1/4
„Seks jest bardziej estetyczny” mówi nam klient prostytutek. Poznajcie świat prostytucji
od strony „szwagrów”
Antoni Bohdanowicz
4.01.2014
Na co przeznaczyłbyś zaoszczędzone kilkaset złotych? Raczej nie na wizytę u prostutytki. Tak jednak
każdego miesiąca robią tysiące mężczyzn w Polsce. I to nie jednorazowo, ale regularnie. Płacą za seks, ukrywając
to przed rodziną i znajomymi. Dotarliśmy do stałych klientów, którzy między sobą nazywają się „szwagrami”.
Opowiadają nam, dlaczego mimo społecznego ostracyzmu, systematycznie korzystają z usług prostytutek.
Z moim pierwszym rozmówcą umawiam się w knajpie jednej z galerii handlowych. Facet po pięćdziesiątce,
z widoczną nadwagą. Zamawiamy piwo. W tle pianista przygrywa nam „Nad Pięknym i Modrym Dunajem”. Nawet
nie muszę zadawać pytań. Marian*, sam zaczyna opowiadać o tym, dlaczego odwiedza agencje towarzyskie.
– Chodzę tak od przeszło 30 lat. Na początku może się tym brzydziłem, ale jak mi się chciało, to musiałem
gdzieś pójść. Wiadomo, że lepsze to niż zasadzenie się na kogoś w parku. Lubię seks, a tu nie muszę negocjować
z żoną. Nie martwię się o to, czy kobieta ma humor czy nie. Jak chcesz się zabawić, to masz ofertę na seks oralny
już od pięćdziesięciu złotych. I ja jestem zadowolony, i dziewczyna – zaczyna swoją opowieść, a ja łapałem się
za głowę z każdym słowem. I choć te wypowiedzi mogą szokować, trudno zaprzeczać, że takie osoby istnieją
i z prostytucji regularnie korzystają.
Ile osób w Polsce żyje z prostytucji?
W związku z tym, że prostytucja u nas w kraju jest nielegalna nie da się dokładnie oszacować ile osób dzięki niej się
utrzymuje. Rozporządzenie Rady Europy nakłania nas do podliczenia tych danych i dostarczenie ich do sierpnia 2014 roku.
Wtedy dowiemy się ile tak naprawdę wart jest ten rynek. Do tego czasu musimy zdać się na dane różnych organizacji.
„Newsweek” informował, że z prostytucji żyje od 150 do 250 tysięcy osób. Natomiast różne organizacje, jak chociażby Tampep
twierdzą, że Polsce pracuje od 10 do 20 tysięcy prostytutek. (…) źródło: „Newsweek”
Różnica pomiędzy stosunkiem z żoną a prostytuką
Pytam Mariana o rodzinę. Mówi, że jest rozwiedziony, ale córka jeszcze nie jest pełnoletnia, więc wciąż razem
mieszkają. A czy w czasie małżeństwa chodził na „panienki”? – Oczywiście. Prawda jest taka, że żona nie zawsze
o siebie zadba. Nie zawsze się wystroi, nie wymyje się i nie wygoli tu i ówdzie. Natomiast dla prostytutki to zawód.
Musi dbać o swój wygląd i ciało, bo w końcu na tym zarabia. Seks z nimi to seks estetyczny, a z żoną jest na odwrót.
Jedynie doznania takie same – opowiada ku mojemu zdumieniu.
30 lat, więc liczba „podbojów” musi być spora. Marian przechwala się, że spał z przeszło tysiącem kobiet,
choć dodaje, że nie każda była prostytutką. – Byłem w różnych burdelach. Najciekawsze, że te najlepsze naprawdę nie
wydają się nimi być. W centrum Warszawy masz całą masę luksusowych przybytków. Są otwarte od 10 do 22.
Tak, by dyrektor mógł w trakcie lub po pracy wyskoczyć na numerek. Pracują tam najpiękniejsze dziewczyny,
najczęściej nimfomanki, które czerpią dużą satysfakcję z tego, co robią. Świetnie to pokazano w filmie „Piękność
2/4
dnia”, gdzie Catherine Deneuve idzie pracować w burdelu, bo to lubi – opowiada bez żadnych oporów Marian,
który pracuje w branży medialnej.
