713 13 (2)




713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"









Wstecz /
Spis Treści /
Dalej




Rozdział 13
TEN SIĘ ŚMIEJE, KTO SIĘ ŚMIEJE OSTATNI
Książka ta stawia sobie za cel wykazanie słuszności trzech
głównych tez:
Dyskusja na temat przeżyć z pogranicza śmierci oraz wszystkiego
tego, co nazywamy zjawiskami paranormalnymi, prowadziła w ciągu
ostatnich pięćdziesięciu lat (a może nawet ostatnich kilkuset lat)
donikąd, jeśli wziąć pod uwagę eksplorowanie nowych obszarów,
zdobywanie nowej wiedzy czy też ujawnianie starożytnej mądrości. Owa
sytuacja patowa, ów impas, jest wynikiem obowiązywania
określonych „reguł postępowania”, według których
toczą się wszelkie poważne debaty na temat zjawisk paranormalnych w
naszym społeczeństwie. Reguły te ograniczają liczbę kategorii ludzi,
którym dajemy posłuch, do trzech:
 
Parapsycholodzy,
Naukowi sceptycy,
Religijni fundamentaliści.
 
Powodem, dla którego dyskusja nie posuwa się naprzód
oraz nie stawia pytań na temat zjawisk paranormalnych (a tym bardziej
na nie nie odpowiada), które rzeczywiście znaczą coś dla
przeciętnych ludzi, jest to, że w żywotnym interesie przedstawicieli
trzech głównych kategorii dyskutantów jest to, by
debata nadal miała charakter jałowy i toczyła się dawnym, utartym
szlakiem. Udaje im się tego dokonać za pomocą wielu różnego
rodzaju wybiegów, takich jak posługiwanie się ograniczonym i
literalnym słownictwem, czy też odmowa spojrzenia na zjawiska
paranormalne w sposób, czy też z perspektywy, która
mogłaby okazać się heretycka z ich od dawna ustalonych i sprawdzonych
punktów widzenia. Krótko mówiąc, wszyscy
traktują interesujący nas temat nazbyt poważnie, nazbyt literalnie
oraz o wiele za wąsko, by dostrzec to, co jest rzeczywiście do
zobaczenia, i dzięki temu dokonać naprawdę nowych odkryć na tym polu.
Pod tym względem wielka trójka dyskutantów pozostaje
daleko za zwykłymi ludźmi na ulicy, którzy często doświadczają
zjawisk paranormalnych (a także rozmawiają o nich szczerze i
otwarcie), podczas gdy tak zwani „eksperci” głoszą
światu, iż tego rodzaju przeżycia są niemożliwe lub traktują je jako
psychiczne aberracje, wynik myślenia życzeniowego lub dzieło diabła.
Obecnie należy wznowić debatę, dopuszczając do okrągłego stołu
przedstawicieli tej kategorii badaczy, których postanowiłem
nazwać radosnymi badaczami zjawisk paranormalnych. Nadszedł bowiem
czas, by spojrzeć na nie w nowy sposób, przestać traktować
wszystko tak bardzo poważnie, a także rozważyć możliwość, iż ludzie
uważają temat zjawisk paranormalnych za tak bardzo fascynujący z tego
powodu, że nie traktują go poważnie, lecz raczej zabawowo –
jako świetną rozrywkę. W rzeczy samej, zdaniem opinii publicznej
jednym z najbardziej rozrywkowych elementów zjawisk
paranormalnych są idee, które są z nimi związane, oraz myśl,
że owe idee mogą być prawdziwe! Radośni badacze zjawisk
paranormalnych wiedzą, że to, co na początku jest niezwykłą rozrywką,
na końcu może okazać się niezwykłym objawieniem, jeśli tylko
pozwolimy, by ten wspaniały show toczył się dalej,
umożliwiając mu pokazanie nam tego, co ma nam on do pokazania (jeśli
oczywiście w ogóle ma on nam coś do pokazania) na temat tego,
czym jest on w istocie.
Mówię tu oczywiście o czymś, co jest mi dobrze znane; nikt
bowiem nie był bardziej skonsternowany ode mnie, gdy odkryłem, że, w
wyniku niezwykłego i całkowicie niespodziewanego sukcesu mojej
książki Życie po życiu, opinia publiczna zdecydowała, że od
tej pory jestem czołowym na świecie „ekspertem” od spraw
związanych z przeżyciami z pogranicza śmierci.
W mojej książce zastanawiałem się, podobnie zresztą jak wielu
innych ludzi na świecie, co może być prawdą, a co nie, w odniesieniu
do życia po śmierci, dzieląc się z czytelnikami fascynującym
materiałem anegdotycznym, jaki udało mi się zgromadzić, oraz badając
możliwe wnioski, do jakich mogłyby one nas doprowadzić. Nagle okazało
się, że moje beztroskie rozważania zostały przekute w kamień. Stały
się niepodważalną Prawdą, a ja stałem się Ekspertem. Wszelkie wysiłki
z mojej strony idące w kierunku poszerzenia zakresu moich badań lub
pozostawienia pewnych kwestii otwartymi, spotykały się ze stanowczym
sprzeciwem. Nikt nie chciał o tym słyszeć. Przecież doszedłem już do
ostatecznych wniosków, a więc koniec i kropka.
W rzeczywistości było jednak zupełnie inaczej. Teza dotycząca
przeżyć z pogranicza śmierci nigdy nie miała stanowić kresu moich
badań, lecz początek. W końcu, myślałem, rozpoczniemy poważne,
naukowe badania anegdotycznego materiału, jaki przedstawiłem opinii
publicznej w tak dramatycznej (a więc i rozrywkowej) formie.
Jako wieloletni miłośnik zjawisk paranormalnych czerpałem wielką
przyjemność z prowadzenia moich badań. Mówiąc wprost, to, co
robiłem, było niezłą zabawą.
Każdy naukowiec, jeśli jest szczery i uczciwy, powie państwu, że w
taki właśnie sposób dokonuje się prawdziwych odkryć. Głęboko w
trzewiach naukowców, teoretyków oraz wszelkiego rodzaju
badaczy płonie ogień wielkiej pasji. U podłoża tej pasji leży zabawa.
Podobnie zresztą jak u podłoża wszelkiej pasji. Pasja to zabawa,
mająca wybuchowy charakter, zwielokrotniona, zintensyfikowana do
takiego stopnia, że sprawuje kontrolę nad daną chwilą i przez to
często czyni cuda. Czasami są to cuda miłości. Czasami cuda odkryć.
Czasami cud przypomnienia dawno zapomnianej mądrości. Ale zawsze cud,
a nigdy nic nudnego. Pasja nie stwarza nudy. Nigdy w przypadku osoby
ogarniętej pasją. To niemożliwe. Obie te rzeczy wykluczają się
nawzajem.
Ponieważ każda pasja jest zabawą, a wszelka zabawa rozrywką, nie
mam żadnej wątpliwości, że powodem, dla którego od wielu lat
tak bardzo interesuję się zjawiskami paranormalnymi, jest to, że mój
umysł uznaje całe to przedsięwzięcie za cudownie zajmujące i zabawne.
Co się stanie, jeśli wszyscy będziemy mogli spojrzeć na to w ten
sposób?
Jeśli wszystkim nam udałoby się spojrzeć na to w ten sposób,
moglibyśmy zjednoczyć siły i dokonać odkrycia czegoś nowego.
Moglibyśmy otworzyć nowe okno wychodzące na to, co nęcąco nieznane,
i, owiewani cudownie świeżym powietrzem, odnaleźć cudownie. świeżą
ideę, która doprowadziłaby do powstania cudownie świeżej
hipotezy umożliwiającej cudownie świeże podejście do cudownie
świeżych badań prowadzących do zdobycia cudownie świeżej wiedzy.
Moglibyśmy stymulować, przynajmniej do pewnego stopnia, przemianę
tego, co nieznane, w to, co znane, oraz poszerzyć w końcu naszą
świadomość oraz zrozumienie tajemnic, ku którym od początku
czasu przyciągana jest nasza zbiorowa ludzka dusza.
Wśród tych tajemnic nie ma większej ponad tą, co się z nami
stanie po tym, co zwykliśmy nazywać śmiercią. Jak dotąd do odpowiedzi
na to pytanie udało nam się w największym stopniu zbliżyć w trakcie
badań nad tak zwanymi przeżyciami z pogranicza śmierci innych
osób.
Niestety, badania te prowadziliśmy bardzo serio, posługując się
ograniczonym słownictwem oraz zawężającymi pole działania „regułami
podstawowymi” (wykluczającymi na przykład wszelkie dane
oceniane jako psychologicznie wątpliwe, nie dające się udowodnić
naukowo lub nie poparte żadnym religijnym autorytetem. I, proszę o
tym pamiętać, dane muszą spełniać wszystkie trzy kryteria, a
nie tylko jedno czy dwa z nich), w wyniku czego nie udało nam się
wypracować w ogóle żadnych odpowiedzi na nurtujące nas
pytania.
Naprawdę myślałem, że moja książka Życie po życiu może stać
się rodzajem stymulatora, popychającego dyskusję na temat przeżyć z
pogranicza śmierci w nowym kierunku, gdy tymczasem okazało się, że w
efekcie jej publikacji przedstawiciele wielkiej trójki zaczęli
jeszcze głębiej okopywać się w swoich szańcach, odmawiając ustąpienia
nawet na krok ze swoich dawnych pozycji określonych przez ich
specyficzny sposób postrzegania rzeczywistości. Moja książka
spotkała się natomiast z olbrzymim publicznym poparciem i jej
akceptacja ze strony zwyczajnych ludzi (w odróżnieniu od
„ekspertów”) powiedziała nam co nieco o tym, kim
są prawdziwi eksperci; kto tak naprawdę wie, o co w tym wszystkim
chodzi oraz co jest prawdą lub przynajmniej mogłoby być prawdą
o zjawiskach paranormalnych.
Dlatego zapraszam teraz tych wszystkich zwyczajnych, przeciętnych
ludzi, którzy przyglądają się z boku (będąc bez wątpienia
równie oszołomieni jak niegdyś ja sam), jak przez ostatnie
dwadzieścia pięć lat „eksperci” uparcie trwają na swoich
niewzruszonych pozycjach względem kwestii życia po śmierci (zupełnie
nie zważając na piętrzącą się coraz wyżej górę materiału
dowodowego o charakterze anegdotycznym), by wzięli sprawę w swoje
ręce. Już czas, byśmy – przynajmniej ci z nas, którzy
skłonni są przyznać, że nie znają prawdy – zerwali
zasłonę, postawili właściwe pytania oraz rzucili wyzwanie tym
dyskutantom, którzy twierdzą, że znają prawdę. Czas
już, byśmy powiedzieli im: „Tak, ale co, jeśli...?”.
Czas, byśmy dopuścili do siebie myśl, iż anegdotyczne relacje,
jakie słyszymy z ust tysięcy ludzi na całym świecie, nie są jedynie
czymś zabawnym, lecz także czymś, co może ujawnić nam głębokie
prawdy.
Krótko mówiąc, nadszedł już czas, byśmy to my śmiali
się ostatni.
Tak wielu z tych, którzy mają się za ekspertów od
zjawisk paranormalnych, oraz tych, których obdarzamy moralnym
lub naukowym autorytetem w tej kwestii, nie chce nawet wysłuchać
tego, co na temat przeżyć z pogranicza śmierci mają do powiedzenia
osoby, które utrzymują, że ich doświadczyły. Zbyt wielu
księży, pastorów i rabinów stara się za wszelką cenę
uciszyć ludzi, którzy „powrócili” z tamtej
strony i opowiadają o swoich przeżyciach. Z kolei zbyt wielu
psychologów i psychiatrów traktuje tego rodzaju relacje
niezwykle serio – jako dowód głębokiej psychozy lub co
najmniej niezrównoważenia psychicznego, czemu trzeba
natychmiast zaradzić, przepisując środki uspokajające. I zbyt wielu
sceptyków z tak bezwzględną werbalną i emocjonalną
brutalnością podważa wiarygodność szczerych relacji osób,
które miały przeżycia z pogranicza śmierci, a teraz żałują, że
w ogóle zaczęły o tym mówić.
Oto co się dzieje, gdy wszyscy nalegają, by traktować te sprawy
tak bardzo serio.
A jednak mimo to my, zwyczajni obywatele świata, nadal wsłuchujemy
się w tego rodzaju relacje (a nawet sprzyjamy ich powstawaniu, jako
że są one w ogromnej mierze bardzo ciekawe i zabawne), ponieważ
jesteśmy mile połechtani, zainspirowani, odmłodzeni, pobudzeni i
ożywieni myślą, że mogą one być prawdziwe.
Dawne dokumenty świadczą o tym, że przeżycia z pogranicza śmierci
są spotykanym już od najdawniejszych czasów zjawiskiem, które
ujawniło się w pełnej krasie jednak dopiero w naszych czasach w
wyniku splotu różnego rodzaju czynników, z których
jednym z najważniejszych jest postęp technologiczny.
W trakcie ostatnich kilkudziesięciu lat nastąpił tak ogromny
postęp w reanimacji pacjentów z niewydolnością serca i płuc, o
jakim w przeszłości nikt nie mógł nawet marzyć. Wyposażenie,
jakim dysponują dziś lekarze, a także nowoczesne metody reanimacji
pozwalają na przywrócenie pacjentowi życia w sytuacjach, w
których jeszcze zaledwie kilkadziesiąt lat temu uznano by go
za zmarłego. W rezultacie podróże na tamten świat i z powrotem
stały się, ku zdumieniu wszystkich, wydarzeniami dnia codziennego.
Co ciekawe i dziwne zarazem, podobne uwagi można by poczynić,
mutatis mutandis, także na temat innych ekscytujących
współczesnych dokonań – na przykład podróży na
Księżyc. Te ostatnie stały się dziś czymś banalnym (ludzie są już
nimi tak znudzeni, że NASA nie jest w stanie sprawić, by start
kolejnego statku kosmicznego był jak dawniej transmitowany przez
telewizję, stacje telewizyjne wymawiają się od tego jak mogą,
ponieważ mimo ich historycznego znaczenia wydarzenia te mają
opłakanie niską oglądalność!), gdy tymczasem przeżycia z pogranicza
śmierci, o których mówi się otwarcie dopiero od
dwudziestu lat, wciąż jeszcze fascynują. W rzeczy samej
zainteresowanie tym zjawiskiem zdaje się nawet zwiększać. Dlaczego
tak się dzieje?
Otóż jest tak dlatego, że temat ten niezwykle nas bawi.
Jeśli więc nie zaakceptujemy zjawisk paranormalnych jako rozrywki i
będziemy traktować je wciąż nazbyt poważnie, nigdy nie będziemy w
stanie zaakceptować tego, co mogą mieć nam one do przekazania oraz
uznać tego za prawdę.
Gdybyśmy nie byli tak często w ostatnich latach zabawiani przez
filmy takie jak E.T. i Kokon, czy sądzą państwo, że istniałaby
jakaś szansa na to, że kiedykolwiek spokojnie zaakceptowalibyśmy
prawdę o życiu na innych planetach?
Gdybyśmy nie byli stymulowani przez takie książki jak The
Celestine Prophecy i Rozmowy z Bogiem, czy sądzą państwo, że
istniałaby jakaś szansa na to, że kiedykolwiek spokojnie
zaakceptowalibyśmy prawdę o życiu na naszej planecie?
