CATHIE LINZ
Pożądanie
w cieniu lodowców
- 1 -
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- No proszę, kto śpi w moim łóżeczku....
Faith Bishop pomyślała w pierwszej chwili, że chrapliwy, głęboki baryton
przemawia do niej we śnie. Po chwili głos rozległ się ponownie.
- Wstawaj, ślicznotko.
Tylko jeden mężczyzna miał taki głos. Otworzyła oczy.
- To ty? - Zamrugała powiekami, wpatrując się ze zdziwieniem w Cala
Mastersa. - Co ty tu robisz?
- Dzielę z tobą kajutę - odparł wesoło Cal. - Skoro zajęłaś to łóżko, muszę
zadowolić się jedynym pozostałym. - Opadł na posłanie znajdujące się w
odległości zaledwie metra. - Ach, jak przyjemnie - westchnął. - Niewiele spałem
poprzedniej nocy.
Pewnie zabawiał się ze swoją najnowszą przyjaciółeczką, stwierdziła
ponuro Faith. Zamknęła oczy, mając nadzieję, że to jedynie zły sen. Zaraz się
obudzi, a Cal zniknie. Próżne złudzenia. Gdy uniosła powieki, ujrzała go znowu,
lecz nadal nie była w stanie uwierzyć, że to jawa.
Przygoda, urzekające krajobrazy Alaski, pyszne jedzenie; takimi
atrakcjami kusił folder reklamujący wypoczynkowy rejs. Faith wykupiła kabinę
na statku, a na dodatek zaopatrzyła się w mnóstwo nowych ciuchów oraz szkła
kontaktowe. Od dawna nie wyjeżdżała na wakacje.
To miała być cudowna podróż, tymczasem jednak trwała komedia
omyłek, która wydawała się Faith coraz mniej zabawna.
Wszystko szło jak po grudzie. Pakowała się w pośpiechu. Wieczór
poprzedzający wyjazd spędziła w redakcji. Przygotowanie kolejnego numeru
czasopisma „Northwest Living" wymagało sporego wysiłku, a Faith była szefem
redaktorów. Ostatnie miesiące nie należały do łatwych, ponieważ z zespołu
ubyło dwóch pracowników. Jej zwierzchnik stwierdził niefrasobliwie, że po
R S
- 2 -
prostu się wykruszyli, i zbagatelizował całą sprawę, ale Faith była zdania, że ich
odejście spowodowało kompletny chaos. Jakoś się z nim uporała, lecz efekt był
taki, że rozpaczliwie potrzebowała odpoczynku.
Poprzedniej nocy spała zaledwie cztery godziny i trudno się dziwić, że
gdy znalazła się w kajucie, uległa pokusie i opadła na pierwsze z brzegu łóżko.
Spała tylko kilka minut, a mimo to piekły ją oczy. Przypomniała sobie, że optyk
powtarzał wielokrotnie, iż przed zaśnięciem należy zdjąć szkła kontaktowe. Po
króciutkiej drzemce jej świeżo zaondulowane włosy były z pewnością okropnie
potargane. Na domiar złego zamiast najbliższej przyjaciółki imieniem Chris, z
którą miała dzielić kabinę, ujrzała na sąsiednim łóżku Cala Mastersa.
Przed dziesięciu laty, podczas studiów, oboje byli jej serdecznymi
przyjaciółmi. Potem wszystko się zmieniło. Faith zapragnęła od Cala czegoś
więcej i wyszła na idiotkę. Nigdy nie zamienili na ten temat ani słowa, lecz
Faith na zawsze zapamiętała tamto upokorzenie, a studencka przyjaźń nie
przetrwała tej próby.
Prawdę mówiąc, w ciągu ostatnich siedmiu lat rzadko widywała Cala,
który pracował jako korespondent dla jednej z najpoczytniejszych gazet. Był
wszędzie, gdzie działo się coś ważnego. Faith wcale nie wypłakiwała za nim
oczu. Żyła własnym życiem i wiodło jej się całkiem nieźle.
- Posłuchaj, Cal, nie mam ochoty na żarty. Wstawaj i mów, o co chodzi. -
Pospiesznie zsunęła się z łóżka, na którym drzemała. To był pechowy dzień.
Ledwie zerwała się na równe nogi, potrąciła walizkę i zrzuciła na podłogę
rudawą torbę podróżną, której zawartość wysypała się na dywan.
Zniecierpliwiona Faith zerknęła nieprzyjaźnie na Cala.
- No widzisz! Przez ciebie mam tylko kłopoty!
- Widzę - zapewnił, podnosząc z podłogi krótką koszulkę w cętki podobne
do wzoru na lamparcim futrze. Obejrzał ją pod światło. - Uroczy strój. Zapewne
uważasz, że im mniej tkaniny, tym lepiej. Lubię ten styl. Tak trzymaj.
R S
- 3 -
- To nie moje! - oznajmiła z oburzeniem. Nawymyślała sobie w duchu,
złapawszy się na tym, że mimo woli podziwia kształtne dłonie Cala, trzymające
nieprzyzwoicie mały skrawek materiału.
- Ja przecież nie noszę takich rzeczy - odparł z ironicznym uśmiechem.
Faith zorientowała się wkrótce, że ani jedna z rozsypanych na dywanie rzeczy
nie wygląda znajomo.
- To nie moje ciuchy - oświadczyła ze zdumieniem.
- Szkoda - rzucił Cal. - Miałem nadzieję, że cię zobaczę w tym... skąpym
przyodziewku. - Pomachał cienką nocną koszulką, którą trzymał czubkami
palców.
- Oddaj! - Faith wyrwała mu kompromitującą sztukę bielizny. Jej palce
musnęły kształtną dłoń. Zamarła, jakby poraził ją prąd elektryczny, lecz Cal w
ogóle nie zwrócił uwagi na to dotknięcie. Faith okropnie się zdenerwowała.
Spokojnie, powtarzała sobie. Potrafisz się z tym uporać. Wepchnęła nocną
koszulę do torby i w pośpiechu zebrała pozostałe rzeczy, starając się nie
zwracać uwagi na lekkie drżenie rąk. Skupiła się na wykonywanej czynności i
szukała wzrokiem rozrzuconych wokół przedmiotów.
- Te rzeczy na pewno nie należą do mnie - powtórzyła, marszcząc brwi na
widok krótkiego szlafroczka z czerwonej satyny, haftowanego w czarne smoki. -
Przypuszczam, że steward pomylił torby. Ciekawe, komu dostała się moja... ten
sam kształt, wielkość i kolor, ale rzeczy są cudze.
- Szkoda - mruknął Cal. - Pomyślałem, że z wiekiem trochę się zmieniłaś.
Oczywiście, że się zmieniła, a przynajmniej bardzo się o to starała.
Właśnie dlatego nosiła teraz szkła kontaktowe. Cal nie zwrócił uwagi na ten
istotny fakt. Zresztą wcale na to nie liczyła. Dawniej w ogóle nie zważał na jej
wygląd, dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? Niestety, Faith zawsze miała
słabość do Cala. Mijające lata wcale go nie zmieniły; przeciwnie, z wiekiem stał
się jeszcze przystojniejszy. Ten łotrowski uśmieszek... Faith podejrzewała, że
Cal podpatrzył go u bohaterów westernów. Najbardziej lubił filmy z Clintem
R S
- 4 -
Eastwoodem. Często oglądali je we dwoje. W koedukacyjnym akademiku tylko
oni lubili takie kino.
W czasach studenckich włosy Cala były zawsze lekko potargane. Nadal
miał zmierzwioną czuprynę. Wielu mężczyzn wysiaduje godzinami u fryzjera,
by osiągnąć podobny efekt. Cal nie uciekał się do takich sposobów. Jego włosy
układały się naturalnie.
Spojrzenie ciemnoniebieskich oczu zawsze przyprawiało Faith o szybsze
bicie serca - od początku ich znajomości, kiedy to na pierwszym roku ujrzała
Cala stojącego po drugiej stronie długiego stołu w uniwersyteckiej czytelni.
Natychmiast straciła głowę, natomiast jej wybrany gapił się zachwyconym
wzrokiem na urodziwą blondynkę stojącą obok niepozornej studentki. I tak już
pozostało.
Faith zdawała sobie z tego sprawę, ale czas działał na jej korzyść.
Niewiele miała dziś wspólnego z tamtą zauroczoną dwudziestolatką. Wiele się
zmieniło. Była kobietą po trzydziestce i po prostu lubiła Cala. Miała za sobą
nieudane małżeństwo. Zdecydowała się na ten związek wkrótce po ukończeniu
studiów. Poślubiła archeologa, który większość czasu spędzał na wykopaliskach
w Meksyku. Rozwiedli się po roku. Cal pozostał kawalerem.
No cóż, Faith, jak każda samotna kobieta, miewała gorsze dni. Na domiar
złego słabo widziała przez szkła kontaktowe. Jak na złość, fascynująca postać
Cala ubranego w dżinsy i czerwoną koszulę była nadzwyczaj wyrazista.
Ciekawe, co dostrzega Cal, gdy na nią patrzy? Potargane, falujące włosy
barwy miodu? Oczy, które raz wydają się piwne, raz zielone? Niewielką
nadwagę, której usiłowała się pozbyć przed wyjazdem? Zamiar się nie powiódł i
Faith wciąż miała trudności z dopięciem dopasowanych ciuchów.
Cal stwierdził kiedyś, że Faith ma oryginalne rysy. Łudziła się nadzieją,
że jej uroda zyskała uznanie w jego oczach. Potem zrozumiała, że nie zamierzał
prawić jej komplementów. Dlatego wspomniał o oryginalności. Spojrzała wrogo
na Cala, jakby właśnie jemu przypisywała winę za to, że nie można jej uznać za
R S
- 5 -
piękność. Z czasem pogodziła się ze swym wyglądem. Nie olśniewała urodą,
ale, ogólnie rzecz biorąc, prezentowała się nieźle. To i owo mogło się w niej
podobać. Wyliczanie zajęłoby sporo czasu.
Miała ładny nos. Pewien Francuz, starszy kolega ze studiów, określił go
jako retrousse - lekko zadarty. Usta były kolejnym atutem Faith. Pięknie
zarysowane, jak twierdził fotograf, u którego przed gwiazdką robiła zdjęcie, by
wysłać je rodzicom. Tamten facet mamrotał uparcie, że jej usta są kuszące. Tak
się wyraził.
Może i były, ale Faith raz tylko miała okazję, by dotknąć nimi warg Cala.
Doznała wówczas ogromnego upokorzenia.
- Dokąd się wybierasz? - zawołał Cal, gdy ruszyła ku drzwiom kajuty.
- Muszę poprosić jakiegoś stewarda o pomoc w odnalezieniu torby -
odparła Faith. - Może przy okazji uda mu się ciebie stąd wyprawić. Na pewno
masz własną kabinę, o ile rzeczywiście wybierasz się w ten rejs.
- To jest właśnie moja kabina. Nie trzeba mnie nigdzie wyprawiać - rzucił
stanowczo Cal.
- Świetny dowcip. Przecież to Chris dzieli ze mną kabinę. Wkrótce tu
będzie. Postanowiła przylecieć samolotem z Seattle. Miałyśmy się spotkać
dopiero tutaj. Przyjechałam z Seattle do Vancouveru samochodem, ponieważ
tam kończy się rejs, jak ci zapewne wiadomo.
- Owszem - odrzekł spokojnie Cal.
- Świetnie. Samochód zostawiłam na parkingu w Vancouverze. Do
Anchorage dotarłam samolotem. Bardzo się spieszyłam i dlatego kazałam
dostarczyć bagaż bezpośrednio na statek. Słusznie się obawiałam, że to nie
najlepszy pomysł. - Faith miała wrażenie, że za dużo gada, ale w obecności Cala
zawsze się denerwowała. Trudno, nic na to nie poradzi. Taka paplanina ją
uspokajała. - Gdy znalazłam się w Whittier, gdzie czekał okręt...
- Statek - wtrącił Cal z typowym dla mężczyzn zniecierpliwieniem. - To
nie jest okręt, tylko zwykły statek, transatlantyk.
R S
- 6 -
Faith puściła mimo uszu jego uwagę.
- Chris wkrótce tu będzie - powtórzyła stanowczo, jakby to zdanie
chroniło ją przed urokami złego czarnoksiężnika. - Dzielimy tę kabinę.
- Raczej miałyście ją dzielić - wyjaśnił Cal. - Niestety, wczoraj wieczorem
Chris złamała nogę. Założyli jej gips. Widziałem to na własne oczy, bo
odwiedziłem ją przed wyjazdem. Nie muszę chyba dodawać, że Chris nie
dotrzyma ci towarzystwa podczas tego rejsu. To ja z tobą popłynę.
- Co ty mówisz? - zapytała oszołomiona Faith, chociaż dobrze słyszała, co
powiedział.
- Chris nie wykupiła ubezpieczenia, więc straciłaby bezpowrotnie sumę
wpłaconą na wycieczkę, gdybym jej nie pomógł. Mam trochę wolnego czasu,
nigdy nie widziałem Alaski, więc zaproponowałem, że chętnie pojadę.
Odkupiłem od niej bilet i oto jestem.
- Niemożliwe.
- Za późno na zmianę decyzji. Wszystko zostało już postanowione -
oznajmił Cal. Wyciągnął się na łóżku jak długi i wsunął ręce pod głowę. -
Dlaczego jesteś taka przerażona, Faith? Przecież znamy się od dawna.
Na samą myśl o tym, jak dobrze się znają, Faith miała ochotę uciec, gdzie
pieprz rośnie. Wspomnienia dodatkowo pogarszały sprawę; szczególnie jedno
przeżyte upokorzenie sprawiało, że coraz bardziej traciła pewność siebie.
Mimo woli wyobraziła sobie tamtą chwilę. Odkąd ujrzała Cala w
bibliotece, zawsze na jego widok czuła ucisk w gardle, a serce waliło jej jak
młotem. Szybko zrozumiała, że nie ma żadnych szans, ale to nic nie pomogło,
bo nadal kochała się w nim potajemnie.
Tajemnica wyszła na jaw podczas sylwestra, na ostatnim roku. Faith
uznała, że tak dłużej być nie może, i zebrała się na odwagę. Oglądali telewizję.
Gdy na ekranie pojawił się wesoły tłum świętujący początek Nowego Roku na
Times Square w Nowym Jorku, na drugim krańcu Stanów, podeszła do Cala i
pocałowała go.
R S
- 7 -
Od tamtej chwili minęło wiele lat, lecz mimo to dostawała wypieków,
ilekroć wspominała reakcję Cala. Odepchnął ją, a potem chwycił w objęcia i
pocałował inną dziewczynę - blondynkę o pięknej twarzy i cudownych włosach.
Gdy wreszcie i Seattle zaczęło świętować Nowy Rok, Faith samotnie
wypłakiwała oczy w swoim pokoju. Przyrzekła sobie, że już nigdy więcej nie
uroni łzy z powodu Cala.
Dopiero przed sześcioma miesiącami złamała tę obietnicę. Cal zemdlał
niespodziewanie na lotnisku, gdy wrócił do Seattle z kolejnej wyprawy.
Rozpoznano u niego groźne dla życia obustronne zapalenie płuc, którego się
nabawił, zbierając materiały do reportażu o rozdartej wojną domową Bośni.
Faith siedziała przy szpitalnym łóżku, trzymając w dłoniach jego rękę, patrzyła
na twarz białą jak prześcieradło, którym był przykryty, i cicho płakała.
Cal jak na złość odzyskał wówczas przytomność.
- Ale tu mokro - mruknął ironicznie.
Faith otarła łzy, spojrzała w ciemnoniebieskie oczy i wszystko zrozumia-
ła. Tak, nadal znajdowała się pod jego urokiem. Nie było to przyjemne odkrycie.
Z ulgą przyjęła nowinę o poprawie stanu zdrowia Cala, lecz zarazem doszła do
wniosku, że dla własnego dobra powinna unikać czarującego kolegi. Przez kilka
miesięcy starała się z nim nie spotykać. Ciekawe, jak zdoła utrzymać stosowny
dystans teraz, gdy mieszkają razem w kabinie przypominającej rozmiarami
znaczek pocztowy? Najwyższy czas uwolnić się od tego faceta przynajmniej na
chwilę i zebrać myśli. Pozostaje jeszcze sprawa nieszczęsnego bagażu!
Faith pospiesznie chwyciła torbę i wybiegła z kabiny. W pobliżu kręcił się
steward. Natychmiast poprosiła o pomoc. Mężczyzna wziął od niej torbę i
obiecał wyjaśnić pomyłkę.
- Skoro już pana złapałam, proszę o jeszcze jedną przysługę. Czy na tym
pokładzie znajdzie się wolna kabina?
- Państwo chcą się przenieść? - zapytał steward. Na pewno dostrzegł Cala
za uchylonymi drzwiami.
R S
- 8 -
- Nie, to ja mam taki zamiar. Ten pan zostaje - oznajmiła chłodno Faith,
zerkając przez ramię na Cala wyciągniętego swobodnie na łóżku. Miał czelność
pomachać do niej dłonią.
- Niestety, na tym pokładzie nie ma już wolnych kabin. Musi pani zostać
tutaj albo przenieść się na wyższy pokład. Są tam jeszcze miejsca, ale o wiele
droższe, szanowna pani - odparł steward. Faith przymknęła drzwi, by zyskać
trochę swobody, i zapytała o wysokość dopłaty. Gdy steward wymienił sumę, na
moment odjęło jej mowę. Nie skorzystała z oferty. Steward zapewnił, że przykro
mu z powodu tylu komplikacji. Faith podzielała jego odczucia. To fatalny zbieg
okoliczności, że Chris złamała nogę. Na dobitkę ten steward zwraca się do niej
per „szanowna pani", jakby stała przed nim zgrzybiała staruszka. Wszystko
wskazuje na to, że nie zdoła pozbyć się Cala, ponieważ nie stać jej na
wykupienie kabiny tylko dla siebie. I tak oszczędzała przez cały rok, żeby
wybrać się w ten rejs. Poza forsą przeznaczoną na ten cel nie miała już
złamanego grosza.
Pozostawało robić dobrą minę do złej gry i bawić się doskonale pomimo
obecności Cala. Faith postanowiła, że nie pozwoli zepsuć sobie wakacji.
Wystarczy odrobina stanowczości. Miała zamiar przestrzegać tej zasady.
- Zginęła? Jak torba mogła zginąć? - wypytywał swoją współmieszkankę
Iwan Juriłow. Natasza krążyła niespokojnie po kabinie. Mężczyzna przypominał
Herkulesa Poirota, bohatera powieści kryminalnych Agaty Christie, ale nie miał
jego sprytu. Nerwowo pocierał ciemny wąsik.
- Cicho! - burknęła Natasza Bustow. Była o głowę wyższa od Iwana. Jej
rodzice uprawiali sport i zdobywali medale na olimpiadach. Córka dorównywała
im wzrostem, ale była o wiele zgrabniejsza. - Chcesz, żeby cię ktoś usłyszał?
Mów po angielsku.
- Powiedziałaś, że torba jest bezpieczna.
- Zostawiłam ją tylko na chwilkę. Wtedy zniknęła. Nie wiem, co się z nią
stało. Powiedzieli, że sprawa na pewno się wyjaśni. Przyniosą bagaż do kajuty.
R S
- 9 -
- Ale jeszcze nie przynieśli - wpadł jej w słowo Iwan. Po chwili dodał,
podnosząc z podłogi cudzą torbę:
- Ta nie jest twoja.
- Przecież wiem.
- A możesz mi powiedzieć, co mogło się z nią stać?
- Nie, ale ją znajdziemy.
- Obyś miała rację - rzucił ponuro Iwan. - Nie możemy stracić
kosztowności.
- Nie stracimy - zapewniła go Natasza. Odgarnęła do tyłu sięgające talii
czarne włosy i zmarszczyła brwi. - A może to klątwa?
- Nie mów mi o klątwie - zdenerwował się Iwan. - To nieprawda.
Klejnoty nie są feralne. Nie ciąży na nas przekleństwo.
- Masz rację. - Natasza pokiwała głową. - Nie wpadajmy w panikę. W
przeciwnym razie załoga oraz inni pasażerowie zaczną coś podejrzewać.
Musimy działać rozważnie.
- Rozważnie? - powtórzył Iwan. - Czy to w ogóle możliwe po tym, co nas
spotkało? Kto by przypuszczał, że na wyspie Nabassi dojdzie do zamachu stanu,
a my... wylądujemy tutaj z klejnotami?
- A czy można było przewidzieć, że w naszym kraju zmieni się ustrój, a
my zostaniemy bez pracy? - odparowała Natasza.
- Poświęciłem ojczyźnie trzydzieści lat życia. Cała młodość upłynęła mi
w służbie dla partii! I jak mi się odwdzięczyli? Dziś jestem bezrobotny!
- Lepiej sami zadbajmy o swoje sprawy - poradziła rzeczowo Natasza.
- Owszem, ale najpierw trzeba odnaleźć kosztowności.
- Tyle jest na świecie statków wycieczkowych, a jednak traf chciał, że
płyniemy tym samym - burknął Cal, gdy Faith wróciła do kajuty. Nadal leżał w
łóżku wsparty na poduszkach niczym sułtan czekający na kobiety ze swego
haremu.
- Byłam tu pierwsza - rzuciła oburzona Faith.
R S
- 10 -
- Wygląda na to, że przez najbliższy tydzień będziemy mieszkać razem w
tej dziupli. Spisałem kilka zasad, których warto przestrzegać - oznajmił Cal.
Faith wzięła z jego rąk zapisane kartki, uważając, by przypadkiem go nie
dotknąć. Nie miała ochoty na kolejne elektryzujące doznania; dość już przeszła
tego dnia, a jej odporność psychiczna miała określone granice.
Jako redaktorka i dziennikarka doskonale rozumiała, że Cal nie rozstaje
się z notatnikiem, ale była zaskoczona, że tak mu pilno do ustalania zasad.
Uważnie czytała spisane w punktach reguły.
- Zabrania się paradowania nago po kajucie, chyba że osoba
współmieszkająca o to poprosi - przeczytała zaskoczona.
- Jeśli ten punkt ci nie odpowiada - oznajmił niewinnie Cal - gotów jestem
pójść na ustępstwa.
- Dość tej błazenady, Masters. - Łatwiej było Faith zachować właściwy
dystans i powagę, gdy zwracała się do Cala po nazwisku. Czuła, że jeszcze
chwila i rozerwie go na strzępy. - A to co za pomysł? Nie wolno suszyć bielizny
na grzejniku w łazience?
- Znajdziemy jakiś sznurek - wyjaśnił Cal.
- Mam gdzieś twoje zasady, wiesz?
- Twoja mina świadczy dobitnie, gdzie - odparł.
Faith chwyciła jego długopis leżący na nocnym stoliku i skreśliła śmiechu
warte reguły spisane na świstku, zastępując je własnymi, które miały więcej
wspólnego z sytuacją, w jakiej się znaleźli. Była tak wściekła, że niewiele
brakowało, by rzuciła mu kartkę w twarz.
- Co to ma być? Cisza nocna o dwunastej? Och, Faith, Faith... - Z
oburzeniem pokręcił głową. - Odkąd skończyłem szesnaście lat, nikt mi nie
mówi, o której mam być w łóżku. Szczerze mówiąc, wcześniej też niewiele
mnie obchodziły takie nakazy.
- Jesteśmy tu, by podziwiać krajobrazy - przypomniała.
- Mów za siebie - odparł Cal.
R S
- 11 -
- Jeśli marzy ci się statek opanowany przez blond seksbomby w skąpych
kostiumach kąpielowych, to powinieneś wybrać się na Karaiby - burknęła
rozzłoszczona jego uwagą.
- Nie dano mi takiej szansy.
- Chyba znasz przysłowie: Kto rano wstaje...
- ...ten często ziewa - wpadł jej w słowo Cal.
- Ciekawa jestem, dlaczego wyłazisz ze skóry, żeby dodatkowo pogorszyć
sytuację?
- Wcale nie. Chcę cię po prostu trochę rozruszać. Spędzimy tu we dwoje
zaledwie tydzień, a nie całe życie. Przestań się tak irytować.
A więc o to chodzi, pomyślała Faith, kiwając głową. Cal nie rozumiał, na
czym polega jej problem. W żadnym razie nie powinna dopuścić, żeby się w
tym połapał. Trzeba zmienić taktykę.
- Doskonale. Dajmy sobie spokój z regułami. Proponuję, żeby
przestrzegać tylko jednej: nie będziemy wchodzić sobie w drogę.
- To mi odpowiada - ucieszył się Cal.
- Znakomicie. - Faith pojęła nagle, że nie powinna unikać jak ognia
wszelkiego kontaktu z Calem, chociaż zdawała sobie sprawę, jak zniewalający
wpływ ma na nią jego obecność. Czas się uodpornić na urok Mastersa.
Wyciągnęła rękę i z zadowoleniem stwierdziła, że jej dłoń wcale nie drży. Nic
tak dobrze nie robi rozstrojonym nerwom jak porządna kłótnia.
- Umowa stoi. - Uścisnęli sobie dłonie.
Szybko cofnęła swoją. Nie można przeciągać struny. Przeszła zwycięsko
tę próbę, a zatem przetrwa nadchodzący tydzień. Wycieczka na pewno okaże się
bardzo udana. Byle tylko odzyskać zaginiony bagaż. Jeśli to się uda, żaden
problem nie będzie dla niej straszny - nawet obecność Cala Mastersa.
R S
- 12 -
ROZDZIAŁ DRUGI
- Sama słodycz - rzucił Cal, patrząc na ciuszki Faith, która
rozpakowywała walizkę. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien dokuczać
dziewczynie, ale zbyt łatwo dawała się nabierać, by mógł wyrzec się owej
przyjemności. Faith zawsze dodawała mu ochoty do życia.
Ciekawe, co zrobiła z włosami. Rozwichrzona, kędzierzawa czupryna
podkreślała delikatność rysów. Jasna karnacja uwydatniała rumieńce
pojawiające się często na policzkach. Gdy byli na studiach, Cal często
bezlitośnie dokuczał Faith tylko po to, by ujrzeć, jak staje w pąsach. Niekiedy
czerwieniła się bez powodu.
Nie pamiętał, jak się poznali. Czasami miał wrażenie, że zawsze łączyła
ich przyjaźń. Dobrze pamiętał, jak miło spędzali ze sobą czas. Kupowali na
spółkę pizzę z salami i karczochami, którą gardziła zgraja przeciętnych łakom-
czuchów; w bezsenne noce podczas sesji rozgrywali nie kończące się mecze
ping-ponga, recytując o trzeciej nad ranem imiona egipskich faraonów, które
musieli znać na pamięć, by zdać egzamin z historii cywilizacji Wschodu. Faith
jako pierwsza czytała i poprawiała artykuły Cala. Była świetnym kumplem.
Równa dziewczyna. Miał nadzieję, że taka pozostała. Właśnie dlatego kpił z niej
bezlitośnie. Unikała go przez długie lata. Zobaczyli się dopiero wówczas, gdy
wylądował w szpitalu.
Uznała go chyba za kompletnego durnia, gdy oznajmił żartobliwie jak
zawsze, że to wstyd, by taki spryciarz jak on uniknął kuli, a potem dał się
powalić marnemu wirusowi. Chciał rozśmieszyć Faith, ale ona tylko się
rozzłościła. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej na
chwilę przestała wylewać łzy. Cal przyjął to z ulgą. Rozklejał się na widok
płaczącej kobiety.
R S
- 13 -
Rekonwalescencja ciągnęła się bardzo długo. Faith dowcipkowała, że
nawet w chorobie usiłował być oryginalny i zapadł na niezwykle rzadki rodzaj
zapalenia płuc, które zaatakowało go z wyjątkową mocą. Mycoplasma
pneumonia. Na domiar złego pojawiły się zaburzenia w oddychaniu. Gdy lekarz
uprzedził, że nawrót choroby bywa częsty w tego rodzaju schorzeniach, Calowi,
rzecz jasna, natychmiast się pogorszyło. Medycy przerzucali się łacińskimi
terminami, a chory sprawiał wrażenie słabego jak niemowlę i ledwo żywego.
Gazeta, dla której pracował Cal, dała mu czas na odzyskanie sił,
zmuszając do wzięcia półrocznego urlopu. Nie minęło sześć tygodni, a
rekonwalescent zaczął nudzić się jak mops. Niespodziewanie otrzymał od
doskonałej, zainteresowanej nowatorskimi programami uczelni w Seattle
propozycję czasowego zatrudnienia. Nie przypuszczał dotąd, że przyjdzie mu
kiedyś wykładać dziennikarstwo, ale musiał przyznać, że nietypowe zajęcia ze
studentami okazały się bardzo ciekawe. Dodatkową przyjemność sprawiały mu
polemiki ze zwolennikami sprawdzonych, akademickich metod. Cal był
zaskoczony, gdy władze uczelni zaproponowały mu całoroczne zajęcia w
następnym roku akademickim. Zwlekał z odpowiedzią. Gdyby się zgodził,
miałby dość wolnego czasu, by popracować nad książką podróżniczą, którą
chciał opublikować.
Z drugiej strony żal mu było porzucać gazetę oraz rezygnować ze
swobody i przywilejów cenionego reportera. Oferta uczelni była jednak kuszą-
ca...
To niesamowite. Groźba śmierci zupełnie odmieniła jego pogląd na życie.
Nadal nie wiedział, czego pragnie. Pozostały mu jeszcze trzy tygodnie urlopu.
Postanowił na pewien czas zapomnieć o wszystkich problemach i korzystać z
uroków wycieczki.
- Sama słodycz - powtórzył z uśmiechem, patrząc na Faith i jej ubrania. -
Mościsz tu sobie urocze gniazdko.
R S
- 14 -
- Przestań się czepiać - burknęła Faith. Gdy podali sobie ręce na zgodę,
wymknęła się do łazienki, zdjęła szkła kontaktowe i włożyła okulary. Ciemne
oprawki nadawały jej wygląd poważnej intelektualistki, który doskonale
harmonizował z osobą cenionego redaktora, ale kłócił się z rolą, jaką Faith
postanowiła odgrywać w czasie rejsu. Odruchowo poprawiła zsuwające się
okulary i spojrzała ze złością na Cala.
- Dlaczego siedzisz tu bezczynnie i patrzysz mi na ręce? Może wyjdziesz
na pokład i rozejrzysz się trochę.
- Mógłbym - przyznał Cal - ale nie mam ochoty.
- Uchowaj Boże, żebym miała cię do czegoś zmuszać - wymamrotała
Faith. Uporczywy wzrok Cala okropnie ją denerwował. Postanowiła odwrócić
od siebie jego uwagę i zapytała: - A gdzie jest twój bagaż?
- Tam. - Wskazał stojącą w rogu niewielką, podniszczoną torbę, której
Faith przedtem nie dostrzegła.
- A reszta?
- To wszystko. Niewiele mi potrzeba w podróży - odparł z ujmującym
uśmiechem.
- To dobrze - odrzekła skwapliwie. - A zatem twoje rzeczy nie zajmą
wiele miejsca. Tutaj jest dość ciasno.
- Wskazała szafę w ścianie oraz komodę. Odwróciła się i wpadła prosto w
objęcia Cala. - Co ty wyprawiasz?
- Chcę zajrzeć do szafy. Chyba się od razu rozpakuję. - odparł, zerkając
ponad jej ramieniem.
Faith doszła do wniosku, że popełniła błąd, wypytując Cala o bagaż. Jego
bliskość przyprawiała ją zawsze o szybsze bicie serca. Czuła się
bezpieczniejsza, gdy leżał na łóżku, zamiast myszkować po całej kabinie.
- Kajuta jest za mała, żebyśmy to robili jednocześnie - zaprotestowała
stanowczo.
R S
- 15 -
- Mamy dużo miejsca - sprzeciwił się Cal. Uwielbiał takie sprzeczki. To
była najpaskudniejsza z jego przywar.
Chodził za Faith po kabinie jak cień. Co chwila dziewczyna niechcący
ocierała się o niego, gdy wyciągał z torby pomięte dżinsy i koszule. Faith
zastanawiała się z niepokojem, w czym Cal zamierza spać.
- Czy... No wiesz, chyba zabrałeś ze sobą piżamę?
- Oczywiście, i to całkiem nową.
- Doskonale. - Odetchnęła z ulgą.
- Zwykle wkładam tylko spodnie, więc możesz wziąć sobie górę, jeśli
chcesz. - Ton był uprzejmy, ale oferta złośliwa.
- Serdeczne dzięki - odparła chłodno Faith, żałując, że nie może
odpowiedzieć równie uszczypliwie, zamiast udawać urażoną pensjonarkę. -
Mam własną piżamę.
- Owszem, jedwabną. - Widząc jej zdziwione spojrzenie, dodał: -
Zauważyłem, gdy wyjmowałaś ją z walizki. - Gdy Faith dumnie uniosła głowę,
Cal dostrzegł w końcu oznaki jej narastającego zdenerwowania i uznał, że
jeszcze chwila i dziewczyna wybuchnie gniewem.
- Przestań się tak irytować, dobrze? - rzucił pojednawczo. Gdy chciał
położyć ręce na jej ramionach, cofnęła się odruchowo, najdalej jak mogła.
- Wcale się nie irytuję - oznajmiła.
- Wiesz, czego ci potrzeba?
- Owszem - wpadła mu w słowo. - Chwili samotności.
- Wykluczone. Najlepszy będzie masaż pleców. Tak się składa, że na
naszej planecie jestem w tej dziedzinie mistrzem nad mistrze. Największy
panikarz odpręża się, ledwie go dotknę. Tajemnicza moc emanuje z tych dłoni. -
Uniósł ręce i zachęcająco poruszył palcami. - To moja tajna broń. W twoim
przypadku zawsze była skuteczna, pamiętasz?
