Tego e-booka otrzymujesz dzieki:
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Partnerem projektu
jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotek
ę Narodową z egzemplarza
pochodz
ącego ze zbiorów BN. Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie
publicznej, co oznacza,
że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
Źródło: http://wiki.wolnepodreczniki.pl/Lektury:Mickiewicz/Ballady/Rybka
Adam Mickiewicz
Rybka
BALLADA
Od dworu, spod lasa, z wioski,
Smutna wybiega dziewica,
Rozpu
ściła na wiatr włoski
I
łzami skropiła lica.
Przybiega na koniec
łączki,
Gdzie w jezioro wpada rzeka;
Za
łamuje białe rączki
I tak
żałośnie narzeka:
„0 wy, co mieszkacie w wodzie,
Siostry moje,
Świtezianki,
Słuchajcie w ciężkiej przygodzie
Głosu zdradzonej kochanki.
Kocha
łam pana tak szczerze,
On mi
ę przysięgał zaślubić;
Dzi
ś księżnę za żonę bierze,
Krysi
ę ubogą chce zgubić.
Niech
że sobie żyją młodzi,
Niech si
ę z nią obłudnik pieści,
Niech tylko tu nie przychodzi
Ur
ągać się z mych boleści.
Dla opuszczonej kochanki
Có
ż pozostało na świecie?
Przyjmijcie mi
ę, Świtezianki:
Lecz moje dzieci
ę… ach dziecię!”
To mówi
ąc rzewnie zapłacze,
Rączkami oczy zasłoni,
I z brzegu do wody skacze,
I w bystrej nurza si
ę toni.
Wtem z lasu, gdzie si
ę dwór bieli,
Tysi
ączne świecą kagańce,
Zje
żdżają goście weseli,
Muzyka, ha
łas i tańce.
Lecz mimo tego ha
łasu
Płacz dziecięcia słychać w lesie;
Wierny s
ługa wyszedł z lasu,
I dzieci
ę na ręku niesie.
Ku wodzie obraca kroki,
Gdzie
łoza gęsto spleciona
Wzd
łuż wykręconej zatoki
Okry
ła rzeki ramiona.
Tam staje w ciemnym zak
ątku,
Płacze i woła: — „Niestety!
Ach! któ
ż da piersi dzieciątku?
Ach! gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?”
— „Tu jestem, w rzece, u spodu, —
Cichy mu g
łos odpowiada —
Tutaj dr
żę cała od chłodu,
A
żwir mnie oczki wyjada.
Przez
żwir, przez ostre kamuszki
Fale mnie gwa
łtowne niosą;
Pokarm mój koralki, muszki,
A zapijam zimn
ą rosą”.
Lecz s
ługa jak na początku,
Tak wszystko wo
ła: „Niestety!
Ach! któ
ż da piersi dzieciątku?
Ach! gdzie
ż ty, Krysiu, ach, gdzie ty?”
Wtem si
ę coś z lekka potrąci
Śród kryształowej przeźroczy,
Woda si
ę z lekka zamąci,
Rybka nad wod
ę podskoczy;
I jak ska
łka płaskim bokiem,
Gdy z lekkich r
ąk chłopca pierzchnie,
Tak nasza rybka podskokiem
Mokre ca
łuje powierzchnie.
Złotemi plamki nadobna,
Kra
śne ma po bokach piórka,
Główka jak naparstek drobna,
Oczko drobne jak paciórka.
Wtem rybi
ą łuskę odwinie,
Spojrzy dziewicy oczyma;
Z g
łowy jasny włos wypłynie,
Szyjka cieniuchna si
ę wzdyma.
Na licach ró
żana krasa,
Piersi jak jab
łuszka mleczne,
Rybi
ą ma płetwę do pasa,
Płynie pod chrusty nadrzeczne.
I dzieci
ę bierze do ręki,
U
łona białego tuli:
— „Luli, wo
ła, mój maleńki,
Luli, mój male
ńki, luli”. —
Gdy dzieci
ę płakać przestało,
Zawiesza kosz na ga
łęzi,
I znowu
ściska swe ciało,
I g
łówkę nadobną zwęzi.
Znowu j
ą łuski powleką,
Od boków wyskocz
ą skrzelki,
Plus
ła, i tylko nad rzeką
Kipi
ące pękły bąbelki.
Tak co wieczora, co ranka,
Gdy s
ługa stanie w zakątku,
Wraz wyp
ływa Świtezianka,
Żeby dać piersi dzieciątku.
Za có
ż jednego wieczora
Nikt nie przychodzi na smugi?
Ju
ż zwykła przemija pora:
Nie wida
ć z dziecięciem sługi.
Nie mo
że on przyjść tą stroną,
Musi zaczeka
ć troszeczkę,
Bo w
łaśnie teraz pan z żoną
Poszli przechadzk
ą nad rzeczkę.
Wróci
ł się, czekał z daleka,
Za g
ęstym usiadłszy krzakiem:
Lecz pró
żno czeka i czeka,
Nikt nie powraca
ł tym szlakiem.
Wstaje, i d
łoń w trąbkę zwinął,
I patrzy
ł przez palców szparę,
Ale i dzie
ń już przeminął,
I mroki padaj
ą szare.
Czeka
ł długo po zachodzie,
A gdy noc gwiazdy zapala,
Zbli
ża się z lekka ku wodzie
I
śledzi oczyma z dala.
Przebóg! cudy, czy moc piek
ła?
Uderza go widok nowy:
Gdzie pierwej rzeczu
łka ciekła,
Tam suchy piasek i rowy.
Na brzegach porozrzucana
Wala si
ę odzież bez ładu;
Ani pani, ani pana,
Nie wida
ć nigdzie ni śladu.
Tylko z zatoki po
łową.
Stercza
ł wielki głazu kawał,
I dziwn
ą kształtu budową,
Dwa ludzkie cia
ła udawał.
Zdumiewa si
ę wierny sługa,
Rozpierzch
łych myśli nie złowił;
Przesz
ła godzina, i druga,
Nim wreszcie s
łówko przemówił.
„Krysiu, o Krysiu!” zawo
ła:
Echo mu „Krysiu” odpowie;
Lecz pró
żno patrzy dokoła,
Nikt nie pokaza
ł się w rowie.
Patrzy na rów i na g
łazy,
Otrze pot na licu zblad
łem,
I kiwnie g
łową trzy razy,
Jakby chcia
ł mówić: już zgadłem.
Dzieci
ątko na ręce bierze,
Śmieje się dzikim uśmiechem,
I odmawiaj
ąc pacierze,
Wraca do domu z po
śpiechem.