´rzyła

Jenny.

– To jeszcze mało. – Przewro´cił oczami. – Zupełnie

jakby chciec´ poro´wnac´ Wielki Kanion do dolinki. Ona jest...

– Opanuj sie˛! – pouczyła go Jenny. – I nie ro´b takich

mas´lanych oczu. Radze˛ ci miec´ sie˛ na bacznos´ci. Ona wcale
nie zrobiła na mnie wraz˙enia flirciary wykorzystuja˛cej
swoje atuty, wre˛cz przeciwnie.

– To prawda, jest zbyt serio. Chociaz˙, kiedy zamieszka

w Haslewich, pewnie sie˛ troche˛ rozluz´ni. A włas´nie, na
kiedy zapowiedział sie˛ Max i Madeleine?

Jenny zerkne˛ła na niego z ukosa.
Ich najstarszy syn, Max, robił kariere˛ w Londynie. Był

prawnikiem, pracował w jednym z najlepszych zespoło´w
adwokackich. Do odziedziczonych po wujku Davidzie wad
dodał pare˛ swoich. Nadzwyczaj przystojny, wzia˛ł sobie za
z˙one˛ dziewczyne˛ o raczej pospolitej urodzie, za to po-
chodza˛ca˛ ze znamienitej rodziny. Jej ojciec był se˛dzia˛ Sa˛du
Najwyz˙szego, a dziadek lordem.

Max nawet sie˛ nie starał zachowac´ pozoro´w i odgrywac´

roli oddanego ojca. Wre˛cz przeciwnie, nie krył nieche˛ci do
niedawno narodzonego potomka. Plotka niosła, z˙e z kilko-
ma bogatymi i ustosunkowanymi klientkami ła˛czyło go cos´
wie˛cej niz˙ sprawy zawodowe. Nic wie˛c dziwnego, z˙e Jenny
zadre˛czała sie˛ mys´lami o synu. I obawami, co be˛dzie, jes´li
dojdzie do jego spotkania z Tullah.

background image

Wiedziała, z˙e jes´li wpadnie mu w oko, nie spocznie.

A potrafi kaz˙dej zawro´cic´ w głowie. Chociaz˙ na szcze˛s´cie
Tullah chyba nie nalez˙y do tych, kto´re ulegaja˛ pierwszemu
wraz˙eniu. Raczej niełatwo ja˛ oczarowac´.

Jon, jakby czytaja˛c w jej mys´lach, us´miechna˛ł sie˛.
– W kaz˙dym razie nie powiesz, z˙e twoja co´rka i two´j syn

po mnie odziedziczyli wybujały temperament – os´wiadczył
z udana˛ powaga˛.

W pierwszej chwili zaniemo´wiła, ale szybko dotarło do

niej, z˙e to był z˙art. Us´miechne˛ła sie˛ ciepło.

– Tak mo´wisz? To jak sie˛ ma do tego wczorajsza noc?
– Wczorajsza noc? – zapytał niewinnie, ale na jego

twarzy pojawił sie˛ leciutki rumieniec.

Jenny skine˛ła głowa˛.
– Przeciez˙ to nie ja powiedziałam chłopcom, z˙e musze˛

polez˙ec´ w ło´z˙ku, bo boli mnie głowa.

– Nie ty – przystał. – Ale zostałas´ ze mna˛ w sypialni.
– Bo jestem twoja˛ z˙ona˛ – zareplikowała. – Ale

z˙eby me˛z˙czyzna w twoim wieku wymawiał sie˛ bo´lem
głowy...

– Musiałem znalez´c´ pretekst, by wreszcie miec´ cie˛ choc´

na chwile˛ dla siebie – powiedział z us´miechem i dodał:
– Dzisiaj nie be˛dziemy sie˛ musieli do tego uciekac´. Mamy
cały dom tylko dla siebie.

– Dwa razy w cia˛gu tygodnia? – westchne˛ła obłudnie.
– Jak to dwa razy? – odparł z udanym zdumieniem.

– Przeciez˙ tydzien´ skon´czył sie˛ ubiegłej nocy!

– No, to było ostatnie! – Tullah z zadowolona˛ mina˛

popatrzyła na starannie ułoz˙ona˛ sterte˛ kartono´w. Us´miech-
ne˛ła sie˛ do mamy. – Dzie˛ki za pomoc.

Potrza˛sne˛ła głowa˛ i dodała z niedowierzaniem:

background image

– Nie miałam poje˛cia, z˙e nagromadziłam tyle rzeczy!
– To przeciez˙ normalne. W kon´cu dobiegasz trzydziest-

ki, wie˛c sie˛ przez lata nazbierało – odrzekła Jean.

Tullah popatrzyła na nia˛ spod oka.
– Przyznaj sie˛, z˙e cia˛gle nie moz˙esz odz˙ałowac´, iz˙

jeszcze nie mam me˛z˙a i gromadki dzieci, tylko te graty
– stwierdziła z˙artem.

Jean miała za soba˛ nieudane małz˙en´stwo. Przez˙yła szok,

kiedy ma˛z˙ zostawił ja˛ dla swojej sekretarki. Mimo to nadal
była nieuleczalna˛ romantyczka˛. Kilkanas´cie lat temu pono-
wnie wyszła za ma˛z˙ za poznanego w czasie wakacji
me˛z˙czyzne˛.

Drugi ma˛z˙ otoczył ja˛ miłos´cia˛ i szacunkiem. Okazał sie˛

miłym, solidnym i bezgranicznie jej oddanym człowiekiem.
Sam przed wieloma laty stracił z˙one˛. Tullah z miejsca go
polubiła. Był zupełnym przeciwien´stwem ojca.

– Tullah, nie mys´l, z˙e najbardziej zalez˙y mi na tym,

z˙ebys´ wyszła za ma˛z˙ – obruszyła sie˛. – Po prostu cia˛gle
zadre˛czam sie˛ mys´la˛, z˙e to moz˙e przeze mnie, z˙e gdybym
nie rozwiodła sie˛ z twoim ojcem, z˙e gdybys´ nie poznała tego
okropnego faceta...

– Mamo, rozwo´d to nie była twoja wina – zaoponowała.

– A ten facet... Powinnam byc´ bardziej rozsa˛dna, nie dac´ sie˛
omamic´ jego pie˛knym sło´wkom.

– Co´reczko, miałas´ wtedy szesnas´cie lat – usprawied-

liwiała ja˛ Jean. – Ale teraz, kiedy wyjedziesz z Londynu
i zmienisz otoczenie, moz˙e poznasz kogos´ miłego...

– Wa˛tpie˛. Haslewich to terytorium Crightono´w.
– Terytorium Crightono´w? – Jean popatrzyła na co´rke˛

pytaja˛co.

Tullah rozes´miała sie˛.
– To taki z˙art – wyjas´niła. – Olivia Crighton, z kto´ra˛

background image

kiedys´ pracowałam, teraz mieszka w Haslewich. Cała jej
rodzina jest stamta˛d.

– Olivia... Ach tak, juz˙ sobie przypominam. Byłas´ na jej

s´lubie.

– I na chrzcinach jej co´reczki. Zreszta˛ widziałys´my sie˛

w zeszłym miesia˛cu. Zatrzymałam sie˛ u nich, kiedy poje-
chałam do Haslewich szukac´ nowego lokum.

Podniosła sie˛ i ruszyła do niewielkiej kuchni. Jeszcze

troche˛, i to mieszkanie juz˙ nie be˛dzie moje, przemkne˛ło jej
przez mys´l. Nastawiła wode˛.

– Masz taka˛ mine˛, jakby to spotkanie nie za bardzo sie˛

udało. Nie mogłys´cie sie˛ dogadac´?

– Nie, ska˛dz˙e! To przez jej kuzyna. Olivia ma tam ich

całe mno´stwo. Saul to jeden z nich.

– Jes´li robisz kawe˛, to dla mnie bezkofeinowa˛ – po-

prosiła Jean, wchodza˛c do kuchni. – A kto to jest Saul?

Tullah zdusiła s´miech. Mama nigdy nie dawała sie˛ zbic´

z tropu, była w tym rozbrajaja˛ca.

– Saul to... Saul – odrzekła do niechcenia, nalewaja˛c

kawe˛ do kubko´w. Podała jeden Jean. – To facet w rodzaju
Ralpha... tylko z˙e jeszcze gorszy.

Umilkła, spose˛pniała. Upiła łyk kawy i pokro´tce opowie-

działa mamie cała˛ historie˛.

– Ma tro´jke˛ dzieci, dwie dziewczynki i chłopca. Moz˙na

by sa˛dzic´, z˙e skoro sam jest ojcem, to powinien rozumiec´
uczucia Jenny i Jona, i wykazac´ choc´ odrobine˛ taktu.

– Jak on wygla˛da? Jest przystojny?
Tullah zmierzyła matke˛ przecia˛głym spojrzeniem. Cza-

sami potrafiła tak dra˛z˙yc´ temat, z˙e re˛ce opadały. Dopytywa-
ła sie˛ za sprawa˛ intuicji czy instynktu macierzyn´skiego,
trudno było dociec. W kaz˙dym razie do tej pory była jej
wdzie˛czna, z˙e przed laty domys´liła sie˛ przez˙ywanej przez

background image

co´rke˛ tragedii i delikatnie skłoniła ja˛ do wynurzen´ na temat
Ralpha.

Jak bardzo wtedy cierpiała! Wpadła w rozpacz, gdy

niespodziewanie odkryła, z˙e została przez niego oszukana
i wykorzystana, z˙e nigdy jej nie kochał. Tamte uczucia
zbladły z biegiem czasu, ale pozostawiły po sobie bolesny
s´lad. W głe˛bi duszy nadal czuła sie˛ poniz˙ona i upokorzona,
dre˛czyło ja˛ poczucie winy. S

´

wiadomos´c´, z˙e mama ja˛

rozumie i wszystko wybacza, z˙e jej nie pote˛pia i nadal w nia˛
wierzy, były jedyna˛ osłoda˛ w tej smutnej historii.

– Hm... chyba tak – odrzekła zdawkowo, unikaja˛c

wzroku Jean. Odwro´ciła sie˛, udaja˛c, z˙e patrzy na cos´ innego.
– Oczywis´cie, jes´li ktos´ gustuje w takim typie. Mnie
osobis´cie nie odpowiada. Zreszta˛ – dodała, by ostatecznie
zamkna˛c´ temat – wydaje mi sie˛, z˙e nie powinno sie˛ oceniac´
ludzi po wygla˛dzie.

– Masz racje˛ – z powaga˛ potwierdziła Jean i zachichota-

ła, psuja˛c tym cały efekt.

– Mamo... – z dezaprobata˛ zacze˛ła Tullah, ale sama nie

mogła powstrzymac´ sie˛ od s´miechu.

– No co´z˙ – podsumowała Jean, kiedy obie sie˛ uspokoiły.

– Pie˛kna buzia i pone˛tne ciało nie sa˛ wiele warte, jes´li nie sa˛
poparte...

– ...rozumem – dokon´czyła za nia˛ co´rka.
– Hm... w kaz˙dym razie dobrym sercem – dodała

Jean. – Ale czy on jest... seksowny? – zapytała z niewin-
na˛ mina˛.

– Seksowny? – Chciała, by zabrzmiało to karca˛co, ale

zdradziło ja˛ rozbawione spojrzenie.

Wszystkie trzy, ła˛cznie z jej siostra˛, miały podobne

poczucie humoru i pogodne podejs´cie do z˙ycia, jakz˙e inne
od charakteru ich ojca.

background image

– No co´z˙, ma tro´jke˛ dzieci – odparła z kpia˛ca˛ niewin-

nos´cia˛.

– To jeszcze o niczym nie s´wiadczy, kaz˙dy moz˙e...
– No dobrze, jest seksowny – potwierdziła i umilkła,

zaskoczona własnym stwierdzeniem i dziwnym, do tej pory
nigdy nie dos´wiadczonym przeczuciem.

– Czyli jest przystojny, seksowny, ma tro´jke˛ dzieci.

W takim razie powiedz mi, co z nim jest nie tak? – nastawała
mama.

– Jest rozwodnikiem, jest... jest taki jak Ralph i nie

podoba mi sie˛ – os´wiadczyła.

– Hm... Czy ta Olivia ma wie˛cej kuzyno´w?
– Mamo! – oburzyła sie˛ Tullah.
– Juz˙ dobrze, dobrze – łagodziła Jean. – Ale nie

powinnas´ miec´ do mnie pretensji. Nie robie˛ sie˛ coraz
młodsza, a chciałabym jeszcze nacieszyc´ sie˛ wnukami i...
Dobrze, juz˙ nic nie mo´wie˛... To kto´re pudła chcesz u nas
przechowac´, a kto´re zabierasz?

– Na pocza˛tek wezme˛ niewiele – powiedziała po namy-

s´le. – Po´ki nie skon´czy sie˛ remont, praktycznie be˛de˛ miec´
dla siebie tylko jeden poko´j.

Kiedy mina˛ł pierwszy szok, gdy okazało sie˛, z˙e

jej oferta została przyje˛ta, ogarne˛ło ja˛ podniecenie i ra-
dosne oczekiwanie. Nie mogła uwierzyc´, z˙e ten domek
be˛dzie teraz nalez˙ec´ do niej. Dotychczas mieszkanie
było tylko miejscem, gdzie spała i jadła, nigdy nie
mys´lała, z˙e to jej ,,dom’’. I do tej pory nigdy nie
czuła potrzeby, by miec´ cos´ naprawde˛ swojego. Teraz
to sie˛ zmieniło. Miejsce kolorowych z˙urnali zaje˛ły pisma
pos´wie˛cone urza˛dzaniu wne˛trz, oszałamiaja˛ce bogactwem
oferty reklamy sklepo´w z wyposaz˙eniem domu. Ta
wspaniała, nawia˛zuja˛ca do dawnych wzoro´w wiejska

background image

kuchnia, podobna do tej, kto´ra tak zachwyciła ja˛ u Olivii...
Zakochała sie˛ w niej.

Tak jak zakochałam sie˛ w dwuletniej Amelii, przypomnia-

ła sobie, pro´buja˛c sie˛ opamie˛tac´. Przeciez˙ przez to nie zacznie
wpatrywac´ sie˛ w wystawy z dziecie˛cymi ciuszkami...

Mama us´miechne˛ła sie˛.
– Lucinda twierdzi, z˙e Stafford zacza˛ł sie˛ naprawde˛

us´miechac´.

Tullah popatrzyła na nia˛ badawczo. Czytała w jej

mys´lach? Czasami nie mogła oprzec´ sie˛ wraz˙eniu, z˙e mama
jest jasnowidzem. Przyjrzała sie˛ jej uwaz˙nie, ale jej twarz
niczego nie zdradzała. Dlaczego włas´nie w tym momencie
wspomniała o synku Lucindy?

– Jest jeszcze za mały, z˙eby sie˛ us´miechac´ – powiedziała

stanowczo. Poczuła złos´c´ na siebie, gdy spostrzegła zawie-
dziona˛ mine˛ mamy. – Livvy mo´wiła, z˙e dzieci zaczynaja˛ sie˛
us´miechac´ dopiero po skon´czeniu szo´stego tygodnia – doda-
ła pos´piesznie. – A Stafford ma dopiero dziesie˛c´ dni.

– Ty us´miechałas´ sie˛ od razu po urodzeniu – powaz˙nie

powiedziała Jean.

Tullah popatrzyła na nia˛.
– Saul... – zamys´liła sie˛ Jean. – To dobre imie˛ dla

me˛z˙czyzny. Kojarzy sie˛ z kims´ solidnym, silnym, godnym
zaufania...

– Chcesz powiedziec´, z kims´ odpowiednim na me˛z˙a

– z obłudna˛ słodycza˛ podpowiedziała Tullah. – Jego dzieci
z pewnos´cia˛ podzielaja˛ to przekonanie – dodała zjadliwie.
– Zwłaszcza kiedy zostana˛odesłane do matki, gdy tylko minie
czas ich wizyty. Zawsze mnie zdumiewa, z˙e faceci, tacy jak on,
wychodza˛ ze sko´ry, byle tylko wyegzekwowac´ nalez˙ne im
prawa rodzicielskie. Choc´ oczywis´cie chodzi im o cos´ zupełnie
innego niz˙ dobro dzieci, gło´wnie o dopieczenie byłym z˙onom.

background image

– Ciesze˛ sie˛, z˙e postanowiłas´ zmienic´ specjalizacje˛

i zaja˛c´ sie˛ prawem gospodarczym. – Jean pokiwała głowa˛.
– Gdyby ci przyszło wydawac´ wyroki w sprawach rodzin-
nych, byłabys´ bez litos´ci.

– Zgadłas´. I najche˛tniej powiesiłabym wszystkich face-

to´w, takich jak Saul Crighton – dokon´czyła ze słodycza˛.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

– No, to chodz´my na go´re˛, poznam cie˛ z nowym szefem.
– Z nowym szefem? – zdziwiła sie˛ Tullah, poda˛z˙aja˛c po

schodach za kolez˙anka˛, kto´ra wprowadzała ja˛ w prace˛.

– Tak, ostatnio zaszło troche˛ zmian. Neil Radcliffe,

dotychczasowy kierownik działu, został przeniesiony do
Nowego Jorku, a jego miejsce zaja˛ł kierownik naszego
działu mie˛dzynarodowego, Saul Crighton. Polubisz go.
Wprawdzie dla Saula jest to troche˛ przestawienie na boczny
tor, ale jednoczes´nie korzystne posunie˛cie ze wzgle˛du na
sytuacje˛ rodzinna˛. Sam wychowuje tro´jke˛ małych dzieci,
a Europa jest blisko, wie˛c łatwiej mu w razie nagłych
wyjazdo´w.

– Saul Crighton... – mimowolnie powto´rzyła Tullah.
– Uhm – potwierdziła Barbara i zatrzymała sie˛, by

nacisna˛c´ guzik windy. – Cos´ nie tak? – zaniepokoiła sie˛.

– Nie, ska˛dz˙e! – nieszczerze zaprzeczyła Tullah.
Saul be˛dzie jej szefem. Ciekawe, czy wiedział o tym

podczas kolacji u Olivii? A jes´li tak, to dlaczego ani słowem
sie˛ z tym nie zdradził?

Bo to jest taki facet, pomys´lała z nieche˛cia˛, z ocia˛ganiem

background image

wchodza˛c do windy. Pewnie cieszył sie˛ w duchu, patrza˛c,
jak sie˛ pogra˛z˙am.

Ale w kon´cu to nie on mnie zatrudnia. Jest tu pracow-

nikiem, podobnie jak ja, pocieszała sie˛. Mimo to czuła sie˛
nieswojo, a na wspomnienie miny Saula, kiedy niechca˛cy
usłyszał jej krytyczne uwagi, prawie sie˛ załamała.

Trudno, musi stawic´ czoło sytuacji. Spro´bowała wzia˛c´

sie˛ w gars´c´, ale nogi miała jak z waty, kiedy Barbara
prowadziła ja˛ korytarzem do mieszcza˛cego sie˛ na kon´cu
gabinetu z tabliczka˛ ,,Dyrektor Saul Crighton’’.

Dyrektor. Przełkne˛ła s´line˛. Olivia nic nie mo´wiła, z˙e Saul

jest w radzie nadzorczej.

Barbara zapukała, otworzyła drzwi. Weszły do s´rodka.

W przyjemnie urza˛dzonym, wbrew oczekiwaniom Tullah
wcale nie onies´mielaja˛cym wne˛trzu, powitała je Marsha,
sekretarka Saula, bardzo miła pani w s´rednim wieku.

– Niestety, Saula jeszcze nie ma – powiedziała. – Ale

spodziewam sie˛ go lada moment. Moz˙e poczekacie?

Rzeczywis´cie, ledwie zda˛z˙yła otworzyc´ gazete˛, gdy

drzwi sie˛ otworzyły i na progu stana˛ł Saul. Ku jej za-
skoczeniu nie miał na sobie garnituru, ale obcisłe – wyja˛t-
kowo obcisłe, stwierdziła, kiedy ja˛ mijał – dz˙insy i rozpie˛ta˛
pod szyja˛ biała˛ koszule˛ z podwinie˛tymi re˛kawami. Lekko
potargane włosy zupełnie nie pasowały do obrazu wysokie-
go ranga˛ dyrektora.

– Witam! – Z us´miechem wycia˛gna˛ł do niej dłon´.

– Przepraszam, z˙e musiałas´ czekac´. Mała katastrofa domo-
wa.

– Cos´ z dziec´mi? – ze zrozumieniem zapytała Marsha.
– W pewnym sensie. Nasz najnowszy domownik. – Po-

patrzył na Tullah i dodał wyjas´niaja˛co: – Nieopatrznie
obiecałem dzieciom pieska. Zupełnie zapomniałem, z˙e taki

background image

szczeniak ma za˛bki jak szpilki i wymaga stałej opieki. Ten
nasz cia˛gle te˛skni za matka˛ i całymi nocami płacze.

– Poło´z˙ mu na posłanie budzik owinie˛ty w kocyk – bez

zastanowienia powiedziała Tullah.

Saul popatrzył na nia˛ pytaja˛co.
– Ale po co? – zdziwił sie˛. – Wiem, z˙e psy sa˛ ma˛dre, ale

wa˛tpie˛, z˙e dzie˛ki temu be˛dzie wiedział, z˙e pora spac´.

– Pewnie nie – przyznała chłodno. – Ale tykanie zegarka

uspokoi go, bo be˛dzie mu przypominac´ bicie serca jego
mamy.

– Aha, no tak... – us´miechna˛ł sie˛ nieznacznie.
Skłamałam, mo´wia˛c mamie, z˙e jest przystojny, us´wiado-

miła sobie, patrza˛c teraz na niego. Jest niesamowicie
przystojny, wprost...

To jeszcze jeden Ralph, przywołała sie˛ do rozsa˛dku.

Rozwodnik, kto´ry najwyraz´niej ma za nic przysie˛ge˛ małz˙en´-
ska˛, skoro pro´bował romansowac´ z Olivia˛, a teraz zache˛ca
Louise.

– To s´wietny pomysł. Dzis´ go wypro´buje˛, bo...
– No tak! – z us´miechem wtra˛ciła Marsha. – Przez tego

psiaka ani dzieci nie s´pia˛, ani ty.

– To prawda... – Urwał, zrobił skruszona˛ mine˛. – Wczo-

raj sie˛ złamałem i pozwoliłem mu przyjs´c´ do mnie na go´re˛.
Mys´le˛, z˙e ten pomysł z budzikiem chyba sie˛ sprawdzi.
– Popatrzył na Tullah. – Dopiero rano zobaczyłem, z˙e ten
mały wgramolił sie˛ do mnie na ło´z˙ko i umos´cił na poduszce.
Spał jak zabity. Musze˛ jak najszybciej go tego oduczyc´.
Dopiero niedawno udało mi sie˛ wreszcie przekonac´ Meg, z˙e
powinna spac´ w swoim pokoju.

Sympatia, kto´ra juz˙ zacze˛ła w niej kiełkowac´, rozwiała

sie˛ w jednej chwili, gdy domys´liła sie˛, z˙e gło´wnym powo-
dem ekspediowania co´reczki z jego sypialni z pewnos´cia˛był

background image

fakt, z˙e wolał dzielic´ ja˛ z kims´ nieco starszym i w całkiem
innym celu.

Co sie˛ ze mna˛ dzieje? – zastanowiła sie˛ pos´piesznie.

Staje˛ sie˛ sentymentalna, bo przypominam sobie własne
dziecin´stwo, kiedy tez˙ miałam swojego psa i potajemnie
pozwalałam mu przychodzic´ na go´re˛, choc´ było to za-
bronione.

– Przed spotkaniem z Paulem zda˛z˙e˛ jeszcze szybko

wzia˛c´ prysznic i przebrac´ sie˛. Potem, przed lotem do
Brukseli, przejrze˛ papiery.

– Zrobie˛ ci kawy – zaproponowała Marsha.
– Dzie˛ki. – Us´miechna˛ł sie˛ do niej oszałamiaja˛co,

a Tullah az˙ sie˛ skrzywiła na ten widok. Mimowolnie
zacisne˛ła palce. Dlaczego jej ciało zupełnie nie słucha głosu
rozumu? Wzdrygne˛ła sie˛ w duchu, pro´buja˛c zbagatelizowac´
wraz˙enie, jakie robiła na niej bliskos´c´ Saula.

Nie jest oboje˛tna nawet na jego zapach, us´wiadomiła to

sobie z niesmakiem, choc´ nie dlatego sie˛ cofne˛ła. Ten
zapach bynajmniej nie był odpychaja˛cy, wre˛cz przeciwnie...
Przełkne˛ła s´line˛, odwro´ciła głowe˛, zła na siebie, z˙e jego
obecnos´c´ wywiera taki wpływ na jej zmysły.

– Tworzymy tu bardzo zgrany zespo´ł. – Saul spojrzał na

Tullah. – Mam nadzieje˛, z˙e be˛dziesz sie˛ u nas dobrze czuła.

Czy to zache˛ta, czy ostrzez˙enie? – przebiegło jej przez

mys´l, ale teraz nie potrafiła tego rozstrzygna˛c´.

Saul skina˛ł jej głowa˛ i wszedł do gabinetu. Nie zamkna˛ł

za soba˛ drzwi i kiedy przechodziła, nie mogła oprzec´ sie˛
pokusie, by nie zerkna˛c´ do s´rodka. Natychmiast tego
poz˙ałowała.

Widocznie miał tez˙ swoja˛ łazienke˛ i po drodze do niej

s´cia˛gna˛ł koszule˛. Stał przed otwarta˛ s´cienna˛ szafa˛ pełna˛
wieszako´w z białymi koszulami i garniturami.

background image

Widziała napinaja˛ce sie˛ pod sko´ra˛ mie˛s´nie, kiedy sie˛gał

po wieszak. Jego sko´ra miała ciepły odcien´. Tullah za-
trzymała sie˛. Nie odrywała od niego oczu. Ciekawe, doka˛d
sie˛ga ta opalenizna, zastanowiła sie˛ bezwiednie i, zaskoczo-
na, natychmiast sie˛ opamie˛tała. Ale to jeszcze było nic.
Najgorszy był moment, gdy Saul, jakby wyczuwaja˛c jej
obecnos´c´, odwro´cił sie˛ niespodziewanie. Z jego twarzy
niczego nie mogła wyczytac´, ale dałaby głowe˛, z˙e jej była az˙
nadto wyrazista. Poczuła, z˙e policzki jej płona˛. Pos´piesznie
odwro´ciła sie˛ na pie˛cie i niemal biegiem rzuciła do wyjs´cia.

– No nie!
– Cos´ sie˛ stało? – wspo´łczuja˛co zapytała Tullah, z nie-

pokojem spogla˛daja˛c na Barbare˛.

– No włas´nie – je˛kne˛ła kolez˙anka. – Za po´ł godziny

mam wizyte˛ u dentysty, czyli zaraz powinnam wyjs´c´,
a jeszcze to sprawozdanie dla Saula, miałam mu je oddac´
przed czwarta˛. Mys´lałam, z˙e zda˛z˙e˛. – Popatrzyła błagalnie
na Tullah. – Zaniesiesz je za mnie? Jes´li natychmiast nie
wyjde˛, to jak nic sie˛ spo´z´nie˛, a ten dentysta ma kota na
punkcie punktualnos´ci. Juz˙ i tak przepus´ciłam dwie ostatnie
wizyty, trzeci raz juz˙ mi sie˛ nie uda.

Jak mogłaby jej odmo´wic´?
– Jestes´ aniołem! – unosiła sie˛ Barbara. – Naste˛pnym

razem ci sie˛ zrewanz˙uje˛, przyrzekam! – zapewniła z˙arliwie
i pos´piesznie sie˛gne˛ła po z˙akiet i torebke˛.

Po chwili juz˙ jej nie było. Tullah z nieche˛cia˛ zerkne˛ła na

lez˙a˛ce na biurku sprawozdanie. Do tej pory miała niewiele
okazji do stycznos´ci z Saulem i bardzo jej to odpowiadało.

Wzie˛ła papiery i wyszła na korytarz. Przy odrobinie

szcze˛s´cia moz˙e go wcale nie zastanie. A jes´li be˛dzie... no, to
po prostu poda mu papiery i wyjdzie.

background image

Wzdrygne˛ła sie˛ z zimna, klimatyzacja chyba za bardzo

wychłodziła korytarz. Szkoda, z˙e nie wzie˛ła z˙akietu, jed-
wabna bluzka nie dawała wiele ciepła.

Drzwi do sekretariatu stały otworem. Zerkne˛ła do s´rod-

ka. Ani s´ladu Marshy i Saula, w jego gabinecie tez˙ z˙ywej
duszy. Odetchne˛ła z ulga˛.

Szybkim krokiem weszła do s´rodka i połoz˙yła papiery na

jego biurku. Juz˙ miała wyjs´c´, kiedy jej uwage˛ przycia˛gna˛ł
lez˙a˛cy na wierzchu wycinek z gazety, dotycza˛cy cia˛gna˛cej sie˛
od dawna sprawy, kto´ra˛ sie˛ interesowała. Mimowolnie
zatrzymała sie˛, by rzucic´ na niego wzrokiem. Wyrok w tej
sprawie stanowiłby precedens w prawie mie˛dzynarodowym.
Pochłonie˛ta lektura˛, w pewnej chwili ka˛tem oka zauwaz˙yła
jakis´ ruch, ale otrza˛sne˛ła sie˛ dopiero wtedy, gdy w otwartych
drzwiach łazienki pojawił sie˛ Saul. Sa˛dza˛c po mokrych
włosach, chyba włas´nie wyszedł spod prysznica. Miał re˛cznik
na biodrach.

– Tullah, co ty tu robisz? – zapytał ostro, patrza˛c na nia˛

podejrzliwie.

Poczuła, z˙e oblewa sie˛ rumien´cem. Odwro´ciła wzrok,

byle nie patrzec´ na niego. Stał przeciez˙ niemal nagi. Pewnie
szykował sie˛ na wieczorne spotkanie. Alez˙ pech, z˙e przyszła
tak nie w pore˛! I to po raz drugi. Chociaz˙ to ona czuła sie˛
bardziej zmieszana i skre˛powana niz˙ on...

– Ja... Włas´nie wychodziłam – powiedziała pos´piesznie,

cofaja˛c sie˛ do wyjs´cia.

– Wcale nie – sprostował.
Znieruchomiała, widza˛c, z˙e idzie w jej strone˛. Popatrzył na

biurko, chca˛c sie˛ przekonac´, co ja˛ tak zaabsorbowało.

– Sprawa Epsberg – pokiwał głowa˛. – Interesuje cie˛?
– Tak... owszem – potwierdziła.
Dlaczego, na Boga, nie po´jdzie i nie włoz˙y czegos´ na

background image

siebie? Czy on nie widzi, nie rozumie...? Przełkne˛ła s´line˛,
kiedy wycia˛gna˛ł re˛ke˛ po wycinek. Mocna, muskularna,
poros´nie˛ta ciemnymi włoskami... Potem wmawiała sobie,
z˙e ta niespodziewana słabos´c´ w nogach była efektem
zaskoczenia, wcale nie wynikała z innych przesłanek.

– Hm... a według ciebie, jaki zapadnie wyrok?
– Ja...
Nic dziwnego, z˙e zrobił taka˛ mine˛. Zachowujesz sie˛ jak

kompletna idiotka, ze złos´cia˛ zbeształa sie˛ w duchu. Czy ten
facet zupełnie nie ma wyczucia...? Co on robi, z˙e jest
w takiej formie, taki wysportowany? Przeciez˙ nie ma
dwudziestu lat.

Stropiła sie˛, słysza˛c jego ciche stwierdzenie, zupełnie

jakby czytał w jej mys´lach:

– To od gry w piłke˛ z dzieciakami.
– Od gry w piłke˛?
Czuła, z˙e policzki jej płona˛, ale mimo to zmusiła sie˛, by

spojrzec´ mu prosto w oczy.

– Wiesz... – zacze˛ła, zdecydowana w ostrej formie

przywołac´ go do rozsa˛dku i stanowczo rozwiac´ najlz˙ejsze
przypuszczenia, z˙e robi na niej jakiekolwiek wraz˙enie, bo
przeciez˙ wcale tak nie jest. To absolutnie wykluczone.

Nim jednak zda˛z˙yła cos´ powiedziec´, Saul wycia˛gna˛ł re˛ke˛

i wskazał na bledna˛cego siniaka, kto´rego wczes´niej nawet
nie zauwaz˙yła.

– Niestety, nie byłem odpowiednio skoncentrowany

i Meg, zamiast piłke˛, kopne˛ła mnie.

Tullah zamkne˛ła oczy.
Mys´lał, z˙e przygla˛da sie˛ temu siniakowi! Dzie˛ki ci,

Boz˙e, z˙e ja˛ uprzedził, z˙e nie usłyszał jej przemowy!
Wzdrygne˛ła sie˛ z ulga˛.

– Klimatyzacja chyba za mocno działa – zauwaz˙ył.

background image

– Moz˙e gdybys´ cos´ na siebie włoz˙ył, nie byłoby ci zimno

– parskne˛ła.

– Moz˙liwe – odrzekł. – Ale ja nie mys´lałem o sobie. To

ty drz˙ałas´ – powiedział, widza˛c jej zdziwione spojrzenie.

– Wcale nie jest mi zimno – stwierdziła kro´tko.
– Nie?
Popatrzył na nia˛ przecia˛gle. Poda˛z˙yła za jego wzrokiem

i zacisne˛ła usta. Cienka bluzeczka niczego nie ukrywała.
Cała˛ siła˛ woli zmusiła sie˛, by nie skrzyz˙owac´ ramion.
Milczała. No bo, co miała mu powiedziec´? Z

˙

e to nie

z zimna, z˙e z jakiegos´ niewiadomego powodu jej ciało
reaguje na jego obecnos´c´ i jest głuche na głos rozsa˛dku?

W dodatku on wcale sie˛ jej nie podoba, nie mo´wia˛c juz˙

o... Skoncentrowała sie˛ na drzwiach prowadza˛cych do
sekretariatu, ruszyła przed siebie. Czuła suchos´c´ w ustach,
serce biło jej jak oszalałe, jak w dawnych romansach.

Boz˙e, co sie˛ ze mna˛ dzieje? – pytała sama˛ siebie, kiedy

wreszcie zamkne˛ła za soba˛ drzwi. Przeciez˙ juz˙ dawno
mine˛ły czasy, kiedy sie˛ mdlało na widok nagiej me˛skiej
piersi.

No bo chyba mine˛ły?

background image

ROZDZIAŁ PIA˛TY

– Z czystym sumieniem moz˙na sobie darowac´ gimnas-

tyke˛. To znacznie bardziej wyczerpuja˛ce zaje˛cie. – Tullah
ostatni raz pocia˛gne˛ła pe˛dzlem po suficie sypialni. Popa-
trzyła w do´ł na przygla˛daja˛ca˛ sie˛ Olivie˛. – I co o tym
mys´lisz? Pomalowałam go dwa razy. Wystarczy?

– Wystarczy – z przekonaniem zapewniła ja˛ Olivia.

Przechyliła głowe˛ i uwaz˙nie studiowała sufit. – Bardzo mi
sie˛ podoba ten piaskowy kolor – stwierdziła. – Daje
wraz˙enie mie˛kkos´ci i ciepła, a jednoczes´nie jest bardzo
neutralny.

