Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
SPIS TREŚCI
OD WYDAWCY ......................................................... 5
WPROWADZENIE ....................................................... 7
ŻYCIE ŚWIĄTOBLIWEJ ANNY KATARZYNY EMMERICH .................. 9
SŁOWO O KLEMENSIE BRENTANO....................................... 19
STWORZENIE ŚWIATA
Wstęp............................................................... 21
1. Upadek aniołów ......................................................
22
2. Stworzenie świata
..................................................... 23
3. Adam i Ewa ..........................................................
24
4. Drzewo żywota i drzewo wiadomości......................................
26
GRZECH I JEGO SKUTKI
1. Upadek.............................................................
28
2. Przyrzeczenie zbawienia
................................................ 34
3. Wygnanie z Raju ......................................................
36
4. Rodzina Adama.......................................................
37
5. Kain. Dzieci Boże. Wielkoludy...........................................
39
6. Noe i jego potomkowie. Patriarchowie Hom i Dżemszyd
..................... 42
7. Wieża Babel.........................................................
51
8. Derketo .............................................................
55
9. Semiramis...........................................................
58
10. Melchizedech.........................................................
61
11. Job.................................................................
66
12. Abraham ...................:........................................
69
13. Melchizedech ofiaruje chleb i wino
....................................... 72
14. Abracham otrzymuje Sakrament Starego Przymierza
........................ 74
15. Jakub ......'.........................................................
76
16. Józefi Azenet .........................\..............................
'81
17. Arka Przymierza ......................................................
89
GORZKA MĘKA I ŚMIERĆ PANA NASZEGO JEZUSA CHRYSTUSA
1. Ostatnie tygodnie przed męką. Nauki Jezusa w świątyni
...................... 95
2. Uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy
.................................... 101
Magdalena powtórnie namaszcza Jezusa ................................... 10?
Nauka Łazarza. Piotr otrzymuje naganę ...................................
111
406
ŻYWOT I BOLESNA MĘKA PANA NASZEGO JEZUSA CHRYSTUSA I NAJŚWIĘTSZEJ MATKI JEGO
MARYI
36.2>O
ŻYWOT I BOLESNA MĘKA
PANA NASZEGO
JEZUSA CHRYSTUSA
I NAJŚWIĘTSZEJ MATKI JEGO MARYI wraz z tajemnicami Starego Przymierza
według widzeń świątobliwej ANNY KATARZYNY EMMERICH w zapiskach Klemensa Brentano
Strona 1
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Częstochowskie Wydawnictwo Archidiecezjalne
REGINA POLONIAE
Częstochowa 2003
Katowice, Kuria Biskupia, V. I. 33/27
Dziełu „Żywot i bolesna męka Pana naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki
Jego Maryi według widzeń świątobliwej Anny Katarzyny Emmerich" udzielamy
kościelnej aprobaty.
Ks. Kasperlik Wikariusz Generalny
Oświadczenie
Niniejszym oświadczamy uroczyście, że w poczuciu zupełnego posłuszeństwa dla
dekretów papieskich (...) w sprawie wypadków cudownych, poddajemy całą treść
pisma niniejszego wyrokom św. Kościoła katolickiego i że wszystkim cudom i
nadzwyczajnym zdarzeniom, opowiedzianym przez nas w dobrej wierze, o których
Kościół św. jeszcze nie zawyrokował, jedynie tylko ludzką przyznajemy
wiarygodność, nie wyprzedzając ani przesądzając orzeczeń Stolicy Świętej, której
zawsze i wszędzie chcemy okazać uległość i posłuszeństwo.
BIBLIOTEKA OO.PAULINÓW
Nr inw.
61589
Sygn.:.
1300142
K. Miarka (z wstępu do wydania drugiego)
Wydanie niniejsze opracowane zostało na podstawie drugiego wydania Spółki
Wydawniczej Karola Miarki w Mikołowie z roku 1927
Opracowanie redakcyjne i korekta Izabela Skotny
Projekt okładki Jarosław Perczak
ISBN 83-902148-4-9
Skład i druk: Częstochowskie Wydawnictwo Archidiecezjalne REGINA POLON1AE
42-200 Częstochowa, ul. Ogrodowa 24/44, tel.: (0-34) 3680560, fax: 3680559
E-mail: reginapoloniae@czestochowa.opoka.org.pl
OD WYDAWCY
Inspiracją dla wydania "Bolesnej Męki i Zmartwychwstania Chrystusa wraz z
tajemnicami Starego Przymierza" według widzeń Anny Katarzyny Emmerich z zapisków
Klemensa Brentano jest dla Częstochowskiego Wydawnictwa Diecezjalnego pochwala,
jaką Jan Paweł II wypowiada pod adresem niemieckiej stygmatyczki, w przemówieniu
podczas spotkania z mieszkańcami Munsteru, które ma miejsce 1 maja 1987 roku.
Papież wyraża podziw dla świętych i świątobliwych mężów i niewiast związanych z
tym miastem, począwszy od św. Ludgera z VIII wieku, pierwszego biskupa Munster,
poprzez św. Wiktora z Xanten, niezapomnianego biskupa i kardynała Klemensa
Augusta von Galen, "Lwa Munsteru", ks. Gerharda Storma, studenta Heinza Bello,
ks. Karola Leisnera wyświęconego na kapłana w obozie koncentracyjnym w Dachau,
o. Tytusa Hirtena dominikanina i siostrę Marię Eutynię klementynkę. Wreszcie
dodaje:
"Można by wymieniać jeszcze wiele innych nazwisk. Przypomnę jednak tylko
postacie siostry Anny Katarzyny Emmerich, która przez swoje szczególne powołanie
mistyczne ukazywała wartość ofiary i współcierpienia z U-krzyżowanym Panem, a
także siostrę Edytę Stein, którą dziś rano w imieniu Kościoła beatyfikowałem w
Kolonii."
Tymi słowy Jan Paweł II niejako uwierzytelnia zarówno stygmaty, jak i wizje Męki
Pańskiej Anny Katarzyny Emmerich.
Z objawień niemieckiej stygmatyczki z przełomu XVIII i XIX wieku obejmujących
tajemnice Starego Przymierza, życie Matki Najświętszej, publiczną działalność
Chrystusa wraz z Jego Bolesną Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem, działalność i
śmierć Apostołów oraz cuda i objawienia, Wydawnictwo wybiera jedynie te, które
dotyczą Męki Pańskiej i Zmartwychwstania, bo one stanowią szczyt odkupienia
ludzkiego. Poprzedza je tajemnicami Starego Przymierza. Bowiem bez nich
niezrozumiałą byłaby sama tajemnica Zbawienia.
"Gdyby kiedyś te refleksje zajęły miejsce zaszczytne między wielu innymi
podobnymi dziełami, które podyktowała miłość ku Jezusowi Chrystusowi - pisze
Klemens Brentano - trzeba by zaprostestować przeciw nadawaniu im znaczenia
prawdy historycznej. Pragnąłbym tylko, aby zaliczone zostały do dzieł
poświęconych rozpamiętywaniu Męki Pańskiej."
Podobne pragnienie ożywia także Częstochowskie Wydawnictwo Diecezjalne "Regina
Poloniae".
Strona 2
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
WPROWADZENIE
Sytuacja religijna w świecie współczesnym jest niezmiernie skomplikowana.
Statystyki podają, że na globie ziemskim żyje obecnie ponad pięć miliardów
ludzi. W 1985 r. chrześcijanie wszystkich wyznań liczyli jeden miliard sześćset
dziewiętnaście milionów. W tym katolicy - osiemset sześćdziesiąt cztery miliony
trzysta tysięcy, czyli 17,68% w stosunku do ludności całego świata. W trzy lata
później (rok 1988), ludność świata wzrasta o o-siemdziesiąt jeden milionów
pięćset pięćdziesiąt siedem tysięcy, podczas gdy katolików przybwa dwanaście
milionów czterysta tysięcy. Zatem następuje spadek liczby katolików o 0,04%,
czyli do 17,64%.
Jednocześnie po burzliwej dyskusji wokół "śmierci Boga", która ma miejsce w
latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych obecnego stulecia (w pewnych kołach
głosi się negację Boga i religii), po czasach entuzjazmu dla sekularyzacji, po
okresie deklaracji ideologów marksistowskich o nieuniknionym zaniku religii (to
ideologia marksistowska zanika a nie religia), jawi się coraz częściej
poszukiwanie "świętego", poszukiwanie Boga. Budzi się jakaś świadomość
religijna. Rozczarowany wielu mirażami dobrobytu materialnego, nieograniczonej
wolności, również społecznej człowiek zwraca się ku innym wartościom, budzi się
religijnie. Bóg, wielkie tradycje religijne ludzkości, poszukiwanie sensu życia
i śmierci, miejsca człowieka we współczesnym świecie, wartości etyczne - stają
się problemami istotnymi współczesnej ludzkości. Jawi się pragnienie życia
prawdziwego, autentycznego i przeczucie tego, co Artur Rimbaud w swym dziele Une
saison en enfer (Jeden dzień w piekle) nazywa "prawdziwym życiem, które znajduje
się poza ziemią (gdzie indziej)".
Byłoby nieroztropnością nadawanie tym poszukiwaniom charakteru specyficznie
chrześcijańskiego. Bowiem ci poszukujący kierują się często ku świętemu
"błędnemu", ku sektom mniej lub bardziej egzotycznym, ku astrologii, kultowi
szatana itp.
Mimo wielorakich błędów, jakie cechują tę pogoń za "świętym", ten ogromny
potencjał religijny, który budzi się w ludzkości, z trudem toruje
sobie drogę do Kościoła, a to bez wątpienia ze względu na brak wrastania
chrześcijaństwa w kurturę obecnych czasów. Tu właśnie tkwi wyzwanie dla
Kościeła, które dobrze rozumie Jan Paweł II powracając tak bardzo często w swych
przemówieniach do problemu inkulturacji. Brak też współczesnym chrześcijanom
postaw koniecznych do spotkania się autentycznego ze świętością, z Bogiem: brak
im dyspozycyjności do milczenia, do skupienia, do słuchania, pokory, modlitwy,
podjęcia ascezy. Brak im mistyki.
Nie można jednak nie podkreślić, że w wielu krajach "starego" chrześcijaństwa
(Europa), budzi się także poszukiwanie tego, co duchowe, poszukiwanie na serio i
autentyczne i to zarówno na płaszczyźnie indywidualnej, jak i w grupach. Ujawnia
się ono w masowych spotkaniach wiernych (np. wokół pielgrzymującego Papieża, na
kongresach eucharystycznych), w licznych pielgrzymkach (np. na Jasną Górę), w
zainteresowaniu kwestiami teologicznymi, w poszukiwaniu możliwości pogłębiania
wiary i modlitwy, w odkrywaniu świętych "starych" i "nowych", jak np. św.
Franciszek z Asyżu, czy św. Maksymilian Kolbe, w fascynacji wielkimi
osobowościami religijnymi czasów obecnych: bratem Rogerem Schutzem, Matką Teresą
z Kalkuty, Janem Pawłem II, kard. Stefanem Wyszyńskim, ks. Jerzym Popiełuszko...
Ta fascynacja osobowościami religijnymi obejmuje także wielkich mistyków. Nie
tylko uznanych za takich przez Kościół (św. Teresa Wielka, św. Jan od Krzyża),
ale i tych, co do których Kościół się nie wypowiada. Żeby wymienić tylko Martę
Robin, stygmatyczkę i mistyczkę francuską (zm. w roku 1981), Don Stefano Gobbi,
obecnie działającego kapłana włoskiego. Z dziewiętnastowiecznych zaś Annę
Katarzynę Emmerich, stygmatyczkę i wizjonerkę niemiecką.
Zainteresowanie osobą, wizjami i objawieniami Anny Katarzyny nie tylko nie
ustaje, ale jeszcze się wzmaga. Powstają coraz to nowe stowarzyszenia
popularyzujące jej postać i jej opowiadanie dotyczące szczególnie poczęcia,
narodzin, nauczania, oraz Męki i Śmierci Chrystusa Pana, oraz Jego Najświętszej
Matki Maryi.
ŻYCIE ŚWIĄTOBLIWEJ ANNY KATARZYNY EMMERICH
Anna Katarzyna Emmerich urodziła się 8 września 1774 r. we wsi Flamske niedaleko
miasta Koesfełd, w Westfalii. Jeszcze w tym samym dniu została ochrzczona w
kościele parafialnym w Koesfełd. Jej rodzicami byli Bernard Emmerich i Anna z d.
Hillers. Mieli dziewięcioro dzieci, Anna Katarzyna była piątym z nich. Ojciec
bardzo pobożny i uczciwy, ciężko pracował na utrzymanie tak licznej rodziny.
Również pobożną i cnotliwą kobietą była matka Anny Katarzyny, która często
mówiła: "Panie jak Ty chcesz, a nie jak ja chcę", albo: "Panie, udziel mi
cierpliwości, a potem uderzaj mocno". Od takich rodziców Anna Katarzyna
Strona 3
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
otrzymała prawdziwie chrześcijańskie wychowanie. Chociaż słabowita, już od
najmłodszych lat musiała ciężko pracować. Cicha i zamknięta w sobie, mimo
wesołego usposobienia i nadzwyczajnych zdolności umysłu, często była krytykowana
przez rodziców. Ona sama tak wspomina: "Ponieważ mnie rodzice często ganili, zaś
nigdy nie chwalili, chociaż nieraz słyszałam, jak inni rodzice dzieci swoje
chwalili, przeto uważałam się za najgorsze dziecko na całym świecie, a nieraz
bardzo się lękałam, bo zdawało mi się, że zapewne Panu Bogu się nie podobam".
Mając siedem lat Anna Katarzyna przystąpiła razem z innymi dziećmi po raz
pierwszy do Spowiedzi św. Tak gorliwie się do tej uroczystości przygotowywała i
tak głęboki i szczery żal czuła, że w drodze do kościoła zemdlała. Inne dzieci,
które ją bardzo kochały, musiały ją zanieść do kościoła. Odkąd Anna umiała już
rozpoznać różnicę pomiędzy złem a dobrem, wszystkimi zdolnościami, myślami i
skłonnościami dążyła wyłącznie do dobra najwyższego i do celu ostatecznego.
Jednak podczas tej pierwszej Spowiedzi św. tak żałowała za popełnione grzechy,
że zaczęła głośno płakać i musiano ją od konfesjonału odprowadzić. Kiedy
pierwszy raz przystępowała do Komunii św., na nowo oddała się zupełnie i
wyłącznie Panu Bogu. Jej życie było odtąd pełne nieustannego zaparcia się samej
siebie.
Mając dwanaście lat Anna Katarzyna rozpoczęła służbę u spowinowaconego z nią
gospodarza, również zamieszkałego we Flamske. Tu pracowała-przez trzy lata. Żona
gospodarza złożyła później o Annie Katarzynie takie świadectwo wobec Władzy
Duchownej: "Gdy Anna Katarzyna miała lat dwanaście lub trzynaście, mieszkała w
moim domu i pasła krowy. Była dla wszystkich domowników grzeczną i uprzejmą, i
nigdy nie spostrzegłam u niej nic takiego, co by na naganę zasługiwało. Nigdy
nie szukała zabawy, ale chętnie chodziła do kościoła. Była bardzo pobożną,
bardzo pilną, wierną i skromną. O każdym wyrażała się dobrze, zaś o sobie
mawiała, że nie chce mieć dobrze na tym świecie. Miała bardzo dobre serce i
pościła wiele, wymawiając się, że jeść się jej nie chce. Pragnęła wstąpić do
klasztoru. Ilekroć jej to odradzałam, odpowiadała: "O tym nie mówcie więcej,
albowiem nie będę dłużej przyjaciółką waszą. To uczynić muszę i też uczynię!"
Anna Katarzyna bardzo wcześnie uczyniła ślub, że poświęci się Panu Bogu przez
życie zakonne. Chcąc zarobić pieniądze potrzebne do wstąpienia do klasztoru,
przyjęła pracę u pewnej szwaczki w Koefeld; jednak miłosierdzie jej dla ubogich
było tak wielkie, że cały swój zarobek oddawała ubogim. Później zaczęła służbę u
organisty Soentgena, aby nauczywszy się gry na organach, tym łatwiej otworzyć
sobie wstęp do klasztoru. W domu Soentgena panowało takie ubóstwo, że Anna
Katarzyna z litości nie tylko spełniała wszystkie prace służebnej, ale nadto
dawała wszystko, co miała. Na organach nie grała nigdy. Wreszcie w roku 1802
przyjęto ją razem z córką organisty, Klarą Soentgen, do klasztoru Augustianek w
Duelmen.
Ukończywszy rok nowicjatu, po wielu próbach i cierpieniach, Anna Katarzyna
złożyła śluby dnia 13 listopada 1803 r. Złożyła je z niewymowną radością, która
się także na zewnątrz objawiała; jakby światłość nadzwyczajna ją ogarnęła. Sama
później mówiła "Oddałam się zupełnie niebieskiemu Oblubieńcowi mojemu, a On
czynił ze mną według woli Swojej". Odtąd starała się być godną Oblubienicą Króla
niebieskiego, ćwicząc się we wszystkich cnotach, potrzebnych do życia zakonnego.
W przyległych budynkach klasztoru mieszkał wówczas kapłan francuski, Abbe
Lambert, który nie chcąc złożyć owej osławionej przysięgi na konstytucję, musiał
ojczyznę opuścić. Zajął się on Anną Katarzyną, pomagając jej we wszystkim.
W grudniu 1811 r. zniesiono klasztor agnetenbergski. Anna Katarzyna na wieść o
tym, jak sama wspomina: "Tak zachorowałam, że wszystkie zakonnice sądziły, iż
umrę. Wtedy ukazała mi się Matka Boska, mówiąc: jeszcze nie umrzesz, jeszcze
wiele o tobie mówić będą, ale nie bój się! Jakkolwiek ci powodzić się będzie,
zawsze doznasz pomocy". Inne zakonnice powoli klasztor opuszczały, Anna
Katarzyna, ze względu na chorobę pozostała w klasztorze do wiosny następnego
roku. Później wyprowadziła się razem z księ-
10
dżem Lambertem do domu wdowy Roters w Duelmen. Tu bardzo ciężko zachorowała.
Ponieważ sądzono, że umrze, zawołano do niej dominikanina Ojca Limberga. Wkrótce
jednak znowu powróciła do zdrowia, zaś Ojciec Limberg został odtąd jej stałym
spowiednikiem aż do śmierci.
29 grudnia r. 1812 pokazały się na rękach, nogach i piersiach Anny Katarzyny
stygmaty, czyli znamiona ran Jezusowych. Sama nie chciała o nich nikomu nic
mówić. Rany te zauważyła córka gospodyni i tajemnica się wydała. Na wniosek ks.
dziekana Reusing, proboszcza w Duelmen, lekarze Wese-ner i Krauthausen, razem ze
spowiednikiem Anny Katarzyny, dokonali odpowiednich badań. Ich zaś wyniki dnia
25 marca 1813 r. przedstawili Władzy Kościelnej. Już po trzech dniach do Duelman
przyjechał ówczesny monas-terski wikariusz generalny (później znany jako
Strona 4
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
arcybiskup Klemens August von Droste zu Vischering), w towarzystwie ks.
Overberga i lekarza von Druffel, by dokonać ponownych badań. Badania, podczas
których Anna Katarzyna musiała skrupulatnie przedstawić swe wewnętrze i
zewnętrzne przeżycia, trwało dłużej niż kwartał. W ich wyniku stwierdzono
rzeczywistość stygmatów i ich nadprzyrodzony charakter, ale prócz tego wyszło na
jaw niezmienne posłuszeństwo Anny Katarzyny oraz jej heroiczna cierpliwość.
W sześć lat potem władza świecka, chcąc zdemaskować rzekome oszustwo, także
zarządziła bardzo ostre i bardzo nieprzyjemne badanie. Anna Katarzyna została
przeniesiona do obcego domu i przez 22 dni poddana najściślejszemu badaniu,
którego wynik był taki, że sędziowie na wzór owych stróży grobu Chrystusowego,
wbrew swej woli, rzeczywistą i niewątpliwą wyznać musieli prawdę, że stygmaty
Anny ani za pomocą oszustwa, ani w żaden nienaturalny sposób powstać nie mogły.
W październiku 1813 r. Anna Katarzyna przeniosła się wraz z ks. Lambertem do
domu piekarza i piwowara Limberga, brata jej spowiednika. Tu poznała dra
Wesenera, który odegrał bardzo ważną rolę w jej życiu. Jego wiernym opisom
zawdzięczamy wiadomości o bardzo ważnych w jej życiu zdarzeniach. Jeszcze
większe znaczenie miało przybycie do Duelmen w roku 1818 sławnego poety Klemensa
Brentano. Był on narzędziem wybranym przez Boga do spisania wszystkich jej
objawień. Spełnił to zadanie jak najsu-mienniej. Sama Anna mówiła: "Wiem, że już
dawno bym umarła, gdyby nie ten pielgrzym (Klemens Brentano) wszystko musiał
ogłosić. On wszystko musi spisać, albowiem prorokowanie (opowiadanie wizji) jest
moim zadaniem".
11
Cnoty charakteryzujące postać Anny Katarzyny Emmerich
Anna Katarzyna już od pierwszych łat młodości oddała się zupełnie i wyłącznie
Panu Bogu. Overberg tak o niej pisze: "Począwszy od lat dziecięcych, nigdy nie
doznawała najmniejszego poruszania zmysłowości. Nigdy też nie potrzebowała
oskarżać się o grzech nieczystości, chociażby myślą popełniony. Zapytana wobec
Władzy skądby pochodziła ta wolność od wszelkiej pokusy przeciwko cnocie
czystości, przyznała, że umartwiając się od najmłodszych lat i statecznie
wszystkie inne skłonności i zachcianki zwyciężając, wszystkie grzeszne serca
popędy przytłumiła, zanim one jeszcze w niej się odezwały".
Anna Katarzyna bardzo kochała bliźnich. Od dziecka pomagała, jak tylko mogła,
biednym. Widząc dzieci chore lub płaczące, prosiła Boga, by ją ową chorobą lub
owymi boleściami nawiedził, zaś innych od tych cierpień uwolnić raczył. Zawsze
Pan Bóg ją wysłuchał. Spostrzegłszy u innych dzieci jakiekolwiek wady, prosiła
Boga, by je naprawił, na nią zaś, zamiast na winnych, pokutę nałożyć raczył.
Kiedy później musiała wyznać, skąd, będąc dzieckiem, takie prośby zanosiła do
Boga, odpowiadała: "Nie umiem powiedzieć, kto mnie tego nauczył, ale poczucie
litości tego wymaga. Zawsze czułam, że wszyscy jesteśmy jednym ciałem w Jezusie
Chrystusie, więc też jak palec mej ręki bolały mnie cierpienia bliźniego. Już w
latach dziecięcych uprosiłam sobie choroby innych... ".
Wielką i wytrwałą była gorliwość Anny Katarzyny w umartwianiu siebie. Overberg
pisze: "Była mocno przekonaną, że nie umartwiając się, nie można zupełnie i
wyłącznie oddać się Panu Bogu". Oczy umartwiała spuszczając je ku ziemi, lub też
odwracając się, ilekroć mogła patrzeć na przedmioty podniecające ciekawość.
Ilekroć coś nowego i zajmującego mogła słyszeć, myślała sobie: "Nie, z miłości
ku Bogu nie chcę tego słyszeć". Umartwiała język, nie mówiąc tego, co by chętnie
była wypowiedziała, nie jedząc potraw takich, które by jej najlepiej smakowały.
Ciało swoje umartwiała pokrzywami, powrozami i paskami, jakie zwykle nosili
pokutnicy. "Nim wstąpiła do klasztoru, pisze dalej Overberg, więcej surowych
środków używała niż później, ponieważ wtedy nie wiedziała jeszcze, że tego bez
zezwolenia spowiednika czynić nie wolno. Takimi ostrymi środkami, o których
mimochodem opowiadała, były: łańcuchy i powrozy, którymi się krępowała, spódnica
z najgrubszej materii, którą sobie sama sporządziła". Jeszcze będąc dzieckiem,
Anna Katarzyna modliła się często wśród nocy, a modliła się godzinami, nieraz
pod gołym niebem, wśród ostrej zimy. Gdy do niej, złożonej ciężką chorobą, w r.
1812 po raz pierwszy wezwano Ojca Limberga, by ją zaopatrzył
12
Sakramentami św., musiała się przyznać, że nosiła na ciele obręcz z drutu i
szkaplerzwłosiany; Ojciec Limberg rozkazał jej zdjąć tak jedno, jak drugie.
Ostre narzędzia, którymi Annie Katarzynie umartwiać się zakazano, zastępowała
heroiczną cierpliwością, z jaką ponosiła największe wewnętrzne i zewnętrzne
cierpienia aż do śmierci. Chętne znoszenie umartwień, krzyża, hańby i pogardy
dla Boga, widocznym jest dowodem, iż wizje i objawienia takich osób pochodzą od
Boga. Tak uczą wyraźnie: papież Benedykt XIV, Durantus, Gravina i inni. Anna
Katarzyna posiadała ten nieomylny znak prawdziwej łaski.
Także głęboka pokora jest nieomylnym dowodem prawdziwej łaski. Gdzie jest
Strona 5
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
pokora, tam nie ma szatana. Życie Anny Katarzyny Emmerich odznaczało się zawsze
głęboką pokorą. Każdy, kto do niej przychodził, musiał podziwiać jej prostotę,
brak wszelkiej obłudy, jej otwartość i zaparcie się samej siebie. Dr. Wesener,
słysząc o stygmatach Anny Katarzyny, poszedł do niej, by odkryć rzekome
oszustwo. Wrażenie, jakiego tak przy tej sposobności, jak i później doznał,
następującymi opisuje słowy: "Poznawałem w niej coraz jaśniej ową prostą, iście
chrześcijańską duszę, co żyje w zgodzie ze sobą i z całym światem, ponieważ we
wszystkim poznaje najświętszą wolę Bożą. Siebie uważała za gorszą od wszystkich
innych ludzi, których też bardziej miłowała, aniżeli siebie... W obcowaniu z
innymi była zawsze prostą i naturalną. Wstydziła się i martwiła bardzo, że nią
tak bardzo się zajmowano, bo widziała w tym przyczynę większej trwogi i bojaźni.
Jej pokorę szczególnie widać w dniu śmierci, opisanej przez spowiednika:
"Pragnęła bardzo śmierci, a z serca jej wznosiły się w tym dniu często
westchnienia: "Przyjdźże, o mój Jezu!" Pocieszałem ją, mówiąc, by się uspokoiła
i razem ze Zbawicielem cierpiała, który przecież nawet łotrowi na krzyżu
przebaczył. Wtedy odezwała się do mnie następującymi słowami: "Tak, ale wtedy
nikt, ani nawet ów łotr na krzyżu wiszący, nie miał takiej odpowiedzialności,
albowiem nie mieli tyle łask, ile my ich posiadamy. Jestem gorszą od łotra na
krzyżu". Później mówiła: "Zdaje mi się, że nie mogę umrzeć, ponieważ wielu
dobrych ludzi uważa mnie niesłusznie za dobrą. Niechaj Ojciec duchowny powie
wszystkim, że jestem nędzną grzesznicą!".
Prócz pokory odznaczała się także Anna Katarzyna posłuszeństwem:
wobec rodziców, wobec przełożonych w klasztorze, wobec przepisów swej
>więtej reguły. Tak samo posłuszna była później, po zniesieniu klasztoru,
swemu spowiednikowi, Ojcu Limbergowi i przewodnikowi duchownemu
erbergowi. Codziennie dawała dowody tego posłuszeństwa, nawet w rze-
-zach najtrudniejszych, np. gdy jej dawano lekarstwo, sprawiające najsil-
lejsze boleści. Także podczas ekstazy Anna Katarzyna słuchała rozkazów
*ego spowiednika. "Jak wielkim i wzruszającym, pisze Brentano, jest jej
13
posłuszeństwo wobec rozkazu kapłana". Anna Katarzyna sama pewnego razu
opowiadała w jaki sposób podczas zachwycenia pojmuje rozkazy. "Kiedy mam
objawienie, albo też właśnie zajęta jestem zleconą mi pracą duchowną, wtedy
często i nagle, jakby za pomocą pewnej dalekiej, czcigodnej i świętej siły,
której na żaden sposób oprzeć się nie mogę, woła mnie ktoś znowu na powrót na
ten świat ciemny. Słyszę słowo "posłuszeństwo".To słowo odbija się wprawdzie
bolesnym echem o moje uszy, ale właśnie posłuszeństwo jest życiem i korzeniem, z
którego wyrosło całe drzewo widzeń".
Dar wizji i objawień
Anna Katarzyna posiadała od młodości dar wizji i objawień. Za pomocą wlanej w
nią władzy prorokowania nabrała bardzo jasnej znajomości prawd naszej świętej
wiary. Widziała w niezliczonych obrazach całe dzieło odkupienia. Widziała
przygotowanie tego dzieła w Starym Testamencie. Widziała życie Najświętszej
Maryi Panny oraz życie, działalność, mękę i śmierć naszego Boskiego Zbawiciela.
Ukazał się jej niezliczone razy Pan Jezus, Najświętsza Maryja Panna, święty Jan
Chrzciciel, św. Augustyn i inni Święci Pańscy, ci, których relikwie święte
posiadała. Ilekroć brała do ręki relikwie, albo gdy blisko niej się znajdowały,
regularnie widziała życie, prace, mękę i śmierć tychże Świętych. Na uwagę
zasługują także widzenia Anny Katarzyny odnoszące się do jej własnej osoby. Anna
Katarzyna posiadała również dar przenikania serc ludzkich. Spowiednik jak i
Brentano mogli się wiele razy przekonać, że przenikała ich myśli. Widziała
ubóstwo i nędzę, widziała grzech i obłudę, panoszącą się na ziemi. Widziała zaś
dlatego, by za pomocą modlitwy i dobrowolnych cierpień dopomóc, albo też, by
miłosierdzie Boskie ludziom uprosić. Widziała przyszłość i ją przepowiadała.
Poznawała wszystkie rzeczy święte, poświęcone i pobłogosławione, odróżniając je
od rzeczy niepoświęconych i nieświętych. Posiadała niewymowne, żywe poczucie
świętości, mocy i skuteczności charakteru kapłańskiego. Ilekroć kapłan
przystępował do jej łoża, głowa jej, chociaż była chwila zachwycenia, mimo woli
kierowała się za ruchem jego ręki. Odczuwała też całą moc i skuteczność
błogosławieństwa kapłańskiego.
Stygmaty
Podobało się Panu Bogu świętość służebnicy Swojej i prawdziwość jej
nadzwyczajnej łaski stwierdzić znakami pewnymi i widocznymi stygmatami-
14
Przede wszystkim głowa Anny Katarzyny Emmerich uwieńczona była znamionami korony
cierniowej, jakby krwawymi kłodami. Wiadomo z jej własnych ust jak one powstały.
"Mniej więcej cztery lata, nim wstąpiłam do klasztoru, byłam pewnego razu około
godziny popołudniowej w kościele Jezuitów w Koesfeld, klęcząc na chórze przed
Strona 6
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
krzyżem i modląc się jak naj-żarliwiej. Gdy byłam zatopioną w medytacji, zrobiło
mi się naraz bardzo gorąco, a potem spostrzegłam, jak od ołtarza, z
tabernakulum, w którym przechowywano Przenajświętszy Sakrament, Boski mój
Oblubieniec stanął w postaci jaśniejącego młodzieńca przede mną. W lewej ręce
trzymał wieniec z kwiatów, a w prawej koronę cierniową. Miałam wybierać.
Wybrałam koronę cierniową. Włożył mi ją na głowę, ja zaś wcisnęłam ją sobie
jeszcze mocniej. Potem zniknął. Ja zaś, czując straszny ból głowy, znowu
odzyskałam przytomność. Musiałam zaraz wyjść z kościoła, gdyż kościelny już
dawno kościół chciał zamknąć... Nazajutrz część głowy nad oczami i koło skroni
aż do lic bardzo nabrzmiała, wskutek czego strasznie cierpiałam. Ból i
nabrzmienie często się powtarzały, trwając kilka dni i nocy. Dopiero wtedy
spostrzegłam, że krew z głowy mojej sączy, gdy towarzyszki mnie upomniały,
ażebym nową założyła opaskę, gdyż na tej, którą noszę, pełno jest plsrn, jakby
od rdzy. Nie przyznałam się do przyczyny tych plam. Wziąwszy nową opaskę, tak ją
sobie zawiązałam, iż aż do chwili wstąpienia do klasztoru nikt już więcej tych
plam nie spostrzegł, a nawet będąc w klasztorze, tylko jedna osoba te plamy
wprawdzie widziała, lecz zachowała milczenie".
Później odkryto rany dookoła głowy, odkryto je razem z innymi ranami.
0 tych ranach pisze pobożny hrabia Stolberg, który w lipcu 1813 r. w
towarzystwie ks. Overberga odwiedził Annę Katarzynę: "Overberg prosił ją, by
wyjęła ręce spod chusty, pod którą je zwykle ukrywała. Był to piątek. Krew z
owej korony, wyciśniętej naokoło głowy, mocno się sączyła. Zdjęła czepek
1 chustę. Czoło i głowa wyglądały jakby cierniami wielkimi pokłute; jak
najwyraźniej można było widzieć świeżą krwią napełnione rany, a nawet krwawy
wianek pokazał się naokoło głowy. Żaden malarz nie mógł był namalować tych ran
tak naturalnie".
29 grudnia 1812 r. pokazały się stygmaty na ciele Anny Katarzyny. Co się
zaś w jej sercu podczas tej stygmatyzacji działo, opowiada sama w dzień św.
Franciszka z Asyżu w 1820 r.: "Widziałam siebie samą oraz rany na moim
iele. Zdawało mi się, że sama znajduję się w pokoju u Rotersów. Było to
jrzy dni przed Nowym Rokiem, mniej więcej o godzinie trzeciej po południu.
Rozważałam właśnie mękę Pańską, prosząc Pana Jezusa, by mi pozwolił
zestniczyć w tych strasznych cierpieniach, a potem zmówiłam pięć Ojcze
nasz na cześć pięciu ran świętych. Leżałam na łóżku, mając ramiona rozsze-
ne. Ogarnęło mnie jakieś słodkie uczucie, a przede wszystkim niesły-
15
chanie tęskniłam za ranami Jezusa. Nagle ogarnęła mnie jakaś światłość,
przybliżając się do mnie ukosem z góry. Widziałam Ciało Ukrzyżowanego, żywe i
przezroczyste, z rozkrzyżowanymi ramionami, lecz bez krzyża. Z ran jaśniejsze
wychodziło światło, niż z Ciała, a było tych ran pięć. Czułam się
najszczęśliwszą, chociaż serce mnie bolało. Jednak słodycz ogarnęła to serce,
pragnęłam gorąco cierpieć razem z Jezusem. To pragnienie rosło z każdą chwilą.
Coraz większe w sercu moim powstawało pożądanie ran Jezusowych. Wtem najpierw z
rąk, potem z boku, potem z nóg Ciała trojakie jaśniejące czerwone promienie,
jakby strzały uderzyły ręce moje, bok i nogi. Długo tak leżałam, nie wiedząc, co
się ze mną dzieje. Wreszcie dziecko gospodyni ręce moje na dół mi spuściło.
Wyszedłszy z pokoju, opowiadało domownikom, iż sobie ręce aż do krwi zraniłam.
Prosiłam wszystkich, by milczeli. Znamię krzyża na piersiach już miałam dawniej,
mniej więcej od dnia uroczystości św. Augustyna. Klęczałam wtedy z rozszerzonymi
ramionami, podczas gdy Oblubieniec mój to znamię na piersiach mi wycisnął.
Otrzymawszy je, uczułam wielką zmianę w ciele moim. Czułam, że krew w żyłach
zupełnie inaczej płynie, sprawiając mi straszne boleści. Tylko w stronę owych
ran płynie".
Klemens Brentano tak pisze o zewnętrznej właściwościach stygmatów: "W piątek 9
października 1818 r. widziałem z grozą wszystkie stygmaty. Spowiednik Anny
Katarzyny życzył sobie, iżbym, obejrzawszy je, mógł dać
0 nich prawdziwe świadectwo. Znamię w prawym boku straszne robi wrażenie. Jest
ono mniej więcej 3 i pół cali długie. Prócz podwójnego krzyża w kształcie
widelca na kości piersiowej, widziałem w okolicy żołądka ranę, wyobrażającą
krzyż łaciński, szeroki jak wielki palec, a z tej rany nigdy nie sączy się krew,
tylko woda. Widziałem dzisiaj także krew płynącą z ran na nogach. Okropna to
rzecz patrzeć na to mizerne, wynędzniałe ciało, w tak cudowny sposób opatrzone
pieczęciami. Na to ciało, co tylko rękoma i nogami poruszać może, co ani stać,
ani też siedzieć nie może. Na to ciało, którego głowa uwieńczona jest znamieniem
korony cierniowej, a na twarzy wyraz pełen miłości i uprzejmości się odbija, na
te usta, z których tak wiele słów pociechy, pomocy i chwały Bożej pfynie. Stojąc
nad łożem tej świątobliwej, nie przez ludzi, lecz przez samego Boga, przez
anioła i Świętych od pierwszej młodości kształconej duszy, dopiero poznaję, czym
Strona 7
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
jest Kościół św.
1 co to znaczy, należąc do Kościoła, ubiegać się o Świętych obcowanie".
Oprócz wymienionych urzędowych badań i świadectw, jeszcze inne okoliczności
dowodzą prawdy nadprzyrodzonego charakteru tych stygmatów. Od chwili bowiem,
kiedy te znamiona ukazały się na ciele Anny Katarzyny, nie mogła ona przyjmować
pokarmu. Overberg poświadczył w maju 1813 r., że od mniej więcej pięciu miesięcy
nic nie jadła. To samo potwierdza w październiku 1814 r. Dr. Wesener. "Sam muszę
przyznać, tak pisze, że
16
wszelkich używałem sposobów, by wynaleźć coś takiego, co by Anna Katarzyna jeść
mogła, nie oddając tego od siebie, lecz na próżno! Gdybym mimo to był omamiony,
musiałbym wyprzeć się wszystkich moich zmysłów zewnętrznych i wewnętrznych.
Zresztą otaczają chorą bez ustanku takie osoby, które spostrzegłszy coś choć
trochę dwuznacznego lub podejrzliwego, natychmiast z największą radością
wszystko by wyjawiły".
Za zjawisko nadzwyczajne trzeba również uznać, że krew z głowy i rąk zawsze w tę
samą spływała stronę, co krew ofiarowanego za nas Najświętszego Ciała
Jezusowego. Tak np. z dłoni płynęła do pulsu, z ran znajdują eych się na nogach,
do palców, z czoła i skroni spływała krew na twarz i kość nosową nawet wtedy,
gdy chora leżała. Oprócz tego rany zawsze były czyste i świeże, bez ropy.
Cieczenie krwi nie następowało w regularnych odstępach czasu, np. w tylko w
każdy piątek. Krew lała się z ran w czasie, w którym Kościół obchodzi pamiątkę
męki Pańskiej, a więc w każdym roku w innym czasie. Stąd widocznym było, że
tutaj nie rządziły prawa natury, lecz prawa nadprzyrodzone. Wreszcie trzeba
zwrócić szczególną uwagę na to, że Anna Katarzyna tych znamion zewnętrznych
nigdy sobie nie życzyła, że one były dla niej źródłem niewymownych cierpień aż
do śmierci. Były one przeinaczone dla świata, na dowód, że pochodziły od Boga.
Bowiem według pięknych słów Klemensa Brentano, Anna Katarzyna "posłaną była na
niewierną czasu pustynię, by opieczętowana znakami ukrzyżowanej miłości,
świadczyć o prawdzie tej miłości Boskiej".
Błogosławiona śmierć Anny Katarzyny
Zasadniczym znamieniem prawdziwej łaski jest błogosławiona śmierć jakiejś osoby.
Świątobliwy biskup Alfons Jaen, eremita augustiański i towarzysz św. Brygidy, w
przedmowie do dzieła "O widzeniach św. Brygidy" tak pisze: "Dalszym dowodem, że
wizje pochodzą od Boga, a nie od szatana, jest chwalebna i obfitująca w cnoty
śmierć osoby miewającej wizje".
Ten sam znak dostrzega się u Anny Katarzyny Emmerich. Rozpoczęła ona rok 1824
wśród najboleśniejszych cierpień, które ponosić musiała za Kościół, a przede
wszystkim za konających. "Cierpi ona, pisze Brentano, wskutek febry, boleści
podagrycznych i kurczowych, lecz bez ustanku dusza jej zajęta Kościołem i
konającymi. Spowiednik jej sądzi, że wnet skończy, bowiem podczas wizji
powiedziała głosem poważnym: "Nie mogę nowej przyjąć pracy. Stoję nad brzegiem".
27 stycznia namaszczono chorą Olejem św. 9 lutego po raz ostatni przyjęła
Komunię św. W tym też dniu umarła. Po południu śmierć się zbliżyła.
17
Kiedy do niej przystąpiła siostra Gertruda, prosząc o przebaczenie,
odpowiedziała konająca: "Nie ma żadnego na ziemi człowieka, któremu bym nie
przebaczyła". Przejęta tęsknotą za Oblubieńcem swoim, często wzdychała: "Przyjdź
już, o mój Jezu!" Spowiednik ją pocieszał, podawając jej często krzyż do
ucałowania. Zawsze ustami szukała nóg, nigdy nie dotykając ani głowy, ani też
piersi wizerunku. Strasznie w tym dniu dokuczało jej pragnienie. Jeden z
przyjaciół, modlący się na klęczkach u stóp jej łoża, miał to szczęście, iż mógł
podać jej kilka razy wody. Raz położyła na pierzynę swą rękę, na której piętna
ran Chrystusowych nadzwyczajnym odbijały się blaskiem. Ów przyjaciel uchwycił tę
rękę. Była zimna; kiedy zaś w sercu swoim zapragnął od niej jakiegoś znaku
pożegnania, Anna Katarzyna uścisnęła lekko jego rękę. Na jej twarzy jaśniały
czystość i spokój, a zarazem powaga i godność. Można ją było porównać z
zapaśnikiem, który po długich i pełnych męstwa usiłowaniach upada w chwili,
kiedy już korona chwały mu się uśmiecha i umiera wśród zwycięstwa. Wieczorem o
godzinie ósmej wyspowiadała się jeszcze raz, po czym rzekła do spowiednika:
"Teraz tak jestem spokojną i takie mam zaufanie, jakobym nigdy najmniejszego nie
popełniła grzechu". Spowiednik odmawiał modlitwy za konających. Westchnęła
kilkakrotnie: "O Panie! dopomóż! Dopomóż, Panie Jezu!" To były ostatnie jej
słowa.
Anna Katarzyna Emmerich, wizjonerka z Duelmen pozostawiła po sobie opowiadanie
swoich widzeń, spisane ręką Klemensa Brentano. Dotyczą one tajemnic Starego
Przymierza, poprzez które Bóg przygotował przyjście na świat Jezusa Chrystusa w
ludzkim ciele. Obejmują też objawienia związane z Niepokalanym Poczęciem Matki
Strona 8
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Najświętszej, Jej życiem aż do powrotu z Egiptu do Nazaretu, po ucieczce przed
Herodem. Dają dokładny opis publicznej działalności oraz bolesnej Męki, Śmierci,
Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia Chrystusa, oraz śmierci Jego Matki Maryi i
Jej chwalebnego wniebowzięcia. Obejmują wreszcie działalność i śmierć Apostołów,
oraz naukę o cudach i objawieniach.
SŁOWO O KLEMENSIE BRENTANO
Klemens Brentano urodził się 8 września 1778 r., jako syn kupca włoskiego z
okolic Mediolanu, który przywędrował do Niemiec i osiedlił się we Frankfurcie
nad Menem. Nie otrzymał ani starannego wykształcenia, ani też wychowania. Jego
życie moralne pozostawiało wiele do życzenia.
Po śmierci ojca Klemens Brentano studiował na kilku uniwersytetach, ale żadnego
nie ukończył. Ostatecznie wybrał zawód literata, pisząc poezje, wiele powieści,
dramaty. Niektóre z nich cechuje nawet odejście od ideałów moralności
chrześcijańskiej. W wirze życia zaniedbał się też pod względem religijnym, co
powoli doprowadziło go do niewiary. Jednak była to dusza na wskroś religijna,
szukająca prawdy i tęskniąca za życiem cnotliwym.
Swoje nawrócenie Klemens Brentano zawdzięcza Annie Katarzynie Emmerich, która
prosząc Chrystusa objawiającego się jej o wskazanie jej człowieka, który mógłby
spisać jej widzenia, ujrzała go w jednym z widzeń, ale z poleceniem, że powinna
go swoimi modlitwami i pokutą pozyskać ' przygotować. Anna Katarzyna wyprosiła
mu łaskę nawrócenia, co nastąpiło pod koniec lutego 1817 r. w Berlinie, gdzie
Brentano wówczas mieszkał i gdzie odbył spowiedź generalną i przystąpił do
Komunii świętej.
Klemens Brentano po raz pierwszy zetknął się z Anną Katarzyną w rok później,
zupełnie przypadkowo (chociaż wcześniej był namawiany przez swego brata
Krzysztofa). Zapragnął odwiedzić swojego przyjaciela ks. Seilera, profesora
teologii moralnej, późniejszego biskupa Regensburga. Nie zastał go w domu.
Powiedziano mu, że bawi prawdopodobnie w Duelmen, u słynnej stygmatyczki. Po
krótkim namyśle udał się do Duelmen. Gdy stanął przed Anną Katarzyną, ta
rozpoznała w nim człowieka, który miał być jej sekretarzem i spisać widzenia.
Za radą ks. Seilera Klemens Brentano osiedlił się w Duelmen i prawie codziennie
odwiedzał Annę Katarzynę. Przez jakiś czas stygmatyczka przy-
19
gotowywała go do roli, jaką miał spełnić, ucząc go o Kościele Katolickim.
Klemens Brentano spisywał opowiadania Anny Katarzyny najdokładniej jak to było
możliwe, opracowywał zapiski i odsyłał je wizjonerce. Ona zaś poprawiała
wszystkie niedokładności. Trwało to pięć lat, za zgodą władzy kościelnej. Umarł
28 lipca 1842 roku, gdy wszystkie opisy widzeń Anny Katarzyny Emmerich
uporządkował i przygotował do druku.
Po nawróceniu Klemens Brentano (pielgrzym, jak go nazywała Anna Katarzyna) wiódł
życie nadzwyczaj pobożne. Codziennie uczestniczył we Mszy św. i odmawiał z
domownikami różaniec. Co tydzień (taki był przepis prawny) spowiadał się i
przystępował do Stołu Pańskiego, oraz odprawiał drogę krzyżową. Żył ubogo, choć
był człowiekiem zamożnym. Był hojny dla ubogich, nieszczęśliwych, załamanych.
STWORZENIE ŚWIATA
WSTĘP
Anna Katarzyna tak opowiadała o tym, co widziała podczas zachwycenia, będąc
jeszcze małym dzieckiem : "Rozważając w piątym czy szóstym roku życia pierwszy
artykuł Składu Apostolskiego" "Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela
nieba i ziemi", różne obrazy o stworzeniu nieba i ziemi stanęły mi przed oczyma.
Widziałam upadek aniołów, stworzenie świata i raju, Adama i Ewy, oraz grzeszny
ich upadek. Sądziłam, że każdy człowiek widzi to tak samo, jak wszystkie inne
przedmioty i dlatego też opowiadałam o tym śmiało rodzicom, rodzeństwu i
przyjaciółkom; wreszcie jednak spostrzegłam, że się ze mnie śmiano, pytając
mnie, czy posiadam może książkę, w której to wszystko jest opisane. Wtedy ani
słówkiem więcej o tych rzeczach nie wspomniałam, sądząc, że nie godzi się
zapewne o tym mówić. Miewałam te widzenia w nocy i we dnie, w polu, w domu,
chodząc, pracując, wśród rozmaitych zatrudnień. Kiedy razu pewnego, bez
najmniejszego podstępu, o Zmartwychwstaniu Pana Jesusa inaczej mówiłam, tj. z
pewnością i w przekonaniu, że każdy inny tak samo tę tajemnicę pojmować musi,
jako ja ją pojmowałam, nie wiedząc wcale, że ten sposób pojmowania szczególnym
jest moim przywilejem; inne dzieci, dziwując się temu, wyśmiały mnie i oskarżyły
przed nauczycielem, który mnie surowo upomniał, bym sobie w przyszłości
podobnych urojeń nie robiła. Miewałam jednak te wizje dalej, a patrzyłam na nie
Strona 9
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
jak dziecię, które przypatruje się obrazom i tłumaczy je na swój sposób, nie
troszcząc się o to, co ten lub ów obraz przedstawia. Ponieważ zaś częściej
widziałam, że te same przedmioty na obrazach Świętych w Piśmie świętym były
przedstawiane w najrozmaitszy sposób, lecz bez najmniejszego uszczerbku dla
wiary mojej, więc uważałam te wizje moje za książkę z obrazkami, a przypatrując
się tej książce jak najspokojniej, wzbudzałam następującą dobrą intencję:
wszystko na większą chwałę Bożą. W sprawach duchowych wierzyłam jedynie w to, co
Pan Bóg objawił i przez Kościół Swój święty do wierzenia podaje, czy tam
wyraźnie napisane lub nie napisane było. Nigdy też w to, co w zachwyceniu
widziałam,
21
nie wierzyłam tak, jak widziałam. Patrzyłam na wszystko tak samo, jak
przypatrywałam się rozmaitym żłóbkom, które jakkolwiek były rozmaite wcale mi
nie przeszkadzały; w każdym bowiem żłóbku cześć oddawałam tej samej- Boskiej
Dziecinie. Tak samo też rzecz się miała z owymi obrazami przedstawiającymi
stworzenie nieba, ziemi i człowieka; patrząc na nie, oddawałam cześć Panu Bogu
Wszechmogącemu, Stwórcy nieba i ziemi.
1. Upadek aniołów
Najpierw widziałam przestwór pełen światłości; a w tym przestworze, jako kulę
jeszcze bardziej lśniącą, podobną do słońca i leżącą w słońcu, widziałam - tak
mi się zdawało - jedność w Trójcy. Nazwałam to wszystko zgodą, a widziałam z
niej jakoby skutek; w tym powstaty pod ową kulą -jakoby w sobie leżące - jasne
koła, pierścienie i chóry aniołów, niezmiernie jaśniejących, potężnych i
pięknych. To morze światłości leżało jak słońce pod owym wyższym słońcem.
Z początku wszystkie te chóry wychodziły z owego wyższego słońca jakoby w
zgodzie i miłości. Naraz spostrzegłam, że jedna część tych wszystkich kół się
zatrzymała, zatapiając się we własną piękność. Czuły własną rozkosz, widziały
całą swą piękność, zastanawiały się, tylko sobą były zajęte.
Najpierw wszystkie, przejęte uwielbieniem dla Boga, nie posiadały się od
rozkoszy i radości; nagle jedna część, nie myśląc już o Bogu, zapatrzyła się we
własną istotę. W tej chwili widziałam, jak inne chóry ich miejsca zajęły; nie
widziałam jednak, czy ich ścigały, wychodząc z formy obrazu. Tamte stały
spokojnie, zajęte sobą i spadły na dół, zaś te, które się nie zatrzymały,
wstąpiły w ich miejsce, a to wszystko nastąpiło od razu.
Po ich upadku widziałam na dole tarczę cienistą, jakoby ta tarcza była ich
pomieszkaniem; poznałam, że wpadły w formę niecierpliwą. Przestrzeń, którą odtąd
zajmowały, była daleko mniejsza od tej, którą będąc u góry, zajmowały, dlatego
też wydawały mi się daleko więcej ścieśnione.
Od chwili, kiedy będąc dzieckiem, widziałam, że owe chóry spadły, we dnie i w
nocy bałam się ich działalności, mniemając zawsze, że światu wiele szkodzą.
Zawsze około świata krążą; dobrze, że nie mają ciała, inaczej bowiem zaćmiłyby
słońce i patrzylibyśmy na nie jako na ćmy słońca, a to byłoby straszne.
Zaraz po upadku widziałam, że duchy, pozostałe wśród kół lśniących, korzyły się
przed kołem Bożym, błagając, by to, co było upadło, znowu było naprawione. Potem
widziałam poruszenie i działanie w całym kole światła Bożego, które dotąd stało
spokojnie i, jak czułam, na tę prośbę czekało.
22
Po tej akcji chórów anielskich przekonałam się, że odtąd mocnymi zostać i już
więcej rozlecieć się nie miały. Poznałam też, że taki przeciwko P°n zapadł wyrok
odwieczny: walka miała trwać dopóty, dopóki chóry upadłe nie będą przywrócone. A
ten czas wydawał się duszy mojej niezmiernie długim, prawie niemożliwym. Walka
miała być na ziemi, zaś tam, u góry, żadnej nie miało być więcej walki, tak On
postanowił.
Po takiej pewności nie mogłam już więcej mieć litości nad szatanem, albowiem
widziałam, że z własnej złej woli gwałtem upadł. Także na Adama nie mogłam się
gniewać; zawsze też litowałam się nad nim, albowiem sądziłam, że to wszystko
było przewidziane.
2. Stworzenie świata
Zaraz po prośbie pozostałych chórów anielskich i po poruszeniu Bóstwa widziałam,
jak około tarczy cienistej na dole, po prawej stronie, powstała ciemna kula.
Teraz oczy zwróciłam bardziej ku tej ciemnej kuli na prawo od tarczy cienistej i
zdawało mi się, jakoby się coraz bardziej powiększała; widziałam też jaśniejsze
kropki wychodzące z masy i pokrywające ją, a tu i ówdzie występujące w szerszej,
jasnej płaszczyźnie; zarazem widziałam postać odgraniczającego się lądu od wody.
Potem widziałam na jasnych miejscach poruszenie, jakoby w nich się coś ożywiało.
Widziałam też, jak na lądzie wyrastały rośliny, a wśród tych roślin widziałam
żywe rojowisko. Ponieważ byłam dzieckiem, więc sądziłam, że te rośliny się
poruszały.
Strona 10
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Dotychczas wszystko było szare, teraz stawało się coraz jaśniejsze, podobne do
wschodu słońca. Było tak, jak jest na ziemi nad ranem i jakoby wszystko ze snu
się budziło.
Wszystko inne z obrazu zniknęło. Niebo było lazurowe, a słońce na nim
przechodziło. Widziałam tylko jedną część ziemi oświeconą słońcem, a ta część
była bardzo piękna, więc sądziłam, że to raj. Wszystkie zmiany na owej ciemnej
kuli wydawały mi się, jakby wypływające z owego najwyższego koła Bożego.
Kiedy słońce stanęło wyżej, wszystko wyglądało jak nad ranem, gdy się
ze snu budzimy; był to pierwszy poranek, o czym żadna nie wiedziała istota.
fty, jakoby już istniały od wieków, były niewinnymi. Gdy słońce szło wyżej,
^ostrzegłam, że drzewa i rośliny coraz wyżej wyrastały. Woda była jaśniejszą
więtszą, wszystkie inne kolory były czystsze i jaśniejsze, wszystko było
są dziś*"16 przyjemnym; nie by}° też żadnego śladu stworzeń takich, jakie
>laJ- Wszystkie rośliny, kwiaty i drzewa inaczej wyglądały; teraz
23
wszystko wygląda jakby spustoszone i poprzekręcane, jakby zwyrodniałe.
Często patrząc w naszym ogrodzie na rośliny i owoce, które w krajach północnych
wydawały mi się wielkie, szlachetne i smaczniejsze jak np. aprykozy, myślałam
sobie: czym te nasze owoce są w porównaniu z owocami krajów północnych, tym
owoce krajów północnych, a nawet jeszcze gorsze, są w porównaniu z owocami raju.
Widziałam też róże białe i czerwone, sądząc, że one oznaczają mękę Pańską i
zbawienie. Widziałam także drzewa palmowe i wielkie, szerokie drzewa, rzucające
cień na wzór dachu. Zanim widziałam słońce, wszystko wydawało mi się małym na
ziemi, potem większym, a wreszcie bardzo wielkim.
Drzewa nie stały gęsto. Z każdego rodzaju roślin, przynajmniej większych,
widziałam tylko jedno a widziałam, że stały osobno, jak na zagonach w ogrodzie,
podzielona na gatunki. Zresztą wszystko było zielone, a tak czyste i w takim
porządku, że wcale nie przypominało, iż tutaj ręka ludzka czyściła i
porządkowała. Pomyślałam sobie, jakże to wszystko piękne, bo jeszcze żadnych nie
ma ludzi! Nie było jeszcze grzechu ani zburzenia. Tutaj wszystko zdrowe i
święte; tutaj nic jeszcze nie sporządzane; tutaj wszystko czyste, chociaż nie
czyszczone.
Płaszczyzna, którą widziałam, była lekko pagórczastą i pokryta roślinami; w
środku było źródło, z którego wypływały rzeki na wszystkie strony, a z tych rzek
niektóre znowu jedna w drugą wpływały. W tych rzekach spostrzegłam najpierw ruch
i żyjące zwierzęta; potem widziałam, jak te zwierzęta tu i ówdzie z krzewów,
jakoby ze snu się budząc, wyglądały. Były oswojone i zupełnie inne, aniżeli
dzisiaj; nawet w porównaniu do dzisiejszych zwierząt były jak ludzie: czyste,
szlachetne, szybkie, miłe i łagodne. Trudno wypowiedzieć, jakimi były.
Największej części zwierząt nie znałam. Widziałam słonia, jelenia, wielbłąda, a
przede wszystkim nosorożca, którego także w arce widziałam, gdzie był miły i
łagodny. Był krótszym od konia, także głowa jego była bardziej zaokrąglona. Nie
widziałam żadnych małp, żadnych owadów i brzydkich zwierząt; myślałam sobie
zawsze, że one są karą za grzechy. Widziałam wiele ptaków i słyszałam najmilszy
tychże śpiew, jako nad ranem zwykle się słyszy; nie słyszałam jednak, iżby które
zwierzę ryczało; nie widziałam też żadnego ptaka drapieżnego.
3. Adam i Ewa
Widziałam, że Adam nie był stworzony w raju, lecz w okolicy późniejszej
Jerozolimy. Widziałam, jak w postaci jaśniejącej i białej występował z żółtego
pagórka, jakoby z formy. Świeciło słońce, a ponieważ byłam
24
dzieckiem, zdawało mi się, że to słońce światłością swoją wyprowadza Adama z
pagórka. Wyglądał jakoby z ziemi, która była dziewicą, narodzony. Pan Bóg jej
błogosławił i stała się matką. Nie wyszedł od razu ze ziemi, trwało to dłuższy
czas. Leżał w pagórku, oparty na lewej ręce, ramię trzymając nad głową, a cienka
mgła, jakby zasłona przezroczysta go okrywała. Widziałam figurę w jego prawicy i
poznałam, że to była Ewa, którą Pan Bóg z niego w raju wyciągnął. Pan Bóg
zawołał nań i zdawało się, jakoby się rozstąpił pagórek i oto Adam powoli
wystąpił. Naokoło niego nie było drzew, tylko małe kwiaty. Także widziałam, że
zwierzęta pojedynczo wychodziły ze ziemi, a potem dopiero samiczki z nich się
wydzielały.
Widziałam Adama przeniesionego daleko, do wysoko położonego ogrodu, do raju.
Tutaj Pan Bóg przyprowadził do niego zwierzęta. Adam nazwał je po imieniu, a one
towarzyszyły mu, igrając około niego. Wszystkie mu przed grzechem były
posłuszne. Ewy jeszcze nie było. Wszystkie zwierzęta, którym dał imię, poszły z
nim później na ziemię.
Widziałam Adama w raju, niedaleko od źródła, stojącego pośrodku ogrodu,
powstającego jakoby ze snu, wśród kwiatów i ziół. Jaśniał od światła, lecz
Strona 11
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
korpus jego bardziej podobny był do ciała, aniżeli do ducha. Nie dziwił się
niczemu, ani nawet sobie samemu; jakby do wszystkiego był przyzwyczajony,
przechadzał się pomiędzy drzewami i zwierzętami, podobnie jak rolnik, oglądający
swoje pola.
Widziałam Adama na pagórku przy drzewie blisko wody, leżącego na lewej stronie,
a lewą ręką opartego na brodzie. Pan Bóg zesłał sen na niego, a podczas tego snu
był w zachwyceniu.Tymczasem Pan Bóg z prawej strony Adama wyjął Ewę i to z tego
miejsca, na którym bok Jezusa otworzono włócznią. Widziałam, że Ewa była
delikatną i małą; szybko rosła, aż wyrosła i stała się piękną. Gdyby rodzice
nasi nie byli zgrzeszyli, wszyscy ludzie rodziliby się wśród snu tak
przyjemnego.
Rozstąpił się pagórek i widziałam u boku Adama powstającą skałę, jakoby z
kamieni kryształowych; zaś u boku Ewy powstała biała dolina, pokryta delikatnym,
białym pyłem urodzajnym.
Gdy już Ewa była utworzona, widziałam, że Pan Bóg Adamowi coś dał lub raczej
zrobił, że coś do nieg pomknęło. Zdawało mi się, że z Boga mającego postać
ludzką, z czoła, ust, piersi i rąk wypływają strumienie światła, łączące się w
jedną masę, która weszła w prawy bok Adama, z tego boku Pan Bóg wyjął Ewę. Tylko
Adam to otrzymał, był to zarodek błogosławieństwa Bożego. W tym
błogosławieństwie była troistość błogosławieństw, które Abraham otrzymał od
anioła; jedno, co do formy to samo, lecz mniej jasne.
Ewa stała przed Adamem, a Adam podał jej rękę. Byli jak dwoje dzieci,
niewymownie piękni i szlachetni. Jaśnieli na całym ciele, a promienie jakby
25
przejrzystą zasłoną ich okrywały. Widziałam, że z ust Adama wychodził
błyszczący, szeroki strumień światła, a czoło jego miało kształt poważnego
oblicza. Około ust było słońce promienne, około ust Ewy nie było tego słońca.
Serce wydawało mi się takim samym, jakie teraźniejsi mają ludzie, lecz piersi
otoczone były promieniami, a w środku serca widziałam jaśniejącą chwałę, a w
niej mały obrazek, jakoby trzymając coś w ręku. Zdaje mi się, że w ten sposób
trzecia osoba w Bóstwie była uwydatniona. Widziałam także z jej rąk i nóg
wychodzące promienie światła. Włosy jej spadały z głowy w pięciu warkoczach, dwa
warkocze spadały ze skroni, dwa spoza uszu, jeden z tylnej części głowy.
Zawsze miałam uczucie, że wskutek ran Jezusowych otworzyły się bramy ciała
ludzkiego, które grzech pierwszych rodziców był zamknął i że Longinus,
otwierając włócznią bok Jezusa, otworzył bramę odrodzenia na żywot wieczny.
Dlatego też nikt nie wszedł do nieba, dopóki się ta brama nie otworzyła.
Jaśniejące sploty światła na głowie Adama uważałam za jego obfitość, jego
chwałę, jego wzgląd na inne wychodzące światła. Ta sama chwała uwydatnia się
znowu w duszach i ciałach przemienionych. Włosy nasze są ową upadłą, zgasłą i
zdrętwiałą chwałą, a jako nasze włosy mają się do promieni, taki też stosunek
zachodzi pomiędzy naszym teraźniejszym ciałem a ciałem Adamowym przed upadkiem.
Promieniste słońce około ust Adamowych odnosiło się do błogosławieństwa świętego
potomstwa z Boga, który, gdyby pierwsi rodzice nie byli zgrzeszyli, działałby za
pomocą słowa.
Adam podał Ewie rękę; odszedłszy od owego miejsca pięknego, na którym powstała
Ewa, przechadzali się po raju, patrząc na wszystko i ciesząc się wszystkim. Było
to najwyższe miejsce w raju, wszystko tam błyszczało i jaśniało, bardziej
aniżeli na innych miejscach.
4. Drzewo żywota i drzewo wiadomości
Wśród jaśniejącego ogrodu widziałam wodę, a w tej wodzie rzekę, połączoną z
jednej strony z lądem za pomocą grobli. Tak na wyspie jak na grobli było pełno
pięknych kwiatów; zaś pośrodku wyspy stało piękne drzewo, wznoszące sie nad
wszystkie inne, niejako opiekując się nimi. Grunt wyspy był korzeniem tego
drzewa. Okrywało ono całą wyspę, a chociaż było bardzo szerokie, to czubek był
zupełnie spiczasty. Gałęzie rozchodziły się prosto, a z tych gałęzi znowu nowe
gałęzie jakby małe drzewka wznosiły się w górę. Liście były delikatne, owoce
żółte leżały w liściastych łuszczkach jako pączek róży. Drzewo było podobne do
cedrów. Nie przypominam sobie,
26
żebym przy owym drzewie widziała kiedykolwiek Adama lub Ewę, albo jakie zwierzę,
natomiast widziałam tam przecudne, szlachetne, białe ptaszki, śpiewające w
gałęziach tego drzewa. Było to drzewo żywota.
Właśnie przed groblą, prowadzącą na wyspę, stało drzewo wiadomości. Pień był
pokryty łuskami, jak u palmy, liście, które bezpośrednio z pnia wyrastały, były
bardzo wielkie i szerokie, podobne do podeszwy. Z przodu, w liściach schowane,
wisiały owoce po pięć w kształcie grona, z przodu jeden, a naokoło szypułki
cztery. Ów żółty owoc był bardziej podobny do gruszki lub figi, niż do jabłka,
Strona 12
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
miał pięć żył, a część górna wyglądała jak pępek. Owoc był miękki jak figa,
koloru cukru brunatnego, z żyłami jak krew czerwonymi. Drzewo było u góry węższe
niż na dole, a gałęzie zginały się do samej ziemi. Widzę gatunek tego drzewa
jeszcze w krajach gorących. Spuszcza wyrostki swych gałęzi ku ziemi, gdzie
korzenie zapuszczają i w nowe pnie wyrastają, a te znowu dalej się rozrastają,
tak, że jedno takie drzewo nieraz wielkie przestrzenie gęstymi okrywa altanami,
pod którymi liczne mieszkają rodziny.
Nieco dalej, na prawo od drzewa wiadomości, widziałam mały, jajowaty, nieco
spadzisty pagórek z połyskujących czerwonych ziaren i rozmaitych kolorowych
kruszczy. Stopnie miały formę kryształów. Naokoło niego stały cienkie drzewa,
dosyć wysokie, by, stojąc na pagórku, nie być od nikogo widzianym, także zioła i
inne rośliny rosły naokoło tego pagórka. Te drzewa i rośliny miały kwiecie i
owoce mocne i kolorowe.
Nieco dalej, na lewo od drzewa wiadomości widziałam wklęsłość, małą dolinę.
Wyglądała jakby z białej, miękkiej ziemi lub z mgły utworzona, a pokryta była
białymi kwiatkami i urodzajnym pyłem. Także i tutaj były różne rośliny, lecz
mniej kolorowe, miały też więcej pyłu, aniżeli owocu.
Zdawało mi się, jakoby te dwa miejsca w pewnym ze sobą były stosunku, jakoby
pagórek wyjęty był z tej doliny, albo jakoby w dolinę miał być położony, Były
jak nasienie i rola. Oba miejsca wydawały mi się święte. Jaśniały oba, przede
wszystkim pagórek. Pomiędzy nimi a drzewem wiadomości były liczne małe drzewka i
krzewy. To wszystko i w ogóle cała natura, było jakby przezroczyste i pełne
światła.
Owe dwa miejsca były miejscem pobytu pierwszych rodziców. Drzewo świadomości
oddzielało niejako te miejsca od siebie. Sądzę, że Pan Bóg po stworzeniu Ewy te
miejsca im przekazał.
Widziałam też, że z początku bardzo rzadko wspólnie chodzili. Przechadzali się
bez najmniejszej pożądliwości, każdy na swoim miejscu. Zwierzęta zachowywały się
niewymownie szlachetnie, jaśniały też i były im posłuszne. Zwierzęta, stosownie
do gatunków, miały osobne miejsca pobytu, osobne drogi i odrębności, a wszystko
to mieściło w sobie wielką tajemnicę prawa Bożego i związku ze sobą.
27
GRZECH I JEGO SKUTKI
1. Upadek
Widziałam Adama i Ewę po raz pierwszy razem przechadzających się w Raju.
Zwierzęta przystąpiły do nich i towarzyszyły im; więcej były zajęte Ewą aniżeli
Adamem. W ogóle Ewa bardziej zajęta była ziemią i stworzeniami, częściej patrząc
ku ziemi, to się znowu oglądając; wydawała mi się też ciekawszą. Adam zachowywał
się spokojniej i był bardziej Bogu oddany. Spośród wszystkich zwierząt jedno
bardziej aniżeli inne przyłączyło się do Ewy; było to zwierzę bardzo miłe,
łaskliwe i gładkie; nie znam drugiego, do którego mogłabym je porównać. Było
zupełnie gładkie i cienkie, jakoby żadnych nie miało kości; tylne nogi były
krótkie, a na tych nogach biegało w postaci wyprostowanej. Miało spiczasty ogon,
zwieszający się ku ziemi; koło łba miało krótkie, małe łapy. Łeb był ogrągły i
bardzo krótki, a w pysku poruszał się bardzo delikatny języczek. Brzuch, piersi
i szyja były biało-żółtawe, zaś cały grzbiet brunatny, jak u węgorza. Było mniej
więcej wysokie jak dziesięcioletnie dziecko. Zawsze było przy Ewie, a tak się
łasiło, tak się poruszało zgrabnie, wskazując to na tę, to na ową stronę, że się
Ewie bardzo spodobało. Dla mnie było to zwierzę czymś okropnym i ciągle jeszcze
stoi mi przed oczyma. Nie widziałam, czy Adam lub Ewa dotknęli go. Przed
upadkiem wielka przestrzeń dzieliła ludzi od zwierząt. Nie widziałam, żeby
pierwsi ludzie dotykali jakiegoś zwierzęcia; były one wprawdzie poufalsze
względem ludzi, lecz były bardziej od nich oddzielone.
Gdy Adam i Ewa znowu na owo jaśniejące miejsce powrócili, przystąpiła do nich
jakaś postać lśniąca, jakoby męża poważnego, pokrytego siwym włosem i zdawało mi
się, że ta postać wszystko im dała i coś rozkazała. Nie bali się, lecz spokojnie
słowom tej postaci się przysłuchiwali. Gdy ta postać zniknęła, wydawali się
szczęśliwymi i bardziej zadowolonymi, zdawało się, jakoby więcej rozumieli, i
większy porządek widzieli we wszystkim, czuli bowiem teraz wdzięczność w sercach
swoich. Większą wdzięczność czuł Adam aniżeli Ewa, która bardziej myślała o
szczęściu i o tych przedmiotach, aniżeli o wdzięczności. Nie była tak oddana
Bogu jak Adam, bujała duszą
28
bardziej w naturze. Zdaje mi się, że Adam i Ewa trzy razy przez raj przeszli.
Teraz widziałam Adama, zatopionego w modlitwie dziękczynnej i podziwianiu, znowu
na lśniącym pagórku, na tym samym pagórku, na którym, we śnie pogrążony, miał
widzenie, podczas którego Pan Bóg niewiastę z jego boku utworzył. Adam stał
samotny pod drzewami. Widziałam Ewę zbliżającą się do drzewa wiadomości, jakoby
Strona 13
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
koło niego przejść chciała. Owo zwierzę znowu było przy niej, a jeszcze bardziej
się łasiło, jeszcze prędzej się poruszało, tak że ten wąż zupełnie ją opanował.
Teraz wąż wszedł na drzewo i stanął na nim tak wysoko, że zrównał się z głową
Ewy; zaś pazurami trzymając się pnia, obrócił się głową do Ewy, mówiąc, że gdyby
jadła z owocu tego drzewa, byliby wolnymi, nie byliby już dłużej niewolnikami i
wiedzieliby, w jaki sposób mają się rozmnażać. Wiedzieli już, jak się pomnażać
mieli, lecz słyszałam, że jeszcze nie pojmowali, jak to wedle woli Bożej czynić
mieli i że, gdyby byli wiedzieli, a pomimo to zgrzeszyli, wtedy zbawienie byłoby
niemożliwe. Ewa coraz bardziej się namyślała, coraz bardziej pożądała tego, o
czym mówiło zwierzę; działo się z nią coś, co ją poniżało; trwoga mnie przejęła.
Potem spojrzała na Adama, stojącego jeszcze zupełnie spokojnie pod drzewami i
zawołała na niego, a on przyszedł. Ewa poszła mu naprzeciw, a potem znowu się
wróciła; wahała się, była niespokojna. I znowu poszła, jakoby chciała przejść
koło drzewa; zbliżyła się teraz do niego z lewej strony i stanęła za nim,
podczas gdy długie, zwieszające się liście ją okrywały. Drzewo było u góry
szersze, aniżeli na dole, a szerokie gałęzie zwieszały się ku ziemi. Na miejscu,
na którym stała Ewa, wisiał szczególnie piękny owoc.
Gdy Adam przyszedł, Ewa ujęła go za ramię, wskazując na mówiące zwierzę, a Adam
słuchał. Ująwszy go za ramię, po raz pierwszy dotknęła się go; on nie dotknął
się jej, lecz coraz ciemniej się jej robiło.
Widziałam, że zwierzę pokazało Ewie owoc, lecz nie odważyło się zerwać go dla
niej. Ponieważ jednak Ewa owocu pożądała, zwierzę takowy zerwało i podało jej.
Był to owoc najpiękniejszy, zerwany spośród pięciu razem wiszących owoców.
Widziałam, że teraz Ewa, zbliżywszy się z owocem do Adama, podała mu owoc i że
bez zezwolenia Adama byłby grzech popełniony. Zdawało mi się, jakoby owoc
rozpadał się w ręku Adama i jakoby Adam obrazy w nim widział, jakoby teraz
poznali, czego poznać nie mieli. Wewnątrz owocu było pełno żył, czerwonych jak
krew. Widziałam, że oblicza ich coraz bardziej się zaciemniały i że coraz
głębiej się zapadali. Zdawało mi się też, że słońce ustępowało. Zwierzę zeszło z
drzewa, widziałam, jak na wszystkich czterech łapach uciekało.
Nie widziałam, jakoby jedli owoc ustami, jak po dziś dzień; jednak owoc Pośród
nich znikał. Widziałam, że Ewa już zgrzeszyła, kiedy wąż siedział na
29
drzewie; albowiem miała własną wolę. Dowiedziałam się przy tym o rzeczach,
których dokładnie oddać nie potrafię. Wąż zdawał się być postacią i figurą ich
woli, na wzór istoty, z którą wszystko czynić i dokazać mogli. Ich wolę opanował
szatan.
Przez pożywanie owocu nie był jeszcze grzech spełniony; lecz ten owoc drzewa,
zwieszającego gałęzie swoje ku ziemi i tak zawsze nowe wydający rozsądki, które
tak samo i po upadku się rozmnażają, mieścił w sobie pojęcia
0 własnomocnym rozpłodzie i zmysłowym zaszczepieniu, odłączającym od Boga. Tak
więc wskutek pożywania owocu zakazanego razem z nieposłuszeństwem wstąpiło w
naturę ludzką oddalenie się stworzenia od Boga, zasadzanie w sobie i przez
siebie, i samowolne pożądanie. Skutkiem pożywania owocu był przewrót, poniżenie
natury, grzech i śmierć.
Błogosławieństwo świętego i czystego pomnażania się z Boga i przez Boga, dane
Adamowi po utworzeniu Ewy, wskutek tego pożywania Adam znowu stracił; zdawało mi
się bowiem, jakoby Pan Bóg, gdy Adam zszedł z pagórka, by pobiec do Ewy, chwytał
go i coś mu odbierał; zdawało mi się także, jakoby stąd zbawienie świata przyjść
miało.
Gdy pewnego razu, podczas uroczystości Niepokalanego Poczęcia, Pan Bóg objawił
mi tę tajemnicę, widziałam w Adamie i Ewie połączone życie cielesne i duchowe
wszystkich ludzi, widziałam też, jak to życie wskutek upadku było zepsute i ze
złem zmieszane i jak nad tym życiem panowały duchy upadłe. Widziałam jednak
drugą osobę Bóstwa, jakby z krzywym ostrzem zstępującą i Adamowi
błogosławieństwo odbierającą, nim na grzech zezwolił. W tej samej chwili
widziałam z boku Adama występującą dziewicę
1 wznoszącą się jako chmurkę jasną do chwały Bożej.
Wskutek pożywania owocu Adam i Ewa byli jakby odurzeni, zaś co do zezwolenia na
grzech, wielka w nich nastąpiła zmiana. Lecz wąż był w nich, istota węża
przeniknąła ich, kąkol dostał się do pszenicy. Ustanowiono obrzezanie za karę i
jako zadośćuczynienie. Jako z winnej macicy wycina się pierwszą gałązkę, by wino
nie dziczało, nie kwaśniało i nie stało się nieurodzajnym; podobnie musiało stać
się z człowiekiem, skoro znowu miał być uszlachetniony. Gdy pewnego razu objawił
mi Pan Bóg uleczenie z upadku, widziałam jak Ewa, wychodząc z boku Adama, szyję
wyciągając ku owocowi zakazanemu, szybko do drzewa pobiegła, obejmując je.
Widziałam jednak, jak Jezus, zrodzony z Niepokalanej Dziewicy, spiesząc do
krzyża, objął go, i jak potomkowie, zaćmieni i poćwiartkowani przez Ewę, przez
Strona 14
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
mękę Jezusa zostali oczyszczeni, i że boleściami pokuty miłość własnej osoby
wyrugować trzeba. Słowa Epistoły, że syn służebnicy nie ma być współdziedzicem,
tak zawsze pojmowałam: służebnica oznacza ciało i niewolnicze poddaństwo;
małżeństwo jest stanem pokuty i wymaga od wszystkich zrzeczenia,
30
modlitwy, postów, jałmużny i intencji powiększania królestwa Bożego.
Przed grzechem Adam i Ewa inaczej wyglądali od nas, ludzi mizernych. Gdy spożyli
jednak owoc zakazany, zamieniło się w nich wszystko, co dotąd było duchowym, w
ciało, w rzecz, narzędzie, naczynie. Dotąd byli zjednoczeni w Bogu, pragnąc
siebie w Bogu; teraz rozłączeni są we własnej woli, a ta własna wola jest
miłością własną, miłością grzechu i nieczystością. Wskutek pożywania owocu
zakazanego człowiek oddalił się od Stwórcy i zdawało się, jakoby twórczość w
sobie samym przyjął. Wszystkie władze, siły i przymioty i obcowanie tychże ze
sobą i z całą naturą zamieniły się w człowieku w przedmioty cielesne różnych
kształtów i wykonywań.
Wpierw Adam z Boga był panem całej natury; teraz wszystko w nim stało się
naturą, był panem ujarzmionym i skrępowanym przez własnego sługę, z którym odtąd
pasować się i walczyć musi. Nie umiem tego dobrze wypowiedzieć: jakby człowiek
przyczynę i cel wszystkich rzeczy przedtem brał z Boga i jakoby to wszystko od
tej chwili w swoją przeniósł istotę, tak, że ono teraz nad nim panuje.
Widziałam wnętrze wszystkich organów człowieka, a przedstawiały mi się jako
cielesne i zgniłe pierwowzory stworzeń i tychże ze sobą obcowania, począwszy od
gwiazd aż do najmniejszych zwierzątek. Wszystko to w nim się działo, od
wszystkiego był zależnym, miał z tym do czynienia, musiał walczyć, musiał
cierpieć. Nie mogę tego jeszcze wypowiedzieć, dlatego, ponieważ również jestem
człowiekiem upadłego rodzaju ludzkiego. Człowiek jest na to stworzony, by
zapełnił miejsce upadłych aniołów. Gdyby grzech nie był popełniony, rozmnażałby
się człowiek tylko dopóty, dopóki by nie wyrównał liczby upadłych aniołów, potem
nastąpiłby koniec tworzenia. Gdyby Adam i Ewa tylko rok przeżyli bez grzechu,
wtedy nigdy by już nie upadli. Wiem na pewno, że nie prędzej nastąpi koniec
świata, dopóki liczba upadłych aniołów nie wyrówna się, dopóki nie sprzątną
wszystkiej pszenicy z plew.
Miałam raz wielce dokładne objawienie o grzechu i o zbawieniu. Widziałam
wszystkie tajemnice jasno i dobitnie, i rozumiałam je, lecz nie umiem
wszystkiego wypowiedzieć słowami. Widziałam grzech, począwszy od upadku aniołów
i Adama aż do dnia dziesiejszego, w niezliczonych jego rodzajach, widziałam też
wszystkie przygotowania celem naprawienia i zbawienia aż do przyjścia na świat i
śmierci Zbawiciela. Pokazał mi Pan Jezus wielkie pomieszanie i wewnętrzną
nieczystość wszystkich rzeczy i wszystko, co od początku dla oczyszczenia i
naprawienia uczynił.
Wskutek upadku aniołów dostało się wiele złych duchów na ziemię i do powietrza;
widziałam, że złością ich było wielu nasyconych i opętanych.
Pierwszy człowiek był wzorem Bożym; był jak niebo; wszystko z nim i w n'ni się
jednoczyło; postać jego była odbitką postaci Boskiej. Ziemia i stwo-
31
rżenia miały stać się jego własnością, miał ich używać, lecz z Boga, dziękując
Mu. Był wolnym, a dlatego wystawionym na próbę, wskutek czego nie miał pożywać z
drzewa. Na początku wszystko było równe; gdy ów lśniący pagórek, na którym stał
Adam, coraz wyżej się podnosił, gdy biała, kwiecista dolina, na której widziałam
Ewę, coraz bardziej się zapadała, już zbliżał się niszczyciel.
Po upadku wszystko było inaczej. Wszystkie formy utworu były stworzone i leżały
w nich rozsypane, wszystko, co się dotąd ze sobą zgadzało, stało się niezgodnym,
z jednego zrobiło się wiele i nic nie brali więcej ze samego Boga, lecz tylko z
siebie. Byli dawniej wzorami Bożymi, teraz stali się wzorami własnymi,
spowodowanymi grzechem. Mieli teraz łączność z upadłymi aniołami. Poczęli z
siebie i z ziemi, a tak z nimi jak z ziemią mieli styczność upadli aniołowie a
wskutek nieskończonego pomieszania i rozproszenia ludzi z sobą i upadłą naturą,
powstała ogromna rozmaitość grzechu, winy i niedoli.
Oblubieniec mój pokazał mi to wszystko zupełnie jasno i zrozumiale, jaśniej,
aniżeli widzi się codzienne życie; wtedy sądziłam, że to dziecię pojąć może, a
jednak opowiedzieć tego nie umiem. Pokazał mi plan i drogi, prowadzące do
zbawienia od samego początku i wszystko, co uczynił. Poznałam też, że
niesłusznie mówią, iż Jezus nie potrzebował stać się człowiekiem i umrzeć za nas
na krzyżu, że wszechmocą Swoją mógł inaczej uczynić. Widziałam, że uczynił to z
nieskończonej doskonałości, litości i sprawiedliwości, że wprawdzie zmusić Pana
Boga nie można, że jednak czyni, co Mu się podoba i jest czym jest.
Widziałam Melchizedecha jako anioła i jako pierwowzór Jezusa, jako kapłana na
Strona 15
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
ziemi; o ile kapłaństwo jest w Bogu, był on kapłanem wiecznego porządku jako
anioł. Widziałam, jak przygotowywał, zakładał, budował i rozłączał pokolenia
ludzkie. Widziałam także znaczenie i działalność He-nocha i Noego, a pośród tego
widziałam działające królestwo piekła i stokrotne zjawiska i działanie
ziemskiego, cielesnego i szatańskiego bałwochwalstwa i pewne podobne do siebie,
lecz zapowietrzone, prowadzące do nieustającego grzechu i kuszące formy. Tak
więc widziałam wszystkie grzechy i wszystkie początki i pierwowzory zbawienia,
które według swego rodzaju tak samo były podobne do Boga, jak sam człowiek był
wzorem Boga. Widziałam wszystko od Abrahama do Mojżesza, od Mojżesza aż do
proroków, a zawsze razem z pierwowzorami w naszym najbliższym świecie. Dowodzono
tutaj dlaczego kapłani nie mogli więcej dopomóc i wyleczać, i dlaczego im to się
nie udaje, albo przynajmniej z tak rozmaitym udaje się skutkiem. Widziałam ten
dar kapłaństwa wśród proroków, widziałam też przyczynę ich formy. Widziałam np.
Elizeusza podającego Gieziemu laskę,
32
by ją położył na martwe dziecko niewiasty z Sunam. W tej lasce spoczywała moc i
posłannictwo Elizeusza w sposób duchowny. Ta laska była jego ramieniem, dalszym
ciągiem jego ramienia. Widziałam tutaj wewnętrzne znaczenie pastorału biskupów,
berła królów i ich potęgi, połączonej z wiarą, która ich, że tak powiem, łączy z
Bogiem, odłącza zaś od wszystkiego innego. Lecz Giezi nie wierzył dość mocno,
zaś matka wierzyła, że tylko Elizeusz pomóc jej może, a ponieważ wskutek
ludzkiej zarozumiałości powątpiewano
0 Boskiej mocy Elizeusza i jego laski, przeto laska nie uleczyła dziecka.
Widziałam jednak, jak Elizeusz położył ręce swoje na ręce dziecka, usta na usta
dziecka, piersi na piersi dziecka i modlił się, wskutek czego dusza dziecka
powróciła do ciała. Widziałam też objaśnienie tego sposobu leczenia, widziałam,
jaki zachodził stosunek i pod jakim względem ten sposób leczenia był figurą
śmierci Jezusa Chrystusa. W Elizeuszu wskutek jego wiary i daru Bożego wszystkie
bramy łaski i zadośćuczynienia za ludzi były otwarte, zaś po spełnionym grzechu
znowu owe bramy się zamknęły: głowa, piersi, nogi i ręce. I położył się jakoby
żywy, obrazowy krzyż na zwłoki chłopca, przywracając mu przez modlitwy i wiarę -
życie i zdrowie -zadośćczyniąc i pokutując za grzechy rodziców, popełnione
głową, sercem, rękoma i nogami, a tym samym śmierś dziecka powodujące. We
wszystkim widziałam pewne podobieństwo ze śmiercią krzyżową i ranami Jezusowymi,
widziałam też, że wszystko ze sobą się zgadzało pod pewnym względem. Widziałam
też, że od chwili śmierci krzyżowej Jezusa Chrystusa nie tylko każdy kapłan, ale
nawet i każdy wierzący chrześcijanin ten dar wskrzeszania
1 leczenia posiadał; o ile bowiem żyjemy w Jezusie i z Nim jesteśmy
ukrzyżowani, o tyle bramy łaski, pochodzące z Jego świętych ran, stoją nam
otworem. Miałam też liczne wizje, odnoszące się do kładzenia rąk, do
skuteczności błogosławieństwa i do działania ręki na rzeczy oddalone, a to
wszystko objaśniono mi na przykładzie laski Elizeusza, oznaczającej rękę.
Dlaczego dzisiejsi kapłani tak rzadko leczą i błogosławią, widziałam również na
przykładzie, wziętym z podobieństwa, w którym wszystkie takie działania mają
swój początek. Widziałam trojakich malarzy, wyciskających figury na wosku.
Pierwszy z nich miał piękny, biały wosk, a był bardzo mądry i zręczny; lecz był
zajęty samym sobą, nie nosił w sobie obrazu Chrystusa; toteż nic nie utworzył.
Drugi malarz miał wosk blady, lecz ponieważ sam był oziębły, też nic nie zrobił.
Trzeci był wprawdzie niezręczny, ale pracował za to pilnie i z prostotą nad
woskiem zupełnie żółtym i zwyczajnym; jego praca była bardzo dobra i w niej
odbijało się rzetelne podobieństwo, chociaż o rysach szorstkich. Tak samo też
widziałam, że kapłani wykształceni, wynoszący się dla swej nauki nad innych, nic
nie działali, podczas gdy tylko prości i pokorni moc kapłaństwa rozszerzali,
błogosławiąc i lecząc.
33
Zdawało mi się, że chodzę do szkoły, a Oblubieniec mój pokazał mi, ile od chwili
poczęcia Swojego aż do śmierci cierpiał, pokutował i zadośćuczynił, a widziałam
to wszystko w obrazach, wziętych z Jego życia. Widziałam też, jak za pomocą
modlitwy i ofiarowania boleści za innych, niejedna dusza, która wcale nie
pracowała na świecie, chociaż dopiero w godzinie śmierci się nawróciwszy,
zbawioną została.
Widziałam, że apostołowie rozeszli się prawie na cały świat, by złamawszy potęgę
szatana, wnieść weń błogosławieństwo i że owe okolice najbardziej trucizną
szatana były zarażone, lecz Jezus tym wszystkim, na których Duch święty zstąpił
i do dzisiaj jeszcze zstępuje, przez Swoje doskonałe zadośćuczynienie tę moc
wyjednał i na wieki ustanowił. Pokazano mi też, że ów dar wybawienia świata i
okolic z mocy szatana za pomocą błogosławieństwa, wyrażony jest w owych słowach:
"Jesteście solą ziemi" i że właśnie dlatego używa się soli do święconej wody.
Strona 16
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Widziałam również, jak skrupulatnie wykonywaną bywa służba cielesnego życia
światowego, że przekleństwo stoi w przeciwstawieniu do błogosławieństwa i że
cudów w królestwie szatana, służby natury, bałwochwalstwa, czarodziejstwa,
magnetyzmu, nauki świeckiej, sztuki i wszystkich środków potrzebnych do
upiększania śmierci, do przyozdobienia grzechu i zasypiania sumienia, z
najsurowszą i zabobonną sumiennością nawet tacy używają, którzy w tajemnicach
Kościoła katolickiego same tylko formy bałwochwalstwa widzą, któremu w każdy
inny sposób tak samo dobrze służyć można; a przecież ci sami ludzie jak
najsumienniej w podobny sposób o całe życie doczesne dbają, tak że tylko
królestwo Boga, który stał się człowiekiem, ma być zaniedbanym? Widziałam też,
że światu służono jak najdoskonalej, podczas gdy służba Boża bardzo była
zaniedbana.
2. Przyrzeczenie zbawienia
Po upadku człowieka Pan Bóg pokazał aniołom, w jaki sposób znowu naprawi rodzaj
ludzki.
Widziałam tron Boga, Trójcę Przenajświętszą, widziałam ruch w trzech osobach.
Widziałam dziewięć chórów anielskich i Boga, zwiastującego im, w jaki sposób
upadły rodzaj ludzki zamyśla naprawić; widziałam też, że aniołowie niezmiernie
cieszyli się z tego.
Widziałam, że jaśniejąca, z drogich kamieni złożona skała Adama stanęła przed
tronem Bożym, zaniesiona tam jakby przez anioła; miała ona stopnie, rosła coraz
wyżej, stała się tronem, wieżą, rozszerzała się, aż wszystko objęła. Widziałam
dziewięć chórów anielskich około Niego, a nad
34
aniołami w niebie widziałam obraz Dziewicy. Nie była to ziemska Maryja, lecz
Maryja niebieska, Maryja w Bogu, była istotą wychodzącą z Boga. Wszedłszy do
wieży, która się jej otworzyła, jakoby w jedno z nią się zlała. Widziałam też,
że jedna postać Trójcy Przenajświętszej weszła do tej wieży.
Pomiędzy aniołami spostrzegłam rodzaj monstrancji, przy której wszyscy budowali
i działali. Ta monstrancja podobną była do wieży z różnymi tajemniczymi
obrazami. Były na niej dwie figury, trzymające się za ręce na drugiej stronie.
Rosła coraz wyżej, stawała się też coraz wspanialszą. Widziałam, że coś Boskiego
przeniknąwszy wszystkie chóry anielskie, weszło w monstrancję, była to
jaśniejąca świątynia, tym wyraźniejsza, im bardziej zbliżała się do monstrancji.
Zdawało mi się, że to był zarodek błogosławieństwa Bożego do czystego
rozmnażania się; ten zarodek otrzymał Adam niegdyś od Pana Boga, lecz utracił go
znowu, gdy słuchając Ewy, chciał zezwolić na pożywanie owocu zakazanego; to samo
błogosławieństwo dał Pan Bóg później Abrahamowi, a odebrawszy je Jakubowi, przez
Mojżesza przeszło na arkę przymierza. W końcu otrzymał je Joachim, ojciec
Najświętszej Maryi Panny, by Maryja tak czysto i niepokalanie się poczęła, jak
Ewa, która wyszła z boku Adama pogrążonego we śnie. Monstrancja znikła w wieży.
Widziałam, że i kielich, podobny do kielicha, używanego podczas ostatniej
wieczerzy, robili aniołowie, a ten kielich również wszedł do wieży.
Na zewnętrznej prawej stronie wieży widziałam, jakoby na złotym brzegu chmury,
wino i pszenicę; wyrastała też gałązka, całe drzewo rodowodu, na którego
konarach mężczyźni i kobiety o małej postaci trzymali się za ręce. Ostatnim
kwiatem owego drzewa było dzieciątko w żłóbku.
Widziałam teraz tajemnicę zbawienia jako przyrzeczenie aż do spełnienia się
czasu, widziałam też obrazy działania przeciwnego. Na końcu widziałam nad
lśniącą skałą wielki, wspaniały Kościół, jeden święty Kościół katolicki,
wyobrażając zbawienie całego świata. Wszystkie te widzenia miały najlepszy
związek i przejście; nawet wszystko nieprzyjazne i złe, odsunięte przez aniołów,
do rozwoju zbawienia służyło. Tak widziałam, jak staroza-konna świątynia,
występując z ziemi, coraz wyżej się wznosiła; podobną była do Kościoła świętego,
lecz nie miała wieży. Była bardzo wielką, lecz aniołowie odsunęli ją na bok i
stanęła krzywo. Widziałam, że się pojawiła wielka skorupa muszli, chcąc wnijść
do starej świątyni, lecz odsunięto ją na stronę.
Widziałam pokazującą się szeroką, płaską wieżę (piramidę egipską), przez której
niezliczone bramy przechodziły postacie Abrahama i dzieci •zraelskich. Ta wieża
oznaczała niewolę żydów w Egipcie. Odsunięto tę Piramidę, tak samo jak ową
drugą, do schodów podobną wieżę egipską, oznaczającą naukę o gwiazdach i
wieszczbiarstwo. Potem widziałam świą-
35
tynic egipską, którą również odsunięto, wskutek czego krzywo stać musiała.
Wreszcie widziałam, jak Pan Bóg dawał Adamowi do poznania, że przyjdzie dziewica
i stracone zbawienie znowu mu przywróci. Lecz Adam nie wiedział, kiedy to
nastąpi; dlatego też, widziałam go później, bardzo zasmuconego, gdy Ewa rodziła
mu samych tylko synów, aż wreszcie Pan Bóg dał jej córkę.
Strona 17
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Widziałam Noego i ofiarę jego, wśród której otrzymał od Pana Boga
błogosławieństwo. Potem widziałam Abrahama, jego błogosławieństwo i jak mu Bóg
obiecał Izaaka. Widziałam, że to błogosławieństwo przechodziło z pierworodnego
na pierworodnego, a zawsze wśród aktu sakramentalnego. Widziałam Mojżesza,
otrzymującego tajemnicę w nocy przed wyjściem z Egiptu, że tylko Aaron o tym
wiedział. Widziałam tajemnicę arki przymierza i że tylko arcykapłani i niektórzy
Święci wskutek objawienia Bożeg o tym wiedzieli. Tak widziałam bieg tajemnicy
przez rodowód Jezus Chrystusa aż na Joachima i Annę, ową najczystszą i
najświętszą par małżeńską wszystkich czasów, z której narodziła się Maryja jako
dziewic niepokalana. Teraz Maryja stała się jakby arką.
3. Wygnanie z raju
Po chwili widziałam Adama i Ewę, błądzących w wielkim smutku. By posępni,
chodzili osobno, jakby szukając czegoś, co zgubili. Wstydzili si samych siebie.
Za każdym krokiem schodzili niżej; ziemia zdawała si ustępować przed nimi, a
gdziekolwiek skierowali swe kroki, zaraz niebo si zachmurzało, rośliny traciły
swój połysk, stawały się jakby szare, nawę zwierzęta uciekały przed nimi.
Poszukali sobie wielkich liści, utworzy z nich wieniec naokoło bioder, a zawsze
błąkali się, każde osobno.
Gdy już dość długo uciekali, lśniące miejsce, z którego wyszli, wyglądało już
jakby oddalony szczyt góry i schowali się, każde osobno, wśród krzewów
ciemniejszej równiny. Wtem usłyszeli głos z góry; nie pokazali się jednak,
jeszcze bardziej się zatrwożyli, jeszcze dalej uciekali, chowając się jeszcze
głębiej.
Było mi ich bardzo żal. Ów głos odezwał się surowiej; chętnie schowali by się
jeszcze głębiej, lecz musieli wyjść.
Pokazała się surowa, jasna postać; wyszli ze spuszczonymi głowami, nie patrząc
na Pana; patrzyli natomiast na siebie, oskarżając się wzajemnie. Teraz Pan
wyznaczył im równinę, położoną jeszcze głębiej, gdzie rosły krzewy i drzewa;
teraz też, upokorzywszy się, dopiero poznali cały swój stan Widziałam, że
pozostawieni sami, modlili się. Rozłączyli się, a padłszy na
36
kolana, wznieśli ręce do góry, płacząc i narzekając. Widząc to, czułam, jakim
dobrodziejstwem jest modlitwa na osobności.
Byli okryci płaszczem, który sięgał przez ramiona aż do kolan. Ciało przepasali
sobie pasem z iyka.Gdy uciekali, zdawało się, że raj oddala się od nich jako
chmura. Ognisty pierścień zstąpił z nieba, jaki często można widzieć około
słońca lub księżyca, a ten pierścień otoczył wyżynę, na której znajdował się
raj.
Tylko jeden dzień byli w raju. Raj wydaje mi się teraz z daleka jako lawa
wschodzącego słońca, a wschodzi ono, gdy to widzę, w końcu ławy, po prawej
stronie. Raj leży na wschód od góry proroków, tam gdzie słońce wschodzi i wydaje
mi się jako jaje, unoszące się nad niesłychanie jasną wodą, która je dzieli od
ziemi; góra proroków zdaje się być przedgórzem raju. Na tym przedgórzu widzieć
można śliczne, zielone okolice z głębokimi przepaściami i wąwozami, pełnymi
wody. Widziałam też ludzi chcących wyjść na górę proroków, lecz nie zaszli
daleko.
Widziałam Adama i Ewę, gdy się zbliżali do ziemi pokuty. Był to wzruszający
widok, patrzeć na owych dwóch ludzi pokutujących na pustej ziemi. Adamowi wolno
było zabrać z raju gałązkę oliwną, którą tamże zasadził. Widziałam, że później
zrobiono krzyż z tego drzewa. Byli bardzo zasmuceni. Gdy ich widziałam, raju
widzieć już nie mogli. Schodzili coraz niżej, i zdawało się, jakoby się coś
obracało i mając ciemno przed oczami, doszli na smutne miejsce pokuty.
4. Rodzina Adama
Widziałam, jak Adam i Ewa przyszli w okolicę Góry Oliwnej. Ziemia wyglądała
inaczej niż dzisiaj; pokazano mi jednak, że to jest ta okolica. Widziałam ich
mieszkających i czyniących pokutę na tym miejscu Góry Oliwnej, gdzie Pan Jezus
krwią się pocił. Uprawiali ziemię. Widziałam ich otoczonych synami, wołając w
wielkim smutku do Boga, by ich obdarzył także córkami. Dał im Pan Bóg obietnicę,
iż nasienie niewiasty zetrze głowę węża.
Ewa rodziła dzieci w pewnych odstępach czasu; zawsze wśród tego czasu pewna
liczba lat upływała w pokucie. Po siedmiu latach pokuty porodziła Ewa Seta,
dziecię obiecane, a anioł powiedział Ewie, że Set jest nasieniem, które Pan Bóg
dał jej za Abla. Seta tak tutaj, jak i w jaskini Abrahamowej długo trzymali w
ukryciu, albowiem rodzeni bracia na życie jego godzili, tak jak na życie Józefa,
tegoż bracia nastawali.
Razu pewnego widziałam mniej więcej dwunastu ludzi: Adama, Ewę, Kaina, Abla i
dwie siostry i kilkoro mniejszych dzieci. Wszyscy byli przy-
odziani skórami, zarzuconymi na wzór szkaplerza. Wszyscy też nosili pasy. Skóry
Strona 18
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
około piersi były szersze i służyły za kieszeń; około nóg były dłuższe, a
na"bokach pozapinane. Mężczyźni nosili krótsze skóry, mieli także kieszeń, w
którą coś kładli. Nad ramionami aż do połowy rękawów skóry te były bardzo białe
i cienkie, a u kobiet zaś zapięte pod ramionami. Wyglądali w tym ubiorze bardzo
ładnie. Także były tam chaty, nieco zapuszczone w ziemię, a na wierzchu pokryte
roślinami. Panował tu prawdziwy domowy porządek. Widziałam pola, a na tych
polach nisko rosnące, lecz dosyć grube drzewa owocowe, było tam także zboże,
ziarna pszenicy, które Pan Bóg dał Adamowi do wysiania.
Nie przypominam sobie, czy pszenicę i winną macicę widziałam w raju. Nie rosło
też w raju nic takiego, co by celem pożywania dopiero przyprawiać trzeba.
Przyprawianie, to skutek grzechu, a więc wyobrażenie cierpień. Pan Bóg dał
Adamowi wszystko, co tenże miał zasiać. Przypominam sobie także, że widziałam
mężów podobnych do aniołów, Noemu, coś przynoszących, kiedy tenże wchodził do
arki, wyglądało to jakby winna gałązka, zatknięta w jabłku.
Rósł też pewien rodzaj dzikiego zboża, wśród którego Adam musiał zasiać
szlachetną pszenicę; wskutek tego owo dzikie zboże się polepszyło, lecz później
znowu się pogorszyło. Dzikie to zboże w pierwszych czasach udawało się bardzo
dobrze i jakby uszlachetnione bardziej na wschód w Indiach lub Chinach, gdy tam
jeszcze mało było ludzi. Gdzie wino rośnie i ryby żyją, tam się nie udaje.
Używali mleka zwierząt i sera, suszonego na słońcu. Co się tyczy zwierząt,
przede wszystkim widziałam owce. Wszystkie zwierzęta, którym Adam dał imiona,
poszły z nim; uciekały jednak przed nim, tak że Adam za pomocą paszy musiał je
do siebie wabić i przyzwyczaić. Widziałam też, że latały ptaki, widziałam małe
zwierzątka i chyżoskocze.
Panował jak najlepszy ład i porządek. Widziałam, jak dzieci Adama w osobnej
chacie, leżąc około kamienia, jadały, widziałam też, jak się modliły i czyniły
dzięki.
Pan Bóg nauczył Adama, w jaki sposób ma składać ofiary i Adam stał się kapłanem
swej rodziny. Także Kain i Abel byli kapłanami, widziałam nawet, że w osobnej
chacie gotowali się do kapłaństwa.
Na głowie nosili czapki podobne do okrętu, uwite z liścia i żył liściowych,
które na przodku nieco występowały, tak że można je było uchwycić. Ciało ich
było piękne, jasno - żółtawe, jak jedwab, włosy czerwonożóltawe, jak złoto. Adam
nosił także długie włosy. Z początku miał krótką, później długą brodę. Ewa z
początku nosiła bardzo długie włosy, później związane j w kiście, spoczywające
jakby czepek na głowie.
38
Ogień wydawał mi się zawsze jakby żar ukryty, podziemny. Otrzymali go początkowo
z nieba; Pan Bóg ich nauczył, jak się mają z nim obchodzić. To, co palili, było
żółtą materią, a wyglądało jak ziemia lub węgiel. Nie widziałam, iżby
kiedykolwiek gotowali, widziałam natomiast, że na słońcu prażyli; nawet pszenicę
potłuczoną pod plecionką wystawiali w małych dołkach na słońce.
Zboże, które im przyniósł Pan Bóg, składało się z pszenicy, żyta i jęczmienia.
Pan nauczył ich także uprawy tych gatunków zboża i pouczał ich w ogóle we
wszystkim.
Wielkich rzek np. Jordanu, nie widziałam; widziałam jednak źródła, z których
woda spływała do stawów. Przed śmiercią Abla nie używano mięsa.
Widziałam raz Górę Kalwaryjską, a na tej górze proroka, towarzysza Eliasza, jak
wszedłszy na miejsce, które wtenczas było pagórkiem, pełnym jaskiń i murowanych
grobowców; z kamiennej trumny wyjął czaszkę Adamową. Przy nim stanął anioł
mówiąc: "To czaszka Adamowa" i nie pozwolił mu zabierać tej czaszki. Na tej
czaszce było kilka żółtych włosów. Poznałam też z opowiadania proroka, że owo
miejsce nazywało się miejscem czaszek. Zupełnie prostopadle nad owym miejscem,
na którym leżała owa czaszka, stanęła później dolna część krzyża Chrystusowego.
Powiedziano mi podczas widzenia, że na tym miejscu jest środek ziemi, także
wiedziałam długość tego miejsca na północ, południe i zachód, lecz już
zapomniałam.
5. Kain. Dzieci Boże. Wielkoludy
Widziałam, że Kain powziął na Górze Oliwnej zamiar zamordowania Abla i że tutaj
błąkał się po tym uczynku, przejęty strachem i trwogą. Zasadził drzewa, lecz je
znowu wyrwał. Potem widziałam poważnego, jaśniejącego męża, mówiącego: "Kainie,
gdzież jest Abel, brat twój?" Kain z początku nie widział tej postaci; teraz,
obróciwszy się do niej, rzekł: "Nie wiem, przecież nie polecono mi troszczyć się
o niego". Skoro jednak Pan Bóg mu powiedział, że krew Abla woła do Niego z
ziemi, Kain zatrwożył się; widziałam, że długo rozmawiał z Panem Bogiem. Pan Bóg
powiedział mu też, że ziemia nie będzie mu rodzić żadnych owoców i że ma
uciekać. Kain na to odpowiedział, że w takim razie każdy, kto go spotka, zabije
go. Było już bowiem wiele ludzi na świecie. Kain był już bardzo stary i miał
Strona 19
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
dzieci, Abel również miał dzieci, a prócz tego byli jeszcze inni bracia i inne
siostry. Odpowiedział mu Pan Bóg: nie, albowiem kto by go zabił, siedmiorako
ukaranym będzie. Zrobił też znak na Kainie, iżby go nikt nie zabił. Potomkowie
jego stali się ludźmi barwistymi. Cham także miał dzieci, brunatniej-
39
sze od dzieci Sema. Szlachetniejsi ludzie zawsze bielej wyglądali. Ci, którzy
mieli na ciele znamię Kaina, mieli też podobne do siebie dzieci, a wskutek
szereącego się zepsucia owo znamię rozszerzyło się wreszcie na całym ciele,
wskutek czego ciała ludzkie przybierały coraz ciemniejszy kolor. Nie było jednak
na początku zupełnie czarnych ludzi, dopiero ciało ich z wolna przybierało
czarną barwę.
Pan Bóg pokazał mu także okolicę, w którą miał uciekać. Ponieważ zaś Kain
powiedział: więc umrę z głodu - ziemia bowiem była przeklętą dla niego - rzekł
mu Bóg, że nie umrze, że ma się żywić mięsem zwierząt i że z niego ród
powstanie, i że jeszcze dobre uczynki wezmą od niego swój początek. Przedtem
ludzie nie żywili się mięsem. Kain potem poszedł sobie i zbudował miasto, które
po synu swoim nazwał Henoch.
Abla zabił Kain w dolinie Jozafata, w stronie ku Górze Kalwaryjskiej. W tej
okolicy popełniono później niejedno morderstwo, niejedno stało się nieszczęście.
Kain zabił Abla rodzajem pałki, którą podczas sadzenia rozbijał miękkie kamienie
i ziemię. Musiała to być pałka z twardego kamienia, rękojeść zaś z drzewa, bo
była jak haczyk zakręcona.
Nie trzeba myśleć, że ziemia przed potopem tak samo wyglądała, jak teraz
wygląda. Ziemia obiecana bynajmniej nie była tak porozdzierana dolinami i
wąwozami. Obszary były daleko większe, zaś pojedyncze góry nie wznosiły się tak
prostopadle. Góra Oliwna była wtenczas tylko nieznacznym pagórkiem. Także już
wtenczas istniała owa pieczara ze żłóbkiem blisko Betlejem, lecz otoczenie było
zupełnie inne.
Ludzie byli więksi, lecz nie bezkształtni; teraz by patrzono na nich z podziwem,
lecz bez trwogi. Byli też daleko piękniejszej budowy ciała; pomiędzy starymi
posągami z marmuru, jakie widzę na niektórych miejscach w lochach podziemnych,
jeszcze znajdują się takie postacie.
Kain wszystkie swoje dzieci i tychże dzieci ściągnął do owej okolicy, którą mu
Pan Bóg przekazał, a one później znowu się rozdzieliły. Odtąd nie widziałam
żadnego haniebnego uczynku Kaina, a było można poznać po jego cierpieniach, że
ciężko musi pracować i że nic udać mu się nie chciało. Widziałam też, że własne
jego dzieci i tychże dzieci dokuczały mu i pogardzały nim; w ogólności jednak
słuchały go jako głowy, lecz głowy przeklętej. Widziałam, że Kain nie został
potępionym, lecz srodze ukarany.
Jeden z jego potomków nazywał się Tubalkain; od niego rozmaite sztuki, a także
wielkoludy wzięli swój początek. Widywałam często, że gdy aniołowie upadli,
pewna ich liczba na chwilę żałowała i nie zapadła się w głębinę, jak inni, i że
tym właśnie Pan Bóg przeznaczył później na miejsce pobytu odludną, bardzo wysoką
i niedostępną górę, która podczas potopu zamieniła się w morze, mam na myśli
Morze Czarne. Ci aniołowie mogli
40
działać na ludzi, o ile ludzie oddalali się od Boga. Po potopie zniknęli z tego
miejsca i przenieśli się w powietrze; dopiero w dzień sądu ostatecznego zostaną
wtrąceni do pieklą.
Widziałam, jak potomkowie Kaina stawali się coraz bezbożniejszymi i zmysłowymi.
Coraz wyżej wstępowali na ową górę; zaś upadli aniołowie zabrali ze sobą wiele z
owych niewiast, panując zupełnie nad nimi i pouczając je we wszystkich sztukach
uwodzenia. Dzieci ich były bardzo wielkie, miały wprawę w rozmaitych rzeczach,
posiadały też różne dary i były wyłącznymi narzędziami złych duchów. W ten
sposób tak na tej górze jak i w całej okolicy powstał zepsuty naród, usiłujący
zepsuć także potomków Seta za pomocą gwałtu i uwodzenia. Wtem oznajmił Pan Bóg
Noemu, że ukarze grzeszny świat potopem, a Noe musiał niesłychanie cierpieć od
tego ludu budując arkę.
Widziałam bardzo wiele spraw owych wielkoludów, widziałam ich z łatwością
dźwigających na górę wiekie kamienie, widziałam jak wspinali się coraz wyżej i
spełniali dzieła podziwu godne. Biegali po ścianach prostopadłych i drzewach,
tak samo, jak widziałam to u innych opętanych. Umieli wyprawiać
najdziwaczniejsze rzeczy, ale to wszystko było 2tug-larstwem i sztucznością,
spełnianą przy pomocy szatana. Dlatego tak bardzo nienawidzę kuglarzy i wróżek.
Potrafili robić obrazy z kamienia i kruszcu, zaś Boga nie znali już wcale,
chociaż oddawali cześć boską rozmaitym przedmiotom, albo też jakiemu potwornemu
zwierzęciu lub innemu niegodziwemu przedmiotowi. Wiedzieli o wszystkim, widzieli
wszystko, robili truciznę, trudnili się sztuką czarodziejską i w ogóle wszystkim
Strona 20
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
oddawali się występkom. Niewiasty wynalazły muzykę; widziałam jak chodziły, by
lepsze pokolenia skusić i nauczyć występków. Widziałam, że nie mieli żadnych
domów ani miast, budowali sobie raczej grube, okrągłe wieże z łyszczy-kowego
kamienia, u dołu których były mniejsze zabudowania, prowadzące do wielkich
jaskiń, gdzie spełniali swoje szkaradne uczynki. Po dachach tychże zabudowań
można było chodzić naokoło, zaś w wieży wchodząc do góry, za pomocą rur patrzyli
w dal, lecz nie jakby przez dalekowidz, przeciwnie wszystko działo się za pomocą
sztuki szatańskiej. W ten sposób ujrzawszy inne miejscowości, udawali się tam, a
podbiwszy wszystko, wszystko oswobadzali i robili bezprawnym. Tę wolność
zaprowadzali wszędzie. Widziałam, że ofiarowali dzieci i żywcem zakopywali w
ziemi. Pan Bóg zniszczył tę górę podczas potopu.
Henoch, przodek Noego, występował przeciwko nim. Bardzo też wiele Pisał, a był
to człowiek bardzo dobry i Panu Bogu wdzięczny. Na wielu Miejscach, na polu
gdzie się owoce udawały, budował ołtarze z kamienia, dziękował Panu Bogu,
składał ofiary; on mianowicie zachował też religię aż
41
do rodziny Noego. Pan Bóg przeniósł go do raju i spoczywa u bramy wejścia, a z
nim jeszcze ktoś inny (Eliasz), skąd znowu przyjdzie przed sądem ostatecznym.
Także potomkowie Chama po potopie byli w związku z owymi nieprzyjaznymi duchami
i dlatego też tak wielu jest opętanych, czarowników, świeckich - potężnych,
wielkich, dzikich i bezczelnych ludzi. Również Semiramis pochodziła z małżeństwa
opętanych; wszystko mogła, tylko zbawioną być nie mogła.
Powstali w ten sposób jeszcze inni ludzie, których później poganie uważali za
bogów. Pierwsze niewiasty, które dały się opanować złym duchom, wiedziały co
czynią; późniejsze o niczym nie wiedziały, było to im wrodzone w krew i ciało,
tak samo jak grzech pierworodny.
6. Noe i jego potomkowie. Patriarchowie Hom i Dżemszyd
Widziałam Noego w postaci zdziecinniałego starca w białej, długiej sukmanie
wchodzącego do ogrodu owocowego i krzywym nożem obcinającego drzewa. Obłok
stanął przed nim, a w tym obłoku była postać ludzka. Noe klęczał i widziałam, że
poznał, iż Pan Bóg wszystko chce zniszczyć i że ma zbudować korab. Widziałam, że
wskutek tego bardzo był zasmucony, widziałam też, że prosił Boga o przebaczenie.
Nie rozpoczął roboty natychmiast, jeszcze dwa razy ukazał mu się Pan Bóg,
rozkazując, by rozpoczął pracę około arki, gdyż inaczej zginie wraz z nimi.
Widziałam, że potem opuścił z rodziną tę okolicę i udał się do ziemi, gdzie
później przebywał Zoroaster, tj. gwiazda błyszcząca. Noe mieszkał w okolicy
wysoko położonej, obfitującej w lasy, odludnej, a mieszkał z ludźmi, którzy z
nim razem wyszli, w namiotach. Posiadał też ołtarz, na którym składał ofiary
Panu Bogu. Noe i jego rodzina nie budowali żadnych stałych domów, ponieważ
wierzyli, że nastąpi potop; zaś bezbożni ludzie w okolicy wystawili już sobie
murowane gospodarstwa i rozmaite budynki na przyszłość i przeciw
nieprzyjaciołom.
Strasznie było wtedy na świecie. Ludzie popełniali najrozmaitsze występki, nawet
przeciwko naturze. Każdy kradł, co mu się podobało, pustoszyli sobie wzajemnie
domy i pola, zabierali ze sobą niewiasty i dziewice. Im i bardziej rosło plemię
Noego, tym bardziej ono się psuło, a nawet okradali Noego i sprzeciwiali się mu.
Ci ludzie nie mieli tych najgorszych obyczajów, dlatego że byli nieokrzesani i
dzicy, lecz dlatego, że byli zepsuci; żyli bowiem j bardzo wygodnie i wszystko
mieli uporządkowane. Oddawali się najstra- j szniejszemu bałwochwalstwu, każdy
zrobił sobie bożka z tego, co mu się naj-! bardziej podobało. Za pomocą sztuk
szatańskich chcieli uwieść dzieci j
42
Noego. W ten sposób upadł Mosoch, syn Jafeta i wnuk Noego, kiedy pracując na
polu, napił się soku rośliny odurzającej. Nie było to wino, lecz sok pewnej
rośliny, której używali w małej ilości podczas pracy, żując także liście i owoce
tej rośliny. Mosoch stał się ojcem syna, któremu dano imię Horn.
Gdy dziecię się urodziło, Mosoch prosił brata swego Tubala, by zajął się
dzieckiem, by w ten sposób nie wydała się jego hańba; Tubal uczynił to z miłości
dla brata. Matka położyła dziecię razem z łodygą i latoroślami korzenia Hom
przed namiot Tubala, a uczyniła to, bo sądziła, że w ten sposób nabędzie prawo
do jego dziedzictwa; lecz potop już się zbliżał i pochłonął niewiastę. Tubal
wziąwszy dziecię do siebie, kazał je wychować, nie zdradzając przed nikim
pochodzenia dziecka. W ten sposób dziecię dostało się do arki. Tubal nazwał je
Hom po owym korzeniu, jedynej oznace, która leżała przy dziecku. Nie żywili go
mlekiem, lecz owym korzeniem. Ta roślina, gdy rośnie w górę dosięga wysokości
mężczyzny; gdzie jednak wije się po ziemi, wydaje latorośle o miękkich czubkach,
jak u szparagów; część dolna jest twarda. Służy ona za pożywienie i zastępuje
mleko. Wyrasta z cebuli, a nad ziemią ma koronę z kilku brunatnych listków.
Strona 21
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Łodyga dochodzi do dość wielkiej objętości, zaś rdzenia używają zamiast mąki, z
której gotują gęstą zupę, lub cienko go smarują, czy też pieką. Gdzie raz się
przyjęła ta roślina, tam rozrasta się bujnie na kilka godzin drogi. Roślinę tę
widziałam także w arce.
Wiele upłynęło czasu, nim wreszcie arka była gotowa. Noe często nie pracował nad
nią całe lata. Trzy razy znowu Pan Bóg go upomniał, potem Noe przyjął wprawdzie
pomocników, lecz w mniemaniu, że Pan Bóg przepuści, znowu pracę odkładał, aż
wreszcie arkę zbudował.
Widziałam, że tak do budowli arki jak też i krzyża, używano czwora-kiego gatunku
drzewa: palmowego, oliwkowego, cedrowego i cyprysowego; widziałam też, że rąbali
drzewo i przygotowywali je zaraz na miejscu, że Noe osobiście dźwigał drzewo na
ramionach na miejsce, na którym budował, tak samo jak Pan Jezus dźwigał swój
krzyż. Budowisko było pagórkiem, otoczonym doliną. Wpierw zrobiono spód.
Tylna część arki była okrągła, spód był wydrążony, jak u kopanki i wylany smołą.
Arka była o dwóch piętrach, zawsze dwa słupy stały razem ponad sobą. Były
wydrążone, ale nie były to pnie okrągłe, lecz podługowato-okrągłe, zaś rdzeń był
biały, a pośrodku łykowaty. Pnie miały wydrążenia czyli rozdziały, a wielkie
liście rosły naokoło jakby sitowie, bez gałęzi (zapewne rodzaj palmy).
Widziałam, że za pomocą tłoków (słupków) wypychali rdzeń. Wszystko inne porznęli
na cienkie deski. Gdy Noe wszystko zaniósł na miejsce i uporządkował, zaczęli
budować. Spód był już zrobiony i wylany smołą, pierwszy rząd słupów już był
postawiony, zaś dziury, w których owe słupy tkwiły, były zalepione smołą. Potem
postawili drugi
43
spód, nań znowu rząd słupów, potem trzeci spód, a wreszcie dach. Przestrzenie
pomiędzy słupami zapletli na krzyż cienkimi deskami z drzewa brunatnego i
żółtawego, wszystkie szpary i dziury zatkali bawełną i białym mchem, rosnącym w
wielkiej ilości naokoło pewnych drzew, wewnątrz i zewnątrz zalali smołą. Arka
była też u góry sklepiona; pośrodku arki były drzwi, które jednak nie sięgały
ziemi, a po obu stronach tych drzwi były dwa okna, zaś pośrodku dachu
czworoboczny otwór; gdy arka była zupełnie zalana smołą, lśniła się jak lustro w
słońcu. Teraz Noe jeszcze długo sam jeden pracował nad pojedynczymi oddziałami
przeznaczonymi dla zwierząt. Każde miało swoje osobne miejsce, a dwa ganki
prowadziły przez środek arki. W tylnej części, która była okrągła, stał ołtarz z
drzewa, a powierzchnia tego ołtarza tworzyła półkole. Naokoło ołtarza leżały
różne kobierce. Nieco dalej od ołtarza stało naczynie z węglami, potrzebnymi do
krzesania ognia. Tam też, po lewej i prawej stronie były przegrody, przeznaczone
na spoczynek. Zanieśli do arki rozmaite przyrządy i pudła, mnóstwo nasion,
roślin i krzewów, wraz z ziemią, i ustawili je przy ścianach, które wskutek tego
były zupełnie zielone. Widziałam też, że do arki wnieśli winne gałązki z żółtymi
gronami, długimi na ramię.
Trudno wypowiedzieć, jak wiele cierpieć musiał Noe, budując arkę, wskutek
złośliwości i podstępu robotników, którym płacił trzodą. Śmiali się, szydzili z
niego w najrozmaitszy sposób, nazywając go głupim. Pracowali za dobrą zapłatę,
lecz pomimo to szydzili bez ustanku. Nikt nie wiedział, dla kogo Noe budował
arkę i dlatego znosił wiele szyderstwa. Widziałam, jak ukończywszy dzieło,
dziękował Panu Bogu i jak mu się ukazał Pan Bóg, nakazując mu, by z wszystkich
czterech stron świata zwołał zwierzęta piszczałką z trzciny. Im bardziej zbliżał
się dzień sądu, tym bardziej zachmurzało się niebo. Wielka trwoga panowała na
ziemi; słońce nie świeciło, a bez ustanku grzmiało. Widziałam, jak Noe,
uszedłszy kawał drogi, obrócił się na cztery strony świata i gwizdnął, a zaraz
potem widziałam, jak zwierzęta w porządku, parami, samcy i samiczki, pomostem,
który leżał przy drzwiach, a który potem wciągnięto do góry, wchodziły do arki,
a na przodzie szły wielkie zwierzęta, białe słonie i wielbłądy.
Wszystkie zwierzęta drżały jak przed burzą; gromadziły się przez kilka dni.
Ptaki bez ustanku wlatywały do arki otwartą luką; ptaki wodne weszły w dolną
część arki, zaś zwierzęta lądowe w część środkową. Ptaki siedziały pod dachem na
drągach lub w klatkach. Z każdego gatunku bydła na rzeź weszło do arki siedem
par.
Arka z daleka wyglądała niebieskawo-lśniąca, jakby wychodząca z o-błoku.
Widziałam zbliżający się dzień potopu. Noe oznajmił ten dzień swojej rodzinie.
Zabrał ze sobą do arki Sema, Chama i Jafeta wraz z ich żonami
44
i dziećmi. Były w arce wnuki, mające lat 50 - 80, a prócz tego małe i wielkie
tychże dzieci. Wszyscy, którzy budowali arkę, a byli dobrzy i nie oddawali się
bałwochwalstwu weszli do arki. Więc było w arce więcej niż stu ludzi, a było
tyle potrzeba nawet ze względu na liczne zwierzęta, które codziennie trzeba było
żywić i uprzątać po nich. Nie mogę inaczej powiedzieć, widzę zawsze, że także
Strona 22
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
dzieci Sema, Chama i Jafeta w arce były; widzę w niej mnóstwo dziewcząt i
chłopców, wszystkich potomków Noego, którzy byli dobrymi. Pismo święte nie
wspomina żadnych dzieci Adama prócz Kaina, Abla i Seta, a jednak widzę wśród
nich jeszcze wiele dzieci i to zawsze parami, chłopców i dziewczęta. Również św.
Piotr w pierwszym liście pisze, że tylko osiem dusz było w arce, a mianowicie
owe 4 pary, które po potopie zaludniły ziemię. Także Homa widziałam w arce.
Leżał on w kopance z łyka, skórą do niej przywiązany. Widziałam wiele takich
małych dzieci, leżących wkopankach z łyka, unoszących się na wodach potopu.
Gdy arka unosiła się na wodzie, zewsząd na górach i wysokich drzewach od
licznych ludzi się roiło, gdy trupy i drzewa woda przepędzała, Noe wraz z
rodziną znajdował sie już w arce. Nim Noe z żoną, trzema synami i ich żonami
wszedł był do arki, jeszcze raz prosił Boga o miłosierdzie. PoŁem, wciągnąwszy
pomost za sobą, zamknęli drzwi. Wszystko pozostawił, nawet bliskich krewnych i
tychże małe dzieci, którzy gdy budował arkę, opuścili go. Powstała okropna
burza, spadały błyskawice jako słupy ogniste, a deszcz lał się strumieniami.
Pagórek, na którym stała arka, wkrótce zamienił się w wyspę. Nieszczęście było
tak straszne, iż mam nadzieję, że jeszcze wielu łudzi się nawróciło. Widziałam,
jak czarny szatan o strasznej postaci ze spiczastą paszczą unosił się w
powietrzu, pędząc ludzi do rozpaczy. Ropuchy i żmije tu i ówdzie szukały swych
dziur w arce. Much i robactwa nie widziałam; stary się wskutek tego później
prawdziwą plagą ludzi.
Widziałam, że Noe składał ofiary Panu Bogu; ołtarz był czerwono powleczony, a na
czerwonej powłoce leżała biała. W sklepionym pudełku miał kilka kości Adamowych,
które podczas ofiary postawił na ołtarzu. Widziałam też nad ołtarzem kielich
wieczerzy Pańskiej, przyniesiony Noemu podczas budowy arki przez trzy postacie w
długich, białych sukniach, a wyglądały te postacie jak owi trzej mężowie, którzy
przyszli do Abrahama, zwiastując mu narodzenie chłopca. Przybyli z miasta, które
podczas potopu zginęło, mówiąc do Noego, że jest mężem tak chwalebnym, że w tym
kielichu znajduje się coś tajemniczego, co ma zabrać ze sobą, by wśród potopu
nie zginęło. W kielichu leżało ziarno pszenicy, wielkości ziarna słonecznika i
winna gałązka. Noe tak ziarno jak i winną gałązkę wsadził w żółte jabłko, jabłko
zaś włożył do kielicha, na którym nie było przykrycia. Musiała gałązka wyrosnąć.
Po rozłączeniu się podczas budowania wieży widziałam ów kielich
45
u jednego z potomków Sema w kraju Semiramidy, głowy rodu SamanówJ których
Melchizedech osadził w Kanaan, a którzy ów kielich ze sobd przynieśli.
Widziałam, że arka unosiła się i że wiele trupów pływało na wodzie. Arka stanęła
na wielkiej górze na wschód od Syrii, a góra ta leży osamotniona i posiada wiele
skał. Długo stała tam arka. Widziałam, że już ląd się ukazał; leżał na nim muł,
pokryty zielenią, jakby pleśnią.
Po potopie ludzie żywili się muszlami i rybami, zaś chlebem i ptactwem, gdy się
już rozpleniło. Urządzili sobie ogrody, a ziemia tak była urodzajna, iż zasiana
pszenica wydawała kłosy tak wielkie jak owoc kukurydzy; uprawiali także korzeń
Hom. Namiot Noego, podobnie jak później namiot Abrahama, stał w równinie, a
naokoło mieli swe namioty synowie Noego. Widziałam, jak Noe przeklął Chama; Sem
zaś i Jafet otrzymali od ojca, klęcząc, błogosławieństwo, w ten sam sposób, w
jaki później Abraham udzielił błogosławieństwa Izaakowi, Wydawało mi się, że
klątwa, którą rzucił Noe na Chama, jakby czarna chmura spadła na niego,
zaciemniając go. Nie był już więcej tak białym, jak dotąd. Jego grzech był
świętokradztwem, zgrzeszył on podobnie do człowieka, który targnął sie na arkę
przymierza. Widziałam, że z Chama wyszło bardzo zepsute pokolenie, upadające
coraz niżej. Widzę, że owe czarne, pogańskie i głupie narody pochodzą od Chama i
że barwa ich ciała nie jest skutkiem słońca, lecz skutkiem ciemnego zarodu
zepsutego plemienia.