Owszem, pamiętała. Chociaż od ukończenia studiów minęło wiele lat,
czuła dreszcze na wspomnienie ciepłych dłoni masujących jej plecy. Nie miała
R S
- 16 -
zamiaru eksperymentować i kusić losu... No cóż, korciło ją wprawdzie, by
spróbować, ale rozsądek nakazywał wycofać się w porę.
Podniosła głowę, chcąc uprzejmie odmówić, ale słowa uwięzły jej w
gardle, gdy napotkała złośliwe spojrzenie niebieskich oczu, Podczas choroby
odwiedziła Cala kilkakrotnie, ale zawsze unikała jego wzroku. Gdyby się
odważyła spojrzeć mu prosto w oczy, zachowałaby się pewnie jak tamta
nieśmiała, małomówna dziewczyna, którą była podczas studiów. Na co dzień
nie miewała takich problemów. Była pewna siebie i swoich atutów. Miała głowę
na karku i sprawnie kierowała redakcją. Jej gabinet ozdabiały liczne dyplomy i
nagrody stanowiące widomy dowód wybitnych osiągnięć. Wystarczyło jednak,
by spojrzała w niebieskie oczy Cala, i wszystko się zmieniało.
Niespodziewanie usłyszeli pukanie do drzwi. W nagłej ciszy zabrzmiało
ono jak uderzenie taranem w metalowe wrota. Czar prysnął. Faith odzyskała
panowanie nad sobą i wróciła do rzeczywistości. Wdzięczna losowi za nie-
spodziewany ratunek, pobiegła otworzyć. W progu stanął steward.
- Panno Bishop, torba się znalazła. Niestety, nie ma na niej nalepki z
nazwiskiem - dodał z wyrzutem. Faith spłonęła rumieńcem. Wmówiła sobie, że
to reakcja na pouczenia stewarda, nie zaś na dziwne doznania sprzed kilku
chwil.
- Kupiłam torbę w ostatniej chwili i pakowałam się w pośpiechu.
Sądziłam, że będę ją mogła zatrzymać jako bagaż podręczny. Wyjaśniłam to
jednemu z pańskich kolegów, który odbierał torby i walizki. Zrobił sobie
notatkę i opisał torbę. Sądziłam, że...
- Oczywiście, nalegam jednak, żeby pani zechciała sprawdzić, czy ten
bagaż istotnie należy do pani - wpadł jej w słowo steward i podał torbę. Faith
otworzyła ją i zobaczyła znajomą kosmetyczkę, którą włożyła na sam wierzch.
- Owszem. - Dla pewności zerknęła głębiej i znalazła jasiek w barwnej,
kwiecistej powłoczce. - To na pewno moje rzeczy.
- Doskonale. Przepraszamy za kłopot - powiedział steward i odszedł.
R S
- 17 -
- Wszystko w porządku? - dopytywał się Cal.
Oczywiście, pomyślała Faith, jeśli nie brać pod uwagę mało istotnego
faktu, że tę noc - oraz sześć kolejnych - będzie musiała spędzić w dwuosobowej
kajucie z jedynym mężczyzną, który miał w ręku sekretny klucz do jej serca.
- Jest takie amerykańskie powiedzonko: mam dla ciebie dwie
wiadomości: jedną dobrą, drugą złą. Dobra wiadomość dotyczy odnalezienia
bagażu. Teraz zła nowina, Iwanie. W torbie nie ma klejnotów.
- Nie ma?
Natasza tylko skinęła głową.
- Nie znalazłaś ich w torbie? - zapytał Iwan.
- Nie znalazłam - potwierdziła Natasza.
- Uprzedzałem cię, że ukrywanie kosztowności w słoiku z kremem to
idiotyczny pomysł.
- Wręcz przeciwnie - zaprotestowała dziewczyna.
- Pomysł był świetny. Kto by przypuszczał, że w niepozornym słoiczku
pełnym kremu ukryte są klejnoty?
- A jednak ktoś się w tym połapał - oświadczył Iwan - i popełnił kradzież!
- Tak samo jak my - przypomniała Natasza. - Legenda głosi, że na
każdego, kto dotknie Kryształu Północy, spadnie klątwa - dodała, spoglądając
znacząco na Iwana, który lekceważąco machnął ręką.
- Bzdury! Nie wierzę w żadne klątwy! Powiedziałem ci, żebyś przestała o
tym paplać. Ktoś nas okradł. Uprzedzałem cię, że w Ameryce pełno jest złodziei
- rzucił ostrzegawczym tonem. - Ci ludzie, ci rabusie zabrali naszą własność!
Ukradli klejnoty warte dziesiątki tysięcy dolarów, a może nawet więcej. Te
pieniądze miały nam zapewnić spokojną starość. Nie istnieje już partia, która
obiecywała nam świetlaną przyszłość. Musimy sami troszczyć się o siebie.
- Skoro tak, powinniśmy koniecznie odnaleźć diamenty - przypomniała
Natasza.
- Owszem - zgodził się Iwan. - Ale to ty je zgubiłaś, więc ich teraz szukaj.
R S
- 18 -
- Nie poczuwam się do winy - oświadczyła Natasza i wstała, żeby
popatrzeć z góry na Iwana. Niski człowieczek cofnął się pospiesznie.
- Dość tych kłótni.
- Nie postradałam diamentów. - Natasza zmarszczyła czoło. Jej słowa
brzmiały dziwnie. - Źle się wyraziłam. Nie zgubiłam diamentów i nie
poczuwam się do winy.
A poza tym to nie mnie wysłano na wyspę Nabassi z powodu
nieudolności - dodała, spoglądając groźnie na Iwana.
- Z powodu nieudolności? - oburzył się mężczyzna. - Ludzka zawiść mnie
zgubiła. Byłem sprytniejszy od moich zwierzchników, którzy nie mogli się z
tym pogodzić.
- Po prostu stracili cierpliwość do Iwana Niedojdy, który partaczył każdą
robotę!
- Nie zapominaj, że to samo mówiono o tobie - odciął się z wściekłością
Iwan. - Nie bez powodu wysłali cię na Nabassi. Ciągłe wpadki. Tylko dzięki
mnie czegoś się nauczyłaś, kiedy tam byliśmy. Punkt po punkcie przerabiałem z
tobą podręcznik, żebyś stała się w końcu szpiegiem z prawdziwego zdarzenia.
Nie zapominaj, kto ci dał do ręki takie atuty - dodał, grożąc jej palcem. - Kto
wywiózł cię z Nabassi? Ja! - wrzasnął, uderzając się dłonią w pierś. - Kto
dostrzegł szansę lepszego życia? Ja! Kto ułożył doskonały plan?
- Ja! - wpadła mu w słowa Natasza, dumnie wypinając imponujący biust.
- To prawda, twój plan był świetny - przyznał rzeczowo Iwan - ale nie
zapominaj, że ja również miałem w nim swój udział.
- Nie zapominam. Działamy razem, Iwanie.
- Jak tu działać bez diamentów? - odrzekł ponuro.
- Znajdziemy je. Żaden złodziej nie przechytrzy Nataszy Bustow!
- Hej, hej, Calvinie!
- Tylko nie to! - jęknął Cal, wchodząc z Faith do jadalni. Zbliżała się pora
kolacji.
R S
- 19 -
- Hej, hej! Tu jesteśmy! - Piskliwemu nawoływaniu towarzyszyły
energiczne wymachy ramion, których nie powstydziłaby się żadna
gimnastyczka.
- Udawaj, że jej nie widzisz. Może się zniechęci - wymamrotał Cal do
Faith.
- Kto to?
- Poznałem ją w autobusie jadącym z Anchorage.
- Doskonale pamiętał, jak wzburzona była starsza pani, gdy autokar
wjechał na kolejową platformę, która miała go dowieźć tunelem aż do Whittier.
Port łączyła z resztą kraju jedynie linia kolejowa.
- Nie wiadomo, czy jedziemy, czy stoimy! - krzyknęła staruszka.
- To prawda - odparła krótko jej towarzyszka podróży. Cal od razu
wymyślił dla nich przezwisko: papużki nierozłączki.
- Ten babiszon nie zrezygnuje - ostrzegła Faith.
- Idzie tu.
- Zajęłyśmy dla ciebie miejsce, Calvinie - oznajmiła starsza pani,
chwytając ramię swej ofiary. Cal nie ruszał się z miejsca, więc pociągnęła go za
sobą. Gdy nadal się opierał, ujęła go mocniej za rękę. - Chodźmy, mój chłopcze.
- Dzięki, ale...
- Chętnie się przyłączymy - zaszczebiotała Faith, ignorując wściekłe
spojrzenie Cala.
- Kim pani jest? - dopytywała się staruszka.
- Znajomą Calvina - wyjaśniła uprzejmie Faith.
- Mam na imię Cal - rzucił Masters przez zaciśnięte zęby. - Nie używam
imienia Calvin.
- Rozumiem, Calvinie. - Staruszka poklepała go po ramieniu i pociągnęła
za sobą. - Chodźmy wreszcie.
- Świetny pomysł, Calvinie. Chodźmy - powtórzyła jak echo Faith.
Cieszyła się, widząc zakłopotanie Cala.
R S
- 20 -
Tak rzadko miała taką sposobność. W spojrzeniu kolegi czytała jasno, że
przyjdzie jej zapłacić za chwilę tryumfu, lecz wcale o to nie dbała.
Widok drobnej kobietki wlokącej postawnego mężczyznę niczym
myśliwskie trofeum ku stolikowi na sześć osób wywołał uśmiech na twarzy
Faith. Szła za nimi bez pośpiechu. Wielką radość sprawiły jej ukradkowe, za-
chwycone spojrzenia jednego z oficerów siedzącego przy kapitańskim stole.
Pierwsza kolacja na statku nie miała jeszcze uroczystej oprawy, toteż Faith
ubrała się w czarne jedwabne spodnie i koszulę o jasnym odcieniu brzoskwini,
również uszytą z jedwabiu. Okulary doskonale pasowały do tego stroju. Faith
wyglądała jak prawdziwa intelektualistka.
- Przyprowadziłam go - oznajmiła z dumą staruszka. - Calvinie, pamiętasz
moją siostrę Rhodę, prawda?
Masters skinął głową małomównej papużce nierozłączce.
- Musisz poznać państwa Kecków. Oto Bud i Nora. Mieszkają w Miami.
Bud właśnie przeszedł na emeryturę. Przedtem przeprowadzał dezynsekcję i
deratyzację. No wiesz, tępił robactwo. Szczury również, prawda, Bud?
- Tak. Natłukło się trochę tego tałatajstwa - odparł Bud, wzbudzając
ogólną wesołość.
Starsza pani przedstawiła Cala i Faith.
- Siadaj, Calvinie - strofowała ulubieńca. - Nie musisz stać na baczność.
Cal miał wielką ochotę znaleźć jakąś wymówkę i czmychnąć z jadalni,
lecz powstrzymało go ironiczne spojrzenie Faith. Ta jędza sprytnie wszystko
ukartowała; czytał to w jej oczach. Przez nią znalazł się między młotem a
kowadłem. Postanowił odpłacić jej pięknym za nadobne.
- Z przyjemnością się do was przyłączymy - oznajmił z promiennym
uśmiechem. - Moja znajoma jest wydawcą znanego czasopisma. Może opowiesz
jej o sobie, Glory?
Starsza pani nie potrzebowała dodatkowej zachęty. Przez następne trzy
kwadranse Faith słuchała opowieści o jej życiowych perypetiach. Na stole
R S
- 21 -
pojawiła się tymczasem przystawka (był nią wędzony łosoś), zupa - pyszne
gazpacho, a na koniec główne danie. Wszyscy już zjedli, a monolog staruszki
nadal trwał. Kiedy Glory przerwała na chwilę, by zaczerpnąć tchu, Keckowie
natychmiast wpadli jej w słowo.
- Ach, to były czasy - stwierdziła Nora. - Poznałam mojego misiaczka na
potańcówce dla marynarzy, tuż przed odjazdem...
- Raczej przed wypłynięciem - wtrącił Bud.
- Jasne, misiaczku. - Nora Wybuchnęła śmiechem i nagłym ruchem
odrzuciła głowę do tyłu, aż zakołysały się długie, drewniane klipsy w kształcie
dojrzałych czereśni. Identyczne owoce tworzyły naszyjnik odbijający jaskrawo
od białego stroju. Szminka starszej pani miała ten sam odcień intensywnej
czerwieni. Gdy Nora z czułością poklepała męża po policzku, rozległ się wesoły
dźwięk pobrzękujących bransolet. - Wiadomo przecież, że statek wypływa. A co
może robić? Tak czy inaczej dwa tygodnie po pierwszym spotkaniu byliśmy
małżeństwem. Świętujemy pięćdziesiątą rocznicę ślubu.
- To już tyle lat, serdeńko?
- Owszem, misiaczku.
- Ludzie słusznie mówią: zleciało jak z bicza strzelił. Mieliśmy ubaw, co?
Ojej - zreflektował się nagle Bud, wskazując talerz Faith. - Nie pozwalamy
dziewczynie najeść się do syta. Wcinamy deser, a to biedactwo jest dopiero przy
zupie.
- Należy się wam chwila spokoju - powiedziała Nora do Faith i Cala. -
Chodź, misiaczku. Glory i jej przyjaciółka też się do nas przyłączą. Idziemy do
kasyna. - Zauważyła wahanie gadatliwej staruszki i dodała: - Tam zbierają się
wszyscy panowie.
- W takim razie pójdę z wami - postanowiła Glory. Po chwili Faith i Cal
zostali sami przy stoliku.
- Teraz jesteśmy kwita - oznajmił Cal z uśmiechem. Faith udawała, że nie
rozumie jego słów.
R S
- 22 -
- O co ci chodzi? Glory bardzo ciekawie opowiada. - Powiedziała to
szczerze. - Podsunęła mi dobry temat artykułu. Czytelnicy coraz chętniej
wspominają lata czterdzieste. Opowieść twojej znajomej może się im spodobać.
- Nie wątpię. Zjedz wreszcie obiad.
- Cal - odparła Faith z westchnieniem i miną, którą znał aż za dobrze - po
pierwsze, nie jesteś moim tatusiem, a po drugie nie potrzebuję opieki.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - dopytywał się, podkradając z jej
talerza plasterki pomidorów.
- Przestań mnie pouczać.
- Dlaczego jesteś dzisiaj taka drażliwa? Już wiem. Babskie kłopoty? Z
tego powodu zachowujesz się tak dziwnie? - Faith omal się nie udławiła, słysząc
jego słowa. - Nie rób takiej zdziwionej miny - rzucił, klepiąc ją energicznie po
plecach. - Zostałem uświadomiony dawno temu. Chyba pamiętasz, że przez
cztery lata mieszkałem w koedukacyjnym akademiku? Wiem wszystko o
kobietach i ich problemach.
- Czy wiadomo ci również, że owe babskie kłopoty stanowią okoliczność
łagodzącą w procesach o morderstwo? - odparowała Faith. - Trzymam w ręku
nóż, Masters. Chcesz, żebym go użyła? Przestań mnie walić, jakbym była
zepsutym automatem. - Cal posłuchał od razu i przysunął się do niej z
promiennym uśmiechem. To była prawdziwa Faith: wściekła i niebezpieczna.
- Jeśli to nie są babskie kłopoty, to co cię dręczy?
Twoja obecność, miała ochotę krzyknąć, ale zachowała tę wiadomość dla
siebie. Gdyby Cal dowiedział się, co czuje, zyskałby nad nią jeszcze większą
przewagę, a tego właśnie chciała uniknąć. Sama przed sobą udawała, że
wyjątkowa drażliwość jest rezultatem nie przespanej nocy, ale wszystkie jej
starania poszły na marne. Postanowiła jak najmniej czasu spędzać we wspólnej
kajucie. Będzie tam przebywała jedynie w nocy.
Otóż to, w nocy. Czy potrafi zasnąć, będąc tak blisko Cala? Kogo starasz
się oszukać, pomyślała Faith kilka godzin później, wsłuchując się w głos
R S
- 23 -
Mastersa nucącego w łazience piosenkę zespołu „Fleetwood Mac". Wyko-
rzystując chwilę względnej samotności, pospiesznie się rozebrała, włożyła
jedwabną piżamę, wskoczyła do łóżka, zgasiła lampę i odwróciła się twarzą do
ściany. Uznała, że nie patrząc na Cala, łatwiej upora się z jego obecnością.
Popełniła błąd. Ledwie otworzył drzwi łazienki, poczuła wyraźnie zapach jego
mydła; gdy podszedł bliżej, usłyszała miarowy oddech, a także odgłos bosych
stóp. Znieruchomiała, udając, że śpi. Leżała bez ruchu, aż ścierpła jej noga.
Miała do wyboru: odwrócić się na drugi bok albo całkiem zdrętwieć. Obróciła
się bez pośpiechu, jakby we śnie. Powieki miała zaciśnięte, ale wyobraźnia nie
dawała jej spokoju.
Zerknąć na niego chociaż raz! To byłaby prawdziwa ulga. Może Cal utył i
dorobił się brzucha? Czy w piżamie wygląda pociesznie? Spojrzała ostrożnie
spod rzęs. Stał niecałe pół metra od niej, toteż, mimo krótkowzroczności, mogła
go sobie dokładnie obejrzeć. Gdy odsuwał koc, dostrzegła grę mięśni pleców
naprężonych pod skórą. Faith ułożyła się wygodniej, by mieć lepszy widok.
- Podać ci okulary? - zapytał Cal, nie odwracając głowy.
- Proszę?
- Będziesz lepiej widziała.
- Prawie usnęłam - oznajmiła ziewając. - Po co mi okulary, skoro
zasypiam?
- Nie zasypiasz, tylko podglądasz.
- Coś ci się roi.
- Raczej tobie - odparł przekornie. - Wiem nawet, co.
Miała ochotę cisnąć w niego poduszką. Na pewno nie podejrzewa...
- Ani mi się waż - rzucił ostrzegawczo Cal, jakby czytał w jej myślach.
Odwrócił się. Zirytowana Faith leżała znowu twarzą do ściany. Cal nie
pojmował, jak to możliwe, by kawałeczek pleców tak wymownie dawał do
zrozumienia, że ich okryta szczelnie kocem właścicielka została śmiertelnie
urażona. Patrzył na kształtną głowę i kędzierzawe włosy ukryte pod kołnierzem
R S
- 24 -
pospiesznie naciągniętej piżamy. Zdziwiło go, że ma wielką ochotę delikatnie
uwolnić uwięzione loki. Westchnął i przysiadł na brzegu łóżka Faith.
- Hej, maleństwo, nie denerwuj się, co? - Często ją tak nazywał, chociaż
była młodsza zaledwie o rok. Gdy obruszyła się pewnego razu, oznajmił, że
mimo niewielkiej różnicy wieku znacznie lepiej niż ona zna życie. Chociaż
Faith miała za sobą małżeństwo i rozwód, nadal przypuszczał, że tak jest. Była
niepoprawną optymistką. Cal, zatwardziały cynik, skrycie ją za to podziwiał. -
Jeśli masz zamiar nadal tak się złościć, ten tydzień będzie się nam dłużył w
nieskończoność. - Faith udawała, że go nie słyszy. - Przecież dzieliłaś już
sypialnię z mężczyzną.
- To była zupełnie inna sytuacja - burknęła, nie odwracając się. - Albert
był moim mężem.
- Albert to głupek - odparł Cal.
Co innego samej uważać eks-małżonka za durnia, a co innego usłyszeć
taką opinię z ust Cala. Faith usiadła gwałtownie i spojrzała na Mastersa.
- Nie uważałeś Alberta za głupka, gdy za niego wychodziłam!
- Ależ tak! Sądziłem jednak, że nie ucieszysz się, jeśli ci to oznajmię.
- I teraz nie interesują mnie twoje opinie. Doskonale się obejdę bez takich
uwag na temat mego byłego męża. Zresztą, co ty wiesz o małżeństwie -
szydziła. - Na sam dźwięk słowa „ślub" oblewa cię zimny pot. Przecież sam
żartowałeś, że małżeństwo nie jest porozumieniem stron, tylko wyrokiem, i to
dożywotnim.
- Czy wiesz, że kiedy się wściekasz, dostajesz wypieków? - powiedział
Cal, obserwując Faith niczym wyjątkowo ciekawy okaz.
- Gdy jestem wściekła, staję się również niebezpieczna dla otoczenia -
mruknęła ostrzegawczo. - Lepiej zabieraj się z mojego łóżka.
- Nie doczekam się życzliwego spojrzenia? - zapytał rozżalony Cal,
wstając posłusznie. - No cóż, zawsze ustępuję przyjaciołom.
- Jeśli chcesz zrobić mi przyjemność, to śpij w korytarzu!
R S
- 25 -
- Niemożliwe, skarbie. Mieszkamy tu we dwoje. Razem na dobre i złe.
Faith była niemal pewna, że czeka ją wiele złych chwil, nim złośliwy los
przestanie ją wreszcie prześladować.
ROZDZIAŁ TRZECI
Następnego ranka obudził Faith zagadkowy, głuchy odgłos. Coś uderzyło
o burtę statku.
- Co się dzieje? - odruchowo zapytała Cala. W odpowiedzi usłyszała
jedynie ciche pochrapywanie. - Żadna z ciebie pociecha - mruknęła. Podniosła
się z łóżka i wyjrzała przez bulaj. Dzień był pochmurny. Z powodu
krótkowzroczności widziała szare niebo jak przez mgłę. Chwyciła okulary
leżące na nocnym stoliku i ponownie wyjrzała na zewnątrz. Było pół do
siódmej. Statek mijał lodowce, a wokół piętrzyła się kra. Odgłosy, które
obudziły Faith, spowodowane były uderzeniami kawałów lodu o kadłub.
- Cal, popatrz!
- Ciekawy widok - dobiegł ją zachrypnięty głos. Cal wpatrywał się w
zgrabny tyłeczek Faith. W jedwabnej piżamie wyglądała zaskakująco ponętnie,
mocno wychylona do przodu, z nosem przytkniętym do szyby.
Ponętnie? Na pół rozbudzony Cal z trudem zebrał myśli. Dotąd nie
uważał Faith za kobietę atrakcyjną. Była inteligentna, złośliwa i sprytna; zawsze
umiała znaleźć ciętą ripostę. Nie tylko pod tym względem mógł na niej stale
polegać.
Ponętna? Chyba jeszcze się nie obudził. To przecież Faith, powtarzał
sobie, najlepsza kumpelka z czasów studenckich. Gdy odkrył, że dawna
koleżanka ma zgrabny tyłeczek i niezły biust widoczny zza nie dopiętej piżamy,
stracił nagle pewność siebie.
- Tu jest mnóstwo lodu!
R S
- 26 -
- Maleństwo, to przecież Alaska. - Celowo zwrócił się do Faith w ten
sposób, by uświadomić sobie, że podróżuje z kumpelką.
- Dowcipniś z ciebie, Masters. Przecież mówię wyraźnie, że statek jest
otoczony lodem, a nie wodą.
- Rozsądek temu przeczy. Gdyby było tak, jak mówisz, nie
posuwalibyśmy się do przodu - odparł, udając, że ziewa jak ktoś, kto przed
chwilą otworzył oczy. Faith, rozwścieczona lekceważącym komentarzem,
chwyciła go za rękę, wywlokła z łóżka i pociągnęła w kierunku bulaja.
- W takim razie popatrz! I posłuchaj... - Znowu rozległo się uderzenie o
burtę. - Co to było? Niewielka góra lodowa?
- Mam nadzieję, że umiesz pływać, maleństwo? - rzucił Cal, ignorując jej
pytanie.
- Mogą być kłopoty? - Zaniepokojona Faith patrzyła na niego
wyczekująco.
Kłopoty? To pytanie sprawiło, że nogi ugięły się pod Calem. Uderzyła go
niezwykła uroda Faith; zarumieniona twarz dziewczyny przejętej
niespodziewanym widokiem z okna; brzoskwiniowa, jasna cera, za którą wiele
kobiet dałoby się pokroić na kawałki. Czy Faith zawsze miała takie wielkie,
cudowne, lśniące radością oczy i włosy opadające na ramiona bujnymi falami,
które upodabniały ją do anioła z obrazów Botticellego?
Do diabła, co mu się stało? Razem chodzili na wykłady z historii sztuki,
rzucał w nią samolotami z papieru, gdy uczyli się razem do końcowego
egzaminu, ale do głowy mu wówczas nie przyszło, że Faith przypomina
renesansową piękność.
Odwrócił wzrok i przetarł oczy, starając się uporządkować bezładne
myśli. Przeciągnął się leniwie, żeby rozprostować kości i zająć czymś
rozgorączkowany umysł. Gdy odważył się ponownie zerknąć na Faith, z ulgą
stwierdził, że wygląda zwyczajnie. Wielkooka nimfa o rozwichrzonej czuprynie
gdzieś przepadła.
R S
- 27 -
- Nie będzie żadnych kłopotów - oznajmił zdecydowanie, jakby usiłował
przekonać samego siebie - ale na twoim miejscu uważałbym podczas
dzisiejszego próbnego alarmu. Dowiesz się wszystkiego o łodziach ratunkowych
- dodał lekceważącym tonem i pomaszerował do łazienki. Faith próbowała
wmówić sobie, że odczuwa niepokój, bo nie jest pewna, czy postąpiła słusznie,
decydując się na rejs po skutych lodem wodach Arktyki, lecz w głębi serca
musiała przyznać, że zbił ją z tropu widok Cala przeciągającego się niczym
senny lew. Okulary tkwiące na nosie pozwoliły jej dostrzec grę mięśni pod
opaloną skórą.
Nigdy nie potrafiła dogadać się z tym facetem. Nie, poprawiła się w
duchu, wyciągając ubrania z szafy. Chętnie z nim rozmawiała, chociaż ciągle się
kłócili; pamiętała również długie, zajmujące dyskusje, które prowadzili jako
studenci. Bywało, że gadali przez całą noc o funkcji przypadku w powieściach
Thomasa Hardy'ego, o przepisach stanowych i federalnych dotyczących
spożywania alkoholu przez młodzież, o roli kobiet w historii świata... Cal był
interesującym rozmówcą, o ile jej nie dokuczał.
Po namyśle doszła do wniosku, że zawsze był skryty, tyle że zamiast
milczeć, pokpiwał sobie z ludzi i sypał dowcipami. To mu pomagało zachować
dystans. Jedynie najwytrwalsi mieli szansę odkryć niezwykle wrażliwego
człowieka ukrytego pod tą maską.
Faith niepokoiła się, czy Cal nie utracił owej wrażliwości podczas
wieloletniej dziennikarskiej tułaczki, czy przeżyte doświadczenia nie
utwierdziły go w przekonaniu, że lepiej ukrywać prawdziwą naturę. Faith
chciała wierzyć, że w głębi ducha się nie zmienił.
Nie zdołała przeniknąć jego sekretów. Cal w pełni zasługiwał na miano
człowieka skrytego, za to Faith była naiwna i ufna jak mała foka. Takie
określenie przyszło jej do głowy, gdy zaczęła współdziałać z ekologami należą-
cymi do „Greenpeace". Uświadomiła sobie wówczas, jakie niebezpieczeństwo
grozi słabym, łatwowiernym stworzeniom ze strony bezwzględnych myśliwych.
R S
- 28 -
- Takie istoty potrzebowały ochrony i wsparcia. Faith odczuła na własnej
skórze, do czego prowadzi nadmierna ufność i wrażliwość. Z czasem nauczyła
się przybierać barwy ochronne. Obiecała sobie, że nie dopuści, by ktoś po raz
kolejny złamał jej serce.
- Łazienka wolna - oznajmił Cal, stając w drzwiach.
- Chcesz cały dzień sterczeć przed tą szafą i marzyć?
- Skądże. Jestem przecież racjonalistką.
- Czyżby? - rzucił kpiąco Cal.
- Owszem.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć.
- Proszę, proszę - mruknęła Faith dwie godziny później. Przed chwilą
usłyszała komunikat, a w nim swoje nazwisko. - Ale heca. Jestem chyba jedyną
pasażerką w historii tego statku, która urwała się z próbnego alarmu.
- Co za pech, że miała na grzbiecie tę nieszczęsną kamizelkę ratunkową,
którą kazano jej włożyć. Może nikt nie zwróci uwagi na ten drobiazg.
- Pani Faith Bishop proszona jest o to, by niezwłocznie zatelefonowała
pod numer 561. - Te słowa budziły niepokój.
Pobiegła do kabiny. W słuchawce odezwał się głos radiooperatora.
- Ktoś dzwoni do pani z lądu. Proszę czekać przy aparacie.
Usłyszała dziwne trzaski. Po chwili słaby głos zawołał:
- Faith? Jesteś tam? Mówi Chris.
- Chris! Jak się czujesz? Co się stało?
- Wszystko w porządku. Gdyby nie złamana noga, czułabym się
doskonale.
- Co za ulga. Przykro mi z powodu wypadku. Szkoda, że cię tu nie ma. Z
Calem trudno wytrzymać. Co ci przyszło do głowy, żeby właśnie jemu odstąpić
swój bilet?
- Posłuchaj, Faith - oznajmiła zdecydowanym tonem Chris - najwyższy
czas, żebyś uporała się z uczuciem do Cala.
R S
- 29 -
- Nic do niego nie czuję - zaprotestowała Faith.
- Widziałam, jak na niego patrzyłaś, gdy leżał w szpitalu. Tak samo gapię
się na czekoladki, chociaż mam na nie alergię. Musisz się odkochać.
- Nigdy się nie uganiałam za Calem - odparła Faith. - Żyłam własnym
życiem. Spotykałam się z innymi mężczyznami.
- Skoro już o tym wspomniałaś, jak ci się układa z Nigelem?
Nigel Lawrence był angielskim maklerem, z którym Faith od kilku
miesięcy się spotykała. .
- Doskonale. Pragnie, żebyśmy się bardziej do siebie zbliżyli.
- To znaczy, że chce iść z tobą do łóżka - oznajmiła Chris, nie owijając
niczego w bawełnę.
- Tak.
- Masz na to ochotę?
- Sama nie wiem. Nigel zostawił mi trochę czasu do namysłu. Miałam
nadzieję, że podczas rejsu podejmę decyzję.
- Na pewno - zgodziła się Chris. - Jeśli przez cały tydzień będziesz
przebywała z Calem, patrzyła na porozrzucane brudne ciuchy i tak dalej, na
pewno zniechęcisz się do niego raz na zawsze.
Faith Wybuchnęła śmiechem.
- Czy ty aby nie bawisz się w swatkę? Może przyszło ci do głowy
skojarzyć Cala i mnie?
- Wręcz przeciwnie. Wprawdzie nie złamałam nogi umyślnie, ale przyszło
mi do głowy, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wreszcie masz
okazję wyzwolić się spod uroku Cala. Pamiętaj, że nic tak nie szkodzi tego
rodzaju fascynacji jak nieustanna bliskość, natomiast długotrwałe rozstanie
wzmaga uczucia. Przez siedem lat nie widziałaś Cala i dlatego coraz bardziej
działał ci na wyobraźnię. Teraz masz szansę się od niego uwolnić i ułożyć Sobie
życie z Nigelem.
- Trzymasz z Anglikami, co? - odparła z uśmiechem Faith.
R S
- 30 -
- Trafiłaś w sedno. Nie zrozum mnie źle. Uwielbiam Cala. To wspaniały
facet, najlepszy przyjaciel, ale jako mężczyzna na całe życie... nie sprawdzi się.
Przecież sama to rozumiesz.
- Owszem.
- W takim razie obiecaj mi, że poważnie się nad wszystkim zastanowisz.
Masz okazję wyleczyć się z nieszczęśliwej miłości, Faith. Powinnaś z tego
skorzystać.
- Zrobiłaś, co do ciebie należało? - rzucił niecierpliwie Iwan. Natasza
przed chwilą wpadła do kabiny..
- Oczywiście? A ty?
- Jasne.
- W porządku. Steward powiedział, że osoba, która zabrała naszą torbę,
mieszka na tym pokładzie, a więc diamenty muszą nadal tu być.
- A jeśli zostały wyjęte ze słoiczka i przełożone w inne miejsce?
- Nie uprzedzajmy faktów. Jeżeli sprawa się rypnie, pomyślimy, co robić
dalej.
- Rypnie? - powtórzył zbity z tropu Iwan.
- Tak się mówi w języku potocznym. Wyrażenie idiomatyczne - wyjaśniła
Natasza. - Czy nikt cię nie zauważył, gdy otwierałeś kajuty wytrychem?
- Na pewno nie. To był dobry pomysł, żeby włamać się w czasie próbnego
alarmu. Ludzie wyszli na pokład i w kajutach było pusto. Cieszę się, że na to
wpadłem.
- To był mój pomysł - przypomniała Natasza. - Ty wymyśliłeś, żeby na
wszelki wypadek ukraść wszystkie słoiki kremu, jakie znajdziemy na tym
piętrze. Ja podsunęłam, że można je zabrać podczas alarmu.
- Strasznie dużo było tych słoików... - Zafrasowany Iwan pokręcił głową.
- Ten nie zawiera kremu, tylko maść powodującą zanikanie plam na
skórze - oświadczyła rzeczowo Natasza, biorąc do ręki naczynko.
R S
- 31 -
- Czy działa także na diamenty? A jeśli całkiem zniknęły? - zdenerwował
się Iwan. - Sprawdź, czy tam są.
- Ani śladu - odparła po chwili dziewczyna.
- Odkręć następny słoik. Może tam są ukryte...
- Co się stało? - zapytał Cal, wskazując ruchem głowy aparat telefoniczny.
Faith właśnie odkładała słuchawkę.
- Skąd się tu wziąłeś? Miałeś iść do kasyna.
