TOMASZ MRÓZ
NIEDZIELNY SPACER
Oficyna wydawnicza RW2010 Poznań 2015
Redakcja i korekta zespół RW2010
Redakcja techniczna zespół RW2010
Copyright © Tomasz Mróz 2015
Okładka Copyright © Mateo 2015
Aby powstał ten utwór, nie wycięto ani jednego drzewa.
Zapraszamy do naszego serwisu:
Utwór bezpłatny,
z prawem do kopiowania i powielania, w niezmienionej formie i treści,
bez zgody na czerpanie korzyści majątkowych z jego udostępniania.
Tomasz Mróz
R W 2 0 1 0 Niedzielny spacer
Niedzielne przedpołudnie mijało leniwie. Powoli odchodziły w zapomnienie
wszystkie złożone obietnice i zapewnienia dotyczące spędzenia weekendu. Lody na
rynku, basen, udział w szkolnym turnieju ping-ponga, wyjście do ZOO – szczęśliwie
udało mi się skutecznie zmylić przeciwnika i nie pojawić na żadnej z wyżej
wymienionych imprez. Czas grał na moją korzyść – każda godzina zmniejszała
prawdopodobieństwo udziału w jednej z tysięcznych, weekendowej atrakcji.
Dodatkowo, dni są teraz krótkie, a słoneczna pogoda to rzadkość. Jak na złość ta
niedziela objawiła się aurą jak złoto – „aż grzech nie wykorzystać takiego pięknego
dnia w przededniu zimy”, powiedziała żona. Zatem grzeszyłem świadomie
i z premedytacją. Coś mi jednak mówiło, że kara mnie nie minie.
– Przecież obiecałeś… – wytknął mi Marek. Był już wczoraj na podwórku
z kolegami, odrobił lekcje, pobawił się dziś rano kolejką elektryczną oraz rozegrał 18
partii w JackJoga na swoim tablecie, ale mimo tylu zajęć wciąż liczył na obiecany
wspólny wypad na miasto.
– Widzisz, synu, pogoda się psuje, nadciąga atlantycki niż. Jaskółki szukają już
bezpiecznych kryjówek przed nawałnicą i lodowatym wiatrem… – tłumaczyłem
potrzebę dalszego siedzenia przed telewizorem, zerkając z nadzieją na niebieskie
niebo za oknem. Niestety, ani chmurki. Zbliżającym zmierzchem również nie
mogłem się wymigać. Było za wcześnie. – Mam mnóstwo spraw do nadrobienia, nie
wyrwę się tak nagle…
Brak czasu to była ostatnia wymówka, jaka przyszła mi do głowy. Na próżno.
– Idźcie, idźcie. Nie ma nic lepszego niż niedziela z rodzinką. O pilne sprawy
się nie martw. Popilnuję ci fotela. Nikt ci go nie zajmie – wsparła mnie małżonka ze
złośliwym uśmieszkiem.
Dobrze, że nie wspomniała o tym, że jaskółki już kilka tygodni temu odleciały
na południe. Spiorunowałem ją wzrokiem i podniosłem się powoli z legowiska,
mając jeszcze ostatni promyk nadziei, że nagle los się odmieni i coś powstrzyma ten
3
Tomasz Mróz
R W 2 0 1 0 Niedzielny spacer
nieuchronny koniec leniuchowania. Jednak nic się nie wydarzyło. Poszedłem do
łazienki i obmyłem twarz zimną wodą na rozruszanie ciała i mózgownicy.
– Tato, idziemy? – z przedpokoju poganiał mnie ubrany już Marek.
– Idę, przecież idę – uspokajałem ten pośpiech. Spojrzałem w lustro,
wzdychając ciężko. Nagle zamarłem. Kropelki wody, które osiadły na szklanej tafli
po moim pryśnięciu ułożyły się w napis: „Kara”. Stałem chwilę zaskoczony.
Spojrzałem na lustro pod innym kątem, ale woda po sekundzie spłynęła lub
wyparowała i nie dało się już nic odcyfrować, o ile coś tam w ogóle było... Nie, to
niemożliwe. Z pewnością mi się wydawało. Jak przypadkowe ułożenie kropelek
mogłoby stworzyć litery, a tym bardziej całe, sensowne słowo? A jednak nie mogłem
przestać o tym myśleć.
