JILLIAN HUNTER
1
Szkocja, 1662
Zdobycie księżniczki byłoby jego ostatnim pod
bojem.
Pirat zamierzał zagarnąć dla siebie tę kobietę tak
samo jak wszystkie inne łupy, które zdobywał do tej
pory - podstępem.
Ta metoda nigdy go jeszcze nie zawiodła. Pod fał
szywą hiszpańską banderą potrafił zmylić eskortę gale
onu i wykraść cenny ładunek bez jednego wystrzału.
Zawsze wolał walkę wręcz niż z użyciem broni, a teraz
w dodatku miał do czynienia z kobietą.
Niewinną kobietą. Przez całe życie chroniono ją
przed łajdakami jego pokroju. Przyzwyczajony do łat
wych zwycięstw, nie przypuszczał, że zdobycie jej
zajmie tak wiele czasu.
Wiedział z doświadczenia, że walka podjazdowa
może być niebezpieczną grą. Księżniczka miała być
jego osobistym zwycięstwem, lecz nie chciał jej zranić,
5
JILLIAN HUNTER
co niejednokrotnie zdarzało mu się w przeszłości. Zbyt
wiele miał już na sumieniu.
Chmury przesłoniły księżyc. Wiatr hulał po blankach
murów. Bryza rozwiewała mgłę spowijającą potężne
wieże zamku Dunmoral.
Z szerokiej piersi pirata wyrwało się głębokie wes
tchnienie. Był szalbierzem i czuł to teraz całym swoim
jestestwem.
Cztery potężne postacie uważnie mu się przyglądały.
Czekali na rozkazy. Czuli się równie niezręcznie jak on
na niebezpiecznych wodach społecznych konwenansów.
Nie znali reguł rządzących w tym świecie.
- Powinna już tu być - powiedział. - Dlaczego po
nią nie wyjechałem? Może się zgubiła. Nawet my
zgubiliśmy się tu za pierwszym razem. Tutejsze drogi
to istny labirynt.
- To przez rabusiów, Douglas... - odezwał się za
jego plecami kobiecy głos. - To wszystko przez nich.
Nie można było nic poradzić. Gdybyśmy przez cały
dzień nie ścigali bydła, wyjechalibyśmy po nią.
Twarz mu pociemniała, gdy sobie to przypomniał.
O świcie tego samego dnia banda rozbójników znowu
napadła na bezbronną wioskę Dunmoral. Uprowadzili
bydło, z którym mieszkańcy przetrwaliby zbliżającą się
surową zimę. Znieważyli młodą kobietę. Król nie mógł
sobie pozwolić na utrzymywanie wojska w tych odleg
łych górskich stronach, toteż wojny między klanami
i najazdy, zdarzające się tu od dwóch wieków, znowu
zaczęły pustoszyć okolicę.
Zamiast przygotowywać się na przyjęcie księżniczki,
6
SMOK
Douglas siedem godzin daremnie przeczesywał wzgórza
w poszukiwaniu skradzionego bydła.
Rabusie uciekli, przyrzekając rychły powrót. Ich
przywódca, Neacail z Glengaldy, bezskutecznie rosz
czący sobie prawa do własności zamku Dunmoral,
wypowiedział nowemu lordowi otwartą wojnę. Douglas
galopem wrócił do zamku, wściekły, że nie był w stanie
ani zapobiec, ani pomścić ataku.
Najwyższy z trzech pozostałych piratów zbliżył się
do niego. Był to prawdziwy olbrzym, oddany sługa
i prawa ręka Douglasa. Jeszcze miesiąc temu, gdy
dotarła do nich wieść o przybyciu księżniczki, był
pierwszym oficerem na pirackim statku „Zauroczenie".
Jednak gdy zamieszkali w zamku, Dainty, kornwalijski
gigant, wydawał się tak zagubiony w nowej sytuacji, że
Douglas nadał mu oficjalny tytuł kapitana.
- Możemy pojechać z Aidanem jej poszukać, sir -
powiedział Dainty.
Douglas zerknął na drugiego z piratów, który stał
obok wsparty o mur.
- To nie jest dobry pomysł - odpowiedział z prze
kąsem. - Na wasz widok każdy by się przeraził, a cóż
dopiero księżniczka. Poczekamy, aż Willie i Roy wrócą
z patrolu.
Aidan poruszył się, sięgając ręką do szpady. Szarpane
wiatrem włosy co chwila opadały mu na spiętą, ponurą
twarz. Douglas wiedział jednak, że gdzieś w głębi serca
tego młodego pirata kryje się dobroć.
- Rabusie wciąż tu są, sir.
- Wiem o tym. - Douglas przesunął wzrokiem po
7
JILLIAN HUNTER
wzgórzach ograniczających ziemie, które powierzono
jego opiece. - Sam pojadę po księżniczkę. Ktoś musi
tu zostać na wypadek jakichś kłopotów.
A kłopoty będą z pewnością. To po prostu wisiało
w powietrzu. Jego ludzie też to czuli. Douglas nigdy
nie spotkał pirata, który na milę nie wyczuwałby
awantury.
- A niech to wszyscy diabli... - powiedział cicho. -
A my spokojnie czekamy na rozwój wydarzeń... Piraci
przebrani za szlachetnych rycerzy. Dobry Boże, co też
strzeliło mi do głowy, że to się uda? Łatwiej byłoby
oswoić stado wilków.
Dainty potrząsnął łysą głową.
- Nie trzeba nas oswajać, sir. Nasze maniery nie są
wcale takie straszne.
- A jakże...! - skomentował sarkastycznie Douglas. -
Baldwin pluje w dłonie i wciera ślinę we włosy, żeby
błyszczały. Willie miażdży orzechy pod pachami. Roy
wciska do pustego oczodołu rozkwaszone winogrono,
żeby straszyć dzieciaki. - Umilkł i uśmiechnął się iro
nicznie. - A ty, Dainty, no cóż, któż nie padłby z wra
żenia, widząc, jak pochłaniasz sto osiem marynowanych
cebul za jednym zamachem, a potem czkasz jak armata?
Księżniczka z pewnością byłaby zachwycona takim
wyrafinowanym wyczynem.
- Sto dziesięć - sprostował Dainty, niezrażony sar
kazmem komentarza.
Douglas znów ciężko westchnął. W skupieniu zacisnął
usta. Zimny wiatr hulający na wieży strażniczej smagał
jego twarz, ostre rysy pozostawały jednak nieporuszone
8
SMOK
w świetle księżyca. Jak pirat może przypodobać się
księżniczce?
Powinien zapomnieć teraz o pirackiej przeszłości, ale
na swoje nieszczęście nie potrafił tak szybko pozbyć
się instynktu wykradania tego, co należy do innych.
Siedem miesięcy wcześniej Douglas Moncrieff, Smok
z Darien i postrach hiszpańskiej floty, został oczyszczony
dekretem królewskim z wszelkich występków wobec
prawa. Wkrótce postać Smoka z Darien rozpłynie się
w mgle legendy, pozostanie już tylko bohaterem ludo
wych opowieści. Czasy, gdy żeglował z patentem kaper-
skim wygnanego króla, skończyły się bezpowrotnie.
Niech Smok spoczywa w pokoju. Douglas nie będzie
za nim tęsknił. Czasem sam się dziwił, jakie niestworzone
historie o jego niegodziwościach opowiadają ludzie.
Niestety jednak, sporo tych plotek okazywało się prawdą.
Król z dynastii Stuartów odzyskał tron. Nagrodą dla
Douglasa za potężny wkład w zasoby królewskiej kiesy
był tytuł lordowski i ponury zamek zagubiony w szkoc
kich górach. Złote czasy piractwa miały teraz pójść
w niepamięć. Korona brytyjska nie będzie już chronić
morskich rozbójników, a król oczekiwał, że Douglas
zacznie odtąd żyć jak przykładny obywatel.
Łatwo powiedzieć.
Baldwin, niewysoki Szkot w średnim wieku o rudo-
-siwych, kręconych włosach i odstających uszach, po
stąpił krok naprzód. Zaniepokojony, zmarszczył spalone
słońcem czoło. Był od samego początku kwatermistrzem
Douglasa i nie czuł się specjalnie uszczęśliwiony mia
nowaniem na zarządcę zamku.
9
JILLIAN HUNTER
- Nie rozumiem, po co nam ta księżniczka - odezwał
się. - Chyba żebyśmy mieli dostać za nią jakiś porządny
okup. Z kobietami zawsze więcej kłopotów niż to warte.
- Nie będziemy przetrzymywać księżniczki Roweny
dla żadnego okupu! - wykrzyknął Douglas. - Czy to
jest jasne? Lordowie nie porywają kobiet. Skąd ci
przyszedł do głowy taki bezbożny pomysł?
- Już kiedyś się to zdarzyło... - Baldwin podrapał się
po zmierzwionym bokobrodzie. - Zapomniałeś, jaką
piękną sumkę zapłacił za donnę Marię jej ojciec w Kar-
tagenie? I obyło się bez żadnego zamieszania.
- Te czasy minęły. - Douglas przesunął dłonią po
oczach, starając się zachować surowy wyraz twarzy. -
Księżniczka nie będzie tu więźniem, tylko naszym
honorowym gościem.
- A jeśli to jakaś straszna maszkara? - głośno za
stanawiał się Baldwin.
Douglas ściągnął brwi.
- Mój brat nie zalecałby się do nieatrakcyjnej kobiety.
- Ale jeżeli to po prostu zwykła brzydula, sir? -
spytał Dainty, mrugając do Aidana.
- Niedługo się przekonamy - odparł Douglas. - A te
raz przestańcie zadawać głupie pytania i róbcie to, co
do was należy.
- Dobrze, Douglas, zrobimy wszystko, co każesz -
odezwała się Gemma.
Siostra Douglasa miała zaledwie siedemnaście lat,
z czego połowę spędziła w domu publicznym, a połowę
na pirackiej wyspie. O arystokratycznej etykiecie wie
działa tyle samo co Douglas.
10
SMOK
Trzej pozostali mężczyźni zapadli w ponure milczenie.
Na ich wysmaganych morskim wiatrem twarzach ma
lowała się ta sama niepewność, którą odczuwał Douglas.
Obecność dawnych członków załogi „Zauroczenia" nie
ułatwiała mu sytuacji. Przywlekli się za nim do Szkocji,
bo nie mieli pojęcia, gdzie się podziać i co ze sobą
począć.
Douglas nie wiedział, jak się ich pozbyć, powierzył
im więc różne funkcje w zaniku. Piraci jednak wciąż
mieli nadzieję, że Douglas wróci z nimi na morze. Nadal
marzyli o złocie i przygodach.
- Z bożą pomocą księżniczka powinna dotrzeć tu
szczęśliwie w ciągu godziny. Pamiętajcie: żadnych
uwag o przeszłości. Ani słowa o korsarstwie, okupach
lub zrabowanych bogactwach.
- Tak jest, kapitanie - powiedział Baldwin.
- Nie „Tak jest, kapitanie". — Douglas łypnął na
niego groźnie spod gęstych ciemnych brwi. - Od dzisiaj
macie mówić: „Tak, milordzie." Jestem trzecim wice
hrabią Strathkeld i dziewiątym lordem Dunmoral...
- Ósmym - poprawiła go Gemma. - Jesteś ósmym
dziedzicem Dunmoral.
- Odrobina ogłady i ona nigdy nie zorientuje się,
że jesteśmy zwykłymi szumowinami - powiedział Da-
inty z krzywym uśmieszkiem.
- Mary MacVittie, siostra doktora, dała nam kilka
lekcji dobrego wychowania- z dumą przypomniała
Gemma. - Przed rokiem była pomocnicą szwaczki na
dworze. Szyła dla niańki u księcia Buckingham.
Douglas popatrzył na swoje ubranie - spodnie w szkoc-
11
JILLIAN HUNTER
ką kratę i granatowo-zielony pled spięty na ramieniu
srebrną broszą w kształcie głowy jelenia. Buty z klam
rami i szkocki sztylet dopełniały stroju. Ciemne włosy
do ramion związane miał z tyłu rzemieniem. Pani Mac-
Yittie zapewniła go, że tak właśnie powinien wyglądać
szkocki szlachcic na powitanie zagranicznej księżniczki.
Jest teraz szlachcicem ubranym przez pomocnicę
szwaczki.
Kobieta chciała mu pomóc, ponieważ Douglas z kolei
obiecał pomoc ludziom z Dunmoral. Jej drżący głos
wciąż brzmiał mu w uszach:
- Pled świetnie pasuje mężczyźnie o budowie praw
dziwego wojownika, takiemu jak ty, milordzie. Na
powitanie księżniczki nie możesz mieć na sobie jask
rawego kaftana i obcisłych skórzanych bryczesów. Spo
doba jej się element tradycji w twoim stroju.
Element tradycji jako kamuflaż dla nieokrzesanego
dzikusa.
Jeszcze bardziej spochmurniał. To dziwne, że mniej
przejmował się zatapianiem hiszpańskich galeonów, niż
spotkaniem z tą Roweną z Hartzburga, która zresztą nie
po to podróżowała dzień i noc, by spotkać się z pozbawio
nym czci piratem, lecz z przyrodnim bratem tegoż pirata,
ogólnie szanowanym sir Mateuszem Delacourt.
- Prawdopodobnie nie spędzi w Dunmoral nawet
jednej nocy, gdy dowie się, że nie ma tu jej księcia
z bajki - mrukną) ponuro. - Czmychnie jak wystraszona
myszka, kiedy domyśli się, że to ja jestem tym czarnym
charakterem.
- Może nie... - Gemma starała się pocieszyć brata. -
12
SMOK
Nadal nie wiemy, dlaczego Mateusz wyznaczył jej
spotkanie w Dunmoral. Oboje mają przecież rezydencje
w Londynie.
Douglas wiedział, dlaczego. Mateusz od lat prze
chwalał się swoją przyjaźnią z Roweną. Opisywał ją
szczegółowo, opowiadał, jaka jest ciepła, czarująca,
szlachetna i bogata. Szczycił się, że walczył dla jej
rodziny, gdy rebelianci zamierzali zaatakować ich pałac.
Święty Mateusz, pogromca smoków i czuły adorator.
Rycerz bez skazy.
W przeciwieństwie do Douglasa - pirata, zbója, wy
rzutka społeczeństwa.
- Sądzisz, że chciał ją uwieść? - spytała ciekawie
Gemma.
- Jestem o tym przekonany. - Douglas zmarszczył
czoło. - Myślę, że wybrał ten zamek na miejsce swojego
podboju. Wie, że ja nie mogę odgrywać stróża prawa
i dobrych obyczajów.
- Co za pech, że utknął w Szwecji z tą złamaną
nogą - odezwał się stojący w cieniu Aidan.
- Doprawdy...? - zapytał Douglas zjadliwym tonem.
Gemma westchnęła. Była zbyt niewinna, żeby zro
zumieć znaczenie sarkazmu w głosie brata.
- Mateusz pewnie planuje ożenić się z nią w Szkocji.
„To się jeszcze okaże..." Douglas wyprostował sze
rokie ramiona, jakby przygotowywał się do starcia.
Zgodził się przyjąć tytuł szlachecki w nadziei, że uda
mu się ukoić wewnętrzny ból. Pragnął zapomnieć o krzy
wdach, jakie wyrządził ludziom w swojej ślepej pogoni
za władzą i bogactwem. I wylądował wśród ludzi, którzy
13
JILLIAN HUNTER
są w jeszcze większej opresji niż on, w okolicy zruj
nowanej przez wewnętrzne walki, głód i bandy zbójów.
Księżniczka może okazać mu się pomocna.
- Biedny sir Mateusz... - Dainty wydobył z siebie
dramatyczne westchnienie. - Taki dzielny, próbował
wyciągnąć rannego konia z parowu.
Douglas przyłożył rękę do serca.
- Bohater w pełnym znaczeniu tego słowa.
- Tylko pirat wykorzystałby cudze nieszczęście -
mruknął pod nosem Aidan.
- Szkoda, że nie jesteśmy już piratami - stwierdził
stanowczo Douglas, lecz w jego oczach zabłysły szatań
skie iskierki. - Jako poddani Korony musimy przyjąć
księżniczkę z otwartymi ramionami.
- Jak sobie życzysz, Douglas. - Gemma potrząsnęła
głową. - Ale pamiętaj, że razem ze statkiem straciliśmy
wszystko. Jesteśmy nędzarzami mieszkającymi w wiel
kim zamku. Nadal sądzę, że powinieneś zapomnieć
o dumie i przyjąć pożyczkę od Mateusza.
- Pożyczkę, Gemmo... - Pogłaskał ją delikatnie po
ciemnych, lśniących włosach i uśmiechnął się szelmow
sko. - Może nawet wymyślimy coś lepszego, jeśli tylko
nasz szacowny gość w końcu przyjedzie.
- Nie ma się czym trapić, sir - powiedział Baldwin. -
Któregoś dnia twoja księżniczka się pojawi.
2
Rowena opuściła łuk i wróciła do groty, gdy tętent
koni dwóch jeźdźców oddalił się w stronę wzgórz.
Zdjęła z ramienia kołczan z borsuczej skóry. Ci uzbro
jeni ludzie przeszukiwali lasy.
- Kogoś szukają. - Jej niski głos odbił się cichym
echem o ściany jaskini. - Ciekawe, kim są. W całej
okolicy nie widać żadnych świateł.
- Sądząc z ich wyglądu, uciekli z głębin Hadesu -
Towarzysząca jej starsza kobieta aż się wzdrygnęła. -
Któż oprócz zbójców napadałby w tej niegościnnej
krainie na dwie zagubione kobiety?
- Nie napadli na nas - odparła Rowena. - Nawet nas
nie widzieli. Może Mateusz wysłał ich jako naszą
eskortę, a my, jak wystraszone gapy, ukryłyśmy się,
więc nie mogą nam pomóc.
- Sir Mateusz wysłałby takich ludzi? Nigdy.
Rowena westchnęła.
15
JILLIAN HUNTER
- Nawet jeśli pomyliliśmy drogę, nie jesteśmy już
same. Fryderyk właśnie wraca.
Księżniczka, równie smukła i silna jak strzały, którymi
tak wprawnie się posługiwała, wskazała sobolową mufką
zbliżającego się jeźdźca. Grube ciemnokasztanowe włosy
opadały jej do bioder. Listopadowy chłód zaróżowił
czubek jej nosa. Czuła się wyczerpana. Od samego
Londynu podróżowała bez wytchnienia na spotkanie
starego przyjaciela.
Rzeczywiście, to było dziwne, że Mateusza wysłał
takich zbirów albo w ogóle zapomniał o eskorcie, ale
nie chciała głośno zgodzić się z Hildegardą.
Od trzech dni, polegając na instynkcie Roweny, jechali
jakąś nieznaną drogą, ale teraz już ostatecznie się zgubili.
Wysoki mężczyzna z kozią bródką zeskoczył z konia
i podszedł do groty. Zanim przemówił, skłonił się
odruchowo. Ze złotych epoletów jego niebieskiego
aksamitnego kaftana posypał się kurz. Fryderyk był jej
osobistym doradcą i opiekunem i mimo iż bywał oschły
w sposobie bycia, Rowena zawsze mogła na nim polegać.
Po nim również widać było trud podróży w tak niebez
piecznych okolicznościach.
Hartzburg był niewielkim księstwem u podnóża Wo-
gezów w dorzeczu Renu, w sąsiedztwie przyjaznej
Francji. Jednak nawet Francja wydawała się obojętna
wobec faktu, że księstwo jest bliskie upadku w obliczu
rebeliantów pragnących przejąć władzę.
Brat Roweny, książę Eryk, dziedzic Hartzburga, znik
nął w tajemniczych okolicznościach podczas polowania.
Nikt nie wiedział, czy padł ofiarą spisku, w obawie
16
SMOK
jednak przed porwaniem Roweny i próbą wykorzystania
jej w grze politycznej, ich ojciec, książę Randolf, wysłał
córkę do Londynu.
Niedługo po przyjeździe dostała list od sir Mateusza
Delacourt. Jego treść wciąż powracała w pamięci Ro
weny w tę lodowatą szkocką noc.
Najdroższa Roweno!
Dotarły do mnie wieści o Twym ciężkim położeniu.
Musisz pozostawać pod dobrą opieką. Spotkajmy się
w zamku Dunmoral w Szkocji. Gdybym nie dotarł na
czas, zaufaj memu bratu, lordowi Dunmoral.
Twój sługa
Mateusz
-
Były jakieś kłopoty?- ściągając brwi Fryderyk
popatrzył na łuk leżący obok torby podróżnej Roweny.
Hildegarda odpowiedziała zamiast swej pani:
- Dwóch jeźdźców kogoś goniło. Wyglądali na rze
zimieszków.
Rowena wzruszyła ramionami.
- To mogli być po prostu mieszkańcy okolicy śpie
szący po polowaniu do domu. Dowiedziałeś się czegoś?
Nie było cię cały dzień.
Jego szczupła twarz stężała.
- Nie mogłem znaleźć żywej duszy mówiącej cywi
lizowanym językiem, musiałem więc zawrócić do roz
staju dróg, gdzie zostawiliśmy powóz. Tam natknąłem
się na pastora, który błagał, żebym nie pozwolił wam
jechać dalej.
17
JILLIAN HUNTER
Hildegarda wydała z siebie cichy okrzyk. Była młod
sza niż wyglądała, nie miała jeszcze pięćdziesięciu lat,
lecz troski pozostawiły ślady na jej twarzy, przyprószyły
siwizną włosy.
- Buntownicy z Hartzburga przysłali tu kogoś za
nami?
Fryderyk zmarszczył czoło.
- Kobieto, masz więcej wyobraźni niż rozumu. Nie
powiedziałem nic o buntownikach.
Broda Hildegardy zaczęła drżeć. Rowena pogłaskała
ją po ręce. Pamiętała czasy, gdy przyjaciółka nie była
tak strachliwa, zanim okrutni baronowie grasujący w gó
rach Hartzburga nie zamordowali jej męża i trzech
rosłych synów.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała spokojnie,
przyglądając się twarzy Fryderyka. - Co powiedział ten
człowiek? Czy coś stało się sir Mateuszowi?
- Pastor nie słyszał o żadnym sir Mateuszu. - Fry
deryk zawiesił głos dla wywołania większego efektu. -
A jeśli chodzi o lorda Dunmoral, to wieść głosi, że nie
ma nic wspólnego z rodziną, do której tytułu się przy
znaje. Zamek jest najprawdopodobniej w rękach nik
czemnego pirata, znanego niegdyś jako Smok z Darien.
Rowena poczuła pulsowanie w skroniach.
- Sądziłam, że... W Londynie mówiło się, że Smok
nie żyje.
- Najwyraźniej żyje i miewa się świetnie. - Fryderyk
jeszcze bardziej się nachmurzył. - Plotka niesie, że król
nakazał mu zmienić nazwisko i rozpocząć przyzwoite
życie. Ale skąd wasza wysokość wie o tym zbóju?
18
SMOK
Rowena powstrzymała uśmiech.
- Był kimś ważnym w naszej historii, prawda? A his
toria była moim ulubionym przedmiotem w klasztorze.
Lecz nie śniło mi się nawet, że jest przyrodnim bratem
Mateusza. Mateusz kiedyś o nim wspomniał, ale nie
wdawał się w żadne szczegóły.
- Ludzie zwykle nie opowiadają o czarnej owcy w ro
dzinie - odparł Fryderyk. - Lord Dunmoral wyprawia
podobno w zamku dzikie orgie. O kobietach z wioski, które
przekroczyły bramy tego domostwa, zaginął wszelki słuch.
- Może tak dobrze się bawiły, że nie miały ochoty
wracać - powiedziała Rowena. - Poza tym Mateusz
ryzykował za nas życie i jeśli twierdzi, że mam zaufać
lordowi Dunmoral, to tak ma być i koniec. Nie powi
nieneś wierzyć we wszystko, co ludzie gadają.
- Ale to może być ten pirat! - wykrzyknął Fryderyk.
- Albo i nie - skwitowała Rowena. - Najważniejsze,
że to brat Mateusza. O, Boże, co za cudowna kombina
cja - żołnierskie zdolności Mateusza i odwaga Smoka.
Fryderyk ciężko westchnął.
- Prowadzić cię wprost do jaskini lwa... Już sobie
wyobrażam, co tam się dzieje.
Wyobraźnia Roweny pracowała równie intensywnie.
Żadna rozsądna księżniczka nie wróciłaby teraz do
bezpiecznego Londynu. Tam, w przerwach między
przyjęciami i balami maskowymi, mogłaby jedynie
szlochać w swoją uperfumowaną chusteczkę, lamentując
nad losem papy. Albo flirtowałaby z księciem Karolem,
który wraz z kondolencjami przesłał jej pudełko z przy
borami do robótek ręcznych.
19
JILLIAN HUNTER
Rowena miała jednak własny rozum i po raz pierwszy
mogła decydować sama o sobie. Wolność roztaczała się
teraz przed nią jak niezbadana, rozległa przestrzeń,
pełna niespodzianek i przygód.
Rozpieszczana i wychowywana pod stałą opieką,
zapragnęła nagle wyrwać się spod kontroli najbliższych.
Poza tym nikt inny nie miał planu, jak pomóc jej ojcu.
Dwa tygodnie powinny wystarczyć, by przekonać Smo
ka, żeby wyruszył na kolejną wyprawę. Mateusz też
z pewnością do niego dołączy.
Rowena nie miała nic do stracenia.
Wierzyła też w przeznaczenie.
Nawet w jej ponurym księstwie, znanym głównie
z aroganckich władców i trufli, podczas posiłków mówiło
się o Smoku z Darien. Jedni go podziwiali, inni obrzucali
błotem, w zależności od poglądów politycznych.
- Czy jest żonaty? - spytała obojętnym tonem.
- Wasza wysokość...! - wykrzyknął Fryderyk. - Co
to może mieć za znaczenie?
Hildegarda uśmiechnęła się pod nosem.
- Jeśli księżniczka okazuje zainteresowanie jakąś
osobą, to znaczy, że ma ku temu powody.
- Zainteresowanie piratem? Ten łajdak mordował
ludzi dla złota. Nie ma najmniejszego szacunku dla
ludzkiego życia...
- Baronowie, którzy grozili, że uwiężą ojca w jego
własnym domu, to barbarzyńcy -powiedziała Rowena. -
Palili wioski i mordowali całe rodziny. Zabili najbliż
szych mojej biednej Hildegardy. Któż lepiej może stawić
im czoło niż zaprawiony w rozbojach pirat?
20
SMOK
Fryderyk przyjrzał jej się spod oka.
- Zakonnicom nie udało się utemperować twego
uporu, ale z pewnością nauczyły cię myśleć.
- Dziękuję ci, Fryderyku.
- Nie jestem przekonany, czy umiejętność myślenia
dobrze służy kobiecie - dodał.
- Zrobisz jednak to, o co proszę? - Rowena splotła
ręce w mufce.
Mężczyzna zacisnął szczęki.
- Twój ojciec powierzył mi pewną sumę na sprowa
dzenie najemników. Sądził, że w tych górach znajdę
walecznych ludzi.
- Nawet armia najemników potrzebuje przywódcy -
stwierdziła Rowena.
Fryderyk puścił tę uwagę mimo uszu.
- Myślę, że mogę zostawić was na jakieś dwa tygo
dnie w zamku, kiedy pojadę do Dunbrodie zobaczyć się
z generałem Crichtonem. Nie służy już w wojsku, lecz
obiecał pomóc mi znaleźć porządnych żołnierzy.
- To daleko stąd? - spytała Rowena.
- Trzy dni konno w jedną stronę.
- Zaopiekuję się księżniczką- powiedziała Hilde-
garda.
Rowena poczuła ulgę.
- Moja babka zawsze mawiała, że jeśli człowiek
podda się swemu losowi, odnajdzie prawdziwe szczęście.
- Albo nieszczęście - mruknął Fryderyk.
Hildegarda parsknęła i podsumowała tę złotą myśl:
- Mnie w tej chwili do prawdziwego szczęścia po
trzebna jest miska gorącej zupy i ciepło bijące od
21
JILLIAN HUNTER
kominka. Wiatr w tym kraju przeszywa człowieka na
wskroś, nie wspominając o tym, jak to pobudza apetyt.
Rowena zakręciła się na pięcie.
- Pomóż mi się ubrać w tę purpurową suknię obszytą
gronostajami. Znajdź też perfumowane rękawiczki i per
ły. I tiarę mamy.
- Tiarę? - spytał zdumiony Fryderyk.
Rowena parsknęła śmiechem.
- Chcę zrobić dobre wrażenie.
- Wrażenie? - Zakrył twarz rękami. - Na piracie?
Dobry Boże...
Rowena roześmiała się na całe gardło. Nie umiała
się dłużej powstrzymywać. Poza tym nie mogła do
czekać się chwili, gdy stanie oko w oko z mężczyzną,
który miał odwagę wprowadzić w życie swoje naj
skrytsze marzenia. W końcu przyjechała do Szkocji
w konkretnym celu.
Wreszcie nadszedł czas, by księżniczka wkroczyła na
scenę.
Przecież... - powiedziała Gemma - w twoich żyłach
płynie ta sama krew co w żyłach Mateusza.
- O tak... - odparł Douglas uśmiechając się lekko.
W ich żyłach płynie ta sama krew, lecz nie mają
ze sobą nic wspólnego. Mateusz prowadził uczciwe
życie. Douglas wyrobił sobie reputację zbira. Mateusz
nosił białe aksamity i otaczała go gloria chwały. Dou
glas - złoty kolczyk w uchu i blizny po niezliczonych
potyczkach.
22
SMOK
Bracia przyrodni, których nie łączy nic oprócz księżni
czki Roweny z Hartzburga, jednej z najbogatszych dziedzi
czek i najświetniejszych partii w Europie. Douglas miał
jednak pewne wątpliwości co do tej panny. Jak niewinna
dziewczyna mogła zgodzić się na schadzkę z Mateuszem
w jego zamku? Nastały czasy upadku moralnego. W środo
wisku arystokracji wciąż słyszało się o jakichś skandalach.
Echo kroków na schodach wyrwało go z rozmyślań.
Odwrócił się i rozpoznał krępą postać młodego żeglarza
z Devon, który jako trzynastoletni chłopiec uciekł z sie
rocińca.
- Szukałem cię po całym tym przeklętym zamku,
panie - odezwał się ponuro Willie. - Co wszyscy, do
diabła, robią w taką pogodę na rufie?
- To nie jest rufa, Willie - powiedziała Gemma. -
To się nazywa blanki murów obronnych.
- Blan... co?
- Blanki, półgłówku- powtórzyła podpierając się
pod boki. - A jeśli będziesz używał tego pirackiego
języka przy księżniczce, zrzucę cię stąd na zbity pysk.
- Odnalazłeś księżniczkę? - spytał Douglas.
Willie ściągnął z głowy wełnianą czapkę. Jasne włosy
stanęły dęba jak wiązka słomy.
- Tak, widziałem ich, a potem zgubiłem. Zostawili
powóz wiele mil stąd, tam, gdzie droga się kończy.
Chyba resztę podróży odbędą konno.
- Kazałem ci pilnować tej kobiety - cicho powiedział
Douglas. - Jak mogłeś zgubić książęcy orszak?
- Przelecieli obok nas jak diabły wcielone i mój koń
się spłoszył. Ledwie utrzymałem się na tym zwierzaku.
23
JILLIAN HUNTER
Nie jestem najlepszym jeźdźcem. Kiedy zebrałem się
w kupę i opanowałem jakoś tę bestię, orszak księżniczki
zniknął. - Zamrugał. - Zresztą, co to tam za orszak.
Wyglądali raczej jak cygańska rodzina jadąca na targ.
Powóz też był odrapany.
Baldwin wykrzywił się w uśmiechu patrząc na
chłopaka.
- Willi, czy czasem nie ścigałeś innej księżniczki?
- Nie - odparł urażony. - Dobrze jej się przyjrzałem.
Miała twarz anioła, jasne loczki, zęby jak perły i koronę na
głowie... - Zawahał się. - Przynajmniej tak mi się zdaje.
Gemma parsknęła.
- Podobno przeleciała obok ciebie jak diabeł wcie
lony.
- Widział zupełnie kogo innego. - Baldwin uderzył
się dłonią po kolanie. - Co za głupek.
Douglas powoli ruszył w stronę Williego, aż niższy
od niego chłopak oparł się o potężną pierś Dainty'ego.
- Jeśli księżniczka się zgubiła, będziemy musieli ją
odnaleźć, prawda?- powiedział lodowato spokojnym
tonem, który przyprawiał jego podwładnych o dreszcze.
Douglas bardzo rzadko podnosił głos czy rękę na
swoich ludzi, robił to tylko wtedy, gdy był naprawdę
zmuszony. Zwykle już jego groźne milczenie i prze
szywający wzrok sprawiały, że żeglarze drżeli przed karą.
- Nie wyobrażam sobie młodej, wysoko urodzonej
kobiety, która podróżowałaby po tych bezdrożach w lis
topadową noc - dorzucił przez zęby. - Dainty, każ
osiodłać dwa konie. Aidan, pojedziesz razem z nim,
tylko nie wyciągaj z pochwy tej przeklętej szpady.
24
SMOK
W tym momencie wzrok Douglasa przyciągnęło mi
gotliwe światełko na mrocznych wzgórzach. Przesuwało
się przez pewien czas w stronę zamku, po czym znikło
jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Douglas czujnie wpatrywał się w ciemność. Niektórzy
górale w Dunmoral odprawiali celtyckie magiczne obrzę
dy. W okolicznych lasach ukrywali się wyjęci spod prawa
bandyci, którzy wypowiedzieli wojnę Douglasowi i wszyst
kim jego podopiecznym. Gdzieś na tych dzikich wzgó
rzach była też teraz Rowena, księżniczka Hartzburga.
Światełko znów się pojawiło. Douglas dotknął złotego
kolczyka w lewym uchu, jakby to był talizman.
- Ktoś nadjeżdża- odezwał się głębokim głosem,
tak spokojnie, jakby oznajmiał porę dnia. - Gemmo,
zejdź na dół i sprawdź, czy wszystko jest w porządku.
Nie chcę, żeby potknęła się na schodach o beczkę po
piwie albo drewnianą nogę Simona.
Gemma stała nieporuszona. Jej ciemne kręcone włosy
powiewały wokół bladej twarzy.
- O co chodzi, dziewczyno?
- Nie wiem, co jej mam powiedzieć - szepnęła rzu
cając mu przerażone spojrzenie.
- Pamiętaj o radzie pani MacVittie - odparł udając
surowość. - Kiedy masz wątpliwości, cytuj Szekspira.
- Szekspira... - Gemma skinęła głową, wzdychając
głęboko.
Stukot kół po drugiej stronie fosy przerwał ciszę.
Douglas odwrócił się.
- Nadjeżdża. Pamiętajcie o wszystkim, co wam mó
wiłem, a dobrze na tym wyjdziemy.
25
JULIAN HUNTER
Po chwili grobowego milczenia cała szóstka rzuciła
się do blanków, żeby wyjrzeć na dół. Wydawało się, że
minęła cała wieczność, zanim koła zadudniły na drew
nianym moście prowadzącym do zamku.
Nawet Aidan, najbardziej opanowany i sceptyczny ze
wszystkich, nerwowo wpatrywał się w podnóże murów.
- Wjeżdża już prawie na most zwodzony - powiedział
podniecony Baldwin, zapominając całkiem o planach
porwania i wymuszenia okupu. - Nigdy nie widziałem
prawdziwej księżniczki.
- Nie sądzę, żebyśmy tym razem mieli przyjemność
z prawdziwą księżniczką - w zamyśleniu rzuciła Gem
ma. - Jeśli mnie oczy nie mylą, to nie jest żaden powóz.
- To wózek do przewożenia torfu. - Douglas podniósł
wzrok. - Willie, nie widziałeś przecież żadnego takiego
wózka na wzgórzach.
Twarz Williego pokrył rumieniec.
- Nie widziałem nic takiego po drodze, sir. Przy
sięgam.
Pozbawiony woźnicy, ciągnięty przez dwa osły wózek
zatrzymał się pod zewnętrznym murem obronnym. Jak
poleciła zawczasu ich nauczycielka, pani Vittie, dwie
młode służące podskoczyły w świetle pochodni przed
wózek, by rzucić pod stopy księżniczki pęki wrzosu.
Wrzos upadł w kurz, a osiołki obwąchując go postąpiły
kilka kroków do przodu. Jednak żadna księżniczka nie
wychynęła z wózka, by postawić szlachetną stopę na
ukwieconej ziemi.
- Nie znam zbyt dobrze historii - stwierdził Douglas -
ale ten wózek przywodzi mi na myśl konia trojań-
26
SMOK
skiego. Dainty, zabierz te dziewczyny w bezpieczne
miejsce i przynieś mi szpadę i pistolety.
Olbrzym zniknął z zaskakującą jak na jego zwalistą
postać zręcznością. Douglas spojrzał znów w dół. W jego
oczach widać było złość.
- Pistolety? - Baldwin przyglądał mu się zdumiony. -
Nie możesz witać księżniczki pistoletem. To nie przystoi.
- Moglibyśmy powitać ją salwą armatnią - odezwał
się Willie. - Spodobałoby jej się to.
- W tym wozie nie ma żadnej księżniczki - stwierdził
nagle Douglas. - Nie zauważyliście, że pokrycie poru
szyło się, kiedy dziewczyny podeszły bliżej? Leży tam
coś bardzo żywego i idę o zakład, że nie jest to jasno
włosa księżniczka z koroną na głowie.
- Pozwól nam najpierw sprawdzić, panie. - Aidan
spojrzał mu w oczy. - Nie będziesz musiał brudzić
prochem tego pięknego stroju.
Douglas westchnął.
- Przestańcie w końcu martwić się moim wyglądem.
- Chcemy tylko pomóc - powiedział Aidan. - Przed
przyjazdem księżniczki nie możesz brudzić sobie rąk
zabijaniem rzezimieszków.
- Co za szaleniec śmiałby napadać na ciebie na
twoim własnym terenie? - spytał Baldwin.
Douglas nie odpowiedział. W milczeniu chwycił broń,
którą rzucił mu Dainty. Światło księżyca kładło cienie na
jego spalonej słońcem twarzy, gdy zapinał pas ze szpadą.
- Zbierz ludzi, Gemmo. Po cichu.
Dziewczyna cofnęła się w stronę kamiennej ławki
strażniczej, drżąc w swojej zielonej jedwabnej sukni.
27
JILLIAN HUNTER
- A co z księżniczką?
- Podnieście most zwodzony. - Douglas zawiesił
pistolety na szerokiej piersi. Hebanowe lufy lśniły na
tle intensywnych barw szkockiego pledu. - Wyślijcie
dwóch ludzi, by trzymali ją stąd z dala. Ostatnia rzecz,
jakiej pragnę, to wplątanie niewinnej kobiety w sam
środek jatki.
Baldwin smutno potrząsnął głową.
- Nie mogę nawet o tym myśleć, panie. Biedna
księżniczka zagubiona w tej dziczy pośród zbójów
i złodziei. Co z nią będzie?
- Zbóje i złodzieje... - zamruczał pod nosem Douglas
kierując się w stronę schodów. - W jakim kierunku
zmierza ten świat?
3
Douglas obiema rękami uniósł nad wozem wielki
szkocki pałasz. Mięśnie na jego ramionach napięły się
pod ciężarem broni. Pistolet byłby skuteczniejszy, lecz
na wozie mógł być ukryty proch i wtedy z ciemności
posypałby się nagle deszcz płonących strzał.
Znał wszystkie możliwe triki. I nie miał zamiaru
posłużyć za żywą pochodnię.
Czyżby Neacail z Glengaldy przysłał jednego ze
swoich ludzi z samobójczą misją wysadzenia w powietrze
zamku, do którego rościł sobie prawo?
- Co najmniej dwudziestu uzbrojonych ludzi otacza
ten wóz - powiedział lodowatym tonem Douglas. -
Odrzuć broń i wyjdź powoli albo przerąbię cię na pół.
Pokrycie wozu zafalowało i spod spodu wydobył się
cichy, stłumiony jęk. Douglas poczuł, że po szyi spływa
mu strużka potu i wsiąka w szorstką wełnę pledu.
Zwilżył wargi i czekał.
29
JILLIAN HUNTER
Nie zdziwiłby się, gdyby wyskoczyła na niego cała
banda rzezimieszków. Mocniej zacisnął dłonie na ręko
jeści miecza.
Każdy nerw i mięsień jego ciała był napięty jak
struna. W oczekiwaniu najgorszego czuł, że oddech pali
mu gardło.
Oczekiwał wszystkiego z wyjątkiem ledwo słyszal
nego łkania, które wydobyło się teraz spod plandeki.
Płacz był tak pełen bólu, że Douglas opuścił miecz
i zerwał pokrycie wozu.
Dainty i Aidan podskoczyli za nim jak nieodłączne
mroczne cienie.
- To księżniczka? - z niedowierzaniem spytał Dain
ty. - Czy ci łajdacy dopadli ją na drodze?
Douglas w milczeniu zacisnął wargi, wściekły na myśl,
że ktoś mógł wykorzystać kobietę w porachunkach z nim.
Ofiarą nie była jednak kobieta, lecz chłopiec, dwunasto -
czy trzynastoletni, związany, pobity i zakneblowany
brudną szmatą. Jego nagie ciało drżało konwulsyjnie.
Miał zapuchnięte oczy i całą twarz pokrytą ranami.
Leżał zwinięty na omszałym torfie, którego tutejsza
ludność używała jako opału.
Dainty podniósł poranione dziecko z wozu i przycisnął
do piersi. Aidan delikatnie wyjął knebel. Jedna ze
służących okryła chłopca swoim szalem.
- No, mały... - powiedział Douglas odgarniając włosy
z jego twarzy. - Nic ci już nie grozi. Kto to zrobił...
Chłopak ukrył twarz na piersi Dainty'ego.
- Boli... - Jego ciało naprężyło się, a słowa z trudem
wydobywały się z ust. - Źli... ludzie...
30
SMOK
- Neacail i jego zbiry? - spytał cicho Douglas.
Chłopiec potakująco szarpnął głową. Douglas spojrzał
na Dainty'ego.
- Zanieś go do domu. Willie, zawołaj z kuchni
Frances. Zajmie się nim.
Gemma, z trudem powstrzymując łzy, oparła się
o ramię brata.
- Wiem, kim jest ten chłopak. Słyszałam, jak błagał
ojca, by pozwolił mu samemu przywieźć torf do zam
ku. Chciał udowodnić, że jest już duży i można mu
zaufać.
Douglas wpatrywał się w wóz. Torf do ogrzania
wielkiej sali, gdzie zamierzał przywitać księżniczkę.
Oczarować ją, uwieść, zdobyć jej przyjaźń. Sam nie
wiedział dokładnie, na czym mu najbardziej zależało.
Od tygodnia nie myślał o niczym innym, snując roz
ważania na temat różnych możliwości.
Jednak nawet przez chwilę nie przyszło mu do głowy,
że księżniczka Rowena będzie miała kłopoty z dotarciem
do zamku, że grozi jej jakieś niebezpieczeństwo.
- Aidan. - Ich oczy spotkały się i kompan natychmiast
stanął u jego boku. - Pojedziesz ze mną. Ja przeszukam
drogi, ty torfowisko. Musimy odnaleźć tę kobietę.
Aidan odnalazł ich na torfowisku. Stanął jak wryty.
Księżniczka w tiarze na kucyku. Nadęty mężczyzna
przypominający starego kozła i jasnowłosa kobieta zbu
dowana jak Walkiria, wydająca kozłowi rozkazy w tonie
nie znoszącym sprzeciwu.
31
JILLIAN HUNTER
Aidan potrząsnął głową, żeby dojść do siebie. Anio
łowie muszą czuwać nad tym niesamowitym trio. Neacail
z Glengaldy mógłby utrzymać swoich rzezimiechów
przez dwadzieścia lat, sprzedając po kolei klejnoty
z tiary księżniczki.
Z uśmieszkiem pod nosem, pchnął konia do galopu.
Ciekaw był, jaką minę zrobi na ich widok Douglas.
Rowena wstrzymała oddech, kiedy jeździec cwałem
nadjechał ze wzgórza. Zastanowiła się, czy jest to ten
niecny Smok z Darien. Z daleka wyglądał jak pirat. Po
chwili jednak wydał jej się podobny do mieszkańców
tych gór - miał surową twarz i ciemne włosy opadające
na ramiona.
- To ty jesteś księżniczką Rowena?- spytał bez
namiętnie, podjeżdżając bliżej i nie zważając na pis
tolet wycelowany przez Fryderyka prosto w jego
pierś.
- Tak.
Przyglądała mu się w milczeniu, coraz bardziej roz
czarowana. Przystojny, silny, ponury. Mężczyzna, który
mógł z pewnością łamać serca i wygrywać bitwy. Lecz
nie jej serce. No cóż, czego się właściwie spodziewała?
Wewnętrzny głos intuicji niczego jej nie podpowiadał.
A Rowena wierzyła w swoją intuicję, która rzadko ją
zawodziła.
Westchnęła z rezygnacją.
- Tak, to ja.
- Jestem Aidan z Dunmoral - powiedział zawracając
32
SMOK
konia szerokim łukiem. - Jedźmy. Lord Dunmoral za
wrócił właśnie do zamku, by zabrać więcej ludzi na
poszukiwania. Jeśli się pośpieszymy, dojedziemy, zanim
wyruszy na kolejną wyprawę.
On przypomina mojego średniego syna, pomyślała
Hildegarda, podążając za Aidanem przez wzgórza. Łzy
ścisnęły jej gardło, gdy przypomniała sobie, że nie dane
jej było nawet ten ostatni raz utulić w ramionach uko
chanego dziecka, zanim umarło.
Jednak jej Stefan nigdy nie był piratem. Przez całe
życie nikogo nie skrzywdził. Ten mężczyzna żył z rabun
ku. Mimo jego godnych manier i urodziwej twarzy, nie
była pewna, czy można mu zaufać.
Ciekawe, jaki jest jego pan, pomyślała. Czyżbym
popełniła błąd, pozwalając mojej pani tu przyjechać?
To piraci, pomyślał Fryderyk. Książę Randolf na
dzieje moją głowę na pikę, gdy dowie się, na co ze
zwoliłem. Ale może to i lepsze, niż wysłuchiwanie
dniem i nocą gadania Roweny i tej starej. Radzenie
sobie z tymi kobietami to gorsze od wojny.
Aidanowi przyszedł do głowy pewien pomysł. Za
gram Douglasowi na nosie, postanowił. Ten skurczybyk
na to zasługuje. Zabije mnie, oczywiście, ale przynaj
mniej umrę ze śmiechem na ustach. Wciąż nie zapłacił
mi za wsadzenie tego żółwia do łóżka zeszłego lata.
33
JILLIAN HUNTER
Zrobił się z niego ostatnio taki świętoszek... Ja nie mam
jeszcze ochoty się ustatkować.
Zycie chłopca nie było zagrożone, lecz tylko dlatego,
że Neacail chciał, by zmaltretowane ciało dziecka sta
nowiło ostrzeżenie dla mieszkańców zamku. Douglas
miał zrozumieć, że jego wrogowie nie mają skrupułów.
Dla człowieka, który wciąż krążył wokół zamku, życie
chłopca nie znaczyło zupełnie nic.
Frances Jagger była Angielką, która prowadziła gos
podarstwo na pirackiej wyspie Tortuga. Teraz zarządzała
zamkową kuchnią. Uspokoiła chłopca i kazała go umyć.
Potem usnął na jej kolanach przed kominkiem. Nigdy
nie miała własnych dzieci. Mąż opuścił ją, gdy była
w ciąży. Frances straciła to dziecko, wiedziała jednak
doskonale, jak zająć się rannym.
Douglas przyglądał się jej stojąc w drzwiach. Nie
powiedział ani słowa. Frances też nie.
Lecz kiedy wyszedł, pogłaskała chłopca po buzi
i powiedziała pewnym tonem:
- Neacail jest już martwy, mały. Nie martw się. Zło
zostanie pomszczone.
4
Pierwsza kobieta, a właściwie jedyna kobieta, jaką
Douglas zobaczył pod murami, miała na sobie czarną
bombazynową suknię i skórzane, oblamowane koronką
trzewiki. Przyprószone siwizną, jasne kosmyki powie
wały spod obszytego rysim futrem czepka. Na szerokie
ramiona miała narzucony płaszcz ze skór wiewiórek.
Niosła torbę podróżną i ciężką kasetę. Posturą przy
pominała wojownika.
Dainty cicho zagwizdał.
- To się nazywa baba jak dąb...
- Widziałeś, jaką ma zadartą rufę? - odezwał się
Gunther, cieśla z „Zauroczenia". - Wdrapać się na coś
takiego...
- To księżniczka? - spytała szeptem Gemma, wy
chylając się zza pleców Douglasa.
- Jak na księżniczkę, ma dość pospolitą urodę -
stwierdził rozczarowany Baldwin.
35
JILLIAN HUNTER
-
Pospolitą? - parsknął Willie. - Do diabła, ona jest
po prostu okropna.
- Cicho - warknął Douglas. - Okażcie trochę szacun
ku. - Zerknął na Aidana, który stał na uboczu z rękami
założynymi na piersi. - Czy to księżniczka?
Aidan nic nie odpowiedział. Lekko wzruszył ramio
nami, jakby chciał powiedzieć: „Przykro mi, to nie moja
wina".
Dainty uśmiechnął się krzywo do Douglasa.
- Mówiłeś, że zrobisz wszystko, by jej się przypo
dobać.
Douglas zawahał się. Po chwili na jego zaciśniętych
wargach pojawił się cień uśmiechu.
- Jeśli to jest księżniczka, to raczej rzucę się z murów.
Jego ludzie roześmieli się z aprobatą, a Douglas
ruszył na powitanie przybyłej. Skłonił się z gracją.
- Wasza wysokość...
Hildegarda upuściła kasetę pod jego nogi.
- Boże Najświętszy, to strasznie ciężkie!
Douglas gwałtownie się wyprostował.
- Jesteś panem tego zamku?- spytała Hildegarda,
krzepką dłonią obmacując mu szczękę. - Niech no ci
się przyjrzę. Stara Hildegarda ma dobre oko, jak mówią.
Pokaż no twarz.
Przyjrzała mu się bacznie. Douglas przez chwilę
stał jak zamurowany. Prawda powoli do niego do
cierała.
- Nazywasz się Hildegarda?- spytał, uwalniając
szczękę z jej uścisku. - Nie jesteś więc księżniczką
Roweną?