Nie podobno powiedzieć, jak szybko ludzie rozmnażali się, rozszerzali i na każdy
sposób nisko upadali, jak jednak niejedna nić jasna z nich wychodziła, szukając
światła.
Kiedy Tubal, syn Jafeta, razem z dziećmi swoimi i dziećmi brata swego I Mosocha
prosił Noego, by im wskazał ziemię, do której mieli się udać, składali się z
piętnastu rodzin. Dzieci Noego rozszerzyły się już daleko na okolicę, także
rodziny Tubala i Mosocha opuściły już Noego. Gdy jednak wśród dzieci Noego
powstała niezgoda, Tubał chciał jeszcze iść dalej, by nie mieć żadnej łączności
z dziećmi Chama, które już myślały o budowie wieży. Tubal i jego rodzina nie
poszli, gdy ich później wołano do budowy wieży, a także dzieci Sema się
wzbraniały. Tubal ze swoim orszakiem przybył przed namiot Noego, by mu tenże
przeznaczy! ziemię. Noe mieszkał pomiędzy górą Libanon a Kaukazem; płakał, bo
miłował ten ród, który był pobo-żniejszy i lepszy. Wskazawszy im okolicę na
wielki wschód, kazał im zachowywać przykazania Boskie i składać ofiary, musieli
Strona 23
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
mu też przyrzec, że zachowają czystość rodu i że nie połączą się z dziećmi
Chama. Dał im opaski i okrycia na piersi, które miał w arce, a które głowy
rodzin nosić miały podczas nabożeństwa i ślubu, by się zachować od przekleństwa
i złego
46
potomstwa. Obrządki, jakich używał Noe podczas ofiarowania, przypominały mi Mszę
św. Składały się one z modlitw i odpowiedzi, Noe przechodził to na tę, to na ową
stronę ołtarza, oddając pokłon. Dał im też Noe torbę skórzaną wraz z naczyniem z
łyka, a w tym naczyniu była złota puszka w kształcie jaja, zaś w tej puszce
znajdowały się jeszcze trzy mniejsze naczynia. Dostali także od niego cebulę
rośliny Horn i kilka rolek do pisania, z łyka lub skóry, na których były pewne
znaki; wreszcie dał im Noe okrągłe laski z drzewa, na których były wyrżnięte
znaki.
Ludzie byli bardzo piękni, koloru czerwonawo-żółtawego, lśniącego. Nosili skóry
welniaste i paski; tylko ramiona były obnażone. Widziałam, że w te skóry, skoro
je tylko ze zwierząt zdarli, tak, że jeszcze krew się z nich sączyła,
przyodziewali się, a tak szczelnie przylegały one do ciała, iż z początku miałam
ich za kosmatych. Lecz ich ciało wyglądało jak atłas. Wędrując w ową wysoko
położoną okolicę na wielki wschód, prócz nasion nie mieli wiele paczek przy
sobie. Nie widziałam też wielbłądów przy nich, ale za to konie, osły i zwierzęta
z szerokimi rogami, jakby jelenie. Widziałam, że zająwszy wysoką górę,
zamieszkali w niskich, długich chatach, które jakby altany do owej góry były
przybudowane, a widziałam też, że kopali ziemię, sadzili rośliny i drzewa w
długich rzędach. Na drugiej stronie góry było zimno, a potem w całej okolicy
zrobiło się o wiele zimniej, wskutek czego jeden z wnuków Tubala, patriarcha
Dżemszyd, poprowadził ich dalej na południe-zachód. Tutaj z małymi wyjątkami,
poumierali wszyscy, którzy się pożegnali z Noem. Ci, którzy z Dżemszydem
wywędrowali, wszyscy urodzili się tutaj, a zabrawszy kilku starców ze sobą,
którzy jeszcze znali Noego, dźwigali ich bardzo troskliwie w koszach.
Kiedy Tubal wraz z rodzicami opuszczał Noego, widziałam wśród nich także owo
dziecię Mosocha, Homa, który również był w arce. Horn był już dorosły. Widziałam
później, że wyglądał zupełnie inaczej aniżeli drudzy, że był wielki jak olbrzym,
a bardzo poważny. Nosił długi płaszcz i wyglądał jak kapłan. Odłączywszy się od
innych, przepędzał wiele nocy w samotności na szczycie góry. Patrzył na gwiazdy
i trudnił się czarodziejstwem, zaś za pomocą szatana miewając widzenia mącił
naukę Henocha. Zła skłonność odziedziczona po matce, pomieszała się z czystą
nauką Henocha i Noego, której trzymały się dzieci Tubala. Wskutek swoich
objawień i widzeń Hom przekręcił starą prawdę i fałszywie tłumaczył. Mędrkował i
poświęcał się naukom, patrzył na gwiazdy i widywał w objawieniu zeszpecone przez
szatana figury prawdy, które, ponieważ były podobne do prawdy, naukę 1
bałwochwalstwo jego uczyniły matką kacerstwa. Tubal był dobrym człowiekiem.
Dlatego sprawy Homa i jego nauka nie podobały mu się i bardzo go bolało, że
jeden z jego synów, ojciec Dżemszyd, był zwolennikiem
47
Homa. Słyszałam, jak Tubal uskarżał się mówiąc: "Moje dzieci nie żyją w zgodzie,
szkoda, że nie pozostałem u Noego".
"Horn wyprowadził wodę dwóch źródeł z góry, którą zamieszkiwali, na dół, gdzie
się połączyły w rzekę, a dalej po krótkim biegu, w szeroki strumień; widziałam,
że przez ten strumień przechodził Horn i jego wielbiciele, opuszczając tę ziemię
pod dowództwem Dżemszyda. Wielbiciele ci oddawali Hornowi prawie boską cześć.
Uczył ich, że Bóg mieszka w ogniu. Także zajmował się wiele wodą, zaś przede
wszystkim ową rośliną, od której miał imię. Uprawiał ją, a potem jako święte
pożywienie i lekarstwo rozdzielał uroczyście, tak, że później powstał z tego
obrzęd religijny. Sok czyli papkę z owej rośliny nosił przy sobie w brunatnym
naczyniu, jakby w moździerzu. U namiotów były haki z równego metalu. Sporządzili
je ludzie z innego plemienia, mieszkającego daleko od nich na górze i
używającego ognia dc swoich prac. Widziałam ich na górach, z których raz tu, raz
tam wybucha ogień i zdaje mi się, że owo naczynie składało się z wybuchającej
razem z i gniem masy metalowej lub kamiennej. Horn nie był żonaty i nie doczekał
się podeszłego wieku. Opowiadał wiele wizji, tyczących się jego śmierci, a tak
on, jak później Derketo i zwolennicy jego wierzyli. Widziałam jednak, straszną
zginął śmiercią, że nic z niego nie pozostało, gdyż szatan zabrał gc ze sobą.
Dlatego zwolennicy jego wierzyli, że jak Henoch, został przenie siony na miejsce
święte. Ojciec Dżemszyda został pouczony przez niego, ] zostawił mu też swego
ducha, by zajął jego miejsce.
Dżemszyd dla swej mądrości stał się wodzem swojego rodu, który tal szybko się
powiększał, że wielkim był już ludem, gdy Dżemszyd pociągnął! dalej na południe.
Dżemszyd dostał bardzo staranne wychowanie, znał też naukę Homa. Był niewymownie
Strona 24
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
żywy i prędki, daleko czynniejszy i lepszy od I Homa, który był pochmurny i
nieruchomy. Starał się bardzo o wykonywanie I nauki i religii Homa, dodał do
niej niejedno i patrzył często na gwiazdy. Lud jemu wierny, posiadał już święty
ogień i znaczył się pewnym znakiem! plemiennym. Ludzie trzymali się wówczas
plemionami, a nie mieszali się taki jak dzisiaj. Dżemszyd dbał mianowicie o
zachowanie czystości i o uszła-1 chetnienie plemion, a więc rozłączał i osiedlał
je podług swojej myśli. Ludzie I wprawdzie byli zupełnie wolnymi, a pomimo to
bardzo ulegali. Owych! dzikich plemion, które teraz jeszcze widzę w dalekich
krajach i na wyspach,! nie można wcale porównać z pięknością i szlachetnym,
spokojnym a jednaki tak potężnym usposobieniem tego pierwszego rodu. Nie
odznaczają sięl zgrabnością, siłą i obrotnością.
Dżemszyd wśród swoich wędrówek zakładał fundamenty do osad, I naznaczał pola,
budował szosy, a potem tu i tam tyle a tyle par ludzkich wrazi z zwierzętami,
drzewami i roślinami osadzał. Objeżdżając wielkie obszary!
48
ziemi, narzędziem, które zawsze nosił przy sobie, uderzał w ziemię, po czym
natychmiast przychodzili jego ludzie, stawiali płoty i kopali rowy. Był bardzo
surowy, ale sprawiedliwy. Widziałam go w postaci starego, wielkiego, bardzo
chudego mężczyzny, o barwie żółto-czerwonej, jeżdżącego na małym, żółto i
czarno-pręgowatym, bardzo szybkim zwierzęciu, podobnym do osła o bardzo cienkich
nogach. Objeżdżał obszar ziemi, tak jak u nas na wrzosinie ubodzy ludzie
obchodzą w nocy pola, które przywłaszczają sobie celem uprawy. Przystanąwszy na
niektórych miejscach, uderzał hakiem o ziemię lub też zatykał w niej drąg; potem
na takim miejscu powstawała osada. Owo narzędzie, przezwane później złotym
pługiem Dżemszyda, podobne było do łacińskiego, jak ramię długiego krzyża, miało
też głownię, która wyciągnięta, tworzyła z drzewcem kąt prosty. Tym narzędziem
znaczył ziemię. Taki sam znak wymalowany był na jego surducie, na miejscu, gdzie
zwykle znajdują się kieszenie. Znak ten miał podobieństwo do znaku, który Józef
i Azenet w Egipcie zawsze nosili, a którym również mierzyli pola; lecz ten znak
przypominał bardziej krzyż, a na czubku był pierścień, w który znak ten było
można włożyć. Dżemszyd nosił płaszcz, opuszczający się z przodu ku tyłowi. Od
pasa aż do kolan zwieszały się cztery łaty skórzane, dwie w tyle i dwie na
przodku, po bokach paskami spojone, a pod kolanami zeszyte. Nogi były skórą i
rzemieniami związane. Na piersi nosił złotą tarczę. Posiadał więcej takich
tarczy, które zmieniał wśród różnych uroczystości. Korona jego składała się z
okrągłej, złotej, zębowatej obręczy z wystającym do przodu pałą-kiem, na kształt
rogu, a czubek tego pałąka powiewał jakby chorągiewka.
Mówił bardzo wiele o Henochu, wiedział też, że z ziemi został zabrany i że nie
umarł. Uczył, że Henoch wszystko dobre i wszelką prawdę przekazał był Noemu,
którego nazywał ojcem i stróżem wszystkiego dobrego. Z Noego zaś wszystko
przeszło na niego. Dżemszyd nosił też złote, do jaja podobne naczynie, w którym,
jak mówił, znajduje się owo dobro, którego Noe strzegł w arce, a które na niego
przeszło. Gdziekolwiek wśród wędrówek rozbijał namioty, owo złote nacznie
stawiał zaś ponad kolumną, na drągach, ozdobionych rozmaitymi rzeźbionymi
figurami, budował namiot, podobny do małej Świątyni. Przełamana korona
zastępowała miejsce nakrywki u owego naczynia i ilekroć Dżemszyd robił ogień,
wyjmował coś z tego naczynia i wrzucał do ognia. Owo naczynie było w arce, a Noe
przechowywał w nim ogień, teraz stało się świętością dla Dżemszyda i jego ludu.
Ilekroć je wystawiano, palili ogień naokoło niego, oddając cześć temu ogniowi i
składając w ofierze zwierzęta. Dżemszyd uczył, że Bóg mieszka w Światłości i w
ogniu i że posiada wiele niższych bogów i służących mu duchów.
Wszystek lud poddawał mu się; osadzał tu i ówdzie mężów i niewiasty z trzodami,
kazał sadzić i uprawiać. Nie mogli zawierać związków
49
małżeńskich podług swej woli, obchodził się z nimi jak z trzodami, więc podług
swej woli i intencji kobietom więcej niż jednego męża przydzielał. On"sam
posiadał więcej żon, wśród nich jedną bardzo piękną i z lepszego rodu; ta wydała
mu syna, który został jego następcą. Stawiał też wielkie, okrągłe wieże, na
które wchodziło sie po stopniach, aby patrzeć na gwiazdy. Niewiasty, które
osobno i jako poddane żyły, nosiły krótkie suknie, około piersi i górnej części
ciała splot z rzemieni, w tyle zwieszało się nieco materii, a naokoło szyi,
przez ramiona aż do kolan spadał szeroki, u spodu zaokrąglony pas, na ramionach
i piersiach znakami lub głoskami przyozdobiony. Z wszystkich krajów, które
założył, poprowadził proste tory ku Babel.
Tam dokąd wędrował, nie było jeszcze nikogo; więc nie potrzebowa wypędzać
żadnego ludu, wszystko odbywało się spokojnie; tylko budowani i osadzano. Barwa
ciała rodu, którego był przywódzcą, była czerwonawo żółtą, jak okier; byli to
piękni ludzie. Wszystkie plemiona znaczono, by rozpoznać pochodzenie czyste od
Strona 25
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
nieczystego. Przebył z ludźmi swoimi, nie wiem jakim sposobem, dosyć szczęśliwie
wysoką górę lodowatą, wielu z nich jednak w tej górze uwięzlo i zginęło.
Posługiwali się końmi i osłami, a Dżem szyd jechał na małym, pręgowatym
zwierzęciu. Zmiana w przyrodzie wypę dziła ich z kraju, było bowiem bardzo
zimno, obecnie jest tam znowu cieplej Raz po raz natrafiał wśród wędrówek na
plemiona opuszczone, któn częściowo pouciekały wskutek barbarzyństwa wodzów,
częściowo w wielkie nędzy na jakiego bądź wodza czekały. Chętnie mu się
poddawały, albowie był łagodny i przynosił zboże i błogosławieństwo. Byli to
udręczeni wygnańcy, których na wzór Joba ograbiono i prześladowano. Widziałam
takichJ którzy nie mieli ognia i piekli chleb na gorących kamieniach na słońcu.
Gdy im Dżemszyd przyniósł ogień, czcili go jako Boga. Napotkał też plemię, które
ofiarowywało dzieci nie dość urodne i nieco szpetnego kształtu. Zakopawszy je po
pas w ziemię, zapalały ogień wokoło. Zniósł ten zwyczaj, a uwolniwszy dzieci,
oddał je niewiastom na wychowanie. Później te same dzieci tu i ówdzie jako sługi
osadził. Uważał bardzo na czyste pochodzenie.
Dżemszyd na początku powędrował na zachód-południe, mając górę proroka po lewej
stronie na południe; potem poszedł na południe, mając górę proroka po lewej
stronie na wschód. Zdaje mi się, że przeszedł później góry Kaukaskie. Wtenczas,
gdy tam wszystko od ludzi się roiło, w naszych krajach były same bagna, lasy i
pustynie, na wschód tu i ówdzie mała, błądząca gromadka. Gwiazda lśniąca,
Zoroaster, który daleko później powstał, potomek syna Dżemszydowego, odnowił
jego naukę. Dżemszyd na tablicach z kamienia i łyka napisał różne prawa; jedna
długa głoska nieraz całe zdanie oznaczała. Ta mowa pochodzi od mowy pierwotnej,
a jest też nieco do naszej podobną. Dżemszyd doczekał się jeszcze czasów Derkety
i jej córki, której!
50
matką była Semiramis. Ale do miasta Babel nie przyszedł, lecz swe kroki w tę
stronę kierował.
Widziałam historię Homa i Dżemszyda, gdy Pan Jezus wobec pogańskich filozofów
nauczał w Lanifie na wyspie Cypryjskiej. Ci mędrcy, nim przyszedł tam Jezus,
opowiadali o Dżemszydzie jako o najstarszym i najmędrszym królu, który,
przyszedłszy z krajów, położonych za Indiami, za pomocą otrzymanego od Boga
puginału, tak wiele krajów podzielił i zaludnił i wszędzie błogosławieństwo
rozszerzał; pytali się Jezusa o niego i o rozmaite cuda, które o nim opowiadali.
Jezus im powiedział, że mądrość Dżemszyda była przyrodzoną, że był to człowiek
uczony i przywódca ludów, że stał na czele plemienia, gdy narody po daremnym
budowaniu wieży Babel się rozsypały, że kraje podług pewnego porządku tym
plemieniem zaludniał, i że byli wodzowie, którzy gorzej od niego dokazywali,
ponieważ jego ród nie był tak ciemnym. Wyjawił im także, jakie bajki pisują
ludzie na rachunek Dżemszyda i że jest fałszywym wzorem i obrazem kapłana i
króla Melchi-zedecha. Powiedział im, że na tego i na ród Abrahama patrzeć mają.
Gdy się bowiem narody poruszyły, Pan Bóg lepszym rodzinom zesłał Melchizedecha,
by je prowadził i łączył, by im przeznaczył kraje i zgotował siedziby, by w ten
sposób pozostały czystymi i podług swej wartości mniej lub więcej do zbliżenia
się do łaski obietnicy zdolnymi się stały. Kim byl Melchizedech, niechaj sami
nad tym myślą; to jednak zgadza się z prawdą, że był rychłym wzorem przyszłej, a
teraz bliskiej łaski obietnicy i że ofiara jego z chleba i wina dokona się,
będzie się spełniać i istnieć aż do skończenia świata.
7. Wieża Babel
Wieża Babel była dziełem pychy. Budujący chcieli zrobić dzieło wedle | rozumu
swego, by się rządom Bożym sprzeciwić. Gdy dzieci Noego bardzo się rozmnożyły,
połączyły się najzdolniejsze i najdumniejsze z nich celem utworzenia dzieła tak
wielkiego i trwałego, iżby każdy podziwiał je na wieczne czasy, a tych, którzy
je wystawili, jako najzdolniejszych i najpotężniejszych wychwalać musiał. O Bogu
przy tym wcale nie myśleli, tylko o własnej sławie, inaczej bowiem, jak mi na
pewno oświadczono, Pan Bóg byłby na ukończenie tego dzieła zezwolił. Semitów nie
było przy tej budowie. Mieszkali w równinie, gdzie palmy i inne szlachetne owoce
rosły, lecz ponieważ nie Mieszkali zbyt daleko, musieli mimo to niektórych
rzeczy do budowy dostarczać. Tylko potomkowie Chama i Jafeta byli przy budowaniu
zatrudnieni, zaś opierających się Semitów głupcami nazywali. Semici w ogóle nie
byli tak •czni jak Chamici i Jafetyci, a wśród nich znowu ród Hebera i Abrahama
51
osobno był wyłączony. Na Hebera, niepracującego nad wieżą, wejrzał Pan Bóg okiem
łaskawym, by go wraz z potomstwem z ogólnego zamieszania i zepsucia wydobyć i z
niego naród święty uczynić. Dlatego obdarzył go Pan Bóg mową, żadnemu innemu
ludowi nie znaną, mową świętą by ród jego odrębnie się trzymał. Jest to czysty
język hebrajski czyli chaldejski. Pierwsza mowa ojczysta Adama, Sema i Noego
jest inną i tylko w poszczególnych jeszcze narzeczach istnieje. Pierwszymi
Strona 26
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
czystymi córkami tej mowy jest mowa Baktrów, Zendów i święta mowa Indów. W tym
języku napisana jest książka, którą w dzisiejszym Ktezyfonie, nad rzeką Tygrys
leżącym, widzę. Heber żył jeszcze za czasów Semiramidy. Dziad jego Arfaksad był
wybranym synem Sema, pełnym głębokiego rozsądku i mądrości; lecz rozmaite
obrzędy bałwochwalcze i czarodziejskie od niego wywodzono. Magowie swój początek
również do niego odnosili.
Wieżę budowano na pagórku, wynoszącym mniej więcej dwie mile w obwodzie i
wznoszącym się na ogromnej, polami i ogrodami pokrytej płaszczyźnie. Do murów
fundamentu wieży, to znaczy, aż do wysokości pierwszej części wieży, prowadziło
naokoło ze wszech stron z płaszczyzny 25 bardzo szerokich, wymurowanych ulic.
Dwadzieścia pięć plemion budowało, a każde plemię własną miało mieć ulicę do
wieży, zaś w kierunku ulicy, nieco dalej, własne miasto, by w razie
niebezpieczeństwa do wieży się schronić. Owa wieża stać się miała także
świątynią bałwochwalczej ich służby. Ulice murowane, tam gdzie się zaczynały,
były od siebie oddalone, zaś, gdzie się schodziły, naokoło wieży, tak się
zbliżały do siebie, że przestrzeń pomiędzy pojedynczymi nie była większą od
szerokości wielkiej ulicy. Nim końcami swymi wchodziły w mur wieży, owe ulice
połączone były łukami poprzecznymi, i na tym miejscu pomiędzy dwiema a dwiema
ulicami mniej więcej 10 stóp szeroka brama do podstawy wieży prowadziła. Skoro
te lekko występujące w górę ulice dochodziły do pewnej wysokości, stawiano pod
nie z początku zwyczajne, dalej zaś, im bliżej dochodziły wieży, wielkie,
dubeltowe, ponad sobą stojące łuki, tak, że przy obwodzie wieży tymi łukami pod
wszystkimi ulicami: pierwszą podstawę wieży obejść było można. Tam, gdzie owe
łuki pod ulicami przerzynały każdą ulicę w poprzek, były ulice poziomo
zbudowane.
Owe z wolna wznoszące się ulice, były częściowo, jak korzenie drzewa, podporami
fundamentów owej ogromnej wieży, częściowo służyły za drogi, by po nich wielkie
ciężary i budulec zewsząd na pierwsze piętro wieży dostai
Między tymi ulicami były namioty o murowanych podwalinach. Pr; rzynały je ulice,
zaś na niektórych miejscach szczyty namiotów ponad ulii sterczały. Z każdego
namiotu prowadziły schody do góry, na powierzchni ulic, zaś naokoło wieży można
było przechodzić pod łukami przez wszystki< namioty pod brukowanymi drogami.
52
Prócz ludzi mieszkających w tych namiotach, jeszcze inni mieszkali w licznych
sklepieniach i miejscach, znajdujących się po obu stronach tych dróg kamiennych.
Zewsząd roiło się od ludzi, jakby w mrowisku. Wielbłądy, słonie i niezliczone
osły wstępowały i zstępowały naokoło, dźwigając szerokie i ciężkie ciężary, a
mogły kilka razem koło siebie przechodzić. Były też żerowiska i miejsca do
składania ładunku w drodze, także namioty na różnych miejscach dróg, nawet całe
warsztaty. Widziałam naładowane zwierzęta, bez dozoru ludzkiego tę drogę do góry
i na dół odbywające.
Bramy, zupełnie u dołu wieży, prowadziły do niezliczonych przysion-ków, do
ganków, w których można było zabłądzić i do alkierzy. Z dołu wieży można było
wchodzić po schodach do góry. Począwszy od pierwszego piętra, prowadziła droga
na zewnątrz ślimakowato naokoło owego wielobocznego budynku. I tutaj wnętrze
składało się z niezmiernie trwałych sklepów, porozrzucanych komórek i ganków.
Rozpoczęto budowę ze wszystkich stron od razu, w kierunku do środka, tam, gdzie
z początku stał jeszcze wielki namiot. Do budowli używano cegieł, przynoszono
też wielkie, ociosane kamienie. Powierzchnia ulic była zupełnie biała i świeciła
się w słońcu, był to cudowny widok z daleka. Założono wieżę bardzo sztucznie,
powiadano mi też, że przyszłaby do skutku i jeszcze by istniała, będąc piękną
pamiątką umiejętności ludzkiej, gdyby budowali ją na chwałę Bożą. Nie myśleli
jednak o Bogu, było to dzieło własnej zarozumiałości. Wewnątrz w sklepieniach
wmurowali w filary innobarwne kamienie, na których wielkimi głoskami wyryte
imiona i chwała tych, którzy przy tej budowie się odznaczali. Nie mieli królów,
tylko patriarchów, a ci znowu wszystkim rządzili według wspólnej rady. Kamienie
były sztucznie zrobione, a stosowało się wszystko. Wszyscy dokładali rąk. Były
wykopane kanały i cysterny, by zawsze mieć pod dostatkiem wody. Niewiasty nogami
deptały glinę, mężczyźni przy robocie mieli obnażone ramiona i piersi.
Przedniejsi nosili czapeczki z guzikiem, niewiasty twarze miały zasłonięte.
Budowa stała się tak wysoką i wielką, że z jednej strony wskutek cieni było
zupełnie zimno, zaś z drugiej znowu strony, wskutek odblasku, bardzo gorąco.
Budowali 30 lat i byli przy drugim piętrze, już je rozpoczęli i stawiali
kolumny, podobnie do wież, a w nie za pomocą pstrych kamieni swe imiona
1 rody wmurowywali, wtem wybuchło zamieszanie. Nie było żadnej wzniosłej roboty
rzeźbiarskiej przy budowie, lecz wiele wysadzano pstrymi kamienia-mi. a tu i
ówdzie wykuwano figury we framugach. Widziałam pomiędzy kierownikami budowy
występującego posłańca Boga, Melchizedecha, który się
Strona 27
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
2 nimi rozprawiał pod względem budowy, upominał i przepowiadał karę Bożą. Teraz
rozpoczęło się zamieszanie. Liczni, którzy z początku spokojnie
alej pracowali, przechwalali się teraz ze swej zgrabności i swych zasług,
53
położonych około budowy, a podzieliwszy się na partie, wymagali tych lub owych
przywilejów. Sprzeciwiano się temu, powstała niezgoda i bunt. Tylko dwa plemiona
uważano za niezadowolone, chciano je powstrzymać, lecz teraz przekonano się, że
wszyscy byli niezgodni. Wszczęli walkę pomiędzy sobą i pozabijali się. Nie
rozumieli się wzajemnie, więc rozłączywszy się, rozproszyli się po całym
świecie. Widziałam ród Sema, idący więcej na południe, tam, gdzie była ojczyzna
Abrahama, widziałam też jednego męża owego rodu, dobrego, nie wychodzącego, lecz
ze względu na żonę pozo-sta jącego pomiędzy złymi w Babel. Ten mąż jest
patriarchą Samanów, którzj zawsze trzymali się osobno, a później, za panowania
okrutnej Semiramidy, Melchizedech pojedynczo ich osadził w Ziemi Obiecanej.
Jako dziecię mając widzenie o wieży Babel, nie mogłam tego pojąć i zawsze je
odpychałam. Przecież nic nie widziałam prócz naszej chaty, gdzie krowy kominem
wychodziły, (tj. gdzie brama służyła zarazem za dymnik) i miasto Koesfeld;
nieraz sądziłam nawet, że musi to być niebo. Miałami jednak zawsze to widzenie,
później i dzisiaj jeszcze, widziałam też, jaki wyglądała wieża za czasów Joba.
Jednym z najglówniejszych kierowników był Nemrod, którego później czczono jako
bożka pod nazwą Belus. On też jest patriarchą niewiast Der-keto i Semiramis,
którym również oddawano cześć boską. Nemrod budował z kamieni owej wieży miasto
Babilon, zaś Semiramis dokończyła tej budowy. Założył też fundamenty Niniwy,
murowane podwaliny do namiotów. Byl wielkim myśliwym i tyranem. Było wówczas
mnóstwo dzikich i okrutnych zwierząt, robiących wielkie spustoszenia. Łowy na
nie były tak wspaniałe, jak wyprawy wojenne. Tego, który najdziksze ubijał
zwierzęta, czczono jak Bo ga. Nemrod także ludzi, których podbił, spędził w
jedną gromadę. Oddawa się bałwochwalstwu i czarodziejstwu, by! pełen
okrucieństwa i miał licznych potomków. Doczekał się mniej więcej 270 lat życia.
Był koloru żółtawego a od pierwszej młodości prowadził życie bardzo dzikie, był
narzędziem złego ducha, był bardzo oddany astrologii. Podług figur i rozmaitych
obrazów, ja kie widywał na planetach i gwiazdach, i z których przepowiadał
przyszłe losy tego i owego kraju i ludu, starał się sporządzić podobizny,
czyniąc je poten bożkami. Tak np. Egipcjanie otrzymali od niego postać Sfinksa,
jak też wie loramienne i wielogłowne bożyszcza. Siedemdziesiąt lat Nemrod
zajmował się tymi bożyszczami, zaprowadzaniem służby bałwochwalczej i ofiar
bałwc chwalczych, i ustanowieniem kapłanów bałwochwalczych. Za pomocą tej
szatańskiej mądrości i siły podbił owe plemiona, które później zaprowadził do
budowy wieży. Gdy powstało pomieszanie języków, liczne plemiona oderH wały się
od niego, a najdziksze pod dowództwem Mesraima poszły do Egif tu, zaś Nemrod,
zbudowawszy Babilon, ujarzmił wszystko naokoło i załóż)
54
państwo babilońskie. Pomiędzy licznymi jego dziećmi były też Ninus i Derketo
czczona jako bogini.
8. Derketo
Od Derketo aż do Semiramis widziałam trzy pokolenia, a jedną jako córkę drugiej.
Widziałam Derketo jako wielką, potężną niewiastę, obleczoną w zwierzęce skóry, z
których zwieszały się liczne rzemienie i ogony zwierzęce, z czapką z piór
ptasich na głowie, wychodzącą razem z licznymi innymi niewiastami i mężczyznami
z okolicy Babilonu. Derketo zajmowała się bez ustanku prorokowaniem, wizjami,
składaniem ofiar i niepokojeniem ludzi. Zabierali pojedyncze plemiona wraz z ich
trzodami ze sobą, przepowiadali dobre siedziby, gromadzili kamienie, często
niezmiernie wielkie, na kupę, składali ofiary i najrozmaitszym oddawali się
występkom. Wszystko do niej się ściągało; raz tu, raz tam była, a wszędzie jej
cześć oddawano, w późnym wieku miała córkę, która później odgrywała jej rolę
dalej. Cały ten obraz widziałam więcej w równinie, co początek tej okropności
oznaczało. Widziałam ją wreszcie w postaci starej, okropnej baby w pewnym
mieście położonym nad morzem trudniącą się znowu czarami i w stanie szatańskiego
zachwycenia wszystkim ludziom oznajmującą, iż za wszystkich chce umrzeć i się
ofiarować; nie może u nich pozostać, lecz przemieni się w rybę i w tej postaci
zawsze blisko nich pozostanie. Rozporządziwszy potem jaką cześć oddawać jej
miano, wobec wszystkich rzuciła się w morze. Wszystkie te proroctwa zawierały
tajemnice i różne znaczenia wody itp. Widziałam też, że krótko potem z morza
wystąpiła ryba, którą lud powitał rozmaitymi ofiarami i szkaradnymi uczynkami i
że z owych niedorzeczności Derkety powstało prawdziwe bałwochwalstwo.
Po niej widziałam inną, jej córkę, zjawiającą się na niższej górze. Oznaczało to
już stan potężniejszy. Było to jeszcze za czasów Nemroda - pochodzili bowiem z
jednego i tego samego plemienia. Tę córkę widziałam podobnie dokazującą jak
Strona 28
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Derketo, lecz jeszcze burzliwiej i straszniej. Po większej części z wielkimi
gromadami stumilowe robiła wyprawy myśliwskie, to wal-^c przeciw zwierzętom, to
znowu składając ofiary, czarując i prorokując, -fakładano przy tym różne
siedziby i zaprowadzano bałwochwalstwo. Wi-ziałam jak walcząc przeciwko
nosorożcowi rzuciła się w morze.
Córkę jej Semiramidę widziałam na wysokiej górze, otoczoną wszelkimi •^gactwami
i skarbami świata, jakoby szatan to wszystko jej pokazywał i da-' Odziałam ią
też, doprowadzającą do końca wszystkie te szkaradne szynki w Babilonie.
55
W pierwszych czasach takie stany spokojniej u wielu się pojawiały; później stały
się zupełnie potężnymi u pojedynczych ludzi. Ci stawali się przewodnikami i
bożkami drugich, zaprowadzali też podług widzeń roz-maite bałwochwalstwa, robili
też na zewnątrz różne sztuki i wynalazki, do- j puszczali się gwałtu, albowiem
byli pełni złego ducha. Powstały z tego całe rody, z początku rody panujących i
kapłanów pospołu, później tylko rody I kapłańskie. W pierwszym czasie widziałam
więcej niewiast, aniżeli mężczyzn I tego rodzaju, a wszystkie miały równe myśli,
równą wiedzę i działały też w ró-1 wny sposób. Wiele z tego, co się o nich mówi,
należy do niedokładnych prze-1 dstawień ich ekstatycznych lub magnetycznych zdań
o sobie, o ich pochodzę-1 niu i działaniu, a pochodzą te zdania częściowo od
nich samych, częściowo I od innych, przez szatana opętanych. Także żydzi mieli w
Egipcie różne tajemne sztuki, lecz Mojżesz je wytępił i stał się wieszczem
Bożym. U rabinów I natomiast pozostało wiele z tego jako rzecz uczonych, później
stało się u po- i jedyńczych narodów, niskim, nędznym działaniem, a pokutuje
jeszcze w czarodziejstwie i jako zabobon. Lecz wszystko z jednego i tego samego
wyrosło drzewa zepsucia, z jednego podłego królestwa (piekła). Wszystkie ich
obraz widzę albo zupełnie przy ziemi albo też pod ziemią. Także w magnetyzmie I
znajduje się pierwiastek tego wszystkiego.
Dla owych pierwszych bałwochwalców bardzo świętą była woda, wszystkie obrządki
sprawowali nad wodą, wszystkie też prorokowania i widzenia I rozpoczynały się
zawsze wpatrywaniem w wodę; wnet mieli osobne, poś-J więcone do tego stawy.
Później te stosunki pozostały stałe, także bez pomocyl wody miewali swe złe
widzenia. Przy tej sposobności widziałam niektórej z ich widzeń, a jest to
bardzo dziwaczne: jakoby pod wodą jeszcze raz znaj-1 dował się cały świat wraz z
wszystkim, co jest na ziemi; wszystko jednaki okryte jest ciemnym, złym kołem.
Drzewo stoi pod drzewem, góra pod górą,! woda pod wodą. Widziałam, że owe
czarownice wszystko, wojny, narody,! niebezpieczeństwa itd. tak samo jak po dziś
dzień widziały, z tą tylko różnicą,] że natychmiast wszystko czyniły, co tylko
widziały. Więc widziały tak np.:j tutaj stoi naród, ten możecie ujarzmić, ów
napaść, a tam miasto budować.! Widziały doskonałych mężów i niewiasty, i w jaki
sposób tychże podejścj miały, słowem, całą służbę szatańską, której się oddawały
widziały naprzód.l Tak Derketo np. widziała naprzód, że się rzuci w morze i że w
rybę się za-1 mieni, co też uczyniła. Nawet swoje uczynki szkaradne widziała
naprzódl w wodzie, a potem takowe spełniała.
Córka Derkety żyła już więcej w czasie, kiedy sypano wielkie groblJ i zakładano
drogi. Zapuszczała się aż do Egiptu, a całe jej życie było tylkol nieustannym
wędrowaniem. Do jej towarzystwa należą ci, którzy Jobal w Arabii tak strasznie
ograbili. W Egipcie to wszystko prawdziwą, osobna
56
i mocną dostało istotę, a wszyscy tak byli tym okropnościom oddani, iż liczne
takie cioty na dziwacznych stołkach przed rozmaitymi lustrami w
bałwo-chwalnicach i komorach siedziały i że wszystkie ich widzenia natychmiast
setki ludzi, pouczeni o treści tych widzeń przez kapłanów, na kamiennych
ścianach jaskiń wykuwali.
Dziwna to rzecz, iż widziałam wszystkie te straszne, główne narzędzia ciemności
w pewnej niewiadomej wspólności ze sobą i różne z nich na różnych miejscach w
ten sam lub podobny sposób dokazujące, odróżniając się tylko nieco krajem i
złymi potrzebami narodów. Niektóre jednak narody nie były tak zatopione w tych
okropnościach, były bliżej wiary, jak np. ci, z których pochodzi rodzina
Abrahama, pokolenie Joba i trzech króli, również ci, którzy czcili gwiazdy w
Chaldei i ci, którzy mieli gwiazdę jaśniejącą (Zoroaster).
Gdy Jezus Chrystus przyszedł na świat, gdy ziemia była zbroczona Jego krwią,
zmniejszyła się bardzo dzika siła owego działania, ten stan słabnął bardziej.
Mojżesz od lat dziecięcych był wieszczem, ale wieszczem zupełnie z Boga; zawsze
szedł za tym, co widział.
Derketo, jej córka i wnuczka Semiramis doczekały się podług owych czasów bardzo
podeszłego wieku. Były to istoty potężne i wielkie, których widok po dziś dzień
ogarniał by nas trwogą. Były niezmiernie śmiałe i odważne, a działały z
niesłychaną pewnością, zawsze wszystko swoim złym duchem naprzód widząc. Czuły
Strona 29
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
się zupełnie wybranymi i boginiami. Były one zupełnie odnowieniem owych jeszcze
bardziej szalejących czarnoksiężników na wysokiej górze, którzy zginęli przez
potop.
Wzruszający to widok, jak sprawiedliwi patriarchowie przez te wszystkie
okropności, mając również liczne objawienia Boże, lecz wśród bezustannej walki i
cierpień przebijać się musieli i jak zbawienie ukrytymi i ciernistymi drogami
zstąpiło wreszcie na ziemię, podczas gdy owym sługom szatańskim na zewnątrz
wszystko się udawało i było posłusznym.
Widząc to wszystko, to potężne pole działania owych bogiń i to wielkie
znaczenie, które miały na ziemi, a w porównaniu z tym małą garstkę zwolenników
Maryi, z której wzorem w obłoku Eliasza filozofowie na Cyprze swe szkaradne
kłamstwa połączyć chcieli i Jezusa, spełnienie wszystkich obietnic, Jezusa
ubogiego i cierpliwie wśród nich nauczającego i wybiegającego na przeciw ku
krzyżowi - ach! to wszystko było dla mnie bardzo smutnym, a przecież nie było to
niczym innym, jak historią prawdy i światłości, oświecającej ciemność,
światłości, której ciemność aż do dnia dzisiejszego nie Pojęła.
Lecz nieskończonym jest miłosierdzie Boże! Widziałam, że podczas Potopu bardzo
wielu ludzi nawróciło się z bojaźni i trwogi, i że wszyscy poszli
do czyśćca, zaś Pan Jezus wstąpiwszy do piekieł wybawił ich. Liczne drzewa
podczas potopu pozostały na swoim miejscu; widziałam je później znowu
zieleniejące się, lecz największa ich część zapadła się w mule i piasku.
9. Semiramis
Matka Semiramidy urodziła się w okolicy Niniwy. Na zewnątrz wydawała się bardzo
wstydliwą, lecz potajemnie była bardzo rozpustną i okrutną. Ojciec Semiramidy
był mężem syryjskim, a tak samo jak jej matka w naj-szkaradniejsze
bałwochwalstwo wplątany. Po urodzeniu się Semiramidy zgładzono ojca, co również
miało związek z wróżbą. Semiramis urodziła się daleko w Askalon w Palestynie, a
potem wychowali ją kapłani bałwo-chwalscy wśród pasterzy w pustyni. Semiramis,
będąc dzieckiem, często spędzała czas samotnie na pewnej górze, i widziałam
kapłanów bałwochwalczych i jej matkę wśród łowów przy niej. Widziałam też
szatana w rozmaitych postaciach bawiących się z nią, podobnie jak św. Jan
obcował na pustyni z aniołami. Widziałam też przy niej ptaki o pstrych
skrzydłach, znoszące jej rozmaite dziwaczne gry. Nie pamiętam już wszystkiego,
co z nią robiono, było to najobrzydliwsze bałwochwalstwo. Była piękną, pełną
mądrości i wszelkich sztuk świata, a wszystki jej się udawało.
Wskutek wróżby została najpierw żoną pewnego dozorcy nad trzodami króla z Babel,
a później żoną samego króla. Ten król podbiwszy w okolicy ku północy pewien
naród, część tego narodu zawlókł do swego kraju jako niewolników; ci, gdy
Semiramis później rządziła sama, wiele od niej musieli cierpieć i pomagać przy
niezmiernych jej budowach. Semiramidę lud jej uważał za boginię.
Jej matkę widziałam urządzającą jeszcze dziksze łowy. Włóczyła się z małym
wojskiem na wielbłądach, pręgowatych osłach i koniach; widziałam ją też raz, gdy
urządzała wielkie łowy w Arabii, w okolicy Morza Czerwonego, kiedy Job mieszkał
tam w swoim mieście. Owe polujące niewiasty były bardzo zwinne, a siedziały na
koniach na sposób mężczyzn. Były zupełnie ubrane aż do kolan, odkąd nogi
rzemieniami były skrępowane. Pod nogami nosiły podeszwy, a pod każdą były dwa
wysokie obcasy, na których kolorowe figury były wymalowane. Nosiły kurtki z
delikatnych, pstrych piór najrozmaitszych kolorów i deseni. Ponad piersiami i
ramionami krzyżowały się rzemienie, obsadzane piórami, plecy okrywał kołnierz,
również z piór, obsypany święconymi kamieniami i perłami. Głowę okrywał rodzaj
czapki z czerwonego jedwabiu lub wełny. Przed twarzą nosiły welon podzielony na
dwie części, by jedną lub drugą częścią chronić się przeciwko kurzowi i wia-
trowi. Miały także krótkie płaszcze zawieszone na plecy. Ich narzędziami
myśliwskimi były dzidy, łuki i strzały, przy boku miały tarczę. Dzikie zwierzęta
okropnie się rozmnożyły. Polujący spędzali je z wielkich przestrzeni, a potem
ubijali. Także kopano i zakrywano doły, by chwytać w nie zwierzęta, a potem
kolbami i toporami zabijać. Matkę Semiramidy widziałam także polującą na
zwierzę, które Job pod nazwą Behemot opisuje; polowały też na tygrysy, lwy i
inne zwierzęta. W tych pierwszych czasach żadnych nie widziałam małp. Widziałam
także łowy na wodzie; w ogóle nad wodami trudniono się bałwochwalstwem i
mnóstwem szkaradnych uczynków. Matka na zewnątrz nie była tak wyuzdaną jak
Semiramis, lecz miała szatańskie usposobienie, posiadała też okropną siłę i
zuchwałość. Co to za straszna rzecz, walcząc z potężnym, olbrzymim zwierzęciem
(hipopotamem), rzucić się w morze! Siedząc na dromaderze, ścigała owo zwierzę,
wtem, razem z dromaderem rzuciła się w morze. Czczono ją jako boginię łowów i
dobrodziejkę ludzkości.
Semiramis, wracając z jednej ze swych wypraw z Afryki, przyszła także do Egiptu,
które to państwo założył Mesraim, wnuk Chama, który, przyszedłszy tam, napotkał
Strona 30
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
już pojedyncze, rozsypane gromady bardziej gminnych plemion, z których raz to,
raz owo miało przewagę. Gdy Semiramis przybyła do Egiptu, były tam cztery
miasta. Najstarszym były Teby, zamieszkiwane przez naród więcej gładki, lekki i
zwinny od narodu naokoło Memfis, którego mieszkańcy byli krępymi. Memfis leżało
nad lewym brzegiem Nilu, przez który prowadził długi most. Na prawym brzegu stał
pałac, w którym za czasów Mojżesza mieszkała córka Faraona. Brunatniejsi
mieszkańcy, o weł-niastych włosach, już w pierwszych czasach byli niewolnikami i
nigdy nie panowali w Egipcie. Ci, którzy najpierw przyszli do Egiptu i zbudowali
Teby, przybyli, jak mi się zdaje, z Afryki; drudzy przyszli z okolicy Morza
Czerwonego, którędy przybyli Izraelici. Trzecie z miast nazywało się Chume,
później Heliopolis. Rozciąga się w górę od Tebów. Gdy Najświętsza Maryja Panna z
Józefem i Jezusem uciekała do Egiptu, widziałam naokoło tego miasta jeszcze
nadzwyczaj wielkie budynki. Niżej od Memfis, nie bardzo daleko od morza, leżało
miasto Sais; zdaje mi się, że jest jeszcze starszym aniżeli Memfis. Każde z tych
czterech miast miało osobnego króla.
Semiramidzie oddawano wielką cześć w Egipcie, gdyż za pomocą swych praktyk i
sztuk szatańskich powiększyła tam bałwochwalstwo. Widziałam ją w Memfis, gdzie
było w zwyczaju składanie ofiar z dzieci, knującą plany, trudniącą się
wróżbiarstwem z gwiazd i czarodziejstwem. Byka Aspisa jeszcze nie widziałam,
lecz bożyszcze z głową, podobną do słońca i ogonem. Tutaj też podała plan do
pierwszej piramidy, którą zbudowano na wschodnim brzegu Nili, niedaleko od
Memfis, przy czym cały naród pomagać
59
musiał. Kiedy budowa była już ukończona, widziałam Semiramidę z kilkuset ludźmi
znowu tam przybywającą. Była to uroczystość poświęcenia, a Semi-rarńls odbierała
cześć prawie Boską.
Piramida stanęła na miejscu, gdzie była wody i bagna. Postawiono fundament z
podziwienia godnych filarów, na wzór wielkiego, szerokiego mostu; nad tym mostem
wznosiła się piramida, tak że pod nią, jak pod świątynią z kolumnami, można było
przechadzać się. Były tam liczne miejsca, więzienia i obszerne pokoje, a również
aż do czubka miała owa piramida I liczne wielkie i małe miejsca z otworami dla
okien, z których widziałam sukienne, powiewające chorągwie. Naokoło piramidy
były łazienki i ogrody. Ten budynek był prawdziwą siedzibą egipskiego
bałwochwalstwa, astrologii I i okropnych mieszanin. Ofiarowywano dzieci i
starców. Astrologowie i czar-1 noksiężnicy mieszkali w piramidzie i tutaj też
swoje szatańskie miewali I widzenia. Blisko łazienek stał wielki zakład do
czyszczenia zamulonej wody I Nilu. Widziałam też później w tych kąpielach
egipskie niewiasty w naj-J większej rozwiązłości, mającej związek z
najhaniebniejszymi obrzędami! bałwochwalstwa. Ta piramida nie stała bardzo
długo, zniszczono ją.
Lud był strasznie zabobonny, zaś kapłani tak byli ciemni, tak się odda-1 wali
wróżbiarstwu, że w Heliopolis ludzie zbierali i spisywali nawet sny, pat-1 rżąc
przy tym zawsze na gwiazdy. Coraz więcej powstawało osób magnetycz-l nych,
miewających szatańskie widzenia, mieszających prawdę z fałszem:! podług tego
ustanowiono służbę bałwochwalczą, a nawet chronologię! (liczenie czasu). Tak
widziałam, że bożyszcza Isis i Osiris nie są niczym! innym jak Azenetą i
Józefem, których przybycie do Egiptu owi wróźbiarze I naprzód widzieli w swych
szatańskich wizjach i przyjęli do swej religii. Gdy I przybyli, oddawano im
cześć bałwochwalczą; widziałam Anezet wskutek! tego płaczącą i przeciwko temu
piszącą.
Nasi dzisiejsi uczeni, piszący o Egipcie są w wielkim błędzie, ponieważ! tak
wiele u Egipcjan mają za historię, doświadczenie i naukę, chociaż tol wszystko
polega tylko na fałszywych wizjach i wróżbach z gwiazd, przy czyml ludzie tak
mogą pozostać głupimi i zezwierzęconymi, jak nimi byli w rzeczy-f wistości
Egipcjanie. Lecz uczeni takie natchnienia szatańskie i takie dzia-J łanie
uważają za niemożliwe, więc je odrzucają i uważają Egipcjan za starszych
ponieważ już tak rychło rzeczy tak głębokie i uczone posiadać mieli.
Widziałam, jak już przy przybyciu Semiramidy do Memfis byli w sprze-j czności ze
swą chronologią (obliczaniem czasu). Chcąc zawsze uchodzić; naród najstarszy,
poprzekręcali czas i rody królów. Wskutek tego prawdziv rachuba czasu zupełnie
im się pomieszała, a ponieważ swoje obliczania zmieniali kilkakrotnie, przeto
prawie nie wiedzieli, jak dalej postępować Prócz tego każdy błąd starali się
uwiecznić za pomocą budowy i napisówj
60
wskutek czego zamieszanie tym trwalszym się stawało. Tak np. przez długi czas
wiek przodków i potomków w ten sposób obliczali, jakoby dzień śmierci ojca był
zarazem dniem powstania syna. Królowie, którzy bezustannie z kapłanami się
sprzeczali co do rachuby czasu, wysuwali przodków, którzy nigdy nie istnieli;
Strona 31
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
także owych czterech, równe imię mających królów, którzy w jednym i tym samym
czasie panowali w Tebach, Heliopolis, Memfis i Sais, policzyli jednego za
drugim. Widziałam też, że raz liczyli rok na 970 dni, drugi raz znowu liczyli
lata, jak miesiące. Widziałam też pewnego kapłana, czas obliczającego, przy czym
zawsze zamiast 500,1100 lat wypadało.
Widziałam te fałszywe obliczenia czasu i działania owych kapłanów podczas nauki
o szabacie w Arumie, gdzie Jezus wobec faryzeuszów mówił
0 powołaniu Abrahama, o swym pobycie w Egipcie, występując przy tym przeciwko
egipskiej rachubie czasu. Jezus powiedział faryzeuszom, że obecnie świat stoi
4028 lat; kiedy zaś słyszałam Jezusa mówiącego to, miał sam 31 lat.
Widziałam też wtedy ludzi, czczących Seta jako Boga bardzo wysoko
1 podejmujących dalekie, niebezpieczne pielgrzymki do jego mniemanego grobu, o
którym sądzili, że znajduje się w Arabii. Zdaje mi się, jakoby niektórzy z tych
ludzi jeszcze żyli i jakoby przez kraj turecki, gdzie ich chętnie przepuszczają,
do tego grobu pielgrzymowali.
10. Melchizedech
Widziałam często Melchizedecha, lecz nigdy jako człowieka, raczej zawsze jako
inną istotę, jako anioła i posłańca Bożego. Nie widziałam nigdy żadnego
wyraźnego pomieszkania jego, żadnej ojczyzny, żadnej rodziny, żadnego związku;
nie widziałam go nigdy jedzącego, pijącego, lub śpiącego, nigdy też mi na myśl
nie przyszło, że jest człowiekiem. Nosił szaty, jak żaden kapłan wówczas na
ziemi, lecz jak aniołów w niebiańskiej widzę Jerozolimie i jak później widziałam
Mojżesza sporządzającego z rozkazu Boga szaty dla kapłanów. Widziałam
Melchizedecha tu i ówdzie występującego, pośredniczącego i ustanawiającego w
sprawach, dotyczących narodów, np. przy uroczystościach odniesionego zwycięstwa
z tak okropnych wówczas wojen. Wszędzie gdzie występował, osobistością swoją
wywierał wpływ, któremu n|kt nie mógł się oprzeć. Nikt mu się nie opierał,
jakkolwiek żadnych ostrych n'e używał środków, a wszyscy ludzie, chociaż byli
sługami bałwochwalstwa, chętnie godzili się na jego wyroki i jego radę. Nikt się
z nim nie mógł równać, nie miał też żadnego towarzysza, był sam jeden; czasem
przybierał dwóch Posłańców; byli woźnymi, ubranymi w białe, krótkie szaty,
którzy oznajmiali
61
jego przybycie, potem znów ich puszczał. Wszystko, czego potrzebował! miał,
stawało mu się. Ludzie, od których cokolwiek przyjął, nie odczuwali ufTytku
tegoż, chętnie mu dawali. Ci, u których przebywał, czuli się szczęśliJ wymi,
mieli też dla niego cześć i szacunek. Źli ludzie różnie gwarzyli o nim] lecz
mimo to korzyli się przed nim. Ta istota wyższa doznawała wśród tycłj pogańskich
i zmysłowych, tego samego, czego i po dziś dzień jeszcze doznajJ każdy doskonale
pobożny człowiek, który, nieznany, gdziekolwiek występują rozszerza, co dobre.
Tak widziałam go u dworu królowej Semiramidy w Babilonie. NiewyJ mowny przepych
i wielkość tutaj ją otaczały; niewolnikom kazała największa dzieła budowli
wykonywać, a przy tym dręczyła ich daleko gorzej, aniżeli Faraon dzieci Jakuba
(żydów) w Egipcie dręczył. Także najokropniejsza bałwochwalstwo tutaj panowało;
ofiarowano ludzi, których zakopywano aa pod szyję. Było tutaj pełno rozpusty,
okazałości, bogactwa i sztuki, a wszy-j stko graniczyło z niepodobieństwem.
Semiramis też prowadziła wojnę z nieJ zmiernymi wojskami, lecz prawie zawsze
przeciwko narodom mieszkającynj na wschód; na zachód rzadko przychodziła, na
północy mieszkały narody! ciemne, pomruczne.
Z plemienia Semowego, pozostałego po budowaniu wieży w Babel powstał powoli w
jej kraju liczny ród. Mieszkali jako ludek pasterski w na-j miotach, chodowali
bydło, zaś nabożeństwa odprawiali w nocy pod namiotem, z wierzchu odkrytym, albo
też pod gołym niebem. Cieszyli się wielkim błogosławieństwem. Wszystko im się
udawało, a przede wszystkim ich bydłcj było zawsze szczególnie piękne. Ten ród
chciała owa szatańska niewias wytępić, a nawet wyniszczyła już wielką część tego
rodu. Z błogosławieńs spoczywającego na tym rodzie, poznała Semiramis, że Pan
wobec tego rod kierował się miłosiernymi zamiarami, więc dlatego chciała wytępić
ten n Gdy trwoga tego rodu doszła do najwyższego stopnia, widziałam Melj
chizedecha tam się pojawiającego. Przyszedłszy do Semiramidy, żądał, pozwoliła
wywędrować temu plemieniu. Skarcił ją także za okropni których się dopuszczała;
nie opierała się mu, więc podzieliwszy ów 1 uciemiężony na rozmaite gromady,
wyprowadził go w okolicę Ziemi Obi canej. Melchizedech zamieszkiwał namiot w
okolicy Babilonu i tutaj temu dobremu rodowi łamał chleb, którego pożywając,
dopiero otrzyi siłę do wywędrowania. W Kanaan przeznaczył im tu i ówdzie miejsca
siedziby, a otrzymali różną ziemię pod względem urodzajności. I sam; podług ich
czystego pochodzenia podzielił, by się z innymi nie pomieszał Ich imię brzmi
jakby Samani czy też Semani. Niektórym z nich przezna Melchizedech na miejsce
osiedlenia okolicę nad dzisiejszym Morze Martwym, lecz ich miasto razem z Sodomą
Strona 32
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
i Gomorą zamieniło się w niw©
62
Semiramis przyjęła Melchizedecha z wielką czcią i bojaźnią przed jego mądrością.
Stanął przed nią jako król jutrzenki, tj. najbardziej oddalonego kraju
wschodniego. Uroiła sobie, że mógłby żądać jej za żonę, lecz bardzo ostro z nią
się rozprawił, karcił ją za jej okropne uczynki i oznajmił jej zburzenie
piramidy zbudowanej wokoło Memfis. Przestraszyła i zatrwożyła się bardzo.
Widziałam karę, która ją spotkała. Stała się jakby bydlęciem, a długi czas była
zamknięta. Z pogardy rzucano jej trawę i słomę w koryto, tylko jeden sługa
wytrwał przy niej, ten który podawał jej pokarm. Odzyskała znowu wolność, lecz
na nowo oddawała się nieładowi. Wreszcie zginęła w sposób okropny: wyrwano jej
wnętrzności z ciała. Doczekała się lat 117.
Na Melchizedecha patrzano jak na proroka, na mędrca, na istotę wyższą, we
wszystkim mającą powodzenie. Pojawiło się wówczas i też później więcej takich
istot wyższych, nadzwyczajnych, zaś ówczesne narody znały je tak samo, jako znał
Abraham owych aniołów obcujących z nim. Lecz obok dobrych działały także
zjawiska złe, tak samo jak obok prawdziwych proroków fałszywi prorocy. Sposób
wyprowadzenia owego rodu był podobny do historii wyprowadzenia Izraelitów z
Egiptu, lecz tychże bynajmniej nie było tak wielu, jak Izraelitów.
Z owych Samanów, których Melchizedech osadził w Ziemi obiecanej, widziałam
trzech mężów dawno przed przybyciem Abrahama w pobliżu góry Tabor, tzw. góry
chleba, w jaskiniach mieszkających. Mieli ciało brunat-niejsze aniżeli Abraham,
okrywali się skórami, a na głowach nosili wielkie liście dla ochrony przed
słońcem. Na sposób Henocha wiedli żywot święty, mieli religię pełną tajemnic,
objawienia i pojedyncze widzenia. Podług ich religii Bóg pragnie połączyć się z
ludźmi, lecz ludzie muszą wszystko możliwe do tego przygotować. Składali także
ofiary, wystawiając trzecią część pokarmów na spalenie przez słońce, albo też
może dla innych głodnych tę część pokarmów wystawiali, co pewno również
widziałam. Widziałam tych ludzi zupełnie samotnie i w odosobnieniu od
niewielkiej jeszcze liczby mieszkańców owego kraju mieszkających; ci zaś,
rozdzieleni, zamieszkiwali pojedyncze, miejsca, zbudowane na wzór stałych miast
z namiotów. Widziałam tych ludzi w różnych częściach kraju wędrujących,
kopiących stu-nie, robiących pojedyncze zdziczałe przestrzenie przystępnymi,
zakładających na niektórych miejscach fundamenty, na których później zakładano
miasta. Widziałam ich wyganiających z całych okolic złe duchy z powietrza,
^Pędzających ich na inne złe, bagniste i mgliste miejsca. Tam znowu wiałam, że
złe duchy w takich złych okolicach chętniej przebywają. Widzia-1 tych ludzi
często walczących z tymi duchami. Z początku dziwiłam się,
na miejscach, na których składali kamienie, które znowu zupełnie astafy i
dziczały, miały powstać miasta, a jednak widziałam podczas wizji
63
mnóstwo miejscowości, zbudowanych na tych kamieniach, np. Safet, BetJ zaidę,
Nazaret, gdzie pracowali na miejscu, na którym później stanął domj w Którym
anioł zwiastował Najświętszej Maryi Pannie, Gatefer, Seforis] w okolicy
późniejszego domu Anny, przy Nazaret, Meggido, Naim, Ainonj jaskinie
betlejemskie i jaskinie przy Hebron; widziałam ich też zakłaJ dających miasto
Michmetat i wiele innych miejscowości, których nazwjj zapomniałam.
Na tej górze widziałam ich co miesiąc gromadzających się z Mel-chizedechem,
który im wielki, czworoboczny chleb przynosił, może 3 stopjl kwadratowe długi,
dosyć gruby i na wiele mniejszych części podzielony] Chleb był brunatny,
upieczony w popiele. Widziałam Melchizedecha zawszą samego do nich
przychodzącego; czasem widziałam go dźwigającego tenj chleb bez trudności,
zdawało mi się, jakoby się w ręku unosił, czasem znowuj gdy zbliżał się do nich,
ów chleb leżał mu ciężko na karku. Sądzę, że to byłej dlatego, iż zbliżając się
do nich, miał im się wydawać jako człowiek. Okazywali mu wielki szacunek i
upadali przed nim na twarz. Nauczył ich tea chodowania wina na górze Tabor, a na
wielu miejscach rozsypywali rozmaitej nasiona roślin, które od niego otrzymali,
a które jeszcze dzisiaj tam dzikol rosną. Widziałam ich co dzień odcinających
jedną część owego chleba] brunatnym szpadlem, którym pracowali. Żywili się też
ptakami, które liczniej do nich przylatywały. Obchodzili święta i znali się na
gwiazdach, święcili ósmy dzień, składając ofiary i modląc się, także niektóre
dni zmiany rokuj Widziałam ich też, w owym dotąd jeszcze bardzo bezdrożnym kraju
kilka dróg torujących do miejscowości, w których założyli fundamenty, wykopali
studnie i zasadzili rośliny, tak, że późniejsi przybysze, idąc tymi drogami!
sami przy owych studniach i urodzajnych, wygodnych miejscach się osiedlali!
Widziałam ich wśród zajęć otoczonych gromadami złych duchów, mogli jej widzieć,
widziałam też, jak je wyganiali modlitwą i słowem na miejsca bagniste i
opustoszałe, jak te duchy pierzchały i jak mężczyźni pracując! spokojnie dalej,
Strona 33
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
uprzątali i zaprowadzali porządek.
Do Kanaan, Meggido i Naim porobili drogi, również w ten sposób stal się
przyczyną, iż w tych miejscach największa liczba proroków urodziła się! Założyli
fundamenty miast Abelmehola i Dotaim, i wybudowali owe pięknej łazienki w
Betulii. Melchizedech chodził jako obcy i samotny w kraju i ni« wiedziano, gdzie
przebywał. Wprawdzie byli to starzy, lecz jeszcze bardzoj żwawi ludzie. Nad
późniejszym Morzem Martwym i w Judei były już miastaj także niektóre w górnej
części kraju, w środkowej zaś żadnych jeszcze miastj nie było. Owi ludzie sami
sobie kopali groby i kładli się w nie. Ten przy He-J bron, tamten przy górze
Tabor, ów znowu w jaskiniach niedaleko od Safetl W ogólności byli dla Abrahama
tym, czym św. Jan dla Jezusa. PrzygotoJ
64
wywali i czyścili ziemię i drogi, siali dobre ziemiopłody i dobyli wody dla
patriarchy ludu Bożego; zaś św. Jan przygotowywał serca do pokuty i do
odrodzenia się w Jezusie Chrystusie. Czynili dla Izraelitów to, co św. Jan
czynił dla Kościoła. Także na innych miejscach widziałam pojedynczych takich
ludzi, Melchizedech ich tam osadził.
Widziałam często Melchizedecha, jak dawno przed Semiramidą i Abrahamem w Ziemi
obiecanej, kiedy ta ziemia zupełnie jeszcze była pustą, zjawił się, jakoby
zaprowadzając porządek w kraju, jakoby naznaczając i przygotowując pojedyncze
miejsca. Widziałam go zupełnie osamotnionego, więc pomyślałam sobie: co ten
człowiek chce tutaj tak rychło, przecież jeszcze nikogo tutaj nie ma! Tak
widziałam go na pewnej górze wiercącego studnię; było to źródło Jordanu. Miał
długi, cienki świder, który jak promień w górę wnikał. W ten sposób widziałam go
na różnych miejscach ziemi otwierającego źródła. W pierwszych czasach przed
potopem widziałam rzeki nie w ten sposób jak teraz wypływające i płynące; lecz
widziałam bardzo wiele wody, spływającej z pewnej wysokiej góry na wschodzie.
Melchizedech zajął wiele miejscowości Ziemi Obiecanej, naznaczając je. Wymierzył
miejsce sadzawki Betesda. Kamień na miejscu, na którym miała stanąć Świątynia,
położył rychlej, aniżeli stanęła Jerozolima. Widziałam go sadzącego owe 12
drogich kamieni, które w Jordanie leżały, jako ziarna na miejscu, na którym
stali kapłani podczas przejścia dzieci Izraela a arką przymierza i urosły.
Widziałam Melchizedecha zawsze samego, z wyjątkiem, kiedy był zajęty
pojednywaniem, odłączaniem i prowadzeniem rodzin i plemion.Widziałam też, że
Melchizedech budował pałac przy Salem. Ten pałac był więcej namiotem z galeriami
i schodami naokoło, na wzór pałacu Menzora w Arabii. Tylko fundament był bardzo
mocno zbudowany z kamieni. Zdaje mi się, że za czasów św. Jana widziałam jeszcze
owe 4 narożniki, gdzie główne słupy stały. Miał tylko bardzo mocny, kamienny
fundament, wyglądający jak zarosły szaniec, kiedy na tym miejscu stała chata z
sitowia świętego Jana.
Ów pałac namiotowy był miejscem, na którym wielu obcych i przechodni przebywało,
był on rodzajem wolnej, znakomitej oberży nad miłą wodą. Może Melchizedech,
którego zawsze jako doradcę i dowódcę koczujących narodów i plemion widziałam,
miał ten pałac, by ich tutaj ugościć lub pouczyć. Miało to jednak już wtedy
jakiś związek z Chrztem świętym.
Z tego miejsca wychodził Melchizedech do swych budowli w Jerozolimie, do
Abrahama i gdziekolwiek bądź. Tutaj także gromadził i rozdzielał rodziny i
ludzi, osiedlających się to na tym, to na owym miejscu. Było to jesz-Cze przed
ofiarowaniem chleba i wina, jak mi się zdaje, w dolinie, na połud-nie od
Jerozolimy nastąpiło. Budował Salem, zanim budował w Jerozolimie.
65
Gdziekolwiek działał i budował, było jakoby zakładał fundament przyszłej łaski,
jakoby zwracał uwagę na pewne miejsce, jakoby coś przyszłego rozpoczynał.
Melchizedech należy do owego chóru aniołów, którzy postawieni są nad kraje i
narody, którzy z poselstwem przyszli do Abrahama i do innych patriarchów.
Przeciwstoją archaniołom Michałowi, Gabrielowi i Rafałowi.
11. Job
Ojciec Joba, wielki patriarcha, był bratem Falega, syna Habera. Krótko i przed
nim nastąpiło rozproszenie ludzi, budujących wieżę Babel. Miał trzynastu synów,
a najmłodszym z nich był Job, mieszkał na północ od Morza Czarnego, w okolicy
pewnej góry, na której po jednej stronie jest ciepło, zaś na drugiej zimno i
pełno lodu. Job jest przodkiem Abrahama, którego matka ] była prawnuczką Joba,
zaś przez małżeństwo wstąpiła w rodzinę Hebera. Job j mógł jeszcze żyć wtedy,
gdy narodził się Abraham. Mieszkał na trzech róż-1 nych miejscach, także na
trzech różnych miejscach znosił swe cierpienia. I Pierwszy raz miał dziewięć,
potem siedem, potem dwanaście lat spokoju, I a za każdym razem cierpiał na innym
miejscu. Nigdy nie zmarniał do szczętu,! tak, iżby już nic więcej nie posiadał,
stawał się tylko w porównaniu z prze-1 szłym położeniem zupełnie ubogim,
Strona 34
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
opłacając tym, co mu pozostało, wszys-1 tkie długi swoje.
Job nie mógł pozostać w domu rodziców, albowiem był innego ducha. I Oddawał
cześć jedynemu Bogu w naturze, mianowicie w gwiazdach i w zmia-1 nie światła.
Rozmawiał zawsze o cudownych dziełach Bożych, oddawał się I też
nieskazitelniejszej służbie Bożej. Powędrował wraz z swoimi na północ I od
Kaukazu. Była tutaj okolica bardzo nędzna i pełna bagien, i zdaje mi się, I że
obecnie mieszka tam plemię o spłaszczonych nosach, wystających koś-| ciach
policzkowych i małych oczach. Tutaj najpierw Job rozpoczął i wszystko] mu się
udawało. Tu zgromadził rozmaitych ubogich, opuszczonych ludzi,! mieszkających w
jaskiniach i wśród krzewów, nie mających nic do życia, jak tylko ptaki i inne
zwierzęta, które chwytali i jedli surowe mięso, aż ich Job nauczył, w jaki
sposób je przyprawiać trzeba. Razem z nimi uprawiał tę zie mię, zaś oni wszystko
sami przekopywali. Job i jego ludzie nosili wówczas i sobie bardzo mało szat.
Mieszkali w namiotach. Już tutaj Job w krótkim i sie miał liczne trzody, wśród
tychże wiele pręgowatych osłów i innych zwie rząt pstrokatych. Raz mu żona
powiła od razu trzech synów, drugi raz znov trzy córki. Nie posiadał tu jeszcze
żadnego miasta, koczował na swoic polach, które były jego własnością na
siedmiomilową przestrzeń. W te
66
bagnistej okolicy nie chodowali zboża, lecz grube sitowie, rosnące także w
wodzie, zawierające w sobie rdzeń, z którego gotowali zupę lub też jadali
prażony. Mięso z początku piekli w dołach na słońcu, aż Job zaprowadził sztukę
gotowania. Także sadzili na pokarm wiele gatunków dyni.
Job był niewymownie łagodny, miły, sprawiedliwy i dobroczynny, dopomagał też
wszystkiemu ludowi ubogiemu. Był też bardzo wstydliwy, z Bogiem był bardzo
poufny, który często do niego, jak mówili, przemawiał przez anioła lub białego
męża. Ci aniołowie ukazywali się w postaci jaśniejących młodzieńców, lecz nie
mieli brody, Nosili długie, białe szaty, pełne spływających fałd czy też smug,
nie można było rozróżnić. Byli opasani i używali pokarmu i napoju. Pan Bóg
pocieszał Joba wśród cierpień takimi postaciami, oni też sądzili jego
przyjaciół, bratanków i powinowatych. Nie czcił też żadnych bożków, jak inni
ludzie dokoła, robiący sobie rozmaite posągi, wyobrażające zwierzęta, którym
potem cześć oddawali. Wymyślił i zrobił sobie za to obraz Boga wszechmocnego.
Była to postać dziecka z promieniami około głowy, ręce trzymało jedną pod drugą,
w jednej miało kulę, na której były wyobrażone fale morskie i mały okręt. Zdaje
mi się, iż to oznaczać miało potop, o którym Job często rozmawiał z dwoma
najwierniejszymi sługami, a także o mądrości i miłosierdziu Bożym. Owa figura
błyszczała jakby była z kruszcu, mógł ją wszędzie zabierać ze sobą. Modlił się
przed nią i ofiarowywał ziarna, paląc je. Dym, jakoby przez lejek wznosił się w
górę. Tutaj spotkało Joba pierwsze nieszczęście.
Bywało zawsze potykanie i spieranie się między każdym cierpieniem, albowiem
liczne, złośliwe plemiona go otaczały; potem poszedł więcej w góry, na Kaukaz,
gdzie na nowo rozpoczynał i gdzie mu znowu wszystko się udawało. Tutaj tak on
jak jego ludzie już staranniej zaczęli się przyodziewać, też co do życia już
wiele doskonalszymi się stawali.
Z tej drugiej siedziby przybył Job z wielką gromadą do Egiptu, gdzie wówczas
obcy królowie-pasterze z ojczyzny Joba częścią ziemi rządzili. Później tychże
pewien król egipski wypędził stamtąd. Job miał towarzyszyć w drodze do Egiptu
narzeczonej przeznaczonej dla jednego z synów owych królów-pasterzy, krewnej
swoje. Przyniósł kosztowne podarki ze sobą, a jeszcze 30 wielbłądów i mnóstwo
sług posiadał. Gdy go widziałam tutaj v Egipcie, był silnym, wielkim mężczyzną,
koloru przyjemnego, żółto-bruna-nego. Job z niechęcią przebywał w Egipcie,
widziałam też, że z tęsknotą spo-8'ądał na wschód, na ojczyznę, leżącą bardziej
na południe, aniżeli ostatnia
;ć kraju Trzech Królów. Słyszałam go skarżącego się przed sługami, że
wolałby raczej mieszkać wśród dzikich zwierząt, aniżeli razem z tymi ludźmi
Egipcie; smucił się bowiem bardzo wskutek okropnego tamże panującego
•wochwalstwa. Strasznemu bożkowi z łbem wołu podniesionym do góry
67
i rozszerzoną paszczą, Egipcjanie ofiarowali żywe dzieci, kładąc je na rozpalone
przedtem ramiona tegoż bożka.
"Król-pasterz, dla którego syna Job przyprowadził do Egiptu narzeczoną, chciał
go chętnie zatrzymać, przekazując mu Matareę na siedzibę. Miejscowość ta wówczas
zupełnie inaczej wyglądała, aniżeli później, gdy Najświętsza Rodzina tam
przebywała; widziałam jednak, że Job mieszkał na tym samym miejscu, co
Najświętsza Rodzina i że jemu Pan Bóg pokazał studnię! Maryi. Kiedy Maryja na tą
studnię natrafiła, była tylko zakrytą, ale wewnątrz I już wymurowaną. Także
kamienia, znajdującego się przy studni, Job używał! do swego nabożeństwa.
Strona 35
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Okolicę, w której mieszkał, za pomocą modlitwy! uwolnił od dzikich i jadowitych
zwierząt. Tutaj miał wizję o zbawieniu ludz-1 kości i o czekających go próbach.
Występował energicznie przeciwko beze-1 ceństwom ludu egipskiego i przeciw
ofiarom z ludzi, i zdaje mi się, że je znie-1 siono. Po powrocie do ojczyzny
spotkał go drugi cios. Gdy trzeci cios go dot-1 knął, po 12 latach spokoju,
więcej na północ, zaś patrząc z Jerycho, prosto na 1 wschód mieszkał. Zdaje mi
się, że mu tę okolicę po drugim cierpieniu dano, I ponieważ go wszędzie dla jego
wielkiej sprawiedliwości, bojaźni Bożej i nau-1 ki miłowano i szanowano. Tutaj
znowu od początku zaczął w równinie. Na I urodzajnym pagórku biegały dziko różne
szlachetne zwierzęta, także wiel-1 błądy, chwytano je w sposób, jak u nas
chwytają dzikie konie na wrzosinie. I
Na tym pagórku pobudował się, stał się bogatym i wystawił miasto, tak bardzo mu
przybywało. Miasto na kamiennych fundamentach stało, a dachy I podobne były do
namiotów; kiedy zaś znowu był w rozkwicie, nawiedził go I trzeci smutek,
albowiem strasznie zachorował. Gdy i to z wielką mądrością I i cierpliwie
przebył, wyzdrowiał zupełnie i jeszcze wiele synów i córek dostał. I Zdaje mi
się, że umarł bardzo późno, wtenczas gdy wtargnął tam inny naród. I
Jakkolwiek ta historia w księdze Joba zupełnie inaczej jest opowie-1 dzianą,
jednak są w niej jeszcze liczne prawdziwe mowy Joba, a zdaje mi się, I że
umiałabym wszystkie rozróżnić. Do historii o sługach, tak szybko sobiel
następujących trzeba dodać, że słowa: "kiedy jeszcze o tym mówił", znaczą: kiedy
ostatnie cierpienie jeszcze nie zupełnie w pamięci ludzi się zatarło.
Że szatan z dziećmi Boga staje przed Bogiem, oskarżając Joba, toteż tylko tak w
skróceniu jest przedstawione. Wówczas złe duchy bardzo z ludź-| mi
bałwochwalczymi obcowali, ukazując się im pewno w postaci aniołów.! Tak
podrzegano tutaj złych sąsiadów przeciwko Jobowi; oczerniano JobaJ mówiąc, że
nie służy Panu Bogu uczciwie, że wszystkiego ma pod dostat-f kiem, że łatwo mu
więc być dobrym. Tedy Pan Bóg chciał pokazać, żej cierpienia często są tylko
doświadczeniami itd.
Przyjaciele, znajdujący się przy Jobie i rozmawiający z nim, oznaczają tychże
przyjaciół rozmyślanie o jego losie. Job z tęsknotą oczekiwał Zba-1
68
wiciela, przyczynił się także do rodu Dawidowego, stosunek jego do Abrahama,
przez matkę Abrahama, pochodzącą z jego potomków, był ten sam, jaki między
przodkami Anny a Maryją zachodził.
Historię jego życia i jego rozmowy z Bogiem spisywali obszernie dwaj
najwierniejsi słudzy jego, którzy jakoby podskarbimi byli, a spisywali wszystko
tak, jak słyszeli z jego własnych ust. Owi dwaj słudzy nazywali się Hai i Uis
lub Ois. Pisali na korach. Tę historię uważano wśród jego potomków za bardzo
świętą, a przeszła ona, od rodu do rodu, aż do Abrahama; także w szkole Rebeki
podług tej historii niewiasty kanaanejskie pod względem poddawania się
doświadczeniom Bożym pouczano.
W ten sposób ta historia przez Jakuba i Józefa przeszła na dzieci Izraela do
Egiptu, a Mojżesz, skróciwszy ją, na inny sposób na użytek Izraelitów wśród ich
ucisku w Egipcie i dolegliwości na puszczy ułożył; była bowiem daleko
obszerniejszą i zawierała w sobie wiele, czegoby nie byli zrozumieli i co by dla
nich nie było pożytecznym. Zaś Salomon tę historię jeszcze raz zupełnie
przerobił, wiele rzeczy opuszczając, wiele też od siebie dodając. Tak ona
prawdziwa historia stała się księgą budującą, pełną mądrości Joba, Mojżesza i
Salomona, zaś właściwą historię Joba trudno było znaleźć, albowiem także co do
nazwy kraju i ludów zbliżała się teraz bardziej ku ziemi Kanaan, wskutek czego
Joba miano za Edomitę.
12. Abraham
Abraham i jego przodkowie tworzyli osobną rasę wielkich ludzi. Wiedli życie
pasterskie, a miasto Ur w Chaldei nie było właściwie ich ojczyzną, raczej tam
przywędrowali. Ci ludzie osobną mieli władzę, kierowali się też osobną
sprawiedliwością. Tu i tam zajmowali okolice z dobrymi pastwiskami, naznaczali
granice, wznosili kamienie na ołtarz, a rozgraniczona ziemia stawała się później
ich własnością. W młodości przydarzyło się Abrahamowi coś podobnego, jak małemu
Mojżeszowi, gdyż mamka jego uratowała mu życie. Zwierzchnikowi tego kraju
przepowiedziano, że cudowne narodzi się dziecię, które dlań stanie się
niebezpiecznym. Starał się temu przeszkodzić. Dlatego matka Abrahama ukrywała
się, a Abraham urodził się w tej samej jaskini, w której widziałam Ewę,
ukrywającą Seta, Mamka Abrahama, Ma-faha tutaj także po kryjomu go wychowywała.
Żyła jako uboga niewolnica w dziczy (pustyni) pracując, miała chatkę blisko
jaskini, którą później jaskinią mleka przezwano i gdzie ją też Abraham na jej
prośby w końcu pochował.
Abraham był niezmiernie wielkim, rodzice jego z jaskini znowu do >lebie go
Strona 36
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
wzięli, ponieważ mógł uchodzić za dziecię, już przed ową przepo-
69
wiednią urodzone. Jednak wskutek swej przedwczesnej mądrości znajdował się"\v
niebezpieczeństwie. Mamka, uciekłszy z nim, znowu dosyć długo woj wej jaskini go
ukrywała. Zamordowano wówczas wiele dzieci tego samego, co on, wieku. Abraham
bardzo kochał tę mamkę, a później, wśród swoicH wypraw, prowadził ją na
wielbłądzie z sobą. Mieszkał z nią także w Sukot. Umierając miała lat sto, zaś
Abraham zgotował jej grób wśród mnóstwa kamieni, na rodzaj pagórka ową jaskinię
ścieśniających. Jaskinia stała sid miejscem nabożeństwa, mianowicie dla matek.
Cała ta historia była tajemnicza figurą owego najwcześniejszego prześladowania,
które Maryja z DzieJ ciątkiem Jezus cierpieć musiała, która również w tej
Świątyni przed żołnierzami Heroda, szukającymi Dzieciątka, ukrywała się. Ojciec
Abrahama znal wiele tajemnic i posiadał wiele łask. Ludzie jego plemienia
posiadali daa znajdywania złota w ziemi, z którego Abraham tworzył małe
bożyszcza,! podobne do tych, które Rachel skradła Labanowi. Ur jest to miejsce
leżąca na północ w Chaldei. Widziałam w tych okolicach na wielu miejscach, na]
górach i w dolinie, wznoszący się biały ogień, jakby ziemia się paliła. Nid wiem
jednak, czy ten ogień był naturalny, czy też przez ludzi wzniecony.
Abraham był wielkim znawcą gwiazd; widywał także właściwości przel dmiotów i
wpływy gwiazd na urodzenie; widywał to i owo w gwiazdach, leczl wszystko zwracał
do Boga, we wszystkim słuchał Boga, samemu tylko Boguj służył. Także innych w
Chaldei pouczał w tej nauce, lecz wszystko odnosił doj Boga.
Widziałam, że podczas wizji otrzymał od Boga rozkaz opuszczenia sw< ziemi. Pan
Bóg pokazał mu inną ziemię, zaś Abraham, nie pytając, nazajuti nalegał na
wszystkich swych ludzi, by wyszli, po czym wywędrował. Potei widziałam, że swoje
namioty rozbił w pewnej okolicy Ziemi Obiecani która, jak mi się zdawało, tam
się rozciągała, gdzie później miasto Na; ret stało. Abraham osobiście wystawił
tutaj podługowaty ołtarz z kamieni a nad nim namiot. Gdy klęczał przed ołtarzem,
blask z nieba go ogarnął, anioł, posłaniec Boga, stanąwszy przed nim, rozmawiał
z nim i przyniósł mi pewien dar na wskroś jaśniejący. Anioł rozmawiał z
Abrahamem, a ten: otrzymał tajemnicę błogosławieństwa, świętość niebios, a
rozpiąwszy s1 suknię, dar ten złożył na piersiach. Powiedziano mi też, że to
jest Sakrament! Starego Testamentu. Abraham nie znał jeszcze treści tego daru,
była ona przed nim ukrytą, tak jak przed nami treść Przenajświętszego
Sakramentu] jest ukryta. Lecz otrzymał ten dar jako świętość i zadatek
obiecanego pot< mstwa. Anioł wyglądał zupełnie tak jak ów, co Najświętszej Maryi
Pani poczęcie Mesjasza zwiastował; był też tak miłym i łagodnym pode;
wykonywania swego urzędu, nie był tak szybkim i pospiesznym, jak i in: anioły
swe czynności wykonywające. Sądzę, że Abraham ową tajemni"
zawsze nosił przy sobie. Abraham rozmawiał z nim też o Melchizedechu, który
przed nim ofiarę składać będzie, która spełni się po przyjściu na świat Mesjasza
i trwać będzie na wieki.
Abraham wyjął potem ze skrzyni 5 wielkich kości, które ustawił na ołtarzu w
formie krzyża. Przed tym krzyżem paliło się światło, a on składał ofiarę. Ogień
palił się jakby gwiazda, w pośrodku był biały, na końcu czerwony.
Widziałam także Abrahama z Sarą w Egipcie. Wskutek panującego głodu tam przybył,
a także celem zabrania skarbu, który przez krewną Sary tam się dostał. Tak mu
Bóg nakazał. Ów skarb byl to z rzędem poustawianych, trójkątnych kawałków złota
składający się rejestr rodu dzieci Noego, a mianowicie od Sema aż do jego
czasów. Ten skarb jedna z siostrzenic matki Sary uniosła ze sobą do Egiptu,
dokąd razem z ludem pasterskim plemiona Jobowego, to zaczy z pobocznymi
potomkami tego plemienia przybyła, służąc tutaj jako dziewka. Skradła ten skarb
tak samo, jak Rachel bożyszcza Labana. Ten rodowód zrobiony był na rodzaj szali
wraz z sznurami. Sznury bowiem składały się ze złączonych trójkątnych kawałków z
pojedynczymi liniami pobocznymi. Na wszystkich były wypisane za pomocą figur i
głosek imiona członków rodu, począwszy od Noego, a mianowicie od Sema, a
spuściwszy sznury, wszystko leżało w szali pospołu. Słyszałam także, lecz
zapomniałam ile sykli - tak bowiem nazywała się pewna suma - to wszystko
wynosiło. Rejestr rodu dostał się do rąk kapłanów i Faraona, którzy wskutek
swego bezustannego liczenia, wyuczyli się z niego rozmaitych rzeczy, lecz
nieprawdziwie.
Gdy Faraon został nawiedzony ciężkimi plagami, naradzał się ze swoimi kapłanami
bałwochwalczymi, a potem dał Abrahamowi wszystko, czego ten żądał.
Gdy Abraham znowu wrócił do ziemi obiecanej, widziałam Lota w namiocie u niego,
a Abraham ręką naokoło wskazywał. Jego usposobienie zawierało wiele z obyczajów
Trzech Króli, okryty był długą, białą materią wełnianą z rękawami, przy których
był pleciony, biały pas z frędzlami, zaś w tyle rodzaj kapucy się zwieszał. Na
głowie nosił kapturek, a nad piersiami tarczę z metalu czy też z drogich
Strona 37
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
kamieni. Miał długą brodę. Nie umiem wypowiedzieć, jak dobrym był i hojnym.
Jeżeli coś posiadał, co się innemu bardzo podobało, mianowicie co do bydła,
natychmiast mu dawał; był bowiem szczególnym nieprzyjacielem zazdrości i
chciwości. Lot był prawie tak samo ubrany, lecz nie był tak wielkim jak Abraham,
ani też tak szlachetnym, ył wprawdzie dobry, lecz pomimo to trochę chciwy.
Widziałam jednak ich s ugi często się kłócące, widziałam też, jak Lot
wywędrował, lecz szedł, toczony mgłą. Nad Abrahamem widziałam światło, widziałam
go później Rającego swe namioty i koczującego, widziałam też, że zbudował ołtarz
71
z kamieni polnych, a nad nim namiot. Ludzie byli bardzo wprawni w budowaniu
czegoś z nieciosanych kamieni, a tak pan, jak sługa ręki dokładał. Ten ołtarz
stał w okolicy Hebron, późniejszej siedziby Zachariasza, ojca Jana Chrzciciela.
Okolica, do której udał się Lot, była bardzo dobra, jak w ogóla wszystka ziemia
ku Jordanowi. Widziałam też, jak grabiono miasta okolicyj zamieszkiwanej przez
Lota i jak Lota wraz z jego dobytkiem wywleczono] Widziałam też jak pewien zbieg
doniósł o tym Abrahamowi, jak ten sis modlił i wyszedłszy z wszystkimi sługami,
napadł nieprzyjaciół i uwolni! swego brata, jak tenże dziękował i jak mu było
żal, iż opuścił Abrahama] Nieprzyjaciele i w ogóle wojujący, a mianowicie
wielkoludy, ludzie niezmier] nie wielcy i wszystko zdobywający sobie gwałtem i
dzikim uporem, którym] w ten sam sposób zdobycz znowu wydzierano, nie byli tak
ubrani, jak ludzia Abrahama. Nosili ciaśniejsze i krótsze ubiory, mieli więcej
szat na sobiej a mianowicie wiele guzików, gwiazd i ozdób.
13. Melchizedech ofiaruje chleb i wino
Melchizedecha więcej razy widziałam u Abrahama. Przyszedł w sposobi w jaki innym
razem często przychodzili aniołowie do Abrahama. Pewnego] razu Melchizedech
nakazał mu złożyć trojaką ofiarę z gołębi i innycłj ptaków, przepowiedział też
los Sodomy i Lota, i że znowu przyjdzie do niej go, by ofiarować chleb i wino;
powiedział także, o co Abraham miał prosia Boga. Abraham był pełen szacunku dla
Melchizedecha i pełen oczekiwania obiecanej ofiary; dla tego wybudował bardzo
piękny ołtarz, otaczając goj szałasem. Melchizedech, zbliżając się celem
ofiarowania chleba i wina, pr; posłańców kazał donieść Abrahamowi, że przychodzi
jako król Salemi Abraham wybiegł mu naprzeciw, a uklęknąwszy przed nim, otrzymał
bł< gosławieństwo. Działo się to w pewnej dolinie, na południe od owej dolii
urodzajnej, rozciągającej się w okolicy Gazy.
Melchizedech przybył z późniejszej Jerozolimy. Miał przy sobie sza: bardzo
szybkie zwierzę o krótkiej, szerokiej szyi, które było bardzo ob: dowane. Na
jednym boku nosiło naczynie z winem, które po stronie, gd: przylegało do ciała
zwierzęcia, było płaskie; na drugim boku nosiło skrzyni w której były owalne,
płaskie, obok siebie ustawione chleby i ten sam kielii który później przy
ustanowieniu Najświętszego Sakramentu podczas czerzy Pańskiej widziałam, także
kubki w kształcie małych beczułek, naczynia nie były ze złota lub srebra lecz
były przezroczyste, jakby z brunai nego drogiego kamienia; zdawały mi się
wyrosłe, nie robione. Melchizedecl robił wrażenie, jak Pan Jezus podczas swego
urzędu nauczycielskiego. B;
72
bardzo wysmukły i wielki, niesłychanie poważny, a łagodny. Nosił długi płaszcz,
tak biały i jasny, że przypominał mi ową białą szatę, która około Pana Jezusa
podczas Przemienienia się ukazała. Biała szata Abrahama była w porównaniu do tej
zupełnie mętną. Nosił też pas, na którym były głoski, jakie później kapłani
żydowscy nosili, widziałam też, że tak on, jak owi kapłani, podczas ofiary mieli
na głowie faldzistą czapkę. Włosy jego były lśniąco-żółte, jak jasny, długi
jedwab, również twarz jego była lśniąca.
Król Sodomy, gdy Melchizedech się zbliżał, znajdował się już u Abrahama w
namiocie, a dokoła było mnóstwo ludzi ze zwierzętami, workami i skrzyniami.
Wszyscy zachowywali się bardzo spokojnie i uroczyście, i byli pełni szacunku dla
Melchizedecha, którego obecność napełniła ich powagą. Przystąpił do ołtarza, na
którym był rodzaj tabernakulum, (miejsce, w którym przechowuje się
Przenajświętszy Sakrament) w który wstawił kielich; także była przy ołtarzu
wklęsłość, sądzę, że dla ofiary. Abraham, jak zawsze, podczas ofiarowania
postawił kości Adama, które Noe miał w arce na ołtarzu. Modlili się przed nimi,
by Bóg obietnicę Mesjasza, daną Abrahamowi spełnić raczył. Melchizedech okrył
ołtarz najpierw czerwonym przykryciem, które przyniósł ze sobą, a na to położył
białe przykrycie, przezroczyste. Jego obrządek przypominał mi Mszę świętą.
Widziałam go podnoszącego w górę chleb i wino, ofiarującego, błogosławiącego i
łamiącego. Abrahamowi podał kielich do picia, którego później do wieczerzy
Pańskiej użyto; drudzy pili z małych naczyń, które Abraham i najznakomitsi
obecni podawali wszystkiemu ludowi, tak samo jak łamane chleby. Otrzymali oni
większe kęsy, aniżeli w pierwszym czasie podczas Komunii świętej. Widziałam, że
Strona 38
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
te kęsy wydawały z siebie światło; były tylko poświęcone, nie konsekrowane.
Aniołowie nie mogą konsekrować. Wszyscy byli wzbudzeni i wzniesieni ku Bogu.
Melchizedech podał Abrahamowi chleb i wino do pożywania, a otrzymał chleb
delikatniejszy i bardziej jaśniejący, aniżeli drudzy. Nabył wielkiej mocy i
takiej siły wiary, iż później nie wahał się ofiarować obiecanego syna na rozkaz
Boży. Przepowiadając, wyrzekł słowa następujące: "To nie to, co Mojżesz na górze
Synaj daje Lewitom". Nie wiem, czy też sam Abraham chleb i wino ofiarował, ale
tyle wiem, że kielich, z którego pił, jest ten sam, w którym Jezus
Przenajświętszy Sakrament ustanowił.
Gdy Melchizedech podczas ofiarowania chleba i wina błogosławił Abra-
ama, wyświęcił go na kapłana. Wymówił nad nim słowa: "Rzekł Pan Panu
Jrriu, siądź po prawicy mojej. Ty jesteś kapłanem na wieki, według po-
^ądku Melchizedecha. Przysiągł Pan, a nie będzie mu żal". Położył ręce na
rahama, a ten dał mu potem dziesięcinę; poznałam wielkie znaczenie, iż
raham po tym wyświęceniu dał mu dziesięcinę. Przyczyny tej ważnej
V nie przypominam sobie więcej. Widziałam też, że Dawid, pisząc ten
psalm, miał wizję o święceniu Abrahama przez Melchizedecha, tegoż słowa!
prorocze powtarzając. Słowa: "siądź po prawicy mojej" mają osobne zna-1 czenie.
Gdy mi w formie obrazu pokazują odwieczne rodzenie Syna z Ojca, wtedy widzę Syna
z prawego boku Ojca wychodzącego w kształcie światła, I otoczonego trójkątem,
tak jak się wyobraża oko Boskie, a w górnym końcu I tego trójkąta spostrzegam
Ducha świętego. Lecz tego wypowiedzieć nie mo-1 żna. Ewę widziałam występującą z
prawego boku Adama, widziałam też, żel patriarchowie błogosławieństwo nosili w
prawicy i że dzieci, którym dawali błogosławieństwo, stawiali po prawicy.
Jezusowi otworzono włócznią prawy! bok, a Kościół z tego Jego prawego boku
wyrasta. Wchodząc w Kościół,! wstępujemy w prawy bok Jezusa i w Nim razem z
Ojcem Jego Niebieskimi jesteśmy złączeni.
Sądzę, że posłannictwo Melchizedecha było spełnione tą ofiarą i wyj święceniem
Abrahama, albowiem później już go więcej nie widziałam.! Kielich z sześcioma
kubkami pozostawił Abrahamowi.
14. Abraham otrzymuje Sakrament Starego Przymierza
Abraham siedział, modląc się, przed namiotem pod wielkim drzewem, przy którym
prowadziła bita droga. Siadywał tutaj często, by gościnniej przyjmować
podróżnych. Modląc się, patrzył na niebo i widział Boga jakby w I promieniu
słonecznym, zwiastującego mu przybycie trzech białych mężów.! Potem ofiarował
baranka na ołtarzu i widziałam go przed ołtarzem na ko-J łanach modlącego się w
zachwyceniu o zbawienie ludzi. Ołtarz stał po prawej I stronie owego wielkiego
drzewa, w namiocie, otwartym u góry; a dalej, na I prawo od drzewa, stał drugi
namiot, w którym przechowywano narzędzia! potrzebne do ofiary i gdzie
najczęściej przebywał Abraham ilekroć był zajęty! swymi mieszkającymi dokoła
pasterzami. Bardziej oddalony od tego na-j miotu, po drugiej stronie gościńca,
stał namiot Sary i jej gospodarstwa do-1 mowego; niewiasty mieszkały zawsze
osobno.
Ofiara Abrahama była prawie skończona, gdy spostrzegł owych trzedfl aniołów,
wstępujących na gościniec. Szli w równych odstępach, jeden za drugim, mając
suknie podkasane.
Abraham pobiegł im naprzeciw, modlił się do Boga, schylając się prze* nimi i
zaprowadził ich przed namiot, w którym stał ołtarz, gdzie zdjąwszyj suknie,
kazali Abrahamowi przyklęknąć. Widziałam odbywającą się cudo-i wną akcję, którą
teraz aniołowie wykonywali na Abrahamie będącym w za-l chwyceniu, w bardzo
krótkim czasie, jak wszystko, co w takim dzieje się I stanie. Widziałam, że
pierwszy anioł zwiastował klęczącemu Abrahamowi, iżj
Bóg chce, by z jego potomków wyszła niepokalana, bezgrzeszna dziewica, Ictóra
jako nienaruszona dziewica stanie się matką Zbawiciela. On zaś sam teraz
otrzyma, co Adam wskutek grzechu był utracił. Potem anioł podał mu lśniący kęs i
z małego kubka kazał mu się napić jasnego płynu. Potem, błogosławiąc,
poprowadził prawicę od głowy na dół, potem od prawego i lewego ramienia aż pod
piersi, gdzie owe trzy linie błogosławieństwa się złączyły. Potem obiema rękoma
podał ku piersiom Abrahama coś lśniącego, jakby chmurkę, co, jak widziałam,
wstąpiło w niego, a miałam uczucie, jakoby odbierał św. Sakrament.
Drugi anioł zwiastował Abrahamowi, by tajemnicę tego błogosławieństwa oddał
przed śmiercią pierworodnemu Sary, w ten sam sposób, w jaki je otrzymał i że
wnuk jego Jakub będzie ojcem dwunastu synów, z których wyjdzie dwanaście
pokoleń. Anioł powiedział także, iż od Jakuba to błogosławieństwo znowu będzie
odjęte; gdy zaś Jakub stanie się narodem, owo błogosławieństwo znowu ma być
oddane, do arki przymierza jako błogosławieństwo całego narodu, który ostanie
się za pomocą modlitwy. Pokazał mu, że dla bezbożności ludzi tajemnica ta
przejdzie z arki na proroków, a wreszcie na męża, który ma się stać ojcem
Strona 39
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
dziewicy. Słyszałam też podczas tej obietnicy, że poganom przez sześć prorokiń i
przez gwiazdozbiory zbawienie świata z dziewicy ma być zwiastowanym.
Wszystko to pojął Abraham w widzeniu; widział także ukazującą się na niebie
dziewicę, a po jej prawicy unoszącego się anioła dotykającego gałązką jej ust. Z
płaszcza dziewicy wyszedł potem Kościół.
Trzeci anioł zwiastował Abrahamowi narodzenie Izaaka. Widziałam Abrahama tak
uradowanego wskutek obiecanej świętej dziewicy i mianej o niej wizji, iż wcale
nie myślał o Izaaku, i sądzę, że obietnica dziewicy późniejszy rozkaz Boży
ofiarowania Izaaka także mu ułatwiła. Dopiero po tej świętej akcji widziałam
podejmowanie aniołów i uśmiechanie się Sary. Widziałam też Abrahama
odprowadzającego anioły i wstawiającego się za Sodomą.
Gdy minęło zachwycenie zaprowadził Abraham anioły pod drzewo, postawił stołki
naokoło niego, na które aniołowie usiedli, a on im nogi umywał- Potem pobiegł
Abraham do namiotu Sary, by przygotowała ucztę, którą później, okwefiona, na
połowę drogi wyniosła. Po uczcie Abraham towarzyszył aniołom kawał drogi, a
ponieważ mówili z nim o narodzeniu syna, ara śmiała się, która to słyszała,
zbliżywszy się poza zagrodami namiotów, ziałam Pfzed namiotami, bardzo wiele
gołębi, jak oswojonych kur. czta składała się z takich gołębi, z okrągłych
chlebów i z miodu.
Abraham już wychodząc z Chaldei, tajemnicę błogosławieństwa przez ioła otrzymał;
ale ta tajemnica była jeszcze ukryta, otrzymał ją jako zada-
75
tek spełnienia się przyrzeczenia, iż stać się ma ojcem niezliczonego ludu. Teraz
aniołowie wzbudzili w nim tę tajemnicę, a on o niej został oświecony. I
15. Jakub
Rebeka wiedziała, że Ezaw nie posiadał żadnego promienia owej Boskiej tajemnicy.
Ezaw był mazgajowaty, nieokrzesany i leniwy, Jakub bardzo! rączy, mądry i więcej
w rodzaju matki. U Izaaka więcej znaczył Ezaw jakol pierworodny. Tenże wychodził
wiele na łowy. Rebeka rozmyślała bez ustan-l ku, w jaki sposób ma obrócić na
Jakuba prawo i błogosławieństwo. Nauczyła! ona Jakuba odkupienia pierworodztwa;
była to jarzyna z mięsem i zielonej liście, jak sałata. Ezaw wrócił zmęczony;
Jakub mu pochlebiał i tak otrzymali odstąpienie pierworodztwa. Izaak był już
bardzo stary i niewidomy. Obawiał I się śmierci, więc chciał Ezawowi dać swoje
błogosławieństwo. Rebeka, któral wiedziała, że Jakub to błogosławieństwo miał i
musiał otrzymać, nie moglal Izaaka do tego nakłonić. Wskutek tego była bardzo
zasmuconą i niespo-l kojną, a gdy Izaak nie dał się już dłużej przetrzymywać i
zawołał do siebie I Ezawa, będącego w pobliżu, Jakub musiał się ukryć, by go
Ezaw nie spo-J strzegł. Rebeka wysłała Jakuba, by przyniósł koziołka z trzody,
albowiem! Izaak rozkazał Ezawowi ubić zwierzynę. Ledwo Ezaw wyszedł, już
potrawa! była gotowa.
Dobre szaty Ezawa, w które teraz Rebeka przyodziała Jakuba, składał™ się z
takiej kurtki, jaką tenże sam nosił, była tylko sztywniejsza i na piersiach I
pstro haftowana. Ramiona Ezawa, a tak samo i piersi były gęsto czarnoweł-1
niaste, jakby skóra; dlatego ramiona Jakuba obwinęła skórami i położyła mu I je
na piersi, tam gdzie kurtka miała rozporek. Tylko robotą różniła się taj kurtka
od zwyczajnych kurtek; z boku była otwarta, szyję przetykano otwo-1 rem,
wykrajanym w miękkiej, brunatnej skórze; po bokach zawiązywano ją I za pomocą
rzemieni, a gdy pas przełożono, tenże zarazem był kieszenią.! Kurtka nie miała
rękawów, pierś była wolną, opaska około głowy i zapaska! były koloru brunatnego,
czy też szarego.
Widziałam, jak Izaak macał Jakuba po piersiach i rękach, gdzie Ezawl miał pełno
włosów i jak był nieco rozmarzony i zasmucony, i nie był pewien f siebie; ale
ponieważ nadeszła chwila i taką była wola Boża, sądził, że to jestl Ezaw, więc
dał Jakubowi błogosławieństwo, które od Abrahama, zaś Abra-j ham od anioła był
otrzymał. Wpierw jeszcze z Rebeką coś tajemniczego] przygotował co należało do
błogosławieństwa; był to napój w kubku.
Dzieci nic o tym nie wiedziały i tylko ten, który to błogosławieństwo poi
siadał, doznawał tej tajemnicy, która dlań wszelako, jak dla nas Przenaj-j
76
świętszy Sakrament, tajemnicą pozostawała. Naczynie po jednej stronie było
bardziej płaskie, aniżeli po drugiej. Było przeźroczyste i jak perłowa macica
lśniące; było napełnione czymś czerwonym, miałam uczucie, jakoby to była krew,
krew z Izaaka. Rebeka podczas przygotowywania była obecna.
Gdy Izaak błogosławił Jakuba, tenże sam jeden był przy nim. Pierś obnażywszy
musiał stanąć przed Izaakiem. Ojciec ręką, którą błogosławił, pociągnął linię od
czoła, prosto na dół, aż do łona Jakubowego, od prawego ramienia również aż do
łona, a tak samo od lewego ramienia. Potem położył swą prawicę na jego głowę, a
lewicę na dołek sercowy; potem Jakub musiał wychylić szklaneczkę, a wreszcie
Strona 40
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
zdawało się, jakoby mu Izaak wszystko, wszelką moc i siłę dawał, obiema rękoma
jakoby coś z ciała swego wyjmując i w ciało Jakuba kładąc. Czułam, że to była
jego siła i błogosławieństwo. Podczas tego wszystkiego Izaak modlił się głośno.
Izaak błogosławiąc, podniósł się z łoża. Był natchniony podczas
błogosławieństwa, a światłość rzucała z niego promienie. Podczas gdy pociągał
linie błogosławieństwa, Jakub podniósłszy nieco ręce, trzymał je otwarte,
podobnie jak czyni kapłan, mówiąc Dominus vobiscum. Ilekroć ojciec sam się
modlił, Jakub miał skrzyżowane ręce na piersi. Gdy Izaak podawał
błogosławieństwo, Jakub odbierał je, krzyżując ręce pod piersią, na wzór
człowieka, który coś chwyta. Dopiero na końcu Izaak położył mu ręce na głowę i w
okolicę żołądka. Otrzymał również szklaneczkę, z której pił.
Gdy jednak akt błogosławienia był spełniony przez podanie błogosławieństwa,
widziałam Izaaka zupełnie bezwładnego, wskutek wytężenia, lub też wskutek
rzeczywistego podawania i oddawania, i wskutek nieposiadania więcej pełnej siły.
Zaś Jakuba widziałam kwitnącego, silnego, pełnego życia i potężnego. Teraz Ezaw
powrócił.
Izaak spostrzegłszy, że przeniósł błogosławieństwo na innego, nie rozgniewał
się: poznał wolę Bożą. Natomiast Ezaw uniósł się gniewem, rwał sobie włosy, lecz
zdawało się to raczej być zazdrością przeciw Jakubowi, aniżeli żalem z powodu
nieotrzymanego błogosławieństwa.
Obaj synowie byli już dojrzałymi, kiedy ojciec błogosławił. Ezaw miał już dwie
żony, które nie podobały się jego rodzicom. Obie miały więcej aniżeli 40 lat.
Skór Rebeka spostrzegła gniew Ezawa, odesłała Jakuba potajemnie do swego brata
Labana. Widziałam go odchodzącego. Do pasa nosił ku-rtke. zaś zapaśnicę do
kolan, pod stopami podeszwy, a około głowy opaskę, ^skę pasterską w ręku,
woreczek z chlebem, zwieszający się przez ramiona, Pod drugim ramieniem butelkę,
oto wszystko, co posiadał. Tak widziałam 8°. podczas gdy matka płakała,
spieszącego się. Izaak również jeszcze mu °gosławił, nakazując mu, by tam
poszedł i pojął tam żonę. Rodzice znosili lele od Ezawa, a mianowicie Rebeka
wiele przykrości doznawała.
77
Widziałam Jakuba wśród jego podróży do Mezopotamii śpiącego na miejscu, na
którym później wybudowano Betel. Słońce już zaszło; podłożył sobie kamień pod
głowę i zasnął, leżąc w znak, prosto wyciągnięty. Laska I spoczywała w jego
ramieniu. Widziałam potem także drabinę, którą ujrzał I we śnie, a o której mówi
historia biblijna: "stojącą na ziemi, a wierzch jej I dosięgający nieba".
Widziałam, jak po tej drabinie leżący na ziemi Jakub, I wstępował aż do nieba.
Widziałam ją jako żywy rodowód jego potomstwa. J Jak się rodowody wyobraża,
widziałam na dole przy ziemi, jakoby z ciałaj śpiącego Jakuba zielona winna
gałązka wyrastała, rozchodząca się w trzyj pieńki, które potem, jako pnie
proste, na wzór trzystronnej piramidy, koń-J czącej się w jeden wierzchołek, aż
do nieba sięgały. Owe trzy pnie pomiędzy! sobą ku wszystkim trzem stronom
gałęziami, które wyrosły, były połączonej zaś te gałęzie tworzyły szczeble
trzystronnej drabiniastej piramidy. Widzia-1 łam tę drabinę licznymi zjawiskami
otoczoną; widziałam potomków Jakuba I wchodzących po drabinie, którzy linię
rodową Jezusa co do ludzkości Jego tworzyli. Wchodzili, z jednej strony na drugą
przechodząc, a jeden wchodził przed drugim. Niektórzy pozostawali, zaś inni z
drugiej strony ponad nimi I przechodzili, podług tego jak zarodek ludzkości
Jezusa wskutek grzechu! bywał zamącony, lub znowu wskutek wstrzymywania się od
grzechu oczysz-l czany; wreszcie czysty kwiat, Dziewica święta, w której Bóg
chciał się stać I człowiekiem, na najwyższym wierzchołku drabiny niebios
dosięgała. Widzia-1 łam nad nią niebo otwarte i chwałę Boga. Stąd Bóg rozmawiał
z Jakubem. I
Widziałam jak Jakub, przebudziwszy się nad ranem, najpierw zrobM okrągłą
podstawę z kamieni a położywszy na nią płaski kamień, postawił ówl kamień,
który, kładąc się do snu, podłożył sobie pod głowę. Widziałam też, I że ogień
wznieciwszy, coś ofiarował, także coś w ogień lał na kamień. Modlili się
klęcząc. Sądzę, że wzniecił ogień, jak trzej królowie, za pomocą tarcia. I
Potem widziałam Jakuba w podróży do Labana, z laską w ręku, jeszczM w wielu
miejscach, a nie tylko w Betel. Widziałam go wśród tej podróży poi raz wtóry w
Ajnon, gdzie już przedtem także przebywał i gdzie cysternę,! przezwaną później
chrzcielnicą Jana, odnowił. Widziałam, że już wtenczas na miejscu Mahanaim się
modlił, by go Bóg przecież bronił i zachował muł także szaty, by, przyszedłszy
do Mezopotamii, tak źle nie wyglądał, i by La-1 ban go przecież uznał.
Widziałam, że wówczas już dwie gromady, unoszące! się po obu stronach, ujrzał,
na wzór dwóch obozów, jako znak, że tak jestl bronionym i że tak się stanie
potężnym.
Podczas powrotu widziałam spełnienie się tej wizji. Potem widziałam gW znowu
Strona 41
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
dalej na wschód, na stronę południową rzeki Jabok się zwracającego;! tutaj jedną
noc spędzającego, gdzie później z aniołem się mocował. I tutaj! miał objawienie.
78
Przy powrocie Jakuba z Mezopotamii znajdował się obóz Jakuba na wschód od
późniejszego Jabesz-Gilead. Widziałam, jak teść jego Laban nastawał na niego z
powodu, że mu jego bożyszcza uniesiono i jak go dogonił i jak tutaj dla owych
bożyszczy wielki spór pomiędzy nimi powstał. Jakub nie wiedział, że je Rachel
potajemnie była zabrała. Skoro spostrzegła, że jej ojciec Laban, który cały obóz
celem odnalezienia swych bożyszczy przeszukał, teraz także wnet do jej namiotu
przyjdzie, skradzione bożyszcza, które mniej więcej pięć i pół ramienia długimi,
w płótno powitymi lalkami z metalu były, schowała pod wielką kupą posłania dla
wielbłądów, nagromadzoną niedaleko od jej namiotu nad pochyłością doliny na
południe od rzeki Jabok, a zakrywszy się usiadła na tej kupie, jakoby była chorą
i oddzieloną. Tak jak ona siedziało jeszcze więcej innych kobiet na tej kupie
posiania. Na podobnym, jeszcze większym posłaniu widziałam siedzącego Joba
trędowatego. Kupa, na której siedziała Rachel, jak naładowany wóz żniwny była
wielką. Prowadzili na wielbłądach wiele słomy ze sobą, a wśród drogi jeszcze
więcej często zabierali. Rachel długo z powodu tych bożyszczy się gniewała, a
tylko dlatego zabrała je ze sobą, by uwolnić od nich swego ojca.
Jakub wysłał posłów do Ezawa, którego się obawiał; ci, wróciwszy, powiedzieli,
że Ezaw zbliża się z 400 mężami. Teraz podzielił Jakub cały swój orszak na dwie
gromady, również pierwsze stado bydła na więcej części podzielił, wysyłając je
Ezawowi naprzeciw. Zaprowadził je także aż do Mahanaim i tutaj miał znowu owo
widzenie, które mu się pokazało przy wyjściu, zastępy aniołów, i rzekł: "o lasce
mojej wyszedłem, a teraz o dwa hufce się wzbogaciłem". Rozumiał teraz owo
dawniejsze widzenie. Gdy wszystko było na drugiej stronie rzeki Jabok, Jakub, w
nocy także swe żony i dzieci przeprawiwszy przez rzekę, sam jeden pozostał.
Kazał sobie namiot zrobić na miejscu, na którym, wychodząc do Palestyny, widział
oblicze Boga. Chciał tam w nocy się modlić. Jakub kazał pozamykać namiot z
wszystkich stron, a sługom oddalić się. Widziałam go tam bardzo serdecznie do
Boga wołającego i przedstawiającego mu wszystko, mianowicie wielką swą trwogę
Przed Ezawem. Namiot u góry był otwarty, by lepiej mógł się modlić do nieba.
Widziałam teraz, jak Jakub z aniołem się mocował; działo się to we śnie.
°wstał i modlił się. W tym świetle schodzącym z góry stanęła przed nim
lelka, lśniąca postać i zaczęła się z nim mocować i zdawało się, jakoby owa
Postać chciała go wyprzeć z namiotu. Pchali się w namiocie to w tę, to w ową
ronę. Owa postać czyniła, jakoby Jakuba na wszystkie strony świata wy-P zeć
chciała, zaś Jakub zawsze wracał na środek namiotu. Było to jakby
S"r3» że Izrael, dręczony na wszystkie strony, z Ziemi obiecanej nie będzie
Gdy jednak Jakub po raz wtóry wrócił się ku środkowi namiotu, uchwy. cił go
anioł w miejsce biodra. Widziałam, że to nastąpiło, gdy Jakub mocując] się" we
śnie, chciał się położyć na swe posłanie, lub też na takowe upadał! Anioł,
dotknąwszy się biodra Jakubowego i uczyniwszy z nim co mu sia podobało, rzekł do
Jakuba, który go jeszcze ciągle mocno trzymał: "puśJ mnie, bo już wschodzi
zorza". Teraz ocknął się Jakub ze snu i walki, a spol strzegłszy anioła Bożego
stojącego jeszcze przed sobą, rzekł: "nie, nia puszczę cię, aż mi
pobłogosławisz," czuł bowiem potrzebę błogosławieństwa Bożego, ponieważ czuł się
słabym i groziło mu przybycie Ezawa. Rzekł tedjj anioł do niego: "co za imię
twoje?" To już należało do błogosławieństwa! Abrahama także wśród
błogosławieństwa nazwano Abrahamem] Odpowiedział: "Jakub". Rzekł anioł:
"Będziesz się nazywał Izrael, albowiem mocowałeś się z Bogiem i ludźmi, a nie
uległeś". Spytał go Jakub: "jakinj imieniem cię zowią?". Odpowiedział anioł:
"Przecz się pytasz o moje imię?! To znaczy tyle co: czy mnie nie znasz? czyś
mnie już dawniej nie poznała Jakub, ukląkł przed nim i otrzymał
błogosławieństwo. Anioł błogosławił goj tak samo jak Pan Bóg błogosławił
Abrahama i jak tenże to błogosławieni stwo dalej przeniósł na Izaaka, a ten na
Jakuba, w trzech liniach. Owa błogosławieństwo odnosiło się mianowicie do
cierpliwości i wytrwałości! Teraz zniknął anioł, a Jakub ujrzał zorzę i nazwał
to miejsce Fanueł. Kaza-J wszy zwinąć namiot, poszedł przez rzekę Jabok do swej
rodziny. WzeszłcI słońce i upadał na prawą stronę, albowiem z tej strony siły go
opuściły.
Gdy się Ezaw był oddalił, Jakub poszedłszy ze swoimi do Manahainw z trzodami i
sługami swymi okolicę Sukot aż do pagórka Ajnon zajął. Mie-j szkał dziesięć lat
w Ajnon; później rozciągała się jego osada od Ajnon doj Salem, a jego namioty
sięgały aż do miejsca, gdzie Sichem mieszkał; tutajj kupił pole.
Widziałam tam Dynę przechadzającą się ze swymi sługami i z ciekł wości
rozmawiającą z Sychemitami. Widziałam, że Sychem przymiłał się dfll niej, że jej
sługi wróciły się i że Sychem zabrał ją z sobą do miasta. Wtedyl wielki smutek
Strona 42
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
przyszed na nią, a mord i zabójstwo na Sychemitów. Sychafj było wówczas jeszcze
niewielkim miastem, zbudowanym z ciosanych ka-J mieni, miało też tylko jedną
bramę.
Patriarchowie Abraham, Izaak i Jakub, byli po prawej stronie ciała i^ co
mocniejsi aniżeli po lewej. Lecz nikogo to nie raziło. Nosili suknie szen kie i
zasłaniające. Spoczywała im po tej stronie pewna pełność, jakoby op' chłość.
Była w niej pewna świętość, pewne błogosławieństwo, tajemni' Miała kształt boku
z zarodkiem; była lśniącą. Pierworodny otrzymywał ją swego ojca, dlatego miał
tak wielkie pierwszeństwo. Jakub otrzymał tę taji mnicę zamiast Ezawa, ponieważ
matka wiedziała, że do tego był naznaczon;
80
przez dotknięcie anioła Jakubowi błogosławieństwo odjęto. Nie zadało mu to
żadnej rany; było jakby uschnięcie owej pełności. Później nie był już tak pewnym
siebie i nie żył bez kłopotu, ufając jedynie opatrzności Bożej. Dawniej był jako
człowiek, przez Sakrament w sercu wzmocniony; później stał się pokorniejszym,
troskliwszym i więcej musiał się trapić. Czuł dobrze, że mu to błogosławieństwo
odjęto, dlatego też nie puścił anioła, dopóki go błogosławieniem nie umocnił.
Dopiero Józef przez anioła owo błogosławieństwo na powrót otrzymał, znajdując
się w więzieniu Faraona w Egipcie.
16. Józef i Azenet
Gdy Józefa sprzedano do Egiptu miał lat szesnaście. Był średniego wzrostu,
bardzo wysmukły, układny, ruchliwy ciałem i duszą. Był zupełnie inny aniżeli
bracia. Każdy musiał go kochać. Gdyby mu ojciec takiego nie był dawał
pierwszeństwa, musieliby go bracia miłować. Ruben był także układniejszym
aniżeli drudzy, zaś Beniamin był człowiekiem bardzo wielkim i niezgrabnym, lecz
dobrodusznym i potulnym. Józef nosił włosy, na trzy ciemiona rozdzielone; po
każdej stronie głowy było jedno ciemię, trzecie z karku w formie długiej i
krużowatej się zwieszało. Gdy został władcą Egiptu, nosił włosy ostrzyżone, lecz
później znowu długie.
Razem z pstrym surdutem Jakub oddał był Józefowi także kości Adama, jakkolwiek
Józef nie wiedział, co to było. Jakub dał mu je jako klejnot zasłaniający,
wiedząc dobrze, że bracia nie miłowali go. Józef owe kości nosił zawieszone na
piersi w skórzanym woreczku, u góry okrągłym. Gdy bracia go sprzedali, ściągnęli
z niego tylko pstry surdut i suknię zwyczajną; lecz na gołym ciele jeszcze jedną
nosił opaskę i rodzaj szkaplerza na piersiach, zaś pod tym ów woreczek wisiał.
Ów pstry surdut był biały z szerokimi, czerwonymi pręgami, na piersiach
były trzy czarne sznury na poprzek, w środku z żółtą ozdobą. W górę szeroko
ył opasany, tak że można było coś wsunąć, dołem był wąski, lecz z boku miał
'cięcia, by podczas chodzenia zostawiać miejsce. Spuszczał się aż do dołu,
w tyle był nieco dłuższym, zaś w przodku otwartym. Zwyczajna suknia
J°zefa tylko ponad kolana sięgała.
Józef był już znany Faraonowi i jego żonie, zanim dostał się do wię-nia.
Zawiadowywał sprawami Putyfara tak dokładnie, a Putyfar podczas
tu Jozefa w jego domu tak dobrze wszystko sprawował u Faraona i ta-
Żo S'lc'eszył błogosławieństwem, że Faraon chciał zobaczyć sługę swego.
EfiiD " araona> bardzo pragnąca zbawienia, czcząca bożków i jak wszyscy
Janie> bardzo żądna nowych bożków, tak zdumiała się z powodu tego
81
podziwienia godnego, sprytnego i mądrego cudzoziemca, że w sercu swoim jako Boga
go czciła, mawiając zawsze do Faraona: ten mąż posłany jest od naszych bogów, to
nie człowiek, jak my. Dlatego dostał się do wspaniałego więzienia, gdzie później
został dozorcą nad drugimi. Opłakiwała go bardzo] że pojmano go jako złoczyńcę,
że się omylili; a kiedy został uwolnionym i przyszedł do dworu, zawsze była
bardzo dobrą dla niego. Ten sam kubek, który zapakował Beniaminowi, był
pierwszym od niej podarkiem. Znam goi dobrze, miał dwa ucha, a żadnej nogi. Był
jakby z drogiego kamienia, lub! masy przezroczystej, której nie znam, był też
cały ukształcony, jak górna] część kielicha, używanego przy ostatniej wieczerzy.
Znajdował się także pomiędzy naczyniami, które dzieci Izaaka zabrały ze sobą z
Egiptu, a przeJ chowywano go w arce przymierza.
Józef był siedem lat w więzieniu, tutaj, w największym smutku pogrążony,
tajemnicę Jakuba w ten sam sposób otrzymał, jak patriarchowie, otrzymał także
widzenie o licznym potomstwie.
Żonę Putyfara znam dobrze. Widziałam też jak chciała uwieść Józefa, lecz po jego
wywyższeniu czyniła pokutę, stała się pobożną i wstydliwą. Byłaj to wielka, tęga
niewiasta, żółtawo-brunatnego, jak jedwab błyszczącego! koloru ciała. Nosiła
kolorową suknię, a na niej cienki, przeplatany figurami płaszcz, wskutek czego
suknia spodnia przebłyskiwała jakby przez koronki! Józef wiele z nią przebywał,
ponieważ pan wszystko mu powierzył. Spostrze-j głszy jednak, że się stała
Strona 43
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
poufalszą, nie sypiał więcej w domu swego panaj ilekroć tego w domu nie było.
Odszukiwała go często wśród jego zajęć, gdyj coś pisał. Widziałam ją raz
przychodzącą do niego w stroju bardzo nieprzy-l zwoitym, kiedy stojąc w kącie
sali, pisał. Pisywali na wałkach przy pochyłycla płytach, przed którymi można
było stać i siedzieć, a stały one przy ścianach.! Rozmawiała z nim, a on
odpowiadał; lecz wówczas stała się bezczelną.! Wskutek tego obróciwszy się
uciekł. Uchwyciła go za płaszcz, a on jej go zostawił.
Widziałam Józefa u bałwochwalczego kapłana Putyfara w Heliopol lis, u którego
Azenet, córka Dyny i Sychemity, jako prorokini i stroicieli bożków razem z
siedmiu innymi dzieweczkami żyła. Kupił ją w piątym j< roku od jej mamki, z
którą od Jakuba nad Morze Czerwone uciekła, by jej synowie nie zamordowali
dziecka. Posiadała ducha proroczego, a dla tyfary była prorokini. Józef znał ją,
nie wiedział, że była jego kuzynką. B; istotą zupełnie poważną, szukającą
odosobnienia, a pomimo swej wielki' piękności nienawidziła mężczyzn. Miewała
głębokie widzenia, znała t< egipską naukę o gwiazdach, lecz miała pewne pojęcie
o religii patriarch" czarodziejstwa nie widziałam u niej. Widziała podczas wizji
całą tajemni' życia, rozpłodu, przyszłości i wyjścia Izraela, nawet całe
przejście pi
82
puszczę. Mnóstwo zapisała rolek dziwacznymi głoskami na liściach pewnej rośliny
wodnej i na skórach; wyglądały one jak łby zwierzątek i ptaków. Te jjsięgi już
za jej życia źle były rozumiane przez Egipcjan i nadużywane do szkaradnych
uczynków; Azenet wskutek tego niezrozumienia, spowodowanego przez szatana,
bardzo się smuciła i bardz płakała. Miała więcej wizji, aniżeli który bądź
człowiek za jej czasów, a była pełną cudownej mądrości. Lecz wszystko czyniła
zupełnie spokojnie, wszystkim rady udzielając. Umiała też tkać i haftować, a tak
była pełną mądrości, że nawet spaczenie prawdy przez ludzi poznawała i dlatego
tak poważną, małomówną i spokojną była.
Widziałam, że Azenet wskutek mylnego tłumaczenia jej wizji i rolek przez nią
zapisanych oddawano bałwochwalczą cześć jako Izys, zaś Józefowi jako Ozyrysowi.
Może dlatego tak wiele płakała; pisała też przeciw temu, że ją matką wszystkich
bogów nazywać będą.
Ilekroć Putyfar bogom ofiary składał, Azenet wchodziła na wieżę, gdzie jakby w
ogródku była i wśród blasku księżyca na gwiazdy patrzyła. Wpadała w zachwycenie
i wszystko bardzo jasno widywała w gwiazdach, widywała też prawdę w
gwiazdozbiorach, albowiem przez Boga wybraną była. Lecz widziałam bożków
bałwochwalczych, którzy najohydniejsze widzieli rzeczy, będąc przeniesieni w
zupełnie obce, szatańskie światy. Wskutek tych widzeń szatańskich Azenet
przekręcono tajne oświadczenie na szkaradne uczynki bałwochwalstwa.
Azenet wiele zaprowadziła w Egipcie. Kazała sprowadzić wiele pożytecznych
zwierząt, np. krowy; uczyła także wyrobu sera, również tkactwa i niejednej
sztuki nieznanej. Leczyła też liczne choroby. Józef zaprowadził pług w Egipcie,
którym on sam kierować potrafił. Jedna rzecz była mi bardzo dziwną. Azenet mięso
licznych, na ofiarę zabitych zwierząt, w wielkich, pod gołym niebem w ziemię
wkopanych kotłach, tak długo gotowała, dopóki to mięso nie stało się do kleju
podobną masą, która podczas wypraw wojennych i w razie głodu za pożywienie
służyła. Z tego Egipcjanie bardzo byli radzi i zdziwieni.
Gdy Józef u kapłana bałwochwalczego ujrzał Azenet, zbliżyła się do niego, chcąc
go uścisnąć. Nie było to żadną bezczelnością, lecz rodzajem Prorokowania, akcją
prorocką; dlatego działa się przed kapłanem bałwochwalczym. Azenet miano jakby
za świętą. Lecz widziałam, że Józef, wycią-° jtwszy rękę, odsunął ją, mówiąc do
niej poważne słowa. Wtedy widziałam ardzo wzruszoną, cofającą się do tej izby i
w smutku i pokucie żyjącą.
Widziałam Azenet w owej komnacie, stała za zasłoną, długie włosy żo.le^aty s'e
obficie ku ziemi, a na końcu były zakędzierzawione. Na jamie w \ lcOwej miała
cudowny, wyciśnięty na skórze znak. W figurze, jakby
•seczce sercowatej, stało dziecię z rozszerzonymi ramionami, trzymając
83
w jednej ręce małą miseczkę, a w drugiej kubek, czy też kielich. W miseczce
leżały trzy miękkie, z łupiny wyłaniające się kłosy i postać gołębia,
zda-wającego się dziubać w stronę grona, leżącego w kielichu na drugiej ręce
dziecka. Jakubowi ten znak był znany; mimo to musiał Azenet oddalić, by ja od
gniewu swych synów zachować; gdy jednak przyszedł do Józefa do Egiptu, a ten mu
z wszystkim się zwierzył, poznał swą wnuczkę po tym znaku. Także Józef miał taki
znak, wyobrażający grono z licznymi jagodami, na piersiach.!
Teraz widziałam anioła ukazującego się w bardzo świetnej szacie! z kwiatem
lotosowym w ręku. Pozdrowił Azenet. Patrząc na niego, zasłoniła się. Rozkazał
jej, by się już więcej nie smuciła, by przywdziała odświętna szatę, także
Strona 44
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
zażądał od niej pokarmu. Oddaliwszy się, wróciła ustrojona] niosąc na lekkim,
niskim stoliku wino i małe, płaskie, chleby pieczone w poJ piele. Była śmiałą,
zupełnie szczerą i pokorną, tak jak Abraham i inni patriarchowie podczas
świętych zjawień; gdy anioł z nią rozmawiał, twara odsłoniła. Zażądał miodu od
niej; rzekła, że nie posiada miodu, jak inna dziewice, które go pożywały. Rzekł
jej anioł, że znajdzie miód pomiędzy! posągami bożyszczy, które stały w komnacie
w pozwijanych kształtachj z głowami zwierząt i ku dołowi zwiniętymi ciałami
wężów.
Tutaj znalazła tedy piękny, jak hostia biały plastr miodu z wielkimi komórkami i
postawiła go przed anioła, który kazał jej jeść. Błogosławią miód i widziałam,
że jaśniał i ogień z niego buchał. Znaczenia tego miodu] niebieskiego nie umiem
już zupełnie wypowiedzieć; kiedy się bowiem takie rzeczy widzi, wie się
wszystko, ponieważ się wie te rzeczy prawdziwie; teraz zaś ten miód zdaje się
znowu być tym, co zowiemy miodem, nie wiedząc,! czym właściwie są kwiaty,
pszczoły i miód. Tylko tyle powiedzieć mogę: Azenet miała rzeczywiście tylko
chleb i wino, a nie miód, w sobie, i dopiero! wskutek tego miodu porzuciła
bałwochwalstwo, a wiara żydowska przyjęła się w jej sercu. Wielu z tego powodu
dopomóc miała, liczni jako pszczoły] naokoło niej budować mieli. Sama mówiła, że
nie chce odtąd żadnego wiece! pić wina, że miód jej bardziej jest potrzebny. W
Mydian blisko Jetro widzia-j łam wiele miodu, wiele pszczół.