– No, tato – niecierpliwił się Marek.
Żona nieomal wypchnęła nas na zewnątrz.
Szedłem przez chwilę zamyślony, ale ruch na świeżym powietrzu ma
właściwości wietrzące złe myśli, więc po kilkuset metrach zarzuciłem rozmyślania
o „karze”. Jaka kara? Za co? Bzdura.
– Pojedziemy na rynek autobusem – zaproponowałem. Poszliśmy na przystanek.
Wyciągnąłem drobne. – Masz tu pieniądze. Kup bilety w automacie. Dla ciebie
ulgowy, to będzie razem trzy złote.
– Trzy sześćdziesiąt. Była podwyżka od pierwszego. Trzeba być na bieżąco,
panie starszy, wszędzie o tym trąbili – zaburczała jakaś staruszka, wsparta na lasce,
również czekająca na przystanku.
Panie starszy? Przecież ona ma z osiemdziesiąt lat! Kto tu jest starszy?
Burknąłem gniewne „Dziękuję”. Po kilku minutach nadjechał autobus. Usiedliśmy,
wóz ruszył. Po kilku sekundach znajoma babcia stanęła nad nami i stuknęła laską
w nalepkę nad moim krzesłem.
4
Tomasz Mróz
R W 2 0 1 0 Niedzielny spacer
– Tu tylko dzieci, kobiety w ciąży i inwalidzi. Reszta won! – zrugała mnie za
zajęcie miejsca dla uprzywilejowanych, przekrzykując ryk silnika. Rozglądnąłem się,
było wiele wolnych miejsc. No cóż, miała prawo. Wymruczałem zdawkowe
przeprosiny i przesiedliśmy się. Wybrałem krzesło jak najdalej od bojowej staruszki.
Czułem się nieswojo, tym bardziej że zburczała mnie przy moim dziecku. Po kilku
minutach jazdy rozluźniłem się. Co tam agresywne staruszki! Czas zacząć miłe
popołudnie z synem.
– A wiesz, Mareczku, że teraz jedziemy przez najstarszy most w mieście? Stał tu
jeszcze… Ho, ho, dawno temu – zakończyłem dość nieefektownie swoje nauki.
Siedzący za nami jegomość odwrócił się, zaciekawiony moimi rewelacjami.
– Konkretnie położono go w 1754 roku, ale nie jest najstarszy. Był jeszcze inny,
starszy. Na drewnianych palach od ulicy Grodzkiej. Spłonął podczas Wojen
Napoleońskich – poinformował nas spokojnie i wrócił do przerwanej lektury.
Wściekłość zabuzowała w moim wnętrzu. Co to za towarzystwo? Nawet
spokojnej przejażdżki nie można odbyć, bo zaraz się jakiś mądrala włącza!
– Tak, tak, dziękuję panu – wycedziłem przez zaciśnięte zęby i zamilkłem, bojąc
się kolejnego ataku elokwencji znawcy turystycznego.
Wysiedliśmy koło rynku. Nasze miasto było stare i mieliśmy wiele
historycznych budynków w centrum. Uwolniony od towarzystwa autobusowych
mądrali rozluźniłem się nieco i wędrowałem z Markiem przez naszą piękną starówkę.
– To bardzo stara pompa. Kiedyś nie mieli w domach wody i musieli ją nosić aż
stąd w wiadrach. A ścieki wylewali po prostu na ulicę. A to, widzisz, bardzo stare
kamienice. Mieszkali w nich kupcy i mieszczanie, jeszcze za Kazimierza Wielkiego,
albo i dawniej…
W tym momencie z zaułka wyszła grupa turystów z przewodnikiem.
Przewodnik ryczał przez mały megafon, tak, aby każdy go dobrze usłyszał. Niestety,
usłyszałem również ja.
