DianaPalmer
Gotowanawszystko
Tłumaczenie:
Wanda
Jaworska
ROZDZIAŁPIERWSZY
Na
trawie osiadły kropelki rosy i sprawiły, że rozległa łąka lśniła w porannym
blasku słońca wyłaniającego się zza odległej linii horyzontu. Zielone łany lekko
falowały pod wpływem wrześniowego wietrzyka, a obłoki wiszące na błękitnym
niebiezabarwiłysięnaróżowoibursztynowo.Rozglądającsiępoznajomejokolicy,
Kathryn Mary Kilpatrick potrząsnęła długimi czarnymi włosami i głośno się
roześmiała, dając wyraz przepełniającej ją radości. W ekskluzywnej szkole dla
dziewcząt, z której właśnie wróciła, sporo się nauczyła, nabrała dobrych manier
i gracji modelki, ale nie straciła żywiołowości. W panującej wokół ciszy śmiech
zabrzmiałnadspodziewaniegłośnoispłoszyłkonia,naktórymjechała.Promyk,jej
ukochany kasztanek, rzucił łbem i uderzył kopytami o ziemię, natychmiast więc
pogłaskałagopobujnejgrzywie,mówiącłagodnie:
–Wszystkowporządku,mały.
Promyk,którego
jeszcze
jakoźrebakaKathryndostałanaszesnasteurodzinyod
Blake’a,uspokoiłsiępodwpływemznajomejpieszczoty.Chociażprzybyłomupięć
lat,pozostałpłochliwyjakmłodzik.
Jak
dobrze znowu być w Greyoaks, pomyślała Kathryn. Rozległa posiadłość
Hamiltonów w Karolinie Południowej stała się jej domem wtedy, gdy ta rodzina ją
przygarnęła.Choćniebyłytojejrodzinnestrony,pokochałajejakswoje,inicnie
byłowstanietegozmienić.Zielonewzgórzailaspiniowy,któryjeporastał,rozległe
łąki,wysokieniebo,szerokaprzestrzeń–tobyłojejmiejscenaziemi.
Nagłe
poruszenie
za kępą sosen wyrwało Kathryn z zadumy i przyciągnęło jej
uwagę. Z wolna skierowała Promyka w tamtą stronę i zatrzymała konia na widok
Phillipa Hamiltona, który zbliżał się na czystej krwi wierzchowcu arabskim
o czarnej i błyszczącej sierści. Natychmiast pomyślała, że gdyby Blake przyłapał
młodszego brata na dosiadaniu jednego z jego niesłychanie cennych ogierów,
wybuchłaby awantura. Na szczęście dla Phillipa Blake przebywał służbowo
wEuropie.
–Cześć!–zawołałPhillip,poczympodjechałizatrzymałkonia.
Niecierpliwym
gestem dłoni odgarnął z czoła brązowe kosmyki. W jego piwnych
oczach rozbłysły figlarne ogniki, gdy przesunął spojrzenie po Kathryn,
prezentującejsiębardzoszykowniewstrojudokonnejjazdy.
–Nie
nosiszkasku?–zdziwiłsię,poważniejąc.
– Daj spokój. – Kathryn wydęła pełne wargi i dodała: – To krótka przejażdżka,
apozatymnielubiężadnychnakryćgłowy,aco
dopierotwardegokasku.
–Jedenupadekipo
tobie–ostrzegłPhillip.
–Mówisz
jak
Blake!
– Szkoda, że go nie ma – dodał, uśmiechając się na widok buntowniczej miny
Kathryn–alepodkoniectygodniawróciizdążynaprzyjęcieuBarringtonów.
–Blake
niecierpiprzyjęć–przypomniałamuKathryn.–Zamnąteż,naogół,nie
przepada.
–Tonieprawda!–obruszyłsięPhillip.–Czasemwyprowadzaszgozrównowagi,
i tyle. Bardzo
dobrze pamiętam czasy, kiedy wręcz uwielbiałaś mojego starszego
brata.
Kathryn
odwróciłagłowę,spoglądającnastadorasowycharabów,którepasłosię
naodległej,bujnejłące.Czarnasierśćlśniławsłońcutak,jakbynatartojąolejem.
–Był
dla
mniemiłypośmiercimojejmatki–przyznała.
–Troszczyłsięociebieiwdalszym
ciągutwójlosleżymunasercu.Zresztącałej
rodzinienatobiezależy–oznajmiłPhillip.
Kathryn
posłałamuciepłyuśmiechilekkodotknęłajegoramienia.
– Mam świadomość, że wydaję się być niewdzięcznicą, ale w rzeczywistości
tak
nie jest. Wzięliście mnie do siebie, zaakceptowaliście, wychowaliście, wreszcie
wykształciliście…Jakmogłabymtegoniedoceniać?
–Blakezanadtoniezabiegałotwój
wyjazd
doszkoły–stwierdziłPhillip.
–Odniosłam
takie
wrażenie–przyznałaKathryn.
–To
onnalegał,żebyśjużzakończyłanaukę.
– Wiem, i jestem o to na niego wściekła. Marzyłam o studiowaniu
politologii na
uniwersytecie.
– Blake przywiązuje wagę do właściwej obsługi i zjednywania klientów –
przypomniałPhillip–iztegopowoduwolimiećwdomu
asystentkęniżpolitolożkę.
– Cóż… – Kathryn wzruszyła ramionami. – Nie zostanę tu wiecznie, kiedyś
wyruszę w świat, któregoś dnia wyjdę za mąż. Wiem, jak dużo zawdzięczam
Hamiltonom, nie zamierzam jednak spędzić całego życia jako asystentka Blake’a.
Poza tym przypuszczam, że w przyszłości ożeni się i to żona będzie mu pomagać
w interesach. Naturalnie, pod
warunkiem że znajdzie dostatecznie odważną
kandydatkę–dodałakąśliwie.
– Chyba
żartujesz. Kobiety ciągną do niego jak pszczoły do miodu. Blake może
miećkażdąprzedstawicielkępłcipięknej,jakiejzapragnie–zauważyłPhillip.
–Dlategożejestzamożny–stwierdziłaKathryn.–Zcałąpewnością
nie
przyciąga
ichjegoniepowtarzalny,specyficznycharakter.
–Maszdoniegożal,boniepozwoliłciwyjechaćnaweekendzJackiem
Harrisem
–orzekłPhillip.
Kathryn, zła
na
siebie, że nie zapanowała nad sobą, zaczerwieniła się aż po
nasadęwłosów.
–Niemiałampojęcia,cozamierzałJack.Uznałamzaoczywiste,żejegorodzice
będąwdomu.
–Inie
wpadłocidogłowy,żebysięcodotegoupewnić,natomiastBlakewolałto
sprawdzić. Nie zapomnę, jaką miał minę, gdy Jack po ciebie przyjechał, ani jak
wyglądałJack,gdywychodziłodnassam.
–Wolałabymotym
zapomnieć.
–Założęsię,żekiedyśwyrzucisztenincydentzpamięci.Odtamtegodniamaszna
pieńku z moim bratem, ale i to minie. Chyba nie zamierzasz ranić go
wnieskończoność?
– Blake’a nic nie jest w stanie zranić – odparła Kathryn. – Pozwala mi się
wściekać, ale tylko do czasu. W momencie, gdy ma dość, zwraca mi uwagę
lodowatymtonemiodchodzi.Będziezadowolony,jakzniknęmuzoczuiuwolnię
go
odswojegotowarzystwa.
–Ale
narazienigdziesięniewybierasz?–zaniepokoiłsięPhillip.
Kathryn
rzuciłamuszelmowskiespojrzenie.
– Myślałam o wstąpieniu
do
Legii Cudzoziemskiej – oznajmiła. – Myślisz, że
mogłabymotrzymaćakceptacjęwnioskuprzedweekendem?
– Chcesz jak najszybciej uciec przed Blakiem? Przecież w gruncie
rzeczy
stęskniłaśsięzanim–odrzekłześmiechemPhillip.
–Czyżby?–
Kathryn
zrobiłaniewinnąminkę.
–Sześćmiesięcy
to
dużo;zdążyłsięuspokoić.
–Blakeniczegoniezapomina–zauważyłazwestchnieniem
Kathryn.
Ponad
głową Phillipa popatrzyła na wznoszący się w oddali obszerny dom
z szarego kamienia, otoczony ogromnymi dębami, które trzymały straż niczym
żołnierzenawarcie.
– Nie
doprowadź się do załamania nerwowego – poradził Phillip. – Mam
propozycję,ścigajmysiędodomu.Czasnaśniadanie.
–Dobrze
–zgodziłasięKathryn.
Ciemne
oczyMauderozjaśniłysięzadowoleniemnawidokKathryniPhillipa,jak
tylkostanęliwprogueleganckiejjadalni.Uśmiechnęłasię,gdyzajęlimiejscaprzy
błyszczącymdębowymstole.
Maude
miałatakąsamąoliwkowąceręibystreciemneoczyjakBlake,podobnie
jak on bezceremonialny sposób bycia i porywczy charakter. Na przykład bez
najmniejszych oporów potrafiła o drugiej w nocy zatelefonować do któregoś
zkongresmanów,abywyjaśniłjejjakiśproblemprawny.Natomiastmłodszysynnie
przypominał jej zarówno usposobieniem, jak i wyglądem. Zrównoważony Phillip
miałjasnąskóręiblondwłosy,odziedziczoneponieżyjącymojcu.
– Dobrze mieć cię w domu, dziecko. –
Tymi
słowami Maude powitała Kathryn,
dotykającjejramienia.–Ostatniobyłamotoczonawyłączniemężczyznami.
– To prawda – potwierdził cierpkim tonem Phillip, nabierając z porcelanowego
półmiskadużąporcjęjajecznicynabekonie.–WzeszłymtygodniuMattDavisiJack
Nelsonomalsięonią
nie
pobilipodczasprzyjęcia.
–Nic
podobnegoniemiałomiejsca!–zaprotestowałaMaude.
–Czyżby?–spytałazuśmiechemKathryn,upijającłykkawy.
Maude
sprawiaławrażeniezakłopotanej.
– Tak czy inaczej, chciałabym, żeby Blake wrócił do domu i był z nami –
powiedziała. – Z mojego punktu widzenia w nieodpowiedniej porze wyniknęły
problemy w londyńskiej filii, które zmusiły go do podróży za ocean. Na piątkowy
wieczór zaplanowałam bowiem coś szczególnego, przyjęcie z okazji twojego
powrotu,Kathryn.Byłobywspaniale…
–ObecnośćBlake’a
nie
jestkonieczna.Jestempewna,żebezniegoprzyjęcieteż
bysięudało–przerwałajejKathryn.
Maude
uniosłacienkiebrwiispytałazuśmiechem:
–Zamierzasz
dąsaćsięnaniegodokońcażycia?
–Nie
powinienbyćwobecmnietaksurowy!–obruszyłasięKathryn.
– Miał rację, moja droga, i dobrze o tym wiesz – orzekła łagodnie Maude.
Pochyliłasię,opierającprzedramionanablaciestołu.–Kochanie,niezapominaj,że
maszzaledwiedwadzieściajedenlat,aBlaketrzydzieściczteryiwzwiązkuztym
zdobył nie tylko większe doświadczenie, ale i wiedzę. Od czasu gdy znalazłaś się
w naszej rodzinie, staraliśmy się ciebie chronić – podkreśliła Maude i dodała: –
Czasami
zastanawiamsię,czyabyniebyliśmynadopiekuńczy.
– Spytaj o to Blake’a – odparła z goryczą Kathryn. –
Od
lat trzyma mnie pod
kloszem.
– Ma nadmiernie rozwinięty instynkt opiekuńczy. Błędnie ulokowany kompleks
kwoki–wtrąciłzrozbawieniem
Phillip.
– Dobrze, że ta uwaga nie padła z twoich ust w obecności Blake’a – zauważyła
Maude.
– Nie boję się wielkiego brata. To, że ma nade mną przewagę, nie jest jeszcze
powodem…–Phillipurwałiponamyśledodał:–Zdrugiej
strony,chybamaszrację,
mamo.
Maude
sięroześmiała.
– Wybornie. Życzyłabym sobie, żeby twój brat był choć w pewnym stopniu tak
niefrasobliwyjakty.Niestety,jestzbytpoważnyizasadniczy.
–Znam
lepszeokreślenie–rzuciłaKathryn.
– Czy to nie zdumiewające, jaka ona jest odważna, kiedy Blake’a nie ma
wpobliżu?–
Phillip
rzuciłmatceznaczącespojrzenie.
–Zdumiewające–zgodziłasięMaude,uśmiechającsiędoKathryn.–Rozchmurz
się, dziecino. Opowiem ci, co Eve Barrington zaplanowała na sobotnie przyjęcie
powitalne, to, które zorganizowałabym w piątek,
gdyby
Blake’a niespodziewanie
niewezwanodoLondynu.
Sądząc
po
końcowych efektach, przygotowania do sobotniego przyjęcia
przebiegłysprawnie,uznałaKathryn,rozglądającsięwokółizauważającpojemniki
zsuchymikwiatamiwkolorachjesieni,rozstawionewróżnychmiejscach,atakże
wysmakowanekompozycjezmargerytek,chryzantemigipsówki,dekorującestoły.
Teostatniezostałysutozastawionenajrozmaitszymipotrawamiiprzysmakami.
Zaproszono
ponadpięćdziesiątosóbzokolicy,wwiększościznaczniestarszychod
Kathryn.Znalazłosięwśródnichwieleosóbopiniotwórczychiwpływowych,atakże
sporo polityków. Najwyraźniej Maude wciąż lobbowała na rzecz ochrony
najbliższego dorzecza Karoliny Południowej przed utworzeniem na tym terenie
strefy przemysłowej. Niewątpliwie, pomyślała Kathryn. wskazała Eve, gospodyni
przyjęcia,kogoważnegoumieścićnaliściegości.
Nan
Barrington, córka Eve, jedna z najwierniejszych przyjaciółek Kathryn,
odciągnęłająnabok,gdymuzycyzaczęliszybkiutwórrockowy.
–Mamaniecierpirocka–powiedziała.–Niemampojęcia,dlaczegowynajęłaten
zespół,skoronicinnegoniemawrepertuarze.
– Z powodu
nazwy – odgadła Kathryn. – To kapela Glena Millera, ale Glena
pisanegoprzezjedno„n”.Przypuszczalnietwojamamauznała,żegrajątakąsamą
muzykęjakzmarłyGlennMiller.
– To
do niej podobne – przyznała Nan, kręcąc głową. Przy tym ruchu jej jasne
włosy zalśniły bursztynowo. Obwiodła palcem brzeg napełnionej ponczem
szklaneczki,poczympowiodławzrokiemposalonie.–Spodziewałamsię,żeBlake
zajrzy.
Kathryn
uśmiechnęła się pobłażliwie. Nan podkochiwała się w Blake’u od czasu,
gdybyładziewczynką.Onudawał,żetegoniezauważał,aobecniewciążtraktował
jeobiejaknastolatki.
– Przecież wiesz, że
Blake
nie cierpi wszelkich spotkań towarzyskich –
przypomniałaprzyjaciółceKathryn.
–Chybaniezbraku
partnerek,któremógłbynaniezaprosić.
Kathryn
rzuciła Nan spojrzenie spod zmarszczonych brwi, zastanawiając się,
dlaczego stwierdzenie przyjaciółki ją rozdrażniło. Wiedziała, że Blake spotyka się
z kobietami, ale od dawna spędzała w Greyoaks nie więcej niż kilka dni. Poza
nauką,wczasiewolnym,miaładużozajęć.OdwiedzałakrewnychweFrancji,Grecji
i nawet w Australii. Jeździła na wycieczki z Nan. Bywała na imprezach szkolnych
i nie opuszczała spotkań koleżeńskich. Nie miała powodu, żeby dłużej przebywać
w Greyoaks, a zwłaszcza od czasu ostatniej kłótni z Blakiem z powodu niedoszłej
randkizJackiemHarrisem.
Westchnęła,
przypomniawszy
sobiereprymendę,jakiejudzieliłJackowiHarrisowi.
Chłopak na przemian czerwienił się i bladł, podczas gdy Blake lodowatym tonem,
którego używał, gdy był zirytowany lub zły, wygarniał mu dobitnie, co myśli o nim
ijegopostępowaniu.Następniezwróciłsiędoniej,awówczasztrudemzapanowała
nad chęcią natychmiastowej ucieczki. Czuła mores przed Blakiem, a nawet się go
bała,chociażnigdyniepodniósłnaniąrękianijejniezagroził.
–Dlaczegomarszczyszbrwi?–spytałanagleNan,wyrywającKathrynzzadumy.
Kathryn
obrzuciła wzrokiem przyjaciółkę, prezentującą się bez zarzutu
wjasnoniebieskiejwieczorowejsukninacieniutkichramiączkach.
–Masz
eleganckąsukienkę–powiedziała.
– Nie umywa się do twojej – odparła Nan, z podziwem
lustrując białą suknię,
przypominająca tunikę, którą miała na sobie przyjaciółka. Szyfonowa tkanina
falowałaprzykażdymruchu.
–PoznałamwAtlanciepoczątkującąprojektantkę–wyjaśniłaKathryn.–Tasuknia
pochodzizjejpierwszejkolekcji.Pokazodbyłsięwnowymsaloniezodzieżą
przy
PeachtreeStreet.
– Na tobie każdy strój dobrze wygląda – zauważyła bez zawiści Nan. – Jesteś
wysokaismukła.
–Blake
uważa,żezachuda–odparłaześmiechemKathryn.
Nagle
znieruchomiała, spostrzegła bowiem parę ciemnych oczu w twarzy jak
wykutejzgranitu.Wysoki,postawnyimęskiBlakeotwarciesięwniąwpatrywał.
Ciemne włosy lśniły w świetle padającym z kryształowego żyrandola, a na śniadej
twarzygościłwyrazarogancji,odziedziczonypowojowniczymdziadku.Mimowoli
Kathrynzadrżała,gdyprzesunąłwzrokiempojejsukni,niekryjącdezaprobaty.
Nan
zorientowała się, kto zaprząta uwagę przyjaciółki, i natychmiast się
rozpromieniła.
–To
Blake!–zawołałauradowana.–Niepodejdzieszdoniego,abysięprzywitać?
– Tak, oczywiście – odrzekła Kathryn, widząc, że Maude zbliża się do Blake’a,
aPhillipmachadoniegozdrugiego
końcapomieszczenia.
– Nie wydajesz się zachwycona – zauważyła szczerze Nan, odnotowując objawy
zakłopotania przyjaciółki: zaczerwienione policzki i lekkie drżenie dłoni, w której
trzymałaszklaneczkęzponczem.
–Będziewściekły,boniemamwstążkiwewłosachimisia
pod pachą – odrzekła
Kathryn,silącsięnażartobliwyton.
– Nie jesteś małą dziewczynką. – Zauroczona Blakiem, Nan jednak wystąpiła
wobronie
przyjaciółki.
– Powiedz
to jemu – odparła Kathryn. – Jestem wzywana – dodała, gdy Blake
ruchemgłowywskazał,żebydoniegopodeszła.
– Czy
nie mogłabyś wyglądać na trochę mniej nieszczęśliwą niż Maria Antonina
prowadzonanagilotynę?–spytałaNan.
–Nicnatonieporadzę,żeprzebiegłmniezimnydreszcz–odparłacichoKathryn.
–Narazie–mruknęła,niechętniekierującsięwstronęBlake’a.
Ruszyła, przemykając wśród
licznie
zgromadzonych gości i czując, jak serce
nadmiernie przyspiesza rytm. Od ich ostatniej kłótni i zarazem spotkania minęło
sześć miesięcy, w trakcie których wiele się wydarzyło. Mimo to nie zdołała się
pozbyć ani urazu, ani rozgoryczenia, a sądząc po wyrazie twarzy Blake’a, on
również wciąż miał żywo w pamięci zarówno tamtą scenę, jak i towarzyszące jej
emocje.Zaciągnąłsięgłębokopapierosem,obrzucającjąaroganckimspojrzeniem.
Nie
mogłaniezauważyć,żewciemnymwieczorowymubraniuwyglądaniezwykle
atrakcyjnie.Jedwabnabiałakoszulaidealniepodkreślałaoliwkowącerę.Unosiłsię
wokół niego cierpki zapach orientalnej wody toaletowej, harmonizujący z jego
żywiołowąmęskością.
– Witaj, Blake – powiedziała nerwowo Kathryn, zadowolona, że Maude znikła
wśród polityków, co uwolniło ją od obowiązku demonstrowania entuzjazmu z tego
spotkania.
Blake
przesunąłspojrzeniempojejsmukłejfigurze,nadłużejzatrzymującwzrok
nagłębokimdekolcie.
–Lansujeszsię,Kate?–spytałostrymtonem.–Sądziłem,żesprawazHarrisem
czegościęnauczyła.
–Nie
nazywajmnieKate–zaprotestowała.–Mojasuknianiepokazujewięcejniż
strojeobecnychtuinnychkobiet.
– Nie zmieniłaś się – zauważył z pobłażaniem Blake. – Jak zwykle zadziorna
i napastliwa. Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że
po
ukończeniu szkoły choć
trochęwydoroślejesz.
–Skończyłamdwadzieścia
jeden
lat!–rzuciłaoburzonaKathryn.
–Icowzwiązkuztym
powinienemuczynić?–zapytałnonszalanckoBlake.
Jużmiała
mu
zjadliwieodpowiedzieć,alenagleopuściłajązłośćispytała:
– Dlaczego chcesz popsuć mi przyjęcie? Jest sympatycznie i jednocześnie
pożytecznie…
–Jakto?–spytał,spoglądającwstronę
grupki
polityków.
–MaudestarasięocalićprzyrodęwdorzeczuEdistoRiverizabiegaopoparcie
wpływowych ludzi – wyjaśniła Kathryn. – Chce zapobiec uprzemysłowieniu tego
rejonu.
– Jasne. Za każdą cenę ratujmy węże błotne i moskity
– odparł drwiąco Blake,
choćbyłzapalonymobrońcąśrodowiskanaturalnego,podobniejakjegomatka.
– O ile sobie przypominam, swego czasu wystąpiłeś w telewizji, aby
wesprzeć
inicjatywęutworzenialeśnegorezerwatuprzyrody–zauważyła.
–Przyznajęsiędowiny–odparłzuśmiechem,rzadkogoszczącymnajegoustach.
Skierował wzrok na zespół muzyczny i w miejsce uśmiechu na twarzy Blake’a
pojawiłsięgrymaszniecierpliwienia.–Czygrająwkółko
to
samo?–spytał.
–Nie
jestempewna.Wydawałomisię,żelubiszmuzykę.
–Owszem,ale
toniejestmuzyka.
– Moje
pokolenie uważa inaczej – odparowała Kathryn, mierząc Blake’a
wyzywającym spojrzeniem. – Po co przyszedłeś na przyjęcie, skoro nie lubisz
współczesnejmuzyki,paniestaromodny?
– Nie bądź taka wygadana, dziecino. A jeśli tak bardzo jesteś ciekawa, co tu
robię,towiedz,żechciałemsięztobąspotkać.
–Czyniepoto,żebyjaknajszybciejodwieźćmniedodomuipo
drodzenamnie
nawrzeszczećbezświadków?
–Ile
ponczuwypiłaś?–Blakeściągnąłciemnebrwi.
–Jeszczeniedość–odparłazbezczelnym
uśmiechemKathryn,wychylającjednym
haustemzawartośćszklaneczki.
–Nie
brakcitupetu,dziewczynko–zauważyłbezzłościBlake.
– To
raczej przejaw instynktu samozachowawczego – odrzekła Kathryn,
obrzucając go uważnym spojrzeniem. – Zresztą nawet gdyby doszło do awantury,
nie będę się przejmować tak jak poprzednio, bo wbrew twojej opinii nabrałam
dystansu.
– Zwracam ci uwagę, że minęło pół roku. – Blake zaciągnął się papierosem. –
Zapomniałemotamtej
sprawie.
– Nie zapomniałeś – orzekła z westchnieniem Kathryn. – Wierz mi, nie miałam
pojęcia, co Jack zamierza. Prawdopodobnie powinnam była się domyślić, ale
niestety, nie wzięłam pod uwagę takiej możliwości zapewne dlatego, że nie
prowadziłamożywionegożyciatowarzyskiegoigeneralnie
byłamkrótkotrzymana.
–Rzeczywiścieniepomyślałaśotym
–przyznałBlake.–Wtedyuznałem,żemoże
takbyłolepiej.Jednakobecniewolałbym,żebyśbyłabardziejprzewidująca.
–Maude
teżtakuważa.
–Ima
rację.–Zmrużyłoczy,przypatrującsięsukni,któramiałanasobieKathryn.
–Jesteśzamłodanatakistrój–orzekł.
– To znaczy, że kiedy w twojej
ocenie dorosnę, będzie właściwy? – spytała
Kathryn.
– Nie
sądzę, byś potrzebowała mojego pozwolenia na włożenie takiej czy innej
sukni.
– Tak mówisz, a w gruncie rzeczy uważasz, że powinnam liczyć się z twoim
zdaniem. Jeśli tylko próbuję zrobić coś samodzielnie, zaczynasz mnie pouczać
istrofować.
– To zależy, co masz na myśli. – Blake zgniótł niedopałek w popielniczce. –
Swobodaseksualnaniewchodziwgrę.
–Aleniewtwoim
przypadku,prawda?
–Co,ulicha,mojeżycieosobistemawspólnegoztobą?–spytał
gniewnie
Blake,
marszczącbrwi.
Kathryn
odruchowocofnęłasięokrok.
–Ja…tylko
żartowałam–usprawiedliwiłasięcicho.
–Ale
niejestmidośmiechu–stwierdziłkrótko.
–Wmoim
towarzystwienigdysięnieśmiejeszaninieżartujesz–poskarżyłasię
Kathryn.
–Przestańsięzachowywać
jak
afektowananastolatka–ofuknąłjąBlake.
– Jeśli pozwolisz – zaczęła niepewnie, starając się powstrzymać niechciane łzy,
napływającejejdooczu–wrócędosiebieipobawięsięlalkami.Dziękujęzamiłe
iserdecznepowitanie–dodała,poczymruszyłamiędzygości,żebyznaleźćsięjak
najdalejodBlake’a.Porazpierwszywżyciu
pożałowała,żeprzynależydorodziny
Hamiltonów.
ROZDZIAŁDRUGI
DokońcawieczoruKathryntrzymałasiębliskoNaniPhillipa,natomiaststarannie
unikałaBlake’a,którynajwyraźniejnieodczuwałbrakujejtowarzystwa.Stałobok
Maudeimłodegokongresmanawniewielkiejgrupiegości,żywodyskutując.
– Zastanawiam się, o czym z takim zapałem rozprawiają – zwrócił się Phillip do
Kathryn, tańcząc z nią w rytm jednej z nielicznych spokojnych melodii, zagranych
przezzespół.
–Oratowaniumokasynówbłotnychijadowitychwęży–rzuciłagniewnie.
Phillipwestchnąłprzeciągle.
–Cocizrobił?–spytał.
–Kto?–KathrynuniosławzrokinapotkałalekkorozbawionespojrzeniePhillipa.
– Blake. Dzisiejszego wieczoru nie spędziliście razem nawet dziesięciu minut,
ajużunikaciesiebienawzajemjakognia.Cosięstało?
Kathrynspochmurniała,oczyjejpociemniały.
– On mnie nie cierpi – odparła po dłuższej chwili. – Przecież ci o tym
wspomniałam.
–Alecocizrobił?–Phillipponowiłpytanie.
Kathrynodwróciławzrok.
–Oświadczył,żelansujęsię,nosząctęsuknię,atakwogóle,touznał,żejestem
na nią za młoda. Poza tym podkreślił, że w moim przypadku nie może być mowy
oswobodzieseksualnej.
–Nocóż,troszczysięociebie–stwierdziłPhillip.
– Nic nie rozumiesz. Wytknęłam mu, że wyznacza mi granice, ale sam je
przekracza. Wtedy naskoczył na mnie, że wtrącam się w jego życie osobiste,
a tymczasem nie to było moim celem. Chciałam mu uświadomić, że już nie jestem
dziewczynką.
–NiewiedziałaśoDelli?–zdziwiłsięPhillip.
–OjakiejDelli?–Kathrynrzuciłamuzaskoczonespojrzenie.
–DelliNess.Właśniezniązerwał.
– Byli zaręczeni? – spytała od niechcenia Kathryn, choć niespodziewanie, ze
zdziwieniem,stwierdziła,żewiadomośćjąporuszyła.
–Skądże.–Phillipsięroześmiał.
–Och…
– Od dawna zawracała mu głowę, wydzwaniała, przysyłała listy, naciskała,
histeryzowała…Możeszsobiewyobrazić,jaktonaniegodziałało.Zpewnościąnie
poprawiałomuhumoru.Myślę,żekoniecznośćwyjazdudolondyńskiejfiliibyłamu
bardzonarękę.OdprzeszłotygodniaBessanirazuniezatelefonowała–dodał.
–Możejednakzaniątęskni–wyraziłaprzypuszczenieKathryn.
–Blake?Kochanie,przecieżgoznasz.Niejesttegotypumężczyzną.Nieangażuje
sięuczuciowo.
– Tym bardziej nie powinien się na mnie wyładowywać – zauważyła urażonym
tonemKathryn.–Wdodatkupodczasprzyjęciawydanegonamojepowitanie.
–Mapodłynastrój,boprzyjechałprostozlotniskaiodczuwaskutkiróżnicyczasu
pomiędzyEuropąiAmeryką–wyjaśniłPhillip.
Zatrzymali się w pół kroku, gdy melodia dobiegła końca. Po chwili rozległy się
dźwiękirockaiPhillip,przekrzykującgłośnąmuzykę,zaproponował:
– Usiądźmy i przeczekajmy ten kawałek. Nogi mi się poplączą, jeśli spróbuję
zatańczyć.
WziąłKathrynzarękęipoprowadziłprzezwerandęnaukwieconytaras.
– Nie pozwól, żeby Blake zepsuł ci zabawę – przestrzegł, gdy stanęli przy
kamiennej balustradzie, wpatrując się w światła King’s Fort pobłyskujące na
horyzoncie.–Mazasobąciężkitydzień.WAngliiniebyłołatwozałagodzićstrajk
idogadaćsięzzałogą.
Kathryn wiedziała, że w Londynie znajduje się jeden z największych zakładów
włókienniczych, wchodzących w skład rodzinnej korporacji. Doszły ją słuchy, że
mogłazostaćzatrzymanaprodukcja.
–Blakemusiałstawićczołowieluproblemom–wyjaśniłPhillip.–Nierozumiem,
dlaczegoniezamknietejfabryki.PrzecieżzakładywNowymJorkuiAlabamiebez
większychperturbacjiprzejęłybyzobowiązaniaangielskiejfilii.
Kathrynmimowolniewzięławpalcelistkidorodnejpaprociumieszczonejwdużej
donicy, stojącej przy balustradzie. Phillip rozwodził się nad funkcjonowaniem
korporacji. Twierdził, że znacznie wzrosłyby zyski, gdyby kupili dwie przędzalnie;
wymienił, ile maszyn byłoby potrzeba, żeby mogły działać; opowiadał, jak nowe
wyposażenie wpłynęłoby na wzrost produkcji. Kathryn słuchała jego miłego głosu,
alemyślamibyłagdzieindziej,przyBlake’uiichostrejwymianiezdań.
To nie była jej wina, że porzucona kochanka Blake’a nie chciała zaakceptować
rozstania. Poza tym nie trzeba było wtykać nosa w jego osobiste sprawy, by
stwierdzić, że miał liczne partnerki. Poczerwieniała, wyobrażając sobie Blake’a
trzymającegowramionachkobietę,przytulającegodomuskularnegonagiegotorsu
delikatnekobiececiało…
WidziałaBlake’arozebranegodopasatylkorazczydwa,aletenobrazpozostał
jejprzedoczami.Byłumięśniony,aprzytymharmonijniezbudowany.Czarnypuch,
który pokrywał szeroką pierś, zwężał się w pas znikający pod paskiem spodni.
Nietrudno odgadnąć, jak silne wrażenie nieodparcie męski Blake robił na
przedstawicielkachpłcipięknej.WcześniejKathrynwidziaławnimczłonkarodziny,
przybranego brata, a nie pewnego siebie, przystojnego mężczyznę, do którego
lgnęłykobiety,gdziekolwieksiępojawił.
Teraz przyszło jej do głowy, że zbyt długo był świadkiem, jak z dziewczynki
przedzierzgała się w nastolatkę, a potem stawała kobietą, by uznać ją za
atrakcyjną,gdywkońcuosiągnęładojrzałość.
Obserwował,jakciskałaróżnymiprzedmiotami,gdywpadławzłość.Zapamiętał,
że nie napełniała ponownie wodą pojemników na lód, które opróżniła z kostek.
Zorientował się, że w kościele zdejmowała buty i że wspinała się na drzewa, by
ukryć się przed pastorem, gdy w niedzielę po południu przychodził z wizytą.
Przyłapał ją, jak niekiedy rzucała brudne bluzki za drzwi zamiast do specjalnego
pojemnika. Westchnęła ciężko. Tak, wiedział o niej zdecydowanie za dużo, aby
uznaćjązainteresującą.
–…Kathryn!
Podskoczyła.
–Przepraszam.Trochęwypiłam.
Philliproześmiałsięipowiedział:
–Nicnieszkodzi,tonicważnego.
–Niejestempijana–zastrzegłasięKathryn.
– Tylko lekko wstawiona. Trzy szklaneczki ponczu, prawda? Matka przy
całkowitej aprobacie pani domu dodała do niego cały zapas mocnego alkoholu,
jakimdysponowaliśmy,
–Niezdawałamsobiesprawy,żetotakiemocne–przyznałaKathryn.
–Toefektmieszaniatrunków–stwierdził.–Chceszwrócićdosalonu?
– A musimy? – spytała Kathryn. – Nie moglibyśmy wymknąć się niepostrzeżenie
bocznymidrzwiamiipojechaćdomiastanatennowyfilmsciencefiction?
–Chceszucieczwłasnegoprzyjęcia?Wstydźsię!
–Wstydzęsię.Możemy?–ponowiłapropozycję.
–Czycomożemy?–Phillipudawał,żenierozumie.
– Pojechać do kina. Nie daj się prosić. Powiem Maude, że porwałam cię,
przykładająccipistoletdopleców…
– Czyżby? – rozległ się głos Maude, która nagle zjawiła się obok nich, jakby
wyrosła spod ziemi. – Dlaczego chcesz uprowadzić Phillipa do kina? – zapytała,
zrozbawieniemprzyglądającsięKathryn.
–Właśniewszedłnaekrannowyfilmsciencefictioni…–zaczęłaKathryn.
–…itopozwolicitrzymaćsięzdalaodBlake’aażdorana,czytak?–domyśliła
sięMaude.
–Zgadłaś–przyznałazwestchnieniemKathryn.
–Nieprzejmujsię.Onjużwyszedł.
–Blake?–upewniłasięKathryn.
– A któż by inny – odparła Maude. – Klnąc na kapelę, poncz, polityków, różnicę
czasu, związki zawodowe, londyński smog i kobiety, którym wyraźnie brak taktu.
Eveodetchnęłazulgą,gdyoświadczył,żewracadodomuipołożysięspać.
–Mamnadzieję,żełóżkosiępodnimzawali–rzuciłaKathryn.
–Wzeszłymrokunarzekał,żeźlemusięśpi,więcnaurodzinysprezentowałam
munowewyposażonewsprężynytapicerskie–wyjaśniłaMaude.
–Wtakimrazieniechsprężynypopękają–dorzuciłaKathryn.
–Złośliwabestyjka–zauważyłPhillip.
–Znowu?!Stanowczoprotestuję!–Maudezałamałaręce.–Wpadnęwpoważną
chorobęzpowoduniekończącejsięwojnymiędzytobąamoimnajstarszymsynem.
Czymtymrazemzawinił?
– Stwierdził, że nie powinna nawet myśleć o swobodzie seksualnej – pospieszył
z wyjaśnieniem Phillip. – Wściekł się, kiedy mu zarzuciła, że w tej kwestii stosuje
podwójnąmoralność.
– Naprawdę powiedziałaś tak do Blake’a? – Oczy Maude rozszerzyły się
zniedowierzania.
Kathrynwydawałasięzakłopotana.
–Tylkosięznimdroczyłam–usiłowałasiętłumaczyć.
–Och,mojadroga,maszszczęście,żenieznajdowałaśsięwpobliżuwody,boby
cię do niej wrzucił. – Maude wyraźnie się zmartwiła. – Jest wściekły od czasu
rozstaniazDellą,którawciążgonachodzi,niemogącpogodzićsięzrozpademich
związku.Phillipie,pamiętasz?Tobyłomniejwięcejwtedy,gdyKathrynnapisała,że
wybierasięwrejsnaKretęzpannąDonavanijejbratemLawrence’em.
– Skoro mowa o Lawrensie – włączył się Phillip, przesadnie przeciągając
samogłoski–tocouniego?
–Odwiedzimniewdrodzenakongrespisarzy,któryodbędziesięnawybrzeżu–
odparła z uśmiechem Kathryn. – Jest pełen entuzjazmu, ponieważ wydawnictwo
kupiłojegonastępnąpowieśćiniebawemznajdziesięonanarynku.
– Zamierza tu spędzić parę dni? – spytała Maude. – Wiesz, że Blake odnosi się
podejrzliwie do ludzi pióra, od kiedy pewien reporter opisał jego romans
zlaureatkąkonkursupiękności.