I gdybyśmy nie byli zafascynowani sentencjami Konfucjusza,
przypowieściami Jezusa czy opowieściami innych naszych największych
mistrzów (wszyscy oni znakomicie rozumieli, że najpierw muszą
bawić, by później oświecać umysły), czy sądzą państwo, że
istniałaby jakaś szansa na to, że kiedykolwiek spokojnie
zaakceptowalibyśmy prawdę o nas samych i naszej ludzkiej naturze?
W tym właśnie punkcie zasady radosnego paranormalizmu mogą znaleźć
swoje efektywne zastosowanie. Na pytanie, skąd bierze się
nieprzemijająca atrakcyjność przeżyć z pogranicza śmierci, możemy już
dziś jasno i wyraźnie odpowiedzieć: Stąd, że stanowią one dla nas
znakomitą rozrywkę.
Oto, moi przyjaciele, co znaczy śmiać się jako ostatni. Ponieważ
wszyscy traktują wszelkie sprawy związane z życiem po śmierci i
zjawiskami paranormalnymi tak bardzo poważnie. I to właśnie ta powaga
wyklucza możliwość dokonywania jakichkolwiek nowych odkryć, co
stanowi przecież jedną z największych przyjemności (a tym samym jedną
z najlepszych rozrywek), jakie sobie można wyobrazić.
W tym wszystkim jest coś bardzo zabawnego. To znaczy, jest to tak
pokrętnie autodestrukcyjne, że aż prawie śmieszne, zważywszy na
implikacje.
Czy to wszystko może być jedynie pozornym dobrodziejstwem?
Radośni badacze zjawisk paranormalnych lubią wyzwania. Z wielką
ochotą zajmujemy się pozornie trudnymi przypadkami na pozór
podważającymi naszą rozrywkową teorię. Tak na przykład w trakcie
stosowania humorologicznej koncepcji zjawisk paranormalnych do wizji
z pogranicza śmierci pojawiają się obiekcje czy też zastrzeżenia,
które zdają się sugerować, że wielka atrakcyjność przeżyć z
pogranicza śmierci wynikająca z ich rozrywkowego charakteru jest
jedynie pozornym dobrodziejstwem.
Przytoczę dwa przykłady niepokojących, nieprzyjemnych
„dysfunkcyjnych zastosowań” wizyjnych przeżyć z
pogranicza śmierci do celów popularnej rozrywki i zabawy.
Stanowią one, paradoksalnie, kolejny powód, dla którego
przeżycia z pogranicza śmierci należy traktować z humorystycznej
perspektywy, jako że w obu tych przypadkach ponownie chodzi o
traktowanie pewnych spraw nazbyt serio.
Zdrowe poczucie humoru jest najlepszym narzędziem, jakim może się
posłużyć radosny badacz zjawisk paranormalnych w walce z
paraliżującym umysł konserwatyzmem dotyczącym wizji z pogranicza
śmierci, który, co niewiarygodne, bardzo szybko zapuszcza
korzenie pośród dużej liczby osób poświęcających się
temu zagadnieniu jako rodzajowi hobby. Owi fani chcą, by za każdym
razem ich rozrywkowa dieta składająca się z przeżyć z pogranicza
śmierci była taka sama jak na początku, kiedy to tak bardzo przypadła
im do gustu; tak więc pragną oni ciągle tego samego i ciągle w coraz
większych ilościach. Duża ich liczba zrzeszyła się w specjalnym
klubie hobbystów zwanym International Association for
Near-Death Studies, w skrócie IANDS (Międzynarodowe
Stowarzyszenie na rzecz Badań Przeżyć z Pogranicza Śmierci), i trzeba
powiedzieć, że organizacja ta robi sporo dobrego. Urządza na przykład
spotkania grupowe mające na celu udzielenie pomocy i wsparcie dla
osób, które doświadczyły przeżyć z pogranicza śmierci,
a które borykają się z wynikającymi stąd problemami natury
emocjonalnej, a także dla członków ich rodzin. Organizacja
wydaje od ponad dziesięciu lat czasopismo o charakterze naukowym, w
którym pojawiają się artykuły specjalistów z wielu
różnych dziedzin, reprezentujących szeroki wachlarz opinii,
jego redaktorzy zaś nie organizują party line na temat przeżyć
z pogranicza śmierci.
Istnieją jednak także minusy. IANDS-yści posługują się swoim
własnym, denerwującym żargonem. Już sam zwrot „przeżycia z
pogranicza śmierci” (near-death experience) brzmi
dostatecznie niezręcznie, gdy tymczasem oni używają skrótu
NDE, co moim zdaniem brzmi jeszcze gorzej i tym bardziej działa na
nerwy. Dlaczego, mówiąc o osobie doświadczającej przeżyć z
pogranicza śmierci, chciwi IANDS-yści posługują się zawsze twardym
słowem experiencer, a nigdy znacznie bardziej miękkim
experient?
Moim zdaniem to wygląda na to, że NDE to dla niektórych z
nich coś w rodzaju ideé fixe. Obrażają się za każdym
razem, gdy ktoś wykroczy poza granice wyznaczone przez to, co –
ich zdaniem – wiedzą już na ten temat.
W ich gronie jestem uważany za persona non grata począwszy
od 1989 roku, kiedy to po raz ostatni zaprosili mnie do wygłoszenia
wykładu na swoim zgromadzeniu. Myślałem, że chcą usłyszeć o moich
ostatnich dokonaniach na polu badań przeżyć z pogranicza śmierci oraz
pokrewnych, niezwykłych stanów ludzkiej świadomości, tak więc
mówiłem o moich eksperymentach z wizjami zwierciadlanymi.
Tymczasem okazało się, że oni chcieli, bym opowiedział im raz jeszcze
o tym, o czym już wielokrotnie słyszeli! Wielu członków IANDS
pomyślało nawet, że postradałem zmysły.
Pewna działaczka IANDS, z której nigdy nawet nie widziałem
na oczy, samozwańcza ekspertka od NDE, doszła do wniosku, że zna mnie
na tyle dobrze, by nazywać mnie po imieniu w artykule na temat moich
badań nad przywoływaniem duchów zmarłych. Kobieta nazwiskiem
Nurse Kookoran, czy coś w tym rodzaju, napisała tam ni mniej, ni
więcej: „Raymond nagle całkowicie zmienił kurs”. Jako
niegroźny obsesjonat mogę się ostatecznie przyznać do krążenia w
kółko, ale zmiana kursu to zupełnie inna sprawa. Wyroczniami
zmarłych zainteresowałem się po raz pierwszy w 1962 roku, przeżyciami
zaś z pogranicza śmierci w 1965 !
Ostatnio mój stary przyjaciel, jeden z członków
założycieli IANDS, powiedział, że podczas ostatniego spotkania, na
którym był, dużo śpiewano i że po jego zakończeniu miał
wrażenie religijnego odrodzenia. Obawiam się więc, że jeśli cała
sprawa będzie nadal toczyć się w tym kierunku, to wkrótce
pojawi się niebezpieczeństwo stworzenia ideologii na temat przeżyć z
pogranicza śmierci, a wtedy dopiero pojawią się prawdziwe kłopoty.
Radosny paranormalizm stanowi skuteczne antidotum dla każdego, kto
traktuje poważnie NDE-izm, bez względu na to, czy należy do IANDS,
czy nie.
Komu dają posłuch zwykli ludzie w kwestii przeżyć z pogranicza
śmierci i dlaczego?
Komu jednak dają posłuch przeciętni ludzie – ludzie nie
zaangażowani w rodzące się ideologie, ruchy, konwencje i stanowiska
wielkiej trójki dyskutantów?
No cóż, ostatnimi czasy złożona, fascynująca i
dostarczająca rozrywki dynamika przeżyć z pogranicza śmierci
sprawiła, że stały się one modnym tematem eksploatowanym w mediach.
Tak więc, co można było przewidzieć, rosnące zapotrzebowanie opinii
publicznej na wieści z zaświatów doprowadziło do wykształcenia
się nowej grupy prezenterów, których nazywam
NDE-artystami. Oczywiście oni sami nie uważają się za artystów,
lecz za informatorów – kogoś, kto dostarcza innym
informacji. Jak jednak zauważyłem poprzednio, każdy sprawny
informator jest po części także dobrym artystą. Nie ma w tym nic
złego, pod warunkiem, że się nie przesadza.
Tak więc ostatnio jesteśmy świadkami, jak różne osoby
wyruszają w objazd po kraju na spotkania z publicznością, podczas
których opowiadają o swoich przeżyciach z pogranicza śmierci.
Podczas tournee owi NDE-artyści sprzedają swoje książki i taśmy
wideo, choć jeszcze nie koszulki ze swoimi podobiznami to mogłaby być
już lekka przesada...
Szczególnie dwoje NDE-artystów zdobyło dużą
popularność – Betty Eadie, autorka książki Embraced by the
Light (wyd. pol. W objęciach jasności), i Dannion
Brinkley, który opowiedział swoją historię dziennikarzowi
Paulowi Perry'emu, a ten zgrabnie przedstawił ją w książce Saved
by the Light. Ta para NDE-artystów stanowi znakomity
przykład ilustrujący funkcjonowanie niektórych zasad radosnego
paranormalizmu, jako że książki i występy owych New Age'owych
tanatotragików zachęcają do analiz w stylu przypominającym
nieco krytyki dzieł literackich i teatralnych. Muszę przyznać, że o
ile dostrzegam wartość rozrywki jako narzędzia przyciągającego uwagę,
to krytyka o charakterze literackim publicznych prezentacji
niektórych spośród tych odbywających obecnie tournée
po kraju artystów wydobywa na światło dzienne pewne
niepokojące sprzeczności tkwiące w tego rodzaju NDE-występach.
Starając się przekazać publiczności swoje przesłanie, zarówno
Betty, jak i Dannion korzystają obficie z technik właściwych sztuce
scenicznej. Betty ubiera się w przyciągający wzrok kostium;
fantazyjną suknię z frędzlami w stylu indiańskim. Ponieważ jednak
znacznie dłużej niż Betty znam Danniona, tak więc łatwiej mi
skomentować jego sposób prezentacji swoich monodramów.
Poznałem Danniona w 1976 roku, kilka miesięcy po tym, jak ledwo
uszedł z życiem rażony piorunem. Powiedział mi, że kiedy znajdował
się na progu śmierci, znalazł się w świetlistej krainie otoczony
przez świetliste istoty. Owe istoty ukazały mu serię odrębnych wizji,
które opisał prawie tak, jak gdyby były one filmowymi clipami.
Istoty dały mu do zrozumienia, że były to wizualne reprezentacje
zdarzeń, które będą mieć miejsce w przyszłości.
Zazwyczaj wielu proroków przewiduje nadejście niezwykle
drastycznych wydarzeń i kataklizmów. Także większość
proroczych wizji Danniona miała tego rodzaju charakter, mówiła
o groźbie głodu, wojny, kryzysu ekonomicznego, niepokojów
społecznych.
W połowie lat siedemdziesiątych, gdy po raz pierwszy usłyszałem
przepowiednie Danniona, byłem nastawiony w stosunku do nich bardzo
sceptycznie. Jako pilny i uważny obserwator aktualnych wydarzeń byłem
pewien, że świat czeka wkrótce jakiś wielki wstrząs, co można
było wnosić na podstawie analizy ponurych doniesień prasowych i
telewizyjnych – nuklearny wyścig zbrojeń, powiększające się
stale ubóstwo trzeciego świata, zatruwanie środowiska
naturalnego, coraz większe przeludnienie – a nie jakichś
wizyjnych proroctw. Wiedziałem również wystarczająco dużo na
temat psychiatrii, by zdawać sobie sprawę, że większość Amerykanów
chowała głowę w piasek, nie chcąc przyjąć do wiadomości tego, co
działo się na świecie. Znałem także relacje kilku innych osób,
którym dane było doświadczyć przeżyć z pogranicza śmierci,
opisujących swoje własne budzące grozę, złowieszcze wizje końca
czasów bardzo podobne do proroctw Danniona. Przypuszczałem, że
czasami, gdy ludzie orientują się, że znajdują się na progu śmierci,
ich struktury obronne załamują się, ich myśli zaś wybiegają w
przyszłość, przewidując, na podstawie aktualnej sytuacji
polityczno-ekonomicznej świata, co może wydarzyć się w przyszłości –
a mianowicie globalne katastrofy i nieszczęścia.
Przyznaję jednak, że po pewnym czasie poczułem się mniej pewnie,
zważywszy na fakt, że niektóre z owych przepowiedni sprawdziły
się z zadziwiającą dokładnością. W 1975 roku moja przyjaciółka
Vi Horton przepowiedziała trafnie (na podstawie swojej wizji z
pogranicza śmierci) rok, rodzaj oraz wynik rewolucyjnych przemian w
Republice Południowej Afryki. A w kwietniu 1976 roku Dannion
powiedział mi, że w swojej wizji ujrzał upadek Związku Radzieckiego w
1990 roku oraz to, że dojdzie tam do zamieszek z powodu braków
w zaopatrzeniu w żywność. Pamiętam to bardzo dokładnie, ponieważ to,
co od niego usłyszałem, wydało mi się bardzo głupie i absurdalne;
powagę, z jaką wypowiedział tę przepowiednię, uznałem za dowód
na to, że ładunek elektryczności, który go poraził,
doprowadził do powstania zaburzeń w jego mózgu. Proszę sobie
więc wyobrazić moje zdumienie czternaście lat później, gdy
wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak powiedział. Także w kilku
innych wypadkach Dannion przepowiadał coś, co w owym czasie wydawało
się całkowicie niedorzeczne, a co po pewnym czasie sprawdzało się ze
zdumiewającą dokładnością.
Muszę w tym miejscu oczywiście natychmiast dodać, że widziałem i
słyszałem, jak Dannion wypowiadał wiele innych przepowiedni, podając
dokładną datę przyszłego zdarzenia, dzień, miesiąc czy rok, tym samym
stanowczym głosem i w ten sam przekonujący sposób, które
jednak nigdy się nie sprawdziły.
Poza tym od czasu swojego przeżycia z pogranicza śmierci z
września 1975 roku Dannion stale wygłasza kolejne proroctwa, ponieważ
wierzy, iż bliskie spotkanie ze śmiercią obdarzyło go zdolnością
czytania w myślach innych osób oraz spoglądania w przyszłość.
Trzeba przy tym dodać, że Dannion jest jedną z najbardziej
przekonywających osób, jakie kiedykolwiek spotkałem, która
potrafi czytać w cudzych myślach. Wielokrotnie byłem świadkiem, jak
ludziom opadały szczęki ze zdumienia lub stawały łzy w oczach, gdy
Dannion, ktoś kompletnie im obcy, wymieniał prawidłowo cały szereg
szczegółów z ich życia, a nawet ujawniał ich głęboko
skrywane tajemnice.
Od lat zadziwia mnie jego niezwykły talent; wydaje się, że wie on
na temat innych osób rzeczy, których w żaden sposób
