Rozdział 2
Amy słuchała z niedowierzaniem, jak Treg zdradza jej szczegóły rozmowy.
- Konia?! Co to znaczy, że kupił nam konia? - zawołała, myśląc gorączkowo o tym,
czego się właśnie dowiedziała. Nie mogła w to uwierzyć - do czasu wizyty ojca, która
miała miejsce kilka miesięcy wcześniej, przez dwanaście lat nie miały z siostrą żadnego
kontaktu z tatą. A teraz dowiaduje się, że kupił im konia i że dostaną go dzisiaj po
południu. - Opowiedz mi o tym dokładnie - zażądała, podekscytowana.
- Wiem tylko, że ma 160 centymetrów w kłębie i że to gorącokrwisty wałach -
powiedział Treg, wyjeżdżając z terenów konkursowych. - Twój tata dzwonił parę go-
dzin temu. Lou i dziadka nie było akurat w domu, więc ja z nim rozmawiałem.
Powiedział, że przyjechał w interesach, szukając młodych koni na eksport do Australii
i że zobaczył tego wałacha i postanowił kupić go tobie i Lou.
- Ale dlaczego? Mówił coś?
- Nie. Spieszył się, bo jechał do klienta. Zadzwoni jeszcze raz wieczorem
Amy oparła się o siedzenie. A więc dostaną konia.
Konia, któremu nie trzeba będzie znaleźć nowego domu, który nie będzie musiał
wracać do właścicieli tak, jak większość zwierząt w Heartlandzie. Czuła narastającą
radość, ale przy tym nie mogła przestać myśleć dlaczego? Na dobrą sprawę nie
potrzebowali żadnych nowych koni. Ona miała Figara, a Lou bała się jeździć od
dwunastu lat, od czasu wypadku, który zakończył karierę olimpijską ojca.
Nagle coś jej przyszło do głowy - przypomniała sobie, jak podczas ostatniej wizyty
taty Lou obiecała, że spróbuje pokonać swój lęk i zacznie znowu jeździć. Może tata
kupił konia właśnie dla niej? Miał duże doświadczenie, z pewnością zdał sobie sprawę
z tego, że większość koni w Heartlandzie zupełnie nie nadaje się dla niepewnych,
nerwowych jeźdźców. Oczywiście, pomyślała. O to chodzi. Na pewno o to.
- Nic nie mówisz - Treg popatrzył na nią z ciekawością.
- Zastanawiałam się, po co tata kupił tego konia - odparła - i doszłam do wniosku,
że dla Lou. To będzie stateczny, spokojny koń, który przywróci jej wiarę w siebie.
- Być może - zamyślił się Treg.
- Na pewno - powiedziała z przekonaniem. - Ciekawe, jaki jest. Ile ma lat? Jakie ma
umaszczenie? - po wiedziała i uśmiechnęła się. Czy to ma jakieś znaczenie? To miał
być ich własny koń i już za parę godzin będzie w Heartlandzie. Tylko to było ważne.
Kiedy Treg zjechał na długi podjazd prowadzący do schroniska, oczom Amy ukazał
się pokryty białymi klepkami dom i budynek stajni. W kierunku domu szła Lou.
Słysząc warkot samochodu, zatrzymała się i przysłoniła oczy od słońca. N a widok
Trega i Amy pomachała ręką. - Lou! - Amy wyskoczyła z auta, kiedy tylko Treg się
zatrzymał. - Treg powiedział mi o koniu.
- Nie mogę w to uwierzyć - Lou wydawała się zbulwersowana. - Tata kupił go pod
wpływem impulsu - powiedziała i przejechała ręką po krótkich, jasnych włosach. -
Impulsu, rozumiesz! Jak można kupować konia pod wpływem impulsu?
Amy chętnie udzieliłaby Lou odpowiedzi na to pytanie, ale była przekonana, że jej
praktyczna aż do bólu siostra i tak nie zrozumie.
- Zresztą przecież nie potrzebujemy tu żadnego dodatkowego konia - kontynuowała
Lou. - Mamy dosyć pracy z tymi, które tu są.
Amy weszła za siostrą do domu. Jack Bartlett, dziadek obu dziewczyn, siedział przy
kuchennym stole i naprawiał zepsutą uździenicę.
- Widzę, że już wszystko wiesz - powiedział, patrząc na rozentuzjazmowaną twarz
wnuczki.
- Tak - odpowiedziała. - Cudownie, prawda?