–Lawrenceniejestreporterem,tylkopowieściopisarzem–zauważyłaKathryn.–
Tworzyfikcyjnepostaciiopisujeichlosy.
–WłaśniefikcjąbyłahistoriaoBlake’uitejpiękności–stwierdziłPhillip.
–Dopuściemniedogłosu?–zniecierpliwiłasięMaude.–Niemożeszzaprosićdo
nas Lawrence’a wtedy, gdy Blake przebywa w domu. Odniosłam wrażenie, że mój
synjestdoniegouprzedzony.
– Lawrence nie jest mięczakiem – odparła Kathryn, myśląc o porywczym
charakterzeprzyjaciela.
Maudezamyśliłasięnadłuższąchwilę,poczymzwróciłasiędosyna:
–MożetużprzedprzyjazdemprzyjacielaKathrynzadzwoniłbyśdoDelliidałjej
zastrzeżony numer telefonu Blake’a, a ja mu przypomnę, jakie piękne jest St.
Martinlatem.
–AleżLawrenceprzyjedzietylkonadwaczytrzydni–wtrąciłaKathrynidodała
zgoryczą:–Myślałam,żeGreyoaksjestteżmoimdomem.
NatesłowaMaudeprzytuliławychowanicęipowiedziała:
– Och, kochanie, oczywiście, że tak! Chodzi jedynie o to, że Blake będzie wtedy
wdomu.
–IdlategożeLarryjestpisarzem…
–Nietylkoztegopowodu–przerwałajejMaude.–Blakejestbardzozaborczy
w stosunku do ciebie. Nie lubi, gdy umawiasz się z mężczyznami czy chłopakami,
zwłaszczatakimijakJackHarris.
–Pewnegodniabędziemusiałsięztympogodzić–stwierdziłaKathryn,odsuwając
się od Maude. – Skończyłam dwadzieścia jeden lat i jako osoba pełnoletnia mogę
decydować o swoim życiu, także o tym, z kim się przyjaźnić. Nastolatka, której
kupowałgumędożucia,nieistnieje.
– Sama prosisz się o kłopoty, zaczynając wojnę z Blakiem, gdy jest w takim
nastrojujakobecnie–ostrzegłaMaude.
– Tylko nie mów mu, że Lawrence przyjeżdża. – Kathryn odgarnęła kosmyk
ciemnychwłosów,spadającyjejnaoczy,izadarłapodbródek.
–Wykupiłaśjejpolisęubezpieczeniową?–Phillipzwróciłsiędomatkiżartobliwym
tonem.
– Blake sprawdza wszystkie nasze płatności – odparła poważnie Maude
iprzestrzegłaKathryn:–Mogłabyśzostaćbezgrosza,nawetbezsamochodu.
–Rewolucjawymagaofiar–oświadczyłaKathryn.
–DobryBoże!–Phillipodwróciłsię,żebyodejść.
–Wracaj!–zawołałazanimKathryn.–Jeszczenieskończyłam!
–Myślę,żeposzedłzapalićzaciebieświeczkę–powiedziałaMaude.–Przydadzą
cisięmodlitwaiboskaopieka,skorozamierzaszwadzićsięzBlakiem.
–AmożeBlakebędzieichpotrzebować–odparowałaKathryn.
WodpowiedziMaudesięroześmiała.
PopowrocieMaudeodetchnęłazulgą,ponieważwdomupanowałspokój.
– Jak na razie, wszystko w porządku – orzekła z uśmiechem, zwracając się do
PhillipaiKathryn.–Jeśliwdodatkuzdołamyprzemknąćsięnagórę…
– Dlaczego macie się przemykać? – Od strony gabinetu dobiegł ich poirytowany
głosipochwiliujrzeliBlake’a.
Kathryn odwróciła się i spojrzała prosto w zagniewane ciemne oczy. W tym
momencie poczuła, że wszystkie nowe postanowienia przestają mieć znaczenie.
Natychmiastuciekławzrokiemwbok,ajejserceprzyspieszyłorytm.
–Wiedzieliśmy,żejesteśzmęczony,kochanie–powiedziałałagodnieMaude.
– Zmęczony, akurat! – Blake uniósł do ust wypełnioną brandy kieliszek,
jednocześnie świdrując bacznym spojrzeniem Kathryn. – Dobrze wiesz, że nie
wtymrzecz,mamo.OdbyłemciekawąrozmowęzKate.
– Ona opiła się ponczem z rumem – wtrącił Phillip. – Ogłosiła niepodległość
iprzygotowujesiędowszczęciarewolucji–dodałkpiąco.
–Zamknijsię,proszę–wyszeptałaKathryn.
– Ależ, moja droga, byłaś taka dzielna i pewna siebie u Barringtonów –
kontynuowałPhillip.–Niechceszzostaćmęczennicąwimięwolności?
–Nie,natomiastchcemisięwymiotować.
Popatrzyła na surową twarz Blake’a i zaczęła żałować, że nie przyjęła
zaproszeniaNan,któranalegała,byKathrynuniejprzenocowała.
Blakebezwiednieobracałwrękukieliszek.
–Dobranoc,mamo,dobranoc,braciszku–rzekł.
Maude rzuciła Kathryn przepraszające spojrzenie i skierowała się ku schodom,
Phillipruszyłjejśladem.
–Niezostawiajciemnie!–zawołałanienażartyprzestraszonaKathryn.
– Wypowiedziałaś wojnę, moja droga – odrzekł Phillip – a ja wyznaję politykę
nieingerencji.
Kathrynsplotłaręcezaplecami.
–Cóż,mów–mruknęła,przesuwającwzrokztwarzyBlake’aponiżej,narozpiętą
pod szyją jedwabną białą koszulę. – Proszę bardzo, używaj sobie na mnie, ile
wlezie,skorojużwcześniejzacząłeś.
WodpowiedziBlakezachichotał.
– Wejdźmy i porozmawiajmy – powiedział, wskazując drogę do wyłożonego
orzechowąboazeriągabinetu.
Na ich widok duży seter irlandzki podniósł się z legowiska i pomachał ogonem.
Blake pieszczotliwie zmierzwił jego sierść, po czym usiadł w fotelu przed
kominkiem. Kathryn zajęła miejsce naprzeciwko i utkwiła nieobecny wzrok
wdrewnieułożonymnapaleniskuwwymyślnystos.
– Tatuś zwykł był podkładać ogień – zauważyła, używając pieszczotliwego
zdrobnienia, jakim zwracała się do ojca Blake’a. Traktowała go jednak jak
rodzonegoojca,któregowcześniestraciła.
–Jateżtorobię,gdychcęogrzaćpokój.Dziśniejestjeszczenatylezimno,żeby
rozpalaćwkominku–powiedziałBlake.
Kathryn patrzyła na jego krzepkie ciało i zastanawiała się, czy on kiedykolwiek
odczuwa chłód. Odniosła wrażenie, że bije od niego ciepło, niczym od gorącego
pieca.
Blakewypiłresztętrunku,odstawiłkieliszekizałożyłręcezagłowę.Przezchwilę
świdrowałKathrynwzrokiem,poczymzapytał:
–Dlaczegoniezdejmieszpłaszczainieprzestanieszzachowywaćsiętak,jakbyś
byłaspóźnionanaważnespotkanie?
–Zimnomi.
–Wtakimraziepodkręćtermostat.
– Nie warto, bo nie zostanę tu długo, prawda? – spytała z nadzieją w głosie
Kathryn.
SpojrzenieciemnychoczuBlake’aniespieszniewędrowałopojejtwarzyorazpo
aksamitnej,zaróżowionejskórzewidocznejwrozsuniętychpołachpłaszcza.
–Musisztaknamniepatrzeć?–spytałazakłopotana,mnącwpalcachkońcówkę
szyfonowegopaskasukni.
Blakewyjąłzkieszenipapierosyizapaliłjednego.
–Cotozarewolucja?–spytałjakgdybynigdynic.
– Chodzi ci o to, co powiedział Phillip? – Kathryn usiłowała wymyślić sensowne
wytłumaczenie.–Otóż,jatylko…
–Nieprzypominamsobierozmowyztobą–wpadłjejwsłowoBlake–którąbyś
zakończyła,nieplączącsię.
UrażonaKathrynwydęłausta,poczymzauważyła:
– Nie plątałabym się, gdybyś mnie nie atakował i nie peszył przy każdej
nadarzającejsięokazji.
–Arobięto?–spytałspokojnieBlake.Sprawiałwrażenie,żenicniemogłobygo
teraz wytrącić z równowagi, aczkolwiek Kathryn dostrzegła lekkie oznaki
wyczerpania,niezauważalnedlakogośobcego.
– Bardzo dobrze wiesz, że tak – odparła i spytała nieco cieplejszym tonem: –
Jesteśzmęczony,prawda?
–Itobardzo–przyznałBlakeizaciągnąłsiępapierosem.
–Wtakimraziedlaczegosięniepołożyłeś?
–Itakbymniezasnąłpogwałtownejzmianieczasu.Niezamierzałemcipopsuć
powitalnegoprzyjęcia–dodał,niespuszczającwzrokuztwarzyKathryn.
–Wporządku.
Blakestrzepnąłpopiółdopopielniczkiiwestchnąłprzeciągle.
– Dopiero co zerwałem z pewną kobietą, która nie przyjęła rozstania do
wiadomości – wyznał. – Zamęczała mnie, nachodziła, narzucała się. Dlatego na
twoje słowa zareagowałem niewspółmiernie do sytuacji. – Wzruszył ramionami. –
Jestem przemęczony i nerwy odmawiają mi posłuszeństwa, w przeciwnym razie
zbyłbymcięśmiechem.
–Kochałeśją?–spytałazwahaniemKathryn.
–Ależzciebiedziecko.Czymuszękochaćkobietę,żebypójśćzniądołóżka?
Kathrynoblałasięrumieńcem.
–Niewiem–przyznała.
–Domyślamsię,żeniemożeszwiedzieć.Wtwoimwiekuteżwierzyłemwmiłość.
–Cynik–stwierdziłakrótko.
Blakezgniótłniedopałek.
–Przekonałemsię,żeseksjestlepszybezemocjonalnegozaangażowania.
Zażenowana Kathryn odwróciła wzrok, starając się nie dostrzegać rozbawienia
natwarzyBlake’a.
– Zawstydzona? – spytał. – Myślałem, że wydoroślałaś po doświadczeniu
zHarrisem.
–Musimydotegowracać?–zniecierpliwiłasięzranionadożywegoKathryn.
–Nie,jeśliczegościętonauczyło.Choćśmiemwtowątpić.Czymaszcośpodtą
cholernąnocnąkoszulą?–dodałzirytacją.
–Toniejestnocnakoszula!–zaprotestowałaKathryn.
–Aletakwygląda.
–Totakimodel–wyjaśniła.
–Słyszałem,żewParyżumodniejestnosićrozpiętąkamizelkęnagołeciało.
–GdybymmieszkaławParyżu,teżbymnosiła–wypaliłasprowokowanaKathryn.
–Naprawdę?–Blakeutkwiłwzrokwjejdekolcie,abezczelność,zjakątozrobił,
wywołaławniejnieznanedotychczasuczucie.–Cośpodobnego…
Kathrynpoczułasiępokonanaizmieniłatemat.
–Oczymchciałeśzemnąporozmawiać?
–Zaprosiłemgości–odparłBlake.
KathrynpamiętałaowłasnymzaproszeniuLawrence’aDonavana.
–Tak?Kogo?–spytałauprzejmie.
– Dicka Leedsa i jego córkę Vivian. Przyjadą na jakiś tydzień, Dick pomoże mi
doprowadzać do porządku firmę po chaosie, jaki w niej zapanował. Jest
przewodniczącym związków zawodowych i może wspomóc mnie swoją wiedzą
idoświadczeniemwdziedzinie,któraprzysparzanampoważnekłopoty.
–Ajegocórka?–spytałaKathryn,karcącsięwduchuzawłasnąciekawość.
–Seksownablondynka.
–Akuratwtwoimguście,znaciskiemnaseksowna.
Blakenieskomentowałtychsłów.
– Cóż, mam nadzieję, że nie oczekujesz po mnie, że będę ich zabawiać
idotrzymywaćimtowarzystwa.Jateżspodziewamsięgościa.
WpiwnychoczachBlake’apojawiłysięgroźnebłyski.
–Aktóżtotaki?–spytał.
Kathrynwojowniczozadarłapodbródekiodparła:
–LawrenceDonavan.
Wyglądałonato,żeBlakeztrudemhamujewybuchgniewu.
–Niewmoimdomu!–oświadczyłstanowczo.
–Jużgozaprosiłam–zaprotestowałaKathryn.
–Słyszałaś,copowiedziałem.Jeśliniechciałaśznaleźćsięwkłopotliwejsytuacji,
należałozemnąporozmawiać,zanimgozaprosiłaś–dodałszorstko.–jakchciałaś
to rozwiązać, Kate? Powitać go na lotnisku, przywieźć tutaj i dopiero wtedy mnie
otympoinformować?Postawićprzedfaktemdokonanym?
Kathrynodwróciławzrok.
–Mniejwięcej–bąknęła.
–Zadzwońdoniegoipowiedz,żecościwypadło–polecił.
Pomyślała, że siedzi przed nią niczym władca decydujący o jej losie, jakby była
podległą mu niewolnicą. Uznała, że jeśli jeszcze raz się przed nim ugnie,
w przyszłości nie znajdzie w sobie dość siły, żeby mu się przeciwstawić. – Nie –
zaoponowała.
Blake podniósł się z fotela, wyjątkowo zręcznie jak na postawnego mężczyznę.
Oczyzwęziłymusięwszparki.
–Copowiedziałaś?–spytałpodejrzaniełagodnymtonem.
– Nie – powtórzyła, patrząc wyzywająco na Blake’a. – To również mój dom.
Przynajmniejtakmniezapewniałeś,gdypoprosiłeś,żebymzwamizamieszkała.
– Ale nie mówiłem, że będziesz go mogła wykorzystywać na miejsce
romantycznychschadzek–zaznaczył.
–Tyjednaksprowadzasztutajkobiety–odparowała.Pamiętała,jakprzypadkiem
wróciładodomuwcześniej,niżplanowała,izastałagowgabineciezJessicąKing.
Jessica była do połowy naga, Blake również i jej wzrok przyciągnęła szeroka
męska klatka piersiowa, którą pieściły kobiece dłonie. Od tamtego dnia nie była
wstaniewymazaćzpamięciwidoku,jegooczuniemalczarnychzpożądania…
–Zdarzałosię–skorygował,domyślającsię,oczymmówi.–Ilemiałaśwtedylat?
Piętnaście?
–Tak.–Skinęłagłową,umykającwzrokiemwbok.
– A ja na ciebie nakrzyczałem, prawda? To dlatego że nas zaskoczyłaś. – Nie
spodziewałemsię,żewejdzieszdogabinetu.Byłemzniecierpliwiony,sfrustrowany.
– Ja… powinnam była zapukać – przyznała Kathryn. – Brałam udział w festynie,
wygrałam nagrodę i nie mogłam się doczekać, żeby ci o tym powiedzieć –
tłumaczyłasię.
– Zawsze przynosiłaś wszystkie swoje trofea do mnie, jak szczeniak swoje
zabawki,aletamtegowieczoruwzniosłaśmur,którytkwimiędzynamidodziś.Gdy
chcę się do ciebie zbliżyć, zawsze znajdziesz coś, co temu przeszkodzi. Ostatnim
razemtobyłJackHarris.Teraztenpisarz.
–Niewzniosłammuru!–żachnęłasięKathryn,rzucającBlake’owioskarżycielskie
spojrzenie.–Jesteśdespotą.Niepozwalaszmibyćsamodzielną.
–Aczegochcesz?–spytał.
Kathrynutkwiławzrokwobramowaniukominka.
– Nie mam pojęcia – przyznała. – Nie dowiem się tego, jeśli będziesz nade mną
dominowałirządził.Chcębyćwolna.
–Niktznasniejest–stwierdziłfilozoficznieBlake,oczymuposmutniały,wgłosie
zabrzmiałanutagoryczy.–CocisiępodobawDonavanie?–spytał.
–Rozśmieszamnie,wprawiamniewdobrynastrój–odparła.
– Czy tylko tego wymagasz od mężczyzny? Żeby cię rozbawiał i poprawiał ci
humor?–zdziwiłsięBlake.Kącikiustuniosłysięmuwzmysłowymuśmiechu.–Aco
znamiętnością,któramożewybuchnąć,gdykobietaimężczyznasąrazemwłóżku?
Kathrynporuszyłasięwfotelu.
–Toprzereklamowane–stwierdziłazudawanymwyrafinowaniem.
Blakeodchyliłgłowęigłośnosięroześmiał.
–Ciii!–przywołałagodoporządku.–Obudziszcałydom.
–Jesteśczerwonajakpiwonia–zauważył.–Cotywieszomiłości,dziewczynko?
Zemdlałabyś,gdybyjakiśmężczyznazacząłcięuwodzić.
Kathrynwpatrywałasięwniegozoburzeniem.
–Skądmożeszwiedzieć?MożeLawrence…
–…raczejnie–przerwałjejzprzekonaniem.–Jesteśjeszczedziewicą,mojamała
Kate.Jeślimiałbymjakiekolwiekobawyztymzwiązane,zabrałbymcięztejKrety,
zanimbyśsięobejrzała.
– W dzisiejszych czasach dziewictwo nie jest w cenie – powiedziała Kathryn,
przypominającsobieuwagiMissyDonavan,jakiewypowiadałapodjejadresem.
Zapadło milczenie. Blake nie odpowiadał, jakby przetrawiał w duchu jej słowa.
Wkońcusięodezwał:
–Niechcinieprzyjdziedogłowylekkomyślniepozbywaćsięcnoty.
–Niebądźstaroświecki–odparłaKathryn.–Takczyinaczej–dodałazfiglarnym
uśmiechem – co by było z tobą, gdyby wszystkie kobiety na świecie były
dziewicami?
–Byłbymraczejsfrustrowany–przyznał.–Pamiętaj,żeniejesteśjednązmoich
kobiet,iniechcę,żebyśsięoddawałamężczyznomjakjakaśnimfomanka.
–Raczejtominiegrozi,amężczyźnisięzamnąnieuganiają.
–Tasukienkajestdlanichdostatecznązachętą.
–Przecieżmniezasłania–sprzeciwiłasięKathryn.–Jestznacznieskromniejsza
niżto,comiałanasobieNan.
–Zauważyłem–zgodziłsięBlake.
–Nanuważa,żejesteśnajbardziejseksownymmężczyznąnaświecie–rzuciłajak
gdybynigdynic.–Chciała,żebyśsiępokazałnaprzyjęciu.
–Nantojeszczedziecko,ajajestemzastarynaksięciazbajki–odrzekłBlake.
Przyjemnie było na niego patrzeć, uznała Kathryn. Emanował energią, był pełen
życia, a jednocześnie był opiekuńczy. Niestety, nadmiernie opiekuńczy, a czasami
wręczdespotyczny.
–JeśliniepozwoliszmizaprosićLawrence’a,topojadęznimnakongrespisarzy–
oświadczyła.
–Groziszmi,Kate?–spytał.
–Nieśmiałabym–odrzekłanatychmiast.
–Porozmawiamyotympóźniej.
–Tyran–mruknęła.
–Totwójnajlepszystrzał?–spytałuprzejmie.
–Męskiszowinista–dodała.
BlakewstałzfotelainiespieszniepodszedłdoKathryn.
–Jaksądzisz,comiwtobieprzeszkadza?–spytał.
–Prawdopodobnieirytujęciętaksamojaktymnie–odparła.–Zawieszeniebroni
czypokój?
Uśmiechnąłsięzpobłażaniem.
–Pokój.
Pochyliłsię,aKathrynzamknęłaoczy,oczekującznajomegokrótkiegomuśnięcia
ust. Jednak nic podobnego nie nastąpiło. Zdziwiona uniosła powieki i spojrzała
prostowoczyBlake’a. Widziałazłoteplamkina ciemnychtęczówkachi mimiczne
zmarszczkiwkącikachpowiek.Naglepoczułanaszyijegopalce,którymidelikatnie
pieściłjejskórę.
– Blake? – szepnęła niepewnie, dostrzegając drgający mięsień przy zmysłowych
ustach.
–Witajwdomu,Kate–powiedziałszorstkimtonemisięwyprostował.
–Niepocałujeszmnie?–spytałaodruchowo.
– Zrobiło się późno – rzekł, odwracając się – a ja jestem bardzo zmęczony.
Dobranoc.
Wyszedłzgabinetu,zostawiającjąsamą.
ROZDZIAŁTRZECI
Przez kolejne mijające dni Kathryn zaobserwowała, że Blake traktuje ją
z niespotykaną wcześniej powściągliwością, wręcz z rezerwą. Zadała sobie
wduchupytanie,czyabysięniemyli.PrzecieżtoBlake,równiedobrzejejznany
jak otoczony dostojnymi dębami kamienny dom, w którym zamieszkała, gdy przed
laty zaopiekowali się nią Hamiltonowie. Mimo wszystko coś było na rzeczy
i Kathryn zaczęła się zastanawiać, co mogłoby to być, jednak nie potrafiła tego
odgadnąćinazwać.
Pewnego wieczoru, gdy Blake skierował się ku schodom, aby wejść na piętro
iprzebraćsięnakolejnąrandkę,odważyłasięgozatrzymać.
–Jesteśnamniezły?–spytała.
Spojrzałnaniązezdziwieniem,poczymzapytał:
–Dlaczegotakmyślisz?
Zmusiłasiędouśmiechuipowiedziała:
–Wydajeszsięczymśtakzaabsorbowany,żeledwienaszauważasz.
– Tak się złożyło, że muszę rozwiązać dużo poważnych problemów, kotku –
odrzekłBlake.
–Chodziolondyńskiezakłady?–domyśliłasię.
– Tak, ale nie tylko. Także o parę innych spraw również przyprawiających mnie
obólgłowy–wyjaśnił.–Jeślizamierzaszzadawaćpodobnieniedorzecznepytania,
toskończmytęrozmowę.Jestemumówionyitrochęmisięspieszy.
– Przepraszam. Niech Bóg broni, żebym miała cię odciągać od twoich męskich
zabaw–powiedziałazprzekąsemKathryn.
–Męskichzabaw?–powtórzył,nierozumiejąc.
–Czasemnazywaciejepracą–odparładrwiąco,poczymokręciłasięnapięcie,by
wrócićdosalonu,gdziezostawiłaMaudeiPhillipa.
Blakerzuciłześmiechem:
–Majtkiciwystają.
Kathrynmiałanasobiespódnicęśredniejdługości,ajednakmimowolnieodwróciła
głowęispytała:
–Gdzie?
Blake wspiął się na schody, nie odpowiadając, ale za to śmiejąc się pod nosem,
aKathrynodprowadziłagowzrokiem,poczymdołączyładoMaudeiPhillipa.
Wkrótce ponownie go zobaczyła, gdy przed wyjściem zajrzał do salonu, aby się
pożegnać.Miałnasobieczarnespodnie,białąjedwabnąkoszulęrozpiętąpodszyją
i tweedową marynarkę, która czyniła jego strój bardziej swobodnym. Ciekawe,
z jakiego rodzaju kobietą się umówił, zastanawiała się Kathryn, i czy będzie ona
umiała zaakceptować i docenić silną osobowość Blake’a i jego autentyczną
męskość?
Przypomniałasobieprzyjęciewydanenajejcześć,kłótnieispotkaniewgabinecie,
do którego doszło później. Rozmawiała z Blakiem, po czym się pożegnali i on
pochylił się, żeby musnąć jej usta, ale w ostatniej chwili się cofnął. Wtedy
zaintrygowałojątozachowanieinadalbyłaciekawa,dlaczegowówczasBlakesię
zawahał.
Nazajutrz, wczesnym rankiem, zjawiła się Nan Barrington, żeby wybrać się
z Kathryn na przejażdżkę konną. Była niewysoka i drobna, ale zgrabna. Miała na
sobiebryczesyiniebieskiobcisłysweter,harmonizującykoloremzbarwąjejoczu.
Przywitałasięzprzyjaciółkąinatychmiastzaczęłarozglądaćsięwokół,jakgdyby
szukaławzrokiemBlake’a.
–Wyszedł–poinformowałająKathryn,niekryjącrozbawienia.
– Aha. – Nan wyglądała na mocno zawiedzioną. – Myślałam, że będzie nam
towarzyszyłpodczasprzejażdżki.
Kathrynniezamierzaławyjaśniaćprzyjaciółce,żeBlakeniezawahałbysięnawet
przedwstąpieniemdoklasztoru,żebytylkouniknąćspotkaniazNan.Prowadziłoby
tobowiemdopytań,naktóreniemiałaochotyodpowiadać.
–Otoiona,złotadziewczyna!–zawołałPhillip,zbiegajączeschodów.
GdystanąłobokNan,wpatrzyłsięwnią,niekryjączachwytu.
–Ponętnazciebieosóbka–zauważył.
–Och,żartysięciebietrzymają–odrzekłaNan,alewyraźniesięrozpromieniła.–
Jedźznamiipozwólmiudowodnić,żewciążjestemlepszaodciebie.
–Akurat,niedoczekanie!–rzuciłześmiechemPhillip.
Kathryn poprowadziła ich do drzwi. Obciągnęła na biodra zieloną welwetową
bluzę,którąwłożyła,przewidując,żeporanekokażesięchłodny.
Niepomyliłasię.Wiałzimnywiatr.
–Rześko–mruknęła,gdywyszlinadwór,isprawdziła,czyklamradowłosówjest
zapięta.
–Jestprzyjemnie,alerzeczywiściechłodno–przyznałPhillipizmieniająctemat,
stwierdził: – Blake ma zdumiewająco mało czasu na jazdę konną. Ostatnio bywa
bardziej zajęty sprawami służbowymi niż zazwyczaj, mnożą się problemy
wymagająceszybkiegorozwiązania.Obyudałomusięwsobotęodebraćzlotniska
Leedsów.
NanobrzuciłaKathrynbacznymspojrzeniemipochwiliwahaniazapytała:
–CozBlakiem?Znowuwalczyciezesobą?
Kathryn utkwiła wzrok w ścieżce, gdy szli skrótem do dużej stajni, przed którą
rozciągał się otoczony białym parkanem padok. Dróżka prowadziła przez labirynt
wysokich przystrzyżonych żywopłotów. Pośród nich ustawiono białą altanę,
w środku której wzdłuż ścian ciągnęły się wygodne ławy wyłożone poduchami.
Kathryn uważała, że to szalenie romantyczne miejsce i ilekroć się tu znalazła,
puszczaławodzefantazji.
–Blakeijabardzodobrzesięporozumiewamy–oznajmiła,zaprzeczającsugestii
przyjaciółki.
–Nicdziwnego–wtrąciłześmiechemPhillip–skoroprawiesięniewidują.
–Wcaletakniejest–zaprzeczyłaenergicznieKathryn.–Pamiętasztenwieczór,
kiedyBlakewybierałsięnarandkę?
NanprzeniosławzroknaPhillipa.
–Zkimobecniesięspotyka?–zainteresowałasię.
Phillipwzruszyłramionamiteatralnymgestem.
– Nie wiem na pewno. Przypuszczam, że z sympatyczną blondyneczką z biura.
Ponoć to nowa sekretarka, o ile można wierzyć plotkarzom. Słyszałem jednak, że
robibłędyortograficzne.
– Wiadomo, że Blake preferuje sympatyczne blondynki – wtrąciła z przekąsem
Kathryn.
–Wtakimraziedlaczegomniestarannieunika?–spytałazwestchnieniemNan.–
Cojestzemnąnietak?
–Twójwiek,mojadroga–powiedziałPhillip,obejmującNangestempocieszenia.
– Blake lubi kobiety dojrzałe, wyrafinowane i doświadczone. Te upodobania
sprawiły,żeznalazłaśsiępozazasięgiemjegozainteresowania.
–Niestety–przyznałaznieszczęśliwąminąNan.
– Pamiętaj, że Blake odwoził nas do domu po ćwiczeniach cheerleaderek –
powiedziała Kathryn, patrząc tęsknym wzrokiem w stronę altany, którą właśnie
mijali.–Myśli,żenadalżujemygumębalonowąichichoczemy.
–Niecierpięgumybalonowej–zaprotestowałaNan.
– Chodziło mi o to, że Blake wciąż widzi w nas nastolatki, chociaż już nimi nie
jesteśmy–wyjaśniłaKathryn.
– Być może – zgodził się Phillip. – A co do gumy… – Urwał i uśmiechnął się na
widok starszego brata, który nadszedł z przeciwnej strony i zatrzymał się na
wprostnich.
Ubrany w elegancki szary garnitur, nieskazitelnie białą koszulę z jedwabiu
iwzorzystykrawat,Blakeprezentowałsięjakrasowybiznesmen.
–Witajcie–przywitałsięzcałątrójką,poczymzuśmiechemzwróciłsiędoNan.–
Jakczujesiętwojamama?
– Dziękuję, dobrze – odparła Nan, podeszła bliżej do Blake’a i chwyciła go za
rękę.–Możewybrałbyśsięznaminaprzejażdżkę?–spytała.
–Chciałabym,alejaksięniebędępilnował,tospóźnięsięnaważnąkonferencję,
achciałbymtegouniknąć.
Kathrynruszyławstronęstajni.
–Pójdęnaprzód!–zawołałaprzezramię,przyspieszająckroku.
Końcowy odcinek drogi przebyła biegiem, zdumiona własnym zachowaniem
iemocjami,którenaglejąogarnęły.PrzedewszystkimpoczułazłośćnawidokNan
przyciśniętej do ramienia Blake’a. To szokujące, ale miała ochotę wymierzyć
policzekwieloletniejprzyjaciółcetylkodlatego,żechciałazwrócićnasiebieuwagę
Blake’a! Ponadto z niezrozumiałych powodów poczuła się zraniona i opuszczona.
Starając się wyzwolić spod władzy tych niepożądanych odczuć, weszła do stajni
izaczęłasiodłaćkonia.Zajętasobą,ledwiesięzorientowała,żeulubionykasztanek
jest gotów do przejażdżki. Uderzał niecierpliwie kopytami i prychał, jak gdyby
reagowałnanietypowystanduchaswojejpani.
KathrynwłaśniewyprowadzałaPromykanazewnątrz,gdydołączyładoniejNan.
–GdziePhillip?–spytała,starającsięmówićswoimzwykłym,spokojnymtonem.
– Blake kazał mu towarzyszyć sobie do biura. Niewykluczone, że chciał się
naradzić z bratem, omówić jakieś sprawy przed konferencją – odparła Nan. –
Równiedobrzemogłochodzićocośinnego.WkażdymrazieBlakewydawałsięzły
na Phillipa. – Najwyraźniej jakaś możliwość przyszła jej do głowy, bo dodała: –
Zupełniejakbyniepodobałomusię,żePhillipwybierasięzemnąnaprzejażdżkę
konną. – Nagle rozpromieniła się i spytała podekscytowana: – Myślisz, że jest
omniezazdrosny?
– Nie zdziwiłoby mnie to – skłamała Kathryn, choć nie zapomniała uwag, jakie
BlakewygłosiłpodadresemNan.
Zadała sobie w duchu pytanie, czy wówczas na pewno był szczery. Czy
wprzeciwnymraziewziąłbyzesobąPhillipatylkodlatego,bybratnietowarzyszył
im w konnej przejażdżce? Orientowała się, że Blake wolałby, aby brat bardziej
zaangażował się w działalność na rzecz rodzinnej korporacji i do wielu spraw
służbowychpodchodziłmniejlekceważąco.Alechybanieztegopowoduzaciągnął
godobiuraotejwczesnejgodzinie…Zresztą,czywartosięnadtymzastanawiać?
NawetjeśliNanwłaściwieoceniłasytuację,onawoliotymniewiedzieć.
– Siodłaj konia i jedźmy! – ponagliła przyjaciółkę. – Nie mogę się doczekać
galopadypołąkach.
–Dlaczegoodnasuciekłaś?–spytałaNan.
–Pospieszsię.–Kathrynzignorowałapytanieprzyjaciółki,dosiadającPromyka.–
Maude poprosiła mnie o pomoc w ułożeniu menu na czas wizyty Leedsów –
wyjaśniła.
Nan przygotowała do jazdy swojego konia, zrównoważoną i pogodną klacz
oimieniuBryza,iwskoczyłanasiodło.
Przyjaciółkiruszyłyzkopyta.Powietrzebyłoczysteiświeże.Kathrynwmilczeniu
podziwiała zielone wzgórza, z wolna przybierające jesienne barwy. Drzewa
zaczynały się złocić, by później bić w oczy jaskrawą pomarańczową barwą oraz
różnymi odmianami czerwieni. Pola uprawne, widoczne pomiędzy łąkami, zostały
zaoranepodprzyszłewiosennezasiewy.
– Czyż tu nie jest pięknie? – zadała przyjaciółce retoryczne pytanie. – Karolina
PołudniowamusibyćnajpiękniejszymstanemwAmerycePółnocnej.
–Totytaktwierdzisz–zauważyłazprzekąsemNan.
– Cóż, to prawda. – Kathryn ściągnęła cugle i pochyliła się do przodu, krzyżując
ramionanałęku,żebypopatrzećnaEdistoRiver,rzekęwijącąsiępomiędzyłąkami
ipolami.
– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak rozległe plantacje prowadzono
w Charleston przed wybuchem wojny secesyjnej? – spytała przyjaciółkę, bogatsza
owiedzęnatentematpoprzeczytaniurozmaitychpublikacji.
– Obawiam się, że nie podzielam twojej pasji historycznej – odparła
przepraszającym tonem Nan. – Czasami zapominam nawet, w jakim roku
rozpoczęła się wojna secesyjna, i nie pamiętam, kiedy skończyły się walki
oniepodległość.
Kathrynwyrozumialeuśmiechnęłasiędoprzyjaciółki,uwolnionaodniechcianych
emocji.WkońcutrudnobyłowinićNanoto,że,zafascynowanaBlakiem,chciałago
sobązainteresować.Toniejejwina,żeonjesttaknieprzyzwoiciemęski…
– Pojedźmy przez las w dół wzgórza – zaproponowała, zawracając konia. –
Uwielbiamzapachrzeki,aty?
–Jateż.Świetnypomysł–zgodziłasięNanidodałaentuzjastycznie:–Ruszajmy!
Tego dnia Blake wrócił do domu na wieczorny posiłek, co wywołało uszczypliwe
uwagi,ponieważostatniojegoobecnośćprzykolacjinależaładorzadkości.
–Zabrakłodziewczyn?–spytałkpiącoPhillip,gdyusiadłszyprzystole,raczylisię
zapiekankązkurczakaprzygotowanąprzezpaniąJohnson.
–Phillipie!–skarciłasynaMaude,rzucającmupełnedezaprobatyspojrzenie.
Nietracącopanowania,Blakezwróciłwzroknamłodszegobrata.
– Dziś rano nie narzekałeś na brak damskiego towarzystwa – zauważył oschłym
tonem.
–Czyżbyśbyłzazdrosnyidlategozaciągnąłeśmniedobiura,zanimzdążyłemsię
nacieszyćobecnościądziewcząt?–zapytałzuśmiechemPhillip.
–Chciałemsięztobąnaradzić,braciszku.
–Akurat.PotężnySamsonniepotrzebujewsparcia–zażartowałPhillip.
– Chciałabym zwrócić wam uwagę, że pani Johnson wyjątkowo starannie
przygotowała to smaczne danie z kurczaka, które zaczyna mi zalegać w żołądku,
kiedywassłucham.–Maudepróbowałaprzywołaćsynówdoporządku.
Kathrynrzuciłajejrozbawionespojrzenie.
–Powinnaśbyłaurodzićcórki–zauważyła.
MaudepopatrzyłanaBlake’a,potemnaPhillipa.
– Nie jestem pewna. Bardzo trudno wyobrazić mi sobie Blake’a na wysokich
obcasachiwhalce.
Kathryn roześmiała się tak serdecznie, że omal się nie zakrztusiła. Phillip
pospieszyłjejnapomociklepnąłjąwplecy.
– Cieszę się, że wreszcie polepszył ci się nastrój – powiedział zimnym tonem
Blake.–Dziśranoniebyłaśwnajlepszymhumorze.
Kathrynwypiłatrochękawy,poczymzauważyła:
–Nieprzypominamsobie,żebymwogólesiędociebieodezwała.
–Nie,umknęłaśdostajnipoto,bysięzemnąnieprzywitać.
Jak on może być taki mało spostrzegawczy? – zadała sobie w duchu pytanie
Kathryn.
–Niemamzwyczajuuciekać–oznajmiławyniośle.
Blake podniósł filiżankę do ust, aby napić się kawy, ale nie spuszczał
przenikliwego spojrzenia z twarzy Kathryn. Dostrzegła w jego oczach ciemne
błyski,którejązdenerwowały.
–Dalej,używajsobie–rzuciłwyzywająco.
–Niebojęsięciebie.
OczyBlake’asięzwęziły,anaustachpojawiłsiękrzywyuśmieszek.
–Mógłbymcizademonstrować,jaktojestsiębać–powiedział.
– Dość tego, dzieci – zniecierpliwiła się Maude, wyraźnie niezadowolona
z zakłócania wspólnego posiłku. – Spory nie służą żołądkom, a niestrawności nie
należylekceważyć.
Phillipzwestchnieniemsięgnąłpodeser,muscytrynowy.
–Szkodastrzępićjęzyk.Nicichniepowstrzyma–orzekł.
Kathryn zwinęła serwetkę i położyła ją obok talerza, po czym podniosła się
zkrzesła.