Anioł błogosławił plaster miodu palce na wszystkie strony świata, oznaczało to,
ze swoim istnieniem, wzorem i tajemnicą swej treści dla tali wielu miała być
matką i przewodniczką. Gdy jej samej później cześć boskflj oddawano, gdy ją z
tak licznymi piersiami wyobrażano, było to również zrytn zrozumieniem jej
własnych widzeń, w jaki sposób tak wielu wyżywić miałaj
Anioł powiedział jej także, że jest oblubienicą Józefa i że z nim ma bjfl
połączoną. Także ją błogosławił, jak Izaak Jakuba, a anioł Abrahama. CW6 trzy
linie błogosławieństwa zrobił nad nią podwójnie, pierwszy raz do dołK3!
sercowego, po raz drugi do łona.
84
Miałam później widzenie, jak Józef znowu przybył do Putyfara, by żądać Azenet za
żonę i przypominam sobie tylko, że, jak ów anioł, kwiat lotosowy trzymał w ręku.
Wiedział o jej wielkiej mądrości, lecz ich obustronne pokrewieństwo było dla
niego tajemnicą, a także tajemnicą dla Azenet.
Widziałam też, że syn Faraona kochał Azenet i że musiała się ukrywać, że Juda
całej sprawie zapobiegł, inaczej Dan i Gad, podburzeni przez syna Faraona, który
z nimi zrobił zasadzkę, byliby zgładzili Józefa. Sądzę, że Juda, otrzymawszy
podczas widzenia przestrogę od Boga, powiedział Józefowi, iżby inną drogą
wędrował. Przypominam sobie, że także Beniamin w tym miał zasługę, broniąc
Azenet. Dan i Gad zostali ukarani, umarły im dzieci. Także Pan Bóg ich
przestrzegł, zanim ktokolwiek o tym wiedział.
Józef i Azenet, pokazując się ludowi, nosili w rękach, tak samo jak kapłan
bałwochwalczy Putyfar, znak najwyższej władzy, uważany za święty. Górna część
tego znaku tworzyła pierścień, dolna krzyż łaciński, głoskę T. Służył on za
pieczęć, a kiedy żyto mierzono lub oddzielano, naznaczano kupy, wyciskając na
nich owo T; także gumna ze zbożem i budowle kanałów, rośniecie i opadanie Nilu
tym znakiem znaczono. Pisma tym znakiem stę-plowano, pomazując je wpierw
czerwonym sokiem rośliny. Ilekroć Józef jaki urząd sprawował, ten znak, krzyż
wyryty na pierścieniu, na dywanie obok niego leżał. Wydawało mi się też, jakoby
to było znakiem w Józefie jeszcze zamkniętej tajemnicy arki przymierza. Azenet
też miała instrument jakby rózgę, którą, postępując podczas widzenia, tam, gdzie
drgnęło, w ziemię uderzała, znajdując wodę i źródła. Działo się to pod wpływem
gwiazd.
Przy pochodach uroczystych Józef i Azenet jeździli na błyszczącym wozie. Azenet
nosiła zupełnie złotą tarczę piersiową, obejmującą pod ramieniem całe ciało. Na
tej tarczy było pełno figur i znaków. Jej suknia spadała aż ponad kolana, odtąd
były nogi zawinięte. Na ramionach nosiła długi płaszcz, łączący się z przodu
ponad kolanami. Czubki trzewików były zagięte w górę, jak łyżwy. Strój głowy
jakby hełm, składał się z pstrych piór i pereł.
Józef nosił ciasny surdut z rękawami, a nad nim złoty napierśnik z figurami,
około bioder krzyżowały się pasy ze złotymi węzłami, na ramiona sPadał płaszcz,
a także strój głowy składał się z piór i klejnotów.
Gdy Józef przybył do Egiptu, budowano Nowy-Memfis, który mniej cej siedem godzin
na północ od starego Memfis był położony. Pomiędzy a miastami znajdował się na
groblach trakt bity z alejami; tu i ówdzie 1^ drzewami staly figury bardzo
poważnych i smutno wyglądających nych 7 bożyszczy' mających ciało jak psy i
siedzących na płytach kamienuj ' Zresztą nie było jeszcze żadnych pięknych
budynków, lecz były nie-mór r^1^?.ługie waty i sztuczne góry z kamieni
Strona 45
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
(piramidy), pełno jaskiń i ko-• Mieszkania były lekkie, górna ich część była z
drzewa. Były jeszcze
85
pomiędzy tym wielkie lasy i bagna. Nil już za czasów ucieczki Maryi do Egiptu
bieg swój zmienił.
Egipcjanie oddawali cześć różnym zwierzętom, ropuchom, żmijonj i krokodylom.
Przypatrywali się zupełnie spokojnie, gdy krokodyl pożerał człowieka. Kiedy
Józef przybył do Egiptu, nie oddawano jeszcze czci bożkoJ wi-bykowi; lecz tę
służbę krótko potem wskutek snu Faraona o siedmiu tłu] stych i chudych krowach
przyjęto. Mieli liczne bożyszcza, niektóre wygląJ dały jakby dzieci w
pieluchach, inne znowu jak węże były zwinięte, pomiędzy nimi też takie, które
można było skracać i przedłużać. Niektóre bożyszcza] były przyozdobione w
napierśniki, a na nich plany miast i bieg Nilu dziwa-1 cznie były naznaczone. Te
tarcze sporządzano podług obrazów, które ka| płani bałwochwalczy ze swych wież w
gwiazdach widzieli, podług czego potem miasta i kanały budowali. W taki sposób
założono Nowy-Memfis. I
Złe duchy musiały wówczas mieć inną, więcej cielesną siłę; widziałam bowiem
czarodziejstwo egipskie, wychodzące bardziej z ziemi, z głębiny! Ilekroć kapłan
bałwochwalczy rozpoczynał swe czarodziejskie dzieło! widziałam rozmaite brzydkie
postacie zwierząt z ziemi naokoło czarownika wychodzące i w czarnej linii
parowej do ust jego wchodzące. Wskutek tegol oburzał się i stawał się
jasnowidzącym. Było też, jakoby z każdym wstąpiol nym duchem zamknięty świat w
nim wschodził, i teraz widział to, co byłoj blisko i co było oddalone, głębiny
ziemi, kraje i ludzi, tajne i ukryte rzeczyj to znaczy: wszystko, z czym owe
duchy miały jakiś związek. Późniejsze cza-J rodziejstwo wydawało mi się zawsze,
jakoby więcej pod wpływem duchów] powietrznych stało. To, co czarownicy za
pomocą tych duchów widzieli! wydawało się jakby mamidło, odbijające się w
lustrze, spełniane wobec nicłl przez duchy. Mogłam widzieć poza tymi postaciami,
były jakby widma i jakoby się za zasłonę patrzyło.
Ilekroć egipscy kapłani bałwochwalczy z gwiazd coś wyczytać chcieM pościli i
oczyszczali się przedtem, okrywali się worami i sypali popiół aM głowę, a
podczas gdy z wieży patrzyli na gwiazdy, składano ofiary. Poganii owych czasów
mieli niejasne tylko pojęcie o tajemnicach religijnyclj nabożeństwa prawdziwego,
które to tajemnice Bóg od Seta, Henocha, Noi ego i patriarchów ludowi wybranemu
przekazał; dlatego też tak różne szkal radne uczynki były w ich bałwochwalstwie,
za pomocą których szatan, fiĄ później za pomocą kacerstw, czystemu niezmącono
zachowanemu obja wieniu Boga do ludzi przeciwdziałał. Dlatego Pan Bóg tajemnicę
K* Przymierza zakrył ogniem, by ją zachować.
Widziałam w Egipcie niewiasty za czasów Józefa ubrane jes podobnie jak
Semiramidę. Jakub idąc do Józefa do Egiptu, przez puszcze samą szedł drogą,
którą Mojżesz później do Ziemi obiecanej wędrow;
86
Wiedział, że zobaczy Józefa. Już idąc do Mezopotamii, tam, gdzie postawił
kamień, a nie tam, gdzie widział drabinę, miał widzenie o swych synach
przyszłych, i że jeden z nich w okolicy, gdzie sprzedano Józefa, zapada się w
ziemię i znowu wschodzi jak gwiazda w południu. Dlatego też, gdy mu okrwawiony
płaszcz przynieśli i gdy widzenie dawniejsze, o którem zupełnie był zapomniał,
znowu mu przyszło na pamięć, rzekł: będę opłakiwał Józefa, dopóki go nie
odnajdę. Jakub najpierw Rubenowi kazał się wywiadywać, jaką żonę ma Józef, lecz
objawił mu zaraz, że jest jego siostrzenicą. Lecz zaprzyjaźnił się z Putyfarem,
a ten, obcując z nim wiele, przyjął obrzezanie i służył Bogu Jakuba.
Jakub mieszkał od Józefa mniej więcej o dzień drogi oddalony, a ponieważ
zachorował, Józef do niego pojechał. Jakub pytał go o niejedno, dotyczące
Azenet, a ponieważ powiedział Józefowi słowami: "to jest krew z mojej krwi, to
jest kość z mojej kości - oto kim jest Azenet". Józef tak był wzruszony, iż
omdlał, a przyszedłszy do domu, powiedział żonie swojej i o-boje serdecznie
wskutek tego płakali. Jakub zachorował potem o wiele gorzej, a Józef znowu był
przy nim. Jakub spuścił nogi swe z łoża, zaś Józef, położywszy rękę pod jego
biodra, musiał złożyć mu przysięgę, że go pochowa w Kanaan, a przysięgając,
Jakub oddawał pokłon błogosławieństwu w Józefie. Wiedział, że Józef od anioła
otrzymał był błogosławieństwo, odebrane od niego. Józef nosił to
błogosławieństwo w prawym boku aż do śmierci. Pozostało też ono w jego ciele
przed wyjściem Izraelitów przez Mojżesza wyjęte, z szczątkami Józefa w arce
przymierza, jako Świątyni ludu wybranego, złożone zostało.
Kwartał po odwiedzinach Jakub umarł. Po jego śmierci urządzili żydzi i
Egipcjanie sąd co do jego osoby, w którym to sądzie bardzo go chwalono i
miłowano.
Azenet porodziła Józefowi najpierw Manasesa i Efraima, a w ogóle osiemnaścioro
Strona 46
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
dzieci, pomiędzy nimi kilka bliźniąt. Umarła trzy lata przed Józefem, a
niewiasty żydowskie namaściły ją. Dopóki jeszcze Józef żył, spoczywało jej ciało
w jego przyszłym grobowcu. Lecz najstarsi z ludu coś z jej WnCtrzności
przywłaszczyli sobie, przechowując to w małej figurze ze złota. °nieważ zaś i
Egipcjanie na to nastawali, powierzono to żydowskim aku-szerkom,z których jedna
w trzcinianej puszce zalanej smołą ukryła to w sito-Vlu nfd kanałem. W nocy
wyjścia pewna mamka z rodu Aser tę tajemnicę Przyniosła Mojżeszowi. Owa mamka
nazywała się Sara.
Józefa, po śmierci żydzi zabalsamowali w obecności Egipcjan i nastąpiło ^CZ cia*
Józefa i Azenet podług zapisków, jakie Azenet ze swych zro^^a* pozostawiła
żydom. Także egipscy kapłani i astrolodzy, Józefa i Azenet w poczet bóstw swych
przyjęli, o tych zapiskach wie-
87
dzieli, mieli też przeczucie o wielkim znaczeniu i błogosławieństwie Józefa i
Azenet dla Izraela; lecz chcieli to błogosławieństwo sobie przywłaszczyć, zaś
Izraela pognębić. Dlatego żydów, którzy po śmierci Józefa w tak zadzi-J wiający
sposób się rozmnażali, Faraon tak gnębił. Egipcjanie wiedzieli teżj że Izraelici
bez ciała Józefowego nie wyjdą z ziemi, dlatego też kilkakrotnie zagrabiali
zwłoki Józefa, a wreszcie zupełnie je posiedli. Prosty lud wiedział' tylko o
zwłokach Józefa, nie zaś o tajemnicy, jaką te zwłoki zawierały, która tylko mało
kto znał. Lecz cały lud zasmucił się bardzo, gdy najstarszym oznajmiono, że
skradziono im świętość, na której obietnica spoczywała] Mojżesz, na dworze
Faraona we wszelkiej mądrości egipskiej wychowany^ odwiedził lud swój i znał
przyczynę smutku. Gdy zabił Egipcjanina, Pan Bóg zrządził, że jako zbieg przybył
do Jetrego, ponieważ tenże wskutek związku swego z sybylą Segolą celem wykrycia
zabranej tajemnicy mógł mu byd pomocnym. Mojżesz także na rozkaz Boży pojął
Seforę za żonę, by tę gałąa w Izraelu zabrać.
Segola była córką naturalną Faraona z matki żydowskiej, a chociaa w egipskiej
astrologii wychowana, była żydom bardzo oddana. Ona pierwsza odkryła Mojżeszowi,
gdy jeszcze chował się na dworze, iż nie jest synem] Faraona.
Aaron, po śmierci swej pierwszej żony, musiał ożenić się z córką owej Segoli, by
zażyłość matki z Izraelitami tym większą się stała. Dzieci z tego małżeństwa
wyszły razem z Izraelitami; Aaron musiał się znowu z nią rozłączyć, by
kapłaństwo Aaronowe z czysto żydowskiego plemienia pochodzić mogło. Rozłączona
od Aarona córka Segoli, po raz wtóry wyszła za mąż, a jej] potomkowie za czasów
naszego Zbawiciela mieszkali w Abila, dokąd jejj mumię przenieśli. Segola była
bardzo oświeconą i zdołała bardzo wiele u Faraona; miała u czoła wywyższenie,
jak je często w starodawnych czasach! ludzie proroczego ducha mieli. Duch ją
popychał, by Izraelitom liczna wyjednała przyzwolenia i dary.
W nocy, w której w Egipcie Anioł Pański zabijał wszelkie pierworodna udała się
Segola, zasłoniona, z Mojżeszem, Aaronem i trzema innyfflf Izraelitami do dwóch
mogił, które oddzielone były kanałem, lecz połączone mostem. Ten kanał wpadał
pomiędzy Memfis a Goren w Nil. Wstęp do gr< bowca leżał pod mostem głębiej,
aniżeli powierzchnia wody, do któi prowadziły stopnie z mostu. Segola, zszedłszy
sama z Mojżeszem, rzw imię Boga, napisane na karteczce, w wodę, która zaraz się
rozstąpiła, robi. wolnym wstęp do grobowca. Trącili o kamień, tworzący bramę i
otwierając?! się na wewnątrz. Teraz zawezwali też drugich do siebie. Tutaj,
związawszy iĄ ręce swą stułą, kazał im przysięgać, iż tajemnicę zachowają. Po
złożonej przysiędze rozwiązał im ręce. Potem wszyscy wstąpili do grobowca, dtf
88
dobyli światła, które przynieśli w ukryciu. Widziano tam jeszcze różne ganki, a
w nich wizerunki zmarłych.
Ciało Józefa i z tymże połączone cząstki Azenet spoczywały w egipskiej,
metalowej trumnie kształtu byka (bożka), lśniącej jak wytarte złoto. Odkryli
grzbiet, służący za wieko. Mojżesz wyjął tajemnicę z próżnego ciała Józe-fowego,
a owinąwszy ją w chusty, podał Segoli, która, zakrywając szatą, niosła ją przed
sobą. Resztę kości zgarniono na kamieniu bardziej na kupę, a zawinąwszy je w
chusty, mężom wynieść kazano. Teraz mając świętość, mógł Izrael wychodzić z
kraju. Segola płakała, a Izrael był pełen radości.
Mojżesz w czubku swej laski żółtawej, kształtu nieszpułki i liściem otoczonej,
ukrył relikwię ciała Józefowego. Była to inna laska, aniżeli owa pasterska,
którą Mojżesz przed Bogiem musiał rzucać na ziemię, gdzie się w węża
przemieniała; była to trzcina, której górny i dolny koniec można było wysuwać i
wsuwać. Dolnym końcem, który wydawał mi się być z metalu i miał kształt
spiczastej skuwki, dotknął Mojżesz skały, jakoby słowa na niej pisał. Skała
rozstąpiła się pod końcem laski i wytrysnęła woda. Także tam, gdzie Mojżesz
końcem swej laski robił znaki w piasku, woda wytryskiwała. Nie-szpułkowatą górną
część owej laski trzcinianej można było wysuwać i wsuwać, i przed nią rozstąpiło
Strona 47
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
się Morze Czerwone.
Od śmierci Józefa aż do wyjścia Izraela z Egiptu jest podług naszego sposobu
liczenia mniej więcej 170 lat. Mieli tam inny sposób liczenia, mieli inne
tygodnie i lata. Często mi to objaśniano, lecz nie umiem tego powtórzyć.
Dopóki Izraelici żyli w Egipcie, mieli zamiast Świątyni tylko namioty. Wznosili
kamienie, wylewali olej nad nimi, ofiarowali zboże i baranki, śpiewali i modlili
się.
17. Arka Przymierza
Jeszcze tej samej nocy, w której Mojżesz stał się właścicielem owej więtości,
zrobiono złotą, podobną do trumny skrzynię, w której, wychodząc 2 Egiptu, tę
świętość z sobą nosili. Musiała ta skrzynia być tak wielką, że człowiek w niej
mógł spoczywać, albowiem miała stać się kościołem i ciałem. y« noc, kiedy drzwi
krwią naznaczali; widząc ich tak szyko pracujących nad >V/h skrzynią, myślałam o
krzyżu św., również tak szybko ciosanym w nocy **r*ed śmiercią Jezusa. Skrzynia
była z blachy złotej, kształtu egipskiej mny do przechowywania mumii. Była u
góry szersza aniżeli u spodu, a porani miaia w^inek twarzy otoczonej
promieniami, po bokach długość on ' postawa żeber były naznaczone.
89
W tę skrzynię podobną do trumny, mniej więcej na pośrodku, wstawiono złotą
skrzynkę, zawierającą ową przez Segolę z grobowca wyniesioną świętość. Na spodek
położono święte naczynia i kubki patriarchów, które Abraham od Melchizedecha był
otrzymał i razem z błogosławieństwem dał pierworodnym w dziedzictwo. To najpierw
zawierała, taki też był pierwszy kształt arki przymierza, którą czerwoną, a
nadto białą zasłoną okryto.
Dopiero na górze Synaj zrobiono drewnianą, zewnątrz i wewnątrz pozłacaną arkę, w
którą wstawiono złotą trumnę, podobną do trumny doj przechowywania mumii wraz z
świętością. Ta trumna sięgała mniej więcej aż do połowy wysokości arki, nie była
też tak długa jak arka, albowiem na jej I górnym i spodnim końcu było jeszcze
miejsce dla dwóch mniejszych] skrzynek, w których znajdowały się relikwie
rodziny Jakuba i Józefa, i dokąd] później włożono także laskę Aarona. Gdy arkę
postawiono w Świątyni na Syjonie, odmieniono ją wewnątrz, wyjmując z niej ową
złotą trumnę, a kła-] dąc w jej miejsce podobną, mniejszą figurę z białej masy.
Już jako dziecko często widywałam Arkę Przymierza i wszystko, cJ w niej i nad
nią było i jak coraz więcej w niej składano. Wszystkie większe I świętości,
które dostawali w niej chowali; lecz nie musiała być bardzo ciężka, ] albowiem z
łatwością można ją było nosić.
Arka była dłuższą aniżeli szerszą, a tak wysoką jak szeroką. U spodu I miała
występującą listwę; jej górna część była na pól łokcia długa, oprawiona ] w
kunsztowną ozdobę ze złota w rozmaitych kolorach, kwiatach, floresach, ]
twarzach, słońcach i gwiazdach. Wszystko było przygotowane wspaniale, lecz I nie
bardzo podpadająco, końcami i liśćmi tylko nieco ponad górną krawędź I arki
występując. Pod tą oprawą były na narożnikach obu dłuższych ścian I obrączki,
przez które przetykano nosze. Inne części arki rozmaitymi figura- ; mi
różnokolorowego drzewa sytymowego złotem bardzo pięknie wyłożonej były.
Na środku arki umieszczone były małe, nieznaczne drzwi, by arcył kapłan, będąc
sam jeden w Przenajświętszem, ową świętość celem błogo-l sławienia i
przepowiadania z arki mógł wyjąć i znowu do arki włożyć. Te | drzwi, składające
się z dwóch części, w prawą i lewą stronę w arkę posuwać ] było można, a były
tak wielkie, że arcykapłan wygodnie we wnętrze arki mógł I chwytać. Tam gdzie
nosze przez drzwi przechodziły, były nieco do góry] wygięte. Odsunięto drzwi,
zaraz złota skrzynka, w której świętość okryti delikatnymi chusteczkami
przechowywano, rozkładała się jak księga, któr się otwiera.
Ponad wiekiem arki wznosił się t r o n łaski. Była to wydrążona również złotą
blachą obita płyta, w której spoczywały święte kości. Ta była tak wielką jak
wieko i tylko nieco ponad wieko wystawała. Obier
90
szerokimi stronami za pomocą czterech śrub z drzewa sytymowego, wstępujących w
arkę, w ten sposób owa płyta nad wiekiem była przymocowaną, że między tym
przeglądać się można było. Śruby miały na czubkach złote guziki, podobne do
owocu; cztery śruby zewnętrzne chwytały cztery narożniki arki, cztery wewnętrzne
wchodziły we wnętrze. Po każdej wszerz prowadzącej stronie tronu łaski było
wycięcie, w którym po jednym złotym aniołku, wielkości chłopca, umocowano. W
środku trony łaski był okrągły otwór, kędy do arki prowadziła rura przez wieko;
można ją było widzieć pomiędzy tronem łaski a wiekiem. Ten otwór otoczony był
złotym koszem, jakby koroną, przylegającą u góry za pomocą w poprzek sterczących
klamer do drążka, który od świętości leżącej w arce przez rurę i koronę w górę
wznosił się i tworzył na czubku siedem wypustek, jakby liście kwiatu. Ten słupek
trzymał jeden anioł prawą, a drugi lewą ręką, podczas gdy za słupkiem
Strona 48
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
rozpostarte prawe skrzydło jednego, dotykało lewego skrzydła drugiego aniołka.
Dwa drugie skrzydła tylko nieco rozpostarte spoczywały na ich ramionach, nie
dotykając jedno drugiego, tak, że z frontu arki widoku na koronę na środku płyty
nie zasłaniały. Pod tymi skrzydłami wyciągali ręce w postaci przestrzegającej.
Cherubiny tylko jedną nogą w wycięciu płyty klęczeli, druga, wyciągnięta,
wisiała w powietrzu. Ich twarze, z wyrazem wzruszenia, obrócone były na
zewnątrz, jakoby byli przejęci świętą bojaźnią przed owym blaskiem naokoło
korony. Tylko naokoło środka ciała mieli szatę. Wśród dalszych wędrówek
zdejmowano ich z arki i osobno noszono.
Widziałam, że u góry, rozszerzających się, jak liście kwiatu, końcach drążka,
świece lub płomienie, zapalane przez kapłanów, się paliły. Była to brunatna
masa, której do tego używali, sądzę, że gatunek świętej żywicy. Mieli ją w
puszkach. Lecz widziałam też często, że z korony wielkie promienie światła
wzbijały się wzdłuż drążka, a podobne strumienie z nieba w koronę wchodziły,
widziałam, że też bokiem promienie światła delikatnymi nitkami wybuchały,
wskazując w ten sposób, dokąd iść trzeba.
U spodniej części drążka, wewnątrz arki, były haczyki, trzymające złotą skrzynkę
z świętością a nad nią unoszące się obie tablice prawa. Przed skrzynką z
świętością, nie tykając dna arki, wisiało złote, żłobkowate naczynie, napelnione
manną. Patrząc bokiem w arkę, wskutek owego naczynia nie mo-8 am spostrzec ani
ołtarza, ani świętości. Miałam arkę przymierza zawsze za °»ciół, a świętość za
ołtarz z Przenajświętszym Sakramentem i tak uważa-m Potem naczynie z manną za
lampę przed ołtarzem. Chodząc jako dziecię 0 kościoła, zawsze sobie to i owo
podług arki tłumaczyłam, a tajemnica "ieJ kwarta była dla mnie tym, czym u nas
jest Przenajświętszy Sakrament;
° n|e wydawała mi się tak łaski pełną, lecz surową i poważną, robiła na
L więcej pochmurne, dreszczem przejmujące, lecz zawsze bardzo święte
91
i tajemnicze wrażenie. Było mi zawsze, jakoby w arce przymierza było wszy-1
stko, co jest świętym i że w niej całe nasze zbawienie jakby w kłębku, jakbyl w
powstawaniu było, lecz świętość w arce wydawała mi się największą byćl
tajemnicą. Ta tajemnica wydawała mi się być podwaliną Przenajświętszego!
Sakramentu Ołtarza, a ten Sakrament spełnieniem owej tajemnicy. Nie uJ miem tego
wypowiedzieć. Czułam, że tylko mała liczba arcykapłanów wie-j działa, czym owa
tajemnica była i że tylko pobożni pośród nich wskutek wyż-1 szego oświecenia ją
znali i jej używali. Dla wielu nie była znana i nie używali jej, tak samo jak i
nam tak wiele łask i cudów kościoła pozostaje nieznanych! i ginie, i jak całe
nasze zaginęłoby zbawienie, gdyby na ludzkich siłacH rozumu i na ludzkiej woli
było zbudowane. Lecz zbudowane jest na opoce. I
Stan i zaślepienie żydów wydają mi się zawsze opłakania godne, bfl chociaż
wszystko mieli w zarodku, nie chcą poznać owocu. Najpierw mielił tajemnicę: było
nią świadectwo, przyrzeczenie, potem przyszło prawo, a wre-l szcie łaska. Gdy
widziałam Pana nauczającego w Sychar, pytali go ludzie,! gdzie się podziała
tajemnica Arki Przymierza. Odpowiedział im, że z tej! tajemnicy ludzie wiele
otrzymali i że teraz w nich przeszła. Już z tego sa-1 mego, że nie istnieje
więcej, można poznać, że Mesjasz się narodził.
Widziałam tajemnicę, świętość, w formie, w pewnym rodzaju zasłona jako treść,
jako istotę, jako moc. Był to chleb i wino, ciało i krew, był to za-l rodek
błogosławieństwa przed upadkiem; był to sakramentalny byt roz-J mnażania
przedpotopowego, które ludziom w religii się przechowało i za pomocą pobożności
coraz więcej oczyszczającą się linię rodową im urno-1 żliwiało, a ta linia
skończyła się wreszcie na Maryi, by długo oczekiwanego! Mesjasza z Ducha
świętego poczęła. Noe, który uprawiał winnicę, przys-I posabiał, lecz w tym było
już pojednanie i opieka. Otrzymał ją Abraham! w owym błogosławieństwie, które
podano mu, jak widziałam, jako rzecz, is-l totę. Pozostało tajemnicą rodziny;
stąd wielki przywilej pierworodztwa.
Przed wyjściem z Egiptu dostał Mojżesz tę tajemnicę na powrót, a jak przedtem
była tajemnicą religijną rodzin, stała się teraz tajemnicą całego lu-l du.
Weszła w Arkę Przymierza tak samo, jak Przenajświętszy Sakrament w| tabernakulum
i w monstrancję. Kiedy dzieci Izraela czcili złotego cielca i po- J padli w
wielkie zdrożności, Mojżesz powątpiewał o mocy świętości i został! ukarany: nie
wszedł do Ziemi Obiecanej. Ilekroć Arka Przymierza dostała się w ręce
nieprzyjaciół, wtedy, jak w każdym niebezpieczeństwie, arcykapłan! tę tajemnicę,
jako punkt zjednoczenia Izraela, wyjmował; a mimo to pozostawała arka tak
świętą, iż nieprzyjaciele karami Bożymi zmuszani byli J3 oddać. Tylko mała
liczba znała tę tajemnicę i sposób jej pozyskania. Częstsi człowiek odebrany z
niej promień, prowadzący do czystej linii rodowej I Mesjasza, popsuł znowu
wskutek zanieczyszczenia, a zbliżenie się Zbawi'!
Strona 49
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
92
cielą, albo raczej czystego naczynia, mającego począć Go z Boga, wskutek tego na
długo się odwlekało; lecz przez pokutę mogli się znowu oczyścić.
Nie wiem na pewno, czy przy treści tego Sakramentu tylko Boski fundament i
nadprzyrodzone napełnienie kapłańskie przez rodzaj konsekracji się działo, lub
czy też zupełnie i bezpośrednio z Boga się stawało; lecz wierzę w pierwsze;
albowiem z pewnością wiem, że kapłani ów sakrament często na powrót na swoje
miejsce postawiali, nie dopuszczając zbawienia, za co ciężko, nawet śmiercią
karani zostali. Gdy tajemnica działała, a modlitwa została wysłuchaną, wtedy
świeciła, rosła i czerwonawo przez zasłonę połyskiwała. Błogosławieństwo
pomnażało i zmniejszało się w różnych czasach, stosownie do nabożności i
czystości ludzi. Przez modlitwę, ofiary i pokutę zdawało się rosnąć.
Widziałam tę tajemnicę używaną przez Mojżesza wobec ludu, tylko podczas
przejścia przez Morze Czerwone i podczas oddawania czci złotemu cielcowi; lecz
była zakrytą. Wyjąwszy ją ze złotej skrzynki, tak ją nakrył jak się nakrywa
Przenajświętszy Sakrament w Wielki Piątek i tak samo ją nosił lub trzymał przed
piersiami celem błogosławienia lub rzucenia klątwy, jakoby w dal działała.
Mojżesz przez to wielu Izraelitów u siebie zatrzymał i z bałwochwalstwa i od
śmierci wybawił.
Widziałam też częściej, że sam arcykapłan, będąc na przenajświętszym miejscu,
tej samej tajemnicy używał i poruszając ją ku jednej stronie, jakby moc, opiekę,
powstrzymywanie, lub też błogosławieństwo, wysłuchanie, dobrodziejstwo, karę z
niej wydobywał. Nie chwytał ją gołą ręką. Zanurzał także świętość do świętych
celów w wodę, a tę wodę potem podawał do picia jako błogosławieństwo. Prorokini
Debora, Anna, matka Samuela w Sylo i E-merentia, matka św. Anny, z tej wody
piły. Przez ten święty napój Emeren-tia do poczęcia św. Anny została
przygotowaną. Św. Anna nie piła tej wody. Błogosławieństwo w niej było.
Joachim przez anioła otrzymał tajemnicę z arki przymierza. I tak poczęła się
Maryja pod złotą bramą Świątyni, a narodzeniem swoim stała się sarna arką
tajemnicy. Cel tej tajemnicy był spełniony, a drewniana arka w świątyni była
teraz bez świętości. Kiedy Joachim i Anna spotkali się pod ^°tą bramą, światło i
blask ich otoczyły i św. Dziewica poczęła się bez grzechu pierworodnego.
Powstało cudowne brzmienie około niej, jakby głos ga. Tej tajemnicy
Niepokalanego Poczęcia Maryi w Annie ludzie nie m°ga. pojąć i dlatego zostaje
przed nimi ukrytą.
Linia rodzaju Jezusa otrzymała zarodek błogosławieństwa do wcielenia 'C Boga;
lecz Jezus Chrystus ustanowił Sakrament Nowego Przymierza jako w°c, jako
spełnienie się błogosławieństwa, by znowu połączyć ludzi z Bo-
93
Gdy Jeremiasz podczas niewoli babilońskiej na górze Synaj razem z in-l nymj
świętymi przedmiotami kazał ukrywać Arkę Przymierza, już w niej I tajemnicy nie
było; tylko zasłony tejże razem z arką zakopał. Znał treść i świętość tej
tajemnicy i chciał o tym jako też szkaradnych uczynkach srogiego obejścia się z
nim do ludu otwarcie mówić; lecz Malachiasz powstrzymał go od tego i wziął
tajemnicę do siebie. Przez niego dostała się później do Eseńczyków, a przez
pewnego kapłana znowu do podrobionej arki przymierza. Malachiasz był, jak
Melchizedech, posłańcem Boga; nie widziałam go jako człowieka zwyczajnego. Jako
człowiek wydawał się jak I Melchizedech, tylko odmienny od tegoż, stosownie do
swego czasu. Krótko po odprowadzeniu Daniela do Babilonu widziałam go podobnego
do zbłąkanego, mniej więcej 7 letniego chłopca w czerwonej szacie, z laską w
ręku, przychodzącego do pewnego pobożnego małżeństwa do Safy w rodzie Zabu-1
łona. Mając go za dziecię, zgubione przez wyprowadzonych w niewole : Izraelitów,
zatrzymali u siebie. Był bardzo miły, nadludzko cierpliwy i łagodny, tak, że go
wszyscy miłowali, a on bez oporu mógł nauczać i działać. I Obcował bardzo z
Jeremiaszem, pomagając mu radą wśród największych niebezpieczeństw. On też był
tym, który wybawił Jeremiasza z więzienia 1 w Jerozolimie.
Starej arki przymierza ukrytej przez Jeremiasza na górze Synaj, niel odnaleziono
więcej. Podrobiona arka przymierza nie była już tak piękną, ani też już
wszystkiego w niej nie było. Laska Aarona dostała się do Eseńczyków na górze
Horeb, gdzie także jedną część przybytku przechowywano. Ród przeznaczony przez
Mojżesza do bliższego strzeżenia Arki Przymierza,! istniał aż do czasu Heroda.
W dzień ostateczny wszystko się pokaże; wtedy owa tajemnica zostanie wyjaśnioną
ku trwodze wszystkich, którzy jej nadużywali.
GORZKA MĘKA I ŚMIERĆ PANA NASZEGO JEZUSA CHRYSTUSA
1. Ostatnie tygodnie przed męką. Nauki Jezusa w świątyni
Strona 50
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Powróciwszy do Betanii, Jezus udał się zaraz nazajutrz do świątyni by nauczać.
Część drogi towarzyszyła Mu Najświętsza Matka Jego. Jezus przygotował ją na Swą
bolesną mękę, mówiąc, że zbliża się czas, w którym spełni się dla Niej
przepowiednia Symeona, opiewająca, iż duszę Jej miecz przeniknie, albowiem bez
miłosierdzia Go zdradzą, pojmą, znieważą i skażą na śmierć jak złoczyńcę, a Ona
musi na to patrzeć. Długo o tym Jezus mówił, a Maryja była bardzo zasmucona.
Jezus bawił w domu Marii Marka, matki Jana Marka, domu który może ćwierć godziny
oddalony był od świątyni, jakby na przedmieściu. Następnego dnia, skoro Żydzi
opuścili świątynię, nauczał Jezus w niej publicznie i mówił bardzo surowo. W
Jerozolimie znajdowali się w tym czasie wszyscy Apostołowie, do świątyni
przychodzili jednak osobno, częściami i z różnych stron. Jezus nauczał w
okrągłej sali, w której przemawiał był w 12 roku życia Swego. Były tu
przygotowane siedzenia i stopnie dla słuchających, których zeszło się teraz
bardzo wielu.
Ściśle mówiąc, już teraz właściwie rozpoczęła się męka Jezusowa; cierpi bowiem
wewnętrzne katusze gorzkiego smutku z powodu przewrotności ludzi. Tego i
następnego dnia zatrzymał się Jezus w domu przed bramą betlejemską, do którego
wstąpiła Maryja, niosąc Go jako Dziecię do świątyni do o-fiarowania. W domu tym
było kilka komnat, a czuwał nad nim dozorca. Gdy Jezus szedł do świątyni
towarzyszył Mu tylko Piotr, Jakub Starszy i Jan; inni s"i każdy osobno.
Apostołowie i uczniowie przebywali w Betanii u Łazarza.
Jednego z następnych dni Jezus miał naukę w świątyni od rana aż do P°południa.
Byli na niej obecni i faryzeusze. Potem wrócił do Betanii i tu znów mówił ze Swą
Matką o bolesnej Swej męce. Rozmawiali stojąc w po-órzu domu w otwartej altanie.
Nikodem, Józef z Arymatei, synowie Symeona i inni tajemni uczniowie le
Przychodzą jawnie na nauki Jezusa do świątyni; jeśli nie ma faryzeuszów,
słuchają, ile możności w ukryciu, z dala.
95
W Swych naukach mówił Jezus w tych dniach znowu w porównaniach o zdziczałej
roli, z którą ostrożnie trzeba się obchodzić, by z chwastem nie~wyrwać pszenicy,
lecz obojgu należy pozwolić rozrastać się aż do czasu J żniwa, przy czym tak
trafnie faryzeuszom powiedział prawdę, że mimo I oburzenia czuli wewnętrzne
zadowolenie.
Przy jednej z następnych nauk, pod wpływem rozgoryczenia zamknęli dostęp do sali
naukowej, by nie puścić większej liczby słuchaczów. Tego dnia Jezus nauczał aż
do późnej nocy, bez żywszych ruchów, spokojnie i pojedyń-1 czo, zwracając się
raz w tę, raz w drugą stronę. Między innymi wspomniał, że I przyszedł gwoli
trzech rodzajów ludzi, przy czym wskazał ku trzem bokom I świątyni, na trzy
strony świata, "w tym - mówił - jest wszystko zawarte".! Jeszcze w drodze do
świątyni rzekł do idących z Nim Apostołów, aby Go, gdy się z nimi rozstanie
szukali w południu. Piotr, wiedziony właściwą sobie I ciekawością, zapytał, co
to znaczy "w południu?" Jezus rzekł na to: "W po-J łudniu jest słońce nad nami i
nie ma cienia; rano i wieczór jest cień obok I światła, o północy zaś jest
ciemna noc. Szukajcie Mnie w południu, a znaj-1 dziecię Mnie i w sobie, jeśli
tylko nie ma cienia". Znaczenie tych słów mogło! się odnosić i do stron świata;
nie umiem tego jednak dokładniej powiedzieć, j
Żydzi stają się już coraz bardziej oporni. Zamknęli oni nawet kratę wokół
mównicy, jako też i mównicę; gdy jednak Jezus przyszedł z uczniami I znów do
sali, ujął tylko kratę, a ta otworzyła się, również i mównica otwo- j rzyła się
za dotknięciem Jego ręki. Przypominam sobie, że było tam wielu I uczniów Jana
Chrzciciela i tajemnych zwolenników Jezusa. Naukę rozpoczął! Jezus od Jana i
pytał, co myślą o Janie a co o Nim, aby jawnie oświadczyli; lecz oni lękali się
to wypowiedzieć. Do tego nawiązał w przypowieści o pew-1 nym ojcu i dwóch
synach, którzy mieli rolę zorać i wyplewić. Jeden syn przystał, ale nie uczynił;
drugi mówił, że nie zrobi tego, ale potem począł żałować i przecież to zrobił.
Jezus nauczał o tym długo. Później po uro- j czystym wjeździe do Jerozolimy
nauczał Jezus jeszcze raz o tej przypowieści, j
Następnego dnia, w drodze do świątyni, dokąd poszli naprzód uczniflB wie, by
otworzyć salę naukową, jakiś ślepy błagał Jezusa o uzdrowienie; Je- i zus jednak
przeszedł koło niego. Uczniowie byli z tego niezadowoleni, w nauce tedy
powiedział Jezus, dlaczego go nie uzdrowił, mówiąc, iż człowiek ten dotknięty
jest większą ślepotą duszy niż oczu. Nauczał bardzo surowo, dodając, że wielu
jest tu obecnych, którzy weń nie wierzą i tylko dla widzenia cudów za Nim
biegają; ci zaś w rozstrzygającej chwili opuszczą Go. Podobni I są oni do owych,
którzy chodzili za Nim, bo ich karmił ziemskim pokarmefli> t a potem się
rozproszyli. Widziałam, że podczas tej mowy wielu powy-j chodziło i mało co na
sto zostało około Pana. Widziałam także, że Jezus,! wracając do Betanii nad tym
płakał.
Strona 51
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
96
Nazajutrz poszedł Jezus z Betanii dopiero pod wieczór do świątyni. Towarzyszyło
Mu sześciu Apostołów idąc z tyłu za Nim. Jezus sam uprzątał stołki z drogi i
ustawiał je w sali, czemu uczniowie bardzo się dziwili. Wyjaśnił to w nauce,
nadmieniając, że niebawem ich opuści.
Następnego szabatu nauczał Jezus w świątyni od rana do wieczora i to częściowo
wobec Apostołów i uczniów w osobnym miejscu, przepowiadając im ogólnie wiele
przyszłych rzeczy, częściowo zaś w sali naukowej, gdzie mogli Go słuchać także
podsłuchujący faryzeusze i inni Żydzi; tylko około południa uczynił krótki
przestanek. W dalszym ciągu mówił Jezus o wypaczonych cnotach, tak np. o
miłości, w której kryje się sobkostwo i chciwość, i w ogóle jak nieznacznie zło
wkrada się do wszystkiego. Wspomniał i o tym, iż wielu jest, którzy spodziewają
się po Nim ziemskiego królestwa, urzędu i znaczenia, i to nie ponosząc żadnego
cierpienia, podobnie jak nawet pobożna matka synów Zebedeuszowych żądała od
Niego wyszczególnienia swych synów. Mówił też, by nie gromadzić martwych
skarbów, a także o skąpstwie; czułam, że tym zmierza do Judasza. Dalej mówił o
umartwieniu, poście, modlitwie i obłudzie, której wielu przy tych dobrych
uczynkach się dopuszczą, a także o gniewie faryzeuszów na uczniów, gdy rok temu
zrywali kłosy. Powtarzał niektóre poprzednie nauki i w ogóle wyjaśniał wiele z
całego Swego zawodu. Mówił także o Swej nieobecności i chwalił ich zachowanie
się podówczas, wspominał o Swych towarzyszach, uznając ich milkliwość, powolność
i obopólny pokój w jakim z nimi przebywał - a mówił bardzo rzewnie. Następnie
zszedł na bliskie spełnienie posłannictwa, na Swą mękę i rychły jej koniec, lecz
przed nią jeszcze uroczyście odbędzie wjazd do Jerozolimy. Napomknął, jak bez
miłosierdzia będą się z Nim obchodzić, a jednak musi cierpieć, nieskończenie
cierpieć, by zadość uczynić. Mówił dalej o Swej Najświętszej Matce, ile i jak
wraz z Nim cierpieć będzie. Wykazywał bezdenne zepsucie i winę ludzi, i że bez
Jego męki nikt nie może być usprawiedliwiony. Przy słowach o zadośćuczynieniu
przez mękę, Żydzi zaczęli burzyć się i szydzić. Niektórzy wyszli ze świątyni i
zaczęli rozmowy z nastawioną zgrają, Jezus jednak, zwracając się do Swoich,
rzekł, by się tym nie trwożyli, bowiem czas Jego jeszcze nie nadszedł, a i to,
co Go teraz sPotyka, należy do Jego męki.
W nauce tej wspomniał Jezus o domu, w którym był wieczernik i w któ-
S'C zSromadzali>a gdzie później Duch św. na nich zstąpił, nie określając na^
domu teS° bliżej. Mówił, że stanowić będą jedno zgromadzenie, że te umocnienie
i pokrzepienie, i że na wieki z nimi pozostanie. Była
pp p
m°wa o Jego tajemnych uczniach, o synach Symeona i innych. Tłu-czył przed
jawnymi uczniami ich ukrywanie się mówiąc, że jest ono eczne, gdyż oni mają inne
powołanie. Byli tam również niektórzy z Na-
97
zaretu, z ciekawości przybyli do świątyni, aby Go posłuchać, przeto powie-1
dział im Pan, że nie powodują nimi poważne pobudki.
Gdy Apostołowie i uczniowie zostali sami przy Jezusie, Jezus poruszył wiele
rzeczy, które po Jego odejściu do Ojca nastąpić miały. Do Piotra rzekł, I że
wiele będzie musiał wycierpieć, ale nich się nie obawia, lecz wiernie i wy-1
trwale przewodniczy gminie, która cudownie będzie się wzmagać. Trzy lata ma
pozostać z Janem i Jakubem Młodszym w Jerozolimie przy kościele.] Mówił o
uczniu, który pierwszy swą krew za Niego przeleje, nie wymawiającl jednak
imienia Szczepan. Wspomniał także o nawróceniu prześladowcy,! mianowicie, że
więcej uczyni, niż wielu innych, również nie podając imienia Paweł. Obecni nie
mogli tego wszystkiego jakoś dobrze pojąć. Przepowiadał też Jezus
prześladowania, które czekają Łazarza i święte niewiasty i mówił Apostołom,
dokąd mają się udać w pierwszym półroczu po Jego śmierci, i Piotr, Jan i Jakub
Młodszy mieli zostać w Jeruzalem, Andrzej zaś i Zacheusz i mieli się udać do
Galad, Filip i Bartłomiej do Gessur, na granicy syryjskiej. I Widziałam przy
tym, jak ci czterej Apostołowie około Jerycha zdążali przez I Jordan, a potem ku
północy i jak Filip w mieście Gessur uzdrowił pewną I niewiastę, gdzie z
początku bardzo go kochano a potem prześladowano.! Niedaleko od Gessur było
miejsce rodzinne Bartłomieja, który pochodził od i jednego z królów tego miasta,
spokrewnionego z Dawidem. Ci czterej Apo-1 stołowie nie pozostali razem, lecz
pracowali w różnych miejscowościach j w okolicy. Galaad, dokąd poszedł Andrzej i
Zachariasz, było niedaleko od Pella, gdzie Judasz w młodości był wychowany.
Jakub Starszy i inny jeszcze z uczniów mieli udać się w obszary poi gańskie, w
górę na północ od Kafarnaum; Tomasz zaś i Mateusz naprzód do Efezu, dla
przygotowania tamtejszej okolicy, w której kiedyś Najświętsza Panna i wielu
wiernych mieszkać będą. Dziwiło ich to bardzo, że Maryja tam ma zamieszkać.
Tadeusz i Szymon mają naprzód iść do Samarii. Nie bardzo im to przypadało do
Strona 52
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
gustu, bowiem woleli by raczej iść do miast całkiem pogańskich.
Jezus zapowiadał im także, że wszyscy jeszcze dwa razy zejdą się w Jerozolimie,
zanim pójdą w dalekie pogańskie kraje głosić ewangelię. Wspominał o mężu, który
pomiędzy Samarią a Jerychem, podobnie jak On działać będzie cuda, lecz mocą
szatana. Mąż ten będzie chciał się nawrócić i mają g° I przyjąć, gdyż i szatan
musi się przyczynić do Jego chwały. Mówił tu o Szymonie, czarnoksiężniku. Wśród
tej nauki pytali Go uczniowie z zaufaniem, jako mistrza swego, o niektóre
szczegóły, których nie rozumieli, a On wyjaśnia' im, o ile było potrzeba.
Wszystko to odbywało się z wielką prostotą.
W trzy lata po ukrzyżowaniu rzeczywiście zeszli się w Jerozolinijj wszyscy
Apostołowie; Piotr i Jan opuścili potem miasto, a Maryja udała sil
i Janem do Efezu. Tymczasem w Jerozolimie wybuchło prześladowanie przeciw
Łazarzowi, Marcie i Magdalenie, która to aż dotąd pokutując, zamieszkiwała ową
grotę w puszczy, do której Elżbieta schroniła Jana w czasie rzezi młodzianków.
Zaraz na początku swego zawodu nagromadzili Apostołowie wszystko, co dla ogółu
wiernych Kościoła było potrzebne. W połowie tego czasu, przez który Maryja
jeszcze żyła po wniebowstąpieniu Jezusa, mniej więcej w szóstym roku po
wniebowstąpieniu, zeszli się Apostołowie jeszcze raz w Jerozolimie, ułożyli
Skład Apostolski, uporządkowali wszystko, pozbyli i rozdali całe swe mienie i
podzielili obszar Kościoła na diecezje, po czym rozeszli się w dalekie kraje
pogan. Przy zaśnięciu Maryi zeszli się wszyscy po raz ostatni a potem
rozproszyli się w dalsze strony, gdzie pracowali aż do śmierci.
Gdy po tej nauce wychodził Jezus ze świątyni, czatowali już nań u wyjścia i na
drodze rozgoryczeni faryzeusze i chcieli Go ukamienować, lecz Jezus uszedł im,
udając się do Betanii i przez trzy dni nie przychodził do świątyni. Chciał przy
tym zostawić czas Apostołom i uczniom do zastanowienia się w spokoju nad tym, co
słyszeli. Przychodzili też do Niego, by im niejedno lepiej wyjaśnił. Jezus kazał
im wszystko spisać, co mówił o przyszłości. Widziałam, że uczynił to Natanael,
oblubieniec z Kany, bardzo biegły w sztuce pisania. Dziwiło mię to, że nie Jan,
lecz jeden z uczniów zapiski te czynił. Wspomniany Natanael nie miał wtedy
jeszcze drugiego imienia; otrzymał je dopiero przy chrzcie.
W tych dniach przybyło do Betanii do Łazarza trzech młodych mężów z
chaldejskiego miasta Sikdor. Łazarz umieścił ich w gospodzie uczniów. Byli to
młodzieńcy słusznego wzrostu, smukli, z uprzejmym obejściem, zwinni, budowy o
wiele szlachetniejszej od Żydów. Jezus mówił z nimi tylko kilka słów i odesłał
ich do setnika z Kafarnaum, by ich pouczył o nawróceniu; był on niegdyś
poganinem jak i oni. Widziałam ich też u setnika, który opowiadał im o
uzdrowieniu sługi swego, dodając, że ze wstydu z powodu bożyszczy w swym domu,
jak też dlatego, że właśnie wtedy przypadała P°ganska noc postna, prosił Jezusa,
Syna Bożego, by nie wchodził do jego pańskiego domu. Na pięć tygodni przed
żydowską Wielkanocą mieli P ganię swoje zapusty, w których dopuszczali się
największych zdrożności.
nik Kornelius oddał po swym nawróceniu wszystkie spiżowe bożyszcza na
zynia do świątyni i na jałmużny. Z Kafarnaum powrócili owi trzej Chal-i Jrfycy
do Betanii, a stąd do Sikdor, gdzie zebrali innych nawróconych
2 2 nimi udali się ze swymi skarbami do króla Mensora. rzysza ZUS Zw^'c' by*
dotychczas chodzić do świątyni tylko z trzema towa-widol{,'' odta.d jednak brał
ze Sobą całą drużynę Apostołów i uczniów. Na ezusa ustępowali faryzeusze od Jego
mównicy do bocznych sal i tylko
99
spoza węgłów Go wypatrywali, zwłaszcza gdy zaczął nauczać i przepowiadad uczniom
Swą mękę.
W obrębie murów jednego z dziedzińców, na naczelnym miejscu td i przy wejściu do
świątyni miało swoje stoły siedmiu do ośmiu przekupniów] Sprzedawali tam
artykuły spożywcze i jakiś czerwony napój w małych flaJ szkach. Byli to jakby
markietani, nie wiem tylko, czy zbyt wielką odznaczali! się pobożnością, a
faryzeusze co chwila chyłkiem skradali się do nich] Przenocowawszy w
Jerozolimie, szedł Jezus z rana ze Swą drużyną da świątyni, a przechodząc
właśnie obok hali tych przekupniów, nakazał im, abjl natychmiast wynieśli się ze
swym kramem. Gdy jednak się ociągali, zabrał sil Jezus osobiście do nich,
uprzątnął ich towar i kazał go wynieść. Gdy wchoj dził do świątyni, mównica była
zajęta przez innych, lecz na Jego widolj cofnęli się tak szybko, jakby jaką
tajemniczą siłą przez Niego byli wypędzeni,!
Następnego szabatu, gdy Żydzi ukończyli obchód dnia, nauczał JeziJ znów w
świątyni aż do późnej nocy. W nauce tej kilkakrotnie napomykał, że uda się do
pogan, co zapewne oznaczało, że poganie dobrym i chętnym umyj słem przyjmą Jego
naukę. Na dowód tego powołał się na trzech Chaldej-i czyków, którzy przed
niedawnym czasem z dala przybyli dla słuchania Jego) nauki. Wszak ci nie
Strona 53
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
widzieli Jezusa, gdy był w Sikdor, słyszeli tylko o nauJ kach Jego, a przecież
tak byli poruszeni tym, co słyszeli, że przybyli dcl Betanii, aby osobiście i
więcej się pouczyć.
Nazajutrz kazał Jezus zamknąć trzy krużganki sali naukowej, by sam tylko z
Apostołami i uczniami mógł pozostać i nauczać. W nauce tej pow-' tórzył
poprzednie Swe nauki o prawdziwym poście, a poście faryzeuszów^ przeciwstawiając
Swój post na puszczy. Przytaczał także wiele szczegółów zej Swego zawodu,
omawiając dokładnie, w jakim celu i w jaki sposób powoła! Apostołów, przy czym
brał ich po dwóch i stawiał przed Sobą. Z Judaszem mówił bardzo mało. Od
Apostołów zwrócił się do uczniów i mówił także o ich powołaniu.
Wszyscy - jak zauważyłam - byli bardzo smutni. Męka Jezusa widoczni zdaje się
być bliską.
Ostatnia nauka, którą miał Jezus w świątyni przed Niedzielą Palmowi trwała
cztery godziny. Cała świątynia była pełna ludzi, a kto tylko chciat mógł
słuchać; wiele niewiast słuchało w osobnej, zakratowanej sali. 5 wyjaśniał znów
wiele szczegółów z poprzednich Swych nauk i Między innymi mówił także o
uzdrowieniu człowieka przy sadzawce tesda, tłumacząc, dlaczego właśnie w tym
czasie go uzdrowił; dalej o wskrzeszeniu syna wdowy z Naim i córki Jaira,
dlaczego syn wdowy za Nim poszedł, córka zaś Jaira nie. Następnie przeszedł na n
przyszłość, mianowicie, że będzie przez Swoich opuszczony. Wprzód j
100
z okazałością i jakby w triumfie wejdzie do świątyni, przy czym sławić Go będą
usta niemowląt, które nigdy nie mówiły. Wielu odłamywać będzie gałązki i przed
Nim rzucać, inni słać będą przed Nim swe szaty. Wyjaśniał im to w ten sposób, że
ci, którzy sypią przed Niego gałązki, nie dają Mu swego i nie dotrzymają Mu
wierności; ci zaś, którzy zdejmują szaty i ścielą je na drogę, wyzuwają się ze
swych rzeczy i wiernie przy Nim wytrwają. Nie mówił też, że wjeżdżać będzie na
ośle; niektórzy przeto sądzili, że wjazd odbywać się będzie w blasku i przepychu
z końmi i wielbłądami. Wśród tej mowy powstał wielki szmer pomiędzy ludźmi.
"Piętnastu dni", o których Jezus wspominał, nie brali także literalnie, lecz
rozumieli przez nie dłuższy okres; dlatego ponownie mówił Jezus wyraźnie: "Trzy
razy po pięć dni".
Nauka ta wywołała wielkie zaniepokojenie między Doktorami w Piśmie i
Faryzeuszami. Zaraz też w domu Kajfasza odbyli zgromadzenie i wydali zakaz,
przyjmowania gdziekolwiek Jezusa i uczniów. Nadto nastawili u bramy czaty; Jezus
tymczasem ukrywał się w Betanii u Łazarza.
2. Uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy
Jak już wspomnieliśmy, Jezus przebywał w ukryciu w domu Łazarza z Piotrem,
Janem, Jakubem i Łazarzem. Najświętsza Panna zaś z sześciu świętymi niewiastami
była w tych samych komnatach podziemnych, w których także Łazarz ukrywał się,
będąc prześladowanym. Komnaty te leżały pod tylną częścią domu, zaopatrzone
należycie w posłania i siedzenia. Jezus znajdował się z trzema Apostołami i
Łazarzem w wielkiej sali, oświetlonej lampami, wspartej na kolumnie, święte
niewiasty zaś w trójkątnym, okrato-wanym oddziale. Inni Apostołowie i uczniowie
byli częściowo w Betanii w gospodzie, w której zwykle się zatrzymywali,
częściowo w innych miejscach. Jezus oznajmił Apostołom, że dzień jutrzejszy jest
dniem Jego wjazdu do Jerozolimy, a wezwawszy wszystkich innych Apostołów długo z
nimi ozmawiał, po czym ci bardzo posmutnieli. Dla zdrajcy Judasza był Jezus
uPrzejmy i dał mu zlecenie wezwania także i uczniów. Zlecenia takie Judasz Ctnie
przyjmował, rad bowiem za coś uchodził, aby mieć znaczenie.
Następnie opowiedział Jezus świętym niewiastom i Łazarzowi długą ^powieść i
zaraz ją wykładał. Naukę rozpoczął od Raju, od upadku łej ima * ^7' *od
orjietmcy Zbawiciela; mówił o rozszerzeniu się zła i o ma-pow w'emych robotników
w Ogrójcu Bożym. Do tego nawiązał przynieś ° *cr<^lu> który miał wspaniały ogród
i przyszła do niego znakomita przyiąSta' mowiąc, że pewien pobożny człowiek ma
warzywny ogród, tuż gający do ogrodu króla. "Ponieważ człowiek ten - mówiła - ma
opuścić
101
kraj, przeto odkup od niego ogród i zasadź w nim swoje warzywa". Król chciał
jednak zasadzić czosnek i inne cuchnące ziela w tym ogrodzie, który ów poczciwy
człowiek czcił jako świętość, sadząc w nim tylko najszlachej tniejsze korzenie.
Król wezwał do siebie biednego człowieka; ten jednak nid chciał się ani nigdzie
wybrać, ani odstąpić ogrodu - przeciwnie uprawiał go i nadal skrzętnie sam go
potrzebował. Zaczęto więc prześladować go, chcąc go nawet ukamienować we własnym
jego ogrodzie, tak, że znękany popadł w chorobę. W końcu jednak zginął król z
całym swym przepychem, a ogród pobożnego człowieka i on sam, i całe jego mienie
wzrastało i pomnażało się. Widziałam, jak to błogosławieństwo, podobne drzewu,
Strona 54
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
szerzyło się daleka i rozdzielało po całej ziemi. Całą tę przypowieść, w chwili
gdy ją Jezus opowiadał, widziałam w obrazach, jakby rzeczywiście się odbywającą;
pomyślny stan ogrodu przedstawiał mi się jako bujny wzrost i wzmaganie się
warzyw, to znów jako obfite zasilenie wodą przez rozlewające się strumienie,
jako wytryskujące źródło światła, wreszcie jako przechodzące wokoło chmury
zwilżające deszczem i rosą.
Błogosławieństwo rozwijało się i szerzyło na wszystkie strony aż do najdalszych
krańców. W nauce Swej wykładał Jezus przypowieść o Rajui o pierwszym grzechu, o
odkupieniu, o królestwie tego świata i założone! w nim winnicy Pańskiej, na
którą uderza książę tego świata; w tejże winnicy książę tego świata znieważa
Syna Bożego, któremu Ojciec oddał winnicę. Przypowieść ta ukazywała także, że
jako grzech i śmierć poczęły się w ogrodzie, tak i męka, zadośćuczynienie i
zwycięstwo nad śmiercią, odniesione przez Tego, który przyjął na Siebie grzechy
świata - również w ogrodzie się dokonają. Po tej nauce była bardzo krótka uczta;
następnie Jezus rozmawiał jeszcze z uczniami, którzy po zapadłym zmroku zebrali
się w bocznych przybudowaniach.
Nazajutrz rano wysłał Jezus Eremenzeara i Sylę na boczną droga prowadzącą przez
oparkanione ogrody i łany na Betfagę do Jerozolimy, aby przysposobili przejście
przez otwory płotów i parkanów. Powiedział im, że przy gospodzie przed Betfagą,
kędy biegła droga, znajdą na pastwisku oślic? z oślęciem, którą mają przywiązać
do płotu, a gdyby ich kto zapytał o przy czynę niech powiedzą, że Pan tak chce.
Drogę mają uprzątnąć aż do świątyni-a potem powrócić.
Otrzymawszy to zlecenie, wybrali się obaj uczniowie w drogę, otwierał płoty i
usuwali z drogi wszystkie przeszkody. Przy wielkiej gospodzie, obo* której pasły
się wspomniane osły, było podwórze i studnia. Osły byV własnością przejezdnych,
którzy w podróży do świątyni tu je zostawił'; Uczniowie przywiązali oślicę,
źrebię zaś zostawili wolne; następnie posz" dalej aż do świątyni, uprzątając
wszelaką zawadę. Przekupnie artykułó*
102
spożywczych, których Jezus niedawno był wygnał, pozajmowali znów swe miejsca po
kątach murów. Obaj uczniowie przystąpili do nich i wezwali ich, by się stąd
wynieśli, ponieważ niebawem Pan odbywać będzie wjazd. Po załatwieniu wszystkiego
powrócili gościńcem od drugiej strony Góry Oliwnej, prosto do Betfage.
Jezus tymczasem porozsyłał także pewną część starszych uczniów zwykłą drogą
przed Sobą do Jerozolimy, aby powiadomili, każdy z osobna, o Jego wjeździe
Maryję Marka, Weronikę, Nikodema, synów Symeona, przyjaciół. Wreszcie wybrał się
Sam z wszystkimi Apostołami i resztą uczniów do Betfage. Za Nim, w pewnym
oddaleniu, poszły święte niewiasty pod przewodnictwem Najświętszej Panny. Gdy
cały orszak przybył do jednego domu przy drodze, otoczonego ogrodem, dziedzińcem
i portykami, zatrzymał się Jezus dobrą chwilę i wybrał dwóch uczniów z
kobiercami i płaszczami, które wzięli ze sobą z Betfage, aby przystroili oślicę
i powiedzieli, że Pan jej potrzebuje. Następnie zaczął przemawiać do wielkiej
cisnącej się rzeszy, w otwartej hali, wspartej na gładkich kolumnach; niewiasty
święte także się przysłuchiwały. Jezus stał na podwyższeniu, uczniowie i reszta
ludzi w obrębie dziedzińca. Cała hala była zdobna w liście i wieńce, ściany były
nimi zupełnie okryte, a ze stropu zwisała delikatna, misterna zieleń. Jezus
mówił o przezorności i używaniu rozumu; uczniowie bowiem pytali Go, dlaczego
obrał tę boczną drogę. Na to odrzekł, że dlatego, by uniknąć niepotrzebnego
niebezpieczeństwa; należy bowiem samemu strzec się i starać, a nie zostawiać
wszystkiego przypadkowi, dlatego też już zawczasu kazał tam przywiązać oślicę.
Jezus sam ułożył porządek całego pochodu. Apostołom kazał iść przed Sobą parami,
oznajmiając im przy tym, że już od teraz i po Jego śmierci muszą być wszędzie
przedstawicielami Kościoła. Piotr szedł pierwszy, a za nim ci, którzy później
mieli najwięcej zasłużyć się około rozszerzenia Ewangelii. Na ostatku najbliżej
Jezusa szli Jan i Jakub Młodszy; wszyscy nieśli w rękach palmowe gałązki. Gdy
dwaj uczniowie, czekający koło Bet-fage, ujrzeli zbliżający się orszak, wyszli
naprzeciw na drogę, prowadząc za sobą oślicę i oślątko. Oślica okryta była
derkami, zwieszającymi się aż do ziemi, spod przykrycia widać było tylko głowę i
ogon zwierzęcia. Właściwie We wiem, która była oślica, a które oślątko, bo oba
zwierzęta były jednakowej wielkości.
Teraz dopiero Jezus przywdział wspaniałą suknię świąteczną z białej 'elny z
powłoką, którą dotychczas jeden z uczniów niósł za Nim; następnie r*epasał ją
szerokim pasem, na którym wypisane były litery. Z szyi zwierałasię szeroka
stuła, sięgająca do kolan; oba jej końce wyhaftowane brązo-^mi nićmi, podobne
były do dwóch tarczek. Uczniowie pomogli Jezusowi
103
wsiąść na poprzeczne siodło oślicy. Eliud i Sylas szli po obu bokach Jezusa,
Strona 55
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Eremenzear zaś zaraz za Nim; dalej szli najnowsi uczniowie, częściowo po-'
zyskani w ostatniej podróży, częściowo przyjęci w ostatnim czasie. Cały or-j
szak znowu się uporządkował, niewiasty stanęły także parami i przyłączyły} się
do pochodu. Najświętsza Panna, która zwykle usuwała się i zawsze była ostatnia,
teraz stanęła na ich czele. Wśród śpiewów wyruszył orszak w dalszą] drogę.
Ludzie w Betfage, którzy już przedtem skupili się około dwóch czekających
uczniów, teraz gromadnie przyłączyli się do pochodu. Jezus] powtórnie
przypomniał uczniom, by uważali, kto będzie rzucał Mu pod nogi} szaty, kto łamał
gałązki, a kto czyni jedno i drugie; ci ostatni - mówił - odda-| dzą Mi cześć
później przez poświęcenie siebie samych i bogactw tego świata { dla Mnie.
Idąc z Betami do Jerozolimy, miało się Betfagę po prawej ręce, od strony
Betlejem; obie drogi rozdzielała Góra Oliwna. Betfage leżało w dolej na gruncie
wilgotnym, prawie jakby na moczarze. Była to uboga wioska, skła-1 dająca się z
szeregu chałup, stojących po obu stronach drogi. Dom, przy którym stała oślica,
stał w bok od drogi, na pięknej łące od strony Jero-zolimy. Z tej strony droga
wznosiła się, a potem z drugiej strony góry i opadała w dolinę, ciągnącą się
między Górą Oliwną a wzgórzami Jerozolimy.! Jezus był między Betfage a Batanią;
obaj uczniowie czekali za wsią i tul wyprowadzili oślicę na drogę.
Eremenzear i Sylas polecili rano kramarzom w Jerozolimie i innym tamtejszym
mieszkańcom, by uprzątnęli świątynię, bo Pan przybędzie. Wzic-S li się więc oni
rączo do spełnienia tego polecenia, a także zaczęli gorliwie przystrajać drogę.
Powyrywali kamienie w bruku, powsadzali natychmiast drzewa, powiązali je u góry
w łuki i poobwieszali różnymi, żółtymi owocami, jakoby wielkimi jabłkami.
Uczniowie wysłani przez Jezusa do Jerozolimy,! mnóstwo obcych, którzy zjechali
do miasta na święta (wszystkie drogi roiły się od podróżnych), dalej ci Żydzi,
którzy słyszeli ostatnią mowę Jezusa, wszyscy zaczęli się tłoczyć do tej części
miasta, którędy Jezus miał przecho-l dzić. Między obcymi dosyć było takich,
którzy słyszeli już o wskrzeszeniu Ła-zarza i bardzo pragnęli ujrzeć sprawcę
tego cudu, Jezusa. Wtem rozeszła się: wieść, że Jezus już się zbliża, więc
wszyscy tłumnie ruszyli Panu naprzeciw. I
Góra Oliwna niższa jest od wzgórza, na którym stoi świątynia. Górę przerzyna
głęboki wąwóz i tędy wiedzie droga z Betfage do Jerozolimy. Mię- i dzy stromymi
ścianami wąwozu widać w dali leżącą naprzeciw świątyni? i jerozolimską. Cała
droga z Betfage do Jerozolimy jest bardzo miła; po obuj stronach rosną drzewa i
wszędzie napotyka się piękne ogrody.
Wśród rozgłośnych śpiewów orszak zbliżał się, z Apostołami i uczniami na czele,
do miasta; zaraz też wyszły naprzeciw spoza murów zbite tłumy j
104
ludu. Równocześnie jednak pojawiła się garstka starych kapłanów w poważnych
strojach kościelnych i ci zatrzymali pierwsze szeregi Apostołów, którzy
zmieszani nieco, umilkli, a wtedy kapłani wezwali Jezusa do zdania sprawy, co ma
znaczyć ten pochód i dlaczego nie umie utrzymać Swych ludzi w karbach i nie
zakaże im tych krzyków? Jezus zaś odrzekł: "Gdyby ci milczeli, to kamienie
przydrożne zaczęłyby wznosić radosne okrzyki". Otrzy-mawszy taką odpowiedź,
cofnęli się kapłani z powrotem do miasta.
Arcykapłani tymczasem odbyli naradę, kazali zwołać wszystkich mężów i krewnych
tych niewiast, które wyszły z dziećmi na spotkanie Jezusa i kazali ich zamknąć w
obszernym dziedzińcu, po czym wysłali szpiegów na przesłuchy.
Pochód triumfalny zbliżał się już do miasta. Wielu z tłumu łamało gałęzie drzew,
ścieląc nimi drogę, inni zrzucali wierzchnie suknie i rozścielali pod nogi
Jezusowi; niektórzy w zapale obnażyli się prawie do pasa, a krzyki
1 śpiewy radosne rozlegały się dokoła. Dzieci raptownie wypadły ze szkół, łącząc
swe dziecinne głosy z radosnymi okrzykami tłumów. Droga zasłana była grubo
gałązkami, szatami i kobiercami, tworząc niejako jednostajny osobliwy, puszysty
dywan, po którym posuwał się orszak pod łuki z zieleni, wystawione między
murami. Weronika, idąca z dwojgiem dzieci, rzuciła na drogę swą zasłonę, a także
jednemu z dzieci zdjęła jakąś część ubrania. Potem tak ona jak i inne niewiasty
przyłączyły się do orszaku świętych niewiast, zamykających pochód. Było ich
około siedemnaście.
Wśród ogólnej radości Jezus gorzko zapłakał; Apostołowie także się rozpłakali,
gdy im powiedział, że wielu z tych, którzy teraz tak się radują, wnet z równym
zapałem wyszydzą Go, a jeden nawet Go zdradzi. Płakał Jezus spoglądając na
miasto, bo równocześnie czytał w przyszłości, że wkrótce nie zostanie ani śladu
z miasta i ze świątyni. Orszak przeszedł już bramę miasta i skierował się ku
świątyni, a uniesienie i zapał tłumów wzrastały z każdą chwilą. Zewsząd
przyprowadzano i znoszono chorych wszelkiego rodzaju, więc Jezus przystawał
często, zsiadał i uzdrawiał wszystkich bez wyjątku. Natłok robił się coraz
większy, tak, że tylko noga za nogą można się było posuwać; na przebycie
Strona 56
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
półgodzinnej drogi od bramy do świątyni potrzebował teraz Jezus około trzech
godzin. Hałas i wrzawa nie ustawały; także nieprzyjaciele Jezusa, wmieszani w
tłum wznosili wraz z in-nymi okrzyki.
Im bliżej świątyni, tym piękniej przystrojona była droga. Po obu stronach były
opłoty, a za nimi małe ogródki, zasadzone drzewkami; pasły się tu i hasały
jakieś małe zwierzątka o długich szyjach, dalej koziołki i owce
2 wieńcami na szyi. Tutaj to zwykle, a głównie w czasie wielkanocnym, wystarano
na sprzedaż wybrane już czyste zwierzątka ofiarne.
105
Żydzi tymczasem kazali pozamykać wszystkie domy i bramę miejską, w ten sposób tę
część miasta zupełnie oddzielając od reszty. Gdy Jezus zsiadł z oślicy przed
świątynią, uczniowie zaraz chcieli ją odprowadzić, lecz zastali bramę już
zamkniętą i musieli czekać aż do wieczora. Święte niewiasty były także w
świątyni, napełnionej szczelnie tłumem. Ludzie będący w świątyni musieli obejść
się bez posiłku przez cały dzień, bo wszystko było pożarny-kane. Osobliwie
Magdalenę martwiło to, że Jezus nie może się posilić.
Nad wieczorem, gdy otworzono bramę, święte niewiasty wróciły do Betanii, a za
nimi nieco później poszedł Jezus z Apostołami. Magdalena i stroskana, że ani
Jezus ani Apostołowie przez cały dzień nic nie jedli, sama j zakrzątnęła się
zaraz około przyrządzenia wieczerzy. Zmierzchało się już, gdy Jezus wszedł na
podwórze domu Łazarza. Magdalena wyniosła wody w miednicy, umyła Mu nogi i
otarła je chustą, przewieszoną przez plecy, po j czym wprowadziła Go do domu.
Wieczerzy właściwej nie było, podano tylko i przekąskę. Podczas posiłku zbliżyła
się znów Magdalena do Jezusa i wylała Mu na głowę wonny olejek. Judasz,
przechodząc potem koło niej, zaczął szemrać na taki zbytek, lecz Magdalena
odrzekła mu: "Nigdy i niczym nie i potrafię dość wywdzięczyć się Panu za to, co
uczynił dla mnie i dla mego j brata". Posiliwszy się, Jezus poszedł do gospody
Szymona trędowatego, gdzie I już zebrało się sporo uczniów i przez chwilę tam
nauczał. Stąd poszedł przed \ miasto do gospody uczniów, tu znów nauczał jakiś
czas, po czym powrócił do I domu Szymona.
Idąc nazajutrz z Apostołami do Jerozolimy łaknął Jezus; lecz czułam, że nie
posiłku łaknął, tylko nawrócenia się Żydów i dokonania posłannictwa Swego.
Pragnął przebyć czekające Go męki, a że znał dobrze ich wielkość 1 i ciężar,
więc trwożył się w sercu. Po drodze przechodził koło drzewa! figowego; spojrzał
na nie, a nie widząc żadnych owoców, tylko same liście,! przeklął je, by uschło
i nigdy już owoców nie rodziło, po czym wskazawszy na.] nie rzekł: "Tak stanie
się tym wszystkim, którzy nie zechcą Mnie uznać". ] Zrozumiałam, że drzewo
figowe było wyobrażeniem starego Zakonu, a win- i na macica nowego. Na drodze do
świątyni leżały jeszcze tu i ówdzie sterty gałęzi i wieńców z wczorajszej
uroczystości. We frontowych przedsionkach I świątyni zebrało się znowu sporo
kupczących. Niektórzy przyszli ze skrzy-1 niami na plecach, a rozłożywszy
je,układali na podpórkach,utworzonych! z żerdek razem złączonych. Na jednym
stole leżały kupy fenigów, powią-1 zanych rozmaicie za pomocą łańcuszków,
haczyków łub rzemyków. W ten I sposób potworzone były różne figury koloru
żółtego, białego, brązowego, 1 lub kilkubarwne. Zdaje mi się, że były to fenigi
do wieszania. Dalej stały I jedne na drugich kupy koszów z ptactwem, w innym
znów przysionku sprze-1 dawano cielęta i inne bydło ofiarne. Przyszedłszy do
świątyni, Jezus kazał iiflj
106
ustąpić; gdy zaś zwlekali z wypełnieniem rozkazu, skręcił w kilkoro pas,
rozpędził ich i wygnał ze świątyni.
Podczas gdy Jezus nauczał, jacyś znakomici Grecy przysłali posłańca z gospody do
Filipa z zapytaniem, kiedy będą mogli pomówić z Panem, bo nie chcą teraz
przeciskać się w natłoku. Filip oznajmił to Andrzejowi, a ten Jezusowi. Jezus
obiecał pomówić z nimi, gdy będzie powracał do Betanii i w tym celu kazał im
stawić się na drodze między bramą a domem Jana Marka. Tymczasem zaś nauczał
dalej, a smutek wciąż trapił Jego serce. Raz przerwał na chwilę naukę i
złożywszy ręce, wzniósł oczy w niebo, a wtem promień jakoby ze świetlistej
chmury spłynął na Niego i dał się słyszeć grzmot. Zgromadzeni ze strachem
spojrzeli w górę, w tłumie zaczęły się szepty. Jezus ciągnął dalej, ale zjawisko
powtórzyło się jeszcze kilka razy. Po nauce zeszedł Jezus z mównicy i
wmieszawszy się w grono uczniów, wyszedł ze świątyni.
Gdy Jezus miał nauczać, okrywali Go uczniowie zwykle w świąteczny biały płaszcz,
który zawsze nosili ze sobą; gdy zaś schodził z mównicy, zaraz płaszcz
zdejmowali, więc Jezus nie różniąc się ubiorem od innych, mógł łatwiej usunąć
się z oczu tłumów. Wkoło mównicy były dla słuchaczy trzy rzędy schodów z
poręczami, stopniowo coraz wyższych. Poręcze, jak mi się zdaje, lane z metalu,
przyozdobione były rzeźbami. Główki, czy też gałki przy poręczach były brązowe.
Strona 57
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Płaskorzeźb nie było żadnych w świątyni; za to gęsto widniały różne sztukaterie,
przedstawiające winne latorośle, grona, zwierzęta ofiarne i figury jakby dzieci
w powijakach na kształt tej, jaką widziałam wyszytą u Maryi.
Dzień był jeszcze jasny, gdy Jezus zbliżył się z towarzyszami do domu Jana
Marka. Tu podeszli ku Niemu Grecy, a Jezus rozmawiał z nimi parę minut; były z
nimi i niewiasty, ale te stały z tyłu. Wszyscy nawrócili się, a na Zielone
Świątki jedni z pierwszych przyłączyli się do uczniów i przyjęli chrzest.
Magdalena powtórnie namaszcza Jezusa
Przez cały czas, gdy Jezus nauczał, musieli Żydzi zamykać swe domy
1 ostro było zakazane podawać jakikolwiek posiłek Jemu lub uczniom. Pe-
en smutku powracał Jezus z Apostołami do Betanii na szabat. Zatrzymali
*'C w gospodzie Szymona trędowatego, gdzie przyrządzona była wieczerza.
Magdalena litowała się bardzo nad Jezusem, że przez cały dzień tak się
Ultięczył, pierwsza więc wyszła do Niego przed dom, ubrana w suknię
Pokutną z paskiem, zaś rozpuszczone włosy przykryte miała czarną zasłoną.
Padłszy Jezusowi do nóg, otarła z nich proch własnymi włosami w taki
Posób, jak gdyby czyściła Mu obuwie. Uczyniła to otwarcie wobec wszy-
Ich, czym nawet niektórzy gorszyli się.
107
Poczyniwszy przygotowania do szabatu, przywdziali wszyscy suknie, odprawili
modły przy lampie szabatowej, po czym zasiedli do wieczerzy. Przy końcu
wieczerzy pojawiła się znowu Magdalena, powodowana miłością! wdzięcznością,
skruchą i smutkiem, stanęła za Jezusem i wylała Mu na głowęl flaszeczkę wonnego
olejku; trochę nalała także na nogi, otarła je swymi włosami, po czym wyszła z
sali. Wielu zgorszyło się tym postępkiem, szcze-1 gólnie zaś Judasz, który swym
szemraniem wzbudził niechęć także w Mateuszu, Tomaszu i Janie Marku. Jezus
natomiast uniewinniał Magdalenę, I tłumacząc, że pobudką dla niej do takiego
postępowania jest miłość, więc nie trzeba brać jej tego za złe. Wiemy, że nie
jeden raz uczyniła to Mag- j dalena; w ogóle niejedno zdarzenie odbyło się
kilkakroć, chociaż w ewan-j gelii jest opisane tylko raz.
Po uczcie i modłach rozproszyli się Apostołowie i uczniowie. Judasz, pełen
złości, pobiegł jeszcze w nocy do Jerozolimy. Miotany zazdrością! i chciwością,
biegł w ciemności przez Górę Oliwną, jak gdyby szatani oświecał mu drogę
światłem piekielnym. Udał się prosto do domu Kaifasza; I chwilę tylko
porozmawiał tu na dole, bo w ogóle nie lubił nigdzie długo 1 bawić; potem
pospieszył zaraz do domu Jana Marka; tu zwykle zatrzymywali j się uczniowie,
bawiąc w Jerozolimie, więc i on w ten sposób pozorował swój I pobyt tutaj.
Pierwsza to była jego wycieczka, nacechowana już stanowczą chęcią zdrady.
Nazajutrz poszedł Jezus znowu z kilku uczniami do Jerozolimy. Przechodząc mimo
drzewa figowego, które wczoraj przeklął, ujrzeli z podziwem, że drzewo już
uschło. Jan i Piotr zatrzymali się przy drzewie, a gdy Piotr wy-1 raził swoje
zdziwienie, rzekł Jezus: "Jeśli uwierzycie silnie, większe rzeczy 1 potraficie
zdziałać, niż to. Na wasze słowo góry poruszą się i rzucą siej w morze". Na ten
temat mówił Jezus jeszcze więcej i tłumaczył znaczenie! drzewa figowego.
Napływ obcych przybyszów do Jerozolimy był ogromny. Co dzień rano i wieczór były
dla nich nauki w świątyni i służba Boża. W chwilach wolnych nauczał Jezus.
Podczas nauki stał wciąż na mównicy; gdy ktoj podnosił jaką sporną kwestię lub
zarzut, wstawał i przemawiał, a Jezusl siadał.
Podczas dzisiejszej nauki przystąpili do Jezusa kapłani i uczeni w PiśB mie,
pytając, jaką mocą czyni to wszystko. Wtedy rzekł im Jezus; "I Ja zapy-1 tam was
o coś; jeśli odpowiecie na moje pytanie, to i Ja powiem wam, jaką : mocą
spełniam Moje czyny. Otóż powiedzcie mi, kto dał Janowi pełnomo-1 cnictwo do
udzielania chrztu?" Żaden z nich nie umiał dać na to odpowiedzi: I więc Jezus
rzekł, że i On nie powie im, czyją mocą i upoważnieniem spełniaj Swe czyny.
108
W popołudniowej nauce przytoczył Jezus przypowieść o winogro-dniczym i o
kamieniu węgielnym, odrzuconym przez budujących. Przypowieść wytłumaczył tak, że
On ma być tym zamordowanym winogro-dniczym, a mordercami faryzeusze. To
rozzłościło ich strasznie i byliby chętnie kazali Go pojmać ale nie ważyli się
na to, widząc, jak wszystek lud za Nim przepada. Uradzili tylko wysłać jako
szpiegów pięciu mężów pokrewnych uczniom, a z nimi żyjących w bliskich
stosunkach; ci mieli przez podchwytliwe pytania starać się złapać Jezusa na
jakiejś mowie przeciwnej Zakonowi. Najęci ci mężowie byli częściowo stronnikami
faryzeuszów, a częściowo sługami Heroda.
Gdy Jezus wieczorem wracał do Betanii, znaleźli się miłosierni ludzie, którzy,
wyszedłszy ku Niemu na drogę, dali Mu się napić. Noc przepędził Pan w gospodzie
uczniów koło Betanii. Nazajutrz nauczał Jezus około trzy godziny w świątyni,
objaśniając przypowieść o godach królewskich. Byli przy tym szpiedzy
Strona 58
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
faryzeuszów. Wkrótce potem powrócił Jezus do Betanii i tam jeszcze nauczał.
Na drugi dzień poszedł Jezus znowu do świątyni i wstąpił na mównicę, ustawioną w
okrągłym przedsionku. Zaraz też przecisnęli się za Nim przejściem wiodącym
między amfiteatralnymi siedzeniami mężowie najęci przez faryzeuszów, a
przystąpiwszy, zapytali Go, czy należy się płacić czynsz cesarzowi. Zamiast
odpowiedzi kazał Jezus podać Sobie grosz. Jeden z nich wyciągnął z kieszeni na
piersiach jakąś żółtą monetę, wielkości mniej więcej pruskiego talara, i
wskazując na wyryty na niej wizerunek cesarza, podał ją Jezusowi; a Jezus rzekł
wtedy: "Oddajcież cesarzowi, co jest cesarskiego".
Mówiąc o królestwie Bożym, tak nauczał Jezus: "Podobne jest królestwo niebieskie
człowiekowi, który hoduje roślinę, rozrastającą się w nieskończoność". Do Żydów
nie powróci już ono; ci tylko, którzy się nawrócą, wejdą do królestwa Bożego. Za
to poganom dostanie się królestwo i przyjdzie czas, kiedy na wschodzie wszystko
pogrąży się w ciemnościach, a natomiast zachód obfitować będzie w świetle
prawdy. "Jeśli czynicie dobrze, czyńcie to w skrytości, jak Ja; a oto otrzymam
około południa nagrodę. Zaprawdę powiadam wam, że przeniesiecie nade mnie
zwykłego mordercę".
W kilka godzin później przystąpiło do Jezusa siedmiu Saduceuszów 2 zapytaniem,
jak się rzecz ma z zmartwychwstaniem i co uczyni wtedy niewiasta, która miała
siedmiu mężów. Jezus odrzekł im na to, że po zn»artwychwstaniu nie ma względu na
płeć, ani nie zawiera się żadnych małżeństw i że Bóg jest Bogiem żywych, a nie
umarłych. Wszyscy zdumiewali SlC nad Jego nauką. Faryzeusze opuścili swe
siedzenia i zebrawszy się w ku-Pfcc. mówili coś po cichu. Jeden z nich, urzędnik
przy świątyni, imieniem Manasse, zapytał po chwili Jezusa z wielkim szacunkiem i
skromnością,
109
jakie jest największe przykazanie. Otrzymawszy stosowną odpowiedź, J szczerego
serca oddał należną chwałę Jezusowi. Jezus zaś, oznajmiwszy nij że królestwo
Boże niedaleko jest odeń, nauczał dalej o Chrystusie i Dawj dzie, i na tym
zakończył naukę. - Nikt już nie odzywał się więcej, nie mogąc nic zarzucić Jego
nauce pełnej mądrości.
Na wychodnym jeden z uczniów zapytał Jezusa: "Co oznacza to, coś pJ wiedział
Manassemu: niedaleko jesteś królestwa Bożego?" - "Oznacza to. rzekł Jezus - że
Manasse uwierzy i pójdzie za Mną; lecz nie mówcie tego nikomu". Rzeczywiście od
tej pory nie przedsiębrał Manasse już nic przeciw Jezusowi, trzymał się w
ukryciu aż do Wniebowstąpienia, wtedy dopiero oświadczył się za Jezusem i
przyłączył do uczniów. Wtedy liczył 40 do 50 lafl
Wieczorem powrócił Jezus do Betanii i spożył z Apostołami wiecza rzę u Łazarza.
Potem poszedł do gospody, gdzie zebrane były niewiasty i nauczał je jeszcze
późno w noc. Przenocował w gospodzie uczniów.
Podczas gdy Jezus nauczał w Jerozolimie, święte niewiasty zbierały się często na
wspólne modlitwy w altanie, gdzie siedziała Magdalena, gdy Martą zawołała ją do
Jezusa przed wskrzeszeniem Łazarza. W czasie modłów zachowywały pewien oznaczony
porządek; raz stały wszystkie razem w gromadce, to znów klęczały, to siedziały
każda z osobna.
Następnego dnia nauczał Jezus około sześciu godzin w świątynn Uczniowie,
poruszeni Jego wczorajszą nauką, pytali dziś, co to znaczy:, "Przyjdź królestwo
Twoje". Jezus objaśniał im to obszernie, nadmieniając, ża On i Ojciec są jedno i
że teraz idzie do Ojca. Uczniowie pytali Go dalej^ "Jeśli Ty i Ojciec jedno
jesteście, to nie potrzebujesz przecie iść do Ojca, bo] już z Nim jesteś". Wtedy
Jezus zaczął im mówić o Swym posłannictwie i rzekj "Zwracam się teraz od
człowieczeństwa, od ciała. Tak też, kto od własnej grzesznej natury ludzkiej
zwraca się przeze mnie do Mnie, ten zwraca sifj równocześnie do Ojca". Słowa
Jezusa były tak wzruszające, że Apostołowie* pełni uniesienia, zerwali się
radośnie i zawołali: "Panie z chęcią będzieid rozszerzali Twe królestwo aż do
końca i na kraj świata". Jezus zmiarkował zaraz ich niewczesny zapał, mówiąc, że
kto tak mówi, nic nie działa. Zasmucili się Apostołowie, a Jezus rzekł
powtórnie: "Nie mówcie nigdy: Wypędzałem w Twoim imieniu diabły, czyniłem to lub
owo. Czyny wasze niech nie będą jawne. Oto Ja w ostatniej podróży zdziałałem
wiele w ukryciu, wy jednafc nalegaliście wtedy na Mnie, bym poszedł do Mego
miejsca rodzinnego, chociaż Żydzi chcieli Mnie wtenczas zgładzić" za
wskrzeszenie Łazarza Jakżeby wtenczas wszystko mogło by się spełnić?" Pytali Go
jeszcze, jak może Jego królestwo być znanym, jeśli wszystko ma się zachowywać w
tajeni nicy? Nie pamiętam już, co Jezus na to odpowiedział, widziałam tylko, żę
znowu uczniowie bardzo się zasmucili. Około południa uczniowie wyszli
110
ze świątyni, zostawiając przy Jezusie Apostołów; wnet jednak wrócili, przynosząc
Mu pić.
Strona 59
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Po południu zeszło się pełno uczonych zakonnych i faryzeuszów; wszyscy obstąpili
z bliska Jezusa tak, że uczniowie musieli stać nieco dalej. V/ nauce Swej
powstawał Jezus bardzo ostro przeciw faryzeuszom. Słyszałam raz, jak, gromiąc
ich, rzekł: "Nie możecie Mnie teraz pojmać, bo jeszcze nie nadeszła godzina
Moja".
Nauka Łazarza. Piotr otrzymuje ostrą naganę
Cały dzień przepędził Pan Jezus u Łazarza w gronie świętych, niewiast i dwunastu
Apostołów. Rano miał naukę w gospodzie uczniów i wobec świętych niewiast. Około
trzeciej godziny po południu zastawiono wystawną ucztę w podziemnych komnatach.
Niewiasty usługiwały do stołu, a potem usiadłszy w trójkątnym rogu izby,
oddzielonym kratą, przysłuchiwały się nauce. Jezus oznajmił, że już niedługo
będą razem, że tu u Łazarza nie będą już wspólnie pożywać, chyba raz jeszcze u
Szymona, potem zaś nadejdą czasy niespokojne. Wreszcie kazał zebranym nie
krępować się niczym i z wszelką ufnością zapytywać Go o wszystko, jak gdyby
wszyscy byli równi; wypytywano Go więc o różne rzeczy. Szczególnie Tomasz wciąż
stawiał jakieś wątpliwości i Jan pytał się o niejedno, ale czynił to cicho,
łagodnie.
W czasie rozmowy Jezus wspomniał, że zbliża się czas wypełnienia i że Syn
człowieczy wydany będzie przez zdrajcę. Na to wystąpił Piotr z zapałem i rzekł:
"Dlaczego wciąż nadmieniasz, jakobyśmy Cię mieli zdradzić? Choćby nawet można
było przypuścić, że któryś z innych Cię zdradzi, ale za nas dwunastu ja ręczę;
żaden z nas tym zdrajcą nie będzie!" Piotr wyrzekł te słowa nieco za śmiało,
jakby czuł obrażony swój honor. Tedy Jezus powstał na niego z taką
gwałtownością, jak nigdy dotychczas; gwałtowniej jeszcze, niż tedy, gdy rzekł do
Piotra: "Odstąp ode mnie, szatanie!" Zwróciwszy się doń, rzekł: "Wszyscy byście
upadli, gdyby was nie utrzymywała Moja łaska i modlitwa. Gdy nadejdzie Moja
godzina, wszyscy Mnie opuścicie, Jeden jest między wami, który się nie chwieje
na duchu; ale i ten ucieknie i później dopiero powróci". Miał tu Jezus na myśli
Jana, który przy pojmaniu Jezusa uciekł, pozostawiając swój płaszcz. Posmutnieli
Apostołowie na te słowa Jezusa. Judasz uśmiechał się słodko, uprzejmy był i
usłużny, zręcznie pokrywając swe zdradzieckie zamiary.
Między innymi Apostołowie pytali Jezusa, jakie będzie to królestwo,
które ma przyjść do nich. Więc Jezus tłumaczył im to nadzwyczaj miłymi,
^odkimi słowy, a wreszcie rzekł: "Przyjdzie na was inny Duch i wtedy
°piero zrozumiecie wszystko. Ja muszę iść do Ojca, lecz ześlę wam Ducha,
tory pochodzi od Ojca i ode mnie". Pamiętam dokładnie te słowa Jezusa.
111
Dalej zaś mówił w ten sposób, że nie potrafię tego oddać dokładnie; mniej!
więcej opiewało to tak: "Przyjąłem na się ciało, by zbawić człowieka, więc teżj
Mój wpływ na was jest więcej cielesny. Ciało działa więcej cieleśnie i dlategol
to nie możecie Mnie we wszystkim zrozumieć. Lecz ześlę wam Ducha, któryl otworzy
i rozjaśni wasze dusze". Dalej mówił Jezus, że wkrótce nadejdą czasyl smutku, w
których przeżywać będą chwile strasznej trwogi, jak niewiasta! przy porodzie.
Malował piękność duszy ludzkiej, stworzonej na obraz i po-| dobieństwo Boże;
przedstawiał więc, jak piękną jest rzeczą ratować dusz ej i wprowadzać je do
portu wiecznej szczęśliwości. Przypominał im, jak to wie-1 lekroć źle Go
rozumieli i nie postępowali, jak należy, a On zawsze był dla nich pobłażliwy;
polecał więc im, by po Jego śmierci z równą pobłażliwością! obchodzili się z
grzesznikami. Piotr jakby z wyrzutem zapytał Jezusa, dla-l czego ganił tak
surowo jego zapał, kiedy Sam dopiero co z takim zapałem j przemawiał; wtedy
Jezus wyjaśnił mu różnicę między gorliwością prawdziwą! a fałszywą. Trwało to do
późna w noc. Wtedy przybyli potajemnie Nikodem ; i jeden z synów Symeona.
Rozmowa, przeplatana nauką, przeciągała się tak długo, że dopiero o północy
pomyślano o spoczynku. Na odchodnem rzekł j Jezus: "Prześpijcie się jeszcze raz
spokojnie, bo wkrótce nadejdzie czas, że I w trwodze i strachu przepędzać
będziecie bezsenne noce; i znowu potem nadejdzie czas, że wśród prześladowania
spać będziecie spokojnie z pod-1 łożonym pod głowę kamieniem, jak Jakub pod
drabiną niebieską". Na tym I zakończył Jezus Swą naukę na dziś, a wszyscy
zawołali: "Panie, jakże prędko I przeszła ta uczta i ten wieczór".
Ofiara wdowy
Nazajutrz Jezus raniutko poszedł do świątyni, ale nie tam, gdzie zwykle nauczał,
łecz do tego przedsionka, gdzie Maryja składała ofiarę. W tej rów- j nież sali
uwolnił Jezus cudzołożnicę od sądu. Cała świątynia robiła wrażenie I jakoby
trzech kościołów, stojących jeden za drugim, dla stojącego ludu były 1 trzy
wielkie nawy. W pierwszej był okrągły plac do nauczania; na prawo, wię- ¦ cej ku
miejscu Świętemu, był właśnie przysionek ofiarny, gdzie Jezus dziś j poszedł;
dochodziło się doń długimi krużgankami. Blisko wejścia stała w środku skarbona.
Był to słup kanciasty na pół chłopa wysoki, z trzema I lejkowatymi otworami, w
Strona 60
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
które ofiarujący wkładali pieniądze, u dołu były j drzwiczki. Skarbona przykryta
była tkaniną w białe i czerwone pasy. Po lewej I stronie było siedzenie dla
kapłana, utrzymującego porządek i stół, na którym I składano gołąbki i inne
rzeczy, dane na ofiarę. Po prawej i lewej stronie wejścia były stołki dla
niewiast i mężczyzn. Od tyłu przysionek był zamknięty j kratą, za którą
ustawiony był ołtarz, gdy Maryja ofiarowała w świątyni I Dzieciątko Jezus.
112
Dziś by} dzień ofiarny dla wszystkich, którzy chcieli się oczyścić na
Wiel-jcanoc. Przybywszy do świątyni Jezus usiadł koło skarbony. Faryzeusze,
przybywszy później, zgorszyli się bardzo, widząc Go tu, lecz gdy Jezus chciał im
ustąpić miejsca, nie chcieli go zająć. Przy Jezusie stali parami Apostołowie.
Ofiarujący stali zewnątrz i czekali; wpuszczano ich kolejno po pięciu, najpierw
mężczyzn potem niewiasty, a potem wypuszczano ich innymi drzwiami na lewo. Jezus
przesiedział tu około trzy godziny; składanie ofiar zakończono jak zwykle około
południa. Jezus pozostał mimo to dłużej, co także nie było w smak faryzeuszom.
Ostatnia przyszła złożyć ofiarę jakaś uboga, potulna wdowa. Ile kto składał na
ofiarę, nie było widać; ale Jezus jako Bóg wiedział, ile dała wdowa i zaraz
rzekł do uczniów: Ta niewiasta dała więcej, niż wszyscy, bo oddała wszystko, co
miała na posiłek dzisiejszy dla siebie". Kazał też powiedzieć jej, by czekała na
Niego w domu Jana Marka.
Po południu Jezus nauczał na zwykłym miejscu w przedsionku świątyni. Okrągły
plac do nauczania znajdował się tuż naprzeciw drzwi; z prawej i lewej jego
strony wiodły na górę schody do Miejsca świętego, a stąd znów dalej szły schody
do Miejsca najświętszego. Faryzeusze także przyszli słuchać słów Jezusa. Podczas
nauki Jezus zwrócił się raz do nich i rzekł: "Nie o-śmieliliście się pojmać Mnie
wczoraj, jak zamierzaliście, chociaż dałem wam czas na sposobność do tego; nie
przyszła bowiem jeszcze Moja godzina, a nie w waszej leży mocy przyspieszyć jej
przyjście. Przyjdzie ona w swoim czasie. Nie myślcie jednak, że będziecie odtąd
obchodzić spokojnie święta Wielkanocne, jak zwykle; przyjdzie taki ucisk, że nie
będziecie wiedzieli, gdzie się ukryć. Wszystka krew Proroków pomordowanych przez
was, spadnie na waszą głowę. Powstaną oni z grobu, a ziemia drżeć będzie w swych
posadach; wy jednak mimo to trwać będziecie w zaślepieniu". Następnie zaczął
mówić o ofierze ubogiej wdowy. Wieczorem, idąc ze świątyni, rozmawiał po drodze
z tą wdową i kazał jej synowi przyjść do siebie, co ją bardzo ucieszyło. Jeszcze
przed ukrzyżowaniem syn jej został przyjęty do grona uczniów. Wdowa ta, była to
niewiasta bardzo pobożna, trzymająca się ściśle przepisów żydowskich, przy tym
prostoduszna i wierna.
Jezus mówi o zburzeniu Jerozolimy
Gdy wracali do Betanii, wskazał jeden z uczniów na świątynię, zwracając Jezusowi
uwagę na jej piękność, na co Jezus rzekł mu, że niedługo nie Pozostanie z niej
kamień na kamieniu. Na stoku Góry Oliwnej urządzone tyło miejsce z mównicą i
siedzeniami darniowymi w koło; tu nieraz wieczorem zwykli byli wypoczywać
kapłani po długiej pracy. I Jezus otrzymał się tu na chwilę i usiadł na mównicy,
a gdy Apostołowie zaczęli Go ^pytywać o czas zburzenia Jerozolimy, wypowiedział
Jezus mowę żałosną
113
nad miastem. Ostatnie Jego słowa były: "Błogosławiony, kto wytrwa aż dj końca".
Wszystkiego bawił tu Jezus zaledwie kwadrans.
- Świątynia, widziana z tego miejsca, przedstawiała się nadzwyczaj pięlc. nie. W
promieniach zachodzącego słońca rzucała taki blask, że zaledwie olej znieść go
mogło. Blask ten wydawały piękne, lśniące kamienie ciemno! czerwone lub żółte,
wmurowane jak kostki w ściany świątyni. Świątynia Sal lomona obfitowała więcej w
złote ozdoby, ale na tej znowu kamienie bły-j szczały nadzwyczaj.
Faryzeusze, dysząc złością ku Jezusowi, jeszcze w nocy zebrali się na naradę i
wysłali szpiegów za Nim. Pragnęli bardzo, by Judasz znowu przyj szedł do nich,
bo bez niego nie mogli nic należycie przedsięwziąć, ale Judasą nie był u nich
więcej od wspomnianego wieczora.
Rano następniego dnia poszedł Jezus znowu na owo miejsce na Górze Oliwnej i
mówił jeszcze raz o zburzeniu Jerozolimy w podobieństwie o drze-j wie figowym,
stojącym opodał. Oznajmił także, że jest już zdradzonym i żel zdrajca ofiarował
się zaprzedać Go, ale nie podał swego imienia. Faryzeusze pragnęli, by zdrajca
znowu przyszedł do nich, a Jezus życzył mu, by się popra-j wił, żałował i nie
rozpaczał. Mówił to Jezus ogólnikowo, tajemniczo, a Ju-j dasz przysłuchiwał się
temu z uśmiechem.
Powiedziawszy Apostołom, że będą wnet rozproszeni, upominał ich Jej zus zarazem,
by z tego powodu nie oddawali się zbyt troskom doczesnym, \m nie zapominali o
najbliższych obowiązkach, a sposobu postępowania nie pokrywali płaszczykiem
zmyślonych pobudek. Użył tu Jezus porównania z pła-i szczem. Dalej ganił w
Strona 61
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
ogólności szemranie niektórych na to, że Magdalena namaściła Go olejkiem. Mówił
to prawdopodobnie do Judasza, który po tymi namaszczeniu uczynił pierwszy
stanowczy krok do zdrady, dawał mu zarazem przez to cichą przestrogę na
przyszłość; Judasz bowiem po ostatnim namaszczeniu dokonał w zupełności swej
zdrady. To, że i inni gorszyli się tak szczodrymi oznakami miłości Magdaleny,
pochodziło ze żJe zastosowanej surowości obyczajów i oszczędności. Wiedzieli, że
namaszczenie takie bywa nieraz nadużywane na uroczystościach prywatnych ze
zbytnim marnotrawstwem, a nie zastanawiali się nad tym, że zupełnie jest na
miejscu oddawać taką cześć Najświętszemu ze Świętych.
Jezus powiedział Apostołom, że jeszcze tylko dwa razy będzie publicznie nauczał.
Mówiąc o końcu świata, i o zburzeniu Jerozolimy, podał im zarazem znaki, po
których mogliby poznać, że zbliża się godzina Jego odejścia. Mówił, że powstanie
między nimi sprzeczka, kto z nich jest największym i to będzie dla nich jednym
znakiem; dalej że jeden z nich zaprze się Go. Mówił to Jezus w tym celu, by
pobudzić ich do pokory i czujności nad sobą. Słowa Jego nacechowane były
niezwykłą miłością i cierpliwością.
114
Koło południa Pan Jezus nauczał w świątyni o dziesięciu dziewicach • o
powierzonych talentach. Powstawał znów ostro przeciw faryzeuszom, przypominał im
pomordowanych Proroków i wyjawił niektóre podstępne kowania faryzeuszy. Pouczył
potem Apostołów i uczniów, że i tam, odzie na pozór nie ma nadziei poprawy,
trzeba powtarzać po kilkakroć przestrogi.
Gdy wychodził ze świątyni, zbliżył się ku Niemu tłum cudzoziemców, pogan. Nie
słyszeli oni wprawdzie Jego nauk w świątyni, bo nie wolno im tam było wchodzić,
ale nawrócili się, widząc Jego cuda i uroczysty wjazd w Niedzielę Palmową, a
przy tym słysząc o Nim wiele od innych. Byli miedzy nimi i owi Grecy. Jezus
kazał im zwrócić się do uczniów, Sam zaś z kilku towarzyszami poszedł na Górę
Oliwną, gdzie przepędzili noc w publicznej gospodzie, przeznaczonej zwyczajnie
dla cudzoziemców.
Nazajutrz, gdy zeszła się reszta Apostołów i uczniów, zaczął im Jezus
przepowiadać niektóre przyszłe zdarzenia. Mówił, że dwa razy jeszcze zasiądzie z
nimi do uczty i że tęskni za tym, by spożyć z nimi ostatnią ucztę miłości, przy
której chce im udzielić wszystko, co tylko jako człowiek jeszcze im dać może.
Potem poszedł z nimi do świątyni, tu mówił, że wkrótce odejdzie do Ojca i że On
jest wolą Ojca; nie zrozumiałam dobrze tych stów. Dalej nazwał się wprost
Zbawicielem ludzi, tym Obiecanym, który przyszedł zdjąć z ludzi ciążącą na nich
przemoc grzechową. Wytłumaczył także, dlaczego nie będą odkupieni upadli
aniołowie, tylko ludzie. Faryzeusze przyszedłszy, rozstawili się parami, by
słuchać i szpiegować, a Jezus tak mówił dalej: "Przybyłem, by położyć koniec
panowaniu grzechu nad ludźmi. W ogrodzie począł się grzech i w ogrodzie też
zakończy się jego przewaga. W ogrodzie również targniecie się na Mnie. Już po
wskrzeszeniu Łazarza chcieliście Mnie zabić, ale usunąłem się, by wszystko mogło
się wypełnić". - Czas trwania tej podróży podał Jezus w trzech okresach, ale nie
wiem już, czy rachował trzy razy po cztery, czy po pięć czy też po sześć
tygodni. Wypowiedział faryzeuszom, jak sobie z Nim postąpią i jak powieszą Go
między zbrodniarzami, ale nie uda im się zohydzić Go i zeszpecić po śmierci.
Jeszcze raz przypomniał im, że pomordowani przez nich sprawiedliwi
zmartwychwstaną; wskazał nawet miejsca, gdzie się to stać miało. Wreszcie
powiedział lni> że trwogi i strachu bez miary mieć będą, ale nie potrafią
osiągnąć w zu-Pełności tego, co zamierzają z Nim uczynić.
Co do niewiast tak mówił Jezus: "Przez Ewę przyszedł grzech na ziemię; atego też
ukarane są niewiasty i nie śmią wchodzić do Miejsca świętego, ^z z niewiasty
także przyszło na świat Zbawienie z niewoli grzechowej; Pfzez to zwolnione są od
niewolnictwa, ale zawsze obowiązane do pod-^ńt mężczyźnie".
115
Na noc pozostał Jezus z uczniami w gospodzie u stóp Góry Oliwnej gdzie przy
lampie odprawili wspólnie przepisane modły szabatowe.
"Jezus w Betanii
Nazajutrz rano przeprawił się Jezus z uczniami przez potok Cedrol i poszedł z
nimi na północ. Droga wiodła między szeregiem domów, poJ przedzielanych małymi
trawnikami, na których pasły się owce. Tu był także] dom Jana Marka. Minąwszy
domy, zwrócił się Jezus do wioski Getsemane] tak wielkiej jak Betfage, położonej
po obu brzegach potoku Cedron. Oa domu Jana Marka było kwadrans drogi do bramy
miejskiej, którą pędzono bydło na targowicę, położoną na wyniosłym wzgórzu z
północnej strony świątyni; później zabudowano całe to wzgórze. Stąd było pół
godziny drogi do Getsemane, a z Getsemane przez Górę Oliwną niecała godzina do
Be-j tanii. Betania leżała mniej więcej wprost na wschód od świątyni; w prostym
kierunku można tam było dojść z Jerozolimy w przeciągu godziny. Z nie-j których
Strona 62
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
punktów Betanii można było widzieć świątynię i leżące za nią zamkia z Betfage
zaś już nie, bo wieś ta leżała niżej, zresztą zasłaniała widok Góra] Oliwna;
dopiero wyszedłszy nieco drogą pod górę, można było zobaczyć świątynię przez
otwór wąwozu.
Idąc do Getsemane, wskazał Jezus Apostołom jedno zagłębienie Góry Oliwnej,
mówiąc: "Tu opuścicie Mnie; tu będę pojmany". Przy tym był bar-J dzo smutny.
Przybywszy do Betanii był Jezus u Łazarza, potem poszedł dol gospody uczniów; do
wieczora wędrował z uczniami po okolicy i pocieszał mieszkańców, jak ktoś, który
przed rozstaniem żegna się z wszystkimi.
Wieczorem była uczta u Łazarza. Święte niewiasty siedziały w tej samej komnacie
w okratowanym kącie. Po spożyciu wieczerzy polecił Jezus t wszystkim, by jeszcze
raz spokojnie się wyspali.
3. Ostatnie nauki Jezusa w świątyni
Raniutko poszedł Jezus z uczniami do Jerozolimy. Przeprawiwszy SM przez potok
Cedron, zwrócił się pod mury miejskie na południe i wszedł da miasta małą
furtką; u stóp góry Syjon przeszedł murowany most, rzuconjj nad głęboką
przepaścią; pod świątynią także widać było jaskinie. Przeszej dłszy następnie
długi, sklepiony chodnik, oświetlony nieco z góry, dostał sia od południa na
dziedziniec niewiast; tu zwróciwszy się na wschód, przeszedł przez drzwi, w
których stawiano zhańbione niewiasty i przez przysionek ofiaj rny przybył na
miejsce nauczania. Faryzeusze podczas nauki Jezusa nierai kazali zamykać
wszystkie wejścia, ale drzwi wymienione wyżej pozostawiać
116
otwarte, mówiąc: "Drzwi grzeszników niech zawsze stoją dla nich otworem".
Dzisiejsza nauka Jezusa zawierała przedziwne głębokie myśli. Mówił o połączeniu
i rozdzieleniu, używając przy tym jako porównania ognia i wody, które się gaszą
i nawzajem sobie sprzeciwiają. Jeśli woda nie przezwycięży ognia, to płomień
wybucha przez to tym gwałtowniej i z większą dzikością. Mówił dalej o
prześladowaniu i męczeństwie, podając jako porównanie, że woda jest męczarnią
ognia. Przez ogień rozumiał tych uczniów, którzy pozostaną Mu wierni, przez wodę
zaś miał na myśli tych, którzy odpadną od Niego w głębokość grzechu. Inny znów
przykład przytoczył im, jak to woda, zmieszana z mlekiem, łączy się z nim w
ścisłą, nierozdzielną całość, napomykając przy tym, jak pożywne jest mleko i jak
łagodny ma smak. Miał tu znów na myśli Swą własną łączność z uczniami. Wreszcie,
gdy uczniowie zagadnęli Go, czy przyjaciele i małżonkowie odnajdą się po
śmierci, zaczął mówić o spójności małżeńskiej. "Dwojaka jest - mówił - łączność
w małżeństwie. Najpierw łączność ciała i krwi, którą rozrywa śmierć i tacy
małżonkowie nie odnajdą się na drugim świecie. Lecz powinien istnieć między
małżonkami węzeł duchowy, bo ten łączy ich nierozerwalnie i w tym, i w przyszłym
życiu. Niech więc o to się nie trwożą, czy odnajdą się tam z osobna, czy razem.
Jeśli to było małżeństwo ducha, to odnajdą się potem w jednym ciele". -
Wspomniał przy tym Jezus o Oblu-bieńcu, dla którego Kościół jest Oblubienicą
ciała i ducha. Pouczał ich, by nie lękali się męczarń ciała, bo straszniejsze są
męczarnie duszy.
Apostołowie i uczniowie nie wszystko rozumieli z tej nauki, więc Jezus kazał im
to, czego nie rozumieją, zaraz zapisywać. Widziałam też, iż Jan, Jakub Młodszy i
jeszcze jeden wyjęli małe zwoje z kieszeni na piersiach, rozłożyli je na
deseczkach, opartych z przodu o poręcz, i od czasu do czasu notowali sobie
ważniejsze rzeczy. Do pisania używali farby schowanej w naczyniu, podobnym do
rogu. Czynili to tylko z początku nauki.
W dalszej nauce wspomniał Jezus o połączeniu się z nimi w ostatniej wieczerzy,
której to łączność nic rozerwać nie zdoła.
Zalecał także Apostołom obowiązek doskonałego umartwiania się, a to w ten
sposób, że zapytywał ich kolejno: "Czy będziecie mogli spełnić to i owo Grazem?"
Była to mowa o ofierze, która musi być złożoną, a ostatecznym wynikiem był znowu
obowiązek umartwiania się zupełnego. Jako przykład Przytoczył im Abrahama i
innych Patriarchów, którzy przed każdą ofiarą tak dfa się umartwiali i
oczyszczali.
Mówiąc o chrzcie i innych Sakramentach, tak pouczał Jezus Apostołów:
Sl wam wkrótce Ducha świętego, który przez chrzest uczyni wszystkich i
odkupienia. Po Mojej śmierci chrzcijcie przy sadzawce Betesda h, którzy przyjdą
z żądaniem chrztu. Gdyby za dużo ochotników
117
stawiło się naraz, to wkładajcie im kolejno, dwom naraz, ręce na ramiona) i
chrzcijcie ich, polewając strumieniem wody z pompy lub sikawki. Jaki dotychczas
Anioł, tak teraz Duch święty zstąpi na ochrzczonych, gdy tylko 1 przeleje się
Krew Moja. Stanie się tak, choć byście nawet wy nie otrzymalil jeszcze Ducha
świętego".
Strona 63
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Piotr, ustanowiony przez samego Jezusa jako pierwszy między Apostołami, zapytał
Go teraz, jako taki czy zawsze mają tak postępować, czy tea wpierw badać i
pouczać ludzi. "Tak jest - odrzekł Jezus - bo ludzie znużeni są już czekaniem w
święto i usychają z pragnienia. Zresztą, gdy zstąpi Duch! święty, wtenczas
zawsze będziecie wiedzieli, jak postąpić". Szczegółowe! rozmawiał Jezus z
Piotrem o pokucie i rozgrzeszeniu. Wszystkim zaś mówili o końcu świata i o
znakach, które go poprzedzą. Wspomniał przy tym, żel jeden człowiek z
natchnienia Ducha świętego będzie miał o tym widzenie.1 Miał tu na myśli
objawienie św. Jana, a nawet podobnie jak on opisywał te znaki. Mówił, jako
zjawi się naznaczony na czole i że źródło żywej wodyj która spłynie z góry
Kalwarii, będzie przy końcu świata zupełnie jakbyl zatrute; a wszystka woda nie
zepsuta zbierze się w dolinie Józefata. Zdaje mil się, że powiedział Jezus także
tak: Woda wszystka musi się znowu stać wodąl chrztu. Faryzeusze nie byli obecni
w czasie całej tej nauki. Wieczorem \ poszedł Jezus do Betanii do Łazarza.
Cały następny dzień nauczał Jezus znowu bez przeszkody w świątyni. Mówił o
prawdzie i spełnieniu się nauki. "Chcę - mówił - wypełnić teraz wszystko. Nie
dosyć jest wierzyć, trzeba także wiarę wypełniać. Wy wszyscy,! a nawet
faryzeusze, nie możecie Mi zarzucić, żem nauczał coś niesłusznie I przeciw
Zakonowi. Teraz chcę tę prawdę, której nauczałem, dopełnić przez I odejście do
Ojca. Zanim jednak odejdę, pozostawię wam wszystko, co mam. I Majątku i złota
nie mam; ale pozostawię wam w spuściźnie Moją moc i siłę, ] chcę aż po koniec
dni zawiązać łączność z wami, jeszcze ściślejszą niż dotychczasowa. Chcę was
wszystkich razem złączyć w członki jednego ciała". I - Piotr, słysząc, ile to
jeszcze rzeczy ma Jezus spełnić, powziął nadzieję, że nie J opuści ich tak
prędko i nawet rzekł: "Panie, jeśli to wszystko zechcesz speł-1 nić, to musisz
pozostaćz nami do końca świata!" Dalej omawiał Jezus z Apo- j stołami istotę i
skuteczność Wieczerzy Pańskiej, jednak imienia tego nie wymienił ani razu. Rzekł
im także, że ostatnią tę Wielkanoc obchodzić będzie z nimi, a na pytanie Piotra,
gdzie będzie pożywał z nimi paschę, odrzekł, że oznajmi to w swoim czasie i
dodał jeszcze raz wyraźnie, że potem już odejdzie do Ojca Swego. Na to Piotr
zapytał znowu, czy weźmie tam ze Sobą Swą Matkę, tak przez nich wszystkich
czczoną i miłowaną? Jezus odpowiedział mu, że Matka Jego pozostanie jeszcze z
nimi pewien czas. Wymienił nawet liczbę lat, ale pamiętam tylko jedną cyfrę 5,
zdaje mi się, że 15.
118
Mówiąc o mocy i skuteczności Wieczerzy Pańskiej, wspomniał Jezus 0 Noem, który
upił się winem i znowu, jak naród izraelski zbrzydził sobie chleb niebiański,
który trzeba przyprawiać umartwieniem, jak goryczą piołunu. Teraz, odchodząc do
Ojca, przysposobi im chleb żywota; nie jest bowiem jeszcze upieczony, ani
ugotowany.
Kończąc wreszcie Swą naukę, tak mówił Jezus: "Tak długo nauczałem prawdy i
wpajałem ją w was; ale wy zawsze wątpiliście i wątpicie jeszcze. Czuję, że
cielesne me istnienie na nic się wam więcej nie przyda; oddam więc wam wszystko,
co mam, a zatrzymam tylko tyle, by móc okryć nagość Mego ciała". Apostołowie nie
rozumieli tych słów; mniemali, co najwyżej, że Jezus umrze, lub zniknie gdzieś.
Toteż gdy ostatnio mówił o prześladowaniu Go ze strony Żydów, radził Mu Piotr,
by, jak po wskrzeszeniu Łazarza, tak i teraz, ukrył się gdzie na pewien czas,
lub na zawsze, a oni chętnie pójdą z Nim wszędzie, choćby na koniec świata.
Wychodząc wieczorem ze świątyni, żegnał się Jezus z jej murami, oznaj-mując, że
już nigdy w tym ciele nie przestąpi jej progów. Cała ta scena i słowa Jezusa tak
były rzewne i wzruszające, że wszyscy Apostołowie i uczniowie rzucili się na
ziemię, jęcząc głośno i zalewając się rzewnymi łzami. I oczy Jezusa zwilżyły się
od łez. Tylko Judasz nie płakał, za to serce jego nurtowała trwoga i niepokój,
jak w ogóle ostatnimi czasy. Ani wczoraj, ani dziś nie wspomniał Jezus o nim
najmniejszym słówkiem.
Na dziedzińcu pogan czekało już na Jezusa wielu z nich. Nie uszedł ich oka
smutek i płacz Apostołów. Otoczyli zaraz Jezusa, pragnąc z Nim pomówić, lecz
Jezus rzekł im, że nie ma teraz na to czasu i polecił im zwrócić się później do
Apostołów i uczniów, bo im dał wszelką władzę. Zaraz wyszedł z miasta drogą,
którą wjeżdżał tu w Niedzielę Palmową. Po drodze jeszcze smutnymi i poważnymi
słowy wyrażał Swe pożegnanie ze świątynią. Zatrzymał się jeszcze w gospodzie u
stóp Góry Oliwnej, a dopiero gdy ściemniło się zupełnie, poszedł do Betanii. Tu
nauczał jeszcze przy wieczerzy w domu Łazarza; do stołu usługiwały niewiasty
mniej już odosabniając się od mężczyzn. Na następny wieczór zamówił Jezus sutą
ucztę w gospodzie Szymona. Dnia tego cicho i spokojnie było w Jerozolimie.
Faryzeusze, zaniechawszy pójścia do świątyni, zebrali się na walną naradę,
stroskani bardzo, że Judasz nie pojawił się więcej u nich. Z drugiej znów strony
smutek panował mMzy życzliwymi Jezusowi mieszkańcami Jerozolimy, gdy się
Strona 64
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
dowiedzieli 0 łowach i przepowiedniach Jezusa, szczególnie zasmuceni byli
Nikodem, Jozef z Arymatei, synowie Symeona i kilku innych; ci wyznawcy Chrystusa
nie oddzielali się jeszcze od Żydów, wspólnie z nimi żyli i przestrzegali tych
sainych przepisów. Weronikę widziałam, jak chodziła smutna po swych Komnatach,
załamując ręce. Zwróciło to nawet uwagę jej męża, który kazał
119
wytłumaczyć się jej z przyczyny tego smutku. Dom Weroniki stał w obrębie murów
miejskich, między świątynią a górą Kalwarii. W przedsionkach I domu, gdzie miała
się odbyć ostatnia wieczerza, rozgościło się na noclegi blisko 76 uczniów.
4. Magdalena ostatni raz namaszcza Jezusa
Rano następniego dnia miał Jezus na podwórzu domu Łazarza naukę dla uczniów;
zebrało się ich sporo, bo przeszło sześćdziesięciu. Po południu I około godziny
trzeciej zastawiono dla nich stoły na podwórzu. Usługiwał im sam Jezus z
Apostołami; chodził od stołu do stołu, podawał to tę, to ową po-J trawę, a przy
tym nauczał. Judasza nie było, bo zajęty był zakupem wiktuałów na ucztę u
Szymona. Magdalena także poszła do Jerozolimy nakupić won-, nych olejków.
Najświętsza Panna, której Jezus jeszcze o świcie oznajmił Swą I rychłą śmierć,
była nad wyraz smutna. Siostrzenica jej, Maryja Kleofy, 1 pocieszała Ją, jak
mogła, wciąż dotrzymywała Jej towarzystwa, a i teraz poszła z Nią do gospody
uczniów.
Jezus tymczasem rozmawiał z uczniami o Swej bliskiej śmierci i jej następstwach.
Między innymi tak rzekł do nich: "Jeden z Moich zaufanych, I który wszystko ma
Mi do zawdzięczenia, zaprzeda Mnie faryzeuszom. Nie | będzie nawet cenił Mojej
osoby, lecz zapyta ich: "Ile chcecie mi dać za j Niego?" A więc gorzej niż
niewolnik będę sprzedany. Bo nawet gdyby niewolnika kupowali faryzeusze, to
jeszcze sprzedający podałby im cenę i trwałby przy niej, a ten odda Mnie za
tyle, ile mu sami ofiarują". Uczniowie płakali gorzko, słysząc to i ze smutku
nie mogli nic jeść; dopiero na uprzejme i usilne nalegania Jezusa posilili się
trochę. Nie pierwszy to raz zauważyłam, że uczniowie okazywali nieraz więcej
czułości względem Jezusa niż Apostołowie. Pochodziło to zapewne stąd, że nie tak
często obcowali z Jezusem, więc też czuli się pokorniejszymi wobec Niego.
I z Apostołami omawiał Jezus tego rana wiele szczegółów, a że nie wszystko
rozumieli, kazał im zapisywać sobie trudniejsze rzeczy, co też uczynił zaraz Jan
i kilku innych. Kazał im czynić to dlatego, bo jak mówił, po zesłaniu Ducha
świętego przypomną sobie te szczegóły i wtenczas je zrozumieją. Z lekka
napomykał Jezus o tym, że uciekną od Niego, gdy zdrajca wyda Go w ręce Żydów.
Apostołowie nie chcieli nawet myślą przypuścić tego, a przecież postąpili tak
rzeczywiście. Jezus przepowiadał im, co potem nastąpi i pouczał, jak mają się
zachować w różnych okolicznościach.
Wreszcie podał im Jezus ważny szczegół, odnoszący się do św. Matki Jego.
Oznajmił im, że Ona wraz z Nim odcierpi wszystkie straszliwe męki
120
przedśmiertne, że wraz z Nim odbędzie bolesne konanie i śmierć, a mimo to hedzie
musiała żyć jeszcze lat piętnaście.
Uczniom wyznaczył Jezus, gdzie mają się udać; jednym kazał iść do Arymatei,
innym do Sychar, innym wreszcie do Kedar. Trzem młodzieńcom, którzy towarzyszyli
Mu w ostatniej podróży, zabronił wracać do domu, a to dlatego, że, jak mówił,
zanadto zmienili swój sposób myślenia i postępowania, więc łatwo mogliby wywołać
w ojczyźnie zgorszenie, a przy tym w razie napotkanego oporu narazić sie na
niebezpieczeństwo upadku. Tak to nauczał Jezus uczniów nadzwyczaj serdecznie i
udzielał im rad na przyszłość, już nad wieczorem wielu ich rozeszło się w różne
strony. Eliud i Eremenzear poszli, jak się zdaje, do Sychar. Sylas pozostał
jeszcze.
Tymczasem Magdalena wróciła z Jerozolimy z zakupionymi wonnymi maściami. Sama
nie załatwiała tego, tylko poszła do Weroniki i tam siedziała, a Weronika zajęła
się kupnem. Trzy rodzaje były tych maści i to najkosztowniejszych, jakie można
byto dostać; Bo też Magdalena oddała na to resztę swego mienia. Pamiętam, że
między tymi wonnościami była i flaszka olejku nardowego. Magdalena kazała kupić
wonności razem z naczyniami. Naczynia te w kształcie małych urn, zrobione były z
jakiejś białawej, połyskującej materii, łudząco podobnej do perłowej macicy;
było to jednak co innego. U góry były zaśrubowane, wydęta podstawka opatrzona
była gałeczkami. Naczynia te włożyła Magdalena razem do kieszeni, a raczej do
woreczka, przewieszonego pod płaszczem przez piersi i plecy na skos. Weronika
odprowadziła ją kawałek, a matka Jana Marka poszła z nią aż do Be-tanii.
Przybywszy do Betanii, spotkały Judasza; ten rozmawiał chwilę z Magdaleną, choć
w sercu czuł ku niej niechęć. W Jerozolimie dowiedziała się Magdalena od
Weroniki, że faryzeusze uradzili pojmać Jezusa i zabić; wstrzymywali się jeszcze
tylko dlatego, że tylu było obcych w mieście, szczególnie pogan, którzy
Strona 65
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
szanowali i miłowali bardzo Jezusa. W domu oznajmiła Magdalena tę wieść
niewiastom.
Niewiasty znajdowały się już w domu Szymona, pomagając w przygotowaniach do
uczty. Judasz nakupił obficie wszystkiego; hojnie czerpał dziś z mieszka, myśląc
w duchu, że w wieczór potrafi to sobie odbić z procentem. Na jadalnię obrano
dziś inną salę, nie tą, w której odbyła się uczta poprzednim razem w dzień po
uroczystym wjeździe Jezusa do Jerozolimy. Dziś °orano na ten cel ozdobną,
otwartą salę, z tyłu domu, z widokiem na podwórze. W stropie był otwór,
przesłonięty przezroczystą gazą w kształcie Kopuły. Po obu jej stronach
zwieszały się sztuczne piramidy z mięsistego Z1ela brunatno-zielonego o małych
okrągłych listakach. Dołem piramidy łączone były także czymś zielonym. Zdaje mi
się, że zawsze utrzymywano je ^* w stanie świeżej zieloności. Wprost pod tą
kopułą przeznaczone było
121
miejsce dla Jezusa. Od strony, którędy miano nosić potrawy przez podwórze!
otwartym krużgankiem, był nie zajęty stół. Stało tu tylko nakrycie dla Szymona,
który miał usługiwać do stołu. Z tej też strony stały na ziemi pod stołem trzy
wysokie płaskie dzbanki z wodą.
Dla gości przeznaczone były tym razem niskie, poprzeczne ławki, opa-trzone
dodaną z tyłu poręczą, a z przodu w sporą, służącą do oparcia ra-mienia. Ławki
stojące parami, były na tyle szerokie, że na każdej było miejsce dla dwóch
biesiadników, a więc umieszczeni byli po dwóch naprzeciw siebie. Tylko Jezus
zajmował sam całą ławkę. Dla niewiast przeznaczona była otwarta sala z lewej
strony podwórza, więc mogły przez podwórze! widzieć ucztujących mężczyzn.
Gdy już wszystko było przygotowane do uczty, poszedł Szymon ze sin żącym do
Jezusa, Łazarza i Apostołów. Przybrani byli w suknie świąteczne;] Szymon miał
długą suknię, przepasaną pasem, tkanym w różne figury, na ramieniu miał
przewieszony długi manipularz, dołem bramowany frędzlami. Sługa miał kaftan bez
rękawów. Szymon szedł z Jezusem, a sługa z Apostołami. Nie weszli do domu
drzwiami od ulicy, lecz obszedłszy dom, weszlij z tyłu przez ogród wprost do
sali jadalnej. W całej Betanii rojno dziś było i gwarno; było i dosyć obcych,
którzy pragnęli bardzo oglądać wskrzeszonego Łazarza, więc wreszcie aż zgiełk
powstał. I to bowiem nie podobało się; ludziom, że Szymon, zakupiwszy tyle
różnych rzeczy, zamknął dziś dom szczelnie, choć zwykle jako do publicznej
gospody dostęp był wolny dla | wszystkich. Słowem, wszyscy byli ciekawi i
niespokojni. Podczas uczty wdra- j pywali się ciekawsi prawie na mury, by
zobaczyć, co się dzieje wewnątrz. Niel przypominam sobie, czy przy wejściu
umywano Jezusowi i Apostołom nogi; i zdaje mi się, że było tylko krótkie
oczyszczenie.
Na stole stały rzędem wielkie kubki, a między nimi po dwa mniejsze, j Napój był
trojaki; zielonawy, czerwony i żółty; jeden zdawał mi się podobny i do soku
gruszkowego. Z potraw wniesiono najpierw jagnię, rozciągnięte na j podłużnej
misie, z pyszczkiem, opartym na przednich nogach. Postawiono je 1 na stole,
zwrócone głową ku Jezusowi. Jezus wziął w rękę biały nóż kościany, czy też
kamienny, wbił go w kark jagnięcia i naciął szyję najpierw z jednej! strony,
potem z drugiej; następnie zrobił długie cięcie wzdłuż głowy i całego grzbietu;
mimo woli linie tych cięć przywiodły mi na pamięć krzyż. Odcięte! trzy kawałki
położył Jezus Janowi, Piotrowi i Sobie. Wtedy Szymon, jako gospodarz, pokrajał
do reszty na poprzek jagnię i poroznosił po porządku na 1 prawo i na lewo,
Apostołom i Łazarzowi.