Zmarszczka na czole dziadka pogłębiła się.
- Nie jestem pewien, kochanie. Jeśli umieścimy go w którymś boksie, będziemy
mieli jedno miejsce mniej dla konia, który może naprawdę potrzebować naszej
pomocy. Wiem, że wasz tata chciał dobrze, ale uważam, że mógł się najpierw nas
poradzić.
- Tata jest taki niepraktyczny - odezwała się Lou. Amy poczuła się dotknięta tym,
co powiedziała siostra. - Nie bądź niemiła, Lou. W końcu, moim zdaniem, tata kupił
tego konia dla ciebie.
- Dla mnie? - Lou zmarszczyła brwi.
- Ja przecież nie potrzebuję - powiedziała Amy. - Mogę jeździć na każdym. Myślę,
że to będzie koń treningowy, na którym będziesz mogła znowu nauczyć się jeździć.
- O rety! - Lou była wstrząśnięta. - Naprawdę tak sądzisz?
- Tak - potwierdziła Amy. W niebieskich oczach siostry zauważyła wyraz
zaintrygowania.
- Właściwie to zamierzałam zacząć znowu jazdę konną - powiedziała Lou z
namysłem. - Odkładałam to jednak na później, bo nie chciałam denerwować naszych
koni moim stresem. Ale gdybym miała spokojnego konia, wszystko wyglądałoby
zupełnie inaczej.
- Będzie cudownie, Lou, zobaczysz - entuzjazmowała się Amy. - Pomogę ci.
Będziemy razem jeździć. - Może jeszcze niczego nie planujcie - wtrącił pospiesznie
dziadek. - Nie wiemy nic konkretnego o tym koniu. Prawda? - Nie - powiedziała Amy,
śmiejąc się do Lou. - Ale nie możemy się doczekać, kiedy się dowiemy!
Amy zostawiła dziadka i Lou w kuchni, a sama poszła na podwórze zająć się
codziennymi obowiązkami. Przez cały czas rozmyślała o prezencie od taty. Oczyma
wyobraźni widziała już jasnego gniadosza o szlachetnym kroju łba i bystrym spojrzeniu
- idealnego wierzchowca dla Lou. Będzie miał pewnie koło dwunastu lat, nadal młody,
ale już nie młodzieńczo uparty.
Przypomniała sobie wyraz zaskoczenia i radości na twarzy Lou, kiedy oznajmiła, że
koń będzie na pewno dla niej. Lou co prawda nigdy nic takiego nie powiedziała, ale
Amy wyczuwała, że zdaniem siostry tata faworyzuje swoją młodszą córkę. Amy
wiedziała, że to nieprawda - po prostu było jej łatwiej rozmawiać z tatą, bo oboje
kochali konie. To jednak wyjaśniałoby, dlaczego Lou była taka zadowolona, kiedy
pomyślała, że tata być może kupił konia specjalnie dla niej - byłby to dowód na to, że
jest dla niego ważna.
Amy doszła do murowanego budynku stajni i skierowała się do boksu Jake'a, konia
rasy Clydesdale.
- Co słychać, wielkoludzie? - zapytała.
- Dziękuję, dobrze - odezwał się głos i Amy aż pod-
skoczyła. Zza Jake'a wyłoniła się wysoka, szczupła postać - Ben Stillman, pomocnik
w Heartlandzie.
- Mam cię! - zaśmiał się na widok jej zaskoczonej Amy. - Bardzo zabawne! -
odpowiedziała ze śmiechem i otworzyła mu drzwi do boksu.
- Wiesz co? Jestem pewien, że pewnego dnia któryś z koni rzeczywiście ci odpowie
- powiedział Ben, wychodząc. - Rozmawiasz z nimi, jakby były ludźmi.
- No i co z tego? - powiedziała i pogłaskała Jake'a po pysku. - Potrafią lepiej
słuchać niż większość ludzi.
Ben pokręcił tylko głową. Pojawił się w Heartlandzie siedem miesięcy temu,
przedtem pomagał ciotce - właścicielce wielkiej stadniny Arabów, w której konie
traktowano co prawda dobrze, ale przedmiotowo; były po prostu częścią biznesu. Ben
powoli przyzwyczajał się do metod stosowanych w Heartlandzie, ale Amy wątpiła,
żeby kiedykolwiek stał się podobnie zwariowany na punkcie koni, jak ona czy Treg.