36
SMOK
Hildegarda wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Ja- księżniczką? Ale z ciebie pochlebca! Jakby
taką prostą góralkę jak ja można było wziąć za księż
niczkę!
Douglas zerknął przez ramię na Aidana, którego ra
miona trzęsły się od powstrzymywanego śmiechu.
- Pani - powiedział uroczyście. - Z głębi serca proszę
o wybaczenie za tę pomyłkę.
- Dlaczego? - spytała ze zdumieniem Hildegarda. -
Od lat się tak serdecznie nie uśmiałam. Fryderyku! -
wrzasnęła do zbliżającej się kozłopodobnej postaci. -
Poczekaj, aż ci opowiem...
Douglas nagle przestał jej słuchać. Nie zwracał uwagi
na wysokiego mężczyznę, który patrzył na niego spod
oka. Jego wzrok przykuła druga kobieta zdążająca ku
nim od strony murów. Była smukła, ciemnowłosa i o ile
mógł dostrzec z tej odległości, w jej profilu było coś
pociągającego. Poczuł ulgę, a jednocześnie podniecające
zainteresowanie.
Chętnie zagarnąłby majątek księżniczki, tak, nie
wypierał się tego. Może zresztą wydała mu się bar
dziej atrakcyjna, gdyż była jedyną kobietą, dla zdoby
cia której jego świętoszkowaty brat posunął się tak
daleko. A rywalizacja między nimi trwała od najmłod
szych lat.
Przez moment nie mógł się zdecydować, czy chodzi
mu jedynie o pognębienie brata. A może dzięki tej
kobiecie umiałby odzyskać tę cząstkę szlachetności,
którą zagubił wiele lat temu? Przez chwilę miał uczucie,
że takiej kobiety jeszcze nigdy nie spotkał.
37
JILLIAN HUNTER
Zbliżyli się do siebie na środku zalanego światłem
księżyca dziedzińca, jak dwie postacie zatrzymane w tań
cu. Ludzie Douglasa nigdy nie widzieli, by ich Smok
zachowywał się tak dziwnie.
Skłonił się nisko, zaintrygowany uśmiechem, z jakim
bacznie mu się przyglądała. Nie była pięknością, na
widok której zapiera dech. Nie miała złotych pukli ani
błękitnych oczu, jakie wydawał się preferować Mateusz.
Była to raczej pełnokrwista brunetka z zaróżowionym
nosem o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych,
nadających wdzięku twarzy, której pewnie można by
nie zauważyć w tłumie.
Co Mateusz w niej widzi? Nie potrzebuje przecież
jej majątku.
Nie potrzebuje jej tak bardzo jak Douglas, który
doprowadził do mistrzostwa sztukę odbierania ludziom
ich własności. Lecz teraz po raz pierwszy motywem
jego działania nie były pobudki egoistyczne. Nie po
zwoli, by jeszcze jedno dziecko zamieszkujące powie
rzone mu ziemie umarło z głodu. Pomoże swoim
ludziom.
Mimo wszystko nie miał jednak czystego sumienia.
Zamierzał przecież wykorzystać nieszczęśliwy wypadek
brata dla swych osobistych celów.
Smok z Darien, przyzwyczajony do obcowania z ko
bietami różnej konduity, pożarłby tę dziewczynę jednym
haustem. Nie kosztowałoby go to więcej wysiłku niż
wyłowienie z balii hiszpańskiego galeonu.
Jednak lord Dunmoral musiał postępować bardziej
dyplomatycznie.
38
SMOK
- Wasza wysokość... - powiedział powstrzymując
uśmiech i spojrzał w jej piwne oczy.
Ze zdumieniem stwierdził, że Rowena przeszywa go
chłodnym, badawczym spojrzeniem. Było w tym jakieś
wyzwanie. Podniecające wyzwanie.
Czyżby do tej pory nie dostrzegł, jaka jest piękna?
Musiał być chyba ślepy. Była naprawdę niebezpieczna.
Była inteligentna.
- Jestem Douglas Moncrieff, lord Dunmoral - dokoń
czył po sekundzie wahania. - Mam nadzieję, że podróż
przebiegła spokojnie.
Zanim księżniczka odpowiedziała, Gemma podeszła
bliżej i dygnęła z przejęciem, stosując się do nauk
pani MacVittie, która zresztą zamęczała ją ćwiczeniem
„dygów".
- Witamy w Dunmoral, wasza wysokość. Jestem
siostrą lorda Dunmoral, mam na imię Gemma.
Spojrzała wyczekująco na Baldwina, a ten, zapomi
nając o rozkazie Douglasa, żeby trzymał się z daleka,
zbliżył się do Gemmy z zamiarem przyłączenia się do
powitania. Na jego twarzy malowało się zmieszanie.
Wszyscy się teraz na niego gapili.
A niech to wszyscy diabli, pomyślał. Księżniczka
wydała mu się tak piękna, że kompletnie stracił gło
wę. Nie był pewien, czy ma się skłonić, czy dygnąć.
Wiedział, że ukłony mają coś wspólnego z chłopca
mi, a dyganie z dziewczętami. Ale czy trzeba dygnąć
przed dziewczyną dlatego, że jest dziewczyną? Czy
trzeba złożyć ukłon?
Dygnął.
39
JILLIAN HUNTER
-
Rad jestem cię poznać, księżniczko - powiedział,
szczęśliwy, że wybrnął jakoś z sytuacji i że Douglas go
nie zabił. Douglas prawdopodobnie nie widział dyg
nięcia, ponieważ przez cały czas oczy miał zasłonięte
ręką. - Zwą mnie Baldwin McGee.
- Jestem zaszczycona, panie McGee- odparła
z uśmiechem Rowena.
Baldwin rozdziawił usta i zaczął:
- Tak? No, ja...
- ... zajmiesz się swoimi obowiązkami - morderczym
tonem przerwał mu Douglas. - Miałeś sprawdzić, czy
komnaty jej wysokości są gotowe.
- Mam nadzieję, że nie sprawiłam kłopotu - niskim
głosem powiedziała Rowena.
Douglas odwrócił się do niej.
Wpatrywała się w jego twarz, jakby szukała tego, co
Douglas chciał ukryć. Po chwili dodała:
- Podróż mieliśmy nużącą, lecz bezpieczną, aż do
miejsca o kilka mil stąd, gdzie musieliśmy zostawić
powóz na rozstajach dróg.
- Droga się skończyła - wtrąciła Hildegarda.
- Dalej zdaliśmy się na instynkt - dodała Rowena.
- Gonili nas zbóje - ciągnęła Hildegarda. - Schroni
liśmy się w jaskini.
Douglas ponuro popatrzył na swych ludzi.
- Zbóje?
- Tego nie jesteśmy pewni - powiedziała Rowena
postępując w stronę mrocznego zamku. - Czy sir Ma
teusz wyjechał na nasze poszukiwanie?
- Och, sir Mateusz... - Douglas rozmyślnie zawiesił
40
SMOK
głos. Jego ludzie z szacunkiem pochylili głowy, niektórzy
wzdychali. Po chwili Douglas delikatnie ujął jej dłoń
w rękawiczce i spojrzał głęboko w oczy. - Może będzie
lepiej, jeśli wejdziemy do środka, zanim przekażę smutne
wieści.
Co o tym sądzisz? - spytała szeptem Rowena, kiedy
wraz z Hildegarda podążały za lordem Dunmoral w stro
nę domostwa.
- Sądzę, że to niezłe ziółka, wasza wysokość - od-
szepnęła Hildegarda. - Ten człowiek podobny do trolla
dygnął przed tobą.
Rowena uśmiechnęła się lekko.
- Może to szkocki zwyczaj.
Hildegarda potrząsnęła głową przyglądając się ostrym
rysom Douglasa.
- Pirat zawsze pozostanie piratem - szepnęła. - Pa
miętaj o tym.
Rowena nie zamierzała o tym zapominać. Prawdę
mówiąc, miała nadzieję, że ten mężczyzna jest praw
dziwym piratem i że potrafi być bezwzględny. Zerknęła
na niego kątem oka. Wysoka, potężna postać, arogancki
profil... Rzeczywiście, wyglądał na przysłowiową czarną
42
SMOK
owcę w rodzinie. W jego zadumanych oczach nie było
tyle ciepła i wesołości co w oczach Mateusza. Ostro
zarysowane usta sugerowały skrywaną zmysłowość.
Obie te cechy niezwykle fascynowały Rowenę.
Zerknęła na jego potężną dłoń, którą władczym gestem
obejmował jej rękę. Była w tym pewność siebie i coś
w rodzaju zaborczości. Poczuła się dziwnie kobieco.
Nigdy w życiu nie czuła się naprawdę kobietą. Zawsze
była silniejsza i sprytniejsza od synów pałacowych
strażników, z którymi bawiła się w dzieciństwie. Rzadko
zdarzało się, by ktoś śmiał zapomnieć o jej wysokiej
pozycji.
Ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że sprawia jej
przyjemność tak inne zachowanie tego mężczyzny.
Zdziwił ją trochę pled z szorstkiej wełny, który miał
na sobie. Jednak ten strój pasował do niego, podkreślał
potężną figurę. Ojciec Roweny prawdopodobnie docenił
by w tym ubraniu szacunek dla tradycji, ona jednak
wyobrażała sobie pirata w obcisłych skórzanych spod
niach i rozchełstanej koszuli, ze sztyletem w dłoni
i z rozwianym włosem. Przeklinałby pewnie jak szewc,
ale z drugiej strony nikt tak jak on nie umiałby wyznawać
miłości.
Czekałaby na niego na statku, kiedy zajmowałby się
tym, czym zajmują się piraci. Pewnie przywiązałby ją
do łóżka jedwabnymi chustami. Boże święty! Powstrzy
mała uśmiech, zastanawiając się, skąd takie szatańskie
myśli przychodzą jej do głowy.
Kiedy podeszli do zewnętrznych schodów domostwa,
lord Dunmoral zawahał się. Rowena z rozkoszą pomyś-
43
JILLIAN HUNTER
lała, że może weźmie ją na ręce i wniesie po wąskich
schodach. Jednak marzenie o uścisku jego muskularnych
ramion okazało się czystą fantazją.
- Bardzo proszę, wasza wysokość - powiedział, ustę
pując jej z drogi.
Rowena westchnęła. Wspinaczka okazała się dość
trudna ze względu na jej szeroką aksamitną suknię,
sterczącą na kilku jedwabnych halkach i bombiastych
pantalonach. Nie żałowała jednak, że przebrała się
w jaskini z zakurzonych łachów, które nosiła w podróży.
Miała nadzieję, że tiara trzyma się prosto na głowie.
Lord tylko raz zawołał i czarne dębowe drzwi domo
stwa natychmiast się otworzyły. Doskonale, pomyślała.
Jest stworzony do rozkazywania tak samo w zamku, jak
na pirackim statku.
Musi przekonać go, by jej pomógł. Oczywiście
dopiero wtedy, gdy przekona się, że może mu cał
kowicie zaufać.
Przeszył ją dreszcz na dźwięk jego niskiego, melodyj
nego głosu.
- Moje skromne domostwo jest do twojej dyspozycji,
pani.
Kolejne schody doprowadziły ich do wąskiego, oświet
lonego pochodniami korytarza. Szorstkie kamienne mury
wydzielały zapach wilgoci. Lord Dunmoral pasował do
tej mrocznej atmosfery. Jego cień wypełniał całkowicie
niewielką przestrzeń. Odwrócił się do niej, dotykając
szeroką piersią jej ramienia. Rowena wstrzymała oddech.
Hildegarda i inni nadal wdrapywali się po schodach.
Uwolnił jej dłoń.
44
SMOK
Rowena powoli podniosła wzrok na jego twarz, czarne
oczy, surowe rysy. Zauważyła złoty kolczyk pobłys-
kujący w jego lewym uchu. Wszyscy eleganci na dworze
nosili teraz kolczyki. Mogło to oznaczać, że nie rozstał
się całkowicie ze swoją przeszłością albo że po prostu
podąża za najnowszą modą.
Fryderyk niedługo odjedzie w poszukiwaniu najem
ników, a one z Hildegardą zostaną same w tym zamku.
Przez najbliższe dwa tygodnie ich jedyną bronią będą
spryt i zdrowy rozsądek.
Ale przed czym miałyby się bronić? Czy Smok stanowi
jakiekolwiek zagrożenie? Może ten napotkany w podróży
pastor naopowiadał bzdur?
- No cóż... - powiedział Douglas i zawiesił głos,
jakby chciał, żeby domyśliła się, ile mogą znaczyć te
dwa proste słowa.
Serce zaczęło jej bić mocniej. Z trudem łapała powie
trze. Stała jak zaczarowana w cieniu jego wielkiej
postaci. Powiedział to, jakby miał dodać: „Teraz jesteś
na mojej łasce..."
Rowena była zawsze posłuszną córką. Robiła wszyst
ko, czego oczekiwał od niej ojciec.
A teraz, żeby go ratować, znalazła się w tak niezręcz
nej sytuacji, że gdyby biedny staruszek o tym wiedział,
mogłoby go to wpędzić do grobu.
Douglas stał tuż przy księżniczce, jakby chciał
ją przed czymś chronić. Jego ludzie gapili się na nią
z podziwem. Przyglądali się też Hildegardzie, lecz
45
JILLIAN HUNTER
zupełnie z innego powodu. Chyba budziła w nich
strach.
Poza tym bliskość Roweny sprawiała Douglasowi przy
jemność. Bawiło go, że kobieta o tak zdecydowanym
wejrzeniu posłusznie idzie za nim krok w krok. Dawno
nie zdarzyło mu się, by tak bardzo pragnął kogoś chronić.
A przecież to właśnie jego powinna się najbardziej obawiać.
- Musisz być zmęczona po podróży- powiedział
uprzejmie. - Po szklance gorącego mleka i wieczornej
modlitwie służba zaprowadzi cię do twoich komnat.
- Mleko i wieczorna modlitwa? - powtórzyła Rowe-
na, jakby niedokładnie usłyszała.
Douglas zmarszczył czoło. Był pewien, że pani Mac-
Vittie takie właśnie zachowanie uznałaby za właściwe
w tej sytuacji. Czyżby księżniczka była rozczarowana?
Może powinien był zorganizować wieczór poetycki albo
spędzić całą okoliczną ludność na jej powitanie? Czy
Mateusz przywitałby ją z fanfarami?
Powstrzymał cyniczny uśmiech. Do diabła, jeśli ta
kobieta pragnie atrakcji, powinna była przybyć tutaj
cztery godziny wcześniej, kiedy Willie upuścił swoje
sztuczne zęby do wychodka. A potem je wyciągał.
Odchrząknął i powiedział słodkim tonem:
- Pomyślałem, że dobrze będzie, jeśli odpoczniesz
i posilisz się, zanim usłyszysz wieści o Mateuszu.
Rowena przyjęła to w milczeniu. Po pewnym czasie
spytała drżącym głosem:
- Jakie wieści?
Westchnął nieco teatralnie i po chwili napięcia po
chylił ku niej głowę.
46
SMOK
- Mojego biednego brata spotkał nieszczęśliwy wy
padek...
- Wypadek? - spytała zaskoczona. Douglas cały czas
przyglądał jej się z udawaną troską. - Nie Mateusz... -
szepnęła. - Och, nie.
- Złamał sobie nogę w Szwecji - powiedział tragicz
nym tonem.
- Ratował konia swego dowódcy. Wyciągnął go
z jakiejś strasznej rozpadliny - dodała stojąca z tyłu
Gemma.
Douglas rzucił siostrze ostre spojrzenie. Nie widział
powodu, by świetlaną postać Mateusza otaczać jeszcze
aurą epickiego heroizmu. Znów spojrzał na Rowenę,
zastanawiając się, czy zemdleje. Nic jednak na to nie
wskazywało, ciągnął więc tym samym pełnym współ
czucia tonem:
- Brat niezmiernie żałuje, że nie może się z tobą
spotkać.
Rowena przygryzła wargę. Douglas bezwiednie zapa
trzył się na linię jej ust... stworzonych do całowania.
A teraz kłamstwo.
- Mateusz prosił, bym go zastąpił i zaoferował wszel
ką pomoc.
Z reakcji Roweny nie mógł wywnioskować niczego
na temat stosunków łączących ją z Mateuszem. A do
słownie płonął z ciekawości, jak głęboko są ze sobą
związani.
- Nie może się ze mną spotkać? - spytała Rowena. -
To straszne. Przejechałam setki mil...
- Raczej koło tysiąca - poprawiła ją Hildegarda.
47
JILLIAN HUNTER
- Przez wszystkie te wzgórza... - dodała Rowena.
- To były góry, wasza wysokość.
Uśmiechnęła się lekko.
- Góry, wzgórza... Czyż różnią się czymś w ciemno
ściach?
- Owszem, jeśli komuś powinie się noga na zboczu -
nieśmiało, z głębi korytarza, odezwał się Baldwin. - Nie
chcielibyśmy, żeby coś ci się stało, księżniczko, więc może
dobrze byłoby nauczyć się odróżniać jedno od drugiego.
- Nie sądzę, by trzeba było niepokoić jej wysokość
wyimaginowanymi zagrożeniami- powiedział ostro
Douglas.
- Ostrożność nigdy nie zaszkodzi - wtrąciła się Hil-
degarda.
Douglas uprzejmie skinął głową.
- To prawda.
- Ja raz spadłem z prawdziwej góry - dorzucił Bald
win.
- A to ci nowina... - mruknęła ironicznie Gemma.
Douglas zmarszczył czoło.
- Księżniczka nie spadnie z żadnej góry. O tym mogę
zapewnić.
- To miłe z twej strony - z wdzięcznością zauważyła
Rowena.
W głębi korytarza powstało nagle jakieś zamieszanie.
Dainty wysunął właśnie głowę przez okute żelaznymi
sztabami drzwi wielkiej sali i szeptał nerwowo do
Gemmy. Potem Gemma szepnęła coś Williemu, a ten
Baldwinowi, który podszedł w końcu do Douglasa
i klepnął go po ramieniu.
48
SMOK
-
Mamy mały kłopot, milordzie - powiedział z wa
haniem.
Douglas rzucił mu ostre spojrzenie.
- Później, McGee. Przede wszystkim musimy za
pewnić wygodę jej wysokości. Podejrzewam, że księż
niczka z przyjemnością ogrzeje się przy ogniu, który
przygotowaliśmy w wielkiej sali.
- Jesteśmy przemarznięci do szpiku kości - odezwała
się Hildegarda. - I głodni. A osobisty doradca księżniczki
musi wyjechać jutro o świcie. Potrzebuje strawy i od
poczynku.
Baldwin wydął wargi.
- Nie możemy wprowadzić tam księżniczki, sir -
powiedział cicho. - Chłopcy znów narozrabiali.
Douglas poczuł, że włosy jeżą mu się na karku.
Rozłożył ręce w przepraszającym geście i zwrócił się
do księżniczki:
- Proszę wybaczyć na chwilę, wasza wysokość. -
Skłonił się lekko i pociągnął Baldwina w stronę drzwi.
- Co ty, u diabła, wygadujesz?
Dainty zajrzał znowu do wielkiej sali.
- To Shandy i Phelps, sir. Pokłócili się o to, czy
podać księżniczce rum czy piwo. Shandy rozwalił całą
baryłkę rumu na czerepie Phelpsa. Potem Phelps połamał
krzesło na głowie Shandy'ego. A później się pogodzili
i upili, żeby to uczcić.
Twarz Douglasa pociemniała. Jego głos zabrzmiał
śmiertelnie spokojnie:
- Rum czy piwo? Zastanawiali się, czy poczęstować
księżniczkę rumem czy piwem?
49
JILLIAN HUNTER
- Ci idioci nie chcieli mnie słuchać- powiedział
z irytacją Baldwin. - Mówiłem im, że rum jest za mocny
dla takiej panienki. A piwo zbyt pospolite. Powiedziałem,
że powinniśmy podać jej dobrego ponczu.
Usta Douglasa drgnęły w kąciku.
- Cóż poczęlibyśmy bez twojej mądrości?
- Shandy i Phelps nie będą już dziś wieczorem
sprawiać żadnych kłopotów, sir - odezwał się Dainty. -
Padli nieprzytomni. Z nimi nie będzie już więc prob
lemów...
Douglas przyjrzał mu się podejrzliwie.
- A jakich problemów możemy się jeszcze spodzie
wać?
- No... Simon założył się z Guntherem, że zeskoczy
z galerii dla grajków prosto na ramiona Martina.
Douglas przesunął dłonią po twarzy.
- I co, nie trafił?
- Owszem, trafił. Ale Martin trochę się zdenerwował,
bo naprawiał właśnie ruszającą się deskę na podium dla
tancerzy i nie miał pojęcia, co zwaliło mu się na głowę.
Tam jest teraz istne pobojowisko.
Douglas opuścił dłoń.
- Zaprowadź ich wszystkich pięciu wewnętrznymi
schodami do lochu. Niech spędzą noc w tym przytulnym
miejscu. A potem każ pomywaczkom uprzątnąć ten
bałagan.
Dainty uśmiechnął się pod nosem i zniknął, zanim
Rowena podeszła do drzwi, próbując zajrzeć do środka.
- W kominku płonie ogień, prawda? - spytała z na
dzieją w głosie.
50
SMOK
- W kominku?- Douglas wysunął nogę, by nie
prześlizgnęła się obok niego. - Tak, ale nie mogę za
prosić tam waszej wysokości. Wielka sala nie jest
sprzątnięta. Kurz i pajęczyny w każdym kącie, okruchy
na stole... Bardzo mi... bardzo mi wstyd.
- Przyrzekam nie osądzać cię z powodu drobnych
nieporządków, milordzie - powiedziała z rozbawieniem,
próbując przecisnąć się w stronę drzwi. - Ze zbocza
góry również nie spadnę. Proszę jedynie o możliwość
ogrzania się przy kominku.
Podniósł ramię, barykadując w ten sposób przejście.
- Niestety. Jakiś łotr włożył do kominka torf. A za
broniłem palenia torfem w twojej obecności.
Rowena uśmiechnęła się lekko. Przyglądała mu się
jak żołnierz, który za chwilę zaatakuje cytadelę.
- Ależ proszę nie robić sobie tak wiele kłopotu,
milordzie.
- To doprawdy żaden kłopot.
Opuścił ramię, kiedy zmieniła kierunek natarcia.
Przez chwilę wydało mu się, że dojdzie do bezpośred
niego starcia. Nie wypadałoby chyba przygwoździć jej
teraz jedną ręką do podłogi. Mateusz nigdy nie wspo
mniał w swoich peanach, że ta kobieta ma tak diabelnie
silną wolę.
- Trzeba dbać o zdrowie głów koronowanych -
stwierdził.
- Trudy życia w Hartzburgu wymagają od władców
dużej wytrzymałości... - powiedziała cicho, patrząc mu
w oczy, jakby chciała go udusić.
- Jej wysokość jest silna jak tur - wtrąciła Hildegarda.
51
JILLIAN HUNTER
- Dziękuję ci, Hildegardo - powiedziała Rowena.
Douglas zmusił się do uśmiechu. Boże, do czego
może doprowadzić kłamstwo.
- Silna czy nie, nie będę narażał jej zdrowia. Torf
sprowadzany jest z moczarów. Tutejsi górale używają
go jako taniego opału. Komuś niezwyczajnemu dym
może zaszkodzić.
- Naprawdę? - spytał zaniepokojony Baldwin. -
Szkoda, że nikt mi o tym wcześniej nie powiedział. Od
dawna sypiam przy tym ogniu w kuchni. Mogłem
obudzić się martwy.
- Chciałabym to zobaczyć. - Gemma parsknęła.
Douglas delikatnie poprowadził Rowenę na bok.
- Wszyscy w zamku są bardzo przejęci twoim przy
jazdem - powiedział przepraszająco. - Służba pragnie
zadbać o najmniejsze drobiazgi.
- Dobry Boże, ale mnie naprawdę nie tak trudno
dogodzić. Czy mogłybyśmy z moją towarzyszką przejść
do solarium i napić się gorącej czekolady?
Douglas zamarł na moment w bezruchu, po czym
szturchnął Gemmę łokciem.
- Gdzie jest solarium? - szepnął kącikiem ust.
- Tuż nad wielką salą, gamoniu - odszepnęła. - Na
lewo od kręconych schodów.
Rowena przyglądała się im z lekkim rozbawieniem.
- Jeśli nie sprawi to zbyt wiele kłopotu, prosiłabym
o ogrzanie naszej pościeli.
Wyraz twarzy Douglasa pozostał niewzruszony i pew
nie dobrze się stało. Jej słowa przyprawiły go o ciarki -
w wyobraźni natychmiast zobaczył, że leży z nią w swo-
52
SMOK
im wielkim łożu i czuje ciepło jej niewinnego ciała tuż
obok siebie. Chyba że Mateusz zagarnął już tę niewin
ność dla siebie... Douglas jednak w to wątpił, patrząc
w oczy Roweny i widząc w nich niebywałą czystość.
Wciąż jednak bardziej pożądał złota niż cnoty tej kobiety,
bez względu na to, jak kusząca zdawała mu się ta myśl.
A jeśli koło fortuny nie obróci się zgodnie z jego
zamierzeniami? Cóż, zna wiele sposobów, by siłą nagiąć
los do swoich planów.
6
Rowena oddałaby chętnie swoją tiarę, by tylko do
wiedzieć się, co pirat ukrywał w wielkiej sali. Może
dawna kochanka niezapowiedzianie zjawiła się u jego
drzwi z dzieckiem na rękach? A może nie skończyła
się jeszcze jedna z jego słynnych orgii? Nie sądził
chyba, że uwierzy w tę bajeczkę o szkodliwym dymie.
Lecz jeśli już mowa o dymie... Nie ma dymu bez ognia.
Chętnie powiedziałaby mu wprost, że słyszała o jego
niecnej przeszłości. Taka szczerość była jednak wy
kluczona, a nawet niebezpieczna, biorąc pod uwagę, że
król nakazał mu przyjąć nową tożsamość. Lepiej nic nie
dać po sobie poznać. W końcu nie mogła być przecież
zupełnie pewna, czy nie naopowiadano jej zwykłych
plotek.
Musi z tym poczekać, aż zdobędzie jego zaufanie,
a także pewność co do jego osoby. Podejrzewała, że
rzeczywiście był piratem, lecz chciała przekonać się,
54
SMOK
jaki jest naprawdę w głębi duszy. Nigdy nie poprosiłaby
o pomoc człowieka, który mógłby ją zdradzić. W grę
wchodził jej kraj rodzinny i życie ojca.
Tak, on coś ukrywa. Hildegarda też była o tym
przekonana, toteż rzucała podejrzliwe spojrzenia dooko
ła, jakby obawiała się, że spod ziemi wyskoczy nagle
jakaś groźna zjawa.
Hildegarda poświęciła prawie dwadzieścia ostatnich
lat opiece nad Roweną. Chroniła ją przed zdrajcami,
którzy mogliby porwać jej ukochany skarb, i przed
złymi mocami, które mogłyby rzucić urok na czystą
duszę księżniczki.
Zamek Dunmoral najwyraźniej stanowił według Hil-
degardy przykład obydwóch tych zagrożeń.
Rowena ziewnęła cicho, zasłaniając usta dłonią. Może
po dobrze przespanej nocy zobaczy wszystko w jaśniej
szym świetle. Może poranne słońce rozproszy ponurą
atmosferę panującą w tym średniowiecznym zamku.
Cokolwiek jednak przyniesie jutro, będzie musiała dawać
sobie radę bez pomocy biednego Mateusza. Będzie
musiała sama ujarzmić smoka.
- Nie powinnyśmy tak się śpieszyć z wysyłaniem
stąd Fryderyka - mruknęła Hildegarda do ucha Roweny.
A potem dodała: - Boże Święty, co to jest na podłodze?
Rowena zerknęła na mokre plamy na nierównej ka
miennej posadzce.
- A jak sądzisz? - spytała zaczepnie. - Kałuże krwi
ostatniej księżniczki, którą Smok zaciągnął do swojej
jamy na kolację.
Hildegarda popatrzyła w głąb korytarza na potężną
55
JILLIAN HUNTER
sylwetkę Douglasa, który wydawał polecenia swoim
ludziom.
- Jeśli to naprawdę Smok z Darien, to zabijał kiedyś
ludzi. I potrafił być bardzo okrutny.
Rowena przyklękła ukradkiem, żeby przypatrzeć się
posadzce.
- To pachnie jak wódka. Może ostatnia księżniczka,
którą tu zaciągnął, upiła się do nieprzytomności. Albo,
co bardziej prawdopodobne, jego lordowska mość ma
w piwnicach własną gorzelnię, tak jak wuj Karol.
Hildegarda nie wydawała się uspokojona.
- Dzika istota nie złagodnieje tylko dlatego, że
każe jej się zamieszkać w klatce - stwierdziła. - Albo
w zamku.
Zanim Rowena zdążyła odpowiedzieć, Douglas stał
już u jej boku. Jego białe zęby błysnęły w rozbrajającym
uśmiechu, zaoferował jej ramię i Rowena natychmiast
zapomniała o przestrogach towarzyszki.
- Poprowadzę panie do solarium. - Był po prostu
wcieleniem wdzięku i czaru osobistego. - Służba zaraz
przyniesie chleb i czekoladę. Niestety, inny mały kłopot
zmusi mnie do opuszczenia zamku.
- Czy mogę jakoś pomóc, milordzie?- spytała
Rowena.
- Pani? - Nie posiadał się ze zdumienia. - Wielkie
Nieba, wasza wysokość, nie pozwoliłbym, byś poruszyła
nawet małym paluszkiem. Zresztą muszę tylko odwieźć
do domu chłopca z wioski - tego samego, który przy
wiózł do zamku ten okropny torf. Chłopaka spotkał po
drodze nieszczęśliwy wypadek.
56
SMOK
- Jak to szlachetnie, milordzie. Niewielu ludzi twej
rangi okazałoby osobiste zainteresowanie dzieckiem.
W migotliwym blasku pochodni nie mogła niczego
wyczytać z jego twarzy. Wydawało się, że czarne oczy
Douglasa pochłaniają światło.
- Pragnę, by pobyt w Dunmoral dostarczył ci samych
przyjemności.
Pomyślała, że zabrzmiało to nieco dwuznacznie, ale
położyła dłoń na jego ramieniu.
Jestem tak samo niemądra jak stara Hildegarda, skar
ciła się w myślach, powstrzymując śmiech. Czy męż
czyzna, który przejmuje się pajęczynami i okruchami na
stole, mógłby mnie skrzywdzić? A może to jakaś mas
karada?
W momencie, gdy poczuła pod palcami jego muskuły
i siłę bijącą od niego nawet w najsubtelniejszych gestach,
zrozumiała, że ten człowiek z pewnością nie zawraca
sobie głowy drobnymi nieporządkami.
Bijąca od niego moc budziła w niej jakieś dziwne
uczucia. Może Hildegarda miała jednak powody do
obaw.
Piraci są ze swej natury nieprzewidywalni. Kradną,
mordują i niszczą tak jak baroni, którzy zagrozili życiu
jej ojca.
Mateusz jest dobrym żołnierzem, ale nie myśli jak
barbarzyńca.
Pomyślała, że potrzebuje właśnie tego człowieka.
Niebezpieczne dreszcze przebiegły jej po skórze,
kiedy ujął ją za ramię, by poprowadzić ciemnymi
schodami.
57
JILLIAN HUNTER
-
Proszę wybaczyć śmiałość. - Jego głos otulił ją jak
aksamit w mroku. - Pochodnie się wypaliły i nie chcę,
pani, byś się poślizgnęła. W tym zamku czyha na
człowieka wiele pułapek. Miejsce to ma tragiczną his
torię. Niektórzy mówią, że zamek powinien zostać
zniszczony.
Serce Roweny zabiło szybciej. Czyżby w jego słowach
brzmiało ostrzeżenie?
- Może ta historia nadaje zamkowi jego niepowtarzal
ny charakter - powiedziała szybko.
- Może - odezwał się w końcu. - Nadal jednak radzę
mieć się na baczności. Nigdy nie wybaczyłbym sobie,
gdyby stała ci się, pani, jakaś krzywda.
Wydało jej się, że powietrze zgęstniało, nabrało
ciężkiej słodyczy jakiegoś egzotycznego kadzidła. Czy
to pożądanie? Jego spojrzenie przesuwało się po niej
leniwie; paliło jak rozżarzone żelazo. Zrobiło jej się
gorąco, gdy ledwie zauważalnie zacisnął palce na jej
ramieniu.
Nieomal bała się oddychać. Żaden mężczyzna oprócz
jej braci, którzy nabili jej w dzieciństwie sporo sińców,
nigdy nie ważył się jej dotknąć. Teraz czuła, że dzieje
się z nią coś niepokojącego, choć bardzo przyjemnego.
Przez całe życie otaczali ją ogromni, krzepcy żoł
nierze, ojciec, bracia, najemnicy, którym papa płacił,
żeby bronili Hartzburga, potężni strażnicy w pałacu.
Jednak żaden z tych mężczyzn nie zrobił na niej
takiego wrażenia jak ten. Żaden nie wzbudzał takiej
ciekawości, jakiejś wewnętrznej tęsknoty. Nikt nie do
tykał jej tak bezceremonialnie.
58
SMOK
Było w nim coś nieodparcie męskiego. Pod maską
ogłady wyczuwała niezwykłą moc mrocznych namięt
ności, coś zwierzęcego i nieokiełznanego, co cały czas
trzymał na wodzy.
Działało to na nią jak magnes.
Westchnęła, zawstydzona własnymi myślami.
Potrzebuje tego człowieka ze względu na jego do
świadczenie w walce, a nie samcze walory, których,
jak się domyślała, z pewnością również potrafiłby
dowieść w odpowiednich okolicznościach. Czy ma
stracić głowę tylko dlatego, że po raz pierwszy w ży
ciu jest sam na sam z nieprzyzwoicie przystojnym
mężczyzną?
U szczytu schodów Douglas poprowadził ją następnym
korytarzem. Dopalające się pochodnie rzucały cienie na
mury. Potężna postać Douglasa sprawiła, że znowu
ogarnęło ją to niemądre uczucie słabości, które poczuła
chwilę wcześniej.
Gwałtownie krążąca krew w żyłach przyprawiła ją
o zawrót głowy.
- Chodź za mną - powiedział uprzejmie.
W jego tonie zabrzmiała jednak taka pewność siebie,
jakby doskonale zdawał sobie sprawę, jakie robi na niej
wrażenie i czekał, aż Rowena się opanuje.
Poszła za nim bez słowa, przerażona, że odpowiedziała
sobie właśnie na wcześniej zadane pytania. Była zde
cydowana przeżyć do końca to, co los jej przeznaczy.
Nie miała już wątpliwości, że straci głowę.
59
JILLIAN HUNTER
Douglas klął w myślach w trzech różnych językach.
Oto jest sam na sam z jedną z najbogatszych dziedziczek
świata. Jego sypialnia jest o rzut kamieniem. Poszła za
nim, jest tak niewinna, że nie zdaje sobie zupełnie
sprawy ze swojej sytuacji.
Czy całuje ją po szyi, szepcząc czułe słówka do ucha?
Czy zdejmuje delikatnie rękawiczki, żeby całować dło
nie? Nie. Zajmuje się gorącą czekoladą i skacze koło
niej jak kwoka. Ta księżniczka rzeczywiście ma nad
nim dziwną władzę.
Douglas nie sądził, że układne zachowanie może
sprawić mu przyjemność. Zaprzeczanie samemu sobie
nie leżało w jego naturze. Czuł się wręcz fizycznie źle,
kiedy musiał udawać, że nie widzi jej kuszących kształ
tów pod suknią i że jej kobiecy urok nie robi na nim
wrażenia. Powstrzymał się, ale miał ochotę przygnieść
ją do muru i całować, aż zacznie tracić oddech.
Musi zadowolić się dotknięciem jej dłoni.
Do diabła, nie może nawet olśnić jej recytacją sonetu
Szekspira, bo musi pędzić na dół pomóc uprzątnąć
wielką salę, zanim księżniczka zorientuje się, że wpadła
do jaskini dzikich morskich zbójów.
Jego księżniczka...
Uśmiechnął się do siebie.
Czuł unoszącą się wokół niej delikatną, kwiatową
woń, pewnie jakiegoś francuskiego mydła o zapachu
lilii czy fiołków. Ciekaw był, jak by zareagowała, gdyby
potraktował ją tak jak inne kobiety. Czy podobałyby jej
się subtelne zaloty? Księżniczce nie przypadłoby chyba
do gustu, gdyby przerzucił ją sobie przez ramię jak
60
SMOK
dziewkę z tawerny. Założyłby się o swoje najlepsze
buty, że pod jej opanowaniem kryje się zmysłowa
natura, która tylko czeka na odpowiedniego mężczyznę.
No cóż, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jeśli
uda mu się przekonać ją, że nie jest diabłem wcielonym,
może to on rozpali jej uśpione zmysły.
Podprowadził ją pod zwieńczone łukiem drzwi.
- Oto solarium, wasza wysokość. Proszę się rozgoś
cić, a ja zejdę na dół sprawdzić, co te niedorobione
znajdy się tak grzebią.
Rowena z rozbawieniem podniosła na niego oczy.
- Czy nazwałeś swoją służbę... znajdami, milordzie?
- Co? - Popatrzył na nią zaskoczony. - Zdaje mi się,
że powiedziałem niedorajdy. Znaczy... nieroby, próż
niacy.
- Ach, nieroby... - Rowena przygryzła wargę po
wstrzymując uśmiech.
- Właśnie.
Rzuciła okiem do środka i ze zdziwieniem powie
działa:
- Och, jeśli się nie mylę, to nie jest solarium. Wygląda
na kaplicę.
Douglas gwałtownie odwrócił się na pięcie. Ołtarz,
świece, kropielnica i światło księżyca wpadające przez
okno. Co się z nim, do kroćset, dzieje? Poszedł na prawo
zamiast na lewo? Poczuł się jak kompletny półgłówek.
- Tak często się ostatnio modliłem, że odruchowo
skierowałem tu swoje kroki- powiedział potrząsając
głową. - Oczywiście, że to jest kaplica. Jakiż ze mnie
głupiec. Solarium jest po lewej stronie.
61
JILLIAN HUNTER
- Ach tak... - Rowena wydawała się zażenowana. -
Czy wolno spytać, o co tak gorąco się modlisz, milordzie?
A może to osobista sprawa?
- Modlę się, by brat powrócił do zdrowia- odpo
wiedział. Byle nie za szybko, dodał w myśli.
- Ja też się o to pomodlę- powiedziała szczerze
Rowena.
Douglas poczuł nieznane mu dotąd ukłucie zazdrości.
Będzie się modliła za jego brata. Poza seksem nigdy
nie łączyło go z kobietami nic intymnego i wcale mu
tego nie brakowało, a teraz czuje coś tak intensywnego...
Jeszcze rok temu umarłby ze śmiechu na samą myśl
o czymś podobnym.
Jakże oni są naiwni, sir Mateusz i jego księżniczka.
Douglas nie przypominał sobie, by kiedykolwiek czuł
w sobie prawdziwą wiarę. Chyba od początku życia był
zepsuty do szpiku kości.
Przez chwilę przyglądał się jej z uwagą.
- Czy łączy was z Mateuszem coś więcej niż przyjaźń?
Odparła bez zastanowienia:
- Powierzyłabym mu życie.
A serce? O to nie mógł już spytać. Zapadło niezręczne
milczenie.
- On mówi o tobie z wielką serdecznością - powie
działa z naciskiem Rowena, jakby wyczuła brak brater
skiej lojalności z jego strony.
- Mateusz?
- Wydajesz się zaskoczony, milordzie.
- No cóż, nie wychowywaliśmy się razem - powie
dział z ociąganiem.
62
SMOK
- Rozumiem. - Najwyraźniej jednak nie rozumiała. -
Z pewnością przychodzisz tu modlić się też o inne
sprawy, oprócz zdrowia Mateusza?
Pomyślał, że zmieniła temat w nadziei, że na gruncie
spraw duchowych odnajdą porozumienie. Rozmodlony
pirat. Gdyby choć trochę go znała... Z trudem powstrzy
mał grymas, ironii.
- Oczywiście modlę się za swoją duszę. - Niespo
dziewanie poczuł się winny, patrząc teraz na ołtarz. -
Modlę się również o to, by moja wieś nie przeżywała
już więcej najazdów i cierpień.
To przynajmniej była prawda. Douglas nie czuł się
jakoś szczególnie związany z garstką górali zamiesz
kujących wieś w pobliżu zamku, ale zawsze chronił to,
co do niego należało.
- Najazdy? Sądziłam, że wojna domowa już się
skończyła.
- Skończyła się. - Douglas odwrócił się od ołtarza.
Wolał nie myśleć o poczuciu winy, jakie niespodziewanie
wzbudził w nim widok kaplicy. - Ale zostali angielscy
żołnierze, których zadaniem było utrzymanie pokoju.
Po zakończeniu wojen często pojawiają się wilki, cza
tujące na słabych i bezbronnych.
- Wilki?
- Ich ludzka odmiana, wasza wysokość. Chociaż na
naszych wzgórzach żyją też prawdziwe wilki i żbiki.
- Odmiana ludzka jest najgorsza - powiedziała ze
zrozumieniem. - Sądzę jednak, że taki człowiek jak ty
szybko się z nimi upora.
Niewiele brakowało, by Douglas porwał ją w ramiona
63
JILLIAN HUNTER
i ucałował za ten komplement. Jej wiara w niego była
wzruszająca, choć może bezpodstawna.
- Taki mam zamiar.
- Włączę twoją wieś do swoich modlitw - powie
działa cicho, kiedy wychodzili z kaplicy. - I oczywiście
twoją duszę, milordzie.
Douglas nic nie odpowiedział.
Niech księżniczka się modli.
Może jej niewinna wiara wzruszy Wszechmocnego,
jeśli nie wzruszyły Go modlitwy zmasakrowanego,
bezbronnego dziecka. Do diabła, to z pewnością nie
zaszkodzi. Nawet jeśli Douglas w głębi duszy był prze
konany, że Opatrzność opuściła go ostatecznie w dniu,
kiedy się urodził.
7
Douglas ściągnął lejce, by kucyki zwolniły. Z po
chyloną głową wpatrywał się w ciemności panujące na
wzgórzach. Samotny nietoperz nadleciał znad kępy
drzew rosnących na skraju traktu. Wózek zaklinował
się na jakimś występie i kilka kamieni stoczyło się
z niewidocznego zbocza. A księżniczka zapewne popijała
teraz gorącą czekoladę.
- Co jest z tym cholernym światłem?- warknął
Douglas.
- Baldwin zgubił latarnię - odezwała się z tyłu wozu
Gemma.
- Nic nie mogłem poradzić - nieszczęsnym głosem
powiedział Baldwin, który szedł z przodu jako prze
wodnik. - Fiknąłem kozła na ogromnym hamulcu ster
czącym na środku drogi. Budowali ją jacyś ciem
niacy.
- Nie ciemniacy, tylko przemytnicy.
65
JILLIAN HUNTER
Wiał ostry wiatr. Douglas chwycił turkoczący w jego
porywach i zsuwający mu się z ramion płaszcz.
- Nie pisałem się na takie rzeczy, kapitanie.
- W ogóle na nic się nie pisałeś - powiedział sucho
Douglas. - Możesz iść, dokąd cię oczy poniosą. Nie
będę za tobą tęsknił.
- Nie kłóćcie się, ten chłopak ledwo dycha - odezwał
się Dainty, który siedział na wozie trzymając dziecko na
kolanach. - Odwieźmy go już do domu.
Douglas skierował wóz w stronę doliny. Koła trzeszcza
ły na pokrytej kamieniami dróżce prowadzącej wzdłuż
jeziora. Grzywiaste fale pokrywały powierzchnię wody.
Douglas zapatrzył się na maleńką wyspę pośrodku jeziora.
- Dobre miejsce na kryjówkę- powiedział cicho
Dainty. - Mogli wymknąć się stąd i zaatakować wioskę
nie zauważeni przez nikogo.
Douglas z ponurą miną przyglądał się wyspie.
- Możliwe. Sprawdzimy to jutro. A teraz odwieźmy
tego chłopaka do rodziny. Odkąd odzyskał przytomność,
bez przerwy pyta o matkę.
Ciemne kontury zamku górowały nad nimi na tle
granatowego nieba.
- Mam nadzieję, że księżniczka nie patrzy na nas
z okna - powiedział Baldwin. - Pomyślałaby, że coś
knujemy.
Douglas uśmiechnął się pod nosem.
- Księżniczka jest kobietą, a nikt nie jest w stanie
przewidzieć, co myślą kobiety. A teraz dość już gadania.
Chcę, żebyśmy zanieśli tego chłopca do jego chaty, nie
zwracając na siebie uwagi.
66
SMOK
Mary
MacVittie roześmiała się wesoło. Luneta w jej
oknie skierowana była na jezioro tuż pod kamienną
chatą przytuloną do zbocza wzgórza.
- Piraci coś przemycają - powiedziała do swojego
brata, który siedział na drewnianej skrzyni za jej ple-
cami. - Ciekawa jestem, jak odbyło się powitanie księż
niczki. Powinnam tam być, żeby im pomóc.
- Musiałaś pomóc mnie - stwierdził brat. - Wydaje
mi się, że opieka nad chorymi jest ważniejsza niż
uczenie rzezimieszków, jak zrobić dobre wrażenie na
księżniczce.
- Nie zapominaj, że ten rzezimieszek chce pomóc
ludziom z Dunmoral.
- Coś takiego... Tak ci powiedział?
- Tak. - Podeszła do skrzyni i podniosła zniszczoną
księgę. - Czytałam tu o miejscowych zabobonach.
I wiem już, co pomoże nam uratować wioskę.
Mężczyzna wstał i zajął jej miejsce przy oknie.
- Wioski nie da się uratować. Ci ludzie zmuszeni są
tolerować nawet mnie, lekarza pijaka, wygnanego z dwo
ru królewskiego za to, że pozwolił umrzeć kochance
jego wysokości. Ale żeby mieć pirata za opiekuna...
- Nawróconego pirata, Normanie- mruknęła pod
nosem.
- Co prawda dawny właściciel tych ziem nie był
o wiele lepszy - zauważył. - Spędzał czas na uwodzeniu
podkuchennych, kiedy wojna szalała wokół jego zamku.
- To się nazywa Ogień Pociechy, jeśli cię to inte
resuje - powiedziała wpatrzona w książkę Mary.
Brat poprawił ustawienie lunety.
67
JILLIAN HUNTER
-
Dobry Boże. Piraci niosą coś zawiniętego w pled.
Idą w stronę wioski.
- Słyszałeś mnie, Norman? Powiedziałam, że jedy
nym sposobem uratowania Dunmoral jest rozpalenie
Ognia Pociechy.
- Dopiero co rozpaliłem ogień - powiedział. - Cie
kawe, czy te łobuzy zakopują jakiś skarb na wzgórzach.
Albo jakieś ciało. Sadzisz, że już kogoś ukatrupili?
Piraci znani są z pijackich burd.
Mary zacisnęła usta.
- Nie mówiłam o ogniu w naszym domu. Ogień
Pociechy to stary celtycki rytuał, wciąż potajemnie
odprawiany w tych stronach. Druidzi w ten sposób
prosili bogów o błogosławieństwo.
Norman opuścił lunetę.
- Boże, znowu te pogańskie bzdury. Wróżki, rusałki
i druidzi. Myślący człowiek nie może tego słuchać.
Mary postukała palcem w książkę.
- Rytuał polega na pocieraniu dwóch gałązek, aż
powstanie iskra. Wszystkie ogniska w wiosce muszą
być wtedy wygaszone, a potem znów rozpalone od
świętego ognia. - Zamyśliła się na chwilę. - Za wszelką
cenę muszę z tego pirata zrobić dżentelmena.
- Pirat dżentelmenem? - Popatrzył na nią sceptycz
nie. - W takim razie poproś celtyckich bogów o pomoc.
Nie potrzebujemy w tym zamku dżentelmena, tylko
odważnego człowieka, który twardą ręką zapanuje nad
okolicą.
8
Godzinę po powrocie do zamku Douglas stał w oknie
swojej sypialni trzymając w dłoni nietknięty kielich
bordeaux. W oknie wschodniej wieży widział oświetlony
płomieniem świecy cień Roweny. Przyciągała jego
uwagę jak samotna gwiazda na mrocznym niebie jego
życia. Ostre ukłucie w sercu przypomniało mu, że to
skarb, którego nie wolno mu tknąć - przynajmniej jesz
cze nie teraz.
Jednak jej widok sprawiał mu przyjemność.
Chodziła po komnacie. Ciekawy był, jakie niepokoje
nie pozwalają jej zasnąć o tak późnej porze. A może
tak bardzo przeżywa nieobecność Mateusza?
Ale dlaczego Mateusz zwabił ją tutaj nie uprzedzając,
że jego przyrodni brat jest bestią w przebraniu szlach
cica? Nie pozwoliłaby się przecież prowadzić za rękę
tymi ciemnymi zakamarkami, gdyby wiedziała, kim
Douglas jest naprawdę.
69
JILLIAN HUNTER
Uśmiechając się ironicznie, podniósł kielich do ust.
- Jeden brat coś traci, a drugi zyskuje.
- Dlaczego recytujesz Szekspira gapiąc się w ten
kielich wina?- odezwał się zdziwiony głos za jego
plecami. - Jesteś aż tak pijany?
- To nie był Szekspir, dziewczyno - powiedział i zer
knął w stronę drzwi, gdzie stała zatroskana Gemma. -
Nie, nie jestem pijany.
Spojrzała na okno.
- Chyba nie podglądasz księżniczki? To nieprzy
zwoite przyglądać się komuś nie ubranemu.
- No, rzeczywiście... Jakże tak przyzwoitemu czło
wiekowi jak ja mogłoby przyjść do głowy podobne
bezeceństwo? - Zerknął na nią i uśmiechnął się szel
mowsko.
- Zdaje się, że cię polubiła - powiedziała wślizgując
się do pokoju. - Policzyłeś klejnoty w jej tiarze?
- W jakiej tiarze?
Przyjrzała mu się z niepokojem.
- Jak mogłeś nie zauważyć czegoś takiego?
- Nie wiem. Chyba byłem trochę roztargniony. To
czarująca kobieta.
- Ona nie jest twoja. Należy do Mateusza.
- To się jeszcze okaże. - Pociągnął duży łyk wina
i z irytacją zmarszczył brwi.
- Bądź ostrożny, Douglas. Bez względu na to, jaki
tytuł ci nadano, w głębi serca wciąż jesteś piratem.
