03 Jordan Penny Saga rodu Crightonow Doskonala para

background image

Penny Jordan

Doskonała para?

background image
background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– I naprawde˛ chcesz jechac´ do Haslewich, z˙eby sie˛

wszystkim zaja˛c´...?

– Tak, mamo – zapewniła Chrissie, jednoczes´nie

posyłaja˛c ojcu porozumiewawcze spojrzenie ponad jej
ramieniem.

We tro´jke˛ stanowili bardzo zz˙yta˛ rodzine˛ i dla nikogo

z nich nie było tajemnica˛, ile zgryzoty i zmartwien´
przysporzył Rose jej młodszy brat.

Pocza˛tkowo Rose łudziła sie˛ nadzieja˛, z˙e zdoła wpły-

na˛c´ na nieodpowiedzialnego i naduz˙ywaja˛cego alkoholu
Charlesa, wierzyła, z˙e sprowadzi go na dobra˛ droge˛. Ale
gdy osiem lat temu okradł dom znajomych, bo po-
trzebował pienie˛dzy na alkohol, i został za to skazany,
przelała sie˛ czara goryczy. Od tamtej pory Rose zerwała
z bratem wszelkie kontakty.

Chrissie całkowicie ja˛ rozumiała.
Oboje rodzice byli zupełnie innymi ludz´mi niz˙ Char-

les. Mieszkali w niewielkim, lez˙a˛cym tuz˙ przy granicy ze
Szkocja˛ miasteczku, gdzie byli powszechnie szanowani.

background image

Ojciec, chirurg kardiolog, od rana do nocy pracował
w tutejszym szpitalu, mama była członkiem rady miejskiej
i działała w kilku lokalnych instytucjach dobroczynnych.

Nic dziwnego, z˙e nie potrafiła sie˛ pogodzic´ ze sposo-

bem z˙ycia brata, zaakceptowac´ jego odmiennos´c´.

Teraz, kiedy zmarł, ktos´ z nich musi pojechac´ do

Cheshire, by uporza˛dkowac´ sprawy po Charlesie, a prze-
de wszystkim zaja˛c´ sie˛ sprzedaz˙a˛ jego niewielkiego,
mieszcza˛cego sie˛ w centrum Haslewich domu, jedynego
s´ladu po pienia˛dzach ze sprzedaz˙y ziemi i farmy nalez˙a˛-
cych jeszcze do dziadko´w. Chrissie zaofiarowała sie˛, z˙e
pojedzie.

– Bo´g jeden wie, w jakim stanie jest teraz ten dom.

– Mama Chrissie wzdrygne˛ła sie˛ z niesmakiem. – Kiedy
byłam tam ostatni raz, wszystko było zaniedbane, a w ka-
z˙dej szafce stały puste butelki... Dlaczego on taki był...
– Zamkne˛ła oczy! – Juz˙ od małego był jakis´ inny...
Skoncentrowany wyła˛cznie na sobie... i bardzo trudny
w poz˙yciu. Zupełnie inny niz˙ nasz ojciec. Tata był
dobrym i uczynnym człowiekiem, tak jak dziadek,
a Charles... Nigdy nie bylis´my ze soba˛ zz˙yci, nawet jako
dzieci, chociaz˙ moz˙e to z powodu ro´z˙nicy wieku...
– Potrza˛sne˛ła głowa˛. – Mam wyrzuty sumienia, z˙e
puszczam cie˛ tam sama˛, ale akurat wypadła ta konferen-
cja w Meksyku, a zaraz potem gos´cinne wykłady taty.

– Mamo, nie przejmuj sie˛, wszystko dobrze sie˛ składa

– zapewniła ja˛ Chrissie. – Naprawde˛ che˛tnie pojade˛, bo
jak sama wiesz, mam teraz duz˙o wolnego czasu.

Szkoła, w kto´rej Chrissie uczyła angielskiego, była

w trakcie restrukturyzacji. Chodziły plotki, z˙e z powodu
ograniczenia funduszy cze˛s´c´ nauczycieli zostanie zwol-
niona.

background image

– Martwie˛ sie˛, z˙e be˛dziesz musiała zamieszkac´ w tym

jego okropnym domu – powiedziała Rose.

– No, przeciez˙ po to tam jade˛ – odrzekła Chrissie.

– Musimy sprzedac´ ten dom, z˙eby pospłacac´ długi wujka,
a sama powiedziałas´, z˙e nie ma co wystawiac´ go do
sprzedaz˙y, nim sie˛ go porza˛dnie nie wysprza˛ta.

– To prawda. Dobrze, z˙e sobie przypomniałam. Przed

wyjazdem musze˛ skontaktowac´ sie˛ jeszcze z bankiem
i adwokatem, z˙eby sporza˛dzic´ na ciebie wszystkie pełno-
mocnictwa.

Chrissie zno´w wymieniła z ojcem porozumiewawcze

spojrzenie.

Charles Platt pozostawił po sobie nie tylko zapusz-

czony dom i zła˛ opinie˛, ale mno´stwo zaległych długo´w.

Mo´wia˛c szczerze, wcale nie cieszyła jej perspektywa

porza˛dkowania tych wszystkich spraw, ale przeciez˙ nie
da sie˛ tego unikna˛c´. Robiła dobra˛ mine˛, bo chciała
oszcze˛dzic´ mamie dodatkowych streso´w.

Ostami raz była w Haslewich na pogrzebie babci.

Niewiele z tego pamie˛tała, gło´wnie smutek i łzy mamy.

Wujek Charles mieszkał z babcia˛ na farmie, od

pokolen´ nalez˙a˛cej do rodu Platto´w. Dziadek, rozczaro-
wany synem i zdaja˛cy sobie sprawe˛ z jego słabos´ci, po
kawałku odste˛pował ziemie˛ sa˛siadowi. Po s´mierci babci
farma została sprzedana.

Do tej pory pamie˛tała wstyd, jaki ogarna˛ł ja˛ na widok

wujka Charlesa, chwiejnym krokiem wytaczaja˛cego sie˛
z kto´rejs´ z rozsianych po miasteczku piwiarni. Była
wtedy z mama˛ na zakupach. Dzieciaki nas´miewały sie˛
z niego. Mama pobladła, wstrzymała oddech, pos´piesz-
nie odwro´ciła sie˛ na pie˛cie i szybko pocia˛gne˛ła ja˛w druga˛
strone˛.

background image

Wtedy po raz pierwszy zrozumiała jej smutek i dziwne

napie˛cie, gdy padała jakas´ wzmianka na temat jej brata.

Teraz, po latach, dobrze znała cała˛ historie˛, jego

słabos´c´ do alkoholu i hazardu.

Charles, słaby a jednoczes´nie pro´z˙ny, nie pasował do

tutejszej społecznos´ci, nie potrafił znalez´c´ swego miejsca
ws´ro´d ro´wies´niko´w. Szybko stało sie˛ jasne, z˙e nie ma
zamiaru kontynuowac´ rodzinnej tradycji i uprawiac´
ziemi.

– Złamał ojcu serce – nie kryja˛c z˙alu, powiedziała jej

kiedys´ mama. – Tata robił, co mo´gł, wyprzedawał ziemie˛
stopniowo, łudza˛c sie˛, z˙e moz˙e jednak Charles zmieni
zdanie, z˙e sie˛ opamie˛ta. Wspierał go finansowo, gdy
os´wiadczył, z˙e postanowił zostac´ aktorem. Ale oczywis´-
cie to był tylko pretekst, by wycia˛gna˛c´ pienia˛dze na
alkohol i hazard. Pocza˛tkowo jeszcze sie˛ krył, bawił sie˛
w Chester, ale potem znalazł sobie kumpli na miejscu.

Nic dziwnego, z˙e dziadkowie i mama tak głe˛boko

przez˙ywali innos´c´ Charlesa, jego sposo´b z˙ycia, z˙e nie
mogli sie˛ pogodzic´ z całkowitym odrzuceniem przez
niego moralnos´ci i norm, w jakich sie˛ wychowali.
A najbardziej przykre było dojmuja˛ce poczucie wstydu
z powodu złej sławy, jaka˛ Charles okrywał rodzine˛.

Wraz z jego s´miercia˛ zakon´czyła sie˛ pewna cza˛stka

historii Haslewich. Rodzina Platto´w od ponad trzech
wieko´w była zwia˛zana z miasteczkiem; tutaj, w jego
pobliz˙u, kolejne pokolenia uprawiały ziemie˛. Pozostały
po nich kamienne nagrobki na miejscowym cmentarzu.

– Nie martw sie˛, mamo. – Chrissie obje˛ła mame˛

i pocałowała ja˛ serdecznie.

Były do siebie bardzo podobne: obie miały szeroko

rozstawione, w kształcie migdało´w oczy i twarze o wy-

background image

staja˛cych kos´ciach policzkowych i delikatnych rysach.
Ro´z˙niły sie˛ figura˛ – Rose była niska i kra˛gła, Chrissie po
ojcu odziedziczyła wysoka˛ i szczupła˛ sylwetke˛.

Tajemniczym zbiegiem okolicznos´ci, bo oboje rodzi-

ce byli brunetami, Chrissie miała długie ls´nia˛ce kasz-
tanowe włosy, ge˛ste i proste.

Kon´czyła dwadzies´cia siedem lat i uwaz˙ała sie˛ za

osobe˛ całkowicie dorosła˛ i odpowiedzialna˛. Nie dawała
sie˛ zwies´c´ prawia˛cym jej komplementy me˛z˙czyznom,
zachwycaja˛cym sie˛ jedynie jej uroda˛, a nie dostrzegaja˛-
cym w niej niczego wie˛cej. A dla niej istota prawdziwie
głe˛bokiego zwia˛zku polegała na czyms´ zupełnie innym.
Najwaz˙niejsze było wne˛trze, osobowos´c´. Wierzyła
w przeznaczenie, w instynktowne przeczucie, z˙e oto na
jej drodze pojawi sie˛ ten jeden jedyny, ten, kto´rego do tej
pory bezskutecznie szukała. Jednym słowem była niepo-
prawna˛ romantyczka˛, choc´ nigdy by sie˛ do tego otwarcie
nie przyznała.

– Wiesz, to niesprawiedliwe – z przekora˛zarzuciła jej

kiedys´ przyjacio´łka. – Gdyby to mnie natura obdarzyła
twoja˛ uroda˛, to juz˙ ja bym wiedziała, jak ja˛ spoz˙ytkowac´.
I to duz˙o lepiej niz˙ ty. Nawet nie wiesz, jaka z ciebie
szcze˛s´ciara.

– Pie˛knos´c´ nie polega na urodzie – łagodnie od-

powiedziała jej wtedy Chrissie, bo naprawde˛ w to
wierzyła.

Jeszcze w czasie studio´w mogła zostac´ modelka˛, ale

zdecydowanie odrzuciła propozycje˛.

Kiedy zaczynała prace˛, niekto´rzy obawiali sie˛, czy jej

poczucie humoru nie be˛dzie przeszkoda˛ w nauczaniu, ale
okazało sie˛, z˙e jest wre˛cz przeciwnie i z˙e s´wietnie sobie
radzi.

background image

– Dre˛cze˛ sie˛ mys´la˛, z˙e be˛dziesz mieszkac´ w tym

domu – powto´rzyła mama.

Chrissie usiadła na wprost niej.
– Mamo, to juz˙ postanowione. Jade˛ do Haslewich,

aby przygotowac´ dom do sprzedaz˙y, wie˛c to oczywiste,
z˙e musze˛ tam zamieszkac´. To najlepszy sposo´b.

– No tak, masz racje˛. Ale wiedza˛c, co on tam

zostawił... – Wzdrygne˛ła sie˛.

Rose była wspaniała˛ pania˛ domu, prawdziwa˛ spadko-

bierczynia˛ swoich poprzedniczek, kto´re spe˛dzały z˙ycie
na utrzymywaniu rodzinnej siedziby w doskonałej czys-
tos´ci.

– Zabieram ze soba˛ bielizne˛ pos´cielowa˛ i re˛czniki

– przypomniała Chrissie.

– To ja powinnam tam pojechac´ – powto´rzyła Rose.

– Charlie jest... był moim bratem.

– A moim wujkiem – podchwyciła Chrissie i dodała:

– Poza tym teraz nie moz˙esz. Ty nie masz na to czasu, a ja
mam.

Wolała nie wtajemniczac´ jej w inne powody, dla

kto´rych wyjazd był jej na re˛ke˛. Mama wprawdzie robiła
wraz˙enie nowoczesnej i wyemancypowanej, ale znaja˛c ja˛,
Chrissie nie miała złudzen´, z˙e marzy o dniu, gdy jej co´rka
zostanie z˙ona˛ i matka˛. Jes´li teraz wyjedzie, to automatycz-
nie rozwia˛z˙e sie˛ problem zaproszenia do spe˛dzenia waka-
cji z grupa˛ znajomych w Prowansji, jakie niedawno
otrzymała od adoruja˛cego ja˛ kolegi nauczyciela.

Prowansja bardzo ja˛ pocia˛gała, ale ten nauczyciel

zupełnie nie. Zreszta˛, zawsze nieco obawiała sie˛ me˛z˙-
czyzn zbyt ostro pra˛cych do celu i zawczasu starała sie˛
unikac´ niezre˛cznych sytuacji. Wprawdzie ten nauczyciel
wydawał sie˛ niegroz´ny i z pewnos´cia˛ byłby s´wietnym

background image

me˛z˙em i ojcem, ale nie miał w sobie tej iskry, kto´ra dla
niej była czyms´ niezbe˛dnym. Jej dusza wyrywała sie˛ ku
temu, kto´ry potrafiłby ja˛ porwac´, zauroczyc´, oszołomic´.
Szukała me˛z˙czyzny, kto´ry byłby dla niej wyzwaniem,
kto´ry by jej doro´wnał. Me˛z˙czyzny przez duz˙e M.

No co´z˙, nie ma sie˛ co łudzic´, z˙e znajdzie takiego

w Haslewich, małym sennym miasteczku, gdzie nic sie˛
nie dzieje.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

– Czyli nadal nie złapali włamywaczy, kto´rzy ob-

rabowali jego tes´cia w Queensmead? – Guy Cooke
zapytał swoja˛ wspo´lniczke˛, Jenny Crighton, kto´ra włas´-
nie weszła do antykwariatu.

– Nie. – Jenny przecza˛co potrza˛sne˛ła głowa˛.
Us´miechne˛ła sie˛ ciepło do Guya. Rzadko sie˛ zdarza

widziec´ kogos´ tak przystojnego. Gdyby nie fakt, z˙e
sama była szcze˛s´liwa˛ me˛z˙atka˛, nie wiadomo, czy by
nie uległa jego czarowi i doła˛czyła do grona wzdycha-
ja˛cych wielbicielek. Muskularne ciało i doskonała
sylwetka w poła˛czeniu z me˛ska˛ uroda˛ wywierały
piorunuja˛cy efekt na kobietach. Guy spokojnie mo´głby
wyste˛powac´ w prowokuja˛cych reklamach opie˛tych
dz˙inso´w. W dodatku te jego odziedziczone po cygan´-
skich przodkach oczy, tajemnicze i uwodzicielskie,
kto´rych spojrzenie niemal zbijało z no´g. Nic dziwnego,
z˙e w powszechnej opinii uchodził za nieprawdopodob-
nie seksownego faceta.

Skłamałaby twierdza˛c, z˙e jest zupełnie oboje˛tna na

background image

jego urok, zwłaszcza z˙e ujmuja˛cemu wygla˛dowi towa-
rzyszył zaskakuja˛cy, i przez to jeszcze bardziej niebez-
pieczny, otwarty i serdeczny charakter. I choc´ dla niej
istniał jedynie Jon, to szczerze z˙ałowała, z˙e Guy do tej
pory nie znalazł kobiety swojego z˙ycia.

– Szcze˛s´liwie Benowi nie stała sie˛ z˙adna krzywda

– dodała. – Ale to włamanie było dla niego szokiem.
Znasz go, wie˛c wiesz, z˙e potrafi byc´ uparty. Ilez˙ razy
przekonywalis´my go z Jonem, z˙e nie powinien mieszkac´
sam!

– Nie musisz mi mo´wic´ – podja˛ł Guy. – Byłem kiedys´

u niego, aby wycenic´ antyki, bo chciał je ubezpieczyc´.
Mało nie podskoczył, gdy mu powiedziałem, z˙e powi-
nien załoz˙yc´ sobie alarm. Domys´lam sie˛, z˙e dota˛d tego
nie zrobił.

– Taki juz˙ jest – westchne˛ła Jenny. – Na szcze˛s´cie

nie wynies´li wszystkiego. Policja uwaz˙a, z˙e cos´ mu-
siało ich spłoszyc´, jakis´ telefon, a moz˙e ktos´ przyje-
chał.

– Az˙ trudno sobie wyobrazic´, z˙e mieli czelnos´c´

zakras´c´ sie˛ w biały dzien´ i spokojnie buszowac´ po domu.
I w dodatku nie poprzestali na zrabowaniu drobiazgo´w,
ale zacze˛li wynosic´ meble.

– Policja nie robi nam nadziei, z˙e zdoła cos´ odzyskac´.

Szanse sa˛ raczej mizerne. Ostatnio była cała seria takich
właman´. Przypuszczaja˛, z˙e to sprawka jakiegos´ miej-
skiego gangu zdobywaja˛cego pienia˛dze na narkotyki.
Nowe autostrady ułatwiaja˛ im szybkie zniknie˛cie, trud-
niej tez˙ wpas´c´ na s´lad skradzionych rzeczy.

– Ale chyba przekonalis´cie staruszka, z˙e ktos´ powi-

nien z nim zamieszkac´? – zapytał Guy, przegla˛daja˛c
zawartos´c´ sporej skrzyni z przedmiotami zgłoszonymi do

background image

sprzedania. Wprawdzie nie spodziewał sie˛ niczego
szczego´lnego, ale kto wie...

– Niestety, nie – odparła Jenny. – Ale pod koniec

tygodnia ma zjechac´ Maddy. Zwykle latem przyjez˙dz˙a
do Haslewich na kilka tygodni.

– Max tez˙ przyjedzie? – zainteresował sie˛ Guy.
Max, ma˛z˙ Maddy, był starszym synem Jenny.
Jenny zagryzła usta.
– Nie... nie wybiera sie˛ tutaj. Podobno jest bardzo

zaje˛ty. Leci do Hiszpanii zobaczyc´ sie˛ ze swoja˛ klientka˛.
Jej jacht ma posto´j w jednym z porto´w.

Max był wzie˛tym londyn´skim adwokatem, specjalizu-

ja˛cym sie˛ w sprawach rozwodowych. Guy juz˙ wczes´niej
spostrzegł, z˙e ws´ro´d jego kliento´w wie˛kszos´c´ stanowiły
kobiety. Widocznie albo je lubił, albo te cia˛głe roszady
zaspokajały jego pro´z˙nos´c´. Nie miał o Maksie najlep-
szego zdania, lecz ze wzgle˛du na Jenny nie komentował
jego poczynan´.

Był czas, z˙e z˙ycie Jenny nie oszcze˛dzało, i choc´ teraz

oboje z Jonem byli szcze˛s´liwi, to...

W przeciwien´stwie do Maxa, Guy szczerze lubił

kobiety, i to w ogo´le wszystkie, choc´ niekto´re z nich
szczego´lnie. Najbardziej cenił takie, kto´re były podobne
do Jenny – otwarte, pełne wewne˛trznego ciepła, nie
szukaja˛ce potwierdzenia swojej urody. Nie pocia˛gały go
ekspansywne pie˛knos´ci; dobrze wiedział, jak niewiele
moz˙e byc´ warte jedynie zewne˛trzne wraz˙enie. Był s´wie˛-
cie przekonany, z˙e znacznie waz˙niejszy jest charakter,
zdolnos´c´ zrozumienia drugiego człowieka, darzenia go
sympatia˛. Te wartos´ci nie rozwieja˛ sie˛ w nicos´c´, nie
przemina˛ z biegiem czasu, pozostana˛ na zawsze...

Juz˙ dawno pogodził sie˛ z faktem, z˙e Jenny nigdy nie

background image

be˛dzie jego, z˙e to nie ona jest jego przeznaczeniem, z˙e
nigdy nie be˛dzie dla niej kims´ wie˛cej niz˙ przyjacielem.

,,Duz˙o młodszym przyjacielem’’, wyjas´niła mu to

kiedys´ raz na zawsze, celowo podkres´laja˛c dziela˛ca˛ ich
ro´z˙nice˛ wieku. Choc´ maja˛c trzydzies´ci dziewie˛c´ lat, Guy
juz˙ nie uwaz˙ał siebie za młodzieniaszka.

– Pomijaja˛c juz˙ samo włamanie – cia˛gne˛ła Jenny

– Bena najbardziej poruszyła kradziez˙ cisowego biurecz-
ka. Jego babcia miała takie biurko sprowadzone z Francji
i ojciec Bena zamo´wił jego kopie˛. Było rzeczywis´cie
s´liczne, choc´ jako kopia nie przedstawiało duz˙ej wartos´ci
rynkowej.

– Ale ogromna˛, jes´li chodzi o sentymenty – ze

zrozumieniem powiedział Guy.

– Włas´nie – potwierdziła. – Niedawno rozmawiałam

z Lukiem. Powiedział mi, z˙e rodzina w Chester ma dwa
takie biureczka, z kto´rych zostało skopiowane biurko
Bena. Kilka pokolen´ wstecz takie dwa biureczka zostały
przywiezione z Francji jako prezent dla bliz´niaczek
Crightono´w. Teraz jedno z nich ma ojciec Luke’a,
a drugie jego wujek.

– Hm... moz˙e ten, kto je ukradł, nie wiedział, z˙e Ben

ma tylko kopie˛?

– Moz˙liwe, chociaz˙ policja sa˛dzi, z˙e zabrano je, bo

stało w holu, wie˛c łatwo było je wynies´c´. Spe˛dziłys´my
z Ruth cały dzien´ na przegla˛daniu ka˛to´w i spisywaniu
strat. Ben jest zupełnie wytra˛cony z ro´wnowagi, nawet
nie ma mu co zawracac´ tym głowy. Ja mniej wie˛cej
wiem, co zgine˛ło, ale bez Ruth nie byłabym w stanie
sobie poradzic´.

– To znaczy, z˙e wro´ciła ze Stano´w?
– Tak, razem z Grantem przylecieli w sobote˛

background image

– us´miechne˛ła sie˛ Jenny. – Bardzo mi sie˛ podoba, z˙e
dotrzymuja˛ umowy i pomieszkuja˛ po trzy miesia˛ce
w Stanach i w Anglii, raz u niej, raz u niego.

– Miło na nich patrzec´. Nawet teraz cia˛gle sa˛w siebie

zapatrzeni.

– To prawda. I tylko potwierdza, z˙e rzeczywistos´c´

cze˛sto przerasta fikcje˛... i z˙e prawdziwej miłos´ci nie
straszne z˙adne przeszkody – mie˛kko dodała Jenny.

– Przez tyle lat byli z dala od siebie, a mimo to z˙adne

z nich nigdy nawet nie pomys´lało, by zwia˛zac´ sie˛ z kims´
innym – z nutka˛ zazdros´ci powiedział Guy.

– Za to teraz juz˙ zawsze be˛da˛ razem. Niedawno

Bobbie z˙artowała, z˙e choc´ pobrali sie˛ w tym samym
czasie, ona i Luke nawet nie moga˛ sie˛ z nimi ro´wnac´. Ich
zwia˛zek nawet w połowie nie jest tak romantyczny.

– Bobbie i Luke maja˛ malutkie dziecko i oboje cie˛z˙ko

pracuja˛– sprostował Guy. – A dziadkowie sa˛na emerytu-
rze, wie˛c moga˛sie˛ całkowicie pos´wie˛cic´ jedno drugiemu.

– Sa˛ na emeryturze, owszem, ale Ruth działa w kilku

lokalnych komitetach, no, a poza tym ma jeszcze na
głowie dom dla samotnych matek – przypomniała mu
Jenny. – Grant tez˙ nie ma zbyt wiele wolnego czasu,
jednoczes´nie prowadzi kilka ro´z˙nych intereso´w. Czasa-
mi, kiedy ich słucham, az˙ nie chce mi sie˛ wierzyc´, ile oni
maja˛ w sobie energii i ile potrafia˛ brac´ z z˙ycia, zwłaszcza
gdy poro´wnuje˛ ich z Benem, kto´rego wszystko coraz
bardziej przestaje interesowac´ – westchne˛ła Jenny, mar-
szcza˛c brwi na wspomnienie tes´cia.

– Nadal czeka go wymiana stawu biodrowego? – za-

pytał Guy.

– Tak – odrzekła. – Operacje˛ zaplanowano na koniec

lata. Kiedy wypisza˛ go do domu, Maddy tu przyjedzie,

background image

z˙eby sie˛ nim zaja˛c´. Ona ma do niego wyja˛tkowe podej-
s´cie i to włas´nie ja˛ Ben najche˛tniej widzi przy sobie. Na
pewno cze˛s´ciowo wpływa na to fakt, z˙e jest z˙ona˛ Maxa,
a Max zawsze był jego oczkiem w głowie, Ben nigdy nie
dał powiedziec´ na niego złego słowa.

– Ale juz˙ jego matka nie ma takich wzgle˛do´w, co?

– mrukna˛ł Guy.

Jenny pokre˛ciła głowa˛.
– Ben zawsze rozpuszczał Maxa, a ten był przekona-

ny, z˙e wszystko mu sie˛ nalez˙y. Miałam nadzieje˛, z˙e po
s´lubie z Maddy... – Urwała, pokre˛ciła głowa˛ i zmieniła
temat: – Widzisz tam cos´ ciekawego? – zapytała, wska-
zuja˛c na skrzynie˛.

– Nie za bardzo – odrzekł, taktownie nie pro´buja˛c

cia˛gna˛c´ poprzedniego tematu. – Ale szykuje sie˛ kolejna
wyprzedaz˙ domu. Dzis´ rano miałem telefon. Chociaz˙,
prawde˛ mo´wia˛c, nie spodziewam sie˛ niczego godnego
uwagi. Chodzi o dom Charlesa Platta – dodał z nie-
smakiem.

– Charles Platt? – zastanowiła sie˛ Jenny, marszcza˛c

brwi. Po chwili rozjas´niła sie˛. – Ach, juz˙ wiem, o kim
mo´wisz.

– No włas´nie – podja˛ł Guy. – Z tego, co mo´wia˛,

wygla˛da na to, z˙e facet zapił sie˛ na s´mierc´.

– Biedny człowiek – wspo´łczuja˛co odezwała sie˛

Jenny.

– Biedny – szyderczo prychna˛ł Guy. – To był naj-

wie˛kszy kre˛tacz w mies´cie. Rodzice publicznie sie˛ go
wyrzekli. Pozostawił po sobie mase˛ nie spłaconych
długo´w.

Gdy usłyszała ton, jakim wypowiedział te słowa,

przeszło jej przez mys´l, czy przypadkiem i Guy nie padł

background image

jego ofiara˛. Choc´ jes´li tak było, z pewnos´cia˛ jej tego nie
powie, za dobrze go zna. Nawet jej sie˛ nie przyzna, z˙e dał
sie˛ nacia˛gna˛c´.

Bezpos´redni i łatwy w obejs´ciu Guy, bardzo toleran-

cyjny w ocenie bliz´nich i zwykle daja˛cy im ogromny
kredyt zaufania, w stosunku do własnej osoby był
wyja˛tkowo przeczulony. To poczucie własnej dumy,
kto´re z pewnos´cia˛ nie ułatwiało mu z˙ycia, przypuszczal-
nie miało swoje korzenie w przeszłos´ci rodu Cooke’o´w.
Do tej pory w miasteczku z˙ywa była historia co´rki
nauczyciela uwiedzionej przez be˛da˛cego przejazdem
Cygana. Nieszcze˛sna˛dziewczyne˛ pos´piesznie wydano za
owdowiałego włas´ciciela tawerny, szukaja˛cego matki
dla swoich dzieci.

Rodzina Cooke’o´w rozrastała sie˛, rodziły sie˛ kolejne

pokolenia. Z czasem ich nazwisko ła˛czono z prowadzo-
nymi przez nich tawernami i piwiarniami, choc´ imali sie˛
ro´wniez˙ kłusownictwa, hazardu i innych sposobo´w na
zdobycie maja˛tku. Spokojni miejscowi ludzie kładli te˛
działalnos´c´ na karb dziedziczonych po cygan´skim przod-
ku geno´w.

Tak było za czaso´w dziadko´w Guya. Teraz to juz˙

zamierzchła historia, jak powiedział kiedys´ Jenny. Za-
mknie˛ta karta, przeszłos´c´, kto´ra odeszła wraz z wie˛kszos´-
cia˛ me˛skich potomko´w, słuz˙a˛cych w Cheshire Regiment
w czasie pierwszej wojny.

– Ale jak juz˙ raz do kogos´ przylgnie taka opinia,

to bardzo trudno ja˛ zmienic´ – dodał wtedy. – Skoro
tak kiedys´ było, to dalej tak jest! – zakon´czył z gory-
cza˛.

– W dodatku ta wasza uroda – zas´miała sie˛ Jenny.

– To chyba tez˙ nie pomaga – zaz˙artowała.

background image

– Zgadłas´ – potwierdził kro´tko. Chyba nie było

ojca, kto´ry by nie przestrzegał przed nim co´rki. Z kaz˙-
dym mogły sie˛ spotykac´, byle nie z nim. Twierdzono,
z˙e jest nieobliczalnym uwodzicielem, a prawda była
taka, z˙e ze wszystkich ro´wies´niko´w to on był najbar-
dziej niewinny.

Zbliz˙ała sie˛ przerwa. Jenny wyszła, Guy zamkna˛ł

sklep i wro´cił do domu popracowac´. Poza antyk-
wariatem miał udziały w restauracji prowadzonej przez
jego siostre˛ i szwagra, a takz˙e niewielki udział w fir-
mie budowlanej kuzyna. Mys´lał tez˙ o zainwestowaniu
w nieruchomos´ciach. Po renowacji niewielkie domy
mo´głby wynajmowac´ pracownikom duz˙ych mie˛dzy-
narodowych firm zakładaja˛cych w ich miasteczku
swoje filie.

Jego najwie˛ksza˛ miłos´cia˛ były antyki, szczego´lnie

meble, ale prowadzony do spo´łki z Jenny antykwariat
pozostawiał mu jeszcze nieco wolnego czasu.

Z uwaga˛ przejrzał poczte˛. On i Jenny byli gło´w-

nymi organizatorami targu staroci, kto´ry w przyszłym
miesia˛cu miał sie˛ odbyc´ w Fitzburgh Place. Poza
promocja˛ regionu ambicja˛ organizatoro´w imprezy było
zgromadzenie funduszy na dom samotnej matki, zało-
z˙ony z inicjatywy Ruth, kto´ra przed laty na własnej
sko´rze dos´wiadczyła goryczy samotnego macierzyn´st-
wa.

Odłoz˙ył korespondencje˛ i zacza˛ł poro´wnywac´ spis

wystawco´w z lista˛ oso´b, do kto´rych wysłał zaproszenia.
Mimo woli jego mys´li poszybowały w zupełnie innym
kierunku. Przypomniał sobie uwage˛ Jenny na temat
Platta.

Przed laty on i Charlie Platt chodzili razem do szkoły.

background image

Kiedy Guy stawiał pierwsze kroki, Charlie włas´nie
kon´czył nauke˛.

Guy, kto´ry w dziecin´stwie cierpiał na astme˛, był

wtedy szczupłym, bladym chłopcem i nic nie zapowiada-
ło, z˙e wyros´nie na silnego, muskularnego me˛z˙czyzne˛.
Był najmłodszym dzieckiem w rodzinie, na kto´rego
wszyscy chuchali i dmuchali. Drobny, nieporadny i cichy
od razu zwro´cił na siebie uwage˛ Charlesa, kto´ry dostrzegł
w nim łatwa˛ ofiare˛. Zacza˛ł wymuszac´ od niego kieszon-
kowe.

Pocza˛tkowo Guy pro´bował nadrabiac´ mina˛. Starsi

i silniejsi od niego kuzyni nieraz wchodzili mu w dro-
ge˛, wie˛c teraz wykorzystał tamte dos´wiadczenia i jakos´
mu sie˛ udawało. Do czasu. Było cos´, co było silniejsze
od niego – strach przed woda˛. Nikomu sie˛ z tym nie
zdradził. Z powodu astmy nie mo´gł sie˛ ka˛pac´ i nie
potrafił pływac´. Jeszcze bardziej sie˛ bał, z˙e ktos´ dowie
sie˛ o jego strachu.

Charlie Platt szybko odkrył te˛ jego słabos´c´. I wyko-

rzystał te˛ wiedze˛.

Do kon´ca z˙ycia be˛dzie pamie˛tał dzien´, kiedy Char-

lie przytrzymał go pod woda˛. Był pewien, z˙e zaraz sie˛
utopi, z˙e juz˙ nigdy sie˛ nie wynurzy. I moz˙e rzeczywi-
s´cie by tak było, gdyby nie pos´pieszył mu z pomoca˛
przechodza˛cy obok rzeki starszy kuzyn. Charlie dostał
wtedy za swoje i wie˛cej nie odwaz˙ył sie˛ go tkna˛c´.
Udre˛ka sie˛ skon´czyła.

Tamtego lata Guy nauczył sie˛ pływac´. Charlie skon´-

czył szkołe˛ i ich drogi sie˛ rozeszły. Spotkali sie˛ dopiero
po latach, kiedy obaj byli dorosłymi ludz´mi. Charlie
zdrowo juz˙ wtedy pocia˛gał i zaczynał sie˛ staczac´.

Teraz odszedł z tego s´wiata. Jego s´mierc´ nie budziła

background image

w Guyu z˙adnych uczuc´, nie była tez˙ zaskoczeniem.
Prawde˛ mo´wia˛c, najche˛tniej odmo´wiłby swych usług
kobiecie, kto´ra rano nagrała sie˛ na sekretarke˛ i przed-
stawiła jako Chrissie Oldham. Wcale nie miał ochoty
ogla˛dac´ domu Platta.

Ciekawe, kim jest ta kobieta? Jej rzeczowy ton raczej

nie przemawiał za tym, by była jedna˛ z cze˛sto zmieniaja˛-
cych sie˛ przyjacio´łek Platta. Przypuszczalnie to jego
rodzina zleciła jej te˛ prace˛.

Spochmurniał. S

´

mierc´ Charlesa nieubłaganie us´wia-

damiała mu własny wiek. Zbliz˙a sie˛ do czterdziestki
i włas´ciwie nie ma niczego poza niezłym kontem w ban-
ku i garstka˛ przyjacio´ł.

W czasie s´wia˛t Boz˙ego Narodzenia Avril, druga po

najstarszej siostra Guya, przygla˛daja˛c sie˛, jak brat bawi
sie˛ z jej wnuczkami, nie owijaja˛c w bawełne˛, stwierdziła,
z˙e juz˙ najwyz˙szy czas, by załoz˙ył rodzine˛. Ale Avril jest
od niego pie˛tnas´cie lat starsza.

Nie miał zamiaru is´c´ za jej rada˛. Z

˙

enic´ sie˛ tylko po to,

z˙eby nie było za po´z´no? Dzielic´ z˙ycie z kims´, kogo nie
kocha prawdziwa˛ i bezgraniczna˛ miłos´cia˛? Czy to ma
jakis´ sens? Raz w z˙yciu zdarzył mu sie˛ przebłysk takiego
uczucia i...

Podnio´sł sie˛ i podszedł do okna, zapatrzył przed siebie.
W tym domu mieszkał od niedawna, zaledwie od

szes´ciu miesie˛cy. Był to jeden z wielu podobnych
domo´w, połoz˙onych w dobrej dzielnicy, pierwotnie
przeznaczonych na siedziby duchownych. Ruth, ciotka
Jenny, mieszkała trzy domy dalej. Inne nalez˙ały do
kierownictwa najwie˛kszej w mies´cie firmy Aarlston-
-Becker.

Z pewnos´cia˛ wiele oso´b uwaz˙ało, z˙e ten dom jest za

background image

dobry i o wiele za duz˙y jak na jednego Cooke’a, nawet
jes´li jest on po studiach uniwersyteckich i podro´z˙ach
artystycznych po wielu stolicach Europy.

Zerkna˛ł na zegarek. Za godzine˛ powinien jechac´ do

domu Platta, a ta papierkowa robota zajmie mu co
najmniej dwa razy tyle czasu.

Chrissie z je˛kiem wyprostowała zgarbione plecy. Od

przyjazdu do Haslewich nie robiła nic poza sprza˛taniem.
Doprowadzenie do porza˛dku niewielkiego domu wyda-
wało sie˛ zaje˛ciem poro´wnywalnym z czyszczeniem
stajni Augiasza.

Gos´cinna sypialnia, w kto´rej postanowiła zamieszkac´,

tone˛ła w stosach papiero´w, listo´w, reklamo´wek i nie
popłaconych rachunko´w.

W pobliskim supermarkecie wykupiła niemal cały

zapas worko´w na s´miecie. Ciekawe, jak to skomen-
towano, zastanowiła sie˛ w jakims´ momencie.

Pocza˛tkowo zamierzała spalic´ wszystkie papiery w ja-

kims´ ustronnym miejscu ogro´dka, ale ich ilos´c´ przerosła
najs´mielsze oczekiwania. Nie było innego wyjs´cia, jak
zamo´wic´ s´mieciarke˛, kto´ra z samego rana wywiozłaby
sterty makulatury.

Dom był jednym z wielu podobnie zbudowanych.

Gdyby włoz˙yc´ w niego sporo pracy, mo´głby stac´ sie˛
całkiem wygodnym lokum dla samotnej osoby lub
młodego, bezdzietnego małz˙en´stwa.

Niekto´re z domo´w doprowadzono do dobrego sta-

nu. Ls´nia˛ce s´wiez˙a˛ farba˛ okna i drzwi tym mocniej
kontrastowały z zapuszczona˛ siedziba˛ wujka Charlie-
go.

Dobrze, z˙e przynajmniej miała teraz choc´ ten jeden

background image

poko´j dla siebie. Mama pewnie by sie˛ niez´le us´miała,
widza˛c, z jaka˛zawzie˛tos´cia˛szorowała łazienke˛ i pucowała
kuchnie˛, nim zdecydowała sie˛ z nich skorzystac´. I tak
miała opory przed uz˙yciem wiekowej lodo´wki, z kto´rej
wczoraj, bez ogla˛dania wyrzuciła stosy z˙ywnos´ci.

Jednak najgorsze dopiero było przed nia˛ – jutrzejsze

spotkanie z prawnikami.

Ubrania po wujku miał zabrac´ ktos´ z organizacji

charytatywnej. Kiedy je wywioza˛, w domu praktycznie
nic nie pozostanie. Poza cisowym biureczkiem, kto´re
mogło przedstawiac´ jaka˛s´ wartos´c´, nie było nic cennego,
z czego rodzice mogliby popłacic´ długi Charliego.
Zreszta˛ z go´ry to przewidywali.

Gdy powiedziała mamie o biurku, ta nie kryła za-

skoczenia. Natychmiast stwierdziła, z˙e nalez˙ało kiedys´
do jej babci, czyli prababci Chrissie.

– Popros´, by zostało wycenione, ale nie wystawiaj go

na sprzedaz˙ – powiedziała. – Ja je odkupie˛. Pytałam
Charlesa, co sie˛ stało z tym biurkiem po s´mierci babci, ale
powiedział, z˙e nie wie. – Westchne˛ła. – Powinnam sie˛
była domys´lic´, z˙e to on je zabrał. Ale i tak sie˛ ciesze˛, z˙e
go komus´ nie sprzedał. Przypuszczam, z˙e po figurkach
Nan Staffordshire nie ma s´ladu, co?

– Przykro mi, mamo, ale nigdzie ich nie ma – odrzek-

ła Chrissie, obiecuja˛c, z˙e poprosi rzeczoznawce˛, by
wycenił biurko.

Wyczys´ciła je porza˛dnie. Pie˛kny, kobiecy mebelek

był rzeczywis´cie zachwycaja˛cy.

Spojrzała na zegarek. Polecony przez adwokata rze-

czoznawca powinien byc´ lada moment. Kiedy juz˙ obej-
rzy i wyceni zgromadzone pod s´ciana˛przedmioty i meble
– tylko cisowe biureczko pozostawiła we frontowym

background image

pokoju – skontaktuje sie˛ z agentem nieruchomos´ci, by
przyszedł zobaczyc´ dom i wystawił go do sprzedaz˙y.

Wyprostowała obolałe plecy. Przynajmniej ma satys-

fakcje˛, z˙e nie przepus´ciła z˙adnego ka˛ta. Cały dom ls´nił
czystos´cia˛. Tylko na białej koszulce widniały ciemne
smugi z resztek paje˛czyny.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Guy lekko zastukał do drzwi i czekał. Znaja˛c tryb

z˙ycia Charlesa Platta, przezornie przebrał sie˛ w sprane
dz˙insy i wyblakły, nieco przyciasny podkoszulek. Juz˙
dawno przestał byc´ wa˛tłym młodzien´cem. Niez´le sie˛
kiedys´ us´miał, gdy na jednym z targo´w staroci wzie˛to
go za tragarza, wynaje˛tego do przenoszenia cie˛z˙kich
mebli.

Chrissie usłyszała pukanie, podeszła do drzwi. Guy

posłał jej przelotne, oboje˛tne spojrzenie i juz˙ zamierzał
sie˛ przedstawic´, kiedy naraz głos uwia˛zł mu w gardle.
Popatrzył na nia˛ raz jeszcze. Dziewczyna wpatrywała sie˛
w niego z napie˛ciem, zaskoczona nie mniej niz˙ on.

Oczywis´cie słyszała – zreszta˛ kto tego nie słyszał?

– o miłos´ci od pierwszego wejrzenia, ale nigdy nie
wierzyła, z˙e cos´ takiego zdarza sie˛ naprawde˛. Tak mogło
byc´ tylko w powies´ciach, na filmach, w bajkach... Czy
w dzisiejszych czasach to moz˙liwe, z˙e wystarczy mgnie-
nie, ulotna chwila, by nagle zrozumiec´, z˙e oto stoi przed
nami ta włas´nie osoba, ten jeden jedyny człowiek,

background image

z kto´rym chcemy is´c´ razem przez z˙ycie, raz na zawsze
byc´ razem?

Głos rozsa˛dku przywoływał ja˛ do rzeczywistos´ci, ale

do niej juz˙ nic nie docierało. Stała nieruchomo i w mil-
czeniu rozszerzonymi oczami wpatrywała sie˛ w Guya.

Poza nimi z˙ycie toczyło sie˛ dalej, s´wiat nie zatrzymał

sie˛ w miejscu, wszystko biegło normalnym codziennym
rytmem. Tylko oni naraz przestali nalez˙ec´ do tego s´wiata,
przenies´li sie˛ w inny wymiar, w inna˛ rzeczywistos´c´,
w kto´rej istnieli jedynie oni dwoje.

Czuła przys´pieszone bicie serca, krew pulsowała

w z˙yłach, zatrzymywał sie˛ oddech. Nie odrywali od
siebie oczu, zjednoczeni jedna˛mys´la˛, tym samym oszała-
miaja˛cym przeczuciem.

Juz˙ przy otwieraniu drzwi mimowolnie spostrzegła,

z˙e ma przed soba˛ przystojnego me˛z˙czyzne˛, ale to, co
teraz mie˛dzy nimi powstało, było czyms´ znacznie głe˛b-
szym, odwołuja˛cym sie˛ nie do zewne˛trznego wygla˛du,
ale do samej istoty jego natury, odsłonie˛tej w nagłym
przebłysku i natychmiast zrozumianej. Moz˙e to było
powinowactwo dusz, niezgłe˛biona psychiczna wie˛z´, naj-
szczersze porozumienie? Jak inaczej wyjas´nic´ te˛ niezbita˛
pewnos´c´, wszechogarniaja˛ca˛ s´wiadomos´c´?