5
Tomasz Mróz
R W 2 0 1 0 Niedzielny spacer
– Przed nami kompleks renesansowych kamieniczek wybudowanych jako
budynki mieszkalne dla znaczniejszych dworzan tutejszego magnata. Jest to jeden
z nielicznych na ziemiach polskich przykładów tak wykwintnego budownictwa dla
służby. Często myli się je nawet z siedzibami kupców i mieszczan, powstałymi dużo
wcześniej, za czasów Kazimierza Wielkiego, przy Małym rynku i na ulicy
Grodzkiej… – Ryczący megafon oddalił się. Ja również zamilkłem, obserwując
reakcję Marka. Wydawał się nieporuszony. Zatliła się we mnie nadzieja, że nie
słuchał charczącego megafonu przewodnika. A może wcześniej nie słuchał również
mnie?
– Chodźmy w końcu na te lody. – Marek miał właściwie jeden cel tej wycieczki.
Było to, w gruncie rzeczy, bardzo pocieszające.
– Tak, tak. Jasne. Po lody.
Popędziliśmy do kawiarni. Miasto było historyczne, ale odwiedzane przez
niewielu turystów, a do tego panowała grudniowa aura. Dość powiedzieć, że lody
w centrum sprzedawano tylko w „Kryształowej”. Siedzieliśmy przy stoliku, szukając
w karcie dań obiecanego deseru. Znaleźliśmy jedną pozycję tego typu o kuszącej
nazwie „Pucharek sułtański”.
– Pucharek razy dwa – rzuciłem w stronę kelnera tonem zblazowanego
milionera.
– Nie ma. Danie sezonowe. Polecam jabłecznik lub tiramisu – odparł
beznamiętny głos specjalisty od niszczenia dziecięcych marzeń.
Napotkałem przerażony wzrok Marka wyrażający jedno grzmiące pytanie: „Jak
to? Obiecałeś!”. Przełknąłem nerwowo ślinę. Nie! To przekracza wszelkie granice.
Ile jeszcze kłód rzucą mi pod nogi. Po chwili nadciągnęła fala gniewu
i postanowienie: „Tu się nie dam załatwić!”. Podniosłem się znad stolika z ponurą
miną, chwyciłem mężczyznę za łokieć i pociągnąłem za kotarę przejścia do kuchni.
6
Tomasz Mróz
R W 2 0 1 0 Niedzielny spacer
– Panie! Co pan? Bo ochronę wezwę! – Kelner się wyrywał i pieklił wobec
ataku na swoją nietykalność.
– Panie. Bądź pan człowiekiem. Błagam – zasyczałem mu do ucha, tak aby głos
nie wyszedł za kotarę. – Synowi obiecałem. On mi tego nie zapomni, jak dostanie
ciastko albo to…całe timasiuru, czy jakoś tak. Że historii mostu albo kamieniczek nie
znam, trudno, ale lody to podstawa. Bądź pan człowiek. Pomóż. – Wyszarpnąłem
banknot stuzłotowy i wcisnąłem w garść przerażonego kelnera.
Ten zrozumiał, że ma do czynienia z desperatem. Bez słowa wziął stówę
i poszedł na zaplecze. Miałem nadzieję, że nie zawiedzie. W drodze zza kotary
obróciłem się jeszcze do tyłu z groźną mina i warknąłem, tak żeby mnie syn usłyszał:
– Jak mówię, że lody, to mają być lody! Zrozumiano, jeden z drugim?
Następnie zająłem swoje miejsce, puszczając oko do Marka. W rzeczywistości
siedziałem jak na szpilkach. Minuty mijały. Zaczynałem już wątpić w skuteczność
zakotarowych rozmów. W końcu kelner wychynął z dwoma pucharami pełnymi
sułtańskiego przysmaku. Mrugnął do mnie i postawił je na stole.
– I co, jak było? – dopytywała się małżonka po naszym powrocie.
– Super! – zakrzyknął Marek. – Tata najpierw mi opowiedział mnóstwo
ciekawostek o naszym mieście. A potem poszliśmy na lody. A jak kelner powiedział,
że nie ma, to tata go pobił, skrzyczał i wypędził do fabryki lodów po zakupy. Tata jest
super!
