Opowiadania krótsze i dłuższe Janusz Przetacznik ebook

background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Bookarnia Online

.

background image
background image

Od redakcji:

Janusz

PRZETACZNIK — urodzony i zamieszkały w Krakowie, z

wykształcenia i zawodu prawnik. Zainteresowania: literatura, sztuka,
muzyka, podróże. Wiersze pisuje od wielu lat, w większości tylko „do szu-
flady". Tematyka tych wierszy jest różnorodna: religijna, patriotyczna,
rodzinna, liryczna. Wcześniej autor stosował w swych wierszach różnorakie
formy: od sonetu poprzez tzw. biały wiersz do prostych rymowanek, które
mogłyby stanowić teksty piosenek. Niektóre z tych wierszy zostały opub-
likowane (najczęściej pod pseudonimem) w prasie, w kilku antologiach
poezji, a także w niektórych internetowych witrynach literackich.

W 2000 roku autor wydał w USA tomik, a właściwie swoją antologię,

zatytułowaną „Dotykanie Ziemi" (Wydawnictwo Wici, Chicago, 2000), zawi-
erający wybór jego wierszy z całego okresu ich powstawania.

W kwietniu 2010 roku Goneta.net wydała tomik pt. „Pozostało". Jest

to swoisty dialog Autora z poetami tej miary co Baudelaire czy Rilke. Zada-
je też pytania egzystencjalne Stwórcy.

W przedmowie do „Pozostało" pojawiła się deklaracja o chęci

wydania prozy poetyckiej z pobytu Autora we Francji. Pod koniec listopada
2010 roku zrealizowane zostały te zamiary. „BARBIZON, listopad" pojawiło
się w sklepie wydawnictwa Goneta.net właśnie w listopadzie 2010 roku.

„Opowiadania krótsze i dłuższe"

— tytuł adekwat-

ny do zawartości Są to historie z życia różnych bohaterów, jedne dłuższe,

background image

inne krótsze. Opowiadania z pointą. Tak jest w „Kapitanie na wielkim, lśn-
iącym żaglowcu", „Eurosie" czy „Królestwie guzików". Historie przejmujące,
odsłaniające ludzkie uczucia, pokręcone losy i to, co z tych zawirowań losu
wynikło? Wszystkie opowiadania są wspomnieniami, historiami opowiedzi-
anymi przez bohaterów tak, jakby były przestrogą przed przemijaniem.
Nauką, żebyśmy wracali do siebie samego częściej, niż to robimy obecnie,
żebyśmy zauważali to, co dookoła nas, żebyśmy żyli tak, żeby jak najmniej
żałować z tego, co nas ominęło za sprawą naszej indolencji, nieuwagi czy
niechęci. Szkoda, że wszyscy jesteśmy mądrzy i z bagażem doświadczeń
dopiero na końcu naszego życia, a nie na jego początku.

Bohater „Kapitana na wielkim, lśniącym żaglowcu" tak dużo

podróżował, że nie zauważył, kiedy życie mu upłynęło. Stracił kontakt z lą-
dem i ukochaną kobietą, wiernie czekającą na niego. Kiedy był już u kresu
swojej ziemskiej podróży, odkrył, że tęskni za nią i nadal ją kocha. Zaczął
jej szukać. Próbował dogonić to swoje utracone życie, ale na powrót do
niego było już za późno. Na szczęście na odnalezienie siebie samego
jeszcze wystarczyło czasu. Odrobina, ale jakże ważna. Czy było to odnalezi-
enie tylko samego siebie?

„Królestwo guzików" to wspomnienia Babci z jej długiego życia.

Wspomnienia powracają zawsze podczas przeglądania metalowego
pudełka po czekoladkach, które obecnie jest jej królestwem guzików. A
guziki są to niezwykłe. Każdy guzik, który Babcia bierze do ręki, wywołuje
w jej umyśle projekcję zdarzenia związanego z właścicielem danego guzika.
Mamrocząc niezrozumiałe dla otoczenia zdania, okrzyki i pytania wspomina
swoją młodość, miłość, szczęście rodzinne, wojnę, czasy powojenne,
wnuczkę w komunijnej sukni. Czyż życie nas wszystkich nie jest takim
pudełkiem pełnym guzików?