Bezwiednie cofne˛ła sie˛ do s´rodka, wiedza˛c, z˙e ten

me˛z˙czyzna wejdzie za nia˛.

Guy nie pojmował, co sie˛ z nim dzieje. Oczywis´cie

słyszał kra˛z˙a˛ce w rodzinie opowies´ci, z˙e niekto´rzy
z Cooke’o´w sa˛ obdarzeni darem widzenia przyszłos´ci,
ale sam nigdy tego nie dos´wiadczył i w zasadzie
niespecjalnie w to wierzył.

Wykształcenie i nowoczesne pogla˛dy wykluczały

wiare˛ w istnienie takich zdolnos´ci; tym wie˛ksze było jego

background image

zdumienie, gdy otwieraja˛c drzwi i widza˛c stoja˛ca˛ na
progu dziewczyne˛, w tej samej sekundzie zdał sobie
sprawe˛, z˙e oto ma przed soba˛ swoje przeznaczenie. Znał
spre˛z˙ystos´c´ tych kasztanowych włoso´w, przesypuja˛cych
sie˛ przez jego palce, dotykaja˛cych jego sko´ry... znał smak
jej warg i zapach ciała, jej głos, wyraz twarzy w chwili
uniesienia i ekstazy... Wszystko to juz˙ wiedział... Krew
szumiała mu w uszach, serce waliło jak oszalałe. Patrzył
na nia˛ i wiedział, z˙e to włas´nie ona, z˙e to ta jedyna
kobieta, kto´ra jest mu przeznaczona. Wystarczy, by
wycia˛gna˛ł re˛ke˛, a po´jdzie za nim, w milczeniu, cał-
kowicie uległa. I los sie˛ wypełni.

Wszedł do holu, zamkna˛ł za soba˛ drzwi i, kierowany

impulsem, dotkna˛ł dłonia˛ jej twarzy. Przywarła do niej
policzkiem, przycisne˛ła usta.

Z cichym okrzykiem przycia˛gna˛ł ja˛ ku sobie, przytulił

mocno. Jak cudownie do siebie pasowali!

Oboje drz˙eli, kiedy pochylił ku niej głowe˛ i odszukał

jej usta. Westchnienie, jakie wyrwało sie˛ z jej piersi,
wzbudziło w nim dreszcz, jakby tysia˛ce drobnych igiełek
wbijało sie˛ w jego ciało

Czuła, jak drz˙y w jego ramionach. Nie opierała sie˛, nie

protestowała. Poddawała sie˛ jego pocałunkom, niezdolna
bronic´ sie˛ przed przeznaczeniem. Jeszcze przed chwila˛,
otwieraja˛c mu drzwi, nie miała choc´by cienia przeczucia,
z˙e oto otwiera drzwi do swojej przyszłos´ci. Zwykle
ostroz˙na, wre˛cz wstrzemie˛z´liwa w kontaktach z me˛z˙-
czyznami, teraz cała˛ swoja˛ istota˛ czuła, z˙e ta wie˛z´, bez
wzgle˛du na to, jak daleko sie˛ posuna˛, jest czyms´ zupełnie
innym – milcza˛cym, najwaz˙niejszym porozumieniem.

Nigdy nie przypuszczała, z˙e dotyk czy pocałunek

moz˙e poruszyc´ w niej najczulsze struny, obudzic´ us´pione

background image

dota˛d uczucia i pragnienia, kto´rych istnienia nawet nie
przeczuwała. Jak to sie˛ stało, z˙e nagle ubrania zaczynaja˛
przeszkadzac´, z˙e musi, po prostu musi byc´ z nim jak
najbliz˙ej, usta przy ustach, sko´ra przy sko´rze? Dzielic´
z nim uniesienie, zaspokoic´ to pala˛ce, domagaja˛ce sie˛
spełnienia pragnienie, wsłuchac´ sie˛ w urywane szepty...

Nie wiedziała, jak długo tak stali, spleceni us´ciskiem,

zapatrzeni w siebie, zatracaja˛c sie˛ w pocałunkach. Bała
sie˛, z˙e upadnie, kiedy wreszcie wypus´cił ja˛z obje˛c´. Paliły
nabrzmiałe od pocałunko´w wargi, przeniosła spojrzenie
na jego twarz, jego usta...

Przełkne˛ła s´line˛, a on wycia˛gna˛ł re˛ke˛ i uja˛ł jej dłon´.

Us´cisna˛ł ja˛ mocno.

– Francuzi chyba mo´wia˛ na to: miłos´c´ od pierwszego

wejrzenia.

– Tak – odrzekła drz˙a˛cym głosem, marza˛c, by zno´w

znalez´c´ sie˛ w jego ramionach, by byc´ tuz˙ przy nim, jak
najbliz˙ej, by...

Boz˙e, jak ja jej pragne˛! – us´wiadomił sobie ze

zdumieniem. Re˛ce same sie˛ do niej wycia˛gaja˛. A prze-
ciez˙ dota˛d nigdy nie uwaz˙ał sie˛ za szczego´lnie łasego na
damskie wdzie˛ki.

– Nigdy czegos´ takiego nie przez˙yłam – wyznała

Chrissie.

– To dobrze – ucia˛ł. – Bobym zabił kaz˙dego, kto...
Potrza˛sne˛ła głowa˛, przerywaja˛c mu. Wiedziała, co

miał na mys´li. Ja˛ tez˙ ogarne˛ła mordercza zazdros´c´
o kaz˙da˛, kto´ra mogłaby obudzic´ w nim takie uczucia.

Chwyciła głe˛boki oddech, pro´buja˛c przywołac´ sie˛ do

rzeczywistos´ci, ale daremnie.

– Pragne˛ cie˛ – wyznała drz˙a˛cym szeptem, a on

w jednej chwili przygarna˛ł ja˛ ku sobie.

background image

Czas był poza nimi, istnieli tylko oni i cisza przerywana

zdyszanymi pocałunkami. W jakiejs´ chwili jego dłon´
dotkne˛ła jej piersi. S

´

wiat wirował, wszystko działo sie˛ po

raz pierwszy i jedyny; zasady, jakimi do tej pory sie˛
kierowała, teraz juz˙ nic nie znaczyły, to była inna
rzeczywistos´c´, nowa i cudownie nieprzewidywalna, niosa˛-
ca zachwycaja˛ce obietnice, z lekkos´cia˛motyla przenosza˛-
ca w szcze˛s´liwa˛kraine˛ marzen´ i radosnych sno´w. Jej palce
drz˙ały, kiedy dotkne˛ła jego policzka, zajrzała głe˛boko
w oczy i bez słowa pocia˛gne˛ła za soba˛ po schodach.

Delikatna dziewcze˛ca dłon´ niemal gine˛ła w jego

us´cisku.

– Nie musisz tego robic´ – szepna˛ł, zatrzymuja˛c sie˛

i pozostaja˛c za nia˛ nieco w tyle.

W milczeniu popatrzyła mu prosto w oczy.
– Musze˛ – powiedziała cicho. – Ale jes´li ty...
To szczere wyznanie niemal zbito go z no´g.
– Niepotrzebnie pytasz – szepna˛ł, us´miechaja˛c sie˛

czule. – Przeciez˙ sama to wiesz.

Kiedy stane˛li na progu sypialni, przez mgnienie

poczuła z˙al. Biała pos´ciel na materacu, gołe s´ciany. Ale
w ich przypadku romantyczna oprawa – atłasowa pos´ciel
i łoz˙e z baldachimem – nie ma z˙adnego znaczenia, nie to
przeciez˙ jest waz˙ne.

Guy w milczeniu wszedł do pokoju. W powietrzu

unosił sie˛ zapach czystos´ci, przesycony leciutka˛ wonia˛
jej perfum.

– Mieszkasz tu? – zapytał, marszcza˛c brwi. Ta dziel-

nica nie miała najlepszej reputacji. Wprawdzie nie
moz˙na było powiedziec´, z˙e jest niebezpieczna, ale ostat-
nio zdarzyło sie˛ pare˛ nieprzyjemnych historii z młodymi
ludz´mi pro´buja˛cymi zdobyc´ pienia˛dze na narkotyki.

background image

– To było najprostsze wyjs´cie – odparła.
Moz˙e ten poko´j zrobił na nim odpychaja˛ce wraz˙enie,

a moz˙e zmroziła go jej bezpos´rednios´c´? Ska˛d moz˙e sie˛
domys´lac´, z˙e dla niej ta sytuacja jest całkowitym za-
skoczeniem, z˙e ona sama jest oszołomiona tym, co sie˛
z nia˛ dzieje?

– Jes´li nie chcesz... – zacze˛ła z wahaniem, ale nie dał

jej skon´czyc´.

Przycia˛gna˛ł ja˛ do siebie i obja˛ł mocno.
– Jest wspaniale... ty jestes´ wspaniała. Włas´nie taka

powinna byc´ miłos´c´. Nie z przymusu i w zaaranz˙owanym
otoczeniu, ale spontaniczna i naturalna. Miłos´c´ sama
w sobie, czysta i pie˛kna. Tak pie˛kna jak ty i to, co mie˛dzy
nami powstało, co wspo´lnie dzielimy.

Poczuła łzy w oczach. Czytał w jej mys´lach, od-

gadywał jej dusze˛. Oboje nadawali na tej samej fali
i wszystkie słowa były zbe˛dne. Jak nazwac´ to poczucie
harmonii, doskonałej jednos´ci?

Podniosła dłon´ i koniuszkiem palca przecia˛gne˛ła po

jego ustach.

– Chrissie.
Całował jej dłon´, z drz˙eniem przyjmowała pieszczote˛.

Oddała mu pocałunek, przytuliła sie˛ mocniej, ze zdumie-
niem stwierdzaja˛c, z˙e chce wie˛cej, z˙e odda wszystko,
byle poczuc´ na sobie jego dłonie, z˙e... Teraz było
zupełnie inaczej niz˙ z innymi, teraz... Odgadywał jej
pragnienia, najskrytsze mys´li...

Zatracali sie˛ w pieszczotach, w zdyszanych szep-

tach, namie˛tnych pocałunkach. Sycili sie˛ soba˛ az˙ do
upojenia, rados´nie, oddaja˛c sie˛ sobie całkowicie, bez
zastrzez˙en´.

– Nie moge˛ uwierzyc´ – wyszeptała Chrissie, wtulaja˛c

background image

sie˛ w jego ramiona, a on delikatnie otarł łzy z jej policzka
i z tkliwos´cia˛ ucałował usta. – Jeszcze nigdy... przeciez˙
ja...

– Mys´lisz, z˙e nie wiem? – Pocałował wne˛trze jej

dłoni, zamkna˛ł ja˛ w swych palcach. – W tym, co jest
mie˛dzy nami, nie ma odrobiny fałszu, to nie jest z˙adna
gra. To jest... to moz˙e byc´... – Urwał i potrza˛sna˛ł głowa˛.
Spostrzegła, z˙e oczy ma podejrzanie wilgotne.

– Och, Guy! – Pocałowała go z˙arliwie.
– Musimy miec´ troche˛ czasu, musimy porozmawiac´

– powiedział łamia˛cym sie˛ głosem. – Nie, nie tutaj
– dodał, czytaja˛c w jej mys´lach. – Jes´li zostane˛ tu z toba˛...
– Westchna˛ł i zamkna˛ł oczy. – Umo´wmy sie˛ dzis´ na
kolacje˛. Moja siostra prowadzi z me˛z˙em mała˛ restaura-
cje˛. Tam sie˛ spotkamy. Wole˛ nie przyjez˙dz˙ac´ po ciebie
– wyjas´nił mie˛kko – bo to mogłoby sie˛ skon´czyc´...
– Popatrzył znacza˛co na jej obnaz˙one ciało.

Ma racje˛, powinni porozmawiac´. Jest tyle rzeczy,

kto´rych chciałaby sie˛ o nim dowiedziec´, tyle spraw...

– Czy to nie ironia losu, z˙e spotkalis´my sie˛ włas´nie

tutaj, w domu Charliego Platta? – cicho powiedział Guy,
a widza˛c jej mine˛, wyjas´nił: – Darlis´my ze soba˛ koty.

– Nie lubiłes´ go – stwierdziła domys´lnie i odsune˛ła

sie˛ lekko, by nie widział jej twarzy.

– Nie lubiłem – przyznał ponuro. – Prawde˛ mo´wia˛c...

– Zawahał sie˛ i potrza˛sna˛ł głowa˛. – Nie mo´wmy o nim.
Na szcze˛s´cie on nic dla nas nie znaczy.

Otworzyła usta, by sprostowac´.
– Guy... – zacze˛ła, ale nie dał jej skon´czyc´.
– Uwielbiam sposo´b, w jaki wypowiadasz moje imie˛

– powiedział z uczuciem. – Od razu chce˛ cie˛ wtedy
całowac´, tak...

background image

– Nie popatrzyłes´ jeszcze na meble – powiedziała

jakis´ czas po´z´niej, z trudem łapia˛c oddech.

– Zrobie˛ to innym razem – odparł i naraz oczy mu

dziwnie pociemniały. – Bo jeszcze be˛dzie inny raz,
prawda, najmilsza? I jeszcze inny, i jeszcze, i...? – pytał,
całuja˛c ja˛ z˙arliwie, z rados´cia˛ słuchaja˛c jej zapewnien´, z˙e
juz˙ zawsze be˛da˛ razem.

Mine˛ła dobra godzina, nim wreszcie wzie˛li prysznic

i odszukali ubrania.

Chrissie zapisała sobie adres restauracji, a kiedy Guy

wyszedł, usiadła i liczyła minuty i sekundy dziela˛ce ich od
spotkania. Szcze˛s´liwa jak nigdy dota˛d, zatopiła sie˛
w marzeniach, z kto´rych wyrwał ja˛dopiero dz´wie˛k telefonu.

Z us´miechem podniosła słuchawke˛.
– Wydajesz sie˛ bardzo zadowolona – ucieszyła sie˛

mama.

– Bo jestem – odparła po prostu i nie wdaja˛c sie˛

w szczego´ły, pokro´tce opowiedziała jej o poznaniu Guya.

Była bardzo zz˙yta z rodzicami i nie miała przed nimi

tajemnic, ale teraz nagle us´wiadomiła sobie, z˙e istnieja˛
rzeczy tak osobiste i s´wie˛te, z˙e moz˙e je dzielic´ tylko
z tym jednym człowiekiem, kto´rego dotycza˛.

– Wiem, z˙e to zabrzmi nieco dziwnie – dokon´czyła

z namysłem – i gdyby ktos´ mi wczes´niej powiedział, z˙e
zakochamy sie˛ w sobie od pierwszego spojrzenia, to
z pewnos´cia˛ nigdy bym w to nie uwierzyła, ale...

– Chrissie, jestes´ tego pewna? Moz˙e... – Zawahała

sie˛. – Z tego, co mo´wisz, to wspaniały człowiek i bardzo
sie˛ ciesze˛, ale...

– Jest cudowny – zapewniła z przekonaniem. – Na-

wet bardziej niz˙ cudowny – dodała mie˛kko, kieruja˛c te
słowa bardziej do siebie niz˙ do mamy. – Znał wujka

background image

Charlesa, ale mam wraz˙enie, z˙e nie miał o nim dobrego
zdania.

– Powiedziałas´ mu, z˙e to był two´j wujek? – zaintere-

sowała sie˛ Rose.

– Nie, nie miałam okazji. Ale umo´wilis´my sie˛ dzis´ na

kolacje˛, wie˛c pewnie wieczorem mu powiem.

Na chwile˛ w słuchawce zaległa cisza.
– Mys´lisz, z˙e to rozsa˛dne? – zapytała z niepokojem.

– Nie chce˛ byc´ złym prorokiem, ale sama dopiero co
powiedziałas´, z˙e Guy nie miał o wujku najlepszego
zdania. Moz˙e lepiej nie mo´wic´ mu zbyt wiele... po´ki nie
poznacie sie˛ bliz˙ej.

– Chcesz powiedziec´, z˙e powinnam to przed nim

ukryc´? – obruszyła sie˛ Chrissie, zaskoczona takim po-
stawieniem sprawy.

– Nie, oczywis´cie, z˙e nie... w kaz˙dym razie nie

całkiem – odparła i umilkła. – Nie moge˛ pogodzic´ sie˛
z mys´la˛, z˙e przez fatalna˛ opinie˛ Charlesa mogłoby
ucierpiec´ twoje szcze˛s´cie. I pewnie nie powinnam ci
sugerowac´ takiego poste˛powania, ale, niestety, ludzie
cze˛sto oceniaja˛ na podstawie mylnych przesłanek. Oczy-
wis´cie, kiedy Guy pozna cie˛ lepiej, to...

– Chcesz powiedziec´, z˙e mo´głby sie˛ do mnie uprze-

dzic´ z powodu wujka Charlesa? – zapytała powoli.

– Nie wiem tego, kochanie. Mam nadzieje˛, z˙e nie,

ale... no co´z˙, wujek...

Nie dokon´czyła. Zreszta˛ nie musiała. Obie wiedziały,

z˙e Charles był kłamca˛ i złodziejem.

– Nie chciałam cie˛ zmartwic´ – dodała po chwili.
– Nie martwie˛ sie˛ – zapewniła ja˛ Chrissie. – Po

prostu... trudno pogodzic´ sie˛ z mys´la˛, z˙e miałabym kogos´
oszukac´ czy nie powiedziec´ prawdy. Zwłaszcza Guyowi

background image

– dodała, choc´ juz˙ zacza˛ł kiełkowac´ w niej le˛k, by
przypadkiem nie zniszczyc´ tej kruchej miłos´ci, kto´ra
ledwie sie˛ wykluła.

– Poprosiłas´ go, by wycenił biureczko? – zapytała

mama, a Chrissie spłone˛ła rumien´cem, przypominaja˛c
sobie, co jej przeszkodziło choc´ słowem wspomniec´
o tym mebelku.

– Nie, jeszcze nie – przyznała. – Ale w tej sytuacji

moz˙e be˛dzie zre˛czniej poprosic´ o to kogos´ innego
– podsune˛ła. – Nie chciałabym, by on czy ktos´ inny
pomys´lał sobie, z˙e chce˛ cos´ na tym zyskac´... sama
rozumiesz – dokon´czyła.

– Tak, masz racje˛ – przystała mama. – Dla mnie i taty

to biurko ma wartos´c´ uczuciowa˛. Zapłacimy za nie pełna˛
cene˛, choc´ przypuszczam, z˙e zgodnie z prawem połowa
i tak nalez˙y do mnie. Jednak, rzecz jasna, trudno byłoby
tego dowies´c´. Ale kiedy pomys´le˛ sobie o tych wszystkich
ludziach, kto´rzy przez niego ponies´li szkode˛...

Nic na to nie powiedziała. Rodzice juz˙ wczes´niej

postanowili z własnej kieszeni pospłacac´ zacia˛gnie˛te
przez Charlesa długi. Nawet sprzedaz˙ domu nie roz-
wia˛zywała sprawy, bo pewnie wie˛kszos´c´ pienie˛dzy po´j-
dzie na spłate˛ kredytu.

– No wie˛c, kiedy poznamy tego twojego Guya?

– kon´cza˛c rozmowe˛, z˙artobliwie spytała mama.

– Jeszcze nie teraz – stanowczo odrzekła Chrissie.

– Dopiero gdy wro´cicie z Meksyku. Be˛de˛ jutro trzymac´
kciuki, kiedy be˛dziecie startowac´ – dodała, ciesza˛c sie˛
w duchu, z˙e mama nie widzi jej rumien´ca. Nie chciała
rozmawiac´ o Guyu, ich znajomos´c´ była jeszcze za
s´wiez˙a. Chciała go tylko dla siebie.

background image

– Stolik na dwie osoby... A jes´li ci powiem, z˙e juz˙ nie

mamy z˙adnego wolnego? – Frances Sorter droczyła sie˛
z bratem.

Gdy jakis´ czas temu Guy zaproponował im pomoc

finansowa˛, miała mieszane uczucia. Zastanawiała sie˛, jak
ułoz˙y sie˛ wspo´łpraca, skoro i Guy, i jej ma˛z˙ lubili
dominowac´. Czas pokazał, z˙e niepotrzebnie sie˛ martwiła.

Nie dos´c´, z˙e obaj s´wietnie sie˛ ze soba˛ porozumieli, to

s´wiez˙e spojrzenie Guya duz˙o wniosło. Pomysł powie˛k-
szenia sali okazał sie˛ bardzo trafiony, choc´ pocza˛tkowo
nie byli do tego przekonani. Urza˛dzona w starym stylu
i specjalizuja˛ca sie˛ w regionalnych daniach restauracja
bardzo szybko stała sie˛ jedna˛ z gło´wnych atrakcji
miasteczka i całego regionu.

Kieruja˛cy kuchnia˛ Roy, ma˛z˙ Frances, konsekwentnie

stosował jedynie najwyz˙szej jakos´ci składniki: ekologi-
cznie uprawiane jarzyny i owoce, mie˛so i dro´b z tradycyj-
nych hodowli. O jego potrawach kra˛z˙yły opowies´ci,
a biedne z˙ony z˙aliły sie˛, z˙e w poro´wnaniu z osia˛g-
nie˛ciami Roya ich umieje˛tnos´ci wypadaja˛ blado.

– Paul powiedział mi nawet, z˙e ciasto Roya jest

lepsze od ciasta jego mamy – wyznała Frances jedna
z nich.

Dwaj synowie Frances i Roya uczyli sie˛ w szkole

gastronomicznej, by po jej ukon´czeniu wesprzec´ rodzin-
na˛ firme˛. Co´rka Miranda wyspecjalizowała sie˛ w dostar-
czaniu jedzenia na prywatne przyje˛cia.

– Czy to be˛dzie słuz˙bowa kolacja? – zainteresowała

sie˛ Frances.

Guy popatrzył na siostre˛.
– Nie – powiedział spokojnie.
– Nie...? A wie˛c to kobieta – domys´liła sie˛ Frances.

background image

– Kobieta – potwierdził, z trudem hamuja˛c pokuse˛,

by wyznac´, z˙e to TA kobieta. Z drugiej strony znał siostre˛
i z go´ry wiedział, z˙e jes´li tylko sie˛ zdradzi, to nie dalej jak
jutro cała rodzina be˛dzie o wszystkim wiedziec´. Nie był
jeszcze na to przygotowany. Na razie chciał ja˛ tylko dla
siebie.

– Och, zupełnie bym zapomniała ci powiedziec´!

– wykrzykne˛ła Frances. – Zno´w było włamanie, tym
razem w ,,The Limes’’. Policja podejrzewa, z˙e to zor-
ganizowany gang.

Kuzyn Roya pracował w policji w Chester, od niego

Frances znała wszystkie szczego´ły.

– Domys´laja˛ sie˛, z˙e po kolei obrabiaja˛ okolice˛. Nie

pro´buja˛ włamywac´ sie˛ do strzez˙onych posiadłos´ci, gdzie
cenne rzeczy sa˛ dobrze zabezpieczone, ale dobrze wie-
dza˛, czego szukac´. W Chester jest sporo antykwariato´w
i duz˙o turysto´w, wie˛c łatwo pozbyc´ sie˛ łupo´w. Sprzedaja˛
je antykwariuszom, nim policja sporza˛dzi opis.

– To koszmarny sen kaz˙dego antykwariusza – po-

twierdził Guy. – Kupic´ w dobrej wierze przedmiot
pochodza˛cy z kradziez˙y.

– A jak ida˛ przygotowania do targu staroci? – zmieni-

ła temat Frances.

– Dzie˛ki, dobrze – us´miechna˛ł sie˛ Guy. – A nawet za

dobrze – dodał. – Zgłosiło sie˛ tylu che˛tnych, z˙e zaczyna
brakowac´ miejsca. Musiałem juz˙ odmo´wic´ kilku wy-
stawcom.

– Zupełnie inaczej niz˙ trzy lata temu, kiedy organi-

zowałes´ targi po raz pierwszy – zas´miała sie˛ siostra.
– Trzeba było namawiac´ ludzi, by zechcieli cos´ pokazac´.

– Nie przypominaj mi tego – mrukna˛ł Guy.
– Ale przeciez˙ wtedy i tak poszło całkiem niez´le

background image

– dopowiedziała. – Mielis´cie całkiem ładny zysk, nie
mo´wia˛c juz˙ o pienia˛dzach zebranych na cele charytatyw-
ne. W tym roku tez˙ przewidujesz takie zbio´rki?

– Jasne. Chyba sobie nie wyobraz˙asz, z˙e Ruth i Jenny

by mi to przepus´ciły.

Frances, słysza˛c to, wybuchne˛ła s´miechem.
– Ten dom samotnej matki, załoz˙ony przez Ruth, to

bardzo zboz˙ny cel – powiedziała, powaz˙nieja˛c. – A przez
to, z˙e działa na lokalna˛ skale˛, ludzie czuja˛ sie˛ z nim
zwia˛zani i che˛tniej sie˛gaja˛ do portfela. Kiedy ostatnio
gos´cilis´my u nas Ruth i Granta, powiedziała mi, z˙e
jeszcze troche˛, a be˛da˛ miec´ własnych, wykwalifikowa-
nych pracowniko´w socjalnych, kto´rych włas´nie szkola˛.
Ci ludzie wezma˛ pod swoja˛ opieke˛ matki opuszczaja˛ce
dom i postaraja˛ sie˛ pokierowac´ ich losem.

– Nie chce˛ tego słuchac´ – je˛kna˛ł Guy. – Dla mnie to

znaczy jedno: Jenny juz˙ zupełnie nie be˛dzie miała czasu
na antykwariat. Jeszcze chwila, a zechce sie˛ z niego
wycofac´.

Frances popatrzyła na niego czujnie. Jenny od wielu

lat była wspo´lniczka˛ Guya. Wiadomo było, z˙e antyk-
wariat jest dla niej jedynie kaprysem. Zreszta˛, nigdy nie
pochłaniał jej bez reszty. Frances nieraz zachodziła
w głowe˛, co kryje sie˛ za tym wspo´lnym interesem, jaka
jest prawdziwa natura ich znajomos´ci. Bo choc´ Jenny
była oddana˛ z˙ona˛, zapatrzona˛ w swego me˛z˙a, Jona
Crightona, to Guy zawsze miał do niej słabos´c´ i bardzo
osobisty stosunek. I nagle okazuje sie˛, z˙e w jego z˙yciu
pojawiła sie˛ jakas´ kobieta.

Frances nie była naiwna. Doskonale wiedziała, z˙e

jej brat bynajmniej nie jest mnichem. Juz˙ jako mło-
dzieniec nie mo´gł ope˛dzic´ sie˛ od zakochanych w nim,

background image

atrakcyjnych panienek. Ale teraz zbliz˙ał sie˛ do czter-
dziestki i z tego, co wiedziała, od dłuz˙szego czasu nikogo
nie miał. Tym bardziej paliła ja˛ ciekawos´c´, kim jest ta
nieznajoma. Gdzie tez˙ on ja˛ poznał? Musi rozpytac´ po
rodzinie, moz˙e ktos´ juz˙ cos´ wie, postanowiła w duchu,
obdarzaja˛c brata niewinnym us´miechem.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Pukanie do drzwi rozległo sie˛ w chwili, kiedy włas´nie

wychodziła z wanny. Pos´piesznie narzuciła na siebie
szlafrok i zbiegła na do´ł. Upewniwszy sie˛, z˙e łan´cuch jest
załoz˙ony, ostroz˙nie uchyliła drzwi. Maluja˛cy sie˛ na jej
twarzy niepoko´j zamienił sie˛ w promienny us´miech, gdy
tylko spostrzegła, z˙e na progu stoi Guy z nare˛czem
kwiato´w.

– Przeciez˙ sam chciałes´, z˙ebys´my spotkali sie˛ od razu

na miejscu – przypomniała mu z˙artobliwie, jak tylko
wszedł do s´rodka i wre˛czył jej ogromny bukiet.

– Wiem – przyznał z czułos´cia˛, obdarzaja˛c ja˛ takim

spojrzeniem, z˙e az˙ zawirowało jej w głowie.

– Powiedziałes´, z˙e to moz˙e byc´ niebezpieczne, z˙e...

– zacze˛ła, kieruja˛c sie˛ do kuchni, by włoz˙yc´ kwiaty do
wody.

– Dobrze pamie˛tam, co powiedziałem. I dlaczego

– odparł, a kiedy sie˛ odwro´ciła, pochwycił ja˛ w ramiona.
– I okazuje sie˛, z˙e przeczucie mnie nie myliło – dodał.
– Boz˙e, jak ja sie˛ za toba˛ ste˛skniłem!

background image

– Co ty opowiadasz! – zaoponowała bez przekona-

nia, rumienia˛c sie˛. – Przeciez˙ mine˛ło ledwie kilka
godzin i...

– Kilka godzin, pare˛ minut... to juz˙ nie ma znaczenia.

Kaz˙da chwila bez ciebie jest nie do zniesienia – przerwał
jej z˙arliwie.

Moz˙e czuła sie˛ tak dziwnie dlatego, z˙e od rana nic nie

jadła? Ska˛d to poczucie nieokres´lonej beztroski, zupełnej
nierzeczywistos´ci? Chyba z˙e...

– Spo´z´nimy sie˛ na kolacje˛ – zaprotestowała, kiedy

rozwia˛zał pasek jej szlafroka i powoli przesuna˛ł dłonia˛
po wilgotnej po ka˛pieli sko´rze.

– Martwisz sie˛ tym? – zapytał zmienionym głosem.
Potrza˛sne˛ła tylko głowa˛.
I choc´ sa˛dziła, z˙e skoro wie, czego sie˛ spodziewac´, to

juz˙ nic jej nie zaskoczy, okazało sie˛, z˙e była w błe˛dzie.

– Wiesz, nigdy nawet nie mys´lałem, z˙e moz˙e istniec´

cos´ takiego, z˙e moz˙e byc´ az˙ tak cudownie – wyznał
szeptem Guy, tula˛c ja˛ tkliwie do siebie.

– Ja tez˙ nie. I... i troche˛ sie˛ tego boje˛ – powiedziała

cicho. – To jest zbyt pie˛kne, zbyt doskonałe...

– No wiesz! – zas´miał sie˛ łagodnie. – Jak to moz˙liwe?
Odpowiedziała mu us´miechem, a on zno´w przycia˛g-

na˛ł ja˛ do siebie, zno´w złakniony, odszukał jej usta,
przygarna˛ł ja˛ mocniej...

– Nigdy cie˛ nie puszcze˛, wiesz to juz˙; prawda?

– szepna˛ł z czułos´cia˛, kiedy wreszcie mo´gł chwycic´
oddech.

– A ja chyba nigdy nie be˛de˛ chciała od ciebie odejs´c´

– wyznała szczerze, przymykaja˛c oczy, by zatrzymac´
cisna˛ce sie˛ łzy. Przepełniało ja˛ tyle uczuc´, taka rados´c´.
– Cia˛gle nie wierze˛, z˙e to sie˛ nam przydarzyło – powie-

background image

działa cicho. – Przyjechałam do Haslewich na chwile˛,
tylko uporza˛dkowac´... sprawy.

– Musielis´my sie˛ spotkac´, to było nam przeznaczone

– łagodnie stwierdził Guy.

– Wcale by mnie tu nie było, gdyby nie to, z˙e przyszło

mi wysta˛pic´ w imieniu... – Urwała. Wbrew sugestiom
mamy postanowiła powiedziec´ mu cała˛ prawde˛, ale Guy
nie dał jej skon´czyc´. I juz˙ cos´ innego było teraz naj-
waz˙niejsze na s´wiecie.

– Spo´z´niłes´ sie˛. Twoje szcze˛s´cie, z˙e tak długo trzy-

malis´my stolik – lekko skrzywiła sie˛ siostra, kiedy dwie
godziny po czasie dotarli do restauracji.

Stoja˛ca obok niego Chrissie robiła dobra˛ mine˛. Czuła

sie˛ troche˛ nieswojo. Nie trzeba byc´ szczego´lnie bystrym,
by patrza˛c na ich rozjas´nione twarze i nabrzmiałe od
pocałunko´w usta, domys´lic´ sie˛, na czym mine˛ły im
ostatnie godziny. Frances była dyskretna˛ osoba˛, ale
z pewnos´cia˛ wystarczyło jej jedno spojrzenie. Podobna
do brata, tak jak on ciemnowłosa, zwracała uwage˛
oryginalna˛ uroda˛.

Guy juz˙ wczes´niej opowiedział jej o swoim cygan´-

skim przodku, poniewaz˙ patrza˛c na jego zgrabne ciało
i oliwkowa˛ sko´re˛, Chrissie wprost nie mogła powstrzy-
mac´ sie˛ od zachwyto´w nad jego oryginalna˛ me˛ska˛ uroda˛.

– Wtedy to był prawdziwy skandal – zakon´czył

opowies´c´, dodaja˛c, z˙e nawet po tylu latach mieszkan´cy
nadal pamie˛taja˛ o tamtym wydarzeniu, a niekto´rzy z nich
nie do kon´ca wybaczyli to jego rodzinie. – W małych
miasteczkach takie historie przekazuje sie˛ z pokolenia na
pokolenie. Kilka wieko´w temu Cygan jednoznacznie był
kojarzony ze złodziejem. Musisz wiedziec´, co sobie

background image

bierzesz – dodał, przygla˛daja˛c sie˛ jej badawczo. – Na
dobre i na złe, bo zamierzam stac´ sie˛ cze˛s´cia˛ twego z˙ycia,
najdroz˙sza. I to na zawsze.

Była tak przeje˛ta tym, co powiedział, z˙e zabrakło jej

sło´w. A przeciez˙ chciała mu opowiedziec´ o swojej
rodzinie.

– Jest w niej po uszy zakochany – z przekonaniem

oznajmiła me˛z˙owi Frances, kiedy odprowadziwszy ich
do stolika, wro´ciła do kuchni. – Wystarczy tylko zoba-
czyc´. Jak on na nia˛ patrzy.

– No jasne – mrukna˛ł Roy. – Fran, Guy dobiega

czterdziechy i z tego, co wiem, potrafi sobie radzic´
z kobietami. Mało sie˛ ich za nim uganiało? Niekto´rym
nawet prawie dał sie˛ złapac´.

– Teraz to jest zupełnie cos´ innego – stanowczo

os´wiadczyła Frances, zz˙ymaja˛c sie˛ w duchu na me˛z˙a. Jak
kaz˙dy me˛z˙czyzna czasami nic nie rozumiał. Zerkne˛ła na
zegarek, rozwaz˙aja˛c, czy nie powinna juz˙ teraz wykonac´
kilku pilnych telefono´w. W kon´cu ma wiadomos´c´, kto´ra
nie moz˙e czekac´. A reszta rodziny z pewnos´cia˛ che˛tnie ja˛
usłyszy.

– Przestan´ tak na mnie patrzec´ albo be˛dziemy musieli

zaraz sta˛d wyjs´c´ – ostrzegawczo powiedział Guy.

– Jak ja na ciebie patrze˛? – Zrobiła niewinna˛ minke˛,

ale oczywis´cie doskonale wiedziała, o co mu chodziło.
Czuła sie˛ tak nierzeczywis´cie, zupełnie odmieniona,
pijana szcze˛s´ciem. Jakby dotychczasowe z˙ycie oddaliło
sie˛ od niej o lata s´wietlne; co´z˙ wie˛c dziwnego, z˙e nie
mogła oderwac´ oczu od jego ust, od jego ciała... – Prze-
stan´ – poprosiła szeptem, kiedy odwzajemnił jej spo-

background image

jrzenie. Miała wraz˙enie, z˙e ciało jej płonie, wyrywa sie˛
ku niemu. – Musimy byc´ rozsa˛dni – stwierdziła. – I...

– Rozsa˛dni? – Nie dał jej skon´czyc´. – To chyba

ostatnia rzecz, do jakiej jestem zdolny, ale chyba rzeczy-
wis´cie masz racje˛. Przeciez˙ nawet nie wiem, jak długo
zamierzasz tu pozostac´ i...

– Sama jeszcze nie wiem – odparła. – Jestem umo´-

wiona na jutro z Jonem Crightonem.

– To ma˛z˙ Jenny – wtra˛cił i wyjas´nił: – Jenny jest moja˛

wspo´lniczka˛. Prowadzimy antykwariat.

Leciutko spochmurniała. Cos´ tkne˛ło ja˛ w sposobie,

w jaki wymo´wił imie˛ tej kobiety. I wyraz jego twarzy.

– A wie˛c z tego wnosze˛, z˙e wyste˛pujesz w imieniu

rodziny Platto´w. Zreszta˛ nic dziwnego, z˙e woleli sami sie˛
tu nie pokazywac´.

– Przeciez˙ trudno ich winic´ o to... co zrobił Charles

– zaprotestowała.

– Oczywis´cie, ale jak juz˙ ci mo´wiłem, to jest małe

miasteczko, a ludzie maja˛ długa˛ pamie˛c´. O czym moja
rodzina przekonała sie˛ na własnej sko´rze. Charlie naraził
sie˛ bardzo wielu osobom i, czy tego chcesz, czy nie,
kaz˙dy, kto w jakis´ sposo´b be˛dzie z nim spokrewniony,
spotka sie˛ z chłodnym przyje˛ciem. Na taka˛ osobe˛
wszyscy be˛da˛ patrzec´ podejrzliwie.

– Ty tez˙? – zapytała niepewnie.
Guy us´miechna˛ł sie˛ i uja˛ł jej dłon´. Wzruszył ramiona-

mi.

– Czy to ma jakies´ znaczenie? Jes´li mam byc´ szczery,

to raczej wa˛tpie˛, bym potrafił zdobyc´ sie˛ na wyrozumia-
łos´c´ w stosunku do kogos´ z rodziny Platto´w, ale na
szcze˛s´cie nie interesuje mnie teraz ani Charlie, ani nikt
z jego krewnych. Teraz mam w głowie tylko jedna˛

background image

osobe˛... – us´miechna˛ł sie˛ do niej czule. – Jedyna˛ osoba˛,
o kto´rej chce˛ teraz mys´lec´ czy mo´wic´, jestes´ ty...

– O mnie nie ma zbyt wiele do mo´wienia – rzuciła

z udana˛ oboje˛tnos´cia˛. No i jak ma mu teraz powiedziec´,
kim w istocie jest? – Reprezentuje˛ rodzine˛ Platto´w. Mam
załatwic´ sprawy z adwokatem i doprowadzic´ do sprzeda-
z˙y domu.

– Moz˙esz liczyc´ na pomoc Jona Crightona. Crightono-

wie sa˛prawnikami z dziada pradziada. W naszym mies´cie
mieszkaja˛ od lat, a ich przodkowie pochodza˛ z Chester,
gdzie do tej pory maja˛ spora˛ rodzine˛. Tamci tez˙ sa˛
prawnikami. Starszy syn Jenny i Jona, Max, jest adwoka-
tem w Londynie. To cały klan, choc´ oczywis´cie nie az˙ tak
liczny jak rodzina Cooke’o´w. Ale my mamy w sobie
domieszke˛ cygan´skiej krwi i przez to jestes´my bardziej
z˙ywotni i płodni. Dlatego opanowalis´my całe miasto.

Ostrzegawcze s´wiatełko, jakie zapaliło sie˛ w jej

umys´le, w jednej chwili us´wiadomiło jej fatalne zanied-
banie, jakiego sie˛ dopus´ciła. Jak mogła zapomniec´
o czyms´ tak istotnym? Jak mogła nawet słowem nie
wspomniec´, nie upewnic´ sie˛...? Tak całkowicie, tak bez
zastrzez˙en´ dała sie˛ porwac´ pragnieniu, z˙e ani na chwile˛
nie dopus´ciła do siebie głosu rozsa˛dku, wre˛cz nie chciała
mys´lec´ o z˙adnych praktycznych wzgle˛dach. Przeczuwa-
ła, z˙e z Guyem było tak samo.

– Cos´ nie tak? – Jego ciche pytanie wyrwało ja˛

z zamys´lenia.

Pos´piesznie pokre˛ciła głowa˛. Pigułki, kto´re brała na

regulacje˛ cyklu, były skuteczna˛ ochrona˛, ale wypisana˛
niedawno recepte˛ do tej pory miała w torebce, a ostatnie
opakowanie skon´czyło sie˛ kilka dni temu. Jutro z samego
rana pobiegnie do apteki, postanowiła solennie.

background image

– Nie, nic... – odparła pos´piesznie, nie chca˛c wdawac´

sie˛ w szczego´ły, bo siostra Guya juz˙ sie˛ do nich zbliz˙ała.

– Czy wszystko w porza˛dku? – zapytała, dyskretnie

spogla˛daja˛c na ich talerze z niemal nie tknie˛tym jedze-
niem.

– Było bardzo dobre, ale jakos´ oboje nie mamy dzis´

wilczego apetytu – odpowiedział Guy.

– Na jedzenie... – Chrissie wydało sie˛, z˙e dobiegło ja˛

rzucone pod nosem stwierdzenie Frances, daja˛cej znak
kelnerce, z˙e moz˙e sprza˛tna˛c´ ze stołu.

– O kto´rej masz sie˛ jutro zobaczyc´ z Crightonem?

– zainteresował sie˛ Guy, gdy siostra zostawiła ich samych.
– Pytam, bo rano wybieram sie˛ obejrzec´ posiadłos´c´ lorda
Astlegh, gdzie ma sie˛ odbyc´ organizowany przeze mnie
targ staroci, i pomys´lałem sobie, z˙e moz˙e miałabys´ ochote˛
ze mna˛ pojechac´. To bardzo ciekawy obiekt, nie mo´wia˛c
juz˙ o wspaniale urza˛dzonych ogrodach.

– Bardzo che˛tnie! – ucieszyła sie˛. – Jestem umo´wiona

dopiero na trzecia˛...

– To s´wietnie, w takim razie zda˛z˙ymy zjes´c´ razem

lunch. W jakims´ bardziej kameralnym miejscu – dodał.

Siostra ma bardziej bystre oko, niz˙ przypuszczał,

uzmysłowił sobie po czasie. Z pewnos´cia˛ domys´liła sie˛
wraz˙enia, jakie zrobiła na nim Chrissie. Znaja˛c ja˛, nawet
sie˛ nie łudził, z˙e utrzyma je˛zyk za ze˛bami. Jak nic, juz˙
połowa rodziny jest dokładnie poinformowana o jego
nowej znajomos´ci.

– Jes´li nie masz ochoty cos´ jeszcze zjes´c´, to moz˙e

wybierzemy sie˛ na kawe˛ gdzies´ indziej, w jakies´ spokoj-
niejsze, kameralne miejsce.

Popatrzyła na niego uwaz˙nie, zdaja˛c sobie sprawe˛, z˙e

oczy ja˛ zdradzaja˛.

background image

– Tak, to dobry pomysł – przystała od razu, nieco bez

tchu.

Nie czuła zaskoczenia, kiedy okazało sie˛, z˙e za-

trzymali sie˛ przed jego domem, ale serce zabiło jej
z˙ywiej, gdy wa˛ska˛ dro´z˙ka˛ poprowadził ja˛ do stylowego,
zbudowanego z cegły, dwupie˛trowego budynku.

Wysoko sklepiony hol otwierał sie˛ na elegancko

urza˛dzony salon. Neutralna sizalowa wykładzina stano-
wiła doskonałe tło dla zgromadzonych we wne˛trzu
antycznych mebli. Dwie rozłoz˙yste, obite kremowym
aksamitem kanapy stały naprzeciw siebie po obu stro-
nach kominka. Wypełniony łagodnym s´wiatłem poko´j
sprawiał ujmuja˛ce wraz˙enie.

– Rozgos´c´ sie˛ tutaj – poprosił Guy. – Ja po´jde˛

zaparzyc´ kawe˛.

Po´jde˛ z toba˛ – zaproponowała, us´miechaja˛c sie˛ do

niego z kokieteria˛, a on wycia˛gna˛ł do niej re˛ke˛ i po-
prowadził korytarzem do kuchni.