- Idź spać, Gemmo. Jest już chyba druga nad ranem.
- Myślisz, że mógłbyś się w niej zakochać? - Przy
kucnęła przy podeście jego wielkiego łoża.
70
SMOK
- Jeśli w głębi serca jestem piratem, to powinnaś
pamiętać, że nie mam serca. Nie mogę się zakochać.
- Dainty powiedział, że Henry Morgan został ad
mirałem Czarnej Floty - ciągnęła znów Gemma. - Szuka
ludzi na wyprawę w poszukiwaniu Maracaibo.
Douglas nie zareagował, ale na wspomnienie morskich
podbojów obudziła się w nim znów ta dzikość, którą
miał nadzieję na zawsze w sobie stłumić. Maracaibo
było miastem zbudowanym ze złota na drodze do legen
darnego El Dorado. Czy jakikolwiek pirat nie marzył
o odkryciu tego miejsca?
Gemma podciągnęła kolana pod brodę.
- Powiedział, że Morgan chce mianować cię wicead
mirałem. Miałbyś do dyspozycji całą flotę.
Douglas uśmiechnął się i odstawił kielich na stolik
przy łóżku.
- Cóż znaczą bogactwa całego świata, jeśli człowiek
zaprzeda własną duszę?
Gemma zerknęła na swoje zniszczone trzewiki.
- Sądzę, że jakaś cząstka tych bogactw nie byłaby
dla nas zbytnim ciężarem.
Roześmiał się cicho i pokiwał głową.
- Tak, masz rację.
- Czy ona nam pomoże?- z niepokojem spytała
Gemma.
- Nie, jeśli dowie się, jakie z nas łachmyty.
Gemma zachichotała.
- Nie ma się z czego śmiać, dziewczyno. Jesteśmy
szumowinami tego świata. To tylko kwestia czasu,
kiedy własnym zachowaniem zdradzimy, jacy z nas
71
JILLIAN HUNTER
łajdacy. Wystarczy, żeby księżniczka weszła do wielkiej
sali, a jakiś pirat ze szczerbatą gębą i drewnianą nogą
skoczy jej na ramiona z galerii dla grajków.
- Jest urocza, prawda? - Gemma w zamyśleniu potar
ła brodą o kolana. - Rozumiem teraz, dlaczego Mateusz
chce zatrzymać ją tylko dla siebie.
Mateusz, który pod ostrzałem armatnim ratował uko
chanego konia swego dowódcy. Obrońca niewinnych
ludzi i bezbronnych zwierząt.
A Douglas, uwodziciel niewinnych kobiet i . . . czasem
sam jak bezbronne zwierzę.
Gemma trajkotała coś dalej. Douglas wyjął z kieszeni
złotą monetę i przerzucał ją z ręki do ręki. Powstrzymał
się, by znowu nie spojrzeć przez okno. Widok tej kobiety
budził w nim dziwne uczucia. Czy to możliwe, żeby
mężczyznę uwiodła łagodność i inteligencja kobiety?
- Zostaw mnie teraz - powiedział nagle, przerywając
potok słów Gemmy. - Zamierzam tej nocy znaleźć tego
Neacaila. Aż się prosi, żeby go zabić.
- Sądzisz, że spodobałam się księżniczce? - spytała. -
Zachowałam się jak trzeba, prawda?
- Tak, oczywiście.
- Baldwin przed nią dygnął. Nawet mu nie powie
działa jaki z niego głupek.
- To niezwykła osoba - stwierdził zamyślony Dou
glas.
- Ożenisz się z nią?
- Co za absurdalny pomysł!
Dziewczyna wstała i popatrzyła podejrzliwie na ot
warte okno.
72
SMOK
- Weźmiesz ją do łóżka?
- A to, moja panno - odpowiedział, popychając ją
w stronę drzwi - nie jest już twoja sprawa.
- Dlaczego tak nienawidzisz Mateusza? - zapytała
szeptem.
- Nie chcę o tym mówić. - Douglas westchnął.
- Proszę cię... Czy to ma jakiś związek z mamą?
- Mama przez długi czas ciężko chorowała, a ty
byłaś wtedy małym brzdącem - powiedział po chwili
milczenia. - Starałem się opiekować wami obiema.
Kradłem i pracowałem, żeby postawić chociaż prosty
kamienny krzyż przy wiejskim kościele, kiedy umar
ła. - Jego twarz nabrała ostrości. - Wtedy pojawił
się Mateusz, w swoich pięknych szatach i inkrusto
wanej karecie, kiedy ja prosiłem jedynie o wóz. Za
brał jej ciało i pochował na prywatnym cmentarzu
w Anglii.
- To chyba nie taki straszny grzech, prawda? - po
wiedziała łagodnie.
- Pozbawił mnie ostatniej szansy udowodnienia, że
ją kochałem i że jest we mnie coś dobrego.
- Mama o tym wiedziała- stwierdziła z przeko
naniem.
Podniósł ją i wystawił na korytarz, jakby była nie
znośnym kociakiem.
- To już przeszłość. Chcę się teraz przebrać, Gemmo,
a jak sama mówiłaś, nieprzyzwoicie jest przyglądać się
komuś nie ubranemu.
73
JILLIAN HUNTER
Rozległo się znajome pukanie do drzwi. Aidan.
Oznaczało to kłopoty.
Douglas otworzył drzwi człowiekowi, który był do
niego bardziej podobny, fizycznie i z charakteru, niż
jego przyrodni brat.
Czarne włosy, czarne oczy, czarny charakter. Tak,
Douglas i Aidan mogli uchodzić za ten sam szatański
pomiot.
Aidan był ubrany jak na polowanie. Minę miał ponurą.
- Przyszedłem poprosić o pozwolenie, sir.
Douglas uniósł brew. Rzadko wtrącał się w prywatne
życie swoich ludzi, ich miłości, ich przeszłość. Dawno
temu Aidan wyznał, że jego młoda żona zginęła podczas
podróży dyliżansem, że to on ponosi za to winę i że
jego szlachecka rodzina go za to wydziedziczyła. Z pew
nością miał swoje tajemnice, był jednak posłuszny,
lojalny i bystry. Douglas nie wymagał niczego więcej.
- Zgodę na co? - spytał, rozglądając się po korytarzu.
- Na zamordowanie człowieka - odpowiedział Aidan.
- Do wszystkich diabłów! - Douglas wciągnął go do
komnaty. - Straciłeś zmysły? Nie pamiętasz, co mówi
łem? Jak to się stało, że zdążyłeś zrobić sobie wroga,
skoro tak krótko tu jesteśmy?
Aidan wpatrywał się w niego z kamienną twarzą.
- Odpowiedz mi, Aidan. - Douglas w zdenerwowaniu
potrząsnął głową. - Mam nadzieję, że nikomu nie wspo
mniałeś o tym szaleństwie. Kogo chcesz zamordować?
- Łajdaka, który zgwałcił dziewczynę w wiosce i zo
stawił ją umierającą. Ten sam człowiek zmasakrował
tego chłopca. Znam cię, Douglas. Dziś w nocy będziesz
74
SMOK
szukał zemsty, a ja ci pomogę. Ten zamek... przypomina
mi pewne bolesne sprawy.
Douglas odwrócił się powoli.
- Mówisz o przeszłości po raz pierwszy, choć od
dawna się znamy.
Aidan wzruszył ramionami i zmienił temat:
- Wieśniacy mają zamiar złapać go w zasadzkę
na bagnach. Dadzą się wyrżnąć jak owce. Musimy
jechać, sir.
Douglas nie pytał, czy Aidan miał jeszcze jakieś inne
powody do powzięcia tej decyzji.
- Jeśli chcesz, możesz ze mną jechać. Chcę się tylko
godzinę przespać, zanim wyruszymy.
Aidan sztywno skinął głową.
- Będziemy gotowi przed świtem. Przy odrobinie
szczęścia znajdziemy tego łotra Neacaila.
- Czy Dainty o tym wie? - spytał Douglas.
- Nic mu nie mówiłem.
Douglasowi stanęła przed oczami twarz Roweny,
niewinna, ale i kusząca. Banda Neacaila nigdy w życiu
nie widziała nic tak pięknego. Douglas nie chciał, by
wieści o rozbojach w okolicy dotarły do jej uszu.
- Niech Dainty tu zostanie - powiedział. - Ma czuwać
nad bezpieczeństwem księżniczki.
Nie mógł jednak zasnąć.
W ciemności przemierzał swoją komnatę, całą siłą
woli opierając się palącemu pragnieniu- tak bardzo
chciało mu się podejść do okna i na nią popatrzeć.
75
JILLIAN HUNTER
- Pragnę jej - szepnął do siebie. - Nie planowałem
tego, ale po raz pierwszy w życiu pragnę czegoś czystego
i pięknego, czego nigdy nie miał inny mężczyzna. Pragnę
kobiety, która by należała tylko do mnie. Kogoś, komu
nie musiałbym płacić ani odbierać go komuś innemu.
„Ona nie jest twoja. Należy do Mateusza".
Przełknął ślinę i odwrócił zbolałą twarz do okna. Nie
jest księciem w tej bajce. Jest smokiem. Jak długo
Rowena będzie wierzyła w tę maskaradę?
Zamknął oczy, ale wspomnienia przeszłości nie ode
szły. Mury zamku zniknęły. Światło świec stojących
w komnacie zamieniło się w palące słońce Hiszpanii.
Umysł Douglasa wypełniły bolesne obrazy, które odżyły
nagle, jakby tamten dzień był wczoraj.
Hiszpański statek handlowy podpłynął do niego na
morzu. Na pokładzie tłoczyła się grupka kobiet. Wokół
ich bladych twarzy, uniesionych jak kwiaty ku słońcu,
trzepotały poruszane wiatrem czepki. Jedna z nich
trzymała w ramionach dziecko.
To podstęp.
Był wtedy pewien, że to podstęp.
Hiszpanie używali wcześniej takich pułapek. Udawali
kupców, a załogę przebierali za kobiety.
Smok z Darien był wtedy młody i ponad wszystko
chciał dowieść swojej waleczności. Pot spływał mu
stróżkami po ogorzałej twarzy, kiedy podniósł rękę na
znak ataku. Przez chwilę się zawahał. Dlaczego zig
norował ten dziwny moment niepewności?
- Boże - szepnął i z wysiłkiem otworzył oczy. -
Boże, wybacz mi.
76
SMOK
Zaatakował statek, którego jedynym cennym ładun
kiem była garstka kobiet wiezionych na sprzedaż jako
niewolnice. Dwie z nich zginęły, a dziecko zostało
sierotą.
Zabrał zdobyty statek na Tortugę i wyprawił zmar
łym królewski pogrzeb. Hiszpański ksiądz, którego
przywlókł na wyspę, był pewien, że Douglas oszalał.
Przyjaciele śmieli się z niego. Nikt nie rozpaczał nad
grobami jego ofiar. Nikogo nie wzruszało, że zabił
kilka niewolnic, a przez to jego ból był jeszcze do
tkliwszy.
Postanowił wtedy, że będzie najlepszym z najgor
szych. Nie mógł sobie pozwolić na okazywanie poczucia
winy, jeśli chciał zachować szacunek swych ludzi.
W tamtych dniach nie zdawał sobie sprawy, że przyjdzie
czas, kiedy szacunek dla samego siebie nabierze dla
niego tak wielkiego znaczenia.
Rowena siedziała w łóżku i rozczesywała włosy,
podczas gdy Hildegarda sprawdzała, czy w komnacie
nie ma tajemnych przejść i otworów w ścianach, przez
które ktoś mógłby podglądać księżniczkę.
- Jest trochę inny, niż się spodziewałam.
- Fryderk próbował cię ostrzec. - Hildegarda wy
próbowała zasuwę na ciężkich drzwiach. Syknęła z nie
zadowoleniem- Nie powinnam była pozwolić ci odesłać
tego starego głupca. Zrzęda z niego, ale nie wątpię, że
oddałby życie w twojej obronie.
- Przed czym miałby mnie bronić? - Rowena uśmiech-
77
JILLIAN HUNTER
nęła się lekko. - Przed piratem, który cały swój wolny
czas spędza na modlitwie? Może powinnam pójść do
kaplicy i prosić Boga, by Smok się nie nawrócił. Jeśli
ten pastor mówił prawdę...
- Pastor by nie kłamał- stwierdziła Hildegarda.
- Ale mógł się mylić.
Hildegarda potrząsnęła głową i uklękła na podłodze,
żeby zajrzeć pod łóżko. - Nie można prosić Wszechmoc
nego, żeby grzesznik się nie nawrócił.
- Jeśli się nawrócił, na nic się nam nie przyda -
powiedziała Rowena w zamyśleniu. - Hartzburg po
trzebuje człowieka na tyle przebiegłego, żeby pokonał
moich wrogów. - Odłożyła oprawioną w srebro szczot
kę. - Jak sądzisz, ilu szpiegów ukrywa się pod moim
materacem?
- Nie widzę tu żadnego. - Hildegarda chwyciła po
grzebacz leżący na kominku i odgarnęła nim grubą
warstwę kurzu. - Spójrz, co za brud. A sir Mateusz nie
jest przebiegłym człowiekiem. Mimo to jednak liczyłaś
na jego pomoc, zanim ten pirat zawrócił ci w głowie.
- To prawda - zgodziła się cicho Rowena. - W po
równaniu ze Smokiem z Darien Mateusz jest łagodny
jak baranek.
Hildegarda wyrzuciła zgarnięty z kominka kurz
za okno.
- Sir Mateusz byłby dobrym mężem.
- Lepszym niż książę Vandever albo mój kuzyn,
z tym się zgadzam. Lecz Mateusz to tylko przyjaciel.
Gdyby nie jego męstwo na polu bitwy...
Zamilkła i nagle posmutniała. Hildegarda jak zwykle
78
SMOK
jej nie słuchała. Jakieś poruszenie na dole pod murami
przyciągnęło jej uwagę.
- To ten małomówny człowiek o imieniu Aidan
i jego lordowska mość- szepnęła wyglądając przez
okno. - Dokąd oni się wybierają tak późną nocą?
Rowena wstała, wzdychając z rezygnacją. W pożółk
łym lustrze zobaczyła swoje nachmurzone oblicze. Nie
była kobietą, która jedynie dzięki urodzie zdobędzie tak
niezwykłego mężczyznę.
Hildegarda odwróciła się od okna.
- Nie możemy zapomnieć, co w przeszłości robił
nasz gospodarz.
- Jego matka- również matka Mateusza- była
podobno prawdziwą pięknością. - Rowena odsunęła
się od lustra ze smutnym uśmiechem. - Była pokojów
ką w wielkim domu i zwróciła uwagę pewnego szla
chcica.
- Mateusz ci o tym powiedział?
Rowena kiwnęła głową.
- Dziewięć miesięcy później urodziła syna tego szla
chcica, który zginaj wkrótce w jakiejś bitwie. Mateusz
jest właśnie tym dzieckiem. Jego matkę wygnano na
ulicę razem z bękartem.
- Sir Mateusz jest przecież szanowanym człowie
kiem - zdumiała się Hildegarda.
- Jedynie dzięki temu, że rodzina szlachcica odnalazła
go w nędznej dzielnicy, gdzie mieszkał z matką. Był
jedynym dzieckiem ich zmarłego syna i zdecydowali się
go uznać.
- Ale nie matkę? - słusznie domyśliła się Hildegarda.
79
JILLIAN HUNTER
- Była kobietą pozbawioną czci - powiedziała cicho
Rowena. - Dziadkowie Mateusza nigdy nie pozwolili
mu się z nią spotkać. Nie wiedział o istnieniu matki aż
do dnia, gdy umierała.
- Mateusz jest dobrym człowiekiem - upierała się Hil-
degarda. - Najwyraźniej ufa ci na tyle, żeby wyjawić
to, czego nie powiedziałby nikomu innemu. A jednak
nie ostrzegł cię, że jego brat był piratem.
- Jeśli to prawda...
- Roweno, jak sobie z tym wszystkim poradzisz?
- Jeszcze nie wiem. Narazie muszę ciągnąć tę grę
z Douglasem, udając, że wierzę w to, czego on sobie
życzy.
- Mateusz nigdy nie był piratem- mruknęła do
siebie Hildegarda.
Rowena ze znużeniem pokiwała głową i wróciła do
łóżka. Gdy tylko zamknęła powieki, przeraziła się, że
ma przed oczami nie jasne rysy Mateusza, tylko ciemną
twarz Douglasa, który całkowicie opanował jej myśli.
Jego uśmiech, tak urokliwy i . . . zniewalający.
- Zamknij dobrze drzwi - szepnęła z korytarza Hil
degarda. - Podejrzewam, że z kominka prowadzi tajemne
przejście, ale wygląda na zamurowane. Nie odejdę,
dopóki nie będę pewna, że jesteś bezpieczna.
Rowena posłusznie podeszła do drzwi i zatrzasnęła
zasuwę.
Hildegarda niepotrzebnie się martwi, pomyślała. Wie
działa, że jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, obowiązek
wobec kraju i ojca postawi ją wkrótce w sytuacjach o wiele
bardziej niebezpiecznych, niż mogła sobie wyobrazić.
80
SMOK
Zaczął siąpić deszcz. Poszukiwania na mokradłach
okazały się bezowocne. Douglas machnął na Aidana,
żeby wracali do zamku. Nagle zatrzymał się, kierowany
instynktem.
- Objedziemy jeszcze raz dolinę.
Aidan wzruszył ramionami.
- Dlaczego nie?
Dolina wydawała się spokojna. Kamienne chaty ma
jaczyły w mroku; jakiś pies cicho zawarczał, kiedy
przejeżdżali. Dopiero około pół mili za wioską Douglas
zauważył, że nad stojącą samotnie chatą unosi się dym.
Płaczliwy kobiecy głos przerwał ciszę. W pobliskim
lesie zarżały konie.
Douglas zeskoczył na ziemię.
- Aidan, przeszukaj te drzewa.
Poszedł w stronę chaty. Drzwi były otwarte na oścież.
Bezszelestnie wszedł do środka, mrużąc oczy w torfo
wych oparach unoszących się z dogasającego paleniska.
Klęcząca pod ścianą młoda kobieta błagała o litość
mężczyznę w wystrzępionym kilcie.
- Napracowałeś się już dzisiaj, chłopie - powiedział
Douglas.
Mężczyzna gwałtownie się obrócił. Oczy błyszczały
wściekle w zarośniętej twarzy.
- Kim, do diabła, jesteś?
Douglas zignorował pytanie. Z sąsiedniej izby dobieg
ło jakieś skrzypnięcie.
- Jestem lordem Dunmoral -powiedział, przytykając
szpadę do brzucha mężczyzny. - A ty, śmierdzący
szakalu?
81
JILLIAN HUNTER
~
To Liam z Glengaldy - wykrztusiła kobieta i schowa
ła się za plecami Douglasa. - Zgwałcił dzisiaj dziewczynę
we wsi i strasznie pobił małego Daviego. Jego brat...
Zanim skończyła, Liam wyciągnął zza pasa toporek.
Umarł natychmiast, wpatrzony w przeszywającą go
szpadę.
- Ten drugi - szepnęła kobieta, ciągnąc Douglasa za
wolne ramię - poszedł kraść moje zapasy i groził, że
zabije mi dzieci.
Douglas wskoczył za skórzane przepierzenie. Zakap-
turzony mężczyzna z workiem owsa przyciśniętym do
piersi wyskakiwał właśnie przez okno.
Douglas schował szpadę i rzucił się za nim do wąs
kiego okna. Na strychu błysnęło światło i Douglas
pomyślał, że ktoś zapalił świeczkę. Usłyszał szlochanie
dziecka, ale nie miał czasu sprawdzić, co się tam dzieje.
Wyskoczył na deszcz. Na skraju lasu powalił na
ziemię człowieka, który uciekł z chaty.
- Miej litość nade mną - załkał mężczyzna. - Nie
chciałem przyłączać się do tych zbirów. Powiedzieli, że
mnie zabiją, jeśli nie będę dla nich kradł jedzenia.
Douglas nie widział osłoniętej kapturem twarzy.
- Gdzie jest Neacail z Glengaldy? - spytał ostro.
- Ten tchórz ukrywa się i wysyła na rozbój biednych
ludzi, takich jak ja.
Douglas podniósł się z ziemi.
- Chodź ze mną - rozkazał.
- Dobrze - potulnie zgodził się więzień.
Kiedy wstał, kaptur zsunął mu się z głowy odsłaniając
wykrzywioną w grymasie, pokancerowaną twarz.
82
SMOK
- Moje dzieci...!- Z wnętrza chaty dobiegł krzyk
kobiety. - Podłożył ogień na poddaszu!
- Chryste!... - krzyczał Aidan. - Kobieto, wyjdź
stamtąd! Dach się zaraz zawali. Douglas, pomóż mi!
Mężczyzna cofnął się o krok.
- Nie możesz gasić pożaru i jednocześnie mnie za
trzymać - stwierdził przebiegle.
Douglas wpatrywał się w jego twarz.
- Kim jesteś?
- A jak myślisz?
- Neacail... - Douglas sięgnął do pasa. - Ty szalony
sukinsynu.
Aidan chwiejnym krokiem wydostał się z chaty z dziec
kiem na ręku. Ten widok odwrócił uwagę Douglasa,
a Neacail wykorzystał okazję i skoczył w stronę lasu.
Douglas rzucił się za nim z pistoletem wyszarpniętym
zza pasa. Nacisnął cyngiel, lecz pistolet nie wystrzelił -
widocznie proch zmoczył się na deszczu.
- Boże...! - ryknął, zaciskając szczęki z wściekłości.
Neacail odwrócił się ze śmiechem. Douglas pociągnął
drugi zamek pistoletu. Tym razem trafił uciekiniera
w ramię.
Neacail zesztywniał, ale nie zatrzymał się. Douglas
mógł mieć tylko nadzieję, że później znajdzie go w lesie,
martwego lub rannego.
- Douglas!- wrzeszczał Aidan.- Pomóż mi, na
miłość boską!
Nie miał wyboru. Nie mógł teraz ścigać Neacaila
i pozwolić, żeby te dzieci spaliły się żywcem.
9
w porównaniu z hiszpańskimi wyspami Szkocja
leżała na drugim końcu świata.
Kilka godzin później Douglas stał w przedporannym
mroku na kamienistym brzegu jeziora Dunmoral. Pioruny
przewalały się przez niebo nad jego głową jak echo
boskiego śmiechu. Deszcz zalewał mu twarz.
Piraci zrobili żart swojemu kapitanowi.
Właściwie miał to być dowód uznania.
Wyciągnęli na jezioro łódź wiosłową znalezioną w zam
ku i zamienili w cudowną, miniaturową kopię „Zauro
czenia" - korwety Douglasa, która zatonęła u wybrzeży
Kuby podczas ostatniej wyprawy.
Phelps, cieśla okrętowy, umocował nawet topsel, a na
dziobie wyrzeźbił czarnego, ziejącego ogniem smoka.
W ciemnej wodzie odbijały się zarysy miniaturowych
mosiężnych dział.
W pierwszym momencie Douglasa ogarnęła nostalgia,
84
SMOK
ale już po kilkunastu sekundach jej miejsce zastąpiła
panika.
- Jak ja to, do diabła, wytłumaczę księżniczce? -
wykrzyknął. - Co ludzie z doliny pomyślą na widok
pirackiego statku żeglującego po spokojnych wodach
ich jeziora?
W tym momencie trudno byłoby powiedzieć, że
jezioro jest spokojne. Deszcz siekł spienione pod wpły
wem wiatru fale, które z łoskotem uderzały o brzeg.
Douglas i Dainty musieli wiosłować przez godzinę, żeby
dotrzeć do wysepki, na której mieli nadzieję złapać ludzi
Neacaila.
Znaleźli tylko kilka kamieni, martwego ptaka i opusz
czone gniazdo kobuza.
- Spróbujemy jeszcze raz jutro - powiedział ponuro
Douglas, kiedy dopływali do brzegu. - Może pojechali
na kolejną wyprawę. Jest już prawie widno. Ostatnia
rzecz, jakiej nam trzeba, to żeby księżniczka zobaczyła
swego gospodarza na pirackim statku.
Księżniczka spała przez cały dzień w swojej wieży
pod czujnym okiem Hildegardy. Przespała burzę i pio
runy, nieświadoma otaczającej ją mrocznej atmosfery.
Douglas nerwowo chodził po komnacie i przeklinał
burzę, która nie pozwalała mu przeszukać okolicznych
wrzosowisk i wzgórz. Lało jak z cebra, woda rozmywała
drogi, rzeki występowały z brzegów. Nie znał tego
dzikiego kraju, gdzie uczyniono go lordem, ale miał
zamiar dobrze go poznać.
85
JILLIAN HUNTER
Tego dnia nie widział Roweny. Jednak kiedy położył
się spać, odczuł dziwne zadowolenie na myśl, że ona
bezpiecznie śpi w wieży i szalejące wokół zamku żywioły
nie mogą jej dosięgnąć.
Jest bezpieczna pod opieką smoka, a nie rycerza bez
skazy ze złamaną nogą, o którym bez wątpienia śni
i którego jest warta.
Neacail z Glengaldy stał przy kominku w komnacie
u szczytu wieży. Pamiętał ukryte przejście w zamku,
który miał nadzieję odzyskać.
Patrzył na kobietę śpiącą w łóżku zaledwie o kilka
kroków od niego.
Kilka godzin wcześniej przyglądał się wysokiemu
mężczyźnie, swemu wrogowi, który nie zważając na
burzę przeszukiwał okolicę. Człowiek ten ukradł to, co
należało do Neacaila i próbował go zabić. Postanowił,
że zapłaci za to. Ból w zranionym ramieniu wzmógł
jeszcze jego nienawiść.
Neacail jest prawowitym dziedzicem Dunmoral.
Tak przynajmniej zeszłego lata wyznała księdzu na
łożu śmierci jego matka ulicznica. Przysięgała, że oj
cem Neacaila był bratanek poprzedniego lorda Dun
moral, zresztą każdy mógł zauważyć rodzinne podo
bieństwo.
Neacail nie miał żadnych dokumentów, które by to
potwierdzały, a poprzedni dziedzic i jego bratanek nie
żyli. Neacail wiedział jednak zawsze, że urodził się, by
sprawować władzę.
86
SMOK
Pół roku wcześniej wniósł roszczenia do sądu, lecz
sędzia roześmiał mu się w twarz.
- Może dokumenty świadczące o twoim szlacheckim
pochodzeniu, panie, spaliły się w jakimś pożarze -
zasugerował ironicznie.
Tydzień później Neacail spalił doszczętnie wiejski
dom sędziego, nie przejmując się tym, że w środku
uwięziona jest złożona chorobą siostra gospodarza.
Spokojnie przyglądał się, kiedy waliła pięściami w ok
no jak ptak uwięziony w klatce. Sprawiło mu to przyjem
ność, a ci, którzy się z niego śmieli, dostali nauczkę.
Wytarł nos o rękaw swojej wyświechtanej szafranowej
koszuli. Jego głęboko osadzone oczy płonęły niepo
skromioną ambicją. Czuł ból w ramienu, ale ta słabość
go nie powstrzyma.
Dzisiejszej nocy będzie spał w jaskini jak zwierzę.
Obudzi się wśród zawszonych kamratów, a powinien
przecież mieszkać w tym zamku jak lord.
Wiele lat temu Neacail najął się do pracy w zamkowej
kuchni. Poznał kilka tajemnych przejść, o których inni
zapomnieli. Już wtedy myślał, że może mu się to kiedyś
przydać.
Nie jest jednak głupcem. Nie przyszedł do zamku,
żeby dać się złapać. Jego plan sięgał o wiele dalej.
Mieszkańcy Dunmoral w pierwszej kolejności zapłacą
mu za napiętnowanie.
A potem będzie cierpieć ten, który ukradł mu prawo
do zamku, oraz ludzie, których miał zamiar chronić.
Popatrzył z daleka na kobietę, która tak spokojnie
spała w swoim łóżku. Wydawało się, że burza jej nie
87
JILLIAN HUNTER
przeszkadza. Był ciekaw, czy obudziłaby się, gdyby jej
dotknął.
Dotknął jednak jedynie obszytego koronką peniuaru
leżącego na łóżku.
- Ładne - powiedział cicho. - I czyste.
Podniósł jedną z jedwabnych pończoch, które spadły
na podłogę. Użyje ich do obandażowania ramienia.
Kobieta na łóżku poruszyła się i przesunęła ręką po
twarzy. Neacail w całym swoim życiu nie widział takiej
istoty. Czy ona należy do jego wroga? Skąd się tu wzięła?
Odsunął się od łóżka i wślizgnął w przejście za
kominkiem. Przy następnej wizycie zostawi podarek.
Ależ ona będzie zdziwiona.
10
Następnego ranka pani MacVittie przyniosła Gemmie
oprawioną w skórę książkę z pozłacanymi brzegami.
- Znalazłam to zeszłej nocy i pomyślałam o twoim
bracie. Są tutaj wspomnienia pewnego szkockiego wice
hrabiego, który żył na dworze Ludwika XIV.
Gemma rozejrzała się po pustym dziedzińcu.
- Bardzo dziękuję, pani MacVittie. Douglasowi przy
da się każda pomoc. Czy ta książka nam powie, jak
zachowywać się przy księżniczce?
- Powinna okazać się pomocna, mimo że niektóre
opisy są nieco ryzykowne. Pomyślałam, że szczególnie
przyda wam się opis królewskiej uczty.
- Uczty?
- No cóż, musicie wydać przyjęcie na powitanie
księżniczki. Tak jest przyjęte, nawet w najbardziej
odległych miejscach na ziemi, takich jak nasze. Głowy
koronowane przyjmowane są wystawnymi ucztami od
czasów starożytnych.
89
JILLIAN HUNTER
Gemma przygryzła wargę.
- Rozumiem.
- Macie w zamku kucharza, prawda?
Gemma zawahała się. Ich jedyną kucharką była Fran
ces, która prowadziła dom publiczny w pirackiej twier
dzy. Braki w sztuce kulinarnej nadrabiała pewnością
siebie.
- Mamy kucharkę - z determinacją odparła Gemma.
Pani MacVittie skinęła głową.
- To dobrze. W książce jest menu, na którym powinna
się wzorować. Nie chciałabym być niemiła, moja droga,
ale ty i ludzie twojego brata powinniście sami przejrzeć
tę książkę, by poprawić swoje maniery. Nie chcecie
przecież uchybić swemu dostojnemu gościowi.
Gemma przełknęła ślinę przyciskając książkę do
serca. Była gotowa zrobić wszystko, by przypodobać
się bratu.
- Oczywiście, że nie. Nie chcemy jej obrazić.
Hildegarda stała pod drzwiami komnaty Douglasa,
kiedy otworzył je następnego ranka. Widząc ją, zdusił
przekleństwo.
- Dzień dobry, madame - powiedział.
- Idę właśnie do kuchni przekazać kucharce życzenia
księżniczki w kwestii śniadań.
- Ja się tym zajmę, madame - odpowiedział pomyś
lawszy, że dla Hildegardy i Frances jednocześnie kuchnia
mogłaby okazać się za ciasna.
- Jeśli nie sprawi to kłopotu.
90
SMOK
- Oczywiście, że nie - odparł.
Hildegarda skinęła głową z zadowoleniem.
- W niedziele będziemy jadły grzanki i galaretkę
z czarnych porzeczek. Kawa i czekolada powinny być
podawane do wszystkich posiłków.
- Rozumiem.
- W poniedziałki jadamy galaretkę z nóżek cielęcych
i grzanki. We wtorki grzanki i galaretkę a la russe.
W środy do wyboru mogą być nóżki wołowe albo
galaretka pomarańczowa. Bardzo lubimy galaretkę z czar
nego bzu w czwartki.
Douglas westchnął.
- Z grzankami?
- Z grzankami.
- A w piątek? - spytał.
- Piątek jest zarezerwowany dla galaretki z pigwy.
- A w soboty, madame?
- W soboty pragniemy mieć do wyboru wszystko,
co wymieniłam wcześniej. - Uśmiechnęła się do niego. -
Jaki dziś mamy dzień?
- Sobotę - odparł zgnębiony.
- Dobrze byłoby również zawiesić w wielkiej sali
proporzec księżniczki - podsumowała Hildegarda. -
Mam nadzieję, że nie sprawi to kłopotu.
- Dla księżniczki wszystko- powiedział z miną
zbitego psa.
K i l k a minut później osobisty doradca księżniczki
wpadł na Douglasa w kuchni. Przygotowywał się do
91
JILLIAN HUNTER
odjazdu i najwyraźniej zależało mu, by szybko załat
wić sprawy wojskowe i jak najprędzej wrócić do
Roweny.
Fryderyk bez ogródek dał Douglasowi do zrozumienia,
że jego podstawowym obowiązkiem jest dbanie o bez
pieczeństwo księżniczki. Nie ukrywał, że niechętnie
zostawia obie kobiety same.
- Nie wypuszczę ich bez eskorty ani na krok za most
zwodzony - obiecał Douglas.
Fryderyk bez słowa odwrócił się na pięcie i wyszedł.
- Niełatwo będzie upilnować tej kobiety - proroczym
tonem stwierdziła Frances.
Douglas westchnął.
- Czy mamy spore zapasy galaretek?
- Tak - odparła zdziwiona Frances. - Dlaczego?
- Sytą kobietę łatwiej upilnować - powiedział. -
Przynajmniej tak mi się wydaje.
Blade promienie ranka wpadały przez wysokie okna
wielkiej sali, oświetlając tarcze herbowe na ścianie.
W ogromnym kominku z szerokim okapem płonął słaby
ogień. Gdy wysoka postać księżniczki ukazała się w sali,
Douglas poczuł podekscytowanie.
Dzienne światło podkreślało subtelność jej klasycz
nych rysów i bystrość spojrzenia.
Popatrzyła na niego, a on ze zdumieniem zdał sobie
sprawę, że przygląda mu się chłodno, niczym kupiec
szacujący konia na targu. Przez chwilę miał ochotę
pokazać jej zęby i postukać nogą w podłogę.
92
SMOK
-
Dobrze spałaś, wasza wysokość? - spytał cierpko,
podprowadzając ją do stołu.
- Tak, dziękuję. - Usiadła przy starannie nakrytym
stole i popatrzyła na adamaszkowy obrus i chińską
porcelanę. - A ty, milordzie?
- Wspaniale - skłamał bez mrugnięcia okiem i rozej
rzał się.
Nie wierzył własnym oczom. Byli sami. Pomyślał,
że guwernantka prawdopodobnie ukradkiem pociąga
sznapsa, a reszta mieszkańców zamku zgodnie z jego
poleceniem trzyma się na wszelki wypadek z daleka,
żeby czegoś nie zbroić.
Zmarszczył czoło. Piraci trzymający się z dala, żeby
czegoś nie zbroić - nie do wiary. Co te łobuzy knują?
Rowena wpatrywała się w obficie zastawiony stół.
Wyglądała na osłupiałą. Douglas pomyślał, że pewnie
jest pod wrażeniem, że postarał się o jej ulubione
przysmaki, i czeka, aż jej usłuży.
- Grzanka z galaretką, wasza wysokość? - spytał. -
Mamy czarne porzeczki, nóżki, galaretkę a la russe,
z czarnego bzu, pigwy i pomarańczową.
Milczała przez chwilę.
- Czy zawsze jesz takie ilości grzanek i galaretek,
milordzie?
- A ty nie? - zapytał zaskoczony.
- Nie. Nie znoszę grzanek i galaretek. Hildegarda
to lubi.
- Może więc napijesz się kawy lub gorącej czekolady?
Uśmiechnęła się lekko.
- Chętnie.
93
JILLIAN HUNTER
Odwzajemnił jej uśmiech i sięgnął po wypolerowane
srebrne dzbanki.
- Kawa czy czekolada?
- Proszę o czekoladę. - Okiem znawcy przypatrzyła
się belkom na stropie sali. - Piętnasty wiek?
Douglas obejrzał badawczo dzbanek w swej dłoni.
- Nie sądzę. A jeśli tak, to jest w wyjątkowo dobrym
stanie.
Rowena przygryzła wargę.
- Miałam na myśli zamek. Belkowanie stropu.
Uśmiechnął się pobłażliwie.
- Wiem, wasza wysokość. Tak, to piętnasty wiek.
Albo trzynasty, albo czternasty. Do diabła, żeby choć
pamiętał historię Dunmoral. Odstawił dzbanek, nagle
zdając sobie sprawę, że niebezpieczeństwo czyha w każ
dym najprostszym pytaniu. Musi mieć się na baczności
w kwestii swojego zmyślonego pochodzenia. Nawet
pytanie o ustronne miejsce mogło zdradzić, że jest
kłamcą. Albo wariatem.
- Czy w Hartzburgu mieszkasz w piętnastowiecznym
zamku? - spytał lekkim tonem.
Rowena spochmurniała. Douglas zastanowił się, czy
nie powiedział czegoś głupiego. Czyżby w Hartzburgu
nie mieli zamków? Może mieszkają w jaskiniach? Był
przekonany, że Mateusz wiedziałby takie rzeczy.
- Wywieziono mnie do różowego letniego pałacu
w lesie - odpowiedziała cicho. - Nasz zamek jest ob
legany przez rebeliantów.
- Oblegany? Przez rebeliantów? - Douglas zupełnie
nie interesował się polityką. - W twoim kraju?
94
SMOK
Rowena uśmiechnęła się z wdzięcznością, słysząc
autentyczne oburzenie w jego głosie.
- To jeszcze nie jest najgorsze, milordzie. Ojciec jest
praktycznie więźniem rebeliantów. Wytrzyma oblężenie
jeszcze pięć miesięcy, ale potem będzie zmuszony się
poddać. Grożą, że go zabiją, jeśli nie spełni ich żądań.
- Ależ to... ależ to...
- ...zdrada.
- Tak, to niedopuszczalna zdrada stanu. - Douglas
mógł zadawać się z najgorszymi łotrami, ale nawet on
posiadał pewien zmysł porządku. - Dlaczego ktoś nie
przepędzi tych drani... miałem na myśli, tych złoczyńców.
- W zupełności zgadzam się z twoimi odczuciami,
milordzie. - Rowena zmarszczyła brwi. - Próbowałam
przeciwstawić się rebeliantom, lecz bez skutku. Nie
chcę, żeby zginął choć jeszcze jeden z moich lojalnych
poddanych. Niektórzy rwący się do walki chłopcy mają
zaledwie po dwanaście lat. Wszyscy nasi dojrzali męż
czyźni polegli albo są ranni. - Umilkła. - Albo zdradzili
mnie i przeszli na stronę wroga.
- Przykro mi to słyszeć - powiedział z troską Douglas,
zaskoczony, że naprawdę tak myśli.
- Wrogowie ojca dysponują całą armią najemników.
Mnie nie wystarczyło talentu, albo może zdolności
przywódczych, żeby opanować sytuację.
- Tu jest potrzebny doświadczony żołnierz, a nie
kobieta - z naciskiem stwierdził Douglas.
- Zrobiłam wszystko, co w mojej nocy. - Rowena
wypiła łyk czekolady. - Słyszałeś o Pokoju Westfalskim?
- Któż by o nim nie słyszał...?
95
JILLIAN HUNTER
- Wiesz więc, że mimo iż Francja zyskała władzę
nad pewnymi terytoriami, Hartzburg zachował swoją
niezależność.
Douglas milczał. Nie dość, że nic o tym nie wiedział,
to w ogóle nie rozumiał, o czym ta kobieta mówi.
- Francja i cesarz walczyli o nas - dodała Rowena.
- Nie dziwię się...
Rowena zmarszczyła brwi.
- Bardzo cenimy sobie niezależność, milordzie.
- Ależ oczywiście. - Spochmurniał jeszcze bar
dziej. - Słyszałem, że masz trzech starszych braci.
Może nie powinienem o to pytać, ale dlaczego bezradna
kobieta musi sama bronić zamku i życia ojca?
- Nie czuję się bezradna, milordzie.
Douglas uważnie jej się przyjrzał, skrywając uśmiech.
- W takim razie bezbronna, ale tylko w sensie fi
zycznym.
- To słuszne pytanie - powiedziała ze smutkiem. -
Mój najstarszy brat, książę Eryk, zniknął w tajemniczych
okolicznościach podczas polowania. Rupert wypłynął
na Morze Śródziemne z ekspedycją handlową. Ostatniej
wiosny wpadł w jakąś zasadzkę.
Ścigających go kobiet, pomyślał Douglas.
Rowena ciągnęła:
- Najmłodszy, Antoni, wiedzie życie zakonne we
francuskich Pirenejach.
Boi się kobiet, pomyślał Douglas. Powstrzymał się
przed jakąkolwiek reakcją. Mężczyźni w jej rodzinie są
zupełne do niczego.
- Czy twoi bracia wiedzą o rebelii?
96
SMOK
-
Wysłałam wiele listów - Mateusz mi w tym po
magał - ale jeśli wkrótce nie wrócą do domu albo jeśli
zginą, będę musiała nie tylko sama uratować ojca, ale
również urodzić dziedziców, którzy zapewnią ciągłość
dynastii.
- Dziedziców? - Douglas napił się kawy, by nie
zwróciła uwagi, że jego głos zabrzmiał o oktawę wyżej.
- Muszę szybko urodzić dzieci - powiedziała z roz
brajającą szczerością. - Ciągłość dynastii nie może
zostać przerwana, gdyż rebelianci wykorzystają to, by
zbuntować przeciwko nam ludność Hartzburga.
- To rzeczywiście poważny problem- powiedział
Douglas. - Szczególnie część dotycząca pośpiechu w ro
bieniu dzieci.
Rowena westchnęła.
- Moja siostra Michalina została wygnana do klasz
toru za karygodne zachowanie, tak więc naturalnie nie
może zajść w ciążę.
- Naturalnie - potwierdził Douglas.
- Oczywiście jeżeli chodzi o Michalinę, to nawet
to jest możliwe.
Myśl o współpracy z księżniczką w kwesti dostar
czenia dziedziców niebezpiecznie działała na wyobraźnię
Douglasa. Przez chwilę miał ochotę porwać ją na górę
i pomóc wypełnić jej polityczne obowiązki. Była pierw
szą napotkaną kobietą, przy której myśl o posiadaniu
dzieci wydała mu się w pewnym sensie zachęcająca.
Zrobiło mu się gorąco, kiedy wyobraził sobie, że stoją
wśród gromady małych piratów i księżniczek.
97
JILLIAN HUNTER
Siedziała zapatrzona gdzieś w dal, myśląc o spiskach
i nieszczęściach rodziny. Czy naprawdę jest tak niewin
na? - zastanawiał się cynicznie.
Ta kobieta z pewnością nie jest głupia. Czyżby
wystawiała jego charakter na próbę? Czy ma zamiar
go zdemaskować? Ktoś w jej sytuacji nie mógł zaufać
wielu ludziom. Została zdradzona. To zrozumiałe, że
jest ostrożna.
Ma do niego zaufanie, ponieważ jest bratem Mateusza.
Każdy pirat skorzystałby z okazji, żeby zaciągnąć ją do
łóżka, nie mówiąc o położeniu łapy na jej majątku.
Do diabła, gdyby wiedziała, że jeszcze kilka miesięcy
temu nękał te cholerne hiszpańskie psy, półnagi, z nożem
w zębach... Uciekłaby przerażona do swojego różowego
letniego pałacu.
Musi zdobyć jej zaufanie poczuciem godności i sa
mokontrolą. Oczywiście, najpierw będzie musiał jakimś
cudem odnaleźć w sobie te cechy. Nigdy nie podejrzewał,
że będzie mu na tym zależało.
Zacisnął usta. Jej słowa znów zaczęły do niego do
cierać.
- . . . i jak zaznaczono w kontrakcie małżeńskim, za
chowam kontrolę nad handlem truflami.
Pochylił się, żeby ponownie napełnić jej filiżankę.
- Handlujecie trunkami?
- Chyba nieuważnie słuchałeś, milordzie - zauważyła
lekko urażonym tonem.
Douglas uśmiechnął się. Ta kobieta nie pozwoli się
łatwo zbić z tropu. Stwierdził jednak, że zupełnie mu
to nie przeszkadza.
98
SMOK
- Oczywiście, wasza wysokość. Wiem coś na temat
handlu trunkami. Wyobraź sobie, w zeszłym tygo
dniu...
Rowena głośno westchnęła. Patrzyła na niego jak na
błazna.
- Nie mówiłam o trunkach. Mówiłam o truflach.
Trufle!!! Hartzburg z nich słynie. To wielki przysmak,
który rozsyłamy po całej Europie. Próbowałeś ich kie
dykolwiek?
- Oczywiście- bez zająknięcia skłamał Douglas.
Przecież na statku codziennie jedliśmy trufle jako do
datek do robaczywych sucharów i solonej wieprzowiny,
dodał w myśli. - Nic nie może zastąpić trufli jako
ozdoby wykwintnego posiłku, prawda?
Rowena uśmiechnęła się trochę złośliwie.
- Najwyraźniej reszta świata jest twojego zdania,
milordzie. Ja ich nie znoszę. Co może bardziej odebrać
apetyt niż czarne, pokryte brodawkami grzyby? Papa
podaje je przy każdej uroczystej okazji.
Douglas oparł się na łokciach i pochylił do przodu,
jakby trufle były najbardziej fascynującym tematem na
świecie.
- Doprawdy?
- Uczył nas zbierania tego obrzydlistwa w nadbrzeż
nych lasach z pomocą wyćwiczonych świń.
- Coś takiego...
- W tamtych czasach był radosnym człowiekiem,
jeszcze przed śmiercią mamy -powiedziała uśmiechając
się w zadumie. - Zmienił się po jej stracie. Stał się
ponury i nieufny.
99
JILLIAN HUNTER
Douglas zauważył drżenie palców dziewczyny, gdy
dotknęła filiżanki. Powrócił wzrokiem do jej twarzy.
- Za dużo mówię - stwierdziła. - Umiesz słuchać,
milordzie, a to może być niebezpieczne.
- Nie muszę chyba zapewniać, że twoje sekrety
zostaną między nami? - spytał cicho.
- Zupełnie cię nie znam- powiedziała, a uśmiech
znów powrócił na jej twarz. - Lecz jeśli Mateusz nalegał,
bym powierzyła się twej opiece, musisz być człowiekiem
godnym zaufania.
Hałas przy drzwiach przerwał coraz bardziej intymną
atmosferę.
Hildegarda z pochmurną miną przyczłapała do stołu
hałasując drewniakami.
- Nie wypada obarczać jego lordowskiej mości
naszymi kłopotami - powiedziała, obrzucając Rowenę
ostrym spojrzeniem.
- Dyskutowaliśmy o truflach, a nie o kłopotach-
odparła Rowena, zerkając porozumiewawczo na Dou
glasa.
Wyraźnie czymś zmartwiona Hildegarda zasiadła
obok księżniczki.
- Wiem, dlaczego masz kłopoty w tym zamku, milor
dzie - powiedziała. - Nie spałam całą noc i odkryłam
tę szatańską tajemnicę.
- Tajemnicę?- Douglas uniósł głowę. Na skórze
poczuł gęsią skórkę. Czyżby został zdemaskowany? -
Jaką tajemnicę? - spytał z całą nonszalancją, na jaką
było go stać.
100
SMOK
Gemma zwołała nadzwyczajne zebranie w ogrodzie,
którego celem miała być nauka dworskiej etykiety.
Księga pani MacVittie krążyła z rąk do rąk. Wyszukane
rysunki wzbudzały chichoty i okrzyki zdumienia.
Baldwin nie mógł oderwać od nich oczu.
- A ludzie mówią, że piraci to zbereźnicy. Ci fran
cuscy panowie tylko żrą i urządzają orgie. Jestem zgor
szony.
Stojąca nad nim pani MacVittie uśmiechnęła się.
- Słuszna uwaga, panie McGee. Dwór francuski
słynny jest z rozwiązłości.
- Ależ to obrzydliwe! - wykrzyknął Willie. - Gem
ma przeczytała, że brat króla ubiera się jak kobieta
i tańczy z mężczyznami.
Baldwin potrząsnął głową.
- Dla mnie to jeszcze nie tak straszne jak kawałek
o tym, że dworzanie używają kominków jako wychodka.
- Przecież ogień by zgasł... - głośno zastanawiał się
Willie.
- Nie obchodzą mnie takie sprawy- powiedziała
Gemma. - Zwołałam was tu, żebyśmy poćwiczyli ety
kietę. Baldwin, czy jako zarządca zamku wiesz, jakie
są twoje obowiązki wobec księżniczki?
Baldwin miał niepewną minę.
- Tak...
- Masz dbać o jej wygodę - powiedziała pani Mac-
Vittie. - To poważna funkcja.
- To znaczy, że mam nosić za nią gorącą cegłę, jeśli
zmarzną jej nogi, albo herbatę miętową, jeżeli po kolacji
będą ją męczyć wiatry?
101
JULIAN HUNTER
Gemma opadła na ławkę i zapatrzyła się na opadłe
liście tańczące po trawie.
- To beznadziejne... - stwierdziła z rezygnacją.
Pani MacVittie poklepała ją po ramieniu.
- Nie sądzę, żeby należało interesować się, czy księż
niczce dokuczają wiatry, panie McGee- powiedziała
łagodnie. - A jeśli chodzi o zmarznięte nogi, to takimi
osobistymi sprawami może zająć się jej towarzyszka.
Natomiast twoim zadaniem jest pokazać jej wysokości
zamek i zadbać, by zawsze miała zapas świec.
- I nie dygaj przed nią więcej, bo cię zamorduję -
dorzuciła Gemma.
- Nie będzie takiej potrzeby - taktownie zauważyła
pani MacVittie. - Pan McGee rozumie swoje zadanie,
prawda?
- Jakie zadanie? - spytał Baldwin.
Pani MacVittie potrząsnęła głową i odwróciła się do
wątłej kobiety stojącej samotnie przy żywopłocie.
- A ty, Frances? Jak tam twoje przygotowania do uczty?
- Nie będzie żadnej uczty, jeśli nie zdobędę przy
zwoitego jedzenia. - Jej delikatna twarz nachmurzyła
się, a jasne loczki, luźno upięte na czubku głowy, zadrżały
wymownie. - W spiżarni mamy tylko owies i suszony
groch. Raczej się to nie nadaje na królewskie przyjęcie.
Kiedyś w naszym burdelu przygotowałam kolację dla
jednego księcia. Powiedział mi, że jada takie dziwaczne
rzeczy jak rybia ikra, pawie i ostrygi - oznajmiła pod
niecona. - Na pewno możemy zdobyć trochę ostryg.
- Ostrygi jadają ludzie pospolici - powiedziała Gem
ma marszcząc czoło.