Nie licząc Reda, bo Ben był całkowicie oddany swojemu kasztankowi.
- Jak było na zawodach? - zapytał Ben, zamykając zasuwę na drzwiach boksu.
- Świetnie - odpowiedziała i poszła za Benem, żeby pomóc mu zebrać puste siatki
od siana z pozostałych boksów w rzędzie. Po drodze opowiedziała o konkursie Six
Bar i zwycięstwie Daniela Lawsona. - Ale on ma jakiś problem ze sobą - dodała i
zrelacjonowała to, jak Daniel naskoczył na nią po zawodach.
- Na konkursy przejeżdżają różni dziwacy - powiedział Ben. - Są wśród nich fajni
ludzie, ale część to wariaci. Nie przejmuj się.
Amy pokiwała głową. Ben wiedział, co mówi, w końcu regularnie brał udział w
zawodach w klasie Jumper. - Martwisz się, że ty nie startowałeś? - zapytała. Ben
wyraził chęć udziału w konkursie High Prelim, ale wycofał się, kiedy Red kilka tygodni
wcześniej na treningach stracił całą pewność siebie.
- Postąpiłem słusznie - wyjaśnił Ben, kiedy szli razem przez podwórze. - Jest coraz
bardziej pewny siebie, ale zawiezienie go na tak prestiżowy konkurs, jak ten w
Meadowville, nie byłoby dobrym pomysłem. Zaczniemy od mniej zatłoczonych miejsc -
zapisałem się na zawody za tydzień.
- Pomóc ci z tymi siatkami? - zapytała Amy, bo podeszli właśnie do sterty siana.
-. Nie trzeba - odparł. - Idź lepiej do Figara, bo pół dnia stał przy drzwiach boksu i
wyglądał jakby nikt się nim nie interesował.
- Nikt się nim nie interesował?! - oburzyła się Amy.
- Przecież siedziałam z nim ponad godzinę przed zawodami. Polewałam mu nogę
zimną wodą i wmasowywałam w szyję olejek lawendowy.
- Mam wrażenie, że temu twojemu kucowi spodobało się chorowanie - zaśmiał się
Ben.
Amy przeszła do drugiej stajni. Było tak, jak mówił Ben - Figaro wyglądał ponad
drzwiami boksu, a na widok Amy uniósł swój jasny łeb i zarżał przeszywająco. -
Cześć, koniku - szepnęła Amy i wyciągnęła ręce.
Figaro przejechał po nich pyskiem, a kiedy nic nie znalazł, zaczął trącać jej kieszeń.
Podała mu resztki kostek i otworzyła drzwi do boksu.
- Jak tam twoja noga? - zapytała, wchodząc do środka.
Ukucnęła i odwinęła bandaż. Pod spodem znajdowała się niebieska torebka z żelem.
Rano Amy wyjęła ją prosto z zamrażarki i lodowatą przyłożyła do nogi kuca, ale teraz
woreczek był już ciepły. Mimo to, wydało jej się, że opuchlizna na ścięgnie nieco
zmalała.
- Czas zmienić opatrunek - powiedziała do kuca, który opuścił łeb i badał pyskiem
chorą nogę. Podniosła bandaż, piankę i torebkę z żelem. - Zaraz wracam.
Kiedy wychodziła z boksu, Figaro przycisnął łeb do drzwi.
- Przykro mi - westchnęła. - Nie możesz wyjść.
Twoja noga musi odpocząć.
Figaro nie był przyzwyczajony do spędzania całego dnia w boksie. Wszystkie konie
w Heartlandzie przynajmniej pięć godzin dziennie pasły się na zewnątrz w małych
grupkach. Czuły się lepiej, jeśli mogły - tak, jak każe instynkt - paść się na łące w
towarzystwie innych koni.
Kuc ponownie trącił pyskiem drzwi, ale Amy zasunęła zasuwę. Gdyby go
wypuściła, mógłby jeszcze bardziej uszkodzić sobie nogę.
Wróciła ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami i zmieniła opatrunek, zastanawiając
się przy tym, czy jest coś jeszcze, co mogłoby mu pomóc. Podawała mu żywokost,
grykę i wiązówkę błotną - co miało wspomagać gojenie ścięgna. Przypomniała sobie o
olejkach do aromatoterapii, które stały w szafce w siodlarni. Może olejek z czarnego
pieprzu pomoże?