Niewiasty, a było ich siedem czy dziewięć, obsiadły w koło swój stół; Magdalena,
wciąż teraz zapłakana siedziała naprzeciw Najświętszej Panny- j I tu stało na
stole pieczone jagnię, ale mniejsze i nie tak wyciągnięte na misie I
122
;alc tamto. Głowę zwróconą miało ku Matce Bożej; ona też pokrajała ]e i
rozdzieliła na części.
Po jagnięciu podano ryby, między nimi trzy wielkie. Wielkie ryby leżały
brzuchami na dół w jakimś białym, skrzepłym sosie, jak gdyby pływały. Dalej
podano ciasta pieczone w postaci jagniąt i ptaków z rozpostartymi skrzydłami.
Następnie przyszły na stół plastry miodu, ziele podobne do sałaty i jakiś sos, w
którym to ziele maczano; zdaje mi się, że to była oliwa. Wreszcie podano owoce,
wyglądające na gruszki; w środku był jeden wielki owoc podobny do dyni, a w
niego powtykane były szypułkami inne, jakby winne grona. Niektóre misy polewane
były biało, niektóre żółto, jedne były głębokie, drugie płytkie, stosownie do
rodzaju podawanych potraw.
Przez cały czas trwania uczty Jezus nauczał. Właśnie pod koniec uczty mówił
Jezus coś bardzo zajmującego i ważnego, więc Apostołowie słuchali z wielką
uwagą, z rozwartymi ustami; Szymon, który dotychczas usługiwał, siedział teraz
Strona 66
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
bez ruchu i przysłuchiwał się wraz z innymi.
Właśnie w tej chwili Magdalena wstała po cichu od stołu. Miała dziś na sobie
cienki delikatny płaszcz biało-niebieski, podobny zupełnie do okrycia św. Trzech
Królów; rozpuszczone włosy miała przykryte zasłoną. Trzymając w fałdach płaszcza
kupione wonności, weszła przedsieniem do sali poza miejscem, gdzie Jezus
siedział. Zbliżyła się, gorzko płacząc, a upadłszy Mu do nóg, skłoniła swą twarz
na Jego nogę spoczywającą na łożu; drugą nogę, spuszczoną ku ziemi, podał jej
Pan sam. Wtedy Magdalena zdjęła Mu z nóg sandały, namaściła nogi z wierzchu i
pod podeszwą, po czym ująwszy w obie ręce swe włosy okryte zasłoną, otarła nimi
namaszczone nogi Jezusa i włożyła Mu na powrót sandały. Czynność ta spowodowała
przerwę w mowie Pana. Jezus zauważył obecność Magdaleny zaraz, jak tylko weszła,
ale inni teraz dopiero spostrzegli ją, gdy Jezus nagle umilkł. Niechętni byli,
że ktoś tam przeszkadza w nauce, lecz Jezus rzekł: "Nie gorszcie się tą
niewiastą!", po czym zaczął coś cicho mówić do niej. Magdalena zaś, skończywszy
zakładanie sandałów, stanęła za Jezusem i wylała Mu na głowę flaszeczkę wonnego
olejku tak obficie, że aż spływał poza suknię, po czym jeszcze nabrawszy na rękę
kosztownej maści, potarła nią Mu głowę od ciemienia w tył głowy. Przyjemna woń
rozeszła się po całej sali. Apostołowie zaczęli szeptać i mruczeć, Piotr nawet
okazywał niechęć z powodu tej przerwy w na-Uce- Magdalena, płacząc ciągle,
spuściła zasłonę na twarz i zwróciła się do Wejścia. Gdy, idąc poza stołem,
przechodziła koło Judasza, zagrodził jej tenże drogę ręką, tak, że musiała się
zatrzymać, i zaczął jej wyrzucać mar-?°lrawstwo, mówiąc, że lepiej było obrócić
to na wsparcie dla ubogich, ^gdalena stała w milczeniu, gorzko płacząc. Dopiero
Jezus ujął się za nią, Owiąc: "Dozwólcie jej odejść spokojnie. Namaściła Mnie
teraz na śmierć
123
i już więcej tego uczynić nie będzie mogła. Zaprawdę, powiadam wam, gdzie,
kolwiek głoszona będzie kiedyś ewangelia, tam także wzmianka będzie o jej czynie
i waszym szemraniu!"
Smutna wyszła Magdalena z sali. Uczta też nie przeciągała się dłużej, szemranie
bowiem Apostołów i nagana, udzielona im przez Jezusa, zmieniły nastrój
biesiadników. Podniesiono się też zaraz od stołu i wszyscy poszli z powrotem do
Łazarza. Judasz, skąpiec, rozzłoszczony do żywego postępkiem Magdaleny,
postanowił sobie w duchu, że już nie zniesie dłużej takiej gospodarki. Nie dał
jednak nic poznać po sobie, zdjął suknię godową i oddalił się pod pozorem, że
musi dopilnować w jadalni zebrania resztek potraw dla ubogich. Zamiast jednak
tam pójść, pobiegł pędem do Jerozolimy. Przez całą drogę widziałam przy nim
diabła smukłego, spiczastego, czerwonego. Był on raz przed nim, to znowu za nim,
jak gdyby mu przyświecał. I rzeczywiście, chociaż było ciemno, Judasz biegł
pewnie, bezpiecznie, nie potknąwszy się ani razu. Przybywszy do Jerozołimy,
pospieszył do domu, w którym później wyszydzano Jezusa. Faryzeusze i arcykapłani
byli jeszcze zebrani na naradzie. Judasz nie poszedł do zebranych, tylko dwóch
faryzeuszów zeszło do niego na podwórze i tu się rozmówili. Nie posiadali się z
radości, gdy Judasz ofiarował się wydać im Jezusa. Zdrajca zapytał jednak zaraz,
ile gotowi są dać mu za to, więc po krótkiej wspólnej naradzie zszedł jeden i
ofiarował mu 30 srebrników. Judasz przystał bez wahania i chciał, by mu zaraz tę
sumę wyliczono, Faryzeusze jednak obawiali się, by ich nie oszukał, bo przedtem
także był u nich, a później tak długo się nie pokazywał; kazali mu j więc
najpierw zrobić swoje, a potem obiecali zapłacić. Widziałam, jak] nawzajem
uderzali w dłonie na znak zgody i naddzierali trochę suknie, i Chcieli oni
także, by Judasz dłużej został i objaśnił im bliżej, kiedy i jaki zamierza
urządzić wszystko, lecz on spieszył się bardzo, by nie obudzaćl podejrzenia;
rzekł tylko, że musi jeszcze wszystko dokładniej się wywiedzieć, I a wtenczas
można będzie to jutro doprowadzić do skutku bez zbytniego] rozgłosu. Przez cały
ten czas diabeł wciąż był przy nim. Spiesznie powrócił Judasz znowu do Betanii,
ubrał się w swą suknię i jakby nic nie zaszło przyłączył się do innych.
Jezus pozostał na noc w domu Łazarza, podczas gdy uczniowie rozeszli się do
swych gospod. W nocy jeszcze powrócił Nikodem z Jerozolimy, a Łal żarz
towarzyszył mu kawałek drogi.
5. Ostatnia wieczerza
Wczoraj jeszcze zapytywali uczniowie Jezusa, gdzie zechce pożywać baranka
wielkanocnego. Dziś, już przed świtem zawoła! Jezus do Siebie Piotra i Jana, i
omówił z nimi wszystko, co mieli przysposobić i urządzić do uczty paschalnej w
Jerozolimie. Powiedział im, by poszli do Jerozolimy, a tam idąc pod górę Syjon,
napotkają męża z dzbankiem wody, znanego im, bo już poprzedniej Wielkanocy był
on w Betanii gospodarzem Jezusa przy uczcie paschalnej; za nim mieli iść aż do
domu i rzec mu tak: "Mistrz kazał ci powiedzieć, że zbliża się Jego czas i że
chce obchodzić u ciebie Wielkanoc". Potem mieli żądać, aby im pokazał wieczernik
Strona 67
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
już urządzony i tam przygotować wszystko, co potrzeba.
Nieco później widziałam obu Apostołów już w Jerozolimie; wąwozem, biegnącym na
południe od świątyni wstępowali powoli na północny stok góry Syjon. Na
południowej stronie wzgórza świątyni stały jeszcze rzędy domów. Nieco dalej
płynął w głębi wąwozu potok, a po drugim jego brzegu wiodła pod górę droga; tędy
to szli Apostołowie. Po uciążliwym marszu znaleźli się na wyższym poziomie niż
szczyt wzgórza świątyni. Przeszli teraz na południowy stok Syjonu i tu na
wolnym, pochyłym nieco placu, w pobliżu starego budynku, otoczonego
dziedzińcami, ujrzeli człowieka, którego mieli spotkać. Poszli za nim i blisko
domu już oznajmili mu to, co Jezus kazał powiedzieć! Człowiek ów ucieszył się
bardzo nimi i ich słowami; oznajmił im, że już zamówiono u niego ucztę (zapewne
uczynił to Nikodem), lecz on nie wiedział dla kogo; cieszy się więc bardzo, że
właśnie Jezusa dziś gościć będzie. Mąż ten zwał się Heli, a był szwagrem
Zachariasza z Hebron; w jego to domu w Hebron oznajmił Jezus zeszłego roku po
szabacie o śmierci Jana Chrzciciela. Miał on pięć córek jeszcze niezamężnych i
syna jedynaka, który był Lewitą i przyjacielem Łukasza, zanim jeszcze tenże
został wyznawcą Chrystusa. Corocznie chodził Heli ze sługami na święta do
Jerozolimy, najmował tu salę paschalną i przyrządzał baranka wielkanocnego dla
takich, którzy nie mieli swego gospodarza.
Na tegoroczne święta najął salę w starożytnym, obszernym budynku, należącym do
Nikodema i Józefa z Arymatei. Budynek ten stał na południowym stoku góry Syjon,
niedaleko od zamku Dawida, a także od rynku, dochodzącego od strony wschodniej
do zamku. Wokół domu rozciągał się obszerny dziedziniec, otoczony grubymi
murami. Ocieniały go szpalery drzew. Na dziedzińcu, na prawo i na lewo od bramy,
stało przy murach kilka Mniejszych budynków. W jednym z nich spożywała ucztę
paschalną Najświętsza Panna z resztą świętych niewiast, tu też nieraz przebywała
z nimi po krzyżowaniu Chrystusa. Główny budynek z salą najętą przez Helego wzno-
125
¦sil się w środku dziedzińca, ale nieco ku tyłowi. W tym to domu za czasów króla
Dawida ćwiczyli się dzielni bohaterowie i dowódcy wojsk w kunszcie wojennym.
Przed wybudowaniem świątyni stała tu przez jakiś czas arka przy. mierzą; w
jednej z podziemnych piwnic były jeszcze ślady świadczące o tym. W tutejszych
piwnicach krył się swego czasu prorok Malachiasz, tu pisał swe proroctwa o
Najświętszym Sakramencie i o ofierze nowego przymierza. Salomon miał ten dom w
wielkim poszanowaniu; zachodził tu nawet jakiś figuralny związek, ale nie
pamiętam już jaki. Gdy Babilończycy zburzyli większą część Jerozolimy, dom ten
dziwnym trafem ocalał. Obecnie był w posiadaniu Nikodema i Józefa z Arymatei; ci
przekształcili odpowiednio główny budynek na dom godowy dla gości wielkanocnych
i wynajmowali go zwykle na święta. Przez cały rok używali natomiast całego
domostwa na skład kamieni budowlanych i nagrobków; tu mieściła się także
pracownia kamieniarska. Józef z Arymatei posiadał w swym rodzinnym miejscu łomy
kamienia pierwszej jakości; wydobyty kamień sprowadzano tu, obrabiano pod jego
nadzorem na nagrobki, gzymsy i kolumny, i tym prowadził Józef handel. Nikodem
również prowadził różne interesa budowlane, a przy tym dla rozrywki, z
amatorstwa zajmował się rzeźbiarstwem. Wyjąwszy czasy świąteczne, rzeźbił nieraz
posągi w tej sali, czasem znów w piwnicy pod nią. To jego zajęcie było po części
przyczyną ścisłej przyjaźni z Józefem z Arymatei jako też wspólnych podejmowań
się różnych przedsiębiorstw.
Główny budynek, właściwy wieczernik, zbudowany był w podłużny czworobok,
otoczony w koło niższym od niego krużgankiem, który można było połączyć w jedną
całość ze środkową wysoką salą; cały bowiem budynek nie ma właściwie ścian,
tylko wspiera się na kolumnach i filarach, ale odstępy między kolumnami
zasłonięte są zwykle ruchomymi ścianami. Światło wpadało do sali przez okrągłe
otwory, umieszczone w ścianach powyżej krużganku. Przed właściwą salą był
jeszcze z przodu przedsionek o trzech wejściach; z niego dopiero wchodziło się
do wysokiej sali, zaopatrzonej w kilka lamp, wyłożonej pięknymi płytami. W
czasie świąt i uroczystości obijano ściany do połowy wysokości matami i
kobiercami, odmykano otwór w suficie, zwykle zasłonięty i przesłaniano go
przezroczystą, błękitną, połyskującą j gazą. W drugim końcu sali zwieszała się
od sufitu zasłona z podobnego ma-teriału; za zasłoną tworzy się więc w ten
sposób jakby mała, osobna komnata.
Sala, podzielona w ten sposób na trzy części, ma pewne podobieństwo ze
świątynią, obejmuje bowiem przedsionek, "Miejsce święte" i "Miejsce
najświętsze". W ostatniej części, oddzielonej zasłoną, składano zwykle po bokach
suknie i różne sprzęty, w środku zaś stał rodzaj ołtarza, który niebawem opiszę.
Ponad trzema schodami wystawała ze ściany kamienia ławeczka w kształcie trójkąta
prostokątnego, którego ostry koniec ścięty był
126
Strona 68
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
njei więcej w połowie obu boków. Musiała ona stanowić górną część pieca, w
którym pieczono baranka wielkanocnego, bo dziś np. były schody jeszcze ciepłe. Z
boku były drzwiczki, prowadzące do sali tuż za ścianą, stąd można było zejść na
dół do miejsca, gdzie rozpalano ogień, a dalej do innych sklepów i piwnic,
ciągnących się pod salę. Na wystającej ławeczce, czy też ołtarzu, porobione były
różne skrzynki i szuflady dające się wysuwać, dalej u góry jakieś otwory, jakby
ruszty, osobne miejsca do rozniecania ognia i osobne do gaszenia go. Nie da się
to zresztą w całości dobrze opisać. Wyglądało to na ognisko lub piec do
pieczenia placków wielkanocnych i innego pieczywa, a także do palenia kadzidła;
w święta palono tu zapewne resztki i okruchy z uczty; była to więc niejako
kuchnia wielkanocna. Nad tym sterczała ze ściany niszowata skrzynka w kształcie
daszku z krokwi, opatrzona u góry otworem z klapą, zapewne do wypuszczania dymu.
Przed tą niszą zwieszała się od góry figurka baranka wielkanocnego; baranek miał
wbity nóż w gardło, a zdawało się, że krew spływa z niego na ołtarz; jak to
jednak było urządzone, nie wiem już dokładnie. W niszy przy ścianie były trzy
barwne szafeczki, otwierające się i zamykające przez obracanie, jak nasze
tabernakulum; tu składano różne naczynia wielkanocne i nieckowate czarki, a
później przechowywano w nich Najświętszy Sakrament. W bocznych salach koło
wieczernika stały tu i ówdzie murowane łoża, a na nich leżały zwinięte grube
kołdry. Pod całym budynkiem ciągnęły się piękne piwnice. Arka Przymierza stała
swego czasu od tyłu pod tym miejscem, gdzie teraz stoi kuchnia wielkanocna. Pięć
kanałów pod domem sprowadza w dół góry wszelkie nieczystości i zlewy, dom bowiem
jest położony wysoko. Już dawniej widziałam, jak Jezus nauczał w tym domu i
uzdrawiał chorych. Raz, jak już wspomniałam, nocowali tu także uczniowie w
bocznych komnatach.
Podczas gdy Piotr i Jan rozmawiali z Helim, Nikodem znajdował się w jednym z
bocznych budynków na podwórzu, dokąd uprzątano kamienie, rozłożone koło
wieczernika. Już przed tygodniem widziałam, jak uprzątano podwórze i
przygotowywano wieczernik na uroczystość wielkanocną. Mięty innymi znajdowało
się tam także kilku uczniów.
Pomówiwszy z Piotrem i Janem, Heli powrócił przez dziedziniec domu; OIU zaś,
zwróciwszy się na prawo, zeszli w dół północnym stokiem Syjonu, P°szli mostem
przez wąwóz i drugą jego stroną doszli po ścieżkach, obsadzonych krzewami, do
owego szeregu domów, stojących od południowej strony świątyni. Tu stal dom
starego Symeona, zamieszkały obecnie przez synów, tajemnych uczniów Jezusa.
Najstarszy z nich, wysoki brunet, zwał się °bed, a był sługą przy świątyni; tego
to wywołali Apostołowie i poszli z nim najpierw na wschód od świątyni przez tę
część wsi Ofel, którędy szedł Jezus a° Jerozolimy w Niedzielę Palmową; tu
skręciwszy do miasta, obeszli pół-
127
nocną stronę świątyni i przybyli na rynek bydła. W południowej części rynkd były
ogrodzone piękne trawniki, jakby małe ogródki, gdzie pasły się baranki.] Przy
wjeździe Jezusa do Jerozolimy myślałam, że to umyślnie tak urządzonej na tę
uroczystość, tymczasem przekonałam się, że tu zawsze w czasie świąj sprzedawano
baranki wielkanocne. Do jednego takiego ogrodzenia wszedł! Obed. Baranki
obskoczyły go zaraz i potrącały główkami, jako kogoś dobrze! znajomego; on zaś
wybrał cztery spomiędzy nich i te odniesiono do wieczer-l nika. Po południu
widziałam, jak Obed w wieczerniku pomagał przygotować! baranka wielkanocnego.
Piotr i Jan jeszcze długo chodzili po mieście za różnymi sprawunkami. Później
widziałam ich w gospodzie, stojącej przed bramą na północ od Kal-J warii w
północno-zachodniej stronie miasta, gdzie gościło wielu uczniów! Była to
właściwa gospoda uczniów przed Jerozolimą i zarządzała nią Wero-I nika, której
właściwe imię było Serafia. Stąd poszli obaj do domu Weroniki, i bo i tu mieli
niejedno do załatwienia. Mąż jej, radny miasta, bawił prze-l ważnie poza domem,
oddany swym zajęciom, a chociaż i był w domu, tol trzymał się z dala od niej.
Weronika była mniej więcej w wieku Najświętszej! Panny. Z Najświętszą Rodziną z
dawna żyła w znajomości; jeszcze gdy Jezus jako chłopiec pozostał na święta w
świątyni jerozolimskiej, ona posyłała Mu tam pożywienie.
Apostołowie otrzymali tu różne naczynia, które po części uczniowie zanieśli do
wieczernika w nakrytych koszach; wzięli stąd również kielich, którym Jezus
posługiwał się przy ustanowieniu Najświętszego Sakramentu. I
Wspomniany kielich był dziwnym naczyniem, tajemniczego pochodzenia. Przez długi
czas spoczywał w świątyni między innymi starożytnymi I a cennymi naczyniami,
których cel i początek dawno uległ zapomnieniu, j podobnie jak i teraz niejeden
starożytny, święty klejnot, z upływem wieków] i zmianą okoliczności, poszedł w
niepamięć. Od czasu do czasu wybierano w świątyni przestarzałe, nieznane z
użytku naczynia i klejnoty, sprzedawano je, lub dawano przerabiać inaczej,
stosownie do potrzeby. I to najświętsze I naczynie chciano nieraz przerobić, ale
Strona 69
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
kielich, zrobiony z jakiegoś nieznanego kruszcu, nie dał się stopić w ogniu,
więc go zarzucono. Za zrządzeniem Bożym znaleźli go raz młodzi kapłani w skarbcu
świątyni, porzucony wraz z jakimiś rupieciami w skrzyni i jako stary, zapomniany
sprzęt ofiarowali na j sprzedaż miłośnikom starożytności. Cały garnitur, tj.
kielich z wszystkimi j dodatkami kupiła wtenczas Weronika i już nieraz służył on
Jezusowi przy ucztach świątecznych, a od ostatniej wieczerzy przeszedł w stałe
posiadanie gminy wyznawców Chrystusa. Do kielicha należał cały garnitur
przenośny, sporządzony stosownie do celu, jaki miał spełnić, tj. do ustanowienia
Najświętszego Sakramentu. Dawniej oczywiście nie było go, ale nie pamiętam I
128
już, kiedy i czy nie z polecenia samego Pana dodatek ten zrobiono.
Całe urządzenie przedstawiało się tak: na płaskiej płycie stał wielki kielich, a
wokół niego sześć małych kubków. W płycie tej znajdował się wysuwalny rodzaj
szufladki, ale nie pamiętam już, czy zawierał on świętość, czy nie. W samym
kielichu stało drugie, mniejsze naczynie, na kielichu leżał talerzyk, przykryty
sklepioną kopułką. W podstawce kielicha był umyślny schowek na małą łyżeczkę.
Wszystkie naczynia osłonięte były cieniutką tkaniną i przykryte zwykle wielką
wydrążoną półkulą, jakby parasolem, zrobioną - zdaje się - ze skóry, a opatrzoną
u góry gałeczką. Kielich składał się z właściwego kubka na wino i z podstawki,
później zapewne dodanej; podstawka była bowiem z innego materiału, a sam kielich
z jakiejś brunatnej masy, gładkiej jak szyba zwierciadła. Kształt miał
gruszkowaty, po bokach dwa uszka do podnoszenia, bo ciężar jego był dość
znaczny. Cały był pozłacany czy też wyłożony złotem. Podstawka wyrobiona była
sztucznie z ciemnej złotej rudy. W koło obejmował ją z tegoż materiału wąż i
latorośl winna, a prócz tego wysadzana była drogimi kamieniami. W podstawie, jak
już wspomniałam, był schowek dla małej łyżeczki.
Sam kielich przechowywał później Jakub Młodszy przy kościele jerozolimskim.
Wiem, że dotychczas znajduje się on gdzieś w bezpiecznym ukryciu i kiedyś znowu
wyjdzie na jaw w stosownym czasie, jak i teraz do ostatniej wieczerzy. Mniejsze
kubki przeszły w posiadanie innych kościołów i tak jeden był w Antiochii, inny
znów w Efezie; w ogóle naczynia te dostały się siedmiu kościołom. Kubki te
należały kiedyś do Patriarchów, którzy pili z nich pełen tajemnic napój, gdy
odbierali lub udzielali błogosławieństwa, jak to w swoim czasie widziałam i
opowiadałam.
Początek wielkiego kielicha ginie w pomroce wieków. Posiadał go już Noe i w
czasie potopu ustawił go w arce na samej górze. Melchizedech przyniósł go z sobą
z kraju Semiramidy, gdzie był zarzucony, do Kanaanu, gdy zakładał osady w
Jerozolimie; w nim składał wobec Abrahama ofiarę chleba i wina, i potem mu go
pozostawił. Później widziałam go u Mojżesza. Masa, z której był zrobiony, była
tak zbita, jak masa dzwonu. Nie zdawał się tyć wykuty ręką ludzką, lecz jak
gdyby przyroda sama go ukształtowała i jakoby wytworzył się z łona ziemi. Kiedy
powstał i z czego, to było wiadomym tylko samemu Jezusowi. Ja przewidziałam go.
Podczas gdy obaj Apostołowie zajęci byli w Jerozolimie przygotowałem uczty
baranka wielkanocnego, Jezus w Betanii żegnał się czule z Ła-^rzern, świętymi
niewiastami i Matką Swą. Nauczał jeszcze na ostatek 1 udzielał wszystkim
stosownych upomnień.
2 Najświętszą Matką Swą Jezus miał rozmowę na osobności, z której sobie
niektóre szczegóły. I tak mówił, że na przyrządzenie
129
paschy posłał do Jerozolimy Piotra, jako uosobienie wiary i Jana, uosobienie
miłości. O Magdalenie, która w ostatnich czasach odchodziła prawie od siebie z
ciągłego smutku rzekł: "Miłuje ona niewypowiedzianie, ale miłość jej nie
wyzwoliła się jeszcze zupełnie z pęt cielesnych, więc też od zmysłów będzie
odchodzić z boleści nad Moją męką". Wspominał także o zdra-dzieckich zamysłach
Judasza, a najdobrotliwsza Matka Boża wstawiała się jeszcze za nim.
Dowiedziawszy się od Jezusa, co czeka Go w najbliższej przyszłości, prosiła Go
Najświętsza Panna tak czule, by mogła umrzeć z Nim razem; Jezus jednak polecił
Jej, by spokojniej znosiła Swą boleść, niż inne niewiasty, a zarazem oznajmił,
że zmartwychwstanie po trzech dniach i gdzie się Jej pojawi. Teraz też uspokoiła
się Najświętsza Panna; nie płakała już tak bardzo, ale z twarzy Jej bił smutek
bezmierny i boleść wstrząsająca do głębi. Jako dobry i wdzięczny syn, dziękował
Jej Jezus za wszelką okazywaną Mu miłość, objął Ją na pożegnanie prawą ręką i
czule przycisnął do serca. Obiecał Jej, że w duchu spożyje z Nią ostatnią
wieczerzę i nawet oznaczył godzinę, w której stanie się jej uczestniczką. Ze
wszystkimi żegnał się Jezus bardzo rzewnie, a nauczał przy tym aż do ostatniej
chwili.
Judasz tymczasem pobiegł znowu do Jerozolimy pod pozorem, że ma różne sprawunki
do załatwienia i do zapłacenia. Obliczył on zawsze czas jak najdokładniej, żeby
Strona 70
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
móc się usprawiedliwić ze swej nieobecności. Jezus pytał o niego pozostałych
Apostołów, chociaż wiedział dokładnie o każdym jego kroku. On tymczasem uwijał
się przez cały dzień po faruzeuszach i wszystko z nimi umawiał. Pokazano mu
nawet żołdaków, którzy mieli pojmać Pana. Dopiero na chwilę przed rozpoczęciem
się ostatniej wieczerzy powrócił Judasz do Jezusa. Ja odczytywałam duchem
wszystkie jego plany i zamysły. Podczas gdy Jezus rozmawiał z Maryją o nim,
otrzymałam wiele nowych objawień co do jego charakteru. Był on czynny, rzutny i
usłużny, lecz przy tym pełen skąpstwa, fałszywej ambicji, pychy i zazdrości, a
co gorsza wcale nie starał się zwalczać tych nałogów. A mógł na równi z innymi
Apostołami I działać cuda i podczas nieobecności Jezusa uzdrawiać chorych.
Około południa udał się Jezus z dziewięciu Apostołami do Jerozolimy; za Nim
poszło tam również siedmiu uczniów, pochodzących głównie z Jerozolimy i z
okolicy, oprócz Natanaela i Sylasa. Pamiętam, że był między I nimi Jan Marek i
niedawno przyjęty syn biednej wdowy, która to złożyła w ofierze ostatni grosz,
gdy Jezus nauczał w świątyni przy skarbonie; święte niewiasty wybrały się
dopiero później w drogę.
Jezus nie poszedł z Apostołami wprost do Jerozolimy, lecz chodzi' z nimi długo
wokół Góry Oliwnej, po dolinie Józefata nawet aż ku Górze I Kalwarii, a przy tym
nauczał wciąż bez przerwy. Między innymi rzekł
130
Apostołom, że dotychczas dawał im Swój chleb i wino, ale dzisiaj ma zamiar oddać
im własne ciało i krew, a więc zostawi im w spuściźnie wszystko co ma. Także
przy tych słowach wzruszenie malowało się na twarzy Pana, jak gdyby usychał z
pragnienia miłosnego oddania się im jak najprędzej, jakby wnętrze Swe własne
chciał w nich przelać. Apostołowie nie zrozumieli znaczenia tych słów; myśleli,
że Jezus ma na myśli baranka wielkanocnego. Niepodobna wypowiedzieć, jak
niezmierna miłość i cierpliwość cechowała Jego ostatnie nauki w Betanii i tu.
Owych siedmiu uczniów nie towarzyszyło Jezusowi wraz z Apostołami; udali się oni
wprost do Jerozolimy, niosąc pakunki z liturgicznymi szatami paschalnymi, w
które według przepisu trzeba się było ubierać. Przybywszy do wieczernika,
złożyli je w przedsionku, po czym udali się do domu Jana Marka. Tu również
przybyły później święte niewiasty.
Inni uczniowie poznosili także różne stroje i przybory. Gdy Piotr i Jan przybyli
do Serafii od wieczernika, było już wszystko złożone w przysionku, z kielichem.
Gołe ściany sali obwieszono kobiercami, odsunięto otwory w suficie i
przygotowano trzy wiszące lampy. Teraz dopiero poszli Piotr i Jan w dolinę
Józefata, by zawołać Pana i resztę Apostołów. Później od nich poschodzili się
uczniowie i przyjaciele, którzy mieli wspólnie z Jezusem pożywać w wieczerniku
baranka wielkanocnego.
Do wieczerzy podzielono się na trzy kółka, z których każde miało swego osobnego
gospodarza. Jezus zasiadł z dwunastu Apostołami w głównej sali wieczernika.
Osobno w salach bocznych zasiedli do stołu Natanael, jako gospodarz, z dwunastu
najstarszymi uczniami, a tak samo z 12 innymi Elia-chim, syn Kleofasa i Maryi
Helego, a brat Maryi Kleofasowej; był on przed tym uczniem Jana Chrzciciela. W
jednym z bocznych budynków u wejścia na dziedziniec zastawiona była wieczerza
dla świętych niewiast.
W świątyni zabito na tę wieczerzę trzy baranki i przelano ich krew; czwartego
zaś, zabito, wylewając krew w wieczerniku i tego spożył Jezus z A-postołami. Nie
wiedział o tym Judasz, bo wymyśliwszy sobie różne sprawunki, motał coraz
bardziej Jezusa w sieć zdrady; a że musiał w tym celu być w niejednym miejscu,
więc nie był przy zabijaniu baranka. Przybył dopiero na chwilę przed tym, nim
rozpoczęło się spożywanie baranka wielkanocnego.
Z niezwykłym wzruszeniem patrzyłam, jak zabijano baranka dla Jezusa 1 Apostołów.
Odbywało się to w przedsionku wieczernika, a pomagał przy tyro syn Symeona,
Lewita. Obecni Apostołowie i uczniowie, zebrani w koło Śpiewali Psalm 118. Jezus
przypomniał, że zbliża się teraz nowy czas, w któ-Iyfll spełni się ofiara
Mojżesza i znaczenie baranka wielkanocnego; dlatego też musi to jagnię być tak
zabite, jak niegdyś w Egipcie, bo teraz zbliża się ^ rzeczywistego wyjścia z
niewoli egipskiej.
131
Naczynia i wszelkie przybory były już pod ręką. Przyniesiono pięknego baranka z
wiankiem na szyi; wianek zdjęto zaraz i odesłano Najświętszej Parniie,
znajdującej się w gronie innych niewiast. Baranka przewiązano przez środek ciała
grzbietem do deszczułki, przy czym przyszedł mi na myśl Jezus, przywiązany przy
biczowaniu do słupa. Syn Symeona przytrzyma! w górę głowę baranka, Jezus
natomiast przebił nożem szyję i oddal go zaraz Obedowi do dalszego sporządzania.
Widzać było, że Jezus jakby z lękiem i boleścią przystępował do zadania ciosu
barankowi; szybko załatwił się z tym, a każdy ruch Jego nacechowany był wiełką
Strona 71
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
powagą. Krew, ściekającą z baranka, zebrano w miednicę. Jezus kazał sobie
przynieść gałązkę hyzopu, umaczał ją we krwi, podszedł ku drzwiom sali i namazał
krwią podwoje drzwi i zamek, po czym zatknął tę krwawą gałązkę nad górnym
progiem, przy tym tak rzekł uroczyście: "Przejdzie tędy mimo anioł śmierci. Lecz
wy spokojnie i bezpiecznie módlcie się tu, gdy Mnie zabiją, prawdziwego Baranka
wielkanocnego. Wiedzcie, że odtąd zacznie się nowa epoka i nowa ofiara, i trwać
będzie aż do skończenia świata".
Potem poszli wszyscy do owej kuchni wielkanocnej, umieszczonej na końcu sali,
gdzie niegdyś stała arka przymierza. Ogień był już rozniecony. Jezus pokropił
ogień krwią baranka i poświęcił je w ten sposób na ołtarz; resztę krwi i tłuszcz
wrzucono w ogień płonący pod ołtarzem. Tak samo cały wieczernik poświęcił Jezus
na nową świątynię, obchodząc w koło z Apostołami, wśród śpiewu psalmów. W tym
czasie wszystkie drzwi były zamknięte.
Tymczasem syn Symeona skończył przyprawianie baranka. Zatknął go na rożen,
przednie nogi rozkrzyżował na poprzecznym drewienku, a tylne przymocował do
rożna. Teraz wyglądał baranek zupełnie jak Jezus na krzyżu. Wzięto teraz i inne
trzy baranki zabite w świątyni i wszystkie cztery wstawiono w piec, by się
upiekły.
Wszystkie baranki wielkanocne Żydów zabijano na dziedzińcu świątyni, a
mianowicie w trzech miejscach: osobno dla znakomitszych, osobno dla uboższych i
osobno dla zamiejscowych. Jezus o tyle tylko zmienił ten porządek, że Swego
baranka nie kazał zabijać w świątyni, zresztą postąpił ściśle według przepisów
zakonnych. Baranek ten był tylko wyobrażeniem. Jezus zaś sam stał się na drugi
dzień prawdziwym Barankiem wielkanocnym.
Przed wieczerzą jeszcze nauczał Jezus o baranku wielkanocnym i tłu- j maczył, że
jest on tylko wyobrażeniem, a prawdziwy Baranek wielkanocny spełni teraz Swą
ofiarę. Wreszcie gdy już przyszedł Jezus i czas wieczerzy nadszedł, przygotowano
i zastawiono stoły. Biesiadnicy nałożyli na siebie znajdujące się w przedsionku
suknie podróżne, jak to nakazywała ceremonia: a więc białą tunikę, jak koszulę,
na to płaszcz z przodu krótszy, a z tylu dłuższy; również nałożyli na nogi nowe
sandały. Suknie były podpasane, toż
132
samo szerokie rękawy. Tak przystroiwszy się każda grupa poszła do swego stołu,
tj. uczniowie podzieleni na dwie części, do sal bocznych, Jezus zaś z
A-postołami do sali wieczernika. Z laskami w rękach poszli parami do stołu, a
stanąwszy każdy na swym miejscu, oparli laski na ramionach i wznieśli ręce w
górę. Jezus otrzymał od gospodarza dwie małe laski nieco w górze zakrzywione,
zupełnie podobne do krótkich kijów pasterskich; każda miała z jednej strony
jakby haczyk, jak to widać u odciętej gałęzi. Laski te zatknął Jezus z przodu za
pas na krzyż, i wsparł na nich ręce, wzniesione do modlitwy. Wzruszający to był
widok, gdy wsparty tak, poruszał się i zdawało się, że wspiera Swe ręce na
krzyżu, który wkrótce miał dźwigać na Swych barkach. Odśpiewano psalmy:
"Błogosławiony Pan Bóg Izraela", dalej "Chwała niech będzie Panu" itd. Po
skończonych modłach oddał Jezus jedną Swą laskę Piotrowi, a drugą Janowi; oni
zaś, nie pamiętam już dobrze, czy zaraz je odłożyli na bok, czy też oddali je
innym Apostołom, by obeszły w koło z rąk do rąk.
Stół biesiadny był wąski, mniej więcej tak wysoki, że mężowi stojącemu sięgał na
pół stopy nad kolana, kształt zaś miał wycinka kołowego o ściętym łukowo końcu.
Od strony wewnętrznej, wklęsłej, naprzeciw siedzenia Jezusa było wolne miejsce,
kędy wnoszono potrawy. Jeśli dobrze sobie przypominam, to po prawej ręce Jezusa
stali Jan, Jakub Starszy i Jakub Młodszy, dalej u prawego wąskiego boku stał
Bartłomiej. Obok niego przy wewnętrznej wklęsłej stronie stał Tomasz i Judasz
Iskariot. Po lewej ręce Jezusa stał Piotr, dalej Andrzej i Tadeusz, przy lewym
wąskim boku stał Szymon, dalej przy stronie wklęsłej Mateusz i Filip.
Na środku stołu stała misa z barankiem wielkanocnym; głowa jego wsparta była na
skrzyżowanych łapkach przednich, tylne nóżki wyciągnięte były wzdłuż. Baranek
obłożony był w koło czosnkiem. Dalej stała misa z pieczywem wielkanocnym; po
jednej jej stronie była misa z zielem, ustawionym prosto i gęsto, tak jak
rośnie, z drugiej strony stała znów misa z małymi wiązankami gorzkiego ziela,
podobnego do ziół, używanych przy balsamowaniu. Przed Jezusem jeszcze stała
czara z jakimś zielem żółto-zielonym i druga z brunatnym sosem. Jako talerze
służyły okrągłe, wklęsłe placki. Noży używano kościanych.
Po modłach położył gospodarz przed Jezusem nóż do rozebrania baranka
wielkanocnego, postawił też przed Nim kubek wina i nalał z konwi wma do sześciu
kubków, stojących na stole, przeznaczonych po jednym dla dwóch Apostołów. Jezus
pobłogosławił wino i wypił Swój kubek i Apostołowie pili po dwóch z jednego
Strona 72
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
kubka. Jezus rozebrał na części baranka; Apostołowie podawali Mu za pomocą
pewnego rodzaju szczypców swe Placki, Jezus kładł na nie każdemu jego porcję a
oni prędko spożyli,
133
oskrobując mięso kościanymi nożami. Później kości spalono. Potem zjedli jeszcze
prędko cokolwiek czosnku i ziela, maczanego w sosie. Baranka spożywali stojąco,
tylkó^wspierali się nieco na poręczach siedzeń. Następnie rozłamał Jezus jeden
placek wielkanocny, kawałek schował pod nakrycie, a resztę rozdzielił. Gdy
zjedli i to przyniesiono znowu dla Jezusa kubek wina, lecz Jezus podziękowawszy,
odsunął wino i rzekł: "Weźcie to wino i rozdzielcie między siebie; odtąd nie
będę już więcej pić wina, dopóki nie przyjdzie królestwo Boże". Wypiwszy po
dwóch z jednego kubka wino, zaśpiewali Apostołowie, potem Jezus pomodlił się,
czy też miał krótką naukę, nastąpiło jeszcze ogólne mycie rąk, po czym
biesiadnicy spoczęli na swych siedzeniach. Dotychczas bowiem stali wszyscy, przy
końcu tylko opierali się nieco o poręcze, a wszystko odbywało się o ile możności
jak najszybciej. Jezus rozebrał również na części baranka, przeznaczonego dla
świętych niewiast, spożywających wieczerzę w bocznym budynku. Jedzono jeszcze
trochę ziół i sałaty z sosem. Jezus był dziś radosny i wesoły, jak Go nigdy
jeszcze nie widziałam; przedstawiał też i Apostołom, by na teraz zapomnieli o
wszelkich troskach. I Najświętsza Panna z wesołością pełniła urząd gospodyni
przy stole świętych niewiast. Nieraz przystępowała do Niej któraś z nich i
szarpała Ją lekko za zasłonę, by Jej coś powiedzieć, a Ona natychmiast z
nieopisaną prostotą zwracała się w tę stronę. Widok ten mnie bardzo wzruszał.
Podczas gdy Apostołowie spożywali zioła, Jezus rozmawiał z nimi mile i
serdecznie. Powoli jednak spoważniał i posmutniał, wreszcie rzekł: "Jeden z was
zdradzi Mnie, ten, którego ręka spoczywa z moją ręką na jednym stole". Pan
właśnie rozdzielał ziele, a mianowicie sałatę (łoczygę), której tylko jedna misa
stała na stole; Sam rozdzielał po Swojej stronie, a Judaszowi, siedzącemu na
ukos naprzeciw, polecił uczynić to samo po drugiej stronie stołu. Wszystkich
strach zdjął, gdy Jezus wspomniał o zdrajcy. Jezus nie wyjawił przez to zdrady
Judasza przed innymi, gdy mówił: "Zdradzi Mnie ten, którego ręka spoczywa z moją
na stole", lub "który macza ze Mną rękę w misie", co tyle znaczy jak: "jeden z
dwunastu, którzy ze Mną jedzą i piją, z którymi dzielę Mój chleb"; słowa bowiem:
"maczać z kimś rękę w misie" były wyrażeniem ogólnym do określenia ścisłego,
najpoufniejszego obcowania z kimś. Lecz Jezus chciał zarazem także przestrzec
Judasza, bo rzeczywiście, mówiąc powyższe słowa, umaczał równocześnie z nim rękę
w misie. A dalej tak mówił: "Idzie teraz na śmierć Syn człowieczy, jak o Nim
napisano jest w Piśmie, biada jednak człowiekowi, przez którego Syn człowieczy
będzie wydany! Byłoby dla niego lepiej, gdyby się był wcale nie narodził".
Apostołowie wszyscy osłupieli i na wyścigi dopytywali się: "Panie czy to ja
jestem?" sami bowiem musieli przyznać, że nie rozumieją dobrze Jezusa.
134
piotr zaś pochylił się poza Jezusa ku Janowi i dal mu znak, by spyta! się Pana,
kto jest tym zdrajcą; sam bowiem tyle już nagan otrzymał od Pana, więc obawiał
się, czy przypadkiem jego nie ma Pan na myśli. Jan spoczywał po prawej ręce
Jezusa; a ponieważ wszyscy tak leżeli przy stole, że opierali się na lewym
ramieniu, a prawą ręką jedli, więc Jan miał głowę tuż przy piersi Jezusa.
Przysunąwszy się teraz jeszcze bliżej piersi, zapytał: "Panie, kto to jest?" Nie
słyszałam, czy Jezus powiedział Janowi głośno: "Ten, któremu podam umaczany
kęs", nie wiem także, czy mu to szepnął po cichu; wziął tylko kęs chleba,
owinięty w łoczygę, umaczał w sosie i z wielką sedecznością podał Judaszowi, a w
tej chwili głos jakiś wewnętrzny powiedział Janowi, że Jezus ma Judasza na
myśli. Judasz pytał się właśnie także: "Panie, czy to może ja?" Lecz Jezus
spojrzał tylko na niego mile i dał jakąś ogólnikową odpowiedź. Podanie komuś
chleba, zamaczanego w misie, było zwykłą oznaką miłości i zaufania, i Jezus
uczynił też to, powodowany szczerą miłością, by przestrzec Judasza, a nie
zdradzić go przed innymi; mimo to złość napełniła zaraz serce Judasza. Przez
cały czas trwania wieczerzy, widziałam u nóg Judasza jakiegoś małego,
szkaradnego potwora, który czasami wspinał mu się aż do serca. Nie zauważyłam
już, czy Jan oznajmił Piotrowi to, czego się dowiedział; spojrzał jednak ku
niemu i dał mu znak uspokajający.
6. Umywanie nóg
Wstawszy od wieczerzy biesiadnicy ubrali znów zwykłe swe ubranie i
u-porządkowali je tak, jak zwykle czynili to przy uroczystych modłach. Wtedy
wszedł do sali gospodarz z dwoma sługami, by sprzątnąć ze stołu i wysunąć go
spośród rozstawionych wokoło siedzeń. Gdy to już załatwił, Jezus polecił mu
przynieść wody do przedsionka, więc zaraz wyszedł, by spełnić polecenie.
Strona 73
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Jezus tymczasem stanął w gronie Apostołów i długą chwilę przemawiał do nich z
wielkim namaszczeniem.Tyle już dotychczas słyszałam i widziałam, że niemożliwym
mi jest, powtórzyć dokładnie treści tej nauki Jezusa - niektóre jednak urywki
pamiętam. I tak mówił Jezus o Swym królestwie, o tym, ze wnet odejdzie do Ojca,
a przedtem pozostawił im wszystko, co ma. Dalej nauczał o pokucie, o uznaniu
swej winy i wyznaniu jej, o skrusze i oczyszcza-niu się. Czułam, że to wszystko
odnosi się do mającego nastąpić umycia nóg 1 że wszyscy uznawali w duchu swe
grzechy i żałowali za nie, z wyjątkiem •^dasza. Mowa cała była długa i
uroczysta. Po jej skończeniu Jezus posłał ana i Jakuba Młodszego do przedsionka
po zamówioną wodę, Apostołom ^ kazał ustawić siedzenia w półkole. Potem sam
wyszedł do przedsionka,
zdjął płaszcz, podpasał się i owinął chustą, której dłuższy koniec zwieszał się
ku ziemi.
•Tymczasem rozpoczęła się między Apostołami żywa sprzeczka o to, kto zajmie
między nimi najpierwsze miejsce. Jezus bowiem mówił z taką pewnością, że ich
opuści i że zbliża się Jego królestwo, więc to utwierdziło ich na nowo w
przekonaniu, że ma oparcie w jakiejś tajemnej mocy, że w ukryciu przygotowuje
jakiś świetny triumf dla swych stronników.
W przedsionku Jezus kazał Janowi wziąć do rąk miednicę, Jakubowi Młodszemu zaś
kazał trzymać przed sobą worek z wodą; od worka szła rura przez ramię, którą
wypływała woda. Nalawszy wody na miednicę, kazał im Jezus iść za Sobą do sali,
gdzie już na środku gospodarz ustawił obszerne próżne naczynie.
Wszedłszy do sali zaraz na wstępie zganił Jezus Apostołów za ich sprzeczkę
niewielu słowy, a wreszcie rzekł: "Ja sam jestem teraz waszym sługą. Usadówcie
się dogodnie, bym mógł umyć wam nogi". Wszyscy usadowili się na oparcia siedzeń
w tym samym porządku, w jakim siedzieli przy stole, a bose nogi oparli na
poduszkach siedzeń. Jezus szedł od jednego do drugiego, czerpał ręką wodę z
miednicy, podtrzymywanej przez Jana i polewał nogi, podstawiane po kolei przez
Apostołów. Następnie ujmował w obie ręce długi koniec chusty, którą był
przepasany, obcierał nią lekko nogi i zaraz szedł z Jakubem do następnego. Jan
zaś za każdym razem wylewał zużytą wodę do naczynia, stojącego na środku sali i
wracał znowu z miednicą. Wtedy Jezus poprzez nogi apostoła nalewał znowu wody z
wora, trzymanego przez Jakuba, i tak szło dalej tą samą koleją.
Jak w czasie całej wieczerzy tak i teraz przebijała się w zachowaniu Jezusa
niezwykła czułość, uprzejmość i serdeczność. Upokarzające zajęcie umywania nóg
spełniał z sercem przepełnionym miłością, nie spełniał go, jako czczą ceremonię,
lecz jako świętą przysługę miłosną, wywnętrzał przed nimi całe Swe serce,
wynurzał i wylewał przed nimi całą Swą miłość.
Po kolei przyszedł Jezus do Piotra, by umyć mu nogi, lecz on z pokory nie chciał
na to pozwolić, mówiąc: "Panie, Ty mnie masz nogi myć!" A Jezus rzekł: "Co Ja
czynię, ty nie rozumiesz teraz, ale później się dowiesz". Zdaje mi się, że prócz
tego powiedział po cichu do niego: ^Szymonie, zasłużyłeś na to, by dowiedzieć
się od Ojca Mego, kto Ja jestem, skąd przychodzę i dokąd idę; ty jeden poznałeś
to i dałeś o tym świadectwo; na tobie zbuduję Mój kościół, a bramy piekielne nie
zwyciężą go. Moc Moja zostanie przy twoich następcach aż do skończenia świata".
Potem zaś rzekł do wszystkich, wskazując na niego, że gdy odejdzie od nich, to
Piotr ma zastąpić Jego miejsce w rządach Kościołem i w rozsyłaniu uczniów. Piotr
jeszcze rzekł: "W żaden sposób nie będziesz mi, Panie, mył nóg;" na co Jezus mu
odrzekł: "Jeśli nie,
136
umyj? c* nfy?' n*e będziesz miał cząstki ze Mną". Wtedy dopiero zawołał piotr:
"Panie, jeśli tak, to umyj mi nie tylko nogi; ale także ręce i głowę!" Lecz
Jezus powstrzymał jego zapał, mówiąc: "Kto jest umyty, ten jest czysty i
potrzebuje tylko umyć nogi. Wy także jesteście czyści, ale nie wszyscy". Przy
ostatnich słowach miał Jezus na myśli Judasza.
W nauce Swej rozumiał Jezus przez umycie nóg oczyszczenie się z grzechów
powszednich, bo nogi, przy chodzeniu wciąż stykające się z ziemią, zawsze na
nowo się brudzą; więc też Jezus miał tu także na myśli obmycie duchowe, rodzaj
rozgrzeszenia. Piotr zaś w swej gorliwości brał rzecz tylko materialnie i
widział w tej czynności tylko zbytnie upokorzenie się swego Mistrza. Nie
przeczuwał, że Jezus, by go zbawić, upokorzy się jutro z miłości aż do haniebnej
śmierci na krzyżu.
Myjąc nogi Judaszowi, okazywał mu Jezus jeszcze większą czułość i u-przejmość,
niż innym; pomimo, iż zdrada Judasza bolała Jezusa najwięcej ze wszystkich Jego
mąk, a przyłożywszy twarz do jego nóg, rzekł cicho: "Namyśl się jeszcze. Rok już
nosisz w sercu zdradę i niewierność". Judasz zdawał się nie słyszeć tego i
umyślnie mówił coś do Jana. Widząc to Piotr, krzyknął rozgniewany: "Judaszu!
Mistrz mówi do ciebie". Teraz dopiero zwrócił się Judasz do Jezusa i dał jakąś
Strona 74
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
ogólnikową, wymijającą odpowiedź, coś jakby: "Panie, uchowaj!"
Inni nie słyszeli słów Jezusa, wyrzeczonych do Judasza; Jezus bowiem mówił
cicho, a zresztą nie zwracali na to uwagi, zajęci nakładaniem sandałów. Umył
jeszcze Jezus nogi Janowi i Jakubowi; najpierw usiadł Jakub, a Piotr potrzymał
wór z wodą, potem siadł Jan, a Jakub tymczasem trzymał miednicę.
Jezus nauczał jeszcze o upokorzeniu się; mówił, jak to usługujący jest
największym i że na przyszłość mają sobie także myć nawzajem nogi w pokorze;
dalej poruszył jeszcze sprawę niedawnej sprzeczki, kto jest między nimi
największy, jak to napisane jest w ewangelii. Jezus przybrał się potem na powrót
w Swe suknie i Apostołowie rozpuścili znowu swobodnie suknie, taóre przy
spożywaniu baranka wielkanocnego mieli podpasane.
7. Ustanowienie Najświętszego Sakramentu
Na rozkaz Pana gospodarz znowu przygotował stoi; podwyższył go nieco, nakrył
kobiercem, na wierzch rozpostarł najpierw czerwoną serwetę, na tej zaś białą,
przejrzystą, potem wsunął go znów na środek sali; pod st°łem postawił dzbanek z
wodą, a drugi z winem.
Wtedy Piotr i Jan poszli do owej tylnej komnatki, gdzie było ognisko lke, po
kielich, który otrzymali od Weroniki. Nieśli go obaj na
137
rękach wraz z przyborami i kopułowatym nakryciem, a wyglądało to, jaki gdyby
nieśli tabernakulum. Postawili go na stole przed Jezusem. Obok stał talera z
cienkimi, białymi, żłobkowatymi plackami przaśnymi; leżał tu także ów kawałek
placka, rozłamany przy wieczerzy, który Jezus schował wtenczas. Talerz był
nakryty. Dalej stały dwa naczynia z winem i wodą, trzy puszki, ] jedna próżna,
jedna z gęstym olejem i trzecia z rzadkim i łopatka.
Spełniwszy to, Jezus kazał Piotrowi i Janowi polać Sobie ręce wodą nad talerzem,
na którym leżały placki przaśne, nabrał tejże samej wody łyżeczką, wyjętą z
podstawki kielicha, i nawzajem polał im ręce; potem kazał podać talerz w koło,
by wszyscy umyli sobie ręce. Nie mogę powiedzieć na pewno, czy zupełnie tak
wszystko się odbywało, jak mówię; z wielkim rozczuleniem przypatrywałam się
wszystkim tym czynnościom, przypominającym mi bardzo Mszę świętą.
Coraz większe skupienie, coraz większa czułość malowały się wśród tego na twarzy
Jezusa. Wreszcie rzekł: "Chcę wam teraz dać wszystko, co mam, to jest samego
Siebie". Zdawało się przy tych słowach, że z niezmiernej miłości 3 rozpływa się
zupełnie; ciało Jego zrobiło się przejrzyste, podobne do świetlistego cienia.
Modląc się wciąż w wielkim skupieniu, łamał Jezus placki tak, jak poznaczone
były karbkami i kładł je jeden na drugim na tackę; z pierwszego kawałka ułamał
końcami palców małą cząstkę i wpuścił ją do kielicha. W tej chwili, gdy to
czynił, miałam widzenie, jakoby Matka Boża przyjmowała Najświętszy Sakrament,
chociaż przed tym nie było Jej tu w sali. Zdawało mi j się, że widzę Ją, jak
siedzi naprzeciw Jezusa od strony wejścia i pożywa ] Najświętszy Sakrament. Za
chwilę już zniknęła mi z oczu.
Jezus modlił się wciąż i nauczał jeszcze; zdawało się, że każde słowo wychodzi
widzialnie z ust Jego jako ogień i światło, i wchodzi we wszystkich Apostołów z
wyjątkiem Judasza. Wreszcie wziął Jezus tackę z kawałkami j placków, ale już nie
wiem dokładnie, czy postawił ją na kielich - i rzekł -1 "Bierzcie i jedzcie, to
jest Ciało Moje, które za was będzie wydane". Przy tym zrobił prawicą ruch nad
tacką, jak gdyby błogosławił. W tejże chwili blask uderzył od Niego, słowa jakby
ogniem wychodziły z ust Jego, chleb także zajaśniał i tak świecąc wszedł w usta
Apostołów, jakby niejako sam Jezus I w nich wpływał; wszystkich też jasność
przeniknęła, tylko Judasz pozostał j ciemny. Najpierw podał Jezus konsekrowany
chleb Piotrowi, drugiemu zaś j Janowi; potem skinął na Judasza, siedzącego w
ukos naprzeciw Niego, by się przybliżył i jemu trzeciemu podał Najświętszy
Sakrament. Ale zdawało wij się, że słowo cofa się od ust zdrajcy. Przeraziło
mnie to, więc nie umiem j określić dokładnie uczuć w tej chwili doznawanych.
Jezus rzekł teraz do j niego: "Co masz czynić, czyń rychło". Potem zaczął
rozdzielać Najświętszy
138
Sakrament innym Apostołom; zbliżali się parami, jeden drugiemu pod-.j^yinywał
pod brodą małą sztywną nakrywkę, w koło ząbkowaną, która leżała przed tym na
kielichu.
Łamanie i rozdzielanie chleba i picie ze wspólnego kielicha przy końcu wieczerzy
było bowiem już od zamierzchłych czasów zwykłą oznaką zbratania się i miłości,
okazywaną przy powitaniu i pożegnaniu. Sądzę, że i w Piśmie św. musi być o tym
wzmianka. Dotychczas była to zwykła czynność figuralna, Jezus zaś podniósł ją
dziś do godności Najświętszego Sakramentu. Nie darmo też przez zdradę Judasza
między innymi zarzutami, stawianymi Jezusowi u Kaifasza, był i ten, że do
Strona 75
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
zwyczajów paschalnych dodał jakąś nowość dotychczas nie używaną. Nikodem
natomiast udowodnił jasno z ksiąg pisma, że zwyczaj ten pożegnalny z dawna był
już w użyciu.
Drzwi były zamknięte, wszystko odbywało się w nastroju uroczystym, tajemniczym.
Jezus siedział między Piotrem i Janem. Gdy zdjęto nakrycie z kielicha i
odniesiono na powrót do tylnej komnatki, pomodlił się Jezus i rozpoczął
uroczystą przemowę. Jak zrozumiałam, tłumaczył im Jezus znaczenie Wieczerzy
Pańskiej i czynności ustanowienia jej; wyglądało to tak, jak gdyby jeden kapłan
uczył drugiego odprawiania Mszy świętej.
Skończywszy przemowę, wyciągnął Jezus z podstawy, na której stał kielich z
przyborami, ową wysuwalną płytkę i przykrył ją białą chustą, przewieszoną
dotychczas na kielichu (działo się to zaś jeszcze przed wspomnianym myciem rąk).
Następnie zdjął z kielicha okrągłą tackę i postawił ją na płytkę, na tackę zaś
złożył placki, leżące dotychczas na talerzu pod przykryciem; placki te
czworoboczne, podłużne, wystawały po obu stronach tacki, a z boku zakrywał je
wystający zaokrąglony brzeg tacki. Kielich przysunął Jezus bliżej Siebie, wyjął
stojący w nim mniejszy kubek, a po obu stronach kielicha ustawił po trzy owe
sześć małych kubków. Pobłogosławiwszy placki przaśne i, jak mi się zdaje, także
stojące obok oleje, wziął Pfytkę z plackami w obie ręce, podniósł do góry, a
wzniósłszy oczy w niebo, pomodlił się i ofiarował Bogu, po czym postawił na
powrót na podstawce 1 przykrył. Następnie, wziąwszy kielich, kazał Piotrowi
nalać doń wina, a Janowi wody, którą wpierw pobłogosławił i sam jeszcze nalał
małą łyżeczką troszkę wody. Teraz pobłogosławił kielich, podniósł go w ofierze
do góry Modląc się i postawił na powrót.
Rozdzieliwszy potem Apostołom Najświętszy Sakrament, w sposób wy-
2eJ już opisany, podniósł Jezus kielich za oba ucha ku twarzy i nachylony,
wymówił weń słowa konsekracji. Przemienił się przy tym Jezus i prawie
uPełnie stał się przezroczysty, niejako utożsamiał się z tym, co miał dać
^Postołom. Trzymając kielich w rękach, dał się zeń trochę napić Piotrowi
anowi, potem postawił go na powrót; Jan czerpał małą łyżeczką Krew
139
świętą z kielicha do kubków, Piotr podawał je Apostołom, a oni pili po; dwóch z
jedego kubka. I Judasz (czego jednak nie jestem pewną) pił jeszcze z kielicha;
nie powrócił już jednak na swoje miejsce, lecz zaraz wyszedł z wieczernika.
Apostołowie, słysząc, co Jezus mówił przed tym do niego, myśleli, że to Jezus
polecił mu jakąś sprawę do załatwienia, więc nie zwrócili na to uwagi. Judasz
wyszedł, nie odmówiwszy nawet modlitwy dziękczynnej; poznaj więc, miły
czytelniku, jak złe są skutki, jeśli się zaniecha modlitwy j dziękczynnej po
spożyciu chleba powszedniego i chleba żywota. Przez catyj czas wieczerzy
widziałam u nóg Judasza małego, czerwonego potworka,! wspinającego się mu
czasami aż do serca; jedna jego noga wyglądała jak nagi i piszczel szkieletu.
Gdy Judasz wychodził za drzwi, widziałam koło niego trzech czartów; jeden wpadł
mu w usta, drugi popychał go, trzeci biegł przed nim. Noc już była, lecz diabły
zdawały się oświecać mu drogę: jak szalony pobiegł Judasz na przód.
Resztę świętej Krwi pozostałej w kielichu wlał Jezus do małego kubka, który stał
przed tym w kielichu; potem, trzymając palce nad kielichem, kazał Piotrowi i
Janowi polać je Sobie wodą i winem. Popłukawszy tym kielich, dał znowu im dwom
napić się z kielicha, a resztę zlać w kubki i rozdać do wypicia innym Apostołom.
Potem Jezus wytarł kielich, wstawił doń kubek z resztą j świętej Krwi, na to
postawił tackę z resztą konsekrowanych placków prza- i śnych i nakrył kielich
najpierw przykrywką, po czym znowu chustą i umieścił go jak pierwej na podstawce
między sześcioma małymi kubkami. Po zmartwychwstaniu Chrystusa pożywali
Apostołowie ten chleb i wino przez Niego 1 konsekrowane.
Nie przypominam sobie, czy widziałam, by Jezus sam pożywał Ciało i Krew Swoją;
chyba że uszło to mej uwagi. Dając te dary Apostołom, i oddawał samego Siebie,
więc gdy patrzyłam na Niego, zdawało mi się, że j wyniszczył się i z miłości
wydał z Siebie wszystką Swą istotę. Lecz nie da się to opisać słowami. Także gdy
Melchizedech składał ofiarę chleba i wina, nie widziałam, by sam z niej pożywał.
Znaną mi była dawniej przyczyna, j dlaczego kapłani przyjmują Sakrament, a Jezus
Go nie przyjmował.
Wypowiedziawszy te słowa, obejrzała się nagle błogosławiona Katarzyna, jakby
nasłuchując czegoś; dane jej było bowiem objaśnienie tego, ale potrafiła nam
tyle tylko powtórzyć: "Gdyby aniołowie udzielali tego Sakra-1 mentu, to nie
spożywaliby Go. Gdyby jednak kapłani nie pożywali Go, to ! dawno by już był
uległ zatraceniu; tym więc utrzymuje się ten Sakrament".
Każda czynność, każdy ruch Jezusa przy ustanawianiu Najświętszego Sakramentu
nosiły na sobie cechę uroczystości i ściśle określonego porządku, a wszystko
było głęboko pouczające; niektóre szczegóły zapisywali j sobie Apostołowie
Strona 76
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
znaczkami na małych zwitkach, noszonych przy sobie, j
140
VV całym tym obrzędzie poznać można było zaczątek przyszłej Mszy świętej.
Ilekroć Jezus zwracał się na prawo, lub na lewo, czynił to z uroczystą powagą,
jak zwykle przy obrzędach religijnych. Apostołowie też, przystępując do Jezusa,
lub przy innej sposobności, oddawali sobie nawzajem ukłon, jak to zwykli czynić
kapłani.
8. Ostatnie poufne nauki i poświecenie Apostołów
Jezus nie opuścił zaraz wieczernika. W długiej poufnej nauce, przeznaczonej
tylko dla Apostołów, pouczał ich, jak to na Jego pamiątkę mają sprawować ten
Najświętszy Sakrament aż do skończenia świata, podał im główne wskazówki i
objaśnienia, co do sprawowania i udzielania innym tego Sakramentu, dalej co do
sposobu stopniowego, a ostrożnego zaznajamiania drugich z tą tajemnicą. Oznaczył
im czas, kiedy mają spożyć resztę pozostałą konsekrowanego chleba i wina, kiedy
udzielić Najświętszej Pannie i kiedy im samym już po zesłaniu Pocieszyciela
wolno będzie konsekrować.
W dalszym ciągu Jezus mówił o godności kapłańskiej, o namaszczaniu i
przyrządzaniu krzyżma i świętych olejów. Już wspomniałam przed tym, że na stole
stały trzy puszki, jedna próżna, dwie z różnymi balsamami i z olejem; obok
leżało trochę waty. Puszki dały się ustawić jedna na drugiej. Mając je pod ręką,
nauczał Jezus obszernie, jak sporządzać maście i oleje, które części ciała
namaszczać i w jakich okolicznościach. Pamiętam, że między innymi wspomniał
Jezus o takim wypadku, w którym nie będzie można udzielić Najświętszego
Sakramentu. Nie wiem już dokładnie, ale zapewne odnosiło się to do Sakramentu
ostatniego namaszczenia. Mówił jeszcze Jezus o rozmaitych rodzajach
namaszczenia, także o namaszczaniu królów; pouczał, że królowie, pomazani na
władców narodu, choćby nawet niesprawiedliwi, otrzymują przez to wewnętrzną
tajemniczą sankcję, stawiającą ich wyżej nad innych. Następnie nałożył Jezus w
próżną puszkę gęstej maści i oleju, i mieszał to dobrze. Nie mogę na pewno
oznaczyć, czy Jezus dopiero teraz pobłogosławił olej, czy uczynił to już przy
ofiarowaniu chleba. Po tym Jezus namaścił przede wszystkim Piotra i Jana,
których wyróżnił już i przed tym Pfzy ustanowieniu Najświętszego Sakramentu, bo
polał ich ręce wodą tą samą, w której i sam obmywał ręce, i dał im pić z
kielicha, który sam trzymał w ręku.
Wystąpiwszy nieco od środka stołu na bok, włożył Jezus Piotrowi i Janowi ręce
najpierw na ramionach, potem na głowę. Następnie kazał im złożyć ręce jak do
modlitwy, a wielkie palce ułożyć na krzyż. Gdy spełnili to Polecenie i pochylili
się głęboko przed Nim, lub, nie wiem, może uklękli,
141
namaścił każdemu wielki palec i wskazujący, i tąże maścią naznaczył in, krzyż na
głowie. Rzekł im przy tym, że znak ten sakramentalny zostanie im aż do
skończenia świata. Tak namaszczenie jak i wkładanie rąk odbywało się z wielką
uroczystością. Święcenia otrzymali również Jakub Młodszy, An-drzej, Jakub
Starszy i Bartłomiej. Pamiętam także, że wąską chustę, którą noszono na szyi,
przepasał Jezus Piotrowi na krzyż przez piersi, a innym na poprzek z prawego
ramienia przez piersi pod lewą pachą, podobnie jak przepasują stułę diakoni. Nie
wiem już jednak na pewne, czy się to stało przy ustanowieniu Najświętszego
Sakramentu, czy dopiero teraz przy wyświęcaniu.
Widziałam także - w jaki sposób, to nie da się opisać - że przez namaszczenie
otrzymali nowo wyświęceni jakąś moc odrębną, istotną, a nadnaturalną. Jezus
polecił im, by dopiero po zstąpieniu Ducha świętego sami konsekrowali chleb i
wino, i wyświęcali innych Apostołów. Równocześnie miałam objawienie, jak to w
Zielone Święta przed owym wielkim chrztem wkładali Piotr i Jan ręce na innych
Apostołów a w osiem dni później przypuścili do tej godności innych uczniów. Jan
udzielał po raz pierwszy Najświętszej Pannie Sakramentu Ołtarza po
zmartwychwstaniu Chrystusa. Fakt ten obchodzili Apostołowie świątecznie; w
Kościele naszym nie istnieje już święto, ale wiem z objawienia, że obchodzi je
dotychczas Kościół triumfujący. W pierwszych dniach po Zielonych Świętach
konsekrowali chleb i wino tylko Piotr i Jan; później czynili to inni.
Dziś także poświęcił Jezus ogień, płonący w spiżowym kociołku; odtąd
podtrzymywano ten ogień zawsze, nawet w razie dłuższej nieobecności ] Apostołów.
Trzymano go w jednej z szafek nad owym ogniskiem wielka-nocnym, niedaleko
Najświętszego Sakramentu i używano go przy stoso-j wnych obrzędach duchownych.
Przy sporządzaniu i poświęcaniu Krzyżma św. Apostołowie czynili różne posługi.
Wszystkie czynności tak przy ustanowieniu Najświętszego Sakramentu jak i przy
wyświęcaniu Apostołów odbywały się w ścisłej tajeni-1 nicy i w tajemnicy też
udzielano tych wiadomości innym. Funkcje te pozostały do dziś istotnym
znamieniem naszego Kościoła, tylko że stoso-1 wnie do potrzeb rozszerzono je i
Strona 77
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
pomnożono za natchnieniem Ducha świętego.
Czy obaj Piotr i Jan zostali wyświęceni na biskupów, czy tylko Piotr na biskupa
a Jan na kapłana i jaki stopień godności urzędowej otrzymali czterej inni
Apostołowie zapomniała wspomnieć świątobliwa Katarzyna. Różny I sposób w jaki
Jezus przewiązywał ową wąską chustę Piotrowi innym Apostołom, zdaje się
wskazywać na różny stopień otrzymanej przez wyświęcenie godności.
142
po ukończeniu tych świętych obrzędów przykryto kielich, przy którym umieszczono
także św. oleje, owym kopułowatym nakryciem. Piotr i Jan odnieśli teraz także
Najświętszy Sakrament do owej tylnej komnatki, oddzielonej od sali zasłoną,
otwierającą się w środku. Stał się więc teraz ten zakątek "Miejscem
Najświętszym". Najświętszy Sakrament umieszczono i tyłu nad ogniskiem
wielkanocnym, ale niezbyt wysoko. Józef zArymatei i Nikodem mieli odtąd zawsze w
razie nieobecności Apostołów baczenie nad tą świętością i nad całym
wieczernikiem.
Przed odejściem Jezus jeszcze raz miał długą naukę, a modlił się przy tym często
z wielkim skupieniem i namaszczeniem, jak gdyby rozmawiał z Ojcem Swym
niebieskim; cały był jakoby przepełniony duchem miłości. Apostołowie także pod
Jego wpływem przejęci byli radością i zapałem; wypytywali Go o wiele szczegółów,
a Jezus dawał im obszerne odpowiedzi. Sądzę, że o niejednym z tego jest wzmianka
w Piśmie świętym. Z niektórymi sprawami zwracał się Jezus wyłącznie do Piotra i
Jana, najbliżej przy Nim siedzących; oni dopiero później mieli podawać to do
wiadomości innym Apostołom, ci zaś uczniom i świętym niewiastom, stosownie do
tego, o ile uznają ich za dojrzałych do poznania tych prawd. Z Janem znów osobno
mówił dość długo ale niewiele z tego pamiętam; przepowiedział mu Jezus, że
dłużej żyć będzie, niż inni, dalej była rozmowa o siedmiu kościołach, o
koronach, aniołach i wielu innych symbolicznych obrazach głębokiego znaczenia,
którymi, jak mi się zdaje, zaznaczył Jezus okresy jakiegoś czasu. Reszta
Apostołów patrzyła trochę zazdrosnym okiem na te poufne rozmowy Jezusa z Piotrem
i Janem.
W ciągu tego wspominał Jezus kilkakroć o zdrajcy Swoim mówiąc: teraz czyni on
to, teraz owo; a ja za każdym razem miałam obraz tego, co Judasz właśnie robił.
Po jednym takim właśnie odezwaniu się Jezusa Piotr zaczął zapewniać z wielką
gorliwością, że bez wątpienia wytrwa wiernie przy Nim, lecz Jezus rzekł mu:
"Szymonie, Szymonie! Szatan pożąda was, by was przewiać jak pszenicę; lecz Ja
prosiłem za tobą, by nie osłabła wiara twoja, a ty, nawrócony już całkiem,
umacniaj braci twoich". Dalej mówił Jezus, że tam, gdzie On pójdzie, nie mogą
iść za Nim, a gdy Piotr znowu zapewniał, że Pajdzie za Nim aż na śmierć, rzekł
mu: "Zaprawdę powiadam ci, nim kur trzykroć zapieje, trzykroć się Mnie
zaprzesz". Następnie, zwracając im UWagę na przykre czasy, jakie nadejdą,
zapytał: "Czy cierpieliście kiedy "^dostatek, gdym was wysyłał w drogę, bez
tobołków, sakw i obuwia:" -Nie!" - odrzekli, a wtedy powiedział im Jezus: "Teraz
każdy ma wziąć ze sobą mieszek i sakwę, jeśli ma, a kto nic nie ma, niech
sprzeda suknię, a postara Sl? o miecz; gdyż i to musi się spełnić, co napisano
jest: "Policzony został Międ złoczyńcę". Wszystko co o Mnie jest napisane,
teraz spełnia się.
143
Słowa te brali uczniowie zupełnie w materialnym znaczeniu, Piotr nawet zaraz
pokazał Panu dwa miecze, które mieli w zapasie; były to krótkie szerokie miecze,
podobne nieco do tasaków. - Jezus rzekł teraz - "Dosyć jużl tego, czas już stąd
odejść!" Odśpiewano więc jeszcze hymn pochwalny, usunięto stół na bok i wszyscy
wyszli do przedsionka.
Tu czekały już na Niego Matka Jego, Maryja Kleofy i Magdalena; przystąpiwszy
doń, błagały Go gorąco, by nie szedł na Górę Oliwną, bo chodzą pogłoski, że
faryzeusze chcą Go dziś pojmać. Jezus jednak pocieszywszy je kilku słowy, wybrał
się zaraz w drogę, nie słuchając ich rady. Była wtenczas mniej więcej 9 godzina.
Szedł prędko z uczniami w dół ku Górze Oliwnej tą samą drogą, którędy Piotr i
Jan szli rano do wieczernika.
Wprawdzie już kilkakroć widziałam w objawieniu ostatnią wieczerzę i ustanowienie
Najświętszego Sakramentu, ale zawsze poddawałam się ogarniającemu mnie
wzruszeniu tak, że tylko niektóre szczegóły mogłam dobrze spamiętać; teraz
dokładniej utkwiło mi to w pamięci. Mimo to z trudem niesłychanym przychodzi mi
opisać wszystko dokładnie. I nie dziw; podczas takiego objawienia czytam w sercu
każdej widzianej osoby, widzę tę niezmierną miłość Pana i oddanie się Jego dla
wszystkich, wiem wszystko, co naprzód nastąpi, więc jakżeż wobec tego możliwym
jest śledzić jeszcze dokładniej wszystkie najdrobniejsze, zewnętrzne czynności.
Człowiek, patrząc na to, rozpływa się w podziwie, wdzięczności i miłości, nie
może pojąć, gdy inni to źle rozumieją, czuję niewdzięczność całego świata i
Strona 78
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
ogrom własnych grzechów. - Jezus spożywał baranka wielkanocnego szybko, i ściśle
według przepisów Zakonu; faryzeusze zaś pododawali różne obszerniejsze
ceremonie. 1
9. Jezus na Górze Oliwnej w Ogrójcu
Z 11 Apostołami opuścił Jezus wieczernik i poprowadził ich boczną drogą przez
dolinę Jozefata ku Górze Oliwnej. Księżyc wychylał właśnie swa jasną tarczę
spoza gór; a było to przed pełnią. Duszę Jezusa już zaczynał! ogarniać smutek,
zwiększający się coraz bardziej. Idąc przez dolinę JozefataJ rzekł Jezus do
Apostołów: "Tutaj przyjdę kiedyś znowu, w owym ostatnimi dniu, nie tak^ubogi i
opuszczony jak teraz, sądzić cały świat; wówczas t<J wielu wołać będzie w
trwodze: góry przykryjcie nas!" Uczniowie niej rozumieli tych słów Jezusa,
mniemali jak już nieraz tego wieczora - że Jezus j z osłabienia i znużenia mówi
od rzeczy. Szli tak często przystając i wcia/j
144
rozmawiając z Jezusem. Raz rzekł im Pan: "Wszyscy zgorszycie się ze Mnie tej
nocy, gdyż napisano jest: Uderzę pasterza a rozproszą się owce. Lecz gdy
zmartwychwstanę, uprzedzę was do Galilei".
Skutkiem przyjęcia Najświętszego Sakramentu, tudzież serdecznej, a u-roczystej
przemowy Jezusa w wieczerniku, Apostołowie byli pełni natchnienia, zapału i
czułości. Toteż cisnęli się teraz koło Jezusa, na różny sposób okazując Mu swą
miłość i obiecywali nigdy Go nie opuścić. Gdy mimo to Jezus przepowiadał im, że
tak się stanie, Piotr, jak zwykle najgorliwszy, zawołał: "Choćby nawet wszyscy
się zgorszyli, to ja się nie zgorszę". Na co odrzekł mu Jezus: "Zaprawdę,
powiadam ci, właśnie ty zaprzesz się Mnie trzykroć tej nocy, nim kur zapieje".
Piotr nie chciał nawet przypuścić coś podobnego, więc rzekł jeszcze: "Choćbym
nawet miał na śmierć pójść z Tobą, to jeszcze nie zaprę się Ciebie". Podobnie
zapewniali i inni. Tak szli dalej, przystając często, a Jezus czuł coraz więcej
opadającą Go tęsknotę. Apostołowie starali się wszelkimi siłami wytłumaczyć Mu
ten smutek na sposób ludzki i zapewnić Go, że nie ma się czego lękać i trwożyć.
Jednak, choć z u-porem trwali przy swoim, daremne były ich perswazje, więc
zniechęciwszy się, zaczęli wątpić i już pokusą zaczynała wciskać się do ich
serc.
Obchodząc boczną drogą, przeszli przez potok Cedron po innym moście, nie po tym,
którędy później wiedziono Jezusa. Szli do Getsemane, oddalonego równe pół
godziny drogi od wieczernika; gdyż od wieczernika do bramy wiodącej do doliny
Jozefata idzie się kwadrans, a stąd do Getsemane także tyle. W ostatnich dniach
kilkakroć nocował tu Jezus z uczniami i nauczał. Miejscowość cała składała się z
kilku otwartych gospod, stojących próżno i z wielkiego oparkanionego ogrodu
letniego, zasadzonego szlachetnymi krzewami i mnóstwem drzew owocowych. Tu było
zwyczajne miejsce zabaw, a także modlitwy. Po ogrodzie stoją rozrzucone cieniste
altany. Ogród był zwykle zamknięty, lecz wielu mieszkańców, a także Apostołowie
roieli klucze do bramy. Mieszkańcy, nie mający własnych ogrodów, urządzali tu
nieraz uczty i zabawy. Ogród Oliwny oddzielony jest drogą od ogrodu Getsemane i
pnie się więcej ku szczytowi góry. Jest to ustronny zakątek górski, zasadzony
drzewami oliwnymi, pełen grot i teras; mniejszy od ogrodu getsemańskiego, nie
jest zamknięty, tylko otoczony wałem z ziemi. Z jednej strony jest więcej
pielęgnowany; i tu są utrzymane w porządku siedzenia, ławki do wypoczynku, i
obszerne, chłodne groty. Każdy może tu sobie obrać miejsce ustronne do modlitwy
i rozmyślania. Tam, gdzie Jezus poszedł się raodlić, jest już okolica dziksza.
Była mniej więcej godzina dziewiąta, gdy Jezus przybył z uczniami do Getsemane.
Niebo zalane było światłem księżycowym, ale tu w dole panował P°se.pny mrok.
Jezus też smutniał coraz bardziej, a i Apostołów zdjął nie-
145
pokój, gdy im oznajmił, że chwila niebezpieczeństwa już się zbliża. Zatrzymawszy
się w ogrodzie getsemańskim, koło altanki z gałęzi, kazał tu zostać ośmiu
Apostołom, mówiąc: "Pozostańcie tu, a Ja pójdę na Moje miejsce modtić się".
Wziąwszy zaś z Sobą Piotra, Jana i Jakuba Starszego, przeszedł przez drogę,
oddzielającą jeden ogród od drugiego, i szedł kilka minut nieco pod górę w głąb
Ogrodu Oliwnego. Nieopisany smutek napełniał Jego serce; czuł zbliżającą się
trwogę i pokusy. Zauważywszy to Jan, zapytał Go, jak może tak trwożyć się, On,
który dotychczas zawsze wszystkich pocieszał. A Jezus rzekł mu: "Smutna jest
dusza Moja aż do śmierci". Rozglądnąwszy się w koło, ujrzał Jezus zbliżające się
ze wszech stron strachy i pokusy, jakby kłęby chmur, pełne strasznych mar; wtedy
to rzekł do trzech towarzyszów: "Zostańcie tu, czuwajcie ze Mną i módlcie się,
abyście nie weszli w pokuszenie!" Apostołowie pozostali, a Jezus poszedł nieco
naprzód; lecz straszliwe mary tak dalece nacierały na Niego, że w głębokiej
trwodze zboczył na lewo od miejsca, gdzie zostawił Apostołów. Była tu pod
wystającym złomem skalnym grota około sześć stóp w głąb; Apostołowie pozostali
Strona 79
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
od niej na prawo w naturalnym zagłębieniu gruntu. Ziemia zniżała się łagodnie ku
grocie, wejście zaś do groty osłonięte było gęsto krzewami, zwieszającymi się z
wystającej z góry skały, więc wnętrze groty zasłonięte było zupełnie przed
oczami innych.
Gdy Jezus odszedł od Apostołów, zwiększało się i ścieśniało coraz bardziej
tłumne koło straszliwych mar wokoło Niego. Serce Pana napełniało się coraz
bardziej smutkiem i trwogą. Z lękiem cofnął się na modlitwę do groty, podobnie
jak ktoś szukający schronienia przed gwałtowną nawałnicą, lecz groźne straszydła
poszły za Nim i do wnętrza groty, przybierając coraz wyraźniejsze kształty.
Zdawało się, że szczupła ta grota mieści w swym wnętrzu ohydne i straszne obrazy
wszystkich grzechów, wszystkich żądz, ich następstw i kar od upadku pierwszego
człowieka aż do końca świata. I nie darmo obrała na to Opatrzność Boża tę grotę;
tu bowiem wypędzeni z Raju Adam i Ewa po raz pierwszy zetknęli się z niegościnną
ziemią, tu w tej grocie opłakiwali swój grzech, z lękiem patrzyli w przyszłość.
- A teraz Jezus przyjmował tu na Siebie grzechy całego świata, będące wynikiem
tego jedynego grzechu pierworodnego. - Łaską Bożą oświecona, czułam wyraźnie, że
Jezus zgadzając się teraz na zniesienie czekających Go mąk, ofiarowując Siebie
samego na zadośćuczynienie Boskiej sprawiedliwości za grzechy świata, Boskość
Swą niejako ściślej połączył z Najświętszą Trójcą, by z nieskończonej dla nas
miłości, oddać się za grzechy świata całej grozie i ogromowi smutku i
cierpienia, głównie w swym najczystszym, najwr3-j żliwszym człowieczeństwie
prawdziwym, a niewinnym, by tylko ogniem miłości serca Swego człowieczego
uzbroić się przeciw czekającym O°
146
trwogom i cierpieniom. By zadośćuczynić za zaczątek i rozwój wszystkich grzechów
i złych żądz, przyjął najmiłosierniejszy Jezus z miłości ku nam grzesznikom w
Swe serce pierwiastki wszelkiego oczyszczającego pojednania i mąk zbawczych;
dozwolił, by Jego nieskończone męki, stanowiące zadośćuczynienie za nasze
nieskończone grzechy, przeniknęły i przerosły jak drzewo boleści o tysiącznych
konarach, każdy członek Jego świętego Ciała, każdą cząstkę Jego świętej duszy.
Tak to oddany samemu owemu Człowieczeństwu, upadł Jezus twarzą na ziemię,
wznosząc w Swym nieskończonym smutku i trwodze gorące modły do Boga. Widział
przed Sobą w niezliczonych obrazach grzechy całego świata w całej ich
wewnętrznej ohydzie i przyjmował je wszystkie na siebie; w modłach Swych
ofiarował się zadośćuczynić przez Swe cierpienia sprawiedliwości Ojca
Niebieskiego za wszystkie te winy. Była ich niezliczona ilość, a wśród tego
morza ohydy uwijał się potworny szatan z piekielnym szyderstwem, z wzrastającą
złością przesuwając przed oczami duszy Jego coraz straszniejsze obrazy grzechów
i za każdym razem odzywając się do człowieczeństwa Jezusa: "Jak to! i to chcesz
wziąć na Siebie? I za to chcesz ponieść karę? Jakże potrafisz za to wszystko
zadośćuczynić?"
Wtem od strony nieba, w której znajduje się słońce, gdy wskazuje na słoneczniku
czas między 10-11 godziną rano, spłynął ku Jezusowi wąski pas światła, a po nim
spuścił się ku Niemu szereg aniołów, pokrzepiając i umacniając Jezusa,
upadającego pod brzemieniem smutku i trwogi. Reszta groty wypełniona była
ohydnymi a strasznymi obrazami grzechu, a złe duchy napadały ze wszech stron z
szyderstwem i złością. Jezus przyjmował wszystko na Siebie, choć brzemię to było
olbrzymie. Serce Jego, jedyne ze wszystkich serc, przepełnione było doskonałą
miłością Boga i ludzi, więc ta bezdeń ohydy, ta obrzydliwość i ciężar wszystkich
grzechów przejmowały to serce przerażeniem i smutkiem bez miary. A było tam co
widzieć; roku nie wystarczyłoby, gdybym chciała wszystko opowiedzieć.
Gdy już cały ten bezmiar winy i grzechów ludzkich, i licznych jak morze ohydnych
mar przesunął się przed duszę Jezusa, a On za to wszystko zgodził S'C być ofiarą
przebłagalną i sam błagał o zesłanie na Niego wszelkich mąk 1 kar, zaczął szatan
trapić Go różnymi pokusami, jak niegdyś na puszczy. Co gorsza, podniósł nawet
wiele zarzutów przeciw samemu najczystszemu Zbawicielowi. - "Jak to? - mówił do
Niego - Ty chcesz wszystko brać na Siebie, a Sam nie jesteś czysty! Patrz tu i
tu, i tu!" I przy tym rozwijał różne *y%ślone na Jezusa cyrografy i z piekielną
bezczelnością podsuwał Mu je Przed oczy. Przypisywał Mu wszystkie błędy Jego
uczniów, wszystkie zgorzenia, jakie innym dali, obwiniał Go o wywołanie
zamieszania i niepo-^dk przez wprowadzenie na świat jakichś nowości i
odstępowanie od
starych, tradycją uświęconych zwyczajów. Jak najwytrawniejszy, najpo-.
dstępniejszy faryzeusz umiał szatan wynajdywać coraz nowe zarzuty, coraz
cięższe, rzekomo przewinienia Jezusa. - "Ty - mówił do Pana - byłeś przyczyną
wymordowania dzieci przez Heroda, Ty narażałeś Swoich rodziców w Egipcie na
nędze i cierpienia, nie chciałeś ratować Jana Chrzciciela od śmierci,
rozłączyłeś wiele rodzin, ochraniałeś wyrzutków społeczeństwa, nie uzdrowiłeś
Strona 80
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
niektórych chorych, skrzywdziłeś Gerge-zeńczyków, bo dopuściłeś opętanym
wywrócić beczkę z napojem i spowodowałeś utopienie się trzody wieprzów w
jeziorze, stałeś się współwinnym Maryi Magdaleny, bo nie przeszkodziłeś
powtórnemu jej upadkowi; zaniechałeś starania się o swą rodzinę i marnowałeś
"cudze mienie". Słowem, co tylko kusiciel może zarzucić przy skonaniu zwykłemu
człowiekowi, który bez wyższego spowodowania podejmuje się dokonania takich
czynów publicznych, to szatan nasuwał teraz chwiejnej trwogą duszy Jezusa, by
zachwiać Jego wolę; zakryte to bowiem było przed nim, że Jezus jest Synem Boga,
więc kusił Go tylko, jako zwykłego człowieka, ale niepojęcie sprawiedliwego. A
Boski nasz Zbawiciel tak dalece uniżył się w Swym najświętszym Człowieczeństwie,
że dopuścił na Siebie i tę pokusę, jakiej może doznać i umierający święcie
człowiek, zastanawiając się nad wewnętrzną wartością swych dobrych uczynków. By
do dna wychylić ten kielich przedwstępnych '¦ cierpień, dopuścił Jezus, by
kusiciel, nieświadom Jego Boskości, wytykał Mu wszystkie dzieła Jego
dobroczynności, jako zaciągnięte a nie spłacone jeszcze długi łaski Bożej.
Podstępny kusiciel zarzucał Mu, że chce za innych i gładzić winy, a Sam nie ma
żadnej zasługi i ma jeszcze obowiązek za- j dośćuczynić Bogu za łaskę, udzieloną
do spełnienia niektórych, tak zwanych i dobrych uczynków. Bóstwo Jezusa
dopuściło, by chytry nieprzyjaciel kusił j Jego najświętsze Człowieczeństwo,
jakby mógł kusić człowieka, któryby! dobrym swym uczynkom przepisywał, w samym
sobie wartość istotną bez I względu na to, że każdy uczynek zyskuje wartość
jedyną dopiero przez I łączność z zasługami śmierci krzyżowej naszego Pana i
Zbawiciela. Tak więc i przedstawiał kusiciel Jezusowi, że wszystkie Jego dzieła
miłości nie mają żadnej zasługi, że owszem są tylko długiem zaciągniętym u Boga
i że wartości ich uprzedza niejako zasługi nie odbytej jeszcze męki Jezusa -
której! nieskończonej ceny nie znał jeszcze kusiciel - i dlatego trzeba jeszcze!
zadośćuczynić za łaskę, otrzymaną do spełnienia tych dzieł. Pokazywał więc j
szatan Jezusowi spisane wszystkie długi, zaciągnięte u Boga za łaskę 1
spełnienia dobrych uczynków, i wskazując na nie, mówił: "Za to jeszcze i za j to
nie wypłaciłeś się Bogu". Na ostatek jeszcze jeden grzech zarzucili Jezusowi, że
sumę, otrzymaną ze sprzedaży posiadłości Marii Magdaleny j w Magdalum, wziął od
Łazarza i roztrwonił; z bezczelną zuchwałością rzekł
148
do Jezusa: "Jak śmiałeś marnować cudzą własność i szkodę wyrządzać przez t0
rodzinie?" - Widziałam obrazy tych wszystkich grzechów, których zmazanie brał
Jezus na Siebie, czułam wraz z Nim ciężar wszystkich zarzutów, jakie stawiał Mu
kusiciel; bo też w tych grzechach świata, które Zbawiciel brał na Siebie,
widziałam i moje liczne grzechy, a słysząc pokusy i zarzuty, stawiane
2bawicielowi, z trwogą odczuwałam w duszy niedostatki własnych mych uczynków i
spraw. Współczując Bogu memu Oblubieńcowi, wciąż spoglądałam na Niego, modliłam
się z Nim i zwalczałam pokusy, i wraz z Nim czerpałam pociechę od aniołów. Ach,
Zbawiciel nasz jak robak wił się pod ciężarem bezmiernego smutku, tęsknoty i
trwogi.
Słysząc oszczerstwa i zarzuty, stawiane przez szatana najczystszemu
Zbawicielowi, z największym tylko wysiłkiem wstrzymywałam się, by nie wybuchnąć
gniewem; gdy jednak zarzucił Jezusowi, że użył dla Siebie pieniędzy za sprzedaną
posiadłość Magdaleny, nie mogłam już dłużej powstrzymać się i zgromiłam go
gwałtownie: "Jak możesz zarzucać Jezusowi roztrwonienie tych pieniędzy? przecież
sama widziałam, że Łazarz oddał Jezusowi tę sumę na cele dobroczynne, a Jezus
wykupił za nią z więzienia w Tirzie dwudziestu siedmiu ubogich, opuszczonych
ludzi, więzionych za długi".
Z początku Jezus klęczał spokojnie, pogrążony w modlitwie, lecz powoli, na widok
takiego mnóstwa i ohydy grzechów, i niewdzięczności ludzi względem Boga, lękać
się zaczęła dusza Jego, serce Jego pękało prawie pod brzemieniem smutku i
trwogi, aż wreszcie ze drżeniem i lękiem począł wołać do Boga: "Abba Ojcze!
jeśli to możebne, niech ominie Mnie ten kielich goryczy! Mój Ojcze! Dla Ciebie
wszystko jest możebne. Oddal ten kielich ode mnie!" A ochłonąwszy trochę, dodał:
"Lecz Ojcze, nie Moja, ale Twoja niech się stanie wola!" Wprawdzie wola Jego
jedno była z wolą Ojca, ale że Jezus więcej czuł teraz człowieczeństwem, dlatego
też jako człowiek drżał przed mękami i śmiercią.
Grota tymczasem wciąż przepełniona była strasznymi marami wszystkich grzechów,
złośliwości, zbrodni, mąk, i niewdzięczności ludzkich, zwiększając wciąż trwogę
Jezusa. Zbitą masą cisnęły się do Niego i uderzały nań blade strachy śmierci w
najstraszniejszych widziadłach; Jezusa-człowieka przejmowała trwoga bezmierna
przed ogromem mąk odkupienia. I drżał Pan na całym ciele, a pot trwogi
występował na Niego; łamiąc ręce, chwiał się na wszystkie strony, to znów
podnosił się, ale kolana uginały się Pod Nim, nie dając Mu ustać. Zmienił się
prawie nie do poznania, wargi miał liniale, a włosy zjeżone. Było około pół do
Strona 81
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
jedenastej, gdy wstał cały kąpany w pocie i chwiejąc się, i potykając ciągle,
wyczołgał się raczej, niż Wyszedł z groty. Podszedł na lewo w górę i ponad
grotą, i zbliżył się do terasy, na której znajdowali się trzej Apostołowie. Ci
ułożyli się na ziemi jeden koło
149
drugiego, tak, że plecami zwrócony był każdy ku piersiom drugiego, i zasnęli w
najlepsze ze znużenia, troski i trwogi, by nie wejść w pokuszenie. Jezus, w Swej
śmiertelnej trwodze, szedł do nich jako do przyjaciół, szukać pociechy. Lecz
była i inna przyczyna; jako dobry pasterz, który, chociaż sam dotknięty do
głębi, daje baczenie na trzodę, zagrożoną niebezpieczeństwem, tak i Jezus szedł
do Apostołów, wiedząc, że i ich dręczą pokusy i trwoga. A straszliwe mary szły
wszędzie za Nim, nie przestając Go dręczyć. Ujrzawszy Apostołów śpiących,
załamał Jezus ręce, osunął się przy nich na ziemię ze znużenia i smutku zawołał:
"Szymonie czy śpisz?" Ocknęli się na te słowa śpiący i zerwali z ziemi, a Jezus,
czując to opuszczenie od wszystkich, rzekł im: "A więc nawet przez godzinę nie
mogliście czuwać ze Mną?" Teraz dopiero zauważyli Apostołowie, jak okropnie
Jezus jest zmieniony, blady, przemokły potem, jak chwieje się z osłabienia, drży
na całym ciele i ledwo głosu może dobyć. Gdyby nie otaczała Go znana im aureola
świetlna, nie byliby Go poznali. Tak poznali Go wprawdzie, ale co się z Nim
dzieje, nie mogli pojąć. Wreszcie Jan zapytał Go: "Mistrzu! Co się z Tobą
dzieje? Czy mam zawołać tamtych uczniów? Czy mamy uciekać?" Lecz Jezus odrzekł
mu: "Gdybym nawet jeszcze drugich trzydzieści trzy lat żył, nauczał i
u-zdrawiał, było by to za mało, by zdziałać to, co muszę spełnić do jutra. Nie
trzeba wołać tamtych ośmiu. Pozostawiłem ich tam, bo widząc Mnie w takiej nędzy,
musieliby zgorszyć się Mną; ulegliby pokusie, zapomnieliby dawnego i wątpiliby o
Mnie. Wy widzieliście Syna człowieczego przemienionego na górze Tabor, więc
teraz możecie widzieć Mnie w zaćmieniu i zupełnym opuszczeniu. Ale czuwajcie i
módlcie się, abyście nie weszli w pokuszenie; duch bowiem jest ochoczy, ale
ciało mdłe!" Ostatnie te słowa stosowały się i do Apostołów, i do Niego samego;
z jednej strony chciał ich zachęcić do wytrwałości, z drugiej strony chciał im
dać poznać, że przyczyną Jego obecnego stanu jest słabość ludzkiej Jego natury,
wzdrygającej się przed mękami i śmiercią.
Kwadrans mniej więcej rozmawiał Jezus z Apostołami wśród głębokiego smutku, a
potem wrócił do groty, miotany coraz większą trwogą. Apostołowie z płaczem
wyciągali za Nim ręce, a padając sobie w objęcia, pytali się z osłupieniem: "Co
to jest? Co się z Nim dzieje? Całkiem jest już opuszczony!" Nie umieli dać sobie
odpowiedzi na pytania, więc zakrywszy głowy w wielkim smutku, zaczęli się
modlić, ale że nieufność wkradła się po trochę w ich serca, więc łatwo ulegli
pokusie i znowu zasnęli. Reszta Apostołów, pozostałych u wejścia do ogrodu, nie
spała wcale. Ze słów Jezusa i z całego Jego zachowania się tego wieczora odgadli
niepokój Nim miotający, więc i sami zaniepokoili się do najwyższego stopnia;
błądzili wśród mroku w koło Góry Oliwnej, szukając sobie jakich takich kryjówek.
150
W Jerozolimie dosyć cicho było tego wieczora. Żydzi siedzieli przeważnie po
domach, zajęci przygotowaniami do świąt. Obozowiska dla przybyłych z prowincji
znajdowały się dość daleko od Góry Oliwnej. Na ulicach widać było tu i ówdzie
uczniów i przyjaciół Jezusa, rozmawiających z sobą z ożywieniem; wyglądali na
zaniepokojonych, wyczekujących czegoś. Matka Zbawiciela, Magdalena, Marta, Maria
Kleofy, Maria Salome i Salome przyszły z wieczernika do domu Marii Marka;
zaniepokojone rozszerzanymi pogłoskami, wyszły stąd znów za miasto z
przyjaciółkami, by zasięgnąć wiadomości o Jezusie. Tu spotkały się z Łazarzem,
Nikodemem, Józefem z Ary-matei i kilku krewnymi z Hebron. Niektórzy z nich
pożywali dziś wieczerzę w bocznych salach wieczernika i ci słyszeli dzisiejsze
smutne przepowiednie Jezusa, częściowo zaś dowiedzieli się także od uczniów,
więc przeczuwali, na co się zanosi; dlatego też zasięgnęli oni wieści u
znajomych faryzeuszów, ale nic się nie dowiedzieli, by przedsięwzięto jakie
kroki przeciw Jezusowi. Uspokajali zatem teraz strwożone niewiasty, że
niebezpieczeństwo nie jest tak wielkie, bo tuż przed świętem nie zechce im się
targnąć na Jezusa. Nie wiedzieli jednak wcale, że Judasz już dokonał zdrady.
Maryja przeczuwała tę zdradę, więc zwróciła ich uwagę na to, jak to Judasz był
nieswój ostatnimi dniami, a dziś tak nagle wyszedł z wieczernika, zapewne dla
wykonania swych zdradzieckich zamiarów. Mówiła, jak upominała go nieraz, ale nie
ma już rady dla niego, bo na oślep dąży do zguby. Tak to Najświętsza Panna
przeczuwała niebezpieczeństwo, grożące Jej Synowi, lecz nie było żadnej rady,
więc w końcu wróciła z niewiastami do domu Marii Marka.
Wróciwszy do groty z nieodstępnymi Swymi strachami i smutkami, upadł Jezus na
twarz, rozkrzyżował ręce i pogrążył się w modlitwie do Ojca niebieskiego. Lecz
już zaczęła się dla duszy Jego nowa walka, która trwała trzy kwadranse.
Strona 82
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Przystąpili doń aniołowie, by przedstawić Mu w mnogim szeregu widzeń cały ogrom
mąk odkupienia. Ukazali Mu najpierw całą wspaniałość i świetność człowieka, jako
wizerunku Bożego przed upadkiem
1 cale jego zeszkaradzenie i spodlenie po upadku. Wykazali Mu pochodzenie
każdego grzechu z grzechu pierworodnego, istotę i znaczenie wszystkich ^dz
grzechowych, i ich straszny wpływ na władze duszy i członki ciała, również
istotę i znaczenie wszystkich karzących mąk, przeciwstawionych żądzom
grzechowym. Cierpienie zadośćczyniące dwojako Mu przedstawili; najpierw jako
cierpienie ciała i duszy, przez Swą mękę równoważne zupełnie
2 karą, jakiej wymaga Boska sprawiedliwość za wszystkie grzeszne występki Ca*ej
ludzkości; po wtóre jako cierpienie, które, by stać się zadośćczyniącym 23 winy
całej ludzkości, musiało dotknąć jedyne niewinne człowieczeństwo, lJ-
najświętsze człowieczeństwo Syna Bożego, a Ten, biorąc z miłości ku nam Sl
winę i karę ludzi na Siebie, musiał także wywalczyć zwycięstwo nad
151
oporem Swej ludzkiej natury przeciw cierpieniom i śmierci. Wszystko t0
przedstawiali aniołowie Jezusowi szczegół po szczególe; raz zjawiały się ich
całe chóry z szeregiem obrazów, to znów pokazywali się pojedynczo z
głów-niejszymi widzeniami. Patrząc na nich, widziałam zawsze, jak wskazywali \
palcem ku zjawiającym się obrazom i wiedziałam, co mówili, nie słysząc jednak
żadnego głosu.
Żaden język nie zdoła wypowiedzieć, ile lęku i boleści musiała przejść dusza
Jezusa na widok tego ogromu mąk odkupienia. Jezus bowiem poz-nawał nie tylko
znaczenie wszystkich mąk zadośćczyniących, stosownie do odpowiednich żądz
grzechowych, lecz także znaczenie i historię wszystkich odnośnych narzędzi
męczeńskich; więc nie tylko przerażała Go myśl o męce, jaką Mu to narzędzie
zada, lecz także grzeszna zaciekłość tych, którzy je wymyślili, zajadłość i
złość tych, którzy ich kiedykolwiek używali, dalej niecierpliwość i narzekania
tych wszystkich, których winnie, lub niewinnie nimi męczono. Wszystko to
odczuwał Jezus, bo przyjął na Siebie i odczuwał grzechy całego świata. A gdy
patrzył okiem ducha na tyle męczarń i mąk, takie przerażenie Go przejmowało, że
zaczął się pocić krwawym potem.
Ten nadmiar boleści w najświętszym człowieczeństwie Chrystusa obudził
współczucie w aniołach. Zaprzestali na chwilę nasuwać Jezusowi nowe obrazy,
widać było, że pragną gorąco udzielić Mu pociechy; zdawało mi się, że wstawiają
się za Jezusem przed tronem Bożym. I w tej chwili nastało jakby chwilowe
mocowanie się między miłosierdziem i sprawiedliwością Boga, a Miłością,
składającą Siebie w ofierze. Ujrzałam w widzeniu Boga, lecz nie jak zwykle na
tronie, lecz jako postać świetlną o niewyraźnych zarysach. Widziałam, jakoby
Boska natura Syna wciskała się niejako w pierś Boga Ojca, zaś z nich wychodził i
wypełniał przestrzeń między nimi Duch święty, a przecież jeden tylko był Bóg.
Lecz któż zdoła to wypowiedzieć? przecież to niezbadana tajemnica Trójcy
Przenajświętszej. I ja też nie tyle widziałam postacie, ile raczej poznawałam to
przez formy, a zarazem otrzymałam wskazówkę, jakoby Boska wola Chrystusa
jednoczyła się ściślej z wolą Boga Ojca, by dopuścić na najświętsze
Człowieczeństwo Chrystusa wszystkie te cierpienia, o których złagodzenie i
odwrócenie prosiła właśnie wśród trwożnej walki ludzka wola Chrystusa. Tak więc
Bóstwo Chrystusa, zjednoczone z Bogiem Ojcem, potwierdzało właśnie na Swe
człowieczeństwo wyrok, o którego odwrócenie ten Chrystus-Człowiek tak gorąco
błagał Boga Ojca. Widziałam to wszystko w chwili, gdy aniołowie wzruszeni
pragnęli pocieszyć Jezusa; i rzeczywiście w tym momencie doznał Jezus lekkiej
ulgi. Lecz wnet zniknęły te widzenia, aniołowie opuścili Pana, zabierając z sobą
pociechę, a na duszę Jezusa spadł nowy nawał strasznej! trwogi i boleści.
152
Gdy Zbawiciel na Górze Oliwnej poddał się jako prawdziwy, rzeczywisty człowiek
pokusie ludzkiego wstrętu przeciw cierpieniom i śmierci, gdy przyjął na Siebie
wywalczenie pokonania tego wstrętu, będącego istotną częścią każdego cierpienia,
otrzymał kusiciel pozwolenie postąpienia z Nim tak, jakby postąpił z każdym
człowiekiem, który chce uczynić z siebie ofiarę za świętość. W pierwszej trwodze
przedstawił szatan naszemu Panu ze złośliwym szyderstwem wielkość winy
grzechowej, którą Jezus chciał wziąć na Siebie, a posunął swą napaść tak dalece,
że nawet życie Zbawiciela przedstawił jako grzeszne. Następnie w drugiej trwodze
otrzymał Jezus obraz wielkości wszystkich mąk odkupienia w całej ich wewnętrznej
grozie; stało się to przez aniołów, bo nie jest rzeczą szatana udowadniać
możliwość odkupienia. Ten szatan kłamstwa i rozpaczy nie może być objawicielem
Boskiego miłosierdzia. Gdy już Jezus zwycięsko przebył te wszystkie walki ze
szczerym poddaniem się woli Ojca swego niebieskiego, pojawiły się w duszy Jego
nowe straszne mary; obudziła się w Nim mianowicie troska, jaka budzi się w
Strona 83
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
każdym sercu ludzkim przed złożeniem ofiary; zapytywał sam Siebie: "Jaki będzie
wynik, jaki plon tej ofiary?" A w odpowiedzi na to otoczyły Go widziadła tak
strasznej przyszłości, że Jego serce kochające na nowo ścisnęło się niezmiernym
bólem i trwogą.
Na pierwszego Adama spuścił Bóg sen, a otworzywszy mu bok, wyjął jedno żebro; z
żebra tego urobił niewiastę Ewę, matkę wszystkich żyjących,
1 przyprowadził ją do Adama. Ten zaś rzekł: "To kość z kości mojej i ciało z
ciała mego; mąż opuści ojca i matkę, i pójdzie za żoną swoją i będą dwoje w
jednym ciele". - Tak ustanowione było małżeństwo, o którym napisane jest:
"Sakrament to wielki, powiadam jednak iż w Chrystusie i w Kościele". I tak się
rzecz miała; Chrystus bowiem, nowy Adam, miał także spuścić na Siebie sen, - sen
śmierci krzyżowej; z otworzonego Jego boku miała powstać nowa Ewa, Jego
dziewicza oblubienica, matka wszystkich żyjących, tj. Kościół. Jej chciał Jezus
dać krew odkupienia, wodę oczyszczenia i Ducha Swego, trzy rzeczy, które na
ziemi dają o Nim świadectwo. Chciał dać jej święte Sakramenty, by była czystą,
niepokalaną, świętą Jego oblubienicą. On sam miał ^ Jej głową, a my członkami,
poddanymi głowie, mieliśmy być kością z kości Jego, ciałem z ciała Jego.
Przyjmując człowieczeństwo, ofiarując się umrzeć za nas, opuścił Jezus także
Ojca i Matkę, a poszedł za oblubienicą Swoją, Kościołem, zjednoczył się z nią w
jedno ciało, żywiąc ją Najświętszym Sakramentem Ołtarza, w którym odbywa
ustawicznie duchowe zaślubiny
2 nami; ofiarował się przebywać na ziemi ze Swą oblubienicą, Kościołem, d°Póki
my wszyscy w niej i z Nim nie zgromadzimy się w Niebie. On też po-^edział:
"Bramy piekielne nie przemogą go". Chcąc wprowadzić w czyn tą nieskończoną
miłość dla grzeszników, Jezus sam stał się człowiekiem, bra-
153
tem grzeszników, by wziąć na Siebie karę za wszystkie winy. Upadał pod
brzemieniem smutku na widok wielkości tej winy i ogromu mąk jednaw-czycru a
jednak z radością poddał się woli Ojca niebieskiego i zgodził się być ofiarą
przebłagalną. A oto teraz przedstawiły się Mu przed oczy wszystkie cierpienia,
walki i zniewagi, jakie miał znieść przyszły Kościół, Jego oblubienica, którą
postanowił odkupić tak drogą ceną Swojej Krwi przenajświętszej. Musiał patrzeć
na najboleśniejszą dla Niego niewdzięczność ludzką.
Przed duszą Jezusa stanęły jak żywe wszystkie przyszłe cierpienia Jego
Apostołów, uczniów i przyjaciół; widział, jak małym będzie z początku Kościół,
jak później z Jego wzrostem pojawią się zaraz kacerstwa i schizmy, w których
przez pychę i nieposłuszeństwo pod różnymi formami próżności i pozornej
samoobrony powtórzy się cała historia upadku grzechowego. Widział chytrość,
przewrotność i złość mnóstwa chrześcijan, różne rodzaje kłamstwa i oszukańczych
wykrętów dumnych nauczycieli; widział wszystkie świętokradzkie zbrodnie
występnych kapłanów i straszne następstwa tego; widział ohydne spustoszenia w
królestwie Bożym na ziemi, w tej świątnicy ludzkości niewdzięcznej, która
właśnie zamierzał odkupić i umocnić własną J Krwią i życiem wśród mąk
niewysłowionych.
Tak przeciągały przed duszą bolesnego Jezusa w niezliczonych rzędach obrazów
zgorszenia i występki wszystkich stuleci aż po nasze czasy i dalej aż do
skończenia świata, we wszystkich przejawach chorobliwego obłąkania, pysznego
fałszu zagorzalstwa zaciekłego, fałszywego proroctwa, heretyckiej j
zatwardziałości, złośliwości. Wszyscy odszczepieńcy, samozwańcy, fałszywi j
nauczyciele, obłudni naprawcy, uwodziciele i uwiedzeni, wszyscy szydzili zeń j i
dręczyli Go, że nie jest przybity do krzyża odpowiednio i dogodnie dla ich j
pożądliwości i wytłumaczenia ich pychy; więc darli i rozdzierali między siebie
całodzianą szatę J ego Kościół. Tłumy ich zniewalały Go, wyszydzały j i
zapierały się Go. Tłumy znów przechodziły mimo Niego, dumnie wzru-l szając
ramionami i wstrząsając głową, chociaż wyciągał ku nim zbawczej ramiona, i szły
prosto ku przepaści, pochłaniającej ich. Wreszcie było mnóstwo takich, którzy
nie śmieli jawnie zaprzeć się Go, ale ze wstrętem i niewieściuchów milczkiem
pomijali rany Kościoła, które sami pomagali I rozdzierać, omijali Kościół, jak
Lewita owego nieszczęśliwego, który wpadł j między zbójców. Odłączali się od
Jego poranionej oblubienicy, Kościoła jak niewierne, tchórzliwe dzieci
opuszczają w nocy matkę, napadniętą przezj zbójców i morderców, którzy weszli
przez wrota, przez nich nienależycie! strzeżone. I musiał z bólem patrzeć Jezus,
że zamiast bronić tę matkę, Jego! oblubienicę, szli za opryszkami, unoszącymi
zdobycz na puszczę, za złotymi! naczyniami i porozrywanymi klejnotami. Patrzył z
bólem, jak oddzieleni odl prawdziwej winnej macicy, chronili się pod dzikie
latorośle. Jak błędnej
154
owce, oddane na pastwę wilków, błąkali się po lichym pastwisku, gnani przez
Strona 84
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
najemników, a nie chcieli wejść do owczarni dobrego pasterza, który dał życie za
swoje owce. Błądzili bez ojczyzny i schronienia, a umyślnie nie chcieli widzieć
miasta Jego, położonego na wysokiej górze tak, że musi być wszystkim widzialne.
Rozproszeni, bez łączności, dali się miotać zmiennym wichrom na piaskach
pustyni, a nie chcieli widzieć domu Jego oblubienicy, Kościoła Jego zbudowanego
na opoce, przy którym przyrzekł być aż do końca dni i którego nie przemogą bramy
piekielne. Nie chcieli wejść przez wąską furtę, by nie potrzebowali zginać
karku. Woleli iść za tymi, którzy kędy indziej, a nie drzwiami weszli do
owczarni. Budowali różnorakie chwiejne domki na piesku bez ołtarza i ofiary, z
wietrznikami na dachu, do których stosowali swą naukę. Stąd też we wszystkim
sprzeciwiali się sobie, nie mogli się zrozumieć i nie mieli trwałego miejsca.
Swe chwiejne chatki walili często, a zwaliska rozbijali do reszty o niewzruszony
kamień węgielny Kościoła. Ciemności panowały w ich chatkach, a nie szli do
światła, zatknio-nego na świeczniku w domu oblubienicy; błąkali się na zewnątrz
z zamkniętymi oczyma naokoło zamkniętego ogrodu Kościoła, którego woń jedynie
utrzymywała ich przy życiu. Wyciągali ręce ku mgławicom, szli za błędnymi
ognikami, prowadzącymi ich do bezwodnych studzien; stojąc tu nad brzegami rowów,
nie słuchali głosu nawołującej oblubienicy, z dumnym uśmiechem na ustach
przymierali głodem, wywołując litość sług i posłańców, którzy zapraszali ich na
gody weselne. Nie chcieli wejść do ogrodu, bo lękali się cierni ogrodzenia, więc
oszołomiwszy się sami, ginęli, marli z głodu, nie mając pszenicy, i z
pragnienia, nie mając wina; zaślepieni światłem własnego rozumu nazywali Kościół
Słowa, które stało się ciałem, niewidzialnym. Jezus widział to wszystko, smucił
się i był gotów cierpieć za wszystkich, więc i za tych, którzy nie chcieli Go
widzieć, nie chcieli nieść za Nim krzyża w Kościele, Jego oblubienicy, której On
sam oddał się w Najświętszym Sakramencie, w mieście Jego, zbudowanym na górze,
które nie może zostać w ukryciu, w Jego kościele, zbudowanym na opoce, którego
nie zdołają przemóc bramy piekielne.
Wszystkie te niezliczone obrazy niewdzięczności ludzkiej i złego korzystania z
gorzkiej śmierci przebłagalnej mego niebieskiego Oblubieńca przesuwały się przed
Jego oczyma, już to zmieniając się ciągle, już to powtarzając się po kilkakroć,
by zwiększyć jeszcze boleść Jego. Szatan zaś w Postaci różnych straszydeł, w
Jego oczach porywał i dusił ludzi, odkupionych t^Wą Jego, a nawet pomazanych
Jego Sakramentem. Widział Jezus i opłakiwał wszystką niewdzięczność, wszystko
zepsucie dawniejszego, tera-źniejszego i przyszłego chrześcijaństwa. Wszystkie
te widziadła, jakby żywe lst°ty, pełne ohydy i szyderstwa, a powtarzające się
ciągle, zdawały się
155
obciążać duszę Jezusa brzemieniem nie do zniesienia, i trwoga niewy. słowiona
ogarnęła Jego najświętszą ludzką naturę, a fałszywy głos kusiciela podszeptywał
wciąż Jego człowieczeństwu: "Patrz! za tyle niewdzięczności musisz ponosić takie
cierpienia!" Więc Chrystus, Syn człowieczy, wił się z bólu i łamał ręce, jakby
pchany niewidzialną siłą padał na kolana i znów się podnosił. Ludzka Jego wola
straszną toczyła walkę ze wstrętem, budzącym się w Nim przeciw niewysłowionym
mękom, jakie miał ponieść za tak niewdzięczne plemię. Walka ta wewnętrzna stała
się dla Niego tak ciężką, że grube krople krwawego potu spływały z Niego
strumieniami na ziemię. W ucisku tym bezmiernym spoglądał Jezus w koło szukając
pomocy, jakby chciał Niebo, ziemię i światła firmamentu wezwać na świadków Swych
cierpień. Zdawało mi się, że słyszę, jak woła: "Ach, czy możliwem jest znieść
takie brzemię niewdzięczności? Dajcie świadectwo o Moim ucisku!"
I rzeczywiście zdawało się, że księżyc i gwiazdy ruszają się ze swych posad i
zbliżają się ku grocie; równocześnie uczułam, że jaśniej zrobiło się w grocie.
Teraz po raz pierwszy zwróciłam uwagę na księżyc, czego dotychczas nie
uczyniłam. Wydał mi się zupełnie inny, niż zwykle. Nie była to jeszcze pełnia,
ale mimo to wyglądał na o wiele większy niż u nas. W środku jego tarczy widać
było czarną plamę, wyglądającą jak krążek, leżący na płasko przed nim, a przez
otwór w środku tego krążka padało światło na jeszcze niewypełnioną część tarczy.
Czarna ta plama była jakoby góra. Wokoło księżyca było świetliste koło, podobne
do tęczy.
W czasie tej ciężkiej walki począł Jezus głośno utyskiwać. Głos ten doszedł do
uszu trzech Apostołów, więc zerwali się z przestrachem i nasłuchiwali chwilę z
wzniesionymi rękoma, wreszcie chcieli pospieszyć do groty. Piotr wtenczas
odsunął Jakuba i Jana i rzekł: "Pozostańcie! ja pójdę sam". Wszedłszy do groty,
zapytał: "Mistrzu! co się z Tobą dzieje?" Lecz zaraz wstrzymał się z wahaniem,
ujrzawszy Pana w takim strachu, całego oblanego krwią, a widząc, że Jezus nie
odpowiada, i nawet zdaje się go nie widzieć, powrócił do tamtych dwóch i
oznajmił im, że Jezus wciąż tylko jęczy i wzdycha, a nawet mu nie odpowiedział.
Smutek ich przeto zwiększył się jeszcze; zakrywszy głowy, usiedli i modlili się
Strona 85
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
wśród łez.
Tymczasem zwróciłam znów uwagę na mego Oblubieńca, zostającego w tak ciężkiej
trwodze. Ohydne obrazy niewdzięczności i nadużycia przyszłych ludzi, których
winę przyjął na Siebie i za których ofiarował się ponieść karę, napływały coraz
gwałtowniej ku Niemu. Walka między Jego wolą a wstrętem ludzkiej natury przed
cierpieniami, nie ustawała jeszcze. Kilkakrotnie słyszałam, jak wołał: "Ojcze,
czy możliwem jest wycierpieć za tych wszystkich? O Ojcze, jeśli nie może ominąć
Mnie ten kielich, niech się stanie wola Twoja!"
156
Wśród tłumnych przedobrażeń źle użytego Boskiego miłosierdzia, uwijał się wciąż
szatan w rozmaitych obrzydliwych postaciach, uosabiających zbrodnię. Raz zjawił
się jako olbrzym o ciemnej skórze, to znów jako tygrys, lis, wilk, smok lub gad;
nie były to wprawdzie wiernie oddane postacie tych zwierząt, tylko główne,
istotne zarysy, pomieszane z jakimiś innymi obrzydliwymi formami. Żadne z tych
zwierząt nie było właściwie doskonałym zwierzęciem, bo zohydzały je karykatury,
wyobrażające rozkład, ohydę, przerażenie, opór, grzech, słowem kształty
diabelskie; wszystkie zaś te postacie diabelskie napędzały, uwodziły, dusiły i
rozrywały wobec Jezusa całe tłumy ludzi, dla których odkupienia z mocy szatana,
właśnie Jezus wstąpił na drogę gorzkiej śmierci krzyżowej. Wąż z początku rzadko
się pojawiał, za to na ostatku pojawił się w olbrzymiej postaci z koroną na
głowie, otoczony ze wszystkich stron tłumami wszelkiego stanu i płci, i cała ta
chmara zaciekłych zbirów runęła na Jezusa. Wszyscy uzbrojeni byli w
najrozmaitsze narzędzia katuszy i tortur i oręży wszelkiego rodzaju; chwilami
bili się miedzy sobą, to znów z podwójną wściekłością rzucali się wspólnie na
Jezusa. Straszny to był widok. Wszyscy na wyścigi szydzili, przeklinali, pluli,
lali plugastwa różne, miotali pociski, kłuli i cięli Jezusa. Ich bronie, miecze
i włócznie podnosiły się i opadały jak cepy na ogromnym boisku, a wszystko
dybało z wściekłością na to niebiańskie ziarnko pszeniczne, które dostało się do
ziemi i w niej umarło, by w tysiąckrotnym owocu żywić wszystkich wiecznie
chlebem żywota.
Widziałam wśród tych tłumów rozjuszonych mar, z których niejedna wydawała mi się
ślepą, Jezusa drżącego, przerażonego, jak gdyby broń ich rzeczywiście Go
dosięgała, weń godziła i zadawała Mu rany. Chwiał się na wszystkie strony, to
się podnosił, to znów upadał. A wąż, uwijający się pośród tej hordy, wciąż
szczwał ich na nowo do wściekłości, bił ogonem na wszystkie strony, a kogo
obalił lub chwycił w swe sploty, zaraz dławił, rozdzierał i pożerał. Zdziwiona
tym wszystkim, otrzymałam objaśnienie, że te tłumy niezliczone, dręczące Jezusa,
są to wszyscy ci, którzy w jakikolwiek sposób znieważają Zbawiciela, ukrytego
prawdziwie, rzeczywiście i istotnie w Najświętszym Sakramencie z bóstwem i
człowieczeństwem, z ciałem, krwią i duszą, pod postaciami chleba i wina.
Rozpoznałam wśród tych wrogów Jego, wszelkiego rodzaju znieważycieli
Najświętszego Sakramentu, tego żywego zadatku Jego nieprzerwanej, osobistej
obecności w Kościele katolickim. W uosobionych tych marach widziałam
najrozmaitsze rodzaje znieważania Najświętszego Sakramentu, począwszy od
zaniedbania, nieu-szanowania i opuszczenia, aż do wyraźnej pogardy, nadużycia i
najohydniej-szego świętokradztwa; począwszy od zwrócenia się ku bożyszczom
światowy™, ku pysze i fałszywej wiedzy, aż do błędnych nauk, niewiary,
zaciekłego
157
fanatyzmu, nienawiści i krwawych prześladowań. W tłumie tym znaleźć by}0 można
wszelkiego rodzaju osobniki, i to: ślepych, chromych, głuchych niemych, a nawet
dzieci nieletnie. Ślepych, którzy nie chcieli widzieć prawdy; chromych, którzy,
widząc ją, nie chcieli przez lenistwo iść za nią; głuchych, którzy nie chcieli
słuchać przestróg Pana i Jego gróźb; niemych, którzy nawet mieczem słowa nie
chcieli walczyć za Niego; wreszcie dzieci w towarzystwie światowych,
zapominających o Bogu rodziców i nauczycieli, przesyconych rozkoszami świata,
otumanionych czczym mędrkowaniem, ze wstrętem odwracających się od rzeczy
Boskich, a ginących na zawsze z powodu ich braku. Widok dzieci w tym tłumie
sprawiał mi największą przykrość, bo przecież Jezus tak kochał dzieci. Między
nimi najwięcej było źle wychowanych i pouczonych, nieuczciwych ministrantów do
Mszy św., którzy nie czcili należycie Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Wina
ich spadała po części na nauczycieli i niebacznych zarządców świątyń. Wreszcie z
przerażeniem ujrzałam, że do znieważania Jezusa w Najświętszym Sakramencie
przyczyniało się wielu kapłanów rozmaitych stopni hierarchii kościelnej, nawet
takich, którzy sami mieli się za wierzących i pobożnych. Z wielu tych
nieszczęśliwców wspomnę jeden tylko rodzaj. Byli to tacy, którzy wierzyli w
obecność żywego Boga w Najświętszym Sakramencie, czcili Go i stosownie do tego
Strona 86
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
nauczali lud, lecz z tej obecności Boga na ołtarzu niewiele sobie robili, a
mianowicie nie starali się i nie dbali o pałac, tron, namiot, siedzibę i strój
królewski tego Króla Nieba i ziemi, tj. nie starali się utrzymać w porządku i
schludności kościoła, ołtarza, tabernakulum, monstrancji żywego Boga; dalej,
wszystkich naczyń, sprzętów, ozdób, strojów, wszystkich w ogóle przyborów i
rzeczy kościoła, domu Bożego. Wszystko to pozostawiali ci kapłani w opuszczeniu
na pastwę pyłu, rdzy, zbutwienia i wieloletniego niechlujstwa, a służbę Bożą,
tj. obrzędy religijne odprawiali j od niechcenia, opieszale, więc choć jeszcze
nie popełniali istotnego świętokractwa, ale pozbawiali je zewnętrznej godności i
blasku Bożego. Nie było to zaś przyczyną rzeczywistego ubóstwa, tylko ospałości
uczuć, gnuśności, niedbalstwa, oddania się marnym rzeczom doczesnym, nieraz
także samolubstwa i wewnętrznej śmierci duchownej; a zaniedbanie takie widziałam
nawet w kościołach zamożnych i dostatnich. Owszem, wielu było takich, którzy
zamiłowani w okazałości światowej, pousuwali najwspanialsze i najczcigodniejsze
pamiątki dawnych pobożniejszych czasów, a zastąpili je czczym blichtrem. A to,
co robili bogaci przez zbytek chełpliwości i pychy, naśladowali nierozumnie
ubożsi z braku prostoty i pokory. Przyszedł mi zaraz na myśl nasz biedny
kościółek klasztorny, w którym także stary piękny ołtarz z kamienia przykryto
drzewem, naśladującym marmur, co mnie zawsze bardzo smuciło.
158
Te zniewagi Jezusa w Najświętszym Sakramencie zwiększało jeszcze wielu zarządców
kościoła, którym brakło na tyle poczucia sprawiedliwości i obowiązku, że ze
Zbawicielem obecnym na ołtarzu trzeba przynajmniej dzielić się tym, co się ma,
bo przecież On przez śmierć oddał się za nas cały i cały pozostawił nam Siebie w
Sakramencie Ołtarza. Widziałam nieraz, że pod tym względem wyglądało lepiej w
mieszkaniach najuboższych, niż w kościele, przybytku Pana Nieba i ziemi. Jakże
gorzko smuciła Jezusa, który Siebie samego dał nam za pokarm ta niegościnność i
nieużyteczność. Jakież udręczenie sprawiali Mu tu w Ogrójcu ci wszyscy niedbali
Jego słudzy! Przecież nie potrzeba na to bogactwa, by ugościć Tego, który
wynagradza tysiąckrotnie nawet kubek zimnej wody podanej pragnącemu. A On sam
jakże spragniony jest za nami! Więc jakżeż ma nie narzekać, jeśli kubek podany
Mu jest brudny, a woda - pełna robactwa. Taka opieszałość stała się nieraz
powodem zgorszenia dla słabych na duchu, przez to ulegały nieraz świątynie
znieważeniu, a kościoły stały pustką; kapłani tacy popadali w pogardę, więc wnet
też i w sercach wiernych Kościoła zagnieżdżał się brud i o-pieszałość. Widząc, w
jakim zaniedbaniu pozostawiają kapłani tabernakulum na ołtarzu i oni nie
oczyszczali z brudu przybytku serca swego na przyjęcie weń Boga żywego. Ci więc
niedbali, nierozumni kapłani byli przyczyną tego, że Chrystus musiał wchodzić do
brudnych, grzechem skażonych serc. Gdy chodziło o przypochlebienie się książętom
i dostojnikom świata, o zaspokojenie ich zachcianek i światowych planów, to tacy
kapłani znaleźli zawsze czas by zająć się tym gorliwie, a tymczasem Król Nieba i
Ziemi leżał jak Łazarz przed drzwiami, łaknąc nadaremnie okruchów miłości, bo i
tego Mu nie podano. Rany, które zadaliśmy Mu, przychodziły lizać psy, tj. wciąż
upadający grzesznicy, którzy podobnie jak psy żarłoczne wyrzucają z siebie
spożyty pokarm i znowu chciwie wracają do żeru.
Gdybym opowiadała cały rok, nie skończyłabym wyliczać tych wszystkich zniewag,
jakie zadano i zadawać miano Jezusowi w Najświętszym Sakramencie. Jakaż więc
boleść przejmowała Jezusa, gdy widział to wszystko, gdy poznawał jasno, jak
ludzie odwdzięczą Mu się za Jego oddanie się dla nas i za nas. A wszystkie te
tłumy przyszłych Jego znieważycieli, stosownie do rodzaju przewinienia różną
opatrzone bronią, rzucały się teraz na zr>ękanego, strwożonego Jezusa,
przygniatając Go do ziemi. Widziałam między nimi niegodne sługi Kościoła
wszystkich stuleci, lekkomyślnych, grzejnych kapłanów, niegodnie sprawujących
Mszę świętą i udzielający Najświętszego Sakramentu, a zarazem tłumy takich,
którzy obojętnie, lub niegodnie przyjmowali Najświętszy Sakrament. Mnóstwo było
takich, dla któ-tych źródło wszelkiego błogosławieństwa, tajemnica Boga żywego,
stała się słowem przysięgi, lub przekleństwa w złości. Byli dalej zaciekli
żołdacy i słu-
159
lome, i w trwodze wielkiej chodziła po dolinie Jozefata. Na twarzy miała
zasłonę, co chwilę wyciągała ręce ku Górze Oliwnej; widziała bowiem w du. chu
Jezusa pocącego się krwią ze smutku i trwogi, więc chciała niejako otrz5ć Mu
oblicze swymi rękami. Dusza Jej rwała się gwałtownie ku uko-chanemu Synowi, a On
odczuwał tę Jej troskę, bo w chwilach takich także spoglądał w tę stronę, jakby
szukając u Niej ratunku w dusznej Swej trwodze. Ta ich łączność duchowa
przedstawiała mi się w widzeniu pod postacią promieni, które te dwie umiłowane
dusze posyłały sobie nawzajem. I o Magdalenie pamiętał Jezus, odczuwał jej
boleść, więc i do niej duchem zwracał się nieraz; wiedział, że po Matce kocha Go
Strona 87
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
ona najwięcej i dlatego polecił Apostołom pocieszyć ją. Jako Bóg widział On,
jakie cierpienia czekają ją jeszcze i że już do swej śmierci nie obrazi Go
żadnym grzechem.