- Otwierają je dopiero późnym popołudniem. Usłyszałem przez megafon
twoje nazwisko i to mnie zaniepokoiło. Czy coś przeskrobałaś?
- Skądże.
- Dobrze, dobrze, Faith. Przecież nie wzywaliby cię bez powodu.
- Był do mnie telefon.
- Kto dzwonił?
- Chris.
- Nareszcie. Zastanawiałem się, jak długo wytrzyma.
- Chciała się tylko upewnić, czy... - Faith przerwała, szukając
odpowiednich słów.
- Czy się wzajemnie nie pozabijaliśmy? - podpowiedział.
- W pewnym sensie. - Zamyślony wyraz twarzy Faith zaniepokoił Cala.
Jaką intrygę uknuły sprytne przyjaciółki?
- Co wam chodzi po głowie? - zapytał podejrzliwie.
- Dlaczego sądzisz, że coś knujemy? - odparła Faith z niewinną minką,
która nie uśpiła czujności Cala.
- Bo żadna z was nie potrafi zachować kamiennej twarzy pokerzystki.
Marnie blefujecie.
- Nie sądzę - odparła, unosząc brwi. Ciekawe, gdzie się tego nauczyła,
pomyślał Cal. Znowu przyszło mu do głowy, że Faith przypomina figlarną
nimfę. Miał tego dość. Jak ta wiedźma śmie zmieniać się w powabną kusicielkę,
i to po tylu latach znajomości!
R S
- 32 -
- Ty i Chris miewacie głupie pomysły - upierał się Cal. - Pamiętasz, jak
przeszmuglowałyście do pokoju boa dusiciela?
- To był milutki wężyk.
- Jestem przekonany, że coś knujecie.
- Zapewniam cię, że Chris nie złamała nogi umyślnie, żeby cię zwabić na
statek.
- To mi nie przyszło do głowy - odparł Cal. - Nawet ona nie posunęłaby
się aż do tego. Nie zdradzisz mi, co zamierzacie?
- Wykluczone - odparła, uśmiechając się z satysfakcją. Cal sprawiał
wrażenie zaniepokojonego. Telefon Chris dodał Faith animuszu. Przyjemnie
było zapędzić wreszcie Cala w kozi róg. Wkrótce ten facet zupełnie przestanie
ją obchodzić. Nie będzie milkła i rumieniła się w jego obecności. Zaczną
rozmawiać jak równy z równym.
- Trudno. Uszanuję wasz sekret. Jestem pewny, że plotkowałyście o
mężczyznach.
- Masz rację - przytaknęła Faith. - Rozmawiałyśmy o Nigelu.
- Kto to jest? Ukochany Chris?
No proszę, oto cały Cal, obruszyła się w duchu Faith. Sam nie widzi w
niej atrakcyjnej kobiety i dlatego sądzi, że podobnie uważają inni mężczyźni.
No cóż, czeka go spora niespodzianka.
- Pudło, Masters. To ja się z nim spotykam - oznajmiła Faith.
Dlaczego ten facet ma taką zdziwioną minę? Faith ogarnęła irytacja.
- Czyżby? Kim jest z zawodu?
- To znany makler giełdowy i, jak sądzę, mój książę z bajki.
Cal osłupiał. Faith nacieszyła się do woli jego głupią miną i wyszła z
kabiny. Tym razem to ona odniosła zwycięstwo.
- Oho, wygląda na to, że pokłóciłaś się ze swoim kawalerem - zaczęła bez
ogródek Glory, zerkając na sąsiedni leżak.
R S
- 33 -
Od rozmowy z Calem minęła godzina. Po wyjściu z kabiny Faith
pospieszyła na górny pokład uzbrojona w profesjonalny aparat fotograficzny.
Czuła na twarzy rześką, wilgotną bryzę. Była ożywiona i miała przypływ
natchnienia. Zrobiła już kilkanaście zdjęć. Dzień był wprawdzie pochmurny, ale
trochę się przejaśniło. Mgły zalegające od rana nad wodami fiordu uniosły się
ku wierzchołkom gór.
- Cal nie jest moim kawalerem - odparła machinalnie Faith, robiąc zdjęcie
lodowca z łodzią ratunkową w tle. Była zadowolona z ciekawego ujęcia.
Doskonała fotografia.
- Czyżby? - zdziwiła się Glory. - A zatem Cal jest... Jak to się teraz mówi?
Chwileczkę... Wiem! - Strzeliła palcami i wykrzyknęła z satysfakcją: - ...twoją
sympatią!
- Nie. - Faith położyła aparat na kolanach. - Źle mnie zrozumiałaś, Glorio.
Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Co nie wyklucza kłótni, prawda?
- Owszem.
- A zatem posprzeczaliście się. Wiedziałam! Zawsze potrafiłam to
stwierdzić. - Odwróciła głowę i zawołała do siostry, która stała przy barierce i
obserwowała przez lornetkę lot orłów: - Hej, Rhodo, miałam rację! Pokłócili się.
Mówiłam ci. - Popatrzyła znowu na Faith i współczująco poklepała ją po dłoni. -
Opowiedz mi wszystko po kolei, kochanie.
- Wcale się nie pokłóciliśmy, Glorio. Nie ma o czym mówić.
- Nazywaj mnie Glory, skarbie. Nie zawiodę twego zaufania. Potrafię
zachować dyskrecję.
- Nie wątpię. - Faith uśmiechnęła się z przekąsem. - Pierwszy raz płyniesz
statkiem, Glory? - zapytała, chcąc zmienić temat.
- O nie, to mój trzeci rejs. Rhoda i ja uwielbiamy takie wyprawy.
Spotykamy wielu ciekawych ludzi. Dotąd nie wyruszałyśmy na północ.
Poprzednio byłyśmy na Karaibach. Tu jest dużo chłodniej, prawda? - dodała.
R S
- 34 -
- Na widok takiej ilości śniegu i lodu aż trudno uwierzyć, że niedawno
zaczął się czerwiec - przyznała Faith.
- Spodziewałam się lepszej pogody - oznajmiła Glory, zerkając z
niepokojem na zachmurzone niebo.
- Musisz jednak przyznać, że przy takiej aurze krajobraz wygląda bardziej
tajemniczo - odparła Faith. - Czytałam, że błękit lodowców w głębi fiordów
nabiera wówczas głębi. Przekonałam się o tym na własne oczy.
- Ho, ho, ranny z ciebie ptaszek. Wstałam o dziewiątej, ale fiord był już za
nami.
- Przyznam, że obudziły mnie dzisiaj wyjątkowe odgłosy - oznajmiła
Faith.
- Naprawdę? - Pochylona w jej stronę Glory nadstawiła uszu. Wyraz
twarzy staruszki dowodził, że opacznie zrozumiała uwagę Faith.
- Rzecz w tym, że dziś rano o pół do siódmej obudził mnie odgłos uderzeń
kry o burtę. I dobrze się stało. Widok był olśniewająco...
- Chwileczkę, powiadasz, że bryły lodu uderzały rano o kadłub statku?
Wielki Boże! Czy chcesz przez to powiedzieć, że nasz transatlantyk zderzy się z
górą lodową i zatonie jak „Titanic"? Znam osobę, która straciła krewniaka w
tamtej katastrofie. Gotowa jestem się założyć, że wiem, dlaczego dziś rano
został ogłoszony próbny alarm. Płyniemy po niebezpiecznych wodach.
Wszystko układa się w logiczną całość. Góry lodowe! Na samą myśl o nich
można umrzeć ze strachu!
- Szczerze mówiąc, Glory, nie sądzę, by groziło nam tego rodzaju
niebezpieczeństwo - uspokoiła ją Faith.
- Ten statek wyposażony jest w nowoczesny sprzęt nawigacyjny, który nie
istniał w czasach „Titanica". Statki pasażerskie regularnie kursują po tych
wodach.
- Na początku sezonu występują pewne ograniczenia - przypomniała
Glory. - To jest pierwszy rejs. Istnieje spore ryzyko zderzenia się statku z górą
R S
- 35 -
lodową i dlatego płacimy mniej. Dopiero teraz na to wpadłam. Podobnie było na
Karaibach, tyle że niebezpieczeństwo stanowiły nie góry lodowe, tylko
huragany. W porze ich występowania ceny rejsów są niższe.
- Ale to wcale nie oznacza, że tajfun faktycznie nadejdzie - odparła Faith.
- Muszę natychmiast porozmawiać z kapitanem statku! - oświadczyła
Glory.
Po jej odejściu Faith sięgnęła znowu po aparat. Gdy robiła kolejne
zdjęcie, przemknęło jej przez myśl, że cudowny błękit lodowca ma ten sam
odcień co oczy Cala. Zirytowała się i opuściła aparat. To po prostu śmieszne.
Najwyższa pora uwolnić się od tej obsesji. Chris miała rację. Podczas tego rejsu
Faith miała doskonałą sposobność, by wyleczyć się z dawnego uczucia raz na
zawsze. Postanowiła, że tego dokona; wóz albo przewóz.
Minęła godzina. Faith siedziała w salonie i podziwiała niestrudzenie
przesuwające się za oknami krajobrazy, rozpamiętując najnowsze
postanowienie. Z głośników sączyły się przeboje z musicalu „Południowy
Pacyfik". Słowa piosenki doskonale pasowały do nastroju Faith: „Ten
mężczyzna nie jest mi potrzebny".
Ponownie włożyła szkła kontaktowe, a ponadto kupiła sobie w jednym ze
sklepów znajdujących się na pokładzie stylowe okulary przeciwsłoneczne, w
których wyglądała na osobę tajemniczą i pewną siebie. Takie same okulary
nosiła kiedyś Betty Davis, a tej gwiazdy nikt by nie posądził o kompleksy.
Gdy fotografowała na górnym pokładzie, bryza zwichrzyła jej włosy i
zabarwiła rumieńcem policzki. Zerknęła w lustro wiszące na przeciwległej
ścianie i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Nieźle. Wcale nieźle. Ledwie się
poznała.
Wiara w siebie to połowa sukcesu, przyznała. Tego popołudnia była
pewna własnych atutów. Nawet skromny strój wydał jej się nagle jednym z nich.
Ubranie było wprawdzie nowe, ale niezbyt wytworne, Faith doszła jednak do
wniosku, że osoba pewna siebie nie potrzebuje ozdóbek. Wygodne dżinsy, biały
R S
- 36 -
podkoszulek i koszula w kratę mogą wyglądać doskonale, byle tylko leżały jak
ulał. Zawiązana na szyi chustka oraz dobre buty z krótką cholewką dyskretnie
uzupełniają całość. Tak mogłaby wyglądać bohaterka serialu „Przystanek
Alaska". Faith była z siebie bardzo zadowolona.
Zamówiła coś do picia z nonszalancją doświadczonej globtroterki. Bez
zdziwienia przyjmowała dyskretne umizgi Indianina podającego napoje.
- Od razu zauważyłem, że siedzi pani tu samotnie. Czy mogę
zaproponować swoje... Ach, to ty? - wyjąkał Cal, osuwając się na sąsiednie
krzesło. Faith westchnęła. Wszystko układało się tak dobrze. Nie mogła po-
zwolić, by na widok Cala cała pewność siebie ulotniła się jak powietrze z
dziurawego balonika. To już przeszłość.
- Owszem, to ja. Podobno mamy schodzić sobie z drogi.
- To nie do wiary, że kelner tak szybko cię obsłużył - odparł Cal, nie
zwracając uwagi na jej słowa. - Siedziałem przy stoliku dziesięć minut, a on nie
raczył mnie zauważyć.
- Czyżby? Moim zdaniem Alberto zauważa wszystko, co istotne -
stwierdziła Faith, uśmiechając się tajemniczo jak Mona Liza. Cal przyglądał się
jej podejrzliwie. Rano wyglądała jak ponętna nimfa; teraz niepokoił go
zagadkowy uśmieszek. Na pewno coś knuła.
- Ma na imię Alberto? Trzeba się uczyć na własnych błędach. Przypomnij
sobie jego poprzednika.
- Alberto w niczym nie przypomina mojego byłego męża.
- Noszą to samo imię, zapewniam cię jednak, że ten Indianin ma więcej
temperamentu.
- Miło z twojej strony, że zwróciłeś mi na to uwagę.
- Będę jeszcze milszy i postawię ci drinka.
- Ciekawe, skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł? - zapytała
podejrzliwie Faith.
R S
- 37 -
- Czy musi być jakiś powód? Dla mnie piwo, dla pani to, co przedtem -
rzucił kelnerowi. - Dlaczego nie przyszłaś na obiad?
- Postanowiłam coś przegryźć w barze zamiast schodzić do jadalni.
- Rozumiem. Co robiłaś przez całe popołudnie? Mam nadzieję, że nie
unikałaś mojego towarzystwa.
- W żadnym wypadku - odparła szczerze. - Robiłam zdjęcia. Mam kilka
doskonałych ujęć lodowca. Tak się szczęśliwie złożyło, że byłam na pokładzie,
gdy opuszczano szalupę.
- Załoga uciekła ze statku? - wypytywał kpiąco Cal. Powtarzał sobie, że
ma powód do radości, skoro Faith go nie unika, ale w głębi ducha odczuwał
lekki niepokój. Ta dziewczyna była inna niż dawniej; koniecznie chciał
wiedzieć, co się w niej zmieniło.
- Zbierali odłamki kry. Po południu odbędzie się pokaz rzeźbienia w
lodzie. Cieszę się, że sfotografowałam tę łódź. To będzie punkt odniesienia,
pozwalający ocenić, jak wielki jest mijany przez nas lodowiec. Mam nadzieję,
że zdjęcie wyjdzie nieźle.
Cal wiedział, że fotografie Faith zawsze wychodzą świetnie. Prawdę
mówiąc, były doskonałe. Podczas studiów wysłał kilka z nich na konkurs, o
którym przeczytał w gazecie. Faith była wściekła, ponieważ zrobił to bez jej
wiedzy. Zdobyła drugą nagrodę.
Z takim talentem powinna zająć się fotografowaniem zawodowo, ale
postanowiła inaczej. Dla niej to było hobby i nie chciała zajmować się
technicznymi szczegółami. Pragnęła jedynie robić dobre zdjęcia i czerpać z tego
przyjemność. Wybrała dziennikarstwo i pracę redakcyjną. W tej dziedzinie
również się wyróżniała. Potrafiła bez trudu znaleźć najwłaściwsze ujęcie - i
kadru, i tematu. Wszędzie odkrywała prawdziwe skarby. Kiedyś pracowali
razem i Cal wiele się od niej nauczył. Była najlepszym ze znanych mu
redaktorów. Potrafiła dostrzec istotne szczegóły, które umykały jego uwagi.
R S
- 38 -
Cal złapał się na tym, że opanowała go nostalgia. To mu się dotąd nie
zdarzało. Czego innego oczekiwał, pytając damę, czy może się do niej
przysiąść.
W pierwszej chwili nie poznał Faith. Zmyliły go modne okulary
przeciwsłoneczne. Dopiero wówczas, gdy podszedł bliżej, zorientował się, kto
siedzi przy stoliku. Rozpoznał delikatną, lecz charakterystyczną woń perfum.
Faith zawsze lubiła zapach róż. Podświadomie wyczuwał, że to ona, ale nie
chciał się do tego przyznać. Z daleka obserwował jej zuchwałą, uśmiechniętą
twarz i podziwiał wspaniałe nogi okryte niebieską tkaniną dżinsów. Trudno było
mu się z tym pogodzić.
Cenił Faith za inteligencję, talent, poczucie humoru, werwę, ale nie
zwracał dotąd uwagi na jej świetną figurę i nadal nie chciał zaprzątać sobie tym
głowy. Cenił przyjaźń tej dziewczyny, uważał ją za świetnego kumpla. Gotów
był porachować kości każdemu facetowi, przez którego byłaby nieszczęśliwa.
Nie należała do kobiet, które godzą się na przelotny romans. W jej przypadku
finał mógł być tylko jeden: małżeństwo. To było nie do przyjęcia dla takiego
włóczęgi jak Cal Masters.
Minęło kilka godzin. Iwan i Natasza patrzyli z rozpaczą na piętrzące się
wokół niezliczone słoiki z kremami. Wszystkie zostały otwarte i opróżnione.
Powietrze w kajucie przesycone było mdlącą, słodkawą wonią.
- Nie ma! Nie ma diamentów! - zawołała zrozpaczona Natasza. - Co teraz
poczniemy?
- Daj mi chwilę do namysłu - zażądał Iwan, pocierając ciemny wąsik.
- Nadal twierdzisz, że klątwa jest tylko wymysłem?
Iwan spojrzał na nią groźnie, nakazując wzrokiem milczenie.
- Mamy do czynienia ze sprytnym przeciwnikiem, który zdołał nas
przechytrzyć. Jesteś pewna, że ktoś otwierał torbę, nim ją nam zwrócono?
- Tak. W żadnym wypadku nie zmięłabym tak mego ulubionego
czerwonego szlafroka. Ktoś gmerał w torbie.
R S
- 39 -
- Wypytałaś stewarda? Natasza machnęła ręką.
- To nie on, zapewniam cię. Wzięłam go na spytki. Nic nie wie.
- Na pewno uda się z niego wyciągnąć, u kogo była nasza torba.
- Są inne źródła informacji. Nie zamierzam się spoufalać z obleśnym
typem, który nie potrafi trzymać łap przy sobie. - Natasza wzruszyła ramionami.
- Zauważyłeś, że na tym statku jest mnóstwo plotkarzy? - Iwan skinął głową. -
Wystarczy nadstawić ucha i wkrótce się dowiemy, kto zamienił torby, przejrzał
nasz bagaż i... zwędził diamenty.
- Mówiłam ci, Cal, że krem zniknął. Rano jeszcze tu był, a teraz nie mogę
go znaleźć - denerwowała się Faith, przebierając się do kolacji.
- Po prostu go gdzieś schowałaś - rzucił lekceważąco Cal, wkładając na
szyję zawiązany wcześniej krawat.
- Wykluczone. Zaglądałam wszędzie. Szukałam w łazience, szufladach,
torebce i walizkach. Może ty go schowałeś?
- Nie mam pojęcia, gdzie jest twój krem.
- Sam widzisz - podsumowała, jakby te słowa stanowiły potwierdzenie jej
hipotezy. - Od początku mówiłam, że to dziwna sprawa. - Przerwała, gdy z
głośnika popłynął komunikat:
- Mówi kapitan. Powiadomiono mnie, że wielu pasażerów z trzeciego
pokładu doniosło o zniknięciu kremów do twarzy z ich kabin. Osoby, które
mogą pomóc w rozwikłaniu tej kosmetykowej afery, proszone są o przekazanie
mi wszelkich informacji w czasie dzisiejszego bankietu. Dziękuję państwu i
życzę udanego rejsu.
- A nie mówiłam! - wykrzyknęła z satysfakcją Faith. - Przeczuwałam, że
dzieje się coś dziwnego. Nasza kabina jest na trzecim pokładzie!
- Z faktu, że zgubiłaś słoiczek kremu...
- Wcale go nie zgubiłam. Na pewno ktoś włamał się do kajuty dziś po
południu, gdy przebywaliśmy na pokładzie, podziwiając widoki. - Cal popatrzył
R S
- 40 -
na nią z niedowierzaniem. Zdumiona Faith zapytała: - Czy ciebie ta sprawa
wcale nie martwi?
- Mam się przejmować kradzieżą kilku słoików kremu? Z drugiej strony
to wydarzenie dowodzi, że ktoś z naszych współpasażerów ma dziwaczne gusta.
- Jedynym dziwakiem na tym statku jesteś ty - odparła zirytowana Faith.
- Cóż cię skłania do tak nieoczekiwanych wniosków?
- Złodziej buszuje po kabinach, a ciebie stać tylko na stwierdzenie, że ma
osobliwe upodobania. To nie do wiary!
- Nie mieści mi się w głowie, że ktoś włamał się do naszej kabiny jedynie
po to, by zwędzić twój krem. Mój notes z ważnymi informacjami, komputer,
inne cenne przedmioty nie zwróciły jego uwagi, prawda? Zapodziałaś gdzieś
swoje kosmetyki, a winę zwalasz na kogoś innego.
- Twoim zdaniem wszyscy nasi sąsiedzi są tak samo roztargnieni?
- Skądże. Nie wiem, co się zdarzyło w innych kabinach. Mogę mówić
jedynie o tym, co zaszło tutaj.
- I masz oko na wszystko nawet wówczas, gdy przebywasz gdzie indziej?
- zauważyła kąśliwie Faith.
- Każdy przeciętnie inteligentny człowiek wie, że łupem włamywaczy
padają zwykle przedmioty o znacznej wartości - szydził Cal.
- Czy chcesz powiedzieć, że brak mi piątej klepki?
- Nie chciałbym posuwać się za daleko. Po prostu odnoszę wrażenie, że
histeryzujesz.
- Nie waż się nazywać mnie histeryczką - wycedziła przez zaciśnięte zęby
Faith.
- Przecież widzę, że wyraźnie nie panujesz nad nerwami.
- To dopiero początek. Teraz zobaczysz prawdziwy atak histerii! -
krzyknęła Faith i odwróciła się na pięcie.
- Nie bądź idiotką... Wracaj! - Chwycił ją za rękę tak mocno, że znalazła
się w jego ramionach. Znieruchomiał, gdy Faith podniosła na niego wielkie,
R S
- 41 -
cudowne oczy. Jasne policzki zabarwił rumieniec, a rozchylone usta znalazły się
tuż przy jego wargach. Cal nie był w stanie myśleć. Nie pojmował, co się z nim
dzieje. Pochylił głowę i pocałował Faith.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Faith była oszołomiona. Nie przypuszczała, że ich rozmowa tak się
skończy. Wydarzenia całkowicie ją zaskoczyły. Daremnie próbowała zebrać
myśli. Cal ją pocałował. Chyba śni. Czy to możliwe? Zapewne tak się czuła
Alicja, gdy przez baśniowe lustro weszła do Krainy Czarów. Faith ogarnęło
zdumienie i szalona radość. Była zachwycona, lecz zarazem przestraszona.
Podświadomie zdawała sobie sprawę, że ten pocałunek wszystko zmienia. Nie
chciała dłużej się nad tym zastanawiać. Na chwilę ogarnęło ją uczucie wielkiej
błogości i nieopisanego szczęścia.
Zamknęła oczy i poddała się pieszczocie zachłannych ust Cala. Ten
pocałunek był spełnieniem sekretnych marzeń. Przez flanelową koszulę i
bawełniany podkoszulek czuła żar bijący od Cala i dotknięcie jego rąk na
ramionach. Nagle wydało jej się całkiem naturalne, że znalazła się w objęciach
ukochanego mężczyzny. Oparła ręce na muskularnej piersi, jakby próbowała go
odepchnąć, lecz zabrakło jej sił. Wyczuwała dłonią gwałtowne bicie jego serca.
Słyszała urywane oddechy i zastanawiała się, komu brakuje powietrza; jemu,
jej, a może obojgu? Wciągnęła w nozdrza miętową woń pasty do zębów i
świeży zapach jego ulubionej wody po goleniu.
Dość. Ten rozkaz dźwięczał w jej mózgu, lecz minęło kilka chwil, nim
zdołała skłonić własne ciało, by go posłuchało. Nie wolno ci dręczyć samej
siebie! Odsuń się! Zrób to natychmiast, bo znowu wyjdziesz na kompletną
idiotkę!
R S
- 42 -
Cofnęła się zaledwie o krok. Nie była w stanie odejść dalej, ponieważ
nogi się pod nią ugięły. Otworzyła oczy i spojrzała pytająco na Cala, jakby
chciała poznać jego prawdziwe odczucia. Niewiele zobaczyła. Jego twarz
przypominała nieruchomą maskę. Musiała sprostać temu wyzwaniu i bronić
samej siebie. Cal nie zdradził swoich uczuć, a więc i ona ukryje przed nim, jak
wielkim przeżyciem była dla niej ta chwila. Z trudem zdobyła się na promienny
uśmiech.
- Oto skutek dwóch nie przespanych nocy. Stałam się niezdarna.
Wpadłam na ciebie - powiedziała Faith, wybuchając śmiechem. Miała wrażenie,
że przekonująco gra swoją rolę. Po chwili dodała: - Przed chwilą oboje
posunęliśmy się trochę za daleko. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć
jedynie to, że bardzo tęsknię za Nigelem, ty natomiast... byłeś po prostu
wściekły. Nie róbmy z tego problemu. Na szczęście starzy przyjaciele nie
przywiązują większej wagi do takich przypadkowych wybryków. O Boże,
popatrz, która godzina! Muszę się przebrać, skoro mam iść na bankiet wydany
przez kapitana. Zastanawiam się, co włożyć... - paplała, z pozoru wesoło i
swobodnie, przeglądając zawartość szafy.
Cal był zdumiony jej słowami. Dlaczego bagatelizowała to, co zaszło
między nimi? Sam nie wiedział, jak określić tamto przeżycie. Pożądanie?
Namiętność? Co to było? Całował się z Faith Bishop, kumpelką ze studiów. W
studenckich czasach nazywał ją jeżozwierzem, bo wydawała się strasznie
niedostępna. Kochana, stara Faith.
- Jasne, nic się nie stało - przytaknął, odgarniając włosy niecierpliwym
ruchem i próbując odzyskać zimną krew.
Uchodził za człowieka chłodnego i opanowanego, niezależnie od sytuacji.
To zrozumiałe, że Faith odwzajemniła pocałunek, bo ją zaskoczył, a poza tym
brakowało jej Nigela, ale własne motywy pozostawały dla niego tajemnicą. Nie
wiedział, dlaczego zaczął ją całować i czemu przeciągał niezręczną sytuację.
Był zbity z tropu i zakłopotany. Czuł się podle. Najbardziej denerwowało go, że
R S
- 43 -
dla Faith był jedynie nędzną imitacją jej ukochanego, substytutem księcia z
bajki, jakiegoś pana Nigela... mniejsza o nazwisko.
- Przebierz się jak najszybciej. Czekam na ciebie w jadalni - rzucił z
pozorną obojętnością i wyszedł z kabiny.
Pół godziny później Faith była gotowa. Kolacja zapowiadała się
uroczyście, toteż ubrała się nadzwyczaj wytwornie, jak przystało na taką okazję.
Szeroka spódnica z czarnej tafty, kupiona w eleganckim sklepie, sięgała do
połowy łydki i nawiązywała do stylu lat pięćdziesiątych. Aksamitne body z
wąskimi rękawami, dekoltem i karczkiem z koronki odpowiadało najnowszym
tendencjom lat dziewięćdziesiątych. Faith włożyła ulubiony naszyjnik ze swej
skromnej kolekcji nieco staromodnej biżuterii. Były to prześliczne granaty w
kształcie łez. Włosy upięła na czubku głowy; nieliczne kosmyki opadały na
kark.
Postanowiła wymazać z pamięci pocałunek Cala. W przygotowania do
nadchodzącej uroczystości włożyła wiele serca; chciała wyglądać pięknie.
Niełatwo jej było odzyskać panowanie nad sobą i poczucie godności
narażone na szwank gwałtownym wybuchem uczuć, który miał miejsce przed
chwilą, ale jakoś się pozbierała. Nikt nie lubi wystawiać się na pośmiewisko i
zdradzać własnych sekretów, lecz Faith była na tym punkcie szczególnie
przewrażliwiona.
Jako mała dziewczynka poznała historię straszliwego upokorzenia,
którego doznała jej matka, gdy jako dziewiętnastoletnia panna młoda została
opuszczona przed ołtarzem przez niedoszłego małżonka; nieszczęsna dzie-
wczyna przez wiele lat cierpiała z tego powodu. Gdy poznała ojca Faith i
zgodziła się wyjść za niego, nalegała, by ceremonia była skromna i odbyła się w
biurze sędziego pokoju. Huczny ślub byłby ponad jej siły.
Wszystko to działo się w małym miasteczku. Matka Faith długo była
obiektem plotek. Przez wiele lat znajomi nazywali ją uparcie „porzuconą
R S
- 44 -
Johnsonówną", chociaż zmieniła stan cywilny i nosiła nazwisko męża. Po dziś
dzień nie lubiła zwracać na siebie uwagi.
Faith była wprawdzie inna, śmielsza, bardziej niezależna, lecz
wspomnienie noworocznego pocałunku sprzed lat nadal ją zawstydzało.
Pokiwała głową, zadowolona ze swojej decyzji. Uczyniła słusznie,
bagatelizując zdarzenie sprzed pół godziny i mówiąc Calowi, że marzy o
pocałunkach miłego jej sercu adoratora.
Miała nadzieję, że wkrótce te słowa przestaną być kłamstwem. Powinna
więcej myśleć o Nigelu... albo o innych mężczyznach - byle nie o Mastersie.
Uczciwie przyznała, że na razie nie ma się czym pochwalić. Nie potrafiła
zobojętnieć na urok Cala, chociaż bardzo jej na tym zależało.
- Twierdzę, Iwanie, że przynajmniej na razie mamy podczas tej wyprawy
więcej powodów do niepokoju niż do radości - perorowała Glory. Była w
siódmym niebie, ponieważ od pewnego czasu przemiły cudzoziemiec wytrwale
jej asystował. - Źle się dzieje i muszę ci wyznać, że bardzo mnie to niepokoi.
Najpierw kochana Faith dostała, rzekomo przez pomyłkę, cudzą torbę.
Wprawdzie steward twierdził, że to zwykłe nieporozumienie, ale tak czy inaczej
sprawa jest dość podejrzana, nie sądzisz? Potem afera z kosmetykami. Nam
również zginęły kremy. Do czego to dochodzi, skoro nawet pasażerowie statku
płynącego tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, są narażeni na kradzieże.
Wprawdzie uprzedzono nas, że kosztowności najlepiej złożyć w sejfie, lecz kto
by się spodziewał, że łupem złodzieja padną słoiki z kremem?
- Złodzieje są wszędzie - westchnął z ubolewaniem Iwan. - Kradną także
klejnoty. To okropne.
- Owszem - odparła rozpromieniona Glory. - Masz prześliczny akcent,
Iwanie. Chyba się nie pogniewasz, jeśli zapytam, skąd pochodzisz?
- Wspomnienia o mojej kochanej ojczyźnie są nazbyt bolesne - odparł,
kładąc rękę na sercu, jakby chciał ukryć głęboką ranę.
- Rozumiem. - Glory pogłaskała jego dłoń. - Wiem, co znaczy cierpienie.
R S
- 45 -
- Opowiedz mi o Faith - zaproponował Iwan.
- Wy, Europejczycy, macie jedną wspólną cechę. Nie przepuścicie żadnej
ładnej kobiecie, prawda? - stwierdziła Glory, zalotnie trzepocąc rzęsami. - Tak
się składa, że Faith Bishop nie jest do wzięcia. Wczoraj przy kolacji towarzyszył
jej przystojny młody człowiek. Ty, rzecz jasna, również nieźle się prezentujesz -
dodała pospiesznie. - Faith twierdzi wprawdzie, że od lat łączy ich tylko
przyjaźń, ale wiadomo mi, że zajmują wspólną kabinę, a poza tym ona tak na
niego patrzy... Iwanie? - zawołała nagle, a potem wymamrotała: - Dokąd
pobiegł ten facet?
Iwan wmieszał się w tłum. Wkrótce odnalazł Nataszę. Siedziała przy
barze. Ściągnął ją z wysokiego stołka i ruchem ręki dał znak, by się pochyliła.
Następnie szepnął jej do ucha wspaniałą nowinę.
- Wiem, jak się nazywa kobieta, która szperała w twojej torbie. Na pewno
ma nasze klejnoty.
- Brawo, Iwanie,
- Dzieli kabinę z facetem...
- ...nazwiskiem Cal Masters - dokończyła z westchnieniem Natasza. -
Wiem. Wzięłam na spytki tę parę z Miami. Mają bardzo dziwne imiona. Ona
mówi do niego „misiaczku", a on do niej „serdeńko" czy coś w tym rodzaju.
Mniejsza z tym. Wyciągnęłam od nich wszystko, co chciałam wiedzieć. Mamy
podejrzanych, a więc trzeba ich przesłuchać, jak nakazuje procedura.
Powinieneś nawiązać znajomość z tą kobietą.
- Pomoże mi w tym urok prawdziwego Europejczyka - rzucił chełpliwie
Iwan.
- Ja oczaruję Mastersa - oznajmiła Natasza, niedbale odrzucając bujne,
ciemne włosy. - Głowa do góry, Iwanie, wkrótce odzyskamy klejnoty.
- Cześć, przystojniaczku. Masz w kieszeni ogień? - spytała Natasza,
sadowiąc się obok Cala, który omal nie zakrztusił się łykiem szkockiej whisky.
- Proszę?
R S
- 46 -
Natasza znacząco pomachała nie zapalonym papierosem.
- Ach, o to chodzi - zrozumiał wreszcie Cal. - Oczywiście. Proszę bardzo.
- Dzięki. - Z krwistoczerwonych ust wydobyła się cienka smużka dymu.
Po chwili rozległ się zmysłowy szept: - Postawisz mi drinka?
- Czemu nie? Odrobina rozkosznej trucizny?
- Trucizny? - odparła zaniepokojona Natasza. - To nie moja specjalność.
Co za pomysł!
- Chciałem tylko zapytać, czego się napijesz. Na co masz ochotę? - odparł
Cal.
- Rozumiem. Proszę o duży kieliszek wódki.
- Masz go jak w banku.
- O nie. - Natasza z niepokojem popatrzyła na Cala. - Tam jest forsa, nie
wódka.
- Chciałem powiedzieć, że zaraz przyniosę ci drinka.
- Doskonale. Pospiesz się, przystojniaczku. Mam dla ciebie
niespodziankę...
Faith obserwowała Cala rozmawiającego z natrętną, długowłosą brunetką.