„Euros" to opowiadanie o Europejczyku, który w niezwykły sposób

wplątał się w wojnę domową w Ameryce Południowej. Bohater opisuje
wszystkie krwawe sposoby zabijania, zarówno ze strony wojska, jak i

4/12

background image

rebeliantów walczących ponoć o wyzwolenie. Historie ludzi wyjętych spod
prawa, ludzi, którzy odczuwają miłość, przyjaźń, przywiązanie, szacunek do
drugiego człowieka, a z drugiej strony są okrutnymi oprawcami. A główny
bohater...? Euros? On też przecież zabija, torturuje i świetnie się bawi z ty-
mi ludźmi, którzy uwierzyli generałowi Sacrapedro i wstąpili w szeregi re-
belii, skąd nie mają już odwrotu i powrotu do normalnego życia. Euros bawi
się w wojnę, wykorzystuje kobiety, świetnie kłamie i oszukuje, żyje chwilą.
Do czasu... kiedy dostaje do wypełnienia zadanie-testament generała Sac-
rapedro. Ma uratować z pożogi wojny domowej córkę generała, Inez.
Ucieczka, przywiązanie i miłość jest uwieńczeniem tej opowieści. Czy udało
im się uciec i czy wszystko dobrze się skończyło? Trzeba przeczytać
opowiadanie do końca.

Ostatnim opowiadaniem tego woluminu jest „Gwiazda Prow-

idnyka". To jest perełka wśród niżej zamieszczonych tekstów. Autor
zaprowadza nas w świat dziewiętnastowiecznej tajemnicy wojskowej, jaka
krąży wokół Twierdzy Suskiej i niewyjaśnionych okoliczności śmierci oddzi-
ału wojsk w bitwie pod Waduł Siret. Narrator jest oficerem. Opowiada
perypetie związane ze służbą i poszukiwaniem prawdy. Przewijają się wątki
miłostek narratora i jego wielkiej namiętności do L. Gęsto padają nazwiska
majora Urynskiego, kapitania (...)skiego, barona von Nacht-Kastlitzky'ego,
no i samego Prowidnyka, który w opowiadaniu tym jest kreowany na bohat-
era narodowego. Sam tekst utrzymany jest w konwencji pisarskiej rejonu i
czasów zaboru austro-węgierskiego. Wspaniałe słownictwo, atmosfera ta-
jemniczości i mroczności w zawiłych czasach zaborów i pogranicza — nada-
ją specyficzny charakter temu opowiadaniu. Zabawa jest świetna i właś-
ciwie się nie kończy, bo to relacja wojskowa oparta na podobno posiada-
nych przez narratora i wydawnictwo dokumentach, niektórych zaginionych,
niektórych

podartych,

niektórych

uratowanych

ze

zniszczenia.

Ta

mroczność i tajemniczość jest osią. Niby opowiadanie ma wiele stron, ale
wielu rzeczy i zdarzeń trzeba się domyślać. Takie były czasy.

5/12

background image

KAPITAN NA WIELKIM, LŚNIĄCYM ŻAGLOWCU

Stał na swoim mostku, wypatrując przez binokular nieodkrytych

jeszcze lądów — czyżby zapomniał o Kolumbie i całej tej bandzie
portugalsko-hiszpańsko-brytyjskich awanturników, dawno przed nim opły-
wających te morza? Właśnie zamajaczyła na widnokręgu wyspa jakaś, a
może tylko chmura.

Kapitan wydał rozkaz do zmiany kursu, więc dziób okrętu pruł teraz

w tamtą stronę, nie zważając, że może się rozbić o przybrzeżne rafy.
Załoga znów patrzy na niego jak na wariata, który już nieraz naraził ich na
kłopoty. On nieporuszony wpatruje się przed siebie.