– Maja˛cała˛ serie˛ takich tradycyjnych barw – powiedzia-

ła Tullah. – Zastanawiałam sie˛, czy nie jest zbyt jasny, ale
teraz bardzo mi sie˛ podoba.

Zeszła z drabiny i stane˛ła obok Olivii, by z dołu

popatrzec´ na efekty swojej pracy.

– No, to jak idzie remont? Nie pytam, oczywis´cie,

o twoje zbolałe plecy – z˙artobliwie zapytała Olivia w drodze
do mieszcza˛cej sie˛ na parterze, jeszcze nie urza˛dzonej
kuchni.

– Jakos´ sie˛ posuwa. I jak sama widzisz, kuchnia nabiera

background image

wyrazu – z udana˛ powaga˛ odrzekła Tullah i od razu sie˛
zas´miała.

Przez chwile˛ przygla˛dały sie˛ ogołoconym ze starych

szafek s´cianom, pla˛taninie kabli i nowych rur.

– Rzeczywis´cie. – Olivia tez˙ wybuchne˛ła s´miechem.
Gdy dziesie˛c´ minut po´z´niej elektryk z pomocnikiem

wro´cili z lunchu i z duma˛oznajmili, z˙e choc´ kuchnia na razie
nie robi wraz˙enia, ale nabiera wyrazu, obie wybuchne˛ły
zgodnym s´miechem. Me˛z˙czyz´ni popatrzyli na nie podej-
rzliwie, ale nie mogły sie˛ opanowac´.

– Chodz´my sta˛d – zaproponowała Tullah. – Najlepiej na

go´re˛ do mojego pokoju, to teraz jedyne miejsce, gdzie da sie˛
usia˛s´c´. – A kiedy, juz˙ w sypialni, zapatrzyły sie˛ w widok
rozpos´cieraja˛cy sie˛ z okna, powiedziała: – Wiesz, za
kaz˙dym razem, kiedy ogarniaja˛ mnie wa˛tpliwos´ci, czy
dobrze zrobiłam, kupuja˛c ten dom, przychodze˛ tu i wy-
gla˛dam przez okno.

– Mhm... Zazdroszcze˛ ci tego widoku, naprawde˛. A jak

układa ci sie˛ z sa˛siadami zza s´ciany?

– Bardzo dobrze. To dwie wyja˛tkowo miłe i z˙yczliwe

panie. Podczas mojej nieobecnos´ci maja˛ oko na robotniko´w,
a wieczorami niemal siła˛ cia˛gna˛ mnie do siebie na kolacje˛.
Z

˙

ałuje˛ bardzo, z˙e pod koniec miesia˛ca wyjez˙dz˙aja˛ za

granice˛, be˛dzie mi ich brakowac´.

– Czyli los potraktował cie˛ łaskawie i jestes´ zadowolo-

na, z˙e sie˛ tu do nas przeniosłas´?

– W dziewie˛c´dziesie˛ciu procentach – przyznała Tullah

i dodała ciszej: – Mogłas´ mnie tylko uprzedzic´, z˙e Saul
be˛dzie moim szefem.

– Wtedy o tym nie wiedziałam – broniła sie˛ Olivia.

– Powiedział nam o tym dopiero tydzien´ po twoim wyjez´-
dzie. Dla niego przejs´cie na to stanowisko było raczej trudna˛

background image

decyzja˛, przez to nieco schodzi na bok, ale rozumiem,
dlaczego sie˛ zdecydował. Teraz, kiedy ma całkowita˛ opieke˛
nad dziec´mi, jest rzecza˛ naturalna˛, z˙e chce byc´ z nimi.

– Ma całkowita˛ opieke˛? – Tullah zmarszczyła brwi.

Kiedy pierwszego dnia w firmie mo´wił o dzieciach, była
przekonana, z˙e sa˛ u niego na dłuz˙szej wizycie. – To dos´c´
dziwne, nie sa˛dzisz? – zapytała ostro. – Jego z˙ona chyba...

– To Hillary, jego była z˙ona, upierała sie˛, z˙eby tak było

– spokojnie wtra˛ciła Olivia. – Jej wybranek nie miał zamiaru
brac´ sobie na głowe˛ trojga małych dzieci, w dodatku
cudzych. Postawił sprawe˛ jasno: albo on, albo dzieci.

– I ona wybrała jego?
Olivia lekko wzruszyła ramionami.
– Hillary od samego pocza˛tku nie była specjalnie od-

dana dzieciom. Zreszta˛, nigdy nie ukrywała, z˙e sa˛ jej kula˛
u nogi.

– Biedactwa. To straszne dla dzieci wiedziec´, z˙e ani

ojciec, ani matka ich nie chca˛ – uz˙aliła sie˛ Tullah.

– Saul je chce – stanowczo sprostowała Olivia. – Ale

jednoczes´nie stara sie˛ nie dopus´cic´ do wrogos´ci mie˛dzy nim
a Hillary. Ze wzgle˛du na dobro dzieci. Zawsze kierował sie˛
przes´wiadczeniem, z˙e ich szcze˛s´cie i spoko´j sa˛ waz˙niejsze
niz˙ rozgrywki mie˛dzy nim a z˙ona˛. Nie starał sie˛ jej pokonac´,
na siłe˛ walczyc´ o dzieci. Ale tez˙ nigdy nie widziałam, by
ktos´ tak jak on rzucił wszystko i w jednej chwili poleciał za
ocean, gdy zadzwoniła, z˙eby je zabierał, bo ma ich po
dziurki w nosie.

Sama byłam zaskoczona, kiedy nalegał, by nie odbierac´

jej władzy rodzicielskiej, ale widze˛, z˙e Saul, jak zwykle,
patrza˛c na sprawy w dłuz˙szej perspektywie, miał racje˛.
Uwaz˙a, z˙e kiedys´ nadejdzie czas, kiedy dzieci zechca˛
nawia˛zac´ z nia˛ kontakt, kiedy ona sama tez˙ tego zapragnie.

background image

Poza tym sa˛dzi, z˙e jes´li co jakis´ czas be˛da˛ sie˛ z nia˛ widywac´,
to w ten sposo´b nie stanie sie˛ dla nich mityczna˛ i niedosie˛z˙na˛
matka˛, uosobieniem wszelkich cno´t. Chociaz˙ na razie z˙adne
z nich nie pała che˛cia˛ ujrzenia jej na nowo, wre˛cz przeciw-
nie, rozpaczliwie chca˛ byc´ z ojcem. Brakuje im poczucia
bezpieczen´stwa. Wprawdzie Saul nie robi z tego tragedii,
ale domys´lam sie˛, z˙e czasami nie jest mu łatwo. Mała˛Megan
przes´laduja˛ senne koszmary, Robbie ma nerwice˛ z˙oła˛dka,
a Jemima, najbardziej opanowana i zro´wnowaz˙ona, tez˙
przeszła swoje i Saul bardzo sie˛ o nia˛ martwi. To był jeden
z gło´wnych powodo´w ich przeprowadzki. Saul jest wspania-
łym ojcem – podsumowała.

Tullah us´miechne˛ła sie˛ uprzejmie. Olivia moz˙e go sobie

wychwalac´ pod niebiosa, ale to w niczym nie zmieni jej
zdania na jego temat. Rzeczywis´cie, s´wietny z niego ojciec,
skoro pro´bował romansowac´ z Olivia˛, kiedy sam był z˙onaty.

– Ale przyjechałam do ciebie w innej sprawie – zreflek-

towała sie˛ Olivia. – Chciałam cie˛ zaprosic´ do nas na kolacje˛
w sobote˛.

Tullah popatrzyła na nia˛ podejrzliwie.
– Mam nadzieje˛, z˙e zbawcy Saula nie be˛dzie, co?

– zapytała zjadliwie.

– Nie, wyjez˙dz˙a słuz˙bowo do Brukseli. – Olivia udała, z˙e

nie słyszy sarkazmu w jej głosie. – Be˛da˛ jego dzieci. Zawsze
zostaja˛ u nas, kiedy wyjez˙dz˙a. Zreszta˛, to tylko na kilka dni.

– Zostaja˛ u ciebie? Czemu nie zatrudni kogos´ do dzieci

na stałe? Chyba go na to stac´?

– Stac´ go, owszem, ale chce, z˙eby dzieci wychowywały

sie˛ ws´ro´d rodziny. Tym sie˛ kierował, kiedy postanowił sie˛
tutaj przenies´c´. Nim do tego doszło, przedyskutował to
z nami i wszyscy na to przystali. Jestes´my jedna˛ rodzina˛
– powiedziała z naciskiem. – Musimy wzajemnie sobie

background image

pomagac´, byc´ razem na dobre i na złe. Po to ma sie˛ rodzine˛.
Oczywis´cie, czasami zdarzaja˛ sie˛ niesnaski czy nieporozu-
mienia, ale w ostatecznym rachunku to nie jest waz˙ne...
– zamys´liła sie˛, lekko kiwaja˛c głowa˛.

Po chwili mo´wiła dalej:
– Jasne, z˙e Saul mo´głby sobie kogos´ wynaja˛c´ na stałe do

dzieci, a nawet gdyby nie było go na to stac´, to zrobiłby
wszystko, pracowałby dzien´ i noc, byle tylko znalez´c´ na to
pienia˛dze. Ale po pierwsze, nie ma takiej potrzeby, a po
drugie, chodzi o cos´ innego: z˙eby nie wyrastały w poczuciu
izolacji, uzalez˙nienia od jedynego rodzica. Saul chce, by
widziały, jak wygla˛da wspo´lne z˙ycie rodziny, z˙e trzeba nie
tylko brac´, ale i dawac´, godzic´ sie˛ na kompromis; z˙e doros´li
moga˛ sie˛ kło´cic´ i spierac´, a mimo to nadal chca˛ byc´ razem.
Poza tym zalez˙y mu, by dorastały ws´ro´d swoich kuzyno´w,
przyjaz´niły sie˛ z nimi. Zawsze sie˛ stara, by wyjazdy trwały
jak najkro´cej, a kiedy wyjez˙dz˙a, dzieci zostaja˛ u nas albo
u Jenny i Jona. Kiedy Maddy jest na miejscu, zwykle sa˛
u niej, bo chce, by jej Leo nie wyro´sł na rozpuszczonego
jedynaka...

– Maddy? – Tullah popatrzyła pytaja˛co.
– To z˙ona mojego kuzyna Maxa. Mieszkaja˛ na stałe

w Londynie. Max jest wzie˛tym adwokatem, pracuje w jed-
nym z najlepszych, jes´li nie w najlepszym zespole. – Skrzy-
wiła sie˛ z nieche˛cia˛. – Prawde˛ mo´wia˛c, nie przepadam za
nim, choc´ moz˙e nie powinnam tego mo´wic´, bo według
powszechnej opinii jest wypisz, wymaluj jak mo´j ojciec.
Moz˙e w pewnym sensie... Tak czy inaczej – powiedziała,
zmieniaja˛c temat – Max jest oczkiem w głowie Grampsa
i zawsze zatrzymuja˛ sie˛ u niego.

– Caspar nie ma nic przeciwko temu, z˙e Saul zostawia

u was swoje dzieci? – ciekawie zapytała Tullah.

background image

– Caspar? Nie. Dlaczego miałby miec´ jakies´ obiekcje?
Tullah unikała jej wzroku.
– Hm... no, w kon´cu... ty i Saul...
– Mie˛dzy nami nic nie było – zapalczywie os´wiadczyła

Olivia. – Juz˙ raz wspomniałas´ cos´ na ten temat. Były drobne
nieporozumienia i przez jakis´ czas Caspar rzeczywis´cie
patrzył na Saula jak na rywala. Ale bardzo szybko zorien-
tował sie˛, z˙e naprawde˛ nie ma powodu, z˙e ja i Saul... Oboje
na pewnym etapie nie bardzo potrafilis´my poradzic´ sobie ze
swoimi problemami, a kiedys´, jeszcze jako nastolatka,
podkochiwałam sie˛ w Saulu. Na szcze˛s´cie, on okazał sie˛
bardzo dojrzały i zachował sie˛ nadzwyczaj rozsa˛dnie,
zupełnie nie zwracaja˛c na mnie uwagi. Caspar dobrze wie,
z˙e Saul nigdy nie był jego rywalem. Jestes´my kuzynami,
Tullah – powiedziała z naciskiem. – I tak go traktuje˛.
A Caspar i Saul bardzo sie˛ polubili i zaprzyjaz´nili – dodała
z us´miechem. – No, to jak be˛dzie z ta˛ kolacja˛? – zapytała,
zmieniaja˛c temat.

– Z przyjemnos´cia˛ przyjde˛ – powiedziała Tullah.
Nie było co wracac´ do plotek zasłyszanych podczas

wesela Olivii i Caspara. Olivia, to było jasne, widziała
w Saulu jedynie kuzyna. Ale czy on podzielał jej pogla˛d?
Czy nie była dla niego kims´ wie˛cej? No i ten jego stosunek
do zadurzonej w nim bez pamie˛ci Louise?

– Wiesz, przedwczoraj widziałam przepie˛kny dom – po-

wiedziała Tullah, w kilka minut po´z´niej odprowadzaja˛c
przyjacio´łke˛ do samochodu. – Nie, z˙eby było mnie kiedykol-
wiek stac´ na cos´ takiego, chyba z˙e wygrałabym w totka
– zas´miała sie˛. – Jest tam, na kon´cu. – Wskazała na droge˛
przechodza˛ca˛obok jej domu. – Jest cudowny. To stara farma:
ceglane mury, poczerniałe belki, okna w kamiennych obra-
mowaniach. Jest tam nawet jeziorko. Widziałas´ go kiedys´?

background image

– Hm... tak... Wiesz, Tullah...
– Wiem – przerwała jej ze s´miechem. – Ma siłe˛ wyrazu.

Gdyby jego włas´ciciel był samotny i choc´ odrobine˛ przystoj-
ny, nie wiem, czy bym sie˛ nie skusiła. Ja i pewnie połowa
damskiej populacji w Cheshire – dodała z us´miechem, ale
Olivia jakby nie podzielała jej rozbawienia.

Tullah w zamys´leniu patrzyła za znikaja˛cym autem.

Miała nadzieje˛, z˙e Olivia nie poczuła sie˛ dotknie˛ta wzmian-
ka˛ na temat jej zwia˛zku z Saulem. Nie chciała zrobic´ jej
przykros´ci, podobnie jak nie chciała okazac´ sie˛ ws´cibska.

A wie˛c Saul ma całkowita˛ opieke˛ nad dziec´mi. To ja˛

zaskoczyło. I to stawia go teraz w zupełnie innym s´wietle,
pomys´lała, powoli wracaja˛c do domu.

– Czes´c´, jestem Meg. A ty?
Tullah, kto´rej Olivia poradziła zostawic´ z˙akiet w sypialni

na go´rze, zatrzymała sie˛ i z ciekawos´cia˛ popatrzyła na
ubrana˛ w piz˙ame˛ dziewczynke˛, stoja˛ca˛ w otwartych
drzwiach.

– Czes´c´, Meg – powiedziała. – Ja jestem Tullah – dodała

z us´miechem, bo zawsze lubiła dzieci, a ta malutka istotka
była wprost urzekaja˛ca.

Była jak z obrazka: po ojcu miała zachwycaja˛ca˛, lekko

smagła˛ cere˛, a złocistobra˛zowe loki niesfornie kłe˛biły sie˛
nad ocienionymi ge˛stymi rze˛sami oczami w odcieniu orze-
chowego bra˛zu. Na obu policzkach widniały słodkie dołe-
czki. Dziewczynka patrzyła na nia˛ ciekawie.

Ale w tych oczach było cos´, co od razu ja˛ tkne˛ło.

Przypomniała sobie słowa Olivii o koszmarach dre˛cza˛cych
najmłodsze dziecko Saula. Pochyliła sie˛ ku niej.

– Czy przypadkiem nie powinnas´ byc´ teraz w ło´z˙ku?

– zagadne˛ła ja˛ spokojnie.

background image

– Powinnam – przyznała Meg i us´miechne˛ła sie˛ roz-

brajaja˛co. – Ale ciocia Livvy powiedziała, z˙e dzis´ na kolacji
be˛dzie jej przyjacio´łka, kto´ra˛ bardzo lubi, i chciałam cie˛
zobaczyc´.

– No to teraz, kiedy juz˙ mnie zobaczyłas´, chyba po´j-

dziemy sie˛ połoz˙yc´, co? – stanowczo zaproponowała Tul-
lah. – W kto´rym pokoju s´pisz?

– W tym – odrzekła dziewczynka, wskazuja˛c na jedne

z drzwi i wsuwaja˛c drobna˛ dłon´ w jej re˛ke˛. – Połoz˙ysz mnie
do ło´z˙ka? – zapytała. – Mo´j tatus´ zawsze to robi, ale teraz go
nie ma. Musiał pojechac´ w delegacje˛, poleciał samolotem
– dodała wyjas´niaja˛co. – Moja mamusia mieszka w Amery-
ce – powiedziała ni sta˛d, ni zowa˛d. – Polecielis´my do niej
samolotem, ale wcale mi sie˛ nie podobało. Jem i Robbiemu
tez˙ nie. Nie lubimy Palmera... to nowy tatus´ mamusi
– wyjas´niła po swojemu, ale Tullah domys´liła sie˛, z˙e chodzi
o drugiego me˛z˙a Hillary, kto´ry nie zaakceptował jej dzieci
z pierwszego małz˙en´stwa.

Nie mogła poja˛c´, jak mo´gł istniec´ ktos´ taki, musiał byc´

zupełnie bez serca. Przeciez˙ wystarczyło spojrzec´ na nie-
winna˛ twarzyczke˛ Meg, patrza˛ca˛ tak ufnie, by pokochac´ to
malen´stwo.

Otworzyła drzwi do sypialni. W sporym pokoju stały

cztery ło´z˙ka. Od razu zobaczyła wlepione w siebie spoj-
rzenia dwojga innych dzieci. Jak Meg, były łudza˛co podob-
ne do Saula, zwłaszcza starsza dziewczynka.

Poprowadziła Meg do jej ło´z˙eczka.
– Wiesz, to jest miejsce dla Amelii, jak troche˛ podros´nie

be˛dzie tu z nami spac´ – głos´nym szeptem poinformowała ja˛
dziewczynka. – Na razie jest za mała, teraz s´pi u siebie.

– Tylko z˙e nie moz˙e, bo jej nie dajesz – mrukne˛ła Jem,

siadaja˛c na swoim ło´z˙ku i uwaz˙nie przygla˛daja˛c sie˛ Tullah.

background image

– Wcale nie – z uraz˙ona˛ godnos´cia˛ zaprotestowała Meg.

– Ja tylko poszłam, z˙eby na nia˛ popatrzec´...

– Akurat! Widziałam, z˙e ja˛ ruszasz.
– Ale leciutko. Ona tak chciała.
– Kto ty jestes´?
Poprawiała pos´ciel i odgarniała kołdre˛ dla Meg, kiedy

nieoczekiwanie dobiegło ja˛ pytanie zadane przez milcza˛ce-
go dota˛d chłopca.

– Ona jest przyjacio´łka˛ cioci Livvy – nim zda˛z˙yła

otworzyc´ usta, odpowiedziała za nia˛ Meg. – Tatus´ zawsze
nam czyta na dobranoc. Ty tez˙ nam cos´ przeczytasz?
– zapytała błagalnie, wpatruja˛c sie˛ w nia˛ z rozbrajaja˛ca˛
niewinnos´cia˛.

Tullah znieruchomiała. Czuła wpatrzone w nia˛ milcza˛ce

spojrzenia dzieci. Na stoliku pod s´ciana˛ lez˙ały dziecie˛ce
ksia˛z˙eczki. Zaproszeni gos´cie jeszcze nie przyjechali, a Oli-
via stanowczo podzie˛kowała, kiedy zaproponowała jej
pomoc w kuchni.

– No dobrze, ale cos´ kro´tkiego – przystała. – Czego

chcecie posłuchac´?

– Przeczytaj nam to. – Meg sie˛gne˛ła pod ło´z˙ko i podała

jej schowana˛ tam ksia˛z˙eczke˛.

– W domu tata codziennie czyta nam jeden rozdział

– powiedziała Jem.

Tullah okryła Meg kołdra˛, us´miechne˛ła sie˛ do Jem.
– Nie obiecuje˛, z˙e przeczytam cały rozdział – zastrzegła

sie˛. – Pamie˛tasz, gdzie skon´czylis´cie?

– Tak... – Podeszła do niej i pokazała włas´ciwa˛ strone˛.
Stała tak blisko, z˙e czuła ciepło jej drobnego ciałka.

W przeciwien´stwie do młodszej siostry, Jem sprawiała
wraz˙enie nieufnego, czujnego zwierza˛tka, w kaz˙dej chwili
gotowego sie˛ bronic´.

background image

– Tylko czytaj wolno – powiedziała. – Meg jest jeszcze

mała i nie wszystko rozumie.

– Wcale nie! – gora˛co zaprzeczyła dziewczynka.
– Włas´nie z˙e tak – spokojnie sprostowała Jem. – Tatus´

nawet mnie czasami musi cos´ tłumaczyc´ – z powaga˛
zwro´ciła sie˛ do Tullah.

– Jes´li be˛dzie cos´, czego nie zrozumiecie, to od razu

powiedzcie, a ja wam wytłumacze˛ – obiecała Tullah. – No to
jak, moge˛ zaczynac´?

Sama sie˛ zdziwiła, kiedy po kilku minutach us´wiadomiła

sobie, jak bardzo wcia˛gne˛ła ja˛ czytana historia. Zasłuchane
dzieci chłone˛ły jej słowa. Meg nie odrywała od niej szeroko
otwartych oczu, pozostała dwo´jka przycupne˛ła obok niej.
Tullah, czuja˛c sie˛ za nie odpowiedzialna, kazała im sie˛
przynajmniej okryc´ kołdra˛, z˙eby nie zmarzły, bo choc´
w pokoju wcale nie było chłodno, to jednak...

Kiedy doszła do kon´ca rozdziału, nieche˛tnie zamkne˛ła

ksia˛z˙eczke˛.

– Moz˙e jeszcze chociaz˙ mały kawałek? – prosza˛co

odezwała sie˛ Meg.

Tullah pokre˛ciła głowa˛.
– Juz˙ nie – powiedziała. – Jes´li zaraz nie zejde˛ na do´ł,

Livvy przyjdzie na go´re˛ mnie szukac´.

– Wujek James tez˙ dzisiaj be˛dzie na kolacji – poinfor-

mowała ja˛ Meg. – On jest bardzo fajny, lubie˛ go. A ty masz
swojego tatusia? – zapytała.

– Ja...
– Jej nie chodzi o tatusia – wtra˛ciła sie˛ Jem. – Tylko o to,

czy masz me˛z˙a. Meg mys´li, z˙e ma˛z˙ to to samo co tatus´.

– Aha, rozumiem – z powaga˛ podzie˛kowała za wyjas´-

nienie Tullah. – No wie˛c ja nie mam me˛z˙a, Meg.

– Nasza mamusia i tatus´ juz˙ nie sa˛ małz˙en´stwem,

background image

prawda? – zaskoczyła ja˛ Meg, pytaja˛co patrza˛c na brata
i siostre˛, jakby oczekuja˛c od nich potwierdzenia.

– Mama i tata sie˛ rozwiedli – spokojnie odparł Robbie.

– Teraz mamusia mieszka w Ameryce.

– Tak, ale my mieszkamy tutaj z tatusiem, prawda?

– naciskała Meg, a Tullah s´cisne˛ło sie˛ serce, bo w oczach
całej tro´jki dostrzegła wyraz´ny niepoko´j.

– Moi rodzice tez˙ sie˛ rozwiedli – powiedziała, pro´buja˛c

dodac´ im otuchy.

– I mieszkałas´ z tatusiem? – ciekawie zapytała Meg.
– Nie, mieszkałam z moja˛ mama˛ – wyjas´niła Tullah.
Kilka minut po´z´niej usłyszała samocho´d podjez˙dz˙aja˛cy

pod dom i dz´wie˛k otwieranych frontowych drzwi. Lada
moment pojawi sie˛ tu Olivia. Czas skon´czyc´ rozmowe˛
i zmykac´ na do´ł. Zreszta˛, dla nich tez˙ juz˙ najwyz˙szy czas,
z˙eby poszły spac´.

– Nasza mamusia nas nie chce.
Spokojne, niemal beznamie˛tne stwierdzenie Jemimy

ogłuszyło ja˛. Zdawało sie˛ jej, z˙e czuje napie˛cie bija˛ce od
drobnego ciałka dziewczynki. Z trudem oparła sie˛ prag-
nieniu, by wzia˛c´ ja˛ w ramiona i mocno przytulic´. Ale choc´
z całej duszy im wspo´łczuje, to przeciez˙ jest dla nich obca˛
osoba˛.

– Czasami tak jest, z˙e doros´li musza˛ dokonac´ wyboru,

kto´ry... sprawia bo´l – zacze˛ła, ostroz˙nie dobieraja˛c słowa,
choc´ dobrze wiedziała, z˙e na miejscu ich mamy nigdy, na
pewno nigdy, nie posta˛piłaby jak ona, nie przedłoz˙yłaby
swoich potrzeb nad dobro własnych dzieci.

Drzwi otworzyły sie˛ nagle, w s´wietle wpadaja˛cym

z korytarza zarysowała sie˛ me˛ska sylwetka.

– Tatus´! – Meg z głos´nym okrzykiem zerwała sie˛ z ło´z˙ka

i rzuciła na Saula.

background image

– Co sie˛ tutaj dzieje? – z us´miechem w głosie zapytał

Saul, unosza˛c co´reczke˛ w go´re˛, wprawnie sadowia˛c
ja˛ sobie na ramieniu i mocno przytulaja˛c pozostała˛
dwo´jke˛.

– Tullah czytała nam ksia˛z˙ke˛ – wyjas´niła Meg.
– Mhm... i pewnie sama wpadła na taki pomysł, co?

– zaz˙artował Saul. – Juz˙ dawno powinnis´cie spac´, a nie
me˛czyc´ Tullah, z˙eby wam czytała. Przepraszam za nie
– zwro´cił sie˛ do dziewczyny.

– Nie ma za co – odrzekła szczerze. – Było mi bardzo

miło.

Tak było, ale teraz poczuła sie˛ zupełnie nie na miejscu.

W tej pogra˛z˙onej w mroku sypialni, gdzie Saul pochylał sie˛
nad ło´z˙eczkiem co´rki, naraz zacze˛ło brakowac´ jej powie-
trza, przepełniły ja˛ dziwne, nie znane dota˛d uczucia, jakby...
jakby...

– Ach, tu jestes´cie! – Głos Olivii przerwał coraz bardziej

cia˛z˙a˛ca˛ cisze˛. – Kolacja gotowa.

– Zabiore˛ dzieciaki do domu – powiedział Saul, ale

Olivia nie dała mu skon´czyc´.

– Nie ma mowy. Zostaja˛, a ty chodz´ na kolacje˛. Jak ci

sie˛ udało wro´cic´ tak szybko? – zainteresowała sie˛, kiedy
Saul poz˙egnał sie˛ z dziec´mi i stanowczo przykazał im
spac´.

– Spotkanie zostało odwołane. Przełoz˙ono je na inny

termin, wie˛c zamiast siedziec´ do jutra w Brukseli, po-
stanowiłem złapac´ wczes´niejszy samolot.

– Zejdz´cie, jak tylko be˛dziecie gotowi – powiedziała

Olivia. – Musze˛ was teraz zostawic´ i sprawdzic´ cos´ w kuchni
– powiedziała, pos´piesznie wychodza˛c z pokoju i zostawia-
ja˛c ja˛ sam na sam z dziec´mi i Saulem.

– Dobranoc, tatusiu – sennie wyszeptała Meg, nadstawiaja˛c

background image

buzie˛ do pocałunku, gdy Saul pochylił sie˛ nad jej ło´z˙eczkiem.
– Tullah niech tez˙ mnie pocałuje – dodała nieoczekiwanie,
ku zaskoczeniu dziewczyny.

Poczuła sie˛ niezre˛cznie, jednak ostroz˙nie wymine˛ła

Saula i podeszła do dziewczynki.

– Dobranoc, Tullah. Dzie˛kuje˛, z˙e nam poczytałas´

– powiedziała serdecznie Meg, kiedy Tullah musne˛ła jej
czoło.

Była odwro´cona do małej, ale czuła bliskos´c´ stoja˛cego

za nia˛ Saula, bija˛ce od niego ciepło. Prawie jakby
dotykała jego sko´ry... Zarumieniła sie˛ gwałtownie, stara-
ja˛c sie˛ opamie˛tac´, poskromic´ wioda˛ce na pokuszenie
mys´li. Ska˛d mi cos´ takiego w ogo´le przyszło do głowy?
– zastanowiła sie˛, kiedy wyszli z dziecie˛cego pokoju
i zacze˛li schodzic´ na do´ł.

I ska˛d to dziwne, przys´pieszone bicie serca? Przeciez˙ nie

z powodu Saula, to absolutnie, całkowicie wykluczone,
stwierdziła stanowczo, i naraz zabrakło jej tchu, bo nieocze-
kiwanie z´le postawiła noge˛ i straciła ro´wnowage˛.

Krzykne˛ła instynktownie, ale Saul w tej samej chwili

szybko wycia˛gna˛ł re˛ce, pochwycił ja˛ mocno i przycia˛gna˛ł
do siebie, nie pozwalaja˛c upas´c´.

Jeszcze przeraz˙ona, przywarła do niego bezwładnie,

zamkne˛ła oczy. Nogi miała jak z waty. Kiedy po´z´niej
wracała mys´la˛ do tamtego zdarzenia, z niesmakiem
stwierdzała, z˙e zachowała sie˛ jak drugorze˛dna aktorka
staraja˛ca sie˛ o role˛ w ,,Przemine˛ło z wiatrem’’. Tylko,
niestety, nie była delikatna˛, krucha˛ istotka˛, a nowoczesna˛
kobieta˛ z krwi i kos´ci, zapamie˛tale uprawiaja˛ca˛ gimnas-
tyke˛ i zaz˙ywaja˛ca˛, kiedy to tylko moz˙liwe, spacero´w na
s´wiez˙ym powietrzu.

Trzymał ja˛ w ramionach, ale nawet najdrobniejszy gest

background image

nie s´wiadczył, by robiło to na nim jakiekolwiek wraz˙enie,
us´wiadomiła sobie Tullah.

Owszem, serce biło mu troche˛ szybciej. Podtrzymywał ja˛

mocno, czuła napie˛te pod sko´ra˛ mie˛s´nie. Jest takim dobrym,
bezpiecznym oparciem, a to miejsce mie˛dzy jego szyja˛
a policzkiem, gdzie połoz˙yła głowe˛, jest tak cudownie
wygodne, zupełnie jakby specjalnie dla niej...

– Ja... Juz˙ moz˙esz mnie pus´cic´ – zacze˛ła, staraja˛c sie˛,

by jej głos zabrzmiał lekko i bezosobowo, ale zamiast
tego z jej gardła wydobyło sie˛ nies´miałe, drz˙a˛ce tchnie-
nie.

– To dobrze, bo juz˙ zacza˛łem sie˛ bac´, z˙e dłuz˙ej nie dam

rady. Moja wytrzymałos´c´ ma granice – odparł kro´tko.

Wzburzona tym stwierdzeniem gwałtownie szarpne˛ła sie˛

w tył, gdy Saul ostroz˙nie stawiał ja˛ na podłodze. Moz˙liwe,
z˙e przesadza, z˙e nie powinna az˙ tak brac´ sobie do serca jego
sło´w, bo przeciez˙ nie jest pio´rkiem, ale z drugiej strony
mo´głby sie˛ powstrzymac´ od takich uwag.

– Przepraszam, jes´li jestem za cie˛z˙ka – powiedziała

nieszczerze, kiedy juz˙ stane˛ła na własnych nogach i ostroz˙-
nie zeszła kilka stopni w do´ł. Tym razem dla pewnos´ci
trzymała sie˛ pore˛czy.

– Wcale tego nie powiedziałem – odparł, zniz˙aja˛c głos

i wycia˛gaja˛c re˛ke˛, by ostroz˙nie poprawic´ jej kołnierz.

Zaparło jej dech. Ten mimowolny, niemal ojcowski gest

zupełnie ja˛ zaskoczył. Ro´wnie dobrze mogła wyobrazic´
sobie, z˙e z taka˛ uwaga˛ i czułos´cia˛ pochyla sie˛ nad własnymi
dziec´mi. Nie mogła zebrac´ mys´li, zastanowic´ sie˛ nad jego
słowami. Ale jes´li chce sie˛ teraz wycofac´, udawac´, z˙e tamta
aluzja nie dotyczyła jej wagi...

Jego dłon´ nadal spoczywała na jej ramieniu, palce

dotykały sko´ry w wycie˛ciu kołnierzyka.

background image

Na go´rze dzieci juz˙ dawno ucichły. Stali w milczeniu,

zupełnie sami, w ciszy spowijaja˛cej mroczne, wa˛skie scho-
dy.

Jes´li nie chodziło mu o jej wage˛, to co miały znaczyc´ jego

słowa?

Odwro´ciła sie˛, by zadac´ mu to pytanie, ale nie mogła

tego zrobic´, po prostu nie mogła, bo przy tym nagłym
ruchu jego dłon´, kto´ra˛ trzymał na jej ramieniu, opadła na
dekolt.

Znieruchomiała. Czuła ciepło jego palco´w, gora˛cy dotyk

sko´ry. Poruszyła sie˛ gwałtownie, by ja˛ strza˛sna˛c´.

Ten nieopanowany ruch tylko pogorszył sprawe˛, bo

lekka tkanina poruszyła sie˛ razem z jego dłonia˛, pogłe˛biaja˛c
wycie˛cie dekoltu. Usłyszała, z˙e wstrzymał dech. Patrzył na
pobłyskuja˛ca˛ sko´re˛.

– Pus´c´ mnie! – wydusiła ze złos´cia˛, zbyt po´z´no zdaja˛c

sobie sprawe˛, z˙e zrobiła to odrobine˛ po czasie. Powinna
była zadziałac´ natychmiast, nie czekac´. Nawet tych kilku
sekund.

Cofna˛ł dłon´. Co ja najlepszego wyrabiam? – przemkne˛ło

mu przez mys´l. Przeciez˙ jest dorosły, powinien umiec´ sie˛
opanowac´, odegnac´ od siebie te gora˛ce rojenia o Tullah
poddaja˛cej sie˛ jego pieszczocie, roznamie˛tnionej i uległej.

Wystarczyło spojrzec´ na jej ws´ciekła˛ mine˛, kiedy od-

skoczyła od niego na bezpieczna˛ odległos´c´, by pozbyc´ sie˛
złudzen´, z˙e kiedykolwiek podzieli te jego fantazje.

– No, chodz´cie na do´ł, przyszłam was zabrac´ – usłyszeli

z dołu głos Olivii.

Tullah pos´piesznie zbiegła po schodach, daremnie od-

pychaja˛c od siebie natre˛tne mys´li. Czy tylko sie˛ jej zdaje,
czy jej ciało naprawde˛ wyrywa sie˛ do niego, łaknie jego
dotyku?

background image

Nie, to niemoz˙liwe. Co´z˙ za bzdury przychodza˛ jej do

głowy! Przeciez˙ go nie znosi, a teraz jest do niego zraz˙ona
jeszcze bardziej. Na pewno nie da mu sie˛ poderwac´. A te
głupie pragnienia, jakie nieoczekiwanie wzbudziła jego
bliskos´c´, jak najszybciej musi wymazac´ z pamie˛ci.