Oto jeden z powodów, dla których nie powinna zawracać sobie nim głowy: miał
fatalny gust. Wystarczyło popatrzeć na strój tej dziewczyny, żeby pozbyć się
wątpliwości. Czarna, skórzana kurtka i obcisłe spodnie byłyby doskonałym
strojem dla kolarza, ale raziły na eleganckim przyjęciu. Ubranie było tak
dopasowane, że dziewczyna z pewnością nie miała pod spodem żadnej bielizny.
Suwak kurtki był rozpięty niemal do pępka. Obrzydliwe. Cóż za ostentacja. Ta
dziewczyna nie miała klasy.
Faith była przekonana, że stanowi jej absolutne przeciwieństwo. Była
elegancka i wytworna. Mężczyźni, z którymi się umawia, również powinni być
w najlepszym gatunku. Lubiła czarujących światowców. Pod tym względem
Iwan, uroczy cudzoziemiec, przypominał jej Nigela, chociaż ten ostatni był
R S
- 47 -
znacznie przystojniejszy i dużo młodszy. Europejczyków cechował pewien
szczególny wdzięk. Wiedzieli, jak należy odnosić się do kobiet.
Cal nigdy się tego nie nauczy, choćby zjeździł cały świat wzdłuż i wszerz.
Nie przyjdzie mu do głowy, że powinien niekiedy z szacunkiem ucałować
kobiecą dłoń.
A skoro mowa o całowaniu... Trudno jej było zapomnieć o niedawnym
pocałunku. To było chwilowe oszołomienie. Oboje tego doświadczyli. A może
to jedynie tłumiona złość? Takie uczucie objawia się niekiedy bardzo
dziwacznie; ludzie mówią to, czego nie myślą, i zachowują się inaczej niż
zwykle. Żadne z nich nie miało najmniejszej ochoty na tamten pocałunek.
- Nie powinnaś się martwić, Faith - oznajmił Iwan. - Jesteś taka śliczna,
że smutek do ciebie nie pasuje.
- Dziękuję - odparła uradowana i zaskoczona jego słowami.
- Naprawdę tak myślę. W mojej ojczyźnie kobieta taka jak ty miałaby
tłumy wielbicieli.
- Uroczy komplement. Wybacz, nie pamiętam, skąd pochodzisz.
- Z daleka. - Iwan machnął ręką, nie określając kierunku. Niewiele
brakowało, żeby wytrącił przechodzącemu kelnerowi tacę z przekąskami. - Nie
chcę o tym mówić. To zbyt bolesne.
- Wybacz. Nie chciałam być wścibska. Czy po raz pierwszy wybrałeś się
w taki rejs?
- Tak. A ty?
- Również.
- A więc coś nas łączy, prawda? Pójdziesz ze mną jutro na kolację?
Chciałbym się dowiedzieć jak najwięcej o codziennym życiu w Stanach
Zjednoczonych. - Ponad jego ramieniem Faith zerknęła na Cala pogrążonego w
rozmowie z urodziwą podrywaczką.
- Chętnie spotkam się z tobą, Iwanie.
- To dobrze. Bardzo dobrze - odrzekł rozpromieniony.
R S
- 48 -
- Faith, chcę ci kogoś przedstawić - przerwała im Glory. Wlokła za sobą
mężczyznę w oficerskim mundurze. - Oto John Wood. Jest nawigatorem.
Rozproszył moje obawy dotyczące niebezpiecznych gór lodowych. Przyszło mi
do głowy, że ty również powinnaś z nim porozmawiać... Może zrobisz z Johnem
wywiad dla swojego czasopisma.
Brytyjski akcent nawigatora przypomniał Faith o Nigelu i dlatego
przywitała nowego znajomego wyjątkowo miłym uśmiechem. Rozpoznała w
nim również oficera, który pierwszego wieczoru siedział przy kapitańskim stole
i patrzył na nią z zachwytem.
- Chodźmy stąd, Iwanie. Młodym należy się chwila samotności. - Glory
puściła ramię oficera i chwyciła mocno rękę tajemniczego cudzoziemca. Gdyby
próbował się wyrwać, narobiłby niezłego zamieszania. Natasza ciągle wbijała
mu do głowy, że tego właśnie powinni unikać. Odszedł, ciesząc się myślą, że
nazajutrz zje kolację z osobą, która go zaprowadzi do utraconych klejnotów.
- Oto twoja wódka... Nie wiem, jak masz na imię.
- Natasza.
- Nazywam się Cal. Cieszę się z naszego spotkania. - Cal doszedł do
wniosku, że potrzebuje odmiany i rozrywki. Nie chciał rozmyślać o pocałunku
skradzionym Faith ani o jej uśpionej namiętności, która ujawniła się tak
niespodziewanie. Tak, powiedział sobie w duchu, potrzeba mi dziewczyny takiej
jak Natasza. Faith po prostu do niego nie pasowała. Pod tym względem nic ich
nie łączyło. Zawsze podobały mu się kobiety takie jak Natasza. Dzisiejszy
incydent był najzupełniej przypadkowy.
Oczywiście, nie ma mowy o tym, by uznał Faith za kobietę godną
pożądania, pomyślał skwapliwie, starając się zagłuszyć wątpliwości.
- Dobrze się bawisz na statku? - zapytał nową znajomą o egzotycznej
urodzie.
- Coraz lepiej, zwłaszcza odkąd poznałam ciebie - odparła spoglądając na
niego znacząco. Cal poczuł się supermanem. Obdarzył Nataszę jednym ze
R S
- 49 -
swych zniewalających uśmiechów, który w następnej chwili zniknął z jego
twarzy. Ponad ramieniem dziewczyny ujrzał Faith wystrojoną jak na bal. Jego
kumpelka flirtowała z przystojnym oficerem. Co to za typ? Jakim prawem, do
cholery, obejmuje Faith?
- Bardzo przepraszam - usprawiedliwiała się Faith, która przed chwilą
omal nie upadła na podłogę. Była wdzięczna Johnowi, który podtrzymał ją, gdy
się potknęła. - Czy tylko mi się wydaje, czy istotnie statek kołysze się coraz
mocniej? Wypiłam zaledwie trzy łyki wina i na pewno nie jestem pijana -
zapewniła z uśmiechem.
- Słuszna uwaga. Wypłynęliśmy na pełne morze - odparł John. - Zatoka
już nas nie chroni przed falami, a ocean jest trochę wzburzony. Na szczęście
nasz statek jest wyposażony w doskonałe stabilizatory.
- To chyba niewiele pomaga. - Statek znowu się zakołysał. Faith uczepiła
się ramienia nawigatora. Rozejrzała się po sali. Niektórzy uczestnicy bankietu
pobledli i pospiesznie skierowali się do wyjścia. - Co za szczęście, że nie mam
skłonności do choroby morskiej.
Przez chwilę gawędzili o tym i o owym.
- Jeśli masz trochę czasu, to może pójdziemy na drinka po kolacji -
zaproponował John.
- Z przyjemnością - odparła Faith. - Dzięki.
Dwa zaproszenia w ciągu jednego wieczoru, cieszyła się w duchu. Tego
jej było potrzeba, by uwolnić się od Cala.
- Jak ci poszło? - zapytała Natasza, gdy wróciła do kabiny po skończonej
kolacji. - Iwanie! Iwanie, gdzie jesteś?
- W łazience - doszedł ją cichy, zbolały głos.
- Dziwnie mówisz. Źle się czujesz? Nie byłeś na kolacji. Za dużo
wypiłeś? - wypytywała oskarżycielskim tonem Natasza. Zielony na twarzy Iwan
stanął w drzwiach łazienki. Spojrzał na nią i mocno chwycił framugę obiema
rękami, żeby nie upaść. - To nie wódka. Mam mocną głowę. To statek!
R S
- 50 -
- O czym ty mówisz? - odparła zdumiona dziewczyna.
- Statek się kołysze. Cierpię na dolegliwości oceaniczne.
- Raczej na morską chorobę - poprawiła Natasza.
- Ciągle ci powtarzam, żebyś w wolnych chwilach wertował słownik.
Trzeba się uczyć języka.
- Nie mogę czytać. Litery skaczą mi przed oczyma i od razu dostaję
mdłości.
- Czego się dowiedziałeś o skradzionych diamentach? - zapytała Natasza,
nie zwracając uwagi na jego skargi.
- Umówiłem się na jutro z tamtą kobietą.
- Kiedy? Rano, po południu?
Zamiast odpowiedzieć, Iwan pokręcił głową i jęknął. Natasza zgadywała
dalej.
- Zjesz z nią kolację?
Iwan skinął głową i pozieleniał jeszcze bardziej.
- Nie rozmawiajmy o jedzeniu. Czuję mdłości - dodał.
- Biedny Iwanie. Chcesz, żebym ci dała jakieś lekarstwo?
- Załatw mi nowy żołądek. - Wypowiedziawszy to dziwne życzenie, Iwan
wrócił do łazienki.
- Znowu niepotrzebnie się przejmuję - mruknęła Faith, poprawiając
poduszkę. Mimochodem zerknęła na stojący przy łóżku budzik. Dochodziła
trzecia.
Cal jeszcze się nie pokazał. Podczas kolacji niewiele rozmawiali, a to
milczenie nie wróżyło nic dobrego. Gdy wstali od stołu, Cal burknął niechętnie,
że wybiera się do kasyna. Chciał pograć w karty. Uprzedził, by na niego nie
czekała.
Wcale nie miała takiego zamiaru, ale nie mogła zasnąć, ponieważ okręt...
(statek, poprawiła się odruchowo)... ponieważ statek podskakiwał na falach
niczym korek od butelki.
R S
- 51 -
Faith była zadowolona, że na pewien czas została sama. Miała czas, by się
zastanowić, co ją pociąga u Nigela i denerwuje u Mastersa. Nie potrafiła
uporządkować wrażeń. Zamiast się skupić, powracała uporczywie do
nieistotnych szczegółów, wspominając dotknięcie rąk i ust Cala.
Gdzie tkwił błąd? Dlaczego nie potrafiła zrealizować swego planu i
zapomnieć o Calu Mastersie? Przecież to jej największe pragnienie. Jęknęła, gdy
to słowo przemknęło jej przez głowę. Niebezpieczne skojarzenia. Chodziło, jej,
rzecz jasna, o to, że uznała za celowe i pożyteczne wyrzucić Cala ze swego
serca. Nie chciała być dłużej bezbronną ofiarą. Chciała śmiać mu się w nos,
ilekroć będzie jej prawić złośliwości. No tak. Szczerze mówiąc, pragnęła wielu
rzeczy, ale nic nie wskazywało na to, że jej życzenia się spełnią!
- Jutro będzie nowy dzień - powiedziała na głos. Rzecz w tym, że kolejny
dzień już się zaczął, a Cal jeszcze się nie pokazał.
- Mam nowinę! - zawołała Glory, przysiadając się do Faith, która jadła
obiad w kafeterii. - Po południu odbędzie się koktajl. Podadzą mnóstwo
szampana. Zapowiada się niezła zabawa.
Glory codziennie czytała z zapałem program dnia, wsuwany przez
stewardów o poranku pod drzwi kabiny. Rzuciwszy okiem na gęsto
zadrukowany arkusik papieru, Faith natychmiast przypomniała sobie Cala, który
nieco wcześniej bezceremonialnie wyrzucił przeznaczoną dla niego kartkę do
kosza.
- Moim zdaniem jeszcze nie pora na wschód słońca - jęknął, przecierając
zapuchnięte oczy.
- Z informacji na tej kartce wynika, że słońce wzeszło dziś dwadzieścia po
czwartej - oznajmiła rzeczowo Faith.
- Położyłem się przed czwartą.
Faith wiedziała o tym, ale darowała sobie komentarz. Ignorowała Cala.
Okropnie marudził. Bardziej przypominał dziś kumpla z dawnych lat. Na razie
nie miała powodów do niepokoju. Jej umysł i serce były całkiem spokojne.
R S
- 52 -
Przypomniała sobie, że podczas studiów wygrywała z Calem w ping-ponga.
Wtedy również okropnie zrzędził.
Nocna eskapada Cala sprawiła, że Faith uświadomiła sobie, jak trudno
będzie wyrzucić z serca tego niegodziwca. Nastąpił niebezpieczny regres, ale
nadal wierzyła, że dopnie swego. Miała wiele możliwości. Czekający w Seattle
Nigel był dla niej prawdziwym oparciem.
Musiała przyjąć do wiadomości, że Cal może być tylko przyjacielem i nie
sprawdzi się w innej roli.
Gdyby uznała to za pewnik, uporałaby się raz na zawsze ze swoim
problemem. Poranna rozmowa - przyjacielska i niezobowiązująca - stanowiła
ważny krok na tej drodze.
- Ciekawe, czy Iwan będzie na tym przyjęciu - zastanawiała się Gloria. -
Co ty na to?
- Na co? - mruknęła roztargniona Faith.
- Chodzi o Iwana.
- Ach, o Iwana! Jest uroczy.
- Też tak sądzę - odparła z naciskiem Glory. - Masz rację. To czarujący
starszy pan, ale niestety jest dość wiekowy, kochanie. Przystojny nawigator
bardziej do ciebie pasuje.
- Czy to dlatego przyprowadziłaś go do mnie podczas wczorajszego
bankietu? - zapytała Faith, nie kryjąc rozbawienia.
- Widziałam, że po kolacji poszliście na drinka. Szybko cię opuścił.
Chyba się nie pokłóciliście? W pierwszej chwili tak sobie pomyślałam, bo
wcześniej posprzeczałaś się z Calem.
- Nie sprzeczałam się z nim - odparła Faith.
- Przy kolacji oboje byliście dziwnie milczący. Wracając jednak do
naszego uroczego nawigatora...
- Został wezwany na mostek kapitański - wyjaśniła Faith. - Dlatego
pożegnał się tak szybko.
R S
- 53 -
- Zapewne pojawiła się góra lodowa i dlatego był potrzebny. - Glory ze
zrozumieniem pokiwała głową. - Nie ulega wątpliwości, że ten młody człowiek
ma bardzo odpowiedzialną pracę. Czułaś, jak kołysało statkiem ostatniej nocy?
Obawiałam się, że moja wątroba tego nie wytrzyma. Dziś jest spokojniej.
Faith również przyjęła ten fakt jako dobry omen. Miała nadzieję, że
kłopoty z Calem - niczym problemy z pogodą i nawigacją - znajdą w końcu
pomyślne rozwiązanie.
- Po koktajlu odbędzie się degustacja orientalnych potraw. Powinnaś
wziąć w niej udział. Jakie masz plany na dzisiejsze popołudnie? Wybierasz się
na seans filmowy? - Glory z zaciekawieniem wertowała program dnia.
Faith nie miała zamiaru przesiadywać w ciemnej sali. Straciłaby piękne
widoki oraz możliwość fotografowania urokliwych krajobrazów i dzikich
zwierząt. Znacząco spojrzała na zegarek.
- Pospiesz się, Glory. W przeciwnym razie nie zdążysz na koktajl i nie
spróbujesz szampana.
- Masz rację! - Glory zerwała się z krzesła jak oparzona. - Jeśli się
spóźnię, wszyscy panowie znajdą sobie partnerki. Zostanę sama jak palec. Mam
nadzieję, że Iwan przyjdzie.
Faith niedługo cieszyła się samotnością. Ledwie Glory zniknęła z
horyzontu, przysiedli się do niej Keckowie.
- Jak leci? - zapytał Bud, uśmiechając się szeroko.
- Świetnie. A co u was słychać?
- Doskonale - odparła Nora Keck. - Wczoraj siedzieliśmy w kabinie, żeby
się trochę rozgrzać, prawda, misiaczku? Tu jest okropnie zimno. Pochodzimy z
Miami, więc trudno nam się przyzwyczaić do lodu i śniegu.
- Mamy na to swoje sposoby, co, serdeńko? - odparł uśmiechnięty Bud.
Nora szturchnęła go żartobliwie. Zakołysały się zielone jabłuszka przyczepione
do bransoletki.
- Nie gadaj głupstw, misiaczku.
R S
- 54 -
Nikt nie mógł żywić najmniejszej wątpliwości, że tę parę łączyła
prawdziwa miłość. Po chwili Faith zostawiła ich samych. Ciekawe, czy jej
związek z Nigelem będzie podobny, a ich miłość przetrwa dziesiątki lat. Kiedy
próbowała sobie wyobrazić swoją starość, ciągle widziała
Cala siedzącego w bujanym fotelu i śmiejącego się do niej.
Faith spędziła udane popołudnie na górnym pokładzie. Robiła zdjęcia.
Dotarli już daleko na północ, toteż promienie słoneczne padały pod ostrym
kątem, światło było miękkie i rozproszone, a cienie na lodowcach głębokie i
nasycone błękitem. Zużyła już trzy rolki filmu, a był to zaledwie trzeci dzień
podróży.
Zwiedziła również cały statek od dzioba po rufę i była z siebie dumna,
ponieważ zapamiętała wiele specjalistycznych nazw. Znalazła nawet odkryty
basen, w którym kąpał się jedyny śmiałek, oraz salę gimnastyczną.
Nie widziała Cala od rana. Gdy brała prysznic i przebierała się w łazience,
usłyszała, że wrócił do kabiny. Nie było go przez cały dzień, lecz drobiazgi
walające się po ciasnej łazience nie pozwalały ani na chwilę zapomnieć o
współlokatorze. Nadal używał maszynki do golenia, którą mu dała w prezencie,
nim wyszedł ze szpitala.
Faith była w dobrym nastroju. Szykowała się na spotkanie z Iwanem. Bez
trudu upięła włosy, a suknia leżała doskonale. Była uszyta z cienkiego jedwabiu.
Przy każdym kroku lekko rozszerzana spódnica falowała wokół smukłych nóg.
Turkusowa barwa tkaniny znakomicie podkreślała zieleń jej oczu. Delikatne,
migotliwe kolczyki z opali oraz naszyjnik z tych samych kamieni dopełniały
całości. Faith zerknęła w lustro. Jeszcze raz pociągnęła usta jasną szminką i z
zadowoleniem pokiwała głową. Idealnie.
Dumna ze swego wyglądu, wysoko podniosła głowę i wyszła z łazienki.
Cal gapił się na nią z niedowierzaniem.
- Dokąd się wybierasz w tym stroju? - zapytał.
R S
- 55 -
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Słucham? - zapytała zaskoczona Faith.
- Słyszałaś wyraźnie.
- Owszem, ale nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Pytałem, dokąd się wybierasz w takim stroju. - Wymownym gestem
wskazał elegancką suknię.
- Co ci się w nim nie podoba? - odparła zbita z tropu Faith. Zmierzyła
wzrokiem swoją postać, ale nie dostrzegła żadnego defektu. - Chcesz
powiedzieć, że nie wyglądam ładnie?
- Nie o to chodzi. Ta sukienka jest... nieodpowiednia.
- Proszę? - Faith osłupiała.
- Nie powinnaś się tak ubierać.
- Co to ma znaczyć? - zapytała Faith lodowatym tonem. Z każdym
słowem Cala rosła jej wściekłość. Masters zrozumiał, że popełnił błąd, ale nie
miał odwrotu.
- Nie sądzisz, że powinnaś się przebrać? - zaproponował z przymilnym
uśmiechem. - Bardzo ci ładnie w tej skromnej dżinsowej sukience, która wisi w
szafie.
- Od lat sama decyduję, co mam nosić, Cal. Nie potrzebuję stylisty -
oznajmiła pogardliwie, sięgając po torebkę leżącą na łóżku. Gdy się odwróciła,
ujrzała Cala blokującego drzwi kabiny.
- Dokąd się wybierasz? - wypytywał z niezwykłą u niego natarczywością.
- Wychodzę.
- Do kogo?
- Raczej z kim - poprawiła go. - Zresztą skąd ta pewność, że będę miała
towarzystwo?
R S
- 56 -
- Czy kobieta, która zamierza spędzić wieczór samotnie, stroi się jak
choinka?
- Nie łudź się, że odpowiem na twoje idiotyczne pytania. Nie
przypuszczam, żebyś mówił serio, w przeciwnym razie...
- Domagam się odpowiedzi - przerwał jej Cal. - Jesteś umówiona z tym
pawianem w oficerskim mundurze?
- Z jakim pawianem? - Faith patrzyła na Cala okrągłymi ze zdziwienia
oczyma.
- Mam na myśli tego, który cię obejmował w czasie bankietu.
- Och, mówisz o Johnie. Nie umówiłam się z nim, przynajmniej nie dziś.
- Podobno to Nigel jest twoim księciem z bajki. - Cal rzucił jej karcące
spojrzenie. - Jak sądzisz, co powie, gdy usłyszy, że spotykałaś się z innymi
mężczyznami?
- Nigel jest bardzo wyrozumiały.
- W takim razie to mydłek.
- Nieprawda! Nigel jest mężczyzną uroczym, rozumnym i godnym
szacunku. Nie dorastasz mu do pięt.
- To frajer - rzucił szyderczo Cal.
- Przepuść mnie, Masters. - Faith popatrzyła groźnie na współlokatora,
który nie zwrócił najmniejszej uwagi na jej pełne gniewu spojrzenie.
- Za chwilę. Skoro nie umówiłaś się z tym oficerkiem, w takim razie kto
zaprosił cię dziś na kolację?
Faith miała na końcu języka kąśliwą uwagę, że to nie jego zakichany
interes, ale niespodziewanie stanęły jej przed oczyma obrazy z przeszłości.
W studenckich czasach Cal zawsze czuł się za nią odpowiedzialny.
Przyjeżdżał rowerem pod gmach biblioteki, gdy przesiadywała tam wieczorami.
Nie chciał, żeby samotnie wracała do akademika. Kiedyś przemyciła do pokoju
kuchenkę elektryczną, chociaż zabraniał tego regulamin. Gdy ją włączyła,
R S
- 57 -
wysiadły korki i w całym gmachu zapadła ciemność. Cal wziął całą winę na
siebie. Wspomnienia sprawiły, że złagodniała i rzuciła pojednawczo:
- Powiem ci, skoro nalegasz. Jestem umówiona z Iwanem.
- Z jakim Iwanem? - dopytywał się Cal.
- Nie znam jego nazwiska.
- Spotykasz się z facetem, o którym nic nie wiesz? - Cal był naprawdę
wstrząśnięty.
- Chwileczkę, a czy ty znasz imiona wszystkich swoich panienek? O
nazwiska lepiej cię w ogóle nie pytać. Z pewnością złamałeś serce niejednej
ślicznotce z Seattle, co?
- Nieprawda.
- A jak się miewa Bambi? - Faith miała wrażenie, że tak się nazywała
ostatnia dziewczyna Cala.
- Nie Bambi, tylko Barbi - poprawił. - Nie myślałem o niej poważnie.
Jasne, Cal o żadnej nie myślał poważnie.
- Nie zmieniaj tematu. Wróćmy do tego Iwana. Gdzie go poznałaś? -
Masters nie poddawał się łatwo, lecz na widok uniesionej dumnie głowy i
aroganckiej miny Faith uznał, że posunął się za daleko i dodał łagodniejszym
tonem: - Pytam o to, ponieważ się przyjaźnimy i dlatego zależy mi na twoim
bezpieczeństwie. Czy to źle?
- Spotkałam go na wczorajszym bankiecie - oznajmiła ułagodzona Faith. -
Jest bardzo dobrze wychowany.
- Niski facet z wąsikiem? Mówi z obcym akcentem?
- Moim zdaniem ten opis jest tendencyjny i krzywdzący.
- Już wiem, kto to jest.
- Co za ulga! - Faith odsunęła na bok sentymentalne wspomnienia i
znowu poczuła złość. - Z drogi, Masters. Chcę wyjść. Spóźnię się przez ciebie
na kolację.
Cal odsunął się niechętnie, ale nadal blokował przejście.
R S
- 58 -
- Nalegam, żebyś się przebrała w coś...
- ...skromniejszego? - wpadła mu w słowo zirytowana Faith. - Jasne. Nie
mam co do tego wątpliwości, ale mało mnie obchodzą twoje uwagi. - Była tak
wściekła, że naprawdę nie dbała o to, co Cal sobie o niej pomyśli. Gdy stroiła
się w łazience, była w doskonałym nastroju, a ten łobuz wszystko zepsuł.
Cal zauważył jej rozdrażnienie.
- Hej, maleństwo, po prostu martwię się o ciebie.
- Nie musisz.
Arogancka odpowiedź wyprowadziła go z równowagi. Chciał złapać Faith
za rękę, ale go odepchnęła. Odszedł od drzwi i skłonił się nisko jak usłużny
portier.
- W takim razie nie śmiem dłużej zatrzymywać szanownej pani.
- I słusznie.
- I tak wkrótce się spotkamy. Mam nadzieję, że przed kolacją wypijemy
aperitif we czwórkę: ty, Iwan, ja i Natasza.
- Natasza? Kto to jest? - Faith stanęła jak wryta.
- Wysoka, zgrabna brunetka o długich włosach. Podróżuje z Iwanem. To
będzie uroczy wieczór, nie sądzisz? - szydził Cal. - Natasza zaprosiła mnie na
kolację.
- Zapewne. One to potrafią - wymamrotała Faith.
Natasza nie czekała na zaproszenie. Dziewczyna, która nosi skórzany
strój, ciasny niczym druga skóra, i nie używa bielizny, musi mieć sporo tupetu.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał Cal, unosząc brwi.
- Natasza z pewnością nie należy do tych, które udają skromnisie i
podpierają ściany.
- Chyba masz rację.
Zapewne przyszło mu na myśl, że od podpierania ścian jest stara,
poczciwa Faith. Pora wyjść z cienia i pokazać się światu!
R S
- 59 -
Faith zdawała sobie sprawę, że nie może konkurować z Nataszą.
Rozjątrzyłaby tylko stare rany. Natasza była wysoka, zgrabna, smukła, pełna
wdzięku - krótko mówiąc, prawdziwa piękność. Faith nie posiadała żadnego ze
wspomnianych atutów. Na dobitkę Natasza miała także wspaniałe włosy. Każda
kobieta chętnie by ją oskalpowała.
Faith powtarzała sobie, że uraza i zawiść, które odczuwała na myśl o
ślicznej cudzoziemce, nie mają nic wspólnego z zainteresowaniem, jakim darzył
ją Cal. Zazdrościła dziewczynie pięknych włosów i doskonałej figury, to
wszystko.
Sama również chowała w zanadrzu kilka niespodzianek. Nie pozwoli,
żeby opuściła ją pewność siebie. Znała swoje mocne strony, a niedawna wizyta
w salonie piękności uświadomiła jej, co powinna wyeksponować, by podkreślić
niewątpliwą urodę.
- Życzę tobie i Nataszy udanego wieczoru - powiedziała uprzejmie. Na jej
wargach igrał lekceważący uśmieszek.
- Niewątpliwie będzie udany - odparł Cal. - Spotkajmy się we czwórkę za
dziesięć minut w restauracji. Nie spóźnij się, bo zacznę poszukiwania.
- Głupi dowcip. - Faith znowu poczuła irytację. - Chyba przesadzasz,
Masters. Niepotrzebny mi starszy braciszek.
- Kiedyś się tak nie oburzałaś - zauważył Cal.
- To było dawno temu. Teraz sama troszczę się o siebie. Byłam nawet
mężatką. Wierz mi, potrafię zadbać o swoje sprawy.
- Jasne.
- Przyszło mi właśnie do głowy, że szukasz mojego towarzystwa, bo
obawiasz się Nataszy. Może ta dziewczyna chce cię schrupać na kolację? -
szydziła Faith, znacząco unosząc brwi.
- Poradzę sobie z nią.
R S
- 60 -
W głębi ducha Faith była przekonana, że Cal mówi prawdę. Na samą
myśl o tym, w jaki sposób jej współlokator zamierza poskromić uroczą
cudzoziemkę, straciła apetyt.
Faith była przekonana, że Cal nie może jej rozzłościć bardziej niż przed
chwilą, ale popełniła błąd. Przekonała się o tym zaledwie godzinę po sprzeczce.
Masters i Natasza siedzieli przy barze pokładowej restauracji i zachowywali się
tak bezwstydnie, że Faith miała ochotę chwycić pierwsze z brzegu ostre
narzędzie, by rozdzielić gruchającą parę.
- Amerykanie są czarujący - szepnęła Natasza,
- Naprawdę tak uważasz? - zdziwiła się Faith. - Moim zdaniem
Europejczycy mają więcej uroku.
- Moja ojczyzna słynie z tego, że jej obywatele są wyjątkowo szarmanccy
- oświadczył z dumą Iwan.
- Skąd pochodzisz? - wpadł mu w słowo Cal.
- Iwan nie lubi o rozmawiać na ten temat. Bardzo go to przygnębia -
odpowiedziała Faith w imieniu swego towarzysza, który ze smutkiem pokiwał
głową.
- Natasza jest twoją rodaczką, prawda?
- Owszem, lecz Iwan urodził się na północy kraju, natomiast ja pochodzę
z południa. Tam jest o wiele cieplej, a ludzie mają w sobie więcej ognia.
- Jeśli będziesz tego dowodziła z takim zapałem, za chwilę włączą się
czujniki sygnalizacji przeciwpożarowej - wymamrotała Faith, spoglądając na
tulącą się do Cala dziewczynę.
- Co powiedziałaś, Faith? - rzucił Cal z szyderczym błyskiem w oczach.
- Stwierdziłam tylko, że Natasza ma w sobie dużo... ciepła i życzliwości -
oznajmiła Faith, uśmiechając się zagadkowo.
- Cal powiedział, że jesteście przyjaciółmi, a właściwie kumplami. To
potoczne określenie, prawda? Cieszę się, że łączy was przyjaźń. Jak to się
mówi? Wiem! Ty i Cal jesteście z tej samej paczki.
R S
- 61 -
Wystarczyło jedno spojrzenie Nataszy, by Faith zrozumiała, że
cudzoziemka uznała ją za nieciekawą, zupełnie bezpłciową istotę, z którą można
rozmawiać jedynie o codziennych kłopotach.
- Pora siadać do kolacji - wtrącił się Iwan. - Faith, to będzie cudowny
wieczór.
- Ja także zaplanowałam coś wyjątkowego. - Natasza obdarzyła Cala
uwodzicielskim spojrzeniem.
Obie pary zasiadły przy osobnych stolikach po przeciwnych stronach sali,
lecz wystarczyło podnieść głowę, by ujrzeć resztę towarzystwa. Widok Nataszy
bezwstydnie uwodzącej Cala działał Faith na nerwy i odbierał apetyt.
- Dlaczego nie jesz? Czy cierpisz na dolegliwości oceaniczne?
- Masz na myśli chorobę morską? Nie, czuję się dobrze. Nie to mnie
smuci.
- Masz jakiś kłopot? Chętnie wysłucham twoich zwierzeń - zapewnił
Iwan. - Porozmawiajmy o tym. Możesz mi wszystko powiedzieć. Dręczą cię
wyrzuty sumienia? - dodał z naciskiem.
- Raczej żałuję, że czegoś nie zrobiłam - mruknęła Faith. - Powinnam była
przyłożyć Calowi, gdy nadarzyła się po temu sposobność.
- Nie masz mi nic więcej do powiedzenia? - dopytywał się rozczarowany
Iwan.
- Chętnie bym go usmażyła na wolnym ogniu.
- Przestań o nim myśleć. Jedz kolację.
Iwan zamówił homary dla nich obojga, ale Faith nie była zachwycona
jego wyborem. Przypomniała sobie niezwykłe wydarzenie z czasów
studenckich. Cal tak się przejął losem żywych homarów przywiezionych w
skrzynce do pewnej restauracji, że kupił wszystkie, wywiózł z miasta i wypuścił
na wolność. Trudno było przewidzieć, co mu wpadnie do głowy. Był znany z
wariackich pomysłów. Ten niezwykły postępek sprawił, że Faith pokochała go
R S
- 62 -
jeszcze mocniej. Na szczęście przestała już patrzeć na świat przez różowe
okulary, ale widok Nataszy i Cala nastrajał ją pesymistycznie.
- Jakaś ty śliczna! - zachwycał się Iwan. - Przypominasz mi kobietę z
obrazu, który niegdyś widziałem. Namalował go Renoir. Modelka również
miała cudowną, jasną skórę. Jej portret wydaje się emanować szczególnym
blaskiem.
- Dzięki za komplement, Iwanie. Widziałam portrety pędzla Renoira. Ma
je w swoich zbiorach Instytut Sztuki w Chicago. Byłam tam przed kilku laty na
konferencji. Uwielbiam impresjonistów.
- Ja też - oświadczył Iwan.
Rozmawiali o sztuce.
Faith była zachwycona erudycją swego towarzysza. Przez chwilę
dyskutowali o impresjonistach, a następnie zajęli się akwarelami Turnera.
- W Anchorage kupiłem w niewielkiej galerii akwaforty Turnera
przedstawiające morskie pejzaże. Mam je w kabinie. Och, wybacz, nie wypada,
żebym cię tam zapraszał.
W tej samej chwili Faith podniosła głowę i ujrzała Nataszę zmysłowo
całującą Cala w ucho. Wizyta w kabinie Iwana była błahostką w porównaniu z
bezwstydnym zachowaniem się tamtej pary. Poza tym Faith doszła do wniosku,
że skoro tyle przeszła dzisiejszego wieczoru i zachowała zimną krew,
niestraszne jej będą umizgi Iwana.
- Chętnie złożę ci wizytę - oznajmiła.
Gdy znaleźli się w kabinie, pożałowała swojej decyzji. Na wstępie
okazało się, że Iwan nie pamięta, gdzie schował akwaforty Turnera, nie miał za
to najmniejszych trudności ze znalezieniem butelki schłodzonego szampana.
Gdy zaproponował, żeby go wypili, Faith grzecznie odmówiła i zamierzała
wyjść, ale w tej samej chwili Iwan pchnął ją na kanapę. Następnym obrazem,
który ukazał się oczom Faith, był widok Iwana padającego na podłogę.