102
SMOK
Willie rzucił przed siebie kamyk.
- Do najbliższego miasteczka, w którym jest targ, są
cztery dni drogi w każdą stronę. Ostrygi ześmierdną się
na śmierć, zanim je podasz. Douglas nie byłby za
chwycony, gdybyśmy struli biedną księżniczkę.
- Zatoka jest tylko kilka mil stąd - w zamyśleniu
powiedziała pani MacVittie. - Nigdy nie jadłam ostryg
z Dunmoral, jeśli takowe istnieją, ale wydaje mi się, że
wicehrabia wspominał o mięczakach podawanych na
królewskim stole.
- Warto spróbować. - Gemma zerknęła niespokojnie
w stronę zamku. - Chyba już zjedli śniadanie. Sądzę,
że powinniśmy się pokazać, bo księżniczka weźmie nas
za nieobytych wieśniaków.
- I będzie miała rację - stwierdził Baldwin.
Gemma popatrzyła na Frances.
- Nie widziałaś jej wczoraj wieczorem. Pójdziesz
z nami?
Frances potrząsnęła przecząco głową. Gemma podejrze
wała, że kucharka z radością pracuje dla Douglasa, ale woli
zostać w cieniu ze względu na swoją przeszłość prostytutki.
- Chodź z nami, Frances, poznasz ją - powiedziała.
- Żartujesz? - Kobieta wyprostowała się sztywno. -
Muszę zająć się przygotowaniami do tej przeklętej
uczty. To będzie naprawdę cud przemienić bochenki
owsianego chleba w królewski bankiet.
Douglas rozparł się nonszalancko na krześle. Poza
ta najwyraźniej wskazywała na jego zdenerwowanie.
103
JILLIAN HUNTER
- Tajemnica? - Uśmiechnął się, jakby usłyszał dow
cip. - Nie znalazłaś chyba, pani, cebulek tulipanów pod
swoim łóżkiem. Pewnie dojrzewają tam od dziesięciu
lat, od czasów zbzikowanego starego lorda.
Rowena uśmiechnęła się.
- Co za szczególny sposób wyrażania się o zmarłym
ojcu.
- Czyim ojcu? - Douglas odwzajemnił jej uśmiech.
- Twoim. - Rowena popatrzyła na niego pytająco. -
Starym zbzikowanym lordzie.
- Ach... tak. Biedny stary papa.
Uśmiech zamarł na twarzy Douglasa. Nie znając jego
prawdziwego pochodzenia, księżniczka sądziła, że odzie
dziczył dobra po poprzednim lordzie. No cóż, stary lord
zyskał właśnie syna, a Douglas drugiego ojca, który
zaczynał wydawać mu się bliższy niż arystokracina,
który opuścił go, zanim Douglas przyszedł na świat.
- Widzę, że jego lordowska mość jest w krotochwil-
nym nastroju - zauważyła Hildegarda, uśmiechając się
czule do Roweny. Jej twarz stężała, kiedy znów przenios
ła wzrok na Douglasa. Pokiwała mu palcem przed
nosem. - Lecz nadal twierdzę, że wiem, dlaczego masz
kłopoty w wiosce. Jezioro otaczające zamek jest nawie
dzane.
- Nawiedzane? - Douglas z trudem powstrzymał się,
żeby nie dotknąć swojego kolczyka. Był przesądny.
Żaden pirat nie kpi sobie z losu.
Rowena westchnęła.
- Hildegarda nie pozwoliła mi spać pół nocy przez
104
SMOK
swoje wizje. Utrzymuje, że w waszym jeziorze mieszka
koń wodny.
Douglas wpatrywał się w nią osłupiały. Boże, czy to
możliwe? Czyżby Hildegarda zauważyła na jeziorze
„Zauroczenie"?
- Koń wodny? - spytał uprzejmie.
- Wy, Szkoci, nazywacie tego stwora wodnym du
chem konia. - Hildegarda przeżegnała się, a potem
przesądnie dotknęła amuletu z krzemiennych grotów,
który nosiła na szyi. - Szatańskie stworzenia. Pożerają
ludzi i zieją siarką. Bałam się zostawić moją panią aż
do świtu.
Douglas zakrztusił się, maskując śmiech.
- Zeszłej nocy było bardzo ciemno, pani. To, co
widziałaś, było prawdopodobnie iluzją wywołaną cie
niami fal i szuwarów.
- Ten stwór miał rozwichrzoną grzywę na karku -
stwierdziła Hildegarda, najwyraźniej bardzo przejęta
tym, co widziała.
Douglas splótł dłonie pod brodą, nie okazując najmniej
szego niepokoju. Koniem wodnym mógł być jedynie ten
przeklęty piracki statek, który ofiarowali mu jego ludzie.
Z „Zauroczeniem" zawsze wiązały się jakieś kłopoty.
Zastanowił się, jakby tu wymknąć się niepostrzeżenie
i ukryć łódź, nie zwracając niczyjej uwagi.
Kto mógłby zająć się w tym czasie księżniczką i jej
straszliwą guwernantką? Dainty nie wrócił jeszcze z ob
jazdu doliny, co ze względu na niedawne wypadki
trochę go niepokoiło. Aidan jak zwykle gdzieś zniknął.
Nagle w drzwiach ukazała się grupka jego przyjaciół.
105
JILLIAN HUNTER
Douglas zmrużył oczy, przyglądając im się badawczo.
Podeszli do stołu, by złożyć szacunek księżniczce.
Albo zwalić ją z nóg swoim zachowaniem.
Pewne było, że przynajmniej jedno z nich zrobi
z siebie głupca.
Gemma dygnęła i nieśmiało spytała, czy księżniczka
dobrze spała. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że od
trzeciego roku życia wychowywała się wśród piratów
i pierwsze słowa, jakie wypowiedziała jako dziecko,
brzmiały: „Żadnych sztuczek, żadnych chwytów, dawaj
złoto!"
Pani MacVittie ofiarowała księżniczce słój wrzoso
wego miodu obwiązany wstążeczką w szkocką kratę.
Willie skłonił się niezdarnie. Douglas z ulgą stwier
dził, że tym razem Willie mocno trzyma w ustach
wypadające wciąż sztuczne zęby.
Jednak serce mu zamarło, gdy do stołu zbliżył się
Baldwin, wpatrzony w Rowenę jak w obraz.
Cisza wydawała się nie do zniesienia.
Douglas chrząknął znacząco.
W końcu Baldwin skłonił się.
- Bardzo dobrze- powiedział półgłosem Douglas,
odprawiając ich machnięciem ręki. - Możecie już wra
cać do swoich obowiązków.
- Chwileczkę - zdecydowanym tonem odezwała się
Hildegarda i sięgnęła po grzankę. - Może ktoś z nich
widział konia wodnego.
- Konia wodnego?- Pani MacVittie wyglądała na
zaintrygowaną. - W naszym jeziorze?
- Jakiego konia? - spytała zdezorientowana Gemma.
106
SMOK
Douglas przesunął się na krawędź krzesła. W jego
oczach zaiskrzyły ostrzegawcze błyski.
- Nad zamkiem wisi jakaś klątwa - stwierdziła z ta
kim przekonaniem Hildegarda, że nawet Douglas przez
moment bliski był tego, by jej uwierzyć. - W jeziorze
mieszka duch wodnego konia.
- Nikt nie widział konia wodnego w tym jeziorze od
stu lat - powiedziała w zamyśleniu pani MacVittie. -
Ciekawe, co go tu sprowadziło.
- Obawiam się, że ma to związek z niewinną duszą
księżniczki - stwierdziła z przejęciem Hildegarda. - Złe
zawsze lgnie do niewinności.
Douglas zerknął na Rowenę spod gęstych brwi. O mały
włos nie powiedział prawdy, żeby gości uspokoić. Księż
niczka jednak nie wyglądała na przestraszoną.
- Żadne potwory nie istnieją - odezwała się. - Na
dowód tego jeszcze dzisiejszego ranka udam się na
przejażdżkę po jeziorze.
Douglas powstrzymał okrzyk przerażenia.
- To absolutnie niemożliwe. Osobiście zajmę się tą
sprawą.
Hildegarda posłała mu aprobujące spojrzenie.
- To bardzo słuszna decyzja, milordzie, lecz jestem
zmuszona poradzić mojej pani, by natychmiast opuściła
ten zamek. Są tu też inne niebezpieczeństwa.
Cień przemknął po twarzy Douglasa. Poczuł wzras
tające napięcie.
- By opuściła zamek? Ależ dopiero co przybyła.
- O jakich niebezpieczeństwach mówisz? - spytała
szorstko Rowena.
107
JILLIAN HUNTER
Hildegarda spuściła oczy.
- Mam na myśli zbójów, którzy zaatakowali wioskę
jego lordowskiej mości. Młoda kobieta została zgwałcona
i wrzucona do rzeki. Zaledwie na godzinę przed naszym
przybyciem zeszłej nocy pobito prawie na śmierć małego
chłopca. Słyszałam, jak służba o tym mówiła.
- Tą sprawą już się zająłem - powiedział ostro Dou
glas. Nagła zmiana w jego tonie zdumiała Rowenę. -
Zafajdany łajdak, który dopuścił się gwałtu, już nigdy
nie napadnie na bezbronną kobietę. Ta padlina gnije
pewnie teraz w śmierdzącym łajnie.
- Douglas... - ostrzegawczo szepnęła Gemma, za
krywając dłonią usta.
Ale on nie mógł się już dłużej powstrzymywać.
Maska układności spadła z oblicza pirata. Pochylił się
do przodu, jakby miał przewrócić stół.
- Nikt nie zrobi krzywdy twojej pani, dopóki ja tu
jestem! - ryknął. - A jeśli chodzi o pozostałych rzezi-
miechów - ktokolwiek spróbuje podnieść rękę na księż
niczkę, zobaczy swoje wyprute flaki w kałuży własnej
krwi, zanim zdąży mrugnąć okiem. Osobiście poćwiar
tuję skurwysyna...
- Douglas... - odezwała się znów przerażona Gemma.
- . . . i kości tego ścierwa rzucę psom na pożarcie!
Rozparł się w krześle, nagle uspokojony.
W sali panowała absolutna cisza. Hildegarda gapiła
się na niego, jakby zobaczyła ducha.
Rowena wyglądała na autentycznie zaskoczoną.
Stało się, pomyślał. Odsłonił swoje prawdziwe oblicze.
Żaden szlachetnie urodzony człowiek nie użyłby takiego
108
SMOK
obrazowego języka w obecności dam. Na pewno wy
straszył księżniczkę na śmierć.
Lord Dunmoral powinien kierować się rozwagą, a nie
przemocą.
Czy zniszczył wszystko tym wybuchem furii? Jak
wiele prawdy odsłonił swoim zachowaniem?
11
Wyraziłem się może nieco obrazowo - powiedział
i przepraszająco się uśmiechnął, próbując naprawić
błąd. - Złoczyńcy muszą stanąć przed sądem, zgodnie
z królewskim dekretem. Daleki jestem od wymierzania
sprawiedliwości własnymi rękami. Proszę wybaczyć mi
te ostre słowa. Przemoc wywołuje tylko jeszcze większą
przemoc.
Rowena zmarszczyła czoło.
- Czasami musimy działać, a dopiero potem zasta
nawiać się nad konsekwencjami.
Douglas odpowiedział najłagodniejszym tonem, na
jaki go było w tej chwili stać:
- Wszyscy winniśmy przestrzegać prawa, wasza wy
sokość.
- Jeśli dobrze zrozumiałam, brytyjski rząd wycofał
swoje oddziały ze Szkocji - powiedziała z dezaprobatą
Hildegarda.
110
SMOK
-
To prawda, pani - odparł Douglas.
- Komu więc księżniczka może zawierzyć swoje
bezpieczeństwo? - z niepokojem spytała guwernantka.
Spuścił głowę. Starał się wyglądać nobliwie. Nie było
to łatwe po tyradzie o śmierdzącym łajnie i wyprutych
flakach, którą przed chwilą wygłosił.
- Musimy zaufać Opatrzności Bożej. I nie pozwolić,
by księżniczka oddalała się z zamku bez eskorty.
Jego słowa wywołały po raz drugi absolutną ciszę.
Czy teraz zamiast Smokiem z Darien będą go nazywać
Strachajłem z Dunmoral?
- A co z tym koniem wodnym?- nie ustępowała
Hildegarda. - Słyszałam, że konie wodne porywają
kobiety, żeby ulżyć swoim chuciom.
- Boże Przenajświętszy... - wyrwało się Douglasowi.
- Tak. - Głos Roweny brzmiał cierpko. - Ten lu
bieżny stwór podszedł podobno tak blisko jej okna,
że widziała ziejące ogniem węże w jego grzywie. Hil
degarda jest przekonana, że ten potwór płonie dziką
namiętnością do mnie.
- Nie dziwię się - powiedział Douglas. - To znaczy...
Mam na myśli, że nie dziwi mnie jej niepokój. Młoda
kobieta z twoją pozycją uważana jest za cenny łup
w całej Europie.
Twarz Roweny pojaśniała rozbawieniem.
- Cenny łup?
- Miałem na myśli bezczelnych łupieżców, którzy,
wziąwszy pod uwagę twą słynną w całym świecie urodę,
poważyliby się dybać na twoją nieskalaną cnotę.
- To przesada - powiedziała Rowena.
111
JULIAN HUNTER
- Ależ skąd, to prawda.
Popatrzyła na niego spod oka.
- Zupełnie jakbym słyszała twojego brata Mateusza.
- Dziękuję. - Douglas skłonił się.
- To nie był komplement - zaczepnie rzuciła Rowena.
- Doprawdy?
- Sprawa konia wodnego musi zostać rozwiązana
dzisiaj, albo będę nalegać, by księżniczka opuściła to
miejsce - przerwała im Hildegarda. - Złapanie konia
wodnego to dość trudne zadanie.
Baldwin, Willie, Shandy, Phelps i inni członkowie
załogi „Zauroczenia" słuchali każdego słowa z ros
nącym przerażeniem.
Jak wszyscy piraci, mieli wielki respekt dla sił nad
przyrodzonych. Zdejmij kolczyk, a stracisz oko. Spluń
trzy razy w dłonie, zanim podpalisz lont armaty. Nigdy
nie pozwól, żeby mewa wylądowała z twojej lewej
strony. Całym sercem wierzyli w potwory.
Shandy, niski żylasty Anglik z czarnym wąsem,
przemówił w imieniu reszty:
- Trzeba coś zrobić z tym stworem, sir.
- Wioskę, gdzie się urodziłem, nawiedzała zjawa -
stwierdził rzeczowo Baldwin. - Ten straszliwy upiór
zabił pięć osób.
Douglas wstał zza stołu.
- To pięknie, że przyszliście pokłonić się księżniczce,
ale czas już wracać do obowiązków. A jeśli chodzi
o potwora z jeziora... - Umilkł znacząco. - Może ta
bestia ma dobre serce. Może, gdybyśmy go lepiej poznali,
wręcz by nas zauroczył...
112
SMOK
Gemma od razu zrozumiała, co brat ma na myśli.
Do pozostałych dotarło to po chwili, z wyjątkiem
Baldwina, którego lotność umysłu, nad czym Douglas
szczerze ubolewał, pozostawiała wiele do życzenia.
- Nikt nigdy nie słyszał, by koń wodny miał dobre
serce - stwierdziła stanowczo Hildegarda. - Te potwory
pożerają żeglarzy podczas sztormu. Sądzę, że powin
niśmy odprawić egzorcyzmy.
Baldwin rozdziawił szeroko usta.
- Przepraszam, ale nie wydaje mi się, żeby to był
dobry pomysł. Trzeba go zostawić w spokoju. Egzor
cyzmy wzbudzą tylko jeszcze większy apetyt bestii.
Może nawet zacznie pożerać kobiety i dzieci.
Przez twarz Roweny przemknął uśmiech. Zniknął,
gdy Douglas położył ciężką dłoń na ramieniu Baldwina.
- Zauważyłem, że pochodnie w korytarzu przy kom
nacie jej wysokości nie są wystarczająco nasączone
oliwą. Nie możemy przecież pozwolić, by księżniczka
potknęła się w ciemnościach, prawda?
Baldwin nachmurzył się, podejrzewając, że zrobił coś
niestosownego. Uznał, że zniknie Douglasowi z oczu,
zanim ten go zabije. Do diabła, co ma teraz powiedzieć?
Gemma kazała mu studiować tę durną francuską książkę
cały ranek, zaś Douglas od tygodnia przestrzegał, by
nie zrobił jakiegoś głupstwa. A teraz wszystko mu się
pomieszało w głowie po tych opowieściach o potworze
z jeziora.
Nagle sobie przypomniał. Jest zarządcą zamku. Ma
dbać o wygodę księżniczki i o to, żeby dziewczyna nie
zgubiła się w jakichś mrocznych zakamarkach.
113
JILLIAN HUNTER
Wypiął pierś i wyrzucił z siebie prawie krzycząc:
- Ustronne miejsce to drugie drzwi od twej kom
naty, księżniczko. Nie chciałem, żebyś się zgubiła,
namalowałem więc wyraźny krzyżyk na tych
drzwiach.
Gemma podskoczyła do niego obrzucając go morder
czym spojrzeniem.
- Baldwin...!
Lecz on nadal nie odrywał od Roweny rozanielonego
wzroku.
- Namalowałem ten krzyżyk dziś rano, gdybyś w naj
bliższym czasie śpieszyła się za potrzebą.
Rowena osłupiała.
Douglas zamknął oczy.
- Ruszże głową - powiedziała dobitnie Gemma.
- Że co? - spytał Baldwin.
Gemma uśmiechnęła się cierpko.
- Masz chyba coś do zrobienia, prawda? Wspomi
nałeś niedawno, że księżniczce może zabraknąć świec,
jeśli zechce czytać długo w nocy.
- Nie. - Baldwin wyglądał na zmieszanego. - Nic
takiego nie mówiłem.
Rowena uśmiechnęła się zażenowana.
- Bardzo proszę, zapomnijmy o mojej pozycji i ety
kiecie.
- To nie będzie trudne... - mruknęła pod nosem
Gemma. - Szczególnie że nie mamy bladego pojęcia
o etykiecie.
114
Krzyżyk na drzwiach ustronnego miejsca! Śmier
dzące łajno i cenne łupy! - wyrzucał sobie Douglas
wiosłując zawzięcie. - Dlaczego nie odtańczymy przed
nią po prostu barbarzyńskiego tańca ze sztyletami w zę
bach? Nie będzie już miała żadnych wątpliwości, że
jesteśmy bandą krwiożerczych piratów.
- A, niech to diabli, kapitanie - powiedział Baldwin. -
Ja tam nie mam się czego wstydzić. Jestem dumny, że
służyłem pod dowództwem Smoka.
Nad doliną powoli zapadał zmierzch. Douglas wios
łował w milczeniu, zapatrzony w wyszczerzonego smoka
na dziobie łodzi. W pewnym momencie jego wzrok
powędrował ku wysepce na środku jeziora.
- Gdzie jest Aidan? - spytał nagle.
- Jak zwykle gdzieś zniknął, sir - odparł Dainty. -
Poza tym ostrzegałeś wszystkich, by bez potrzeby nie
wchodzili księżniczce w drogę. Pewnie woli trzymać
się z daleka, żeby nie strzelić jakiejś gafy.
- Nie tylko Aidan powinien trzymać się w ryzach -
powiedział Douglas. - Ta kobieta dziwnie na mnie
działa. Całe to gadanie o rodzeniu dziedziców... Za
stanawiam się, czy ona nie chce czasem wykorzystać
mnie jako ogiera rozpłodowego.
Dainty uśmiechnął się półgębkiem; cały czas twardo
utrzymywał rytm wiosłowania nadany przez Douglasa.
Spotkali się jako galernicy na Karaibach mniej więcej
piętnaście lat temu. Dainty dzięki swej ogromnej posturze
wkrótce został nadzorcą kapitana. Kilka razy uratował
Douglasa od chłosty, kilka razy sam mu ją wymierzył,
a kiedy wybuchł bunt galerników, mieli już dawno
sprecyzowane plany wspólnej pirackiej przyszłości.
115
JILLIAN HUNTER
Douglas westchnął.
- Może ona po prostu domyśla się, jaki jestem na
prawdę. Ciekawe, dlaczego Mateusz nie powiedział jej,
że jestem piratem i skończonym łajdakiem.
- To najszczersza prawda, sir - powiedział Baldwin. -
Jesteś największym łotrem, pod jakim służyłem.
- Powiedziałem Mateuszowi, że się nawrócę - ode
zwał się Douglas.- Czyżby naprawdę mi uwierzył?
Dainty parsknął śmiechem.
- Gdzie ukryjemy „Zauroczenie"?
- Tam, między tamtymi drzewami. - Douglas z nie
dowierzaniem wpatrywał się w grupkę ludzi zebranych
na brzegu. Przeklął pod nosem. - No, to mamy to
warzystwo.
Dwaj pozostali mężczyźni w łodzi odwrócili głowy
w stronę brzegu. Kilkunastu mieszkańców wioski stało
tuż nad wodą. Kobiety miały na sobie znoszone spódnice
ze zgrzebnej wełny, mężczyźni spłowiałe kilty. Kilku
z nich zdjęło czapki w geście szacunku dla Douglasa.
Pirat czy nie, był teraz lordem Dunmoral i należał do
nich tak samo jak oni do niego. Wraz z tytułem i mająt
kiem spadł na niego również obowiązek obrony wymie
rającego klanu MacAultow, którzy ponieśli krwawe
ofiary podczas tyranii Olivera Cromwella.
Kilku najśmielszych mężczyzn weszło do wody, by
pomóc przyciągnąć łódź do brzegu.
Douglas westchnął głęboko, niepewny, co zrobić
z tymi ludźmi.
Przyglądali mu się w milczeniu. Pirat, a od niedawna
szlachcic, dzięki jednemu podpisowi króla.
116
SMOK
Najwyraźniej jednak postanowili uwierzyć, że jako
pan tych ziem będzie ich obrońcą.
Douglas sam nie był pewien, kim jest i czuł się
zażenowany, kiedy przyglądali mu się z tym specyficz
nym humorem szkockich górali, których wydawały się
nie dziwić żadne absurdy życia. Udawali, że nie widzą
repliki pirackiego statku na brzegu swojego jeziora.
Smok z Darien, Postrach Siedmiu Mórz, pojawił się
teraz na szkockich wodach.
- Witaj, milordzie.
- Wasza lordowska mość wybrał się na połów?
Łódź zakołysała się w szuwarach. Douglas siedział
nieporuszony, nie mając pojęcia, jak wytłumaczyć obec
ność pirackiej łodzi. Może, jeśli nic nie powie, ludzie
z Dunmoral nadal będą udawać, że nic nie zauważyli.
Wiedzieli, że był piratem. Gemma, ze swoją skłon
nością do paplania przy lada okazji, wyjawiła całą
prawdę już pierwszej nocy po ich przybyciu do zamku.
Niewiele od niego oczekiwali -jedynie ochrony przed
grabieżcami, którzy wykorzystywali ich bezbronność.
Nagle jedno z dzieci bez cienia strachu wyrwało się
do przodu i krzyknęło ze szczerym zachwytem:
- To piracki statek! Możemy nim popływać?
Matka dziewczynki zeszła nad wodę, żeby odciągnąć
niesforne dziecko.
Do łodzi zbliżył się brodaty mężczyzna w skórzanym
fartuchu kowala. W jego oczach błysnęło rozbawienie,
kiedy spojrzał Douglasowi w oczy.
- Piękne cacko, milordzie. Mam na imię Henryk. Do
mnie należy kuźnia na końcu wsi.
117
JILLIAN HUNTER
ZE
spojrzenia mężczyzny Douglas wyczytał, że żadne
kłamstwo nie uratuje mu skóry. Musi powiedzieć prawdę
o „Zauroczeniu".
- Potrzebuję pomocy - oznajmił. - Chcę ukryć tę
łódź. Z powodów sentymentalnych moi ludzie nie mogą
zdobyć się na zniszczenie tej przeklętej łajby.
Henryk podrapał się po zarośniętym policzku.
- Chcesz ją ukryć, panie, przed księżniczką?
- O niej też wiecie?- spytał z niedowierzaniem
Douglas.
- O, tak. W tej okolicy trudno utrzymać coś w sek
recie.
Douglas westchnął.
- No cóż, istnienie tej łodzi musimy utrzymać w sek
recie.
Henryk zaciągnął się głęboko dymem ze swojej fajki
z korzenia wrzośca.
- W wiosce jest pusta stodoła, gdzie moglibyśmy
mieć na nią oko.
- Dziękuję. - Douglas wyskoczył z łodzi i poklepał
mężczyznę po plecach. - Ja również wam pomogę. Moi
ludzie będą patrolować wioskę i okolicę.
Z oczu Henryka znikło rozbawienie.
- Na rozstaju dróg znaleziono dziś rano młodszego
brata Neacaila z piersią przebitą jednym pchnięciem
szpady. To on zgwałcił tę biedną Aggie i pobił prawie
na śmierć małego Davie.
Wyraz twarzy Douglasa pozostał niezmieniony. Aidan
porzucił ciało na widoku jako znak dla ludzi Neacaila,
że Douglas pomści każdy ich zbrodniczy wybryk.
118
SMOK
- Może to ostrzeże Neacaila, że ludzi z Dunmoral
nie można bezkarnie krzywdzić - powiedział.
- Ta rodzina i ich poplecznicy to banda szubraw
ców. - Henryk zniżył głos. - Uciekinierzy z armii,
zaciekli wrogowie naszego klanu. Na pewno wezmą
odwet za śmierć brata.
- Jestem na to przygotowany - powiedział Douglas.
Henryk z troską pokiwał głową.
- Znam Neacaila od czasu, gdy jako mały bękart
z lubością topił w jeziorze małe zwierzęta. Pokuma się
z samym szatanem, żeby dostać to, co chce.
Głos Douglasa zabrzmiał cicho, ale była w nim
niewzruszona pewność siebie.
- To niech się kuma. Szatan zawsze jest pod ręką.
12
Kilka
mil od jeziora Dunmoral rybacka łódź uderzyła
o kamienie wybrzeża w pobliżu miejsca, gdzie rzeka
wpływa do morza. Gemma wychyliła się za burtę wypat
rując w mętnej zielonej wodzie łysej głowy Dainty'ego.
Przejmujący wieczorny chłód potęgowała wilgotna
mgła.
- Strasznie długo tam siedzi - powiedziała dziew
czyna. - Może Baldwin powinien go poszukać.
- Ja? - żachnął się Baldwin.
- Na mnie też nie patrz. - Frances schowała ręce
w fałdy spódnicy. - Zawdzięczam Douglasowi życie,
ale nikt mnie nie zmusi, żebym wlazła do szkockiego
morza w listopadzie.
Nagle Dainty wynurzył się spomiędzy skał jak Posejdon.
Miał zsiniałe usta, ale jego oczy błyszczały triumfująco.
- Księżniczka będzie miała wykwintną kolację -
obwieścił.
120
SMOK
- Znalazłeś je? - spytała Gemma.
- Jasne, że znalazłem. - Wgramolił się do łodzi z sie
cią rybacką przewieszoną przez nagie ramię. - Nigdy nie
uwierzycie gdzie, omal się nie utopiłem w tym dzwonie
do nurkowania, szukając tych paskudztw. W końcu je
znalazłem. Były przyklejone do skał niedaleko brzegu.
Wszyscy wlepili wzrok w coś połyskująco czarnego,
co rzucił na dno łodzi. Pękając z dumy, Dainty schował
nóż za pas ociekających wodą spodni.
Frances zmroziła go wzrokiem.
- To nie są ostrygi, ty półgłówku. To są wielkie,
obrzydliwe małże.
- Małże! - Baldwin z wrażenia tupnął w dno łodzi. -
Ależ ty jesteś głupi, Dainty! Co z ciebie za pirat, jeśli
nie umiesz odróżnić małży od ostryg?
Dainty przesunął ręką po łysej głowie.
- To sam poszukaj tych przeklętych stworów w ta
kiej lodowatej wodzie, że mózg zamarza. Zrobiłem,
co się dało.
Urażony, zwalił się na ławkę, nieomalże przewracając
niewielką łódkę.
- Ostrygi żyją w muszlach- powiedziała zdegus
towana Frances.
Baldwin zachichotał.
- No, trzeba było dobrze poszukać, może wyłowiłbyś
jakieś perły.
Dainty skrzyżował na piersi umięśnione ręce.
- Powiedzcie jej wysokości, że to są szkockie ostrygi,
albo ty, Frances, podaj je w jakimś sosie. Nie będę
więcej nurkował.
121
JILLIAN HUNTER
Gemma trąciła stopą oślizłą zdobycz Dainty'ego.
- Chcecie, żeby księżniczka się rozchorowała ? Nie
które małże mogą być trujące.
- Mamy niecały tydzień na wydanie uczty - ponuro
stwierdziła Frances. - Zamierzam podać ostrygi i muszę
mieć pawia na środek stołu.
- Pawia? - wykrzyknął Dainty.
- Tak - poparła pomysł Gemma. - Pawia. Najpierw
znajdziecie mi jakąś porządną sztukę, a potem poprosicie
panią MacVittie o dodatkowe lekcje dobrego wycho
wania. - Podniosła wiosło. - Po tym wszystkim, co
Douglas dla nas zrobił, niech chociaż raz będzie z nas
dumny.
Nie powiedziała tego, ale nie chodziło tu jedynie
o wdzięczność. Ich los nierozerwalnie związany był
z losem Douglasa. Jeśli jego zamiar nawrócenia powie
dzie się, to i ich życie nabierze prawdziwego sensu.
A jeśli nie, stoczą się razem z nim na samo dno.
Co prawda gotowi byli pójść za nim nawet do piekła.
Zresztą, zdarzyłoby się to nie po raz pierwszy.
Następnego ranka Douglas czekał na księżniczkę
w wielkiej sali przy stole nakrytym do śniadania. Była
niedziela - dzień galaretki z czarnych porzeczek. Wy
kąpał się dziś w zimnej wodzie i wyszorował brzozowym
mydłem. Zamiast stroju, który nosił na polowanie,
włożył czystą koszulę i kilt. Długie ciemne włosy
związał czarną wstążką. Jego myśli nie krążyły jednak
tylko wokół towarzyskich konwenansów.
122
nie układały się po jego myśli.
Pirackie rzemiosło to dziecinna igraszka w porównaniu
z pułapkami, które na każdym kroku czyhały na niego
w świecie dworskich manier. Mówiąc wprost, zalecanie
się do księżniczki było niezwykle niebezpieczne. Podo
bała mu się i uświadomił sobie, że nie chciałby jej
zawieść. Ta maskarada ciążyła mu coraz bardziej.
Poza tym, mimo że nie lubił angażować się uczu
ciowo, polubił tych ufnych górali z Dunmoral. Po
raz pierwszy poczuł, że jest związany z tym miejscem
i jego mieszkańcami.
Za wszelką cenę musi położyć kres rozbojom i ok
rucieństwom Neacaila.
Kilka godzin wcześniej, kierując się wskazówką Hen-
ryka MacAulta, pojechał na porośnięte lasem wzgórza
w poszukiwaniu Neacaila. Nie znalazł jednak żadnych
śladów.
Rozsadzała go wściekłość. Wyczuwał, że ci łajdacy
obserwują go z ukrycia. W licznych jaskiniach i skalis
tych rozpadlinach bez trudu mogłaby się ukryć mała
armia. A może Neacail liże w jakiejś norze swoje rany?
Niestety, trudno było sądzić, że wyzionął ducha po tym
jednym postrzale.
- Położę temu kres - powiedział, jakby głośno wy
powiedziane słowa miały dodać mu sił.
Nie było mu jednak łatwo uganiać się za tą bandą
123
JILLIAN HUNTER
oprychów, a potem wracać do zamku i w pogodnym
nastroju, z galanterią zabawiać księżniczkę przy ko
lacji.
Zerknął w górę i z przerażeniem zauważył grube
świece w sosnowym żyrandolu wiszącym nad stołem.
Jego kompani, chcąc zabić nudę, wyrzeźbili w nich
nagie postacie kobiet we frywolnych pozach.
- O Boże... - wykrztusił, zrywając się z krzesła.
Gemma, pogrążona w lekturze francuskiej księgi
o życiu dworskim, ze zdumieniem patrzyła na brata,
który odstawiał jakiś dziwny taniec na środku stołu.
- Co ty, na miłość boską, wyprawiasz?
- Księżniczka! Te nagie kobiety. Pomocy!
Było za późno. Zdążył upchnąć nieprzyzwoite świece
do kieszeni, lecz nie zdążył zeskoczyć ze stołu. Rowena
i jej guwernantka już tu były.
Popatrzył na Rowenę z góry, uśmiechając się z za
żenowaniem. Miała na sobie błękitną jedwabną suknię
z pasem haftowanym srebrną nicią. Długie ciemne
włosy luźno opadały jej na ramiona. Wyglądała tak
uroczo, że na chwilę zabrakło mu tchu.
Jak mógł próbować oszukać tę kobietę?
Kiedy jego wzrok padł na jej zmysłowe usta, poczuł,
jakby ogarnęły go płomienie. Z trudem się powstrzymał -
miał ochotę dotknąć delikatnie jej uśmiechniętej twarzy,
przesunąć dłonią po włosach, poczuć jej zapach.
Musiał też powstrzymać jeszcze silniejsze pragnienie,
żeby zabrać ją do łóżka, zaryglować drzwi i pokazać,
jak to jest, kiedy kobieta należy do mężczyzny.
Zatopiony w tych rozkosznych myślach, z woskowymi
124
SMOK
figurkami sterczącymi z kieszeni, stał wciąż na stole,
na którym księżniczka miała za chwilę jeść śniadanie.
- Pewnie zastanawiasz się, dlaczego tu stoję - stwier
dził z rozbrajającym uśmiechem.
Usta Roweny drżały w kącikach.
- Jestem przekonana, że miałeś ku temu jakiś ważny
powód, milordzie.
- W istocie. - Zerknął na siostrę. - Nieprawdaż,
Gemmo ?
- To była mysz - bez zastanowienia odpowiedziała
Gemma. - Przebiegła Douglasowi po nodze. Panicznie
boi się myszy od czasu, kiedy... kiedy przypadkowo
ktoś zamknął go na całą noc w piwnicy, gdy miał
trzy lata.
- Mysz?
Rowena wyglądała na poruszoną. Domyślił się jednak,
że jej reakcja nie wynika z lęku przed myszami. Nie
spodziewała się po prostu, że dorosły mężczyzna może
zachować się jak płochliwe dziewczę.
Zeskoczył na podłogę i półgłosem rzucił w stronę
siostry:
- Dziękuję ci, Gemmo.
- Nie ma za co. - Niewzruszona jego zażenowaniem,
z podziwem wpatrywała się w Rowenę. - Zajmę się
śniadaniem, wasza wysokość.
- Gdzie jest ta mysz?- spytała drżącym głosem
Hildegarda, co poprawiło Douglasowi nieco nastrój.
- Przegoniłam ją - odparła Gemma. - Douglas był
za bardzo wystraszony.
Rowena uniosła brew, podnosząc wzrok na wciąż
125
JILLIAN HUNTER
rozkołysany żyrandol. Chciała być sama z Douglasem,
z dala od tego zamku i jego mieszkańców, w sytuacji,
która pozwoliłaby jej lepiej go poznać. Była coraz
bardziej przekonana, że jego zachowanie to jakaś poza,
nie wiedziała jednak, co się za tym kryje i jakie są jego
intencje.
To prawda, że poznała go dopiero cztery dni temu.
Zdążył już jednak zademonstrować swoją legendarną
wybuchowość. Może odgrywał tę farsę w obawie przed
królewskim gniewem? Rowena wiedziała, że musi szyb
ko przejrzeć tę grę i przeciągnąć go na swoją stronę.
Po powrocie Fryderyka będzie to niemożliwe.
- Zjem później, dziękuję - powiedziała. - W tej
chwili marzę wprost o przejażdżce po wrzosowiskach.
Czy to możliwe, milordzie ? Mógłbyś mi pokazać
swoją posiadłość?
Jej prośba wywołała u Douglasa dreszcz podniecenia.
Nie było to jednak takie proste. Ich pojawienie się na
wrzosowiskach byłoby kuszeniem bandy tych drani,
którzy nie mieli szacunku dla niczego ani dla nikogo,
nie wspominając już o ludzkim życiu.
Potrząsnął przecząco głową.
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł.
- Ależ nie ma mowy, żebyś opuściła zamek bez
eskorty - wtrąciła oburzona Hildegarda.
- Byłabym przecież pod opieką jego lordowskiej
mości. - Rowena uśmiechnęła się przymilnie.
Coraz bardziej go to kusiło. Wybrać się z nią na
przejażdżkę sam na sam, patrzeć razem na połyskującą
w słońcu taflę jeziora, pokazać jej jelenia przemykają-
126
SMOK
cego wśród drzew. I jeśli nadejdzie taki moment, ocza
rować ją czułymi słówkami, skraść pocałunek. Jej ma
jątek stał się nagle ostatnią rzeczą, o którą mu chodziło.
Ona sama jest bezcennym skarbem.
Nie mógł jednak uwodzić kobiety i równocześnie cały
czas mieć się na baczności, czy ktoś nie szykuje na nich
zasadzki. Nie mógł się przyznać, że pozwolił, by banda
dzikich łotrów panoszyła się w okolicy. I tak zrobił już
z siebie głupca odgrywając całą tę maskaradę. Zamiast
prowadzić dworne konwersacje, powinien ścigać tych
bezwzględnych bandziorów.
- W okolicy krążą niebezpieczni bandyci - powie
dział przepraszającym tonem.
- Mój brat zawsze wolał poczytać dobrą książkę,
niż bez celu włóczyć się po wzgórzach. - Gemma
zrobiła niewinną minę. - Jako dziecko był bardzo sła
bowitego zdrowia. Mama odchodziła od zmysłów, gdy
tylko zakasłał.
Rowena popatrzyła na Douglasa ze zdziwieniem.
- Doprawdy...?
- Omal nie straciliśmy go kilka razy - ciągnęła Gem
ma, ignorując mordercze spojrzenie brata. - Nawet katar
był dla niego groźny.
Douglas wysilił się na uśmiech.
- Gemmo, nie zanudzajmy naszego gościa szczegó
łami mojej nieszczęsnej młodości. Przesadzasz.
- Ależ to wcale nie jest nudne - pośpiesznie rzuciła
Rowena. - Twoja przeszłość wydaje mi się wprost
fascynująca. Może przejażdżka po wrzosowiskach do
brze wpłynęłaby na... twoje wątłe zdrowie.
127
JILLIAN HUNTER
Douglas przyjrzał jej się uważnie. Tajemnice i nie
dopowiedzenia między nimi stwarzały coraz większe
napięcie. Przemknęło mu przez myśl, że może nie jest
jeszcze za późno, by wyznać prawdę o swej barbarzyń
skiej przeszłości, bał się jednak, że ostatecznie straci
jej zaufanie.
- Miałem inne plany na popołudnie - powiedział.
- Jakie, milordzie?
Ich oczy spotkały się.
- Myślałem, że moglibyśmy - wziął głęboki oddech -
poczytać Szekspira przy ogniu kominka.
- Wspaniały pomysł, milordzie. - Hildegarda wes
tchnęła z ulgą.
- Nie mogę się już doczekać... - powiedziała Rowena.
Douglas skłonił głowę.
- Myślę jedynie o twoim bezpieczeństwie.
- Nie wątpię w to - odparła. - Lecz jeśli nie mogę
oddalać się od zamku, proszę pozwolić mi chociaż na
spacer po ogrodach. Ogrodnictwo jest moją ukrytą pasją.
- Po ogrodach...
Douglas zerknął na Gemmę w poszukiwaniu pomocy.
Wiedział, że jest jakiś ogród w zamku, lecz nie inte
resował się tym do tej pory. Poprzedni właściciel Dun-
moral zbudował tu cieplarnię, ale Douglas nie miał
pojęcia, co tam hodowano.
- Sądzę, że możemy pójść na krótki spacer - powie
dział, myśląc już jednak o poszukiwaniach, które zaraz
potem powinien podjąć razem z Aidanem.
- Jeśli cię to nie zmęczy, milordzie - powiedziała
trochę zaczepnie Rowena.
128
SMOK
-
Ogród jest w strasznym stanie - wtrąciła Gemma.
Rowena wyprostowała ramiona i powiedziała zdecy
dowanym tonem:
- Jeśli nie wyjdę na spacer, to oszaleję. I nie chcę
już o tym dyskutować.
Douglas podprowadził Gemmę do stołu. Maska
Uprzejmości spadła z jego twarzy. Był wściekły. Księż
niczka wyszła razem z Hildegardą, żeby zabrać płaszcz
ze swojej komnaty.
- Dlaczego, do diabła, powiedziałaś jej, że boję się
myszy?
Gemma schowała się za krzesło.
- A co miałam jej powiedzieć?
- Nie mogłaś powiedzieć, że wymieniam wypalone
świece na żyrandolu?
- Dlaczego sam tego nie powiedziałeś? - odparowała.
Z wściekłością odwrócił wzrok. Miał się przyznać,
że przy Rowenie trudno mu czasem zebrać myśli?
- Księżniczka ma ochotę na spacer po ogrodzie -
stwierdził posępnie.
- Słyszałeś przecież, jak zdecydowanie tego zażąda
ła. - Gemma uśmiechnęła się złośliwie pod nosem.
Machnął ręką zirytowany.
- Idź już, dziewczyno. Sprawdź, czy te łajzy nie
wlały rumu do fontanny i czy ścieżki nie są usłane
trupami ani pustymi baryłkami po wódce.
Gemma głośno westchnęła.
- Ktoś powinien mi płacić za to wszystko, co dla
129
JILLIAN HUNTER
ciebie robię. A poza tym ciągle masz w kieszeni te nagie
figurki. Jeśli obecność księżniczki znowu odejmie ci
rozum, wyciągniesz jedną z nich i podasz jej zamiast
chusteczki do nosa.
Zdrowy rozsądek podpowiadał Rowenie, że próba
ujarzmienia smoka niesie ze sobą pewne niebezpieczeń
stwa. Intuicyjnie przeczuwała, że igra z ogniem. Smok
z Darien jest bez wątpienia niebezpiecznym człowiekiem.
Nie wierzyła w to, że lord Dunmoral boi się myszy
i woli poezję Szekspira od typowo męskich zajęć.
A może rzeczywiście jej wymarzony rycerz nie jest
tym, za kogo go miała? Może legendy na jego temat są
czystym wymysłem?
- Wątłe zdrowie... - powiedziała do siebie. - Jeśli
ten mężczyzna ma w sobie coś wątłego, to ja jestem
kacykiem perskim.
- Pozory mylą. - Hildegarda parsknęła. - Patrząc na
ciebie, nikt nie domyśliłby się, że masz więcej rozumu
i silnej woli od niejednego mężczyzny.
Rowena pociągnęła usta różem.
- Nie zauważył, że mam rozpuszczone włosy. Nie
zerknął nawet na haftowany srebrną nicią pas, w którym
jest mi ładnie, co przyznają nawet moi okropni bracia.
Dobrze pomalowałam usta?
- Już więcej tego wściekłego różu nie mogłabyś
nałożyć.
- Dlaczego on mnie okłamuje? Sądzi, iż uwierzę, że
boi się myszy?
130
SMOK
- Przyznałabyś się do swojej barbarzyńskiej prze
szłości, gdyby podarowno ci drugą szansę w życiu,
wasza wysokość?
- Sama nie wiem - odparła Rowena. - Nigdy nie
byłam barbarzyńcą. Ale sądzę, że mogłoby mi się to
spodobać.
- Może musi ukrywać swoją prawdziwą naturę, by
zachować nadany tytuł i dobra - w zamyśleniu powie
działa Hildegarda.
- Jak mam więc do niego dotrzeć? - Zastanawiała
się głośno Rowena. - Jak mogę mu zaufać?
- Nie możesz. - Hildegarda narzuciła jej na ramiona
obszyty sobolami płaszcz, jakby to była zbroja. - Za
czekaj. Zapomniałyśmy przypiąć to na piersi. Nie możesz
nikomu ufać, wasza wysokość. Nikomu.
Rowena zapatrzyła się na amulet, który przyniosła
Hildegarda.
- Chcesz, żebym nosiła te zwiędłe gałązki?
- To jarzębina - powiedziała Hildegarda. - Szkoci
wierzą, że to chroni przed niebezpieczeństwem.
Rowena westchnęła z rezygnacją i pozwoliła jej
przypiąć ten dziwny talizman pod gorsetem. Kłótnie
z Hildegarda zwykle niewiele dawały.
Jednak jaki sens miało noszenie talizmanu, jeśli cho
dziło jej właśnie o przyciągnięcie Douglasa, i to bez
względu na niebezpieczeństwo, jakie mogło się z tym
wiązać.
- Czy mam powiedzieć mu wprost to, co myślę? -
zapytała guwernantkę.
- Każdy człowiek powinien mieć szansę poprawy -
131
JULIAN HUNTER
zabrzmiała odpowiedź. - Jeśli przyznasz, że znasz jego
przeszłość, którą najwyraźniej się nie przechwala, urazisz
jego dumę. Gorzej, znajdziesz się na łasce człowieka,
który nie ma nic do stracenia. Nie można przewidzieć,
co zrobi ten mężczyzna.
- Radzisz mi więc nadal odgrywać tę komedię?
- Do powrotu Fryderyka, tak. Musisz udawać, że jest
synem poprzedniego lorda Dunmoral.
- Obserwowałam go w obecności siostry i jego ludzi -
powiedziała Rowena. - Wiem, że potrafi być wściekły,
delikatny i władczy. Ale czuję, że wciąż nie mogę
przebić się przez jakąś mgłę i zobaczyć, jaki jest na
prawdę.
- Może to i lepiej - skonstatowała Hildegarda. -
Może zobaczyłabyś diabła wcielonego.
- Coś mnie do niego strasznie ciągnie- wyznała
cicho.
- Wasza wysokość! Nie mów takich rzeczy. Nie
masz żadnego doświadczenia z mężczyznami.
- Właśnie mam zamiar je zdobyć - stwierdziła z na
ciskiem Rowena.
13
O tej porze roku nie było już wiele zieleni w oto
czonym murem zamkowym ogrodzie. Zaledwie kilka
kępek rozmarynu i tymianku, trochę ostów i dwa czy
trzy więdnące michałki. Rowena patrzyła jednak wokół
zachwyconym wzrokiem.
Douglas przyglądał jej się z nonszalanckim rozba
wieniem, którym starał się pokryć coraz silniejszy pociąg
fizyczny do tej kobiety.
Niewiele mówił, żeby nie palnąć jakiegoś głupstwa.
Najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. Odsunęła ręką
zwisające prawie do ziemi gałązki wierzby płaczącej
i ruszyła przed siebie zarośniętą ścieżką.
- Nie wiedziałam, że jest tu takie niezwykłe miejsce -
krzyknęła przez ramię. - Czy pójdziemy później do
labiryntu? A może do rosarium?
- Rosarium...?
Nie miał pojęcia, o co jej chodzi z tym labiryntem.
Rosarium wydawało się bezpieczniejsze.
133
JILLIAN HUNTER
Obawiał się przebywać z nią sam na sam w cieniu
ligustrowych tuneli wyhodowanych przez poprzedniego
właściciela. Muśnięcie jej ręki, przypadkowe dotknięcie
ramieniem, i straci całkowicie kontrolę nad sobą. A tym
samym udowodni jednoznacznie, że nie jest jej wart.
Spoglądała na niego, uroczo uśmiechnięta. Miał ochotę
zbliżyć się do niej. Pociągała go jej niewinność, ale bał
się, że coś zniszczy. Sam już nie wiedział, czego od
niej chce. I czego ona chce od niego. Jeszcze godzinę
temu myślał o ściganiu śmiertelnego wroga. Jak mógł
knuć krwawą zemstę w jej obecności?
- Jakie to piękne. - Stała kilka kroków dalej przed
zniszczoną kratą obrośniętą czerwonymi kwiatami. -
Nie przekonasz mnie, że Rosa cinamomea kwitnie o tej
porze roku.
- Dobrze - zgodził się Douglas. - Nie będę cię prze
konywał.
- Co za niezwykły widok. - Rowena wpatrywała się
z zachwytem w kwiaty. - Co za...
- Na miłość boską, co mają róże wspólnego z cyna
monem? - powiedział do siebie półgłosem.
Nagle coś go tknęło.
Kwiaty na kracie podejrzanie przypominały jaskrawe
jedwabne różyczki naszyte na halkę, którą kupił jakiś
czas temu w hrabstwie Nairn, nie mogąc już dłużej
wysłuchiwać błagań Gemmy.
- Nieprawdaż? - spytała Rowena.
Douglas odwrócił się, w panice rozglądając się po
ogrodzie, czy jego szalona siostra nie wymyśliła czegoś
jeszcze oryginalniejszego.
134
SMOK
-
Słucham?
- Czy to jest Rosa cinamomea simplex?
Nie. - Douglas nachmurzył się i stwierdził posęp-
nie: - To jest Halkovatis Gemma idiotica.
-
Och... - Rowena przysunęła się do kraty. Nagle
wybuchnęła głośnym śmiechem. - Świetny żart - po-
wiedziała. - Dałam się nabrać.
Odwrócił się i zauważył siostrę przekradającą się
przez krzewy ligustrów. Skąd jej przyszło do głowy, że
księżniczka da się nabrać na różyczki wyprute z halki?
- Sądzę, że nie musicie ich ani podlewać, ani przy-
cinać- powiedziała Rowena, wciąż krztusząc się ze
śmiechu.
- Co?
- Przycinacie je?
- Nie robiłem ostatnio żadnych przecinek w tym
ogrodzie - odpowiedział z roztargnieniem.
Rowena ściągnęła brwi.
- Słucham?
Ze złością machnął ręką w stronę zarośli. Rowena
odwróciła się w jego stronę w momencie, gdy groził
Gemmie zaciśniętą pięścią.
- Co ty, na miłość boską, wyprawiasz, milordzie? -
spytała Rowena.
Rozluźnił pięść i zamachał ręką przed nosem.
- To te przeklęte muszki. Nie można się od nich
opędzić. Coś obrzydliwego.
- A mnie się zdaje, że stroisz sobie ze mnie obrzyd-
liwe żarty - powiedziała cicho.
- Żarty? Kto... ja?
135
JILLIAN HUNTER
- Ja też jestem siostrą. Wiem, co to znaczy mieć braci.
Douglas przesunął dłonią po włosach.
