Jackson Lisa
Trzy tajemnice
Randi McCafferty,
ż
ywio
ł
owa i niezale
ż
na, zawsze by
ł
a oczkiem w g
ł
owie
ojca i trzech braci. Gdy wyjecha
ł
a z od razu zacz
ęł
y si
ę
k
ł
opoty. Pewnego
dnia oznajmia
ż
e spodziewa si
ę
dziecka i nigdy nie powie, kto jest jego
ojcem. Potem okaza
ł
o si
ę
,
ż
e kto
ś
kilka razy pr
ó
bowa
ł
ja zabi
ć
. Bracia
postanawiaj
ą
wi
ę
c wynaj
ąć
dla niej ochroniarza, by
ł
ego policjanta, Kurta
Strikera. Musi wytropi
ć
tajemniczego napastnika, kt
ó
ry czyha na jej
ż
ycie.
Zw
ł
aszcza
ż
e Randi wcale nie jest mu oboj
ę
tna...
PROLOG
- Umieram, Randi, czuję to.
Randi McCafferty stanęła jak wryta. Zbiegała właśnie po schodach, a nowe wysokie buty trochę ją
uwierały i stukały mocno w drewniane stopnie. Wychowała się w tym pełnym zakamarków domu,
na ranczu położonym na łagodnym wzniesieniu, w samym sercu Montany. Rozmyślała właśnie o
własnych problemach i nie zauważyła w pierwszej chwili, że ojciec leży bezwładnie w fotelu z
rozkładanym oparciem, gapiąc się w sczerniałą kratę kamiennego kominka w salonie.
John Randall McCafferty nadal był potężnym mężczyzną, lecz czas wycisnął piętno na jego niegdyś
władczej postaci i poorał rysy przystojnej twarzy.
- Co ty wygadujesz? Będziesz żył wiecznie - rzuciła bagatelizującym tonem.
- Nikt nie żyje wiecznie - odparł poważnie i spojrzał w górę, wbijając w nią nieruchomy wzrok.
-Chcę tylko, żebyś wiedziała, że zostawiam ci połowę majątku. Chłopaki niech sobie walczą o
resztę. Ranczo Flying M wkrótce będzie twoje.
- Przestań opowiadać takie rzeczy - żachnęła się,
6
LISA JACKSON
wchodząc do pokoju, w którym skumulowało się popołudniowe ciepło.
Wyjrzała przez zakurzoną szybę, przebiegając wzrokiem ganek i wędrując dalej, na rozległe połacie
rancza rozciągające się pod bezkresnym niebem. Bydło i konie skubały trawę na pastwiskach za
oborą i stajnią, poruszając się niespokojnie w porywach wiatru, od którego falowały trawy.
- Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Chodź no tu do mnie. No chodź. Wiesz, że ze mnie jest pies, co
dużo szczeka, ale nie gryzie.
- Jasne, że wiem. - Nigdy nie dostrzegała wad ojca, które tak chętnie wytykali jej przyrodni bracia.
- Chcę tylko ci się przyjrzeć. A wzrok już nie ten
- zachichotał, a potem rozkaszlał się tak, że aż mu zarzęziło w płucach.
- Tato, zawołam Matta. Powinieneś być w szpitalu.
- Nie ma mowy! - Podeszła do niego, a ojciec machnął kościstą ręką, jakby odganiał muchę. - Żaden
cholerny lekarz już mi nie pomoże.
- Ale...
- Cicho bądź, dobrze? Przynajmniej ten jeden raz mnie posłuchaj. - Niesamowicie wyraziste oczy
utkwiły w niej spojrzenie. Ojciec podał jej pożółkłą kopertę. - To twój akt własności. Thorne, Matt i
Slade zostaną właścicielami drugiej połowy, a to będzie bardzo interesujące
- oznajmił i zaśmiał się ponuro. - Pewnie będą walczyć o nią jak tygrysy. Ale ty nie masz czym się
martwić.
TRZY TAJEMNICE
7
Dostałaś lwią część. - Uśmiechnął się do własnych myśli. - Ty i twoje dziecko.
- Co takiego? - spytała, nie okazując po sobie zaskoczenia.
- Mój wnuk. Nosisz go w sobie, prawda? - zapytał, mrużąc oczy.
Poczuła, jak fala gorąca zalewa jej kark. Nikomu nie mówiła o ciąży. Nikt nie wiedział. Jak widać, z
wyjątkiem ojca.
- Wiesz, wolałbym, żebyś przed zajściem w ciążę wyszła za mąż, ale tak się nie stało. Nie dożyję już
narodzin wnuka, ale przynajmniej mogę zatroszczyć się o was. Na ranczu nie zginiecie.
- Nie potrzebuję niczyjej opieki. Uśmiech zniknął z twarzy ojca.
- Oczywiście, że potrzebujesz, Randi. Ktoś musi się o ciebie troszczyć.
- Potrafię sama zatroszczyć się o siebie... i o dziecko. Mam mieszkanie w Seatde, dobrą pracę i...
- I nie masz mężczyzny. W każdym razie takiego, który wart by był uwagi. Powiesz mi, kto ci zrobił
to dziecko?
- Rozmowa jest cokolwiek staroświecka...
- Każdy dzieciak zasługuje na to, by znać swego tatę - powiedział stary człowiek. - Nawet jeśli facet
jest żałosnym sukinsynem, który porzucił kobietę noszącą jego dziecko.
- Skoro tak twierdzisz... - odparła, machinalnie
8
LISA JACKSON
macając kopertę. Wyczuła, że jest w niej coś poza papierem. Zauważył to i wyjaśnił:
- Jest tam też medalion, który należał do twojej matki.
Randi poczuła ucisk w gardle. Przypomniała sobie, jak bawiła się tym naszyjnikiem jako dziecko, jak
sięgała po błyszczące złote serce wysadzane diamencikami, gdy medalion zwisał z szyi matki.
- Pamiętam go - wyszeptała. - Dałeś go jej w dniu ślubu.
- Tak - pokiwał głową, a oczy mu złagodniały. - Jest tam też jej obrączka. Jeśli ją chcesz.
- Dziękuję - powiedziała cicho, czując, jak wilgotnieją jej oczy.
- Najlepiej mi podziękujesz, gdy powiesz, jak się nazywa ten sukinsyn, który ci to zrobił.
Uniosła nieco podbródek i zmarszczyła brwi.
- Powiesz mi wreszcie?
Randi spojrzała ojcu prosto w oczy.
- Prędzej piekło zamarznie - odparła.
- A niech cię, ale jesteś uparta.
- To chyba dziedziczne.
- Napytasz sobie biedy, zapamiętaj moje słowa. Złe przeczucie przeszyło Randi chłodem, ale nie
ustąpiła. Dla dobra swego nienarodzonego dziecka postanowiła zachować milczenie. Nikt się nie
dowie, kto jest ojcem jej dziecka. Nawet ono samo.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Paskudna sprawa - mruknął Kurt Striker pod nosem.
Nie podobało mu się zadanie, które mu wyznaczono. Ale nie mógł odmówić. Nie tylko z powodu
wyznaczonego honorarium, które było bardzo kuszące. Przydałoby mu się te dwadzieścia pięć
tysięcy, jak każdemu. Czek na połowę tej sumy leżał na stoliku do kawy. Nietknięty. Z powodu
ostatniej nocy. Z powodu sekretu, który Kurt dzielił z Randi.
Stał w salonie, ogień z kominka ogrzewał tył jego nóg, przez zasnute mroźną koronką okna widać
było zaśnieżone pastwiska rancza Flying M.
- No to jak, Striker? - zapytał Thorne McCafferty. Najstarszy z trzech braci miał naturę biznesmena i
zawsze próbował wszystkim rządzić. - Umowa stoi? Dopilnujesz bezpieczeństwa naszej siostry?
Zadanie było trudne. Striker miał zostać osobistym ochroniarzem Randi, bez względu na to, czyjej
się to spodoba. A na pewno jej się nie spodoba, Kurt był o tym przekonany. Spędził wystarczająco
dużo czasu z jedyną córką nieboszczyka Johna Randalla McCaf-
10
LISA JACKSON
ferty'ego, by wiedzieć, że jak już coś sobie postanowi, nie zmieni zdania. Nie pomogą perswazje, ani
jego, ani jej trzech przyrodnich braci, którzy w duchu czują się chyba odpowiedzialni za swoją
upartą siostrzyczkę.
Miała trudny charakter, bez wątpienia. Czmychnęła stąd zaledwie kilka godzin wcześniej, bo podjęła
wbrew wszystkim, a przede wszystkim wbrew zdrowemu rozsądkowi, nieodwołalną decyzję.
Wracała do Seattle. Ze swoim dzieckiem. Do swego domu. Do swej pracy. Do swego dawnego
życia, nie bacząc na konsekwencje.
Uciekała. Od swoich trzech apodyktycznych braci. I od niego.
Strikerowi wcale nie podobało się to wszystko, ale nie mógł przecież podzielić się wątpliwościami z
tymi facetami. Patrząc w milczeniu na zaniepokojonych braci Randi, Striker nie zastanawiał się
głębiej nad własnymi motywacjami i uczuciami, nie chciał przyznać, że odnosi się niechętnie do
propozycji McCaffertych dlatego, że nie chce wikłać się w układy z tą kobietą. Z żadną kobietą. Ale
szczególnie z najmłodszą siostrą trzech nadopiekuńczych twardzieli.
„Chyba trochę zbyt późno o tym pomyślałeś, nie sądzisz?", spytał siebie w duchu.
Randi była bardzo seksowna. Silna, pewna siebie kobieta o ognistym temperamencie. Jak każde
szanu-
TRZY TAJEMNICE
11
jące się dziecko Johna Randalla McCafferty'ego, szła jak burza przez życie i robiła, co jej się żywnie
podobało. Nie spodobałoby jej się, gdyby Striker węszył wokół, wtrącał się w jej sprawy, nawet jeśli
próbowałby chronić ją przed niebezpieczeństwem. Prawdopodobnie byłaby wrogo nastawiona.
Szczególnie teraz.
- Randi się wścieknie - powiedział Slade, najmłodszy z braci, jakby odbijając echem myśli Stri-kera.
Podszedł do okna i zapatrzył się na zimowy krajobraz Montany. Śnieg pokrył już pastwiska i tylko
nieliczne krowy i konie stały gdzieniegdzie, tuląc się do siebie dla ochrony przed zimnem.
- Jasne, że się wścieknie. A kto byłby z tego zadowolony? - Mart, brat numer dwa, siedział na wy-
służonej skórzanej sofie, obcas jednego z kowbojskich butów oparł o stolik do kawy, na którym spo-
czywał czek na dwanaście tysięcy pięćset dolarów. - Mnie tam by szlag trafił.
- Nie ma wyboru - oświadczył Thome. Był szefem własnej korporacji, więc przyzwyczaił się do te-
go, że wydaje polecenia, a podwładni je wykonują. Ostatnio przeniósł się do Grand Hope w
Montanie z Denver. - My jesteśmy zgodni co do tego, że dla bezpieczeństwa własnego i dziecka
potrzebuje ochroniarza - powiedział, popatrując na młodszych braci w oczekiwaniu na gest poparcia.
12
LISA JACKSON
Mart skinął głową.
- Tak, mamy na ten temat takie samo zdanie. Co nie znaczy, że Randi łatwiej pogodzi się z naszą de-
cyzją. Nawet jeśli włączymy w to Kelly.
Kelly, rudowłosa żona Matta, była kiedyś policjantką, a teraz prywatnym detektywem. Zgodziła się
na współpracę ze Strikerem, bo chodziło o jej szwagierkę. Bystra Kelly, zdaniem braci
McCaffertych, mogła okazać się bardzo pomocna. Jednak Striker nie był co do tego przekonany.
Uważał, że zaangażowanie w sprawę kogoś z rodziny tylko utrudni sytuację;
Spojrzał w stronę okna, gdzie stał w dżinsach i spłowiałej flanelowej koszuli najmłodszy z braci,
jego bliski przyjaciel, który wciągnął go w całą tę aferę. Jednak Slade unikał jego wzroku, dalej
gapił się w dal przez oszronione szyby.
- Słuchajcie, musimy coś zrobić i nie mamy czasu do stracenia. Ktoś próbuje ją zabić - powiedział
Thorne.
Twarz Strikera stężała. Zlecenie było niebezpieczne, ale w głębi duszy wiedział już, że je przyjmie,
bo nie wierzył, że ktoś może lepiej od niego wywiązać się z tego zadania. Chociaż Randi była
krnąbrna i uparta, miała w sobie coś, może tę iskierkę w brązowych oczach, która poruszała w nim
nieznaną strunę, rozpalała jakiś wewnętrzny płomyczek. Nie była już mu całkiem obojętna.
Przekonał się o tym ostatniej nocy.
TRZY TAJEMNICE
13
Thorne był bardzo zdenerwowany, zmartwienie odbijało się wyraźnie na jego twarzy. Z irytacją
po-dzwaniał kluczami w kieszeni. Wbił ostre spojrzenie w Strikera i zapytał:
- Weźmiesz tę robotę, czy mamy poszukać kogoś innego?
Myśl o tym, że jakiś inny facet miałby zbliżyć się do Randi, nieprzyjemnie zmroziła Kurta, lecz nim
zdążył odpowiedzieć na pytanie, odezwał się milczący dotąd Slade.
- Nie możemy wziąć nikogo innego. To musi być ktoś, komu ufamy.
- Racja - zgodził się Matt, zanim Slade skinął głową w stronę okna, przez które widać było dżipa
wjeżdżającego na podjazd.
„Co tu gadać o zaufaniu!", pomyślał Striker, zaciskając zęby.
- Wygląda na to, że Nicole wróciła - powiedział Slade, patrząc na samochód za oknem.
Twarz Thorne'a nieco złagodniała. Po chwili drzwi wejściowe otworzyły się na oścież i do środka
wpadło chłodne powietrze.
Doktor Nicole McCafferty, strzepując resztki śniegu z płaszcza, weszła do holu, a zaraz potem dał
się słyszeć tupot małych nóżek na schodach. Pasierbice Thorne'a, czteroletnie bliźniaczki, ze
śmiechem i piskiem wybiegły mamie na spotkanie.
- Mamusia! - zawołała Molly, a jej bardziej nie-
14
LISA JACKSON
śmiała siostrzyczka Mindy rzuciła się rozpromieniona w ramiona mamy.
- Jak się mają moje dziewczynki? - spytała Nicole, obejmując obie córeczki naraz i całując na
zmianę po policzkach.
- Ale jesteś ziiiimna! - pisnęła Molly.
- Ano jestem - zaśmiała się Nicole.
Thorne, który utykał nieco po niedawnym wypadku, wszedł do holu i dał żonie siarczystego całusa,
podczas gdy dziewczynki tuliły się do nich z obu stron.
Sriker odwrócił się, czując, że narusza czyjąś prywatność. To samo uczucie towarzyszyło mu od samego
początku, od chwili, gdy Slade skontaktował się z nim, prosząc o pomoc, i Kurt po raz pierwszy
znalazł się na ranczu Flyńig M. Było to w paź^erniku, po tym jak samochód Randi McCafferty
został zepchnięty z drogi w Glacier Park. Z tego powodu przedwcześnie rozpoczął się poród, a
Randi o mało nie umarła wraz z dzieckiem. Przez jakiś czas pozostawała w śpiączce, a gdy się
obudziła, miała amnezję.
A przynajmniej tak twierdziła.
Striker uważał, że utrata pamięci, choć potwierdzona przez lekarza, mogła być wykrętem. Randi
chyba coś ukrywała, miała jakiś mroczny sekret. Znalazł dowody na to, że jej samochód został
zepchnięty przez inny pojazd ze stromego zbocza, a potem zarył w drzewo. Udało jej się przeżyć i
wydobrzeć, ale gdy
TRZY TAJEMNICE
15
odzyskała pamięć, nie miała nic do powiedzenia o wypadku ani nie domyślała się, kto mógłby
chcieć ją zabić. Nie wiedziała albo nie chciała powiedzieć. Tak samo było z ojcem jej dziecka.
Nikomu nie powiedziała, kto spłodził małego Josha. Kurt myślał
o tym nieznanym facecie z niechęcią. Nie chciał w ogóle przyjąć do wiadomości, że ktoś mógł pozo-
stawać w tak intymnym związku z Randi, choć był to idiotyzm. Nie rościł sobie przecież do niej
żadnych praw, nie był nawet pewien, czy ją lubi.
„Zatem trzeba było iść grzecznie spać ostatniej nocy. Zobaczyłeś ją na podeście schodów, patrzyłeś,
jak bawi się z dzieckiem, potem czekałeś, aż położy je do łóżeczka..."
Kurt przypomniał sobie, jak Randi siedziała na stopniu i nuciła cicho, biała koszula nocna przylegała
do jej ciała, gdy bujała i przytulała dziecko. Kurt był wyżej i przyglądał jej się ponad poręczą
schodów. Światło księżyca oblewało ją srebrzystą aureolą, niby Madonnę z Dzieciątkiem.
Wyglądała bardzo świątobliwie, ale zarazem zmysłowo. Kurt ukrył się w cieniu
i czekał. Wmawiając sobie, że chce tylko zejść niezauważony po schodach, skradał się w dół, aż
skrzypnął jakiś stopień i Randi gwałtownie uniosła głowę, zauważając go z rękami na poręczy.
- Chodźcie, zobaczymy, co Juanita ma dla nas w kuchni - powiedziała Nicole, brutalnie przywołując
Kurta do rzeczywistości. - Pachnie bardzo ładnie.
16
LISA JACKSON
- Cunamonem - powiedziała nieśmiała bliźniaczka, a jej siostra przewróciła oczami.
- Cynamonem! - poprawiła.
- Zobaczymy, co to za pyszności, dobrze? - Nicole popchnęła dziewczynki w stronę kuchni, a
Thorne wrócił do salonu.
Uśmiech zarezerwowany dla żony zniknął z jego twarzy, znowu miał na niej swoją nieprzeniknioną
maskę biznesmena.
- No to jak, Striker? Wchodzisz w to?
- To kupa forsy - przypomniał mu Matt.
- Słuchaj, Striker, liczę na ciebie - dodał Slade, odchodząc wreszcie od okna. Miał zatroskaną twarz.
- Ktoś chce zabić Randi. Powiedziałem Thorne'owi i Mattowi, że tylko ty potrafisz namierzyć tego
drania. Więc jak?
Z lekkim poczuciem winy Kurt włożył czek do swego zniszczonego portfela. Nie ma co dłużej się
zastanawiać. Sprawa od początku była przesądzona. Striker nie mógł pozwolić, by Randi
McCafferty uciekła ze swoim dzieckiem i samotnie zmierzyła się z kimś, kto dybał na jej życie.
Przysiągł sobie, że dorwie tego drania.
- No super! - zaledwie czterdzieści kilometrów za Grand Hope jej nowy dżip zaczął dziwnie
reagować na kierownicę. Gdy zjechała na pobocze zaśnieżonej drogi, by sprawdzić, co się dzieje,
odkryła, że złapała
TRZY TAJEMNICE
17
gumę w przednim lewym kole. Gdy wyjeżdżała, wszystko było w porządku. Niecałe dwa kilometry
wcześniej mijała stację benzynową, więc zawróciła tam, by odkryć, że jest zamknięta. I to na dobre.
Drzwi były zabite, zamki zardzewiałe, szyby w oknach popękane, instalacja nieczynna.
Jak dotąd jej podróż powrotna do cywilizacji nie przebiegała zgodnie z planem. O ile uznać, że w
ogóle istniał jakiś plan. I w tym tkwił problem. Oczywiście, przede wszystkim, i to od dawna,
zamierzała wrócić do Seattle, ale po ostatniej nocy z Kurtem... Tego ranka wstała wcześnie i uznała,
że nie może czekać ani minuty dłużej.
Wszyscy jej bracia byli już żonaci.
Ona znów była tą niepasującą kobietą i stanowiła zagrożenie dla nich wszystkich. Musiała coś na to
poradzić.
„Oszukujesz samą siebie, prawda? Wyjechałaś tak nagle wcale nie z powodu braci czy
niebezpieczeństwa, ale z powodu Kurta Strikera".
Spojrzała w lusterko wsteczne i ujrzała ból w swoich oczach. Westchnęła. Nie była dobra w tej roli i
nigdy nie chciała grać męczennicy.
- Trzeba się brać do roboty - mruknęła.
Musi zmienić sama to cholerne koło. Nie stanowiło to dla niej problemu, bo wychowując się na
farmie, nauczyła się różnych takich rzeczy. Zmiana koła to dla niej pestka. Pocieszające było
również to, że nie
18
LISA JACKSON
stała na drodze, lecz pod zadaszeniem, które chroniło od wiatru i śniegu.
Dziecko spało sobie spokojnie w samochodzie, więc Randi wyjęła z bagażnika lewarek, narzędzia i
zabrała się do pracy. Nie było to trudne, lecz dość żmudne zajęcie. Po chwili zlokalizowała dziurę w
oponie, którą zrobił duży gwóźdź.
Przyszło jej do głowy, że może wcale nie najechała na ten gwóźdź, lecz wbił go w oponę ten sam
drań, który zepchnął ją z szosy, potem próbował zabić w szpitalu, a później spalił oborę.
Wyprostowała się, trzymając ciężki klucz w ręku.
Było potwornie zimno, wiatr hulał po szosie, gnając tumany śniegu, zwiewając jej włosy z twarzy.
Poczuła dreszcz strachu pełznący po kręgosłupie. Zmrużyła oczy i omiotła wzrokiem surowy nagi
krajobraz.
Nikogo nie zauważyła. Nic nie słyszała. Uznała, że ma paranoję. Wcale jej się to nie spodobało.
Kryjąc się przed deszczem, ubrana na czarno za-kapturzona postać włożyła wytrych do zamka i z za-
skakującą łatwością wślizgnęła się do mieszkania Randi McCafferty.
Okolica była zamożna, a mieszkanko musiało kosztować fortunę. No jasne. Przecież księżniczka nie
zadowoliłaby się byle czym.
Mieszkanie sprawiało wrażenie zagraconego. No i widać było, że od miesięcy nikt w nim nie
sprzątał.
TRZY TAJEMNICE
19
Na blacie biurka w rogu pokoju zebrała się pokaźna warstwa kurzu, z wysokiego sufitu zwisały
pajęczyny, a w kątach fruwały koty z kurzu. Czasopisma porozrzucane na stolikach pochodziły
sprzed paru miesięcy, a skromne zapasy w lodówce dawno już się zepsuły. Oprawione w ramki
grafiki i obrazy stanowiły kolorowe akcenty na pastelowych ścianach, a eklektyczna zbieranina
nowoczesnych i staroświeckich mebli stała wokół kamiennego kominka z wygasłym popiołem.
Randi McCafferty nie było w domu od dawna.
Ale jest już w drodze.
Nieproszony gość bezgłośnie myszkował po ciemnych pokojach, krótkim korytarzykiem przeszedł
do sypialni z wielkim podwójnym łóżkiem, obok której była łazienka z wanną wpuszczoną w
podłogę i duża garderoba. Dalej znajdowała się jeszcze jedna łazienka i pokój dziecinny, jeszcze
nieurządzony, lecz gotowy na przyjazd małego McCafferty'ego. Tego cholernego bękarta.
W salonie intruz dostrzegł biurko ze zdjęciem sprzed lat, na którym byli wszyscy trzej bracia
McCafferty - wysocy, barczyści, pewni siebie młodzi mężczyźni, których uśmiechy zdobywały
kobiece serca, a ich zadziorne charaktery były przyczyną niejednej bójki w barze. Na tym zdjęciu
wszyscy dosiadali koni. Przed nimi stała Randi - bosa, w szortach z obciętych dżinsów, koszulce bez
rękawów i ze zwi
20
LISA JACKSON
chrzonymi warkoczykami. Zadzierała głowę i z powodu mocnego słońca mrużyła mocno oczy,
przysłaniając je dłonią. W drugiej ręce trzymała wodze wszystkich trzech koni, jakby już wtedy
wiedziała, że będzie przez całe życie wodzić swoich braci na pasku. „Suka".
Rozdrażniony intruz odwrócił głowę od fotografii, szybko nacisnął guzik na sekretarce telefonicznej
i poczuł natychmiastowy przypływ satysfakcji, że ma przewagę nad księżniczką. Jednak było to
przelotne uczucie.
Po odsłuchaniu jednej jedynej wiadomości, która zabrzmiała głucho w pustym pokoju, uzmysłowił
sobie, że tylko jedno może przywrócić porządek rzeczy.
„Randi McCafferty musi zapłacić. Własnym życiem".
ROZDZIAŁ DRUGI
W niecałe dwie godziny po rozmowie z braćmi McCafferty Striker był na pokładzie prywatnego sa-
molotu, który zmierzał na Zachód. Pewien przyjaciel był mu winien przysługę i Striker to
wykorzystał. Zdążył też jeszcze zadzwonić do swego współpracownika, któremu kazał zbadać
przeszłość Randi. Erie Brown był kiedyś wojskowym, a potem przez jakiś czas pracował dla FBI.
Striker będzie pilnował Randi, a Brown szukał prawdy jak posokowiec podąża za śladem rannego
zwierzęcia. Odkrycie jej było tylko kwestią czasu.
Spoglądając przez okno na grube chmury, słuchając miarowego buczenia silników, Striker myślał
wciąż o Randi McCafferty. Pięknej. Bystrej. Piekielnie seksownej.
Kto chciał ją zgładzić? I dlaczego?
Z powodu dziecka? Nie, na pewno nie o to chodzi. Więc może z powodu książki, którą pisała? Może
problemem jest coś innego, co trzymała w sekrecie przed braćmi.
Była intrygującą, niezwykłą kobietą o ostrym języku,
22
LISA JACKSON
ognistym spojrzeniu piwnych oczu i błyskotliwym poczuciu humoru, dzięki któremu potrafiła
utempero-wac nawet swoich trzech przyrodnich braci. Wprawdzie Thorne, Matt i Slade mogli żywić
do niej niechęć. Odziedziczyli we trzech połowę rancza, a jedynej córce Johna McCafferty'ego
przypadła w udziale druga połowa. Chociaż niektórzy ludzie w Grand Hope myśleli inaczej, Striker
był przekonany, że bracia nie mają nic na sumieniu. Czyż nie wynajęli go natychmiast po pierwszym
zamachu na siostrę? Na pewno nie chcieli jej zamordować.
Gryząc wykałaczkę, Kurt skrzywił się i spojrzał na chmury za oknem. Większość morderstw
popełniano z powodu chciwości, zazdrości albo zemsty. Czasami ofiara groziła przed śmiercią
zabójcy i dlatego właśnie postanawiał się jej pozbyć. Od czasu do czasu człowieka likwidowano, by
nie wyszły na jaw inne zbrodnie.
Dlaczegóż więc ktoś chciał zabić Randi? Z powodu jej dziedzictwa? Jej syna? Nieudanego
romansu? Może wiedziała za dużo o czyichś ciemnych sprawkach? Przez głowę Kurta przelatywały
różne niepowiązane myśli. Podrapał się po policzku.