– Nie, nie wierze˛! – zachichotała Tullah, słuchaja˛c

opowies´ci Jamesa o chłopie˛cych wyczynach jego i kuzyno´w
z Chester. – To niemoz˙liwe!

– To jeszcze nic – us´miechna˛ł sie˛ James. – Jak nie

wierzysz, to zapytaj Saula, on ci powie. Podczas letnich
wakacji na niego spadała cała odpowiedzialnos´c´ za młodszych.

– Biedny Saul, niez´le ci sie˛ za nas obrywało! – uz˙aliła sie˛

nad nim Olivia. – Nieraz dalis´my ci w kos´c´. Pamie˛tam, jak
kiedys´ przyjechałes´ z rodzicami do Grampsa i miałes´ sie˛
nami opiekowac´.

– Tez˙ to pamie˛tam – potwierdził Saul. – I do tej pory sie˛

dziwie˛, z˙e nie osiwiałem w wieku osiemnastu lat.

Tullah przysłuchiwała sie˛ ich przekomarzaniom z leciutkim

ukłuciem zazdros´ci. Wprawdzie była zz˙yta z siostra˛, a mama,
jak tylko mogła, pro´bowała wynagrodzic´ im brak ojca, to
jednak boles´nie odczuła konsekwencje rozwodu rodzico´w.
Kiedy to sie˛ stało, była zdana sama na siebie, bo w tym czasie
Lucinda była na studiach. Czuła sie˛ wtedy zupełnie opuszczona
i bardzo samotna. Nic dziwnego, z˙e zazdros´ciła teraz Olivii i jej
krewniakom ła˛cza˛cej ich przyjaz´ni i poczucia przynalez˙nos´ci
do jednej rodziny, pewnos´ci, z˙e zawsze moga˛na siebie liczyc´,
z˙e bez wzgle˛du na dziela˛ce ich czasami ro´z˙nice pogla˛do´w czy
drobne kło´tnie, nigdy jedno drugiego nie zawiedzie, z˙e zawsze
be˛da˛ trzymac´ sie˛ razem.

– Pamie˛tasz, jak kiedys´ uczyłes´ nas łowic´ ryby? – zapy-

tał James.

background image

– Jasne – skrzywił sie˛ Saul. – I jak mnie nie posłuchałes´

i wpadłes´ do wody.

– Kazałes´ nam wtedy szybko wracac´ do domu i suszyłes´

Jamesa przy kuchni – zas´miała sie˛ Olivia. – Naraz weszła
ciocia Ruth. Mys´lelis´my, z˙e be˛dzie awantura, ale ona tylko
zmierzyła nas wzrokiem i zabrała Jamesa, z˙eby szybko
wzia˛ł gora˛ca˛ ka˛piel i przebrał sie˛ w suche rzeczy.

– A nazajutrz zaprowadziła nas nad wode˛ i mielis´my

praktyczna˛ nauke˛ ratowania topielco´w.

– Wiesz, Saul, kiedy teraz wracam do tamtych czaso´w,

mys´le˛, z˙e to prawdziwy cud, z˙e przez nas nie osiwiałes´ albo
z˙e nas wszystkich nie potopiłes´.

– Nie powiem, z˙eby mnie nie kusiło – mrukna˛ł Saul.
Tullah nie pamie˛tała, kiedy ostatnio tak przyjemnie

spe˛dziła wieczo´r, czego nie omieszkała powiedziec´ Olivii,
kiedy panowie znikne˛li w kuchni, by pozmywac´ po kolacji,
a one zasiadły spokojnie z filiz˙anka˛ kawy.

– Ten James jest uroczy – ciepło dodała na koniec.
– Prawda? – z zadowolona˛ mina˛ zgodziła sie˛ Olivia.

– Przypuszczałam, z˙e ci sie˛ spodoba. Powinnas´ skorzystac´
z jego propozycji i dac´ sie˛ oprowadzic´ po zamku w Chester.
Jeszcze nie tak dawno temu trzymano tam wie˛z´nio´w. Zreszta˛,
cała historia zamku jest bardzo interesuja˛ca.

– Mo´wił mi, z˙e specjalizuje sie˛ w pozwach przeciwko

lekarzom i słuz˙bie zdrowia.

– Owszem. I, choc´ po dzisiejszym wieczorze pewnie ci

trudno uwierzyc´, jest znakomitym oskarz˙ycielem. Patrza˛c na
niego i Luke’a, jego brata, kto´ry jest obron´ca˛, powiedziałabys´
raczej, z˙e jest odwrotnie. Och, dobrze, z˙e sobie przypomnia-
łam. Musze˛ zadzwonic´ do Bobbie. Bardzo chce ciebie poznac´.

Tullah popatrzyła na nia˛ z zaciekawieniem.
– Ona tez˙ pochodzi z prawniczej rodziny – wyjas´niła

background image

Olivia. – Ojciec jest prawnikiem, choc´ chwilowo zarzucił
praktyke˛ i zaja˛ł sie˛ polityka˛. Bobbie postanowiła przez
pierwsze lata byc´ w domu z Francesca˛, ale cia˛gnie ja˛ do
pracy. Jon i ja namawiamy ja˛, by doła˛czyła do nas,
przynajmniej na cze˛s´c´ etatu.

Kiedy me˛z˙czyz´ni wro´cili z kuchni, Tullah zerkne˛ła na

zegarek.

– Och, musze˛ sie˛ zbierac´! – Pos´piesznie dokon´czyła

kawe˛ i poderwała sie˛ z miejsca. – Nie mys´lałam, z˙e juz˙ tak
po´z´no...

– A moz˙e zostawisz samocho´d, James cie˛ odwiezie?

– zaproponowała Olivia, widza˛c ukradkowe ziewnie˛cie
przyjacio´łki. – Wro´cisz po niego rano.

To była kusza˛ca perspektywa, nie tylko ze wzgle˛du na

miłe towarzystwo Jamesa, ale na pochwycone ka˛tem oka
niezadowolone skrzywienie Saula, jakim przyja˛ł słowa
Olivii. Chyba jej propozycja nie bardzo przypadła mu do
gustu.

Co on sobie wyobraz˙a? Z

˙

e skoro zupełnie naturalnie

powstrzymał ja˛ przed upadkiem ze schodo´w, to ona juz˙
mys´li sobie nie wiadomo co? Jakz˙e jest s´mieszny! I jakz˙e
typowy. Beznadziejnie pro´z˙ny i skoncentrowany wyła˛cznie
na własnej osobie. Od razu powinna to wiedziec´.

I wcale nie jest tak, z˙e szuka w nim złych stron. Przeciez˙

od samego pocza˛tku nie darzy go sympatia˛. Nie musi sobie
wmawiac´, z˙e on jest okropny.

– Nie, naprawde˛ dzie˛kuje˛ – stanowczo zbyła namowy

Jamesa, kto´ry z ochota˛ podchwycił mys´l Olivii.

– Szkoda – us´miechna˛ł sie˛ z z˙alem, mocno ujmuja˛c jej

dłon´ na poz˙egnanie.

Saulowi podała ledwie kon´ce palco´w. Poz˙egnała go

chłodno, trzymaja˛c sie˛ od niego jak najdalej. Ruszyła do

background image

samochodu. Lecz pie˛c´ minut po´z´niej, co wydało sie˛ jej
jeszcze bardziej s´mieszne i z˙ałosne, nieoczekiwanie i z za-
skakuja˛ca˛ ostros´cia˛, przypomniała sobie ciepło bija˛ce od
jego ciała, kiedy trzymał ja˛ tam na schodach, dziwna˛
przyjemnos´c´, poczucie bliskos´ci i bezpieczen´stwa, kto´re
opus´ciły ja˛ razem z nim.

background image

ROZDZIAŁ SZO

´

STY

No tak, jesienia˛ musi pamie˛tac´, by przycia˛c´ gałe˛zie tego

pie˛knego jaworu rosna˛cego z boku domu. Był w pełni
rozkwitu, kiedy go po raz pierwszy ujrzała, ale opadaja˛ce
lis´cie zapychaja˛ rynny. Przez lata musiało sie˛ ich sporo
nazbierac´; nic dziwnego, z˙e deszczo´wka ciekła po s´cianach.
Najwyz˙szy czas je oczys´cic´. To dlatego rano kupiła drabine˛.

W dz˙insach i ochronnych re˛kawicach zacze˛ła ostroz˙nie

wspinac´ sie˛ po stopniach. Pocza˛tkowy le˛k usta˛pił, gdy
przekonała sie˛, z˙e wszystko jest w porza˛dku, jes´li tylko nie
porusza sie˛ za szybko i nie patrzy w do´ł. Powoli usuwała
nagromadzone lis´cie.

– Poszło! – wykrzykne˛ła z zadowoleniem, wycia˛gaja˛c

zbity kła˛b lis´ci i zanieczyszczen´. Teraz rynna powinna byc´
odblokowana.

Pochłonie˛ta praca˛ niemal nie zwro´ciła uwagi na przejez˙-

dz˙aja˛cy droga˛ samocho´d. Kiedy sie˛ zatrzymał, pomys´lała,
z˙e sa˛siadki maja˛ gos´ci.

Dopiero uradowany głos małej Meg uzmysłowił jej, z˙e

sie˛ myliła. Przypuszczalnie Olivia zabrała dzieci i przyje-
chała ja˛ odwiedzic´.

background image

– Poczekajcie, juz˙ schodze˛! – zawołała pogodnie i za-

cze˛ła ostroz˙nie zsuwac´ sie˛ z drabiny.

– Tatusiu! Chodz´ zobaczyc´ Tullah!
Tatusiu!
Z dziec´mi był Saul!
Nie zastanawiaja˛c sie˛ wiele, odwro´ciła sie˛ i od razu tego

poz˙ałowała. Zawsze miała le˛k wysokos´ci i gdyby nie silne
postanowienie, z˙e musi sobie sama poradzic´, za nic by nie
weszła na drabine˛. Zawirowało jej w głowie, do tego
doła˛czyła sie˛ s´wiadomos´c´, z˙e na dole stoi Saul, a ona jest
dopiero w połowie drogi. Poczuła sie˛ dziwnie niewyraz´nie,
kurczowo zacisne˛ła palce. Oczy rozszerzyły sie˛ jej ze
strachu.

– Nie patrz na do´ł! – usłyszała podniesiony głos Saula,

kto´ry widac´ doskonale odczytał jej stan. – Nie! Nie patrz na
do´ł! – powto´rzył ze złos´cia˛, kiedy nie usłuchała, tylko
podniosła re˛ke˛ do czoła, by odegnac´ słabos´c´.

Niepotrzebnie to zrobiła. Usłyszała, jak wpatrzone w nia˛

dziewczynki wstrzymuja˛ oddech. Z przeraz˙enia obie były
blade jak s´ciana.

– Tullah, trzymaj sie˛ obiema re˛kami drabiny. Powoli

schodz´ w do´ł – instruował ja˛ Saul.

Z trudem przełkne˛ła s´line˛. Słyszała, co do niej mo´wi,

wiedziała, co powinna zrobic´. Doskonale zdawała sobie
z tego sprawe˛, ale z jakiegos´ niezrozumiałego powodu, nie
mogła... W z˙aden sposo´b nie zejdzie z tej drabiny... to
niemoz˙liwe. Spro´bowała sie˛ odwro´cic´ i zamarła, bo Saul
rykna˛ł na nia˛ z nie skrywana˛ ws´ciekłos´cia˛:

– Nie! Nie! Nie ruszaj sie˛!
Nie ruszaj sie˛. Czy ten głupek nie widzi, z˙e nawet nie ma

zamiaru sie˛ sta˛d ruszyc´? Gdyby tak zamkna˛c´ oczy i znalez´c´
sie˛ na dole... Tego najbardziej by chciała, bo inaczej... Nie

background image

ma szans, z˙e zdoła zejs´c´ z tej okropnej, niebezpiecznej
drabiny, kto´ra chwieje sie˛ przy najlz˙ejszym oddechu. Jes´li
tylko uda sie˛ jej szcze˛s´liwie dotrzec´ na do´ł, to od razu
pojedzie do sklepu i powie, co mys´li o tej ich atestowanej
drabinie. A miała byc´ bezpieczna... Wszystko moz˙na powie-
dziec´, ale na pewno nie to, z˙e czuje sie˛ na niej bezpiecznie...

– Tatusiu, szybko! Ona zaraz zleci! – dobiegł ja˛ zduszo-

ny z przeraz˙enia okrzyk Meg.

Usłyszała jeszcze, jak stoja˛cy obok siostry Robert rzucił

z niesmakiem:

– Dziewczyny...
Poddała sie˛ i zamkne˛ła oczy. Tak było lepiej. Przynaj-

mniej nie widziała kołysza˛cego sie˛ daleko pod nia˛gruntu ani
chwieja˛cej sie˛ na wszystkie strony drabiny. Czuła wpraw-
dzie jej ruch, ale nie patrzyła na zmieniona˛ twarz Saula!

– Tullah, pus´c´ drabine˛. Pus´c´ ja˛.
Nie mogła go posłuchac´. Nawet jes´li stał na drabinie, tuz˙

pod nia˛.

– Posłuchaj mnie, Tullah. Pus´c´ ja˛ i odwro´c´ sie˛, a wtedy

powiem ci, jak masz schodzic´. To be˛dzie łatwe.

– Ja... ja... nie moge˛ – wyszeptała. – Nie moge˛.
Za nic sie˛ nie odwro´ci. Wzdrygne˛ła sie˛, widza˛c, z˙e Saul

wchodzi coraz wyz˙ej. Przeciez˙ ta drabina nie wytrzyma ich
cie˛z˙aru, zaraz sie˛ zes´lizgnie i oboje spadna˛ na ziemie˛,
porania˛ sie˛...

Saul zakla˛ł pod nosem i nim zorientowała sie˛, co

zamierza, wspia˛ł sie˛ wyz˙ej i siła˛ oderwał jej re˛ce. Ogarne˛ła
ja˛ panika.

– Nie ruszaj sie˛! – warkna˛ł rozkazuja˛co. – Bo oboje

skre˛cimy kark – dodał, straz˙ackim sposobem zarzucaja˛c ja˛
sobie na plecy, a kiedy nabrała powietrza i zamkne˛ła oczy,
ostroz˙nie zacza˛ł schodzic´.

background image

– Ale s´miesznie wygla˛dałas´ – zas´miała sie˛ Meg, kiedy

Saul wreszcie dotarł na ziemie˛ i postawił Tullah na nogi.
– Jestes´ bardzo dzielny, tatusiu, z˙e ja˛ uratowałes´.

Uratował ja˛? Oczy błysne˛ły jej złos´cia˛. Podniosła głowe˛,

odrzuciła w tył włosy. Opadły bujna˛ masa˛ na ramiona, bo
zapodziała sie˛ gdzies´ gumka, kto´ra˛ były s´cia˛gnie˛te.

– Nie musiałbys´ mnie ratowac´, gdybys´ mnie najpierw

nie przestraszył! – napadła na Saula. – S

´

wietnie sobie

radziłam, po´ki nie przyjechalis´cie.

– Tak? – zapytał sucho. – Powiedz mi, ile razy wczes´niej

byłas´ na takiej wysokiej drabinie?

– Jakos´ udało mi sie˛ wejs´c´ bez problemu – parskne˛ła.
– Wchodzenie jest łatwe – powiedział Robert, choc´ nikt

go o to nie pytał. – Problem zaczyna sie˛, kiedy chcesz zejs´c´.

– Tullah włas´nie nam to pokazała – spokojnie pod-

sumował Saul. Odwro´cił sie˛ do niej, by dzieci nie mogły
usłyszec´ jego sło´w. – Gdybym miał inny charakter, to
mo´głbym sobie pochlebiac´, z˙e celowo tam weszłas´, by
wpas´c´ mi w ramiona – powiedział, zniz˙aja˛c głos. – Ale jes´li
naprawde˛ ci o to chodziło...

– Nie! – wykrzykne˛ła z ws´ciekłos´cia˛, zapominaja˛c

o obecnos´ci dzieci. Nie chciała jednak widziec´ jego roz-
bawionych oczu i wygie˛tych w us´miechu ust. – Twoje
ramiona to ostatnie miejsce, o jakim mogłabym marzyc´
– powiedziała zjadliwie. – A ty jestes´ ostatnim me˛z˙czyzna˛,
z jakim...

– Tullah, uwaz˙aj – ostro przerwał jej Saul. – Inaczej...
– Inaczej co? – wypaliła ze złos´cia˛. – Pomys´lisz, z˙e cie˛

prowokuje˛? Z

˙

e podobaja˛ mi sie˛ tacy, kto´rym najbardziej

zalez˙y na zaliczeniu kolejnych panienek?

– Na Boga! – obruszył sie˛, a jego us´miech zgasł w jednej

chwili. Patrzył na nia˛ z politowaniem. – Wspo´łczuje˛ faceto-

background image

wi, kto´ry na ciebie trafi. Ale cos´ ci wyjas´nie˛... To, co
mo´wiłas´, w z˙aden sposo´b mnie nie dotyczy. W z˙aden sposo´b
– dodał z naciskiem. – Zacznijmy od tego, z˙e...

– ...z˙e nie jestem w twoim typie – podpowiedziała

z pasja˛. – Oczywis´cie. Wolisz naiwne, niedos´wiadczone
ga˛ski, prawda? Młodziutkie dziewczyny, kto´re nie sa˛ w sta-
nie cie˛ rozszyfrowac´...

Była tak wzburzona, z˙e nadal nie pamie˛tała o stoja˛cych

obok dzieciach. Wprawdzie rozmawiali przyciszonymi gło-
sami, ale istnieja˛ce mie˛dzy nimi napie˛cie było doskonale
wyczuwalne. Us´wiadomiła to sobie dopiero wtedy, gdy
rozległ sie˛ drz˙a˛cy głosik Meg:

– Tato...
Opamie˛tała sie˛ natychmiast. S

´

cisne˛ło ja˛ w gardle i po-

czuła łzy w oczach, widza˛c, jak Saul błyskawicznie pochyla
sie˛ nad mała˛, bierze na re˛ce, przemawia do niej z czułos´cia˛.

Jej ojciec nigdy taki nie był. Ani tamten me˛z˙czyzna,

kto´ry tak boles´nie zawio´dł jej młodzien´cza˛, niedojrzała˛
miłos´c´.

Dziewczynka ukryła gło´wke˛ na piersi Saula. Tullah

wzdrygne˛ła sie˛, czuja˛c na sobie jego ostre spojrzenie.

Jemima i Robert przysune˛li sie˛ do ojca, jakby oboje

chcieli go osłonic´. Tullah przełkne˛ła s´line˛.

– Bardzo mi miło, z˙e tata przywio´zł was do mnie

w odwiedziny... – zacze˛ła.

– Wcale nie – przerwała jej Jemima. – Jechalis´my do

domu, ale zobaczylis´my cie˛ na drabinie i tata powiedział, z˙e
to nie wygla˛da bezpiecznie.

Jechali do domu. Tullah zmarszczyła brwi. Przeciez˙ ta

droga prowadziła tylko do starej farmy, kto´ra˛ niedawno
z takim zachwytem opisywała Olivii.

Wie˛c to Saul tam mieszka!

background image

– Przepraszam, z˙e przeze mnie zmarnowalis´cie tyle

czasu – wydusiła, unikaja˛c wzroku Saula.

– Przyjedziesz do nas kiedys´, prawda? – przymilnie

poprosiła Meg, wychylaja˛c sie˛ z obje˛c´ ojca i kłada˛c re˛ke˛ na
jej ramieniu. – Poczytasz mi troszke˛, a jak be˛dziesz chciała,
to moz˙esz pobawic´ sie˛ moja˛nowa˛Barbie... ona ma mno´stwo
ubranek i własny samocho´d i...

Stoja˛ca tuz˙ za nia˛ Jem prychne˛ła z niesmakiem.
Bez słowa patrzyła, jak Saul przykazuje dzieciom poz˙eg-

nac´ sie˛ ładnie, a potem prowadzi je do auta.

Drabina nadal stała oparta o s´ciane˛ domu. Tullah zmie-

rzyła ja˛ pose˛pnym spojrzeniem.

– To wszystko przez ciebie – mrukne˛ła z nieche˛cia˛.

– Gdyby nie ty...

Rzeczywis´cie wpadła mu prosto w ramiona. Zupełnie

jakby to sobie zaplanowała. A przeciez˙... wolałabym wpas´c´
w kłe˛bowisko z˙mij, stwierdziła stanowczo, chociaz˙ moz˙e
nie do kon´ca szczerze.

– Och, z˙ebym nie zapomniała, mam smakowita˛ kostke˛

dla twojego psiaka.

– A juz˙ mys´lałam, z˙e wszystko poszło do tego garnka

– rozes´miała sie˛ Olivia, patrza˛c na stoja˛ca˛ przy kuchni
Tullah. – Włas´ciwie, co ty tam pichcisz? – zapytała,
pro´buja˛c odwro´cic´ uwage˛ Tullah od poprzedniego tematu
rozmowy.

– Zupe˛ z poro´w i kurczaka – odrzekła Tullah. Nie dała

sie˛ zwies´c´. – Szkoda jednak, z˙e mi nie powiedziałas´, z˙e ten
dom na kon´cu drogi nalez˙y do Saula...

– Zupa z poro´w i kurczak... przepadam za tym.
– Jeszcze nie sa˛ gotowe i długo nie be˛da˛, jes´li be˛dziesz

mnie rozpraszac´ – ostrzegła ja˛ Tullah.

background image

– No co´z˙, znam twoje zdanie na temat Saula, wie˛c nie

chciałam ci mo´wic´, z˙e two´j wymarzony dom nalez˙y do
niego.

– A wiesz, jak sie˛ czułam, kiedy okazało sie˛, z˙e wcale

nie przyjechali mnie odwiedzic´, tylko po prostu wracali do
siebie?

– Dajmy juz˙ spoko´j Saulowi. Zapomnij o nim – zbyła ja˛

Olivia. – Powiedz mi lepiej, co mys´lisz o Jamesie.

Zapomniec´ o Saulu? Gdyby tylko to było moz˙liwe!

Olivii nawet sie˛ nie s´ni, ile by za to dała!

– O Jamesie? Lubie˛ go – powiedziała szczerze. – Fajny

z niego facet.

– Podoba ci sie˛! – ucieszyła sie˛ Olivia. – Wiedziałam, z˙e

tak be˛dzie. Powinnas´ zaprosic´ go na obiad czy kolacje˛.
Me˛z˙czyz´ni lubia˛ gotowac´.

Tullah popatrzyła na nia˛ podejrzliwie.
– Ja tez˙ lubie˛ – powiedziała z naciskiem. – Dlatego to

robie˛.

– Ale masz cały gar jedzenia, a duz˙o przyjemniej jes´c´

w towarzystwie – triumfuja˛cym tonem rzuciła Olivia.

– Wcale nie jem sama – oznajmiła Tullah, us´miechaja˛c

sie˛ zagadkowo.

– Zaprosiłas´ Jamesa na kolacje˛...? To czemu od razu nie

powiedziałas´? – Olivia nie kryła podniecenia.

– Nie Jamesa. Mary i Ivy z sa˛siedztwa – sprostowała

Tullah.

Olivia popatrzyła na nia˛ dziwnie.
– Ale rozmawiałas´ z Jamesem – powiedziała domys´lnie.
– Tak – potwierdziła kro´tko i szybko sie˛ poddała.

– Umo´wiłam sie˛ z nim na s´rode˛, na drinka.

– Wiedziałam, z˙e przypadniecie sobie do gustu!

– us´miechne˛ła sie˛ Olivia.

background image

– To s´wietny chłopak. Lubie˛ go – powiedziała Tullah

i dodała, by nie pozostawiac´ z˙adnych niedomo´wien´: – Ale
wyła˛cznie jako kumpla.

– Jasne – przystała Olivia.
– Mary i Ivy sa˛ bardzo miłe, maja˛ mno´stwo do powie-

dzenia. Sa˛ doskonale zorientowane w historii tego regionu.
Dowiedziałam sie˛ od nich, z˙e tereny, na kto´rych teraz
rozbudowuje sie˛ Aarlston, przed laty były polem bitwy.
Wczes´niej nie miałam o tym poje˛cia.

– To było w czasie wojny domowej – potwierdziła

Olivia. – Haslewich lez˙ało na przecie˛ciu szlako´w hand-
lowych z po´łnocy na południe i ze wschodu na zacho´d.
W czasach rzymskich transportowano te˛dy so´l do Chester
i do porto´w. To włas´nie od soli zacza˛ł sie˛ rozwo´j i stopniowe
bogacenie sie˛ regionu.

– Dzie˛ki za lekcje˛ historii – zaz˙artowała Tullah.
– Nasze miasteczko ma bardzo ciekawa˛ przeszłos´c´

– Olivia dzielnie broniła rodzinnych stron. – I nadal idzie do
przodu. Zobacz, w jakim tempie staje sie˛ os´rodkiem biznesu
i nowoczesnej technologii. A skoro juz˙ o tym mo´wimy, to
powiedz mi, jak ci sie˛ podoba nowa praca? – zapytała,
zmieniaja˛c temat.

– Bardzo – szczerze odrzekła Tullah. – I nawet trud-

no dokładnie okres´lic´ dlaczego. Moz˙e dlatego, z˙e jestes´-
my z dala od wielkiego miasta, z˙e z˙ycie toczy sie˛ tutaj
innym rytmem? Nie wiem. Ale bardzo mi odpowiada
panuja˛ca w naszym dziale atmosfera; kaz˙dy ma poczucie,
z˙e jest cze˛s´cia˛ zespołu, z˙e pracujemy dla wspo´lnej spra-
wy, wszyscy sa˛ otwarci i w kaz˙dej chwili che˛tni do
pomocy.

– Mhm... podobno najwie˛kszy wpływ na atmosfere˛

w zespole zwykle ma ten, kto nim kieruje, a Saul ma opinie˛

background image

człowieka, kto´ry w kaz˙dym potrafi dostrzec najlepsze
strony, dac´ mu motywacje˛ i poczucie, z˙e jest doceniany.

– Prawde˛ mo´wia˛c, rzadko go widuje˛, a z tego, co słysze˛,

on raczej niewiele czasu spe˛dza w biurze – nieco lek-
cewaz˙a˛co powiedziała Tullah.

– Moz˙liwe, ale z pewnos´cia˛ ma całkowita˛ kontrole˛ nad

tym, co sie˛ dzieje i jak posuwaja˛sie˛ sprawy. A co do tego, z˙e
rzadko bywa na miejscu... – Olivia zachmurzyła sie˛ nieco.
– Mys´le˛, z˙e to tylko chwilowo. Zmienił stanowisko gło´wnie
ze wzgle˛du na to, by miec´ czas dla dzieci.

Tullah nie skomentowała tego stwierdzenia. Dla jej

spokoju sumienia byłoby lepiej, gdyby jednak okazał sie˛
złym ojcem, ale musiała przyznac´, z˙e pomyliła sie˛ w jego
ocenie.

Podobnie jak chciałaby nadal wierzyc´, z˙e wykorzystał

swoja˛ prawnicza˛ wiedze˛, by podste˛pnie zdobyc´ prawa do
dzieci, ale uczciwos´c´ kazała jej przyznac´, z˙e to ro´wniez˙ nie
było prawda˛.

Przyznano mu opieke˛ nad dziec´mi nie dlatego, z˙e chciał

cos´ na tym wygrac´, ale dla ich dobra. Pragne˛ły tego i one,
i ich matka.

No dobrze. Niech wie˛c sobie be˛dzie idealnym ojcem, ale

to nie zmienia faktu, z˙e pro´bował uwies´c´ Olivie˛, a teraz
zastawia sidła na nastoletnia˛ kuzynke˛, kto´ra nie dos´c´, z˙e jest
z nim spokrewniona, to mogłaby byc´ jego co´rka˛.

I jest wystarczaja˛co, nawet duz˙o wie˛cej niz˙ wystarczaja˛co,

przystojny i me˛ski, by na jego widok serce biło jej mocniej.
A co dopiero mo´wic´ o niedos´wiadczonej dziewczynie.

– Wiesz, nie moge˛ juz˙ doczekac´ sie˛ balu organizowane-

go przez wasza˛ firme˛ – wyznała Olivia. – Zapowiada sie˛, z˙e
to be˛dzie najwaz˙niejsze wydarzenie tego lata. Podobno
odbe˛dzie sie˛ w Fitzburgh Place.

background image

– Tak – potwierdziła Tullah. – Ma byc´ urza˛dzony na

wzo´r osiemnastowiecznych balo´w wydawanych w Lon-
dynie. Nie zabraknie kwartetu graja˛cego utwory Haendla,
po jeziorze i kanale be˛da˛ pływac´ gondole. Gos´cie sa˛
zobowia˛zani wysta˛pic´ w strojach z epoki i w maseczkach.
Be˛da˛ potrawy podawane na osiemnastowiecznych przyje˛-
ciach weselnych, a na koniec przewidziano pokaz ogni
sztucznych. Zapowiada sie˛ wspaniale. Słyszałam, z˙e za-
prosili wszystkich pracowniko´w i połowe˛ miasteczka. Bob-
bie niedawno wpadła na pomysł, z˙ebys´my wybrały sie˛
wszystkie do Londynu, z˙eby poszukac´ strojo´w.

– Moz˙emy zatrzymac´ sie˛ na noc i wybrac´ sie˛ wieczorem

do teatru – entuzjastycznie podchwyciła Olivia. – Ciekawa
jestem, jak be˛de˛ wygla˛dac´ ubrana, a raczej przebrana, na
wzo´r damy z ,,Niebezpiecznych zwia˛zko´w’’. Pod tym
wzgle˛dem z˙adna z nas nie moz˙e sie˛ ro´wnac´ do ciebie
– dodała z z˙alem. – Masz wymarzona˛ figure˛ do tego typu
sukni, kusza˛ce kra˛głos´ci i talie˛ osy.

– W takim razie szkoda, z˙e przyszło mi z˙yc´ nie wtedy,

a w dwudziestym wieku – zas´miała sie˛ Tullah.

– Masz figure˛, kto´ra nigdy nie wyjdzie z mody – z prze-

konaniem zapewniła ja˛ Olivia.

– Ten wyjazd do Londynu moz˙e byc´ całkiem niezły

– powiedziała Tullah. – A kiedy chciałabys´ pojechac´?

– To zalez˙y, trudno mi teraz powiedziec´. Ale dam ci

znac´.

– Na pewno nie dasz sie˛ namo´wic´ na jeszcze jednego

drinka? – kusił James.

Tullah stanowczo pokre˛ciła głowa˛.
– Naprawde˛ musze˛ juz˙ is´c´ – usprawiedliwiała sie˛.

– Mam zamiar jeszcze troche˛ popracowac´.

background image

– Szkoda – westchna˛ł. – Miałem nadzieje˛, z˙e wycia˛gne˛

cie˛ na kolacje˛. Moz˙e wie˛c innym razem...

Tullah us´miechne˛ła sie˛.
Z przyjemnos´cia˛ przyje˛ła jego zaproszenie, kiedy za-

dzwonił, by umo´wic´ sie˛ na drinka, i miło jej było znowu go
zobaczyc´, ale teraz z kaz˙da˛ chwila˛ w barze robiło sie˛ coraz
tłoczniej, a na nia˛ rzeczywis´cie czekało sporo pracy.

– To pozwo´l sie˛ przynajmniej odprowadzic´ do samo-

chodu – powiedział, kiedy podniosła sie˛ i zacze˛ła przeciskac´
przez ge˛stnieja˛cy tłum. – Wielkie nieba! Saul! – zawołał
James, machaja˛c re˛ka˛, by zwro´cic´ jego uwage˛. Tullah nie
zda˛z˙yła go powstrzymac´.

Wygla˛dało, z˙e jest sam, a sa˛dza˛c po jego twarzy, jest

podobnie zachwycony tym spotkaniem jak ja, stwierdziła,
przygla˛daja˛c sie˛, jak toruje sobie droge˛ przez tłum. Ludzie,
kto´rzy nie ruszali sie˛ z miejsca, kiedy starała sie˛ dotrzec´ do
wyjs´cia, przed nim rozste˛powali sie˛ z szacunkiem. Jakas´
kobieta obdarzyła mijaja˛cego ja˛ Saula zache˛caja˛cym, peł-
nym jawnego podziwu us´miechem.

– Włas´nie wychodzilis´my – dobiegł ja˛ głos Jamesa.

– Pro´bowałem namo´wic´ Tullah na drugiego drinka, ale ma
inne plany na wieczo´r.

– Rozumiem. – Saul powiedział to uprzejmie, ale pa-

trzył na nia˛ chłodno. – W takim razie z˙ycze˛ wam miłego
wieczoru.

– Mnie sie˛ taki nie zapowiada – szczerze oznajmił

James. – Tullah odrzuciła zaproszenie na kolacje˛, bo ma
w domu robote˛.

– Jedziesz do domu pracowac´? – ostro zapytał Saul.
Dlaczego patrzy na nia˛ w taki sposo´b? Moz˙e uwaz˙a, z˙e

sobie nie radze˛, skoro musze˛ pracowac´ w domu, z˙e sie˛ nie
nadaje˛?

background image

– Jest kilka rzeczy, kto´re chce˛ jeszcze raz przejrzec´

– tłumaczyła.

– Widzisz, Saul, jakiego masz oddanego pracownika?

– zaz˙artował James. – Na nieszcze˛s´cie dla mnie. Ale
naste˛pnym razem nie po´jdzie ci tak łatwo – uprzedził.
– Be˛dzie wszystko jak nalez˙y: przyjemna nies´pieszna
kolacja, potem...

– Skoro masz problemy z praca˛... – przerwał mu Saul,

zwracaja˛c sie˛ do Tullah.

– Nie mam problemo´w – zaprzeczyła ostro. – Po prostu

łatwiej mi ogarna˛c´ skomplikowane fakty, kiedy nic mnie nie
rozprasza.

Hałas narastał, robiło sie˛ coraz cias´niej. Ktos´ z nowo

przybyłych tłocza˛cych sie˛ przy barze, cofna˛ł sie˛ nagle,
popychaja˛c Tullah. Wycia˛gne˛ła re˛ke˛, by nie poleciec´ do
przodu. W tym samym momencie Saul przesuna˛ł sie˛ nie-
co i jej dłon´ wyla˛dowała na jego piersi. Dzieliły ich
centymetry.

Poczuła, z˙e robi sie˛ czerwona. Pos´piesznie szarpne˛ła sie˛

w tył.

– Musze˛ juz˙ is´c´ – szybko powiedziała do Jamesa. – Nie,

nie odprowadzaj mnie. Jest jeszcze widno, a pewnie chcecie
sobie z Saulem pogadac´.

Musne˛ła jego ramie˛ i, nim zda˛z˙ył otworzyc´ usta, wyko-

rzystała powstała˛ w tłumie szczeline˛ i ruszyła do wyjs´cia.

– Dobrze sie˛ znasz z Tullah? – zapytał Saul, kiedy

dziewczyna znikne˛ła im z oczu.

– Nie tak dobrze, jak bym sobie z˙yczył – z z˙alem odrzekł

James i dodał: – Postawic´ ci drinka?

– Dzie˛ki, ale nie – odparł i zerkna˛ł na zegarek. – Za pie˛c´

minut mam spotkanie w Grosvenor.

background image

– W Grosvenor? – zdumiał sie˛ James. – W takim razie,

co ty tu robisz?