- Zapewne nie stawiasz ich w kłopotliwej sytuacji,
rozrzucając po ogrodzie fragmenty bielizny.
- Bywało gorzej. - W jej oczach pojawiły się szel
mowskie błyski. - Moi bracia zawsze twierdzili, że
rujnuję im życie.
- Ty?
Przesunął wzrok na jej usta. Jak mogłaby zrujnować
komukolwiek życie? Ta kobieta jest stworzona do miło
ści i śmiechu. Ogarnęła go fala gorąca. Cały zesztywniał
pod wpływem desperackiego pragnienia, do którego
sam przed sobą nie chciał się przyznać.
- Dlaczego się tak we mnie wpatrujesz, milordzie? -
spytała.
Podszedł o krok bliżej.
- Ty również się we mnie wpatrujesz.
- Wpatrywałeś się w moje usta - powiedziała szep
tem.
Czy to zaproszenie, czy kolejna próba charakteru?
Księżniczka igra z ogniem. Nie zdaje sobie chyba
sprawy, że drażni śpiącego smoka. Jeśli się nie opamięta,
będzie musiała stawić czoło potworowi.
- Patrzyłem na róż na twoich wargach - powiedział.
Dotknęła palcami ust.
- Zauważyłeś?
- Jestem mężczyzną, wasza wysokość.
- Nie wątpię w to ani przez chwilę. - A potem nagle
dorzuciła: - Nikt mnie nigdy nie całował.
Douglas gwałtownie zaczerpnął tchu. Boże Miłosier-
136
SMOK
teraz nie drażni już smoka. Dźga go po prostu
między oczy.
Podniosła wzrok ku jego twarzy.
- Powiedz mi prawdę, milordzie. Czy jestem nieatr-
akcyjna dla mężczyzn?
Gdy usłyszał to absurdalne pytanie, jego oczy pociem-
niały. Jak można było poddawać w wątpliwość jej
kobiece wdzięki? I na kim chciała zrobić wrażenie? Jeśli
to ktoś z jego zamku, to niedługo pożyje.
- Dlaczego zaprzątasz sobie tym głowę? - spytał.
- Za rok muszę wyjść za mąż. - Znów wyrwało jej
się westchnienie.- Papa rozmawiał z wieloma kon-
kurentami do mojej ręki. Tuż przed wybuchem rebelii
dał mi do zrozumienia, że lista przyzwoitych męż
czyzn, którzy pragną się ze mną ożenić, nie jest zbyt
długa.
- Przyzwoitych mężczyzn... - powtórzył pod nosem
Douglas. - W naszych czasach trudno ich znaleźć.
Lista nieprzyzwoitych mężczyzn, którzy jej pragną,
byłaby z pewnością nieskończona, z jego imieniem na
czele.
- Czasami nie rozumiem papy - powiedziała. - Pije
i wciąż wplątuje się w jakieś potyczki z sąsiadami.
W środku nocy wypada galopem z zamku, żeby ścigać
buntowników. Czasem wydaje mi się, że szuka śmierci.
- Są tacy mężczyźni. - Pomyślał o sobie i Aidanie,
o ich szalonych wyczynach i pogardzie dla śmierci.
Aidan stracił żonę. A Douglas stracił duszę. Byli nieroz-
137
JILLIAN HUNTER
łączną parą łotrów. - Czasem to, co trzeba ukrywać
w głębi serca, staje się ciężarem nie do zniesienia.
Głos Roweny był pełen smutku, kiedy wyszeptała:
- Ostatnie słowa, jakie do mnie powiedział, brzmiały:
„Na tym strasznym świecie zabija się bezbronne kobiety
i dzieci. Roweno, nigdy nikomu nie ufaj. Nikomu, kogo
nie wypróbowałaś".
- To bardzo mądre ostrzeżenie.
- Ale muszę komuś zaufać - powiedziała. - Muszę
słuchać głosu serca. Serce papy pełne jest bolesnych
ran i goryczy.
- A co podpowiada ci serce? - spytał z namysłem.
Zamknęła oczy. Czyżby jego usta musnęły jej włosy,
czy tylko tak jej się zdawało? Czy wyobraziła sobie
jedynie to cudowne napięcie, które iskrzyło między nimi?
- Podpowiada mi... - Odwróciła się w stronę pokrytej
różyczkami kraty. - Podpowiada mi, że nie odpowie
działeś na moje pytanie.
Przysunął się bliżej. Jego potężna pierś była przy
tłaczająca jak mur i Rovena poczuła się wręcz uwięziona.
Nagle objął ją ramionami i głębokim głosem, który
przyprawiał ją o dreszcze, powiedział:
- Jesteś olśniewająco piękna. Twoje oczy lśnią jak
gwiazdy. Twoje...
- A tobie chyba pomieszało się w głowie, jeśli sądzisz,
że chcę słuchać tych bzdur. - Odwróciła się do niego
ze złością. - Chodzi mi o uczciwość. Jeżeli nie jesteś
do niej zdolny, to zatrzymaj te pochlebstwa dla siebie.
138
SMOK
Powiedziła, że pomieszało mu się w głowie.
W pierwszym odruchu miał ochotę dać jej to, o co
sama się prosiła.
Pocałunek, który zaparłby jej dech w piersi, tak dziko
żarliwy, że już nigdy nie marzyłaby o niczym innym.
Księżniczka czy nie, najwyraźniej szukała kłopotów.
Tak, w tej chwili mógł pokazać jej, jaka jest atrak
cyjna.
Ją jednak interesowała uczciwość.
Czy ma jej uczciwie powiedzieć, że podejrzewa, iż
Rowena nie opuści tego zamku tak niewinna, jak tu
przybyła? Czy ma odsłonić swoją prawdziwą twarz,
zanim stanie się to, co nieuchronne?
- Pocałuj mnie - powiedziała nagle.
Douglas nawet nie drgnął. Nie miał pojęcia, jak
dżentelmen powinien zareagować na takie dictum. Wie
dział natomiast doskonale, jak on sam miałby ochotę
zareagować. Niestety, wzięcie jej w warzywniku nie
byłoby chyba najfortunniejszym posunięciem.
Rowena podniosła głos:
- Powiedziałam, żebyś...
- Dobrze słyszałem, co powiedziałaś. - Zacisnął
szczęki, chwycił ją za ramię i przyciągnął do piersi. -
Prawdopodobnie tak samo dobrze jak moja siostra.
Schowała się gdzieś w tych zaroślach.
Rowena wyjrzała zza jego ramienia.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? -
spytała zirytowana.
- Nie sądziłem, że nasza konwersacja przybierze tak...
interesujący obrót. Popchnął ją lekko w kierunku ścieżki.
139
JILLIAN HUNTER
- Pocałowałbyś mnie, gdybyśmy byli sami? - szep
nęła.
Douglas na chwilę niebezpiecznie zacisnął dłoń na
jej ramieniu. W końcu puścił ją; miał nieodgadniony
wyraz twarzy.
- Widzisz tamte fioletowe kwiatki?
- To są osty, milordzie.
Przyklęknął, żeby ukryć podniecenie.
- Chyba masz rację - wycedził przez zęby.
- Powinnam była poprosić Aidana, żeby mnie poca
łował - stwierdziła z zadumą.
Douglas podniósł na nią groźny wzrok.
- Nie radziłbym - powiedział lodowato spokojnym
głosem. - Widzisz, Aidan jest moją prawą ręką, a prędzej
odciąłbym sobie ramię, niż pozwolił, żeby cię dotknął.
Przełknęła ślinę i cofnęła się o krok.
- Nie mówiłam poważnie...
- To dobrze. - Jego twarz znów nie zdradzała żadnych
emocji, w głębi serca czuł jednak jakiś piekielny ogień.
Nie mógł znieść myśli, że miałaby prosić Aidana o poca
łunki. - Chciałabyś, żeby Aidan cię pocałował?
- Oczywiście że nie. Ten człowiek w ogóle nie
zwraca na mnie uwagi.
Westchnął z ulgą, że nie będzie musiał zamordować
jednego ze swoich najlepszych przyjaciół. Wyrwał kłu
jącą roślinę z korzeniami. - Może to przeklęte zielsko
to jakieś zioło?
Rowena ściągnęła brwi i zadowolona, że minął mu
gniew, powiedziała:
- To zwykły oset, milordzie. Najwidoczniej nie jesteś
140
SMOK
podobny do ojca. Zdaje się, że był namiętnym ogrod-
nikiem.
- Prawdę mówiąc, był z niego kawał skurwysyna -
palnął bez zastanowienia.
Rowena przycisnęła rękę do ust. Podświadomie go
prowokowała, mając nadzieję, że wyciągnie z niego
część prawdy. Smoka z Darien i poprzedniego
lorda Dunmoral nie łączyły żadne więzy krwi. Czy
leżało jej na tym, by złapać go na kłamstwie?
- Twój ojciec był kim?- spytała.
Douglas podskoczył na równe nogi. Ta kobieta kom-
pletnie wyprowadzała go z równowagi.
- No cóż, wydało się - odparł natychmiast, nie tracąc
rezonu. Założył ręce na plecach i ciągnął: - Papie
zdarzało się podkradać nasiona i sadzonki z cudzych
ogrodów. Mam nadzieję, że nie weźmiesz sobie do serca
tego wstydliwego fragmentu historii rodzinnej.
Rowena patrzyła na niego osłupiała. Mistrzostwo,
z jakim naprawiał swoje gafy, budziło w niej autentyczny
podziw.
Douglas niewinnie patrzył jej w oczy. Gra znów się
zaczęła.
Odezwał się z westchnieniem:
- Papa tak ogromnie kochał swoje roślinki... Do tego
stopnia, że posuwał się nawet do przestępstwa.
Rowena patrzyła mu prosto w oczy. Działało mu to
na nerwy. Może to prawda, że jest młoda i naiwna
wobec mężczyzn, ale z pewnością przebiegła z niej
bestia. Jeżeli uda mu się wyprowadzić ją w pole, to
tylko dlatego, że ona sama na to pozwoli.
141
1
JILLIAN HUNTER
-
Nie musisz tłumaczyć ojca - powiedziała. - Mój
praprapradziadek był wieśniakiem, który zdobył władzę
i sam koronował się księciem.
- Ambitny człowiek.
- Mężczyźni w mojej rodzinie biorą to, co chcą -
powiedziała z uśmiechem.
Zupełnie jak Douglas.
Poprowadził ją przez ozdobną kładkę.
- A kobiety? - spytał.
- Na ten temat nie mam zbyt wiele do opowiadania. Jak
już wspomniałam, moja młodsza siostra Michalina została
zamknięta w klasztorze. Matka zmarła wiele lat temu.
Poczuł dziwne pragnienie, by przytulić ją do piersi
i ochronić przed całym złem tego świata.
- Życie bywa trudne, nawet dla księżniczki.
- Czasami. Ojciec nigdy nie doszedł do siebie po
śmierci mamy. Ma tylko mnie. Przez wiele lat byłam
jedyną osobą, przy której się uśmiechał.
I poświęcasz dla niego życie, pomyślał. Czy twój
ojciec to docenia? Chcesz wybawić go z potrzasku. Czy
on by się niepokoił, gdyby wiedział, że zawędrowałaś
pod dach takiego łotra jak ja?
- Twoje drobne ramiona nie uniosą takiego ciężaru.
Oparł się o fontannę. Rozdziawiona paszcza kamien
nego lwa pełna była uschłych liści.
- Za to twoje ramiona wyglądają dość solidnie -
powiedziała.
Serce zabiło mu szybciej. Mówiła niebezpieczne
rzeczy. Sprawiała, że czuł się dzielny i silny, podczas
gdy on sam miał się za zwykłego szubrawca.
142
SMOK
-
Powinnaś być dumna ze swojej niewinności -
stwierdził.
Rowena zmarszczyła czoło.
- Dlaczego?
- Mężczyźni podziwiają u kobiet niewinność.
- Doprawdy? - powiedziała zaczepnie. - To tłuma-
czyłoby, dlaczego pół życia spędzają na znęcaniu się
kobietami, jak to się dzieje na przykład pod murami
twojego własnego zamku.
- Nie wszyscy mężczyźni są tacy - powiedział Dou
glas, mimo że w żaden sposób nie mógł sobie przypa
mnieć choć jednego, który byłby inny.
- Nie chcę, by mężczyźni mnie podziwiali - zwie-
rzyła się Rowena. - Wolałabym, by szaleli za mną tak
jak za moją siostrą.
Douglasa ogarnęła fala niepohamowanej żądzy. Rozej-
rzał się dokoła. Gdyby ta kobieta wiedziała, jak działają
na niego jej prowokujące uwagi, miałaby się bardziej
na baczności.
- To niezbyt bezpieczne zwierzenie, wasza wysokość.
Nieodpowiedni mężczyzna mógłby wykorzystać takie
stwierdzenie przeciwko tobie.
Rowena zignorowała ostrzeżenie.
- Oczywiście, musiałabym znaleźć mężczyznę god
nego w równym stopniu mojego zaufania, jak i po
żądania. - Uśmiechnęła się. - Czyżbym zaczęła mówić
do rymu?
- Niezbyt wyszukane te rymy- powiedział zaci
skając szczęki.
- Mężczyzna pełen godności, ale biegły w miłości?
143
JILLIAN HUNTER
Popchnął ją do przodu.
- Sądzę, że czas już wracać.
Westchnęła z żalem.
- Dziękuję. Odrobina ruchu była mi bardzo potrzebna.
Nieużywane ciało marnieje.
- Owszem, znam to uczucie.
- Prawdę mówiąc - powiedziała Rowena - jeśli ist
nieje coś, co kocham bardziej od ogrodnictwa, to jest
to polowanie z sokołem. Gdy tylko przybyliśmy do
zamku, zauważyłam, że macie tu klatki dla sokołów.
Czy Mateusz wspominał ci, że tak się poznaliśmy?
Na polowaniu z sokołami w lasach mego ojca?
Douglas uśmiechnął się cierpko.
- Nie, ten drań nigdy mi o tym nie mówił.
- Byłam pod wielkim wrażeniem - powiedziała bez
ceremonialnie, krocząc z wysoko podniesioną głową,
jak księżniczka, która przechodzi obok lokaja. - Jesteś
zupełnie inny niż on, milordzie. Zdaje się, że nie po
dzielasz prawdziwie męskich zainteresowań swego brata.
Pewnie wolisz tak spokojne zajęcia jak czytanie poezji.
Poszedł za nią powoli, z cynicznym uśmiechem na
ustach.
Kiedy ty uczyłaś się jeździć na kucyku w pałacowych
ogrodach swego ojca, ja łupiłem zamek w San Lorenzo.
Ty brałaś pachnące kąpiele i popijałaś hiszpańską cze
koladę przed snem. Ja kąpałem się we krwi i upijałem
do nieprzytomności w podziurawionej kulami jak sito
łodzi.
144
SMOK
Kiedy ty studiowałaś historię starożytnego Rzymu,
ja przewodziłem bandzie ulicznych rzezimieszków. Two
ja guwernantka wpajała ci chrześcijańskie wartości.
Jedyną wartością, jaka miała znaczenie dla mnie, było
utrzymanie się przy życiu.
I zanim zaczęłaś marzyć o tym pierwszym poca
łunku, ja miałem już na sumieniu śmierć innego czło
wieka.
Spokojne zajęcia.
Gdyby tylko wiedziała...
Wspaniale, pomyślała Rowena, wspinając się po
schodach do swojej komnaty. Teraz Douglas pomyśli,
że jest nie tylko głupia, ale w dodatku kompletnie
szalona. Brakowało tylko, żeby rzuciła mu się do kolan.
- Pocałuj mnie... - mruknęła do siebie, chowając
twarz w dłoniach na wspomnienie swoich własnych
słów. - Mężczyzna pełen godności, ale biegły w miłości.
Czy ja to naprawdę powiedziałam?
Dotarła do komnaty i zatrzasnęła za sobą ciężkie
drzwi. Zrzuciła wyszywane perłami pantofle i cisnęła
nimi w okno. Kopnęła krawędź łóżka, wyobrażając
sobie, że to noga jego lordowskiej mości.
Zacisnęła usta i wszystkie rzeczy z sosnowej szafy
wyrzuciła na łóżko.
Szara podróżna suknia, na której nie widać kurzu.
Jasnoniebieska, która podkreśla blask jej oczu. Kilka
brązowych i ciemnozielonych strojów- księżniczka
musi przecież w każdej sytuacji wyglądać godnie.
145
JILLIAN HUNTER
Na samym spodzie tego stosu dostrzegła bladomali-
nowy jedwab i skrawek halki przetykanej złotą nicią.
Głęboko wycięty dekolt sukni odsłaniał ramiona, piersi
i plecy. Ten bezwstydny krój pasowałby doskonale do
kurtyzany. Był to prezent, który jej siostra dostała od
jednego z adoratorów- przywiózł go z Paryża. Ta
niesforna Michalina, zamknięta teraz w klasztorze, zmu
siła Rowenę, by przyjęła tę suknię w podarunku przed
wyjazdem do Francji.
- Nie mogę tego założyć! - wykrzyknęła Rowena. -
Ależ w tym widać...
- ...że jesteś piękną kobietą, a nie tylko skromną
i posłuszną córką, która nigdy w życiu nie zrobiła
nic ekscytującego. - Słowa Michaliny ostro zabrzmiały
w jej pamięci. - Teraz czas na ciebie, siostro. Żyj
pełnią życia. Siej zamęt w umysłach i sercach męż
czyzn. Baw się do woli.
- Ale...
- Nie wstydź się pokazać piersi, Roweno. Są większe
niż moje.
Douglas czuł się trochę lepiej. Po spacerze z Roweną
pojechał z Aidanem na wrzosowiska i natknął się na
dwóch ludzi Neacaila, którzy polowali na kuropatwy.
Douglas starł się z pierwszym z nich i mężczyzna
leżał teraz ranny na dnie lochu, gdzie z pewnością umrze.
Drugi poddał się bez walki. On również czekał na
swój koniec w mrocznych podziemiach Dunmoral.
146
SMOK
Tak, Douglas był zadowolony po tym popołudniowym
wypadzie. Czułby się jeszcze lepiej, gdyby mu się udało
schwytać i przywlec do zamku Neacaila. I gdyby mógł
zdobyć przychylność księżniczki dzięki swoim własnym
zasługom, a nie dzięki tej maskaradzie.
14
Gemma rzuciła zabłocone buty na stopnie przed
wejściem do zamku.
- Douglas, dlaczego nie pocałowałeś jej wczoraj
w ogrodzie? Nie rozumiem cię. Przecież lubisz całować
kobiety. Odjęło ci rozum?
- Prawdopodobnie. - Westchnął; miał zgnębioną mi
nę. - Skąd by tu wziąć sokoła?
Przysiadła na stopniach i popatrzyła na niego po
ważnie.
- Jakiego znów sokoła?
Douglas zapatrzył się ponad jej głową na Rowenę,
która dawała właśnie popis łucznictwa przed zachwy
conym tłumkiem służby i piratów w stanie spoczynku.
Te łobuzy jadły jej po prostu z ręki. Przepychali się,
żeby podać jej kołczan, przynieść chłodnej wody ze
studni, gdyby miała pragnienie, pokazać nowo narodzone
kociaki w stajni.
148
SMOK
-
Jak to się dzieje, że ona potrafi oczarować nawet
kamienie? - Zastanawiał się głośno.
- Jest po prostu urocza i traktuje wszystkich z szacun
kiem - powiedziała w zamyśleniu Gemma. - Nazwała
Baldwina „dobrym człowiekiem". Nikt wcześniej nie
nazwał tego hultaja dobrym człowiekiem. I dała Dain-
ty'emu jakąś maść na bolące kolano. - Gemma wes
tchnęła i objęła drobną buzię dłońmi. - Poszła nawet
sama do kuchni, żeby podziękować Frances za te okropne
owsiane ciasteczka. Frances, która jeszcze rok temu
wrzeszczała na klientów burdelu.
- Wszyscy jesteśmy zakałą społeczeństwa - stwier
dził Douglas. - Zgraja typów spod ciemnej gwiazdy.
Nie wiem, dlaczego sądziłem, że to się uda.
- Powinieneś był ją pocałować. Przecież wręcz ci to
rozkazała.
- To nie jest dziwka - odparł sztywno. - To młoda
dziewczyna, tak samo jak ty, a gdybym złapał męż
czyznę, całującego cię przed zaręczynami, rozwaliłbym
mu łeb.
Gemma zachichotała, a potem klasnęła w ręce, kiedy
Rowena trafiła w sam środek tarczy.
- Jakiego sokoła mam ci znaleźć?
- Wszystko mi jedno. Dużego, małego, brązowego,
czarnego... - Zmarszczył brwi, widząc, jak Shandy,
Willie i Baldwin łażą za Roweną krok w krok. - Żartuję,
Gemmo. Nie jestem sokolnikiem. Nie jestem Mateuszem.
Już sam, do diabła, nie wiem, kim jestem.
- Wciąż chcesz zagarnąć jej majątek? - spytała Gem
ma.
149
JILLIAN HUNTER
Zawahał się. Jeszcze bardziej spochmurniał, kiedy
Rowena zaczęła przymilnie namawiać Aidana, żeby
spróbował strzału.
- Tego też już nie wiem, dziewczyno.
- Och, Douglas. - W jej głosie zabrzmiała troska. -
Teraz naprawdę zaczynam się o ciebie martwić.
To jest zdechłe! - na całe solarium zagrzmiał Dain-
ty. - To jest wypchany ptak, Gemmo! Do wszystkich
diabłów, co Douglas ma z tym zrobić?
Willie i Baldwin, stojący na czatach przy drzwiach,
zaśmieli się cicho, kiedy Gemma zerwała się z ławeczki
w wykuszu okna, żeby uspokoić olbrzyma.
- Rusz głową, Dainty. Umocujemy go na szczycie
wieży. Nikt nie zauważy różnicy.
- To ptaszysko jest nieżywe!
Skrzyżowała ramiona na piersi.
- Jeśli przestaniesz się tak wydzierać, księżniczka
w niczym się nie zorientuje.
- A jeśli powie Douglasowi, że chce popatrzeć, jak
on lata? - spytał z przekąsem Dainty.
Cień niepewności przemknął przez twarz Gemmy.
Bezradnie opuściła ręce.
- O tym nie pomyślałam.
Dainty wziął ptaka ze stołu i mruknął:
- To nie był najlepszy pomysł.
- Lepszy, niż te twoje ohydne małże - rzucił stojący
w drzwiach Baldwin.
Gemma westchnęła z rozpaczą.
150
SMOK
- Nie, nie poddałam się jeszcze... Chodź, Dainty. Ten
stwór musi przed wieczorem wrócić do saloniku pani
MacVittie. Mary mówi, że doktor liczy wszystkie okazy
swojej kolekcji codziennie przed zaśnięciem.
Olbrzym nie poruszył się, kiedy wyrwała mu wy
pchanego ptaka z ręki.
- Co ty znowu knujesz, Gemmo?
Z ptaszyskiem pod pachą, zdecydowanym krokiem
ruszyła do drzwi.
- Przypomniało mi się coś, co widziałam na wiejskim
targu. Chodźcie! Musicie mi pomóc.
15
Jeszcze tego samego dnia Gemma namówiła Da-
inty'ego, żeby ze sznurków i drewnianych bloczków
skonstruował urządzenie, dzięki któremu ich sokół bę
dzie latać między dwoma oknami wieży. Gemma zajęła
pozycję we wschodnim oknie, a Dainty w zachodnim.
Aidan stwierdził, że nie chce mieć nic wspólnego
z całą tą sprawą. Wolał przyglądać się wszystkiemu
z bezpiecznej odległości, kiedy Douglas się domyśli
i rozpocznie masakrę.
Baldwin stał na dole i dawał Gemmie znaki, żeby
sokół nie roztrzaskał się o mur.
Przedsięwzięcie było równie dobrze przygotowane,
co gromadzące tłumy ciekawskich występy kuglarzy na
targu.
Gemma miała smykałkę do przedstawień. Była prze
konana, że jej plan się powiedzie. Serce jej się krajało,
152
SMOK
kiedy przypomniała sobie, jak strasznie Douglas jest
przybity z powodu kobiety. Zasługiwał na księżniczkę,
mimo iż Gemma nadal sądziła, że powinien przestać
udawać przed Roweną, tylko być po prostu sobą. Jak
mogłaby nie pokochać jej brata?
Douglas poczuł ostrzegawczy dreszcz na plecach
i zimny pot pokrył mu skórę pod ciężkim pledem.
Gemma zwołała wszystkich pod mury obronne, obie
cując rozrywkę.
Zabrzmiało to niegroźnie. Roweną była wprost za
chwycona, ponieważ zaczynała się już skarżyć, że od
tygodnia nie wolno jej opuścić zamku. Lecz teraz Dou
glas zastanawiał się, co za szalony pomysł przyszedł
Gemmie do głowy.
- Zaufaj mi, Douglas - powiedziała, uśmiechając się
porozumiewawczo.
Kiedy dziewczyna pobiegła do schodów wieży, pod
szedł do Baldwina i spytał:
- Co uknuła moja siostra?
- To tajemnica, sir.
- Natychmiast mi powiedz, albo powieszę cię za
uszy nad bramą.
- Obiecałem, że nie pisnę ani słówka, sir. - Ale na
widok groźnego wzroku Douglasa dodał: - Znalazła ci
sokoła.
- Sokoła? - Douglas uśmiechnął się lekko. - Na
prawdę? Sprytna dziewczyna.
153
JILLIAN HUNTER
- Tak. - Baldwin zacisnął usta, żeby nie powiedzieć
już nic więcej.
- Prawdziwy żywy sokół... - cicho powiedział Dou
glas. - Czy jest wyćwiczony?
Baldwin wciągnął powietrze przez zęby, udając, że
wpatruje się uważnie w wieżę.
Wyraz twarzy Douglasa nagle się zmienił.
- No, dalejże, Baldwin! Gadaj mi tu zaraz, co wymyś
liła ta wariatka!
Wypchany. Dobry Boże... Douglas potrząsnął głową
w nadziei, że księżniczka jest krótkowidzem albo że
przyjmie występ Gemmy jako żart. Mgła osnuwająca
szczyty wież powinna okazać się pomocna. Kolejne
oszukaństwo, pomyślał z westchnieniem.
- Ten sokół chyba zawisł w powietrzu- szepnęła
Hildegarda, poprawiając szal na ramionach Roweny. -
Musisz się okryć, wasza wysokość. We mgle łatwo się
przeziębić.
Rowena strząsnęła rękę guwernantki, nie odrywając
wzroku od wieży.
- Nigdy nie widziałam, żeby sokół utrzymywał taką
pozycję w powietrzu.
- I pewnie już nigdy nie zobaczysz - odezwał się
Douglas, ponuro wpatrzony w drobną twarz siostry na
wieży. - A może on to robi, żeby się popisać?
- Ona - poprawiła go Rowena.
- Co?
154
SMOK
- Ona to robi, żeby się popisać - powiedziała Ro-
wena. - Do polowań używane są samice.
- Właśnie to chciałem powiedzeć - odparł z irytacją
i zaczął krążyć wokół niej, żeby zasłonić sobą widok. -
Najwyraźniej uwielbia się popisywać.
- Czy moglibyśmy wejść na blanki, żeby lepiej wi
dzieć? - spytała.
- Nie sądzę. Ona wysiaduje właśnie jaja, wasza
wysokość. Wiesz, jakie sokoły są wrażliwe w tym
okresie.
Przyjrzała mu się badawczo.
- To miła niespodzianka, że dzielisz moją pasję.
Sokolnictwo to sztuka wymierająca.
Spojrzał do góry na wypchanego ptaka.
- Och, tak. Z pewnością.
Nagle Gemma najwidoczniej straciła kontrolę nad
sznurkami, bo sokół wykonał serię dzikich obrotów
w powietrzu. Douglas zesztywniał.
- Pikuje - ze zdziwieniem stwierdziła Rowena i od
sunęła Douglasa, żeby lepiej widzieć. - A teraz znowu
wznosi się do góry! Coś wspaniałego!
Douglas zrobił się blady jak ściana. To cholerne
ptaszysko nie pikowało, tylko spadało w dół jak
kamień.
Douglas odłączył się od tłumu na dziedzińcu. Ciekaw
był, w którym miejscu wypchany sokół uderzy o ziemię.
Jednak w ostatnim momencie Dainty mocno pociągnął
za sznurki i ptak gwałtownie wzniósł się ponad blanki.
Kilka piór powoli spłynęło na ziemię.
- Znowu się uniosła- powiedziała zdumiona Hil-
155
JILLIAN HUNTER
degarda. - Nigdy nie sądziłam, że coś takiego jest
możliwe.
- Ja też nie - stwierdziła sceptycznie Rowena.
Hildegarda wydała z siebie niemy okrzyk.
- Ależ ona gubi pióra!
- Jest w okresie godowym - szybko powiedział Dou
glas.
Rowena podejrzliwie zmarszczyła czoło.
- Mówiłeś, że wysiaduje jaja.
Chwycił w powietrzu jedno ze spadających piór.
- Tak, to zadziwiające, jak wiele rzeczy te ptaki
mogą robić jednocześnie. Chciałbym, żeby moi ludzie
byli choć w połowie tak wyćwiczeni jak ona.
- Co jego lordowska mość zrobi z jej jajami?-
Hildegarda zwróciła się do Baldwina.
Pirat stał tuż obok niej i obserwował spektakl w na
pięciu.
- Nie wiem, madame - odpowiedział szczerze. -
Chyba je ugotuje.
- Ugotuje? - Hildegarda miała przerażenie w oczach.
Douglas zmierzył Baldwina lodowatym spojrzeniem.
- Miał na myśli, że je zachowam, madame. Będziemy
na nie chuchać i dmuchać.
Rowena przyjrzała mu się przenikliwie. Douglas
wiedział już, że został zdemaskowany. Zagwizdał cicho
przez zęby i demonstracyjne odwrócił wzrok.
- To raczej dziwna pora roku na rozmnażanie, praw
da, milordzie? - spytała cierpko Rowena.
- Dlaczego? - odezwał się Baldwin, zanim Douglas
zdążył otworzyć usta. - My tu w Szkocji rozmnażamy
156
SMOK
się przez cały rok. Czy w twoim kraju jest inaczej,
księżniczko? - spytał, wpatrzony w nią jak zwykle
rozanielonym wzrokiem. - Czy wy płodzicie dzieci
tylko w pewnych okresach?
16
M a r y MacVittie przyszła do zamku następnego ranka.
Głęboko wierzyła, że Dunmoral powinno mieć swoją
księżniczkę. Jej obecność podniosłaby rangę tego zapom
nianego miejsca.
Przeszła przez wielką salę do stołu ze swoją słynną
księgą w ręce. Czekało ją trudne zadanie.
Książę Piratów siedział rozparty na krześle i rzucał
dookoła wściekłe spojrzenia. Z przerażeniem zauważyła,
że trzyma nogi na stole!
- Oczekiwaliśmy cię wcześniej, madame - rzucił przez
zęby, przyglądając się jej spod przymkniętych powiek.
Mary w napięciu zaczerpnęła tchu. Trochę obawiała
się tego człowieka. Nerwowo stukał teraz wysadzanym
klejnotami sztyletem o masywne udo. Kto wie, co zrobi
za chwilę?
- Twoja siostra studiowała tę książkę- odezwała
się. - To traktat na temat stosunków towarzyskich.
158
SMOK
- Jakich stosunków? - Douglas rzucił Gemmie groźne
spojrzenie i zdjął nogi ze stołu. - Powinienem zamknąć
cię w wieży razem z tymi głupotami. Naczytałabyś się
za wszystkie czasy.
Mary poczuła się trochę niepewnie. Wolała nie do-
puszczać do konfrontacji z tym groźnym człowiekiem.
Może kazałby jej iść na śmierć z zawiązanymi oczami
po desce wystającej za burtę albo, Boże broń, wy-
stawiłby ją nagą na licytację przed swoimi ludźmi.
Zakręciło jej się w głowie.
- Książki na temat etykiety są teraz w modzie -
powiedziała. - Maniery to podstawa, milordzie, i jeśli
mogę być szczera, twoim ludziom nie zaszkodziłoby
zapoznać się z konwenansami obowiązującymi na dwo
rze Ludwika XIV.
- Co ta kobieta opowiada? - szepnął Baldwin.
Willie potrząsnął głową.
- Powiedziała chyba, że ma na imię Ludwika.
- Na przykład ty, Gemmo - ciągnęła pani MacVit-
tie. - Czy wiedziałaś, że nie wypada, by młoda dama
zadzierała spódnicę przed kominkiem, gdy w pomie
szczeniu są osoby płci przeciwnej?
- Powinna ją z siebie ściągnąć? - Głośno zastanawiał
się Baldwin.
- Oczywiście, że ona o tym wie. - Douglas wydawał
się zniecierpliwiony.
Mary popatrzyła mu prosto w oczy.
- A czy ty, sir, wiesz o tym, że bezmyślne maj
strowanie pogrzebaczem w kominku podczas przyjęcia
uważane jest za szczyt złego wychowania?
159
JILLIAN HUNTER
-
Zapamiętam, żeby nigdy niczym nie majstrować
w towarzystwie płci przeciwnej, madame.
- Pomajstruje sobie w swojej komnacie - powiedział
Dainty, ale umilkł nagle, kiedy Gemma walnęła go
łokciem w żebra.
- Uroczysta kolacja jest sztuką samą w sobie - oświad
czyła Mary. - Dobre wychowanie wymaga pięknego
nakrycia stołu i wykwintnych dań. Dla księżniczki
wszystko musi być doskonałe. Król Francji wybiera
podczas jednego posiłku spośród stu przygotowanych
wcześniej potraw.
- Stu? - Willie zagwizdał przeciągle. - Po takiej kola
cji musielibyśmy wytoczyć księżniczkę z sali jak beczkę.
Mary obeszła stół, z niezadowoleniem wydymając
usta.
- Zróbmy próbę generalną bankietu. Ty zostaniesz
na swoim krześle, milordzie. Ze względów praktycznych
będę odgrywała rolę księżniczki.
- Czy ja mogę być księciem? - spytał Baldwin.
- Nie będzie żadnego księcia, półgłówku- odparł
Douglas. - Będziesz podawał wino.
- Milordzie... - Mary zsunęła łokieć Douglasa ze
stołu. Nabrała teraz odwagi, zrozumiawszy, jak bardzo
te biedne dusze potrzebują ratunku.
- Łokcie trzymamy blisko tułowia, a nie na stole.
A teraz wyobraźmy sobie, że podajemy sobie półmisek.
- Półmisek z czym? - spytał Phelps.
- Z podróbkami baranimi, to szkocka potrawa naro
dowa - powiedział Douglas. - Frances od tygodnia
pracuje nad idealną recepturą.
160
SMOK
- Tak coś właśnie czułem - odezwał się Baldwin. -
• Myślałem, że ktoś tam w kuchni wyzionął ducha i czeka
od tygodnia na pochówek.
Gemma zatkała nos palcami.
- Nienawidzę podróbek baranich. Nie będę tego jadła.
- Będziesz, jeśli księżniczka zechce ich spróbować -
powiedziała pani MacVittie autorytatywnie i usiadła na
krześle. Po chwili dodała: - Panie McGee, co też pan
wyprawiasz?
- Wydłubuję cebulę z tych podróbek. Dostaję od tego
zgagi.
- Dłubanie w talerzu jest niedopuszczalne - powie
działa z niesmakiem. - Dainty, dlaczego masz taką
zbolałą minę?
- Język mnie szczypie od tej okropnej cebuli.
- Język mnie szczypie, wasza wysokość. I proszę
powstrzymać się od jedzenia, zanim zacznę. Panie
McGee, proszę otworzyć wino.
Baldwin, zdumiony, rozejrzał się dookoła.
- A gdzie butelka?
- Posłuż się wyobraźnią - powiedział Douglas, tracąc
cierpliwość. - Pani MacVittie, czy mogę wtrącić słówko?
- Oczywiście, milordzie. Ty jesteś tu gospodarzem.
Douglas rzucił swoim ludziom miażdżące spojrzenie.
- Żadnego plucia, bekania ani pierdzenia. A ty,
Willie, nie grzeb nożem w sztucznych zębach. - Skinął
głową do Mary. - To wszystko, co miałem do powie-
dzenia.
- To bardzo słuszne uwagi - powiedziała cicho. -
Czy możemy kontynuować?
161
JILLIAN HUNTER
- Czy nie powinniśmy najpierw użyć miski z pach
nącą wodą? - spytała Gemma.
- Rzeczywiście, powinniśmy - zgodziła się Mary. -
Oto czarka z wodą. Zacznijmy od początku.
- A gdzie się podziały podróbki? - spytał Dainty.
- Będziemy myć nogi w tej wodzie?- Willie był
najwyraźniej zaciekawiony.
- Z pewnością nie - stanowczo stwierdziła Mary. -
Zresztą, wziąwszy pod uwagę wasze maniery, jest raczej
mało prawdopodobne, byście spożywali kolację w obec
ności księżniczki.
- Kapitan pozwolił nam jeść suchary razem z córką
Don Alfonsa - bronił się Willie.
- To co innego - stwierdził Dainty. - Porwaliśmy ją
dla okupu. Księżniczka jest tutaj gościem.
Pani MacVittie zmarszczyła czoło.
- Dobrze byłoby powstrzymać się od uwag przy jej
wysokości na temat waszych dawniejszych wyczynów.
- Co ona mówi? - szepnął Baldwin.
Douglas pochylił się groźnie nad stołem.
- Mówi, że rozwalę ci ten pusty czerep, jeśli piśniesz,
że byliśmy piratami.
Mary westchnęła głęboko.
- Willie, podnieś swój nóż.
- Jaki nóż?
- Hipotetyczny nóż.
- Nigdy nie słyszałem o niczym takim - stwierdził. -
A co to takiego?
Dainty parsknął pod nosem.
- Nóż do jedzenia hipotetów, ty idioto.
162
SMOK
-
Chyba nigdy nie jadłem niczego takiego. - Willie
zadumał się.
- Słyszałem kiedyś, jak kapitan nazwał Morgana
hipotetą - odezwał się Baldwin. Na jego twarzy rysował
się potężny wysiłek umysłowy.
Dainty rzucił mu ironiczny uśmieszek.
- Chyba hipokrytą.
- Do tego też są specjalne noże?- Temat coraz
bardzej ciekawił Baldwina.
- Nie, Baldwin - odparł Dainty. - Hipokrytów je się
łyżkami.
Baldwin wlepił wzrok w siedzącą po drugiej stronie
stołu Mary.
- Naprawdę masz na imię Ludwika?
- Boże Wszechmogący... - wykrzyknęła pani Mac-
Vittie. - Wasze braki w wychowaniu są większe, niż
sądziłam. - Odwróciła się do Douglasa. - Chyba nie
potrafię im pomóc, milordzie.
- Ja też nie - powiedział zgnębiony Douglas.
- Może szklaneczkę wina, sir?- spytał Baldwin,
żonglując w powietrzu wyimaginowaną butelką. - Wy
daje mi się, że dobrze ci to zrobi.
Douglas zabrał Rowenę na przejażdżkę do wioski
jeszcze tego samego dnia o zmierzchu. Dwie godziny
wcześniej przeszukał wrzosowiska i okoliczne lasy,
mając nadzieję, że znów natknie się na jakichś polujących
ludzi Neacaila. Kiedy wrócił, Rowena czekała już,
gotowa do drogi. Tak bardzo miała ochotę wyrwać się
163
JILLIAN HUNTER
z zamku. Obmyślając ten spacer, Douglas w tajemnicy
poprosił swoich ludzi o pomoc.
Henryk, tutejszy kowal i przywódca klanu, obiecał
pełną współpracę wioskowej starszyzny.
Douglas nie spodziewał się jednak, jak daleko sięgnie
ta „współpraca".
Fanfary kobziarzy, skrzypków i huczące bębny po
witały Rowenę na skraju doliny. Trzy młode dziewczyny
wręczyły jej uroczyście kosz z jabłkami i orzechami.
Z wdzięcznością przyjęła ten podarunek.
- Jestem głęboko wzruszona - zaczęła. - Jego lor-
dowska mość mówił mi o waszych nieszczęściach...
Nie było jednak sposobu, by dokończyła ułożone
wcześniej przemówienie. Ludzie z Dunmoral na to nie
pozwolili.
- Nieszczęścia? - spytała kobieta w pledzie z kap
turem. - Już dawno nie ostałaby się tu żadna żywa
dusza, gdyby nie jego lordowska mość.
Gdzieś z tyłu głośno zabrzmiał młody męski głos:
- W zeszłym miesiącu nasz dobry pan ugasił pożar
w domu mojej ciotki dosłownie gołymi rękami.
Rowena podniosła wzrok na Douglasa.
- Naprawdę?
Wzruszył ramionami.
- Nic takiego...
Mężczyzna z długimi siwymi włosami zbliżył się do
Roweny.
- Wyrwał mi zgniły ząb, kiedy sam kowal nie mógł
mu dać rady. - Rozdziawił szeroko usta. - Wsadził tam
rękę i wyrwał go jednym szarpnięciem. Możesz włożyć
palec do dziury, jeśli chcesz, księżniczo.
164
SMOK
Rowena zacisnęła usta.
- W porządku. Wierzę ci na słowo.
Tuż obok staruszka wyrósł spod ziemi kilkuletni
chłopczyk.
- Jego lordowska mość uratował naszą siostrę, kiedy
poszła za rybami i topiła się w jeziorze.
- Opiekował się moją chorą babką, kiedy zaniemogła.
- I moim koziołkiem, jak coś mu wlazło w nogę.
Douglas zerknął na Rowenę. Stała obok niego nieru-
chomo jak posąg. Czyżby miała w oczach łzy wzrusze
nia? Poruszyło ją to paplanie?
- Zawiózł mojego ojca na targ i kupił nam nową
maśelnicę.
-
Przyjął na świat mojego braciszka.
- Wyrzeźbił nowy nagrobek dla wuja Angusa.
Douglas znowu popatrzył na Rowenę. Wyglądała,
jakby była w jakimś transie.
Odchrząknął i odezwał się:
- Dosyć już tego...
Nie zwracali na niego uwagi. Tłoczyli się coraz bliżej,
coraz głośniej wykrzykując pochwały.
- Wykopał studnię.
- To naprawdę święty człowiek.
Ale moment kulminacyjny nadszedł, kiedy stary Rob-
bie, dawny kołodziej, przyklęknął z wyraźnym wysiłkiem
i trzymając czapkę w ręce, ze łzami spływającymi mu
na gęstą brodę, uniósł twarz ku Rowenie.
- To nasz anioł stróż, taka jest prawda. Lord Dun-
moral ma tak czyste serce, że złożył nawet śluby czys
tości, aż do chwili, gdy wszyscy będziemy tu bezpieczni.
- Co złożyłem...? - spytał przerażony Douglas.
165
JILLIAN HUNTER
Przez całą drogę powrotną do zamku Rowena nie
odezwała się do niego ani słowem. Nic dziwnego. Jej
biedna głowa pękała pewnie od tych opowieści na temat
jego anielskiej dobroci. Jednak efekt był dziwnie niejedno
znaczny - miała minę, jakby go chciała zabić.
Douglas nie miał o to do niej pretensji. Nie dość, że
jest bezczelnym kłamcą, to dokleili mu jeszcze łatkę
prawiczka.
Podobno złożył śluby czystości! - Rowena wybuch-
nęła dzikim śmiechem i upadła na łóżko. - No to
rzeczywiście szybko urodzę dziedziców!
Hildegarda pośpiesznie podeszła do drzwi, żeby je
dokładnie zamknąć.
- Uspokój się, wasza wysokość. Śluby można złamać.
- Jak?
- No cóż, istnieją pewne mikstury... - Hildegarda
nagle zakryła twarz rękami. - Boże, co ja mówię? Jeśli
ten człowiek pragnie dochować czystości, grzechem
byłoby go od tego odwodzić.
Nadszedł wieczór uroczystej uczty. W zamku huczało
jak w ulu. Wszyscy biegali strasznie czymś zajęci.
Douglas przebierał się do kolacji z entuzjazmem czło
wieka idącego na szafot. Stało się jasne, że nie będzie
mógł dłużej trzymać Roweny zamkniętej w zamku. Jest
już w Dunmoral ponad tydzień. Jasne było również to,
że nie jest zachwycona jego wizerunkiem „Lorda Pra-
166
SMOK
wiczka". Prychała śmiechem za każdym razem, gdy na
niego patrzyła. Odwrócił się i popatrzył na swój profil
w lustrze.
- No i jak wyglądam?
- Załóż ten pikowany kaftan, sir - odezwał się z głębi
szafy Willie.
Gemma potrząsnęła głową.
- Może w nim wyglądać za grubo.
Douglas wykrzywił się z niesmakiem. Jego załoga
rzeczywiście ostatnio zbyt wiele próżnowała i wszystkim
zaczęły rosnąć brzuchy. Nawet on sam wyczuwał, że
odrobinę przybrał na wadze.
Miesiąc temu postanowił codziennie rano pływać
w lodowatym jeziorze. Nie miał zamiaru zupełnie zgnuś-
nieć.
Klepnął się po twardym jak kamień brzuchu.
- Pirat z tłustym bębnem? Po moim trupie.
Przypiął pas ze szpadą. Jego złoty kolczyk błyszczał
w świetle świecy.
- Wyglądasz wspaniale, sir- z aprobatą stwierdził
Baldwin. - Nigdy nie wyglądałeś lepiej.
- Wyglądasz jak pirat- dodała Gemma ściągając
brwi.
Willie podszedł z tyłu z flakonem perfum.
- A co w tym złego, że wygląda jak pirat?
Gemma zerknęła na odbicie brata w lustrze.
- Powinien wyglądać jak prawdziwy pan. Dlaczego
nie włożyłeś tych czerwonych butów na obcasach, które
kupiliśmy w hrabstwie Nairn?
- Bo nie będę stukał obcasami jak kobieta. - Poprawił
167
JILLIAN HUNTER
fular pod brodą. - Kto rozpalił taki wielki ogień? Upiekę
się zaraz w tych wszystkich koronkach. Willie, spróbuj
tylko dotknąć mnie tym pachnidłem, to cię zatłukę. Nie
mam zamiaru pachnieć jak francuska lilia. Męczy mnie
już odgrywanie tej komedii.
- Jeśli nie włożysz tych butów na obcasach, to musisz
włożyć kilt - powiedziała Gemma. - Zdejmuj to wszyst
ko, Douglas.
- Ani mi się śni. Nie będę się już przebierał - mruknął
wściekły.
- Douglas, posłuchaj, czerwone buty na obcasach są
modne na dworze królewskim.
Nałożył swój kapelusz z długimi piórami.
- Jak w tym wyglądam?
- Te pióra nie najlepiej się układają. - Gemma przy
glądała mu się krytycznie. - Lord powinien mieć na
głowie beret.
- Beret? - Douglas roześmiał się, a potem wziął dwa
pistolety leżące na stoliku obok i wetknął je za szarfę
na piersi. - Teraz lepiej?
Gemma nie spuszczała z niego wzroku.
- Owszem, jeśli chcesz wyzwać księżniczkę na po
jedynek.
- A może powinien założyć ten diamentowy krzyż,
który ukradł w Kartagenie? - spytał Willie.
Gemma potrząsnęła głową.
- To byłoby zbyt rażące. Musi włożyć szkocki kilt.
- Nie - rzucił krótko Douglas.
Dainty wyciągnął z kieszeni pomarszczony szary
trójkąt.
168
SMOK
- To płetwa rekina na szczęście.
- Boże, nie wezmę tego.
- W tych obcisłych skórzanych spodniach wyglądasz
jak zbój - powiedziała Gemma.
Douglas podrapał się po policzku.
- Do diabła, to strojenie się zabrało tyle czasu, że
będę musiał drugi raz się ogolić.
- Nie ma na to czasu. - Gemma podeszła do drzwi
i kiwnęła na pozostałych, żeby poszli za nią. - Baldwin,
Willie, idźcie się szybko przebrać. A tobie, Douglas,
powtarzam, że powinieneś włożyć kilt i spiąć go tą
piękną broszą.
Pięć minut później Douglas znów wślizgnął się do
swojej komnaty. Przebrał się w granatowo-zielony kilt,
jednak nie zmienił zdania co do butów na wysokich
obcasach. To już był zbytek elegancji jak na jego gust.
Po chwili namysłu wsunął pod koszulę płetwę rekina.
Trochę szczęścia nie zaszkodzi.
Pirat w przebraniu szkockiego lorda.
Te kłamstwa wcześniej czy później z pewnością
wyjdą na jaw.
Douglas obszedł stół z rękami założonymi na plecach.
- Cóż to za potrawa kryje się na półmisku? - spytał.
Światło świec igrało na wykrzywionej w uśmiechu
twarzy Baldwina.
- To paw dla księżniczki.
169
JILLIAN HUNTER
- Paw? - Douglas utkwił wzrok w pokrywie półmiska
stojącego na środku stołu. - Nie wiedziałem, że mamy
pawie w Dunmoral. Jeśli to jakiś kolejny pomysł mojej
stukniętej siostry...
Urwał zaskoczony, kiedy z galerii rozległ się ryk
trąby. Po chwili zawtórowały jej kobzy i skrzypki.
Płomienie świec na żyrandolu nad stołem zadrżały.
Zasłonił uszy rękami.
- Och, nie... Skąd ten piekielny hałas?
- To grajkowie z wioski - wrzasnął Baldwin. - Księż
niczka musi już nadchodzić. Mieli zacząć grać, gdy
tylko opuści swoją komnatę. To na jej cześć.
- Przecież ona od tego ogłuchnie - powiedział Dou
glas, kierując się zamaszystym krokiem w stronę drzwi. -
Po kilku minutach wszyscy oszalejemy w tym huku.
Rowena zeszła właśnie ze schodów, kiedy do niej
podszedł. Szara jedwabna suknia podkreślała jej subtelną
urodę. Bujne włosy opadały kaskadami na ramiona.
Wyglądała jak bogini płodności. Douglas przypomniał
sobie jej zwierzenia, że jak najszybciej chce mieć
potomstwo. Ta myśl po raz kolejny niebezpiecznie go
podnieciła. Kiedy spojrzał jej w oczy, przeszedł go
dreszcz. Patrzyła na niego z taką nadzieją i otwartością,
że nienawidził teraz siebie za te wszystkie kłamstwa.
Tak bardzo wierzyła w swoje siły. Ta młoda dzie
wczyna chciała poprowadzić armię na ratunek ojcu.