Co sie˛ z nia˛ dzieje, z˙e zachowuje sie˛ w sposo´b, w jaki

do tej pory nigdy nawet nie przypuszczała, z˙e potrafi?
Tak otwarcie, bez, najmniejszych oporo´w. Nie jest
w stanie zahamowac´ przepełniaja˛cych ja˛ uczuc´, sło´w,
uniesien´; nie jest w stanie poskromic´ pragnienia, zwal-
czyc´ pokusy. Jego obecnos´c´ zdawała sie˛ przesłaniac´ cała˛
przestrzen´, nie widziała niczego poza nim, gdy tak
krza˛tał sie˛ po duz˙ej, starannie urza˛dzonej kuchni, ot-
wieraja˛c szafki, by wyja˛c´ kubki, nalewaja˛c wode˛ do
czajnika.

Nie mogła oderwac´ od niego oczu, gdy odwro´cił sie˛,

by zdja˛c´ z po´łki pojemnik z kawa˛. Szerokie bary, wa˛ska
talia, długie, muskularne nogi, zgrabne biodra. Juz˙
wiedziała, jaki jest dotyk jego sko´ry, ciepłej i gładkiej jak

background image

jedwab, wspaniałej do całowania... Z trudem stłumiła
pokuse˛, by zarzucic´ mu re˛ce na szyje˛, przytulic´ sie˛ do
niego mocno, z całej siły...

– Co sie˛ stało? – usłyszała jego zaniepokojony głos,

gdy ciche westchnienie mimowolnie wyrwało sie˛ z jej
piersi.

– Nic – wydusiła łamia˛cym sie˛ głosem, ale on nie dał

sie˛ zwies´c´ i przygla˛dał sie˛ jej uwaz˙nie, nasypuja˛c kawe˛
do kubko´w.

– Kawa juz˙ prawie gotowa – oznajmił bez potrzeby,

bo sama widziała, z˙e woda wrze. Ale Chrissie juz˙ sie˛
zdecydowała. Te kilka minut wystarczyło, by z przej-
muja˛ca˛ jasnos´cia˛ dotarło do niej, czego naprawde˛ chce.
I to wcale nie była kawa.

– Nie... – potrza˛sne˛ła głowa˛, zaskoczona poraz˙aja˛ca˛

siła˛ przepełniaja˛cego ja˛ pragnienia. Az˙ zadrz˙ała. – Ja...
wcale nie chce˛ pic´... – wyszeptała. I dodała: – Ja... chce˛
ciebie.

– Boz˙e, czym ja na ciebie zasłuz˙yłem?! – wykrzykna˛ł

Guy, porywaja˛c ja˛ w ramiona. – Nawet nie wiesz, jak ja
ciebie pragne˛ – wyszeptał bez tchu.

– Jak? – Us´miechne˛ła sie˛, zarzucaja˛c mu re˛ce na

szyje˛ i tula˛c sie˛ do niego.

Gdzies´ kołatało jej w głowie, z˙e jest cos´, o czym

powinna mu powiedziec´, ale teraz co innego sie˛ liczyło,
co innego było waz˙ne. Odepchne˛ła od siebie niepotrzeb-
ne mys´li, zostawiaja˛c wszystko na po´z´niej, na kiedys´.
Jest zbyt cudownie, zbyt wspaniale, by pozwolic´, by cos´
mogło popsuc´ ten błogi nastro´j.

Sypialnia na pie˛trze tez˙ była umeblowana cennymi,

starymi meblami. Na s´rodku pyszniło sie˛ ogromne,
de˛bowe łoz˙e.

background image

– Kiedys´ na serio mys´lałem o tym, by zaja˛c´ sie˛

architektura˛ wne˛trz – przyznał Guy, słysza˛c zachwyty
Chrissie nad doborem tkanin i mebli. – Zreszta˛, czasami
doradzamy w tej mierze naszym klientom.

– To ty zaplanowałes´ wystro´j restauracji Frances,

prawda? – zapytała domys´lnie, maja˛c s´wiez˙o w pamie˛ci
miłe i przyjazne wraz˙enie, jakie wywarł na niej lokal.

– Owszem – potwierdził. – Frances i Roy nosili sie˛

z zamiarem powie˛kszenia sali i dobudowania przeszklo-
nego aneksu, czegos´ w rodzaju ogrodu, kto´ry mo´głby byc´
wykorzystywany w lecie czy wynajmowany na prywatne
przyje˛cia. Pomys´lałem sobie, z˙e aby poła˛czyc´ obie
cze˛s´ci, najlepsze be˛da˛ barwy kojarza˛ce sie˛ z południem
Europy, wiesz, taki klimat s´ro´dziemnomorski... Przez
kilka lat mieszkałem we Włoszech, tamte kolory nadal sa˛
dla mnie z˙ywe, nadal przemawiaja˛. A włoska sztuka
biesiadowania na s´wiez˙ym powietrzu!

– Hm... ja tez˙ spe˛dziłam pare˛ tygodni we Włoszech,

kiedy zrobiłam sobie rok przerwy mie˛dzy studiami
a praca˛. Uwielbiam Florencje˛.

Rok przerwy, skonstatował w duchu. Kiedy on był,

w tym wieku, taki pomysł wydawał sie˛ co najmniej
niesłychanym kaprysem. Potrzeba zasmakowania innego
z˙ycia, wyrwania sie˛ ze swojego ograniczonego kre˛gu
i che˛c´ poznania s´wiata zagnała go po studiach do Włoch,
ale to nie była wakacyjna we˛dro´wka. By jakos´ przez˙yc´,
musiał sie˛ niez´le napracowac´. Najmował sie˛ do kopania
ziemniako´w, pracował w barach, bez przebierania brał
wszystko, co sie˛ nawine˛ło.

Chrissie nie mo´wiła mu tego, ale wiele rzeczy jedno-

znacznie wskazywało, z˙e wychowała sie˛ w zupełnie
innych warunkach. Z pewnos´cia˛ pochodzi z bogatego

background image

domu: ojciec ma dobry zawo´d, matka, jes´li nawet
pracuje, działa w organizacjach charytatywnych. Chris-
sie prawdopodobnie chodziła do prywatnej szkoły.

Wyczuwał w niej skrywana˛ nieche˛c´ do mo´wienia

o własnej rodzinie; moz˙e zdawała sobie sprawe˛ z dziela˛-
cych ich ro´z˙nic? Bo choc´ w dzisiejszych czasach dawne
podziały klasowe teoretycznie przestały istniec´, to jed-
nak cos´ z nich pozostało.

Jego rodzice, aczkolwiek przez wiele lat cie˛z˙ko

pracowali, by do czegos´ dojs´c´, jednak wiedli zupełnie
inne z˙ycie.

Po skon´czeniu szkoły ojciec, zgodnie z rodzinna˛

tradycja˛, według kto´rej młodzi wste˛powali do wojska,
zacia˛gna˛ł sie˛ do marynarki. Gdy poznał przyszła˛ z˙one˛,
oz˙enił sie˛ i zacza˛ł prowadzic´ piwiarnie˛, co ro´wniez˙ było
tradycja˛ Cooke’o´w.

Moz˙e to domieszka cygan´skiej krwi sprawiła, z˙e Guy

nie mo´gł usiedziec´ w miejscu. Gnało go po s´wiecie. To
nie był czas stracony. Podro´z˙e i lata spe˛dzone w innych
stronach wiele go nauczyły, rozszerzyły horyzonty.
Jednak cia˛gle pods´wiadomie wiedział, z˙e mimo od-
niesionego sukcesu finansowego, a moz˙e włas´nie dlate-
go, nadal niekto´rzy traktowali go nieufnie.

– Opowiedz mi cos´ wie˛cej o tych targach, kto´re

organizujesz – sennie poprosiła Chrissie, wtulaja˛c sie˛
w jego ramiona.

– Włas´ciwie nie za bardzo jest o czym mo´wic´ – nie do

kon´ca zgodnie z prawda˛ odpowiedział Guy.

Juz˙ wczes´niej Jenny zauwaz˙yła, z˙e sporym osia˛gnie˛ciem

jest sam fakt, z˙e lord Astlegh dał sie˛ namo´wic´ na
zorganizowanie imprezy na jego terenie, co stało sie˛
dodatkowym magnesem dla wystawco´w i publicznos´ci.

background image

W wyborze firm che˛tnych do obsługi gos´ci Guy był

nieprzejednany. Zgode˛ na otworzenie swoich punkto´w
dostali tylko najlepsi restauratorzy. Zaangaz˙owano or-
kiestre˛ ze szkoły muzycznej i kwartet skrzypcowy.
Dodatkowa˛ atrakcja˛, wprowadzaja˛ca˛ akcent historyczny,
miały byc´ wyste˛py ulicznych artysto´w przebranych
w stroje z ro´z˙nych epok.

Przewidziana na trzy dni impreza, kto´rej inauguracji

miały dokonac´ znane osobistos´ci, juz˙ teraz budziła
szerokie zainteresowanie medio´w.

– Domys´lam sie˛, ile problemo´w musiało byc´ z zape-

wnieniem włas´ciwej ochrony – zamruczała Chrissie,
kłada˛c policzek na piersi Guya. Z własnego dos´wiad-
czenia pamie˛tała, ile kłopoto´w przysporzyło mamie
zdobycie ochrony na jaka˛s´ akcje˛ dobroczynna˛.

– Rzeczywis´cie, nie było łatwo – kro´tko odrzekł Guy.
Juz˙ dawno przestał liczyc´ spotkania i nie kon´cza˛ce

sie˛ rozmowy z przedstawicielem policji, odpowiedzia-
lnym za bezpieczen´stwo imprezy. Nie mo´wia˛c juz˙
o długich poszukiwaniach firmy ochroniarskiej przy-
gotowanej do pracy na taka˛ skale˛ i załoz˙eniu przenos´-
nych alarmo´w.

– Oczywis´cie nie jestes´my w stanie zagwarantowac´

kaz˙demu stuprocentowego bezpieczen´stwa – wyjas´nił.
– Kaz˙dy z uczestniko´w musi uzgodnic´ swo´j udział ze
swoja˛ firma˛ ubezpieczeniowa˛ i jes´li czuje taka˛ potrzebe˛,
moz˙e na własna˛ re˛ke˛ zorganizowac´ sobie indywidualna˛
ochrone˛. Prawde˛ mo´wia˛c, najwie˛cej kłopoto´w było
z uzyskaniem zgody na impreze˛ od ubezpieczycieli.

– Domys´lam sie˛, z˙e lord Astlegh tez˙ posiada cenny

zbio´r antyko´w – zauwaz˙yła Chrissie.

– Bardzo bogaty zbio´r – przytakna˛ł Guy. – Nie

background image

mo´wia˛c juz˙ o imponuja˛cej kolekcji malarstwa i wyja˛t-
kowo rzadkiej porcelany.

Chrissie, kto´ra wiele razy pomagała mamie przy

organizacji imprez charytatywnych, us´miechne˛ła sie˛ do
niego ze zrozumieniem. Pochyliła głowe˛, by musna˛c´ jego
usta, i w jednej chwili zapomniała o zbliz˙aja˛cych sie˛
targach, o całym boz˙ym s´wiecie, bo Guy oddał jej
pocałunek i wtedy okazało sie˛, z˙e wcale nie jest taka
senna jak mys´lała...

– Mmm... – zamruczała, poddaja˛c sie˛ pieszczocie

jego dłoni.

– Wstawaj, s´piochu! – zas´miał sie˛ Guy. – Juz˙ po

dziewia˛tej.

– Co? – Z niedowierzaniem otworzyła oczy. – To

niemoz˙liwe! – zaoponowała.

– To przekonaj sie˛ sama – powiedział z us´miechem,

podsuwaja˛c jej zegarek. – Dziewia˛ta rano – powto´rzył.
– Spałas´ jak zabita. Na szcze˛s´cie chrapałas´, wie˛c wie-
działem, z˙e z˙yjesz...

– Ja chrapałam?! – obruszyła sie˛ i usiadła w ło´z˙ku.

Dopiero po chwili dotarło do niej, z˙e to był tylko z˙art.

Z udana˛ złos´cia˛ zamierzyła sie˛ w niego poduszka˛, ale

nim zda˛z˙yła nia˛ rzucic´, Guy pochwycił ja˛ za re˛ce. I sama
nie wiedziała, jak to sie˛ stało, z˙e naraz jej beztroski
s´miech ucichł, a jego oczy były tak wymowne, z˙e z˙adne
słowa juz˙ nie były potrzebne.

Mine˛ła jedenasta, kiedy wreszcie wyjechali od Guya,

zatrzymuja˛c sie˛ po drodze w domu Charliego, bo Chrissie
chciała sie˛ przebrac´.

– Trzeba przyznac´ lordowi Astlegh, z˙e nigdy nie

odmawia, gdy sie˛ go prosi o udoste˛pnienie jego tereno´w

background image

na lokalne imprezy – powiedział Guy, gdy Chrissie
z uwaga˛ przygla˛dała sie˛ widocznemu w dali malow-
niczemu widokowi na całos´c´ posiadłos´ci. – Nie tak
dawno firma Aarlston-Becker wydała tu bal kostiumowy.
Z ogromna˛ pompa˛ – dorzucił, us´miechaja˛c sie˛ na widok
jej zaskoczonej miny.

Imponuja˛cy budynek odbijał sie˛ w wypełnionych

woda˛ kanałach, wioda˛cych do zdobia˛cego ogro´d jeziora
ze sztuczna˛ wyspa˛ i zbudowana˛ w greckim stylu s´wia˛ty-
nia˛.

– Pocza˛tek załoz˙enia ogrodo´w sie˛ga czaso´w Karola II

– tonem znawcy powiedział Guy. – W po´z´niejszych
okresach wprowadzono pewne modyfikacje, zwłaszcza
widac´ to w reminiscencjach wpływo´w holenderskich.
Szcze˛s´liwie sie˛ złoz˙yło, z˙e w dobie najwie˛kszych zmian
stylistycznych w architekturze posiadłos´c´ znalazła sie˛
w re˛kach osoby bardziej zainteresowanej hazardem niz˙
gonieniem za najnowszymi tendencjami. Dzie˛ki temu
pierwotny kształt ogrodo´w pozostał niemal nie naruszo-
ny.

– Jak tu pie˛knie! – zachwyciła sie˛ Chrissie. – A w kto´-

rym miejscu odbe˛dzie sie˛ targ?

– Na zapleczu, w cze˛s´ci gospodarczej. Z inicjatywy

lorda na terenie dawnych stajni wybudowano cos´ w rodza-
ju warsztato´w, kto´re za bardzo skromna˛ opłata˛ sa˛ wyna-
jmowane rzemies´lnikom. Maja˛oni tez˙ zapewniona˛obsłu-
ge˛ ksie˛gowa˛ i prawna˛, a nawet fachowca od marketingu.

– Lord jest bardzo filantropijnie nastawiony – zauwa-

z˙yła Chrissie.

– To prawda – przyznał Guy. – I musze˛ powiedziec´,

z˙e podobne podejs´cie spotyka sie˛ coraz cze˛s´ciej. Co
bardzo cieszy.

background image

Ruszyli, ale nie pojechali w kierunku gło´wnego

budynku, tylko skre˛cili w wa˛ska˛ droge˛ prowadza˛ca˛ na tył
zabudowan´. Mine˛li pote˛z˙ny mur z czerwonej cegły
i przez masywne drewniane wrota wjechali na wy-
brukowany dziedziniec rozcia˛gaja˛cy sie˛ przed stajniami.
Samocho´d stana˛ł w miejscu, a Chrissie az˙ wstrzymała
oddech na widok, jaki sie˛ przed nimi roztoczył.

Dawne stajnie przebudowano na niewielkie pie˛trowe

pomieszczenia, kaz˙de ze swoim okienkiem i na zielono
pomalowanym wejs´ciem, przyozdobione kwietnikami
z wypiele˛gnowanymi kompozycjami letnich kwiato´w.

Spory, zamknie˛ty teren był wprost wymarzonym

miejscem na targi organizowane przez Guya, us´wiadomi-
ła sobie Chrissie, z us´miechem przygla˛daja˛c sie˛ wymalo-
wanej s´wiez˙a˛ farba˛ starej studni stoja˛cej na s´rodku
dziedzin´ca. Panuja˛ca tu atmosfera doskonale pasowała
do idei targo´w – pokazu staroci.

– Tam na kon´cu jest jeszcze stodoła, tez˙ zostanie

przygotowana dla gos´ci. – Wskazał re˛ka˛ na pote˛z˙ny
budynek. – W warsztatach urza˛dzi sie˛ sklepiki z ro´z˙nymi
tradycyjnymi wyrobami, na podwo´rzu powstana˛ straga-
ny. Nie zabraknie tez˙ restauracji i baru pod gołym
niebem.

– Zapowiada sie˛ wspaniale! – zachwyciła sie˛. – Ale

domys´lam sie˛, ile zdrowia i nerwo´w kosztuje cie˛ zor-
ganizowanie tego wszystkiego. Az˙ głowa moz˙e rozbolec´
– dodała.

– Troszeczke˛ – przyznał. Pochylił sie˛ ku niej. – Ale

chyba znalazłem na to cudowny s´rodek.

Chrissie wybuchne˛ła s´miechem.
– Bo´l głowy raczej znieche˛ca do seksu – sprostowała

z lekkim przeka˛sem. – Wcale nie...

background image

– To, co jest mie˛dzy nami, to nie jest tylko seks

– przerwał jej z powaga˛. – To cos´ zupełnie, zupełnie
innego.

Spojrzenie, jakie jej posłał, sprawiło, z˙e nogi sie˛ pod

nia˛ ugie˛ły.

Podczas gdy Guy rozmawiał z zarza˛dca˛ posiadłos´ci,

Chrissie poszła pospacerowac´ po ogrodach. Ta grecka
s´wia˛tynia na wyspie byłaby cudownym miejscem na
wzie˛cie s´lubu, rozmarzyła sie˛, siadaja˛c na poros´nie˛tym
trawa˛ zboczu wychodza˛cym na jezioro. Mine˛ło tak
niewiele czasu, a tyle sie˛ wydarzyło. Chyba powinna sie˛
uszczypna˛c´, by uwierzyc´, z˙e to nie tylko pie˛kny sen, z˙e to
dzieje sie˛ naprawde˛. Juz˙ nie wyobraz˙ała sobie z˙ycia bez
Guya, bez jego bliskos´ci, bez ła˛cza˛cej ich miłos´ci. Teraz
juz˙ razem z nim be˛dzie układac´ swoja˛ przyszłos´c´.

– To jest Chrissie – przedstawił ja˛ wczoraj swojej

siostrze, po czym popatrzył na nia˛ tak wymownie, z˙e
z˙adne słowa nie mogłyby lepiej opisac´ uczucia, jakie
miał dla niej.

– Wiesz co, twoja siostra chyba sie˛ wszystkiego

domys´liła – powiedziała mu po´z´niej, w nocy.

– Hm... tez˙ sie˛ troche˛ boje˛, z˙e sprawa wymkne˛ła mi

sie˛ z ra˛k – przyznał, delikatnie skubia˛c ustami jej ucho.
– Pewnie do tej pory rozpowiedziała o nas całej rodzinie.
Mam nadzieje˛ – zaz˙artował – z˙e nie masz nic do ukrycia,
bo nie mam złudzen´, z˙e nasze panie od razu do wszyst-
kiego sie˛ dokopia˛.

– Nie, ska˛dz˙e – zapewniła go, choc´ czuła lekkie

wyrzuty sumienia, z˙e jeszcze nie powiedziała mu o wuj-
ku Charlesie. Musi to zrobic´ jak najszybciej. Dzis´
wieczorem, postanowiła i zerkne˛ła na zegarek. Jeszcze
chwila, a Guy powinien byc´ wolny.

background image

Wstała i ruszyła w kierunku stajni. Podchodziła do

zabudowan´, kiedy na podwo´rku spostrzegła drugi samo-
cho´d parkuja˛cy obok ich auta. W oddali Guy rozmawiał
z elegancko ubrana˛, starsza˛ od niego kobieta˛.

Oboje byli pogra˛z˙eni w rozmowie, a ich pochylone ku

sobie sylwetki i sposo´b, w jaki sie˛ do siebie zwracali,
s´wiadczył, z˙e ła˛czy ich bliska znajomos´c´. Poruszył ja˛
serdeczny, niemal czuły gest Guya, kiedy dotkna˛ł re˛ka˛
ramienia nieznajomej.

Długa znajomos´c´... Zagryzła wargi, staja˛c w miejscu,

niezdolna posta˛pic´ choc´by kroku do przodu. Nie chciała
zakło´cac´ ich bliskos´ci. Zazdros´c´ o te˛ obca˛ niemal ja˛
sparaliz˙owała.

A wtedy Guy odwro´cił głowe˛ i zobaczył ja˛.
Czy to jej imaginacja, czy moz˙e naprawde˛ dostrzegła

lekki cien´, jaki przemkna˛ł w jego oczach, jakby z˙ałował,
z˙e nadeszła? Trwało to ledwie mgnienie. Jego twarz
rozjas´niła sie˛ w szczerym us´miechu.

– Chrissie! – zawołał. – Chodz´, przedstawie˛ ci Jenny.
Jenny! A wie˛c to jest ta jego wspo´lniczka... Jenny

Crighton, z˙ona Jona Crightona. Nieco niepewnie po-
sta˛piła krok do przodu.

Jenny nie była pie˛knos´cia˛ w potocznym tego słowa

znaczeniu, nie była tez˙ pierwszej młodos´ci, ale miała
w sobie cos´, co urzekało, wewne˛trzne ciepło i słodycz,
kto´re z pewnos´cia˛ przemawiaja˛ do pewnego typu me˛z˙-
czyzn, stwierdziła w duchu Chrissie, dyskretnie obser-
wuja˛c kobiete˛. I choc´ w jej serdecznym us´miechu
i us´cisku podanej dziewczynie dłoni nie było nic, co
mogłoby o tym s´wiadczyc´, to jednak miała dziwne
przeczucie, z˙e ła˛czy ja˛ z Guyem cos´ wie˛cej niz˙ tylko
sprawy zawodowe.

background image

Czyz˙by to cos´ wyczuwalnego mie˛dzy nimi, jakies´

ukryte wzajemne uczucie, brało pocza˛tek z ich dawniej-
szej zaz˙yłos´ci, z czegos´, co było i mine˛ło, ale nie całkiem
nieodwołalnie? A moz˙e nadal istniało? Jes´li tak, to jak to
sie˛ moz˙e odbic´ na jej zwia˛zku z Guyem? Nie była
z natury zazdrosna, ale tez˙ nigdy do tej pory z˙aden
me˛z˙czyzna nie obudził w niej uczuc´ takich, jak teraz
Guy, us´wiadomiła to sobie teraz.

– Włas´nie rozmawialis´my z Jenny na temat zbliz˙aja˛-

cych sie˛ targo´w – wyjas´nił Guy i dodał, zwracaja˛c sie˛ do
Jenny: – Chrissie przyjechała uporza˛dkowac´ sprawy
Charliego Platta. Poznalis´my sie˛, gdy przyszedłem wyce-
nic´ rzeczy.

Z dziwnym ocia˛ganiem uje˛ła podana˛ jej przez Jenny

re˛ke˛. Do tej pory nigdy nie czuła nieche˛ci do przed-
stawicielek własnej płci, ale teraz, nieoczekiwanie dla
siebie, wolała nie patrzec´ jej w oczy.

Czy dlatego, z˙e bała sie˛, iz˙ jej własne oczy ja˛ zdradza˛?

A moz˙e bała sie˛, by nie dostrzec w twarzy Jenny czegos´,
o czym wolała nie wiedziec´?

– Czy Kate i Louise pomoga˛ nam w tym roku przy

targach? – zapytał Guy i zwracaja˛c sie˛ do Chrissie,
wyjas´nił: – To co´rki Jenny i Jona, bliz´niaczki.

– Niestety, raczej nie. Przygotowuja˛ sie˛ do egzami-

no´w – odparła Jenny. – Wa˛tpie˛, by udało im sie˛ znalez´c´
choc´ chwile˛ wolnego czasu.

– Louise pewnie nadal twierdzi, z˙e obie z Kate musza˛

specjalizowac´ sie˛ w prawie europejskim, co? – us´miech-
na˛ł sie˛ Guy.

– Louise tak, ale cos´ mi sie˛ wydaje, z˙e Kate inaczej

widzi swoja˛ przyszłos´c´ – odparła Jenny. – Mielis´my
z Jonem nadzieje˛, z˙e w tym miesia˛cu wyrwiemy sie˛ do

background image

nich na kilka dni, ale to włamanie pomieszało nam szyki.
Ben jest w takim stanie, z˙e wolimy nie zostawiac´ go
samego. Ben to ojciec mojego me˛z˙a – dodała wyjas´-
niaja˛co, zwracaja˛c sie˛ do Chrissie. – Ostatnio włamano
sie˛ do Queensmead, jego siedziby. Wprawdzie o wszyst-
kim dowiedział sie˛ po fakcie, bo w momencie włamania
spał, i choc´ sam bezpos´rednio w z˙aden sposo´b nie
ucierpiał, jednak wytra˛ciło go to z ro´wnowagi. Stracił
poczucie bezpieczen´stwa.

– Domys´lam sie˛, z˙e to był dla niego ogromny szok

– wspo´łczuja˛co zauwaz˙yła Chrissie.

Mimo podejrzen´, jakie sie˛ w niej zrodziły na widok

Jenny rozmawiaja˛cej tak poufale z Guyem, wyczuwała
w niej bratnia˛ dusze˛ i w innych warunkach z pewnos´cia˛
da˛z˙yłaby do tego, by poznac´ ja˛ bliz˙ej. Ale w tej sytuacji...

Spochmurniała lekko, bo Guy zacza˛ł opowiadac´ Jen-

ny o spotkaniu z zarza˛dca˛. Wprawdzie przysłuchiwała sie˛
ich rozmowie, ale nieoczekiwanie dotarło do niej, jak
mało w gruncie rzeczy wie o z˙yciu Guya, ile jest spraw,
o kto´rych nie ma poje˛cia. Za to Jenny doskonale jest
w nich zorientowana.

Przeciez˙ znam go mniej niz˙ dwadzies´cia cztery godzi-

ny, pro´bowała sie˛ opamie˛tac´. A Jenny jest jego znajoma˛
od lat. Ale dlaczego nie zrobił najmniejszego gestu
w moja˛ strone˛, dlaczego nawet sie˛ do mnie nie przy-
bliz˙ył? Stał tak blisko Jenny, z˙e niemal sie˛ dotykali.

– Miło mi było cie˛ poznac´ – us´miechne˛ła sie˛ do niej

Jenny i zerkna˛wszy na zegarek, oznajmiła, z˙e be˛dzie sie˛
zbierac´, bo ma jeszcze cos´ do załatwienia.

– Na nas tez˙ juz˙ pora – zauwaz˙ył Guy i dodał:

– Chrissie jest umo´wiona z Jonem na popołudnie, by
porozmawiac´ o sprawach Charliego Platta.

background image

– Aha – powiedziała Jenny z us´miechem, przypomi-

naja˛c sobie, z˙e rano Jon mo´wił jej o planowanym
spotkaniu z siostrzenica˛ Charlesa.

Wycia˛gne˛ła do Chrissie re˛ke˛ na poz˙egnanie, us´cisne˛ła

Guya, całuja˛c go w policzek, a on, co nie uszło czujnemu
wzrokowi dziewczyny, odpowiedział tym samym. Jenny
odeszła pos´piesznie, a oni powoli ruszyli do auta.

– Od dawna znacie sie˛ z Jenny? – zagadne˛ła Chrissie

w drodze powrotnej, nie moga˛c powstrzymac´ sie˛ przed
zadaniem tego pytania. Dre˛czyła ja˛ zazdros´c´.

– Owszem – odparł mie˛kko i us´miechna˛ł sie˛.
Ten us´miech tylko podsycił jej podejrzenia. A wie˛c

Jenny była kims´ waz˙nym w jego z˙yciu.

– Od dawna sa˛ małz˙en´stwem? – zapytała od nie-

chcenia, pro´buja˛c wycia˛gna˛c´ od niego cos´ wie˛cej, a jed-
noczes´nie nie zdradzic´ swoich obaw.

– Nie jestem całkiem pewny, ale dobrze ponad

dwadzies´cia pie˛c´ lat – odparł. – Max jest ich najstarszym
synem, a chyba powoli zbliz˙a sie˛ do trzydziestki.

Ponad dwadzies´cia pie˛c´ lat. Uspokoiła sie˛ nieco.

Przynajmniej jedno jest pewne – nie ła˛czyła ich kiedys´
młodzien´cza miłos´c´, kto´rej wspomnienie do tej pory
mogło byc´ z˙ywe. Ale nadal nie wiedziała wszystkiego.

– I zawsze im sie˛ dobrze układało? – zaryzykowała.
Guy zmarszczył brwi, zerkna˛ł na dziewczyne˛. Ska˛d

przyszło jej do głowy akurat to pytanie? I co miał na nie
odpowiedziec´?

Małz˙en´stwo Jona i Jenny przez˙ywało kiedys´ burzliwy

okres, gdy nie wszystko szło jak po mas´le, ro´wniez˙
i z jego powodu... Zachmurzył sie˛ na to wspomnienie.

W zasadzie zawsze ła˛czyły go z Jenny wyła˛cznie

kontakty zawodowe, poza tym byli para˛ dobrych przyja-

background image

cio´ł. Ale... Ale był kiedys´ moment, kiedy wyobraz˙ał
sobie, z˙e mogłoby byc´ inaczej, kiedy chciał tego,
bardzo chciał. A w kaz˙dym razie tak mu sie˛ wtedy
wydawało, ba, był tego pewien. Posuna˛ł sie˛ nawet
do tego, z˙e zacza˛ł ja˛ namawiac´, by odeszła od Jona.
Na szcze˛s´cie Jenny nigdy nie przystała na jego po-
mysły, okazała sie˛ rozsa˛dniejsza i bardziej przewi-
duja˛ca niz˙ on. I nigdy nie zgodziła sie˛, by prze-
kroczyc´ te˛ cienka˛ linie˛ dziela˛ca˛ przyjaz´n´ od... czegos´
innego.

Włas´ciwie nie było powodu, by ukrywac´ przed Chris-

sie tamta˛ stara˛ juz˙ historie˛. Mo´gł jej to powiedziec´. Ale
w głe˛bi duszy troche˛ sie˛ bał jej reakcji. Wtedy działał pod
wpływem chwili, spragniony bliskos´ci drugiej osoby.
Urzeczony Jenny, chciał otoczyc´ ja˛ opieka˛, zapewnic´
poczucie bezpieczen´stwa, przekonac´ siebie i ja˛, z˙e
ła˛cza˛ca ich wie˛z´ moz˙e przekształcic´ sie˛ w cos´ głe˛bszego,
w cos´, co oboje nazwa˛ miłos´cia˛.

Teraz na tamto swoje oczarowanie patrzył zupełnie

inaczej, oceniał je z innej perspektywy i był wdzie˛czny
Jenny, z˙e swym rozsa˛dkiem ustrzegła ich oboje przed
popełnieniem niewybaczalnego błe˛du.

Kiedys´ opowie Chrissie tamta˛ historie˛ o czasach,

kiedy rozpaczliwie potrzebował drugiego człowieka,
jego wsparcia. I jak dzie˛kuje losowi, z˙e Chrissie stane˛ła
na jego drodze, z˙e odnalazł te˛ jedyna˛, z kto´ra˛ chce is´c´
przez z˙ycie, byc´ na dobre i na złe. Bo dopiero teraz
zrozumiał, czym jest prawdziwa miłos´c´. Poprzednio to
była tylko namiastka, złudzenie.

Tak, opowie jej o tym, gdy tylko ich zwia˛zek bardziej

sie˛ utrwali. Na razie moz˙e tylko trzymac´ kciuki, by tak sie˛
stało.

background image

– Tak – us´miechna˛ł sie˛ do niej. – Z tego, co wiem, to

zawsze było udane małz˙en´stwo.

Włas´ciwie to zapewnienie powinno jej wystarczyc´,

ska˛d wie˛c ten podsko´rny niepoko´j, przeczucie, z˙e cos´
przed nia˛ ukrywa? Z

˙

e nie powiedział jej całej praw-

dy?

– Tak dłuz˙ej byc´ nie moz˙e – wymruczał Guy, przytu-

laja˛c ja˛ do siebie i całuja˛c łagodnie. – Chciałem miec´ cie˛
na razie tylko dla siebie, jeszcze nie oznajmiac´ o nas
całemu s´wiatu, ale...

– Co chcesz mi powiedziec´? – zapytała z bija˛cym

sercem, domys´laja˛c sie˛ odpowiedzi.

– Jutro rano polecimy do Amsterdamu – os´wiadczył

z us´miechem. – Znam tam kogos´, kto specjalizuje sie˛
w starej biz˙uterii, chyba z˙e wolałabys´ cos´ bardziej
nowoczesnego...

Dławiło ja˛ w gardle.
– Mys´lisz o piers´cionku zare˛czynowym? – wydusiła

z trudem.

– Zare˛czynowym ro´wniez˙, ale waz˙niejszy jest s´lubny

– powiedział, pochylaja˛c głowe˛, by ja˛ pocałowac´.

– Nie moz˙emy sie˛ pobrac´ w taki sposo´b – zaopono-

wała, ale jej rozkochane oczy mo´wiły cos´ zupełnie
innego. – Moi rodzice... – zacze˛ła.

Guy ze zrozumieniem pokiwał głowa˛.
– Moja rodzina tez˙ by mi nie dała z˙yc´. Nie ma mowy,

by obeszło sie˛ bez hucznego wesela. Inaczej latami by
nam to wypominali.

– Małz˙en´stwo... – rozmarzyła sie˛ Chrissie. – Jestes´

pewien, z˙e włas´nie tego chcesz, z˙e to mnie...

– Jeszcze nigdy w z˙yciu niczego nie byłem tak pewny

jak tego – os´wiadczył z przekonaniem.

background image

– Wieczorem porozmawiamy o tym jak nalez˙y – po-

wiedziała. – Teraz juz˙ najwyz˙szy czas na mnie. Nie
chciałabym sie˛ spo´z´nic´ na spotkanie z Jonem Crigh-
tonem.

– A wie˛c do wieczora – potwierdził Guy. – Powiemy

sobie wszystko, co najwaz˙niejsze, ułoz˙ymy plany. To
be˛dzie nasza ostatnia szansa na spokojna˛ rozmowe˛, bo
gdy juz˙ wpadniemy w wir przygotowan´, zapraszania
gos´ci i wybierania strojo´w...

Chrissie pochyliła sie˛ do niego i rozjas´niła w us´mie-

chu, gdy przycia˛gna˛ł ja˛ ku sobie. Na zawsze zapamie˛tam
te˛ chwile˛, ten ostatni czuły pocałunek, przemkne˛ło jej
przez mys´l. Jego dotyk, ciepło bija˛ce od jego ciała,
wspaniałe poczucie bliskos´ci i wszechogarniaja˛cej miło-
s´ci.

To wspomnienie be˛dzie ze mna˛ na zawsze.

background image

ROZDZIAŁ PIA˛TY

Jon Crighton wstał zza biurka, przeszedł przez poko´j

i stana˛ł przy oknie. Z uwaga˛ przysłuchiwał sie˛ słowom
Chrissie.

Był to wysoki, jasnowłosy me˛z˙czyzna po pie˛c´dzie-

sia˛tce, nieco pows´cia˛gliwy w sposobie bycia, lecz te˛ jego
ledwie wyczuwalna˛ nies´miałos´c´ ro´wnowaz˙yła wrodzona
z˙yczliwos´c´ i ciepło. Teraz, kiedy poznała go osobis´cie,
nabrała wiary w zapewnienia Guya, z˙e Jenny i Jon sa˛
dobrana˛ para˛, a ich małz˙en´stwo jest wyja˛tkowo udane.

– Moim rodzicom, zwłaszcza mamie, bardzo zalez˙y

na otrzymaniu wykazu długo´w wujka Charlesa. Chcieli-
by dostac´ liste˛ jego dłuz˙niko´w – os´wiadczyła Chrissie,
powaz˙nie spogla˛daja˛c na Jona.

Me˛z˙czyzna zmarszczył brwi.
– Pani mama nie ma z˙adnych formalnych zobowia˛-

zan´ w stosunku do długo´w pozostawionych przez brata...
– zacza˛ł, ale Chrissie nie dała mu dokon´czyc´.

– Moja mama nigdy nie utrzymywała bliskich kon-

takto´w z bratem. Ja tez˙ prawie go nie znałam. Z powodu

background image

rodzinnych nieporozumien´, pewnych... Ale mimo to
moja mama nie chce, by ktos´ ucierpiał finansowo, bo
niepotrzebnie zawierzył jej bratu – wyjas´niła cicho.
– Nalez˙ał do naszej rodziny i mama czuje sie˛ moralnie
zobowia˛zana, by pokryc´ wyrza˛dzone przez niego szko-
dy. – Chwyciła głe˛boki oddech. – Mama zdaje sobie
sprawe˛, z˙e jej brat nie zawsze... z˙e nie zawsze poste˛pował
uczciwie w stosunku do innych... – Urwała i popatrzyła
na prawnika.

– To prawda – potwierdził spokojnie. – I szczerze

mo´wia˛c, obawiam sie˛, z˙e pienia˛dze ze sprzedaz˙y
domu, niestety, nie wystarcza˛ na pokrycie wszystkich
długo´w. A niekto´rzy z jego wierzycieli sami znalez´li
sie˛ w trudnej sytuacji. – Zamilkł, mimowolnie zdu-
miewaja˛c sie˛ w duchu, jak bardzo moga˛ sie˛ ro´z˙nic´
od siebie członkowie tej samej rodziny. Choc´ wła-
s´ciwie to nie powinno go dziwic´, wystarczy wspo-
mniec´ jego i Davida. – Pani mama i jej rodzice
sa˛ u nas bardzo dobrze wspominani i naprawde˛ nie
ma powodu, by martwiła sie˛ o swoja˛ opinie˛ – po-
wiedział uprzejmie i dodał: – Pani dziadek hojnie
wspierał działalnos´c´ instytucji charytatywnych, sam
czynnie uczestniczył w wielu pracach. Ludzie pa-
mie˛taja˛ jego zasługi.

– To nasza rodzinna tradycja, kto´ra˛ ro´wniez˙ mama

kontynuuje – wyjas´niła Chrissie, postanawiaja˛c powie-
dziec´ mu co nieco na temat rodzico´w i powodo´w, dla
kto´rych nie przyjechali do Haslewich. – Prawde˛ mo´wia˛c,
ciesze˛ sie˛, z˙e mamy tu nie ma. Odniosłam wraz˙enie... po
rozmowach z niekto´rymi ludz´mi... z˙e mo´j wujek nie miał
tu najlepszej opinii.

– Niestety – po kro´tkim, lecz jakz˙e znacza˛cym

background image

wahaniu potwierdził Jon. – Był uzalez˙niony od alkoholu.
Jak to zwykle bywa, kiedy wpadał w cia˛g, nic innego nie
było dla niego waz˙ne.

– Rozumiem – powiedziała cicho. – Moja mama...

– Urwała i potrza˛sne˛ła głowa˛. Na szcze˛s´cie Jon jest tak
dobrze zorientowany, z˙e moz˙e oszcze˛dzic´ sobie tłuma-
czen´.

– Pani mama nie powinna poczuwac´ sie˛ do z˙adnej

odpowiedzialnos´ci za brata. Prosze˛ ja˛ zapewnic´, z˙e
be˛dzie u nas bardzo mile widziana. Wie˛kszos´c´ rodzin ma
ws´ro´d siebie jaka˛s´ czarna˛ owce˛, to sie˛ przeciez˙ zdarza
– dokon´czył z miłym us´miechem, kto´ry dodał jej otuchy.

– Mys´le˛, z˙e mama che˛tnie by tu zawitała. Bardzo

cze˛sto wspomina rodzinna˛ farme˛.

Jon Crighton od razu przypadł jej do serca. Jego

wrodzona z˙yczliwos´c´ i umieje˛tnos´c´ wczuwania sie˛
w problemy drugiej osoby natychmiast zjednywała,
budziła nadzieje˛. Zapewnił ja˛, z˙e zrobi wszystko, by jak
najszybciej sporza˛dzic´ liste˛ dłuz˙niko´w, o kto´ra˛ prosili
rodzice.

– Chociaz˙... – zacza˛ł i zawahał sie˛ nieco. – Z tego, co

słyszałem od mojej z˙ony, chyba nie s´pieszy sie˛ pani
z wyjazdem – dokon´czył z˙artobliwie.

Poczuła, z˙e oblewa sie˛ rumien´cem. Us´miechne˛ła sie˛

i, zmieszana, wyba˛kała cos´ w odpowiedzi.

Wkro´tce potem spotkanie dobiegło kon´ca. Jon patrzył

przez okno za przecinaja˛ca˛ skwer dziewczyna˛. Ładna
i bardzo miła, skonstatował w duchu. Nic dziwnego, z˙e
Guy stracił dla niej głowe˛, jak uje˛ła to Jenny.

– Och, jestes´ sam. To s´wietnie!
Odwro´cił sie˛, słysza˛c w drzwiach głos z˙ony.
– Po twoim telefonie sa˛dziłem, z˙e przez cały dzien´

background image

be˛dziesz w Fitzburgh Place w zwia˛zku z organizacja˛
targu – powiedział, us´miechaja˛c sie˛ na powitanie.

– Tez˙ tak mys´lałam, ale postanowiłam zrobic´ sobie

chwile˛ przerwy. Moz˙e po´z´niej zno´w tam pojade˛. Jak
mys´lisz, sa˛ jakies´ szanse, z˙ebys´ sie˛ sta˛d wyrwał i zabrał
mnie w jakies´ przyjemne miejsce na popołudniowa˛
herbatke˛? Na przykład do Grosvenor? – zaproponowała.

– Hm... – Udał, z˙e sie˛ powaz˙nie zastanawia. – Konie-

cznie do Grosvenor? Do Chester jest kawałek drogi,
zejdzie troche˛ czasu. Ale znam pewien wyja˛tkowo miły
zaka˛tek, gdzie nikt nam nie be˛dzie przeszkadzac´, a przy
dobrym układzie moz˙emy liczyc´ na cos´ wie˛cej niz˙
herbatke˛...

Jenny spojrzała na niego podejrzliwie.
– Jes´li masz na mys´li to, czego sie˛ domys´lam – po-

wiedziała ostrzegawczo – to nic z tego. Po pierwsze,
jeszcze nie byłam na zakupach i w domu nie ma nic do
jedzenia z wyja˛tkiem wczorajszych resztek, a po drugie...
– cia˛gne˛ła, nie zwaz˙aja˛c na jego pro´by, by wejs´c´ jej
w słowo.

– Jakos´ przeboleje˛ brak jedzenia – zamruczał.
– Jack i Joss juz˙ be˛da˛ w domu.
– Ach! – westchna˛ł głos´no, przypominaja˛c sobie

chłopco´w. Joss był ich najmłodszym dzieckiem, a Jack,
syn Davida, mieszkał z nimi pod jednym dachem, odka˛d
jego rodzice sie˛ rozstali. Siostra Jacka, Olivia, mieszkała
w pobliz˙u z me˛z˙em i dwo´jka˛ dzieci. Jack sam zdecydo-
wał, z˙e woli mieszkac´ u cioci i wujka.

– Komu sie˛ tak przygla˛dasz? – zainteresowała sie˛

Jenny i podeszła do okna. Wyjrzała na ulice˛. – Ach,
ukochana Guya... Zapomniałam, z˙e miałes´ sie˛ z nia˛
spotkac´.

background image

– Hm... jest bardzo miła. Z miejsca ja˛ polubiłem.

Z tego, co mo´wi, jej matka w niczym nie przypomina
brata. Wygla˛da na to, z˙e nigdy nie mogli sie˛ ze soba˛
dogadac´ i nie utrzymywali stosunko´w. Jednak mimo to
jej rodzice prosza˛ o liste˛ dłuz˙niko´w Charlesa, bo chcieli-
by spłacic´ jego długi.