nie powinien był wiedzieć. Dlatego właśnie zachęciłem go do napisania
książki i przedstawiłem go osobom, które doprowadziły do jej
publikacji.
Miałem jednak także nadzieję na innego rodzaju konfrontację; od
dawna chciałem doprowadzić do spotkania Danniona ze Zdumiewającym
Randim [Oryg. Amazing Randi.], lub innym wzdychającym gliniarzem
takim jak dr Ray Hyman, psycholog specjalizujący się w testowaniu
domniemanych zdolności telepatycznych różnych osób.
Wciąż mam nadzieję, że pewnego dnia dojdzie do takiej konfrontacji.
Od czasu publikacji książki Danniona dwóch badaczy o zacięciu
parapsychologicznym zbadało jego umiejętności i obaj są pod
równie dużym wrażeniem jak ja. '
Bez względu jednak na ostateczny wynik sporu, jaki toczy się wokół
osoby Danniona z udziałem parapsychologów, wzdychających
gliniarzy i funda-chrześcijan, nie będzie on miał większego wpływu na
licznych zwolenników i fanów Danniona. Oni nadal będą
wierzyć w to, że ich idol potrafi czytać w cudzych myślach i
przepowiadać przyszłość. Danniona nie niepokoją ani przez chwilę
także jego nie trafione przepowiednie, ponieważ gdy tylko któraś
z przepowiedni się nie spełni, wkrótce z jego ust spływa
kolejna, zastępując tę poprzednią.
Mimo wszystko radosny paranormalizm ma o wiele lepsze mniemanie o
chodzącej zagadce, jaką jest Dannion Brinkley, niż o bezpłodnych
debatach dysfunkcyjnych ekspertów od zjawisk paranormalnych.
Co zawsze najbardziej mnie interesowało w przypadku Danniona, to nie
tyle jego przeżycia z pogranicza śmierci per se, ponieważ
należą one do kategorii mnóstwa im podobnych, ile raczej
barwna, charyzmatyczna i olśniewająca osobowość, która urzeka
jego zwolenników. Jest on pouczającym przykładem tego rodzaju
osoby, która zawsze odgrywała znaczącą rolę w historii zjawisk
paranormalnych, a mianowicie kogoś, kto potrafi łączyć ze sobą kilka
popularnych wątków paranormalnej mitologii, wplatając je
zręcznie w swoje własne życie.
Do pewnego stopnia niezależnie od swoich przeżyć z pogranicza
śmierci, przepowiedni i czytania w myślach innych osób,
Dannion stanowi uosobienie wielu różnych tematów, które
z historycznego punktu widzenia zawsze znajdowały się w centrum
zainteresowania ludzi poszukujących paranormalnej rozrywki.
Przyjrzenie się z bliska tym tematom pozwoli nam dowiedzieć się nie
tylko tego, komu ludzie dają posłuch w kwestii zjawisk
paranormalnych, ale także dlaczego.
Wspólny mianownik
Najpierw pojawia się tu kwestia pioruna, potem zaś pewnego łóżka.
Zarówno pioruny, jak i łóżka są elementami należącymi
od wieków do najlepszej tradycji zjawisk paranormalnych.
Jak już zaznaczyłem, przygoda Danniona z przeżyciami z pogranicza
śmierci zaczęła się w porażającym błysku pioruna, co już samo w sobie
wystarcza, by nadać jego opowieści dynamiczny, paranormalny
charakter. W trakcie prawie całej historii ludzkości pioruny
uchodziły za manifestację sił nadprzyrodzanych, tak iż nikt nie może
pozostać obojętny wobec ich prastarej, paranormalnej symboliki.
Twierdzenie Danniona, że uderzenie pioruna obdarzyło go
niezwykłymi talentami, nie jest wcale czymś wyjątkowym. Na całym
świecie, przede wszystkim w kulturach plemiennych, panuje szeroko
rozpowszechnione przekonanie, że osoby, które chodzą nadal po
ziemi po tym, jak zostały rażone piorunem, posiadają paranormalne
zdolności. W niektórych tradycjach szamani, którzy w
ten właśnie sposób otrzymali swoje powołanie, uchodzą za
obdarzonych wyjątkową mocą.
Etnolog Holger Kalweit zabrał opowieści o trzech rażonych piorunem
szamanach, z którymi rozmawiał w Peru, a także dokonał
omówienia podobnych historii występujących w literaturze
innych kultur.
Wilcza Głowa (Wolf Head), czarownik ze szczepu Czarne Stopy, jest
najbardziej fascynującym przypadkiem rażonego piorunem szamana w
historii. Podczas swojej wizji z pogranicza śmierci spotkał on
Chłopca-Grom (Boy Thunder), istotę duchową, która następnie
przez wiele kolejnych lat odwiedzała go w snach, ucząc go, w jaki
sposób zostać wielkim szamanem. Pojawiając się w snach szamana
Chłopiec-Grom najczęściej obdarzał Wilczą Głowę niezwykłymi talentami
i umiejętnościami, których czarownik w swoim ziemskim żywocie
nigdy wcześniej nie miał i nie znał.
Tak na przykład pewnego ranka Wilcza Głowa obudził się ze snu jako
utalentowany rzeźbiarz, po czym wyrzeźbił w kamieniu naturalnej
wielkości popiersia królowej Wiktorii i króla Edwarda.
Ten niezwykły artysta widział kiedyś portret królewskiej pary
na medalionie.
Innym razem Chłopiec-Grom nauczył Wilczą Głowę we śnie
wszystkiego, co musi wiedzieć znakomity inżynier górnictwa.
Następnego dnia rano Wilcza Głowa udał się do pobliskiej kopalni,
gdzie zaprezentował plan wielkiej akcji wydobywczej węgla. Rządowi
eksperci podrapali się w głowy, po czym przyznali, że był to
najlepszy projekt wydobycia węgla, o jakim kiedykolwiek słyszeli.
Osobowość konkretnych ludzi zawsze miała kreatywny wpływ na
społeczną historię zjawisk paranormalnych. Ponieważ tak niewiele z
tego, co można powiedzieć o zjawiskach paranormalnych, poddaje się
ścisłej weryfikacji, dlatego sposób, w jaki się to mówi,
nabiera szczególnego znaczenia. Jest to kwestia, na którą
staram się nieustannie zwracać uwagę w tej książce.
Omawiam przypadek Danniona Brinkleya, ponieważ jego przypadek
stanowi znakomitą ilustrację powyższego stwierdzenia. Dannion
opowiada swoją historię, posługując się specyficznym, nieco
tajemniczym językiem, stanowiącym nierozerwalny element jego
charyzmatycznej osobowości. Innymi słowy, z pewnością ma on zacięcie
dramatyczne. Poza tym w swojej opowieści stale nawiązuje (jak gdyby
mimochodem) przynajmniej do dwóch stałych elementów –
pioruna i łóżka (więcej na jego temat nieco później),
które pojawiają się często w historycznych relacjach o
zjawiskach paranormalnych. W końcu ważną rolę z punktu widzenia
naszej analizy odgrywa także jego sposób opowiadania.
Dannion jest wysokim, muskularnym mężczyzną, czarująco pewnym
siebie i wyniosłym. Potrafi bez trudu zdominować rozmówcę i
uwielbia znajdować się zawsze w centrum zainteresowania. Słuchacze
Danniona siedzą w napięciu na brzegu swoich krzeseł niczym
zahipnotyzowani, mnie jednak nigdy jeszcze, odkąd go poznałem, nie
udało się nadążyć za rozpędzonym pociągiem jego myśli. Dannion
wyrzuca z siebie zdania w takim tempie, że tylko osobom obdarzonym
wyjątkowym refleksem udaje się od czasu do czasu wpaść mu w słowo.
Jego jedyny w swoim rodzaju sposób oracji przypomina coś w
rodzaju słownej zadymki.
Pewien szanowany naukowiec z Cambridge opublikował zgrabną
charakterystykę hrabiego de St. Germain, która znakomicie
pasuje także do osoby Danniona. Zdaniem E.M. Butlera hrabia „był
olśniewającą postacią, która intrygowała wszystkich swoim
incognito, rzucała tajemnicze uwagi, odmawiała przyznania się
do posiadania niezwykłych mocy, a mimo to demonstrowała ich działanie
na oczach zebranych, a także miała nieprzeniknioną osobowość”.
A teraz sprawa łóżka.
Dannion twierdzi, że w trakcie swojego przeżycia z pogranicza
śmierci istoty z zaświatów przedstawiły mu projekt
elektronicznego łóżka posiadającego właściwości uzdrawiające.
Poleciły mu skonstruowanie takiego urządzenia i zainstalowanie go w
ośrodkach uzdrowicielskich. Widziałem kilka modeli owych łóżek.
Są one rodzajem wygodnych leżanek z wbudowanym zestawem słuchawkowym,
z którego płynie muzyka przenikająca do ciała przez czaszkę za
sprawą przewodzenia kostnego. Leżąca na nich osoba pogrąża się w
stanie przyjemnej, łagodnej relaksacji. Wypróbowałem jedno z
takich łóżek i przekonałem się, że stan ów bardzo
przypomina stan hipnagogiczny.
Poza tym jednak historia paranormalnej kozetki Danniona jest dla
mnie tak bardzo ciekawa, ponieważ ilustruje ona jedną z kluczowych
zasad radosnego paranormalizmu: Chociaż na przestrzeni wieków
pojawiają się wciąż te same ulubione rekwizyty, a te same postacie
wkraczają na scenę w nieco tylko zmienionych sytuacjach, to jednak w
każdym kolejnym sezonie dobrze znany wszystkim paranormalny spektakl
prezentuje się świeżo i ekscytująco.
Z historycznego punktu widzenia zjawiska paranormalne są niczym
spektakle w teatrze repertuarowym. Na przykład opowieść o
„tajemniczym mężczyźnie z niezwykłym łóżkiem” ma
swoje trwałe miejsce w historii rozrywki paranormalnej i
periparanormalnej. Szczegóły związane z sofami czy matami
świętych mężów często odgrywają ważną rolę w historii życia
tych osób.
Salomon spał w magicznym łożu, wokół którego stały
anioły. Woda rzeki unosiła małego Mojżesza w koszyku z trzciny.
Dzieciątko Jezus leżało w żłobie. Poza tym mamy jeszcze
hystrichomorficzne hamaki fakirów oraz klini Asklepiosa.
Uzdrawiające łoża Asklepiosa stały się prototypem wielu
późniejszych, podobnych instalacji. Asklepiades z Bitynii,
który praktykował sztukę medyczną w Rzymie w I wieku n.e.,
zbudował wielką mechaniczną kołyskę, w której przywracał
zdrowie swoim pacjentom. Dr James Graham (1745-1794), nazywany przez
swoich przeciwników „królem szarlatanów”,
kierował Grand Temple of Health (Wielką Świątynią Zdrowia) w
Londynie. Jej główną atrakcją było Niebiańskie Łoże, masywna,
sklepiona konstrukcja, w której wnętrzu znajdowała się prawie
tona magnesów. Cała machina wibrowała, umieszczone zaś na jej
szczycie rozpylacze perfum napełniały powietrze przyjemnymi
zapachami. Spędzenie nocy we wnętrzu urządzenia kosztowało sporą
sumkę pieniędzy, jednak bezdzietni małżonkowie chętnie płacili żądaną
kwotę, ponieważ dr Graham zapewniał ich, że w ten sposób uda
im się z pewnością począć upragnione dziecko. Sigmund Freud to
kolejny ekscentryk, który zyskał sławę między innymi za sprawą
swojej uzdrawiającej kozetki.
W zaciszu ekskluzywnych palarni opium również stały piękne,
zdobione łoża, z których poszukujący periparanormalnych doznań
„makonauci” mieli wyjątkowo dobry widok na swoje
narkotyczne raje. Ostatnio na gazetowych kolumnach z niecodziennymi
wiadomościami można było spotkać opisy dziwnych przypadków
ludzi spędzających dużo czasu w łóżku. Chodzi tu o liczne
relacje na temat osób cierpiących na zespół Obłomowa,
osobliwą przypadłość, która nie została jeszcze wystarczająco
dokładnie opisana w podręcznikach psychologii anomalistycznej czy
psychiatrii. Ludzie dotknięci tą chorobą kładą się do łóżka
bez żadnych zaleceń ze strony lekarza, a jedynie pod wpływem
wewnętrznego impulsu nakazującego im odpoczynek. Czasami osoby te tak
bardzo przybierają na wadze, że nie są w stanie podnieść się o
własnych siłach. W prasie pojawiały się kilkakrotnie zdumiewające
doniesienia o mężczyznach ważących pół tony i więcej, których
trzeba było w nagłych przypadkach zabierać z domu do szpitala.
Jednego z nich podnośnik widłowy umieścił na platformie furgonetki;
inny został przetransportowany na specjalnych noszach przeznaczonych
pierwotnie do przenoszenia małego wieloryba.
Wydaje się, że łóżka bywają postrzegane jako miejsca, w
których stykają się ze sobą różne światy lub z których
można wyruszać w podróże w zaświaty. Nawet biorąc pod uwagę
zwyczajne, nocne zastosowanie łóżek, to przecież leżąc właśnie
na nich ludzie znajdują się w objęciach Morfeusza. Osoby na łożu
śmierci często doświadczają wspaniałych wizji zaświatów.
Koncepcja łóżka jako miejsca, w którym przechodzi się z
jednego świata do drugiego, sprawia, że mebel ten cieszy się tak dużą
popularnością w historii rozrywki paranormalnej i periparanormalnej .
Podsumowując, historia Danniona Brinkleya ma tak dużą siłę
oddziaływania, ponieważ splata się w niej ze sobą w jeden rozrywkowy
węzeł wiele kolorowych nitek popularnych, paranormalnych wątków.
Chciałbym w tym miejscu podkreślić, że moja analiza ma czysto
teoretyczny charakter i że osobiście uważam Betty i Danniona za
wspaniałych i uroczych ludzi, którzy robią wiele dobrego dla
innych. Rozumiem na przykład, że Dannion werbuje wolontariuszy do
hospicjów w trakcie swoich pełnych dramatyzmu, fascynujących
wystąpień przed liczną publicznością, i że za każdym razem zgłaszają
się do niego chętni. Nie kwestionuję także ani przez chwilę pobudek,
jakimi oboje się kierują. Staram się tylko zwrócić uwagę na
to, co sprawia, że ludzie ich słuchaj ą.
Zważywszy wszystko, oczekuję, że NDE-rozrywka i NDE-izm okażą się
raczej pożytecznymi niż tylko nieszkodliwymi ruchami. Nadal będą one
zależne od technologii medycznej, która zapewnia stały dopływ
relacji od kolejnych, powracających z podróży na pogranicze
śmierci osób. Szeroki zasięg i powszechność przeżyć z
pogranicza śmierci stanowią pewnego rodzaju czynnik korygujący dla
wszelkiego rodzaju możliwych NDE-nadużyć ze strony NDE-istów i
NDE-artystów.
Osobą, z ust której najlepiej dowiedzieć się szczegółów
na temat przeżyć z pogranicza śmierci, jest zawsze jakiś bliski