Bez wątpienia Randi miała dwie tajemnice. Jedna dotyczyła ojca jej dziecka. Druga związana była z
książką, którą pisała w czasie, gdy zdarzył się wypadek.
Żaden z jej braci ani nikt z bliskich nie wiedział,
TRZY TAJEMNICE
23
kto spłodził Josha. Prawdopodobnie sam ojciec dziecka nie miał pojęcia o swym ojcostwie. Randi
milczała w tej sprawie jak zaklęta. Striker zastanawiał się, czy chroni w ten sposób ojca dziecka, czy
po prostu nie chce, by znał prawdę. Pomyślał, że pewnie nie byłoby trudno wykoncypować, kto jest
ojcem małego Josha. Striker zdążył już sprawdzić grupę krwi dziecka w szpitalu i zdobyć kilka jego
włosków, gdyby chciał zrobić testy DNA.
Kurt słyszał o trzech mężczyznach, którzy mieli na tyle bliską relację z Randi, że któryś z nich mógł
być jej kochankiem, ale na razie nie wiedział nic więcej. Na myśl o tych mężczyznach poczuł
ukłucie zazdrości. Śmieszne. Nie pozwoli sobie na to, by zaangażować się emocjonalnie z Randi
McCafferty, nawet mimo ostatniej nocy. Była jego klientką, choć na razie jeszcze o tym nie
wiedziała. A gdy już się tego dowie, na pewno rozpęta piekło.
Nie, Randi nie pogodzi się łatwo z tym, że bracia nasłali na nią ochroniarza.
Bębniąc palcem w zimne szkło okna samolotu, Kurt zaczął się zastanawiać, kto został ojcem jej
dziecka. Mimo ogarniającej go wściekłości analizował po kolei kandydatów.
Sam Donahue, były jeździec rodeo, znajdował się na początku listy. Kurt nie ufał temu bezczelnemu
kowbojowi, który zgromadził większą kolekcję kobiet niż kowbojskich butów. Sam zawsze był
draniem,
24
LISA JACKSON
którego nie znosili bracia Randi, palantem, który porzucił już dwie żony.
Joe Paterno był fotografem, który jako wolny strzelec czasami pracował dla „Seattle Clarion". Joe
miał opinię playboya najgorszego sortu, wyznającego zasadę „zdobyć i porzucić", miał kochanki na
całym świecie, bo wiele podróżował zawodowo. Zdecydowanie nie nadawał się na ojca rodziny.
Brodie Clanton, młody adwokat z Seattle, urodził się pod szczęśliwą gwiazdą - był wnukiem
sędziego Nelsona Clantona, jednego z najbardziej znanych prawników w Seattle. Brodie Clanton
traktował życie tak, jakby coś mu się od niego należało, a większość czasu poświęcał na obronę
bogatych klientów.
Niezły wybór. Gdzie ta Randi miała rozum? Żaden z nich nie był wart jej jednego spojrzenia. A
jednak z każdym z nich coś ją łączyło. Jak na kobietę, która prowadziła w gazecie kącik samotnych
serc, miała paskudny rejestr kochasiów.
„A co z tobą? Jak ciebie zaklasyfikować?".
- Cholera jasna! - zaklął pod nosem. Postanowił, że nie będzie teraz o tym myślał. Nie pozwoli, by
ostatnia noc wpłynęła na trzeźwość jego ocen. Nawet jeśli odkryje, kto jest ojcem dziecka Randi, to
będzie dopiero początek dochodzenia. Odkryje po prostu, z kim spała Randi, a nie kto chce ją zabić.
Potencjalnym mordercą mógł być każdy. Zazdrosny współpracownik, ktoś, komu zaszkodziła, świr,
TRZY TAJEMNICE
25
który ma obsesję na jej punkcie, dawna rywalka, i tak dalej. Motywem mogła być chciwość,
zazdrość, strach... na razie trudno cokolwiek ustalić. Przesunął wykałaczkę w drugi kącik ust i
wsłuchał się w warkot silników, który właśnie się zmienił, bo samolot zwolnił i zaczął opadać w dół,
na mały pas lotniska w Ta-coma. Zaczęła się zabawa.
Krople deszczu bębniły o dach dżipa. Moczyły wijące się po pagórkach ulice Seattle. Randi wcisnęła
pedał gazu i weszła w zakręt tak gwałtownie, że przez cichą muzykę płynącą z głośników przebił się
pisk opon. Jazda z Montany była potwornie ciężka, zimowa pogoda okazała się gorsza, niż Randi się
spodziewała. Zanim dojechała do miasta, gdzie stworzyła sobie dom, nerwy miała w strzępach.
Narastał ból głowy, który przypominał, że zaledwie parę miesięcy wcześniej miała wypadek, który
omal nie pozbawił jej życia i na jakiś czas zabrał pamięć. Przejrzała się szybko w lusterku
wstecznym. Przynajmniej włosy już trochę odrosły. Przed operacją ogolono jej głowę, a teraz jej
rudobrązowe włosy miały już prawie dwa cale. Przez krótką chwilę zapragnęła być z powrotem w
Grand Hope ze swymi przyrodnimi braćmi.
Nacisnęła kierunkowskaz i zmieniła pas, a potem zwolniła, by zatrzymać się na czerwonym świetle.
Nie mogła się wiecznie ukrywać, nawet jeśli bardzo by
26
LISA JACKSON
tego chciała. Nadszedł czas, by działać. Upomnieć się
o swoje życie. A ono było tu, w Seattle, a nie na ran-czu Fłying M w Montanie, z trzema
despotycznymi braćmi. Mogła wprawdzie czuć się spokojna, a nawet szczęśliwa na bezpiecznym
ranczu, z trzema silnymi mężczyznami zapewniającymi bezpieczeństwo jej
i jej dziecku. Ale to się skończyło.
„Zrobiłaś to, Randi. Bo przez ciebie twoja rodzina jest w niebezpieczeństwie. A teraz jeszcze
dołożyłaś problem z Kurtem Strikerem. Co ci odbiło? Ostatniej nocy... pamiętasz, co się zdarzyło
ostatniej nocy? Przyłapałaś go na podglądaniu cię na schodach, wiedziałaś, że się gapi, od tygodni
czułaś to napięcie między wami. I co zrobiłaś? Czy pobiegłaś z dzieckiem do sypialni i zamknęłaś
drzwi za sobą jak zdrowa na umyśle kobieta? O, nie. Położyłaś dziecko do łóżeczka i poszłaś za
Strikerem, i..."
Usłyszała klakson i dotarło do niej, że światło zmieniło się na zielone. Zaciskając zęby, ruszyła z pi-
skiem opon. Zepchnęła erotyczne myśli o Kurcie Strikerze na obrzeża umysłu. Teraz miała
ważniejsze sprawy na głowie.
Przynajmniej jej syn był bezpieczny. Chociaż na jakiś czas. Już za nim strasznie tęskniła, ale ukryła
go tak, by nikt nie mógł go znaleźć. To tylko do czasu, aż zrobi to, co musi zrobić. Ukrycie chłopca
było najlepszym rozwiązaniem. Dla niej. Dla niego. A to tylko na krótko. Bardzo krótko,
przypomniała sobie.
TRZY TAJEMNICE
27
Były już zamachy na jej życie i na życie jej najbliższych. Nie mogła ryzykować życia syna.
Gdy zahamowała na kolejnym czerwonym świetle, wpatrzyła się w strumyczki kropel deszczu
spływające po szybie i przypomniała sobie niebieskie oczka synka, jego rudoblond czuprynkę i
różowe policzki. Przypomniała sobie jego śmiech. Taki niewinny. Ufny.
Zamrugała, czując gorące łzy napływające do oczu. Nie mogła sobie teraz pozwolić na żadne sen-
tymenty.
Światło się zmieniło, ruszyła w sznurze samochodów w stronę Lake Washington, co jakiś czas
sprawdzając w lusterku, czy nie jest śledzona.
„Naprawdę mam paranoję", pomyślała, zajeżdżając przed dom. Zimny styczniowy wiatr szarpał
drzewa rosnące wzdłuż krótkiej ulicy. Randi wjechała na swoje miejsce parkingowe i wyłączyła
silnik. Samo-, chód był nowy, kupiony po wypadku. Drań, który go spowodował i próbował ją
zabić, uniknął kary.
„Ale nie na długo", powiedziała sobie w duchu, wysiadając z samochodu i zabierając torbę z tylnego
siedzenia. Miała robotę, i to poważną. Po raz ostatni obejrzała się przez ramię. Nikt za nią nie szedł,
nie słyszała za sobą żadnych kroków, gdy szła, omijając kałuże, do drzwi wejściowych.
„Weź się w garść", pomyślała. Weszła na schodki, postawiła torbę i torebkę na ganku, wyjęła klucz,
a potem otworzyła zamek i pchnęła drzwi ramieniem.
28
LISA JACKSON
Powitał ją zastały zapach nieużywanego wnętrza. Uschła paproć w przedpokoju rozsypała listki na
drewnianej podłodze. Parapet okienny był pokryty kurzem.
Nie czuła się tu jak w domu. Już nie. Już nigdzie się tak nie poczuje bez swego synka. Kopniakiem
zamknęła drzwi wejściowe i weszła do salonu. Nagle ujrzała jakiś cień, który poruszył się na
kanapie, i stanęła w miejscu jak wryta.
Adrenalina zagrała w jej żyłach. Poczuła gęsią skórkę na skórze.
„O Boże", pomyślała z przerażeniem, w ustach miała sucho.
Morderca na nią czekał.
ROZDZIAŁ TRZECI
- No proszę, nareszcie wróciłaś do domu - odezwał się powoli intruz.
Randi natychmiast rozpoznała jego głos. Drań. Sięgnął do włącznika i zapalił lampkę przy stoliku.
Zmierzył ją uważnym, podejrzliwym spojrzeniem. Kurt Striker, prywatny detektyw, którego
wynajęli jej bracia.
- Co tu robisz, do cholery! - wrzasnęła, bo lęk ustąpił miejsca wściekłości.
- Czekam.
- Na co?
- Na ciebie.
To jego powolne przeciąganie wyrazów było naprawdę denerwujące. Tak samo jak swobodna poza,
w jakiej spoczywał na jej kanapie, obejmując wielką dłonią szyjkę butelki z piwem. W dżinsach,
kowbojskich butach i skórzanej kurtce wyglądał na tej wzorzystej sofie jak puma na wystawie
kotów.
- Dlaczego? - spytała, kładąc torbę i torebkę na niskim stoliku w przedpokoju.
Nie weszła do pokoju, nie chciała zbytnio zbliżać
30
LISA JACKSON
się do tego mężczyzny. Niepokoił ją od pierwszej chwili, gdy go zobaczyła, jeszcze w czasie
rekonwalescencji po wypadku.
Striker wyglądał jak hollywoodzka wersja twardego gliny - kwadratowa szczęka, zmierzwione
ciem-noblond włosy opadające na głęboko osadzone, inteligentne oczy z prostymi rzęsami i
wyrazistymi brwiami, kilkudniowy zarost. No i to bezczelne spojrzenie, którym powoli wędrował po
jej ciele.
- Zadałam ci pytanie - odezwała się zniecierpliwiona jego milczeniem.
- Próbuję ocalić twoją głowę.
- To najście.
- Zadzwoń po gliny.
- Daruj sobie te gierki. - Podeszła do okna i gwałtownie odsłoniła kotary. Przez mokrą szybę ujrzała
stalowoszare wody jeziora, po których gnały fale z białymi grzywami, a unosząca się nad nimi mgła
przesłaniała widok na drugi brzeg. Randi skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła się do Strikera.
Uśmiechnął się seksownie, a w jego zielonych oczach pojawiła się kpina. Przypomniały jej się
wspólnie spędzone chwile, dotyk jego rąk... Gdyby nie był tak nieznośny, można by go uznać za
przystojnego. Interesującego. Seksownego. Długie nogi w kowbojskich butach, szerokie ramiona
napinające szwy skórzanej kurtki, płaski brzuch... Wszystko składało się na łakomy kąsek dla
kobiety, która szu-
TRZY TAJEMNICE
31
kała mężczyzny. Ale Randi nie szukała. Ona dostała już niezłą lekcję. Ostatnia noc była tylko
drobnym potknięciem. To się więcej nie powtórzy.
- Wiesz, o tym samym właśnie pomyślałem. Darujmy sobie wszelkie gierki i bierzmy się do roboty.
- Do roboty? - powtórzyła z rozdrażnieniem.
Chciała, by jak najszybciej wyniósł się z jej mieszkania. Jego obecność burzyła jej równowagę we-
wnętrzną, wywoływała skrajne napięcie.
- Właśnie. Dosyć fochów, mamy problem do rozwikłania.
- Nie sądzę, abyśmy mieli jakieś wspólne problemy.
Przez krótką chwilę patrzyli sobie w oczy i Randi odgadła, że przypomniał sobie poprzednią noc z
taką samą wyrazistością jak ona. Odchrząknął i powiedział:
- Randi, chyba musimy porozmawiać o tym, co zaszło...
- Ostatniej nocy? - wpadła mu w słowo. - Nie teraz, dobrze? I może w ogóle o tym nie rozmawiaj-
my. Po prostu zapomnijmy o tym.
- A potrafisz to zrobić?
- Nie wiem, ale się postaram.
W myślach nazwał ją kłamczuchą.
- Dobrze, skoro tak zamierzasz to rozwiązać.
- Mówiłam ci, że nie mamy żadnych wspólnych problemów.
32
LISA JACKSON
- Jasne, że mamy. Możemy zacząć od tego, że powiesz mi, kto jest ojcem twojego dziecka.
„Nigdy się tego nie dowiesz, nie ma mowy", pomyślała. A głośno dodała:
- A co to ma do rzeczy?
- Bardzo dużo, Randi. - Błyskawicznie zerwał się na nogi, przyskoczył do niej i patrząc z góry,
powiedział dobitnie: - Dwukrotnie próbowano cię zabić, na szosie i w szpitalu, pamiętasz?
Przełknęła ślinę, ale nie odpowiedziała.
- I nie zapominaj, że ktoś podłożył ogipń na farmie. Twoi bracia omal nie zginęli w tej oborze.
Serce ścisnęło jej się na to wspomnienie. Ku jej zaskoczeniu, Striker złapał ją mocno za ramiona i
trzymając jak w kleszczach, mówił dalej:
- Czy naprawdę chcesz dalej ryzykować życie? Narażać życie swoich braci? Dziecka? Przecież o
mało nie umarło w szpitalu, gdy cię tam przywieziono w trakcie porodu, i to tylko dlatego, że ktoś
zauważył twój samochód zepchnięty z szosy i wezwał karetkę.
Z trudem panowała nad sobą. Chciała, by przestał ją dotykać. Był zbyt blisko, jego pełen
wściekłości oddech czuła na twarzy, dzika, seksualna energia przenikała przez jej ubranie.
- Nie ruszę się stąd, dopóki nie wyjaśnimy sobie kilku rzeczy - oświadczył poważnie. - Będę tu tkwił
całą noc. Cały tydzień. Nawet rok.
TRZY TAJEMNICE
33
Jej głupie serce waliło jak oszalałe. Choć chciała się wyrwać z uścisku Strikera, było to niemożliwe.
Palce na jej ramionach zacisnęły się jeszcze mocniej.
- Zacznijmy od najważniejszego pytania. Dosyć kręcenia, Randi. Kto jest ojcem Josha?
- Zostaw mnie. - Szarpnęła się ze złością. - i wynoś się z mego domu.
- Nie ma mowy.
- Zadzwonię na policję.
- Proszę bardzo - skinął zachęcająco w stronę nieużywanego od miesięcy telefonu. Stał pokryty ku-
rzem na małym stoliku w jednym z rogów salonu. - Opowiesz im wszystko, co ci się przydarzyło, a
ja wyjaśnię, dlaczego tu jestem.
- Nie zostałeś zaproszony.
- Bracia martwią się o ciebie.
- Ale nie mogą mnie kontrolować!
- Czyżby? Chyba są innego zdania - rzucił, unosząc sceptycznie brew.
- Słuchaj, Striker, to moje życie. Dam sobie radę. Bądź tak miły i zabierz ręce - wycedziła
sarkastycznym tonem. - Mam dużo pracy.
Popatrzył na nią długo i przenikliwie, jakby chciał przeniknąć ją na wylot swymi zielonymi oczami.
Potem uwolnił ją z uścisku.
- Poczekam.
- Gdzie ci się żywnie podoba.
- Czy to jakaś propozycja? - spytał, uśmiechając
34
LISA JACKSON
się szelmowsko, a jej serce od razu zaczęło bić mocniej.
- Tak, proponuję, żebyś udał się na spacer i wybrał sobie jakieś miejsce do tego czekania.
- A może ty pokażesz mi miasto?
- Co?
- Jestem tu nowy. Mogłabyś pokazać mi jakieś fajne miejsca.
- A ty będziesz cały czas mieć na mnie oko.
- Owszem - znowu ten seksowny uśmiech na jego twarzy.
- Wybij to sobie z głowy, mam mnóstwo rzeczy do zrobienia. - Wskazała ręką w stronę telefonu. Na
automatycznej sekretarce nie paliło się światełko. -To dziwne - mruknęła i rzuciła podeja^we
spojrzenie na Strikera. - Zaraz, zaraz. Odsłuchiwałeś moje wiadomości? - spytała ze złością.
- Nie.
Podeszła do stolika i nacisnęła guzik przewijający taśmę.
- To dziwne - mruknęła, słysząc głos Sarah Peeples.
- Hej, kiedy wreszcie wrócisz do pracy? - pytała Sarah. - Strasznie tu nudno z tymi wszystkimi face-
tami. - Zachichotała. - No, może nie nudno, ale stęskniłam się za tobą. Zadzwoń do mnie,
ucałowania dla Josha.
Randi zagryzła wargę. Wskazała groźnie na sekretarkę.
TRZY TAJEMNICE
35
- Nie odsłuchiwałeś tego?
- Nie.
- No to kto?
- Nie ty? - spytał, mrużąc oczy.
- Nie. - Poczuła, jak skóra jej cierpnie.
Jeśli to nie Striker odsłuchiwał sekretarkę, w takim razie kto? Bolała ją głowa. Może miała jakieś
zwidy, lęki. Martwiła się o dziecko, denerwowała ją obecność tego mężczyzny, była wykończona
długą jazdą. Tak, po prostu puszczały jej nerwy. Wynajęcie przez braci tego seksownego anioła
stróża tylko pogarszało sprawę. Potarła skronie, zmuszając się do logicznego myślenia.
- Słuchaj, Striker, nie możesz panoszyć się tutaj, częstować piciem, rozsiadać na kanapie i czuć się
jak u siebie w domu. - Jego rozbawiony uśmiech przypomniał jej, że właśnie to zrobił. - Sądzę, że
masz na koncie kilka przestępstw: włamanie, zawłaszczenie mienia, i co tam jeszcze. Policja to
ustali.
- Gdzie jest twój syn? - spytał, nie dając się zbić z tropu. - Gdzie jest Junior?
- Ma na imię Josh. - Wiedziała, że nie uniknie tego pytania, lecz grała na zwlokę.
- Dobrze, gdzie jest Josh?
- W bezpiecznym miejscu.
- Nie ma takiego.
- To nieprawda - zaprzeczyła gwałtownie, choć poczuła niepokój.
36
LISA JACKSON
- A więc jednak boisz się, że ktoś na ciebie czyha?
- Jestem matką. Nie mogę narażać Josha na niebezpieczeństwo.
- A siebie niby możesz.
- Nie wnikajmy w to - mruknęła i nacisnęła guzik sekretarki, by ponownie przewinąć taśmę.
- Czy jest z twoją kuzynką Norą?
Jej mięśnie stężały. Skąd wiedział o tej kuzynce ze strony matki? Bracia nawet jej nie znali.
- A może u cioci Bonity, przyrodniej siostry matki? A niech to, pilnie odrobił pracę domową. W
głowie
jej dudniło, poczuła, że ma spocone dłonie.
- Nie twoja sprawa, Striker - syknęła.
- A może zostawiłaś go u swojej przyjaciółki Sharon? - Skrzyżował ręce na piersi. - Ja stawiałbym
na to.
Zamarła. Jak mógł odgadnąć, że zostawiła dziecko z Sharon Okano? Nie widziały się z Sharon przez
prawie dziewięć miesięcy, a jednak udało mu się ją znaleźć.
- Gdybyś chciała powierzyć go opiece krewnych, zostawiłabyś go w Montanie, ale bałaś się
ryzykować, wolałaś, żeby to był ktoś zaufany, ale trudny do namierzenia.
Poczuła przypływ lęku, a gdy lekko dotknął jej ramienia, skuliła się, jakby jego dotyk parzył.
- Skoro ja odkryłem, gdzie ukryłaś dziecko, zrobi to także ten drań, który cię ściga.
TRZY TAJEMNICE
37
- Jak odnalazłeś Sharon? Nie wierzę, że to był tylko szczęśliwy traf.
Kurt podszedł do stolika przy sofie i wziął butelkę z piwem.
- To nie było wcale takie trudne, Randi.
- Ale.....
- Nawet telefony komórkowe mają billingi.
- Szperałeś w mojej poczcie? Czy to nie przestępstwo federalne? - spytała z oburzeniem.
- Nieważne, jak zdobyłem tę informację. Ważne jest to, że ani ty, ani twój syn nie jesteście
bezpieczni. Bracia wynajęli mnie, żebym cię chronił, i zamierzam się tym zająć bez względu na to,
czy ci się to podoba, czy nie. - Dopił piwo z butelki jednym długim łykiem. - Możesz ze mną
walczyć, Randi, ale przyczepię się do ciebie jak rzep. - Możesz zadzwonić do braci i się na mnie
poskarżyć. Możesz uciec, ale natychmiast cię dorwę. Możesz wezwać gliny, a wspólnie z nimi
dotrzemy do sedna sprawy. Tak się sprawy mają. Tak więc możesz ułatwić wszystko, wyjaśniając
mi szczegóły, albo możesz utrudniać mi pracę i wszystko się przeciągnie. - Postawił butelkę na
stoliku i spojrzał jej w oczy. - Twój wybór.
- Wynoś się.
- Proszę bardzo. Ale wrócę.
- Idź do diabła! - krzyknęła, aż się trzęsąc ze złości.
- Masz godzinę na przemyślenie wszystkiego
38
LISA JACKSON
rzucił, idąc do drzwi. - Jedną godzinę. Potem wrócę. I jeżeli będzie trzeba, wymuszę na tobie
współpracę. Wybór należy do ciebie, Randi. Wydaje mi się jednak, że masz niewiele opcji.
Wyszedł, a gdy drzwi się za nim zamknęły, Randi zasunęła zasuwę i zaklęła pod nosem. Niestety
Kurt miał rację, jej sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Miała niewiele opcji, dlatego właśnie
musiała dokonać właściwego wyboru.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Kurt wśliznął się za kierownicę wynajętej brązowej furgonetki. Okna były nieco przymglone, więc
włączył nawiew i wpatrywał się w strumyczki wody spływające po szybach. Dał jej godzinę na
zastanowienie się, on z kolei potrzebował czasu, by ochłonąć. Ta kobieta miała w sobie coś, co
naprawdę go ruszało.
Od pierwszej chwili, gdy zobaczył ją na ranczu, wyczuwał erotyczne napięcie, które pojawiało się,
ilekroć znaleźli się razem w jakimś pokoju. To było naprawdę idiotyczne. Nie poddawał się łatwo
kobiecemu urokowi, a już na pewno nie zamierzał ulegać wdziękom jakiejś rozpuszczonej pannicy,
która była oczkiem w głowie tatusia, bogatą dziewczyną, której wszystko zawsze podawano na tacy.
Owszem, była dość ładna. Przynajmniej teraz, gdy zniknęły sińce i zadrapania i odrastały jej włosy.
Prawdę mówiąc, była oszałamiająca. Pomimo niedawnej ciąży jej ciało było szczupłe, biust na tyle
duży, by mężczyzna zwrócił na niego uwagę, biodra krągłe i zwarte. Przy swoich rudobrązowych
włosach, ma-
40
LISA JACKSON
tym, ostrym podbródku, pełnych ustach i wielkich piwnych oczach nie potrzebowała nawet
makijażu, by wyglądać pięknie. Miała bystry umysł, ostry jak brzytwa język i przed chwilą dała
jasno do zrozumienia, że chce, aby zostawił ją w spokoju. Wiedział, że tak byłoby najlepiej dla
wszystkich, ale piekielnie go pociągała i rozpalała w nim krew.
,,Zaporrinij o tym. Jest twoją klientką".
Niezupełnie, przecież go nie wynajęła. Ale jej bracia to zrobili.
„Musisz zadbać, by ta relacja pozostała czysto profesjonalna".
Relacja? Jaka znowu relacja? Przecież ona nie może wytrzymać ze mną w jednym pokoju, pomyślał.
„Akurat. Tak jakbyś już wcześniej się w to nie bawił. Jakby nie było ostatniej nocy".
Położyła Josha do łóżeczka w jego pokoju i przemknęła schodami za Kurtem, poszła za nim aż do
ciemnego salonu, gdzie jedyne światło dawały żarzące się węgle w kominku.
Zdążył już nalać sobie drinka i sączył go powoli, spoglądając przez zamarzniętą szybę okienną na
pogorzelisko po oborze.
- Gapiłeś się na mnie - rzuciła oskarżycielskim tonem, a on potwierdził skinieniem głowy. - Dla-
czego?
- Nie chciałem.
- Bzdura!
TRZY TAJEMNICE
41
A więc nie zamierzała spuścić go z haczyka. Wziął kolejny łyk, zanim się do niej odwrócił.
- Co właściwie robiłeś tam na górze?
- Wydawało mi się, że słyszę jakieś szmery, i chciałem sprawdzić, co to takiego.
- I to byłam ja. W tym domu jest pełno ludzi, wiesz o tym. - Była wściekła, czuł wręcz jej ciepło,
zauważył, że ma rozpięte guziczki koszuli nocnej, jakby nie zdawała sobie sprawy, że widać jej
biust.
- Chcesz, żebym ci to wyjaśnił?
- Tak, spróbuj. - Skrzyżowała ręce pod biustem, mimowolnie unosząc go do góry i powodując, że
przedziałek pomiędzy piersiami się pogłębił. Kurt spojrzał jej prosto w oczy.
- Jak mówiłem, byłem właśnie na górze i usłyszałem szmery. Kroki. Gdy wyjrzałem przez barierkę,
zobaczyłem ciebie.
- A reszta, jak powiadają, jest historią. - Uniosła brew i zacisnęła usta. - Dobrze się przyjrzałeś?
- Dość dobrze.
- Podobało ci się to, co zobaczyłeś?
Nie mógł się powstrzymać, jeden kącik ust powędrował w górę.
- W miarę.