–Jeśliniemacienicprzeciwkotemu,przejdędofortepianu.Dawnoniegrałam–
powiedziała.
–Niezadługo,kochanie,boBlakeniebędziemógłzasnąć–napomniałająMaude.
– Pamiętaj, że jutro musi wstać o piątej rano, żeby pojechać do Charleston
iodebraćzlotniskaLeedsów.
– Naturalnie – odrzeka Kathryn, spoglądając w stronę Blake’a. – Staruszkowie
potrzebujądużosnu.
– Na Boga, sama się prosisz – zniecierpliwił się Blake i dodał groźnym tonem: –
Przeciągnijstrunę,aprzekonaszsię,czymtosiędlaciebieskończy!
–Idź,dziewczyno.–PhillipwstałilekkopopchnąłKathrynwstronęsalonu.
Wyszli razem. Phillip zamknął za nimi drzwi, po czym oparł się o nie plecami
iodetchnąłzulgą,choćoczymusięśmiały.
–Dobrzeciradzę,nieprzesadzaj.Ostatniotrudnoznimwytrzymać,adziśnawet
wilkwporównaniuznimwydawałbysięowieczką.
–Przecieżnaogółtaksięzachowuje.
–Toprawda–zgodziłsięPhillip.–Odpewnegoczasudodatkowoniepoprawiamu
humorusekretarka.
Kathrynzasiadładofortepianuiporozciągałapalce.
–Tojegosprawa–uznała.–Pocozatrudniłsekretarkędoozdoby,aniedopracy?
MampodziurkiwnosiesłuchaniaoBlake’u.
Uderzyła w klawisze, zaczynając drugi koncert Rachmaninowa, a Phillip przez
dłuższąchwilęnieruszałsięzmiejsca,wzadumieprzypatrującsięjejprofilowi.
ROZDZIAŁCZWARTY
Maude na stałe zatrudniła gospodynię, zażywną i stateczną panią Johnson, oraz
dwie młode dziewczyny na przychodne, dla których nie brakowało zajęć, a dzisiaj
zostały do późnego popołudnia ze względu na przygotowania przed przyjazdem
gości.Maudezuwagąobserwowałaichpoczynaniaizauważyła,żejednaznichtuż
przywejściudosalonupostawiładużywazonzkompozycjązsuchychkwiatów.
–Tomiejscesięnienadaje,boludziebędąpotrącaćsuszki.Postawwazongdzie
indziej–pouczyładziewczynę.
Kathrynuznała,żelepiejtrzymaćsięzdalekaodtejkrzątaniny,iskierowałasię
dodrzwiwyjściowych.Ledwiezdążyłazamknąćjezasobą,gdyspostrzegłaPhillipa,
którywysiadłzniedużegosportowegowozu.Wahałsięprzezchwilę,alewkońcu
ruszyłwjejkierunku.
–Maszdziwnąminę.Cosiędzieje?–spytał.
–Tosuchekwiaty–odrzekłaKathryn.
Przyjrzałsięjejwyraźniezaintrygowany.
–CzyżbyśdobrałasiędobrandyBlake’a?–spytał.
– Ależ nie! Zrozumiałbyś, dlaczego wymykam się z domu, gdybyś był w środku.
Doprawdymożnabypomyśleć,żezłożynamwizytęgłowapaństwa.Maudejużdwa
razy przestawiła meble, a teraz ukwieca pokoje, również suszkami. Tymczasem
z tego, co się orientuję, Leedsowie nie są władni uratować dorzecza Edisto River
przedprzemysłem.
– No cóż, przekonamy się o tym wkrótce. – Phillip zerknął na zegarek. – Blake
powinienbyćladamoment–dodał.
Kathryn rozejrzała się wokół, po czym skupiła wzrok na tej części zadbanego
ogrodu,przezktórybrukowanaścieżka,biegnącamiędzyżywopłotami,prowadziła
dobiałejaltany.
–Zastanawiałamsię,jakwyglądapannaLeeds–powiedziałaodniechcenia.
–Vivian?Jakzokładkiżurnala.Jestaktorką,itojużznaną.
–Ilemalat?–spytała.
– Dwadzieścia pięć – odparł Phillip. – Przecież wiesz, że Blake nie może długo
wytrzymaćbezkobiety,azmieniajeczęstoniczymrękawiczki.
Kathrynpoczułaprzypływtychsamychniechcianychemocji,któreogarnęłyjąna
widok Nan przytulającej się do Blake’a. Miała ochotę wykrzyczeć swoją złość,
zrobićcokolwiek,byleniestaćzuśmiechemprzyklejonymdotwarzyiudawać,że
nie obchodzi jej, z kim Blake się zadaje lub będzie zadawał. Czyżby była o niego
zazdrosna? Czy to możliwe? Przecież on jest… Właśnie, kim jest dla niej? Nagle
dotarłodoniej,żePhillipcośmówi.
–Kathryn,niesłuchaszmnie.Spytałem,czychciałabyśpojechaćzemnądoKing’s
Fortikupićsobienowąsukienkę,amożenawetdwie.
–Poco?–Popatrzyłananiegozoburzeniem.–Czyjestemjakimśbezguściem?Źle
sięubieram?
–Oczywiście,żenie–pospieszniezaprzeczyłPhillip,starającsięjąudobruchać.–
Maudezasugerowała,żemożechciałabyśmiećcośnowego,skorobędziemymieli
gości.
–Mamsięwystroić,tak?–Kathrynprychnęłazezłością,aleszybkouświadomiła
sobie, że miałaby możliwość wybrania stroju, który zwróciłby uwagę Blake’a. Na
jej ustach pojawił się lekki uśmieszek. – Cóż, skoro Maude tak uważa… Dobrze,
zabierzmniedodrogiegomagazynu,naprzykładdoSaksa…
–Hm…niewiem–zawahałsięPhillip.
– Blake dostanie rachunek dopiero w przyszłym miesiącu – uprzytomniła mu
Kathryn.–WtedymogębyćwSt.MartinalbonaTahiti,albowParyżu…
Phillipzachichotał.
–Wporządku,niepoprawnadziewczyno,zbierajmysię–zgodziłsię.–Musimysię
pospieszyć,inaczejniezdążymyprzedprzyjazdemgości.
Kathrynjużchciałapowiedzieć,żewłaśnienatymjejzależy,alewporęugryzła
sięwjęzyk.NajchętniejnietylkoniepowitałabyVivianLeeds,alenaczasjejwizyty
przeniosłabysiędomiasta.Jeszczeniepoznałatejkobiety,ajużjejnielubiła.
Po przyjeździe do ekskluzywnej galerii handlowej Kathryn zostawiła Phillipa
wspecjalistycznymsklepie,oferującymróżnegatunkikawyzcałegoświata,gdzie
można było nie tylko zrobić zakupy, ale i wypić na miejscu fachowo przyrządzoną
kawę. Minęła dział odzieży dla kobiet puszystych i skierowała się do drogiego
butiku. Chciała, żeby Blake zobaczył ją w eleganckiej, wysmakowanej kreacji,
w której będzie wyglądała niczym światowa dama. Być może wreszcie dostrzeże
wniejdorosłąkobietę,aniekapryśnegopodlotka.Pełnazapałuprzymierzyłajedną
z kosztownych sukien, ale gdy przyjrzała się sobie w lustrze, z rozczarowaniem
uznała, że wygląda, jakby się przebrała. Mina jej zrzedła i opuścił ją cały
entuzjazm.
–Niejestdlapaniodpowiednia,prawda?–spytałajasnowłosaekspedientka.
–Wydawałasiętakapięknanamanekinie–odparłaKathryn,niekryjączawodu.
– Została zaprojektowana na inną sylwetkę niż pani. Czy mogłabym pani
zaproponowaćinnemodele?
–Och,tak!–ucieszyłasięKathryn.–Proszęmipomóc.
–Chwileczkę.
Trzysuknie,któreprzyniosłaekspedientka,wyglądałyznaczniemniejefektownie
niżta,którąwcześniejwybrałaKathryn.Prostewkroju,utrzymanewstonowanych
barwach,pozornienieefektowne,naKathrynożyłyiprezentowałysięznakomicie.
W połączeniu z jej czarnymi włosami i zielonym oczami kreacja w kolorze mięty
wyglądała olśniewająco. Krój szarej sukni podkreślał figurę, natomiast beżowej
harmonizowałzdelikatnącerą,aprostyfasondodawałelegancji.
– Ta jest przeznaczona na wieczór – powiedziała ekspedientka, przynosząc
aksamitną suknię w kolorze wina z głębokim dekoltem w szpic i rozcięciami po
bokach.
To suknia marzeń, pomyślała Kathryn, gdy przymierzyła kreację i przejrzała się
w lustrze. Ma uwodzicielską moc, uznała i wyobraziła sobie, jak silne wrażenie
w tym stroju zrobi na Blake’u. Natychmiast jednak zreflektowała się,
przypomniawszy sobie, że przestrzegał ją, by go nie prowokowała. Miała jednak
prawoubieraćsięwto,cosięjejspodobało…
– Musimy wracać – usłyszała nagle głos Phillipa, dobiegający zza drzwi
przymierzalni.
Kathryn spojrzała na swoje odbicie w lustrze i w jej oczach pojawiły się psotne
błyski. Ciekawe, jak zareaguje Phillip, widząc ją w tej wyrafinowanej kreacji?
Otworzyładrzwi,zrobiłakilkakrokówistanęłaupozowananiczymmodelka.Phillip
utkwił w niej wzrok i zaniemówił. Dopiero po dłuższej chwili zapytał, jakby nie
wierzyłwłasnymoczom.
–Kathryn,toty?
–Naturalnie,żeja–zapewniłago.–Czyniewyglądamjakmarzenie?
–Marzenie?Zdecydowanietak.–Phillipskinąłgłową.
– O co chodzi? – spytała, podchodząc bliżej i patrząc na niego, podczas gdy
ekspedientkauśmiechałasię,stojącwpewnejodległościodniech.
–Jesteśpewna,żenoszeniepublicznietakiegostrojujestdozwolone?
Kathrynuśmiechnęłasię.
–Dajspokój.Tobardzomodnyfason.Podobacisię?
–Jestemzachwycony,aleBlake…
Kathrynrzuciłamuwymownespojrzenie.
–Jestemdorosła–podkreśliła.–Będęmusiałaprzypomniećmuotym,bo…
–Niebędzieszmusiała–przerwałjejPhillip,patrzącnazarysjejpiersiwidoczny
wgłębokimdekolcie.–Samtozauważy.
RuchemgłowyKathrynodrzuciławtyłdługiefalującewłosy.
–Założęsię,żetaaktorkanosibardziejwydekoltowanesuknieniżta,którąmam
nasobie–powiedziała.
–Zgadzasię–przytaknąłPhillip–alejejstylżyciaróżnisięodtwojego,kotku.
–Masznamyśli,żesypiazmężczyznami,czytak?–nalegała.
–Ciszej,nalitośćboską!–Phillipniespokojnierozejrzałsiędokoła,sprawdzając,
czyktośichusłyszał.–Niezapominaj,gdziejesteśmy.
–Aletakjest,prawda?–Kathrynniedawałazawygraną.
– Wiem, że miałaś przeprawę z Blakiem w związku z przyjazdem twojego
przyjacielapisarza.Niemyśl,żeodpłaciszmupięknymzanadobne,obrażającjego
ostatniązdobycz.Niepozwolicinato.
Kathrynczuła,żewzbierawniejzłość.
– Mam dość pouczań Blake’a i jego wygłaszanych autorytatywnym tonem
wskazówek, jak mam postępować. Nie zamierzam dłużej znosić tego
protekcjonalnegotraktowania.Wyniosęsięzdomuiwynajmęmieszkanie.
–Narazienieporuszajtegotematu–poradziłPhillip.
–Jużmutozakomunikowałam.
–Ijakzareagował?–zainteresowałsięPhillip.
–Oczywiścienieprzyklasnąłtemupomysłowi.Zresztąnanicsięniezgodził.Tym
razemnieulegnęjegowoli.Wynajmęmieszkanieizacznępracować.Pomożeszmi
sięprzeprowadzić–dorzuciła,posyłającPhillipowiszelmowskiespojrzenie.
–Niedoczekanie!–zaperzyłsięPhillip.–Wtejsprawienamnienielicz.Ztwojego
powoduniebędęzadzierałzbratem.
Kathryntupnęłanogą.
–Otowspółcześnimężczyźni!
–Nierozumiem.–Phillipuniósłbrwizrozbawieniem.
– Żaden nie ma dość odwagi, by przeciwstawić się Blake’owi. Chociaż jestem
pewna,żeLawrencestanąłbywmojejobronie–dodałazzaciętąminą.
–Jeślinawet,topożałuje,żetozrobił–orzekłPhillip.–Uprzedzam,żezażadną
cenęniezostanęwdomunaweekend,jeślikupisztęsuknię.–Udał,żezadrżał.–
Nieznoszęwidokukrwi.
–Blakenicminiezrobipodczaspobytugości.
–Odpuśćsobieiwycofajsięztegopomysłu.PrzecieżBlakejedynietroszczysię
ociebieiniechce,byspotkałaciękrzywda.
–Wykluczone,niezmienięzdania.–Kathrynpogładziłaaksamitnątkaninęsukni.–
Nie zamierzam spędzić reszty życia pod czyjeś dyktando. Blake nie jest moim
strażnikieminiebędziemistaledyktował,jakpowinnampostępować.
–Jeślipozmrokuwyjdziesznaulicęwtejsukni,będzieszpotrzebowałastrażnika
alboochroniarza.
KathrynpocałowałaPhillipawpoliczek.
–Jesteśbardzomiłymiprzyzwoitymczłowiekiem–powiedziała.
–Możejednak…?
–Nieprzejmujsiętak.–Kathrynskinęłanaekspedientkę,którejzakomunikowała
zuśmiechem:–Bioręwszystkie.Tęzielonązaksamiturównież.
–Jakązieloną?–spytałzaniepokojonyPhillip.
–Majeszczebardziejśmiałykrójniżta,którąmamnasobie–skłamałaKathryn,
choć zapamiętała wiązanie pod szyją i łagodne linie sukni. – Nie ma pleców –
szepnęła.
–NiechBógmanaswopiece!–zawołałPhillip,wznoszącwzrokkugórze.
– Nie zawracaj głowy Panu Bogu. Wystarczy, że musi się martwić wojnami,
powodziamiorazinnymiklęskamignębiącymiludzkość.
–Kłopotaniesiętobązostawiłmnie–rzekłzwestchnieniemPhillip.
– Szczęściarz. – Kathryn poklepała go po policzku i skierowała się do kasy. –
Chodź.Musiszpodpisaćczek.
–Czyimnazwiskiem?Jaksobieżyczysz?–spytał.
–Niebądźniemądry!–odparłaześmiechemKathryn.
Kathryn i Phillip skorzystali z tylnego wejścia do domu i niepostrzeżenie
przemknęlinapiętro,bywswoichpokojachprzebraćsiędokolacji.Kathrynwzięła
kąpiel, po czym włożyła bordową suknię i zwinęła włosy w efektowny węzeł na
czubku głowy, pozostawiając parę kosmyków opadających uwodzicielsko na
policzki.Nałożyłabardzooszczędnymakijaż–tylkotyle,żebynadaćtwarzynieco
tajemniczyiodrobinęwyrafinowanywygląd.Dziękitymzabiegomstałasiękobietą
nie przypominającą młodej dziewczyny, która wcześniej opuściła pokój, żeby
pojechaćdomiastanazakupy.
Usatysfakcjonowana swoim lustrzanym odbiciem, spryskała się perfumami firmy
Givenchy i wolnym krokiem zeszła na dół. Usłyszała głosy dobiegające z salonu,
wśród których bez trudu rozpoznała ten należący do Blake’a. Nagle opuścił ją
wojowniczy nastrój i zelżała ochota do zagrania na nosie apodyktycznemu
opiekunowi.Poczułasięniepewnie.
Pochwilijednakwzięłasięgarść.Powściągającemocjeizbierającsięnaodwagę,
pewnym krokiem wkroczyła do wyłożonego białym dywanem salonu, którego
wystrójbyłutrzymanywodcieniachszarościibłękitu.
Natychmiast zauważyła blondynkę kurczowo uczepioną ramienia Blake’a.
Naturalnie,odnotowałateżjegozłespojrzenie,którymzmierzyłjąodstópdogłów.
– Wreszcie się zjawiłaś, moja droga – powiedziała Maude, starając się ukryć
zaskoczenie wyglądem Kathryn. – Jesteś… jakaś odmieniona – dodała
zdezaprobatą.
–Skądmasztęsuknię?–spytałobcesowoBlake.
Kathryn już zamierzała odpowiedzieć, ale rzuciła okiem na Phillipa i ostatecznie
wyjaśniła:
–Onmijąkupił.
Phillipniezdołałsięopanowaćirzuciłzwyrzutem:
–Kathryn!
Blakeuśmiechnąłsięzłowieszczoizwróciłlodowatymtonemdobrata:
–Późniejotymporozmawiamy.
–CzyniemożemytegozrobićpopogrzebieKathryn?–spytałPhillip,starającsię
obrócićcałąsprawęwżart.
–Nieprzedstawiszmnieswoimgościom?–zapytałaKathryn.
– Dick Leeds i jego córka, Vivian – powiedział Blake, wskazując wysokiego
siwowłosego mężczyznę o niebieskich oczach oraz jasnowłosą niebieskooką
kobietę.–AtoKathrynMary–dodał.
–Kilpatrick–dodaładumnieKathryn.–Jestemtunajmłodsza.
–Bardzomimiło.–DickLeedsuśmiechnąłsięuprzejmieiuścisnąłdłońKathryn.–
ZatemniepochodzipanizrodzinyHamiltonów?–zagadnął.
– Nie – wyjaśniła Kathryn. – Po śmierci moich rodziców Maude wzięła mnie do
siebieitraktowałajakswojącórkę.
– Najwyraźniej bez większych sukcesów – orzekł Blake, mierząc karcącym
spojrzeniemKathrynizatrzymującjeniecodłużejnagłębokimdekolcie.
–Jeślinieprzestanieszmidokuczać,touderzęcięmoimmisiem–zapowiedziała
beztroskoKathryn,biorąckieliszeksherryzrąkPhillipa.
VivianLeedsniewyglądałanarozbawioną,choćzmusiłasiędouśmiechu.
–Ilemapanilat,pannoKilpatrick?–spytałabezwiększegozainteresowania.
– Znacznie mniej niż pani, panno Leeds, jestem tego pewna – odrzekła Kathryn
zrówniefałszywymuśmiechem.
Phillipomalniezakrztusiłsiędrinkiem.
–Jakbyłonawycieczce,Vivian?–zwróciłsiędoblondynki,zmieniająctemat,by
rozładowaćsytuację.
–Bardzomiło,dziękuję–odparła,świdrującwzrokiemKathryn.–Ślicznasuknia–
zauważyła.
–Tenstaryciuch?–odparławyniośleKathryn,wpatrującsięznaczącowróżową
jedwabną szatę, którą miała na sobie Vivian. – W gruncie rzeczy nie bardzo
interesuje mnie moda. Nie śledzę nowości, tym bardziej że niektóre nowe fasony
bardziejprzypominająnocnekoszuleniżsukienki–dodała.
VivienLeedslekkosięzaczerwieniła,ewidentnieniezpowoduzakłopotania,aze
złości.
–Proszędostołu–odezwałasięMaude.
–Prowadź,mamo–powiedziałBlake.
Dało się zauważyć, że rozbawienie walczyło w nim z gniewem i na ułamek
sekundy rozbawienie zwyciężyło. Po chwili jednak ponownie zmierzył Kathryn
karcącymwzrokiemilekkiuśmiechznikłzjegotwarzy.Oczymupociemniały,gdy
zatrzymałwzroknakremowejskórzedekoltu,aKathrynpoczułasiętak,jakbyjej
dotknął.Mimowolnierozchyliławargi.
Blakeprzesunąłspojrzeniena tyleszybko,żespostrzegł reakcjęKathryn,i jego
oczy jeszcze bardziej pociemniały. W tym momencie Kathryn pomyślała, że zanim
wieczórdobiegniekońca,będziemusiałastawićczołowściekłościBlake’a.Mimoto
udało się jej odpowiedzieć brawurowo na jego spojrzenie, a nawet posłać mu
uśmiech.
Phillipszedłzanią,gdyzmierzalidojadalni.
– Chcesz się unicestwić? – spytał cicho. – On aż się gotuje ze złości i ten słodki
uśmiechwcaleciniepomógł.
–Rewolucjoniściniemogąsobiepozwolićnamartwieniesiętym,cobędziejutro.
PrzecieżBlakemnieniezje.
– Tak uważasz? – Phillip zerknął na brata, który obserwował ich ponad głową
Vivian.
–Czyżbyśsięgobał?–zakpiła.–Pozawszystkimjesteściebraćmi.
–KainiAbelteżnimibyli.
–Nieprzejmujsię,jacięobronię.
–Lepiejnie,proszę.Dlaczegomusiałaśmuwyjawić,żekupiłemcitęsuknię?
–Przecieżpodpisałeśczek–odparłazniewinnąminąKathryn.
–Wiem,aletoniebyłmójpomysł.
–Bądźrozsądny.–Kathrynstarałasięzałagodzićsytuację.–Gdybymmuwyznała,
żejanatowpadłam,rzuciłbymisiędogardła,niezważającnagości.
– Uznałaś, że będzie lepiej, jak na mnie skupi się jego wściekłość? – zapytał
zwyrzutemPhillip.
Kathrynuśmiechnęłasię.
–Zmojegopunktuwidzenia,tak–przyznała.–Przepraszam,naprawdębardzomi
przykro.Powiemmuprawdę.
–Oilebędzieszmiałaszansę.–Phillipwskazałruchemgłowywstronębrata.
Blake usadził Vivian, po czym odwrócił się, żeby przytrzymać krzesło Kathryn.
Podeszładoniegoztakądeterminacjąjakskazaniecprowadzonynaszafot.
–Miłeprzyjęcie–mruknęła,zajmującmiejsceprzystole.
–Owszem,aledopierosięzaczyna–odrzekłBlake,krzywiącustawwymuszonym
uśmiechu, po czym dodał ostrzegawczym tonem: – Jeśli wygłosisz jeszcze jedną
złośliwą uwagę pod adresem Vivian, będziesz tego żałowała do końca życia,
KathrynMary.
–Onazaczęła.
–Czyżbyśbyłazazdrosna?
KathrynpodniosławzroknaBlake’a.
–Okogo,onią?–spytaławyniośle.–Najwyraźniejuparcieniechceszprzyjąćdo
wiadomości,żeniemampiętnastulat–dodała.
–Obiecuję,żezanimtenwieczórsięskończy,pożałujesz,żetakniejest–wycedził
Blake.
Dlaczego w ogóle otworzyłam usta i go prowokowałam? – zreflektowała się
Kathryn. Czyż nie ostrzegał jej wystarczająco często? Co sprawia, że nie mogę
przestać wojować z Blakiem i wciąż mu się sprzeciwiam? – zadała sobie w duchu
kolejnepytanie.Dlaczegowłaśnieonwywołujewemnieodruchbuntu?
Wspólna kolacja okazała się dla Kathryn męczarnią. Vivian do tego stopnia
zawłaszczyłaBlake’a,żewzasadzieniemógłwdaćsięwrozmowęznikiminnym.
JednakmimoskupieniasięnaBlake’uViviancojakiśczasobejmowałaprzenikliwym
spojrzeniemniebieskichoczuKathryn,siedzącąpodrugiejstroniestołu.
– Nie za bardzo się starasz o to, aby podczas tego spotkania panowała miła
atmosfera–zauważyłPhillip,gdypoposiłkuprzeszlidosalonunakawęidrinki.
–Blakewystarczyzanasdwoje–odparła,rzucająclodowatespojrzeniewstronę
blondynki,uwieszonejsilnegoramieniaBlake’a,jakgdybybyłontratwąratunkową.
–Mazłygust–dorzuciła.
– Nie powiedziałbym – sprzeciwił się Phillip, z widocznym zainteresowaniem
przypatrującsięzgrabnejikobiecejsylwetceVivianLeeds.–Jestmiładlaoka.
–Czyżby?–żachnęłasięKathryn.–Mniewydajesięnijaka.
–Niebądźzłośliwa.Zapomniałaś,dlaczegoonadonasprzyjechała?
–Nie.Pamiętam.Sądziłam,żeprzedewszystkimchodziojejojcamającego,jak
słyszałam, duże doświadczenie we współpracy i kontaktach ze związkami
zawodowymi.
–Częściowo–odrzekłPhillip.
–Comasznamyśli?Niebądźtakitajemniczy.–Kathrynposłałamuzaciekawione
spojrzenie.
Umknąłwzrokiemwbok.
– Wkrótce się dowiesz. Chyba mama ma do ciebie jakąś sprawę, zostawię więc
wassame.–ZtymisłowamiPhillipprzeszedłwgłąbsalonu.
W tym momencie Maude, która pokazywała Dickowi Leeds swoje zbiory
porcelany,podeszładoKathryn.
–Znowutorobisz,mojadroga–stwierdziłazwestchnieniem,ostrożniezerkając
wstronęBlake’a.–Onstanowczomategodość.Czyniemogłabyśchoćprzezjeden
wieczórgoniedrażnić?Niezapominaj,żeLeedsowiesąnaszymigośćmi.
–SągośćmiBlake’a–zaoponowałaKathryn.
–Cóż,tojestdomBlake’a–przypomniałajejłagodnieMaude.–Johnnywszystko
jemu zostawił. Być może obawiał się, że Blake powstrzyma mnie przed
roztrwonieniemmajątku.
–Niepostąpiłabyśtaklekkomyślnie–zaprotestowałaKathryn.
Maudewestchnęła.
–Możeinie,aleniemamcałkowitejpewności.Doskonalezdajeszsobiesprawę
ztego,żeniepoprawiaszBlake’owinastroju.
–Niczegozłegonieuczyniłam,tylkokupiłamnowąsukienkę–broniłasięKathryn.
– Jesteś na nią zdecydowanie za młoda – orzekła Maude. – Phillip nie spuszczał
z ciebie oczu, a za każdym razem, kiedy on na ciebie patrzy, Blake jest coraz
bardziejniezadowolony.
– Z Phillipem łączy mnie jedynie przyjaźń. Nawet gdyby było inaczej, nic
nagannegobysięniestało,boniełącząnaswięzykrwi–zauważyłaKathryn.
Maudeskinęłagłową.
–Dobrzewiesz,żeniemanikogo,kogochciałabymdlaniegonażonębardziejniż
ciebie – powiedziała – ale Blake nie zaakceptowałby waszego związku i bardzo
utrudniłbyciżycie.
–Onnieakceptujeżadnegomężczyzny,zktórymsięumawiam–odparłaKathryn.
– Sprawa sama się ułoży – orzekła Maude. – Proszę cię, żebyś tymczasem
zachowywała się kulturalnie w stosunku do panny Leeds. To bardzo ważne,
żebyśmy zrobili na nich obojgu dobre wrażenie. Na razie nie mogę ci nic więcej
powiedzieć,alezaufajmi.
–Dobrze–odparłazwestchnieniemKathryn.
– Znakomicie. A teraz pomóż mi zająć się Dickiem. Blake zamierza pojechać
zViviandoKing’sFortipokazaćjej,jakwyglądamiastonocą.Niewiem,dlaczego
tojąinteresuje,alebardzojejnatymzależało.
Kathryn wiedziała, z jakiego powodu, i wcale nie poprawiło jej to humoru.
Obserwowała ze złością, jak Vivian i Blake pospiesznie wychodzą z domu, nie
oglądając się za siebie. Przez chwilę miała ochotę chwycić cenną chińską wazę
z okresu dynastii Tang, która stała w holu, i cisnąć nią w ich stronę. Szybko
uprzytomniła sobie, że do jutra rana nie będzie widzieć Blake’a, i znalazła w tym
pocieszenie.
DickLeedsokazałsięinteresującymrozmówcą.Oceniła,żepodmiłymobejściem
i uprzejmym zachowaniem kryje się stanowczość i zdecydowanie. Starszy pan
stosunkowo wcześnie wyraził chęć udania się na spoczynek, tłumacząc się
zmęczeniempodługiejpodróży.WkrótceMaudepodążyłajegośladem.
–PodobniejakDick,zaczynamodczuwaćswójwiek–powiedziałaizwróciłasiędo
PhillipaiKathryn:–Dobranoc,dzieci.
Po wyjściu matki Phillip zaproponował Kathryn partyjkę remika. W pierwszej
chwiliodmówiła.
–Znowuwygrasz–dodałaznadąsanąminą.
–Damciodrazudziesięćpunktówprzewagi–obiecał.
–Cóż…wtakimraziedobrze.
– Siadaj, mała… to znaczy partnerze – poprawił się z uśmiechem Phillip,
podchodzącdoniedużegostołuustawionegopodoknem.
Kathrynodpowiedziałamuuśmiechemizajęłamiejsce.DlaczegoBlakeniemoże
być taki jak jego brat? – zadała sobie w duchu pytanie, obserwując, jak Phillip
tasujekarty.Przyjacielski,sympatyczny,zabawny…
–Byłtaki,gdybyłaśmłodsza–powiedziałPhillip,jakbyczytałwmyślachKathryn
i w jego ciemnych oczach zamigotały wesołe iskierki. – Wydawało ci się, że się
zmienił,dopierowtedy,gdyzaczęłaśdorastać.
–Mniesięniewydawało,jategodoświadczyłam!–oświadczyłastanowczo.–Nic
tylkomniekrytykuje,pouczaizwracamiuwagę.
–Musiszprzyznać,żegoprowokujesz.Chociażbydziświeczór.
–Onamnieirytuje.
– Chyba ty też nie wzbudziłaś jej sympatii – zauważył Phillip. – Myślę, że
atrakcyjnekobietynaogółzasobąnieprzepadają.Odniosłemjednakwrażenie,że
jej niechęć do ciebie bierze się z twojego stosunku do niej. Nie byłaś wobec niej
zbytuprzejma.
–Maszrację–przyznałaKathryn.
–StarałaśsięwtensposóbwziąćodwetnaBlake’u?
– Jeśli chodzi o walkę z twoim bratem, mój arsenał środków jest ograniczony –
przyznała.
Phillipwyłożyłsekwenstrzechkartnastółiodłożyłkarty.
–Todotyczynaswszystkich–zauważył.
Kathryn przez chwilę obracała w palcach kartę, przyjrzała się jej i odłożyła na
kupkę.
– Nie rozumiem, dlaczego nie mogę zamieszkać sama – powiedziała. – Podejmę
pracęibędęregulowaćwszelkieopłaty.
–Czymchciałabyśsięzająć?–zainteresowałsięPhillip.
–Wtymproblem.Skończyłamszkołę,alenadobrąsprawęniemamkonkretnego
zawodu.Właściwienicnieumiem–podsumowałazponurąminąKathryn.Naglejej
twarzsięrozjaśniłaiwypaliła:–Damogłoszenie,żeposzukujębogategokochanka.
–NieważsięnawetżartemmówićczegośpodobnegoprzyBlake’u–powiedział
Phillip i dodał z udawanym przestrachem: – Natychmiast obwini mnie o głupie
pomysły.
Kathrynroześmiałasię,myślącotym,jakinteligentny,sympatycznyizabawnyjest
Phillip. Doskonale czuła się w jego towarzystwie. Był jak ukochany brat, którego
zawszechciałamieć.Gratakjąpochłonęła,żestraciłapoczucieczasu.Byłabliska
wygranej, gdy nagle jej uwagę od kart odwrócił odgłos otwieranych drzwi
wejściowych.
–Onie–szepnęła.
Phillipstłumiłśmiechnawidokjejspłoszonejminy.
–Wyglądanato,żewrócili–powiedział,gdyzholudobiegłpiskliwygłosVivian,
którażyczyłaswemutowarzyszowidobrejnocy.
Zanim Kathryn zdążyła odpowiedzieć, Blake wszedł do salonu. Zerknął na
siedzących przy stoliku graczy, po czym zdjął marynarkę i rzucił ją na krzesło.
Wśladzaniąposzedłkrawat.
– Dobrze się bawiliście? – spytał Phillip, dostrzegając ślad po szmince na
kołnierzykukoszulibrata.
Blake wzruszył ramionami. W milczeniu podszedł do barku i nalał sobie
szklaneczkęwhisky,niedodającdoniejaniwody,anilodu.
– Hm, lepiej się położę – dodał Phillip, bezbłędnie oceniając nastrój Blake’a. –
Dobranoc.
–Jateżpójdędoswojegopokoju–oznajmiłaKathryn.
Podniosłasięzkrzesławnadziei,żeopuścisalonrazemzPhillipem.Niestety,nie
zdążyła,botenzdrajcazniknąłbłyskawicznie.Dotarładoprogu,gdyzatrzymałją
głosBlake’a.
–Zamknijdrzwi–polecił.
Kathrynprzeszłaprzezpróg.
–Odśrodka–sprecyzował.
Kathrynzaczerpnęłagłębokopowietrza,starającsięuspokoićoddechiniechętnie
cofnęłasiędosalonu,zamykajączasobądrzwi.Oparłasięonieplecamiirzuciła
Blake’owinerwowespojrzenie.
–Spędziłeśmiłoczas?–spytała.
–Niezagaduj!
Wściekłym spojrzeniem otaksował aksamitną suknię z rozcięciami po bokach
igłębokimdekoltem.
–Dickposzedłspać–powiedziała.–Tobardzomiłypan.
Starała się odsunąć w czasie konfrontację. Wiele razy widziała go w złym
humorze, ale tym razem wywierał na niej szczególnie przygnębiające wrażenie.
Opuściłająbrawura,którądemonstrowaławcześniej,będącwtowarzystwieinnych
osób.Terazzostałasamanaplacuboju.
–Jegocórkarównież–odparłBlake,nawiązującdojejostatnichsłów.–Niestety,
niezadałaśsobietrudu,żebysięotymprzekonać.
Kathrynporuszyłasięniespokojnie.
–Boonajestnapastliwaiwrogodomnienastawiona–usprawiedliwiłasię.
–Atyznaddatkiemodwzajemniasztępostawę–odrzekł,podnoszącszklaneczkę
doust,byupićłykalkoholu.–Chcępoznaćprawdę.CzyrzeczywiściePhillipkupiłci
tęsuknię?
Kathrynpoczułasiępokonana.
–Nie.Tylkopodpisałczek–wyjaśniłaidodałatonemusprawiedliwienia:–Maude
powiedziała,żepotrzebujęparęnowychsukienek.
–Imiałarację–zgodziłsięBlake.–Nieprzyszłomijednakdogłowy,żeubierzesz
sięjakprostytutkazMainStreet.
–Jakmożesztakmówić!Takajestterazmoda!–oburzyłasięKathryn.
– Niemal te same słowa słyszałem po przyjęciu u Barringtonów na temat stroju,
który wówczas miałaś na sobie – przypomniał jej. – Powtórzę to, co wówczas
powiedziałem:takasukniapodnosiciśnieniekrwiumężczyznopięćkresek,kiedy
jest jeszcze na manekinie, a na tobie… – Urwał, wpatrując się pociemniałymi
oczamiwKathryn.
– Vivian włożyła jeszcze bardziej prowokujący strój – zauważyła Kathryn. –
Niemalwidziałamjąprzeztęsukienkę.
– To niczego nie zmienia. Rozmawiamy o tobie, nie o Vivian. Twoje piersi są
prawiecałkiemodsłonięte.
Kathrynoblałasięrumieńcemi,wzburzona,podniosłagłos:
– Dobrze, niech ci będzie, więcej nie włożę tej sukni! Nie rozumiem jednak,
dlaczegotakcięobchodzi,wcosięubieram!
Blakezmrużyłoczyizacisnąłpalcenaszklaneczce.
–Naprawdę?–spytałzniedowierzaniem.
Skrzyżowałaszczupłeramiona.
– Naprawdę! Zachowujesz się jak tyran – stwierdziła oskarżycielskim tonem.
Przesunęła dłońmi po aksamitnej tkaninie sukni, oparła je na biodrach i podniosła
wyzywającobrodę.–Ococichodzi?Przeszkadzamciwczymś?Wolałbyś,żebym
nosiłamundurekszkolny?
Blake odstawił szklaneczkę na barek i wolnym krokiem, jakby się nad czymś
namyślał,podszedłdoKathryn. Odgadłazjegospojrzenia, żemajasno wytyczony
celiogarniętapaniką,odwróciłasięisięgnęładoklamki.Byłojednakzapóźnona
ucieczkę.Blakechwyciłją,odkręciłkusobieimocnoprzytrzymał,przyciskającdo
drzwi.Szarpałasię,aleniebyławstanieuwolnićsięzuścisku.
ROZDZIAŁPIĄTY
Niczym sparaliżowana, wpatrywała się w Blake’a, jakby nagle stał się kimś
obcym. Oniemiała, nie była w stanie wydobyć z siebie głosu, by zaprotestować.
Dopieropodłuższejchwili,przestraszonawyrazemjegotwarzy,krzyknęła:
–Blake,niemożesz!
W odpowiedzi wzmocnił uścisk i zaczął silniej napierać. Poczuła, jak jego
umięśnione uda ściśle przylegają do jej ud, a metalowa klamra paska wpija się jej
powyżejtalii.
–Czyżby?–mruknął,zatrzymującwzroknajejdrżącychwargach.