– To bardzo honorowo z ich strony.
– Bardzo – przystał Jon.
– Ale dlaczego włas´nie ona przyjechała do Haslewich

uporza˛dkowac´ sprawy, a nie jej matka?

– Nie powiedziała tego wprost, ale odniosłem wraz˙e-

nie, z˙e znaja˛c brata i domys´laja˛c sie˛, jaka˛ po sobie
pozostawił opinie˛, obawia sie˛ złego przyje˛cia w Has-
lewich. Powiedziałem Chrissie, z˙e przeciez˙ w kaz˙dej
rodzinie moz˙e sie˛ zdarzyc´ czarna owca, czasem nawet
niejedna, o czym sami wiemy az˙ za dobrze.

Jenny popatrzyła na niego uwaz˙nie.
– Tak bym chciała, z˙eby David wreszcie odezwał sie˛

do ojca. To ma dla niego takie znaczenie. Pomijaja˛c te˛
kartke˛ na Boz˙e Narodzenie, nadal nic o nim nie wiemy.
A Ben cia˛gle czeka.

– Tak. – Połoz˙ył re˛ke˛ na jej ramieniu i przygarna˛ł ku

sobie. – Wprawdzie znaczek był z Hiszpanii, ale David
wcia˛z˙ nie ujawnia miejsca pobytu.

– Moz˙e tak jest lepiej – zastanowiła sie˛ Jenny,

patrza˛c na me˛z˙a. – Bo nawet gdyby przyjechał, co
mo´głby tu robic´? Przeciez˙ nie wro´ci do pracy po tym,
co...

– Nie, jasne, z˙e to absolutnie nie wchodzi w gre˛

– potwierdził z ponura˛ mina˛.

– Nadal za nim te˛sknisz, prawda? – zapytała cicho.

– To two´j brat, w dodatku bliz´niak. I choc´...

background image

Jon pokre˛cił głowa˛.
– Nie, w zasadzie nie, w kaz˙dym razie nie tak, jak

mys´lisz. Bardziej mi chodzi o ojca. To ze wzgle˛du na
niego chciałbym, by ułoz˙yło sie˛ inaczej. Od zniknie˛cia
Davida Ben jest zupełnie innym człowiekiem.

– Po prostu sie˛ starzeje – podsune˛ła Jenny.
– Tak jak my wszyscy – skomentował Jon, maja˛c

przed oczami zmiany, jakie zaszły w cia˛gu tych ostatnich
lat, od tamtego fatalnego wieczoru, gdy wspo´lnie ob-
chodzili pie˛c´dziesia˛te urodziny i David dostał ataku
serca. Przez ten czas obaj zostali dziadkami. Max ma juz˙
dwoje dzieci, Olivia, co´rka Davida, tez˙. Tyle z˙e on stale
widuje sie˛ z wnuczkami, a David pewnie nawet nie wie
o istnieniu swoich.

– Niedawno słyszałam od Olivii, z˙e Tiggy postano-

wiła oficjalnie wysta˛pic´ o rozwo´d z Davidem – przypo-
mniała sobie Jenny.

– Wiem – powiedział. – Rozmawiałem o tym z Oli-

via˛. Przyjaciel Tiggy nalega na s´lub i naciska, by
wreszcie unormowała swoja˛ sytuacje˛.

Jenny popatrzyła na me˛z˙a. Nie mogła powstrzymac´

sie˛ przed zadaniem pytan´, kto´re cisne˛ły sie˛ jej na usta.

– A czy ty...? – Zagryzła wargi. Moz˙e lepiej nie

prowokowac´ losu, nie przypominac´ wydarzen´ sprzed lat,
kiedy, wprawdzie tylko przelotnie, urzekła go bratowa,
kiedy przez mgnienie mys´lał o niej powaz˙nie. I kiedy ona
tez˙ przez jedna˛ ulotna˛ chwilke˛ zastanawiała sie˛, czy nie
ulec czarowi Guya.

Jon chyba czytał w jej mys´lach, bo nie czekaja˛c na

dokon´czenie pytania, zdecydowanie potrza˛sna˛ł głowa˛
i mocno uja˛ł jej dłonie.

– Z

˙

ałuje˛ tylko jednego – powiedział cicho. – Z

˙

e

background image

byłem taki głupi i ryzykowałem, z˙e mo´głbym cie˛ utracic´
– wyznał z przekonaniem.

– Jon – szepne˛ła i przytuliła sie˛ do niego. Oparła

głowe˛ na jego piersi. – Mam nadzieje˛, z˙e Guyowi ułoz˙y
sie˛ z Chrissie. Jest w niej po uszy zakochany...

– A ona w nim, sa˛dza˛c po reakcji na samo wspo-

mnienie jego imienia – zapewnił Jon.

– Tez˙ miałam takie odczucie, kiedy ja˛ zobaczyłam,

ale... – zagryzła usta.

– Ale co? – Popatrzył na nia˛ badawczo. – Czyz˙by

obudził sie˛ w tobie instynkt macierzyn´ski? Boisz sie˛
o swoja˛ niewinna˛ owieczke˛?

Jenny potrza˛sne˛ła głowa˛, us´miechne˛ła sie˛.
– No dobrze – przyznała ze skrucha˛. – Moz˙e rzeczy-

wis´cie przesadzam, a Guya trudno nazwac´ niewinna˛
owieczka˛. Ale oni znaja˛sie˛ tak kro´tko, a gdybys´ zobaczył
jego mine˛, kiedy na nia˛ patrzy...

– Na Boz˙e Narodzenie sama mu z˙yczyłas´ z˙ony

i gromadki dzieci.

– Owszem – potwierdziła. – Masz racje˛ – rozes´miała

sie˛. – Chyba naprawde˛ za bardzo sie˛ o niego martwie˛.
A Chrissie wydaje sie˛ zakochana w nim nie mniej niz˙ on
w niej.

Us´cisne˛ła jego dłonie i przytuliła sie˛ mocniej, z us´mie-

chem przyjmuja˛c jego tkliwe spojrzenie.

– Och, dzien´ dobry!
Chrissie zatrzymała sie˛ w po´ł kroku, zaskoczona.

Dopiero po chwili us´wiadomiła sobie, z˙e witaja˛ca ja˛ na
ulicy kobieta to siostra Guya. Us´miechne˛ła sie˛ do niej
szeroko.

Frances nie była sama. Towarzysza˛ca jej młoda, ładna

background image

brunetka o faluja˛cych włosach zapewne nalez˙ała do
rodziny, na co wyraz´nie wskazywały jej rysy.

– Miło mi było cie˛ poznac´ – z us´miechem zagadne˛ła

Frances i wyjas´niaja˛co dodała, zwracaja˛c sie˛ do stoja˛cej
obok niej towarzyszki: – Guy i Chrissie byli u nas
wczoraj na kolacji. – Popatrzyła na Chrissie. – Natalie
ro´wniez˙ nalez˙y do Cooke’o´w.

– Dobrze znasz Guya? – nieco szorstko zapytała

Natalie, udaja˛c, z˙e nie zauwaz˙a wycia˛gnie˛tej re˛ki Chris-
sie. Zmarszczyła brwi, czekaja˛c na odpowiedz´.

Widza˛c jej mine˛, Chrissie poczuła sie˛ niewyraz´nie.

Nie była pewna, co powinna odpowiedziec´ na tak
obcesowo postawione pytanie. Zbita z tropu, zastanawia-
ła sie˛ chwile˛, ale nieoczekiwanie Frances wybawiła ja˛
z kłopotu.

– Jeszcze nie tak dobrze, jak Guy zamierza – powie-

działa, z ciepłym us´miechem patrza˛c na Chrissie. – Tak
sie˛ przynajmniej moge˛ domys´lac´, sa˛dza˛c po tym, jak na
nia˛ wczoraj patrzył.

– Ach, wie˛c to az˙ tak? – ostro podchwyciła Natalie,

posyłaja˛c dziewczynie wrogie spojrzenie. – No co´z˙, Guy
zawsze, ledwie kogos´ pozna, natychmiast sie˛ zakochuje.
I jeszcze szybciej mu to przechodzi. Straszny z niego
flirciarz.

– Natalie! – Frances zmarszczyła brwi, pro´buja˛c

przywołac´ ja˛ do porza˛dku. Popatrzyła na Chrissie poro-
zumiewawczo.

– Przeciez˙ to prawda – cia˛gne˛ła Natalie, s´wiadomie

ignoruja˛c ostrzegawcza˛ mine˛ Frances. – Guy zawsze
miał słabos´c´ do pewnego typu kobiet, a juz˙ wszyscy
dobrze wiemy, jak go omotała Jenny Crighton.

– Natalie! – ostro rzuciła Frances.

background image

– Mo´wie˛ tylko prawde˛ – z uporem powiedziała

Natalie, odrzucaja˛c w tył głowe˛. – Guy juz˙ taki jest. Jak
mu sie˛ zbierze na amory, to zupełnie traci głowe˛. No,
czas na mnie – rzekła, pomijaja˛c spojrzeniem Chrissie
i zwracaja˛c sie˛ do Frances. Cmokne˛ła ja˛ w policzek,
odwro´ciła na pie˛cie i odeszła.

– Przepraszam cie˛ za nia˛ – ze skrucha˛ odezwała sie˛

Frances, kiedy dziewczyna oddaliła sie˛ na bezpieczna˛
odległos´c´. – Natalie czasem nie zdaje sobie sprawy, jak
bardzo jest... – Ze zmartwiona˛ mina˛ popatrzyła na
pobladła˛ twarz Chrissie i westchne˛ła cie˛z˙ko.

Natalie miała swoje humory. Wszyscy w rodzinie

przywykli do jej złos´liwos´ci i kwas´nych uwag. Znaj-
dowała dziwna˛ przyjemnos´c´ w sprawianiu ludziom przy-
kros´ci czy stawianiu ich w niezre˛cznej sytuacji. Frances
usprawiedliwiała ja˛w duchu, instynktownie czuja˛c, z˙e jej
zjadliwos´c´ wypływa bardziej z braku poczucia bez-
pieczen´stwa i skrywanych komplekso´w niz˙ złego charak-
teru, ale zdarzały sie˛ chwile, kiedy zaczynała w to wa˛tpic´.

Oczywis´cie wszyscy doskonale wiedzieli o jej nie

odwzajemnionym uczuciu do Guya, trwaja˛cym od lat
i nie maja˛cym szans na spełnienie. Guy nigdy nie zwro´cił
na nia˛uwagi, nie była w jego typie. Pocia˛gały go zupełnie
inne kobiety: delikatne i kruche istoty, kto´re mo´głby
otoczyc´ opieka˛, poczuc´ sie˛ przy nich rycerzem. I nawet
gdyby Natalie podobała mu sie˛, choc´ tak nie było, jej
charakter był dla niego zupełnie nie do przyje˛cia. Frances
najche˛tniej powiedziałaby to wszystko Chrissie, ale była
na to zbyt lojalna. W kaz˙dym razie musi jak najpre˛dzej
powiadomic´ brata o tym nieszcze˛snym spotkaniu. Wy-
starczy rzut oka na twarz Chrissie, by wiedziec´, jak
głe˛boko wzie˛ła sobie do serca uwagi Natalie.

background image

– Nie wiem, jak długo zamierzasz pozostac´ w Has-

lewich – powiedziała. – Tym lepiej sie˛ składa, z˙e wpa-
dłam na ciebie na ulicy, bo i tak chciałam do ciebie
zadzwonic´ i zaprosic´ do nas. Nie mam poje˛cia, co Guy
zda˛z˙ył opowiedziec´ ci o naszej rodzinie, ale juz˙ od dawna
mamy zwyczaj spotykac´ sie˛ raz na miesia˛c w niedziele˛.
Wie˛kszos´c´ z nas prowadzi puby czy bary, wie˛c nie jest
łatwo sie˛ zebrac´. Po kolei spotykamy sie˛ w ro´z˙nych
miejscach. Teraz wypadła pora na nas, wie˛c zapraszam
serdecznie i ciebie.

– Dzie˛kuje˛, to bardzo miło z twojej strony – wyba˛kała

Chrissie, jeszcze nieco skonfundowana.

Nie była az˙ tak łatwowierna, by bez zastrzez˙en´

uwierzyc´ Natalie, ale sa˛dza˛c po reakcji Frances, w sło-
wach dziewczyny było sporo prawdy. Chyba zwłaszcza
w tym, co powiedziała na temat Jenny Crighton, bo
Frances wyraz´nie poczuła sie˛ zakłopotana.

Jasne, z˙e mogły go ła˛czyc´ ro´z˙ne układy z kobietami,

miał do tego całkowite prawo, ale dlaczego nie był z nia˛
szczery, dlaczego wolał ukryc´ przed nia˛ prawde˛, kiedy
pytała o Jenny? ,,Guy łatwo sie˛ zakochuje, a odkochuje
jeszcze łatwiej’’, brzmiało jej w uszach zgryz´liwe stwier-
dzenie Natalie.

W drodze do domu przetrawiała w mys´lach usłyszane

rewelacje. Nie było to miłe. I nie było sposobu, by
umkna˛c´ przed podstawowym pytaniem: Ile włas´ciwie
i co wie na temat Guya?

Wczes´niejszy wiaterek, kto´ry chłodził powietrze, gdy

szła na spotkanie z Jonem, zmienił sie˛ w zimny wiatr,
a ciemnoszare chmury zasłoniły słon´ce. Zadrz˙ała. Po-
winna jednak włoz˙yc´ cos´ cieplejszego, ta cieniutka
sukienka była zbyt optymistycznym wyborem. Za bardzo

background image

zaufała pogodzie. I moz˙e tak samo za bardzo zawierzyła
Guyowi?

Zerkne˛ła na zegarek. Jeszcze tylko godzina i Guy

powinien sie˛ zjawic´. Dzien´ zapowiadał sie˛ pie˛knie,
poranek był taki radosny i słoneczny, a skon´czyło sie˛ na
chłodzie i deszczu. Nie ogrzewany domek wydawał sie˛
przesia˛knie˛ty wilgocia˛. I ten przeraz´liwy zia˛b. Po raz
pierwszy od przyjazdu do Haslewich ogarne˛ło ja˛ po-
czucie samotnos´ci i opuszczenia.

Pocieszała sie˛ mys´la˛, z˙e rodzice juz˙ maja˛ za soba˛

pierwszy etap podro´z˙y do Meksyku, ale to wiele nie
pomagało. Tym mocniej us´wiadamiała sobie, z˙e nawet
nie moz˙e do nich zadzwonic´, usłyszec´ znajomego głosu,
kto´ry dodałby jej otuchy.

Szcze˛s´cie, z˙e miała Guya, z˙e mogła liczyc´ na jego

miłos´c´ i wsparcie. Guy... me˛z˙czyzna, o kto´rym dzis´ rano
marzyła, z˙e juz˙ na zawsze be˛da˛ razem, z˙e nic ich nie
rozdzieli. I wystarczyło kilka sło´w, by ten najdroz˙szy
i upragniony stał sie˛ kims´ zupełnie obcym, nieznajomym.

Przestan´, to bez sensu, zbeształa sie˛ w duchu. Przeciez˙

musi byc´ jakies´ wytłumaczenie, jakis´ powo´d, dla kto´rego
Guy nie powiedział prawdy o Jenny Crighton. Po prostu
musi go o to zapytac´. Nic wie˛cej.

Guy wychodził z delikateso´w, obładowany zakupami

na dzisiejsza˛ kolacje˛ z Chrissie, kiedy na ulicy dostrzegł
Jenny i Jona.

– Mmm... delikatesy Lawforda – z przekorna˛ zawi-

s´cia˛ zauwaz˙yła Jenny, przygla˛daja˛c sie˛ sprawunkom.
– Szcze˛s´ciarz z ciebie. Maja˛ same pysznos´ci. Tylko, jes´li
masz do nakarmienia dwo´ch nastolatko´w, to troche˛ tam

background image

za drogo. Nie be˛de˛ pytac´, kogo zamierzasz dzis´ tak
ugos´cic´ – dodała z˙artobliwie.

– Nie pytaj – odrzekł z us´miechem.
– Chrissie wygla˛da na s´wietna˛ dziewczyne˛ – serdecz-

nie zapewniła go Jenny. – Doskonale rozumiem, z˙e czuje
sie˛ troche˛ zaz˙enowana faktem, z˙e Charlie był jej wujkiem
i woli o tym nie rozpowiadac´. Oczywis´cie, wszyscy
dobrze wiemy, z˙e rodzina juz˙ dawno sie˛ go wyrzekła.
Ach, jeszcze ci cos´ powiem. Cos´ niebywałego! Policja
podejrzewa, z˙e ws´ro´d tych grasuja˛cych po okolicy
włamywaczy jest kobieta.

Spostrzegła, z˙e Guy spochmurniał. Potrza˛sne˛ła gło-

wa˛.

– To brzmi nieprawdopodobnie, ale kto wie? Kobie-

cie łatwiej us´pic´ czujnos´c´ włas´ciciela i dostac´ sie˛ do jego
domu. Rozejrzy sie˛, co jest w s´rodku i co warto zrabowac´.
Reszta gangu ma ułatwione działanie... O Boz˙e, jak juz˙
po´z´no! – zreflektowała sie˛, bo zegar na wiez˙y kos´cielnej
wybił godzine˛. – Zbierajmy sie˛. Miłej kolacyjki!

Z ponura˛ mina˛ patrzył za oddalaja˛ca˛ sie˛ para˛. Charlie

był wujkiem Chrissie? Dlaczego nic mu o tym nie
powiedziała? Dlaczego celowo to przed nim ukryła,
dlaczego sugerowała, z˙e jedynie wyste˛puje w imieniu
rodziny Platto´w, nie powiedziała, z˙e sama do niej nalez˙y?

Obrazy sprzed lat jak z˙ywe stane˛ły mu przed oczami.

Charlie, kto´ry był od niego kilka lat starszy, bezlitos´nie
wykorzystał jego naiwnos´c´. Uwierzył, z˙e naprawde˛ chce
sie˛ z nim zaprzyjaz´nic´, z˙e wczes´niejsze brutalne trak-
towanie było nieporozumieniem. Zaufał mu wtedy,
uwierzył w kłamliwe zapewnienia. To wtedy dostał
gorzka˛ lekcje˛ z˙ycia i nauczył sie˛ ostroz˙nos´ci, nawet
pewnego cynizmu, w stosunku do innych. Potem przez

background image

całe z˙ycie bronił sie˛ przed takimi jak Charlie. W jakims´
stopniu ta umieje˛tnos´c´ przydała mu sie˛ w po´z´niejszym
z˙yciu, kiedy z rezerwa˛podchodził do oferowanych mu na
sprzedaz˙ antyko´w. W jego zawodzie ta podejrzliwos´c´
była bardzo wskazana. Tylko, z˙e ani przez chwile˛ nie
postało mu w głowie, by byc´ podejrzliwym w stosunku
do Chrissie.

Tej dziewczynie zaufał od razu, bezgranicznie

i całkowicie bez zastrzez˙en´. S

´

wie˛cie wierzył w kaz˙de

jej słowo, nie wa˛tpił ani przez moment. Dał sie˛
jej porwac´ tak gwałtownie i szalen´czo, z˙e nie było
czasu na opamie˛tanie. Nie mys´lał, nie zastanawiał
sie˛ wcale.

Jednak ona nie czuła tego tak jak on. Gdyby było

inaczej, to czy przyszłoby jej do głowy, by cos´ przed nim
ukrywac´, by zataic´, kim był dla niej Charlie?

Zataiła to przed nim. Skrzywił sie˛ mimowolnie.

Twarz mu sie˛ zmieniła. Nawet nie pro´bował jej usprawie-
dliwiac´. Przeciez˙ nie chodzi o to, z˙e zataiła przed nim
informacje˛, ale z˙e celowo wprowadziła go w bła˛d.
Oszukała go. Miała tyle okazji, by wyjawic´ mu prawde˛,
by szczerze powiedziec´, z˙e Charles był jej wujem. To
oszustwo zupełnie do niej nie pasowało. Przeciez˙ cecha˛,
kto´ra go najbardziej w niej urzekła, była jej otwartos´c´
i naturalnos´c´, wydawała sie˛ taka szczera i serdeczna... ale
teraz widac´, z˙e to było tylko złudzenie, wyuczona gra.

Przecia˛ł skwer i ruszył w kierunku domu. Po drodze

przekonywał sam siebie w duchu, z˙e niepotrzebnie tak sie˛
przeja˛ł, z˙e zbyt pochopnie wycia˛gał wnioski. Ocenił ja˛
i pote˛pił, nie daja˛c jej szansy na wyjas´nienie, na obrone˛.
Bo przeciez˙ musza˛ istniec´ jakies´ powody, dla kto´rych nie
powiedziała mu prawdy.

background image

Na przykład, jakie? – odezwała sie˛ bardziej cyniczna

strona jego natury.

Moz˙e po prostu zapomniała. No tak. Och, wiesz, przy

okazji, zapomniałam ci o czyms´ powiedziec´. Charles
Platt był moim wujkiem.

Pokre˛cił głowa˛ i, mimowolnie nas´laduja˛c swe liczne

nastoletnie siostrzenice i bratanko´w, bardzo stanowczo
powiedział:

– Nie!
Słowa Jenny bardzo go poruszyły, ale nim doszedł do

domu, pows´cia˛gna˛ł emocje. Po drodze uprzejmie poroz-
mawiał z mieszkaja˛ca˛ trzy domy wczes´niej Ruth, gratu-
luja˛ca˛ mu wspaniale utrzymanego kwietnika przed wej-
s´ciem.

Ruth, poza tym, z˙e była sa˛siadka˛, razem z Jenny

działała w organizacjach charytatywnych. Znali sie˛ od
lat.

Elegancka i mimo swojego wieku nadal bardzo atrak-

cyjna, Ruth promieniała szcze˛s´ciem i rados´cia˛. Los
potraktował ja˛ bardzo łaskawie, bo zupełnie nieoczeki-
wanie odnalazła swoja˛ młodzien´cza˛ miłos´c´. Po s´lubie
z mieszkaja˛cym w Stanach Grantem, kilka miesie˛cy
w roku spe˛dzała u jego rodziny, przez pozostałe miesia˛ce
mieszkali w Haslewich. Zawsze wyja˛tkowo uczynna
i z˙yczliwa, nadal udzielała sie˛ w miasteczku.

– To nie moja zasługa – z us´miechem przyznał Guy,

słysza˛c jej pochwały. – Nie mam re˛ki do ros´lin, nie tak
jak ty. Na szcze˛s´cie Bernard czuwa nad moim ogro´dkiem
i dzie˛ki niemu to jakos´ wygla˛da.

Bernard Philips ro´wniez˙ nalez˙ał do rodziny Coo-

ke’o´w. Wraz z dziec´mi prowadził centrum ogrodnicze,
w kto´rym Guy tez˙ miał troche˛ udziało´w. Nic dziwnego,

background image

z˙e niekto´rzy z rodziny z˙artem mo´wili na Guya ,,bankier’’.
Wiedział, z˙e w powszechnej opinii uchodzi za rzutkiego
i zdecydowanego biznesmena, kto´ry wie, czego chce,
i potrafi postawic´ na swoim, z˙e działa w oparciu o chłod-
na˛ kalkulacje˛. Nie dalej jak na Boz˙e Narodzenie siostra
z˙artem stwierdziła, z˙e z taka˛natura˛nigdy sie˛ nie zakocha,
z˙e za bardzo rozwaz˙a za i przeciw. I po´ki nie poznał
Chrissie, sam wierzył w prawdziwos´c´ tej oceny.

Chrissie... Moz˙e byłoby lepiej, gdybym jej w ogo´le nie

spotkał, pomys´lał z gorycza˛, gdy juz˙ poz˙egnał sie˛ z Ruth
i ruszył do siebie.

Jaka ona naprawde˛ jest? Czy jest otwarta˛ i przyjazna˛

istota˛, jaka˛chciał w niej widziec´, czy moz˙e kims´ zupełnie
innym?

Czy wina lez˙y po jej stronie, czy tez˙ moz˙e to on sam

siebie oszukał, bo dopatrywał sie˛ w niej cech, jakich
wcale nie miała... bo z go´ry załoz˙ył, z˙e spotkał ideał?

Moz˙e stworzył sobie jej wyidealizowany obraz,

a zwyczajne ziemskie poz˙a˛danie wzia˛ł za cos´ duchowe-
go, boskiego?

Po´ł godziny po´z´niej zarzucił przygotowania do kola-

cji, nie miał juz˙ do tego serca. Jest tylko jeden sposo´b, by
dowiedziec´ sie˛ prawdy – musi ja˛ wprost zapytac´ o Char-
liego Platta.

background image

ROZDZIAŁ SZO

´

STY

Włoz˙yła tyle staran´, by doprowadzic´ dom do porza˛d-

ku, a jednak w powietrzu nadal unosił sie˛ nieprzyjemny
zapach kojarza˛cy sie˛ z wilgocia˛ i zaniedbaniem. Chrissie
skrzywiła sie˛ z nieche˛cia˛ i zmarszczyła nos.

Stare przes´cieradło, kto´rym przykryła biurko, by

chronic´ je przed kurzem, zes´lizgne˛ło sie˛ nieco. Dziew-
czyna podeszła; by je poprawic´. Zatrzymała sie˛ i uwaz˙nie
popatrzyła na stary mebel. Doskonale rozumiała, dlacze-
go mamie tak bardzo zalez˙ało na tym biureczku.

Niewielki mebel miał w sobie dawny urok i ciepło.

Przyjemnie było przecia˛gna˛c´ dłonia˛ po jego powierz-
chni, poczuc´ dotyk gładkiego drewna. Chrissie pogładzi-
ła biurko i us´miechne˛ła sie˛ do siebie.

Nie znała sie˛ na meblach, ale to biureczko raczej nie

przedstawia soba˛ duz˙ej wartos´ci. Za dwa miesia˛ce be˛da˛
urodziny mamy. Kupi je od siebie i da mamie w prezen-
cie, postanowiła.

Us´miechała sie˛ jeszcze, mys´la˛c o przyjemnos´ci, jaka˛

zrobi mamie, kiedy Guy zastukał do drzwi.

background image

Pos´piesznie pobiegła, by mu otworzyc´. Zdumiała sie˛,

kiedy stana˛ł na progu. Był zachmurzony i zamiast, jak sie˛
spodziewała, wzia˛c´ ja˛ w ramiona, odsuna˛ł sie˛ nieco, jak-
by chca˛c zachowac´ dystans.

Przebiegły jej przez mys´l złowrogie słowa Natalie.

Zawahała sie˛. Na zewna˛trz było zimno, w domu tez˙ sie˛
ochłodziło. Drz˙a˛c z zimna, odwro´ciła sie˛, by wzia˛c´
płaszcz. Kiedy wro´ciła z holu, Guy stał z oczami wbitymi
w otwarte drzwi frontowego saloniku. Zamarła, widza˛c
jego mine˛.

– Czy... czy cos´ sie˛ stało? – zapytała z niepokojem.
– Co tu robi to biurko? – odezwał sie˛ ostro.
Znieruchomiała, słysza˛c jego oskarz˙ycielski ton. Ser-

ce niemal stane˛ło jej w miejscu.

– Czekam, by zostało wycenione. Nalez˙ało do...

– Urwała, zagryzła usta.

Guy przygla˛dał sie˛ jej z dziwnym wyrazem twarzy.
– No dalej – zache˛cił ja˛ z obłudna˛ uprzejmos´cia˛.

– A moz˙e ja za ciebie dokon´cze˛? Nalez˙ało do Charliego
Platta, powszechnie znanego łajdaka i w dodatku zło-
dzieja. I choc´by nie wiem jak wysilac´ wyobraz´nie˛, to
w z˙aden sposo´b nie da sie˛ uwierzyc´, z˙e był włas´cicielem
akurat tego biurka.

Pobladła, słysza˛c ws´ciekłos´c´ wibruja˛ca˛ w jego głosie.

Od samego pocza˛tku wiedziała, z˙e nie darzył sympatia˛
jej wujka. Czuła to, choc´ włas´ciwie sam wiele nie mo´wił
na jego temat. Ska˛d wzie˛ło sie˛ w nim tyle złos´ci
i goryczy, jakich wcale sie˛ po nim nie spodziewała?
Patrzyła na niego szeroko rozszerzonymi oczami, zdu-
miona i zaskoczona, zupełnie nie poznaja˛c w nim
czułego kochanka, jakim był ledwie pare˛ godzin temu.

– Ale ty z pewnos´cia˛ dobrze o tym wiesz, prawda,

background image

Chrissie? Dlatego tak starannie ukryłas´ przede mna˛
istnienie tego biurka... podobnie jak fakt, z˙e Charlie Platt
był twoim wujkiem.

– Nie! – wykrzykne˛ła.
– Nie?! Co znaczy nie?! – zawołał z ws´ciekłos´cia˛.

– Nie był twoim wujkiem?!

Zagryzła usta. Była w takim szoku, z˙e nie mogła

wydobyc´ z siebie głosu, nie mogła sie˛ bronic´. Wiedziała,
z˙e wczes´niej czy po´z´niej nadejdzie moment, kiedy
wreszcie be˛dzie musiała powiedziec´ mu, kim naprawde˛
jest. I niepotrzebnie sie˛ z tym ocia˛gała. Ale tez˙ nigdy nie
przypuszczała, z˙e Guy moz˙e to przyja˛c´ w taki sposo´b, z˙e
wywrze to na nim takie piorunuja˛ce wraz˙enie. Dlaczego
patrzy na nia˛ w taki sposo´b, z taka˛ przeraz˙aja˛ca˛ pogarda˛
i pote˛pieniem?

– Ja... miałam ci to powiedziec´... chciałam ci powie-

dziec´ – szepne˛ła. – Ale...

– Jasne, z˙e chciałas´ – przerwał jej z ironia˛ w głosie.
– Nie było kiedy... wszystko stało sie˛ tak szybko

– zacze˛ła ostroz˙nie, boja˛c sie˛, by niepotrzebnym słowem
nie zepsuc´ tego, co było mie˛dzy nimi, nie zniszczyc´;
sprawic´, by zdołał ja˛ zrozumiec´.

– No tak. Za szybko, bys´ zda˛z˙yła sie˛ tego pozbyc´, co?

To miałas´ na mys´li? – mrukna˛ł przez ze˛by, skinieniem
głowy wskazuja˛c na biurko. – Wiedziałem, z˙e Charlie
chwyta sie˛ ro´z˙nych sposobo´w, by zdobyc´ pienia˛dze na
alkohol, ale nie przypuszczałem, z˙e posuwa sie˛ do
sprzedawania kradzionych rzeczy...

– O czym ty mo´wisz? – wybuchne˛ła. – To biurko nie

jest ukradzione. Nalez˙ało do mojej prababci...

– To biurko – ucia˛ł Guy, starannie wymawiaja˛c kaz˙de

słowo – zostało skradzione niecałe dwa tygodnie temu

background image

z Queensmead. Znam je, nawet bez policyjnego opisu,
bo sam wyceniałem je na pros´be˛ Bena Crightona. To jest
kopia z francuskiego oryginału, wie˛c nie ma szczego´lnej
wartos´ci – podsumował chłodno. – Jako kopia jest
dziesie˛ciokrotnie mniej warte.

– Kłamiesz – os´wiadczyła z przekonaniem, czuja˛c, z˙e

wczes´niejszy le˛k i przeraz˙enie uste˛puja˛, a zamiast nich
wzbiera w niej złos´c´.

O co on chce ja˛ oskarz˙yc´? Co chce jej wmo´wic´?

Przeciez˙ mama jednoznacznie stwierdziła, z˙e to biurecz-
ko nalez˙ało do jej prababci, miała na to jej słowo. A jej
słowo jest dla niej najwaz˙niejsze, najbardziej sie˛ liczy.

– Ja kłamie˛? – zapytał, przymruz˙aja˛c oczy i zacis-

kaja˛c pie˛s´ci. Mimowolnie cofne˛ła sie˛ o krok. Poczuła, z˙e
policzki jej płona˛, bo widza˛c jej ruch, Guy wycedził
przez ze˛by: – Nie podnosze˛ re˛ki na kobiety. Nawet na
takie jak ty.

Na kobiety takie jak ty!
– Ciekawy jestem, ile jeszcze rzeczy tu pochował.

I co sie˛ z nimi stało. Wydaje mi sie˛, z˙e policja tez˙ be˛dzie
bardzo zainteresowana znalezieniem odpowiedzi na te
pytania.

Serce zabiło jej gwałtownie. Z trudem zapanowała

nad soba˛. Nie da sie˛ zastraszyc´. Bo niby dlaczego? Nie
zrobiła nic złego, podobnie jak wujek. To biurko od
pokolen´ było w ich rodzinie, a Guy musiał pomylic´ je
z innym. To jedyne wytłumaczenie.

W napie˛ciu mierzyli sie˛ wzrokiem, stoja˛c na wprost

siebie w wa˛skim holu. Chrissie nie mogła uwierzyc´, z˙e
jeszcze kilka godzin temu lez˙ała w jego ramionach,
słuchaja˛c zapewnien´ o dozgonnej miłos´ci, marza˛c
o wspo´lnej przyszłos´ci.

background image

Sama nie wiedziała, czy bardziej jej sie˛ chce s´miac´, czy

płakac´. Moz˙e jedno i drugie. Jak mogła byc´ taka głupia?
Dopiero teraz docierało do niej, z˙e nie powinna mu ufac´,
nie powinna okazywac´ mu tyle zaufania. Ilu innym
opowiadał te same bajki, ile innych oszukał w ten sam
sposo´b? Czy naprawde˛ przyszedł teraz, z˙eby sie˛ pokło´cic´,
os´wiadczyc´, z˙e to wszystko przez nia˛, z˙e to jej wina?

Miłos´c´! Przeciez˙ on nie ma poje˛cia, co to znaczy. Za

to ona... Tak, ona wie. I choc´ zranił ja˛ tak boles´nie, jest
gotowa mu darowac´. Niech tylko ja˛ przytuli, poprosi
o przebaczenie, wyzna, z˙e popełnił bła˛d. Niech powie, z˙e
zareagował tak gwałtownie, bo wiadomos´c´, z˙e jest
siostrzenica˛ Charliego, spadła na niego jak grom z jas-
nego nieba. Wszystko mu wybaczy. Ale rzut oka na twarz
Guya rozwiał jej nadzieje. Nie przeprosi jej. Wie˛c
dobrze, nie be˛dzie go błagac´. I nie pokaz˙e, jak bardzo
cierpi, jak rozpaczliwie pragnie go zatrzymac´. Wypros-
towała sie˛ dumnie.

– Mys´le˛, z˙e w tej sytuacji be˛dzie najlepiej, jak sta˛d

wyjdziesz – powiedziała cicho.

– Wiesz co? – Skrzywił sie˛ z sarkazmem. – Chyba

masz racje˛. O Boz˙e! – dodał, potrza˛saja˛c z niedowierza-
niem głowa˛ i kieruja˛c sie˛ do wyjs´cia. – Ale mnie
podeszłas´. Gdyby Jenny sie˛ przypadkiem nie wymkne˛ło,
z˙e jestes´ siostrzenica˛ Charliego...

– Sama bym ci o tym powiedziała – odrzekła z god-

nos´cia˛. – Nie zrobiłam tego tylko z tego powodu, z˙e nie
kryłes´ nastawienia, jakie do niego miałes´. To dlatego...

– Okłamałas´ mnie – przerwał jej lodowatym tonem.
– Tak samo jak ty mnie, kiedy cie˛ pytałam o Jenny

– zarzuciła mu zuchwale. – Dzisiaj po południu spot-
kałam twoja˛ siostre˛, była z kuzynka˛. Wygla˛da na to, z˙e

background image

nie jestes´ stały w uczuciach. Nie wystawiły ci najlepszej
opinii – us´miechne˛ła sie˛ z gorycza˛. – Szkoda, z˙e nie
wiedziałam o tym wczes´niej.

Po jego minie widziała, z˙e jest ws´ciekły. Odwaga ja˛

opus´ciła, ale z jakiej racji tylko on miał prawo ja˛
oskarz˙ac´?

To prawda, z˙e z´le zrobiła, nie mo´wia˛c mu o Charlesie,

ale przynajmniej nie ukrywała przed nim historii swoich
wczes´niejszych zwia˛zko´w z me˛z˙czyznami.

Nic dziwnego, z˙e jest takim doskonałym kochankiem,

pomys´lała zgryz´liwie, zbieraja˛c siły i mnoz˙a˛c argumen-
ty, by przekonac´ sama˛ siebie, z˙e da sobie rade˛ bez niego,
z˙e jakos´ to przez˙yje.

– Nie wiem, co słyszałas´ i od kogo – odezwał sie˛

spokojnie. I wcale mnie to nie obchodzi. A co do Jenny...
To wyła˛cznie moja sprawa, a ona nigdy nie odwzajem-
niała moich uczuc´. Zawsze była i jest wierna Jonowi.

– No tak, ty moz˙esz o tym cos´ wiedziec´ – rzuciła

zjadliwie, chca˛c mu dopiec.

– Och, ty je˛dzo! – parskna˛ł Guy.
Z całej siły pchna˛ł drzwi i znikna˛ł za progiem.

W tym domu juz˙ i tak jest wystarczaja˛co duz˙o wilgoci,

przemawiała sobie do rozsa˛dku, daremnie staraja˛c sie˛
powstrzymac´ płyna˛ce bez ustanku łzy. Mine˛ła juz˙ dobra
godzina, od chwili gdy Guy, trzasna˛wszy drzwiami,
wyszedł na dwo´r. Rozpacz, jaka ja˛ ogarne˛ła po jego
odejs´ciu, zdawała sie˛ nie miec´ dna. Musze˛ sie˛ wzia˛c´
w gars´c´, powtarzała, ale to nie skutkowało. Za kaz˙dym
razem, gdy juz˙ mys´lała, z˙e wreszcie sie˛ opanowała,
zdradzieckie, gora˛ce łzy znowu zaczynały cisna˛c´ sie˛ do
oczu, paliły pod powiekami.

background image

Aby zaja˛c´ czyms´ mys´li, postanowiła zabrac´ sie˛ za

sprza˛tanie. Moz˙e choc´ w ten sposo´b na chwile˛ przestanie
mys´lec´ o nieoczekiwanie utraconej miłos´ci, o tym, co tak
szybko i bez zapowiedzi sie˛ stało. Przez cały wieczo´r
pracowicie czys´ciła niewielka˛, urza˛dzona˛ w starym stylu
kuchnie˛, uparcie szoruja˛c kaz˙dy centymetr powierzchni.
Kiedy skon´czyła, dłonie piekły i bolały nie mniej niz˙
zranione serce.

Jak mogła byc´ taka głupia, tak dac´ sie˛ omotac´, zwies´c´

jego pie˛knym sło´wkom? Jak mogła choc´ przez chwile˛
wierzyc´ w jego zapewnienia o miłos´ci, łudzic´ sie˛, z˙e on
naprawde˛ ja˛ kocha?

Czy zupełnie straciła rozum, zdolnos´c´ logicznego

mys´lenia, krytycznej oceny jego intencji? Nie potrafiła
znalez´c´ z˙adnego racjonalnego wytłumaczenia tego, co
sie˛ stało. Po prostu z˙adnego.

To przeciez˙ jasne, z˙e on jej nigdy nie kochał. Bo i jak

mo´głby? Przede wszystkim wcale jej nie znał, od tego
trzeba zacza˛c´. Moz˙e po prostu skorzystał z nadarzaja˛cej
sie˛ okazji, posłuz˙ył sie˛ nia˛, by zapomniec´ o Jenny,
o swoim, jak sam powiedział, nie spełnionym i nie
maja˛cym nadziei na spełnienie uczuciu? To moz˙liwe,
przemkne˛ło jej przez mys´l. Poczuła sie˛ jeszcze gorzej.
Oczywis´cie, z˙e jej nie kochał. Tak samo jak ona nie
kochała jego. Wcale go nie kochała. Tylko dlaczego
w takim razie zachowuje sie˛ jak nieszcze˛s´liwa bohaterka
melodramatu, załamuja˛c re˛ce i wypłakuja˛c oczy? Powin-
na sie˛ cieszyc´, z˙e to sie˛ tak skon´czyło, z˙e odkrył przed nia˛
karty. Przeciez˙ im kro´cej to trwało, tym lepiej.

A te wszystkie wyssane z palca bzdury, kto´re jej

opowiadał, te plany wyjazdu do Amsterdamu po za-
re˛czynowy piers´cionek i s´lubne obra˛czki. Z

˙

e tez˙ w to

background image

uwierzyła! Tak, to naprawde˛ szcze˛s´cie, z˙e sie˛ juz˙ skon´-
czyło. Tak be˛dzie dla niej duz˙o, duz˙o lepiej.

Po wyjs´ciu od Chrissie nie ruszył prosto do domu. Nie

chciał tam is´c´. Jak ogłuszony bła˛kał sie˛ po ulicach,
pro´buja˛c znalez´c´ jakies´ wytłumaczenie tego, co sie˛ stało,
zrozumiec´ i nazwac´ emocje, jakie go ogarne˛ły. Po raz
pierwszy od czaso´w, gdy przestał byc´ chłopakiem,
dos´wiadczał tak porywczej, domagaja˛cej sie˛ natychmias-
towego spełnienia potrzeby wyładowania agresji, po-
czucia przemoz˙nej, gotuja˛cej sie˛ w nim ws´ciekłos´ci.
Czystej agresji samej w sobie, nie skierowanej przeciwko
konkretnej osobie. Najche˛tniej chciałby uderzyc´ w cos´
z całej siły, moz˙e wtedy choc´ troche˛ by sie˛ rozładował.

Szedł bez celu, zaprza˛tnie˛ty własnymi mys´lami, stara-

ja˛c sie˛ opanowac´ dre˛cza˛ce go uczucia. Spochmurniał,
gdy nieoczekiwanie spostrzegł, z˙e nogi zaniosły go pod
szkołe˛, do kto´rej chodził przed laty. To tutaj spotkał
Charliego Platta, tutaj przez˙ył pierwsze dziecinne le˛ki,
poznał smak uzalez˙nienia i szantaz˙u.

,,Chciałam ci powiedziec´!’’ – zaklinała sie˛ Chrissie,

kiedy rzucił jej w twarz swoje oskarz˙enia. Ale czy mo´gł
jej wierzyc´, czy mo´gł jej ufac´? Zwłaszcza po tym, jak
zobaczył to skradzione biurko? W dodatku z takim
przekonaniem twierdziła, z˙e to biurko od lat jest w ich
rodzinie. Ale ma tupet!

Przez mgnienie nawet był skłonny jej uwierzyc´. Było

cos´ takiego w jej oczach, co obudziło w nim wa˛tpliwos´ci,
juz˙ nawet sam zaczynał sie˛ zastanawiac´, czy moz˙e
jednak... ale wtedy cisne˛ła w niego ta˛ zjadliwa˛ uwaga˛ na
temat jego podejrzanej reputacji i dodała złos´liwy ko-
mentarz o Jenny Crighton.

background image

Zapatrzył sie˛ na pusty dziedziniec, jeszcze raz od-

twarzaja˛c w pamie˛ci kło´tnie˛ z Chrissie. Pamie˛tał kaz˙de
słowo, kaz˙da˛ chwile˛. Buzuja˛ca w nim złos´c´ juz˙ sie˛
rozwiała, odeszła. Nie było juz˙ w nim z˙adnego uczucia,
tylko przykra pustka, poczucie osamotnienia i straconych
złudzen´.

Powinien byc´ bardziej ostroz˙ny, bardziej przezorny.