- Moje plecy! - wrzasnął cudzoziemiec.
R S
- 63 -
Faith odsunęła się na bezpieczną odległość, sądząc, że to jego kolejna
sztuczka, ale wykrzywiona bólem twarz Iwana dowodziła, że mężczyzna cierpi
naprawdę.
- Biedaku - szepnęła i uklękła przy nim. - Czy to coś poważnego? Może
wezwę lekarza?
- Nie chcę lekarza - odparł Iwan. - Od dawna mam chory kręgosłup. Stara,
wojenna rana nadal mi dokucza. Wystarczy termofor z gorącą wodą. Leży w
łazience. - Znowu skrzywił się z bólu.
- Zaraz ci pomogę. - Faith napełniła gumowy pojemnik i szybko wróciła
do kabiny. Iwan zdołał tymczasem wpełznąć na drugą kanapę, rozłożoną
wcześniej przez stewarda. Dziewczyna podała choremu termofor. - Przykro mi,
że źle się czujesz, ale sam jesteś sobie winien. Niepotrzebnie się na mnie
rzuciłeś. - Po chwili dodała:
- Może jednak wezwę lekarza?
- Nie trzeba.
- W takim razie... dobranoc.
Nim wyszła, dobiegło ją niezrozumiałe mamrotanie Iwana mruczącego
coś w obcym języku.
Gdy Faith stanęła na progu swojej kabiny, jej oczom ukazał się osobliwy
widok. Bez słowa patrzyła na łóżko, które zajmował Cal. U jego boku
spoczywała Natasza. Każdy dureń od razu by się domyślił, co tu zaszło.
- Wybaczcie, że wam przeszkadzam - powiedziała Faith lodowatym
tonem. Natasza zerwała się na równe nogi.
- Wcale nie przeszkadzasz. On źle się czuje.
- Cal zachorował? - spytała zaniepokojona Faith. Podbiegła do łóżka. - Co
mu jest?
- Chyba za dużo wypił. Jest bardzo senny.
- Na pewno? Może wezwę lekarza? - Cal miał bardzo mocną głowę. Faith
nigdy go nie widziała w takim stanie.
R S
- 64 -
- Do rana wytrzeźwieje. Zamówił bardzo mocny alkohol. Ostrzegałam,
żeby nie przesadzał, ale mnie nie słuchał. - Natasza lekceważąco wzruszyła
ramionami.
- Ach, ci mężczyźni.
- Racja - przytaknęła Faith. - Zaopiekuję się Calem, Nataszo.
- Szczęściarz z niego, skoro ma takich przyjaciół.
- Pogadamy rano, Masters - burknęła Faith po wyjściu cudzoziemki.
Natasza pomknęła do swojej kajuty, żeby opowiedzieć Iwanowi, jakie
informacje wyciągnęła od Cala, gdy zaczął działać pewien niezawodny specyfik
wlany ukradkiem do jego kieliszka. Osłabiał wolę i rozwiązywał oporne języki.
Tymczasem Faith wpatrywała się z niepokojem w sennego Cala.
Podobnie wyglądał w czasie pobytu w szpitalu. Rzadko go takim widywała.
Leżał bez ruchu, ale mimo to muskularne ciało pulsowało siłą i niespożytą
energią.
Faith delikatnie odgarnęła Calowi ciemne włosy z czoła. Przyłożyła dłoń
do twarzy mężczyzny, by sprawdzić, czy chory ma gorączkę. Na wszelki
wypadek sięgnęła do kosmetyczki po termometr. Na szczęście Cal nie gorącz-
kował. Powoli zapadał w sen i mruczał coś niezrozumiale.
- Cal? - szepnęła i pochyliła się nad nim, by raz jeszcze dotknąć czoła.
Mężczyzna otworzył oczy, zamrugał powiekami, chwycił ją w ramiona i
pociągnął na łóżko. Zaczął ją całować namiętnie i zachłannie.
Faith była kompletnie zaskoczona i zbita z tropu. Ogarnęło ją pożądanie.
Przez chwilę opierała się, a potem zaczęła odwzajemniać pocałunki. Rozchyliła
wargi, pozwalając, by język Cala pieścił je czule i namiętnie. Jego ręce błądziły
po ciele Faith, gładząc jej plecy i biodra. Delikatny jedwab sukienki wzmagał
intensywność tej pieszczoty. Silne dłonie nieustępliwie zmierzały do upra-
gnionego celu; objęły talię, następnie przesunęły się w górę i dotknęły piersi.
Faith westchnęła z rozkoszy, gdy usłyszała cichy szept Cala głoszącego
pochwałę jej kobiecości. Omal nie zemdlała, gdy przez cienki jedwab pieścił
R S
- 65 -
kciukami nabrzmiałe sutki. Traciła rozum i nie dbała o to, co się z nią stanie.
Tak bardzo go pragnęła.
Gdy poczuła usta Cala na piersiach okrytych delikatną tkaniną, wygięła
się w łuk. Pieszczota natarczywych warg i śliskiego jedwabiu odebrała jej
rozsądek. Zadrżała, gdy Cal uniósł się na łokciu i ułożył wygodnie obok niej, a
potem wsunął kolano między smukłe uda. Czuła jego nabrzmiałą, pulsującą
męskość. Cal jej pożądał, nie miała co do tego wątpliwości. Wcale się z tym nie
krył.
Przylgnęła do niego udręczona narastającym pożądaniem. Rozkosz
odebrała jasność jej myślom. Nim zdała sobie sprawę, na co się zanosi,
ukochany mężczyzna zaczął ją rozbierać.
Wiedziała, że powinna się bronić, ale pragnęła Cala tak bardzo, że była
gotowa na wszystko, byle pozostać w jego ramionach. Czuła się jak w niebie.
Do czasu.
- Natasza... - mruknął niespodziewanie Cal.
R S
- 66 -
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Faith zdrętwiała. Natasza? Natasza? Czuła się tak, jakby ktoś wylał jej na
głowę kubeł zimnej wody. Wystarczyło jedno słowo, by została wygnana z
ogrodu rozkoszy i spadła na dno piekła. Odepchnęła Cala tak mocno, że omal
nie spadł z wąskiego łóżka. Zerwała się na równe nogi i pospiesznie naciągnęła
sukienkę na ramiona.
- Co się stało? - zapytał Cal, odzyskawszy nagle zdolność jasnego
rozumowania. Był całkiem rozbudzony i trzeźwy, tylko oczy miał podkrążone.
- Pomyliłeś mnie z Nataszą! - zawołała Faith.
- Nic podobnego - zaprzeczył, obejmując dłońmi głowę. Od krzyku
współlokatorki pękały mu bębenki. - Chwileczkę, Faith! To pomyłka. Wracaj...
Faith pobiegła do łazienki i z wściekłością zatrzasnęła drzwi. Zacisnęła
dłonie na umywalce i przygryzła wargi, żeby się nie rozpłakać. Ściana dzieląca
kabinę od łazienki była cienka jak papier. Faith nie chciała, by Cal usłyszał jej
łkanie. Czuła się wprawdzie jak skrzywdzona idiotka, lecz nie chciała za nią
uchodzić w jego oczach. Przeżyte upokorzenie paliło jej serce niczym rozgrzane
do czerwoności żelazo. Wszystkie nadzieje zamieniły się w pył i popiół. To była
pomyłka. Wziął ją za inną kobietę. Tak powiedział. Faith zacisnęła powieki,
jakby chciała w ten sposób wymazać ze swego życia ostatni kwadrans.
Trzeba uciec jak najdalej od tego łobuza. Faith otworzyła drzwi łazienki.
Postanowiła, że jeśli Cal będzie próbował ją zatrzymać, rozerwie go na strzępy
gołymi rękami. Siedział na łóżku i przyglądał się jej uważnie.
- Faith...
Ruszyła ku drzwiom, nie zwracając na niego uwagi.
- Uspokój się i posłuchaj mnie przez chwilę - dodał. - Hej, dokąd się
wybierasz?
R S
- 67 -
Wyszła bez słowa, ale głośne trzaśnięcie drzwiami dało mu wiele do
myślenia.
Minęła godzina, nim Cal odnalazł Faith na górnym pokładzie. Przeszukał
kasyno, bibliotekę, kino, zajrzał w każdy zakamarek. Dopiero gdy wspiął się na
samą górę, spostrzegł ją w najciemniejszym kącie, zwiniętą w kłębek na leżaku,
zapatrzoną ponuro w niebo, mimo późnej pory rozświetlone barwami zachodu
słońca. Dochodziła północ.
Poszukiwania zmęczyły Cala. Był smutny, osowiały i bardzo z siebie
niezadowolony. Jak mógł żywić nadzieję, że wytłumaczy się przed Faith ze
swego postępowania, skoro sam siebie nie rozumiał? Wcale nie pomylił jej z
Nataszą; Czy zdoła wytłumaczyć Faith, że stracił rozsądek, kiedy ją pocałował?
Nie wiedział, skąd się przy nim wzięła. Gorączkowo próbował zebrać myśli.
Musiałby się również przyznać, że nie ma pojęcia, jak trafił do własnego łóżka.
Ostatni wyraźny obraz, który utkwił mu w pamięci, to wspomnienie Nataszy
prowadzącej go ku drzwiom kajuty. Tylko dlatego wspomniał o tamtej
dziewczynie.
To wyjaśnienie nawet jemu wydało się osobliwe. Czuł się podle. Chłodne
powietrze i trzy filiżanki mocnej kawy postawiły go na nogi, lecz nadal
zachodził w głowę, co było w koktajlu, który zamówił wieczorem. Nawet po
wypiciu pół litra mocnej anyżówki, zwanej po grecku uzo, nie miał kaca.
Ciekawe, co go napadło. Popełnił wielki błąd, całując Faith po raz
pierwszy. Nie minął dzień i sytuacja się powtórzyła. Co gorsza, skrycie marzył o
tym, by znowu popełnić ten sam błąd. Na szczęście uczciwsza, mądrzejsza i
rozsądniejsza cząstka jego natury doszła wreszcie do głosu.
Cala dręczyły sprzeczne odczucia. Z jednej strony pragnął kochać się z
Faith, z drugiej zaś chciał ją ochronić przed samym sobą. To ostatnie było dla
niego najważniejsze i dlatego czynił sobie gorzkie wyrzuty z powodu
niedawnego postępku. Opadł na leżak obok Faith. Przypuszczał, że minę ma
równie ponurą jak ona.
R S
- 68 -
- Sytuacja jest nieciekawa - zaczął schrypniętym głosem. - Trudno nam ze
sobą wytrzymać.
- Owszem - zgodziła się Faith.
- Mieliśmy nie wchodzić sobie w drogę - brnął dalej. Jeszcze czuł pod
palcami jedwabiście miękkie włosy kobiety, którą tak niedawno trzymał w
ramionach. - Posłuchaj, do końca rejsu będę trzymał się od ciebie jak najdalej,
oczywiście w granicach rozsądku.
- Świetnie.
- No to postanowione. Wracaj do kajuty, bo zamarzniesz na śmierć. Nie
dam ci więcej powodu do zmartwień.
- Zapewne - burknęła Faith. W głębi ducha wątpiła, czy kiedykolwiek
przestanie się zamartwiać z powodu tego mężczyzny. Cal opacznie zrozumiał jej
ton i odpowiedź.
- Nie masz do mnie zaufania? - zapytał chłodno.
Faith nie odpowiedziała. Pod pewnymi względami Cal stał się dla niej
opoką, ale bywały także sytuacje, w których ufała mu równie mało jak samej
sobie.
- Nie wygłupiaj się - dodał szorstko. - Na pewno nie nadużyję twego
zaufania. Masz dziś kajutę tylko dla siebie. Może to cię przekona, że mam dobre
intencje.
Odszedł, nim Faith zdołała wykrztusić choćby słowo. Gapiła się
bezmyślnie na rozświetlone niebo, usiłując powstrzymać łzy. Delikatna mgiełka
przesłoniła feerię barw, ale Faith tak długo mrugała powiekami, aż obraz
odzyskał wyrazistość.
- Gówno, gówno, gówno - klęła półgłosem, uderzając pięścią w stalową
barierkę. Łzy znowu spływały po policzkach. Niebezpieczeństwo wypłukania
szkieł kontaktowych stawało się coraz realniejsze.
R S
- 69 -
Nie pierwszy raz przyszło Calowi spać w fotelu. Nie wątpił, że jeszcze
zakosztuje tej wątpliwej przyjemności. Fotel stojący w bibliotece okazał się
całkiem wygodny. Nietypowy nocleg Cal przypłacił jedynie lekkim bólem szyi.
Przegarnął włosy palcami i zaklął. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje.
Jego uczucia do Faith zmieniły się diametralnie. Przedtem był do niej
przywiązany, teraz jej pożądał. Co go napadło?
Nie był romantykiem. Nie wierzył w miłość do grobowej deski. Gdy miał
trzynaście lat, jego rodzice się rozwiedli. Kłótniom i zniewagom nie było końca.
Cal przeżył wielkie rozczarowanie. Od tamtej pory minęło dwadzieścia lat, ale
rodzice nie zamienili ani słowa i pałali do siebie nienawiścią równie silną jak
dawniej. Cal przekonał się, jak niszczący bywa wpływ nieudanego małżeństwa
na dalsze losy człowieka, i postanowił, że będzie unikał trwałego związku jak
ognia.
Uciekał od silnych uczuć i byłoby mu się to udało, gdyby nie namiętność,
którą wzbudziła w nim Faith.
Potrząsnął głową, jakby chciał pozbyć się niepokojących myśli, i jęknął z
bólu. Miał potężnego kaca. Ostrożnie zerknął na zegarek. Dochodziła szósta.
Najwyższa pora zażyć aspirynę i wypić kawę. Dużo kawy. Może to rozjaśni mu
w głowie i pomoże rozwikłać niepokojące zagadki.
Faith obudziła się o wschodzie słońca. Spojrzała na budzik: było wpół do
piątej. A zatem przespała aż cztery godziny. Zgodnie z obietnicą, Cal nie wrócił
do kabiny. Być może przygarnęła go Natasza.
Dochodziła szósta, gdy w umyśle Faith odrodziło się niczym feniks z
popiołów stanowcze postanowienie, które podjęła w najczarniejszej chwili
minionej nocy. Skoro Cal jest tak głupi, że odrzuca czyste złoto (czyli Faith) i
sięga po tanią imitację (czyli po Nataszę) to znak, że istotnie nie zasługuje na
lepszy los. Jego strata. Faith nie zamierzała rozpaczać z tego powodu.
Niepotrzebnie traciła cenny czas, żyjąc przeszłością. Pora spojrzeć w
przyszłość i zadbać o siebie. Czy warto postawić na Nigela? Kto wie? Jednego
R S
- 70 -
była pewna: da sobie radę i wyjdzie z obecnych kłopotów obronną ręką.
Wprawdzie dużo przeszła, ale się nie załamała. Do końca rejsu pozostało
jeszcze pięć dni. Nie zamierzała ich spędzać na ponurych rozmyślaniach o Calu.
Postanowiła cieszyć się każdą chwilą i zapomnieć o przeszłości.
Wykonanie tego postanowienia okazało się tym łatwiejsze, że statek tego
właśnie dnia po raz pierwszy w czasie rejsu zawinął do portu. Wycieczkowicze
mogli zwiedzić miasto Whittier albo wybrać się na autokarową wyprawę w głąb
lądu. Faith już się na nią zapisała i była przekonana, że miło spędzi czas.
Chciała zastanowić się nad sobą i ostatecznie wyrzucić Cala ze swego serca.
Dziesięć minut później była gotowa do wyjścia. Wezwała stewarda, by
zgłosić awarię prysznica w kabinie. Na szczęście zdążyła spłukać pianę z
włosów i ciała, nim woda przestała płynąć. W przeciwnym razie miałaby
poważne kłopoty.
Zostawiła Calowi informację, że wróci około szóstej po południu.
Włożyła dżinsy i obszerny czerwony sweter. Przypięła do niego ulubioną
broszkę z żółtawego markazytu w kształcie księżyca. Uważała ją za talizman
spełniający najskrytsze życzenia. W ostatniej chwili narzuciła na siebie jeszcze
ciepłą kamizelę.
Na pokładzie spotkała uradowaną Glory.
- Czy wiesz, że trwa konkurs? Kto odpowie prawidłowo na wszystkie
pytania dotyczące Alaski, zdobędzie nagrodę. Jestem pewna zwycięstwa. Proszę
bardzo, zadaj mi jakieś pytanie.
- Chętnie... - zgodziła się Faith.
- Stany Zjednoczone nabyły Alaskę od carskiej Rosji w roku 1867 za
siedem milionów dwieście tysięcy dolarów, co daje niecałe pięć centów za
hektar - wyrecytowała z dumą Glory, zanim Faith zdążyła ją o cokolwiek
zapytać. - Oczywiście nie wyliczyłam tego sama. Wszystko jest napisane w
przewodniku. Wczoraj padło takie pytanie i prawidłowo na nie odpowiedziałam.
Co jeszcze chcesz wiedzieć?
R S
- 71 -
- Zobacz, przerzucili już trap - oznajmiła Faith, chcąc odwrócić uwagę
współpasażerki od konkursowych emocji. Daremnie.
- Świetnie. Czy wiesz, że nazwa „Alaska" pochodzi od indiańskiego
słowa „Alashka", co znaczy wielki ląd lub ziemia. Na to pytanie też
odpowiedziałam i zarobiłam kolejny punkt.
- To wspaniale.
Wkrótce podróżni zeszli na ląd. Glory i Rhoda wstąpiły do sklepu z
pamiątkami, którego szyld głosił dumnie, że jest to najstarszy tego rodzaju
obiekt na Alasce. Faith skorzystała z okazji i uwolniła się od ich towarzystwa.
Po zwiedzeniu miasta wycieczkowicze zebrali się przy autokarze. Była
ich spora gromadka.
- Wygląda na to, że wiele osób zdecydowało się wyruszyć na tę wyprawę.
- Na szczęście nie wszyscy z nami jadą - mruknęła Faith, myśląc o Calu.
Jeszcze się na niego nie natknęła i, szczerze mówiąc, wcale nie miała na to
ochoty. Gdy wsiadła do autokaru, spotkała ją przykra niespodzianka. Cal już
tam był.
- Spójrz, kochanie, Calvin jedzie z nami - oznajmiła Glory, stojąc w
przejściu. Faith wybrała fotel znajdujący się z przodu. Nie miała ochoty siedzieć
obok Cala.
- Nie przypuszczałam, że go zainteresuje ta wycieczka - zwróciła się do
Glory. Umyślnie mówiła o współlokatorze, używając trzeciej osoby. - Wydaje
mi się, że przelot helikopterem nad lodowcami bardziej odpowiada jego gustom.
- Powiedz jej, Glory, że mam helikopterów po dziurki w nosie.
- Cal mówi, że ma helikopterów...
- Słyszałam - przerwała jej Faith.
- Nie odzywacie się do siebie? - spytała Glory, wodząc spojrzeniem od
jednego do drugiego. Cal otworzył szeroko oczy, udając zdziwienie. Faith
przybrała obojętny wyraz twarzy.
R S
- 72 -
Niezadowolone głosy tłoczących się w przejściu turystów zmusiły Glory
do szybkiego zajęcia miejsca. Opadła na fotel obok Cala. Rhoda usiadła z Faith.
Podczas wycieczki Cal miał wrażenie, że wkrótce zmieni się w sopel
lodu. Faith emanowała chłodem. Śmiała się i żartowała z Keckami, ale wobec
niego zachowywała wyniosłe milczenie. Traktowała go jak powietrze, co wcale
nie było przyjemne. Cal miał wielką ochotę ulepić kulę ze śniegu i rzucić nią w
Faith albo chwycić dziewczynę w ramiona i całować do utraty tchu.
Zdawał sobie sprawę, że oba pomysły są nie do przyjęcia i mogą jedynie
pogorszyć sytuację. Nagle zmienił zdanie i przestał się martwić, co wypada, a co
nie. Stanął plecami do Faith, żeby się nie domyśliła, co knuje, i gołymi rękami
ulepił zgrabną pigułę.
Buch! Ktoś uderzył go w plecy. Śnieg przylepił się do wełnianego swetra
o grubym splocie. Odwrócił się i zobaczył Faith biegnącą w stronę autokaru.
Zatrzymała się na moment. Spojrzała na niego z wyższością i satysfakcją. A to
wiedźma!
- Pożałujesz - mruknął Cal, mijając fotel Faith. Rhoda otworzyła szeroko
oczy ze zdumienia. - Nie mówiłem do pani, tylko do niej - wyjaśnił pospiesznie.
Faith nie zwracała na niego uwagi. Cal był rozczarowany. Sądził, że
przestała się gniewać i dlatego rzuciła w niego śnieżką, ale nadal zachowywała
dystans i wyniosłe milczenie. Gdy opadł na fotel, był w dużo gorszym nastroju
niż na początku wycieczki.
Podczas kolejnego postoju Faith potraktowała go chłodno niczym
Królowa Śniegu. Zrobiła mnóstwo zdjęć. Cal udawał, że jej nie zauważa.
Wściekły powrócił do autokaru. Papużki nierozłączki siedziały na swoich miejs-
cach.
- Dlaczego jesteś taki ponury? - zapytała Glory.
- Bo mam chandrę - odparł.
- Aha. - Glory współczująco pokiwała głową. Korzystając z nieobecności
Faith, która nadal fotografowała, starsza pani wzięła Cala na spytki. -
R S
- 73 -
Pokłóciliście się? Powinieneś mi się zwierzyć, Calvinie. Dyskrecja zapewniona.
Nikt, z wyjątkiem Rhody, nie dowie się o naszej rozmowie, ale moja siostra jest
małomówna, więc nie wypaple twego sekretu. Rzadko się odzywa, co wcale nie
oznacza, że jest ograniczona. No wiesz, cicha woda i tak dalej. Za dużo gadam.
Już milknę. - Poklepała Cala po ramieniu. - Chciałeś mi opowiedzieć o kłótni z
Faith.
- Nie zamierzam o tym rozmawiać - odparł Cal.
- Dlaczego? - zdziwiła się Glory.
- Bo to nie twoja sprawa - stwierdziła Rhoda, odwracając się w ich stronę.
Glory i Cal osłupieli ze zdumienia.
- Cicha woda, co? - perorowała dalej Rhoda. - No to posłuchaj: są ludzie,
którzy nie lubią się wtrącać do cudzych spraw.
- Ja się nie wtrącam! - krzyknęła z oburzeniem Glory.
- Wręcz przeciwnie! - upierała się Rhoda. - Przestań wreszcie roznosić
plotki. Daj spokój temu biedakowi. I zapamiętaj raz na zawsze, że ma na imię
Cal, a nie Calvin.
Glory nie była w stanie wykrztusić słowa.
- W autokarze, którym Cal odjechał z tamtą kobietą, zabrakło miejsc -
oznajmiła ponuro Natasza. - Wszystkie moje starania spełzły na niczym.
Daremnie próbowałam zawrócić w głowie kierowcy. I tak z nimi nie
pojechałam.
- Mnie jest wszystko jedno - odparł Iwan. - Mam chory kręgosłup. I tak
bym nie pojechał.
- Jeśli nie znajdziemy diamentów, nie będziesz miał się za co leczyć -
stwierdziła ponuro Natasza, zirytowana jego nieustannym narzekaniem.
- Przez cały czas wertuję podręcznik dla wywiadowców, by znaleźć
wyjście - zapewnił ją Iwan. - Nie przeszkadzaj. Jak mogę się skoncentrować,
skoro ciągle mnie niepokoisz?
- Czy sądzisz, że podręcznik będzie pomocny?
R S
- 74 -
- Autorzy nie przewidzieli takiej sytuacji - przyznał niechętnie Iwan.
- Mówiłeś, że w tej książce jest wszystko.
- Tak sądziłem.
- Czytaj, Iwanie. W końcu natrafisz na jakąś wskazówkę. To grube
tomisko. Znajdzie się rada na nasze kłopoty.
- Pamiętaj, że to duży statek. W jakimś zakamarku ukryte są nasze
diamenty. Trzeba szukać.
- Jestem pewna, że są nadal w kajucie tamtej kobiety - odparła Natasza.
- Jest u niej hydraulik. Reperuje zepsuty prysznic.
- Można by teraz przeszukać kajutę. Jak długo potrwa naprawa?
- Na wyspach Nabassi hydraulik potrzebował na to całego tygodnia -
przypomniał Iwan.
- Jesteśmy na terytorium Stanów Zjednoczonych - przypomniała Natasza.
- W takim razie wystarczy jeden dzień.
- Cały dzień? Los nam nie sprzyja - stwierdziła z rozpaczą Natasza.
- Nie masz racji. Znajdę w podręczniku jakąś wskazówkę. Nie rozpaczaj.
Przechytrzyliśmy żołdaków z Nabassi, to i tutaj damy sobie radę.
- Kiedyś miałam świetne nogi. Doskonale tańczyłam - szepnęła Nora
Keck do Faith, gdy oglądali widowisko przedstawiające wydarzenia, które miały
miejsce na Alasce podczas gorączki złota.
- Nadal jesteś świetna, serdeńko. Moja żona ma najpiękniejsze nogi w
Miami. Została wybrana Miss Cytrusów w roku...
- Przestań sypać datami, misiaczku - przerwała mu Nora. Cal z uwagą
przyglądał się występującym dziewczynom. Zastanawiał się, jak Faith
wyglądałaby w stylowym kostiumie. Miała doskonałą figurę, przyjemnie
zaokrągloną tam, gdzie trzeba. Jej atutem była delikatna, brzoskwiniowa cera.
Miała też dużo wdzięku i umiała się zachować. Doskonale zagrałaby rolę
dziewiętnastowiecznej piękności.
R S
- 75 -
Podczas studiów zmusiła go do przeczytania gotyckiego romansu.
Uwielbiała takie opowieści. Okazało się, że wcale nie są takie nudne. Nigdy się
nie przyznał, że przeczytał ten romans z prawdziwym zainteresowaniem. W
tajemnicy sięgnął po kilka innych powieści historycznych. Uznał, że wiele może
się nauczyć od średniowiecznych bohaterów. Niektórym ich sztuczkom nie
oparłaby się żadna współczesna dziewczyna. Cal myślał o tym z uśmiechem.
Niespodziewanie złapał się na tym, że ilekroć zaczyna marzyć o sercowych
podbojach, widzi oczyma wyobraźni urodziwą twarz Faith.
Ogarnął go niepokój. Zastanawiał się, dlaczego przestała mu się podobać
Natasza oraz inne ślicznotki, poznane na statku. Pociągała go tylko Faith -
jedyna kobieta, której nie wolno mu było pragnąć - współlokatorka i koleżanka
ze studiów.
Kiedy przestała być dla niego kumpelką, a przekształciła się w obiekt
pożądania? Zawsze uważał ją za miłą dziewczynę, ale jako kobieta i potencjalna
kochanka nigdy się dla niego nie liczyła. Teraz było inaczej. Nagłe odkrycie jej
uroków nastąpiło tak niespodziewanie jak wybuch wulkanu!
Rozległy się dźwięki kankana. Tancerki w obszernych halkach i
koronkowych podwiązkach unosiły wysoko zgrabne nogi. Faith wyglądałaby
równie pięknie w tym stroju. Cal czuł się zawstydzony, że pozwala sobie na
takie rojenia.
Faith obserwowała go ukradkiem. Zauważyła, że wpatruje się w tancerki
jak urzeczony. Albo zamyślił się głęboko, albo wpadła mu w oko jakaś
dziewczyna. Zbyt dobrze go znała, by wątpić, że druga możliwość jest o wiele
prawdopodobniejsza. Bez wahania postawiłaby na to cały swój majątek.
- Przepraszam za spóźnienie - usprawiedliwiła się zdyszana Faith. Po
spektaklu wstąpiła do sklepu z pamiątkami. Sprzedawca nie mógł zdjąć z
wystawy przedmiotu, który sobie upatrzyła, w końcu jednak stała się szczęśliwą
posiadaczką kamiennej figurki niedźwiedzia, spoczywającej teraz w jej torbie.
R S
- 76 -
- Nic się nie stało. Skoro jesteśmy w komplecie, odjeżdżamy - stwierdził
kierowca i zamknął drzwi. W tej samej chwili Faith zorientowała się, że w auto-
karze jest tylko jedno wolne miejsce - obok Cala. Faith złorzeczyła w duchu
Glory siedzącej obok naburmuszonej Rhody. Ostrożnie przycupnęła na brzegu
fotela.
- Jeśli odsuniesz się jeszcze dalej, spadniesz na podłogę - szydził Cal.
Faith nie miała mu tego za złe. Doszła do wniosku, że niepotrzebnie go
ignorowała. Zachowała się jak idiotka, ale nie miała pojęcia, o czym z nim
rozmawiać.
Zbyt długo się znali, by mówić o pogodzie, a na osobiste zwierzenia i
wspomnienia z okresu studiów nie miała ochoty. Czuła się jak mysz schwytana
w pułapkę.
Zajęła się fotografowaniem i udawała, że jest tym całkowicie pochłonięta.
Z radością przyjęła propozycję Cala, żeby usiadła przy oknie. Rama
uniemożliwiała chwilami robienie zdjęć.
- Nie wolno stać w przejściu podczas jazdy - rozległ się karcący głos
kierowcy, gdy Faith wstała, żeby zamienić się miejscami. Cal zajął właśnie jej
fotel, więc musiała szybko przecisnąć się obok niego. W tej samej chwili
autokar znalazł się na zakręcie. Czy można się było spodziewać innego obrotu
spraw przy jej zezowatym szczęściu? Zachwiała się i omal nie wylądowała na
kolanach Mastersa. Oparła dłoń na jego udzie, by odzyskać równowagę. Gdy
poczuła, że cały zesztywniał, błyskawicznie cofnęła dłoń, jakby dotknęła
rozżarzonego do czerwoności żelaza.
- Przepraszam - wymamrotała i niezgrabnie opadła na fotel. Zaczerwieniła
się, nie dlatego jednak, że dotknęła Cala, lecz z powodu upokorzenia, jakim była
jego gwałtowna reakcja. Nigdy się tak nie zachowywał. Mogła to sobie
wytłumaczyć tylko w jeden sposób: nie życzył sobie, by go dotykała - pod
żadnym pozorem. Wszystko się między nimi popsuło.
R S
- 77 -
Podniosła do oczu aparat fotograficzny i udawała, że fascynuje ją
widziany za oknem krajobraz. Była w rozpaczy. Droga powrotna dłużyła się w
nieskończoność. Faith nie mogła się doczekać, by Cal uwolnił ją wreszcie od
swego towarzystwa. Gdy znaleźli się w kabinie, zabawiła tam jedynie przez
chwilę. Schowała aparat fotograficzny i wyszła. Nie miała odwagi spojrzeć
Calowi w twarz. Potrzebowała czasu, żeby odzyskać równowagę.
Pobiegła na górny pokład, gdzie miała swoją ulubioną kryjówkę.
Otworzyła drzwi prowadzące na schody i postawiła nogę na pierwszym stopniu.
Nagle poczuła, że spada...
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Był wypadek! - Iwan z krzykiem wbiegł kajuty, którą dzielił z Nataszą.
- Jaki wypadek? Mów po angielsku, Iwanie - upomniała go. Znowu użył
ojczystego języka.
- Wpadliśmy po uszy - oświadczył. Natasza wlepiła w niego zdziwione
oczy. - Sama kazałaś mi wertować słownik. Znalazłem wybór zwrotów
używanych w języku potocznym. Chodzi o idiomy...
- Rozumiem - przerwała Natasza. - Mów, co się stało.
- Byłem na górnym pokładzie...
- Śledziłeś tę kobietę?
- Owszem.
- I co dalej?
- Sądzę, że nie żyje.
- Nie żyje? Jak do tego doszło?
- Był wypadek - powtórzył Iwan.
- Co przeskrobałeś? - zapytała surowo Natasza.
- To był wypadek - powtórzył Iwan ze łzami w oczach.
R S
- 78 -
- Zastrzeliłeś ją czy zadźgałeś nożem? Gadaj! - Iwan pociągnął nosem, ale
nie odpowiedział. - Iwanie, sam mówiłeś, że brutalność jest nie do przyjęcia -
przypomniała Natasza.
- Nie byłem brutalny. Tylko ją szturchnąłem.
- Szturchnąłeś?
- Raczej puknąłem.... nie, popchnąłem ją. - Iwan był najwyraźniej
ogromnie poruszony. Gestykulował energicznie. - To wypadek.
- Kobieta zginęła na miejscu, bo ją popchnąłeś? Strasznie cherlawe te
Amerykanki.
- Nie jestem pewny, czy ją zabiłem - wyznał Iwan.
- Nie ruszaj się stąd. Zaraz wszystko sprawdzę - odparła Natasza. -
Zabrałeś jej torebkę?
- Nie! - jęknął.
- Iwanie, przecież po to poszedłeś. Takie proste zadanie: ukraść torebkę i
sprawdzić, czy są w niej diamenty.
- Sądziłem, że Faith nie żyje...
- Nieboszczka nie potrzebuje torebki - zauważyła Natasza. Iwan spojrzał
na nią spode łba.
- Nie jestem maszyną do zabijania! Mam serce. Jestem wrażliwy.
Pamiętaj, że nie tylko ja miałem kłopoty z wykonaniem zadania. Nie udało ci się
upić tamtego faceta i przeszukać kajuty. Jeśli chcesz znaleźć winnego, zacznij
od siebie!
- Byłam tylko sekretarką - odcięła się Natasza. - Nie jestem
doświadczonym szpiegiem tak jak ty. - Wycelowała w niego palec zakończony
krwistoczerwonym paznokciem.