Tymczasem zupełnie niespodziewanie nadciągnął szkwał, rozpętała

się ulewa, którą przecinały oślepiające błyskawice, wezbrały fale i okręt
niebezpiecznie przechylił się na lewą burtę zanim zdążono ściągnąć żagle.
W tym przechyle nadal pruł wzburzone już morze, ale majak na wid-
nokręgu nie przybliżał się do nich — jak gdyby zastygł w miejscu. Majtkow-
ie uwijają się na rejach, mocując się z mokrymi skrzydłami żagli.
Gwałtowne porywy wichury strąciły już kilku w kipiel morską. Kapitan stoi
nadal na mostku, jakby niczego nie zauważył, tylko rękami uchwycił się
mocniej poręczy.

Szkwał jak niespodziewanie uderzył, tak nagle ustał. Wyjrzało

słońce. Okręt odzyskał równowagę i lśnił teraz mokry w promieniach
słonecznych. Miało się ku zachodowi.

Marynarze patrzyli w zdumieniu na swego kapitana: stał nadal na

mostku w białym uniformie, patrzył przez binokular jak gdyby nic się nie
stało i ręką wskazywał przed siebie. Spojrzeli w tamtym kierunku: na
horyzoncie zobaczyli tylko czerwono-złotą kulę chowającego się w morzu
słońca.

Kapitan był przystojnym brunetem, niewiele po czterdziestce, o

czarnych, pałających oczach i krótkiej, lekko szpakowatej brodzie okala-
jącej mu szczękę. Nosił się zawsze schludnie i dystyngowanie, najchętniej
przywdziewał, bez specjalnej okazji, swój galowy, biały uniform z pirogiem

background image

przyozdobionym czarnym pióropuszem, z przypasaną u boku szpadą.
Dłonie miał wysmukłe, delikatne niczym kobieta — ponieważ go to trochę
krępowało, ukrywał je zawsze w rękawiczkach. Nie był zbyt wysoko ceniony
wśród kapitanów innych żaglowców, którzy widzieli w nim lekkomyślnego
dowódcę niedbającego o bezpieczeństwo swojej załogi, aczkolwiek cenili
jego umiejętności żeglarskie. Przez załogi, którymi dowodził, nie był lubi-
any; wyczuwano w nim chłodny dystans, niemal pogardę dla marynarzy. A
jednak było w nim coś wzbudzającego respekt, bez czego nie mógłby prze-
cież dowodzić żadnym statkiem.

Pływał już od bardzo wielu lat, zarówno po morzach Dalekiego

Wschodu, jak i na Karaibach czy Południowym Pacyfiku. Każdy ze swych
rejsów uważał za ten najważniejszy, w którym przydarzy się coś, co
uwieczni jego imię na zawsze. Znał z detalami historię wszystkich odkryć
geograficznych począwszy od starożytności, aż po czasy mu współczesne.
Mógł bez końca recytować szczegóły każdej z odkrywczych wypraw, ba!
nawet znał doskonale życiorysy takich podróżników jak Vasco da Gama czy
Cook, nie mówiąc już o Kolumbie. W swojej kajucie kapitańskiej miał pełne
półki ich książek lub książek o nich.

W mieście, z którego pochodził pozostawił kobietę; piękną, jas-

nowłosą, wysmukłą, zielonooką. Znali się od kilku lat, powracał do niej za-
wsze po każdym rejsie, czy trwał on tylko kilka czy kilkanaście miesięcy.
Kobieta nie zmieniała się ani fizycznie, ani w stosunku do niego: zawsze
piękna i czuła, zawsze wierna i czekająca. Była wdową, która przybyła do
tego miasta wkrótce po nagłej śmierci swego męża, który zginął w niejas-
nych okolicznościach gdzieś w innym kraju. Nabyła tu skromną rezydencję
i prowadziła cichy, pozbawiony towarzystwa żywot. Gdy kapitan powracał
ze swych dalekich podróży, zawsze czekał go kojący wypoczynek w jej
ramionach. Była cudowną kochanką, namiętną i czułą, pełną oddania w
chwilach największych uniesień. Początkowo nie angażował się mocniej w
ten związek, z czasem jednak coraz bardziej podczas swoich rejsów tęsknił
do tej kobiety. Po kilku latach takiego związku czuł, że bez niej jego życie