Była przekonana, że powiedzie jej się tam, gdzie po
nieśli klęskę doświadczeni żołnierze. I sądziła, że może
igrać ze smokiem, nie plamiąc sobie delikatnych pa
luszków.
170
SMOK
Dla Douglasa jej wyzwanie było dziecinną zabawą
w porównaniu z przebiegłymi intrygami, w których był
mistrzem. Jednak jego plany wobec niej uległy zmianie,
Nie pragnął jej już ze względu na majątek czy wpływową
pozycję. Ku swojemu przerażeniu uświadomił sobie, że
pragnie zdobyć jej serce.
- A gdzież podziewa się twoja nieodstępna opiekun-
ka? - spytał rozbawionym tonem.
Rowena uśmiechnęła się lekko.
- Modli się w kaplicy o moje bezpieczeństwo. Ma
przeczucie, że moje życie jest zagrożone.
Zmroził go nagły niepokój. Pamiętał, że Hildegarda
uważała się za jasnowidzącą.
-
Przeczuć nigdy nie należy lekceważyć - powiedział
poważnie, ujmując jej dłoń.
Rowena wzruszyła ramionami, jakby chciała od
pędzić tę myśl.
- Nie dożyłabym trzech lat, gdyby miały się spraw-
dzać takie przepowiednie.
Zacisnął palce na jej dłoni, zaskoczony, że tak bardzo
pragnie ją chronić.
- Powinniśmy chyba lepiej cię pilnować.
Rowena spojrzała mu w oczy, zdziwiona powagą
w jego głosie.
- Sądzisz, że jestem w niebezpieczeństwie?
Douglas zawahał się. Chłopięcy uśmiech rozjaśnił
jego spaloną słońcem twarz.
- Trudno powiedzieć. Różne tajemnicze potrawy
mają pojawić się dziś na naszym stole. Może żadne
z nas nie przeżyje tej kolacji?
171
JILLIAN HUNTER
Rowena nagle rozejrzała się dookoła.
- Skąd dochodzi ten straszliwy hałas?
- Z galerii dla muzykantów - odparł zgnębiony. -
To na twoją cześć.
- Boże Święty, w takim razie pośpieszmy się do
stołu, zanim zaczną pękać mury.
Poprowadził ją korytarzem, a potem do wielkiej
sali, gdzie w świetle świec srebrne naczynia błysz
czały na pokrytym adamaszkowym obrusem stole.
Muzyka osiągnęła szczytowe crescendo w momencie
wejścia Roweny. Goście przy stole, a wśród nich
Gemma i doktor MacVittie, podnieśli się z miejsc,
witając ją ukłonami. Baldwin i Willie stali pod ścianą
w białych upudrowanych perukach i aksamitnych spod
niach do kolan.
Rowena podniosła głos, żeby przekrzyczeć muzykę:
- Ależ milordzie, po co tak wielkie zamieszanie
wokół mojej osoby?
Douglas nadstawił ucha.
- Słucham?
- Będę musiała podziękować kucharce za jej wysi
łek - powiedziała jeszcze głośniej.
- Co powiedziałaś?
- Placki z jabłkami wyglądają wyśmienicie - wrzas
nęła mu prosto w ucho. - Placki!!
Douglas odsunął się od niej z półuśmieszkiem. Kom
plementy prawdopodobnie zamarłyby jej na ustach,
gdyby dowiedziała się, że jeszcze rok temu ta sama
kucharka obsługiwała zupełnie inny rodzaj klienteli.
Rowena przygryzła wargę.
172
SMOK
- Przyślij do mnie kucharkę, milordzie. Sama z nią
porozmawiam.
- Przepraszam. - Douglas bezradnie rozłożył ręce. -
Nic nie słyszę.
- Chcę widzieć kucharkę!!- na całą salę ryknęła
Rowena.
Nagle muzyka umilkła. Jedna z tarcz herbowych
z hukiem spadła na podłogę. Baldwin ściągnął perukę
i otarł czoło rękawem.
Rowena zaczerwieniła się.
Douglas wskazał jej miejsce przy stole.
- Może spróbujesz placka, jeśli tak bardzo cię to kusi?
- Nie częstuj jeszcze plackiem. - Gemma podeszła
do nich pośpiesznie. - Zaraz podadzą ostrygi.
- Ostrygi?- spytał Douglas, przyglądając się jej
podejrzliwie.
- Placki miały być podane dopiero po daniach
głównych- wyjaśniła dziewczyna.- Shandy pomylił
się i przyniósł z kuchni nie to, co trzeba. Frances
o mało go nie zamordowała. - Spojrzała na Rowe-
nę. - Mam nadzieję, że wybaczysz nam tę niezręcz
ność.
- Nic nie szkodzi - z wdziękiem powiedziała Rowe-
na. - Placki z jabłkami mogę jeść przez cały dzień.
Douglas poprowadził ją do krzesła. Służący, którzy
rok temu ścigali hiszpańską eskadrę aż po wybrzeża
Indii Zachodnich, wmaszerowali uroczyście zza para-
wanów z półmiskami pełnymi jadła. Rowena usiadła
i przyglądała im się łaskawie.
Postawiono przed nią pieczone jagnię z koroną z pereł
173
JILLIAN HUNTER
na głowie. Następnie pojawił się marcepan i łosoś
w złocistym cieście.
Dainty podszedł z galaretką migdałową uformowaną
na kształt baśniowego zamku. Wieżyczki zawaliły się,
zanim dotarł do stołu, a gdy nadeszła Hildegarda, z głoś
nym plaśnięciem zawalił się most zwodzony.
Następnie zbliżył się Baldwin, żeby nalać wina.
Wszyscy przy stole wstrzymali oddech, kiedy napełniał
kielich Roweny lekkim czerwonym winem.
- Nie uroniłem ani kropelki - oświadczył na koniec,
a wszyscy zebrani odetchnęli z ulgą.
- Bardzo dobrze, Baldwin - odezwał się półgłosem
Douglas. - A teraz popraw perukę, jest tyłem do przodu.
Hildegarda i doktor MacVittie rozpoczęli dyskusję na
temat leczenia odcisków i sztuki upuszczania krwi. Pani
MacVittie dyskretnie kierowała służbą.
- Nadchodzą ostrygi- zaanonsował z końca sali
Dainty. - Zróbcie miejsce dla ostryg.
Z takim trudem zdobyte ostrygi pojawiły się na stole,
ułożone misternie na połówkach muszli. Douglas w na
pięciu zacisnął szczęki, kiedy Willie ruszył od gościa
do gościa z paterą najdziwaczniejszych mięczaków,
jakie kiedykolwiek widział.
Hildegarda ujęła w palce jedną z białych prążkowa
nych muszli.
- Nigdy wcześniej nie widziałam takich ostryg.
- To szkockie ostrygi - powiedziała szybko Gemma,
unikając wzroku brata.
- W mojej szkockiej ostrydze jest perła! - wykrzyk
nęła Hildegarda.
174
SMOK
Rowena uniosła brew.
- W mojej jest pierścionek z perłą.
Douglas z niesmakiem wbił wzrok w swój talerz.
- Gemmo - szepnął przez zęby. - Co to jest?
- Małże - odszepnęła. - Dainty zdobył je dziś rano,
ja pomalowałam je na biało.
Starał się uśmiechnąć, ale na jego twarzy pojawił się
jedynie nieokreślony grymas.
- Małże przemalowane na ostrygi... Dlaczego po
prostu nie podaliście ostryg?
- Po pierwsze, nie mogliśmy tu żadnych znaleźć.
Potem Dainty jakoś je zdobył, ale przez ten czas Frances
przypomniała sobie coś o jedzeniu ostryg w miesiącu,
w którego nazwie jest „r". -Gemma potrząsnęła głową. -
; Problem polegał na tym, że nikt w Dunmoral nie mógł
sobie przypomnieć, czy podczas trwania takiego miesiąca
; ostrygi są dobre do jedzenia, czy trujące.
Douglas westchnął.
- Dobry Boże...
- Frances karmiła ludzi tymi małżami przez cały
tydzień, by upewnić się, czy to jadalna odmiana. Nikt
nie umarł. - Uśmiechnęła się- Przynajmniej na razie.
Douglas chwycił Rowenę za nadgarstek, gdy podnosiła
widelec do ust. - Nie jedz tego.
Uśmiechnęła się rozbrajająco.
- Ostrygi są afrodyzjakiem, milordzie. Nie słyszałeś
o tym?
- Afrodyzjakiem? Na stole Lorda Prawiczka? - Pstryk-
nięciem palców przywołał Baldwina. - Zabierz stąd te
niebezpieczne ostrygi.
175
JILLIAN HUNTER
Rowena ostentacyjnie sięgnęła do swego talerza.
Douglas przycisnął jej rękę do stołu.
- Co robisz, milordzie? - spytała zaczepnie. - To nie
ja składałam śluby czystości.
Douglas poczuł, że krew zaczyna mu wrzeć. Przypo
mniał sobie, jak wiele czasu upłynęło od chwili, gdy po
raz ostatni dotykał kobiety i jak bardzo pragnie tej, która
siedzi obok. Jej zapach mącił mu umysł. Unosiła się
wokół niej jakaś kwiatowa woń kobiecości. Jej uśmiech
rzucał na niego niezwykły czar. Zdawało mu się, że
zamiast kontrolować sytuację, bezradnie ulega urokowi
tej kobiety.
Zerknął na siostrę. Za wszelką cenę chciał oderwać
się od tych myśli.
- Czy nie czas już odkryć główne danie?
Gemma skinęła głową i Willie zbliżył się, żeby zdjąć
pokrywę z półmiska. Zapadła cisza. Douglas stłumił jęk.
Rowena chwyciła kielich z winem, by ukryć napad
śmiechu. Koścista, mizerna kuropatwa sterczała na środ
ku stołu, a w jej kuprze tkwiły pawie pióra z najpięk
niejszego wachlarza pani MacVittie.
Osłupiała Hildegarda uniosła się na krześle.
- Boże Przenajświętszy- wydusiła.- A to co ta
kiego?
- Szkocki paw - z dumą odparł Baldwin- Złapaliśmy
go z Williem własnymi rękami. Jest świeżutki. Jeśli się
bliżej przysunie ucho, usłyszy się, że jeszcze oddycha. -
Poklepał Rowenę po plecach. - Jedz, księżniczko, póki
całkiem nie ostygnie.
176
SMOK
Aidan pojawił się nagle na galerii. Douglasowi wy-
starczyło jedno skinienie głowy przyjaciela, by zro-
zumiał, że wydarzyło się coś złego.
Przeprosił zebranych i odszedł od stołu, kiedy Rowena
była przy trzecim kawałku placka.
Dainty poszedł za nim jak cień. Wszyscy trzej przeszli
przez galerię portretów. Nie przerywając milczenia
doszli aż do oświetlonego pochodnią korytarza.
- Co się stało? - spytał Douglas.
Aidan uniósł dziwnie wyglądający pakunek.
- Chryste...!- wykrzyknął Dainty.- Skąd to się
wzięło?
Aidan odwinął z zakrwawionej koszuli głowę wilka.
Koszula należała do Roweny, pomyślał od razu Douglas.
Przerażenie ścisnęło mu gardło. Żadna inna kobieta
w zamku nie miała ubrań z tak delikatnej koronki.
Spojrzał na wyszczerzony w śmiertelnym bezruchu
pysk wilka.
- To było przybite do drzwi jej pokoju - cicho po
wiedział Aidan.
Douglas poczuł, że całe jego ciało ogarnia lodowata
fala.
- Kiedy?
- Podczas bankietu - odparł Aidan.
- Więc to ktoś z zamku. - Dainty zapatrzył się w głąb
korytarza. - Mogli ukryć się gdziekolwiek. Dlaczego,
do stu piorunów, stoimy tu jak trzy wystraszone
dziewice?
Aidan potrząsnął głową.
- Gunther przysięga, że strażnicy nie widzieli nikogo,
177
I
JILLIAN HUNTER
kto wchodziłby albo wychodził z zamku. Przeszukałem
jej komnatę. Nikogo tam nie było.
- Ktokolwiek to był, chcę go dostać w swoje ręce. -
Douglas odwrócił się na pięcie, ale po chwli zatrzymał
się i popatrzył Aidanowi w oczy.
- A skąd ty się wziąłeś w jej komnacie?
Aidan wyglądał na zaskoczonego.
- Wszyscy byliście zajęci przyjęciem. Chodziłem po
zamku, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Za
uważyłem, że drzwi jej komnaty są otwarte na oścież.
- Cholernie dobrze zrobiłeś -ponuro stwierdził Dain-
ty. - Ta kobieta padłaby z nóg na ten widok, nie mówiąc
już, że mogła natknąć się na intruzów.
- Rzeczywiście, cholernie dobrze... - Douglas spoj
rzał na głowę wilka. - Pozbądź się tego, a potem spot
kamy się w stajni. Dainty, zostaniesz tu z Roweną.
- Co mam powiedzieć, kiedy zapyta, gdzie się po
dzieliście? - spytał olbrzym.
Douglas i Aidan byli już w połowie korytarza. Od
murów odbijało się dudniące echo ich kroków. Głos
Douglasa dobiegł z klatki schodowej.
- Powiedz jej... Powiedz, że w pobliżu zamku za
uważono wściekłego wilka i że pojechaliśmy go zabić,
zanim kogoś skrzywdzi.
Nie boję się wilków - szepnęła kilka godzin później
Rowena stojąc przy oknie. - Ale boję się, że przejecha
łam cały ten szmat drogi na nic. Boję się, że zakochałam
się we własnym marzeniu.
178
SMOK
Stukot końskich kopyt na moście zwodzonym przerwał
ciszę. Potem rozległ się zgrzyt łańcuchów podnoszonej
w bramie kraty. Kilka minut później zobaczyła Douglasa
idącego od strony stajni. Jego potężna sylwetka natych-
miast przyciągała wzrok. Aidan szedł tuż za nim. Dainty
wybiegł z zamku, żeby ich o wszystko wypytać.
Rowena wstrzymała oddech na widok dzikiej energii
emanującej od Douglasa. Nie podejrzewał, że ktoś go
obserwuje. Z każdego jego ruchu biła jakaś żywiołowa
siła. Z niecierpliwych gestów Rowena wywnioskowała, że
nie udało mu się osiągnąć celu, dla którego opuścił ucztę.
Alarmujący głos Hildegardy wyrwał ją ze snu.
- Wasza wysokość, musimy natychmiast opuścić to
miejsce.
Rowena z bijącym sercem usiadła na łóżku. Grube
warkocze opadły jej na kolana. Półprzytomnie przy-
glądała się znajomej postaci ciskającej się wokół łóżka.
- Co się stało?
- Mam straszne przeczucie co do Fryderyka.
- Fryderyka? Nie minęły jeszcze dwa tygodnie -
powiedziała Rowena. - Czy nie możemy przedyskuto
wać tego rano?
- Miałam sen. Koszmar senny.
Rowena wydała z siebie głębokie westchnienie.
- Byłaś przykuta łańcuchami do krzyża. - Broda
Hildegardy drżała. - To było tak wyraźne, że widziałam
krople deszczu na twojej twarzy i wiatr rozwiewający ci
włosy.
179
JILLIAN HUNTER
- Hildegardo... - odezwała się łagodnie i objęła przy
jaciółkę. - To był tylko sen. Fryderyk poszukuje żoł
nierzy i niedługo wróci. Jestem bezpieczna w swoim
łóżku.
- U twoich stóp był mężczyzna - ciągnęła guwernant
ka, jakby wciąż miała ten obraz przed oczami. - Miał
w zębach nóż.
- Taki, jakich używaliśmy podczas kolacji? - Rowena
starała się obrócić wszystko w żart.
- Tym mężczyzną był człowiek zwany Aidanem-
wyszeptała schrypnięta Hildegarda. - Człowiek o tajem
niczym spojrzeniu. Ten, który przypomina mojego bied
nego Stefana.
- Aidan jest przyjacielem jego lordowskiej mości -
stwierdziła stanowczo Rowena. - Jest wobec mnie nie
zwykle uprzejmy i ma w sobie coś szlachetnego, co
podziwiam. Poza tym nie on jeden w tym zamku ma
swoje sekrety. A teraz idź już do swojej komnaty.
Przerwałaś mi bardzo przyjemny sen.
Hildegarda posłuchała niechętnie.
- Drzwi nie były zamknięte na zasuwę...
- Idź już, Hildegardo. Strażnicy jego lordowskiej
mości patrolują cały czas tereny wokół zamku.
- Na twoich drzwiach są ciemne plamy...
- Znowu jakieś ślady krwi? - fuknęła Rowena. - Idź
spać, Hildegardo, zanim twoje wymysły sprowadzą tu
połowę mieszkańców zamku. Nawet księżniczka po
trzebuje czasem snu.
180
SMOK
Neacail stał ukryty za kamiennymi blokami zasła
ającymi tajemne przejście do komnaty. Słyszał roz
mowę Roveny z Hildegardą. Miał zamiar znowu popat-
rzeć na młodą kobietę, gdy będzie spała, lecz ta stara
pozbawiła go tej przyjemności.
Księżniczka, pomyślał z niedowierzaniem. Księżnicz
ka śpiąca w jego zamku.
Zastanawiał się, czy spodobał jej się podarek, który
tu zostawił i co z nią zrobi, gdy odzyska to, co do niego
należy.
Nagle usłyszał stłumiony okrzyk wartownika. Natych-
miast odwrócił się i zaczął biec w dół po mrocznych
Stopniach. Przez pewien czas nie będzie mógł jej od-
wiedzać. Wszędzie kręci się zbyt wielu ludzi i ktoś
mógłby zauważyć jego konia przy wyjściu z tunelu nad
jeziorem. Uśmiechnął się na wspomnienie głowy wilka
przybitej do drzwi jej sypialni.
Poza tym miał pewne sprawy do załatwienia. I musiał
rozniecić kilka pożarów. Właściwie następny może być
stosem podpalonym na cześć księżniczki. Będzie mogła
przyglądać się płomieniom ze swego okna.
20
Była księżniczką, która wyrosła w pięknym pałacu
i w dzieciństwie jeździła na kucyku po wypielęgnowa
nym ogrodzie. Lecz jej życie nie było bajką. Matka
zmarła na zakażenie krwi, gdy Rowena miała trzy lata.
Rodzina nigdy nie otrząsnęła się po stracie tej mądrej
kobiety, która była jej sercem i dobrym duchem.
Siostra Roweny, Michalina, zawsze była zbuntowana
i chodziła własnymi drogami. Rowena znajdowała uko
jenie w obcowaniu z naturą, łucznictwie i zakazanych
wędrówkach po lesie. Przez większą część życia starała
się wywołać uśmiech zgorzkniałego ojca.
Książę Randolf ledwie zdawał sobie sprawę z istnienia
swoich dzieci. Wciąż prowadził wojny z sąsiadami.
Rana w jego sercu po śmierci żony nigdy się nie zagoiła.
Rowena bardzo go kochała, ale pragnęła, by choć raz
pomyślał poważnie o bezpieczeństwie i szczęściu ro
dziny. Do tej pory widziała przed sobą jedynie smutne
226
SMOK
życie
złożone z uciążliwych obowiązków i potyczek
z sąsiadami, wyniszczających ziemię, ludzi i jej duszę.
W Dunmoral znalazła nareszcie świat, w którym
mogła zasmakować życia. Sprawdzić swoje siły jako
kobieta. Poddać się wewnętrznym pragnieniom. Cier
pieć, ponieważ mężczyzna, którego pokochała, ją oszu-
kiwał, a ona kochała go mimo wszystko.
„Maria czy Elżbieta?
Maria-Elżbieta".
„Ależ to nie jest solarium. Wygląda raczej na kaplicę.
Oczywiście, że to kaplica. Ale ze mnie głupiec..."
Zgrzyt kamienia trącego o kamień wyrwał ją z zamyś
lenia. Odwróciła się natychmiast i zobaczyła, że Jerome
wychodzi zza wystrzępionej tapety, zakrywającej frag-
ment ściany tuż przy kominku - tajne przejście, którego
szukała Hildegarda. Serce zabiło jej gwałtownie, lecz
zachowała spokój. Wiedziała, że krzyk sprowadzi tu
natychmiast Dainty'ego.
Jej młody arogancki kuzyn miał na sobie brązową
tunikę do polowania i płaszcz z wilczej skóry. Wzrok
Roweny padł na inkrustowane srebrem pistolety za
pasem Jerome'a. Wyglądał jak dziecko bawiące się
w żołnierzyka.
- Roweno. - Jego głos nie brzmiał już tak jak w dzie
ciństwie. Jerome nie był już tym chłopcem, który uwal
niał króliki z sideł. - Podsłuchiwałem w kuchni. Służąca
znalazła to na rozstaju dróg przy starym opactwie.
Należało do Fryderyka, prawda?
Rowena spojrzała na strzęp ubrania w dłoni kuzyna.
Była to szarfa ze złotym medalionem, którą Fryderyk
227
JILLIAN HUNTER
z dumą nosił na piersi. Na metalu widniały ciemne
plamy zakrzepłej krwi. Rowena przełknęła ślinę. Zrobiło
jej się słabo.
- Jadę go poszukać - powiedział Jerome. - Mógł
wpaść do jakiejś rozpadliny i tkwi tam, nie mogąc
wezwać pomocy. Nie jest już młodym człowiekiem.
Pomożesz mi?
Zapadła cisza. Pod drzwiami stał na straży Dainty.
Hildegarda zeszła do kuchni asystować przy przygo
towaniach do kolacji - obawiała się, że zostaną otrute,
jeśli sama nie dopilnuje warzenia zupy.
Obie lubiły Jerome'a jako dziecko, lecz teraz kuzynów
zaczęły dzielić cele i ambicje. Czy to możliwe, że
buntownicy chcą osadzić Jerome'a na tronie jako swoją
marionetkę? Czy przyjechał tu naprawdę po jej pomoc,
czy też po to, by nie wróciła do domu? Przestrogi ojca
na temat zaufania wciąż brzmiały jej w uszach.
- Zawsze umiałaś odnaleźć ludzi w lesie - powiedział
z przekonaniem. - Ludzi i zwierzęta.
To prawda. Rowena posiadała szósty zmysł w tro
pieniu śladów. Intuicyjnie wyczuwała, gdzie się urywają
i jak je odszukać. Była cierpliwa, uważna i słuchała
wewnętrznego instynktu. Jednak szkockie góry w niczym
nie przypominały rodzinnych stron. Tutaj nawet mgła
wibrowała jakąś tajemniczą magią.
Postanowiła zaufać kuzynowi, tak samo jak zaufała
Douglasowi.
- Daj mi chwilkę, zaraz się przebiorę.
Westchnął z ulgą.
- Pośpiesz się.
228
SMOK
Douglas przemierzał wrzosowisko. Spod kopyt konia
wylatywały w powietrze grudy torfu. Zimny wiatr znad
gór smagał mu twarz. Było wczesne popołudnie, lecz
purpurowozłote, ciężkie chmury zasnuwały niebo. Burza
rozpęta się z pewnością jeszcze przed zmierzchem.
W taki dzień nawet pirat miał ochotę pomodlić się
do Pana Boga.
Aidan trzymał się tuż za nim. Przeszukali każdy
strumień, jaskinię i zagajnik w promieniu wielu mil,
lecz nie znaleźli kryjówki bandy Neacaila.
Kiedy zacznie się burza, sami będą musieli szukać
schronienia.
Douglas ściągnął wodze. W oddali zobaczył krążącego
nad jednym z wzniesień myszołowa. Skinął na Aidana,
który właśnie sięgał do pistoletu za pasem.
- Nie jedź za mną - powiedział Douglas, kiedy przy
jaciel się zbliżył. - To dobre miejsce na zasadzkę.
Aidan podniósł wzrok na wzniesienie i skinął głową.
- Tak.
Douglas zszedł z konia, Aidan zaś położył sobie na
kolanach pistolet i łuk.
Wiatr ucichł. Douglas szedł w stronę wzniesienia
przez wysokie wrzosy. W prawej dłoni trzymał pistolet,
a w lewej sztylet. Ramię cały czas sprawiało mu ból,
ale nie zwracał na to uwagi.
Poczuł, że Aidan podnosi łuk.
Gdy zaczął wspinać się po zboczu, myszołów odleciał
w mroczne niebo. Drapieżnik nie krążyłby nad grupą
uzbrojonych ludzi.
Martwy człowiek to co innego.
229
JILLIAN HUNTER
Poczuł skurcz żołądka, gdy odwrócił ciało twarzą do
góry. Aksamitna tunika leżącego na ziemi mężczyzny
była rozdarta od gardła do pasa. Krew z niezliczonych
ran od pchnięć nożem wsiąkła w ubranie.
- Fryderyk... - powiedział cicho.
Z trudem rozpoznał doradcę księżniczki, lecz błękitny
krzyż Hartzburga zdobiący pustą pochwę miecza nie
pozostawiał wątpliwości.
Atak był brutalny i niespodziewany. Osaczyli go jak
wilki, z tą różnicą, że wilki nie rozszarpują nikogo dla
rozrywki.
Odruchowo przyłożył kciuk do tętnicy szyjnej Fryde
ryka. Wyczuł leciutkie pulsowanie, cień życia tak słaby,
że w pierwszej chwili nie był pewien, czy się nie myli.
Oddech rannego wydawał się słyszalny. Była jednak
nadzieja.
Nadjechał Aidan. Trzymał w dłoniach ogromny pła
ski kamień.
Popatrzył życzliwie na Fryderyka i opuścił kamień.
- Pochowam go.
- Nie. On żyje.
Głos Douglasa zabrzmiał tak chrapliwie, jak skrze
czenie kruków nadlatujących znad opuszczonego opac
twa za wzgórzami.
Nie wiedział, jak wytłumaczy to Rowennie. Przecież
jeśli Fryderyk umrze, to on będzie za to odpowiedzialny.
Nie doszłoby do tego, gdyby wytrzebił wcześniej zbójów
Neacaila.
- Zawiozę go do zaniku, zanim rozpęta się burza.
Może te rany nie są tak groźne, jak wyglądają. Przynieś
230
SMOK
mi swój pled z konia, Aidan, może uda nam się uniknąć
ponurego obowiązku kopania mu grobu.
Dainty był wściekły i przerażony. Po raz drugi
z rzędu zawiódł Douglasa. Jak się wytłumaczy z tego,
ta dziewczyna go przechytrzyła? Dlaczego jej zaufał,
gdy poprosiła, żeby nie niepokoił jej w komnacie?
Zamek był cały naszpikowany tajemnymi korytarzami.
- Ten idiota Baldwin miał rację - mruknął do siebie. -
Co
pirat może mieć wspólnego z księżniczką?
Rozpaczliwe krzyki Hildegardy brzmiały mu
w uszach, gdy galopem przekraczał most zwodzony.
Ogołocił zbrojownię ze wszystkiego, co tylko zdołał na
siebie włożyć. By ratować księżniczkę, był gotów zmie
rzyć się z samym szatanem.
- Moja pani będzie już martwa, gdy ją znajdziesz! -
krzyczała za nim z wartowni Hildegarda. - Ten kraj roi
się od wilków i zbójów. A jeśli Jerome zabrał ją, kiedy
warowałeś pod drzwiami? A jeśli te łotry poderżnęły jej
gardło, gdy gotowałam zupę?
Dainty wciągnął wilgotne powietrze głęboko w płuca.
Ani Jerome, ani wilki nie budziły jednak jego obaw.
Przerażała go wizja furii Smoka, kiedy odkryje, że
Dainty znowu go zawiódł.
Douglas pochylił się nad stołem, poszarzały jak granit.
- Kobieto, jeśli nie przestaniesz zawodzić, nie ręczę
za swoje czyny. Kiedy twoja pani odjechała?
231
JILLIAN HUNTER
Hildegarda jęknęła, chowając twarz w dłoniach.
- Nie wiem. Jerome ją zabrał. Zostawiła mi wiado
mość - mieli szukać biednego Fryderyka. A jeśli i ją
napadną? Dlaczego pozwoliłam jej tu przyjechać? Dla
czego?
Douglas odepchnął się od stołu. Po poprzedniej wy
prawie konie wciąż były zmęczone i niegotowe na
kolejne długie poszukiwania.
Burza szalała nad Dunmoral. Serce Douglasa zamarło
na myśl o Rowenie błąkającej się bez opieki po okolicy.
21
Jerome, coś musiało się stać -powiedziała Rowena. -
Fryderyk bardzo się o mnie bał. Przysłałby przynajmniej
jakąś wiadomość.
- Mówiłem ci. - Jerome rozglądał się nerwowo do
okoła. - Mówiłem ci, żebyś schroniła się we Francji,
a nie w Szkocji. Ludzie tutaj to jeszcze poganie.
Roześmiała się.
- A my w Hartzburgu, z naszą wiarą w leśne trolle
i czarownice, nie jesteśmy poganami?
Jechali na oklep na klaczy, którą Jerome wykradł
jednemu z wartowników patrolujących brzeg jeziora.
Rowena odwróciła jego uwagę, rzucając z drzewa
kamyki do wody. W dzieciństwie często używali takiego
podstępu.
Kilka wron zakrakało od strony kępy wynędzniałych
olch.
- Ptaki śmierci - mruknął Jerome.
233
i
JILLIAN HUNTER
- Mówisz jak Hildegarda. - Rowena wpatrywała się
przed siebie. Miała na sobie zielone wełniane trykoty
pod marszczoną spódnicą do konnej jazdy. - Ta biedna
kobieta prawdopodobnie jest teraz przekonana, że mnie
porwałeś.
Poczuła, że zesztywniał.
- Jak gdybym mógł cię skrzywdzić...
Wysiliła się na uśmiech.
- Zaledwie siedem miesięcy temu sugerowałeś, by
papa zamknął mnie w lochu, jeśli odmówię poślubienia
księcia Vandever. Stwierdziłeś, że potrzebny mi spokój
do przemyśleń.
- Dla dobra Hartzburga - odparł urażony.
- Piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami. Jero-
me, nie wyjdę za tego człowieka.
Uderzył kolanem o jej kolano. Niebo zrobiło się
mroczne, tylko pojedyncze promienie światła prześwie
cały przez chmury. Wyglądały jak włócznie przebi
jające Unię lasu.
- Z powodu nieskazitelnego i pompatycznego Ma
teusza? - spytał.
- Dlaczego wszyscy myślą, że jestem zakochana
w Mateuszu?
- Jeśli nie chcesz Mateusza, czemu nie poślubisz
księcia? Obaj są przystojni.
- Nie wiem - odparła. - Może żaden z nich nie jest
moim przeznaczeniem.
Jerome zaśmiał się drwiąco.
- Przeznaczenie... Przestrzegałem twego ojca, by nie
trzymał w zamku Cyganów.
234
SMOK
- Chodzi o miłość - powiedziała sucho. - Albo jest,
albo jej nie ma.
- Kobieta z twoją pozycją nie może budować życia
na ideałach.
- Dlaczego nie?
- Myślisz o lordzie Dunmoral, prawda?-Zastanawiał
się głośno. - Czarny rycerz zawsze zwycięża. Pozwoliłaś
mu się pocałować. Nie uwierzyłbym, gdybym nie widział
tego na własne oczy. W domu wisiałby już za taką
śmiałość.
Rowena uśmiechnęła się do siebie i nic nie powie-
działa, wspominając pocałunek Douglasa. Nawet teraz
zrobiło jej się gorąco. Nie miała już wątpliwości, że jej
Smok żywi dla niej uczucie, że zdobyła serce tego
groźnego wojownika.
Ale po chwili zmroziła ją myśl, że Douglas może być
w tym samym momencie w śmiertelnym niebezpieczeń
stwie. Uśmiech zamarł na jej wargach. Jakże łatwo mógł
wpaść w pułapkę zastawioną przez ludzi Neacaila i przez
wiele dni nikt by o tym nawet nie wiedział.
-
Wracajmy - zaproponował Jerome. - Zbliża się
burza. Nie powinienem był cię zabierać. Pojedziemy do
zamku i kiedy lord Dunmoral wróci z wyprawy, po
prosimy go o pomoc.
Wjechali w sosnowy las, za którym zaczynała się
kręta droga prowadząca do zamku.
- Coś widziałam... Jakiś płaszcz - powiedziała nagle
Rowena.
Jerome rozejrzał się zaniepokojony.
- Nie podoba mi się to...
235
i
JILLIAN HUNTER
-
Mnie też nie - powiedziała. - Popatrz, paprocie nie
rosną w ten sposób.
Zatrzymali się przy kępie jesionów, wśród których
rosły stare leszczyny i ostrokrzewy. Między dwoma
drzewami wisiał wełniany pled.
- To kryjówka - szepnęła. - Można stąd obserwować
drogę, a samemu nie być widzianym.
- Nie widzę nic poza starą szmatą i zeschłymi liśćmi -
stwierdził Jerome.
- Kobieta ma rację, chłopcze.
- Głos dobiegł zza pobliskich drzew. Zanim Jerome
sięgnął po broń tkwiącą w fałdach płaszcza Roweny,
kilku górali w zniszczonych kiltach wypadło z zarośli
i ściągnęło go na ziemię.
Rowena nieruchomo siedziała na koniu. Jak na ironię,
uczono ją kiedyś, jak ma zachować się podczas porwania.
Wepchnęła drżące dłonie do mufki, którą miała za
wieszoną na szyi na pozłacanym łańcuszku. Nie chciała
pokazać strachu, dać im jeszcze większej przewagi.
Niski mężczyzna z poczerniałymi resztkami zębów
i włosami w tłustych strąkach ściągnął z głowy czapkę
i wykonał drwiący ukłon.
- Witamy w piekle, wasza wysokość. Właśnie nie
dawno dowiedzieliśmy się, z kim mamy do czynienia.
Podobał ci się podarek, który mój brat zostawił w twojej
komnacie?
- Boże... - Pochyliła się nad nim z niesmakiem. -
Ktoś powinien zająć się twoimi zębami! Wyglądasz jak
rzepa z wyciętymi zębiskami w wilię Święta Zmarłych.
Zmarszczył czoło, zdezorientowany.
236
SMOK
- Co to znaczy?
- Powiedziała, że jesteś ohydny jak zgniła rzepa -
ze śmiechem wytłumaczył jeden z jego ludzi.
Serce waliło Rowenie jak młotem. U boku szczer-
batego bandyty wisiał miecz z damasceńskiej stali.
Rowena widziała wyryte na nim błogosławieństwo swe
go ojca chrzestnego, arcybiskupa Hartzburga. Z trudem
się opanowała. Wiedziała, że miecz należał do Fryderyka,
że ci zbóje go znaleźli. Miała nadzieję, że nie cierpiał
i przed śmiercią. Modliła się, by Bóg dodał jej sił.
Najwidoczniej nie wiedzieli, co z nią zrobić.
Potem jeden z ludzi trzymających Jerome'a kiwnął
na tego, który niósł miecz Fryderyka. Neacaila nie było
między nimi. Rowena dobrze przyjrzała się jego pokie-
reszowanej twarzy, gdy wtedy, w nocy, walczył z Dou
glasem na mostku.
Ten szczerbaty był pewnie jednym z jego krewnych.
- Co mamy z nią zrobić, Eachuinn?
Podszedł bliżej, przyglądając jej się podejrzliwie.
Zauważyła zaschniętą krew na jego łachach. Starała się
nie wyobrażać sobie, co Fryderyk przeżył przed śmiercią.
I tego, co ją czeka.
- Świnia - powiedziała dobitnie. - Zawszony knur.
Niech cię piekło pochłonie!
Mimo brudu i zarostu, zauważyła, że zbladł. Jego
ludzie znów się roześmieli, ale już z mniejszym prze
konaniem.
- Obraziła cię, Eachuinn.
- Zawszony knur, a to ci dopiero...
- A może to czarownica? - mruknął któryś z nich.
237
JILLIAN HUNTER
Szczerbaty drgnął.
- Zaprowadzimy ja więc do Kamienia Czarownicy.
Niech wzywa pomocy swego pana.
- Neacail będzie chciał wziąć za nią okup - odezwał
się ktoś stojący pośród drzew. - Nie powinniśmy za
czekać, aż wróci?
Echo grzmotów przewalało się po wzgórzach, kiedy
się naradzali. Rowena zerknęła na Jerome'a. Wyglądał
na przerażonego. Marzył o wygrywaniu bitew, o zade
monstrowaniu, jakim jest bohaterem. Rzeczywistość
jednak nie była podobna do bajek o herosach, w których
tęcza unosi się nad szlachetnymi zwycięzcami.
Nagle ktoś wyrwał jej mufkę razem z ukrytym w środ
ku pistoletem. Trzech mężczyzn ściągnęło ją na ziemię.
Kiedy potknęła się i upadła na kolana, chwycili ją za
ramiona i szarpnęli do góry. Jerome coś krzyknął.
Zamknęła oczy.
Udało jej się zachować kontrolę nad sobą. Wiara
dodała jej sił.
Bandyci jeszcze o tym nie wiedzieli, lecz instynkt
podpowiadał jej, że nie pożyją zbyt długo i nie doczekają
żadnego okupu.
Douglas i Dainty prawie jednocześnie dojechali do
wzgórza, na którym ludzie Neacaila trzymali Rowenę.
Pierwsza myśl Dainty'ego na widok wściekłej twarzy
Douglasa była: „No, to już po mnie. Mogę się sam wbić
na własny miecz".
Douglas jednak nie marnował energii. Wpatrywał się
238
SMOK
w Rowenę przywiązaną do skały na szczycie wzgórza.
Wiatr szarpał włosy wokół jej delikatnej twarzy, deszcz
spływał po szyi. Ubranie miała doszczętnie poszarpane.
Leżała nieruchomo, z zamkniętymi oczami, dziwnie
wygięta. Na chwilę przestał oddychać, zastanawiając
się, czy jeszcze żyje.
Poruszyła się. Dzięki Bogu, pomyślał. Krew znowu
-uderzyła mu do głowy w dzikim napadzie furii. Ten
widok sprawił, że ogarnęła go jakaś nieludzka wściek
łość.
Wyglądała jak piękna średniowieczna czarownica
w podartych, szarpanych przez wiatr jedwabiach. Dou-
glas z trudem przełknął ślinę zaciśniętym gardłem.
Zerknął na olbrzyma.
- Gdzie ten chłystek, jej kuzyn?
- W jaskini, razem z nimi - odparł Dainty.
Jeszcze nigdy nie widział Douglasa w takim stanie.
W oczach miał jakiś dziki ogień. Piractwo zawsze było
pewnego rodzaju grą. To nie jest gra.
- Chłopak żyje?- spytał Douglas.
- Kiedy go widziałem ostatni raz, żył.
Douglas patrzył. Deszcz spływał po jego napiętej
twarzy. Wydawało się, że kumuluje w sobie całą energię
otaczających ich żywiołów.
Nagle w mroku burzy dostrzegł Aidana. Był już
w połowie zbocza. Czołgał się od skały do skały jak
żmija. Douglas ufał mu.
- Sir... - odezwał się Dainty.
Po raz pierwszy tego dnia Douglas przyjrzał się
przyjacielowi.
239
JILLIAN HUNTER
-
Boże jedyny... - powiedział uśmiechając się lek
ko. - Potwór w zbroi. Skąd wziąłeś cały ten arsenał?
- Obrabowałem zbrojownię przed opuszczeniem
zamku.
Ciężka kolczuga pokrywała jego ciemną pierś.
Obok miecza, u boku, wisiał stalowy puklerz i topór.
W dłoni miał średniowieczną gwiazdę poranną - na
bijaną kolcami metalową kulę na łańcuchu. Jedno
uderzenie tej broni mogło rozłupać głowę człowieka
na pół.
- Mam nadzieję, że nie zardzewiejesz na tym desz
czu - mruknął Douglas.
Dainty przełknął ślinę, myśląc cały czas o zawodzie,
który sprawił swemu dowódcy.
- Sir...
Douglas odwrócił się, zmrużonymi oczami wpatrując
się w zbocze.
- Aidan dotarł już prawie do Roweny. Pamiętasz
naszą pierwszą wyprawę w Kartagenie?
- Mam tu czekać?- spytał zawiedziony Dainty.
- Dopóki nie wejdę do jaskini i nie wykurzę ich
stamtąd. - Wyszczerzył zęby w zabójczym uśmiechu. -
Potem możesz puścić w ruch swój arsenał.
Rowena wstrzymała oddech na widok ciemnej syl
wetki Douglasa galopującego przez wrzosowisko. Wy
glądał jak mityczny wojownik, który niespodziewanie
wyłonił się z mgieł dziejów. Pomyślała, że rana na
ramieniu musi sprawiać mu ból, lecz biła od niego taka
240
SMOK
siła, że nikomu nie przyszłoby teraz do głowy, iż
zaledwie kilka dni temu walczył ze śmiercią.
Włosy opadały mu na szerokie ramiona. Patrzył na
nią. Mimo że odległość była zbyt duża, by dostrzec rysy
twarzy, Rowena wyczuwała jego wściekłość i deter
minację. I to dodało jej odwagi.
Tydzień temu, gdy odgrywał swoją komedię, mogła
spodziewać się jedynie, że ten człowiek odprawi modły
za dusze jej prześladowców. Lecz wspominając walkę
z Neacailem nie miała wątpliwości, że Douglas potrafi
być bezwzględny.
Wstrząsnął nią dreszcz strachu. Deszcz siekł ją po
twarzy i strugami spływał po szyi. Na szczęście jej nie
zgwałcili. Eachuinn, mając na względzie okup, nie
pozwolił swoim ludziom jej tknąć. Uderzył ją raz, gdy
zdejmując na jego żądanie pierścienie, niechący go
zadrapała. Policzek palił ją od ciosu. Potem, wyśmie
wając się urągliwie, pociął sztyletem jej ubranie.
Była cała zdrętwiała, miała ręce i nogi przywiązane
do kamienia. Deszcz powoli ustawał, ale wiatr przenikał
ją do szpiku kości. „Pośpiesz się, milordzie".
Douglas zniknął u stóp wzgórza. Dainty też. Ich konie
stały ukryte w cieniu nawisu skalnego. Krew uderzyła
jej do głowy, kiedy spojrzała w dół i zobaczyła Aidana.
Ze sztyletem w zębach czołgał się na brzuchu między
kamieniami.
- Nie ruszaj się, milady - szepnął. - Udawaj, że
patrzysz przed siebie.
Poczuła skurcz żołądka, gdy jeden ze zbirów wyszedł
z jaskini. Popatrzył na jej postać rozciągniętą na kamieniu
241
JILLIAN HUNTER
jak ofiara dla bogów, a potem potoczył wzrokiem po
wzgórzu, pociągając z butelki tęgi łyk wody życia.
Wysłali wiadomość do zamku i czekali na odpowiedź.
- Dobrze... - odezwał się cicho Aidan. - Wrócił do
jaskini ogrzać się przy ognisku, zanim Smok pośle go
do piekła. Przetnę ci więzy. Nie ruszaj się.
Rowena z trudem chwytała oddech. Wydawało jej
się, że nie wytrzyma tego napięcia już ani chwili dłużej.
- Leż tak, dopóki nie powiem, że możesz się poru
szyć - ciągnął tym samym cichym, spokojnym tonem. -
Potem ukryjesz się za skałami.
Zacisnęła zęby. Nie drgnęła nawet, mimo że łzy
cisnęły jej się do oczu. Aidan zniknął, a po chwili
Douglas wypadł z ukrycia jak strzała i wbiegł do jaskini.
W ciszy rozległy się okrzyki zaskoczenia i zgrzyt stali.
Spełnienie rozkazu Aidana stawało się coraz trudniej
sze, szczególnie gdy walczący wypadli z jaskini. Było
już ciemno. Światło wschodzącego księżyca nadawało
bitwie niesamowity wymiar. Spostrzegła Jerome'a, który
z mieczem Fryderyka pędził za jednym z rabusiów
w stronę kępy janowców.
W następnej chwili z jaskini wypadł Douglas. Ugodził
jednocześnie dwóch przeciwników szpadą i sztyletem,
jakby opanował go jakiś demon. Na twarzach zbójów
malował się strach i zdumienie, gdy niezdarnie próbowali
stawić mu opór.
Kto by się spodziewał, że Douglas wpadnie do jaskini,
by stanąć przeciw czterem uzbrojonym ludziom? Za
stanawiali się pewnie, czy nie jest wcieleniem szatana,
a ona służącą mu czarownicą.
242
SMOK
Poprzedni lord Dunmoral nie ruszył nawet palcem
swojej obronie. Nie potrafili pojąć, kim jest ten
potężny napastnik, który wyłonił się nagle spośród skał
jak Bran, celtycki bóg podziemi.
On nie jest legendą.
Nie jest też zwykłym szkockim szlachcicem.
Kimkolwiek jednak jest, Rowena wiedziała, że
pod swoją maską ukrywa wielkie i waleczne serce i że
ani ona, ani jego ludzie, nie mogą go stracić. Swej
prawdziwej legendy ten człowiek nie będzie zawdzięczać
pirackiej przeszłości, lecz współczuciu i odwadze.
Douglas z barbarzyńską satysfakcją patrzył na miny
oprychów, gdy Dainty natarł na nich konno, wymachując
gwiazdą poranną nad łysą głową.
Pierwsza ofiara upadła Douglasowi pod stopy wydając
jęk rozpaczy.
- Panie, oszczędź nas. Robiliśmy tylko to, co nam
kazano.
Jego kompanion zamachnął się mieczem, chcąc od
rąbać Dainty'emu nogę. Douglas odwrócił się w momen
cie, kiedy gwiazda poranna trafiła napastnika w pierś,
gruchocząc mu żebra i płuca.
Jeden z trzech ukrywających się za skałami mężczyzn
zdołał uciec, lecz Douglas dopadł i powalił dwóch
pozostałych. Szwy na ramieniu puściły i rana znowu się
otworzyła. Ból i wściekłość, że wciąż nie schwytał
Neacaila, rozsadzały go od środka.
243
JILLIAN HUNTER
Poza tym musiał zająć się Roweną. Dał sygnał Ai-
danowi, że może ją już bezpiecznie sprowadzić na dół.
Bezpiecznie... Z pewnością nie będzie już miała do
czynienia z tymi podłymi psami. Ale będzie miała do
czynienia z nim. Douglas chętnie sprałby jej książęcą
pupę na kwaśnie jabłko.
Wyglądała zadziwiająco godnie, gdy wyprostowała
się i poprawiła strzępy ubrania. To również go zezłościło.
Nie wiedziała, co przeżywał, szukając jej po wrzosowis
kach. Że obawiał się odnaleźć jej porzucone ciało, tak
jak Fryderyka.
Nie miała pojęcia, że gdyby odnalazł ją martwą, sam
też nie chciałby dłużej żyć.
Dobra robota, Aidan - powiedział cicho, kiedy przy
jaciel zbliżył się do niego. - Dlaczego księżniczka
jeszcze nie zeszła na dół?
- Zdaje się, że musiała oddalić się na chwilę, sir.
Douglas skinął głową, a potem z przerażeniem wbił
wzrok w kamień na wzgórzu.
- O Boże... Roweno.
Eachuinn, starszy brat Neacaila, nie uciekł jednak.
Wykorzystał moment zamętu i schował się z drugiej
strony wielkiego kamienia.
Trzymał teraz sztylet na gardle Roweny.
- Rzućcie broń, albo ją zabiję! - wrzasnął. - I dawaj
cie tu konia.
244
SMOK
Aidan popatrzył w górę z kamienną twarzą. Po chwili
miecz wypadł mu z ręki.
Dainty zsunął się z siodła, zostawił broń i spokojnie
podprowadził konia do podnóża zbocza.
- Szybciej, do pioruna! - krzyknął Eachuinn przycis
policzek do włosów Roweny. - Ten drugi też.
Wszyscy trzej. Naliczyłem was trzech.
Jerome popatrzył na Aidana i rzucił miecz na ziemię.
Był blady z wyczerpania po walce.
Kropelka krwi spłynęła po szyi Roweny. Prawie nie
oddychała. Nagle w powietrzu błysnął sztylet i po
sekundzie Eachuinn zwalił się na ziemię, wpatrzony
nie widzącym wzrokiem w ponurą twarz Douglasa.
Aidan rzucił jej pełne uznania spojrzenie.
- Jak na kobietę, znasz wagę milczenia.
- Nic już nie wiem... - szepnęła Rowena i oparła się
o kamień. Zimny wiatr owiewał jej drżące ciało. - Za
bardzo się bałam, żeby wymówić choć jedno słowo.
Douglas stał nad nią z nieprzeniknionym wyrazem
twarzy.
- Nie podoba mi się to - powiedział, narzucając pled
na jej drobne ramiona.
Rowena nie dała się zbić z tropu.
- Jakbym specjalnie dała się złapać.
N i e miał zamiaru się poniżać. Nie przyzna, jak
bardzo czuł się bezradny. Rowena nie dowie się, że
245
JILLIAN HUNTER
prawie stracił kontrolę nad sobą, kiedy Eachuinn przy
łożył jej nóż do gardła. Ta scena wbiła mu się w pamięć
na zawsze.
Nie zrobi z siebie jeszcze większego słabeusza, wy
znając, że na widok jej krwi zrobiło mu się słabo'. Nie
wydusił z siebie ani słowa, gdy zrozpaczona powiedziała
że Fryderyk nie żyje. Troska o nią odbierała mu siły'
Pogardzał sobą.
Kiedy zaczęła płakać, odszedł na bok.
Nie chwyci jej przecież w ramiona jak baba, żeby
utulić i pocieszyć. Szczególnie w obecności Aidana
i Dainty'ego. Odgłos jej cichego płaczu rozrywał mu
serce.
- Sir...?- odezwał się pytająco Aidan, patrząc na
Rowenę samotnie siedzącą na zboczu.
- Jeśli chcesz, powiedz jej, że Fryderyk żyje - po
wiedział oschle. - Jestem zbyt wściekły, by ją pocieszać.
Dźgnął piętami konia i ruszyli w mroczną ulewę.
Rowena siedziała sztywno na jego kolanach. Kiedy
dalsza jazda okazała się niemożliwa, skręcili w stronę
opuszczonego opactwa. Dainty, Aidan i Jeromie ułożyli
się na błotnistej ziemi pod murem, żeby mieć oko
na wrzosowiska.
Douglas wprowadził Rowenę do ruin refektarza. Uży
wając topora Aidana, zaczął rąbać drewniany stołek.
Rowena podskakiwała przy każdym uderzeniu, a on tym
mocniej rąbał. Potem rozpalił ogień w resztkach tego,
co kiedyś musiało być kominkiem.
246
SMOK
Rowena położyła przemoczone buty i płaszcz przy
ogniu. Zebrała z ziemi kilka zeschłych gałązek i zmiatała
do kąta walające się po podłodze kawałki szkła.