Dlaczego nie posłuchał wewne˛trznego głosu, ostrzegaja˛-
cego, by uwaz˙ał, by... Ale teraz za po´z´no wylewac´ z˙ale,
to juz˙ niczego nie zmieni, nic nie pomoz˙e. Przez tyle lat
wydawało mu sie˛, z˙e kocha Jenny, z˙e to prawdziwe
uczucie. Nie powstało w nim od razu, dojrzewało powoli,
nabierało barw. Dopiero teraz zdał sobie sprawe˛, z˙e sie˛
mylił, z˙e to było jedynie przywia˛zanie, głe˛boka sym-
patia, wynikaja˛ca raczej z samotnos´ci, z potrzeby blis-
kiego kontaktu z drugim człowiekiem, była to przyjaz´n´
rozkwitaja˛ca w cieple wrodzonej serdecznos´ci Jenny.

Uczucie, jakie wzbudziła w nim Chrissie, było cał-

kowicie inne, zwalało z no´g, pochłaniało wszystko. Było
jak eksplozja, wszechogarniaja˛ce. I spadło na niego
nieoczekiwanie, bez z˙adnego ostrzegawczego znaku. Jak
piorun z jasnego nieba. W jednej chwili stał sie˛ innym
człowiekiem, co innego zacze˛ło byc´ dla niego waz˙ne,
czego innego pragna˛ł. Bywały chwile, z˙e ze zdumieniem
pytał samego siebie, co sie˛ z nim dzieje. Nie poznawał
sam siebie. Ta miłos´c´ była...

Była? Skrzywił sie˛ z gorzkim us´miechem. Odwro´cił

sie˛ i zacza˛ł is´c´ w strone˛ domu.

Kogo chciał oszukac´, samego siebie? Miłos´c´... Uczu-

cia, jakie miał dla Chrissie, nie da sie˛ tak po prostu
przekres´lic´, postanowic´, z˙e to juz˙ koniec, z˙e sprawa
skon´czona. Daremnie sie˛ łudzi, z˙e to sie˛ moz˙e udac´.

background image

I choc´ mu cie˛z˙ko na duszy, choc´ gardzi soba˛, to ta miłos´c´
jest silniejsza od niego.

Wszedł do domu i pierwsze kroki bezwiednie skie-

rował do kuchni. Prawie przygotowana wystawna ko-
lacja, kto´ra˛ zamierzał ugos´cic´ Chrissie, była jak nie-
wczesny z˙art. Z ponura˛ mina˛ zgarna˛ł talerze i wrzucił
je do kosza.

Butelka dobrego wina, kto´re miało us´wietnic´ wieczo´r,

stała na stole. Wzia˛ł ja˛w re˛ke˛, popatrzył na kosz i z z˙alem
spojrzał na wino. Nie, to juz˙ przesada. Taki wyja˛tkowy
rocznik. W dodatku była otwarta, przed wyjs´ciem wyja˛ł
korek, by szlachetny trunek nabrał aromatu. Sie˛gna˛ł po
kieliszek, nalał sobie troche˛.

Wino było doskonałe, lecz nawet ten wspaniały smak

i aksamitne ciepło rozchodza˛ce sie˛ po jego ciele, nie
łagodziło udre˛ki. Opro´z˙nił kieliszek, nalał naste˛pny.
Zawsze sie˛ szczycił, z˙e jest dobrym psychologiem, z˙e
potrafi włas´ciwie ocenic´ charakter innych. Ale dzisiejszy
wieczo´r dowio´dł, z˙e bardzo sie˛ mylił, z˙e był za bardzo
w sobie zadufany. Tak dał sie˛ nabrac´, tak go omotała...

Popatrzył na pusty kieliszek. Zmarszczył brwi, napeł-

nił go ponownie. Za po´z´no przeklinac´ los, kto´ry skrzyz˙o-
wał ich drogi, to juz˙ niczego nie zmieni. Powinien raczej
miec´ pretensje do siebie, do własnej głupoty. To jego
wina, z˙e tak dał sie˛ oszukac´, z˙e był taki naiwny.
Niewidza˛cym wzrokiem popatrzył na butelke˛. Juz˙ nie-
wiele w niej zostało. Włas´ciwie nie ma sensu zostawiac´
resztki na potem. Wzia˛ł butelke˛ i kieliszek i powoli
zacza˛ł wchodzic´ na schody.

S

´

niło mu sie˛, z˙e jest przy nim Chrissie. Przytulał ja˛ do

siebie, rozkoszował sie˛ znajomym ciepłem jej ciała.

background image

Naraz poczuł, z˙e zesztywniała w jego us´cisku. Popatrzył
nad jej ramieniem. Z oddali ktos´ sie˛ im przypatrywał.

– Dlaczego na niego patrzysz? – zapytał zazdros´nie,

z niesmakiem patrza˛c na porozumiewawczy us´mieszek
Charliego, kryja˛cego sie˛ w cieniu szkolnej bramy. – Prze-
ciez˙ wiesz, kto to jest, prawda?

– Musze˛ is´c´ do niego. – Wyrwała sie˛ z jego obje˛c´.
Charlie stał teraz tuz˙ obok, go´ruja˛c nad nim jak wtedy,

gdy był małym chłopcem. Patrza˛c na Guya ze złos´liwym
us´mieszkiem, uja˛ł Chrissie za ramie˛.

– Chyba nie sa˛dziłes´, z˙e jej chodzi o ciebie, co?

– zas´miał sie˛ wyzywaja˛co i oboje z Chrissie zacze˛li sie˛
oddalac´. Jeszcze brzmiał mu w uszach jego nieprzyjem-
ny s´miech, kiedy dobiegły go słowa skierowane do
dziewczyny: – Zobacz, co dla ciebie mam – oznajmił
Charlie i pokazał re˛ka˛ na biurko, kto´re nie wiadomo ska˛d
pojawiło sie˛ na chodniku.

– Nie dotykaj tego! – krzykna˛ł, z˙eby ja˛ powstrzymac´,

ale Chrissie tylko wybuchne˛ła s´miechem.

– A niby dlaczego? – odkrzykne˛ła. – Charlie mi je

dał!

– Nie! – zaoponował tak głos´no, z˙e ten okrzyk

wyrwał go ze snu.

Usiadł na ło´z˙ku i gwałtownie zamrugał powiekami,

pro´buja˛c przebic´ wzrokiem panuja˛ca˛w pokoju ciemnos´c´.
Z trudem dochodził do siebie. Wcia˛z˙ jeszcze był poruszo-
ny wydarzeniami, kto´re przed chwila˛ przez˙ywał we s´nie.

,,Nic dziwnego, z˙e Chrissie woli nie rozpowiadac´

woko´ł o swoich powia˛zaniach z Charlesem’’, przypo-
mniała mu sie˛ rzucona mimochodem niewinna uwaga
Jenny.

,,To biurko nie zostało nikomu ukradzione. Nalez˙ało

background image

jeszcze do mojej prababci’’ – z przekonaniem zapewniała
go Chrissie.

,,Policja ma podstawy podejrzewac´, z˙e ws´ro´d tych

włamywaczy jest jakas´ kobieta’’ – poinformowała go
Jenny.

Je˛kna˛ł cie˛z˙ko i przewro´cił sie˛ na brzuch. Z całej siły

uderzył pie˛s´cia˛ w poduszke˛. Chrissie z cała˛ pewnos´cia˛
nie jest zamieszana w przeste˛pcza˛ działalnos´c´, nie moz˙e
miec´ nic wspo´lnego z tym włamaniem do Queensmead.
Co do tego ma niezbita˛ pewnos´c´. Ale przeciez˙ nie dalej
jak dwadzies´cia cztery godziny temu dałby głowe˛, z˙e ta
dziewczyna nie jest w stanie nikogo oszukac´ czy okła-
mac´. Tak przeciez˙ było.

Rozbudził sie˛ całkowicie. Połoz˙ył sie˛ na plecach i wbił

oczy w sufit. I choc´ teraz doszło tyle nowych rzeczy, fakto´w,
kto´rych istnienia nawet nie przypuszczał, to paradoksalnie
nie tylko ciałem, ale cała˛ dusza˛ wyrywał sie˛ ku niej.

Jeszcze nigdy nie te˛sknił tak mocno za z˙adna˛ kobieta˛,

z˙adnej nie brakowało mu tak rozpaczliwie. Nigdy. Nawet
Jenny. To tylko potwierdzało mys´l, kto´ra˛ juz˙ wczes´niej
sobie us´wiadamiał, a z kto´ra˛ nie chciał sie˛ pogodzic´:
Chrissie była ta˛ jedna˛ jedyna˛, tylko ja˛ mo´gł pokochac´.
Niestety, na tym sie˛ kon´czyło. Nie miał juz˙ złudzen´, z˙e
i ona czuje tak samo. Jego nadzieje rozwiały sie˛ jak dym.

Jedno tylko nie dawało mu spokoju. Dlaczego w ogo´le

przystała na ich znajomos´c´, jakie motywy nia˛ kierowały,
z˙e zgodziła sie˛ na zwia˛zek z nim? Bała sie˛ nudy? Czy
moz˙e uznała to za dobry sposo´b na uprzyjemnienie
pobytu w Haslewich?

Chociaz˙ z drugiej strony był s´wie˛cie przekonany, z˙e to

ledwie zauwaz˙alne wahanie i jej brak dos´wiadczenia nie
były gra˛, z˙e rzeczywis´cie była z nim całkowicie szczera.

background image

Na pewno nie nalez˙ała do dziewczyn, dla kto´rych seks
jest jedynie zabawa˛, niczym wie˛cej.

Od wypitego wina bolała głowa, udre˛czona dusza

i zbolałe ciało nie dawały chwili wytchnienia.

Zamkna˛ł oczy, pro´buja˛c wzia˛c´ sie˛ w gars´c´. Jestes´

dorosłym człowiekiem, pouczał siebie w duchu, opamie˛-
taj sie˛. Masz inne rzeczy na głowie, sprawy do załat-
wienia. I chyba nie chcesz, by całe miasto huczało od
plotek, a ludzie nabijali sie˛ z ciebie, z˙e dałes´ sie˛ tak
wrobic´.

Odkładał słuchawke˛, gdy usłyszał dzwonek do drzwi.

Od razu po przebudzeniu wzia˛ł paracetamol, ale bo´l
nadal rozsadzał mu głowe˛. Nieoczekiwany dz´wie˛k spra-
wił, z˙e serce zabiło mu mocniej. Pos´piesznie podszedł do
drzwi. Oczywis´cie, powinien sie˛ tego spodziewac´. To nie
była Chrissie. Zreszta˛, na co liczył? Przeciez˙ mie˛dzy nimi
wszystko skon´czone i jes´li ma choc´ odrobine˛ oleju
w głowie, to powinien dzie˛kowac´ Bogu, z˙e tak sie˛ stało,
nim jeszcze bardziej sie˛ os´mieszył.

– Guy, dobrze sie˛ czujesz? – z niepokojem odezwała

sie˛ Jenny, gdy machna˛ł jej re˛ka˛ na powitanie. – Wy-
gla˛dasz nieszczego´lnie.

Blask słon´ca był nie do zniesienia. Zmruz˙ył oczy. Jego

mina powinna wystarczyc´ za odpowiedz´.

– Przyjechałam, bo mamy niespodziewany problem

z jednym z dostawco´w – wyjas´niła Jenny, poda˛z˙aja˛c za
nim do kuchni. – Ale czy ci przypadkiem nie prze-
szkadzam? Jeszcze jest wczes´nie. Czy Chrissie...?

– Nie ma jej tutaj – powiedział kro´tko i dodał, nie

odwracaja˛c sie˛ do niej i nie patrza˛c na nia˛: – Mie˛dzy nami
wszystko skon´czone.

background image

– Guy... – W jej głosie zabrzmiało zdumienie. – Daj

spoko´j, kaz˙demu zdarzaja˛ sie˛ kło´tnie – dopowiedziała,
chca˛c podtrzymac´ go na duchu. – Kto sie˛ lubi, ten sie˛
czubi, znasz to powiedzenie. Zobaczysz, jeszcze...

– Nie, Jenny – powiedział ponuro. Odwro´cił sie˛. – To

nie to, co mys´lisz. Dopo´ki wczoraj przypadkiem nie
usłyszałem tego od ciebie, nie miałem poje˛cia, z˙e Chrissie
jest powia˛zana z Charlesem Plattem. Z tego, co mo´wiła,
wynikało, z˙e tylko wyste˛puje w imieniu jego rodziny.

Jenny spochmurniała.
– Guy, tak mi przykro. Niepotrzebnie mi sie˛ to wyrwało.

Ale nie mys´lałam... po prostu byłam przekonana, z˙e wiesz.

– Nie wiedziałem – powiedział z gorycza˛. – Okłama-

ła mnie! – wybuchna˛ł i zacza˛ł nerwowo przemierzac´
poko´j. – I w dodatku...

– Guy, rozumiem, z˙e to cie˛ poruszyło, z˙e poczułes´ sie˛

dotknie˛ty – zacze˛ła łagodnie. – Wiem, z˙e nigdy nie
przepadałes´ za Charlesem i raczej go unikałes´, ale czy nie
przyszło ci do głowy, z˙e moz˙e włas´nie z tego powodu
Chrissie wolała nie wyjawiac´ ci prawdy... z˙e miała opory
i dlatego nie mogła sie˛ na to zdobyc´? – zapytała
w zamys´leniu.

Guy w milczeniu zapatrzył sie˛ w okno. Ciekawe, czy

Jenny starałaby sie˛ usprawiedliwiac´ dziewczyne˛, gdyby
wiedziała o biurku? Bardzo w to wa˛tpił.

– Nie chodzi tylko o to, z˙e zataiła przede mna˛ prawde˛

o swoim pokrewien´stwie z Charlesem – odparł z przymu-
sem. – Jest jeszcze cos´...

Umilkł, a zaintrygowana Jenny popatrzyła na niego

pytaja˛co.

– W mieszkaniu Charliego zobaczyłem biurko skra-

dzione Benowi – oznajmił i dodał szorstko: – Jen, widziałem

background image

je na własne oczy. I zapewniam cie˛, z˙e nie ma mowy
o z˙adnej pomyłce. Nie tak dawno temu ogla˛dałem je bardzo
dokładnie, bo Ben chciał je wycenic´. Powiedziałem jej to
wszystko, ale ona upiera sie˛, z˙e to niemoz˙liwe. Twierdzi, z˙e
to biurko od lat nalez˙y do jej rodziny. A przeciez˙ nie jest az˙
tak naiwna, by sa˛dzic´, z˙e Charlie mo´gł miec´ taka˛rzecz. Nie
wmo´wisz mi, z˙e tego nie wie. Wystarczy popatrzec´ na to
barachło, jakie po nim pozostało. Zreszta˛...

– Moz˙e Chrissie naprawde˛ wierzy, z˙e to było jego

biurko – bez przekonania podsune˛ła Jenny.

– Dobre sobie! Niby czemu miałaby w to wierzyc´?

Przeciez˙ powiedziałem jej, z˙e to absolutnie niemoz˙liwe!
Powtarzałem jej to w ko´łko. Dobrze wiem, do kogo
nalez˙ało biurko.

– Bardzo mi ciebie szkoda, Guy. – Popatrzyła na

niego wspo´łczuja˛co. – Juz˙ sama nie wiem, co powie-
dziec´. Chrissie wydała mi sie˛ taka˛ miła˛ i otwarta˛ osoba˛.
Bardzo do siebie pasowalis´cie. A moz˙e... gdybys´ spro´bo-
wał jeszcze raz z nia˛ pomo´wic´...

– Po co? – prychna˛ł. – Z

˙

eby zno´w usłyszec´ kolejne

kłamstwa? – Pokre˛cił głowa˛. – Zreszta˛, juz˙ za po´z´no.
Zadzwoniłem na policje˛ i powiedziałem im o biurku.
Musiałem to zrobic´, Jenny – powiedział cicho, gdy Jenny
milczała. – Przeciez˙ wiesz.

– Tak, wiem – przyznała ze smutkiem.
– Maja˛ oddzwonic´ za po´ł godziny. Prosili, z˙ebym

pojechał z nimi zidentyfikowac´ biurko.

– Bardzo mi przykro, Guy – powto´rzyła Jenny.
– Mnie jeszcze bardziej – mrukna˛ł.
Wro´cili do spraw zwia˛zanych z organizacja˛ targu,

a kiedy skon´czyli, Jenny zacze˛ła zbierac´ sie˛ do odejs´cia.

– Jen, chciałbym cie˛ prosic´, z˙ebys´cie z Jonem

background image

zachowali dla siebie to, co ci powiedziałem na temat
biurka – poprosił, z˙egnaja˛c sie˛ z nia˛. – Przynajmniej na
razie.

– Alez˙ oczywis´cie, nie ma sprawy – zapewniła.
– To i tak lada moment wyjdzie na jaw. Wszyscy sie˛

dowiedza˛, jak dałem sie˛ wpus´cic´ w maliny. Juz˙ widze˛
miny mojej rodzinki.

– Zawsze jest szansa, z˙e istnieje jakies´ racjonalne

wytłumaczenie – pro´bowała dodac´ mu otuchy, ale Guy
tylko zas´miał sie˛ gorzko.

– Dzie˛ki, Jen. To miło z twojej strony, ale oboje

wiemy, z˙e prawda jest inna. Absolutnie wykluczone,
z˙eby biurko mogło nalez˙ec´ do rodziny Platto´w. To
unikatowy mebel. Zostało wykonane na zamo´wienie
i choc´ nie chciałbym byc´ niedelikatny, to jednak jakos´
trudno mi uwierzyc´, by drobny farmer, jakim był pradzia-
dek Chrissie, mo´gł pozwolic´ sobie na taka˛ ekstrawagan-
cje˛. I z˙e w ogo´le miał potrzebe˛ posiadania takiego mebla.
Zgodnie z tym, co opowiada Ben, to biurko zostało
wykonane tylko dlatego, z˙e jego ojciec czuł sie˛ oszukany
przy podziale spadku. Rodzina z Chester nie chciała
oddac´ mu oryginalnego biurka, choc´ matka obiecała mu
je na łoz˙u s´mierci.

– Mhm... Ben czasem nie mo´wi całej prawdy, kiedy

jest dla niego niewygodna – skrzywiła sie˛ Jenny. – Zresz-
ta˛ z tego, co wiem, nigdy nie było powiedziane, z˙e biurko
ma przypas´c´ jego ojcu. Dwa identyczne biureczka zo-
stały zamo´wione we Francji dla sio´str bliz´niaczek z Che-
ster. Ojciec Bena obstalował sobie kopie˛. Zreszta˛ bar-
dziej po to, by utrzec´ nosa kuzynom z Chester niz˙
dlatego, z˙e według prawa biurko powinno dostac´ sie˛
jemu.

background image

– Mo´wisz, z˙e były dwa oryginalne biurka? Ciekawe,

co sie˛ z nimi stało?

– Jedno ma Laurence, drugie Henry. Rzeczywis´cie sa˛

przepie˛kne. O niebo ładniejsze od biurka Bena, choc´
oczywis´cie nikt nigdy by sie˛ nie os´mielił mu tego
powiedziec´. – Zas´miała sie˛. – Znasz historie˛ tej odwiecz-
nej rywalizacji Bena z rodzina˛ z Chester. Ben jest s´wie˛cie
przekonany, z˙e jego ojciec był chodza˛cym ideałem.
A Ruth wcale nie ukrywa, z˙e ich ojciec był wyja˛tkowo
apodyktycznym i przekonanym o własnej nieomylnos´ci
człowiekiem. Ben widzi przeszłos´c´ zupełnie inaczej,
patrzy na ojca przez ro´z˙owe okulary... Guy, daj Chrissie
jeszcze jedna˛ szanse˛ – powiedziała na poz˙egnanie i le-
ciutko dotkne˛ła jego ramienia.

– Juz˙ za po´z´no. Za duz˙o zostało powiedziane. Zreszta˛

wa˛tpie˛, czy ona by tego chciała. Alez˙ okazałem sie˛
beznadziejnym głupcem. – Z ironia˛ pokiwał głowa˛.

Chrissie wprawdzie nie wypiła przed snem butelki

wina, ale spała nie lepiej niz˙ Guy. I z tych samych po-
wodo´w.

Za po´z´no było z˙ałowac´, z˙e od samego pocza˛tku nie

powiedziała mu o swoich koneksjach z Charlesem.
Przynajmniej w ogo´le by sobie nia˛ nie zawracał głowy,
od razu by ja˛ skres´lił, nie czekaja˛c, az˙ zakocha sie˛ w nim
bez pamie˛ci.

Bo gdyby naprawde˛ ja˛ kochał, to przeciez˙ dałby jej

szanse˛ obrony, pozwolił jej cos´ powiedziec´, chciałby
tych wyjas´nien´. Ale tak sie˛ nie stało. Zupełnie, jakby
szukał pretekstu i skorzystał z pierwszej okazji, by
zerwac´ ich znajomos´c´. A moz˙e, jak uprzedzała Natalie,
juz˙ mu przeszło, juz˙ sie˛ odkochał?

background image

I te jego uwagi, te oskarz˙enia na temat biurka...
Wzdrygne˛ła sie˛, słysza˛c pukanie do drzwi. Przepełniła

ja˛ gwałtowna, nierozumna nadzieja. Tym wie˛kszym
zaskoczeniem był widok policyjnego radiowozu par-
kuja˛cego przed domem i stoja˛cego na progu policjanta.
Patrzył na nia˛ surowo. Tuz˙ obok niego, z ponura˛ mina˛,
stał Guy.

– Pani Oldham? – zapytał policjant, a kiedy skine˛ła

głowa˛, wszedł do s´rodka. – Podobno znajduje sie˛ tu
biurko, co do kto´rego istnieja˛ uzasadnione podejrzenia,
z˙e pochodzi z kradziez˙y.

– Z kradziez˙y? – Posłała ws´ciekłe spojrzenie Guyowi,

kto´ry wkroczył za policjantem do holu. – Owszem, jest
tutaj biurko – powiedziała z godnos´cia˛, staraja˛c sie˛ za
wszelka˛cene˛ zachowac´ spoko´j. – Ale to biurko nie zostało
nikomu ukradzione. Nalez˙ało jeszcze do mojej prababci.

– Rozumiem. Czy ma pani na to jakis´ dowo´d? – nie

zraz˙ał sie˛ policjant.

Jasne, z˙e nie miała na to z˙adnego dowodu, jedynie

słowa mamy, pamie˛taja˛cej ten mebel z dziecin´stwa i jej
pewnos´c´, z˙e Charlie, jej brat, po s´mierci ich matki
zagarna˛ł to biurko dla siebie.

Nie chciała, by Guy słyszał jej odpowiedz´. Nie musi

wiedziec´, z˙e nie ma z˙adnego dowodu, z˙e biurko jest ich
własnos´cia˛. Odwro´ciła sie˛ do niego tyłem.

– Niestety, raczej nie – odparła, zniz˙aja˛c głos. – Pole-

gam jedynie na opisie mojej mamy i jej przekonaniu, z˙e
to jest włas´nie to biurko, kto´re zawsze u nas było.

– Rozumiem. W jaki sposo´b moglibys´my sie˛ skon-

taktowac´ z pani mama˛?

Chrissie zagryzła usta.
– Obawiam sie˛, z˙e w tej chwili to nie jest moz˙liwe.

background image

Rodzice sa˛ słuz˙bowo za granica˛. Dlatego ja tu przyjecha-
łam. Akurat tak sie˛ złoz˙yło, z˙e oni nie mogli.

– Czyli w tym momencie nie moz˙emy uzyskac´

potwierdzenia, z˙e biurko jest własnos´cia˛ rodziny?

– Niestety, tak sie˛ niefortunnie składa – odparła,

staraja˛c sie˛, by zabrzmiało to lekko. Czuła na sobie
skupiony wzrok Guya, ale za nic sie˛ teraz nie odwro´ci, by
zobaczył rozpacz maluja˛ca˛ sie˛ w jej oczach. Nie da mu tej
satysfakcji.

– A pani mama... rodzice... Kiedy be˛dzie moz˙na sie˛

z nimi skontaktowac´?

Zno´w zagryzła usta.
– Mys´le˛, z˙e niepre˛dko.
– A pan, panie Cooke, jest pan przes´wiadczony, z˙e to

biurko nalez˙y do pana Bena Crightona?

– Jestem o tym przekonany – odrzekł stanowczo.

– Sam je wyceniałem, nie dalej jak kilka miesie˛cy temu.
Jak wiadomo, na lis´cie rzeczy skradzionych z Queens-
mead jest ro´wniez˙ to biurko.

Patrzyli na nia˛ w taki sposo´b, z˙e poczuła sie˛ nie tylko

nieswojo, ale dokładnie tak, jakby była winna. A przeciez˙
nie było z˙adnego powodu. W najgorszym przypadku,
choc´ to była najbardziej nieprawdopodobna moz˙liwos´c´,
mama sie˛ pomyliła i to nie było biurko, kto´re pamie˛tała,
choc´ słysza˛c opis co´rki, była o tym w stu procentach
przekonana.

– Moja mama zna to biurko od dziecka. – Głos jej

drz˙ał. – Ale jes´li... jes´li zaszła jakas´ pomyłka...

– Pomyłka? – przerwał jej Guy.
Posłała mu spojrzenie pełne pogardy.
– Pomyłka – potwierdziła dobitnie. – Jes´li tak sie˛

stało, moja mama pierwsza ja˛ sprostuje – wycedziła.

background image

– A na razie to wszystko, co moge˛ powiedziec´... – Urwa-
ła, nieoczekiwanie us´wiadamiaja˛c sobie, z˙e ma oczy
pełne łez. Zamrugała pos´piesznie. Tego tylko brakuje, by
teraz zacze˛ła płakac´. Musi sie˛ trzymac´. Nie pokaz˙e mu,
jak boles´nie ja˛ zranił, jak bardzo ja˛ zawio´dł.

– No co´z˙, w takim razie chyba najlepszym roz-

wia˛zaniem be˛dzie zdeponowanie tego biurka u nas, po´ki
definitywnie nie wyjas´ni sie˛, kto jest jego prawowitym
włas´cicielem – dyplomatycznie zdecydował oficer.

Chrissie spro´bowała us´miechna˛c´ sie˛, przyje˛ła te˛ decy-

zje˛ z ulga˛. Policjant podzie˛kował za wyjas´nienia i zacza˛ł
sie˛ zbierac´ do odejs´cia. Poczuła ucisk w z˙oła˛dku, gdy
zorientowała sie˛, z˙e Guy celowo opo´z´nia swoje wyjs´cie.
Wcale nie zamierzał odejs´c´.

– Musiałem zawiadomic´ policje˛ – powiedział cicho,

gdy zostali sami.

– Tak, pewnie tak – potwierdziła beznamie˛tnym

tonem. I naraz cos´ w niej pe˛kło. – Wiem, co sobie
mys´lisz! – wybuchne˛ła. – Uwaz˙asz, z˙e kłamie˛. Ale to
nieprawda! Nie kłamie˛. Ani moja mama. To biurko
zawsze było w naszej rodzinie!

– Jeszcze dziesie˛c´ minut temu nie byłas´ tego taka

pewna – przypomniał jej zgryz´liwie.

– Moja mama nigdy nie kłamie – powiedziała z god-

nos´cia˛. Pod jego pogardliwym spojrzeniem zapiekły ja˛
policzki. – Nigdy – powto´rzyła z˙arliwie. – Ona nie jest...

– Nie jest jaka? – rzucił prowokacyjnie. – Taka jak

ty?

Miała juz˙ tego dos´c´. Nie zastanawiaja˛c sie˛ ani chwili,

rzuciła sie˛ w jego strone˛, ale Guy musiał wyczuc´ jej
zamiary, bo błyskawicznie pochwycił jej re˛ke˛. Przycisna˛ł
ja˛ mocno do s´ciany.

background image

– Na Boga, ty naprawde˛ jestes´ nieobliczalna!

– wykrzykna˛ł bez tchu. – Wujek Charlie byłby z cie-
bie dumny. Dlaczego mi o nim nie powiedziałas´,
Chrissie?

Przez mgnienie sa˛dziła, z˙e rzeczywis´cie chciał sie˛

tego dowiedziec´, ale w pore˛ zdała sobie sprawe˛ z własnej
głupoty.

– Gdybym ci powiedziała, nic bys´ nie zrozumiał

– odparła dumnie.

– Chyba masz racje˛, z˙e bym nie zrozumiał – od-

parował zjadliwie. – Ale rozumiem cos´ innego...

Nim zdołała go powstrzymac´, pchna˛ł ja˛ na s´ciane˛ i nie

wypuszczaja˛c jej ra˛k, przywarł ustami do jej warg. Dziki,
gwałtowny pocałunek był jak szaleja˛cy ogien´. A mimo
to, choc´ zdawało sie˛ to nieprawdopodobne, rozniecił
w niej z˙ar, obudził pragnienie. Nie pro´bowała sie˛ bronic´,
nie zrobiła najmniejszego ruchu. I co sie˛ stało z jej duma˛,
gdzie sie˛ podziała jej godnos´c´, jej instynkt samoza-
chowawczy?

– Nienawidze˛ cie˛! – nieszczerze cisne˛ła mu w twarz.

– Nienawidze˛ i nie chce˛ cie˛ wie˛cej widziec´! Nigdy!
Rozumiesz? – Ale juz˙ było za po´z´no. Guy juz˙ znikna˛ł za
progiem, a huk zatrzas´nie˛tych drzwi zagłuszył jej słowa
protestu, jedynego, na jaki sie˛ zdobyła.

Jak błe˛dny przemierzał ulice. Nie mo´gł uwierzyc´, z˙e

to zrobił, z˙e zachował sie˛ w taki sposo´b, z˙e w ogo´le był do
tego zdolny. Jeszcze nigdy w stosunku do kobiety nie
zareagował taka˛ agresja˛, nigdy nawet nie wyobraz˙ał
sobie, z˙e mo´głby tego chciec´. Nie mo´wia˛c juz˙ o tym, z˙e
nigdy nie przypuszczał, iz˙ kiedykolwiek przyjdzie mu
w taki sposo´b maskowac´ własne uczucia... z˙e, by ukryc´

background image

spalaja˛ce go pragnienie, posunie sie˛ do zachowan´, jakie
zawsze budziły w nim pote˛pienie i niesmak.

Chciał ja˛całowac´... i nie tylko całowac´, us´wiadomił to

sobie ze zgroza˛. I nadal tego pragna˛ł. Boz˙e, kiedy to sie˛
wreszcie skon´czy? Kiedy sie˛ skon´czy?!

background image

ROZDZIAŁ SIO

´

DMY

– Chrissie...
Z desperacja˛ us´wiadomiła sobie, z˙e nie jest w stanie

powstrzymac´ cisna˛cych sie˛ do oczu łez. Z

˙

yczliwy niepo-

ko´j słyszalny w głosie Jona sprawił, z˙e juz˙ nie mogła dłuz˙ej
nad soba˛ panowac´. Gora˛ce łzy popłyne˛ły po policzkach.

Od zerwania z Guyem mine˛ło juz˙ kilka tygodni. Przez

cały ten czas pocieszała sie˛ mys´la˛, z˙e najgorsze jest za
nia˛, z˙e juz˙ nic bardziej okropnego nie moz˙e sie˛ zdarzyc´
i teraz moz˙e juz˙ byc´ tylko lepiej. To była jedyna nadzieja,
jaka trzymała ja˛ przy z˙yciu. Ale czas mijał i wcale nie
było jej lz˙ej. Czuła sie˛ fatalnie.

Juz˙ od dobrych paru minut była w gabinecie Jona, ale

wcia˛z˙ nie mogła sie˛ skupic´ na tym, co do niej mo´wił na
temat zadawnionych długo´w Charliego. Zbyt wiele
spraw na nia˛ spadło, nie mogła zapanowac´ nad wszyst-
kim. Uporza˛dkowanie spraw po wujku, wyszukanie
innego rzeczoznawcy, by wycenic´ pozostałe po Charlesie
przedmioty, przebrnie˛cie przez dokumenty zabrało zna-
cznie wie˛cej czasu, niz˙ przypuszczała i ona, i rodzice.

background image

– Przepraszam – wydusiła przez łzy, z wdzie˛cznos´cia˛

przyjmuja˛c podsunie˛te jej przez Jona pudełko chus-
teczek. – Po prostu...

Jon, kto´ry znał cała˛ historie˛ od Jenny, nic nie powie-

dział. Nie potrafił uwierzyc´, by Chrissie mogła miec´ cos´
wspo´lnego z włamaniem do Queensmead.

– Zapewne orientuje sie˛ pan, z˙e policja nadal prowa-

dzi s´ledztwo? – Wreszcie udało sie˛ jej opanowac´.
– Przyszło mi do głowy, z˙e mogłabym pojechac´ do domu
i przejrzec´ rodzinne albumy. Moz˙e na jakims´ zdje˛ciu
byłoby to biurko – wyznała i us´miechne˛ła sie˛ gorzko.
– Moja mama nie miała z˙adnych wa˛tpliwos´ci, gdy jej
opisałam, jak ono wygla˛da – powiedziała z˙arliwie.
– Mo´wiła, z˙e babcia była do niego bardzo przywia˛zana
i strzegła go jak oka w głowie. Pamie˛ta nawet, jak zawsze
osobis´cie je polerowała. Kiedys´ nawet przypadkiem
zobaczyła, z˙e babcia płacze, siedza˛c włas´nie przy tym
biureczku, choc´ na widok co´rki zacze˛ła udawac´, z˙e nic
sie˛ nie stało.

– A gdyby wro´ciła pani do domu? – łagodnie zasuge-

rował Jon. – Mo´głbym przesyłac´ pani faksem wszystkie
informacje...

– Nie – przerwała i stanowczo potrza˛sne˛ła głowa˛.

– Gdybym teraz wyjechała, ludzie mogliby pomys´lec´...
Nie chce˛, by uznano to za cos´ w rodzaju ucieczki
– dokon´czyła pos´piesznie.

Jon us´miechna˛ł sie˛ ze zrozumieniem.
– No tak – powiedział tylko.
Po wyjs´ciu od Jona poczuła sie˛ fatalnie. Dzis´ rano

zno´w nie zjadła s´niadania, tak jak przez ostatnie trzy dni.
Powinna byc´ głodna, ale na sama˛ mys´l o jedzeniu robiło
sie˛ jej niedobrze. Kre˛ciło sie˛ jej w głowie, czuła sie˛ jakos´

background image

dziwnie. Postanowiła is´c´ skro´tem koło starego kos´cioła.
Zawroty głowy nie uste˛powały. W pewnej chwili musiała
chwycic´ sie˛ ogrodzenia oddzielaja˛cego kos´cielny dzie-
dziniec od mieszcza˛cego sie˛ obok cmentarza.

Nic podobnego wczes´niej sie˛ jej nie zdarzało. Po-

stanowiła przeczekac´, az˙ poczuje sie˛ lepiej. Bała sie˛
ryzykowac´. Do domu Charliego był spory kawałek.

Potrza˛sne˛ła głowa˛, pro´buja˛c wzia˛c´ sie˛ w gars´c´. Działo

sie˛ z nia˛ cos´ niedobrego. Nie mogła nawet mys´lec´.
Dopiero po dłuz˙szej chwili uprzytomniła sobie, z˙e tuz˙
przed nia˛ rozcia˛ga sie˛ rza˛d eleganckich domo´w, mie˛dzy
kto´rymi stał ro´wniez˙ dom Guya. Nie była w stanie zrobic´
choc´by kroku. Z kaz˙da˛ chwila˛ słabła. Pod powiekami
poczuła gora˛ce łzy. Nie mogła juz˙ dłuz˙ej walczyc´.

Ruth była zła na siebie, z˙e w ostatniej chwili dała sie˛

ponies´c´ emocjom i wyrzutom sumienia, i zamiast jechac´
z Grantem do Stano´w, zdecydowała sie˛ pozostac´ w Ang-
lii. Włamanie do Queensmead fatalnie wpłyne˛ło na Bena,
zupełnie sie˛ załamał. Miała nadzieje˛, z˙e jej obecnos´c´
doda mu otuchy, pomoz˙e przebrna˛c´ najgorszy okres.
Grant nie mo´gł przesuna˛c´ wyjazdu, jechał w interesach
i juz˙ wczes´niej miał zaplanowane spotkania i rozmowy.

– Wiem, z˙e Ben bywa okropnie me˛cza˛cy i uparty jak

osioł – tłumaczyła sie˛, rozdarta mie˛dzy che˛cia˛ towarzy-
szenia me˛z˙owi, a poczuciem winy, z˙e zostawia brata
w potrzebie.

Ws´lizgne˛ła sie˛ do ło´z˙ka, przytuliła do Granta. Jeszcze

nie tak dawno nawet nie marzyła, z˙e kiedykolwiek go
spotka, z˙e jeszcze be˛da˛razem. I choc´ mieli za soba˛ kawał
z˙ycia, to dawne uczucia nie przygasły, zno´w czuła sie˛
przy nim jak tamta dziewczyna sprzed lat, przez˙ywaja˛ca

background image

swoja˛ pierwsza˛ miłos´c´. Domys´lała sie˛, z˙e niekto´rzy
z pewnos´cia˛ nie pochwalaja˛ jej wyboru, z˙e bija˛ce od nich
szcze˛s´cie moz˙e wzbudzac´ mieszane uczucia i wywoły-
wac´ ro´z˙ne, nie zawsze przychylne reakcje. Przez tyle lat
w s´wiadomos´ci mieszkan´co´w Haslewich utrwaliła sie˛
jako nobliwa i stateczna pani. Poza tym w jej wieku... Ale
Grant nawet nie chciał słuchac´ jej wa˛tpliwos´ci, natych-
miast zbywał je s´miechem, z przekonaniem zapewniaja˛c,
z˙e tak włas´nie powinno byc´.

– Ale Ben jest moim bratem. – Pokiwała głowa˛,

cofaja˛c sie˛ lekko przed pocałunkiem Granta. – I wiesz
co? – dodała. – Martwie˛ sie˛ o niego. Od czasu tego
włamania bardzo sie˛ zmienił, znacznie sie˛ postarzał.
Mys´le˛, z˙e czuje sie˛ zagroz˙ony, brak mu poczucia bez-
pieczen´stwa. A jeszcze czeka go ta operacja... Powiedz,
bardzo ci be˛dzie przykro, jes´li tym razem z toba˛ nie
pojade˛?

– Oczywis´cie, z˙e tak – odrzekł z powaga˛. – I oczywis´-

cie rozumiem – dokon´czył z us´miechem.

Jej tez˙ nie było lekko sie˛ zdecydowac´, ale zrobiła to

dla brata. Teraz pluła sobie w brode˛, bo Ben zno´w miał
swoja˛ chandre˛ i nie chciał nikogo widziec´. Ro´wnie
dobrze mogła jechac´ z Grantem, niepotrzebnie została.
Schła z te˛sknoty, a Grant miał wro´cic´ dopiero w przy-
szłym tygodniu. To jeszcze tyle czasu. Zaprza˛tnie˛ta
mys´lami popatrzyła przez okno sypialni. Cos´ przycia˛gne˛-
ło jej wzrok. Zmarszczyła brwi, przyjrzała sie˛ dokładniej.

Dziewczyna, trzymaja˛ca sie˛ ogrodzenia po drugiej

stronie, nie wygla˛dała dobrze. Jeszcze chwila, a osunie
sie˛ na ziemie˛, szybko oceniła Ruth. Pos´piesznie zbiegła
po schodach, ruszyła do drzwi.

– Dzien´ dobry, zobaczyłam pania˛ przez okno – wyja-

background image

s´niła, podchodza˛c do chwieja˛cej sie˛ Chrissie. – Dobrze
sie˛ pani czuje? Moz˙e wejdzie pani do mnie na chwile˛
odpocza˛c´?

Nie słyszała kroko´w nadchodza˛cej Ruth i nie zda˛z˙yła

otrzec´ łez z twarzy. Podzie˛kowała za uprzejme za-
proszenie, lecz Ruth przeje˛ła inicjatywe˛. Mocno uje˛ła ja˛
pod re˛ke˛ i grzecznie, ale stanowczo, poprowadziła do
domu.

Nie miała siły protestowac´. Posłusznie podeszła do

drzwi, weszła do s´rodka. Zawsze była niezalez˙na, wre˛cz
uparta, jak z czułos´cia˛ mo´wiła czasem mama. Sama
decydowała o tym, co be˛dzie, a czego nie be˛dzie robic´.
Ale teraz, co ja˛ sama˛ zdziwiło, była zadowolona z faktu,
z˙e ktos´ inny nia˛ pokieruje, postanowi za nia˛.

Dom Ruth był niedaleko domu Guya i bardzo do niego

podobny. Salon, do kto´rego poprowadziła ja˛ gospodyni,
znajdował sie˛ zaraz za holem. Był wyja˛tkowo przytulny.
Pamie˛taja˛ce dawne czasy meble w zgodnej harmonii
egzystowały z nowszymi przedmiotami. Kolekcja foto-
grafii i rodzinnych pamia˛tek dodawała wne˛trzu przytul-
nego ciepła. Chrissie obrzuciła je ciekawym spojrze-
niem. Na jednym ze zdje˛c´ rozpoznała Jenny i Jona. Stali
obok siebie, rozes´miani.

– To mo´j bratanek, Jon, i jego z˙ona – z us´miechem

powiedziała Ruth, widza˛c spie˛ta˛ mine˛ dziewczyny.

– Pani tez˙ jest z Crightono´w? – niepewnym głosem

zapytała Chrissie.

– Byłam, ale juz˙ nie jestem – odrzekła. – Zna pani

Jona i Jenny?

Chrissie zagryzła usta.
– Ponieka˛d. Jon prowadzi sprawy zmarłego brata

mojej mamy, Charlesa Platta – powiedziała, podnosza˛c

background image

głowe˛ i patrza˛c jej prosto w oczy. – Nazywam
sie˛ Chrissie Oldham – os´wiadczyła i dodała z na-
ciskiem: – Charlie Platt był moim wujkiem. Wiem,
z˙e nie cieszył sie˛ w Haslewich dobra˛ opinia˛ i jes´li
pani...

Ruth nie dała jej skon´czyc´.
– W kaz˙dej rodzinie zdarza sie˛ ktos´, kto do niej nie

pasuje – powiedziała mie˛kko, domys´laja˛c sie˛ skrupu-
ło´w dziewczyny. – Ale czy moz˙emy cos´ na to pora-
dzic´? Tak juz˙ po prostu jest – stwierdziła i bezwiednie
powto´rzyła słowa Jona: – Kaz˙da rodzina ma swoja˛
czarna˛ owce˛. W mojej tez˙ znajdzie sie˛ niejedna – roze-
s´miała sie˛ lekko, jednoczes´nie dyskretnie przygla˛daja˛c
sie˛ rozmo´wczyni.

Niemoz˙liwe, by była w takim fatalnym stanie tylko

dlatego, z˙e z powodu Charlesa czuła sie˛ z´le widziana
w Haslewich. Raczej nie nalez˙ała do histeryczek. W ta-
kim razie, co sie˛ z nia˛dzieje? Ruth zaniepokoiła sie˛ nie na
z˙arty.

Podje˛ła szybka˛ decyzje˛.
– Napijemy sie˛ herbaty, juz˙ ide˛ nastawic´ wode˛.

A potem wszystko mi pani opowie – zarza˛dziła grzecz-
nie, acz stanowczo.

Mine˛ły lata, od chwili gdy ktos´, tym bardziej zupełnie

obcy, zwracał sie˛ do niej takim nie znosza˛cym sprzeciwu
tonem. W kon´cu jest dorosła˛ kobieta˛, odpowiada za
siebie. Przynajmniej tak dota˛d było. Wydarzenia ostat-
nich kilku tygodni boles´nie dowiodły, z˙e wcale nie jest
taka odpowiedzialna i samodzielna, jak to sobie wyob-
raz˙ała, z˙e jednak nie umie sobie radzic´ z własnymi
emocjami. Cia˛gle łudziła sie˛ mys´la˛, z˙e moz˙e Guy zmieni
zdanie, z˙e zechce do niej wro´cic´, z˙e cofnie rzucone jej

background image

w twarz oskarz˙enia i wycia˛gnie re˛ke˛ na zgode˛. Marzenie,
be˛da˛ce niczym wie˛cej niz˙ poboz˙nym z˙yczeniem, sen,
kto´ry sie˛ nigdy nie spełni. Na sama˛ mys´l o tym poczuła
łzy w oczach. Dobrze, z˙e Ruth znikne˛ła w kuchni.