- Nie wymagano ode mnie mordowania. Dawniej nie stosowano takich
metod.
- Nie trzeba nikogo zabijać, żeby odzyskać diamenty. Tu konieczny jest
spryt. Musimy ostro wziąć się do roboty, Iwanie. Powinieneś zajrzeć do
R S
- 79 -
podręcznika. Na pewno popełniliśmy błąd. Nawet ja to rozumiem. Musimy
szybko zaplanować jakieś sprytne posunięcie.
- Dlaczego ta pani leży na pokładzie? - Nad głową Faith rozległy się
dziecięce głosiki.
Bolały ją kolana i dłonie. Czuła się tak, jakby przejechała po niej wielka
ciężarówka. Uniosła powieki i spojrzała na zgromadzony wokół tłum. Miała
wrażenie, że tysiące ludzi gapią się na nią z nie ukrywaną ciekawością. Jak
przez mgłę widziała twarz Nataszy. Nienawidziła robić z siebie widowiska.
- Faith? Rany boskie, co ci jest, kochanie? - wykrzyknęła Glory,
pochylając się nad nieszczęsną ofiarą. Starsza pani zaczęła strofować gapiów: -
Odsuńcie się natychmiast. Pozwólcie jej swobodnie odetchnąć. To nie cyrk.
Poszukajcie innych atrakcji!
Faith zamknęła oczy. Marzyła o zapadni, dzięki której mogłaby umknąć
przed spojrzeniami ciekawskich współpasażerów.
- Słabo ci, kochanie? - dopytywała się Glory. - Niech ktoś wezwie
lekarza! - zawołała do gapiów.
- Nie! - Faith otworzyła oczy i podniosła się przy pomocy Glory. - Już mi
lepiej. Chyba się potknęłam... - Nie mówiła całej prawdy. Miała wrażenie, że
ktoś ją popchnął.
- Potknęłaś się - powtórzyła Glory, marszcząc brwi. - Zapomniałaś, jak
należy chodzić po statku? - Faith czuła, że nogi się pod nią uginają. - Jesteś
bardzo blada, kochanie - zauważyła starsza pani. - Powinnam chyba zawiadomić
Cala...
- Nie! - Faith nie życzyła sobie, by Cal oglądał ją w takim stanie. - Czuję
się dobrze.
- Nie wyglądasz najlepiej - odparła stanowczo Glory.
- Co tu się dzieje? - Faith usłyszała głos Cala. Znowu zaczęła marzyć o
zapadni.
- Nic - odparła pospiesznie, chcąc uprzedzić Glory. Daremny wysiłek.
R S
- 80 -
- Och, Calvinie, tak się cieszę, że przyszedłeś. Faith miała wypadek.
Niewiele brakowało, żeby skręciła sobie kark.
- Na szczęście do tego nie doszło.
Glory odwróciła się do Cala. Gdy osłabł mocny uścisk jej dłoni, Faith
zachwiała się gwałtownie. Cal podbiegł natychmiast i objął ją ramieniem. Była
tak obolała, że bez oporu przylgnęła do szerokiej piersi. Poczuła się całkiem
bezpieczna. To było rozkoszne wrażenie.
- Co się stało? - nie dawał za wygraną Cal.
- Faith spadła ze schodów.
- Potknęła się - wtrąciła Rhoda.
- Spadła na łeb, na szyję i bardzo się poturbowała.
- Przesada. Uderzyła kolanami o pokład - sprostowała Rhoda.
- A głowa? - Cal wsunął dłoń we włosy Faith. - Chyba jej sobie nie
rozbiłaś? - wypytywał z niepokojem.
Faith skinęła na znak, że wszystko w porządku.
- Nie ma o czym mówić. Już mi lepiej.
- Przesada - odparł cierpko Cal, zaniepokojony jej bladością. - Zaniosę cię
do gabinetu lekarskiego.
- Wykluczone! - Tego tylko brakowało, żeby wziął ją na ręce i zaczął
dowcipkować na temat jej wagi. I bez tego miała dość zmartwień.
- Dobrze, już dobrze. W takim razie muszę cię zanieść do kajuty - odparł
Cal.
- Nie chcę, żebyś mnie nosił na rękach - oznajmiła Faith. - Bez trudu
przejdę tych parę kroków...
- Zgoda, ale pozwól sobie pomóc - wpadł jej w słowo. Objął mocno
ramiona dziewczyny, a drugą ręką ostrożnie ją podtrzymywał. Robił to z
ogromną delikatnością, lecz jego głos brzmiał stanowczo: - Nie wezmę cię na
ręce pod warunkiem, że w drodze do kajuty oprzesz się na moim ramieniu, czy
R S
- 81 -
masz na to ochotę, czy nie. Przestań gadać i rób, co każę. Idziemy. Jeśli
zaczniesz marudzić, od razu wezmę cię na ręce.
Wystarczyło jedno spojrzenie na Cala, by zrozumieć, że mówi poważnie.
Faith poszła z nim bez słowa, chociaż czuła się zakłopotana. To nie było
przyjemne. Ani trochę.
- Nie przejmuj się, Iwanie. Ona żyje - oznajmiła Natasza, wpadając do
kajuty.
- Nie jestem mordercą?
- Nie.
- Jest przy niej lekarz?
- Po co? Nie doznała poważniejszych obrażeń.
- To cud! - Iwan wyglądał jak człowiek, który za chwilę rzuci się na
kolana, by zmówić modlitwę dziękczynną. Natasza lekceważąco wzruszyła
ramionami. .
- Prawdziwy cud nastąpił wówczas, gdy wywieźliśmy diamenty z Nabassi
- mamrotała Natasza. - Od tamtej chwili prześladuje nas pech. Twierdzisz, że
legenda o klątwie to bujda, ale ja nie jestem tego taka pewna.
- Udało nam się przemycić klejnoty do Ameryki, prawda? Żadna klątwa
nas nie powstrzyma. Zabrnęliśmy tak daleko, że nie możemy się wycofać.
Dziwnym trafem przekleństwo nie dotknęło poprzedniego właściciela ko-
sztowności.
- Został odsunięty od władzy po trzydziestu latach dyktatorskich rządów,
wkrótce po tym, jak przywłaszczył sobie diamenty.
- To niczego nie dowodzi. Teraz Faith je ma, a klątwa jej nie dotknęła.
Uszła z życiem, kiedy ją szturchnąłem... popchnąłem. Zresztą mniejsza z tym.
Potrzebujemy kosztowności, by zacząć nowe życie, bez względu na to, czy są
one feralne, czy nie. Stanowią dla nas gwarancję dobrobytu. Musimy je
odzyskać.
- Zaglądałeś do podręcznika? Znalazłeś wskazówki?
R S
- 82 -
- Nie, ale lektura wyboru idiomów wiele mi dała.
- A mianowicie?
- Uznałem, że pora zakasać rękawy i wziąć się do roboty.
- Po co ta ostentacja? - burknęła Faith. Zjeżdżali windą na pokład numer
trzy. Cal nadal obejmował ją ramieniem.
- Nie robię tego na pokaz. Z tobą to inna sprawa. Trzeba przyznać,
narobiłaś sporo zamieszania - odciął się Cal. - Dlaczego tak ci trudno przyjąć
pomocną dłoń?
Faith mogłaby wymienić kilka powodów: bo dziwnym trafem właśnie ty
spieszysz mi z pomocą; obejmujesz mnie tak mocno, że z trudem łapię oddech...
Bliskość Cala wywierała fatalny wpływ na Faith. Czuła się jak na torturach. Tak
samo alkoholik, który postanowił zerwać z nałogiem, zareagowałby na
propozycję wypicia kieliszka wódki. Pokusa była zbyt wielka dla istoty o słabej
woli...
- Zawsze byłaś uparciuchem - powiedział z wyrzutem Cal. Faith poczuła
się dotknięta. Odzyskała werwę i panowanie nad sobą,
- I kto to mówi! Jeśli chodzi o przekorę i upór, nie masz sobie równych.
- Z wyjątkiem ciebie - odparł Cal, wyprowadzając ją z windy. - Chodźmy.
Trzeba przemyć i opatrzyć skaleczenia.
Po chwili znaleźli się w kajucie.
- Usiądź na łóżku - polecił Cal - a ja tymczasem...
- Nie jestem małą dziewczynką - Wybuchnęła Faith. Jej cierpliwość miała
swoje granice. - Nic mi się nie stało. Sama potrafię przemyć zadrapania.
- Zdejmuj spodnie. - Cal nie zważał na jej gadaninę.
- Co powiedziałeś? - Faith popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
Czyżby oszalał?
- Rhoda twierdziła, że upadłaś na kolana. Musimy je obejrzeć.
R S
- 83 -
- Nic nie musimy. Sama to zrobię. Wynoś się stąd. - Uznała, że dłużej
tego nie zniesie. Jeśli Cal natychmiast nie zostawi jej w spokoju, za chwilę rzuci
mu się w ramiona.
- Dobrze, skoro sobie tego życzysz, zostawię cię samą - odparł,
spoglądając na nią ponuro.
- Wyglądasz mi na faceta, który potrzebuje kumpla - zagadnął Cala Bud
Keck. Masters siedział samotnie w restauracji. Rozmyślał o czymś nad kuflem
piwa.
- Nie jestem dziś wesołym kompanem - uprzedził Buda, który
współczująco pokiwał głową i przysiadł się mimo wszystko.
- Glory opowiadała, że Faith miała wypadek. Co z nią?
- Szkoda gadać.
- Jest ranna?
- Skąd mam wiedzieć? - burknął Cal. Zreflektował się, widząc zdumienie
na twarzy Kecka. - Wybacz. Nie chciałem cię obrazić. Faith twierdzi, że czuje
się dobrze, ale nie pozwoliła mi obejrzeć skaleczeń i siniaków. Okropnie się
wścieka. Niewiele brakowało, żebym oberwał, gdy próbowałem jej pomóc.
Skąd mogłem wiedzieć, że się zirytuje?
- Dlaczego tak mówisz?
- Jesteśmy przyjaciółmi.
- Co nie znaczy, że Faith przestała być kobietą, Cal.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
- I to cię martwi?
- Nawet bardzo.
- Nic dziwnego - odparł Bud z tajemniczym uśmiechem.
- O co ci chodzi? - dopytywał się Cal.
- Drobnostka. - Bud wziął garść orzeszków, które podawano do piwa. Po
chwili odezwał się znowu: - Masz rację. Kobiety bywają nieznośne. Moim
zdaniem, nie sposób się z nimi zaprzyjaźnić.
R S
- 84 -
- Czasem tak się zdarza, ale nie jest to łatwe.
- Chyba masz rację - odparł z westchnieniem Bud.
- Sęk w tym, że utknęliście na kilka dni w ciasnej kajucie. Okropne. Z
ukochaną łatwiej wytrzymać, chociaż te babskie pudry, lokówki, tusze to czysta
wariacja. Moja pani używa specjalnego aparatu do podwijania rzęs, który
przypomina narzędzie tortur. Mówi na to: zalotka. - Bud wzruszył ramionami. -
Odwracam się, kiedy jej używa. Nie mogę na to patrzeć.
- Rozumiem - odparł Cal, ale jego słowa nie zabrzmiały szczerze. Wątpił,
by Faith używała zalotki albo tuszu. Gdy spoglądała na niego zaraz po
przebudzeniu szeroko otwartymi oczyma krótkowidza, jej rzęsy były czarne i
gęste. Cal zamyślił się głęboko. - Powiedz mi, Bud, co czułeś, gdy poznałeś
Norę. Skąd wiedziałeś, że to dziewczyna dla ciebie?
- Była wesoła, a poza tym miała wyjątkowo piękne nogi. Poznaliśmy się
na zabawie. Wystarczył jeden wspólny taniec i... już wiedziałem, że to
dziewczyna, której szukałem.
- Mało jest par, które przeżyły razem pięćdziesiąt lat.
- Pewnie dlatego, że większość ludzi spodziewa się w małżeństwie
samych przyjemności. Kto powiedział, że łatwo jest żyć we dwoje? Przeciwnie.
Trzeba się bardzo starać. To niełatwe zadanie dla dwojga ludzi. Byłeś żonaty,
Cal?
- Uchowaj Boże.
- Nie palisz się do małżeństwa, co?
- To prawda.
- Znacie się z Faith od dawna? Cal skinął głową.
- Od dziesięciu lat. Razem studiowaliśmy.
- Spotkałem ją niedawno, ale sądzę, że to wyjątkowa dziewczyna.
- I masz rację.
- Faith była rozdrażniona i wściekła z powodu wypadku. Gdy wrócisz do
kabiny, pewnie cię przeprosi - rzekł Bud.
R S
- 85 -
- Tak sądzisz?
- Jestem pewny. Sam się przekonaj. Przecież nie masz nic do stracenia.
Faith wzięła gorący prysznic i od razu poczuła się lepiej, przynajmniej
fizycznie. Nadal była w ponurym nastroju. Ale heca! Wybrała się na wycieczkę,
żeby rozważyć, czy chce być z Nigelem, a tymczasem zupełnie straciła grunt
pod nogami. Wszystko przez Cala.
Obejrzała kolana. Nie wyglądały najgorzej. Miała sporo szczęścia.
Bzdura. Wcale nie czuła się szczęściarą. Usiadła na łóżku, by wysuszyć
włosy. Było jej ciężko na sercu, jakby spoczywał na nim stukilowy głaz. Włosy
nie chciały się ułożyć tak, jak sobie życzyła, a na domiar złego czuła piekące łzy
pod powiekami. Jeśli zacznie płakać, szkła kontaktowe diabli wezmą.
Stało się. Soczewki odpadły od rogówki. Faith zalała się łzami.
Cal pogwizdywał, idąc korytarzem. Bud miał rację. Faith na pewno się
uspokoiła i zaraz go przeprosi za niestosowne zachowanie. Spodziewał się
zobaczyć uśmiech na jej ślicznej twarzy i...
Płakała! Osłupiały Cal stał w otwartych drzwiach. Faith nigdy nie płacze!
Nawet gdy nastąpiła na gwóźdź, nie uroniła ani jednej łzy.
Zatrzasnął drzwi i podbiegł do łóżka.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? Boli cię kolano? Wezwać lekarza?
Potrząsnęła głową. Nie chciała z nim rozmawiać. Wiele by dała, żeby
przestać istnieć. Cal położył dłoń na jej ramieniu. Chciał ją przytulić. Odtrąciła
jego rękę i odsunęła się.
Tego już było za wiele. Zacisnął zęby i wstał. Miał tego dosyć. Nie
zamierzał znosić dłużej kaprysów Faith. Bez słowa chwycił torbę i zaczął do
niej wrzucać swoje rzeczy.
- Co robisz?
- Odzyskałaś mowę? - zapytał, patrząc na nią z wściekłością. - To chyba
jasne. Wyprowadzam się.
- Do Nataszy? - Bała się zadać to pytanie, ale musiała wiedzieć.
R S
- 86 -
- Nie - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Wynajmę kajutę. Nieważne, ile
to będzie kosztowało. Nie chcę ci psuć wakacji. Od razu powinienem był się
wyprowadzić.
Faith była zaskoczona decyzją Cala, lecz o wiele bardziej zaniepokoił ją
wyraz jego twarzy. Oprócz złości malowało się na niej cierpienie i głęboka
rozpacz. Te same uczucia dostrzegła w swoich oczach, gdy po kąpieli spojrzała
w lustro.
Może... nie była mu obojętna? Może czuł do niej coś więcej niż tylko
przyjaźń?
- Dlaczego chcesz się wyprowadzić?
- Jeśli tu zostanę, to jedynie po to, żeby się z tobą kochać - wyznał
otwarcie.
- Czy to zbrodnia? - zapytała cicho.
- Nie zasługuję na ciebie. Powinnaś się związać z mężczyzną, który jest
więcej wart... który cię poślubi. Wiesz, co sądzę o małżeństwie.
- Owszem. - Ta sprawa nie miała teraz znaczenia.
Ważniejsze było to, co Cal myśli o niej. Zbolały głos i cierpienie w jego
oczach sporo wyjaśniły Faith. Pragnął jej.
- Potrzebujesz kogoś lepszego ode mnie - powtórzył. Odwrócił się w
stronę drzwi. Faith wstała i wyciągnęła do niego rękę.
- Potrzebuję ciebie, Cal. Zostań.
R S
- 87 -
ROZDZIAŁ ÓSMY
Czas stanął w miejscu. Nim Cal się odwrócił, Faith po stokroć doznała
wrażenia, że umiera i zmartwychwstaje. Wreszcie stanęli twarzą w twarz. Cal
patrzył na nią zachłannie, pożądliwie. Od lat śniła, że pewnego dnia wyczyta te
uczucia w jego spojrzeniu.
- Zostań - szepnęła.
Wstrzymała oddech, gdy Cal ujął jej rękę. Nagle syknęła, bo dotknął
obolałego wnętrza dłoni.
- Co to jest? - zapytał. Ujrzawszy siniaki i zadrapania, podniósł rękę Faith
do ust i delikatnie ucałował skaleczone miejsca. W najśmielszych marzeniach
nie oczekiwała, że może być tak czuły i łagodny. Dotknęła jego policzka,
mrugając powiekami, by powstrzymać łzy.
- Boli? - zapytał z troską. Uśmiechnęła się przez łzy.
- Taki ból jedynie ty możesz uleczyć.
Dłonie Cala sunęły po jej ramionach. Objął ją bez słowa. Oboje wiedzieli,
co się stanie. Wystarczyły im spojrzenia wyrażające namiętność i czułość. Cal
pytał. Faith mu odpowiadała. Otoczył ramionami jej talię i dotknął wargami ust.
Teraz pocałunki mówiły o ich doznaniach, a wrażenie było tym silniejsze,
że całowali się, nie zamykając oczu. Cal obejmował Faith coraz mocniej, a ona
odpowiadała tym samym, jakby się lękała, że ukochany mężczyzna jest tylko
zjawą, która lada chwila wymknie się z jej uścisku.
Obsypywała pocałunkami jego usta, policzki, skronie, czoło, jakby
chciała wyrazić niewypowiedzianą tęsknotę minionych lat.
Pomogła Calowi zdjąć koszulę i przesunęła dłońmi po ciepłym,
muskularnym torsie. Drżała z radości, poznając sekrety jego ciała, które
wcześniej były dla niej niedostępne. Takim go sobie wyobrażała. Co więcej,
rzeczywistość przeszła jej oczekiwania. Odczuwała pożądanie, któremu
R S
- 88 -
towarzyszyła radość, że obejmuje ukochanego mężczyznę, którego zawsze
pragnęła mieć tylko dla siebie. Przeraziła ją intensywność tych uczuć, ale obawy
minęły, gdy w szarych oczach ujrzała tę samą żądzę i zachłanność. Nie
odrywając oczu od twarzy Faith, Cal zsunął szlafrok z jej ramion. Gdy wodził
spojrzeniem po jędrnym ciele, poczuła się nagle tak piękna jak nigdy dotąd.
Wielka była moc jego rąk i oczu.
Cal objął dłońmi jej piersi. Głaskał czule delikatną, jasną skórę, wodził
kciukami dookoła różowych sutek. Pieścił najpierw jedną, potem drugą,
wreszcie obie jednocześnie. Faith niecierpliwie czekała, by dotknął ustami jej
uległego ciała.
Nie miała pojęcia, w jaki sposób znaleźli się w łóżku. Nie mogła sobie
przypomnieć, kiedy Cal pozbył się reszty ubrania. Długo marzyła o tej chwili:
leżała w jego objęciach, na jego pościeli. Oboje byli nadzy. Wypełniło się jej
przeznaczenie. Cal nie mógł uwierzyć, że znowu trzyma ją w ramionach.
Obawiał się, że taka chwila już nie nadejdzie. Okoliczności sprzysięgły się
przeciwko niemu. Był tego świadomy; od tamtego niefortunnego wieczoru
odczuwał ciągły niepokój.
Jak to możliwe, że dawniej nie zwracał uwagi na Faith? Dlaczego tyle
czasu minęło, nim uświadomił sobie, że byliby wspaniałymi kochankami? To
cudowne uczucie pieścić jej piękne ciało. Gdy ją całował, emanowała radością i
zmysłowością, której nie był w stanie się oprzeć. Dawna kumpelka przemieniła
się w cudowną kobietę, w nową Faith. Wspomnienie o poprzedniej nocy, gdy
omal nie doszło między nimi do zbliżenia, skłoniło go do dziwnego wyznania.
- Nie jestem Nigelem - szepnął.
- Wiem - odparła cicho. - Jesteś Calem. Nieznośnym, upartym
mężczyzną, którego... - Nagle umilkła.
- Tak? - Cal chciał usłyszeć dalszy ciąg zdania.
- Mężczyzną, którego pragnę.
R S
- 89 -
Słowa były niepotrzebne. Namiętne pocałunki i coraz śmielsze pieszczoty
stanowiły widomy dowód siły ich pożądania. Cal powtarzał szeptem jedno imię,
całował usta, na których igrał zmysłowy uśmieszek, pieścił językiem wargi i
podniebienie Faith. Silne dłonie objęły jej piersi, błądziły po jędrnym ciele,
które nie miało już dla niego tajemnic, Gdy ręce odkryły najtajniejsze sekrety jej
ciała i usłyszał ciche westchnienia rozkoszy, jego usta i język powtórzyły
zuchwałą pieszczotę. Faith jęknęła, z trudem łapiąc oddech, wsunęła palce we
włosy kochanka i jeszcze bliżej przyciągnęła jego głowę.
Cal tracił panowanie nad sobą. Miał jeszcze dość przytomności umysłu,
by pamiętać o prezerwatywie. Wyciągnął ją z portfela schowanego do kieszeni
spodni. Po chwili był znowu przy Faith. Jeszcze jeden pocałunek, zapowiedź
spełnienia, które wkrótce miało nastąpić. Kolejna fala rozkosznych dreszczy
wywołanych dotknięciem męskich dłoni wsuniętych między smukłe uda,
odkrywających coraz wyższe stadia rozkoszy. Faith zatraciła się w niej zupełnie.
Pragnęła Cala. Tak bardzo chciała oddać się całkowicie, że sama pomogła mu
odnaleźć drogę.
Wziął ją jednym płynnym ruchem, który natychmiast wzniósł oboje ku
szczytom miłosnej ekstazy. Cal otworzył oczy i ujrzał na twarzy Faith
zmysłowy rumieniec. Wpatrywał się w oczy nieprzytomne z rozkoszy. One dały
mu wolę wytrwania na krótką chwilę, która wystarczyła, by przekonał się, że
Faith doznała całkowitego zaspokojenia. Wnet i on doświadczył tego uczucia.
Ogromny wir porwał cały wszechświat, a z gardła mężczyzny wydobył się
donośny krzyk.
- Komu burczy w brzuchu, tobie czy mnie? - mruknął Cal parę godzin
później. Faith wsparła głowę na odsłoniętym torsie kochanka. Podniosła oczy i
spojrzała na niego.
- Takie są właśnie skutki nieregularnego trybu życia. Zapomnieliśmy o
kolacji. Nocną restaurację otwierają dopiero o północy - zerknęła na budzik -
czyli już wkrótce.
R S
- 90 -
- W takim razie trzeba się ubrać. To okropne.
- Czy byłoby lepiej, gdybyśmy poszli do restauracji na golasa? - spytała
Faith, przeciągając się z lubieżnym uśmiechem.
- To widok tylko dla wybranych - odrzekł Cal, głaszcząc jej nagie
ramiona.
- W takim razie: co proponujesz? Mamy umrzeć z głodu?
- Skądże. Zaraz coś wymyślę. Zawsze chowam asa w rękawie - mruknął
Cal.
- Pozwolę sobie zauważyć, że teraz nie masz na sobie niczego z
rękawami.
- Nic się przed tobą nie ukryje.
Faith mruknęła coś niewyraźnie i odwróciła głowę, żeby pocałować ramię
Cala. Puste żołądki znowu dały o sobie znać.
- Czas pomyśleć o kolacji, w przeciwnym razie zemdlejesz z głody -
oznajmił, uśmiechając się smętnie.
- Wolałabym tego uniknąć - odparła Faith, sięgając po leżący na podłodze
szlafrok. - Jeden upadek dziennie to aż nadto.
- A więc zemdlałaś dziś po południu? To było przyczyną wypadku?
- Nie. To dziwne, ale mogłabym przysiąc, że wcale się nie poślizgnęłam,
tylko zostałam popchnięta.
- Popchnięta? - Cal przestał się nagle uśmiechać. Wpatrywał się w Faith z
niepokojem.
- Mam nazbyt bujną wyobraźnię - próbowała go uspokoić. - Przecież
wiadomo, jaka ze mnie gapa.
- Nie sądzę - mruknął Cal, a uśmiech powrócił na jego twarz. - Kiedy
uciekałaś do autokaru po tym, jak rzuciłaś we mnie śnieżną pigułą, nie
sprawiałaś wrażenia gapy.
- O czym ty mówisz? - Faith wyglądała jak uosobienie niewinności.
- Ktoś rzucił we mnie śnieżką.
R S
- 91 -
- To nie ja - upierała się Faith.
- Przecież widziałem, jaka byłaś zadowolona.
- Bo zobaczyłam, że oberwałeś, i pomyślałam, że dobrze ci tak, co wcale
nie znaczy, że to moja sprawka. Zauważyłeś ponurego nastolatka siedzącego z
rodzicami w głębi autokaru? Założę się, że to on rzucił w ciebie śnieżną kulą.
Cal popatrzył na Faith z niedowierzaniem. Wyglądała tak niewinnie i
przekonująco, że mimo wahania w końcu uznał, że mówi prawdę, co nie uszło
jej uwagi. Na ślicznej twarzy pojawił się uśmieszek tak samo radosny i przebie-
gły jak ten, którym go obdarzyła podczas wycieczki.
- Zwycięstwo! Nadal śmiesz twierdzić, że nie umiem blefować? -
szydziła, zmierzając w stronę łazienki.
Cal był kompletnie zbity z tropu. Przecież znał Faith od dziesięciu lat, a
mimo to nieustannie go zaskakiwała. Jaka będzie kolejna niespodzianka?
Pół godziny później siedzieli oboje na łóżku, a między nimi stała taca.
Leżała na niej pizza z salami i karczochami, zamówiona do pokoju przez Cala.
Masters miał na sobie spodnie od piżamy, a Faith zadowoliła się górą sięgającą
do połowy ud.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że ci się udało zamówić kolację - wyznała
Faith z pełnymi ustami. - Od wieków nie jadłam takiej wspaniałej pizzy.
Cal patrzył na nią z uwielbieniem. Przypomniały mu się dawne czasy. Na
studiach często dzielili się jedzeniem i marzeniami. Faith dowiedziała się jako
pierwsza, że Cal chce zostać dziennikarzem, i tylko ona znała prawdziwe
powody jego decyzji. Wyznał jej, że pragnie na swój sposób walczyć z
niesprawiedliwością, która panowała na świecie. Potem było mu głupio z
powodu młodzieńczej naiwności; taki cynik jak on powinien się wstydzić
podobnej donkiszoterii. W latach osiemdziesiątych idealizm wyszedł z mody, a
najważniejszym dążeniem stało się gromadzenie majątku. Faith nigdy nie
wyśmiewała szczytnych dążeń. Patrzyła na Cala z uśmiechem. Wierzyła - jemu i
w niego.
R S
- 92 -
- Jesteś niesamowita - mruknął Cal. W pierwszej chwili Faith nie pojęła, o
co mu chodzi. Zerknęła na pusty talerz.
- Tak mi przykro. Zjadłam więcej, niż powinnam, prawda?
- Skądże. Nie to miałem na myśli.
- A co?
- Chciałem powiedzieć, że wyglądasz niesamowicie - odparł, wodząc
palcem wzdłuż brzegu nie dopiętej piżamy. - Cieszę się, że znowu nosisz
okulary.
- Naprawdę? - Faith nie kryła zdziwienia. - Dlaczego?
- Okularnice nie mają powodzenia, a ponadto lubię patrzeć, jak
marszczysz nos, gdy oprawka zaczyna się zsuwać. Wyglądasz jak króliczek.
- Uroczy komplement - kpiła Faith. - Zawsze marzyłam, by upodobnić się
do królika.
- Jesteś bardzo zmysłowym królikiem.
- Cóż za pociecha! - odparła poirytowana, wznosząc oczy do góry.
- Chyba powinienem dorzucić więcej argumentów.
- Spróbuj.
- Przecież wiesz, że nie potrafię ci niczego odmówić.
- Cal odstawił tacę na podłogę, objął Faith za szyję i przyciągnął do
siebie. - Źle się wyraziłem. Chciałem powiedzieć, że wyglądasz cudownie -
szepnął, gładząc palcami jej kark. Nie odrywał wzroku od roziskrzonych oczu.
Zbyt obszerny strój zsunął się z ramion Faith. Cal pożerał ją wzrokiem, gdy
odchyliła głowę, czekając na jego pocałunki, i uśmiechnęła się zmysłowo.
Całował ją bez pośpiechu. Jego wargi i język odkryły łagodny owal policzków,
wrażliwe zagłębienie u nasady uszu. Nie przerywając pieszczoty, sączył w nie
namiętne obietnice.
- Nic nie widzę. Jestem ślepa jak nietoperz - zaprotestowała Faith, gdy
zdjął jej okulary.
R S
- 93 -
- Nie patrz - nakazał chrapliwym szeptem, przesuwając dłońmi po jej
ciele. - Wystarczy, że będziesz czuła.
Faith posłuchała jego rady, ku wielkiemu zadowoleniu ich obojga.
Następnego ranka Faith i Cal późno zjawili się na pokładzie. Postanowili
zjeść śniadanie w kafeterii, żeby nie tracić cennego czasu. Cal napełniał talerze,
a Faith szukała wolnego miejsca. Pomachała mu od stolika i w tej samej chwili
usłyszała głos Iwana, który stał obok niej, nerwowo Przestępując z nogi na
nogę.
- Mam nadzieję, że nic ci się nie stało.
- Czuję się dobrze - odparła, wzruszając ramionami.
- Skończyło się na posiniaczonym kolanie i otartych dłoniach. - Pokazała
mu rękę, którą zabandażowała tego ranka. Iwan pobladł.
- Tak mi przykro. Bardzo, bardzo, bardzo przykro! - wykrzyknął z
głęboką skruchą.
- Czy to przeprosiny za nieprzyjemne zdarzenie w twojej kajucie? -
zapytała Faith, marszcząc brwi.
- Owszem... także, oczywiście. Chciałem powiedzieć, że naturalnie... tak.
Mówiłem o tamtym nieporozumieniu. Przecież nic innego się nie stało. -
Nerwowo wzruszył ramionami. Szarpał ciemny wąsik, jakby chciał go wyrwać.
- Nic innego nie miałem na myśli. Oczywiście, że nie. Pokornie błagam o
wybaczenie. Zachowałem się niewłaściwie. Daruj mi tamten postępek.
Straszliwie cierpię, bo uważasz mnie za łotra.
- Jak twój kręgosłup? - Faith zmieniła temat, wzruszona jawną skruchą.
- Taki ból jest niczym w porównaniu z ciężarem, który leży mi na sercu.
Powiedz, że mi przebaczasz. To dla mnie bardzo ważne. ,
- Zapomnijmy o tamtym wieczorze - zaproponowała Faith i dodała
żartobliwie: - Oczywiście, nie zamierzam składać ci następnych wizyt. Wybij to
sobie z głowy.
- Wcale o tym nie myślałem - zapewnił ją Iwan.
R S
- 94 -
- W żadnym wypadku. Wcale nie myślałem...
- W to akurat gotów jestem uwierzyć - mruknął Cal, podchodząc z tacą do
stolika. Na jego widok Iwan umknął.
- Przestraszyłeś go.
- Świetnie. O to mi chodziło. - Cal nie czuł żadnych wyrzutów sumienia. -
Jeszcze mi nie powiedziałaś, co zaszło między wami po tamtej kolacji.
- A ja nie mam pojęcia, jak się zakończył upojny wieczór z Nataszą -
odparła Faith.
- Do niczego nie doszło.
- Słowo?
- Słowo. A co z Iwanem?
- Mieliśmy małą... sprzeczkę, to wszystko. Przed chwilą wyjaśniliśmy
sobie wszystko.
- Nie próbuj się z nim umawiać - ostrzegł Cal, znacząco marszcząc brwi.
- Szczerze ci odradzam dalsze randki z Nataszą - odcięła się Faith.
- A po co mi ona, skoro mam ciebie?
- Święte słowa - odrzekła Faith z uśmiechem. Gdy czuła na sobie
zachwycone spojrzenie Cala, miała tyle pewności siebie, że starczyłoby jej dla
dziesięciu kobiet.
- Och, pogodziliście się? - wykrzyknęła zaciekawiona Glory na widok
Cala i Faith przytulonych do siebie na tylnym siedzeniu autokaru. Uczestnicy
rejsu wyruszali na kolejną wycieczkę, by obejrzeć lodowce Alaski.
- Owszem - przytaknęła z uśmiechem Faith.
- Próbujecie coś przede mną ukryć - oświadczyła Glory. - O nic nie
pytam, bo nie jestem plotkarą, wbrew temu, co sądzi Rhoda. - Faith i Cal nie
odpowiedzieli. Glory przyglądała się im przez chwilę.
- Oczywiście, że nie jesteś plotkarą - stwierdziła po chwili Faith. -
Zainteresowanie sprawami innych jest rzeczą ludzką.
R S
- 95 -
- Ale i tak nic od nas nie wyciągniesz - dodał Cal i syknął, ponieważ Faith
dała mu kuksańca.
- Cal mówi, że jesteśmy ci wdzięczni za uszanowanie naszej prywatności
- wyjaśniła.
- Dobrze powiedziane.
- Proszę zająć miejsca - usłyszeli głos przewodnika. - Musimy się
pospieszyć, czas nagli.