– Wydawało mi sie˛, z˙e widze˛ kogos´ znajomego – ostroz˙-

nie odpowiedział Saul. Zreszta˛ była to szczera prawda.
Zobaczył Jamesa i Tullah i mimowolnie wszedł do s´rodka.
Tyle z˙e wcale nie miał zamiaru mu o tym mo´wic´.

Zrobił to zupełnie instynktownie. Za to teraz nie opusz-

czało go niejasne przeczucie, z˙e moz˙e wcale nie jest taki
dojrzały, jak to sobie nieskromnie wyobraz˙ał.

background image

ROZDZIAŁ SIO

´

DMY

Olivia wprawdzie uwaz˙a, z˙e kobieca figura jest zawsze

na czasie, ale tego przekonania raczej nie podzielaja˛ dzi-
siejsi projektanci, zgryz´liwie pomys´lała Tullah, zapinaja˛c
pasek spodni na ostatnia˛ dziurke˛.

Kremowe spodnie z mie˛kkiej wełny lez˙ały na niej

doskonale, miały jednakz˙e jeden istotny mankament – jak
wie˛kszos´c´ ubran´ były za luz´ne w talii. I co z tego, z˙e gdy
tylko je kupiła, krawiec je dopasował. Od tamtej pory troche˛
zeszczuplała, gło´wnie z powodu stresu zwia˛zanego ze
zmiana˛ pracy i przeprowadzka˛, a kiedy chudła, to od razu
ubywało jej pare˛ centymetro´w w talii. Upodabniała sie˛
wtedy bardziej do Dolly Parton niz˙ do wysmukłych mode-
lek.

Nie miała juz˙ czasu na szukanie czegos´ innego; jes´li

zaraz nie wyjdzie, spo´z´ni sie˛ do pracy. Zreszta˛, nie warto sie˛
martwic´, z˙akiet zamaskuje te˛ niedoskonałos´c´.

Nie nacia˛gała prawdy, kiedy mo´wiła Olivii, z˙e bardzo

odpowiada jej nowa praca. Była naprawde˛ zadowolona.
Czasami nawet ze zdumieniem stwierdzała, z˙e jada˛c rano,
nuci sobie pod nosem, wczes´niej to sie˛ jej nie zdarzało.

background image

– ...od rana jest niezła panika – podekscytowanym

głosem rzekła Barbara, ledwie Tullah zda˛z˙yła usia˛s´c´ przy
biurku. – Derek rozchorował sie˛ na dobre, pewnie złapał
tego wirusa, kto´ry ostatnio nas dziesia˛tkuje. Problemy
z z˙oła˛dkiem. A miał rano leciec´ z szefem do Hagi.

Zmarszczyła brwi. Derek był jej bezpos´rednim przełoz˙o-

nym; wczoraj siedziała z nim do wieczora, pomagaja˛c mu
przygotowac´ wszystkie papiery na dzisiejszy wyjazd.

– Ktos´ musi go zasta˛pic´. Rozprawa zaczyna sie˛ z same-

go rana, za po´z´no, z˙eby cos´ zmienic´.

– Włas´nie. – Barbara zrobiła zabawna˛ mine˛, us´miech-

ne˛ła sie˛ figlarnie. – Szkoda, z˙e nie ja. Z przyjemnos´cia˛
wyjechałabym na pare˛ dni z naszym seksownym szefem.

Tullah uniosła brwi, ale powstrzymała sie˛ od komen-

tarza. Zapatrzyła sie˛ w ekran monitora.

W tej samej chwili zadzwonił telefon.
– Tullah Richards – powiedziała, podnosza˛c słuchawke˛

i nie odrywaja˛c oczu od komputera.

– Czes´c´, Tullah... Mogłabys´ zajrzec´ do mnie na chwile˛?
– Oczywis´cie.
Odłoz˙yła słuchawke˛ i niewidza˛cym wzrokiem wpa-

trywała sie˛ w monitor.

Czego on moz˙e od niej chciec´?
Podniosła sie˛ i pos´piesznie przebiegła mys´la˛ wszystkie

sprawy. Nie miał do czego sie˛ przyczepic´. Zreszta˛, nie dalej
jak wczoraj Derek z aprobata˛ wyraz˙ał sie˛ o jej pracy,
zadowolony nie tylko z wyniko´w, ale łatwos´ci, z jaka˛weszła
w nowe dla niej zadania.

Czuła s´ciskanie w z˙oła˛dku, gdy wjez˙dz˙ała na go´re˛,

a potem szła korytarzem do gabinetu Saula.

Otworzyła drzwi. Marsha powitała ja˛ promiennym

us´miechem. Tullah weszła do gabinetu.

background image

Saul rozmawiał przez telefon. Na jej widok gestem

poprosił, by usiadła. Był w eleganckim ciemnym garniturze,
ale zdja˛ł marynarke˛ i rozluz´nił gustowny krawat.

– Pochlebiasz mi, Travis, ale zapewniam cie˛, z˙e Thierry

doskonale potrafi mnie zasta˛pic´. Ma s´wietne kwalifikacje.
Ostatnio skon´czył studium podyplomowe w Harvard Law
School ze specjalizacja˛ z prawa mie˛dzynarodowego, a to
duz˙o wie˛cej, niz˙ mnie udało sie˛ osia˛gna˛c´.

Umilkł, przysłuchuja˛c sie˛ odpowiedzi. Mimowolnie i do

jej uszu docierały słowa zza oceanu. Rozmawiaja˛cy z Sau-
lem me˛z˙czyzna nie chciał słuchac´ o z˙adnych dyplomach, dla
niego liczyło sie˛ dos´wiadczenie.

– Travis, miło mi to słyszec´ – przerwał mu Saul – ale

jestem przekonany, z˙e Thierry znakomicie sie˛ nadaje na to
stanowisko. Daj mu tylko troche˛ czasu... Przepraszam
– zwro´cił sie˛ do Tullah, odkładaja˛c słuchawke˛.

W milczeniu czekała, co jej teraz powie. Miała o nim

wyrobiona˛opinie˛, wie˛c spodziewała sie˛, z˙e zaraz nawia˛z˙e do
skon´czonej przed chwila˛rozmowy. Thierry zaja˛ł jego miejsce
i najwyraz´niej sobie nie radził. Czyli akcje Saula rosły.

Zaskoczył ja˛, bo ani słowem do tego nie wro´cił. Zamiast

tego zapytał:

– Słyszałas´, z˙e Derek sie˛ rozchorował?
– Tak.
– Wiem, z˙e razem z nim zajmowałas´ sie˛ ta˛ sprawa˛

dotycza˛ca˛ własnos´ci praw patentowych. Dzisiaj w Hadze
ma zacza˛c´ sie˛ rozprawa.

– Tak. Derek zlecił mi zbadanie tej historii. Kto pierwot-

nie miał prawa do patentu i na jakich warunkach przeszły
w nasze re˛ce. Pierwsza z˙ona włas´ciciela praw przeje˛ła je
przy podziale maja˛tku po rozwodzie. Korporacja odkupiła je
od niej dwadzies´cia lat temu.

background image

– Jestes´ pewna, z˙e to były te włas´nie prawa? Z

˙

e patent

został przyznany dwadzies´cia pie˛c´ lat temu?

– Co do tego nie ma wa˛tpliwos´ci, choc´ nie było łatwo

przes´ledzic´ jego losy – powiedziała Tullah. – Pozew
przeciwko nam zasadza sie˛ na twierdzeniu rodziny drugiej
z˙ony pierwotnego włas´ciciela, z˙e o ten patent wysta˛piono
nie dwadzies´cia pie˛c´, ale dziesie˛c´ lat temu, wie˛c wszelkie
dochody i honoraria za ten okres sa˛ im nalez˙ne.

– Twierdza˛, z˙e maja˛ dokument z urze˛du patentowego

potwierdzaja˛cy nadanie patentu dziesie˛c´ lat temu – Saul
zmarszczył brwi.

– Wiem. To bardzo skomplikowana i zawiła sprawa,

i musze˛ przyznac´, bardzo ciekawa z prawnego punktu
widzenia. Podejrzewam, z˙e pierwszy patent opiewał na
dziesie˛c´ lat, a potem Gerard Lebruck, jego włas´ciciel,
zmienił zdanie i postanowił zarejestrowac´ go na dwadzies´-
cia pie˛c´ lat, ale nie zniszczył pierwszego dokumentu. Wtedy
prawo patentowe było znacznie prostsze i nie tak czujnie
przestrzegane jak dzisiaj. Wydaje mi sie˛, z˙e ta rodzina
wyste˛puje w dobrej wierze. Sa˛dza˛, z˙e maja˛ w re˛kach
oryginalny dokument. Tak, niestety, nie jest.

– Hm... Widze˛, z˙e doskonale znasz wszystkie fakty,

tym lepiej. – Zerkna˛ł na zegarek. – Nie ma juz˙ czasu, by
szukac´ kogos´ na miejsce Derka, wie˛c be˛dziesz musiała go
zasta˛pic´.

– Ja? Ale...
– Mamy samolot za trzy godziny, zda˛z˙ysz pojechac´ do

domu i wzia˛c´ kilka rzeczy – cia˛gna˛ł Saul. – Marsha zamo´wi
dla ciebie samocho´d. Zabierze cie˛ do domu, a potem
odwiezie na lotnisko. Tam sie˛ spotkamy. I wez´ jakis´ stro´j na
wieczo´r. Claus van der Laurens, załoz˙yciel naszej firmy,
mieszka w Hadze. Jest na emeryturze, ale nadal bardzo sie˛

background image

wszystkim interesuje. Zreszta˛ jego rodzina ma wie˛kszos´c´
udziało´w. Po rozprawie pewnie zaprosi nas na kolacje˛.

Nie mogła pozbierac´ mys´li. Patrzyła na niego roz-

szerzonymi oczami. Jest pewna swoich racji i potrafi ich
bronic´, ale co innego wysta˛pic´ przed sa˛dem...

Serce biło jej jak szalone. A jes´li jej sie˛ nie uda? Jes´li

zawiedzie? Jes´li przez nia˛ firma straci prawa do patentu, na
kto´rym zbudowała swo´j sukces?

– Obawiam sie˛... – zacze˛ła, ale nie dał jej skon´czyc´.
– Bez dyskusji, Tullah – powiedział stanowczo. – Za

trzy godziny chce˛ cie˛ widziec´ na lotnisku.

Prosty czarny kostium i kremowa, jedwabna bluzka

powinny byc´ odpowiednim strojem na rozprawe˛, stwier-
dziła, pos´piesznie przegla˛daja˛c wieszaki. Pojedzie w tym,
co ma na sobie; nie ma juz˙ czasu, z˙eby sie˛ przebierac´, tym
bardziej z˙e musi jeszcze przejrzec´ papiery.

Na wszelki wypadek dołoz˙yła jeszcze jedna˛ bluzke˛. Na

wieczo´r wez´mie te spodnie z bra˛zowego jedwabiu i pozor-
nie skromna˛, kremowa˛go´re˛, zapinana˛pod szyje˛ na guziczki.
Elegancki z˙akiet z bra˛zowego lurexu zasłoni przepastny
dekolt na plecach. Całos´c´ powinna wygla˛dac´ niez´le i nada-
wac´ sie˛ na kolacje˛ z załoz˙ycielem firmy. W poprzedniej
pracy cze˛sto zdarzały sie˛ słuz˙bowe wyjs´cia, ale zwykle
w porze lunchu i wystarczało miec´ kilka kostiumo´w. Nie
potrzebowała wieczorowych kreacji.

Bielizna, kosmetyki, dz˙insy i zwykła bluzka, w razie

gdyby przypadkiem miała okazje˛ powło´czyc´ sie˛ po mies´cie
i pozwiedzac´ muzea. I to włas´ciwie wszystko, wie˛cej nie
wejdzie do podre˛cznej torby. Saul z go´ry zapowiedział, z˙e
nie be˛da˛ nic oddawac´ na bagaz˙.

– Dzie˛ki temu zaoszcze˛dzimy sporo czasu, nie be˛dzie-

background image

my czekac´ na walizki – wyjas´nił. – Musze˛ wgryz´c´ sie˛
w dokumenty dotycza˛ce sprawy; Derek nie zda˛z˙ył mnie
wprowadzic´. Chciałbym omo´wic´ z toba˛ kilka rzeczy.

Oto stoi przed pierwsza˛ powaz˙na˛ pro´ba˛, pierwszym

prawdziwym sprawdzianem. Okazja, by wykazac´ sie˛ wie-
dza˛ i umieje˛tnos´ciami. I to pod czujnym okiem Saula. Z

˙

e tez˙

akurat tak to wyszło! Jego obecnos´c´ zbijała ja˛ z tropu.
Doskonale wie, jak jest do niej nastawiony. Nigdy tego nie
okazał, kiedy czasem mijali sie˛ w korytarzu, wie˛c nic nie
mogła mu zarzucic´, ale przeciez˙ wie. I zna powo´d jego
nieche˛ci.

Ktos´ mo´głby powiedziec´, z˙e sama jest sobie winna.

Gdyby była bardziej dalekowzroczna i ewentualnie zdobyła
sie˛ na odrobine˛ pochlebstwa, to sytuacja wygla˛dałaby
inaczej. Ale takie zachowanie nie jest w jej stylu. I nigdy nie
be˛dzie, a juz˙ na pewno nie w odniesieniu do Saula.

Jednak musi pamie˛tac´, z˙e jest jej szefem i powinna

wykonywac´ jego polecenia.

Wzdrygne˛ła sie˛ i szybko skon´czyła pakowanie. Wpraw-

dzie w czasie remontu wymieniono ogrzewanie, jednak
w domu nadal czuło sie˛ wilgoc´. Podobno z powodu grubos´ci
muro´w, jak stwierdzili fachowcy. Niez´le sobie wtedy pona-
rzekali. Zbiegła na do´ł. Moz˙e ta deszczowa aura jeszcze sie˛
odmieni, pocieszyła sie˛ w duchu. Tak mało czasu pozostało
do balu.

Zbliz˙aja˛ca sie˛ maskarada ekscytowała cała˛ lokalna˛ spo-

łecznos´c´. Zapowiadało sie˛ ogromne wydarzenie, a kiedy
potwierdziły sie˛ pogłoski, z˙e wezma˛ w nim udział wszyscy
pracownicy, w miasteczku zapanowała atmosfera podnieco-
nego wyczekiwania.

Lord Astlegh, włas´ciciel Fitzburgh Place, za odpo-

wiednia˛ opłata˛ zgodził sie˛ udoste˛pnic´ swoja˛ posiadłos´c´

background image

z rozległymi, urza˛dzonymi w stylu włoskiego renesansu
i starannie utrzymanymi ogrodami.

– Podobno decyduja˛cym argumentem były kanały, pro-

wadza˛ce do sztucznego jeziora – z mina˛ osoby dobrze
poinformowanej powiedziała Olivia. – Saul mo´wił, z˙e w ten
sposo´b chciano uhonorowac´ zasługi załoz˙yciela korporacji,
Holendra z pochodzenia.

Odepchne˛ła od siebie mys´li o balu, ma teraz waz˙niejsze

sprawy na głowie. Pos´piesznie wsiadła do auta, kierowca od
razu ruszył.

– Zamo´wiłam ci bilet – na odchodne poinformowała ja˛

Marsha, kiedy w pos´piechu opuszczała biuro. – Musisz
tylko odebrac´ go w okienku.

Do odlotu pozostało mniej niz˙ godzina, ale nie musiała

sie˛ s´pieszyc´. Lecieli pierwsza˛ klasa˛, wie˛c, jak pouczyła ja˛
Marsha, wystarczyło byc´ czterdzies´ci pie˛c´ minut przed
startem. Mimo to poczuła skurcz w z˙oła˛dku, kiedy siedza˛ca
za lada˛ urze˛dniczka kolejny raz zacze˛ła przerzucac´ papiery,
daremnie pro´buja˛c odnalez´c´ jej bilet. Juz˙ widziała mine˛
Saula, kiedy okaz˙e sie˛, z˙e z nim nie leci.

– Bardzo mi przykro – z zafrasowana˛ mina˛ odezwała sie˛

urze˛dniczka – ale niestety, nie widze˛ pani biletu.

– Nie ma dla mnie biletu? – Niemal zaparło jej dech. No

i co teraz zrobi? Z desperacja˛ rozejrzała sie˛ po hali, szukaja˛c
wzrokiem telefonu. Spostrzegła zbliz˙aja˛cego sie˛ Saula
i odetchne˛ła z ulga˛.

Z ulga˛! Nie była teraz pora, by zastanawiac´ sie˛, ska˛d

wzie˛ła sie˛ ta niezbita pewnos´c´, z˙e on juz˙ cos´ poradzi, z˙e
choc´by spod ziemi, ale wydobe˛dzie dla niej ten bilet.

– Czes´c´, Tullah!
– Nie moga˛ znalez´c´ mojego biletu – powiedziała zde-

nerwowana. – Miałam go tu odebrac´, ale podobno nie ma.

background image

– Zgadza sie˛. Odebrałem go wczes´niej – odrzekł ze

spokojem.

– Ty odebrałes´? – Starała sie˛ ostroz˙nie dobierac´ słowa,

by nie eksplodowac´. – Ty? – powto´rzyła, z trudem po-
wstrzymuja˛c ws´ciekłos´c´.

Czy on naprawde˛ nie zdaje sobie sprawy, na jaki stres ja˛

naraził?

– Cos´ nie tak? – zapytał, leciutko marszcza˛c brwi

i dotykaja˛c jej ramienia.

Ze złos´cia˛ strzepne˛ła jego dłon´, odwro´ciła sie˛, by nikt

postronny nie słuchał, co ma mu do powiedzenia.

– Owszem! – parskne˛ła mu w twarz. – Oczywis´cie

nawet sie˛ nie domys´lasz, co ja przez ciebie przez˙yłam.
Bałam sie˛, z˙e nie polece˛, a wystarczaja˛co dobitnie powie-
działes´, z˙e jestem potrzebna w Hadze. I nagle słysze˛, z˙e nie
ma dla mnie biletu. – Głos zadrz˙ał jej niebezpiecznie.

– Przeciez˙ był dla ciebie bilet – rzekł. – Ja...
– Ty go odebrałes´, wiem. Teraz juz˙ wiem... ale jeszcze

dziesie˛c´ minut temu nie wiedziałam. I gora˛czkowo sie˛
zastanawiałam, co teraz, do diabła, mam robic´ i w jaki
sposo´b dostac´ sie˛ na ten samolot!

Popatrzył na nia˛ w skupieniu.
– Rozumiem – powiedział. – Ale mimo to mys´le˛, z˙e

troche˛ przesadzasz. Zamierzałem czekac´ na ciebie przy
okienku, ale miałem niespodziewany telefon.

– Z pewnos´cia˛ od Louise – zjadliwie podsune˛ła Tullah,

zbyt wytra˛cona z ro´wnowagi, by pomys´lec´, co mo´wi.
Dopiero poniewczasie us´wiadomiła sobie, z˙e zamiast pozo-
stac´ na gruncie zawodowym, zupełnie niepotrzebnie nawia˛-
zała do fakto´w dotycza˛cych jego prywatnych spraw.

– Louise? – zapytał ostro, zwe˛z˙onymi oczami patrza˛c na

jej zarumieniona˛ twarz i mocno zacis´nie˛te usta. – Nie, nie od

background image

Louise – odezwał sie˛ tak lodowatym tonem, z˙e poczuła
ciarki na plecach. – Od Jemimy. Wpadła w panike˛, z˙e nie
moz˙e znalez´c´ misia.

– Misia? – bezmys´lnie powto´rzyła za nim. Wczes´niejsze

wzburzenie opadło, niespodziewanie poczuła sie˛ znuz˙ona.

Co w nia˛ wsta˛piło? Z natury była dos´c´ pobudliwa,

czasami moz˙e za bardzo, ale zawsze potrafiła sie˛ hamowac´.
Tylko z˙e nigdy dota˛d nie dos´wiadczyła takiego wybuchu
ws´ciekłos´ci. I to w dodatku w stosunku do kogos´, z kim
ła˛czy ja˛ zalez˙nos´c´ słuz˙bowa.

– Misia – potwierdził i dodał szorstko: – Jemima dostała

go od nas... ode mnie, kiedy była jeszcze malutka i...
– Urwał. – Teraz jest w takim wieku, z˙e ida˛c do ło´z˙ka, musi
miec´ cos´ swojego i bliskiego, to pomaga jej zasna˛c´. I nie
potrafi sie˛ obejs´c´ bez swojego misia. Dzis´ rano mis´ gdzies´
sie˛ zapodział, mnie nie be˛dzie, wie˛c jest niespokojna.

Tullah zagryzła usta. Jakz˙e rozumiała dziewczynke˛! Za

nic by tego nie powiedziała, ale po rozwodzie rodzico´w jej
jedyna˛ pociecha˛ był stary, podniszczony mis´ panda, kto´rego
brała na noc do ło´z˙ka i dopiero wtedy spływał na nia˛ spoko´j.
S

´

wie˛cie wierzyła, z˙e przy nim nie spotka jej nic złego.

Dlatego teraz panda siedzi s´cis´nie˛ta w jej torbie, zamiast
spokojnie lez˙ec´ sobie w sypialni.

I choc´ juz˙ wczes´niej nieraz wyste˛powała przed sa˛dem, to

jutrzejsza rozprawa be˛dzie pierwszym sprawdzianem w no-
wej pracy, w dodatku pod krytycznym okiem Saula.

Jasne, z˙e gdyby nie fatalny zbieg okolicznos´ci, na pewno

nie wybrałby do tego włas´nie jej. Po prostu nie miał wyjs´cia,
tylko ona miała wszystkie informacje w małym palcu.

Nic dziwnego, z˙e była spie˛ta. Bała sie˛ jutrzejszego dnia.

Dlatego teraz ja˛ poniosło, kiedy przeraziła sie˛ brakiem
biletu. Oczywis´cie Saulowi nic o tym nie powie.

background image

– Chodz´my do odprawy, juz˙ czas. Masz wszystko?
– Be˛de˛ miec´, jes´li dostane˛ swo´j bilet – powiedziała

dobitnie.

Kro´tki lot mina˛ł niezauwaz˙alnie, a na miejscu juz˙ czekał

na nich samocho´d. Hotel, do kto´rego ich przywieziono,
w niczym nie przypominał nowoczesnych anonimowych
budowli, jakie mijali po drodze z lotniska. Niewielki
i luksusowo urza˛dzony, mies´cił sie˛ w budynku, kto´ry kiedys´,
według sło´w Saula, był kamienica˛ nalez˙a˛ca˛ do bogatego
kupca.

Obecni włas´ciciele pieczołowicie zadbali o zachowanie

dawnego charakteru wne˛trza, ograniczaja˛c sie˛ do niezbe˛d-
nych modernizacji. Przestronne foyer i pote˛z˙ne schody były
ozdobione wisza˛cymi na s´cianach olejnymi portretami
me˛z˙czyzn o powaz˙nych spojrzeniach i upozowanych kobiet
z dziec´mi.

Foyer rozs´wietlał ogromny z˙yrandol, ciemne stroje hote-

lowej obsługi dyskretnie nawia˛zywały do głe˛bokich, nasy-
conych barw obrazo´w.

Czy to przez przypadek, czy moz˙e celowo, powietrze

było przesycone delikatnym korzennym aromatem cynamo-
nu, gałki muszkatołowej i innych, trudnych do rozpoznania
przypraw.

Tullah zacia˛gne˛ła sie˛ ta˛ przyjemna˛ wonia˛.
– Czy ten kupiec utrzymywał kontakty z Holenderskimi

Indiami Wschodnimi?

Saul us´miechem skwitował jej nieoczekiwane pytanie.
– Owszem – powiedział z uznaniem. – Mało kto tak

szybko wpada na pomysł, z˙e istnieje zwia˛zek mie˛dzy tym
zapachem a pierwotnym przeznaczeniem domu.

– To musiało niesamowicie przemawiac´ do wyobraz´ni...

background image

– rozmarzyła sie˛. – Przywozic´ towary z tak daleka, czekac´,
az˙ dopłyna˛...

– Hm... pewnie tak, jes´li tylko udało sie˛ unikna˛c´ pirato´w

albo zniszczenia ładunku przez słona˛ wode˛, nie mo´wia˛c juz˙
o przypadkach, gdy łapo´wki zjadały cały zysk. – Widza˛c jej
mine˛, us´miechna˛ł sie˛ szerzej. – Oczywis´cie, dzisiaj to
włas´ciwie niemoz˙liwe, by w pełni wyobrazic´ sobie niebez-
pieczen´stwa i wysiłek, jakiego to wymagało. I ile w tym
było romantyzmu i odwagi, by podja˛c´ podro´z˙ na drugi
koniec s´wiata, polegaja˛c tylko na własnych umieje˛tno-
s´ciach, nadziei i pomys´lnych wiatrach.

– Portier pokaz˙e pan´stwu pokoje – z us´miechem oznaj-

miła recepcjonistka. Zwro´ciła sie˛ do Saula: – Te nowe
pokoje moz˙e nie be˛da˛ tak luksusowe jak apartament, kto´ry
był zarezerwowany wczes´niej, ale mam nadzieje˛, z˙e be˛dzie
pan´stwu u nas wygodnie.

Saul doła˛czył do Tullah.
– Marsha zamo´wiła najpierw apartament, dwie sypial-

nie poła˛czone salonikiem – wyjas´nił cicho. – Planowalis´my
z Derkiem, z˙e w wolnych chwilach popracujemy nad
kolejna˛ sprawa˛. Rano poprosiłem Marshe˛, z˙eby zarezer-
wowała oddzielne pokoje, w ten sposo´b be˛dziemy bardziej
niezalez˙ni. Poza tym to mniej kre˛puja˛ce.

Popatrzyła na niego zaskoczona. Nie spodziewała sie˛ po

nim takiego taktu. Z wraz˙enia zapomniała je˛zyka.

– Dochodzi czwarta – odezwał sie˛ Saul, zerkaja˛c na

zegarek. – Proponuje˛, z˙ebys´my spotkali sie˛ za po´ł godziny.
Pojedziemy do sa˛du, zorientujesz sie˛, jak tam wszystko
wygla˛da. Wieczorem mam słuz˙bowe spotkanie, ale to nie
powinno długo potrwac´. Gdybys´ miała jakies´ pytania doty-
cza˛ce sprawy, s´miało moz˙esz do mnie dzwonic´. Jutro
zaczynamy z samego rana. Jes´li twoje informacje sie˛

background image

potwierdza˛, to po´jdzie szybko. Wieczorem idziemy na
kolacje˛ z Clausem van der Laurensem. Chodz´my, tam jest
winda...

Poda˛z˙yła za nim w milczeniu. Co jej sie˛ stało, dlaczego

nagle ogarna˛ł ja˛ taki smutek i poczucie osamotnienia, gdy
dowiedziała sie˛, z˙e Saul wychodzi na kolacje˛... bez niej?

background image

ROZDZIAŁ O

´

SMY

Tullah chwyciła głe˛boki oddech.
– Przedkładamy kopie˛ patentu, z podpisem i data˛ zgod-

na˛z naszym os´wiadczeniem, poza tym kopie˛ pisma potwier-
dzaja˛cego sprzedaz˙ patentu i przeniesienie prawa własnos´ci
na nasza˛ korporacje˛ oraz kopie˛ umowy.

Czuła na sobie wzrok siedza˛cego po drugiej stronie

Saula. Odwro´ciła sie˛ mimowolnie, by na niego spojrzec´.
Włas´ciwie zrobiła to wbrew sobie, nie zalez˙ało jej na jego
uznaniu czy poparciu, ale podczas gdy sa˛d w skupieniu
zapoznawał sie˛ z przedstawionymi dokumentami, coraz
bardziej docierało do niej poczucie istnieja˛cego mie˛dzy
nimi porozumienia... trudna do zanalizowania nic´ kolez˙en´-
stwa, wzajemna bliskos´c´.

Jeszcze wczoraj zarzekała sie˛, z˙e Saul, bez wzgle˛du na

ostateczny wynik rozprawy, nie jest jej do niczego potrzeb-
ny, ale teraz, kiedy na sali sa˛dowej z kaz˙da˛ chwila˛ rosło
napie˛cie, jego milcza˛ca obecnos´c´ pozwalała jej odnalez´c´
w sobie spoko´j i siłe˛.

W obliczu sa˛du kaz˙dy przez˙ywa podobne stany, po-

wtarzała sobie w duchu, a porozumienie i wie˛z´ mie˛dzy

background image

osobami stoja˛cymi po tej samej stronie wydaja˛ sie˛ czyms´
wyja˛tkowym, ale nie maja˛odniesienia do normalnego z˙ycia.

Wzdrygne˛ła sie˛. Saul, przygla˛daja˛cy sie˛ jej uwaz˙nie,

zmarszczył brwi.

Nadal trwało czytanie dokumento´w. Pro´bowała zacho-

wac´ spoko´j, choc´ coraz bardziej sie˛ denerwowała. Była
przekonana, z˙e racja jest po ich stronie, z˙e prawa do patentu
nalez˙a˛ do korporacji. Ale Saul przestrzegł ja˛ rano, by nadal
była czujna, z˙e przeciwnicy w ostatniej chwili moga˛
zaskoczyc´ ich i sa˛d nowym dokumentem, kto´rego istnienia
nikt sie˛ nie spodziewa.

A jes´li cos´ jej umkne˛ło, do czegos´ nie dotarła? Poczuła

nagły le˛k. Przegra sprawe˛, w dodatku na oczach Saula...
Teraz stanowia˛ zespo´ł, ale to sie˛ zmieni, gdy tylko opuszcza˛
budynek sa˛du, i duchowe wsparcie, jakie teraz czuła z jego
strony, zniknie bezpowrotnie.

Ku jej uldze przeciwnicy, aczkolwiek butni i pewni

siebie, nie przedstawili niczego nowego. Czuła ucisk w z˙o-
ła˛dku. Przedłuz˙aja˛ca˛ sie˛ cisze˛ przerywał jedynie szelest
przewracanych papiero´w.

Co on sobie mys´li? Czy sa˛dzi, z˙e wygraja˛? Czy be˛dzie

interweniowac´, jes´li sprawa zacznie przechylac´ sie˛ na ich
niekorzys´c´?

Wydawało sie˛ jej, z˙e cisza trwa w nieskon´czonos´c´.

Wreszcie oznajmiono, z˙e sa˛d jest gotowy do odczytania
wyroku.

Wstrzymała oddech. Wstała wyprostowana, z kamienna˛

twarza˛, ale nie mogła sie˛ powstrzymac´, by z ukosa nie
zerkna˛c´ na Saula. Włas´ciwie po co? Szukała u niego
wsparcia, znaku, z˙e jest z niej zadowolony? W dodatku
zupełnie nieprofesjonalnie s´cisne˛ła kciuki i pomodliła sie˛
w duchu.

background image

Wyrok odczytano z powaga˛ i namaszczeniem. Tullah

odetchne˛ła z ulga˛. A wie˛c wygrali!

Naraz dostrzegła mno´stwo rzeczy, kto´rych wczes´niej

w ogo´le nie zauwaz˙yła: promienie słon´ca wpadaja˛ce przez
okno, dobiegaja˛cy z ulicy gwar, jakz˙e inny od dostojnej
atmosfery panuja˛cej na sali rozpraw. Za s´ciana˛ toczyło sie˛
normalne z˙ycie, jez´dziły samochody, przechodzili ludzie,
ktos´ gwizdał.

Jeszcze raz zaczerpne˛ła powietrza. Wraz z ulga˛ przepeł-

niła ja˛ rados´c´.

– Dobra robota!
Tym razem nie odsune˛ła sie˛, kiedy dotkna˛ł jej ramienia.

Była zbyt podekscytowana i przeje˛ta, by ukrywac´ przed nim
swoje uczucia.

– Bałam sie˛, z˙e moz˙e niespodziewanie wytocza˛ cos´

przeciwko nam – powiedziała szczerze. – Mimo z˙e byłam
pewna naszej słusznos´ci. I okazało sie˛, z˙e zupełnie niepotrze-
bnie panikowałam. Bez sensu! – dokon´czyła z us´miechem.

– Wcale nie – zaprzeczył. – To było bardzo rozsa˛dne

– dodał, a kiedy popatrzyła na niego pytaja˛co, wyjas´nił:
– Zbytnia pewnos´c´ siebie bywa ro´wnie zdradliwa jak
ignorancja. Jes´li zdajesz sobie sprawe˛ z moz˙liwych za-
groz˙en´, jestes´ przygotowana, z˙eby stawic´ im czoło.

– Miałam kilka gorszych momento´w, kiedy pro´bowali

przekonac´ sa˛d, z˙e pierwotny włas´ciciel zmienił zdanie
i skro´cił termin do dziesie˛ciu lat – powiedziała Tullah
i zawahała sie˛. – Jak mys´lisz...?

– Nie – odrzekł stanowczo, potrza˛saja˛c głowa˛. – Według

mnie to była zamierzona gra na zwłoke˛. Gdyby sa˛d uznał, z˙e
przedstawione dokumenty nie sa˛wystarczaja˛ce i nakazał ich
uzupełnienie, upłyne˛łoby sporo czasu do naste˛pnej roz-
prawy. W zasadzie nic na tym nie zyskuja˛, ale do ostatecz-

background image

nego rozwia˛zania wszelkie dochody wynikaja˛ce z posługi-
wania sie˛ patentem byłyby zamroz˙one. A to zawsze odbija
sie˛ na kondycji finansowej firmy, nawet tak pote˛z˙nej jak
Aarlston. W moim przekonaniu za tym działaniem kryje sie˛
cos´ wie˛cej, podejrzewam, z˙e cała ta sprawa o własnos´c´
patentu słuz˙y zupełnie czemus´ innemu.

– Mys´lisz, z˙e ktos´ chce zachwiac´ ro´wnowaga˛ korpora-

cji?

– Nieraz juz˙ tak było – odparł. – W kaz˙dym razie nie

wszystko wydaje sie˛ zupełnie oczywiste... – Wzruszył
ramionami. – S

´

wietnie sobie poradziłas´, zwłaszcza z˙e

zostałas´ rzucona na głe˛boka˛ wode˛.

– Denerwowałam sie˛ – wyznała wprost, bo naraz wyda-

ło sie˛ jej rzecza˛ jak najbardziej naturalna˛, z˙e otwarcie mu
o tym mo´wi. Ogromna ulga, a potem wre˛cz euforia, jaka ja˛
ogarne˛ła, dodawała jej skrzydeł. Stanowili zgrany zespo´ł,
byli po tej samej stronie i razem s´wie˛towali sukces. Było jej
przyjemnie, gdy otoczył ja˛ ramieniem, chronia˛c przed
wychodza˛cym z gmachu sa˛du tłumem. To taki me˛ski,
rycerski gest, mile łechca˛cy jej kobieca˛ pro´z˙nos´c´.

– Zaproponowałbym lunch, z˙eby uczcic´ zwycie˛stwo

– rzekł Saul. – Ale jest troche˛ za po´z´no i...

Tullah potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Nie jestem głodna – powiedziała. – I najche˛tniej po´jde˛

teraz do hotelu, by na s´wiez˙o napisac´ sprawozdanie.

– Hm, jes´li tak, to tym lepiej, bo mam cos´ do załatwienia

– odparł, nie precyzuja˛c bliz˙ej, co to za sprawa. – A, włas´nie.
Claus przys´le po nas samocho´d o wpo´ł do o´smej.