Szanowna połowica zamarła, słysząc te rewelacje. Spojrzała pytająco w moją
stronę. Ja wydąłem wargi z miną typu „Taki już jestem twardy gość”. Następnie
zasiadłem w fotelu przed telewizorem z pilotem w ręku. Do głowy przypałętało się
ponownie wspomnienie mokrego napisu na lustrze. Nie... to musiało być złudzenie.
7
Tomasz Mróz
R W 2 0 1 0 Niedzielny spacer
Tomasz Mróz: Przejście A8
Kryminał nie z tego świata. Kultowy komisarz Wątrobie prowadzi jak zwykle nietypowe śledztwo.
W tej odsłonie mamy: tajemnicze zabójstwa, kuszenie, cyrografy, złote sztabki, walkę dobra ze
złem, satyrę i pełne ironii obserwacje rzeczywistości.
„Przejście A8” to kryminał paranormalny, w którym miesza diaboliczny Nowak. Przygotujcie się na
spotkanie z komisarzem Wątrobą (w roli kuszonego), posterunkowym Chwiejczakiem
(niezłomnym) i nieśmiertelną ławeczkową trójcą (Pająk, Marian i Stalowy), która postanawia iść...
do pracy. Cud boży? Raczej szatańskie sztuczki.
Co zrobić, kiedy w twoim życiu pojawi się Nowak? Jak uchronić się przed jego knowaniami, bandą
arabskich górników oraz fanatyzmem Bolka z działu marketingu? Jakie zalety ma mały mózg
w dużej głowie? W „Przejściu A8” zostały połączone rzeczy straszne i śmieszne, płytkie i głębokie
oraz wysokie i niskie. Wynik jest zaskakująco pozytywny oraz pozytywnie zaskakujący.
Tomasz Mróz: Fabryka wtórów
Wielki ponury budynek w centrum miasta, ginący w szarej kotłowaninie chmur. Nikt w okolicy nie
wie, co się tam mieści, i nikt tego wiedzieć nie chce. Ci, którzy dostali się do wnętrza dziwnej
budowli, znikają, by po jakimś czasie powrócić – ale zupełnie odmienieni. Strażnik Instytutu
przegania wścibskich natrętów, lecz jeśli już ktoś pozna tajemnicę, nie ma drogi odwrotu. Co się
wydarzyło setki lat temu na dalekiej Syberii? Kim jest człowiek w czarnej pelerynie biegnący do
tramwaju? Czy można przekazać swe życie komuś innemu?
Wedrzyj się do „Fabryki wtórów”, poznaj jej sekrety. Lecz pamiętaj, kto przekroczy progi Fabryki,
już nigdy nie będzie taki jak wcześniej.
„Fabryka wtórów” to powieść kryminalna z elementami thrillera i science-fiction, tradycyjnie dla
serii z Komisarzem Wątrobą, okraszona dużą dawką humoru i kpiny. Komisarz swoim zwyczajem
nie daje za wygraną, dopóki nie dotrze do istoty problemu.
Piotr Mrok: Lubelska masakra kotem podwórkowym
Dariusz jest nastoletnim pisarzem. Ma głowę pełną marzeń, ale też kompleksów. Spotkanie
z bratem w jednej z lubelskich kawiarni staje się dla niego początkiem obłędnej przygody.
Oczywiście gra idzie o miłość, bo o cóż innego warto walczyć? Na drodze chłopaka staje zakonnica
i wielki gość w białym kapeluszu, przy którym Kuba Rozpruwacz to niewinna pensjonarka. Darek
otrzymuje od tajemniczej pary propozycję nie do odrzucenia. Rozróba ma szeroki zasięg. W sprawę
zamieszani są faszyści, elfy, agenci służb, zombie, centaury, młodociani czarodzieje, fanatycy
religijni i wielu innych. A że na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone, wolno używać
nawet kotów. Acz potem można żałować.
Darek w swoich literackich fantazjach, zawsze zdobywa ukochaną Basię i triumfuje nad
znienawidzonym nauczycielem. Czy będzie jednak umiał stawić czoła swoim lękom, przemierzając
8
Tomasz Mróz
R W 2 0 1 0 Niedzielny spacer
wraz z bandą odmieńców iście kafkowski świat, gdzie trzeba zabijać, by przetrwać, i wciąż od
nowa unikać śmierci?