Przeszła kilka boksów dalej, gdzie Treg czyścił Perłę. Pracował w ciszy, z wyrazem
zamyślenia na twarzy. - Jak myślisz, co jeszcze mogłoby być dobre dla Figara? -
zapytała, nachylając się ponad drzwiami.
Treg sprawiał wrażenie, jakby właśnie się obudził. - Słucham? - zapytał, zupełnie
jak gdyby nie słyszał, co mówiła.
Amy zmarszczyła brwi. To już nie pierwszy raz w ciągu ostatnich tygodni
przyłapała go na takim zamyśleniu. Czy miał jakieś zmartwienie?
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Tak - odpowiedział i szybko zmienił temat. - Myślę, że możesz spróbować podać
mu olejek pieprzowy, a może jeszcze jakieś inne. Najlepiej sprawdź w zeszytach.
Amy skinęła głową i pobiegła do siodlarni. Zaczęła przerzucać strony zeszytu z
zapiskami mamy, szukając informacji na temat kontuzji ścięgna.
- Tutaj coś jest - odezwała się. - Kiedy zejdzie początkowa opuchlizna, masować na
ciepło olejkiem eukaliptusowym, limonowym i z czarnego pieprzu, by poprawić
krążenie.
- Tu mam podobną informację - powiedział Treg. Ale jeszcze jest wzmianka o
olejku z mięty pieprzowej. - Tu w ogóle jest sporo o urazach ścięgna - zauważyła
Amy, przewracając luźne kartki.
- Czasem sobie myślę, że nigdy nie będę wiedział nawet połowy tego, co twoja
mama - westchnął Treg.
Amy poczuła, jak coś ściska ją za serce. Nie chciała rozmawiać o mamie - to
przywoływało zbyt wiele bolesnych wspomnień.
- Tutaj jest napisane, że terapia magnetyczna może przyspieszyć gojenie -
powiedziała szybko. - Może powinniśmy jej spróbować.
Treg nie skomentował zmiany tematu.
- Zapytamy o to Scotta, gdy jutro wpadnie zbadać Figara - powiedział.
- Dobry pomysł - odparła.
- Wyleczymy go - uśmiechnął się i chwycił Amy za
rękę. - Zobaczysz.
Amy poczuła, jak oblewa ją fala ciepła. To właśnie jest najlepsze w Tregu,
pomyślała, zbierając wszystkie zeszyty, że mnie rozumie. I Heartland. Treg nie był tyl-
ko chłopakiem, z którym się spotykała, był jej prawdziwym przyjacielem.
Amy i Treg zamiatali właśnie kamienną podłogę paszarni, kiedy w drzwiach stanął
Ben.
- Zgadnijcie, kto właśnie jedzie?
Amy rzuciła miotłę i stanęła na progu. Pod dom podjeżdżał samochód z dużą białą
przyczepą dla konia. - To ten koń! Pójdę po Lou i dziadka! - zawołała i pobiegła do
domu.
Lou rozkładała właśnie talerze do kolacji.
- Koń przyjechał! - wydyszała Amy. - Chodź! Szybko! Wszyscy wyszli przed dom
dokładnie w momencie,
gdy samochód się zatrzymał.
Amy podeszła do szoferki, a wtedy otworzyły się drzwi i wysiadł kierowca. W ręku
trzymał papiery.
- Witam. Przywiozłem konia dla ... - zajrzał do kartki - Amy i Lou Fleming.
- To ja! - zawołała Amy. - To znaczy my. Ja jestem Amy Fleming.
Była tak podekscytowana, że z trudem znajdowała właściwe słowa. Jaki jest ten
koń? Jakie ma umaszczenie? Czy to będzie gniadosz, jak sobie wyobrażałam? A może
kasztanek?
. Kierowca wyciągnął rękę na powitanie.
- Bardzo mi miło - powiedział. - Jestem Marvin Campbell. - A to moja zmienniczka,
Heather - kiwnął głową w stronę kobiety, która właśnie wysiadała z auta.
Heather uśmiechnęła się.
- To co, wyprowadzamy go? - zapytała.
Amy potwierdziła. Dziadek, Lou, Treg i Ben stanęli obok niej i obserwowali, jak
opuszczana jest ciężka rampa.
Amy aż krzyknęła. Na szczycie rampy stał młody jabłkowity siwek. Dokładna kopia
dawnego konia ojca - Pegaza!
Dodała: Princess_Of_Darkness_