R. H. BENSON
P A R A D O K S Y K A T O L I C Y Z M U
*
TŁUM. DR. L. J.
f
7
NAKŁAD KSIĘGARNI ŚW. WOJCIECHA
- POZNAŃ - WARSZAWA - WILNO - LUBLIN
:
MIN$S
(
ł|
K,3W
#
fc- *V* VMS.
U l L Ł t
nihil
obstat
.
Posnaniae, die 8 Octobris
1922
.
Dr. Źychliński,
cens. libr.
IMPRIMATUR.
Posnaniae, die
28
Octobris
1922
.
(L. S.)
Meissner,
Yicarius Generalia.
X. K. Bajerouńcz,
Dir. Cons.
K>ę,A7ę>
CZCIONKAMI DRUKARNI ŚW. WOJCIECHA
\
WSTĘP.
Ł Jezus Chrystus — Bóg i Człowiek.
Ja i Ojciec jedno jesteśmy.
Jan X. 30.
Ojciec jest większy ode Mnie.
Jan XIV. 28.
Tajemnice Kościoła, powiedział jakiś uczo
ny materjalista, są igraszką dziecinną w po
równaniu z tajemnicami natury.
Oczywiście mylił się, lecz błąd jego można
wytłumaczyć. Sam nam powiada, że w tej na
turze, tak dobrze sobie znanej, napotykał
wszędzie anomalje i paradoksy, z teologji zaś znał
jedynie twierdzenia najprostsze i najjaśniejsze.
My, którzy rozumiemy, że tajemnice na
tury należą do zamkniętego kręgu rzeczy
stworzonych, podczas gdy tajemnice Łaski
wznoszą się do tajemnicy najwyższej życia
wiecznego i niestworzonego samego Boga, my
możemy być pewni, że jeśli natura jest tajem
niczą i paradoksalną, to Łaska będzie miała
ten charakter w większym, nieobliczalnym
stopniu. Każdemu paradoksowi, który na
potkamy w świecie materji, gdzie zamknięte
Paradoksy katolicyzmu.
1
i
są nasze ciała, odpowie sto paradoksów w sfe
rze duchowej, gdzie żyje i działa nasz duch,
który (co już samo jest dość paradoksalne),
zmuszony jest poddać się ograniczeniom ma
terii, żeby swą energję ujawnić.
Aby napotkać tajemnice, wystarczy spoj
rzeć w to malutkie zwierciadło Nadprzyrodzo
nego, jakiem jesteśmy sami. jakiem jest nasze
..ja‘\ i nie potrzebujemy niczego więcej prócz
wątłej nici doświadczenia, które zowiemy „ży
ciem duchowem“.
Czem się to dzieje, naprzykład, że, jeśli
religja jest światłem w naszem mrocznem by
towaniu, jest ona również jedyną ciemną pla
mą w świecie uciech: z jednej strony — jedy
ną rzeczą, która czyni życie godnem przeży
cia, — z drugiej zaś jedyną przeszkodą w na
szem zadowoleniu? Jakież są te smutne i ra
dosne tajemnice życia ludzkiego, które wciąż
sobie przeczą, a jednak prowadzą razem (jak.
w różańcu) do innych — chwalebnych? Za
stanówcie się nad tern głównem podłożem
.wszystkich tajemnic — nad uczuciem, które
nazywamy miłością — i powiedzcie, czy jest
coś bardziej niewyjaśnionego, jak właśnie ta
kie wyjaśnienie? Czemże jest to uczucie, któ
re zmienia radość w smutek, a smutęk w unie
sienie radości, które popycha człowieka do
utraty życia, by je zbawić, które z goryczy
słodycz czyni, a z krzyża jarzmo lekkie, które
3
przyucza człowieka do znajdowania swego
centrum poza swem kołem i do radowania się
tern bardziej, im bardziej radości się pozba
wia ? Czemże jest ta siła, która tak często na
pełnia nas rozkoszą, zanim przystąpimy do
dzieła, a nagradza nasz trud mrokiem wewnętrz
nego rozstroju?
Jeśli więc nasze życie wewnętrzne pełne
jest paradoksów i sprzeczności pozornych, ■—
a nikt temu nie zaprzeczy, kto choć trochę żył
życiem duchowem — tern bardziej musimy się
spodziewać, że życie boskie Jezusa Chrystu
sa na zielni, życie, które jest światłem objek-
tywnem wszechświata odbitego w nas, będzie
pozornie pełne jeszcze większych anomalii.
Rozpatrzmy dzieje tego życia i sprawdźmy,
czy tak jest w istocie. Dla większej jasności
wyobraźmy sobie badania dokonywane przez -
badacza, który nie zetknął się nigdy z tra
dycją chrześcijańską.
Rozpoczyna on czytać oczywiście w przy
puszczeniu, że to życie Chrystusowe jest jako
inne życia i że ten człowiek jest jako inni lu
dzie; w miarę jak czyta, znajduje setki po
1
-
twierdzen swego założenia. Oto widzi czło
wieka, zrodzonego z niewiasty doznającego
głodu i pragnienia w podróży, człowieka wzra
stającego w mądrości, pracującego w warszta
cie ciesielskim, człowieka, który cieszy się
.
i*
v
/
/
i smuci, który jest oszukiwany przez jednych,
spotwarzany przez drugich, który, słowem,
przechodzi przez wszystkie doświadczenia,
jakim podlega ludzkość, człowieka, który
umiera jak inni, którego składają w grobie.
Nawet cuda tego życia stara się wytłuma
czyć przez cudowne człowieczeństwo bohate
ra. Może sobie wyobrazić (jak to rzeczywiście
jeden z tego rodzaju badaczów był powie
dział), że czar jego obecności był tak wielki,
czar jego prostego, lecz doskonałego człowie
czeństwa, że ślepym otwierały , się oczy, by
ujrzeć piękność jego oblicza, a głuchym uszy,
, by słyszeć głos jego.
Jednak' czytając dalej, zaczyna napotykać
trudności. Jeśli ten człowiek był tylko czło
wiekiem. choćby najdoskonalszym i najwznio
ślejszym. czemże się tedy dzieje, że świętość
jego innemi drogami dąży niż te. któreini inni
święci chodzili? Inni ludzie doskonali, w
r
miarę
jak się doskonalili, coraz św iadomsi byli swych
niedoskonałości, inni święci im bliżej byli Bo
ga, tern bardziej narzekali, że są od Niego od
daleni, inni mistrze życia duchowego wskazy
wali zawsze poza sobą, poza sw^emi brakami
to Prawo wieczyste, do którego wzdychali.
Lecz u tego Człowieka wszystko jest inaczej.
On, gdy ukazuje się św iatu, nawołuje ludzi, by
(
jo
naśladowali, a nie mówi im. jak to czynili
inni mistrze ludzkości, by unikali Jego grze-
4
o
chów; Człowiek ten nie wskazuje celu dale
kiego i wzniosłego, wskazuje siebie samego,
jako drogę prowadzącą do Ojca; nie adoruje
prawd
5
% ku którejby sam zmierzał, lecz siebie
podaje za wcielenie tej prawdy. Nietylko nie
opisuje życia, do jakiego sam również miałby
nadzieję wznieść się kiedyś, lecz nakazuje słu
chaczom uważać Siebie za ich życie; nie żali
się. przyjaciołom na grzechy, któreby Go mogły
obciążać, przeciwnie wzywa swych nieprzy
jaciół, by Go przekonali, choć o jednym jedy
nym przez Niego popełnionym. Jest w Nim
świadomość siebie nadzwyczajna, która jed
nakże nie ma w sobie nic z tego ,.ja‘\ jak się
je rozumie zazwyczaj.
Być może jednak, że nasz badacz zbliży
się do Ewangelji z nową hipotezą. Omylił się
— myśli — uważając to życie za życie ludz
kie. „Nigdy jeszcze człowiek nie mówił był
jako ten Człowiek
4
*, powtarza za Ewangelją:
„Kim jest Ten, któremu w iatry i morze są po
słuszne ?“ Jak może — pyta siebie — czło
wiek zrodzić się bez ojca wśród ludzi, jak mo
że trzeciego dnia po śmierci wystać z grobu?
A w' każdym razie jak takie cudowności mo
głyby być przypisywane komuś, któryby nie
był niczem więcej niż inni ludzie?
Wów
r
czas zaczyna rozumować na nowo;
„Oto, powiada do siebie, urzeczywistniło się
stare podanie mistyczne: oto zstąpił Bóg, by
6
zamieszkać wśród ludzi; — jedyne rozwiąza
nie wszystkich trudności*
4
. I znowu, raz jesz
cze czuje, że się myli. Jakże Bóg może znać, co
to zmęczenie podróżą, pracować w warsztacie
i umrzeć na krzyżu? Jak Słowo przedwieczne
może milczeć lat trzydzieści? Jak Nieskończo
ny może leżeć w żłobku? Jak źródło.życia
może być podległe śmierci?
Zrozpaczony, przerzucany od jednej teorji
do drugiej, zwraca się do słów samego Chry
stusa, a niepokój jego wzrasta za każdem sło
wem, które słyszy. Jeśli Chrystus jest czło
wiekiem, jakże mówić może: Ojciec mój i Ja
jedno jesteśmy. Jeśli Chrystus jest Bogiem,
jakże może twierdzić, że Ojciec Jego jest wię
kszy od Niego? Jeśli Chrystus jest człowie
kiem, jak mógł rzec: Zanim Abraham stał się,
Jam jest. Jeśli Chrystus jest Bogiem, jakże mo
że się sam nazywać Synem Człowieczym?...
Skoro się zwróci do nauki Jezusa Chry
stusa,. trudności coraz bardziej zaczynają się
piętrzyć, sprzeczności rosną.
Oto ten, który przyszedł, by ukoić cier
pienia ludzi, by dać wytchnienie znużonym,
ten, którego jarzmo jest słodkie, a ciężar lek
ki, powiada, że nikt nie może być jego
uczniem, kto nie zechce dźwigać jego krzyża
— ciężaru ze wszystkich najcięższego. Oto le
karz dusz i cia^ który p r z e s z e d ł , d o
b r z e c z y n i ą c , i dał przykład gorliwości
*«
czynnej w służbie Bożej, a powiada, że mil
cząca bierność Marji jest najlepszą cząstką,
i nie będzie jej odjęta.
Jest moment, gdy zwraca się z błyskawi
cami walki w oczach, nakazując swym przy
jaciołom, którzy nie posiadają mieczów, by
sprzedali płaszcze, a zaopatrzyli się w miecze,
a w innej znów chwili każe schować miecz do
pochwy, bo królestwo jego nie jest z tego
świata. Oto człowiek pokoju, który jednego
dnia błogosławi pokój czyniącym, a drugiego
zapowiada, że przyszedł nie aby p o k ó j
p r z y n i e ś ć l e c z m i e c z .
Mianuje s z c z ę ś l i w y m i t y c h , k t ó
r z y p ł a c z ą , a nakazuje uczniom r a d o
w a ć s i ę i c i e s z y ć d o z b y t k u . Czyż
bywają gdzie podobne paradoksy, i takie trud
ności do rozwiązania? Zda się, że ani w oso
bie jego, ani w nauce niema ni spoczynku, ni
jasności. Co m y ś l i c i e o C h r y s t u s i e ?
C z y i m j e s t s y n e m ?
*
Rzecz oczywista, że jedynie doktryna ka
tolicka daje klucz do rozwiązania wszystkich
tych zagadnień, a jednak... jest to klucz, który
sarn, jakwogóle wszelkie specjalne klucze, jest
tak bardzo skomplikowany, jak bardzo tajem
niczy jest zamek, który on tylko może otwo
rzyć. Heretycy, jeden po drugim szukali
uproszczenia i jeden po drugim popadali
i
w błędy. Chrystus jest Bogiem, wołają dokeci,
wykreślcie z Ewangelji wszystko, co mówi
0 rzeczywistości Jego człowieczeństwa. Bóg
nie może cierpieć, krwawić i umierać. Bóg’nie
może doznawać zmęczenia; nie może do
świadczać smutków ludzkich. Chrystus jest
człowiekiem, woła 'krytyka nowożytna, usuń
cie z Ewangelji jego narodziny dziewicze, jego
Zmartwychwstanie, bo nikt prócz katolików nie
może przyjąć Ewangelij. tak jak były napisane.
Nikt, prócz człowieka, który wierzy, że
Chrystus jest zarazem Człowiekiem i Bogiem,
1 wierząc szczęśliwy jest i uchyla czoło przed
tym paradoksem paradoksów, który nazywa
my Wcieleniem, i przyjmuje tajemnicę oślepia
jącą, że natura nieskończona i natura skoń
czona połączone są w jednej osobie, że Od
wieczny znajduje wyraz w czasie, a Stwórca
niestworzony jednoczy się ze stworzeniem;
słowem, nikt'prócz katolika nie może przyjąć
bez wyjątku wszystkich zjawisk cudownych
w życiu Chrystusa.
Przejdźmy więc teraz do tajemnic nasze
go życia ograniczonego, a dzięki tej odległej
i mglistej paraleli zaczniemy rozumieć.
My również posiadamy podwójną naturę.
Jak B ó g i c z ł o w i e k j e s t C h r y s t u s e m ,
t a k d u s z a i c i a ł o j e s t c z ł o w i e k i e m .
I jak dwie natury w Chrystusie, Jego bo
ska istota połączona z doskonałem człowie-
8 .
9
czeństwem stanowią jądro zagadnień, jakie
przedstawia Jego życie, tak samo nasze pokre
wieństwo z gliną ziemską, skąd pochodzą na
sze ciała, i z Ojcem Duchów, który tchnął
w nas duszę żyjącą, wyjaśniają sprzeczności
naszych własnych przeżyć.
Gdybyśmy byli zwierzętami tylko, mogli
byśmy być szczęśliwi równie jak zwierzęta;
gdybyśmy byli duchami czystemi, zatopionemi
w Bogu, radość aniołów byłaby naszym udzia
łem: A jednak jeślibyśmy przyjęli jedną z tych
alternatyw, na pewno wpadlibyśmy w gma
twaninę. Bo jeślibyśmy żyli jak zwierzęta, nie
moglibyśmy odczuwać ich zadowolenia, gdyż
nie pozwoliłaby nam na to nieśmiertelna część
naszego jestestwa; jeśli zaś zlekceważymy lub
zakwestjonujemy legalne prawo naszego ciała,
to ciało samo, pomiatane, zgnębi i przerazi na
szego ducha nieśmiertelnego. Jedynie uznanie
dwu natur w Chrystusie daje rozwiązanie za
gadnień Ewangelji; tylko uznanie dwu skład
ników naszej własnej natury pozwala nam żyć
według zamierzeń Boskich. Nasz tryb życia
duchowy, czy fizyczny podnosi się i opada za
leżnie od tego, która strona bierze górę. Cza
sem religja jest ciężarem dla ciała, to znowu
jest dźwignią radosną dla duszy; bywa ona
jedyną rzeczą, która życie czyni godnem prze
życia, lecz-bywa też jedyną przeszkodą w ko
rzystaniu z uciech życia. Stany te zmieniają
10
się nieuniknienie, nieprzeparcie, zależnie od te
go, czy podlegamy rozstrojowi, czy też utrzy
mujemy w nienaruszonej równowadze naszą
podwójną naturę. I* tak, ostatecznie nie jest na
szym udziałem ani uciecha zwierząt, ani szczę
ście aniołów, lecz radość ludzka. Jesteśmy
wyżsi od jednych,niżsi od drugich, abyśmytnogli
być ukoronowani przez Tego. który obdarzony
takiemże człowieczeństwem zasiada tron Boży.
Oto nasz wstęp; zobaczyliśmy, jak para
doks Wcielenia Jedynie uzgadnia się z faktami
podanemi przez Ewangelie, jak ten najwyższy
paradoks jest kluczem do wszystkiego. Zoba
czymy, że jest on również kluczem do zrozu
mienia innych paradoksów' religijnych i trud
ności, jakie przedstawia historja katolicyzmu.
Bo Kościół katolicki jest rozszerzeniem życia
Chrystusa na ziemi, jest zatem dziwną mie
szaniną tajemnic i przyrodzonego rozumu: ta
łączność ziemi i nieba, gliny i ognia może być
zrozumiana przez tego jedynie, kto uzna go za
boski i ludzki jednocześnie, gdyż Kościół jest
mistycznem odtworzeniem w obrazach ludz
kich Tego, który będąc Bogiem nieskończo
nym i Stwórcą wiecznym, pojawił się jako
s ł u g a .
Tego,
który
p r z e b y w a j ą c
w c i ą ż n a ł o n i e O j c a , z s t ą p i ł
z n i e b a d l a n a s z e g o z b a w i e n i a .
t
ł
\
V
II. Kościół katolicki boski i ludzki.
Błogosławiony
jesteś Szy
monie, synu Jana, gd
yi
ciało
i krew nie objawiły ci, lecz Oj
ciec mój. którj* jest w niebie-
siech...
Odejdź
ode
Mnie,
ku
sicielu! Jesteś Mi obrazą! bo
nie myślisz o tern, co Boże —
ale o tern, co ludzkie.
Mat. XVI, 17, 23.
'
/
Widzieliśmy, żc sprzeczności Ewangelii
dadzą się uzgodnić jedynie przez naukę ka
tolicką o Wcieleniu. Tylko dla tego, kto wie
rzy, że Jezus Chrystus jest Bogiem i Człowie
kiem, opowiadanie ewangeliczne w pełni bę
dzie zrozumiałe i logiczne. Heretycy, ludzie,
którzy przeważnie odrzucają natchnione opo
wieści lub do nich dorzucają własne mniema
nia. albo uznawali bóstwo Chrystusa, a odrzu
cali dowody Jego człowieczeństwa, albo przyj
mowali człowieczeństwo, a odrzucali dowody
bóstwa. W pierwszych wiekach ludzie ci, po
największej części, uznawali bóstwo, a odrzu
cając człowieczeństwo, wymyślali dziecinne
12
cudowności, które uważali za odpowiednie dla
Boga przebywającego na ziemi pod marą czło
wieczeństwa; za naszych dni, przeciwnie, ne
gując bóstw o, przeczą cudom, które'ono tylko
mogłoby wyjaśnić wystarczająco.
,
Otóż Kościół katolicki jest rozszerzeniem.
Wcielenia. On także (choć zestawienie, jak się
przekonamy, nie będzie we wszystkich pun
ktach ścisłe) posiada naturę boską i ludzką za
razem, co jedynie tłumaczy sprzeczności jego
dziejów', a sprzeczności te są albo przepowie
dziane przez Chrystusa — stwierdzone przez
Niego, wchodzące w skład Jego duchowych
pouczań — albo rzeczywiście wykazane
w
t
Je
go własnem życiu.
Znajdziemy je, że tak powiem, usymboli-
zowane w słowach Chrystusa, wyrzeczonych
do św. Piotra, gdy najpierfc chwali go jako
człowieka natchnionego przez Boga i prawie
natychmiast gromi go, że nie potrafi wznieść
się ponad ideał czysto ziemski.
*
Jakeśmy sobie wyobrazili badacza pełne
go dobrej w^oli, który po raz pierwszy zetknął
się z zagadnieniami Ewangelii, tak wyobraźmy
sobie jeszcze człowieka, któremu świtać za
czyna jutrzenka wiary i który poznaje dzieje
katolicyzmu.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje
mu się — boskiem. Spostrzega naprzykład, że
>
13
katolicyzm jest czemś wyjątkowem, ni-epodob-
nem do innych społeczności ludzkich. Kiedy
byt tamtych uzależniony jest od jakiegoś jed
nego miejsca, jednakowej natury, katolicyzm
przeciwnie rozwija się w miejscach jak naj
bardziej różnych. Inne społeczności mają swój
czas rozwoju, poczem zdążają do rozkładu
i zamarcia. Różne dynastje powstają i upada
ją, dynastja Piotra rybaka pozostaje nienaru
szona. Inne sprawy rodzą się i zanikają, sto
sownie do wpływu, jaki wywierają na bieg'
świata; tu przeciwnie, katolicyzm najczynniej-
szym jest wówczas właśnie, gdy jego udział
w sprawach ziemskich zupełnie jest udarem
niony.
Badacz nasz wpada w zachwyt nad jego
boską pięknością i dostrzega, nawet w jego
czynach najzwyklejszych ^ Łaskę, której nie
może zrozumieć. Patrzy ze zdumieniem, jak
katolicyzm bierze, co jest iudzkie i śmiertelne:
język, pogański, który zamiera, architekturę
w upadku, naukę czy filozofję — obie dziecinne
— i wlewa w nie swą nieśmiertelność. Bierze
przesądy popularne i zatrzymując ich stronę
zewnętrzną, ich „akcydensy“, przeistacza je
w prawdy. Przyjmuje zwyczaje i rytuały spo
łeczeństwa pogańskiego i czyni z nich sym
bole żywego kultu. A
%
\ve wszystkie te rzeczy
potrafi tchnąć ducha, który całkowicie jemu
tylko jest właściwy, ducha Łaski i tego subtel-
ł
14
nego piękna, którego sam tylko posiada ta
jemnicę...
Tę boskość więc widzi, nasz badacz prze-
dewszystkiem. Błąd zaś jego polega na tern,
że z rozpatrywań wyciąga pewne wnioski nie
kompletne. Ponieważ katolicyzm jest tak do
skonały, rozumuje (przynajmniej nieświado
mie), musi przeto być tylko doskonałym; po
nieważ jest boski,, w żaden sposób nie może
być ludzkim. Jego arcykapłani muszą wszyscy
#
być świętymi, iego kapłani — światłami wspa-
niałemi, a wierni — jako gwiazdy na jego fir
mamencie. Ponieważ jest boski, polityka jego
powinna być nieomylna, wszystkie jego czy
ny — pełne łaskawości, najmniejsze porusze
nia — natchnione z góry. Nie może w nim być
nigdzie brutalności, ani Samolubstwa, ani am
bicji, ani zmienności. Jakżeby to być mogło,
9
skoro jest boski?
/
Takie są pierwsze wrażenia. I oto, poma
łu, pomału przychodzi rozczaiowanie.
Bo w miarę jak głębiej poznaje dzieje Ko
ścioła, zaczyna napotykać oczywiste dowody
jego człowieczeństwa. Widzi papieża, którego
życie mało upodabnia się do Tego, którego
jest namiestnikiem. Napotyka kapłana apo
statę; dowiaduje się o okrucieństwach popeł
nianych w imię
.Chrystusa,
rozmawia z kon-
wertytą, który powrócił z upodobaniem do
błędów niewiary, to znowu słyszy opowieść
i
15
0 rodzinie, która zachowała wiarę przez cały
okres prześladowania, a utraciła ją w dobie to
lerancji. I niepokój go ogarnia i przygnębienie.
„Jakżeby
podobne
rzeczy
były
możliwe
w społeczności o charakterze boskim? Myśla
łem. że to on w y b a w i I z r a e l a , a te-
r a z...“
Ktoś inny zabiera się do historii katoli
cyzmu z wyręcz przeciwnej strony. Dla niego
jest to społeczność ludzka i nic w ięcej, i w sa
mej rzeczy ten badacz znajduje tysiące dowo
dów*. które popierają jego teorję. Notuje zadzi-
wiające powodzenie chrystjanizmu w pierw
szych wiekach, szybkie rozszerzenie się nauki,
wzrost wpływu i nie w idzi w tern nic innego
prócz szczęśliw ych dla Kościoła w
r
arunków ist
nienia państwa rzymskiego. Zauważa nagłe
1 szybkie wywyższenie biskupa rzymskiego
i tłumaczy je sobie przez szczególny traf,
który przeniósł centrum państwa na wschód,
a Rzymowi pozostawił dawny urok i tron pu
sty. Widzi, jak Kościół skorzystał z podziałów
w
7
Europie, jak odziedziczył stary genjusz ła
ciński: prawa i ładu, i w tern znajduje wyja
śnienie jego jedności i jego uroszczeń do rzą
dzenia książętami i królami. Dla niego Ko
ściół jest ludzki i nic wńęcej. Na pierw szy rzut
oka niema w jego życiu ani jednego zjawiska,
któreby nie mogło być wyjaśnione przez przy
czyny ludzkie. Jest on interesujący jako re-
#
76
zultat sił niezliczonych i złożonych, jest godzien
szacunku jako najstarsza zorganizowana spo
łeczność w Europie: posiada przewagę dyplo
macji włoskiej; był przenikliwy, niezmordo
wany, wytrwały, lecz nic poza tern.
Jednak im bardziej badacz zagłębia się
w jego dzieje, tern częściej napotyka zjawiska,
które nie dadzą się łatwo zamknąć w zbyt
uproszczonych teorjach. Jeśli Kościół ma wy
łącznie chafakter ludzki, to dlaczego praw^a,
rządzące w^szystkiemi innemi społecznościami
ludzkiemi, jak gdyby go nie dotyczyły? Dla
czego jest on społecznością jedyną, ktpra nie
wykazuje żadnego znaku rozkładu i upadku?
Dlaczego ona również nie podzieliła się na tyle
grup, ile zawierała elementów ? Czem się to
dzieje, że zachowała ona jedność, wobec któ
rej wszystkie związki ziemskie są zaledwie
cieniem? Albo też zatrzymując się przed fa
ktami świętości Kościoła, spostrzega, że różni
ca
między
charakterami,
jakie
wytwarza
w swych świętych, i najszlachetniejszemi cha
rakterami, tych, którzy mu nie podlegają, jest
różnicą nietylko stopnia, ale natury. Jeśli jest
instytucją czysto średniowieczną, to jakże mógł
zdobyć taką wierność, jaką mu świadczy no
wożytna Ameryka? Jeśli jest instytucją czysto
europejską, to czemże się dzieje, że on tylko
porozumieć się możę ze Wschodem w jego
właściwym języku? Jeśli katolicyzm jest je-
* '
17
dynie wynikiem warunków doczesnych, to
dlaczego wpływ jego duchowy nie okazuje
i wtedy żadnych oznak słabnięcia, kiedy siły.
które współdziałały w jego utwierdzeniu, są
rozbite?
I teorja jego zaczyna tracić na pewności:
bo jeśli Kościół jest instytucją ludzką, dlacze
go jest tak wyraźnie boski? Jeśli jest boski,
skądże ren pierwiastek tak realnie ludzki? Jak
ongi niektórzy pytali się: jeśli Chrystus jest
Bogiem, jakże mógł doznawać naszych do
legliwości i umrzeć na krzyżu? tak dziś inni
pytają: jeśli Chrystus był człowiekiem, jak
mógł wypędzać demony i zmartwychwstać?
Powracamy do odpowiedzi katolickiej. Je
śli Kościół katolicki uważać będziecie tylko
jako boski, natkniecie się na zgorszenia, upad
ki, braki. Jeśli uznacie w nim tylko rzecz ludz
ką, to zmuszą was do milczenia jego cuda, je
go świętość i jego wieczne zmartwychwstania.
Naturalnie, że Kościół katolicki jest ludzki.
Składa się z ludzi ułomnych, a jego człowie
czeństwo nie jest nawet zabezpieczone jak
Chrystusowe od grzechu. Zawsze więc były
w nim rzeczy gorszące i będą zaws^ć. Papie
że mogą sprzeniewierzać się swemu zadaniu
f
w tem wszystkiem, co dotyczy spraw ludz-
zdradzać swe owczarnie,
*
18
laicy — wiarę. Żaden człowiek nie jest pewien.
Również prawdą jest, że Kościół, p o n i e
w a ż j e s t l u d z k i , korzystał z okoliczno
ści ludzkich, by wzmóc swą potęgę. Bez wąt
pienia, że istnienie państwa rzymskiego, z je
go drogami, z jego szybkiemi środkami wy
miany, z jego sposobami organizacji umożli
wiło tak szybkie rozprzestrzenienie się Ewan-
gelji w pierwszych wiekach. Niewątpliwie, że
do
uznania
autorytetu
Stolicy
Piotrowej
w sposób coraz bardziej rzeczywisty przyczy
nił się fakt pustego tronu Cezarów i urok
Rzymu. Podziały Europy scementowały je
dność Kościoła i doprowadziły ludzi do zwraca
nia się do jednego autorytetu najwyższego dla
regulowania różnorodnych autorytetów. Nie
ma prawie sprawy ludzkiej,' w którąby się
Kościół nie wmieszał, — sposobności, którąby
pominął. Interesy ludzkie, grzechy ludzkie
i ułomności ludzkie tak jak i cnoty współdzia
łały w rozwoju jego potęgi. W ten sposób
wzrasta drzewo nawet na gruncie nieodpo
wiednim: skały, które z początku tamują roz
rost korzeni, później je podtrzymują; wiatry,
które groziły młodym latoroślom', rozwijają
również ich odporność. A przecież wszystko to
razem nie tworzy samego drzewa.
Człowieczeństwo Kościoła, chociaż jest
ciałem, w którem’przebywa jego boskość, nie
stwarza jednak tej boskości. Pewną jest rze-
cza, że warunki ludzkie dopomogły do jego
rozwoju, a jednak tylko Opatrzność Boska sko
jarzyła i rozwinęła te warunki ludzkie. Czyż
nie ta sama moc, przebywająca w Kościele
i poza Kościołem, kazała mu zapuścić korze-
ne w epoce i w miejscu, któreby najbardziej
sprzyjały jego rozrostowi? Z pewnością, że
jest on instytucją ludzką. Zupełnie jest możli
we, że jego przewódcy przeczyli jeden drugie
mu w rzeczach ludzkich: w nauce, polityce,
karności, ale dlaczego między nimi niema
sprzeczności w sprawach boskich? Przypuść
my, że jeden z papieży podjął politykę wręcz
przeciwną prowadzonej przez jego poprzedni
ka, któż więc mu zabronił wprowadzenia po
dobnej zmiany w teologji? Z pewnością, że
były przerażające zgorszenia, okropni grzesz
nicy, bluźniercy apostaci, lecz co powiemy
o świętych?
«
A ponad wszystko Kościół dowodzi swej
bo^kości przez ten sam znak, jaki dawał
Chrystus na dowód swego bóstwa. Przy
puśćmy, że umiera codzień, że jego sprawa
upada w danym wieku i w danym kraju, że je
go nauka jest zdyskredytowana w jćdnem po
koleniu, jego moralność — w drugiem, a jego
ideał w trzeciein, — a jednak,, jak to wytłuma
czyć, że Kościół codzień również zmartwych
wstaje, że jego stare symbole zatykane są na
nowo na ruinach, że jego cnoty głoszone są
%
2
*
19
I
20
i
przez dzieci tych, którzy się go wypierali; że
jego dzwony i muzyka rozbrzmiewają znowu
tam, gdzie jego świątynie i gmachy były opu
stoszały?
Oto odpowiedź katolicka, która jedynie
tłumaczy znaczenie historji. jak nauka kato
licka jedna tylko wyjaśnia sens opowieści
ewangelicznej.
Odpowiedź
jest
identyczna
w obu wypadkach, a odpowiedzią tą jest uzna
nie, że życie, które wytwarza fakty w Ewan
geliach i historję Kościoła, jest ludzkie i boskie
zarazem.
V
*
■ *
/
ł
CHRYSTUS I KOSCIOŁ
\
ł
i
* %
C-
\
t
te
ł:
I
/
I.
Pokój i Wojna.
Błogosławieni
pokój
czy
niący.
albowiem
oni
synami
Bożymi nazwani będą.
Mat. V. Q.
Nie
sądźcie, że
przysze
dłem
pokój
zapewnić
ziemi.
Nie przyszedłem, aby wnieść
pokój, ale miecz.
Mat. X, 34.