krewny; mądry, ustabilizowany, doświadczony, wrażliwy człowiek, z
którym łączą nas od dawna osobiste kontakty. Prawie każdy [w
USA] zna kogoś, kto miał przeżycia z pogranicza śmierci, co daje
dziesiątkom milionów ludzi sposobność wysłuchania relacji z
pierwszej ręki na ten temat od bliskiej, znanej od dawna i darzonej
zaufaniem osoby – mądrej cioci Pearl, kochanej babci lub
dziadka czy darzonego szacunkiem starego przyjaciela. Między innymi
dzięki temu właśnie tak wielu ludzi, laików i
profesjonalistów, dysfunkcyjnych zwolenników i
przeciwników zjawisk paranormalnych, uświadomiło sobie
istnienie tego rodzaju przeżyć mających wpływ na całe dalsze życie
danej osoby.
Wysłuchanie podobnej opowieści z ust dobrej, zasługującej na
zaufanie, szczerej osoby, z którą utrzymuje się od dawna
bliskie i serdeczne stosunki, może sprawić, że przeżycia z pogranicza
śmierci zostaną w pełni zrozumiane w najbardziej naturalny i
bezpośredni sposób, jaki jest możliwy na tym świecie.
Duża część tego, co większość najmądrzejszych bliskich ma nam do
powiedzenia na temat swoich wizyt na pograniczu śmierci, ma pogodny,
miły i uspokajający charakter. W takich okolicznościach łatwo docenić
rozrywkową wartość szczęśliwych, dodających otuchy przeżyć z
pogranicza śmierci.
A co z doniesieniami o niepokojących przeżyciach z pogranicza
śmierci?
Zdarzają się jednak także niepokojące wizje z pogranicza śmierci,
które dla początkującego radosnego badacza zjawisk
paranormalnych mogą wydawać się trudne do wyjaśnienia za pomocą
teorii rozrywkowej. Nie wyciągajmy jednak pochopnych wniosków,
a wkrótce dostrzeżemy rozrywkową wartość również tego
rodzaju doniesień.
Poszczególne elementy składowe przeżyć z pogranicza śmierci
mogą mieć swoje własne, charakterystyczne, zabawne aspekty. Kilka
osób, które doświadczyły przeżyć z pogranicza śmierci
opisuje strefę szarości, obszar, w którym znajdują się one po
opuszczeniu swoich fizycznych ciał, a przed wkroczeniem w jasne
światło czystej miłości, które widać na końcu ciemnego tunelu.
Osoby te mówią, że uświadamiają sobie obecność owej szarej
krainy, poruszając się przez tunel lub w chwili tuż przed wkroczeniem
do jego wnętrza.
Dla osób doświadczających NDE, które poruszają się
przez tę posępną krainę, jej astralni mieszkańcy wydają się zagubieni
we mgle ziemskich przywiązań. Przypomina to przejażdżkę pociągiem
duchów w Disneylandzie. Jest tam wiele ponurych, szarych
duchów, które, jak się wydaj e, nie są w stanie wyzbyć
się swojego dawnego przywiązania do świata fizycznego. Te
dusze-cienie wspominają nieustannie koleje swojej ziemskiej
egzystencji, bez końca powtarzając obsesyjnie czynności, jakich
dokonywały na ziemi. Wciąż na nowo rozpamiętują jakiś godny
ubolewania błąd, jaki popełniły w poprzednim życiu, lub są tak bardzo
pochłonięte przez jakąś żądzę, że nie myślą o niczym innym, jak tylko
o jej zaspokojeniu.
Dr George Ritchie, psychiatra z Wirginii – pierwsza osoba,
której relacji z przeżyć z pogranicza śmierci dane mi było
wysłuchać – mówił o kilku charakterystycznych cechach
mieszkańców tego mrocznego astralnego regionu. Odniósł
on wrażenie, że owe ponure duchy „nie są w stanie kontynuować
podróży na drugą stronę, ponieważ ich bóg ciągle
jeszcze żyje na ziemi”.
Dr Ritchie powiedział mi, że znajdując się w stanie śmierci
klinicznej z powodu obustronnego płatowego zapalenia płuc, jego
przewodnik Chris zabrał go w rodzaj podróży przez różne
krainy zaświatów, w tym także przez strefę szarości. Dr
Ritchie relacjonował, że w pewnej chwili udało mu się zajrzeć także
do świata codziennej ludzkiej egzystencji i zobaczyć zwyczajnego
mężczyznę idącego ulicą. Ponad nim unosiła się ponura, przypominając
cień postać – dr Ritchie domyślił się, że był to duch zmarłej
matki mężczyzny – która mu nieustannie towarzyszyła i
starała się mówić mu, co ma on w danej chwili zrobić.
W innym miejscu dr Ritchie ujrzał zwyczajny bar w fizycznym
świecie, gdzieś w jakimś wielkim mieście, którego nie mógł
rozpoznać. Widział siedzących w nim zwyczajnych ludzi, ale oprócz
nich także szare duchowe istoty przemykające między nimi to tu, to
tam – ich zmarłych opiekunów. Co pewien czas jedna z
tych bezcielesnych istot sięgała po stojącą na stole butelkę z
alkoholem, jednak jej dłoń przenikała przez nią, jakby jej tam w
ogóle nie było. Dr Ritchie doszedł do wniosku, iż te smutne
dusze były ludźmi, którzy za życia byli alkoholikami i którzy
nawet po śmierci nie potrafili się uwolnić od swojego nałogu.
Osoby doświadczające NDE, które opisywały tę szarą krainę,
sugerują, że jej astralni mieszkańcy nie zdają sobie do końca sprawy
z tego, że nie żyją, i dlatego starają się nadal dostosowywać do
rytmu swojej dawnej, codziennej egzystencji. Ludzkie cienie wydają
się wciąż uzależnione od czasu i znajdować w sytuacji bez wyjścia,
skazane na niekończące się powtarzanie tych samych ziemskich
czynności.
Są one w dosyć okropnym położeniu, to prawda, jednak dr Ritchie
widział także pojawiające się między nimi oświecone istoty, podobne
do świętych, które starały się im pomóc. Oznacza to, że
nawet dla mieszkańców tej szarej i ponurej krainy istnieje
jeszcze jakaś nadzieja.
Relacje tego rodzaju mają niewątpliwie także walor rozrywkowy.
Nasz radosny badacz zjawisk paranormalnych szczyci się tym, że jako
pierwszy zwrócił uwagę na pewną istotną cechę szarych postaci.
Otóż szczególne zachowania niektórych z nich
obserwowane przez osoby doświadczające przeżyć z pogranicza śmierci
są identyczne ze znanymi wszystkim epizodami z greckiej mitologii –
na przykład z mitem o Syzyfie czy Tantalu. Syzyf został skazany po
śmierci na wieczną mękę polegającą na wtaczaniu pod stromą górę
wielkiego głazu, który u samego szczytu wymykał mu się z rąk i
spadał w dół, tak że skazaniec musiał wciąż na nowo podejmować
swoją pracę. Ten niekończący się syzyfowy cykl – pragnienie
uczynienia czegoś, podjęcie śmiałej próby, moment pozornego
sukcesu, a następnie nagły, niekorzystny zwrot losu –
przypomina dolę szarych duchów, które, jak mówią
o tym osoby doświadczające NDE, ciągle zmagają się z trudnościami nie
do pokonania.
Los Tantala w zaświatach był w istocie taki sam, jak opisywanych
przez dr. Ritchiego astralnych alkoholików. Tantal został
skazany na wieczne męki głodu i pragnienia; w bezpośredniej bliskości
przed sobą widział owoce i wodę, za każdym razem jednak, gdy usiłował
po nie sięgnąć, te odsuwały się od niego.
Inny dobrze znany grecki mit podobnego rodzaju opowiada o
kobietach skazanych po śmierci na wieczne noszenie wody w Hadesie w
wielkich, podziurawionych dzbanach [Chodzi o Danaidy (przyp.
tłum.).]. Kobiety napełniały dzbany przy źródle, wyruszały w
drogę, nim jednak dotarły do celu, okazywało się, że dzbany są już
zupełnie puste.
Często treść tych greckich mitów uważa się za alegorię
ludzkiego ziemskiego żywota, zwykle nie zdając sobie sprawy z tego,
że zachowane wersje niektórych z nich zaczerpnięte zostały z
relacji starożytnych Greków, którzy sami przez pewien
czas przebywali w zaświatach. Mieszkańcy starożytnej Grecji dobrze
wiedzieli o istnieniu owej tajemniczej, ponurej strefy pośredniej, o
której mówią czasami osoby przywrócone do życia
po tym, jak ustała akcja ich serca. Plutarch pozostawił niezwykle
przemawiający do wyobraźni opis owej posępnej i mrocznej krainy
pośredniej zawieszonej gdzieś na skraju wieczności: „Nie ma w
tym królestwie niczego z wyjątkiem niekończącego się cienia i
męczącego snu pełnego pragnień, które nigdy nie zostaną
zaspokojone”.
Tak więc dziwna, mroczna strefa cienia przepełniona nieskończoną
frustracją zamieszkujących ją duchów stanowi od
najdawniejszych czasów stały element przeżyć z pogranicza
śmierci oraz spokrewnionych z nimi zjawisk.
Wydaje się, że my, ludzie, mamy wciąż niezaspokojony apetyt na
pasjonujące opowieści o duchach przebywających w zawieszeniu w
przypominającej w dziwny sposób ziemię strefie wieczności.
Chociaż te fascynujące blade istoty pozbawione są ciała, nie
wyzwoliły się one jeszcze całkowicie spod władzy czasu. Zachowują się
tak, jak gdyby w momencie śmierci doszło w ich przypadku do jakiegoś
poważnego zaburzenia; radosny badacz zjawisk paranormalnych może
tylko przypuszczać, że gdy ich ciała umarły, duchy te opuściły je,
kierując się w złą stronę.
W każdym razie ten szczególny element przeżyć z pogranicza
śmierci wywołuje tak duże zainteresowanie, ponieważ nawiązuje do
głębokiej ludzkiej fascynacji koncepcją daremnej, bezsensownej pracy.
Idea nieużytecznej, bezowocnej pracy, pojawiająca się w niektórych
wizjach z pogranicza śmierci, znalazła swój wyraz także w
szeregu obrazowych wyrażeń funkcjonujących w języku potocznym, takich
jak: walczyć z wiatrakami, młócić słomę, kręcić bicz z piasku,
wyć do księżyca, tracić parę u ust, strzępić język, mówić na
wiatr, mówić do ściany, wykonywać syzyfową pracę, wybrać się z
motyką na słońce (księżyc), wlewać wodę do sita, lać wodę do studni,
szukać igły w stogu siana, pracować w kieracie, chwytać ptaka w
locie, nosić drwa do lasu, pisać na wodzie, uczyć rybę latać.
W jaki sposób widzą to wszystko fundamentaliści
Funda-chrześcijanie, którzy zajmują się badaniem wizji z
pogranicza śmierci, specjalizują się w wynajdywaniu jak największej
liczby budzących grozę opowieści pochodzących od osób, które,
znajdując się na granicy śmierci, doświadczyły straszliwych
piekielnych mąk. Fundamentalistyczni eksperci cieszą się i poklepują
wzajemnie po plecach za każdym razem, gdy uda im się natrafić na nowy
przypadek piekielnych, funda-chrześcijańskich przeżyć z pogranicza
śmierci.
Ci zgorzkniali, starzy fundamentaliści sądzą zapewne także, iż
strefa szarości jest kolejnym fortelem Szatana. Założę się, że
wyobrażają sobie, iż jest to po prostu jeszcze jedna paranormalna
iluzja, którą sfabrykował ich ulubiony mieszkaniec zaświatów,
by nam, niczego nie podejrzewającym wolnomyślicielom, dać złudne
poczucie bezpieczeństwa. Głęboko w swoich sercach niektórzy
funda-chrześcijanie niewątpliwie podejrzewają diabła, że wymyślił on
strefę szarości tylko po to, by nas, odszczepieńców,
wprowadzić w błąd co do funda-chrześcijańskich przekonań. Szatan chce
zapewne, by ci z nas, którzy nie akceptują
funda-chrześcijańskiej ideologii, myśleli, że kara w zaświatach to
tylko błahostka, drobiazg w porównaniu ze znacznie bardziej
przerażającymi mękami, o jakich lubią pisać i mówić
funda-chrześcijańscy eksperci od przeżyć z pogranicza śmierci.
Fundamentalistycznym NDE-entuzjastom przebiegają rozkoszne ciarki
po plecach, gdy czytają na temat infernalnych przeżyć z pogranicza
śmierci, ponieważ znakomicie pasują one do ich satanologii. Im
większy i bardziej przytłaczający ból znosi znajdująca się w
krytycznym stanie osoba, która doświadcza piekielnych przeżyć
z pogranicza śmierci, tym bardziej nadają się one do
funda-chrześcijańskiej NDE-ekspertyzy. Im bardziej relacja
reanimowanej osoby nasycona jest jeżącymi włos na głowie szczegółami
mówiącymi o bólu będącego wynikiem szarpania,
przekłuwania, nabijania, przebijania, gryzienia, miażdżenia, palenia,
zgniatania, bicia, krępowania, dźgania, przypiekania czy dręczenia, z
tym większą radością i zadowoloniem wysłuchują ich
funda-chrześcijańscy eksperci.
Podczas najlepszych, najstraszliwszych funda-chrześcijańskich
piekielnych przeżyć z pogranicza śmierci skazana na potępienie,
reanimowana osoba cierpi zazwyczaj wszelkiego rodzaju ból:
nagły i przewlekły, niesłabnący i narastający, ostry i tępy, piekący
i rwący, wszechogarniający i nie do zniesienia. Te
funda-chrześcijańskie piekielne przeżycia z pogranicza śmierci, które
związane są z najbardziej przerażającymi, potwornymi mękami i
cierpieniami, otrzymują najwięcej punktów w skali Ravingsa.
My, radośni badacze zjawisk paranormalnych, możemy sobie wyobrazić
fundamentalistów, którzy kulą się teraz z przerażenia
na samą myśl, że zaliczane do zjawisk paranormalnych przeżycia z
pogranicza śmierci są rodzajem rozrywki.
„A co z piekielnymi przeżyciami z pogranicza śmierci?”,
parsknie zadufany w sobie fundamentalista, wymachując nam przed nosem
Biblią. „Czy piekło to także przyjemność i zabawa?”.
Okazuje się jednak, że funda-chrześcijanie nie znają za dobrze
swojej własnej funda-chrześcijańskiej historii, jako że w dawnym
Kościele panowało dokładnie takie właśnie przekonanie –
mianowicie, że piekło to rozrywka!
Jedną z zasad wiary było to, że znaczącą częścią rozkoszy, jakie
oczekiwały zbawionych w niebie, będzie przyjemność przyglądania się
potępieńcom cierpiącym tortury w piekle. Stary, jowialny Tertulian
nie mógł się wprost doczekać początku owej gali, jaka nastąpi
u końca czasów. Był przekonany, że śmiechu będzie wówczas
co niemiara.
 