– Be˛de˛ gotowa – zapewniła.
Teraz, kiedy juz˙ było wiadomo, z˙e wygrali sprawe˛,

cieszyła ja˛ perspektywa poznania załoz˙yciela korporacji,
mimo iz˙ w spotkaniu wez´mie tez˙ udział Saul.

background image

Nawet...
Zerkne˛ła na niego ukradkiem, nie mogła sie˛ powstrzy-

mac´. Działo sie˛ z nia˛ cos´ dziwnego, przepełniało ja˛ tyle
zaskakuja˛cych uczuc´, tworza˛cych razem niebezpieczna˛
mieszanke˛ uniesienia poła˛czonego z podnieceniem, z ja-
kims´ niejasnym, trudnym do zdefiniowania poczuciem
wyczekiwania, ulotnej nadziei...

Ktos´ przepychał sie˛ z tyłu; mimowolnie przysune˛ła sie˛

bliz˙ej Saula. Wzmocnił us´cisk, przelotnie popatrzył na nia˛.
Nie odwro´ciła spojrzenia.

Ma naprawde˛ wyja˛tkowo pie˛kne oczy, ten głe˛boki kolor,

ciepły blask... A rze˛sy... Uniosła dłon´, chca˛c przekonac´ sie˛,
czy rzeczywis´cie sa˛ takie jedwabiste, jak wygla˛daja˛, i na-
tychmiast cofne˛ła re˛ke˛. O Boz˙e, co mi przychodzi do głowy,
co ja wyrabiam?

– Tullah.
Popatrzył na nia˛z niepokojem, oczy mu leciutko pociem-

niały.

Przeszyła ja˛ nagła s´wiadomos´c´, z˙e oto dzieje sie˛ cos´

niezwykłego, cos´ wyja˛tkowego, bardzo waz˙nego. Na
mgnienie przestała zauwaz˙ac´ to, co ich otaczało, prze-
chodza˛cych obok nich ludzi.

Saul podnio´sł re˛ke˛. Oczami wyobraz´ni widziała, jak

dotyka jej policzka, czuła ciepło jego sko´ry, jego siłe˛...
Wystarczy jedno dotknie˛cie, a s´wiat zmieni sie˛ całkowicie
i bezpowrotnie, juz˙ nigdy nic nie be˛dzie takie jak było.

Zadrz˙ała, oderwała od niego wzrok, pro´buja˛c przerwac´

czar, znalez´c´ sie˛ jak najdalej od niego, zanurzyc´ w tłum.

– Ja... musze˛ is´c´ – powiedziała zmienionym głosem i nie

daja˛c mu dojs´c´ do słowa, pos´piesznie sie˛ cofne˛ła. Najpierw
szła, ale po kilku krokach zacze˛ła biec, ogarnie˛ta dziwna˛
panika˛, le˛kiem zupełnie niepodobnym do tego, jaki od-

background image

czuwała na sali sa˛dowej. To był inny le˛k, bardziej osobisty,
bardziej...

Mimowolnie przypomniała sobie artykuł, jaki niedawno

gdzies´ przeczytała, o amerykan´skim eksperymencie, w kto´-
rym dowiedziono, z˙e me˛z˙czyzna łatwiej zwraca uwage˛
i szybciej sie˛ zakochuje w kobiecie, jes´li bezpos´rednio przed
ujrzeniem jej, znalazł sie˛ w sytuacji pro´by czy zagroz˙enia.
Ale to przeciez˙ odnosi sie˛ wyła˛cznie do me˛z˙czyzn, kobiet
nie dotyczy, pocieszyła sie˛.

Zreszta˛, on jej sie˛ wcale nie podoba, taka moz˙liwos´c´ jest

z go´ry wykluczona. Starannie przypomniała sobie wszystkie
argumenty przemawiaja˛ce na jego niekorzys´c´. Te kilka
rzeczy, jakie ewentualnie mogłaby połoz˙yc´ na drugiej szali,
nie mogły przewaz˙yc´. Odetchne˛ła z ulga˛. Za duz˙o przema-
wiało przeciwko niemu.

Ale te lekkie jak tchnienie wraz˙enia, kto´re powinny sie˛

rozwiac´ w nicos´c´, wcale nie ulatywały, nadal gdzies´ w niej
tkwiły, i, głuche na głos rozsa˛dku, powracały nieproszone,
gdy tylko przestawała sie˛ pilnowac´.

Jedno spojrzenie; przys´pieszone uderzenie serca; na-

gły brak tchu; przeczucie, z˙e staje sie˛ cos´ waz˙nego...
Co to moz˙e znaczyc´? Czy to tylko jej wybujała wy-
obraz´nia? Przeciez˙ tak naprawde˛ to nic sie˛ nie stało,
zupełnie nic... Nic takiego, by w ogo´le sie˛ nad tym
zastanawiac´.

Przeciez˙ ma inne rzeczy do zrobienia. I swoje plany na

popołudnie – jak Saul. Saul. A wie˛c zno´w do niego wro´ciła.
Pe˛tla sie˛ zamkne˛ła.

Miała szcze˛s´cie, bo w muzeum niemal nie było z˙ywej

duszy. W milczeniu i nie s´piesza˛c sie˛, przesuwała sie˛ przed
kolejnymi pło´tnami Vermeera, podziwiaja˛c doskonałos´c´

background image

linii i kształto´w, gre˛ s´wiatła i cienia, bogactwo barw,
przypatruja˛c sie˛ z uwaga˛ detalom kompozycji.

Westchne˛ła rados´nie, zatrzymuja˛c sie˛ przed ,,Widokiem

Delft’’, jednym ze swoich najulubien´szych obrazo´w. Z urze-
czeniem zapatrzyła sie˛ w pło´tno. Pochłonie˛ta tym, ka˛tem
oka dostrzegła jakis´ ruch, ale dopiero po chwili zdała sobie
sprawe˛, z˙e opro´cz niej jest jeszcze ktos´. Odwro´ciła głowe˛
i zamarła na widok Saula.

– Co ty tu robisz? – warkne˛ła.
– Chyba to samo, co ty – rzekł. – Lubisz Vermeera?

– zapytał, wskazuja˛c na obraz.

– Czy go lubie˛? – obruszyła sie˛. – Jak w ogo´le moz˙na

w ten sposo´b o nim mo´wic´? – odrzekła z uraza˛.

Urwała, us´wiadamiaja˛c sobie, z˙e to był tylko niewinny

z˙art. Widziała to po jego s´mieja˛cych sie˛ oczach.

– Wygla˛dasz jak Meg, kiedy czasami ktos´ jej nadepnie

na odcisk – zas´miał sie˛ Saul. – Chyba nie zaczniesz tupac´?

Posłała mu mordercze spojrzenie. Jak mogła choc´ przez

chwile˛ uwaz˙ac´, z˙e sie˛ jej podoba, mało tego, obawiac´ sie˛, z˙e
moz˙e to cos´ wie˛cej...?

– Tupne˛ tylko wtedy, jes´li sie˛ znajdziesz pod moim

butem – powiedziała ze słodycza˛ w głosie.

Unio´sł brwi.
– Bardzo cenie˛, kiedy kobieta jest stanowcza i potrafi

dbac´ o swoje interesy – przerwał przedłuz˙aja˛ce sie˛ mil-
czenie. – Ale nie nalez˙y przekraczac´ cienkiej granicy, za
kto´ra˛ zaczyna sie˛ agresja, a ty...

– A ja co? – prychne˛ła prowokacyjnie.
– Niewaz˙ne – skrzywił sie˛ z przeka˛sem. – Nie ma

metody, z˙eby z toba˛ wygrac´, co? Ale mo´wie˛ ci, uwaz˙aj, bo
łatwo pomylic´ sie˛ w ocenie przeciwnika. I moz˙e sie˛ okazac´,
z˙e sama sobie wyrza˛dzasz krzywde˛.

background image

Odwro´cił sie˛ na pie˛cie i odszedł, a ona patrzyła za nim

w milczeniu.

– Tullah, chyba nie chcesz, z˙ebym sam musiał dopic´

wino? Na Saula nie licze˛, za dobrze go znam. Nie namo´wie˛
go na drugi kieliszek, on juz˙ taki jest. Skoro raz cos´ sobie
postanowi, to nie ma siły, z˙eby zmienił zdanie.

Zaprotestowała bez przekonania, gdy Claus van der

Laurens sie˛gna˛ł po butelke˛ kosztownego czerwonego wina,
kto´re zamo´wił do kolacji, by uczcic´ dzisiejsze zwycie˛stwo.
Załoz˙yciel korporacji nie krył uznania dla Saula. Widac´ było,
z˙e ma o nim doskonałe zdanie, a poza tym naprawde˛ go lubi.
Zreszta˛, Saul tez˙ odnosił sie˛ do niego bardzo serdecznie.

A Claus van der Laurens w powszechnej opinii uchodził

za człowieka upartego i bardzo przenikliwego. Wie˛c skoro
tak cenił Saula, to jak sie˛ ma do tego jej negatywne, wre˛cz
wrogie nastawienie?

– Słyszałem od Saula, z˙e podobaja˛ ci sie˛ pło´tna naszego

wielkiego malarza – zagadna˛ł Claus, kiedy upijała łyk wina.

– Tak, to prawda – odparła, zastanawiaja˛c sie˛ w duchu,

co jeszcze Saul powiedział na jej temat. Miała nadzieje˛, z˙e
nic, co mogło z´le wpłyna˛c´ na jej kariere˛.

– Mam niewielka˛ prace˛ wykonana˛ przez jednego z jego

ucznio´w – powiedział Claus. – Dobra robota, ale kiedy
popatrzysz na dzieła mistrza...

– Jego sposo´b uchwycenia szczego´ło´w – wła˛czyła sie˛

Tullah, choc´ mys´lami juz˙ daleko odbiegła od malarza.

Czy to moz˙liwe, z˙eby az˙ tak sie˛ myliła w ocenie Saula?

Dlaczego wszyscy, kto´rzy go znali, wyraz˙ali sie˛ o nim
z uznaniem i szczerym podziwem? Wie˛c jak to jest napraw-
de˛? Czyz˙by wszyscy popełniali bła˛d, a ona miała racje˛, czy
moz˙e...?

background image

To prawda, z˙e jest wyja˛tkowo przystojny, ma w sobie to

cos´, co przycia˛ga kobiety. Wystarczyło pochwycic´ rzucane
w jego kierunku spojrzenia, nawet teraz w restauracji... albo
przypomniec´ sobie swoja˛ reakcje˛, pomys´lała, zagryzaja˛c
usta.

Rozmawiano teraz o zbliz˙aja˛cym sie˛ balu. Claus van der

Laurens z rodzina˛ mieli byc´ gos´c´mi honorowymi.

Mine˛ła po´łnoc, kiedy zacze˛li zbierac´ sie˛ do wyjs´cia. Saul

zatrzymał takso´wke˛. Noc, mroczne wne˛trze auta i bliskos´c´
siedza˛cego obok atrakcyjnego me˛z˙czyzny, to wszystko
wprawiło ja˛ w dziwny stan ducha. A moz˙e tylko w ten
sposo´b tłumaczyła sobie nagła˛ czujnos´c´, niebezpieczna˛
i podniecaja˛ca˛ s´wiadomos´c´ jego obecnos´ci?

Zdecydowana nie poddawac´ sie˛ tym uczuciom, od-

wro´ciła od niego głowe˛ i zapatrzyła sie˛ w ciemnos´c´ za
oknem. Tylko gdy na chwile˛ stane˛li, czekaja˛c na zmiane˛
s´wiateł, zerkne˛ła na niego z ukosa.

Zmieszała sie˛, bo nieoczekiwanie napotkała jego spoj-

rzenie. Popatrzyli na siebie bez sło´w. Juz˙ miała odwro´cic´
głowe˛, gdy jej wzrok zes´lizgna˛ł sie˛ na jego usta.

To chyba przez wypite wino, przebiegło jej przez mys´l,

kiedy samocho´d zatrzymał sie˛ przed hotelem. Było pyszne,
ale pewnie mocniejsze, niz˙ sa˛dziła. Nie czuła sie˛ wstawiona,
na pewno nie, ale... ale chciałaby sie˛ przekonac´, jak on
całuje, czy to prawda, co mo´wia˛ o me˛z˙czyznach o tak
wykrojonych ustach. Czy be˛dzie sie˛ s´pieszyc´, by przejs´c´ do
bardziej poufałych pieszczot, czy moz˙e całuje powoli,
zmysłowo, coraz bardziej namie˛tnie...

A moz˙e...?
– Mys´le˛, z˙e warto zamo´wic´ budzenie, bo samolot jest

o dziesia˛tej. – Głos Saula wyrwał ja˛ z rozmarzenia.

– Co chcesz przez to powiedziec´? – Wyprostowała sie˛

background image

raptownie i chwyciła głe˛boki oddech. Stoja˛cy na ulicy
me˛z˙czyzna popatrzył na nia˛ z zachwytem, z˙ałuja˛c, z˙e nie
jest na miejscu Saula. W dzisiejszych czasach kobiety o tak
pone˛tnie zaokra˛glonych figurach były rzadkos´cia˛.

Tullah dostrzegła wrogie spojrzenie, jakie posłał mu

Saul, choc´ nie miała poje˛cia, czym tak mu sie˛ naraził.

– Juz˙ zamo´wiłam budzenie – parskne˛ła zjadliwie.

– A jes´li ta uwaga miała znaczyc´, z˙e... z˙e...

Umilkła. Saul nie ułatwiał jej sprawy, patrza˛c na nia˛

chłodno, oczekuja˛co.

– Nie jestem pijana – os´wiadczyła. Nie udało sie˛ jej

stłumic´ czkawki. – Wypiłam tylko cztery kieliszki – broniła
sie˛, gdy Saul ruszył do windy.

– Cztery kieliszki, a w istocie cała˛ butelke˛ – mrukna˛ł.
Zaparło jej dech.
– Claus cia˛gle mi dolewał... – zacze˛ła.
– No włas´nie – potwierdził i dodał: – Mam nadzieje˛, z˙e

masz cos´ na bo´l głowy, bo rano pewnie ci sie˛ przyda.

– No wiesz, Saul! – parskne˛ła. – Potrafisz popsuc´

przyjemnos´c´.

– To nie o to chodzi – odrzekł spokojnie. – Nie znasz

Clausa. Jest wspaniałym gospodarzem, ale sam ma bardzo
mocna˛ głowe˛. Alkohol zupełnie na niego nie działa. Nawet
po kilku butelkach zachowuje jasnos´c´ umysłu.

Juz˙ otwierała usta, by wyłuszczyc´ mu, z˙e jako dorosła

kobieta doskonale zna swoje moz˙liwos´ci, ale nadjechała
winda, z kto´rej zacze˛li wychodzic´ ludzie.

Nie miała złudzen´, dlaczego tak koniecznie chce od-

prowadzic´ ja˛ do pokoju.

– Czuje˛ sie˛ s´wietnie – zapewniła, kiedy wzia˛ł od niej

karte˛ magnetyczna˛, by otworzyc´ drzwi.

– Co ty robisz? – obruszyła sie˛, kiedy wszedł za nia˛ do

background image

s´rodka. – Nie jestem twoim dzieckiem. Nie musisz stac´ nade
mna˛, az˙ sie˛ rozbiore˛ i umyje˛ ze˛by...

Nie zwro´cił uwagi na jej słowa. Wszedł do łazienki,

przynio´sł szklanke˛, wyja˛ł z lodo´wki butelke˛ wody mineral-
nej.

– Wypij – powiedział szorstko, podaja˛c jej wode˛. – Wie-

le nie pomoz˙e, ale be˛dziesz mniej odwodniona.

– Dobrze, tatusiu – powiedziała drwia˛co i sie˛gne˛ła po

szklanke˛. Sama nie wiedziała, jak to sie˛ stało, z˙e wys´lizgne˛ła
sie˛ jej z ra˛k. Lodowata woda oblała bluzke˛. – No widzisz, co
zrobiłes´! – wykrzykne˛ła ze złos´cia˛, wycieraja˛c sie˛ z wody.

Wydawało sie˛ jej, z˙e Saul zakla˛ł pod nosem. Znikna˛ł

w łazience, a ona w tym czasie pos´piesznie s´cia˛gała z siebie
mokre rzeczy, z niesmakiem rzucaja˛c je na podłoge˛.

– Wez´ to – dobiegł ja˛ głos Saula. Odwro´ciła sie˛ za-

skoczona. Nie spodziewała sie˛, z˙e on jeszcze tu jest.

Zobaczyła zdumienie w jego oczach.
– Co ty wyczyniasz?
Co ona takiego zrobiła?
Popatrzyła na niego zdziwiona. O co włas´ciwie mu

chodzi? Przeciez˙ nic nie robi. Po prostu... Poda˛z˙yła za jego
spojrzeniem na porozrzucane na podłodze rzeczy i naraz ja˛
ols´niło. Zachichotała, zno´w sie˛ zas´miała. Popatrzyła na
niego kokieteryjnie.

– Co sie˛ stało, Saul? Nigdy nie widziałes´ rozebranej

kobiety?

Z udana˛uraza˛ode˛ła usta. Słyszała, jak mruczy pod nosem:
– No, nie, Claus! Zapłacisz mi za to!
Przepełniało ja˛radosne podniecenie, musuja˛ce jak ba˛bel-

ki szampana. Nie mogła przestac´ chichotac´. Saul podał jej
trzymany w re˛ce re˛cznik.

– Masz, okryj sie˛! – mrukna˛ł przez ze˛by.

background image

– Nie chce˛ sie˛ zakrywac´! – zas´miała sie˛. Ode˛ła usta.

– Co jest, Saul? – zamruczała zmysłowo. – Nie podobam ci
sie˛? Inni me˛z˙czyz´ni...

– O Boz˙e, dos´c´ juz˙ tego! Nie ruszaj sie˛! – warkna˛ł ze

złos´cia˛, pro´buja˛c owina˛c´ ja˛ re˛cznikiem.

Tullah wybuchne˛ła s´miechem.
– Włas´nie z˙e be˛de˛ sie˛ ruszac´! Musisz owina˛c´ mnie

mocno i kon´ce włoz˙yc´ tutaj. – Wskazała na piersi i dodała
figlarnie: – No co? Nie chcesz mnie dotkna˛c´, Saul?

– Wiesz, czego najbardziej teraz chce˛? – parskna˛ł,

traca˛c do niej cierpliwos´c´. – Is´c´ do ło´z˙ka.

– I co? – zapytała, zniz˙aja˛c głos do szeptu i poste˛puja˛c

krok w jego strone˛. Z nie znanych powodo´w nie mogła
oderwac´ oczu od jego ust. Wpatrywała sie˛ w nie zafas-
cynowana.

– Tullah – powiedział ostrzegawczo.
Wiedział, z˙e ona nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi;

z˙e ta nagła zmiana i brak zahamowan´ jest jedynie efektem
wina, kto´re uderzyło jej do głowy. Ale czy ona naprawde˛ nie
ma poje˛cia, jak to na niego działa, co czuje na widok tych
obnaz˙onych, wspaniałych piersi, jakie pragnienia w nim
budzi? Przeciez˙ nie jest z kamienia, nie potrafi sie˛ oprzec´ tej
wyzywaja˛cej niewinnos´ci, nie mo´wia˛c juz˙ o tym, co do niej
czuje...

– Tullah...
Tym razem w jej oczach dostrzegł błysk niepokoju, ale

było odrobine˛ za po´z´no. Re˛cznik wypadł mu z ra˛k; przygar-
na˛ł dziewczyne˛ do siebie.

– Saul... – wyszeptała w ekstazie, patrza˛c na niego

rozszerzonymi oczami. – Pocałuj mnie! – szepne˛ła błagal-
nie, gora˛co. – Chce˛, z˙ebys´ mnie pocałował! – dodała,
zarzucaja˛c mu re˛ce na szyje˛ i przyciskaja˛c usta do jego warg.

background image

Miał najgłe˛bsza˛ pogarde˛ dla tych, kto´rzy wykorzys-

tywali słabos´c´ kobiety. W jego mniemaniu nie było dla nich
usprawiedliwienia. Obowia˛zkiem me˛z˙czyzny było chronie-
nie kobiety, otoczenie jej opieka˛, gdy... Sam ma co´rki, kto´re
pewnego dnia moga˛ znalez´c´ sie˛ w takiej sytuacji jak Tullah.
Jak by ocenił kogos´, kto zechciałby wtedy skorzystac´
z okazji, os´mielił sie˛ wykorzystac´ ich niewinnos´c´...?

– Saul... – dobiegł go zmysłowy szept.
Jak znalez´c´ w sobie siłe˛, by odmo´wic´, wycofac´ sie˛ teraz,

kiedy juz˙ jest za po´z´no. Czy ona nie wie...?

Zamkna˛ł oczy, rozkoszuja˛c sie˛ mie˛kkim dotykiem jej

ust.

Tullah zamruczała z rozczarowaniem. Nie chce jej

pocałowac´. A wie˛c nie przekona sie˛, jak to jest. Juz˙ miała
zrezygnowac´, kiedy niespodziewanie Saul oddał jej pocału-
nek. Poczuła rozkoszny dreszczyk na plecach. Chciała
nabrac´ powietrza, ale Saul nie puszczał jej, zreszta˛ tak
naprawde˛ to wcale tego nie chciała.

Pro´bowała sie˛ opierac´, ale trwało to ledwie chwilke˛.

Z rados´cia˛, przepełniona ciekawos´cia˛ i podnieceniem, pod-
dała sie˛ pieszczocie.

Jeszcze nigdy nikt tak jej nie całował. Oddawała mu

pocałunki, z˙arliwie, gora˛co, coraz bardziej roznamie˛tniona,
nie poznaja˛c samej siebie, dziwia˛c sie˛ w duchu, czy to
naprawde˛ ona wydaje z siebie te ciche odgłosy, kto´re jeszcze
bardziej go zache˛caja˛, odbieraja˛ wole˛.

Serce biło tak mocno, jakby miało rozsadzic´ piers´. Na

pewno to słyszał, przeciez˙ trzymał ja˛ tak mocno...

Z wraz˙enia zawirowało jej w głowie, kiedy otworzyła

oczy i zobaczyła jego rozszerzone z´renice. Wycia˛gne˛ła re˛ke˛
i dotkne˛ła jego twarzy.

Był ro´wnie bezradny jak ona, oboje nie mieli siły

background image

walczyc´ z tym, co ich ogarne˛ło. I oboje juz˙ nawet nie
pro´bowali.

Jakz˙e cudowne było poczucie, z˙e teraz moz˙e wprost

okazac´ mu to, co czuje, zapomniec´ o skrupułach, odrzucic´
zastrzez˙enia; przyznac´ wreszcie sobie i jemu, z˙e przeciez˙
pragne˛ła go od pierwszej chwili, gdy go tylko ujrzała; z˙e nie
mogła sie˛ z tym pogodzic´ i desperacko wmawiała sobie, z˙e
wcale tak nie jest, z˙e to ułuda; z˙e bała sie˛ powto´rzenia
wczes´niejszych rozczarowan´, z dziecin´stwa i lat młodos´ci,
gdy zawiedli ja˛ dwaj kochani przez nia˛ me˛z˙czyz´ni.

Ale Saul jest inny. Tym razem be˛dzie inaczej, tym razem...
Z cichutkim westchnieniem przytuliła sie˛ do niego

mocniej.

– Saul! – szepne˛ła bez tchu, podekscytowana obrazami

powstaja˛cymi w jej wyobraz´ni. – Chodz´my do ło´z˙ka...
Zabierz mnie do ło´z˙ka...

Nie miał siły opierac´ sie˛ jej namie˛tnym błaganiom. Jej

wcis´nie˛te w niego ciało paliło, odbierało rozum. A ona
wiedziała, z˙e tak włas´nie jest, widział to po jej oczach.

– Saul! – wyszeptała z˙arliwie.
Moz˙e gdyby nie była po´łnaga, gdyby zwalczył pokuse˛

i nie wzia˛ł jej w ramiona, nie pocałował, moz˙e wtedy byłoby
inaczej, ale to juz˙ sie˛ stało...

– Tullah – zdobył sie˛ na ostatni, desperacki protest.

– Nie moge˛...

– Kłamca – powiedziała, odymaja˛c usta i mierza˛c go

taksuja˛cym spojrzeniem.

– Nie – pro´bował wyjas´nic´. – Chodziło mi, z˙e nie

moz˙emy... z˙e nie mam...

Teraz do niej dotarło.
– Och, nie, to nie problem! – us´miechne˛ła sie˛ promien-

nie. – Sa˛ w łazience... – Urwała, widza˛c jego mine˛.

background image

Moz˙e jest staros´wiecki, ale nigdy nie przyszło mu do

głowy, z˙e Tullah moz˙e miec´ takie podejs´cie. Zawsze miał
wraz˙enie, z˙e nie szuka przygo´d, wre˛cz przeciwnie, raczej
unika me˛z˙czyzn. Był niemal pewien, z˙e w jej z˙yciu nie było
ich wielu. A okazuje sie˛...

– U ciebie nie ma? – zapytała, leciutko marszcza˛c czoło.

– Mys´lałam, z˙e tutaj to norma, w kon´cu jestes´my w Holandii...

Saul rozluz´nił sie˛.
– Nie wiem – powiedział. – Moz˙liwe. Nie zwro´ciłem

uwagi.

– No to sam widzisz, z˙e moz˙emy! – szepne˛ła, wycia˛ga-

ja˛c do niego re˛ke˛. – Jak przyjemnie – zamruczała, czuja˛c
ciepły dotyk jego dłoni.

– Be˛dzie jeszcze lepiej. – Porwał ja˛w ramiona, ostroz˙nie

zanio´sł na ło´z˙ko, a ona obje˛ła go za szyje˛ i odszukała jego
usta.

Westchne˛ła rozkosznie, poddaja˛c sie˛ jego dłoniom, jego

ustom. Był tak cudownie blisko. Wirowało jej w głowie,
dotyk jego sko´ry wprawiał w uniesienie, oszałamiał. Z za-
chwytem zapatrzyła sie˛ na jego smukłe, lekko opalone ciało,
szeroka˛ piers´. Nie mogła oderwac´ od niego oczu.

– Jes´li be˛dziesz tak na mnie patrzec´, to czeka nas seks

najbezpieczniejszy z moz˙liwych – mrukna˛ł Saul. – Po takiej
przerwie moje ciało reaguje na ciebie, jakbym był młodym
chłopakiem. Nie moge˛...

– Jak długo? – zapytała ciekawie.
Przez chwile˛ nie odpowiadał. Zacisna˛ł usta.
– Ponad dwa lata jestes´my z Hillary w separacji, ale juz˙

wczes´niej... Jes´li chcesz szczerej odpowiedzi, to jakies´ dwa,
trzy...

– ...miesia˛ce – dokon´czyła.
Saul zmarszczył brwi.

background image

– Miesia˛ce? Strzelaj dalej. Nie, nie miesia˛ce, lata.

A dokładnie to ostatni raz był przed narodzinami Meg, choc´
juz˙ wczes´niej...

Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
Nie, to chyba niemoz˙liwe, ale z drugiej strony nie

wygla˛da, z˙eby kłamał. Moz˙e przez to wino trudno jej ocenic´.
Popatrzyła mu prosto w oczy, us´miechne˛ła sie˛.

– Jak pomoge˛ ci sie˛ rozebrac´, to tez˙ mi pomoz˙esz?

– zapytała z figlarna˛ minka˛.

Jak mo´głby sie˛ dłuz˙ej opierac´? Nie jest w stanie sie˛ jej

oprzec´. Moz˙e innej, nawet tak upragnionej jak Tullah,
zdołałby odmo´wic´, ale ona ma w sobie tyle ciepła, poczucia
humoru, tyle wdzie˛ku i uroku. I budzi w nim tyle uczuc´. Jak
sie˛ przed nia˛ bronic´, czy to w ogo´le moz˙liwe?

Uja˛ł jej dłon´, zacza˛ł obsypywac´ drobnymi, lekkimi

pocałunkami.

Nie pamie˛tała, kiedy ich ubrania spłyne˛ły na podłoge˛;

zatracali sie˛ w pocałunkach, w coraz bardziej namie˛tnych
pieszczotach. Krew szumiała w skroniach, brakowało tchu.
Nigdy nie przez˙ywała takich uniesien´, nigdy nie pragne˛ła
tak szalen´czo, tak dziko. Nie chciała, by choc´ na mgnienie
wypus´cił ja˛ z obje˛c´, z˙eby po´js´c´ do łazienki. Usłuchał,
odkrywaja˛c przed nia˛ nowe doznania, a kiedy, wyczerpana,
usne˛ła z głowa˛ na jego piersi, z us´miechem patrzył na jej
us´piona˛ twarz.

Nadal jej pragna˛ł, ale musiałby byc´ bez serca, by ja˛ teraz

budzic´. Be˛dzie lepiej, jes´li sta˛d po´jdzie, tak be˛dzie bezpiecz-
niej. Za nic nie chciałby byc´ posa˛dzony, z˙e mys´li tylko
o sobie.

Z ocia˛ganiem, ostroz˙nie odsuna˛ł Tullah od siebie, delika-

tnie pocałował ja˛ w czubek nosa, zebrał rozrzucone rzeczy
i po cichutku wyszedł.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIA˛TY

Obudziło ja˛ dzwonienie budzika. Ostry dz´wie˛k nie-

przyjemnie s´widrował w głowie, rozsadzał skronie. Tullah
wzdrygne˛ła sie˛ z bo´lu. Migrena, us´wiadomiła sobie z nie-
che˛cia˛. Od kilku lat ataki zdarzały sie˛ jej rzadko. Ten raczej
nie jest efektem wczorajszego zdenerwowania w sa˛dzie,
bardziej wynikiem wypitego wina, stwierdziła samokryty-
cznie.

Nie miała leko´w, a trudno liczyc´, z˙e znajdzie cos´ przed

jazda˛ na lotnisko. Musi szybko wzia˛c´ prysznic, ubrac´ sie˛
i spakowac´. Całe szcze˛s´cie, z˙e moz˙e darowac´ sobie s´niada-
nie. Wolała nie pokazywac´ sie˛ Saulowi na oczy. Nie dos´c´, z˙e
czuła sie˛ podle, to doskonale pamie˛tała stanowczos´c´, z jaka˛
podzie˛kował za drugi kieliszek.

Ale to nie wszystko. Wprawdzie od momentu wejs´cia do

takso´wki wydarzenia wczorajszego wieczoru pamie˛tała jak
przez mgłe˛, to do tej pory miała przed oczami niepraw-
dopodobne wizje, senne obrazy, na kto´rych wspomnienie
paliły ja˛ policzki. W dodatku w tym s´nie była z Saulem!
I odgrywała role˛ uwodzicielki. Bogu dzie˛ki, z˙e tylko ona zna
tres´c´ tych szalonych sno´w!

background image

Ale ska˛d w jej s´nie wzia˛ł sie˛ Saul? Musi istniec´ jakies´

racjonalne wytłumaczenie tego faktu. Zastanowi sie˛ nad tym
po´z´niej, kiedy sie˛ lepiej poczuje.

Najbardziej stresowało ja˛ cos´ innego – tajemnica, kto´ra

wydawała sie˛ jej tak dobrze ukryta, nawet przed nia˛ sama˛,
jednak sie˛ wydała.

Oczywis´cie to było zupełnie bez sensu. Nie było z˙adnego

powodu, by Saul wzbudzał w niej takie uczucia. Tak czy
inaczej musi je w sobie zwalczyc´, stale pamie˛tac´, jaki
w istocie on jest, ile jest wart. Nie widziec´ w nim czułego
i namie˛tnego kochanka ze snu. Owszem, nie da sie˛ zaprze-
czyc´, z˙e jest atrakcyjny i moz˙e sie˛ podobac´, ale to tylko
maska, pozory, kto´re nic nie znacza˛. Podobnie jak jej
dzisiejszy sen.

Och... Skrzywiła sie˛, wstaja˛c z ło´z˙ka. Bolesne pul-

sowanie w głowie przybrało na sile. Niepotrzebnie piła to
wino.

– Na pewno dobrze sie˛ czujesz?
Jasne, z˙e nie, ale przed nim nigdy sie˛ do tego nie przyzna.

Odwro´ciła sie˛.

– Nic mi nie jest... to tylko bo´l głowy.
Przed dziesie˛cioma minutami wsiedli do samolotu.

W czasie startu miała wraz˙enie, z˙e głowa rozpadnie sie˛ jej
na kawałki. Zagryzła wargi.

Niech tylko słowem wspomni o alkoholu, a chyba go

zabije˛, pomys´lała ze złos´cia˛, zamykaja˛c oczy i modla˛c sie˛
w duchu, by wreszcie ustało łupanie w czaszce.

Słyszała przechodza˛ca˛ stewardese˛, roznosza˛ca˛ tace. Na

sama˛ mys´l o jedzeniu robiło sie˛ jej niedobrze. Było to
nieprzyjemne, ale s´wiadczyło, z˙e migrena nie potrwa dłuz˙ej
niz˙ dzien´ czy dwa. Wtedy wro´ci do normalnego z˙ycia.

background image

Ataki migreny zacze˛ły sie˛ w czasie rozwodu rodzico´w,

potem miewała je coraz cze˛s´ciej, az˙ doszło do tego, z˙e
przydarzały sie˛ jej co pare˛ tygodni. Kiedy skon´czyła
dwadzies´cia lat, stały sie˛ rzadsze. Od ostatniego mina˛ł juz˙
ponad rok.

Ten zapowiadał sie˛ fatalnie. Zamrugała gwałtownie. Ale

nie z powodu mroczko´w i ostrych błysko´w przed za-
mknie˛tymi oczami, lecz by odgonic´ od siebie wyraziste
obrazy z ostatniego snu.

Daremnie. Je˛kne˛ła cicho. Jak mogło jej cos´ takiego

powstac´ w głowie? Jak mogła s´nic´, z˙e wyrabia takie rzeczy,
z˙e zachowuje sie˛ w taki sposo´b? Je˛kne˛ła jeszcze raz. Jakie to
szcze˛s´cie, z˙e ludzkie mys´li sa˛ niedoste˛pne dla innych, z˙e nie
moz˙na ich rozszyfrowac´! Umarłaby, po prostu od razu by
umarła, gdyby Saul choc´ w cze˛s´ci mo´gł sie˛ domys´lic´, jak
o nim s´niła, jak chciała, by ja˛ całował, by... Co gorsza, jej
zdradzieckie ciało nadal było głuche na głos rozumu
i skwapliwie poddawało sie˛ obrazom kreowanym przez jej
chora˛ wyobraz´nie˛... Ale skoro o nim s´niła, to czy to znaczy,
z˙e jakas´ cze˛s´c´ jej istoty chce... pragnie...

– Wypij troche˛ wody.
Otworzyła oczy i skrzywiła sie˛ gwałtownie. Szybko

zamkne˛ła je ponownie, by nie patrzec´ na jego szczupła˛,
opalona˛ dłon´, kto´ra˛ podawał jej szklanke˛.

– Wypij – powto´rzył stanowczo, tonem, jakim zwracał

sie˛ do swoich dzieci. Przez chwile˛ cieszyła sie˛ mys´la˛, z˙e
odmo´wi i juz˙ niewiele brakowało, by to zrobiła, kiedy zno´w
sie˛ odezwał: – Ostrzegałem cie˛ wczoraj, z˙e po tym alkoholu
be˛dziesz odwodniona – powiedział przez ze˛by.