W tym samym czasie, mniej więcej kwadrans po jedenastej, zebrała się reszta
Apostołów, tj. owych ośmiu, znowu w altanie ogrodu Getsemań-skiego. Wzruszeni
byli bardzo i zalęknieni, i ciężko walczyli z opadającymi ich pokusami. Każdy z
nich obmyśliwał dla siebie jakąś kryjówkę, a w duchu zadawał sobie z troską
pytanie: "Co poczniemy, gdy Jego zabiją? Oto wyrzekliśmy się naszego mienia,
opuściliśmy wszystko, a teraz biedacy, wystawieni jesteśmy na pośmiewisko
świata. Spuściliśmy się całkiem na Niego, a On teraz Sam jest taki bezsilny i
przygnębiony, że daremnie szukać u Niego jakiejkolwiek pociechy!" Zasiadłszy w
altanie, rozmawiali długo, aż wreszcie sen ich zmorzył. Inni uczniowie błądzili
także po okolicy i dopiero zasięgnąwszy wieści o ostatnich przepowiedniach
Jezusa co do grożącego niebezpieczeństwa, cofnęli się prawie wszyscy do Betfage.
Jezus powróciwszy do groty, rozpoczął na nowo modły. Przezwyciężył już odrazę
Swej natury ludzkiej do mąk, ale znużony bardzo walką i strwożony, tak się
modlił: "Ojcze Mój, jeśli jest Twoja wola, oddal ode mnie, lecz nie Moja, ale
Twoja wola niech się stanie!"
Wtem rozstąpiła się przed Nim ziemia, w głąb której po świetlistej smudze wiodły
schody do otchłani. W niej ukazali się Adam, Ewa, wszyscy Patriarchowie,
sprawiedliwi rodzice Jego Matki i Jan Chrzciciel, wszyscy czekali z utęsknieniem
Jego przybycia i wyzwolenia ich. Przeto serce Jego, miłością gorejące, wzmocniło
się i pokrzepiło tym widokiem, gdyż to On przecie miał tym duszom, tęskniącym za
Niebem, otworzyć je przez Swą śmierć. On miał je wyprowadzić z więzienia
tęsknoty do wiecznej szczęśliwości.
Po tych dziedzicach nieba ze Starego Zakonu, którym Jezus się przyjrzał z
prawdziwym wzruszeniem, przeprowadzili przed Nim aniołowie orszak wszystkich
przyszłych błogosławionych, którzy, łącząc swe walki duchowe z zasługami mąk
Chrystusa, przez Niego mieli połączyć się z Ojcem niebieskim. Był to nieopisanie
piękny, pokrzepiający na duchu widok, przy-
162
wodzący Jezusowi na pamięć najskrytszą a niewyczerpaną moc zbawczą j uświęcającą
czekającej Go śmierci odkupienia. Wszyscy chodzili przed Jezusem, podzieleni na
grupy, stosownie do rodzaju i godności, strojni w cierpienia i dobre dzieła,
dokonane za życia. Szli więc Apostołowie, u-cznjowie, dziewice i niewiasty,
wszyscy męczennicy, pustelnicy i wyznawcy, papieże i biskupi, wszyscy przyszli
zakonnicy i w ogóle wszyscy, którzy mieli być zbawieni. Przystrojeni oni byli w
zwycięskie wieńce swych cierpień i u-martwień; rozmaitość kwiatów w wieńcach,
kształt tychże, barwa, zapach i sita wynikała z różności ich cierpień i
zwycięskich walk za życia, w których zdobyli sobie chwałę niebieską. Lecz
wszystko ich życie i działalność, całe znaczenie i siła ich walk i zwycięstw,
cały blask i świetność ich triumfu, opierały się jedynie na połączeniu ich
zasług z zasługami Jezusa Chrystusa. Wszystkich członków tego tłumnego orszaku
łączyło wzajemne oddziaływanie, jakaś łączność ścisła panowała między nimi, a
wszyscy czerpali w jedynej krynicy życia, z Najświętszego Sakramentu i męki
Zbawiciela. Zjawisko to było dziwne i niewypowiedziane. Nic tam nie było
przypadkowego; każda najdrobniejsza czynność, wygląd i strój, męczeństwo i
zwycięstwo, wszystko na pozór tak różnorodne, łączyło się w jedną nieskończoną
harmonię, w jeden zgodny akord. A jedność ta wszystkich najróżnorodniej-szych
rzeczy wypływa z barwnych promieni świetlnych jedynego słońca, z męki Chrystusa
Pana, wcielonego Słowa, w którym jest życie, a życie jest światłem ludzi -
świecącym w ciemnościach, które nie mogą Go ogarnąć.
Tak z jednej strony patrzał Jezus na dusze sprawiedliwych w otchłani, z drugiej
przesuwał się przed oczyma Jego duszy cały Kościół przyszłych Świętych; z jednej
strony widział tęsknotę Patriarchów, z drugiej zwycięski pochód przyszłych
błogosławionych, a oba te widzenia uzupełniały się nawzajem i wyrównywały,
otaczając jakby jedną wielką koroną zwycięską tchnące miłością Serce Zbawiciela.
Dusza Jezusa, przyjąwszy na Siebie wszelkie ludzkie cierpienia, czerpała z tego
wzruszającego widoku moc i pokrzepienie. Ach! tak dalece miłowa Jezus Swych
braci, Swe stworzenia, że za ^nę jednej jedynej duszy byłby chętnie wycierpiał
całą mękę! - Obrazy te przedstawiały się jako przyszłe, unosząc się ponad
ziemią.
Lecz znikło to pocieszające widzenie, a nowe katusze zaczęły się dla Jezusa. W
grocie pojawiła się wielka liczba aniołów i ci zaczęli Mu przedstawiać całą Jego
mękę, począwszy od pocałunku Judasza aż do ostatniego słowa na krzyżu.
Przesuwali obrazy nisko nad ziemią, bo też i męka miała się Już niedługo zacząć,
a każdy tuż przed Nim, by można było widzieć go wy-raźnie. Było tam
przedstawione wszystko, co widziałam nieraz w rozmyślaniach męki Pańskiej. A
Strona 88
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
więc zdrada Judasza, ucieczka uczniów, szyderca i zniewagi przed Annaszem i
Kajfaszem, zaparcie się Piotra, wyrok
163
Piłata, wyszydzenie przez Heroda, biczowanie i cierniem ukoronowanie wyrok
śmierci, upadnięcia pod ciężarem krzyża, spotkanie Najświętszej Panny i Jej
omdlenie, wyszydzenie Jej przez oprawców, okrutne przybicie do krzyża,
podniesienie krzyża, szyderstwa faryzeuszów, boleść Marii Magda, leny i Jana,
przebicie boku, słowem wszystko, wszystko przesuwało się przed duszą Jezusa
jasno i wyraźnie z wszystkimi szczegółami. Z lękiem i wzru-szeniem Jezus widział
wszystkie najmniejsze ruchy, słyszał wymawiane słowa i odczuwał wszystko. Brał
jednak chętnie te męki na Siebie, poddawał się im chętnie z miłości ku ludziom.
Najbardziej zasmucała Go konieczność sromotnego obnażenia na krzyżu, by zmazać
nieczystość ludzi. Błagał, by mogło Go to ominąć, a przynajmniej, by
pozostawiono Mu opaskę na biodrach. Rzeczywiście miał pod tym względem otrzymać
pomoc, nie od krzyżujących Go, lecz od pewnego poczciwego człowieka.
Tymczasem Najświętsza Panna chodziła wciąż jeszcze z dwiema świętymi niewiastami
po dolinie Josefata, wespół odczuwając w duchu żywo trwogę i smutek Syna Swego w
Ogrójcu. A Jezus nawzajem widział i czuł tę boleść i smutek Matki Swej
najświętszej.
Po ukończeniu przedstawiania męki, aniołowie zniknęli, zniknęły i o-brazy, a
Jezus upadł jak konający na twarz. Krwawy pot gwałtowniej jeszcze niż przedtem
spływał z Niego, przeciekając nawet w niektórych miejscach przez żółtą szatę, w
którą był ubrany. W grocie panowała teraz ciemność.
Wtem spłynął w powietrzu ku Jezusowi anioł, większy, o wyraźniejszych kształtach
i bardziej do zwykłego człowieka podobny, niż aniołowie poprzedni. Ubrany był w
długą, powiewną suknię kapłańską, przybraną ozdobami w kształcie pędzla, przed
sobą trzymał w rękach małe naczynie, podobne kształtem do kielicha używanego
przy udzielaniu Komunii św. We wnętrzu tego kielicha unosił się mały, cienki,
czerwonawo błyszczący kąsek owalnego kształtu, wielkości mniej więcej ziarnka
bobu. Anioł unosząc się przed Jezusem w postawie poziomej, wyciągnął ku Niemu
prawą rękę, a gdy Jezus się podniósł, podał Mu do ust ów błyszczący kąsek i dał
Mu się napić z świetlistego kielicha, po czym zaraz zniknął.
Jezus więc dobrowolnie wychylił kielich Swych cierpień i otrzymał wzmocnienie na
duchu, po czym pozostał jeszcze kilka minut w grocie na modlitwie dziękczynnej.
Smutny był wprawdzie, ale już tak dalece nadnatu-ralnie wzmocniony, że bez
trwogi i niepokoju mógł śmiałym krokiem pójść do uczniów. Blady był jeszcze i
mizerny, ale postawa jego była już prosta, krok pewny. Chustką od potu Jezus
osuszył twarz i otarł nią głowę; włosy były jeszcze mokre od potu i krwi, i
pozlepiane w kosmyki.
Wreszcie opuścił Jezus grotę. Na księżycu znać jeszcze było jak przed tym owe
dziwne plamy i kółko, ale światło księżyca i gwiazd wydawało się już
164
teraz naturalniejsze, nie takie jak przed tym, kiedy w grocie Jezusa przebywały
te straszne trwogi.
Zbliżywszy się do Apostołów, Jezus zastał ich jak pierwszy raz śpiących na
tarasie; spali w najlepsze, pozakrywawszy głowy. Wtedy rzekł Jezus do nich: "Nie
czas teraz spać; wstańcie i módlcie się, gdyż zbliża się godzina, w której Syn
człowieczy wydany będzie w ręce grzeszników. Wstańcie i chodźmy naprzeciw!
Patrzcie, zbliża się zdrajca. O, lepiej byłoby dla niego, gdyby się był wcale
nie urodził!" Apostołowie zerwali się i trwożnie rozglądali się w koło; a po
chwilowym namyśle zawołał Piotr gwałtownie: "Mistrzu, zawołam resztę naszych i
będziemy Cię bronić!" Wstrzymał go Jezus, natomiast pokazał im w pewnym
oddaleniu w dolinie, jeszcze po tamtej stronie potoku Cedron, gromadę zbrojnych
żołdaków, zbliżających się z pochodniami i powtórzył raz jeszcze, że jeden z
nich zdradzi Go, co Apostołowie oczywiście uważali za niemożliwe. Spokojnie
mówił Jezus jeszcze chwilę z Apostołami, powtórnie polecił im pocieszyć
Najświętszą Pannę, a wreszcie rzekł: "Czas już iść naprzeciw; chcę bez oporu
oddać się w ręce nieprzyjaciół". Zaraz też wyszli wszyscy czterej z Ogrodu
Oliwnego naprzeciw siepaczy, na drogę, oddzielającą Ogrójec od ogrodu
Getsemańskiego.
Najświętsza Panna powróciła z doliny Jozefata do domu Mari Marka z Magdaleną i
Salomeą; towarzyszyło im kilku uczniów, którzy widzieli już orszak zbrojnych
żołdaków i przybyli powiadomić o tym Maryję. Żołdacy, wysłani na pojmanie
Jezusa, szli krótszą drogą, nie tą, którą szedł Jezus z wieczernika.
Grota, w której dziś Jezus takie męki przebywał, nie była zwykłym miejscem
modlitwy Jego na Górze Oliwnej. Była nim dalsza nieco grota, w której to w owym
dniu, gdy przeklął drzewo figowe, modlił się w takim smutku z wyciągniętymi
rękoma, wsparty o skałę. Na tym kamieniu zostały odciśnięte ślady Jego postaci i
Strona 89
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
rąk, którym to śladom oddawano później cześć, ale nie wiedziano już na pewno,
wśród jakich okoliczności powstały. Już nieraz widziałam takie odciśnięcia w
kamieniu pochodzące od proroków Starego Testamentu, Jezusa, Maryi, niektórych
Apostołów, ciała św. Katarzyny Aleksandryjskiej na górze Synaj i kilku innych
świętych. Ślady takie nie są nigdy głębokie, troszkę niewyraźne, podobnie jak
gdy naciśnie się czymś twarde ciało.
10. Judasz i siepacze. Drzewo krzyża
Judasz oczekiwał właściwie innego obrotu swej zdrady. Chciał zdobyć s°bie
nagrodę pieniężną i przypodobać się faruzeuszom, wydając w ich ręce
165
Jezusa, ale nie myślał, że Jezus może być osądzony i ukrzyżowany, i to nie było
w jego planach. Sprzykrzyło mu się to uciążliwe, wędrowne życie, pełne
przykrości i prześladowań, więc już od dłuższego czasu wszedł w stosunki z kilku
szpiegującymi Jezusa faryzeuszami i Saduceuszami, którzy pochlebstwami wciągnęli
go zręcznie do zdrady. Złym popędem swym dał folgę już w ostatnich miesiącach,
kradnąc, co się dało, z jałmużn, przeznaczonych dla ubogich; skąpą jego naturę
obruszyła do reszty hojność Magdaleny przy namaszczeniu Jezusa, skąpstwo też
popchnęło go wreszcie do ostateczności. Judasz zawsze miał widoki na doczesne
królestwo Jezusa i nadzieję, że dostanie mu się w nim świetne i zyskowne
stanowisko; gdy jednak ani słychu nie było o tym, umyślił sam zdobyć sobie
majątek. Widział przy tym, jak wzmagały się zewsząd przeciwności i
prześladowania, więc rozumiał, że lepiej na wszelki wypadek nawiązać dobre
stosunki z potężnymi a znakomitymi nieprzyjaciółmi Jezusa. Jezus jakoś nie
myślał zostać obiecanym królem; z drugiej strony arcykapłani i znakomici mężowie
przy świątyni cieszyli się w oczach Judasza wielką powagą, więc coraz ściślejsze
nawiązywał stosunki z owymi pośrednikami, a ci pochlebiali mu we wszystkim i
prawdopodobnie dla uspokojenia go zapewniali, że w każdym razie Jezus niedługo
się już utrzyma. Niedawno szukali go znowu w Betanii, a tak zdrada dojrzewała z
dniem każdym i Judasz coraz głębiej popadał w przepaść zguby grzechowej. W
ostatnich dniach nie czuł prawie nóg, tak biegał po arcykapłanach i kapłanach,
by skłonić ich do ostatecznego kroku. Ci jednak traktowali go z wielką pogardą,
a co do czynu wahali się bardzo. Mówili, że już za krótki czas przed paschą, że
wywoła się tylko przez to przeszkodę i zamieszanie w czasie świąt; jedynie Rada
przychylała się nieco ku wnioskowi j Judasza. Przyjąwszy świętokradzko
Najświętszy Sakrament, popadł Judasz do reszty w moc szatana i zaraz też poszedł
dokonać tej ohydnej zbrodni. Najpierw wyszukał owych pośredników, którzy
dotychczas stale mu schlebiali, a i teraz przyjęli go z obłudną uprzejmością.
Powoli zeszli się i inni faryzeusze, także Kaifasz i Annasz, ale ci ostatni
szyderczo i wzgardliwie się z nim obchodzili. Zaczęła się burzliwa,
niezdecydowana narada, nie wierzono w dobry wynik sprawy i zdawano się nie ufać
Judaszowi.
Równocześnie miałam widzenie, że i w państwie piekielnym nie było jedności.
Szatan pragnął, by Żydzi stali się winnymi tej zbrodni, wydając na śmierć
najniewinniejszego z ludzi; pragnął śmierci Jezusa, bo nienawidził Go za
nawracanie grzeszników, świętą naukę, uzdrawianie i sprawiedliwość. Z drugiej
strony zaś czuł jakąś trwogę wewnętrzną na myśl o niewinnej śmierci Jezusa,
który jej nie unikał i nie chciał się ratować; zazdrościł Mu, że niewinnie
będzie cierpiał i zaskarbi sobie przez to zasługi. Tak więc kusiciel j z jednej
strony rozżarzał złość i nienawiść nieprzyjaciół Jezusa, zebranych
166
w koło zdrajcy, z drugiej strony podsuwał niektórym z nich myśli, że Judasz . to
nikczemny łotr, że przed świętami nie da się załatwić sprawy osądzenia Jezusa i
nie będzie można ściągnąć potrzebną liczbę świadków przeciw jezusowi.
Tak tedy zwalczali faryzeusze nawzajem swe zdania i nie mogli powziąć
postanowienia. Zapytywali także Judasza, czy będzie można pojmać Jezusa, czy nie
ma On koło Siebie jakiej zbrojnej gwardii. Nikczemny zdrajca odpowiedział im na
to: "Broń Boże! Ma tylko jedenastu uczniów, bojaźliwych co się zowie, a i Sam
upadł zupełnie na duchu. Teraz musicie pojmać Jezusa, albo nigdy; innym razem
nie będę Go mógł wam wydać, bo już nie chcę Mu się pokazywać na oczy. I tak już
ostatnimi dniami a szczególnie dziś, Jezus sam i inni uczniowie półsłówkami
przytyki i przycinki mi różne czynili, dając do poznania, że odgadują moje
zamiary; gdybym więc teraz znowu do nich powrócił, niechybnie by mnie
zamordowali. Zresztą jeśli teraz nie pojmiecie Jezusa, to wymknie się wam,
powróci później z liczną rzeszą stronników i każe się obwołać królem". Takimi
argumentami Judasz przekonał ich wreszcie; zgodzono się na jego wniosek, by
pojmać Jezusa stosownie do jego wskazówek, po czym wypłacono mu zaraz
trzydzieści srebrników, jako nagrodę za zdradę. Było to trzydzieści sztuk
srebrnej blachy w formie języczków, pospajanych kółeczkami na łańcuszku w jeden
Strona 90
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
pęk. Na blaszkach były wybite jakieś znaki.
Teraz już, czując tę ciągłą nieufność i pogardę faryzeuszów, dał się Judasz
unieść pysze i chełpliwości, by się pokazać przed nimi jako mąż sprawiedliwy i
bezinteresowny, i ofiarował się oddać otrzymane pieniądze na świątynię.
Odrzucono jednak tę ofiarę, która, jako zapłata krwi, nie mogła być przyjętą.
Judasz, choć może poniekąd zadowolony z tego, poznał tym bardziej głęboką
pogardę, jaką żywiono ku niemu, więc wielka złość chwyciła go za serce; nie tego
się spodziewał. Owoce zdrady, jeszcze nawet nie spełnionej, już napawały go
goryczą; ale zanadto już zaplątał się z faryzeuszami i był w ich rękach, więc
wycofać się było za późno. Zresztą zwracano na niego baczną uwagę i nie
spuszczano go z oka, dopóki nie ułożył całego planu pojmania Jezusa. Trzej
faryzeusze zaprowadzili następnie zdrajcę na dół do sali, zajmowanej przez
żołnierzy, zostających na żołdzie przy świątyni; należeli do nich nie tylko
Żydzi, ale i przedstawiciele innych narodowości. Gdy już wszystko umówiono i
zebrano potrzebną liczbę żołnierzy, pobiegł Judasz w towarzystwie jednego sługi
faryzeuszów, najpierw do wieczernika, °y dać im znać, czy Jezus tam jeszcze
jest, bo tu łatwo mogliby Go pojmać, obsadziwszy bramy. Miał im o tym dać znać
przez posłańca.
Już przed tym, zaraz gdy wypłacono Judaszowi nagrodę, zszedł jeden 2 faryzeuszów
na dół i wysłał siedmiu niewolników, by sprowadzili drzewo na
167
krzyż Chrystusa i zaraz je obrobili na wypadek, gdyby Jezus został skazanym bo
jutro wobec zachodzącej Paschy nie byłoby już na to czasu. Drzewo to leżało wraz
z innym materiałem należącym do budowy świątyni na placu budowlanym wzdłuż
długiego wysokiego muru o kwadrans drogi stąd; wy. słani niewolnicy przywlekli
je na plac poza budynkiem sądowym Kaifasza, Pień ten, jako żywe drzewo, stał
niegdyś w dolinie Jozefata nad potokiem Cedron, później obalony przez wiatry,
tworzył jakby naturalny most przez potok. Gdy Nehemiasz chował w sadzawce
Betesda święty ogień i święte naczynia, użył do zawalenia kryjówki oprócz innych
pniaków i tego drzewa; później wydobyto je i odrzucono na bok między materiał
budulcowy. Częściowo, by wyszydzić Jezusa jako króla, częściowo z pozornego
przypadku, a właściwie za zrządzeniem Bożym, sporządzono krzyż dla Jezusa w inny
- niż zwykle - sposób. - Oprócz tablicy z napisem krzyż składał się z pięciu
różnych gatunków drzewa. Miałam objawione różne jeszcze właściwości i znaczenia,
związane z krzyżem, ale obecnie pamiętam tylko tyle, co opowiedziałam.
Judasz, powróciwszy, oznajmił faryzeuszom, że Jezusa nie ma już w wieczerniku,
lecz musi być zapewne w Swej zwykłej modlitewni na Górze Oliwnej. Nalegał teraz
na to, by dodano mu niewielką tylko garstkę żołnierzy, by nie zwracać uwagi
uczniów, czuwających wszędy i nie wzbudzić jakiego rozruchu. Za to trzystu
żołnierzami miano obsadzić bramy i ulice dzielnicy Ofel, leżącej na południe od
świątyni i doliny Millo aż do domu Annasza na Syonie, by powracającemu z Jezusem
orszakowi można w razie potrzeby zdążyć na pomoc; wiedziano bowiem, że
mieszkańcy Ofel są gorliwymi stronnikami Jezusa. Dawał także nikczemny zdrajca
rady, jak trzeba się zabezpieczyć, by Jezus nie wymknął się, jak już nieraz na
wzgórzach nagle znikał Swemu otoczeniu i stawał się niewidzialny za pomocą sztuk
tajemnych. Radził też, by przy pojmaniu związano Jezusa łańcuchem, używając przy
tym pewnych magicznych środków, ażeby Jezus nie mógł rozerwać więzów. Żydzi
jednak z pogardą odrzucili ten wniosek, mówiąc: "Nie mydlij nam tu oczu! Już my
damy sobie z Nim radę, gdy Go raz dostaniemy w ręce".
Judasz umówił się z żołnierzami, że wejdzie przed nimi do ogrodu, ucałuje i
pozdrowi Jezusa, jak gdyby był wciąż jeszcze Jego uczniem i przyjacielem, i
teraz wracał po załatwieniu interesów; wtedy dopiero miel' żołnierze otoczyć i
pojmać Jezusa. Judasz sam miał się przy tym zachować tak, jak gdyby pojawienie
się żołnierzy nastąpiło tylko przypadkowo, tuż po jego przybyciu; miał niby to
uciec wraz z innymi uczniami, jakoby nic nie był winien. Przychodziło też
Judaszowi na myśl, że być może powstanie jakiś rozruch, Apostołowie będą się
bronić i Jezus wymknie się, jak to już nieraz było. Byłby może i zadowolony z
tego, nie, jakoby żałował swego czynu, lub
168
ji się nad Jezusem, bo szatan już owładnął nim zupełnie, lecz złościła go
pogai"da i nieufność, jaką mu okazywali nieprzyjaciele Jezusa.
judasz żądał także, by żołnierze, idący z nim, nie nieśli żadnych więzów ani
powrozów i w ogóle by nie dodawano mu żadnych podłych siepaczów. pozornie
zgodzono się na to, a w rzeczywistości postąpiono z nim tak, jak zwykle obchodzi
się z nikczemnym zdrajcą, któremu się nie ufa i którego się odrzuca po
wykorzystaniu jego zdrady. Dali więc faryzeusze żołnierzom szczegółowe
polecenie, by dawali pilne baczenie na Judasza i nie spuszczali go z oka, dopóki
nie pojmą Jezusa, gdyż jak mówili, należy obawiać się tego, że łotr ten umknie z
Strona 91
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
otrzymaną zapłatą, a tak tej nocy wcale by nie schwytali Jezusa, lub też pojmali
kogo innego zamiast Niego, a wtedy z całego tego przedsięwzięcia wynikłoby tylko
zamieszanie, a może i rozruch w czasie świąt. - Oddział, który przeznaczono na
pojmanie Jezusa, składał się z dwudziestu żołnierzy, częściowo strażaków przy
świątyni, częściowo zbrojnych pachołków Annasza i Kaifasza. Umundurowani byli
zupełnie na sposób rzymski; od kaftanów zwieszały się im na lędźwie rzemienie,
podobnie jak żołnierzom rzymskim, na głowach zaś mieli szyszaki. Różnili się od
nich głównie tym, że nosili brody, podczas gdy żołnierze rzymscy w Jerozolimie
nosili tylko faworyty, a brody i wąsy golili. Wszyscy uzbrojeni byli w miecze, a
kilku tylko miało włócznie. Nieśli z sobą na żerdziach smolne pochodnie i bańki
z paliwem, ale w ogrodzie tylko jedną z nich zaświecili. - Początkowo miano dać
Judaszowi większy orszak, lecz w końcu zgodzono się na jego przedstawienie, że z
Góry Oliwnej widać całą dolinę, i zbyt wielki oddział mógłby łatwo zwrócić na
siebie uwagę. Większa więc część żołnierzy została w Ofel; również porozstawiano
tu i ówdzie na bocznych drogach i w mieście czaty, by zapobiec zbiegowisku i
usiłowaniom ratowania Jezusa.
Gdu Judasz wyruszył już w drogę z dwudziestu żołnierzami, pchnięto za nimi w
pewnym oddaleniu czterech nikczemnych siepaczów, pospolitych oprawców z pętami i
powrozami, kilka zaś kroków za nimi szło owych sześciu urzędników, z którymi
Judasz nawiązał był zdradzieckie stosunki. Byli to - jeden znakomity kapłan i
zausznik Annasza, drugi Kaifasza, dalej dwóch faryzejskich i dwóch saducejskich
urzędników, którzy to ostatni należeli zarazem do Herodjanów. Byli to wszyscy
szpiedzy, ludzie podstępni i podli pochlebcy Annasza i Kaifasza, a przy tym
tajemni, najzaciętsi nieprzyjaciele Zbawiciela.
Wysłani żołnierze obchodzili się bardzo grzecznie z Judaszem, aż doszli do
drogi, oddzielającej ogród Getsemański od Oliwnego. Tu jednak zmienili swoje
zachowanie się, nie chcieli puścić samego naprzód, a gdy upierał się Przy tym,
brutalnie rozpoczęli z nim kłótnię.
169
11. Pojmanie Pana
Właśnie, gdy Jezus wyszedł z trzema Apostołami na drogę między ogro-dem
Getsemańskim a Oliwnym, z drugiej strony na mniej więcej 20 kroków pojawili się
żołnierze z Judaszem, którzy z początko może nawet nie zobaczyli Pana, tak byli
zajęci kłótnią. Judasz mianowicie chciał sam be2 żołnierzy przystąpić do Jezusa,
niby jako przyjaciel, a oni mieli później jakby zupełnie przypadkowo, wyskoczyć
i pojmać tego, którego on pocałuje. Lecz żołnierze, przytrzymawszy go, zawołali:
"Poczekaj, bratku! nie puścimy cię od nas, dopóki nie dostaniemy w ręce
Galilejczyka!" Wtem spostrzegli ośmiu Apostołów, którzy, zwabieni hałasem,
nadeszli z ogrodu Getsemań-skiego, więc zawołali na czterech idących z tyłu
siepaczów, by wzmocnić swe siły. Judasz, teraz dopiero spostrzegłszy tychże,
chciał ich odprawić z powrotem i znowu rozpoczął o to kłótnię. Tymczasem trzej
Apostołowie rozpoznali przy świetle pochodni, co to za jedni, ta banda zbrojna,
więc Piotr, zapytawszy jak zawsze, zawołał: "Panie, owych ośmiu z Getsemane są
tam na przodzie, zatem dalej, uderzymy na tych oprawców!" Jezus jednak kazał mu
zachować się spokojnie i cofnął się z nimi parę kroków za drogę na murawę.
Judasz, widząc, jak mu pomieszano szyki, złościł się ogromnie i sarkał. Na to
wyszło z ogrodu czterech uczniów i przystąpili, pytając, co ma znaczyć ta
kłótnia i zgiełk. Judasz więc zwrócił się zaraz do nich, zaczął ich zagadywać i
bardzo chciał jakoś się wykręcić z tej całej sprawy, ale straż go nie puszczała.
Czterej ci uczniowie byli to Jakub Młodszy, Filip, Tomasz i Natanael. Ten
ostatni, dalej jeden z synów Symeona i wielu innych uczniów, przybyli tu,
częściowo jako posłowie od przyjaciół Jezusa do ośmiu Apostołów w o-grodzie
Getsemańskim, częściowo sprowadziła ich trwoga i ciekawość. Oprócz tych czterech
krążyli i inni w dali z oczekiwaniem, każdej chwili gotowi do ucieczki.
Jezus tymczasem zbliżył się na kilka kroków do żołnierzy i zapytał się głośno i
poważnie: "Kogo szukacie?" - "Jezusa z Nazaretu" - zawołali przywódcy. A Jezus
rzekł: "Jam jest!" Zaledwie wyrzekł te słowa, a żołdacy, jakby kurczem
gwałtownym ogarnięci, rzucili się w tył i upadli na ziemię. Judasza, stojącego w
pobliżu, zmieszało to jeszcze bardziej. Objawił chęć zbliżenia się do Jezusa,
lecz Pan podniósł rękę i rzekł: "Przyjacielu, po co przyszedłeś?" Na co Judasz,
zmieszany, zaczął mówić coś o załatwionym interesie, lecz Jezus przerwał mu i,
zdaje mi się, rzekł: "O, lepiej byłoby dla ciebie nie narodzić się wcale". Nie
przypominam sobie na pewne tych słów. Podczas tego podnieśli się żołdacy z ziemi
i oczekując umówionego znaku zdrajcy, pocałunku, zbliżyli się do Jezusa i
Apostołów, a Piotr i inni obstąpili Judasza, powstając na niego i nazywając go
złodziejem i zdrajcą. Judasz chciał się
170
łgarstwem wywinąć, ale nie udało mu się to; sami bowiem żołnierze, biorąc g0 w
Strona 92
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
obronę przed Apostołami, dali tym samym świadectwo przeciw niemu.
Na powtórne pytanie Jezusa, kogo szukają, odpowiedzieli żołdacy znowu: "Jezusa z
Nazaretu!" A Jezus rzekł: "Jam jest! Powiedziałem wam już to, więc jeśli Mnie
szukacie, zostawcie innych w spokoju". Na Jego słowo: "Jam jest" upadli
powtórnie żołdacy na ziemię, powykręcani, jak cierpiący na padaczkę, a tymczasem
Apostołowie otoczyli znowu Judasza rozgoryczeni przeciw niemu do najwyższego
stopnia. Jezus zaś rzekł do leżących żołnierzy: "Wstańcie!" I wstali zaraz,
przejęci strachem; lecz gdy Judasz nadal kłócił się z Apostołami, a ci poczęli
naciskać i na straż, żołnierze zwrócili się przeciw Apostołom, a oswobodziwszy w
ten sposób Judasza, groźnie zażądali od niego, by dał im umówiony znak; mieli
bowiem surowy nakaz tego tylko pojmać, kogo on pocałuje. Judasz więc rad nie rad
przystąpił do Jezusa, uścisnął Go i pocałował, mówiąc: "Bądź pozdrowion,
Mistrzu!" A Jezus rzekł mu: "Judaszu, pocałunkiem zdradzasz Syna człowieczego!"
W tej chwili jednak otoczyli Go w koło żołnierze, a siepacze pochwycili Go.
Judasz chciał uciekać, lecz Apostołowie przytrzymali go, a nacierając na
żołnierzy, zawołali: "Panie, czy mamy wziąć się do mieczów?" Piotr zaś w
zapalczy-wości, nie czekając odpowiedzi, ciął mieczem Malchusa, pachołka
arcykapłana, który chciał ich odpędzić i odciął mu kawałek ucha. Zraniony
Malchus upadł na ziemię, więc zamieszanie stało się jeszcze większe.
Całe położenie przedstawiało się w tej chwili tak: Jezusa trzymali właśnie
oprawcy, chcąc Go związać; dalej wokoło otaczali Go żołdacy, między nimi
Malchus, zraniony przez Piotra. Inni żołnierze zajęci byli wstrzymywaniem i
ściganiem uczniów, to zbliżających się, to znów uciekających. Czterch zaś
uczniów krążyło z daleka, pokazując się tylko od czasu do czasu. Żołdacy bali
się zbyt ostro następować na uczniów, bo najpierw lęk w nich trochę zbierał na
myśl o owej mocy tajemnej, która rzuciła ich o ziemię, a zresztą nie chcieli
zbyt rozluźniać pierścienia, otaczającego Jezusa, by im się nie wymknął.
Judasza, który zaraz po pocałunku zdradzieckim chciał umknąć, zatrzymało kilku
stojących z dala uczniów i zaczęli go lżyć, co się dało, lecz właśnie zbliżyło
się owych sześciu urzędników, i ci go z jego położenia uwolnili. Oprawcy jak
mówiłam, trzymali już Jezusa, przygotowując postronki i więzy, by Go skrępować.
Tak więc miały się rzeczy, gdy Jezus, widząc zranienie Malchusa, rzekł: Piotrze!
schowaj miecz do pochwy, bo kto mieczem wojuje, od miecza 2ginie. Alboż myślisz,
że nie mógłbym prosić Ojca, by przysłał Mi więcej niż dwanaście hufców aniołów?
Czyż nie mam wypić kielicha, jaki Mi podał Mój Ojciec? Jakżeż spełniłoby się
Pismo, gdyby nie musiało się tak stać? - A dalej rzekł: "Pozwólcie, bym uzdrowił
człowieka!" Zbliżył się więc do Malchusa,
171
dotknął jego ucha, a pomodliwszy się, uzdrowił je. Żołdacy i oprawcy pij. nowali
Go wciąż, a teraz przystąpili jeszcze urzędnicy i S2ydząc z Niego mówili do
otaczających: "Z diabłem ma do czynienia; sztuką czarodziejsta zdawało się ucho
zranione i w takiż sposób uzdrowił je".
Wtem odezwał się Jezus: "Przyszliście tu z dzidami i drągami pojmać Mnie jak
mordercę. A przecież codziennie nauczałem wśród was w świątyni, a nie
odważyliście się targnąć na Mnie; ale teraz nadeszła wasza godzina, czas
ciemności". Oni zaś kazali Go prędzej wiązać i mówili z szyderstwem: "Nas nie
potrafiłeś rzucić na ziemię swą mocą czarnoksięską!" A oprawcy grozili: "Już my
Ci wypłoszymy te twoje sztuczki!" Jezus odpowiedział coś, lecz nie pamiętam
tego. Rzeczywiście tak się rzecz miała, że sześciu faryzeuszów i czterej
siepacze nie upadli na ziemię, jak żołnierze, gdy Jezus rzekł: Jam jest.
Przyczyną tego było, jak otrzymałam objaśnienie, że byli już zupełnie w pętach
szatana na równym stopniu z Judaszem, który także nie upadł na ziemię, chociaż
stał przy żołnierzach. Zresztą żołnierze niewiele przewinili, bo tylko pilnowali
Jezusa, ale nie dotykali się Go i nie krzywdzili; upadniecie to na ziemię i
powstanie było dla nich wyobrażeniem i zapowiedzią nawrócenia się, bo
rzeczywiście później wszyscy zostali chrześcijanami. Malchus zaraz po
uzdrowieniu już się prawie nawrócił; tylko jeszcze dla karności pełnił swą
służbę, ale już w parę godzin potem, gdy Chrystusa męczono, biegał wciąż to do
Maryi, to do przyjaciół Jezusa i przynosił im dokładne wiadomości, co się dzieje
z Jezusem.
Wśród ciągłych bezczelnych szyderstw faryzeuszów, oprawcy wiązali Jezusa z całą
brutalnością i katowską wprawą. Mali, krępi, zwinni, skórę mieli barwy
brunatnej, lisowatej, jak egipscy niewolnicy. Szyję, ręce i nogi mieli gołe,
wokół bioder przepaskę, na piersiach mieli krótkie kaftaniki bez rękawów, spięte
po bokach rzemykami.
W okrutny sposób związali Jezusowi ręce na piersi, mianowicie przegub prawej
ręki przywiązali do lewej poniżej łokcia, podobnież przegub lewej ręki do prawej
w taki sam sposób, a użyli do tego nowego, wrzynającego się sznura i krępowali
Strona 93
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
silnie bez miłosierdzia. Następnie opasali Go szerokim pasem, nabijanym kolcami
i przymocowali Mu jeszcze raz ręce do pierścieni z łyka, czy też z prętów,
przyczepionych do pasa. Na szyję założyli Mu naszyjnik, także nabijany z
wewnątrz kolcami i innymi raniącymi przedmiotami; od naszyjnika biegły dwa
rzemienie, krzyżujące się na piersi jak stuła; te, naciągnąwszy mocno,
przywiązali także do pasa. U pasa zadzierzgnęli w czterech miejscach cztery
długie powrozy, którymi mogli według upodobania okrutnie szarpać Jezusa na
wszystkie strony. Wszystkie te przybory były zupełnie nowe; zdaje się, że kazano
je w tym celu umyślnie sporządzić, od kiedy powzięto plan pojmania Jezusa.
172
Zapalono więcej pochodni i okrutny orszak wyruszył wreszcie w drogę. Otwierało
pochód dziesięciu żołnierzy ze straży, za nimi szli oprawcy, ciągnąc Jezusa na
sznurach, dalej faryzeusze, nie ustający w szyderstwach, a zamykało pochód
drugich dziesięciu żołnierzy. Tu i ówdzie błąkali się jeszcze z żalu zawodzący
uczniowie, odurzeni boleścią. Jan trzymał się bliżej, tuż za tylną strażą, więc
faryzeusze wreszcie kazali żołnierzom schwytać i jego. Jan zdjął swój płaszcz i
miał na sobie tylko podkasaną tunikę bez rękawów, by jnu łatwiej było uciec;
szyję, głowę i ramiona okryte miał długą, wąską chustą, jaką zwyczajnie nosili
Żydzi i używali do ocierania potu. Gdy kilku żołnierzy puściło się ku niemu, Jan
zaczął uciekać. Jeden z nich dogonił go i chwycił za kark za ową chustę, lecz
Jan zostawił mu ją w ręku, a sam umknął.
Siepacze szarpali Jezusem i pastwili się nad Nim w najokrutniejszy sposób;
wykonywali na Nim całą swawolę i wyuzdanie, a to głównie z podłej chęci
przypodobania się i schlebiania owym sześciu urzędnikom, pałającym niezmierną
złością ku Jezusowi. Sami szli wygodnymi ścieżkami, a Jezusa prowadzili na
wytężonych sznurach po dołach, kamieniach i błocie; bolejący Jezus musiał iść
kędy Go sznur ciągnął. W rękach mieli guzowate postronki i nimi popędzali Pana,
jak rzeźnik pędzący bydło do rzeźni, przy tym wciąż tak podle naigrawając i
szydząc z Niego, że samo powtórzenie ich słów byłoby czymś oburzającym. - Muszę
nadmienić, że przy pojmaniu nie przedłożono Jezusowi żadnego rozkazu, żadnego
wyroku na piśmie. Postąpiono z Nim jak z jakimś włóczęgą, wyjętym spod
wszelkiego prawa.
Jezus był bosy. Oprócz zwykłej bielizny miał na Sobie wełnianą, tkaną tunikę,
bez szwu i na to zarzucone okrycie. - Uczniowie, jak w ogóle Żydzi, nosili na
gołym ciele szkaplerz, złożony z dwóch kawałków płótna, spiętych na ramieniu
rzemykami, z boku zaś otwartych; szkaplerz taki okrywał piersi i plecy. Brzuch
przepasywali opaską, od której zwieszały się cztery szmaty, które, gdy owijało
się nimi nogi, tworzyły rodzaj spodni.
Pochód szybko posuwał się naprzód. Przeszedłszy drogę między Ogrodem Oliwnym a
Getsemańskim, zwrócono się na prawo wzdłuż zachodniej strony ogrodu
Getsemańskiego ku mostowi, wiodącemu przez Cedron. Most to był długi, bo wiódł
nie tylko przez Cedron, lecz i dalej przez nierówne wyniosłości doliny jako
utorowana droga wykładana kamieniami. Idąc z Apostołami na Górę Oliwną, nie
szedł Jezus przez ten most, obchodził bowiem dolinę bocznymi drogami i przeszedł
po innym moście, Położonym bardziej na południe. - Nim jeszcze doprowadzono
Jezusa do mostu, upadł dwa razy na ziemię skutkiem niemiłosiernego szarpania
oprawców. Lecz nie dosyć było tego wyuzdanym siepaczom; przyprowadziwszy
skrępowanego Jezusa do połowy mostu, wysokiego w tym miejscu na
173
chłopa, strącili Go w potok, trzymając wciąż sznury w ręku, wołając przy tem
szyderczo: "Teraz może się napić do syta". Tylko przez Boską Opatrzność nie
potłukł się Jezus śmiertelnie. Upadł na kolana i następnie na twarz, i byłby
poranił strasznie oblicze na głazach, bo wody było mało co, gdyby nie byj
zasłonił twarzy związanymi rękoma. Wprawdzie ręce miał przed tym przymocowane do
kółek u pasa, ale nie wiem, czy sami oprawcy rozluźnili je przed strąceniem, czy
odwiązały się same za Boską pomocą. Ślady Jego kolan, nóg, łokci i palców
odcisnęły się na skale, na którą upadł i później otaczano je wielką czcią. Teraz
już zatraciła się wiara w takie rzeczy; a przecież widziałam nieraz w
historycznych widzeniach odciski takie na kamieniu, nóg, kolan, lub rąk
Patriarchów, Proroków, Jezusa, Najświętszej Panny i niektórych Świętych. Skały
okazywały się miększe i bardziej wierzące od serc ludzkich, dając w ważnych
chwilach świadectwo, że nawet na nie prawda czyni wrażenie.
Dotychczas nie widziałam, by Jezus gasił Swe gwałtowne pragnienie po przebyciu
tak ciężkich chwil na Górze Oliwnej. Teraz dopiero, strącony do potoku, z trudem
chwytał wodę spieczonymi wargami; słyszałam, jak mówił przy tym o spełnieniu się
przepowiedni psalmisty: o piciu z potoka nad drogą. (Psalm 109. w. 7).
Siepaczom zbyt uciążliwym było wyciągać Jezusa na powrót na most; przez wodę
prowadzić Go nie mogli, bo drugi brzeg był wysoko obmurowany, więc i tam nie
Strona 94
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
mógłby się Jezus wydostać. Wrócili zatem na powrót, ciągnąc Pana na powrozach
przez wodę, poszli kawałek w dół potoku i tu dopiero wyciągnęli Go jak kłodę na
brzeg. Teraz klnąc znowu, szydząc, popychając Go, bijąc, ciągnęli Pana na
powrozach po raz drugi przez most. Długa wełniana suknia, namokła wodą,
poprzylepiała się Jezusowi do ciała i tamowała Jego kroki. Przeszedłszy most,
Jezus znowu upadł na ziemię ze zmęczenia. Lecz siepacze poderwali Go zaraz,
bijąc powrozami, po czym podpiąwszy Mu przemokłą suknię u pasa, szydzili
zjadliwie, śmiejąc się z Niego, że podpasuje się do spożycia baranka
wielkanocnego itd.
Północ jeszcze nie wybiła, gdy widziałam siepaczy, idących po drugiej stronie
Cedronu wygodnymi, bocznymi ścieżkami, ciągnących Jezusa po szkaradnej,
nierównej drodze, po ostrych kamieniach i złomkach skał przez ciernie i osty,
przeklinając przy tym wciąż, szarpiąc Nim i bijąc Go. Złośliwi zaś urzędnicy
faryzejscy, o ile droga pozwalała, trzymali się blisko Jezusa i wciąż popychali
Go, kłuli i bili ościeniami, które każdy z nich miał w ręku. Szydzili przy tym
wciąż i docinali Mu, krwawiąc kochające serce Jego. Tak | np. gdy siepacze
ciągnęli Jezusa po ostrych kamieniach i cierniach, raniących Jego bose nogi,
mówili szyderczo: "Tutaj Jan Chrzciciel, Twój przesłaniec, złą przygotował Ci
drogę!" albo: Tu nie spełniają się słowa Malachiasza:
174
"Anioła mego poślę przed Tobą, by przygotował Ci drogę;" lub wreszcie: "Dlaczego
nie wskrzesisz sobie Jana Chrzciciela, by wyrównał Ci drogę?" Po Icażdym takim
odezwaniu się wybuchali ci nędznicy zjadliwym śmiechem, a słowa ich podniecały
jeszcze siepaczów, by wymyślać nowe okrucieństwa dla udręczenia biednego Jezusa.
Pędząc tak Pana ku miastu, zauważyli, że tu i ówdzie w oddali zbierają się
gromadki osób; byli to uczniowie, którzy na wieść, że pojmano Jezusa, nadbiegli
z Betfage i z innych zakątków, by śledzić, co się dzieje z ich Mistrzem.
Zaniepokojeni tym nieprzyjaciele Jezusa, że może napadną ich i odbiją im jeńca,
dawali okrzykami sygnały na przedmieście Ofel, by przysłano im umówione posiłki.
Orszak był już tylko na kilka minut drogi oddalony od bramy, położonej na
południe od świątyni, a wiodącej przez małą dzielnicę Ofel na Górę Syjon, gdzie
mieszkali Kaifasz i Annasz, gdy wtem spostrzegłam oddział żołnierzy, pół setni,
wychodzący w celu wzmocnienia konwoju Jezusa. Podzieleni byli na trzy gromadki;
w pierwszej było według mego liczenia dziesięciu, w ostatniej piętnastu
żołnierzy - a więc w środkowej dwudziestu pięciu. Szli śmiało, zuchwale, z
pochodniami w rękach, a wykrzykiwali radośnie, jakby chcieli głosić zbliżającym
się, że nadchodzą i złożyć życzenia na pomyślne przeprowadzone przedsięwzięcie.
W chwili, gdy pierwsza gromadka złączyła się z konwojem Jezusa i przez to
powstał ruch, Malchus odłączył się potajemnie od orszaku z tylnej straży, a za
nim kilku innych i cofnęli się na Górę Oliwną.
Na widok tej nowej gromady żołnierzy, spieszących z krzykiem, rozproszyli się
krążący w koło uczniowie. Najświętsza Panna w trwodze i smutku wyszła już przed
tym znowu na dolinę Jozefata w towarzystwie Marty, Magdaleny, Marii Kleofy,
Marii Salome, Marii Marka, Zuzanny, Joanny Chusa, Weroniki i Salomei. Znajdowały
się one na południe od Getsemane naprzeciw tej strony Góry Oliwnej, gdzie była
zwyczajna modlitewna droga Jezusa. Tu przynieśli im najnowsze wiadomości Łazarz,
Jan Marek, syn Weroniki i syn Symeona; ten ostatni był z Natanaelem przy ośmiu
Apostołach w Getsemane, a wyrwawszy się z tumultu, przybiegł tutaj. Wnet potem
usłyszano okrzyki i ujrzano w dali migocące pochodnie obu łączących się gromad.
Najświętsza Panna, widząc wciąż duchem wszystkie męki Jezusa ' odczuwając je,
także cofnęła się teraz z towarzyszkami nieco w tył, by po Przejściu gwarliwego
orszaku powrócić do domu Marii Marka.
Tymczasem trzy setki żołnierzy obsadziły już według rady Judasza bramy i ulice
całej dzielnicy Ofel i stąd to wysłano także owych 50 żołnierzy na Umocnienie
konwoju, tu bowiem najwięcej obawiano się rozruchu na korzyść Jezusa. Judasz,
zdrajca, zwracał na to uwagę arcykapłanów, że Ofel
175
zamieszkane jest przeważnie przez ubogich rzemieślników, wyrobników i woziwodów,
zagorzałych stronników Jezusa, którzy łatwo mogą przyjść Mu z odsieczą. Zdrajca
wiedział, że Jezus tym biednym robotnikom, murarzom i cieślom świadczył wiele
dobrodziejstw, pocieszał ich, nauczał, uzdrawiał i dawał im jałmużny. Tu w Ofel
bawił także Jezus, podróżując z Betanii do Hebron, po zamordowaniu Jana
Chrzciciela w Macherus, by pocieszyć przyjaciół Jana. Wtenczas to uzdrowił tylu
pomocników i najemników, potłuczonych przy zawaleniu się wielkiej budowli i
wieży Siloe. Prawie wszyscy ci, byli jednymi z pierwszych, którzy po zesłaniu
Ducha św. przeszli do wyznawców Chrystusowych. Gdy nadszedł czas zupełnego
oddzielenia się chrześcijan od Żydów i zakładano różne osady chrześcijańskie,
zabudowano i tu namiotami i chatami całą dolinę aż do Góry Oliwnej. Wtenczas to
Strona 95
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
i Szczepan bezpiecznie tam występował. - Ofel leży na wzgórzu na południe od
świątyni, a otoczone jest osobnym murem; wygląda ono na niewiele mniejsze niż
Dulmen. - W środku, w miejscu najwyższym, na wolnym placu leży stos belek
ociosanych, jakby w jakiejś ciesielni.
Poczciwych mieszkańców Ofel zbudziły ze snu krzyki obsadzających ulice
żołnierzy. Powybiegali z domów, skupiali się na ulicach i przy bramie, pytając
gorączkowo żołnierzy, co się stało, co to ma znaczyć, lecz ci, złożeni
przeważnie z podłego, wyuzdanego motłochu niewolniczego, zamiast odpowiedzi,
szydzili z nich i w grubiański sposób wpychali ich na powrót do mieszkań.
Dopiero gdy im wreszcie ktoś objaśnił "że prowadzą pojmanego Jezusa, złoczyńcę i
fałszywego proroka, dodając szyderczo, że arcykapłan zajmie się Nim gorliwie i
przygotował już krzyż dla Niego", rozległy się głośne narzekania i jęki
rozbrzmiały po całej dzielnicy, zbudzonej ze snu. Mężczyźni i kobiety biegali w
koło, zawodząc, lub wzniósłszy ręce, rzucali się na kolana i wzywali na pomoc
Nieba, wysławiając dobrodziejstwa Jezusa. A żołdacy bez najmniejszej litości w
sercu, popychali ich i bili, rozganiali na wszystkie strony i wpędzali do domów.
Przy tym i na Jezusa ciskali obelgi i wołali: "Oto jasny dowód, że On jest
podburzycielem ludu!" Lecz nie potrafili całkiem uspokoić mieszkańców, bo bali
się z drugiej strony, by gwałtami swymi na prawdę nie wywołać rozruchu.
Ograniczali się zatem tylko do tego, by usunąć ich z drogi, którą miał
przechodzić orszak, prowadzący Jezusa.
Tymczasem groźny ten orszak z udręczonym Jezusem zbliżał się coraz bardziej do
bramy Ofel. Jezus już wielokrotnie upadł na ziemię i widać było, że nie może iść
dalej. Korzystając z tej sposobności jakiś żołnierz litościwszy od innych,
rzekł: "Widzicie przecież, że nieszczęśliwy ten człowiek nie jest w stanie
postąpić kroku. Jeśli mamy dostawić Go żywego przed arcykapłanów, to
przynajmniej rozluźnijcie mu nieco więzy na rękach, by, upadając, mógł się nieco
podeprzeć". Podczas gdy pochód się zatrzymał i siepacze roz-
176
lu więzy, jakiś drugi miłosierny żołnierz skoczył do pobliskiej studni,
naczerpał wody do tykwy z łyka, jaką zwykli nosić tutejsi żołnierze i wędrowcy,
i dał Jezusowi się napić. Jezus wyrzekł kilka słów podzięki, a przy tym
wspomniał coś proroczo o "napojeniu żywą wodą" i o "zdroju żywej wody".
Urzędnicy faryzejscy jednak zaraz zaczęli szydzić i łajać Go i obwiniać
0 chełpliwość i bluźnierstwo. - "Zaprzestań - mówili - czczej gadaniny; żadnego
zwierzęcia już nie napoisz, a tym mniej człowieka". Jezus jednak mówił prawdę;
poznałam, bowiem, iż tej samej chwili, w której rozluźniono Jezusowi pęta,
oświecił Bóg serca obu miłosiernych żołnierzy światłem prawdy. Jeszcze przed
śmiercią Jezusa nawrócili się, a później jako uczniowie stali się członkami
gminy Chrystusowej. Wiedziałam i obecne ich imiona
1 późniejsze jako uczniów i cały ten przebieg rzeczy; ale na tyle szczegółów,
które przesuwają się przed oczami, niepodobna wszystko spamiętać.
Wśród ciągłego pastwienia się nad Jezusem posuwał się orszak pod górę i wszedł
wreszcie w bramę Ofel; w tej chwili też rozległo się ze wszystkich stron
rozdzierające serca narzekanie mieszkańców, gdy ujrzeli w takim stanie Jezusa,
do którego z wdzięczności byli przywiązani całym sercem. Tylko z wielkim trudem
żołnierze zdołali powstrzymać cisnące się zewsząd tłumy mężów i kobiet, a wciąż
nadbiegali nowi ze wszystkich stron, padali na kolana i wołali, wznosząc dłonie:
"Oddajcie nam tego człowieka! Oddajcie nam dobroczyńcę! Kto będzie nam teraz
dopomagał? Kto nas w chorobie pocieszy i uzdrowi? Oddajcie Go nam!" - Straszny
to był widok! Jezus blady, zmieniony nie do poznania, zbity, poraniony, z
pogmatwanymi włosami, w mokrej, brudnej, źle podpiętej sukni, szedł, targany
powrozami, bity kijami, a bezczelni, półnadzy siepacze ciągnęli Go na sznurach
jak biedne, ledwie żywe bydlę ofiarne. Wyuzdani żołdacy odganiali cisnący się z
obu stron tłum jęczących z żalu mieszkańców, a ci narzekając wyciągali ku Niemu
ręce, którym przywrócił władzę ruchu, wołali za Nim ustami, którym przywrócił
władzę mowy, wypłakiwali za Nim oczy, którym przywrócił światło.
Już w dolinie Cedron przyłączyła się do konwoju Jezusa różnego rodzaju tłuszcza;
ci także nie szczędzili Jezusowi szyderstw i naigrawań, już to ośmieleni przez
żołnierzy, już to podmówieni przez stronników Annasza i Kaifasza i innych
nieprzyjaciół Jezusa. Teraz zaś w Ofel pomagali żołnierzom odpędzać mieszkańców,
łajać ich i lżyć.
Gdy orszak już przeszedł Ofel i wyszedł drugą bramą, nieco z boku umieszczoną w
murze, zamknięto zaraz bramę, by wstrzymać jęczący tłum, a orszak z Jezusem
posunął się nieco w dół. Po prawej ręce stał tu wielki budynek, zdaje się,
pozostałość z czasów Salomona, po lewej - sadzawka Betesda. Prowadzono teraz
Jezusa na zachód doliną, zwaną Millo. Następnie zwrócono się nieco na południe,
gdzie wysokie schody wiodły na
Strona 96
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
177
Górę Syjon do domu Annasza. Przez całą tę drogę nie ustawały szyderstwa i
dręczenie Jezusa, a z miasta coraz to liczniej zbierał się motłoch uliczny,
podburzając podłych siepaczów Jezusa do coraz wyuzdańszych okrucieństw. Od Góry
Oliwnej aż dotąd Jezus upadł siedem razy na ziemię.
Mieszkańcy Ofel nie ochłonęli jeszcze z trwogi i smutku, gdy nowa okoliczność
obudziła ich litość na nowo. Oto w otoczeniu świętych niewiast i przyjaciół
ukazała się Najświętsza Panna, którą prowadzono przez Ofel z doliny Cedron do
domu Marii Marka, stojącego u stóp Syjonu. Poczciwi mieszkańcy, poznawszy Ją,
podnieśli na nowo okrzyki żałości i współczucia i tak skupili się wokoło Maryi i
Jej towarzyszek, że Matka Boża nie szła, ale raczej tłum Ją unosił.
Maryja była z boleści jak oniemiała; przybywszy do Marii Marka, nie przemówiła
ani słowa, dopóki nie przyszedł Jan; wtedy dopiero zaczęła ze smutkiem wypytywać
się go, a on opowiadał Jej wszystko, czego był świadkiem naocznym od czasu
opuszczenia wieczernika, aż do tej chwili. Później zaprowadzono Najświętszą
Pannę do domu Marty, stojącego w zachodniej stronie miasta, obok zamku Łazarza.
Prowadzono Ją jednak bocznymi drogami, unikając dróg, którymi szedł Jezus, by
Jej zbyt nie zakrwawiać serca.
Piotr i Jan zdążali z daleka za konwojem, prowadzącym Jezusa. Gdy już pochód
wszedł do miasta, obaj zwrócili się w inną stronę, bo umyślili postarać się o
przystęp do sali sądowej, dokąd prowadzono Jezusa. Jan miał tu kilku dobrych
znajomych między służbą arcykapłanów, coś w rodzaju woźnych, do nich więc udał
się z Piotrem. Ci właśnie otrzymali polecenie zbudzenia przełożonych wszystkich
klas i innych znakomitszych mężowi powołania ich na zgromadzenie sądowe. Chcieli
chętnie przysłużyć się Apostołom i ułatwić im wejście na salę sądową, lecz nie
mogli znaleźć sposobu. Wreszcie jednak dowcipnie rozwiązali trudność. Ubrali
Piotra i Jana w urzędowe płaszcze woźnych i kazali im wraz z nimi zapraszać
członków sądu na posiedzenie, a tak potem w tych płaszczach będą mogli bez
przeszkody wejść na salę sądową u Kaifasza. Inaczej byliby się nie dostali, bo
nie dopuszczano tam nikogo, tylko przekupiony motłoch, żołnierzów i fałszywych
świadków. Członkami rady sądowej, tzw. Wielkiej Rady, byli także Nikodem, Józef
z A-rymatei i inni życzliwi Jezusowi ludzie. Toteż obaj Apostołowie do tych
tylko poszli z zaproszeniem i tak zjednali Jezusowi w Radzie przychylne głosy,
bo faryzeusze może umyślnie kazaliby pominąć ich w zaproszeniu. - Judasz przez
cały ten czas błądził po stromym stoku wzgórza, z południowej strony od
Jerozolimy, gdzie wyrzucano wszelkie nieczystości. Błąkał się szalony złoczyńca,
a czart nie odstępował od jego boku.
178
12. Przygotowania nieprzyjaciół Jezusa. Rzut oka na Jerozolimę
Annasz i Kaifasz natychmiast zostali powiadomieni o pojmaniu Jezusa i zaraz też
rozpoczęła się krzątanina na wszystkie strony. Oświecono dziedzińce sądowe i
ustawiono straże przy wszystkich wejściach; posłańcy urzędowi biegali po całym
mieście, zwołując członków Rady, uczonych zakonnych i wszystkich, którzy mieli
jakiś glos w sądzie. Wielu z nich było już u Kaifasza, gdy Judasz umawiał się o
zdradę Jezusa, więc zaraz też zostali, by oczekiwać wyniku sprawy. Powołano
także przełożonych trzech klas mieszczaństwa. Z okazji świąt zgromadzeni byli w
Jerozolimie od kilku dni Faryzeusze, Saduceusze i Herodianie ze wszystkich stron
kraju i wiedzieli o zamiarze pojmania Jezusa, bo nieraz rozprawiali o tym między
sobą i w Wielkiej Radzie. Arcykapłani mieli spis ich wszystkich, więc wybrali
teraz z nich najzaciętszych nieprzyjaciół Jezusa i polecili im, by każdy w swoim
kółku zebrał dowody i świadków przeciw Jezusowi i stawił się z nimi do sądu.
Wspominałam już, że z okazji świąt z całego kraju ciągnęła ludność do
Jerozolimy. Było zatem sporo nieprzyjaciół Jezusa, faryzeuszów i innych wrogów z
Nazaretu, Kafarnaum, Tirzy, Gabary, Jotapaty, Siło i innych miejscowości,
których Jezus nieraz zawstydził wobec ludu, mówiąc im śmiało prawdę w oczy.
Wszyscy ci, pałając chęcią zemsty, ucieszyli się, że nadeszła chwila odwetu.
Każdy z nich wyszukał między przybyszami ze swych stron po kilku zbirów i
przekupił ich, by za pieniądze krzyczeli i składali fałszywe zeznania przeciw
Jezusowi. Lecz mimo najusilniejszych chęci, oprócz oczywistych kłamstw i obelg,
nie mogli nic wynaleźć takiego, co by rzeczywiście mogło być poczytane Jezusowi
za winę; chyba te stare oklepane zarzuty, które już Jezus tylekroć zbijał w
synagogach i zawsze wykazał ich nicość.
Schodzili się więc teraz wszyscy powoli do sądowego domu Kaifasza; szli także
wszyscy nieprzyjaciele Jezusa spomiędzy dumnych faryzeuszów i yczo-nych
zakonnych z samej Jerozolimy wraz z czeredą podłych stronników; wśród nich nie
brakło także rozjątrzonych kramarzy, których Jezus wypędził ze świątyni. Szli
dalej nadęci nauczyciele, których Jezus nieraz w świątyni wobec ludu zmusił do
milczenia; może niejeden z nich nie mógł jeszcze darować Jezusowi, że w swej
Strona 97
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
pierwszej nauce jako dwunastoletni chłopiec już go zawstydził i przekonał.
Zebrali się także niepoprawni grzesznicy, których Jezus nie chciał uzdrowić, i
uzdrowieni, którzy, zgrzeszywszy, na nowo popadli w chorobę; próżni młodzieńcy,
których Jezus nie przyjął na uczniów; chytrzy spadkobiercy, źli, że majątek, na
który czyhali, dostał się za sprawą Jezusa biednym. Nie brakło łotrzyków,
których towarzyszy Jezus nawrócił, rozpustników i cudzołóżców, których wspólnice
przywiódł Jezus na drogę cnoty; spadkobierców, złych na Jezusa, że uzdrowił ich
spad-
179
kobierców; wreszcie wszystkich tych, którzy dla przypodobania się i korzyści
gotowi byli do wszelkiej podłości, którzy jako narzędzia szatana nienawidzili
wszystkiego, co święte, a więc i Najświętszego ze świętych. Cała ta fala szu.
mowin żydowstwa miejscowego i zamiejscowego, poruszona przez głównych
nieprzyjaciół Jezusa, płynęła ze wszystkich stron ku pałacowi Kaifasza, by
obwiniać o wszystkie zbrodnie Tego niepokalanego Baranka Bożego, który dźwiga
grzechy świata, by obrzucić skutkami tych grzechów Tego, który rzeczywiście
wziął je na Siebie, dźwigał je i zgładził w końcu śmiercią Swoją.
Podczas, gdy ten stek plugastwa roił się, by splamić czystego Zbawiciela,
błąkali się ludzie bogobojni, przyjaciele Jezusa, nie znający właściwego stanu
rzeczy, tu i ówdzie z trwogą i smutkiem w sercu; każdy krzywo na nich patrzył, a
gdy chcieli się przysłuchiwać, lub odzywali się ze skargami, odpędzano ich. Inni
życzliwi, lub mniej życzliwi, a słabsi na duchu stronnicy Jezusa, zgorszyli się
takim obrotem sprawy, a ulegając pokusie, zaczynali się już chwiać. Rozumnych,
wytrwałych na duchu było niewielu. Było to tak, jak i u nas zwykło się dziać,
gdzie niejeden tak długo jest dobrym chrześcijaninem, dopóki mu to na rękę, ale
niech tylko źle na to patrzą ludzie, zaraz się wstydzi krzyża. Wielu znowu zaraz
z początku ruszyło sumienie, gdy widzieli bezprawne, niesłuszne, o pomstę do
nieba wołające postępowanie z Jezusem, to podłe katowanie Go, a przy tym tę
niebiańską cierpliwość Zbawiciela, z którego ust nie wyszło słowo skargi, więc
cofali się w milczeniu, choć z trwogą w sercu.
W olbrzymim, przeludnionym mieście i w rozległych obozowiskach gości
wielkanocnych panował już spokój, bo mieszkańcy po zajęciach domowych, po
odprawieniu modłów i przepisanych ceremonii ułożyli się właśnie do snu, gdy wtem
rozeszła się wiadomość o pojmaniu Jezusa. Ruch powstał niezwłocznie zarówno
między nieprzyjaciółmi, jak i przyjaciółmi Jezusa. Z różnych stron miasta
schodzili się do sądu ci, których powołali słudzy arcykapłanów. Jedni szli tylko
przy świetle księżyca, inni przyświecali sobie pochodniami, a wszyscy spieszyli
na Syjon, skąd bił blask licznych pochodni i dolatywała głucha wrzawa. Ulice
miejskie są o tej porze przeważnie puste i niemiłe robią wrażenie, tym bardziej,
że okna i drzwi wielu domów wychodzą od tyłu na podwórze. Dziś przerywają tę
ciszę w wielu miejscach szmery i rozmowy. Tu i ówdzie puka ktoś od dziedzińca do
bramy i budzi śpiących; drzwi otwierają się, słychać krótkie zapytania i
odpowiedzi, i wnet zawezwany spieszy na Syjon. Za nim ciągną ciekawsi i słudzy,
by zdać ; pozostałym sprawę, z tego co zaszło. Gdzieniegdzie znów z hałasem
zasuwa-1 ją rygle i zapory we wrotach; nieświadomi - są w trwodze, czy nie
wybuchł jaki rozruch. Tu i ówdzie stoją ludzie we wrotach i zagadują
przechodzących znajomych o wiadomości, albo też przechodnie widząc znajomych ze
swego
180
stronnictwa, wstępują do nich na chwilę, choć im spieszno. Słychać złośliwe
uvvagi i docinki, jak to i u nas zwykło się dziać w takich okolicznościach. Oto
urywki z tych rozmów: "Teraz przekona się Łazarz wraz z siostrami swymi, i kim
się wdał. Za późno teraz będą żałować swego postępowania Joanna Chusa, Zuzanna,
Maria - matka Jana Marka i Salome. Jakie to upokorzenie będzie dla Serafii wobec
jej męża Syracha, który ją tak często ganii za to przestawanie z Galilejczykiem.
- Wszyscy ci stronnicy tego wichrzyciela, marzyciela, zawsze spoglądali na
inaczej myślących z politowaniem, a teraz niejeden nie będzie wiedział, gdzie
się ukryć; dobrze im tak! Nie znajdzie się pewnie teraz taki, który by Mu rzucał
pod nogi gałęzie palmow, szaty i zasłony. Dobrze się stało tym świętoszkom,
którzy zawsze chcieli uchodzić za lepszych, że i ich teraz wezmą na spytki;
wszyscy oni bowiem zawikłani są mniej lub więcej w sprawki Galilejczyka. Sprawa
ta zapuściła głębsze korzenie, aniżeli myślano. Ciekawym, jak wobec tego
zachowają się Nikodem i Józef z Arymatei; już dawno podejrzewano ich o to.
Trzymają oni z Łazarzem, tylko że są ostrożniejsi; ale teraz musi się wszystko
wyjaśnić". Te i tym podobne rozmowy prowadzą ci, którzy źli są na poszczególne
rodziny, a głównie na te niewiasty, które są zwolennikami Jezusa i niedawno w
Niedzielę Palmową dały o tym publiczne świadectwo. W innych miejscach przyjmują
Strona 98
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
tę nowinę z innym sercem. Niektórzy trwożą się, inni narzekają cicho, lub
szukają skrycie bratniej duszy, by wywnętrzyć swą troskę przed przyjacielem.
Niewielu ośmiela się wypowiedzieć swe współczucie głośno, stanowczo.
Jednak nie całe jeszcze miasto zerwało się z nocnego spoczynku. Tylko tam, gdzie
posłańcy przynieśli wezwanie ze sądu, lub gdzie faryzeusze szukają fałszywych
świadków, tam ruch widać większy, a głównie na ulicach łączących się z drogą,
wiodącą na Syjon. Patrząc na to, zdaje się, jak gdyby w różnych punktach miasta
zapalały się iskry złości i gniewu, płynąc przez ulice zabierały coraz nowe, i
tak łącząc się i wzrastając w siłę, płynęły wszystkie jak ponury potok ognisty
do domu Kaifasza na Syjon. Ruch zaczyna się powoli budzić i w tych dzielnicach,
w których dotąd panował spokój.
Rzymscy żołnierze nie mieszają się do niczego, ale placówki są wzmocnione,
oddziały ściągnięte, w pogotowiu dając baczną uwagę na wszystko. Zresztą tak
zawsze zachowują się w czasie świąt Wielkanocnych wobec tak ogromnego napływu
tłumów; zachowują się na pozór spokojnie, ale są w pogotowiu na wszelki wypadek.
Żydzi, zmuszeni dziś do przerwania nocnego spoczynku, unikają starannie miejsc,
gdzie stoją rzymskie placówki, gdyż skrupulatni faryzeusze uważali to sobie za
obrazę i zgorszenie, gdyby rzymski żołnierz na nich zawołał. Arcykapłani
donieśli już niezawodnie Piłatowi, dlaczego kazali obsadzić żołdakami Ofel i
część Góry Syjon; ale oni nie ufają jemu, a on im nawzajem. Piłat także dziś nie
śpi; przyjmuje różne
181
sprawozdania i wydaje rozkazy. Żona zaś jego leży na łożu, pogrążona w głę.
bokim a niespokojnym śnie; wzdycha wciąż i plącze, widocznie straszne i smutne
ma sny. Lecz we śnie więcej otrzymuje wiadomości z woli Bożej, niż Piłat ńa
jawie.
Nigdzie jednak nie objawia się tak głębokie współczucie dla Jezusa, jak w Ofel
między biednymi niewolnikami z świątyni i najemnikami. Strach, widok
popełnianego gwałtu, wyrwały ich ze snu wśród cichej nocy. I oto przesunął się
przed nimi, jak straszne, nocne widmo, ich święty nauczycie] i dobroczyńca,
który ich uzdrawiał i żywił, zbeszczeszczony, zhańbiony i skatowany. A w chwilę
potem boleść ich wybuchła na nowo, otoczywszy współ-czuciem Matkę swego
Dobroczyńcy, przechodzącą tędy z towarzyszkami. Ach, jakiż to smutny widok,
patrzeć na targaną mękami Matkę Jezusa i Jego przyjaciółki, zmuszone spieszyć o
północy z jednego domu przyjacielskiego do drugiego, zmuszone przebiegać
trwożnie ulice o tak niezwykłej dla nich godzinie. Nieraz muszą kryć się w
zaułkach przed gromadą zbyt zuchwałych przechodniów, nieraz doznają szyderczych
zaczepek jakby jakie złe niewiasty, to znów słyszą gorzkie dla nich, złośliwe
rozmowy przechodniów, a rzadko tylko słówko miłosierne w obronie Jezusa.
Wreszcie dopadłszy swego schronienia, upadają prawie nieprzytomne ze znużenia,
płaczą i łamią ręce, nie widząc z nikąd pociechy, padają sobie w objęcia, lub
siedzą, tłumiąc w sobie boleść, oparłszy zakrytą głowę na kolanach. Wtem słychać
wśród ciszy pukanie do bramy, więc nasłuchują trwożnie, kto to może być. Lecz
pukanie jest ciche, niepewne; tak nie oznajmia się wróg. Otwierają zatem
ostrożnie i oto widzą któregoś z przyjaciół swego Pana i Mistrza, lub tegoż
sługę. Zarzucają go zaraz pytaniami, lecz dowiadują się tylko o nowej jakiejś
męce Jezusa. Trudno im wysiedzieć w mieszkaniu; więc znowu spieszą na drogi,
nasłuchują i ze wznowioną boleścią powracają do domu.
A tymczasem przeważająca część uczniów i Apostołów błądzi trwożnie po dolinach
jerozolimskich i kryje się w grotach Góry Oliwnej. Spotkawszy się z kim w
ciemności, odskakują od siebie z trwogą i dopiero poznawszy się, wypytują cicho
o nowiny, lecz zaraz milkną, gdy słyszą, że znów ktoś nadchodzi. Coraz zmieniają
kryjówki, lub pojedynczo zbliżają się do miasta. Niektórzy podkradają się do
obozowisk wielkanocnych do znajomych ze swych stron, by usłyszeć jakie nowiny,
lub wysłać kogo na zwiady do miasta. Niektórzy drapią się na Górę Oliwną, z
trwogą przysłuchują się wrzawie, dochodzącej z Syjonu, i śledzą za światłem
pochodni, a każdą rzecz tłumaczą sobie w najrozmaitszy sposób. Potem spieszą
znowu w dolinę, by dowiedzieć się czegoś pewniejszego.
Ciszę nocy przerywa coraz częściej zgiełk, panujący wkoło sądowego domu
Kaifasza. Błyszczą tu wszędzie pochodnie i smolne kagańce, a przy ich
182
świetle widać niewyraźne, ciemne postacie, spieszące w głąb budynku. Od czasu do
czasu wstrząsa powietrzem ryk zwierząt jucznych i ofiarnych, sprowadzonych przez
przybyszów do obozowisk wielkanocnych. Lecz ryk przyci-cha i słychać znów
tęskne, niewinne beczenie mnóstwa potulnych baranków, mających paść jutro w
świątyni pod nożem na ofiarę Bogu. Serce przenika dziwna i rzewna tęsknota, bo
oto jeden najczystszy Baranek już się ofiarował z własnej woli i nie otwiera
Swych ust na obronę, jak owca prowadzona do rzeźni, jak jagnię milknące w rękach
Strona 99
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
postrzygacza. A Baranek ten wielkanocny czysty jest i niepokalany, bo to sam
Bóg-człowiek - Jezus Chrystus.
Nad tym wszystkim, hen w górze, rozpostarł się strop niebieski, dziwnie ciemny i
ponury; a po nim posuwa się powoli księżyc groźny, przysłonięty niezwykłymi
plamami, jakby schorzały i wylękniony, jakby wahał się zaokrąglić swą tarczę, bo
pełnia - to czas śmierci Jezusa.
Za miastem zaś, od południa w skalistej dolinie Hinnom, w tym miejscu
nieuczęszczanym, nieswojskim, gdzie tylko są bagna, nieczystości i odpadki,
błąka się zdrajca Judasz Iskariot. Pędzi go szatan i dręczy własne sumienie,
więc ucieka nawet przed swoim cieniem, a w sercu jego zagnieżdża sie głucha
rozpacz. - Piekło ruszyło się dziś w swych posadach, tysiące złych duchów błąka
się po świętym mieście i kuszą ludzi do grzechu. A złość szatana wciąż wzrasta,
podwaja się, miesza i wikła. Niewinny Baranek wziął na Swe barki wszelki ciężar,
ale szatan nie tego chce, chce grzechu. A chociaż ten Sprawiedliwy nie zgrzeszy
i daremnie kuszony nie upadnie, szatan stara się przynajmniej, by Jego
nieprzyjaciele zatwardzili się w grzechu i stali się zdobyczą piekła.
Aniołowie w Niebie wahają się między smutkiem i radością. Chcieliby zasyłać
błagania przed tron Boży o pomoc dla Jezusa, zdołają jednak tylko podziwiać cud
Boskiej sprawiedliwości i miłosierdzia, który istniał od wieków w Najświętszym
Nieba, a teraz, w czasie, zaczął się spełniać na ziemi. Aniołowie bowiem wierzą
także w Boga Ojca, wszechmogącego Stworzyciela Nieba i ziemi, i w Jezusa
Chrystusa, Syna Jego jedynego, Pana naszego, który się począł z Ducha świętego,
narodził się z Maryi Panny, dzisiejszej nocy zaczyna cierpieć pod Ponckim
Piłatem, jutro będzie ukrzyżowany, umrze i pogrzebion będzie; który zstąpi do
piekieł, a trzeciego dnia zmartwychwstanie; który wstąpi na niebiosa, siedzieć
będzie na prawicy Boga Ojca wszechmogącego, skąd przyjdzie sądzić żywych i
umarłych; i oni wierzą w Ducha świętego, święty Kościół powszechny, świętych
obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny! Amen.
Wszystko to jest tylko nieudolnym wizerunkiem wrażeń i uczuć, napeł-fliających
biedne, grzeszne serce człowieka trwogą, skruchą, troską i współczuciem, gdy się
z rozpamiętywania jakby dla wytchnienia odwróci na kilka
183
minut od okrutnej drogi krzyżowej naszego Zbawiciela i zwróci uwagę na
otoczenie. Tak wyglądała Jerozolima w owej najsmutniejszej północy doczesnego
czasu, gdy nieskończona Sprawiedliwość spotkała się z nieskończonym
Miłosierdziem Bożym, łącząc się i przenikając nawzajem, by zacząć najświętsze
dzieło Boskiej i ludzkiej miłości, by ukarać grzechy ludzkie na Bogu-Człowieku,
by zmazać je przez Boga-Człowieka. Tak było, gdy ukochanego Zbawiciela
prowadzono do Annasza.
13. Jezus przed Annaszem
Około północy wprowadzono Jezusa przez oświetlony dziedziniec do wielkiej sali
pałacu Annasza, będącej objętości małego kościoła. Naprzeciw wejścia siedział
Annasz w otoczeniu dwudziestu ośmiu rajców na wywyższeniu, pod którym można było
przejść dołem. Na wywyższenie wiodły z przodu schody, w kilku miejscach
przerwane szerszymi tarasami. Na górze był trybunał Annasza; on sam wchodził
wprost na wywyższenie drzwiczkami od tyłu, wiodącymi z dalszych komnat.
Jezus wszedł do sali, otoczony częściowo przez tych żołdaków, którzy Go pojmali.
Oprawcy pociągnęli Go na powrozach aż prawie na górę po schodach. Salę wypełnili
żołnierze, pozbierany motłoch, Żydzi, lżący Jezusa, słudzy Annasza i część
świadków, których Annasz kazał zebrać, a którzy później poszli stąd do Kaifasza.
Annasz ledwo mógł się doczekać przybycia cierpiącego Zbawiciela. Z twarzy jego
tryskała złośliwa radość, chytrość i szyderstwo. Był on obecnie naczelnikiem
jakiegoś sądu i siedział tu ze swym wydziałem, z komisją, która miała czuwać nad
czystością udzielanej nauki i wobec arcykapłana sprawowała urząd oskarżycielski.
Z spuszczoną głową, w milczeniu, stał Jezus przed Annaszem, blady, skatowany, w
mokrej, obrzuconej błotem sukni, z skrępowanymi rękoma, trzymany na powrozach
przez oprawców. A ten stary, chudy łotr z rzadkim zarostem, pełen szyderstwa i
chłodnej żydowskiej dumy, uśmiechając się, udał, że nie wie o niczym i niby to
bardzo zadziwił się, że to Jezus jest tym więźniem, o którym mu dano znać. Nie
potrafię powtórzyć dokładnie jego przemowy do Jezusa, ale mniej więcej brzmiała
ona tak: "O! patrzcie się! Jezus z Nazaretu! Ty to jesteś? Gdzież są Twoi
uczniowie? Twoi liczni stronnicy? Gdzie Twe królestwo? Jakoś wszystko wzięło
inny obrót, niż myślałeś. Przyszedł koniec zelżywościom; patrzano przez szpary,
dopóki nie przebrała się miara błuźnierstw, hańbienia kapłanów, gwałcenia
szabatu. Kto są Twoi uczniowie? Gdzie są? Milczysz? Mów, podburzycielu,
uwodzicielu! Już
184
spożyłeś baranka Wielkanocnego w niewłaściwy sposób, w nieprzepisanym czasie, w
Strona 100
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
nieodpowiednim miejscu! Chcesz zaprowadzić nową naukę? Kto ci dal prawo do
nauczania? Gdzie nauczałeś? Mów! Jaką jest Twoja nauka wszystkich podburzająca?
Mów przecie! Jaką jest Twoja nauka?"
Wtedy Jezus podniósł powoli znękaną głowę, spojrzał z powagą na Annasza i rzekł:
"Nauczałem jawnie przed całym światem, gdzie schodzą się wszyscy Żydzi. Nic nie
mówiłem skrycie. Dlaczego Mnie pytasz? Pytaj tych, którzy słyszeli, co mówiłem
do nich. Oni wiedzą, jak i co nauczałem".
Na te słowa odbiło się w obliczu Annasza szyderstwo i złość zarazem, co
spostrzegłszy jakiś podły lizun, pachołek, stojący przy Jezusie, wymierzył Panu
silny policzek całą ręką, uzbrojoną w żelazną rękawicę, i rzekł: "Tak to
odpowiadasz arcykapłanowi?" Jezus zachwiał się pod gwałtownym uderzeniem, a że
równocześnie trącali Nim pachołcy i szarpali powrozy, więc upadł na bok na
schody, a krew popłynęła z Jego najświętszego Oblicza. Szyderstwa, śmiechy,
szmery i łajania rozbrzmiały po sali. Oprawcy zaraz podnieśli Jezusa, dodając
nowe katusze, a On rzekł spokojnie: "Jeśli niesłusznie mówiłem, wykaż to; jeśli
zaś słusznie, za co Mnie bijesz?"
Spokój Jezusa doprowadzał Annasza do rozpaczy; wezwał tedy obecnych, by, jak to
sam Jezus zażądał, wyznali, co słyszeli od Niego i jaka jest Jego nauka. Zaraz
rozległo się na wyścigi lżenie i krzyki motłochu. Wszyscy wrzeszczeli naraz,
przeszkadzając jeden drugiemu. - "On - mówili - czyni się królem i Boga podaje
za Ojca swego, a faryzeuszów nazywa cudzołóżcami; On podburza lud i uzdrawia w
szabat mocą czarta. Ludzie z Ofel szaleją z przywiązania do Niego, nazywają Go
swym wybawcą i prorokiem. - On sam każe się nazywać Synem Bożym; mówi, że jest
Boskim posłańcem, rzuca przekleństwa na Jerozolimę, naucza o zagładzie miasta,
nie zachowuje postów, włóczy się, otoczony tłumami ludu w towarzystwie
cudzołożnic i złych kobiet, jada z nieczystymi, z poganami, celnikami i
grzesznikami. Ot i teraz powiedział przed bramą Ofel żołnierzowi, który Mu podał
wody, że da mu wodę wiecznego żywota, po której nie będzie czuł nigdy
pragnienia. On uwodzi lud na manowce przez wieloznaczne słowa. On trwoni cudze
pieniądze
1 mienie, mydli oczy ludziom różnymi wymysłami o Swym królestwie itp".
Takie to zarzuty stawiano Panu jeden przez drugi. Oskarżyciele występowali przed
Niego i ciskali Mu je w twarz wraz z obelżywymi słowy, a oprawcy szturchali Go
przy tym zewsząd, wołając: "Mów, odpowiadaj!" Annasz zaś i członkowie Rady
rzucali w przerwach drwiące docinki, jak np.: "No, znamy już tę wyborową naukę;
cóż odpowiesz na to? To więc byłaby publiczna nauka. Cały kraj ma jej już aż do
zbytku. Cóż, nie potrafisz nic wydobyć
2 Siebie? Dlaczego nie rozkazujesz, królu? - Boski posłańcze - pokaż teraz T
posłannictwo!"
185
Na każde takie odezwanie się starszych prześcigali się siepacze i najbliżej
stojący w szarpaniu, popychaniu i szydzeniu z Jezusa; wszyscy oni mieli chętkę
pójść za przykładem zuchwałego żołdaka, który wymierzył Jezusowi policzefc
Dręczony okrutnie, chwiał się Jezus na wszystkie strony, a Annasz mówił do Niego
chłodnym, drwiącym tonem: "Kim Ty jesteś? Jakiś król, lub poseł? Myślałem, że
jesteś synem nieznanego cieśli; a może Ty jesteś Eliaszem, który wzięty jest do
Nieba na ognistym wozie? Mówią, że żyje jeszcze. Ty także potrafisz czynić się
niewidzialnym i nieraz już wymknąłeś się. Może nawet jesteś Malachiaszem? Tyle
razy z chełpliwością przytaczałeś tego proroka i odnosiłeś jego proroctwa do
siebie. O nim także chodzi pogłoska, że nie miał ojca, że był aniołem i że wcale
nie umarł. Ponętna to sposobność dla oszusta, podać się za niego. Powiedz, jakim
jesteś królem? Ty, co więcej znaczysz niż Salomon, jak to sam powiedziałeś.
Dobrze, ja nie chcę Ci dłużej zabraniać używania tytułu Twego królestwa".
Tu Annasz kazał sobie podać kartkę trzy ćwierci łokcia długą, a szeroką na trzy
palce, rozpostarł ją na tablicy, trzymanej przed sobą i piórem trzcinowym
wypisał na niej rzędem wielkie głoski, z których każda zawierała osobne
oskarżenie przeciw Panu. Kartkę tę włożył zwiniętą w małą wydrążoną flaszeczkę
arbuzową, opatrzoną u góry czopkiem. Flaszeczkę umieścił na długiej trzcinie, i
kazawszy podać to szydercze berło Jezusowi, rzekł do Niego z chłodnym urąganiem:
"Oto masz berło Twego państwa; są w nim zawarte wszystkie tytuły, godności i
prawa. Zanieś je do arcykapłana, by poznał z niego Twoje posłannictwo i Twe
królestwo, i by obszedł się z Tobą odpowiednio do Twej godności. Zwiążcie Mu
ręce i zaprowadźcie tego króla przed arcykapłana!" Rozwiązano bowiem Jezusowi
ręce, wprowadziwszy Go tu, teraz zaś związano je na nowo na krzyż przez piersi,
wetknąwszy Mu w nie obelżywe berło, zawierające akt Jego oskarżenia. Tak
wyprowadzono Go z sali i poprowadzono do Kaifasza wśród naśmiewań, krzyków
szyderczych i udręczeń.
14. Jezus prowadzony od Annasza do Kaifasza
Strona 101
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Prowadzony do Annasza Jezus przechodził już koło domu Kaifasza, położonego nieco
w bok, stąd o 300 kroków; teraz poprowadzono Go tam na powrót linią przekątną.
Droga, wiodąca głównie między murami i pomniejszymi budynkami, należącymi do
budynku sądowego Kaifasza, oświecona była kagankami na słupach, a napełniona
krzykliwym, rozszalałym mot-łochem żydowskim. Żołnierze eskortujący z trudem
tylko powstrzymywali
186
napór motłochu. Ci sami zbirzy, którzy u Annasza lżyli Jezusa, szli teraz za
fjini do Kaifasza, powtarzając dawne i wysilając się na nowe obelgi; siepacze
znowu dołączali do obelg czynne zniewagi i tak dręczono Jezusa przez całą drogę.
Widziałam sama, jak zbrojni pachołcy sądowi odpędzali precz gromadki ludzi
życzliwych, litujących się nad Jezusem, a natomiast tym, którzy przesadzali się
w obelgach i zarzutach przeciw Panu, dawali pieniądze i chętnie wpuszczali ich
na dziedziniec sądowy.
Przypatrzmy się teraz bliżej budynkowi, w którym osądzono Jezusa na śmierć.
Przez bramę wchodziło się na obszerny dziedziniec zewnętrzny, a stąd znowu przez
bramę na drugi dziedziniec, otoczony wkoło domu murem. (Będziemy go odtąd
nazywać dziedzińcem wewnętrznym.) - Dom sam był dwa razy tak długi jak szeroki.
Przednia część tworzyła wolną przestrzeń bez dachu, wyłożoną płytami kamiennymi,
zwana podedworzem czyli atrium. Otaczały je z trzech stron kryte krużganki i z
trzech też stron były wejścia. Główne wejście do atrium znajdowało się w
krużganku po prawej, dłuższej stronie budynku. Wchodząc tu, widzi się na lewo
pod gołym niebem omuro-waną jamę, w której pali się ogień; zwróciwszy się zaś na
prawo, ma się przed sobą czwartą stronę atrium; nie ma tu także ściany, tylko
kilka kolumn, a minąwszy je, wchodzi się po kilku schodach do wyżej położonej,
krytej sali, tzw. sali posiedzeń Wielkiej Rady. Wzdłuż ścian w półkole biegną
amfiteatralne siedzenia dla członków Rady, w środku na górze jest miejsce dla
arcykapłana. W środku półkola w otoczeniu straży stoi zwykle oskarżony, po obu
zaś stronach i za nim aż w dół do atrium są miejsca dla świadków i oskarżycieli.
Poza wywyższeniem dla sędziów, w ścianie tylnej, jest troje drzwi, wiodących do
drugiej większej, także półkolistej sali, w której również są pod ścianami
amfiteatralne siedzenia; tu odbywają się tajne posiedzenia sądowe. Wchodząc tu z
pierwszej sali, widzi się znowu na prawo i na lewo drzwi, którymi po długich
schodach wychodzi się za dom na dziedziniec wewnętrzny, zaokrąglający się tu
także, stosownie do kształtu budynku. Wyszedłszy tu prawymi drzwiami do ciemnego
podziemnego lochu, znajdującego się pod salą publicznych posiedzeń sądowych,
która, jak powiedzieliśmy, wyżej jest położona niż atrium, a zatem tworzy
miejsce na więzienie. Jest tu więcej więzień w tej części dziedzińca; w jednym z
nich widziałam uwięzionego po Zielonych Świętach Jana i Piotra przez jedną noc,
kiedy to Piotr uzdrowił chromego przy Pięknej bramie świątyni.
Cały budynek wewnątrz i zewnątrz oświetlony był rzęsiście lampami i pochodniami;
było tam jasno jak w dzień. Wewnątrz atrium, jak wspomniałam, palił się ogień w
owej wielkiej jamie. Jama ta wyglądała jak piec wpuszczony w ziemię, u góry
otwarty, z góry też wrzucało się paliwo, jak mi się zdaje, węgiel kamienny. Po
bokach występowały z jamy wyżej chłopa
187
jakby rogi; były to rury, odprowadzające dym; palący się ogień było dobrze.
widać. Wokoło ognia tłoczyli się żołnierze, pachołcy sądowi i rozmaity motłoch,
składający się z przekupionych świadków. Widać było i kobiety, które sprzedawały
tu żołnierzom jakiś czerwony napitek i piekły dla nich placki. Wszędzie był
ruch, gwar, krzątanina, jakby w jaki wieczór zapustny.
Większa część powołanych na posiedzenie zebrała się już na wywyższeniu wokół
Kaifasza; niektórzy schodzili się jeszcze powoli. Oskarżyciele i fał-szywi
świadkowie napełniali atrium zbitym tłumem; nowi wciąż napływali, więc wydano
rozkaz nie wpuszczania więcej nikogo.
Na chwilę przed przyprowadzeniem Jezusa przybyli na zewnętrzny dziedziniec Piotr
i Jan, ubrani w płaszcze woźnych. Jan za wstawieniem się znajomego mu sługi
przedostał się jeszcze szczęśliwie przez bramę na wewnętrzny dziedziniec, ale
zaraz za nim zamknięto bramę, by powstrzymać napływ tłumów. Piotr, spóźniwszy
się nieco w natłoku, zastał bramę już zamkniętą, a oddźwierna nie chciała go
wpuścić. Jan, słysząc z wewnątrz jego dobijanie się, prosił oddźwierna by go
wpuściła, ale nie pomogło by to, gdyby szczęściem nie nadeszli Nikodem i Józef z
Arymatei i nie pomogli Piotrowi wejść do środka. Teraz Piotr i Jan oddali
płaszcze służącym i spokojnie stanęli wśród tłumu po prawej stronie atrium, skąd
widać było trybunę sędziowską. Kaifasz zajął już swe miejsce w środku na górze,
a wkoło zasiadło blisko 70 członków Wielkiej Rady. Byli więc komisarze miejscy,
przełożeni, uczeni zakonni, jedni stali, drudzy siedzieli po obu stronach, a
wkoło nich tłumy przekupionych świadków i zbieraniny ulicznej. Żołnierze stali
Strona 102
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
szpalerem od wywyższenia sędziowskiego pod kolumny wchodowe przez całe atrium aż
do bramy, którą miano wprowadzić Jezusa; a nie była to brama przeciwległa sali
sądowej, lecz po lewej stronie atrium.
Kaifasz, był to układny mąż o ponurym, płomiennym obliczu. Miał dziś na sobie
długi purpurowy płaszcz, przystrojony złotymi kwiatami i ozdobami w kształcie
pędzli, pospinany na plecach i z przodu aż do dołu błyszczącymi blaszkami. Na
głowie miał czapkę, podobną do niskiej mitry biskupiej; składała się z dwóch
części pałąkowato złączonych, z bocznych otworów zwieszały się kawałki tkaniny,
a z obu boków opadały na plecy dwa płaty kosztownej materii. - Kaifasz czekał tu
już długo wraz z całym zgromadzeniem Wielkiej Rady; wielu jej członków czekało
tu od czasu, gdy wyprawiono żołnierzy z Judaszem na pojmanie Jezusa.
Niecierpliwość i złość rosły w Kaifaszu coraz bardziej, więc czasem sam w całym
swym stroju zbiegał z wywyższenia do atrium i łajał i wypytywał, kiedy też już
nadejdą. Wreszcie dano mu znać, że orszak się zbliża, więc powrócił na swoje
miejsce.
188
15. Jezus przed Kaifaszem
Wśród okrzyków szyderczych, popychany, bity i obrzucany plugastwem, doszedł do
gmachu sądowego. Wprowadzono Go do atrium, gdzie w miejsce krzyków gawiedzi
przyjęto Go szmerem i pomrukiem długo tłumionej złości. Od drzwi skierował się
orszak na prawo ku wywyższeniu sędziowskiemu. Przechodząc koło Piotra i Jana,
Jezus spojrzał na nich mile, nie zwracając jednak ku nim głowy, by ich nie
zdradzić. Zaledwie stanął Jezus przed Radą, zaraz zakrzyknął nań Kaifasz:
"Jesteś tu? Ty świętokradco, który zakłócasz nam spokój tej świętej nocy!"
Zdjęto zaraz z berła Jezusowego ową flaszeczkę z oskarżeniami spisanymi przez
Annasza; odczytawszy je głośno, zaraz zarzucił Kaifasz Jezusa potokiem obelg i
wymyślonych zarzutów. A o-prawcy i bliżej stojący żołnierze szarpali wciąż Pana
i popychali. Mieli ono żelazne pałeczki z gruszkowatą gałką na końcu, nabitą
gwoździami; tymi laseczkami szturchali Go wciąż, wołając: "Odpowiadaj! Otwórz
usta! Nie umiesz mówić?" Kaifasz rzucał się z większą jeszcze złością, niż
Annasz, zasypywał Jezusa mnóstwem pytań natarczywych, lecz Jezus zbolały, cichy
stał spokojnie z oczyma utkwionymi przed Siebie, nie patrząc nawet na Kai-fasza.
Więc oprawcy, chcąc Go zmusić do odpowiedzi, bili Go po kręgach, po bokach i
rękach, nawet kłuli Go szydłami; a jakiś okrutny człowiek przycisnął Mu wielkim
palcem dolną wargę do zębów i zawołał: "No, kąsaj tu!"
Wobec uporczywego milczenia Jezusa zarządził Kaifasz przesłuchanie świadków.
Więc znowu podkupiony motłoch zaczął krzyczeć i pleść na wyścigi, co komu ślina
na język przyniosła; to znów występowały z oskarżeniami pojedyncze partie
najzaciętszych nieprzyjaciół Jezusa spomiędzy faryzeuszów i Saduceuszów,
zebranych na święta z całego kraju, których umyślnie wyszukano i tu sprowadzono.
Powtarzano więc znowu te stare zarzuty, które Jezus już może po sto razy zbijał.
Mówiono, że uzdrawia i wypędza czarty mocą diabelską, że gwałci szabat, łamie
posty, nazywa faruze-uszów nasieniem jaszczurczym i cudzołóżcami, że podburza
lud, przepowiada zagładę Jerozolimy, obcuje z poganami, celnikami, grzesznikami
i podejrzanymi niewiastami, że uczniowie Jego nie umywają rąk według przepisu.
Zarzucono Mu dalej, że włóczy się z tłumami, każe się nazywać królem, prorokiem,
a nawet Synem Bożym i wciąż mówi o Swoim królestwie, że zaprzecza prawomocności
rozwodów i rzuca klątwy na Jerozolimę. Przytaczano Jego słowa, jako nazywa się
chlebem żywota i mówi niesłychane rzecz, że kto nie pożywa Jego ciała i nie pije
krwi Jego, nie będzie błogosławionym i zbawionym.
Tak to przekręcano i przeinaczano wszystkie Jego słowa, nauki i przypowieści,
przeplatając oskarżenia obelgami i czynnymi zniewagami. Lecz
189
jv tych swych wywodach wciąż plątali się oskarżyciele i sprzeciwiali sobie
nawzajem. Jeden mówił: "On podaje się za króla!" drugi zaraz poprawiał: "Nie! Qn
każe się tylko tak nazywać, ale gdy Go chciano naprawdę obrać królem, uciekł".
To znów ktoś krzyknął: "Ale On powiada, że jest Synem Bożym!" - Na co odrzekł
inny: "Nie, to nie! On tylko mieni się Synem, bo pełni wolę Ojca". Inni znów
opowiadali, jak to Jezus uzdrowił ich, a po tym na nowo zachorowali, że więc w
tym uzdrawianiu musi być coś niewłaściwego. W ogóle najwięcej świadczono przeciw
Jezusowi i obwiniano Go, że jest czarnoksiężnikiem. Świadczono także fałszywie o
uzdrowieniu chorego przy sadzawce Betesda, kłamano przy tym i stawiano różne
sprzeczności. Następnie obwiniali Go faryzeusze z Seforis, z którymi raz
dyskutował o rozwodzie, że rozszerza fałszywą naukę. Ów młodzieniec z Nazaretu,
którego Jezus nie chciał przyjąć na ucznia, był także na tyle podłym, że
wystąpił tu świadczyć przeciw Jezusowi. Między obwinieniami wspominano i to,
jako Jezus uniewinnił w świątyni cudzołożnicę, a natomiast potępił faryzeuszów.
Mimo tych usilnych starań nie mogli nieprzyjaciele Jezusa zdobyć się na jakieś
Strona 103
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
rzeczywiste, uzasadnione oskarżenie, mogące Jezusa potępić. Świadkowie
występowali całymi gromadami, lżąc Pana więcej w oczy, niż przeciw Niemu
świadcząc. Kłócili się tylko między sobą, a nic udowodnić nie potrafili. Kaifasz
zaś i niektórzy członkowie Rady wciąż rzucali na Jezusa obelgi, wciąż łajali Go
i wykrzykiwali: "Cóż Ty za król jesteś! Pokaż Twą moc! Zwołaj hufce aniołów, o
których mówiłeś w Ogrodzie Oliwnym. Gdzie podziałeś pieniądze wdów i tych
nierozsądnych, którzy Ci je powierzyli? Roztrwoniłeś całe majątki. Co stało się
z tym wszystkim? Odpowiadaj! Mów! Teraz, gdy masz odpowiadać sędziom, zamilkłeś;
lecz tam, gdzie lepiej było milczeć, wobec motłochu i kobiet, tam umiałeś mówić"
itd.
A tymczasem siepacze wciąż bili, trącali i katowali Jezusa, chcąc Go zmusić do
odpowiedzi. Tylko przy Bożej pomocy Jezus był w stanie wytrzymać to wszystko i
nie umrzeć, by mógł dźwigać grzechy świata. Znalazło się nawet kilku podłych
świadków, którzy zarzucili Jezusowi, że jest nieślubnym synem, lecz zaraz drudzy
sprzeciwili się temu, mówiąc: "To już jest wymysł, przecież Matka Jego była
bogobojną dziewicą przy świątyni, a zaślubiła się również bardzo pobożnemu
mężowi, czego nawet byliśmy świadkami". I zaraz zaczęła się kłótnia o to, bo
jedni nie chcieli drugim ustąpić.
Zarzucano także Jezusowi i uczniom, że nie składali ofiar w
świątyni-Rzeczywiście nie widziałam, by Jezus i Apostołowie, odkąd byli przy
Nim, składali kiedyś bydlęta na ofiarę w świątyni, z wyjątkiem baranków
wielkanocnych. Przed tym składali za Jezusa ofiary Józef i Anna, ale ostatecznie
zarzut ten nie miał podstawy ani wartości. Esseńczycy bowiem także nie składali
żadnych ofiar z bydląt, a przecież nikt nie miał im tego za karygodne.
190
. Często też powtarzano oskarżenie o czarnoksięstwo, a Kaifasz sam utrzymywał,
że ta niezgoda między świadkami i zamieszanie jest także skutkiem
czarnoksięskich sztuczek Jezusa.
Kilku świadków wynalazło ten zarzut, że Jezus spożył paschę, wbrew przepisom,
już dziesiejszego szabatu i że zeszłego roku także nie zachował przepisanych
prawem obrzędów. Rozpoczęły się przeto znowu łajania i o-belgi, lecz wnet
świadkowie pomieszali się i poplątali w swych zeznaniach, więc całą Radę, a
głównie Kaifasza gryzł wstyd i złość, że nic nie można wy-myśleć, co by
rzeczywiście obciążało Jezusa. Wreszcie wezwano Nikodema i Józefa z Arymatei, by
się usprawiedliwili, dlaczego, wiedząc, że dziś nie jest dzień pożywania paschy,
wynajęli Jezusowi wieczernik na Syjonie. Ci wystąpili więc przed Kaifasza i
wykazali z ksiąg, że według starego zwyczaju wolno Galilejczykom pożywać paschę
o jeden dzień wcześniej, zatem co do tego nie wykroczył Jezus przeciw prawu, bo
jest Galilejczykiem, a co do reszty to wszystko odbyło się w porządku, gdyż byli
przy tym obecni ludzie z świątyni. Ten ostatni szczegół zmieszał bardzo
świadków; w ogóle gniew nieprzyjaciół Jezusa zwiększył się jeszcze, gdy Nikodem,
kazał przynieść księgi, wykazał, że rzeczywiście takie prawo dla Galilejczyków
istnieje. Było tam przytoczonych kilka powodów na uzasadnienie tego prawa;
przypominam sobie z nich tylko ten, że jeśliby wszyscy musieli w jednym dniu
pożywać paschę, to przy tak wielkim napływie ludności nie można by się zmieścić
w świątyni ze wszystkim w przepisanym czasie, a gdyby wszyscy na raz powracali
do domu, natłok na drogach byłby zbyt wielki. Nie zawsze Galilejczycy robili
użytek z tego prawa, ale prawo istniało i nie dało się zaprzeczyć, więc zarzut,
wymierzony przeciw Jezusowi, upadał sam przez się. Złość faryzeuszów wzrosła
jeszcze do najwyższego stopnia, gdy Nikodem tak zakończył swe dowodzenie: "Czuję
jaką to musi być obelgą dla całej Rady, że zwołano nas tu w nocy przed
największym świętem, z takim pośpiechem, by pewnym siebie uprzedzeniem wnieść
skargę na tego Męża, a w tym czasie zeznania wszystkich świadków są
najoczywiściej sprzeczne i nic nie można Mu złego dowieść". Zjadliwie spojrzał
każdy na Nikodema, słysząc te słowa, po czym tym spieszniej i bezwstydniej
prowadzono dalej badania świadków. Po wielu bezecnych przewrotnych i kłamliwych
zeznaniach wystąpiło jeszcze dwóch świadków i rzekli: "Ten oto Jezus powiedział,
że obali świątynię, zrobioną rękami ludzkimi i w trzech dniach wybuduje nową,
która nie będzie dziełem rąk ludzkich". - Lecz i ci świadkowie pokłócili się w
końcu. Jeden z nich twierdził, że Jezus spożywał paschę inaczej niż zwykle i w
innym budynku, dlatego właśnie, by zaznaczyć, że tam ustanawia nową świątynię, a
starą °bala. Drugi natomiast zaraz sprzeciwił się, rozumując, że wieczernik
zrobiony jest także ręką ludzką, więc Jezus musiał mieć co innego na myśli.
191
Kaifaszowi dokuczyło to już do żywego. Katowanie Jezusa, sprzeczne zeznania
świadków i niepojęta cierpliwość oskarżonego robiły na obecnych bardzo przykre
wrażenie. Kilka razy po prostu wyśmiano świadków, słysząc ich zeznania. Inni
znowu, widząc, jak Jezus uporczywie milczy, poczuli trwogę w duszy. Około
Strona 104
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
dziesięciu żołdaków poczuło wyrzuty sumienia i skruchę, więc pod pozorem
zasłabnięcia wyszli. Przechodząc koło Piotra i Jana, rzekli do nich: "To
milczenie Jezusa Galilejczyka wobec tak bezecnego z Nim postępowania rozdziera
nam serca. Zdaje się, że człowieka ziemia pochłonie. Wskażcie nam, dokąd mamy
się zwrócić?" - Apostołowie może nie zupełnie ufali im i obawiali się podstępu z
ich strony, a zresztą bali się, by stojący w koło nie poznali ich jako uczniów
Jezusa, więc patrząc smutnie, odpowiedzieli ogólnikowo: "Skoro wzywa was prawda,
to z ufnością powierzcie się jej przewodnictwu; reszta przyjdzie sama z siebie".
Wyszli więc skruszeni żołnierze z domu i pospieszyli na miasto. Tam spotkali
innych uczniów i za ich wskazówką udali się na drugi stok góry Syjonu, na
południe od Jerozolimy, gdzie w grotach ukrywali się Apostołowie. Ci przelękli
się z początku na widok żołnierzy, lecz wnet poznali ich dobre zamiary, więc z
radością ich przyjęli. Przez nich otrzymali wiadomość, jak stoi sprawa z Jezusem
i że im także zagraża niebezpieczeństwo. Więc rozproszyli się zaraz po innych
kryjówkach.
Kaifasz, rozzłoszczony do reszty sprzecznymi zeznaniami ostatnich dwóch
świadków, wstał ze swego miejsca, zeszedł kilka stopni ku Jezusowi i zapytał:
"Cóż, nie odpowiadasz nic na te zeznanie?" Pałał złością, że Jezus nawet nie
raczy spojrzeć na niego. Wprawdzie siepacze poderwali Jezusowi głowę za włosy do
góry i jeszcze bili Go pięściami w brodę, lecz mimo to Jezus uporczywie
spoglądał w ziemię. Wtedy Kaifasz podniósł gwałtownie ręce do góry i drżącym ze
złości głosem zawołał: "Poprzysięgam Ci na Boga żywego, powiedz, czyś Ty jest
Chrystus, Mesjasz, Syn Boga Najświętszego?"
W sali zrobiła się wielka cisza, a Jezus wzmocniony przez Boga, głosem
wstrząsającym, głosem Słowa wiecznego, rzekł z niewypowiedzianą godnością: "Jam
jest! tyś powiedział! A zaprawdę, powiadam wam, wkrótce ujrzycie Syna
człowieczego, siedzącego po prawicy Majestatu Bożego, i zstępującego w obłokach
niebieskich."
Przy tych słowach rozjaśniła się postać Jezusa, a nad Nim otworzyło się Niebo, w
którym ujrzałam Boga Ojca wszechmogącego, w postaci niewypowiedzianej, jak
właściwie tego już nie potrafię opisać. Widziałam, że aniołowie i sprawiedliwi
modlą się i wstawiają się do Boga Ojca za Jezusem. Równocześnie zaś czułam,
jakoby Bóstwo Jezusa przemawiało zarazem z Ojca i z Jezusa: "Gdybym mógł
cierpieć, cierpiałbym chętnie. Lecz jako Bóg nie mogę, więc z litości przyjąłem
na się ciało w Synu, by Syn człowieczy
192
cierpiał; jestem bowiem najsprawiedliwszy. I oto Syn człowieczy dźwiga na Sobie
grzechy tych wszystkich, grzechy całego świata."
Pod Kajfaszem zaś ujrzałam otworzone całe piekło, jako ponury ognisty krąg,
pełen straszydeł. On stał nad nim, jakby tylko cienką przegrodą oddzielony, a
złość piekła przenikała jego istotę. W ogóle cały dom wydał mi się podobnym do
piekła, występującego nagle z ziemi. Jezus wypowiedział uroczyście, że jest
Chrystusem, Synem Boga, więc piekło zadrżało ze strachu przed Nim i nagle
napełniło dom ten całą swą zjadliwością przeciw Niemu. Ponieważ wszystko
przedstawia mi się w widzeniu w widomych kształtach i obrazach, więc i teraz
widziałam, że ta trwoga i wściekłość piekła występuje niejako z ziemi na różnych
miejscach w postaci mnóstwa obrzydliwych straszydeł. Przypominam sobie, że
widziałam między nimi całe gromady małych, czarnych postaci, podobnych do
biegających psów o krótkich łapach z długimi pazurami. Pamiętam tylko ich
kształt, ale nie wiem już, jaki rodzaj złośliwości ludzkiej miały one uosabiać.
Małe te straszydła wślizgiwały się do wnętrza większej części obecnych, wielom
siadały na głowie lub barkach. Pełno ich było wszędzie, a wraz z nimi wzrastała
zawziętość w złych sercach. Równocześnie widziałam, jak z drugiej strony Syjonu
występowały z grobów jakieś obrzydliwe postacie; były to zapewne złe duchy.
Także w pobliżu świątyni występowały z ziemi jakieś liczne zjawiska, niektóre z
nich z okowami na rękach i nogach, jakby więźniowie. Nie wiem, czy te ostatnie
mary były także złymi duchami, czy były to może dusze, przywiązane dotychczas do
ziemi, a teraz dążące może do otchłani, którą im Pan otworzył przez owe słowa,
ściągające na Niego wyrok śmierci. Rzeczy takie nie dadzą się nigdy dobrze
opowiedzieć, tym bardziej, by nie być powodem zgorszenia dla nieświadomych; ale
patrząc na nie, odczuwa się je w zupełności i włosy stają z przerażenia na
głowie. Coś okropnego było w tym widoku. I Jan musiał z tego nieco widzieć, bo
później wspominał coś o tym. Inni zapewne nie widzieli tych zjawisk
nadprzyrodzonych, ale wszyscy, przynajmniej nie całkiem jeszcze zatwardziali w
złym, czuli z przejmującym dreszczem okropność tej chwili; źli natomiast odczuli
tę grozę przez gwałtowny wybuch swej dzikiej zajadliwości.
Kaifasz, jakby w piekielnym natchnieniu uchwycił, po powyższych słowach Jezusa,
rąbek swego wspaniałego płaszcza, odciął go nożem, rozdarł z szelestem i
Strona 105
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
krzyknął głośno: "Zbluźnił! na cóż jeszcze świadków? Słyszeliście sami
bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje?" A obecni, powstawszy, zawołali strasznym
głosem: "Winien jest śmierci! Winien jest śmierci!"
W czasie tych okrzyków doszło rozkiełzanie ponurych mocy piekielnych do
najwyższego stopnia. Wrogowie Jezusa byli jakby oszołomieni i otumanieni przez
szatana, również ich służalcy i rozwścieczeni pachołkowie.
193
Zdawało się, że ciemność ogłasza swój triumf nad światłością. Tych, w któ--rych
tliła jeszcze iskierka dobrego, dreszcze przejął straszny, więc wielu z nich
zakrywszy głowy wymknęło się chyłkiem. Wnet też opuścili sąd
zna-komitsrświadkowie z obciążonym sumieniem, widząc, że już są niepotrzebni.
Podlejsi kręcili się koło ogniska w atrium, gdzie wypłacono im pieniądze;
pożerali tu co mogli i zapijali się.
Kaifasz rzekł na odchodnym do siepaczów: "Wydaję wam tego króla oddajcie
bluźniercy należną cześć!" Zaraz też zabrał się ze swymi radnymi do okrągłej
sali poza salą sądową, gdzie nie można ich było widzieć.
Jan, pogrążony w głębokim smutku, wspomniał na Najświętszą Pannę. Chodziło mu o
to, by ktoś nieprzyjazny nie udzielił jej tej strasznej wieści w sposób
jaskrawy, raniący bardziej Jej serce, więc spojrzawszy jeszcze raz na
Najświętszego z świętych, rzekł w duchu: "Mistrzu, Ty wiesz dobrze, dlaczego
odchodzę". I zaraz pospieszył stąd do Najświętszej Panny, jak gdyby go sam Jezus
posyłał. Piotr natomiast, oszołomiony całkiem trwogą i boleścią, a przy tym ze
znużenia czując dotkliwiej przy zbliżającym się poranku przenikliwe zimno, ukrył
jak mógł, swój rozpaczliwy smutek i zbliżył się nieśmiało do ogniska w atrium,
przy którym grzał się zebrany motłoch. Sam nie zdawał sobie sprawy, co robi; ale
nie miał siły oddalić się od swego Mistrza.
16. Naigrawanie z Jezusa
Zaledwie Kaifasz, wydawszy Jezusa, opuścił z Radą salę sądową, rzuciła się cała
rota obecnych tam łotrzyków na naszego Pana, jak rój os rozdrażnionych.
Dotychczas trzymało wciąż Jezusa na powrozach dwóch oprawców; dwaj drudzy
odeszli przed tym z sądu, by zastąpić się kim innym. Już podczas przesłuchania
plwali ci siepacze i inni niegodziwcy na Jezusa, bili Go ustawicznie kułakami i
kolczastymi laskami i kłuli igłami, a nawet bezlitośnie wyrywali całe pęki
włosów z brody i głowy Jezusa. Przyjaciele Jezusa podjęli ukradkiem kilka takich
zwojów z ziemi i wymknęli się z nimi; później gdzieś się zapodziały. - Po
wyjściu trybunału zaczęli ci niegodziwcy w nowy a głupi sposób znęcać się nad
Zbawicielem. Wsadzali Mu na głowę coraz nowe korony, plecione ze słomy lub łyka
najrozmaitszych kształtów i zaraz strącali Mu je z głowy, szydząc złośliwie. Tak
np. mówili: "Widzicie Syna Dawida w koronie ojca swego!" albo: "Patrzcie, ten
więcej znaczy, jak Salomon!" lub: "To jest król, który sprawia gody swemu
synowi!" I tak wy-drwiwali te wieczne prawdy, które głosił dla zbawienia ludzi
wprost, lub w porównaniach. Bili Go przy tym pięściami i kijami, trącali Nim na
wszystkie strony i pluli nań. Wreszcie upletli jeszcze jedną koronę z grubej
słomy
194
pszenicznej, jaka tam w kraju rośnie; wsadzili Mu na głowę wysoką czapkę,
podobną do naszej mitry biskupiej, na to włożyli ów wieniec ze słomy, zdarłszy
zeń przedtem ową tkaną suknię. Stał więc cierpiący Jezus tylko w przepasce przez
środek ciała i w szkaplerzu na piersiach i plecach; ale wnet zdarli i szkaplerz,
i nie oddali Mu już więcej. Teraz zarzucili Mu na barki stary, obdarty płaszcz,
który z przodu nie okrywał nawet kolan; na szyję zaś założyli Mu długi łańcuch
żelazny, spadający z ramion przez piersi jak stuła aż do kolan. Łańcuch
zakończony był dwoma ciężkimi kolczastymi pierścieniami, które, gdy Jezus szedł
lub upadał, raniły Mu boleśnie kolana. Następnie skrępowali Mu na nowo ręce na
piersiach, wetknęli w nie trzcinę i znów zaczęli plwać na Jego święte skatowane
oblicze. Cała głowa Jezusa, rozburzona broda, piersi i górna część tego płaszcza
szyderczego obmazane były wszelkiego rodzaju plugastwami. Oczy przewiązali Mu
jakimś łachem, po czym bili Go pięściami i kijami, wołając: "Wielki Proroku!
zgadnij kto Cię uderzył?" Lecz Jezus milczał, wzdychał tylko i modlił się w
duchu za swych prześladowców, a ono, zakamieniali w złości, tym więcej Go bili.
Wreszcie tak skatowanego, oszpeconego i splugawionego powlekli na łańcuchu do
tylnej sali obrad; po drodze bili Go kijami i kopali nogami, wołając szyderczo:
"Naprzód z tym królem słomianym! Musimy pokazać Radzie, jaką to cześć wielką Mu
oddaliśmy". W sali znajdował się jeszcze Kaifasz i wielu członków Rady. Gdy
wprowadzono Jezusa, rozpoczęły się na nowo naigra-wania, pełne płaskich dowcipów
i ciągłego świętokradzkiego gwałcenia świętych zwyczajów i czynności. Jak
przedtem, plując nań i obrzucając plu-gastwem, wołali: "Oto twe namaszczenie na
króla i proroka!" - tak teraz nai-grawali się z namaszczeń Magdaleny i ze
Strona 106
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
chrztu. - "Jak to - wołali szyderczo - taki nieczysty chcesz stawać przed Wysoką
Radą? Innych zawsze oczyszczasz, a sam nie jesteś czysty. Czekaj, my sami Cię
oczyścimy". Przynieśli więc zaraz misę, pełną brudnej mętnej cieczy, w której
leżała gruba szmata. Zaczęły się nowe popychania, naigrawania, łajania,
pomieszane z szyderczymi ukłonami i powitaniami, jedni pokazywali Mu język, inni
obracali się do Niego tyłem, a tymczasem jeden obcierał Mu oblicze i barki tą
mokrą, lepką szmatą, niby to obmywając Go, a właściwie jeszcze więcej Go walał.
Wreszcie wylali Mu niegodziwcy wszystką tą nieczystość z misy na twarz, wołając
z urąganiem: "Oto masz kosztowną maść, oto woda nardowa za trzysta denarów: oto
Twój chrzest w sadzawce Betesda!"
Oto ostatnie szyderstwo wbrew ich zamiarom upodobniło Jezusa z barankiem
wielkanocnym; gdyż baranki ofiarne, przeznaczone dziś na rzeź, myto najpierw z
grubszego w stawie koło bramy Owczej, a potem pokrapiano je jeszcze
ceremonialnie wodą w sadzawce Betesda na południowy zachód od świątyni, zanim
zarżnięto je w świątyni na paschę. Siepacze chcieli
195
właściwie powyższymi słowy wytknąć Jezusowi uzdrowienie paralityka przy Sadzawce
Betesda, chorego od 38 lat, bo uważali wtenczas, że jego także myto, czy też
chrzczono. Mówię "myto lub chrzczono", bo nie pamiętam już tego dotrze w tej
chwili.
Bijąc i potrącając Jezusa, włóczyli Go siepacze po sali w oczach Rady, nie
żałującej także szyderstw i obelg. Obraz to był ponury, dreszczem wstrząsający;
widziałam, jak każdy z tych złoczyńców opanowany był przez jakąś straszną marę
piekielną. Udręczonego Jezusa otaczał jednakże co chwilę blask i światło,
szczególnie odkąd wyznał, że jest Synem Bożym. Wielu z obecnych zdawało się
mniej lub więcej przeczuwać to wewnętrznie, serca ich napełniały się trwożnym
przekonaniem, że wszystkie te obelgi i szyderstwa nie potrafią Jezusa obrać z
tej niewypowiedzianej nieziemskiej godności. Zaślepieni nieprzyjaciele Jezusa
nie widzieli wprawdzie oczyma tej glorii, odczuwali ją tylko chyba przez
silniejszy wybuch i napływ złości. Mnie jednak wydawał się ten blask ogromnie
bijący w oczy, więc przychodziło mi na myśl, że dlatego zasłonili siepacze
Jezusowi oczy, by od czasu, gdy Jezus wyrzekł słowa: "Jam jest", nie mógł
arcykapłan znieźć Jego wzroku.
17. Zaparcie sie Piotra
Gdy Jezus wyrzekł uroczyście: "Jam jest", i Kaifasz rozdarł suknię, a wołania:
"Winien jest śmierci!" zmieszały się z naigrawaniem i szałem pospólstwa, gdy nad
Jezusem otworzyło się Niebo sprawiedliwości, gdy groby wypuściły więzione duchy,
a piekło wylało całą swą złość, napełniając dusze ludzkie trwogą i zgrozą, Piotr
i Jan nie byli w stanie stać tu dłużej bez słowa skargi, bezczynnie, i śledzić z
niemym naprężeniem straszne męki Jezusa. Jan wyszedł wraz ze świadkami i innymi,
i pospieszył do Matki Jezusa, która bawiła ze świętymi niewiastami w mieszkaniu
Marty, niedaleko narożnej bramy miasta Jerozolimy, gdzie Łazarz posiadał okazały
dom. Piotr nie miał siły odejść od Jezusa, zanadto Go kochał. Z wielkiej boleści
i smutku nie mógł nawet zebrać myśli, płakał gorzko, ukrywając jak mógł, swe
łzy. Nie chciał dłużej tu stać i patrzeć na Jezusa, by się nie zdradzić; lecz i
gdzie indziej nie mógł stanąć, by nie wpaść w oczy. Zbliżył się więc do ogniska
w a-trium, gdzie stali gromadkami żołnierze i pospólstwo; jedni odchodzili, by
naigrawać się z Jezusa, drudzy wracali, siląc się na nikczemne docinki i
szyderstwa z Jezusa. Piotr stanął cicho na uboczu, lecz już jego współudział, a
przy tym wyraz głębokiego smutku malujący się w obliczu, musiały podać go w
podejrzenie u nieprzyjaciół Jezusa. Właśnie zbliżyła się do ognia oddźwierna;
wszyscy rozprawiali wśród łajań o Jezusie i Jego uczniach, więc
196
j ona wtrąciła się śmiało do rozmowy, jak to zwykły śmielsze kobiety, a po
chwili, spojrzawszy na Piotra, rzekła: "Ty także jesteś jednym z uczniów
Galilejczyka!" Piotr, zmieszany i zatrwożony, zląkł się, że i jego to pospólstwo
zacznie czynnie znieważać, więc rzekł: "Kobieto, nie znam Go; nie wiem i nie
rozumiem, co chcesz powiedzieć". I zaraz wstał i wyszedł z atrium, by zejść im z
oczu. A właśnie był czas, kiedy kur piał za miastem. Nie przypominam sobie, czy
słyszałam to pianie, ale czułam, że tak było. Gdy wychodził, ujrzała go druga
dziewka i rzekła do stojących wkoło: "Ten także był z Jezusem z Nazaretu!"
Obecni zbliżyli się zaraz, pytając podejrzliwie: "Może i ty jesteś jednym z Jego
uczniów?" Biedny Piotr jeszcze bardziej zmieszał się i zatrwożył, i zaczął
zapewniać uroczyście: "Zaprawdę! to nie ja byłem! Nie znam tego człowieka!" I
zaraz wybiegł z pierwszego dziedzińca na zewnętrzny. Zapłakany był i tak
przejęty trwogą o siebie i o Jezusa, iż nawet nie zastanowił się nad tym, że już
dwa razy zaparł się Jezusa. Na zewnętrznym dziedzińcu było także pełno ludzi,
między nimi i przyjaciół Jezusa, których nie wpuszczono dalej; wdrapywali się
Strona 107
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
więc na mury, by coś zobaczyć i usłyszeć. Była tu także garstka uczniów Jezusa,
których niepokój wypędził z grot na górze Hilnom, gdzie byli ukryci, więc
wkradli się tu po wiadomości. Ujrzawszy Piotra, otoczyli go zaraz, płacząc, a on
w tym gwałtownym smutku i trwodze, by się nie zdradzić, kilku tylko słowy dał im
poznać grożące niebezpieczeństwo i radził, by zaraz odeszli. Usłuchali go i
odeszli zaraz do miasta, on zaś błąkał się wokoło, dręczony głębokim smutkiem.
Wspomnianych uczniów było około szesnastu, między nimi Bartłomiej, Natanael,
Saturnin, Judas Barsabas, Sy-meon, późniejszy biskup Jerozolimy, Zacheusz i
Manahem, ów ślepo urodzony, uzdrowiony przez Jezusa, obdarzony duchem proroczym.
Piotr nie poszedł za nimi do miasta, bo miłość ku Jezusowi trzymała go tu na
uwięzi; coś ciągnęło go z powrotem na wewnętrzny dziedziniec. Wpuszczono go,
dzięki poprzedniemu wstawiennictwu Nikodema i Józefa z Ary-matei. Nie poszedł
jednak do atrium, jak przedtem, lecz zwrócił się na prawo wzdłuż domu do drzwi
owej okrągłej sali, po której właśnie, jak to wyżej wspomnieliśmy, włóczono
Jezusa z naigrawaniem. Drzwi oblężone były przez służbę i ciekawych,
przypatrujących się okrutnemu widowisku. Piotr zbliżył się bojaźliwie; poznał
zaraz, że podejrzliwie nań patrzą, ale trwoga o Jezusa przemogła obawę o siebie,
więc przecisnął się przez drzwi. Właśnie wleczono Jezusa wkoło sali, ustrojonego
w koronę słomianą. Poważnie i Przestrzegająco spojrzał Jezus na Piotra, w którym
walczyły na przemian ogromna boleść nad Jezusem i obawa o siebie; gdy usłyszał
szepty koło siebie: "Co to za jeden", wybiegł znowu na dziedziniec i chodził
chwiejnym krokiem, dręczony współczuciem i trwogą. Lecz i tu zwracał na siebie
uwagę, ^ wszedł znowu do atrium, przybliżył się do ognia i siedział łam dobrą
197
chwilę. Wtem przyszło kilku, co widzieli go w sali na dworze i zauważyli go;
najpierw zaczęli lżyć Jezusa i potępiać Jego działanie, aż wreszcie jeden rzekł
do Piotra: "Zaprawdę i ty należysz do Jego stronnictwa; jesteś GalilejJ czykiem,
poznać to po mowie". Piotr zaczął się wymawiać i chciał odejść, lecz w tym
zastąpił mu drogę brat Malchusa i rzekł: "Jak to? Czyż nie widziałem] cię z nimi
w Ogrodzie Oliwnym? Czyż nie ty zraniłeś ucho brata mego?" ,
Piotr w tym kłopocie stracił prawie zmysły, wyrwał się im i jak to on by}
prędki, zaczął zaklinać się i przysięgać, że nie zna zupełnie tego człowieka, po
czym wybiegł z atrium na dziedziniec. Właśnie zapiał kur, a Jezusa prowadzono z
okrągłej sałi przez dziedziniec do więzienia, znajdującego się pod salą. Jezus w
przechodzie zwrócił się w stronę Piotra i spojrzał nań wzrokiem żałosnym,
rozdzierającym; i zaraz jak uderzenie gromu przypomniały się Piotrowi słowa
Jezusa: "Nim kur dwakroć zapieje, trzykroć się Mnie zaprzesz". Zmożony trwogą i
troską, zapomniał zupełnie swego chełpliwego przyrzeczenia na Górze Oliwnej, że
prędzej umrze ze swym Mistrzem, niż się Go zaprze, - i Jego ostrzegającego
upomnienia; teraz jedno spojrzenie Jezusa przywiodło mu to w pamięć i dało mu
odczuć cały ciężar popełnionej winy. Poznał, że zgrzeszył, a zgrzeszył względem
swego Zbawiciela udręczonego, niewinnie osądzonego, w milczeniu znoszącego
najstraszniejsze katusze, względem Mistrza, który z takim przywiązaniem Go
ostrzegał. Odchodząc od zmysłów z żalu, zapłakał gorzko, a zakrywszy twarz,
wybiegł na dziedziniec zewnętrzny. Już teraz nie troszczył się o to, czy go kto
zaczepi, każdemu byłby wyznał, kim jest i jak wielka wina na nim ciąży.