Jakież wspaniałe będzie tego dnia widowisko! Czemu przyjdzie mi
wpierw przyklasnąć, co wpierw mnie rozraduje? Czy będą to potężni
monarchowie, których wstąpienie do nieba ogłaszano ongiś
publicznie, a którzy w dzień ten jęczeć będą w głębokościach z
samym Jowiszem, świadkiem swego wyniesienia? Czy namiestnicy, którzy
prześladowali imię Pana, a dziś płoną w ogniu gwałtowniejszym niż
ten, który rozpalili dzielnym chrześcijanom? Mądrzy
filozofowie, wstydem płonący przed swoimi uczniami, którzy
wespół z nimi piec się będą w ogniu, a którym wpajali,
że świat nie należy do Boga, których zapewniali, że dusz wcale
nie mają albo że jeśli takowe istnieją, z pewnością nie połączą się z
ich dawnym ciałem? Czy będą to poeci, którzy drżeć będą nie
przed sądem Radamantysa czy Minosa, ale Chrystusa – co za
niespodzianka? Warto będzie posłuchać aktorów tragicznych
ryczących swoje melodramy! Warto podziwiać komediantów w ogniu
skaczących! Rzeczy te, jak wierzę, większą przyniosą rozkosz niźli
cyrkowe widowisko, oba rodzaje teatru czy rozrywki na stadionie
[Przekład, po dokonaniu niezbędnych poprawek, za: Alice K. Turner,
Historia piekła, tłum. J. Jarniewicz, Wyd. Marabut, Gdynia
1996.].
 