7/12

background image

nie miałoby sensu, nawet gdyby udało mu się odkryć jakieś nieznane,
nowe lądy. Kobieta z jednakową mocą okazywała mu swoje przywiązanie i
to ona pierwsza wyznała mu kiedyś miłość. On jednak nie umiał się zdobyć
na odwzajemnienie jej tego wyznania; coś go przed tym powstrzymywało,
może jego nawykła do wolności marynarska dusza?

Mijały lata, a ich związek trwał, pomimo iż często pozostawali na

długo z dala od siebie. Kiedyś wszakże ta rozłąka trwała nazbyt długo;
kapitan pływał nieprzerwanie po morzach i oceanach przez kilka lat.
Tęsknił do niej coraz mocniej, śnił o niej po nocach, stawał się dla załogi
coraz bardziej niesprawiedliwy, a dla swoich oficerów wręcz opryskliwy. Ale
nie potrafił się zmusić do napisania do niej listu, aby go nadać w którymś z
portów — podświadomie bał się, że kiedy napisze list (nie bardzo nawet
wiedział jak się to robi, nigdy nie pisywał do swoich kochanek), jego
tęsknota za nią stanie się nie do wytrzymania. A tyle miał jeszcze drogi
przed sobą... Pierwszym objawem jego obecnego nastroju było zlekce-
ważenie śmiertelnego wypadku na jego żaglowcu, jakiemu uległ jeden z
marynarzy, któremu urwana z rei lina przecięła aortę szyjną. Innym znów
razem wysłał dziurawą szalupę na jakąś mijaną wyspę, na której zresztą
roiło się od ludożerców, o czym wiedział z opowieści swojego pierwszego
oficera. I tym razem nie obyło się bez ofiar, bo szalupa zatonęła, a dwu z
marynarzy dostało się w szczęki żerującego w tym miejscu stada rekinów.
Marynarze szemrali, wieszcząc, że kapitana spotka kiedyś kara od Ducha
Głębin Morskich, w którego moc święcie wierzyli.

Gdy po kilku latach kapitan powrócił wreszcie ze swego na-

jdłuższego rejsu, nie zastał już swojej kochanki. Ludzie w mieście pow-
iedzieli mu, że wkrótce po jego wypłynięciu w ów najdłuższy rejs, kobieta
zniknęła. Jedni twierdzili, że umarła, inni, że nagle dokądś wyjechała. Nie
mógł w to uwierzyć: to niemożliwe, żeby umarła, była wciąż jeszcze taka
młoda! A dlaczego miałaby nagle opuścić swój dom, nie pozostawiając dla
niego żadnej wiadomości? Chodził zrozpaczony po mieście, wypytując o nią
ludzi, ale nikt nie umiał mu nic konkretnego powiedzieć.

8/12

background image

Mijało właśnie pięć lat od czasu, gdy kapitan opuścił miasto po bezo-

wocnych poszukiwaniach jakiegokolwiek śladu po ukochanej kobiecie. Pod-
czas wszystkich następnych rejsów, gnany jakąś obsesją, szukał w każdym
z portowych miast, dokąd zawijał jego żaglowiec, jakiegoś znaku, który
pozwoliłby mu zrozumieć to, co się stało. Kiedyś w jednym z takich miast
na krótką chwilę mignęła mu na ulicy postać kobieca poruszająca się szyb-
kim krokiem; jej sylwetka, część profilu widoczna spod okrywającego jej
głowę szala, wszystko było nią. Pobiegł za nią, ale ona zniknęła w jakimś
zaułku. Gotów byłby przysiąc, że kobieta zauważyła go i dlatego
przyśpieszyła kroku i nagle zniknęła mu z oczu. Gryzł się tym przez długi
czas, tym bardziej, że następnego dnia musiał wypłynąć w morze w bardzo
długi rejs i stracił nadzieję na wyjaśnienie tego zdarzenia.