Któż mógłby zaręczyć o sobie, że przy takim dziecinnym, a zarazem zapalnym
usposobieniu okazałby się stalszym od Piotra, gdyby jeszcze tak jak on znajdował
się w takim niebezpieczeństwie, trwodze, ucisku i pomieszaniu, w takim
rozdwojeniu i rozterce między obawą a miłością, znużony, strudzony, niewyspany,
odchodzący od zmysłów z boleści nad smutnymi wypadkami tej strasznej nocy? Pan
pozostawił go jego własnym siłom; więc okazał się słabym, jak wszyscy, którzy
zapominają o słowach: "Czuwajcie i módlcie się, abyście nie weszli w
pokuszenie!"
18. Maryja koło domu Kaifasza
Najświętsza Panna, współcierpiąc wciąż z Chrystusem, widziała i odczuwała
wszystkie Jego męki; wraz też z Nim modliła się wciąż za Jego katów. Ale była
przede wszystkim matką, więc macierzyńskie serce Jej wołało ustawicznie do Boga,
by nie dopuścił popełnienia tych grzechów, by raczył odwrócić te męki od Jej
Najświętszego Syna. Zarazem parło Ją nie-
198
przezwyciężone pragnienie być w pobliżu Swego biednego, udręczonego Syna.
Właśnie nadszedł Jan, który zaraz po owym strasznym okrzyku: "Winien jest
śmierci" wybiegł z sądu. Ten z całą oględnością zdał Jej sprawę z okropnych mąk,
jakie ponosił Jezus i jako ostatecznie Go winnym śmierci uznano. Wprawdzie
Maryja widziała duchem bezmiar tych cierpień, ale gdy teraz otrzymała z ust Jana
potwierdzenie tego, nie mogła opanować dłużej 'Swej tęsknoty i zażądała, by
zaprowadzono Ją w pobliże cierpiącego Jezusa; takie samo pragnienie objawiła
Strona 108
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Magdalena, odchodząca prawie od zmysłów z boleści i kilka innych świętych
niewiast. Jan, który tylko dlatego odszedł od swego Boskiego Mistrza, by
pocieszyć tę, która po Jezusie była mu najbliższą, ofiarował się zaraz z
gotowością zaprowadzenia ich. Zasłoniwszy twarze, wyszły w towarzystwie Jana na
ulicę, zalaną słonecznym światłem. Magdalena szła obok innych chwiejnym krokiem,
załamując ręce. Na ulicy ruch był dość znaczny, bo powracano właśnie z Syjonu od
Kaifasza. Skupiona ta gromadka niewiast, wybuchająca od czasu do czasu lamentem,
zwracała na siebie uwagę przechodniów. Domyślano się, kto to jest, więc wrogowie
Jezusa, przechodząc mimo nich, umyślnie ich mijając, lżyli głośno Jezusa,
powiększając i odnawiając boleść świętych niewiast. Najświętsza Panna najwięcej
smutkiem strapiona, cierpiała wewnętrznie wraz z Jezusem, ale jak On milczała i
ukrywała troskliwie boleść w Swym sercu. Szła teraz cicha, zbolała,
podtrzymywana rękoma świętych niewiast. Pod jedną z bram śródmieścia, którędy
wiodła je droga, napotkały kilku życzliwych, którzy z narzekaniem wracali z sądu
do domu. Zbliżywszy się do świętych niewiast, poznali Matkę Jezusa, więc
zatrzymali się na chwilę, witając ją z serdecznym współczuciem: "O
najnieszczęśliwsza Matko! Matko najsmutniejsza! Bole-ściwa Matko Najświętszego z
Izraela!" Wdzięcznym sercem przyjęła Maryja ich współczucie, lecz czas naglił,
więc spiesznie poszły niewiasty dalej do celu swej smutnej pielgrzymki.
Idąc tą drogą, zbliżyły się do domu Kaifasza od tyłu, gdzie tylko jeden mur
otaczał dom, podczas gdy z przodu przechodziło się przez dwa podwórza. Tu nowa
boleść czekała Matkę Jezusa i Jej towarzyszki; musiały przechodzić obok
podwyższonego placu, na którym przy świetle pochodni obrabiano pod lekkim
namiotem krzyż dla Chrystusa. Wrogowie Jezusa kazali przygotować krzyż dla Niego
zaraz po zdradzie Judasza, by w razie pojmania Jezusa, Piłat nie mógł się niczym
wymówić od wydania wyroku. Umyślili bowiem zaraz raniutko zawieść mu Pana do
osądzenia, nie spodziewając się, że to tak długo się przeciągnie. Krzyże dla obu
łotrów mieli już Rzymianie gotowe, a dla Jezusa przygotowywano teraz krzyż z
pośpiechem. I na to musiała patrzeć Najświętsza Panna. Każde uderzenie siekiery
raniło Jej macierzyńskie serce, mieczem boleści przenikały je przekleństwa i
szy-
199
derstwa robotników, złych, że muszą z powodu Jezusa pracować w nocy mimo to
modliła się Maryja za tych zaślepionych, którzy wśród przekleństw przygotowywali
narzędzie śmierci męczeńskiej dla Jej Syna, będące zarazem narzędziem ich
odkupienia.
Obszedłszy dom wokoło, weszły niewiasty z Janem na zewnętrzne pod-worze i
stanęły w kątku pod bramą drugiego dziedzińca. Najświętsza Panna, duszą będąca
przy Jezusie, pragnęła i ciałem być koło Niego, a wiedziała, że On tam siedzi w
więzieniu pod domem i że tylko ta brama oddziela Ją od Niego. Myślała, że może
za pośrednictwem Jana otworzą im bramę i puszczą do środka. Wtem otwiera się
brama, a z niej wypada przed innymi Piotr z zakrytą głową, płacząc rzewnie i
zasłaniając twarz rękoma. Przy świetle księżyca i pochodni poznał zaraz Jana i
Najświętszą Pannę. Dopiero oto Syn Jej Swym spojrzeniem wzbudził w nim wyrzuty
sumienia, a teraz znów Ona stawała przed nim przypominając mu tym całą jego
winę. Ach! Jakże boleśnie przenikały duszę biednego Piotra słowa Maryi:
"Szymonie! jak stoi sprawa z Jezusem, Synem Moim?" Czując swą winę, nie mógł
znieść Jej wzroku, nie mógł przemówić słowa, tylko odwrócił się, łamiąc ręce.
Lecz Maryja najdobrotliwsza sama podeszła ku niemu i zapytała jeszcze raz
boleściwie: "Szymonie, synu Kefasa, nic mi nie odpowiadasz?" A Piotr w poczuciu
własnej nędzy, widział się niegodnym być w pobliżu Matki Jezusa i rozmawiać z
Nią, więc głosem drżącym z bólu i rozpaczy, zawołał: "O Matko, nie mów nawet do
mnie! Syn Twój cierpi nadludzkie męki. Nie mów do mnie, bom niegodzien tego! Oni
skazali Syna Twego na śmierć, a ja trzykroć podle zaparłem się Go!" Jan jeszcze
zbliżył się do niego i chciał z nim pomówić, ale Piotr, odchodząc od siebie ze
smutku, wybiegł z dziedzińca i pobiegł za miasto do owej groty na Górze Oliwnej,
w której były na kamieniu odciski rąk modlącego się Jezusa; tu zaczął gorzko
opłakiwać swój grzech. W tej samej grocie pokutował pierwszy nasz rodzic Adam,
gdy po raz pierwszy zstąpił z raju na ziemię obciążoną przekleństwem.
Najświętsza Panna równie z Jezusem odczuła boleśnie to nowe Jego cierpienie, że
zaparł się Go ten sam uczeń, który najpierwszy uznał Go Synem Boga żywego.
Usłyszawszy słowa Piotra, osunęła się przy filarze bramy na kamień, na którym
zaraz odcisnęły się ślady Jej ręki czy też nogi. Kamień ten istnieje w tym
stanie dotychczas, widziałam go nawet, ale gdzie, nie przypominam już sobie.
Wnet podniosła się Najświętsza Panna, ujrzawszy, że bramy pozostawiono otwarte,
nie spodziewając się już zbytniego natłoku po zamknięciu Jezusa w więzieniu. Na
Jej żądanie Jan podprowadził Matkę Bożą i niewiasty aż pod więzienie Jezusa.
Wiedziała Maryja, że Jezus tafli jest i cierpi, i Jezus przeczuwał Jej bliskość,
Strona 109
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
ale najwierniejsza ta matka chciała także zmysłami ciała swego słyszeć bolesne
westchnienia Syna
200
Swego. Usłyszała je rzeczywiście, ale zarazem usłyszała naigrawania otaczających
Go siepaczów. Nie mogły tu długo stać niewiasty bez zwrócenia na siebie uwagi.
Magdalena nie była w stanie stłumić w sobie gwałtownej boleści; Najświętsza
Panna nawet w najwyższej boleści umiała zachować w swej świętej postaci
umiarkowanie i spokój, biła z Niej nadziemska powaga i godność, ale mimo to
poznano Ją niezawodnie, bo uszu Jej dochodziły bolesne dla Niej słowa: "Czy nie
jest to Matka Galilejczyka? Jej Syn musi pójść na krzyż; ale zapewne nie przed
Paschą, chyba że to już jest jaki ostatni złoczyńca". Wewnętrzną wskazówką
kierowana, zwróciła się teraz Maryja do atrium, a za Nią Jej otoczenie. Podeszła
do ogniska, przy którym kręciło się jeszcze kilku z pospólstwa. Rozglądnąwszy
się po wstrętnym budynku, uprzytomniła Sobie, co się tu działo niedawno. Tu
wyznał Jezus, że jest Synem Bożym, tu wołało nań plemię szatańskie: "Winien jest
śmierci!" Więc boleść owładnęła Nią tak dalece, że podobną była raczej do
konającej, niż do żywej. Wnet jednak opamiętała się trochę i dała się prowadzić
z powrotem do domu. Pospólstwo nikło i rozstępowało się, jakby olśnione Jej
widokiem. Zdawało się, że to duch czysty, nieskalany, przechodzi przez czeluście
piekielne.
Wracano tą samą drogą, więc znowu musiała Maryja przechodzić koło tego smutnego
dla Niej miejsca, gdzie przygotowywano krzyż dla Jezusa. -Jak sędziowie z
osądzeniem Jezusa, tak robotnicy nie mogli sobie dać rady ze sporządzeniem
krzyża. Coraz to musieli znosić nowy materiał, bo ten lub ów kawałek popsuł się
lub złamał, aż wreszcie złożyli go z różnorakich kawałków drzewa, jakim miał być
ze zrządzenia Bożego. Miałam co do tego różne widzenia, uważałam nawet, jakby
aniołowie przeszkadzali w robocie, dopóki nie wykończono krzyża według woli
Bożej; ponieważ jednak nie przypominam sobie tego dokładnie, więc ograniczam do
tego, co już wspomniałam.
19. Jezus w więzieniu
Więzienie Jezusa była to mała sklepiona piwniczka pod salą sądową; część jej
dotychczas się dochowała. Przy Jezusie pozostało tylko dwóch oprawców, zmieniali
się jednak co jakiś czas. Jezusowi nie oddano Jego sukien; ubrany był tylko w ów
oszpecony płaszcz szyderski, a ręce miał związane.
Wchodząc do więzienia, wzniósł Jezus modły do Ojca Swego niebieskiego, by
wszystkie te udręczenia i naigrawania, jakie poniósł dotychczas i jeszcze miał
ponieść, raczył przyjąć jako ofiarę przebłagalną za Jego drę-czycielf i za
wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek zgrzeszą niecierpliwością • gniewem w
znoszeniu cierpień.
201
I w wiezieniu nie dali dręczyciele Jezusowi spokoju. Przywiązali Go do --słupa,
wbitego w środku więzienia, a nie dali Mu się oprzeć o niego, choć Jezus ledwo
trzymał się na nogach znużonych, nabrzmiałych i poranionych od upadania i od
uderzeń łańcucha, spadającego aż do kolan. Nie zaprzestawali także na chwilę
naigrawań swych i katowań; gdy ci siepacze się zmęczyli, zastępowało ich dwóch
innych i znowu nowe udręczenia musiał Jezus znosić.
Niemożliwem jest oddać i opisać należycie tę złość ich i okrucieństwo, wywierane
na najczystszym, najświętszym Zbawicielu; patrząc na to, sama byłam chora i
prawie konająca ze współczucia. Jakiż to wstyd dla nas, że ze zniewieściałości i
wstrętu przed cierpieniami, nie potrafimy nawet opowiedzieć, ani wysłuchać opisu
tych udręczeń niezliczonych, jakie niewinny Odkupiciel cierpliwie znosił dla
nas. Ogarnia nas przy tym zgroza podobnie jak mordercę, który ma dotknąć ran
zamordowanego przez siebie człowieka. Jezus znosił wszystko, nie otworzywszy
nawet ust; a przecież to ludzie, grzesznicy, srożyli się tak przeciw bratu,
swemu Odkupicielowi, swemu Bogu. I ja jestem biedną grzesznicą i za mnie musiał
Jezus tak cierpieć. W dzień sądu wszystko wyjdzie na jaw; wtenczas zobaczymy,
jak to i o ile przyczyniliśmy się naszymi grzechami do mąk Syna Bożego, gdy w
czasie stał się Synem człowieczym; a grzechy te popełniamy wciąż na nowo, więc
swym zachowaniem się dajemy niejako zezwolenie na te udręczenia Jezusa przez
szatańska rotę i zatwierdzamy je. Ach! gdybyśmy to dobrze rozważyli, to z
większym o wiele zastanowieniem i powagą wymawialibyśmy te słowa, zachodzące w
wielu modlitwach pokutnych: "Panie, dopuść mi raczej umrzeć, niżbym Cię miał
powtórnie przez grzech obrazić!"
Stojąc w więzieniu, modlił się Jezus bez przestanku za swoich dręczycieli; ci
zaś zmęczeni w końcu, odstąpili nieco, by wypocząć. Wtem gdy tak Jezus stał,
wsparty o słup, padło światło na Niego, gdyż dzień zaświtał. A miał to być dzień
Jego nieskończonych mąk i zadośćuczynienia, dzień naszego odkupienia. Światło
Strona 110
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
dzienne wkradało się lękliwie przez małe okienko, umieszczone w górze więzienia
i obejmowało Swymi promieniami świętego, udręczonego Baranka wielkanocnego,
który wziął na siebie grzechy całego świata. A Jezus w nieskończonej dobroci
wzniósł skrępowane ręce, witając powstający dzień i rozpoczął głośno, wyraźnie,
wzruszającą modlitwę do swego Ojca niebieskiego, dziękując Mu za zesłanie tego
dnia, za którym tęsknili tak dawno Patriarchowie, za którym i On od czasu
zstąpienia na ziemię wzdychał z utęsknieniem, mówiąc: "Muszę być chrztem
ochrzczony, a serce Moje spragnione jest, by się ten chrzest wypełnił". Z
wzruszeniem dziękował Jezus za ten dzień, który miał dokonać naszego zbawienia,
celu Jego życia, miał otworzyć Niebo, zwyciężyć piekło, otworzyć ludziom
skarbnicę łask i błogosławieństwa, i spełnić wolę Ojca Jego.
202
Odmawiałam wspólnie z Jezusem tę modlitwę, ale nie potrafię jej pomorzyć, tak
byłam wzruszona, zbolała i przejęta współczuciem dla Niego. L,zy rzewnie laty mi
się z oczu, gdy widziałam, że Zbawiciel dziękuje jeszcze za te straszne męki,
jakie miał dziś ponieść; więc wołałam do Niego z głębi serca: "Ach, daj mi te
cierpienia, podziel je ze mną, one są moje, za moje grzechy zesłane są na
Ciebie!" Dzień nastawał, a Jezus witał go modlitwą dziękczynną, ja zaś, przybita
do głębi tym ogromem miłości i współczucia, powtarzałam jak dziecko Jego słowa.
Widok to był nieopisanie smutny a wdzięczny, groźny a święty, gdy Jezus stał tak
w środku szczupłego więzienia, wsparty o słup, jaśniejący, witający z podzięką
pierwszy promień wielkiego dnia ofiarnego. Zdawało mi się, że to kat przychodzi
do więzienia skazańca, by wpierw pojednać się z nim, przebłagać go za spełnienie
przykrego obowiązku; a Jezus tak mile dziękował mu za te odwiedziny. Siepacze,
zdrzemnąwszy się nieco, przebudzili się teraz i zdumienie ich ogarnęło. Nie
przeszkadzali Mu, bo przejął ich strach i zdumienie. Czuli, że chwila to ważna
dla całego świata i po wszystkie wieki. - Cary pobyt Jezusa w więzieniu trwał
mniej więcej przeszło godzinę.
20. Judasz w pobliżu sądu
Judasz błądził długo po skalistej dolinie Hinnom na południe od Jerozolimy,
pełnej śmieci, odpadków i nieczystości. Szatan, opanowawszy go, nie dał mu
spoczynku, a rozpacz rozsiadła się w jego sercu. Gnany niepokojem, poszedł w
pobliże domu Kaifasza, właśnie gdy Jezus był w więzieniu. Lękliwie skradał się
koło zabudowania, mając przy sobie u pasa pęk związanych srebrników, zapłatę
swej zdrady. W budynku sądowym panowała cisza, widać było tylko pilnujące
straże. Zbliżył się Judasz i niepoznany przez nich, zapytał jednego żołnierza,
co też zamierzają zrobić z Galilejczykiem. Odpowiedziano Mu, że już skazany na
śmierć i że dziś będzie ukrzyżowany. Podszedłszy dalej, usłyszał znów żołnierzy
rozmawiających między sobą, jak okrutnie obchodzono się z Jezusem i jak
cierpliwie On to wszystko znosił. Z rozmowy dowiedział się dalej Judasz, że z
brzaskiem dnia stawią znowu Jezusa przed Wielką Radę, by uroczyście prawomocnie
wydać nań wyrok. Chciwie, a zarazem z udręczeniem zbierał Judasz te wiadomości,
lecz tymczasem zaczęło świtać, a w domu i koło domu ruch zrobił się większy,
Judasz przeto cofnął się na tył domu, by nie być widzianym; podobnie jak Kain
uciekał przed ludźmi, a zwątpienie opanowywało go coraz więcej. Lecz, oto co
napotkał! Natrafił właśnie na miejsce, gdzie obrabiano krzyż; pojedyncze kawałki
leżały w porządku koło siebie a robotnicy spali otuleni w koce; nad
¦ . • - -
203
Górą Oliwną tymczasem niebo zaczęło rzucać blask, a światło zdawało się niby
wzdragał się paść na narzędzie naszego odkupienia. Przerażenie ogarnęło Judasza
na widok tego krzyża, na którym miał zawisnąć Mistrz przezeń-zaprzedany. Uciekł
czym prędzej, ale niezbyt daleko, bo chciał tu w ukryciu oczekiwać wyniku
rannego sądu.
21. Sąd ranny nad Jezusem
Gdy się rozjaśniło, zebrali się znowu w sali sądowej Kaifasz, Annasz, najstarsi
i uczeni zakonni na właściwą, prawomocną rozprawę; rozprawa bowiem
przeprowadzona w nocy, nie była ważna, mogła tylko uchodzić za przedwstępne
przesłuchanie świadków, jeśli - tak, jak teraz właśnie - trzeba się było
spieszyć z powodu nadchodzących świąt. Większa część członków Rady przepędziła
noc w domu Kaifasza w sypialniach bocznych lub też nad salą sądową. Inni, a
także Nikodem i Józef z Arymatei zeszli się rano. Zebrano się bardzo licznie i z
pośpiechem przystąpiono do załatwienia sprawy; naturalnie zaczęli zaraz wrogowie
Jezusa przemyśliwać nad tym, jakby wydać na Pana wyrok potępiający. Wystąpili
przeciw temu Nikodem, Józef z Arymatei i kilku życzliwszych, i zażądali, by całą
sprawę odłożono na później, gdyż najpierw w czasie świąt może powstać rozruch, a
po wtóre, nie można wydać sprawiedliwego wyroku na podstawie dotąd zebranych
Strona 111
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
zarzutów, bo świadkowie ogółem złożyli sprzeczne zeznania, na których nie można
się oprzeć. Rozgniewała ta opozycja arcykapłanów i ich stronnictwo, więc rzekli
z przekąsem: "A, wierzymy, że nie na rękę wam ta rozprawa, obwiniająca pośrednio
i was samych, bo i wy, jak się zdaje, zawikłani jesteście w te nowości
Galilejczyka. Zresztą komu się nie podoba, niech się usunie od udziału". I
rzeczywiście wykluczono od obrad wszystkich życzliwych Jezusowi. Wykluczeni
oświadczyli uroczyście, że nie chcą być odpowiedzialni za nic, co tu będzie
postanowione; zaraz też opuścili salę obrad i udali się do świątyni; nie biorąc
od tego czasu już ani raz udziału w posiedzeniach Wielkiej Rady. Pozbywszy się w
ten sposób przeciwników, kazał Kaifasz przyprowadzić z więzienia biednego,
udręczonego Jezusa, i to tak, by zaraz po zapadnięciu wyroku można Go było
zaprowadzić do Piłata. Skoczyli pachołcy z hałasem do więzienia, zaraz na
wstępie obrzucili Jezusa obelgami, rozwiązali Mu ręce, zdarli Mu z ramion ów
płaszcz obdarty i kazali Mu przywdziać Swą długą, tkaną tunikę, tak zawalaną jak
była, bijąc Go przy tym i szturchając. Następnie związali Go znowu w pasie
powrozami i tak wyprowadzili z więzienia; a wszystko to odbywało się z
gwałtownym pośpiechem, z oburzającą brutalnością. Z więzienia wiedli Go siepacze
do sali środkiem szeregu żoł-
204
d, zebranych przed domem, jak biedne zwierzę ofiarne, podpędzając Go biciem i
szyderstwami. Tak strasznie zmieniony przez skatowanie, oplu-gawienie i
znużenie, stanął Jezus przed Radą, mając na Sobie tylko tę zniszczoną tunikę, a
oni, patrząc ze wstrętem na Jego zeszpeconą postać jeszcze bardziej utrwalali
się w złości. Bo litość zamarła już była w tych zatwardziałych sercach
żydowskich.
Kaifasz z sercem przepełnionym szyderczą złością, rzekł do stojącego przed nim
wynędzniałego Jezusa: "Powiedz nam prawdziwie, czyś Ty jest pomazańcem Pańskim,
Mesjaszem!" A Jezus, podniósłszy głowę, rzekł z świętą cierpliwością i uroczystą
powagą: "Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, jeśli zaś zadam wam o to pytanie,
to ani nie odpowiecie Mi, ani nie puścicie Mnie wolno; lecz zaprawdę od dziś
będzie Syn człowieczy siedział po prawicy Mocy Bożej". Sędziowie spojrzeli po
sobie i rzekli z pogardą i uśmiechem szyderczym do Jezusa: "A więc Ty! Ty jesteś
Synem Bożym?" Na co zawołał Jezus głosem wiecznej prawdy: "Tak! jakoście rzekli,
Jam jest!" Tego też oni tylko czekali, więc zaraz poczęli wołać: "Jakichże
jeszcze dowodów mamy żądać? Z własnych ust Jego słyszeliśmy bluźnierstwo".
I zaraz powstali wszyscy, zasypując gradem obelg Jezusa "tego - jak mówili -
biednego przybłędę, nędznego, bezsilnego człowieka z niskiego stanu, który
chciał być ich Mesjaszem i siedzieć po prawicy Boga". Oprawcom rozkazano związać
Go na nowo i jako skazanemu na śmierć, założyć łańcuch na szyję. Już przedtem
posłali Żydzi do Piłata, by przygotował się, zaraz rano osądzić zbrodniarza,
gdyż z powodu święta zniewoleni są się spieszyć. Swoją drogą szemrali na to
między sobą, że muszą iść jeszcze do rzymskiego starosty, jednakże według prawa
rzymskiego nie wolno im było wydawać wyroków śmierci w sprawach wychodzących
poza obręb ich praw zakonnych. Ponieważ zaś, dla lepszego upozorowania
słuszności wyroku na Jezusa, chcieli przedstawić Go także jako przestępcę
przeciw cesarzowi, więc właściwe prawo sądzenia Jezusa przypadało w udziale
rzymskiemu staroście. Do niego przeto wyruszono teraz z Jezusem. Przez całe
atrium aż do bramy stali szeregiem żołnierze, przed domem zaś zebrali się już
tłumnie nieprzyjaciele ludu i rzesze pospólstwa. Przodem szli arcykapłani i
część członków Wielkiej Rady, za nimi szedł biedny Zbawiciel wśród siepaczów,
otoczony orszakiem zbrojnych; pochód zamykał motłoch uliczny. Tak ciągnęli z
Syjonu w dół miasta do pałacu Piłata. Część zebranych tu dotychczas kapłanów
udała się do świątyni, gdzie dziś mnóstwo mieli zatrudnień.
205
22. Rozpacz Judasza
xi
Judasz ukrywał się w pobliżu, więc słyszał gwar, jaki powstał przy wyprowadzaniu
Jezusa; do uszu jego dochodziły urywki rozmowy tych, którzy, opóźniwszy się,
doganiali pochód. Słyszał, jak mówili: "Teraz prowadzą Go do Piłata; Wielka Rada
skazała Galilejczyka na śmierć, musi pójść na krzyż. Przy życiu przecież nie
zostanie; obeszli się z Nim już i tak dobrze. Cierpliwy jest nad miarę; nic nie
mówił, tylko powiedział, że jest Mesjaszem i że będzie siedział po prawicy Boga;
więcej nie chciał się tłumaczyć i dlatego musi iść na krzyż. Gdyby był tego nie
powiedział, nie mogliby Mu udowodnić, że zasłużył na karę śmierci, a tak już
przepadło. Ten łotr, który Go zaprzedał, był Jego uczniem i na krótki czas przed
tym pożywał z Nim baranka wielkanocnego. Nie chciałbym przyłożyć ręki do tej
sprawy. Bądź co bądź, jaki jest Galilejczyk, ale żadnego przyjaciela nie wydał
na śmierć za pieniądze. Zaprawdę, ten niecnota zasługuje także na szubienicę".
Strona 112
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Słyszał to wszystko Judasz, widział, że już Jezus zgubiony jest bez ratunku,
więc duszę jego owładnęła czarna trwoga, spóźniona skrucha i rozpacz. Dręczony
przez szatana puścił się cwałem. Trzos srebrników, uwieszony u pasa pod
płaszczem, był mu bodźcem piekielnym i ościeniem. Ujął go w rękę, by uderzając
mu o bok, nie sprawiał zbytniego chrzęstu i biegł na oślep przed siebie; ale nie
pobiegł za Jezusem, by rzucić Mu się do nóg, by błagać Go o litość i
przebaczenie i umrzeć z Nim razem; nie poszedł wyznać ze skruchą swej winy przed
Bogiem, lecz chciał przed ludźmi zrzucić z siebie winę i pozbyć się zapłaty za
zdradę. Pobiegł więc jak szalony do świątyni, gdzie po osądzeniu Jezusa zebrało
się wielu starszych i członków Rady, którzy byli przełożonymi nad kapłanami,
pełniącymi służbę. Gdy Judasz, zmieniony na twarzy, zrozpaczony, stanął przed
nimi, spojrzeli najpierw ze zdziwieniem po sobie, a potem z szyderczym uśmiechem
utkwili w Judasza dumne spojrzenia. On zaś wyrwał zza pasa trzos srebrników,
wyciągnął je ku nim i rzekł, gwałtownie wzruszony: "Odbierzcie te pieniądze, a
puśćcie Jezusa. Rozwiązuję naszą umowę; zgrzeszyłem ciężko, zdradziwszy krew
niewinną". Lecz kapłani teraz dopiero dali mu odczuć całą swą pogardę dla niego.
Wyciągali ręce, niby odpychając podawane srebrniki, jak gdyby nie chcieli się
zanieczyszczać przez dotknięcie za zdradę, i rzekli: "Co nas to obchodzi, że ty
zgrzeszyłeś? Jeśli mniemasz, żeś sprzedał niewinną krew, to już twoja rzecz. My
wiemy, cośmy kupili od ciebie i znaleźliśmy Go winnym śmierci. Pieniądze sobie
schowaj, nie chcemy się ich nawet dotykać!" Tak mówili prędko i z
roztargnieniem, jak ludzie, którzy, zajęci interesami, chcą okazać natrętnemu,
że radziby się go pozbyć; wreszcie z pogardą odwrócili się od niego. Jego zaś
złość porwała i rozpacz, przyprawiająca go prawie o utratę zmysłów; włosy
206
zjeżyty niu się na głowie. Rozerwał obiema rękami łańcuszek, na którym nanizane
były srebrniki, rzucił im je pod nogi, że aż rozsypały się po całej świątyni i
wybiegł jak szalony za miasto.
I znowu błądził na oślep po dolinie Hinnom, a szatan w strasznej postaci trzymał
się wciąż jego boku i szeptał mu do ucha wszystkie prze-Ideństwa Proroków,
wypowiedziane o tej dolinie, na której Żydzi niegdyś ofiarowali bałwanom własne
dzieci; chciał go w ten sposób przywieść do ostatecznej rozpaczy. Zdawało się
Judaszowi, że prorok palcem wskazuje na niego mówiąc te słowa: "Wyjdą i będą
oglądać zwłoki tych, którzy zgrzeszyli przeciw Mnie, a robak ich nie umrze, a
ogień ich nie wygaśnie". To znowu brzmiało mu w uszach: "Kainie, gdzie jest
Abel, brat twój? Co uczyniłeś? Krew jego woła o pomstę do Mnie. Przeklęty
będziesz na ziemi, błąkać się będziesz i uciekać od widoku ludzi!" Błądząc tak,
przybył Judasz nad potok Cedron i spoglądał ku Górze Oliwnej, lecz w tej chwili
odwrócił się ze zgrozą. Wszak niedawno słyszał tam słowa: "Przyjacielu, po co
przyszedłeś? Judaszu, pocałowaniem zdradzasz Syna człowieczego!" Straszne
przerażenie przejęło duszę Judasza, gdy to wspomniał, zmysły odmawiały mu
służby, jednej myśli nie mógł zebrać, a czarny wróg szeptał mu wciąż do uszu:
"Tu, przez Cedron uciekał Dawid przed Absalonem; Absalon obwiesił się na drzewie
i tak zginął. O tobie to zarazem prorokował Dawid, gdy mówił: "Złem odpłacili
dobre, będzie miał surowego sędziego, szatan stanie po jego prawicy, wszelki sąd
go potępi, krótkie będą dni jego życia; urząd jego obejmie kto inny, Pan zawsze
mieć będzie w pamięci złośliwość jego przodków, i grzechy matki jego, bo bez
litości prześladował ubogich, zabił zasmuconego. Lubował się w przekleństwach,
niech więc będzie przeklęty; i oto wziął na siebie przekleństwo jak szatę, jak
woda wcisnęło się ono w jego wnętrzności, jak oliwa weszło w jego golenie,
odziała go klątwa jak szata, jak pas, który go opasuje na wieki". Poznał Judasz,
jak co do joty stosuje się to wszystko do niego, a sumienie dręczyło go
strasznie, gorzej niż męki cielesne. Właśnie zabłądził w miejsce bagniste, pełne
rumowisk i nieczystości, na południowy wschód od Jerozolimy u stóp góry
Zgorszenia, gdzie go nikt nie mógł widzieć. Ale sumienie dręczyło go coraz
więcej, a z miasta dolatywał doń głośny zgiełk, szatan zaś szeptał mu do ucha
słowa: Oto prowadzą Go na śmierć! Ty Go zaprzedałeś! A wiesz ty, że napisano
jest w Zakonie: "Kto sprzeda jedną duszę z braci swoich z dzieci Izraela i
weźmie za nią zapłatę, śmiercią ma umrzeć. Zrób raz koniec, nędzniku! Zrób
koniec!" A Judasz, pod wpływem tych podszeptów, oddał się zupełnie rozpaczy;
zdjąwszy pas, obwiesił się na drzewie o wielu rozgałęzieniach, wyrastającym z
zagłębienia ziemi. A gdy już wisiał, rozpękło się jego ciało i wnętrzności
wyleciały na ziemię.
207
23. Jezus prowadzony do Piłata
Do Piłata prowadzono Jezusa przez najwięcej zaludnioną dzielnicę mia. sta, która
dziś szczególnie, wobec napływu ludności na święta, roiła się o<] przybyszów z
całej okolicy i z dalszych stron. Orszak zeszedł z Syjonu pój. nocnym stokiem,
Strona 113
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
przeszedł wąską ulicę, prowadzącą przez dolinę i posuwał się dalej przez
dzielnicę Akra, ciągnącą się wzdłuż zachodniego boku świątyni, aż do pałacu i
budynku sądowego Piłata, położonego przy północno-za-chodnim narożniku świątyni,
naprzeciw wielkiego forum, czyli rynku.
Pochód otwierali Kaifasz i Annasz w otoczeniu wielu członków Wielkiej Rady, w
ubiorach świątecznych; za nimi niesiono zwoje pisma. Dalej szli uczeni Zakonni i
inni Żydzi, jak np. fałszywi świadkowie i zjadliwi faryzeusze, którzy najwięcej
okazali gorliwości przy oskarżaniu Zbawiciela. Za tymi dopiero, w niewielkim
odstępie, prowadzili siepacze na powrozach Jezusa w otoczeniu żołdaków i owych
sześciu urzędników, którzy już byli przy pojmaniu Jezusa. Motłoch uliczny
napływał ze wszystkich stron i wśród okrzyków szyderczych przyłączał się do
pochodu. Tłumy ludności, zebranej na ulicach w zbitych gromadach, przypatrywały
się pochodowi.
Jezus miał na Sobie tylko Swą tkaną tunikę, pokrytą błotem i pluga-stwem. Z szyi
zwieszał się Mu do kolan długi łańcuch o grubych ogniwach, I boleśnie bijący Go
w czasie chodu po kolanach. Ręce miał związane jak j wczoraj i prowadzili Go ci
sami siepacze, na powrozach, uwiązanych u pasa. Straszne katowania całonocne
odbiły się ogromnie na Jego całej postaci! z rozwianymi włosami i brodą, z
obliczem bladym, obrzękłym i posiniałym od bicia, wyglądał Jezus jak uosobienie
boleści i niedoli. Szedł cichy, spokojny, wśród coraz nowych udręczeń i
naigrawań. Żydzi podburzyli motłoch uliczny, by w dzisiejszym pochodzie
wyszydził uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy w Niedzielę Palmową. Tłuszcza
wywoływała więc za Nim szyderczo różne dostojne nazwy i tytuły, rzucano Mu pod
nogi kamienie, kije, klocki drzewa, brudne łachmany, a wśród pieśni szyderczych
i nawoływań stawiano Mu przed oczy niedawny uroczysty wjazd. Siepacze zaś
szarpali Jezusa za powrozy umyślnie tak, by potykał się na rzucanych Mu
przedmiotach. Słowem, cała droga była dla Jezusa bezustannym udręczeniem.
Zaraz z początku, niedaleko domu Kaifasza czekała współcierpiąca Najświętsza
Matka Jezusa, stojąca z Magdaleną i Janem w załomie muru jakiegoś budynku.
Wprawdzie duszą była wciąż przy Jezusie, ale niepokojona miłością macierzyńską,
pragnęła także osobiście być przy Nim jak najbliżej, więc szła na drogi, którymi
miał iść, wstępowała w Jego ślady. Powróciwszy z nocnego pochodu do domu
Kaifasza, krótki czas tylko bawiła w wieczerniku pogrążona w niemym smutku.
Zaledwie uczuła duchem, że
208
Jezusa wyprowadzono z więzienia przed sąd poranny, zaraz wstała, zarzuciła
płaszcz i zasłonę, i idąc naprzód, wezwała ze sobą Jana i Magdalenę, mówiąc:
"Chodźmy, odprowadzimy Syna mego do Piłata; chcę Go widzieć na własne oczy".
Bocznymi drogami wyprzedzili pochód i zatrzymali się tu wszyscy troje, czekając
nadejścia orszaku. Najświętsza Panna wiedziała wprawdzie, co się dzieje z Jej
Synem, w duszy miała Go wciąż przed Sobą, ale oczy Jej duszy nie mogły
przedstawić Go Sobie tak zmienionego i skatowanego, jakim Go uczyniła złość
ludzka. Widziała duchem ciągłe a straszne Jego męki, ale promienne i złagodzone
świętością, miłością i cierpliwością Jego woli ofiarnej. A oto teraz miała Jej
stanąć przed oczy straszliwa, brutalna rzeczywistość w całej swej nagości.
Najpierw przesunęli się przed Nią pyszni, zjadliwi nieprzyjaciele Jezusa,
arcykapłani prawdziwego Boga, przyodziani w suknie świąteczne, a w sercu pełni
chytrości, kłamstwa, oszustwa, przekleństwa, knujący plany zbrodnicze przeciw
Bogu. Kapłani Boga stali się kapłanami czarta; aż strach o tym pomyśleć! Potem
odbił się o Jej uszy zgiełk, krzyk pospólstwa, wszystkich krzywoprzysięskich
wrogów i oskarżycieli jej Syna, aż wreszcie - kogóż to widzi? Przeciera oczy,
nie wierząc sama Sobie. To niemożliwe! Kogóż to widzi? Tak, to Jezus, Syn Boży,
Syn człowieczy, Jej własny Syn, zeszpecony, skatowany, zbity, skrępowany; pędzą
Go z tyłu, wloką Go siepacze na powrozach, a On wlecze się raczej, niż idzie,
otoczony chmurą szyderstw i przekleństw. Tak straszliwie zeszpeconego nie
poznałaby była, tym bardziej, że miał na Sobie tylko tunikę, złośliwie
splu-gawioną przez oprawców; ale poznała Go, bo On był jeden najbiedniejszy,
najnędzniejszy, On jedynie spokojny wśród tego rozkiełznanego piekła, modlił się
z miłością za Swoich prześladowców. Gdy się zbliżył, nie mogło ludzkie Jej serce
znieść tego nawału cierpień, więc zajęczała boleśnie: "Biada mi! Czyż to ma być
mój Syn? Ach tak! To Syn mój! O Jezusie, Jezusie mój!" Lecz pochód minął Ją
prędko, a Jezus spojrzał ze wzruszeniem na Swą Matkę. Ona zaś skupiła się zaraz
w wewnętrznym rozpamiętywaniu Swej boleści i nieświadomie dała się odciągnąć
Janowi i Magdalenie; po chwili dopiero, ochłonąwszy, poleciła Janowi zaprowadzić
się do pałacu Piłata.
W drodze tej musiał Jezus i tego udręczenia doświadczyć, jak to przyjaciele
zwykli opuszczać nas w nieszczęściu. Mieszkańcy Ofel bowiem zebrali się w jednym
miejscu przy drodze, by ujrzeć Jezusa. Gdy jednak ujrzeli Go w takiej pogardzie
Strona 114
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
i poniżeniu, prowadzonego przez siepaczów na powrozach, zaczęli i oni chwiać się
w wierze i przywiązaniu do Niego. Nie mogło im się to w głowie pomieścić, by
Król, Prorok, Mesjasz, Syn Boży, mógł znajdować się w podobnym stanie. A jeszcze
do tego zaczęli faryzeusze mimochodem przedrwiwać ich przywiązanie do Jezusa,
mówiąc: "Oto macie waszego pięknego Króla! Pozdrówcie Go! Cóż to, dąsacie się
teraz, gdy On idzie na
209
Jcoronację i wkrótce zasiądzie na tronie? Skończyły się Jego cuda. Arcyka-płan
pomieszał Mu praktyki czarnoksięskie". Biedacy ci doznali wielu cudownych
uzdrowień i łask od Jezusa, ale teraz, słysząc to i patrząc na tak straszne
widowisko, zachwiali się w wierze tym bardziej, że jako przeciwników Jezusa
widzieli poświęcone osoby kraju, arcykapłanów i Radę. Lepsi i wytrwalsi cofnęli
się ze zwątpieniem, gorsi przyłączyli się zaraz do pochodu, naigrawając się z
Jezusa na równi z innymi. Wzdłuż całej drogi aż do domu Piłata faryzeusze
ustawili tu i ówdzie straże, by zapobiec możliwym rozruchom.
24. Pałac Piłata i jego otoczenie
U stóp północno-zachodniej strony wzgórza, na którym wznosi się świątynia, stoi
na znacznym podwyższeniu pałac rzymskiego starosty - Piłata. Od wschodu jest
terasa, do której wiodą wysokie schody marmurowe; widać z niej leżący naprzeciw,
obszerny rynek. Rynek sam otoczony jest w około krużgankami, w których są hale
dla sprzedających. Z rynkiem łączą się cztery główne ulice od zachodu, północy,
wschodu i południa, a że rynek leży wyżej, więc ulice, dochodząc doń, wznoszą
się nieco pod górę. Cztery te ujścia ulic i piąty odwach przerywają jednostajne
linie krużganków, okalających wokoło rynek, zwany forum, a ciągnący się ku
zachodowi aż poza północno-za-chodni róg świątyni. Z tego miejsca widać było
górę Syjon. Do zewnę-trz-nych boków krużganków przytykają pojedyncze domy
pobliskich ulic. - Pałac Piłata nie przytyka bezpośrednio do forum, bo oddziela
go odeń obszerny dziedziniec; zamyka go zaś od wschodu brama łukowa, przez którą
wychodzi się na ulicę wiodącą do bramy Owczej, a stąd dalej na Górę Oliwną.
Takaż brama zamyka dziedziniec od zachodu i tędy przez dzielnicę Akra idzie się
na Syjon. Patrząc z terasy pałacu Piłata na północ, widzi się poza dziedzińcem
forum. U wejścia z dziedzińca na rynek jest kolumnada i kilka kamiennych ław,
zwróconych ku dziedzińcowi; dotąd zwykle, a nie dalej zbliżali się kapłani
żydowscy, gdy mieli jakąś sprawę do załatwienia u Piłata. Była nawet dla nich
umyślnie w tym celu zakreślona granica w bruku dziedzińca; nie przekraczali jej,
by się nie zanieczyścić. Przy zachodniej bramie dziedzińca, już w obrębie rynku,
stał wielki odwach, łączący się przez bramę z pretorium Piłata. (Pretorium to ta
część pałacu Piłata, w której odbywał sądy.) Odwach więc tworzył niejako atrium,
czyli przedsionek do pretorium. Otoczony był kolumnadą; w środku był dziedziniec
niekryty, zaś w podziemnych piwnicach znajdowały się więzienia; tu właśnie
siedzieli zamknięci dwaj łotrzy. Odwach roił się zawsze od rzymskich żołnierzy.
210
Nieopodal, tuż przed kolumnadą, stał na forum słup, przy którym biczowano
zbrodniarzy. Słupów takich było więcej w obrębie forum; bliższe służyły do
wymierzania chłosty, przy dalszych przywiązywano bydło, wyprowadzone na
sprzedaż. Naprzeciw odwachu stała na rynku piękna, równiutka terasa z kamiennymi
ławkami, coś w rodzaju rusztowania dla skazańców; wchodziło się na nią po
schodach. Zwano ją Gabbata i z niej to ogłaszał Piłat uroczyste wyroki sądowe.
Rozprawy przeprowadzał Piłat w ten sposób, że sam siedział na otwartej terasie
swego pałacu, a oskarżyciele siedzieli na owych ławkach kamiennych u wejścia na
dziedziniec. Głośno mówiąc, można się było łatwo w ten sposób porozumiewać.
Poza pałacem Piłata ciągnęły się wyżej jeszcze terasy z ogrodami i altaną.
Ogrody te łączą pałac Piłata z mieszkaniem jego żony - Klaudi Prokli. Całą
budowlę oddziela rów od góry, na której znajdowała się świątynia. Poza tym są
jeszcze mieszkania sług świątyni.
Od wschodu przytyka do pałacu Piłata ów budynek obrad i posiedzeń sądowych
starego Heroda, w którym tenże w dziedzińcu wewnętrznym kazał wymordować tyle
niewiniątek. Teraz zmieniło się tam wiele; wejście jest od strony wschodniej, a
drugie osobne dla Piłata, z jego przedsionka.
Z tej strony przecinają miasto od wschodu ku zachodowi cztery ulice; trzy biegną
ku pałacowi Piłata i ku forum (rynek), czwarta prowadzi wzdłuż północnej ściany
forum ku bramie, przez którą idzie się do Betsur. W ulicy tej, blisko bramy,
stoi piękny budynek będący własnością Łazarza. Marta ma tu także osobne dla
siebie mieszkanie.
Jedna z tych ulic, najbliższa świątyni, bierze początek od bramy Owczej.
Wchodząc w tę bramę, widzi się po prawej ręc sadzawkę Owczą, tak blisko
podchodzącą pod mury, że sklepienia muru wiszą tuż nad wodą. Woda z sadzawki
odpływa poza mury w dolinę Jozefata i dlatego grunt tu jest trochę bagnisty.
Strona 115
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Sadzawkę otacza kilka budowli. W tej to sadzawce myje się po raz pierwszy z
grubszego brudu baranki, zanim się je zaniesie w ofierze do świątyni; drugi raz
jeszcze myje się je ceremonialnie w sadzawce Betesda na południe od świątyni. W
drugiej ze wspomnianych czterech ulic znajduje się dom z podwórzem, własność św.
Anny, matki Maryi; tu zatrzymywała się ona z rodziną i umieszczała bydło
ofiarne, ilekroć przybyli na święta do Jerozolimy. W tym domu, o ile sobie
przypominam, obchodzono gody weselne Józefa i Maryi.
Forum, jak powiedziałam, leży wyżej niż znajdujące się wokoło ulice; wzdłuż ulic
biegną rynsztoki aż do sadzawki Owczej. Podobne forum, jak to, rozciąga się na
górze Syjon przed dawnym zamkiem Dawida. Wieczernik znajduje się odeń na
południowy-wschód, a na północ budynek sądowy Annasza i Kaifasza. Zamek Dawida,
niegdyś silna twierdza, jest teraz opusto-
211
^ szafy, zniszczony. Pustka panuje w dziedzińcach, stajniach i izbach będących
nieraz wynajmowanych na kwatery dla karawan, cudzoziemców i ich bydląt jucznych.
Zamek już dawno stoi pustką; gdyż takim widziałam go już przy Narodzeniu
Chrystusa. W owym to czasie wprowadzono tu na gospodę, zaraz po przybyciu,
orszak św. Trzech Królów z całą służbą i zwierzętami jucznymi.
25. Jezus przed Piłatem
Według naszego czasu była godzina mniej więcej szósta rano, gdy orszak ze
skatowanym strasznie Jezusem stanął przed pałacem Piłata. Arcykapłani, Annasz i
Kaifasz, tudzież członkowie Rady, zajęli zaraz miejsca na siedzeniach u wejścia
na dziedziniec, Jezusa zaś pociągnęli siepacze na powrozach aż ku schodom,
wiodącym na terasę. Piłat spoczywał właśnie na pewnego rodzaju sofie; przed nim
stał mały trójnożny stolik, a na nim leżały odznaki urzędowe i kilka drobiazgów,
już nie pamiętam, jakich. Otaczało go grono oficerów i żołnierzy. Dalej widać
było ustawione oznaki i godła rzymskiego państwa.
Usłyszawszy wrzawę i zgiełk, spojrzał Piłat w tę stronę i ujrzał spiesznie
nadciągający orszak z Jezusem pośrodku. Gdy już Żydzi usadowili się u wejścia na
dziedziniec (bo dalej nie wolno im było iść według prawa Mojżeszowego, by się
nie zanieczyścić) i gdy przyprowadzono Jezusa przed schody, powstał Piłat i
odezwał się do nich szyderczo takim tonem, jakby np. przemówił jakiś dumny
marszałek Francji do deputowanych z małego, ubogiego miasteczka: "Cóż was tu
znowu tak rano przygnało? Ależcie też oporządzili tego biedaka! Już od samego
rana zaczynacie łupić i zabijać". Żydzi zaś, kazawszy siepaczom zaciągnąć Jezusa
do pretorium, zwrócili się do Piłata ze słowami: "Wysłuchaj, panie, naszego
oskarżenia przeciw temu złoczyńcy! My sami nie możemy wejść do domu sądowego, bo
wiesz, że według Zakonu zanieczyścilibyśmy się".
Po tych głośno wyrzeczonych słowach, dał się nagle słyszeć wśród tłumu gromki
głos: "O tak, nie możecie wejść do domu sądowego, bo uświęcony jest on krwią
niewinną! Tylko Jezus może tam wejść, On jeden jest między Żydami czysty, jak
owe niewiniątka!" Słowa te wymówił człowiek krzepki, barczysty, który za innymi
docisnął się do forum. Był to mąż czcigodny, a zamożny, stryj męża Serafii,
zwanej Weroniką; on sam zwał się Zadoch. Dwóch jego synów zamordowano swego
czasu wraz z innymi niemowlętami na rozkaz starego Heroda. Od tego czasu usunął
się on zupełnie od życia publicznego i jak Esseńczyk żył z swą żoną we
wstrzemięźliwości. Raz tylko
212
widział Jezusa u Łazarza i słyszał Jego naukę. I oto teraz, gdy widział, jak
siepacze ciągną niewinnego Jezusa bezlitośnie po schodach, wzruszyło go bolesne
wspomnienie pomordowanych dziatek, głośno wobec całego tłumu dał jezusowi
świadectwo niewinności. Wypowiedziawszy głośno powyższe słowa, wmieszał się w
tłum i zniknął z oczu. Oskarżyciele Jezusa niewielką zwrócili na to uwagę, bo
najpierw spieszyli się bardzo, a przy tym złościło ich zachowanie się Piłata i
podrzędne stanowisko, jakie musieli zająć wobec niego.
Siepacze wlekli Jezusa po schodach marmurowych aż na terasę, tutaj stanął Pan
cicho w głębi terasy, a tymczasem Piłat porozumiewał się z oskarżycielami. O
uszy Piłata obijały się już nieraz różne wieści o Jezusie, a dziś raniutko dali
mu znać żydowscy kapłani i radni, że przyprowadzą mu do osądzenia Jezusa z
Nazaretu, który winien jest śmierci. Teraz ujrzawszy Jezusa tak skatowanego, a
przy tym z dziwnym, niezatartym wyrazem godności niezwykłej w obliczu, uczuł
Piłat rosnący w sobie wstręt i pogardę dla żydowskich kapłanów i radnych, więc
dał im poznać, że nie wyda potępiającego wyroku na Jezusa bez dowiedzenia Mu
oczywistej i pewnej winy. Zaraz też dumnie i szyderczo, zagadnął arcykapłanów:
"Jakąż winę w tym człowieku macie mi przedłożyć?" - A oni odrzekli z tajoną
złością: "Gdybyśmy Go nie poznali jako zbrodniarza, nie bylibyśmy przyprowadzili
Go do ciebie". -"Więc weźcie Go sobie i osądźcie według waszego prawa" - rzekł
Piłat. Lecz oni odparli: "Ty wiesz przecie, że nie przysługuje nam
Strona 116
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
nieograniczone prawo wydawania i wykonywania wyroków śmierci".
Złość wrogów Jezusa rosła coraz bardziej. Naglili gwałtownie i spieszyli się ze
wszystkim, by załatwić się z Jezusem przed oznaczonym prawnie czasem
świątecznym, by w swoim czasie móc zabić i spożyć baranka wielkanocnego, nie
przeczuwając, że Jezus jest prawdziwym Barankiem wielkanocnym. Sami bali się
przestąpić granicę pretorium, by się nie zanieczyścić i móc spożywać baranka
swego, a oto nie wahali się wprowadzić do pretorium pogańskiego bałwochwalcy,
prawdziwego, najczystszego Baranka wielkanocnego.
Na żądanie starosty rozpoczęli Żydzi wywód oskarżenia. Trzy główne skargi
wnieśli na Jezusa, a na udowodnienie każdej postawili po dziesięciu świadków.
Obmyślili zaś te skargi tak, by przedstawić Jezusa jako zbrodniarza,
występującego przeciw cesarzowi, i by przez to Piłat był niejako zmuszony wydać
wyrok potępiający; oni bowiem sami mogli decydować tylko w sprawach dotyczących
świątyni i praw religijnych. Najpierw więc wnieśli skargę, że Jezus jest
uwodzicielem ludu, że zakłóca spokój i wichrzy w kraju; przytaczali zaraz na to
poszczególne dowody, poparte zeznaniami świadków. I tak mówili, że Jezus włóczy
się po kraju, że zwołuje liczne zgromadzenia,
213
j>wałci szabat i uzdrawia w szabat. Tu przerwał im Piłat, mówiąc szyderczo:
"Widać, żeście zdrowi na wskroś, bo inaczej nie gorszylibyście się tak Jego
uzdrawianiem". Dalej oskarżali Żydzi Jezusa, że zwodzi lud jakimiś ohydnymi
naukami; mówi bowiem, że kto chce mieć żywot wieczny, musi pożywać Jego Ciało i
Krew. Piłata gniewała ta zajadliwość, z jaką rzucali Żydzi oskarżenia na Jezusa;
nie zdradzał się jednak z tym, tylko uśmiechał znaczą, co do swoich oficerów, a
od czasu do czasu docinał faryzeuszom ostro. Tak np. rzekł im: "Zdaje mi się
zupełnie, że i wy wyznajecie naukę Jego i chcecie mieć żywot wieczny; tak się
zachowujecie jakbyście chcieli żywcem jeść ciało Jego i pić Jego krew".
Treścią drugiej skargi było, że Jezus podburza lud, by nie płacił cesarzowi
podatków. Tu już uniósł się Piłat gniewem. Uważać na takie rzeczy, należało do
zakresu jego władzy, więc pewien siebie zawołał: "Jest to podłe kłamstwo; o tym
ja wiedziałbym prędzej, niż wy". A Żydzi, widząc to, wnieśli zaraz trzecią
skargę. "Niech będzie i tak - krzyczeli - ale w każdym razie jest On wrogiem
cesarza i państwa. Człowiek ten, niskiego, a właściwie niepewnego, podejrzanego
pochodzenia, zdołał sobie pozyskać mnóstwo stronników i rzucał klątwy na
Jerozolimę; On także rozszerza wśród tłumów dwuznaczne przypowieści jak np. o
królu, który sprawia gody swemu synowi. Już i tak raz tłuszcze, zebrane licznie
na górze, chciały Go obrać królem; ale Jemu wydało się to za wcześnie, więc
ukrył się wtenczas. Za to w ostatnich dniach pozwolił już Sobie na więcej. Oto
urządził hałaśliwy uroczysty wjazd do Jerozolimy, kazał oddawać Sobie honory
królewskie i wznosić na Swą cześć okrzyki: Hosanna Synowi Dawidowemu, chwała
niech będzie królestwu naszego ojca Dawida, nadchodzącemu teraz! Sam nauczał, że
jest Chrystusem, pomazańcem Pana, Mesjaszem, obiecanym królem żydowskim, i tak
też kazał się nazywać. Czyż nie jest to wrogim postępowaniem przeciw cesarzowi?"
Podłe te skargi poparli faryzeusze znowu zeznaniami dziesięciu świadków.
Usłyszawszy, że Jezus każe się nazywać Chrystusem, królem żydowskim, zastanowił
się nieco Piłat. Po namyśle poszedł do przyległej izby sądowej, rzuciwszy
mimochodem baczne spojrzenie na Jezusa i kazał strażom przy-prowdzić Go do
siebie.
I cóż to tak nagle dało do myślenia Piłatowi? Oto był on poganinem zabobonnym,
zmiennym, w którego głowie mieszały się różne wyobrażenia. Z religii swej miał
niejasne jakieś pojęcia o potomkach swoich bogów, którzy podobno kiedyś żyli na
ziemi. Wiedział dalej, że Prorocy żydowscy przepowiadali od dawna przyjście
pomazańca Bożego, odkupiciela, oswobo-dziciela, króla żydowskiego, i że szerokie
warstwy ludności oczekiwały Go właśnie w tym czasie. Nie było mu również obcym,
że niegdyś do starego He-
214
roda przybyli królowie z dalekiego Wschodu i dopytywali się o jakiegoś nowo
narodzonego króla żydowskiego, by oddać Mu cześć, i że Herod, z obawy przed tym
królem, kazał wymordować mnóstwo niemowlątek. Znał więc Piłat te podania o
Mesjaszu i królu żydowskim, ale jako gorliwy bałwochwalca nie wierzył w nie, jak
również nie mógł sobie wyobrazić, jaki by to miał być ten król. Co najwyżej mógł
pod tym względem podzielać zapatrywanie wielu wykształconych, wolnomyślniejszych
Żydów i Herodian, którzy wyobrażali sobie Mesjasza jako potężnego, zwycięskiego
władcę, tym śmie-szniejszym wydało mu się więc oskarżenie, że ten Jezus, stojący
przed nim, tak nędzny, biedny, sponiewierany, ma się podawać za tego pomazańca
Bożego i króla. Ponieważ jednak nieprzyjaciele Jezusa położyli nacisk na to, iż
jest to naruszeniem praw cesarskich, więc Piłat kazał wezwać Jezusa do izby, by
Go przesłuchać.
Strona 117
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Gdy Jezus wszedł, Piłat spojrzał na Niego ze zdziwieniem i zapytał: "Więc to Ty
jesteś tym królem żydowskim?" Jezus, nie odpowiadając wprost, zapytał go
nawzajem: "Czy mówisz to z własnego przekonania, czy też inni powiedzieli ci to
o Mnie?" Uraził się trochę Piłat, iż Jezus ma go za tak nierozsądnego, by z
własnego popędu pytał się biednego nędzarza, czy jest królem, rzekł więc żywo
mniej więcej: "Czyż jestem Żydem, bym miał wiedzieć o takich marnościach? To
twój lud i właśni kapłani oskarżyli Cię o to i oddali mi Cię do osądzenia, jako
winnego śmierci. Powiedz, coś Ty właściwie zrobił?" Wtedy Jezus powiedział
głosem uroczystym: "Królestwo Moje nie jest z tego świata; gdyby było z tego
świata, z pewnością znalazłbym sługi i poddanych, którzy stanęliby w Mojej
obronie i nie daliby Mnie wydać Żydom. Ale, jak mówię, królestwo Moje nie jest
stąd". - "A więc jednak jesteś królem!" - rzekł do Niego Piłat. A Jezus odrzekł
mu: "Tak jest, jak mówisz: Jestem królem. Urodziłem się i przyszedłem na ten
świat, by dać świadectwo prawdzie; a każdy kto z prawdy jest, słów Moich
słucha". Spojrzał nań Piłat przeciągle i wstając zapytał: "Prawda? A cóż jest
prawda?" Rozmawiali jeszcze chwilę, ale już nie pamiętam dokładnie treści.
Nie zrozumiawszy Jezusa, wyszedł Piłat znowu na terasę. Tyle jednak przekonał
się, że chociażby Jezus był królem, to nie takim, który może zaszkodzić
cesarzowi, i że nie rości Sobie prawa do żadnego królestwa na tej ziemi; a
królestwo z innego świata nie obchodzi wcale cesarza. Rzekł więc arcykapłanom:
"Nie znajduję żadnej winy w tym człowieku".
Rozjątrzyło to wrogów Jezusa i pobudziło do obrzucenia Go nowym gradem zarzutów
i oskarżeń. Jezus stał wciąż milczący i tylko modlił się w duchu za tych
biednych, nie wiedzących, co czynią. Milczał nawet i wtenczas, gdy Piłat zwrócił
się do Niego z zapytaniem, co ma do odpowiedzenia na te zarzuty. Starosta,
zdziwiony tym do najwyższego stopnia, rzekł:
215
"Poznaję, że oni same kłamstwa wyszukują przeciw Tobie!" (Użył tu Piłat na
kłamstwo odrębnego wyrażenia, które jednak zapomniałam.) Oskarżyciele zaś, źli
coraz bardziej, zaczęli teraz nastawać na samego Piłata. "Jak to?. mówili -
żadnej winy w Nim nie znajdujesz? Czyż to nie jest żadna wina? On podburza
wszystek lud i rozszerza Swą naukę po całym kraju od Galilei aż tutaj".
Zastanowił się Piłat, usłyszawszy słowo "Galilea", i zapytał zaraz: "Czy
człowiek ten jest może z Galilei, poddany Heroda?" Odpowiedziano mu, że
rzeczywiście rodzice Jego mieszkali w Nazarecie a Jego stałym miejscem pobytu
jest Kafarnaum. "A, kiedy tak - zawołał Piłat - to jako Galilejczyk jest
poddanym Heroda. Herod jest tu na świętach, prowadźcie więc Jezusa do niego,
niech Go osądzi". Zaraz też kazał Jezusa sprowadzić na dół i oddać w ręce Żydów,
a swoją drogą wysłał jednego z oficerów do Heroda z oznajmieniem, że przysyła mu
do osądzenia Galilejczyka, Jezusa z Nazaretu, jego poddanego. Zadowolony był
Piłat bardzo, że uniknął w ten sposób konieczności sądzenia Jezusa, bo cała ta
sprawa wydawała mu się jakoś dziwną; a miał zarazem na oku i cel polityczny.
Herod zawsze był żądny poznać Jezusa, więc Piłat wiedział, że posyłając mu Go,
zrobi Herodowi wielką przyjemność; że zaś dotychczas stosunki między nimi były
naprężone, więc sądził, że to ułatwi wzajemne zbliżenie się.
Wrogowie Jezusa, oburzeni do najwyższego stopnia, że tak wobec wszego ludu
dostali od Piłata odprawkę i musieli iść dalej, starali się na Jezusie wywrzeć
swą złość. Otoczyli Go zaraz w około, kazali pachołkom związać Go na nowo i ze
wznowioną zaciekłością dręczyli Go, bili, popychali; tak z pośpiechem ogromnym
pędzili Go przez rynek, nabity ludem, i przez jedną ulicę do pobliskiego pałacu
Heroda. Orszakowi towarzyszyli także rzymscy żołnierze.
Na chwilę przed wyprawieniem Jezusa do Heroda, przysłała żona Piłata, Klaudia
Prokla, służącego do męża i kazała mu powiedzieć, że pilnie bardzo pragnie z nim
mówić. Teraz zaś stała w ukryciu na jednej z wyższych galerii pałacu i ze
smutkiem wielkim i trwogą przypatrywała się, jak Jezusa cią-gniono przez forum
do Heroda.
26. Początek nabożeństwa Drogi krzyżowej
Ukryta z Magdaleną i Janem w zakątku jednej z hal na forum, przypatrywała się
Najświętsza Panna całej rozprawie przed Piłatem, słyszała te dzikie okrzyki i
wrzawę, i bolała niewypowiedzianie. Gdy teraz prowadzono Jezusa do Heroda, nie
miała już siły iść dalej, lecz prosiła Jana i Magdalenę, by oprowadzili ją po
całej tej drodze cierpień, którą odbył jej Boski Syn, począwszy od pojmania Go
wczoraj wieczór. Poszli więc najpierw drogą do budynku sądowego Kaifasza, dalej
do pałacu Annasza, stąd przez Ofel do Getsemane i na Górę Oliwną. Na wielu
miejscach, gdzie Jezus najwięcej znosił katuszy i udręczeń, przystawali,
pogrążając się w smutku nad Jego cierpieniami. W miejscach, gdzie Jezus upadał,
padała także Matka Najświętsza na kolana i całowała ziemię, której dotykało się
Jego święte ciało. Magdalena łamała ręce z boleści, Jan także płakał rzewnie,
Strona 118
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
ale troskliwie podnosił z ziemi smutkiem przepełnioną Matkę i znowu szli dalej.
To był początek rozpowszechnionego później w Kościele nabożeństwa "Drogi
Krzyżowej", początek bolesnego rozpamiętywania gorzkiej męki naszego Boskiego
Odkupiciela, jeszcze nim dokonał zupełnie tego dzieła odkupienia. Dopiero był
Jezus w połowie tej bolesnej drogi męczeńskiej, a już Matka Jego niepokalana,
dzieląca z Nim w nieskończonej Swej miłości wszystkie cielesne i duchowe
cierpienia, odszukiwała ślady Swego Syna i Boga, idącego za nas na śmierć, by je
uczcić, opłakać i ofiarować Ojcu niebieskiemu za zbawienie świata. Tak zbierała
na całej tej drodze ze wszystkich śladów Najświętszego Odkupiciela, Jego
nieskończone zasługi, uzyskane dla nas; a zbierała je w Swe najczystsze,
współcierpiące serce, tę jedynie godną skarbnicę wszystkich dóbr zbawienia, z
której i przez którą jedynie według odwiecznego wyroku Boga, w Trójcy jedynego,
może korzystać upadła ludzkość z owoców i skutków tajemnicy odkupienia,
dokonanej w pełni czasu. Bo przecież z najczystszej krwi tego najświętszego
serca uformował Duch święty ciało, które dziś wylewa za nas z tysiąca ran krew
nieocenioną, jako cenę odkupienia. Dziewięć miesięcy spoczywał Zbawiciel pod tym
sercem, pełnym łaski; jako nienaruszona dziewica porodziła Go Maryja, chowała
Go, strzegła, karmiła Swymi piersiami, by Go dziś oddać za nas na drzewo krzyża,
na śmierć najokrutniejszą. Jak odwieczny Ojciec nie oszczędził Swego
jednorodzonego Syna, tylko oddał Go za nas, tak i Matka Najświętsza,
Bogarodzica, nie oszczędziła błogosławionego owocu żywota Swego, lecz zezwoliła,
by ofiarował się za nas na krzyżu, jako prawdziwy Baranek wielkanocny. Tak więc
jest Maryja w swoim Synie i zaraz po Nim, współ-przyczyną naszego zbawienia,
naszą współodkupicielką, naszą pośredniczką i najpotężniejszą orędowniczką u
Boga, matką łaski i miłosierdzia.
2X7
Wszyscy sprawiedliwi Starego Zakonu, począwszy od pokutujący^ pierwszych
rodziców, aż do najmłodszego, z potomków Abrahama, odbywali dziś tę drogę,
smucili się, modlili i ofiarowali ją w najświętszym sercu Matki Bożq, królowej
Patriarchów i Prororków. Lecz także i na przyszłość po wszystkie czasy tylko
tym, którzy żywią dziecięcą miłość dla Maryi, dane jest odprawiać to
nabożeństwo, przez Nią samą zaczęte i Kościołowi przekazane; tym dane jest przez
to nabożeństwo, pełne błogosławieństwa i miłe Bogu, wzrastać we wierze i miłości
dla najświętszego Odkupiciela. Jest to przykrym wprawdzie, ale niestety
stwierdzonym i znaczącym faktem, że wszędzie, gdzie chłodnie miłość ku Maryi i
zanika nabożeństwo do tajemnic różańcowych, tam idzie także w zapomnienie
nabożeństwo św. Drogi krzyżowej, a nawet niknie wiara w nieskończoną wartość tej
najkosztowniejszej, najcenniejszej Krwi.
Magdalena odchodziła prawie od zmysłów z boleści; niezmierną, jak Jej miłość,
była także jej żałość i skrucha. Ilekroć z miłości ku Jezusowi chciała złożyć Mu
u nóg swą duszę, jak niegdyś wylała nań olejek nardowy, zaraz spostrzegała
między sobą a Zbawicielem otchłań swej winy; a boleść skruszonego serca
przypominała jej zaraz całą gorzkość tej winy. Ilekroć chciała wznieść ku
Odkupicielowi, jak obok kadzidła, podziękę z głębi serca za otrzymane
odpuszczenie grzechów, zaraz zjawiał się jej oczom On - prowadzony na śmierć
wśród mąk strasznych i udręczeń; a ona w smutku niewypowiedzianym czuła, że
przyczynia się do tego i jej wina, którą Zbawiciel przyjął na Siebie, by zmazać
ją krwią Swoją. I tak wciąż opadała we otchłań bolesnej skruchy za grzechy.
Dusza jej rozpłynęła się niejako w wdzięczności i miłości, boleści i gorzkości,
w smutku i żałości; bo jeszcze do tego widziała i czuła całą niewdzięczność i
krwawą świętokradzką winę swego narodu, który Zbawiciela swego wydał na
najhaniebniejszą śmierć krzyżową. Wszystkie te wstrząsające, bolesne wrażenia,
przebijały się w całej jej postaci, we wszystkich słowach i ruchach.
Jan cierpiał i kochał nie mniej od Magdaleny. Ale niezamącona niewinność jego
serca najczystszego dozwalala mu znosić tę boleść z większym spokojem.
11. Piłat i jego żona
Wspominałam już, że żonę Piłata dręczyły tej nocy bardzo niespokojne sny.
Właściwie nie były to sny, lecz raczej widzenia, natchnione Duchem Bożym.
Widziała we śnie zwiastowanie Maryi, narodzenie Chrystusa, hołd, oddany Mu przez
pasterzy i królów, proroctwa Symeona i Anny, ucieczkę do Egiptu, rzeź
niemowlątek, kuszenie na puszczy i inne szczegóły z życia Je-
218
zusa, którego nigdy nie widziała i nie znała wcale. Jezus przedstawiał jej się
przy ty111 otoczony zawsze światłością, a przy Nim widziała straszne mary
przedstawiające złość i chytrość Jego nieprzyjaciół. Poznawała świętość j boleść
niezmierną Jego Matki, jak również Jego własne nieskończone cierpienia, znoszone
z taką miłością i cierpliwością. Boleść niewypowiedziana i smutek przejmowały ją
na widok tego wszystkiego, bo obrazy te przedstawiały się jej niezmiernie żywo i
Strona 119
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
przekonywająco opanowywały całą jej duszę, uchylały przed nią zasłony w nowy
jakiś, nieznany a tajemniczy świat. Niektóre obrazy jak np. rzeź niewiniątek,
proroctwo Symeona w świątyni, przedstawiały się jej tak, jak się rzeczywistości
spełniły, tj. w pobliżu jej domu.
Rano wyrwały ją ze snu wrzawa i okrzyki tłuszczy, Przestraszona, wyjrzała na
forum i oto w skrępowanym, udręczonym Jezusie poznała tego, który był
przedmiotem jej snów i widzeń nocnych; poznała, że tkwi w tym wskazówka wyższej
Opatrzności, że nie trzeba dopuścić do potępienia Go. Z boleścią przypatrywała
się, wśród jakich udręczeń prowadzono Jezusa do Heroda przez forum i zaraz w
trwodze wielkiej posłała do Piłata, prosząc go do siebie. Oczekiwała go w letnim
domku, stojącym na jednej z teras ogrodowych poza pałacem Piłata, wzruszona
bardzo i niespokojna. Była to słuszna, kształtnie zbudowana niewiasta. Z tyłu
miała zarzucony welon, spod którego wyglądały bujne sploty włosów,
przystrojonych kilku klejnotami; klejnoty również zdobiły jej uszy i szyję.
Długą, fałdzistą suknię spinała na piersiach kosztowna klamra. Twarz jej
pokrywała bladość matowa, wynik wzruszenia wewnętrznego. Doczekawszy się
przybycia Piłata, opowiedziała mu zaraz niektóre szczegóły ze swych nocnych
widzeń, o ile sama mogła sobie zdać z nich sprawę. Skończywszy opowiadanie,
przedstawiła mu, jakie jest jej zdanie o tym i prosiła go gorąco, zaklinając na
wszystko, co mu jest świętym, by nie szkodził prorokowi Jezusowi, Najświętszemu
ze Świętych. Czule tuliła się do niego, by tylko zechciał ją wysłuchać.
Piłata zadziwiła bardzo i poruszyła ta opowieść żony. Porównywał opowiadanie
żony z tym, co słyszał o Jezusie, przywodził sobie na pamięć zajadłość Żydów,
milczenie Jezusa, nie chcącego nic mówić na Swą obronę i Jego stanowcze, a
dziwne odpowiedzi na swoje pytania. Zachwiało go to i zaniepokoiło, lecz wkrótce
uległ przedstawieniom swej żony i rzekł: "I tak już oświadczyłem Żydom, że nie
znajduję żadnej winy w Jezusie, więc nie potępię Go, bo poznałem dobrze całą
złość i przewrotność Jego wrogów". - Powtórzył jeszcze żonie niektóre słowa
Jezusa i uspokoił ją, że stanie się według jej życzenia, a nawet na znak, że nie
zasądzi Jezusa, dał jej w zakład jakiś klejnot; nie wiem już, co to było, czy
pierścień, czy pieczątka. Z tym rozstali się oboje.
219
Lecz na obietnicy Piłata nie można było zbytnio polegać. Był to człowiek
samolubny i dumny, a przy tym niskiego, chwiejnego charakteru. Gdy cho. dziło o
jego korzyść, zapominał o wszelkiej wyższej bojaźni Bożej, a z drugiej strony,
gdy był w jakim kłopocie, stawał się nikczemnym tchórzem, uciekał się do
zabobonnego bałwochwalstwa i wieszczbiarstwa. Tak i teraz, nie wie-dząc, co
począć, zwrócił się do swych bożków, palił im kadzidła w ukrytym zakątku domu i
oczekiwał od nich jakichś znaków i objaśnień. Patrzył nawet zabobonnie, jak kury
dziś jedzą, by z tego coś wywnioskować, a szatan podszeptywał mu to to, to owo.
To mniemał, że trzeba koniecznie wypuścić Je-zusa, jako niewinnego, to znów bał
się, że zemszczą, się na nim jego bogowie, gdy zachowa przy życiu Jezusa, który
tak osobliwe przekonanie ma sam o Sobie, jakoby był pewnego rodzaju półbogiem;
więc może Jezus mógłby zaszkodzić w czym jego bożkom. - Może - myślał - "jest On
zaprawdę pewnego rodzaju bogiem Żydów. Tyle jest proroctw o Królu żydowskim,
który ma panować nad wszystkimi; królowie gwiazdochwalców ze Wschodu szukali już
raz takiego króla w tym kraju. A może On wzniesie się ponad moich bogów i mego
cesarza; jakaż wielka odpowiedzialność ciążyłaby na mnie, żem Go nie skazał na
śmierć. Może śmierć Jego ma być tryumfem moich bogów". Lecz znowu przyszły mu na
myśl te cudowne, nocne widzenia jego żony, tym dziwniejsze, że nigdy przedtem
Jezusa nie widziała. Ten ostatni wzgląd przeważył na szali chwiejne rozumowania
Piłata na korzyść Jezusa. Zdawał się już teraz być stanowczo zdecydowanym na
uwolnienie Pana. Jak sam sobie mówił, chciał przede wszystkim działać w imię
sprawiedliwości. Lecz nie wytrwał w tym postanowieniu, podobnie jak przedtem nie
czekał, co Jezus odpowie na jego zapytanie: "Co to jest prawda?"
28. Jezus przed Herodem
Przed strażnicą koło swego pałacu kazał Piłat postawić silny oddział żołnierzy,
również porozstawiał żołnierzy w wielu ważniejszych punktach miasta. Z
orszakiem, prowadzącym Jezusa, szedł znów osobny oddział żołnierzy, pochodzący z
kraju między Szwajcarią a Włochami. Nie były zbyteczne te środki ostrożności, bo
coraz większe tłumy ludu gromadziły się na forum i na ulicach, którymi
prowadzono Jezusa do Heroda. Ludzie ci trzymają się razem, stosownie do okolicy,
z której przybyli na święta. Z tego korzystali zajadliwi faryzeusze, każdy
wyszukiwał swoich ziomków, zebranych w jedną gromadę i starał się ich chwiejne
umysły zbuntować przeciw Jezusowi. A tymczasem Jezus szedł skatowany, otoczony
Swymi wrogami, którzy źli, że muszą się z Nim tak włóczyć, na Nim wywierali swą
złość; lżyli
220
Strona 120
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Go wicc> jak tylko mogli i podżegali siepaezów, by coraz srożej z Nim się
obchodzili- Że siepacze stosowali się chętnie do tego, nie trzeba nawet mówić.
Pałac Heroda leżał nie bardzo daleko od nowej dzielnicy miasta, na północ od
forum. Posłaniec Piłata przybył tam pierwej niż Żydzi, więc Herod wiedział już,
o co chodzi, i oczekiwał Jezusa w wielkiej sali swego pałacu, siedząc na
wezgłowiach w krześle tronowym; otaczał go zastęp dworzan i żołdaków.
Arcykapłani weszli pierwsi przez krużganek i ustawili się po obu stronach; Jezus
stał u wejścia. Herodowi pochlebiło to bardzo, że Piłat przyznał mu publicznie
przed arcykapłanami prawo sądzenia Galilejczyka, więc siedział napuszony i niby
to bardzo zajęty powierzoną mu sprawą; cieszyło go także, że ten Jezus, który
zawsze tak wzgardliwie unikał sposobności pokazania się mu, stoi teraz przed nim
w tak pokornej postawie. Sam słyszał, że Jan tak uroczyście przemawiał o
Jezusie, szpiegowie i donosiciele tyle mu opowiadali o Nim, więc zaciekawiony
wielce, pragnął poznać Go bliżej. Miał wielką ochotę przeprowadzić wobec
arcykapłanów szumną rozprawę sądową z Jezusem i pokazać obu stronom, jak dobrze
zna swoją rzecz, lecz z drugiej strony wiedział od posłańca, że Piłat nie
znalazł w Jezusie żadnej winy; było to więc dla niego, lubiącego się
płaszczyć, wskazówką, że należy powściągliwie traktować skarżących i ostrożnie
przyjmować ich zarzuty. Tak też zrobił, co do większej jeszcze złości
doprowadzało arcykapłanów i faryzeuszów. Natarczywie zaczęli przedkładać swe
skargi, zaraz jak tylko weszli. Herod tymczasem ciekawie spojrzał na Jezusa,
który stał u wejścia, nędzny, skatowany, w zanieczyszczonej sukni, z włosem
rozburzonym, z obliczem poranionym, pokrytym błotem i krwią. Na ten widok,
wstręt, pomieszany z iskrą współczucia, zdjął tego króla zniewieściałego,
oddanego rozkoszom. Wykrzyknął jakieś imię Boga, zdaje mi się "Jehowa", odwrócił
ze wstrętem twarz i zawołał na kapłanów: "Weźcie Go! Jak mogliście stawić mi
przed oczy takiego oplugawionego, skatowanego człowieka?" Zaraz wyciągnęli
pachołcy Jezusa do przedsionka; przyniesiono wody w misie i szmatę, i zaczęto Go
obmywać wśród nowych udręczeń. Nie zważając, że ma oblicze poranione, tarli Mu
je pachołcy szmatą, otwierając na nowo przyschłe rany. Herod tymczasem ganił
kapłanów za to barbarzyństwo; zdawało się nawet, że chce naśladować postępowanie
Piłata, bo podobnie jak on, rzekł do nich: "Jezus wygląda tak, jak gdyby dostał
się w ręce rzeźników; coś za wcześnie dziś zaczynacie". Lecz arcykapłani, nie
zważając na to, z pośpiechem wywodzili swe skargi i zarzuty przeciw Jezusowi.
Wprowadzono na powrót Jezusa, a Herod, chcąc okazać się usłużnym względem Niego,
kazał Mu przynieść kubek wina dla pokrzepienia wycieńczonych sił. Jezus
potrząsnął tylko głową i nie przyjął podanego napoju.
221
Herod chciał koniecznie wydobyć coś z Jezusa; rozgadał się bardzo, powtarzał
wszystko, co słyszał o Nim, a nawet używał pochlebstw. Wypytywał się Go o różne
rzeczy, żądał, by uczynił przed nim jakiś znak. Lecz Jezus sta} cicho ze
spuszczonymi oczami i nie wyrzekł ani słówka. Herod rozgniewał się w duchu, bo
wstyd mu było przed obecnymi, nie dał jednak nic poznać po sobie i znowu zaczął
przemawiać do Jezusa i zarzucać Go mnóstwem pytań.
- "Przykro mi bardzo - mówił - że widzę Cię tu pod zarzutem tak ciężkiej winy;
słyszałem wiele o Tobie. Pamiętasz, raz w Tirzy zanadto śmiało wdarłeś się w
moje prawa, uwalniając bez mego zezwolenia więźniów, których ja tam osadziłem.
Ale może czyniłeś to w dobrych zamiarach. Teraz wydał Cię w moje ręce rzymski
starosta, bym Cię osądził. Co mówisz na te wszystkie skargi? - Milczysz? -
Mówiono mi wiele o Twoich nadzwyczaj mądrych przemowach i naukach; pragnę
słyszeć, jak będziesz odpierał zarzuty Twych oskarżycieli. - Co mówisz? - Czy to
prawda, że jesteś królem Żydów? - Czy jesteś Synem Bożym? - Ktoś Ty? -
Słyszałem, że czynisz wielkie cuda, dowiedź tego przede mną, daj mi znak! - Ode
mnie zależy uwolnienie Ciebie
- Czy to prawda, że przywróciłeś wzrok ślepo narodzonemu? Czy Ty wskrzesiłeś
Łazarza? Nakarmiłeś kilka tysięcy ludzi kilkoma chlebami?
- Dlaczego nie odpowiadasz? - Zaklinam Cię, uczyń choć jeden cud! - Będzie to z
pożytkiem dla Ciebie". - Jezus milczał wciąż, a Herod mówił tym gwałtowniej:
"Ktoś Ty? Co to ma znaczyć? Kto dał Ci władzę czynienia takich rzeczy? Dlaczego
teraz nie potrafisz zdziałać cudu? Czy Ty jesteś tym, o którego narodzeniu takie
dziwne wieści chodzą? Przyszli tu raz ze Wschodu królowie do ojca mego i
wypytywali się o jakiegoś nowo narodzonego króla żydowskiego, któremu chcieli
oddać cześć; mówią, że to Ty jesteś tym dziecięciem. Prawda to? Uszedłeśże
wtenczas śmierci, gdy wymordowano tyle niemowląt? Jakim to sposobem? Dlaczego
tak długo nic nie mówiono o Tobie? A może tylko umyślnie tak mówią o Tobie, by
łatwiej obrać Cię królem? Wytłumacz się! Coś Ty za król? Zaprawdę, nie widać w
Tobie nic królewskiego. Jak słyszałem, urządzono Ci niedawno pochód tryumfalny
do świątyni. Co to miało znaczyć? Mów! Jak to się stało, że sprawa Twoja tak
Strona 121
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
nędzny wzięła obrót?" Jezus ani jednym słowem nie odpowiedział na zapytania
Heroda. Duchem Bożym otrzymałam objaśnienie, że dlatego nie chciał z nim Jezus
mówić, że Herod był pod klątwą za nieprawy swój związek z Herodjadą i za
zamordowanie Jana Chrzciciela.
Zniecierpliwiło trochę i rozgniewało Heroda to uporczywe milczenie Jezusa;
zauważyli to Annasz i Kaifasz, więc wyzyskując tę sposobność, znowu natarli nań
ze skargami na Jezusa. Między innymi podnieśli i te zarzuty, że Jezus nazywał
Heroda chytrym lisem, że już od dawna pracował nad zagładą całej jego rodziny;
dalej, że zaprowadza nową religię i że wbrew przepisom
222
już wczoraj pożywał paschę. Ostatni ten zarzut podnoszono przeciw Jezu-sOvvi już
wczoraj u Kaifasza, ale przyjaciele Pana udowodnili z ksiąg, że zarzut jest
nieważny.
Herod, chociaż rozgniewany bardzo zachowaniem się Jezusa, nie odstąpił jednak od
ułożonego planu postępowania. Nie chciał zasądzić Jezusa z trojakiego względu:
najpierw uczuwał po trochu jakiś tajemny strach przed Nim i już od czasu
zamordowania Jana Chrzciciela dziwny nim nieraz targał niepokój; po wtóre,
chciał przez to dokuczyć nienawistnym arcykapłanom, którzy także nie puścili mu
płazem wiarołomstwa małżeńskiego, a nawet skutkiem tego wykluczyli go od ofiar.
Główną jednak pobudką było to, że nie chciał potępić tego, w którym Piłat nie
znalazł żadnej winy. Było to jego politycznym manewrem, by podchlebić Piłatowi
wobec arcykapłanów i pospólstwa. Więc też zadowolił się tylko tym, że obrzucił
Jezusa obelżywymi słowy i rzekł do dworzan i gwardii przybocznej, której
kilkadziesiąt miał przy sobie: "Weźcie tego głupca i oddajcie błazeńskiemu
królowi cześć, jaka Mu się należy. To jest raczej błazen, niż złoczyńca11.
Nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Wyprowadzono Jezusa na wielki
dziedziniec, otoczony skrzydłami gmachu pałacowego i tu zaczęto się pastwić nad
Nim w najokrutniejszy sposób. Herod przypatrywał się temu dłuższy czas, stojąc
na płaskim dachu; Annasz zaś i Kaifasz, nie dając jeszcze za wygraną, wciąż
trzymali się tuż za nim i wszelkimi sposobami starali się go nakłonić, by wydał
na Jezusa wyrok potępiający. Lecz Herod nie dał się namówić, a wreszcie rzekł
tak, by słyszeli go i Rzymianie: "Popełniłbym najcięższy grzech, gdybym zasądził
tego człowieka". Właściwie chciał Herod przez to powiedzieć, że byłoby to
największym wykroczeniem przeciw wyrokowi Piłata, który był na tyle grzecznym,
że przysłał mu Jezusa.
Widząc arcykapłani i wrogowie Jezusa, że Herod w żaden sposób nie zmieni swego
postanowienia, zabrali się w inny sposób do rzeczy. Kilku z pomiędzy siebie
wysłali z pieniędzmi do dzielnicy Akra, gdzie obecnie przebywało najwięcej
faryzeuszów; tych kazali wszystkich zawezwać, by stawili się ze swymi ziomkami w
pobliżu pałacu Piłata. Również polecili rozdzielić przez faryzeuszów sporo
grosza między lud, by natarczywie domagał się śmierci Jezusa. Najemnicy
faryzeuszów rozszerzali między ludem groźne wieści, że naród ściągnie na siebie
sąd Boży, jeśli nie zażąda śmierci tego bluźniercy, że Jezus, uwolniony, połączy
się z Rzymianami, i to będzie Jego królestwem, o którym wciąż mówił, a które
przyniesie Żydom zagładę. Puszczano także pogłoski, że Herod wydał już wyrok na
Jezusa, ale lud musi dać jeszcze swe potwierdzenie, bo zachodzi obawa, by
stronnicy Jezusa nie wywołali rozruchów, a jeśli Jezus wyjdzie wolny, to święta
wezmą krwawy przebieg, bo stronnicy Jezusa, w połączeniu z Rzymianami, straszną
wywrą
223
.^zemstę. Tak to biegały po całym mieście pogmatwane, niepokojące pogłoski mniej
lub bardziej prawdopodobne, budząc rozgoryczenie i oburzenie w po-spólstwje.
Równocześnie kazali faryzeusze rozdzielać pieniądze między żołnierzy Heroda, by,
nie oglądając się na nic, jak najokrutniej katowali Jezusa. Żywili bowiem w
duchu nadzieję, że może Jezus, nie zdołając znieść tych katuszy umrze, zanim
Piłat wyda wyrok Go uwalniający.
Przepłaceni żołdacy, nie mający Boga w sercu, zaczęli też w najpodlejszy sposób
naigrawać się z Jezusa i Go dręczyć. Jeden z nich wyniósł z izdebki oddźwiernego
wielki biały worek, w którym dawnej zapakowana była bawełna. Wykrojono w dnie
worka dziurę i wśród wybuchów śmiechu zarzucono go Jezusowi przez głowę jako
szatę błazeńską; worek był długi, więc ciągnął się po ziemi, płatając Jezusowi
nogi. Ktoś inny zarzucił znowu Jezusowi wkoło szyi czerwoną szmatę, niby
kołnierz. Tak ustrojonemu oddawali żołdacy szydercze pokłony, lżyli Go,
popychali na wszystkie strony, pluli na Niego i bili Go po twarzy za to, że nie
chciał odpowiadać ich królowi. Wśród szyderczych oznak czci i hołdu obrzucali Go
błotem, szarpali Nim jak do tańca, popychali Go, a gdy zaplątawszy się w długi
obszerny worek, upadł na ziemię, wlekli Go rynsztokiem, biegnącym wkoło
dziedzińca wzdłuż ścian, tak, że święta Jego głowa uderzała o kolumny i
Strona 122
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
narożniki domu, to znów poderwali Go z ziemi i wśród wrzawy ogólnej na nowo
zaczęli Go dręczyć. Żołdacy ci i dworzanie Heroda - była to zbieranina z
najrozmaitszych okolic, a co najgorsi z nich wymyślali najokrutniejsze sposoby
dręczenia Jezusa i u-ważali to za chlubę dla siebie i swych ziomków, że mogą się
tym przed Herodem poszczycić. Więc na wyścigi z gwałtownym pośpiechem wymyślano
coraz nowe udręczenia, a towarzyszyły temu wrzaski i śmiechy szydercze. Ci,
którzy otrzymali pieniądze od faryzeuszów, w natłoku ogólnym bili Jezusa kijami
po głowie, stosując się do ich wskazówek. A Jezus patrzał tylko na nich
miłosiernie, wzdychał i jęczał boleśnie, oni zaś w zatwardziałości swej
naśladowali szyderczo Jego jęki i po każdej katuszy wybuchali śmiechem
bezczelnym. W niczyim sercu nie obudziła się iskierka litości. Krew spływała z
najświętszej głowy Jezusa; trzykroć upadał na ziemię pod razami rozbestwionych
żołdaków, wtedy jednak, niewidzialni dla innych, pojawiali się przy Jezusie
płaczący aniołowie i namaszczali Mu głowę. Otrzymałam Duchem Bożym objaśnienie,
że bez tej pomocy Bożej, rany zadane jezusowi, byłyby śmiertelne. Okrucieństwo i
rozpasanie tych żołdaków nie da się opisać. Nie tak okrutnymi byli względem
ślepego Samsona Filistynowie, gdy gnali go po arenie wyścigowej, umęczając
prawie na śmierć.
Lecz czas upływał i wnet trzeba było arcykapłanom iść do świątyni; gdy więc
otrzymali powiadomienie, że spełniono ich polecenia, jeszcze raz zarzucili
Heroda prośbami, by Jezusa zasądził. Herod jednak, niewiele z nich
224
sobie robiąc, a bacząc tylko na Piłata, odesłał Jezusa w tej sukni nikczemnej na
powrót do niego.
29. Jezus wraca od Heroda do Piłata
Z wznowioną złością w sercu poprowadzili Żydzi Jezusa na powrót do Piłata; wstyd
ich było, że, nie uzyskawszy wyroku na Niego, musieli Go prowadzić na powrót
tam, gdzie już uznano Go za niewinnego. Obrano teraz inną, dalszą drogę, by i
innym dzielnicom pokazać Jezusa w takim poniżeniu, a także, by tym dłużej
dręczyć Jezusa po drodze i by wysłanym podżegaczom dać czas do pozyskania
zebranych tłumów dla swych planów.
Droga ta była o wiele nierówniejsza i gorzej utrzymana, więc tym boleśniej
odczuwał Jezus szarpania i popychania prowadzących Go siepa-czów. Długi worek
wlókł się po błocie i przeszkadzał Jezusowi w chodzeniu. Kilka razy upadł Pan na
ziemię, zaplątawszy Sobie w nim nogi, lecz siepacze rzucili się zaraz na Niego,
bili Go po głowie, kopali nogami i zmuszali do powstania, szarpiąc za powrozy.
Niewypowiedziane naigrawania i udręczenia musiał Jezus znosić przez całą drogę
ze strony siepaczów i motłochu; a On, w miłosierdziu nieskończonym, modlił się
tylko, by nie umarł, dopóki nie dokona wszystkich mąk za nas.
Była godzina kwadrans na dziewiątą, gdy pochód z udręczonym Jezusem nadszedł
znowu przez forum do pałacu Piłata, ale z innej strony (prawdopodobnie
wschodniej). Wokoło pałacu zebrane już były ogromne tłumy ludu, podzielonego na
gromady, stosownie do okolicy i miejscowości, z której pochodzili, a wśród nich
uwijali się faryzeusze, podburzając obojętnych przeciw Jezusowi. Piłat, pamiętny
rzezi galilejskich krzykaczów podczas zeszłorocznej paschy, przedsięwziął na
wszelki wypadek środki ostrożności. Na jego polecenie ściągnięto około tysiąc
żołnierzy, obsadzono nimi preto-rium, cały pałac i wszystkie wejścia na forum.
Świadkami dalszej męki Jezusa były Najświętsza Panna, Jej siostra Maria Helego,
córka tej ostatniej, Maria Kleofy, Magdalena i około 16 świętych niewiast. Stały
one w hali na forum, z której można było wszystko słyszeć, lub podchodziły to
tu, to tam. Z początku był i Jan przy nich.
Przybrany w ów wór biały, szedł Jezus środkiem rozstępującego się tłumu, witany
szyderczymi śmiechami i okrzykami. Najzuchwalszych i naj-bezczelniejszych
wysuwali sami faryzeusze naprzód, by przyłączywszy się do pochodu, naigrawali
się z Jezusa. Tymczasem dworzanin Heroda, wysłany już naprzód, oznajmił
Piłatowi, że król wdzięczny mu jest bardzo za tę grzeczność. Przekonawszy się
jednak, że sławny ten, mądry Galilejczyk, jest
225
tylko niemym błaznem, postąpił z Nim odpowiednio i teraz odsyła Go tu powrót.
Ucieszył się Piłat, że Herod nie uczynił mu na przekór i nie Jezusa, więc
nawzajem kazał mu przesłać serdeczne pozdrowienie. gniewał się dotychczas z
Herodem od czasu zawalenia się owego wodociągu, ale od dziś pojednali się i
pozostali przyjaciółmi.
Przybywszy do pretorium, poprowadzili siepacze Jezusa znowu p0 schodach na
terasę. Ale że szarpali Nim wciąż okrutnie, więc zaraz z początku zaplątał się
Jezus w długi worek i upadł tak silnie na marmurowe schody, że krew z głowy Jego
najświętszej obryzgała obficie kamienie. Upadek Jego wzbudzał tylko śmiech
szyderczy w kapłanach, faryzeuszach i podłym motłochu, a siepacze poderwali Go
Strona 123
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
zaraz i kopiąc nielitościwie, wypchali po schodach na terasę.
Piłat spoczywał, jak przedtem, na swym siedzeniu, a raczej sofie, obok której
stał stolik. Otaczało go kilku oficerów i jacyś mężowie z księgami pod pachą.
Gdy przyprowadzono Jezusa, Piłat podszedł na przód terasy, skąd zwykł był
rozmawiać z ludem, i rzekł do oskarżycieli Jezusa: "Wydaliście mi tego człowieka
jako podburzyciela ludu. Przesłuchałem Go wobec was i nie znalazłem winnym tego,
o co Go oskarżacie. Odesłałem was z Nim do Heroda, ale i on nie znalazł w Nim
winy, zasługującej na karę śmierci. Cóż więc? Każę Go ochłostać i puścić na
wolność". Lecz zaraz dało się słyszeć na te słowa mruczenie i wrzawa między
faryzeuszami, dającymi poznać, że nie zgadzają się na to i tym gorliwiej zaczęli
motłoch podburzać i przekupywać pieniędzmi. Piłat przejęty głęboką ku nim
pogardą, ostro powstał przeciw nim, mówiąc między innym: "Czyż nie dosyć oglądać
będziecie dziś niewinnej krwi przy zarzynaniu baranków wielkanocnych?"
Był w Jerozolimie starodawny zwyczaj, że przed Wielkanocą wypuszczano na żądanie
ludu jednego z więźniów, a odbywało się to właśnie w dniu dzisiejszym. Dlatego
to wysłali faryzeusze z pałacu Heroda swych zauszników w dzielnicę Akra, na
zachód od świątyni, by przekupić zebrane tam tłumy, aby nie żądali wypuszczenia
na wolność Jezusa, tylko ukrzyżowania Go. Piłat natomiast miał nadzieję, że lud
będzie żądał uwolnienia Jezusa; dla większej pewności umyślił dać im do wyboru
obok Jezusa pewnego strasznego złoczyńcę, który już skazany był na śmierć,
spodziewał się bowiem, że nikt nie przeniesie go nad Jezusa. Zbrodniarza tego,
imieniem Barabasz, przeklęli już wszyscy za jego sprawki. W czasie rozruchów
mordował on ludzi niewinnych, trudnił się czarnoksięstwem i dla swych celów
rozrzynał żywoty niewiastom brzemiennym. Słowem, popełnił mnóstwo zbrodni, a
niejedną ja sama widziałam w objawieniu.
Właśnie teraz po ostatnich słowach Piłata ruch powstał wśród tłumu, wreszcie
gromadka ludzi z mówcami na czele przepchała się naprzód, i ci, ja-
226
w) przedstawiciele ludu, zawołali głośno na Piłata, stojącego na terasie:
"Pijacie! Spełnij nam to, co według zwyczaju nam co rok czynisz na święta!" Na
t0 też czekał tylko Piłat, więc rzekł zaraz: "Zwyczaj jest, że wypuszczam wam na
święta jednego więźnia. Którego mam wam teraz wypuścić, Barabasza, czy Jezusa,
Króla żydowskiego, Jezusa, który ma być Pomazańcem Bożym?"
W jakim znaczeniu nadawał Piłat te tytuły Jezusowi, tego on sam nie umiałby
powiedzieć. Po części nazywał Jezusa Królem żydowskim, bo jako dumny Rzymianin
chciał im okazać pogardę, że mają tak nędznego króla, którego wraz z
zbrodniarzem postawił im do wyboru; po części kierował się jakimś wewnętrznym
przeczuciem, że może naprawdę Jezus jest tym cudownie obiecanym Królem
żydowskim, tym Pomazańcem Pańskim, tym Mesjaszem. Ale i tym bezwiednym
przeczuciem prawdy powodował się tylko pozornie; najprędzej dlatego tylko
wymieniał tytuły Jezusa, bo czuł, że główną sprężyną występowania arcykapłanów
przeciw Jezusowi, którego on uważał za niewinnego, jest zawiść.
Maryja, Magdalena, święte niewiasty i Jan stali tymczasem w zakątku przedsionka,
płacząc i drżąc w niepokoju. Matka Boża wiedziała wprawdzie, że tylko śmierć
Jezusa może wyratować świat z przepaści grzechowej, ale jako Matka tego
najświętszego Syna, trwożyła się o Niego i tęskniła za utrzymaniem Go przy
życiu. Podobnie jak Jezus, chociaż dobrowolnie wcielił się na śmierć krzyżową,
ale zupełnie jak zwykły człowiek odczuwał wszystkie męki i udręczenia człowieka
katowanego strasznie i niewinnie prowadzonego na śmierć, - tak też i Maryja
odczuwała wszystkie udręczenia i męki matki, której dziecię najświętsze doznaje
takich cierpień ze strony własnego najniewdzięczniejszego ludu. W trwodze i
niepewności wahały się biedne niewiasty między obawą a nadzieją, niepewne, kogo
lud zażąda od Piłata. Jan podchodził to tu, to tam, podsłuchiwał, starając się
dostać gdzie jaką dobrą wiadomość. A Maryja wznosiła modły do Boga, by nie
dopuścić temu ludowi spełnić tak strasznego grzechu; jak Jezus na Górze Oliwnej,
tak i Ona mówiła teraz: "Jeśli to możliwe, oddal, Panie, ten kielich goryczy". I
tak nadzieja nie ustąpiła jeszcze zupełnie z serca tej kochającej Matki. Wśród
tłumu obiegały z ust do ust rozsiewane przez faryzeuszów pogłoski i namowy, a
wraz z nimi doszła do uszu Maryi wieść, że Piłat stara się koniecznie uwolnić
Jezusa; to było dla Niej kroplą pociechy. Nadzieja Jej zwiększyła się jeszcze,
gdy rozglądając się po tłumach, ujrzała niedaleko gromady ludzi z Kafarnaum, a
wśród nich wielu, których Jezus niedawno uzdrawiał i nauczał. Ci spoglądali
chwilami ukradkiem w stronę, gdzie stały pozasłaniane smutne niewiasty i Jan.
Widząc ich Maryja, była pewna, tak jak i inni, że ci już chyba nie przeniosą
Barabasza nad swego dobrodzieja i Zbawiciela. Tymczasem stało się inaczej.
227
Po powyższym pytaniu Piłata nastąpiło chwilowe wahanie się i naniy. sianie wśród
zebranego tłumu, a kilka tylko głosów dało się słyszeć z tłumu-"Barabasza!" W
Strona 124
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
tej chwili jednak nadszedł do Piłata sługa, wysłany od jeg0 żonyrPiłat cofnął
się z nim w tył, a sługa pokazał mu ów zastawnik, który Piłat dal rano żonie i
rzekł: "Klaudia Prokla kazała ci przypomnieć, byś dotrzymał przyrzeczenia."
Krótką tę przerwę wyzyskali Faryzeusze i arcykapla. ni. To groźbami, to
prośbami, to przekupstwem postarali się o to, by zmienić przekonanie pospólstwa.
I przyszło im to łatwo.
Piłat poznał po przysłanym znaku co żona jego sobie życzy i oddał go jej na
znak, że obietnicy dotrzyma. Odprawiwszy sługę, poszedł znowu na przód terasy i
zajął swe siedzenie, a gdy i arcykapłani pousiadali, zawołał powtórnie: "Którego
z tych dwóch mam wam wypuścić?" Teraz już nie było namyślania i wahania;
jednostajny głośny krzyk zagrzmiał na całym forum ze wszystkich stron: "Precz z
Tym! Wypuść nam Barabasza!" - "Cóż więc mam zrobić z Jezusem, który ma być
Chrystusem, Królem żydowskim?" - zapytał Piłat. I znów zabrzmiały gwałtowne
okrzyki: "Ukrzyżuj Go! Ukrzyżuj Go!" -1 po raz trzeci zapytał Piłat: "Ale cóż On
złego uczynił? Ja przynajmniej nie znajduję w Nim żadnej winy, skutkiem której
zasługiwałby na śmierć. Każę Go ochłostać, a potem wypuszczę!" Lecz jak orkan
piekielny z podwójną gwałtownością zerwały się wrzaski: "Ukrzyżuj Go! Ukrzyżuj
Go!" Faryzeusze i kapłani wrzeszczeli i rzucali się jak szaleni, więc wreszcie
uległ niestary Piłat, wypuścił zbrodniarza Barabasza, a Jezusa zasądził na
biczowanie.
30. Biczowanie Jezusa
Kilka już razy powtarzał chwiejny, małoduszny Piłat te słowa: "Nie znajduję w
Nim żadnej winy; każę więc ochłostać Go i wypuścić na wolność". Lecz natarczywe
i groźne okrzyki motłochu żydowskiego powtarzały się wciąż. - "Ukrzyżuj Go!
Ukrzyżuj Go!" - wołano ze wszystkich stron. Mimo to Piłat, nie zastanawiając się
jeszcze, co zrobi potem, uparł się przeprowadzić swą wolę. Nie wiedział jeszcze,
czy potem uwolni Jezusa, czy wyda Go na śmierć, ale w każdym razie kazał Go
tymczasem ubiczować na sposób rzymski. Zaraz też sprowadzili siepacze Jezusa z
terasy, bijąc Go i popychając krótkimi pałeczkami; środkiem rozszalałego
motłochu poprowadzili Go na forum, na północ od pałacu Piłata, gdzie nieopodal
strażnicy stał słup do biczowania, naprzeciwko jednej z hal, otaczających rynek.
Słup ten stał osobno, nie jako część składowa budynku. Był tak wysoki, że
człowiek słusznego wzrostu, wyciągnąwszy ręce, mógł dosięgnąć dłonią do górnego
zaokrąglonego końca, opatrzonego pierścieniem żelaznym; od tyłu
228
słupa w połowie wysokości były także powbijane pierścienie, czy też haki.
Do biczowania wyznaczono sześciu oprawców. Byłi to jacyś łotrzykowie, gdzieś
spod Egiptu, którzy, pojmani, pracowali tu przymusowo przy budowlach i kanałach,
jako niewolnicy lub więźniowie. Najpodlejszych i najokrut-niejszych wybierano
zwykle do posług królewskich w pretorium. Ci, którzy mieli biczować Jezusa,
mniejsi byli wzrostem od Niego. Skórę mieli brunatną, włos kręty, szczecinowaty,
zarost na twarzy rzadki i cienki. Cale ich u-branie składało się z przepaski
przez biodra, lichych sandałów i kawałka skóry, lub lichej tkaniny, zarzuconej
jak szkaplerz przez piersi i plecy, z boku otwartej; ręce były obnażone. W
obliczu i całej postaci tych pachołków przebijało coś zwierzęcego, diabelskiego;
wyglądali jakby na pół pijani. Niejednego już biednego grzesznika zabiczowali na
śmierć przy tym słupie i teraz, porzuciwszy przy słupie rózgi i bicze, poszli
ochoczo naprzeciw Jezusowi, odebrali Go z rąk siepaczów i jeszcze bezlitośniej
zaczęli się nad Nim znęcać. Chociaż Jezus szedł chętnie, bili Go pięściami i
postronkami, darli, szarpali i ciągnęli z wściekłością do słupa. Nie da się
opisać, z jakim barbarzyństwem dręczyły Jezusa te psy wściekłe w ludzkim ciele
przez tę krótką chwilę. Przyprowadziwszy Go do słupa, zdarli gwałtownie ów
worek, w który Go Herod kazał ubrać na szyderstwo i prawie po ziemi tarzali
biednego Jezusa.
Jezus drżał na całym ciele, stanąwszy przed słupem. Tam ściągał spiesznie Swe
suknie rękami okrwawionymi i opuchniętymi od ostrych powrozów, a podczas tego
modlił się czule i wstawiał do Boga za Swymi katami, którzy i teraz nie dali Mu
ani chwilki spokoju. Raz jeden zwrócił Jezus głowę ku Swej najboleśniejszej
Matce, stojącej nieopodal z innymi niewiastami w kąciku hali. Zwróciwszy się do
słupa, by zakryć nim obnażone ciało, rzekł do Najświętszej Panny: "Odwróć Twe
oczy ode mnie!" Nie wiem, czy wypowiedział to głośno, czy pomyślał tylko w
duchu, ale czułam, że Maryja usłyszała te słowa; w tej chwili bowiem odwróciła
się i upadła omdlała na ręce otaczających ją świętych niewiast.
Teraz dobrowolnie wzniósł Jezus ręce i objął nimi słup. Kaci, klnąc straszliwie
i szarpiąc Nim, przymocowali Jego święte, wyciągnięte ręce do żelaznego
pierścienia u góry i tak naciągnęli całe ciało, że nogi, przymocowane u dołu,
zaledwie dotykały ziemi. I tak stał Najświętszy ze Świętych, obnażony, rozpięty
na słupie zbrodniarzy, w nieskończonej trwodze i hańbie, a dwaj z tych
Strona 125
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
okrutników zaczęli ze zwierzęcą żądzą krwi siec rózgami Jego święty grzbiet od
góry do dołu. Rózgi te wyglądały jak białe łykowate pręty; a może były to pęki
zeschłych żył bydlęcych, lub twarde, białe paski skórzane.
Pan nasz i Zbawiciel, Syn Boga, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek drgał i
kurczył się jak nędzny robak pod razami tych łotrów. Jęczał cicho, a jęk Jego
słodki, dźwięczny jak serdeczna modlitwa, mieszał się ze świstem
229
rózg Jego dręczycieli. Od czasu do czasu jak czarna chmura nawalna, wy. buchał
krzyk ludu i faryzeuszów, tłumiąc te jęki święte, żałosne. Piłat bo-wiem układał
się jeszcze z rozjuszonym motłochem, wrzeszczącym wciąż przeraźliwie: "Precz z
Nim! Ukrzyżuj Go!" Więc chwilami dawał się słyszeć krótki głos trąby na znak, że
Piłat chce mówić. Wrzaski milkły na chwilę i znowu słychać było chrzęst rózg,
jęki Jezusa, przekleństwa oprawców. A z dala dochodziło żałosne beczenie
baranków wielkanocnych, które właśnie myto z pierwszego brudu w sadzawce owczej,
obok bramy tejże nazwy. Nieopisanie wzruszające były te głosy bezradne, lękliwe,
biednej trzody jagnięcej. Bek baranków wielkanocnych łączył się w jedną zgodną
harmonię z westchnieniami Zbawiciela, prawdziwego Baranka ofiarnego.
Motłoch żydowski trzymał się w pewnym oddaleniu od słupa, mniej więcej na
szerokość jednej ulicy. Wokoło stary placówki rzymskich żołnierzy, najgęściej
zaś koło strażnicy. Często gęsto zbliżał się ktoś z tłuszczy do słupa; jedni
przypatrywali się w milczeniu, inni szydzili. Zdarzało się, że w niektórych
budziła się jakaś lepsza iskierka ich istoty, ogarniało ich uczucie wewnętrznego
wzruszenia na widok katowanego Jezusa; w takich razach zdawało mi się, jakoby
promień świetlisty padał z Jezusa na nich.
Obok pod strażnicą widziałam nikczemnych uliczników, skąpo odzianych, którzy
przygotowywali świeże rózgi; inni znów spieszyli postarać się
0 gałązki cierniowe. Służalcy arcykapłanów kręcili się w pobliżu katów
1 przekupywali ich pieniędzmi, by bardziej męczyli Jezusa; kazali także
przynieść wielki dzban gęstego czerwonego napoju, a kaci zakrapiali się nim
obficie i prawie zupełnie pijani coraz okrutniej się srożyli. Po kwadransie
biczowania odstąpili oprawcy, a przyłączywszy się do swych kolegów, zaczęli w
najlepsze się upijać. Po tak bolesnej operacji całe ciało Jezusa pokryte było
pręgami sinymi, brunatnymi i czerwonymi. Krew święta spływała w perlistych
kroplach na ziemię. Drgania bolesne wstrząsały tym biednym ciałem, a wokoło,
miast litości, słychać było tylko drwiące, szydercze okrzyki.
Po chłodnej nocy ranek był dżdżysty, pochmurny. Chwilami ku wielkiemu
podziwieniu ludzi padał nawet grad. Około południa dopiero wyjaśniło się niebo i
słońce bladymi promieniami oświeciło Jerozolimę.
Po krótkim odpoczynku rzuciła się druga para katów z nową wściekłością na
Jezusa. Ci mieli znów inne rózgi, najeżone, zapewne z cierni, utkane gęsto
kolcami i kulkami. Pod ich silnymi uderzeniami pękały pręgi na ciele Jezusa,
krew tryskała obficie w około, obryzgując ręce oprawców. Pod srogimi, bolesnymi
razami jęczał Jezus i drgał boleśnie, ale nie ustawał się modlić za tych
zaślepionych ludzi.
Właśnie przeciągała przez forum karawana cudzoziemców na wielbłądach; wielu z
nich było już ochrzczonych, wielu słyszało nauki Jezusa na
230
górze. Strach ich zdjął i smutek, gdy dowiedzieli się od otaczających, co to ma
znaczyć, kogo to katują przy słupie. Przed pałacem Piłata brzmiała wciąż wrzawa
i bezustanne okrzyki motłochu.
Wreszcie przystąpiła trzecia para katów do Jezusa z nowymi biczami; były to pęki
łańcuszków, czy rzemyków, umocowanych w żelaznej rączce, a zakończonych
żelaznymi haczykami. Ci już nie ranili, ale po prostu odrywali tymi haczykami
całe kawałki skóry i ciała, tak że miejscami widać było nagie kości. Pióro się
wzdryga przed opisywaniem tej ohydnej, barbarzyńskiej sceny.
A nie dosyć im było tego; odwiązawszy sznury, obrócili Jezusa i przywiązali z
powrotem poranionym grzbietem do słupa. Jezus nie miał już tyle sił, by utrzymać
się sam, więc przykrępowali Go powrozami przez piersi poniżej ramion i kolan, a
ręce związali z tyłu w środku słupa. Jak wściekłe psy rzucali się znowu na Pana.
Jeden z nich trzymał w lewej ręce mniejszą, cieńszą rózgę i tą smagał oblicze
Jezusa raniąc je boleśnie. Nie było już zdrowego miejsca na Jezusie.
Najświętsze, czci najgodniejsze ciało Syna Bożego, poszarpane bezlitośnie,
przedstawiało jedną wielką ranę krwią broczącą. Oczyma krwią zabiegłymi
spoglądał Jezus na Swych katów z niemym błaganiem o litość, a oni tym bardziej
się srożyli. Więc Jezus jęczał tylko z cicha, a z ust Jego wyrywał się co chwila
słabszy głos: "Biada!"
Cała ta straszna katusza trwała już prawie trzy kwadranse, gdy wtem przyskoczył
z gniewem do słupa jakiś obcy człowiek z ludu, trzymając w ręku nóż zakrzywiony.
Strona 126
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Był to krewny ślepego Ktesifona, uzdrowionego przez Jezusa. - "Stójcie!" -
zawołał - "nie mordujcie na śmierć niewinnego człowieka!" Pijani kaci zatrzymali
się chwilę ze zdziwieniem, a on spiesznie jednym cięciem przeciął powrozy,
krępujące Jezusa, związane z tyłu słupa w jeden gruby węzeł na wielkim żelaznym
gwoździu; spełniwszy to zniknął zaraz na powrót w tłumie. Bezwładne, poranione
ciało Jezusa, nie podtrzymywane powrozami, usunęło się przy słupie w kałużę
własnej krwi. Tak pozostawili Jezusa kaci, a sami poszli pić dalej, zawoławszy
przedtem na siepaczów, zajętych w strażnicy, by upletli koronę cierniową.
Właśnie przechodziło przez forum kilka nierządnic. Ujrzawszy Jezusa we krwi pod
słupem, drgającego boleśnie, zatrzymały się przed Nim w milczeniu, ująwszy się
za ręce i spoglądały nań chwilę ze wstrętem i odrazą. Pod ich wzrokiem tym
boleśniej odczuł Jezus ciężkie Swe rany; z trudem uniósł nieco poranioną głowę i
spojrzał na nie z bolesnym wyrzutem. Nierządnice odeszły zaraz, a towarzyszyły
im sprośne dowcipy siepaczów i żołnierzy.
Przez cały czas biczowania pod gradem bolesnych, obelżywych razów, modlił się
Jezus wciąż i ofiarowywał Siebie za grzechy wszystkich ludzi. Kilkakroć
widziałam, jak zjawiali się przy Nim bolejący aniołowie, by Go
231
pocieszyć. Teraz także, gdy leżał poraniony u słupa, pojawił się przy anioł, by
Go pokrzepić. Wydawało mi się, że podaje Mu do ust jakiś tlisty kąsek.
Po chwili odpoczynku wrócili znowu oprawcy i kopiąc Jezusa nogami kazali Mu
wstać, mówiąc, że chcą dokończyć Jego przemiany na króla. Poszturchując Go,
kazali Mu wziąć Sobie przepaskę, leżącą na boku; a gdy Jezus zaczął się czołgać
ku niej, potrącali ją umyślnie dalej nogami, śmiejąc się szyderczo. I tak długą
chwilę musiał Jezus wlec się z wysiłkiem po ziemi, jak rozdeptany robak, pławiąc
się we własnej krwi, zanim dosięgną! przepaski i odział nią porozdzierane
lędźwie. Biciem i kopaniem zmusili Go teraz oprawcy, by stanął na obolałych
nogach, nie dali Mu nawet czasu ubrać się w suknię, tylko zarzucili Mu ją byle
jak na ramiona i tak popędzili Go spiesznie do strażnicy. Szło się tam krótszą
drogą przez podsienia budynku, otwarte właśnie od strony forum, tak, że widać
było na przestrzał korytarz, pod którym siedzieli w więzieniach dwaj łotrzy i
Barabasz. Oprawcy wybrali jednak umyślnie dalszą drogę, koło siedzeń
arcykapłanów, a ci odwracając się ze wstrętem, wołali: "Precz z Nim! Precz z
Nim!" Oprawcy poprowadzili Jezusa, ocierającego Sobie suknią krew z twarzy, na
wewnętrzny dziedziniec strażnicy. Żołnierzy nie było tu w tej chwili, tylko sama
zbieranina niewolników, siepaczów, łotrów, tłuszczy - słowem - same wyrzutki
społeczeństwa.
Ponieważ postawa pospólstwa coraz więcej stawała się niepewną, więc Piłat
wzmocnił jeszcze placówki strażą, ściągniętą z zamku Antonia. Strażnicę całą
otoczono gęstym szpalerem żołnierzy. Żołnierzom wolno było rozmawiać, śmiać się
i szydzić z Jezusa, ale mieli rozkaz trzymać się w szeregach i być wciąż w
pogotowiu. Chciał przez to Piłat utrzymać na wodzy motłoch i okazać swą władzę;
w tym celu zebrał przeszło tysiąc żołnierzy.
31. Maryja podczas biczowania Jezusa
Podczas biczowania Zbawiciela naszego była Najświętsza Panna w ciągłym
zachwyceniu. Widziała i odczuwała w niewypowiedziany sposób wszystko, co działo
się z Jej Synem. Męka Jej i cierpienia były nad wyraz wielkie, podobnie jak nad
wyraz wielką była Jej miłość najświętsza ku Jezusowi. Cicha skarga wymykała się
nieraz z Jej ust, oczy Jej zaczerwienione były od ciągłego płaczu. Trzymała Ją w
swych objęciach Maria Helego, Jej starsza siostra, podeszła już w Jeciech,
mająca wiele podobieństwa ze świętą Anną. Z drugiej strony podpierała Ją Maria
Kleofy, córka Marii Helego. Inne święte niewiasty skupiły się koło Najświętszej
Panny, zawodząc cicho, drżąc z trwogi i boleści, jakby oczekiwały własnego
wyroku śmierci. Magda-
232
lena skołatana była niezmiernie i przygnieciona ciężką boleścią, odbijającą sję
w całej Jej postaci i stroju. Włosy jej, przykryte z wierzchu zasłoną,
rozpuszczone były i wzburzone. - Maryja miała dziś na Sobie długą suknię barwy
niebieskiej, na to zarzucony biały wełniany płaszcz i zasłonę żółtawo-białą.
Właśnie gdy Jezus po biczowaniu upadł na ziemię przy słupie, przysłała żona
Piłata, Klaudia Prokla, Matce Bożej całą paczkę wielkich chust. W jakim celu to
uczyniła, nie pamiętam już dobrze; czy myślała, że Jezusa uwolnią i te chusty
służyć będą Matce Bożej do przewiązywania ran Jezusowi, czy też miłosierna
poganka przeznaczyła je do tego, do czego rzeczywiście użyła ich Najświętsza
Panna.
Z boleścią patrzała Maryja, jak siepacze prowadzili Jej Syna skatowanego do
strażnicy. Przechodząc koło Niej, otarł Jezus suknią krew, zalewającą Mu oczy,
by spojrzeć na Matkę Swą boleściwą. Ona z nadmierną tęsknotą wyciągnęła za Nim
Strona 127
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
ręce i wpatrywała się w krwawe ślady, jakie pozostawiły Jego stopy. Gdy już tłum
usunął się nieco w inną stronę, pospieszyły Najświętsza Panna i Magdalena na
miejsce biczowania. Inne niewiasty i kilkoro życzliwych ludzi otoczyły je w
koło, zasłaniając przed oczyma wrogów, a one, uklęknąwszy przy słupie, osuszały
otrzymanymi chustami Najświętszą Krew Jezusa, gdzie tylko widać było jej ślady.
Jana nie widziałam w tej chwili przy świętych niewiastach. Syn Symeona, Obed,
syn Weroniki, Aram, i Temeni, obaj siostrzeńcy Józefa z Arymatei, byli obecnie w
świątyni, gdzie w smutku i trwodze sprawowali obowiązkowe zatrudnienia.
Godzina była mniej więcej dziewiąta rano.
32. Przerwa w obrazach pasyjnych przez pojawienie się świętego Opiekuna Józefa w
postaci dziecięcia
Opowiedziane dotychczas widzenia pasyjne miała świątobliwa Anna Katarzyna
począwszy od wieczora 18 lutego 1823 (wtorek po pierwszej niedzieli Postu) aż do
8 marca, tj. do soboty przed niedzielą środopostną. Odczuwała przy tym widziane
cierpienia duchowo i cieleśnie. Bez świadomości zewnętrznej, pogrążona w tych
rozmyślaniach, płakała i jęczała, jak torturowane dziecko. Wstrząsana nerwowymi
drganiami rzucała się, jęcząc, po posłaniu. Na obliczy jej wyryte było
cierpienie człowieka konającego w mękach. Krwawy pot występował jej parę razy na
piersi i plecy; w ogóle pociła się często, a właściwie ciągle, w tak niezwykły
sposób, że wszystko dokoła ociekało wodą, a pot przesiąkał na wskroś przez
poduszki. Zarazem cierpiała takie pragnienie, że wyglądała jak człowiek, ginący
na puszczy z braku
wody. Usta jej były nieraz rano zupełnie wysuszone, język skurczony i jakby ¦m
zaschły, tak, że tylko na migi, lub niewyraźnymi dźwięki mogła prosić o p0. moc.
Mękom tym towarzyszyła codziennie febra, a może też była ich nastę. pstwem.
Oprócz tego trwały bez przerwy zwykłe jej cierpienia i te, które odczuwała i
przyjmowała na siebie. Z trudem tylko i po uporczywym wypo. czynku była w stanie
opowiadać widzenia pasyjne, lecz i to nie co dzień dokładnie; wiele szczegółów
musiała kilka razy powtarzać i uzupełniać.
Właśnie w sobotę wieczorem 8 marca 1823, umęczona w najwyższym stopniu,
opowiedziała biczowanie Jezusa, widziane minionej nocy, a które, jak się zdaje,
za dnia jeszcze się powtarzało. Dopiero z zachodem słońca nastała przerwa w tych
rozpamiętywaniach pasyjnych. Przytaczamy ją tutaj, bo pozwala nam ona
przypatrzeć się bliżej życiu wewnętrznemu, duchowemu, tej niezwykłej istoty, a
zarazem stanowić będzie dla czytelników tej książki jakby chwilę wypoczynku w
rozpamiętywaniu tych wzruszających obrazów. Doświadczyliśmy sami na sobie, jak
to słaby człowiek łatwo się nuży rozpamiętywaniem, jak i opisywaniem tych mąk
bolesnych, mimo że za niego to Syn Boży je cierpiał.
Życie duchowe i cielesne świątobliwej Katarzyny pozostawało w jak najściślejszym
związku z codziennym wewnętrznym i zewnętrznym życiem Kościoła na ziemi. Z
dziwną godnością - wyższą może niż ta, która czyni zależnym życie zmysłowe i
materialne zwyczajnego człowieka od wpływów przyrodniczych, pór roku i dnia,
słońca, księżyca, klimatu, pogody - z większą powiadam koniecznością i
dokładnością było jej życie ciągrym, kornym odzwierciedlaniem istoty i znaczenia
wszystkich tajemnic i świąt, stanowiących ważniejsze epoki w życiu wewnętrznym i
zewnętrznym Kościoła. Życie jej rozwijało się tak wiernie i równomiernie z
życiem Kościoła, że np. gdy zachodził wieczór, tak zwana wigilia przed każdym
świętem kościelnym, już zmieniała się zupełnie wewnętrznie i zewnętrznie - na
duszy i na ciele. Jak wierna gwiazdka, zaraz zaczynała się obracać po zajściu
dzisiejszej uroczystości koło duchownego słońca nadchodzącego święta, starała
się ogrzać w świetle, rosie i cieple szczególnej łaski tego, nowego święta,
wszystkie zaś swe modlitwy, cierpienia, zasługi i działalność swą całodzienną do
niego zastosować.
Jednak nie wtenczas ściśle następowała ta zmiana, gdy dzwony kościelne, wzywając
wieczorem na "Anioł Pański", oznajmiały rozpoczęcie się nowego święta
kościelnego, bo dzwonienie to czy przez opieszałość, czy przez nieświadomość
odbywa się czasem to za wcześnie, to znowu za późno. Ona zdawała się mieć przed
oczyma jakiś, dla innych niewidzialny zegar, wybijający wieczności godziny i gdy
w odwiecznym porządku rzeczy nadeszła właściwa pora rozpoczęcia się święta,
wtedy i ona zmieniała się do głębi.
234
podczas gdy przez cały dzień rzeczywiście i istotnie współobchodziła święto
żałobne Kościoła z uciskiem niezmiernym, wycieńczona współcierpieniem na ciele i
duszy, to jednak wieczorem z rozpoczęciem nowego święta radosnej dla Kościoła
pamiątki, ożywiała się natychmiast ta przygnębiona oblubienica Chrystusowa,
jakby pokrzepiona rosą nowej łaski, podnosiła się na ciele i na duchu, i
skrywszy cierpienia gdzieś w głębinie serca, obchodziła to święto w cichej
Strona 128
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
radości i pogodzie ducha, dając świadectwo jego wewnętrznej, odwiecznej prawdzie
i znaczeniu.
A przychodziło to już samo z siebie, bez wyraźnej z jej strony świadomości, bo
leżało to już w jej istocie; spełniała to bez zamiaru jak pszczoła,
sporządzająca sztucznie z kwiatów wosk i miód. Da się to tylko wytłumaczyć
szczególniejszym wpływem łaski Bożej. Korna wola tej biednej dziewczynki
wiejskiej, od dziecka tchnącej niezłomnym postanowieniem posłuszeństwa względem
Jezusa i Jego Kościoła, znalazła łaskę w oczach Boga. Bóg udzielił jej daru, by
w niej nie tylko czyny stosowały się do woli, ale i cała istota. A więc nie
mogła już inaczej postępować, musiała zwracać się ciałem i duchem ku Kościołowi,
jak roślina zwraca się do światła, chociażby ją otoczono sztuczną nocą. Oblicze
jej okrywało się żałobną zasłoną, lub stroiło w wesele, stosownie do oblicza jej
matki, Kościoła.
W sobotę 8 marca 1823, po zachodzie słońca, skończyła właśnie świątobliwa
Katarzyna opowiadanie o biczowaniu Zbawiciela i znużona pogrążyła się w głębokim
milczeniu. Myślałem, iż nie inaczej, tylko że dusza jej przeszła w widzenie
koronowania Jezusa cierniem. Tymczasem po kilku minutach twarz jej, znękana i
wycieńczona śmiertelnie, zajaśniała miłą wesołością; z serdecznością, z jaką
dusza niewinna przemawia do dzieci, zawołała Katarzyna: "Ach! zbliża się do mnie
milutki, mały chłopczyk! kto to może być? Zapytam się go! - Nazywa się Józefek.
- Jakiż on miły! Przeciska się przez tłumy ludu i biegnie ku mnie! - Jakiż on
serdeczny, jak się śmieje! Nie wie o niczym. Tak mi go żal! będzie mu przecież
zimno, taki chłodny dziś ranek. - Czekaj! okryję cię troszkę." - Po tych
słowach, wypowiedzianych z taką prawdą i naturalnością, że mimo woli człowiek
chciał oglądnąć się za tym dzieckiem, wzięła kilka chust leżących koło niej, i
ze złudzeniem czyniła ruchy miłosiernej osoby, osłaniającej jakieś dziecię przed
zimnem. Obserwowałem wszystko uważnie i przypuszczałem, że to są zewnętrzne
objawy wewnętrznej treści gorliwej jakiejś modlitwy, lecz zaraz otrzymałem
objaśnienie właściwego znaczenia tych słów i ruchów, bo właśnie w tej chwili
nastąpiła przerwa w jej stanie. Jedna mianowicie z osób, pielęgnujących ją,
wymówiła słowo "posłuszeństwo", a więc jeden ze ślubów, którymi ta zakonnica
połączyła się z Boskim Oblubieńcem. W tej chwili zerwała się świątobliwa
Katarzyna, jak pobożne, posłuszne dziecko, które matka budzi z głę-
bokiego snu. Ujęła prędko za różaniec i mały krzyżyk ręczny, który zawsze miała
przy sobie, uporządkowała trochę ubiór i przetarłszy oczy, usiadła na posłaniu.