- Co?!
- Widziałem już ładniejsze.
Nawet w półmroku zauważył, że rumieniec pokrył jej policzki.
42
USA JACKSON
- A czego się spodziewałaś, Randi? Przyłapałaś mnie na podglądaniu. Nie planowałem tego, ale aku-
rat tam byłem i przyłapałaś mnie. Pewnie mogłem odchrząknąć znacząco i zejść obok ciebie po
schodach, ale byłem... zaskoczony. - Przestał się uśmiechać i pociągnął długi łyk ze szklanki. -
Jesteśmy dorośli. Zapomnijmy o rym.
- Łatwo ci mówić.
- Wcale nie tak łatwo.
- A cóż to ma znaczyć? - spytała, mrużąc oczy.
- Dość trudno cię zapomnieć.
- Dobra, dobra. - Przejechała palcami przez włosy, a jej koszula rozchyliła się jeszcze bardziej, po-
zwalając przyjrzeć się piersiom. Nagle, jakby poczuła zimny powiew, ze zdziwieniem spojrzała w
dół. -No, super - mruknęła, gmerając przy guzikach. -Awanturuję się i robię z siebie widowisko.
- Nic nie szkodzi - zapewnił z przekonaniem. -Kłamałem. Nigdy nie widziałem ładniejszych.
- To jakieś wariactwo - zaśmiała się, kręcąc głową.
- Mogę ci postawić drinka?
- Z zapasów mojego ojca? Chyba nie... Mogłabym zrobić coś, czego bym później żałowała.
- Naprawdę?
Westchnęła głęboko, omiotła go wzrokiem i skinęła głową.
- Naprawdę.
TRZY TAJEMNICE
43
Powinien wtedy się zatrzymać, bo jeszcze panował nad sytuacją. Ale nie zrobił tego, tylko dopił
drinka, odstawił szklankę i powiedział, zbliżając się nieco do niej:
- Być może ludzie przywiązują zbyt wielką wagę do wyrzutów sumienia.
Zauważył, jak pulsuje tętnica na jej gładkiej szyi, wiedział, że Randi jest równie zdenerwowana jak
on.
Od dawna nie całował żadnej kobiety, a od paru tygodni myślał o tym, jak by to było całować się z
Randi McCafferty. No i tej ostatniej nocy się dowiedział. Potem, jakby to było całkiem naturalne,
wziął ją na ręce i zaniósł na dywan przed dogasającym kominkiem...
Teraz, gdy siedział w samochodzie, a deszcz bębnił o szyby, Striker nachmurzył się na wspomnienie
tego, co zrobił. Powinien się dobrze zastanowić, zanim ją pocałował. Nie potrzebował żadnych
nowych kłopotów z kobietami.
Spojrzał na jeden z palców lewej ręki, gdzie widoczny był ślad po obrączce. Kark mu zesztywniał, a
przez głowę przeleciało parę ponurych myśli. Myśli o innej kobiecie... innej kobiecie i małej
dziewczynce...
Niezadowolony z kierunku, jaki obrały jego myśli, zmusił się do obserwacji mieszkania Randi.
Budynek, w którym mieszkała, był położony na wzgórzu, a jego okna wychodziły na jezioro. Striker
zaparkował
44
USA JACKSON
po drugiej stronie ulicy, skąd miał świetny widok na jej drzwi wejściowe, jedyne prowadzące z
mieszkania na zewnątrz. Nawet gdyby wymknęła się przez okno, zauważyłby, jak jej dżip odjeżdża.
Spojrzał na zegarek. Miała czterdzieści siedem minut, by ochłonąć i wziąć się w garść. I on też.
Wziął Wypchaną teczkę i wyjął materiały dotyczące McCaffertych. Zerkając co chwila na drzwi,
przeglądał notatki, zdjęcia i wycinki z „Seattle Clarion", z nazwiskiem Randi i zdjęciem
uśmiechniętej autorki. Kolumna nosiła tytuł „Solo" i zawierała porady dla osób samotnych,
począwszy od zatwardziałych kawalerów, przez osoby świeżo rozwiedzione, niedawno owdowiałe i
wszystkich innych samotnych piszących z prośbą o poradę.
Striker odczytał ponownie kilka ulubionych kawałków. W jednym Randi radziła kobiecie, nad którą
znęcał się partner, aby natychmiast go rzuciła i pozwała do sądu. W innym radziła nadopiekuńczej
samotnej matce, by zapewniła swojej nastoletniej córce trochę „przestrzeni do oddychania", nie
tracąc z nią kontaktu. W jeszcze innym poleciła wdowcowi, żeby znalazł sobie grupę wsparcia i
zapisał się na lekcje klasycznych tańców, o czym zawsze marzyli z żoną.
Jej porady były pełne empatii, choć bywała zgryźliwa. Pewnej kobiecie, która nie mogła się zde-
cydować na żadnego z dwóch kochanków i okłamywała ich obu, poradziła, aby „wreszcie dorosła",
TRZY TAJEMNICE
45
a pewnemu młodzieńcowi napisała, żeby przestał jęczeć, kiedy jego dziewczyna parkuje na, jego"
miejr scu, gdy zostaje u niego na noc. Przy tym wszystkim jej teksty były pisane z wielkim
poczuciem humoru. Nic dziwnego, że kupowały je też inne magazyny.
Krążyły jednak plotki o zatargu pomiędzy Randi a jej redaktorem naczelnym, Billem Withersem.
Striker na razie nie wiedział jeszcze, o co chodziło. Na razie. Randi pisywała też do innych gazet
pod pseudonimem R.J. McKay. No i była jeszcze ta niedokończona książka o rodeo, o której Randi
nie chciała mówić. Wiele się działo wokół panny McCafferty. Była niezwykłą kobietą.
Tak jak one wszystkie, pomyślał ponuro, a jego myśli znów zapuściły się na zakazane terytorium
przeszłości, która wydawała się teraz odległą epoką, do czasów, zanim stracił wiarę w kobiety. W
małżeństwo. W życie. Nie chciał o rym wszystkim myśleć. Ani teraz, ani nigdy.
- Jak on się czuje? - rzuciła nerwowo Randi do słuchawki swego telefonu komórkowego.
Miała spocone dłonie, z trudem panowała nad sobą. Chociaż przed Strikerem udawała pewną siebie,
była roztrzęsiona. Jego ostrzeżenia wywołały w niej niepokój.
- Zostawiłaś go zaledwie przed godziną - odparła uspokajająco Sharon. - Josh ma się świetnie.
Nakar-
46
USA JACKSON
miłam go, przebrałam i położyłam do łóżeczka. Śpi jak suseł.
- To dobrze - Randi odetchnęła z ulgą.
- Musisz się odprężyć. Wiem, że jesteś młodą matką i tak dalej, ale wierz mi, że nerwy nikomu nie
pomogą.
- Wiem - westchnęła Randi.
- Postępuj zgodnie z tym, co zawsze radzisz ludziom w swojej rubryce. Spójrz na wszystko z dys-
tansem, oceń trzeźwo sytuację. Należysz jeszcze do klubu sportowego, prawda? Idź na zajęcia jogi,
tae-kwon-do albo kick boxingu, na pewno dobrze ci to zrobi.
- Myślisz, że mi pomoże?
- Na pewno nie zaszkodzi.
- Jak wiem, że Josh jest bezpieczny, to wszystko jest dobrze.
- Na pewno. Obiecuję - Sharon westchnęła. -Wiem, że nie chcesz nawet o tym słyszeć, ale uważam,
że mogłabyś pomyśleć nawet o jakiejś randce.
- Nie sądzę.
- To, że miałaś złe doświadczenia z jednym, nie znaczy jeszcze, że wszyscy inni to dranie.
- Miałam złe doświadczenia z kilkoma.
- Cóż, nie zaszkodziłoby jeszcze raz spróbować.
- Nie wiem. Kiedy Kupidyn napina łuk i mierzy we mnie, zawsze bierze zatrute strzały.
TRZY TAJEMNICE
47
- Ludziom, którzy do ciebie piszą, zawsze dajesz nadzieję.
- Bo jeśli o nich chodzi, mogę być obiektywna. - Wyjrzała zza zasłony i zobaczyła, że furgonetka
Strikera stoi po drugiej stronie ulicy. Siedział za kierownicą. - Słuchaj, pewnie jutro nie będzie mnie
w domu, ale dzwoń na komórkę - powiedziała.
- Dobrze, niczym się nie martw - odparła uspokajająco Sharon.
Nie ma szans, pomyślała Randi po wyłączeniu telefonu. Od urodzenia dziecka zamartwiała się bez
przerwy. Pod tym względem była jeszcze gorsza niż jej bracia. Thorne, najstarszy, był najbardziej
opiekuńczy i despotyczny, złagodniał nieco po poślubieniu Nicole. Matt, były jeździec rodeo, był też
bardzo odpowiedzialnym facetem. Miał ranczo w Idaho, ale przeprowadził się, gdy ożenił się z
Kelly. Slade miał naturę buntownika i zazwyczaj niczym się nie przejmował, jednak teraz postawił
sobie za cel opiekę nad siostrą i siostrzeńcem.
Kilka miesięcy wcześniej Randi nie zniosłaby tej ich opiekuńczości. Ale to było przed wypadkiem.
Na szczęście niewiele z niego pamiętała, ale musiała dowiedzieć się, kto chciał jej śmierci. Mogłaby
zaakceptować pomoc Strikera, ale obawiała się, że jeśli to zrobi, jeśli zwierzy się komuś, ściągnie
jeszcze większe niebezpieczeństwo na swoje dziecko. Nie zamierzała ryzykować, nawet jeśli
musiała działać wbrew woli braci.
48
LISA JACKSON
Przypomniała sobie wesele Matta i Kelly. Były tańce i świetna zabawa, mimo mroźnej zimy, jak to
w Montanie, mimo pogorzeliska, które pozostało po oborze, przypominającego jej, że ściągnęła
niebezpieczeństwo na całą rodzinę. Kelly wyglądała olśniewająco w białej sukni, a Matt niezwykle
przystojnie w smokingu. Nawet Slade, który ucierpiał bardzo w trakcie pożaru, odstawił kule i
tańczył z Jamie Parsons, zanim porwał ją w zaśnieżoną noc. W dwa dni później, gdy Slade i Jamie
wrócili, oznajmiając, że właśnie się pobrali, Randi oświadczyła, że wyjeżdża.
- Muszę to zrobić. Nie mogę tu zostać, to niebezpieczne. Pomyślcie tylko, ile już wydarzyło się wy-
padków. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
Bracia spierali się z nią zażarcie, tylko Striker nic nie mówił, obserwował ją z dystansu.
Aż do ostatniej nocy, kiedy demony zostały wypuszczone z piekła.
Dlatego natychmiast wyjechała, a on podążył za nią do Seattle. Teraz wiedziała już, że łatwo się go
nie pozbędzie. Wkurzało ją, że bracia wynajęli go bez jej woli.
Wyjrzała przez okno i zobaczyła, że Striker wciąż siedzi w samochodzie. Czeka. Szybko zasunęła
zasłonę i obrzuciła spojrzeniem mały pokoik dla dziecka. Podłoga była zakurzona, łóżeczko
wciśnięte w kąt, jakieś rzeczy nawet nierozpakowane.
Postanowiła działać. Zrobiła sobie kubek kawy i za-
TRZY TAJEMNICE
49
dzwoniła do redakcji. Naczelnego nie było, ale nagrała się na jego sekretarkę, sprawdziła swoją
pocztę mailową, potem szybko się rozpakowała, wzięła prysznic i przebrała się w czyste spodnie,
sweter, zmieniła buty. Wokół szyi owinęła kolorowy szalik, prze? jechała rękami przez włosy i
przejrzała się w lustrze. Skrzywiła się. Ostatnio bardzo schudła, ważyła teraz mniej niż przed
zajściem w ciążę, nie mogła też się przyzwyczaić do tych krótkich włosów, wcześniej zawsze nosiła
długie. Niezadowolona, poszła do łazienki i znalazła jakąś starą tubkę żelu. Nałożyła go na ręce i
zmierzwiła nimi włosy. Rozczochrana fryzurka wyglądała trochę lepiej. Randi właśnie myła ręce,
gdy rozległ się dzwonek przy drzwiach. Zadzwonił niecierpliwie wiele razy. Nie musiała się
zastanawiać, kto przyszedł. Spojrzawszy na zegarek, stwierdziła, że minęła równo godzina od
wyjścia Strikera.
Z trudem opanowując wściekłość, otworzyła drzwi na oścież. W progu stał Kurt Striker, jego włosy
pociemniały, zmoczone deszczem, w zielonych oczach odbijała się determinacja. W spłowiałych
dżinsach i krótkiej kurtce wyglądał naprawdę seksownie. Po minie widać było, że jest tak samo
poirytowany jak ona.
- Po co tak wydzwaniasz? - spytała ze złością. - Masz przecież własny klucz czy też jakiś tam wy-
trych. - Cofnęła się, wpuszczając go do środka.
- Słuchaj, Randi, skoro ja mogłem wejść...
50
LISA JACKSON
- Wiem, wiem... - mruknęła, szukając w szafie kurtki przeciwdeszczowej. - Zmienię zamki na pew-
niejsze.
- I do tego założysz sobie alarm i kupisz psa obronnego.
- Mam przecież dziecko, zapomniałeś? - obruszyła się i włożyła kurtkę. Potem weszła do pokoju po
torebkę, zapakowała laptopa do pokrowca. - Nie sądzę, by agresywny pies się tu nadawał.
- Nie agresywny, tylko obronny.
- Jak uważasz. A teraz wybacz, spieszę się do redakcji. - Podeszła do drzwi i otworzyła je
znaczącym gestem.
- Tak łatwo się mnie nie pożbędziesz — oświadczył z uśmieszkiem.
- Dlaczego? Z powodu forsy? - spytała, zdziwiona, że ją samą ta wzmianka bardzo zabolała. - O to
właśnie chodzi, prawda? Moi bracia zapłacili ci za to, żebyś bawił się w mego ochroniarza. Co za
staroświeckie pomysły! - Roześmiałaby się, gdyby nie była taka wściekła. - Trzeba natychmiast z
tym skończyć. Potrzebuję prywatności. Przestrzeni życiowej. Potrzebuję...
Ruchem ręki szybkim jak skok węża złapał ją za nadgarstek i mocno przytrzymał.
- Mniej egoizmu - dokończył. Był tak blisko, że czuła jego gorący oddech na twarzy. - Już o tym
rozmawialiśmy. Przestań myśleć o swojej cholernej nie-
TRZY TAJEMNICE
51
zależności, a zajmij się bezpieczeństwem dziecka. I własnym. - Puścił jej rękę tak nagle, jak ją
chwycił. - Chodźmy. Nie będę ci przeszkadzał. Obiecuję. -Szelmowski uśmiech, którym ją obdarzył
na wychodnym, dosłownie zaparł jej dech.
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Nie myśl, że ze mną pojedziesz - warknęła, naciągając na głowę kaptur, gdy szła do swego auta.
Deszcz zamienił się w nikłą mżawkę, było mgliście, więc widoczność zrobiła się bardzo zła.
Zapadał mrok, niebo zakrywały ołowiane chmury.
- To znacznie ułatwiłoby sprawy.
Striker najwyraźniej nie przyjmował do wiadomości tego, co mówiła. Z podniesionym kołnierzem
towarzyszył jej do samego samochodu.
- Niby komu? - rzuciła mu niechętne spojrzenie i otworzyła pilotem drzwi dżipa. W środku
samochodu zapaliło się światło.
- Nam obojgu.
- Nie sądzę. - Wskoczyła do samochodu i błyskawicznie zaniknęła drzwi. Stał bez ruchu. Jakby cze-
kał, aż ona zmieni zdanie.
Odrzuciła kaptur na plecy i włączyła silnik. Zostawiając Strikera moknącego w deszczu, wycofała
samochód z podjazdu i ruszyła szybko drogą wyjazdową w stronę centrum miasta. W lusterku
wstecznym zobaczyła, że Striker biegnie w stronę swego samo-
TRZY TAJEMNICE
53
chodu, a potem musiała już uważać na światła aut przed sobą, które rozmywały się w strugach
deszczu. Nie miała jednak wątpliwości, że Striker podążył za nią.
Stromymi ulicami podjechała aż do miejsca, gdzie pomiędzy wysoldmi, smaganymi deszczem
wieżowcami migały szare wody Zatoki Eliot - niespokojne i mroczne, jakby odzwierciedlały uczucia
Randi. Zostawiła samochód na parkingu przed budynkiem, w którym mieściła się redakcja, po czym
z laptopem w ręku ruszyła na spotkanie z życiem, które porzuciła przed paroma miesiącami.
Redakcja „Seattle Clarion" mieściła się na piątym piętrze gmachu, w którym niegdyś był hotel.
Stuletni budynek o fasadzie z czerwonej cegły został odnowiony, unowocześniony i przystosowany
do wymogów pomieszczeń biurowych.
Randi wjechała starą, powolną windą na piąte piętro i otworzyła oszklone drzwi prowadzące do
redakcyjnej recepcji.
Na jej widok Shawn-Tay, recepcjonistka, zerwała się z miejsca.
- Kogo ja widzę! - zawołała, wyskoczyła zza biurka i serdecznie uściskała Randi. Była wysoka jak
modelka, miała brązową skórę i ciemne oczy.
- Co się z tobą działo? Ani razu nie zadzwoniłaś! Zamartwiałam się o ciebie. Słyszałam o tym
wypadku... - Przyjrzała się Randi uważnie. - A gdzie twój
54
LISA JACKSON
synek? Jak śmiesz się tu zjawiać bez niego? - Przechyliła głowę, by jeszcze raz jej się przyjrzeć. -
Dobrze ci w tych krótkich włosach, ale strasznie wychudłaś.
- Nadrobię to.
- A jak mały? - spytała Shawn-Tay, ale w tej samej chwili zadzwonił telefon. - Cholera, muszę ode-
brać, ale wróć tu potem do mnie i wszystko opowiedz. - Okrążyła zwinnie biurko i podniosła słucha-
wkę. - „Seattle Clarion", w czym mogę pomóc? -spytała uprzejmie.
Randi minęła recepcję oraz liczne biurka i przeszklone boksy współpracowników, by wreszcie
wślizgnąć się do swojej niszy w rogu, za szybą oddzielającą reporterów od pracowników
zajmujących się sprzedażą. W czasie jej długiej nieobecności białe ściany przemalowano na różne
kolory - delikatny fiolet, zgaszoną zieleń, złotopomarańczowy, a wszystkie motywy kolorystyczne
jednoczył w sobie barwny dywan. W redakcji było spokojnie, bo większość pracowników poszła już
do domu.
Randi zdziwiła się, że jej miejsce pracy wygląda dokładnie tak, jak je zostawiła, że nikt go nie
używał podczas jej nieobecności. Ustaliła urlop macierzyński z szefem późnym latem i
przygotowała materiały do druku z dużym wyprzedzeniem, by dać sobie czas na zajęcie się
dzieckiem po porodzie i dokończenie książki.
TRZY TAJEMNICE
55
Teraz trzeba było uaktualnić rubrykę, więc Randi spędziła dwie godziny na czytaniu poczty
mailowej. Gdy tak pracowała w skupieniu, do jej świadomości docierały ciche dźwięki muzyki,
która sączyła się z głośników, ćwierkające dzwonki telefonów komórkowych i mocniejsze sygnały
telefonów stacjonarnych. Przytłumione odgłosy rozmów też jej nie przeszkadzały.
Pracując, zastanawiała się jednocześnie, czy Kurt Striker za nią pojechał. Być może rozmawia teraz
z Shawn-Tay w recepcji. Ta myśl wywołała uśmiech na jej twarzy. Kurt nie był facetem, który się
wdawał w pogaduszki. Był małomównym, pociągającym facetem o mrocznej przeszłości.
Wydawało jej się, że kiedyś musiał być związany z policją i z jakichś tajemniczych powodów
przestał tam pracować. Ale ona się dowie dlaczego. Jedną z zalet pracy dziennikarskiej był dostęp
do informacji.
- Cześć, Randi! - zawołała Sarah Peeples, recen-zentka filmowa, biegnąc do biurka Randi. Była wy-
soką, postawną kobietą z burzą blond loków. Miała słabość do drogich butów i taniej biżuterii. -
Myśkv łam, że już nigdy cię nie zobaczę! Gdzie się podziewałaś?
- W Montanie, u moich braci.
- Masz nową fryzurę.
- Raczej z konieczności niż z wyboru.
- Ale świetnie ci w niej. Wyglądasz seksownie i awangardowo. A jak synek?
56
USA JACKSON
- Świetnie.
- Kiedy go zobaczę?
- Wkrótce - odparła powściągliwie Randi. Im mniej będzie mówić o synku, tym lepiej. - A co tu
słychać?
Sarah przewróciła oczami i przysiadła na biurku Randi.
- Taki sam dom wariatów jak zawsze. Ostatnio musiałam zrecenzować wszystkie filmy, które będą
ubiegać się o Oscara.
- Kupa roboty. - Randi współczująco pokiwała głową. - Czy wydarzyły się jakieś dziwne rzeczy,
kiedy mnie nie było?
- Co masz na myśli? Wszyscy, którzy tu pracują, mają dziwaczny styl życia, no nie?
- Chyba masz rację.
Sarah podniosła szklany przycisk do papieru i zaczęła nim się bawić.
- No to kiedy przyniesiesz dziecko do biura, żeby je nani pokazać? - Uśmiechnęła się szeroko, jej
zainteresowanie było zupełnie szczere.
Była mężatką od trzech lat i bardzo pragnęła dziecka. Mąż odsuwał decyzję, bo zamierzał zdobyć
kolejny awans, zanim zdecydują się na dziecko. Randi przypuszczała, że ta chwila może nigdy nie
nadejść.
- Jak się trochę urządzimy - odparła Randi po krótkim wahaniu. Przez chwilę miała ochotę zwierzyć
się Sarah ze swoich problemów, ale powstrzymała się w ostatniej chwili.
TRZY TAJEMNICE
57
- To może chociaż pokażesz mi jakieś zdjęcia?
- Mam ich mnóstwo, ale jeszcze się nie rozpakowałam. Następnym razem przyniosę, obiecuję.
-Opadła na oparcie krzesła. - Opowiadaj szczegółowo, co tutaj słychać.
Sarah z przyjemnością przekazała koleżance wszystkie biurowe plotki i doniosła o najnowszych
zmianach w polityce pisma i przetasowaniach na stanowiskach kierowniczych. Sama wypytała
Randi o życie w Montanie. Na koniec powiedziała:
- Paterno niedawno wrócił.
- Naprawdę? - spytała Randi, czując, jak sztywnieje jej kark.
Czterdziestopięcioletni fotoreporter, dwukrotnie rozwiedziony, o twarzy psa myśliwskiego, gęstych
przyprószonych siwizną włosach i złośliwym poczuciu humoru zaprosił ją parę lat temu na kolację i
potem jeszcze przez jakiś czas się spotykali. Znajomość rozpadła się z wielu powodów. Przede
wszystkim chodziło jednak o to, że żadne z nich nie chciało się angażować w poważny związek. Nie
byli zresztą w sobie zakochani.
- Pytał o ciebie. - Sarah odłożyła przycisk dp papieru na biurko. - Jeśli nie jesteś teraz z nikim zwią-
zana, może dasz mu jeszcze jedną szansę?
- Nie sądzę.- Randi pokręciła zdecydowanie głową.
- Ukrywasz coś przed nim?
- Co? - Randi ze zdziwieniem spojrzała na kole-
58
USA JACKSON
żankę. - A, to... Nie - pokręciła głową. Nikt nie wiedział, kto jest ojcem dziecka, nawet sam
zainteresowany, więc wiele osób, również Sarah, się nad tym zastanawiało. Nagle pisnęła komórka
Sarah.
- Oj, obowiązki wzywają - westchnęła Sarah, odczytując sms-a. - Przyszły nowe filmy. A właściwie
stare. Przygotowuję artykuł o klasycznych kryminałach, więc zamówiłam filmy z Peterem Lorrem,
Bette Davis i dużo dzieł Alfreda Hitchcocka. - Uśmiechnęła się przez ramię, opuszczając kącik
Randi. - Zgadnij, co będę robiła przez weekend? Wpadnij do mnie, jak nie będziesz miała nic do
roboty.
Niestety, wyglądało na to, że Randi będzie miała sporo spraw do załatwienia. Najpierw musi się
zastanowić, co zrobić z Kurtem Strikerem, pomyślała, wracając do swego komputera.
- Tak, wszyscy trzej są teraz w Seattle - głos Erica Browna brzmiał nieco niewyraźnie, połączenie
przez komórkę miało jakieś zakłócenia. - Trudno powiedzieć, czy to przypadek. Clanton tu mieszka,
ale pozostali dwaj nie. Patemo ma w Seattle mieszkanie, ale Donahue nie.
Strikerowi nie spodobały się te wiadomości.
- Paterno przyjechał przed trzema dniami, a Donahue wczoraj.
Czyli tuż przed Randi.
TRZY TAJEMNICE
59
- Naprawdę myślisz, że w grę wchodzi przypadek? - mruknął do słuchawki Striker, który stał na
chodniku przed wejściem do budynku, gdzie mieściła się redakcja „Clarion".
Na drugim końcu linii rozległ się śmiech.
- Jeśli w to wierzysz, dodam, że mam posiadłość na Wyspach Bahama.
- Którą możesz mi sprzedać - warknął ze złością Striker. - Clanton tu mieszka, Paterno ma sprawy
zawodowe w mieście, ale Donahue... - zacisnął zęby. - Możesz go śledzić?
- Przecież kazałeś mi sterczeć przed jej domem. A niech to szlag, pomyślał Striker, mam za mało
ludzi.
- No to na razie tam zostań. I daj mi znać, jeśli będzie się działo coś podejrzanego.
- Dobra, a co z pozostałymi? Paternem i Clanto-nem?
- Trzeba będzie mieć ich na oku, ale najbardziej niepokoi mnie Donahue. Pogadamy później. -
Striker rozłączył się i zadzwonił do Kelly McCafferty, po czym zostawił wiadomość na jej
sekretarce, bo nie odebrała.
Wściekły na cały świat schował telefon. Wszyscy trzej faceci, z którymi była kiedyś związana
Randi, byli teraz w mieście. Świetnie! Striker skulił się z zimna i postawił kołnierz kurtki. Czuł, że
wzbiera w nim zazdrość. Było to uczucie, którego nie znosił,
60
LISA JACKSON
uważał za zbędne i unikał go, nawet gdy był żonaty. Może w tym tkwił problem. Może gdyby
przejawiał więcej namiętności, zazdrości czy złości, a przede wszystkim empatii w ciągu tych
pierwszych lat małżeństwa, dawał odczuć swej żonie, jak bardzo mu na niej zależy, sprawy
potoczyłyby się inaczej. Ale po co się nad tym zastanawiać? Nie zmieni przeszłości. A „wypadek",
jak to określono, wszystko odmienił, otworzył w jego duszy głęboką, ziejącą udręką próżnię, której
nie potrafił zapełnić.