Widzieliśmy, że kluczem do zrozumienia
paradoksów w Ewangelji i paradoksów katoli
cyzmu jest uznanie, że życie, które je wytwa
rza, boskie jest i ludzkie zarazem. Rozpatrzmy,
w jaki sposób tłumaczy ono sprzeczności ka
tolicyzmu, zwłaszcza te, które nam wyrzucają
nasi przeciwnicy.
Żyjemy w epoce, kiedy katolicyzm prze
stał już być uważany przez ludzi inteligent
nych za absurd tak jaskrawy, że wykluczają
cy dyskusję. Ci, którzy się znajdują poza jego
granicami, podają wyraźne powody, dla któ
rych zajęli takie stanowisko; są zarzuty okre
ślone. które trzeba albo odeprzeć albo przyjąć.
%
%
24
Z drugiej strony, prawda, że ci, którzy
trzymają się zdała poza murami Miasta Po
koju, nie wiedzą nic o życiu, jakie wiodą jego
obywatele, nic o harmonji i radości, jakie tylko
katolicyzm daje. Jednak pod pewnemi wzglę
dami, być może, iż obserwując z zewnątrz
wielkie linje, jakie mury miasta zarysowują na
sklepieniu niebieskiem, lepiej mogą zdać sobie
sprawę ze stanowiska, jakie ono zajmuje
w świecie, i wielkiego wpływu, jaki wywiera
na życie ludzkie wogóle, aniżeli pobożni
mieszkańcy, żyjący w jego murach w pokoju.
Rozpatrzmy więc ich uwagi, nie uznając
ich zgóry za całkowicie błędne. Mogą oni mieć
poglądy, które myśmy pominęli, lub względy,
przez nas przeceniane, lub których wcale nie
dostrzegliśmy. Być może, że ich zarzuty
wkońcu okażą się naszemi własnemi wierze
niami, tylko w przebraniu, które je ukrywa.
*
Każęla religja, mówią nam, godna swego
imienia, za główny przedmiot ma wprowadze
nie i utrzymanie pokoju między ludźmi, a fakt
ten nadaje jej prawo do poważania. To samo
było w stopniu najdoskonalszym i w pierw
szych czasach chrystjanizmu. To właśnie
przepowiedział był jego wielki prorok o dzie
łach boskiego Założyciela na ziemi. Natura od
najdzie swą utraćoną harmonję i ludzkie dy
sonanse ustany, gdy zbliży się Książę Pokoju.
»
Zwierzęta nawet spoczną razem w zgodzie,
lew i j a g n i ę , l a m p a r t i k o ź l ę obok
siebie. Aniołowie „głosili orędzie pokoju nad
kołyską w Betlejem, On sam obiecał swym
uczniom dać pokój; p o k o j o w i B o g a ,
p r z e c h o d z ą c e m u w s z e 1 k i e r o z u
m i e n i e , polecał wdelki Apostoł swe nawró-
cone owieczki. A więc, powiadają nam, po
kój jest istotą chrystjanizmu; takie jest naj
wyższe błogosławieństwo p o k ó j czyniącym,
którzy będą nazwani d z i e ć m i B o ż e m i .
A tymczasem, gdy spojrzymy na katoli
cyzm, musimy przyznać, że zamiast łączyć
rozprasza, nie córką jest pokoju, lecz matką
niezgody. Czy jest w Ku ropie, pytają dalej
z naciskiem, choć jeden kraj, którego niepo
kojom i niedoli, choć w części, nie byłyby win
ne uroszczenia katolicyzmu? Czy nie katoli
cyzm właśnie ujrzymy na dnie' rozłamów we
Francji, trosk Portugalji. rozdźwięków we Wło
szech. Odczytajcie uważnie historię, wszędzie
to samo znajdziecie. Co wywoływało tak czę
ste zamęty w polityce Anglji od XII do XV wie
ku i rozdarło ją na dwie części w XVI, jeśli nie
odporność zdecydowana młodego narodu wo
bec tyranji rzymskiej? Cóż znajdziemy u źró
deł wojen religijnych w Europie, pożaru
Smithfieldu, tortur Elżbiety, krwi w Nocy św.
Bartłomieja? — zawsze tę religję nietoleran-
cyiną i niemożliwą do tolerowania, która nie
25
26
chce wchodzić w układy z najrozsądniejszym *
nawet przeciwnikiem. Naturalnie, że nie moż
na całej winy zwalać na katolicyzm i twierdzić,
że w każdym wypadku napastującymi byli ka
tolicy, lecz przynajmniej można powiedzieć, że
zasady katolickie były powodem, a uroszcze-
nia katolików nieszczęsną przyczyną tego na
pływu nieobliczalnego bied i trosk ludzkich.
Jakże więc bardzo, mówią nam, jak dziw
nie różni się od religji Jezusa Chrystusa ta re-
ligja niezgody, a od słodyczy Ubogiego z Na
zaretu, jakże odskakują jej dogmaty i dyscy
plina? Jeśli prawdziwy chrystjanizm istnieje
dzisiaj gdzie jeszcze, to kryje się on nie w Ko- -
ściele, szukać go raczej należy pomiędzy ci
chymi
ludźmi,
prawdziwie
humanitarnymi
w naszym kraju i w innych, pomiędzy ludźmi
walczącymi o pokój za wszelką cenę, ludźmi,
których najwybitniejśzemi cnotami są tole
rancja i miłosierdzie, którzy bardziej niż kto
kolwiek zasłużyli na błogosławione miano:
d z i e c i B o ż y c h .
*
Przejdźńiy od życia katolicyzmu do życia
Jezusa Chrystusa. Otóż na pierwszy rzut oka.
zdaje się' naprawdę, że kontrast jest jawny. Nie
możemy .przeczyć zarzutom naszych oskar
życieli. Każde ich twierdzenie historj',czne jest
prawdziwe:
bezsprzecznie, katolicyzm dał
27
okazję do większego rozlewu krwi niż jakie
kolwiek ambicje i zazdrości ludzkie.
Prawdą jest rówmież, że Chrystus Pan
wypowiedział to błogosławieństwo, że uczniom
swym rozkazał szukać pokoju, i że ich powie
rzył w
r
momencie najwyższego uniesienia Po
kojowi, jaki On tylko dać może.
Jednak, jeśli się uważniej zastanowimy,
rzeczy nie przedstaw iają się tak prosto. Prze-
dewszystkiem, jaki w rzeczywistości był bez
pośredni skutek życia i wpływ* osobowości
Chrystusa w społeczeństwie, w* którem żył?
Czyż nie rozstrój, czyż nie wylew' krwi i te
klęski właśnie, które zarzucają Jego Kościoło
wi? Wszak z tego powodu przecież wydany
był w ręce Piłata: „ B u r z y n a r . ó d , m i a -
n u j e s i ę k r ó l e m
4
, to demagog, prowoka
tor, obywatel nielojalny i niebezpieczny dla
pokoju państwa rzymskiego.
I zdaje się, że te oskarżenia mogły zna
leźć usprawiedliwienie. Słow
r
a, jakie padały
z usł Chrystusa, nie są językiem nowoczesne
go „humanitarysty“, nowoczesnego „chrześci-
janina“ toleranta. I d ź c i e i p o w i e d z c i e
t e m u l i s o w i , woła. mów iąc o naczelniku
swogo narodń. G r o b y p o b i e l a n e , p e ł
n e w e w n ą t r z z e p s u c i a ! P l e m i ę
j a s z c z u r c z e ! H i p o k r y c i ! Takim ję
zykiem
posługuje
się
Chrystus,
mówiąc
o przedstawicielach religji Izraela. Czy przy-
9
28
pominą to sposób przemówień dzisiejszych mi
strzów myśli religijnej? Czyi podobny język
* byłby tolerowany dziś na kazalnicach chrze
ścijańskich? Czy można wyobrazić sobie mo
wę bardziej podżegającą, uczucie „mniej chrze-
ścijańskie“, jakby dziś powiedziano, niż te
słowa wypowiedziane przez boskiego założy
ciela chrystjanizmu? Cóż rzec o zdumiewają
cej scenie wypędzenia kupczących ze świą- *
tyni ?
O celu zaś tej metody i tych słów Pan
nasz mówi zupełnie wyraźnie, wołając do
dzisiejszych
zwolenników
humanitaryzmu,
którzy uważają siebie za jedynych Jego przed
stawicieli : „Nie mylcie ‘się. Nie p r z y
s z e d ł e m p r z y n i e ś ć p o k ó j za każdą
cenę; są rzeczy gorsze od wojny i od przela
nej krwi. Nie p r z y s z e d ł e m
p o k ó j
p r z y n i e ś ć a l e m i e c z . Przyszedłem,
by r o z d z i e l i ć r o d z i n y , a nie złą
czyć, by wzburzyć królestwa, a nie umac
niać, by wnieść rozbrat między matkę i jej
córkę, między córkę a jej matkę; przyszedłem
nie nato, aby. ugruntować powszechną tole-
* rancję, lecz pow szechną P r a w d ę“.
Jak wytłumaczyć te paradoksy? Jakże
to być może, żeby Książę Pokoju, a w ięc i Ko
ściół Jego, chociaż głoszą, iż są przyjaciółmi
Pokoju, przynosili n i e p o_k ó j, l e c z m i e c z .
N
r
29
Kościół katolicki jest społecznością ludz
ką. To znaczy, że składa się z ludzi, zależny
jest, mówiąc po ludzku, od okoliczności ludz
kich; może być napastowany, osłabiony i roz
brojony przez wrogów z pośród ludzi. Prze
bywa wśród społeczeństwa ludzkiego i w niem
działa.
Otóż, gdyby nie był społecznością ludzką,
ale wyłącznie boską, odległą, gdzieś w niebio
sach zbudowaną, ideałem dalekim, ku któremu
ludzkośćby dążyła, wówczas nie byłoby kon
fliktów*. Nie napotykałby nigdy namiętności
i antagonizmów ludzkich; co pewien czas po
wstrzymywałby swe rady, swe nawoływania
do wyższego życia, jeśliby te rady nie były
zasadami żywotnemi i aktualnemi. któreby na
leżało szerzyć między ludźmi.
Gdyby Kościół był wyłącznie instytucją
ludzką, również nie byłoby konfliktów. Jeśliby
był powstał od dołu, jako wytwór najczystszej
myśli religijnej tego świata, najwyższy poziom
zdobyczy duchowych, mógłby dopuszczać
kompromisy, mógłby coś kasować, zachowy
wać milczenie.
Lecz on jest ludzki i boski zarazem, i dla
tego stan walki jest dla niego nieunikniony.
Tkwi bowiem pośrodku państw tego świata,
te zaś — dotychczas przynajmniej — założo
ne są na podstawach w zupełności ludzkich.
Politycy i władcy naszych czasów nie opierają
30
polityki na względach nadprzyrodzonych; za
cel stawiają' sobie rządzenie podwładnymi,
utrzymanie ich w pokoju i jedności, jeśli po
trzeba — prowadzenie wojny w interesie sa
mego pokoju, a wszystko opierają na przyczy
nach czysto przyrodzonych. Handel, finanse,
rolnictwo, wyszkolenie w rzeczach tego świa
ta, nauka, sztuka, badania, cały wogóle zakres
działalności ludzkich, wszystkie te sprawy ze
stanowiska czysto naturalnego — oto. co sta
nowi niemal całą wiedzę dzisiejszego statysty.
Nasze rządy, według ich własnego zdania, nic
są ani za religją ani przeciw niej. Religja uwa
żana jest za sprawę prywatną, która dotyczy
jedynie jednostki, a rząd trzyma się w tej spra
wie na uboczu, a przynajmniej taką głosi zasadę.
1 oto w świecie tak zorganizowanym,
w tego rodzaju społeczności ludzkiej Kościół
katolicki
wskutek
swego
człowieczeństwa
zmuszony jest żyć. Jest on również króle
stwem, a choć nie z tego świata, jednak w nim
żyje.
Ale wszak on jest również boski. Jego po
słannictwo zawiera zasady nadprzyrodzone,
które mu były objawione przez Boga; utwo
rzony jest w sposób nadprzyrodzony. Spo
czywa na podstawach nadprzyrodzonych, nie
jest zorganizowany tak, jak gdyby świat ten
miał być wszystkiem. Przeciwnie, zupełnie
wyraźnie na pierwszem miejscu stawia króle-
31
stwo Boże, a na drugiem królestwo ziemskie,
pokój Boży przedewszystkiem, a potem zgodę
mięazy ludźmi.
Gdy więc jego zasady nadprzyrodzone
napotykają opór w przyrodzonych zasadach
ludzkich, siłą rzeczy zmuszony jest stać się
przyczyną rozdwojenia. Naprzykład prawa
Kościoła o małżeństwie są w opozycji z takie-
miż prawami większości państw współcze
snych. Bezcelową jest rzeczą żądać od niego,
by zmienił swe zasady, znaczyłoby to żądać,
by przestał być nadprzyrodzonym, by prze
stał być sam sobą. Jak może' zmienić to, co
uważa za swe boskie posłannictwo?
-ł-
Przytem, ponieważ jest założony na pod
stawie nadprzyrodzonej, ustawa jego zawiera
składniki nadprzyrodzone, których niemniej
jak dogmatów zmienić nie może. Niedawno we
Francji ofiarowywano mu k r ó l e s t w a t e
g o ś w i a t a , gdyby był uległ; obiecywano
mu,‘że zachowa swe bogactwo, swe kościoły,
gmachy, niechaj tylko zaprze się swej zasady
odwoływania się duchowego do Namiestnika
Chrystusa Pana. Jeśliby Kościół był tylko
ludzki, jakżeby jasnym był jego obowiązek!
Konieczncmby wówczas było zmienić^ zarzą
dzenia, zgodnie z pojęciami ludzkiemi i zacho
wać swą własność nienaruszoną. Lecz bez-
względnie niemożliwe jest podobne postępo-
32
v\anie dla społeczności ludzkiej i boskiej za
razem.
A więc odwagi! Pragniemy pokoju ponad
wszystko —Pokoju Bożego, nic tego pokoju,
którego nas może świat pozbawić, nie tego po
koju, który zależy od harmonji natury z na
turą, lecz — natury z Łaską.
Jednak póki w świecie na punkcie wiary
będzie panowała rozbieżność, dopóki świat,
czy kraj jakiś, jakaś rodzina, czy nawet jedna
dusza oprze się na podstawach przyrodzonych
wyłącznie, dopóty dla świata, dla tego kraju,
dla tej rodziny, czy tego serca ludzkiego, re-
ligja nadprzyrodzona katolicyzmu p r z y n i e
s i e n i e p o k ó j l e c z m i e c z # ł tak bę
dzie aż po koniec wieków, aż do ostatniej ka
tastrofy. gdy św iaty w^alić się będą.
„Przychodzę, woła Ten, ktpry iedzie na
białym koniu, przynieść Pokój, pokój o jakim
świat nawet nie marzy, pokój wzniesiony na
podwalinach wiecznych, założonych przez sa
mego Boga, a nie na ruchomym piasku wzglę
dów ludzkich. I jak długo wizja takiego Pokoju
jaśnieć będzie, walka iest konieczna, aż Po
kój Boży naprawdę zstąpi i będzie przyjęty.
Aż do tego czasu o d z i e ż m o j a k r w i ą
z l a n a b ę d z i e , a z u s t moich wyjdzie n i e
p o k ó j , a l e m i e c z o b o s i e c z n y *
4
.
/
I I .
Ubóstwo i Bogactwo.
Czyńcie sobie przyjaciół ze
zwodniczych bogactw.
Luk. XVI, o.
Nie możecie Bogu służyć
i mamonie. Łuk. XVI, 13.
Widzieliśmy, że Kościół Księcia Pokoju
musi być ciągle ośrodkiem walki. Rozważmy
teraz, że Kościół, będąc społecznością ludzką,
żyjącą na tym świecie, musi mieć wzrok
utkwiony w świat przyszły, którego oczekuje,
a j‘ako społeczność boska musi być narażony
na zarzut przywiązywania się do dóbr do
czesnych.
* - •
Zarzut bardzo rozpowszechniony:
„Spójrzcie na bogactwa i przepych nie
zwykły, jakim się oiacza Kościół Ubogiego
z Nazaretu, i powiedzcie, czy ma prawo uwa
żać się za Jego przedstawiciela! Przebiegnijcie
Rzym, miasto święte, a ujrzycie na najbogat
szych, najbardziej ozdobnych budowlach godła
heraldyczne Namiestnika Chrystusowego!
* Przejdźcie przez jaki bądź kraj z tych, które
Paradoksy katolicyzmu
3
»
*
34
•nie potrafiły, zdjęte niesmakiem, odrzucić tego
pozoru „Kościoła Chrystusowego
14
, a przekona
cie się, że żadne władze świeckie nie używają
tylu ozdób pysznych*co sługi Jezusa Chry
stusa, że niema wspanialszych pałaców niż te,_
które zamieszkują ci, co przemawiają w imie
niu Mistrza, k t ó r y n i e m i a ł k a m i e
n i a p o d g ł o w ę d l a s p o c z y n k u .
„A przedewszystkiem przenieście wzrok
z postaci ubogiej i pokornej Chrystusa, jaką
nam przedstawia Ewangelia, na człowieka, któ
ry się mianuje Jego namiestnikiem na ziemi.
Spójrzcie: zdobny w tiarę, spoczywa na tronie
niesionym na ramionach ludzkich; głos srebr
nych trąb oznajmia jego przybycie, wachlarze
z piór strusich chwieją się po bokach lektyki:
popatrzcie, a zrozumiecie, dlaczego świat nie
może brać Kęścioła na serjo. Spójrzcie na za
stęp dworski, jaki go otacza, na tych ludzi
przybranych
w
t
purpurę i szkarłat i porównaj
cie ich'w myśli z garstką rybaków miotanych
burzą.
„Nie, jeśliby Kościół. ten był Chrystuso
wym, naśladowałby swego Mistrza lepiej.
Wszak Jego naj\Vyższem posłannictwem było
wskazywać ludziom t o, co w g ó r z e
j e s t , wznosić ich myśl ponad błyskotki, po
nad złoto i klejnoty, ponad wpływy światowe,
wysokie stanowiska i władze, a wskazywać
J e r u z a l e m N i e b i e s k i e , którego nie
\
\
r
i
35
zbudowała r ę k a l u d z k a ; pocieszać smut
nych obrazem przyszłego pokoju, a nie zniża
niem się do rzeczy doczesnych, mówić o Ła
sce, o niebie i o rzeczach przyszłych, a p o-
z o s t a w i ć u m a r ł y m g r z e b a ć i c h .
u m a r ł e ! Najlepiej uczynimy dJa Kościoła,
jeśli go pozbawimy jego bogactw, nadając jego
dobrom doczesnym cel otwarcie doczesny,
wyzwalając go z niewoli ambicji i zwracając
mu swobodę ubóstwa dzieci Bożych".
Słowem, Kościół jest zbytnio światowy,
aby mógł być Kościołem Chrystusa: ,.N i e
m o ż e c i e B o g u s ł u ż y ć i m a m o nic
11
.
Jednakże z innej przyczyny krytyka wy
rzuca nam, że jesteśmy za bardzo z innego
świata, by móc być Kościołem Chrystusa:
„Najgłówniejszy zarzut, jaki czynią chryslja-
nizmowr, powiada jeden, z krytyków, jest brak
zmy
r
słu praktycznego, który cechuje Kościół.
Jeśliby , on był rzeczywiście Kościołem Chry
stusa Pana, Icpiejby umiał przejąć się tern, co
stanowi prawdziwą oznakę Jego- boskości
\y sensie najwznioślejszym, czyli Jego ludzko
ścią względem ludzi. Chrystus nie przyszedł
na świat, by nauczać metafizyki i mówić
wciąż o niebie przyszłeni. Przyszedł raczej, by
zająć się potrzebami najskromniejszy cli, naj
prostszych ludzi: g ł o d n y c h n a k a r m i ć ,
n a g i c li p r z y o d z i a ć. zreformować spo
łeczeństwo na lepszych 'podstawach. Nie
3
*
ł
L
36
przez dogmaty zjednał sobie serca ludzkie,
lecz przez swą naturalną, prostą sympatję dla
ich trosk codziennych. Przyszedł był, aby wy
ciągnąć najlepsze części ze świata, posługiwać
się tem, co njiał pod ręką, aby uświęcić
wszystkie rzeczy zwykłe, z jakiemi się stykał
na ziemi.
»
„Ci katolicy z innego świata są za bardzo
obcy ogólnym potrzebom, powszechnemu £y-
ciu. Ich dogmaty, ich dążenia, ich metafizyka
niepotrzebne są światu, który pragnie Chleba.
Niechaj mniej marzą, a więcej działają. Niechaj
pokażą, naprzykład, przez pomyślny rozwój
krajów katolickich, że katolicyzm jest prak
tyczny, nie jest marzeniem tylko. Niechaj mniej
nauczają, a bardziej zajmują się ludźmi. Nie- '
chaj wykażą, iż posiadają klucz postępu tego
świata, a może skłonniejsi będziemy uznać
bez zniecierpliwienia, że posiadają klucze kró
lestwa Niebieskiego**.
Zarzut jest naprawdę nieco przykry dla
katolików. Kiedy staramy się rozgospodiaro*-
wać na tym świecie, pouczają nas, że Chry
stus Pan nie m i a ł n a c z e n i g ł o w y
z ł o ż y ć . Kiedy nauczamy o życiu przy-
' szłem, przypominają nam, że Jezus Chrystus
zstąpił był z tamtego świata, aby nasz świat
uczynić lepszym. Kiedy budujemy kościół wy
godny, ozdobny, zarzucają nam zbytnią'mięk
kość, rozmiłowanie w wygodzie; kiedy budu-
•
37
jemy skromny i surowy, pytają, jak możemy
chcieć coś dobrego zrobić, wykazując taki
brak liczenia się z życiem realnem.
-*
Naturalnie, że te zarzuty spadały już na
#
naszego Mistrza. On również rozwijał swą
działalność w dwojaki sposób. Prawda, że da
wał ludziom chleb ziemski, ale również jest
prawdą, że darzył ich Chlebem niebieskim.
I3yłyj dni, w których troszczył się. o ich ciała j
lecz były dni inne, kiedy rozkazywał poświę
cić wszystko, co czyni życie cielesne wartem
przeżycia: czasami brał udział w uczcie w do
mu bogacza, to znów pościł na pustyni.
, A świat i jedno i drugie mfał Mu za złe.
Był zbyt światowy, gdy w sabat uzdrawiał
ludzi, bo czyż Zakon Boży nie więcej waży
niż pomoc człowiekowi udzielona? Czemu nie
czekał do następnego dnia? Był zbyt świato
wy, gdy pozwalał uczniom rozgniatać w ręku
ziarna ^zbożowe, bo czyż Zakon Boży nie za
brania robić chleba w dzień sabatu? Był zbyt
światowy i niepraktyczny, był przyjacielem
zniewieściałości, gdy pozwlalał, aby drogocen
nym balsamem namaszczono Mu stopy, bo
czyż nie l e p i e j , b y ł o s p r z e d a ć w o n
n y o l e j d r o g o i p i e n i ą d z e r o z d a ć , ■
u b o g i in?
Ale gdy wygłaszał Kazanie na Górze, był
za bardzo z poza tego światła. Cóż że mówił:
B ł o g o s ł a w i e n i c i s i *— kiedy cały
świat wie, że „szczęśliwymi są ci. którzy
umieją się postawić
14
. .Był za bardzo z innego
świata, gdy mówił o Chlebie niebieskim. Na-
cóż mówić o Chlebie niebieskim, kiedy poży
wienia ziemskiego przedewszystkiem ludziom
potrzeba? Był za bardzo poza światem, gdy
w dzień świąteczny pozostawał daleko za mu-
rami miasta. J e ś l i J e s t C h r y s t u s e m ,
niechaj ma zmysł praktyczny; niechaj to wy
jawi!
N adzie tych dwojakich oskarżeń ska
zany „ la śmierć: Dla Piłata był zanadto
z tego świata jako Syn człowieczy i możliwy
współzawodnik Cezara. Dla Kaifasza był za
nadto z tamtego świata, ponieważ p o d aw a ł
się za S y n a
B o ż e g o , a więc jako
współzawodnik Jehowy.
*
4
Rozwiązanie tego paradoksu katolickiego
jest zupełnie proste;
Kościół i© społecznością zeszłą z góry.
niebieską i co do źródeł* i co do pow stania.
Jest Królestwem Bożein przedewszystkiem
i jedynie, całkowicie istnieje dla Jego chwały.
Szuka naprzód rozszerzenia się Jego Króle
stwa i w porównaniu z tern nic nie może mieć
w jego oczach najmniejszej wartości. Nigdy
nie poświęci Boga dla mamony; nie waha się
nigdy ani chwili, gdy zmuszony jest wybierać.
39
Wie bowiem, że wieczność większą jest od
czasu, a dusza ludzka większą ma wartość niż
ciałoV Sakramenty zatem są w jego oczach
o wiele wartościowsze niż środki komunika
cyjne, a jeśli ma wybierać — ważniejszem jest
dla Kościoła, aby dusza ludzka była w stanie
Łaski, niż by ciało było w dobrym stanie zdro
wia. Woli księdza od lekarza, jeśli nie ma cza
su, by powołać ich obu, woli Komunję świętą
od uroczystych obchodów.
Kościół wydaje się więc naturalnie, że stoi
poza światem i jego interesami, ponieważ
w rzeczywistości przekłada rzeczy boskie
nad ludzkie i „szuka przedewszystkiem Kró
lestwa Bożego**.
A w s z y s t k a r e s z t a b ę d z i e m u
p r z y d a n a .
Jest on bowiem ludzki zarazem, w tern
znaczeniu, że przebywa na tym świecie, gdzie
go Bóg umieścił, posługuje się zatem rzeczami,
któremi go otoczył. Powiedzieć, że jest nad
przyrodzony, nie jest to bynajmniej przeczyć
jego pierwiastkowi ludzkiemu, tak samo jak
tw ierdząc, że człowiek ma duszę nieśmiertelną,
nie przeczymy, że ma i ciało. I oto ciało jego
— ta ludzkość, którą się osłania jego boskość—
potrzebuje rzeczy ziemskich i niemi się po
sługuje: to ciało, które z a m i e s z k u j e d o
m y , l u d z k i e m i r ę k o m a z b u d o w a n e ,
żąda dla czci swego Oblubieńca, aby domy te,
/
40
dopóki duchowość w nich nie jest przyćmiona,
jaśniały blaskiem, jakiego tylko sztuka może im
użyczyć. Gdyż Kościół nie jest ani purytań-
skim ani manichejskim; nie mówi, żeby jaka-
kolwiek rzecz, przez Boga stworzona, mogła
być zła sama w sobie*, choć można jej w ohyd
ny sposób nadużyć; przeciwnie ma za sobą
autorytet Pana, który orzekł: iż w s z y s t
k o j e s t b a r d z o d o b r e .
Posługuje się zatem wszelkiem pięknem
ziemskiem, by uczcić Jego majestat. Może być
rzeczą dobrą w brylanty przyozdobić główkę
kobiecą, lecz z pewnością lepiej jest ozdobić
brylantami kielich Krwi Pańskiej. Jeśli król
ziemski nosi strój złotem połyskujący, to czyż
Król nieba nie powinien o wiele wspanialsze
mieć szaty? Jeśli muzyka służy ludziom
w świecie na zgubę dusz, to dlaczego nie
miałby posługiwać się nią Kościół dla ich zba
wienia? Jeśli pałac z marmuru odpowiada na
czelnikowi wielkiego narodu, jakiem prawem
ludzie pozbawialiby go Króla królów?
Lecz bywa czasem, że świat pozbawia
Kościół jego bogactw. I to mu nie zaszkodzi,
bo może, odarty ze swych praw, służyć nadal
Bogu w ubóstwie. Jeśli ludzie skarżą się i ję
czą lub popełniają gwałty dla klejnotów, któ-
remi ich przodkowie czcili Boga, Kościół rzu
ci je na stopnie ołtarza i bez nich wielbić bę
dzie Pana choćby w stodole lub w cieniu ka-
*
takumb. Bo chociaż nic s ł u ż y B o g u
i m a m o n i e , czyni sobie przyjaciela z ma
mony nieprawości. Chociaż nie służy i nic mo
że nigdy służyć Bogu i mamonie, może jednak,
gdy na to świat pozwala, czynić sobie z ma
mony sługę. Gdyż Kościół jest Majestatem Bo
żym zamieszkującym świat' Chwała jego za
tem jest całkowicie niezależną od czci, jaką
odbiera. Jeśli więc zwraca się do s w o i c h.
a s w o i g o n i e p r z y j m u j ą , niemniej
jednak są oni swoimi, bo choć użytkuje
wszystkie rzeczy ziemskie na swą chwałę,
choć uważa, że żaden balsam nie jest zmar
nowany, choćby najdrogocenniejszy, jeśli ini-
, łość go wylała na jego stopy, to jednak nie
w tych rzeczach tkwi jego istotna chwała.
Jest chwalebny w swem wnętrzu, czy
szaty ma ze złota, czy ich nie ma, bo s y n e m
j e s t k r ó l e w s k i m . Jest równie chwalebny
w katakumbach jak w bazylikach Rzymu, rów.
. nie miły w bosonogim mnichu jak w namiest
niku Chrystusa w jego szatach pontyfikalnycli
z tłarą na czole — jednako majestatyczny
w Chrystusie na krzyżu, jak w Chrystusie za- *
siadającym w niebie na tronie.
Lecz ponieważ jest Jego majestatem na
ziemi, więc ma prawo do wszystkiego, co zie
mia dać może. Wszelkie z w i e r z ę z i e m -
, s k i e jego jest, i s t a d a r o z p r o s z o n e
n a t y s i ą c z n y c h w z g ó r z a c h , wszyst-
41
/
I
42
* kie gwiazdy nieba i klejnoty ziemi, wszystkie
rzeczy tego świata jemu należfie są prawem
boskiem.
Wszystko jest jego, bo on jest Chrystu
sowy. A jednak z n i e s i e r a c z e j u t r a t ę
wszystkiego, niżby utracić miał Chrystusa.
\
ł
/
I
III.
Świętość i Grzech.
Święty, Święty, Święty.
Izaj. VI, 3.
Jezus
Chrystus
przyszedł
na świat, by zbawić grzeszni
ków.
1 Tym.
1
. 15.
Inne dwa zarzuty bardzo różne, jakie czy
nią Kościołowi, są cokolwiek donioślejsze
niźli oskarżenie, że jest on zbyt światowy lub
zbyt pozaświatowy. Dotyczą one zasad do
skonałości, głoszonych przez* Kościół, i jego
jakoby nieudolności w trzymaniu się tych za
sad. Streścić je można mówiąc, że połowa
świata uważa Kościół za nazbyt święty dla
życia ludzkiego, połowią zaś za niedostatecznie
święty..Możemy nazwać obie krytyki: pogań
ską i purytanską.
Oto poganin oskarża Kościół q przesadną
świętość.
„Wy, katolicy, jesteście twardego serca
dla grzeszników, nie macie dość pobłażliw'ości .
dla biednej, ułomnej natury ludzkiej. Pozwól
cie, że przytoczę jako przykład grzechy ciała.