Teraz stał znowu na mostku kapitańskim, patrząc niewidzącymi

oczami na morze unoszące jego wspaniały, lśniący żaglowiec. Było już po
burzy, załoga w ponurych nastrojach krzątała się po pokładzie, śląc mu od
czasu do czasu nienawistne spojrzenia — nie mogli mu darować śmierci
swoich trzech kolegów, którzy spadli z rei i tego, że kapitan zdawał się w
ogóle nie przejmować tym faktem. Zmierzchało się, a statek płynął tym
samym kursem ku wciąż odległemu cieniowi ni to wyspy, ni to obłoku.
Widoczność

stawała

się

coraz

gorsza,

więc

tym

bardziej

rosło

niebezpieczeństwo rozbicia się o rafy lub osiądnięcia na mieliźnie, pomimo
iż penetrująca dno morskie sonda wciąż wykazywała w tym miejscu zn-
aczną głębię. Kapitan zszedł do swojej kajuty, usiadł przy biurku i zaczął
przeglądać rozłożone na nim mapy. W pewnym momencie kadłub statku
zatrząsł się jakby od jakiegoś silnego uderzenia, a po chwili wstrząsy
ponowiły się jeszcze kilkakrotnie i cały statek przechylił się lekko na prawy
bok. Do kajuty wpadł pierwszy oficer, meldując, że statek osiadł na
mieliźnie. Kapitan wybiegł na pokład i pierwszą rzeczą, którą zobaczył był
zarys jakiegoś lądu w odległości niecałej mili od żaglowca.

Przez noc nie opuszczali statku, pomimo że kadłub zaczął prze-

ciekać i załoga szemrała już, że kapitan chce ich żywcem zatopić. Dopiero

9/12

background image

o świcie, gdy nastąpił odpływ i przechylony statek jeszcze bardziej wyst-
awał ponad powierzchnię wody, a jego dno nabierało coraz więcej wody,
spuszczono szalupy i dopłynięto do brzegu nieznanego lądu. Ani kapitan,
ani nikt z załogi nie mógł wówczas przypuszczać, że jest to wyspa
bezludna, nieoznaczona na mapach, na której przyjdzie im spędzić siedem
długich lat w surowych warunkach, choć na szczęście w sprzyjającym
klimacie. Statku, pomimo wielkich wysiłków, nie udało im się ściągnąć z
mielizny ani naprawić, bo, jak się okazało, jego kadłub został znacznie
uszkodzony podczas uderzenia w skalistą mieliznę czy raczej podwodną
rafę, i po kilku dniach zaczął się rozpadać, a fale odpływu uniosły w głąb
morza jego resztki. Zdążyli tylko przenieść ze statku na ląd większość swoi-
ch rzeczy, ubrania, broń i amunicję oraz wyposażenie niezbędne do przeży-
cia w nowych warunkach.

Gdy wreszcie jakiś przepływający w pobliżu statek, który zresztą

zgubił drogę i dlatego znalazł się w tym rejonie, ocalił ich, byli już niemło-
dymi, wyniszczonymi prymitywnym bytowaniem mężczyznami o mocno
posiwiałych skroniach i brodach.

Kapitan nie chciał już wracać na żaden, choćby i najpiękniejszy ża-

glowiec, znienawidził morze, które zabrało mu najlepsze lata życia,
pozbawiając szczęścia, jakie dawała mu ta kobieta, wystąpił więc z maryn-
arskiej służby. Nie bardzo wiedział co ma teraz ze sobą począć ani gdzie
osiąść na stałe. W głębi duszy pragnął powrócić do miasta, w którym ongiś
przeżył tyle cudownych chwil ze swoją ukochaną. Długo nosił się z myślą,
czy powinien powrócić do miasta swojej młodości. Ale to pragnienie było
silniejsze od niego; któregoś dnia wylądował w porcie, z którego ostatni raz
wypłynął przed wieloma laty, nie wiedząc, że już nigdy nie zobaczy swojej
miłości. Instynktownie udał się na przedmieście, gdzie stała skromna rezy-
dencja, która kiedyś była jego szczęśliwą przystanią. Dom prezentował się
bardzo dobrze, nie był wcale zniszczony upływem czasu — wręcz prze-
ciwnie: sprawiał wrażenie odnowionego, lśnił nowymi, czerwonymi
dachówkami i nieskazitelną bielą murów odbijających słoneczne światło.