– No, juz˙ jestem. – Dziesie˛c´ minut po´z´niej Ruth

postawiła przed nia˛ filiz˙anke˛ z aromatycznie pachna˛ca˛
herbata˛. – Na czym to skon´czyłys´my? Ach, juz˙ wiem...
Powiedziała mi pani, z˙e Charles Platt był pani wujkiem.
To nie był człowiek kryształowego charakteru, niestety
– powiedziała pogodnie. – Ale domys´lam sie˛, z˙e o tym
juz˙ zda˛z˙yła sie˛ pani dowiedziec´. Znałam jego matke˛
i babcie˛, znałam ro´wniez˙ i pani mame˛, nim na stałe
wyjechała z Haslewich. To stało sie˛ juz˙ dos´c´ dawno,
prawda?

– Tak – potwierdziła. – A w tej chwili rodzice sa˛

słuz˙bowo za granica˛ i dlatego ja...

– Wyste˛puje pani w ich imieniu – usłuz˙nie dopo-

wiedziała Ruth.

– Mniej wie˛cej – odrzekła ostroz˙nie.
Popatrzyła uwaz˙nie na Ruth. Włas´ciwie, dlaczego ma

cos´ przed nia˛ukrywac´? Niech zna cała˛prawde˛. Mama nie
be˛dzie miec´ do niej o to pretensji, a ona poczuje sie˛ lepiej,
kiedy sie˛ przed kims´ wygada. Zrazu nieco niepewnie,
powoli opowiedziała jej cała˛ historie˛.

– Biedactwo – wspo´łczuja˛co powiedziała Ruth, gdy

dziewczyna skon´czyła.

Oczywis´cie doskonale znała biureczko, o kto´rym

mo´wiła Chrissie. Ben był do niego wyja˛tkowo przywia˛-
zany, przede wszystkim dlatego, z˙e była to jedna z nie-
wielu rzeczy, jakie ojciec przywio´zł ze soba˛, osiedlaja˛c
sie˛ w Queensmead. Ale niemoz˙liwe, by Chrissie była az˙
tak przeje˛ta wyła˛cznie z powodu biurka. Wprawdzie jest

background image

pie˛kne, ale w kon´cu to tylko rzecz. A dziewczyna jest
zrozpaczona.

– Chrissie, a nie pro´bowałas´ porozmawiac´ z Guyem,

wyjas´nic´ mu? – zasugerowała łagodnie.

Chrissie potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Po co? On juz˙ mnie osa˛dził. Zreszta˛... Chyba

nie bez racji mo´wia˛, z˙e co sie˛ szybko zaczyna,
pre˛dko sie˛ kon´czy... Zwłaszcza gdy... – Upiła łyk
herbaty i w tej samej chwili gwałtownie pobladła.
– Przepraszam – wyszeptała bez tchu. – Nie wiem,
co mi sie˛ stało. Chyba przez ten stres tak fatalnie
sie˛ czuje˛. Cia˛gle mi słabo. To nie moz˙e byc´ z powodu
jedzenia, bo na sama˛ mys´l, z˙eby cos´ przełkna˛c´, robi
mi sie˛ niedobrze. Juz˙ sama nie wiem. Zawsze byłam
zupełnie zdrowa.

Ruth przyjrzała sie˛ jej uwaz˙nie. Dos´wiadczenie

z˙yciowe podsuwało jej wyjas´nienie tej nagłej niedys-
pozycji dziewczyny. Skoro zwykle jest zupełnie zdro-
wa, a nagle, gdy tylko pomys´li o jedzeniu, robi sie˛ jej
niedobrze, to sprawa jest jednoznaczna. Przed laty
sama przez to przeszła. Prowadzenie domu dla samo-
tnych matek tez˙ wiele ja˛ nauczyło, wyostrzyło spo-
jrzenie. Niejeden raz sie˛ zdarzyło, z˙e to ona pierwsza
zauwaz˙yła sygnały s´wiadcza˛ce o tym, z˙e jej rozmo´w-
czyni niedługo zostanie mama˛, choc´ jeszcze sama
o tym nie wie.

– Nie chciałabym sie˛ wtra˛cac´ – zacze˛ła ostroz˙nie

– ale... – Zawsze uwaz˙ała, z˙e nie nalez˙y ukrywac´
prawdy. – Moz˙e moje przypuszczenie sie˛ nie potwier-
dzi – powiedziała wprost. – Ale czy przypadkiem nie
jestes´ w cia˛z˙y?

– Nie! – wykrzykne˛ła Chrissie, ale w tej samej chwili

background image

z przeraz˙eniem us´wiadomiła sobie, z˙e Ruth moz˙e miec´
racje˛.

Czy naprawde˛ ledwie pare˛ godzin temu pocieszała sie˛,

z˙e juz˙ spotkało ja˛ w z˙yciu najgorsze, z˙e teraz juz˙ tylko
moz˙e byc´ lepiej? Z kaz˙dym słowem Ruth budziła
sie˛ w niej straszliwa pewnos´c´, z˙e jednak sie˛ myliła,
z˙e moz˙e byc´ jeszcze gorzej. Z

˙

e jest gorzej. Be˛dzie

miec´ dziecko Guya. Jak to sie˛ mogło stac´? Jak to
moz˙liwe?

I po co zadaje sobie te pytania, czemu tak sie˛ dziwi?

Po tych szalen´stwach, kiedy oboje zatracali kontrole˛ nad
soba˛, kochaja˛c sie˛ az˙ do upojenia, byłoby dziwne, gdyby
sie˛ tak nie skon´czyło.

– Widze˛, z˙e jestes´ bardzo poruszona – mie˛kko

odezwała sie˛ Ruth. – Wiem, jak to jest, co sie˛ wtedy
czuje.

Dos´wiadczyłam

tego

na

własnej

sko´rze.

Us´miechne˛ła

sie˛,

widza˛c

jej

niedowierzanie.

– Oczywis´cie to było dawno temu, czasy tez˙ były
inne. Byłam pod presja˛ rodziny, a takz˙e bałam sie˛
ludzkich złych je˛zyko´w. W kon´cu pogodziłam sie˛
z mys´la˛, z˙e oddanie dziecka do adopcji be˛dzie najlep-
szym rozwia˛zaniem...

– Och, nie, to okropne! – ze wzburzeniem zawołała

Chrissie, a ten okrzyk dla Ruth znaczył tylko jedno: z˙e
Chrissie, choc´ sama jeszcze sobie tego nie us´wiadamia,
be˛dzie oddana˛ i troskliwa˛ mama˛.

– To prawda. Ale miałam szcze˛s´cie, bo los sie˛ do

mnie us´miechna˛ł. Po latach odnalazłam dziecko i teraz
moja... nasza co´rka, jest cze˛s´cia˛naszego z˙ycia – wyznała.
– Domys´lam sie˛, co to dla ciebie znaczy... teraz jestes´
w szoku, ale... musisz powiedziec´ Guyowi.

– Nie! – odparła z˙arliwie. – To nie ma z nim nic

background image

wspo´lnego... poza tym on wcale nie chciałby o tym
wiedziec´.

Ruth podniosła brwi.
– Tak sa˛dzisz? – zapytała. – Znam Guya, znam go od

czaso´w, kiedy był małym chłopcem. Wydaje mi sie˛, z˙e
kiedy mu powiesz, sama przekonasz sie˛, z˙e potrafi
bardzo powaz˙nie podejs´c´ do sprawy, z˙e poczuje sie˛ do
odpowiedzialnos´ci za dziecko.

– To dziecko nie było planowane. To przypadek

– zacze˛ła Chrissie. – Nie potrzeba mi jego pomocy... ani
jego poczucia odpowiedzialnos´ci. Sama dam sobie rade˛.
To moje dziecko.

Słuchała jej w milczeniu, przepełniona wspo´łczu-

ciem. Jak dobrze ja˛ rozumiała! Jak dobrze znała te˛
dume˛, kto´ra kazała z uporem obstawac´ przy swoim,
choc´ serce s´ciskało sie˛ z bo´lu i le˛ku nie tylko o swoja˛
przyszłos´c´, ale o los dziecka. Ma˛dros´c´ powstrzymała ja˛
od komentarza.

– Mamy tu bardzo dobre centrum medyczne – powie-

działa rzeczowo. – I s´wietna˛ pania˛ ginekolog. Moz˙e
warto byłoby sie˛ z nia˛ umo´wic´ na wizyte˛?

– Chyba to zrobie˛, dzie˛kuje˛ – nieco sztywno odparła

Chrissie, biora˛c od Ruth karteczke˛ z adresem i numerem
telefonu lekarza.

Po´ł godziny po´z´niej, namo´wiona przez Ruth do

zjedzenia kilku grzanek i wypicia filiz˙anki herbaty,
jeszcze troche˛ niepewnym krokiem wyszła na ulice˛,
przedtem gora˛co podzie˛kowawszy za gos´cinnos´c´ i ser-
decznos´c´.

Dziecko z Guyem. Trudno było w to uwierzyc´, ale

instynktownie czuła, z˙e tak niestety jest.

I co ma teraz pocza˛c´? Co powiedziec´ rodzicom, kto´rzy

background image

sa˛ wprawdzie bardzo poste˛powi i tolerancyjni, to jednak
wies´c´ o tym, z˙e wkro´tce zostana˛ dziadkami, nie be˛dzie
dla nich łatwa do przełknie˛cia. Znuz˙ona, zamkne˛ła oczy.
Nie powinna sie˛ załamywac´. Ma kochaja˛cych rodzico´w,
na kto´rych zawsze moz˙e liczyc´. Poza tym jest wykształ-
cona, ma dobry zawo´d. Inne tego nie maja˛, a jakos´ sobie
radza˛. I ona tez˙ sobie poradzi.

Dzien´ od samego rana był fatalny. Zarza˛dca lorda

Astlegh przyłapał pracownice˛ z obsługi targu w za-
mknie˛tej dla obcych cze˛s´ci domu. Zatrzymana uparcie
twierdziła, z˙e po prostu pomyliła droge˛ i zagroziła, z˙e
wysta˛pi ze skarga˛ na zachowanie zarza˛dcy.

– Potraktował mnie jak złodzieja! – z oburzeniem

z˙aliła sie˛ Guyowi. – Co on sobie wyobraz˙a? Jakim
prawem pozwala sobie na takie zachowanie?

Oficjalna inauguracja targu była tuz˙-tuz˙ i tylko tego

brakowało, by...

Z całej siły nacisna˛ł na hamulec. Z bocznej uliczki

dochodza˛cej do drogi, kto´ra˛ jechał, wyszła jakas´ dziew-
czyna. Znajoma sylwetka... Tak, to Chrissie szła z opusz-
czona˛ głowa˛. Wydawała sie˛ zme˛czona i przybita. Nie-
wiele brakowało, by wyskoczył z auta i wzia˛ł ja˛ w ramio-
na. Ostatnie tygodnie, kiedy unikał miejsc, gdzie mo´głby
ja˛ spotkac´, wydawały mu sie˛ wiecznos´cia˛. Jeszcze nigdy
czas mu sie˛ tak nie dłuz˙ył. Boz˙e, z˙e tez˙ musiał zobaczyc´
to cholerne biurko!

Gdyby go wtedy nie spostrzegł... To prawda, był na

nia˛ ws´ciekły, czuł sie˛ zawiedziony i oszukany, bo za-
taiła przed nim, z˙e jest siostrzenica˛ Charlesa, ale, czego
nie omieszkała mu zarzucic´, on tez˙ nie był bez winy, tez˙
nie powiedział jej wszystkiego o sobie. Teraz, kiedy

background image

emocje nieco opadły, bardziej trafiały mu do przekonania
słowa Jenny, tłumacza˛cej zachowanie Chrissie obawa˛,
by go do siebie nie zrazic´, by s´wiadomos´c´ jej rodzinnych
powia˛zan´ z Charlesem nie stała sie˛ przeszkoda˛ dla ich
znajomos´ci.

,,Guy, daj Chrissie jeszcze jedna˛ szanse˛’’, brzmiała

mu w uszach rada Jenny sprzed kilku tygodni. Cia˛gle to
pamie˛tał.

Ze spuszczona˛ głowa˛ Chrissie mine˛ła ro´g. Zmieniły

sie˛ s´wiatła, samochody ruszyły. Guy przejechał juz˙ kilka
metro´w, kiedy naraz, pod wpływem impulsu, zjechał na
bok i nie zwaz˙aja˛c na cia˛gła˛ linie˛, zatrzymał sie˛, wy-
skoczył na chodnik i pobiegł za dziewczyna˛.

Słysza˛c, z˙e ktos´ za nia˛ biegnie, Chrissie stane˛ła

i odwro´ciła sie˛. Na widok Guya na jej twarzy od-
malowało sie˛ niedowierzanie i zdumienie.

– Guy! – wydusiła bez tchu, z wraz˙enia traca˛c pano-

wanie nad soba˛.

– Chrissie, dobrze sie˛ czujesz? – zapytał, z niepoko-

jem patrza˛c na jej blada˛ twarz. Wydała mu sie˛ przeraz´-
liwie krucha i słaba.

– Jasne, z˙e tak – parskne˛ła, szybko odwracaja˛c sie˛ od

niego, bo nieoczekiwanie zdała sobie sprawe˛ z zagroz˙en´,
jakie niosła ta sytuacja, ale nim zda˛z˙yła posta˛pic´ krok,
Guy podszedł do niej i niechca˛cy lekko potra˛cił jej re˛ke˛.
Kartka od Ruth wypadła jej z dłoni i poszybowała na
ziemie˛.

Pochyliła sie˛ szybko, z˙eby ja˛ podnies´c´, ale Guy był

pierwszy. Zerkna˛ł na adres i zmarszczył brwi, widza˛c
znajome nazwisko.

– Jes´li sie˛ dobrze czujesz, to po co ci adres lekarza?

– zapytał ostro. – Nie wygla˛dasz za dobrze.

background image

– Nic mi nie jest – skłamała przez zacis´nie˛te ze˛by.

– Ba˛dz´ łaskaw oddac´ mi te˛ kartke˛...

Doktor Jardine... Spose˛pniał. Nie znał jej osobis´cie,

ale to nazwisko było dziwnie znajome. Juz˙ miał jej podac´
kartke˛, kiedy niespodziewanie go os´wieciło. Doktor
Jardine! To do niej kiedys´ chodziła jedna z jego sio´str,
kiedy miała problemy z zajs´ciem w cia˛z˙e˛. Doktor
Jardine, ginekolog. Po co Chrissie ginekolog? Co jej jest?
Rzeczywis´cie wygla˛da mizernie, blada, podkra˛z˙one
oczy, a jednoczes´nie jest tak rozbrajaja˛co dzielna. Obron-
nym gestem skrzyz˙owała re˛ce na brzuchu, jakby instynk-
townie broniła...

– Jestes´ w cia˛z˙y! – wykrzykna˛ł, tknie˛ty nagłym

przeczuciem, kto´re w tej samej chwili zmieniło sie˛
w niezbita˛ pewnos´c´. Wystarczył mu widok jej twarzy.
Nie miał teraz czasu, by zastanawiac´ sie˛ nad tym, co sam
czuje.

Zreszta˛, nawet by tego nie potrafił. Jak opisac´ te

gwałtowne uczucia, jakie go przepełniły? Tyle ich było.
Szok, bo´l, rados´c´, złos´c´, duma i miłos´c´... przede wszyst-
kim miłos´c´.

Chrissie odwro´ciła wzrok, zagryzła usta. Zamarła.
– Chrissie – powto´rzył z napie˛ciem.
– Nie mam ci nic do powiedzenia – odparła z duma˛,

kto´ra zbijała go z no´g.

– A wie˛c jestes´ w cia˛z˙y – wyszeptał. – Nosisz moje

dziecko...

– Nie! – zaprzeczyła gwałtownie, poruszona jego

stwierdzeniem. – To dziecko, jes´li w ogo´le be˛dzie jakies´
dziecko, nie ma z toba˛ nic wspo´lnego. Jest moje i tylko
moje.

– Wa˛tpie˛, by sa˛d podzielił twoje zdanie – odparował,

background image

zbyt wzburzony, by dobierac´ słowa i ton. Nigdy specjal-
nie nie mys´lał o dzieciach i nie czuł potrzeby zostania
ojcem, choc´ liczni siostrzen´cy i siostrzenice przepadali
za nim, a on sam miał z nimi s´wietny kontakt. Wie˛c ska˛d
to atawistyczne poczucie dumy i władczej dominacji,
jakie go przepełniły na mys´l o tym, z˙e Chrissie spodziewa
sie˛ jego dziecka?

Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
– Sa˛d? – powto´rzyła z niedowierzaniem. – Ale...
– Ojciec tez˙ ma prawo do dziecka – os´wiadczył.
Ojciec. Otworzyła usta i zamkne˛ła je, nie powiedzia-

wszy słowa. Dopiero po chwili odzyskała głos.

– Nie wydaje mi sie˛, bys´ mys´lał o zostaniu ojcem,

kiedy... kiedy...

– A ty mys´lałas´ wtedy o macierzyn´stwie? – zare-

plikował...

No i co miała mu na to powiedziec´?
– Musimy porozmawiac´ – odezwał sie˛ szorstko, ale

dziewczyna przecza˛co potrza˛sne˛ła głowa˛.

– Zostaw mnie w spokoju, Guy – rzekła cierpko,

odwracaja˛c sie˛ i szybko ruszaja˛c przed siebie.

Zagryzł wargi i poda˛z˙ył za nia˛. Przytrzymał ja˛ za

ramie˛ i odwro´cił, by popatrzyła na niego.

– Pus´c´ mnie! – zawołała ze złos´cia˛.
– Jeszcze nie tak dawno prosiłas´, z˙ebym cie˛ nigdy nie

opus´cił – przypomniał jej bezlitos´nie.

Poczuła, z˙e policzki jej płona˛. Wyrwała mu sie˛.
– A ty zapewniałes´, z˙e mnie kochasz, choc´ oboje

wiemy...

Urwała. Poczuła, z˙e mocniej zacisna˛ł dłon´, kto´ra˛ ja˛

przytrzymywał.

– Co oboje wiemy, Chrissie?

background image

Potrza˛sne˛ła głowa˛. Była wykon´czona, miała wszyst-

kiego dos´c´. Ta rozmowa z Guyem nadwa˛tliła resztke˛ jej
sił. A przeciez˙ musi miec´ siłe˛ dla dziecka.

– Zaraz za rogiem stoi mo´j samocho´d. Odwioze˛ cie˛

do domu – rzekł tonem nie znosza˛cym sprzeciwu. – I nie
dyskutujmy o tym, Chrissie. Wygla˛dasz, jakbys´ zaraz
miała zemdlec´.

I dokładnie tak sie˛ czuła. W dodatku była zła na siebie,

z˙e przez te˛ słabos´c´ zgadza sie˛, by jej dyktował, co ma
robic´.

– Kiedy dowiedziałas´ sie˛... o dziecku? – zapytał, gdy

wsiedli do samochodu.

– Czy to ma jakies´ znaczenie? – odpowiedziała

pytaniem, nie chca˛c wdawac´ sie˛ w szczego´ły. Nie be˛dzie
mu mo´wic´, z˙e gdyby nie Ruth, to prawdopodobnie
jeszcze długo by o tym nie wiedziała.

Zamkne˛ła oczy. Nadal czuła sie˛ kiepsko. Podniosła

powieki i wzdrygne˛ła sie˛. Wcale nie jechali do domu
Charliego. W ogo´le nie znała tej drogi.

– Doka˛d jedziemy? Stan´ natychmiast! Chce˛ wysia˛s´c´!

– zawołała, sie˛gaja˛c do klamki. Wszystko zagotowało
sie˛ w niej, gdy spostrzegła, z˙e Guy zablokował zamek.
– Co ty wyrabiasz? Nie masz prawa! – zawołała z ws´ciek-
łos´cia˛.

– Jako ojciec mam prawo chronic´ zdrowie swojego

przyszłego dziecka – odparł z przekonaniem.

Nie mogła znalez´c´ sło´w. Jako ojciec!
Czuła sie˛ coraz gorzej. Jazda samochodem działała na

nia˛ fatalnie.

– Guy, niedobrze mi – wymamrotała słabo. – Za-

trzymaj.

– Juz˙ teraz?

background image

Skine˛ła tylko głowa˛.
Płynnie zjechał na pobocze, pomo´gł jej wysia˛s´c´.

Wbrew oczekiwaniom zachował sie˛ po rycersku, stwier-
dziła, kiedy dziesie˛c´ minut po´z´niej poczuła sie˛ lepiej
i zacze˛ła dochodzic´ do siebie.

– Chce˛ jechac´ do domu – poprosiła.
– Potrzebujesz kogos´, kto sie˛ toba˛ zajmie, zapewni ci

opieke˛ – zdecydował. – Włas´nie w takie miejsce zamie-
rzam cie˛ zawiez´c´. Chodz´my do auta...

Poprowadził ja˛ do samochodu. Była zła na siebie, z˙e

nie skorzystała z szansy i nie uciekła. Ale z drugiej strony
była na to zbyt słaba, nie dałaby rady.

Uruchomił silnik i ruszył z miejsca. Wyjez˙dz˙ali

z miasta.

– Doka˛d jedziemy? – zaniepokoiła sie˛,
– Przeciez˙ juz˙ ci mo´wiłem – odparł spokojnie.

– Znam miejsce, gdzie ktos´ zatroszczy sie˛ i o ciebie,
i o nasze dziecko.

Nasze dziecko... Chciała zaprotestowac´, raz na za-

wsze us´wiadomic´ mu, z˙e jej dziecko nigdy nie be˛dzie
miało z nim nic wspo´lnego, ale nie mogła sie˛ teraz na to
zdobyc´, zbyt opadła z sił. Jechali wa˛ska˛ droga˛, w jakims´
momencie Guy skre˛cił na zakurzony wiejski trakt, kon´-
cza˛cy sie˛ wjazdem na farme˛. Mine˛li brame˛ i podjechali
do zabudowan´.

Chrissie szeroko otworzyła oczy. Podekscytowana,

nie mogła sie˛ powstrzymac´, by nie wydac´ okrzyku
zdumienia.

– To farma moich dziadko´w!
– Owszem – potwierdził Guy. – Moja siostra i szwa-

gier kupili ja˛ w zeszłym roku – wyjas´nił. – Chociaz˙
z dawnego gospodarstwa wiele nie zostało. Ziemia

background image

została sprzedana, pozostawiono tylko kilka wybiego´w
dla koni. Siostra prowadzi lekcje jazdy konnej dla
niepełnosprawnych dzieci – dokon´czył.

– Ile ty masz tych sio´str? – zapytała oniemiała.
– Pie˛c´ – odparł kro´tko.
– Pie˛c´!
– Zobaczysz, z˙e ja˛ polubisz.
– Ale przeciez˙ nie moz˙esz tak mnie do niej przywiez´c´

i liczyc´, z˙e... Przeciez˙ ona nie zechce...

– Zechce, przekonasz sie˛ – zdecydowanym tonem

rozwiał jej wa˛tpliwos´ci. Nie mo´wia˛c o zobowia˛zaniach,
jakie siostra miała wzgle˛dem niego, poz˙yczaja˛c pienia˛-
dze na zakup farmy, to, znaja˛c ja˛, był pewien, z˙e nie
odmo´wi człowiekowi w potrzebie.

– Czy to ona? – z niepokojem zapytała Chrissie,

wskazuja˛c gestem na wynurzaja˛ca˛ sie˛ z wne˛trza domo-
stwa postac´.

– To ona – odparł lakonicznie.
Ledwie zatrzymali sie˛ przed domem, ciemnowłosa,

wysoka kobieta biegiem ruszyła w ich kierunku. Juz˙ na
pierwszy rzut oka moz˙na było dostrzec uderzaja˛ce
podobien´stwo mie˛dzy nia˛a Guyem. Była po pie˛c´dziesia˛t-
ce, ale nadal moz˙na jej było pozazdros´cic´ szczupłej
i zgrabnej sylwetki.

– Guy! – wykrzykne˛ła rados´nie na widok brata. – Co

za niespodzianka! Och, i jeszcze kogos´ ze soba˛przywioz-
łes´! Domys´lam sie˛, z˙e to Chrissie. – Us´miechne˛ła sie˛
serdecznie do nieco zmieszanej dziewczyny. – Frances
opowiedziała mi o tobie.

– Hm... jest cos´, czego Frances na pewno ci nie

powiedziała... – zacza˛ł Guy, ale umilkł pod błagalnym
spojrzeniem Chrissie. – Raczej nie jestes´my teraz

background image

w najlepszych stosunkach z Chrissie – rzekł Guy. – Nie
be˛de˛ owijac´ w bawełne˛, bo ona i tak zaraz by ci to
powiedziała. Ale to nie jest teraz waz˙ne. Chrissie jest
w kiepskiej formie, a mieszka w tej starej ruderze
Charliego Platta. Pomijam juz˙ wilgoc´, jaka˛ przesia˛knie˛te
sa˛ s´ciany. Wszystkie tamte domy sa˛ zbudowane na
miejscu dawnego zlewiska szamba. To nie jest zdrowe
miejsce.

– Wiem. W cieplejsze dni tam zawsze jest dziwny

zapach – potwierdziła siostra, a jej słowa dodatkowo
pogłe˛biły narastaja˛cy niepoko´j Chrissie.

Domy w pobliz˙u siedziby Charlesa pochodziły z tego

samego okresu, były podobnie zbudowane. Wznoszono
je pos´piesznie, jak najmniejszym kosztem. Rzeczywis´cie
powietrze było tam przesia˛knie˛te dziwnym zapachem,
kto´ry kładła na karb zaniedbania. Ale moz˙e kryło sie˛ za
tym cos´ wie˛cej... Nagle dotarto do niej niebezpieczen´-
stwo groz˙a˛ce nie tyle jej, co dziecku.

– Jestes´ bardzo blada – z troska˛ zauwaz˙yła siostra

Guya. – Chodz´my do s´rodka. Przy okazji: mam na imie˛
Laura. Niestety, na razie nie be˛dziesz miała okazji
poznac´ mojego me˛z˙a, Ricka, bo włas´nie pojechał kupic´
kilka nowych koni.

– Słyszałam od Guya, z˙e uczysz niepełnosprawne

dzieci jez´dzic´ konno – zagadne˛ła ja˛ Chrissie.

– Owszem. I cia˛gle mamy za mało kucyko´w. Trudno

znalez´c´ zwierze˛ta, kto´re sie˛ do tego nadaja˛. Musza˛ miec´
wyja˛tkowe predyspozycje.

Gdy Laura otwierała drzwi, Chrissie zawahała sie˛

przez mgnienie. Rozejrzała sie˛ woko´ł.

– Ta farma przedtem nalez˙ała do dziadko´w Chrissie

– wyjas´nił siostrze Guy.

background image

– Och! – wykrzykne˛ła. Zmarszczyła brwi. – Ale to

znaczy...

– ...z˙e jestem z rodziny Platto´w – z bladym us´mie-

chem dopowiedziała Chrissie. – Charlie był bratem mojej
mamy – dodała, unosza˛c dumnie głowe˛, jakby czekaja˛c
na krytyczny komentarz.

– Ach tak? – powiedziała Laura, ale zamiast zmierzyc´

ja˛ chłodnym spojrzeniem, rozjas´niła sie˛ w z˙yczliwym
us´miechu. – No jasne – przytakne˛ła. – Pamie˛tam twoja˛
mame˛ ze szkoły. Była zupełnie inna niz˙ Charlie, bardzo
spokojna i pilna.

– Nadal jest taka – potwierdziła Chrissie, tłumia˛c

pokuse˛, by zerkna˛c´ ukradkiem na Guya i sprawdzic´, jakie
wraz˙enie zrobiły na nim słowa siostry.

– Zatroszcz sie˛ o nia˛, Lauro – poprosił na poz˙egnanie

Guy, kiedy siostra odprowadzała go do auta. – Zro´b to dla
mnie.

Laura popatrzyła na niego pytaja˛co, ale on tylko

potrza˛sna˛ł głowa˛. Nie chciała go naciskac´.

Nie trzeba było szczego´lnej domys´lnos´ci, by zo-

rientowac´ sie˛, co w trawie piszczy. Musieli sie˛
niez´le pokło´cic´. Chrissie jest w złej formie fizycznej
i psychicznej. Laura nie była ws´cibska z natury
i nie chciała sie˛ wtra˛cac´, ale czuła, z˙e cos´ jest
nie tak. Dziewczyna z trudem robi dobra˛ mine˛,
jest jak z krzyz˙a zdje˛ta. Wcale nie wygla˛daja˛ na
zakochana˛ po uszy pare˛, jak z emfaza˛ opowiadała
Frances.

Gdy Guy ruszył, w zamys´leniu zacze˛ła is´c´ w strone˛

domu. Chrissie była w salonie, tam gdzie ja˛ zostawiła.
Stała przy oknie zapatrzona w przestrzen´.

background image

– Przepraszam, z˙e Guy tak mnie tu podrzucił. – Popa-

trzyła na Laure˛ ze skrucha˛. – Jes´li to moz˙liwe, zamo´wie˛
takso´wke˛ i uwolnie˛ cie˛ od mojej obecnos´ci.

– Nie ma mowy. Wiesz, co to by dla mnie oznaczało?

Straciłabym wie˛cej niz˙ z˙ycie – zaz˙artowała Laura i dodała
powaz˙niej: – Wprawdzie jako kobiety moz˙emy sie˛ zz˙ymac´
na despotyzm Guya, ale nie to jest teraz istotne. Widze˛, z˙e
nie jest z toba˛ najlepiej. Miejsca tu nie brakuje, a powiem
ci, z˙e czuje˛ sie˛ bardzo samotna, kiedy Rick gdzies´
wyjez˙dz˙a. Zrobisz mi przyjemnos´c´, zostaja˛c tu pare˛ dni.
Guy ma racje˛, z˙e w tamtych domach jest jakas´ niezdrowa
atmosfera – nawia˛zała do wczes´niejszego tematu. – Moja
znajoma mieszka w tamtej okolicy i stale jej cos´ dolega.

– Nie jestem chora – cicho powiedziała Chrissie.

– Podejrzewam, z˙e jestem w cia˛z˙y. Pewnie cie˛ zgor-
szyłam – z˙achne˛ła sie˛, bo Laura milczała. – Nie miałam
zamiaru ci o tym mo´wic´, ale...

– Nie zgorszyłas´ mnie – przerwała jej Laura. – Praw-

de˛ mo´wia˛c, bardzo ci zazdroszcze˛. Rick i ja nie moglis´my
miec´ dzieci – wyjas´niła. – Oczywis´cie teraz juz˙ jest za
po´z´no i dawno sie˛ z tym pogodziłam, ale zawsze miałam
o to ogromny z˙al do losu. Zaje˛łam sie˛ praca˛ z dziec´mi, to
troche˛ pomogło... Czy z tego powodu ty i Guy...?

– Nie... to nie w tym rzecz – odrzekła, potrza˛saja˛c

głowa˛. – Chociaz˙... – Urwała. Moz˙e za wczes´nie mo´wic´
jego siostrze o obawie, z˙e Guy zechce egzekwowac´
swoje prawa do dziecka. – Nie, problem w tym, z˙e...
– Chwyciła głe˛boki oddech. – Problem polega na tym, z˙e
wdalis´my sie˛ w ten zwia˛zek, włas´ciwie nic o sobie nie
wiedza˛c – powiedziała z z˙alem.

– I teraz, kiedy to juz˙ sie˛ stało, oboje nie macie

pewnos´ci, czy to jest miłos´c´? – domys´liła sie˛ Laura.

background image

Chrissie us´miechne˛ła sie˛ smutno.
– Nie, to nie tak... – szepne˛ła. – Ale na razie, jes´li

pozwolisz, wolałabym o tym wie˛cej nie mo´wic´ – dodała
ze znuz˙eniem.

– Oczywis´cie – zapewniła Laura. – Chodz´, zaprowa-

dze˛ cie˛ na go´re˛, pokaz˙e˛ ci poko´j. A potem, jes´li poczujesz
sie˛ troche˛ lepiej, pojedziemy do miasta po twoje rzeczy.

background image

ROZDZIAŁ O

´

SMY

– Pomys´lałam sobie, z˙e jes´li miałabys´ ochote˛, mog-

łybys´my pojechac´ do Fitzburgh Place – zaproponowała
Laura.

– Po co? – W Chrissie obudziła sie˛ czujnos´c´.
– Wczoraj było oficjalne otwarcie targu. Mys´le˛, z˙e

warto by było wpas´c´ tam na troche˛, pobuszowac´ po
straganach, poogla˛dac´, co tam maja˛ – zache˛cała Laura.

– Wiesz, to s´wietny pomysł – podchwyciła Chrissie.
Przez te dwa dni bardzo polubiła Laure˛. Jako gos-

podyni była nieoceniona. I zatroszczyła sie˛ o nia˛ z takim
oddaniem! W dodatku bardzo przypadły sobie do gustu.
Obie miały podobne spojrzenie na s´wiat i poczucie
humoru, doskonale sie˛ rozumiały. Laura otoczyła ja˛
przyjazna˛, niemal matczyna˛ opieka˛, kto´rej włas´nie teraz
tak bardzo potrzebowała. Dobrze byłoby miec´ taka˛
przyjacio´łke˛. Szkoda, z˙e Laura jest siostra˛ Guya...

– Tylko czy przypadkiem niczego nie knujesz? – Po-

patrzyła na nia˛ podejrzliwie.

– Alez˙ ska˛d! – obruszyła sie˛ Laura. – Guy, co z go´ry

background image

wiadomo, be˛dzie tam na pewno, wie˛c jes´li wolisz
unikna˛c´...

Chrissie zapatrzyła sie˛ w krajobraz za kuchennym

oknem. Poranek wstał pie˛kny, s´wiat jas´niał rados´nie
w słonecznym blasku. Dzis´ obudziła sie˛ w s´wietnej
formie, nudnos´ci mine˛ły. Czemu miałaby odmawiac´
Laurze i sobie przyjemnos´ci? Czy maja˛ zrezygnowac´
z miłego spe˛dzenia czasu tylko dlatego, z˙e Guy tez˙ tam
be˛dzie? Jon juz˙ prawie zakon´czył formalnos´ci zwia˛zane
ze sprawami Charlesa, wie˛c jej pobyt w Haslewich zbliz˙a
sie˛ ku kon´cowi. Wkro´tce na zawsze sta˛d wyjedzie, wro´ci
do swojego z˙ycia i juz˙ nigdy wie˛cej nie spotka Guya.

– Zapowiada sie˛ miłe wyjs´cie – podje˛ła. – Ale jes´li

w cichos´ci ducha chcesz doprowadzic´ do tego, bys´my
sie˛ z twoim bratem pogodzili, to... – zacze˛ła ostrzegaw-
czo.

– Chrissie, przeciez˙ nie jestes´cie dziec´mi, tylko doro-

słymi ludz´mi – spokojnie odrzekła Laura.

Chrissie zacze˛ła sprza˛tac´ ze stołu po s´niadaniu.
– To prawda – przyznała, przygla˛daja˛c sie˛, jak Laura

wkłada naczynia do zmywarki.

Zapewnienie Laury, z˙e nie zamierza ich godzic´,

powinno ja˛ uspokoic´, lecz nieoczekiwanie poczuła sie˛
dziwnie przybita, jakby uszło z niej powietrze. Ale
przeciez˙ wcale nie chce, by Guy do niej wro´cił. Po tym,
co od niego usłyszała, po tych wszystkich niesprawied-
liwych oskarz˙eniach... Jego zachowanie jednoznacznie
s´wiadczyło, z˙e bez niego be˛dzie jej lepiej, z˙e i jej, i...
dziecku... Tylko z˙e Guy jest ojcem tego dziecka.

Dotkne˛ła dłonia˛ płaskiego jeszcze brzucha, jakby

instynktownie pragna˛c zapewnic´ rosna˛ca˛ w niej istotke˛,
z˙e niczego jej nie zabraknie, z˙e be˛dzie kochana.

background image

– Dobrze sie˛ czujesz? – zaniepokoiła sie˛ Laura.
– Tak, bardzo dobrze – uspokoiła ja˛.
Wczoraj doktor Jardine autorytatywnie potwierdziła,

z˙e wszystko wskazuje na to, z˙e Chrissie jest w cia˛z˙y. Nie
miała zastrzez˙en´ do stanu jej zdrowia, a poranne nudno-
s´ci uznała za normalny objaw.

– Zwykle to przechodzi koło trzeciego, czwartego

miesia˛ca – dodała, by ja˛ uspokoic´. Wybuchne˛ła s´mie-
chem, widza˛c niedowierzaja˛ca˛ mine˛ Chrissie.

– Cztery miesia˛ce? – Głos sie˛ jej łamał.
– Mogłabym przepisac´ pani leki, kto´re temu prze-

ciwdziałaja˛, ale wolałabym tego nie robic´ – powiedzia-
ła doktor. – Stosujemy je wyła˛cznie w ostatecznos´ci,
ograniczaja˛c sie˛ do przypadko´w, kiedy przyszła matka
tak z´le znosi pocza˛tek cia˛z˙y, z˙e mogłoby sie˛ to odbic´
na rozwoju dziecka. Ale jest sposo´b, jaki s´miało moge˛
pani polecic´. Zwykle s´wietnie robi zjedzenie na czczo,
zaraz po przebudzeniu, kilku herbatniko´w. Pro´bowała
to pani?

Laura radziła jej to samo. Jej dwie siostry wypro´bowa-

ły te˛ metode˛ i zaklinały sie˛, z˙e tylko dzie˛ki temu przez˙yły
pierwsze miesia˛ce cia˛z˙y.

– Moz˙e wez´miemy ze soba˛ prowiant i urza˛dzimy

sobie piknik? – zaproponowała Laura. – Sama widziałas´,
z˙e sa˛ tam wspaniałe tereny, a lepiej, z˙ebys´my nie wpadły
Guyowi w oczy. Be˛dzie zły, z˙e cie˛ tam wycia˛gne˛łam.

– Jemu nic do tego, co ja robie˛. To tylko moja sprawa

– zaperzyła sie˛ Chrissie, ale Laura albo nie usłyszała,
albo udała, z˙e nie słyszy. Energicznie wytarła kuchenny
blat i wła˛czyła zmywarke˛.

– Guy bardzo sie˛ toba˛ przejmuje – powiedziała

Laura, kiedy po´ł godziny po´z´niej ruszyły spod domu.

background image

– Dzwoni do mnie przynajmniej dwa razy dziennie
i wypytuje, jak sie˛ miewasz.

Chrissie zacisne˛ła ze˛by.
– Nie chodzi mu o mnie – ucie˛ła. – Interesuje go tylko

dziecko. A to jest moje dziecko! – os´wiadczyła z moca˛.
– I Guy nie ma z nim nic wspo´lnego.

– Opro´cz drobnego faktu, z˙e jest jego ojcem – przy-

pomniała Laura.

Chrissie westchne˛ła cie˛z˙ko. Juz˙ kilka razy wracały do

tej sprawy. I choc´ Laura bynajmniej nie popierała rosz-
czen´ brata, to ro´wniez˙ nie zadeklarowała sie˛, z˙e jest po jej
stronie.

– Wie˛kszos´c´ me˛z˙czyzn na miejscu Guya byłaby

zadowolona, z˙e zdejmuje sie˛ z nich odpowiedzialnos´c´
– zgryz´liwie mrukne˛ła Chrissie.

– Owszem, niekto´rzy na pewno – przyznała Laura.

– Ale Guy po prostu do nich nie nalez˙y. Zawsze był
wyja˛tkowo odpowiedzialny.

– Ale nie az˙ tak, by zastanowic´ sie˛, czy jego zapew-

nienia o miłos´ci sa˛ zgodne z prawda˛. – Nie mogła sie˛
powstrzymac´, by tego z siebie nie wyrzucic´.

Zagryzła usta, gdy Laura nic nie odpowiedziała.

Niepotrzebnie sie˛ jej to wyrwało. Nie miała zamiaru tego
powiedziec´, ale cierpienie, jakiego przez niego dos´wiad-
czała, chwilami było nie do zniesienia.

– Zreszta˛, znaja˛c jego reputacje˛, powinnam sie˛ dzi-

wic´, z˙e cos´ takiego nie stało sie˛ wczes´niej – wymam-
rotała z gorycza˛.

Tym razem Laura zareagowała. Ze zmieniona˛ twarza˛

zahamowała i zatrzymała samocho´d na poboczu.

– Chrissie, co chciałas´ przez to powiedziec´? Co miała

znaczyc´ ta uwaga o jego reputacji?

background image

Dziewczyna przełkne˛ła s´line˛. Nie przypuszczała, z˙e

Laura zareaguje tak ostro. Z niepokojem popatrzyła na jej
pochmurna˛ mine˛. Wygla˛dała zupełnie jak przed laty jej
mama, kiedy strofowała ja˛ za jaka˛s´ psote˛.

– Ja... Natalie powiedziała... – Zabrakło jej sło´w.

Jeszcze bardziej zmieszała sie˛ pod surowym spojrzeniem
Laury.

– Nie powinnas´ bezkrytycznie wierzyc´ w to, co

mo´wia˛ inni – pouczyła ja˛ Laura. – Natalie jest nie-
odpowiedzialna˛ dziewczyna˛, kto´ra cze˛sto mija sie˛
z prawda˛. Lubi psuc´ ludziom krew. Poza tym zawsze
miała słabos´c´ do Guya i jest bardzo wyczulona na
jego punkcie, tym bardziej z˙e on nigdy nie zwro´cił na
nia˛ uwagi. Potrafi manipulowac´ ludz´mi, jest bardzo
przebiegła. Ale zapewniam cie˛, z˙e prawda jest inna.
Guy nigdy nie był taki, jak podejrzewasz. Owszem,
miewał sympatie, spotykał sie˛ z dziewczynami, ale...
– Urwała, potrza˛sne˛ła głowa˛. – Zreszta˛, nie ze mna˛
powinnas´ o tym rozmawiac´. Przedyskutuj to sobie
z nim. Chociaz˙ przyznam, z˙e mnie zaskoczyłas´, Chris-
sie. Sa˛dziłam, z˙e jestes´ rozsa˛dna˛ i mys´la˛ca˛ dziew-
czyna˛ – dodała, zbijaja˛c ja˛ z tropu. – Nie przypusz-
czałam, z˙e trafia˛ ci do przekonania zawistne uwagi
jakiejs´ zazdros´nicy.

Chrissie leciutko wzruszyła ramionami.
– To juz˙ i tak nie ma znaczenia.
Laura uruchomiła silnik.
– Czy policja ma juz˙ wyrobiony pogla˛d, kto jest

prawowitym włas´cicielem biurka? – zapytała, nie chca˛c
juz˙ ja˛ dłuz˙ej me˛czyc´.

Chrissie potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Jeszcze nie. Postanowili zaczekac´ na przyjazd

background image

moich rodzico´w, z˙eby wypytac´ mame˛. Ona włas´ciwie go
nie widziała, wie˛c po´ki...

– Twoi rodzice moga˛ zatrzymac´ sie˛ u nas – za-

proponowała Laura. – Sama widziałas´, z˙e miejsca mamy
mno´stwo, a poniewaz˙ twoja mama tutaj sie˛ wychowała...

Chrissie wzruszyła sie˛.
– Dzie˛kuje˛, przekaz˙e˛ im zaproszenie – zapewniła

gora˛co. – Domys´lam sie˛, z˙e mama bardzo sie˛ boi tego
przyjazdu. – Zawahała sie˛. – Wie, jaka˛ jej brat miał tutaj
opinie˛ i...

– Daj spoko´j, Chrissie. Jej nikt nie ma nic do

zarzucenia. Nikt nie powie na nia˛ złego słowa – dokon´-
czyła stanowczo.