Woda kapała miarowo z dziurawego dachu.
Douglas zmarszczył czoło na widok tego sprzątania.
- Spodziewamy się gości, Roweno? - spytał ostro.
Wyprostowała się.
- Nie chcę, żebyś się skaleczył, milordzie.
Wyciągnął się przy ognisku.
- Szkoda, że nie troszczyłaś się tak o mnie, kiedy
Walczyłem z Neacailem - stwierdził ponuro. - Albo
kiedy okazałaś nieposłuszeństwo.
Rowena podeszła do niego z prowizoryczną miotłą
w dłoni.
- Zawsze winisz innych za swoje porażki? To nie
moja wina, że nie udało ci się schwytać Neacaila.
Nie powinna była tego mówić. Douglas usiadł gwał
townie. Pled zsunął mu się z ramienia.
- Schwytałbym go, gdybym nie odgrywał bufona,
żeby zrobić na tobie wrażenie.
Zapatrzyła się na krew przesiąkającą przez rękaw
jego koszuli.
- Dlaczego chciałeś zrobić na mnie wrażenie
Douglas nie widział powodu, żeby kłamać. Już dość
nałgał.
- Na początku miałem chrapkę na twój majątek.
Rowena pochyliła się nad nim, odchyliła pled i delikat
nie wyjęła z rany kłaczki wełny.
- Co zamierzałeś z nim zrobić? Wykorzystać na wy
prawę na Maracaibo z Henrykiem Morganem?
247
JILLIAN HUNTER
- Boże święty... - Spojrzał na nią groźnie, kiedy
zaczęła odpinać mu guziki przy koszuli. - Wiesz więcej
o moim życiu niż ja sam.
- O Smoku z Darien mówi się we wszystkich salonach
Europy - stwierdziła cicho.
Złapał ją za nadgarstki.
- Mówiło się. Nikt już nie wierzy w smoki.
- Szczególnie te, które pożerają księżniczki. A co do
pieniędzy... Dałabym ci je.
Douglas przełknął ślinę i puścił jej ręce. Do diabła,
czuł, że mija mu wściekłość, a nie był jeszcze gotów
jej wybaczyć.
- Wątpię, czy książę Randolf by to zaakceptował.
Księżniczka wspierająca pirata...!
- Matka zostawiła mi wielki spadek w klejnotach.
Mogę nim dysponować według własnej woli.
Wzdrygnął się, gdy musnęła palcami skórę na jego
ramieniu.
- Nie pragnę twoich pieniędzy, Roweno.
- A czego pragniesz, milordzie?
Najbardziej pragnął wziąć ją teraz na tej brudnej
ziemi. Pragnął jednocześnie jej uległości i podziwiał
hart ducha. Marzył, by dotykać ją całą, przyznać się, że
go zdobyła. Dać wyraz swojemu uwielbieniu, a jedno
cześnie panować nad nią.
- Okłamywałem cię, chciałem cię zwieść. Twoje
pieniądze miały pomóc ludziom z Dunmoral. Jednak,
jak widać, przeliczyłem się w swoich planach. Nie
planowałem zakochać się w tobie pierwszego wieczoru,
gdy cię zobaczyłem - ciągnął. - Ale cóż, stało się.
248
SMOK
Chyba po raz pierwszy w swoim przeklętym życiu
mówię prawdę. Kocham cię.
Uśmiechnęła się.
- W takim razie wszystko w porządku. Ja też cię
kocham.
- Nie jestem taki pewien... - powiedział i popatrzył
na nią groźnie. - Byłaś nieposłuszna. Nie będę tego
tolerował. Kazałem ci zostać w zamku.
- Niepokoiłam się o Fryderyka.
- Powinnaś bardziej niepokoić się o mnie. I o to, jak
cię ukarzę. Jeśli ktoś jest ze mną, musi mi być posłuszny.
- Czy mam się oddalić? - ściągnęła brwi.
Pochylił się ku niej, zasłaniając potężną piersią światło
Ogniska. Widziała tętnicę pulsującą na jego szyi. Groźne
spojrzenie przyprawiło ją o dreszcz, tak samo jak niebez
pieczny żar bijący od jego ciała.
Stwierdziła, że nadszedł moment, by ona również go
przeprosiła. Podejrzewała przecież, że Douglas jest
Smokiem z Darien, lecz podtrzymywała tę maskaradę.
Nie mogła się jednak zmusić do przeprosin. Po pierwsze,
chciała go ukarać za kłamstwa. A po drugie, obawiała się
jego furii. Nie, żeby miał ją skrzywdzić. Tego nie zrobi. Ale
w napadzie złości mógłby zrobić krzywdę sobie samemu.
Zacisnęła więc wargi. Powie mu o plotkach pastora
innym razem. Może po narodzinach ich trzeciego dziec-
ka. Albo w dziesiątą rocznicę ślubu. Będzie już zbyt
zmęczony, żeby rozrabiać.
- Zostaniesz ze mną - powiedział.
- Zdecyduj się, milordzie. Właśnie stwierdziłeś, że
mogę z tobą zostać, jeśli nie będę posłuszna.
249
JILLIAN HUNTER
Uśmiechnął się, jakby sprawa została rozstrzygnięta.
- Zostaniesz i będziesz posłuszna.
- Ten temat wymaga jeszcze pewnych ustaleń -
stwierdziła dyplomatycznie.
- Nie możesz mnie opuścić. - Tym razem nie był to
rozkaz, lecz prośba dumnego mężczyzny, nieprzyzwy-
czajonego do błagania o cokolwiek.
Odsunął się od niej.
Rowena spuściła oczy i spod rzęs przypatrywała się,
jak Douglas zrzuca spodnie i zakrwawioną koszulę.
Poczuła zapach mężczyzny, słodki i drażniący.
Westchnęła głęboko i złożyła ręce na kolanach.
- O czym znowu myślisz? - spytał.
- O tym, że wydało się kolejne kłamstwo. - Wzru
szyła ramionami. - Masz ciało barbarzyńcy, a nie dżen
telmena.
Uśmiechnął się z satysfakcją.
- Cała drżysz. Rozbierz się.
- Co?
- Chodź, okryjemy się pledem. Ogrzeje nas ciepło
naszych ciał.
- Nago?
- Nie czas na panieńską skromność, Roweno. Prze
żyłaś dziś straszne rzeczy.
- Nie wiem, czy przytulanie się nago do ciebie ukoi
moje nerwy.
- Ale się rozgrzejesz - powiedział, znów uśmiechając
się zaczepnie.
- Nie wątpię...
Opadła na łokcie, kiedy zręcznie zaczął rozpinać jej
250
SMOK
Uśmiech zamarł mu na ustach, gdy zobaczył
sińce i zakrwawione obtarcia na jej ciele.
- Słodki Jezu... - szepnął, oddychając ciężko. - Kiedy
myślę, co ci zrobili, mam ochotę ich zabić.
Dotknęła jego dłoni. Wzruszenie ścisnęło jej gardło,
gdy ujął jej palce.
- Już ich zabiłeś, milordzie. A twoi ludzie chronią
teraz wioskę.
Przesunął kciukami po sinych śladach na jej nadgarst
kach.
- Chciałbym zabić ich po raz drugi. Rozszarpałbym
ich na kawałki za to, że śmieli cię skrzywdzić.
Przestraszona złością w jego głosie, powiedziała,
uśmiechając się zalotnie:
- Jesteś strasznie gwałtowny, milordzie.
- Ale nie wobec ciebie. - Podniósł na nią ciemne
oczy. - Nigdy bym cię nie skrzywdził. - Głos mu się
załamał. - To był najstraszniejszy moment w moim
życiu... Bałem się, że cię utraciłem.
- Douglas...
- Nadal chcesz, żebym cię pocałował? - spytał tonem,
któremu niewiele kobiet potrafiło się oprzeć.
Zamknęła oczy, kiedy położył ręce na jej ramionach.
Ubranie spadło na ziemię. Nie umiała bronić się przed
takim mężczyzną jak on. I nie chciała się przed nim bronić.
Uklękła, a Douglas ujął jej twarz w dłonie i pocałował
tak namiętnie, że zaczęła drżeć. Zrobiło jej się ciemno
przed oczami.
- Czy moje pocałunki są tym, o czym marzyłaś? -
zapytał rozbawiony.
251
JILLIAN HUNTER
Nie mogła nic odpowiedzieć. Bez słowa objęła go
w pasie. Miała nadzieję, że zrozumie, co się z nią dzieje.
I że nie przestanie jej całować.
Tak się też stało. Przesunął dłonie po jej piersiach.
Kiedy pieścił delikatnie sutki, odchyliła głowę do tyłu
pod wpływem zdumiewającej rozkoszy. Całe ciało drżało
pod dotykiem jego palców. Budziła się w niej jakaś
nieznana tęsknota. Nieznana i niebezpieczna siła.
Jej reakcja przyprawiła Douglasa o zawrót głowy.
Jęknął, kiedy otarła się piersią o jego ramię. Zbyt długo
udawał świętego. Pragnienie zaczynało wymykać mu
się spod kontroli.
Mruknął groźnie i zrzucił pled z pleców.
- Wiedziałem, że nic mnie już nie powstrzyma, gdy
zacznę cię całować.
Miał tak zmieniony głos, że Rowena z trudem go
rozpoznawała. Otworzyła oczy. Tak, to on, jej Smok
i jego wspaniałe, potężne, męskie ciało uniesione tuż
nad nią. Pragnęła go dotykać.
Przesunęła wzrok na blizny na ramionach. Po chwili
ich oczy spotkały się. Otworzył usta, żeby to wytłuma
czyć, ale ona odezwała się pierwsza:
- Nic nie mów. Tych blizn nabawiłeś się ściągając
podczas burzy kociaka z drzewa.
- Byłem niewolnikiem w Algierze - powiedział po
ważnie. - Uciekliśmy stamtąd razem z Daintym.
- Wiem - szepnęła.
Odgarnął jej włosy z twarzy.
- Fryderyk żyje. Przynajmniej żył jeszcze, gdy go
znalazłem.
252
SMOK
-
O tym też wiem. Aidan mi powiedział.
- Chciałbym tak wiele wiedzieć o tobie, Roweno.
Zaczniemy od tajemnic twojego ciała.
Przyglądał jej się w świetle ogniska.
- Nigdy bardziej nie pragnąłem żadnej kobiety -
powiedział poruszając nozdrzami.
Przesunęła językiem po wargach. Była pewna, że
Douglas słyszy bicie jej serca. Powiedziała pierwszą
rzecz, jaka przyszła jej do głowy:
- Jesteś zupełnie inny niż Mateusz.
Zmrużył oczy.
- Brat czy nie brat, tego przeklętego głupka też zabiję.
Rowena powstrzymała śmiech. Położyła ręce na jego
piersi, a potem wstydliwie je cofnęła.
- Może powinieneś zająć się sokolnictwem, milor-
dzie. To ciekawsze zajęcie niż zabijanie ludzi.
Douglas patrzył na nią w milczeniu. Żadna kobieta
nie dotykała go dotąd z taką czułością. Ta mieszanka
i słodyczy i zmysłowości odbierała mu rozum. Budziła
w duszy coś, czego zaparł się wiele lat temu. Ciało
pulsowało z fizycznego podniecenia, jednak w sercu
budziło się coś łagodnego, jakaś nadzieja.
-
Dotknij mnie, Roweno - odezwał się półgłosem. -
Dotknij mnie tak jak przed chwilą.
Przesunęła palcami po twardych mięśniach jego piersi.
Sięgnął ręką do jej biodra.
- Chodź...
Schowała twarz w zagłębieniu jego ramienia.
- Tak - szepnęła.
Dreszcz wstrząsnął jego potężnym ciałem. Delikatnie
pogładził ją po twarzy.
JILLIAN HUNTER
- Wiesz, jakich czynów się dopuszczałem? Czy na
prawdę wiesz, kim byłem?
- Wiem. - Pocałowała go w szyję. - Ale wierzę ci,
Smoku, i wierzę, że jest w tobie dobroć.
- A jeśli nie?
W ciszy rozległo się jej głębokie westchnienie.
- I tak będę twoją kobietą.
M a r y MacVittie prowadziła grupkę mieszkańców
wioski w stronę lasu. Wolałaby zaprowadzić ich do
Kamienia Czarownicy, gdyż czekała ich stara celtycka
ceremonia, ale ludzie z doliny byli zbyt przestraszeni
tym, co się tam niedawno wydarzyło.
Nie ulegało wątpliwości, że Neacail będzie się chciał
zemścić, gdy tylko dowie się, co stało się z jego starszym
bratem Eachuinnem. Gunther, działając na rozkaz Dougla
sa, powiedział wszystkim, by zebrali się w zamku przed
świtem. Tam będą pod opieką jego lordowskiej mości.
- Ogień Pociechy... - Doktor MacVittie pociągnął
łyk wody życia z butelki podawanej z rąk do rąk. -
Jakby ktoś jeszcze wierzył w te bzdury.
Księżyc świecił jasno. W powietrzu czuło się nad
chodzącą zimę.
Mary ubrała się w śnieżnobiałą jedwabną szatę. Właś
ciwie była to jej koszula nocna, ale wiedziała, że nikt
w Dunmoral się tego nie domyśli. Poprosiła też o pomoc
starego Bruce'a i Ailag, zielarkę z wioski, za sprawą
której na lewym kolanie Olivera Cromwella wyrosła
podobno czarna brodawka.
254
SMOK
Mary uniosła magiczną gałązkę.
Stary Bruce pobłogosławił płomienie, które rozbłysły
a pochodni w jego dłoniach.
- Światło... - szepnęła Mary - pozostań z nami.
I niech bogowie spojrzą na nas łaskawie.
i
22
Douglas uśmiechnął się drapieżnie, jak zwierz, który
pochwycił właśnie ofiarę.
- Teraz będziesz już posłuszna, Roweno.
- Jestem księżniczką, Douglas. Mnie się nie rozkazuje.
- Przede wszystkim jesteś kobietą.
Zanurzył głowę między jej uda. Chciała uderzyć go
za tę śmiałość, ale jej ciało najwidoczniej pragnęło
czegoś innego. Pragnęło poddać się mężczyźnie. Jego
władzy. Szarpnęła się lekko, ale Douglas trzymał mocno
jej biodra. Nie mogła się poruszyć.
- Nie masz chyba zamiaru...
- Mam zamiar.
Jego oddech podniecał ją i palił. Chwytał delikatnie
zębami jej ciało, pieścił językiem, drażnił koniuszkami
palców. To, co czuła, można było nazwać jedynie
nieprzyzwoitą rozkoszą. Potem zsunął się niżej i wpił
się ustami w jej najintymniejsze miejsce.
256
SMOK
-
Jesteś stworzona do miłości, Roweno - szepnął. -
- Nigdy nie zasmakowałem takiej słodyczy...
Miała wrażenie, że zemdleje. Nie mogła oddychać.
Westchnęła głośno, ale Douglas nie przerywał. A potem
nadeszło spełnienie jak wybuch słońca. Wiedziała już,
i że nie zemdleje. Umrze. Jej ciałem wstrząsnęły kon
wulsje. Serce zamarło w piersi.
Douglas miał minę zadowolonego samca. Przyglądał
się jej uśmiechnięty od ucha do ucha.
Nie ochłonąwszy jeszcze, popatrzyła półprzytomnie
na jego umięśnione, napięte ciało. Podniosła rękę, żeby
dotknąć jego uda. Zadrżał, jakby go to zabolało.
- Chcę, żebyś była moja- szepnął, pożerając ją
oczami.
- Czy to znaczy, że chcesz złamać śluby złożone
przed całą wioską? - spytała niewinnie.
Echo jego śmiechu odbiło się od ruin refektarza.
Zanim przebrzmiało, przygwoździł ją do ziemi.
Gwałtownie rozsunął jej uda kolanem i zakrył usta
pocałunkiem, jakby brał wszystko, co miała do ofiaro-
wania.
Zesztywniała, kiedy wszedł w nią głęboko. Krzyk
bólu stłumił pocałunkiem. Powoli ból ustąpił i Douglas
zaczaj poruszać się w rytuale, któremu nie mogła się
oprzeć. Wygięła się do tyłu, a on przyciągnął ją jeszcze
bliżej.
Douglas poczuł ogarniający go ogień. Była tak delikat-
na, że bał się sprawić jej ból. Tracił jednak kontrolę nad
sobą. Bliskość jej ciała budziła w nim zwierzęcy instynkt.
Powstrzymywał się całą siłą woli. Zbyt długo jej pragnął.
257
JILLIAN HUNTER
Gdy zaczęła, się poruszać, krew uderzyła mu do głowy
i samczy instynkt zwyciężył.
Trwali w tym godowym tańcu, aż ogień zaczął przy
gasać i w ruinach zapadł mrok. Była teraz jego kobietą.
Zostanie z nim już na zawsze.
Gałązka zajęła się ogniem. Błękinto-złote płomienie
wystrzeliły z w niebo.
Mary MacVittie odetchnęła z zadowoleniem. Podała
płonącą gałąź młodemu człowiekowi stojącemu za nią.
- Biegnij i rozpal od tej gałązki wszystkie ogniska
w wiosce. W zamku też. Ogień musi się palić przez
rok w co najmniej jednym domu. Inaczej rytuał będzie
nieważny.
23
Nad opactwem wstawał świt. Douglas narzucił pled
na drżące ciało Roweny. Potrzebował odpoczynku przed
bitwą, która go czekała. Nie przestanie ścigać Neacaila,
dopóki nie wymierzy mu sprawiedliwości.
- Napij się trochę brandy, Roweno. Dołożę do ognia.
Na szczęście palił się przez całą noc.
Podciągnęła nogi i sięgnęła po pled, żeby się mocniej
otulić, lecz Douglas powstrzymał ją.
- Masz krew na udach. Daj mi koszulę.
- Sama to zrobię, Douglas.
Ale nie pozwolił jej i delikatnie wytarł plamy. Potem
wziął w ręce jej stopy i rozcierał, aż zrobiło jej się cieplej.
- Pobierzemy się jak najszybciej - powiedział w za
myśleniu. - Gdy tylko złapię Neacaila. Cieszę się, że
tym razem wyruszę pogodzony z tobą.
Rowena westchnęła, rozmarzona pieszczotą jego
dłoni.
259
JILLIAN HUNTER
-
Będę musiała złożyć prośbę o przygotowanie kon
traktu ślubnego.
- Tu jest Szkocja, Roweno. Ślub to prosta sprawa.
Wystarczy, jeśli złożymy wspólną przysięgę.
- Tak, milordzie. Kontrakt ślubny jest jedynie formal
nością. Ale nawet ty musisz przestrzegać jego warunków.
Uniósł brew.
- A po co nam ten kontrakt? Nie chcę twoich pie
niędzy.
Rowena pociągnęła łyczek brandy.
- Nie chodzi o pieniądze. Kontrakt musi zostać
zaakceptowany przez Radę, by zapewnić sukcesję dynas
tii. Muszą zaakceptować twoją osobę. Wziąwszy pod
uwagę sytuację w mojej ojczyźnie, jest to konieczne.
Zdaje się, że wspominałam ci już, jak ważna jest kwestia
dziedziców.
- Owszem - odpowiedział z uśmiechem, przesuwając
dłonią po jej nodze.
- Dla Hartzburga najświętszą sprawą jest to, czy
jesteś w stanie wypełnić swój męski obowiązek.
- Możesz to nazwać głupią dumą, ale dla mnie to
też święta sprawa.
- Ja mówię poważnie, milordzie. Hartzburg nie prze
trwa, jeśli jego mężczyźni nie będą płodzić dzieci.
- Z przyjemnością się tym zajmę.
- Nie stracisz ochoty za rok, kiedy Rada da nam
swoje przyzwolenie? - spytała. - Okres narzeczeństwa
księżniczki powinien trwać rok. Przez ten czas możemy
się widywać tylko w obecności co najmniej dwóch
świadków.
260
SMOK
- Rok? - zapytał zdumiony. - To znaczy, że miałbym
czekać rok, żeby znowu być z tobą? - Podniósł głos. -
Do diabła, nie będę udowadniał swojej męskości, udo-
wodnie, że jestem wulkanem płodności!
Za drzwiami, gdzie Dainty stał na straży, rozległ się
śmiech. Rowena popatrzyła na Douglasa z naganą.
- Wystarczy, że pozwoliłam się skompromitować
w ruinach budowli sakralnej - szepnęła dobitnie. - Nie
życzę sobie, żeby cały świat się o tym dowiedział.
Douglas przyglądał się jej z szelmowskim uśmie
szkiem.
- Gdybym wiedział, co z ciebie za ziółko, skom
promitowałbym cię wcześniej w swoim własnym łóżku.
Ale to nic straconego...
Podniósł głowę, zirytowany waleniem w dębowe
drzwi refektarza.
- Dainty, przestań bawić się tą gwiazdą poranną! -
krzyknął.
Walenie nie ustawało. Rowena naciągnęła pled na uszy.
- Boże Wszechmogący... - mruknął Douglas, nacią-
gając ubranie. - Moi ludzie Kompletnie zdziecinnieli.
Ubieraj się, Roweno. Nie pozwolę, by ktokolwiek oglądał
cię w tym stanie. Jestem zaborczy.
Rowena pośpiesznie sięgnęła po koszulę i zawołała
za nim:
- Uważaj na odłamki szkła, milordzie! Pełno ich
w tym kurzu, a ty jesteś boso.
Zamruczał tylko pod nosem. Jak ta kobieta może
martwić się jakimiś odłamkami szkła, kiedy dopiero
wczoraj stoczył śmiertelną walkę.
261
JILLIAN HUNTER
-
Weź miecz! - dorzuciła.
- Mam go, Roweno.
- A trykoty? Jest zimno.
- Boże...
- Bardzo proszę, włóż buty.
Potrząsnął głową z niedowierzaniem. Tylko jedna
wspólnie spędzona noc, a oni już zachowują się tak,
jakby od lat byli małżeństwem.
Zerknął jeszcze, czy Rowena wygląda przyzwoicie
i z rozmachem otworzył drzwi. Zamierzał powiedzieć
parę słów do słuchu Aidanowi i Dainty'emu, albo
najlepiej stuknąć ich tymi pustymi głowami.
Z ponurą miną wyszedł na pokryty mgłą dziedziniec.
Aidan siedział na koniu na skarpie utworzonej przez
ruiny dawnej krypty.
Dainty stał przy kropielnicy i wyciągał strzały z kol
czugi na piersi. Jerome siedział ukryty pod murem.
- Co tu się dzieje? - krzyknął Douglas. - Nie macie
dość walki? Zabawiacie się z nudów?
Dainty wyszarpnął z kolczugi kolejną strzałę i rzucił
ją na ziemię.
- A kto powiedział, że się bawimy?
Aidan zsiadł z konia i zsunął się po błotnistej skarpie.
- To był człowiek Neacaila. Diabelnie dobry łucznik.
- Łucznik? - Douglas zmrużył oczy. - Dainty, jeden
człowiek nabił cię strzałami jak jeża? Co wyście, na
miłość boską, robili?
Aidan zapatrzył się w niebo.
262
SMOK
Dainty lekko wzruszył ramionami.
- Robiliśmy zakłady, sir - powiedział cicho.
- O co?
- O... - zaczął jąkać się Dainty. - O...
- Czy wyjdziesz z refektarza z uśmiechem na twarzy,
sir - odpowiedział Aidan.
- I zakład o moje osobiste zadowolenie miał was
kosztować życie?
Aidan wyciągnął kolejną strzałę z napierśnika Dain
ty'ego.
- Ten łajdak nie żyje. Był sam.
- A do ciebie nie strzelał, Aidan?- spytał cicho
Douglas.
- Aidan za nim pobiegł, sir, ale ten bękart już sam
roztrzaskał sobie głowę o skały - powiedział Dainty. -
Przykryliśmy go kamieniami, żeby księżniczka nie zo
baczyła tego ścierwa, kiedy będziemy odjeżdżać.
- Słusznie. - Douglas popatrzył na naszpikowane
strzałami drzwi refektarza. - Dainty jakoś uszedł z ży-
ciem, ale to samo może spotkać księżniczkę albo ciebie,
Aidan. Nie mam zamiaru chować was pod tym drzewem.
- Jedziemy ich szukać? - spytał Aidan.
Douglas zapatrzył się na strzały rozrzucone po ziemi.
- Jak tylko zamknę Rowenę bezpiecznie w zamku.
Gęsta mgła unosiła się nad wrzosowiskami. Wiatr
ucichł, ale burza znów nadciągała znad gór. Douglas
poprowadził ich do zamku, uważnie obserwując okolicę.
Rowena siedziała z nim na ogierze, Dainty i Aidan
263
JILLIAN HUNTER
jechali po bokach. Jerome vlókł się z tyłu, podskakując
na każdym kamieniu.
Douglas po raz pierwszy odetchnął z ulgą, gdy wje
chali na most zwodzony. Rowena jest bezpieczna. Teraz
będzie mógł z jasnym umysłem zająć się Neacailem.
- Dawaj świeżego konia i jedzenie - powiedział do
chłopca stajennego, który wybiegł im naprzeciw.
Rowena sztywno zsunęła się z konia za jego plecami.
- Trzeba opatrzyć ci ranę.
- Sam sobie opatrzę.
Nie chciał, żeby znowu go dotykała. Tylko go to
rozproszy. I tak ciągle czuł jej zapach i trudno mu było
skoncentrować się na czekającej go walce.
- Milordzie... - Położyła mu rękę na ramieniu, ale
odsunął się, nie patrząc jej w oczy.
Nie umiał nawet udawać uprzejmości. Rozogniona
rana paliła jak diabli. Przypomniał sobie jej nagie ciało
w świetle ogniska. Odpędził tę wizję i pomyślał o tym,
jaka była bezradna, przywiązana do tego kamienia na
wzgórzu.
Rowena odeszła, nie mówiąc nic więcej. W ubraniu
sztywnym od zakrzepłej krwi, z pistoletami i mieczem
u boku, Douglas wyglądał jak smok, o którym marzyła -
i którego mogła stracić.
Podbiegła do niej zatroskana Hildegarda.
- Bogu niech będą dzięki, że wróciłaś. Ale on chyba
nie wyjedzie znowu bez chwili odpoczynku?
Rowena kiwnęła głową. Gardło miała tak zaciśnięte,
ze nie potrafiła wypowiedzieć słowa.
Douglas ruszył w stronę stajni.
264
SMOK
w stajni wytarł sztylet w szmatę. Dainty poprawiał
mu opatrunek na ramieniu.
- Aidan może zostać, żeby jej pilnować - powiedział.
- Lepiej niech Dainty zostanie - odezwał się Aidan.
- Jeżeli będziecie się o to kłócić przez cały dzień -
powiedział Douglas - to może wyślę ją po prostu na
pole bitwy i problem opieki nad nią zostanie rozwiązany.
- Podejrzewam, że nieźle dałaby sobie radę - kwaśno
stwierdził Dainty.
- Łukiem posługuje się lepiej ode mnie - dodał Aidan.
Douglas parsknął pod nosem.
- To jeszcze nic nie znaczy.
Wybuchnęli śmiechem. W drzwiach pojawiła się
Rowena.
- Przyniosłam ci ciepły pled i specjalny medalion,
poświęcony przez spowiednika mego ojca, milordzie.
- To miłe z twojej strony. - Douglas wciąż był
rozbawiony. - Prawda, Dainty?
Dainty otarł rękawem oko.
- Łzy wzruszenia cisną mi się do oczu, sir.
- Jesteś nieoceniona, księżniczko - powiedział Aidan
i skłonił się nisko.
- Mogłaby nas nauczyć kilku rzeczy- powiedział
Douglas, co znów wywołało ich śmiech.
Rowena popatrzyła na nich groźnie.
- Jakże jestem szczęśliwa, że moja osoba wprawia
Was w dobry humor. Czy mam wam jednak przypomnieć,
że ten człowiek wybiera się na spotkanie z bezwzględ-
nym mordercą?
Przestali się śmiać.
265
JILLIAN HUNTER
Rowena z satysfakcją kiwnęła głową.
- Proszę, zostawcie mnie samą z jego lordowską
mością.
- Masz siedzieć w zaniku - powiedział, gdy tylko
jego towarzysze wyszli. - Chcę widzieć twoją twarz za
tym zakratowanym oknem, kiedy będę odjeżdżał.
- Weź to ze sobą... - szepnęła.
- Nie. Przyjemność zabicia Neacaila pozostawiam
samemu sobie. Pocałuj mnie przed odjazdem.
Podniosła głowę. Pocałunek Douglasa smakował grze
chem i mroczną namiętnością. Serce znów zaczęło jej
bić jak szalone. Poczuła ból w ramionach, kiedy chwycił
ją i przyciągnął do siebie.
- Poczekaj choć jeden dzień, Douglas - poprosiła,
kiedy puścił ją i oparł o ścianę.
- Nie mogę. - był nieprzejednany. Jak najszybciej
chciał od niej uciec. - I nie będę również czekał rok,
żeby wziąć cię do łóżka- dodał. Przez jego oblicze
przemknął cień uśmiechu.
Odwróciła się w stronę boksów, w których stały konie.
Douglas pocałował ją w kark. Pachniała deszczem
i miłością i kiedy przypomniał sobie, jak cudownie było
w niej być, ogarnęło go znowu pożądanie. Nie, nie.
Pokazał już dość słabości.
Popatrzył na purpurowy ślad na jej szyi i jego furia
przemieniła się w czułość. Na to będzie czas później.
Nie wróci do niej, dopóki nie wypełni swego zadania.
A jeśli mu się nie uda, no cóż, to nie wróci w ogóle.
- Słuchaj Dainty'ego - powiedział, zmuszając się do
obojętnego tonu.
266
SMOK
Odwróciła się do niego i z lękiem przycisnęła palce
do ust.
- To niemądre jechać samemu. Weź Aidana...
Gwałtownie zwrócił do niej twarz. Nie było na niej
nic poza dzikim pragnieniem zemsty. Cofnęła się od-
ruchowo na widok żądzy krwi w jego oczach.
W drzwiach ukazał się chłopiec stajenny i z przerażenia
zamarł w bezruchu.
Rowenę ogarnęła panika. Nic go nie powstrzyma.
Wyglądał teraz tak samo jak jej ojciec i bracia, gdy
wyjeżdżali do bitwy, w świat, do którego kobiety nie
mają wstępu.
Tym razem Smok będzie walczył na śmierć i życie.
Baldwin przerwał ciszę na strychu w stajni.
- Księżniczka się o niego martwi. Dlaczego kobiety
są takie bojaźliwe?
- Poszedłbym z nim, gdyby chciał- odezwał się
Willie przewracając się na drugi bok. - Chętnie roz
grzałbym się w bitwie.
- Powiedziała, że jest ranny - zatroskanym tonem
ciągnął Baldwin. - To nie jest człowiek, który narzeka
albo prosi o pomoc.
Frances uniosła się na łokciach.
- Niektórzy mężczyźni są już na marach, kiedy
złapią katar. Inni, tak jak Douglas, uważają, że to
niegodne okazać ból czy cierpienie. Jakby wciskali
swoje troski do butelki z mocnym korkiem, a kiedy jest
pełna, uciekają na pole i zabijają kogoś, żeby poczuć
267
v
JILLIAN HUNTER
się lepiej. Tacy przynajmniej byli mężczyźni, których
znałam.
- A znałaś ich wielu, Frances. - W ustach Baldwina
zabrzmiało to jak komplement.
Wyciągnęła się z powrotem na sianie.
- Oczywiście, znałam samych łajdaków. Douglas
jest teraz dżentelmenem, więc nie wiem, jak to z nim jest.
Baldwin żuł słomkę siana.
- Ciekawe, jak to jest być dżentelmenem...
- Kto raz był piratem, zawsze nim pozostanie. -
Willie podał mu butelkę. Była pusta. - Napij się rumu.
- Kto raz był... - Baldwin potrząsnął głową z po
dziwem. - To najgłębsza myśl, jaką kiedykolwiek sły
szałem.
- Zawsze wypowiadam głębokie myśli, kiedy jestem
pijany. - Willie zachichotał. - Prawda, Frances?
- Nie, zawsze gadasz głupoty. - Frances wychyliła
się i spojrzała na boksy stajenne w dole. - Ale powiem
wam, jaka jest prawda. Pirat potrzebuje załogi. A nie
trzech półgłówków na strychu.
- Pustej flaszki też nie potrzebuje- stwierdził -
Baldwin, wpatrując się w dno butelki. - Willie, jesteś
ohydnym samolubem. I taka jest prawda.
24
Rowena nie mogła już tego znieść. Czekanie ją
zabijało. Odworzyła usta, żeby dać temu wyraz.
Jej opiekunowie nie mrugnęli nawet okiem. Mieli
uszy zatkane kulkami z wełny od jej pierwszej niemi
łosiernej tyrady trzy godziny temu.
Chwyciła wyszywaną poduszkę i cisnęła ją na ziemię.
Dainty nie podniósł wzroku. Zasłonił się tylko swoim
skórzanym puklerzem i kontynuował grę. Złapała kielich
i chlusnęła winem na stół. Aidan chrząknął cicho nie
odrywając wzroku od planszy.
Przy świetle świec grali w solarium w szachy, podczas
gdy księżniczka miotała się nerwowo od ściany do
ściany.
- Powinniście być przy Douglasie! - krzyknęła. -
Jak wam nie wstyd! Grać w szachy, kiedy wasz pan
naraża życie!
Nie zwracali na nią uwagi. Nie słyszeli ani słowa.
269
JILLIAN HUNTER
Podeszła do stołu, pochyliła się i wyszarpnąwszy
Dainty'emu z ucha wełnę, wrzasnęła:
- Jak możecie spokojnie przesuwać te głupie figurki,
kiedy Douglas sam walczy z Neacailem?!
Dainty podskoczył. Pionek potoczył się na ziemię.
Aidan wyjął wełnę z ucha i popatrzył na nią spokojnie.
- Czy coś mówiłaś, wasza wysokość?
Oczy błyszczały jej wściekle.
- Jedźcie za nim. Potrzebuje was. Ludzie z wioski
was potrzebują. A ja nie.
- Nie możemy - stwierdził Dainty.
Aidan przepraszająco wzruszył ramionami.
- Obiecaliśmy.
- Przysięgam, że się stąd nie ruszę - powiedziała
Rowena. - Przykujcie mnie łańcuchami w lochu, jeśli nie
wierzycie. Musicie mu pomóc. Zawsze byliście nierozłącz
ni, prawda? Marnujecie czas gapiąc się na mnie.
Mężczyźni przez chwilę patrzyli sobie w oczy, lecz
nie przyznali od razu, że Rowena ma rację. Wstrzymała
oddech. Czuła się chora. Przez cały dzień nie przełknęła
nic poza kubkiem piwa z korzeniami.
- Nie - powiedział Dainty, potrząsając łysą głową. -
Nie możemy zostawić cię tu samej. Douglasowi by się
to nie spodobało.
- Ale moglibyśmy przykuć cię łańcuchami w lochu -
rzucił uprzejmie Aidan.
Trąciła biodrem szachownicę. Zaraz wyrzuci ją z całej
siły w powietrze.
- Jedźcie do wioski i każcie Shandy'emu i Phelpsowi,
żeby do niego dołączyli.
270
SMOK
To nie jest zła myśl- stwierdził w zamyśleniu
Dainty. - Ale musielibyśmy poczekać na Douglasa,
żeby uzyskać jego zgodę.
W takim razie ja to zrobię - powiedziała zdecydo
wanie.
Mężczyźni wrócili do gry.
Rowena wymknęła się z sali.
Rowena była na tyle rozsądna, by nie wyruszać na
poszukiwanie Douglasa w zapadającym mroku. Prze
szkodziłaby mu tylko. Mogła jednak pomóc, wysyłając
za nim jego przyjaciół. Większości ludzi kazał pilnować
zamku i wioski, gdyż mieszkańcy przygotowywali się
do wejścia za mury obronne. Rowena zdecydowała, że
każe kilku z nich jechać za Douglasem.
W ciągu dwudziestu minut odnalazła tunel biegnący
wzdłuż lochów. Kurz i pajęczyny osiadały jej na włosach,
gdy przeciskała się korytarzem. W końcu triumfalnie
dotarła do zardzewiałej zapadni.
Poczuła zapach wilgotnej gliny i pomyślała, że wyjście
prowadzi do lasu otaczającego jezioro. Przy odrobinie
szczęścia znajdzie może jakąś łódkę.
Łódka czekała w zapadającym zmierzchu. Dainty
i Aidan również.
Dainty pochylił się i spokojnie wyciągnął ją z ciemnej
jamy.
- Szukałam ustronnego miejsca... - powiedziała.
Dainty otarł pajęczynę z jej policzka.
- Z przyjemnością cię tam zaprowadzimy.
271
JILLIAN HUNTER
- Na drzwiach namalowany jest krzyżyk - dodał Aidan.
- Strasznie się o niego boję - szepnęła Rowena łamią
cym się głosem.
- Może na uspokojenie napijesz się jeszcze piwa
z korzeniami? - spytał Aidan.
Wyciągnęła pistolet z fałd zakurzonej aksamitnej sukni.
- Zejdźcie mi z drogi.
Dainty cofnął się odruchowo. Aidan skrzyżował ręce
na piersi.
- Którego z nas zastrzelisz?
- Zabij mnie - powiedział Dainty.
- Nie możesz zastrzelić nas obu - stwierdził chłodno
Aidan.
- Wolę umrzeć, niż znowu zawieść Douglasa - po
wiedział Dainty.
Rowena zacisnęła zęby.
- Najchętniej zabiłabym was obu! On nie ma sił na
kolejną bitwę.
- Douglas jest Smokiem z Darien - powiedział Ai
dan. - Nie można go zwyciężyć.
Rowena rozpaczliwie potrząsnęła głową.
- Nikt już nie wierzy w smoki.
Aidan delikatnie wyjął jej pistolet z ręki.
- No cóż, ja wierzę - powiedział cicho. - Ponieważ
Smok był jedynym człowiekim, który uwierzył we
mnie. Widzisz, moja rodzina była przekonana, że zabiłem
żonę, bo prowadziłem powóz i straciłem kontrolę nad
końmi. Douglas nigdy nie wątpił w moją niewinność.
- Chodź, księżniczko. - Dainty wyciągnął do niej
ramię. - Zaprowadzę cię do ustronnego miejsca.
25
Neacail go przechytrzył. Douglas zjechał całe połacie
wrzosowisk i przeszukał po drodze wszystkie jaskinie
i rozpadliny między skałami.
Cały wysiłek na nic. Jakby ścigał cień.
Neacail zostawił fałszywy ślad, który prowadził Dou
glasa coraz dalej od miejsca, gdzie powinien szukać.
I coraz dalej od Dunmoral.
Od strony lasu rozległo się dalekie wycie wilka. Echo
przetoczyło się po nocy przyprawiając Douglasa
o dreszcz. W tym wyciu było ostrzeżenie. Inny wilk
odpowiedział głębokim pomrukiem od strony wzgórz.
Napięty do granic wytrzymałości, Douglas zawrócił
konia i wjechał na strome wzniesienie. Na początku nie
zrozumiał, co zaniepokoiło wilki, stworzenia żyjące na
pograniczu tak jak on. Stworzenia, które ludzie po
dziwiają albo którymi gardzą, lecz których nie rozumieją.
Nie widział zamku. Ciężkie szare chmury opadły na
273
JILLIAN HUNTER
prostokątne wieże i spowiły mury budowali, która nie
oczekiwanie stała się jego domem. Gdzie czekała jego
księżniczka i młodsza siostra.
Po chwili chmury zaczęły się rozpraszać, odsłaniając
czarno-złote niebo. Dym i ogień. Serce mu zamarło.
Nie od razu zdał sobie sprawę, że to wioska, a nie
zamek, świeci jak pochodnia. Mieszkańcy Dunmoral są
już z pewnością w obrębie murów.
Nigdy więcej nie splami rąk niewinną krwią. Zaciął
konia ostrogami i popuścił wodze. Wierzchowiec natych
miast zareagował. Był doskonale wytresowany. Stary
lord Dunmoral był może głupcem hodującym kwiatki,
ale na koniach się znał. Ogier Douglasa był wyćwiczony
do wyścigów.
Ogień się rozprzestrzeni. Rabusie Neacaila, upojeni
sukcesem, ruszą na zamek, jeśli Douglas ich nie po
wstrzyma.
Douglas i Jerome walczyli oparci prawie o siebie
plecami. Aidan pozwolił chłopakowi jechać z nimi, żeby
ułagodzić Rowenę. Dym był tak gęsty, że chwilami
wyczuwali swoją obecność tylko dzięki uderzeniom
ramionami albo okrzykom. Douglas nie podejrzewał, że
ten chudzielec potrafi tak zawzięcie walczyć.
Cieszył się, że nadeszła pomoc. Ludzie Neacaila
walczyli jak wściekli, a on nie był w najlepszej formie.
- Uważaj! - krzyknął Jerome, gdy krzepki góral
z brodą do pasa wyskoczył na Douglasa z mroku niczym
odyniec.
274
SMOK
Ledwie Douglas powstrzymał jego atak ciosem mie
cza, gdy jakiś inny skoczył na Jerome'a od tyłu. Zamach
nął się toporem, ale Douglas w ostatniej chwili sięgnął
po sztylet i rzucił nim z perfekcją, której nauczył się
na morzu.
Dym zaczynał rzednąć. Wioska zmieniła się w czarne
zgliszcze. Shandy i Phelps pojechali na wzgórza w po
goni za uciekającymi zbirami.
Douglas wyjął sztylet z ciała zabitego i wyprostował
się. Zimne powietrze chłodziło jego spływające potem
ciało. Woń krwi i zwęglonego drewna drażniła mu
nozdrza. Pobojowisko tonęło w niesamowitym w tej
scenerii świetle księżyca. Douglas pomyślał, że nie
może jeszcze spocząć. Neacail wciąż był na wolności.
Jerome jak akrobata przeskoczył przez szuwary do
jeziora, gdzie przy brzegu ukrywał się jeden z napast-
ników. Bandzior pożegnał się z życiem bez najmniej
szego hałasu.
Douglas mruknął uśmiechając się pod nosem. Podo
bała mu się energia chłopaka. On sam nie czuł się
najlepiej.
- Przydatna umiejętność. Jeździłeś w dzieciństwie
z trupą cyrkową?
Chłopak kucnął tuż przy nim.
- Widziałem jeszcze trzech plądrujących chaty na
wzgórzu. Co robimy...
Douglas nagle zesztywniał. Jerome przesunął oczy za
jego wzrokiem i zobaczył jasnowłosego mężczyznę
o potężnej budowie, który skrył się właśnie w jedynej
ocalałej chacie.
275
JILLIAN HUNTER
- To Neacail?- spytał Jerome zerkając na Dou
glasa.
- Tak. - Douglas wytarł miecz o spodnie. - To chata
starego Bruce'a. Neacail jest zbyt przesądny, by podłożyć
ogień pod dom wróżbity.
- Dzięki Bogu, że kazałeś wprowadzić mieszkańców
wioski do zamku, zanim to się stało.
Douglas ruszył szybkim krokiem.
- Tak - rzucił, myśląc już o czym innym. - Dzięki
Bogu.
Popędził, zanim Jerome zorientował się, o co chodzi.
Pchnął zdrowym ramieniem drzwi chaty i z dzikim
okrzykiem bojowym wpadł do środka. Krew znowu
uderzyła mu do głowy.
Znalazł się w gnieździe zbójów. Neacail siedział na
podłodze.
Douglas powalił trzech uzbrojonych ludzi, zanim
trzej pozostali rzucili go na ziemię. Gdzieś na strychu
zamiauczał przeraźliwie kot. Douglas kopnął jednego
z napastników w zęby, łamiąc mu szczękę. Na jego
nogach roztrzaskał się jakiś stołek. Złapał kogoś za
gardło, a innego rzucił głową w sam środek kominka.
Nagle w mroku nocy rozległo się dzikie zawodzenie.
Pogańskie lamenty.
- A to co znowu? - odezwał się przerażony Neacail,
sięgając po pistolet leżący na podłodze.
Douglas wyszczerzył białe zęby w wilczym grymasie
i sięgnął do pasa.
- Piraci - wyjaśnił grzecznie. - Nie żaden grzeczny
pieszczoszek, który wyciera buty przed wejściem na
276
SMOK
pokład, tylko wściekły, pijany rumem pirat, który roze
rze cię na kawałki.
Drzwi otworzyły się z hukiem. Baldwin wystrzelił
w powietrze z dwóch pistoletów.
Willie zapomniał włożyć swoich sztucznych zębów.
- Demony... - szepnął Neacail. - To prawda, co sły
szałem...
Douglas kopniakiem wytrącił mu z drżącej ręki pistolet
i wyciągnął miecz.
- Tym razem już nic mnie nie powstrzyma.
Neacail zacisnął zęby i ruszył na niego ze sztyletem
w dłoni.
Douglas odmówił krótką modlitwę i dokonał zemsty,
po czym obaj padli bez czucia na ziemię.
26
Nie pozwolę, żeby moja kobieta zobaczyła mnie na
noszach - powiedział Douglas. Leżał na wznak; twarz
miał podrapaną i posiniaczoną.
- Jeśli wolisz, potoczymy cię jak kłodę po ziemi, bo
sam nie możesz iść. - Baldwin zatoczył się na linę
mostu tuż nad ciemną wodą jeziora.
Douglas przeklął siarczyście.
- Chcecie mnie zabić, chociaż moim wrogom się to
nie udało?
- Gdybyśmy chcieli twojej śmierci, nie przyłączyli
byśmy się do bitwy - odwarknął Baldwin i przehalsował
do liny po drugiej stronie mostu.
Douglas zacisnął szczęki, żeby nie krzyknąć, i tylko
jęknął, próbując ułożyć wygodniej zbolałe ciało.
- Zdaje się, że powinienem być wdzięczny - powie
dział, wpatrując się w nocne niebo. - Rzeczywiście
postaraliście się...
278
SMOK
-
Cała przyjemność po naszej stronie - zaczął Bald-
win. - Postanowiliśmy...
Douglas nagle usiadł na noszach i wrzasnął tak głośno,
że Baldwin o mało nie upuścił go na ziemię.
- Zawracajcie, do diabła! Chcę głowy tego prze
klętego Neacaila z Glengaldy i to natychmiast!
- Więc musisz wrócić do wioski i odgrzebać jego
ciało, zanim wilki i robaki zrobią swoją robotę- po
wiedział Willie.
Douglas oparł się na łokciach i spojrzał na zamek.
- Nie żyje?
Mężczyźni niosący nosze wymienili uśmieszki.
- Nie pamiętasz, że go zabiłeś? - spytał Baldwin.
Douglas z jękiem upadł na nosze.
- Odebrano mi najwidoczniej to przyjemne wspomnie
nie. Dlaczego wszystko tańczy mi przed oczami jak woda
laguny? Spoiliście mnie czymś, łotry, żebym złagodniał?
- Złagodniał? - Chłopak niesiony na drugich noszach
za Douglasem zaśmiał się cicho. - Douglas z Dunmoral
nie zna tego słowa.
- Douglas z Dunmoral... - Douglas westchnął. - Ła
godny Douglas. Stokrotka z Dunmoral.
Baldwin pokręcił głową.
- To doktor dał tobie i temu młodemu jakąś miksturę.
Żeby uśmierzyć ból.
- Jaki ból? - spytał Douglas. - Jestem mężczyzną.
Nie znam czegoś takiego jak ból.
- Douglas! - Krzyk Roweny dobiegał od strony war
towni, gdy opuszczono most zwodzony. - Boże, on jest
na noszach.
279
JILLIAN HUNTER
- Czy
oni żyją? - spytała Hildegarda.
Gemma też zaczęła krzyczeć:
- Czy mój brat nie żyje? Odpowiadaj, Baldwin. Mam
prawo wiedzieć!
Frances dołączyła do ich szlochów i jęków. Douglas
nie mógł tego dłużej słuchać. Zerwał się z noszy i za
toczył po moście.
Baldwin i Willi chwycili go w ostatnim momencie -
niewiele brakowało, a wpadłby do wody.
- Woda... - Douglas zagapił się na jezioro. Potem
przeniósł wzrok na most zwodzony. - Trap.
Baldwin wykrzywił się w uśmiechu.
- Niezupełnie, kapitanie.
Douglas uniósł ciężką brew.
- Przypomnijcie mi, żebym kazał was rano wychłos-
tać za niesubordynację.
- Och, Douglas... - Rowena biegła do niego po
moście.
Odwrócił się sztywno w tamtą stronę. Spojrzał na nią
szeroko otwartymi oczami. Po jej policzkach spływały
łzy. W końcu uśmiechnęła się uszczęśliwiona, a Douglas
przycisnął ją do piersi zdrowym ramieniem. Jej łzy
spłynęły na jego brudną koszulę.
Wciąż nic nie mówił. Przesuwał niepewnie palcami
po jej włosach. Ze zdumieniem wpatrywał się w jej twarz.
Rowena podejrzliwie ściągnęła brwi.
- Nie wiesz, kim jestem, milordzie? Tak dziwnie
patrzysz.
Douglas obruszył się:
- Oczywiście, że wiem, kim jesteś. Jesteś moją ko-
280
SMOK
bietą. Czekałaś, aż wrócę z pola bitwy. Opatrzysz mnie,
a potem wezmę cię do łóżka.
Baldwin chrząknął znacząco.
- To księżniczka, sir.
- Księżniczka Rowena - dodał półgłosem Willie.
- O mojej kuzynce wyrażasz się w ten sposób?-
odezwał się ze swoich noszy Jerome. - Przecież to
dziedziczka Hartzburga.
Douglas uśmiechnął się rozbrajająco.
- Doskonale wiem, kim ona jest. To księżniczka
Rowena Pięknowłosa. Księżniczka to dobra rzecz... -
Uśmiechnął się szerzej. - Czy ja jestem księciem?
Baldwin parsknął śmiechem.
- Księciem Port Royal, sir.
- Sądzę, że jego wysokość powinien się położyć -
powiedziała łagodnie Rowena, zdejmując jego ręce ze
swojej talii.
Potulnie skinął głową.
- Myślę, że my również powinniśmy się położyć.
Mam bardzo wygodne łóżko nadające się do tego celu.
Rowena smutno pokiwała głową.
- Nie poznaje mnie. Połóżcie go na noszach i wnieście
do zamku.
Douglas opadł na nosze z takim jękiem, jakby ich
rozmowa wycisnęła z niego resztkę sił. Splótł ręce na
piersi i spojrzał w górę z zamyśloną miną.