10/12

background image

Wokół domu rozpościerał się zadbany, pełen kwiatów ogród, w którym
teraz krzątała się jakaś młoda kobieta, zwrócona bokiem do nadchodzące-
go mężczyzny. Serce kapitana podbiegło do gardła i zatrzymało się, poczuł
duszności i miękkość w nogach — przystanął: to była ona! Po chwili kobieta
odwróciła się w stronę drogi, zauważyła go i pogodnie pomachała mu ręką
jak gdyby na powitanie. Kapitan stał w miejscu, nie mogąc zrobić kroku.
Widział jej jasne, rozpuszczone włosy, wspaniałą figurę, promienny
uśmiech i te wielkie, zielone oczy, które teraz lekko mrużyły się w świetle
popołudniowego słońca. Mężczyzna wreszcie powoli ruszył w stronę bramy
wejściowej, a nogi ciążyły mu jak ołów. Szedł nieskończenie długo i powoli,
na twarzy kobiety zaczęło malować się lekkie zdumienie, potem coś na
kształt litości dla niedołężnego starca, który przekroczył bramę i zaczął się
do niej zbliżać. Gdy był już blisko, spojrzał w te zielony oczy i
wyszeptawszy jej imię, zapytał łamiącym się głosem: „Dlaczego...?" — nic
więcej nie mógł z siebie wykrztusić. Chciał jeszcze coś dodać, ale właśnie z
domu wybiegł mały chłopczyk, bardzo do niej podobny, wołając: „Mamusiu,
nie mogę znaleźć papy, a miał się ze mną pobawić!". Kapitan poczuł, jak od
nadmiaru wzruszeń robi mu się słabo i po chwili ogarnęła go ciemność. W
tym półśnie czy letargu znowu stał na swoim kapitańskim mostku — teraz
był to wspaniały, biały galeon płynący na czele dowodzonej przezeń floty
wielu innych białych żaglowców. Przed nim na horyzoncie majaczył zarys
nieodkrytego jeszcze nowego lądu. Na mostku u jego boku stała ona...

11/12

background image

@Created by

PDF to ePub

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Bookarnia Online

.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Opowiadania krótsze i dłuższe Janusz Przetacznik ebook
Opowiadania krotsze i dluzsze
Jak zrozumieć nasze dziecko Tata lekarz opowiada o potrzebach dzieci i ich rodziców ebook
Rodzaje inwazji Janusz Szablicki ebook
literatura limeryki zbrodni janusz mika ebook
Przetarg ograniczony procedur ebook demo id 406612
EBOOK NATALIA szachy opowiadanie
Wyjazd we dwoje i inne opowiadania Maria Mostowska ebook
Nowe opowiadania ciotki Ludmiły Teresa Jadwiga Papi ebook
Wyjazd we dwoje i inne opowiadania Maria Mostowska ebook
Człowiek zwany Biurkiem opowiadania ćwierćabsurdalne tom 1 ebook
ebook Janusz Graf AutoCAD 2005 i 2005 PL Ćwiczenia praktyczne (cwacd5) helion onepress free ebook
Rezydenci Opowiadania i nowele z niedawnej przeszłości Wincenty Łoś ebook
Rezydenci Opowiadania i nowele z niedawnej przeszłości Wincenty Łoś ebook
Księga wojny Antologia opowiadań ebook
Pijany zagajnik opowiadania ćwierćabsurdalne tom 3 ebook
informatyka klatka po klatce poznaj tajniki edycji konwersji i naprawy plikow wideo jacek janusz ebo
Rosół a priori opowiadania ćwierćabsurdalne tom 4 ebook

więcej podobnych podstron