A jednak ostatniej nocy, gdy był z Randi... Dotykał jej. Całował ją, chłonął ciepło jej ciała... i poczuł
się wreszcie inaczej. Może ta ostatnia noc zrobiła na nim takie wrażenie, bo dawno nie był z żadną
kobietą. W każdym razie teraz nie mógł przestać myśleć
0 Randi. Nie mógł zapomnieć, jak było mu z nią dobrze. Zadzwonił telefon i Striker niecierpliwie
wyszarpnął go z kieszeni.
Kelly donosiła, że na ranczu wszyscy zamartwiają się o Randi, a jej na razie nie udało się znaleźć
żadnych nowych szczegółów związanych z jej wypadkiem. Striker wcale się tym nie zdziwił.
Rozłączył się
i zaczął rozważać, który z trzech byłych facetów Randi może być ojcem jej dziecka. Po
zanalizowaniu nowych informacji stawiał na jednego z nich. Raczej nie był to Joe Paterno, bo po
sprawdzeniu jego rozkładu wyjazdów okazało się, że w czasie, gdy poczęto dziecko, przebywał w
Afganistanie.
TRZY TAJEMNICE
61
Clanton był bogatym, sprytnym prawnikiem, znanym kobieciarzem. Strikera denerwowała sama
myśl, że Randi mogłaby sypiać z mężczyzną, który każdą wypowiedź zaczynał od stwierdzenia, że
jego dziadek był sędzią. Oczywiście ten dupek był zatwardziałym kawalerem, lubił się pokazywać z
różnymi znanymi ludźmi, grał na giełdzie, jeździł drogimi samochodami i zawsze miał u boku
jakiegoś ładnego kociaka. Clanton przebywał w mieście w czasie, gdy Josh został poczęty, ale gdy
Striker poszperał trochę w papierach Randi, dowiedział się, że w tym czasie często wyjeżdżała,
wprawdzie nie do Afganistanu, ale w różne miejsca, gdzie odbywało się rodeo, o którym pisała artykuł.
Tam właśnie grasował Sam Donahue, pogromca dzikich rumaków i damskich serc. To właśnie jego
uznał Striker za najbardziej prawdopodobnego kandydata na ojca Josha. Donahue był dwukrotnie
żonaty, zostawił pierwszą żonę dla młodszej kobiety, niejakiej Patsy, która mieszkała w Grand
Hope, w Montanie. A teraz nagle zjawił się w Seattle, tuż przed Randi.
Striker zacisnął zęby ze złością. Musi działać szybko, żeby nie doszło do kolejnego nieszczęścia.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Pchnęła obrotowe drzwi, a gdy wyszła na mokrą od deszczu ulicę, ujrzała go tam, gdzie się spodzie-
wała. Jej głupie serce od razu zaczęło bić mocno na widok tego cholernie seksownego faceta w
spłowiałych dżinsach i skórzanej kurtce. Na jej widok wrzucił kubek po kawie do kosza i oderwał
się od ściany, pod którą sterczał, wpatrzony w drzwi wejściowe.
Dlaczego zawsze pociągali ją niebezpieczni, zmysłowi mężczyźni? Nigdy nie zainteresowała się po-
czciwym chłopcem z sąsiedztwa, porządnym, uprzejmym, godnym szacunku mężczyzną, który
pracował od dziewiątej do piątej, ani nie zakochała się w czułym miśku, lubiącym oglądać mecze i
pamiętającym zawsze o wszystkich rocznicach. A przecież takich właśnie mężczyzn zachwalała w
swojej rubryce. Radziła kobietom, by rozejrzały się wśród niepozornych facetów ze swego otoczenia
za tym poczciwcem, który w soboty myje samochód i czyści psa, a gdy będzie zimno, by okryć
ukochaną, ściągnie z grzbietu ostatnią koszulę, tę flanelową, którą nosił jeszcze w college'u. Jeden z
dobrych facetów.
TRZY TAJEMNICE
63
Być może właśnie dlatego potrafiła udzielać rad kobietom i mężczyznom, którzy zawsze źle
lokowali swoje uczucia, myślała przechodząc przez ulicę, przeskakując kałuże i zmierzając na
parking, gdzie czekał na nią Striker. Sama była taka jak oni. Znała wszystkie pułapki nagłych,
szalonych zauroczeń. Nosiła na dowód tego liczne blizny i ślady po zagojonych ranach.
- Co za spotkanie - powiedziała, otwierając pilotem drzwi auta. - Nic do ciebie nie dociera, co? Mó-
wiłam, żebyś się ode mnie odczepił.
- Już to przerabialiśmy.
- I czuję, że czeka nas jeszcze wiele powtórek, zanim wreszcie dotrze do ciebie ta informacja.
-Otworzyła drzwi, ale był szybszy, zatrzasnął je błyskawicznie plaśnięciem dłoni.
- Może zaczniemy od początku - zaproponował, uśmiechając się z przymusem i blokując jej ręką do-
stęp do drzwi. - Zaproszę cię na kolację, za rogiem jest miły irlandzki pub, a ty opowiesz mi, co
porabiałaś przed przyjazdem do Montany.
-Nieszczególnego.
- Akurat. - Z jego ust zniknął uśmiech. - Koniec tych żartów. Muszę się wreszcie dowiedzieć, kto
atakował ciebie i twoich braci. Bo przecież wiesz, że nie chodzi wyłącznie o ciebie. Przypominam
ci, że samolot Thorne'a prawie się rozbił...
- Bo była zła pogoda, zwykły wypadek.
64
USA JACKSON
- A co z pożarem w oborze? Slade omal nie stracił w nim życia.
- Dosyć!
- O nie.
- A jak myślisz, dlaczego opuściłam ranczo? -spytała.
- Myślę, że z mojego powodu. I ostatniej nocy.
- Nie pochlebiaj sobie - prychnęła, ale poczuła ucisk w żołądku. - Wyjechałam z Montany, żeby na
ranczu nie było więcej „wypadków", żeby bracia i ich rodziny byli bezpieczni. Ktokolwiek za tym
wszystkim stoi, poluje na mnie.
- A co z tobą? I dzieckiem?
- Umiem się zatroszczyć o siebie. I o dziecko.
- No, nie wiem, na razie jakoś kiepsko ci idzie - rzucił. Miał policzki zaczerwienione od zimna, oczy
błyszczały mu ze. złości.
- I sądzisz, że jak ci się zwierzę, to mi pomoże? Nawet nic o tobie nie wiem, poza tym, że Slade cię
ceni.
- Wiesz o mnie o wiele więcej... - powiedział, a ona z trudem opanowała chęć spoliczkowania go.
- Jeśli mówisz o ostatniej nocy...
- To co? No powiedz..
- Nie mogę. Nie tutaj... A poza tym, nie taką znajomość człowieka miałam na myśli, więc nie łap
mnie za słowa.
- Dobra, masz rację. Nie znasz mnie, ale naj-
TRZY TAJEMNICE
65
wyższy czas, żebyśmy się lepiej poznali. Powiem ci wszystko, co tylko chcesz wiedzieć.
Zanim zdążyła zaprotestować, złapał ją za ramię i pociągnął za sobą przez ulicę, a potem po
schodach do knajpki w suterenie. Puścił ją dopiero wtedy, gdy doszli do stolika w przytulnym kącie.
Czując smakowite zapachy, uświadomiła sobie, że właściwie umiera z głodu. Kurt zamówił napój
imbirowy, więc ona zrobiła to samo.
- Okej, postawiłeś na swoim - powiedziała, gdy oparł się wygodnie o siedzisko i wbił w nią wzrok. -
Traktujesz swoją pracę bardzo serio. Nie zamierzasz dać za wygraną. Moi bracia musieli ci nieźle
zapłacić, skoro znosisz moje zachowanie.
Przemilczał te słowa, bo właśnie zjawiła się kelnerka, szczuplutka kobieta o kręconych rudych wło-
sach zaplecionych w warkocz. Ustawiła przed nimi oszronione szklanki, miseczkę z orzeszkami
ziemnymi i podała menu.
Lokal był mroczny, urządzony mahoniowymi meblami obitymi imitacją skóry, pachniał piwem i
potrawami z grilla. W kącie dwóch mężczyzn grało w rzutki, a z sali za barem dochodził odgłos kul
bilardowych.
- Muszę sprawdzić, co z małym - powiedziała Randi i wyjęła komórkę z torebki.
Dowiedziała się, że wszystko w porządku, ale przez chwilę po odłożeniu słuchawki siedziała w
milczeniu,
66
USA JACKSON
bo musiała opanować skurcz tęsknoty za dzieckiem. To było dziwne, bo przed urodzeniem syna
wiodła łatwe, swobodne życie i nie spodziewała się, że jego pojawienie się może wszystko tak
odmienić.
Na stole pojawiły się zamówione przez nich frytki z rybą i sałatka coleslaw.
- Dlaczego utrzymujesz w sekrecie ojcostwo swego dziecka? - odezwał się wreszcie Kurt.
- Wolę, by nie wiedział.
- Dlaczego? Ma przecież do tego prawo.
- Bycie dawcą spermy to nie to samo co bycie ojcem.
- Myślę, że czegoś się boisz - powiedział, przyglądając się jej uważnie.
Poczuła, że cała sztywnieje, więc rzuciła zaczepnie:
- A niby czego?
Nie odpowiedział, bo znowu zjawiła się kelnerka, która ustawiła na stole ocet i ketchup.
- Może mi to wreszcie wyjawisz - odezwał się, gdy zostali sami. - Wiesz, że to dziwne, jak kobieta
me chce zdradzić, kto jest ojcem jej dziecka. Zwykle matka pragnie wsparcia finansowego,
emocjonalnego i tak dalej.
- Ale ja nie jestem zwykła - odparła, a on uśmiechnął się, jakby na potwierdzenie tych słów.
Zapatrzyła się przez chwilę na niego, na jego uśmiechnięte usta, nieogolone policzki, i natychmiast
TRZY TAJEMNICE
67
odwróciła wzrok, czując się jak idiotka. Bardzo długo nie była z żadnym mężczyzną, już ponad rok,
ale to jeszcze nie znaczyło, że miała teraz pożerać wzrokiem takich facetów jak Kurt czy marzyć o
ich dotyku, pocałunkach. Zauważyła, że jej się przygląda i z zażenowaniem stwierdziła, że oblewa ją
rumieniec. Tak jakby potrafił czytać w jej myślach.
- O czym myślisz? - spytała.
- Na pewno ci nie powiem - zaśmiała się.
- To może powiesz coś przynajmniej o swojej książce?
- O jakiej książce?
- Tej, nad którą pracujesz. Kolejny twój sekret. Naprawdę był irytujący z tym wypytywaniem.
Przez chwilę jadła w milczeniu, z namaszczeniem doprawiając frytki.
- To żaden sekret - powiedziała po chwili. - Nie chciałam o niej mówić, póki nie skończę pisać.
- Jechałaś właśnie do Flying M, by ją skończyć, gdy zepchnięto twój samochód z drogi, prawda?
Skinęła głową.
- Myślisz, że to tylko zbieg okoliczności?
- Nikt nie wiedział, że jadę do Montany pisać książkę. Nawet ludzie z redakcji sądzili, że po prostu
wzięłam urlop macierzyński, co zresztą było prawdą. Chciałam połączyć te dwie rzeczy.
- Juanita z rancza wiedziała, że piszesz - powiedział, maczając kawałek ryby w sosie tatarskim.
68
USA JACKSON
- No przecież mówię, że to nie był żaden sekret.
- Skoro tak twierdzisz... - Przez jakiś czas jadł w milczeniu, ale czuła, że w powietrzu wisi kolejne
pytanie, i to bardzo poważne. - Jak myślisz, Randi, kto chce cię zabić? - wypalił wreszcie.
- Policja mnie już o to pytała tysiąc razy.
- No, a teraz ja pytam. - Prawie kończył posiłek, a ona ledwie zaczęła. Ta rozmowa odebrała jej cały
apetyt. Sięgnęła po sałatkę. - Kto jest twoim wrogiem? Komu może zależeć na twojej śmierci?
- Naprawdę nie wiem - westchnęła.
- A może to ojciec dziecka? Może dowiedział się, że jesteś w ciąży, był wściekły, że mu nie
powiedziałaś, a nie chcąc być ojcem, postanowił, że pozbędzie się was obojga?
- On by tego nie zrobił.
- Nie?
Energicznie pokręciła głową. Wielu rzeczy nie była pewna, ale wiedziała, że ojciec Josha wcale by
się nie przejął swym ojcostwem i na pewno nie wysilałby się aż tak, by się jej pozbyć. Poczuła, że
robi jej sięciężko na tę myśl, ale odsunęła ją natychmiast od siebie.
- Skoro mam ci pomóc, muszę wiedzieć. Kim on jest, Randi? Kto jest ojcem Josha?
Nie wiedziała, że drze serwetkę spoczywającą na jej kolanach i nagle zauważyła, że ma tam same
strzępki czerwonej bibułki.
- Stawiam na Donahue - powiedział.
TRZY TAJEMNICE
69
Zamarła. Mrugnął do niej, choć wyraz jego twarzy był poważny.
- Myślę, że ten seksowny kowboj jest w twoim typie.
- Nie wiesz, jaki typ lubię.
- Czyżby?
- To nie fair, Striker, ostatnia noc była...
- Tak?
- Była pomyłką i oboje o tym wiemy. Więc zapomnijmy o tym. Jak już mówiłam, nie masz pojęcia,
jaki typ lubię.
Jeden kącik jego ust uniósł się w irytującym, piekielnie seksownym uśmiechu. Zielone oczy
wpatrzyły się w nią uważnie i poczuła szybką falę gorąca pełznącą po szyi.
- Pracuję nad tym - mruknął.
Serce jej się ścisnęło.,,Nie rób tego, Randi, pomyślała. Nie pozwól mu się do siebie zbliżyć. Wcale
nie jest lepszy od..." Poczuła ucisk w gardle na myśl o tym, jaka była głupia. Dała się uwieść.
Wykorzystać. Takiemu facetowi, który przejmował się nią mniej niż własnym psem. Głupia z mej
baba, i tyle.
- Dobra, Striker - odezwała się nagle. - Powiem ci prawdę. - Nieprzyjemnie zdziwiła ją ulga, jaką
poczuła na myśl, że może się komuś zwierzyć. - Ale to pozostanie między nami, dobrze? Kiedyś
powiem to ojcu Josha i moim braciom, ale kiedy uznam, że nadszedł na to czas.
70
USA JACKSON
- W porządku - pokiwał głową, po czym oparł się i skrzyżowawszy ręce na piersi, czekał na jej
wyznanie.
- Masz rację. To rzeczywiście Sam Donahue. -Zająknęła się, wymawiając jego nazwisko.
Nie chciała mówić tego głośno, przyznać, że tak jak wiele kobiet przed nią uległa czarowi tego bez-
czelnego kowboja.
Striker milczał. Nawet nie uniósł szyderczo brwi ani się nie uśmiechnął.
- Więc teraz już wiesz - powiedziała, wstając. -Mam nadzieję, że to w czymś pomoże, choć nie są-
dzę, by miało jakieś znaczenie. Dzięki za obiad. -Wyszła szybko z baru na mokrą ulicę.
Deszcz znowu przeszedł w mżawkę, światło ulicznych lamp było zamglone, powietrze ciężkie.
Randi miała ochotę uciekać, biec jak najszybciej. By uniknąć tego klaustrofobicznego uczucia, lęku,
który nie pozwalał jej oddychać, z którego powodu uciekła z Montany.
Ale ten lęk wciąż mi towarzyszy, pomyślała, idąc wśród kałuż do swego auta. Na ulicach było pełno
ludzi, samochody przeciskały się przez wąskie uliczki, piesi szybko przemykali ctodnikami. Nie
miała parasolki i nawet nie nasunęła na głowę kaptura, pozwalając, by wilgoć osiadła jej na twarzy i
włosach. Było jej wszystko jedno. Miała do siebie pretensje, że powiedziała Strikerowi o Samie. To
nawet nie był
TRZY TAJEMNICE
71
krótki związek, raczej przelotny romans, choć okazała się na tyle głupia, by przez jakiś czas myśleć,
że zakochała się w tym draniu. Nie odwzajemniał jej rodzącego się uczucia i szybko zrozumiała swą
pomyłkę. Jednak wtedy test ciążowy dał wynik pozytywny.
Nie powiedziała o niczym Donahue, ho wiedziała, że nic by go to nie obchodziło. Był samolubnym
facetem, którego interesowało tylko rodeo i nie miał czasu dla dzieci z dwóch byłych związków.
Wiedziała, że syn kiedyś będzie jej zadawał pytania, i zamierzała na nie uczciwie odpowiedzieć. Ale
na razie miała na to czas.
- Randi! - Striker nagle znalazł się tuż przy niej. Miał włosy tak samo mokre jak ona, poważny
wyraz twarzy.
- O co ci chodzi? - spytała nieprzyjaźnie. - Jeśli nadal chcesz mnie wypytywać, zapewniam, że nie
zamierzam już opowiadać o moim życiu. - Stali przy jej samochodzie, otworzyła drzwi.
- Chcę tylko pomóc.
Brzmiało to szczerze, ale nieraz już ją oszukano. Zresztą Kurt był facetem w tym samym typie co
Donahue. Kolejny kowboj z niejasną przeszłością. Kolejny seksowny facet, na którego leciała. A
powinna takich unikać.
- Pomóc? - spytała drwiąco.
- Właśnie. - Spojrzał na jej usta, a ona nerwowo
72
LISA JACKSON
je oblizała, czując smak deszczówki. Serce zabiło jej mocniej. Wiedziała, że chce ją pocałować, ale
walczy sam ze sobą.
Gdy to zrobił, odpowiedziała bardzo namiętnie, choć w głowie kołatała jej się myśl, że robi kolejny
głupi błąd, że jej życie odmieni się teraz na zawsze. Ale gdy tak stała przy ruchliwej ulicy, w
deszczu, który moczył ich oboje, nie zważała na nic.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Mrugając z powodu mokrych od deszczu oczu, walcząc z chęcią przytulenia się do Kurta, Randi
oderwała się od niego i powiedziała urywanym głosem:
- To na pewno nie jest dobry pomysł. Nie był wczoraj i nie jest dzisiaj.
- Nie byłbym tego taki pewien - uśmiechnął się zabójczo jak zwykle.
- A ja tak - skłamała. Teraz nie była już niczego pewna. Sięgnęła do klamki samochodu i
niezgrabnie go otworzyła. - Dajmy sobie z tym spokój, dobra? - powiedziała, wsiadając.
Nie dyskutował z nią ani jej nie zatrzymywał, gdy drżącą ręką włożyła kluczyk do stacyjki, włączyła
silnik i ruszyła.
Kompletne wariactwo, pomyślała. Włączyła radio, ale natychmiast przełączyła kanał, słysząc jakąś
ckliwą piosenkę, a potem natrafiła na popularny program, w którym znany psycholog dawał rady
kobietom, wiążącym się z niewłaściwymi mężczyznami - dokładnie takich samych rad udzielała w
swojej rubryce
74
USA JACKSON
„Clariona" i właśnie ich powinna była sama słuchać - dawniej i teraz.
Przebijając się przez korki, zadzwoniła do Sharon i upewniła się, że z dzieckiem wszystko w
porządku. Potem zatrzymała się pod jakimś sklepem i wysiadła, by kupić coś do jedzenia.
Piętnaście minut później zajechała na parking przed swoim domem. Teraz, gdy zgiełk miasta i
oświetlone ulice zostały daleko w tyle, parking wydawał się bardzo ciemny i opustoszały. Nikt z
sąsiadów nie spacerował z psem ani nie wynosił śmieci. Tylko w kilku oknach paliło się światło.
Randi wybrała apartament na tym osiedlu właśnie ze względu na to, że było tu niewielu
mieszkańców. Po raz pierwszy, odkąd się wprowadziła, popatrzyła niepewnie na ciemne okna swego
mieszkania. Obejrzała się i przez tylne okno auta zlustrowała pas świerków i rododendronów
okalających parking. Miała nieprzyjemne uczucie, że ktoś ją stamtąd obserwuje.
- Weź się w garść! - syknęła do siebie, po czym wysiadła z samochodu, zabierając laptopa i zakupy.
Otworzyła drzwi apartamentu i natychmiast zapaliła światło w środku. Niemal pragnęła, by Kurt
czekał na nią w mieszkaniu jak przedtem. Ale to było wariactwo. Nie mogła ufać samej sobie w
obecności tego faceta.
- Jesteś idiotka - powiedziała do swojego odbicia w lustrze obok wieszaka w korytarzu.
TRZY TAJEMNICE
75
Włosy miała wilgotne i poskręcane, policzki zaróżowione, oczy błyszczące. Postawiła komputer i
torbę z zakupami obok biurka, zdjęła kurtkę i usłyszała warkot silnika furgonetki zajeżdżającej pod
dom. Wyjrzała przez okno kuchenne i zobaczyła, że Striker już wysiadł z samochodu i idzie do jej
mieszkania.
- A jednak nie dajesz za wygraną - powiedziała przekornie, otwierając mu drzwi, gdy stanął w
progu.
- Nie drażnij się już ze mną, naprawdę nie jestem w nastroju do żartów - warknął. - Straszne korki.
Szybko wszedł do środka i zamknął drzwi na zamek.
- Nie lubię, jak próbujesz mnie zgubić.
- A ja nie lubię, jak facet zachowuje się wobec mnie brutalnie - rzuciła i zaczęła wkładać zakupy do
lodówki,
- Tylko cię pocałowałem.
- Na ulicy, kiedy wcale tego nie chciałam. Uniósł z niedowierzaniem brew.
- Czyżby? - parsknął. - W takim razie,chciałbym zobaczyć, jak wyglądasz, kiedy tego chcesz.
- Tak jak ostatniej nocy - przypomniała mu, po czym zrugała samą siebie w myślach. Podniosła
rękę, by zapobiec ewentualnym komentarzom z jego strony. - Nie mówmy już więcej o tej
nieszczęsnej nocy.
Wyciągnął sobie stołek barowy i usiadł przy wysokim blacie, który oddzielał kuchnię od salonu.
- Dobra, ale jest coś, o czym musimy porozmawiać.
76
USA JACKSON
- Mianowicie?
- Sam Donahue. I przestań wreszcie kręcić - dodał surowo.
- Nie powinnam ci była nic mówić.
- I tak się domyśliłem, prawda? - powiedział, patrząc na nią z wyrzutem. Potem przejechał palcami
przez włosy i wskazał na kominek - Masz jakieś ' drewno?
- Trochę. W szafce za kominkiem.
- Daj mi piwo, ja rozpalę ogień, a potem, czy ci się to podoba, czy nie, pogadamy sobie o twoim by-
łym kochanku.
- Cha-cha, i kto powiedział, że samotne kobiety nie mają żadnej frajdy w życiu? - rzuciła kpiąco.
-Wiesz, Striker, ty naprawdę masz tupet, żeby mi rozkazywać. Tylko z powodu tego, co zdarzyło się
wczoraj, nie masz prawa wydawać mi poleceń w moim własnym domu.
- Masz rację - przyznał bez cienia skruchy. - Podaj mi, proszę, piwo, a ja rozpalę w kominku - dodał
uniżonym tonem.
- A może ja wcale nie mam cholernego piwa? Nie kupiłam teraz.
- Ale jedno zostało, na półce w drzwiach lodówki. Sprawdziłem wcześniej.
- A, tak, jak się tu włamałeś - mruknęła pod nosem, gdy on zsunął się z krzesła i poszedł po drewno.
Wyjęła piwo z lodówki, otworzyła je i pociągnęła
TRZY TAJEMNICE
77
łyk. Przynajmniej może się z nią podzielić, uznała, patrząc, jak Kurt pochyla się nad kominkiem, a
skórzana kurtka i koszula podjeżdżają w górę, odsłaniając kawałek gołych, umięśnionych pleców.
- Masz zapałki? - zapytał, odwracając się do niej.
- Co? - spytała, speszona na myśl, że pewnie zauważył, jak mu się przygląda. - A tak, zaraz. - Od-
dała mu butelkę i poszła do kuchni, skąd wróciła po chwili wypełnionej nerwowym szperaniem w
szufladach. Rzuciła Kurtowi zapałki i postanowiła przejść do ofensywy.
- Dobra, Striker, zdradziłam ci swój największy sekret. A jaki jest twój? - spytała zadziornie.
- Nie twoja sprawa.
- Chwileczkę, to nie fair.
- Masz rację - odparł spokojnie, podpalając papiery w kominku i rozdmuchując ogień.
- Powiedziałeś, że będę mogła cię pytać o wszystko, jak ci zdradzę swój sekret.
- Zmieniłem zdanie.
- Tak po prostu? - spytała z niedowierzaniem, trzaskając palcami.
- Właśnie - odparł, pociągając spory łyk z butelki.
- Nie ma mowy. Zasługuję na to, by dowiedzieć się, kim u diabła jesteś.
Kołysząc się na piętach swoich kowbojskich butów przed kominkiem, spojrzał na Randi opartą o
blat baru i odparł:
78
LISA JACKSON
- Jestem byłym gliniarzem.
- Tego się już domyśliłam. A co z życiem osobistym?
- To moja prywatna sprawa.
- Jesteś kawalerem? Nie ma pani Striker? Wahał się przez chwilę, a ona pomyślała: „O, nie,
tylko nie to, znowu. Całował ją. Dotykał. Kochał się z nią".
- Już nie. Byłem żonaty, ale to się skończyło kilka lat temu.
- Dlaczego?
- Nie wiesz, co mówią statystyki? — burknął ze złością.
- Interesuje mnie, jaki powód kryje się za statystyką, przynajmniej w twoim przypadku - powiedziała
z naciskiem.
Przez jego twarz przemknął cień i odpowiedział niechętnie:
- Po prostu nam się nie układało. Byłem gliną. Więcej uwagi poświęcałem pracy niż żonie.
- Nie mieliście dzieci?
Znów wahanie. I ten cień. Zacisnął usta, podnosząc się i otrzepując dłonie.
- Nie mam dzieci - odparł wolno. - I nie mam żadnego kontaktu ze swoją eks. To chyba wyczerpuje
temat, prawda? - spojrzał na nią wyzywająco.
Miała ochotę spytać go jeszcze o wiele rzeczy, ale się powstrzymała. Na razie. Ma swoje sposoby,
by
TRZY TAJEMNICE
79
dowiedzieć się o nim więcej. W końcu jest dziennikarką i umie wyszperać różne informacje.
Zaufała Samowi Donahue i się na tym sparzyła. Teraz do tego nie dopuści. Kurt Striker jest tylko
denerwującym ochroniarzem wynajętym przez braci, wykonuje określone zadanie.