Bezwolna,wciążzaskoczonaniespodziewanymatakiem,wpatrywałasięwtwarz
Blake’a,którąmiałatużprzedoczami.Naglepoczułanaswoichustachjegowargi,
tak zachłanne i natarczywe, że cofnęła głowę na tyle, na ile było to możliwe. Nie
rozchyliławarg,drżączlękuprzedtym,czegoBlakeodniejżądał,aonnieustawał,
domagającsiępocałunku,awpewnymmomencielekkougryzłjejdolnąwargę.
Szloch wyrwał się z jej ściśniętego gardła, gdy uległa naporowi i gwałtowności,
które nie miały nic wspólnego z jej nielicznymi dotychczas doświadczeniami
zobcowaniazmężczyznami.Nic,czegodoznaławcześniej,nieprzygotowałojejna
taksilnąnamiętność.
Nie miała do czynienia z rówieśnikiem, chłopakiem usiłującym skraść jej całusa.
Tym razem chodziło nie tylko o to, że znalazła się w ramionach dojrzałego
mężczyzny. To był Blake, jej opiekun, który uczył ją jeździć konno, woził ją na
treningicheerleaderekinameczepiłkinożnej.Ateraz…
Uniósł głowę, obrzucając wzrokiem jej obrzmiałe wargi, zaróżowione policzki
ipotarganewłosy.
–Sprawiłeśmi…ból–szepnęłaKathryn.
Nerwowymruchemsięgnęładowłosów,chcącjepoprawić,azoczupopłynęłyjej
łzy,nadktóryminiezdołałazapanować.
– Przekonałaś się, czym skutkuje prowokowanie dorosłego mężczyzny –
powiedziałzimnymtonem.–Ostrzegałemcię,itonieraz,niedwa,żebyśtegonie
robiła, ale mnie nie posłuchałaś. Może po tym doświadczeniu wreszcie pojmiesz,
czymtogrozi.
Kathryn stłumiła szloch, ale nawet niewyraźny zdawał się jedynie rozdrażniać
Blake’a,aniewzbudzaćjegowspółczucie.
–Proszę,pozwólmiodejść–powiedziałałamiącymsięgłosem.–Przysięgam,że
anirazuniewłożętejlubpodobnejsukienki.
Blakeściągnąłgęstebrwiioparłręceodrzwipoobustronachjejgłowy,poczym
cofnąłsięnieco,bynienaciskaćciałemnaKathryn.
–Przestraszyłaśsię?–spytał.
Skinęła głową, niezdolna wykrztusić słowa, niemal zahipnotyzowana bliskością
Blake’a. Tymczasem on objął spojrzeniem jej opuchnięte usta, po czym ponownie
siękuniejpochyliłidelikatnieprzesunąłjęzykiempojejwargach.Niespieszyłsię
ani nie napierał; wprowadził ją w stan, jakiego dotychczas nie doświadczyła.
Odprężyłasię,jejciałoprzebiegłprzyjemnydreszczykizapragnęłaczegoświęcej.
Jużsięniebała,wręczoczekiwałapocałunku,gotowazpasjągooddaćisięwnim
zatracić.
Blake niespodziewanie się wycofał, uwalniając ją ze swych objęć. Podszedł do
barku, nalał sobie następną szklaneczkę whisky, po czym napełnił mały kieliszek
ipodałgoKathryn.Bezsłowawziąłjązarękęipodprowadziłdostolika.Oparłsię
o mebel, nie wypuszczając dłoni Kathryn, która popijała małymi łyczkami złocisty
trunek,trzymająckieliszekwdrugiejdłoni.
Blake wypił whisky i odstawił szklaneczkę, po czym wziął kieliszek od Kathryn.
Ująłjąwtaliiiprzyciągnąłdosiebie.Przezdłuższyczaspatrzyłwmilczeniunajej
zaczerwienionątwarz,wreszciepowiedział:
–Niemartwsię.
To był łagodny ton, który zapamiętała z dzieciństwa. Uspokajający głos, którym
Blake pocieszał ją, gdy miała wrażenie, że cały jej świat się rozpada na drobne
kawałeczki.
– Po prostu się posprzeczaliśmy, choć nieco inaczej niż zazwyczaj. Nic
nadzwyczajnegosięniestało.
Kathryn jeszcze nie całkiem panowała nad sprzecznymi emocjami, wywołanymi
niespodziewanymprzeżyciem,aletowarzyszącemunapięciepowolijąopuszczało.
– To nie za bardzo przypomina przeprosiny – powiedziała, rzucając Blake’owi
nieśmiałespojrzenie.
– Nie zamierzam przepraszać – odparł. – Wiesz, że nie jesteś bez winy, a ja
wcześniejjasnodałemcidozrozumienia,żeprzeciągaszstrunę.
–Wiem–przyznałazwestchnieniem.
– Możesz prowokować, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. W efekcie
znajdzieszsięwnieprzyjemnej sytuacjiinaraziszna niechcianeprzeżycie.Czy to
rozumiesz?
–Tak,alenieprzypuszczałam,żety…–Urwała,szukającodpowiednichsłówna
określenietego,oczymchciałapowiedzieć.
–Jakciwiadomo,niełącząnaswięzykrwi,którebycięchroniłyprzedemną.Nie
jestemmałymchłopcemanizramolałymstarcemireagujęjakdorosłymężczyznana
widokkobietywskąpejsukni.PrawdopodobniePhillipteżbysięzapomniał.
– Może – przyznała Kathryn. – Tyle że on byłby… zachowywałby się jak
dżentelmen.Przynajmniejtaksądzę.
Blake nie zaprotestował. Ujął Kathryn za podbródek, tak żeby spojrzała mu
prostowoczy.
– Dość znacznie różnimy się z moim bratem, i to pod wieloma względami, moja
mała Kate – stwierdził. – Nie jestem przesadnie ustępliwym partnerem ani
nadmierniedelikatnymkochankiem.
Kathrynoblałasięrumieńcem,amimotozapytała:
–Aconatotwojepartnerki?
–Niektórymznichtoodpowiada.
Tozaczynabyćinteresujące,pomyślałaoszołomiona.
– Kobiety… gryzą mężczyzn? – spytała szeptem, jak gdyby to był temat
nieodpowiednidlaprzyzwoitychuszumłodejpanny.
–Tak–odparłBlake.–Pozatymdrapiąikrzycząjakoszalałe.
–Chybastroiszsobiezemnieżarty.PorozmawiamnatentematzPhillipem.
Blakezaśmiałsięispytał:
– Naprawdę myślisz, że on kiedykolwiek doświadczył silnej, obezwładniającej
namiętności?
Kathrynwzruszyłaramionami.
–Jestmężczyzną–stwierdziła.
–Sąróżnimężczyźni–stwierdziłBlake.–Mojebiedactwo,sprawiłemciból?
Kathrynodsunęłasięodniego,więcpuściłjejdłoń.
–Nicsięniestało–orzekła.–Jakpowiedziałeś,samasięotoprosiłam.–Umknęła
wzrokiemwbok.
– Nie zamierzałem być wobec ciebie napastliwy ani brutalny, a jedynie
zademonstrowaćci,doczegomożeposunąćsięmężczyzna,któregoprowokujesz,
nosząc taką suknię. Mimo bogatego doświadczenia w pewnym momencie jednak
przestałemsiękontrolować.
–Niesądziłam,żemówiłeśpoważnie.
Blakejeszczerazprześliznąłsięwzrokiempojejciele.
–Terazjużwiesz–skwitował.
– Jak najbardziej – zgodziła się i odwróciła od niego, o mały włos nie uderzając
wcennąporcelanowąwazę,stojącąnapostumencie.–Zwrócędosklepuwszystkie
suknie,którekupiłam,oilejeszczeniejestzapóźno–obiecała.
– Daj spokój, nie ma potrzeby – sprzeciwił się Blake. – Dobrze wiesz, o co mi
chodziło. Nie chcę, żebyś nosiła sukienki z dekoltem do pasa i rozcięciami po
bokach, to wszystko. Poza tym ubieraj się, jak ci się podoba. Na noszenie
wyzywających strojów jesteś zbyt dziecinna, by do końca zdawać sobie sprawę
ztego,nacosięnarażasz.
Kathryn podeszła do drzwi, przybierając godną postawę, co z pewnością
zyskałobypochwałęzestronynauczycielki,któraprzekazywałajejwiedzęnatemat
dobrychmanier.
–Niejestemdzieckiem–powiedziała.
Blakezapaliłpapierosa.
–Kiedyprzybędzietutajtenpisarz?–spytał.
–Planowojutro.
Obserwowała, jak Blake podchodzi do okna i odciąga zasłonę, żeby wyjrzeć na
dwór.Najwyraźniejchceodwlecodpowiedź,pomyślała.
–Mamnadzieję,żejednakniekażeszmiodwołaćwizytyLawrence’a?–zapytała,
ryzykując,żeusłyszyodmownądecyzję.
Blakeniespiesznieodwróciłsięodoknaiprzezdłuższąchwilębaczniewpatrywał
sięwKathryn,zanimodparł:
–Wolęgomiećnaokupodswoimdachem.Wtensposóbuniknęczęścikłopotów.
Naprzykładniebędęmusiałsięmartwić,żeukradkiemwymknieszsięzdomu,aby
po kryjomu się z nim spotkać i towarzyszyć mu podczas kongresu. Po dzisiejszym
eksperymencie wnioskuję, że nie napotkałby na zdecydowany odpór, gdyby chciał
cięuwieść.Azakładam,żechętnieskorzystałbyzokazji,mająccięprzysobie.
Kathrynposłałamugniewnespojrzenie.
–Totobiesiętakzdaje!
BlakezareagowałśmiechemnapodniesionygłosKathryn.
–Zamiastsięoburzać–poradził–uświadomsobie,żeniezamierzałemcięuwieść,
a jedynie dać ci nauczkę. Powinnaś już wiedzieć, że nie gustuję w napalonych
nastolatkach. Choć ty nie podpadasz pod tę kategorię – dodał z ironią – bo jesteś
zaskakująconiedojrzałainieśmiałajaknaswojedwadzieściajedenlat.
Tauwagazraniłająbardziejniżwszystko,copowiedziałizrobiłwcześniej.
–Lawrencejestinnegozdania–nadąsałasię.
Blakepodniósłpapierosadoust.
–Możebymsięznimzgodził,gdybymmiałtakmałedoświadczeniejakon–rzucił.
TesłowawzbudziływKathrynniejasnepodejrzenie.
–Comożeszwiedziećojegodoświadczeniu?–spytała.
Przypatrywałsięjejprzezdłuższąchwilęwmilczeniu,poczymzapytał:
–Myślisz,żepozwoliłbymcipojechaćnaKretęznimiztąjegosiostrąoptasim
móżdżku,gdybymprzedtymichobojedokładnieniesprawdził?
Kathrynogarnęłazłość.
–Nieufaszmi,tak?
– Przeciwnie, ufam ci – zaoponował. – Natomiast zdecydowanie nie dowierzam
mężczyznom.
–Niejestemtwojąwłasnością!–wykrzyknęłaKathryn.
–Idźspać,zanimznowudoprowadziszmniedoostateczności–ostrzegł.
– Z przyjemnością zostawię cię samego – oświadczyła Kathryn i nie życząc
Blake’owidobrejnocy,wyszłazpokoju.
Długoprzewracałasięzbokunabok,niemogączasnąć,agdywkońcuzmorzyłją
sen,śniłaoBlake’u.
Ranoobudziłjąodgłosburzyideszczbębniącyodach.Wciążnawpółwyrwana
ze snu, oczami wyobraźni widziała siebie leżącą w mocnych ramionach Blake’a
iczującąnanagiejskórzejegorozpalonewargi.Tawizjabyłataksugestywna,że
ztrudemsięodniejodżegnała.
Z rozmysłem spóźniła się na śniadanie, licząc na to, że w jadalni nie spotka
Blake’a.Wydawałosięjejbowiem,żezdołaonwyczytaćzjejtwarzy,wokółczego
krążą jej myśli. Kiedy zeszła do jadalni, przy stole zastała tylko Vivian, od której
dowiedziałasię,żeBlakepojechałdobiura.
Delikatną cerę panny Leeds podkreślała żółta bluzka i tego samego koloru
spódnica. Starannie uczesana i umalowana, Vivian wyglądała szykownie. Pełnym
dezaprobatyspojrzeniemobrzuciładżinsyigolf,któremiałanasobieKathryn.
–Nieprzejmujeszsięmodą,prawda?–spytała.
–Niespecjalnie,apodczaspobytuwdomuwogóle–odparłaKathryn,sięgającpo
śmietankędokawy.
Pani Johnson krążyła między kuchnią a jadalnią, dodając nowe dania do i tak
urozmaiconegoisutegośniadania.VivianprzyglądałasięKathrynizauważyła,jak
wrzucaonadokawydwiekostkicukru.
–Okalorieteżniedbasz,prawda?
– Nie potrzebuję – odparła Kathryn, starając się nie okazywać rozdrażnienia.
Gdzie, u licha, podziewa się Maude, Phillip i Dick Leeds? – zadała sobie w duchu
pytanie.
ViviannadalobserwowałaKathryniwpewnymmomenciezatrzymałaspojrzenie
najejotartejdolnejwardze.Pochwilispuściławzrokizabrałasiędojedzenia.
– Wczoraj wieczorem dość długo zasiedzieliście się z Blakiem w salonie –
zagadnęłaswobodnymtonem.
–Musieliśmy…omówićparępilnychspraw–wyjaśniłaKathryn.
Wciąż nie potrafiła się uwolnić od rozpamiętywania tego, co wydarzyło się
pomiędzy nią a Blakiem minionego wieczoru. Nadal z wyjątkową wyrazistością
miałaprzedoczamiposzczególnesceny.PoznałanoweobliczeBlake’a,awcalenie
była pewna, czy tego chciała. Jednak czułość, którą jej okazał po wcześniejszej
napaści, rozbudziła w niej ciekawość, co wydarzyłoby się, gdyby Blake się nie
wycofał.Zapragnęłatakżeponowniepoczućjegoustanaswoichwargach.
– Rozminęłaś się z Blakiem – zauważyła Vivian, wciąż przyglądając się Kathryn,
któranakładałasobienatalerzjajkasadzoneiszynkę.–Poprosiłmnie,żebymod
razupoprzebudzeniurazemznimzeszłanadół,gdytylkopaniJohnsonnakryjedo
stołu,żebyśmymogliwspólniezjeśćśniadanie.
–Tomiło–skwitowałaKathryn.
Pochyliła głowę nad talerzem, więc umknął jej złośliwy uśmieszek, który pojawił
sięnaustachVivian,któramówiładalej:
–Chciałwyjśćzdomu,zanimzjawiszsięwjadalni.Wolałsięztobąniespotkać
w obawie, że będziesz doszukiwała się czegoś więcej w jego wczorajszym
zachowaniu,niżtowistociemiałomiejsce.
Kathrynpoczułasięjednocześniezranionaizakłopotana.
–Opowiedziałciotym?–spytałazniedowierzaniem.
–Oczywiście,mojadroga–odparłaprotekcjonalnymtonemVivian.–Byłzsiebie
niezadowolony, pozwoliłam więc mu się wygadać. Bardzo żałował, że pomiędzy
wamidoszłodotejżenującejsceny.Sumitowałsię,żewtejwyzywającejsuknibyłaś
na wpół naga i miał do siebie pretensję, że się nie pohamował. No cóż, jest
niesłychaniemęskiimawybujałytemperament.
–Niebyłamnaga!–sprzeciwiłasięKathryn.
– Jest namiętnym mężczyzną i wspaniałym kochankiem o niezwykłych
umiejętnościach–dodałazrozmarzonymuśmiechemVivian.
Kathryn silnie się zaczerwieniła i pochyliła nad filiżanką, aby ukryć rumieniec.
Machinalniepopijałakawę,nieczując,żejestzagorąca.
–Rozumieszchyba,żetoniemożesiępowtórzyć–ciągnęłaVivian.–Zdajęsobie
sprawę z tego, że Blake nie podał ci prawdziwej przyczyny mojego przyjazdu
zojcem,ale…–Zawiesiłaznaczącogłos.
Kathryn uniosła głowę i z jawną niechęcią popatrzyła na kobietę, która od
pierwszego wejrzenia wzbudziła w niej złe emocje. Teraz sprawiła, że Kathryn
poczułasiętak,jakbydostałaobuchemwgłowę.
–Ale…–wykrztusiła,ztrudemłapiącoddech.
–SkoroBlakenicciniepowiedział,tojateżniemogę–odparłaVivian.–Chciał,
abyjegorodzinamniepoznała,zanimoficjalniedowiesię,nowiesz,oczym.
Totaksięsprawymają,pomyślałazgorycząKathryn.NajwyraźniejBlakedoszedł
downiosku,żewreszciepowiniensięożenić,aVivianzorientowałasięwsytuacji,
uczepiłasięgoiniepopuści.Niedarmoodpoczątkuniepoczułamsympatiidotej
wyrachowanejjędzyudającejsłodkąkobietkę,dodaławduchu.Zresztą,jakietoma
znaczenie? Przecież Blake zaznaczył, że jedynie zademonstrował jej, czym
niedoświadczonej dziewczynie grozi prowokowanie mężczyzny, na przykład zbyt
śmiałym strojem. Twierdził, że w dobrej wierze chciał ją przestrzec, dać jej
nauczkę. A że jej nagle się zamarzyło… Cóż, to nie jego sprawa. Jednak
niepotrzebnie rozmawiał na ten temat z Vivian, w dodatku wyjawiając, że nie
chciałby, aby ona, Kathryn, wiązała z tym wydarzeniem jakieś nadzieje. Przekona
się,żeniebędziewstaniejejzranić.Jeszczeonamupokaże!
Widok nieprzyjemnie zaskoczonej Kathryn musiał sprawić Vivian satysfakcję,
uśmiechnęłasiębowiem,podnoszącdoustfiliżankę.
–Widzę,żezrozumiałaś,cochciałamciprzekazać–powiedziała.–Niezdradzisz
Blake’owi,żeztobąnatentematrozmawiałam?–spytała.–Byłbyzemniebardzo
niezadowolony.
–Nicmuniewyjawię–zapewniłająKathryn.–Apozatymgratuluję.
– Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółkami – odparła z udawanym zapałem
Vivian.–Nieprzejmujsiętym,cozaszłowczorajmiędzytobąaBlakiem.Onchce
o tym jak najszybciej zapomnieć i ty też powinnaś. To była chwila zapomnienia –
podkreśliła.–Niemasięnadczymrozwodzić.
Kathryn usiłowała beztrosko się uśmiechnąć, ale bez widocznego efektu. Wciąż
była jak ogłuszona po rozmowie z Vivian, która z wyraźną satysfakcją rozwiała
nadzieje Kathryn. Na szczęście reszta rodziny zjawiła się w jadalni i zasiadła do
stołu.WymianazdańnatematcodziennychsprawpomogłaKathrynoderwaćmyśli
odBlake’a.
Kathryn lubiła podróże samolotem, nie nudziła się też, czekając w terminalu na
moment przejścia do samolotu lub na wylądowanie maszyny. Niezmiennie
z ciekawością obserwowała zaaferowanych pasażerów, zastanawiając się, kim są
i dokąd się udają, czy osoby, które najwyraźniej przyszły kogoś odebrać. Tak jak
onateraz,czekającnaprzybycieLawrence’aDonavana.
Właśnie zwróciła uwagę na opaloną, jasnowłosą młodą kobietę, która z płaczem
rzuciła się w ramiona postawnego bruneta. Przypatrując się im z oddali, Kathryn
zastanawiała się, czy są kochankami, którzy nie ze swojej winy dawno się nie
widzieli, czy też godzili się po wcześniejszej kłótni. Mężczyzna obsypał swoją
towarzyszkępocałunkami,aonazcałejsiłysiędoniegotuliła.
Kathryn odwróciła wzrok, bo widok tego pełnego emocji pocałunku sprawił, że
poczuła się nagle niekomfortowo, niczym podglądaczka. Namiętność, wyraźnie
łącząca tych dwoje, była jej obca. Jeszcze nie doświadczyła takiego głodu
mężczyzny.Byłabliskapragnieniuscaleniasięzmężczyzną,gdyBlakepocałowałją
po raz drugi – zmysłowy, przejmujący dotyk jego warg rozbudził w niej reakcje,
o które nie podejrzewała swojego niedoświadczonego ciała. Kto wie, do czego by
doszło,gdybypocałowałjąporaztrzeci…
Nagłyruchwhaliprzylotówwyrwałjązrozmyślań,wstałazkrzesłaiznalazłasię
na wprost idącego ku niej Lawrence’a Donavana, zwanego krótko Larrym.
Podbiegładoniegoiwpadławrozłożoneramiona.NiebieskieoczyLarry’egośmiały
siędoniejspodgęstwinyrudychwłosówopadającychmuzawadiackonaczoło.
–Tęskniłaśzamną?–zapytał.
– Czy walczyłabym z połową mojej rodziny, żeby móc przyjechać po ciebie taki
kawałdrogi,gdybymnietęskniła?–odpowiedziałapytaniem.
– To naprawdę daleko, prawda? Trzeba było dać mi znać, a skorzystałbym
zautobusu.
– Nie bądź śmieszny – obruszyła się, biorąc go za rękę, gdy skierowali się po
odbiórbagażu.–CobyśpowiedziałnaprzejażdżkępoCharleston,zanimwrócimy
do Greyoaks? – zaproponowała. – Goście Blake’a już ją odbyli. Nie ma powodu,
żebyśitychociażzgrubszaniepoznałmiasta.
– Goście? – powtórzył zdziwiony Larry. – Czyżbym przyjechał w nieodpowiednim
czasie?–spytałszybko.
– Blake zaleca się równocześnie do związków zawodowych i do kobiety –
wyjaśniłaznutągoryczywgłosieKathryn.–Będziemytrzymaćsięodnichzdaleka.
Niemartwsię,Phillip,Maudeijazajmiemysiętobątak,abyśdobrzesięczułinie
nudził.
– Blake jest twoim opiekunem, prawda? – spytał Larry, zatrzymując się, żeby
wziąćbagażztaśmociągu.
–Tak.Hamiltonowieprzyjęlimniepodswójdachiwychowywali,aleniełącząnas
więzykrwi–wyjaśniłaKathryn.
Wyszlizlotniskaiskierowalisięnaparking.
– Szkoda, że pogoda się popsuła – powiedziała Kathryn, wskazując szare
deszczowe chmury zasnuwające niebo. – Cały dzień padało i meteorolodzy
zapowiadająpowodzie.Gwałtowneburzezsilnymdeszczemiporywistymwiatrem
występująwtychokolicachnaniżejpołożonychterenach.
–Jaknisko?–spytałLarry.
Kathrynpochyliłasiękuniemu.
–Taknisko,żemusiszpopatrzećwgórę,żebyzobaczyćulice–zażartowała.
– Ta sama dawna Kat – powiedział Larry, zwracając się do niej przezwiskiem,
którejejkiedyśnadał,iprzytuliłjąmocniej.–Jakdobrzeznowubyćnapołudniu.
–Mówisztakdlatego,żeuciekłeśodzanieczyszczonegośrodowiska–zauważyła.
–Zanieczyszczonego?WMaine?–zdziwiłsię.
– Czyż nie macie licznych kominów i wysypisk odpadów chemicznych? Czy
wrzekachniepływająciałaofiarwojengangów?
–Żartujesz–odrzekłześmiechemLarry.
– A czy ty, kiedy mnie poznałeś, nie twierdziłeś, że chodzimy do sklepów
spożywczych w białych prześcieradłach i pijemy na śniadanie napój miętowy? –
przypomniałamuKathryn.
–Przedtobąniespotkałemnikogozpołudnia–broniłsięLarry,gdyszliwstronę
samochodu.–Prawdęmówiąc–dodał–porazpierwszyspędzętutrochęczasu.
– Masz okazję sporo się nauczyć – stwierdziła Kathryn. – Choćby tego, że wielu
z tutejszych mieszkańców wierzy w równość, że większość z nas naprawdę umie
czytaćipisać,apozatym…–Urwała,bonaglerozpętałasięulewa.
Rzuciła się do drzwiczek auta i błyskawicznie wskoczyli do środka, w ostatniej
chwili unikając przemoczenia do suchej nitki. Odgarnąwszy z twarzy mokre
kosmyki, Kathryn uruchomiła silnik i ostrożnie wycofała się swoim małym porsche
z parkingu. Była rozważnym kierowcą, co zawdzięczała nie tylko kursowi prawa
jazdy. Blake podarował jej ten samochód na urodziny w zeszłym roku i przez
tydzień występował w charakterze jej pasażera. Przejechali razem wiele
kilometrów. Blake uważnie obserwował każdy jej ruch jako kierowcy, a ona pilnie
słuchała jego rad i wskazówek, bo jako młodzieniec Blake brał udział w licznych
rajdachsamochodowychwEuropie.
Dodałagazuiwyjechałazparkinguwstronęruchliwejotejporzeulicy.
–Lejejakzcebra–stwierdziła.
Przestawiła wycieraczki na najszybsze obroty, a mimo to z trudem zdążały
zbierać wodę z przedniej i tylnej szyby. Poprzez ścianę deszczu trudno było
dostrzecinnesamochody,mimożejechałynaświatłach.
– Nie przywiozłem deszczu, naprawdę. Nie miej do mnie pretensji – powiedział
żartobliwymtonemLarry.
–Liczęnato,żetrochęodpuści.
Kathrynniebyłodośmiechu.Czekałaichdługadroga,wdodatkumusielipokonać
dwamosty.Zdarzałosię,żeprzygwałtownejulwielubpowodzibyłynieprzejezdne.
W pewnym momencie między przejeżdżającymi samochodami utworzyła się luka
iKathrynpłynniewłączyłasiędoruchu.
–Widzępalmy!–wykrzyknąłLarry.
–Aco?Myślałeś,żejesteśnaAntarktydzie?–spytałakpiąco,zerkająckatemoka
na Larry’ego. – Nie bez przyczyny nazywają nasz stan Palmetto State. W niżej
położonejczęścistanu,wniskimrejonie,mamyplaże,podobniejaknaFlorydzie–
dodała.
–Niskimrejonie?–powtórzyłLarry.
–Taknazywamyrówninęnadmorską–wyjaśniłaKathryn.–Jestteżgórnyrejon,
ale na tej wycieczce nie zobaczysz ani jednego, ani drugiego. King’s Fort, gdzie
mieszka moja rodzina, jest oddalony stąd o półtorej godziny jazdy. – Kathryn
uśmiechnęłasięprzepraszająco.–Wybacz,żenieprzylecieliśmypociebie,aleduża
cesna wymaga niewielkiego remontu. Blake również pojechał samochodem po
swoich gości. Jest jeszcze odrzutowiec firmowy, ale jeden z wiceprezesów musiał
akuratpoleciećdojednegoznaszychzakładówwGeorgii.
– Twoja rodzina musi mieć wiele zakładów – zauważył Larry, obserwując profil
wpatrzonejwdrogęKathryn.
–Czyjawiem.Tylkotrzyczyczteryprzędzalnieichybapięćfabrykodzieżowych.
–Tylko?–spytałLarry.
–Cóż,niejedenprzyjacielBlake’aposiadaznaczniewięcej.–Kathrynskierowała
się na autostradę I-26, po czym zjechała z niej w Rutledge Avenue. – Pojedziemy
okrężną drogą do Barttery i pokażę ci kilka charakterystycznych obiektów przy
MeetingStreet,oilezdołaszjedostrzecprzezzalanedeszczemszyby.
–Dobrzeznaszmiasto?
–Mieszkałatuciotka,uktórejspędzałamlato–odrzekłaKathryn.–Wciążlubię
tuprzyjeżdżaćwweekendy,spacerowaćpomieściewdzień,awieczoremwpaśćdo
klubów.
Niewspomniałajednakotym,żedotychczassamaniechodziładonocnychlokali.
Nie wyjawiła także, iż wybrała się dziś na lotnisko bez wiedzy i przyzwolenia
Blake’a tylko dlatego, że Maude i Phillip, przeciwni tej eskapadzie, nie mogli go
nigdzie znaleźć. Chętnie wyrwała się z domu, aby nie przebywać w pobliżu
triumfującej Vivian, roszczącej sobie, przypuszczalnie nie bez podstaw, prawo do
Blake’a.
– Chciałbym choć trochę poznać okolicę, zamierzam bowiem wykorzystać te
wiadomości, aby móc tu umiejscowić akcję mojej powieści – powiedział Larry, gdy
skręcilidoBartteryijechaliwzdłużOldCharleston.
Minęli skrzyżowanie z Lenwood Boulevard. Kathryn uśmiechnęła się, widząc,
z jakim zainteresowaniem jej gość patrzy na zatokę i okazałe stare domy
wznoszącesięzanią.Siedziałznosemprzyklejonymdoszyby,usiłująccośdojrzeć
wstrugachcorazmocniejzacinającegodeszczu.
–Znaszdziejestarychrezydencji?–spytał.
–Niektórychtak.Poczekajchwilę.
Wjechali w South Barttery Street i Kathryn wskazała po prawej stronie biały
dwupiętrowybudynekozdobionyeleganckimgankiem.
– Ten pochodzi z lat dwudziestych dziewiętnastego wieku. Został zbudowany na
podkładach z pni palmowych zanurzonych w mule. Ten sposób miał zapobiec
skutkom trzęsienia ziemi. Później zastosował go Frank Lloyd Wright
. Jest to
jeden z bardzo niewielu domów, które nie ucierpiały z powodu trzęsienia ziemi
wtysiącosiemsetosiemdziesiątymszóstymroku.Wtedyzniszczeniuuległawiększa
częśćmiasta.
– Coś podobnego! – wykrzyknął Larry, oglądając się na dom otoczony starannie
pomalowanymnabiałoogrodzeniemzesztachet.
Kathryn wskazała w stronę White Point Garden, gdzie grupka ludzi wysiadała
zpowozuciągnionegoprzezkonie.
– Jest parę powozów, które obwożą turystów po starej części miasta –
powiedziała.–Szkoda,żeniemamyczasunaprzejażdżkę,aleitakbysięnieudała
wtaknieodpowiedniąpogodę.
–Kiedywyjeżdżałemzdomu,naniebieniebyłoanijednejchmurki.
–Nicnatonieporadzimy.Spójrzwlewo–dodała,skręcającwMeetingStreet.–
Pierwszy z tych domów należał kiedyś do rodziny Middletonów, a jeden z jej
członkówbyłwłaścicielemMiddletonPlaceGardens.Kolejnydomzostałwzniesiony
w stylu typowym dla Charleston, przy użyciu cegły szalowanej drewnem
cyprysowym.Pochodzizkońcaosiemnastegowieku.
–No,no!Maszsporąwiedzęomiejscowejarchitekturze–orzekłznutąpodziwu
wgłosieLarry.
Kathryn roześmiała się i przyjęła wygodniejszą pozycję na wyściełanym skórą
siedzeniu.
–Aleniewiemtyle,cociociaHattie.Toodniejczerpałamwiedzę.Trochędalej
w dole widzisz typowy przykład konstrukcji w stylu neoklasycznym. To Russell
House.TerazmieścisięwnimsiedzibafundacjionazwieHistoricCharleston.
Kathryn zauważyła w jego oczach błysk uznania, kiedy przyglądał się ceglanej
budowlistojącejzaogrodzeniemzkutegożelaza.
–Żałuję,żeniemamyczasu,żebyprzejśćsiępoMarketStreet–powiedziałaze
smutkiem. – Na niewielkich straganach możesz znaleźć do jedzenia wszystko,
czegodusza,araczejżołądekzapragnie,sątamteżnajrozmaitszesklepyigalerie
sztuki.Zewzględunapogodębędziemymusielizatrzymaćsięwrestauracjibliżej
domu.Wiatrsięwzmaga,aprzypuszczam,żedeszcznieprzestaniepadać.
–Możewdrodzepowrotnejtuzajrzymy–zasugerowałzuśmiechemLarry.
Kathryn odwzajemniła uśmiech i nastawiła radio na lokalną stację. Przez chwilę
rozbrzmiewałamuzyka,poczymspikerzapowiedziałprognozępogody.Wmiaręjak
jej słuchali, Kathryn wydłużała się mina. Ostrzegano przed gwałtownymi
powodziamiwKing’sFortorazprzyboremwódnarzekachwpobliżuCharleston.
–Mamnadzieję,żeniejesteśbardzogłodny–powiedziała,zawracającsamochód
w stronę Rutledge Avenue. – Musimy dostać się do domu, zanim mosty staną się
nieprzejezdne.
– Pachnie przygodą – rzucił zadowolony Larry, obserwując Kathryn, która
wskupieniuwpatrywałasięwdrogę.
–Żebyświedział.Jesteśgłodny?–powtórzyłapytanie.
–Myślałemraczejokrewetkach.
– Pani Johnson przyrządzi ci je, jak dojedziemy do domu – obiecała Kathryn. –
Zawsze są w lodówce, bo Blake bardzo je lubi, odpowiednio przygotowane przez
naszągospodynię.
Larry wyglądał przez szybę na szare ciemniejące niebo, rozświetlone neonami
sklepówireflektoramiprzejeżdżającychsamochodów.
–Niektóredrzewamocnosięchwieją–zauważył.
– W czasie huraganu widziałam, jak chyliły się prawie do samej ziemi –
przypomniałasobieKathryn.–Obawiamsię,żegrozinamsolidnawichura.Gdybym
wiedziała, że mamy trochę czasu, zatrzymałabym się i zadzwoniła do domu. Wolę
jednaknieryzykować.
–Tyjesteśkierowcą–stwierdziłLarry.
Kathryn uśmiechnęła się cierpko. Gdyby był z nią Blake, to on siedziałby za
kierownicą, nieważne, czy to jego samochód, czy nie. To porównanie nie było
uczciwe, a ona nie powinna myśleć o Blake’u, skoro był zaręczony. Nie mogła
jednakniezastanawiaćsię,cobędzie,gdywrazzLarrymwreszciedotrądodomu.
JakpowiedziałkiedyśPhillip, wyprowadzonyzrównowagiBlake niezważałna to,
ktojestwpobliżu,iurządzaławanturę.
DeszcztowarzyszyłimprzezcałądrogędoKing’sFort.OdczasudoczasuLarry
dodawał otuchy Kathryn, ale nie przestawała się martwić. Mały sportowy
samochód,mimożeznanejmarkiisolidnejkonstrukcji,byłzaniskiizbytlekkina
panującewarunkiatmosferyczne,głębokiekałużeisilneporywywiatru.
W pewnym momencie wóz omal nie staranował skrzynki pocztowej, gdy wpadł
w lekki poślizg. Kathryn zareagowała błyskawicznie i wprowadziła samochód na
jezdnię, ale z minuty na minutę była coraz bardziej zdenerwowana. Mogli się
zatrzymaćdopierowKing’sFort.
Zbliżali się do pierwszego mostu, więc pochyliła się do przodu, starając się
dojrzećwstrugachdeszczu,czymostjestjeszczeprzejezdny.
–Jaktowygląda?–spytałLarry.–Wydajemisię,żejeszczewidzędrogę…otak!
–Tak–potwierdziłaKathryniodetchnęłazulgą.
Zredukowała bieg, żeby zwolnić i móc przyjrzeć się wzbierającej rzece. Woda
wyraźnie podniosła się i zalała brzeg. Jeszcze kilka minut, a sięgnie mostu…
Kathryn nakazała sobie spokój i skoncentrowała się na przejechaniu na drugą
stronęrzeki.
–Jakdalekodonastępnegomostu?–spytałLarry.
–Okołotrzydziestudwóchkilometrów–odrzekłaześciśniętymgardłem.
Larry nie odezwał się, ale wiedziała, że myśli o tym samym co ona: kilka minut
może zaważyć o tym, czy im się uda. Na drodze prawie nie było ruchu. Spotkali
tylkodwapojazdy,zczegojedennależącydomiejscowejpolicji.
–Wolałbymotymniewspominać,alecobędzie,jeśliniezdołamyprzeprawićsię
przezdrugimost?–spytałLarry.
Kathrynzwilżyłajęzykiemsuchewargi.
–Będziemymusielizawrócićispędzićnocwhotelu–odrzekła,oczamiwyobraźni
widzącogarniętegofuriąBlake’a.–Wydajemisię,żewodaniepowinnapodnieść
siętakwysoko–dodałauspokajająco.–Myślę,żeażtakźleniebędzie.
– Jaki charakter ma twój opiekun? – Larry rzucił Kathryn wymowne spojrzenie
idodał:–Pytamnawszelkiwypadek.
Kathrynzacisnęłaręcenakierownicy,alenieodpowiedziała.
Gdy wreszcie dotarli do drugiego mostu, potwierdziły się jej najgorsze obawy.
Dwóchmężczyznwmundurachwłaśniezakładałoblokadędrogową.Opuściłaszybę
nawidokzbliżającegosiępolicjanta.Przytknąłpalecdoczapki.
– Przepraszam państwa – powiedział – ale musi pani zawrócić do King’s Fort.
Rzekazalałamost.
–AletojedynadrogadoGreyoaks–zaprotestowałaKathryn,zdającsobiesprawę
ztego,żeżadenargumentnieprzekonastróżaprawa.
– Do posiadłości Hamiltonów? – domyślił się policjant. – Obawiam się, że tak.
Niestety,niedasięprzejechać,dopókiwodanieopadnie.Przykromi.
Kathrynwestchnęła.
–Cóż,zatemmuszęwrócićdoKing’sFortizadzwonićdodomu.
– Ma pani podwójnego pecha – powiedział ze współczuciem policjant. – Linia
telefoniczna została zerwana. To był ciężki dzień. Żałuję, że nie możemy pani
pomóc.
–Wkażdymraziedziękuję–odparłaKathryn.