Problem w tym, że wrażenia naszego rozmówcy, co do odczuć prostytutek mogą być mylne. Udało nam się
dotrzeć do pewnego forum, gdzie „Divy”, jak potocznie zwą siebie prostytutki, wymieniają się swoimi uwagami na
temat „Szwagrów”, czyli klientów. Niektóre narzekają na pijanych, inne na młodocianych. A przekrój wiekowy jest
naprawdę duży. „Divy” mówią o nastolatkach i panach w wieku ich dziadków.
Co „Divy” potrafią mówić o klientach?
Ja jestem akurat zwolenniczką starszych mężczyzn, ale bez przesady. Ogólnie nie rozumiem facetów, którzy pchają się do młodych
dziewczyn. Potem lamenty, że dziewczyny narzekają na „śmierdzenie trupem”. Przepraszam, a gdzie głowę mają ci często
już formalni dziadkowie wybierając 20-stoparoletnią dziewczynę? Czy ich córy i nastoletnie wnuczki prowadzają się z facetami
w wieku ojców? Chyba to powinno dać do myślenia, że nawet divie może uprzykrzyć czas swoją osobą..
Mój drugi rozmówca Piotr* mówi, że na prostytutki chodzi wtedy, kiedy najdzie go ochota. – Robię to pod
wpływem emocji. Jeśli na przykład nie wyjdzie mi randka z jakąś dziewczyną, a chce mi się seksu. Nie widzę w tym
nic złego. W końcu ja się dobrze zabawiam, a jakaś pani sobie zarobi. Mam swoje zaufane lokale i dziewczyny,
do których chodzę, więc mam pewność, że nie będę miał żadnych niespodzianek – opowiada 40-letni konsultant.
Piotr twierdzi, że jedyny problem z chodzeniem do prostytutek to fakt, że potępiają go niektórzy znajomi.
Zwłaszcza ich damska część. – Nigdy nie zrozumieją mentalności faceta. Dlatego wolę o tym głośniej nie mówić.
My faceci czasami mamy swoje potrzeby, które chcemy w jakiś sposób spełnić. Nikogo nie wolno potępiać za to,
że znalazł osobę, która zgodzi się z nim przespać. Jeśli np. facet jest szpetny i żadna go nie chce, to ma całe życie sobie
odmawiać zamiast poznać smak seksu, tylko dlatego, że otoczenie mówi, że to jest złe? Ten mężczyzna nikogo nie
gwałci, nie zmusza do usługi, więc nie widzę, żeby to było coś obrzydliwego – stara mi się wyjaśnić.
Dyrektor, menedżer
Wróćmy do Mariana, który zabiera się za analizę „rynku”. Okazuje się, że nawet wśród „szwagrów”
nie wszystko związane z prostytucją spotyka się tolerancją. Nasz rozmówca pogardliwie mówi, że tylko ludzie
niespełna rozumu chodzą na „niedomyte Bułgarki i stare Ukrainki”, a reszta dziewczyn jest porządna. – W końcu
w większości przybytków pracują normalne, młode dziewczyny, których głównym celem w życiu jest założenie
salonu kosmetycznego – mówi. Choć oczywiście i od tego zdarzają się wyjątki.
– Staram się poznać dziewczyny, z którymi się zabawiam. Raz miałem prześliczną dziewczynę z Łodzi.
PRZE-CU-DOW-NA. Opowiadała mi, że wcześniej pracowała w banku, zarabiała jakiś tysiąc na rękę, sypiał z nią
dyrektor i menedżer. Mimo wszystko awansu nie dostawała, więc porzuciła pracę. Dziś także menedżerowie
i dyrektorzy z nią sypiają, jednak tysiaka to ona zarobi w jeden dzień, a nie miesiąc – mówi Marian.
Chodzą, bo potrzebują bliskości
Jednak klientelą prostytutek nie są tylko dyrektorzy, menadżerowie czy zaniedbani przez żony panowie
z brzuszkiem. To także osoby niepełnosprawne, które mają problemy z nawiązywaniem kontaktów z płcią przeciwną.