- Słuchaj, mam dużo pracy - odezwała się rzeczowym tonem, wskazując na komputer. - Nie było
mnie przez parę miesięcy, więc muszę odpowiedzieć na maile i przygotować nowe materiały, bo
inaczej mogę mieć kłopoty w pracy. I tak nie mam najlepszych układów z szefem. Uważasz pewnie,
że powinieneś pilnować mnie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale tutaj jestem zupełnie
bezpieczna.
- Dlaczego tak sądzisz? - spytał, dopijając resztkę piwa.
- Bo wokół jest mnóstwo ludzi, a strażnik chodzi po osiedlu.
Wyraz jego twarzy mówił, że ma inne zdanie. Zresztą, czyż sama jeszcze niedawno nie bała się
przez krótką chwilę, gdy była sama na parkingu?
- Słuchaj, wiem, że grozi mi jakieś niebezpieczeństwo - powiedziała. - Dlatego przecież ukryłam
dziecko. Przyjechałam tu, by się rozeznać w sytuacji.
- I właśnie dlatego ja tu jestem. Jeśli będziemy współpracować, szybciej wyjaśnimy tę sprawę. - Stał
tak blisko, że czuła zapach mokrej skórzanej kurtki,
80
LISA JACKSON
widziała, jak zmienia się odcień jego zielonych oczu, czuła gorąco bijące od jego ciała.
- Wątpię. Zastanawiałam się nad tym wszystkim tysiąc razy i za każdym razem byłam bezradna. Nie
mam żadnych poważnych wrogów, nie znam nikogo, kto chciałby skrzywdzić mnie albo kogoś z
mojej rodziny. - By nabrać trochę dystansu, oddaliła się od niego i usiadła na sofie.
- Ktoś jechał za tobą z Seattle do Montany i próbował zepchnąć cię z drogi. Zastanów się. Może to
ma jakiś związek z twoją pracą, skoro nie z dzieckiem. Czy dałaś komuś złą radę, wkurzyłaś kogoś?
Pokręciła głową.
- Już się nad tym zastanawiałam. Kiedy byłam w Montanie, sprawdziłam przez Internet wszystkie
swoje teksty wydrukowane w ostatnich miesiącach i nie znalazłam nic, co mogłoby kogoś wprawić
w furię.
- Zdarzają się różni wariaci.
- Tak, wiem, ale sprawdziłam też korespondencję z czytelnikami i nie natrafiłam na nic
podejrzanego.
- Musi być jakiś powód - powiedział, pocierając niecierpliwie podbródek. - Po prostu nie możemy
wpaść na to, o co chodzi. A co z tą książką? - spytał, zwężając oczy.
Zawahała się. Książka nie była jeszcze skończona i starała się utrzymać w sekrecie jej temat. Pisała
o aferze łapówkarskiej na objazdowym rodeo i in-
TRZY TAJEMNICE
81
nych nadużyciach w tej branży. To właśnie w trakcie zbierania materiałów do artykułu, który
zainspirował ją do pisania książki, poznała Sama Donahue, który twierdził wówczas, że jest
przyjacielem jej braci. Potem okazało się, że był tylko dalekim znajomym. Zakochała się w nim,
choć po części zdawała sobie sprawę, że pociąga ją aura niebezpieczeństwa, jaka go otaczała, i jego
kowbojski styl życia.
- O czym jest ta książka?
Oparła głowę o poduszkę sofy i przymknęła oczy.
- O różnych aspektach rodeo - powiedziała, wzdychając. - O dobrych i złych. Pod pozorem kul-
tywowania wielkiej tradycji Dzikiego Zachodu wyprawia się tam różne rzeczy. Dowiedziałam się o
narkotykach, znęcaniu się nad zwierzętami, oszustwach, łapówkach i tak dalej.
- Przypuszczam, że wiele cennych informacji wyciągnęłaś od Sama Donahue.
- Niektóre - przyznała, otwierając oczy i napotykając wściekłe spojrzenie Kurta, jakby sama
wzmianka o Donahue wytrącała go z równowagi.
- Zamierzam ujawnić różne sprawy, które zdenerwowałyby wielu ludzi, ale jak dotąd nikt nie wie,
co zamierzam napisać.
- A Donahue?
Pokręciła głową i wyjrzała przez okno.
- Powiedziałam mu, że to będzie cykl artykułów o małomiasteczkowych imprezach, w tym również
82
LISA JACKSON
o rodeo. Zresztą niespecjalnie się interesował moją pracą.
- Dlaczego?
- Nie wiem - powiedziała, odwracając się do Kurta. Ogień pełgał w kominku, rzucając na pokój
ciepłe światło. Zapaliła lampkę na stoliku, by zniszczyć intymną atmosferę, jaką tworzyły płomienie.
- Może dlatego, że jest egotykiem i obchodzą go tylko własne sprawy.
- Czarujący facet - rzucił Kurt drwiąco.
- Na początku tak właśnie myślałam. Ale szybko zostałam wyprowadzona z błędu. Tylko że wtedy
już podejrzewałam, że mogę być w ciąży.
- Ale nic mu nie powiedziałaś.
- Tak, przecież już o tym rozmawialiśmy. Zresztą - uśmiechnęła się z goryczą - on też mi nie powie-
dział, że nie ma rozwodu z drugą żoną, gdy zaczął się ze mną spotykać - powiedziała i ze złością
przygryzła wargę.
Zawsze była taka dumna ze swojej inteligencji, ale jeśli chodziło o facetów, na ogół zachowywała
się jak ostatnia idiotka. Dokonywała niewłaściwych wyborów, była zbyt ufna, angażowała się
bardziej niż powinna. Poczynając od Teddy'ego Shermana, pomocnika na ranczu, którego ojciec
wynajął, gdy miała siedemnaście lat, przez poetę i muzyka w college'u, po Sama Donahue. Ale na
tym koniec, powiedziała sobie.
TRZY TAJEMNICE
83
Kurt podszedł do kominka i poprzesuwał płonące polana, które strzeliły strumieniami iskier.
Przyglądając mu się, Randi pomyślała, że Kurta różni od tamtych facetów, którzy równie mocno ją
pociągali, siła charakteru. Twardo stał na ziemi i sprawiał wrażenie porządnego, uczciwego faceta.
Miał jasne spojrzenie i szczery uśmiech. Traktował ją po partnersku, nie patrzył na nią z góry ani nie
wynosił na piedestał, z którego tak łatwo jest spaść.
- Czy naprawdę myślisz, że mały jest bezpieczny u Sharon Okano? - spytał Kurt, prostując się i
wycierając dłonie o spodnie.
- Inaczej bym go tam nie umieściła. Nikt mnie nie śledził, jak do niej jechałam. Niewielu ludzi wie,
że się przyjaźnimy. Mieszkałyśmy w tym samym pokoju w college'u, a ostatniej jesieni Sharon
przeprowadziła się do Seattle.
- Wolałbym, żeby Josh był z tobą. I ze mną - powiedział i wyciągnął z kieszeni telefon.
Zadzwonił do kogoś i kazał obserwować mieszkanie Okano, a także zdobyć różne informacje o
Donahue.
- Dowiedz się, co robił w czasie, gdy Randi miała wypadek i gdy próbowano ją zamordować w
szpitalu. Jeśli jego alibi jest pewne, powęsz trochę wokół jego kumpli, to mogła być płatna robota.
Zacznij od tego Marva Batesa i Charliego... jak mu tam...
- Caldwella - podpowiedziała Randi, sztywniejąc
84
LISA JACKSON
na wspomnienie dwóch kowbojów, których przedstawił jej Sam.
Marv był chudy, a jego usta ledwie się poruszały, gdy mówił, oczy miał zawsze przymrużone.
Charlie był zwalistym, wielkim mężczyzną, który zadziwiał zwinnością swych ruchów.
- Tak, Charlie Caldwell. Dzwoń do mnie na komórkę, telefon stacjonarny chyba nie ma podsłuchu,
ale pewny nie jestem.
Randi stężała na myśl o tym, że ktoś mógł pod jej nieobecność zakraść się do mieszkania, założyć
podsłuch, grzebać w jej rzeczach. Ale przecież Striker nie miał żadnego problemu z wejściem do
mieszkania. Prześlizgnęła się wzrokiem po meblach, ścianach, bibelotach. Niby wszystko wyglądało
jak dawniej, ale coś było nie tek. Ogarnęło ją takie samo wrażenie jak wtedy na parkingu, jakby ktoś
się jej przyglądał.
- Do usłyszenia. - Striker się rozłączył i patrzył, jak Randi podchodzi do biurka i uważnie ogląda le-
żące tam rzeczy.
Nagle zadzwonił telefon i Randi aż podskoczyła. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Halo? - powiedziała niepewnie, jakby spodziewała się zachrypniętego głosu, który wypowie jakieś
straszne słowa.
- A więc dotarłaś! - odezwał się Slade. - Myślałem, że masz trochę rozumu i zadzwonisz do nas od
TRZY TAJEMNICE
85
razu po przyjeździe, by powiedzieć, że jesteś bezpieczna - powiedział z wyrzutem. By pozbyć się
lekkiego poczucia winy, odparowała:
- Co wy sobie wyobrażacie? Wynajmujecie mi ochroniarza bez mojej wiedzy i zgody? - spytała i
zobaczyła w lustrze odbicie Kurta, który stał za nią. Ich spojrzenia się spotkały.
Slade zaczął się tłumaczyć:
- Ktoś musi ci pomóc.
Spierając się z nim przez chwilę, słyszała w tle inne głosy domowników, hiszpańskie okrzyki
Juanity i poczuła przypływ tęsknoty za domem.
- Powiedz wszystkim, że mam się dobrze i w ogóle, okej? - rzuciła szybko, by nie przedłużać
jałowej dyskusji. - Ale jestem na was naprawdę wściekła, że wynajęliście Strikera.
- To okropne, siostrzyczko - jęknął teatralnie, jakby chciał ją jeszcze bardziej rozzłościć.
- Dobra, Slade, to pogadaj sobie ze swoim pracownikiem - rzuciła ze złością i podała słuchawkę
Kurtowi, a sama poszła szybko do sypialni.
Obejrzała ją dokładnie. Wszystko wyglądało jak zawsze, ale czy na pewno? Czy zostawiła zasłony
tak rozsunięte, uchylone drzwi w szafie?
Usłyszała kroki zbliżające się do drzwi. Zamarła. Wiedziała, że wystarczy jedno spojrzenie, szept,
drobny gest, by jej opór znikł. Wyobraziła sobie, jak Kurt jej dotyka, kładą się razem na łóżku...
86
LISA JACKSON
- Kurt, ja... - zaczęła, gdy wetknął głowę w uchylone drzwi.
- Ciii, miałaś ciężki dzień. Odpocznij sobie - powiedział i puścił do niej oko. - Będę w salonie. - Za-
mknął dokładnie drzwi i usłyszała jego oddalające się kroki:
Padła na łóżko, czując rozczarowanie zmieszane z ulgą. To byłby błąd i oboje dobrze o tym
wiedzieli. Niepewnym krokiem powlokła się do łazienki, by wziąć jakiś środek na ból głowy, czując
zbliżającą się migrenę.
Otworzyła apteczkę i przyjrzała się jej zawartości. A jeśli rzeczywiście ktoś był w jej mieszkaniu,
grzebał w jej rzeczach?
- Chyba mam paranoję - powiedziała, wysypując zawartość słoiczków z lekarstwami do toalety, a
potem spuszczając wodę.
Może i tak, ale wolała dmuchać na zimne.
Wróciła do sypialni, wśliznęła się pod kołdrę i postanowiła, że będzie szukać swego prześladowcy
ze Strikerem albo wbrew niemu.
Oczywiście razem z nim byłoby o wiele przyjemniej.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Śniło jej się, że Kurt leży obok niej, wsparty na łokciu i przygląda jej się swymi zielonymi oczami.
Ciało Randi zastygło w oczekiwaniu przyjemności. Wiedziała, że nie powinna być w łóżku z Kurtem
Strikerem, ale gdy pochylił się, by ją pocałować...
Barn! Otworzyła szeroko oczy. Co się z nią dzieje? Leży w swoim łóżku, sama. Jest ciemno i zimno.
Czuła, że długo spała, bo jej pęcherz był napięty do granic wytrzymałości, ściskało ją z głodu w
żołądku.
- Wstawaj, Śpiąca Królewno - powiedział Kurt, który stał w drzwiach. Ciepłe światło z salonu oble-
wało konturem jego sylwetkę.
- O co chodzi? - wymamrotała. - Przecież sam mówiłeś, że powinnam trochę odpocząć.
- Spałaś prawie osiemnaście godzin, czas wstawać.
- Co?! Osiemnaście godzin? - spojrzała z niedowierzaniem na zegarek z datownikiem, który po-
twierdził jego słowa.
Jęknęła na myśl o swojej pracy i zawalonych terminach. Bill Withers pewnie zmiesza ją z błotem.
88
LISA JACKSON
- Wywalą mnie z pracy - mruknęła ze złością. -Daj mi chwilę.
Wygrzebała się spod ciepłej kołdry, pod którą spała w ubraniu, wyjęła świeże ciuchy z
nierozpakowanej jeszcze torby i poszła do łazienki. Szybko wzięła gorący prysznic, ubrała się. Już
całkiem przytomna wróciła do sypialni, gdzie Kurt czekał na nią cierpliwie, oparty o framugę drzwi.
Wydało jej się, że ma dziwny wyraz twarzy, i natychmiast straszliwe podejrzenie ścisnęło ją za
gardło.
- Czy coś się stało? - zapytała niespokojnie. - Coś z dzieckiem?
- Nie, wszystko w porządku.
- Skąd wiesz?
- Kazałem przecież obserwować mieszkanie Sharon Okano.
- Naprawdę myślisz, że coś mu grozi? - spytała, sznurując buty, które walały się przy łóżku.
- Wolę nie ryzykować. Donahue jest w mieście. Zamarła z drugim butem w rękach.
- Skąd wiesz?
- Zauważył go facet, który pilnuje mieszkania Sharon.
- Ale to wszystko nie trzyma się kupy. Przecież on nie wie nic o dziecku, nie wie nawet, że byłam w
ciąży. A zresztą nawet gdyby wiedział, miałby to gdzieś.
- To ty tak myślisz.
TRZY TAJEMNICE
89
- Jestem tego pewna.
- Dlaczego więc jeździ pod oknami Sharon Okano?
- Nie mam pojęcia. - Czuła, jak rośnie w niej niepokój. Musi natychmiast zobaczyć swoje dziecko.
Niepewnym krokiem podeszła do szafy, by wziąć stamtąd kurtkę. Jej wzrok padł przy okazji na parę
czarnych kowbojskich butów, z których jeden był przewrócony. Ojciec podarował jej te kowbojki w
szkole średniej i od tamtej pory ich nie nosiła, ale trzymała ze względów sentymentalnych. Nagle za-
uważyła, że kurz, który je pokrywał, był starty w paru miejscach.
- O Boże! - zawołała.
Kurt, który wyjmował właśnie z górnej półki szafy małą torbę podróżną, spojrzał na nią z
niepokojem.
- Co się stało?
- Ktoś tu był - wymamrotała z przerażeniem przemieszanym w wściekłością. - Chyba że to ty
przymierzałeś moje buty kowbojskie.
- Jakie buty? - Jego wzrok powędrował we wskazanym przez nią kierunku.
- Nie ruszałam ich przez wiele miesięcy i patrz - wskazała na ślady palców na zakurzonej skórze, a
on pochylił się, by im się przyjrzeć.
- Cholera - zaklął pod nosem i otworzył zamek małej torby podróżnej. - Spakuj parę niezbędnych
rzeczy. Szybko. I nie dotykaj tych cholernych butów.
90
LISA JACKSON
- Zniknął na chwilę i słyszała, jak ze złością trzaska szufladami w kuchni. Zjawił się z dużą torbą na
śmieci, którą ostrożnie nałożył na buty kowbojskie. - Zapakowałem już do samochodu twojego
laptopa i teczkę.
Nagle zrozumiała. Chce z nią wyjechać. Natychmiast. Usta miał zaciśnięte, twardy wyraz twarzy.
- Chwileczkę. Nie wyjeżdżam z miasta. Jeszcze nie. - Wszystko toczyło się zbyt szybko, traciła kon-
trolę nad sytuacją. - Dopiero wróciłam i mam masę spraw do załatwienia. Muszę zorganizować
sobie na nowo życie.
- Wyjedziemy na krótko - obiecał.
- My? - zdziwiła się.
- Ty, ja i dziecko.
- A gdzie pojedziemy? - Nie mogła pogodzić się z tym, że tak nią komenderuje.
- W bezpieczne miejsce.
- Jestem we własnym domu, nie mam się czego bać - rzuciła z przekonaniem, choć sama w to już nie
wierzyła.
- Ktoś tu był - odparł rzeczowo.
- Założę lepsze zamki, może alarm. Mam pracę i w ogóle...
- Ktoś na ciebie dybie.
Otworzyła usta, by dalej się z nim spierać, ale zrezygnowała. Wiedziała, że przede wszystkim musi
dbać o bezpieczeństwo dziecka. Niepokój Strikera
TRZY TAJEMNICE
91
tylko wzmógł jej własny. Przecież on nie należał do facetów, którzy łatwo panikują. Szybko zaczęła
wrzucać najpotrzebniejsze rzeczy do torby.
- Masz rację, nie mogę ryzykować bezpieczeństwa Josha!
- No właśnie. - Jego głos zabrzmiał niemal czule, więc musiała przypomnieć sobie samej, że Kurt
został wynajęty do jej ochrony. - Pospiesz się - ponaglił.
Zapięła szybko suwak torby i zdjęła zamszową kurtkę z wieszaka. Wydało jej się, że pachnie lekko
papierosowym dymem.
Pomyślała, że chyba jej odbija. Nikt nie mógł przecież nosić jej kurtki, to jakieś wariactwo. A jednak
czuła niepokój i wściekłość, że ktoś ingerował w jej życie prywatne, gmerał w jej rzeczach.
- Przypuszczam, że masz jakiś plan? - spytała.
- Tak. - Czekał na nią, buty trzymał starannie zapakowane.
- To może mi powiesz, co zamierzasz.
- Później, lepiej, żebyś nie wiedziała.
- Świetnie, najlepiej utrzymywać małą kobietkę w stanie nieświadomości - rzuciła sarkastycznie, ale
gdy zobaczyła znaczący wyraz jego twarzy, dodała z niedowierzaniem: - Nie myślisz chyba, że ktoś
założył tu podsłuch? - Gdy nie odpowiedział, pokręciła z niedowierzaniem głową. - To niemożliwe.
- Chodźmy - powiedział, zmroziwszy ją wzrokiem.
92
LISA JACKSON
Nic nie mówiąc, wrzuciła do torby jeszcze parę drobiazgów z komody i wzięła torebkę.
Po kilku minutach ruszyli z parkingu furgonetką Kurta. Deszcz ustał, ale po niebie przesuwały się
ciężkie ołowiane chmury napływające znad Pacyfiku. Randi wpatrywała się w okna i zmagała z
niespokojnymi myślami.
- Nie wiem, dlaczego sądzisz, że pojawienie się Donahue w mieście może oznaczać cokolwiek.
Pewnie zupełnie przypadkiem przejeżdżał koło domu Sharon - odezwała się wreszcie, opierając o
drzwi pasażera i wpatrując w Kurta, który z trudem przedzierał się przez zakorkowane ulice.
- Samochód zarejestrowany na Donahue przejeżdżał dziś koło mieszkania Sharon dwukrotnie. Uwa-
żasz, że to mógł być przypadek?
- Nie - odparła, czując suchość w gardle i zaciskając dłonie w pięści.
- Co dziwniejsze, samochód jest zarejestrowany w Montanie - dodał.
- Ale on bardzo rzadko tam bywa - powiedziała ze zdziwieniem. - A o dziecku nic mu przecież nie
powiedziałam.
- Mógł bez trudu, się dowiedzieć. Ma w Grand Hope rodziców i byłą czy też niby byłą żonę. Plotki
szybko się roznoszą. I nie trzeba być naukowcem, by odjąć dziewięć miesięcy od daty urodzenia
twojego dziecka. - Striker nagle zahamował, bo wbili się
TRZY TAJEMNICE
93
w okropny korek, a migające w oddali światła policyjne wskazywały na to, że trafili na wypadek.
- Świetnie! - mruknął z wściekłością i wyjął z kieszeni telefon. Wystukał jakiś numer i po chwili
powiedział: - Utknęliśmy w korku. Jakiś wypadek. Zostań na miejscu i daj mi znać, gdyby pojawił
się Donahue. Postaramy się przyjechać jak najszybciej
- powiedział i rozłączył się. - Donahue się nie zjawił
- powiedział uspokajająco do Randi.
- Może powinnam do niego zadzwonić?
Kurt zacisnął zęby tak mocno, że aż drgnął mu policzek.
- A po jaką cholerę? - warknął.
- Żeby się dowiedzieć, co robi w mieście.
- Zadzwoniłabyś do faceta, który usiłuje cię zabić
- wycedził, zwężając oczy.
- Wcale tego nie wiemy. - Pokręciła z niedowierzaniem głową, a potem oparła ją o zagłówek i mó-
wiła, patrząc przed siebie: - To przecież nie ma sensu. Nawet gdyby Sam wiedział o dziecku, wcale
by się nim nie zainteresował.
- A właściwie dlaczego zerwaliście? Nie, zacznijmy od początku. Jak to się stało, że w ogóle
byliście ze sobą?
- Zawsze chciałam napisać jakąś dobrą książkę, a moi bracia dużo opowiadali mi o rodeo, o jego jas-
nych i ciemnych stronach. O nielegalnych zakładach, faszerowaniu zwierząt narkotykami. To
okrutny
94
LISA JACKSON
sport, wywołuje skrajne emocje. Najpierw pracowałam nad artykułem o rodeo dla pewnego pisma i
uznałam, że jak porządnie poszperam, mogę znaleźć interesujący materiał także na książkę. Robiąc
wywiady, trafiłam na Sama Donahue. Wychował się w Grand Hope, znał moich braci, raz był nawet
z Mattem na objazdowym rodeo. Zrobiłam z nim wywiad i tak się zaczęło. Reszta jest historią.
- Jak go znalazłaś?
- Przeczytałam o jakimś lokalnym rodeo, gdzie występował. Zdobyłam jego numer, zadzwoniłam,
umówiliśmy się na drinka. Moi bracia niezbyt go lubili, aleja uważałam, że jest interesujący i
czarujący. Znaleźliśmy wspólny język, bo oboje wychowaliśmy się w Montanie, poza tym miałam
właśnie za sobą zawód miłosny, więc chyba byłam łatwym łupem. Oczywiście popełniłam błąd,
zadając się z tym facetem, ale ponieważ dzięki temu jest Josh, teraz mogę powiedzieć, że warto było
cierpieć.
- Kochałaś go? - spytał, zaciskając z całej siły palce na kierownicy.
- Tak mi się wtedy wydawało, ale... jeszcze zanim się dowiedziałam, że wcale nie jest rozwiedziony,
jak mnie zapewnił na początku znajomości, czułam, że coś jest między nami nie tak.
Striker skręcił w przecznicę prowadzącą na osiedle, gdzie mieszkała Sharon Okano. Randi wahała
się
TRZY TAJEMNICE
95
przez chwilę, czy powiedzieć mu całą prawdę, a potem postanowiła mu zaufać.
- Potem ktoś mi powiedział, że Sam i kilku jego kumpli nafaszerowali narkotykami zwierzęta
rywali. Jeden z byków był strasznie agresywny, pokaleczył siebie i jeźdźca. Kowboj ledwie przeżył.
- Dlaczego Donahue nie został aresztowany?
- Nie było dowodów. Tylko pogłoski, ale coś mi mówi, że to prawda. Opowiadał o tym wypadku w
szczególny sposób. Jednak on i kumple mieli alibi. A ja po prostu o tym od kogoś usłyszałam,
mogłam wierzyć lub nie. - Spojrzała na Strikera, który zaparkował przed apartamentowcem Sharon.
- Wtedy jednak postanowiłam się już z nim nie widywać. No, a wkrótce dowiedziałam się jeszcze,
że nadal jest żonaty. Miło, co?
- Nie bardzo - powiedział, wyłączając silnik.
- Wiem. - Dawne upokorzenie znów zabolało, ale nie zamierzała się rozklejać. Uśmiechnęła się
ironicznie. - Niezły mam gust, nie ma co.
Kurt dotknął delikatnie jej ramienia.
- Zasługujesz na kogoś lepszego niż Donahue -powiedział poważnie.
Spojrzała na niego i w jego oczach ujrzała zrozumienie, empatię.
- Chodź, zabierzemy twoje dziecko - powiedział z nikłym uśmiechem.
Na myśl o Joshu łzy wzruszenia napłynęły jej do
96
LISA JACKSON
oczu. Wyskoczyła szybko z samochodu i pobiegła w stronę budynku, a potem przeskakując po dwa
schodki naraz popędziła na piętro i zastukała do drzwi Sharon. Jej przyjaciółka otworzyła drzwi z
dzieckiem na ręku. Mały chyba właśnie się obudził, bo mrugał oczkami, jego rudoblond włoski
śmiesznie sterczały.
- Cześć, skarbie - powiedziała Randi, nie mogąc już powstrzymać łez na widok malca.
- Tęsknił za tobą - powiedziała Sharon, podając Randi dziecko.
- Ani w połowie nie tak bardzo jak ja. - Randi tuliła synka, wąchała jego pachnącą szamponem
główkę i chichotała, słuchając jego wesołego gaworzenia. Usłyszała za sobą ciche chrząknięcie i
przypomniała sobie o obecności Kurta. - O, poznajcie się, to jest Kurt Striker - Sharon Okano. Kurt
jest przyjacielem mojego brata, Slade'a. Wyobraź sobie, że bracia wynajęli go jako mojego
prywatnego ochroniarza.
- Ochroniarza? - Sharon ze zdziwieniem uniosła brwi. - Chyba naprawdę masz poważne kłopoty?
-spytała, zapraszając ich gestem do środka.
- Raczej tak. Kurt uważa, że bezpieczniej będzie, jak dziecko pojedzie z nami.
- Jak chcesz. - Sharon delikatnie dotknęła policzka dziecka. - Jest cudowny. Nie wiem, czybym ci go
oddała, gdyby pobył u mnie jeszcze trochę dłużej.
- Musisz sobie sprawić takiego.
TRZY TAJEMNICE
97
- Najpierw chyba faceta - odparła Sharon. - To zdaje się niezbędna część równania - rzuciła zalotne
spojrzenie na Kurta.
Nie zabawili długo. Gdy kobiety pakowały rzeczy dziecka, Kurt spytał Sharon, cży miała jakieś
dziwne telefony albo wizyty. Gdy zaprzeczyła, Kurt zadzwonił do swego współpracownika, a po
kwadransie cała trójka siedziała w samochodzie jadącym na wschód od Seattle. Zaczął padać ulewny
deszcz i Kurt włączył wycieraczki.