Podniosła szybę i zawahała się przez minutę, zanim zawróciła i ruszyła
zpowrotemwstronęKing’sFort.
–Towszystkoprzezemnie–stwierdziłponuroLarry.
–Och,niebądźgłupi–odparła.–Jakośtobędzie.Trochępóźniejznajdziemysię
wdomu,ityle.
–Jamutowytłumaczę–obiecałLarry,widzącminęKathryn.
Skinęłagłową,alepoczułasięjakniesfornyuczeńwdrodzedogabinetudyrektora
szkoły.
Blake
nie
przyjmie
do
wiadomości
najbardziej
wiarygodnego
i uzasadnionego wytłumaczenia jej postępowania. W tej sytuacji miała szczerą
nadzieję,żewodanieopadnie,dopókionchoćtrochęnieochłonie.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Kathryn zmobilizowała resztki sił i skupiając się na prowadzeniu samochodu,
bezpiecznie dotarła do hotelu w King’s Fort. Wyłączyła silnik, ale wciąż zaciskała
dłonienakierownicy.Milczała,nadalwciśniętawfotel.
–Cóż,jesteśmyzmęczeni–stwierdziłapochwili,odwracającgłowędoLarry’ego
i napotykając współczujące spojrzenie jego niebieskich oczu. – Mam nadzieję, że
moje ubezpieczenie jest opłacone – dodała, usiłując żartować na temat
spodziewanejreakcjiBlake’a.
–Czyonnaprawdębędzietakiwściekły?–spytałLarry.
Kathrynwestchnęłaciężko.
– Nie miałam pozwolenia, żeby po ciebie wyjechać – odparła. – Uważam, że
jestem na tyle dorosła, by nie pytać Blake’a o zgodę, ale on w tej kwestii żywi
odmiennypogląd.
WgeściepocieszeniaLarryuścisnąłsmukłądłońprzyjaciółki,wciążspoczywającą
nakierownicy.
–Jacięobronię–obiecał.
WizjęLarry’egoprzeciwstawiającegosięBlake’owiiwystępującegowjejobronie
uznała Ktahryn za nierealną, wręcz absurdalną. Deszcz wciąż zacinał, więc gdy
pobiegliwstronęwejściadohotelu,rozpostarłanadsobąpłaszczdeszczowy,żeby
choć trochę się ochronić przed zmoknięciem. Roześmiała się, gdy zatrzymali się
pod markizą, żeby złapać oddech. Larry też się roześmiał. Wilgotne rude włosy
sterczałymunawszystkiestrony,aletomunieprzeszkadzało.
–Alemamyprzygody!–zawołałwyraźniepodekscytowany.
– Tym razem wolałabym ich uniknąć. – Kathryn dotknęła ręką włosów. – Muszę
wyglądaćjakczupiradło–stwierdziła.
–Nicpodobnego.Jakzwyklejesteśurocza–zapewniłjąLarry.
– Dziękuję, bardzo pan uprzejmy. – Kathryn zerknęła na obrotowe drzwi
wejściowe.–Tojedynyhotelwmieście–dodała.–Jestempewna,żenieobejdzie
się bez uwag, ale zignorujemy zarówno je, jak i ciekawskie spojrzenia. Chodźmy,
będziemyudawać,żeniezauważamyznajomychtwarzy.
–Tomiastoniejestchybaażtakmałe–zdziwiłsięLarry.
–Rzeczywiścieniejest.Rzeczwtym,żemieścisięwnimgłównasiedzibafirmy
irodzinaHamiltonówjestbardzodobrzeznana.
–Wybacz,powinienembyłsiętegodomyślić.
–Nicsięniestało.Idziemy?Proponuję,żebyśpóźniejwyjąłtorbęzsamochodu.
–Jakuważasz.
Ramięwramięweszlidowyłożonegodywanemholu.
–Niemasznicdoprzebrania–zauważyłLarry.–Jaksobieporadzisz?
–Tymsięniekłopocz.Możew…–Kathrynzawiesiłagłos.
Obserwujący ją Larry spostrzegł, że gwałtownie zbladła, skupiając wzrok na
wysokim ciemnowłosym mężczyźnie, który siedział w fotelu przy oknie, czytając
gazetę. Wydawał się trochę znużony, jak gdyby tkwił tu od dłuższego czasu.
Niespieszniezłożyłgazetęipodniósłsięzfotela,poczymniespiesznieruszyłwich
kierunku.
Larry nie musiał pytać, kim jest mężczyzna, widząc, że przyjaciółka zamarła,
wyraźnieprzestraszona.
–Domyślamsię,żetoon?–spytałcicho.
Kathryn nie odpowiedziała, ponieważ nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
Blake włożył ręce do kieszeni i mierzył ją chłodnym wzrokiem. Jego twarz była
całkowiciepozbawionawyrazu.
–Gotowawrócićdodomu?–spytałobcesowo.
–Jakmnieznalazłeś?–wyszeptała.
– Mógłbym cię odszukać nawet w Nowym Jorku w godzinach szczytu – odparł,
przenoszącwrogiespojrzenienatowarzyszaKathryn.
Larry odruchowo nieco się cofnął, bo opiekun przyjaciółki wzbudzał nie tylko
respekt, ale i strach. Władczy sposób bycia pasował do niego tak jak brązowe
sportowe spodnie, które przylegały do muskularnych ud czy czerwona trykotowa
koszula,uwydatniającapotężnemięśnieklatkipiersiowejiramion.
–Donavan,tak?–rzuciłostrymtonemBlake.
–T-tak,proszępana–potwierdziłcichoLarry.
Poczuł się jak mały chłopiec, stojąc twarzą w twarz z tym pewnym siebie,
postawnym mężczyzną. Zdawał sobie sprawę, że nie zrobił na nim dobrego
wrażenia.
–Mostjestpodwodą–odezwałasięKathryn.
–Wiem.–Blakeruszyłwstronęwyjścia,nieoglądającsięzasiebie,przekonany,
żemłodzipodążązanim.
–Acozmoimbiednymautem?–spytałaKathryn,wrazzLarrymposłusznieidąc
zaBlakiem.
–Trzebabędziejezostawićnaparkingu–rzuciłprzezramię.–Przyślemyponie,
kiedywodaopadnie.
KathrynwzniosłanaLarry’egobezradnespojrzenie.Skinąłgłowąipowiedział:
–Wyjmęwalizkę,zamknęautoiprzekażęcikluczyki.
Kathryn została sama z Blakiem. Drżała z zimna, bo stali na zewnątrz, przed
wejściemdohotelu.
–Tobyłakrótkapodróż–usiłowałasięusprawiedliwić.
– W którą wybrałaś się mimo komunikatów ostrzegających przed huraganem –
odrzekł,obrzucającjąwściekłymspojrzeniem.
Uciekławzrokiemwbok.
–Jakdostaniemysiędodomu?–spytała,zmieniająctemat.
–Powinienemkazaćtobieichłopakowiiśćnapiechotę–odparłlodowatymtonem,
obserwującruchnazalanejdeszczemulicy.
Kathrynzerknęłanaswojepłóciennebuty,poczympopatrzyłanaBlake’a.Przez
rękę przewiesił lekką marynarkę i najwyraźniej nie miał przy sobie niczego, co
chroniłobygoprzeddeszczem.
–Niewziąłeśparasola?–zapytała.
Wzruszyłramionami,wciążwpatrującsięwulicę.
– Nie miałem czasu go szukać. Zdajesz sobie sprawę z tego, ile czasu tkwiłem
tutaj,zastanawiającsię,gdziejesteśicosięztobąstało?
Kathrynnieśmiałowyciągnęłarękęiostrożniedotknęłajegorękawa.
– Przepraszam cię, naprawdę bardzo mi przykro – zaczęła się tłumaczyć. –
Zadzwoniłabym,aleniechciałamtracićczasu,bocorazgorzejwiałoipadało.
Nagle zauważyła, że Blake ma silnie przekrwione oczy i wygląda na bardzo
zmęczonego.
–Naprawdęsięmartwiłeś?
Wyciągnąłrękęipieszczotliwiezmierzwiłjejwłosy.
– A jak myślisz? – Spojrzał jej prosto w oczy. – Odchodziłem od zmysłów
zniepokoju,Kate–dodałłagodnie.
–Blake…–tylkotylezdołałapowiedzieć.
–Jużjestem!–zawołałLarry,dołączającdonich.Niósłwalizkę.–Zamknąłemauto
–oznajmił.
Kathrynskrzyżowałaramionanapiersiachistarałasięuspokoić.
–Jakprzekroczymyrzekę?–zwróciłasiędoBlake’a.
–Wynająłemhelikopter.
Kathryn pomyślała, że niezawodny Blake potrafi rozwiązać każdy, nawet
najbardziejskomplikowanyproblem.
Maude i Phillip nie mniej niż Blake’a denerwowali się, że w tak niebezpieczną
pogodę Kathryn przebywa poza domem, ale po ich powrocie starali się zachować
spokój, aby dodatkowo nie komplikować sytuacji. Gdy zasiedli do kolacji, Vivian
jednym uchem słuchała relacji Kathryn o zmaganiach z wichurą i ulewą w trakcie
jazdy samochodem. Była znacznie bardziej zainteresowana poznaniem Larry’ego
ijużtrzepotałasztucznymrzęsami,jakzłośliwiepomyślałaKathryn.Naturalnie,to
nieprzeszkodziłojejtulićsiędoBlake’a.
–Jesteśbardzocicha,kochanie–zauważyłPhillip.
Wraz z Kathryn zamykał grupkę domowników, przemieszczającą się z jadalni do
salonu,bytamposłuchać,jakViviangranafortepianie.
Wkrótcepopłynęłypierwszedźwięki.Kathryn,choćniechętnie,musiaławduchu
przyznać, że Vivian legitymuje się odpowiednimi umiejętnościami. Z irytacją
spostrzegła, że Larry, który trochę grał na pianinie, słuchał popisów Vivian
w nabożnym skupieniu. Po ciężkim popołudniu Kathryn było tego za wiele.
Wymknęłasiędoholuizaszyładopustejkuchni,żebybezpośpiechuwypićkawę.
PochwilizjawiłsięPhillip.
Kathryn usiadła na krześle, trzymając kubek w smukłych palcach i skrzyżowała
nogi.Beżowajedwabnasuknialekkozawirowałaprzytymruchu.
–Podobamisiętasukienka–powiedziałPhillip,opierającsięobrzegstołu.–To
jednaztychnowych,prawda?
Kathrynskinęłagłową.
–Larry’emuteżsiępodoba.
– Polubiłem Larry’ego. Może dlatego, że czuję się przy nim w pełni dorosły,
dojrzały.
–Tak?–Kathrynuniosłabrwiwwyraziezdziwienia.
–Jestmłody,prawda?–spytałPhillip.
–Uhm.
– Przy nim Blake wydaje się jeszcze potężniejszy i bardziej władczy niż zwykle.
Zmyłcigłowę?
– Zdziwisz się, ale nie. Myślę, że powinnam była powiadomić go, dokąd się
wybieram.
–PodłuższymczasieiprzyniemałymwysiłkuMaudeodszukałagowAtlancie.–
Phillipdopiłkawęibawiłsięterazkubkiem.–PoleciałdoCharleston,copodczastej
pogodybyłobardzoryzykowne.WtedyjużjechałaśwkierunkuGreyoaks.Wysłałza
tobąpolicjęstanową.
Kathrynzbladłajakpłótno.
–Niezdawałamsobiesprawy…–szepnęła.
–Kiedyzjawiłaśsięwhotelu,czekałtamnaciebieodczterdziestupięciuminut–
ciągnął Phillip. – W razie powodzi małe samochody są szczególnie zagrożone.
Wyobrażamsobie,żeszalałzarównozniepokoju,jakiizezłości,ajednakuzbroił
sięwcierpliwość.Zresztąpodobniejakmywszyscy.
Kathrynwpatrywałasięniewidzącymspojrzeniemwkubek.Niewybrałabymsię
na lotnisko bez uzgodnienia wyjazdu z Blakiem, uznała w duchu, gdybym nie była
urażonaizarazemzawiedzionatym,cousłyszałamodVivianprzyśniadaniu.Jednak
niemogłategowyjawićPhillipowi.
–Taeskapadatobyłagłupotazmojejstrony–przyznałaszczerze.
– Tylko lekkomyślność – skorygował Phillip. – Kiedy przestaniesz walczyć
zBlakiem?
–Gdyprzestaniesięmnieczepiać–odrzekłazdecydowanie.
–Wtakimraziejeszczedługobędzieciewojować.
W blasku porannego słońca Greyoaks wyglądało wspaniale. Kathryn ściągnęła
wodzeizatrzymałakonia,bynapawaćsięwidokiem.Larryposzedłwjejślady.
–Powinieneśzobaczyćtęokolicęwczesnąwiosną,kiedywszystkowokółpokrywa
sięświeżązieleniąipojawiająsiępierwszekwiaty–powiedziała.
–Wyobrażamsobie,jaktujestpięknie.–Objąłspojrzeniemjejsmukłąkształtną
postać, doskonale prezentującą się w dopasowanym stroju do konnej jazdy. –
Wyglądasz,jakbyśurodziłasięwsiodle–orzekł.
Kathrynpoklepałaczarnągrzywęaraba.Promykbyłtegorankatrochęniemrawy,
więcnaprzejażdżkęzabrałaklacz.
– Od bardzo dawna jeżdżę konno. Blake bardzo wcześnie zaczął mnie uczyć. –
Zaśmiałasięnatowspomnienie.–Dlanasobojgabyłototrochęwyczerpujące.
–Onmnienielubi–stwierdziłLarry.
– Blake? – upewniła się, unikając wzroku przyjaciela. – Nie jest zbyt
komunikatywny–dodała,wiedząc,żetoniedokońcaprawda.
– Sprawia, że czuję się jak młokos i głupek. Poza tym, jeśli miałbym tu zostać
dłużejniżtrzydni,chybamusiałbymkupićzbroję.
– Jest w trakcie poważnej debaty w firmie – poinformowała go uspokajająco
Kathryn. – Z pomocą Dicka Leedsa stara się doprowadzić do ugody ze związkami
zawodowymi, a także wypracować sposoby porozumiewania się z nimi
wprzyszłości.
– Wygląda na to, że więcej wysiłku wkłada w zabieganie o córkę Leedsa.
Ślicznotka,prawda?Wdodatkuutalentowana.
Kathrynztrudemzdobyłasięnauśmiech.
–Tak,rzeczywiście.
–Sązaręczeni?Mamnieodpartewrażenie,żecośjestnarzeczy.
– Myślę, że są – potwierdziła Kathryn. – Wracajmy – zmieniła temat. – Pani
Johnson nie lubi dwa razy podawać śniadania. – Spięła klacz i popędziła w stronę
domu.
Pytanie Larry’ego sprawiło, że znów wróciła myślami do pamiętnej rozmowy
zVivian,którajednoznaczniedałajejdozrozumienia,żejestposłowiezBlakiem.
Tylko dlaczego jemu tak bardzo zależy na zachowaniu w sekrecie zaręczyn? –
zastanawiała się Kathryn. Irytowała ją cała ta sytuacja, zwłaszcza że Blake
opowiedziałVivianotym,cowydarzyłosiętamtegowieczoru.Uznał,żeonajesttak
naiwna, by przydawać jednemu pocałunkowi jakiekolwiek znaczenie. Co za
zarozumiałośćzjegostrony!
Niemal zapomniała o jego zdradzie, gdy przekonała się, jak bardzo się o nią
niepokoił. Ale teraz, kiedy niebezpieczeństwo minęło, jego postępowanie znowu
boleśnie ją dotknęło. Pochyliła się nad czarną grzywą klaczy, poganiając ją do
galopu. Do diabła z Blakiem! Znajdę własne miejsce w życiu i się usamodzielnię,
obiecałasobie.ZacznęodwyprowadzkizGreyoaks.
Zsiadła z konia przy stajni i zaczekała na Larry’ego, żeby pójść razem z nim do
domu.
Przy stole śniadaniowym zastali Blake’a i Vivian. Kathryn ze sztucznym
uśmiechemprzywarładoramieniaswegotowarzysza,zanimzajęlimiejsca.
– Cudowna przejażdżka – rzuciła z westchnieniem, zwracając spojrzenie na
Vivian.–Lubiszkonie?–spytała.
–Nieznoszę–odparłaVivian,posyłającuśmiechwstronęBlake’a,którysiedział
wmilczeniu.
–Jestempodwrażeniemposiadłości–oznajmiłLarry,nabierajączpółmiskajajka
nabekonie.–Iluogrodnikówtrzebazatrudniać,żebyogrodybyływtakwspaniałym
stanie?
– Blake ma trzech pracowników, prawda kochanie? – odpowiedziała w jego
imieniuVivian,muskającramieniemjegobark.
Kathrynmiałaochotęcisnąćwniątalerzem.Szybkopochyliłagłowę,żebyżadna
zosóbzgromadzonychprzystoleniezauważyławyrazujejoczu.
–Moirodzicemajądużyogród–kontynuowałLarry–alebezaltany.Hobbymego
ojcatoróże.
Blake zapalił papierosa i odchylił się na krześle, wpatrując się w Donavana
zdenerwującąintensywnością.
–Panteżuprawiakwiaty?–spytałkąśliwie.
–Blake!–napomniałagoKathryn.
Nawetniespojrzałwjejstronę,skupiwszyuwagęnaLarrym,któryzaczerwienił
się i wyglądał tak, jakby lada chwila miał wybuchnąć. Na ogół zrównoważony, nie
był jednak pozbawiony temperamentu, a Blake zachowywał się tak, jakby za
wszelkącenęchciałgosprowokować.
–Nowięcjak?–nalegał.
Larryostrożnieodstawiłfiliżankę.
–Jestempisarzem,panieHamilton.Piszęksiążki–odparłzesłyszalnymwgłosie
napięciem.
–Oczym?–pytałdalejBlake.
–Najczęściejonadętychosłach.
WciemnychoczachBlake’apojawiłysięgroźnebłyski.
–Czyżbypancośinsynuował,Donavan?
–Uderzwstół,a…–zacząłLarry,mierzącBlake’alodowatymwzrokiem.
–Przestańcie!–przerwałamuKathryn,gwałtowniewstającodstołu.Dolnawarga
jej drżała, oczy błyszczały nienaturalnie. – Od czasu przyjazdu Larry’ego
nieustanniegoatakujesz!Uspokójsięwreszcie,Blake!Czynaprawdęmusisz…
–Zamilcz–poleciłkrótko.
Kathrynprzezchwilęsięnieodzywała.
–Larryjestgościemi…–zaczęła.
–Niemoim–przerwałjejBlake,niespuszczającwzrokuzDonavana.
Larrypodniósłsięzkrzesła.
– To prawda – rzekł szorstko, po czym zwrócił się do Kathryn: – Chodź ze mną,
porozmawiamy,jakbędęsiępakował.
Wyszedł z pokoju. Kathryn ruszyła za nim, ale odwróciła się od progu i rzuciła
zfurią:
–Jeślionwyjedzie,wyjadęznim!
–Tylkocisiętakwydaje.
–Przekonamysię.–Mówiącto,Kathrynopuściłajadalnię.
Prośby zdały się na nic. Larry spakował się w błyskawicznym tempie i już miał
zamówićtaksówkę,gdywholupojawiłsięDickLeeds.
– Proszę się wstrzymać – powiedział. – Vivian chce pojechać po zakupy do
Charleston. Woda w rzece opadła i bez przeszkód można odbyć podróż
samochodem. Phillip nas zawiezie, a i dla pana znajdzie się miejsce w aucie.
Chętniepodrzucimypanadoterminalu,nalotnisko.
– Dziękuję. – Larry poklepał lekko Kathryn po policzku. – Wybacz, kochanie.
Bardzocięlubię,alenienatyle,żebyprzebywaćwpobliżutwojegoopiekuna.
–Przepraszam,żetaktowyszło.PozdrówodemnieMissy.
Larryskinąłgłową.
–Dozobaczenia.
Kathrynodprowadziłagowzrokiem.Zrobiłosięjejpodwójnieprzykro,zewzględu
na Larry’ego i na siebie. Przyjaciel skrócił pobyt, bo miał serdecznie dość
przebywaniapodjednymdachemzBlakiem,któryodpoczątkurobił,comógł,żeby
gostądwykurzyć.JakimprawemchciałzniszczyćjejprzyjaźńzLarrym?Dlaczego
wygonił go z Greyoaks, który był także jej domem? Czy nie może gościć w nim
przyjaciela?
Próbowała wytłumaczyć sobie niedorzeczne zachowanie Blake’a. Czyżby był
zazdrosny?Przecieżmiałmnóstwokobiet,aobecniezaręczyłsięzVivian.Wtakim
raziedlaczegoonaniemożespotykaćsięzmężczyzną?Zjakiegopowodudotego
stopnia utrudnia jej kontakt z przyjacielem, że ten ucieka z Greyoaks? To nie do
wytrzymania,
uznała
i
postanowiła,
że
musi
położyć
kres
kontroli
ipodporządkowaniu.Wyniosęsięzdomuizamieszkamosobno,oto,cozrobię.
Została w swojej sypialni, dopóki samochód Phillipa nie ruszył z podjazdu.
Przypuszczała, że Blake towarzyszy narzeczonej w wyprawie do miasta,
postanowiła więc opuścić pokój. Znajomą ścieżką, biegnącą wzdłuż żywopłotu,
skierowała się do altany. Trawa i krzewy były jeszcze wilgotne po wczorajszej
ulewie,alewniewielkimbiałymdomkubyłosuchoiprzytulnie.
Kathrynusiadłaprzyoknienaławiezaścielonejmiękkimipoduszkamiipatrzyłana
brukowanąścieżkę,któraokrążałaaltanęiprowadziłaprzezzadbanyogród.
Nie był to sezon azalii i dereni, które pięknie kwitną wiosną, ale róże ożywiały
ogródfeeriąkolorówirozsiewałyprzyjemnąwoń.Szczególniesłodkiiodurzający
byłzapachbiałychróż.Kathrynprzymknęłaoczyiwciszynapawałasięmagiczną
atmosferątegomiejsca,zapominająconiedawnychprzykrychwydarzeniach.
–Obrażona?
Aż podskoczyła na dźwięk niskiego głosu Blake’a. Uniosła powieki. Stał
wdrzwiachaltany,trzymającwpalcachpapierosa.Miałnasobietesamebeżowe
spodnieiżółtątrykotowąkoszulę,coprzyśniadaniu,ibyłrównieponuryigniewny.
–Jeszczecimałojaknajedenporanek?–żachnęłasięKathryn.
Blakeuniósłjednąbrew.
– Co takiego zrobiłem? Nie prosiłem, żeby wyjechał – odparł, wzruszając
ramionami.
–Nie–zgodziłasięKathryn,znowupoirytowana.–Natomiastzachowałeśsiętak,
żeuniósłsiędumąiniemógłdłużejzostać.
–Takczyinaczej,niewielkastrata–skwitowałobojętnieBlake.
–Dlaciebie–zauważyłaKathryn.–Twojadziewczynawciążtujest.
Blakeprzyglądałsięjejbacznie.
–Owszem–przyznał.
– Jak mogłoby być inaczej? Jest twoim gościem – podkreśliła z przekąsem
Kathryn.
–Czynaprawdęchciałabyśbyćzmężczyzną,którysięmnieboi?–spytałBlake,
podchodzącdoławki,naktórejsiedziała.
Spiorunowałagowzrokiem.
–Nie–przyznała.–Marzęotakim,którydałbycisięweznaki.
NaustachBlake’apojawiłsiękpiącyuśmieszek.
–Niemiałaśdotychczasszczęścia,co?
Odwróciła wzrok, przypomniawszy sobie Jacka Harrisa i paru innych chłopców,
zktórymizrzadkasięspotykała.
– Czemu nie towarzyszysz ukochanej? – spytała, wyraźnie rozdrażniona. –
Odniosłamwrażenie,żeLarryprzypadłViviandogustu.
–Niemuszępodzielaćjejupodobań.
Kathrynutkwiławzrokwzielonychpoduszkach,przesuwającpojednejpalcami.
–Dlaczegoniepozwoliłeśmuzostać?Przecieżcinieprzeszkadzał.
–Nie?–Blakeskończyłpapierosaiwyrzuciłniedopałeknaścieżkę,gdziejeszcze
przezchwilędymił.–Cholernyszczeniak!Pozwoliłciprowadzićsamochódpodczas
ulewy.Powinienembyłpołamaćmunogi!
GwałtownośćBlake’azdumiałaKathryn.
–Tobyłmójsamochód,niemógłtakpoprostupowiedziećmi,żebymgowpuściła
zakierownicę–tłumaczyła.
–Jabymmógł.Cowięcej,właśnietakbympostąpił.Gdybymbyłztobą,wogóle
niewyjechałabyśzCharleston.
Kathryn nie mogła się nie uśmiechnąć, przecież to samo pomyślała, prowadząc
samochódwdeszcziwichurę.
–Byłychwile,kiedyżałowałam,żecięniema–przyznałanieśmiało.
Nieodpowiedział.
– Nie powinieneś był się martwić – dodała. – Zapomniałeś, że uczyłeś mnie
prowadzić?
– Mniejsza o to. Ważniejsze, że w bardzo niebezpiecznych warunkach znalazłaś
się w towarzystwie głupka, który nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.
Zabiłbymgo,gdybycokolwiekcisięstało.
Nie podniósł głosu, nie potrzebował. Wymowa tych słów miała wystarczającą
moc.
–Dobitniepowiedziane.–Kathrynzaśmiałasięnerwowo.
– Zawsze podchodziłem do ciebie bardzo emocjonalnie. Dopiero teraz to
zauważyłaś?
Popatrzyłananiego,zdziwionasensemiszczerościątychsłów.
BlakepołożyłrękęnaoparciusiedzeniazaplecamiKathrynizatrzymałwzrokna
jej ustach. Był tak blisko, że owionął ją świeży cytrusowy zapach męskiej wody
kolońskiej. Poczuła też ciepło, którym emanowało jego ciało. Przepełnionym
tęsknotąszeptemwymówiłajegoimię,awtedyonpochyliłgłowęizmysłowomusnął
ustami jej wargi. Przez jej ciało przebiegł dreszcz podniecenia, puls przyspieszył.
ObwiodłapalcemkonturustBlake’a,gdyniecosięodsunął.
–Wstań,Kathryn–powiedział.–Chcęcięczućprzysobie.
Posłuchałagoniczymzahipnotyzowana,pozwalającprzyciągnąćsiętakblisko,że
całąsobąprzylgnęładomuskularnegomęskiegociała.Staliwtuleniwsiebie,apo
chwiliBlake,wpatrzonywustaKathryn,delikatnieprzesunąłponichkciukiem.
–Boiszsię?–spytałgłosem,wktórymdałosięsłyszećnapięcie.
Pokręciłaprzeczącogłową.
–Ostatnimrazem…–zaczęła.
–Obiecujęci,żeterazbędziezupełnieinaczej-przerwałjejBlake.
Wargi Kathryn rozchyliły się zapraszająco pod łagodnym dotykiem jego ust,
zachęcając do pocałunku. Ujęła w dłonie głowę Blake’a i przytrzymała ją, by
pogłębić pocałunek i zarazem pokazać, że potrafi przejąć inicjatywę i aktywnie
uczestniczyćwzbliżeniu.Chciałaupodobnićsiędokobiet,które,jakwiedziała,mu
siępodobają.
Gdy oderwali się od siebie, Blake wsunął dłonie w zmierzwione włosy Kathryn,
jakby chciał je uładzić, po czym przesunął je na plecy, i po chwili poczuła je pod
swetrem,nanagiejskórze.
– Nie nosisz stanika? – spytał, z jawnym zachwytem gładząc aksamitną skórę
iprzesuwającdłoniezplecówwstronęjejpiersi.
Zaczerwieniłasię,słysząctopytanie,chwyciłagozanadgarstkiiprzytrzymała.
–Blake!–zaprotestowała.
Zaśmiałsiękrótkoiobniżyłdłonie,sięgającnimijejtalii.
–Powiedziałaś,żesięnieboisz–przypomniałjej.
–Musiszmidokuczać?–spytałazgoryczą.–Wiesz,żejestemniedoświadczona.
– To oczywiste. Gdybyś była, wiedziałabyś, że podczas pocałunku nie należy się
wtulaćwmężczyznę,botakiezachowanieodczytujejednoznaczniejakozachętędo
dalszego ciągu. Poza tym w pewnym momencie trudno się mężczyźnie wycofać.
Dziesięćlattemuniebyłbymwstanienadsobązapanować.
–Alewfilmach…
– To są nierzeczywiści ludzie w nienaturalnych sytuacjach. – Wsunął sobie jej
dłoniepodkoszulęiprzycisnąłjedomasywnegotorsu.–Czujesz,jakmocnobijemi
serce?–spytał.–Działasznamnietak,żepulsmiprzyspiesza.
Kathryn zatopiła spojrzenie w oczach Blake. Wciąż trzymała ręce pod jego
koszulą,czującpodpalcamimuskularneciało.Naglestanąłjejprzedoczamiobraz
tego,coujrzałaowejnocyprzedlaty,gdywróciłaopóźnejporzedodomu.Zastała
Blake’a w intymnej scenie z Jessicą. Tymczasem Blake, który zdawał się czytać
w jej myślach, chwycił jej dłonie i przesunął po swojej śniadej skórze, porośniętej
ciemnympuchem.Kathrynzadrżała.
–Wcześniejniedotykałamwtensposóbmężczyzny–powiedziałacicho.
Jejciałoogarnęłaniewypowiedzianatęsknota,którąporazpierwszy,aleznacznie
słabiejpoczułapodkoniecpamiętnegowieczoru,spędzonegozBlakiem.
–Niemiałamnatoochoty…ażdoteraz–wyjawiła,wodzącpalcamiposzerokiej
itwardejmęskiejpiersi.
Blakemusnąłustamijejczoło,poczułajegociepłyitrochęnierównyoddech.
Podniosłakuniemuoczy.
–Ja…czuję…
Położyłjejpalecnaustach.
–Pocałujmnie–poprosił.–Niezastanawiajsię,niemów,poprostumniepocałuj.
Pochylił głowę, przybliżając usta do jej warg. Rozchyliła je, by z pasją
uczestniczyć w zachłannym, namiętnym pocałunku. Mimo oszołomienia emocjami
czuła, jak pod swetrem dłonie Blake’a wędrują ku jej piersi, ale tym razem nie
zaprotestowała, przepełniona nieznanymi wcześniej emocjami. Tymczasem Blake
zaczął wodzić kciukami wokół jej piersi, wywołując nowe odczucia, po wpływem
którychlekkosięusztywniła.
– Nie bój się, wszystko w porządku – powiedział uspokajającym tonem. – - Nie
odsuwajsięodemnie.
–Nigdytegonierobiłam–wyznała.
Śledząc wyraz twarzy Kathryn, Blake zaczął pieścić kciukiem stwardniałe sutki,
drażniącjenaprzemian.
–Jakcijest?–spytałgłębokimgłosem.–Przyjemnie?
Bezwiedniejęknęłacicho.
–Niepowinnam…cipozwalać–szepnęła.
– Nie powinnaś – zgodził się, przysuwając się do niej jeszcze bliżej. – Każ mi
przestać.Powiedz,żetocisięniepodoba.
–Wolałabym,żebytakbyło–wyjąkała.
Blake pocałował jej przymknięte powieki, po czym powędrował ustami na nos,
dalej przez wysokie kości policzkowe, aż dotarł do warg, po czym jedną z nich
delikatnieskubnąłzębami.
–Wielkienieba,ależjesteśsłodka,cudowniegładkaipociągająca.
– Od czasu gdy niechcący zobaczyłam cię z Jessicą, czasami wyobrażałam sobie
siebienajejmiejscu–wyjawiłaKathryn.–Zastanawiałamsię,jakbytobyło…
– Wiem. Wkrótce po tym zdarzeniu ujrzałem to w twoich oczach. Byłaś niemal
dzieckiem.Aczegoterazbyśchciała?Niematakiejrzeczy,októrąniemogłabyś
mniepoprosić.Chybazdajeszsobieztegosprawę,prawda?
– Nie wiem, jak to wyrazić – odparła, instynktownie wtulając się w Blake’a. –
Proszę…
Bez słowa wziął Kathryn na ręce i przeniósł na wyłożoną poduszkami ławę,
ciągnącą się wzdłuż ścian altany, po czym sam przysiadł obok niej. To już nie był
mentor czy opiekun, tylko kochanek. Ta wielka zmiana sprawiła, że Kathryn
z zakłopotaniem patrzyła na Blake’a, a jednocześnie oczekiwała tego, co miało
nastąpić.
–Niesprawięcibólu–powiedział.
– Wiem. – Czule przesunęła palcem po jego ustach. – Nigdy nie całowałam się
zmężczyznąnależąco–wyjawiłaizachichotała.
–Nie?
Uniósłsię,poczymułożyłsiętak,żeichciaładosiebieprzylegały,poczymująłjej
twarzwdłonie.
–Niejestemzaciężki?–spytał.
Zaczerwieniłasię,słysząctopytanie,alenieodwróciławzroku.
–Nie–wykrztusiła.
Musnąłustamijejwargiiniecosięodsunął.
–Ściągnijsweter–poprosił.
–Blake…–zaprotestowałasłabo.
Pocałowałjejprzymkniętepowieki.
–Chcesztegotaksamojakja.Pomóżmisięrozebrać.
Pragnęła go całą sobą, ale on domagał się intymności, jakiej nigdy wcześniej nie
doświadczyła,azchwilą,gdydotegodojdzie,niebędzieodwrotu.
–Toznaczy…ja…nigdy…–jąkałasię.
Blakeznowumusnąłustamijejwargi.
– Czy chcesz poczuć mnie tuż przy sobie, najbliżej jak to możliwe, bez żadnej
osłony?
–Tak,Blake,tak.
–Wtakimraziepomóżmi.
Drżącymi palcami zsunęła rozpiętą koszulę z jego ramion i pogłaskała opaloną
skórę, pokrywającą twarde mięśnie. Rozkoszowała się ich dotykiem, czując
przyspieszonebiciewłasnegoserca.TymczasemBlakenieodrywałustodjejwarg;
pieściłje,palcamiczuległadzącjejtwarz.
– Teraz ty, kochanie – szepnął. – Nie musisz się niczego obawiać, nie zrobię ci
krzywdy,niebędęciędoniczegozmuszał.
Nieodrywającwzrokuodjegooczu,Kathrynzsunęłasweter.Blakeprzybliżyłsię
i dotknął torsem jej piersi. Było coś magicznego w zetknięciu ciał dwojga
pragnącychsięiprzepełnionychtęsknotąosób.
–Czytoniecudowne?–spytałzwestchnieniem.
Kathryn położyła dłonie na jego barkach. Oczy jej się rozszerzyły, puls
przyspieszył.
–Jesteś…takigorący–szepnęła.
Blake poruszył się i ułożył na Kathryn. Gdy mimo woli znieruchomiała pod
wpływemtakprzytłaczającejintymności,uspokajającopogłaskałjejwłosy,poczym
uniósłsięnaprzedramionach,byzmniejszyćnaciskswojegopotężnegociała.
–Terazczujęcięcałą,podobniejaktymnie–powiedział.–Niczegonieukryjemy
przed sobą, kiedy jesteśmy tak blisko, prawda? Nie muszę nic mówić, bo zdajesz
sobiesprawęztego,jakbardzociępragnę,czyżnie?
Kathryn poczuła, jak budzą się w niej emocje i doznania, których wcześniej nie
doświadczyła.Czypozostawaływniejuśpione,czekającnaiskrę,którajerozpali,
czy też dopiero teraz się narodziły, bo znalazła się w ramionach Blake’a? Uniosła
ręce i przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej. Pochylił głowę, by ją pocałować,
a ona rozchyliła wargi i wsunęła palce w jego gęste ciemne włosy. Głęboki,
namiętny pocałunek zdawał się trwać w nieskończoność. W pewnym momencie
BlakeująłwdłoniepośladkiKathryniuniósłjejbiodratak,żepoczułajegolędźwie.
Poruszyłasięniespokojnie,awtedyciałemBlake’awstrząsnąłdreszcz.
– Nie rób tak – szepnął. – Moja pierwsza młodość minęła, ale przy tobie łatwo
mogęstracićgłowę,atowcaleniebędziesatysfakcjonujące.
Kathrynwpatrywałasięwniegozafascynowana.
–Lubiętakcięczuć,takztobąleżeć–wyznała.
–Jateż.Pocałujmnie,najdroższa!
Pragnęła, żeby pocałunek trwał wieczność. Chciała spędzić resztę życia
w ramionach tego wspaniałego mężczyzny, obejmując go, mając go blisko przy
sobie,kochając.Tak,kochając!
NagleBlakechwyciłjązanadgarstkiizdjąłjejręcezeswoichbarków.Popatrzył
na nią takim wzrokiem, jakby w tym momencie uświadomił sobie, do czego oboje
zmierzają.Podniósłsięiwciągnąłkoszulę,odwracającsiętyłemdoKathryn.
Wciąż oszołomiona i speszona nagłą zmianą sytuacji, sięgnęła po sweter
iniezręcznieusiłowałagowłożyć.PatrzyłazniedowierzaniemnaBlake’a,próbując
zrozumieć,cowydarzyłosięprzedchwiląiwcześniej.Jaktomożliwe,żeażdotego
stopniasięzapomniała,żepoddałasięurokowiisilemęskości?Gdziepodziałysię
złość i frustracja, które przed tym wywołał w niej Blake? Nawet zapomniała
oVivian,jegonarzeczonej!