1
44
Mamy zespół pożądań zaszczepionych przez
Boga, czy Naturę (jak wam się podoba nazwfać
Siłę panującą ponad życiem) dla celów mą
drych i rzeczywiście najważniejszych. Są to
pożądania najgwałtowniejsze, jakich doznaje
człowiek, są na pewno najbardziej pociągające,
a natura ludzka, jak wiemy, jest niezwykle
chwiejna. Otóż rozumiem, że nadużycia na
miętności doprowadzają do okropnych skut
ków, natura ma swe prawa i karze nieubłaga
nie, ale wy, katolicy, obciążacie jeszcze życie,
kładąc w sposób niemądry nacisk na obrazę,
jaką te nadużycia wyrządzają Bogu. Bo nief-
tylko piętnujecie grzechy „przeciw czystością
jak je nazywacie, ale idziecie jeszcze dalej, aż
do samych pożądań. Jesteście dość dziwaczni,
dość okrutni, aby mówić, że sama myśl grze
chu, dobrowolnie utrzymywana, może pozba
wić Łaski Bożej duszę, która się temu oddaje.
„Rozważcie również niemożliwy do urze
czywistnienia, a stawiany przez u
r
as ideał
małżeństwa. Nie jest on pozbawiony uroku
dla osób, które go mogą przyjąć; można go
zaliczyć, że użyję wyrażenia katolickiego, do
„rad ewangelicznych*‘, lecz śmieszną jest
wprost rzeczą upierać się przy nim i podawać
jako regułę obowiązującą całą ludzkość. Natu
ra ludzka jest naturą ludzką. Nie możecie krę
pować olbrzymiej większości mrzonkami nie
wielu jednostek.
45
..Jeśli od poszczególnych nakazów mamy
przejść do ogólnej zasady życia katolickiego,
to przyjrzyjmy się wzorom, jakie nam dajecie,
wskazując życie waszych świętych. Święci lu
dziom zwykłym bynajmniej nie wydają się
godni zachwytu. Nie zachwyca nas to bowiem,
że święty Alojzy Gonzaga z trudnością pod
nieść mógł wzrok wciąż w ziemię spuszczony,
lub że święta Teresa zamknęła się w celi
klasztornej, albo że święty. Franciszek biczo
wał się cierniami w obawie popełnienia grze
chu. Tego rodzaju postępowanie jest nienatu-
nalne. Wy, katolicy, dążycie jakby do ideału
bynajmniej niepożądanego; i cel wasz i wasze
metody są nieludzkie i niezastosowane do
świata, w którym żyć musimy. Prawdziwa re-
ligja na pewno jest rozsądniejsza, nie wy
niszczałaby się przez daremne wysiłki dla
zdobycia niemożliwości; nie starałaby się do
skonalić natury ludzkiej przez okaleczanie.
Macie niekiedy dobre pomysły i świetne me-
fbdy, ale jeśli chodzi o wyższe aspiracje, to —
doprawdy tracicie wszelką miarę. My, poga
nie, nie godzimy się na waszą moralność i nie
zachwycamy się tern, co wy uważacie za swój
triumf. Gdybyście byli mniej święci, lecz bar
dziej naturalni, mniej idealistami, a bardziej
ludźmi
praktycznymi,
więcej
oddalibyście
usług światu, któremu chcecie pomóc. Religja
byłaby pędem silnym i zdrowym, a nic
i
ł
-Ił)
jakąś roślinką cieplarnianą, jaką z niej
robicie".
Oruni zarzut pochodzi od purytanów:
„Katolicyzm nie jest dość święty, by być
Kościołem Jezusa Chrystusa; popatrzcie, jakże
jest niezwykle pobłażliwy dla tych. którzy
obrażają Pana i k r z y ż u j ą na n o w o.
Może być, że nie jest prawdą to. w co po
wszechnie wśród nas w ierzą, mianowicie, że
księża katoliccy pozwalają swoim penitentom
grzeszyć, lecz ta niesłychana łatwość w udzie
laniu rozgrzeszenia praw ie że na jedno wycho
dzi. Nietylko Kościół ten nic podniósł rodzaju
ludzkiego, ale przeciw nie obniżył poziom przez
postawę, jaką. zajął w stosunku do swoich
dzieci, które nie słuchają praw Bożych.
„A pomyślcie, czem niektóre z nich były!
Czy historia zna zbrodniarzy równych zbrod
niarzom katolickim? Czyż byli kiedy ludzie,
którzyby upadli tak nisko jak Borgia na prze
łomie wieków średnich, jak Gilles de Rais,
i wielu innych mężczyzn i kobiet, którzy przez
swą wiarę byli może dość „dobrymi katolika
mi*
4
, lecz przez swe życie wstyd przynosili
ludzkości ? Spójrzcie na kraje łacińskie, na dzie
je ich namiętności i zbrodni; płciową liiejno-
rainość Francji lub Hiszpanii, wrzaskliwość
i ekstrawagancje Irlandji, brutalność prostaczą
Aiiglji katolickiej. Czy w jakichkolwiek innych
społecznościach chrześcijańskich spotykają się
#
takie opłakane okazy ludzkości, jak zakonnice
zrzucające welon, księża apostaci, grzeszni pa
pieże katoliccy? Czemże się dzieje, że katoli
cyzmowi przypisują nieprawości, jakich nie
zarzucają innym wyznaniom chrześcijańskim?
Przypuśćmy, że jest w tern dużo przesady,
przesądów historyków, urazy jego wrogów,
zawsze jednak z pewnością zbrodnie katolickie
wystarczą, aby pokazać, że Kościół ten nie
jest lepszy od innych ugrupowań religijnych,
a nawet, że jest gorszy. Kościół katolicki nie
jest więc dość święty, aby był Kościołem Je
zusa Chrysusa".
*
47
Jeśli odwołamy się do Ewangelii, to zo
baczymy, że oba zarzuty są właśnie te same,
jakie robiono Zbawicielowi.
Przedewszystkicm, nie ulega najmniejszej
wątpliwości, że Zbawiciel nienawidzony był za
swą świętość, któż bowiem wątpi, że surowe
zasady moralności, jakie głosił (a głoszenie
tychże zasad przez Kościół katolicki jest także
jednem z oskarżeń rzucanych mu przez po
gan), ściągały nań wrogie usposobienie wielu.
Wszak On pierwszy oznajmił, że praw a
Boże obowiązują nietylko w czynach, lecz
i w myślach; On pierwszy orzekł, że ten po
pełnia
zabójstwo
lub
cudzołóstwo, który
w sercu sw em pragnie tych grzechów. Wszak
I
to On streścił zasadę chrześcijańską w zasa
dzie doskonałości: b ą d ź c i e d o s k o n a ł y
m i , j a k O j c i e c w a s z N i e b i e s k i d o
s k o n a ł y m j e s t ; On nakazał ludziom dą
żyć do tego, aby się stać równie dobrymi jak
Bóg!
Naprzód więc Jego świętość wywołała
nienawiść świata, świętość promieniejąca i ja
śniejąca. którą Jego święte człowieczeństwo
było przyozdobione. Kto z was d o w i e
d z i e n a M n i e g r z e c h u ? . . . N i e c h a j
t e n , k t ó r y j e s t b e z g r z e c h u , c i
ś n i e p i e r w s z y k a m i e n i e m . Tego
rodzaju słowa godziły w samo serce formaliz
mu skrybów i faryzeuszów i budziły w nich
niewygasłą nienawiść. Pewną jest rzeczą, że
właśnie to Oo doprowadziło niepowstrzyma
nie przed trybunał Piłata i sprawiło, że wy
brany został na ofiarę zamiast Barabasza:
„Nie, nie t e g o c z ł o w i e k a ! nie ten typ
doskonałości bez plamy, świętości przenikają
cej wszystkie serca, lecz wypuśćcie Baraba
sza, poczciwego grzesznika, tak do nas podob
nego! tego złodzieja, w którego towarzystwie
czujemy się dobrze, tego zbójcę, którego życie
w każdym razie nie stanowi takiego kontrastu
z naszcm". Jezus Chrystus był uznany za zbyt
świętego dla świata.
/ Ale był też uważany za niedość świętego,
i to wyraźne oskarżenie było nieraz przeciw
48
49
Niemu podnoszone. Ci, którzy uważali się za
stróżów Prawa, nie mogli Mu darować, że On,
wyznawca
sprawiedliwości,
zasiadał
przy
stole z publikanami i grzesznikami, że ten pro
rok pozwoli zbliżać się do siebie takiej kobie
cie jak Magdalena. Gdyby ten człowiek na
prawdę był prorokiem, nie mógłby znieść ze
tknięcia się z grzesznikami; gdyby naprawdę
pełen był zapału dla królestwa Bożego, nie
ścierpiałby towarzystwa tylu jego nieprzyja
ciół. A jednak zasiada przy stole Zacheusza,
spokojny i pogodny zamiast wzywać nań ka
ry Nieba; powołuje Mateusza z urzędu celne
go zamiast potraktować go z całą surowością,
dotyka trędowatych, których nawet prawo
Boże ogłasza za nieczystych.
Są to zarzuty, czynione tak uczniom Chry
stusa jak i samemu Mistrzowi, i niezaprzecze-
nie zawierają w obu wypadkach część prawdy.
Prawda więc, że moralność, jaką głosi
Kościół katolicki, jest zupełnie ponad możność
natury ludzkiej pozostawionej samej sobie, że
są to wzory doskonałości, i że Kościół woli
najniższy stopień w porządku nadprzyrodzo
nym niż najwyższy w porządku naturalnym.
Prawda również, że katolik upadły lub
katolik niewierny jest członkiem .ludzkości
o wiele bardziej poniżonym niż również upadły
poganin lub protestant; że najbardziej ohydni
Paradoksy katolicyzmu.
4
50
zbrodniarze dziejowi są to zbrodniarze kato
liccy, i że potwory tego świata — Henryk VIII,
naprzykład,. świętokradca, morderca i cudzo
łożnik; Marcin Luter, którego wydrukowane
przemówienia biesiadne powinny być zdała od
każdego szanującego się ogniska domowego;
królowa Elżbieta, krzywoprzysiężczyni, de
spotka, nawskroś zepsuta — były to osobisto
ści, które posiadały wszystko, czem mógł je
Kościół Katolicki obdarzyć: zasady jego nauki,
kierownictwo jego przykazań, Łaskę jego sa
kramentów. Jak więc pogodzić te sprzeczności?
Przedewszystkicm Kościół katolicki jest
boski. To znaczy, że zamieszkuje przestworza
nadziemskie, wznosi oczy ku obliczu Boga.
W sercu swem jak w tabernaculum mieści
święte
człowieczeństwo
Jezusa
Chrystusa
i doskonałość bez cienia Marji Niepokalanej,
z której człowieczeństwo święte Pana powsta-'
ło. Czyż można wobec tego pomyśleć nawet,
aby zadowolić się miał przepisami, któreby nie -
dążyły do doskonałości? Jeśliby Kościół po
wstał był od dołu, czyli był społecznością czy
sto ludzką, nie mógłby nigdy przekroczyć wzo
rów, jakie jego najszlachetniejsze dzieci osiąg
nęły były w przeszłości. Lęcz ponieważ nad-
przyrodzoność w nim zamieszkuje, ponieważ
Marja otrzymała dar, do jakiego żadne inne
stworzenie nie może rościć pretensji, ponieważ
samo Słońce Sprawiedliwości zstąpiłoś nie-
ba, by ż y ć życiem ludzkiem, w warunkach
ludzkich, jakżeby mógł Kościół zadowolić się
czemśkolwiek, coby nie dążyło do wysokości,
z których Tamci zstąpili?
Lecz jest on również społecznością ludz
ką, żyjącą na łonie ludzkości, założoną tu na
tym padole w wyraźnym celu zgromadzenia
w sobie i uświęcenia przez swe łaski świata,
który przez swój upadek oddalił śtę był od
Boga. Ci grzesznicy, ci parjasi są właśnie tym
materiałem, nad którym ma pracować, te
resztki ludzkie, te typy zmarnowanego czło-
w ieczeństwa nie mają poza nim żadnej nadziei.
Pragnie on, jeśli tylko może — a udawało
mu się często — doprowadzić tych ludzi do
świętości i wprowadzić na ołtarze: do niego
i do niego jedynie należy p o d n i e ś ć u b o
g i c h z k a ł u i u m i e ś c i ć o b o k k s i ą
ż ą t . Nic mniejszego nie wskazuje Magdalenie
czy łotrowi od swego własnego wzoru dosko
nałości.
Chociaż nie może uznać za dostateczne
nic. co jest poniżej tej doskonałości, to jednak
z drugiej strony zadowala się nieskończenie
niałem. Jeśli może doprowadzić grzesznika
choć na skraj Łaski, jeśli potrafi wyrwać umie-
rająęemu mordercy jeden jedyny okrzyk skru
chy, jeśli może choć oczy jego z wejrzeniem
miłosnem zwrócić na krucyfiks, — trudy jego
są już tysiąckrotnie wynagrodzone, bo choć
♦
nie zdołał doprowadzić go do szczytu święto
ści, to jednak udało inu się go pobudzić do
pierwszych kroków, postawić na pierwszym
szczeblu drabiny nadprzyrodzoności. wiodącej
z piekła do nieba.
Bo on jeden tę moc posiada. On jeden tyl
ko ma ufność absolutną wobec grzesznika, bo
on jedynie posiada tajemnicę jego uzdrowienia.
Tam w cieniu jego konfesjonałów jest Krew
Chrystusowa, mogąca obmyć duszę splamio
ną, a w jego tabernaculum Ciało Chrystusa,
które będzie jej pożywieniem na żywot wiecz
ny. On jeden śmie być jej przyjacielem, ponie
waż on jeden może być jej zbawcą. Jeśli więc
święci Kościoła są oznaką jego prawdziwości,
grzesznicy są niemniej ważnym znakiem.
Bo Kościół jest nietylko Majestlatem Bo
żym na ziemi, lecz i Miłością Bożą, a więc
granice tej miłości i tylko te granice są jego
granicami.
Słońce miłosierdzia, które świeci, i rosa
miłości, która spada na sprawiedliwych i nie
sprawiedliwych, są tern słońcem i rosą, które
mu dają życie. J e ś l i d o n i e b a w s t ą
p i ę , o n tam jest i zasiada w osobie Chry
stusa tron po prawicy Bożej: jeśli zstąpię do
piekieł, o n tam jest również i wyrywa dusze
z nad brzegu przepaści, skąd tylko o n. je mo
że wybawić. Bo o n właśnie jest tą drabiną, . ,
którą przed wiekami widział był Jakób; sto-
52
i
53
p«ic jej nurzają się w krwi i biocie ziemskiem,
a wstępują w górę aż po światło czyste Ba
ranka. świętość i życie grzeszne oboje don
należą, i nie wstydzi się ani jednego, ani dru
giego, —■ świętość jego własnej boskości. któ
ra jest Chrystusową, i życie grzeszne ludzi
pogardzanych, którzy należą do jego człowie
czeństwa, i o których się troszczy.
Jego mocą, która jest też mocą Chrystu
sową, Magdalena staje się pokutnicą. Łotr —
pierwszym odkupionym, a Piotr, piasek ru
chomy ludzkości, o po k ą, na k t ó r e j
i e s t z b u d o w a n y .
$
1
t
I V .
Radość i Smutek.
Cieszcie się i radujcie—
Błogosławieni, którzy się
smucą.
Mat. V, 12, 5. --
Kościół katolicki, jak mieliśmy już sposob
ność zauważyć, jest dla świata zawsze nazbyt
„krańcowy
4
". Pragnie pokoju boskiego i na nic
niższego nie przystanie, a tymczasem dawał
powody do wojen bardziej krwawych, niż.te,
które wzniecały motywy czysto ludzkie. Nie
zadowala się zwykłą dobrocią, lecz przymu
sza swe dzieci do świętości, a jednocześnie to
leruje grzeszników, których nawet świat od
trąca. Rozpatrzmy, jak Kościół, stosując się
do sprzecznego pozornie rozkazu Chrystusa
Pana, — hby radować się i płakać, znowu
w oczach świata zasługuje na miano dziwacz-
ności.
Zarzucają mu zwykle nadmierną radość,
arogancję, pewność siebie i optymizm, wów
czas gdy powinien być raczej cichy, poddany
i pobłażliwy.
\
i
$
V
00
„Świat, wołają nasi krytycy, jest miej
scem smutku i niepewności. Każdy blask
przyciemniają chmury, każda nadzieja fnoże
być zawiedziona. Religja więc. która uważa
się za zgodną z naturą ludzką, musi mieć zaw
sze w sobie nieco smutku, a nawet niepew
ności. Religja postępować musi pomału, krok
za krokiem, jeśli chce iść ręka w rękę z ży
ciem. Śmierć jest pewna; a życie jestże rów
nież? Zadaniem religji zatem jest pomagać do
rozproszenia ciemności, lecz nie przez światło
zbyt jaskrawe. Może wzbudzać nadzieje, po
żądać, odgadywać i podsuwać, jest to nawet
jej obowiązkiem. Lecz nie powinna obwiesz
czać, zapowiadać i nakazywać. Powinna ra
czej poddawać myśli, niż usiłować rozwiązać
wszystkie zagadnienia, odznaczać się raczej
delikatnością, niż męską stanowczością, raczej
być pełną nadziei, niż podawać twierdzenia.
Na doświadczeniu raczej, na przeżyciu, niż na
dogmacie powinna być oparta.
„Katolicyzm jest zbyt hałaśliwy i zaro
zumiały. Popatrzcie na którą bądź z jego cere-
monij liturgicznych w dniu wielkiego święta.
Czyż może być coś bardziej niemile jaskrawe
go? Czyż ten przepych barw, głośne pienia,
dźwięk trąb może mieć coś wspólnego z ci
chym półcieniem naszej teraźniejszości i mro
kiem tajemnic riaszego pochodzenia i przezna
czenia? Cóż wspólnego może mieć dogma-
56
tyczna pewność z krucliemi hipotezami filo
zofii. ten optymizm z niepewnością życia
i przyszłości? A nadewszystko jakie odczucie
nędz tego świata może mieć takie stałe rozra
dowanie nierozumne? Jakże to różne z du
chem Człowieka Boleści. Czytamy, że Jezus
płakał, ale nigdzie nie czytaliśmy, żeby się
śmiał. Życie Jego było pełne smutków .od
ciemnej betlejemskiej stajenki począwszy, aż
po jeszcze bardziej ponurą Kahvarję. Był ta
kim, jakim był, wiaśnie dlatego, że wiedział, co
to cierpienie; swemi własnemi cierpieniami
„wyruszył serce ludzkości
4
'. „Szczęśliwi któ
rzy płaczą", powiedział. Szczęśliwi, którzy
niczego nie oczekują, bo nie będą zawiedzeni".
*
Niemniej jednak mamy i krytykę przeciw
ną, która gromi nasz smutek...
* „Dlaczego w asza religja katolicka nie har
monizuje z radością świata, w którym żyje
my? Pewną jest rzeczą, że najgłówniejs^em
zadaniem religji jest pocieszać, dodawać ducha
i zwra-cać uwagę na jasne strony życia. Po
winna być treściwa, inteligentna i braterska.
Bo jednak pomimo wszystko świat ten jest ‘
miły i pełen wesela. Prawda, że miewa swe
cienie, lecz niema cienia bez słońca. Śmierć
istnieje, ale spójrzcie, jakie życie tryska z gro
bów’. Ponieważ wszystko, razem wziąwszy,
współpracuje w osiągnięciu dobra, ponieważ
Bogu podobało się stworzyć śwńat takim mi-
57
łyrn, nie należy więc być wobec Niego o tyle
nieuprzejmym, aby Jego dzieło stworzenia
uważać za padół płaczu. Róbmy więc z rze
czy jak najlepszy użytek, a zapominajmy
o gorszym. Zostawmy to co minęło i idźmy
krokiem pewnym-na spotkanie tego, co jest
przed nami. Zaznaczajmy wszędzie, że świat
jest biały, choć ma czarne plamy, 'bądźmy
optymistami, szczęśliwa i ufni.
„Wy. katolicy, jesteście jakąś nędzną rasą
o ciasnym umyśle. Kiedy inne zgromadzenia
religijne usuwają smutek, wy, przeciwnie,
szczególny nań kładziecie nacisk. Kiedy my
zgodnie twierdzimy, że piekło jest zmorą je
dynie, grzech — błędem, a cierpienie bynaj
mniej nie jest lekarstwem, wy, przeciwmie,
upieracie się przy ich realności. Twierdzicie,
że piekło jest wieczne, że grzech jest prze
ciwstawieniem rozmyśliłem woli ludzkiej —
woli Boga, a zatem cierpienie jest dziełem
sprawiedliwości. Orzech, pokuta, ofiara, czy
ściec, piekło — oto stare zmory dogmatyczne,
a ow oce ich — łzy, cierpienie, lęk. Błędem ka
tolicyzmu jest jego ponura strona i jego smu
tek. Nie jest on nauką Chrystusa, chrystjaniz-
niem, jak go dziś zaczynamy rozumieć. Chry
stus dobrze zrozumiany jest Człow iekiem Ra
dości, nie Smutku. Ukazuje nam się, można po-
w iedzieć, w pełni swego charakteru, gdy wi
dzimy Oo jako pasterza galilejskiego ze słód-
58
kim uśmiechem na twarzy, otoczonego owiecz
kami, przyjaciela dzieci, kwiatów i ptactwa;
jako Tego, który głosi życie i zmartwychwsta
nie. Jest on bardziej sobą — ukoronowany
w niebie i uwielbiony, niżeli okrwawiony i umę
czony na krzyżu, którego umieszczacie ponad
ołtarzami. C i e s z c i e s i ę i r a d u j c i e ,
a bardziej Mu podobać się będziecie“.
Tak więc, raz jeszcze, wydaje się jako-
byśmy błądzili, w którąkolwiek zwróceni
stronę. Mnich rozradowany, o rumianem obli
czu przed kuflem piwa.— oto karykatura na
szej radości. Czyż i ten, pytają nas ironicznie,
może być uczniem Człowieka Boleści? Asce
ta zaś o twarzy wychudłej, oczach wzniesio
nych w niebo, odtwarza pojęcie, jakie świat
ma o naszym smutku. Radości katolików
i smutki katolików są zbyt gorące, zbyt żywe
dla świata, który smakuje tylko w umiarkowa
nym smutku i w umiarkowanej radości — tro
chę melancholii, lecz nie za wiele, trochę rado*
ści lecz nie nadmiernej.
Rzecz ciekawa, że z pow'yższemi zarzutami
spotykamy się już nie po raz pierwszy. Za ce
sarstwa rzymskiego przytaczano je jako oznaki
nienormalności chrześcijan: „Chrześcijanie,mó
wiono, są najwidoczniej pod wpływem czarów.
Spójrzcie, jak uśmiechają się wobec tortur
i pod razami, a na arenę dążą jak do łoża
V
59
ślubnego. Widzieliście, jak Wawrzyniec dow
cipkował rozciągnięty na rozżarzonej kracie“.
A również drugi zarzut: „Muszą być pod wła
dzą czarów, stąd ich stan chorobliwy i miłość
ciemności. Są to nieprzyjaciele radości i we
sela, a nawet zwykłej przyjemności. W jed
nym i drugim wypadku, nie są godni miana
•ludzi*'. Ich nadzwyczajna radość, tam gdzie
inniby płakali, a ich niezwykły smutek,' gdy
świat się radował, były oznakami przytacza-
nemi przez ich nieprzyjaciół, dla dowiedzenia
ich* stosunku ze światem czarów, i jako dowód,
że nie należy ich uważać za przyjaciół rodzaju
ludzkiego, za jakich śmią się podawać.
Również ciekawą jest rzeczą, żc sam
Mistrz Boski nie uniknął podobnych oskarżeń.
..Syn Człowieczy przyszedł jedząc i pijąc, Syn
Człowieczy uczestniczył w godach weselnych
w Kanie Galilejskiej, jest na uczcie u bogacza
i oto mówią o Nim: „Obżerca i pijak**. Syn
Człowieczy weseli się, a wy nakazujecie Mu
być smutnym. A ś w i ę t y Jan C h r z c i
c i e l z j a w i ł s i ę a n i j e d z ą c a n i
p
i-
j ą c. Święty Jan przychodzi z pustyni, jako
asceta, przyodziany w’ skórę wielbłądzią, ze
słowami pokuty w* uściech, i oto mówacie:
„M a w s o b i e s z a t a n a... P r z y g r y
w a l i ś m y n a f l e c i e , a w y ś c i e n i e
t a ń c z y l i . Gdy myśmy się weselili na go
dach, jak dziatwa na rynku, nakazano nam
-ł
bO
spokój, i polecono myśleć o naszych grze
chach. P ł a k a l i ś m y n a d w a m i , prosi
liśmy, abyście grali raczej pogrzebowe pieśni,
a wyście odrzekli, że chorobliwa jest rzeczą
myśleć o śmierci. N u c i l i ś ‘ m y w a m d o
p ł a c z u , a w y ś c i e n i e p ł a k a l i
z n a m i“.
*
Oczywiście, że smutek i radość muszą być
w każdej religji. bo żadne przeżycie ludzkie
nie jest całkowite bez radości i smutku. Świat
nie jest ani biały o czarnych plamach, ani czar
ny o jasnych, ale jest czarny i biały zarazem.
Jest taką samą prawdą, że jesień idzie po
lccic, jak, że po zimie następuję wiosna. Nie
mniej prawdziwym jest faktem, że życie wy
łania się ze śmierci, niż że śmierć kończy życie.
Religja, jeśli ma być zgodna z naszem do-
i
świadczeniem życiowem, nie może być obo
jętną, bez wzruszeń i namiętności. Przeciwnie,
ponieważ natura ludzka jest namiętna, religja
*
powinna być o wiele więcej. Nie powinna osła
biać cierpienia, lecz pogłębiać; nie powinna
usuwać radości, lecz podniecać. Powinna pła
kać — i to najbardziej gorzkiemi łzami, jakie
człowiek może wylewać — z tymi, którzy
płaczą, a weselić się — radością, której ża
den człowiek w^ydrzeć jej nie może — z tymi,
którzy też się radują. Jeśli naprawdę od Boga
x
pochodzi i służyć ma ludziom —. powinna
61
mnieć zstępować do głębin przepaści i wzno
sić się na wysokości, powinna triumfować
i konać w całej pełni, bo wszak jej myśli są
wznioślejsze od naszych, a miłość gorętsza.
Tak bowiem Chrystus żył na ziemi. Były
chwile, gdy r a d o w a ł
s i ę
w i e l c e
w d u c h u, do tego stopnia, że ci, co Nań pa
trzyli, zdumiewali się; a były też inne, takiego
cierpienia, że krwawym potem się pocił. Oto
godzina wielkiego uniesienia na płomiennej
górze Przemienienia, a oto inna, gdy pogrążo
ny jest w przepaściach boleści, bardziej niż
jakiekolwiek serce ludzkie w ogrodzie Gethse-
mani. P r z y j d ź c i e i o g l ą d a j c i e , c z y -
v
l i ż j e s t s m u t e k r ó v \ n y m o j e m u .
A Kościół, pamiętajmy, jest jak Mistrz je
go, boski i ludzki zarazem.
Boskim jest, więc się raduje, odurzony do
tego stopnia winem Królestwa Bożego, że lu--
dzie patrzą na niego z pogardą.
Jest w tern dużo słuszności, gdy mówią,
że świat jest nieszczęśliwy, że wiele serc
złamanych, że rodziny, kraje i wieki całe stra
wione są przez grzech. Lecz ponieważ Kościół
jest boski, zatem w i e, (nie odgaduje tylko,
ufa i pragnie jedynie, ale wie), że c h o ć
w s z y s t k i e r z e c z y p r z e m i n ą , p r z y .
k a z a n i a B o ż e s ą p o n a d m i a r ę
c z a s u . Od wieków już Kościołowi wia-
6?
dorno, — a więc cała krytyka świata nie
może go w tem zachwiać — że Pan
jego zstąpił z 'Nieba, że się narodził, że
umarł
i
zmartwychwstał,
że
wstąpił
na
Niebiosa i panuje, posiadając władzę nie-
zwyciężalną. Wie, że powróci na świat i weź
mie w posiadanie Królestwo swe i panować
będzie; wie, gdyż jest boskim, że w każdem
tabernakulum ukrywa się Mistrz Radości; że
Marja wstawia się za nami, że Święci są
z Bogiem;że K r e w C h r y s t u s a P a n a
z m y w a g r z e c h k a ż d y . Spójrzcie na
gmachy kościelne, a ujrzycie symbole i obrazy
tych rzeczy. Oto radosny płomień światła
przed ołtarzem; oto Święci w szatach kapią
cych od złota i klejnotów; Marja, „Przyczyna
naszej radości“. promienna z Dzieciątkiem
w ramionach. Gdyby Kościół był instytucją
ludzką, w półmroku jedynie ośmieliłby się
ukazywać cienie swych własnych pragnień;
tylko półgłosem wymawiałby swe Credo;
szeptałby modlitwy, przyciemnił swe witraże.
Lecz ponieważ jest boskim, ponieważ sam
z Nieba zstąpił, więc nie odgaduje, nie przy
puszcza, nie spodziewa się nawet, ale
av
i e,
wie z całą pewnością.
Lecz ludzkim jest zarazem i przebywa po
śród ludzi, którzy nie wiedzą i nie wierzą mu
na słowo, i oto dlaczego stopień jego radości
jest miarą jego smutku. To samo, że wie z ta-
63
ką pewnością, tysiąckrotnie potęguje jego bo
leść ludzką, gdy będąc p o t o, by d a w a ć
ż y c i e , widzi, że nie p r z y c h o d z ą d o ń ,
widzi jak bardzo ich niewiara oddala dzień
triumfu niezawodnego. „ G d y b y ś c i e w T e
d z i e 1 i, wola, jak Chrystus Pan w płaczu
nad Jęrozolimą, g d y b y ś c i e w i e d z i e l i ,
c o w a m p o k ó j d a ć m o ż e ! P r z y j d ź
c i e i p a t r z c i e , c z y ż j e s t b o l e ś ć
r ó w n a m o j e j. czyż może być cierpienie
rów nie głębokie i okrutne, jak moje, gdy trzy
mam klucze nieba, a widzę, jak ludzie odwra
cają się i od wrót odchodzą**.
Tak więc w
r
każdym kościele w znoszą się
grupy symboliczne, statuy przedstawiające ra
dość i boleść tak tragiczną, że wmbec nich We
nus i Adonis są tylko dziecinnemi i barbarzyń-
skiemi obrazami. Marja, królowa triumfująca
z Dzieciątkiem na ręku, i Marja, Matka Bole
ści z Synem iftartw ym. spoczywającym na Jej
kolanach. Gdyż Ona jedna, będąc boską i ludz
ką zarazem, rozumie jasno, co ludzkość uczy
niła z Boskości.
Czyż wobec tego dziwne jest, że świat
uważa Kościół za niedorzeczny, że świat od
wraca się niechętnie od głębin niewysłowio-
nej bołeści Wielkiego Piątku i niedostępnych
wyżyn radości święta Zmartwychwstania, na-
zywając tę boleść chorobliwą, radość zaś hi
steryczną ?
64
I rzeczywiście, czyż światu mogił być
zrozumiałe podobne uniesienia? Co naprawdę
człowiek zmysłowy wiedzieć może o istotnej
radości? lub zrujnowany finansista o prawdzi
wym smutku, a światowiec, człowiek umiar
kowany, szanujący siebie i opanowany, jakże
znać może jedno lub drugie?
Kościół w swej paradoksalnej miłości po
siada obie namiętności w najwyższym stopniu.
Jak miłość ludzka zmienia radość w cierpie
nie i cierpi wśród radości ekstazy, tak Miłość
Boska przekształca cierpienie w radość i ra
duje się i panuje na Krzyżu. Bo Kościół jest
czeinś więcej niż Majestatem Bożym na ziemi,
czemś więcej niż niezmienną miłością Wiekui
stego, jest Świętem Sercem Samego Chrystu
sa, Odwiecznym, złączonym z człowiekiem,
z którym cierpi i raduje się zarazem w tein
zjednoczeniu. Kościół doświadcza szczęśliwo
ści Chrystusa i roztacza ją jednocześnie, dzięki
swej tożsamości z Nim, a pośród upadłego
świata cierpienie jest największem szczęściem
tego Serca Świętego.