Był to właśnie czas w którym odświeżano i prześcielano jej łóżko, a że nie_była
w stanie ustać na nogach, lub chodzić o własnych siłach, więc przeniesiono ją na
fotel. Poszedłem do domu, a wróciwszy nazajutrz rano w niedzielę środopostną, by
słyszeć dalszy ciąg widzeń pasyjnych, znalazłem ją nadspodziewanie weselszą i
zdrowszą, niż dotychczas. Zaraz na wstępie oznajmiła mi, że nie widziała już nic
więcej po biczowaniu, a na pytanie moje, o jakim to Józefku rozprawiała wczoraj
tak obszernie, nie mogła w tej chwili przypomnieć sobie, o co chodzi. W dalszej
rozmowie pytałem ją
0 przyczynę, dlaczego jest dziś mniej cierpiąca, spokojniejsza i weselsza; na co
odrzekła mi: "Zwykle tak się czuję około połowy Wiekiego Postu. Dziś na początku
Mszy świętej śpiewa Kościół z Izajaszem: "Rozwesel się Jerozolimo! Zgromadźcie
się ku weselu wszyscy, którzy ją kochacie. Cieszcie się
1 radujcie, którzy byliście smutnymi: rozradujcie się i nasyćcie piersiami jej
pociechy". Dlatego to dziś jest dzień pokrzepienia. Dziś także wg. świętej
ewangelii nasycił Pan 5000 ludzi pięcioma chlebami i dwiema rybami i wiele
jeszcze pozostało; trzeba się więc cieszyć. Do tego przyjęłam dziś rano
Najświętszy Sakrament. W ten dzień Postu czuję się zawsze wzmocnioną na ciele i
na duszy. Zajrzawszy potem do monasterskiego kalendarza kościelnego,
spostrzegłem, że na dziś nie tylko przypada niedziela środopostną, ale że tu w
kraju obchodzą dziś także uroczystość św. Józefa, opiekuna naszego Zbawiciela, o
czym nie wiedziałem, bo gdzie indziej przypada to święto na 19 marca. Zwróciłem
jej uwagę, że dziś jest uroczystość św. Józefa i że może dlatego mówiła wczoraj
o Józefie. Odpowiedziała mi, że wiedziała o dzisiejszym święcie po czym zaczęła
sobie powoli przypominać wczorajsze pocieszające widzenie św. Józefa. Wdzięczna
to była wysoce chwila w szeregu jej widzeń wewnętrznych, jak to poznałem z
dalszych udzielonych mi szczegółów, że właśnie w przeddzień uroczystości św.
Józefa nagle przerwało jej widzenia pasyjne pojawienie się św. Józefa w postaci
dziecięcej.
Nieraz już zdarzało się, że Boski Oblubieniec zsyłał świątobliwej Katarzynie
posłańców w postaci dziecięcej; zauważyliśmy przy rym, że działo się to zwykle w
takich razach, w jakich i sztuka malarska zwykła używać jako tłumaczów swej
myśli istot dziecięcych. Jeśli np. w widzeniach biblijno-hi-storycznych chodziło
o uwidocznienie spełnienia się jakiegoś proroctwa, to zwykle nie brakło w
Strona 129
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
obrazie takim małego chłopca, który zachowaniem się swoim, ubiorem, lub
sposobem, w jaki trzymał w ręku zwoje pism prorockich, albo przywiązawszy je do
laski, wywijał nimi, oznaczał osobę tego lub owego Proroka. Czasem znowu w
czasie ciężkich cierpień pojawiało się przy niej ciche, miłe dzieciątko w
zielonej sukience, siadało z zadowoleniem na
236
niewygodnej, wąskiej, twardej poręczy jej łóżka, bez skargi dawało się brać z
ręki na rękę, lub sadzać na ziemi, z uprzejmym uśmiechem zadowolenia na twarzy,
wciąż wodziło za nią oczyma i pocieszało ją, jako uosobiona cierpliwość. Gdy
znużona chorobą lub przyjętym na się cierpieniem weszła wskutek przypadającego
jakiego święta lub dotknięcia się relikwii, w styczność z jakim Świętym, z
błogosławionym członkiem Kościoła Chrystusowego, wtedy zamiast widzeń ciężkich
mąk, wstrząsających do głębi, przesuwały się przed jej oczyma wyłącznie obrazy z
lat dziecięcych odnośnego Świętego. Gdy w zbyt wielkich cierpieniach, w
wyczerpaniu sił ciała i ducha, Bóg w dobroci Swej chciał ją pocieszyć,
rozweselić a nawet pouczyć, ostrzec lub ukarać, to zawsze działo się to przez
istoty dziecięce i obrazy z życia dziecięcego; i to tak dalece, że gdy w wielkim
ucisku lub kłopocie już sama nie umiała sobie poradzić nieraz, usnąwszy, w
jednej chwili czuła się przeniesioną duchem w swe lata dziecięce, w dziecięce
kłopoty i zgryzoty. Przekonaną była, co wskazywały ruchy i słowa przez sen
wymawiane, że jest biednym, pięcioletnim dzieckiem chłopskim, które, przełażąc
przez płot, wpadło między ciernie i z płaczem woła o pomoc. Sceny takie nie były
wytworem wyobraźni, lecz dokładnym powtórzeniem rzeczywistych wypadków jej
młodości. Wtenczas zapewne usłyszała słowa Pańskie przez przypowieść: "Dlaczego
krzyczysz tak? Nie wyrwę cię spośród ciernia, jeśli z miłości ku Mnie nie
wytrwasz w cierpliwości i modlitwie". Za tą przestrogą poszła pewnie jako
dziecko a i teraz słuchała jej w tym pozornie wielkim kłopocie; obudziwszy się z
uśmiechem wspominała o płocie i o kluczu cierpliwości i modlitwy do niego, który
otrzymała jako dziecko, zapominała o nim na chwilę przez opieszałość, ale wnet
przypomniawszy sobie, używała go wiernie z niezawodnym skutkiem.
Figuralne to znaczenie jej losów dziecięcych względem dziejów i kolei życia
późniejszego, daje nam w sposób namacalny a wzruszający poznać, że zarówno w
życiu jednostek, jak i całego rodzaj u ludzkiego istnieje to wieczne
wyobrażenie, proroczość i wzorowanie się. Lecz zarówno jednostkom, jak i całej
ludzkości dany jest Boski pierwowzór w Odkupicielu, by wszyscy z wyższą i
wzrastającą mocą dążyli w Jego ślady, wydobywali się z karbów naturalnego
rozwoju w dziedzinę pełnej wolności ducha i starali się jak najwięcej zbliżyć do
doskonałości męskiego wieku Chrystusa, by spełniła się wola Boża jako w niebie
tak i na ziemi, a królestwo Jego dostało się nam jak najprędzej w udziale.
Lecz wróćmy do właściwego opowiadania. Otóż, o ile ją pamięć nie zawiodła,
opowiadziała świątobliwa Katarzyna urywkami widzenie, jakie wczoraj wieczór, w
wigilię uroczystości św. Józefa, przerwało jej rozmyślania pasyjne. Oto jej
słowa:
237
"Wszystkim tym okropnym wydarzeniom byłam obecną. Gdziekolwiek był Jezus lub
Matka Boża, w tej części miasta i ja byłam, z sercem, przepef. nionym boleścią,
z duszą zbolałą śmiertelnie. Gdy biczowano mego najdroższego Oblubieńca,
siedziałam w jednym z narożników placu biczowania mając wszystko przed oczyma. Z
Żydów żaden nie zbliżył się tu, by sie nie zanieczyścić. Ja jużci nie obawiałam
się tego, owszem pragnęłam gorąco, by choć kropelka krwi Pana padła na mnie i
oczyściła mnie. Tak byłam przejęta boleścią, że zdawało mi się, iż muszę skonać.
Drżałam z trwogi i jęczałam za każdym uderzeniem, wymierzonym Jezusowi. Ach! jak
nędzarz ostatni leżał mój najukochańszy Oblubieniec u słupa w kałuży Krwi Swej
świętej, z ciałem porozdzieranym biczami. Kaci okrutni kopali Go nogami,
zmuszając do powstania, a On, ranami i krwią okryty, pełzał jak robak nędzny, by
pozbierać Swą odzież. Zaledwie okrył się jako tako rękami drżącymi z boleści, a
już popędzili Go kaci na nową mękę, przechodząc z Nim koło Matki Najświętszej. Z
jakąż boleścią, załamując ręce, spoglądała Ona na Jego krwawe ślady! Od
strażnicy, otwartej od strony forum, dolatywały mnie szyderstwa nikczemnych
pachołków, plotących w rękawicach koronę cierniową i z nai-grawaniem próbujących
ostrości kolców. Drżąca na całym ciele chciałam pospieszyć tam, by widzieć nową
mękę nieszczęśliwego Oblubieńca. Wtem ujrzałam, że z tłumu wyszło jakieś śliczne
pacholę; główkę okoloną miał kędziorkami jasnych włosów, za całe ubranie służyła
mu przepaska, opasująca biodra. Prześliznąwszy się lekko środkiem świętych
niewiast, podszedł ku mnie z oznakami wielkiej serdeczności. Nie chciał dać mi
dłużej patrzeć na smutne obrazy męki Jezusa, więc to odwracał mi głowę, to,
przymykał oczy, to zatykał uszy moje. - Nie znasz mnie? - zapytał. - Nazywam się
Józef, a jestem z Betlejem! I zaraz zaczął mi opowiadać o grocie w której
Strona 130
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
narodził się Jezus, o pastuszkach i Trzech Królach. Jakże to ślicznie, radośnie
brzmiało! I chłopczyk także rozradowany był bardzo. Troszczyłam się o to, że
zmarznie, bo tak skąpo był odziany, tym bardziej, że od czasu do czasu popadywał
grad; lecz on, widząc moje zakłopotanie, przyłożył rączkę do mych policzków i
rzekł: - Czujesz, jak ciepłe mam ręce; tam gdzie ja jestem, nie ziębnie się
nigdy! - Ujrzawszy, że plotą już koronę cierniową, zaczęłam znowu narzekać
boleśnie, lecz chłopczyk pocieszał mnie i zaraz, klaszcząc w ręce, opowiedział
mi piękną przypowieść, w której boleść początkowa obracała się wszystka w
radość; w przypowieści tej wytłumaczy! mi wiele szczegółów z męki Chrystusa i
ich znaczenie. Następnie pokazał mi pole, na którym rosły ciernie, użyte do
zrobienia korony cierniowej; wytłumaczył mi znaczenie cierni i przepowiedział,
jako te pola przemienia się w bujne łany pszenicy, a ciernie okolą je ochronnym
płotem, przeplecionym gęsto pięknymi różami. A tak miło, serdecznie, umiał to
objaśniać, że
238
rzeczywiście zaraz wszystkie ciernie zdawały się przenieniać w róże, którymi się
bawiliśmy. Każde jego słowo było pełne znaczenia; całość stanowiła długi,
wzruszający obraz powstania i rozwoju Kościoła w samych dziecięcych, wdzięcznych
porównaniach. Uprzejmy chłopczyk nie dał mi dłużej patrzeć na mękę Chrystusa
lecz pociągnął mnie za sobą w inną stronę, by pokazać mi weselsze obrazy z życia
dziecięcego. Cudem jakimś uczułam się i ja w jednej chwili dzieckiem, a nie
zastanawiając się długo nad tym, pobiegłam za małym Józefem do Betlejem na
miejsca zabaw i gier jego dziecięcych. Pokazał mi wszystko ochoczo; bawiliśmy
się i na przemian modliliśmy się w późniejszej grocie żłobkowej, do której Józef
chronił się często jako dziecko, gdy bracia dokuczali mu za jego pobożność; przy
tym zdawało mi się, że żyje jeszcze rodzina Józefa i zamieszkuje stary dom
rodowy, w którym mieszkał niegdyś ojciec Dawida. Niestety jeszcze przed
narodzeniem Jezusa był dom ten w obcych rękach; zajmowali go rzymscy urzędnicy,
a Józef musiał im płacić czynsz. Ale o tym nie myślałam teraz; bawiliśmy się
wesoło jak dzieci; chwilami łudziłam się, że jeszcze Jezus nie przyszedł na
świat, ani nawet Matka Jego święta".
Takie to pocieszające widzenie przerwało świątobliwej Katarzynie rozmyślania
pasyjne w wigilię uroczystości św. Józefa, lecz wnet rozpoczął się dalszy ciąg
tych bolesnych widzeń, tej krwawej, nieskończonej ofiary, spełnionej raz w
czasie, a powtarzanej teraz codziennie w bezkrwawej ofierze ołtarza. Rozpoczyna
więc świątobliwa Katarzyna dalszy ciąg wzruszającego opowiadania, które jej
słowy powtarzamy.
33. Zewnętrzny wygląd Maryi i Magdaleny
Przypatrzmy się chwilę Najświętszej Pannie po tylu bolesnych Jej przejściach.
Policzki Jej zbladły znacznie i schudły, uwydatniając tym bardziej nos miernie
długi, delikatnie wykrojony. Oczy były aż krwią na-biegłe, czerwone od ciągłego
płaczu. Nie da się opisać, jaka nadzwyczajna prostota i pojedyńczość przebijała
w całej Jej postaci. Od wczoraj już przez °ałą noc błądziła w smutku, trwodze i
płaczu po dolinie Jozefata, i po ulicach Jerozolimy, rojnych tłumami ludu, a
przecież odzienie Jej jest w zupełnym P°rządku, bez najmniejszego uszkodzenia. Z
każdej fałdy Jej sukni wieje ciętość. Wszystko świadczy o prostocie,
pojedyńczości, powadze, czystości 1 niewinności; w ruchach i spojrzeniach pełno
jest szlachetnej powagi. Gdy ZWraca nieco głowę, zasłona Jej układa się w równe,
mierne fałdy. Nawet w najcięższej boleści okazuje Maryja godność i spokój, ani
śladu nie ma 8*ałtowności. Odzienie zwilżone rosą nocną i obfitymi łzami, jest
jednak
239
"w zupełnym porządku i nieposzlakowanej czystości. W ogóle Maryja jest
pięknością nieopisaną, nadzmysłową; piękność Jej łączy się nierozerwalnie i
stanowrjedność z niepokalanością, prawdą, prostotą, godnością i świętością.
Całkiem inaczej przedstawia się Magdalena. Jest ona słuszniejszą od Najświętszej
Panny, pełniejszych kształtów i więcej gibka w ruchach. Słynną jej piękność
zniszczyła już teraz skrucha, i boleść straszna nad męką Jezusa. Jeśli nie
brzydką, to jest prawie straszliwą teraz, gdy z niepohamowaną gwałtownością
oddaje się na pastwę swej boleści. Suknie jej mokre, poplamione błotem,
obszarpane, wiszą na niej bezładnie. Długie włosy rozpuszczone, pomierzwione,
przykryte są zmiętą, wilgotną zasłoną. Wynędzniała jest strasznie i wygląda jak
obłąkana, z tą jedną ciągłą myślą o swej boleści. Jest w Jerozolimie wiele ludzi
z Magdalum i okolicy, którzy widywali ją dawniej, gdy prowadziła życie
wspaniałe, a później tak grzeszne, hańbiące. Ponieważ długi czas żyła w ukryciu,
więc teraz po długim niewidzeniu wszyscy pokazują na nią palcami i szydzą z jej
zmienionego wyglądu. Trafiło się nawet, że jacyś niegodziwcy z Magdalum
obrzucili przechodzącą błotem; lecz Magdalena nawet nie zwróciła na to uwagi,
Strona 131
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
tak dalece pogrąża się i zapamiętuje w swej boleści.
34. Cierniem ukoronowanie i wyszydzenie Jezusa
Podczas gdy biczowano Jezusa, Piłat kiłkakroć przemawiał do ludu w duchu
pojednawczym, lecz wciąż odpowiadano mu uporczywym krzykiem: "Precz z Nim!
Musimy Go usunąć, choćbyśmy sami mieli przez to zginąć!" Gdy prowadzono Jezusa
do strażnicy, znowu rozległy się okrzyki: "Precz z Nim! Precz!" - Coraz nowe
schodziły się gromady Żydów, podburzonych przez zauszników arcykapłanów i coraz
groźniejsze okrzyki rozlegały się wokoło.
Po zaprowadzeniu Jezusa do strażnicy nastąpiła krótka chwila spokoju. Piłat
zajął się wydaniem odpowiednich rozporządzeń wojsku. Arcykapłani i radni,
siedzący pod drzewami na podwyższonych ławach, zasłanych okryciami, kazali przez
służących przynieść sobie jeść i pić, i posilili się, rozprawiając nad
ostateczną zgubą Jezusa. Piłat także usunął się na chwilę w głąb domu. Zabobonny
ten człowiek w wielkiej był rozterce ze samym sobą. Nie wiedział sam, co począć,
jak rozstrzygnąć o losie Jezusa. I znowu palił w samotności kadzidła swoim
bożkom, próbował znaków wieszczbiar-skich, lecz na żaden sposób nie mógł się
pozbyć dręczącej go niepewności.
Najświętsza Panna, wysuszywszy chustami krew Jezusa u słupa, odeszła z
niewiastami z forum. Niosąc te drogocenne relikwie, udały się do pobli-
240
skiego domku małego, zbudowanego pod murem; nie przypominam sobie, do kogo ten
dom należał. Jana, zdaje mi się, nie widziałam nigdzie podczas biczowania.
Tymczasem na wewnętrznym dziedzińcu strażnicy odbywało sie koronowanie Jezusa
cierniem. Strażnica stała już w obrębie forum, a pod nią znajdowały się
więzienia dla złoczyńców. Wkoło otoczona była kolumnadą o otwartych portykach.
Na dziedzińcu zebrało się około 50 zbirów, czeladzi, parobków, dozorców
więziennych, siepaczów, niewolników i katów, którzy Jezusa biczowali; wszyscy
brali czynny udział w naigrawaniu się z Pana. I mo-tłoch uliczny zaczął sie
cisnąć na dziedziniec, ale wnet nadszedł oddział, złożony z tysiąca rzymskich
żołnierzy1, i otoczył zbitym i zwartym szeregiem całą strażnicę, niedopuszczając
nikogo. Żołnierze sami śmiali się i szydzili, podżegając tym dręczycieli Jezusa
do zadawania Mu tym większych mąk. Śmiech i żarty żołnierzy podniecały tę zgraję
do okrucieństwa, jak oklaski widzów podniecają aktora do lepszej gry.
Wytoczyli na środek ułamaną podstawę jakiejś dawnej kolumny, z otworem w środku,
w którym zapewne była niegdyś osadzona kolumna; na tym postawili niski, okrągły
stołek, opatrzony z tylu antabą do trzymania. W złości swej posypali stołek
ostrymi kamykami i skorupami z czerepów.
Przygotowawszy siedzenie, zdarli znowu ze zranionego ciała Jezusa wszystkie
suknie, a narzucili Mu króui czerwony płaszcz żołnierski, podarty ze starości, a
nie sięgający nawet do kolan. Tu i ówdzie zwieszały się z płaszcza strzępy
żółtych ozdób. Płaszcz ten leżał zwykle w kącie w izdebce pachołków, a ubierano
w niego zazwyczaj ubiczowanych złoczyńców, już to na szyderstwo, już to, by
osuszyć krew, spływającego z ran biczowanego. Ubrawszy weń Jezusa, przywlekli Go
przed siedzenie, posypane skorupami i kamykami i całą siłą posadzili Go na nie.
Teraz zabrali się do wtłaczania Mu korony cierniowej. Korona ta wysoka na kilka
dłoni, pleciona była gęsto z trzech gałęzi cierniowych, grubych na palec,
umyślnie w tym celu wyciętych w krzakach; widziałam nawet to miejsce, gdzie je
wycinano. Użyto do tego trojakiego rodzaju cierni, podobnych do naszego głogu,
szakłaku i tarniny. Kolce z rozmysłem zwrócone były prawie wszystkie do środka.
U góry przypleciona była wystająca obwódka z jakiegoś ciernia, podobnego do
jeżyny; tędy ujmowali siepacze koronę w rękę. Korona zrobiona była tak, jak
szeroka taśma, przybrała więc kształt korony dopiero wtenczas, gdy opasali nią
Jezusowi głowę i z tyłu mocno związali. Ciernie, zwrócone do środka, wnikały
głęboko w głowę Jezysa; do ręki dali Mu grubą trzcinę, zakończoną kością, a
wszystko to robili z szyderczym namaszczeniem, jak gdyby uroczyście koronowali
Go na króla. Teraz dopiero zaczęli znęcać się nad Nim. Wydzierali Mu trzcinę z
ręki i bili nią w koronę, by kolce głębiej
241
wbijały się w głowę; krew zaczęła spływać Jezusowi po twarzy i zalewać "Mu oczy.
A oni klękali przed Nim, wyszczerzali Mu język, bili Go i pluli Mu w twarz,
krzycząc: "Bądź pozdrowion, Królu żydowski!" Wreszcie wśród śmiechu piekielnego
wywrócili Go ze stołkiem na ziemię, lecz zaraz poderwali Go i posadzili na nowo,
raniąc o skorupy ciało Jego.
Nie zdołam powtórzyć, na jakie nikczemności wysilali się ci łotrzy, by naigrawać
się z umęczonego Zbawiciela. Ach! jakież straszne pragnienie dręczyło Jezusa,
gdy skatowany tak nieludzko i poraniony przy biczowaniu dostał jakoby febry i
gorączki. Drżał na całym ciele, a ciało to na bokach powyrywane było miejscami
aż do kości. Język Jego ściągnięty był kurczowo, pałające spalone usta otwarte
Strona 132
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
były, a zwilżała je krew, spływająca z najświętszej głowy. Zaślepieni okrutnicy
zaś obrali sobie te święte usta za cel swych obrzydliwych nieczystości i
plwocin. - Tak dręczono Jezusa około pół godziny, a oddział żołnierzy,
otaczający szeregiem pretorium, bawił się tym widowiskiem, dając poklask
siepaczom.
35. Oto człowiek
Odzianego płaszczem purpurowym, w koronie cierniowej na głowie, z berłem
trzcinowym w związanych rękach, poprowadzono Jezusa na powrót na terasę pałacu.
- Jezus był prawie nie do poznania, tak obficie zalewała Mu krew oczy, ściekając
po ustach i brodzie. Ciało Jego, pokryte sińcami i ranami, podobne było do
chusty, zanurzonej we krwi. Tak szedł Jezus chwiejnym krokiem, a że płaszcz był
za krótki, więc musiał się Jezus pochylać i kurczyć, by jako tako okryć nagość
Swego ciała. Piłat stał już na terasie, gdy wtem ujrzał przed sobą na najniższym
stopniu Jezusa, tak strasznie skatowanego. Na ten widok nawet ten okrutny
człowiek poczuł w sobie dreszcz wstrętu i litości zarazem. Wstrząśniony, wsparł
się na jednym z oficerów, a słysząc dolatujące bezusatanne krzyki kapłanów i
motłochu, zawołał: "Jeśli diabeł żydowski jest tak okrutny, to nie można by
wytrwać przy nim w piekle." Z trudem zaciągnięto Jezusa na terasę i postawiono w
głębi, a Piłat podszedł na przód. Na jego skinienie rozległ się dźwięk puzonu na
znak, że starosta chce przemówić. Gdy wrzawa ucichła trochę, zawołał Piłat do
arcykapłanów i do ludu: "Patrzcie! Jeszcze raz Go tu wam przyprowadzam, byście
poznali, że nie znajduję w Nim żadnej winy!"
Teraz popchnęli siepacze Jezusa na przodek terasy obok Piłata, tak, że wszystek
lud z dziedzińca mógł Go widzieć. Co za straszny widok, rozdzierający serce!
Nieludzko skatowany najświętszy Syn Boży, Jezus, stał pokryty ranami, zlany
krwią własną. Straszna korona cierniowa raniła Go do
242
głębi mózgu, krew zalewała Mu oczy, a On zwracał je miłosiernie na falujący sję
tłum ludu. Groza przeniknęła ludzkie serca, cisza nastała na chwilę, cisza
ponura, złowroga, a wśród niej rozległ się z terasy gromki głos Piłata,
wskazującego na Jezusa: "Patrzcie! Oto tu ten człowiek!"
Ten zaś, na którego wskazywał, stał poraniony, okryty płaszczem czerwonym,
skulony, trzymający w rękach związanych berło ze trzciny; głowę przebitą
cierniami, oblaną krwią, pochylił na piersi, z bólem w sercu słuchając
wściekłych okrzyków kapłanów i ludu. Na tle marmurowych ścian pałacu Piłata
rysowała się Jego postać, jak krwawy cień, jako uosobienie nieskończonej żałości
i.smutku i łagodności, boleści i miłości. Właśnie przeciągały przez forum
gromadki obcych dziewcząt i młodych mężczyzn ku sadzawce Owczej, by pomagać przy
oczyszczaniu baranków wielkanocnych, których żałosne beczenie dochodziło aż
tutaj, mieszając się z wściekłą wrzawą motłochu. Zdawało się, że nierozumne
zwierzęta chcą dać świadectwo prawdzie milczącej, prawdziwemu Barankowi Bożemu,
wyjawionej a niepoznanej tajemnicy tego dnia świętego, w którym spełniały się
proroctwa, a Najczystszy Baranek Boży miał złożyć głowę pod miecz katowski.
Arcykapłanów i radnych rozzłościł tylko tym więcej widok Jezusa, będącego dla
nich żywym wyrzutem sumienia, przeto zaraz zakrzyczeli: "Precz z Nim! Ukrzyżuj
Go!" - "Jak to - zawołał Piłat - nie dosyć wam tego? Tak już jest skatowany, że
zapewne odechce Mu się być królem".
"Precz z Nim! Na krzyż z Nim!" brzmiały coraz natarczywiej szalone krzyki
kapłanów i wzburzonego motłochu. Znowu kazał Piłat zadąć w puzon i po uciszeniu
się wrzawy, rzekł:
"Więc weźcie Go sobie i ukrzyżujcie! Ja nie znajduję w Nim żadnej winy".
"My mamy swoje prawo - rzekli arcykapłani - a według niego musi On umrzeć, bo
samowładnie czynił się Synem Bożym!"
A na to Piłat: "Jeśli wy macie takie prawa, że On musi umrzeć, nie chciałbym być
Żydem."
Jednak słowa arcykapłanów "On czynił się samowładnie Synem Bożym" wzbudziły w
nim na nowo niepewność i zabobonną obawę. Kazał przeto Jezusa zaprowadzić do
izby sądowej, a zostawszy z Nim sam na sam, zapytał: "Skąd Ty jesteś?" Nie
otrzymawszy żadnej odpowiedzi, rzekł niecierpliwie: "Dlaczego nie odpowiedasz?
Czy nie wiesz, że mam moc kazać Cię ukrzyżować, lub puścić wolno?" Teraz dopiero
odrzekł mu Jezus: "Nie miałbyś mocy nade mną, gdyby ci nie była dana z góry; tym
cięższy więc grzech popełnia ten, który ci Mię wydał."
W tej chwoli przysłała Klaudia Prokla powtórnie do Piłata, zaniepokojona
przewlekaniem sprawy. Z polecenia jej pokazał mu sługa dany
243
„zastawnik, który miał mu przypomnieć przyrzeczoną obietnicę. Piłat dał jej na
to jakąś niejasną, zawikłaną odpowiedź, w której powoływał się na swoich bożków.
Z oddalenia się Piłata skorzystali arcykapłani i faryzeusze; wmieszawszy się w
Strona 133
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
tłum, zaczęli zapewniać uroczyście, że stronnicy Jezusa przekupili żonę Piłata,
i że, gdy Jezus wyjdzie na wolność, z pewnością połączy się z Rzy. mianami i
wytępi wszystkich Żydów. Nie trudno im było przekonać chwiejny motłoch. Gdy więc
Piłat, jeszcze więcej chwiejny i niepewny niż przedtem, powtórnie wyszedł
przedstawić ludowi, że nie znajduje w Jezusie winy, tłum rozjątrzony już, zaczął
przybierać groźną postawę i coraz gwałtowniej domagał się wyroku na Jezusa.
Piłat powrócił znowu do izby sądowej, chcąc koniecznie wydobyć z Jezusa jakąś
odpowiedź na swoje pytania. Wszedłszy, spojrzał prawie lękliwie na Jezusa, a po
głowie plątały mu się bezładne myśli: "Czyż naprawdę miałby On być Bogiem?"
Wreszcie, nie wiedząc co począć, zaprzysiągł Jezusa uroczyście, by mu powiedział
prawdę, czy jest Bogiem, nie człowiekiem, czy owym obiecanym królem, jak daleko
rozciąga się Jego królestwo, na jakim stopniu potęgi stoi jako Bóg? Za odpowiedź
na te pytania obiecał Jezusowi wolność. Odpowiedzi Jezusa nie pamiętam już
dosłownie, lecz mogę tylko treść przytoczyć. Jezus nie odpowiedział wprost, ale
dał Piłatowi do zrozumienia, jakim Królem jest, jakim Królestwem rządzi i co
jest prawda, którą mu właśnie mówił. Wyjawił Piłatowi w oczy całą ohydę jego
brudnej duszy, przepowiedział mu czekającą go przyszłość, tj. popadniecie w
nędzę ostatnią, i smutną, sromotną śmierć. Wreszcie, rzekł, że zstąpi kiedyś z
nieba sądzić go sądem sprawiedliwym.
Na poły wzruszony, na poły rozgniewany tymi słowy, wyszedł Piłat na terasę i
oznajmił tłumowi, że ma zamiar wypuścić Jezusa na wolność. Lecz motłoch,
rozjuszony do żywego, zwrócił się wprost do niego z groźbami. Wszędzie widać
było rozognione twarze, dyszące wściekłością, wkoło rozlegały się okrzyki:
"Jeśli wypuścisz Go, nie jesteś przyjacielem cesarza. Kto bowiem czyni się
królem, ten jest wrogiem cesarza." A inni wołali: "Oskarżymy cię przed cesarzem,
że gwałcisz nasze święto. Kończ już z tym, bo o dziesiątej godzinie musimy pod
wielką karą być w świątyni." Wreszcie wszystkie pojedyncze głosy zlały się w
jeden nieustający, grzmiący krzyk: "Na krzyż z Nim! Precz z Nim!" Zapalczywsi
powyłazili aż na płaskie dachy budynków, by lepiej było ich słychać.
Widział Piłat, że nie da sobie rady z tymi szaleńcami. Z okrzyków uporczywych
biła wściekłość i zajadłość; wzburzenie wśród tłumów doszło do takiego stopnia,
że należało się obawiać jakiego rozruchu rewolucyjnego. Wobec tego zapomniał
Piłat o dotychczasowym postanowieniu i zgodził sif zasądzić Jezusa. Kazał jednak
służącemu przynieść wody w czarce i polać nią
244
sobie ręce wobec wszystkich, przy czym zawołał głośno: "Nie winien jestem Ij-wi
tego Sprawiedliwego! Wy odpowiadajcie za nią!" A tłum, zebrany ze wszystkich
miejscowości Palestyny, zawrzeszczał znowu przeraźliwie: "Krew jego niech
spadnie na nas i na nasze dzieci."
Ilekroć, rozważając gorzką mękę Zbawiciela, słyszę ten ohydny krzyk Żydów: "Krew
Jego niech spadnie na nas i na nasze dzieci!" zaraz przedstawiają mi się w
strasznych, zmysłowych obrazach smutne skutki tego uroczystego przekleństwa,
jakie Żydzi sami na siebie ściągali. Widzę, jakoby nad tym tłumem zawisło ponure
niebo, pełne chmur krwawych, ognistych biczów i mieczów. Przekleństwo to w
kształcie promieni zdaje się przenikać ich do szpiku kości, dosięga nawet
dzieci, ukrytych w łonie matek. Cała ta wzburzona fala głów ludzkich przesłania
się czarną oponą, rzucone przekleństwo wypada z ich ust jako ponury, zjadliwy i
pożerający ogień, którego płomienie łączą się w górze nad ich głowami i znowu na
nich spadają. W niektórych wnikają głębiej, niektórych dotykają tylko lekko i na
chwilę; ci ostatni oznaczają takich, którzy po ukrzyżowaniu Jezusa się
nawrócili. A liczba ich jest znaczna, bo Jezus i Maryja wśród wszystkich tych
strasznych mąk wciąż modlą się o zbawienie Swoich katów i ani na chwilę nie
powstanie gniew albo niechęć w ich sercu. Poznaję dokładnie, jak Jezus znosi aż
do ostatniego tchu te straszne męczarnie ciała i ducha, najzłośliwsze,
najokrutniejsze udręczenia cielesne, pyszałkowate, nikczemne szyderstwa, złość,
wściekłość i ohydną żądzę krwi Swych dręczycieli i ich służalców, wreszcie
niewdzięczność i zaparcie się ze strony niektórych Swych wyznawców, a znosi to
wszystko wśród modłów ustawicznych, przejęty miłością niezmierną dla Swych
nieprzyjaciół, wciąż prosząc dla nich o łaskę nawrócenia się. Cierpliwość Jego i
miłość niezmierna rozpala tym bardziej wściekłość i szaleństwo Jego wrogów.
Złoszczą się, że żadne męki nie mogą wyrwać z ust Jezusa słowa skargi, lub
protestu, które by usprawiedliwiło choć trochę ich postępowanie. Dzisiaj w dzień
zabijania baranków paschalnych nie przeczuwają Żydzi, że zabijają prawdziwego
Baranka Bożego, który gładzi grzechy świata.
W ogóle nieraz w takich widzeniach przyjdzie mi zwrócić uwagę na usposobienia,
myśli, charaktery, słowem, na wewnętrzny stan duszy tych tłumów żydowskich,
sędziów, katów i najświętszych osób Jezusa i Maryi. Lecz ja, śmiertelna, nie
umiem czytać w sercach ludzkich, więc za szczególną łaską Bożą, przedstawia mi
Strona 134
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
się ich wnętrze duchowe w poszczególnych, zmysłowych, dostępnych dla oczu
obrazach, których oczywiście sami ci ludzie nie widzieli, ale czuli w sobie ich
treść, pełną znaczenia. I tak teraz, wśród tych tłumów, zebranych na dziedzińcu,
przedstawiają mi się ich podłe charaktery i występki jako postacie diabelskie,
uwijające się pośród nich,
245
każda inna, stosownie do grzechu i zbrodni, jaką uosabia. Mary te biegają na
"wszystkie strony, poburzają, zawracają głowę, szepcą do ucha, wskakują do ust.
Czasami wypadają licznie z ciżby, łączą się w gromadę i wspólnie pod-szczuw§ją
motłoch przeciw Jezusowi, to znów lęk ich przejmuje przed Jego nieskończoną
miłością i cierpliwością, więc z powrotem znikają w ciżbie motłochu. A cała ta
działalność potęg szatańskich jest jakimś niepewnym szarpaniem się na wszystkie
strony, przebija z niej zawiłość i rozpaczliwość jakaś; poznać, że w niej samej
tkwią już zarodki zniszczenia. Na odwrót znowu przy Jezusie, Maryi i kilku tych
świętych osobach widzę mnóstwo Aniołów. Ci, stosownie do zadania, jakie im
poruczono, mają rozmaite kształty i rozmaite ubiory. Czynności ich różnorodne są
uzmysłowieniem pociechy, modlitwy, namaszczenia, nakarmienia, napojenia i w
ogóle różnych uczynków miłosierdzia.
Gdy te zjawiska Aniołów niosą komuś pociechę, lub wypowiadają groźbę, to widzę,
jak wychodzą z ich ust świetliste, barwne słowa; gdy zaś mają spełnić jakie
poselstwo, to trzymają w ręku zapisane kartki. Nieraz znowu w razie potrzeby
widzę najtajniejsze poruszenia duszy, wewnętrzne namiętności, cierpienia,
miłość, słowem, wszystkie uczucia; przedstawiają mi się one jako barwne ruchy
światła i cieni, przenikające pierś i całe ciało w najrozmaitszych kierunkach i
kształtach, zmieniające odpowiednio barwę i figurę, to powolne, to znów szybkie,
drgające i przenikające wszystko. Patrząc na nie, rozumiem dokładnie ich
znaczenie, ale naturalnie nie da się tego wiernie powtórzyć. Moc tego
niezliczona, a ja przy tym tak przejęta jestem boleścią, cierpieniem i smutkiem
za grzechy moje i całego świata, tak przygniecioną jestem ogromem mąk Chrystusa,
że dziwię się nawet, iż choć tę trochę spamiętam i zdołam powtórzyć. Zapewne i
innym duszom chrześcijańskim, którym dane było widzieć w objawieniu mękę
Zbawiciela, tak się przedstawiały te wewnętrzne dla innych niewidzialne tajniki
serc, te zjawiska potęg niebieskich i piekielnych i ta ich symboliczna
działalność. Ale że każdy inne ma usposobienie, więc inaczej zapatruje się na
rzecz widzianą; ten to pamięta, inny znów co innego, niejedno się zapomni,
niejedno pominie i stąd pochodzą te różne, pozorne sprzeczności w opowiadaniach
takich osób. Na udręczenie Jezusa złożyła się wszelka złość, ucierpiała w Nim
wszystka miłość, gdyż Jezus, jako Baranek Boży, wziął na Siebie grzechy całego
świata; któż potrafi spamiętać i opisać tę przepaść i bezdeń grzechu, tę
nieskończoność świętości. Jeśli więc widzenia i rozmyślania pobożnych dusz nie
zgadzają się zupełnie ze sobą, pochodzi to stąd, że niejednakowego stopnia łaski
dostąpiły, więc niejednakowo rozumiały i opowiedziały widziane rzeczy.
246
36. Jezus skazany na śmierć krzyżową
Chociaż Piłat pytał się, co to jest prawda, nie tyle jednak dbał o prawdę, jak
raczej szukał pozorów, by w sposób odpowiedni wycofać się z tego kłopotu.
Niepewność dręczyła go więcej jeszcze niż przedtem. Sumienie mówiło mu, że Jezus
jest niewinny, żona zapewniała, że to święty; z jednej strony szeptał mu do ucha
zabobon: "Jezus jest nieprzyjacielem twych bożków", z drugiej strony mówiło mu
tchórzostwo: "Jezus sam jest Bogiem i potrafi się zemścić srogo". W tej trwożnej
niepewności jeszcze raz zaklął Jezusa uroczyście, by mu powiedział, kim jest.
Lecz Jezus, nie odpowiedając wprost, wyliczył mu znowu wszystkie jego
najtajniejsze grzechy, przepowiedział mu przyszły haniebny koniec i oznajmił
wreszcie, że w owym dniu ostatnim sądzić go będzie sprawiedliwym sądem, siedząc
na tronie obłoków. Podrażniony tymi słowy, skłonny był Piłat raczej do
potępienia, niż do uwolnienia Jezusa. Gniewało go to, że Jezus czytał tak
dokładnie w jego brudnej duszy, a sam pozostał niezbadany, że ten, którego kazał
ubiczować, a mógł kazać ukrzyżować, przepowiadał mu haniebny koniec życia; i to
go gniewało, że te usta, nie splamione nigdy kłamstwem, nie wymówiwszy ani
jednego słowa na swe usprawiedliwienie, teraz w ostatniej swej chwili wzywają go
przed Swój sąd sprawiedliwy w dzień ostatni. Poruszyło to strasznie jego dumę;
lecz chwiejny i podły jego charakter nie dał się wyłącznie opanować dumie, bo
równocześnie przejmowała go trwoga i mroczne przeczucie, że groźby Pana
urzeczywistnią się naprawdę. Ostatecznie więc ze względu na to, jeszcze raz
próbował uwolnić Jezusa. Gdy jednak posłyszał groźby Żydów, że w takim razie
oskarżą go przed cesarzem, wzięło w nim górę tchórzostwo, chociaż z innej już
pobudki. Obawa przed ziemskim cesarzem przeważyła w nim bojaźń przed królem,
którego państwo nie było z tego świata. Zresztą tak myślał ten podły, chwiejny
Strona 135
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
łotr: "Jeśli On umrze, to wraz z Nim pójdzie do grobu to, co On wie o mnie i co
mi przepowiadał, a tak będę spokojny." Zagrożony odpowiedzialnością przed
cesarzem, zgodził się Piłat na żądanie Żydów wbrew przyrzeczeniu, danemu żonie,
wbrew prawu, sprawiedliwości i własnemu przekonaniu. Z obawy przed cesarzem
wydał Żydom niewinną krew Jezusa; a dla usprawiedliwienia się przed własnym
sumieniem nie miał nic, chyba polanie rąk wodą i słowa, przy tym wyrzeczone:
"Nie winienem ja krwi tego sprawiedliwego! Wy sami baczcie na odpowiedzialność!"
- O nie, Piłacie! mylisz się! Ty sam bacz na to! Nazywasz Go sprawiedliwym, nie
znajdujesz w Nim winy, a wydajesz na wylanie Jego krew. Jesteś niesprawiedliwym,
niesumiennym sędzią! Tę samą krew, którą Piłat chciał zmyć ze swych rąk, a nie
mógł jej zmyć z sumienia, ściągali krwiożerczy Żydzi Przekleństwem na siebie i
swoje dzieci. Żądali, by ta krew Jezusa, która dla
247
nas woła o miłosierdzie, wzywała pomsty Bożej na nich. Krzyczeli więc co si}> '
"Krew Jego niech spadnie na nas i na nasze dzieci!"
Wśród tej wrzawy przeraźliwej kazał Piłat przygotować wszystko do wydania
uroczystego wyroku. Przyniesiono mu inny ubiór urzędowy, 23. rzucono na barki
płaszcz, a na głowę założono koronę, w której połyskiwał kosztowny kamień. W ten
sposób ustrojony, zszedł Piłat z terasy w otoczeniu żołnierzy. Przed nim
niesiono berło, szli pachołcy sądowi i pisarze ze zwojami ksiąg i tabliczkami.
Na przodzie szedł trębacz, dmiący na puzonie. Tak wyruszono na rynek ku
trybunie, służącej do wygłaszania wyroków. Trybuna ta, o której już wspominałam,
leżąca naprzeciw placu biczowania, była to okrągła terasa, pięknie obmurowana,
wysoka, a zwała się Gabbata. Tylko z niej ogłoszone wyroki miały pełną siłę i
prawomocność. Na trybunę wiodły z kilku stron schody; na górze było siedzenie
dla Piłata, a za nim ławka dla innych członków trybunału; siedzenie Piłata
pokryte było czerwonym suknem; na nim leżała niebieska poduszka, obszyta żółtymi
taśmami. Wokoło rozstawieni byli żołnierze, niektórzy zaś stali na stopniach.
Część faryzeuszów odeszła już do świątyni; zostali tylko Annasz, Kaifasz i 28
radnych, i ci poszli ku trybunie zaraz, gdy Piłat zaczął się przebierać w
urzędowe suknie. Obydwóch łotrów przyprowadzono tu już przedtem, gdy Piłat,
wskazując na Jezusa, mówił: "Oto człowiek!"
Gdy już Piłat zajął miejsce, przyprowadzono przed trybunę Jezusa tak, jak był, w
czerwonym płaszczu, z koroną cierniową na głowie, ze związanymi rękoma.
Żołnierze i siepacze poprowadzili Go środkiem szydzącego tłumu i postawili
między dwoma łotrami. Wtedy Piłat zawołał jeszcze raz głośno do Żydów:
"Patrzcie, oto wasz król!" "Precz z Nim! Ukrzyżuj Go!" - rozległy się okrzyki. -
"Czy mam ukrzyżować waszego króla?" - zapytał znowu Piłat. A na to zawołali
arcykapłani: "Nie mamy innego króla, tylko cesarza!" Zamilkł na to Piłat i już
więcej nie mówił nic ani za Jezusem, ani do Niego samego. Zaczęło się
wygłaszanie wyroku na Jezusa. Dwaj łotrzy już dawniej skazani byli na krzyż,
lecz za staraniem arcykapłanów odłożono egzekucję na dziś; dla tym większego
pohańbienia Jezusa postarali się arcykapłani, by zawisł na krzyżu między dwoma
łotrami. Krzyże łotrów leżały opodal już gotowe; przynieśli je pomocnicy
krzyżujących. Krzyża Jezusa nie było jeszcze, prawdopodobnie dlatego, że nie
ogłoszono dotąd wyroku śmierci.
Najświętsza Panna, która odeszła była przedtem po publicznym wystawieniu Jezusa,
wróciła teraz w otoczeniu niewiast i przecisnęła się przez tłumy ludu, by
słyszeć wyrok śmierci, wydawany na Jej Syna i Boga. Jezus, otoczony siepaczami,
śledzony złośliwymi, szyderczymi spojrzeniami Swych wrogów, stał na dole u stóp
trybuny. Piłat kazał zadąć w puzon, by wrzawa ucichła i z lękiem, pomieszanym ze
złością, zaczął wygłaszać wyrok.
248
Widok tej podłej dwulicowości Piłata, nasycony tryumf i pragnienie yi
arcykapłanów, nieskończone męki Najświętszego Zbawiciela, niewypowiedziana
trwoga i smutek, Matki Jego świętej i świętych niewiast, dalej to chciwe,
złośliwe czyhanie Żydów na zgubę Jezusa, obojętna wyniosłość żołnierzy, wreszcie
widok tych szkaradnych postaci diabelskich, uwijających się w ciżbie, wszystko
to rozstroiło mię do głębi i przygnębiło tak, że czułam się bliską skonania.
Ach! To ja tam powinnam była stać, gdzie stał mój najukochańszy Oblubieniec;
wtenczas wyrok byłby sprawiedliwy.
Przypatrzmy się teraz treści wyroku, wydanego na Jezusa. Na wstępie wymieniał
Piłat wszystkie zaszczytne tytuły cesarza Klaudiusza, w którego imieniu wydawał
wyrok. W właściwym oskarżeniu zaznaczył, że arcykapłani na sądzie swoim potępili
Jezusa jako podburzyciela, rokoszanina, łamiącego prawa żydowskie, czyniącego
się Synem Bożym i każącego nazywać się Królem żydowskim i że lud jednogłośnie
zażądał dla Niego kary śmierci przez ukrzyżowanie. Dalej oświadczał Piłat, ten
łotr niesprawiedliwy, który niedawno tylekroć zapewniał publicznie o niewinności
Strona 136
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Jezusa, że i on uznaje za słuszny ten wyrok arcykapłanów. Zakończył zaś tymi
słowy: "A więc skazuję Jezusa Nazareńskiego, Króla żydowskiego na śmierć, którą
ma ponieść przez przybicie na krzyż." Zaraz też rozkazał oprawcom przynieść
krzyż. Zdaje mi się, ale nie ręczę z pewnością, że po odczytaniu wyroku złamał
Piłat długą laskę z rdzeniem w środku i rzucił ją pod nogi Jezusowi
Przepełniona smutkiem Matka Jezusa, słuchając wyroku, wyglądała jak umierająca.
Oto słyszała, że nie ma już ratunku dla Jej najświętszego, najukochańszego Syna,
że musi umrzeć straszną, haniebną śmiercią. Wiedziała, że koniecznym to jest dla
zbawienia ludzkości, ale serce Jej macierzyńskie wzdrygało się przed tą
koniecznością, więc przeniknął je nowy miecz boleści. Z pomocą niewiast
odprowadził Ją Jan na bok, by szydercze spojrzenia zaślepionych Żydów nie
urągały boleści matki ich Odkupiciela, by nowy grzech nie obciążał ich duszy.
Ale Maryja nie mogła spokojnie siedzieć, kiedy męczono Jej Syna - więc znowu
wybrała się na obchód "drogi krzyżowej". Kazała się oprowadzić wszędzie, po
wszystkich miejscach, które uświęcił Jezus Swym cierpieniem. Tajemnicze
nabożeństwo najświętszego współcierpienia z Jezusem kazało Jej składać ofiarę z
łez bolesnych wszędzie, gdzie zrodzony przez Nią Odkupiciel cierpiał za grzechy
ludzi, Swych braci przybranych. Jak Jakub, na pamiątkę danej obietnicy, postawił
kamień i poświęcił go przez pomazanie olejem, tak Maryja brała w posiadanie
wszystkie te miejsca cierpień Chrystusa, poświęcając je Swymi łzami,
ustanawiając je jako miejsca czci dla przyszłego Kościoła, Matki nas wszystkich.
Ogłosiwszy wyrok, zasiadł Piłat do napisania go, po czym stojący za nim pisarze
zrobili coś trzy odpisy, czy więcej. Niektóre części musieli podpisać
249
rinni urzędnicy, posłano więc z tym do nich pachołków. Nie wiem już, czy to
należało do wyroku, czy też były to inne jakie rozkazy. Prócz tego napisał Piłat
osobny wyrok na Jezusa, wykazujący jasno jego dwulicowość i fa}. szywość,
opiewał bowiem całkiem inaczej, niż wydany ustnie. Uważałam, że pisał to z
rozstrojem wielkim, niejako wbrew swej woli; zdawało się, jak gdyby wściekły
duch złości kierował jego ręką. Treść tego wyroku była następująca:
"Arcykapłani żydowscy i Rada przyprowadzili do mnie niejakiego Jezusa z
Nazaretu, oskarżonego o podburzanie ludu, bluźnierstwa i łamanie prawa. Chociaż
właściwie nie można było udowodnić słuszności tych zarzutów, jednak zmuszony
niejako przez tychże arcykapłanów i Radę, a przy tym chcąc zapobiec groźnemu
rozruchowi wśród ludu, skazałem tego Jezusa na śmierćć krzyżową, jako przestępcę
przeciw ich Zakonowi; domagali się bowiem stanowczo Jego śmierci, a ja nie
chciałem być oskarżonym przed cesarzem jako niesprawiedliwy dla Żydów sędzia i
poplecznik rozruchów. Wydałem Go im w celu ukrzyżowania wraz z dwoma innymi
skazanymi zbrodniarzami, których egzekucję odłożono do dziś za staraniem
arcykapłanów, pragnących, by Jezus wraz z nimi był powieszony".
Wyrok ten kazał Piłat przepisać kilka razy i odpisy rozesłać w różne miejsca.
Arcykapłanom jednak nie w smak przypadła treść wyroku; głównie nie podobała im
się wzmianka, że za ich staraniem odłożono egzekucję łotrów, by ich razem z
Jezusem ukrzyżować. Rozpoczęli nawet o to kłótnię z Piłatem. Drugą sprzeczkę
wszczęli znów, gdy Piłat ułożył napis na krzyż. Napis wykonany był pokostem na
ciemnobrunatnej deszczułce w trzech rzędach. Arcykapłani domagali się, by
zamiast słów "Król żydowski" napisane było: "ten, który podawał się za Króla
żydowskiego". Lecz Piłat, zniecierpliwiony już, zawołał szyderczo: "Com napisał,
tom napisał".
By umieścić ten napis, ułożony przez Piłata, trzeba było przedłużyć górne ramię
krzyża, które dotychczas było tak samo długie, jak na krzyżach dwóch łotrów. I
na to nie chcieli się zgodzić Żydzi właśnie dlatego, by nie potrzeba było
umieszczać napisu. Lecz Piłat uparł się przy swoim i musiano ostatecznie krzyż
przedłużyć, wbiwszy u góry kawałek drzewa; teraz już było miejsce na napis. Tak
więc otrzymał ostatecznie krzyż ten kształt pełen znaczenia, jak to zrządziła
Opatrzność Boża i tak przedstawiał mi się zawsze w widzeniu.
Klaudia Prokla, dowiedziawszy się, że Piłat skazał Jezusa na śmierć, odesłała mu
jego zakład i postanowiła rozłączyć się z nim na zawsze. Tego samego dnia
opuściła wieczorem potajemnie pałac jego i uciekła do świętych niewiast, a te
ukryły ją w domu Łazarza. Później słuchała z ust Pawła słowa Bożego i była z nim
w ścisłej przyjaźni.
250
Widziałam raz, jak na tylnej ścianie trybuny Gabbata, na zielonawym kamieniu,
jakiś mąż wyrył ostrym żelazem dwa wiersze. Pamiętam, że zachodziły w nich
słowa: judex injusnts, niesprawiedliwy sędzia i także imię Klaudii Prokli. Nikt
nie wie o tym kamieniu, ale istnieje on jeszcze; znajduje się w fundamentach
jednego z budynków, stojących na placu, gdzie niegdyś była Gabbata.
Po zapadnięciu wyroku śmierci oddano najświętszego Zbawiciela na łaskę i
Strona 137
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
niełaskę oprawców. Przyniesiono Jego własne suknie, które Mu zdjęto jeszcze u
Kaifasza przy naigrawaniu się. Schowano je wtenczas, a nawet, jak mi się zdaje,
wyprali je jacyś poczciwcy, bo były teraz dosyć czyste. Przypuszczam, że było to
zwyczajem, przyjętym u Rzymian, prowadzić skazańców na śmierć w ich własnych
sukniach. Siepacze rozwiązali Jezusowi ręce i obnażyli Go znowu zupełnie, by
mógł się przebrać. Gwałtownie zdarli Mu z poranionego ciała ów czerwony płaszcz,
przy czym pootwierały się niektóre przyschłe rany. Drżąc, założył sobie Jezus
sam opaskę w koło lędźwi, po czym siepacze zarzucili Mu na szyję Jego wełniany
szkaplerz. Przyszła potem kolei na brunatną suknię z jednej sztuki, nie szytą,
która Najświętsza Panna utkała dlań własnymi rękami; suknia nie chciała się
zmieścić przez głowę, bo zawadzała szeroka korona cierniowa. Niewiele myśląc,
zdarli Mu oprawcy z głowy koronę, krew trysła na nowo obficie z ran, sprawiając
niewymowne boleści. Zarzuciwszy suknię, nałożyli jeszcze siepacze białe,
wełniane okrycie, opasali Go pasem szerokim, a na ostatek zarzucili Mu płaszcz
na ramiona. Na to dopiero włożyli ów pas z powrozami, za pomocą których
ciągniono Go z Ogrójca. Wszystko to odbywało się ze wstrętnym grubiaństwem,
wśród bicia i poszturchiwań kułakami.
Obaj łotrzy stali ze związanymi rękami, jeden po prawicy, drugi po lewicy
Jezusa. Stojąc przed sądem, mieli na szyi łańcuchy, podobnie jak Jezus. Ubrani
byli tylko w przepaski i liche kaftany na kształt szkaplerzy, bez rękawów, z
boku otwarte; na głowach mieli czapki plecione ze słomy, z wałkami do koła,
podobne zupełnie kształtem do czapeczek dziecięcych. Zabrudzeni byli, opaleni,
po ciele mieli sine pręgi z poprzedniego biczowania. Ten, który miał się
niebawem nawrócić, był już teraz spokojny i skupiony w sobie; drugi za to
zuchwały, zły, klął i naigrawał się z Jezusa, na równi z siepaczami. A Jezus
spoglądał na obydwóch z miłością, pragnąc ich zbawienia, ofiarując i za nich Swą
mękę bolesną. Gorliwie krzątali się siepacze, by zebrać potrzebne narzędzia;
przygotowywano się spiesznie do tego nad wyraz smutnego, okrutnego pochodu na
Kalwarię, gdzie kochający, pełen boleści Odkupiciel zgodził się nieść za nas
niewdzięcznych olbrzymi ciężar grzechów, by tam w celu zmazania ich przelać Krew
najświętszą z kielicha Swego ciała, przekłutego przez najnikczemniejszych
wyrzutków rodzaju ludzkiego.
251
Po długiej i uciążliwej kłótni rozstali się wreszcie Annasz i Kaifasz z Pj.
latem. Otrzymawszy odpisy wyroku na długich, wąskich kartkach, czy też na
pergaminie, pospieszyli zaraz do świątyni, a musieli przyśpieszać kroku, by
zdążyć ńa czas; pora bowiem była już spóźniona.
Tak więc odeszli arcykapłani od prawdziwego Baranka wielkanocnego. Pospieszyli
do kamiennej świątyni, by zabić i spożyć wyobrażenie ofiary, a spełnienie tego
wyobrażenia, prawdziwego Baranka Bożego, kazali sprośnym katom wieść na ołtarz
krzyża. Rozeszły się tu drogi ofiary przeobrażającej i spełnionej. Arcykapłani
pozostawili nieczystym, okrutnym katom czystego, przebłagalnego Baranka Bożego,
którego starali się zewnętrznie zbezcześcić i zanieczyścić ohydą swej podłości,
i pospieszyli do kamiennej świątyni ofiarować baranki oczyszczone, umyte i
pobłogosławione. Jak starannie przestrzegali tego, by nie zanieczyścić się
zewnętrznie! - a tymczasem obryzgani byli plugastwem swych serc grzesznych,
kipiących złością, zawiścią i szyderstwem. - "Niech krew Jego spadnie na nas i
na nasze dzieci!" - wołali, i tymi słowy spełniali niejako ten akt ceremonii,
gdy ofiarujący kładł rękę na głowę ofiary. Tu rozeszły się drogi do ołtarza
zakonu i do ołtarza łaski.
Piłat, ten dumny a chwiejny poganin, drżący przed Bogiem, a służący bożkom,
lgnący do świata, niewolnik śmierci, władający na ziemi do czasu haniebnego
potępienia wiecznego, wyruszył także z powrotem do pałacu, otoczony pomocnikami
i strażą; przed nim szedł trębacz. Niesprawiedliwy wyrok wydany został według
naszego czasu około dziesiątej godziny rano.
37. Jezus niesie krzyż na Golgotę
Za Piłatem opuściła forum (rynek, na którym odbywały się sądy), większa część
żołnierzy i ustawiła się przed pałacem w gotowości do pochodu; mała garstka
pozostała przy skazańcach. Wnet jednak nadjechało na koniach 28 uzbrojonych
faryzeuszów, między nimi owych sześciu zaciętych nieprzyjaciół Jezusa, którzy
już byli przy pojmaniu Pana na Górze Oliwnej. Siepacze zaprowadzili Jezusa na
środek forum, a równocześnie bramą zachodnią przyniosło kilku niewolnikówdrzewo
krzyża, rzucając je z trzaskiem Jezusowi pod nogi. Oba boczne, cieńsze ramiona
były przywiązane powrozami do grubego, ciężkiego drzewa, i dopiero na miejscu
miano je wstawić. Topór, klocek pod nogi i nowy kawałek, który miano dodać u
góry, tudzież inne narzędzia nieśli pachołcy katowscy.
Ujrzawszy przed Sobą na ziemi krzyż, upadł Jezus na kolana, objął go rękoma i
ucałował trzykroć, przy czym odmówił po cichu wzruszającą mo-
Strona 138
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
252
dlitwę do Ojca niebieskiego, w której dziękował Mu, że już zaczyna się
odkupienie ludzi. Jak kapłani w krajach pogańskich ściskali rękami nowo założony
ołtarz, tak Jezus ściskał krzyż, wieczny ołtarz zadośćczyniącej krwawej ofiary.
Wnet jednak szarpnęli Nim siepacze, by się wyprostował i musiał biedny,
osłabiony, brać na Siebie ciężką belkę; dźwignął ją na prawe ramię,
przytrzymując prawą ręką, siepacze niewiele Mu pomagali, znęcając się jeszcze
nad Nim. Widziałam za to, że pomagali Jezusowi Aniołowie, dla innych
niewidzialni, bo Sam o własnych siłach nie dałby był Sobie rady. Tak klęczał
Jezus, pochylony pod ciężarem i modlił się, a tymczasem kaci zakładali obu
łotrom na kark poprzeczne ramiona ich krzyży, oddzielone od głównego ramienia i
przykneblowali im do tego ręce. Ramiona te były nieco wygięte; przed
ukrzyżowaniem przymocowywano je do górnego końca głównego pnia. W ten sposób
mniej byli obciążeni łotrzy, niż Jezus; dźwigali bowiem tylko poprzeczne ramiona
swych krzyży, a podłużne główne ramiona wraz z innymi sprzętami nieśli za nimi
niewolnicy. Od strony pałacu Piłata dał się słyszeć głos puzonu, co było
umówionym znakiem do rozpoczęcia pochodu. Zaraz też jeden z jezdnych faryzeuszów
zbliżył się do Jezusa, klęczącego jeszcze i rzekł: "No, skończyły się już piękne
słówka i mówki! Naprzód! Naprzód! Trzeba już raz się Go pozbyć!" Siepacze
poderwali Jezusa z ziemi; teraz całym już ciężarem cisnął Go krzyż, który i my
obowiązani jesteśmy nosić za Nim, według słów Jego świętych, wiecznie
prawdziwych. Tak rozpoczął się ten haniebny w Niebie, pochód tryumfalny Króla
królów.
U tylnego końca krzyża przywiązano dwa powrozy i te trzymali w rękach dwaj
siepacze, unosząc krzyż nieco do góry, by nie wlókł się po ziemi. Po obu
stronach w pewnym oddaleniu szli znów czterej siepacze, trzymając powrozy
przywiązane do pasa Jezusa, obciskającego środek ciała. Płaszcz, zebrany w
fałdy, podwiązany był pod piersiami. Z tym drzewem krzyża na barkach przypominał
mi Jezus Izaaka, niosącego na górę drzewo na całopalną ofiarę z siebie samego.
Dźwięk trąby był umówionym znakiem do rozpoczęcia pochodu. Piłat bowiem miał z
oddziałem wojska towarzyszyć pochodowi przez miasto, by zapobiec możliwemu
rozruchowi. Siedział na koniu w pełnej zbroi, otoczony oficerami i gromadą
jeźdźców; za nim postępował oddział piechoty, złożony z trzystu legionistów,
pochodzących znad granicy Włoch i Szwajcarii.
Wyruszono wreszcie na Golgotę z Jezusem w następującym porządku. Przodem szedł
trębacz, trąbiący na rogu każdej ulicy i ogłaszający grzmiącym głosem wyrok.
Kilka kroków za nim szła gromada chłopców i pachołków, niosących potrzebne
przybory, jako to powrozy, gwoździe, topory, kosze z narzędziami i napój;
silniejsi nieśli drągi, drabiny i drzewca krzyżów
253
obu łotrów; drabiny - były to żerdzie, poprzetykane poprzecznymi szcze--blami.
Za pochołkami postępowało kilku jezdnych faryzeuszów, a za nimi młody chłopiec,
nie całkiem jeszcze zepsuty, niosący przed sobą napis na krzyż, ułożony przez
Piłata; on również niósł na drążku, przerzuconym przez ramie, koronę cierniową
Jezusa, bo z początku zdawało się Żydom, że Jezus, ubrany w nią, nie będzie mógł
nieść krzyża.
Teraz dopiero szedł Pan nasz i Zbawiciel, pochylony i chwiejący się pod ciężarem
krzyża, zmordowany, poraniony biczami, potłuczony. Od wczorajszej "Ostatniej
wieczerzy" nie jadł nic, nie pił, ani nie spał, przez cały czas katowano Go
bezlitośnie; siły Jego wyczerpały się utratą krwi, ranami, febrą, pragnieniem,
nieskończonym udręczeniem ducha i ciągłą trwogą; więc też zaledwie mógł mógł się
utrzymać na drżących, chwiejnych, poranionych nogach. Prawą ręką starał się z
trudem przytrzymywać fałdzistą suknię, hamujące Jego niepewny krok. Dwaj
siepacze ciągnęli Go naprzód na długich powrozach, dwaj drudzy podpędzali Go z
tyłu; sznury, prowadzące od pasa, przeszkadzały Mu przytrzymywać Sobie suknię,
więc nie miał pewnego kroku. Ręce nabrzmiałe miał i poranione od gwałtownego
krępowania. Oblicze pokryte było sińcami i ranami, broda i włosy rozczochrane,
pozie-pianę zaschłą krwią. Ciężar krzyża i krępujące więzy wciskały Mu ciężką,
wełnianą suknię w poranione ciało, a wełna przylepiała Mu się do rozkrwa-wionych
na nowo ran. Wśród szyderstwa i złości wrogów szedł Jezus cichy, wynędzniały nad
wyraz, udręczony, a kochający; usta Jego szeptały słowa modlitwy, we wzroku
czytało się nieme błaganie, cierpienie bezmierne, a zarazem przebaczenie. Dwaj
siepacze, podtrzymujący na sznurach koniec krzyża, przeszkadzali tylko Jezusowi
i utrudniali Mu dźwiganie, bo nie uważali wcale na to, by iść równo i w równej
wysokości nieść krzyż. Po obu bokach orszaku szli w odstępach żołnierze,
uzbrojeni w kopie.
Za Jezusem szli obaj łotrzy, prowadzeni na sznurach, każdy przez dwóch
siepaczów. Jak już mówiliśmy, dźwigali oni na karku poprzeczne ramiona swych
Strona 139
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
krzyży, do których końców przykrępowano ich ręce. Obaj oszołomieni byli nieco,
bo przed wyruszeniem dawano im pić jakiś napój odurzający. Dobry łotr był cichy
i spokojny, drugi natomiast złościł się i klął zuchwale. Siepacze byli niskiego
wzrostu, krępi, o brunatnej barwie skóry. Włosy mieli krótkie, czarne,
kędzierzawe, zarost brody skąpy, tylko tu i ówdzie kosmyki włosów. Ubrani byli w
krótkie przepaski i skórzane kaftany bez rękawów. W rysach ich nie znać było
typu żydowskiego, pochodzili bowiem z jakiegoś egipskiego, niewolniczego
plemienia, a tu w Jerozolimie wykonywali przymusowo roboty przy budowie kanałów.
Pochód zamykała reszta konnych faryzeuszów. Co chwilę któryś z nich wypuszczał
konia i przebiegał wzdłuż cały pochód, by już to zachęcić cały pochód do
pośpiechu, już to przywrócić
254
porządek. Wśród służby katowskiej, niosącej przyrządy na przodzie orszaku,
znajdowało się także kilku nikczemnych młokosów żydowskich, którzy dobrowolnie
wcisnęli się do pochodu.
W znacznym oddaleniu, za całym orszakiem, posuwało się wojsko rzymskie. Na
przodzie jechał trębacz na koniu, za nim Piłat w stroju wojskowym, otoczony
gronem oficerów i jeźdźców. W tyle szło 300 pieszych żołnierzy. Przeszedłszy
forum, ruszyło wojsko prosto w szeroką ulicę, Żydzi zaś z Jezusem skręcili w
wąską uliczkę, będącą na tyłach domów. Uczyniono tak dlatego, by nie tamować
ruchu tłumów, zdążających do świątyni i nie przeszkadzać oddziałowi Piłata.
Większa część tłumów, zebranych przed zamkiem Piłata, wyruszyła stąd zaraz po
zapadnięciu wyroku. Żydzi pospieszyli do swych mieszkań, lub do świątyni; dużo
bowiem czasu stracili rano, więc spieszyli teraz ukończyć przygotowanie do
zabicia baranka wielkanocnego. Mimo to pozostało jeszcze sporo widzów różnej
narodowości i różnego stanu, cudzoziemców, robotników, niewolników, niewiast,
wyrostków itd. Wszystko to rzuciło się teraz w boczne ulice by wyprzedzić pochód
i jeszcze raz się mu przyglądnąć. Oddział Piłata przeszkadzał, jak mógł, zbyt
bliskiemu tłoczeniu się, więc ciekawi musieli coraz nowych dróg szukać, by
dostać się naprzód. Bardzo wielu wyruszyło wprost na Golgotę.
Jezusa wprowadzono w uliczkę, zaledwie na parę kroków szeroką, biegnącą
zaułkami, a pełną brudów i nieczystości. Nowe tu udręczenia czekały Jezusa.
Siepacze musieli teraz iść blisko Niego i oczywiście nie omijali sposobności, by
Mu dokuczać. Z okien i otworów w murach sypały się szyderstwa i docinki, służba
i niewolnicy, zajęci po domach, obrzucali Go błotem i odpadkami kuchennymi, a
jacyś niegodziwcy wylali Mu na głowę brudne, śmierdzące pomyje. Nawet dzieci,
podburzone, zbierały do podołka sukienek kamienie, i wybiegając na środek drogi,
sypały je Jezusowi pod nogi, wyzywając przy tym i bluźniąc. Tak odwdzięczały się
dzieci Temu, który dzieci najwięcej kochał, błogosławił i błogosławionymi
nazywał.
38. Pierwszy upadek Jezusa pod krzyżem
Uliczka ta zwracała się przy końcu znowu na lewo, rozszerzała się i wznosiła
nieco do góry. Przechodzi tędy podziemny wodociąg z góry Syjon; jak mi się
zdaje, (sama bowiem słyszałam szmer i plusk wody w rurach), płynie on dalej
wzdłuż rynku, gdzie także pod ziemią prowadzą obmurowane rury i kończy się w
sadzawce Owczej przy bramie tejże nazwy. Na zakręcie uliczki, zanim poziom
zaczyna się wznosić, jest głębsze miejsce,
*--gdzie w czasie desz-czów tworzy się wielka kałuża błota i wody. Tutaj to, jak
i na wielu innych ulicach Jerozolimy leży spory kamień, by łatwiej było przejść
przez kałużę. Doszedłszy dotąd, osłabł Jezus bardzo i nie miał już siły iść
dalej; a że siepacze szarpali Nim niemiłosiernie, potknął się o wystający kamień
i jak długi upadł na ziemię, a krzyż przygniótł Go swym ciężarem. Siepacze
zaczęli kląć, kopać Go i popychać, powstała wrzawa i cały pochód się wstrzymał.
Na próżno wyciągał Jezus rękę, by ktoś Mu pomógł powstać. - "Ach! Wnet przeminie
wszystko!" - rzekł i zaczął się znów modlić. Tu i ówdzie widać było niewiasty,
płaczące ze współczucia, z wystraszonymi dziećmi. Wnet przyskoczyli faryzeusze,
krzycząc: "Dalej! nagońcie Go do powstania! Inaczej umrze nam tu w drodze."
Nadprzyrodzoną mocą wzniósł Jezus Swą biedną głowę do góry, a ci okrutnicy
szatańscy skorzystali z tego i zamiast ulżyć, wsadzili mu na głowę cierniową
koronę, po czym dopiero poderwali Go gwałtownie z ziemi i włożyli Mu krzyż na
barki. Musiał teraz Jezus trzymać głowę całkiem na bok, gdyż inaczej szeroka
korona zawadzałaby o krzyż. Tak, wśród powiększonej męczarni, szedł Jezus
chwiejnie ulicą, szerszą już w tym miejscu i wznoszącą się lekko do góry.
39. Jezus niosący krzyż i Jego bolejąca Najświętsza Matka. Drugi upadek pod
krzyżem
Najświętsza Matka Jezusa, współcierpiąca z Nim wszystko, usłyszawszy przed
godziną niesprawiedliwy wyrok, wydany na Jej Dziecię, opuściła forum wraz z
Janem i świętymi niewiastami, by oddać cześć miejscom, uświęconym męką Jezusa.
Strona 140
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Usłyszawszy głos trąby, widząc żołnierzy z Piłatem na czele i coraz gęściej
przebiegających ludzi, zrozumiała, że już rozpoczął się pochód, więc znowu
zapragnęła gorąco widzieć Swego umęczonego Syna, nie mogąc wytrwać tu z dala od
Niego. Prosiła zatem Jana, by zaprowadził Ją na jakieś miejsce, którędy Jezus
będzie przechodził. Zeszli z Syjonu, minęli sąd, przeszli bramy i aleje,
wyjątkowo w tym czasie otwarte dla publiczności i znaleźli się przed zachodnim
frontem pałacu, którego przeciwległa brama wychodziła właśnie na ulicę, w którą
skierował się orszak, prowadzący Jezusa, po pierwszym Jego upadku. Pałac ten był
właściwym mieszkaniem Kaifasza; dom na Syjonie był tylko miejscem jego
urzędowania. Za staraniem Jana, pozwolił im poczciwy oddźwierny przejść przez
dom i stanąć w przeciwległej bramie. Otulona w szaro-niebieską szatę, weszła
Maryja w sień pałacową, za nią święte niewiasty, Jan i jeden z siostrzeńców
Józefa z Ary-matei. Aż zlękłam się widoku Najświętszej Panny, tak była blada;
oczy miała zaczerwienione od płaczu, a drżała na całym ciele. Już tu słychać
było wrzawę
256
j zgiełk zbliżającego się pochodu, dźwięk puzonu i głos trębacza, obwołującego
wyrok. Gdy otworzono bramę już całkiem wyraźnie dochodził zgiełk do uszu.
Wzdrygła się Maryja i przerwawszy modlitwę, rzekła do Jana: "Czy mam patrzeć na
to? Czy znajdę siłę by znieść ten bolesny widok? Może lepiej wrócić zaraz". Lecz
Jan dodał Jej otuchy, mówiąc, że lepiej popatrzeć, niż nosić się z bolesną myślą
o tym. Wyszli więc pod sklepienie bramy, patrząc na prawo w dół drogi. W tym
miejscu, naprzeciw bramy, droga już była bardziej równa. Pochód był już oddalony
tylko o osiemdziesiąt kroków. Motłoch uliczny nie poprzedzał pochodu, tylko
gromadkami ciągnął po bokach i z tyłu. Ci, którzy ostatni opuścili forum,
spieszyli naprzód bocznymi uliczkami, by zająć dogodne miejsca do patrzenia.
Na czele pochodu ujrzała Matka Najświętsza pachołków katowskich, niosących z
tryumfem narzędzia męczeńskie; zadrżała na ten widok i załamała ręce, jęk
bolesny wydarł się z Jej piersi. Widząc to jeden z pachołków, zapytał się
idących koło niego widzów: "Co to za niewiasta, jęcząca tak żałośnie?" Ktoś z
tłumu odrzekł mu: "To Matka Galilejczyka!" Słowa te były bodźcem dla
niegodziwych pachołków. Zaraz posypały się szyderstwa i dowcipy zjadliwe na
bolejącą Matkę, wytykano Ją palcami, a jeden z tych niegodziwców podsunął
Najświętszej Pannie pod oczy pięść, w której trzymał gwoździe, mające służyć do
przybicia Jezusa na krzyż. Boleścią niezmierną zdjęta, wsparła się Matka Boża o
filar bramy, załamawszy ręce, czekając, rychło ujrzy Jezusa. Blada była jak
trup, wargi Jej pośmiały. Minęli Ją faryzeusze, zbliżył się wyrostek, trzymający
napis, a za nim - za nim, pochylony pod ciężarem krzyża, szedł chwiejnym krokiem
Syn Boży, Jej Syn, najświętszy - Odkupiciel; głowę, przystrojoną cierniową
koroną, odwracał na bok, oblicze miał blade, skrwawione, poranione, broda
pozlepiana zaschłą krwią. Oprawcy ciągnęli Go nielitościwie za sznury.
Przechodząc, wzniósł Jezus nieco głowę, poranioną strasznymi cierniami i
spojrzał na Matkę Swą bo-leściwą, wzrokiem pełnym tęsknej powagi i litości; lecz
w tejże chwili potknął się i upadł po raz drugi pod ciężarem krzyża na kolana.
Boleść niezmierna i miłość ozwały się na ten widok z podwójną siłą w sercu
Najświętszej Panny. Zniknęli Jej z oczu kaci, zniknęli żołnierze, widziała tylko
Swego ukochanego, znędzniałego, skatowanego Syna; wypadła z bramy na ulicę,
przedarła się między siepaczów-i upadła na kolana przy Jezusie, obejmując Go
ramionami. Usłyszałam dwa bolesne wykrzykniki, nie wiem, czy wypowiedziane
słowy, czy pomyślane w duchu: "Mój Synu!" - "Matko Moja!"
Wielu żołnierzy poczuło iskierkę litości w swym sercu, ale bezlitośni siepacze
szydzili tylko i łajali, a jeden z nich zawołał: "Niewiasto! czego tu chcesz?
Było Go lepiej wychować, a nie byłby się dostał w nasze ręce". Zmuszono
Najświętszą Pannę do odejścia, ale żaden z siepaczów nie ośmie-
257
lił się znieważyć Jej czynnie. Prowadzona przez Jana i niewiasty, wróciła Maryja
do bramy i tu, prawie martwa z boleści, upadla na kolana na skośny narożnik
bramy, zwrócona tyłem do smutnego orszaku, by nie widzjef więcej', co się tam
dzieje. Ręce wsparła na górnej części kamienia, pięknie zielono-żółtawego. W
miejscu, gdzie Maryja klękła, pozostały płaskie od-ciski kolan, również u góry
pozostały ślady rąk, ale mniej wyraźne; trzeba dodać, że kamień to był bardzo
twardy. Za biskupstwa Jakuba Młodszego dostał się ten kamień za zrządzeniem
Bożym w skład murów pierwszego katolickiego kościoła, postawionego nad sadzawką
Betesda. - Powtarzam, że już nieraz widziałam takie odciski, utworzone w ważnych
okolicznościach przez dotknięcie się członków świętych. Jest to tak prawdziwem,
jak prawdziwymi są słowa: "Kamień musi się nad tym zmiłować" - albo słowa: "To
zostawia wrażenie". Odwieczna Mądrość w miłosierdziu Swoim nie potrzebowała
nigdy sztuki drukarskiej, by dać potomności świadectwo o Świętych.
Strona 141
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Niedługo klęczała Najświętsza Panna, bo żołnierze, towarzyszący po bokach
pochodowi, kazali usuwać się z drogi, więc Jan wprowadził Ją na powrót w bramę,
którą zaraz za nimi zamknięto.
Siepacze tymczasem poderwali Jezusa z ziemi, ale już inaczej umyślili Mu krzyż
założyć. Rozluźnili przywiązane ramiona poprzeczne i jedno z nich puścili wolno,
uwiązane na pętlicy. Teraz założyli krzyż tak, że ten wolny kawałek zwisał przez
piersi i Jezus mógł go trzymać ręką, skutkiem czego z tyłu krzyż więcej zwisał
do ziemi.
Towarzyszący pochodowi motłoch nie szczędził Jezusowi naigrawań i szyderstw;
tylko gdzieniegdzie widziałam zapłakane niewiasty, osłonięte szczelnie, które
zdawały się litować nad Jezusem.
40. Szymon Cyrenejczyk. Trzeci upadek Jezusa pod krzyżem
Posuwając się dalej tą ulicą, dotarł pochód do sklepionej bramy, umieszczonej w
starych, wewnętrznych murach miejskich. Przed bramą rozciąga się wolniejszy
plac, w którym zbiegają się trzy ulice. I tu wypadło Jezusowi mijać wielki
kamień, lecz zabrakło Mu znowu sił. Zachwiał się i upadł na kamień, nie mogąc
już nawet powstać; krzyż zwalił się obok Pana na ziemię. Właśnie przechodzili
tędy gromadkami do świątyni ludzie z porządniejszego stanu. Widząc Jezusa tak
umęczonego, zawołali z oznakami litości: "Boże! ten biedak już kona!".
Faryzeusze, kierujący pochodem, zlękli się trochę, widząc, że naprawdę Jezus nie
może już powstać, więc rzekli do żołnierzy: "Nie doprowadzimy Go żywego. Musicie
poszukać kogoś, co by Mu pomógł nieść krzyż". Właśnie nadszedł środkową ulicą
poganin, Szymon z Ctyreny, z trze-
258
ma synami; pod pachą niósł wiązkę chrustu. Będąc z zawodu ogrodnikiem, zajęty
był w ogrodach, ciągnących się na wschód od miasta poza murami. Jak wielu innych
ogrodników, przybywał corocznie przed świętami do Jerozolimy z żoną i dziećmi, i
najmował się do obcinania krzewów. Nadszedłszy obecnie ku bramie, musiał się
zatrzymać, bo natłok był wielki. Poznano go zaraz po ubraniu jako poganina i
mało znacznego rzemieślnika, więc żołnierze przychwycili go natychmiast i
przyprowadzili, by pomógł nieść krzyż Galilejczykowi. Szymon bronił się i
wymawiał wszelkimi sposobami, ale zmuszono go do tego przemocą. Synowie jego,
widząc ojca w takich opałach, zaczęli płakać i krzyczeć, dopiero kilka kobiet,
znajomych Cyrenejczyka, wzięło ich w opiekę. Szymon przystępował do Jezusa z
wielkim wstrętem i o-drazą; bo też Jezus tak nędznie wyglądał, taki był
sponiewierany, w sukniach pokrwawionych, powalanych błotem. Płacząc, spojrzał
Pan na niego wzrokiem, pełnym miłosierdzia, zabrał się więc Szymon do tego by
pomóc Chrystusowi. Siepacze posunęli w tył drugie ramię krzyża i spuścili je na
pętlicę, podobnie jak pierwsze. Podniósłszy Jezusa, włożyli drzewce krzyża na
Niego i na Szymona tak, że jedno ramię poprzeczne zwisało Jezusowi na piersi, a
drugie Szymonowi na plecy. W ten sposób, idąc za Jezusem, miał Szymon do
dźwigania połowę ciężaru i Jezusowi było o wiele lżej. Koronę cierniową włożono
Jezusowi znowu inaczej, po czym rozpoczął się dalszy pochód. Już po niedługiej
chwili uczuł Szymon dziwną w sobie zmianę, wzruszenie niezwykłe ogarnęło go, a
pod jego wpływem już chętnie pomagał Jezusowi nieść krzyż.
Szymon był to krzepki mężczyzna w wieku około 40 lat. Miał na sobie krótki,
obcisły kaftan, uda owinięte szmatami, na nogach sandały ostro zakończone,
przymocowane rzemykami do nóg. Głowy nie nakrywał niczym. Synowie ubrani byli w
sukienki o barwnych paskach. Dwaj z nich, starsi już, Rufus i Aleksander,
przeszli później w poczet uczniów. Trzeci był jeszcze mały; widziałam go
później, jako chłopca, u Szczepana.
41. Chusta Weroniki
Pochód posuwał się teraz długą ulicą, skręcającą nieco na lewo, przeciętą wielu
bocznymi uliczkami. Co chwila napotykano gromadki porządniejszych Żydów,
dążących do świątyni. Niektórzy z nich, na widok pochodu, cofali się spiesznie z
faryzeuszowskich, fałszywych skrupułów, by się nie zanieczyścić; u innych znowu
czytało się w twarzach pewną litość nad Jezusem. Mniej więcej na dwieście kroków
od bramy, przy której Jezus niedawno upadł, stał po lewej stronie ulicy piękny
dom, oddzielony od ulicy
"dziedzińcem, na który wchodziło się terasą po schodach; dziedziniec otoczony
był szerokim murem, zamkniętym z przodu błyszczącą kratą. Gdy orszak dom ten
mijał, wybiegła z niego naprzeciw okazała, słuszna matrona prowadząca za rękę
dziewczynkę. Była to Serafia, żona Syracha, jednego z członków Wielkiej Rady,
której dzisiejszy uczynek miłosierny miał zjednać imię Weroniki od słowa wera
icon (prawdziwy wizerunek).
Serafia przygotowała w domu wyborne wino, zaprawione korzeniami, z tą myślą
pobożną, że pokrzepi nim Pana podczas okropnej Drogi krzyżowej. W bolesnym
Strona 142
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
oczekiwaniu nie mogła się doczekać tej chwili, więc już przedtem wybiegła raz z
domu i starała się dostać do Jezusa. Widziałam ją w pobliżu orszaku już
wtenczas, gdy nastąpiło spotkanie Jezusa z Matką Najświętszą. Chodziła koło
orszaku w zasłonie na twarzy, prowadząc za rękę małą dziewczynkę, którą przyjęła
na wychowanie, nie mając własnych dzieci. Nie mogła jednak znaleźć sposobu, by
dostać się przez ciżbę pachołków aż do Jezusa, wróciła więc do domu i tu
oczekiwała Pana.
Widząc, że orszak się zbliża, wybiegła na ulice z chustą, przewieszoną przez
ramię; obok niej szła owa dziewczynka, może dziewięcioletnia, niosąca pod
obryciem dzbanuszek z winem. Pachołkowie, idący na przedzie, chcieli ją
odpędzić, ale na próżno. Miłość ku Jezusowi i litość wezbrały w sercu Serafii,
zapomniała o wszystkim i gwałtem zaczęła się przeciskać przez motłoch, żołnierzy
i siepaczów, a za nią biegła dzieczynka, trzymając się jej sukni. Docisnąwszy
się do Jezusa, upadła przed Nim na kolana, podniosła chustę, rozpostartą do
połowy i rzekła błagalnie: "Pozwól mi, otrzeć oblicze Pana mego?" Miast
odpowiedzi ujął Jezus chustę lewą ręką, przycisnął ją dłonią do krwawego
oblicza, przesunął nią po twarzy ku prawej ręce i zwinąwszy chustę obiema
rękami, oddał ją z podzięką Serafii; ta ucałowała ją, wsunęła pod płaszcz i
wstała z ziemi. Trwało to wszystko zaledwie dwie minuty. Śmiały postępek Serafii
oszołomił na razie żołnierzy i siepaczów, motłoch zaczął się cisnąć bliżej, by
widzieć całe zajście, skutkiem czego musiano na chwilę wstrzymać pochód i to
umożliwiło Weronice podanie chusty. Lecz wnet ochłonęli siepacze i żołnierze ze
zdumienia; gdy dziewczynka podniosła nieśmiało wino, by podać je Jezusowi,
odepchnęli ją, zaczęli łajać i lżyć. Nadbiegli wnet faryzeusze, rozgniewani
przerwą w pochodzie, a jeszcze bardziej tym aktem publicznej czci, oddanej
Jezusowi. Siepacze zaczęli na nowo szarpać i bić Jezusa, co widząc Serafia
uciekła z dzieckiem do domu.
Zaledwie zdołała wejść do komnaty i położyć chustę na stole, a zaraz upadła
zemdlona na ziemię; dziewczynka uklękła przy niej z dzbanuszkiem, płacząc i
zawodząc żałośnie. Przypadkiem wszedł pewien dobry przyjaciel ich rodziny i
znalazł ją leżącą jak martwą na podłodze, a na stole ujrzał chustę, na której z
zadziwiającą dokładnością odbite było okropnie skrwawione
260
oblicze Jezusa. Przerażony, ocucił zemdlałą i pokazał jej to cudo. Serafia z
tęsknem, żałosnem sercem upadła na kolana przed chustą i zawołała: "Teraz już
opuszczę wszystko, kiedy Pan raczył mi zostawić tak cenną pamiątkę".
Chusta ta był to szeroki pas z delikatnej wełny, trzy razy dłuższy niż szeroki.
Noszono zwykle takie chusty przewieszone przez szyję, czasem drugą jeszcze na
ramiona. Według ówczesnego zwyczaju uważano to sobie za obowiązek, by spotkawszy
kogoś płaczącego, frasobliwego, znużonego, chorego, zatrzymać się i otrzeć mu
twarz tą chustą; było to oznaką współczucia i litości względem bliźniego. Także
przy pewnych okazjach obdarowywano się takimi chustami. Weronika zawiesiła swą
drogocenną chustę w głowach swego posłania i nie rozłączała się z nią. Po
śmierci Serafii przeszła chusta ta za pośrednictwem świętych niewiast w ręce
Matki Bożej, a potem przez Apostołów dostała się do skarbca najcenniejszych
pamiątek Kościoła.
Serafia była krewną Jana Chrzciciela, ojciec jej bowiem był bratem stryjecznym
Zachariasza. Pochodziła z Jerozolimy; pamiętam, gdy przyniesiono Maryję jako
czteroletnie dziecko na służbę do świątyni, to udał się Joachim, Anna i ich
znajomi do domu rodzinnego Zachariasza, stojącego niedaleko targu rybiego.
Mieszkał tam jakiś stary krewny Zachariasza i jego wuj, a dziadek Serafii.
Serafia była mniej więcej o pięć lat starszą od Najświętszej Panny. Drugo raz
widziałam ją na zaślubinach Maryi z Józefem. Była ona także krewną starego
Symeona, który prorokował o Jezusie podczas ofiarowania Go w świątyni i od
maleńkości przyjaźniła się z jego synami. Ci już z dawna za przykładem ojca
swego odczuwali pragnienie i tęsknotę za Mesjaszem, a i Serafia ją podzielała.
Oczekiwanie Zbawiciela nurtowało bardzo długo serca niektórych bogobojnych
ludzi, jak tajemna, miłosna tęsknota. Inni, obojętniejsi, nie doznawali
podobnych przeczuć. Gdy Jezus jako dwunastoletni chłopiec został w Jerozolimie,
by nauczać w świątyni, Serafia, niezamężna jeszcze, gdyż dopiero późno wyszła za
mąż, posyłała Mu posiłek do małej gospody przed miastem, gdzie Jezus nocował.
Gospoda ta leżała na kwadrans drogi przed Jerozolimą od strony Betlejem. Tu
przepędziła Maryja z Józefem i dwoma starcami dzień i dwie noce, gdy po
narodzeniu Chrystusa szła z Betlejem, ofiarować Go w świątyni. Gospodarze byli
Esseńczykami, gospodyni zaś była krewną Joanny Chusa; znali ono dobrze świętą
Rodzinę i Jezusa. Gospoda ta była umyślnie zbudowanym przytułkiem dla ubogich, a
Jezus i uczniowie nieraz znajdowali tu schronienie. Nauczając ostatnimi czasy w
świątyni, nieraz zachodził tu Jezus, a Serafia przysyłała Mu tam posiłek.
Strona 143
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Gospodarzem był już teraz kto inny. Syrach, mąż jej, potomek czystej Zuzanny,
był członkiem Wielkiej Rady. Z początku nieprzychylny był bardzo Jezusowi i
nieraz musiała Serafia wiele wycierpieć od niego za przestawanie z świętymi
niewiastami i Jezusem. Kilka
261
. razy zdarzało się nawet, że zamykał ją za to w piwnicy. Później uległ
przedstawieniom Józefa z Arymatei i Nikodema, złagodniał znacznie i już nie
bronił swej żonie być wyznawczynią Jezusa. Na rozprawie sądowej u Kaifasza
wczoraj w nocy i dziś rano oświadczył się wraz z Nikodemem, Józefem z Arymatei i
innymi dobrze myślącymi za Zbawicielem i wraz z nimi także wystąpił z Rady.
Serafia była dziś jeszcze piękną, okazałą niewiastą, choć minęła jej już
pięćdziesiątka. Podczas tryumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy, obchodzonego w
Niedzielę Palmową, znajdowała się w gronie niewiast wśród tłumu z dzieckiem na
ręku. Wtenczas to zdjęła nakrycie z głowy i za przykładem innych rozpostarła je
na drodze pod nogi Zbawiciela, by Mu cześć oddać i chwałę. Tę samą chustę
wyniosła teraz Panu w pochodzie, smutniejszym wprawdzie, ale bardziej
zwycięskim, by otrzeć nią ślady cierpienia z Jego Boskiego oblicza. Chusta ta
zjednała właścicielce miłosiernej nowe, tryumfalne imię "Weronika", a dla
Kościoła stała się drogocenną relikwią, czczoną publicznie przez wszystkich
wiernych.
W trzecim roku po wniebowstąpieniu Chrystusa wysłał był cesarz rzymski posłów do
Jerozolimy w celu zebrania świadectw i ścisłego zbadania różnych pogłosek,
krążących o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Dla lepszego przedstawienia
cesarzowi sprawy, zabrali posłowie ze sobą do Rzymu Nikodema, Serafię i krewnego
Joanny Chusa, ucznia Epafrę. Ten ostatni, przedtem sługa i posłaniec kapłanów
przy świątyni, jako uczeń również służył z prostotą innym uczniom. Będąc z
Apostołami w wieczerniku, widział Jezusa naocznie zaraz w pierwszych dniach po
zmartwychwstaniu i później jeszcze nieraz przed wniebowstąpieniem. - Widziałam
Weronikę na posłuchaniu u cesarza. Posłuchanie odbywało się w niewielkiej,
czworobocznej komnatce bez okien; światło spływało do pokoju przez umyślne
otwory w suficie, dające się dowolnie otwierać i zamykać za pomocą sznurów.
Cesarz był nieco słaby, więc spoczywał na wspaniałym, podwyższonym łożu,
osłoniętym kosztowną kotarą. Dworzanie znajdowali się w przedpokoju, a cesarz
rozmawiał sam na sam z Weroniką. Miała ona przy sobie chustę, którą otarła twarz
Jezusowi i jeden całun z Jego grobu. Na chuście, dość długiej, odbite było na
jednym końcu oblicze Jezusa. Nie było to czyste malowidło, bo odbite razem z
krwią. Twarz święta wyglądała dość szeroko, gdyż powstała przez przyłożenie
chusty do całej twarzy wokoło. Weronika pokazała ten wizerunek cesarzowi,
ująwszy chustę w dłoń za dłuższy koniec. Na całunie grobowym odciśnięty był ślad
ciała Jezusa, poranionego biczowaniem. Nie uważałam, czy cesarz dotykał się tych
chust, lub, czy Weronika potarła go nimi, ale zapewne sam widok ich uleczył go,
bo zaraz ozdrowiał. Cesarz chciał Weronikę koniecznie zatrzymać w Rzymie i nawet
ofiarował jej na własność dom, posiadłości i liczną służbę, lecz Weronika jedno
tylko miała
262
pragnienie, a to, powrócić do Jerozolimy i umrzeć tam, gdzie Jezus umarł.
Rzeczywiście wróciła wkrótce wraz z towarzyszami do Jerozolimy. Podczas
prześladowania chrześcijan tamże, kiedy to Łazarz wraz z siostrami wyzuty został
z majętności, uciekła z kilku niewiastami; złapano ją jednak i osadzono w
więzieniu, w którym umarła śmiercią głodową, jako męczennica za prawdę, za
Jezusa, którego nieraz karmiła chlebem doczesnym i który nawzajem posilał ją na
żywot wieczny Swym Ciałem i Krwią najświętszą.
42. Płaczące córki Jerozolimy. Czwarty i piąty upadek Jezusa pod krzyżem
Droga wiodła teraz trochę spadzisto ku bramie, dość jeszcze odległej. Brama sama
jest silnie zbudowana, jest dosyć długa; najpierw przechodzi się pod jedno
łukowate sklepienie, następnie przez mostek, i drugim sklepieniem wychodzi się
poza obręb murów. Brama zwrócona jest frontem w kierunku południowo-zachodnim.
Na lewo od bramy ciągnie się mur na przestrzeni kilku minut na południe, skręca
potem na sporą przestrzeń ku zachodowi, a potem znowu biegnie na południe i
okrąża górę Syjon. Na prawo od bramy prowadzi mur w kierunku północnym aż do
bramy narożnej, a stąd zwraca się na wschód wzdłuż północnej strony miasta.
Tuż przed bramą na nierównej, wyjeżdżonej drodze była wielka kałuża błota.
Okrutni siepacze, im bliżej byli bramy, tym gwałtowniej ciągnęli Jezusa naprzód.
Przed bramą ścisk stał się większy, Szymon z Cyreny chciał wygodniej bokiem
obejść kałużę, skrzywił przez to krzyż, a Jezus osłabiony, straciwszy równowagę,
upadł po raz czwarty pod krzyżem i to w błotnistą kałużę tak silnie, że Szymon
zaledwie mógł krzyż utrzymać. Żałosnym, złamanym, ale wyraźnym głosem zawołał
Jezus: "Biada ci, biada Jerozolimo! Ukochałem cię jak kokosz, gromadząca
Strona 144
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
pisklęta pod swymi skrzydłami, a ty wypędzasz Mnie tak okrutnie poza swe bramy!"
I smutek wielki ogarnął serce Jezusa. Lecz zaraz ozwały się łajania i krzyki
faryzeuszów: "Jeszcze nie dosyć temu wichrzycielowi, jeszcze wygłasza jakieś
buntownicze mowy" itp. Na nowo zaczęli Go bić i potrącać, i nie podnieśli, ale
prawie wywlekli Go z kałuży. Szymon Cyrenejczyk nie mógł już znieść tego
okrucieństwa siepaczów i zawołał gniewnie: "Jeśli nie zaniechacie tego
nikczemnego postępowania, to rzucę krzyż i nie będę go niósł, choćbyście mię
nawet zabić mieli!"
Tuż za bramą zbacza z gościńca dzika, wąska drożyna, wiodąca na północ na górę
Kalwarii. Gościniec sam rozgałęzia się nieco dalej na trzy rozstajne drogi;
jedna prowadzi na lewo na południowy zachód przez dolinę Gihon do Betlejem,
druga na zachód do Emmaus i Joppe, trzecia zwraca się
263
na prawo na pólnocny-zachód, okrąża górę Kalwarii i dochodzi do bramy ¦narożnej,
którędy idzie się do Betsur. Patrząc od bramy, którą wyprowadzo-no Jezusa, na
lewo na południowy-zachód, można widzieć bramę betlejemską; dwie te bramy są z
bram jerozolimskich najbliższej siebie położone.
Przed bramą na środku gościńca, w miejscu, gdzie skręca droga na górę Kalwarii,
stał wbity słup z przymocowaną na nim tablicą, na której wielkimi, białymi,
jakby naklejonymi literami wypisany był wyrok śmierci na Zbawiciela i obu
łotrów. Nieco dalej na skręcie drogi stała liczna gromadka niewiast płaczących i
narzekających z boleści nad Jezusem. Byty tam dziewice i ubogie niewiasty z
Jerozolimy z dziećmi na rękach, które wyprzedziły aż tu pochód; między tymi
znajdowały się także niewiasty z Betlejem, Hebron i innych okolicznych
miejscowości, które przyjechawszy na święta, przyłączyły się do drużyny niewiast
Jerozolimskich.
W tym właśnie miejscu zasłabł Jezus tak dalece, aż zachwiał się i jakby omdlały
upadł na ziemię; lecz Szymon, widzą to, oparł prędko krzyż o ziemię i skoczył
podeprzeć Pana. Jezus oparł się o niego całkiem i tym sposobem uchronił się od
upadnięcia na ziemię. To nazywamy piątym upadkiem Jezusa na drodze krzyżowej. -
Niewiasty, widząc Jezusa tak strasznie wynędzniałego i osłabionego, zaczęły
zawodzić i lamentować, i krajowym zwyczajem okazując Mu litość, podawały Mu swe
chusty, by otarł Sobie pot. Wtem Jezus zwrócił się do nich z powagą i rzekł:
"Córki jerozolimskie" - co mogło także znaczyć: "wy, mieszkańcy miast, córek
Jerozolimy", - "nie płaczcie nade mną, lecz nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto
nadejdzie czas, kiedy mówić będziecie: błogosławione niepłodne i żywoty, które
nie rodziły, i piersi, które nie karmiły! Wtenczas wołać będziecie: Góry
spadnijcie na nas, pagórki, przykryjcie nas! Jeśli bowiem tak się postępuje z
zielonym drzewem, to cóż dopiero uczyni się z suchym". Dłużej jeszcze przemawiał
Jezus do nich, ale zapomniałam już, o czym; przypominam sobie tylko te słowa:
"Płacz wasz nie będzie bez nagrody, odtąd chodzić będziecie inną ścieżką
żywota".
Mówił to Jezus, korzystając z chwilowego wstrzymania się pochodu. Pachołcy,
niosący narzędzia, poszli naprzód na górę Kalwarii, a za nimi stu rzymskich
żołnierzy z oddziału Piłata: Piłat sam wrócił się z resztą wojska do domu,
odprowadziwszy pochód aż do bramy.
43. Jezus na górze Golgota. Szósty i siódmy upadek pod krzyżem i zamkniecie
Jezusa
Po chwili odpoczynku ruszył pochód dalej uciążliwą, dziką drogą między murami
miejskimi i Kalwarią w kierunku północnym. Siepacze, nie zważając
264
na nic, gnali Jezusa pod górę, ciągnęli za powrozy, bili i popychali. W jednym
miejscu zwraca się drużyna wężykowato, przybierając znowu kierunek południowy.
Tu upadł Jezus po raz szósty pod ciężarem krzyża, lecz siepacze z większym niż
dotychczas okrucieństwem zmusili Go biciem do powstania i pędzili bez
wytchnienia aż na górę na miejsce stracenia, gdzie Jezus bez tchu prawie upadł
wraz z krzyżem na ziemię po raz siódmy.
Szymon Cyrenejczyk, sam sponiewierany i znużony, czuł w sercu gniew gwałtowny na
siepaczów, a litość względem Jezusa. Chciał ten ostatni raz pomóc Jezusowi
powstać, ale siepacze, popychając go i łając, spędzili go na powrót w dół góry,
bo już im nie był potrzebny. W krótki czas potem widziałam go w gronie uczniów.
- Niepotrzebnych już pachołków i pomocników także odprawiono. Faryzeusze
wyjechali na górę zachodnim stokiem, gdzie były wygodniejsze, wężykowato pnące
się ścieżki. Z góry jest widok na budowle miejskie, rozciągające się poza
murami.
Sam plac egzekucji jest okrągły, mniej więcej tak wielki, że zmieściłby się na
cmentarzu naszego kościoła parafialnego. Podobny do ujeżdżalni średniej
wielkości, otoczony jest wokoło niskim wałem z ziemi, przeciętym pięcioma
Strona 145
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
przejściami. System ten pięciu dróg ma tu w kraju zastosowanie prawie we
wszystkich plantacjach, miejscach kąpielowych, chrztu i przy sadzawce Betesda.
Widać to szczególnie przy wszystkich prawie takich urządzeniach z dawnych
czasów, a i w nowszych, budowanych w duchu praojców. We wielu miastach widzimy
po pięć bram. Jak wiele innych rzeczy w ziemi obiecanej, tak i to ma swoje
głębokie, prorocze znaczenie; dziś właśnie spełniło się to wyobrażające
znaczenie przez otworzenie pięciu dróg zbawienia w pięciu świętych ranach
Jezusa.
Z tej strony, z której przyprowadzono Jezusa i łotrów jest stok góry stromy i
dziki, z przeciwnej zaś strony zachodniej góra wolno się zniża. Około stu
żołnierzy porozstawiało się częścią na górze, częścią wokoło wału, otaczającego
plac. Kilku z nich pilnowało łotrów, których dla braku miejsca nie wprowadzono w
obręb wału; tak jak szli z rękami przywiązanymi do drzewców, tak położono ich na
plecach jak barany poniżej placu egzekucji, gdzie droga skręca się ku
południowi. Wokoło wału, tudzież na okolicznych wzgórzach, zebrał się licznie
motłoch, złożony przeważnie z prostaków, cudzoziemców, parobków, niewolników,
pogan i niewiast, a więc samych takich, którzy nie potrzebowali strzec się przed
zanieczyszczeniem. Ku zachodowi, na górze Gihon, rozciągał się gwarliwy obóz
przybyszów wielkanocnych. Wielu z nich przypatrywało się z daleka, pojedyncze
gromadki podchodziły bliżej, parte ciekawością.
Było prawie trzy kwadranse na dwunastą, gdy Jezus, przywleczony na plac, upadł
pod ciężarem krzyża, a Szymona odpędzono. Siepacze, szarpiąc
265
za powrozy, podnieśli Jezusa. Nędzny, poraniony, zakrwawiony, blady, sta! Jezus
jak jakie widmo straszliwe. Siepacze tymczasem rozwiązali kawałki krzyża,
poskładali je na chybił trafił i znowu powalili Jezusa na ziemię obok krzyża,
mówiąc szyderczo: "Dalej Królu! musimy przymierzyć Ci Twój tron". Jezus sam
chętnie położyłby się na krzyż i gdyby nie to, że był tak osłabiony, to nawet
zbytecznym byłoby szarpanie siepaczów. Wśród szyderstw przypatrujących się
faryzeuszów rozciągnęli Go na krzyżu i odznaczyli w odpowiednich miejscach
długość Jego rąk i nóg, potem znowu poderwali Go z ziemi i związanego
poprowadzili może 70 kroków w dół północnego stoku Kalwarii, gdzie znajdowała
sie wykuta w skale jama w rodzaju piwnicy, lub cysterny. Szłam za Jezusem ten
kawałek drogi, siepacze otworzyli drzwi jamy i wtrącili Go w nią niemiłosiernie;
tylko nadnaturalnej pomocy trzeba przypisać, że Jezus nie rozbił Sobie kolan lub
nie złamał nogi. Zdaje mi się, że widziałam, jak Aniołowie Go od tego ustrzegli.
Kamień twardy ugiął się pod Jego kolanami i tak pozostały na zawsze cudowne
ślady. Słyszałam z głębi jamy głośny, rozdzierający serce jęk Jezusa. Zamknięto
za Nim drzwi i postawiono straż.
Spiesznie rozpoczęli siepacze przygotowania do egzekucji. W środku placu był
okrągły pagórek, wysoki może na dwie stopy, na który wchodziło się po kilku
stopniach. Stanowił on najwyższy punkt góry Kalwarii. W tym pagórku zaczęli
grzebać dziury na krzyże, zmierzywszy poprzednio ich grubość u dołu. Krzyże
łotrów wstawili zaraz w ziemię po prawej i lewej stronie; właściwie były to
dotychczas same pnie, bo ramiona poprzeczne służyły dotąd jako dyby, do których
przykrępowane były ręce łotrów. Przybito je dopiero później przed samym
ukrzyżowaniem, tuż przy górnym końcu krzyża. Krzyże łotrów były niższe i
brzydsze niż krzyż Jezusa; u góry skośnie pościnane.
Krzyż Jezusa położyli siepacze na ziemi tak, by później można go było wygodnie
podnieść i wpuścić do przygotowanej jamy. W główny pień wpuścili z prawej i z
lewej strony ramiona poprzeczne i umocowali je ze spodu klinami, przybili klocek
służący do wsparcia nóg, powywiercali dziury na gwoździe i na tablicę z napisem,
wreszcie porobili w ramieniu podłużnym spore nacięcia, na koronę cierniową i na
grzbiet wiszącego; to ostatnie dlatego, by ciało więcej się wspierało niż
wisiało, bo przez to musiał Jezus cierpieć większe męki i nie zachodziła obawa,
by ręce się rozdarły. Z tyłu za pagórkiem wbito dwa pale i złączono je u góry
belką poprzeczną. Na ten przyrząd miano nawijać sznury przy podnoszeniu w górę
krzyża Jezusa. Jednym słowem, przygotowano z pośpiechem wszystko, by potem
przystąpić od razu do wykonania wyroku.
266
44. Maryja i święte niewiasty idą na Golgotę
Po nieskończenie bolesnym spotkaniu się przed domem Kaifasza ze Swym Boskim
Synem, niosącym krzyż, poszła Matka bolejąca do domu Łazarza przy bramie
narożnej, odprowadzona przez Jana, Joannę Chusa, Zuzannę i Salomę. Tu zastała
Magdalenę i Martę w otoczeniu innych świętych niewiast, rozpływające się we
łzach i żałości; było i kilkoro dzieci. Nie bawiąc długo, poszły wszystkie razem
- a było ich siedemnaście - na nowy obchód drogi krzyżowej. Nie troszcząc się o
szyderstwa motłochu, szły poważne, skupione w sobie, samą postawą swą boleściwą
Strona 146
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
nakazując szacunek. Najpierw udały się na forum i tu ucałowały miejsce, gdzie
Jezus wziął krzyż na Siebie. Stąd szły dalej przez całą drogę krzyżową, oddając
cześć miejscom, uświęconym męką Jezusa. Najświętsza Panna rozpoznawała prawie
ślady, zostawione przez stopy Jezusa, liczyła kroki Jego, pokazywała niewiastom
każde uświęcone miejsce; Ona wskazywała, gdzie się zatrzymać i kiedy iść dalej,
a każda drobnostka zapisywała się głęboko w Jej zbolałej duszy.
Tak to pierwsze, rzewne nabożeństwo Kościoła zapisało się w kochającym,
macierzyńskim sercu Maryi mieczem boleści, przepowiedzianym przez Symeona. Ona
wpoiła je w Swe otoczenie, współczujące z Nią, a tak przeszło to nabożeństwo do
naszego Kościoła. Święty ten dar, przekazany przez Boga sercu Matki, a przez Nią
przechodzący z serca do serca Jej dzieci; tak trwa niezmiennie tradycja naszego
Kościoła. A jeśli się przy tym widzi to na własne oczy, to dar taki wydaje się
tym żywszy i świętszy. Żydzi z dawien dawna mieli zawsze w wielkim poszanowaniu
wszystkie miejsca, będące świadkami wydarzeń świętych i bliskich sercu; nie
zapominali o żadnym miejscu, uświęconym ważnymi zdarzeniami, stawiali kamienie
pamiątkowe, odbywali tam wędrówki i odprawiali modły. Więc też i pierwsi
chrześcijanie-Żydzi nie zapomnieli o drodze, którą przebywał Jezus, niosąc
krzyż. Tak powstała święta "Droga Krzyżowa", nie, jako późniejszy wymysł, lecz
wynikła z natury tych ludzi, z wyższej woli Opatrzności, wpojonej w serca swego
ludu; powstała z najczulszej miłości macierzyńskiej, jakby pod stopami Jezusa,
który pierwszy ją przebywał.
Doszedłszy do domu Weroniki, weszły niewiasty do środka, właśnie bowiem Piłat
wracał od bramy z jeźdźcami i 200 pieszymi żołnierzami. Tu pokazała im Weronika
cudowną chustę z odbitym obliczem Jezusa, więc znów zaczęły płakać rzewnie na
myśl o Cierpieniach Jezusa, wielbiąc zarazem Jego miłosierdzie, jakie okazał
Swej wiernej przyjaciółce. Wzięły stąd dzbanuszek z winem korzennym, którym nie
dano było Weronice napoić Jezusa i zabrawszy ze sobą Weronikę poszły dalej za
miasto aż na Golgotę. Po drodze przyłączali się do nich bogobojniejsi Żydzi;
niektórych złych
267
L
^dotychczas nawracał sam widok tych świętych niewiast. Tak powiększał się coraz
ten orszak, ciągnący w porządku i rzewnym nabożeństwie przez ulice; liczniejszy
był nawet od orszaku, towarzyszącego Jezusowi, nie licząc naturalnie tłumów
pospólstwa, które z ciekawości ciągnęło za Jezusem.
Niewypowiedziana boleść dręczyła najsmętniejszą Matkę Jezusa na tej "Drodze
Krzyżowej", przy wstępowaniu na Kalwarię, na widok placu tracenia. Dusza Maryi
odczuwała wszystkie, nawet fizyczne cierpienia Jezusa. Magdalena, rozstrojona
zupełnie, szła chwiejnie jakby rozmarzona boleścią i wtrącana z męki w mękę. To
milczała jak głaz, to jęczała głośno, to szła jak martwa statua, to łamała ręce
gwałtownie, z narzekania wpadała nagle w groźby wieszcze. Wciąż musiano ją
podpierać, ochraniać, uspokajać i kryć przed ciekawym wzrokiem obcych.
Niewiasty weszły na Kalwarię ód dostępniejszej strony zachodniej i tu
podzieliwszy się na trzy grupy, stanęły w trzech różnych miejscach. Tuż przy
wale, otaczającym plac stracenia, stanęła Maryja, Jej siostrzenica Maria
Kleofasowa, Salome i Jan. Dalej, w pewnym odstępie, stanęły wkoło Magdaleny, nie
mogącej się uspokoić, Marta, Maria Helego, Weronika, Joanna Chusa, Zuzanna i
Maria, matka Marka. Za nimi znów w tyle stało siedem innych niewiast. W
przerwach, oddzielających niewiasty, stanęli bogobojni ludzie, którzy przyszli z
nimi. Ci teraz utrzymywali łączność między nimi i u-dzielali im wiadomości o
różnych spostrzeżonych szczegółach. Konni faryzeusze stali gromadkami wkoło wału
w różnych punktach; pięciu wejść na plac strzegli rzymscy żołnierze.
Co za widok bolesny przedstawiał się oczom Maryi! Oto, miała przed Sobą plac
męczeńskiej śmierci Jezusa, pagórek, na którym miał stać krzyż. Oto leżał
straszny ten krzyż na ziemi, widać było młotki, powrozy i wielkie gwoździe. A
wśród tych przyborów katowskich krzątali się oprawcy jak pijani, klnąc i lżąc
Jej Syna. Krzyże dla łotrów jeszcze bez ramion poprzecznych stały już wbite w
ziemię. Widać w nich było rzędem powbijane kołki, mające służyć do dostania się
na wierzch. Nieobecność Jezusa powiększała i przedłużała boleść Matki Jego.
Wiedziała, że żyje jeszcze, więc tak gorąco pragnęła Go widzieć, że aż drżała na
całym ciele. A miała Go wkrótce zobaczyć w niewypowiedzianej męce i udręczeniu.
Stan powietrza
Do dziesiątej godziny rano, tj. do zapadnięcia wyroku, padał chwilami grad.
Podczas prowadzenia Jezusa niebo było pogodne i słońce świeciło; teraz około
godziny dwunastej ukazała się na niebie przed słońcem czerwonawa, posępna smuga.
268
45. Jezusa rozbierają do ukrzyżowania i poją octem
Strona 147
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Jezus, zamknięty w jamie, modlił się bez przestanku, prosił Ojca niebieskiego o
dodanie Mu siły do dalszych cierpień i jeszcze raz ofiarował się Bogu za grzechy
Swoich wrogów. Po ukończeniu przygotowań przyszło po Niego czterech oprawców.
Wywlekli Go z jamy i popędzili Go ostatnią ścieżką męczeńską, bijąc i
wyszydzając, w czym przypatrujący się temu motłoćh wtórował im. Żołnierze
utrzymijący porządek, nadymali się chłodną powagą, czekający na placu oprawcy
porwali Go zaraz ze złością między siebie.
Święte niewiasty przekupiły jednego człowieka, by zaniósł oprawcom dzbanuszek z
winem, którym by się Jezus pokrzepił, lecz łotrzy ci nie dali Mu wina, tylko
sami je później wypili. Mieli oni wśród innych przyborów także dwa brązowe
naczynia; w jednym był ocet z żółcią, w drugim niby to miało być wino, a
właściwie był to kwas octowy, pomieszany z piołunem i mirą. Tego ostatniego
właśnie dali się napić związanemu Jezusowi. Przytknęli Mu kubek do ust, Jezus
skosztował odrobinkę, ale nie chciał pić.
Wszystkich oprawców było tu razem osiemnastu, a mianowicie sześciu biczowników,
czterech, którzy prowadzili Jezusa, dwóch, którzy trzymali w drodze na sznurach
koniec krzyża i czterech katów krzyżujących. Jedni zajęci byli Jezusem, drudzy
łotrami, krzątali się i na przemian popijali. Ich głowy pokryte zjeżonym włosem,
ich postacie brudne, niechlujne, ohydne, sprawiały wrażenie bydlęcości i
podłości ostatniej. Nikczemnicy ci każdemu gotowi byli służyć, Rzymianom i
Żydom, byleby im za to zapłacono.
Gdy patrzyłam na to wszystko, groza przejmowała mię tym większa, że widziałam
ukryte innym straszne postacie diabelskie, uosabiające występki i grzechy tych
nikczemników; uwijały się one między tymi okrutnikami, zdawało się, że radzą im,
pomagają i podają, co potrzeba; dalej widziałam mnóstwo ropuch, wężów, smoków z
pazurami i jadowitego robactwa. Pluga-ctwo to pchało się ludziom do ust,
wgryzało się w piersi, siedziało na plecach. Otrzymałam objaśnienie, że
obrzydliwe te gady przedstawiały złe, grzeszne myśli, lub słowa przekleństwa i
naigrawania. Nad Jezusem widziałam często podczas krzyżowania Aniołów
płaczących, lub świetliste glorie, w których rozpoznawałam małe twarzyczki.
Takie postacie Aniołów, uosabiających współczucie i troskę, zjawiały się także
nad Najświętszą Panną i innymi obecnymi tu przyjaciółmi Jezusa, umacniając ich i
pokrzepiając.
Przyprowadzonego Jezusa chwycili oprawcy między siebie i zaczęli niemiłosiernie
odzierać z Niego suknie. Zerwali płaszcz, okrywający Go, zdjęli pas, na którym
ciągnęli Go na sznurach i Jego własny, i ściągnęli zeń przez głowę wierzchnią
suknię białą, wełnianą, z rozporem na piersiach, ściągniętym rzemykami. Zdjęli
Mu także długą, wąską chustę z szyi, wreszcie
269
wzięli się do brunatnej, nieszytej sukni, którą utkała Jezusowi Najświętsza
Matka Jego. Zawadzała im jednak przy tym korona cierniowa, rozdzierając na nowo
rany i ściągnęli Mu suknię przez pokrwawioną, poranioną głowę, klnąc i szydząc.
I oto stał drżący Syn człowieczy, pokryty krwią, guzami, sińcami, pręgami,
ranami zaschłymi i otwartymi. Miał na Sobie tylko krótki szkaplerz, okrywający
skąpo piersi i plecy, tudzież przepaskę wokoło lędźwi. Szkaplerz z grubej wełny
poprzylepiał się do zaschłych ran, a najboleśniej wgryzł się w nową, głęboką
ranę, która utworzyła się na barkach wskutek odcisku od niesienia krzyża;
dolegała ona Jezusowi okropnie. - Bez litości zdarli z Niego siepacze szkaplerz.
Co za straszny widok! Całe ciało poszarpane strasznie i nabrzmiałe. Plecy i
łopatki porozdzierane aż do kości; strzępy wełny ze szkaplerza poprzylepiały się
do brzegów ran i do zaschłej na piersiach krwi. Wreszcie zdarli siepacze ostatek
okrycia, opaskę z lędźwi; Jezus nasz najsłodszy, niewypowiedzianie udręczony
Zbawiciel, skulił się i pochylił, by jako tako ukryć Swą nagość. Z osłabienia
chwiał się na nogach i byłby lada chwila upadł, lecz siepacze posadzili Go na
przywleczonym kamieniu i włożyli Mu na nowo koronę cierniową na głowę. Następnie
podali Mu do picia drugie naczynie z octem i żółcią, a Jezus w milczeniu
odwrócił tylko głowę, nie przyjmując napoju. Gdy potem oprawcy chwycili Jezusa
za ręce, by powlec Go na krzyż, dał się słyszeć głośny, gniewny pomruk i jęk
żałosny wśród przyjaciół Jezusa. Boleść, nurtująca w nich, wybuchła z całą siłą.
Matka Najświętsza skupiła się cała w gorącej modlitwie; miała właśnie zamiar
zdjąć Swą zasłonę i podać ją Jezusowi jako okrycie, gdy wtem Bóg jakby cudem
wysłuchał Jej modły. Między siepaczów wpadł jakiś człowiek zadyszany, który
przybiegł aż od bramy, przeciskając się gwałtownie przez tłum i podał Jezusowi
chustę, a Ten przyjął ją z podzięką i owinął się nią.
Ten dobroczyńca Zbawiciela, zesłany przez Boga na gorące modły Najświętszej
Panny, miał w swej postaci i gwałtownym zachowaniu się coś nakazującego. Nie
rozmawiał z nikim i odszedł tak prędko, jak przyszedł, tylko na odchodnym
pogroził siepaczom pięścią i rzekł rozkazująco: "Ażebyście przypadkiem nie
Strona 148
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
odbierali okrycia temu biedakowi!"
Człowiekiem tym był Jonadab, pochodzący z okolicy Betlejemu, syn brata św.
Józefa, któremu tenże po narodzeniu Chrystusa dał w zastaw pozostałego osła.
Jonadab nie był zdecydowanym wyznawcą Jezusa i dziś też z dala się trzymał od
Niego, tylko nadsłuchiwał wszędzie, co się dzieje z Jezusem. Już wtenczas, gdy
usłyszał, że Jezusa obnażono przy biczowaniu, zabolał nad tym bardzo. Obecnie,
gdy zbliżało się ukrzyżowanie, znajdował się właśnie w świątyni i nagle zdjęła
go niezwykła trwoga. Podczas, gdy Matka Boża tak gorąco modliła się do Boga,
Jonadab, jakby jakąś nieprzepartą siłą pchany,
270
wybiegł z świątyni i pobiegł na górę Kalwarii. W duszy nurtowała go myśl o
haniebności postępku Chama, który wyszydził ojca swego, oszołomionego winem; nie
chciał mu się stać podobnym, więc biegł jak drugi Sem, okryć swego Najświętszego
Odkupiciela. Dziwnym zrządzeniem Opatrzności, ci, którzy krzyżowali Jezusa, byli
właśnie z pokolenia Chama. Czyn Jonadaba był spełnieniem przedobrażenia i nie
pozostał bez nagrody. Jezus, okryty przez Jonadaba, wstąpił ochoczo na tłocznię
nowego wina, mającego być odkupieniem świata.
46. Jezus przybity do krzyża
Przyprowadzony do krzyża, usiadł Jezus sam na nim; oprawcy pchnęli Go gwałtownie
w tył, by się położył, porwali Jego prawą rękę, przymierzyli dłonią do dziury,
wywierconej w prawym ramieniu krzyża, i przykrępowali rękę sznurami. Wtedy jeden
ukląkł na świętej piersi Jezusa, przytrzymując kurczącą się rękę, drugi zaś
przyłożył do dłoni długi, gruby gwóźdź, ostro spiłowany na końcu i zaczął
gwałtownie bić z góry w główkę gwoździa żelaznym młotkiem. Słodki, czysty,
urywany jęk wydarł się z piersi Pana. Krew trysnęła do koła, obryzgując ręce
katów. Ścięgna dłoni pozrywały się, a trójgraniasty gwóźdź wciągnął je za sobą w
wąską, wywierconą dziurę. Liczyłam uderzenia młota, ale w tym strasznym
rozstrojeniu zapomniałam, ile ich było. Najświętsza Panna jęczała cicho;
Magdalena odchodziła prawie od zmysłów z boleści.
Przypominam, że przedtem jeszcze odmierzyli kaci na krzyżu długość rąk i nóg
Jezusa i w miejscu, gdzie miały być przybite, powywiercali świdrem dziury, by
potem łatwiej poszło przybijanie. Świdry były całe z żelaza i miały kształt
drukowanej litery T. Również młotki wraz z trzonkami były całe z jednego kawałka
żelaza, podobne bardzo do drewnianych młotków, jakich używają stolarze przy
wbijaniu dłuta.
Gwoździe były tak długie, że ujęte w pięść, wystawały z jednej i drugiej strony
prawie na cal. Główka była okrągła, w obwodzie wielkości talara pruskiego.
Gwoździe były trójkanciaste, u góry tak grube, jak średni wielki palec, u dołu
jak mały palec, a na samym końcu ostro spiłowane. Wbity gwóźdź przechodził całą
grubość drzewa i wystawał nieco z drugiej strony.
Po przybiciu prawej ręki zabrali się kaci do ręki, przywiązanej już do ramienia
krzyża. Wtem ujrzeli, że ręka prawie o dwa całe nie dosięgała do dziury,
wywierconej na gwóźdź. Odwiązali więc rękę od drzewa, przywiązali sznury do
samej ręki i opierając się nogami o krzyż ciągnęli z całej siły, dopóki ręka nie
naciągnęła się do pożądanego miejsca. Wtedy dopiero, stąpając Jezusowi po
piersiach, ramionach przykneblowali znowu silnie rękę
271
do belki i wbili drugi gwóźdź w dłoń lewej ręki. Znowu krew trysnęła do koła i
znowu rozległ się słodki, donośny jęk Jezusa, przygłuszany uderzeniami ciężkiego
młota. Obie ręce, naciągnięte tak strasznie, wyszły ze stawów, łopatki wpadły w
głąb ciała, na łokciach wystawały zaokrąglenia przerwanych kości. Obie ręce
wyprężyły się teraz prosto, nie nakrywając już sobą skośnych ramion krzyża.
Między ramionami krzyża a rękami Jezusa zostawała wolna przestrzeń.
Najświętsza Panna odczuwała wraz z Jezusem straszną tę mękę; zbladła jak trup,
cichy jęk wydzierał się z Jej ust. Faryzeusze, widząc to, zaczęli szydzić z Niej
i rzucać obelgi w Jej stronę, więc odprowadzono Ją nieco od wału ku drugiej
gromadce świętych niewiast. Magdalena jak szalona z boleści drapała sobie
paznokciami twarz; toteż policzki miała zakrwawione, a oczy jej zaszły krwią.
Na krzyżu mniej więcej w trzeciej części wysokości od dołu przybity był ogromnym
gwoździem, wystający klocek, do którego miano przybić nogi Jezusa, aby Zbawiciel
w ten sposób więcej stał niż wisiał. Inaczej bowiem rozdarłyby się ręce, a i nóg
nie można byłoby przybić bez pokruszenia kości. W tym klocku wywiercona była
dziura, a w samym pniu krzyża wydrążone było miejsce na pięty; w ogóle kilka
było takich wydrążeń wzdłuż krzyża, by ukrzyżowany dłużej mógł wisieć; starano
się przez to zmniejszyć ciążenie ku dołowi, by nie rozdarły się ręce i ciało nie
spadło na ziemię.
Przez takie gwałtowne naciągnienie rąk w obie strony skurczyło się całe ciało
Najświętszego Odkupiciela, nogi podźwignęły się w górę. Chwycili je kaci,
Strona 149
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
nałożyli na nie pętlice i pociągnęli ku dołowi, ale że znaki z umyślnym
okrucieństwem porobione były za daleko, więc jeszcze spory kawałek nie dostawały
nogi do klocka, przybitego u dołu. Nowe klątwy posypały się z ust katów. Kilku
radziło, wywiercić inne dziury na bocznych ramionach, bo podsuwać klocek byłoby
za wiele roboty; lecz inni rzekli z piekielnym szyderstwem: "Nie chce się sam
wyciągnąć, to Mu pomożemy." Podwiązali Jezusowi piersi i ramiona, by ręce nie
przedarły się na gwoździach, po czym przywiązali powróz do prawej nogi i bez
względu na to, że sprawiają Jezusowi straszną męczarnię, całą mocą dociągnęli ją
na dół do klocka i przykrępowali tymczasem mocno sznurami. Ciało naciągnęło się
tak straszliwie, że słychać było chrzęst kości w klatce piersiowej; zdawało się,
że żebra pękają i że się rozsuwają, tułów obwisł cały ku dołowi. Nie można sobie
nawet wyobrazić, co za straszna to męka była. W tym bólu nieznośnym jęknął Jezus
głośno: "O Boże! O Boże!"
W ten sam sposób naciągnęli i lewą nogę, założyli ją na prawą i znowu
przykrępowali mocno powrozami. Ale źle im było wbijać gwóźdź od razu przez obie
nogi, bo lewa nie miała pewnego oparcia, więc najpierw prze-
272
dziurawili lewą nogę na przegubiu sztyftem o płaskiej główce, cieńszym, niż
gwoździe na ręce; wyglądał on jak świderek z szydełkiem. Potem dopiero wzięli
okropny, olbrzymi gwóźdź i z mocą wielką wbili go poprzez ranę lewej nogi i
przez prawą nogę w otwór, wywiercony w klocku, a przezeń aż w pień krzyża.
Gwóźdź rozdzierał po drodze ścięgna i żyły, łamał kości w nogach. Stojąc z boku,
widziałam, jak gwóźdź przeszedł na wylot obie nogi.
Przybicie nóg było dla Jezusa największą męką, właśnie z powodu strasznego
naprężenia ciała. Naliczyłam 36 uderzeń młotem, przerywanych słodkim, czystym a
donośnym jękiem cierpiącego Odkupiciela.
Najświętsza Panna zbliżyła się znowu do placu tracenia, by zobaczyć co się
dzieje. Widząc, jak kaci szarpią Jezusem, by przybić Mu nogi, słysząc chrzęst
łamanych kości i jęk bolesny Syna Swego, bliską prawie była skonania, tak
odczuwała głęboko Jego niezmierne cierpienia. Faryzeusze, ujrzawszy Ją, zbliżyli
się znowu z szyderstwem na ustach, więc święte niewiasty, otoczywszy Ją swymi
ramiony, odprowadziły znowu nieco w tył. Podczas przybijania Jezusa i później
przy podnoszeniu krzyża dawały się czasami słyszeć okrzyki litości i
współczucia, szczególnie wśród niewiast: "O, że też ziemia nie pochłonie tych
łotrów! Zasługują, by ogień spadł z nieba i pożarł ich!" Jedyną odpowiedzią na
te oznaki współczucia i miłości były docinki i szyderstwa ze strony katów.
Wśród jęków bolesnych modlił się Jezus ustawicznie i powtarzał pojedyncze ustępy
z psalmów i proroków, które, przepowiedziane w Starym Zakonie, spełniały się
obecnie na Nim. Tak czynił Jezus przez całą Swą gorzką drogę krzyżową i na
krzyżu aż do śmierci; modlił się i powtarzał proroctwa, spełniające się na Nim.
Słyszałam je i nawet wspólnie odmawiałam psalmy, przypominał mi się nieraz ten,
lub ów ustęp; ale teraz tak jestem przygnębiona tą straszną męką mego Boskiego
Oblubieńca, że nie potrafię zebrać ich razem i powtórzyć. Widziałam jak podczas
tych strasznych mąk pojawiali się nad Jezusem płaczący aniołowie.
Zaraz z początku krzyżowania kazał był dowódca rzymskiej straży przybić ćwiekiem
na nagłówku krzyża napis, ułożony przez Piłata. Źli byli o to faryzeusze,
zwłaszcza że Rzymianie podrwiwali z tego tytułu: "Król żydowski". Kazali więc
zaraz wziąć miarę na nowy napis i kilku z nich pojechało spiesznie do miasta, by
jeszcze raz prosić Piłata o zmianę tego napisu.
Tymczasem inni oprawcy zajęci byli grzebaniem jamy, w którą miano wstawić krzyż
i szło im to opornie, gdyż skała była twarda i trudno było jamę rozszerzyć.
Kilku oprawców uraczyło się winem korzennym, które święte niewiasty ofiarowały
dla Jezusa. Lecz smutne były dla nich następstwa. Oszołomieni całkiem, wewnątrz
uczuli nieznośne pieczenie i rżnięcie, przyprawiające ich prawie o szaleństwo.
Zaczęli lżyć Jezusa, że to On zaczarował ich
273
i wściekali się w bezsilnej złości, że tak jest cierpliwym. Co chwila zbiegali z
góry, kupowali mleko od stojących tam z dojnymi oślicami wieśniaczek i pj|,-je
na uśmierzenie ognia wewnętrznego; ale nic nie pomagało.