Ten sam urokliwy ton mściwej pociechy odnajdujemy także u Ojca
Kościoła św. Jana Chryzostoma (345-407 n.e.), biskupa
Konstantynopola. Jego słowa stanowią kolejny dowód na to, jak
bardzo podejście funda-chrześcijan do wesołości i śmiechu przypomina
ich podejście do zjawisk paranormalnych.
 
Śmianie się czy dowcipkowanie jako takie nie jest grzechem, lecz
prowadzi do grzechu. Śmiech często rodzi nieobyczajną rozmowę, a
nieobyczajna rozmowa jeszcze bardziej nieobyczajne czyny. Często z
nieobyczajnych słów i śmiechu wynikają złorzeczenia i
zniewagi, ze złorzeczeń i zniewag ciosy i rany, a z ciosów i
ran rzezie i morderstwa. Jeśli więc chcesz wysłuchać dobrej rady,
unikaj nie tylko nieobyczajnych słów i nieobyczajnych czynów,
ciosów i ran i morderstw, lecz także niestosownego śmiechu...
Załóżmy, że ktoś się zaśmieje. Wówczas ty powinienieś
zapłakać na tą jego przewiną. Wielu bowiem śmiało się z Noego, gdy
budował on arkę, ale gdy nadszedł potop, to on śmiał się z nich; albo
raczej ów sprawiedliwy mąż nigdy się z nich nie śmiał, lecz
płakał nad nimi i lamentował. Kiedy więc widzisz, jak ktoś się
śmieje, pomyśl, że te same zęby, które się teraz szczerzą,
pewnego dnia będą przeraźliwie zgrzytać w płaczu i bólu, i że
Owego Dnia przypomną sobie one ów śmiech. Tak więc także i ty
powinieneś zapamiętać ów śmiech.
 