\
i
V.
Miłość Boga i Miłość Ludzi.
Będziesz
miłował
Pana
Boga
swego
z
całego
serca
swego... a bliźniego swego jak
siebie samego.
Łukasz X, 27.
Rozpatrywaliśmy zarzuty przeciw katoli
cyzmowi, skierowane z dwu przeciwnych obo
zów, mianowicie, że jesteśmy nazbyt świato
wi, że zbytnio zajmujemy się interesami docze-
snemi, aby móc być ludźmi prawdziwie ducho
wymi, i przeciwnie, że jesteśmy za bardzo me
tafizykami, zbyt dalecy od/życia i nazbyt pod
dani dogmatom, aby móc być ludźmi prawdzi
wie praktycznymi. Te same zarzuty spotykamy
na polu bardziej duchowem, gdzie nam wyrzu
cają zbytnią gorliwość w usługach dla luęlzi
i zbyt wielką w służbie Bożej.,
Powszechnie oskarżają katolików świec
kich czy duchownych, że wykazują nadmierną
gorliwość w nawracaniu. Religja prawdziwa
i duchowa, mówią nam, jest czemś tak we-
wnętrznem i osobistem, jak miłość między
Paradoksy katolicyamu,
5
i
66
małżonkami, jest rzeczą nawskroś prywatną
, i indywidualną. „Religją wszystkich rozum
nych ludzi, powiedziano, jest właśnie to, co
zawsze chowają dla siebie“. Tolerancja jest
objawem duchowości, bo' jeśli jestem na
prawdę religijny, będę miał tyleż szacunku dla
religji mego bliźniego, co dla mej własnej. Nie
będę usiłował mieszać się w jęgo stosunki
z Bogiem, jak i jemu nie pozwolę mieszać się
w moje własne. Otóż katolicy są notorycznie
nietolerancyjni, a twierdzenie to nietyle odno
si się do nich, ponieważ wszędzie umysły cia
sne są nietolerancyjne, ile do zasad katolic
kich, które z natury są nietolerancyjne i zmu
szają do braku tolerancji tych,którzy się poddają
ich autorytetowi. Mamy tego codzienne dowody.
Przedewszystkiem — misje katolickie po
śród pogan. Powiadają nam, że niema bardziej
oddanych i niestrudzonych misjonarzy niż
misjonarze katoliccy. Ich gorliwość jest oczy
wiście dowodem ich szczerej wiary, lecz za
razem i nietolerancji; dlaczegóż bowiem nie
mogą pogan pozostawić w spokoju, skoro re-
ligja w swej istocie jest rzeczą prywatną i in
dywidualną?
Nasi krytycy malują wzruszające obrazy
pogody i szczęścia domowego plemion Afryki
środkowej, aż do czasu przybycia zakonników
z ich burzącemi dogmatami. Każą nam adrni-
rować wzniosłe nauki i życie ascetyczne bra-
67
minów, symbolizm Hindusów i doktryny filo
zoficzne Konfucjusza. Wszystkie te rozmaicie
ujęte stosunki z Bogiem, powiadają nam, są
całkowicie prywatną sprawą tych, którzy po
dług nich regulują swoje życie, i jeśliby kato
licy byli rzeczywiście rozwinięci duchowo, ro
zumieliby to i nie staraliby się przez system,
który w gruncie rzeczy jest nawskroś euro
pejski, zastąpić te starożytne wierzenia i sta
rożytne fiJozofje, o wiele lepiej dostosowane do
temperamentu wschodniego.
Są rzeczy jeszcze poważniejsze. Można
rozumnie przypuszczać, mówi jeden z ludzi
współczesnego świata, że religje Wschodu nie
wytworzyły tylu cnót co chrześcijanizm. Moż
na również przypuszczać, że zczasem religja
Zachodu, jeśli dzieło misjonarzy trwać będzie,
podniesie wyżej Hindusóvv niż ich wszeteczno-
ści mogłyby to uczynić, i że cywilizacja wy
tworzona przez chrystjanizm jest rzeczywiście
wyższego rzędu niż wytwory dzikich z Bor
neo czy krwiożerczych Afrykańczyków. Nie
ma jednak żadnej wymówki dla nietolerancyj-
nego prozelityzmu katolików w środowisku
angielskiem. Bo,'mówiąc brutalnie, katolikowi
zawierzyć nie można w ognisku rodzinnem;
prędzej czy później! ujrzysz, jeśli on żyje cał
kowicie w zgodzie ze swemi zasadami, jak
wysuwać zacznie pochwały dla swej wiary
i wykazywać słabości twojej; na synów i cór-
5
*
68
ki twoje patrzy jak na przedmioty swej gorli
wości, a za nic ma pokój domowy wobec pro
pagowania swej nauki. Charakteryzuje go we^
wszystkiem umysł dogmatyczny i nietoleran-’
cyjny, który jest antytezą tego, co świat uwa
ża za prawdziwy chrystjanizm. Chrystjanizm
zatem jest, jak już było powiedziane, rzeczą
całkowicie prywatną, osobistą, indywidualną.
Przeciwne oskarżenie głosi, że katolicy
ze swej religji robią rzecz zbyt osobistą, pry
watną i wewnętrzną, aby ją można było uwa
żać za religję Jezusa Chrystusa, Zarzut ten
opiera się na szczególnej wartości, jaką Ko
ściół przypisuje życiu kontemplacyjnemu.
Życie zakonowi zamkniętych jest specjal
nym przedmiotem nagany ze strony ludzi po
spolitych.- Mają je za egoistyczne, chorobliwe,
introspekcyjne, nierealne; zestawiają je dla
kontrastu dramatycznego z życiem apostol-
skiem Jezusa Chrystusa. Na ten temat_płyną
potoki wymowy, jak gdyby nic w tym rodzaju
przedtem
nie
było
wypowiedziane.
Mó
wią nam, że „człowiek nie może wycofywać
się ze świata i zamykać w klasztorze
44
, żę
„człowiekowi nie wolno do tego stopnia trosz
czyć się tylko o swoją duszę, lecz raczej my
śleć powinien, co może zrobić w świecie, gdzie
go Bóg umieścił**, że „cztery ściany pobielane
4
*
nie są otoczeniem, które przystoi miłującemu
ludzkość chrześcijaninowi.
V
69
A jednak, czyż życie kontemplacyjne nie
jest właśnie tern, co świat zaleca? Czyż bo
wiem religja może być rzeczą bardziej we
wnętrzną, prywatną i osobistą między duszą
i Bogiem, niż właśnie w życiu kartuza czy kar
melity ?
Oczywiście, katolicy zawsze się mylą, co
kolwiek czynią, i zawsze są zbyt krańcowi
we wszystkiem, co przedsiębiorą. Zanadto są
czynni i za mało odosobnieni w swym prozeli
tyzmie, zanadto odosobnieni i niedość czynni
.w swej kontemplacji.
Otóż życie Chrystusa Pana posiadało oba
pierwiastki czynu i kontemplacji, które też
wyróżniały zawsze Jego Kościół.
Przez trzy lata Chrystus pracował nad
rozpowszechnieniem Objawienia i założeniem
Kościoła, który miał być Jego narzędziem po
wszystkie wieki. Szedł więc krokiem szybkim
to do miasta, to do wsi. Głosił swe boskie za
sady i przedstawiał dowody swego posłan
nictwa podczas uczt weselnych, na rynkach,
na drogach, na ulicach ludnych, po domach.
Spełniał dzieła miłosierdzia duchowego i cie
lesnego, które w przyszłości i na zawsze mia
ły być wzorem wszystkich czynów miłosier
nych. Dał naukę duchową i ascetyczną w Ka
zaniu na Górze, polecenia dogmatyczne w Ka-
v
70
farnaum i w pustyni na wschód od Galilei,
a przemówienia mistyczne miał w Jerozolimie
w wieczerniku i na dziedzińcu świątyni. Jego
działalność, Jego prozelityzm był bez granic.
Burzył ogniska domowe i rutynę biuralistycz-
ną. Odwodził młodych' ludzi od ich zajęć, Ma
teusza pociągnął z komory celnej, Jakóba i Ja
na od zawodu ich ojca rybaka. Zademonstro
wał ostatecznie swe prawo bezgraniczne nad
ludzkością w procesji w dzień Palmowy,
a w dzień Wniebowstąpienia uświęcił na zaw
sze działalność apostolską Kościoła znamien
nym rozkazem, wydanym grupie Apostołów:
I d ź c i e i n a u c z a j c i e w s z y s t k i e
n a r ó d y... n a u c z a j ą c j e , b y p r z e
s t r z e g a ł y w s z y s t k i e g o , c o k o l
w i e k w a m p r z y k a z a ł e m . A o t o J . a
j e s t e m z w a m i p o w s z y s t k i e d n i ,
a ż d o s k o ń c z e n i a ś w i a t a .
Wszakże trzeba pamiętać, że nietylko nie
wypełniało to całego Jego życia na ziemi, lecz
w stosunku do lat było zaledwie drobną cząst
ką. Przez trzy lata działał, lecz trzydzieści lat
żył na uboczu w domu w Nazarecie, a i praca
tych trzech lat była przerywana co pewien .
czas przez chwile odosobnienia. To przeby wa
czterdzieści dni na pustyni, to spędza noc na
modlitwie, to nakazuje swym uczniom usunąć
się i wypocząć. Najwyższe momenty Jego po
słannictwa wypełniły się w milczeniu i odo-
/
V
71
sobnieniu. Oddalił się w ogrodzie Gethsemani
na rzut kamienia od tych, co Go najlepiej ko
chali; przerwał milczenie na krzyżu, jedynie by
pożegnać swą Matkę. Ponad wszystko zale
cał wyraźnie i uroczyście życie oparte na mo
dlitwie i kontemplacji, życie najwznioślejsze,
jakie na świecie może być prowadzone, zwra
cając uwagę Marcie, że czynność w obowiąz
kach nawet najkonieczniejszych nie jest jesz
cze najlepszym użytkiem, jaki można zrobić
z czasu i z miłości, i że raczej M a r j a n a j
l e p s z ą c z ą s t k ę o b r a ł a... j e d y n ą
r z e c z p o t r z e b n ą , k t ó r a j e j n i e
b ę d z i e o d j ę t a nawet przez gorliwość ko
chającej siostry.
Na zakończenie powiedzmy, że właśnie
w tych dwu punktach zarzucano błędy Chry
stusowi i Kościołowi Jego. Kiedy żył życiem
odosobnionem na wsi, zarzucano Mu, że nie
występuje publicznie z domaganiem się swych
praw,'czyli nie potwierdza przez swą działal
ność swego stanowiska Mesjasza, a kiedy to
czynił, błagano Go, by nakazał milczenie tym,
którzy Go obwoływali, czyif aby przez poko
rę i usunięcie się dowiódł swego uduchowienia.
*
Uzgodnienie tych dwu elementów syste
mu katolickiego jest zatem łatwe.
*
72
Przede wszy stkiem więc owa namiętność
dla Boga jest wynikiem boskości Kościoła. Ko
ściołowi, jak nikomu na ziemi, objawione jest
oblicze Boże, jako Piękno absolutne i końcowe
poza granicami stworzenia. W swej boskości
cieszy się Kościół nawet w swem istnieniu na
♦
ziemi wizją błogosławioną, jaka zachwycała
zawsze
święte człowieczeństwo
Chrystusa.
Z całym dworem niebieskim, z Marją Niepo
kalaną, z serafinami i świętymi w chwale w i-
dzi T e g o , k t ó r y j e s t n i e w i d z i a 1-
n y. Kiedy oczy człowieczeńskie Kościoła po
zbawione są widzenia bezpośredniego, kiedy
jego członkowie ludzcy d ą ż ą p r z e z w i a - ’
r ę a n i e p r z e z w i d z e n i e , Kościół
w swej boskości, która jest zapowiedzianą
obecnością Jezusa Chrystusa pośród niego,
z a m i e s z k u j e j u ż m i e j s c e n i e b i e
s k i e i j u ż p r z y b y ł n a gó'rę S y j o n ,
d o m i a s t a B o ż e g o i c H o S a m e g o B o g a
— do Światła, w którem wszystko, co jest
piękne, w swem pięknie jest' widziane.
Czyż może wilęc być rzeczą dziwną, że
od czasu do czasu dziecię wybrane z pośród
swoich ogląda jakby w zwierciedle odblask te
go, co Kościół widzi twarzą odkrytą; że nie
które dusze katolickie, uprzywilejowane i po
wołane przez Boga, spostrzegają nagle, jak
nigdy przedtem, że Bóg jest jedynem Pięk
nem absolutnem i że w porównaniu z kontem-
73'
placją tego Piękna — widzeniem, które osta
tecznie jest życiem wieczności, jakie ma osiąg
nąć każda dusza odkupiona — wszelkie czyn
ności życia ziemskiego są niczem; i że
u swem zachwyceniu biegną do izdebki swej
i, z a m k n ą w s z y , d r z w i , m o d l ą s i ę
w s k r y t o ś c i d o O j c a s w e g o , k t ó
r y j e s t w s k r y t o ś c i , i tak trwają
w modlitwie, w tajemniczym zdroju Łaski,
wstawiając się za całą społeczność, której są
jednostkami. Tam w milczeniu dusza siada
u stóp Pana i wsłuchuje się w głos Jego, k t ó-
ry j e s t j a k s z u m w i e l k i c h w ó d ,
upatrując w białości swej celi Tego, czyje
o b l i c z e j e s t j a k p ł o m i e ń o g n i
s t y , i w umartwieniach i postach z n a j d u j e .
ż e P a n j e s t d o b r y .
Oczywiście jest to szaleństwem dla tych,
którzy znają Boga tylko w Jego stworzeniu,
którzy wyobrażają Go sobie, jako duszę świa
ta i żywotność życia stworzonego. Dla takich
umysłów ziemia jest najwznioślejszem niebem,.,
a piękność świata najpiękniejszem widzeniem,
jakie się da pomyśleć. Lecz duszy katolickiej,
która rozumie, że tron Doży jest rzeczywiście
ponad gwiazdami i że transcendentalność Boga
jest równie pełną prawdą jak i Jego imma-
nentność, że Bóg Sam w Sobie, niezależnie od
wszystkiego, co uczynił, jest pięknym i całko
wicie wystarczającym w swem pięknie,—takiej;
\
74
duszy, jeśli jest do takiego życia powołana,
Kościół nie potrzebuje wyraźnie oznajmiać, że
życie kontemplacyjne jest najwyższe; ona wie
o tern sama.
Za p i / e r w i s j e m w i e 1 k i e m p r z y
k a z a n i e m Zakonu idzie natychmiast drugie,
a interpretacja katolicka drugiego jest dla świa^
ta, który nie pojmuje ani jednego, ani drugiego,
również niedorzeczna.
Gdyż Kościół ten boski, który zna Boga,
jest również społecznością ludzką, zamieszku
jącą wśród ludzi, a ponieważ w sobie łączy
bóstwo i człowieczeństwo, nie może spocząć,
póki nie urzeczywistni wszędzie tej łączności.
Bo skoro wzrok swój od Boga zwróci ku
ludziom, widzi dusze nieśmiertelne, uczynione
na podobieństwo Boga, stworzone wyłącznie
dla Niego, a usiłujące zadowolić się stworze
niem zamiast Stwórcą... Słyszy naukę świata
• o „świętości temperamentu i indywidualnego
poglądu
41
, jak gdyby Bóg transcendentalny
nie istniał i jakby nigdy nie było Objawienia.
Widzi, jak ludzie, zamiast dostosować swe ży
cie do ‘ Objawienia samego Boga, starają się
raczej‘dopasować do fragmentów Objawienia,
które sobie sami wybrali; słyszy, jak się mó
wi o „postaciach prawdy
44
, o „szkołach my
śli
44
, o „wartości doświadczenia
44
,, jak gdyby
Bóg nigdy nie był przemawiał, czy to w bły-
i
%
I
4.
/
sku grzmotów na Synai, czy to głosem słod
kim i spokojnym w Galilei.
Czyż dziwną jest rzeczą wobec tego, że
prozelityzm Kościoła wydaje się światu równie
niedorzecznym, jak kontemplacja; namiętność
jego dla ludzi równie nierozsądną, jak namię
tność dla Boga, — gdy świat widzi, jak Kościół
porzuca swe klasztory i ukrycia, by głosić,
raby przy dźwięku trąb, żądania Boga.
które sam ogłosił, te prawa, które szerzył
wśród ludzi, i* te nagrody, które przyobiecał.
Jakżeby inaczej mógł działać Kościół, który -
widział pblicze chwalebne Boga, a potem zgnę
bione twarze ludzkie, pełne cierpienia, Kościół,
który zna nieskończoną moc Bożą dla zado
wolenia ludzi i nieskończoną nieudolność ludz
ką do szukania Boga — kiedy widzi niektóre
biedne dusze zamykające się dosłownie w mu-
rach śmiertelnych i zimnych swego „tempera-
mentu“ i „indywidualnego punktu patrzenia
4
*,
podczas gdy ziemia i niebo i Pan nieba i ziemi
oczekują, aby wyszły z więzienia? --
Kościół zatem za bardzo interesuje się
ludźmi i zanadto zajmuje się Bogiem. Oczywi
ście jest nadmiernie zainteresowany i nadmier
nie zajęty, gdyż on jeden rozumie wartość
i zdatność obu, on który jest ludzki i boski, za
razem. Religja dla niego nie jest rozrywką,
miłą filozofją, zręcznym systemem koniunktur.
Jest związkiem płomiennym między Bog'etn
75
/
\
i człowiekiem, w którym jeden bez drugiego
nie może być zadowolony — jeden ze względu
na swą Miłość, drugi z powodu swej natury
stworzonej. Kościół jeden zatem rozumie i go
dzi paradoks tego przykazania, zarazem sta-
. rego i nowego: Będziesz miłował Pana Boga
twego z całego serca twego, a bliźniego swego
jak siebie samego.
*
V
ś
I
VI.
Wiara i Rozum.
„Kto nie przyjmuje króle-
»
stwa Bożego tak jak dziecię,
nie wnijdzie do niego.
Marek X, 15.
...w których są niektóre
rzeczy trudne do wyrozumie
nia, które nieuczeni i niesta-
— teczni wykręcają, jako i
Jnne
Pisma, ku swemu zatraceniu.
II. Piotr IIlL 16. .
Są dwa wielkie dary albo dwie władze,
któremi człowiek dosięga
1
prawdy: rozum
i wiara. Z obu więc stron padają zarzuty prze
ciw nauce katolickiej, które odpierać musi
w obu kierunkach. Z jednej strony mówią nam,
że jesteśmy zbyt naiwni, zbyt prości w swych
wierzeniach; z drugiej — przeciwnie, że brak •
naszej wierze prostoty; z jednej strony zarzu
cają, że rozumujemy za dużo, z drugiej — że
niedość rozumujemy. Musimy je odeprzeć ko
lejno. *
„Wy katolicy, powiada pewien krytyk,
jesteście za bardzo łatwowierni w przedmiocie
78
wiary. Wierzycie nie jak ludzie rozumni, któ
rzy wierzą, ponieważ sprawdzili i doświad
czyli prawdy, które wyznają, lecz wierzycie
dlatego poprostu, że Kościół wskazuje wam
dogmaty. Jeśli rozum i rozsądek są darami Bo- *
żerni, to oczywiście należy robić z nich użytek,
i zaiste dziwną jest rzeczą, że zmuszacie je do
milczenia w poszukiwaniu najwyższej prawdy.
Wiara naturalnie musi mieć swe prawa, lecz
nie powinna być wiarą ślepą. Rozum powi
nien sprawdzać, próbować, wyjaśniać, jeśli
wiara nie ma być zwykłą łatwowiernością.
„Rozważmy, naprzykład słowa Chrystu
sa: To j e s t C i a ł o m o j e . Można oczy
wiście przypuszczać, że słowa te mają takie
znaczenie, jakie wy im przypisujecie, ale jeśli
idzie o wyjaśnienie ich rozumowe, to zapewne
nic podobnego nie oznaczają. Czy Chrystus,
wymawiając je, nie siedział był sam w swej
postaci cielesnej za stołem? Jakżeby więc
mógł sam siebie trzymać w rękach? Czyż nie
mawiał zwykle metaforycznie i obrazowo?
Wszak nazywał siebie B r a m ą i S z c z e
p e m W i n n y m ! Jeżeli więc posiłkować się
będziemy rozumem, aby wytłumaczyć te sło
wa, jasną będzie rzeczą, że Chrystus chciał
przez nie powiedzieć, że ustanawia, posiłek
pamiątkowy, w którym chleb będzie symbolem
Jego Ciała, wino — Jego Krwi. Tak samo
rzecz się ma i z innemi twierdzeniami nauki
v
I
katolickiej, jak naprzykład z uroszczeniami
zwierzchnictwa Piotrowego, z władzą „zwią
zywania i rozwiązywania** i t. p. Wierzenia
katolickie co do tych punktów nie wykazują
wiary, we właściwem znaczeniu tego słowa,
to jest, oświeconej przez rozum, lecz czystą
łatwowierność. Bóg wszystkim udzielił rozu
mu. Posługujmy się nim zatem w Jego Imieniu!"
Z drugiej strony słyszymy zarzuty wręcz
przeciwne:
„Wy, katolicy, woła inna krytyka, nadu
żywacie argumentów, wnioskowań i wogóle
logiki w waszej wierze. Prawdziwa wiara
jest rzeczą nader prostą, to stanowisko dziecka,
które wierzy i nie pyta. Ale u was religja prze
kształciła się w teologię. Chrystus nie napisął
1
był Summy, On dał kilka prostych wyjaśnień,
które zawierają, tak jak są, całą religję chrze
ścijańską, pełne są tajemnic, bez wątpienia, ale
to On sam pozostawił je tajemniczemi. Dlacze
góż więc wy, teolodzy, chcecie przeniknąć
dziedziny
1
, których On nie wyjawił, i zbadać
dokładnie to, co pozostawił był bez wykoń
czenia?
'
v
• „Weźmy dla przykładu słowa Chrystusa:
To j e s t C i a ł o m o j e . Rozumie się, że
słowa są tajemnicze, lecz gdyby Chrystus
chciał, aby było inaczej, sam byłby dodał do
nich komentarz potrzebny. Otóż nie uczynił
tego, pozostawił je w icii prostocie straszliwej *
79
w
i głębokiej, i żadna logika ludzka nie powinna
nawet próbować ich przeniknąć. A jednak
spójrzcie na tę obszerną i skomplikowaną teo
logię, którą tradycja wokół nich nagromadzi
ła; na teorje filozoficzne, przy których pomocy
starano się je wyjaśnić, na mnóstwo skompli
kowanych nabożeństw, które na nich oparto.
Cóż takie słowa jak „Przeistoczenie** i „Kon-
komitancja“, nabożeństwa — jak „Błogosła-
~wieństwo“„ zgromadzenia, jak „kongres eu
charystyczny “ — cóż mają wspólnego z wspa
niałą
prostotą
postanowienia
Chrystuso
wego? Wy, katolicy, za dużo dowodzicie. Za
dużo posługujecie się dedukcją, sylogizmami,
analizami, tak że urok prostoty tajemnicy
zdziałanej przez Pana jest jakby zagłuszony
tern wszystkiem. Bądźcie prości. L e p i e j
j e s t k o c h a ć B o g a , n i ż r o z p r a w i a ć
u c z e n i e o T r ó j c y Ś w i ę t e j . B ó g
n i e m i a ł z a m i a r u z b a w i a ć s w e g o
l u d u
p r z e z
u c z o n e
r o z p r a w y .
Wierzcie więcej, mniej rozprawiajcie**.
I A więc jak zwykle dwojakie oskarżenia
zwrócone są przeciwko nam: wierzymy, jak
nam zarzucają, tam gdzie powinniśmy rozumo-
* wać, rozumujemy tam, gdzie powinniśmy wie
rzyć; wierzymy zbyt ślepo i niedoś£ ślepo, ro
zumujemy zbyt ściśle i niedość ściśle.
Oto obszerne i głębokie zagadnienie sto
sunku wiary i rozumu oraz miejsca, jakie im
81 .
się należy wobec Prawdy. Musimy naturalnie
ograniczyć się do szybkiego tylko rozpatrzenia
tej kwestji.
*
Przedewszystkiem spójrzmy na ich stosu
nek w zwykłej codziennej wiedzy ludzkiej.
Będzie to dla nas jakby ilustracją. Naturalnie,
że i wiara i rozum inne zajmują stanowisko
w rzeczach nadprzyrodzonych, jednak znaj
dziemy tu wystarczające dla naszych zamia
rów porównanie:
Uczony chce zbadać strukturę łapki mu
chy. Chwyta ią. rozkrawa, preparuje, umiesz
cza pod mikroskopem, obserwuje i notuje spo
strzeżeni. Zdaje się. żc w tym wypadku ma
my do czynienia z czystą wiedzą w jej naj
czystszej postaci i rozumem w jego najbar
dziej rozumowej formie. Otóż w tym prostym
fakcie, jeśli uważnie popatrzymy, znajdziemy
nieskończoną liczbę aktów
7
wiary. Uczony
musi wykonać przy tem wszystkiem akty wia
ry, które oczywiście są rozumne, niemniej jed
nak są aktami wiary: przedewszystkiem wie
rzyć musi, że jego okaz nie jest wyjątkiem
w naturze, następnie, że jego soczewki są sy
metrycznie oszlifowane, dalej, żc jego obser
wacja odpowiada rzeczywistości, że pamięć
nie przeinacza jego obserwacji i sprawozdań,
jakie z niej ułożył. Są to akty tak rozumne, żc
zapominamy, iż są aktami wiary. Są uspra-
Paradoksy katolicyzmu.
G
82
wiedliwione przez rozum, zanim zostaną speł
nione, i zazwyczaj, jeśli nie zawsze, sprawdzo
ne później przez rozum. Niemniej jednak
w swej istocie są wiarą, nie rozumem.
To samo się dzieje, kiedy dziecko uczy .
się obcego języka. Rozum usprawiedliwia jego
akty wiary, gdy wierzy w kompetencję swe
go nauczyciela, w prawidłowość swego pod-
• ręcznika gramatyki; gdy wierzy, iż słyszy,
widzi i pojmuje dobrze, czego je nauczają, —
i że język taki w rzeczywistości istnieje. Pó
źniej, kiedy będzie w kraju, .gdzie tym językiem
mówią, będzie mogło w pewnej mierze spraw
dzić swe uprzednie akty wiary. W każdym
jednak razie były to akty wiary, jakkolwiek
rozumne.
Słowem, widzimy, że żadna zdobycz, ża
den postęp w dziedzinie wiedzy ludzkiej nie
byłby możliwy bez wiary. Nie mogę zejść ze
schodów w ciemności, nie robiąc przynajmniej
tylu aktów wiary, z ilu stopni schody się
składają. Społeczeństwo nie mogłoby istnieć
przez jeden dzień nawet, gdyby zaginęła wia
ra wzajemna między ludźmi. Pewną jest rze
czą, że naprzód posiłkujemy się rozumem, aby
usprawiedliwić swoją wiarę, a następnie rozu
mujemy dla sprawdzenia. Niemniej jednak
szczeblem pośrednim jest wiara. Krzysztof Ko
lumb rozumował, twierdząc, że poza Atlanty
kiem musi być łąd stały, i rozumem również
8
3
posługiwał się, aby sprawdzić swe odkrycie.
Jednak bez wspaniałego aktu wiary, bez tego
momentu niemal szalonego, w którym pod
niósł kotwicę i opuścił Europę, rozum nie wy
szedłby nigdy ponad teorję spekulatywną.
Wiara uczyniła realnem to, co rozum.podsu
nął. Wiara uczyniła rzeczywistem to, o czem
rozum mógł tylko marzyć.
Rozważmy teraz przyjście Jezusa Chry
stusa na ziemię. Przyszedł, jak to nam teraz
wiadomo, jako' Mistrz Boski, który zstąpił
z Nieba, aby przynieść Objawienie od Boga.
Przyszedł, by zażądać od ludzi wiary w Sie
bie. Sam był Mądrością wcieloną i przeto wy
magał, jak nikt inny żądaćby nie śmiał, całko
witego uznania praw swoich. Postęp w wiedzy
bożej, jak nam to sam powiedział, jest więc
niemożliwy bez tego początkowego aktu wia
ry. K t o k o l w i e k n i e p r z y j m u j e k r ó
l e s t w a B o ż e g o j a k d z i e c i ę , n i e
w e j d z i e d o ń . Każda dusza, która pragnie
przyjąć naukę w całej pełni, uznać musi Mi
strza i zasiąść u stóp Jego.
Jednak wymagań tych nie oparł był je
dynie na swych słowach bez poparcia świa
dectwami. Przyniósł z sobą listy uwierzytel
niające, to znaczy, spełnił proroctwa, czynił
cuda, zadowolił zmysł moralny ludzkości.
6*
84
W i e r z c i e w e M n i e , mówił, z p o w o
d u d z i e ł m o i c h . Zanim więc zażądał
podstawowego aktu wiary, od którego zależy
przyjęcie Objawienia, zatroszczył się, aby ta
wiara była rozumną. „Widzicie, co robię, ob
serwowaliście mc życie, słowa, czyny. Czyż
nie jest rzeczą rozumną, abyście przyjęli me
żądania? Czyż potraficie wytłumaczyć rozum
nie fakty z mojego życia, wychodząc z in
nych podstaw niż te, jakie wam daję?“
Oczywiście, że odwoływał się wówczas
do rozumu i odwoływał się do osobistego są
du słuchaczy, ponieważ na niczem innem aż
do tej chwili nie mogli się oprzeć. Ale żądając
wiary, odwoływał się do osobistego sądu, po-
to, by sam z siebie ustąpił na bok. Wezwał ro
zum jakby dla zapytania, czy nie byłoby ro-
zumnein, aby usuwając się na chwilę, zostawił
miejsce wierze: Co ' p o w i e c i e , k i m j e
s t e m ?... i wiemy, jak uczniowie odpowie
dzieli '. Tyś j e s t C h r y s t u s , S y n B o
g a ż y w e g o .
W tym momencie rozpoczęła się nowa
era. Uczniowie z pomocą rozumu i sądu oso
bistego, wspierani Łaską, uznali, że trzeba
wierzyć. Dotychczas obserwowali, rozpatry
wali, krytykowali i analizowali Jego słowa,
wogółe sprawdzali Jego listy uwierzytelniają
ce. I oto rozum właśnie popchnął ich ku wie
rze: abdykujc z tego, co dotychczas było jego
i
85
prawem i obowiązkiem, i ustępuje miejsca wie
rze. Odtąd postawa ich będzie inna. Dotych-
* czas rozumem roztrząsali żądania Chrystusa,
obecnie wiara, wspomagana i przynaglana
przez rozum, uznaje je w całości. Jednak i te
raz dzieło rozumu nie jest skończone, lecz pra
ca jego musi pójść w innym kierunku. Rozum
już nie rozpatruje więcej, czy Chrystus jest
Bogiem, gdyż wiara to przyjęła, lecz czynny
musi być bardziej niż kiedykolwiek, gdyż sta- *
rać się winien wszystkiemi siłami zrozumieć
Jego naukę, Jego Objawienie. Wiara dała im
jakby liczne szkatułki klejnotów, gdyż każde
słowo Chrystusa od tej pory jest prawdziwa
kopalnią bogactw najzupełniej autentyczną,
gdyż udzielił im ich Mistrz Boski. I oto rozum
rozpoczyna nową pracę, nie w celu usprawie
dliwienia wiary, ale w celu, rzec można, in
terpretacji, nie aby rozpatrywać wymagania
Chrystusa, gdyż te raz na zawsze zostały za
akceptowane, ale aby rozpatrzeć, zrozumieć
i przyswoić sobie wszystko, co On objawia.