- Powiesz mi wreszcie, dokąd jedziemy?
- W głąb lądu.
- Tyle wiem, ale gdzie dokładnie? - Gdy milczał dalej, dodała: - Mam pracę, nie mogę znikać nie
wiadomo na jak długo. - Spojrzała na zegarek, syknęła, a widząc, jak jest późno, wyjęła z torebki
telefon i zadzwoniła do redakcji, po czym nagrała się na sekretarkę szefa. Powiedziała, że ma nagłą
sprawę rodzinną i musi wyjechać na kilka dni, ale prześle materiały mailem.
- Nie wiem, czy Withers to kupi, ale myślę, że to da mi ze dwa dni.
- Może wystarczy - powiedział, wyprzedzając dużą ciężarówkę z paliwem.
- Słuchaj, Striker, musimy szybko dorwać tego drania - powiedziała Randi, patrząc na poruszające
się miarowo wycieraczki. - Chcę ułożyć sobie normalnie życie.
98
USA JACKSON
- Ja też - powiedział i spojrzał na nią jakoś szczególnie.
„Ta suka nie wymknie się tak łatwo", pomyślała ubrana na czarno postać, siedząca za kierownicą sa-
mochodu z ciemnymi szybami jadącego trzy auta za furgonetką Strikera. Zamaskowany napastnik
ostrożnie posuwał się w ślad za swą ofiarą. Oblizał wargi, gdy furgonetka wjechała na most
pontonowy na stalowych wodach jeziora Washington. Gdzie oni się wybierali? Na przedmieścia
Bellevue? Nad jezioro Sammamish? A może dalej, na zalesione wzgórza? Może nawet w góry
Cascade?
Wszystko jedno. To bez znaczenia. Przeczucie słodyczy zemsty przy wołało uśmiech na usta
prześladowcy.
Cel podróży Randi McCafferty stanie się miejscem jej wiecznego spoczynku.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Przygotuj dziecko - powiedział Kurt, zjeżdżając z autostrady i sprawdzając w lusterku wstecznym,
czy nie jest śledzony.
- Co robimy? - spytała Randi.
- Zmieniamy samochód. - Dwukrotnie wyczekał na odpowiedni moment na światłach, by jego samo-
chód opuścił skrzyżowanie jako ostami, a potem wjechał w małą uliczkę, która doprowadziła go na
stację benzynową.
- Dlaczego?
- Nie chcę ryzykować, w razie gdyby ktoś nas jednak śledził.
- Zauważyłeś kogoś? - spytała niespokojnie.
- Nie.
- Ale...
- Po prostu szybko przeskocz do tego brązowego dżipa. - Skinął głową w stronę pojazdu na tyłach
stacji, który był zachlapany błotem i niczym się nie wyróżniał. - Należy do mojego przyjaciela -
wyjaśnił. - Zamienimy się, on wsiądzie do furgonetki.
100
USA JACKSON
- To wariactwo - mruknęła Randi, ale odczepiła nosidełko i wysiadła z nim z samochodu.
- Nie sądzę - powiedział i szybko wyskoczył za nią z resztą rzeczy.
Erie czekał na nich. Rozmawiał przez telefon komórkowy i palił papierosa, ale gdy zauważył
Strikera, cisnął niedopałek w kałużę i pomachał mu ręką. Skończył rozmowę i pomógł Randi
wdrapać się do samochodu, po czym szybko ruszył do furgonetki, a Kurt zajął jego miejsce za
kierownicą dżipa.
- Nie wiem, ile moi bracia ci płacą, ale na pewno za mało - powiedziała zaczepnie.
- Chyba masz rację - spojrzał na ładny zarys jej profilu w ciemności, a potem skoncentrował się na
drodze.
Zapadła noc, deszcz trochę zelżał. Koła gładko sunęły po szosie, silnik mruczał uspokajająco.
Dziecko spało cicho na tylnym siedzeniu. Po raz pierwszy od wielu lat Kurt miał dziwne wrażenie,
że jest z rodziną. Natychmiast zbeształ siebie w duchu za te sentymenty.
Ta kobieta jest klientką, dziecko jest z nią, upomniał siebie w myślach. Jest ochroniarzem, nikim
więcej. Ma utrzymać ją przy życiu i odkryć, kto próbuje ją zabić. Jednak wspomnienie tamtej nocy
na ranczu wciąż nie dawało mu spokoju.
Było już bardzo późno, gdy dżip wjechał na wyboistą, zarośniętą drogę prowadzącą do małej chaty
TRZY TAJEMNICE
101
w lesie. Ogrodzenie zamykała brama, do której Kurt miał o dziwo klucz. Widać było, że miejsce to
jest od dawna opuszczone.
- Jesteś pewien, że nie chcesz rozejrzeć się za jakimś motelem? - spytała.
- Na razie nie. - Kurt zaciągnął hamulec ręczny i wyłączył silnik. - Potraktuj to miejsce jako „rusty-
kalne" - dodał z uśnuechem.
- Tak, masz rację. Co za rustykalny domek w urokliwym zakątku - rzuciła sarkastycznie.
- To była gajówka, gdy w okolicy dokonywano wyrębu na dużą skalę - wyjaśnił.
- A teraz? - spytała, wysiadając z dżipa. Buty zapadły jej się w wilgotną ziemię usłaną igliwiem.
- Teraz chata jest opuszczona.
- I to chyba od dawna. Chodź, maleńki, obejrzymy naszą nową kwaterę. - Wzięła nosidełko z
Joshem i po skrzypiących schodkach poszła za Kurtem, który przyświecając sobie latarką, otworzył
kluczem drzwi.
Gdy weszli do środka, odnalazł lampę naftową i ją zapalił. Natychmiast pokój zalało miękkie
złociste światło, które nie zdołało jednak ukryć kurzu, pajęczyn i brudu. Podłoga była zrobiona ze
zniszczonych świerkowych desek, sufit pokrywały plamy w miejscach, gdzie dach przeciekał, w
powietrzu unosił się zapach wilgoci.
- Nie ma to jak w domu - mruknęła Randi.
- Długo tu nie zabawimy - powiedział Kurt, oglą-
102
USA JACKSON
dając całe wnętrze chaty przy świetle latarki. - Nie ma wprawdzie prądu, ale jakoś sobie poradzimy.
- Więc nie będzie ciepłej wody, światła ani ogrze-- wania.
- Ale mamy piec i lampy naftowe. Jakoś wytrzymamy.
- A łazienka? - dopytywała się z nadzieją. Pokręcił głową.
- Obok ganku jest stara pompa, więc jak zaczekasz chwilę... - Zaczął szperać po szafkach i trium-
falnie wyciągnął skądś wiadro. - Proszę bardzo! -Widząc jej rozczarowaną minę, dodał: - Daj
spokój, McCafferty. Takie rustykalne warunki to przecież dla ciebie bułka z masłem.
- Wydaje mi się, Striker, że to jednak bardzo odbiega od „rustykalnego" stylu życia.
- Słyszałem, że kiedyś uwielbiałaś biwakować.
- Slade za dużo gada. Zresztą chodziło przecież o lato, a ja byłam wtedy nastolatką.
- To jak z jazdą na rowerze. Nigdy się nie zapomina.
- Zobaczymy - powiedziała z powątpiewaniem, ale rozchmurzyła się nieco, gdy wnieśli do chaty ek-
wipunek, który znajdował się w dżipie. Były tam śpiwory, jedzenie w puszkach, przenośna lodówka,
turystyczny sprzęt do gotowania, papierowe talerzyki, butla gazowa, papierowe ręczniki i papier
toaletowy.
- Pomyślałeś o wszystkim - rzuciła z uznaniem.
TRZY TAJEMNICE
103
- Po prostu poprosiłem Erica, żeby kupił parę niezbędnych rzeczy - przyznał skromnie.
- A co z telefonem?
- Komórki powinny działać.
Pogrzebała w torebce i wyjęła swój telefon, po czym stwierdziła, że nie ma zasięgu.
- Mój działa, już sprawdzałem - powiedział z uśmiechem.
- A masz może przewód, który można podłączyć do mojego laptopa?
Pokręcił głową.
- Świetnie - mruknęła. - Pewnie cię to nie obchodzi, ale mogę przez to stracić pracę.
- Lepiej to, niż stracić życie - zauważył.
Już miała odpowiedzieć, gdy dziecko zaczęło płakać. Randi szybko wymieszała jedzenie w proszku
z wodą mineralną, a potem zsunęła zakurzone przykrycie z fotela, który wyglądał, jakby pamiętał
drugą wojnę światową, i usadowiła się tam z dzieckiem, ignorując skrobanie myszy wokół. Josh na-
tychmiast się uspokoił i łapczywie ssał z butelki. Trzymanie dziecka na ręku bardzo ją uspokoiło.
Lęki i troski odpłynęły gdzieś na jakiś czas. Synek spojrzał na nią, gdy jadł, a Randi znów poczuła z
nim niezwykle silną więź. W takich chwilach nie żałowała romansu z Samem Donahue i swoich
późniejszych kłopotów.
104
Kurt krzątał się po izbie, rozpalił w staroświeckim piecu. Gdy ogień zaczaj wesoło trzaskać, wstał i
otrzepał dłonie. Próbowała nie zwracać uwagi na to, jak kurtka opina jego szerokie ramiona, jak
dżinsy świetnie leżą na udach i zgrabnych pośladkach. Starała się nie wpatrywać w niesforny
kosmyk, który opadał mu na czoło, ani w szerokie kości policzkowe, które być może były śladem po
jakimś dawnym indiańskim przodku. Był stanowczo zbyt seksowny.
Jakby wyczuł, że jest obserwowany, podniósł się i spojrzał na Randi, a ona szybko uciekła wzrokiem
i zaczęła poprawiać okrycie dziecka. Striker podniósł jedną z toreb, które przyniósł z samochodu, i
wyjął z niej laptopa z zasilaczem.
Spojrzał na nią przez ramię i uśmiechnął się z rozbawieniem.
- Dlaczego od razu mi nie powiedziałeś, że masz komputer?
- Lubię patrzeć, jak się złościsz - rzucił przekornie. - Zresztą mam tylko jedną baterię, ale na trochę
ci wystarczy.
- Super, lepsze to niż nic.
Dziecko skończyło jeść, więc Randi trzymała je przez chwilę i gładziła po pleckach, żeby mu się od-
biło.
- Brawo, kochanie - roześmiała się i ułożyła malucha na kocyku, by zmienić pieluszkę.
Przez chwilę bawiła się z dzieckiem, które machało
TRZY TAJEMNICE
105
nóżkami i śmiesznie gaworzyło. Wreszcie zrobiło się senne, a wtedy Randi urządziła mu
prowizoryczne posłanie na łóżku, odgrodzone poduszkami i kocami od podłogi. Potem rozejrzała się
po prawie pustej chacie.
- Jesteśmy na najprawdziwszym odludziu - powiedziała.
- O to właśnie chodziło.
Przejechała palcem po zakurzonym i zniszczonym blacie stołu.
- Nie ma elektryczności, kanalizacji, nie ma telewizji, radia ani nawet książek.
- Będziemy musieli wynaleźć sobie jakieś rozrywki - powiedział z uśmiechem, znacząco unosząc
brew, a jej niemal zrobiło się słabo.
- Jakoś wytrzymamy - odparła, mając nadzieję, że zabrzmi to chłodno, ale na dobrą sprawę niemal
wyszeptała te słowa przez ściśnięte gardło.
Naprawdę miała tego wszystkiego dosyć. Nie dość, że musiała się ukrywać w jakiejś dziurze przed
nieznanym prześladowcą, to jeszcze była zupełnie bezbronna wobec męskiego uroku swego
opiekuna.
Niecałe dwie godziny później zadzwonił telefon Strikera.
- Mam nowe informacje - odezwał się w słuchawce głos Kelly. - Chyba namierzyłam samochód,
który zepchnął Randi z drogi w Glacier Park. Dosta-
106
LISA JACKSON
łam cynk od pracownika pewnej stacji obsługi, któremu właściciel podobno jest winien zaległą
pensję. Brązowa furgonetka, ford.
- Niech zgadnę, jest zarejestrowany na Sama Donahue - powiedział, zaciskając zęby.
- Blisko. Należał do Marva Batesa, a właściwie jego dziewczyny.
- Zlokalizowałaś Batesa? Randi wyraźnie zesztywniała.
- Szukamy go, policja się w to włączyła. Mój były szef, Espinoza, robi, co może, ale na razie nic nie
mamy.
Roberto Espinoza pracował nad sprawą Randi. Kelly Dillinger kiedyś była w jego zespole, ale ode-
szła z policji, gdy wyszła za Marta McCafferty'ego.
- Bates ma alibi.
- Tak - mruknęła pogardliwie Kelly. - Starzy kumple, Sam Donahue i Charlie Caldwell, przysięgli,
że byli razem w domu Marva w czasie, gdy Randi zepchnięto z drogi. Ówczesna dziewczyna
Charliego, Tina Spencer, potwierdziła te zeznania, ale teraz Charlie i lina nie są już ze sobą, więc jej
szukamy. Może zmieni zeznania, skoro Charlie już nie jest miłością jej życia, a samochód, który
należy do niej, jest związany z próbą morderstwa.
- Dobry początek.
- Nareszcie coś. Będę działać dalej.
- Chcesz pogadać z Randi?
TRZY TAJEMNICE
107
- Jasne. - Striker podał telefon Randi, która przez chwilę rozmawiała ze szwagierką o śledztwie i
sprawach domowych.
- Może położysz się spać? - zaproponował, gdy się rozłączyła. Wyjął śpiwór z pokrowca i ułożył po-
między zaimprowizowanym łóżeczkiem dziecka a ogniem.
- A ty gdzie będziesz?
- Tutaj. - Przysunął krzesło w pobliże drzwi.
- Nie będziesz spał?
- Zdrzemnę się trochę.
- Boisz się, że ktoś może nas tu napaść? - spytała niespokojnie.
- Po prostu chcę być czujny.
Potrząsnęła głową, a odblask ognia zaigrał na jej włosach, tworząc w nich rudawe pasma. Z wes-
tchnieniem zaczęła zdejmować buty.
- Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, co się stało z moim życiem - powiedziała z westchnieniem.
-Usiadła po turecku na śpiworze i zapatrzyła się w ogień. - Chciałam tylko napisać książkę. Pokazać
tacie, mojemu szefowi, a nawet braciom, że potrafię napisać coś wartościowego. Moja rodzina
uważała, że zgłupiałam, kiedy poszłam na dziennikarstwo. Szczególnie ojciec nie widział w tym
żadnego sensu. A jak dostałam tę pracę w gazecie w Seattle i zaczęłam udzielać porad samotnym,
wszyscy się ze mnie nabijali. Bracia uważali, że to wszystko zawracanie gło-
108
LISA JACKSON
wy, nawet gdy moje teksty zaczęły kupować też inne pisma. - Spojrzała na Strikera. - Znasz moich
braci. Nie mieści im się w głowie, że można zasięgać porad w sprawach sercowych. Kurt się
roześmiał.
- Ty chyba też nie byłbyś do tego skłonny?
- Raczej nie.
- Artykuły, które pisałam pod pseudonimem R.J. McKay, też poruszały różne „babskie" tematy. Tak
więc książka... - Spojrzała na sufit, jakby tam, wśród pajęczyn, mogła znaleźć odpowiedź na jakieś
dręczące ją pytanie. - Książka miała dodać mi prestiżu, to była próba uprawomocnienia wyboru
drogi zawodowej. Niestety ojciec zmarł, nim zdążyłam dokończyć pisanie, a potem zaczęły się te
wszystkie kłopoty.
Randi potarła kolana i potrząsnęła głową. Wysadzane diamencikami serduszko, które miała na szyi,
wyślizgnęło się za kołnierz koszuli i połyskiwało w blasku płomieni. Kurt poczuł, że mu zasycha w
gardle, gdy śledził łagodny łuk jej szyi stykający się z ramieniem. Odwrócił wzrok.
- Może już wkrótce będzie po kłopotach - powiedział pokrzepiającym tonem.
- To będzie cudowne. Wiesz, zawsze lubiłam żyć na krawędzi, brać udział w różnych akcjach, nawet
ryzykownych, nigdy nie zapuszczałam korzeni.
- Prawdziwa McCafferty. Zaśmiała się.
TRZY TAJEMNICE
109
- Chyba tak. Ale teraz, kiedy mam dziecko, i po tych paru okropnych wydarzeniach, chcę tylko spo-
koju. Chcę odzyskać moje zwykłe miejskie życie.
- A książka? Uśmiechnęła się powoli.
- Mam zamiar ją dokończyć - zapewniła i dostrzegł w tym jej uśmiechu determinację. - Idziemy
spać?
Pytanie było niewinne, a jednak przywoływało wspomnienia ich wspólnej nocy.
- Kiedy tylko chcesz.
- A ty będziesz stróżował przy drzwiach?
- Tak - skinął głową. - Pośpij trochę.
- Ale najpierw musisz mi powiedzieć coś o sobie. Ty wiesz już o mnie tyle okropnych rzeczy. To, co
ukrywasz, nie może być gorsze.
- Dlaczego sądzisz, że coś ukrywam?
- Wszyscy mają jakieś sekrety, Striker. Jaki jest twój?
Ze się w tobie zakochuję, pomyślał i natychmiast przywołał się do porządku. Ta znajomość musi
pozostać na płaszczyźnie profesjonalnej.
- Byłem żonaty - powiedział i poczuł, jaki ból sprawia mu to wyznanie z powodu wspomnień, które
powracają.
- Co się stało?
- Rozwiodła się ze mną - odparł po krótkim wahaniu. Zwykle nie rozmawiał na ten temat.
110
LISA JACKSON
- Ze względu na twoją pracę?
- Nie. - Spojrzał na jej dziecko, śpiące spokojnie w kolebce z koców i przypomniał sobie
wzruszenie, jakie odczuł, gdy po raz pierwszy ujrzał swoją córeczkę.
- Chodziło o inną kobietę? - spytała i wyczuł pewne napięcie w jej głosie.
- Nie - odparł. Tak byłoby prościej.
- Cóż więc się stało? Tylko nie mów nic w stylu „oddaliliśmy się od siebie", bo czytam to we
wszystkich listach od czytelników.
- Tego, co nam się przydarzyło, nie załatwiłaby dobra rada z twojej rubryki - rzucił z niezamierzoną
goryczą.
- Nie sugerowałam, że tak by było - odparła urażonym tonem.
- To dobrze.
- Więc o co chodzi, Striker?
Przez chwilę milczał, zagryzając nerwowo zęby, szczęka mu drgała.
- Mieliśmy córkę - wydusił w końcu z trudem. -Miała na imię Heather. Zabierałem ją ze sobą na
łódkę, a ona to uwielbiała. Mojej żonie się to nie podobało, bała się wody. Ale ja upierałem się, że
tam jest bezpiecznie. I było. Aż do tego dnia... - zawiesił głos, a Randi wpatrywała się w niego w
napięciu, nagle pobladła, jakby wiedziała, co zaraz usłyszy.
Striker zamknął oczy, ale i tak widział teraz ten dzień, tę burzę nadciągającą znad horyzontu, silnik,
TRZY TAJEMNICE
111
który się zaciął. - Byliśmy na łodzi i silnik zgasł, więc zacząłem przy nim majstrować, a ona
wypadła za burtę. Jej kamizelka ratunkowa jakoś się zsunęła. Zanurkowałem po nią, ale uderzyła się
w głowę, od razu zachłysnęła wodą. Nie mogłem już jej uratować.
Randi siedziała bez ruchu. Wpatrywała się w niego w milczeniu.
- Żona obwiniała mnie ojej śmierć - powiedział, oparłszy się o drzwi. - Rozwód był właściwie tylko
formalnością.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Strasznie mi przykro - wyszeptała, zastanawiając się, jak można żyć po stracie dziecka.
- Nie twoja wina.
- I nie twoja. To był przecież wypadek.
- Też tak sobie tłumaczyłem. Ale gdybym nie upierał się, żeby ją zabierać na tę łódkę... - Zachmu-
rzył się. - Słuchaj, stało się. Pięć lat temu. Nie ma sensu o tym teraz mówić.
- Masz jej zdjęcie?
- Co?
- Zdjęcie córki.
Zawahał się, ale wypełzła już ze śpiwora i poprosiła:
- Chciałabym je zobaczyć.
- To nie jest najlepszy pomysł.
- Nie on pierwszy - odparła, patrząc na niego wyczekująco.
Niechętnie wyjął z tylnej kieszeni spodni portfel. Randi coś ścisnęło za gardło, gdy ujrzała
zafoliowane
TRZY TAJEMNICE
113
zdjęcie małej dziewczynki. Blond loczki okalały twarz cherubinka, uchylone usta ukazywały
mleczne ząbki.
- Jest śliczna - szepnęła.
- Tak - powiedział cicho. - Była.
- Przepraszam, jeśli wcześniej cię czymś uraziłam. Nie wiedziałam.
- Nie mówię o tym nikomu.
- Może powinieneś.
- Nie sądzę. - Wziął portfel z jej rąk i zatrzasnął go.
- Gdybym wiedziała...
- To co? Co byś zrobiła inaczej? - spytał z lekką goryczą. - Nie możesz powiedzieć ani zrobić nic ta-
kiego, co zmieniłoby to, co się stało.
Wyciągnęła rękę, by pogładzić go po policzku, ale złapał ją za nadgarstek.
- Przestań - powiedział ostro. - Nie chcę twojej litości ani twojego współczucia.
- Empatii - poprawiła.
- Tylko ktoś, kto stracił dziecko, może wykazać się empatią w tej sytuacji - powiedział, wciąż
mocno ściskając ją za nadgarstek i patrząc w oczy.
- Co nie znaczy, że nie rozumiem twojego bólu.
- Nie rób tego. Jest mój. Nic nie możesz na to poradzić. - Poruszył nerwowo mięśniami szczęki. -Nie
powinien był ci o tym mówić.
- Nie, tak jest lepiej.
114
LISA JACKSON
- Dlaczego? - spytał, poruszając ze złością nozdrzami.
- Bo lepiej cię rozumiem.
- Randi, naprawdę nie musisz wiedzieć, przez co przeszedłem, a tym bardziej rozumieć mojego bó-
lu". Nie znoszę tego pseudopsychologicznego telewizyjnego bredzenia - żachnął się ze złością. -
Musisz teraz tylko postępować tak, jak ci mówię, żebyśmy mieli pewność, że ty i twój syn jesteście
bezpieczni. Koniec historii.
- Niezupełnie - szepnęła i nie zastanawiając się nad tym, co robi, pocałowała go w kącik ust. Nie
mogła się oprzeć chęci pocieszenia go. Była prawie tak silna jak jej własna potrzeba bezpieczeństwa,
bliskości. - Skoro mamy być odseparowani od reszty świata, powinnam cię rozumieć. - Znów go
pocałowała.
- Nie rób tego - powiedział zdławionym głosem.
- Dlaczego? - zapytała przekornie, nie odsuwając się ani trochę. Była tak blisko, że czuła zapach
jego skórzanej kurtki, która schła po deszczu.
- Wiesz, dlaczego.
- Możesz mi zaufać - szepnęła.
- To nie ma nic wspólnego z zaufaniem.
- Ależ tak. Inaczej nie bylibyśmy tu razem. Gdybym ci nie ufała, nie pozwoliłabym ci się tu ze sobą
zamknąć z dala od świata. Uwierz mi, Striker, że zaufanie jest najważniejsze. Dlatego opowiedziałeś
mi o Heather.
TRZY TAJEMNICE
115
- Nie wracajmy już do tego - powiedział, lekko odsuwając ją od siebie.
- Tamtej nocy nie miałeś takich oporów... - rzuciła wyzywająco.
- Dlatego właśnie mam je teraz. To był błąd - odparł chłodno.
- Wtedy tak nie uważałeś.
- Masz rację. Ale teraz myślę inaczej.
- Więc uważasz, że ty możesz mnie uwieść, aleja ciebie to już nie? - spytała ze złością.
Przymknął oczy, jakby z trudem panował nad sobą.
- Nie przywiozłem cię tu po to, by się z tobą przespać - wycedził.
- Nie? - Pocałowała go znowu, za uchem, i tym razem jego reakcja była natychmiastowa.
Odwrócił się błyskawicznie i przygwoździł ją do podłogi, pochylając się nad nią.
- Słuchaj, mężczyzna nie może długo wytrzymać czegoś takiego...
- Kobieta też nie - szepnęła. - Nie możesz... Nie zdołała dokończyć tego zdania, bo zamknął jej
usta gorącym pocałunkiem.
Tak więc zostali kochankami. Obudziła się z tą myślą rankiem, czując, że nie ma go obok niej w śpi-
worze. Promienie słoneczne sączyły się przez brudne szyby chaty. Jej wnętrze za dnia prezentowało
się jeszcze gorzej niż w nocy. Dziecko poruszało się
116
LISA JACKSON
w swoim gniazdku z koców. Pewnie właśnie jego ciche popłakiwanie wyrwało ją ze snu.
- Już do ciebie idę! - zawołała, zbierając szybko ubranie rozrzucone bezładnie wokół legowiska i
wkładając szybko na siebie. - Jesteś głodny? - spytała synka, zmieniając mu pieluszkę.
Potem szybko przygotowała butelkę z jedzeniem i usiadła z dzieckiem w fotelu, by je nakarmić,
śpiewając mu cicho. Po chwili usłyszała odgłos otwieranych drzwi, a gdy spojrzała przez ramię,
dostrzegła Kurta z naręczem drew. Poczuła, że się rumieni, ale on nie wyglądał na zażenowanego.
- Dzień dobry - powiedział i posłał je} spojrzenie, które przypomniało o namiętnej nocy.
Właściwie to narzuciła mu się ze swymi awansami i teraz było jej trochę głupio.
- Myślałem, że zdążę zrobić kawę, zanim się obudzisz - powiedział Kurt.
- Mmmm... brzmi cudownie - mruknęła z rozmarzeniem.
- Za chwilę zagotuję wodę.
- Nie przypuszczam, abyś miał beztłuszczową, waniliową latte z ekstra pianką i wiórkami czekola-
dowymi?
- Chyba za długo mieszkałaś w Seattle.
- Powiedz to mojemu szefowi - mruknęła. -A propos, jak skończę - skinęła głową w stronę synka -
chciałabym do niego zadzwonić, jeśli pozwolisz.
TRZY TAJEMNICE
117
- Pod warunkiem, że nie powiesz mu, gdzie jesteśmy.
- Bez obawy, sama przecież tego nie wiem. -Randi skończyła karmić dziecko i przez chwilę bawiła
się z nim, wkładając mu cieplejsze ubranie.
Gdy Kurt podgrzewał wodę na kawę, z dzieckiem trzymanym jedną ręką, wystukała numer szefa,
ale znowu nie odebrał, więc zostawiła mu wiadomość na sekretarce, a potem połączyła się z Sarah,
która zaczęła się gorączkowo dopytywać, gdzie Randi jest i kiedy wróci.