Sprawozdania z piekielnych przeżyć z pogranicza śmierci dają
współczesnym funda-chrześcijanom przedsmak podobnej
satysfakcji, jaką będą mieli oni w przyszłości, wiedząc, że my
wszyscy, kłopotliwi nonkonformiści, wijemy się w mękach w zaświatach
za karę, iż nie byliśmy posłuszni Bogu ani funda-chrześcijańskiej
ideologii.
Niektórzy fundamentaliści czerpią wielką przyjemność,
wysłuchując przerażających opowieści o ludziach, na których
spadają różnego rodzaju potworne klęski i cierpienia. Są
wyjątkowo zachwyceni, gdy owe dotknięte przez los osoby są
homoseksualistami, hinduistami, buddystami, mormonami, zwolennikami
okultyzmu lub ateistami.
Czerpanie przyjemności z kontemplowania cudzego cierpienia nosi
nazwę sadyzmu. Fundamentaliści nie czują się jednak nawet w
najmniejszym stopniu zażenowani z powodu oddawania się tej właśnie
formie perwersji. Każdy człowiek ma niejakie skłonności do sadyzmu,
które należą do jego natury. Jednak otwarte obnoszenie się ze
swoimi sadystycznymi skłonnościami nie jest dziś społecznie
akceptowane, podobnie zresztą jak nie było w czasach Tertuliana czy
św. Jana Chryzostoma. Dlatego współcześni fundamentaliści
ukrywają swoje fantazje dotyczące zemsty pod płaszczykiem ideologii.
A przecież główną przyczynę popularności książek na temat
fundamentalistycznych, piekielnych doświadczeń z pogranicza śmierci
stanowi właśnie ich aspekt rozrywkowy. Ten, kto uznaje unifikującą
zasadę radosnego paranormalizmu, znajduje się w dobrym położeniu
umożliwiającym mu dostrzeżenie dziwnej zbieżności między
funda-chrześcijańskimi opowieściami o piekielnych wizjach z
pogranicza śmierci a horrorem jako gatunkiem literackim w różnych
jego odmianach. Dysfunkcyjni ekperci czytają teksty na temat zjawisk
paranormalnych w różny sposób, w zależności od rodzaju
literatury, jaki preferują. Tak więc parapsychologowie lubią komedie,
naukowi sceptycy kryminały i społeczną satyrę, podczas gdy
funda-chrześcijanie horrory. Każda z grup ma swoje preferencje
estetyczne w tej kwestii.
W Stanach Zjednoczonych za bezpośrednich inspiratorów
powstania horroru jako gatunku literackiego należy uznać purytanów.
„Ludzi należy przerażać – napisał pewien purytański
ksiądz – aby się mogli nawracać”. W podobnym stylu jeden
z prominentnych funda-chrześcijańskich ekspertów od
piekielnych przeżyć z pogranicza śmierci stwierdził ostatnio, że
trochę piekła przyda się każdemu człowiekowi! Może to odmienić wasze
życie na lepsze, napisał.
Jednak chrześcijaninem obdarzonym największym talentem
krasomówczym, który specjalizował się w opowieściach
grozy, był niejaki Johnathan Edwards (1703-1758). Radośni badacze
zjawisk paranormalnych prowokują funda-chrześcijańskich ekspertów
od piekielnych NDE do nasycania tworzonych przez siebie horrorów
maksymalną dawką strachu i grozy, podobnie jak czynił to Edwards. Był
on budzącym postrach księdzem, mimo że prawie w ogóle nie
gestykulował, a jego sposób mówienia był bardzo poważny
i uroczysty. Jeden z wiernych zauważył, że w trakcie kazania Edwards
„patrzył prosto przed siebie”, a także, iż „przesuwał
wzrokiem od góry do dołu po linie od dzwonu”. Ten
natchniony ksiądz mówił podczas kazania tak straszliwe rzeczy,
że „w całym kościele słychać było wielkie zawodzenie i płacz”,
o czym zaświadcza inny parafianin.
Johnathana Edwardsa i podobnych mu purytańskich specjalistów
od straszenia można uznać za literackich poprzedników Stephena
Kinga i innych wielkich amerykańskich mistrzów horroru.
Wszyscy funda-chrześcijańscy eksperci od piekielnych NDE powinni
analizować wirtuozerię, z jaką Edwards posługiwał się słownictwem
opisującym to, co nęcąco nieznane. Potrafił on doskonale
wykorzystywać zaczerpnięte z języka potocznego wyrażenia odnoszące
się do zjawisk paranormalnych w celu stwarzania atmosfery grozy i
przerażenia. Obiektem jego szczególnej fascynacji było słowo
dziwny.
 
Po Zmartwychwstaniu ciała występnych będą dziwnymi, odrażającymi
rodzajami ciał; w Dniu Sądu po lewej ręce Chrystusa będzie stała
dziwna gromada ludzi... tego rodzaju dziwna kara jako odpowiednia dla
tego rodzaju dziwnego i potwornego zła... męki głównie o
duchowym charakterze, polegające na dręczeniu umysłu sprawią, że
będzie to przypominało dziwną opowieść lub sen.
 
Edwards tak zręcznie posługiwał się językiem zjawisk
paranormalnych, że wydawało się, iż piekło „jest na tyle
rzeczywiste, że można je znaleźć w atlasie”. Kaznodzieja często
mówił także o płomieniach otaczających piekło, podobnie jak
zapamiętali w swojej płomiennej retoryce współcześni
funda-chrześcijanie.
 
Bóg, który trzyma cię ponad otchłanią piekła, tak
jak ktoś trzyma nad ogniem pająka lub jakiegoś innego obrzydliwego
owada, czuje do ciebie odrazę i jest ogromnie wzburzony; jego gniew
ku tobie płonie niczym ogień; spogląda na ciebie tak, jakbyś wart był
tylko tego, by cisnąć cię w ogień... i tylko jego dłoń ratuje cię
przed upadkiem w ogień w każdej chwili.
 
Johnathan Edwards nie był pierwszym budzącym postrach amerykańskim
kaznodzieją czy autorem horrorów, który wiedział, w
jaki sposób wzniecać ognistą burzę grozy i przerażenia za
pomocą słów. Przed nim Cotton Mather pisał o diable, który

 
...nie przyjmuje żadnych innych ofiar jak tylko krew z ludzkich
serc i dla którego najsłodszą muzyką są żałosne jęki i
zawodzenia przypiekanych na ogniu i umierających w mękach dzieci.
 
Między literaturą funda-chrześcijańską a literaturą horroru
istnieją jeszcze inne punkty zbieżne; na przykład w obu przypadkach
wielkie znaczenie przywiązuje się do potworów. Koncepcja
potworności składa się z kilku elementów, z których
jednym jest pojęcie zwierzęcej dzikości i okrucieństwa. Wilkołaki i
wampiry to pojawiające się w horrorach potwory, które łączą w
sobie zwierzęce cechy bestii z ludzką naturą.
Bestia to jeden z ulubionych przez funda-chrześcijan biblijnych
potworów. Gdy ogląda się funda-chrześcijańską telewizję lub
słucha funda-chrześcijańskiego radia, za każdym razem ktoś mówi,
że „Bestia to” lub „Bestia tamto”.
Jedną ze stałych cech wielu występujących w opowieściach grozy
potworów jest ich okropna brzydota; są one zdeformowane,
szkaradne i odrażające. Tak więc można by pomyśleć, że także diabeł
ma przerażający wygląd. Otóż nie. Przysłuchując się rozmowom
funda-chrześcijan człowiek dochodzi do wniosku, że Szatan to bardzo
przystojny jegomość.
Jest wielu funda-chrześcijan, którzy z lubością podejmują
się omawiania kwestii tego, jak bardzo miły i sympatyczny jest
Szatan; zawsze mówią o tym z naciskiem i dużym zaangażowaniem.
Jedna z ulubionych przez funda-chrześcijan opinii na temat diabła,
wnioskując na podstawie częstotliwości jej wypowiadania, głosi, że
jest on tego rodzaju facetem, na którego często się spogląda
lub który przyciąga wzrok innych, którzy, jak czynią to
funda-chrześcijanie, stosują się ściśle do biblijnych standardów.
Funda-chrześcijanom bardzo zależy na tym, żebyśmy wszyscy
dowiedzieli się o tym, jak atrakcyjny jest ich zdaniem Szatan oraz
jak bardzo lubią oni z tego powodu na niego spoglądać, podobnie
zresztą jak i inni ludzie, zgodnie z ich biblijnymi przekonaniami.
Tak więc my, mili, radośni badacze zjawisk paranormalnych, pragniemy
wstąpić na nasze własne mównice, by pomóc
funda-chrześcijanom w rozpowszechnianiu tej ważnej informacji.
Dlatego, ludzie, zapamiętajcie proszę: Szatan jest po prostu piękny i
wspaniały, lub przynajmniej tak twierdzą funda-chrześcijanie.
Ważne jest, aby państwo dostrzegli w tym wszystkim element humoru.
To znaczy, muszą państwo naprawdę postarać się zobaczyć to, co w tym
wszystkim jest śmiesznego. Ale najpierw muszą państwo zrozumieć, w
jaki sposób tak łatwo dojść do wniosku, że funda-chrześcijanie
uważają, że Szatan ma piękny wygląd.
Funda-chrześcijanie obawiają się przede wszystkim tego, że
wspaniała, świetlista istota emanująca miłością, którą
spotykają często osoby doświadczające przeżyć z pogranicza śmierci,
może być diabłem.
Profesor Grootish, funda-chrześcijański filozofilister, który
wykłada podobno w jakimś seminarium, zyskał uznanie w kręgach
fundamentalistów za sprawą publikacji serii krytycznych
artykułów na temat naszych, to znaczy zawodowych badaczy
zjawisk paranormalnyach, dokonań. Jego zdaniem owa świetlista,
emanująca miłością istota, którą spotykają ludzie mający wizje
z pogranicza śmierci, jest po prostu Szatanem w płaszczu z płomieni.
Grootish sądzi, że oprócz prawdziwego Jezusa istnieje
jeszcze jeden, fałszywy Jezus, zły i podstępny oszust, którego
nazywa on Jezusem New Age.
Więc nawet jeśli owa pełna miłości, wspaniała świetlista Istota,
którą spotkają państwo w trakcie przeżyć z pogranicza śmierci,
przedstawi się jako Jezus i będzie wyglądała dokładnie tak, jak
zwykło się przedstawiać Jezusa na obrazach, niech jej państwo nie
wierzą ani przez chwilę! Najpierw istotę tę trzeba poddać
ideologicznemu testowi profesora Grootisha. Jezus musi zdać egzamin
ze znajomości Biblii, nim będzie mógł stać się sobą!
No cóż, to wszystko jest rzeczywiście niezwykle zabawne.
Fundamentalistycznym obserwatorom bardzo podoba się spektakl, w
trakcie którego funda-chrześcijanie ostrzegają, że pełen
miłości Chrystus, którego spotykają osoby doświadczające
przeżyć z pogranicza śmierci, może być diabłem. A ponieważ wszyscy
radośni badacze zjawisk paranormalnych starają się być w dobrych
stosunkach z fundamentalistami, z ochotą zredagowałem tę oto zwięzłą
odezwę, którą funda-chrześcijańscy klinicyści mogą się od
teraz posługiwać w kontaktach ze swoimi pacjentami mającymi przeżycia
z pogranicza śmierci:
 