Przejdziemy teraz do katolicyzmu.
Kościół katolicki i tylko Kościół katolicki
czyni, jak czynił Jezus Chrystus, i przedstawia
rozumowi i wierze przedmiot właściwy. Więc
przedewszystkiem, jeśli' Chrystus chciał, by
Objawienie Jego trwało zawsze, musiał zna-
%
leźć jakiś środek, któryby mu trwałość za
pewnił, jakąś władzę, któraby je głosiła i prze
chowywała nieskażone, takie, jakie je Sam po
dał. Oczywistą jest rzeczą, że ponieważ jedy
nie Kościół katolicki żądał tego przywileju
wyraźnie i konsekwentnie, przeto jego prawo
do reprezentowania tej władzy jest proporcjo
nalne do jasności i konsekwencji jego roszczeń.
Ola wzmocnienia ich Kościół przedstawia te -
same właśnie listy uwierzytelniające, któremi
Chrystus się świadczył, i wskazuje na swe cu
da, spełnienie proroctw, jedność nauki, odwo
ływanie się do zmysłu moralnego ludzi;
wszystko to przedstawia rozumowi, a ten
zwrot do rozumu prowadzi tak samo, jak po
r
dobnc wezwanie Mistrza, do największego żą
dania: do zażądania wiary w siebie jako we
władzę boską.
Kościół jedynie w
T
ymaga takiego aktu wia
ry. Inne odłamy chrystjanizmu wskazują na
Księgę, na pisma Ojców łub przykład swoich
członków', na co Kościół katolicki również mo
że w
r
skazać. Ale on jeden powołuje się na nie,
nie żeby je uważał za wystarczające same
w sobie, lub mogące służyć do wydania osta
tecznego sądu, lecz dlatego, że świadczą one
o autorytecie jego głosu, jedynie uprawnionego
do wydania sądu bez apelacji. Kościół mówi
również: „ W i e r z c i e w e m n i e n a s k u
t e k d z i e ł m o i ę h . Posługujcie się ro-
86
r
»
zumem, aby zbadać moje listy uwierzytelnia
jące; studiujcie proroctwa, historję, Ojców
Kościoła. Zbadajcie moje roszczenia w każdej
dziedzinie dostępnej waszemu intelektowi,
i pomyślcie wówczas, czy po tern wszystkiem
nie najbardziej rozumną rzeczą dla rozumu
jest właśnie zrzec się tego tronu, na którym
tyle czasu zasiadał, i ustąpić miejsca wierze?
Oczywiście idźcie zą głosem rozumu i' posłu
gujcie się osobistym sądem, ponieważ nie ma
cie narazie innego przewodnika, a wówczas,
jeśli Bóg zechce, rozum uchyli czoła przed
wiarą, przezeń wspieraną, i zajmie zkolei miej
sce nie na tronie, lecz na stopniach, które doń
prowadzą.
Czyż rozum ma zachować milczenie?'Ca
ła teologja jest dostateczną na to odpowiedzią.
Czyż Newman przestał myśleć, gdy został ka
L
tolikiem? Czyż św. Tomasz z Akwinu zrezy
gnował z pracy umysłowej, gdy poświęcił się
studjom? Ani przez chwilę rozum nie milczy.
Przeciwnie, jest bardziej czynny niż uprzednio.
Naturalnie, że nie bada już, czy Kościół jest
boski, ale z nakładem wielkiego wysiłku oddaje
się pracy nad konsekwencjami, wynikającemi
z takiego pochodzenia, nad uporządkowa
niem nowych skarbów, które stanęły dlań
otworem na skutek światła płynącego z Ob
jawienia, nad zrozumieniem szczegółów i bu
dowy zdumiewającej wizji Prawdy. Przytem
87
t
a
88
nie jest bynajmniej skrępowany, żaden bowiem
artykuł wiary nie . może być sprzeczności
z jego naturą, ponieważ Objawienie i rozum
nie mogą sobie przeczyć. Rozum przekonał
się, że tajemnice Boże przewyższają go, że
nie może, sam skończony, przeniknąć Nieskoń
czonego, a jednak nigdy, na chwilę nawet nie
jest zmuszony do porzucenia swego stanowi
ska, lub do wierzenia w coś, co uznaje za fał
szywe. Poznał własne granice, i to pozwoliło
mu zrozumieć nienaruszalność swych praw.
Widzimy więc, jak rysy Chrystusa prze
bijają się poprzez zarys Kościoła. On jeden
śmie domagać się wiary boskiej w siebie, gdyż
to Chrystus przemawia jego głosem. On jeden,
ponieważ jest boski, rozkazuje najmędrszym
z pośród ludzi stać się jako dzieci małe u jego
stóp, a małe dzieci; darzy mądrością starych.
Jednakże, z drugiej strony, w swem wspania-
łem człowieczeństwie, dzięki pracy oświeco
nego rozumu, stworzył takie bogactwo teo
logii, jakiego świat nie widział. Czyż może nas
dziwić, że świat uwiążą i rozum i wiarę Ko
ścioła za krańcowe?
Wiara jego bowiem wynika z jego bo-
t
skości, a rozum z jego człowieczeństwa; a ta
ki w
r
ylew boskości i taka pełnia człowieczeń
stwa, taka wzniosła wiara w Objawienie Bo
że i taka niezmordowana praca nad treścią
tego Objawienia, przechodzą całkowicie wy-
89
obrażenie świata, który w rzeczywistości lęka
się i wiary i rozumu.
U 'stóp Kościoła i tam jedynie klęczą obok
siebie mędrcy i prostaczkowie. Święty To
masz i tuż przy nim małe dziecię, święty Augu
styn i prostak nieznany, tak różni w swem
człowieczeństwie, jak tylko ludzie różni być
mogą, a zjednoczeni w świetle Boskości, jak
zjednoczonymi są ci, którzy jc znaleźli!
Oto jak Kościół zbliża się ku zwycięstwu:
„Róbcie użytek z waszego rozumu, woła do
świata, abyście widzieli, czy nie jestem bo-
ski“. Wówczas, przynaglani i wspomagani
przez Łaskę, wznieście się do wyżyn wiajy.
Potem, zwróćcie się ponownie do rozumu, aby
sprawdził i zrozumiał tajemnice, które uzna
liście za prawdziwe. W ten sposób, pomału,
pomału oczom waszym otworzą się rozległe
perspektywy prawdy, a wiedza zajaśnieje
światłem przechodzącem wszelkie marzenia.
Tak wiara będzie wyjaśniona przez rozum,
a rozum podtrzymywany przez wiarę, dopóki
nie dojdziecie do widzenia bez osłony Praw
dy, której stopy obejmujecie w adoracji i mi
łości, aż póki nie ujrzycie twarzą w twarz
w niebie Tego, który jest zarazem dawcą ro
zumu i twórcą wiary.
-n
%
VII.
Autorytet a Wolność.
...a prawda was wyzwoli.
Jan VIII, 32.
...w niewolę podbijając
wszelki rozum pod posluszeń-
0
stwo Chrystusowe.
IT. Kor. X, 5.
Rozpatrzyliśmy już w głównych zarysach
wzajemne stosunki wiary i rozumu; widzie
liśmy, że są panami we własnej dziedzinie i że
się nawzajem wspierają i utwierdzają. Przejdź
my teraz do tematu, który się niemal narzuca
jako wynik poprzednich rozważań, a miano
wicie — do stosunku autorytetu i wolności.
Zaczniemy również od zarzutów świata prze
ciw Kościołowi. Pokrótce są one następujące:
„Wolność, powiadają, jest cechą chrystja-
nizmu takiego, jakim go widzimy w Ewan
geliach, zarówno w postępowaniu, jak i w na
uce. Jezus Chrystus przyszedł był na ten
-
świat, aby na miejsce Starego Zakonu dać No
wy i przez to uwolnić ludzi od zawiłej teologji
i od drobiazgowej rutyny' religijnej, w której
91
przejawiało się dążenie współczesnych dp
zredukowania Starego Zakonu do praktyk re
ligijnych. Stary Zakon może był, może nie był
doskonale dostosowany do potrzeb ludu Bo
żego, gdy im był dany na samym początku,
w pierwszych etapach cywilizacji żydowskiej;
.wszakże pewną jest rzeczą, na mocy setki
tekstów z Ewangelji, że Chrystus Pan w
T
swo
im czasie uznał te zawiłości teologji i praktyk
za nieznośną niewolę, narzuconą życiu religij
nemu narodu. Teologja zwyrodniała pod
względem dogmatycznym w nieprawdopodobny
system śmiesznych subtelności, a praktyki
%
składały się wyłącznie z mnóstwa dokuczli
wych przepisów.
/ „Wówczas Jezus Chrystus na miejsce te
go systemu dał proste w swej istocie Credo
i równocześnie zastąpił zawdkłany ceremonja-
lizm faryzeuszów przez ducha wolności. Do
gmat, który obwieścił, pouczał, że Bóg jest
- Ojcem ludzi i że wskutek tego wszyscy są
braćmi; rygoryzmu niema w Ewangelji, cere-
monjału zaś niema również prócz tego mini
mum, jakie potrzebne jest do spełnienia dwu
nadzwyczaj prostych obrzędów ustanowionych
przez Chrystusa — Chrztu i Stołu Pańskiego.
„Ten duch wolności, powsiadają nam, znaj
duje się dziś tylko w protestantyzmie. W tym
systemie, jeśli go można tak nazw
r
ać, jedynie
w nim, może człowiek mieć swobodę, jaką mu
92
ł
zapewnił
Chrystus
Pan.
Przedewszystkiem
każdy sam maże wybierać drogi życia i czy
nu, jakie uważa za użyteczne dla swego roz
woju duchowego. Może, naprzykład, składać
cześć Bogu w jakimkolwiek kościele, który
woli, bywać na tych tylko nabożeństwach,
które mu się podobają, może jeść lub nie jeść
danej potrawy, zależnie od swej woli, i wogóle
urządzić sobie dzień podług siebie. I jest to,
mówią nam, zgodne z prawdziwym duchem
chrześcijańskim Nowego Zakonu. Prawda go
wyzwoliła, jak Chrystus sam był obiecał.
„Kościół katolicki zaś jest w swej istocie
niewolnictwem.
Przedewszystkiem
obciąża
swe dzieci mnóstwem obowiązków i przepi
sów, które można porównać jedynie z syste
mem faryzeuszowskim. Katolik musi modlić
się w takim, a nie w innym kościele, w ten,
a nie w inny sposób. Musi mieć na względzie
miejsca, dni, okresy czasu i to nietylko w kwe-
stjach religijnych, ale w stosunkach ludzkich.
Musi jeść dziś takie pożywienie, a znowu in
nym razemfinne, musi uczęszczać do sakra
mentów w określonym czasie, musi spełniać
jedne czyny, a zaniechać innych dla motywów
samych w sobie bez znaczenia.
..Również w treści dogmatycznej niemniej-
szym ciężarem jest obciążony. Nietylko pro
ste słowa Chrystusa rozwinięte zostały przez
Kościół w obszerny system, ale całość tego
systemu przygniata nieszczęsnego wyznawcę,
jako artykuł wiary aż do najdrobniejszych
szczegółów. Nie może naprzykład wybierać
między tą lub inną teorją o obecności Chrystu
sa w Eucharystii, musi uznać tę, jaką wypra
cował jego Kościół, żadną inną.
„Naprawdę i w praktyce i w nauce Kościół
katolicki powrócił do panowania dawnej ty
ranii, którą Chrystus był zniszczył. Katolik,
w przeciwieństwie do protestanta, który za
chował ducha wolności, znajduje się w
r
tych
samych warunkach, pod któremi jęczał nie
gdyś Izrael. To niewolnik, a nie dziecko: krę
puje własne swe członki, jak mówiono ongi.
przez akt wiary i umieszcza koniec łańcucha
w rękach księdza'
4
.
Takie są, mniej więcej zarzuty nam czy
nione.
Niemal w'szystko w nich jest błędem na
wet nie domagającym się odparcia. I tak. nie
prawda, jakoby teologja Nowego Testamentu
była zupełnie prosta. O w iele słuszniej można-
by było pow iedzieć, że w porów naniu do usy-
stematyzow anej teologji Kościoła katolickiego
jest ona skomplikowana, o trudnościach za
trważających; że tak jest w istocie, za do
wód służyć może mnóstwo wierzeń, które
protestanci z Pisma wysnuli, przyczem każde
credo protestanckie podaje się za jedynie
w ierną interpretację tekstu. Jeśli ludzie nowo-
#
cześni mogą uważać ją za prostą, to tylko
dzięki desperackiemu usunięciu wszystkich
punktów, co do których ogół protestantów nic
jest zgodny. To co pozostało, jest zaiste proste.
Tylko to nie jest teologją Nowego Testamen
tu! Dogmaty takie jak Trójca Święta, pocho
dzenie Ducha Świętego, natura Laski i grze
chu — w twierdzeniu prawowiernych, czy
nieprawowiernych — w każdym razie nie mo
gą być uważane za proste, i fałszem jest za
pewniać, że Chrystus nie dawał w tych kwe
stiach żadnych wyjaśnień. Przytem, fałszem
stanowczym jest twierdzenie, jakoby teologją
protestancka była prosta, ona równie jest
skomplikowana jak teologją katolicka, a o wie
le bardziej zawikłana w kwestjach, w których
teolodzy protestanccy nie są zgodni. Kontro
wersje o usprawiedliwieniu grzesznika, po
chłaniające takich ludzi jak Luter, Kalwin i ich
uczniowie, są niemniej skomplikowane niż ja
ka bądź dysputa na temat Łaski między jezui-
t tami i dominikanami.
Jednakże różnica^ jest jasna: polega na
tern, że katolik jest obowiązany wierzyć
w pewną ilość dogmatów, podczas gdy pro
testant może uznawać je lub odrzucać. Wsku
tek czego uważa się, że protestant jest wolny,
a katolik nim nie jest. To nas doprowadza
wprost do rozpatrzenia stosunków autorytetu:
i wolności.
94
•
4
*
r
95
Czeinże jest wolność religijna? Trzeba ko
niecznie ustalić pojęcie zawarte w słowie
..wolność'‘ niezależnie od religji.
W krótkości można powiedzieć, że ten oso
bnik cieszy się wolnością społeczną, który jest
zdolny do posłuszeństwa prawom, i władzom
swej prawdziwej natury i do posługiwania się
niemi; społeczeństwo zaś jest wolne, jeśli
wszyscy jego członkowie korzystają z tej wol
ności, nie krępując jedni drugich. Im większa
jest możność w tym kierunku, tern doskonal
sza wolność.
Nasuwa się znamienny paradoks: oto wol
ność może być tylko zapewniona przez prawa.
Tam gdzie niema praw, lub jest ich zbyt mało,
zjawia się natychmiast niewola, niemniej pew
nie, niż tam, gdzie ich jest za wiele, gdyż
osobniki silniejsze wskutek braku praw mają
możność tyranizować słabszych. Nowoczesne
prawodawstwo, obszerne i skomplikowane, ma
na celu wzmożenie, nie zaś ograniczenie wol
ności, a jego budowa tak skomplikowana wy
nika z bardzo różnorodnych i powikłanych
stosunków nowoczesnego społeczeństwa. Ro
zumie się, że prawa mogą być nieracjonalne,
nadmiernie drobiazgowe lub rozmyślnie uciąż
liwe, ale nie zmienia to istoty rzeczy, że dla
wszystkich prawa są konieczne celem ochrony
ich wolności. Kupcy, kobiety, dzieci i wszyscy
obywatele o tyle mogą cieszyć się sprawiedli-
96
wą wolnością, o ile są pod ochroną prawa.
Wolnym jest człowiek starannie strzeżony.
Tak samo wolność naukowa nie polega
na braku wiadomości albo dogmatów nauko-
w ych, ale na ich znajomości. Otoczeni je
steśmy mnóstwem zjawisk naturalnych, a ten
z nas jest wolny, kto rozumie ich oddziaływa
nie na jego własne życie. Prawdą jest, że
dwa razy dwa jest cztery i że ciała ciążą ku
środkowi ziemi, i chyba nikt nie będzie dość
naiwny, by uważać, że nieznajomość tych
praw wyzwala z pod niewolnictwa dogmatów
naukowych. Jeśli ich nie znani,.wolro mi oczy
wiście przypuszczać, że dwa razy dwa jest
pięć, lub skoczyć z dachu swego domu; jednak
nie będzie to wolnością, jak ją rozumieją lu
dzie rozumni, ponieważ moja znajomość praw
pozwala mi działać i żyć pośród świata, gdzie
one panują,. Zatem człowiek, który jest o tych
prawach poinformowany i im się poddaje, bę
dzie wolniejszy niż ten, który ich nie zna. In
teligencja Marconiego poddaje się prawom bły
skawicy i wskutek tego zdolna jest bronić się
przed niemi. Ajaks ich nie zna, i dlatego jest
przez nie zmiażdżony.
P’r a w d a więc c z y n i n a s w o l n y -
m i. Państwo, które kontroluje czyny, kształci
inteligencję, słowem wzmacnia poznanie pra
wdy i nakazuje w
r
zględem niej posłuch, wy
zwala przez to prawdziwie swych obywateli.
97
Tylko przez nadużycie słów, lub niezdolność
uchwycenia idei mógłbym utrzymywać, iż
dziki nieuk jest wolniejszy od człowieka wy
kształconego. Prawda, że w pewnem znacze
niu wolny jestem, mogąc myśleć, że dwa razy
dwa jest pięć, jeśli się nie uczyłem arytme
tyki, z drugiej jednak strony, kiedy się dowia
duję, że dwa razy dwa jest cztery, w
r
znoszę
się do wolności wyższej i bardziej rzeczywi
stej, jaką daje znajomość arytmetyki. Jestem
przez to nie gorzej, lecz lepiej uzdolniony do
czynu, swobodniejszy w używaniu swoich
władz i posiłkowaniu się siłami świata, w któ
rym żyję, i niemniej wolny, mimo że skłaniam
głowę przed faktami. •
Otóż dusza ma też swoje środowisko* Lu
dzie różnić się mogą w zapatrywaniach na jej
naturę i warunki bytowania, lecz wszyscy,
którzy uznają istnienie duszy, przyznają rów
nież, że jest ona w sferze, która podlega pra
wom niemniej niż świat fizyczny. Modlitwa
naprzykład podnosi duszę, myśli niskie ją po
niżają.
Otóż prawa rządzące sferą duszy były
prawdziwe, zanim jeszcze przyszedł był Chry
stus. Dawid w każdym razie wiedział już coś
o pokucie i karygodności grzechu, a Natan
wiedział przynajmniej coś o przebaczeniu
Paradoksy katolicyzmu.
i
98
grzechów i karze doczesnej za nie. Chrystus
zatem przyszedł był i
W
tym celu między in-
nemi, aby objawić prawa Łaski i pouczyć du
sze niektórych przynajmniej ludzi o faktach
duchowego życia środowiska, do którego ży
ciem swem należą. Przyszedł był ponadto
i poto, aby poczęści zmodyfikować działanie
tych praw, rozszerzyć jedne, zacieśnić inne,
słowem, aby być Objawicielem Prawdy
i Dawcą Łaski.
• Przyszedł więc, żeby zwiększyć wolność
ludzi, powiększając ich wiedzę, tak samo jak
w innej sferze * przychodzi ku nam uczony
z tym samym zamiarem. Oto, naprzykład,
prawo stanowiące, że zabójstwo jest grzechem
przed Bogiem i pociąga za sobą konsekwencje,
• prawo postanowione krótko w przykazaniu:
„ N i e z a b i j a j “ . Lecz Pan nasz pouczył
0 działaniu tego prawa o wiele więcej, niż lu-
dzie do tej pory przypuszczali. P o w i a d a m
w a m , mówił Chrystus, że k t o k o l w i e k
n i e n a w i d z i s w e g o b r a t a , j e s t z a -
1
b ó j c ą. Czyli objawił fakt, że prawo to sięga
aż do sfery myśli, że duch nienawiści, a nie
sam tylko akt zbrodni, ściąga na siebie winę
1 karę zabójstwa. Czyż ludzie, dowiedziawszy
.się o tern, stali się mniej wolni? Nie, o ile nie
uważam się za mniej wolnego, niż byłem
przedtem, zanim się dowiedziałem, że piorun
zabija. Chrystus zatem przyszedł był, aby nam
99
objawić P r'a w d ę, k t ó ra nas czy n i w o l
n y m i , a czynił to uświadamiając naszą, inte
ligencję i żądając p o d d a n i a o s o b i s t e g o
s ą d u .
Przejdźmy teraz do Kościoła katolickiego.
Jest to społeczność, której zadaniem jest za
chowanie i zastosowanie nauki Chrystusa, za
nalizowanie jej i ujęcie w formy i systemy, któ-
reby nadawały się dla każdego pokolenia.
W tym celu formułuje nietylko Credo, które
jest systematycznem przedstawieniem Obja
wienia chrześcijańskiego, ale i przepisy dyscy
plinarne i regulaminy, które uczynią to Credo
i życie na niem oparte łatwiejszein do urze
czywistnienia, a czyni to, aby duszę indywi
dualną uzdolnić do życia w jej właściwem
środowisku duchowem, do korzystania w pełni
ze swych sił i swych praw/ Jak uczeni lub
statyści rozpatrują wielkie prawa natury i spo
łeczeństwa i układają je w kodeksy, kierując
się jedynie ich rzeczywistością, bez względu
na to, czy uznane one są przez ogół, a robią
to dla zwiększenia, nie zaś zmniejszenia wol
ności powszechnej, — tak samo Kościół, ochra
niany przez Boga w swej pracy, bierze Obja
wienie Chrystusa i przez swe dogmaty i przy
kazania popularyzuje i czyni je zrozumiałem
i skutecznem zarazem. Czemże więc jest to
bezmyślne narzekanie na niewolnictwo do
gmatów? Jakże Prawda mogłaby nie czynić
100
ludzi wolnymi? Kto nie śmie powiedzieć, że
uczony odbiera wolność jego inteligencji, po
uczając go o faktach, ten nie może twierdzić,
że Kościół krępuje jego inteligencję, określając
dogmaty. Chrystus nie dlatego potępił system
faryzeuszów, że był systemem, ale dlatego, że
był faryzeuszowskim, to znaczy, że nie był
prawdziwy, ponieważ zaciemniał, zamiast wy
jawiać prawdziwe stosunki między Bogiem
i człowiekiem, bo c z y n i ł b e z o w o c n e m
S ł o w o B o ż e .
%
Czyżby nauka katolicka pozornie odbie
rała wolność ^ludziom? Tak, gdyż jedynym
sposobem dążenia do Prawdy i korzystania
z tej P r a w d y , k t ó r a n a s w o l n y m i
c z y n i , j e s t p o d d a ć m y ś l w . p o s ł u
s z e ń s t w o C h r y s t u s o w i .
*
*
*
Indywidualizm i Społeczeństwo.
...ii. ktoby "traci? duszę
swą dla Mnie, odnajdzie ją.
J>o cóż pomoże człowiekowi
choćby cały świat pozyskał,
jeśli na duszy swej szkodę po
niesie?
Mateusz XVI. 25, 20.
Ze wszystkich słów Chrystusa Pana, ja
kie przechowaliśmy, te najlepiej ilustrują zdu
miewający i paradoksalny sposób Jego nau
czania. Ten, któr^r wie — co j e s t w c z ł o
w i e k u , którego słowa wiązały się zawsze
z najgłębszemi sprawami ludzkiemi, mówi
w tej chwili o królestwie prawdy, które jest
Jego siedzibą, o królestwie, gdzie paradoksal
na natura ludzka najbardziej się uwydatnia:
gdzie powodzenia inaczej nie osiąga, jak przez
wyniszczenie ręką nielitościv\ ą, gdzie przez
umartwienia dopiero wznosi się do najwyż
szego rozwoju swej natury. Taką właśnie na
ukę daje Chrystus w tych słowach. Z n a
l e ź ć ż y c i e — oto najwznioślejszy cel każ
dego człowieka, przeznaczenie, dla którego zo-
VIII.
stal stworzony, w
r
szakże cel ten nie może być
inaczej osiągnięty jeno przez u t r ą t ę t e g o
ż y c i a d l a m i ł o ś c i C h r y s t u s a . In
dywidualność może być zachowana jedynie
przez poświęcenie indywidualizmu. Postaraj
my się zgłębić tę myśl i rozpatrzyć ją
w szczegółach.
„Katolicy — powiadają — są ludźmi naj
głębiej egoistycznymi w świecie, ponieważ
wszystko, ćo robią, mówią, myślą, jest obli
czone i skierowane, przynajmniej w tej mie
rze, w jakiej są „dobrymi katolikami*
4
, ku
zbawieniu ich dusz. Widać to z ich rozmów
i zapewne jest to główną ich troską. Jednak ze
wszystkich metod to chyba najgorsza dla
osiągnięcia celu. Nie wyryw
r
a się kwiatów,
aby zobaczyć, jak rosną. Prawdziwą tajemnicą
zdrowia jest jego nieświadomość. Katolicy
działają wbrew tej prawdzie: wciąż się anali
zują, chodzą jak najczęściej do spowiedzi, roz
wijają i hodują w sobie cnoty małe, nędzne.
Cała kazpistyka .ma za zadanie dokładnie
określić granice, w których zbawienie duszy
jest zapewnione, a poza któremi grozi niebez
pieczeństwo f Wiemy, jakie przygnębiające
wrażenie wywiera kazuistyka na wszystkich,
którzy ją studjują.
„Przypatrzmy się, jak prawdziwy rozwój
i rozrost duchowy musi być zatamowany
przez podobny ideał. „Nie powinienem czytać
tej książki, choćby była najpiękniejszą, gdyż
może być niebezpieczna dla mej wiary. Nie
powinienem przebywać w tern towarzystwie,
chociaż jest miłe, ponieważ złe stosunki psują
dobre obyczaje!" Jakiem może być życie,
które na każdym kroku musi być w ten sposób
powściągane i tamowane? Czem może być
zbawienie, które osiąga się kosztem tego, co
nas uszlachetnia i pobudza? Prawdziwe życie
zasadza się na doświadczeniu, a nie na intro-
spekcji, polega na wyjściu z siebie, by pójść
ujrzeć świat, a nie na wycofaniu się ze świata,
aby ukryć się w sobie. Żyjmy swem życiem
bez lęku, zagubmy się w ludzkości, zapomnij
my o swojem ja w przeżyciach i pozostawmy
resztę Bogu!"
Lecz z drugiej strony usłyszymy właśnie
wręcz przeciwną krytykę. Katolicy nie są do
statecznie indywidualistami, starają się zagu
bić siebie i swą osobowość w życiu wspólnem
Kościoła. Nietylko ich czyny zewnętrzne są
skrępowane i dozorowane, ale nawet ich su
mienie i myśli przyjmują formę sumienia zbio
rowego i myśli cudzych. Najwyższą ambicją
każdego dobrego katolika jest współczuć z Ko
ściołem : s e n t i r e c u r n E c c l e s i a ; ka
tolik chce nietylko działać i mówić, ale nawet
niyśleć w posłuszeństwie. Prawdziwe życie
ludzkie polega na zaznaczeniu swej indywidu
alności. Pan Bóg nie stworzył dwu ludzi po-
104
t
dobnych. Jeśli zatem chcemy być tein, czeirr
Bóg chciał, abyśmy byli, powinniśmy urzeczy
wistniać, o ile tylko możemy, swoją osobo-
s wość, musimy myśleć swojemi myślami, a nie
cudzemi, kierować własnem życiem, wypo
wiadać swoje myśli, naturalnie w granicach,
w
r
jakich możemy to uczynić bez szkody dla
wolności bliźniego.
A więc raz jeszcze żądają od nas, byśmy
żyli pełnera życiem, jednak tym razem nie
jako część ludzkiej społeczności, lecz przeci
wnie, ponieważ jesteśmy z niej wyodrębnieni.
Jesteśmy więc, katolicy, w błędzie dla
dwu przeciwnych racyj i w dwojaki sposób.
Błądzimy, gdy wysuwamy nasze ja, błądzimy
również, gdy tego nie robimy. Błądzimy, gdy
rzucamy się w wir życia, błądzimy, gdy się
zeń wycofywamy. Błądzimy, gdy kładziemy
nacisk na osobistą odpowiedzialność, błądzi
my, gdy tą odpowiedzialnością obarczamy
Kościół.
*•
Tkwi w tern istotny paradoks, aie jest to
jeden z tych, które Chrystus Pan wyraźnie
podkreśla. Najdobitniej podkreślał i najczęściej
„ powracał do nauki o najwyższej i niezwykłej
wartości zbawienia każdej duszy. Jeśli zba
wienia się nie osiągnie, wszystko stracone.
Cóż przyjdzie człowiekowi ze zdobycia świa
ta całego, jeśli zgubi sw
r
ą duszę? Wszystko
105
zatem musi być poświęcone, jeśli dusza jest
w niebezpieczeństwie. Żadne wartości ludzkie,
choćby najświętsze, nie mogą przeciwstawiać
się jej potrzebom. Nietylko d o m y i w ł o
ści, ale o j c i e c i m a t k a , ż o n a i d z i e-
c i muszą się usunąć na drugie miejsce, skoro
tylko w grę wchodzi życie wieczne. A jednak
w ten, czy w inny sposób zbawienia nie da się
osiągnąć inaczej, jak przez zatracenie; nasze
ja żyje tylko, gdy jest umartwiane, nie może
być zbawione inaczej niż przez zaparcie się
siebie. Indywidualność, jak powiedzieliśmy,
może* być zachowana tylko przez zatracenie
indywidualizmu.
Nie jest to jednak wyłącznością życia du
chowego: paradoks ten można zastosować
w pewnem znaczeniu, we wszystkich dziedzi
nach: do życia obywatelskiego, intelektualne
go, artystycznego, ludzkiego. Człowiek, który
pragnie wznieść swe siły umysłowe i osobi
ste na wyższy stopień, musi je zanurzyć, jeśli
tak można powiedzieć, w wirze życia swych
towarzyszy, wyczerpując je wciąż, zużywa
jąc i męcząc. Musi zaryzykować i, w znacze
niu bardzo rzeczywistem, zatracić swój osobi
sty punkt patrzenia, jeśli chce posiąść punkt*
widzenia, który warto jest zdobyć; musi ra
dować się widząc teorje swoje i myśli
zmodyfikowane, zburzone, zmienione, jeśli
myśl jego ma mieć swą wartość. O ile bowiem
106
usuwa się od swych współczesnych w odo
sobnienie fizyczne, czy umysłowe, o tyle zbli
ża się do obłędu egoistycznego. Nie może
wzrastać, jeśli nie maleje, nie może pozostać
sobą, jeśli nie przestanie być sobą.