- Słuszna uwaga. Im prędzej wyruszymy, tym szybciej wrócimy do kajuty
i zajmiemy się ważnymi sprawami - Cal szepnął Faith na ucho.
Autokar ruszył w stronę lodowca. Faith wspominała poprzednią
wycieczkę. Czyżby naprawdę odbyła się wczoraj? Nie mogła w to uwierzyć.
Tak wiele się zmieniło przez jedną dobę. Cal został jej kochankiem, choć
jeszcze wczoraj pragnęła całkiem o nim zapomnieć. Teraz marzyła o wspólnej
przyszłości.
Od razu przyznała w duchu, że jeszcze o tym nie rozmawiali. Oboje
unikali tego tematu. Na mocy niepisanej umowy żyli jedynie chwilą i nie
myśleli o przyszłości. Faith nie próbowała tego zmienić; nadal nie wierzyła
swemu szczęściu.
Poczuła na sobie spojrzenie Cala. Odwróciła głowę. Wpatrywał się w nią
uważnie.
- Na co tak patrzysz?
- Na ciebie. Obserwuję cię.
- Źle wyglądam? - zapytała niespokojnie Faith. Może tusz się rozmazał?
- Nie. - Cal pogłaskał ją po policzku, obserwując z zadowoleniem nikły
rumieniec, który zabarwił jasną skórę. Jak to się stało, że do tej pory nie
zauważył, iż Faith wygląda ślicznie, gdy się rumieni?
Nadal czuł się zakłopotany, gdy rozmyślał o niespodziewanym
zauroczeniu Faith. Nie panował nad uczuciami. Nigdy dotąd nie był wydany na
pastwę swych pragnień i potrzeb - emocjonalnych i cielesnych. Trudno mu było
R S
- 96 -
nazwać uczucia, jakie żywił dla Faith i... nie pragnął ich określić. Nie zaznał ich
dotąd. Ta pewność musiała mu na razie wystarczyć.
Znał siebie aż za dobrze. Gdyby przyznał, że jest zakochany, poczułby lęk
i popełnił jakieś głupstwo. Wolał ukryć własne rozterki i wygrzewać się w
cieple promiennego uśmiechu Faith.
- Jestem genialna! - wykrzyknęła Natasza, wpadając do kajuty, gdzie
przebywał Iwan.
- Znalazłaś diamenty?
- Nie, ale wkrótce je odzyskamy. Powiedziałam tej kobiecie, że statek
odpływa o czwartej po południu.
- Jakiej kobiecie? - zapytał niepewnie Iwan.
- Faith! Czy oprócz niej interesuje nas jakaś istota rodzaju żeńskiego? -
zirytowała się dziewczyna.
- Jasne, że nie. Powiedziałaś Faith, że odpływamy o czwartej? To ma być
genialne posunięcie?
- Oczywiście. Pamiętaj, że statek ma podnieść kotwicę o drugiej -
wyjaśniła Natasza, puszczając oko do Iwana - tymczasem Cal i ta kobieta będą o
tej porze spokojnie zwiedzali miasto. Nieprędko wrócą na pokład statku.
- Ich kajuta będzie pusta - dokończył Iwan, pojmując, na czym polega
intryga.
- Przeszukamy ją spokojnie.
- Dotąd działaliśmy w pośpiechu. W tym cały problem. Trzeba czasu, by
dobrze wykonać zadanie. Co nagle, to po diable.
- Będziemy mięli dość czasu, by prowadzić poszukiwania zgodnie z
zasadami, niczym prawdziwi zawodowcy. Bez pośpiechu.
- Nie potrafię działać w nerwowej atmosferze - przyznał Iwan. -
Wczorajszy wypadek mnie uderzył.
- Wstrząsnął tobą - poprawiła Natasza.
R S
- 97 -
- Dość tych uwag. Wiem, co czuję. Uderzyło mnie, że omal jej nie
zabiłem. Byłem pewny, że do tego doszło. Teraz będę działać ostrożnie. Nie
możemy sobie pozwolić na kolejne pomyłki. Moim zdaniem najważniejszy jest
spokój.
- Widziałeś minę Glory, kiedy przewodnik zaprowadził nas do szałasu
podczas wycieczki na lodowiec? - zapytał Cal.
Przechadzali się portowymi uliczkami. Gdy autokarowa wyprawa
dobiegła końca, postanowili zjeść obiad w jednej z miejscowych restauracji.
- To nie szałas zrobił na niej takie wrażenie. Była zdumiona, gdy się
dowiedziała, że drzwi zostały wyłamane przez niedźwiedzia - odparła Faith i
zacytowała szyderczą uwagę Glory: „Wentylacja jest potrzebna, ale to chyba
lekka przesada!"
- Oddałbym wiele, żeby jeszcze raz ujrzeć tę jej minę - wyznał Cal.
A ja oddałabym wszystko, żeby poznać twoje myśli, przyznała w duchu
Faith. Zdawała sobie sprawę, co Cal sądzi o małżeństwie, ale nie miała pojęcia,
co właściwie do niej czuje. Nie było o tym mowy. Nie mówił o miłości, ale i od
niej nie usłyszał żadnego wyznania, chociaż kochała go całym sercem.
- Może tutaj? - zagadnął niespodziewanie Cal.
- Słucham? - odparła zaskoczona Faith. Stali przed portową restauracją,
serwującą owoce morza.
- Zjemy tu obiad? - zapytał powtórnie Cal.
- Dobry pomysł.
- Przed chwilą byłaś nieobecna myślami - zauważył Cal, gdy zamówili
smażone kraby i krewetki.
- Wybacz. Zastanawiałam się...
- Nad czym?
- Nad ludzkimi marzeniami. Widziałeś tych mężczyzn przesiadujących
bezczynnie w barach, które mijaliśmy po drodze?
R S
- 98 -
- Nie powinnaś się gapić na obcych facetów - oznajmił, patrząc na nią
karcącym wzrokiem.
- Wcale się na nich nie gapiłam. Trudno było nie dostrzec wyrazu ich
twarzy. Mieli wygląd ludzi, których marzenia legły w gruzach.
- I zapewne tak się stało. Gdy wzrosło wydobycie ropy naftowej,
mnóstwo przybyszów zjechało tu w poszukiwaniu łatwego zarobku. Niektórzy
się wzbogacili, inni przehulali całą forsę, ale byli i tacy, którym nic się nie
udało.
- To smutne. - Faith współczuła pechowcom. Miała więcej szczęścia,
ponieważ jej marzenia dotyczące Cala wreszcie się spełniły. Siedzieli przy
stoliku, a ukochany mężczyzna wpatrywał się w nią jak urzeczony. Ledwie
potrafiła w to uwierzyć.
Właśnie zabierali się do jedzenia, gdy obok ich stolika przemknęli
Keckowie. Nora spostrzegła Faith i chwyciła Buda za rękę, żeby go zatrzymać.
- Co wy tu robicie? - zawołał Bud.
- Jemy obiad - odparł Cal.
- Lepiej się pospieszcie - poradził starszy pan.
- Po co? Dokąd wam tak pilno?
- Za pięć minut musimy być na pokładzie.
- Mówiłaś, że statek odpływa dopiero o czwartej. - Cal zwrócił się do
Faith.
- Natasza tak mi powiedziała.
- Na pewno się pomyliła. Miewa czasami kłopoty z wysłowieniem się w
naszym języku - odparł Bud. - Statek odpływa o drugiej. Założę się, że kapitan
nie będzie czekał na spóźnialskich.
Keckowie pobiegli do portu. Cal natychmiast skinął na kelnera i wręczył
mu należność. Faith błyskawicznie przesypała zawartość talerzy do foliowych
woreczków, które, będąc w podróży, zawsze nosiła w torebce.
R S
- 99 -
- Reszty nie trzeba - rzucił Cal na odchodnym zdumionemu kelnerowi.
Pobiegli na przystań.
- Genialny plan diabli wzięli! - oznajmił Iwan, który powrócił do kajuty
ze stanowiska obserwacyjnego na górnym pokładzie. - Są na statku.
Natasza klęła, na czym świat stoi, w ojczystym języku. Po angielsku
dodała:
- To klątwa! Przekleństwo ciąży na tych diamentach!
- Co ty gadasz?
- My też jesteśmy przeklęci. Wszystkie nasze plany wzięły w łeb. Nie ma
innego wytłumaczenia.
- Nie mów takich rzeczy. To przynosi pecha - odparł niepewnie Iwan. -
Jestem okropnie zdenerwowany. Czuję się winny. Ta kobieta cierpi przeze
mnie.
- Nie jest ranna.
- Ma obandażowaną rękę.
- Ciesz się, że nie założyli jej gipsu. Złamania bywają ogromnie bolesne.
- Jesteś bez serca - rzucił oskarżycielsko Iwan.
- Nieprawda! Ja również cierpię i bardzo to wszystko przeżywam -
odparła Natasza. - Nie mam doświadczenia. Lektura podręcznika dla asów
wywiadu niewiele mi dała.
- Tak właśnie sobie pomyślałem, gdy nie udało ci się upić Cala Mastersa.
- Nie warto się kłócić - powiedziała Natasza, spoglądając na Iwana.
- A ja dochodzę do wniosku, że w ogóle nie warto było podejmować
takiego ryzyka, ot co - odparł ponuro.
Po raz pierwszy uparta dziewczyna temu nie zaprzeczyła.
R S
- 100 -
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Aż trudno uwierzyć, że niewiele brakowało, by statek odpłynął bez nas -
dziwiła się Faith, stojąc obok Cala przy barierce na górnym pokładzie. - Zaraz
po naszym wejściu załoga ściągnęła trap.
- Masz rację - przyznał niefrasobliwie Cal. Podał jej torebkę ze
smakołykami, które w pośpiechu zabrali z restauracji. - Może krewetkę?
Jedzenie zniknęło w mgnieniu oka. Faith pogrzebała w torebce i
wyciągnęła z niej paczkę wilgotnych chusteczek, którymi wytarli ręce.
- Ciekawe, co tam jeszcze ukrywasz - kpił ubawiony Cal. - Były
plastikowe torebki, teraz serwetki...
- Przydałaby się proca, żebym mogła nabić guza Nataszy.
- Jesteś na nią wściekła? - zapytał z uśmiechem Cal.
- To wcale nie jest zabawne. Niewiele brakowało, żebyśmy przez nią
spóźnili się na statek.
- Na szczęście do tego nie doszło. Przestań się martwić. A jeśli koniecznie
musisz się czymś przejmować, to popatrz na tamten transatlantyk. Wątpię, czy
nasz statek zdoła go ominąć. Basen portowy wydaje się za mały dla dwóch
takich olbrzymów. - Faith wychyliła się przez barierkę, żeby lepiej widzieć. Cal
chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie. - Uważaj!
- Chciałam tylko zrobić zdjęcie - obruszyła się Faith.
- Niewiele brakowało, żebyś wypadła za burtę. Masz się trzymać blisko
mnie. Muszę cię pilnować.
- Nie jestem małą dziewczynką... - Cal uciszył ją pocałunkiem, który był
krótki, mocny i jasno dowodził, że Faith nie jest traktowana jak dziecko, lecz jak
bliska sercu kobieta.
- Pamiętaj, że miałaś wypadek - szepnął Cal. - Nie chcę, by znowu
przytrafiło ci się coś złego. Masz mnie słuchać, jasne?
R S
- 101 -
- Jasne - odparła Faith, uśmiechając się lekko.
- Hej, hej, Calvinie! Cóż za miłe spotkanie! - wykrzyknęła zdyszana
Glory. - Cieszę się, że znalazłam Faith. Chciałabym zamienić z nią słówko na
osobności. Chyba nie masz nic przeciwko temu? - Nim Cal zdążył
odpowiedzieć, Glory chwyciła za rękę jego współlokatorkę i zaciągnęła na drugi
koniec pokładu. Faith oczekiwała, że Glory będzie ją wypytywać o Cala, ale
przyjemnie się rozczarowała. Tym razem chodziło o Iwana.
- Widzisz - zaczęła z wahaniem Glory. - Chciałam go zaprosić na
dzisiejszy bal kostiumowy. Goście mają się przebrać w stroje z czasów gorączki
złota i podboju Dzikiego Zachodu. Orkiestra będzie grała utwory z tamtej epoki.
Czy Cal i ty wybieracie się na tańce? Powinniście przyjść. Wracając do Iwana...
Co sądzisz o moim pomyśle? Uważasz, że ten facet przyjmie zaproszenie? -
Faith zastanawiała się nad odpowiedzią, a Glory perorowała dalej: - Chyba nie
posuwam się za daleko? Bóg mi świadkiem, że nie zamierzam się narzucać.
Przyznaję, że trudno mnie nazwać nieśmiałą, ale nie zamierzam podrywać
Iwana.
Faith milczała przez chwilę, próbując znaleźć jakąś radę. Glory
najwyraźniej uznała jej milczenie za aprobatę swoich planów i oznajmiła:
- Masz rację. Powinnam go zaprosić. Dzięki, kochanie. - Poklepała Faith
po ramieniu. - Pomogłaś mi w podjęciu decyzji.
- Przecież nic nie powiedziałam! - odparła Faith.
- Ale mnie wysłuchałaś. To rzadka cecha u współczesnej młodzieży. No,
dość gadania. Muszę odszukać Iwana. - Pożegnała Faith i odeszła.
Młoda kobieta obserwowała manewry dwóch statków wycieczkowych w
ciasnym basenie portowym. Jakby tego było za mało, w powietrzu i na wodzie
roiło się od hydroplanów. Faith naliczyła ich siedem.
- Ale tłok, co? - zauważył Cal, podchodząc bliżej. Pogłaskał ją po
policzku. - Czego chciała Glory?
- Wypytywała mnie o Iwana.
R S
- 102 -
- Dlaczego?
- Nie była pewna, czy może go zaprosić na dzisiejszy bal przebierańców.
- Co jej poradziłaś?
- Nie dała mi dojść do słowa. Sama podjęła decyzję.
- Nic dziwnego - mruknął Cal.
- Glory radziła i nam iść na tę zabawę.
- Uważam, że to niezły pomysł. Zamierzałem ci kupić boa z piór i
koronkowe podwiązki.
- Naprawdę? Najchętniej włożyłabym dżinsy. Przebiorę się za kowbojkę.
Cal sprawiał wrażenie zawiedzionego. Faith Wybuchnęła śmiechem.
Chciała mu zrobić niespodziankę. W szafie wisiała bluzka i spódnica, z których
bez trudu mogła skomponować strój dziewczyny z saloonu. Teraz, gdy miała
pewność, że Cal jest nią oczarowany, gotowa była wykorzystać każdą
sposobność, by go olśnić.
- Co cię tak rozbawiło? - dopytywał się podejrzliwie Masters.
- Wkrótce się przekonasz - odrzekła tajemniczo Faith.
- Hej, hej, Iwanie! - zawołała Glory, energicznie wymachując rękoma.
- Tylko nie to - jęknął Iwan. - Ta wiedźma znowu mnie dopadła!
- Okaż jej szacunek. Nie wzbudzaj podejrzeń. Zachowaj spokój -
poinstruowała go Natasza i odeszła.
- Opuściła mnie. Uciekła jak szczur z tonącego okrętu - mamrotał Iwan. -
Ach, witam szanowną panią - zawołał radośnie, zwracając się do Glory. - Jakie
miłe spotkanie! - Pochylił głowę i z szacunkiem ucałował jej dłoń.
- Wszędzie cię szukałam, Iwanie - szczebiotała Glory, trzepocząc rzęsami.
- Chcę cię o coś spytać...
- To nie moja wina - przerwał jej Iwan i cofnął się natychmiast. - Nie
miałem z tym nic wspólnego.
- Spokojnie, jesteś w Ameryce. - Zaniepokojona Glory poklepała go po
ramieniu. - Nie przejmuj się tak. Chciałam cię tylko zapytać, czy możesz mi
R S
- 103 -
dotrzymać towarzystwa na dzisiejszym balu. Wahałam się, czy wypada mi cię o
to prosić, ale po rozmowie z Faith...
- Czy ona będzie na balu? - wtrącił Iwan.
- Owszem, Cal i Faith zamierzają przyjść. - Glory zerknęła podejrzliwie
na Iwana. - Czy masz wobec tej dziewczyny jakieś zamiary?
- Zamiary?
- Nie ulega wątpliwości, że Cal i ona się kochają. Wprawdzie na początku
rejsu twierdzili, że łączy ich jedynie przyjaźń, lecz od pewnego czasu
najwyraźniej wiele się między nimi zmieniło. Gruchają jak dwa gołąbki.
- Gołąbki? - Iwan czuł się zbity z tropu. - Ach, rozumiem. Obserwujesz
ptactwo. Używasz lornetki. Podziwiasz śmiały lot orłów.
- Mniejsza z tym - przerwała mu Glory. - Odpowiedz na pytanie.
Dotrzymasz mi towarzystwa na dzisiejszym balu?
- Tak, będę tam.
- Doskonale. Włóż dżinsy i koszulę w kratę. To wystarczy.
- Dobrze. Czekam niecierpliwie na wspólne tańce. Do zobaczenia,
szanowna pani.
- Czego chciała ta wariatka? - zapytała Natasza, podchodząc do Iwana.
- Zaprosiła mnie na tańce. To bal kostiumowy. Twierdzi, że Cal i Faith są
kochankami. Nie zdołasz uwieść tego faceta. Plan nie wypalił.
- Mogę uwieść Cala, kiedy zechcę...
- Później o tym porozmawiamy - oznajmił Iwan, spoglądając z
niepokojem na otaczający ich tłum pasażerów. - Ktoś może nas podsłuchiwać.
Trzeba unikać kłopotów.
- Spójrz, Cal! Widać lodowiec.
Dla Mastersa wszystkie lodowce wyglądały podobnie, ale Faith była
innego zdania. Bez wątpienia widzi wszystko okiem fotografa, pomyślał Cal,
obserwując z rozbawieniem swą uroczą współlokatorkę oraz innych łowców
R S
- 104 -
pięknych pejzaży. Nie umknęło jego uwagi, że Faith wzięła sobie do serca jego
radę i przestała wychylać się za barierkę.
- Wokół wybrzeży Alaski można napotkać setki gór lodowych - z
głośników popłynęły objaśnienia kapitana statku. - Od dziesięciu lat
pokonujemy tę trasę, ale w tym roku udało nam się podpłynąć wyjątkowo blisko
lodowca. Sprzyja państwu szczęście.
Gdy minęli lodowiec, Faith odłożyła aparat fotograficzny. Cal stanął tuż
za nią i objął ramionami jej talię. Faith oparła się o niego. W objęciach
ukochanego czuła się bezpieczna i godna miłości. Tak wyobrażała sobie niebo;
cała wieczność w ramionach kochanka. To nie tylko pożądanie i chwilowe
zauroczenie. Coś ich naprawdę łączyło; ta więź oparła się próbie czasu i była
potężna jak ogromny lodowiec.
Kto wie, jak długo staliby tak, wtuleni w siebie, gdyby nie rozległ się
rozpaczliwy jęk Buda Kecka.
- Ratunku! - zawołał starszy pan. Z otwartego schowka torby, w której
trzymał aparat fotograficzny, wyfrunęły kolorowe papierki. Podmuchy wiatru
uniosły je natychmiast w powietrze. - Moje czeki podróżne!
Faith udało się chwycić jeden blankiet o niskim nominale. Cal
natychmiast odciągnął ją od barierki.
- Czeki podróżne to niewielka strata. Łatwo je wymienić. Z tobą byłby
większy kłopot - strofował Faith.
Iwan i Natasza stali na przeciwległej burcie.
- Patrz! Co za szczęście! Prawdziwy uśmiech losu! - zawołał Iwan,
chwytając przefruwający obok niego dwudziestodolarowy banknot.
- To własność szczurołapa - oznajmiła Natasza.
- Tego faceta, którego żona nazywa „misiaczkiem".
- Pieniądze należą do znalazców, czyli do nas. Potrzebujemy ich bardziej
niż „misiaczek". Jeśli nie znajdziemy diamentów przed dotarciem do
Vancouveru, będziemy się musieli liczyć z każdym groszem. Może staniemy się
R S
- 105 -
bezdomnymi żebrakami? Przyjdzie nam zamieszkać w kartonowym pudle.
Widziałem takie obrazki w telewizji satelitarnej na Nabassi.
- Nie martw się, Iwanie - uspokajała go Natasza.
- Najwyższa pora, żebym się zaczął martwić. Czy może być gorzej?
- Sama ci powiem, kiedy sytuacja stanie się beznadziejna. Tymczasem
zachowaj spokój. Patrz, Cal i tamta kobieta siedzą na pokładzie. Możemy
przeszukać kajutę... - Natasza zaklęła w ojczystym języku. - Odchodzą. Za
późno ich zauważyliśmy.
- Zachowaj spokój - przypomniał Iwan. - Wracamy do siebie. Trzeba
ułożyć plan działania. Szczęście się do nas uśmiechnęło. Mamy dwadzieścia
dolarów.
Faith bez trudu skomponowała odpowiedni strój. Jedwabny gorsecik i
dość długa spódnica z czerwonej tafty zmieniły się w kostium tancerki z
saloonu. Czarne pończochy nie tylko pomogły ukryć siniaki, lecz także
znakomicie pasowały do koronkowych podwiązek. Faith wyeksponowała
zgrabne nogi, podpinając spódnicę ulubioną złotawą broszką w kształcie
półksiężyca. Delikatna kamea zawieszona na czarnej aksamitce ozdabiała szyję,
a z uszu zwisały złote kolczyki.
Otworzyła drzwi łazienki i stanęła w nich, opierając rękę na biodrze.
Obdarzyła Cala wyzywającym, zmysłowym uśmiechem. Całkiem osłupiał, ku
jej najwyższej radości. Nabrała pewności siebie i podeszła do niego, kołysząc
biodrami.
- Witaj, kowboju. Zatańczysz? - spytała, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Wyglądasz... niesamowicie.
- Ty również nieźle się prezentujesz. - Cal wyglądał doskonale w
zwykłych dżinsach i flanelowej koszuli. Zrobił niewielkie ustępstwo i zawiązał
na szyi czerwona chustkę.
- To będzie pamiętna noc - szepnął. - Inna niż wszystkie.
R S
- 106 -
- Jesteś pewna, że mi w tym do twarzy? - dopytywał się Iwan, stojąc
przed lustrem obok Nataszy. Usiłował zawiązać na szyi jedwabny fular. Jego
nowe dżinsy były sztywne jak blacha. Włożył do nich najlepsze białe skarpetki z
jedwabnej przędzy i wypolerowane jak lustro czarne lakierki. Deseń kupionej na
statku koszuli w biało-czerwoną kratę przypominał obrusy w jadalni.
- Nikt na ciebie nie spojrzy - stwierdziła lekceważąco Natasza,
odgarniając długie włosy. - Wszyscy będą patrzeć na mnie.
Faith okazała się jedną z tych osób, które wodziły spojrzeniem za piękną
cudzoziemką. Były ubrane podobnie, ale skąpy, obcisły gorsecik Nataszy niemal
pękał w szwach, a krótka spódniczka przypominała falbankę.
Cal raz tylko rzucił okiem na ponętną Nataszę i ochoczo ruszył w tany z
Faith. W pewnej chwili ktoś dotknął jego ramienia. Cal zerknął za siebie,
odwrócił nieco głowę i spostrzegł Iwana.
- O ile mi wiadomo, poklepywanie po ramieniu to zachęta do zmiany
partnerów, czyli odbijany, prawda?
- Nie - burknął Cal.
- Gbur - stwierdziła Faith, wykonując obrót.
- Chcesz z nim zatańczyć?
- Wykluczone - odparła zdecydowanie.
- Iwanie, nie zatańczyłeś ze mną ani razu - rozległ się głos zawiedzionej
Glory.
- Przepraszam. Źle się czuję. Muszę wrócić do kajuty - bronił się Iwan.
- Ależ... Do diabła! Znowu uciekł. Ten facet wymyka się jak piskorz.
Iwan i Natasza zamknęli się w kajucie, by zaplanować kolejne posunięcia.
- Podsłuchałem, że Cal i Faith wybierają się po balu do kasyna. To on jej
zaproponował tę wyprawę. Masz doskonałą sposobność do poszukiwań -
oznajmił Iwan.
R S
- 107 -
- Dlaczego miałabym to robić? To ty jesteś doświadczonym szpiegiem.
Lepiej się do tego nadajesz. Stanę na czatach w kasynie. W takim miejscu mój
strój nie będzie rzucać się w oczy. - Wygładziła gorset i kusą spódniczkę.
- Myślisz tylko o tym, żeby poderwać Cala - skarcił ją Iwan. - Ciągle
robisz do niego słodkie oczy.
- Wcale nie! - Natasza popatrzyła z góry na Iwana.
- Właśnie, że tak. Sam widziałem - odparł, spoglądając na nią z
wyrzutem. Przy okazji omal nie nabawił się zeza. Natasza była wściekła.
- Już ci mówiłam, że wystarczy mi skinąć palcem, żeby go mieć. - Dla
lepszego efektu chciała strzelić palcami, ale przeszkodziły jej w tym zbyt długie
paznokcie.
- Już ci mówiłem, że Cal jest kochankiem Faith. Poprzednio nie zdołałaś
wyciągnąć z niego żadnej informacji o diamentach.
- Twoje umizgi do Faith również zakończyły się klęską!
- Byłoby inaczej, gdyby nie mój chory kręgosłup. Wojenna rana nadal mi
dokucza.
- Nie byłeś na żadnej wojnie! - krzyknęła rozzłoszczona dziewczyna. -
Nadwerężyłeś kręgosłup, przesuwając meble w biurze jakiegoś partyjnego
urzędasa! Nie zapominaj, że czytałam twoje akta.
- A ja twoje. Przestań się awanturować. Ja będę stać na czatach, a ty
przeszukasz kajutę.
- Ja będę stać na czatach, a ty przeszukasz kajutę - powtórzyła jak echo
Natasza, zmieniając całkiem sens wypowiedzianego przez Iwana zdania.
- Właśnie.
- Zgoda. - Dziewczyna podbiegła do drzwi. - Dam ci znać, gdy Cal i Faith
opuszczą kasyno. Udanych poszukiwań!
Wyszła, nim Iwan zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
R S
- 108 -
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Iwan mamrotał coś pod nosem, otwierając drzwi kajuty Faith i Cala. Nie
miał pojęcia, jak Natasza zdołała go zmusić do wykonania najgorszej roboty..
- Źle się stało. Przecież ja tu rządzę. Powinienem wydawać rozkazy.
Natasza musi wreszcie zrozumieć, kto jest ważniejszy. Pewnie sądzi, że
wystrychnęła mnie na dudka. A guzik. Sama jest idiotką. To przez nią straciliś-
my diamenty. - Otworzył szafę i zajrzał do środka. - Co to jest? - mruknął,
podnosząc niewielką walizeczkę leżącą na półce. - Zamknięta. Znalazłem
kosztowności! Na pewno je tutaj schowali. - Ruszył ku drzwiom, ale zatrzymał
się w pół kroku. - Lepiej od razu sprawdzę, czy diamenty są w walizeczce. -
Iwan wyciągnął narzędzia i zaczął majstrować przy zamku. Minęło pół godziny,
nim zdołał go otworzyć. - To... komputer. Nie ma klejnotów - westchnął
rozczarowany. Nowoczesne urządzenie przyciągnęło jego uwagę. - Malusieńki
komputer. Nigdy takiego nie widziałem. Tylko na zdjęciu. - Iwan uważał się za
doskonałego znawcę urządzeń elektronicznych. Włączył komputer, pomrukując:
- Sprawdźmy, czy nie ma tu danych o skradzionych kosztownościach. Ciekawe,
jak pojemna jest pamięć tego cuda...
- Nie mamy drobnych? Wierzyć mi się nie chce! - zdziwiła się
zarumieniona z podniecenia Faith. Po raz pierwszy w życiu była w kasynie. -
Przed kwadransem wygrałam dziesięć dolarów!
- Wszystko straciłaś - odparł Cal. - Wychodzimy.
- Za chwilę. Teraz na pewno wygram. Jestem o tym przekonana! Czuję
to!
- Proszę. - Glory pożyczyła jej ćwierćdolarówkę. - Mów ciszej. Nie mogę
się skupić.
- Dzięki, Glory. Oddam na pewno.
R S
- 109 -
- Gdzie się podziała ta zrównoważona dziewczyna, która dusiła każdy
grosz jak lis kurczęta? - zapytał Cal.
- Po co zabrałeś ją do kasyna i pozwoliłeś zakosztować rozkoszy hazardu?
- odcięła się Faith. Stanęła przed aparatem do gry i wsunęła pożyczoną od Glory
monetę do otworu ,,jednorękiego bandyty".
- Wolę inne rozkosze - szepnął Cal. Stanął za piękną hazardzistką i zaczął
całować wrażliwą skórę nad uchem. Objął Faith w pasie tak samo jak na
pokładzie. - Potrzebujesz świeżego powietrza, żeby odzyskać rozsądek.
- Jeśli nie przestaniesz się wygłupiać, rozsądek całkiem mnie opuści.
- Masz coś przeciwko temu?
- Straciłam wszystko!
- Och, nie sądzę...
- Cal! Co robisz? - zawołała. Masters wziął ją za rękę i siłą odciągnął od
automatu. - Daj mi tylko jedną, jedyną monetę... - zawołała, rzucając za siebie
tęskne spojrzenie.
Cal zatrzymał się tak nagle, że wpadła na niego. Ujął w dłonie jej twarz i
namiętnie pocałował w usta. Nigdy dotąd nie był równie uwodzicielski.
- Z kim wolisz się zabawić? - zapytał, uśmiechając się kpiąco. - Z
,,jednorękim bandytą" czy ze mną?
- Wygrałeś. Idziemy.
Natasza zaklęła w swoim ojczystym języku. Pobiegła za Calem i Faith.
Drzwi windy zamknęły się za nimi. W pobliżu nie było telefonu. Musiała się
pospieszyć, by w porę ostrzec Iwana. Nie miała innego wyjścia. Musiała zbiec
po schodach trzy piętra w dół. Na szczęście windy na statku jeździły niemal tak
wolno jak na wyspach Nabassi. Zdjęła pantofle na wysokich obcasach. Wy-
chodzący z kajuty Iwan ujrzał w korytarzu zdyszaną Nataszę. Dziewczyna
usłyszała dzwonek windy.
R S
- 110 -
- Szybko! Nadchodzą. - Chwyciła Iwana za ramię. Ukryli się za rogiem
korytarza. Po chwili wyjrzeli ostrożnie. Cal i Faith całowali się przed drzwiami
kajuty.
- Obrzydliwe - zgorszyła się Natasza. - Masz diamenty?
- Nie. Widziałem komputer Cala. Ma wspaniałą pamięć...
- Przeszukałeś całą kajutę i nie znalazłeś klejnotów?
- Nie mogłem zajrzeć wszędzie. Za szybko wrócili.
- Nie gadaj! Gdy przybiegłam, właśnie zamierzałeś się stamtąd wynieść.
- Plecy mnie rozbolały. Muszę poleżeć w łóżku i zrobić sobie gorący
okład. Nie powinienem się schylać. Mogłem sprawdzić szafki tylko do tej
wysokości... - Położył rękę na brzuchu.
- A to pech - jęknęła rozpaczliwie Natasza. - Ciąży na nas klątwa.
Faith i Cal poddali się wszechogarniającej namiętności, ledwie przestąpili
próg swojej kajuty. Faith oparła się plecami o drzwi. Cal całował ją zachłannie.
Wtuliła się w jego ramiona porażona siłą wzajemnego pożądania. Cal szeptał jej
imię, wyciągając z upiętych włosów szpilki podtrzymujące kunsztowną fryzurę.
Wsunął palce w rozwichrzone loki i dotknął ustami rozchylonych warg.
Faith zacisnęła palce na jego koszuli. Oboje byli nieprzytomni z
pożądania, a najlepszy tego dowód stanowiły żarliwe pieszczoty i pocałunki.
Osunęli się na łóżko spleceni uściskiem. Faith znalazła się na górze. Niecie-
rpliwie rozpięła dżinsy Cala, a on uniósł jej biodra, pomagając zdjąć
niepotrzebną bieliznę. Oboje w tej samej chwili drżącymi rękami sięgnęli po
prezerwatywę.
Stało się. Rozkosz była niewysłowiona, niemal granicząca z bólem. Faith
odrzuciła głowę i krzyknęła imię najdroższe jej sercu. W pierwszej chwili Cal
przeraził się, że sprawił jej ból, i znieruchomiał. Faith zaczęła go ponaglać
słowami i pieszczotą. Uśmiechnęła się i zacisnęła dłonie na jego ramionach. Cal
objął rękoma jej biodra i wszedł w nią jeszcze głębiej. Unieśli się ku nieznanym
światom. Dla Faith nadeszło niecierpliwie oczekiwane spełnienie. Jej ciało
R S
- 111 -
pulsowało rozkoszą. Cal ujrzał zmienioną twarz kochanki i zapomniał o całym
świecie. Wieki minęły, nim powrócili do rzeczywistości. Długo milczeli, nie
mogąc wymówić ani słowa. Rozmowa była urywana i cicha.
- Jak tam? - zapytał Cal. Odsunął włosy z twarzy Faith przytulonej do
jego piersi.
- Dobrze. Nie wierzę...
- Ani ja.
- Nawet się nie rozebraliśmy - szepnęła, zawstydzona i uradowana.
- Owszem.
- Całkiem opadłam z sił.
- Założę się, że nie.
- Ani słowa o hazardzie. Na pewno gra tak mnie podnieciła. - To było
długie zdanie, postanowiła więc uczcić ten fakt pocałunkiem.