– Wypiłam trzy, cztery kieliszki wina... nie wie˛cej

– broniła sie˛. – Wiem, co sobie mys´lisz, ale bardzo sie˛
mylisz. Nie mam kaca. To migrena.

background image

– Juz˙ rozmawialis´my na ten temat – przypomniał.
Juz˙ o tym rozmawiali? Zupełnie nie mogła sobie tego

przypomniec´. Zreszta˛, w ogo´le nie za bardzo pamie˛tała, co
stało sie˛ po wejs´ciu do takso´wki. To było tym bardziej
irytuja˛ce, z˙e z taka˛ jasnos´cia˛ stały jej przed oczami obrazy
ze snu. Moz˙e wybrałam nie ten zawo´d, pomys´lała. Po
ostatniej nocy spokojnie mogłabym przenies´c´ sie˛ do Hol-
lywood i pisac´ scenariusze do filmo´w erotycznych.

– Niedługo la˛dujemy – rzekł Saul.
Kiedy zobaczył ja˛ rano, blada˛ jak s´ciana i zupełnie

nieprzyste˛pna˛, w pierwszym momencie sa˛dził, z˙e przemys´-
lała sobie wydarzenia wczorajszej nocy i postanowiła
wymazac´ je z pamie˛ci. Zreszta˛ czegos´ takiego w pewnym
stopniu sie˛ spodziewał. Ale ani przez chwile˛ nie przypusz-
czał, z˙e be˛dzie sie˛ zachowywac´ tak, jakby nic sie˛ nie stało.

Dopiero po jakims´ czasie dotarło do niego, z˙e to nie jest

zamierzone działanie, z˙e Tullah po prostu niczego nie
pamie˛ta. Trudno powiedziec´, by mu to pochlebiało, ale teraz
nie to było waz˙ne. Martwił sie˛ o nia˛.

– To migrena – zastrzegła sie˛ od razu i nie miał powodu,

by jej nie wierzyc´. Wino było mocne, ale nie az˙ tak, by
doprowadzic´ ja˛ do takiego stanu.

Zerkna˛ł na nia˛ ukradkiem, gdy samolot zacza˛ł schodzic´

do la˛dowania. Była blada jak papier, nad go´rna˛ warga˛ ls´niły
kropelki potu. Juz˙ wczes´niej dostrzegł, z˙e wdrygne˛ła sie˛,
gdy zapalono s´wiatła i natychmiast zamkne˛ła oczy. Drz˙ała
i pociła sie˛ jednoczes´nie, kiedy samolot toczył sie˛ po pasie.

– To migrena – szepne˛ła obronnie. – Naprawde˛. Wcale

nie jestem...

– Wiem – potwierdził powaz˙nie i dyskretnie poprosił

stewardese˛, by mogli pierwsi opus´cic´ samolot.

Czy sprawiło to la˛dowanie, czy moz˙e powo´d był inny,

background image

czuła sie˛ coraz gorzej. Głowa pe˛kała z bo´lu, przed oczami
przelatywały ognie. Z trudem wcia˛gała powietrze, nie
mogła sie˛ poruszyc´. Połowa ciała cia˛z˙yła jak oło´w; przerazi-
ła sie˛, gdy chciała unies´c´ re˛ke˛ i nie mogła, zupełnie jakby
straciła w niej władze˛.

– Klasyczne objawy migreny. – Zdawało sie˛ jej, z˙e

słyszy wspo´łczuja˛cy głos stewardesy, wraz z Saulem po-
chylaja˛cej sie˛ nad nia˛, by pomo´c sie˛ jej podnies´c´. – Znam to
az˙ za dobrze, tez˙ miewam migreny...

Chciała powiedziec´, z˙e nic jej nie jest, z˙e sama da sobie

rade˛ i Saul wcale nie musi brac´ jej na re˛ce i nies´c´ jak
dziecko, ale nie mogła wydobyc´ z siebie głosu.

Na przemian czuła pala˛cy z˙ar i przenikliwy chło´d,

znajomy zapach Saula i przykry odo´r spalin samolotu.
Potem w jakis´ sposo´b znalez´li sie˛ w samochodzie, Saul
mo´wił cos´ do kierowcy.

Jechali gdzies´, samocho´d trza˛sł niemiłosiernie, podskaki-

wał na wybojach. I wreszcie ogarne˛ło ja˛ wspaniałe ciepło,
gdzies´ w tle rozlegały sie˛ niespokojne dziecie˛ce głosy, i nagle
otulił ja˛ cudowny, koja˛cy spoko´j i przyjazna ciemnos´c´.

Przebudziła sie˛ instynktownie, gdy ktos´ pomagał sie˛ jej

rozebrac´, podsuwał cos´ do picia. Podał lekarstwa, a potem
troskliwie otulił kołdra˛ i kazał spac´.

Leki pomalutku zacze˛ły przywracac´ ja˛ do z˙ycia, prze-

szywaja˛cy bo´l powoli łagodniał.

– Tatusiu, co sie˛ stało Tullah? – z niespokojna˛ mina˛

dopytywała sie˛ Meg, stoja˛c w otwartych drzwiach sypialni.

Przez ostatnie cztery godziny cała tro´jka chodziła na

paluszkach, z˙eby nie zbudzic´ dziewczyny. Saul jak naj-
surowiej zakazał im wchodzic´ do pokoju. Gdy tylko przy-
nio´sł ja˛ do domu, z miejsca uspokoił dzieci, z˙e to tylko silny

background image

bo´l głowy, z˙e nic jej nie be˛dzie. Dobrze, z˙e to zrobił, bo Meg
na widok nieprzytomnej Tullah przeraziła sie˛ nie na z˙arty.

Doktor Julie najpierw bardzo długo rozmawiała z tatu-

siem, potem wypisała recepte˛ i zaraz potem tata zapakował
wszystkich do auta i pojechali do miasta po lekarstwa dla
Tullah. A w aptece była ciocia Jenny i powiedziała, z˙e
Louise włas´nie przyjechała do domu.

Wpadł w panike˛, gdy przy wysiadaniu z samolotu, Tullah

niemal straciła przytomnos´c´. Przez cała˛ droge˛ do domu
kra˛z˙yły mu po głowie zasłyszane opowies´ci o przypadkach
nagłej s´mierci z powodu zapalenia opon mo´zgowych. A jes´li
Tullah zaatakował ten s´miercionos´ny wirus? Natychmiast
po przyjez´dzie sprawdzi, czy dziewczyna nie ma z˙adnej
wysypki. I to wcale nie z obawy o dzieci, przyznał
z poczuciem winy.

Nie. W pierwszym momencie przestraszył sie˛ o nia˛.

Tullah. Kobieta, kto´ra w jakis´ zaskakuja˛cy sposo´b przeła-
mała mur, jaki, zraz˙ony do jej płci, zbudował woko´ł siebie.
Kobieta, kto´ra...

– Kiedy ona sie˛ obudzi? – Pytanie Meg wyrwało go

z zamys´lenia.

– Niepre˛dko – odrzekł, domys´laja˛c sie˛, co be˛dzie, gdy

przestanie wpatrywac´ sie˛ w us´piona˛ dziewczyne˛ i odejdzie
od jej ło´z˙ka.

Jak to sie˛ stało, z˙e miłos´c´ spadła na niego tak nieoczeki-

wanie, podeszła go tak zdradziecko, ogłuszyła...? A przeciez˙
zarzekał sie˛, z˙e juz˙ nigdy wie˛cej, z˙e juz˙ z˙adna... Juz˙ i tak
dostatecznie skomplikował z˙ycie sobie i dzieciom. Oz˙enił
sie˛ z Hillary, naiwnie sa˛dza˛c, z˙e wzajemna fascynacja
fizyczna jest wystarczaja˛ca˛ gwarancja˛ udanego zwia˛zku. Te˛
zuchwałos´c´ przyszło mu gorzko odpokutowac´.

background image

Teraz najwaz˙niejsze jest dla niego dobro dzieci, zapew-

nienie im spokoju i poczucia bezpieczen´stwa. Nie chciał tej
miłos´ci, nie chciał kochac´ ani Tullah, ani z˙adnej innej.
Pewnie, z˙e przez te lata było kilka chwil, kiedy miał mgliste
i nies´miałe przeczucie, z˙e moz˙e los szykuje mu cos´, z˙e
moz˙e... Przez moment sa˛dził kiedys´, z˙e on i Olivia, z˙e... ale
to było jedynie wspomnienie nic nie znacza˛cego młodzien´-
czego zauroczenia i bardzo szybko zrozumiał, z˙e Olivia ma
racje˛, nie godza˛c sie˛ na wskrzeszanie przeszłos´ci.

Ale to, co czuł w stosunku do Tullah, było czyms´

wyja˛tkowym, czyms´, czego nigdy wczes´niej nie dos´wiad-
czył. Ze zdumieniem mys´lał, jak w ogo´le mo´gł kiedys´
planowac´ wspo´lne z˙ycie z kims´, kto nie był nia˛ i kogo nie
darzył tym uczuciem, jakie ona w nim obudziła.

Ale czy ona odczuwa podobnie? Wczoraj go pragne˛ła...

chyba. Bardzo niewiele wiedział o jej z˙yciu, zaledwie pare˛
sło´w rzuconych przez Olivie˛. Dawno temu był ktos´, kto ja˛
skrzywdził, niegodny jej dran´. Na szcze˛s´cie wymkne˛ła sie˛
z jego ra˛k.

Mine˛ła czwarta, najwyz˙szy czas, by jechac´ do biura.

Pochylił sie˛ i musna˛ł czoło dziewczyny. Us´miechna˛ł sie˛ do
siebie, widza˛c, z˙e nadal s´pi jak zabita.

– Pamie˛taj, z˙e nie macie prawa jej budzic´ – na odchodne

stanowczo przypomniał Meg.

– Doka˛d jedziesz? – z kwas´na˛ mina˛ zapytała Louise.
Od wczorajszego przyjazdu była ws´ciekła, gdy okazało

sie˛, z˙e nie zobaczy Saula, bo jest za granica˛ i wraca dopiero
dzisiaj.

Doskonale wiedziała, z˙e rodzice nie pochwalaja˛ jej

miłos´ci do Saula, ale nie miała zamiaru rezygnowac´. Kocha
go i zdobe˛dzie za wszelka˛ cene˛.

background image

– Jade˛ posiedziec´ z dziec´mi Saula, bo on musi wracac´ do

pracy – Jenny poinformowała co´rke˛. – Prosił, z˙ebym
zerkne˛ła na nie i na Tullah.

– Tullah? – podejrzliwie zapytała Louise. Słyszała, jak

kiedys´ Olivia wspominała, z˙e jej dobra znajoma przenosi sie˛
tutaj, bo przechodzi do Aarlston. Podobno teraz słuz˙bowo
wyjechała do Hagi razem z Saulem.

Pocieszała sie˛, z˙e Saul nawet na nia˛ nie spojrzy. Dzieci

pochłaniały go całkowicie. Miała nadzieje˛, z˙e z czasem
skutecznie to zmieni.

– A co ona robi u Saula? – zapytała nieufnie.
– Rozchorowała sie˛ w samolocie, podobno atak mig-

reny. Saul zabrał ja˛ do siebie. – Umilkła, bo w tej samej
chwili odezwał sie˛ telefon. Od razu rozpoznała głos pani
dyz˙uruja˛cej w załoz˙onym przez Ruth domu samotnej matki.
Zapowiadała sie˛ dłuz˙sza rozmowa.

– Wiesz co? – rzuciła Louise. – Nie martw sie˛ o Saula.

Pojade˛ popilnowac´ dzieci.

– Louise! – Jenny pro´bowała ja˛ powstrzymac´, ale co´rka

juz˙ złapała kluczyki i znikne˛ła za progiem.

Jenny westchne˛ła cie˛z˙ko. Powinna pobiec za nia˛, ale

z drugiej strony napie˛ty głos s´wiadczył, z˙e rozmo´wczyni ma
pilna˛ sprawe˛. Przyciskaja˛c do ucha słuchawke˛, patrzyła, jak
Louise odjez˙dz˙a jej samochodem.

Inicjatywa stworzenia domu dla samotnych matek wy-

szła od Ruth. Potrafiła zrozumiec´ dramat tych kobiet, bo
sama jako młoda dziewczyna uległa presji otoczenia i uro-
dzone w tajemnicy dziecko oddała do adopcji.

Po latach, włas´ciwie inwestuja˛c i graja˛c na giełdzie,

zgromadziła spory maja˛tek i kupiła pierwszy dom. Od tego
sie˛ zacze˛ło. Teraz oficjalnie zarejestrowana fundacja pro-
wadziła prawie tuzin domo´w, a ostatnio za symboliczna˛

background image

kwote˛ odkupiła od gminy spora˛ posiadłos´c´. S

´

rodki na

działalnos´c´ pochodziły od licznych sponsoro´w, z urza˛dza-
nych co roku w Queensmead balo´w i zbio´rek ulicznych.
Ruth nadal ofiarnie wspomagała fundacje˛.

Jenny ro´wniez˙ sie˛ do niej przyła˛czyła. Od jakiegos´ czasu

zarza˛dzała fundacja˛ i ta praca coraz bardziej ja˛ pochłaniała.
Na szcze˛s´cie Guy Cooke, z kto´rym wspo´lnie prowadziła
sklep z antykami, nie narzekał. Im bardziej angaz˙owała sie˛
w prowadzenie domu, tym wie˛cej czasu Guy pos´wie˛cał
sklepowi. Spodziewała sie˛, z˙e pewnie niedługo zechce
wykupic´ jej udziały.

Nie mogła sie˛ skoncentrowac´, z roztargnieniem wsłuchi-

wała sie˛ w opowies´c´ rozmo´wczyni. Louise niepotrzebnie
tam pojechała, nie powinnam jej puszczac´.

Co´rka martwiła ja˛. Potrafiła zrozumiec´ jej zauroczenie

Saulem – jest wyja˛tkowo przystojny, w dodatku naznaczony
cieniem rodzinnej tragedii i wystarczaja˛co dorosły, by taka
mło´dka straciła dla niego głowe˛. Ale nie to ja˛ niepokoiło.
Najtrudniej było pogodzic´ sie˛ z tym, z˙e dla Louise nie istniały
z˙adne przeszkody. Postanowiła go miec´ i parła do celu, na nic
sie˛ nie ogla˛daja˛c. Ona w jej wieku była nies´miała˛, niepewna˛
siebie panienka˛. W najs´mielszych marzeniach nigdy by sie˛
nie zdobyła na to, co dla jej co´rki było rzecza˛ jak najbardziej
naturalna˛. Chwilami nieprzyjemnie przypominała jej Maxa,
kto´ry zawsze zmierzał do celu po trupach.

Ta cecha ła˛czyła ich z Davidem, bratem Jona. Jak dobrze,

z˙e Jon jest całkiem inny!

Obudził ja˛ płacz dziecka i wybijaja˛cy sie˛ nad nim ostry

kobiecy głos, pro´buja˛cy je uciszyc´.

– Nie wchodz´! Tatus´ powiedział, z˙e tam nie moz˙na

wchodzic´!

background image

Tullah zamrugała gwałtownie, gdy jasna smuga s´wiatła

wpadła prze otwarte drzwi. Migrena na szcze˛s´cie mine˛ła,
ale czuła sie˛ osłabiona i wyczerpana, nie mogła zebrac´
mys´li.

Z trudem zmusiła sie˛, by usia˛s´c´. Nieprzytomnym wzro-

kiem popatrzyła na stoja˛ca˛ na progu, wysoka˛, wyraz´nie
rozzłoszczona˛ dziewczyne˛. Pos´piesznie podcia˛gne˛ła kołdre˛,
bo dopiero teraz spostrzegła, z˙e jest rozebrana.

– Tatus´ cie˛ rozebrał – powiedziała Meg. – Musiał, bo

cia˛gle mo´wiłas´, z˙e ci okropnie gora˛co.

Tullah us´miechne˛ła sie˛ do niej blado.
– Meg – odezwała sie˛ i pytaja˛co popatrzyła na stoja˛ca˛

obok dziewczynki nieznajoma˛.

– To jest Louise – poinformowała ja˛ Meg.
Louise... ach tak. Teraz juz˙ wie, czemu Saul tak sie˛ nia˛

interesował. Pie˛kna dziewczyna, choc´ nie tak ja˛ sobie
wyobraz˙ała. Z pewnos´cia˛ nie moz˙na o niej powiedziec´, z˙e
jest nies´miała˛, naiwna˛ panienka˛.

– Czes´c´, jestem...
Nie zda˛z˙yła, bo Louise przerwała jej szorstko:
– Dobrze wiem, kim jestes´ i o co ci chodzi, ale szkoda

twojego czasu. Saul jest mo´j... i be˛dzie mo´j!

Zobaczył samocho´d Jenny. Wszedł do gabinetu, by

zostawic´ papiery, stamta˛d ruszył na go´re˛. Juz˙ na schodach
zaniepokoiły go dochodza˛ce stamta˛d głosy. Na progu
gos´cinnej sypialni zatrzymał sie˛ na chwile˛. Louise stała
w nogach ło´z˙ka, piorunuja˛cym wzrokiem mierza˛c lez˙a˛ca˛
dziewczyne˛. Tullah kurczowo przytrzymywała nacia˛gnie˛ta˛
pod szyje˛ kołdre˛, a Meg przycupne˛ła tuz˙ obok niej.

Błyskawicznie ocenił sytuacje˛. Zdecydowanym krokiem

mina˛ł Louise, uja˛ł re˛ke˛ Tullah w obie dłonie. Przysiadł na

background image

ło´z˙ku, pochylił sie˛ i zamkna˛ł pocałunkiem jej usta, nie daja˛c
jej dojs´c´ do głosu.

– Widze˛, z˙e sie˛ przebudziłas´. I jak sie˛ teraz czujesz,

kochanie?

Kochanie...?
Trzy pary damskich oczu popatrzyły na niego jednoczes´-

nie.

Oczy Louise płone˛ły furia˛ i niedowierzaniem, oczy

Tullah zdumieniem, a oczy Meg... Wygla˛dało na to, z˙e
Tullah zawojowała nie tylko jego serce.

– Przyjechałas´ w sama˛ pore˛, Louise, by usłyszec´ dobra˛

nowine˛ – odezwał sie˛ Saul, zre˛cznie zasłaniaja˛c soba˛Tullah,
by Louise nie zobaczyła jej zdumionej miny.

– Jaka˛ nowine˛? – Wrogo zmruz˙yła oczy.
– Tullah i ja... kochamy sie˛ – powiedział z us´miechem.
Słyszał, jak Tullah głe˛boko łapie powietrze. Louise

pobladła, poczerwieniała, zno´w pobladła.

– Nie, to niemoz˙liwe... nie moz˙esz jej kochac´! – wybu-

chła. – Ja cie˛ kocham. I be˛de˛ cie˛ miec´, a ona mnie nie
powstrzyma! – wykrzykne˛ła, odwro´ciła sie˛ i wybiegła
z pokoju. Usłyszeli, jak zbiega po schodach.

Tullah wzdrygne˛ła sie˛ na odgłos zatrzas´nie˛tych z furia˛

drzwi.

– Dlaczego Louise jest taka zła? – niepewnym głosikiem

zapytała Meg.

Saul podnio´sł sie˛, popatrzył na Tullah.
– Jest w takim stanie, z˙e nie powinna prowadzic´ samo-

chodu. Musze˛ ja˛ odwiez´c´ i raczej zapomniec´ o czekaja˛cej na
mnie pracy. – Us´miechna˛ł sie˛ do co´reczki, patrza˛cej na
niego z lekkim niepokojem. – Popilnuj Tullah, zanim nie
wro´ce˛, dobrze? I nie pozwo´l jej, z˙eby wstawała.

Pewnie, z˙e nie wstane˛. Przeciez˙ nie mam poje˛cia, gdzie

background image

sa˛ moje ubrania, pomys´lała, kiedy wyszedł. A co miało
znaczyc´ to stwierdzenie, z˙e sie˛ kochaja˛?

Jak mo´gł powiedziec´ to Louise, przeciez˙ wie, z˙e dziew-

czyna jest z nim zadurzona bez pamie˛ci?

Nuciła pod nosem, kiedy po´ł godziny po´z´niej zjawił sie˛

Saul i łagodnie wyprosił z pokoju Meg, tłumacza˛c jej, z˙e
chce porozmawiac´ z Tullah w cztery oczy.

On chce z nia˛ porozmawiac´, dobre sobie!
– Moz˙e łaskawie raczysz mi wyjas´nic´, o co włas´ciwie

chodzi. Czy mam sama zgadna˛c´? – Skrzywiła sie˛ z sarkaz-
mem.

– Wiem, z˙e nalez˙a˛ ci sie˛ wyjas´nienia. To troszeczke˛

kre˛puja˛ca sprawa. Widzisz, Louise uwaz˙a... mys´li, z˙e...

– ...jest w tobie zakochana – dokon´czyła zgryz´liwie.
– Jest zakochana w przes´wiadczeniu, z˙e mnie kocha

– sprostował spokojnie. – To tylko słowa, kto´re powtarza
bez kon´ca i...

– I co? I juz˙ znudziłes´ sie˛ pławieniem sie˛ w jej

bezgranicznym uwielbieniu, graniem na jej uczuciach?
Wie˛c postanowiłes´ posłuz˙yc´ sie˛ mna˛, by sie˛ jej pozbyc´. To
powiem ci...

Urwała, by nabrac´ powietrza i nagle zaniepokoiła sie˛,

widza˛c jego mine˛. Przerwał jej ostro:

– Naprawde˛ uwaz˙asz, z˙e ja... z˙e celowo robie˛ jej na-

dzieje, takiej młodej dziewczynie... z˙e jestem taki pro´z˙ny
i zupełnie pozbawiony skrupuło´w...? – Umilkł, potrza˛sna˛ł
głowa˛. – Czy ty naprawde˛ w ten sposo´b o mnie mys´lisz?

– A jest choc´by jeden powo´d przemawiaja˛cy przeciw

takiemu mys´leniu? – Chciała go sprowokowac´, ale nie-
spodziewanie jej głos zabrzmiał dziwnie słabo.

– Moge˛ podac´ ci wiele takich powodo´w – powiedział

cicho. – Nie mo´wia˛c juz˙ o tym, z˙e jestes´my rodzina˛, z˙e

background image

Louise jest bardzo młoda i łatwo ja˛ skrzywdzic´, z˙e... Boz˙e,
przeciez˙ ona mogłaby byc´ moja˛ co´rka˛! – powiedział głosem
nabrzmiałym emocja˛. Zacza˛ł przemierzac´ poko´j. – Czy ty
naprawde˛ wierzysz...

– Niewaz˙ne, w co ja wierze˛ – przerwała mu.
Jego gwałtowna reakcja zupełnie zbiła ja˛ z tropu. Nie

spodziewała sie˛ takiego wybuchu, takiego s´wie˛tego oburze-
nia. Wydawało sie˛, z˙e mo´wi szczerze, ale przeciez˙ niemoz˙-
liwe, by...

– Nie interesuje mnie two´j układ z Louise – rzekła

z naciskiem, szukaja˛c ratunku w przekonaniu, z˙e choc´by był
nie wiem jak atrakcyjny, to i tak nic dla niej nie znaczy.

– Nie mam z˙adnego układu z Louise. A juz˙ na pewno

takiego, jak sugerujesz – odrzekł ostro.

– Ska˛d mam wiedziec´, czy mnie nie oszukujesz? – zare-

plikowała. – Tak jak pro´bowałes´ zamieszac´ jej w głowie,
mo´wia˛c, z˙e ja i ty... Musisz powiedziec´ jej prawde˛. Nie
chce˛...

– Powiem jej prawde˛ – przerwał. – Ale...
– Ale co? – Popatrzyła na niego podejrzliwie.
– Ale jeszcze nie teraz – wyjas´nił, a widza˛c jej zdumie-

nie, dodał: – Sama powiedziałas´, z˙e dziewczyna wpadła po
uszy. Jest w takim wieku, z˙e bardzo łatwo ja˛ zranic´. Im
usilniej sie˛ staram wybic´ jej z głowy te˛ szczenie˛ca˛ miłos´c´,
tym bardziej wierzy, z˙e moz˙e jednak cos´ z tego be˛dzie...
– Pokre˛cił głowa˛. – To najlepszy i najbardziej ludzki sposo´b,
by przekonac´ ja˛, z˙e powinna sie˛ opamie˛tac´, zabrac´ za nauke˛
i znalez´c´ sobie kogos´, kto odwzajemni jej uczucia. Mys´le˛, z˙e
kiedy na własne oczy zobaczy, z˙e z tego nic nie be˛dzie, z˙e
w moim z˙yciu nie ma dla niej miejsca, wreszcie sie˛
otrza˛s´nie. Chyba sie˛ ze mna˛ zgadzasz?

Popatrzyła na niego zwe˛z˙onymi oczami. Jego argumenty

background image

rzeczywis´cie brzmiały sensownie, a Louise, przynajmniej
z tego, co widziała, bynajmniej nie była zagubionym,
potulnym dziewcza˛tkiem, jakim ja˛ sobie wyobraz˙ała, a upar-
ta˛, zawzie˛cie da˛z˙a˛ca˛ do celu osoba˛. Domys´lała sie˛, z˙e
niełatwo be˛dzie odwies´c´ ja˛ od raz powzie˛tego zamiaru.
Moz˙e to naprawde˛ jedyna droga? Gdy zobaczy, z˙e w z˙yciu
Saula jest inna, z˙e nie ma szans?

– W porza˛dku – powiedziała po zastanowieniu. – Tylko

mnie w to nie mieszaj.

– Ale ty włas´nie doskonale pasujesz do tej roli! – prze-

konywał. – Louise juz˙ wie o twoim istnieniu, widziała cie˛
tutaj... – Urwał i dodał łagodnie: – W moim ło´z˙ku.

Poczuła, z˙e pieka˛ ja˛ policzki.
– To nie jest twoje ło´z˙ko! – obruszyła sie˛.
Saul nie prostował. Cia˛gna˛ł dalej:
– Domys´lam sie˛, z˙e Meg jej powiedziała, z˙e to ja cie˛

rozebrałem i połoz˙yłem. – Udał, z˙e nie widzi jej rozdraz˙-
nienia. – I mam wraz˙enie, z˙e Louise szybko wycia˛gne˛ła
wnioski na temat charakteru naszego zwia˛zku.

– Nie ma z˙adnego naszego zwia˛zku! – zaprzeczyła.
– Ale teoretycznie to moz˙liwe – powiedział i dodał

z naciskiem: – To ty martwiłas´ sie˛ o jej przyszłos´c´, ciebie
przeraz˙ały konsekwencje i ogrom szko´d, jakie poniesie,
pro´buja˛c zwia˛zac´ sie˛ ze mna˛. Miałem prawo sie˛ spodziewac´,
z˙e natychmiast skorzystasz z pierwszej nadarzaja˛cej sie˛
okazji, by temu zapobiec. A jest taka szansa.

Otworzyła usta, ale nie wydusiła z siebie słowa. Oczywi-

s´cie miał racje˛, no tak, ale...

– To było wtedy, gdy jeszcze mys´lałam, z˙e ty... – Urwa-

ła.

– Z

˙

e ja co? Z

˙

e ja˛ wykorzystam? Nie zawsze jest

tak, z˙e to me˛z˙czyzna, starszy me˛z˙czyzna, uwodzi naiwna˛

background image

dziewczyne˛, by sie˛ w ten sposo´b dowartos´ciowac´. Czasami
role sie˛ zmieniaja˛... – Umilkł. – On bardzo cie˛ skrzywdził,
prawda?

– Co? – Zesztywniała. Po chwili wydusiła: – Ska˛d

wiesz... Kto ci o tym powiedział?

– Kiedys´ Olivia wspomniała cos´ na ten temat – od-

powiedział mie˛kko. – Ale nawet gdybym nie wiedział, to nie
jest trudno sie˛ domys´lic´, z˙e w przeszłos´ci przez˙yłas´ jakis´
cios. Co sie˛ wtedy stało?

Pro´bowała wzia˛c´ sie˛ w gars´c´, nie ulegac´, ale szczere

wspo´łczucie w jego głosie skruszyło jej opory.

– Był przyjacielem domu... kiedy moi rodzice sie˛ roz-

wiedli... – Pochyliła głowe˛, zagryzła usta. – Był dla mnie
miły, troszczył sie˛ o mnie, przejmował... Mys´lałam, z˙e jest
moim przyjacielem. Potem powiedział, z˙e mnie kocha, z˙e
czekał, az˙ dorosne˛. I z˙e juz˙ zawsze be˛dziemy razem, z˙e...

Pus´ciła tama, tłumione głe˛boko uczucia wydostały sie˛ na

powierzchnie˛, nie mogła juz˙ ich powstrzymac´. Przez tyle lat
trzymała je w ukryciu, nikomu ich nie zdradzaja˛c. Co sie˛
z nia˛ dzieje, z˙e teraz mu o tym opowiada, jaka była
beznadziejnie naiwna, w dodatku włas´nie jemu, Saulowi,
kaz˙demu tylko nie jemu...

– Kochasz go jeszcze?
Zdumiało ja˛ to pytanie. Podniosła głowe˛, popatrzyła na

niego.

– Czy go kocham? Alez˙ ska˛d! I mys´le˛, z˙e nigdy go nie

kochałam, wmawiałam to sobie, bo chciałam, z˙eby tak było.
Chciałam sie˛ czuc´ kochana, potrzebna...

– Szukałas´ wspo´łczucia i zrozumienia, a przede wszyst-

kim kogos´, kto by ci pomo´gł przejs´c´ przez to, co sie˛ wtedy
działo w twoim z˙yciu – powiedział cicho. – Tak jak teraz
Louise.

background image

Ich spojrzenia sie˛ spotkały.
– Nie moz˙emy udawac´, z˙e... z˙e mie˛dzy nami cos´ jest

– zaoponowała bez przekonania. – Mo´wisz powaz˙nie?
– zapytała, kiedy popatrzył na nia˛ bez słowa. – Sa˛dzisz, z˙e
Louise w to uwierzy tylko dlatego, z˙e widziała...?

– Jak najbardziej powaz˙nie – zapewnił. – I skoro to

wypaliło w przypadku Luke’a, i to całkiem niez´le, to mys´le˛,
z˙e i teraz... Szcze˛s´ciarz z tego Luke’a – dodał z szelmow-
skim us´mieszkiem.

– Co wypaliło? – Nic z tego nie rozumiała.
Ale Saul tylko pokre˛cił głowa˛ i us´miechna˛ł sie˛.
– Tullah, zobaczysz, z˙e to musi sie˛ udac´. Re˛cze˛ za to.
Nim zda˛z˙yła go powstrzymac´, wzia˛ł ja˛ w ramiona

i mocno pocałował. Dotyk jego ust wydał sie˛ jej dziwnie
znajomy, jakby znała go nie tylko z tego snu...

Odskoczyła od niego.
– Co to miało byc´? – Głos jej drz˙ał.
– Przyklepanie umowy – powiedział. – A teraz...
Uja˛ł w dłonie jej twarz, zajrzał głe˛boko w oczy, powoli

przecia˛gna˛ł wzrokiem po jej lekko rozchylonych ustach...
Pro´bowała wyzwolic´ sie˛ z jego us´cisku, ale zrobiła to
odrobine˛ za po´z´no, bo juz˙ pochylił sie˛, musna˛ł jej wargi.
Serce biło jej jak oszalałe, daremny był kaz˙dy wysiłek,
kaz˙da pro´ba.

Jak to moz˙liwe, z˙e ten pocałunek był zupełnie taki jak we

s´nie, oszałamiał, budził do z˙ycia; czy to jej wyobraz´nia, czy
moz˙e niejasne te˛sknoty, skrywane marzenia, kto´re nagle
doszły do głosu? Czy to dlatego teraz, zamiast odepchna˛c´ go
od siebie, z trudem walczyła z pokusa˛, by zarzucic´ mu re˛ce
na szyje˛, wycia˛gna˛c´ sie˛ na poduszkach, zatracic´ w piesz-
czocie?

I nagle pocałunki przestały wystarczac´, chciała czegos´

background image

wie˛cej... Moz˙e bezwiednie wymkne˛ło sie˛ jej to na głos, bo
nagle zacza˛ł całowac´ ja˛ inaczej, gore˛cej. Je˛kne˛ła cichutko.
Boz˙e, jakz˙e go pragne˛ła!

Jakby czytaja˛c w jej mys´lach, znieruchomiał, popatrzył

na nia˛ uwaz˙nie, jakby czekał...

Całe ciało wyrywało sie˛ ku niemu, kiedy z ocia˛ganiem

cofna˛ł re˛ce.

– A to co miało znaczyc´? – Głos sie˛ jej łamał, rozpacz-

liwie pro´bowała odzyskac´ panowanie nad soba˛. Sama nie
wiedziała, jakim cudem zdołała sie˛ opamie˛tac´. Cofne˛ła sie˛,
popatrzyła na niego surowo, choc´ zdawała sobie sprawe˛, z˙e
spla˛tane bezładnie włosy i kurczowo podcia˛gnie˛ta kołdra
psuja˛ efekt.

– To było dla mnie – powiedział z irytacja˛ i wstał.
Trudno było cos´ na to powiedziec´.
– A jak długo miałoby trwac´ to udawanie? – zapytała

słabo. – Bo...

– Kro´tko. Pod koniec wrzes´nia Louise wraca na uniwer-

sytet, wie˛c...

– Koniec wrzes´nia?! – wykrzykne˛ła. – Alez˙ to strasznie

długo! Nie moz˙emy...

– Uznaj, z˙e jest to wspaniałomys´lna ofiara ponoszona

dla dobra twojej płci – zaz˙artował. – Wtedy czas minie
szybciej.

– Louise nie da sie˛ nabrac´. Nie wygla˛damy na...
– ...kochanko´w? – dopowiedział usłuz˙nie. – W takim

razie musimy dołoz˙yc´ staran´. Nie przejmuj sie˛ – zakon´czył.

– Nic z tego nie be˛dzie – powto´rzyła z uporem, ale Saul

tylko sie˛ rozes´miał.

– Postaramy sie˛ – powiedział. – Poczekaj, a sie˛ przeko-

nasz.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIA˛TY

– Powiem ci, z˙e nigdy bym na to nie wpadła. – Olivia

pokre˛ciła głowa˛. – Ty i Saul... Miałam nadzieje˛, z˙e moz˙e
James przypadnie ci do gustu, a wy tymczasem... Głowe˛
bym dała, z˙e jestes´ jak najgorzej do niego usposobiona.
Pamie˛tam, jak mo´wiłas´...

– Wiem. – Tullah popatrzyła na nia˛ ze skrucha˛.
Spodziewała sie˛, z˙e ta rozmowa nie be˛dzie łatwa, juz˙

z go´ry sie˛ jej bała. Saul wprawdzie zaproponował, z˙e pogada
z Olivia˛, ale nie przystała na to.

– Mam sie˛ chowac´ za ciebie? – obruszyła sie˛. – Nie!

Sama to załatwie˛. Powiedziałam ci tylko, z˙e sytuacja, w jaka˛
mnie wpe˛dziłes´, stwarza pewne problemy, ale to nie znaczy,
z˙e masz je za mnie rozwia˛zywac´. Olivia jest moja˛ przyjacio´ł-
ka˛. Normalne, z˙e be˛dzie sie˛ dziwic´, czemu wczes´niej nic jej
nie powiedziałam. Poza tym... – Urwała i zagryzła usta.