3/4
I właśnie dlatego spotykają się z prostytutkami. Daniel*, mój kolejny rozmówca, należy właśnie do tej grupy
- jest lekko upośledzony. Ma 30 lat i nigdzie nie pracuje, mieszka w Szkocji, utrzymuje się z renty.
W jego przypadku mechanizm jest zupełnie inny, bo zanim prześpi się z prostytutką zabiera ją na „randkę”,
za którą oczywiście też płaci. – Zaczynamy od kolacji w restauracji. Zjemy po steku, ja jej powiem co u mnie słychać,
ona powie co u niej. Następnie wybieramy się na spacer, a dopiero na sam koniec, jeśli mnie zadowoli mentalnie,
zapraszam ją do siebie – opowiada.
Jak często się z nimi spotyka? Raz na dwa, trzy miesiące. Zależy, ile pieniędzy uda mu się odłożyć. Zdarza się,
że oszczędza więcej, wtedy pozwala sobie na jednorazowy wydatek nawet kilka tysięcy złotych za noc. To zdarza się
jednak niezwykle rzadko, zazwyczaj w okresie wakacji.
Nietypowi klienci to jednak nie tylko osoby chore. To także mężczyźni, którzy mają nietypowe zachcianki.
Na wspomnianym forum „Diwy” relacjonują, że czasami zdarza się, iż poza samymi igraszkami,
„klient” pragnie... gry w karty czy Scrabble. Dopiero potem łączy to z seksem. Inni to tzw. „altruiści”, którzy są
przekonani, że prostytutkom więcej dają niż biorą. Na przekonaniu się kończy, bo choć „się starają”, panie lekkich
obyczajów za nimi nie przepadają. Między innymi dlatego, że niejednokrotnie tacy klienci chcą się potem... umówić
na randkę. Oczywiście darmową.
Diwa o klientach
„Tylko na gry zabawy, filmy i bliskość ciała- może ok- 15%, Na sex i igraszki związane z tym- 85%(sex mam tu na myśli też sam
oral, w końcu to też sex, bo spora ilość Panów poprzestaje na francuzie)
Wracamy do naszego spotkania w galerii handlowej. Pytam się Mariana, czy widzi coś złego w tym,
że korzysta z usług prostytutek? – A dlaczego? Nigdy nie spotkałem się z dziewczyną zmuszaną do zabaw ze mną.
Gdyby seks naprawdę był czymś złym, to na świecie nie byłoby nas 7 miliardów. Wiele osób korzysta tak jak ja,
ale nie każdy się do tego przyznaje. Inaczej agencje towarzyskie nie zasypywałyby nas ulotkami. Klientów jest sporo,
ale są i tacy, którzy się tego wstydzą i próbują swój wstyd ukryć potępiając pozostałych. A najlepiej milczeć, bo jak
prawda wyjdzie na jaw to... – mówi z pogardą o innych klientach, zapominając, że inni mogą z pogardą myśleć o jego
podejściu.
„Taniej chodzić do agencji, niż podrywać na dyskotekach”
Marian próbuje mnie przekonać, że większość mężczyzn prędzej czy później zgłosi się do agencji
towarzyskiej. Poza samymi statystykami tłumaczy, że wynikają z tego czysto ekonomiczne korzyści. – Młodzi lubią
wyjść na miasto, wyrwać na nockę dziewczynę. Na same drinki wydasz przynajmniej ze trzy stówy, jeszcze pół nocy
musi pokręcić się, by na koniec dostać kosza. O wiele taniej jest ruszyć do agencji, zapłacisz połowę tej stawki i od
razu wyjdziesz zadowolony – mówi.
A agencje o klientów walczą mocno. Nasz rozmówca chwali się, że w jego ulubionych miejscach w imieniny
lub urodziny „jest bzykanko gratis”. I na koniec przypomina sytuację, gdy czterech piłkarzy Legii Warszawy
4/4
przyłapano w burdelu. – Młodzi, przystojni, wysportowani, niby mogli mieć każdą, a do burdelu poszli. No proszę
cię, to nie jest tak, że tylko margines korzysta – kwituje.
* - imiona rozmówców zostały zmienione
Artykuł pochodzi ze strony:
Data wydruku: 9 lipca 2016