Chrissie zagryzła usta.
– Ale Guy miał do mnie o to pretensje – powiedziała

z gorycza˛.

Laura westchne˛ła.
– Nie wiem, czy powinnam ci o tym mo´wic´ – zacze˛ła

cicho. – Guy naprawde˛ miał powody, by nie lubic´
twojego wujka.

Chrissie słuchała w napie˛ciu, gdy Laura opowiadała

o tym, jak Charles przes´ladował jej brata, gdy ten był
małym chłopcem.

– Takie rzeczy nie mijaja˛ bez s´ladu, pozostaja˛ w pa-

mie˛ci na całe z˙ycie. Szczego´lnie dotyczy to oso´b takich
jak Guy. On nigdy w stosunku do innych nie posłuz˙ył sie˛
siła˛, to nie lez˙y w jego naturze. Ale podejrzewam, z˙e
w kaz˙dym me˛z˙czyz´nie drzemie instynkt macho i trudno
im sie˛ pogodzic´, z˙e ktos´ jest od nich silniejszy, z˙e kogos´
sie˛ boja˛. Guy, kiedy juz˙ doro´sł, nigdy nie pro´bował
odpłacic´ Charliemu, zems´cic´ sie˛ na nim. Ale mys´le˛, z˙e
zawsze gne˛biło go, z˙e wtedy był za słaby, by mu sie˛

background image

przeciwstawic´, z˙e ta zadra pozostała. Czuł sie˛ upokorzo-
ny. Nie wiem, czy mo´wie˛ z sensem? – zapytała cicho.
– Moz˙e...

– Jak najbardziej – szepne˛ła Chrissie. Chciało sie˛ jej

płakac´. Oczami duszy widziała drobnego, bladego chłop-
ca dre˛czonego przez starszego, silniejszego chłopaka.
Doskonale rozumiała, co miała na mys´li Laura, mo´wia˛c,
z˙e Guy chyba nadal czuje sie˛ przez Charliego poniz˙ony.
– Ale dlaczego on mi nic nie powiedział? – zapytała
cicho.

Laura uniosła brwi.
– Naprawde˛ nie wiesz? – odparła kro´tko. – Jest

me˛z˙czyzna˛.

Chrissie westchne˛ła i w milczeniu pokiwała głowa˛.
Choc´ pare˛ tygodni temu Chrissie była w Fitzburgh

Place, to, co zobaczyła, kiedy wjechały na teren i zapar-
kowały auto na dziedzin´cu dawnej stajni, przeszło jej
najs´mielsze oczekiwania.

Miała wraz˙enie, z˙e w jednej chwili przeniosły sie˛

w czasie kilka wieko´w wstecz. Wszystko, co było w za-
sie˛gu wzroku, zapachy i rozbrzmiewaja˛ce woko´ł dz´wie˛ki
przypominały atmosfere˛ wiktorian´skiego jarmarku.

Grupa przebranych w dawne stroje ulicznych muzy-

kanto´w grała wesoła˛, skoczna˛ muzyke˛, popisywali sie˛
akrobaci, iluzjonis´ci w roli kieszonkowco´w pokazywali
swoje złodziejskie sztuczki ku uciesze tłumu. Na arenie
wyste˛pował poz˙eracz ognia, pasztetnik głos´no zachwalał
swoje wyroby, a Cyganka, kto´rej towarzyszyła dwo´jka
rezolutnych dzieciako´w, rozdawała przynosza˛ce szcze˛s´-
cie talizmany. Sa˛dza˛c po jej rysach, chyba nalez˙ała do
klanu Cooke’o´w.

Nie zapomniano o niczym, by stworzyc´ włas´ciwa˛

background image

oprawe˛ imprezy, przywołac´ klimat minionej epoki.
Chrissie przygla˛dała sie˛ temu w zachwyceniu.

– Czy to wszystko zasługa Guya? – z niedowierza-

niem zapytała Laure˛.

– Tak sa˛dze˛ – odparła. – Guy jest s´wietnym or-

ganizatorem, poza tym lubi to. Oczywis´cie zawsze sie˛
zarzeka, tłumaczy, z˙e musza˛ byc´ atrakcje, by przycia˛g-
na˛c´ ludzi, ale w głe˛bi duszy... – Rozes´miała sie˛. – Powin-
nas´ zobaczyc´, jak wygla˛da u nas Boz˙e Narodzenie. Guy
zawsze ma jakis´ nowy pomysł. Nawet trudno to dokład-
nie opisac´. On sam wymys´la cały scenariusz, a kaz˙dy
z nas musi sie˛ odpowiednio przebrac´ i odgrywac´ role˛,
jaka mu została wyznaczona.

– Cudownie! – zachwyciła sie˛ Chrissie.
Naraz cos´ ja˛ tkne˛ło i jej us´miech zgasł. Jej dziecko

nigdy tego nie dos´wiadczy, nigdy nie wez´mie udziału we
wspo´lnej zabawie, nie pozna rados´ci, jaka˛ daje przyna-
lez˙nos´c´ do takiej ogromnej rodziny. By odgonic´ od siebie
te mys´li, rozejrzała sie˛ woko´ł. Na jednym z pobliskich
stragano´w spostrzegła biz˙uterie˛ w stylu art déco, ulubio-
nym przez mame˛. Instynktownie ruszyła w te˛ strone˛.

W pobliz˙u straganu z biz˙uteria˛ włas´nie rozładowy-

wano zaprze˛z˙ony w konie wo´zek z beczkami piwa.
Chrissie usłyszała ostrzegawczy okrzyk, ale dopiero
rozdzieraja˛cy krzyk dziecka us´wiadomił jej zagroz˙enie.
Jedna z beczek spadła na ziemie˛ i zacze˛ła toczyc´ sie˛ w jej
strone˛.

Wiedziała, z˙e powinna uciekac´, ale nie mogła zrobic´

najmniejszego kroku. Panicznie przeraz˙ona, stała jak
sparaliz˙owana, serce dudniło w piersi jak oszalałe.
Beczka z głuchym łoskotem toczyła sie˛ prosto na nia˛.

– Chrissie! – usłyszała krzyk Guya.

background image

Odwro´ciła sie˛ w te˛ strone˛. Biegł ku niej, roztra˛caja˛c

tłum. Miał ste˛z˙ała˛ twarz.

– Guy – szepne˛ła tylko i naraz nogi sie˛ pod nia˛ ugie˛ły,

a przed oczami zapadła ciemnos´c´.

Niepewnie otworzyła oczy. Lez˙ała na czyms´ mie˛kkim

i ciepłym. Z trudem poruszyła głowa˛. Jakas´ marynarka...
marynarka, kto´rej zapach wydawał sie˛ dziwnie znajomy.

– Guy... – Spro´bowała sie˛ podnies´c´, ale nie miała siły.
– Juz˙ dobrze, wszystko w porza˛dku – dobiegł ja˛

spokojny głos Guya. – Zemdlałas´.

– Co sie˛ stało...? – Dotkne˛ła re˛ka˛ czoła. Czuła sie˛

dziwnie. Jeszcze miała w uszach przeraz˙ony krzyk
dziecka, widziała pe˛dza˛ca˛ na nia˛ beczke˛... Zadrz˙ała
z przeraz˙enia. – Moje dziecko! – zawołała.

– Nic mu sie˛ nie stało – usłyszała czyjs´ głos.

– To doktor Miles. – Guy przedstawił jej młodego,

jasnowłosego me˛z˙czyzne˛, kle˛cza˛cego obok na trawie.
Sa˛dza˛c po otoczeniu, chyba sa˛ w prywatnej cze˛s´ci
ogrodu, domys´liła sie˛ Chrissie.

– A ta beczka...? – Zawiesiła głos, ale lekarz stanow-

czo pokre˛cił głowa˛.

– Guy był szybszy. Na szcze˛s´cie – dodał. – Z wraz˙e-

nia, moz˙e tez˙ z upału, nie mo´wia˛c juz˙ o cia˛z˙y, straciła
pani przytomnos´c´. Ale wszystko wskazuje, z˙e ani pani,
ani dziecku nic nie zagraz˙a, choc´ oczywis´cie nie za-
szkodzi skonsultowac´ sie˛ jeszcze z lekarzem. Tym
bardziej, jes´li zamierza pani mdlec´ cze˛s´ciej – zaz˙artował.

– A gdzie Laura? – zapytała Chrissie, cia˛gle jeszcze

nie moga˛c całkiem ogarna˛c´ tego, co sie˛ stało.

– Poszła po herbate˛ – rzeczowo odparł lekarz. Prze-

strzegł jeszcze dziewczyne˛, by nie pro´bowała za szybko

background image

sie˛ podnosic´, i odwro´cił sie˛ do Guya. – Obejrze˛ teraz te˛
re˛ke˛ – mrukna˛ł. – Mam nadzieje˛, z˙e szczepionka prze-
ciwte˛z˙cowa jeszcze działa?

– Tak mys´le˛ – padła odpowiedz´ Guya.
Nie widziała go, bo lekarz zasłaniał jej widok. Słysza-

ła tylko, z˙e sykna˛ł i wstrzymał oddech.

– Hmm... dos´c´ głe˛boko... nie obejdzie sie˛ bez szycia

– usłyszała głos doktora. – Na razie oczyszcze˛ rane˛
i załoz˙e˛ opatrunek, ale musi pan jak najszybciej pojechac´
na izbe˛ przyje˛c´, z˙eby to dokładnie obejrzeli i zszyli.

– Łatwiej powiedziec´, niz˙ zrobic´ – odparł Guy, po-

trza˛saja˛c głowa˛. – Nie moge˛ teraz sta˛d wyjs´c´, dopiero
wieczorem po zamknie˛ciu imprezy. Jestem do tego moral-
nie zobowia˛zany. Po pierwsze, wzgle˛dem wystawco´w, po
drugie, wobec lorda Astlegh. Zgodził sie˛ udoste˛pnic´
posiadłos´c´ jedynie pod warunkiem, z˙e biore˛ na siebie
całkowita˛ odpowiedzialnos´c´ za to, co sie˛ moz˙e wydarzyc´.

– No tak, i pewnie bardzo mu zalez˙y, z˙ebys´ raczej

dostał gangreny i umarł, ale nie złamał przyrzeczenia
– rozległo sie˛ ironiczne stwierdzenie Laury, kto´ra włas´-
nie przyniosła herbate˛.

– Gangrena... – szepne˛ła do siebie Chrissie i wzdryg-

ne˛ła sie˛ z przeraz˙enia.

Zamkne˛ła oczy. Jest taka słaba. Pulsowało jej w gło-

wie, czuła sie˛ dziwnie nieswojo. Ale tym razem nie
z powodu nudnos´ci.

Guy rzucił sie˛ jej na ratunek. Ocalił ja˛, ale sam został

ranny.

– Posłuchaj mnie, Guy – stanowczo odezwała sie˛

Laura. – Jenny na pewno che˛tnie cie˛ zasta˛pi. Powinienes´
pojechac´ do szpitala. Zadzwonie˛ do niej i powiem, co sie˛
stało. Potem was odwioze˛. Gdzie masz samocho´d?

background image

– Jest na parkingu – odparł Guy. – Zaraz po niego

po´jde˛.

– Nigdzie nie po´jdziesz – sprzeciwiła sie˛. – Ja to

zrobie˛. Ty zostan´ z Chrissie.

– Ja tez˙ be˛de˛ sie˛ zbierac´. Musze˛ is´c´ do punktu

pierwszej pomocy. – Lekarz zapakował swoje rzeczy
i zamkna˛ł torbe˛.

Odczekała, az˙ oboje oddalili sie˛ na bezpieczna˛ odleg-

łos´c´.

– Nie podzie˛kowałam ci jeszcze za to, co zrobiłes´...

– powiedziała cicho.

– Kaz˙dy na moim miejscu zrobiłby to samo – odparł

szorstko. – Gdyby ta beczka cie˛ dosie˛gła, ja byłbym temu
winien. Odpowiadam za bezpieczen´stwo gos´ci.

– Ale to był wypadek – powiedziała i na samo

wspomnienie zadrz˙ała, zdaja˛c sobie sprawe˛, jak z´le
mogłoby sie˛ to skon´czyc´. Gdyby ta beczka ja˛ uderzyła...

Instynktownie obje˛ła re˛kami brzuch. Guy zbladł gwał-

townie.

– O Boz˙e! Czy... gdzie jest lekarz... czy moz˙e...?

– Miał zmieniony głos.

– Nie, nic mi nie jest, Guy. – Wycia˛gne˛ła re˛ke˛, by go

powstrzymac´, bo odwro´cił sie˛, jakby chciał gonic´ za
doktorem. – Naprawde˛ – powto´rzyła. – Po prostu us´wiado-
miłam sobie, co mogło sie˛ stac´, gdybys´ ty... gdybys´... To
dziwne, prawda? Jeszcze pare˛ dni temu ani mi przez mys´l
nie przeszło, z˙e mogłabym byc´ w cia˛z˙y, spodziewac´ sie˛
dziecka. A teraz na sama˛mys´l, z˙e mogłoby mu sie˛ cos´ stac´...
– Zagryzła usta, niezdolna wypowiedziec´ tego do kon´ca.

– A nie przyszło ci do głowy, z˙e ja czuje˛ tak samo?
Sposo´b, w jaki to powiedział, sprawił, z˙e popatrzyła

na niego uwaz˙nie.

background image

– Z me˛z˙czyznami jest inaczej – odparła nieszczerze,

staraja˛c sie˛ odepchna˛c´ od siebie uczucia, jakie nieoczeki-
wanie ja˛ ogarne˛ły.

– Tak? Jestes´ tego pewna? – parskna˛ł z gorycza˛. – Jak

mys´lisz, co czułem, widza˛c, z˙e moz˙esz ucierpiec´... i ty,
i nasze dziecko, a ja nie moge˛ nic zrobic´, nie moge˛ was
ochronic´?

– Ocaliłes´ nas – sprostowała, rozpaczliwie zastana-

wiaja˛c sie˛, jak ukryc´ przed nim przepełniaja˛ce ja˛ uczucia,
wraz˙enie, jakie wywarły na niej jego słowa.

Tak bardzo chciała go pocieszyc´; wycia˛gna˛c´ do niego

re˛ke˛, dodac´ otuchy. Ale dlaczego? Nie powinna sie˛ nim
przejmowac´, wspo´łczuc´ mu. Niby dlaczego miałaby to
robic´?

Odwro´ciła sie˛, by spojrzec´ na niego, i zamarła. Miał

mocno rozcie˛te czoło, a na podwinie˛tym re˛kawie koszuli
ciemniała plama krwi.

To dla niej naraził sie˛ na niebezpieczen´stwo, przez nia˛

został ranny. Ogarne˛ło ja˛ przeraz˙enie zmieszane z bo´lem
i, co dziwne, złos´cia˛. Była zła na niego. Jak mo´gł ryzy-
kowac´, kiedy ona i dziecko go potrzebowali. Było to tak
silne uczucie, z˙e sama sie˛ zdumiała. Jeszcze nigdy czegos´
takiego nie przez˙yła.

Popatrzyła na szpitalny zegar. Badania potwierdziły,

z˙e jej nic sie˛ nie stało. Teraz czekała na Guya, kto´remu
zszywano rane˛. Laura znikne˛ła ze spotkana˛ przypadkiem
znajoma˛.

Drzwi gabinetu zabiegowego otworzyły sie˛, na progu

pokazał sie˛ Guy. Poczuła, z˙e policzki jej płona˛.

– Czy... czy dobrze sie˛ czujesz? – zapytała niepew-

nie.

background image

– W porza˛dku. Wyje˛li kilka drzazg, wie˛cej byc´ nie

powinno – bagatelizował. – Chrissie... – Głos mu sie˛
zmienił, brzmiał teraz powaz˙nie. Dziewczyna spie˛ła sie˛
wewne˛trznie, oczekuja˛c na to, co teraz usłyszy. – Mo-
z˙e bys´my spro´bowali raz jeszcze... od pocza˛tku? – za-
pytał cicho. Wycia˛gna˛ł w jej kierunku zdrowa˛ re˛ke˛.
– Wiesz, kiedy dzisiaj mys´lałem, kiedy sie˛ bałem, z˙e...
Powiedz, czy nie jestes´my tego winni naszemu dziec-
ku, synowi czy co´rce, czy nie powinnis´my przynaj-
mniej okazac´ mu, z˙e go pragniemy, z˙e ono jest dla nas
najwaz˙niejsze?

– Tak – szepne˛ła.
– Oboje mielis´my szcze˛s´cie wychowac´ sie˛ w normal-

nej rodzinie, miec´ kochaja˛cych rodzico´w – cia˛gna˛ł Guy,
widza˛c, z˙e Chrissie sie˛ łamie. – Nie mo´wie˛, z˙e w poje-
dynke˛ nie moz˙na dobrze wychowac´ dziecka, ale...

– Wiem, o czym mo´wisz – wydusiła przez zacis´nie˛te

gardło. Z trudem powstrzymywała łzy.

– Ale dla dziecka to jest naprawde˛ waz˙ne... miec´

rodzico´w, kto´rzy sie˛ wzajemnie cenia˛ i szanuja˛, kto´rzy...

– Przepraszam, z˙e nie powiedziałam ci o Charlesie

– szepne˛ła Chrissie. – Powinnam była to zrobic´. I na-
prawde˛ chciałam, tylko z˙e... – Nieznacznie wzruszyła
ramionami, walcza˛c jeszcze z pokusa˛, by ulec, by przyja˛c´
jego wycia˛gnie˛ta˛ re˛ke˛, nie tylko dla dobra dziecka, ale...

Kiedy lez˙ała na trawie, a lekarz nakłaniał Guya, by

koniecznie pojechał do szpitala, us´wiadomiła sobie, jak
bardzo, jak szalen´czo go kocha. Ale postanowiła, z˙e nie
da sie˛ ponies´c´ emocjom, nie popełni ponownie tego
samego błe˛du. Zwłaszcza gdy wie... Przeciez˙ kochał
Jenny, a nawet jes´li teraz nic ich nie ła˛czy, to jest jeszcze
sprawa tego nieszcze˛snego biurka.

background image

– Spro´bujmy, moz˙e nam sie˛ uda – poprosił.
– Moz˙e na jakis´ czas – odrzekła i zmusiła sie˛, by

popatrzec´ mu prosto w oczy. – A jes´li okaz˙e sie˛, z˙e
dziecko... z˙e nasze dziecko jest podobne do wujka
Charlesa? Nadal be˛dziesz je chciec´? – zapytała z bo´lem.

Guy pobladł.
– A be˛dziesz je kochac´, jes´li okaz˙e sie˛ podobne do

mnie? – spytał.

Chrissie zamkne˛ła oczy. Oczywis´cie, z˙e tak... to

przeciez˙ jasne.

– To nam sie˛ nie uda, Guy – powiedziała znuz˙ona.

– Sa˛ rzeczy, kto´rych sie˛ nie da zmienic´ ani wymazac´
z pamie˛ci. Sprawa tego biurka, fakt, z˙e Charlie był moim
wujkiem, z˙e... – Urwała, wzruszyła ramionami. – Poza
tym ja zawsze be˛de˛ miała s´wiadomos´c´, z˙e jestes´ ze mna˛
tylko dlatego, z˙e nie moz˙esz byc´ z Jenny, z˙e oz˙eniłes´ sie˛
wyła˛cznie ze wzgle˛du na dziecko. A skoro Jenny jest
poza twoim zasie˛giem, to...

Umilkła, nie była w stanie mo´wic´ dalej, zbyt była

poruszona.

– Co takiego, Chrissie?! – wybuchna˛ł, ale w tej samej

chwili drzwi sie˛ otworzyły i weszła Laura.

Popatrzyła na nich badawczo. Od razu zdała sobie

sprawe˛ z napie˛cia panuja˛cego mie˛dzy nimi.

– No, widze˛, z˙e oboje jestes´cie gotowi – zdecydowała

w jednej chwili. – Jes´li chcesz, Guy, to po drodze pod-
rzucimy cie˛ do domu.

Zakla˛ł pod nosem i po omacku odszukał przycisk

nocnej lampki. W jej s´wietle sie˛gna˛ł po tabletki prze-
ciwbo´lowe. Bo´l, tak jak uprzedzał lekarz, rozsadzał
mu ramie˛. Ale nie dlatego sie˛ obudził. Dre˛czyły go

background image

koszmary. We s´nie widział pe˛dza˛ca˛ wprost na Chrissie
beczke˛. Przez mgnienie stał sparaliz˙owany przeraz˙e-
niem, potem rzucił sie˛ na ratunek.

Na całym ciele czuł zimny pot. Przesuna˛ł palcami po

włosach. Bolało rozcie˛te czoło, głowa pe˛kała.

Kiedy nio´sł Chrissie, wołaja˛c do Laury, by natych-

miast sprowadziła lekarza, a potem w napie˛ciu czekał na
jego diagnoze˛, boja˛c sie˛ o jej stan, o nia˛ sama˛, nie tylko
o dziecko, zrozumiał, z˙e juz˙ wcale nie obchodzi go, z˙e
cos´ przed nim ukryła, z˙e zataiła prawde˛ o Charlesie.
I niech diabli wezma˛ to biurko, najche˛tniej sam by je
zniszczył, z˙eby skon´czyc´ cały problem.

Jedyne, co teraz dla niego istniało, jedyne, co miało

znaczenie, to miłos´c´ do Chrissie. Kocha ja˛ i zawsze
be˛dzie kochac´. Musi znalez´c´ sposo´b, by ja˛ o tym
przekonac´. Bo przeciez˙ i ona go kocha, wie o tym.
Wystarczyło zobaczyc´ jej twarz, gdy usłyszała, z˙e jest
ranny. Pro´bowała to przed nim ukryc´, ale przeciez˙ to nie
jest moz˙liwe. I jak walczyła ze soba˛, czekaja˛c na niego
w szpitalu. Nie mo´wia˛c juz˙ o stwierdzeniu, z˙e on kocha
Jenny!

Jutro cos´ wymys´li, zastanowi sie˛, jak to zrobic´. Jutro.

Je˛kna˛ł, bo niechca˛cy stra˛cił re˛ka˛ opakowanie z anty-
biotykami. Trudno, teraz ich nie podniesie. Niech tam
sobie lez˙a˛ do rana.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIA˛TY

Ale rano nie był juz˙ w stanie tego zrobic´... nic juz˙ nie

mo´gł zrobic´.

Lez˙ał w malignie, wstrza˛sany gora˛czka˛, przewracaja˛c

sie˛ z boku na bok i mamrocza˛c cos´ niezrozumiale. Sko´ra
i włosy ls´niły od potu, a zabandaz˙owane ramie˛ spuchło
tak bardzo, z˙e niemal podwoiło rozmiary. Bo´l rozsadzał
ciało, a trucizna powoli ogarniała organizm, znacza˛c na
sko´rze swo´j s´lad czerwona˛ pre˛ga˛.

– Czes´c´, Jon! Co tak pe˛dzisz? – us´miechne˛ła sie˛ Ruth,

wpadaja˛c na skwerze na bratanka.

– Troche˛ sie˛ s´piesze˛ – wyjas´nił. – Niespodziewanie

musiałem jechac´ do szkoły, bo Jenny pojechała do
Fitzburgh Place, musiała zasta˛pic´ Guya. Miał byc´ o o´s-
mej, ale wcale sie˛ nie pojawił. Telefonem tez˙ nie moz˙na
było go s´cia˛gna˛c´. Moz˙e zatrzymali go na noc w szpitalu?

– W szpitalu? – zaniepokoiła sie˛ Ruth.
– Tak. Wczoraj doszło do małego wypadku. Beczka

z piwem zsune˛ła sie˛ z platformy i niewiele brakowało, by

background image

uderzyła w Chrissie. Wole˛ nie mys´lec´, jak to by sie˛
skon´czyło. Na szcze˛s´cie Guy był w pobliz˙u i natychmiast
interweniował.

– Okropne. Nie wydaje mi sie˛, z˙e Guy jest w szpitalu

– zastanowiła sie˛. – Widziałam, jak wczoraj Laura przy-
wiozła go do domu. Była z nia˛ Chrissie. Czy to moz˙e
znaczy, z˙e sprawy sa˛ na dobrej drodze? Moz˙e sie˛ juz˙
pogodzili? – zapytała z nadzieja˛ w głosie.

Jon nadal był powaz˙ny.
– Chciałbym, z˙eby tak było, ale...
– Przeciez˙ wiesz, jak to w z˙yciu bywa. Kto sie˛ lubi,

ten sie˛ czubi – podsumowała Ruth.

– Owszem, ale to nie tylko to, sprawa jest powaz˙niej-

sza. Moz˙e gdyby w gre˛ nie wchodziło jeszcze to biurko...
Według Guya nalez˙y do Bena, a Chrissie twierdzi, z˙e
zawsze było w ich rodzinie.

– Tak, to jest problem – zgodziła sie˛ Ruth.
– Ruth, przepraszam cie˛, ale musze˛ pe˛dzic´. – Jon

pochylił sie˛ i pocałował ja˛ w policzek. – Za dziesie˛c´
minut mam spotkanie z klientem.

Odszedł, nim zda˛z˙yła zwro´cic´ mu uwage˛ na kawałek

grzanki wystaja˛cej mu z kieszeni marynarki. Miała na-
dzieje˛, z˙e jego sekretarka, bardzo miła osoba, zauwaz˙y to
w pore˛.

Był przyjemny słoneczny poranek, ale Ruth nie

mys´lała teraz o pogodzie. To naprawde˛ bez sensu, by
taka głupia rzecz jak biurko – zreszta˛ nie przedstawia-
ja˛ce soba˛ szczego´lnej wartos´ci – tak skutecznie po-
trafiło rozdzielic´ dwoje ludzi, kto´rzy wydawali sie˛ byc´
dla siebie stworzeni... a nawet troje, jes´li doliczy sie˛
jeszcze dziecko.

Niestety, nie była Salomonem, a tego problemu nie da

background image

sie˛ rozwia˛zac´ groz´ba˛, z˙e biurko zostanie przepiłowane na
dwie cze˛s´ci.

Dwie cze˛s´ci... To jej cos´ przypominało, cos´, co od

samego pocza˛tku, odka˛d wynikła sprawa biurka, nie
dawało jej spokoju. Zmarszczyła brwi w zamys´leniu.

– Co ty tu robisz? – skrzywił sie˛ Ben, widza˛c

wchodza˛ca˛ siostre˛.

– Pomys´lałam, z˙e wpadne˛ zobaczyc´, jak sie˛ miewasz

– odrzekła, udaja˛c, z˙e nie zauwaz˙a jego pochmurnej
miny. – A przy okazji chce˛ sprawdzic´ cos´ w bibliotece
– dodała lekko.

– Tak, ciekawe, co takiego? – zainteresował sie˛.
– Nic, co by ciebie mogło obchodzic´ – rzuciła z udana˛

oboje˛tnos´cia˛ i dodała: – Ida˛c tu, poprosiłam pania˛
Brookes, z˙eby przyniosła nam herbate˛.

– Herbate˛ – powto´rzył z nieche˛cia˛. – Nie moge˛ jej

pic´. Z

´

le wpływa na mo´j reumatyzm – marudził.

– No wiesz co! Pierwsze słysze˛, z˙eby herbata na

kogos´ z´le działała – spokojnie odparła Ruth, wielkodusz-
nie nie wspominaja˛c o zupełnie odwrotnym efekcie, jaki
wywierała zbyt duz˙a ilos´c´ mocnego porto, jakim Ben
zwykle raczył sie˛ po kolacji.

Chociaz˙, gdy pani Brookes przyniosła tace˛ z herbata˛,

Ben bynajmniej nie odmo´wił. Z wyraz´na˛ przyjemnos´cia˛
popijał aromatyczny napo´j i wcale nie cierpiał.

Moz˙e po operacji poczuje sie˛ lepiej, pomys´lała, ale

wolała zachowac´ te mys´li dla siebie. Ben nie znosił,
kiedy mu przypominano o jego chorobie. Poczekała, az˙
wypija˛ druga˛ filiz˙anke˛, i wyszła do biblioteki.

Wiedziała, czego szukac´. Zamkne˛ła za soba˛ drzwi

i podeszła do szafki. Wewna˛trz były zeszyty, w kto´rych
ojciec przez całe lata starannie zapisywał wszystkie

background image

wydatki. Znalezienie włas´ciwego zabrało jej wie˛cej
czasu, niz˙ pocza˛tkowo sa˛dziła. Musiała przegla˛dac´ ko-
lejne zeszyty, wreszcie trafiła. Us´miechne˛ła sie˛ z sa-
tysfakcja˛.

Przebiegła wzrokiem kro´tka˛ notke˛, wypisana˛ wyraz´-

nym pismem ojca.

,,Stolarzowi Thomasowi Berry po dwa funty dziesie˛c´

szylingo´w i szes´c´ penso´w od sztuki za wykonanie pary
cisowych biurek’’.

Czyli były dwa biurka! To znaczy, z˙e jej domysły sie˛

potwierdziły. Pods´wiadomie czuła, z˙e tak musiało byc´,
ojciec był perfekcjonista˛ az˙ do przesady. Nie byłoby
w jego stylu poprzestac´ na jednej kopii. Skoro rodzina
w Chester miała dwa biurka, on nie mo´gł byc´ gorszy.
Ta jego z˙elazna konsekwencja! Trudno sobie wyobrazic´,
z˙e mo´głby posta˛pic´ inaczej.

Teraz co do jednego nie ma juz˙ wa˛tpliwos´ci: istniały

dwa identyczne biurka. W takim razie bardzo prawdo-
podobne, z˙e zaro´wno Chrissie, jak i Guy maja˛ racje˛.
Ciekawe tylko, w jaki sposo´b to drugie biurko trafiło do
rodziny Platto´w? Nie nasuwało sie˛ z˙adne wyjas´nienie. To
rzeczywis´cie zagadka.

Drzwi biblioteki otworzyły sie˛ w chwili, gdy zamyka-

ła zeszyt. Do s´rodka wszedł Ben.

– Jeszcze tu jestes´? – burkna˛ł i spochmurniał, widza˛c

w jej re˛ku zeszyt ojca. – Czego tam szukasz? – zapytał
ostro.

– Chciałam cos´ sprawdzic´ – odparła spokojnie.
– Ty... nie miałas´ prawa! – wybuchna˛ł. – To...
– Ben, jestem twoja˛ siostra˛. – Nie dała sie˛ sprowo-

kowac´ i stanowczo przywołała go do porza˛dku. – Nie
pro´buj mnie zastraszyc´. Oczywis´cie, z˙e mam prawo.

background image

Słuchaj, chciałam cie˛ o cos´ zapytac´... w zwia˛zku z...
Chodzi o to biurko, kto´re sta˛d znikne˛ło, a raczej o dwa
biurka.

Ben zgarbił sie˛, opus´cił ramiona i przysiadł cie˛z˙ko.

Ruth nie spuszczała z niego uwaz˙nego spojrzenia.

– Nie mam poje˛cia, o czym mo´wisz – zaprzeczył

stanowczo.

– Oczywis´cie, z˙e masz – zaoponowała spokojnie.

– Doskonale wiesz, o czym mo´wie˛. Ben, zachowałes´ sie˛
okropnie – pokre˛ciła głowa˛. – Powinienes´ przynajmniej
policji powiedziec´, z˙e były dwa biurka.

– Nie, nie powinienem – odpalił. – Dałem ojcu słowo,

z˙e nigdy nikomu o tym nie wspomne˛. To miało na zawsze
pozostac´ tajemnica˛.

– Ja niczego takiego, mu nie obiecywałam – spokoj-

nie powiedziała Ruth. – I nie mam zamiaru trzymac´ tego
w tajemnicy. Na litos´c´ boska˛, Ben! Co to w kon´cu ma
teraz za znaczenie? A wie˛c były dwa biurka. I kaz˙dy, kto
ma choc´ odrobine˛ oleju w głowie, pre˛dzej czy po´z´niej
domys´li sie˛, z˙e tak musiało byc´. Zwłaszcza kiedy matka
Chrissie zidentyfikuje biurko zatrzymane przez policje˛
i potwierdzi, z˙e nalez˙ało do nich. No wie˛c, czy powiesz
mi wreszcie, co sie˛ włas´ciwie stało?

Ben spose˛pniał jeszcze bardziej.
– Ben, chce˛ usłyszec´ prawde˛ – zastrzegła sie˛ Ruth.

– I nie rusze˛ sie˛ sta˛d, po´ki mi jej nie powiesz. Nasz ojciec
zamo´wił dwa biurka, wierne kopie tych, kto´re miała
rodzina w Chester. Tyle juz˙ wiem. W jakims´ momencie
jedno z nich przeszło na własnos´c´ Platto´w. Kiedy to sie˛
stało i w jaki sposo´b?

Ben łypna˛ł na siostre˛ spod oka. Przesta˛pił z nogi na

noge˛.

background image

– Ojciec dał je młodej Platt w prezencie s´lubnym.

Była u nas nian´ka˛ do dziecka.

– Nasz ojciec dał nian´ce w prezencie s´lubnym jedno

z biurek, kto´re specjalnie obstalował? – niedowierzaja˛co
prychne˛ła Ruth. – Ben, nie chce˛ powiedziec´, z˙e ojciec był
ska˛piradłem, nie o to chodzi, ale znaja˛c go, wiem, z˙e
nigdy by czegos´ takiego nie zrobił... chyba z˙e miałby
bardzo waz˙ny powo´d.

– Nie wiem, jak do tego doszło – mrukna˛ł Ben.

– Moz˙e je ukradła albo...

– Ben! – groz´nie rzuciła Ruth. Umilkła. – Oczywis´cie

moz˙emy poczekac´ na przyjazd matki Chrissie – dodała
po zastanowieniu. – Przypuszczam, z˙e wie, w jaki sposo´b
weszli w posiadanie tego biurka.

– Nie wie! – zaprzeczył szybko Ben. – Ta dziew-

czyna nie była głupia. A stary Platt tez˙ trzymał je˛zyk
za ze˛bami. I pewnie zabrał ze soba˛ tajemnice˛ do gro-
bu.

– Ben, przepraszam, ale jakos´ nie moge˛ za toba˛

nada˛z˙yc´ – przerwała Ruth, unosza˛c brwi.

– Chyba wyraziłem sie˛ dostatecznie jasno? – Skrzy-

wił sie˛. – Dziewczyna wpadła i trzeba było szybko wydac´
ja˛ za ma˛z˙. Stary Platt włas´nie owdowiał, nie miał dzieci,
wie˛c che˛tnie na to przystał. Tylko z˙e dziewczyna nie
dawała sie˛ łatwo zbyc´. Uparła sie˛, z˙e musi cos´ od nas
dostac´, bo inaczej narobi takiego hałasu, z˙e ojciec sie˛ nie
pozbiera. Nie miał wyjs´cia i musiał dac´ jej to biurko.

– Chcesz powiedziec´, z˙e ta dziewczyna, prababcia

Chrissie, była w cia˛z˙y z naszym ojcem? – ols´niło Ruth.
– I z˙e wydał ja˛ za Archie Platta, na pocieszenie daja˛c jej
biurko? Z

˙

eby jej zamkna˛c´ buzie˛?

– Sama tego chciała – bronił ojca Ben. – Zreszta˛, nie

background image

powinna narzekac´, i tak dobrze na tym wyszła. Dostała
i biurko, i me˛z˙a.

– Ben, zastano´w sie˛ – hamowała go Ruth. – Skoro

była nian´ka˛, to znaczy, z˙e była bardzo młoda, pewnie nie
miała wie˛cej jak siedemnas´cie, osiemnas´cie lat. Biedne
dziecko... Pewnie go kochała...

– Kogo? Archie Platta? Bardzo w to wa˛tpie˛. Był od

niej przynajmniej dwa razy starszy.

– Miałam na mys´li ojca – wyjas´niła Ruth. – Biedna

dziewczyna. A wiec Chrissie ma w sobie nasza˛ krew.
Nalez˙y do Crightono´w – podsumowała z us´miechem.

– Tylko nie waz˙ sie˛ nikomu o tym wspomniec´

– zaniepokoił sie˛ Ben. – Mo´wiłem ci, z˙e dałem słowo...

– Nie wydaje mi sie˛, by Chrissie jakos´ szczego´lnie

zalez˙ało na pokrewien´stwie z Crightonami. To raczej
nie jest dla niej powo´d do chluby – cierpko usadziła go
Ruth.

Powoli wyjas´niało sie˛ wiele rzeczy. Nic dziwnego, z˙e

Charlie Platt tak marnie skon´czył. Teraz wiadomo, po
kim odziedziczył paskudny charakter, zamys´liła sie˛
Ruth. W me˛skiej linii Crightono´w w kaz˙dym pokoleniu
ujawniały sie˛ negatywne cechy. Najpierw David, brat
Jona. Jego starszy syn, Max, ro´wniez˙. Ich ojciec z pew-
nos´cia˛ nie był wyja˛tkiem. Charlie okazał sie˛ wyja˛tkowo
podatny na złe wpływy. Oczywis´cie to tylko teza, kto´rej
juz˙ sie˛ nie udowodni.

Chrissie i Guy musza˛poznac´ prawde˛. Policja ro´wniez˙.

Ruth spochmurniała. Ben z pewnos´cia˛ nie be˛dzie zado-
wolony z takiego obrotu sprawy. Chociaz˙ to jeszcze nie
rozwia˛zuje wszystkich problemo´w. Wprawdzie wyjas´ni
sie˛ sprawa własnos´ci biurka, ale zbyt długo z˙yła, by sie˛
łudzic´, z˙e na tym sie˛ wszystko zakon´czy, z˙e wraz z tym

background image

definitywnie znikna˛ nieporozumienia mie˛dzy Guyem
a dziewczyna˛.

Oboje sie˛ wahali, nie mogli sie˛ przełamac´, by ob-

darzyc´ sie˛ całkowitym zaufaniem. Gubili sie˛ w domys-
łach i wa˛tpliwos´ciach. Moz˙e powo´d był głe˛bszy, moz˙e to
biurko było tylko pretekstem? Moz˙e po prostu nie chcieli
sobie zaufac´?

Kto odgadnie prawdziwa˛przyczyne˛? Czy kieruje nimi

obawa przed uzalez˙nieniem, przed utrata˛ własnej auto-
nomii, tak modne ostatnio wyjas´nienie, lansowane przez
prase˛ kobieca˛? A moz˙e, co na jej oko było bliz˙sze
prawdy, po prostu pods´wiadomie sie˛ tego le˛kaja˛? Tylko
czy ma prawo robic´ im o to wyrzuty?

Ze wzgle˛du na dziecko z całej duszy z˙yczyła im, by

znalez´li do siebie droge˛, by byli razem nie przez
rozsa˛dek, ale z miłos´ci. Bo co´z˙ moz˙e dac´ dziecku taki
zwia˛zek bez miłos´ci i wiary, do jakiego z˙ycia je przygo-
tuje? Zamys´liła sie˛ głe˛boko. Moz˙e teraz jest inaczej?
Moz˙e to juz˙ przebrzmiałe, staromodne podejs´cie, nie
mo´wia˛c juz˙ o tym, z˙e patrzy na z˙ycie przez pryzmat
swoich gorzkich dos´wiadczen´ i własnych błe˛do´w.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIA˛TY

Chrissie przebudziła sie˛ nagle. Usiadła na ło´z˙ku,

przyłoz˙yła dłonie do brzucha. Serce biło jej mocno,
niespokojnie. Nie miała poje˛cia, co wyrwało ja˛ z głe˛bo-
kiego snu, ska˛d brał sie˛ ten dziwny, podsko´rny le˛k, kto´ry
nie pozwalał jej odetchna˛c´. Instynktownie czuła, z˙e
rozwijaja˛cej sie˛ w niej istotce nie grozi nic złego, nic sie˛
z nia˛ nie dzieje. W takim razie, dlaczego ros´nie w niej
trwoga, przes´wiadczenie, z˙e stało sie˛ cos´ strasznego?

Nie mogła opanowac´ paniki. Było wczes´nie rano,

przez zacia˛gnie˛te zasłony ledwie przebijało s´wiatło po-
ranka. Zapowiadał sie˛ pie˛kny, słoneczny dzien´. Nic nie
zakło´cało ciszy panuja˛cej w przytulnie urza˛dzonym
pokoju, jaki Laura jej przeznaczyła. Fizycznie czuła sie˛
s´wietnie, wczorajsze przykre wydarzenia nie pozostawi-
ły po sobie s´ladu. Zreszta˛, ona pewnie ucierpiała znacz-
nie mniej niz˙ Guy...

Guy... Serce w niej zamarło, zadudniło gwałtownie.

Zabrakło jej powietrza i poczuła gwałtowny bo´l. Juz˙
wiedziała: to jemu stało sie˛ cos´ złego. Wiedziała to na

background image

pewno. Bez zastanowienia zerwała sie˛ z ło´z˙ka, biegiem
wpadła do sypialni Laury. Potrza˛sne˛ła nia˛ mocno.

– Chrissie, co sie˛ dzieje? Cos´ z dzieckiem? – wyma-

mrotała obudzona Laura, z trudem otwieraja˛c zaspane
oczy.

– Nie, ze mna˛ wszystko w porza˛dku – pos´piesznie

zapewniła dziewczyna. – Chodzi o Guya.

– O Guya? – Laura zmarszczyła brwi, usiadła na

ło´z˙ku. – Co sie˛ stało? Czyz˙by on...?

– Nie wiem, nie umiem ci tego wyjas´nic´. Po prostu

wiem, z˙e stało sie˛ cos´ złego, czuje˛ to. – Głos jej drz˙ał
z niepokoju. – Lauro, mam przeczucie, z˙e cos´ sie˛ stało,
naprawde˛ – powto´rzyła z uporem.

– Dlaczego tak mys´lisz? – Nie wierzyła jej. Juz˙

całkiem sie˛ obudziła. – Domys´lam sie˛, z˙e jestes´ zdener-
wowana po wczorajszym dniu, to naturalne, biora˛c pod
uwage˛ two´j stan...

Jej stan! Chociaz˙ w jakims´ sensie Laura miała racje˛.

Rzeczywis´cie tak było. Tylko niezupełnie tak, jak sa˛dziła
Laura. Boi sie˛ o Guya nie dlatego, z˙e nosi jego dziecko,
ale dlatego, z˙e go kocha. Jej strach bierze sie˛ z miłos´ci,
z tego, z˙e...

– Lauro, prosze˛ cie˛! – powiedziała błagalnie, zerka-

ja˛c na stoja˛cy obok ło´z˙ka telefon. – Zadzwon´ do niego.

– Dobrze – przystała Laura. – Ale obawiam sie˛, z˙e nie

be˛dzie zachwycony budzeniem o szo´stej rano.

Nie słuchała jej. Instynkt podpowiadał jej, z˙e musi

działac´, z˙e musi go ratowac´. Nic jej od tego nie
odwiedzie.

W napie˛ciu patrzyła, jak Laura wybiera numer. Roz-

legł sie˛ sygnał, drugi, kolejny...

– Pewnie s´pi jak zabity po lekach, kto´rymi go nafa-

background image

szerowali w szpitalu – powiedziała uspokajaja˛co.
– Wiem, z˙e sie˛ o niego martwisz – dodała mie˛kko,
odkładaja˛c słuchawke˛. – Ale przeciez˙ sama słyszałas´, jak
lekarz mo´wił, z˙e juz˙ nic mu nie grozi, z˙e nic mu nie
be˛dzie.

– Lauro, prosze˛ cie˛... – wydusiła przez s´cis´nie˛te

gardło Chrissie. Umierała z niepokoju. – Wiem, z˙e cos´ sie˛
stało.

Odwro´ciła sie˛ zrezygnowana i ruszyła do wyjs´cia.
– Doka˛d idziesz? – znuz˙onym głosem zapytała Lau-

ra.

– Ubiore˛ sie˛ i pojade˛ do Guya – odparła z desperacja˛.

Dobiegło ja˛ głe˛bokie westchnienie Laury.