- Spróbujmy to powtórzyć - mruknął Cal. - Będziemy się kochać bardzo
powoli. Najpierw się rozbierzemy.
Faith przystała na tę propozycję z radosnym uśmiechem.
- Dlaczego wszystko zmierza do nieuchronnego końca? - szepnęła Faith,
gdy wraz z Calem oglądała zachód słońca z górnego pokładu. Te słowa były
najwyraźniejszą aluzją do przyszłości. Cal nie podjął tematu. Faith wolała nie
psuć cudownej chwili i zrezygnowała z rozmowy o tym, co postanowią,
wróciwszy do Seattle. Najbliższe dni zapewne wyjaśnią te wątpliwości.
- Jesteśmy na końcu świata - odparł Cal. - Wydaje się, że ta kraina nie ma
granic i jest wolna od wszelkich zagrożeń.
- Niestety. Bezpieczeństwo Alaski jest względne. Pamiętasz wyciek ropy
z tankowca „Valdez"? To była prawdziwa katastrofa ekologiczna. Mój znajomy
opisał tę historię. Pokryte ciemną mazią wybrzeża to straszny widok.
- Ta okolica zasługuje na szczególną ochronę - powiedział Cal,
uśmiechając się łagodnie. - Podobnie jak ty.
- Ja?
R S
- 112 -
- Owszem. - Delikatnie odgarnął włosy z jej czoła. - W kajucie wyjaśnię
ci, co przez to rozumiem. - Przypieczętował tę obietnicę namiętnym
pocałunkiem, który Faith z radością odwzajemniła. Milczeli, wracając do siebie.
- Trudno uwierzyć, że jutro rano będziemy w Vancouverze i opuścimy
statek - szepnęła Faith, gdy oboje leżeli przytuleni na wąskim łóżku.
- Nim zawiniemy do portu, warto przećwiczyć kilka podstawowych
manewrów - zaproponował Cal.
Kochali się, wymieniając żartobliwe uwagi. Było to radosne przeżycie,
ale gdy odpoczywali, Cal przytulił Faith mocno, rozpaczliwie... Tuż przed
zaśnięciem uświadomiła sobie, że po raz kolejny zabrakło im czasu na rozmowę
o przyszłości.
Następnego ranka zaspali. Budzik nie zadzwonił. Pakowali rzeczy w
pośpiechu. Faith czuła się jak ostatnia oferma. Biegała po kajucie jak szalona,
wrzucając ubrania do walizki. Z irytacją zerknęła na Cala, który spakował się w
kilka minut. Niespokojnie poprawiła okulary i obciągnęła różowy sweter.
Traciła pewność siebie. Milczenie Cala działało jej na nerwy. Przez cały ranek
nie powiedział ani słowa. W miarę jak zbliżali się do Vancouveru, wydawał się
coraz bardziej zamyślony. Może żałował tego, co się stało?
- Mogę cię prosić o przysługę? - odezwała się w końcu Faith. - Sprawdź,
czy zabrałam wszystko z nocnej szafki. Brakuje mi jednego prospektu.
Cal bez słowa zabrał się do poszukiwań.
- Nie widzę prospektu, ale mam to. - Podał jej niepozorny słoiczek. - To
chyba twój krem.
- Chyba tak. Poznaję ten słoik. Gdzie go znalazłeś?
- Na podłodze koło szafki.
- Ciekawe, skąd się tam wziął. Cal wzruszył ramionami.
- Dziękuję. - Faith wyciągnęła rękę po krem. Odniosła wrażenie, że Cal
szybko cofnął dłoń, by jej nie dotknąć. Próbowała sobie wmówić, że to przywi-
dzenie. Zmartwiona wsunęła pudełko kremu do torebki.
R S
- 113 -
- Mówiłem ci, że afera z kradzieżą kosmetyków to nieporozumienie.
Czy namiętność, która ich połączyła, to również nieporozumienie? Chłód
i rezerwa okazywane przez Cala były na pewno rzeczywiste. Coraz bardziej
zamykał się w sobie. Wszelkie próby nawiązania z nim rozmowy zbywał
monosylabami.
- Coś cię trapi? - zapytała w końcu.
- Nie - odparł sucho. - Czemu pytasz?
- Kiedy cię obserwuję, dochodzę do wniosku, że jesteś niezadowolony z
tego, co między nami zaszło.
Cal nie odpowiedział, a Faith straciła wszelką nadzieję. Dręczyły go
wyrzuty sumienia. Dlatego był taki przygnębiony i małomówny.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- A więc mam rację. Żałujesz - powtórzyła. Nie musiała pytać. Prawda
była oczywista. Cal miał to wypisane na twarzy. Zakłopotanie. Niepokój. -
Rozumiem - dodała stłumionym szeptem.
Po raz drugi doznała upokorzenia. Tak samo czuła się pamiętnego
sylwestrowego wieczoru. Tym razem było jej o wiele trudniej, bo przez
ostatnich kilka dni byli sobie ogromnie bliscy. Kochali się. Tak sądziła. Teraz
wyszło na jaw, że Cal po prostu się z nią przespał. Zapewne teraz obawia się, że
będzie ją miał na karku. Chciał uniknąć scen i awantur. Dlatego zamilkł, stał się
oschły i nieprzystępny.
Wyszła na idiotkę, bo uwierzyła w szczerość jego uczuć. Co gorsza,
zapytała wprost o powody dziwnego zachowania Cala. Postąpiła tak, bo nie
przeczuwała, że najgorszy koszmar stanie się jawą. W głębi serca żywiła
nadzieję, że Cal rozproszy jej obawy. Nie uczynił tego.
R S
- 114 -
Miała swoją dumę, chociaż niewiele jej pozostało. Wzięła bagaż i rzuciła
aroganckim tonem:
- Nie musisz niczego żałować, Masters. Ja jestem zadowolona. Muszę ci
wyznać, że na studiach podkochiwałam się w tobie. Zawsze mnie ciekawiło, czy
jesteś dobry w łóżku. - Wzruszyła ramionami. - Teraz wiem. Moja ciekawość
została zaspokojona. Komedia skończona. Nie martw się o mnie, Masters. Nic
się nie stało. Można powiedzieć, że było miło, ale przede wszystkim sporo się
nauczyłam. Dziękuję i żegnam.
Odwróciła się i wyszła.
Cal osłupiał. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
Podkochiwała się w nim? Na studiach? Była ciekawa, czy jest dobry w łóżku, i
dlatego się z nim przespała?
Przejrzała go. Sam był sobie winien. Rzeczywiście niepokoiła go ta
niespodziewana zażyłość. Cholera, nikt nie jest doskonały. Nie potrafił zmienić
przekonań, którymi kierował się przez dwadzieścia lat. Obawiał się małżeństwa
i miłości, nie wierzył w ich sens. Sam jej to wyznał. Twierdziła, że go rozumie.
Nie chciał uwierzyć, że Faith się w nim podkochiwała. Kto by
przypuszczał... Raz jeden, w sylwestra, pocałowała go w usta, ale sądził, że była
podchmielona. Po tym incydencie przez wiele tygodni dręczył go niepokój i
poczucie winy, ale starannie ukrywał to przed nią. Zawsze był skryty. Faith
chyba niczego się nie domyśliła. O wiele łatwiej było mu stłumić prawdziwe
uczucia, niż przyznać, że jeden pocałunek wszystko zmienił. Cal odkrył, że
Faith jest mu bliska nie tylko jako przyjaciółka. Wtedy nie wiedział, co czuje,
ale teraz znał prawdę.
Prawdopodobnie zakochał się w niej. Uświadomił to sobie rano i dlatego
zachowywał się tak dziwnie. Zamknął się w sobie. Do diabła, nie należy
ignorować faktów! Miał dość oszukiwania samego siebie. Kochał Faith.
To wcale nie znaczyło, że jest gotów ją poślubić. Przede wszystkim
musieli porozmawiać, wyjaśnić, co czują. W głębi serca Cal nie przypuszczał,
R S
- 115 -
by Faith była kobietą, która idzie z facetem do łóżka jedynie z ciekawości.
Mogła się oddać jedynie mężczyźnie, którego gorąco kochała. Skoro odkrył, co
do niej czuje, znajdzie sposób, by ją o tym powiadomić. Wprawdzie na odchod-
nym stwierdziła, że wszystko między nimi skończone, lecz Cal w to nie wierzył.
Sprawy ułożą się po jego myśli.
- To niewiarygodne. Zniszczyłeś mi torbę - marudziła Natasza, gdy zeszli
po trapie i skierowali się ku urzędowi celnemu.
- Kupię ci nową - przyrzekł Iwan. - Obserwuj Faith. Nie możemy jej
zgubić.
Natasza była wyższa od współtowarzysza podróży, więc łatwiej mogła
śledzić Faith w tłumie. W pewnej chwili jej oczom ukazał się widok, który
sprawił, że zbladła.
- Ach, Iwanie, pamiętasz, jak ci powiedziałam, że pewnego dnia
znajdziemy się w sytuacji bez wyjścia?
- Tak.
- Ten dzień nadszedł.
- Co się stało? Przeraża cię tłum?
- Nie. Boję się tamtych ludzi. - Nieznacznym ruchem głowy wskazała mu
tych, o których mówiła.
- Gdzie oni, są? - Iwan stanął na palcach. - Nic nie widzę.
- Tam.
Dwóch osiłków stało przed budynkiem urzędu celnego, w pobliżu
autobusu, który miał zawieźć podróżnych na lotnisko.
- Tajniacy z Nabassi. Co tu robią ludzie generała?
- A jak sądzisz? - odparła zniecierpliwiona Natasza. - Ich szef kazał im
odzyskać skradzione kosztowności. Chcą je nam odebrać, a my ich nie mamy.
- Jest tylko jedno wyjście - stwierdził Iwan.
- Uciekamy? - spytała dziewczyna.
- Nie. Poprosimy Faith o pomoc.
R S
- 116 -
Faith pragnęła jak najszybciej opuścić zatłoczony budynek, wsiąść do
samochodu, odjechać i zapomnieć o nieudanej wycieczce. Podsycała swoją
wściekłość. Tonący chwyta się brzytwy. Jeśli pozwoli, by ogarnęła ją rozpacz,
utonie w morzu łez i straci nadzieję. Szczęście w nieszczęściu, że nie wyznała
Calowi, jak bardzo go kocha. Przynajmniej jedno upokorzenie zostało jej
oszczędzone. Słaba pociecha.
Podeszła do stanowiska, przy którym wydawano bagaże. Tam natknęła się
na zdenerwowanego Iwana i przerażoną Nataszę.
- Musimy natychmiast z tobą porozmawiać - oznajmił mężczyzna. - To
kwestia życia i śmierci.
- Co się stało?
- Mamy kłopot - wyznał pospiesznie Iwan. - Jesteśmy złodziejami, którzy
zabrali twój krem z kajuty.
- Mój krem? - zapytała Faith, nie mogąc pojąć, o co Iwanowi chodzi.
- Sądziliśmy, że w słoiku jest nasza własność.
- Nic nie rozumiem!
Iwan z trudem szukał odpowiednich słów. Szczerze opowiedział o
wydarzeniach na statku i niebezpieczeństwie grożącym jemu i Nataszy.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Pomożesz nam? - zapytał w końcu.
Faith nie była w stanie wykrztusić słowa ani uwierzyć w tę dziwną
opowieść.
Natasza, najwyraźniej zniecierpliwiona niezdecydowaniem Faith,
podeszła bliżej. Dziewczyna poczuła, że jakiś przedmiot dotyka jej pleców.
Była niemal pewna, że to lufa pistoletu. Zerknęła przez ramię. Natasza
ukryła prawą rękę w kieszeni luźnego prochowca.
- Tracimy czas - rzuciła gniewnie, opierając broń o żebro zakładniczki. -
Lepiej zrób to, o co prosimy.
Koniec zabawy. Faith miała tego dosyć. Najpierw Cal, teraz ci
cudzoziemcy! Nikt jej nie będzie dyktował, co ma robić.
R S
- 117 -
- Posłuchaj mnie uważnie, mała - burknęła. - Jestem wykończona i nie
mam ochoty na żarty.
- Mała? - Natasza była zaniepokojona tonem i zachowaniem Faith.
Sądziła, że groźba poskutkuje.
- Zamknij się, Nataszo - polecił Iwan. - Wszystko popsujesz! I odłóż tę
szminkę. Pokaż, czym jej groziłaś - rozkazał.
Natasza powoli wyjęła rękę z kieszeni. Trzymała oprawkę szminki.
Iwan zwrócił się do Faith:
- Ona nie ma broni. Bywa, że wychodzę na idiotę, ale musiałbym zgłupieć
do reszty, żeby dać jej pistolet.
- Przeczytałam o tym w podręczniku... - broniła się Natasza.
- Zgoda. Pomogę wam - zdecydowała Faith. - Ale stawiam pewne
warunki.
- Przyjmujemy je od razu. Zrobimy wszystko, co zechcesz - obiecał Iwan.
- Świetnie. A więc najpierw...
Próba odnalezienia Faith w ogromnej sali, gdzie kłębił się tłum,
przypominała szukanie igły w stogu siana. Cal był wściekły. Zniknęła mu z
oczu. Na szczęście nie na długo, pocieszał się w duchu. Wkrótce porozmawiają
spokojnie i wszystko sobie wyjaśnią.
Nagle dostrzegł w oddali jasnoróżowy sweter.
Właśnie taki miała na sobie Faith.... Oczywiście, to ona! Towarzyszyła jej
dwójka nieznajomych - wysoki osobnik w baseballowej czapce oraz kobieta w
prochowcu i chustce na głowie. Po chwili zniknęli w gęstym tłumie.
- Udało się! - zawołał Iwan, podskakując na tylnym siedzeniu
niewielkiego auta.
- Przypuszczałam, że tak będzie - stwierdziła Faith, uruchamiając silnik. -
Przebranie było doskonałe. - Obejrzała się, podziwiając własne dzieło. Miała do
dyspozycji jedynie skromną zawartość swojej walizki oraz ubiory dwojga
uciekinierów, lecz efekty były imponujące.
R S
- 118 -
- Iwan doskonale się prezentuje, gdy włoży buty na obcasach, co? -
zauważyła z uśmiechem Natasza.
- Wyglądasz prześlicznie w czapce baseballisty - odparł Iwan.
Dziewczyna podniosła rękę, chcąc pozbyć się ciasnego nakrycia głowy,
ale Faith zawołała ostrzegawczo:
- Nie! Zachowajcie swoje przebrania. Nie możemy ryzykować.
Zdejmiecie je po przekroczeniu granicy kanadyjskiej.
- A zdjęcia w paszportach?
- Słusznie. W takim razie zrobimy krótki postój przed granicą, żebyście
mogli odzyskać swój zwykły wygląd.
- Doskonale sobie radzisz. Moglibyśmy razem pracować - oświadczył z
podziwem Iwan. Jedno spojrzenie rzucone przez ramię wystarczyło, by umilkł. -
Ja tylko głośno myślę - wyjaśnił po chwili.
- Mam dobry zawód i stałą pracę - odrzekła Faith. - Poza tym kradzież i
oszustwo nie popłacają.
- Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze - przyznał Iwan.
- Porozmawiamy na ten temat u mnie w domu. Teraz odprężcie się i
odpocznijcie.
Cal daremnie szukał Faith. Domyślił się, że już odjechała, postanowił
więc, że od razu do niej pojedzie. Jego cierpliwość została wystawiona na ciężką
próbę. Samolot do Seattle był opóźniony. Cal postanowił wynająć samochód, co
okazało się niemożliwe. Wszystkie auta były zarezerwowane.
Nie miał innego wyjścia; czekał na odlot. Dopiero około czwartej po
południu stanął przed drzwiami mieszkania Faith na przedmieściu Seattle.
Zapukał, ale nikt mu nie otworzył. Zadzwonił; daremnie. Uderzył pięścią w
drzwi.
- Dość tego, Faith. Otwieraj! Wiem, że tam jesteś. Twój samochód stoi
przed domem. Nie ruszę się stąd, póki mi nie otworzysz. - Groźba
poskutkowała. Rozległ się szczęk zamka i drzwi się uchyliły.
R S
- 119 -
Nie było za nimi Faith. Otworzył Calowi Iwan - niekompletnie ubrany, w
rozpiętej koszuli. Wyglądał tak, jakby przed chwilą wstał z łóżka.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Gdzie jest Faith? - warknął groźnie Cal, odepchnął Iwana i wpadł do
mieszkania.
- Bierze prysznic - wyjaśnił skwapliwie cudzoziemiec.
- Bierze prysznic? - powtórzył jak echo Cal, nie dowierzając własnym
oczom i uszom. Niemożliwe, by Faith wybrała Iwana na pocieszyciela, i to
zaledwie sześć godzin po ich rozstaniu. Wykluczone! To się nie mieści w
głowie.
- Czekaj no, ty kurduplu - wycedził Cal i chwycił Iwana za poły rozpiętej
koszuli. - Dlaczego zawracasz głowę Faith? Tak się składa, że wiem, co o tobie
myśli. Nie należysz do jej ulubieńców. Dlaczego pętasz się po tym mieszkaniu,
gdy ona siedzi w łazience? Śledziłeś ją? Zgadłem, co?
- Nie - wybełkotał Iwan.
- Gadaj! Moja cierpliwość ma swoje granice.
- Co tu się dzieje? - zapytała Natasza, wchodząc do holu. Miała na sobie
szlafrok z czerwonego jedwabiu. Ogłupiały Cal gapił się na nią, ściskając w
ręku koszulę domniemanego prześladowcy Faith.
- Skąd się tu wzięłaś? - zapytał.
- Puść Iwana! - krzyknęła Natasza.
- Co tu się dzieje? Działacie wspólnie? - Cal dostrzegł błysk strachu w
oczach Nataszy. - Wiedziałem. To nie są zwykłe odwiedziny. Co zrobiliście
Faith? - Chwycił Iwana obiema rękami i podniósł, by spojrzeć mu w twarz. -
Jeśli choćby jeden włos spadnie jej z głowy...
- Zaprosiła nas - wtrąciła Natasza.
R S
- 120 -
- Bzdura!
- Mówimy prawdę! - pisnął Iwan, rozpaczliwie machając nogami.
- Cal! - Faith przeraziła się, ujrzawszy rozjuszonego Mastersa. Poprawiła
okulary, jakby nie wierzyła własnym oczom. Nie spodziewała Się, że ujrzy taką
scenę po wyjściu z łazienki. Gdy w holu rozległy się dziwne odgłosy,
pospiesznie włożyła koszulkę i granatowy dres. - Co ty robisz? Natychmiast
puść Iwana. Znowu rozbolą go plecy.
- Co powiedziałaś? - wyjąkał Masters. Popatrzył na Faith z
niedowierzaniem.
- Powiedziałam, żebyś go puścił.
Cal postawił Iwana na podłodze, ale nadal ściskał połę nie dopiętej
koszuli.
- Zechcesz mi wyjaśnić, co tu się dzieje? - zapytał z pozornym spokojem.
Faith domyśliła się, że Cal jest wściekły. Takim tonem przemawiał jedynie
wówczas, gdy ogarniała go furia. Świadoma powagi sytuacji szukała
odpowiednich słów. Spuściła oczy i spojrzała na swoje bose stopy. Zarumieniła
się, wystraszona niczym pensjonarka.
- Dlaczego na kołnierzyku jego koszuli widzę ślady twojej szminki? -
wycedził Cal.
- To długa historia - odparła z westchnieniem Faith.
- Nie ruszę się stąd, dopóki jej nie wysłucham od początku do końca. -
Cal puścił Iwana, usadowił się w fotelu i rzucił Faith spojrzenie, które dobrze
znała.
Wyglądał jak uparty dzieciak, który zrobi wszystko, byle postawić na
swoim.
- Iwan i Natasza wpakowali się w niezłą kabałę. Próbuję im pomóc.
- Co przeskrobali? - zapytał podejrzliwie Cal.
- Przemyt - mruknęła Faith.
- Przemyt? - Cal nie był pewny, czy dobrze usłyszał.
R S
- 121 -
- Usiłowali coś przeszmuglować.
- Narkotyki?
- Ależ nie!
- Więc co? - Nie dawał za wygraną.
- Diamenty.
- Opowiedz wszystko po kolei.
Faith streściła zawiłą historię, pomijając niektóre epizody.
- Pamiętasz słoik z kremem, który znalazłeś przed odjazdem obok nocnej
szafki? Były w nim ukryte diamenty.
- Powiedz mu o klątwie - przypomniała Natasza.
- O klątwie?
- Podobno kolekcja diamentów znanych jako „Kryształy Północy" ściąga
nieszczęście na właścicieli.
- Wspaniała wiadomość - wymamrotał Cal.
- Początkowo sam w to nie wierzyłem - wtrącił się Iwan - ale zmieniłem
zdanie, gdy ujrzałem żołdaków generała.
- Co to za brednie?
- W Vancouverze czekali na Iwana i Nataszę wysłannicy obalonego
dyktatora wysp Nabassi.
- Chcą nas schwytać - wyjaśnił Iwan. - Przysłał ich generał. Zabraliśmy
jego diamenty, gdy wybuchły zamieszki. Klejnoty przypadkowo wpadły nam w
ręce. Postanowiliśmy je zatrzymać, by zapewnić sobie dostatek.
- Iwan i Natasza żałują tego postępku i chcą żyć uczciwie - oznajmiła
Faith.
- W głowie mi się nie mieści, że tak lekkomyślnie dałaś się wplątać w
podejrzaną aferę - wybuchnął Cal.
- Nie przesadzaj. Sprawdziłam kilka faktów. Mam dostęp do niejednej
komputerowej bazy danych. Wszystko się zgadza.
- A co z diamentami? Uważasz, że powinni je zatrzymać?
R S
- 122 -
- Nie, muszą się ich pozbyć, żeby uniknąć dalszych kłopotów.
Przekonałam Iwana i Nataszę, że najlepiej będzie, jeśli przekażą je anonimowo
jakiejś instytucji charytatywnej. Obiecałam, że jeśli to zrobią, pomogę im zacząć
w Ameryce nowe, uczciwe życie.
- Znam noclegownię, w której znajdują schronienie bezdomni. Warto ją
wesprzeć takim datkiem. Jeśli twoi podopieczni rzeczywiście chcą pozbyć się
diamentów, powinni zrobić to jak najszybciej. Gdzie są klejnoty?
- Ja je mam - odparła Faith.
- Świetnie. Zawiozę je do noclegowni.
- Postanowiliśmy, że przekażemy je wspólnie - oświadczyła Faith. - Taka
była umowa.
- A ludzie generała?
- Zgubiliśmy ich. Iwan i Natasza wymknęli się z urzędu celnego w
przebraniu.
Cal przypomniał sobie nieznajomych, których widział z Faith.
- A więc do dzieła!. Im szybciej pozbędziemy się diamentów, tym lepiej.
Włóż je do koperty i dołącz informację, że są prawdziwe i że przeznaczasz je dla
ubogich.
- Już to zrobiłam - odparła Faith i pospiesznie włożyła granatowe pantofle
na niskim obcasie, stojące przy drzwiach.
- Idziemy - rzucił Cal.
- Muszę się ubrać! - pisnęła Natasza.
- Masz na to trzy minuty - odparł Cal. - Jeszcze mi nie wyjaśniłaś - dodał,
zwracając się do Faith - dlaczego na kołnierzyku Iwana widać ślady twojej
szminki.
- Iwan był przebrany za kobietę. Musiał umalować usta i trochę się
pobrudził. Zgolił także wąsy. Nie zauważyłeś?
- Nie zwróciłem na to uwagi - odparł Cal. Przez cały czas zastanawiał się,
kiedy będzie mógł porozmawiać z Faith bez świadków. - Kiedy skończy się to
R S
- 123 -
całe zamieszanie, wyjaśnimy sobie kilka spraw - oznajmił tonem nie znoszącym
sprzeciwu.
- Nie mam ci nic do powiedzenia.
- Trudno. W takim razie ja będę mówił.
- Między nami wszystko skończone - odparła, nie patrząc mu w oczy.
- To się okaże.
- Jestem gotowa - oznajmiła Natasza.
- Gdy oddamy diamenty, porozmawiamy o naszych sprawach - powtórzył
z naciskiem Cal. - Zapewniam cię, że dopnę swego.
Noclegownia dla bezdomnych, o której wspomniał Cal, mieściła się w
podrzędnej dzielnicy, co, ze względu na ubóstwo przebywających tam
pensjonariuszy, nikogo nie dziwiło. Iwan ucałował kopertę zawierającą pakiecik
z diamentami, pożegnał się czule z klejnotami w ojczystym języku i podał je
budzącej szacunek matronie urzędującej w kancelarii schroniska. Natasza
współczująco poklepała wspólnika po ramieniu.
- Klątwa już nam nie zagraża. Niebezpieczeństwo minęło - odetchnęła z
ulgą, gdy wyszli z budynku.
- Wątpię - rozległ się obco brzmiący głos. Faith odwróciła głowę i
natychmiast rozpoznała jednego z osiłków, których widziała przed budynkiem
urzędu celnego w Vancouverze. Domyśliła się, że przedmiot, który napastnik
przystawił jej do pleców, to rewolwer. Płatny morderca nie zabawia się oprawką
szminki; na taki pomysł może wpaść jedynie zdesperowana dziewczyna.
Wysłannikowi generała towarzyszyło dwóch barczystych drabów. Trzymali na
muszce Cala, Iwana i Nataszę. Ich broń wyposażona była w tłumiki.
- Panowie, ta kobieta - zaczął Cal, wskazując Faith - nie ma nic na
sumieniu. Uwolnijcie ją.
- Zamknij się - polecił krępy osiłek - Zabieramy całą czwórkę. Jazda.
Najemnicy zapędzili ich do pustego magazynu.
R S
- 124 -
- Nie mamy diamentów - wyjąkał Iwan. - Oddaliśmy je ubogim.
Przepadły.
- To fatalnie. Generał ma do was żal. Nie może pozwolić, by złodzieje
uciekli z łupem. Musicie ponieść karę. Śmierć będzie nauczką dla was i
przestrogą dla innych.
- Jak nas znaleźliście? - Cal rozpaczliwie próbował zyskać na czasie.
- Jechaliśmy za wami od domu tej kobiety.
- Skąd wiedzieliście, że Iwan i Natasza schronili się u niej?
- Jesteśmy zawodowcami. Niełatwo nas przechytrzyć. Rozmawialiśmy z
pasażerami statku w Vancouverze i okazało się, że widziano kobietę w chustce
na głowie i prochowcu wychodzącą z męskiej toalety. Wystarczyło zapytać
ludzi, żeby się dowiedzieć, do jakiego samochodu wsiadła. Ktoś zapamiętał
numery rejestracyjne. Po nitce do kłębka. Dość gadania. Nie mamy czasu na
pogaduszki. - Barczysty drab uniósł broń.
Cal popatrzył na Faith. Ich spojrzenia się spotkały. To była ostatnia
szansa.
Kocham cię, odczytała Faith z ruchu jego warg. Otworzyła szeroko oczy.
Lęk sprawił, że coś rozdzwoniło się w jej mózgu. Ależ nie, natarczywy dźwięk
rozległ się naprawdę!
- Cholera! To niemożliwe! - mruknął dowódca najemników, spoglądając
na aparat przywoławczy, wyświetlający numer gorącej linii dyktatora. - To
generał! Muszę natychmiast do niego zadzwonić. Pilnujcie ich - rozkazał swoim
kumplom i wyszedł. Po chwili wrócił do magazynu.
- Co jest grane? - zapytał krępy osiłek.
- Akcja odwołana. Zwijamy się. Generał odzyskał władzę. Rozkazał nam
jak najszybciej przybyć na wyspę. Szef nie ma czasu zajmować się głupstwami.
Samolot już czeka.
- A co z nimi? - dopytywał się jeden z najemników.
- Zostaw ich. Nie mamy ani chwili do stracenia...
R S
- 125 -
Ledwie zniknęli, Cal objął Faith tak mocno, jakby przez całą wieczność
zamierzał trzymać ją w ramionach.
- Już po wszystkim. Jesteś bezpieczna - powtarzał szeptem.
Milczeli w drodze do domu. Przestąpiwszy próg mieszkania, Faith
spokojnie zdjęła buty i ruszyła do kuchni. Cal chwycił ją za rękę.
- Dokąd się wybierasz?
- Do kuchni. Zaparzę herbatę. To doskonałe lekarstwo na skołatane
nerwy.
- Najpierw porozmawiamy. - Rzucił Iwanowi i Nataszy wymowne
spojrzenie.
- Chcą zostać sami. Chodź, Iwanie - oznajmiła Natasza zmysłowym
szeptem gwiazdy filmowej. Po ich wyjściu zapanowało niezręczne milczenie.
Faith przerwała je pierwsza.
- To oczywiste, że w chwili ostatecznego zagrożenia ludzie nie zawsze
mówią to, co myślą... Zapomnijmy o wszystkim, zgoda? Nie masz wobec mnie
żadnych zobowiązań.
- Sądzisz, że kłamałem mówiąc, że cię kocham?
- Nie powiedziałeś tego na głos. Odczytałam te słowa z ruchu twoich
warg. Jestem pewna, że na swój sposób jesteś do mnie przywiązany. To także
rodzaj miłości.
- O co ci chodzi?
- Jestem ci bliska, ponieważ się przyjaźnimy.
- Oczywiście.
Wszelkie nadzieje Faith zostały ostatecznie pogrzebane.
- To nie wszystko - ciągnął Cal. - Na pewno cię kocham, bo przekonałem
się, że dla mnie jesteś najważniejszą kobietą na świecie.
Faith osłupiała. Nie mogła wyrzec ani słowa. Z radości zabrakło jej tchu.
R S
- 126 -
- Przyznaję, że w przeszłości nie doceniałem małżeństwa, lecz wydarzenia
ostatnich dni sprawiły, że zmieniłem poglądy. Wreszcie odkryłem, ile dla mnie
znaczysz. Kocham cię i nie pozwolę ci odejść.
- Zawsze unikałeś trwałych związków. Lękałeś się małżeństwa.
- Niedawno śmierć zajrzała mi w oczy. Wówczas naprawdę się
przeraziłem. Nie małżeństwo, ale pistolet wycelowany w kobietę, którą kocham,
był dla mnie prawdziwym koszmarem - odparł Cal. Po chwili dodał:
- A niech to diabli... szczerze mówiąc, zakochałem się w tobie przed
dziesięciu laty, podczas tamtej sylwestrowej nocy, kiedy mnie pocałowałaś.
Byłem zbyt wystraszony, by się do tego przyznać. Kocham cię, Faith, ale nie
potrafię cię przejrzeć. Musisz mi powiedzieć, co do mnie czujesz.
- Wiem ponad wszelką wątpliwość, że zakochałam się w tobie od
pierwszego wejrzenia. Próbowałam zniszczyć tę miłość. Daremnie. Kocham cię
i nigdy nie przestanę.
- Wyjdź za mnie.
- Wątpię... - zaczęła niepewnie.
- Ja nie. Wyjdź za mnie - powtórzył. Uśmiechnął się do niej
uwodzicielsko. - Będę cię tak długo prześladował, aż się zgodzisz.
- Zawsze musisz postawić na swoim, prawda, Masters? To fatalne
przyzwyczajenie.
- Popracuj trochę nad moim charakterem. Spróbuj wykorzenić liczne
wady - zaproponował, patrząc na Faith z uśmiechem.
- Ciekawe, czym się będziesz zajmował - odparła.
- Masz zamiar nadal być korespondentem wojennym?
Cal pokręcił głową.
- Władze uniwersytetu, na którym wykładałem przez pół semestru,
zaproponowały mi całoroczne zajęcia i stałą posadę. Przyjmę ich ofertę. Trudno
w to uwierzyć, prawda? Cal Masters zostanie wykładowcą. Faith, powiedz w
końcu, czy wyjdziesz za mnie? Stoję tu jak na rozżarzonych węglach.
R S
- 127 -
- Tylko wariatka poślubiłaby takiego narwańca - mruknęła pogrążona w
zadumie Faith. - Jesteś uparty, samowolny, arogancki i okropnie zarozumiały.
Cal spochmurniał.
- Z drugiej strony jednak - dodała Faith - masz czułe serce, poczucie
odpowiedzialności, chętnie pomagasz innym ludziom. Tylko idiotka mogłaby
odrzucić takiego kandydata ma męża. Zgoda, wyjdę za ciebie.
Cal był tak uradowany, że nawet widok Iwana i Nataszy nie popsuł mu
humoru.
- Możecie nam pogratulować - oznajmił, uśmiechając się z dumą. -
Postanowiliśmy się pobrać.
- My również - oświadczył Iwan, obejmując ramieniem Nataszę. - Trzeba
to uczcić. Oto butelka szampana z piwnic generała. Wzięliśmy ją na pamiątkę.
Doskonały rocznik.
- Faktycznie!- zawołała Faith, zerkając na etykietkę. - Iwanie, to wino jest
warte majątek. Nie otwieraj butelki!
- Nie żartuj - obruszył się Iwan.
- Wiem, co mówię - zapewniła. - W moim piśmie ukazał się artykuł o
cenach najlepszych win. Zapewniam cię, Iwanie, że wytrawny koneser zapłaci
fortunę za tę butelkę.
- Wygląda na to, że nie skończymy jako bezdomni gnieżdżący się w
kartonowym pudle - oznajmiła z uśmiechem Natasza. Faith wyjęła z lodówki
butelkę zwykłego szampana. Napełnili kieliszki. Iwan wzniósł toast.
- Za uwolnienie od klątwy!
- I za nasz związek - dodał Cal. Popatrzył wymownie na Faith. Nie
potrzebowali słów.
- Za szczęście - dodała. - Dla nas obojga. Przypieczętowali toast
pocałunkiem słodkim jak musujące wino i gorącym jak miłość, która ich
połączyła.
R S