BlakeodwróciłsięispostrzegłwyraztwarzyKathryn,oddającystanjejducha.Na
tenwidokuśmiechnąłsiękpiąco.
–Aterazpowiedzmi,żetęskniszzaDonavanem–rzuciłwyzywającymtonem.
Kathrynoblizałanabrzmiałewargi.
–Tobyłodlatego?–spytałazżalem,podnoszącsięzławy.
Blakespochmurniałiwsunąłręcedokieszeni.Milczał.
–Amożeniechcesz,żebyjakiśinnymężczyznamniemiał?
–Niewychowywałemciępoto,żebywziąćciędołóżkazchwilą,gdystanieszsię
pełnoletnia.
–Alewłaśnieteraz…–zaczęłazwahaniem.
– Rzeczywiście cię pragnę, i to od dawna – wyznał. – Nie oznacza to jednak, że
zamierzam pofolgować temu pragnieniu. Dziś straciłem przy tobie głowę, ale to
więcejsięniepowtórzy.
Jasne,żenie,pomyślałaKathryn,przecieżmapoślubićVivian.
–Niemartwsię–oznajmiłazgoryczą,cofającsięokrok.–Równieżtymrazem
niebędędoszukiwaćsięwtwoimzachowaniuniczegogłębszego.
–Jakto?–zdziwiłsięBlake.–Nierozumiem.
–TowłaśniepowiedziałeśVivian,czyżnie?–spytałałamiącymsięgłosem,stając
w progu altany. – Obawiałeś się, że po incydencie, do którego doszło tamtego
wieczoru, wyobrażę sobie, że mogę liczyć na twoje zaangażowanie? Tyle razy ci
mówiłam, że już nie jestem dzieckiem. Mam świadomość, że mężczyznę mogą
pociągać fizycznie kobiety, których nie lubi, nie wspominając już o kochaniu się
znimi.
–Wdalszymciągunierozumiem,oczymmówisz.
– W takim razie powtórzę: Vivian wyjawiła mi, jak bardzo żałujesz tego, co się
wydarzyłotamtegowieczoru.
–Takcipowiedziała?–spytałBlake;pojegotwarzyprzemknąłcień.
–Nie,skądże,wymyśliłamtodlażartu.
–Kate!
– Nie mów do mnie Kate! Jak chcesz wiedzieć, to cię nienawidzę! Zamierzam
znaleźćpracę,wynająćmieszkanieiwynieśćsięzGreyoaks.Atymożeszdowoli
zaciągaćViviandoaltanyitamalbogdzieindziejsięzniąkochać.Niechcę,żebyś
kiedykolwiekmniedotknął!
–Przekonaszsię,żezechcesz–rzuciłBlake.
Kathryn pobiegła w stronę domu, jak gdyby ścigały ją upiory. Gdy znalazła się
wewnątrz, zamknęła się w swoim pokoju na klucz i rzuciła na łóżko, wybuchając
płaczem,bezradnawobecnadmiarusprzecznychuczuć,którejąprzepełniały.
Nie cierpiała Blake’a i jednocześnie go kochała. Nie tak jak dawniej, jako
opiekuna, na którego zawsze mogła liczyć, i wszystkowiedzącego mentora. Teraz
jużwiedziała,żepokochałagojakkobietamężczyznę.Niemogławprostuwierzyć,
żedotegodoszło,ajednaksięstało.Icoonapocznie?Blakezamierzasięożenić
ztąokropnąVivian,którajużteraznieodstępujegonakrok.
Płacz przybrał na sile. Po pewnym czasie Kathryn się uspokoiła i powiedziała
sobie w duchu, że nie będzie biernie cierpieć. Najwyższa pora działać. Jutro od
ranazacznieszukaćpracyilokum.Usamodzielnisię,boniebędzieprzebywałapod
jednymdachemzBlakiemijegożoną!
ROZDZIAŁSIÓDMY
Następnego dnia Kathryn z rozmysłem spóźniła się na śniadanie, aby uniknąć
spotkaniazBlakiem.Stojącwprogu,obrzuciłajadalnięuważnymspojrzeniemiku
swemuzadowoleniuspostrzegłajedynieMaudeiPhillipa.Onakończyłagrzankę,on
popijałkawę.PoBlake’uiLeedsachniebyłośladu.
– Ho, ho, ale jesteś elegancka – zauważyła z uznaniem Maude, przyglądając się
podopiecznej.
Kathryn rzeczywiście ubrała się inaczej niż zwykle; mniej sportowo, a bardziej
elegancko. Włożyła beżowy kostium i jasnożółtą jedwabną bluzkę, wiązaną pod
szyją. Na nogach miała pantofle na wysokich obcasach, z odkrytymi palcami,
wkolorzebeżowo-brązowym,awłosyupięławkok,zktóregowymykałosiękilka
zalotnychkosmyków.
–Wyglądaszświetnie–orzekłPhillip,puszczającdoniejoko.–Dokądwybierasz
sięwtakimstroju?
–Szukaćpracy–odparłakrótkoKathryn,siadającprzyśniadaniowymstole.
Maude omal nie zakrztusiła się resztką grzanki. Uratował ją Phillip, klepiąc
wplecy.
–Pracy?!–zdumiałasię.–Aczymchceszsięzająć?
–Tozależy,coznajdęiktozechcemniezatrudnić–odrzekłaKathryn,wpatrując
się zdeterminowanym wzrokiem w Maude. – Nie próbuj odwodzić mnie od tego
pomysłuanimiprzeszkodzić–ostrzegła.–Itakpostąpię,jakzaplanowałam.
– Nie mam takiego zamiaru, kochanie – wyjaśniła Maude. – Interesuje mnie
jedynie,jakpowiadomiszoswoimpomyśleBlake’a.
–Jużmniepowiadomiła–rozległsięmęskigłos.
Ubrany w twarzowy szary garnitur, Blake stanął w otwartych drzwiach jadalni.
Dostosowanykolorystyczniekrawatpodkreślałjegociemnąkarnację.
–Idziemy,Kate.
Zaskoczona niespodziewanym pojawieniem się Blake’a, Kathryn tkwiła
nieruchomo na krześle, wpatrując się w niego zielonymi oczami. Uświadomiła
sobie, że po przeżyciach, których doświadczyła w jego ramionach, jednak nie
będziewstanieznimwalczyć.
–Jeszczeniejadłaśniadania–wtrąciłPhillip.
– Nie? W takim razie najwyższa pora, żeby nauczyła się schodzić do jadalni na
czas–orzekłBlake,patrząckrzywonabrata.
Philliproześmiałsięzzakłopotaniemipowiedział:
–Chciałemtylkozwrócićcinatouwagę.
SpojrzenieciemnychoczuBlake’apowędrowałowstronęKathryn.
–Idziemy–powtórzyłwładczo.
Kathryn posłusznie wstała, zostawiając niewypitą filiżankę świeżo zaparzonej
kawyitalerzznietkniętąjajecznicą,iruszyłazaBlakiemdoholu.Zwcześniejszej
pewności siebie i przekonania co do słuszności własnego postępowania niewiele
zostało.
–Dokądsięudajemy?–spytała.
Blakeuniósłciemnebrwi.
–Dopracy,tojasne–odparł,otwierającdrzwiprowadzącenazewnątrz.
–Przecieżjeszczenigdzieniejestemzatrudniona.
–Przeciwnie,jesteś.
–Awjakimcharakterze?–spytała.
–Mojejsekretarki–padłalakonicznaodpowiedź.
Zaskoczona Kathryn potrzebowała czasu na zebranie myśli. Posłusznie podążyła
za Blakiem i wsiadła do samochodu, zajmując miejsce pasażera, ale odezwała się
dopierowtedy,gdyruszylipodjazdem.
–Czyjadobrzesłyszałam?–spytała,patrzączniedowierzaniemnaprofilBlake’a,
którypatrzyłprzedsiebie,jednąrękątrzymająckierownicę.
–Bardzodobrze.
–Przecieżniemogęuciebiepracować!–zaprotestowała.
Spojrzałnaniąkątemoka.
–Atodlaczego?
– Nie potrafię dostatecznie szybko pisać na maszynie – wyjaśniła, wymieniając
pierwsząwymówkę,jakaprzyszłajejdogłowy.
NiewyobrażałasobieprzebywaniawpobliżuBlake’aprzezcałydzień.Jużteraz
zdawałasobiesprawęztego,żebyłabytomęczarnia.
– Jesteś ponadprzeciętnie uzdolniona, mała, poradzisz sobie śpiewająco. – Blake
wsunąłdoustapapierosa,zapaliłgoiodłożyłsamochodowązapalniczkęnamiejsce.
–Przecieżkilkarazypodkreślałaś,żemusiszpodjąćpracę–przypomniałjej.
Kathrynskierowaławzroknamijająceichnadrugimpasiesamochody.
–GdziedziśranopodziałasięVivianidlaczegoniebyłowjejjadalni?–spytała.–
Wczorajdługoniewracaliście.
–Owszem–przyznałzdawkowoBlake.
–Zresztątoniemojasprawa–dodała,wciążwpatrzonaprzedsiebie.
Blakeuśmiechnąłsiępodnosem,nieodwracającspojrzeniaodszosy.
Zakłady Hamiltonów zajmowały rozległy teren w miejskiej strefie przemysłowej,
nowoczesnejazarazemumiejętniewtopionejwokolicznykrajobraz.Kathrynwiele
razybyławbiurowcu,alenigdywcharakterzepracownika.
Weszła za Blakiem do eleganckiego gabinetu, wyłożonego miękką wykładziną.
Ciemnemebleutrzymanewodcieniachczekoladowegobrązuuzupełniałyelementy
dekoracyjne w kolorze beżowym. Jej wzrok padł na duży obraz, wiszący nad
skórzanąsofą.Przedstawiałmarinęoświetlonąpromieniamizachodzącegosłońca,
otoczoną palmami plażę i widniejący w perspektywie morski horyzont. Na
pierwszymplaniebyływidocznepostacimężczyznyikobiety.
– Podoba ci się? – spytał Blake, przeglądając korespondencję, zalegającą blat
biurka.
Skinęłapotakującogłową.
–ToSt.Martin,prawda?Poznajętomiejsce.
– Nic dziwnego. W twoje osiemnaste urodziny wypiliśmy butelkę szampana pod
tymi rozłożystymi drzewami. Musiałem cię niemal nieść z powrotem do domku na
plaży.
Kathryn roześmiała się, przypominając sobie beztroski wieczór na Karaibach.
Maude i Phillip spędzali czas w jednym z tamtejszych kasyn, trwoniąc pieniądze,
tymczasemonaiBlakekąpalisięwmorzu,gadali,piliszampananaplaży,świetnie
sięprzytymbawiąc.
–Tobyłonajlepsze przyjęcieurodzinowe,wjakim uczestniczyłam–przyznała. –
Oilesobieprzypominam,anirazusięniepokłóciliśmy.
–Miałabyśochotęnapodobnieudanespotkaniewtymsamymmiejscu?
Kathrynodwróciłagłowęodobrazu.Blakestałzabiurkiem,nogilekkorozstawił,
ręceoparłnawąskichbiodrach.
–Teraz?–zdziwiłasię.
– W przyszłym tygodniu. Pomyślałem, że moglibyśmy spędzić parę dni w St.
Martin,ajastamtądwyskoczyłbymnaHaiti.
–NaHaiti?–zainteresowałasięKathryn.
–Mamtamdozałatwieniaparęspraw,któreniepowinnycięinteresować–odparł
zdecydowanie,ucinającdalszepytanianatentemat.
Kathrynznowuwpatrzyłasięwobraz.
–Aktojeszczemiałbyuczestniczyćwwyjeździe?
–OczywiścieVivianiDick–odparłBlake.–Tobyłabyostatniapróbapozyskania
go do współpracy przy rozwiązywaniu problemów dotyczących związków
zawodowych.
–Ijej?–spytałazgorycząwgłosieKathryn.
Blakenieodpowiedziałodrazu.
–Myślałem,żedowiedziałaśsię,wjakimceluprzyjechałaVivian–odezwałsiępo
dłuższejchwilimilczenia.
Kathryn pochyliła głowę, wiedząc, że na jej twarzy maluje się głęboki zawód.
Ajednaktoprawda,pomyślała.VivianzostanieżonąBlake’a.
– Tak, wiem – szepnęła i dodała: – Czy poza nami będzie ktoś jeszcze? Może
Phillip? – Kathryn siliła się na beztroski ton i miała nadzieję, że jej twarz już nie
odzwierciedlaemocji.
–Phillip?–rzuciłszorstkoBlake,wyraźnieniezadowolony.–Cojestmiędzywami?
–Niczegoniema.Poprostudobrzeczujemysięwswoimtowarzystwie,ityle.
WciemnychoczachBlake’apojawiłysięgroźnebłyski.
– W takim razie weźmiemy ze sobą Phillipa – powiedział. – Musisz mieć kogoś,
z kim nie będziesz się nudzić. No cóż, oboje jesteście jak dzieci – dorzucił
zprzekąsem.
–Wczorajnajwyraźniejnieuważałeśmniezadziecko!–zirytowałasięKathryn.
–Boniezachowywałaśsięjakmaładziewczynka–zauważył.
Kathryn poczuła, że się czerwieni. Powróciło do niej wspomnienie wspólnie
przeżytych intymnych chwil, doznań, których doświadczyła za sprawą Blake’a,
emocjitowarzyszącychbliskościmężczyzny.
– Phillip! Też coś! – ciągnął Blake. – Spłonąłby w ogniu twojej namiętności,
podobniejakDonavan.
–Nowiesz!–wykrzyknęłazażenowana.
– Nie oburzaj się, to prawda. Tamtej nocy, po naszym rozstaniu, nie mogłem
zasnąć, a kiedy wreszcie się zdrzemnąłem, śniłem o twoim ponętnym ciele
i jedwabistej skórze. Może jesteś zielona w tych sprawach, ale masz w sobie
pokładynamiętności.Pozwóljejsięwydobyćnapowierzchnię,niebójsię,przestań
uciekać.
– Nie uciekam… – powiedziała Kathryn, zanim zdążyła uświadomić sobie, co
mówi.
Stała nieruchomo, wpatrując się w Blake’a. Zapragnęła jego bliskości, chciała
znaleźć się w jego ramionach, mieć go tuż przy sobie, zatracić się w pocałunku,
poddaćsiępieszczotomisamejpieścić…
Blake’owioczypociemniałyipostąpiłwstronęKathryn,jakbyczytałwjejmyślach
iodgadnąłjejpragnienia.
– Wiem, czego potrzebujesz i chcesz – powiedział, obejmując Kathryn
iprzyciągającdosiebietak,żeichciałasięzetknęły.
–Blake–szepnęła,czując,jakprzebiegajądreszczpodniecenia.
Przesunął dłoń z jej talii na pierś, jednocześnie biorąc w posiadanie jej usta.
Głęboki,namiętnypocałunekscaliłichnadługo.
– Sączysz się w moją krew jak wolno działająca trucizna – wyszeptał Blake, gdy
przerwali pocałunek, by złapać oddech. Ujął w dłoń jej pierś, jednocześnie
obserwując, jak Kathryn zareagowała. – Gdy patrzę na ciebie, nie mogę myśleć
o niczym innym tylko o tym, co czujesz, kiedy cię pieszczę. Pamiętasz, jak było
wczoraj?Wtulaliśmysięwsiebie,ocieraliśmynagimiciałami…
–Toniefair…
– Dlaczego? – zdziwił się. – Powiedz, że nie chcesz, byśmy robili to, co wczoraj
waltanie,anawetbyśmyposunęlisiędalej.Powiedztakże,żenietęskniłaśzamną
tak bardzo jak ja za tobą, gdy się rozstaliśmy. Wreszcie powiedz, że jestem ci
wstrętny–dodałznaciskiem.
Nie mogła tego uczynić, bo pragnęła go całą sobą. Była przekonana, że
potwierdzatowyzierającazjejoczutęsknota,gdypatrzynaBlake’a,atakżewyraz
jejtwarzy,bezbłędnieodzwierciedlającyemocje.
–Chciałbymcięporwaćnaodległąwyspę.Bylibyśmysami.Nocąleżelibyśmyna
plaży, a ja smakowałbym ustami każdy centymetr twojego słodkiego delikatnego
ciała.
Tawizjasprawiła,żeKathrynzabrakłotchu.
–Ja…ja…niemogłabym…
–Mogłabyśjakdiabli–szepnął.
UstamisięgnąłdorozchylonychwargKathryn,pieszczącjelekko,ajednocześnie
zdecydowanymruchemprzyciągnąłjejbiodradosiebie.
–Bógjedenwie,jakbardzociępragnę–wyznał,unoszącgłowę.–Tojestprawie
niedowytrzymania.Popełniłembłąd,zbliżającsiędociebie,biorąccięwramiona
i poznając twoje ciało. Oczarowałaś mnie. Nie mogę przestać myśleć o tym, że
pożądamcięjeszczebardziej.Pocałujmnie,kochana.
Kathryn nie potrzebowała zachęty. Chciała dotykać i pieścić Blake’a. Czuć jego
smakizapach.Zatracićsięwnamiętnympocałunku…
Wydawałosię,żeminęławieczność,zanimsięodsiebieoderwalipoto,byutonąć
roznamiętnionymi spojrzeniami w swoich oczach, aby napawać się bliskością ciał.
Po chwili Blake zaproponował, by odpoczęli na sofie i wtedy niespodziewanie
otwarłysiędrzwigabinetuirozległsięprzenikliwygłosVivian:
–Cóż,witam–odezwałasięznienagannymbrytyjskimakcentem.–Mamnadzieję,
żenieprzeszkodziłam?
– Skądże – zapewnił ją Blake, zadziwiająco spokojny. – Obiecałem ci wycieczkę,
prawda?Kate–dorzuciłprzezramię–pojedzieszznami.
Kathrynwciążbyłarozdygotanaodemocjiinajchętniejpozostałabynasofie.Nie
zaprotestowałajednak,zauważającpodejrzliwywzrok,jakimobrzuciłająVivian.
Blake poprowadził je przez rozległy budynek fabryki, pokazując główne działy –
salę szkolenia, gdzie nowe szwaczki uczono stosowania najnowocześniejszego
sprzętu; linię produkcyjną spodni, gdzie każdy obsługujący maszynę do szycia
wykonywał swoją część pracy; salę krojczych, gdzie na długich stołach leżały
rozłożone duże bele materiału, które pracownicy wykrawali według określonych
szablonów.
Kathryn zapamiętała niektóre terminy odnoszące się do cyklu produkcyjnego
iludziprzynimzatrudnionych.Itakchłopcyodwykrojówzanosiliskrojonetkaniny
szwaczkom,brygadzistkinadzorowałyposzczególnegrupyszwaczek,rozdzielacze
rozkładalimateriałydokrojenia,krojczyjecięli,ainspektorzybyliodpowiedzialni
za wyłapywanie odzieży drugiego i trzeciego gatunku, żeby pozostałe, bez wad,
mócoznakowaćjakogatunekpierwszy.Pozatymbyliprasowaczeipakowaczeoraz
laborantka,któraprzeprowadzałatestpraniawybranychsztukodzieży.
Setkimaszyndoszyciapracowaływsali,gdzieznajdowałasięliniaprodukcyjna,
tam też ustawiono maszyny wykonujące dziurki do guzików oraz inny sprzęt
potrzebny przy szyciu spodni. Kathryn była zafascynowana różnorodnością
kolorów.
–Ależpięknyodcieńbłękitu!–wykrzyknęławpewnejchwili.
Blakezachichotał.
– Będę cię musiał wziąć któregoś dnia do przędzalni, żebyś zobaczyła, jak
powstaje
tkanina.
Bele
bawełny
są
poddawane
złożonemu
procesowi
produkcyjnemu, w wyniku którego powstaje bawełniana nić. Teraz używamy
bawełnyiwłóknaonazwieRayon.Wcześniejprzędliśmytylkobawełnę.
– Bardzo interesujące – zauważyła Vivian, ale bez szczególnego entuzjazmu. –
Wcześniejanirazuniebyłamwzakładziewłókienniczym.
Kathryn, która nie po raz pierwszy wizytowała zakłady, popatrzyła na nią ze
zdziwieniem.DawniejjakodziewczynkaczęstotowarzyszyłaBlake’owiiPhillipowi,
gdywybieralisiędofabryki.Dopierowczasachszkolnychbyłaturzadkimgościem.
– Ile bluzek tygodniowo tu powstaje? – spytała, rozglądając się wokół, gdy szli
międzyrzędamimaszyn.
Musiała podnieść głos i blisko podejść do Blake’a, żeby mógł ją usłyszeć
wpanującymhałasie.
–Okołodziesięciutysięcytuzinów–odparłiuśmiechnąłsięnawidokmalującego
się na jej twarzy zaskoczenia. – Zwiększyliśmy park maszynowy i obecnie
zatrudniamy ponad sześćset kobiet przy maszynach do szycia i zużywamy
tygodniowookołostupięćdziesięciutysięcymetrówmateriału.
Kathrynobejrzałasięzasiebie,wkierunku,zktóregoprzyszli.
–Aspodnie?
– Dysponujemy tylko około trzystoma maszynami do szycia spodni – wyjaśnił
Blake.–Największączęśćprodukcjistanowiąbluzki.
–Niesamowite!–wykrzyknęłaKathryn.
Blakeskinąłgłową.
– Rzeczywiście, nasza produkcja jest ogromna. Mamy kontrakty z dwiema
największymifirmamiwysyłkowymiwStanach,apozatymposiadamywłasnąsieć
sklepów,obejmującącałykraj.Toimponująceprzedsięwzięcie.
–Musiprzynosićsporezyski–zauważyłaVivian.
Blakenierozwinąłtegotematu.
Po zakończeniu zwiedzania zakładów i powrocie do biura Vivian namówiła
Blake’a,żebyzabrałjąnakawę.Katezostaławsekretariaciezzadaniemspisania
wielu pism i listów z dyktafonu. Była niezadowolona, bo Vivian, która zjadła
śniadaniewdomu,zostałazaproszonanakawęipączki,podczasgdyjej,choćBlake
oderwał ją od stołu, zanim zdążyła cokolwiek przełknąć, pozostanie obejść się
smakiem.Udobruchałasię,gdypółgodzinypóźniejwróciłipostawiłprzedniąkawę
wstyropianowymkubkuikawałekciastawkartonowymopakowaniu.
– Śniadanie – oznajmił. – Przypomniałem sobie, że przeze mnie od rana nic nie
miałaśwustach.
–Dzięki,Blake.
Wzruszył ramionami i skierował się do gabinetu połączonego drzwiami
zsekretariatem.
– Nie miałaś problemów z dyktafonem? – spytał przez ramię, zatrzymując się
wprogu.
–Tylkoztwoimsposobemwysławianiasię–odparłażartobliwie.
–Nielicznato,żemniezreformujesz–ostrzegłlekkorozbawiony.
–Och,nieznamkobietynatyleodważnej,żebyośmieliłasiępróbować–odrzekła
Kathryn.
Wyłączyła elektryczną maszynę do pisania, aby posilić się ciastem i wzmocnić
gorącąkawą.
Phillip pojawił się w sekretariacie, gdy zbliżała się godzina zakończenia dnia
pracy, chciał bowiem spotkać się z bratem. Na widok siedzącej przy elektrycznej
maszyniedopisaniaKathrynpodszedłdojejbiurkaioparłsięoblat.
–No,no,istnaniewolnicazciebie–zauważyłżartobliwie.
–Ażebyświedział–odparłazwestchnieniemKathryn.–Nieruszyłamsięztego
krzesła.Doniedawnaniezdawałamsobiesprawyztego,żekierowaniezakładami
wymaga prowadzenia tak rozległej korespondencji. Blake wysyła rozliczne pisma,
w tym nawet do kongresmanów i senatorów stanowych. Poza tym, jako prezes
stowarzyszeniagrupującegofabrykitekstylne,musiutrzymywaćstałykontaktzich
zarządcamilubwłaścicielami.
Phillip pochylił się ku Kathryn i zniżając głos do szeptu, spytał konspiracyjnym
tonem:
–CzyBlake,jakopoganiaczniewolników,sięgnąłjużpobicz?
–Amataki?–zapytałarównieższeptemiroześmiałasięrozbawiona.
W tym momencie Blake otworzył drzwi i stanął w progu gabinetu. Posłał
młodszemu bratu tak wymowne spojrzenie, że ten odskoczył od biurka
ipoczerwieniał.
– Zabierz Kathryn do domu – polecił. – Wybieram się z Vivian do restauracji –
dodał,poczymopuściłbiuro,nieoglądającsięzasiebieinawetsięnieżegnając.
NaodchodnymniespojrzałnaKathryn,którejzrobiłosiębardzoprzykro.Zadała
sobie w duchu pytanie, skąd wzięła się ta niekorzystna zmiana w zachowaniu
Blake’a. Jak to możliwe, że kilka godzin wcześniej, czuły i namiętny, wyjawił, że
pragniejejinieustannieoniejmyśli,aterazpotraktowałjąjakpowietrze.Czymgo
uraziła?Amożeonżałujewcześniejszychwyznańideklaracji?
Dnipłynęłyjednostajnie,jedenpodobnydodrugiego.RanoKathryntowarzyszyła
Blake’owi w drodze do zakładów, po czym przystępowała do wykonywania
wyznaczonychobowiązków,anastępniewieczoremwracałazBlakiemdodomu.
Wyglądałonato,żeVivianwolałabyniespuszczaćnarzeczonegozoka.Niemiała
jednak powodu do zazdrości, ponieważ Blake zachowywał służbowy dystans
w stosunku do Kathryn i nie powtórzyły się sceny, do których na początku doszło
wgabinecie.NiemniejVivianrobiła,comogła,żebyzająćukochanemucaływolny
czas. W sobotę wymyśliła, że wybierze się po zakupy do Atlanty, i namówiła
Blake’a,żebyzabrałjątamsamolotem.
Kathrynmiałaswojeplany–chciałazwiedzićjednąznowychgaleriihandlowych
w King’s Fort. Zamierzała zajrzeć do butików, napić się kawy lub coś przegryźć
iogólnierzeczbiorąc, zrelaksowaćsię.Przyśniadaniu poprosiłaPhillipa,żeby jej
towarzyszył. Ta propozycja najwyraźniej zirytowała Blake’a, który także siedział
przystole.Kathrynpostanowiłaniezwracaćnatouwagi,tymbardziejżeBlakeod
pewnego czasu ją ignorował. Nie miała pojęcia, jak w tej sytuacji może dojść do
wyjazdu na Karaiby. Wiedziała jednak, że gdyby ten plan wypalił, dotrzyma
obietnicyipojedzie.ZabardzopragnęłabyćzBlakiem,żebymuodmówić,apoza
tym przynajmniej pozostaną jej wspomnienia ze wspólnych chwil, spędzonych
zukochanym.
– Już ledwie chodzę – poskarżył się Phillip, ostentacyjnie kuśtykając w stronę
najbliższejławki,poczymopadłnaniązprzeciągłymwestchnieniem.
–Byliśmytylkowpięciusklepach,ajestichtudużowięcej–zauważyłaKathryn.–
Niemożliwe,żebyśażtaksięzmęczył.
– Rzeczywiście, w pięciu, ale w każdym przymierzyłaś co najmniej piętnaście
strojów,ajamusiałemstaćiczekać–przypomniałjejPhillip.
Kathrynusiadłaobokniegoipowiedziała:
–Cóż,mamchandrę.Potrzebowałamczegoś,copoprawimihumor.
– Ja byłem w dobrym nastroju. Nie musiałem szukać dodatkowych podniet –
stwierdziłPhillip.–Pokiegolichaztobąpojechałem?
–Abyponieśćtorbyzzakupami–wyjaśniłaKathryn.
–Przecieżniczegonienabyłaś–zauważyłprzytomnie.
–Ajednakkupiłam.Wtymmałymbutiku,zktóregowłaśniewyszliśmy.
–Cościekawego?–zainteresowałsięPhillip.
Kathrynpodałamuniewielkąozdobnąpapierowątorbę,wktórejznajdowałosię
pudełeczkonabiżuterię.Phillipuniósłwieczkoiujrzałparędelikatnychkolczyków
zszafiremibrylantem,ułożonychnakawałkuaksamitu.
– Czyż nie są śliczne? – spytała. – Wzięłam je na rachunek Blake’a. Możesz je
ponieść,będzieszsięczułpotrzebny.
–Jakjaprzeżyjęzaszczyty,którymimnieobdarzasz?–spytałzprzekąsemPhillip.
– Nie bądź złośliwy – skarciła go, popychając ramieniem, żeby zyskać trochę
więcejmiejscadlasiebie.–Naprawdęmamchandrę.
PhillipobrzuciłuważnymspojrzeniemwyraźnieprzygnębionąKathryn.
–Chcesz,żebymzabiłdlaciebiesmoka?–usiłowałjąrozweselić.
–Zrobiłbyśto?Mógłbyśzakraśćsiędoniej,kiedyśpii…
– Twoje oczy upominają się o okulistę – zauważył Phillip. – Vivian nie jest
smokiem.
–Tytaksądzisz.Poczekaj,ażzostanietwojąbratową.Wtedyprzekonaszsię,czy
będzieszjąnadallubić.
– Vivian żoną Blake’a?! – zdumiał się Phillip. – Skąd przyszły ci do głowy takie
brednie?
– To nie są brednie – nadąsała się Kathryn. – Ona jest w jego typie. Piękna,
światowa,wdodatkublondynka.
–Rzeczywiściejestwjegoguście–przyznałPhillip–aletonieoznacza,żeBlake
sięzniąożeni.Toniewjegostylu.
–Możeonajestdlaniegokimśszczególnym–zauważyłaKathryn.–Powiedziała
mi,żeBlakezaprosiłjątutaj,żebynamprzedstawić.
–Wiem.Zdominowałaojcaikontrolujejegowszystkiepoczynania.Naprawdęnie
zauważyłaś,żenimdyryguje?–zdziwiłsięPhillip.
– Blake spędza z nią mnóstwo czasu. Nie powiesz mi, że tylko ze względów
służbowych.–Kathrynwygładziładżinsynaudachispojrzałanabeżowekowbojki,
któremiałananogach.Skrzywiłasię,widzącniewielkiezarysowanienaczubkach
butów.
–Myteżbardzoczęstoprzebywamywswoimtowarzystwie,ałączynasjedynie
przyjaźń.
–Toprawda–przyznałaKathryn.
–Blake’atozłości.
–Jakto?–zerknęłanaPhillipa.
Roześmiałsię.
–Jestociebiezazdrosny–wyjaśnił.
Kathrynzaczerwieniłasięiuciekłaspojrzeniemwbok.
–Teżcoś!Toniemożliwe–rzuciła.
– Czyżby? W stosunku do ciebie zawsze był zaborczy, ale ostatnio stało się to
wręczuciążliwe.Niemalbałemsiękołociebieusiąśćwtedy,gdybyłwdomu.
–TodlategożeBlakejestwładczyilubidominowaćorazrządzićludźmi–odparła
Kathryn.
– Naprawdę? I tylko dlatego z premedytacją nękał twojego przyjaciela, żeby
zgnębionychłopakwreszciewyjechał?–PhillipbacznieprzyjrzałsięKathryn.–Po
powrociezCharlestonspostrzegłem,żeBlakewyszedłzdomu,atyzamknęłaśsię
w swoim pokoju, bo podobno bolała cię głowa. Co zaszło między wami w czasie
naszejnieobecności?–spytał.
ZażenowanaKathrynniebyławstaniemuodpowiedzieć.
– Rozpromieniasz się, gdy Blake znajduje się w twoim pobliżu – kontynuował
Phillip – a on nie spuszcza z ciebie zachwyconego spojrzenia, kiedy myśli, że nikt
tegoniewidzi.
–Och,naprawdę?–spytałabezwiednieKathryn,podnoszącnaniegopełennadziei
wzrok.
Phillipskinąłgłową,nieprzestającjejobserwować.
– Czyli jest tak, jak myślałem – powiedział. – Powiększyłaś grono kobiet, którym
Blakeskradłserce.
– To takie widoczne? – spytała z westchnieniem Kathryn, zwracając ponownie
spojrzenienamijającychichludzi.
– Dla mnie tak, bo zawsze byliśmy sobie bliscy. Zorientowałem się, dlaczego
kupiłaś seksowną sukienkę, zanim to sobie uświadomiłaś. Chciałaś się przekonać,
jakiewywrzeszwrażenienaBlake’u.Okazałosię,żepiorunujące,prawda?–dodał
zprzekornymuśmiechem.
Kathrynznówsięzaczerwieniła.
–Skądwiesz?–wyszeptałaspeszonaprzenikliwościąPhillipa.
–Niejestemnastolatkiem–przypomniałjej.–Blakesilnienaciebiereaguje,aże
niejestłagodnyanidelikatny,nietrudnotoodgadnąćzjegozachowania.
Jakmałoznawłasnegobrata,pomyślałaKathryn,wracającpamięciądoleniwego
porankawaltanie.
–Amożejest?–szepnął,widzącjejrozmarzonywyraztwarzy.
–Niebądźwścibski–żachnęłasię.
–Niezamierzam.Martwięsięjedynieiniechcębyćświadkiemtwojejprzegranej.
Blakejestbardzodoświadczonymmężczyzną.Możesięzauroczyćtwojąmłodością
i świeżością, ale nie pozwoli się usidlić. Nie próbuj go okiełznać, kotku. Równie
dobrzemogłabyśpróbowaćwznieśćpłotwokółwiatru.
– Chcesz przez to powiedzieć, że nie mam szans? – spytała zdenerwowana
Kathryn.
– Właśnie to miałem na myśli – odrzekł ze współczuciem Phillip. Poklepał ją po
ręce. – Doświadczona kobieta może przyciągnąć mężczyznę w sposób, o jakim
młódka nie ma najmniejszego pojęcia. Nie chciałbym sprawić ci przykrości, ale,
moimzdaniem,dlawłasnegodobrapowinnaświedzieć,żeniemożeszkonkurować
zVivian.
–Aktocipowiedział,żepróbowałam?!–obruszyłasięKathryn.Spochmurniała.–
Mówisztak,jakbyBlake…
– Jest moim bratem i zrobiłbym dla niego wszystko – przerwał jej Phillip. – Po
twoimprzyjeździezeszkołyzauważył,najakąurocząistotęwyrosłaś,isięzagubił.
Wkrótcesięodnajdzie,alezanimtonastąpi,zdążycięzniszczyć.–Ścisnąłjejrękę.
–Niemuszęcimówić,jakimastosunekdomiłości.
Kathrynmiaławrażenie,jakbywyciekałozniejżycie.Przybita,opuściłaramiona
ipochyliłagłowę.
–Onniewierzywmiłość–wyszeptaładrżącymgłosem.
–Blakechceodkobietytylkojednego,atyniemożeszmutegodać.
Kathrynuśmiechnęłasięsmutno.
–Niewziąłby,nawetgdybymmutoofiarowała–powiedziałacicho.
– Z pewnością nie zrobiłby tego, gdyby się kontrolował – przyznał Phillip. –
Mogłabyś jednak doprowadzić do takiej sytuacji, że pod wpływem silnych emocji
zapomniałby o wszelkich skrupułach i powinnościach wobec ciebie. A może nie
wiedziałaś, że mężczyźni są szczególnie wyczuleni na kobiety, których silnie
pożądają?
– Niezależnie od tego, jaki jest Blake i co sądzi o małżeństwie, ożeniłby się ze
mną,prawda?Zrobiłbyto,conakazałbymuhonor.
– Właśnie to miałem na myśli. Nic nie ucieszyłoby mnie bardziej, niż gdybyś
została szczęśliwą żoną mojego brata. Za dobrze jednak znam Blake’a, by
uwierzyć, że istnieje taka możliwość. Jest zbyt cyniczny, aby z dnia na dzień się
zmienić.
– Uważasz, że nie potrafiłby, a może nie chciał troszczyć się o żonę czy
partnerkę?–spytałazwahaniemKathryn.
Phillipwzruszyłramionami.
– Blake jest człowiekiem zamkniętym w sobie – odparł. – Mieszkam z nim całe
życie,aleonbronimiprzystępudopewnychsferswojegożycia.Niepozwalainnym
zanadtosiędosiebiezbliżyć,ponieważniechcesięodkryć.Byćmożejestzdolnydo
miłości. Myślę jednak, że na swój sposób się jej obawia i dlatego unika
zaangażowania. Nie chce zostać zraniony ani przeżyć zawodu. Prawdopodobnie
uważa, że do niczego nie jest mu to potrzebne, skoro i tak może przebierać
w kobietach. Jeśli zajdzie taka konieczność, to przypuszczam, że się ożeni, aby
sprowadzićnaświatdziedzicaGreyoaks.Czyjawiem,możenawetsięzakocha?
–Powiedziałeś,żejestwstosunkudomniezaborczy–przypomniałamuKathryn.
– Oczywiście, przecież przez lata opiekował się tobą – odrzekł Phillip. – Nikt
jednakniewie,coonczuje.
Kathrynskinęłagłową.
–Maszrację.–Zmusiłasiędouśmiechu.–Chodźmynalody.
Phillipująłjądelikatniezałokiećipomógłwstać.
–Przepraszam.Niechciałemsprawićciprzykrości–powiedziałłagodnie.
–Skądprzekonanie,żesprawiłeś?–spytałaKathryn,nadrabiającminą.
–Tooczywiste,żejesteśwnimzakochana.