– Dobrze juz˙, poczekaj. Pojade˛ z toba˛ – nieche˛tnie

zdecydowała Laura. – Ale nie zdziw sie˛, jes´li nie
przywita nas z otwartymi re˛kami. W kon´cu jest bardzo
wczes´nie.

Rzadko zdarzało sie˛ jej ogla˛dac´ s´wiat o tak wczesnej

porze. W innych okolicznos´ciach pewnie zachwyciłaby
sie˛ s´wiez˙os´cia˛ i pie˛knem poranka, poczuciem harmonii
z natura˛, ale teraz miała mys´li zaprza˛tnie˛te czym innym.
Przelotnie zerkne˛ła na kilka ge˛si podrywaja˛cych sie˛ znad
niewielkiego jeziorka, obok kto´rego włas´nie przejez˙-
dz˙ały. Niepoko´j, jaki ja˛ nurtował, nie pozwalał cieszyc´
sie˛ nawet takim sielskim widokiem.

– Zaklinasz sie˛, z˙e nic do niego nie czujesz, a tak

bardzo sie˛ o niego martwisz – z lekka˛ ironia˛ zauwaz˙yła
Laura, kiedy przejez˙dz˙ały przez puste ulice Haslewich.

– Ja... ja go kocham – wyznała cicho Chrissie.

– Tylko z˙e nie moge˛ wia˛zac´ sie˛ z kims´, kto nie ma do
mnie zaufania i szacunku, kto... – Głos jej sie˛ łamał.
Umilkła i tylko lekko potrza˛sne˛ła głowa˛.

background image

– Przepraszam, nie chciałam cie˛ zdenerwowac´ – zmi-

tygowała sie˛ Laura.

– To nie twoja wina – odrzekła cicho Chrissie.

– Sama jestem sobie winna.

– Zaparkujmy tutaj – zmieniła temat Laura.
Nigdzie nie było s´ladu z˙ywej duszy. Chrissie z niepo-

kojem popatrzyła na dom Guya. W oknach na pie˛trze
zasłony były zacia˛gnie˛te.

Laura energicznie zastukała do drzwi, nacisne˛ła dzwo-

nek. Słuchały, jak jego dz´wie˛k rozbrzmiewa w ciszy domu.

– No, to powinno go obudzic´ – z przekonaniem

stwierdziła Laura, ale choc´ odczekały pare˛ minut, w s´rod-
ku nadal panowała cisza.

– Moz˙e spro´buj jeszcze raz – z niepokojem zasugero-

wała Chrissie, ale Laura potrza˛sne˛ła głowa˛.

– Mam lepszy pomysł – oznajmiła i zacze˛ła prze-

szukiwac´ torebke˛. Po chwili wycia˛gne˛ła z niej pe˛k
kluczy. Wybrała jeden z nich i us´miechne˛ła sie˛. – Guy dał
mi klucze, z˙ebym mogła zagla˛dac´, kiedy on gdzies´
wyjedzie – poinformowała, wkładaja˛c klucz do zamka
i naciskaja˛c klamke˛.

Weszła za Laura˛ do s´rodka. Wzdrygne˛ła sie˛. Było tak

cicho, przeraz˙aja˛co cicho.

Laura zacze˛ła wchodzic´ na go´re˛, Chrissie tuz˙ za nia˛.

Drzwi do sypialni Guya były zamknie˛te. Laura zawołała
brata, uchyliła drzwi. Sceptycyzm, z jakim odnosiła sie˛
do nerwowych pro´s´b Chrissie, w jednej chwili znikna˛ł
bez s´ladu, gdy tylko spostrzegła lez˙a˛cego na ło´z˙ku Guya.

– O Boz˙e! – zawołała, podbiegaja˛c do ło´z˙ka.
– Lauro, co sie˛ stało? – z niepokojem zapytała

Chrissie, bo Laura zasłoniła jej soba˛ cały widok.

– Nie jestem pewna, ale to chyba zakaz˙enie – z prze-

background image

raz˙eniem wykrztusiła Laura, odsuwaja˛c sie˛ nieco w bok,
by Chrissie mogła spojrzec´.

W pokoju panował po´łmrok, ale nawet w tym

słabym s´wietle widac´ było, z˙e zraniona re˛ka strasz-
liwie spuchła, a od rany w strone˛ serca szła czerwona
pre˛ga.

– Guy, Guy! – Laura potrza˛sała bratem, daremnie

pro´buja˛c go obudzic´, ale Guy zamamrotał cos´ tylko
i poruszył sie˛. Nie otworzył oczu.

Co za szcze˛s´cie, z˙e miałam to przeczucie, z˙e usłucha-

łam głosu instynktu, pomys´lała z ulga˛ Chrissie, kiedy
dziesie˛c´ minut po´z´niej karetka zabrała Guya do szpitala.
W ostatniej chwili, jak powiedział lekarz.

Operacja trwała dwie godziny, wreszcie lekarzom

udało sie˛ usuna˛c´ drzazge˛, kto´ra pozostała w ranie. Te
dwie godziny wystarczyły, by resztka wa˛tpliwos´ci Laury
co do uczucia Chrissie, ostatecznie sie˛ rozwiała.

Jeszcze nie widziała tak mocno zakochanej kobiety.

W dodatku to tylko dzie˛ki niej Guy wyla˛dował w szpi-
talu. Wolała nie mys´lec´, co by sie˛ stało, gdyby nie jej
upo´r.

Kiedy wreszcie mogły wejs´c´ do s´rodka, Chrissie

odsune˛ła sie˛ w popłochu i przepus´ciła Laure˛.

– Ty idz´ pierwsza.
Laura nie zaoponowała. Uchyliła drzwi. Oczy Guya

zals´niły nadzieja˛, ale na widok siostry natychmiast
przygasły.

– Masz jeszcze jednego gos´cia – us´miechne˛ła sie˛ do

brata i zrobiła miejsce dla Chrissie, z satysfakcja˛ zauwa-
z˙aja˛c, z˙e oczy Guya zno´w sie˛ rozpromieniły.

Nie odrywał wzroku od nies´miało podchodza˛cej dzie-

wczyny.

background image

– Jak... jak sie˛ czujesz? – wydusiła Chrissie przez

zacis´nie˛te z emocji gardło.

– Tak sobie, ale ciesze˛ sie˛, z˙e tu jestem – odparł.
– Za to podzie˛kuj Chrissie – rzeczowo pouczyła go

Laura, nie zwracaja˛c uwagi na ostrzegawcze spojrzenie
dziewczyny. Musze˛ ci powiedziec´, z˙e kiedy zerwała
mnie z ło´z˙ka o szo´stej rano, zaklinaja˛c sie˛, z˙e z toba˛ jest
z´le, nie chciałam jej wierzyc´. Musiała dobrze sie˛ name˛-
czyc´, z˙eby mnie przekonac´. Gdyby nie jej upo´r i deter-
minacja.

Spojrzenie, jakie Guy posłał Chrissie, było dla niej

wystarczaja˛ca˛ nagroda˛.

– Ty czułas´... – wyszeptał.
– Chrissie, chyba powinnas´ usia˛s´c´. – Laura przeje˛ła

inicjatywe˛. Popatrzyła na brata. – Przez ostatnie dwie
godziny ani na chwile˛ nie przysiadła, tam i z powrotem
kra˛z˙yła przed sala˛ operacyjna˛ – wyjas´niła. – Od samego
patrzenia na nia˛ byłam zme˛czona. O, włas´nie, zupełnie
zapomniałam, z˙e miałam zadzwonic´. Przepraszam was
na chwile˛...

Wyszła, nim Chrissie zdołała ja˛ zatrzymac´. Serce

zabiło jej mocno. Niepewnym krokiem ruszyła do wyj-
s´cia.

Jakby zgaduja˛c jej uczucia, Guy wycia˛gna˛ł ku niej

zdrowa˛ re˛ke˛ i powiedział błagalnie:

– Chrissie, zostan´ ze mna˛. Prosze˛...
Odwro´ciła sie˛ do niego.
– Chirurg powiedział, z˙e mam szcze˛s´cie, z˙e z˙yje˛.

Jeszcze kilka godzin i byłoby po mnie. W najlepszym
wypadku skon´czyłoby sie˛ na amputacji re˛ki.

Wyraz jej oczu i cichy je˛k, jaki wyrwał sie˛ z jej piersi,

powiedział mu wszystko, co chciał wiedziec´.

background image

– O Boz˙e, Chrissie! – Miał zmieniony głos. – Dlacze-

go my to sobie robimy? Dlaczego tak wszystko kom-
plikujemy? Wczoraj wieczorem, nim jeszcze poczułem
sie˛ zupełnie z´le, mys´lałem sobie, z˙e gdyby cos´ mi sie˛
stało... to ty nawet nie be˛dziesz wiedziała, jak bardzo cie˛
kochałem, jak z˙ałowałem, z˙e w ogo´le wynikła sprawa
tego nieszcze˛snego biurka, z˙e niepotrzebnie miałem te
kretyn´skie uprzedzenia do twojego wujka...

– Laura opowiedziała mi, jak przes´ladował cie˛

w dziecin´stwie – przerwała mu Chrissie. – Tak samo
dre˛czył moja˛ mame˛, chociaz˙ była od niego starsza.
Kiedys´ mi powiedziała, z˙e przez niego miała poczucie
winy, bo tak bardzo go nie znosiła.

– Domys´lam sie˛, z˙e nie było jej lekko – cicho rzekł

Guy. – Ale chyba ja byłem dla ciebie nie lepszy...

Nie wiedziała, jak włas´ciwie do tego doszło, z˙e naraz

ich dłonie sie˛ splotły, z˙e uczucia stały sie˛ waz˙niejsze niz˙
uprzedzenia i obawy.

– Be˛dziesz miała moje dziecko – wyszeptał Guy.

– Kiedy lekarz powiedział mi, jak niewiele brakowało,
bym zszedł z tego s´wiata... na sama˛ mys´l, z˙e nasze
dziecko nigdy by mnie nie znało, z˙e nie byłoby mnie przy
nim, przy tobie, by was chronic´ i otaczac´ opieka˛...
Chrissie, chce˛ byc´ przy was, nie tylko ze wzgle˛du na
dziecko... ale dla ciebie.

– Ja tez˙ tego chce˛ – szepne˛ła, nie moga˛c juz˙ dłuz˙ej

hamowac´ łez.

Guy, nie zwaz˙aja˛c na jej protesty, usiadł i przycia˛gna˛ł

ja˛ ku sobie zdrowa˛ re˛ka˛. Całował ja˛ czule, z miłos´cia˛.

– Wiem, z˙e pewne problemy nadal istnieja˛ – powie-

dział, kiedy po jakims´ czasie podniosła głowe˛ z jego
piersi. Us´miechna˛ł sie˛ do niej tkliwie, odgarna˛ł z twarzy

background image

mokre od łez włosy. – Znajdziemy sposo´b, by je roz-
wia˛zac´, zobaczysz.

– Naprawde˛ nie chciałam niczego przed toba˛ ukry-

wac´ – cichutko szepne˛ła Chrissie.

– Cii... – uciszył ja˛ stanowczo, a ona posłała mu

smutne spojrzenie. – Nie chodziło mi o to, z˙e Charlie był
twoim wujkiem, nie to mnie najbardziej poruszyło
– powiedział. – Najgorsze było to, z˙e nie masz do mnie
zaufania, to najbardziej mnie zabolało. I dlatego tak
wyszło. Wiem, z˙e głupio i bez sensu. Zamiast jak dorosły
przyznac´, z˙e czuje˛ sie˛ tym uraz˙ony, zachowałem sie˛ jak
dzieciak. W tobie doszukiwałem sie˛ winy, ciebie oskar-
z˙ałem.

– Wiesz, dlaczego ci o tym nie powiedziałam? – za-

pytała drz˙a˛cym z emocji głosem. – Bo za bardzo cie˛
kochałam. Bałam sie˛, by cie˛ nie stracic´, nie znieche˛cic´.
W dodatku mama była za tym, z˙ebym raczej nie zdradza-
ła swoich powia˛zan´ z Charlesem. No i wiedziałam, jaki ty
masz do niego stosunek... – Potrza˛sne˛ła głowa˛. – Mnie
tez˙ było przykro – dodała cicho. – Bo nie byłes´ ze mna˛
szczery, gdy zapytałam cie˛ o Jenny.

Umilkła i z niepokojem czekała na jego reakcje˛.
– To prawda – odezwał sie˛ po chwili milczenia. – Nie

byłem z toba˛ całkowicie szczery...

– Bo nie chciałes´, bym wiedziała, jak bardzo ja˛

kochałes´ – przerwała ze smutkiem.

– Nie! – zaprzeczył gora˛co, krzywia˛c sie˛ z bo´lu, bo

pro´buja˛c ja˛przytulic´, uraził chora˛re˛ke˛. – Nie – powto´rzył
ciszej, gdy Chrissie pochyliła sie˛ nad nim z troska˛. – Nie
powiedziałem ci prawdy z zupełnie innego powodu. Po
prostu było mi wstyd, z˙e w jakims´ momencie z˙ycia
okazałem sie˛ taki słaby, z˙e zamiast szukac´ rozwia˛zania

background image

własnych problemo´w, wmo´wiłem sobie, z˙e Jenny be˛dzie
najlepszym lekarstwem na moja˛ samotnos´c´. A przeciez˙
wiedziałem, z˙e ma me˛z˙a, z˙e nie jest dla mnie. Czułem to,
ale udawałem, z˙e tak nie jest. Znalazłem sie˛ na takim
etapie, kiedy koniecznie chciałem kogos´ miec´, załoz˙yc´
rodzine˛, miec´ dzieci. A kiedy nie mogłem sobie nikogo
takiego znalez´c´, wmo´wiłem sobie, z˙e kocham Jenny.
Chociaz˙ wiedziałem, z˙e ona nigdy sie˛ we mnie nie
zakocha, z˙e nie zostawi rodziny. Teraz wiem, z˙e to nie
była miłos´c´. Na szcze˛s´cie Jenny jest bardzo ma˛dra,
ma˛drzejsza ode mnie. Wszystko z go´ry wiedziała. Ale nie
chciałem ci o tym mo´wic´, nie chciałem wypas´c´ w twoich
oczach na z˙yciowego niedorajde˛. Prawda jest taka, z˙e ja
w ogo´le nie miałem poje˛cia o miłos´ci... dopo´ki nie
poznałem ciebie. Kiedy cie˛ zobaczyłem... Miłos´c´ spadła
na mnie jak grom z jasnego nieba, ogłuszyła... – Urwał,
potrza˛sna˛ł głowa˛. – Bardzo lubie˛ Jenny i zawsze be˛de˛ jej
dobrym przyjacielem, ale to ciebie kocham. I zawsze
be˛de˛ kochał.

– Nawet maja˛c pewnos´c´, z˙e skłamałam na temat

biurka? – zapytała cicho.

Guy westchna˛ł cie˛z˙ko.
– Nie wiem, co na to powiedziec´. Wiem tylko to, co

sam widziałem na własne oczy.

– Rozumiem – odezwała sie˛ cicho. Uwolniła sie˛

z jego obje˛c´ i powoli podeszła do drzwi.

Juz˙ naciskała klamke˛, kiedy ja˛ zawołał. Przestraszyła

sie˛, z˙e go zabolało i instynktownie podbiegła do ło´z˙ka.

– Guy, co sie˛ stało? – zaniepokoiła sie˛. – Cos´ z re˛ka˛?
– Nie, z re˛ka˛ nic sie˛ nie dzieje – wymamrotał

stłumionym głosem. – To ze mna˛ jest kiepsko. Chrissie,
zapomnijmy o tym biurku, co mnie to w ogo´le obchodzi?

background image

Ty sie˛ dla mnie liczysz... tylko ty. Moge˛ sprzedac´ moje
udziały w antykwariacie, moz˙emy sie˛ sta˛d wynies´c´, zacza˛c´
wszystko od pocza˛tku, w nowym miejscu, gdzie nikt...

Wbiła w niego zdumione spojrzenie.
– Zrobiłbys´ to dla mnie? – wyszeptała. – Nawet mimo

z˙e...

– Zrobie˛ wszystko. Kocham cie˛, Chrissie, i tylko to

jest dla mnie waz˙ne. Gdy tylko wyjde˛ z tego piekielnego
szpitala, usia˛dziemy w spokoju i zaplanujemy sobie
nasza˛ przyszłos´c´... nasza˛ i naszego dziecka – dokon´czył
z moca˛ i dotkna˛ł ustami jej policzka.

Laura, kto´ra włas´nie uchyliła drzwi, wycofała sie˛

dyskretnie.

– Zobaczysz, be˛dziemy szcze˛s´liwi, cała tro´jka – za-

pewnił Guy, kiedy oderwał od niej usta.

Us´miechne˛ła sie˛ w odpowiedzi, ale nadal była pełna

obaw.

Nawet jes´li wyprowadza˛ sie˛ z Haslewich i zaczna˛

nowe z˙ycie, to nigdy nie uda sie˛ jej zapomniec´ o tym, z˙e
Guy wa˛tpił w wiarygodnos´c´ jej rodziny. To zawsze be˛-
dzie stało mie˛dzy nimi.

– Mamy oficjalne zaproszenie na herbate˛ do mojej

sa˛siadki, Ruth Reynolds – oznajmił Guy, gdy Chrissie
weszła do salonu.

Juz˙ wczoraj wypus´cili go ze szpitala, jednakz˙e pod

warunkiem, z˙e be˛dzie miał zapewniona˛ stała˛ opieke˛.

Laura kategorycznie os´wiadczyła, z˙e nie jest w stanie

zaja˛c´ sie˛ bratem. Lada moment miał wro´cic´ do domu jej
ma˛z˙, nie mo´wia˛c juz˙ o kucykach, kto´rych musiała do-
gla˛dac´. Chca˛c nie chca˛c, Chrissie nie miała innego
wyjs´cia, jak zobowia˛zac´ sie˛ do opieki nad Guyem.

background image

– No i do czego ta twoja siostra chce doprowadzic´?

– zapytała Guya, kiedy zostali sami.

– Witajcie, prosze˛ do s´rodka – serdecznie powitała

ich Ruth. – Zaprosiłam tez˙ Jona – dodała ku ich za-
skoczeniu, prowadza˛c gos´ci do salonu. – Wydaje mi sie˛,
z˙e jego obecnos´c´ be˛dzie bardzo na miejscu. W razie
czego uzupełni moja˛ relacje˛, jes´li cos´ przepuszcze˛. Ale
moz˙e to nie be˛dzie potrzebne. Jak sie˛ czujesz, Guy?
– zapytała z troska˛.

– Juz˙ duz˙o lepiej – odparł. – Nie mo´wia˛c juz˙ o tym,

jak bym sie˛ czuł, gdyby nie Chrissie – dodał, odwracaja˛c
sie˛ i us´miechaja˛c czule do dziewczyny.

Ruth oczywis´cie wiedziała o wszystkim i szczerze

radowała sie˛ z ich pogodzenia. Teraz juz˙ nic nie stało na
przeszkodzie ich szcze˛s´ciu. Podobnie jak Jenny była
przekonana, z˙e stanowia˛ wyja˛tkowo dobrana˛ pare˛.

– Prosze˛, siadajcie. – Ruth wskazała im miejsca.

– Chrissie, mogłabys´ byc´ tak miła i nalac´ nam herbate˛?
Chce˛ opowiedziec´ wam o czyms´, co chyba was zaintere-
suje.

Us´miechne˛ła sie˛ do nieco zaskoczonej Chrissie, po-

słusznie ida˛cej do stołu, by nalac´ herbate˛.

– Wiele sie˛ zastanawiałam – zacze˛ła Ruth – jak to

włas´ciwie jest z tym biurkiem, kto´re znalazło sie˛ w domu
Charliego Platta. Czułam, z˙e za tym musi sie˛ cos´ kryc´ i to
przeczucie nie dawało mi spokoju. Postanowiłam wie˛c
przeprowadzic´ małe s´ledztwo. Mo´j ojciec, co Jon moz˙e
potwierdzic´, zawsze po cichu rywalizował ze swoimi
krewnymi z Chester. To biurko, kto´re sobie obstalował,
było kopia˛ pary biurek, zamo´wionych we Francji na
prezent urodzinowy dla ich bliz´niaczek. Wydało mi sie˛

background image

czyms´ nieprawdopodobnym, by wiedza˛c o tym, ojciec
zlecił wykonanie tylko jednego mebla. To do niego nie
pasowało. Dlatego zacze˛łam szperac´ w ro´z˙nych szpar-
gałach... – Urwała i sie˛gne˛ła po gruby zeszyt lez˙a˛cy obok
niej na podłodze. – Tutaj znajduja˛ sie˛ zapiski z roku,
w kto´rym zostało zamo´wione to biurko. A raczej dwa
biurka.

Przez dłuz˙sza˛ chwile˛ w salonie zalegała cisza, w kto´-

rej zebrani przetrawiali usłyszane słowa.

– Czy to ma znaczyc´, z˙e były dwa biurka?! – wy-

krzykna˛ł Guy.

– Tak, były dwa identyczne biurka – spokojnie

potwierdziła Ruth. – Dokładnie takie jak te, kto´re miała
rodzina z Chester.

– Ale to nadal nie wyjas´nia, w jaki sposo´b jedno

z nich trafiło do mojej rodziny – zauwaz˙yła Chrissie.

– Oczywis´cie – odrzekła Ruth. – To pokwitowanie

jest wyła˛cznie stwierdzeniem, z˙e na ten konkretny cel
zostały wydatkowane pienia˛dze.

– Mało prawdopodobne, by mo´j pradziadek odkupił

jedno z tych biurek. – Chrissie nie kryła wa˛tpliwos´ci,
jakie budziła w niej ta moz˙liwos´c´. – To by znaczyło...

– Nie, tak rzeczywis´cie nie było – spokojnie podje˛ła

Ruth. Popatrzyła na Jona. – Nasz ojciec, Bena i mo´j, był
dwa razy z˙onaty. Nasza mama zmarła wkro´tce po moim
urodzeniu i do pomocy przy dzieciach zatrudniono młoda˛
dziewczyne˛ – powiedziała i na chwile˛ umilkła. – Ta
dziewczyna była twoja˛ prababcia˛, Chrissie – os´wiad-
czyła. – Ojciec nawia˛zał z nia˛ bliskie stosunki, a kiedy
zaszła w cia˛z˙e˛, wydał ja˛ za owdowiałego i bezdzietnego
farmera, niejakiego Archie Platta. Obaj me˛z˙czyz´ni umo´-
wili sie˛, z˙e dziecko, jak sie˛ okazało syn, zostanie

background image

wychowany jako syn farmera. Był to juz˙ niemłody
człowiek i bardzo pragna˛ł potomka. Pewna suma pienie˛-
dzy ro´wniez˙ zmieniła włas´ciciela. – Ruth skrzywiła sie˛
lekko. – Biedna dziewczyna. Mys´le˛, z˙e bardzo kochała
mojego ojca, tak bardzo, z˙e ubłagała go, by dał jej cos´ do
nowego domu jako pamia˛tke˛ ła˛cza˛cego ich uczucia.
Ojciec przystał na to, a ona wybrała sobie biurko
– dokon´czyła Ruth.

Chrissie patrzyła na nia˛ szeroko otwartymi oczami.
– Czy tak było naprawde˛? – wykrztusiła z niedowie-

rzaniem. – Nie moge˛...

– Tak było naprawde˛ – z cicha˛ stanowczos´cia˛ po-

twierdził Jon.

– Ale dlaczego moja mama nigdy mi o tym nie

powiedziała? Dlaczego...?

– Wa˛tpie˛, by w ogo´le wiedziała – rzekła Ruth. – Ja nie

miałam o tym poje˛cia, a Ben, mo´j brat, usłyszał o tym od
ojca na łoz˙u s´mierci. Wtedy dał mu słowo, z˙e nigdy sie˛
z tym nie zdradzi. Dopiero kiedy zacze˛łam dociekac´, jak
to było z tymi biurkami i postraszyłam go, z˙e zawiadomie˛
policje˛, powiedział mi o tajemnicy ojca.

– Nie moge˛ w to uwierzyc´ – szepne˛ła Chrissie, oczy

jej podejrzanie zals´niły. Odwro´ciła sie˛ do Ruth. – Nawet
nie przypuszczasz, jak bałam sie˛ tego momentu, kiedy
moja mama przyjedzie zidentyfikowac´ biurko – wyznała
drz˙a˛cym głosem. – Jak strasznie...

– Chyba wiem – łagodnie sprostowała Ruth.
Guy nadal milczał, ale wystarczyło popatrzec´ na wy-

raz jego twarzy, by odczytac´ kłe˛bia˛ce sie˛ w nim mys´li.

– Dwa biurka – powiedział z pose˛pna˛ mina˛ i zacza˛ł

przemierzac´ poko´j. – To przeciez˙ jasne. Jak mogłem o tym
nie pomys´lec´? Przeciez˙ wiedziałem, z˙e były dwa oryginały.

background image

– Nie miałes´ powodu, by w ten sposo´b do tego

podchodzic´ – pro´bowała uspokoic´ go Ruth. – W kon´cu
widziałes´ tylko jedno biurko i nie miałes´ poje˛cia, z˙e
kiedys´ zrobiono dwie kopie. Nikt nigdy o tym nawet nie
wspomniał.

– Pewnie nie, ale powinienem wpas´c´ na ten pomysł,

poszukac´... Chrissie!

– Juz˙ dobrze – zapewniła go, jeszcze troche˛ bez

przekonania. Uje˛ła jego dłon´. – Ruth ma racje˛. Nie
mogłes´ tego wiedziec´. Zreszta˛ – dodała z rozbrajaja˛ca
szczeros´cia˛ – gdybym była na twoim miejscu, pewnie
zareagowałabym dokładnie tak samo jak ty.

Ruth spostrzegła spojrzenie, jakim Guy obdarzył

dziewczyne˛ i pos´piesznie odwro´ciła wzrok. Bywaja˛
uczucia zbyt gora˛ce, zbyt z˙arliwe, by mogły byc´ obser-
wowane przez postronne osoby.

– Ale z ciebie kłamczuszek – pieszczotliwie powie-

dział Guy. – Bardzo kochany kłamczuszek.

Chrissie potrza˛sne˛ła głowa˛. Rewelacje Ruth tak ja˛

wzburzyły, z˙e cia˛gle jeszcze nie mogła pozbierac´ mys´li.

– Nie moge˛ uwierzyc´, z˙e to sie˛ dzieje naprawde˛.

– Popatrzyła na Jona i Ruth. – Czegos´ takiego nigdy bym
sie˛ nie spodziewała...

– No, to przynajmniej wiemy, po kim Charlie odzie-

dziczył swoje negatywne geny – Ruth zauwaz˙yła
z us´miechem i dodała zwracaja˛c sie˛ do Chrissie: – Nie-
stety, co jakis´ czas w naszej rodzinie pojawiaja˛ sie˛
osobnicy wyja˛tkowo samolubni i zupełnie pozbawieni
choc´by krzty moralnej odpowiedzialnos´ci. Och, no włas´-
nie... – Podniosła sie˛ i z otwartymi ramionami podeszła
do Chrissie. Us´cisne˛ła ja˛ serdecznie. – Witamy w rodzi-
nie Crightono´w!

background image

– W rodzinie Crightono´w? – Z wraz˙enia Chrissie az˙

zaniemo´wiła.

– Spokojnie – uprzejmie odezwała sie˛ Ruth. – Nikt

z nas nie wez´mie ci za złe, jes´li nie zechcesz sie˛ z nami
bratac´ i przyznawac´ do pokrewien´stwa.

– Po prostu nie wiem, jak moja mama to przyjmie

– słabym głosem powiedziała dziewczyna.

– Domys´lam sie˛, z˙e razem z Guyem chcecie sobie

teraz porozmawiac´, omo´wic´ wszystko. – Ruth delikatnie
dotkne˛ła jej dłoni i jeszcze raz us´cisne˛ła.

Chrissie zacze˛ła zbierac´ sie˛ do wyjs´cia.
Jon ro´wniez˙ us´cisna˛ł ja˛ na poz˙egnanie.
– Oboje byli dla mnie tacy mili i serdeczni – rozrzew-

niła sie˛ Chrissie, kiedy juz˙ dotarli do domu Guya. Łzy
potoczyły sie˛ jej po policzkach.

Guy, kto´ry włas´nie szykował cos´ do picia, pos´piesznie

przeszedł kuchnie˛ i wzia˛ł dziewczyne˛ w ramiona.

– Chrissie... Co sie˛ stało? Powiedz...
– Nic – załkała, wtulaja˛c głowe˛ w jego ramie˛. – Po

prostu tak sie˛ ciesze˛, z˙e to juz˙ jest za nami. Bałam sie˛, z˙e
nigdy nie zdołamy o tym zapomniec´, z˙e to zawsze be˛dzie
nas przes´ladowac´, zawsze be˛dzie nas dzielic´... i z˙e nigdy
nie be˛dziesz miał do mnie całkowitego zaufania.

– Ja miałbym tobie nie ufac´? – obruszył sie˛. Pochylił

głowe˛, szukaja˛c jej ust, szepcza˛c słowa gora˛cych prze-
prosin, ale nie dała mu skon´czyc´, oddała pocałunek.
– Jutro z samego rana lecimy do Amsterdamu – zapowie-
dział, czule patrza˛c jej w oczy. – I nie tylko po
piers´cionek zare˛czynowy. To be˛dzie piers´cionek na
zawsze – dodał i łagodnie pogładził jej dłon´. – Bo tym
razem, najdroz˙sza, to juz˙ be˛dzie na zawsze.

– Tak – potwierdziła szeptem.

background image

– Pokaz˙esz mi swoje piers´cionki? Och, jakie pie˛kne!

– z zachwytem wykrzykne˛ła Bobbie, wnuczka Ruth,
z błyszcza˛cymi oczami przygla˛daja˛c sie˛ wycia˛gnie˛tej
dłoni Chrissie.

Włas´nie wraz z Guyem wyszli z kos´cioła, obrzucani

deszczem ro´z˙anych płatko´w. Chrissie sama była za-
skoczona, z˙e ostatecznie zdecydowała sie˛ na zupełnie
inny piers´cionek, niz˙ zamierzała. Mys´lała o czyms´ na
wzo´r dawnej biz˙uterii, a wybrała trzy piers´cionki stano-
wia˛ce jedna˛ całos´c´, zaprojektowane specjalnie dla niej
przez jednego z najlepszych amsterdamskich jubilero´w.
Tylko brylant w kształcie serca, zdobia˛cy piers´cionek
zare˛czynowy, został wybrany przez Guya. Był tak pie˛k-
ny, z˙e zapierało dech. Pocza˛tkowo wzdragała sie˛, uwaz˙a-
ja˛c, z˙e jest zbyt ozdobny, ale w kon´cu uległa perswazjom
narzeczonego i jubilera. Zreszta˛, rzeczywis´cie w poro´w-
naniu z innymi wyrobami ten był wre˛cz skromny. Dwa
pozostałe, w przeciwien´stwie do prostej obra˛czki, na
kto´rej pysznił sie˛ brylant, miały kształt liny splecionej
z z˙o´łtego i białego złota. S

´

rodkiem jednego z nich biegł

rza˛d drobnych brylanciko´w.

– Wszystkie trzy ła˛cza˛ sie˛ w jedna˛ spo´jna˛ całos´c´

– powiedział Guy i dodał z czułos´cia˛: – Tak jak nasza
tro´jka.

Tak jak ich tro´jka.
Suknie˛ s´lubna˛ Chrissie zamo´wiła w Chester. Zdecy-

dowała sie˛ na prosty fason z kremowego atłasu, dyskret-
nie maskuja˛cy jej ledwie rysuja˛cy sie˛ brzuszek. To był
gło´wny powo´d, dla kto´rego nie chciała tradycyjnej białej
sukni. Do tej swojej prostej sukni wybrała jeszcze długi
atłasowy płaszcz z niewielkim trenem.

– Nie wstydze˛ sie˛ tego, z˙e nosze˛ nasze dziecko

background image

– powiedziała mamie, gdy we dwie uwaz˙nie studiowały
z˙urnale ze s´lubnymi kreacjami. – Ale to kos´cielny s´lub
i wydaje mi sie˛, z˙e w moim przypadku biała suknia nie
byłaby na miejscu.

– I tak be˛dziesz wygla˛dac´ s´licznie, co´reczko – zapew-

niła ja˛ mama.

I tak tez˙ było.
A zachwytom Guya nie było kon´ca.
Us´miechne˛ła sie˛ do s´wiez˙o pos´lubionego me˛z˙a, deli-

katnie dotykaja˛c jego re˛ki, by zwro´cic´ mu uwage˛ na
pochłonie˛te rozmowa˛ jej mame˛ i Laure˛.

Cieszyła sie˛ bardzo, z˙e obie tak szybko zapałały do

siebie szczera˛ sympatia˛. Laura z oddaniem zaje˛ła sie˛ jej
rodzicami, gdy tylko zjechali do Haslewich. Nie było
mowy, by zatrzymali sie˛ gdzies´ indziej niz˙ u niej.
W dodatku Laura doskonale poradziła sobie z rezerwa˛
i obawami Rose, jak zostanie przyje˛ta w miasteczku.

– W ogo´le sie˛ tym nie przejmuj. Jestes´ soba˛, nie

swoim bratem. Nikt nie be˛dzie ciebie oceniac´ przez
pryzmat jego posunie˛c´ – os´wiadczyła jej wprost.

Okazało sie˛, z˙e miała całkowita˛ racje˛. Dowiodło tego

serdeczne przyje˛cie, jakie zgotowało jej kilka szkolnych
kolez˙anek. Chrissie wprawdzie podejrzewała, z˙e Laura
maczała w tym palce, ale zostawiła te przemys´lenia dla
siebie. Nie miała zamiaru psuc´ mamie przyjemnos´ci.
A obie rodziny, Crightono´w i Cooke’o´w, przyje˛ły no-
wych członko´w z otwartymi ramionami.

Jedynie naburmuszona Natalie trzymała sie˛ z daleka,

demonstracyjnie okazuja˛c nieche˛c´. Mie˛dzy innymi dlate-
go Chrissie wcale sie˛ nie zmartwiła, słysza˛c, z˙e dziew-
czyna postanowiła wynies´c´ sie˛ do Londynu.

Dla Rose wiadomos´c´ o pokrewien´stwie z Crightonami

background image

była nie mniejszym zaskoczeniem niz˙ dla Chrissie. Tym
bardziej wzruszaja˛ce było dla dziewczyny niechca˛cy
podsłuchane stwierdzenie mamy, kto´ra szepne˛ła do Jen-
ny, z˙e po przejs´ciu na emeryture˛ oboje z ojcem zamierza-
ja˛ przenies´c´ sie˛ w te strony.

– W kon´cu – dokon´czyła z us´miechem, zwracaja˛c sie˛

do Jenny – be˛dziemy tu miec´ nie tylko co´rke˛ i zie˛cia, ale
nasze wnuki.

– Wiesz co? – zas´miał sie˛ Guy, przygla˛daja˛c sie˛

jednej ze swoich licznych siostrzenic, zapamie˛tale flir-
tuja˛cej z nieco skonsternowanym chłopcem. – Cos´ mi sie˛
widzi, z˙e wolałabys´ wcale nie jechac´ na Barbados, tylko
zostac´ tutaj.

– Tak mys´lisz? – rozes´miała sie˛ Chrissie. – Po prostu

bardzo sie˛ ciesze˛, z˙e mamy teraz taka˛ duz˙a˛ rodzine˛. To
wspaniałe, miec´ tylu bliskich i oddanych ludzi. I cudow-
na jest s´wiadomos´c´, z˙e nasze dziecko, nasze dzieci,
wychowaja˛ sie˛ w takim otoczeniu. Ale najcudowniejsze
jest to, z˙e mnie kochasz – z˙arliwie wyszeptała mu do
ucha. – A Barbados...

– Barbados – mrukna˛ł Guy. – Co mnie podkusiło, z˙eby

tam jechac´? Czemu po prostu nie zamo´wiłem apartamentu
w hotelu Grosvenor w Chester? – zamruczał, pochylaja˛c
sie˛, by ja˛ pocałowac´. – Wiesz, ile godzin sie˛ tam leci?

– Na razie przed nami przyje˛cie weselne – przypo-

mniała mu Chrissie.

– Poczekaj, niech no tylko be˛de˛ cie˛ miec´ wyła˛cznie

dla siebie – z˙artobliwie przestrzegł ja˛ Guy.

– Tylko dla siebie? – droczyła sie˛. Delikatnie po-

klepała sie˛ po brzuchu. – Chyba sie˛ troche˛ mylisz
– us´miechne˛ła sie˛. – Ale wiesz, kamien´ spadł mi z serca,
kiedy złapali tych włamywaczy.

background image

– Mnie tez˙ – potwierdził Guy, patrza˛c na nia˛ ze

skrucha˛. – Nie mies´ci mi sie˛ w głowie, z˙e mogłem choc´
przez mgnienie sa˛dzic´, z˙e masz z tym cos´ wspo´lnego.

– Cii... – Połoz˙yła palec na ustach. – Po prostu na to

wygla˛dało, wszystko pasowało. W dodatku ws´ro´d nich
była kobieta.

– Nie zasłuz˙yłem na ciebie – z czułos´cia˛ wyszeptał

Guy.

Stoja˛ca po drugiej stronie kos´cielnego dziedzin´ca

Madeleine Crighton uwaz˙nie popatrzyła na rozes´miana˛
młoda˛pare˛. S

´

wiez˙o pos´lubieni małz˙onkowie promienieli

szcze˛s´ciem, a ła˛cza˛ce ich uczucie było tak widoczne, z˙e
zdawało sie˛, z˙e moz˙na go dotkna˛c´.

Madeleine odwro´ciła wzrok.
Jak inaczej ona przez˙ywała swoje cia˛z˙e! Jak bardzo

brakowało jej miłos´ci i czułej opieki me˛z˙a. Max odnosił
sie˛ do niej okropnie, wcale nie ukrywał, z˙e nie chciał
dzieci, z˙e w gruncie rzeczy to i jej tez˙ wcale nie chciał.

Pos´piesznie ruszyła w strone˛ grupki oso´b, mie˛dzy

kto´rymi stała Jenny, matka Maxa.

Ostatnio chyba miała zły okres, wolała nie mys´lec´

o Maksie, o ich rozsypuja˛cym sie˛ małz˙en´stwie. Ich
małz˙en´stwo... Włas´ciwie czym ono w ogo´le było? Oka-
zało sie˛ zwykłym, nic nie wartym s´wistkiem papieru.
Max nie ukrywał, z˙e jej nie kocha. Zastanawiała sie˛, czy
kiedykolwiek ja˛ kochał. Przy nim czuła sie˛ niepotrzebna,
odbierał jej poczucie własnej wartos´ci. Nie chciał jej, nie
pragna˛ł. Doszło do tego, z˙e była niemal zadowolona
z dziela˛cej ich obcos´ci, z przecia˛gaja˛cej sie˛ rozła˛ki, gdy
,,interesy’’ kazały mu jechac´ do Hiszpanii. Prawie zado-
wolona... Ale jeszcze nie umarła w niej pamie˛c´ o tym, jak
było kiedys´, gdy jeszcze byli razem....

background image

– Mmm... jest bosko... – zamruczał z zadowoleniem

Guy, wycia˛gnie˛ty na szerokim łoz˙u w ich wakacyjnym
domu na Barbados. Wiruja˛cy pod sufitem wiatrak przyje-
mnie chłodził gora˛cy powiew tropikalnej nocy.

– Warto było czekac´? – z przekomarzaniem zapytała

Chrissie.

Guy oparł sie˛ na ramieniu, pochylił nad z˙ona˛. Koniu-

szkiem palca przecia˛gna˛ł po linii jej ust, dotkna˛ł wargami
rozgrzanej sko´ry.

– Było warto – zamruczał z us´miechem.
Patrzyła z zachwytem, jak podnosi sie˛ z ło´z˙ka i idzie

do stołu. W ciepłym po´łmroku pokoju jego ciało jarzyło
sie˛ złocis´cie, lekki pot podkres´lał napie˛te pod sko´ra˛
mie˛s´nie. Jest pie˛kny, jak dzikie, drapiez˙ne zwierze˛.
I porusza sie˛ z taka˛ gracja˛... Zrobiło sie˛ jej gora˛co.

– Dopiero teraz mamy na to czas. – Wycia˛gna˛ł

z wiaderka z lodem zmroz˙onego szampana. Mieli wypic´
go wczes´niej, ale gdy tylko tu weszli, nie mogli dłuz˙ej
czekac´...

Przygla˛dała sie˛, jak otwiera butelke˛ i nalewa do

kieliszko´w spieniony złocisty napo´j. Mogłabym tak
patrzec´ na niego w nieskon´czonos´c´, us´wiadomiła sobie
nagle. Jest taki me˛ski, taki zniewalaja˛cy...

Guy podnio´sł głowe˛, popatrzył na Chrissie. Chyba

wyczytał cos´ w jej wzroku, bo jego oczy pociemniały
nagle. Patrzył na nia˛ w napie˛ciu.

Poczuła, z˙e policzki jej płona˛. Z satysfakcja˛ stwier-

dziła, z˙e i on nie pozostał oboje˛tny, bo gdy podszedł
i podał jej kieliszek, re˛ka zadrz˙ała mu lekko. Kilka kropli
szampana rozprysło sie˛ na jej piersi. Zrobiła ruch, jakby
chciała je otrzec´, ale powstrzymał jej dłon´. Poczuła
delikatny dotyk jego ust.

background image

Zamruczał cicho, odstawił kieliszek na bok. Jak

cudownie było czuc´ jego bliskos´c´, z rados´cia˛ odbierac´
kolejne pieszczoty. Kocha go, kocha i pragnie, teraz,
zaraz... Oczy jej zals´niły, gdy z rozmysłem oblała go
resztka˛ szampana.

– Chrissie, co ty... – Pus´cił jej re˛ke˛, a ona spokojnie

odstawiła kieliszek.

Zdecydowanym ruchem pchne˛ła go na ło´z˙ko.
– Jak sie˛ boisz, to nie zaczynaj – rozes´miała sie˛

i dotkne˛ła ustami złocistego płynu perla˛cego sie˛ na jego
piersi.

Teraz ja go pome˛cze˛, postanowiła, ale kontrola szyb-

ko wymkne˛ła sie˛ jej z ra˛k. I juz˙ razem zatracali sie˛
w pieszczotach, upajaja˛c słodka˛, namie˛tna˛ miłos´cia˛.

Wstaja˛cy s´wit zaczynał ro´z˙owic´ niebo, gdy Guy

z czułos´cia˛ pochylił sie˛ nad z˙ona˛.

– Chrissie... Pomys´l tylko... przed nami jeszcze trzy

takie tygodnie. Na Boga, jak my to przez˙yjemy?

Oboje us´miechali sie˛ jeszcze, gdy wreszcie zmorzył

ich sen.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jordan Penny Światowe Życie 05 Dobrana para
Jordan Penny Czas na milosc(Dobrana para, Lekcja uczuc)
Saga rodu Quinnow 03 Spokojna przystan N Roberts
05 Jordan Penny Doskonaly grzesznik
Deveraux Jude Saga rodu Montgomerych 03 Wiedźma
Saga rodu Quinnow 03 Spokojna przystan N Roberts
Jordan Penny Dynastia Leopardich 03 Ucieczka na Sycylię 5
Jordan Penny Przede wszystkim kariera 03
Jordan Penny Doskonały partner
Galsworthy John Saga rodu Forsyte ów 03 Na giełdzie Forsyte ów
Jordan Penny Dynastia Leopardich 03 Ucieczka na Sycylię
Wilbur Smith Cykl Saga rodu Courteneyów (11) Błękitny horyzont
Smith Wilbur Saga Rodu?llantyne'ow 1 Lot Sokola
Smith Wilbur Saga rodu?llantyneów 3 Płacz anioła
Smith Wilbur Saga Rodu?llantyne'ow 2 Twardzi Ludzie

więcej podobnych podstron