– Poza tym, co? – podja˛ł.
Oboje siedzieli w kuchni. Najpierw przekonał ja˛, z˙e

powinni dokładnie omo´wic´ kolejne kroki, wie˛c zgodziła sie˛
jeszcze chwile˛ zostac´. Nawet sie˛ nie spostrzegła, kiedy
pomogła mu szykowac´ kolacje˛, a potem połoz˙yc´ dzieci,

background image

ła˛cznie z czytaniem im na dobranoc. Kiedy wreszcie mogli
spokojnie usia˛s´c´, Saul przygotował gora˛ca˛ czekolade˛. Zro-
biło sie˛ tak po´z´no, z˙e nie było sensu, z˙eby wracała do siebie.
Zreszta˛, skoro mieli przekonuja˛co odegrac´ swoje role, to
było włas´ciwe posunie˛cie.

– No... bylis´cie sobie bliscy – wydusiła. – Wie˛c moz˙e

sobie pomys´lec´...

– Jestes´my kuzynami i dobrymi kumplami, nawet bar-

dzo dobrymi – odrzekł Saul, lekko marszcza˛c brwi. – Ale
skoro twierdzimy, z˙e to podczas wyjazdu do Hagi zapałalis´-
my do siebie gwałtowna˛ miłos´cia˛, to niby w jaki sposo´b
Olivia miałaby wiedziec´ o tym wczes´niej, a...

– Nie to miałam na mys´li – przerwała mu.
Czy tylko udaje, czy moz˙e naprawde˛ mys´li, z˙e ona

o niczym nie wie?

– Swego czasu ty i Olivia... ła˛czyło was cos´ wie˛cej

– przypomniała z naciskiem. – Wie˛c teraz moz˙e pomys´lec´...

– Zaraz, poczekaj – przerwał jej. – Owszem, przed laty

mielis´my do siebie słabos´c´, ale oboje bylis´my na to za
młodzi i zbyt niedojrzali, by mogło cos´ z tego wyjs´c´...
– Zmarszczył brwi. – Rozmawiałas´ o tym z Olivia˛?

– Nie, niespecjalnie – przyznała. – W kon´cu to nie jest

moja sprawa i...

– Czyli Olivia nic ci na ten temat nie powiedziała?
– Nie – ucie˛ła. – A skoro jestes´ taki dociekliwy, to

powiem ci, z˙e nigdy bym sie˛ niczego nie domys´liła, gdybym
przypadkiem nie usłyszała rozmowy na weselu Olivii
i Caspara. A potem Max to potwierdził.

– Rozmowy o nas...? A co takiego? – Odstawił filiz˙anke˛

i stana˛ł przed Tullah. Oparł sie˛ o sto´ł, skrzyz˙ował re˛ce. Cała
jego poza s´wiadczyła, z˙e choc´by to miało potrwac´ do rana,
to wycia˛gnie z niej wszystko, co wie.

background image

– Powiedziały... – Zaczerpne˛ła powietrza, spojrzała mu

w oczy. – Powiedziały, z˙e to nic dziwnego, z˙e twoje
małz˙en´stwo sie˛ rozpadło, z˙e przyłapano cie˛ z Olivia˛ i nie-
wiele brakowało, by ich s´lub nie doszedł do skutku. I z˙e teraz
miejsce Olivii zaje˛ła Louise.

– Co takiego! – wybuchna˛ł. – Kto to był? Opisz mi je.
– Nie potrafie˛ – wyznała szczerze. – Jakies´ dwie kobie-

ty. Wa˛tpie˛, bym je poznała, gdybym je teraz zobaczyła.

– Ale pamie˛tasz, co powiedziały. I wierzysz w to. Wie˛c

mys´lałas´... – Odwro´cił sie˛ i połoz˙ył obie dłonie na stole. –
Z Olivia˛ zawsze bylis´my bardzo zz˙yci. Owszem, była
chwila, kiedy mys´lałem... To moja z˙ona zerwała przysie˛ge˛
małz˙en´ska˛, nie ja. I to ona intrygowała mie˛dzy Casparem
i Olivia˛, ale na szcze˛s´cie Caspar... Wracaja˛c do Louise.
Kiedy oni sie˛ pobierali, Louise była dzieckiem, miała ledwie
szesnas´cie lat. Dla Maxa, oczywis´cie, to była woda na młyn.
Jego małz˙en´stwo sie˛ chwieje, zreszta˛ od pocza˛tku na to sie˛
zanosiło. A on zawsze lubił mieszac´. – Odwro´cił sie˛
i popatrzył na Tullah. – Ja wtedy skon´czyłem trzydzies´ci
pie˛c´ lat. Masz poje˛cie, w jakiej bym sie˛ postawił sytuacji,
gdybym...?

Tullah z trudem przełkne˛ła s´line˛. Usta zadrgały jej

zdradziecko, zagryzła je.

– Ja miałam pie˛tnas´cie lat, kiedy moi rodzice sie˛ rozwie-

dli – powiedziała cicho. – A... John miał prawie czterdzies´ci,
ale to mu wcale nie przeszkodziło.

Zamkne˛ła oczy, pro´buja˛c powstrzymac´ łzy. Poczuła, z˙e

przygarna˛ł ja˛ mocno do siebie. Przytulał ja˛, gładza˛c po
plecach, jak dziecko, by je uspokoic´. Druga˛ dłonia˛ dotykał
jej mokrej od łez twarzy. Wstrza˛sało nia˛ łkanie.

– Przepraszam – wydusiła, szlochaja˛c. – Tak mi przy-

kro.

background image

– Mnie tez˙ – powiedział ponuro. – Niesamowicie przy-

kro, z˙e nie moge˛ dosie˛gna˛c´ tego łajdaka i pokazac´ mu, co
mys´le˛ o draniu, kto´ry bez skrupuło´w wykorzystuje naiwne,
ufne dziecko. Ten łotr powinien...

Jego bliskos´c´ uspokajała, dawała poczucie bezpieczen´-

stwa. Jak dobrze było w jego ramionach, jak dobrze było
czuc´ ciepła˛ i mocna˛ dłon´, gładza˛ca˛ ja˛ po plecach! Wie˛c ska˛d
nagle mys´li o tych rzeczach? Ska˛d to nagłe ols´nienie, z˙e
obejmuja˛ ja˛ me˛skie ramiona, z˙e szuka w nich nie tylko
bezpieczen´stwa i pociechy, ale czegos´ wie˛cej? Instynktow-
nie przytuliła sie˛ mocniej, pods´wiadomie czekaja˛c na znak,
z˙e on tez˙ widzi w niej kobiete˛, a kiedy przygarna˛ł ja˛ ku
sobie, poczuła ciarki na plecach.

Wiedziała, z˙e igra z ogniem, ale pragnienie było silniej-

sze od głosu rozumu. Kusiło ja˛, by ulec, by choc´ na chwile˛
sie˛ zapomniec´. Ale z drugiej strony... Z ocia˛ganiem od-
sune˛ła sie˛ od niego. Przez chwile˛ mys´lała, z˙e chce ja˛
zatrzymac´ i juz˙ niewiele brakowało, by sie˛ poddała, ale
w tym samym momencie Saul pus´cił ja˛.

– Nie byłam bez winy – powiedziała cicho. – Wiedzia-

łam... sama chciałam...

– Szukałas´ kogos´, kto zasta˛pi ci ojca – przerwał jej. – Kto

be˛dzie dla ciebie pociecha˛ i oparciem, otoczy miłos´cia˛.
Brakowało ci ojca. A zamiast niego... I mys´lałas´, z˙e ja... z ta˛
Louise. – Wzdrygne˛ła sie˛, ale Saul dokon´czył cicho:
– Znaja˛c okolicznos´ci, nie moge˛ miec´ do ciebie pretensji.
Ale mam nadzieje˛, z˙e teraz juz˙ wiesz, z˙e nigdy bym...

– Wiem, wiem – zapewniła, przełykaja˛c s´line˛ i dodała

znuz˙onym tonem: – Przeciez˙ to dlatego wikłasz sie˛ teraz
w te˛ ciuciubabke˛, prawda? Udawanie, z˙e ja i ty...

Nie dokon´czyła, bo nieoczekiwanie pojawiła sie˛ Jemima,

skarz˙a˛c sie˛, z˙e nie moz˙e zasna˛c´.

background image

– Ty i Saul – z niedowierzaniem w głosie powto´rzyła

Olivia. – Nigdy bym sie˛ nie domys´liła.

– Wiem, dla mnie to tez˙ było zaskoczenie – szczerze

wyznała Tullah.

– Mhm... Louise nie jest zachwycona – ostrzegła Olivia.

– Jenny mi doniosła. Dziewczyna jest przekonana, z˙e siła˛
wcisne˛łas´ sie˛ w jego z˙ycie i na siłe˛ weszłas´ mu do ło´z˙ka.

– Bardzo sie˛ myli! – zaprotestowała gwałtownie.
– W kaz˙dym razie Jenny spadł kamien´ z serca – cia˛gne˛ła

Olivia. – Ma nadzieje˛, z˙e teraz Louise wreszcie przejrzy na
oczy i wybije go sobie z głowy.

– Nie tylko ona – mrukne˛ła Tullah.
– Szkoda, z˙e nie moz˙ecie ogłosic´ zare˛czyn w czasie balu

– rozmarzyła sie˛ Olivia. – W takim wyja˛tkowym otoczeniu,
ty w swojej sukni... A włas´nie, pokazałas´ ja˛ Saulowi? Bo ja
swoja˛ schowałam, be˛dzie niespodzianka.

– Jakie zare˛czyny? – zaniepokoiła sie˛ Tullah. – My

wcale nie...

– Wiem. Saul juz˙ mnie uprzedził, z˙e poczekacie do

powrotu jego rodzico´w, i z˙e chcesz utrzymac´ rzecz w tajem-
nicy, po´ki dzieci sie˛ z toba˛ nie oswoja˛. Ale cos´ mi sie˛ widzi,
z˙e to juz˙ za po´z´no. Pare˛ dni temu Meg os´wiadczyła mi, z˙e
be˛dzie druhna˛, ,,kiedy Tullah i tatus´ be˛da˛ sie˛ z˙enic´’’, i z˙e ty
be˛dziesz jej kochana˛ mamusia˛.

– Co takiego? – Zabrakło jej tchu. – Alez˙ my...
To była pierwsza rzecz, jaka˛ sobie zastrzegła, godza˛c sie˛

na te˛ gre˛ – z˙e przede wszystkim nie ucierpia˛ dzieci.

Ku jej zdumieniu Saul rozpromienił sie˛ wtedy i po-

chwycił ja˛ w ramiona.

– Juz˙ to wystarczy, bym mo´gł cie˛ kochac´! – odrzekł

głosem nabrzmiałym z emocji. – Re˛cze˛ za to, z˙e nie stanie
im sie˛ krzywda – zapewnił ja˛ z przekonaniem.

background image

Dopiero po´z´niej zastanowiła sie˛ nad tymi słowami.

Powiedział ,,mo´głbym’’, ale z pewnos´cia˛ była to sytuacja
hipotetyczna, bo przeciez˙ jej nie kocha. Tym lepiej, bo ona
go nie kocha. Chyba nie kocha...

– Dobrze sie˛ składa, z˙e oboje macie niezłe prace – po-

wiedziała Olivia i zachichotała, widza˛c zaskoczona˛ mine˛
Tullah. – Be˛dziecie mieli do utrzymania spora˛ rodzine˛, na
moje oko...

– Co? – wykrzykne˛ła nie swoim głosem Tullah. – Oli-

via, my wcale...

– Dobrze, dobrze – łagodziła Olivia. – Wszystko rozu-

miem. Ale ty jestes´ stworzona do macierzyn´stwa, Tullah.
Dzieci Saula juz˙ cie˛ uwielbiaja˛, a załoz˙e˛ sie˛, z˙e Saul tez˙ nie
moz˙e doczekac´ sie˛ chwili, kiedy ujrzy cie˛ z dzidziusiem...
swoim dzidziusiem. On jest włas´nie taki. Kocha dzieci,
zawsze za nimi przepadał.

– Naprawde˛? – zapytała niepewnie, dziwnie ogłuszona

namalowana˛przez Olivie˛ perspektywa˛... Oczami wyobraz´ni
widziała siebie, jak lez˙y z nowo narodzona˛ kruszyna˛, a Saul
i dzieci wpatruja˛ sie˛ w nia˛, rozpromienieni. Czy mogła
wyjawic´ jej teraz prawdziwa˛ istote˛ ich ,,zwia˛zku’’?

Oczywis´cie powie jej prawde˛, ale jeszcze nie teraz.

Olivia tak sie˛ cieszy. Powinna wyprowadzic´ ja˛ z błe˛du, ale
niespodziewanie sama chciała choc´ przez chwile˛ udawac´, z˙e
tak włas´nie jest, z˙e przed nia˛ i Saulem rzeczywis´cie rysuje
sie˛ wspaniała przyszłos´c´.

Poczekam, az˙ zdarzy sie˛ włas´ciwa okazja, postanowiła.

Wtedy jej wszystko opowiem.

Boz˙e, co sie˛ z nia˛ dzieje? Przeciez˙... jest nastawiona na

prace˛, nie...

– Jes´li kiedys´ zechcesz wro´cic´ do zawodu, zawsze

znajdzie sie˛ dla ciebie miejsce w naszej firmie – cia˛gne˛ła

background image

Olivia. – Mamy tyle roboty, z˙e zacze˛łam namawiac´ Bobbie,
by przyszła do nas choc´ na cze˛s´c´ etatu. Dalis´my tez˙
ogłoszenie.

– Olivio – przerwała jej Tullah. – Saul i ja... jeszcze

nawet nie rozmawialis´my o przyszłos´ci... – wydusiła.

– Dzieci nie biora˛sie˛ z mo´wienia – figlarnie zas´miała sie˛

Olivia. – Zobaczysz, masz na to moje słowo, o tej porze za
rok ty i Saul...

– Co be˛dzie o tej porze za rok? – Caspar wynurzył sie˛

z gabinetu i wła˛czył do rozmowy.

– Nic takiego – rzekła Olivia. – Pamie˛tasz, z˙e dzis´ masz

is´c´ z Saulem i Jonem mierzyc´ balowe kostiumy? – zapytała,
a kiedy zaje˛czał, dodała: – Bal jest w ten weekend, Cas.

– Wiem, dobrze wiem – przytakna˛ł. – Jak miałbym

zapomniec´, skoro od kilku tygodni nie mo´wisz o niczym
innym?

Tullah skorzystała z okazji, by pod pretekstem zakupo´w

wyrwac´ sie˛ od nich, nim Olivia przejdzie do kolejnych
pytan´.

Ona i Saul, dzieci... ich dzieci. Nie, to absolutnie

niemoz˙liwe i Olivia pierwsza by to przyznała, gdyby znała
prawde˛. To zupełnie niemoz˙liwe. I powinna jak najszybciej
o tym zapomniec´, bo inaczej...

Jakby juz˙ nie zachowała sie˛ jak idiotka, godza˛c sie˛ na

jego bzdurne pomysły. Ale przeciez˙ chyba nie zwariowała?

Szcze˛s´cie, z˙e zbliz˙aja˛cy sie˛ bal absorbował uwage˛

mieszkan´co´w. Nigdy nie przypuszczała, z jaka˛ pre˛dkos´cia˛
w niewielkiej społecznos´ci rozchodza˛ sie˛ plotki. Wystar-
czyło pare˛ dni, a kolez˙anki w pracy juz˙ wiedziały, co
w trawie piszczy i po przyjacielsku komentowały pojawie-
nie sie˛ nowej pary.

– Ale z ciebie szcze˛s´ciara! Saul jest s´wietny, a przy tym

background image

to naprawde˛ dobry człowiek – jedna z nich powiedziała z nie
skrywana˛ zazdros´cia˛.

Tullah przyje˛ła jej słowa us´miechem i dopiero po chwili

zreflektowała sie˛, jak łatwo wcia˛gne˛ła sie˛ w role˛. Moz˙e zbyt
łatwo?

– Nie oddam jej Saula! – z pasja˛ oznajmiła Louise,

nerwowym krokiem przemierzaja˛c poko´j.

– To juz˙ sie˛ stało – pragmatycznie stwierdziła jej siostra,

Katie. – Chcesz go tylko dlatego, z˙e nie moz˙esz go miec´.
A jak z twoja˛ nauka˛? Juz˙ skon´czyłas´? Wiesz, co powiedział
profesor Simmonds...

Louise wykrzywiła buzie˛.
– Profesor Simmonds – powiedziała, przedrzez´niaja˛c

siostre˛. – Stary nudziarz. Co on tam wie!

– Dostatecznie duz˙o, bys´ powtarzała rok. Jes´li nadal

be˛dziesz opuszczac´ i nie nadrobisz zaległos´ci, to zobaczysz,
z˙e tak sie˛ skon´czy – ostrzegła Katie. – Ma na nas oko. Wie,
z˙e przychodziłam za ciebie na wykłady. W zeszłym tygo-
dniu zwro´cił sie˛ do mnie po imieniu i powiedział, z˙e masz
przyjs´c´ i pokazac´ mu wszystkie zaległe prace.

– Ws´cibski dziad! – Louise rozzłos´ciła sie˛.
– Nie mo´w tak, bo to nieprawda – obruszyła sie˛ Katie.

– Jest jednym z najmłodszych profesoro´w i wcale sie˛ nie
czepia. Jestes´ jego studentka˛, a skoro sie˛ nie przykładasz...

– Miałas´ chodzic´ za mnie.
– Nie. To ty powiedziałas´, z˙e musze˛ za ciebie chodzic´.

Ale ja nie mam na to czasu, Lou, mam swoje wykłady.
Chyba wiesz, jak zdenerwuja˛ sie˛ rodzice, jes´li wylecisz ze
studio´w. Powiedza˛, z˙e wychodzi z ciebie natura wujka
Davida.

Louise skrzywiła sie˛.

background image

– Bzdura. Wcale nie jestem taka jak on.
– Włas´nie z˙e jestes´! – os´wiadczyła Katie. – Jak juz˙ sobie

cos´ wbijesz do głowy, to zupełnie jakby ci ktos´ załoz˙ył
klapki na oczy. Nie zmusisz nikogo, by cie˛ pokochał. A jes´li
potrafisz to zrobic´, to raczej skoncentruj sie˛ na profesorze
Simmondsie, on ci sie˛ bardziej przyda niz˙ Saul... wujek Saul
– dodała z naciskiem. – Lou, mo´wie˛ ci, naprawde˛ musisz sie˛
wzia˛c´ do roboty – powiedziała powaz˙nie.

– Oj dobra, nie zaczynaj od nowa! A Saul nie jest

z˙adnym wujkiem! – dodała ze złos´cia˛. – W porza˛dku,
wezme˛ sie˛ za nauke˛. Cieszysz sie˛?

Ale bynajmniej nie miała głowy zaje˛tej nauka˛, gdy po´ł

godziny po´z´niej Katie zostawiła ja˛ sama˛. Musi byc´ jakis´
sposo´b, by otworzyc´ Saulowi oczy, przekonac´ go, z˙e Tullah
zupełnie sie˛ dla niego nie nadaje, za to ona jak najbardziej.
I znajdzie ten sposo´b. Na pewno go znajdzie.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Nieco nerwowym gestem Tullah wygładziła suknie˛.

Cie˛z˙ki brokat mienił sie˛ odcieniami głe˛bokiej czerwieni
i starego złota. Rzeczywis´cie, w tym stroju było jej wyja˛t-
kowo do twarzy, a balowa maseczka skrywaja˛ca rysy
dodawała uroku tajemniczos´ci.

Czekała na Saula, powinien byc´ lada chwila.
– Dziewczynki bardzo chca˛ cie˛ zobaczyc´ w przebraniu.

A juz˙ szczego´lnie Jem – dodał z us´miechem, proponuja˛c, z˙e
wpadnie po nia˛ i razem pojada˛ na bal.

Było postanowione, z˙e dzieci spe˛dza˛ noc w Queens-

mead. Katie zawczasu ofiarowała sie˛, z˙e che˛tnie ich przypil-
nuje.

– Zobaczysz, z˙e ja˛ polubisz – zapewniała Olivia. – Katie

jest zupełnie inna niz˙ Louise. Wprawdzie zewne˛trznie sa˛
identyczne, ale charaktery maja˛ kran´cowo ro´z˙ne.

Saul chciał odwiez´c´ dzieci w drodze na bal.
– Poznałas´ juz˙ dziadka Olivii? – zapytał Tullah, a kiedy

przecza˛co pokre˛ciła głowa˛, us´miechna˛ł sie˛ lekko. – To silna
osobowos´c´, stara szkoła. Jednos´c´ i dobre imie˛ rodziny sa˛ dla
niego rzecza˛ ogromnej wagi. To przyrodni brat mojego taty.

background image

Ich ojciec oz˙enił sie˛ po raz drugi, sta˛d taka ro´z˙nica wieku.
Nigdy nie byli ze soba˛ specjalnie zz˙yci. Ben, dziadek Olivii,
nie jest łatwy w poz˙yciu, a z jego po´łsło´wek wynika, z˙e
zawsze czuł sie˛ nieco zepchnie˛ty na bok. Uwaz˙ał, z˙e
mojemu ojcu los bardziej sprzyjał niz˙ jemu, zreszta˛ nie bez
racji. Ben miał brata bliz´niaka, kto´ry zmarł, a ich ojciec
nigdy sie˛ z tym nie pogodził i chyba nawet miał do Bena z˙al.

– Biedny – uz˙aliła sie˛ nad nim Tullah. – To okropne.
– Jak teraz sie˛ nad tym zastanawiam, to Ben pod

wieloma wzgle˛dami nie miał lekkiego z˙ycia – zamys´lił sie˛
Saul. – Choc´ powiem ci, z˙e do tej pory nie widziałem tego
w ten sposo´b. Uwaz˙ałem, z˙e jest zgryz´liwy i przesadnie
wszystkich sie˛ czepia. Zawsze sie˛ cieszyłem, z˙e nie jestem
jego synem. Jon raczej nie miał szcze˛s´liwego dziecin´stwa.
To David był oczkiem w głowie Bena, a biedny Jon
pozostawał w cieniu brata.

– David to ojciec Olivii? – z ciekawos´cia˛ us´cis´liła

Tullah.

– Tak – potwierdził. – Odzyskiwał siły po ataku serca,

był w sanatorium. I nagle przepadł bez wies´ci. Nie dał znaku
z˙ycia i nikt nie wie, co sie˛ z nim dzieje, choc´ podejrzewam...
– Urwał gwałtownie, a Tullah taktownie nie dociekała.

Olivia kilka razy wspominała jej o swoich rodzicach.

Sa˛dza˛c po tych uwagach, ojciec nie był wzorem cno´t i nie
miał u niej dobrych notowan´. Olivia chyba nie ubolewała
zbytnio nad jego zniknie˛ciem.

– Od dziecka czułam sie˛ bardziej zwia˛zana z Jenny

i Jonem – powiedziała jej kiedys´. – Dziadek nieraz po-
wtarzał, z˙e powinnam urodzic´ sie˛ ich co´rka˛, a Max powinien
byc´ synem Davida.

Pare˛ razy przelotnie widziała Maxa i jego cierpia˛ca˛

w cichos´ci ducha z˙one˛, ale to wystarczyło, by wyrobiła sobie

background image

o nim włas´ciwa˛ opinie˛. W jej przekonaniu był pewnym
siebie przystojnym bubkiem, pozbawionym wyczucia
i choc´by odrobiny ludzkich uczuc´. Nawet w stosunku do
z˙ony, o czym dobitnie s´wiadczyły powtarzaja˛ce sie˛ plotki
o jego romansach.

Usłyszała zatrzymuja˛cy sie˛ pod domem samocho´d. Serce

zabiło jej szybciej. To pewnie przez ten s´ciskaja˛cy ja˛
niemiłosiernie gorset, kto´ry sprawiał, z˙e jej i tak wa˛ska talia
teraz była cienka jak u osy. Tak, to wyła˛cznie dlatego!

Zacze˛ła schodzic´ na do´ł. Otworzyła mu... i zamarła.
Bo choc´ ktos´ mo´głby powiedziec´, z˙e to s´miesznie

w dwudziestym wieku wkładac´ obcisłe pantalony, białe
pon´czochy, brokatowy stro´j, a do tego nosic´ laske˛ i tro´jgra-
niasty kapelusz, to jej odczucie było całkowicie odmienne.

Jeszcze chwila a zachowa sie˛ jak osiemnastowieczna

dama i omdleje z wraz˙enia.

– Powinienem jeszcze załoz˙yc´ peruke˛, ale nie daje sie˛

w niej wytrzymac´ – odezwał sie˛ Saul. – Nie do wiary, z˙e
wtedy ubierali sie˛ w ten sposo´b.

– Pewnie na co dzien´ ubierali sie˛ inaczej – odpowiedzia-

ła w zamys´leniu.

Starannie s´cia˛gne˛ła poły rozchylonej narzutki. Nagle

zacze˛ło jej zalez˙ec´, by nie zobaczył jej przebrania, by jej
suknia była niespodzianka˛. Ruszyła do drzwi.

– Chodz´my, z˙eby sie˛ nie spo´z´nic´! – pos´pieszyła go.
– Nie ma obawy – uspokoił ja˛ i zapytał: – A gdzie torba?
No tak, zostawiła ja˛ na go´rze! A przeciez˙ tak o niej

pamie˛tała. Saul podchwycił niewinna˛ uwage˛ Olivii, z˙e
pewnie skorzystaja˛ z nieobecnos´ci dzieci, i twierdza˛c, z˙e
be˛dzie dziwnie wygla˛dac´, jes´li po balu wro´ci do siebie,
wymo´gł, by przenocowała u niego. Rano mieli pojechac´ po
dzieci i zostac´ na rodzinnym s´niadaniu w Queensmead.

background image

– Jest na go´rze, zaraz ja˛ przyniose˛.
– Nie, zostan´, ja po´jde˛ – zatrzymał ja˛ i ruszył po

schodach.

To nawet dobrze, bo w szerokiej sukni trudno sie˛

poruszac´. W tym stroju w ogo´le czuła sie˛ nieswojo. Nie
dos´c´, z˙e s´ciska ja˛w talii, to dodatkowo uwydatnia i tak bujny
biust.

– Szcze˛s´ciara z ciebie! – s´miała sie˛ Olivia. – Ja musze˛

uciekac´ sie˛ do ro´z˙nych sztuczek, by miec´ taki pone˛tny
dekolt. Nie wiedziałam, z˙e masz tutaj pieprzyk – us´miech-
ne˛ła sie˛ figlarnie i rozes´miała w głos, gdy zmieszana Tullah
desperacko pro´bowała podcia˛gna˛c´ wyz˙ej koronke˛.

Wszedł do sypialni Tullah. Wystarczył rzut oka, by

stwierdzic´, z˙e ls´nia˛cy czystos´cia˛ poko´j nalez˙y do kobiety.
Spod ło´z˙ka wygla˛dały atłasowe kapcie, w emaliowanej
szkatułce pie˛trzyły sie˛ szminki. W powietrzu unosił sie˛
zapach perfum. Saul zerkna˛ł na ło´z˙ko i odwro´cił oczy.

Od samego pocza˛tku upierał sie˛, z˙e te spodnie sa˛ zbyt

opie˛te, ale przekonano go, z˙e tak sie˛ wtedy noszono. Moz˙e
i tak, ale to okropnie niewygodne i kre˛puja˛ce, zwłaszcza
przy Tullah... Pos´piesznie złapał torbe˛ i zacza˛ł schodzic´.

Zaparło jej dech, kiedy ujrzała go na schodach. To przez

te˛ suknie˛, nie daje jej oddychac´. Wcale nie dlatego, z˙e ten
stro´j tak fantastycznie podkres´la jego figure˛, mocne nogi...
Zarumieniła sie˛ i szybko popatrzyła w bok.

Odetchnie z ulga˛, kiedy za kilka tygodni Louise wyjedzie

na studia i skon´cza˛ z tym udawaniem. Wtedy wszystko
wro´ci do normy, pocieszyła sie˛ w duchu. Wsiadła do auta
i przywitała sie˛ z dziec´mi.

– A co to ma byc´? – Katie z niedowierzaniem popatrzyła

na siostre˛.

background image

– Jak ci sie˛ podoba? – Louise okre˛ciła sie˛ przed lustrem.

– To osiemnastowieczna suknia balowa.

– Widze˛, ale ska˛d ja˛ masz? I po co? Przeciez˙ nie idziesz

na bal.

– Hm... – zamruczała Louise, uwaz˙nie przygla˛daja˛c sie˛

swojemu odbiciu.

– Nie masz biletu – cia˛gne˛ła Katie. – Nie moz˙esz...
– A kto mi zabroni? – rozes´miała sie˛ Louise.
– Chyba nie zamierzasz sie˛ tam zakras´c´? Nie moz˙esz

tego zrobic´! – Katie zastygła z wraz˙enia. – Co be˛dzie, jes´li
rodzice sie˛ dowiedza˛ i...

– Nie bo´j sie˛ – uspokoiła ja˛ siostra. – Zobacz. – Sie˛gne˛ła

do pudełka stoja˛cego na podłodze. – Jak załoz˙e˛ maske˛, to
nikt mnie nie pozna!

Ma racje˛, przyznała w duchu Katie, ale poczucie odpowie-

dzialnos´ci zmuszało ja˛, by odwies´c´ siostre˛ od jej zamiaro´w.

– Ale co ty chcesz zrobic´? – zapytała.
Louise uniosła brwi.
– A jak mys´lisz? Saul tam be˛dzie.
– Nie sam, ale z Tullah – przywołała ja˛ do rozsa˛dku

Katie. – Nie powinnas´ tam is´c´.

– Nie? A kto mi zabroni? Moz˙e two´j ukochany profesor

Simmonds?

– To nie mo´j profesor, a two´j – przypomniała jej siostra.

– Ja nie mam z nim z˙adnych zaje˛c´. Louise, wiesz, jak
zdenerwuja˛ sie˛ rodzice...?

– Nie zdenerwuja˛ sie˛, poniewaz˙ o niczym sie˛ nie

dowiedza˛ – z przekonaniem zapewniła ja˛ Louise i dodała
z z˙arem: – Pokaz˙e˛ mu, jaki jest głupi! Musze˛ miec´ szanse˛.
A czy ty nie powinnas´ sie˛ juz˙ zbierac´ do Queensmead?

– Lou, pojedz´ ze mna˛– poprosiła ja˛błagalnie, ale Louise

pokre˛ciła głowa˛.

background image

– Nie! – powiedziała stanowczo. – Juz˙ sie˛ zdecydowa-

łam.

– No to co? Jestes´my gotowi? – zapytała Olivia. Dzieci

juz˙ lez˙ały w ło´z˙kach.

Zaraz po przyjez´dzie do Queensmead Tullah poznała

dziadka Olivii, starszego pana o przenikliwym spojrzeniu.
Chyba przypadła mu do gustu, bo zamruczał pod nosem,
z˙e z Saula prawdziwy szcze˛s´ciarz. Wkro´tce potem wyco-
fał sie˛ do swego gabinetu, prosza˛c, by mu nikt nie prze-
szkadzał.

Tullah poszła na go´re˛, pomo´c Olivii kłas´c´ dzieci. Meg

uprosiła, by zdje˛ła narzutke˛ i pokazała im suknie˛. Dziew-
czynka przygla˛dała sie˛ z zachwytem, ale to wyraz twarzy
Jem, kiedy nies´miało dotkne˛ła pie˛knej tkaniny, najmocniej
poruszył serce Tullah. Instynktownie przygarne˛ła ja˛ do
siebie i przytuliła.

– Jestes´ taka pie˛kna – wydusiła dziewczynka. – Szkoda,

z˙e ja nie jestem ładna.

– Alez˙ jestes´, naprawde˛! – zapewniła ja˛ Tullah.
– Nie, nie jestem – zaprzeczyła. – Moja mama zawsze

mo´wiła, z˙e jestem strasznie pospolita – powiedziała cichut-
ko.

S

´

cisne˛ło sie˛ jej serce. Moz˙e Hillary nie układało sie˛

z˙ycie, moz˙e czuła sie˛ nieszcze˛s´liwa, ale to jej nie usprawied-
liwiało. Jak mogła własnemu dziecku powiedziec´ cos´ tak
przykrego?

– Jes´li tak powiedziała, to chyba powinna nosic´ okulary

– powiedziała mie˛kko. – Bo ty wcale nie jestes´ pospolita.

– Mo´wisz tak, bo jestem podobna do taty, a ty go

kochasz – ze smutna˛ mina˛ odparła dziewczynka.

– Och, Jemima! – Tullah przycisne˛ła ja˛ do siebie jeszcze

background image

mocniej. – Wierz mi, z˙e to nieprawda. I zobaczysz, z˙e
wyros´niesz na pie˛kna˛ dziewczyne˛.

Biedne dziecko, uz˙aliła sie˛ nad nia˛w duchu, kiedy w pie˛c´

minut po´z´niej zeszły z Olivia˛ na do´ł. Jak jej matka mogła
byc´ taka okrutna?

Moz˙e to dlatego Jemima zawsze sprawiała wraz˙enie

wyciszonej i zamknie˛tej w sobie, dlatego upierała sie˛ przy
noszeniu niepozornych, nie rzucaja˛cych sie˛ w oczy strojo´w?
Jes´li tak, to postara sie˛, by w przyszłos´ci to sie˛ zmieniło,
przekona ja˛ do wesołych, kolorowych ciuszko´w. Moz˙e
nawet wstrzymaja˛ sie˛ z Saulem z mys´leniem o własnym
dziecku. Za nic by nie chciała, by dziewczynka poczuła sie˛
jeszcze bardziej niepewnie.

Opamie˛tała sie˛ naraz. Czy ja zwariowałam? Co za

bzdury mi chodza˛ po głowie? Przeciez˙ ani Saul, ani ona nie
maja˛ zamiaru sie˛ wia˛zac´. Ska˛d te bezsensowne mys´li?

Bal miał sie˛ odbywac´ na s´wiez˙ym powietrzu. Pogoda

dopisała, wieczo´r był przyjemny i ciepły. Zaraz przy
wejs´ciu rozbito duz˙y namiot, słuz˙a˛cy za szatnie˛. Olivia
i Tullah poszły zostawic´ wierzchnie okrycia.

– Organizatorzy mieli s´wietny pomysł z tymi masecz-

kami, trudno rozpoznac´, kto jest kim. Chociaz˙ ciebie to nie
dotyczy – zas´miała sie˛ Olivia, znacza˛co spogla˛daja˛c na
dekolt przyjacio´łki. – Cos´ mi sie˛ widzi, z˙e Saul nie be˛dzie
miec´ z tym kłopotu – droczyła sie˛. – Dzie˛ki temu piep-
rzykowi! – wyjas´niła ze s´miechem, bo Tullah popatrzyła na
nia˛ podejrzliwie.

S

´

miała sie˛ jeszcze, gdy doła˛czyli do nich panowie.

Tullah, juz˙ i tak zmieszana, zarumieniła sie˛ jeszcze bardziej,
bo Caspar koniecznie chciał sie˛ dowiedziec´, co ja˛ tak
rozbawiło.

Olivia zacze˛ła mu wyjas´niac´. Saul, zaje˛ty rozmowa˛, stał

background image

tyłem. Wreszcie odwro´cił sie˛ do nich i na widok Tullah
stana˛ł jak wryty. Patrzył na nia˛ jak urzeczony.