To samo jest prawdą i dla życia obywa
telskiego i artystycznego. Obywatel, który
żyje naprawdę dla państwa, którego jest człon
kiem — człowiek, któremu kraj wznosi naprzy-
kład pomnik — jest zawsze człowiekiem, który
sam się z a t r a c i ł dla swego narodu, czy
to ginąc w walce, czy to poświęcając się poli
tyce lub filantropii. Obywatel zaś, który dla
siebie tylko zachował tytuł obywatela, który
korzystał ze wszystkich przywilejów, jakie
mógł osiągnąć, a nic wzamian nie dał, a nade-
wszystkó nic nie dał z siebie, — który, można
rzec, p o z y s k a ł ś w i a t , w rzeczywisto
ści sam się zgubił, i . z datą swej śmierci za
padł w niepamięć. Tak samo artysta. Czło
wiek, który sobie ze sztuki uczynił sługę, któ
ry posługiwał się nią, powiedzmy otwarcie,
dla zdobycia pieniędzy, który trzymał się
w szczupłych granicach własnej myśli, był
ostrożny, metodyczny, ograniczony, — czło
wiek ten, pod pewnym względem u r a t o
w a ł s w o j e ż y c i e ; wszakże, jednocze
śnie stracił je. Ale ten, dla którego sztuka jest
namiętnością, a w porównaniu z nią nic nie po-
.siada wartości, który zagubił się w swej
107
sztuce, poświęcił jej dni i noce, poświęcił jei
wszystkie swe zdolności i całą energję ducha
i ciała, ten zaiste z a t r a c i ł się. A jednak
on właśnie żyje w swej sztuce, podczas gdy
tamten jest nieobecny; u r a t o w a ł s i e b i e
w tem znaczeniu, jakiego tamten nawet nie
rozumie — i w tej mierze, w jakiej zdobył się na
wyrzeczenie, zyskał, jak powiadamy, nie
śmiertelność. Niema zatem sfery życia, w któ
rej paradoks przytoczony nie byłby prawdzi
wy. Wielcy ludzie znani z historji, pionierzy
nauki, nieśmiertelni wszelkiego rodzaju, są
właśnie tymi, którzy urzeczywistnili w innej,
niższej sferze duchowy aforyzm Jezusa Chry
stusa.
Zwróćmy się znowu do Kościoła katolic
kiego i zobaczmy, jak w życiu, które nan]
ofiarowywa, dane są jak nigdzie indziej środki
do wypełnienia naszego celu.
Kościół jeden bowiem wymaga w sferze
duchowej zupełnego i ^całkowitego zaparcia
się siebie. Ze wszystkich innych społeczności
chrześcijańskich dochodzi nawoływanie: ra
tujcie swą duszę, zaznaczcie swą indywidual
ność, idźcie za głosem sumienia, miejcie wła
sny sąd, podczas gdy jeden tylko Koścfół ka
tolicki żąda od swych dzieci ofiary ze swej
inteligencji, poddania osobistego sądu, ukształ
towania według Niego sumień, i posłuszeństwa
woli aż do najdrobniejszych Jego nakazów'.
\
Gdyż On jeden tylko ma świadomość posiada
nia tej boskości, która wymaga od człowieczeń
stwa całkowitego poddania się, aby je zbawić.
Jako Ciało mistyczne Chrystusa, w doskona
łym związku organicznym, nawołuje wszyst
kich, co doń się uciekają, aby się stali nietylko
dziećmi, lecz jego własnemi członkami, nie
tylko aby byli mu posłuszni, jako żołnierze
swemu wodzowi, albo obywatele rządowi, ale
jak ręce, i oczy, i nogi posłuszne są mózgowi.
Jeśli raz to zrozumiem, zrozumiem również,
jak to być może, że zatracając się w Kościele,
zbawiam się; że tracę to tylko, co tamuje mo
ją czynność, a nie to, co ją pobudza. Kiedyż
ręka moja jest bardziej sobą? czy wówczas,
gdy odłączona jest od ciała przez paraliż, czy
« amputację? czy też wtedy, gdy w związku ży
wym z mózgiem, przez każdy nerw i każdy
muskuł posłuszna jest każdemu ruchowi i od
biera w każdem czuciu życie nieskończenie
szersze i wyższe, niźli to, którem do czasu mo
głaby się cieszyć w swej niezależności? To
prawda, że jej zdolność do odczuwania bólu
jest o wiele większa w tym związku i że prze
stałaby cierpieć, gdyby jej odłączenie się speł
niło; jednak w tym samym momencie utraci
łaby wszystko, naco Bóg ją uczynił, i r a t u
j ą c s i ę s a m a , naprawdęby z g i n ę ł a .
Doskonały katolik, bardziej niż ktokolwiek
inny, może powiedzieć: ja żyję, .kiedy przesta-
108
/
109
✓
łem być sobą. A jednak, to nie ja, ponie
waż zatraciłem swój indywidualizm. Nie chcę
żadnej własnej czynności, ani własnych opinij,
ani chcę trzymać się swego sumienia, poza
tern co w niem jest od Boga, ani żyć własnem
*
życiem. Wszakże utraciwszy swój indywidua
lizm, zdobyłem swoją indywidualność, bo zna
lazłem
wreszcie
swe
właściwe
miejsce.
U t r a c i ł e m ś w i a t ? Tak, w tej mierze,
w jakiej świat oddzielony jest od woli Boga
lub jej przeciwni^, lecz uratowałem duszę i zy
skałem nieśmiertelność. Bo ż y j ę j u ż n i e
j a , a l e ż y j e w e m n i e C h r y s t u s .
0
\
IX.
Łagodność i Gwałtowność.
Błogosławieni cisi.
Mateusz V, 4.
Królestwo Boże gwałt cierpi i
gwałtownicy wydzierają je.
Mateusz XI, 12.
Rozpatrywaliśmy już stosunek Kościoła do
bogactw, wpływów i potęg ludzkich, widzie
liśmy, jak niekiedy posługuje się niemi, a nie
kiedy niemi pogardza. Wejdźmy teraz głębiej
w zagadnienie i starajmy się zrozumieć ducha,
który ożywia i tłumaczy tę pozorną zmienność.
Oskarżano chrystjanizm wogóle, a więc
w pierwszym rzędzie Kościół, który był tyle
czasu jedynem jego wcieleniem, a i teraz jest
jedynie odpowiednim przedstawicielem, że
rozwijał cnoty, które wstrzymywały postęp.
Postęp, według filozofa niemieckiego, Jętóry
wyraźnie podniósł był to oskarżenie, jest czy
sto naturalny w swem działaniu i celu, a na
tura, jak o tern wiemy dobrze, nie zna ani
przebaczenia, ani współczucia, ani czułości:
przeciwnie dąży od form najniższych do naj-
1 1 1
wyższych pod wpływem sił wręcz tym uczu
ciom przeciwnych. Jeleń zraniony nie jest
przez swych towarzyszy pielęgnowany, lecz
otrzymuje od nich razy, póki śmierć nie na
stąpi. Stary wilk jest rozdzierany w kawałki,
chory lew usuwa się i idzie na los szczęścia
umrzeć gdzieś z głodu, a wszystkie t£ in-
stynkta mają na celu udoskonalenie stopniowe
rodzaju przez wydzielenie słabych i ^ nieuży
tecznych osobników. Byłoby to samo z rodza
jem ludzkim, mówi nam filozof, a eugeniści
krańcowi stanowią echo dla jego twierdzeń.
Chrystjanizm ze swej strony osłania właśnie
słabych i naucza, że poświęcenie się silnego
jest największym heroizmem. Chrystjanizm
pobudował szpitale i przytułki dla kalek i sta
ra się zachować istnienia, które natura, pozo
stawiona sobie, dawnoby usunęła. Chrystja
nizm zatem jest wrogiem rodu ludzkiego, a nie
jego przyjacielem, ponieważ — czego żadna
inna religja nie potrafiła uczynić — opóźnił zja
wienie się nadczłowieka, którego natura chce
zrodzić. Nic dziwnego, że ktoś, co głosił po
dobną naukę, umarł jako obłąkany.
Podobne zasady są jednak dziś głoszone
przez osoby, które mają się za praktyczne
i poważne. Słodycz, życzliwość, współczucie,
powiadają swym synom, są to cnoty bardzo
eleganckie i miłe u tych, którzy mogą sobie
na nie pozwolić, u kobiet, dzieci, które są
112
mniej więcej poza obrębem walki o życie, jak
również u ludzi słabych i nieużytecznych,
którzy do niczego innego nie są zdolni. Lecz
ludzie, którzy mają coś w życiu do zrobienia,
i chcą. by się im powiodło, potrzebują ko
deksu surowszego i użyteczniejszego; dla nich
potrzebne są reguły działania takie, jakie prze
pisuje sama natura. Ufajcie samym sobie
i umiejcie się postawić, nie bądźcie łagodny
mi... Wiedzcie, że słabość waszego bliźniego
jest warunkiem waszego własnego powodze
nia. Miejcie wzgląd na jednostki, a zostawcie
ogółowi troskę o siebie. Człowiek nie zaj
muje się finansami lub handlem, żeby wyka
zać w tern cnoty chrześcijańskie, lecz zdolno
ści do interesów. Słowem chrystjanizm w tem.
co dotyczy postępu materialnego, handlowego,
politycznego jest raczej słabością niż siłą,
wrogiem raczej niż przyjacielem.
Lecz jeśli z jednej strony życzliwość
i ustępliwość, wpajane przez chrystjanizm, sta
ją się przedmiotem oskarżeń przeciw Kościo
łowi, niemniej inni nie omieszkują zarzucać mu
gwałtowności i oporności. Katolicy, mówią
nam, nie godzą się na to, by być prawdziwymi
uczniami słodkiego Proroka z Galilei, nie są
dość miłosierni, aby zasługiwali na błogosła
wieństwa, które był wygłosił. Przeciwnie,
trudno o ludzi bardziej upartych, zapamięta-
łyęh, a nawet gwałtownych, jak ci mniemani
i
'
I
f
113
uczniowie Chrystusa. Spójrzcie na sposób,
w jaki obstają przy swoich prawach; na prze
szkody, jakie stawiają, naprzyktad, systemom
wychowania narodowego, tak rozumnym, lub
sądom pełnym litościwego pobłażania w spra
wach rozwodowych. A nadewszystko rozważ
cie iich gwałtowność zatrważającą i naprawdę
brutalną, jaką widzimy w instytucjach ta
kich, jak indeks lub ekskomunika; dzi
kość, z jaką obstają przy posłuszeństwie ab-
solutnem i dckładnem autorytetowi; nielitości-
wy sposób, w jaki wyrzucają ze swej spo
łeczności tych, którzy nie głoszą icli haseł.
Prawda, że w naszych czasach roszczenia
swoje mogą poprzeć tylko groźbami i karami
duchowemi, lecz historja nas poucza, że gdyby
mogli, robiliby więcej. Dzieje tortur i stosów,
dzieje inkwizycji wykazują dość jasno, że Ko
ściół posiłkował się, a więc posiłkowałby się
prawdopodobnie i nadal, gdyby mógł, bronią
doczesną w swej walce- duchowej. Czy może
być coś bardziej przeciwnego słodkiemu du
chowi Tego, który, k i e d y b y ł z n i e w a
ż a n y , nie znieważał; Tego który kazał lu-
* dziom u c z y ć s i ę o d s i e b i e , ż e j e s t c i
c h y i p o k o r n e g o s e r c a , a b y z n a l e
ź l i u k o j e n i e d l a s e r c .
Mamy więc dwie charakterystyki Kościo
ła katolickiego: jest słodki i zbyt dumny, na
zbyt łagodny i nazbyt gwałtowny. Jest to pa-
Paradoksy katolicj ztnu.
8
1 J 4
\
rado-ks, któremu jak echo odpowiadają słowa
samego Pana, gdy w wieczerniku nakazuje
swym uczniom, którzy nie m i e l i m i e
cza, s p r z e d a ć p ł a s z c z e , a k u p i ć
m i e c z e , a w Gethsemani zwraca się do
ucznia, polecając mu s c h o w a ć m i e c z d o
p o c h w y , g d y ż c i , k t ó r z y m i e c z e m
w o j u j ą , o d m i e c z a p o g i n ą . Ten sam
paradoks znajdujemy w Jego czynach, gdy
chwyta rózgę w rękę w przedsionku świątyni,
i gdy później, w dzień męczeństwa wydaje
swe obnażone ramiona pod rózgi w ręku in
nych. Jak wytłumaczyć ten paradoks?
Jeszcze raz przypomnijmy, że Kościół
jest ludzki i boski zarazfem.
Składa się z ludzi, którzy są związani ze
sobą, a jednocześnie ze światem zewnętrznym
całym systemem doskonale zrównoważonym
praw ludzkich, uznanych za sprawiedliwe. To
prawo sprawiedliwości, jakkolwiek w rzeczy
wistości pochodzi od Boga, jest w pewnem
znaczeniu naturalne i_ludzkie. Istnieje do pew
nego stopnia w każdem społeczeństwie, po
dobnie jak w Starym Zakonie było ściśle okre
ślone i nadane na Synai. Jest to prawo, które
ludzie byliby mogli opracować, przynajmniej
w ogólnych zasadach, w świetle samego rozu
mu, bez pomocy Objawienia, a przytem jest to
prawo tak zasadnicze, że nie da się pomyśleć
żadne objawienie, któreby mogło je zlekcewa
żyć lub odrzucić.
*
Z zejściem Chrystusa na ziemię zstąpiła
miłość nadprzyrodzona. Prawo sprawiedliwo
ści pozostało; ludzie mieli i nadal prawa, przy
których mogli obstawać; mieli prawa, któ
rych żaden chrześcijanin nie może nie uzna
wać. Lecz taki był potok hojności Bożej, którą
wykazał Chrystus, taki piorunujący był obraz,
jaki objawił, miłości nadprzyrodzonej Boga dla
łudzi, że zrodziły się idealne pojęcia, o jakich
świat nigdy nie marzył; co więcej, miłość zja
wiła się z taką mocą, że jej rozkazy w wielu
wypadkach opanowały nikłe dopominania się
sprawiedliwości, do tego stopnia, że nakazy
wała naprzykład ludziom od tej pory przeba
czać nie według sprawiedliwości, lecz według
swej natury boskiej, p r z e b a c z a ć a ż d o
s i e d m d z i e s i . ę c i u r a z y p o s i e d m .
dawać p o n a d m i a r ę , a nie według do-
kałdnego minimum, które ludzie mogli zasłużyć.
Od momentu zstąpienia Miłości zrodziły
się wszystkie cnoty najistotniej chrześcijań
skie, hojności, łagodności, poświęcenia, potę
pione przez Nietzschego jako wrogie postępo
wi materialnemu.
Od tej pory, jeśli k t o ś z a b i e r a c i
s u k n i ę , m a s z m u p ł a s z c z j o d d a ć ;
j e ś l i c i ę p r z y m u s z a d o t y s i ą c a k r o -
b *
115
116
k ó w , i d ź z n i m d r u g i e t y l e ; j e ś l i c i ę
u d e r z y w j e d e n p o l i c z e k , n a d
s t a w m u i d r u g i . Prawo sprawiedliwości
jest przekroczone; jego miejsce zajęło prawo
miłości i ofiary. Nie o p i e r a j c i e s i ę z ł e-
m u, nie obstawajcie zawsze przy swych pra
wach naturalnych; dawajcie ludziom więcej,
niż się im należy, a kontentujcie się mniejszem.
U c z c i e s i ę o d e M n i e , ż e j e s t e m
c i c h y i p o k o r n e g o s e r c a , a z n a j
d z i e c i e u k o j e n i e d l a s e r c w a
s z y c h . O d p u s z c z a j c i e w i n y j e d n i
d r u g i m z równie hojną miłością, jakiej do
wody daje Bóg, a On odpuści wam wasze.
Nie s ą d ź c i e , a n i e b ę d z i e c i e s ą
d z e n i . Nie obstawajcie przy ścisłej sprawie
dliwości w rzeczach, które was dotyczą, ale
czyńcie podług tej miary i tych zasad, któ-
remi Bóg posługuje się względem was.
Łagodność jest więc niewątpliwie cnotą
chrześcijańską.' Czasem jest ona obowiązkiem,
czasem tylko radą doskonałości; w każdym
razie zajmuje zaszczytne miejsce pośród cnót,
których stworzenie jest chwałą chrystjanizmu.
Ale w życiu poza tern, co jest czysto ludz
kie i przyrodzone, są inne pierwiastki ponad
prawa i wymagania osobiste, z jakich chrze
ścijanin może, jeśli dąży do doskonałości, ustą
pić przez miłość. Kościół jest również boski,
nietylko ludzki.
117
Kościół strzeże praw nietylko ludzkich,
które przez posiadaczy ich mogą być poświę
cone, ale również praw i wymagań Boga, któ
rych nikt prócz Niego nie może odrzucać. Po
wierzone mu, naprzyklad, zostało przez Boga
Objawienie prawd i zasad, które wynikając
z Jego własnej natury i woli są równie nie
zmienne i wieczne, jak On. I właśnie w obro
nie tych prawd i zasad Kościół wykazuje to-,
co świat zowie n i e u s t ę p l i w o ś c i ą , a Je-
• zus Chfystus g w a ł t o w n o ś c i ą .
Oto, naprzykład, prawo dziecka katolic
kiego ochrzczonego do wychowania w swej
religji, a raczej prawo Boga do wychowania
tego dziecka w sposób, jaki nakazał. Oto zno
wu prawda objawiona o nierozerwalności mał
żeństwa. A tu inna, która mówi, że Jezus
Chrystus jest Synem Bożym. Nie idzie tu o są
dy i prawa ludzkie, sądy i prawa, które ludzie
przez miłość, przez pokorę mogą odrzucić, lub .
z których mogą zrezygnować wobec opozycji.
Ich podstawa jest zupełnie różna. Są to, można
rzec, własności nienaruszalne Boga, i nie by
łoby to ani miłosierdziem, ani pokorą, lecz
czystą zdradą ze strony Kościoła, gdyby
w tym przedmiocie wykazywał łagodność .
i ustępliwość, gdyż te prawa i sądy były mu
dane nie nato, aby niemi rozporządzał według
swej woli, lecz żeby je zachował nienaruszo
ne. Tu więc da się zastosować rozkaz: N i e -
118
c h a j t e n , k t o n i e m a m i e c z a , s p r z e
d a s w ó j p ł a s z c z , a k u p i m i e c z , gdyż
tu jest granica między Boskiem i Ludzkiem.
Niechaj wszystkie wartości osobiste znikną,
wszystkie prawa i wymagania czysto przyro- '
dzone ustąpią, a niechaj je zastąpi miecz. Po-'
nieważ idzie tu o sprawę, w której trzeba
s t a w i ć o p ó r , a ż d o p r z e l a n i a
k r w i .
Kościół katolicki będzie zatem
9
zawsze
nieugięty i gwałtowny, gdy w grę wejdą prawa
Beże. Będzie, naprzykład, zawsze nieubłaga
ny wobec herezji, gdyż herezja nie dotyczy
interesów osobistych, z których miłosierdzie
może ustąpić, lecz jest zamachem na prawo
Boże,
które
nie
dopuszcza
ustępliwości.
Wszakże jednocześnie' będzie on nieskończe
nie dobry dla heretyka, ponieważ tysiące mo
tywów ludzkich i okoliczności mogły wpłynąć
na
ukształtowanie
jego
odpowiedzialności.
Wystarczy jedno słowo skruchy z jego strony,
aby umieścił na nowo jego osobę w swym
skarbcu dusz, ale nie jego herezję w skarbcu
swej mądrości: wykreśli z radością dobrowol
nie jego imię z księgi czarnej zbuntowanych,
ale nie skreśli jego dzieł ze stronic Indeksu.
Złoży
dowody
łagodności
wobec
niego,
a gwałtowności wobec jego błędu, ponieważ
jest ludzki, ale prawda jego jest Boską.
119
Wskutek nowożytnego pomieszania pojęć
w rzeczach, dotyczących królestwa Boskiego
i ludzkiego, wytworzyła się ze strony świata
zadziwiająca nieudolność do zrozumienia za
sad odnośnych, według których działa Kościół
katolicki w tych dwu dziedzinach całkowicie
odrębnych, Świat uważa za słuszne, jeśli kraj
jakiś broni swych dóbr materjalnych mieczem,
ale uważa za nietolerancyjne i nierozsądne
ze strony Kościoła, że ten potępia, opierając
się aż do przelewu krwi, zasady, które uznaje
za błędne i fałszywe. Kościół natomiast zachę
ca sw
y
e dzieci tysiąckrotnie, aby ustępowały,
gdy idzie o dobra czysto materialne, gdyż mi
łość pozwala, a czasem nakazuje ludziom za
dowolić się mniejszem, niż im według ich
praw się należy; wszakże, gdy iść będzie
o prawdę lub prawo boskie, nie ustąpi; trwać
będzie mocno i nieustraszenie, gdyż nie może
okazywać „miłosierdzia*
4
w tern, co nie jego
jest; sprzeda zatem paszcz, a kupi miecz, któ
ry' był włożył do pochwy, kiedy spór szedł
o rzeczy czysto doczesne.
W tym dniu, gdy Chrystus wszedł do Je
rozolimy, ujrzeliśmy, jakby w zwierciedle jasne
odbicie paradoksu. K r ó l t w ó j p r z y c h o
d z i d o c i e b i e p e ł e n s ł o d y c z y .
Czyż był kiedy pochód prostszy niż ten ? Czy1
* była kiedy rówma miłość i słodycz? Ten, któ
remu z prawa osobistego „usługują
4
* w Niebie
120
h u f c e n a b i a ł y c h k o n i a c h , teraz ja
ko człowiek zadawala się kilku rybakami i gro
nem dzieci. Ten, któremu z prawa osobistego
harfiarze i aniołowie grają wieczną melodję,
zadawala się, ponieważ stał się człowiekiem
dla nas, zgiełkliwemi okrzykami tłumu. Ten,
k t ó r y n o s z o n y j e s t p r z e z s e r a f i
n ó w i u n o s i s i ę n a s k r z y d ł a c h
w i a t r u, siedzi na oślątku. Przychodzi, pe
łen słodyczy z dróg złotych Jeruzalem nie
bieskiej na błotniste drogi Jeruzalem ziem
skiej, zrzekając się praw osobistych, ponieważ
jest tym ogniem miłości, który sprawia, że
chrześcijanie zrzekają się praw swoich.
A jednak jako Pan, K r ó l t w ó j p r z y
c h o d z i d o c i e b i e... Nie zrzeknie się
swego tytułu nienaruszalnego; nie wyrzecze
się niczego istotnego. Ma swą świtę królew
ską, choć w łachmanach; ma swych włóczni-
ków, choć włócznie ich są palmami; ma swych
heroldów, aby Go obwoływali, choć pobożni
faryzeusze są zgorszeni ich okrzykami; wjeż
dża w mury swego królewskiego miasta, choć
to miasto Go odrzuca, i będzie ukoronowany,
choć cierniową koroną. Tak też i Kościół ka
tolicki idzie naprzód poprzez wieki.
Tam, gdzie idzie jedynie o prawa ludzkie
i interesy osobiste, zrzeknie się raz po raz
wszystkiego, co posiada, protestując tylko dla
sprawiedliwości i nic więcej. I przynagla dzie-
k
ci swe do postępowania podobnie. Jeśli świat
nie dozwoli, by Kościół miał klejnoty, ozdobi
paciorkami szklanemi swe monstrancje, i po
sługiwać się będzie gipsem zamiast marmu
rów, a mosiądzem, zamiast złota.
Ale będzie miał procesje i obstawać bę
dzie przy godności królewskiej. Może się to
wydawać równie ubogie i proste i równie
w złym smaku, jak wejście Chrystusa Pana
przez wrota królewskie. Gdyż Kościół wy
rzeknie się wszystkiego, czego świat od nie
go zażąda, dopóki jego prawa boskie pozo
staną nienaruszone. Wydawać będzie rozkazy,
choćby garstka tylko go miała słuchać; od
trąci od swego łona zbuntowanych, którzy
zwątpią o jego autorytecie, i oczyści dziedzi
niec swej świątyni rózgą, z której ludzie się
śmieją. Zostawi wszystko, co jest czysto
ludzkie, jeśli świat tego zażąda, i nie sprzeciwi
się złu, jeśli tp zło jego tylko dotyczy. Ale jest
coś, czego się nie wyrzeknie, coś, czego się
domagać będzie nawet z całą g w a ł t o w n o
ś c i ą i „uporczywością
4
*: oto godności kró
lewskiej, w którą Bóg sam go przyozdobił.
121
1
\
0
s>
I
SIEDM SŁÓW CHRYSTUSA.
X .
»
. •?; -. V-. .? •_
v
x
\ ' X -^V.;'»
v
v-;/
-O .
X
. ' t- >
; ••
v «
*
*
O- s
y-£<
j
.\* :
^ ■•
j\(fsz
-
\ • *
’
>
.
a
'’,-* ^i-T-
■’. “. vv~* (. ■
• ł .
.
r
♦
*
S
i. -
•/••>•-y*. , ;
s, -
.
*
•V ►
• jr*;
y<
Wstęp.
.,Trzy godziny".
Nabożeństwo do trzech godzin konania ma
dla wiernych wartość, w miarę jak rozumieją,
że kontemplują w niem nietyle tragedję
z przed dwudziestu wieków, ile z ich własnego
życia, i ich czasów. Zastanawianie się jedynie
nad śmiercią Chrystusa na Kalwarji nie więcej
przyniosłoby im pożytku niż rozważanie za
bójstwa Cezara u Stóp posągu Pompejusza.
Takie rozmyślania mogą rzeczywiście być in
teresujące, podniecające i do pewnego stopnia
pouczające, mogą być też źródłem natchnienia,
ale niczem więcej, o ile nie stałyby się chorobli-
wemi i niebezpiecznemu
Śmierć Chrystusa zresztą jest jedyna
w swoim rodzaju, ponieważ jest, można po
wiedzieć, istotą śmierci. Jest czemś więcej niż
kulminacyjną
ohydą
wszystkich
dziejów
zbrodni; jest nawet czemś więcej niż t y p e m
wszelkich możliwych zniewag ludzi względem
Boga. Jest bowiem uzewnętrznieniem na vvi-
downi dziejowej świata wewnętrznych trage-
dyj, powtarzających się w każdej duszy, która
126
<
(
j o
obraża
i
odrzuca, ponieważ Bóg, którego
krzyżujemy w nas, jest tym samym Bogiem
niegdyś ukrzyżowanym na Golgocie. I niema
w opowieściach Ewangelji ani jednego szcze
gółu, któryby nie mógł być powtórzony we
wnętrznie w życiu duchowem grzesznika;
wydarzenia, podane przez ewangelistów, mu
szą być mniej więcej identyczne z faktami
każdej apostazji.
Tragedfa rozpoczyna się więc zdradą su
mienia, zdradą spełnioną przez te czynniki na
szej natury, które są przeznaczone na przy
jaciół sumienia i jego obrońców, jak uczu
cie i rozumowanie. Sumienie jest pojma
ne, związane i m'a być sądzone; niema bowiem
grzechu śmiertelnego bez uprzedniego zasta
nowienia, i nigdy człowiek go nie popełnił bez
przeprowadzenia naprzód szybkich i urągli
wych sądów
r
, w których kłamliwa ostrożność
lub fałszywe pojęcie wolności solennie wyro
kuje, że sumienie jest w błędzie.
Jednakże i wówczas sumienie pozostaje,
i oto Boga przyodziewają pozory śmieszne
i niemądre i stawią poniżej Barabasza, natury
grubjańskiej i brutalnej, natury pozbawionej
wyższych pragnień. I tak dramat się rozgry-
wm, sumienie jest ukrzyżowane. Oto umilkło,
tylko czasem przerywa ciemności, które się
nagromadziły, przez protesty coraz słabsze, aż
wreszcie zamiera w rzeczywistości. Od tej
V.
127
pory nie istnieje nadzieja, chyba w cudzie
Zmartwychwstania.
Krzyż Kalwarji nie jest zatem ani typem,
ani obrazem; jest to fakt identyczny z tak do
brze i straszliwie nam znanym z własnego ży
cia duchowego. Ponieważ Chrystus nie jest
jedną osobą, a sumienie drugą, lecz to rzeczy
wiście Chrystus przemawia w głosie sumie
nia, Jego zatem krzyżujemy w grzechu śmier
telnym.
Bądźmy więc szczerzy z sobą. Nie kon
templujemy tylko śmierci Chrystusa, ale włas-
✓ ną, ponieważ patrzymy na śmierć Chrystusa,
k t ó r y j e s t n a s z e m ż y c i e m .
Pierwsze Słowo.
Ojcze, przebacz im, gdyż nie wiedzą, co czynią.
W poprzednich rozdziałach rozważaliśmy
życie Chrystusa w Jego ciele mistycznem ze
stanowiska, które uwydatnia dziwaczne i licz
ne paradoksy, w jakie na pewnym poziomie
obfitują wszystkie formy życia. I widzieliśmy,
że paradoksy te istnieją w strefie, gdzie się
styka człowieczeństwo z bóstwem. Chrystus
jest Bogiem, a Bóg umrzeć nie może, Chrystus
więc stał się człowiekiem, by móc umrzeć.
Kościół jest boski, a zatem święty, ale prze
bywa w ciele grzesznej ludzkości i uważa za
swe dzieci zarówno grzeszników, jak i świę
tych.
Pod tym samym kątem widzenia rozpa
trzymy ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa, Je
go Słowa, jakie z wysokości krzyża był wy
rzekł, aby odnaleźć te same charakterystyczne
paradoksy i te same tajemnice. W pierwszem
Słowie napotykamy p a r a d o k s p r z e b a
c z e n i a B o s k i e g o .
129
Zwykłe przebaczenie ludzkie, jest cnotą
przyrodzoną, wynikiem naturalnego zmysłu
sprawiedliwości i w człowieku normalnym
przebaczenie będzie naturalną i nieuniknioną
częścią pojednania, z chwilą, gdy nastąpi pe
wien rodzaj zadośćuczynienia. Naprzykład,
grzeszy przeciw mnie mój przyjaciel, szkodzi,
być może, mojej dobrej sławie; pierwszem
uczuciem we mnie będzie uraza, może myśl
pomsty. Lecz nadewszystko dziwi mię głupo
ta mego przyjaciela, i nieznajomość z jego
strony mego charakteru. „Gniewa mię, mówię
zupełnię szczerze, nietyle to, co o mnie opo
wiada, ile dowód, jaki przez to daje, że zupeł
nie niezdolny jest mnie zrozumieć. Myślałem,
że jest moim przyjacielem, że ze mną sympa
tyzuje, a przynajmniej o tyle rozumie, aby mi
oddać sprawiedliwość. A teraz, sądząc go po
tem, co o mnie opowiada, widzę, że się myli
łem. O połowę mniejbym się gniewał, gdyby
to, co opowiada, było prawdą. Z tego wszyst
kiego widzę, że mię nie zna“.
Lecz oto przyjaciel mój zrozumiał, że mi
wyrządził krzywdę, że kłamstwa, jakie o mnie
powtarzał, i przypuszczenia, jakie robił o mo
ich czynach, nie były ani słuszne, ani praw
dziwe. I skoro o tem jestem przez kogoś po
wiadomiony, moja uraza znika, jeśli mam choć
najmniejszą cnotę naturalną; rozwiewa się,
Paradoksy katolicyzmu.
9
►
i
J
»
130
ponieważ moja duma urażona jest zaspokojo
na. Przebaczam mu łatwo i w sposób natural
ny, ponieważ wie teraz, jak pobłądził.