Kathrynzaniemówiła.Wprawdzieniedawno,rozmyślającotym,cowydarzyłosię
pomiędzy nią a Blakiem, doszła do takiej konkluzji, ale do tej pory z nikim na ten
temat nie rozmawiała. Bezpośrednia i nieoczekiwana, wypowiedziana na głos
diagnozajejuczućwprawiłająwpopłoch.Usiłowałazaprzeczyć,aprzynajmniejsię
wytłumaczyć,alejęzykodmawiałjejposłuszeństwa.
Phillipzorientowałsię,żewprawiłKathrynwniemałezakłopotanie.
– Zatem masz ochotę na lody – powiedział. – W takim razie chodźmy. Jakie
wybierzesz?Wanilioweczytruskawkowe?
TylkodwadnidzieliłyichodzaplanowanegoprzezBlake’awylotudoSt.Martin.
Wbiurzezapanowałanapiętaatmosfera.Kathrynniemalniewstawałaodmaszyny
do pisania, tyle miała roboty. Mimo to Blake, zazwyczaj przestrzegający w pracy
poprawnychformzachowania,byłcorazbardziejpoirytowany.
–Dobrzewiesz,żewpodpisienieużywaminicjałudrugiegoimienia!–zagrzmiał,
siedzączaswoimbiurkiem,przyotwartychdrzwiachgabinetu.Cisnąłnablatlisty,
któredopierocospisałazdyktafonu.–Napiszjejeszczeraz!
– Jeśli nie spełniam twoich oczekiwań – wycedziła ze swojego miejsca
wsekretariacieKathryn,wyprowadzonazrównowaginapastliwąpostawąBlake’a–
dlaczegoniewezwieszVivian,żebycipomagała?
–Onajużdawnozalałabysięłzami–przyznał,rozchmurzającsię.
Kathryn wyprostowała się na krześle. Miała na sobie elegancką szarą spódnicę
harmonizującąkoloremzjedwabnąbluzką.
– Boisz się, że uwiesiłaby ci się na szyi i łzami zaplamiła wytworną koszulę? –
spytała.
Blakeobserwowałjąwzamyśleniuprzezdymunoszącysięzpapierosa,którego
trzymałwpalcach.
–Niemuszęsięobawiać,żetostaniesięprzytobie,prawda,Kate?–zagadnąłze
spokojem.–Zadobrzemnieznasz,wieszwszystkoomoichwadachinawykach.
–Dobrzecięznam?Szczerzemówiąc,niekiedymniezaskakujesz,ainnymrazem
wydajeszmisiękimśobcym.
Blakezbliżyłpapierosdoust.
–Takjaktamtegodniawaltanie?–spytał.
Kathryn uciekła spojrzeniem w bok, skupiając je na rozłożonych na biurku
dokumentach.Czuła,żesięzaczerwieniła.
–Niewiem,czegotyodemniechcesz–wyznałaszczerze.
Blake wstał, pokonał przestrzeń dzielącą gabinet i sekretariat, pochylił się ku
Kathryniuniósłjejbrodę,takbymócpopatrzećjejprostowoczy.
– Chyba tę konstatację można również odnieść do ciebie – powiedział. – Jesteś
bardzo młoda, Kathryn Mary, i zapewne nie bardzo wiesz, czego oczekujesz od
życia.
–Otak,wtwoichoczachnadaljestemnastolatką,prawda?–odparowała.
–Małakotka–orzekłBlake.–Gdybymsięztobąkochał,todrapałabyśiprychała
czymruczała?
–Dajmispokój!
– Nie sądzisz, że mógłbym nauczyć cię mruczeć? – prowokował Blake. – Wtedy
w altanie twoje pocałunki stały się zachłanne i gwałtowne, jak już się ośmieliłaś.
Byłaśwręcznienasycona.
– Ja… ja nie wiedziałam, co robię – wyszeptała niepewnie, zażenowana
wspomnieniemswojegoszalonegozachowania.
–Anija–wyjawiłBlake,wpatrującsięzniepokojącąintensywnościąwjejusta.–
Ledwie cię dotknąłem, a straciłem głowę. Jedyne, o czym wówczas myślałem
iczegopragnąłem,tokochaćsięztobąażdozatracenia.
Kathryn spojrzała mu prosto w oczy, przyznając w duchu, że właściwie ocenił
sytuację. Wzajemne pożądanie spadło na nich nagle, groźne niczym uderzenie
pioruna.Taktowtedyodczuła,alepóźniejprzyznałasamaprzedsobą,żezakochała
się w Blake’u. Natomiast wszystko, do czego przyznawał się Blake, to pociąg
fizyczny,namiętność.Straciłdlaniejgłowęzpożądania,aniezmiłości.Właśnieto
sygnalizowałjejPhillip.
– Vivian nie wzbudza w tobie tak silnego pragnienia? – spytała zdławionym
głosem,corazbardziejprzekonanaotym,żezakochałasiębezwzajemności.
–Niewtakisposóbjakty–odrzekł.
–Możeszznaleźćsobieinnąkobietę.
Blakepochyliłsięnadniąjeszczebardziej,oparłobieręcenablaciebiurka.
–Nietakąjakty,kochanie–powiedział.–Amożepróbujeszmnieprzekonać,że
pozwoliłaśinnemumężczyźniedotykaćciętak,jakjatorobiłem?
Na wspomnienie intymnej bliskości, pieszczot i pocałunków Kathryn zalała fala
gorąca.
–Miałaśobiekcje,ponieważporazpierwszyznalazłaśsięzmężczyznąwtakiej
sytuacji.Gdybymnalegał,żebysięztobąkochać,tobyśniezaprotestowałaaninie
powstrzymywałabyśmnie.Obojezdajemysobieztegosprawę.
Kathryn ogarnęło zażenowanie, a jednocześnie poczuła się bezbronna wobec
Blake’a. To było nowe niepokojące doznanie, więc żeby ukryć lęk, ratowała się,
demonstrującoburzenie.
–Pochlebiaszsobie–orzekła,obrzucającgozłymspojrzeniem.–Amożemamjuż
pewnedoświadczenia?Nieprzyszłocitodogłowy?–Obserwowała,jakciemnieją
muoczy.–Skądmyśl,żeniepragnębliskościinnegomężczyzny?
–Kogo?–zareagowałnatychmiastBlake.–Phillipa?
Kathrynodwróciłagłowę.WgłosieBlake’apobrzmiewałatłumionapasja,iuznała
w duchu, że lepiej go więcej nie prowokować. Gdyby jej dotknął, puściłyby jej
hamulce do tego stopnia, że na dobrą sprawę nie wiedziała, jak by zareagowała.
Broniłabysięprzedpożądaniemczymupoddała.Byłabezbronna,zbytwyczulona,
więcnajlepiejdlaniejbyłotrzymaćBlake’anaodległość.
–Dajmysobieztymspokójilepiejskupmysięnapracy–orzekłBlake,wróciłdo
gabinetu i usiadł za biurkiem. – Co z dostawą poliestru z naszego zakładu
w Georgii? – spytał oficjalnym tonem. – Skontaktuj się z tamtejszym biurem
idowiedzsię,czywysłanotransport.Krojczyczekają.
–Oczywiście–odpowiedziała,przejmującjegosłużbowyton.–Cośjeszcze?
–Tak–burknąłBlake,niespuszczajączniejoka.–WmoimimieniuwyślijVivian
tuzinczerwonychróż.
To polecenie było niczym silny cios, ale nie dała po sobie nic poznać. Zapisała
poleceniaiskinęłagłową.
– Tuzin – powtórzyła. – Zaraz zadzwonię do kwiaciarni. Jaki bilecik mają
dołączyć?
–Niechnapiszą„Dziękujęzaostatniąnoc”.Podpis:„Blake”.Zanotowałaś?
–Owszem–odrzekła,nietracącopanowania.–Cośjeszcze?
Blakeprzekręciłobrotowyfotel,bywyjrzećprzezokno.
–Towszystko.
Kathryn wyszła z gabinetu i zamknęła za sobą drzwi. Dopiero gdy znalazła się
przyswoimbiurku,pozwoliłapopłynąćzoczułzom.
ROZDZIAŁÓSMY
–Tylkopomyśl,tydzieńwSt.Martin–powiedziaławyraźniezadowolonaMaude,
przeglądając listę zadań, które pani Johnson i pokojówki miały wykonać podczas
nieobecności chlebodawców. – Jak to miło ze strony Blake’a, że wszystkich nas
zabiera,zwłaszczażetakdobrzeczujesięsamnasamzVivian.
–Otak,cudownie–przyznałaKathryn,silącsięnaobojętność.
– Najchętniej w ogóle by się nie rozstawali – ciągnęła Maude. – Piękna z nich
para, prawda? Blake jest ciemny, ona jasnowłosa – wspaniale się uzupełniają.
Myślę,żetymrazemtocośpoważnego.–Klasnęławdłonieirozpromieniłasię.–
Zaplanowałabym wesele na wiosnę. Można by udekorować dom orchideami… –
rozmarzyłasię.
– Wybacz, ale muszę wziąć się do pakowania – powiedziała Kathryn, podnosząc
sięzsofy.–Niemasznicprzeciwkotemu?
–Ależskąd,mojadroga.Zajmijsiętym,comaszdozrobienia–odparłaMaude,
wciążpochłoniętaswoimiplanami.
Kathryn poszła na górę. Czuła się, jakby w środku była martwa. Kiedy
przechodziła obok pokoju Vivian, jej wzrok przyciągnął wazon pełen czerwonych
róż, stojący na komodzie, dobrze widocznej przez otwarte drzwi. Nie miała
najmniejszychwątpliwości,żeViviancelowotakgoumieściła.
Dobrze,żeBlakeniepodejrzewa,codoniegoczuje.Tobyłobyniedozniesienia,
zwłaszcza że obecnie wręcz demonstrował zainteresowanie uwodzicielską
blondynką. Chodzili razem do klubów, wracali późno, a mimo to jeszcze zamykali
sięwgabinecieBlake’a.WtejsytuacjiKathryn,takjakwielerazypojejpowrocie
do Greyoaks, szukała towarzystwa Phillipa. A to z kolei zdawało się irytować
Blake’a.
NazajutrzBlakezastałmłodszegobratawsiedzibiefirmy,przybiurkuKathryn.
–Niemasznicdoroboty?–spytałobcesowo.
–Owszem,mam–odparłPhillip.
–Todlaczego,udiabła,tymsięniezajmiesz,tylkosterczysztutaj?
Phillipwłożyłręcedokieszeniiniedającsięwyprowadzićzrównowagi,spokojnie
obserwowałbrata.
–PytałemKate,czynieposzłabyzemnądziświeczoremdokina–wyjaśnił.–Nie
masznicprzeciwko?
– Umawiaj się na randki w domu, to nie będziesz przeszkadzał nam w pracy –
odrzekłopryskliwymtonemBlake.
– Jestem tutaj, bo, podobnie jak inni udziałowcy, interesuję się firmą. Tak się
złożyło,żemamtucośdozałatwienia–stwierdziłPhillip.
– Czyżbyś wreszcie wziął się do roboty? – rzucił z przekąsem Blake, po czym
przeniósłspojrzenienaKathryn.–Weźnotatnik–polecił.–Mamparępilnychlistów
dopodyktowania.–Przeszedłdogabinetuitrzasnąłdrzwiami.
Phillip odprowadził go wzrokiem, bynajmniej nie urażony obcesowym
zachowaniembrata.Znałgoażzadobrze.
–Gdybytobyłktoinny,założyłbymsię,żejestzazdrosny–zwróciłsiędoKathryn,
świdrującjąwzrokiem.
Wstałazkrzesła,przyciskającdopiersinotatnik.
–PrzecieżpraktyczniejestzaręczonyzVivian,zaktórąostatnioświataniewidzi
i rozstaje się wtedy, kiedy musi – przypominała mu. – Lepiej wezmę się do pracy,
zanimwręczymiwymówienie.
Phillipwzruszyłramionami.
–Biorącpoduwagęnastrój,wjakimjestostatnio,niewiem,czytocośzmieni–
zauważył.
– Skoro mowa o zmianie… – Kathryn zniżyła głos – obiecałeś mi pomoc przy
wynajmiemieszkania.
–DopieroponaszympowrociezSt.Martin,itylkowtedy,gdynastrójBlake’asię
poprawi.Niezamierzamztwojegopowoduwojowaćzbratem.
–Niebędzieszmusiał–zapewniłagozgoryczą.–Wiesz,żebędziezadowolony,
kiedysięwyprowadzę.
–Czyżby?
–Kathryn!–WintercomierozległsiępodniesionygłosBlake’a.
Wzdrygnęłasięipopędziładogabinetu.
Zastała Blake’a za biurkiem, rozpartego w obrotowym fotelu. Zmierzył ją
niechętnymspojrzeniem.
–OdtejchwilinieważsięzachęcaćPhillipadopogawędekwgodzinachpracy–
ostrzegł. – Przez ciebie niepotrzebnie traci czas, a ty też się opóźniasz z robotą.
Niepłacęwamzaudzielaniesiętowarzysko.
–Czyodterazmuszęmiećtwojepozwolenie,żebypowiedziećmudzieńdobry?–
zaperzyłasięKathryn.
– W tym budynku tak – odparł stanowczo. – Praktycznie jesteście jak papużki
nierozłączki – zakpił. – Podejrzewam, że nie byłabyś w stanie spędzić z dala od
niegoośmiugodzin.
Przysunąłfotelbliżejbiurkaiwziąłdorękilist.
–Gotowa?–spytałszorstko.
Szybkozajęłamiejscenakrześle,kładącnotatniknakolanach.
–Wkażdejchwili–odrzekłanajbardziejsłużbowymtonem,najakijąbyłostać.
Od czasu gdy Kathryn przejęła obowiązki sekretarki Blake’a, nieraz się spierali
czymieliodmiennezadanie,aletymrazembyłoinaczej.Przezpozostałączęśćdnia
zachowywalisięwobecsiebiezchłodnąuprzejmościąiwmiaręmożliwościwręcz
sięunikali,wywołujączdziwieniewśródpracowników.
Wieczorem,wsalonieGreyoaks,KathrynspotkałasięzVivian.
–PokłóciliściesięzBlakiem?–spytałapannaLeeds.
Okazałosię,żewybierasięzBlakiemnakolację.
–Ostatnioprawiesiędosiebienieodzywacie.
Z książką w ręku, w domowym stroju, Kathryn ulokowała się na sofie. Posłała
Vivianniechętnespojrzenie.Niebieskasukniaznanejprojektantki,którąmiałaona
na sobie, zwracała uwagę i nawet Kathryn musiała przyznać, że doskonale
podkreślazgrabnąfiguręorazharmonizujeześlicznątwarząiperfekcyjnąfryzurą.
OtoeleganckaseksownablondynkawguścieBlake’a,pomyślałazgoryczą.
–Nigdyniebyliśmyzesobąblisko–skłamaławbrewwłasnymwspomnieniom.
– Czyżby? – spytała drwiąco Vivian. Uśmiechała się nieco wyniośle, krygując się
przed dużym lustrem zawieszonym między dwoma kinkietami z brązu. – Liczę, że
namobusięułoży.Mieszkaniewtymsamymdomu,samarozumiesz…–Zawiesiła
znaczącogłos.
–Wyznaczyliściedatęślubu?
–Niezupełnie,alenapewnostaniesiętoniebawem–odparłaVivian.
–Mojegratulacje–wymamrotałaKathryn,wpatrującsięniewidzącymwzrokiem
wotwartąksiążkę.
–Jesteśgotowy,kochanie?–spytałaradośnieVivian,widzącBlake’awchodzącego
dosalonu.–Umieramzgłodu.
– W takim razie się pospieszmy – odrzekł, nadając głosowi lekko zmysłowe
brzmienie.
Kathrynnatychmiastjewychwyciła,niepodniosłajednakwzrokuznadksiążkiani
sięnieodezwaławobawie,żeniepotrafinadsobązapanować.Odetchnęłazulgą,
gdy drzwi zamknęły się za piękną parą, jak to określiła niedawno Maude. Jak to
dobrze,pomyślała,żeDickLeedsiMauderównieżniespędzaliwieczoruwdomu,
aPhillipdałsięnamówićnasamotnepójściedokina.Niebędziemusiałaukrywać
swojego podłego nastroju ani łez. Zyskała pewność, że musi opuścić Greyoaks,
ponieważniezdołamieszkaćzVivianpodjednymdachem.
Nazajutrzwstałpogodnyisłonecznyporanek,wręczidealnynalotdoSt.Martin.
Kathryn i Phillip znaleźli się na końcu grupki zmierzającej do samolotu. Widzieli
przedsobąVivianwprzedziwnymbiałymgarniturzezkoronki,uczepionąramienia
Blake’a,orazDickaLeedsaiMaudepogrążonychwrozmowie.
Kathryn miała na sobie prostą sukienkę w zielono-brązowe pasy, która
podkreślała szmaragdowy odcień jej oczu. Długie falowane włosy opadały jej na
plecy.Wybraławygodny,anieefektownystrójiwiedziała,żeniemożesięrównać
zwytwornąpięknąblondynką.Zresztąnawetsięotoniestarała.Trudnoprzecież
mówić,żestraciłaBlake’a,skorotaknaprawdęniemiałaszansy,żebygozdobyć.
Wiele przyczyn się na to złożyło, a miedzy innymi różnica wieku i życiowych
doświadczeń.
– Rozdzierasz mi serce – powiedział Phillip, zauważając, że Kathryn wodzi
wzrokiemzaBlakiemiVivian.
–Dlaczego?–zdziwiłasię.
–NiespotkałemkobietytakzakochanejwmężczyźniejaktywBlake’u–odparł
znietypowąjaknieniegopowagą.
Kathrynwzruszyłaramionami.
–Uporamsięztym–zapewniłago.–Potrzebujętylkotrochęczasu,towszystko.
Nieobawiajsię,spadnęnaczteryłapy.
Phillipwziąłjązarękęipodprowadziłdoodrzutowcanależącegodokorporacji.
– Początkowo uważałem, że to zadurzenie – powiedział – ale doszedłem do
wniosku, że niewłaściwie oceniłem twój stan serca i umysłu. Zrobiłabyś dla niego
wszystko, prawda? Nawet usunęłabyś się w cień i przyjęła do wiadomości, że
poślubiinnąkobietę,byletylkobyłszczęśliwy.
– Czy nie na tym polega miłość? – ściszyła głos. – Rzeczywiście chcę, żeby był
szczęśliwy.
Phillipścisnąłjejdłoń.
–Trzymajfason,kotku–powiedział.–Niepozwól,bysięzorientował,żecierpisz.
– Jasne. Przekonasz się, że nic po mnie nie pozna – oświadczyła buńczucznie. –
My,rewolucjoniści,jesteśmytwardzi,wieszprzecież.
–Tomisiępodoba–stwierdziłPhillip.–Aledlaczegotakszybkosiępoddajesz?
– Kto powiedział, że się poddaję? – Rzuciła mu pytające spojrzenie. – Pracę już
mam,brakujemitylkosamodzielnegomieszkania.Poczekajtylko,ażwrócimy!
Phillipzachichotał.
–Taktrzymać.Wiedziałem,żedaszsobieradę.
–Oczywiście,żedamy–przyznałazwdzięcznymuśmiechem.
–My?–powtórzyłlekkozaniepokojonyPhillip.
– Znasz pośredników nieruchomości – przypomniała mu. – Jestem pewna, że
znajdzieszmicośniedrogiegoiwdobrymsąsiedztwie–dodała.
–Chwileczkę,ja…–zacząłPhillip.
Kathrynniezareagowała.Weszłanapokładsamolotu.
Samolotokazałsięprzestronnyiwygodny.Kathrynczułasięwmiaręswobodnie,
dopókiniepopatrzyłaprzezoknokabiny.Niezdołałauporaćsięznawrotamilęku
wysokości,któryujawniłsięwewczesnymdzieciństwie.
Blakezająłmiejscepilota;świetniesobieradziłzasteraminawetdużejmaszyny.
Vivianusiadławsąsiednimfotelu,obokBlake’a,coniezmiernieucieszyłoKathryn.
Niezniosłabybowiemjejwyniosłegozachowaniaitriumfalnegouśmiechu.
–Jesteśbardzoblada,kochanie–zauważyłazewspółczuciemMaudeipoklepała
jąpozimnejdłoni.–Zażyłaśpigułkę?
– Wzięłam już dwie – odparła ponuro – a jedyny skutek jest taki, że kręci mi się
wgłowie.
–Łykbrandymógłbypomóc–zasugerowałDickLeeds.
Kathrynpotrząsnęłagłową,czującsięjeszczegorzejnasamąmyśloalkoholu.
–Wszystkobędziedobrze–zapewniłaMaudeiDicka.
– Połóż się na chwilę – poradził Phillip. – Zdejmij buty i postaraj się zasnąć –
namawiał, pomagając jej rozciągnąć się na wygodnym siedzeniu. – Zanim się
zorientujesz,będziemynamiejscu.
Wylądowali na lotnisku imienia Królowej Juliany w Sint Maarten, holenderskiej
części podzielonej wyspy. Kiedy zeszli na płytę, Kathryn owiało gorące i zarazem
wilgotnepowietrze.Ujrzałaniebieskieniebo,palmyiflagipowiewającedumnienad
terminalem. Wiele razy spędzała czas w rodzinnej posiadłości Hamiltonów na
wyspieiwspominałatepobytyzprzyjemnością.
Odprawa paszportowa przebiegła sprawnie i bez przeszkód. Blake wynajął
samochódiwyruszyliwdrogę.
–Gdzieznajdujesięwaszdom?–spytałaVivian,patrzącnapokryteczerwonymi
dachamibudynki,któremijali,jadącutwardzonąszosą.
–WSaintMartin,wefrancuskiejczęściwyspy,którazachowaładawnycharakter
– odparł Blake. – Holenderska, przez którą obecnie jedziemy, zbytnio się
amerykanizuje,jaknamójgust.
–Trochętozagmatwane–przyznałaześmiechemVivian.
– Wcale nie – włączyła się Maude. – Można się przyzwyczaić. Wyspa dzieli się
politycznieijęzykowo,aleludziewobuczęściachsąmiliiserdeczni.Spodobająci
sięsklepywMarigot,sązlokalizowanebliskonaszejwilli.
– Godne polecenia są także restauracje – dodał Phillip. – Nigdzie nie znajdziesz
lepszychowocówmorza.
– A co tobie najbardziej się tutaj podoba, kochanie? – zwróciła się Vivian do
Blake’a.
–Spokójicisza.–odrzekł.
–Którychpróżnoszukaćwszczyciesezonuturystycznego–dodałPhillip.
– Cóż, teraz jest sezon huraganów, które skutecznie odstraszają turystów –
stwierdziłaMaude.–Mamnadzieję,żenienatrafimynazłąpogodę.
–Amen–podsumowałBlake.–Wczasiepobytubędęmusiałwyskoczyćnadwa,
trzydninaHaiti.
–Poco?–spytałaznieskrywanąciekawościąVivian.
Blakezerknąłnaniązukosa.
–Możemamtamkochankę…–odparł.
PorazpierwszyKathrynzobaczyła,jakViviansięczerwieni,inajejwłasnąbladą
twarzodrazupowróciłrumieniec.
–Opatrzcie,krowy–powiedziała,wyglądającprzezoknowstronęzielonychłąk
międzywzgórzami.
Niepostrzeżenieprzejechalizholenderskiejdofrancuskiejczęściwyspy.
Maudepodskoczyłanasiedzeniu.
– Och, na przyszłość uprzedzaj, kiedy wjeżdżamy do Saint Martin! – zawołała. –
Drogisąnaprawdęokropne!
–Zupełniejakwdomu,prawda?–zauważyłPhillip,puszczającokodoKathryn.
– Uważam, że u nas są bardzo dobre drogi – obruszyła się Maude. – Mamy
wspaniałą administrację i doskonały zarząd dróg. Nie zapominaj, że pomogłam
JeffowiBrownowiwejśćdozarząduautostradimyślę,żerobitamdobrąrobotę.
–Wybaczmitębezmyślnąuwagę–powiedziałPhillip.–NiechBógbroni,żebym
miałskalaćimię…
–Och,bądźcicho–napomniałagoMaude.–Vivian,toMarigot–zwróciłasiędo
towarzyszkiBlake’a,wskazującprzezoknowstronęzatoki.
Wzdłuż pokrytej miałkim piaskiem plaży widać było rozrzucone łodzie rybackie.
Wdoleczerwieniłysiędachydomów.
Kathryn poczuła dreszcz podniecenia, gdy w parę minut później zatrzymali się
przed jednym z nich. Z przyjemnością patrzyła na biały kamienny budynek
z uroczymi balkonami z kutego żelaza i wysokimi oknami. Podobnie jak pozostałe
budynki,miałczerwonydachirzeźbionedrewnianedrzwiwejściowe.
–Towaszdom?–VivianzwróciłasiędoBlake’a.
Obrzuciła uważnym spojrzeniem budynek, po czym rozejrzała się wokół,
zauważając bujną roślinność, między innymi palmy, dorodne bugenwille i drzewa
kokkolobygronowej,widocznedalej,przyplaży.
–Tak–potwierdziłBlake,wyłączającsilnik.–ToMaisonBaie.Należydonaszej
rodziny od czasu, gdy mój ojciec był chłopcem. Mieszka tu drugie pokolenie
dozorców – emerytowany kapitan żeglugi morskiej Rouget z żoną – którzy pilnują
idoglądajądomu.
–Ślicznietu–zachwyciłasięVivian.
Gdyweszlidodomu,Kathrynpoczułaogarniającyjąchłód.Naspotkaniewyszedł
im Rouget, wysoki, szczupły mężczyzna o siwych włosach i przywitał ich w swoim
ojczystym języku. Blake odpowiedział po francusku, z bezbłędnym tutejszym
akcentem. Kathryn musiała się wysilić, żeby nadążyć ze zrozumieniem tego, co
mówili.JejnieudolnepróbywysławianiasięwtymjęzykubawiłyBlake’a.Rzuciwszy
okiemwjegostronę,zastanawiałasię,czykiedykolwiekjeszczerozbawigocoś,co
onazrobi.
Phillip odciągnął ją na bok, zanim Blake mógł zobaczyć wyraz twarzy Kathryn,
któraniepotrafiłaukryćsmutkuiprzygnębienia.UśmiechnęłasiębladodoPhillipa,
gdy opuścili salon, by udać się do swoich pokoi. Żywiła nadzieję, że pobyt będzie
krótki.
Jeszcze tego samego popołudnia Vivian namówiła Blake’a, żeby zabrał ją do
sklepówwMarigot.MaudeiDickLeedsuznali,żesłońcejestzbytsilne,irozłożyli
się na tarasie, racząc się chłodnym burgundem podanym przez kapitana Rougeta.
Kathrynspędziłaresztędnia,leżącwłóżkuidrzemiąc.Przelotsamolotem,któryza
każdymrazembyłdlaniejdopewnegostopniadyskomfortowy,orazzmianaklimatu
naparnyigorącysprawiły,żecałkiemopadłazsił.Ocknęłasiędopierowieczorem,
gdyMaudelekkopotrząsnęłajejramieniem.
–Kochanie,wybieramysiędoMarigotnakolację,awplaniemamyowocemorza–
powiedziała.–Pójdzieszznami?
Kathryn usiadła i przekonała się z zadowoleniem, że nudności i znużenie minęły
bezśladu.
–Oczywiście–odrzekłazuśmiechem.–Dajmiminutęnaprzebranie…
– A co brakuje temu, co masz na sobie? – rozległ się głos Blake’a, który stanął
wprogu.
Spojrzeniem ciemnych oczu objął szczupłą sylwetkę Kathryn, ubraną w prostą
sukienkę,którapodciągnęłasiędopółudapodczasdrzemki.
– Myślę, że mogłabym w tym zostać, ale nie wiem, dokąd idziemy – odparła
Kathryn,wygładzającsukienkęipodnoszącsięzłóżka.
– W restauracji, w której zaplanowałem wspólny posiłek, nie oczekuje się
specjalnegoubioru–wyjaśniłBlake,wchodzącdopokoju.–Jeszczeciniedobrze?–
spytałwyraźniezatroskany.
Kathrynnapłynęłyłzydooczu,ponieważusłyszałaczułąnutę,brzmiącąwgłosie
Blake’a.Odwróciłasię,żebypodpozoremwzięciadorękiszczotkidowłosówukryć
łzy.
–Nie–odparła.–Wszystkowróciłodonormy,boporządniewypoczęłam.Pozwól
tylko,żesięuczeszęiogarnę–dodała,stającprzedlustrem.
–Byleniezadługototrwało–wtrąciłaMaude,wycofującsięwkierunkudrzwi.–
Jestemgłodnajakwilk.
Kathryn skinęła głową, spodziewając się, że Blake również opuści pokój. Nic
takiego nie nastąpiło. Obserwowała go w lustrze. Zamknął drzwi za opuszczającą
pokój Maude, zbliżył się i stanął za plecami Kathryn. Był tak blisko, że poczuła
ciepło bijące od jego ciała. Ich spojrzenia spotkały się w lustrze. Miał na sobie
koszulęwczerwoneibiałewzory,rozpiętąpodszyjąiukazującączęśćopalonego
torsu. Białe spodnie podkreślały umięśnione uda. Z trudem oderwała od niego
wzrok.
– Naprawdę czujesz się na siłach, żeby pójść z nami? – spytał. – Jeśli nie, to
chętnieztobązostanę.
– Za każdym razem źle znoszę podróż samolotem – przypomniała mu – ale, jak
wspomniałam,obecniemamdobresamopoczucie.
–Naprawdę?–spytał.–Niewyglądasznajlepiej.
–Tobył…długitydzień–szepnęła.
Blake skinął głową, obejmując spojrzeniem włosy, ramiona i twarz Kathryn.
Następniepieszczotliwieiostrożniezarazemująłjąwtalii,wyczuwającdelikatność
ciałaprzezcienkimateriałsukienki.
– Myślę, że nam wszystkim dobrze zrobi zmiana otoczenia i wakacje, choćby
krótkie – dodała, po czym zaśmiała się niepewnie, zarazem podminowana
iskrępowanabliskościąBlake’a.
–Naturalnie,maszrację.–Przyciągnąłjąpowolidosiebie,takżemogłapoczuć
nawłosachjegooddech.–Drżysz–powiedział.
Zamknęła oczy. Bezwiednie położyła dłonie na jego rękach obejmujących ją
wtalii.
–Wiem–szepnęła.
–Kate…
Nie była w stanie się opanować; jej ciało ogarnęła niewypowiedziana tęsknota.
Obserwowaławlustrze,jakręceBlake’aprzesuwająsięwolnowgórę,sięgającjej
piersiiujmującjeprzeztkaninęsukienki.Mocniejwsparłasięojegotors.Pozwoliła
musiędotykać,bezbronnawjegoramionach,czującnaciskjegoudnaswojeuda,
gdyprzysunąłsiędoniejjeszczebliżej.
Śledziłwlustrzejejreakcję.Ocierałsiępoliczkiemojejwłosy,mierzwiącjelekko,
gdy tymczasem palcami nadal pieścił piersi. Była podniecona bardziej niż
poprzednio, ponieważ mogła w lustrze śledzić każdy jego ruch. Przesunęła dłonie
ipołożyłajenajegorękach,przyciskającjemocniejdoswoichpiersi.Sercetłukło
sięjejjakszalone.
Blakepochyliłgłowęipoczułanakarkujegogorącewargiijęzyk,którymwodził
wdółażpobarki.
–Pachnieszkwiatami–wyszeptał.
Jęknęła bezradnie i zacisnęła usta, żeby nie wydostał się z nich żaden odgłos,
któryprzeniknąłbyprzezścianypokoju.
–Chciałbym,żebyśmybylitusami–szeptałdalejBlake.–Położyłbymcięnałóżku
i pieścił tak, że wydałabyś z siebie niejeden jęk i westchnienie. Całowałabyś mnie
i gryzła – mówił zmysłowym głosem, gdy tymczasem jego ręce błądziły po ciele
Kathryn. – Drapałabyś mnie, błagała, żebym zrobił coś więcej, niż tylko dotykał
twoichpiersi.
–Blake…–westchnęła.
Odwróciłasiędoniegoprzodem,objęłagozaszyjęirozchyliłausta.
–Pocałujmnie–prosiła,caładrżąc.–Pocałujmniemocno.
–Jakmocno?–spytałszeptem,zachłannieprzywierającwargamidojejust.
Zarazpotymrozwarłjejęzykiemipieścił,poczymnamiętniepocałowałKathryn.
Gdyoderwałsięodniej,zapytał:
–Czytak?
–Nie–odrzekła.
Wspięłasięnapalce,wdarłasięjęzykiemwgłąbjegoustipieściłajezmysłowo.
–Tak–powiedziała,gdyodsunęłasię,bozabrakłojejtchu.
Blake zareagował natychmiast. Przygarnął ją do siebie i zawładnął jej wargami
wnajbardziejgwałtownyminamiętnympocałunku,jakidotejporyichpołączył.
– Pragniesz mnie? – wyszeptała, czując nieprzepartą potrzebę zjednoczenia się
ztymwspaniałymmężczyzną.
–Czytegonieczujesz?Przysuńsięjeszczebliżej.Przyciśnijciałodomojegociała,
ocierajsięomnie.
–Czytak,Blake?–spytała.
–Jeszczebardziej–odparł,obsypującjejtwarziszyjępocałunkami.–Nieczuję
cię.
Kathryn wtuliła się w niego i zaczęła ponownie wykonywać ciałem podniecające
ruchy.
–Lubisztak?–spytałauwodzicielsko.
–Pozwólmipokazać,jakbardzotolubię–powiedziałBlake.
WziąłKathrynnaręce,poczympatrzącjejwoczy,ruszyłwstronęmahoniowego
łoża,ustawionegopodścianą,muskającustamijejwargi,powieki,policzki,brwi.
–Będzieszsięzemnąkochał?–spytała,gdypostawiłjąprzyłożu.Wiedziała,że
choćgootopyta,damuwszystko,czegotylkozapragnie.
–Achcesztego,Kate?Nieboiszsię?–nalegał.
– Jak mogłabym bać się ciebie? – odparła, tak bardzo wzruszona i zarazem
podekscytowana, że z trudem wymawiała poszczególne słowa. – Skoro ja… –
Urwała,zanimzdążyławyznaćBlake’owi,jakrozpaczliwiegokocha.
W tym momencie rozległo się głośne, natarczywe pukanie do drzwi, po czym
usłyszelipiskliwygłosVivian:
–Blake,jesteśtam?Umieramyzgłodu!
–Jateż!–szepnąłBlake,wpatrującsięwKathrynzjawnympożądaniem.
Wysunęła się od jego objęć i na chwiejnych nogach podeszła do lustra. Nadal
oddychałaciężko,sercewciążbiłoprzyspieszonymrytmem.Byłacałarozedrgana.
W końcu wzięła do ręki szminkę, żeby pomalować obrzmiałe wargi. Tymczasem
Blake potrzebował paru sekund, żeby opanować wzburzone emocje, po czym
podszedłdodrzwi.
– Zgłodniałam, kochanie – powiedziała z uśmiechem Vivian, jednocześnie
obrzucającuważnymspojrzeniemKathryn.
Musiaładostrzecmojeobrzmiałewargiizmierzwionewłosy,pomyślałaKathryn,
usiłującdoprowadzićfryzurędoładu.
– Możemy już iść na kolację – ciągnęła tymczasem Vivian – skoro skończyłeś
rozmawiaćzKate,kochanie?
–Jateżjestemgłodna–powiedziałaKathryn,usiłującuśmiechnąćsiędoVivian.
Byłaby wybiegła z pokoju, gdyby w ostatniej chwili się nie pohamowała. Gdy
mijałaBlake’a,starałasięnaniegoniespojrzećnawetkątemoka.Cojąopętało,że
pozwoliła mu na takie poufałości? Dopiero teraz pojawią się autentyczne
komplikacje.Pokazałamu,jakrozpaczliwiegopragnie,iobawiałasię,żeonzechce
towykorzystać.
Phillip miał słuszność, uznała w duchu. Blake mógłby stracić głowę w intymnej
sytuacji i któregoś dnia, w sprzyjających okolicznościach, dokończyć to, co dziś
zainicjowali. A gdyby tak się stało, uniósłby się honorem i zaproponował jej ślub,
aby uniknąć skandalu. Jednak mnie ten sposób nie odpowiada, zdecydowała
Kathryn. Nie chcę Blake’a za wszelką cenę i na takich warunkach. Kocham go
i pragnę jego miłości, a nie wymuszonego małżeństwa. Chce, żeby był ze mną
zwłasnejwoli.Cowtejsytuacjimampocząć?
Mała francuska restauracja była Kathryn znana tak dobrze jak Maison Baie.
Zapamiętała jej właścicieli – francuskie małżeństwo z Martyniki, które podawało
najwspanialszysufletzhomara,jakikiedykolwiekjadła,ipłonącenaleśniki.Apetyt
wrócił jej w chwili, gdy zobaczyła jedzenie, a miłe towarzystwo Phillipa uczyniło
wspólny posiłek jeszcze przyjemniejszym. Podczas kolacji unikała przenikliwego
spojrzeniaBlake’a,apopowrociedodomuszybkoprzeprosiłapozostałychiudała
siędoswegopokoju.
Ten wieczór wpłynął na przebieg dwóch następnych dni. Blake był wyraźnie
niezadowolony,zauważając,żeKathryngounika,anamediatorskiewysiłkiPhillipa
reagował wyjątkowo gwałtownie. W ciągu dnia czas spędzał jedynie
w towarzystwie Vivian, zabierając ją na wycieczki, aby pokazać jej atrakcje
pobliskich wysp Saba i Sint Eustatius. Natomiast wieczorami Blake omawiał
zDickiemLeedsemsprawyzwiązkówzawodowych.