– Saul, czy to prawda? – zapytała go Olivia. – Chyba

poznałbys´ Tullah po tym pieprzyku? – dopowiedziała,
wskazuja˛c palcem na dekolt dziewczyny.

Tullah pos´piesznie opus´ciła maske˛, by ukryc´ płona˛ce

policzki.

– Poznałbym ja˛ i bez tego pieprzyka – usłyszała głos

Saula. – Choc´ masz racje˛, z˙e wpada w oko i kusi, by go
całowac´ – dokon´czył nieco zmienionym głosem.

– Biedna Tullah! Zmieszała sie˛ przez nas – zaz˙artowała

Olivia. – Ciekawa jestem, czy James juz˙ jest? – zmieniła
temat.

– Zaproszono prawie pie˛c´set oso´b – powiedział Saul.

– Mało prawdopodobne, bys´my znalez´li go w takiej ciz˙bie.

– Jak wspaniale wygla˛daja˛ ogrody! – zachwyciła sie˛

Olivia.

– Owszem – potwierdził Caspar. – Chociaz˙ wydaje mi

sie˛, z˙e w osiemnastym wieku nie uz˙ywano elektrycznych
lampek.

Olivia wyde˛ła usta.
– Pewnie masz racje˛, ale tak jest bezpieczniej. Popatrz,

jak cudownie wygla˛daja˛ altanki i pawilony. Patrz! – Z pod-
nieceniem wskazała na przechodza˛ca˛ obok grupe˛ akrobato´w
i poda˛z˙aja˛cego za nia˛ połykacza ognia. – Nigdy jeszcze nie
widziałam czegos´ takiego!

Tullah tez˙ patrzyła zafascynowana. W tle ciemniały

zarysy otoczonego ogrodem dworu. Poniz˙ej cia˛gna˛ł sie˛
kanał, dochodza˛cy do sztucznego jeziora. Była nawet grota
i ogrodowa s´wia˛tynia. Po spokojnej tafli majestatycznie
przesuwały sie˛ jaskrawo pomalowane gondole prowadzone
przez gondoliero´w.

background image

Us´miechne˛ła sie˛, słysza˛c łagodny dz´wie˛k muzyki. Za-

cze˛ły sie˛ tan´ce.

– Wybierzemy sie˛ na przechadzke˛? – Saul dworsko

skłonił sie˛ przed Tullah i podał jej ramie˛.

– Hej, wy tam! – zas´miała sie˛ Olivia. – Tylko sie˛ nie

zapominajcie! Włas´ciwie po´ki nie było oficjalnych zare˛-
czyn, nie powinnis´cie przebywac´ sam na sam. Musi byc´
przyzwoitka.

– Pani jest przy mnie całkowicie bezpieczna – skłonił

głowe˛ Saul. – Zreszta˛, czy ksie˛z˙yc nie wystarczy za
przyzwoitke˛? Chociaz˙ musze˛ przyznac´, z˙e człowieka kusi,
kiedy ma sie˛ przy sobie taka˛ pie˛knos´c´...

Chciała przyła˛czyc´ sie˛ do wspo´lnego s´miechu, ale cos´

dławiło ja˛ w piersi, domagało sie˛...

– Włas´ciwie nie mam ochoty na tan´ce – skłamała,

cofaja˛c sie˛ od niego na bezpieczna˛ odległos´c´. – Chce mi
sie˛... pic´. Moz˙e gdzies´ sa˛ jakies´ drinki?

– Po´jde˛ sie˛ rozejrzec´. Na co masz ochote˛? – zapytał

uprzejmie, ale miała wraz˙enie, z˙e mys´lami jest gdzie
indziej.

Kiedy dziesie˛c´ minut po´z´niej wro´cił z napojem, Olivia

i Caspar wirowali na parkiecie. Ktos´ z zarza˛du odwołał
Saula. Tullah postanowiła sie˛ przejs´c´. Na widok całuja˛cej
sie˛ w cieniu pary poczuła przejmuja˛ce ukłucie zazdros´ci.

Nie ba˛dz´ s´mieszna, zbeształa sie˛ w duchu. Przeciez˙ sie˛

nie zakochałam. Co z tego, z˙e Saul okazał sie˛ zupełnie inny,
niz˙ najpierw mys´lałam? Czy to znaczy, z˙e mam wpadac´
z jednej skrajnos´ci w druga˛, od nienawis´ci od razu przejs´c´ do
miłos´ci?

– Przepraszam, szukam pomocy. – Z rozmys´lan´ wyrwał

ja˛ czyjs´ niespokojny głos.

background image

Popatrzyła na dame˛ z maseczka˛ na twarzy.
– Moja znajoma pos´lizgne˛ła sie˛ i upadła. Cos´ jej sie˛

stało. Trzeba jej pomo´c – powiedziała pos´piesznie i nie
czekaja˛c, ruszyła w strone˛ wysokiego labiryntu z wy-
strzyz˙onych krzewo´w, słynnej ozdobie posiadłos´ci.

Tullah była pewna, z˙e labirynt jest zamknie˛ty dla gos´ci,

ale nieznajoma dama poruszała sie˛ tak szybko, z˙e ledwie za
nia˛ nada˛z˙ała. Suto marszczona suknia przeszkadzała, utrud-
niała szybki marsz. Udzielił sie˛ jej niepoko´j towarzyszki.
Bez wahania weszła za nia˛ do labiryntu.

– Ale co sie˛ włas´ciwie stało? – wydusiła bez tchu, kiedy

nieco zwolniły. – Jes´li jest ranna, to trzeba wezwac´ lekarza.
Przeciez˙ jest punkt pierwszej pomocy i...

– Nie ma na to czasu. Ona jest przeraz˙ona. Za nic nie

chciała mnie pus´cic´. Została sama, a panicznie boi sie˛
ciemnos´ci.

W głosie nieznajomej zabrzmiała jakas´ dziwna ulga.

Tullah wzdrygne˛ła sie˛. Tkne˛ło ja˛ przeczucie, z˙e juz˙ gdzies´
słyszała ten głos.

– Te˛dy. – Nieznajoma skre˛ciła w jeden z długich,

ciemnych tuneli.

Dobrze, z˙e zna droge˛, bo ja nigdy bym tu nie trafiła. Tyle

razy skre˛cały w ro´z˙ne strony, z˙e juz˙ zupełnie sie˛ jej
popla˛tało, ska˛d przyszły. Włas´nie miała jej to powiedziec´,
kiedy towarzyszka nieoczekiwanie przedarła sie˛ przez wa˛s-
ka˛ szczeline˛ w zwartej s´cianie zieleni. Tullah poda˛z˙yła za
nia˛, ale w ciemnym tunelu nikogo nie było.

Przekonana, z˙e nieznajoma nie zauwaz˙yła jej zniknie˛cia,

czekała cierpliwie, z˙e zaraz po nia˛ wro´ci, ale kiedy mijały
kolejne minuty, a nikt sie˛ nie pojawiał, ogarne˛ła ja˛ złos´c´.

Co to ma znaczyc´? Czyz˙by ktos´ zrobił jej psikusa?

Moz˙e koledzy z pracy? Jes´li tak, to nie był to miły

background image

z˙art. W labiryncie panował przenikliwy chło´d, a miała gołe
ramiona.

– No dobrze! – zawołała głos´no. – Poddaje˛ sie˛. Chodz´cie

po mnie.

Cisza.
Nie ulegnie panice... jeszcze nie. Moz˙e uda sie˛ znalez´c´

wyjs´cie? Coraz bardziej była pewna, z˙e ktos´ celowo ja˛ tu
zwabił.

Musi sie˛ skoncentrowac´ i przypomniec´ sobie droge˛.

Problem w tym, z˙e, pope˛dzana przez nieznajoma˛, zupeł-
nie nie zwracała uwagi, jak i gdzie skre˛cały. Zreszta˛,
nigdy nie miała dobrej orientacji w terenie. Teraz spo-
strzegła, z˙e gdzies´ zapodziała torebke˛, pewnie zgubiła ja˛
po drodze.

Zadrz˙ała, potarła ramiona, z˙eby sie˛ rozgrzac´. S

´

wiatło

ksie˛z˙yca pogłe˛biało cienie rzucane przez wysokie s´ciany
labiryntu. Maja˛ co najmniej trzy metry, pomys´lała, z trudem
powstrzymuja˛c panike˛ i wmawiaja˛c sobie, z˙e sa˛ duz˙o
niz˙sze, tak niskie, z˙e moz˙na ponad nimi zerkna˛c´. Jes´li
tylko... Ile czasu przyjdzie jej tu spe˛dzic´? I dlaczego?

Jes´li to miał byc´ z˙art, to bardzo okrutny. Kto´z˙ mo´głby az˙

tak jej nie lubic´? Nikt nie przychodził jej do głowy. Naraz ja˛
ols´niło. Louise! No tak, to dlatego jej głos wydał sie˛
znajomy. To Louise uwie˛ziła ja˛ w labiryncie.

Ale po co? Przeciez˙ pre˛dzej czy po´z´niej ktos´ sie˛ zorien-

tuje, z˙e znikne˛ła. Wczes´niej... czy po´z´niej? Ile czasu minie,
zanim zaczna˛ jej szukac´?

Poczuła wzbieraja˛cy w niej le˛k. Labirynt jest zamknie˛ty

dla gos´ci. Na pewno nikt nie wpadnie na pomysł, by tu jej
szukac´. Poczuła, z˙e słabnie, z˙e traci siły...

Saul jeszcze raz okra˛z˙ył parkiet. Kiedy wreszcie uwolnił

sie˛ od gadatliwego kolegi, Tullah nigdzie nie było. Zapytana

background image

przez niego Olivia, popatrzyła ze zdziwieniem, przekonana,
z˙e Tullah była z nim. Inni tez˙ jej nie widzieli.

– Saul!
Zmarszczył brwi, rozpoznaja˛c biegna˛ca˛ ku niemu Loui-

se. W ostatniej chwili usuna˛ł sie˛ lekko, by nie wpadła mu
prosto w ramiona.

– Louise! Co ty tu robisz?
Dziewczyna prowokacyjnie ode˛ła usta. Przec´wiczyła to

przed lustrem i wiedziała, z˙e robi wraz˙enie. Zreszta˛, w ogo´le
była bez zarzutu. Wielu kolego´w pro´bowało sie˛ z nia˛
umo´wic´. Co z tego, skoro jej podoba sie˛ tylko ten jeden,
jedyny.

– Nie powiesz, z˙e ładnie wygla˛dam? – zignorowała

pytanie i okre˛ciła sie˛ przed nim kokieteryjnie, s´wiadoma, z˙e
sztywny gorset wspaniale modeluje jej figure˛ i niepraw-
dopodobnie eksponuje biust. Prostolinijna Katie nie omiesz-
kała jej tego wytkna˛c´.

– Opus´c´ jeszcze troche˛ te˛ go´re˛, a be˛dziesz miec´ całe

piersi na wierzchu – skrzywiła sie˛ z niesmakiem.

Saul w ogo´le nie zwro´cił uwagi na jej głe˛boki dekolt,

ledwie na nia˛ spojrzał.

A wczes´niej widziała, jak patrzył na Tullah. Stała blisko,

ukryta w cieniu. Nie wiedzieli, z˙e ktos´ ich obserwuje.
Me˛z˙czyz´ni juz˙ historycznie sa˛ tak uwarunkowani, zawsze
mieli słabos´c´ do bujnych piersi, pocieszała sie˛.

– Szukasz kogos´? – zapytała, wykorzystuja˛c jego nie-

uwage˛, by wzia˛c´ go pod ramie˛ i przytulic´ sie˛ lekko.

– Tak, Tullah – odrzekł kro´tko. – Nie widziałas´ jej?
Cofna˛ł sie˛, choc´ nie chciała go pus´cic´. Wezbrała w niej

złos´c´. Jeszcze bardziej nie znosiła Tullah. Wyrzuty sumie-
nia, jakie zacze˛ły ja˛ dre˛czyc´ po zostawieniu dziewczyny
w labiryncie, rozwiały sie˛ bez s´ladu. Po balu ktos´ przejdzie

background image

po labiryncie, zreszta˛, sama tam po´jdzie, gdy juz˙ gos´cie sie˛
rozejda˛. Noc jest ciepła, nic jej nie be˛dzie. Nie chce
wyrza˛dzic´ jej krzywdy, musi tylko zostac´ z Saulem sam na
sam, przekonac´ go, z˙e z´le robi. Dobrze sie˛ składa, z˙e
mimowolnie sam ułatwia jej sprawe˛.

Triumfowała. Bardzo sie˛ starała, by jej głos zabrzmiał

normalnie.

– Tak, widziałam ja˛... – Wzruszyła ramionami.
– Gdzie? – Nie dał jej skon´czyc´, oczy mu błysne˛ły.
– Jakies´ dwadzies´cia minut temu – odrzekła. – Tan´czyła

z kims´ i...

– Tan´czyła? – Popatrzył na nia˛ z niedowierzaniem.

Przygla˛dał sie˛ przeciez˙ tan´cza˛cym, ale nigdzie jej nie
widział.

– Tak... z takim wysokim panem w peruce – improwizo-

wała. – S

´

miali sie˛ z czegos´, a potem poszli w strone˛ parkingu.

– Co takiego? – Spiorunował ja˛ wzrokiem.
Wspaniale! Jej plan działa lepiej, niz˙ mys´lała. Wykorzy-

stała chwile˛ i połoz˙yła dłon´ na jego ramieniu, przysune˛ła sie˛
do niego bliz˙ej.

– Tak mi przykro, Saul – powiedziała mie˛kko – ale

wygla˛dali na bardzo... bardzo zaprzyjaz´nionych.

Zachwycona rozwojem sytuacji, nie spostrzegła, z˙e z jej

kieszeni wysuwa sie˛ torebka Tullah. Znalazła ja˛ w labiryn-
cie i schowała, mys´la˛c, z˙e potem ja˛ zwro´ci. Jak juz˙ przekona
Saula, z˙e to ona jest dla niego stworzona.

Rozmarzyła sie˛. Saul przywołał ja˛ do rzeczywistos´ci,

wycia˛gaja˛c torebke˛ i podsuwaja˛c ja˛ Louise pod oczy.

– Ska˛d to masz?
Poczuła, z˙e oblewa sie˛ rumien´cem.
– Louise – ostrzegawczo powiedział Saul. – Wiem, z˙e to

torebka Tullah. Ska˛d ja˛ wzie˛łas´?

background image

Po dziesie˛ciu minutach wycia˛gna˛ł z niej prawde˛. Zostawił

dziewczyne˛ pod opieka˛Olivii. Nie chciał niczego tłumaczyc´.

– Potem, szkoda czasu. Miej na nia˛oko, dobrze? A co sie˛

tyczy ciebie, moja panno – szorstko zwro´cił sie˛ do Louise
– to ciesz sie˛, z˙e nie jestes´ moim dzieckiem. Bo inaczej...
– Zawiesił głos. – Uwaz˙asz sie˛ za kobiete˛, a zachowujesz jak
bezmys´lne, nieodpowiedzialne dziecko. Tak włas´nie o tobie
mys´le˛. I zawsze be˛dziesz dla mnie dzieckiem.

Nadludzkim wysiłkiem udało sie˛ jej powstrzymac´ łzy.

W jednej chwili Saul stał sie˛ dla niej zupełnie kims´ innym,
człowiekiem, jakiego dota˛d nie znała. Okropny i odpychaja˛-
cy, zupełnie jak jej profesor. Ciekawe, jak tamten by sie˛
zachował na jego miejscu. Na szcze˛s´cie nigdy sie˛ tego nie
dowie. Zamrugała, walcza˛c z cisna˛cymi sie˛ do oczu łzami.
Olivia patrzyła na nia˛ z mieszanina˛ irytacji i wspo´łczucia.

– Wiesz, Lou, Saul ma racje˛ – powiedziała łagodnie.

– Naprawde˛ pora, z˙ebys´ wreszcie dorosła.

– Jestem dorosła – słabo powiedziała Louise, bo rzeczy-

wis´cie naraz poczuła, z˙e jej miłos´c´ do Saula gdzies´ sie˛
rozpłyne˛ła; z˙e chce znikna˛c´ im wszystkim z oczu, rodzinie,
a juz˙ najbardziej Saulowi. Nie ma mowy, z˙eby została
w Haslewich, ucieknie sta˛d...

Saul pos´piesznie szedł do labiryntu. W dziecin´stwie,

kiedy przyjez˙dz˙ali do Queensmead, cze˛sto bawili sie˛ z dzie-
c´mi ksie˛cia, zaprzyjaz´nionego z ojcem, wie˛c znał przejs´cia.
Miał nadzieje˛, z˙e nadal je pamie˛ta. Jes´li nie, trzeba be˛dzie
poszukac´ kogos´, kto podczas nieobecnos´ci ksie˛cia wystara
sie˛ o mapke˛.

Zamrugała, by otrza˛sna˛c´ z rze˛s łzy ws´ciekłos´ci, gdy

kolejny raz okazało sie˛, z˙e tunel kon´czy sie˛ s´lepa˛ s´ciana˛. Juz˙
nigdy sta˛d nie wyjdzie!

background image

Brakowało jej sił, robiło sie˛ coraz chłodniej, a wy-

obraz´nia podsuwała przeraz˙aja˛ce obrazy. Ale przeciez˙
nie zostanie tu na wieczne czasy, nie czeka jej s´mierc´
z głodu. Zreszta˛, Louise chyba nie o to chodziło,
nie chciała pozbawic´ jej z˙ycia, tylko oderwac´ ja˛ od
Saula.

Gdyby tylko ta Louise wiedziała!
Zamkne˛ła oczy. Odpocznie chwile˛ i zno´w zacznie

szukac´ wyjs´cia.

Znieruchomiała, bo wydało sie˛ jej nagle, z˙e słyszy

dalekie wołanie, z˙e to... Saul, z˙e to on powtarza jej imie˛.
Ogarne˛ło ja˛ takie poczucie ulgi, z˙e przez chwile˛ nie była
w stanie wydobyc´ z siebie głosu.

– Saul! Tu jestem... tutaj! – Rzuciła sie˛ w ciemna˛ aleje˛,

kierowana bardziej instynktem niz˙ logika˛, nieprzytomnym
pragnieniem znalezienia sie˛ u jego boku.

Nieoczekiwanie wynurzył sie˛ przed nia˛ z mrocznego

tunelu.

– Saul!
Bez zastanowienia wpadła w jego ramiona.
Dzie˛ki Ci, Boz˙e! Wiedziała, z˙e kiedys´ zaczna˛ jej szukac´,

ale...

Ale to Saul ja˛ odnalazł. Przed nim nie musiała panowac´

nad soba˛ jak przed kims´ zupełnie obcym. Wybuchne˛ła
płaczem.

– Och, Saul, tak sie˛ ciesze˛, z˙e to ty mnie znalazłes´

– powiedziała z˙arliwie. – Tak sie˛ ciesze˛!

– Ja tez˙. – Jego głos zabrzmiał dziwnie cicho, jakby cos´

dławiło go w gardle. – Ja tez˙.

Jak bardzo wszystko sie˛ zmienia, kiedy ma sie˛ w ramio-

nach te˛, kto´ra˛ sie˛ kocha, kto´rej sie˛ pragnie, o kto´rej sie˛
marzy. Te˛ jedna˛ jedyna˛, przemkne˛ło mu przez mys´l, kiedy

background image

przygarna˛ł ja˛ mocniej, przytulił, w milczeniu uspokajaja˛co
gładził po plecach, jakby była jego dzieckiem.

– Wiesz, juz˙ mys´lałam, z˙e nigdy sta˛d nie wyjde˛, z˙e

nigdy nie znajde˛ wyjs´cia. I z˙e przeciez˙ nikt nie wie, z˙e tu
jestem... – wydusiła przez łzy, nie martwia˛c sie˛, czy nie
zabrzmi to dziecinnie.

Obja˛ł ja˛ mocniej.
– To nigdy by sie˛ nie stało – zapewnił ja˛ gora˛co.

– Znalazłbym cie˛, nawet gdybym miał gołymi re˛kami
powyrywac´ te wszystkie krzaki.

– Ksia˛z˙e˛ chyba nie byłby zachwycony – zas´miała sie˛

przez łzy.

– Wcale bym sie˛ tym nie przejmował. Najwaz˙niejsze, to

znalez´c´ ciebie. Tylko ty sie˛ dla mnie liczysz – powiedział
zmienionym głosem.

– Nie musisz teraz udawac´ przeje˛tego narzeczonego

– szepne˛ła Tullah. – Jestes´my tu sami.

– A kto powiedział, z˙e udaje˛? – zapytał.
Jak dobrze było trzymac´ ja˛ w ramionach! Nie opierała

sie˛, nie pro´bowała cofna˛c´. Popatrzył na jej twarz. S

´

wiatło

ksie˛z˙yca srebrzyło jej sko´re˛, podkres´lało delikatny zarys
policzko´w, jasnym blaskiem kładło sie˛ na piersi i ramiona.

Chwycił głe˛boki oddech.
– Jes´li nie przestaniesz tak na mnie patrzec´, to be˛de˛

musiał cie˛ pocałowac´...

Poruszyła lekko ustami, ale nie odwro´ciła wzroku.
– Tullah – ostrzegł ja˛raz jeszcze, przenio´sł spojrzenie na

jej usta.

Czy mogło byc´ cos´ bardziej naturalnego, bardziej oczy-

wistego niz˙ ten pocałunek, a jednoczes´nie tak mistycznego
i przemawiaja˛cego, odwołuja˛cego sie˛ do najskrytszych
uczuc´, najgłe˛bszych stano´w ducha?

background image

Uja˛ł w dłonie jej twarz. Jej usta były jak z˙yciodajny

zdro´j, czerpał z niego złakniony, do upojenia.

– Kocham cie˛, wiesz o tym, prawda? – wyszeptał,

z czułos´cia˛ muskaja˛c ustami sko´re˛ w wycie˛ciu dekoltu.

– Jestes´ pewien? – zapytała z drz˙eniem.
– A ty nie?
Popatrzyła na niego z wahaniem.
– Tak... – powiedziała cicho i nieoczekiwanie dodała:

– Ale ja nie chciałam cie˛ kochac´ i ty mnie tez˙ nie kochałes´,
az˙ do dzisiejszego wieczoru...

– Oczywis´cie, z˙e cie˛ kochałem. Moz˙e nie od spotkania

na s´lubie Olivii, chociaz˙ juz˙ wtedy pro´bowałem nawia˛zac´
z toba˛ kontakt. – Wzruszył nieznacznie ramionami. – Gdy
usłyszałem, z˙e przechodzisz do naszej firmy, a Olivia
zaprosiła nas na kolacje˛, przez chwile˛ mys´lałem... ale
szybko mi us´wiadomiłas´, z˙e nie mam u ciebie z˙adnych
szans.

– Bo wydawało mi sie˛...
– Wiem – mrukna˛ł.
– Przepraszam cie˛ za to – rzekła cicho. – Ale...
– Wiem.
– Mys´lisz, z˙e gdybys´my nie zacze˛li sie˛ bawic´ w te˛

ciuciubabke˛, to...? – Pytanie zawisło w powietrzu.

– Znalazłbym inny sposo´b – zapewnił ja˛ mie˛kko. – Ale

na szcze˛s´cie sie˛ udało. Czyli sposo´b Luke’a nie jest zły.

– Sposo´b Luke’a? Co to znaczy? – zapytała.
– Luke udawał, z˙e ma romans z Bobbie, by pozbawic´

złudzen´ swoja˛ dawna˛ dziewczyne˛, kto´ra po latach pro´bowa-
ła odnowic´ stary układ.

– Rozumiem. To tak jak my i Louise – szepne˛ła,

przytulaja˛c sie˛ do niego mocniej.

– Szukałem jakiegos´ skutecznego sposobu na Louise

background image

i wtedy przypomniałem sobie o nich. Postanowiłem spro´bo-
wac´.

– Gdyby nie dzisiejszy wieczo´r, to moz˙e nigdy bys´my

sobie nie powiedzieli o swoich uczuciach?

– Wykluczone – zapewnił z przekonaniem. – Nie mo´gł-

bym dłuz˙ej poste˛powac´ wbrew sobie, zwłaszcza z˙e moje
ciało juz˙ wie, jak doskonale do siebie pasujemy – dokon´czył
szeptem i odszukał jej usta.

– Jak to? – zapytała. – Przeciez˙ my nigdy...
– Włas´nie z˙e tak – us´miechna˛ł sie˛ psotnie i pochyliwszy

sie˛ ku niej, szeptem przypomniał jej namie˛tne pros´by
z tamtej nocy.

Wlepiła w niego zdumione spojrzenie.
– Ale ja byłam pewna, z˙e to był sen.
Saul rozes´miał sie˛ głos´no.
– Nie, to nie był sen. Mam ci udowodnic´?
Poddawała sie˛ jego dłoniom, rozkwitała pod jego doty-

kiem. Zapomniała o niedawnym le˛ku, o zimnie. W s´wietle
ksie˛z˙yca jej sko´ra ls´niła alabastrowym blaskiem, kusiła
jedwabista˛ gładkos´cia˛.

– Czy wiesz, jak strasznie cie˛ pragne˛? – wyszeptał.
– Ja tez˙. – Głos jej drz˙ał. – Ale... – Popatrzyła woko´ł.
– Masz racje˛ – przytakna˛ł. – To nie jest dobre

miejsce, poza tym zaczna˛ nas szukac´, jes´li sie˛ zaraz nie
pojawimy – dodał, poprawiaja˛c jej suknie˛ i całuja˛c
mocno.

Przycia˛gne˛ła go do siebie, jakby w le˛ku, z˙e go utraci.
– Bardzo cie˛ kocham – wyszeptał. – Ale musimy is´c´.

Olivii juz˙ pewnie znudziło sie˛ pilnowanie Louise.

– Louise... Ska˛d wiedziałes´, z˙e tu jestem? – zapytała.
– Spostrzegłem, z˙e ma w kieszeni twoja˛torebke˛. Pocza˛t-

kowo zaprzeczała, ale szybko wydobyłem z niej prawde˛.

background image

– Torebka! Wypadła mi gdzies´ po drodze; pewnie ja˛

znalazła. Tak mi z˙al tej dziewczyny. Ona cie˛ bardzo kocha.

– Juz˙ nie – zapewnił. – Załoz˙e˛ sie˛, z˙e teraz jestem jej

wrogiem numer jeden. I chyba niepre˛dko to sie˛ zmieni. Jej
szcze˛s´cie, z˙e zamierzała po´js´c´ potem po ciebie. Ale jak
sobie pomys´le˛, z˙e... Przez chwile˛ zastanawiałem sie˛, czy nie
nalez˙ałoby nia˛ potrza˛sna˛c´, czy nie dac´ w sko´re˛.

Popatrzył na jej mine˛.
– Wiadomo, z˙e bym tego nie zrobił – przyznał. – Nigdy

nie uz˙ywam siły, nawet jako s´rodka przymusu w stosunku
do dzieci, a Louise pod wieloma wzgle˛dami jest jeszcze
dzieckiem, chociaz˙ to stwierdzenie strasznie ja˛ oburza.

Umilkł, po chwili zapytał powaz˙nym tonem:
– Tullah, wyjdziesz za mnie? – Uja˛ł jej dłon´, a sam, ku

jej radosnemu zdumieniu, przykle˛kna˛ł przed nia˛ jak osiem-
nastowieczny rycerz przed dama˛ swego serca.

– Tak – odpowiedziała szeptem. – Tak, tak!
– Ale zdajesz sobie sprawe˛, z˙e poza mna˛ sa˛ jeszcze

dzieci – powiedział ostroz˙nie, kiedy opuszczali labirynt.

– Wiem – potwierdziła.
– To mi cos´ przypomniało. – Oczy mu błysne˛ły, a na ten

widok jej serce zabiło mocniej. – Dzis´ dzieci nocuja˛
w Queensmead, a wie˛c mamy dom tylko dla siebie, a to
znaczy...

Urwał, a Tullah powto´rzyła:
– A to znaczy...
– To znaczy – us´miechna˛ł sie˛ ciepło – z˙e be˛dziesz mogła

pokazac´ mi, ile zapamie˛tałas´ z tego snu, bo ja pamie˛tam
kaz˙da˛ chwile˛, kaz˙da˛ sekunde˛, kaz˙dy pocałunek...

– Saul! – Chciała przywołac´ go do rzeczywistos´ci, ale

zabrakło jej tchu.

background image

EPILOG

– No co´z˙, wszystko dobre, co sie˛ dobrze kon´czy!

– Olivia us´miechne˛ła sie˛ do me˛z˙a. Sierpniowe słon´ce
ciepłym blaskiem kładło sie˛ na soczyste trawniki Queens-
mead zapełnione weselnymi gos´c´mi. – Prawda, jak słodko
Amelia wygla˛da w stroju druhny? – powiedziała z czułos´cia˛
i leciutko poklepała sie˛ po brzuchu. – Cia˛gle mnie pyta,
kiedy wreszcie dzidzius´ przyjdzie na s´wiat.

– Hmm... naste˛pne szes´c´ miesie˛cy be˛da˛ dla niej pro´ba˛

cierpliwos´ci.

– Jenny dostała kartke˛ od Louise. Podoba sie˛ jej we

Włoszech. Jenny uwaz˙a, z˙e w kon´cu wyleczyła sie˛ z Saula.

– Nie pozostawił jej złudzen´, kiedy wydusił z niej

wtedy, z˙e zwabiła Tullah do labiryntu – odparł Caspar.

– Tak, mys´le˛, z˙e to ja˛ otrzez´wiło – przytakne˛ła. – Miło

popatrzec´, jak dzieciaki Saula trzymaja˛ sie˛ Tullah, co?
Przepadaja˛ za nia˛ – dodała, z us´miechem patrza˛c na nie
odchodza˛ca˛ na krok od dziewczyny Jemime˛. – Zwłaszcza
Jem. Dzie˛ki Tullah powoli zaczyna sie˛ otwierac´.

Tullah z us´miechem uje˛ła dziewczynke˛ za re˛ke˛, us´cis-

ne˛ła ja˛ serdecznie. Odwro´ciła sie˛ do me˛z˙a.

background image

Warto było sie˛ starac´, by teraz widziec´ jego uszcze˛s´-

liwiona˛ mine˛. Z jakim zachwytem patrzył na nia˛ w kos´ciele,
kiedy stane˛ła obok niego w sukni uszytej na wzo´r tej,
w jakiej przyjmowała os´wiadczyny! Zreszta˛, w tym duchu
był utrzymany cały s´lub i wesele, tak to sobie wymarzyła.
Sa˛dza˛c po liczbie fotografo´w z lokalnych gazet, dzisiejsza
uroczystos´c´ przebije wszystkie wydarzenia tego lata.

Rozes´miała sie˛, gdy Olivia jej to zakomunikowała. Nie

starała sie˛ dla innych, robiła to tylko dla Saula.

– Mo´wiłem ci juz˙, jak pie˛knie wygla˛dasz? – Saul

popatrzył na nia˛ rozanielony.

– Pewnie, z˙e mo´wiłes´, tatusiu – odpowiedziała za nia˛

Jem. – Juz˙ chyba ze sto razy.

Popatrzył na z˙one˛ ponad głowa˛ co´reczki.
– Naprawde˛ uwaz˙asz, z˙e to dobry pomysł, by zabierac´

dzieci? – zapytał, bo rano cała˛ pia˛tka˛ mieli leciec´ na miesia˛c
do Portugalii. – Chcesz miec´ taki miesia˛c miodowy?

Us´miechał sie˛, ale widziała lekki cien´ w jego oczach. Juz˙

raz w nocy rozmawiali na ten temat, a raczej Saul pro´bował
pocia˛gna˛c´ ja˛ za je˛zyk.

– Naprawde˛ chcesz je zabrac´? Przeciez˙ to two´j miesia˛c

miodowy.

– Nasz miesia˛c miodowy – poprawiła stanowczo.

– Chce˛, z˙eby dzieci z nami pojechały. Mamy byc´ rodzina˛.
Zalez˙y mi, z˙eby nie poczuły sie˛ zagroz˙one, z˙eby wiedziały,
z˙e teraz maja˛ jeszcze mnie, z˙e sa˛ kochane. I dlatego che˛tnie
zrezygnuje˛ z przyjemnos´ci bycia we dwoje. My jeszcze
nieraz gdzies´ sobie wyjedziemy, ale niech najpierw sie˛ do
mnie przyzwyczaja˛, nabiora˛ pewnos´ci, z˙e nic sie˛ nie
zmieniło. Pewnie, z˙e chciałabym wyjechac´ tylko z toba˛
– przyznała. – Ale my jestes´my doros´li, a to sa˛ dzieci.

– Jestes´ jedna na milion, wiesz? – wyszeptał.

background image

Przytuliła sie˛ do niego z us´miechem. Nie ma potrzeby mu

teraz mo´wic´, z˙e po prostu jest w nim zakochana, bardzo
zakochana.

Przypomniała sobie teraz te˛ niedawna˛ rozmowe˛.
– Czeka nas cudowny miesia˛c miodowy – powiedziała

mie˛kko. – Tym cudowniejszy, z˙e be˛da˛ z nami dzieciaki
– dodała serdecznie.

Rozumiała jego obiekcje. Uwaz˙ał, z˙e nie maja˛ ro´wnego

startu, z˙e nie zaczynaja˛ od pocza˛tku, z˙e nie moga˛ całkowicie
pos´wie˛cic´ sie˛ jedynie sobie nawzajem. Doceniała jego
skrupuły, ale nie podzielała jego przekonan´.

Kochała dzieci. Dla nich samych i dlatego, z˙e były

cze˛s´cia˛ Saula. A kiedy do kon´ca poznała okolicznos´ci jego
zerwania z z˙ona˛, przestała wa˛tpic´ w szlachetnos´c´ jego
pobudek i trwałos´c´ tego nowego zwia˛zku.

Kochał ja˛ i potrafił okazac´ swa˛ miłos´c´ na tyle sposobo´w!
Poczuła na sobie wzrok Saula, popatrzyła na niego.
– Przynajmniej mamy dla siebie dzisiejsza˛ noc – powie-

dział szeptem. – Dzieciaki nocuja˛ u Olivii.

– Ale musimy przyjechac´ po nie o o´smej, by zda˛z˙yc´ na

samolot – zaz˙artowała. Czuła jednak, z˙e czyta w jej oczach,
z˙e doskonale wie, jak czeka na ten wieczo´r, na te˛ noc tylko
dla nich; z˙e chce byc´ z nim i chce tego tak samo jak on... I tak
juz˙ be˛dzie zawsze, do kon´ca z˙ycia.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
05 Jordan Penny Doskonaly grzesznik
03 Jordan Penny Saga rodu Crightonow Doskonala para
Jordan Penny Slodki rewanz
48 Jordan Penny Odtrutka
Jordan Penny Upojny Zapach Lewkonii
Jordan Penny Odnaleziona Milosc
08 Jordan Penny Juz nigdy sie nie zakocham
Jordan Penny Słodki rewanż
552 Jordan Penny Upojny zapach lewkonii
Jordan Penny Odnaleziona miłość(1)
Jordan Penny Zimowe gody
Jordan Penny Upojny Zapach Lewkonii
0519 Jordan Penny Hotel złamanych serc
Jordan Penny Milosna odpowiedz (poprawione)
08 Jordan Penny Kusząca propozycja ( Dziewczyna szejka )
552 Jordan Penny Upojny zapach lewkonii
Jordan Penny Siła uczuć

więcej podobnych podstron