Jakaż różnica absolutna między przeba
czeniem ludzkiem, łatwem i pełnem miłości
własnej, a boskiem przebaczeniem Chrystusa f
W sumieniu Piłata, niesprawiedliwym przed
stawicielu prawa, i w tern, co się nazywało
sumieniem w Herodzie, i w sercu kapłanów,
którzy wydali swego Boga, i żołnierzy, któ
rzy wykonali wyrok na swym Panu, i w sercu
Judasza, który zdradził przyjaciela, — u tych
wszystkich było pewne niezadowolenie z sie
bie, niezadowolenie wyraźnie zaznaczane przy
pierwszej i ostatniej osobie z tej listy; jakiś
cień nikły postrzeżenia i zeznania tego, co
czynili i spełnili. I dla człowieka zwykłego by
łoby może względnie łatwo z tego powodu
przebaczyć obelgi. „Przebaczam im, rzekłby
ów człowiek z wysokości krzyża, bo pozostał
im choć promyk zeznania, jest w nich jeszcze
iskierka, która ich usprawiedliwia, i dlatego
postaram się przynajmniej odrzucić swoją ,
urazę i. prosić Boga, by im przebaczył**.
Lecz Chrystus woła:- „Przebacz im, gdyż;
nie wiedzą, *to czynią! Przebacz im, gdyż te
go strasznie potrzebują, ponieważ nawet nie
wiedzą, że potrzebują. Przebacz w nich to,
co jest nieprzebaczalne!“
131
Nasuwają się same przez się dwie re
fleksje:
l-o. Przede wszystkiem potrzebujemy B o-
s k i e g o przebaczenia, ponieważ żaden grze
sznik z pośród nas nie zna zła- spowodowanego
Drzez grzech. Powiadamy o jakimś człowieku,
że jest niewolnikiem grzechu ciała, a on sam
stara się uspokoić myślą, że nie obraża przez
to nikogo prócz siebie, gdy nie wie, jaką obel
gę czyni Duchowi Świętemu, rozwalając Jego
świątynię. Jakaś kobieta powtarza wszystkie
plotki oczerniające, jakie zasłyszy, i pociesza
się w chwilach skruchy myślą, że „nie wy
rządza szkody“, nie wiedząc, jak winna jest
za zniechęcenie, którego jest przyczyną, za
posiew nieufności i niechęci, rzucony między
przyjaciół. Naprawdę, niemożliwe jest, aby ja
kikolwiek grzesznik mógł ocenić wpływ grze
chu. Potrzeba nam więc przebaczenia Boskie
go, a nie ludzkiego, przebaczenia, które zstę
puje na nas, gdy nie wiemy, że musimy je
osiągnąć lub też umrzeć; potrzeba miłości
Ojca, który, gdy j e s z c z e d l a l e k o j e
s t e ś m y , b i e g n i e n a n a s z e s p o t k a
n i e i poucza nas, po raz pierwszy, przez go-
rącość przyjęcia, po jakich odległych zimnych
9*
i
• 132
%
przestrzeniach błąkaliśmy się. Gdybyśmy w i e-
d z i e l i , pierwszy lepszy mógłby nam wy
baczyć. Lecz ponieważ nie wiemy, więc Bóg
tylko, który wie wszystko, może nam skutecz
nie przebaczyć.
2-o. I to B o s k i e przebaczenie my sami
musimy stosować do tych, którzy zawinili wo
bec nas, bo ci tylko co przebaczają, otrzymają
przebaczenie. Nie powinniśmy czekać, aż na
sza urażona duma znajdzie satysfakcję we
wstydzie świadomym naszego wroga, aż dług
będzie spłacony, ponieważ został zeznany,
a my sami zadowoleni będziemy z siebie, wie
dząc, że sprawiedliwość wkońcu jest nam wy
mierzona. Jedyne przebaczenie nadprzyrodzo
ne, a więc pełne zasługi jest to, które udzielamy
ludziom, ponieważ nie wiedzą, że go potrze
bują, a
1
nie, ponieważ czują jego potrzebę.
/
t
Drugie Słowo.
Zaprawdę, powiadani ci, dziś jeszcze będziesz
ze Mną w raju.
Mistrz nasz w tem drugiem Stówie sto
suje bezpośrednio pierwsze: daje dowód, co
ono w sobie mieści, poucza poglądowo. Poka
zuje nam, jak strumień miłosierdzia, który
spłynął z Nieba w odpowiedzi na modlitwę,
tylko co przez Niego sformułowaną, oświeca
człowieka, który najbardziej z pośród obec
nych na Kalwarji był pogrążony w najciem
niejszej nieświadomości; człowiek ten, umiesz
czony w samem sercu tragedii, mniej ją rozu
miał zapewne, niż najmniejsze z dzieci, za
błąkane w ostatnich rzędach tłumu.'
Życie jego było jakby jednem wyzwa
niem rzuconem prawom boskim i ludzkim. Na
leżał do band zorganizowanych z wyrzutków
społecznych; bandy te grasowały w okolicach
Jerozolimy, rabując domy odosobnione, napada
jąc na samotnych podróżnych, obciążając się
grzechami najkrwawszemi i najsromotniejsze-
mi zarazem, podobni do tych zbrodniarzy, któ
rzy zakażają wielkie miasta. Nakoniec schwy-
r
/
134
tany został przez państwową machinę rzym
ską, ujęty w jakiejś ohydnej wyprawie i nie
nawidzący, wściekły i pogardzający, pełen
zarazem zuchwałości i strachu, warcząc jak
dziki zwierz, wobec każdej napotkanej twa
rzy, urągał i. złorzeczył Obliczu Boskjejnu.
które nań spoglądało z w
r
ysokości krzyża" ta- ^
kiego, na jakim sam wisiał, a nie mając iskierki
honoru, który podobno, tkwi nawet „między
złoczyńcamiwyrzucał
sw
r
emu
„towarzyszo
wi zbrodni
44
szaleństwa jego „zbrodni
44
.
„Jeśliś ty jest Chrystus, wybawże sam
siebie i nas
44
.
Paradoks jest tu dość wyraźny. Sądzićby
można, że któryś z kapłanów, jakiś lękliwy'
uczeń, lub żołnierz wierny swemu obowiąz
kowi, o sercu jeszcze dostępnem dla dobroci,
nienawidzący czynu, w którym brał udział —
że jeden z tych będzie pierwszym przedmio
tem przebaczenia. Byłoby tak niezawodnie,
gdyby który z nas ludzi wisiał był na krzyżu
Chrystusowym. Lecz skoro Bóg przebacza,
przebacza naprzód najbardziej nieświadome
mu, czyli najdalej stojącemu od' przebaczenia,
— nie czyni z Piotra, Kaifasza, czy setnika, lecz
z Dyzmy, rozbójnika, pierwszego w' Odku
pieniu.
V
135
Pierwszym skutkiem miłosierdzia Bożego
jest oświecenie. Z a n i m o n i z a w o ł a j ą ,
J a o d p o w i e m . Zanim złoczyńca odczuje
pierwszy niepokój żalu, już Łaska w nim pra
cuje i oto po raz pierwszy w swem smutnem
życiu zaczyna on rozumieć. Niezwykłe światło
napełnia jego duszę. Żaden bowiem pokutnik,
mający doświadczenie wielu lat życia ducho
wego, żaden święty o sercu skruszonem przez
kajanie się nie mógłby modlić się doskonalej
niż ten parjas ludzkości. Jego inteligencja za
pewne nic nie chwytała, albo bardzo niewiele,
z wielkich mocy ‘działających wokół niego
i w nim; nie wiedział jasno nic lub bardzo
mało o Tym, który obok niego był ukrzyżo
wany; jednak intuicją duszy sięga samego
jądra tajemnicy i wypowiada się w modlitwie,
która wyraża miłość doskonałą wraz z pokorą
głęboką, całkowitą ufność, pełną nadzieję,
wiarę jasnowidzącą i niewysłowioną cierpli
wość; dusza jego w tym jednym momencie
całkowicie rozkwitła: P a n i e p o m n i j n a
m n i e , g d y b ę d z i e s z w k r ó l e s t w i e
T w o j e m . Widział chwałę poprzez hańbę,
Tron wieczny poprzez krzyż i przyszłość po
za teraźniejszością i prosi tylko, by wspomnia
no o nim, gdy hańba przeobrazi' się w chwałę,
a krzyż stanie się tronem, gdyż zrozumiał
znaczenie tego wspomnienia: „ W s p o m n i j
K
136
P a n i e , ż e c i e r p i a ł e m o b o k C i e -
Tak doskonałe usposobienie urobiła w nim
Łaska, że w jednej chwili z o s t a t n i e g o
s t a ł s i ę p i e r w s z y m . Nawet Marja
i Jan nie otrzymali tak bezpośredniej nagro
dy, jaka będzie jego udziałem. Ich oczekują
inne dary, a pierwszemi będą rozłąka i wy
gnanie. W danej chwili człowiek ten wysuwa
się na pierwsze miejsce, i ukrzyżowani obok
siebie na Kalwarji — pójdą obok siebie na spo
tkanie dusz, które ich oczekują w otchłaniach •
i nadbiegną z taką radością, by ich przyjąć.
D.ziś j e s z c z e
b ę d z i e s z z e M n ą
w R a j u.
.v.
*
Paradoks „ o s t a t n i b ę d ą p i e r w
s z y m i“, jest stałą nauką Chrystusa, tak
zbijającą z tropu i wzburzającą, że zmuszony
był powtarzać ją po wiele, wiele razy
1
. Na
uczał jej przynajmniej w czterech przypowie
ściach : o z g u b i o n e j m o n e c i e , o z a
g i n i o n e j o w c y , o s y n u m a r n o - '
t r a w n y m , o r o b o t n i k a c h w w i n n i -
c y. Dziewięć monet jest porzuconych na sto
le, dziewięćdziesiąt dziewięć owiec jest pozo
stawionych, syn najstarszy ma się za wzgar
dzonego i zaniedbanego, robotnicy żalą się na
faworyzowanie ^ towarzyszów, pracujących
137
krócej niż oni. Wszelako pomimo te wszystkie
pouczenia wydobywa się skarga z łona chrze
ścijan, że Bóg jest nazbyt miłującym, aby był
zupełnie sprawiedliwy. Oto nawrócona jakaś
dusza przychodzi do kościoła już w latach doj
rzałych i w ciągu paru miesięcy zdobywa łaski
nie mniejsze od świętej Teresy i staje się jej
córką. Niefrasobliwy łotr skazany' jest na
śmierć za zabójstwm, a w trzy tygodnie po wy
roku umiera na szubienicy jak święty. Zdaje
się, że skarga jest naturalna. Z r ó w n a ł e ś
i c h z n a m i , k t ó r z y z n o s i l i ś m y u p a ł
i z n ó j d z i e ni n y.
Wszakże
popatrzcie
jeszcze,
synowie
starsi. Wasze życie religijne staranne, ciche,
czy wykazywało kiedy tak głęboką pogardę
dla siebie, do jakiej doszedł syn młodszy?
Rzeczywiście byliście cnotliwi i sumienni,
i byłby zaiste w^styd, gdybyście takimi nie
byli, zważywszy na obfitość Laski, którą się
zawsze cieszyliście. Ale czyście pracowali
kiedy poważnie nad osiągnięciem jedynej za
lety moralnej, na którą, Chrystus wskazuje
w sobie jakonatę, którą przedew szystkiem trze
ba naśladować? U c z c i e s i ę o d e M n i e .
i ż j e s t e m c i c h y i p o k o r n e g o s e r -
c a. Mą to na pewno swoje znaczenie, że nie
mówi wyraźnie: uczcie sj^ ode Mnie czysto
ści, męstwa, gorliwości, ale uczcie się pokory,
bo w niej nadewszystko z-najdziecie w y p o-
t
«
c z y n e k d l a d u s z w a s z y c h . Czyż.
przeciwnie, nie odczuwaliście pewnej dumy
z religji swojej, "cnoty lub lekceważenia dla
drugich? Słowem wy, syhowie starsi, nie by
liście równie doskonałymi jak wasi młodsi
bracia. Nie odpowiadaliście łaskom odbiera
nym, tak jak oni odpowiedzieli. Nigdy nie by
liście zdolni do takiego poniżenia, aby wrócić
do domu (co jest trudem o wiele twardszym,
niż w nim przebywać), ani dość pokory, by
rozpocząć po raz pierwszy pracę, na godzinę
zaledwie przed zachodem słońca.
Rozpocznijcie więc od początku, a nie
z pół drogi. Zejdźcie przed drzwi kościoła,
uderzcie się w piersi i nie mówcie: niech Bóg
mię wynagrodzi, bo tyle dlań uczyniłem,-lecz:
niech Bóg mi będzie miłościw, bo uczyniłem
tak mało. Porzućcie miejsce obok faryzeuszów
i padnijcie na kolana i płaczcie u stóp Chry
stusa w nadziei, że będzie mógł wam wkońcu
powiedzieć: P r z y j a c i e l u , w s t ą p w y
ż e j .
138
j
Trzecie Słowo.
Niewiasto, oto syn Twój. Oto Matka twoja.
Pan zostawiając teraz duszę, która w je
dnej chwili stanęła w szeregu wybranych,
zwraca się do dwu innych, które nigdy nie opu-
-szczały tego miejsca, a przedewszystkiem do
Marji, której duszy nie skaził nigdy oddech
grzechu, na której łonie Bóg wcielony spoczy
wał z taką ufnością i spokojem, jak na sercu
Ojca Przedwiecznego, do Matki, która była Je
go Niebem na ziemi. Obok niej stoi ze wszyst
kich ludzi najgodniejszy, by stanąć przy boku
Marji, skoro Józef poszedł już po nagrodę do
Pana, ai święty Jan Chrzciciel połączył się
z prorokami — stoi u c z e ń , k t ó r e g o J e
z u s m i ł o w a ł , który spoczywał na łonie"Je
zusa, jak Jezus na łonie Marji.
Pan nasz dał nam poznać, jak obchodzi
się z grzesznikami, teraz wskazuje, jak
u w i e l b i o n y j e s t w s w y c h ś w i ę
t y c h . Paradoks Słowa trzeciego tkwi w tern,
że śmierć, która dzieli i rozłącza tych. co są
140
rozłączeni z Bogiem, jest węzłem między tymi*
którzy są z Nim złączeni.
Śmierć
jest
nieubłaganym
wrogiem
społeczności ludzkiej ' zorganizowanej poza
Bogiem. Król umiera i oto królestwo jego na
tychmiast jest w niebezpieczeństwie rozbicia.
Umiera dziecko i oto matka modli się,^y mo
gła począć drugie, by ojciec i ona nie oddalili
się od siebie. Śmierć jest siewcą niezgody i roz
działu w związkach naturalnych, ponieważ
jest najwyższym przeciwnikiem życia natu
ralnego. Jest grozą południa z przypowieści
4
o bogaczu niemądrym i zmorą niemądrego
ubogiego, ponieważ ci, co swe'' nadzieje
umieszczają w tern życiu, widzą, że śmierć
jest grobem tych nadziei. Dla nich niema od
woływania się poza grób.
ł
Otóż,
właśnie,
przeciwieństwo
tego
wszystkiego napotykamy w porządku nad
przyrodzonym, ponieważ wrota śmierci, wi
dziane ze strony* nadprzyrodzonej, są począt
kiem, nie zaś końcem. Tak samo gdy się
śmierć zjawia w rodzinie, która żyje życiem
nadprzyrodzonem, zjednoczoną już na tym
świecie w miłości Bożej, łączy i zbliża nietyl-
ko pozostałych, ale i tych nawet, których,
*
f
zdawaćby się mogło, rozłączyła. Nie wnosi
z sobą zamieszania, zgrozy, rozdziału, lecz
budzi nadzieję i serdeczność, łagodzi dawne
różnice, rozprasza b:>te nieporozumienia.
Już na grobie Łazarza Boski nasz Mistrz
dał do zrozumienia, że tak będzie, skoro
uświęci śmierć swą śmiercią własną'. K t o
we M n i e w i e r z y , n i e u m r z e . Czyli
ten, kto umiera z Chrystusem, którego punkt
ciężkości jest w nadprzyrodzoności, nie uwa
ża, aby śmierć była tern, za co ją ma natura.
W istocie ona nie rozłącza ale łączy, nie wy
stawia na zgubę i nie kończy życia i interesów
i posiadania, lecz oswobadza od ryzyka, jakie
w nich tkwiło, i od tego, co w nich było śmier
telne.
Chrystus rozmyślnie i wyraźnie działa
zgodnie z tą prawdą. Niegdyś wskrzesił był
Łazarza i córkę Jaira, i syna wdowy,
gdyż cierń śmierci nie mógł być w inny spo
sób wyrwany, lecz teraz, gdy s a i n d o
ś w i a d c z y ł ś m i e r c i z a k a ż d e g o
c z ł o w i e k a , spełnia czyn jeszcze bardziej
uroczysty i nadprzyrodzony i odnosi triumf nad
śmiercią, poddając się jej, ale nie rozkazując.
Życie już było połączyło, o ile życie
śmiertelne może połączyć, te dwie dusze, któ
re Go tak kochały i tak się kochały nawza
jem. Dusze te, ponieważ Go znały tak dosko
nale, znały i siebie tak doskonale, jak tylko '
141
142
poznanie i sympatja może łączyć dusze w tent
życiu. Lecz oto trzeba, aby to zespolenie było
podniesione do wyższego stopnia. Były już
połączone na żywem łome Jezusa, obecnie na
Jego sercu, które już bić przestaje, poznać
mają jedność doskonalszą.
Jest zaiste faktem zdumiewającym, że
wyobraźnia nasza może być tak niepokojona
i gnębiona na myśl o śmierci, że do tego stop
nia jesteśmy wciąż bez z r o z u m i e n i a ,
że poczytujemy umiłowanie śmierci za objaw
chorobliwy, kiedy o wiele bardziej chorobli
wym jest lęk przed nią. Nie dlatego iżby ro
zum nasz lub wiara błądziła, lecz jedynie
przez to, że władza najbardziej ruchliwa i nie
poskromiona, którą nazywamy wyobraźnią,
nie przyswoiła sobie jeszcze prawdy uznanej
przez nasz rozum, jak również przez wiarę
naszą, a mianowicie, że dla tych, którzy są
w przyjaźni z Bogiem, śmierć nie jest tern sa
mem, czem dla innych. Nie kładzie kresu, jak
już
było
powiedziane,
naszej
egzystencji
i wszystkiemu, co nam ją miłą czyni, lecz
przeciwnie, wyswobadza ją i doprowadza do
pełni doskonałej.
A wszystko dzięki temu, że Jezus Chry
stus sam zanurzył się w czeluście śmierci
i tern ugasił jej płomienie. Od tej pory#je
steśmy rodziną w Nim, jeśli pełnimy Jego wo
lę: J e g O ' b r a t e m i s i o s t r ą i m a t k ą ;
143
a Marja jest nasza Matką nie z natury, co nie
jest rzeczą istotną, lecz w sposób nadprzyro
dzony, co jest najistotniejsze. Marja jest moją
matką, a Jan moim bratem, ponieważ, jeśli
umarłem w Chrystusie z Chrystusem, to ż y j ę
już nie ja, ale ż y j e w e m n i e C h r y
s t u s . Czyli słowami temi Chrystus zapo-
czątkowywa Świętych Obcowanie i nakłada
na nie pieczęć swej śmierci.
*
Czwarte Słowo.
* •
Boże mój! Boże mój! Czemuś Mię opuścił?
Nasz Błogosławiony Mistrz w Objawie
niu, kóre daje z wysokości krzyża, dochodzi
stopniowo do wnętrza tego Objawienia, do
jego
centrum
czyli
do
Samego
Siebie.
Rozpoczyna od kół najbardziej zewnętrznych,
od nieświadomych grzeszników, zajmuje się
następnie jedynym z nich, który przestał być
nieświadomy, później tymi, którzy byli zawsze
najbliżej Niego, aż wreszcie* objawia najgłęb
szą tajemnicę. Jest to, w każdem znaczeniu,
Słowo środkowe wpośród siedmiu, jakie wy
powiedział. Niema potrzeby zwracać uwagi
na paradoks w niem zawarty.
*
•
Przypomnijmy najpierw dogmat obja
wiony, że Jezus Chrystus jest Synem odwiecz
nym Ojca, że przebywał zawsze w Jego ło
nie, że kiedy był opuścił Niebo, nie opuścił
swego miejsca przy Nim; że w Betlejem,
w Nazarecie, w Galilei, w Jerozolimie,
w Gethsemani i na Kalwarii był zawsze S ł o-
145
w e m, k t ó r e j e s t w Bop, i że 15o-
? i e tn b y ł o S l o w u. Przypomnijmy, że
Jego święte człowieczeństwo patrzyło usta
wicznie w oblicze Roga. ponieważ Jego łącz
ność z Rogiem była zupełna i całkowita; że
kiedy w swym żłobku zwróci! oczy na t w a r z
Matki, widział poza Nią oblicze sw'ego Ojca;
kiedy w ołał w (ictłisemaiii: J e ś l i t o m o ż 1 i-
w e... nawet w świętem swem człow iec/cń-
•stwie wiedział, że to być nie może; a kiedy
na Kai war ji jęczał, że Róg Go opuścił, oglądał
i wówczas, bez jednego momentu przerw \.
chwałę Niebios i Ojca swego.
Jednakże prawdą jest. że Jego krzyk roz
dzierający był rzeczywistością nieobliczalnie
większą, niż kiedy wydał go Dawid, a po nim
grzesznik pełen rozpaczy w najgłębszych
ciemnościach duchowych pogrążony. Cała bo-
Jeść dusz świętych i grzesznych, wziętych ra
zem, nie może nawet w przybliżeniu być po
równana do cierpienia Chrystusa. Z własnej
bowiem woli odmówił przyjęcia pociechy od
tej Obecności, której Mu nigdy brakować nie
mogło, i z własnej woli zgodził się być prze
niknięty, nasycony i torturowany przez smu
tek, na jaki nigdy nie zasłużył. Nakazał
wszystkim władzom swej istoty ludzkiej i bo
skiej uchylić się od najlżejszego zetknięcia
z pociechą, a natomiast wydał jef wszystkie
bez obrony na łup wszelakich cierpień. Jeśli
Paradoksy katolicyzmu.
10
146
i
psychologia tego stanu przechodzi zupełnie na
szą możność rozumienia, musimy pamiętać, że
patrzymy na stan psychiczny S ł ó w a, któ
re s t a ł o s i ę C i a ł e m . . . Czyż
możemy
się
spodziewać, że go rozumiemy?
*
Jest jedno zdanie, samo w sobie para
doksalne,
odpowiadające
jednak
czemuś,
o czem wiemy, że jest prawdziwe; rzuca ono
jakby słaby promień światła na nieprzeniknio
ne ciemności i jakby rozciąga przeżycia Chry
stusa na krzyżu do tego punktu, który się styka
z naszem własnem ludzkiem życiem. Jest to
zdanie, które maluje stan dobrze znany przez
osoby uduchowione: „O p u ś c i ć B o g a d l a
B o g a“.
Najprostszą i najniższą formą tego stanu
jest przystanie całą naszą wolą na pozbawie
nie nas zwykłej pociechy duchowej.
Stan taki z pewnością jest niewytłumaczo
ny, ponieważ zwykłe podpory naszej woli —
inteligencja i uczuciowość — z samej swej na
tury nie mogą mu przyjść z pomocą. Serce na
sze wzdryga się na takie opuszczenie, a rozum
nie może pojąć motywów. My jednakże na to
przyzwalamy a przynajmniej widzimy, żeśmy
to uczynić powinni, a czyniąc to — czyli prze
stając wyczuwać obecność Boga, bliżsi jęj
jesteśmy niż kiedykolwiek przedtem. Opusz
czamy Boga, by Oo znaleźć.
147
Drugiego stanu doświadczamy wówczas.»
kiedy nietylko opuszczają nas wszystkie po
ciechy, lecz nawet wiara rozumiejąca przyga
sa, kiedy wydają się znikać nawet słuszne
racje, dla których wierzymy. Wszakże nie jest
to jeszcze ostatni stopień spustoszenia ducho
wego, jakie człowiek ijioże odczuwać.
Jest to doświadczenie bardzo ciężkie
i wiele dusz przez nie przechodzi, muszą być
jednak na nowo pocieszane przez Boga, który
je prowadzi potem drogami mniej stromemi.
aby w zupełności nie upadły.
Jest stan trzeci, o którym Święci opowia
dają nam tylko słowami urywanemi i oderwa-
nerni obrazami...
Aby skończyć, powiedzmy, że stany
opuszczenia w takiej lub innej formie są eta
pami w rozwoju duchowym, podobnie jak je
sień i zima są porami roku. Początkujący do
świadczają pierwszego stanu pustki duchowej,
bliżsi Boga doświadczają drugiego, a ci, któ
rzy doszli do rzeczywistego związku z Bo
giem — trzeciego. Każdy jednak musi je cier
pieć w odpowiednim stopniu, bez nich bowiem
postęp jest niemożliwy.
Odwagi zatem, przyjmijmy dopust Boży
śmiało w świetle tego Słowa Chrystusowego.
Jak bowiem możemy uświęcić cierpienia cie
lesne wspomnieniem ran Chrystusa, tak sarno
1 0 *
/
14S
możemy uświęcić cierpienie duchowe wspo
mnieniem .Tego ciemności. Jeśli Ten. k t ó r y
n i c o p u s z c z a ! n i g d y m i c j s c a p o
p r a w i c y O j c a s w e g o, mógł doznawać
takich cierpień i to w sposób jedyny i naj
wyższy, jakże powinniśmy być zadowoleni
mogąc je znosić w stopniu nieskończenie mnicj-
, szym, my, cośmy od chwili dojścia do używa
nia rozumu, porzucali wciąż nietylko nasze
miejsce u Jego boku. lecz nawet sam Pont
Jego.
%
Piąte Słowo.
ł^rmpię.
■ Pan nam w dalszym ciągu wyjawia »uun
swój stan wewnętrzny, ponieważ jest on, na-
ogół biorąc, kluczem do zrozumienia życia ca
łej ludzkości. Jeśli cośkolwiek pojmiemy z te
go, co Jego dotyczy, to jednocześnie zrozu
miemy siebie samych o wiele lepiej.
Wskazał nam. że może być pozbawiony
wszelkiej pociechy duchowej i czem jest takie
wyzbycie, a tera/ nam wskazuje na wartość
cierpień fizycznych. Paradoksem, który mamy
rozpatrzyć, jest fakt. że Fen. który jest Źró
dłem wszystkiego, może wszystko utracie, że
Stwórca potrzebuje swego stworzenia, że I e-
mu. który nam daje w o d ę ż y w ą. k t ó r a
w y t r ys k a n a ż y w ot w i e c z n y. .mo
że braknąć wody życia ludzkiego, najprostszej
ze wszystkich potrzeb. W swem pognębieniu
boskiem nic przestaje przecież być człowiekiem.
Jest w zwyczaju na temat tego Słowa
rozmyślać
o Chrystusów em pragnieniu dusz.
150
Oczywiście jest to myśl słuszna, ponieważ na
krzyżu nietyiko część Jego istoty, ale całe Je
go jestestwo było w każdem Jego pragnieniu.
Z pewnością pragnął dusz. Kiedyż bowiem
ich nie pragnie?
Łatwo jednak stracić miarę prawdy, jeśli
będziemy każdą rzecz uduchowiać, i pomijać —
jakby niegodne uwagi — cierpienia fizyczne
Chrystusa Pana.
To pragnienie Ukrzyżowanego jest sumą
ostateczną wszystkich cierpień krzyżowania:
agonja fizyczna, gorączka, którą powodowała,
spiekota słoneczna — wszystkie te cierpienia
doszły do punktu kulminacyjnego w męce.
którą Chrystus wyraził w tym okrzyku.
Zatem bóle fizyczne, ponieważ Jezus nie-^
tylko chciał je znosić, ale nawet mówił o nich,
stanowią cz
t
ęść boskiego działania narówni
z najbardziej duchowemi cierpieniami. W ży
ciu są one rzeczywistością potężną, życiodajną.
W modzie obecnie jest uważać nas za istoty
wyższe ponad tę rzeczywistość, jakoby zbyt
brutalną dla naszej natury, lub nawet niezdro
wą. Naprawdę jednak boimy! się cierpienia
fizycznego i wskutek tego wszystkiemi spo
sobami staramy się je oddalić. Uśmiechamy
się nad pokutą dawnych świętych i ascetów,
jak gdybyśmy byli na wyższym stopniu roz
woju i nie potrzebowali tak elementarnych po-
4
mocy w pobożności.
151
Niechże to Słowo sprowadzi nas do na
szych prawdziwych rozmiarów. Jesteśmy bez
ciał niekompletni. Dusza sama sobie nie wy
starcza i ciało ma też swą rolę w dziele Od
kupienia. również rzeczywistą jak dusza, któ
ra je zamieszkuje i rządzić niem powinna.
Oczekujemy z b a w i e n i a i z m a r t w y c h
w s t a n i a c i a ł . Zdobywamy zasługę lub
grzeszymy w duszy przed Bogiem czynami,
spełnioneini w swojem ciele.
'
Tak samo jest w Chrystusie Panu wsku
tek Tfcgo nieskończonego współczucia. S ł o-
w o s t a ł o s i ę C i a ł e m , mieszkało w cie
le i wzniosło to ciało do Nieba. Więcej jeszcze.
Pan nasz cierpiał w ciele i powiedział nam —
że cierpienie to jest nie do wytrzymania.
łfr
W książce powszechnie znanej
1
) poeta ka
tolicki opisuje z wielką siłą rozwój systemu
nerwowego współczesnych ludzi i ostrzega
czytelnika przed skrupułami, któreby mogły
naprowadzić go na myśl, że ci, którzy nie bi
czują się cierniami, lekceważą sobie środek
uświątobliwienia. Zwraca uwagę z wielką
słusznością, że ludzie współcześni doznają
w
sposób o wiele subtelniejszy, niż ich
przodkowie średniowieczni, cierpień, które są
również fizyczne; przestrzega nas przed
*) W ..Zdrowiu i Świętości" Franciszka Tłiompsoua.
\
umartwieniami
nieumiarkowanemi.
Musimy
jednak uważać, by nic popaść w przeciwna
krańców ość i nic patrzeć na ból fizyczny, jako
na zbyt elementarny dla naszych wydelika
conych natur i wobec tego nieodpowiedni"
w alchemii duchowej. Byłoby to zarazem nie
bezpieczne i błędne: C o ' ‘ B ó g z ł ą c z y ł ,
n i e c h a j c z ł o w i e k n i e r o z ł ą c z a .
Bo skoro tylko zaczniemy traktować duszę
i ciało jak tow arzyszy niedopasowanych i zaj
mować się każdym oddzielnie, naroścież
otworzymy wrota z jednej strony starożytnym
błędom gnostyków — sensualizmow i, z dru
giej zaś okaleczeniu i zapoznaniu zdrowych
wymagań człowieczeństwa.
Kościół ze swej strony z całą jasnością
podkreśla takt, że dusza i ciało tworzą całko
witego człowieka, jak Bóg i Człowiek stanów f
jednego Chrystusa:
wskazuje i ilustruje ten
dziwny związek i oddziaływanie wzajemne
obli składników przez stale trwanie przy ta
kich wymaganiach jak post i wstrzemięźli
wość. A święci mówią z równą jasnością
i z równym naciskiem. Nie\było ani jednej du
szy wyniesionej przez Kościół na ołtarze, któ
rej życie nie znałoby pod jakąkolwiek postacią
umartwdeń cielesnych. Rzeczywiście, niektó-'
rzy z nich przestrzegali nas przed nadużyciem,
ale w jaki sposób i przed jakiem nadużyciem!
„Bądźcie umiarkowani—powiada święty lgną-
cy. najrozsądniejszy i najumiarkow ańszy ze
wszystkich świętych - uważajcie, abyście się*
nie okaleczyli, biczując się prętami żelaznemi.
Hóg tego nie wymaga
1
*.
Cierpienie ma rzeczywiste miejsce w na
szym postępie. Któż, doznawszy cierpienia,
mógłby o tern wątpić?