Po jednej z takich długich rozmów Kathryn natknęła się na niego przypadkiem
w pustym holu na piętrze, gdy szła do swego pokoju, żeby przebrać się na
zaplanowanąkolacjęwMarigot.
Blakezmrużyłoczy,gdyzatrzymałasięnawprostniego.
–Wciążodemnieuciekasz?–spytałzprzekąsem.
–Nieuciekam–zaprzeczyłaniepewnie.
–Czyżby?Gdybyśmogła,schowałabyśsięwmysiejdziurze,żebytylkosięzemną
niespotkać.Cosiędzieje,Kathryn?Myślisz,żejesteśtakcholerniepodniecająca,
żeniemógłbymcisięoprzeć?
–Wcaletakniemyślę!–wykrzyknęłaoburzona.
–Todlaczegozadajeszsobietyletrudu,żebymnieunikać?–spytał.
Kathryngłębokozaczerpnęłapowietrza,żebyuspokoićoddech.
– Phillip i ja byliśmy zajęci, to wszystko – oświadczyła najbardziej swobodnym
tonem,najakibyłojąstać.
Blakezmarszczyłbrwi,ajegoustawykrzywiłnieprzyjemnyuśmieszek.
– Zajęci? Ach, tak. Czy w końcu postanowiłaś się przekonać, czym jest pełnia
życia?–zapytałzimnymgłosem.–Jeślitak,tobardzodobrze.Mojegratulacje.Dla
mnie i tak jesteś zbyt dziecinna. Dawno temu wyrosłem z piaskownicy – oznajmił
dobitnie,okręciłsięnapięcieiodszedł.
Kathryn nie mogła znieść, że Blake tak o niej myśli i patrzy na nią wzrokiem
pełnympogardy.Przejawyagresjizjegostronypobudzałyjejbuntowniczynastrój.
Okazywanaprzezniegozłośćwywoływaławniejduchaoporu.
Kiedy wieczorem w restauracji podano białe wino, nie poprzestała na jednym
kieliszku. Raczyła się nim bez umiaru, aby zapomnieć o nieprzyjemnościach
iwprawićsięwlepszynastrój.KiedyBlakezapowiedział,żenazajutrzlecinaHaiti,
nie zwróciła na to uwagi. Myślami była daleko stąd, w tak dobrym humorze,
wjakimjużdawnoniebyła.
–Kochanie,jesteśpijana–zauważyłztroskąPhillip,kiedywracalidodomu.–Idź
prostodopokojuipołóżsięspać.
Posłałamuleniwyuśmiech.
–Niejestemśpiąca–oświadczyłabuńczucznie.
– To udawaj i połóż się, zanim dasz Vivian powód do kpin – poprosił łagodnie. –
Proszę cię, więcej nie prowokuj Blake’a. Dziwię się, że nie wygłosił ci kazania na
tematilościwypitegowina.Napewnomusiętoniepodobało.
–Bądźkochanyiprzestańmniepouczać–poprosiłaKathryn,wachlującsięjedną
ręką.–Jeststanowczonatozagorąco.
–Chybazapowiadasięnaburzę–zgodziłsięPhillip.–Idźdoswojegopokojuisię
połóż.Ochłodziszsię.
Kathryn wzruszyła ramionami i ku zadowoleniu Phillipa zastosowała się do jego
prośby. Umknęła do swojego pokoju, zanim pozostali uczestnicy kolacji weszli do
domu.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Kathryn wyciągnęła się na łóżku, ale wcale nie poczuła się komfortowo. Zrobiło
sięjejjeszczebardziejgorącoiduszno.Napróżnopróbowałasięodprężyć.Kręciła
sięwłóżku,przewracałasięzbokunabok.Sennienadchodził.Nicdziwnego,że
wtymstanieduchaniedawnowypowiedzianepodjejadresemsłowaBlake’ajawiły
sięjejjakowyjątkowourągające.„Jesteśdlamniezbytdziecinna”.Niepotrafiłaich
odegnać, nie zdołała też zasnąć. W końcu wstała, włożyła bikini i wzięła ręcznik
kąpielowy, uznając, że poszuka ochłody w wodach zatoki. Na samą myśl o kąpieli
poczułasięlepiej.
Dom był pogrążony w ciemności, ale bez przeszkód zeszła po schodach na dół.
Wyszłanadwóritrochęniepewnieruszyławstronęplaży.Ostrekamykidrażniłyjej
bose stopy, ale wkrótce poczuła pod nogami miękki, jeszcze ciepły piasek.
Powietrze było nieruchome, plaża opustoszała. Stanęła i wdychała rozkoszny
zapachkwiatówzmieszanyzcierpkąwoniąmorza.
–Coturobisz?–dobiegłjąmęskigłoszzakępypalm.
Odwróciwszygłowę,ujrzałaBlake’a.Miałnasobiebiałeszortyitęsamąkoszulę
w czerwono-białe wzory, którą nosił wcześniej. Tyle że teraz była rozpięta aż do
pasa,odsłaniającszerokiumięśnionytors.
–Zadałemcipytanie–rzuciłostro.
Nawet w świetle księżyca widziała jego zuchwałe spojrzenie, gdy lustrował
wzrokiemjejsylwetkęodzianąwskąpebikini.
– Chciałam popływać – odrzekła, bardzo starannie wypowiadając każde słowo. –
Byłomidusznoigorąco.
–Naprawdę?
Kathryn nie mogła oderwać oczu od Blake’a. Przesunęła spojrzeniem po jego
ciele, zatrzymując je nieco dłużej na odsłoniętym torsie, porośniętym włoskami,
które znikały poniżej linii pasa. Ogarnęło ją pożądanie tak silne, że mimowolnie
ruszyławstronęBlake’a,niewpełnizdającsobiesprawęztego,corobi,dopókinie
znalazłasięnatyleblisko,żemogłagodotknąć.
–Niegniewajsięnamnie–poprosiła,unoszącrękę,bymócwędrowaćpalcamipo
jegoszerokiejpiersi.
–Przestań!–polecił,chwytającjązanadgarstek.
– Dlaczego? – spytała wyzywająco. – Przecież jestem tylko dzieckiem,
zapomniałeś? – prowokowała, pieszcząc opaloną skórę, pod którą prężyły się
mięśnie.
Przysuwała się bliżej, słysząc, jak Blake coraz szybciej oddycha, by w końcu
oprzećsięoniegocałymciałem.
–Blake–szepnęłatęsknie.
Wypity alkohol zrobił swoje; przestała kontrolować własne zachowanie.
Wcześniejniezdarzyłosię,abyprzyBlake’ubyławpełnizrelaksowanaiswobodna.
Dotykała jego barków i ramion, całowała tors, napawając się zapachem wody
kolońskiejikorzennegomydła.
WpewnymmomencieBlakechwyciłjąwtalii.
– Nie rób tego, Kate – ostrzegł. – Sprowokujesz mnie do czegoś, czego oboje
będziemyżałować.Niemaszpojęcia,cosięzemnądzieje.
Nieposłuchała.Ocierałasięzmysłowoojegociało,ażzjegogardławydobyłsię
jęk.
–Och,Blake–powiedziała,unoszącgłowę,byspojrzećmuwoczy–kochajsięze
mną!
–Napublicznejplaży?–zdziwiłsię,całującjąnamiętnie.
Otoczyła ramionami jego szyję, a on chwycił ją za uda i uniósł, przyciskając do
swojego ciała. Poczuła, że przeszedł go dreszcz. Wtuleni w siebie, smakowali się,
dotykali, pieścili, ogarnięci pożądaniem, które wydawało się niemożliwe do
zaspokojenia.KathrynwsunęłapalcewgęsteciemnewłosyBlake’aimierzwiłaje
wzapamiętaniu.
Nagle poczuła palce Blake’a przy staniku i zanim się zorientowała, stała przed
nimwsamychfigach.
–Jesttakjakwtedywaltanie,prawdaKate?–wyszeptał,przyciskającmocniejjej
piersi do swego pokrytego ciemnym zarostem torsu. – Chcę czuć cię przy sobie
całą, chcę leżeć z tobą na plaży i dać ci poznać różnicę między twoim a moim
ciałem.
Uda Kathryn drżały, wbiła paznokcie w jego muskularne plecy, a z jej gardła
wyrwałsięspazmatycznyszloch.
–Mojasłodka,kochana–szeptałBlakezustamiprzyjejwargach,powtarzającte
słowamiędzyjednymadrugimnamiętnympocałunkiem.
Kathryn przestały wystarczać pocałunki, pragnęła jeszcze większej bliskości,
scalenia się w jedno z ukochanym. Tymczasem Blake powędrował ustami w dół
i zaczął całować jej piersi, wiedząc, że żaden inny mężczyzna przed nim tego nie
robił. W odpowiedzi zadrżała, przeczuwając, że spełnienie w ramionach Blake’a
będzieniezwykłym,niepowtarzalnymprzeżyciem.
Kocham cię, pomyślała na wpół przytomnie, kocham cię ponad życie. Będę
zadowolona nawet wtedy, gdy zostanie mi tylko wspomnienie tego wspólnego
cudownegoprzeżycia.TyiVivianbędzieciemielidzieci,ajawspomnienie…
–Jesteśpiękna–wyszeptałBlake,odrywającustaodpiersiKathryn.–Gładkajak
jedwab, miękka jak aksamit. Pragnę cię jak powietrza, bez którego nie można
oddychaćiżyć.Chcęsięztobąkochać…
BlakekołysałwramionachKathrynwrytmfaluderzającychobrzegplaży,aona
poddawała mu się bezwolnie, upojona bliskością ukochanego bardziej niż winem,
które wypiła. Ponownie złączyli się w namiętnym pocałunku. Gdy dobiegł końca,
BlakeodsunąłodsiebieKathrynistwierdziłzdeterminacją:
–Musimyprzestać,niemogęwziąćciętutaj!
–Wejdźmydodomu–zaproponowałaKathryn.
–Moglibyśmy–przyznałBlake–alepotemobudziszsięwmoichramionachimnie
znienawidzisz.Dodiabła!Niemożemytakpostąpić!
Odsunął się i przez chwilę wpatrywał w jej piersi, po czym schylił się, podniósł
stanikodbikiniiwcisnąłgowjejdrżąceręce.
– Włóż go – mruknął. Sięgnął do kieszeni po papierosy i zapałki. – Pozwól, że
trochęochłonę.Kate,czytyniepojmujesz,jaksilnienamniedziałasz?
Kathryn włożyła stanik, unikając wzroku Blake’a. Kątem oka widziała tlący się
papieros.
– Przepraszam – wyjąkała znękanym głosem. – Ja nie zamierzałam… nie
chciałam…
–Jużdobrze–uspokoiłją.–Zadużowypiłaś,towszystko.
Zamknęłaoczyiobjęłasięramionami.
–Wstydmi–powiedziała.
–Wstyd?–Blakezesztywniał.
– Nie wiem, co we mnie wstąpiło. – Roześmiała się nienaturalnie. – Może to
sprawawieku.
–Amożejesteścholerniesfrustrowana–dodałostro.–Czynietak,Kate?Phillip
niemożedaćcitego,czegopotrzebujesz?
Niewierzyławłasnymuszom.Zszokowanatymisłowami,popatrzyłananiegoze
zdziwieniem.
–Oczymtymówisz?
Blakezaśmiałsiękrótko.
– Nie ukrywasz, że jego towarzystwo najbardziej ci odpowiada, kotku –
przypomniał jej. – Tyle że on nie jest namiętny. Właśnie się o tym przekonałaś,
prawda?Czyonpotrafizaspokoićtwójgłód?Potrafidaćcito,coja?
–NiemyślęwtensposóboPhillipie–wyjąkała.
– Nie spodziewaj się, że znowu go zastąpię – odparował. – Są granice
wykorzystywaniamniejakosubstytutu.
–Ależjategonierobiłam!–oburzyłasię.
Blakeodwróciłsię.
–Wracajdodomuiwytrzeźwiej–rzucił,zdejmująckoszulę.
Kathryn patrzyła za Blakiem, jak idzie w stronę zatoki, po czym nurkuje
w oświetlonej blaskiem księżyca wodzie. Rozpaczliwie chciała podążyć za nim,
chciała,byzrozumiał,coonaczuje.Pragnęłamupowiedzieć,żekochajego,anie
Phillipa,żeoddałabywszystko,żebybyćdlaniegotym,kimjestVivian.Wiedziała
jednak, że w tym nastroju, w jakim był teraz, Blake by jej nie wysłuchał. Zresztą
wogólebyjejniechciałsłuchać,niezależnieodnastroju,uznaławduchu.Straciła
jegoszacunek,atymsamymzaprzepaściłaszansę,żebykiedykolwiekjąpokochał.
Westchnęła, odwróciła się i podniosła ręcznik. Wlokła go za sobą, idąc do domu,
apachnącykwiatamizefirekszeptałjejdouchazmysłowenuty.
Długospałaiobudziłasięzdojmującymbólemgłowy.Zwlókłszysięzłóżka,żeby
wziąć tabletkę, spojrzała w okno. Padał deszcz, a na niebie kłębiły się ciemne
chmury.
Bezpośpiechuzeszłanadół.WsaloniezastałatylkoPhillipa.
– Gdzie są wszyscy? – spytała, przykładając rękę do skroni. Nalała sobie kawy
iusiadłaprzystole.
– Odwieźli Blake’a na lotnisko – odparł, obserwując ją bacznie. – Mimo
ostrzegawczych prognoz meteorologicznych postanowił polecieć dziś na Haiti.
Wyruszylijeszczeprzeddeszczem.Myślę,żewdrodzepowrotnejzatrzymalisięna
zakupy.
Kathryn utkwiła wzrok w oknie, za którym widać było strugi zacinającego
deszczu.
–Źletowygląda–zauważyłazaniepokojona.
Wduchuzadałasobiepytanie,czywydarzeniaminionejnocyorazjejprzesadnie
impulsywne zachowanie, w czym pewną rolę odegrała nadmierna ilość wina, tak
zirytowała Blake’a, że musiał się uwolnić od jej widoku. Czy z tego powodu
zdecydował się na ryzyko, jakim był lot w niesprzyjających warunkach
pogodowych?
–Toprawda–zgodziłsięPhillip,podnoszącdoustfiliżankęzkawąiobserwując
Kathryn spod oka. Wypił parę łyków, po czym odstawił filiżankę. – Co się stało? –
spytał.
Topytaniezaskoczyłojądotegostopnia,żezaniemówiła.
–Cosięstałownocy?–ponowiłpytaniePhillip.–RanoBlakepokazywałponurą
minę, a podczas śniadania nie odezwał się ani słowem. Nie spytał o ciebie, ale
wyglądałtak,jakbyniecierpliwieczekałispodziewałsię,żeladachwilazejdziesz.
W oczach Kathryn pojawiły się łzy i spłynęły po policzkach. Odstawiła filiżankę
iukryłatwarzwdłoniach.
Phillipusiadłobokniejipoklepałjązzakłopotaniemporamieniu.
–Comuzrobiłaś?–spytał.
–Zadużowypiłam–wyszeptała,nieodrywającdłoniodtwarzy–aonpowiedział,
żejestemdziecinna…
–Atypokazałaśmu,żeniejesteśdzieckiem.
KathrynodsłoniłatwarzipodniosłapytającywzroknaPhillipa.
–Topublicznaplaża–zauważyłzfiglarnymuśmieszkiemPhillip–aksiężycjasno
świecił.
–Och,nie–jęknęła,oblewającsięrumieńcem.Znowuukryłatwarzwdłoniach.–
Widziałeśnas.
– Nie tylko ja, Vivian również. Uważaj na siebie, mała. Widziałem jej minę, gdy
wpadłanaschodyipopędziłanagórę.
–Jeszczektośnaswidział?–przeraziłasięKathryn.
–Nie.–Phillippokręciłgłową.–MamaiDickprowadzilidyskusjępolityczną.Ja
wziąłem Vivian na przechadzkę w pobliżu domu, żeby podziwiać widok.
Rzeczywiścieniezływidokzobaczyliśmy.No,no!
Ze wstydu Kathryn najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Czerwona na twarzy,
powtarzała:
–Tostraszne.Tostraszne.
– Nie przejmuj się. – Phillip poklepał ją uspokajająco po ręce. – Wiele bym dał,
żeby jakiejś kobiecie tak na mnie zależało. A jeśli zastanawiałaś się, co Blake do
ciebieczuje,tosiędowiedziałaś.
–Dowiedziałamsię,żemniepragnie.Toniewystarczy.
– Skąd pewność, że z jego strony w grę wchodzi jedynie pożądanie? – spytał
Phillip. Pochylił się, wpatrując w blat stolika do kawy. – Blake jest zamknięty
wsobie.Nieujawniauczuć.
–Niemogłabymmuspojrzećwtwarzdziśrano–powiedziałazgorycząKathryn.
–Niepotym,cozrobiłam.Dokońcażycianiewezmędoustkropliwina.
–Niepoddawajsię,mała,nierezygnuj–poradziłPhillip.
–Przecieżniemamzczegonierezygnować–odparłaKathryn.
–Czyżby?Niebyłbymotymprzekonany.
Maude wyszła do kuchni sprawdzić, jak przebiegają przygotowania do kolacji,
a Dick z Phillipem, zatopieni w rozmowie, przeszli na ganek. W rezultacie Vivian
i Kathryn zostały skazane na własne towarzystwo. Ulewny deszcz wreszcie
przestałpadać,alesilnywiatrzelżałtylkonieznacznie.Coprawda,Blakemiałsię
zjawićdopieronazajutrz,aleonazastanawiałasię,jakonsobieradzinaHaiti,oraz
niepokoiłasięopowrotnylot.
–Nieźlesięwczorajurządziłaś,co?–zagadnęłaVivian,nalewającsobiekieliszek
brandy.ZerknęłakątemokanaKathryn.
– Nie jestem przyzwyczajona do alkoholu – odparła Kathryn. Utkwiła wzrok
wfiliżance,którątrzymaławręku.
– Fatalnie, że przesadziłaś, Blake był wyraźnie zdegustowany – orzekła Vivian,
zdającąsięsłyszećwgłosienutąpogardy.
–Takuważasz?
– Oczywiście – potwierdziła Vivian. – Widziałam was. Biedny facet, nie miał
żadnych szans. Wręcz rzuciłaś się na niego. Każdy mężczyzna byłby pobudzony –
dodała, posyłając rywalce niechętne spojrzenie. – Co do mnie, jestem na ciebie
wściekła.Powiedziałamci,jaksprawysięmają,isądziłam,żejesteśwystarczająco
ambitna,bynienarzucaćsięmężczyźnie,któryjestzaręczony.
Filiżanka z kawą wypadła Kathryn z dłoni i roztrzaskała się o podłogę.
Upokorzona,zerwałasięzkrzesłaipobiegławstronęschodów.Niebyławstanie
dłużejtegosłuchać.
Nastał dzień przyjazdu Blake’a. Zapowiedział, żeby oczekiwali go przed
południem i Phillip w odpowiedniej porze wyruszył na lotnisko. Wrócił sam,
wyraźniezdenerwowany.
–Cosięstało?Cośzłego?–zaniepokoiłasięKathryn.
–WyleciałzHaitizadniaiprzekazałdowieżyplanlotu,aleniedługopostarcie
słuch o nim zaginął – odrzekł z ponurą miną Phillip. – Ujął dłonie Kathryn
i serdecznie je uścisnął, chcąc dodać jej otuchy. – Podejrzewają, że z powodu
huraganusamolotmógłspaśćgdzieśwpobliżuwybrzeżaPuertoRico.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Kathrynwpadławpanikę.Wręczodchodziłaodzmysłów,krążącniespokojnietam
i z powrotem po hali przylotów. Nie potrafiła powstrzymać się od płaczu ani od
zadawania sobie w duchu pytań o los Blake’a, który musiał stawić czoło groźnym
siłom przyrody. W pewnym momencie Phillip zaproponował, żeby przeszli do
restauracji, do sąsiadującego z lotniskiem motelu i tam czekali na wiadomości
oBlake’u.
Vivian również się niepokoiła, ale nie przeszkadzało jej to przekomarzać się
zPhillipemaniomiataćwzrokiemsaliwposzukiwaniuzaciekawionychniąspojrzeń.
W motelu zatrzymało się kilku Europejczyków, a większość gości restauracji
stanowilimężczyźni.
W przeciwieństwie do Vivian, Kathryn kompletnie nie interesowało otoczenie.
Wciąż przerażona zniknięciem ukochanego, pochyliła głowę, pogrążona we
własnychniewesołychmyślach.Blakebyłsilny,władczy,niesłychaniepewnysiebie.
Prawdopodobnie dlatego nie brała pod uwagę, że tak jak każdemu człowiekowi
możemusięprzydarzyćcośzłegoczyniebezpiecznego.Tymczasemokazałosię,że
równieżonmożewpaśćwpoważnekłopoty.
–Niewytrzymamdłużej–szepnęładoPhillipa,podnoszącsięzkrzesła.–Wracam
doterminalu.
–Kathryn,tomożejeszczepotrwaćgodziny–odparłPhillip,aleodprowadziłjądo
drzwi.
Rzucił zatroskane spojrzenie w stronę wyraźnie przybitej matki, pogrążonej
w rozmowie z Dickiem Leedsem. Na jej pociągłej twarzy odzwierciedlały się
przeżywaneemocje:zdenerwowanieilękosyna.
–Wiem–odparła,usiłujączdobyćsięnauśmiech–alejeślion…kiedyonwyląduje
–poprawiłasięnatychmiast–odrazupowinienzobaczyćkogośznas,bliskichsobie
ludzi.
Phillipścisnąłjejramię.Wyglądał,jakbyprzybyłomukilkalat.
– Nie jest powiedziane, że wróci cały i zdrowy – powiedział z przygnębieniem –
a ty powinnaś przyjąć do wiadomości taką ewentualność – tłumaczył. – Obecnie
wiemy tylko tyle, że jego samolot spadł, a załogi ratownicze prowadzą
poszukiwania.Acoznajdą?
–Onżyje–powiedziałazdeterminacjąKathryn,choćbyłanagranicypłaczu.–On
żyje–powtórzyła.
–Kotku…
–Myślisz,żejeszczebymoddychała,gdybyBlakenieżył?–spytałazmocą.–Że
mojesercebybiło?
Phillip na moment przymknął oczy, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
Kathrynnaniąniepoczekała.
–Wychodzę–oświadczyła,opuszczającrestaurację.
Niebowciążpokrywałyciężkieszarechmury,przezktórenieprzebiłsięanijeden
promień słońca. Kathryn wyszła z terminalu i niespokojnie krążyła po płycie
lotniska,zatrzymującsięinasłuchujączakażdymrazem,gdywydawałojejsię,że
słyszyodgłosnadlatującegosamolotu.
Po niedługim czasie dołączyła do niej Maude, przygarbiona, nagle postarzała.
Pociągłatwarzjeszczebardziejsięwydłużyła,zdrowąceręzastąpiłabladość.
–Chciałabymwreszciewiedzieć,czyjestjakakolwiekmożliwość,żemójsynżyje–
powiedziała.
–Oczywiście,żeżyje–odparłazprzekonaniemKathryn.
Maudenadłużejzatrzymałauważnespojrzenienatwarzywychowanicy.
–Okazałamsięniedomyślna,prawda?–zagadnęła.
Kathrynzaczerwieniłasięiodwróciławzrok.
–Ja…–zaczęła.
Maudeobjęłajązaramiona.
–Chodź,napijemysięjeszczekawy,toniezrobidużejróżnicy.
WtymmomenciedobiegłichgłosPhillipa,którystanąłwdrzwiachterminalu.
–Znaleźligo!Znaleźli!–wołałradośnie,szerokouśmiechnięty.–Ratownicyjużpo
niegolecą.
–Och,Boguniechbędądzięki–powiedziałazulgąMaude.
Kathryn popłynęły łzy po policzkach. Nie wstydziła się ich. Blake żyje, jest
bezpieczny.NawetjeślibędziemusiaławyrzecsięgodlaVivian,nawetjeślistraci
znimkontakt,wystarczyjejświadomość,żeukochanyżyje.
Została tam, gdzie od jakiegoś czasu stała – na zewnątrz, na płycie lotniska.
Maude w milczeniu jej towarzyszyła. Czekały. Tymczasem Phillip cofnął się do
terminalu.
Minutypłynęływciszy,ażwreszcierozległsięwarkotdwusilnikowegosamolotu.
Okrążył pas startowy i ostrożnie zniżył lot. Koła zapiszczały, samolot wzniósł się
ponownie, po czym osiadł na płycie. Kathryn nie spuszczała wzroku z samolotu,
dopóki nie wylądował, nie wyłączono silnika i nie otworzyły się drzwi. Wtedy
pojawił się w nich wysoki ciemnowłosy mężczyzna, a ona rzuciła się ku niemu,
zanimstanąłnaziemi.
–Blake,Blake!–wołała.
Nieświadomaobecnościinnych,zezmierzwionymiwłosamiitwarzązalanąłzami
pobiegła ku ukochanemu. Wpadła w jego rozwarte ramiona, a on chwycił ją
wobjęciaiprzygarnąłdosiebie,gdywtulałatwarzwjegopierśiłkała.
– Powiedzieli, że spadłeś i nie wiedzieliśmy… – Z trudem wypowiadała słowa,
przerywane szlochem. – Umierałam ze strachu o ciebie… Och, najchętniej
zginęłabymrazemztobą…
–Zapewniamcię,żenicminiejest–powiedziałBlake,gładzącwłosyKathryn.–
Nicminiejest–powtórzyłuspokajająco.
Uniosła ku niemu bladą, mokrą od łez, od zmartwienia poważną ponad wiek,
twarz.
Blake też wydawał się starszy, zmarszczki pogłębiły się, ciemne oczy nabiegły
krwią,jakbyoddłuższegoczasuniespał.
–Kochamcię–wyznała,wciążrozemocjonowana.–Takbardzociękocham!
Blakestałnieruchomo,jakbywrósłwziemię,patrzyłnaniąoczamitakciemnymi,
żewydawałysięniemalczarne.Speszonaswojąniedorzecznąszczerością,Kathryn
wyrwałasięzobjęćukochanegoicofnęłagwałtownie.
–Przepraszam–rzuciła.–Niemiałamzamiaru…rzucaćsięnaciebieporazdrugi
–usprawiedliwiłasię.–Vivianmiwyjawiła,jakibyłeśwczorajzniesmaczonymoim
zachowaniem–dodała.
–Cocipowiedziała?
Kathrynodsunęłasię,alewciążtrzymałaBlake’azarękę,gdyszliprzezpłytę,by
dołączyćdooczekującychcudownieuratowanegosyna,bratainarzeczonego.
–Toniemaznaczenia–odrzekłazesmutnymuśmiechem.–Wszystkowporządku.
–Tobietaksięzdaje–orzekłBlake.
BiegłakunimVivian,wołając:
–Och,kochanie!Zamartwialiśmysięociebie!
GdystanęłaprzedBlakiem,Kathrynrzuciłajejjadowitespojrzenie.
–Jaktocudownie,żeniccisięniestało–powiedziałaVivian.
Po chwili dołączyli do nich Maude i Phillip, oboje nie kryjąc ani radości, ani
wzruszenia.PaniHamiltonłzypłynęłypopoliczkach.
–Małobrakowało,co?–zauważyłPhillip.
Blakezpowagąskinąłgłową.
–Bardzomało.Niechciałbymporazdrugiznaleźćsięwtakiejsytuacji.
–Acozsamolotem?–spytałaMaude.
– Był ubezpieczony. Z powodu huraganu byłem zmuszony lądować w lasach
deszczowychwPuertoRico.Udałobysię,gdybymniezaczepiłskrzydłemodrzewo.
Kathrynzamknęłaoczy,widzącwwyobraźnitęscenę.
–Postawięcidrinka–zaproponowałPhillip.–Wyglądanato,żedobrzecizrobi.
–Drink,apotemgorącakąpieliłóżko–zgodziłsięBlake.
–Ajasięspakuję–oznajmiłaKathryn.
– Zamierzasz się pakować? – zdziwił się wyraźnie niezadowolony Blake. –
Dlaczego?
– Wracam do Greyoaks – oświadczyła. – Mam dość słońca i piasku. Nie lubię
raju…zadużownimwęży.
Podeszładosamochodu.
–Phillipie,będziesztakdobryiodwiezieszmniedodomu?–spytała.
– Poproś Maude – odrzekł ku jej zaskoczeniu. – Nie masz nic przeciwko temu,
mamo?
–Nie,bynajmniej–odrzekłaMaude,biorącKathrynzarękę.–Chodź,kochanie.
Vivian,Dick,zabierzeciesięznami?
Leedsowieodmówili,wolelipójśćzBlakiemiPhillipemdobaru.MaudeiKathryn
wsiadły do samochodu. Drogę przebyły w milczeniu. Maude odezwała się dopiero
namiejscu,gdyzaparkowałysamochódiweszłydodomu.
–Niewyjeżdżaj–poprosiła,gdyKathrynskierowałasiękuschodom,abywejśćna
górędoswojegopokojuispakowaćrzeczy.–Niedzisiaj.
KathrynodwróciłasiędopaniHamilton.
– Nie mogę tu dłużej zostać – wyjawiła. – Nie zniosę tego. Chcę poszukać
mieszkania, zanim on… – Nie dokończyła. Łzy nie pozwoliły jej nic więcej
powiedzieć.
Wszystkie rzeczy zmieściły się w torbie podróżnej. Kathryn spakowała się,
a następnie przebrała w dzianinową niebieską bluzkę i białą spódnicę, gdy
niespodziewanie otworzyły się drzwi i do pokoju wkroczył Blake. Wprawdzie
wyglądał na mniej zmęczonego, ale widać było, że potrzebuje snu i dłuższego
relaksuponiedawnychdramatycznychprzeżyciach.
– Jestem… prawie gotowa – powiedziała. – Jeśli Phillip mógłby mnie odwieźć… –
Urwała,zdenerwowana.
Blake zamknął za sobą drzwi, po czym oparł się o nie plecami, w milczeniu
przyglądając się Kathryn. Miał na sobie białą koszulę rozpiętą do połowy klatki
piersiowej i granatowe spodnie. Gęste włosy były w nieładzie, twarz nieruchoma,
oczypociemniałe.
–Leedsowiewyjeżdżają–odezwałsięwkońcu.
–Naprawdę?–zdziwiłasięKathryn,niepatrzącnaBlake’a.–Najakdługo?
– Na dobre. Wybrałem się na Haiti nie bez przyczyny. Podpisałem kontrakt
iprzenoszęzakładylondyńskiedoPort-au-Prince.
Kathrynspojrzałananiegozaskoczona.
–AleVivian…
–Ściągnąłemjątutaj,bowiedziałem,żemawpływnaojca–wyjaśnił.–Doszedłem
downiosku,żejeśliudamisięjąprzekonać,byprzyjęłamojewarunki,onanamówi
ojca. Opacznie zinterpretowałaś całą sytuację i myślę, że była to po części moja
wina.Chciałem,żebytaksięstało.
Kathrynznieruchomiała,zaskoczonausłyszanąwiadomością.
–Teraztoitakbezznaczenia–zauważyła.
–Czemu?
– Zaraz po powrocie z Karaibów zamierzam poszukać sobie mieszkania, aby
zacząćsamodzielneżycie–oznajmiła,unoszącdumniegłowę.
–Powiedziałaś,żemniekochasz–przypomniałjejBlake.
–Byłam…zdenerwowana.
–Niebawsięwżadnegierkiiniekręć.Topoważnasprawa.Wyznałaś,żemnie
kochasz.Wjakisposób?Jakstarszegobrata,opiekunaczyjakkochanka?
–Mąciszmiwgłowie!–zaprotestowałagwałtownie.
– A ty mąciłaś mi w głowie przez blisko rok – stwierdził Blake, starając się
powstrzymaćemocje.
–Nierozumiem–odparłazaskoczonaKathryn.
Stałopartyodrzwi,ręcewsunąłwkieszenie,oczamiwodziłpojejciele.
–Nigdynierozumiałaś.–Wzruszyłramionami.
– Wyglądasz na zmęczonego – zauważyła łagodnie. – Dlaczego nie pójdziesz do
łóżka?
– Tylko z tobą – odparł krótko, obserwując, jak Kathryn się rumieni. – Nie
zamierzam zasnąć, by po obudzeniu przekonać się, że wyjechałaś, podczas gdy ja
spałem.Donavan,potemPhillip,mójbrat,któregoomalznienawidziłemdlatego,że
mógłbyćztobąblisko,ajaniepotrafiłem.Atyuważałaś,żetylkociępożądam!
Kathrynnadalstałanieporuszona,alejejtwarzrozkwitałaniczympąknawiosnę.
–Pożądałemcię!Dobresobie!Odchodziłemodzmysłów,zastanawiającsię,kogo
zastępujętamtejnocynaplaży.
Kathryn podeszła do łóżka i przytrzymała się oparcia. Bezwiednie gładziła
palcamimahoniowedrewnowezgłowia.
–Blake?–szepnęła.
–PowiedziałaśPhillipowi,żenapewnożyję,botwojesercewciążbije.Taksamo
byłozemną.Dopókioddycham,wiem,żejesteś,boniematakiejmożliwości,żebym
bezciebiemógłżyć!
Kathryn podbiegła do ukochanego i rzuciła mu się w ramiona. Objął ją i mocno
przygarnąłdopiersi.
– Pocałuj mnie – wyszeptał, zbliżając usta do jej warg. – Kate, tak bardzo cię
kocham!–wyznał.
Całowali się zapamiętale, zachłannie, jak dwoje ludzi ocalonych z katastrofy.
Wgruncierzeczywłaśnietakbyło.Gdybydramatyczneokolicznościniezmusiłyich
do wyjawienia uczuć, każde z osobna wiodłoby życie pozbawione miłości i byliby
głęboko nieszczęśliwi. Zmarnowaliby szansę nie każdemu daną przez los. Czy nie
byłabytokatastrofa?
Wreszcieoderwalisięodsiebie,żebyodetchnąćinawzajemnapawaćsięswoim
widokiem.
– Myślałam, że mnie nienawidzisz – powiedziała Kathryn, uświadamiając sobie
nagle, że wszelkie dawne nieporozumienia stały się nieważne. Kochała i była
kochana.Czypotrzebaczegoświęcej?
–Zjakiegopowodu?–spytał.–Bopróbowałaśuwieśćmnienaplaży?
–Niepróbowałam–zaprotestowałabezwiększegoprzekonania.
–Wszystkonatowskazywało.
–Pokochałamcię,amyślałam,żecięstracę,więcchciałammiećchociażcudowne
wspomnienie…
– Coś w tym było – przyznał z czułością i przytulił ją do siebie. – Zawsze będę
pamiętał, jak wyglądałaś w blasku księżyca, twoja skóra przypominała lśniący
jedwab,byłatakagładkaimiękka…
–Blake!–napomniałago,rumieniącsię.
–Niemaszsięczegowstydzić.Tobyłopiękne,każdasekundabyłacudowna.Itak
będzie,ilerazyciędotknę.Dokońcanaszegożycia.
–Takdługo?–spytała.
–Czywyjdzieszzamnie?
–Tak.
Pochyliłsięimusnąłwargamijejusta,jakbywtensposóbchciałprzypieczętować
danąobietnicę.
–Mamnadzieję,żelubiszdzieci–powiedziałazuśmiechemKathryn.
–Pobierzmysięwprzyszłymtygodniu,wtedyotymporozmawiamy.
– W przyszłym tygodniu! – przeraziła się Kathryn. – To niemożliwe! Trzeba
rozesłaćzaproszenia,muszękupićsuknię…
Powstrzymałtenpotoksłówczułympocałunkiem.Poczuła,jakjegoręcewędrują
pojejciele,dotykając,pieszcząc,uwodząc.
–Wprzyszłymtygodniu–powtórzyłzdecydowanie.
– W przyszłym tygodniu – zgodziła się, obejmując go za szyję i przyciągając ku
sobie.
Zachodzące słońce opromieniało zatokę pomarańczowym blaskiem, na wodzie
kołysały się łodzie rybaków. Złocisty horyzont zwiastował, że nazajutrz będzie
pięknysłonecznydzień.
Frank Lloyd Wright (1867-1959) – właściwie Frank Lincoln Wright, architekt amerykański, jeden
znajważniejszychprojektantówXXw.,prekursorarchitekturyorganicznej,wkomponowanejwnaturęiznią
zespolonej,chętniewykorzystującynaturalnemateriałybudowlane,twórcawielusłynnychobiektów(przyp.
red.)
Tytułoryginału:SeptemberMorning
Pierwszewydanie:HarlequinMills&BoonLimited,1982
Redaktorserii:DominikOsuch
Opracowanieredakcyjne:BarbaraSyczewska-Olszewska
Korekta:DominikOsuch
©1982byDianaPalmer
©forthePolisheditionbyHarlequinPolskasp.zo.o.,Warszawa2014
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek
formie.
WydanieniniejszezostałoopublikowanewporozumieniuzHarlequinBooksS.A.
Wszystkiepostaciewtejksiążcesąfikcyjne.
Jakiekolwiekpodobieństwodoosóbrzeczywistych–żywychiumarłych–jestcałkowicieprzypadkowe.
ZnakfirmowywydawnictwaHarlequiniznakseriiHarlequinGwiazdyRomansusązastrzeżone.
Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises
Limited.Nazwaiznakfirmowyniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.
HarlequinPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1B,lokal24-25
ISBN978-83-276-0616-7
GwiazdyRomansu110
KonwersjadoformatuEPUB:
LegimiSp.zo.o.|