- Nie mogę powiedzieć, ale niedługo wrócę - powiedziała szybko, spoglądając na Kurta, który z po-
wątpiewaniem pokręcił głową i wzruszył ramionami. - Nie wiem dokładnie kiedy, ale będę wysyłać
na razie teksty mailem. Nie powinno być z tym kłopotów, większość materiałów mogę odebrać
przez Interenet.
- Bill ma potrzebę kontrolowania sytuacji, jak większość facetów - mruknęła Sarah.
- Zwłaszcza gdy tak się składa, że facet jest twoim szefem - odparła Randi. - Słuchaj, powiedz mu,
że dwukrotnie próbowałam się skontaktować i prześlę wkrótce jakiś tekst.
- Dobra, ale się pospiesz i szybko wracaj.
- Postaram się jak najszybciej.
- Co mam powiedzieć Joe? Pytał znowu o ciebie. Randi i Joe nigdy nie byli kochankami, ich cieka-
118
LISA JACKSON
wa wprawdzie znajomość nie rozkwitła nigdy w gorący romans. Randi była zaskoczona, że Joe teraz
jej szuka.
- Powiedz mu, że się odezwę po powrocie - powiedziała i zauważyła, że Kurt zesztywniał. - Słuchaj,
Sarah, muszę kończyć - oświadczyła i szybko się rozłączyła, zanim koleżanka zdążyła zaprotesto-
wać. Wymieniając telefon na kubek kawy, spytała: - Nie kłamałam, prawda? To już wkrótce się
skończy.
- Chyba tak, ale jak dzwoniłem rano tu i tam, dowiedziałem się, że Sama dotąd nie namierzono.
- Myślisz, że się ukrywa? - spytała z niepokojem.
- Może.
- Albo,. .? - Nie podobało jej się przypuszczenie, które się właśnie nasunęło. - Sądzisz, że mógł nas
śledzić?
- Nie wiem. Czy szukał cię w redakcji? Słyszałem, jak mówisz koleżance... - urwał z pytającym
wyrazem twarzy.
- Chodziło o Joe Patemo - odparła po krótkim wahaniu. - Byliśmy... jesteśmy... znajomymi. Nic
więcej.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Naprawdę. - Wzruszyła ramionami. - Przykro mi, jeśli cię rozczarowałam. Wydaje ci się chyba, że
miałam bardzo bujne życie erotyczne, że spałam z każdym facetem, z którym chodziłam na randki,
ale to nieprawda. Nikogo, kto też tak sądził, nie wypro-
TRZY TAJEMNICE
119
wadzałam zresztą z błędu, bo dzięki temu nie wiedziano, kto jest ojcem Josha. A tak było
bezpieczniej dla niego i dla mnie. - Uniosła brew i dodała: - Może nie mam najlepszego gustu, jeśli
chodzi o mężczyzn, ale jestem dość wybredna.
- Chyba powinno mi to schlebiać.
- Jasne - mruknęła i pociągnęła łyk kawy, a potem zajęła się dzieckiem, które miało ochotę trochę
pobaraszkować.
Gdy się schyliła nad synkiem, wisiorek, który nosiła na szyi, wysunął się jej zza koszuli, a Josh,
wierzgając nóżkami i chichocząc, próbował złapać błyszczące złote serduszko.
Nagle zadzwonił telefon Strikera, od razu elektryzując atmosferę.
- Kurt Striker... tak, jest tu ze mną... Nie wiem, czy to dobry pomysł... Dobrze, chwileczkę. Tylko
niech się streszcza, mam słabą baterię... - warknął i podał telefon Randi. - To Brown. Znalazł Sama
Donahue i on chce z tobą porozmawiać - dodał z zimnym jak lód uśmiechem.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- O co chodzi, u diabła, Randi?! - wrzeszczał w słuchawkę Sam Donahue.
Randi milczała, starając się opanować.
- Jakiś walnięty sukinsyn twierdzi, że będę aresztowany, bo próbowałem cię zabić. Wiesz przecież,
że to jakieś brednie. Dlaczego miałbym to robić? Ze względu na dziecko? Daj spokój! Z powodu tej
twojej książki? Kto uwierzy w te dyrdymały, które tam wypisujesz? Zresztą mam żelazne alibi, więc
odwołaj swoje psy!
- Moje psy? - mruknęła i usłyszała pulsujący sygnał zwiastujący osłabienie baterii.
- Tak, tego całego Browna. Nie wiem, o co w ogóle chodzi! Dajcie mi spokój, do cholery...
- Nie słyszę cię, Sam - powiedziała, i rzeczywiście głos zaczął stopniowo zanikać, a potem rozległ
się sygnał informujący o wyczerpaniu baterii i telefon się wyłączył.
Cała zesztywniała, podała telefon Strikerowi.
- Czego chciał?
TRZY TAJEMNICE
121
- Domagał się uznania swojej niewinności - odparła. - Powiedział, żebym „odwołała swoje psy".
- Wcale nie są twoje.
- Nie miałam czasu mu tego wyjaśnić - powiedziała, chowając ręce do kieszeni dżinsów.
- Dobrze się czujesz? - spytał, pocierając jej plecy między łopatkami.
- Tak. Nie zrobiło to na mnie aż takiego wrażenia, jak się spodziewałam. - Uśmiechnęła się z
przymusem. - Wiesz, spodziewałam się, że będę coś czuć. Złość, może żal, cokolwiek, bo jest
przecież ojcem mego dziecka, ale poczułam po prostu... pustkę. I smutek. Ze względu na Josha. -
Wzruszyła ramionami. - Trudno mi to wyjaśnić. - Rozejrzała się nerwowo po chacie i wreszcie jej
spojrzenie spoczęło na dziecku, które zasnęło mimo nerwowego napięcia i niespokojnej rozmowy. -
Ale najdziwniejsze wrażenie, jakie mi pozostaje po tej rozmowie, jest takie, że mu uwierzyłam.
- Donahue? - prychnął Striker i podszedł do ognia, by ogrzać sobie dłonie.
- No wiesz, był tak rozjuszony, wściekły, że go aresztowano. Chyba nie udawał.
- A co, myślałaś, że przyjmie to potulnie? - parsknął pogardliwie Striker. - Nadal go chronisz - dodał
z niechęcią. - Nie jesteś zobowiązana do lojalności wobec niego tylko dlatego, że jest ojcem twego
dziecka.
- Chyba kpisz! Lojalność to ostatnia rzecz, jaką je-
122
USA JACKSON
stem mu winna! Okłamał mnie przecież, powiedział, że jest od wielu miesięcy rozwiedziony, a był
nadal żonaty z Patsy. Kłamał w żywe oczy. A ja, głupia, mu uwierzyłam. - Tym razem ta konstatacja
nie wywołała tak silnego uczucia bólu i wstydu jak niegdyś. Rozmowę z Samem też odebrała dość
obojętnie. Teraz odczuwała głównie ulgę z tego powodu, że nie jest obecnie związana z Samem. A
więc zrobiła już pewien postęp.
Niby jaki? Przespała się dwukrotnie z facetem, który jasno daje do zrozumienia, że ceni
niezależność i nie zamierza się z nikim wiązać, który po stracie dziecka wybudował wokół siebie
mur nie do przekroczenia. Jest twoim ochroniarzem, Randi, upomniała się nie po raz pierwszy.
Opłacili go twoi bracia. Nie bądź głupia, i nie zakochaj się. Znów będziesz cierpieć, jak to zrobisz.
Kurt dorzucił drew do kominka. Obrośnięte mchem świerkowe szczapy trzaskały i sypały iskry.
- Nic się nie zmieniło. - Kurt przerwał potok jej myśli. - Nadal mu wierzysz. Bronisz go - oznajmił
ponuro.
- Nieprawda. Ja tylko... Jeśli jest winny, nie ma o czym mówić. Ale ja wierzę w niewinność człowie-
ka, póki mu się nie udowodni winy. Na tym przecież polega prawo, prawda?
- Jasne. Muszę tylko udowodnić, że on rzeczywiście jest winowajcą.
- Jeśli zdołasz.
TRZY TAJEMNICE
123
Mięsień na twarzy Strikera drgnął nerwowo, gdy rzucił przez ramię:
- Zobaczysz, że tak - warknął i ze złością zatrzasnął drzwiczki pieca.
Josha obudził hałas i zaniósł się płaczem. Randi przyskoczyła do niego i zaczęła go uspokajać.
Striker spojrzał na dziecko i na jego twarzy odbił się żal.
- Pójdę sprawdzić, czy da się naładować baterię telefoniczną w samochodzie - powiedział i wyszedł
szybko, wpuszczając do chaty trochę chłodnego powietrza.
- Bateria, akurat - mruknęła Randi do swego spokojnego już synka. - Po prostu chce stworzyć
między nami dystans.
Zresztą, tak było nawet lepiej. Potrzebowała czasu, by przemyśleć wszystkie komplikacje, które
pojawiły się w jej życiu. Co ją tak pociągało w Strikerze? Budził w niej same skrajne emocje.
Dlaczego?
„Bo się w nim zakochujesz, idiotko, powiedziała do siebie w myślach. Nawet teraz filujesz przez
okno, w nadziei że go zobaczysz. Naprawdę źle z tobą, Randi. Jak tak dalej pójdzie, Kurt Striker
złamie ci serce".
Kierowca furgonetki stojącej obok mieszkania Erica Browna wyłączył telefon i uśmiechnął się z
zadowoleniem. Świetne są te wynalazki techniczne, pomyślał. Wystarczy wiedzieć, jak namierzać
rozmowy przez komórki, a w tych czasach to pestka.
124
LISA JACKSON
Na oknach samochodu zebrała się para, zresztą nikt nie zwracał uwagi na dość popularny model
samochodu z przyciemnianymi szybami, zaparkowany w pobliżu dużego sklepu.
Prześladowca wyjął mapę i zaczaj ją pilnie studiować. A więc ta suka i jej kochaś ukryli się w
górach... Razem z dzieckiem. Chowają się jak małe, wystraszone szczeniaki. To nawet podniecające.
Z przyjemnością wykurzy ją z kryjówki i będzie patrzeć, jak dalej zwiewa. Ciekawe tylko, gdzie. Do
swego domku nad jeziorem? Czy na ranczo tatusia pod opiekę braciszków? Na wschód czy na
zachód?
To nie miało żadnego znaczenia. Co mówi stare przysłowie? Cierpliwość jest cnotą. A zemsta jest
słodka, ale najlepiej dokonywać jej z zimną krwią.
Dziecko było niespokojne, jakby wyczuwało napiętą atmosferę pomiędzy Randi a Kurtem. Randi
zmieniła dziecku pieluchę i wyłączyła komputer Strikera, na którym usiłowała napisać tekst. Artykuł
będzie musiał poczekać, aż Josh się trochę uspokoi.
Przez ostatnie dwa dni dziecko było bardzo niespokojne i Randi wcale mu się nie dziwiła. Sama
dostawała już fioła, siedząc tak zamknięta w chacie z Kurtem Strikerem. Jednak niepokoiło ją to, że
Josh płakał teraz wyjątkowo często, a zazwyczaj był bardzo pogodnym dzieckiem. Miał też bardziej
rumianą niż zazwyczaj twarzyczkę i ciekło mu z nosa. Gdy zmie-
TRZY TAJEMNICE
125
rzyła dziecku temperaturę, okazało się, że jest podwyższona, ale starała się mimo to nie panikować.
- Jak się nie uspokoi, chciałabym go zawieźć do pediatry - powiedziała Kurtowi na trzeci dzień.
- Myślisz, że coś jest nie tak? - spytał. Siedział przy piecu, sfrustrowany brakiem wiadomości od po-
licji i Erica Browna.
- Chciałabym się tylko upewnić, że wszystko jest w porządku.
- Myślę, że nie możemy jeszcze stąd wyjechać - powiedział, podchodząc do dziecka. Z niezwykłą
delikatnością wziął je na ręce.
- Jak się masz, mały? - spytał, a dziecko zamrugało oczkami. Z czułym uśmiechem, który chwycił
Randi za serce, Kurt powiedział: - Wygląda całkiem zdrowo.
- Ale jest niespokojny - upierała się Randi.
- Tak jak jego matka.
- Jest cały rozpalony.
Spojrzał na nią ze znaczącym uśmiechem.
- Powiedz to, a zginiesz - ostrzegła.
- Jakżebym śmiał, księżniczko. Boję się ciebie jak ognia - zapewnił, oddając jej dziecko.
- Bardzo śmieszne. - Udawała, że się złości, ale z trudem powstrzymała uśmiech. - No dobrze, może
przesadzam.
- Poczekajmy jeszcze. Pewnie jest tylko troszkę przeziębiony, nic mu nie będzie.
- Łatwo ci mówić, nie jesteś rodzicem... - urwała,
126
LISA JACKSON
widząc wyraz twarzy Strikera. - O Boże, przepraszam - wyszeptała.
- Uważaj na niego - powiedział cicho i wyszedł z chaty.
Randi była na siebie wściekła. Miała ochotę pobiec za nim, ale się powstrzymała. Oboje
potrzebowali trochę przestrzeni. Pomyślała o swoim mieszkaniu w Seattle. Gdyby tam wróciła... to
co? Musiałaby zostawiać Josha z opiekunką. Poza tym ktoś myszkował w jej mieszkaniu.
Oczywiście mogła teraz założyć lepsze zamki, ale to nie zmieniłoby faktu, że jest sama z dzieckiem
w mieście pełnym obcych ludzi. Miała garstkę znajomych, ale na kim tak naprawdę mogła polegać?
Wyjrzała przez okno i zobaczyła Kurta idącego w stronę samochodu. Był skomplikowanym mężczy-
zną, ale czuła, że mogłaby mu zaufać, mogłaby go nawet pokochać. Pomyślała o ich wspólnych
nocach, czasami tak namiętnych, chwilami tak pełnych czułości. Przygryzła dolną wargę i po raz
kolejny powiedziała sobie w myślach, że to nie jest mężczyzna dla niej. Po prostu mieli gorący
romans, który nigdy nie zamieni się w trwały związek.
Kurt czuł, że coś jest nie tak. Minęły już dwa dni od telefonu Erica Browna i nie było żadnych
nowych wiadomości. Stał na ganku i wpatrywał się w strzeliste drzewa przed sobą. Powietrze było
świeże po nie-
TRZY TAJEMNICE
127
dawnym deszczu. Z liści gęstych paproci i igieł drzew skapywały leniwie krople. Gdy wcześniej sie-
dział na połamanej huśtawce, zauważył jelenia, dwa zające i szopa przemykające się wśród zarośli.
Słońce zachodziło i zapadał szybki zimowy zmierzch. Striker czuł narastający niepokój.
Nawet dziecko było wciąż niespokojne. Nic dziwnego, na pewno wyczuwało panujące w chacie
napięcie. W ciągu dnia atmosfera była cały czas gęsta. Starali się unikać, o ile to było możliwe w tak
ciasnej przestrzeni. A noce... na próżno próbował trzymać ręce z dała od niej. Nie przyznawali się do
wzajemnego pożądania, a jednak było wciąż obecne i każdej nocy mu ulegali, kochając się tak
namiętnie, jakby oboje sądzili, że to ich ostatni raz.
I tak powinno być za każdym razem. Zachowywał się jak napalony nastolatek. Wciąż myślał o
Randi, nie potrafił opanować żądzy, w ciągu dnia fantazjował o wspólnych namiętnych nocach.
Pocieszał się, że niedługo stąd wyjadą i wszystko się skończy. No tak, ale co zrobi potem? Po prostu
odejdzie? Zacisnął szczękę tak mocno, że aż zabolały go zęby. Zresztą chyba cała sprawa jeszcze tak
szybko się nie zakończy. Randi mogła mieć rację co do Donahue. Miał rzeczywiście żelazne alibi,
oprócz kumpli potwierdził je jeszcze barman z knajpy, w której pili. Wyglądało na to, że Sam
Donahue nie atakował Randi na szosie. Chyba że komuś za to zapłacił.
128
USA JACKSON
Kurt musiał przyznać sam przed sobą, że po prostu chciałby, aby to był Donahue. Splunął ze złością.
Nie miał prawa nawiązywać z nią romansu. Jest jego klientką, a poza tym nie chce, by jakaś kobieta
wchodziła w jego życie. Zwłaszcza kobieta z dzieckiem.
- Kurt?
Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem i stanęła w nich Randi. Na jej widok serce mu podskoczyło.
Zmierzwione rudobrązowe włosy, wielkie oczy i piegi wydały mu się prześliczne. Randi spędziła
cały ranek, pisząc teksty, które zamierzała wysłać do redakcji z najbliższej kafejki internetowej. Gdy
tak stała na progu i uśmiechała się, ukazując niesamowicie, białe zęby, wyglądała prześlicznie.
Seksownie i świeżo jak otaczający ich las.
- Jak tam Josh? - spytał nieco zdławionym głosem.
- Wreszcie usnął.
Otaczając się ramionami dla ochrony przed chłodem, podeszła bliżej, a on patrzył, jak świetnie leżą
dżinsy na jej krągłych biodrach. Miał ochotę ją przytulić, ale się powstrzymał.
- Czy moglibyśmy już stąd wyjechać? - spytała.
- I porzucić te wszystkie luksusy? - uśmiechnął się z przymusem.
- Tak, to będzie ogromne wyrzeczenie z naszej strony. Ale myślę, że już najwyższy czas.
- I gdzie pojedziemy?
- Do domu - odparła spokojnie.
TRZY TAJEMNICE
129
- Myślę, że twoje mieszkanie nie jest bezpieczne.
- Nie mówię o Seattle. Myślę, że powinnam wrócić do swego prawdziwego domu. Do Montany. Do-
póki ta sprawa się nie wyjaśni. Zadzwonię do szefa i wytłumaczę, w jakiej jestem sytuacji. Musi
pozwolić mi pracować na ranczu. To znaczy, nie musi, ale myślę, że się na to zgodzi.
- Chwileczkę. Sądziłem, że chcesz sama się z tym wszystkim zmierzyć. Odzyskać kontrolę nad
własnym życiem.
- O tak, oczywiście. - Z przekonaniem pokiwała głową. - Ale zrobię to, żyjąc blisko mojej rodziny. -
Patrząc na niego, uniosła podbródek w sposób typowy dla McCaffertych, zdradzając ich rodzinne
cechy charakteru: zawziętość, odwagę, wytrwałość. -Chodź, Striker, ruszajmy stąd.
Spojrzał na chatę i pomyślał, że Randi ma rację. Trzeba wracać do Montany. Cała sprawa tam
właśnie się zaczęła i tam musi się zakończyć. Ktokolwiek zaatakował Randi, zrobił to wtedy, gdy
chciała wrócić do swych korzeni. W tym musi tkwić klucz do zagadki. Ktoś czuł się zagrożony z
tego powodu, że Randi wraca. Ktoś nie chciał, by wróciła na ranczo. Ktoś nienawidził jej tak bardzo,
że chciał ją zabić wraz z nienarodzonym dzieckiem...
Nagle go olśniło. Był przecież ktoś, dla kogo popularność i ciąża Randi musiały być solą w oku.
- Co wiesz o Patsy Donahue? - spytał.
130
LISA JACKSON
- O żonie Sama, byłej żonie? Czy kim ona teraz jest...?
- Tak.
- Niewiele. - Randi wzruszyła ramionami. - Była
o klasę wyżej ode mnie w szkole średniej, pochodziła z niezamożnej rodziny. Zaraz po maturze
wyszła za swojego pierwszego chłopaka, Neda Lefevera.
- Lubiłyście się?
- Nie. To znaczy, głównie ona mnie nie lubiła. Jej ojciec pracował u mojego, potem jej rodzice się
rozeszli. Chyba podobał jej się Slade, zanim Ned... to trochę skomplikowane.
- Opowiadaj. Mamy czas.
- Wygrałam raz szkolne zawody jeździeckie i bardzo ją to ubodło ambicjonalnie. A potem, och, to
było takie szczeniackie, Ned zaprosił mnie na bal maturalny. On
i Patsy właśnie - na jakiś czas - ze sobą zerwali.
- I poszłaś?
- Tak, ale nie z Nedem. Już byłam umówiona z innym chłopakiem. Zresztą Ned Lefever mi się nie
podobał. Uważałam go za bufona. - Randi oparła rękę na zniszczonej poręczy ganku i zatopiła się na
chwilę we wspomnieniach. - Jednak mimo to przez cały wieczór Patsy posyłała mi mordercze
spojrzenia. Jakby to była moja wina, że Ned... - urwała i spojrzała na Kurta. -O Boże, ty myślisz, że
to Patsy chce mnie zabić!
- Jestem tego pewien - powiedział, patrząc jej w oczy.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Jak ona mogła związać się z kimś takim jak Donahue! - powiedział Matt do swego brata,
zdejmując siodło z Diabła.
Koń odwrócił łeb, próbując uszczypnąć Matta w udo, ale ten zręcznie uskoczył.
- Nigdy się nie zmienisz, co? - mruknął do złośliwego ogiera.
Diabeł parsknął, zastukał kopytami i potrząsnął bujną grzywą, jakby na potwierdzenie słów człowie-
ka. Matt i Slade niemal cały dzień jeździli po zaśnieżonych pastwiskach, szukając cieląt, które
odłączyły się od stada. Zima w Montanie była ostra, a od świąt śnieg wciąż padał.
Teraz bracia oporządzali zgrzane konie, a trzy niemal zamarznięte cielęta grzały się już u boku
swych matek. Stajnia była ciepła, pachniało w niej kurzem, suchą słomą i końmi. Matt wyrósł wśród
takich zapachów. Harold, stary, kulawy spaniel ojca leżał koło siodłami i merdał ogonem, ilekroć
Matt spojrzał w jego kierunku.
Slade zdjął uprząż Generała, a wielki wałach otarł
132
LISA JACKSON
łeb o jego tors. Slade pogłaskał go po białej strzałce i powiedział:
- Nie sądzę, aby Randi to zaplanowała. - Bracia przez większość dnia rozmawiali o sytuacji swojej
siostry, mając nadzieję, ze zdołają wreszcie odpowiedzieć sobie na nurtujące ich pytania.
- Cholera, przecież ten facet był żonaty. Założę się, że Patsy szlag trafił, jak się o wszystkim dowie-
działa.
Slade skinął głową.
- Zawsze była narwana. I nigdy nie lubiła Randi, zwłaszcza od czasu, gdy przegrała z nią w tym
konkursie jeździeckim w szkole.
Slade zaczerpnął trochę owsa z beczki starą puszką po kawie i wsypał Generałowi do żłoba. Koń,
łakomy jak zawsze, zaczął je natychmiast przeżuwać.
- Zaraz po szkole Patsy wyszła za Neda Lefevera, a potem się z nim rozwiodła i została żoną
Donahue. Na pewno się wściekła, że zdradził ją z dawną rywalką.
- Ze wzgardzoną kobietą nie ma żartów-mruknął Slade, a w tej samej chwili drzwi stajni otworzyły
się na oścież i stanęła w nich Kelly.
Miała zaróżowione mocno policzki, błyszczące oczy, a spod czapki wystawały końce ognistorudych
włosów. Harold głucho zaszczekał.
- Cicho - upomniała go Kelly i schyliła się, by pogłaskać staruszka po głowie.
TRZY TAJEMNICE
133
Płatki śniegu zatrzymały jej się na rzęsach i topniały na policzkach. Dla Matta, jak zwykle,
wyglądała najpiękniej ze wszystkich kobiet na świecie.
- Właśnie dzwonił Striker - powiedziała, z trudem łapiąc oddech po biegu. - Jadą do nas. Uważają,
że za tą całą sprawą stoi Patsy Donahue.
Matt i Slade wymienili spojrzenia.
- Rozmawiałam już z Espinozą i policja jej szuka, na razie tylko po to, aby ją przesłuchać.
Zadzwoniłam do byłej dziewczyny Charliego Caldwella i zgadnijcie, kto przekazał jej kluczyki do
brązowego forda, który zepchnął samochód Randi z drogi? Nasza stara znajoma - Patsy.
- Twój mąż i ja właśnie doszliśmy do wniosku, że ona ma na pieńku z Randi - powiedział Slade.
- Naprawdę?
- Tak, czy dostanę całusa w nagrodę, że jestem taki bystry? - spytał Matt, wychodząc z boksu
Diabła.
- Skoroś taki bystry, czemu nie wpadłeś na to parę miesięcy wcześniej? Nie byłoby tych wszystkich
zmartwień. Nici z całusa - mrugnęła do niego zalotnie. - Zresztą, wyszłam za ciebie właśnie dlatego,
że jesteś bystry.
- A do tego przystojny i seksowny? - spytał i usłyszał, jak brat parska śmiechem w boksie Generała.
- Takie tam minimalne wymogi - zaśmiała się.
134
LISA JACKSON
Matt pocałował ją w czoło i pogładził wypukły brzuch żony, gdzie kryło się jego nienarodzone
dziecko.
- Chodź no tu, przystojniaczku - powiedziała, łapiąc go za szlufki od spodni.
- Już idę! - zawołał Slade.
- Mówiła do mnie - Matt rzucił bratu, który wyłonił się z boksu, mordercze spojrzenie.
- Chodźcie obydwaj! Porozmawiamy sobie z Patsy.
- Lepiej będzie, jak zostawisz to policji.
- Przecież ja byłam w policji, nie pamiętasz?
- Tak, ale teraz jesteś moją żoną, matką mojego nienarodzonego dziecka, a Patsy może być niebez-
pieczna.
- Nie boję się.
- Może powinnaś zostawić to braciom McCafferty - powiedział Slade.
- Jesteśmy jak Trzej Muszkieterowie - dodał mąż.
- I trzej siostrzeńcy Donalda. Nie ma mowy, chłopcy - powiedziała Kelly, obwiązując ciaśniej szalik
wokół szyi i otwierając drzwi stajni. Ukazały się czarne zgliszcza obory - złowieszcze wspomnienie
niedoszłej tragedii - odcinające się wyraźnie od bieli śniegu. - Słuchaj - odezwała się Kelly, patrząc
poważnie na męża. - Zajmowałam się tą sprawą od samego początku. Patsy Donahue jest moja.
TRZY TAJEMNICE
135
- To była Kelly - powiedział Kurt, odkładając telefon. - Pojechała z Espinozą i twoimi braćmi do do-
mu Patsy.
Jechali właśnie przez Idaho i zbliżali się do zachodniej granicy Montany. Szybko zapadał mrok, zza
grubej zasłony chmur opadającej na góry nie było widać księżyca ani chmur.
- Niech no zgadnę - powiedział Randi, dopinając zamek kurtki. - Patsy gdzieś zniknęła.
- I to dość dawno, sądząc po przepełnionej skrzynce pocztowej.
- Świetnie - westchnęła Randi. Czy ten koszmar nigdy się nie skończy? Aż trudno uwierzyć, że
jedna kobieta może narobić tyle zamieszania, być aż tak niebezpieczna. Czy Patsy naprawdę aż tak
jej nienawidzi, żeby próbować ją zabić wraz z dzieckiem?