„Pamiętaj, nie zbliżaj się do żadnego wspaniałego,
emanującego miłością Światła, jakie ujrzysz na granicy śmierci.
Pozostań w ciemności. Jeśli jesteś funda-chrześcijaninem, lepiej
zachowaj bezpieczną odległość od wszelkiego jasnego, emanującego
miłością Światła, jakie zobaczysz, gdy umrzesz lub będziesz umierał.
A jeśli zostaniesz zmuszony przerwać milczenie, po prostu przekaż
pozdrowienia od Wielebnego Bakkera i Brata Swaggarta.
Czy dzieci także są wprowadzane w błąd?
Pediatra Melvin Morse oraz inni niefunda-chrześcijańscy eksperci
donoszą, że także dzieci doświadczają przeżyć z pogranicza śmierci.
Fakt ten nasuwa nam następujące pytanie: Czy w związku z tym
powstanie równoległa gałąź badań związana z piekielnymi,
funda-chrześcijańskimi przeżyciami z pogranicza śmierci wśród
dzieci? Czy jakiś funda-chrześcijański ekspert odłoży pewnego dnia na
chwilę swoją Biblię, by skompilować książkę opisującą przypadki
ciężko chorych, czasami umierających dzieci wtrącanych do piekła,
przypiekanych i smażonych na wolnym ogniu, przerażonych ponad wszelką
miarę i śmiertelnie wprost przestraszonych?
Koncepcja, zgodnie z którą diabeł może udawać Chrystusa,
musi być szczególnie niepokojąca dla fundamentalistycznych
ekspertów, jeśli biorą oni pod uwagę możliwość występowania
przeżyć z pogranicza śmierci u małych dzieci. Czy Bóg pozwala
Szatanowi na szydzenie z umierających dzieci i przebieranie się za
Jezusa? A może Bóg jest bezsilny i nie może zapobiec tego
rodzaju szatańskim sztuczkom? Jeśli tak, dobre obyczaje nakazują, by
funda-chrześcijańscy eksperci od NDE czym prędzej opracowali jasne i
precyzyjne instrukcje, dzięki którym poważnie chorzy lub
umierający mali pacjenci będą mogli odróżnić satanicznego
Jezusa od tego prawdziwego, w stu procentach funda-chrześcijańskiego.
I czy Bóg pozwoliby diabłowi na przemknięcie się chyłkiem
do jakiegoś umierającego dziecka pod postacią św. Mikołaja, Pata
Robertsona, Jerry'ego Falwella czy Wielkanocnego Króliczka?
Radośni badacze zjawisk paranormalnych są zaszokowani całkowitym
brakiem odpowiedzialności ze strony funda-chrześcijańskich ekspertów
od NDE wynikającym z ignorowania ważnych, dających się wyjaśnić,
klinicznych kwestii, takich jak te, dotyczących piekielnych przeżyć z
pogranicza śmierci wśród dzieci. Czy pośród poważnie
chorych i umierających dzieci przebywających w szpitalach występują
często funda-chrześcijańskie piekielne przeżycia z pogranicza
śmierci? Czy zgodnie ze swoimi teoriami funda-chrześcijańscy eksperci
od NDE oczekują, że przypadki piekielnych przeżyć z pogranicza
śmierci są częstsze pośród poważnie chorych, umierających
małych muzułmanów, żydów, hinduistów, buddystów,
zwykłych chrześcijan, mormonów niż pośród poważnie
chorych, umierających małych funda-chrześcijan?
Jaki wpływ na dalsze życie mają piekielne, funda-chrześcijańskie
doświadczenia wizyjne z pogranicza śmierci z okresu dzieciństwa? Czy
dzieciaki miewają później powracające koszmarne sny, unikają
kontaktów z innymi lub wykazują jakieś inne posttraumatyczne
symptomy? W porównaniu z dziećmi, których przeżycia z
pogranicza śmierci są pełne miłości i działają na nie
uszczęśliwiająco, czy dzieci mające piekielne przeżycia z pogranicza
śmierci wykazują większą skłonność do zaburzeń w pracy mózgu
lub tego, że staną się one w rezultacie swoich przykrych przeżyć
funda-chrześcijanami? Czy u dzieci, które lubiły bawić się
zapałkami i wzniecać ogień, piekielne przeżycia z pogranicza śmierci
występują częściej, niż u dzieci, które tego nie robiły?
Stawiam to ostatnie pytanie, ponieważ zwracanie przez
funda-chrześcijan szczególnej uwagi na infernalne przeżycia z
pogranicza śmierci zbieżne jest z fascynacją ogniem charakterystyczną
dla zjawisk paranormalnych: ludzie chodzący po ogniu, ludzie odporni
na działanie ognia, ludzie dokonujący spontanicznych samospaleń,
ludzie uważani za czarownice i heretyków i paleni na stosach,
ludzie smażący się na ogniu w wyobraźni mściwych funda-chrześcijan.
Co ciekawe, aspekt paranormalny dostrzegany jest jedynie w przypadku
ludzi, którzy znajdują się w płomieniach lub są odporni na ich
działanie. Dlaczego nie ma żadnych doniesień o spontanicznym
samospaleniu, na przykład, świń?
Rzadko widuje się żywych ludzi w płomieniach. Niewielu z nas
byłoby kiedykolwiek świadkiem podobnego wydarzenia, gdyby nie filmy,
w których jest ono czymś na porządku dziennym, co świadczy o
tym, że widok płonącego człowieka wywołuje nasze duże
zainteresowanie, dla niektórych z nas zaś ma on nawet walor
rozrywkowy. Funda-chrześcijanie czerpią przyjemność ze swoich wizji,
w których widzą nas, ludzi, których nie lubią,
przypiekanych wolno na rozpalonych do czerwoności węglach i
cierpiących potworne, niekończące się męki. Funda-chrześcijanie lubią
wyobrażać sobie nas ponoszących zasłużoną karę w ogniu piekielnym.
Fundamentalistyczni piromani nie potrafią odwrócić oczu
swoich dusz od obrazów ukazujących im żywych ludzi płonących w
wiecznym ogniu piekła. Każdy, kto ma niejakie psychologiczne
wyczucie, wie, że funda-chrześcijanie uwielbiają oglądać rozgrywające
się w ich ciasnych umysłach horrory. Udają, że odrzucają te wszystkie
bezmyślne dogmaty, zgodnie z którymi wszyscy poza nimi pójdą
do piekła, jedynie ze względu na nasze własne zbawienie. Łatwo się
jednak zorientować, o co im tak naprawdę chodzi. Zdajemy sobie
doskonale sprawę z tego, że potajemnie funda-chrześcijanie z lubością
wyobrażają sobie nas, nonkonformistów, wijących się bez końca
z bólu w ogniu piekieł. Wobec tego jedyną pociechę znajdujemy
w powiedzenia Marka Twaina: „Do nieba ze względu na klimat, ale
do piekła ze względu na towarzystwo”.
Beztroscy ludzie także lubią opowieści o przeżyciach z pogranicza
śmierci
Jak mówiłem już o tym poprzednio, nie tylko fundamentaliści
uważają opowieści o przeżyciach z pogranicza śmierci za zabawne.
Podczas gdy fundamentaliści zdecydowanie preferują wersje pełne grozy
i cierpienia. to przecież istnieje także mnóstwo relacji o
wizjach z pogranicza śmierci, które mogą stanowić dobrą
rozrywkę dla ludzi o dobrodusznym i beztroskim charakterze.
Pod tym względem pogodne przeżycia z pogranicza śmierci podobne są
do starożytnych periparanormalnych relacji z podróży do
czarownych, nieznanych regionów ziemi, które znajdowały
się poza granicami znanego świata.
Dziś telewizja umożliwia setkom milionów ludzi na całym
świecie oglądanie i słuchanie sprawozdań z pierwszej ręki zwyczajnych
ludzi, którym dane było zajrzeć do wspaniałej, świetlistej
krainy leżącej poza granicą śmierci. Co więcej, ponieważ zdobycze
współczesnej wiedzy medycznej przyczyniły się do tego, że na
naszej planecie mieszkają dziesiątki milionów ludzi, którzy
znaleźli się poza granicą śmierci, a następnie powrócili z
powrotem do życia, wielu, jeśli nie większości z nas, dane jest mieć
przyjaciela lub krewnego, z którego ust możemy bezpośrednio
usłyszeć szczegóły na temat tej niezwykłej podróży.
W konsekwencji doszło do wykształcenia się powszechnie
akceptowanego słownictwa odnoszącego się do przeżyć z pogranicza
śmierci, którym posługujemy się w mowie i piśmie. Wszyscy
znamy te nowe standardowe wyrażenia, których użycie stało już
dziś konwencjonalne:. „poza ciałem”, „tunel”,
„światło”, „przegląd życia”, „przeżycia
z pogranicza śmierci”, itd. Wygląda na to, że w naszej
zbiorowej świadomości otwiera się nieznana dotąd perspektywa.
Starając się ustalić wewnętrzną geografię zaświatów, wspólnie
szukamy po omacku słów adekwatnych do tej nowej sytuacji.
Nasze położenie przypomina położenie przedstawicieli starożytnych
cywilizacji, którzy usiłowali ustalić sens relacji z podróży
poszukiwaczy przygód zapuszczających się daleko poza granice
znanego naówczas świata. Tym starożytnym podróżnikom i
badaczom także brakowało języka adekwatnego do opisu dziwnych i
niezwykłych zdarzeń, jakich byli świadkami. Biorąc to pod uwagę, za
niezwykle korzystny należy uznać fakt, że Aristeas był poetą i
potrafił posługiwać się bogatym, obrazowym słownictwem. W tamtej
epoce i w tamtych okolicznościach opisy spotkań z egzotycznymi
mieszkańcami nieznanych lądów, ich niezrozumiałych zwyczajów
i dziwacznych zachowań, musiały być całkowicie nieodróżnialne
od wizyjnych podróży poza wewnętrzne, znane granice
świadomości. Następnie, stopniowo na przestrzeni wieków, w
miarę gromadzenia kolejnych relacji, porównywania ich ze sobą
i zestawiania, wyłonił się spójny obraz regionów
położonych na samych krańcach świata.
Ponieważ ludzie, którzy mają przeżycia z pogranicza
śmierci, mogą dziś sprawnie i szybko porozumiewać się ze sobą i
wymieniać informacje na temat swoich doświadczeń, a także przekazywać
nam jakieś sensowne wyobrażenie o tym, zaczyna wyłaniać się
powszechnie akceptowany, realny obraz tychże przeżyć. Dysponując dziś
zrozumiałym przez wszystkich językiem opisującym przeżycia z
pogranicza śmierci, wykonujemy właśnie zbiorowy skok przez kolejną
granicę. A przecież my, zwyczajni ludzie, bardzo lubimy tego rodzaju
przygody!
Dlatego właśnie przeżycia z pogranicza śmierci tak nas pociągają –
i dlatego zwracamy uwagę na historie, które nas bawią, tak
samo jak działo się to w czasach Konfucjusza czy Jezusa. Faktem jest,
że ludzie lubią próbować rozwiązywać zagadki i paradoksy,
podobnie jak przesuwać granice znanego im świata. Przeżycia z
pogranicza śmierci bawią nas, ponieważ ku naszej uciesze dotyczą one
sfery paradoksu; wykorzystują pewną osobliwość w relacjach między
znaczeniem słowa śmierć a kryteriami, według których
słowa tego można prawidłowo używać w danej sytuacji.
Wydaje się, że w przypadku wielu pospolitych słów nie ma
żadnej różnicy między ich znaczeniem a kryteriami
wyznaczającymi ich zastosowanie. Na przykład nie ma znaczącej różnicy
między znaczeniem słowa czerwony a kryteriami, według których
ustalamy, że prawdą jest powiedzenie, iż jakaś określona sikawka
strażacka jest czerwona.
Tymczasem w przypadku słowa martwy jest zupełnie inaczej. Z
definicji śmierć jest stanem, z którego nie ma powrotu. Jeśli
ktoś zostanie uznany za martwego, a następnie odzyska świadomość oraz
siły witalne – bez względu na stopień pewności lekarzy co do
słuszności diagnozy, bez względu na to, ile dziesiątek lub setek
ludzi znajdujących się w tym samym stanie uznano wcześniej za
zmarłych, z których żaden już nigdy nie powrócił do
życia, i bez względu na to, jak surowymi standardowymi kryteriami
medycznymi posłużono się w danym wypadku – wówczas
logika języka obliguje nas do stwierdzenia, że osoba ta nie była
martwa.
Ze zrozumiałych względów przyjęło się traktować poważnie
to, co ludzie, którzy przeszli podobną próbę, mówią
na temat śmierci, chociaż pod pewnymi względami nie są oni do tego w
żaden sposób bardziej predestynowani od innych, jako że w
rzeczywistości nie byli oni przecież martwi. Stąd przeżycia z
pogranicza śmierci pobudzają nasze zainteresowanie, ujawniając nam
specyficzną „logikę zen” śmierci: istnieje punkt
określany mianem śmierci, ale jeśli dotrzesz do niego i jesteś
świadomy, że to się stało, a następnie zawracasz i powracasz do
życia, wówczas nigdy tak naprawdę tam nie byłeś, ponieważ już
sam fakt, że dotarłeś w to miejsce, oznacza, że ów punkt
odsunął się daleko poza twój zasięg na niesamowicie wielką
odległość i w nie dającym się wyobrazić kierunku.
Takie ujęcie ujawnia frustrującą niesprawiedliwość całej sytuacji.
Wygląda bowiem na to, jak gdyby istniała reguła, zgodnie z którą
linia mety nieustannie oddala się od zbliżającego się ku niej
biegacza. Ma to szczególnie ironiczny wydźwięk w przypadku
tych, którzy zostali uznani za zmarłych, a następnie powrócili
do życia, opowiadając o wspaniałych przeżyciach, jakie były ich
udziałem w zaświatach, ponieważ to właśnie w dużej części z powodu
ich pionierskich „wypraw” nie możemy nazwać tego, przez
co oni przeszli, śmiercią.
Tak więc za sprawą przecierania szlaków przez osoby
doświadczające przeżyć z pogranicza śmierci, zachodzi w naszych
czasach, zupełnie niezauważalnie, pewne zdumiewające zjawisko –
mianowicie miliony ludzi powracają do życia ze stanu, który
jeszcze wiek temu określono by bez wahania mianem „śmierci”,
a następnie informuje nas, iż nawet poza tym punktem byli oni całkiem
żywi i bardzo świadomi tego, co się wokół nich dzieje. Co
więcej, oni nam mówią, że nawet w trakcie przeżywania owego
doświadczenia zdawali sobie sprawę z ciągłości świadomego istnienia
także na tamtym świecie i że w rzeczy samej zostali porwani przez ów
strumień istnienia, doznali ukojenia, zostali powitani i połączyli
się ze swoimi bliskimi, których wcześniej stracili. Tak więc
według kryteriów obowiązujących w 1890, a nawet w 1930 roku,
życie po śmierci zostało rzeczywiście udowodnione.
I tu dochodzimy do sedna sprawy! Ten się śmieje, kto się śmieje
ostatni! Rozumieją państwo? Wszyscy ci niemądrzy przedstawiciele
wielkiej trójki dyskutantów, pogrążeni w swoich głupich
sporach, wciąż zaprzeczają istnieniu czegoś, o czym wie już cały
świat!
Przeżycia z pogranicza śmierci stanowią wyzwanie nie tylko dla
reguł językowych, ale także dla ugruntowanego głęboko w ludzkiej
psychice poglądu, zgodnie z którym nikt nie powraca z krainy
śmierci. Tak więc podróże na tamten świat i z powrotem urągają
nie tylko konwencjom lingwistycznym, ale także mocno zakorzenionym
wyobrażeniom psychologicznym. Ponieważ przeżycia z pogranicza śmierci
pociągają nas dlatego, że kierują naszą uwagę na nie dającą się
przekroczyć granicę w nas samych, bawią nas (na zasadzie szoku) w
sposób analogiczny do tego, jak czyniły to popularne niegdyś
publiczne demonstracje osobników będących wybrykami natury.
Dziwny niepokój, jaki odczuwamy na widok bliźniąt
syjamskich, hermafrodytów, kobiet z brodami, ludzi gum
(których skóra i stawy rozciągają się poza normalne
granice), mężczyzn słoni, kobiet żab, olbrzymów lub karłów,
wynika z wydobywających się ponownie na powierzchnię infantylnych
lęków, które wydawały się nam opanowane w toku naszego
normalnego rozwoju. Wystarczająco nieprzyjemne było odróżnienie
siebie samego od matki, swojego ja od nie ja, mężczyzny od kobiety,
człowieka od zwierzęcia, osoby dorosłej od dziecka, mimo że
sądziliśmy, iż dokonaliśmy tych rozróżnień w tym okresie
naszego życia, którego większość z nas już nie pamięta.
Tymczasem czujemy, że dawne napięcia ożywają w obecności ludzi,
których fizjonomia zdaje się podważać tkwiące w nas głęboko
przekonania. Najważniejsze spośród tego rodzaju rozróżnień
i zapewne najtrudniejsze do wykrystalizowania dotyczy linii
oddzielającej w naszym umyśle żyjących od umarłych.
Ponieważ przeżycia z pogranicza śmierci sprawiają, że owo dawne
rozróżnienie, z którym tak bardzo się zżyliśmy, zdaje
się w dziwny sposób tracić na znaczeniu, mają one dla nas
nieodparty urok i roztaczają wokół siebie magiczną aurę.
A teraz największa z atrakcji – miłość
Przeżycia z pogranicza śmierci są dowodem na to, że zjawiska
paranormalne mogą opowiedzieć nam także dobrą love story. Moim
zdaniem jest to główny powód, dla którego ludzie
na całym świecie uważają je za tak przyjemny, podnoszący na duchu
oraz inspirujący rodzaj rozrywki. Fakt, iż miłość jest dominującym
tematem wielu z przeżyć z pogranicza śmierci, przyczynia się w
zdecydowanie największy sposób do tego, że mają one tak wielką
siłę skupiania na sobie uwagi i są tak pociągające.
Wizyjne doświadczenia z pogranicza śmierci nie są jednak jedynymi
zjawiskami paranormalnymi, których wartość rozrywkowa opiera
się na miłości. Na przykład ostatnio wielką popularnością na
paranormalnej scenie cieszy się koncepcja bratniej duszy. Wielu ludzi
zafascynowanych zjawiskami paranormalnymi lubi teoretyczne
fantazjowanie na temat tego, że łączy je z jakąś inną osobą, ich
bratnią duszą, rodzaj dziwnych, metafizycznych więzów i że
wraz z nią stanowią oni w istocie jedną całość.
Istnieje także wiele czarujących opowieści o ludziach, którzy
spotkali swoją prawdziwą miłość w cudowny sposób lub w
przypadkowych i tak niezwykłych okolicznościach, iż można je z
powodzeniem uznać za paranormalne. Te szczęśliwe mistyczne spotkania
wiążą się często z fenomenem miłości od pierwszego wejrzenia, które
to zjawisko, z powodu swojej pozornej niewyjaśnialności i
spontaniczności, także zdaje się mieć charakter paranormalny.
Nie zapominajmy również, iż ludzie zawsze chodzili do
wróżbitów, radząc się ich w sprawach sercowych.
Odnalezione przez archeologów na terenie starożytnych wyroczni
tabliczki zawierają te same pytania, jakie i dziś kierują zakochani
do wróżącej im z ręki Cyganki.
Rozrywkowy, paranormalny charakter mają zarówno
metafizyczne spekulacje na temat miłości między dwiema bratnimi
duszami, swojego rodzaju nadprzyrodzone swatanie ze sobą par, jak i
udzielanie rad nieszczęśliwie zakochanym przez wróżki. Ogólnie
rzecz biorąc stawianie wszelkiego rodzaju pytań dotyczących miłości
wiąże się często w ten czy inny sposób ze zjawiskami
paranormalnymi.
Miłość, jaką tak wielu ludzi odczuwa w trakcie wizji z pogranicza
śmierci, to agape, która stanowi główny aspekt
rozrywkowy większości przeżyć z pogranicza śmierci. Emanująca
miłością świetlista istota, którą spotyka wiele osób
mających przeżycia z pogranicza śmierci, reprezentuje agape. Agape
jest także tym rodzajem miłości, który interesuje tę
świetlistą istotę podczas panoramicznego przeglądu życia danej osoby.
Agape to niesamolubna, pełna życzliwości miłość do drugiego
człowieka. Stanowi ona najwyższy wyraz miłości braterskiej.
Obdarzanie kogoś agape odbywa się w sposób całkowicie wolny i
spontaniczny, bez względu na zasługi i zalety ukochanej osoby oraz
bez brania pod uwagę ewentualnych zysków czy strat, jakie mogą
stąd wynikać. Agape jest ludzką miłością uczynioną na podobieństwo
miłości niebiańskiej, miłości Boga i Chrystusa do człowieka.
Agape to również rodzaj gali, celebracji miłości. Ma ona
odświętny charakter zarówno pod względem nastroju, jak i
znaczenia. Pierwsi chrześcijanie posługiwali się słowem agape na
określenie tak zwanej uczty miłości, wspólnego posiłku
spożywanego z braćmi w wierze [Na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy
(przyp. tłum.).]. Agape dostarcza więc dużej ilości oralnej
satysfakcji.
Agape inspiruje, podnosi na duchu, przynosi spokój i
ukojenie. Stanowi ten rodzaj ludzkiej miłości, który jest
najbliższy transcendencji. Najpiękniejsze przeżycia z pogranicza
śmierci napełniają serca doświadczających ich osób agape i
dlatego są one tak bardzo cenione, lubiane i wspominane przez ludzi
na całym świecie.
Wiele wizji z pogranicza śmierci przepełnionych jest miłością do
zmarłych bliskich, których spotyka się w zaświatach. Ponowne
odkrycie psychomanteum pozwala psychologom na odtwarzanie tego
istotnego elementu przeżyć z pogranicza śmierci i w ten sposób
umożliwianie pogrążonym w smutku i żałobie osobom spotkania z
ukochanymi bliskimi, którzy odeszli już z tego świata. Być
może odtwarzając w całości przeżycia z pogranicza śmierci uda się nam
sprowadzić na świat więcej agape. Empatyczne przeżycia z pogranicza
śmierci są naturalną drogą, która zdaje się to umożliwiać.
Droga ta prowadzi przez miłość i śmiech do humoru i przyszłego życia.
Wiele osób, które otarły się o śmierć, zwracało
uwagę na fakt, że emanująca miłością świetlista istota, którą
spotykały, miała wspaniałe poczucie humoru. Inne pamiętają, że
czyniły zabawne i ironiczne obserwacje nawet wówczas, gdy
personel medyczny uznał je za zmarłe. Szczegóły te przemawiają
za tym, że poczucie humoru pozostaje aktywne także w zaawansowanych
stadiach procesu umierania. Nie ulega wątpliwości, że już w czasach
prehistorycznych ludzie osładzali sobie rozmyślania na temat śmierci
i umierania sporą dawką humoru. Przeżycia z pogranicza śmierci są
niewyczerpanym źródłem komicznych tematów, co raz
jeszcze świadczy o ich wielkiej rozrywkowej sile przyciągającej.
Radosny paranormalizm wysuwa tezę, zgodnie z którą zrozumienie
przeżyć z pogranicza śmierci – lub jakiegokolwiek innego
rzekomo paranormalnego zjawiska w ich pełnym, ludzkim wymiarze,
zakłada dostrzeżenie i docenienie ich związków z humorem. Poza
tym – chociaż nie jest to zapewne konieczne z teoretycznego
punktu widzenia, ale jestem pewny, że bardzo przydaje się w praktyce
– warto mieć samemu duże poczucie humoru.
Radosny paranormalizm jest najlepszą teorią wyjaśniającą
empatyczne zjawiska z pogranicza śmierci. Ponieważ przeżycia z
pogranicza śmierci mają charakter humorologiczny, nie dziwi zatem
fakt, że mogą być one przenoszone z osoby na osobę. Podobnie jak
humor, przeżycia z pogranicza śmierci są bowiem zaraźliwe.
Każdy nauczyciel z podstawówki i każdy komik wie, że śmiech
jest zaraźliwy. Jeśli jedno lub dwoje dzieci w klasie zacznie
chichotać, wkrótce będą to robić wszyscy uczniowie. Zabawa
zwana „śmiejący się brzuch” polega na tym, że jej
uczestnicy kładą się na podłodze tworząc łańcuch, tak iż jedna osoba
trzyma głowę na brzuchu następnej. Pierwsza osoba w łańcuchu, która
wybuchnie śmiechem, sprawia, że leżąca na jej brzuchu głowa zaczyna
podskakiwać, wzbudzając w ten sposób falę, która szybko
rozchodzi się po całym łańcuchu.
Wizje z pogranicza śmierci dają się opisywać i przekazywać innym.
Teraz gdy już to wiemy, możemy nauczyć się bezpiecznego ich
odtwarzania.
Od dwudziestu lat świat oczarowany jest relacjami osób,
które powróciły znad granicy śmierci, przynosząc nam
pełne nadziei i inspiracji przesłanie pochodzące ze świetlistej
krainy miłości i pokoju. Czas już, byśmy podążyli ich śladem, jako że
prawdziwe i pełne zrozumienie przeżyć z pogranicza śmierci zależy od
tego, czy będziemy w stanie odtwarzać te wysublimowane, duchowe wizje
w sposób bezpieczny i wiarygodny.
Tym, co ta niezwykła sytuacja może nam dać najlepszego, jest
stworzenie możliwości otwarcia się ludzi zamieszkujących naszą
planetę na miłość. Klinicyści, którzy uczynią wysiłek, by
poznać naturę empatycznych przeżyć z pogranicza śmierci, będą mogli
właściwie i z pożytkiem dla swoich pacjentów wykorzystać tę
znaczącą okoliczność. Także pracownicy społeczni będą mogli czerpać
ze swojej wiedzy na temat tego zjawiska, przygotowując krewnych i
przyjaciół umierających osób na głębokie duchowe
przeżycie, w którym wielu z nich dane będzie uczestniczyć.
Umożliwi to ogromnej liczbie ludzi na całym świecie uświadomienie
sobie tego, że nie musimy wcale umierać, by zdobyć, choć przez
chwilę, wyobrażenie o miłości, jaka czeka na nas w świetlistej
krainie na tamtym świecie.





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
UAS 13 zao
er4p2 5 13
Budownictwo Ogolne II zaoczne wyklad 13 ppoz
ch04 (13)
model ekonometryczny zatrudnienie (13 stron)
Logistyka (13 stron)
Stereochemia 13
kol zal sem2 EiT 13 2014

więcej podobnych podstron