Czytelniku, jeżeli wierzysz w swoje poczucie humoru, czytaj i daj postaciom tej niezwykłej,
szalonej powieści szansę na lepsze życie.
Aneta Rzepka: MAGIA KASZTANA
Nie wierzysz w talizmany? Nie musisz. Wystarczy, że pozwolisz działać magii...
Po śmierci rodziców życie Kamili całkowicie się zmienia. Musi opuścić dom, przyjaciół, ukochaną
wieś i przeprowadzić się do stolicy, by zamieszkać z ciotką, której nie zna. Ma nadzieję, że kiedyś
wróci do domu, ale świat pędzi do przodu, pozbawiając ją złudzeń. W pokonywaniu codziennych
trudności pomaga jej... kasztan i uczucie do chłopaka o kasztanowych oczach.
Małgosia jest realistką twardo stąpającą po ziemi. Kocha, mocno i szczerze, niestety bez
wzajemności. A układ koleżeński to dla niej za mało. Próbując uciec przed uczuciem, pakuje się
w spore kłopoty. Ofiarowany przez przyjaciółkę kasztan budzi uśmiech niedowierzania, lecz wbrew
rozsądkowi przyjmuje talizman, bo kto wie... Magia kasztana to powieść o codzienności, w którą
wplątała się czarodziejska nić nadziei...
Monika Gabor: UWAGA NA MARZENIA
Trzy różne kobiety – trzy różne historie.
Podglądamy miłosne i życiowe perypetie trzech przyjaciółek. Każda z nich jest inna, każdej
przytrafia się coś innego, każda inaczej reaguje.
Iza, aktywna zawodowo, ambitna i kompetentna, również prywatne życie bierze we własne ręce,
dokonując wyborów na przekór wszystkim i wszystkiemu. Dąży do celu, którym jest szczęście, nie
słuchając rad i nie bacząc na konsekwencje.
Marta to domatorka spełniająca się w roli żony, matki, gospodyni domowej. Rozwód jest dla niej
szokiem, zarazem początkiem zmian. Jak wpłynie na nią rozpad rodziny? Czy będzie umiała
jeszcze komukolwiek zaufać?
Julia wiedzie życie, o którym marzy każda z nas. Kochający mąż, mądra córka, satysfakcjonująca
praca... Gdzie tkwi haczyk? Czy traumatyczne dzieciństwo wypłynęło na wybór zawodu? Czy
można być jednocześnie lojalną przyjaciółką, kompetentnym psychologiem i uczciwym
człowiekiem? A gdy trzeba wybrać...
Joanna Łukowska: OD PIERWSZEGO DOTYKU
Różne oblicza miłości.
Miłość wszystko wybaczy, tłumaczy, przeczeka? Tęsknimy za miłością romantyczną, pełną pasji,
ogarniającą duszę i ciało... Ale może lepsza jest miłość z rozsądku? Czy pożądanie wystarczy?
A czy związek bez namiętności przetrwa? Czy miłość kiedyś się kończy?
Narratorów, próbujących odpowiedzieć sobie na te pytania, dzieli wszystko: wiek, płeć,
doświadczenia, wykształcenie, temperament, oczekiwania. Wspólnym mianownikiem jest miłość.
9
Tomasz Mróz
R W 2 0 1 0 Niedzielny spacer
Od pierwszego dotyku, spojrzenia, słowa, żartu... Miłość przychodzi różnymi drogami, pod
różnymi maskami, dlatego czasem jej nie rozpoznajemy. Bywa zmysłowa, zachłanna, okrutna.
Bywa nagła jak majowa burza, ale najczęściej jest zwyczajna. Co nie znaczy, że nie jest niezwykła.
Od pierwszego dotyku to zbiór romantycznych historii, pełnych ciepła, emocji, humoru, nadziei,
pasji oraz erotyzmu. Jeżeli jest ci smutno i źle – przeczytaj, a rozchmurzysz się. Jeżeli szukasz
relaksu, wytchnienia, wzruszeń, porady lub... afrodyzjaku – przeczytaj, a nie zawiedziesz się. Jeżeli
przestajesz wierzyć w miłości – przeczytaj koniecznie!
10