- Wciąż nie mogę tego pojąć - powiedziała, oglądając się na tylne siedzenie, by zobaczyć, co z
Jo-shem. Mały spał, ukojony szumem silnika i kołysaniem samochodu. - Skoro miała coś do mnie,
dlaczego atakowała też moich braci i ranczo?
- Wypadek samolotowy Thorne'a pewnie rzeczywiście był zwykłym wypadkiem. Co do rancza...
większa część należy do ciebie. Pewnie rozumowała tak, że zniszczenie rancza albo zaatakowanie
twoich braci równa się atakowi na ciebie. — Rzucił okiem w tylne lusterko. - Czuję się jak dureń, że
wcześniej nie połączyłem tych wszystkich faktów.
136
LISA JACKSON
- A co teraz będzie z Samem?
- Jest przesłuchiwany. To, że nie on na ciebie dybał, nie znaczy jeszcze, że jest niewiniątkiem. Jeśli
złożysz zeznania dotyczące jego znęcania się nad zwierzętami, nielegalnych zakładów i eliminacji
konkurentów, będą podstawy do dochodzenia. Nie wiadomo, jakie jeszcze przekręty wyjdą na jaw,
gdy policja się do niego dobierze.
- Jasne, że będę zeznawać - powiedziała zdecydowanym tonem.
- To może okazać się dla ciebie bardzo trudne. Będzie siedział na ławie oskarżonych, słyszał każde
twoje słowo, patrzył na ciebie.
- Wiem, na czym to polega - odparła spokojnie i zapatrzyła się na światła mijanych domów sennego
miasteczka. - Ale prawda jest prawdą. Teraz już się nie obawiam konfrontacji z Donahue. Dla mnie
on jest wyłącznie dawcą spermy. Od ojca wymaga się o wiele więcej.
Dziecko zaczęło pokasły wać i Randi odwróciła się niespokojnie do niego. Twarzyczka Josha była
czerwona, oczy szkliste.
- Ile jeszcze zajmie nad droga do Grand Hope? - spytała Randi z niepokojem.
- Około ośmiu godzin.
- Martwię się o dziecko - westchnęła.
- Ja też - przyznał Kurt, wpatrzony w zaśnieżoną drogę przed sobą.
TRZY TAJEMNICE
137
- Podaj mi telefon - poprosiła.
Nie mogła znieść tego dłużej. Stan Josha wyraźnie się pogarszał, a ona zaczęła już wpadać w panikę.
Wykręciła numer Flying M, wkładając ładowarkę do otworu na zapalniczkę przystosowanego przez
Kurta do tego celu. Od Juanity dowiedziała się, że Nicole nie ma na ranczu, bo wraz z Thorne'em są
w swoim budowanym właśnie domu. Zadzwoniła na komórkę Thorne'a i natychmiast poprosiła, by
przekazał słuchawkę żonie.
- Dawaj mu dużo do picia, sprawdzaj temperaturę, trzymaj w cieple, a ja zaraz zadzwonię do Gusa
Arnolda - powiedziała Nicole po wysłuchaniu pełnej niepokoju relacji Randi. - Gus jest nadal twoim
pediatrą?
- Tak.
- To dobrze, jest najlepszy. Postaram się, żeby od razu cię przyjął. O której będziecie?
- Kurt mówi, że za jakieś osiem godzin. Zadzwonię, jak będziemy dojeżdżać.
- Ja też przyjadę - zapewniła Nicole, a Randi poczuła przypływ wdzięczności za tę troskliwość
bratowej. - Jak się czujesz?
- Dobrze - odparła Randi, siląc się na swobodny ton. - Cieszę się, że wracam do domu.
- No, ja myślę. Niech wreszcie się skończy ten koszmar. Na pewno wkrótce ją złapią.
Randi zakończyła rozmowę i popadła w zadumę.
138
USA JACKSON
Z jednej strony myślała to samo, a z drugiej miała mieszane uczucia, bo wiedziała, że gdy Patsy
zostanie odnaleziona i trafi pod klucz, Kurt zniknie z jej życia na zawsze. Na samą myśl ściskało jej
się serce. To było naprawdę idiotyczne. Znała go zaledwie od miesiąca, a była z nim blisko zaledwie
przez tydzień. A jednak będzie za nim tęsknić, jak za żadnym innym.
Nocna jazda do Montany była smutna i trudna. Josh miał coraz większą gorączkę, prognoza pogody
zapowiadała burzę śnieżną, a gdzieś w mroku nocy Patsy Donahue planowała kolejny atak. Randi
czuła to przez skórę. Zadrżała ze strachu.
- Zimno ci?
- Nie, wszystko w porządku.
Oboje wiedzieli, że to nieprawda. Za każdym razem, gdy zbliżał się do nich jakiś samochód, Randi
tężała, jakby spodziewała się, że kierowca będzie usiłował zepchnąć ich z drogi. W duchu pomodliła
się o szczęśliwe dotarcie do Grand Hope, o zdrowie swego dziecka i o to, by Kurt Striker już zawsze
był obecny w jej życiu. Trudno jej było się zmierzyć z tym faktem i długo usiłowała go negować, ale
prawda była taka, że zakochała się w Kurcie.
Patsy bębniła palcami po kierownicy niewielkiej ciężarówki skradzionej spod baru w Idaho. Zatarła
ślady tak, że nikt jej nie skojarzy z tą kradzieżą. Naj-
TRZY TAJEMNICE
139
pierw porzuciła swoją furgonetkę na jakiejś drodze za Dallas i pojechała autobusem do Idaho, gdzie
ukradła ciężarówkę i przykręciła do niej tablice rejestracyjne ukradzione w Seattle. Zanim ktoś
poskłada wszystkie elementy tej układanki, będzie za późno.
Mniej więcej za godzinę powinna dogonić dżipa Strikera. Wreszcie dorwie tę sukę. Droga była
niebezpiecznie oblodzona i wciąż padał śnieg, ale Patsy nie bała się jechać szybko. Całe życie
jeździła w takich warunkach, a tę szosę międzystanową znała jak własną kieszeń. Wiedziała też, na
których odcinkach jest najbardziej niebezpieczna....
Przed świtem zakończy swą misję. Randi McCafferty i każdy, kto jest na tyle głupi, by jej towarzy-
szyć, będzie musiał pożegnać się z życiem.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Dziecko płakało bez przerwy. Żadne starania Randi nie zdołały ukoić jego kwilenia. Striker czuł się
bezradny. Jechał na tyle szybko, na ile mógł się odważyć w tych trudnych warunkach, a Randi co
chwila odwracała się, by napoić czy pogłaskać Josha leżącego na tylnym siedzeniu.
Striker zacisnął zęby, myśląc z obawą, że temperatura dziecka może być już niebezpiecznie wysoka.
A przecież nie mógł już jechać szybciej, bo droga biegnąca u podnóża gór Montany była pełna
ostrych zakrętów i z jednej strony graniczyła z przepaścią.
- Jest strasznie rozpalony - powiedziała Randi, dotykając policzka synka.
- Będziemy na miejscu za trzy kwadranse - zapewnił ją Striker.
- Może powinniśmy poszukać wcześniej jakiejś kliniki?
- W tych dziurach, które mijamy po drodze, o trzeciej nad ranem? Najbliższy szpital to St. James.
Zadzwoń do Nicole i powiedz, że będziemy za czterdzieści pięć minut.
TRZY TAJEMNICE
141
- Dobrze. - Sięgnęła po telefon, gdy Striker spojrzał w tylne lusterko. Zbliżały się do nich światła
jakiegoś samochodu, który najwyraźniej pędził jeszcze szybciej niż Striker, który i tak przekraczał
znacznie dozwoloną prędkość. - Zaczekaj - powiedział.
- O co chodzi?
- Mamy kogoś na ogonie, szybko się zbliża. Najlepiej będzie, jak go przepuszczę.
Wykorzystał zatoczkę za zakrętem, zwolnił i zjechał tam na chwilę, a nadjeżdżający z tyłu
samochód śmignął obok z zatrważającą szybkością.
- Pewnie niedługo napotkamy go w rowie albo w przepaści - mruknął Striker.
- Super - szepnęła Randi.
Kurt zbyt szybko wszedł w kolejny zakręt i wpadł w lekki poślizg, więc natychmiast zwolnił. Gdy
mijał wlot leśnej drogi, odniósł wrażenie, że zauważył tam stojący bez świateł samochód. Czyżby
ten sam, który jechał za nimi? Zrobiło mu się gorąco. Z powodu ciemności trudno było orzec, czy
rzeczywiście na drodze stał samochód, więc Striker uznał, że ma przywidzenia. Przez jakiś czas co
chwila czujnie zerkał w lusterko, ale nie zobaczył w nim żadnych świateł. A może tamten samochód
jedzie po ciemku, kierując się tylnymi światłami jego samochodu? Poczuł, że mu zaschło w ustach.
Oddalił jednak natychmiast to wyobrażenie. Chyba wpada w paranoję.
142
LISA JACKSON
- Co się dzieje? - spytała Randi, wyczuwając jego niepokój.
Dziecko wciąż kwiliło, ale trochę ciszej. Ten odcinek drogi był wyjątkowo kręty i pełen stromizn po
bokach, więc Kurt musiał znacznie zwolnić, by samochód trzymał się asfaltu.
- Obejrzyj się i sprawdź, czy nikt za nami nie jedzie.
Randi odwróciła się na fotelu i mrużąc oczy, wpatrzyła się w mrok.
- Nie, nic nie widzę. Czemu pytasz?
- Wydawało mi się, że mignął mi tam jakiś cień. Jakby jakiś samochód jechał za nami bez świateł.
- Na tym terenie? Po ciemku? - urwała nagle i zapatrzyła się ponownie w ciemność. - Nic tam nie
widzę.
- To dobrze - poczuł chwilową ulgę.
To był najniebezpieczniejszy odcinek drogi. Była tylko dwupasmowa, po jednej stronie piętrzyła się
stroma ściana skalna, po drugiej tkwiła wątła barierka odgradzająca od przepaści, za którą na
zakrętach światła wydobywały z mroku czubki świerków.
Randi cały czas miała wzrok utkwiony w tylną szybę. Kurt mocno ściskał kierownicę, a dłonie za-
częły mu się pocić z nerwów. Powtarzał sobie, że wszystko będzie dobrze, że został do pokonania
już krótki odcinek drogi. Rzucił szybkie spojrzenie na Randi. Nie wyobrażał już sobie życia bez niej
i ma-
TRZY TAJEMNICE
143
łego Josha. Po śmierci Heather przysiągł sobie, że już nigdy nie zwiąże się z żadną kobietą, ale
złamał własny pakt. Było zbyt późno, by coś zmienić. Jego uparte serce już mu nie pozwoli. Może
nadszedł czas, by jej to powiedzieć? Być uczciwym. Wyznać, co do niej czuje.
„Daj spokój, Striker, nie wyobrażasz sobie chyba, że ona cię kocha? Poza tym ma dziecko. Czy nie
poprzysiągłeś sobie, że nie będziesz nigdy miał dzieci? Chyba nie chcesz znowu cierpieć? Poza tym
nie nadajesz się na ojca, sam o tym więsz".
A jednak postanowił jej wyznać, co czuje.
- Randi? - zaczaj niepewnie.
- Co? - spytała nieuważnie, wpatrzona wciąż w tylną szybę.
- Jeśli chodzi o nasze wspólne noce...
- Proszę cię... - przerwała, nie odwracając oczu od szyby. - Nie musisz nic tłumaczyć. Żadne z nas
nie planowało tego, co się działo.
- Ale powinnaś wiedzieć, co w związku z tym czuję.
Zauważył, że wyraźnie zesztywniała.
- Może wcale nie chcę wiedzieć - wyszeptała, a potem nagle zawołała: - O Boże, nie!
- Co?
- Chyba jednak ktoś jedzie za nami. Zauważyłam taki ciemny kształt...
Kurt zerknął w lusterko.
144
LISA JACKSON
- Cholera. - On też zauważył ciemną bryłę samochodu bez świateł, który jechał za nimi wężykiem,
co chwila niknąc w mroku. Nacisnął pedał gazu.
- Obserwuj go i zadzwoń na policję - polecił. Wystukała numer alarmowy, ale nie było zasięgu.
- Próbuj dalej - powiedział Kurt, zbyt szybko wchodząc w zakręt, przez co wyrzuciło ich na drugi
pas.
- Jest coraz bliżej! Myślisz, że to Patsy?
- Chyba że jakiś inny maniak jest też na wolności.
- O Boże, co ona chce zrobić?! - Randi wpadła już w prawdziwą panikę.
- Nie wiem - powiedział, ale oczywiście pomyślał o wypadku Randi.
Znak na drodze ostrzegał przed dużą stromizną.
- Może powinieneś trochę zwolnić? I zmusić ją, żeby zrobiła to samo.
- A jeśli ma pistolet? Albo strzelbę?
W ścigającym ich samochodzie nagle pojawiły się światła, a pojazd wyraźnie przyspieszył.
Kurt skręcił tak, by znaleźć się tuż pod ścianą skalną.
Ciężarówka gnała za nimi. Pojawił się ostry zakręt, Kurt przyhamował z piskiem opon. Ciężarówka
jechała dalej.
- Jest coraz bliżej! - pisnęła Randi, próbując znów połączyć się z policją.
Nagle, na zakręcie, ciężarówka natarła na ich dżi-
TRZY TAJEMNICE
145
pa, spychając go na barierkę. Kurt w ostatniej chwili skręcił kierownicę i odbił w kierunku zbocza
góry.
- Halo! Nagły wypadek! - zawołała Randi do słuchawki, gdy uzyskała połączenie. - Ktoś próbuje nas
zabić! Jesteśmy na między stanowym odcinku szosy, tuż przed północną granicą z Montaną. - Zanim
straciła zasięg, zdążyła jeszcze podać w przybliżeniu ich położenie i numer szosy.
Tym razem ciężarówka walnęła ich jeszcze mocniej. Przednie koło dżipa wjechało akurat na
oblodzony kawałek jezdni i samochód zaczaj zataczać koło. Kurt walczył rozpaczliwie z kierownicą,
zobaczył barierkę i ciemną przepaść przed sobą. Zacisnął zęby i próbował za wszelką cenę utrzymać
samochód na drodze, ale poczuł, że zderzak walnął w barierkę i usłyszał upiorny odgłos pękającego
metalu.
- O Boże, uważaj! - wrzasnęła Randi, ale było już za późno.
Ciężarówka walnęła w ich samochód tak mocno, że aż szczepiła się z nim zderzakiem. Samochody
zaczęły wirować w poślizgu, obijając się o barierkę. Za szybami migały wierzchołki drzew.
Randi krzyknęła. Dziecko darło się jak opętane. Samochody uderzyły w skalną ścianę, a potem
odbiły się od niej z taką siłą, że przerwały barierkę jednym szarpnięciem, jakby była z materiału.
146
LISA JACKSON
Randi czuła pulsujący ból głowy, czuła się, jakby ją całą obito, miała wstrętny smak w ustach i...
Otworzyła oczy i zamrugała. Wszystko było tak oślepiająco białe.
- Słyszysz mnie? - ktoś zaświecił jej w oczy. Głos był znajomy. Zamknęła oczy. Chciała zasnąć,
nic więcej. Była w metalowym łóżku... szpitalnym... skąd się tu wzięła? Przypomniała sobie smród
palonej gumy i zapach świerków. Migały czerwone i niebieskie światła... Kurt pochylał się nad nią i
szeptał, że ją kocha, twarz miał całą we krwi... Czy to był sen? A gdzie jest Kurt? A Josh? O Boże!
Jej oczy otworzyły się raptownie. Z trudem wycharczała:
- Josh...
- Dziecku nic nie jest.
Obraz był przez chwilę zamazany, a potem ujrzała Nicole. Bratowa pochylała się nad nią wraz z
innym lekarzem, który ostrożnie ją badał.
- Josh jest w domu. Juanita się nim zajmuje - mówiła powoli, wyraźnie Nicole. - Wkrótce do niego
wrócisz - dodała uspokajająco.
- Miała pani szczęście - powiedział lekarz, a Nicole pokiwała głową.
Szczęście? Jakoś nie pasowało jej to słowo do ostatnich wydarzeń.
- Kurt? - wychrypiała przez ściśnięte gardło.
- Nic mu nie jest.
Dzięki Bogu. Wolno poruszając głową, Randi spoj-
TRZY TAJEMNICE
147
rzała w bok. Miała podłączoną kroplówkę. Na parapecie stały kwiaty w wazonie.
- Chcę zobaczyć Josha... i Strikera - wydusiła.
- Jesteś w szpitalu od dwóch dni - tłumaczyła powoli Nicole. - Doznałaś wstrząsu mózgu i masz
zwichnięty nadgarstek. Josh był przeziębiony, ale w wypadku nic mu się nie stało. Na szczęście
ambulans przyjechał po piętnastu minutach. Policja dostała wiadomość i szybko przyjechała.
- Gdzie jest Kurt? - wyszeptała niecierpliwie.
- Wyjechał - odparła Nicole po chwili wahania. Randi poczuła rozpacz. A więc już wyjechał.
- Miał uszkodzone ramię i oko - tłumaczyła Randi.
- I po prostu wyjechał. Nicole zmarszczyła brwi.
- Tak. O ile wiem, pojechał do Seattle do dobrego okulisty neurologa.
- Nie widzi?
- Naprawdę nie mam pojęcia, Randi.
Randi odniosła wrażenie, że szwagierka coś przed nią ukrywa.
- On już nie wróci, prawda? Nicole wzięła ją za rękę.
- Wydaje mi się, że nie. Dość poważnie się pokłócili z Thorne'em. Posłuchaj, musisz teraz
wypocząć, wkrótce wrócisz do domu. - Nicole ścisnęła ją za rękę i Randi przymknęła oczy.
148
LISA JACKSON
- A co z Patsy?
- Aresztowana. Wyszła z wypadku bez żadnego draśnięcia.
Lekarz chrząknął znacząco.
- Naprawdę powinna pani teraz wypocząć - powiedział.
Trzy dni później Randi zwolniono ze szpitala i wróciła do domu. Josh był już całkiem zdrowy i tak
dobrze było trzymać go znów w objęciach, czuć jego śliczny niemowlęcy zapach. Billy Withers, gdy
dowiedział się o wypadku, pozwolił Randi zostać w Montanie i przesyłać artykuły mailem.
Po rozmowie z szefem Randi postanowiła porozmawiać ze swoim najstarszym bratem. Dziecko
spało w swoim łóżeczku, więc, w szlafroku i kapciach, z ręką na temblaku, zeszła na parter domu. Z
kuchni dochodził zapach czekolady i syropu klonowego, Juanita piekła ciasto.
Slade'a i Marta nie widziała przez cały dzień, ale Thorne'a zastała przy jego biurku, pochłoniętego
pracą przy komputerze. Randi jednak postanowiła mu przerwać.
- Słyszałam, że pokłóciłeś się ze Strikerem - zaczęła prosto z mostu.
- Dobrze słyszałaś - odparł Thorne z uśmiechem, odrywając wzrok od monitora.
TRZY TAJEMNICE
149
- Winisz go za to, co spotkało mnie i Josha.
- Może trochę za bardzo na niego napadłem -przyznał brat z niezwykłą jak na niego skruchą.
- Nie miałeś prawa. Starał się, jak mógł.
- Ale za mało. O mało nie zginęłaś. I dziecko też.
- Przeżyliśmy. Dzięki Kurtowi. Uśmiechnął się.
- Wiem.
- Naprawdę?
- Tak. - Sięgnął do szuflady i wyjął czek przedarty na pół. - Striker odmówił przyjęcia honorarium.
Czuje się odpowiedzialny za to, co się stało.
- A ty mu jeszcze dołożyłeś poczucia winy.
- Tak - przyznał, patrząc na nią uważnie. - Ale teraz żałuję.
- Co cię skłoniło do zmiany zdania? - zdziwiła się.
- Wiele rzeczy.
- Co zamierzasz? - spytała, przyglądając mu się podejrzliwie.
- Naprawić szkody.
- Brzmi złowieszczo - mruknęła.
- Nie sądzę. - Wyjrzał przez okno i Randi usłyszała wtedy warkot silnika. - Chyba nasi bracia
wrócili. _
- Wyjeżdżali?
- Tak, chodź. - Wstał zza biurka i ruszył w stronę drzwi wejściowych.
150
LISA JACKSON
Wyjrzała przez okno i zobaczyła, jak Matt i Slade wysiadają z samochodu. Potem wynurzył się
trzeci mężczyzna i natychmiast rozpoznała w nim Kurta. Serce zaczęło jej bić jak szalone, rzuciła się
do drzwi i, wyprzedzając brata, otworzyła je na oścież. Prawie zdeptała Harolda leżącego na ganku,
gdy rzuciła się biegiem przez ścieżkę.
- Zaczekaj! - zawołał Thorne, ale ona nie zważając na chłód i śnieg biegła, w kapciach, z
rozwianymi połami szlafroka.
- Kurt! - krzyknęła i dopiero wtedy zauważyła, że on ma opatrunek na oku.
Odwrócił się do niej i uśmiechnął. Bez namysłu rzuciła się ku niemu.
- Boże, jak za tobą tęskniłam! - szepnęła, czując, jak gorące łzy spływają jej po policzkach. Kurt
miał poranioną twarz, zdrowe oko lekko zapuchnięte. -Dlaczego wyjechałeś?
- Myślałem, że tak będzie najlepiej - powiedział i objął ją mocno ramieniem.
- To źle myślałeś. - Pocałowała go mocno w usta. Gdy oderwała się od niego, popatrzył na nią
z uśmiechem.
- Twoi bracia mówili to samo. — Spojrzał na Thorne^, który wyszedł za Randi. Na jego widok
lekko się spiął.
- Cieszę się, że wróciłeś - powiedział Thorne. -Popełniłem błąd. Przepraszam.
TRZY TAJEMNICE
151
- Co? Ty przepraszasz? - Randi, wciąż w ramionach Kurta, spojrzała na niego, przechylając przekor-
nie głowę. - To trzeba zapisać kredą w kominie. Thorne McCafferty jeszcze nigdy nie przyznał, że
się mylił.
- Święta prawda - przyznał Matt.
- O, tak - pokiwał głową Slade. Thorne zacisnął zęby.
- Zostaniesz? - spytał Strikera.
- Zobaczę. Daj mi chwilę do namysłu. - Spojrzał znacząco na braci, którzy nagle zgodnie
pomaszerowali do domu. - Jest mróz, a poza tym jesteś ranna. - Dotknął delikatnie nadgarstka
Randi. - Będę więc się streszczał. Randi, czy wyjdziesz za mnie?
- Co??
- Mówię poważnie... Od kiedy spotkałem ciebie... i twego synka, moje życie całkiem się odmieniło.
- Nie mogę w to uwierzyć - szepnęła.
Ze wzruszenia łzy zaczęły płynąć jej po policzkach.
- Wyjdziesz za mnie?
- Tak! Tak! - Zarzuciła mu zdrowe ramię na szyję i przyrzekła sobie w duchu, że nigdy go nie
wypuści ze swego uścisku.
EPILOG
- Tak - powiedziała Randi, stojąc pod łukiem oplecionym przez pnące róże.
Kurt był obok niej, pastor wypowiadał właśnie ostatnie słowa ceremonii. Kelly stała tuż za nimi, z
Joshem na ręku, bracia Randi po stronie pana młodego, jej bratowe po stronie panny młodej. Na
podwórzu rancza rozstawiono stoły dla licznych gości, a letnie słońce rzucało długie, złociste
promienie na rozległe zielone pastwiska.
Minął już ponad rok od śmierci Johna Randalla. Ukończono właśnie budowę nowej obory, a Thorne
i jego rodzina przenieśli się niedawno do swego domu. Nicole i Kelly były w ostatnim trymestrze
ciąży.
Pastor wypowiedział ostatnie ceremonialne słowa i pozwolił Kurtowi pocałować pannę młodą.
Gdzieś z oddali dobiegło głośne rżenie konia.
Randi spojrzała na swego świeżo poślubionego męża i serce wezbrało jej wzruszeniem. Kurt
całkowicie już wydobrzał po wypadku, tylko mała blizna w kąciku oka przypominała, że będzie miał
nieco ograniczone boczne pole widzenia.
TRZY TAJEMNICE
153
Odbyły się procesy Sama i Patsy Donahue. Oboje odsiadywali już swoje wyroki. Sam zrzekł się
praw rodzicielskich i Kurt starał się właśnie o prawo do adopcji Josha.
Postanowili zamieszkać na ranczu. Randi nadal prowadziła swą dawną rubrykę w „Clarion", szef za-
akceptował nowe warunki jej pracy. Jednak Kurt uważał, że powinna teraz zaprzestać udzielania rad
w rubryce dla samotnych i zająć się poradnictwem dla młodych małżeństw.
- Toast! - zawołał Matt.
Randi i Kurt zbliżyli się do stołu, na którym pysznił się olbrzymi tort weselny. Lodowa rzeźba
przedstawiająca dwa konie topiła się w słońcu, a różowy szampan tryskał z fontanny.
- Zdrowie młodej pary! - powiedział Thorne. Randi z uśmiechem dotknęła złotego-serduszka,
które zawsze nosiła na szyi. Wcześniej miała w środku miniaturowe fotografie ojca i synka, teraz
zastąpiła zdjęcie Johna Randalla fotografią męża.
- Za moją żonę! - powiedział Kurt i lekko stuknął się z nią kieliszkiem.
- I za mojego męża.
Randi wypiła szampana i powitała gości. Jeszcze nigdy nie czuła się tak radośnie. Nigdy nie miała
takiego poczucia spełnienia. Gdy zespół zaczął przygrywać, a długie cienie popełzły przez rozległe
pastwiska Flying M, wzięła synka na ręce i zaczęła
154
LISA JACKSON
z nim tańczyć na zaimprowizowanym weselnym parkiecie z surowych desek.
- Kocham cię - wyszeptał do niej Kurt, a Randi się roześmiała.
- No, ja myślę! I tak ma być zawsze!
- To strasznie długo.
- Wiem. Czy to nie cudowne?
- O tak! - Pocałował ją, a potem przez długą chwilę trzymał w objęciach.
Zmieszali się z tłumem rozbawionych gości. Popatrzyła na swoich braci z żonami. Wreszcie
wszyscy młodzi McCafferty założyli rodziny, tak jak tego pragnął John Randall McCafferty.
Wkrótce miało się urodzić jego dwóch kolejnych wnuków.
Randi niemal słyszała w wyobraźni, jak ojciec mówi: „Dobra robota, Randi. Najwyższy czas ułożyć
sobie życie".
Wirując w tańcu ze swym świeżo poślubionym mężem, niemal czuła obecność ojca i nie miała
wątpliwości, że staruszek byłby dumny i szczęśliwy, gdyby mógł ją w tej chwili zobaczyć.