Rozważmy zatem, według Chrystusowego
Słowa, czy nasza postawa wobec cierpienia fi
zycznego jest taka, jakiej I3óg chce. Dwa błę
dy możemy popełnić. Albo za mało możemy się
go obawiać — to jest przyjmować je ze stoi
cy zmem pogańskim, a nie w duchu chrześci
jańskim, - albo możemy obawiać się go
zbytnio. Nie gardźcie karaniem, ale i nie upa
dajcie pod niem. Oczywiście druga przestroga
jest dziś konieczniejsza. Cierpienie zajmuje
rzeczywiste miejsce w programie życia Chry
stusa. Pościł czterdzieści dni na początku
swego posłannictw a i chciał przenieść wszyst
kie okropności sądu. trybunału i Kai w ani aż
do końca. Powiedział nam był. ż e D u c li
J e g o t e g o p r a g n ą ł , i bardziej jeszcze
wzruszająco, że C i a ł o J e g o b y ł o s ł a-
b e. Objaw ił zatem, że cierpiał istotnie i że
tego chciał... P r a g n ę .
Szóste Słowo.
Wykonało #/{'.
t
Ukończył d z i e ł o O j c a S w e g o . Za
jął się grzesznikami i świętymi, nakoniec wy
jawił nam tajemnice swej duszy, swego cia
ła, które są nadzieją zarówno grzeszników jak
świętych. Więcej nic nie pozostało Mu do
spełnienia.
Nowa era jest bliska, teraz kiedy nadszedł
ostatni sabbath — ostatni sabbath, większy od
pierwszego, w stosunku, w jakim odkupienie
jest większe od stworzenia. Stworzenie jest
zaledwie wstępem do księgi życia, uporząd
kowaniem
materiałów
niemal
natychmiast
rozstrojonein przez człowieka, który powi
nien był być koroną* i panem tego stworze
nia. Stary Testament jest mieszaniną błędów,
oderwanych fragmentów,. obietnic chybio
nych, umów zerwanych, a punktem kulmina
cyjnym jest straszna omyłka na Kalwarji, kie
dy ludzie nie w i e d z i e l i , c o c z y n i ą .
I Bóg sam w Nowym Testamencie, jak czło
wiek w Starym, objęty jest katastrofą i zawisł
okaleczony i złamany. Życie prawdziwe za
tem ma się rozpocząć.
Wszakże — rzecz dziwna — Chrystus na
zywa to raczej ikońcem niż rozpoczęciem:
W y k o n a ł o s i ę .
■ S?
Grzech jest jedyną rzeczą, której Bóg
chce położyć kres w życiu ludzkiem. Niema
takiej czystej radości, słodkich stosunków
ludzkich, ambicji bez egoizmu, boskich na
dziei. którychby nie pragnął przedłużyć,
uwieńczyć i przeistoczyć ponad wszelkie am
bicje i nadzieje. Chce natomiast położyć kres
tej jedynej rzeczy, która niszczy wzajemne
'stosunki, gasi radości i zatruwa dążenia. Do
tychczas bowiem każda niemal karta historii
ma na sobie te plamy. Bóg musiał tolerować,
nie mając wyboru, takie marne okazy ludzkie!
J a k ó b , k t ó r e g o k o c h a ł e m ! . . . D a
w i d , m ą ż w e d ł u g s e r c a m e g o . Je
den biedny, nędzny człowiek, wyrachowany,
który miał jednak ten odblask nadprzyrodzo-
ności, jakiej Ezaw przy całej swej radosnej
tężyźnie nie posiadał; drugi zabójca, cudzo
łożnik, który jednak otrzymał łaskę w stopniu
dostatecznym dla rzeczywistej skruchy. Do
tychczas Bóg zadowalał się tak małem. Przyj
mował ocet w braku wina.
Bóg musiał tolerować, a nawet sankcjo
nować kult tak Go niegodny: wszyśtką krew
156
przelewaną w świątyni, wnętrzności rozdzie
rane i okropności bez miana. Wszakże było to
wszystko, do czego mogli się wznieść ludzie..
gdyż bez tego nie poznaliby byli jeszcze więk
szych okropności grzechu.
Wreszcie zadowolić się musiał czcią jedne
go tylko narodu, zamiast wszystkich plemion
i narodów świata. 1 to jakiego narodu! — Sam
Mojżesz nic mógł go znosić dla jego zdrad
i niestałości. 1 cała ta wstrętna historja kończy
się zbrodnią na Kalwarji, wobec której ziemia
się wzburzyła, słońce ze wstydu pociemniało.
Czyż dziwne, że Chrystus wydaje okrzyk
dziękczynny, że wszystko to już się skoń
czyło!
'
Wzainian za nędzną przeszłość jakaż
przyszłość się otwiera? Jakież jest to w i n o
n o w e , k t ó r e p i ć b ę d z i e z n a m i
w k r ó 1 e s t w i e O j c a s . w e g o ? Naprzód:
święci istotni i całkowici zajmą miejsce
świętych
niezupełnych
Starego
Przymie
rza, świętych o głowach złotych, a nogach
glinianych. Wiele dusz zrodzi się na nowo
przez chrzest i wiele z nich zachowa przez
całe życie niewinność przy chrzcie osiągniętą
i pójdzie do Boga w białych szatach, które
im ofiarował. Inne ją utracą, ale na nowo zdo
będą i mocą Krwi drogocennej wzniosą się na
szczyty, o jakich ani Jakób ani Paw id naw et •
nie marzyli. W z b u d z i e s i ę n a J e g o
p o d o b i e
ii
s t w o było najwyższą am
bicją c z I o w i c k a w e d ł u g s e r c a 1 5 o -
ż e g o , a nadzieją każdego chrześcijanina jest
nietylko być jak Chrystus, lecz stanowić jedno
z Chrystusem. Ź y j ę. powiedzą nowi święci,
a ż y j ę j u ż n i c j a , a l e - ż y j e w c ‘m a i c
C h r y s t u s.
Następnie, zamiast dawnego krwawego
kultu pełnego cierpienia, będzie Ofiara bez
krwawa. O f i a r a c z y s t a. w której bę
dzie cała moc i błaganie Kalwarji bez jej cier
pień. cała chwała bez poniżenia. A wreszcie
zamiast Izraela, zazdrośnie odosobnionego,
będzie Kościół ze wszystkich narodów i ję
zyków. olbrzymia społeczność bez żadnych
murów granicznych i podziałów, Jeruzalem,
"która zstąpiła z Wysokości, by Matką być nas
wszystkich.
To chciał Chrystus powiedzieć, kiedy
zawołał: W y k o n a ł o s i ę ! O t o w s z y s t -
k i e d a w n c r z e c z y m i n ę ł y ! O t o n o w e
< J z i e ł o u c z y n i o n e !
Zobaczymy, w jakiej mierze spełniły się
te słow
r
a. Gdzie jest we innie wino nowe
Kwangelji? Mam wszystko, czego Bóg uży
czyć mi mógł z wysokości Krzyża. Mam
prawdę, którą głosił, i łaskę, której udzielił.
Czyż jednak jest we mnie cłioć słaby blask
lob
tego, co zowiemy świętością? Czy jestem
choćby na znacznej odległości od Świętych,
którzy nie znali Chrystusa*? Czy walczyłem
kiedy jak Jakób lub płakałem jak Dawid? Czy
religja moja zdolna była natchnąć mnie do tego
stopnia, abym przeszedł od pospolitych unie
sień radości na szczyty dostojne cierpienia?
Czyż to możliwe, że moje j a stare nie jest
jeszcze odrzucone, że c z ł o w i e k s t a r y
jeszcze nie umarł, a c z ł o w i e k n o w y
jeszcze nie zaczyna się rodzić ? Czy N o w a
O f i a r a jest światłem mego życia codzien
nego? Czy przyczyniłem się do wzrostu Ko
ścioła Jezusa Chrystusa, czy raczej tamowa
łem jego' rozwój i obniżałem jego wzory,
o ile mogłem, do poziomu mojej własnej oso
by? Czy jest choć jedna dusza na świecie.
któraby zawdzięczała swoje nawrócenie po
Bogu także i moim usiłowaniom?
Kiedy patrzę na życie swoje, wydaje mi
się, że nic pie zrobiłem, tylko trwoniłem je
z dnia na dzień. On, kapłan swej własnej
Ofiary wołał: „Idźcie, skończone jest! Ite
m i s s a e s t! Ofiara spełniona, idźcie, zasileni
nią, żyć życiem, jakie otwdera.
Obym dziś przynajmniej rozpoczął, zry
wając raz na zawsze ze staremi półśrodkami-
11 e. m i s s a e s t!
• i
J
*c»
H
/
»
Siódme Słowo.
Ojcze, ir ręce Twoje oddaję ducha nicyo.
Zawołał głosem silnym i skały otwarły
się na ten Jego okrzyk; ziemia się zatrzęsła,,
zasłona Starego Testamentu rozdarła się od
góry do dołu, Stare Przymierze ustąpiło miej
sca Nowemu, a świętość zamknięta w Świętem
Świętych przenikła na świat. 1 w słońcu po
ły skującem przez osłonę czarnych chmur,
szepce On, jak w Nazarecie na kolanach
Marji, dziecięcą swą modlitwę i oddaje ducha
w ręce Ojca swego.
A oto ostatni paradoks: Ten. który zba
wiał innych, nie może siebie zbawić! Pasterz
dusz opuszcza duszę swoją. Bo jak my nie mo
żemy zbawić swych dusz, jeśli ich nie utracimy
dła Niego, tak On nie może ich zbawić, jeśli nie
utraci swojego życia dla nas.
Oto więc krótkie streszczenie wszystkie
go, co uczynił był dotychczas, słowo Ko
n i e c na ostatniej stronie nowej księgi Ży-
.cia. którą napisał krw ią sw oją. Jest to cisza
\
\
białej powierzchni na końcu ostatniej strony,
ale jest to zarazem akt ostatni, który nadaje
sens wszystkiemu, co go'poprzedzało, (idyby
Chrystus nie był umarł, wiara nasza byłaby
próżna.
Och. te nowe teologje. które w śmierci
Chrystusa widzą tylko koniec Jego życia!
Ależ to jest sam cel Jego życia i ostatnie sło
wo. to wyrzeczenie się. jakie z niego uczynił!
Jak Samson. ten dziwny prototyp siły uzbro
jonej — więcej nieprzyjaciół naszych dusz
zniszczył przez swą śmierć, niż przez całe ży
cic pełne miłosierdzia. D l a t e g o p r z y
s z e d ł
n a
t e n
ś w i a t . aby ofiara,
która jest samem sercem kultu, jaki czło
wiek insty nktownie oddaje Bogu, była speł
niona na krzyżu niezniszczalnie, aby świad
czyła o jcdvncj prawdziwej Ofierze, Jego ofie
rze, która jedna tylko mogła gładzić grzechy.
Zaprzeczyć jej lub zaciemnić jest to zaciemnić
całą historię rodzaju ludzkiego od śmierci Abla
aż do śmierci Chrystusa, jest to zaprzeczyć
lub ząciemnić znaczenie krwi każdego baran
ka, broczącej stopnie ołtarza świątyni, i każdej
kropli w ina ofiarnego, wylanego przed Świę
tem Świętych: jest to wreszcie zaprzeczeniem
lub zaciemnieniem (jeśli sięgniemy do jądra
kw estji) wolnej woli człowieka i miłości Bo-
160
161
%&. Jeśliby Chrystus nie byl umarł, wiara na
sza byłaby próżna.
Raz jeszcze nawróćmy do momentu, któ
ry wi naszem ludzkiem życiu stanowi jego
kres, db śmierci, która, zjednoczona ze śmiercią
Chrystusową, jest naszem przejściem do wol
ności, a w rozłączeniu z Chrystusem jest naj
okropniejszą grozą naszej egzystencji.
Gdyż bez Chrystusa śmierć jest gwaltow-
nem zerwaniem życia, wprowadzającem nas
albo w nową egzystencję, o której nic nie wie
my, albo w nieistnienie. Bez Chrystusa, choć
byśmy, mieli największe nadzieje, śmierć jest
gwałtowna i przerażająca, poraża i rozprasza
i taką jest w najkorzystniejszem przypuszcze
niu; w przeciwnym razie niesie z sobą jedynie
spokój śmierci zwierzęcia.
Lecz w zjednoczeniu z Chrystusem śmierć
jest harmonią, przedłużającą przeszłość, po
nieważ jest ostatniem poruszeniem życia, któ
re już umarło w Chrystusie, ostatnim etapem
podróży w czasie i kresem cierpień. Jest to
tylko jedna więcej przemiana, która przechodzi
1 która zmienia klucz muzyczny melodji, jaką
jest życie każdej świętej duszy przed Bogiem.
Musimy zatem wybierać. Możemy — jeśli
chcemy-umrzeć, walcząc db ostatniego tchnie
nia przeciw sile, która nas pokona, bez wzglę-
Paradoksy katolicyzmu.
11
162
du na to, jaką byłaby nasza walka i nasza*
odporność. Możemy też umrzeć w jakiemś
odrętwieniu letargicznem na sposób zwierząt,
bez nadziei i bez żalu, gdyż przeszłość bez
Chrystusa nie większy ma sens niż przyszłość.
Ale możemy też umrzeć jak Chrystus, wraz
z Nim, polecając ducha, który pochodzi od Oj
ca, w Jego ręce ojcowskie, szczęśliwi w prze
świadczeniu, że Ten, który nas na świat po
wołał, przyjmie nas, gdy zeń -zejdziemy, ma
jąc tę ufność, że nić przeznaczenia, jasna już
w tern życiu, zabłyśnie światłem żywem w ży
ciu przyszłem.
Ostatnie wejrzenie na Chrystusa daje nam
obraz Jego słodkiego oblicza bez grozy agonji.
Niechaj dusze nasze i dusze wiernych, które
odeszły, spoczywają w Nim przez Jego Miło
sierdzie!
#
ŻYCIE
XI.
I ŚMIERĆ.
11*
-Ml
1
\
o
V
i
t
r
K
O !
*/
v
\
Jako umarli, a jednak żywi.
IT Korynt. VI, 9.
dotychczas rozpatrywaliśmy pewną liczbę
zjawisk paradoksalnych, które widzimy w ży
ciu katolicyzmu, ii staraliśmy się je uzgodnić
na zasadzie tego, że Kościół katolicki jest bo
ski i ludzki zarazem. I tak, naprzykład, wal
cząc gorąco o zdobycie pokoju boskiego, nad
przyrodzonego, którego sam tylko zna tajemni
cę, opiera się aż do p r z e l e w u k r w i
wszystkim próbom ludzkim zastąpienia tego
Pokoju przez inny. Jako społeczność ludzka
znowu korzysta swobodnie ze wszystkich
sposobności, posługuje się wszystkiemi środ
kami ludzkiemi, pięknem ziemskiem stworzo-
nem, aby głosić swe posłannictwo, ale może
też, jak tego nie potrafi żadne inne społeczeń
stwo ludzkie, przeżyć 'wszelkie pozbawienie
praw ludzkich
t
i bogactw, jakie zdobył. Jako
ludzki liczy wielką ilość grzeszników wśród
swych dzieci, jako boski wytwarza świętych.
Jako boski opiera całą naukę na Objawieniu,
które wiara jedynie może zrozumieć; jako lu
dzki posługuje się inteligencjami najbardziej
\
\
#
166
subtelnemi i głębokiemi, aby zbadać i rozpo
wszechniać to Objawienie.
W tych i bardzo wielu innych punktach
staraliśmy się wykazać, dlaczego katolicyzm,
w tej czy innej przedstawiony postaci, narażo
ny jest na krytykę ludzką, i w jaki sposób te
krytyki właśnie, widziane w świetle jego dwo
jakiej natury, stają się potwierdzeniami i dowo
dami na korzyść jego praw. Wreszcie w roz
ważaniu
S i e d m i u
S ł ó w
Chrystusa,
w krótkości rozpatrzyliśmy, jak *w godzinach
najgłębszego poniżenia swego człowieczeń
stwa wielekroć przejawia charakter swego
bóstwa.
Pozostaje nam jeszcze rozpatrzeć ten
punkt, w którym Kościół najbardziej ujawnia
właściwą sobie podwójną naturę, i wykazuje,
jakby w skrócie swą tożsamość, oczywiście
w granicach ludzkich, z Tym, który będąc Pa
nem życia, zwyciężył śmierć poddając się jej,
a Zmartwychwstaniem dowiódł, że był Sy
nem Bożym i miał nad nią władzę.
Śmierć,
twierdzi
świat,
jest
końcem
wszystkiego. Jest prawem powszechnem, któ
rego za żadną cenę nie" można uniknąć, a od
nosi się to nietylko do indywiduum ale i* do
społeczeństw, naródów, cywilizacji, zdawałoby
się, że do samego nawet życia fizycznego.
»
%
#
167
Wszystkie zatem energje życiowe, jakie po
siadamy, mogą być skierowane nie do zniesie
nia, lecz do oddalenia tego ostatecznego wy
niku, na którym musi się zakończyć każda
najidealniejsza harmonja stworzona.
Nasi lekarze nie mogą nas uleczyć, mogą
jedynie na pewien czas ograniczony oddalić
śmierć. Nasi mężowie stanu nie mogą utwier
dzić Zjednoczenia Wiecznego, mogą jedynie po
móc do utrzymania się nieco dłużej społeczeń
stwa, które zmierza do rozpadnięcia się. Nasza
cywilizacja nie może w rzeczywistości wytwo
rzyć nadczłowieka nieśmiertelnego, może tylko
zwykłe społeczeństwo uczynić trochę mniej
śmiertelnem, czasowo, w zewnętrznych pozo
rach! Śmierć jest zatem w oczach świata za
paśnikiem, który musi zwyciężyć. Możemy
odpierać jej ciosy, uniknąć ich i odsunąć na
czas pewien, możemy nawet iść naprzeciwko
niej i, zdawałoby się, grozić jej w samym jej
bycie; energje nasze przynajmniej muszą być
wszystkie uruchomione w tym konflikcie, je
śli chcemy się ostać. A jednak wszystko to
tylko pozory. Przychodzi chwila wreszcie,
kiedy, przyciśnięci ostatecznie do muru, traci
my brawurę... i śmierć może miecz obetrzeć.
Otóż postawa' Kościoła katolickiego wo
bec śmierci niefylko jest zupełną antytezą
ostrożności światowej, ale jest najbardziej pa
radoksalna ze wszystkich jego metod. Bo
168
w przeciwieństwie do świata, który usiłuje
utrzymać
ł
śmierć w pewnem oddaleniu, K
ok
ściół czyni wszystko, by ją przyciągnąć. Świat
chwyta za miecz, by odeprzeć jej razy, Ko
ściół nadstawia serce, by cios przyjąć. Jest on
miłośnikiem śmferci, szuka jej, czci, wielbi.
Umieszcza na swych ołtarzach najczęściej nie
Chrystusa żyjącego, ale Chrystusa umiera
jącego.
J e ś l i c h c e s z b y ć d o s k o n a ł ą ,
woła do każdej duszy, o p u ś ć w s z y s t k o ,
c o p o s i a d a s z , i i d ź z a m n ą . „Zostaw
wszystko, co c^yni życie godnem przeżycia,
wyzbądź się wszystkiego, co twe życie pod
trzymuje, co ci pozwala realizować swoje ja“.
Jest to najwyższe wezwanie, z jakiem się
zwraca, oczywiście nie do wszystkich swych
dzieci, lecz do tych jedynie, które pragną do-
{ skonałości. Jednakże, w pewnem znaczeniu
nawoływanie to odnosi .się do wszystkich.
U m i e r a ć <c o d ;z i e ń, umrzeć dla siebie,
umartwiać się, poddać się, ustąpić. Kto
c h c e z a c h o w a ć ż y c i e , t r z e b a b y j e
u t r a c i ł .
To samo widzimy w stosunkach Kościoła
do społeczeństwa i polityka jego uważana jest
za politykę samobójczą przez świat, rozmiło
wany w swym rodzaju życia. To samobój
stwo, woła świat, opuszczać we Francji
wszystko, co ma zapewnić życie doczesne
169
Kościoła; jakże może przetrwać społeczeń
stwo, które rezygnuje ze swych środków
egzystencji? -To samobójstwo, żądać dzie
wictwa od najszlachetniejszych swych dzieci,
porzucać sprawę monarchizmu w jednym kra- f
ju, a stanąć w opozycji przeciw ideałom repu
blikańskim w drugim. Bo w każdym razie
Kościół jest przecież społecznością ludzką i po
winien naginać się do tego, co jest ludzkiem.
Najwznioślejsze
jego
wymagania
muszą
uzgodnić się ze światem, jeśli chce w nim żyć.
W ten sposób były komentowane czyny.
Kościoła we wszystkich epokach. Potępił był
Arjusza wówczas, gdy można było znaleźć
łatwo -delikatny kompromis, i przez swą nie
ustępliwość utracił połowę swych dzieci. Po
tępił Lutra i stracił Niemcy, potępił Elżbietę
i stracił Anglję. W każdym momencie przeło
mowym robił najgorszy wybór, poddawał się
wówczas, gdy należało się opierać, a .opierał
się wtedy, gdy korzystniej było się poddać.
Cudem jest, że to wszystko przeżył.
Tak, jest to cud. U m i e r a j ą c y , j e d
n a k ą y w y.
*
Odpowiedź, ma się rozumieć, jest jasna:
Kościół nie pragnie tego rodzaju życia, jaki
świat uważa za samo życie. Dla niego nie jest
to życiem. Pragnie oczywiście jako społecz
ność ludzka trwać i ma zapewnione przetrwa-
170
nie. Ale nie w zwykłych warunkach zwykłe
go społeczeństwa trwać pragnie. Idzie mu nie
o życie n a t u r a l n e , życie czerpiące swe
siły z warunków ludzkich i ze środowiska
ludzkiego, a zatem wzrastające i malejące
wraz z okolicznościami ludzkiemi, których los
dzieli, — l e c z o ż y c i e n a d p r z y r o d z o -
n e, czerpiące swą siłę w Bogu. I Kościół
stwierdza, jako paradoks jeden z najbardziej
podstawowych, że życie takie osiąga się przez
to, co świat zowie „śmiercią
4
*.
Kościół nie ma więc ambicji w kierunku
powodzeń ludzkich, nie idzie mu ani o mo
narchię, ani o republikę... Bywały epoki w' je
go dziejach, że współudział okoliczności ludz
kich w jego realnem życiu był pożyteczny dla
jego działalności, a miał bezsprzecznie prawo,
jak każde inne społeczeństwo ludzkie, do po
siadłości ziemskich zdobytych i ofiarowanych
mu przez jego dzieci. Może, również jak na-
przykład w Paragwaju, zarządzać przez pe
wien czas zwykłemi cywiłnemi sprawami lu
dzi, którzy chcą pozostać wierni jego rzą
dowi. Wszakże, gdyby tego rodzaju odpowie
dzialność miała choć na chwilę zagrażać jego
działalności duchowej. — jeśliby mu ofiaro
wano wybór między władzą duchową i wła
dzą doczesną, porzuciłby natychmiast wszyst
kie królestwa tego* świata, by zachować kró
lestwo, które mu przypadło od Boga, i z rado
*
171
ścią zniósłby utratę wszystkiego, by zacho
wać Chrystusa.
Czyż można zaprzeczyć, że powodzenie
Kościoła było olśniewające i druzgocące:
czyż można przeczyć temu zasilaniu Życia
przez Śmierć?
Czy są, naprzykład, ludzie, których dzia
łalność byłaby bardziej owocna i którzyby
wywierali większy wpływ niż święci — męż
czyźni i kobiety — u m i e r a j ą c y c o d n i a .
aby żyć istotnie? Przyznajmy otwarcie, że nie
powodziło im się, jako funkcjonarjuszom pań
stwowym, czy agentom handlowym, czy kie
rownikom przedsiębiorstw; lecz tego rodzaju
sukces nie był ideałem Kościoła, ani ich włas
nym. Jest to właśnie rodzaj życia, dla którego
chcieli umrzeć stanowczo i wytrwale. A jed
nak skuteczność ich działania w świecie przez
to nie zmalała. Czy wielu jest królów, o któ
rych pamięć przechowałaby się tak żywa —
jak wspomnienie żebraka Labra, ogryzającego
liście kapusty, zbierane w rynsztokach Rzy-,
mu ? Czy są imiona mężów stanu, którzyby po
wiekach tak byli czczeni i sławieni, jak ko
bieta zwana Teresą od ‘Jezusa, która lat temu
czterysta kierowała grupą zakonnic za mu-
rami klasztoru? Czy są dziś muzycy i artyści
tak gorąco kochani, jak ubożuchny trubadur
Boży Franciszek, który grał sobie i aniołom,
trąc jeden kijek o drugi ? •
172
Gdzie jest państwo, któreby było równie
wielkie, równie lojalnie zjednoczone, równie
powszechne, a zarazem równie nieprzejedna
ne jak państwo duchowe, którego stolicą jest
Rzym ? Czy, jest naród, tak w swym patrioty
zmie porywczy jak Ten, który jest ponad
narody? Królowie tego świata przemawiają
z wysokości tronów i jakiż jest skutek ich
słów? Starzec w Rzymie o czole opasanem
tiarą mówi ze swego więzienia w Watykanie
i ziemia cała rozbrzmiewa jego słowami.
Czyż zatem polityka Kościoła była w sa
mej rzeczy tak dlań niekorzystna? Ze stanowi
ska świata nieinaczej. Całe dzieje Kościoła były
długim ciągiem poświęcania działalności ludz
kich 5 sprzyjających sposobności- ziemskich;
Kościół nakazywał schodzić z kazalnicy naj
wybitniejszym swym dzieciom, nakazywał mil
czenie lub usunięcie się najwymowniejszym
swym obrońcom. Odtrącił od swego łona
wszystko, co powinien był raczej przycisnąć
do serca, a czułym objął uściskiem wszystko,
co powinien był odrzucić. Wciąż tylko umie- ,
rał! A ciągle żyje.
*
Aby rozwiązać tę zagadkę, powrócimy
do życia jego Mistrza. W ostatnim tygodniu
szedł na śmierć. Pomału tracił wszystko, co
Go wiązało z życiem. Tłumy, które Mu za
zwyczaj towarzyszyły, opuszczały Go poje-
173
dyńczo lub grupami, tłumy, które powinny
x
tworzyć Jego armję, aby Go wprowadzić na
tron ojca Jego Dawida. Zdrada wkradła się na
wet między gwardję wybraną, i Judasz targu- .
je się już o cenę krwi Pana. Najbardziej na
wet lojalni są przerażeni i za chwilę p o r z u
c ą G o i r o z p i e r z c h n ą s i ę , skoro mie
cze zabłysną w Gethsemani. Ofiara jest całko
wita, i za Jego zezwoleniem jeden po drugim
opadają więzy, które Go wiązały z życiem.
Wreszcie w Wielki Piątek ścierpiał, żeby pięk
no Jego oblicza 'było zeszpecone; nakazał
milczenie głosowi, który tyle serc łamał, by
je uzdrowić; wyciągnął ręce pasterza, któremi
jedynie mógł zebrać i do serca przycisnąć swą ^
owczarnię, i nogi, które mogły ponieść Go na /
p u s t y n i ę , s z u k a ć t y c h c o s i ę z b ł ą
k a ł y .
Czyż było kiedykolwiek podobne temu
samobójstwo, podobny upadek najwyższych
nadziei, podobna ruina wszystkich ambicyj,
śmierć równie kompletna i nie do naprawy,
jak śmierć Jezusa Chrystusa?
A w dzień Zmartwychwstania spójrzmy
na Niego i zobaczymy żyjącego życiem, jakie
go przedtem nie miał. Zobaczymy, jak życie,
które było Jego życiem przez lat trzydzieści
— życie Boga, który się stał człowiekiem —
blednie jak nikły cień wobec chwały tego sa
mego życia, przeistoczonego przez śmierć.
174
\
Trzy dni temu mdlał pod razami, teraz wska
zuje, blizny swej Męki jako godło siły nie-
/ śmiertelnej. Trzy dni temu przemawiał sło
wami ludzkiemi do tych tylko, którzy byli
kolo Niego, i sam ogranicza! się do warunków
ludzkich przestrzeni i czasu, teraz mówi do
wszystkich serc. Trzy dni temu podawał Ciało
swoje grupce uczniów, klęczących przy Jego
stole, dziś to samo Ciało w tysiącach taberna
kulów może być przez wszystkich adorowane.
Słowem zmienił życie przyrodzone na
nadprzyrodzone we wszystkich dziedzinach
jednocześnie. Złożył życie naturalne ciała, aby
je podjąć przeistoczone na zawsze. Umarł, by
życie Jego mogło być wyswobodzone, s k o ń
c z y ł , aby zacząć.
Łatwo zatem zrozumieć, dlaczego Kościół
u m i e r a k a ż d e g o d n i a ; dlaczego szczę
śliwy jest, będąc pozbawiony wszystkiego, co
czyni życie skutecznem; dlaczego on również
pozwala, aby skrępowano mu ręce i okuto no
gi, zeszpecono piękno jego, zmuszono do mil
czenia głos jego, w tej mierze, w jakiej ludzie
mogą przeciw niemu działać. Czy jest ludz
kim? Tak, ponieważ zamieszkuje c i a ł o
p r z y g o t o w a n e dla siebie, a przygoto
wane głównie w tym celu, aby mógł w niem
cierpieć. Ręce jego, które może tak daleko w
T
y
ciągnąć, służą mu jedynie do opatrywania zła
manych serc, a stopy jego szybkie są, aby
t
175
mógł biec z pomocą tym, którzy giną; głowa
i serce służą mu do rozmyślania i miłości. Lecz
cały ten organizm ludzki czujący dany mu jest
poto przedewszystkiem, aby mógł umierać,
krwawić tysiącem ran i być p o d n i e s i o
n y m , aby przyciągnąć wszystkich ludzi.
Kościół nie pragnie zatem w tern życiu,
ani tronu ojca swego Dawida, ani triumfu ta
kiego, jaki świat pojmuje. Pożąda jednego tyl
ko życia i jednego triumfu... Życia zmartwych
wstałego swego Zbawiciela. To właśnie jest
przeistoczeniem jego Człowieczeństwa przez
moc jego Bóstwa i uzasadnieniem obojga za
razem.
TREŚĆ:
ł
Wstęp.
Str.
1. Jezus Chrystus, Bóg i Człowiek................................ 1
U. Kościół katolicki, boski i ludzki................................ 11
Chrystus i KościóL -
I. Pokój i wojna............................................................. 23
II. Ubóstwo i bogactwo.................................................. 33
III. Świętość i grzech....................................................... 43
IV. Radość i smutek....................................................... 54
V. Miłość Boga i miłość ludzi . *...................................65
VI. Wiara i rozum........................................................... 77
VII. Autorytet a wolność,................................................. 90
VIII. Indywidualizm i społeczeństwo..............................101
Łagodność i gwałtowność.......................................110
X. Siedm Stów Chrystusa.
..................................................... 125
Pierwsze Słowo: Ojcze, przebacz im, gdyż nie wiedzą,
co czynią.............................................. 128
Drugie Słowo: Zaprawdę powiadam ci, dziś jeszcze
będziesz ze Mną w raju . . . . 133
Trzecie Słowo: Niewiasto, oto syn twój. Oto matka
Czwarte Słowo: Boże mój! Boże mój! Czemuś Mię
* opuścił?.................................................... 144
Piąte Słowo: Pragnę.......................................................... 149
się......................................154
Siódme Słowo: Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha
mego...................................................... 159
Życie i Śmierć........................................................ 163