- Wiem, że jesteś księżniczką Rowena, a ja podobno
jestem księciem. Jednak nie rozumiem jednej sprawy:
dlaczego nie jesteśmy jeszcze na pokładzie mojego
statku?
27
Leż spokojnie, Douglas, i pozwól mi zawiązać opat
runek.
Śmiejąc się pod nosem, chwycił ją za nadgarstki.
- Wolałbym przywiązać cię do łóżka, Roweno. Udo
wodniłbym po raz drugi swoją męskość. Dla celów
politycznych.
- Dla celów politycznych? Czyżby?
- Będziemy się kochać dla dobra twojej ojczyzny -
powiedział lubieżnym tonem.
- Czy mam wezwać pomoc?
- Pragnę jedynie dać wyraz patriotyzmowi, wasza
wysokość. - Łypnął na nią szelmowsko. - Będę twoim
najbardziej uległym poddanym.
Rowena zmusiła go, żeby opadł na kołdrę. Przez
chwilę udawał, że się poddaje. Potem chwycił ją za
biodra i zamknął usta mocnym pocałunkiem. W kom
nacie zapanowała zupełna cisza. Pomyślała, że na łożu
282
SMOK
śmierci ten mężczyzna też będzie udowadniał, jaki jest
wspaniały.
Gruba świeca na stoliku rzucała cienie na zielony
aksamit zasłon przy łóżku.
Douglas przesunął wargi w zagłębienie między jej
piersiami, a wolną rękę wsunął pod pośladki. Każdy
ruch sprawiał mu straszny ból, jednak nie chciał tego
okazać.
- Lekarz może tu wejść w każdej chwili - szepnęła
Rowena. - Jesteś najgorszym pacjentem, jakiego kiedy
kolwiek widziałam. Zresztą Fryderyk i Jerome nie są
o wiele lepsi.
Wciągnął ją pod siebie. Westchnęła, poddając się na
chwilę. Jej włosy owinięte były wokół muskularnego
ramienia Douglasa. Przygniatał ją całym ciężarem roz
palonego ciała. Poczuła słodki dreszcz.
- Z piratów nie są dobrzy inwalidzi- stwierdził,
wpatrując się w nią roziskrzonym wzrokiem. - Biegamy
za kobietami na naszych drewnianych nogach i kokie
tujemy je spojrzeniem spod czarnej przepaski. Kiedy
położymy już łapę na jakiejś księżniczce, orgii nie ma
końca.
- Ta okropna mikstura z okładu kapie mi na halkę -
poskarżyła się Rowena.
Przesunął nie ogoloną twarz po jej piersiach.
- Zdejmij ją. I okład też.
- Pani MacVittie czeka na mnie na dole. Mamy
razem zjeść kolację. - Rowena udawała, że jego bliskość
nie robi na niej wrażenia. - Twoi ludzie ćwiczyli dobre
maniery na uroczystość weselną. Chcą się pochwalić.
283
JILLIAN HUNTER
-
Dlaczego na samą myśl o tym czuję dreszcz gro
zy? - spytał ironicznie.
- Nie wiem. - Rowena uśmiechnęła się. - To urocze
istoty. A teraz bądź dobrym piratem i połóż się spokojnie.
Kiedy skończę opatrunek, będziesz mógł założyć koron
kowy temblak, który uszyła dla ciebie Hildegarda.
Douglas usiadł gwałtownie.
- Koronkowy temblak? Moi ludzie umrą ze śmiechu.
- Nie będą się śmiać, kiedy pomyślą o tym, jak
walczyłeś trzy dni temu - stwierdziła. - Jesteś pewien,
że nie przydałby ci się jeszcze tydzień w łóżku, mi
lordzie?
- Roweno, muszę przygotować się do wyprawy na
ratunek twemu ojcu. Mężczyznę leżenie w łóżku osłabia.
Zacisnęła wargi. Douglas nie był w stanie nikogo
ratować, ale duma nie pozwala mu najwidoczniej za
akceptować tego smutnego faktu. Jednak jej ojciec po
trzebuje czyjejś pomocy, więc nie będzie mogła zostać
w tym zamku dłużej, niż zajmą przygotowania do podróży.
Douglas popatrzył na nią groźnie.
- Ze mną jest wszystko w porządku. Mogę bez
problemu zejść na dół, żeby zjeść kolację.
- Weźmiesz kule?
- Kule? Nie potrzebuję żadnych kul.
Na dowód tego podniósł się i zrobił kilka skłonów.
Przez sekundę miał ochotę chwycić się kolumny łóżka,
tak niemiłosiernie kręciło mu się w głowie. Serce biło
jak oszalałe.
- No właśnie. Mówiłam ci.
Powściągnął grymas cierpienia i uśmiechnął się z wy-
284
SMOK
siłkiem. Boże, wszystkie kości i mięśnie straszliwie go
bolały. Nawet stopy go bolały po raz pierwszy w życiu.
Ból w poranionych stopach był nie do zniesienia!
- Roweno, zdobywałem hiszpańskie garnizony i ga
leony. Drobne zadraśnięcia nie zwalą mnie z nóg.
- Powaliłeś siedmiu ludzi w tej chacie, milordzie.
- Siedmiu? Tylko tylu?
Do diabła, sądząc po pogruchotanych kościach, przy
siągłby, że było ich co najmniej pięćdziesięciu. Ale
wygrał tę bitwę. Neacail nie żyje, a on nie okazał się
stokrotką. Dotrzymał obietnicy danej ludziom z Dun-
moral i sobie samemu. Wyzdrowieje. Pożądanie Roweny
będzie najlepszym lekarstwem. Po ślubie zajmą się
słodkim obowiązkiem płodzenia dziedziców.
- Teraz musimy myśleć jedynie o ratowaniu papy,
jego powrocie do władzy i rozpędzeniu zdrajców, którzy
zagrażają Hartzburgowi - powiedziała Rowena.
Douglas zmarszczył czoło.
- A więc na co czekamy?
Chwiejnym krokiem ruszył w stronę szafy. Nie będzie
przecież prowadził wyprawy wojennej w koszuli nocnej.
- Nie jesteś w stanie dowodzić żadną armią, milor
dzie - powiedziała, kiedy uderzył obandażowanym ko
lanem o stolik przy łóżku.- Muszę znaleźć innego
człowieka, który uratuje papę.
Obrzucił ją miażdżącym spojrzeniem.
- Po moim trupie, kobieto.
- Jeśli nie pozwolisz odpocząć swemu zmaltretowa
nemu ciału, padniesz martwy u moich stóp.
- Zdobyłem hiszpański garnizon po ciężkim wstrząsie.
285
JILLIAN HUNTER
- Dziesięć lat temu, milordzie.
- Dziesięć? - powtórzył zaskoczony. - A skąd ty to,
do diabła, wiesz? To było najdalej trzy lata temu.
- Dziesięć, Douglas. Pamiętam doskonale daty i miej
sca większości twoich wyczynów.
Z trudem powstrzymał się, żeby nie pchnąć jej na
łóżko i nie zwalić się na nią. Podejrzewał jednak, że
mogłoby mu zabraknąć na to siły. Czyżby zgruchotał
sobie kolana?
- Mój ranny wojownik... -powiedziała i uśmiechnęła
się czule. - Mój pokiereszowany smok. Będę się modlić
o twój szybki powrót do zdrowia.
Douglas z pomrukiem osunął się na łóżko.
- Przestań z tymi żałosnymi lamentami, Roweno. Za
dwa, trzy dni będę gotów do podróży do Hartzburga.
- Najpierw sprawdźmy, czy dasz radę dojść do stołu,
milordzie.
Wstał, chwyciwszy kolumnę łóżka. Jedną ręką bez
żadnego wysiłku przyciągnął Rowenę do siebie, a drugą
zaczaj rozpinać guziki jej sukni. Rozwiązał troczki
koszuli i halek. Rowena z niedowierzaniem patrzyła na
stertę jedwabi spadających na podłogę. Douglas z uśmie
chem zadowolenia zdejmował koszulę.
- Nie możesz mi odmówić, Roweno - szepnął przy
milnie.
Niestety, była to prawda.
Dreszcze przeszły jej po plecach, kiedy poczuła napór
jego podnieconego ciała. Mięśnie brzucha napięły się,
gdy zaczął szczypać lekko jej sutki. Zawstydziła się,
czując, że robi się wilgotna.
286
SMOK
- Uwielbiam to, jak reagujesz na moje pieszczoty -
powiedział zachrypniętym głosem.
Była zbyt zażenowana, by cokolwiek odpowiedzieć.
Zamknęła oczy. Położył ją na łóżku i zaczał całować.
-
Było to tak cudowne, że miała ochotę umrzeć. Przesuwał
dłonie i usta po całym jej ciele, dotykał najintymniejszych
miejsc tak długo, aż zapragnęła poczuć go głęboko
w sobie.
Wszedł w nią powoli, ale już po chwili zaczaj poruszać
się szybciej, coraz głębiej i mocniej. Zamruczał z satys -
fakcją, kiedy przywarła do niego każdym skrawkiem
ciała.
Kochali się tak długo w noc, że Frances spaliła kilka
razy odgrzewaną kolację. Hildegarda, zaniepokojona
nieobecnością swej pani, już prawie zdołała przekonać
Aidana, że koń wodny znów się pojawił i porwał Rowenę.
Kochali się, aż w zamku zapadła cisza, a Rowena nie
miała już nawet siły wzdychać ze szczęścia.
- A teraz kolacja - powiedział radośnie i wyskoczył z
łóżka, prężąc swoje zbolałe ciało, by udowodnić, jaki
jest niezmordowany.
Było to kolejne łgarstwo - czuł się wykończony,ale
prędzej wyzionąłby ducha, niż legł bez sił na łóżku.
I kiedy pomagał ubrać się swojej pani, był zbyt zako -
chany i zbolały, żeby usłyszeć pełen zdziwienia okrzyk
strażnika na wieży.
Był zbyt zapatrzony w swoją księżniczkę, żeby zdać
sobie sprawę, iż zagrożenie, którego najbardziej się
obawiał, i o którym chwilowo zapomniał, właśnie się
zbliża.
28
Douglas stał w drzwiach wielkiej sali. Miał ponurą
minę.
- Kto sprosił tu wszystkich tych ludzi? Sądziłem, że
wieczór zaręczyn spędzimy we dwoje.
- Ja ich zaprosiłam - odparła Rowena. - To nasi
przyjaciele.
- Przyjaciele? Ci ludzie to piraci. Nie będę narażał
przyszłej żony na udział w pijackiej orgii. Moja załoga
nie umie zachować się porządnie nawet przez pięć minut.
Piraci wstali z szacunkiem z miejsc, gdy Rowena
zbliżyła się do stołu. Dainty, Aidan, Shandy, Phelps,
Gunther, Baldwin, Willie, Martin i Roy. Nie byli już
służącymi w szkockim zamku. Byli straszliwymi, auten
tycznymi wilkami morskimi. Mieli na sobie brokatowe
kapelusze, koronkowe mankiety, wysokie buty, szpady
i sztylety. Wyjątkowa okazja wymagała elegancji.
- To będzie katastrofa - powiedział Douglas.
288
SMOK
Pani MacVittie była wśród zebranych, by dopilnować
przebiegu uroczystości. Byli tu również doktor i Henryk,
jako przedstawiciel mieszkańców wioski. Jerome i Fry
deryk podkuśtykali do stołu. Wyglądali równie nędznie
Jak Douglas.
Pan zamku, nie kryjąc niezadowolenia, usiadł przy
stole. Za kwadrans wybije północ. Nie miał zamiaru
ogłaszać zaręczyn w godzinę czarownic. Mimo iż na-
rzeczona opętała go jak prawdziwa czarownica.
Patrząc na Rowenę, nie potrafił skryć dumy. Świat
ło świec igrało na jej lśniących, upiętych wysoko
włosach. Z uśmiechem zwracała się do jego przy-
jaciół, jakby byli jej równi. Jakie to dziwne, że on,
ze swoją przeszłością i zbrukaną duszą, zdobył jej
czułe serce. Nie będzie już między nimi żadnych
kłamstw.
Nagle uśmiech zniknął z jego twarzy. Jak jej bracia
mogli pozwolić, żeby tak cudowna istota wyruszyła
w świat w poszukiwaniu najemników? Krew mu za
wrzała na samą tę myśl.
Oczywiście wiedział, że jako mąż księżniczki będzie
musiał pomóc ratować jej ojca. Nie ma co, czekał ich
cudowny miesiąc miodowy...
- Dobrze dziś wyglądasz, sir - skłamał Baldwin.
Douglas dotknął podsiniaczonego oka, łypiąc na swo
ich ludzi. Jeszcze nikt się nie pobił, nie splunął pod stół
ani nie przeklął. To nie potrwa długo.
- Co się z tobą dzieje?- spytał Williego, który
czerwony jak burak, z kaskadą koronek pod brodą,
siedział niczym na torturach.
289
JILLIAN HUNTER
-
Gemma za mocno zawiązała mi fular- odparł
Willie głosem duszonej żaby. - Nie mogę oddychać.
Zdumiony Douglas zatrzymał wzrok na Aidanie.
którego długie ciemne włosy opadały na ramiona w locz-.
kach.
- Na miłość boską, co się stało z twoimi włosami?
- Frances potraktowała je rozgrzanymi w ognisku
szczypcami - wycedził Aidan przez zaciśnięte zęby.
- Twoi ludzie zachowują się jak anioły. - Rowena
szeptała wprost do ucha Douglasa. - Ale dlaczego ku
charka stoi w drzwiach?
Sięgnął po kielich.
- Pewnie wstydzi się tego, kim była.
- Dlaczego? - spytała Rowena. - Czy kogoś zamor
dowała?
- Nie. Prowadziła burdel na Tortudze. Zajmowała
się Gemmą, kiedy byłem na morzu. - Pociągnął duży
łyk wina na wspomnienie tych burzliwych czasów. -
Byliśmy szumowinami, księżniczko.
- Chcę z nią porozmawiać - powiedziała Rowena. -
Zawołaj ją tu. Ta kobieta prawie chowa się pod stół,
kiedy wchodzę do kuchni.
Douglas wzruszył ramionami i spełnił jej prośbę. Blada
jak ściana Frances niepewnie podeszła do stołu, wbijając
wzrok w ziemię. Nieśmiało dygnęła przed księżniczką.
- Proszę, usiądź z nami, Frances - powiedziała Ro
wena. - Słyszałam, że byłaś nianią siostry jej lordowskiej
mości.
- Nianią? - Frances wydawała się oszołomiona. -
Douglas tak powiedział?
290
SMOK
- Z
ajmij miejsce przy naszym stole - rozkazała sta-
nowczo Rowena. - W moim pałacu niania uważana jest
za członka rodziny.
Erances stała jak skamieniała.
- Wasza wysokość... - Próbowała powstrzymać łzy
Cisnące się do oczu. - Nie mogę. Jestm kobietą upadłą.
Rowena uśmiechnęła się do niej.
- A ja jestem upadłą księżniczką, pasujemy więc do
siebie, Może znajdziemy z jego lordowską mością miej-
sce dla ciebie w pobliżu pokoi dziecinnych.
- Powierzyłabyś mi swoje dzieci? ~ zapytała osłu
piała Frances.
Douglas uśmiechnął się.
- Frances, masz lekką rękę i potrafisz wrzasnąć,
a tego właśnie trzeba do wychowywania dzieci.
- Musisz się tylko nauczyć puszczać mimo uszu
utyskiwała Hildegardy. Ciągle się czegoś obawia -
dodała Rowena. - Bez wątpienia będzie chodzić za tobą
i dziećmi krok w krok i gderać.
Douglasa zastanowiło to niespodziewane zaintereso
wanie Roweny wychowywaniem dzieci, ale nagle jego
uwagę przyciągnęło jakieś zamieszanie wśród gości.
Zerknął na złoty zegarek, który nosił w kieszeni..
Pomylił się. Zachowywanie manier nie trwało dłużej
niż pięć minut.
Kłopoty zaczęły się, kiedy Willie głośno siorbał zupę.
- Zamknij się, Willie - odezwał się półgłosem Bald-
win. - Obrażasz księżniczkę.
Willie opuścił łyżkę.
- No cóż, już sama twoja gęba obraża tę biedną
291
JILLIAN HUNTER
kobietę. Wolałbym patrzeć na zadek pawiana niż na tę
twoją szkaradną facjatę.
- Nie musisz patrzeć na zadek pawiana, Willie,
wystarczy, jak spojrzysz w lustro! - krzyknął Dainty.
Rowena podniosła się, by ich uciszyć, lecz Frances,
najwidoczniej przejęta tym, co się dzieje, pchnęła ją
z powrotem na krzesło.
- Jeśli zepsujesz jej przyjęcie zaręczynowe, ty łachud
ro, skręcę ci ten przeklęty kark! Nigdy w życiu nie
siedziałam obok księżniczki.
Shandy opróżnił kufel piwa nad głową Frances.
Frances chwyciła nóż.
Douglas z głębokim westchnieniem rezygnacji rozparł
się w krześle. Nad głowami biesiadników zaczęły latać
przekleństwa i sztućce.
- Czy orgia już się zaczyna? - szepnęła Rowena, gdy
w jej talerzu wylądował czyjś but.
Uśmiechnął się, ujął ją za rękę i podniósł z krzesła.
Rzucili się do ucieczki, kiedy czterech ludzi przewróciło
ławę.
- Nie mam zamiaru się temu przyglądać. Masz
ochotę na spacer po ogrodzie? Halka Gemmy nadal
kwitnie.
- Chętnie. - Zatrzymała się, żeby rzucić bochenkiem
chleba w mężczyznę, który wrzucił jej but do talerza. -
Dziękuję, milordzie - powiedziała biegnąc za nim. - To
była najciekawsza oficjalna kolacja, w jakiej uczest
niczyłam.
292
SMOK
Ich dobry humor nie trwał długo. Pocałunki w ko
rytarzu przerwał brzęk ostróg i radosny głos, którego
Douglas miał nadzieję już nigdy nie usłyszeć.
- Czy ktoś tu jest? - zabrzmiał głośno radosny okrzyk.
- Boże, to on.
Douglas ze stężałą z napięcia twarzą odepchnął Ro-
wenę, gdy zza załomu muru wynurzyła się postać w bia-
łym płaszczu.
Był to Mateusz. Stał tu ze swoimi złocistymi włosami
i anielskim uśmiechem - przeciwieństwo Douglasa.
- Ach, tu jesteś - powiedział Mateusz. - Podszczy
pujemy podkuchenne, braciszku? Gdzie się wszyscy
podzieli? Musiałem sam rozsiodłać konia. Tak wita się
gości w zamku jego lordowskiej mości?
Rowena wyszła zza pleców Douglasa.
- Podkuchenna... - powiedziała urażonym tonem. -
No, może ci to wybaczę.
- Rowena - zdziwił się Mateusz, a potem, kiedy się
roześmiała, chwycił ją w ramiona.
Douglas zesztywniał przyglądając się temu czułemu
powitaniu. Miał ochotę wyrwać Rowenę z objęć brata,
ale tylko powiedział:
- Jesteś jedynym człowiekiem na świecie, który
potrafi odbyć podróż ze Szwecji do Szkocji w nie-
skazitelnie białym płaszczu. To nie jest normalne.
Mateusz mrugnął do niego ponad ramieniem Roweny.
- Przebrałem się w stajni. Nie chciałem pokazać się
księżniczce w brudnych łachach.
Douglas nie mógł już tego znieść. Pociągnął Rowenę
do siebie nie siląc się nawet na delikatność.
293
JILLIAN HUNTER
Mateusz wyciągnął do niego ramiona.
- Gratuluję ci powrotu na łono społeczeństwa, bracie.
Zdajesz sobie sprawę, że teraz jesteś szacowniejszym
obywatelem niż ja?
Douglas zignorował serdeczny gest brata.
- Jak na kogoś, kto złamał nogę, zadziwiająco szybko
wróciłeś do zdrowia.
- Prawda? - Mateusz podszedł bliżej, przyglądając
się twarzy Douglasa w świetle pochodni. - Nie mogę
jednak powiedzieć tego samego o tobie. Boże, Douglas,
gdzieś się tak urządził?
- Uratował swoją wieś przed zbójami - powiedziała
Rowena, wpatrując się w ponurą twarz Douglasa z trosk
liwym uśmiechem. - I nie chce leżeć w łóżku, żeby
wyzdrowieć.
Mateusz przez chwilę uważnie przyglądał się im
obojgu.
- Rozumiem. No cóż, może wysłucham tej heroicznej
opowieści jutro rano. Roweno, teraz muszę porozmawiać
z tobą w cztery oczy. To pilne.
Douglas skrzyżował ręce na piersi. Patrzył na Mate
usza z groźbą w ciemnych oczach.
- Nie mamy przed sobą tajemnic.
- Nie o wszystkim wiesz, bracie - odparł Mateusz,
protekcjonalnie poklepując Douglasa po ramieniu. -
Roweno, gdzie możemy spokojnie porozmawiać?
- W komnacie Hildegardy - odparła. - Tam nie we
tknie nosa żaden szpieg ani demon.
Mateusz zniżył głos.
- Przywiozłem pierścień.
294
SMOK
Jej oczy pociemniały z radości.
- Och, Mateuszu... To znaczy, że...
Pociągnęła go> korytarzem, a potem krętymi schodami
do komnaty Hildiegardy. Douglas szedł za nimi jak cień,
bez skutku próbując podsłuchać, o czym mówią. Do
cierały do niego tylko strzępki ich szeptów. Zazdrościł
im tej bliskości, tej sprawy, która ich łączyła.
- ...przeszmuglowano mi do Szwecji.
- ...Eryk uciekł i jest gotowy.
U szczytu schodów odwrócili się do Douglasa, jakby
nagle przypomnieli sobie o nim.
- Zadbaj, by nam nie przeszkadzano, bracie! - krzyk
nął Mateusz.
- I żeby nasi przyjaciele nie zrobili sobie krzywdy
podczas uczty - dorzuciła Rowena i zamknęła drzwi na
zasuwę.
Douglas gapił się na zamknięte drzwi. Budziły się
w nim demony. Z trudem przełknął ślinę. Czuł się
opuszczony, niepotrzebny i . . . przestraszony.
Nie zrobi z siebie głupca.
Nie pokaże rogów zazdrośnika, żeby rozwalić nimi
te cholerne drzwi.
Będzie zachowywał się nonszalancko i miło, mimo
iż jego brat zamknął się w sypialni z jego przyszłą żoną.
Nagle zaczął jak szaleniec walić pięściami w drzwi.
Z całej siły kopnął w zamek.
- Chcę wiedzieć, co tam oboje robicie! Nie mam
zamiaru sterczeć na korytarzu jak lokaj.
295
JILLIAN HUNTER
- Wszystko w porządku, Douglas - zza drzwi dobiegł
słodki głos Roweny. - Twój brat pokazuje mi właśnie
swoje klejnoty.
- Co ci pokazuje...?
- Właściwie to jej klejnoty. - Mateusz otworzył
drzwi. Wyglądał na zniecierpliwionego. - Douglas, na
miłość boską, to rozmowa na tematy polityczne. Nie
możemy spokojnie omówić pewnych spraw, kiedy ry
czysz na cały zamek. To są klejnoty koronne Hartzburga,
przemycone z kraju przez jednego z lojalnych poddanych
Roweny na sfinansowanie naszych działań.
- Nic mnie nie obchodzą klejnoty. Chcę się tylko
upewnić, czy jesteście ubrani. - Wepchnął się do kom
naty i zdumiony popatrzył na Rowenę. Siedziała na
łóżku wśród diamentów i szafirów.
- Ubrani? - Mateusz nie rozumiał, o co chodzi.
- Powinieneś przeprosić za tę uwagę - powiedziała
Rowena. - Obraziłeś brata.
Mateusz uśmiechnął się ciepło.
- Rozumiem. To gorący temperament. Wybaczam
ci, Douglas.
- Nie potrzebuję twojego wybaczenia - warknął Dou
glas. - Zabiję cię. Chcę cię zabić od czasu, gdy zabrałeś
ciało mamy stamtąd, gdzie było jej miejsce.
Mateusz potrząsnął głową w autentycznym zdumieniu.
- Po tym wszystkim, co zrobiłem, byśmy poprawili
nasze stosunki? Dlaczego pielęgnujesz w sobie nie
nawiść?
Rowena stanęła między nimi, żeby w świetle świecy
przyjrzeć się jednemu z naszyjników.
296
SMOK
- Zastanawiam się, dlaczego bracia zawsze muszą
się kłócić. Nie możecie zachować swoich wojowniczych
instynktów na wyprawę do Hartzburga?
Douglas prawie zionął ogniem. Patrzył na brata miaż
dżącym wzrokiem.
- Mówisz o poprawie stosunków. Nadal nie wiem,
gdzie jest pochowana. Czuję się, jakbym nie był godzien
stanąć nad jej grobem.
Rowena powoli podniosła wzrok. Nigdy nie słyszała
w głosie Douglasa takiego bólu.
Mateusz cofnął się o krok.
- Douglas, zrobiłeś z siebie demona. Piractwo nie
jest raczej drogą do świętości. A na jej grób zabiorę cię,
kiedy tylko zechcesz. Roweno, zobacz, co on ma pod
okiem. Czy to ropieje? Doprowadził się do żałosnego
stanu.
- Nie, to nic poważnego. - Rowena pośpiesznie zbli
żyła się do Douglasa, na jej ręku, od łokcia po nadgarstek,
pobrzękiwały bransolety. - Chociaż może ma nawrót
choroby. Jest strasznym pacjentem. Pokaż to oko, milor
dzie, rzeczywiście jest przymrużone.
Douglas odtrącił jej rękę.
- To tik nerwowy. Zawsze mnie łapie, kiedy mam
ochotę kogoś zabić.
Mateusz ściągnął brwi.
- Nie mów do niej w ten sposób, bracie. Chce ci
tylko pomóc.
- Mówiłem do ciebie, półgłówku - wycedził Dou
glas. - Roweno, zdejmij z siebie te świecidełka. Wy
glądasz jak cygańska wróżka.
297
JILLIAN HUNTER
- Tym razem mówisz do mnie - odezwała się ura
żona.
- I obraża klejnoty koronne Hartzburga, twierdząc, że
wyglądasz w nich jak Cyganka - podsumował Mateusz.
Rowena ostentacyjnie założyła jeszcze jeden na
szyjnik.
- Uwielbiam Cyganów. Może nawet wśród moich
przodków byli cyganie. Przeszkadza ci to, Douglas?
- Moje pochodzenie też nie jest jednoznaczne -
odparł.
- Jak to? - spytał Mateusz. - Ach, myślisz o swoim
ojcu. Nie kłopocz się tym. Skromne pochodzenie to
żaden wstyd.
Douglas podszedł kilka kroków, przypierając Mate
usza do szafy.
- Nie mówiłem o ojcu, tylko o tym, że pokrewieństwo
z tobą przynosi mi hańbę.
Rowena pośpieszyła Mateuszowi z pomocą, właśnie
gdy wpadał do szafy.
- Zmieniłeś zdanie, Douglas? Nie chcesz się już ze
mną ożenić, teraz, gdy wiesz, że w moich żyłach może
płynąć cygańska krew?
- Nic takiego nie mówiłem! - wrzasnął.
Mateusz wygrzebał się spod sterty bielizny Hildegar-
dy, zaskoczony obrotem sytuacji.
- Stało ci się coś? - spytała Rowena.
Mateusz trzymał w ręku gorset.
- Nie sądzę. Boże Miłosierny, Roweno, to największy
gorset, jaki w życiu widziałem. Nigdy nie nosiłaś takiego
rozmiaru. Czy ćwiczycie coś z Douglasem?
298
SMOK
- Nie, niczego nie ćwiczymy - odparła. - Zostałam
uwięziona w tym zamku pod strażą. Jestem przecież
dziką Cyganką o niepewnym pochodzeniu. A to jest
gorset Hildegardy, nie mój. To jej sypialnia.
Douglas wepchnął Mateusza z powrotem do szafy.
- A ty skąd wiesz, jaki rozmiar gorsetu nosi Rowena?
- Pozwoliłem ci się poszturchiwać, bo nie chciałem,
żebyś zrobił z siebie głupca przed Roweną. - Mateusz
1 podniósł się i ruszył na Douglasa z zaciśniętymi pięś
ciami. - Ale dość tego. Żałuję, że to wszystko zaaran
żowałem. Mimo niesamowitych opowieści, jakie o tobie
słyszałem, broniłem cię zresztą, nigdy nie wyobrażałem
sobie, że nie potrafisz zachować się przy kobiecie.
- Zaaranżowałeś? Co?- Zastanawiała się głośno
Rowena.
Douglas zamierzył się na niego, ale nie trafił. Brat
podskoczył do góry jak na sprężynie z okrzykiem, który
może i mógł kogoś przestraszyć, gdyby Mateusz nie
miał w tej chwili halek Hildegardy między nogami.
Rowena westchnęła.
- Na litość boską, przerwijcie tę bzdurną bójkę. On
nie będzie z tobą walczył na pięści.
Mateusz jęknął, kiedy Douglas walnął go w splot
słoneczny.
- Nie martw się... - powiedział, z trudem łapiąc
oddech. - Nie zrobię mu krzywdy. Dam mu tylko małą
naucz... Och...!
Rowena weszła między walczących mężczyzn i od
sunęła ich od siebie na odległość wyciągniętego ra
mienia.
299
JILLIAN HUNTER
- Nie chciałam, żeby Douglas zrobił ci krzywdę,
szczególnie że dopiero niedawno zrosła ci się noga. Jest
dwa razy wyższy od ciebie.
- Moja noga?- Mateusz zatoczył się do tyłu i ze
zdziwieniem popatrzył na swoje spodnie. - A!... Noga!
No coż, prawdę mówiąc, nie była złamana. Tylko po
tłuczona. Wymyśliłem taki mały żart, żebyście mieli
trochę czasu dla siebie.
- Mały żart? - Douglas patrzył na niego spode łba,
jakby szykował się do kolejnego ataku.
Mateusz spoglądał niepewnie to na jedno, to na drugie.
- Udało się, prawda? Całowaliście się w korytarzu,
kiedy przyjechałem? Czy mylę się, że połączyło was
uczucie?
- Mateuszu... - Rowena zbladła. - O czym ty mó
wisz?
Douglas poprawił koszulę.
- Nieważne, co mówi ten półgłówek. Chcę wiedzieć,
skąd zna szczegóły na temat twojej bielizny.
- Nie mów mu, Mateuszu - powiedziała Rowena.
Mateusz skinął głową.
- Nigdy nie zdradzę zaufania księżniczki. Tajemnicę
twego gorsetu zabiorę ze sobą do grobu.
Douglas chwycił jedną z dwóch starych włóczni
wiszących nad łóżkiem.
- Przebiję cię jak wieprza, ty chłystku!
Rowena wydała z siebie cichy okrzyk.
- Mówisz jak prawdziwy pirat. Powiedz to jeszcze
raz, Douglas.
- On jest prawdziwym piratem. - Mateusz niepewnie
300
SMOK
wpatrywał się we włócznię. - Może właściwie powin
niśmy mu powiedzieć?
- Ani się waż! Nigdy nie przestanie nam tego wy
pominać.
- Nie mogę ci powiedzieć - stwierdził Mateusz.
Douglas uśmiechnął się lodowato i dotknął końcem
włóczni poły płaszcza brata.
- Ponieważ jesteśmy przyrodnimi braćmi, dam ci
wybór. Wolisz, żebym wbił ci to w serce czy między
oczy?
Mateusz zbladł.
- Powiem ci...
- Nie, Mateuszu. - Rowena przyłożyła palec do ust. -
Jeśli mu powiesz, nigdy więcej ci nie zaufam.
Douglas skierował włócznię w żołądek brata.
- Ale jeśli mu nie powiem, Roweno, nabije mnie na
tę dzidę.
- Nie zrobisz tego, prawda?- Popatrzyła na Dou
glasa.
Uśmiechnął się do niej. Był to groźny uśmiech.
- Tak, zrobię. Och, braciszku, guzik ci odpadł...! -
Rząd perłowych guzików Mateusza poleciał w powietrze.
- Powiem mu - szybko zdecydował Mateusz. - Dou
glas, pożyczyłem od Roweny gorset na bal maskowy
w Hartzburgu. To było zupełnie niewinne.
Douglas opuścił włócznię.
- Co?
- Włożyłem jej gorset na bal maskowy.
- To prawda - niechętnie przyznała Rowena. - Ale
pourywał koronki i Hildegarda musiała doszyć skórzany
301
JILLIAN HUNTER
paseczek, żeby wszystko się trzymało. Na szczęście nie
widać tego pod suknią.
Douglas przesuwał wzrok z Roweny na Mateusza.
W końcu mruknął z niedowierzaniem:
- Mój brat ubiera się jak kobieta?
- Mówiłam, żebyś mu nie mówił - z irytacją stwier
dziła Rowena. - Teraz pomyśli, że mam męską figurę.
- Nikomu nie przyszłoby to do głowy - powiedzieli
obaj jednocześnie.
Douglas z politowaniem patrzył na brata.
- Nigdy nie miałem cię za lilijkę strojącą się w gorsety
i tym podobne rzeczy. Widziałem tylko twoją szlachet
ność i męstwo. - Zaśmiał się. - Święty Mateusz w gor
secie.
Mateusz poczerwieniał.
- Nie ubieram się w gorsety! To był bal maskowy.
Byłem przebrany za cesarzową.
- Tylko mężczyzna pewny swej męskości mógł się
odważyć przebrać za kobietę. - Popatrzyła ponuro na
Mateusza. - Nie mów, że cię nie uprzedzałam. Będzie
ci to wypominał latami.
- Najwyraźniej jestem największym głupcem pod
słońcem - stwierdził gorzko Mateusz.
Douglas usiadł na brzegu łóżka i odłożył włócznię.
Czuł się zmęczony. Ziewnął.
- Jesteś głupcem, bo ubierasz się w damskie fatałaszki?
- Nie! Bo poświęciłem się dla ciebie i Roweny.
- Dlaczego ciągle coś opowiadasz o aranżowaniu
i poświęceniach? - Rowena była zniecierpliwiona. -
Mów do rzeczy, Mateuszu.
302
SMOK
Douglas wyciągnął się na łóżku. Uśmiechnął się
drwiąco.
- Może gorset go ciśnie i krew nie dopływa do mózgu.
- Wiem, że tak bywa. - Rowena zachichotała. -
Hildegarda nie może czasem złapać tchu, kiedy ściągnie
się sznurowadłami jak kiełbasa.
- Och, próżności ludzka... - Douglas z filozoficzną
miną włożył ręce pod głowę.
Rowena uśmiechnęła się do Mateusza.
- Chcesz na dzisiejszy wieczór pożyczyć moją halkę?
- Jesteście najbardziej niewdzięczną parą, jaką
znam - powiedział Mateusz.
Douglas spoważniał.
- Dlaczego mi napisałeś, że masz złamaną nogę?
- Zabawiłem się w Kupidyna - odpowiedział zrzęd
liwie Mateusz. - W swojej naiwności sądziłem, że do
siebie pasujecie. Miałem nadzieję, że Rowena pomoże
ci wejść na dobrą drogę.
- Rowena z pewnością mnie inspiruje- stwierdził
Douglas, a po chwili dodał: - Roweno, czego szukasz?
- Włóczni, żebyś mógł zabić swojego brata - odpar
ła. - Zaufałam mu, a on mnie zawiódł. Nie pozwolę, by
to się powtórzyło.
Douglas poderwał się nagle.
- Manipulował nami. Oto kolejny powód, dla którego
powinienem go zamordować.
Mateusz cofnął się do drzwi.
- Nie rozumiem. Myślałem, że jesteście zakochani...
- Już odpocząłem. - Douglas wziął od Roweny włócz
nię. - Teraz jestem gotów nadziać cię na to jak wieprza.
303
JILLIAN HUNTER
- Najpierw musisz mnie złapać - krzyknął Mateusz
i wypadł na korytarz. Douglas popędził za nim.
Rowena pokiwała głową słysząc, z jakim łomotem
pędzą w dół po schodach, obrzucając się dzikimi wy
zwiskami. Strażnicy przybiegli sprawdzić, co się stało.
- Chłopcy - powiedziała.
Do komnaty zajrzała Hildegarda.
- Pozabijają się, wasza wysokość.
- Wiem. - Rowena westchnęła bezradnie.
- Czy mam wezwać lekarza?
- Sądzę, że to nie zaszkodzi.
- Czy sir Mateusz poprowadzi cię do ołtarza podczas
ślubu?
- Wziąwszy pod uwagę, jak Douglas go traktuje, nie
wiem, czy obaj dożyją tego dnia. Dlaczego mężczyźni,
którzy mnie otaczają, są tacy gwałtowni?
- Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, wasza
wysokość. - Hildegarda weszła do komnaty i spojrzała
na zasypane klejnotami łóżko. - Dobry Boże. Klejnoty
koronne Hartzburga... Ależ to znaczy, że...
- Ojciec ma poważne kłopoty - powiedziała Rowe
na. - Nie wytrzyma bez posiłków. Jerome mówił prawdę.
Możesz pakować nasze rzeczy, Hildegardo. Zdaje się,
że zaraz po ślubie wyślę męża na pole bitwy.
29
Douglas nie mógł spać. Po pierwsze, nie mógł ruszyć
ręką ani nogą, nie jęcząc z bólu. Po drugie, jutro się
żeni i życie jest piękne.
Jego pani leży w swojej sypialni w wieży i czeka na
zaślubiny. Zamruczał pod nosem na myśl o długich
nocach miłości i chłodnych porankach, kiedy będzie się
do niej przytulać. Dzieci będą im przeszkadzać, wpadając
do sypialni, roześmiane i paplające bez przerwy. Założą
rodzinę i razem się zestarzeją, by wspominać to, co
razem przeżyli.
Ale czy on na to zasługuje? Czy ta jedna dobra rzecz,
którą zrobił dla mieszkańców doliny, równoważy lata
rozbojów i krzywdzenia innych? Czy zasłużył na szczęś
cie? Czuł się winny, że zmarnował tyle lat i wyrządził
tyle niesprawiedliwości, o których nie mógł zapomnieć.
Dużo czasu upłynie, zanim pogodzi się z tym, kim był
kiedyś.
305
JILLIAN HUNTER
Albo może umrze, nigdy nie pogodziwszy się ze sobą.
Jednak czegoś brakowało w jego życiu. Miłość kobiety
to bezcenne błogosławieństwo. Lecz wciąż czegoś mu
brakowało w głębi duszy.
Boże, pomóż mi... Jakby usłyszał krzyk własnego
serca, krzyk niezliczonych skrzywdzonych dusz, krzyk,
na który Niebiosa czekały tak długo.
Ubrał się i nagle, sam nie wiedząc jak, znalazł się
w zamkowej kaplicy. Ktoś zapalił świece na kamiennym
ołtarzu. Pewnie Rowena. Jego księżniczka wierzyła
w potęgę modlitwy.
- Ona zasługuje na szczęście - powiedział głośno.
- Ty też.
Odwrócił się zaskoczony i zobaczył Dainty'ego.
Klęczał tuż obok.
- Nie wiedziałem, że zdarza ci się modlić - z nutą
oskarżenia w głosie zauważył Douglas.
Głęboki śmiech Dainty'ego odbił się echem o mury.
- Jak ci się wydaje, Douglas, dlaczego udało nam
się przeżyć razem tyle dzikich lat?
- Sądziłem, że szatan nam sprzyja.
Dainty tylko się uśmiechnął i zapatrzył na kamienny
krzyż na ołtarzu.
- Tu znajdujemy wybaczenie i cel życia.
- Nie tacy ludzie jak ja...
- Szczególnie tacy jak ty.
Aidan przyszedł kilka minut później. Zatrzymał się
gwałtownie, gdy spostrzegł, że nie jest sam.
- Ty też przyszedłeś się za mnie pomodlić? - spytał
Douglas.
306
- Do diabła, nie
jest solarium.
Gemma czuła coś dziwnego w sercu. Kiedy szła
korytarzem, zobaczyła dziwne światło promieniujące
z kaplicy.
Było silniejsze niż świt i dwie świece dopalające się
na ołtarzu. To było światło, które wypełniło ją radoś
cią i spokojem, a jego piękno aż wywołało w jej
oczach łzy.
Znieruchomiała, widząc klęczącego brata. Łzy poto
czyły jej się po policzkach, kiedy do niego podchodziła.
Objął ją i bez słowa przytulił.
Po chwili powiedziała:
- Urodziliśmy się biedni. Douglas, jak ci się wydaje,
dlaczego mieszkamy teraz w zamku, a ty żenisz się
z kimś tak cudownym jak Rowena?
Jego głos zabrzmiał sucho:
- Z pewnością nie dlatego, że prowadziliśmy przy
kładne życie.
- Byłeś łajdakiem - powiedziała dobitnie, kiedy wsta
l i . - Dlaczego Bóg miałby obdarzyć cię łaską?
- Nie umiem odpowiedzieć.
SMOK
-
odparł Aidan. - Myślałem, że tu
JILLIAN HUNTER
Odwrócił się do niej.
- Może to zależy też trochę od nas.
Rankiem w dniu ślubu Rowena pokryła twarz, szyję
i ramiona kremem z mąki owsianej, smalcu, ubitych
jajek i migdałów. Była to znana na dworach receptura
upiększająca. Rowena dostała ją od pani MacVittie.
Księżniczka chciała być piękna dla ukochanego.
Douglas pragnął podarować swojej księżniczce sznur
pereł, które sam wyłowił wiele lat temu na Jamajce dla
kobiety, którą kiedyś pokocha.
Zapukał teraz do drzwi komnaty tej kobiety. Kobiety
swoich marzeń. Otworzył mu potwór. Krzyknął cicho,
cofnął się i wpadł na Aidana. Potwór był prawdopodobnie
samicą- miał ładny biust i nosił koronkową nocną
koszulę.
- Pan młody nie może widzieć narzeczonej w dzień
ślubu! To przynosi nieszczęście! - wrzasnęła z głębi
komnaty Hildegarda.
Potwór zatrzasnął drzwi.
- Narzeczona? - powiedział cicho. - To była moja
księżniczka?
Douglas i jego księżniczka pobrali się kilka godzin
później w zamkowej kaplicy, pogodnego popołudnia
w początkach grudnia. Fryderyk i Jerome jako przed
stawiciele Rady udzielili zezwolenia na ceremonię.
Piraci i wieśniacy tłoczyli się na dziedzińcu, by po-
308
SMOK
dziwiąc żonę jego lordowskiej mości w jej przepięknej,
obszytej lustryną srebrnej sukni i tiarze.
Douglas wyglądał wspaniale w czarnych aksamitach,
brokatowym kapeluszu i czerwonej szarfie, która służyła
zarazem jako temblak.
Grupa kobziarzy eskortowała parę młodą w drodze
do doliny, gdzie przygotowano przyjęcie weselne. Za
nimi jechał na swoim osiołku ojciec Gordon.
Rowena wyglądała promiennie na wózku do przewo
żenia torfu.
- Przede wszystkim skromność - powiedziała, gdy
Douglas spytał wcześniej, czy chce jechać prawdziwym
powozem.
W tym rejonie Szkocji panował zwyczaj rzucania
w państwa młodych butem - na szczęście. Henry z roz
machem wyrzucił w powietrze stary trzewik
But wylądował na głowie osłupiałego Douglasa.
- Och, Douglas, nic ci się nie stało? - Rowena śmiejąc
się zakryła twarz dłońmi.
- Nie wiem - odpowiedział. - Moje ciało jest tak
obolałe, że już nic nie czuję.
Było też szkockie wesele z plackami owsianymi,
serem, zimną baraniną i gigantycznym ciastem ozdobio
nym aniołkami. Goście pili piwo i wino z czarnego bzu.
Miniaturowa korweta piracka „Zauroczenie". Z zapa
lonymi świeczkami na pokładzie kołysała się na jeziorze.
Pani MacVittie z dumą popatrzyła dookoła.
- Zrealizowałam swoje marzenie. Banda piratów,
a nikt nawet nie upuścił łyżeczki. - Westchnęła głębo
ko. - To się nazywa dobra robota.
309
JILLIAN HUNTER
- Banda piratów i nikt nikogo nie ukatrupił - powie
dział półgłosem Douglas. - To się nazywa cud.
Rowena drżała z pożądania poddając się pieszczotom
Douglasa. Całował ją i wciąż szeptał do siebie:
- Moja...
Ogień palił się na kominku. Douglas, jak prawdziwy
pirat i drapieżnik, nie zamierzał uronić ani kropli ze
słodyczy jej ciała.
Rowena szybko nauczyła się, jak sprawić mu rozkosz.
Delikatnie poznawała jego ciało, pieściła każdy mięsień,
wgłębienie, bliznę. Jej niewinny dotyk tak go podniecał,
że z trudem oddychał. A kiedy poczuł jej usta na swojej
męskości, odrzucił głowę i wydał z siebie długi jęk.
- Kocham cię - powiedział, chowając dłonie w jej
włosach.
- Ja też cię kocham, milordzie - szepnęła.
30
Minęły dwa dni. Byli gotowi do podróży do Hartz-
burga. Na wzgórzach pojawił się śnieg. Tajemnicza
mgła unosiła się nad jeziorem i osnuwała zamek. Jesienne
dni pory roku zwanej po celtycku ,,Foghara" zamieniły
się w zimowy sen „Geamhradh".
Mała armia, zgromadzona przez księżniczkę, opusz
czała Szkocję przed nadejściem prawdziwej zimy. Zna
lazła doskonałych wojowników, którzy ruszą na pomoc
ojcu: piratów z „Zauroczenia" - najbardziej niespokojne
duchy, jakie można było sobie wyobrazić.
Piraci marzyli o legendarnym mieście ze złota, o ostat
nim rejsie ze swoim kapitanem-Smokiem, z którego
wróciliby bogaci i okryci sławą. Zamiast tego szli
pod dowództwem Douglasa i jego świętego brata na
wyprawę, by umocnić władzę księcia Randolfa i prze
gonić rebeliantów.
Willie powiedział do Douglasa:
311
JILLIAN HUNTER
- Hartzburg potrzebuje nas bardziej niż ten zamek,
sir. Ale nie martw się. Wszyscy tu niedługo wrócimy.
Chłopcy nigdy cię nie zostawią.
- Tego się właśnie obawiam - odparł Douglas.
Wstał
o świcie, żeby odprowadzić do mostu zwo
dzonego Dainty'ego i Aidana. Jego dwaj najlepsi przy
jaciele zdecydowali się pomóc Jerome'owi i Mateuszowi
uwolnić wuja Roweny. Douglas, Fryderyk i reszta pi
ratów miała wkrótce dołączyć, by wesprzeć w walce
księcia Randolfa.
Trzej mężczyźni żartowali chwilę, jak zwykle przed
wyprawą.
- Dokąd później pojedziecie? - spytał Douglas.
- Nie wiem- odparł Aidan, patrząc na swojego
deresza. - Może na Maracaibo.
A Dainty powiedział:
- Mam przyjaciela w Marsylii, który jest właścicielem
zajazdu. Może spędzę tam rok, połowię ryby, zbuduję łódź.
Popatrzyli na siebie, wiedząc, że może to być ich
ostatnie spotkanie. Nie mieli jednak zwyczaju okazywać
wzruszenia.
- Więc jedźcie - powiedział Douglas, kiedy Mateusz
w białym płaszczu wyłonił się na koniu ze stajni. -
Jedźcie, psy włóczykije. Dosyć mam waszych gęb, jeśli
chcecie znać prawdę.
Aidan kiwnął głową.
- Niech Bóg będzie z tobą i twoją księżniczką-
powiedział Dainty.
312
SMOK
Douglas odwrócił się powoli i powiedział cicho:
- Niech Bóg będzie z wami.
Baldwin popatrzył na Douglasa. Na dziedzińcu zebrał
się mały tłumek.
- No cóż, kapitanie, żałuję, że muszę cię opuścić,
ale Jerome poprosił mnie o pomoc. Chłopak potrzebuje
takiej tęgiej głowy jak moja u swego boku.
- Żal rozrywa mi serce...
Baldwin zmrużył oczy.
- Czy twoja smocza duma nie pozwala ci poprosić,
bym dołączył do twojego wojska?
- Kuzyn Roweny potrzebuje twojego bystrego umys
łu, Baldwin - odparł Douglas. - Ja korzystałem z niego
już zbyt długo.
- Ależ zawsze powitamy go z otwartymi ramionami,
jeśli kiedyś zechce do nas wrócić - wtrąciła się Rowe-
na. - Douglas, nie zapominaj o dobrych manierach
wobec przyjaciół.
Douglas rzucił jej ostre spojrzenie, lecz nie trwało to
długo. Dostał swoją nagrodę. Czuł, że stać go na łas
kawość.
Ale gdy tylko zostaną sami, surowo upomni żonę, że
wojownika nie strofuje się przy ludziach.
Epilog
Szkocja, wrzesień 1663
Fioletowe dzwoneczki i różowawe wrzosy pokrywały
wzgórza otaczające zamek. Dzieci z wioski taplały się
w zimnej wodzie jeziora i bawiły w piratów, staczając
walki na drewniane miecze.
Pogański Ogień Pociechy wciąż płonął w domostwach
Dunmoral. Przy odrobinie szczęścia i pomocy bożej
stary celtycki ogień nigdy nie wygaśnie.
Zamek ma swego protektora, ósmego lorda Dunmoral,
nawet jeśli on nadal nie odróżnia szkockej królowej
Marii od królowej Elżbiety i parapetu od paradoksu.
Księżniczka ma swego pirata. I zamierza zatrzymać
go tylko dla siebie, nawet gdyby musiała zamknąć go
w wieży na resztę życia.
Za jakieś trzy miesiące Dunmoral będzie miało dzie
dzica.
Hartzburg został wyzwolony od rebeliantów. Flaga
księcia Randolfa powiewa odtąd wysoko na wieży jego
315
JILLIAN HUNTER
zamku. Książę pobłogosławił małżeństwo córki ze Smo
kiem. Zresztą opowiada wszystkim, którzy chcą słuchać,
że zięć go uratował.
- Zastanawiam się... - powiedziała w solarium Gem
ma. - Czy to mój brat tak rozpuścił Rowenę, czy to ona
nawróciła go na drogę cnoty?
Hildegarda parsknęła śmiechem i zanurzyła pióro
w kałamarzu, by skończyć listę rzeczy potrzebnych do
dziecinnego pokoju.
- Nie sądzę, by to miało jakieś znaczenie. Może
powinnyśmy raczej martwić się o to, jakie ancymonki
wyrosną z potomstwa tej pary.