Według stanu słońca było kwadrans na pierwszą, gdy krzyżowano Jezusa.
Równocześnie z podniesieniem krzyża dał się słyszeć ze świątyni głos bębna na
znak, że zabito baranka wielkanocnego.
47. Podniesienie i ustawienie krzyża
Po przybiciu Pana naszego i Zbawiciela przesunęli kaci górną część krzyża, na
powrozach przywiązanych do kółek z tyłu, na miejsce nieco podwyższone,
przerzucili powrozy na drugą stronę środkowego pagórka, założyli na stojący tam
kozioł i tak zaczęli ciągnąć krzyż do góry. Inni tymczasem kierowali hakami pień
krzyża, by koniec jego wszedł prosto do wykopanej jamy. Wznosili krzyż ostrożnie
Strona 150
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
tak długo, aż przybrał prawie pionowe położenie i wreszcie całym ciężarem wsunął
się w jamę z taką siłą, że zadrgał od góry do dołu. Jęk bolesny wydarł się z
piersi Jezusa. Ciało rozpięte ciążyło ku dołowi, rany porozciągały się, krew
zaczęła spływać obficiej, kości wywichnięte ze stawów uderzały z chrzęstem o
siebie. Kaci potrzęśli jeszcze krzyżem, by ustawić go mocno, po czym, by
podeprzeć pień, wbili wokoło jamy pięć klinów, jeden z przodu, jeden z prawej,
jeden z lewej strony i dwa z tyłu, gdzie krzyż był nieco okrągławy.
Groza dziwna, a zarazem wzruszenie przejmowało na widok tego krzyża, wznoszącego
się chwiejnie a majestatycznie wśród wrzasku szyderczego katów, faryzeuszów i
motłochu stojącego dalej, który teraz dopiero mógł ujrzeć Jezusa. Wśród wrzawy
można było rozróżnić także głosy bogobojne, żałosne. Najczystsze głosy ziemi,
głos najsmutniejszej Matki Jezusa, świętych niewiast, najmilszego Apostoła i
wszystkich ludzi czystego serca witały wzruszającym, żałosnym okrzykiem
odwieczne Słowo wcielone, wywyższone na krzyżu. Ręce kochających Go wyciągały
się z świętą trwogą ku Niemu, jak gdyby chciały spieszyć Mu z pomocą. A
Najświętszy z Świętych, Oblubieniec dusz wszystkich, żywcem na krzyż przybity,
wznosił się w górę, trzymanj przez zatwardziałych, szalejących grzeszników. Gdy
krzyż z łoskotem rozgłośnym został wsunięty w jamę i stanął prosto, nastała
chwilowa cisza głęboka. Wszystkich' zdawało się ogarniać nowe jakieś, nieznane
uczucie. Piekło cale ze strachem odczuło to uderzenie osuwającego się krzyża i
jeszcze raz rzuciło się na Jezusa przez swe narzędzia, tj. katów, przekleństwami
i nai-grawaniem; za to biedne dusze w otchłani ogarnęło trwożne a radosne
oczekiwanie; nadsłuchiwały tego odgłosu z tęskną nadzieją, był on dla nich puka-
274
niern zbliżającego się zwycięzcy do bram odkupienia. Po raz pierwszy stanął
święty krzyż w środku ziemi, jak drugie drzewo życia w raju, a z czterech
rozdartych ran Jezusa spływały na ziemię cztery święte strugi, by zmyć rzuconą
na nią klątwę i użyźnić ją Jezusowi, nowemu Adamowi, jako nowy raj.
W ciszy ogólnej, jaka zaległa po ustawieniu krzyża, dał się nagle słyszeć od
świątyni głos trąb i puzonów. Głosząc z uroczystością i niejako z przeczuciem,
że rozpoczęło się zabijanie baranka wielkanocnego, przedobrażenia, przerywał ten
dźwięk okrzyki zmieszane, szydercze i bolesne, wznoszone tu wobec prawdziwego,
na rzeź oddanego Baranka Bożego. Niejedno zatwardziałe serce skruszyło się,
wspomniawszy teraz słowa Jana Chrzciciela: "Oto Baranek Boży wziął na się
grzechy świata".
Podstawa, na której stał krzyż, wysoką była nieco nad dwie stopy, a wiodła tam
skośna ścieżynka. Gdy podnóże krzyża stało nad jamą, były nogi Jezusa na
wysokość dorosłego człowieka od ziemi; teraz, po wpuszczeniu krzyża do jamy,
mogli wyznawcy Jego wygodnie obejmować i całować święte Jego nogi. Wisząc na
krzyżu, zwrócony był Jezus twarzą ku północnemu zachodowi.
48. Ukrzyżowanie łotrów
Podczas krzyżowania Jezusa łotrzy leżeli wciąż na drodze wiodącej wschodnim
stokiem Kalwarii, przywiązani za kark do poprzecznych drzewców; osobna straż
pilnowała ich. Młodszy z nich nie był taki zły; starszy za to, tak zwany lewy
łotr, wielkim był zbrodniarzem, on to przyprowadził swego towarzysza do złego i
we wszystkim mu przodował. Zwie się ich zwykle Dyzmas i Gezmas; zapomniałam
właściwych ich imion, więc też zwać będę dobrego Dyzmas, a złego Gezmas. Obu
pojmano swego czasu jako podejrzanych o zamordowanie pewnej żydówki,
podróżującej z dziećmi z Jerozolimy do Joppe. Przychwycono ich w tej okolicy na
zamku zajmowanym czasem przez Piłata podczas ćwiczeń wojskowych, gdzie
zatrzymali się w przejeździe jako wędrowni bogaci kupcy. Po długim śledztwie
wykazano im wreszcie ich winę i skazano na śmierć. Bliższe szczegóły wyszły mi z
pamięci.
Obaj należeli do owej bandy zbójeckiej, która jeszcze przed 30 laty grasowała na
granicy egipskiej, a u której znalazła gościnność i nocleg Najświętsza Rodzina,
uciekając z Dzieciątkiem Jezus do Egiptu. Dyzmas, wtenczas mały jeszcze, był
trędowaty; matka jego za poradą Maryi obmyła go w wodzie, w której kąpał się
Jezus i w jednej chwili zeszedł zeń trąd. Przeobrażające to oczyszczenie było
nagrodą za miłosierne przyjęcie Najświętszej Rodziny i opiekę, jaką otoczyła
Najświętszą Rodzinę matka Dyz-" przeciw innym członkom bandy; teraz
przedobrażenie to spełniało się
275
przy ukrzyżowaniu, bo Jezus miał oczyścić duszę Dyzmasa Swą krwią, Dyzmas nie
był tak zły, był raczej zaniedbany. Nie znał Jezusa, ale wzruszyła go
cierpliwość niebiańska, z jaką Zbawiciel znosił męczarnie. Teraz, leżąc tu w
oczekiwaniu śmierci, głównie o Jezusie rozmawiał z Gezmą. "Strasznie nieludzko -
mówił - obchodzą się ci ludzie z Galilejczykiem; widać że wprowadzaniem Swego
nowego prawa więcej zawinił, niż my swymi czynami. Ale bądź co bądź cierpliwość
Strona 151
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
u Niego niezwykła i widać, że ma moc nad wszystkimi ludźmi". - "Jaką tam może
mieć moc? - odrzekł pogardliwie Gezmas. - Jeśliby rzeczywiście tak był potężny,
jak mówią, to mógłby przecież pomóc nam wszystkim". - Rozmowę przerwali im
oprawcy, którzy przybiegli, gdyż krzyż już podnoszono, wołając: "Teraz na was
kolej!" Odwiązali im ramiona ich krzyżów, przykrępowane dotychczas do rąk i
pognali ich spiesznie na plac egzekucji; już bowiem niebo zaczęło posępnieć i
niepokój jakiś objawiał się w całej naturze, jak gdyby zbliżała się nawałnica.
Przyprowadziwszy łotrów pod krzyże, dano im się napić octu z mirrą i ściągnięto
z nich kaftany. Kaci wyleźli po drabinach na krzyże, wbili poprzeczne ramiona w
porobione na samej górze nacięcia i poprzybijali je gwoździami. Na dwóch
drabinach, przystawionych do obu boków każdego krzyża, stanęło po dwóch katów;
łotrów podwiązano sznurami pod ręce, przerzucono sznury przez ramiona krzyża i
zaczęto ich ciągnąć w górę, nie szczędząc im razów, oni zaś wspierając się
nogami na kołkach, powbijanych w pień krzyża, drapali się do góry. Postronki z
kręconego łyka były już w pogotowiu, przytwierdzone w kilku miejscach do krzyża.
Wykręcono im silnie ręce w tył poza ramiona krzyża; wtedy kaci w dwóch
miejscach, w przegubie ręki i w łokciu założyli postronki, a zapchawszy w
pętlice kawałki kija, zaczęli obracać tak silnie, że aż krew trysnęła z
przetartego ciała i kości zaczęły trzeszczeć. W ten sam sposób przykrępowali im
nogi w kostce i nad kolanami, łotrzy ryczeli strasznie z bólu podczas tej
czynności. Dyzmas, przedtem jeszcze, wchodząc na krzyż, rzekł do katów:
"Gdybyście byli nas tak męczyli, jak tego biednego Galilejczyka, to już nie
potrzeba by było ciągnąć nas teraz na krzyż".
49. Losowanie sukni Jezusa
Na miejscu, gdzie dotychczas leżeli łotrzy, poskładali tymczasem kaci suknie
Jezusa, by wylosować je między siebie. Fałdzisty płaszcz węższy był u góry, niż
u dołu, a na piersiach wszyta była materia podwójnie, tworząc niejako kieszenie;
kaci podarli go w pasy podłużne i podzielili między siebie. Tak samo zrobili z
długą, białą suknią, z otworem na piersiach, spiętym rzemykami. Dalej podzielili
między siebie szal, pas, szkaplerz i opaskę, prze-
276
siąknięte obficie Krwią Pana. Dopiero nad brązową suknią, tkaną z jednego
kawałka, wszczęła się między nimi sprzeczka. Podarta na pasy nie przydałaby się
im na nic, postanowili więc ostatecznie losem rozstrzygnąć, do kogo ma należeć.
Użyli do tego deszczułki, zapisanej liczbami i znaczonych kamyków kształtu
grochu ogrodowego; kamyczkami rzucało się na deseczkę, ale od czego zależało
rozstrzygnięcie, nie wiem. Wtem nadbiegł posłaniec od ludzi, podmówionych
umyślnie przez Nikodema i Józefa z Arymatei, i zawołał: "Są tam kupcy na dole,
którzy chętnie nabędą suknie Jezusa". Pozbierali więc oprawcy wszystkie suknie,
zbiegli na dół i sprzedali je. Tak pozostały te święte relikwie w rękach
chrześcijan.
50. Jezus na krzyżu pośród dwóch łotrów
Wstrząsające uderzenie, spowodowane spuszczeniem krzyża w jamę, było przyczyną
nowego obfitego upływu krwi z podziurawionej cierniami głowy Jezusa, jak również
z najświętszych rąk i nóg przebitych. Utwierdziwszy mocno krzyż, wyleźli oprawcy
po drabinach i zdjęli powrozy, którymi przykrępowano najświętsze Ciało, by przy
stawianiu krzyża nie rozdarło się na gwoździach i nie spadło na ziemię. Obieg
krwi, upośledzony i zmieniony leżeniem i skrępowaniem, zaczął teraz odbywać się
tym żywiej, co przyczyniło prawie w dwójnasób męczarni Jezusowi. Około siedmiu
minut wisiał tak Jezus w milczeniu, jakby martwy, pogrążony w bezdenności mąk
nieskończonych. W koło zapanowała także chwilowa cisza. Pod ciężarem korony
cierniowej opadła najświętsza głowa na piersi; krew, sącząca się z mnóstwa ran,
napływała do jam ocznych, oblewała włosy, brodę i spragnione otwarte usta.
Szeroka korona cierniowa przeszkadzała Jezusowi podnieść twarz najświętszą, bez
narażenia się na nowy, straszny ból. Pierś wydęta była gwałtownie i naprężona,
pachy nasiąknięte strasznie, zapadłe, łokcie i piszczele u rąk jak powyrywane ze
stawów. Pod wzdętą piersią widać było głęboką jamę; to brzuch tak zapadł się i
naciągnął, niknąc prawie. Jak ręce, tak samo nogi i uda naciągnięte były
straszliwie, że kości prawie się rozchodziły. Mięśnie i poraniona skóra tak
boleśnie były naciągnione, że można było wszystkie kości policzyć. Krew sączyła
spod potężnego gwoździa, przykuwającego najświętsze nogi i spływała po krzyżu na
ziemię. Całe ciało pokryte było ranami, czerwonymi pręgami, guzami, siniakami,
plamami brunatnymi, żółtymi i sinymi, miejscami skóra była zdarta i przeświecało
żywe, krwawe ciało. Zaschłe rany otwarły się na nowo wskutek gwałtownego
naprężenia i krwawiły obficie. Krew, z początku żywej rubinowej barwy, stawała
się powoli coraz bledszą i wodnistszą, ciało bielało coraz bardziej, stawało się
277
podobnym do mięsa, z którego krew wyszła. Mimo jednak tak ohydnego
Strona 152
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
sponiewierania, niewypowiedzianie szlachetnym i wzruszającym był widok tego
najświętszego Ciała naszego Pana na krzyżu; co więcej, Syn Boży, od. wieczna
Miłość, ofiarująca się w czasie, był pięknym, czystym i świętym nawet w tym
pogruchotanym ciele Baranka wielkanocnego, obciążonego grzechami wszystkich
ludzi.
Ale, jaka zmiana w wejrzeniu Jezusa teraz a dawniej! Podobnie jak Matka Boża,
miał Jezus z natury cerę delikatną, żółtawą, ze złocistym odcieniem, przez którą
przebijały się rumieńce. Skutkiem natężających podróży w ostatnich latach,
pociemniała trochę skóra pod oczami i na chrząstkach nosowych. Pierś miał Jezus
szeroką, wypukłą, niezarosłą, podczas gdy np. pierś Jana Chrzciciela porosła
była gęstym, żółtawym włosem, jakby runem. Barki miał Jezus szerokie, silne
mięśnie na ramionach, takież silnie zarysowane mięśnie na udach, kolana silne,
zahartowane, jak u człowieka, który wiele podróżował i często się modlił na
klęczkach. Nogi miał długie, łydki muskularne od ciągłego podróżowania i
wspinania się na góry, stopy nader kształtne, żylaste, skóra na podeszwach była
mocno stwardniała od ciągłego chodzenia boso po niezbyt dogodnych drogach. Ręce
były piękne o długich, kształtnych palcach, nie wypieszczone, ale też i nie
spracowane ciężką, ręczną pracą. Szyja niezbyt krótka, silna, muskularna, głowa
proporcjonalna, nie za wielka. Czoło było swobodne, wysokie, oblicze o pięknym,
delikatnym owalu. Włosy nie zanadto gęste, barwy czerwonawo-brunatnej, gładko
ułożone, opadały na grzbiet. Broda średniej długości, przystrzyżona kończasto, w
środku była rozdzielona.
A teraz? Jaka odmiana! Włosy przeważnie powydzierane, a resztki poz-lepiane
krwią. Na całym ciele rana na ranie. Piersi wydęte, jakby połamane, pod
piersiami tułów wpadnięty głęboko. Przez rozdartą skórę wyzierają niekiedy
żebra, a nad wystającymi kośćmi miednicowymi ciało wyciągnięte tak, że cieńsze
jest prawie od krzyża.
Krzyż sam był z tyłu nieco okrągławy, z przodu płaski; ramię podłużne było
prawie tak szerokie, jak grube, w odpowiednich miejscach były wydrążenia.
Pojedyncze części krzyża były z różnorakiego drzewa, częścią żółtawego. Pień sam
był ciemniejszy od długiego leżenia w wodzie.
Krzyże łotrów były więcej ordynarne; stały na krajach pagórka po prawej i lewej
stronie, niżej niż krzyż Jezusa, w takim oddaleniu od niego, że środkiem można
było przejechać na koniu; zwrócone były nieco ku sobie. Z łotrów jeden modlił
się, drugi szydził z Jezusa. Strasznie było patrzeć na nich, szczególnie na
Gezmasa, oszołomionego napojem i jeszcze teraz objawiającego swą złość. Wisieli
powykręcani, członki ich były nabrzmiałe, pokrajane sznurami, kości połamane.
Oblicza ich były sino-brunatne, wargi
278
sczerniałe od napoju i napływającej krwi, oczy zaczerwienione, wysadzone na
wierzch, obrzękłe. Ryczeli z bólu, spowodowanego niemiłosiernym skrępowaniem.
Gezmas z rozpaczy klął i bluźnił. Gwoździe, którymi przybite były ramiona
poprzeczne, zawadzały im z tylu i nie pozwalały podnieść głowy; drgali i wili
się z boleści. Mimo, że nogi były tak silnie przykrępowane, jednak jeden z nich
zdołał wykręcić jedną nogę o tyle z więzów, że kolano wystawało naprzód.
51. Naigrawanie się z Jezusa. Pierwsze słowo
Ukrzyżowawszy łotrów i rozdzieliwszu suknie Pana, pozbierali oprawcy narzędzia,
a obrzuciwszy Jezusa gradem obelg, odeszli. Toż samo faryzeusze, podjechawszy w
koło naprzeciw Jezusa, szydzili zeń chwilę i lżyli Go, po czym odjechali do
domu. Tymczasem nadeszło 50 rzymskich żołnierzy, by zmienić sotnię, dotychczas
trzymającą straż koło krzyża; zmienieni żołnierze zaczęli zbierać się do
odejścia. Dowódca nowego oddziału, z pochodzenia Arab, zwał się Abenadar, a
później otrzymał na chrzcie imię Ktesifon; dzie-siętnik zwał się Kassius, a na
chrzcie otrzymał imię Longinus; był on przybocznym gońcem Piłata. Wreszcie
przyjechało na nowo, na miejsce tych, co odjechali, dwunastu faryzeuszów,
dwunastu sadyceuszów, tyluż uczonych zakonnych i kilku starszych, między nimi i
ci, którzy pojechali byli prosić jeszcze raz Piłata o zmienienie napisu na
krzyż. Piłat nie dopuścił ich nawet przed siebie, więc z tym większym
rozgoryczeniem wrócili na Kalwarię. Objechali w koło plac, odpędziwszy po drodze
Najświętszą Pannę, którą przezywali rozpasaną niewiastą; Jan odprowadził Ją do
świętych niewiast, stojących z tyłu, tu przyjęły Ją w swe objęcia Magdalena i
Marta.
Żydzi tymczasem, podjechawszy naprzeciw Jezusa, natrząsali się z Niego
pogardliwie, wołając: "Hańba Ci, kłamco! Także to burzysz świątynię i
odbudowujesz ją w trzech dniach?" "Innym chciał zawsze pomagać, a teraz Sobie
nie może pomóc! - Jeśliś Ty Syn Boży, to zstąp z krzyża!" - "Jeśli jest Królem
izraelskim, niech zstąpi z krzyża, a uwierzymy Mu". - "Zaufał Bogu; niech Bóg Mu
teraz dopomoże". Żołnierze także natrząsali się z Niego, mówiąc: "Jeśli jesteś
Strona 153
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Królem żydowskim, to pomóż Sobie!"
Odkupiciel wisiał, milcząc, pogrążony w ogromie strasznych cierpień, a wtem
zawołał szyderczo zły łotr: "Jego diabeł odstąpił Go już". Jeden i żołnierzy
zatknął gąbkę, umaczaną w occie, na żerdź i przyłożył ją do ust Jezusowi.
Zdawało mi się, że trochę zwilżył Jezus octem usta. A otaczający naigrawali się
wciąż; znowu zawołał jeden z żołnierzy: "Pomóż sobie sam, jeśli jesteś Królem
żydowskim!"
279
Wtem Jezus podniósł nieco głowę do góry i rzekł: "Ojcze! odpuść im, bo nie
wiedzą, co czynią"; po czym modlił się dalej po cichu. Szyderstwa nie ustawały,
a Gezmas znowu zawołał na Jezusa: "Jeśli jesteś Chrystusem, po-móż Sobie i nam!"
Dyzmas natomiast głęboko był wzruszony, słysząc, że Je. zus modlił się za Swoich
nieprzyjaciół i prześladowców. Właśnie wtenczas Maryja, słysząc głos Syna swego,
nie dała się dłużej powstrzymać i śmiało przybliżyła się do krzyża. Za Nią
postępowali Jan, Salome i Maria Kleofy; dowódca nie bronił im przystępu. Dyzmas,
oświecony na duchu modlitwą Jezusa, ujrzawszy Najświętszą Pannę, poznał naraz,
że ta niewiasta i Jej Syn, wiszący na krzyżu, byli niegdyś jego dobroczyńcami,
że za ich przyczyną jako dziecko odzyskał zdrowie. Coś go natchnęło, a skupiwszy
swe siły, zawołał głośno: "Jak to, czy to możliwe? Wy bluźnicie Mu, a On modli
się za was. Milczał i cierpiał wciąż i modlił się za was, a wy Mu bluźnicie!
Opamiętajcie się! To - Prorok! To - nasz Król! To - Syn Boży!" Niespodziewane to
skarcenie z ust nędznego, ukrzyżowanego zbrodniarza, wywołało zamieszanie i
oburzenie wśród zebranego tłumu. Zaczęto szukać kamieni, by go ukamienować na
krzyżu. Lecz Abenader powstał przeciw temu, kazał rozpędzić zacietrzewionych i
przywrócił wnet porządek.
I Najświętsza Panna uczuła wielkie wzruszenie pod wpływem modlitwy Jezusa.
Dyzmas zaś tak już był skruszony, że gdy Gezmas rzekł znowu do Jezusa, by pomógł
Sobie i im, jeśli jest Chrystusem, zgromił go surowo, mówiąc: "I ty nie boisz
się kary Bożej, choć już wisisz na krzyżu jako i On. My obaj słusznie cierpimy
tę mękę, jako zapłatę za nasze czyny; ale Ten nic złego nie uczynił. O! zastanów
się nad tą chwilą, wejrzyj w swą duszę i popraw się!" Skruszony już zupełnie,
wyznał Dyzmas Jezusowi swą winę i rzekł wreszcie z pokorą: "Panie, jeśli mię
potępisz, słuszny to będzie wyrok; ale jeśli można, zmiłuj się Panie nade mną!"
- "Doznasz miłosierdzia Mojego" - odrzekł mu Jezus. Zaraz też otrzymał Dyzmas
łaskę prawdziwej głębokiej skruchy i tak pozostawał przez kwadrans w kornym
rozpamiętywaniu swoich grzechów.
Opowiedziane tu sceny miały miejsce między dwunastą a pół do pierwszej według
słońca, w kilka minut po podniesieniu i ustawieniu krzyża. Wnet potem zaszła
wielka zmiana w sercach większej części widzów. Wtedy bowiem, gdy skruszony
Dyzmas mówił powyższe słowa, zaszło w naturze dziwne, niezwykłe zjawisko,
napełniając trwogą serca ludzkie.
52. Zaćmienie słońca. Drugie i trzecie słowo Jezusa
Wspomniałam już, że do ogłoszenia wyroku, tj. do dziewiątej godziny, padał od
czasu do czasu grad. Następnie aż do dwunastej była pogoda i słofl-
280
ce świeciło, dopiero po dwunastej pokryło się słońce mglistym, czerwonawym
obłokiem. Wtem o wpół do pierwszej według słońca, zaś około szóstej godziny
według rachuby żydowskiej, która różni się od naszej słonecznej, nastąpiło
dziwne, niezwykłe zaćmienie słońca. Zdało mi się, jakoby pokrzyżowały się drogi
gwiazd i planet. Po drugiej stronie firmamentu ujrzałam księżyc; biegł szybko po
stropie niebieskim, jak ognisty meteor i wypłynął spoza Góry Oliwnej pełny i
blady, szybko posuwając się z ukosa od wschodu ku zamglonemu słońcu. Przed
słońcem od strony wschodniej rozciągnęła się jakoby ciemna ławica, która wnet
zolbrzymiała jak góra i zakryła sobą całe słońce. Środek tego obłoku był płowy,
krawędzie jaśniały czerwonawym blaskiem, otaczając go jak krwawy pierścień.
Ciemność zaległa strop nieba, a na tym ciemnym tle zabłysły gwiazdy krwawym
blaskiem. Strach wielki padł na ludzi i zwierzęta. Bydło z rykiem uciekało z
pola, ptactwo chroniło się do kryjówek. Stada ptasząt osiadały na wzgórzach w
koło Kalwarii, dając się prawie rękoma chwytać. Umilkli szydercy, naigrawający
się z Jezusa, faryzeusze starali się wprawdzie wytłumaczyć zjawisko w sposób
naturalny, ale nie bardzo im się to udawało; i ich poczęła ogarniać trwoga i
mimowoli spojrzenia wszystkie kierowały się w górę. W trwodze niejeden bił się w
piersi i łamał ręce wołając: "Krew Jego niech spadnie na Jego morderców!" Inni
znów, bliżej i dalej stojący, padali na kolana i kornie prosili Jezusa o
przebaczenie. A On, cierpiący sam nieskończenie, zwracał miłosiernie wzrok Swój
ku nim.
Ciemności coraz się powiększały. Wszyscy, zaniepokojeni zjawiskiem, w górę tylko
Strona 154
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
spoglądali, zapominając o krzyżu, przy którym stała tylko Matka Jezusa i
najbliżsi przyjaciele. Wtem Dyzmas, skruchą prawdziwą przejęty, rzekł z pokorą i
nadzieją w sercu: "Pozwól mi dostać się na miejsce, gdzie będziesz mię mógł
wybawić! Wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do królestwa Twego!" A Jezus odrzekł!
"Zaprawdę, powiadam ci, dziś będziesz ze Mną w Raju!"
Matka Boża, Magdalena, Maria Kleofy, Maria Magdalena i Jan stali w koło krzyża
między krzyżem Jezusa a krzyżami łotrów. Najświętsza Panna, poddając się przede
wszystkim miłości macierzyńskiej, całym sercem modliła się gorąco, by Jezus dał
Jej umrzeć wraz z Sobą. Wtem Jezus spojrzał na Swą ukochaną Matkę miłosiernie i
z powagą wielką, wskazując Jej oczami Jana, rzekł: "Niewiasto, oto syn twój!
Prawdziwiej on będzie Twoim synem, niż gdybyś go była porodziła". Pochwalił przy
tym Jezus Jana, że zawsze wierzył szczerze, nie podejrzewał nic i nigdy się nie
gorszył, tylko raz wtedy, gdy matka jego chciała go mieć podwyższonym. Następnie
rzekł znowu do Jana: "Patrz! Oto matka twoja!" I zaraz pod krzyżem konającego
Odkupiciela uścisnął Jan ze czcią, jak syn pobożny, Matkę Jezusa, która stała
się obecnie
281
także jego matką. Maryja z powagą wielką i nową boleścią przyjęła to uro-czyste
rozporządzenie konającego Syna. Ze wzruszenia osłabła tak dalece, że święte
niewiasty wzięły Ją w swe objęcia i posadziły na chwilę naprzeciw krzyża na wale
otaczającym plac, a następnie odprowadziły Ją z placu do innych niewiast,
stojących dalej.
Nie wiem, czy Jezus słowa te wypowiedział ustami, czy tylko w duchu, ale czułam
to wyraźnie, że Jezus przed śmiercią oddawał Swą Najświętszą Matkę Janowi za
matkę, a jego Jej za syna. Nieraz w takich rozpamięty-waniach i widzeniach wiele
człowiek odczuwa, co nie jest napisane i tylko małą cząstkę z tego można słowy
zwykłymi opowiedzieć. Co w widzeniu jest jasnym i zdaje się samo przez się
zrozumiałym, tego nie można potem należycie i jasno oddać słowami. Tak np. nie
dziwiłam się wcale, że Jezus, przemawiając do Najświętszej Panny, nie nazwał Ją
"matką", lecz "niewiastą", gdyż czułam zarazem tę Jej godność wysoką jako
niewiasty, która miała zetrzeć głowę węża, a co właśnie spełniało się w tej
godzinie przez śmierć zbawczą Syna człowieczego, jej Syna. Nie dziwiłam się, że
tej, którą anioł pozdrowił jako pełną łaski, oddaje Jezus Jana za syna, bo
wiedziałam, że właśnie jego imię jest imieniem łaski. Imię każdej widzianej
osoby odpowiadało wewnętrznej jej istocie i wartości; i Jan był też rzeczywiście
dziecięciem Bożym, a Chrystus mieszkał w nim. Czułam, że powyższymi słowy dał
Jezus Maryję za matkę wszystkim ludziom, którzy przyjmując Go jak Jan w swe
serce, wierząc w Jego imię, stają się dziećmi Bożymi, którzy poczynają się nie z
krwi, ani z żądzy cielesnej, ani z woli męża, ale z Boga. Poznawałam, że ta
Najświętsza, najpokorniejsza, najposłuszniejsza, która, mówiąc do a-niola: "Oto
ja służebnica Pana mojego, niech mi się stanie według słowa twego!" stała się
matką wiecznego Słowa wcielonego, - teraz, słysząc z ust swego Syna konającego,
że ma być matką po duchu drugiemu synowi, rzekła znowu w sercu swoim z kornym
poddaniem się: "Oto ja służebnica Pana mojego, niech mi się stanie według słowa
Twego!" Aktem tym uznała za swe dzieci wszystkie syny Boże, wszystkich braci
Jezusa. Wszystko to wydaje się w widzeniu zupełnie pojedynczym, koniecznym, bo
odczuwa się to łaską Bożą, ale przy opowiadaniu widzi się dopiero, jak trudno
oddać wszystko słowami.
W Jerozolimie panowała ogólna trwoga i osłupienie. Ciemność gęsta, mglista,
zalegała ulice miasta. Ludzie kryli się w zakątkach ulic, zakrywali głowy i bili
się ze skruchą w piersi. Zwierzęta domowe ryczały trwożnie i kryły się wedle
możności; ptactwo latało na oślep, lub opadało na ziemię. Piłat, zaniepokojony,
wybrał się do Heroda; z tej samej terasy, z której rano przyglądał się Herod
naigrawaniu się żołdaków z Jezusa, spoglądali teraz obaj w niebo z niepokojem w
sercu. Przekonani byli obaj, że nie jest to naturalne
282
zjawisko i że ma ono związek jakiś z haniebnym umęczeniem Jezusa. Zabrawszy ze
sobą Heroda, wracał Piłat przez forum do swego pałacu. Chociaż otoczeni strażą,
szli szybko w wielkiej trwodze; przechodząc, ba.ł się Piłat nawet spojrzeć na
trybunę Gabbata, z której wygłosił wyrok na Jezusa. Na forum pusto było, bo
ludzie pouciekali do domów; nieliczni tylko przechodnie biegli z pośpiechem,
wywodząc żale. Na publicznych placach zbierały się gromadki mieszkańców
niepewnych, wystraszonych. Przybywszy do pałacu, kazał Piłat zwołać starszych
żydowskich i zapytał ich: "Co znaczą te ciemności? Znak to jakiś groźby Bożej.
Zapewne Bóg wasz gniewa się, że z taką natarczywością żądaliście śmierci
Galilejczyka, który, jak się zdaje, jest rzeczywiście waszym prorokiem i królem.
Dobrze, że ja umyłem od tego ręce". Tak starał się Piłat uspokoić swe własne
sumienie. Żydzi jednak, w zatwardziałości swej i zaślepieniu, starali się
Strona 155
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
wytłumaczyć mu, że to jest zwykłe zjawisko natury, nie mające nic wspólnego ze
śmiercią Jezusa. Nie wszyscy byli jednakże tak zaślepieni; wielu mieszkańców
nawróciło się na widok tego cudu na niebie; do tych należeli także wszyscy ci
żołnierze, którzy wczoraj przy pojmaniu Jezusa upadli na ziemię na słowo Jego:
"Jam jest!"
Wnet zebrał się przed pałacem Piłata tłum iudzi. Ci sami, którzy dopiero rano
krzyczeli: "Precz z Nim! Ukrzyżuj Go!" - teraz biegli przed pałac z wołaniem:
"Niesprawiedliwy sędzio! - krew Jego niech spadnie na Jego morderców!" -
Zaniepokojony Piłat kazał otoczyć pałac strażą, by zabezpieczyć się przed
tłumem. Ów Zadoch, który rano, gdy prowadzono Jezusa do domu sądowego,
publicznie dał świadectwo Jego niewinności, teraz także wykrzykiwał najwięcej
przeciw Piłatowi i takie hałasy wyprawiał, że o mało nie kazał go Piłat pojmać.
Dla usprawiedliwienia się przed innymi i przed samym sobą, robił teraz Piłat
wyrzuty Żydom za ich obejście z Jezusem! - "Ja - mówił - nie jestem za to
odpowiedzialny. To nie był mój, tylko wasz Król, Prorok i Święty; wyście Go na
śmierć zawiedli. Mię to nic nie obchodzi, wy sami żądaliście Jego śmierci".
Największa trwoga panowała między zebranymi w świątyni. Właśnie rozpoczęto
zabijanie baranka wielkanocnego, gdy nagle ciemność zapadła. Popłoch wszczął się
ogólny, tu i ówdzie dały się słyszeć trwożne, żałosne krzyki. Arcykapłani
usiłowali wszelkimi sposobami przywrócić spokój i porządek; chociaż to dzień
był, kazali pozapalać wszystkie lampy, ale mimo to zamieszanie wzrastało ciągle.
Annasz, pełen dusznej trwogi, krył się po kątach ze strachu. Choć burzy żadnej
nie było, chwiały się okiennice, drżały kraty okien, a ciemności wzmagały się
ciągle. Na przedmieściu północno-zachodnim, gdzie w pobliżu murów były ogrody i
cmentarze, zapadały się drzwi grobowców, jak gdyby ziemia ruszała się ze swych
posad.
283
53. Opuszczenie Jezusa. Czwarte słowo Jezusa na krzyżu
Po trzecim słowie Jezusa, wyrzeczonym do Matki Najświętszej i Jana, nastała na
Golgocie chwila głuchej ciszy. Wielu, obecnych dotychczas] uciekało spiesznie od
miasta. Faryzeusze zaprzestali swych złośliwych bluźnierstw. Konie i osły, na
których siedzieli, zbiły się w gromadkę, pozwie-szawszy łby. Mgła gęsta zawisła
w powietrzu.
Jezus, wisząc na krzyżu, odmawiał miejsca z psalmów, które spełniały się obecnie
na Nim. Widziałam koło Niego postacie aniołów; cierpiał i tak niewypowiedziane
męki, a do nich przyłączyło się teraz jeszcze uczucie zupełnego opuszczenia i
zwątpienia. Przechodził więc wszystkie straszne udręczenia człowieka biednego,
skatowanego, przygnębionego, który znajduje się w największym opuszczeniu, bez
ludzkiej i Bożej pociechy, kiedy to wiara, nadzieja i miłość błąkają się samotne
po pustyni próby, bez wytchnienia, bez bratniego oddźwięku, bez światła
wszelkiego, zmuszone, wyłącznie z siebie tylko czerpać moc i siłę! Nad wyraz
dręczące to uczucie. Nowym tym cierpieniem wywalczał dla nas kochający Jezus
siłę wywalczenia sobie zwycięstwa w takich chwilach ostatniego opuszczenia i
zwątpienia, kiedy to rozrywają się wszystkie węzły i spójnie, łączące nas z
życiem doczesnym, światem i przyrodą, i z naturą własną, i kiedy w ten sposób
tracimy z oczu cel główny, nasze życie przyszłe, do którego pomostem jest to
życie doczesne. W takich to chwilach dopomagają nam do zwycięstwa nad sobą
zasługi Chrystusa, zdobyte tym cierpieniem, gdy uczuł się tak strasznie od
wszystkich opuszczonym. W tej chwili wyjednywał nam Jezus zasługę wytrwania w
ostatniej naszej walce, w chwili skonania. Swą nędzę, ubóstwo, mękę i
o-puszczenie ofiarował za nas, nędznych grzeszników. A więc człowiek, złączony z
Chrystusem w ciele Kościoła, nie powinien poddawać się zwątpieniu w ostatniej
swej godzinie; gdy zmrok otacza go dokoła, gdy odchodzi odeń wszelka światłość,
wszelka pociecha. Nie potrzebujemy i nie musimy już zapuszczać się samotni,
narażeni na niebezpieczeństwo, w tę pustynię nocy duchowej. W otchłań gorzkiego
morza naszego zwątpienia wlał Jezus zasługi Swego wewnętrznego i zewnętrznego
opuszczenia na krzyżu, więc nie pozostawił już chrześcijanina samego w
zwątpieniu przedśmiertnym, gdy gaśnie wszelka pociecha. Nie ma już dla
chrześcijanina pustyni, osamotnienia, opuszczenia i zwątpienia w ostatniej
chwili konania; Jezus, nasze światło, Droga i Prawda, przeszedł także tę ponurą
drogę, błogosławiąc ją i poskramiając strachy piekielne, na tej puszczy naszej
ścieżki życiowej postawił Swój krzyż; więc czegóż mamy się lękać i wątpić?
Jezus, opuszczony zupełnie, umęczony, bezsilny, oddał za nas Siebie samego w
nieskończonej miłości; a nawet to opuszczenie Swoje przemienił
284
dla nas w skarb najdroższy, bo ofiarował Ojcu niebieskiemu Siebie, Swoje życie,
pracę, miłość i mękę, i gorzkie uczucie naszej względem Niego niewdzięczności za
naszą słabość i ubóstwo duchowe. Spisał wobec Boga Swą ostatnią wolę, oddając
Strona 156
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
wszystkie Swoje zasługi na rzecz Kościoła i grzeszników. Pamiętał o wszystkich;
w Swym opuszczeniu był i jest przy boku wszystkich ludzi aż do skończenia
świata. Nawet za tych modlił się, którzy błędnie mniemają, że On, jako Bóg, nie
odczuwał Swych mąk, że nie cierpiał, albo że mniej cierpiał niż człowiek,
ponoszący na Jego miejscu takie męki. - Odczuwałam tę Jego modlitwę i
podzielałam ją, gdy wtem zdało mi się, jakoby Jezus rzekł: "Trzeba to przecież
zrozumieć, że boleść tego opuszczenia zupełnego odczułem więcej i boleśniej,
niżby to był w stanie odczuć jakikolwiek człowiek, jedność stanowiący z Bóstwem;
Bóg i Człowiek zarazem, w Mym człowieczeństwie, opuszczonym przez Boga,
wychyliłem aż do dna ten gorzki kielich opuszczenia".
Około trzeciej godziny zawołał Jezus głośno: Eli, Eli, lamma sabachtani! - co
znaczy: "Boże Mój, Boże Mój! czemuś Mnie opuścił?" - Tak więc jawnymi słowy dał
Jezus świadectwo Swego opuszczenia i przez to dał prawo wszystkim uciśnionym,
uznającym Boga za Ojca, by w ucisku swym z ufnością dziecięcą udawali się do
Niego ze skargą.
Na głośne słowa Jezusa, przerywające ciszę ogólną, zwrócili się szydercy, znowu
do krzyża. Jeden rzekł: "Eliasza woła!" - drugi zaś: "zobaczymy, czy Eliasz
przyjdzie i pomoże Mu zejść z krzyża". Wołanie Jezusa doszło także do uszu
najsmutniejszej Matki Jego, która nie zważając na nic, przecisnęła się na powrót
do krzyża; za Nią poszli Jan, Maria Kleofy, Magdalena i Salome.
Podczas gdy obecni wahali się w żałości i trwożnym oczekiwaniu, nadjechał
orszak, złożony z mniej więcej trzydziestu znakomitych mężów, przybywających na
święta z Judei i spod Joppe. Byli oni świadkami okrutnego obejścia się z Jezusem
i widzieli złowróżbne zjawiska w przyrodzie, więc głośno dali wyraz swemu
oburzeniu. - "Biada!" - wołali. - "Gdyby nie ta świątynia Boża, należałoby
ogniem zniszczyć to miasto ohydne, na którym zaciążyła taka zbrodnia!"
Słowa te znakomitych cudzoziemców były dla tłumu podnietą do objawienia swego
zdania. Wokoło dały się słyszeć szemrania i narzekania; niezadowoleni skupili
się razem i tak powstały w zebranym tłumie dwie partie. Jedni trzymali stronę
Jezusa, wyrzekając na faryzeuszów, drudzy łajali ich za to i oburzali się na
nich. Faryzeusze pokornieli coraz bardziej, obawiali się bowiem, że powstanie
wśród ludu przeciw nim rokosz, tym bardziej, że i w mieście był wielki niepokój.
Po naradzie z Abenadarem kazali zaraz przez posłańca zamknąć najbliższą bramę
miejską, by przerwać łączność między zebranymi tu a niezadowolonymi w mieście.
Posłali także do Piłata i Heroda
285
¦i żądaniem wysłania pięciu sotni żołnierzy z gwardii przybocznej, którzy w
razie powstania rozruchów mogliby je w samym zarodzie stłumić. Na razie
przywrócił Abenadar porządek swoją powagą i zakazał też wszelkiego szydzenia z
Jezusa, by nie drażnić ludu.
Wkrótce po trzeciej godzinie zrobiło się jaśniej. Księżyc, zasłaniający słońce,
zaczął schodzić w przeciwną stronę, tj. ku zachodowi, po czym zapadł szybko za
horyzont, jak gdyby oderwany od stropu, leciał gdzieś w przepaść. I znowu
ukazało się słońce, zamglone, krwiste, powoli zaczęły rozbiegać się jego
promienie, ale światło jego było jakieś posępne, ponure, gwiazdy zaś poznikały.
Wraz z powracającą jasnością odzyskali po części odwagę szyderczy faryzeusze,
zaczynali już znowu tryumfować i wtedy to właśnie rzekł jeden z nich o Jezusie:
"Eliasza woła!" Zaprzestali jednak szyderstw na polecenie Abenadara
54. Śmierć Jezusa. Piętę, szóste i siódme słowo
Po ustąpieniu ciemności ukazał się znowu oczom obecnych Pan nasz na krzyżu,
blady, słaby, jakby wycieńczony zupełnie; ciało bielsze było niż przedtem, bo
prawie już wszystka krew zeń uszła. Z ust Jezusa usłyszałam następujące słowa:
"Wytłoczony jestem, jak wino, które tu po raz pierwszy wyciskano. Wszystką krew
muszę wylać, aż ukaże się woda i zbieleją łuski. Lecz nigdy już więcej nie
będzie wino tu wyciskane". Nie wiem, czy słowa te wymówił Jezus półgłosem, czy
cicho, jako modlitwę, przeze mnie tylko słyszaną.
Jako objaśnienie do tych słów miała Anna Katarzyna widzenie, z którego przytacza
następujące szczegóły. Było to po potopie. Na tej samej górze Kalwarii obozował
z całą rodziną i licznymi trzodami praojciec Jafet, starzec wysoki o ciemnej
cerze, z długą brodą; za odzienie służyły mu skóry zabitych zwierząt. Liczna ta
osada mieszkała w ziemnych chatach, pokrytych dachami z darni; na dachach rosły
zioła i kwiaty. Wzgórza okoliczne pokryte były bujnie winną latoroślą, a na
samej górze Kalwarii wyciskano wino w nowo wynaleziony sposób, przy czym sam
Jafet był obecny. - Znane mi były także dawniejsze sposoby sporządzania i
spożywania wina, w ogóle wiele miałam widzeń w tym przedmiocie, a z tego
przypominam sobie tyle: Najpierw spożywali ludzie same winogrona; później
wkładali je między kamienie i wyciskali klockami na sok; jeszcze później
wytłaczali je stępami w wielkich, drewnianych korytach. Tutaj zaś ujrzałam po
Strona 157
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
raz pierwszy nowo wynalezioną tłocznię, podobną bardzo do krzyża świętego.
Główną jej część składową stanowił gruby, wydrążony pniak, w którym zawieszano u
góry worek z wino-
286
gronami, przepuszczający sok. Z góry przyciskał winogrona stępel z klocem, po
obu bokach pniaka wystawały jakby ramiona w kierunku worka, które, poruszane z
góry na dół, rozgniatały grona. Wyciśnięty sok spływał pięcioma otworami u dołu
pniaka do kamiennej kufy, a stąd przez rynnę, składającą się z dwóch połówek
kory drzewnej, wyłożoną cienkimi deszczułkami, a pos-pajaną smolnymi plastrami,
do tej samej jamy, w którą wtrącono Jezusa przed ukrzyżowaniem; wtenczas była to
czyściutko utrzymywana cysterna. Rynna obłożona była murawą i kamieniami, by nie
uległa tak łatwo uszkodzeniu. Otwory, prowadzące z prasowni i kufy kamiennej do
rynny, zasłonięte były siatkami włosiennymi, by nie przepuszczać słodzin i
otrębów, tylko usuwać je na bok. Przyrządziwszy sobie taką tłocznię, zabrali się
ci ludzie do wytłaczania wina. Napełnili wór winogronami, złożonymi dotychczas w
dole w cysternie, zawiesili wór w wydrążonym pniaku, przymocowali go, a w otwór
worka spuścili z góry ów stępel, obciążony klocem. Wtedy inni zaczęli poruszać
tłoczkami, umieszczonymi po obu bokach pniaka, te rozgniatały grona w worku i
sok zaczął płynąć obficie. Jeden zajęty był przyciskaniem stępia górnego, by
prasowane grona nie wypadały górą. Z powodu podobieństwa tłoczni z krzyżem
przypominała mi ta czynność żywo krzyżowanie Jezusa. Mieli pod ręką także długą
trzcinę, zakończoną gałką kolczastą, jak skóra jeża - była to zapewne wielka
główka ostu; - tą przepychali pniak, lub rynnę, jeśli się przypadkiem zatkała.
Przypominało to lancę, na której podał żołnierz Jezusowi gąbkę. W koło leżały
przygotowane wory i naczynia z łyka, powleczone żywicą. Tłoczeniem zajęci byli
głównie młodzieńcy i wyrostki, w przepaskach tylko na biodrach, podobnych do
tej, jaką miał Jezus; Jafet przypatrywał się temu z wielkim zadowoleniem. Był to
dla nich dzień uroczysty, świąteczny. Po ukończonej pracy składano na kamiennym
ołtarzu ofiary ze zwierząt, pasących się zwykle w winnicy. Były to koziołki,
kozy i owce.
Po tej przerwie wracam do właściwego opowiadania. Jezus, wycieńczony strasznie,
ledwie władnąc wyschniętym językiem, rzekł z krzyża: "Pragnę!" Przyjaciele Jego
popatrzyli Nań ze smutkiem a On rzekł: "Nie mogliście Mi nawet jednego łyka wody
podać?" Chciał Jezus przez to powiedzieć, że w ciemności łatwo to było zrobić i
niktby im był nie przeszkodził. Ze smutkiem rzekł na to Jan: "Panie!
zapomnieliśmy całkiem o tym." Jezus dodał jeszcze mnie więcej te słowa: "I
najbliżsi musieli zapomnieć o Mnie i nie dali Mi pić, aby wypełniło się, co jest
napisane". - Gorzko jednak zabolało Jezusa to zapomnienie ze strony najbliższych
przyjaciół; oni zaś, chcąc teraz wynagrodzić to, prosili żołnierzy, by podali
Jezusowi nieco wody. Żołnierze nie dali się zmiękczyć; za to jeden z nich
umaczał gruszkowatą gąbkę w occie, stojącym obok w baryłce z łyka, nalał jeszcze
żółci i chciał to Jezusowi podać. Lecz Abenadar, wzruszony tą niedolą Jezusa,
odebrał gąbkę z rąk żołnierza,
287
"wycisnął ją i zamaczał w czystym occie, potem zatknął gąbkę jednym końcem w
krótką rurkę hyzopową, służącą jako munsztuk do ssania, drugim zaś koń-cem nabił
gąbkę na swą lancę i podniósł do góry ku twarzy Jezusa, tak, że rurka hyzopową
dosięgała ust Pana, którą Zbawiciel mógł ssać ocet z gąbki.
Jezus wyrzekł jeszcze kilka słów dla upomnienia ludu, stojącego w koło;
przypominam sobie z tego tylko tyle: "Gdy już glos Mój ucichnie, usta u-marłych
będą mówić za Mnie". Kilku zawołało na to: "Jeszcze bluźni!" - ale Abenadar
nakazał spokój, więc ucichli.
Zbliżała się już ostatnia godzina Jezusa i rozpoczęło się konanie przedśmiertne;
zimny pot okrył członki Jego i spływał obficie. Jan, stojący pod krzyżem,
ocierał chustą wilgotne nogi Pana. Magdalena, złamana boleścią, oparła się o tył
krzyża. Najświętsza Panna stała między krzyżem Jezusa i dobrego łotra,
podtrzymywana przez Marię Kleofy i Salome, i spoglądała z boleścią na Swego
konającego Syna. Wtem rzekł Zbawiciel: "Wypełniło się!" A podniósłszy głowę,
zawołał zaraz głośno: "Ojcze w ręce Twoje oddaję ducha Mego!" Krzyk ten słodki,
a donośny, przeniknął niebo i ziemię; a Jezus, wypowiedziawszy te słowa, opuścił
głowę na piersi i skonał. Widziałam, jak dusza Jego, w postaci świetlistego
cienia, spuściła się po krzyżu w ziemię do otchłani. Święte niewiasty wraz z
Janem upadły twarzą na ziemię.
Setnik Abenadar, od czasu, jak podał Jezusowi gąbkę z octem, wzruszony był do
głębi i przeniknięty dziwnym uczuciem. Pozostał na miejscu tak blisko krzyża, że
koń jego stał już przednimi nogami na wzgórku. Setnik z głęboką powagą patrzał
długo, bez przerwy w oblicze Zbawiciela, cierniem ukoronowane. Koń smętnie
opuścił łeb na dół, a Abenadar, złamany już w swej dumie, nowymi przejęty
Strona 158
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
myślami, puścił mu wolno cugle. Wtem Jezus wypowiedział z mocą ostatnie słowa,
przenikając niebo, ziemię i piekło, i skonał. Ziemia zadrżała w posadach, skala
rozpękła się z trzaskiem głęboko między krzyżem Jezusa i lewego łotra. Znak ten
Boży, jak groźne upomnienie, przejął lękiem i trwogą, całą w smutku pogrążoną
przyrodę. Wypełniło się! - Dusza naszego Pana rozłączyła się z ciałem. Wraz z
ziemią, uznającą wstrząśnieniem swego Zbawiciela, zadrżeli wszyscy, słyszący
ostatni okrzyk konającego Odkupiciela, ale tylko pokrewne Jezusowi serca
przeniknął ostry miecz boleści. Wraz ze śmiercią Jezusa spłynęła łaska Boża na
Abenadara. Zadrżał rumak pod nim, zachwiały się ku upadkowi namiętności, wiążące
jego serce, dumny, nieugięty jego umysł rozpadł się nagle, jak ta góra Kalwarii.
Odrzuciwszy włócznię od siebie, zaczął się Abenadar bić potężnie w piersi i
zmieniony zupełnie na duchu, zawołał głośno: "Błogosławiony Bóg wszechmocny, Bóg
Abrahama i Jakuba! Oto, umarł sprawiedliwy! Zaprawdę, jest to Syn Boży!" Wielu
żołnierzy, wzruszonych słowami setnika, poszło za jego przykładem.
288
Abenadar, odmieniony na duszy, oddawszy jawnie hołd Synowi Bożemu, nie chciał
pozostawać ani chwili dłużej w służbie Jego nieprzyjaciół. Podjechał ku
dziesiętnikowi Kassiusowi, (później zwanego Longinem), zsiadł z konia, oddał
Kassiusowi podjętą z ziemi włócznię i zdał mu zaraz dowództwo oddziału, a
żołnierzom przykazał go słuchać. Kassius zaraz też dosiadł jego konia i objął
komendę; Abenadar zaś zbiegł z góry, pospieszył przez dolinę Gihon ku grotom
doliny Hinnom, oznajmił ukrytym tam uczniom o śmierci Pana i pobiegł spiesznie
do miasta do Piłata.
Przedśmiertny okrzyk Jezusa, trzęsienie ziemi, pęknięcie pagórka -wszystko to
strachem głębokim przeniknęło obecnych i odbiło się echem w całej przyrodzie. W
świątyni rozdarła się na dwoje zasłona, umarli powychodzili z grobów, zachwiały
się ściany świątyni, zapadły się góry, a w wielu miejscowościach zawaliły
budynki.
Abenadar głośno dał świadectwo prawdzie, a z nim wielu żołnierzy. Tak samo
nawróciło się wielu z tłumu i faryzeuszów. Jedni bili się w piersi, zawodzili
żałośnie i błędnym krokiem spieszyli przez dolinę do domu, inni rozdzierali na
sobie suknie i posypywali głowy prochem. Trwoga panowała we wszystkich sercach.
Jan powstał wreszcie z ziemi. Święte niewiasty, stojące dotychczas z dala,
przybliżyły się ku pagórkowi, podniosły z ziemi Najświętszą Pannę i
przyjaciółki, i odprowadziły je na bok.
Miłościwy Pan życia wszelkiego płacił za grzeszników męczeński dług śmierci;
jako człowiek oddał Bogu i Ojcu Swą duszę, a ciało w objęcia śmierci. Trupia,
zimna barwa śmierci powlokła to święte, udręczone naczynie, zbielało to ciało
drgające w konaniu, przez co uwydatniły się i pociemniały plamy krwi, z ran
płynącej. Oblicze wydłużyło się, policzki zapadły, nos wydał się węższy,
ostrzejszy, dolna szczęka opadła, zaszłe krwią oczy otworzyły się do połowy.
Ostatni raz podniósł Jezus na chwilę ociernioną głowę i znowu spuścił ją na
piersi po ciężarem boleści. Wargi były sine, nabrzmiałe, w rozchylonych ustach
widać było zakrwawiony język. Dłonie, dotychczas skurczone, otworzyły się,
ramiona wyciągnęły się do reszty, grzbiet przylgnął silnie do krzyża, a ciało
zaczęło ciążyć całą masą ku dołowi; skutkiem tego skurczyły się nieco kolana i
zwróciły na bok, nogi wykręciły się trochę wokoło przykuwającego je gwoździa.
A gdy najsmutniejsza, najbardziej kochająca Matka podniosła się, ujrzała na
krzyżu ciało Syna Swego, w czystości Ducha świętego poczęte, ciało z Jej ciała,
kość z Jej kości, serce z Jej serca, święte naczynie, utworzone w Jej łonie
zaćmieniem mocy Najwyższego, pozbawione obecnie wszelkiej ozdoby, kształtu i
duszy Swej najświętszej; ujrzała je poddane prawom natury, którą Sam stworzył, a
którą człowiek grzechem i nadużyciem zeszpecił
289
i skoślawii. Widziała to ciało Jezusa zbite, skatowane, zeszpecone, dzierane i
uśmiercone rękami tych, dla których wcielił się Jezus na odkupienie i żywot
wieczny. Ach! pogardzone, wyszydzone, odrzucone, wisiało to wypróżnione naczynie
najwyższej piękności, prawdy i miłości, wisiało rozdarte na krzyżu między dwoma
zbójcami. Któż zdoła pojąć tę boleść Matki Jezusa, Królowej wszystkich
Męczenników?
Słońce rzucało na ziemię słabe, zamglone promienie. Podczas trzęsienia ziemi
powietrze było duszne, ciężkie, dławiące, następnie dało się czuć dot-kłiwe
zimno. - Zwłoki Zbawiciela na krzyżu, chociaż tak zeszpecone, wzruszający
przedstawiały widok i mimo woli wzbudzały w widzach głęboką cześć, przeciwnie
ciała łotrów powykręcane były strasznie; obaj zmożeni boleścią, umilkli już, a
Dyzmas modlił się pobożnie.
Śmierć Jezusa nastąpiła zaraz po trzeciej godzinie. Po ochłonięciu z pierwszego
przestrachu po trzęsieniu ziemi, zaczęli niektórzy z faryzeuszów znowu
Strona 159
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
zuchwalec. Podeszli do utworzonej rozpadliny i chcąc zmierzyć jej głębokość,
rzucali w nią kamieniami i spuszczali w głąb powiązane sznury; nie mogąc jednak
w żaden sposób dosięgnąć dna, znowu zaniepokoili się, że to coś nienaturalnego.
Z drugiej strony raziły ich te znaki skruchy wśród tłumu, to bicie się w piersi
i jęki żałosne, więc zabrali się do domu. Lecz byli między nimi i tacy, którzy
czuli w sobie jakąś zmianę wewnętrzną; przeczuwali, że zaczyna się dla nich inne
życie. I lud także, nawrócony już po części, rozchodził się do domów; jedni szli
do miasta, inni błądzili po dolinie w trwodze i niepokoju. Część obecnych 50
żołnierzy wzmocniła straż przy zamkniętej bramie miejskiej aż do nadejścia
innych 500 wezwanych; inni zajęli dalsze posterunki, by zapobiec zbiegowiskom i
zamieszaniu. Pięciu tylko żołnierzy zostało na Kalwarii pod rozkazami Kassiusa
(Longinusa), rozmieściwszy się wokoło wału. Krewni Jezusa stali wciąż obok
krzyża, lub siadali naprzeciw niego, boleśnie zawodząc; większa część niewiast
wróciła do miasta. Cicho, smutno i pusto było na Golgocie, z dala tylko, w
dolinie, lub na jednym z okolicznych wzgórzy, pojawiał się od czasu do czasu
któryś z uczniów, spoglądał ciekawie, a trwożnie ku Golgocie i chował się
spiesznie za najmniejszą oznaką zbliżania się kogoś.
55. Trzęsienie ziemi. Pojawienie sie umarłych w Jerozolimie
Gdy Jezus z głośnym wołaniem oddał ducha Swego w ręce Ojca niebieskiego,
widziałam, jak dusza Jego w postaci świetlistej spłynęła po krzyżu do otchłani,
otoczona gronem jasnych aniołów, między którymi poznałam Gabriela. Przybywszy do
otchłani, wysłał Jezus zaraz wiele dusz, by wstą-
290
piwszy w swe ciała, wyszły na świat, upomnieć zatwardziałych grzeszników i dać o
Nim świadectwo.
Trzęsienie ziemi, powodujące pęknięcie Kalwarii, dało się czuć szeroko i daleko,
a głównie w Jerozolimie i całej Palestynie. Zaledwie uspokojono się trochę w
mieście i świątyni po ustąpieniu ciemności, gdy dało się czuć silne trzęsienie
ziemi i usłyszano trzask walących się w wielu miejscach budynków. Przerażenie
ogarnęło wszystkich na nowo ze zdwojoną siłą. Wszczął się popłoch, ludzie
zaczęli uciekać na oślep w różne strony, gdy wtem, jakby dla uzupełnienia
wszelkiej okropności, ujrzeli kroczące poważne trupy dawno zmarłych ludzi,
głuchym głosem wypowiadające groźne przestrogi.
W świątyni rozpoczęła się na nowo ceremonia zabijania baranków, przerwana z
powodu zaćmienia słońca i już tryumfowali arcykapłani, że słońce znowu świeci,
gdy nagle ziemia zadrżała w posadach, dał się słyszeć głuchy huk i trzask
walących się murów, a zarazem szelest rozdzierającej się zasłony. Głucha,
trwożna cisza zapanowała na chwilę wśród zebranych tłumów, po czym dały się
słyszeć głośne okrzyki trwogi. Ale nie wszędzie dało się widzieć równocześnie
ogólne zamieszanie i rozprzężenie; świątynia była ogromna, tłumy ludu
niezmierne, przy tym ściśle oznaczony był porządek, w jakim przypuszczano i
odprawiano gromady ludzi, niosących baranki na rzeź, a cała ta czynność
zabijania, wypuszczania krwi i pokrapiania nią ołtarza, spełniana przez liczny
szereg kapłanów, tak była skomplikowana i spojona w organiczną całość, że
przestrach nie mógł w jednej chwili stać się ogólnym, tym bardziej, że ceremonii
tej towarzyszyły głośne śpiewy i dźwięk puzonów. Świątynia mieściła w sobie
mnóstwo osobnych oddziałów i krużganków; otóż w jednym na razie odbywał się
dalej spokojnie obrzęd ofiarny, dopiero gdzie indziej wybuchał popłoch i
przerażenie, w trzecim znów miejscu już zdołali kapłani uspokoić przerażonych.
Dopiero gdy zmarli pojawili się tu i ówdzie w świątyni, wtenczas już ustał
wszelki porządek i ofiarę przerwano, uznając świątynię za zanieczyszczoną. Lecz
i teraz trwoga nie ogarnęła wszystkich tak nagle, jak to się zdarza w płonącym
budynku, kiedy to wszyscy cisną się naraz do wyjść, dusząc się i tratując.
Niektóre części świątyni opustoszały, bo spłoszony tłum rozbiegł się w jednej
chwili, w innych miejscach potrafili kapłani zaprowadzić spokój, w innych
wreszcie nie zdawano sobie jeszcze dokładnie ze wszystkiego sprawy. Ale ogółem
wziąwszy, popłoch był nadzwyczajny.
By lepiej uzmysłowić sobie ten stan rzeczy w świątyni, przedstawmy sobie wielki
rój mrówek, zajętych w porządku gorliwą pracą. Spróbujmy rzucić kamyk w ten rój,
lub poruszyć go w którym miejscu kijem, a zobaczymy, że w tym miejscu powstaje
zamieszanie, popłoch, niepokój, podczas gdy nieco dalej odbywa się praca w
zwykłym trybie, ale i to miejsce, zagrożone przez
291
chwilę, wraca bardzo szybko do dawnego porządku i praca odbywa się dalej
Arcykapłan Kaifasz w swej zuchwałości bez granic nie stracił głowy w ogólnym
popłochu. Przy pomocy swego stronnictwa usunął częściowo niebezpieczeństwo
zarówno przezornemu zwierzchnikowi zbuntowanego miasta, przez groźby, prośby,
dogadywania, rozdzielenie przeciwnych partii i różne mamidła. Głównie przez swój
Strona 160
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
piekielny upór i pozorny spokój, wysiłkiem zdobyty, osiągnął przynajmniej tyle,
że zamieszanie nie stało się powszechnym i niebezpiecznym, i że ogół pospólstwa
nie tłumaczył sobie tych strasznych zjawisk jako świadectwa niewinnej śmierci
Jezusa. Rzymska załoga zamku Antonia poczyniła także wszelkie możliwe kroki do
utrzymania porządku. Tak więc, chociaż wielki był przestrach i zamieszanie, i
chociaż uroczystości świąteczne przerwane zostały, przecież do rokoszu nie
przyszło. Jasny płomień rozprzężenia przygasł i żarzył się tylko jako trwoga w
piersiach pospólstwa, które rozpraszając się po domach, wnosiło go z sobą pod
dachy. Ale i tu potrafili go niezmordowani w działaniu faryzeusze w przeważnej
części przygasić.
Tak przedstawiał się stan rzeczy w głównych zarysach. Z pojedynczych szczegółów
przypominam sobie następujące: wskutek trzęsienia ziemi zachwiały się w posadach
dwa wielkie filary u wejścia do Miejsca świętego. Podnóże, dźwigające je,
zapadło się, a one runęły na obie strony, lewy na południe, prawy na północ;
zarazem rozdarła się z głośnym szumem rozpięta między nimi zasłona od góry do
dołu, i rozdarta, opadła po obu stronach na ziemię. Zasłona to była wspaniała i
można było rozróżnić następujące kolory: czerwony, błękitny, biały i żółty. Na
zasłonie odtworzone były grupy gwiazd i różne figury, jak np. miedziany wąż.
Miejsce święte, zwykle zasłonięte, ukazało się teraz po opadnięciu zasłony oczom
wszystkich. Obok Miejsca świętego, w murze północnym, był modlitewnik Symeona.
Trzęsienie ziemi zawaliło powałę tego modlitewnika, a z bocznej ściany od
świątyni wypadł ogromny kamień. W kilku salach pozapadaly się podłogi,
gdzieniegdzie pokrzywiły się schody, runęły kolumny.
Z otworu w ścianie modlitewnika Symeona, powstałego przez wypadnięcie kamienia,
wyszedł arcykapłan Zachariasz, zamordowany niegdyś między świątynią a ołtarzem i
stanąwszy w Miejscu świętym, przemówił groźnie do kapłanów, wspomniał o śmierci
innego Zachariasza i Jana, a także o mordowaniu Proroków. Na wielkiej mównicy
zaś pojawiali się jako duchy dwaj młodo zmarli synowie pobożnego arcykapłana,
Szymona Jus-tusa, pradziada starego Symeona, który prorokował Jezusowi
przyszłość podczas ofiarowania w świątyni; ci także wyrzucali groźnie
faryzeuszom mordowanie Proroków, głosili upadek dotychczasowej ofiary i
upominali wszystkich, by przyjęli naukę Ukrzyżowanego.
292
Następnie pojawił się na ołtarzu Jeremiasz, wołając groźnie, że już skończyła
się stara ofiara, a zaczyna się nowa. Tam, gdzie tylko Kaifasz, lub sami kapłani
byli świadkami tych zjawisk, starano się zatajać je, zaprzeczać ich prawdziwości
i surowo zakazano mówić o tym, by nie szerzyć popłochu. Wtem dał się słyszeć
głośny szum, drzwi świątnicy otworzyły się same i usłyszano głos: "Uchodźmy
stąd!" Ujrzałam, że to aniołowie opuszczają na zawsze świątynię. Zadrżał ołtarz
kościelny, naczynie z kadzidłem przwróciło się, zwaliła się szafa z księgami
Pisma i wszystkie księgi pomieszały się bezładnie; zamieszanie coraz wzrastało,
nikt już nie zdawał sobie sprawy, co za pora jest. Nikodem, Józef z Arymatei i
wielu innych wyznawców Jezusa, odeszli ze świątyni na zawsze. Gdzieniegdzie w
salach i na korytarzach leżały trupy; gdzie indziej znów zmarli chodzili pośród
tłumu, rzucając ponure groźby; dopiero na głos aniołów, opuszczających
świątynię, powrócili do grobów. W przedsionku zawaliła się mównica. Na ten
ogólny rozruch weszli do świątyni ci faryzeusze, którzy, nawróceni już, wrócili
z Kalwarii; teraz, widząc te znaki, tym bardziej utrwalili się w prawdzie i
zaczęli czynić gwałtowne wyrzuty Annaszowi i Kajfaszowi, a wreszcie opuścili
świątynię.
Annasz, główny, choć tajemny nieprzyjaciel Jezusa, który od dawna już knuł
skrycie intrygi przeciw Jezusowi i uczniom, pouczał też oskarżycieli jak mają
świadczyć fałszywie przeciw Jezusowi, teraz ze strachu odchodził prawie od
zmysłów, uciekał z kąta w kąt i krył się w najdalszych zakątkach. Wreszcie
chwyciły go gwałtowne kurcze; jęczącego z bólu zanieśli go stronnicy jego do
jednej z odosobnionych komnat i stanęli bezradni wokoło niego. Kaifasz dodawał
mu otuchy, ściskał go serdecznie, ale nadaremnie; pojawienie się umarłych
przygnębiło Annasza do szczętu. Kaifasz także strwożony był bardzo, ale
szatańska jego zatwardziałość i duma nie pozwoliły mu to dać po sobie poznać.
Wszystkiemu sprzeciwiał się zuchwale; grożącym znakom cudownym i własnej skrytej
trwodze przeciwstawiał się z wytartym czołem swą złość i dumę. Zmuszony przerwać
ceremonie religijne, nakazał surowo wszystkie te cuda zaszłe w świątyni, o
których nie doszła jeszcze wieść do ogółu mieszkańców, zachować w ścisłej
tajemnicy. Sam ogłosił i kazał kapłanom dalej tak rozgłaszać: "Zjawiska te
gniewu Bożego ściągnęli sami stronnicy ukrzyżowanego Galilejczyka, bo
zanieczyszczeni przyszli do świątyni. Przyczyną całego strachu byli
nieprzyjaciele świętego Zakonu, który Jezus chciał obalić. Wiele znowu trzeba
także złożyć na karb czarodziejstwa Galilejczyka, który, jak za życia, tak i
Strona 161
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
teraz jeszcze, w chwili śmierci, zakłócił spokój świątyni". Takimi to wykrętami
udało się Kajfaszowi pewnej części zamknąć usta, innych groźbą zmusił do
milczenia. Było jednak wielu takich, których te znaki cudowne rzeczywiście
wzruszyły i ocuciły z zaślepienia, ale ci do czasu nie zdradzali się ze zmianą
usposobienia. Obchód
293
święta odłożono aż do oczyszczenia świątyni, baranków nie skończono jeszcze
zabijać, a teraz zaniechano tego. Lud rozszedł się powoli do domów.
Grób Zachariasza, znajdujący się pod murem świątyni zapadł się od dołu i runął
częściowo, przez co powypadały z murów kamienie. Stąd wyszedł Zachariasz, ale na
powrót ułożył się na wieczny spoczynek w innym nieznanym mi miejscu.
Zmartwychwstali synowie Szymona Justusa ułożyli się na powrót w grobie u stóp
góry świątyni w tym samym czasie, gdy zwłoki Jezusa przygotowywano do złożenia w
grobie.
Podczas tych zajść w świątyni, nie inaczej działo się w całym mieście. Zaraz po
trzeciej godzinie pozapadało się wiele grobów, głównie w pół-nocno-zachodniej
dzielnicy, obfitującej w ogrody. Tu i ówdzie widać było w pootwieranych grobach
całe zwłoki, poobwijane w całuny, w innych były tylko szczątki zbutwiałych szmat
i garstki kości; zaduch nie do wytrzymania rozchodził się z niektórych
grobowców. W budynku sądowym Kaifasza zawaliły się schody, na których stał
zelżony Jezus, a także część ogniska w dziedzińcu, gdzie Piotr pierwszy raz
zaparł się Jezusa; uszkodzenie było tak wielkie, że musiano potem obrać inne
wejście. Tu pojawił się zmarły arcykapłan, Szymon Justus, pradziad Symeona, i
groził zebranym licznie członkom Rady karą za niesprawiedliwy wyrok w tym
gmachu. Służący, którzy wczoraj w nocy ułatwili wejście do dziedzińca Piotrowi i
Janowi, nawrócili się zaraz i uciekli do grot, w których ukrywali się uczniowie.
W pałacu Piłata znowu rozpękał się kamień i zapadło się miejsce, z którego Piłat
przedstawił ludowi ubiczowanego Jezusa; cały pałac chwiał się w posadach. Na
dziedzińcu sąsiedniego budynku sądowego zapadło się zupełnie miejsce, gdzie
zagrzebane były zwłoki niewinnych niemowląt, pomordowanych na rozkaz Heroda
poprzedniego. I na wielu innych miejscach pozapadały się ściany budynków,
popękały się mury, jednak nigdzie nie trafiło się tak, by cały budynek zawalił
się w gruzy. Zabobonny Piłat, w wielkim tym strachu stracił zupełnie głowę i nie
zdołał nic przedsięwziąć. Trzęsienie ziemi chwiało jego pałacem, podłoga uginała
siępod jego stopami, więc bezradny, wystraszony, uciekał z jednej komnaty do
drugiej, a tu zmarli pojawiali się w dziedzińcu, krzycząc za nim groźnie,
głosząc mu karę za niesprawiedliwy sąd i sprzeczny wyrok, wydany na Jezusa.
Piłat mniemał w strachu, że to bogowie proroka Jezusa się mu pojawiają, więc
wreszcie zamknął się w skrytym zakątku pałacu, palił kadzidła i składał ofiary
swym bożkom, a nawet czynił im uroczyste śluby, aby tylko nieszkodliwym dlań
uczynili bogów Galilejczyka. Herod także, odchodząc prawie od zmysłów ze
strachu, kazał pozamykać wszystkie drzwi pałacu i siedział cicho, niepewny
jutra.
Było pewnie ze stu tych zmarłych, którzy, przybywszy się w ciało, pojawili się w
Jerozolimie i okolicy; a byli między nimi mężowie z różnych,
294
nawet z najdawniejszych wieków. Zmarli pojawiali się najczęściej parami w
różnych punktach miasta, zastępowali drogę uciekającym w popłochu ludziom i
karcili ich surowo, dając świadectwo Jezusowi. - Grobowce leżały przeważnie w
dolinach poza miastem, rozrzucone pojedynczo, ale sporo ich było także w nowo
założonych dzielnicach, głównie w dzielnicy ogrodowej północno-zachodniej,
między bramą narożną a tą, którą wyprowadzono Jezusa. Groby te leżały dawniej
poza obrębem miasta, ale gdy miasto się rozszerzyło, weszły one w jego granice.
Były także grobowce stare, zapomniane, koło świątyni i pod świątynią.
Grobów pootwierało się mnóstwo, ale nie wszyscy zmarli z nich powstali. Widać
było ich trupy we wspólnych grobach, ale tylko ci, których dusze Jezus wysłał z
otchłani, wstawali, uchylali całuny z twarzy i sunąc po ulicach, spieszyli do
rodzinnych swych domów; wchodzili do mieszkań potomków, surowo karcąc ich za
współudział w zamordowaniu Jezusa. Ci, którzy za życia byli zaprzyjaźnieni, szli
i teraz razem po dwóch przez ulice. Długie całuny sięgały aż do ziemi, więc nie
widać było, czy stawiali kroki jak żywi ludzie; zdawało się raczej, że płyną
lekko i mkną tuż ponad ziemią. Ręce mieli owinięte zwyczajnie w szerokie opaski,
niektórzy zaś mieli okryte ręce szerokimi rękawami, spiętymi na ramionach.
Całuny odrzucone były z twarzy na głowę, więc widać było blade, pożółkłe lice,
zasuszone, kościste, o długich brodach. Głos ich brzmiał jakoś głucho, złowrogo,
nieswojo. Ten głos i to niepowstrzymywane, bezwzględne posuwanie się z miejsca
na miejsce było jedyną oznaką ich istności; owszem zdawało się, że nie ma w nich
nic rzeczywistego, tylko głos. Stosownie do stanu, wieku i zwyczaju, przyjętego
Strona 162
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
za ich życia, rozmaicie byli odziani. Na drogach rozstajnych, gdzie podczas
pochodu na Golgotę otrąbywano wyrok Jezusa, przystawali zmarli, głosili chwałę
Jego i rzucali klątwy na morderców. Ludzie przystawali z daleka, nadsłuchiwali z
drżeniem i uciekali w popłochu, gdy zjawiska się poruszyły. Na forum przed
pałacem Piłata wykrzykiwali zmarli i grozili najwięcej; przypominam sobie między
innymi słowa: "Krwawy sędzio!" - Lud rozpraszał się na widok nieboszczyków z
przestrachem, chowano się w najciemniejsze kryjówki i zakątki, trwoga panowała w
całym mieście. Dopiero około czwartej godziny powrócili zmarli do swych
grobowców; po zmartwychwstaniu Jezusa pojawiały się także w wielu miejscach
duchy. Na dziś przerwała się ofiara w świątyni i zamęt był ogólny, a mała tylko
część mieszkańców spożywała wieczorem baranka wielkanocnego.
Między powstałymi trupami nie widziałam nigdzie krewnych Jezusa. W innych
miejscowościach Palestyny powstawali także umarli z grobów, pojawiali się swoim
krewnym i dawali świadectwo o posłannictwie Jezusa Chrystusa. Tak np. w okolicy
Hebron pojawił się wielu ludziom zmarły dawno
Zadoch, jeden z ostatnich Proroków, który żył sto lat przed Chrystusem. Był to
mąż bardzo bogobojny; za życia oddał całe swe mienie na ubogich i świątynię, i
założył osadę esseńską koło Hebron. Z wielkim pragnieniem oczekiwał przybycia
Mesjasza, miewał objawienia mesjańskie i pisał proroctwa
0 Jezusie. Miewał też często styczność z przodkami świętej Rodziny. W jednym z
poprzednich objawień widziałam, że dusza jego jedna z pierwszych połączyła się z
ciałem w tym dniu śmierci Chrystusa, a potem, gdy ciało spoczęło na powrót w
grobie, wraz z innymi duszami należała do orszaku Jezusa. Uczniom ukrytym w
grotach, pojawiali się także zmarli i upominali ich.
Zaćmienie słońca i trzęsienie ziemi obejmowało nie tylko Jerozolimę, lecz
rozciągało się także na inne ziemie Palestyny, a nawet na dalsze kraje;
1 tam panował popłoch, trzęsienie ziemi poczyniło znaczne spustoszenia. W Tirzy
zawaliły się wieże więzienia, z którego niegdyś wykupił Jezus więźniów, a także
inne budynki doznały uszkodzeń. W ziemi Chabul spustoszenia były znaczne na
wielu miejscach. W całej Galilei, w której Jezus najwięcej wędrował, runęły w
wielu miejscach poszczególne budynki, szczególnie domy faryzeuszów, którzy
najzacięciej prześladowali Jezusa, a obecnie wszyscy byli na świętach w
Jerozolimie. Zawalone domy zagrzebały w swoich gruzach ich żony i dzieci.
Bardzo znaczne szkody wyrządziło trzęsienie ziemi nad morzem Galilejskim. W
Kafarnaum zawaliło się wiele budynków; cała przestrzeń między Tyberiadą a
ogrodami Serobabela, króla z Kafarnaum, uległa zupełnemu zniszczeniu. Cały cypel
skalny za pięknymi ogrodami króla koło Kafarnaum runął na dół. Wody jeziora
wystąpiły i zalały dolinę aż pod miasto, podczas gdy przedtem Kafarnaum oddalone
było od jeziora prawie o pół godziny drogi. Dom Piotra i mieszkanie Najświętszej
Panny, znajdujące się przed miastem od strony jeziora, pozostały nieuszkodzone.
Morze Galilejskie do głębi wzburzyło się podczas trzęsienia ziemi. Tu i ówdzie
pozapadał się brzeg, gdzie indziej za to podniósł się, tworząc nowy ląd. Kształt
wybrzeży zmienił się przez to znacznie i zbliżył się więcej do obecnego stanu; w
ogóle trudno nawet teraz rozpoznać pierwotny kształt wybrzeży. Najznaczniejsza
zmiana nastąpiła na południowo-zachodniej stronie jeziora zaraz poniżej
tarychei; długa, czarna tama kamienna, oddzielająca w tym miejscu bagno od
jeziora i regulująca wypływ Jordanu, zapadła się zupełnie, wyrządzając wielkie
spustoszenie.
Wielkie szkody wyrządziło trzęsienie ziemi na wschodnim wybrzeżu jeziora, gdzie
to wieprze Gergezeńczyków, opętane przez czartów, rzuciły się w bagno, dalej w
Gergezie, Gerazie i całym okręgu Chorazin. Góra drugiego rozmnożenia chleba
doznała także wielkiego wstrząśnienia, a kamień, na którym rozmnażał Jezus
chleb, rozpękł się na dwoje. W samej Panei i oko-
296
licy zawaliło się wiele domów. Z niektórych miast Dekapolis połowa tylko
została; nawet miejscowości w Małej Azji ucierpiały wiele, np. Nicea, głównie
zaś miejscowości na wschód i północny wschód od Panei. Wielkie spustoszenie
nawiedziło górną Galileję; mnóstwo Faryzeuszów znalazło po powrocie ze świąt
tylko gruzy i trupy. Niejednemu doniesiono już do Jerozolimy i dlatego to
nieprzyjaciele Jezusa aż do Zielonych Świąt siedzieli cicho i nie ważyli się
występować śmielej przeciw wyznawcom Zbawiciela.
Świątynia na górze Garizim doznała znacznych uszkodzeń. Stał w niej nad studnią
posąg bożka pod ozdobnym dachem; dach ten razem z bałwanem zapadł się w studnię.
W Nazarecie runęła połowa synagogi, z której wypędzili niegdyś Żydzi Jezusa;
zapadło się także miejsce na górze, skąd chciano Go strącić w przepaść.
Słowem, góry, doliny i miasta odczuły dotkliwie trzęsienie ziemi, ale odczuły je
także i rzeki, i tak doznało znacznych zmian łożysko Jordanu. Przez
wstrząśnienie brzegów jeziora i wzburzenie bocznych dopływów powstały różne
Strona 163
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
zapory, woda musiała torować sobie inną drogę, toteż bieg Jordanu zmienił
znacznie się w wielu miejscach. Macherus i inne miasta Heroda nie doznały żadnej
szkody; nie doszła tam karząca groźba Boża, ale też nie doszła i skrucha,
podobnie jak u owych uczestników pojmania Jezusa w Ogrójcu, którzy nie upadli na
ziemię, ale też i nigdy nie powstali.
Złe duchy, gnieżdżące się w różnych miejscowościach, zapadały się gromadami w
ziemi z gruzami domów i złomami gór. W takich chwilach przypominały wstrząsy
ziemi konwulsyjne drgania opętanego, w którym gnieżdżący się wróg czuje, że musi
ustąpić i wypuścić ze szponów swą zdobycz. Koło Gergezy osunęła się część góry,
z której niegdyś rzuciła się w bagno nadbrzeżne trzoda wieprzów, i widziałam,
jak wraz z usuwającą się ziemią zapadły się w bagno roje złych duchów na kształt
posępnej groźnej chmury.
Przypominam sobie z tego dnia jedno zdarzenie, ale nie bardzo dokładnie. Było to
zdaje mi się, w Nicei. Widziałam wielką przystań, w której pełno okrętów stało
na kotwicy. Tuż koło przystani stał budynek z wyniosłą wieżą, zamieszkały przez
pewnego poganina, strażnika tej przystani. Jako strażnik musiał często wychodzić
na szczyt wieży i badać widnokrąg, czy nie nadpływają jakie okręty, lub w ogóle
czy coś nie zaszło. Tego dnia, w którym Jezus skonał, usłyszał on jakiś głośny
szum i zgiełk w porcie wśród okrętów. Zaniepokojony, czy nie zbliża się jaki
nieprzyjaciel, wybiegł na wieżę, rozglądnął się po przystani i oto ujrzał nad
okrętami mnóstwo unoszących się w powietrzu ciemnych postaci, które żałośnie
zaczęły wołać: "Jeśli chcesz ocalić te okręty, to niech wypłyną stąd, bo musimy
pogrążyć się w otchłani; umarł bowiem właśnie wielki Pan". - Słowa te
przypominam sobie bardzo wyraźnie; ale zjawy mówiły coś jeszcze więcej, dawały
temu strażnikowi
297
różne polecenia, pouczały, gdzie i jak podczas najbliższej podróży morskiej ma
rozgłaszać to, co mu poleciły; wreszcie upominały go, by przyjął uprzejmie
posłów, którzy przybędą tu głosić naukę zmarłego.
Były to, jak poznałam, złe duchy, zmuszone mocą Bożą ostrzec tego poczciwego
człowieka i uczynić go zwiastunem ich własnego, haniebnego poniżenia. Strażnik
postarał się rzeczywiście o zabezpieczenie okrętów, bo właśnie zbliżała się
straszna nawałnica. Widziałam, jak podczas burzy czarci rzucili się z rykiem w
toń morską. Równocześnie trzęsienie ziemi pogrzebało połowę miasta w gruzach;
dom strażnika pozostał nienaruszony. Wnet potem wybrał się ten człowiek na swym
okręcie w długą podróż i spełnił wiernie dane mu przez czartów polecenie, bo
wszędzie głosił śmierć "wielkiego Pana", jak nazwali czarci Jezusa. Potem
przybył do Rzymu, gdzie wzbudził powszechne zaciekawienie swymi opowiadaniami.
Kilka razy miałam jeszcze widzenie o tym człowieku, ale szczegóły wyszły mi z
pamięci. Przypominam sobie jeszcze, że zdarzenie to w porcie zmieszano potem w
dalszym opowiadaniu z jakąś historią jego podróży i że wieść o tym rozeszła się
szeroko, jednak nie mogłam tego dokładnie spamiętać. Nie przypominam sobie nawet
dobrze jego imienia; zdaje mi się, że zwał się Thamus, czy też Tramus.
56. Józef żąda od Piłata ciała Jezusa
Zaledwie po tych strasznych przejściach zapanował w mieście jaki taki spokój,
zaraz zasypano strwożonego Piłata ze wszystkich stron sprawozdaniami z tego, co
zaszło. Równocześnie wysłała Wielka Rada, stosownie do powziętej rano uchwały,
posłów do Piłata, by kazał ukrzyżowanym pogruchotać kości i tak uśmierconych
zdjąć z krzyża, by nie wisieli przez szabat. Piłat wyznaczył do tego siepaczów i
wysłał ich na Golgotę.
Zaraz potem pojawił się u Piłata członek Rady - Józef z Arymatei. Wiedział on
już o śmierci Jezusa i uradził był z Nikodemem, że pogrzebią ciało Zbawiciela w
grobowcu skalnym ogrodzie Józefa, leżącym nie bardzo daleko od Kalwarii. Zdaje
mi się, że już przedtem był poza miastem i wywiedział się o wszystkim, w każdym
razie wysłał już ludzi do swego ogrodu, by oczyścili grobowiec i wykończyli
wewnątrz niektóre szczegóły. Nikodem, czekając powrotu Józefa, zajął się
tymczasem zakupnem chust i wonności do zabalsamowania ciała.
Józef znalazł Piłata strwożonego bardzo i pomieszanego; bez najmniejszego
strachu, otwarcie, poprosił go, by pozwolił mu zdjąć z krzyża ciało Jezusa,
Króla żydowskiego, bo chce złożyć Go w swym własnym grobie. Piłat jeszcze
bardziej przeraził się i zmieszał, widząc, że znakomity ten mąż prosi
298
go tak natarczywie o pozwolenie oddania ostatniej czci ciału Jezusa, tego
Samego, którego on wydał na haniebną śmierć krzyżową. Wspomniał na niewinność
Jezusa i tym większa trwoga targnęła jego sumieniem. Ale zapanował nad sobą i na
pozór obojętnie i z podziwem zapytał: "Czyż już umarł?" Pytał tak dlatego, bo
dopiero przed kilku minutami wysłał siepaczów, by dobili ukrzyżowanych przez
połamanie im kości. Zaraz też kazał zawołać do siebie setnika Abenadara, który,
Strona 164
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
rozmówiwszy się w grotach z uczniami, przybył już do miasta, i zapytał go, czy
rzeczywiście umarł Król żydowski. Wezwany Abenadar zapewnił go o śmierci Jezusa
i głośny okrzyk przy skonaniu, wspomniał o trzęsieniu ziemi i pęknięciu skały.
Piłat pozornie zdawał się tylko dziwić, że Jezus umarł tak prędko, bo
ukrzyżowani zwyczajnie dłużej żyli, ale w duchu osłupiał i zatrwożył się na
nowo, przekonawszy się, że straszne te znaki cudowne przypadły dokładnie na czas
skonania Jezusa. Chcąc też może teraz trochę osłodzić swoje poprzednie
okrucieństwo względem Jezusa, wydał zaraz Józefowi z Arymatei rozporządzenie na
piśmie, w którym darowywał mu ciało Króla żydowskiego i pozwalał mu zdjąć je z
krzyża i pogrzebać. Cieszył się przy tym z tego, iż popsuł tym szyki najwyższym
kapłanom, którzy pragnęli Jezusa widzieć pogrzebanego wraz z obu łotrami. Zdaje
mi się także, iż posłał nawet samego Abenadera, gdyż widziałam go przy zdjęciu
Jezusa z krzyża.
Wyszedłszy od Piłata, poszedł Józef prosto do pewnej bogobojnej niewiasty, gdzie
czekał na niego Nikodem. Dom tej niewiasty stał na szerokiej ulicy, tuż przy
wejściu na wąską uliczkę, w której to tak wyszydzono i zelżono Jezusa zaraz na
początku gorzkiej drogi krzyżowej. Niewiasta ta handlowała wonnymi ziołami i
drogimi olejkami, więc u niej zakupił Nikodem sporo ziół i korzeni wonnych do
zabalsamowania. Ona też zajęła się kupnem innych wonności, których nie miała na
składzie, dalej chust i opasek do obwijania zwłok. Wszystko to poznosiła,
zwinęła i zapakowała tak, by wygodnie było nieść. Józef z Arymatei poszedł
jeszcze w jedno miejsce i kupił piękny, delikatny, bawełniany całun, sześć łokci
długi, a kilka łokci szeroki. Słudzy wynieśli z szopy, stojącej obok domu
Nikodema, drabiny, młotki, kołki, wozy, naczynia, gąbki i wszystko, co było
potrzebne; drobniejsze przedmioty nakładli na lekkie nosze, podobne do tych, na
których unosili uczniowie z zamku Macherus ciało Jana Chrzciciela.
57. Otwarcie boku Jezusa. Łamanie kości łotrom
Na Golgocie tymczasem cicho było i smutno. Niebo było posępne, smutek głęboki
odzwierciedlał się w całej naturze.Tłum przeważnie rozproszył
299
się już i pochował trwożnie. Matka Jezusa, Magdalena, Maria Kleofy, Sa-lome i
Jan stali lub siedzieli naprzeciw krzyża, pozakrywawszy głowy, pogra, żeni w
głębokim smutku. Kilku żołnierzy siedziało na wale, zatknąwszy przy sobie
włócznie i rozmawiali z innymi, stojącymi niżej. Kassius w tym czasie jeździł na
koniu po całym placu.
Wtem nadeszło sześciu oprawców, niosąc drabiny, łopaty, powrozy i ciężkie
trójgraniaste sztaby żelazne do druzgotania kości. Za ich zbliżeniem cofnęli się
nieco w tył przyjaciele Jezusa; serce Najświętszej Panny przejęła nowa boleść na
myśl, że może oprawcy zechcą znieważyć zwłoki Jej Syna. Rzeczywiście wleźli
oprawcy po drabinach na krzyż, zaczęli ruszać najświętszym ciałem Jezusa,
twierdząc, że tylko udaje umarłego. Czuli wprawdzie, że ciało jest zimne,
skostniałe, ale jeszcze nie chcieli uwierzyć, że umarł; dopiero za
wstawiennictwem żołnierzy, uproszonych przez Jana, pozostawili tymczasem w
spokoju zwłoki zwłoki Jezusa i zwrócili się do jeszcze żyjących łotrów. Po dwóch
siepaczów wlazło na każdy krzyż po drabinach i żelaznymi maczugami zaczęli
gruchotać łotrom kości u rąk, powyżej i poniżej łokcia. Trzeci oprawca gruchotał
w ten sam sposób kolana i golenie. Gezmasowi, ryczącemu straszliwie z bólu,
zgruchotano w dodatku trzema uderzeniami klatkę piersiową. Dyzmas jęczał głucho
i wreszcie skonał, był on pierwszym ze śmiertelnych, którego dusza ujrzała na
drugim świecie swego Odkupiciela. Odwiązawszy powrozy, spuścili oprawcy martwe
ciała łotrów na ziemię, po czym zwlekli je w dolinę między wzgórzem i murami
miejskimi i tu je zagrzebali.
W śmierć Jezusa nie wierzyli jeszcze. Przyjaciele Jezusa, widząc to okrutne
postępowanie z łotrami, zlękli się tym bardziej, że oprawcy, pogrzebawszy
łotrów, wrócą i tak samo postąpią z Jezusem. Wtem dziesiętnik Kassius
(Longinus), człowiek 25-letni prędki, gorliwy w pełnieniu służby, który
wszystkim swym czynnościom nadawał wielkie znaczenie, a przy tym miał wzrok
słaby, zezowaty, co narażało go nieraz na szyderstwa podwładnych, uczuł się
nagle ogarnięty dziwnym zapałem. Okrucieństwo i podła srogość siepaczów, trwoga
świętych niewiast, a przy tym łaska nagłej świętej gorliwości, uczyniły go
wypełnicielem proroctwa. Rozciągnął włócznię, złożoną dotychczas w kilkoro,
nasadził ostrze, po czym zwróciwszy konia, podpędził gwałtownie na wąski wzgórek
krzyżowy; wstrzymał go przed nowo powstałą szczeliną. Tak stojąc między krzyżem
Jezusa a dobrego łotra, na prawo od zwłok Zbawiciela, ujął włócznię obiema
rękami i z taką gwałtownością wbił ją w zapadnięty, naciągnięty prawy bok
Zbawiciela, że włócznia, przebiwszy wnętrzności i serce, wyszła troszkę lewym
bokiem, utworzywszy małą ranę. Gdy następnie włócznię nagle wyciągnął, buchnął z
szerokiej rany prawego boku obfity strumień krwi i wody, oblewając zbawieniem i
Strona 165
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
ła-
300
skę jego podniesione do góry oblicze. W tej chwili zeskoczył Kassius z konia,
upadł na kolana i bijąc się w piersi, głośno wobec wszystkich wyznał Jezusa i
oddał Mu cześć.
Najświętsza Panna i święte niewiasty, wpatrzone wciąż w Jezusa, ujrzały nagle z
trwogą, że Kassius zamierza się włócznią na Jezusa; wraz z uderzeniem włóczni
wydarły okrzyk bolesny i przypadły do krzyża, Maryja uczuła ból straszny,
przenikający Jej serce, jak gdyby to Ją przeszył ten cios, i zemdlona upadła na
ręce przyjaciółek. Kassius tymczasem upadł już na kolana, wyznając głośno Jezusa
i radośnie wielbiąc Boga; oto uwierzył, został oświecony i widział teraz jasno
wszystko. Ozdrowiały i otworzyły się zarówno oczy ciała jego jak i duszy. Wnet
jednak ogarnęło wszystkich wzruszenie, pomieszane ze czcią najgłębszą na widok
Krwi Zbawiciela z wodą zmieszanej, spienionej, zbierającej się w zagłębieniu
skalnym pod krzyżem. Kassius, Maryja Panna, święte niewiasty, rzucili się ku
krzyżowi, zaczęli czerpać czarkami ten drogocenny skarb, i przelewać do flaszek;
resztki nawet starannie wysuszali chustami.
Kassius, oświecony na duchu i ciele, zmienił się zupełnie; wzruszony był głęboko
i pokorą wielką przejęty. Żołnierze, skruszeni cudem, jaki się stał na ich
dowódcy, upadli także na kolana i bijąc się w piersi, wyznawali Jezusa. A krew z
wodą zmieszana, płynęła wciąż obficie z szeroko otwartego, prawego boku Jezusa,
spadała na czystą skałę i zbierała się na niej spieniona. Obecni czerpali ją i
zbierali z rozrzewnieniem nadzwyczajnym; niejedna łza Maryi, lub Magdaleny
zmieszała się z tą krwią. Siepacze nie wrócili już, bo otrzymali tymczasem od
Piłata nowy rozkaz nie tykania ciała Jezusa, jako oddanego Józefowi z Arymatei
do pogrzebania.
Włócznia Kassiusa składała się z kilku części, dających się wsuwać jedna w
drugą; złożona, wyglądała jak średnio długa, silna laska. Grot opatrzony był u
góry płaskawą, gruszkowatą główką, na którą u góry zakładało się ostrze a ze
spodu wyciągało się dwa małe ostrza haczykowate i wtedy dopiero włócznia gotowa
była do użytku.
Opowiedziane zdarzenia zaszły zaraz po czwartej godzinie, podczas gdy Nikodem i
Józef z Arymatei zajęci byli zbieraniem przyborów do pogrzebania Jezusa. Słudzy
Józefa z Arymatei, wysłani do czyszczenia grobowca, przynieśli przyjaciołom
Jezusa na Golgocie wieść, że Piłat pozwolił Józefowi zdjąć zwłoki Jezusa i
złożyć w swoim grobie. Więc też Jan powrócił zaraz z świętymi niewiastami do
miasta na górę Syjon, by postarać się o niektóre przedmioty, potrzebne do
pogrzebu, a głównie, by Najświętsza Panna mogła odpocząć i trochę się pokrzepić.
Miała tam Najświętsza Panna małe mieszkanko w bocznych budynkach przy
wieczerniku. Nie weszli do miasta bramą najbliższą, bo ta była zamknięta i
obsadzona żołnierzami, których
301
dostarczył Faryzeuszom Piłat na ich żądanie wobec niepewnej postawy tłumów;
skierowali się zatem więcej ku południowi, ku bramie, wiodącej do Betlejem.
58. Krótki opis niektórych miejscowości dawnej Jerozolimy
Od wschodniej strony Jerozolimy na południe od południowo-wscho-dniego rogu
świątyni, pierwsza z rzędu jest brama, wiodąca poza mury do przedmieścia Ofel,
zaś z drugiej strony na północ od północno-wschodniego rogu świątyni jest brama
Owcza. Na przestrzeni między tymi dwiema bramami otworzono niedawno trzecią
bramę; wiedzie ona do kiłku ulic, biegnących wzdłuż wschodniego stoku góry
świątyni a zamieszkałych przeważnie przez kamieniarzy i innych robotników.
Mieszkania ich przytykają do fundamentów świątyni. Domy na tych ulicach są
przeważnie własnością Nikodema, który kazał je zbudować swoim kosztem;
zamieszkujący je kamieniarze, płacą mu czynsz gotówką, lub odrabiają w
warsztatach, a tak pozostają w stosunkach z nim i z Józefem z Arymatei, który
znów posiada w swych dobrach wielkie łomy kamienia i tym handluje. Nikodem to
właśnie też kazał niedawno wybić w murach tę piękną bramę, którą nazwano "bramą
Moriah". Po ukończeniu jej, pierwszy Jezus wjechał nią do miasta w Niedzielę
Palmową. Wszedł więc do miasta nową bramą Nikodema, którą nikt jeszcze nie
szedł, a pochowany został w nowym grobowcu Józefa z Arymatei, w którym nikt
przed Nim nie spoczywał. Bóg tak widocznie zrządził. Bramę tę zamurowano w
późniejszych czasach; powstała o niej legenda, że bramą tą wejdą kiedyś znowu
chrześcijanie do Jerozolimy. Do dziś jeszcze jest w tej stronie zamurowana
brama, którą Turcy zowią Złotą.
Linia prosta, poprowadzona od bramy Owczej na zachód poprzez wszystkie mury,
przechodzi środkiem między północno-zachodnim krańcem Syjonu a Golgotą. Od tej
bramy na Golgotę jest w prostej linii trzy kwadranse drogi, zaś od pałacu Piłata
Strona 166
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
tamże 5/8 godziny drogi. Zamek Antonia stoi przy północno-zachodnim rogu góry
świątyni na wystającym cyplu skalnym. Wychodząc z pałacu Piłata przez bramę ku
zachodowi, ma się zamek po lewej ręce. Na wysokim murze zamkowym jest w jednym
miejscu otwarty płac, wychodzący na forum; stąd wydaje Piłat ludowi różne
ogłoszenia, np. ogłasza nowe prawa. Idąc "Drogą krzyżową" w obrębie miasta, miał
Jezus nieraz górę Kalwarii po prawej ręce. (Droga musiała iść głównie w kierunku
południowo-zachodnim.) Ze śródmieścia wyszedł Jezus bramą, która wiodła przez
wewnętrzny mur miejski, biegnący ku. górze Syjon, do znacznej wysokości
zabudowanej. Poza tym murem rozciąga się dzielnica, obejmująca
302
więcej ogrodów niż domów; tutaj są także od strony zewnętrznego muru piękne
grobowce o wejściach murowanych, lub sztucznie wykutych, a nad nimi na górze są
często gęsto wcale ładne ogródki. W tej to stronie miasta stoi dom Łazarza;
piękne ogrody, należące do niego, rozciągają się ku bramie narożnej aż do muru
zewnętrznego, który skręca się tu z zachodu ku południowi. Osobna furtka
prowadzi do tych ogrodów spoza murów, jak mi się zdaje, koło bramy Owczej; Jezus
i uczniowie wchodzili nieraz tędy i wychodzili za zezwoleniem Łazarza. - Ową
bramą przy północno-zachodnim rogu świątyni wychodzi się na drogę, wiodącą do
Betsur, która to miejscowość leży dalej na północ niż Emaus i Joppe. Na północ
za murem zewnętrznym znajdują się grobowce królewskie. Dzielnica zachodnia, nie
bardzo jeszcze zabudowana, leży najniżej; zniża się powoli w kierunku ku murom
miejskim, tuż przed nimi podnosi się znowu faliście, tworząc garb, zasiany gęsto
pięknymi ogrodami i winnicami. Poza nim biegnie jeszcze w obrębie murów szeroka,
brukowana droga, miejscami dostępna dla wozów. Z tej drogi prowadzą wejścia na
mury i wieże, bo wieże tamtejsze nie mają wejść wewnątrz, jak u nas. Z drugiej
strony murów opada znowu grunt w dolinę, a więc mur w tym miejscu wznosi się
jakby na podwyższonym wale. Spadzisty stok przed murami obsadzony jest także
ogrodami i winnicami. Idąc "Drogą krzyżową", nie przechodził Jezus przez
dzielnicę ogrodową; wychodząc z miasta, miał ją po prawej ręce od północy i
stamtąd właśnie nadszedł Szymon Cyrenejczyk i spotkał się z orszakiem Jezusa.
Brama, którą wyprowadzono Jezusa, nie jest zwrócona wprost ku zachodowi, lecz w
tę stronę, którą wskazuje słońce o czwartej godzinie po południu. Od bramy tej
na lewo ciągnie się mur nieco ku południowi, następnie robi nagły zakręt ku
zachodowi, potem znów zwraca się na południe i okrąża górę Syjon. W tej samej
stronie na lewo od bramy w kierunku ku Syjonowi stoi poza obrębem murów potężna
baszta, jakby twierdza jaka. Obok tej bramy leży na lewo bardzo blisko druga; bo
nie dalej leżą jak u nas w Dulmen brama zamkowa od ludinghauserskiej. Druga ta
brama, zwrócona ku zachodowi, prowadzi na drogę, skręcającą nieco na lewo ku
Betlejem. Tuż za bramą, którą wyprowadzono Jezusa, zwraca się droga na prawo ku
północy na górę Kalwarii, zwróconą do miasta wschodnim, stromym stokiem, podczas
gdy stok przeciwległy, zachodni bardzo łagodnie opada na dół. Z góry widać ku
zachodowi kawałek drogi do Emaus; przy owej drodze jest łąka, na której zbierał
Łukasz zioła, idąc z Kleofasem po zmartwychwstaniu do Emaus, i wtedy to spotkali
Jezusa. Wzdłuż murów miejskich na wschód i południe ciągną się ogrody, winnice i
cmentarze. Krzyż Chrystusa zakopano u podnóża góry Kalwarii od strony
północno-wschodniej; z drugiej strony są znowu piękne, terasowate winnice.
Wisząc na krzyżu, zwrócony był Jezus twarzą na półno-
303
cny-zachód, mniej więcej w stronę, którą wskazuje na kompasie 10 godzina.
Zwróciwszy głowę na prawo, mógł Jezus widzieć z krzyża część zamku Antonia.
Patrząc ze wzgórka krzyżowego ku południowi, widzi się dom Kajfasza, stojący
poniżej zamku Dawida.
59. Ogród i grób Józefa z Arymatei
Ogród Józefa rozciąga się przy bramie betlejemskiej na wyżynie, podchodzącej pod
mury miejskie, a oddalony jest od góry Kalwarii przynajmniej o siedem minut
drogi. Ogród to piękny, o wielkich, rozłożystych drzewach, wśród drzew widać
miejscami cieniste łączki; nie brak i ławek, zapraszających do miłego spoczynku.
Wchodząc do ogrodu z doliny od strony północnej i idąc dalej szeroką wygodną
ścieżką, widzi się, że na lewo ciągnie się ogród dalej pod górę wzdłuż murów
miejskich, zaś po prawej stronie ścieżki kończy się ogród niedaleko, i tutaj to
stoi wielka, odosobniona skała, w której znajduje się grobowiec. Wejście do
groty grobowej zwrócone jest wprost na ścieżkę; stojąc u wejścia, widzi się
przed sobą ciągnący się w górę ogród i mury miejskie. W południowo-zachodniej i
w północno-zachodniej ścianie tejże skały są jeszcze dwa niskie wejścia do dwóch
mniejszych grobowców. Wzdłuż zachodniej ściany biegnie wąska ścieżka. Do
głównego grobowca schodzi się od strony wschodniej w dół po schodkach, bo
grobowiec leży głębiej, niż grunt ogrodu. Wejście to pierwsze zamknięte jest
plecionką. Wewnątrz tworzy grobowiec obszerną grotę, tak wielką, że z obu stron
Strona 167
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
może stanąć pod ścianami po czterech ludzi, a inni mogą wygodnie środkiem
przenieść zwłoki. Od tylnej, zachodniej ściany, naprzeciw drzwi, zaokrągla się
grota w nyżę szeroką, a niezbyt wysoką; ściany schodzą się tu w górze, tworząc
sklepienie nad łożem grobowym, wysokim na przeszło dwie stopy. Łoże grobowe jest
to po prostu kawał skały w kształcie skrzyni podłużnej lub trumny, występujący z
tylnej ściany groty, a tworzący z nią jedną całość; łoże to wyżłobione jest
tyle, że mogą się w nim wygodnie pomieścić zwłoki, owinięte w całuny. Łoże nie
zajmuje całej szerokości nyży od ściany do ściany, owszem z jednej i z drugiej
strony między ścianą a grobem może stanąć człowiek, a także z przodu przed
grobem jest miejsce dla jednego człowieka, chociażby zamknięte były drzwi nyży.
Drzwi, zamykające nyżę, są z miedzi, czy z jakiegoś innego metalu, otwierają się
na dwie połowy na obie strony, gdzie wspierają się o ściany boczne. Nie są
osadzone prostopadle, lecz ukośnie, a niezbyt wysoko nad ziemią, tak, że można
je zamknąć, przytoczywszy pod nie kamień, który w tym celu leżał jeszcze przed
wejściem do groty; przytoczono go dopiero później, po złożeniu Pana do grobu, i
przywalono
304
nim zamknięte drzwi nyży. Kamień to ogromny, zaokrąglony nieco z jednej strony
umyślnie, bo i ściany nie kończą się przy drzwiach nyży pod kątem prostym, lecz
nieco się zaokrąglają. By drzwi, przywalone kamieniem, otworzyć, nie potrzeba go
wytaczać z groty, co wobec szczupłości miejsca byłoby zbyt uciążliwym; w tym
celu jest umyślnie uwieszony w sklepieniu łańcuch, który przeciąga się przez
kółka, wpuszczone w kamień i następnie, podciągając łańcuch, usuwa się kamień na
bok; ale w każdym razie potrzeba do tego kilku silnych mężczyzn, a ci dobrze się
namęczą, nim kamień usuną.
Grota cała jest czyściutko wykonana. Skała, w której wykuta jest grota, jest
koloru białego, żyłkowana w delikatne prążki czerwone i brunatne. Naprzeciw
wejścia do groty umieszczona jest w ogrodzie ławka kamienna. Wierzch skały
porosły jest murawą; wyszedłszy nań, widzi się poprzez mury górę Syjon i
niektóre wieże, dalej bramę betlejemską, wodociąg i studnię Gihon.
60. Zdjęcie z krzyża
fr
W tym czasie, gdy przy krzyżu kilku tylko żołnierzy zostało na straży,
widziałam, jak od Betanii nadeszło doliną pięciu mężów; zbliżyli się ostrożnie
do placu egzekucji, spoglądali chwilę na krzyż i znowu się oddalili; mniemam, iż
to byli uczniowie. Józefa z Arymatei i Nikodema widziałam dziś trzy razy w tej
stronie, jak gdyby śledzili za czymś i coś układali. Pierwszy raz widziałam ich
tu w pobliżu podczas krzyżowania. (Zapewne wtenczas, gdy wysłali ludzi, by
odkupić suknie Jezusa.) Później przyszli obaj popatrzeć, czy tłum się rozszedł,
po czym odeszli do grobowca, poczynić niektóre przygotowania. Stamtąd przyszli
znowu aż pod krzyż, przyglądnęli się mu dobrze i zbadali teren wokoło, układając
plan zdjęcia ciała Jezusa, po czym powrócili do miasta.
Teraz zajęli się przysposobieniem przyborów do balsamowania. Służący ich wzięli
oprócz innych przyborów do zdjęcia świętego Ciała także dwie drabiny ze stodoły,
stojącej obok wielkiego domu Nikodema. Drabiny te - były to długie żerdzie, w
których powbijane były rzędem z obu stron kołki, jako szczeble. Drabiny
opatrzone były hakami, dającymi się wedle potrzeby przesuwać wyżej i niżej, by
można było drabinę dowolnie przymocować, lub, by można było na takim haku
powiesić jakieś narzędzie, gdy miało się obie ręce zajęte.
Bogobojna niewiasta, u której zakupili przybory do balsamowania, zapakowała
wszystko bardzo wygodnie. Nikodem kupił 100 funtów ziół i wonności, co na naszą
wagę wynosiło 37 funtów, jak to kilka razy wyraźnie się dowiedziałam. Zapakowane
to było w małych baryłeczkach z tyka, które
305
nieśli zawieszone na szyi; w jednej baryłce był jakiś proszek. Pęki ziół
zapakowane były w sakwach z pergaminu, czy ze skóry. Józef niósł także drogą,
wonną maść w puszce ładnej, czerwonej, z niebieską obwódką; nie wiem, z czego ta
puszka była zrobiona. Słudzy, jak już wspomniałam, nieśli na noszach naczynia,
wory, gąbki i narzędzia. Ogień nieśli w zamkniętej latarce.
Słudzy ci poszli nieco naprzód i wyszli z miasta inną bramą, zdaje mi się,
Betlejemską. Idąc przez miasto, przechodzili koło domu, w którym znajdowała się
Najświętsza Panna z niewiastami i Janem, wróciwszy z góry Kalwarii, by postarać
się o niektóre przybory do pogrzebu. Widząc sługi, idące na górę Kalwarii,
zebrały się zaraz niewiasty i poszły tamże za nimi z Janem, w pewnym oddaleniu.
Było ich coś pięć, a niektóre niosły pod płaszczami spore zawiniątka z chustami.
Niewiasty zawsze, wychodząc z domu pod wieczór, lub w ogóle na wykonywanie
jakichś praktyk religijnych, zwykłe były otulać się starannie długą chustą, na
dobry łokieć szeroką. Począwszy od jednego ramienia, owijały się całe szczelnie
Strona 168
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
i kończyły na drugim ramieniu; nawet głowa okryta była tą chustą. Tak owinięte,
mogły tylko małe kroki stawiać. Dzisiaj osobliwie podoba mi się strój ten, był
to bowiem strój żałobny.
Józef i Nikodem ubrani byli także w suknie żałobne. Mieli czarne przed-ramiączka
i takież manipuły, dalej szerokie pasy, a od góry do dołu otuleni byli w długie,
obszerne płaszcze, barwy brudno-szarej; płaszcz osłaniał nawet głowę. Szli nie
za sługami, lecz ku bramie, którą wyprowadzono Jezusa.
Na ulicach cicho było i pusto. Mieszkańcy, nie ochłonąwszy jeszcze z
przestrachu, siedzieli zamknięci w domach; wielu ze skruchą czyniło pokutę, mała
tylko część pamiętała o wykonywaniu przepisanych ceremonii świątecznych. Gdy
Józef i Nikodem przybyli pod bramę, zastali ją zamkniętą; ulice najbliższe i
mury obsadzone były żołnierzami, których przysłał Piłat faryzeuszom na ich
żądanie, kiedy to po drugiej godzinie lękali się wybuchnięcia rozruchów.
Dotychczas nie odwołano tych oddziałów, więc stały wciąż na straży. Józef
pokazał żołnierzom rozkaz Piłata na piśmie, by go przepuszczono, na co
oświadczyli żołnierze, że chętnie by go puścili, ale że brama tak się zacięła,
widocznie przez trzęsienie ziemi, iż nie można jej w żaden sposób otworzyć;
dlatego też i siepacze, wracając po połamaniu kości łotrom, nie mogli przejść
tędy, lecz musieli iść na bramę narożną. Rzeczywiście nikt nie mógł otworzyć
bramy, ale gdy Józef i Nikodem ujęli za rygle, brama otworzyła się ku ogólnemu
podziwowi nadzwyczaj lekko.
Powietrze było posępne, mgliste. Przybywszy na górę Kalwarii, zastali tam już
Józef i Nikodem, swych służących i święte niewiasty, które siedziały zapłakane
naprzeciw krzyża.
306
Kassius i nawróceni żołnierze stali w pewnym oddaleniu, przejęci trwożną czcią i
uszanowaniem. Józef i Nikodem opowiedzieli Janowi i świętym niewiastom, jakie to
starania czynili, by uratować Jezusa od śmierci sromotnej, a niewiasty nawzajem
opowiadały im, jako z trudem tylko udało im się odwieść siepaczów od połamania
kości Jezusowi, jako spełniło się proroctwo, a Kassius przebił włócznią bok
Jezusowi. Gdy nadszedł jeszcze setnik Abe-nadar, rozpoczęto z oznakami wielkiego
smutku i czci najświętsze dzieło miłości. Przyjaciele i wyznawcy Jezusa zaczęli
zdejmowanie z krzyża i przysposobienie do pogrzebu świętego Ciała ich Pana,
Mistrza i Odkupiciela.
Najświętsza Panna i Magdalena usiadły po prawej stronie pagórka między krzyżem
Jezusa a Dyzmasa; inne niewiasty zajęły się porządkowaniem wonności, chust,
gąbek i naczyń. Kassius zbliżył się do przybyłego Abenadara i opowiedział mu,
jak to doznał cudownego uzdrowienia wzroku ciała i duszy. Wszyscy wzruszeni byli
głęboko i przejęci smutkiem; na twarzach wszystkich malowała się uroczysta
powaga, przebijała miłość głęboka, nie potrzebująca wielu słów na wyrażenie
swych uczuć. Święta czynność odbywała się z pośpiechem, a zarazem uwagą
troskliwą; czasami wydzierał się z czyich piersi jęk żałosny, lub westchnienie.
Magdalena przede wszystkim wzruszona była gwałtownie i pogrążona w bezmiernej
boleści, poza którą nie miała względu na nic i na nikogo.
Nikodem i Józef przystawili drabiny z tyłu do krzyża i weszli na górę, wziąwszy
ze sobą wielką chustę, do której w trzech miejscach przyszyte były trzy szerokie
rzemienie. Owinąwszy Pana chustą, przyciągnęli rzemienie i przymocowali nimi
ciało Jezusa do pnia krzyża pod pachami i pod kolanami; tak samo przymocowali
ręce chustami do ramion krzyża. Tułów ciała Jezusa, ciążący przy skonaniu całym
ciężarem ku kolanom, spoczywał teraz w siedzącej postawie na chuście wielkiej,
przez ramiona krzyża przerzuconej i przymocowanej. Ręce nie wisiały już na
gwoździach i nie rozdzielały się, bo ciało, podciągnięte do góry i przymocowane,
nie ciążyło ku dołowi. Do wyjmowania gwoździ wzięto się w ten sposób, że
wybijano je z tyłu sztyfcikami, przyłożonymi do końców gwoździ. Wstrząśnienia,
wywołane uderzeniami, nie dawały się bardzo odczuć rękom Jezusa, gwoździe
wypadały łatwo z szerokich ran tym bardziej, że ręce nie były już naciągnięte
jak pierwej. Wybiwszy lewy gwóźdź, spuścił Józef owiniętą rękę lekko wzdłuż
ciała. Nikodem tak samo, przywiązawszy mocno prawą rękę Jezusa i głowę cierniem
ukoronowaną, opuszczoną dotychczas na piersi, wybił prawy gwóźdź i obwiązaną
rękę opuścił lekko na dół. Tymczasem setnik Abenadar wybił z wielkim trudem
ogromny gwóźdź, przykuwający nogi.
Spadłe gwoździe podniósł ze czcią Kassius i złożył je na ziemi obok Najświętszej
Panny. Teraz przestawiono drabiny na przód krzyża po obu
307
stronach, tuż obok Najświętszego Ciała. Znowu weszli na górę Józef i Nikodem,
odwiązali górny rzemień od pnia krzyża i zawiesili go na hakach, wbitych do
drabin. Toż samo uczynili z dwoma innymi rzemieniami tak, że teraz chusta z
ciałem Jezusa wisiała wyłącznie na drabinach. Schodząc powoli, odczepiali
Strona 169
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
rzemienie od góry i zawieszali na coraz niższych hakach, a drogocenny ciężar
spuszczał się coraz niżej ku ziemi. Setnik Abenadar wszedł na schodki ruchome,
ujął rękoma nogi Jezusa poniżej kolan i zeszedł na ziemię, a tymczasem Nikodem i
Józef, trzymając w ramionach ciało Jezusa u góry, schodzili stopień po stopniu z
drabiny lekko, ostrożnie, jak gdyby dźwigali najukochańszego przyjaciela, ciężko
zranionego. Tak dostało się to najświętsze, umęczone Ciało Zbawiciela z krzyża
na ziemię.
Nadzwyczaj wzruszającym i rozczulającym był widok zdejmowania Jezusa z krzyża.
Robiono wszystko ostrożnie, z uwagą, jak gdyby obawiano się sprawić Panu
najmniejszą boleść. Wobec najświętszego Ciała przejmowała wszystkich taka sama
miłość i cześć, jaką czuli względem Najświętszego ze Świętych za Jego życia.
Obecni mieli bez przerwy zwrócone oczy na ciało Pana, przy każdym poruszeniu
ciała objawiali swą boleść, smutek i troskę łzami i całym zachowaniem. Cisza
panowała; ci, co zajęci byli zdejmowaniem ciała, odzywali się tylko wtenczas,
gdy koniecznie było potrzeba, a i to półgłosem, mimowolnym przejęci szacunkiem
dla zwłok Chrystusa. Gdy przy wybijaniu gwoździ rozległy się uderzenia młotka,
nowa boleść ścisnęła serce Najświętszej Panny, Magdaleny i wszystkich, którzy
byli obecni przy krzyżowaniu. Odgłos uderzeń przypominał im chwilę okrutnego
przybijania Jezusa na krzyż; zadrżeli, bo zdało im się, że znowu usłyszą bolesny
jęk Jezusa, ale widząc, że usta te zamknęła chłodna dłoń śmierci, zaczęli znów
boleć nad Jego skonaniem. Zdjąwszy ciało, okryli je Nikodem i Józef starannie od
kolan aż do pasa, i owinięte w chustę złożyli w ręce Matki bolejącej, która,
przejęta boleścią bezmierną, z tęsknotą wyciągnęła po nie ręce.
61. Przygotowanie do pogrzebania ciała Jezusa
Złożono więc na łono Maryi zwłoki Jej najukochańszego, a tak okrutnie
zamordowanego Syna. Najświętsza Panna siedziała na rozesłanym kobiercu, plecy
Jej spoczywały na miękkim oparciu, utworzonym zapewne z pozwijanych płaszczów,
bo przyjaciele chcieli ulżyć choć trochę tej Matce, wycieńczonej boleścią i
trudem, oddającej obecnie zwłokom Syna swego ostatnią, smutną przysługę miłosną.
Najświętsza głowa Jezusa spoczywała na podniesionym nieco prawym kolanie Maryi,
ciało leżało wyciągnięte na chuście. Boleść serca Najświętszej Matki równą była
Jej niezmiernej miłości. Oto
308
trzymała w ramionach ciało Swego ukochanego Syna, któremu podczas całej Jego
długiej męki nie mogła wyświadczyć żadnej przysługi; widziała strasznie
sponiewierane to najświętsze Ciało, miała tuż przed oczyma wszystkie okropne
rany, całując zakrwawione, poranione policzki. Magdalena usiadła podobnie u nóg
Jezusa i całowała je.
Mężczyźni tymczasem cofnęli się w zagłębienie, położone niżej na południowo
zachodnim stoku Kalwarii, gdzie chcieli uzupełnić przygotowania do pogrzebu i
przysposobić, co jeszcze było potrzebne. Kassius z nawróconymi żołnierzami stał
w pewnym oddaleniu, w postawie pełnej szacunku. Nie było między obecnymi
nieprzychylnych, bo wszyscy porozchodzili się do miasta, pozostali tylko
życzliwi Jezusowi i ci tworzyli teraz jakby straż honorową, by nikt niepowołany
nie przeszkodził w oddawaniu ostatniej oznaki czci zwłokom Jezusa. Każdy był
szczęśliwy, jeśli polecono mu pomóc w czymś i wypełniał ochoczo polecenie ze
wzruszeniem i pokorą.
Święte niewiasty zajęły się skrzętnie przygotowaniem i podawaniem naczyń z wodą,
gąbek, chust, maści i ziół; po spełnieniu jakiejś czynności stawały w pogotowiu,
bacząc uważnie, czy znowu czegoś nie potrzeba. Były między niewiastami Maria
Kleofy, Salome i Weronika; Magdalena nie odchodziła na krok od najświętszego
ciała. Maria Helego, starsza siostra Najświętszej Panny, sędziwa już matrona,
siedziała opodal na wale, przypatrując się cicho wszystkiemu; Jan, czynny na
wszystkie strony, był niejako pośrednikiem między niewiastami i mężczyznami. To
pomagał Najświętszej Pannie i niewiastom, to znowu potem mężczyznom przy
właściwym przysposobieniu ciała. Na wszystko miał oko. Niewiasty trzymały
skórzane worki dające się otwierać i składać na płask, obok na ognisku stało
naczynie z ciepłą wodą. Podawały na przemian Maryi i Magdalenie czarki z czystą
wodą i świeże gąbki, a otrzymane wyciskały do worków; zdaje mi się, iż to były
gąbki, owe zwitki, z których widziałam jak zużytą wodę wyciskają.
Przy całej niewymownej boleści, jaka ściskała w tej chwili serce Najświętszej
Panny, moc jednak niezwykła ożywiała Ją i pobudzała do działania. Boleść Jej i
miłość nie dały Jej pozostawić ciała Jezusa w takim zeszpeceniu i
sponiewieraniu, więc zaraz zaczęła skrzętnie oczyszczać je i obmywać. Najpierw
rozpięła ostrożnie przy pomocy innych koronę cierniową i zdjęła ją Jezusowi z
głowy. Niektóre ciernie musiano tymczasem obciąć, by przy zdejmowaniu korony nie
rozdzierać na nowo ran Najświętszej głowy. Położono koronę na ziemi koło
gwoździ; pozostałe w głowie długie kolce i trzaski powyciągała Maryja ostrożnie
Strona 170
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
okrągłymi, żółtymi, sprężynowymi obcążkami i ze smutkiem głębokim pokazywała je
współczującym przyjaciołom. Wydobyte ciernie składano obok korony; część ich
zapewne rozebrali zaraz obecni między siebie na pamiątkę.
309
Oblicze Jezusa zdjętego z krzyża, było do niepoznania, zeszpecone Akrwią i
ranami; rozczochrane włosy na głowie i brodzie pozlepiane były krwią. Maryja
zmyła mokrymi gąbkami oblicze i głowę, i zebrała z włosów zaschłą krew. Przy
zmywaniu coraz jawniej pokazywało się, jak okrutnie poraniony był Jezus, więc
coraz większe współczucie ogarniało obecnych na widok każdej pokazującej się
rany; z nadzwyczajną starannością i pieczołowitością wykonywała Maryja tę smutną
czynność. Gąbką i chusteczką wilgotną, nawiniętą na palce prawej ręki, wymywała
zaschłą krew z ran głowy, z zapadłych oczu, z nosa i uszu, po czym nawinąwszy
szma teczkę mokrą na palec wskazujący, wymyła wpółotwarte usta Jezusa, język,
zęby i wargi. Przerzedzone włosy na głowie przyczesała i rozdzieliła na trzy
części, środek zaczesała w tył, a dwie części na oba boki, zaczesawszy je gładko
poza uszy. Oczyściwszy tak głowę ucałowała Najświętsza Panna policzki Jezusa i
zakryła je chustą, po czym zaczęła obmywać szyję, barki, piersi i plecy świętego
ciała, dalej ręce i porozdzierane, zakrwawione dłonie. Teraz dopiero pokazało
się, jak strasznie skatowane było ciało Jezusa. Wszystkie kości piersiowe,
wszystkie tkanki były porozciągane, powykrzywiane i jak stężałe. Na barkach,
które dźwigały ciężki krzyż, widać było ogromną, głęboką ranę, druga taka
widniała na prawym boku, rozdartym szeroko włócznią; na lewym boku była malutka
ranka, pochodząca także od włóczni, która przeszła na wylot przez całe ciało.
Cała górna część ciała pokryta była sińcami, guzami i ranami, a każdą ranę
obmywała i oczyszczała Maryja jak najstaranniej. Magdalena, to klęczała z
drugiej strony, pomagając Jej, to przypadała do nóg Jezusa, obmywając je po raz
ostatni więcej łzami niż wodą i osuszając włosami.
Tak obmyła Maryja i oczyściła z krwi zeschłej głowę, i górną część ciała Jezusa,
a Magdalena nogi. Najświętsze ciało wyglądało teraz sino-białe, połyskujące jak
przekrwawione mięso. Tu i ówdzie widać było ciemniejsze plamy od zastałej pod
skórą krwi, miejscami skóra była zdarta i widniało żywe mięso. Najświętsza Panna
okrywszy już obmyte członki, wzięła się powtórnie do namaszczania wszystkich
ran, począwszy od głowy. Święte niewiasty klęczały przed Nią i podawały Jej na
przemian puszki z wonnościami, a Matka Boża nabierała palcem wielkim i
wskazującym prawej ręki czy to maści, czy inne wonności, zapełniała tym rany
Jezusa i poma-zywała je; włosy polała Mu wonnym olejkiem. Ująwszy w lewą rękę
obie ręce Jezusa, całowała je najpierw ze czcią, po czym wypełniała szerokie
rany na dłoniach, porobione gwoździami, kosztowną maścią: tąże maścią wypełniła
także otwory uszne, nosowe i szeroką ranę w prawym boku. Magdalena głównie
zajęła się świętymi nogami Jezusa, osuszała je, namaszczała i na nowo skrapiała
obfitymi łzami. Chwilami przykładała do nich swą twarz zbolałą i klęczała tak
cicho, bez ruchu.
310
Namaściwszy tak wszystkie rany, owinęła Maryja głowę Jezusa w opaski nie
ściągając jednak jeszcze poprzedniej zasłony, przymknąwszy na pół otworzone oczy
Jezusa trzymała chwilę na nich swą rękę, a objąwszy z płaczem najdroższe ciało
swego Syna, pochyliła oblicze ku świętej Jego twarzy. Magdalena z wielkiej czci
i uszanowania, nie zbliżała swego oblicza do twarzy Jezusa, całowała tylko z
pokorą Jego nogi.
Józef i Nikodem stali chwilę w pobliżu, szanując tę boleść niezmierną Matki
Bożej; wreszcie Jan zbliżył się do Najświętszej Panny z nieśmiałą prośbą, by
oddała już ciało Jezusa, bo szabat się zbliża i trzeba kończyć przygotowania.
Jeszcze raz uścisnęła Maryja serdecznie drogie zwłoki i czułymi słowy pożegnała
je. Mężczyźni wzięli najświętsze ciało z łona Matki i ponieśli je na chuście, na
której leżało, na dół w owo zagłębienie. Maryja, której boleść, ukojona nieco
czułym zajęciem, odżyła na nowo, osłabła i usunęła się na ręce niewiast,
zakrywszy głowę. Magdalena zaś, jak gdyby kto porywał jej jedynego Oblubieńca,
rzuciła się naprzód z wyciągniętymi rękami, lecz po chwili oprzytomniawszy,
powróciła do Najświętszej Panny.
Najświętsze Ciało Jezusa ponieśli mężczyźni kawałek w dół Golgoty, gdzie w
załomie góry była piękna, szeroka, a płaska skała, na której ciało złożono w
celu przedsięwzięcia balsamowania. Skała zasłana była wielką siatkowatą chustą,
jakby z koronek zrobioną, podobną do tak zwanej chusty głodowej zawieszanej u
nas w kościele. Widząc jako dziecko wiszącą w kościele taką chustę, myślałam
zawsze, że to jest ta sama, którą widziałam przy balsamowaniu Jezusa. Zapewne
dlatego zrobiona była siatkowato, by przy zmywaniu ciała woda mogła odpływać;
obok rozpostarta była druga wielka chusta. Ciało Jezusa złożono na skale na
Strona 171
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
siatkowatej chuście, kilku zaś trzymało nad ciałem drugą chustę, rozpostartą
tak, by zwłoki Jezusa zakryte były przed ich oczami. Wtedy Józef i Nikodem
przyklękli, rozwinęli ową chustę, w którą przy zdejmowaniu z krzyża owinęli byli
Jezusa, od kolan do pasa, przy czym zdjęli także przepaskę biodrową, którą
przyniósł Mu przed ukrzyżowaniem Jonadab, siostrzeniec Jego opiekuna Józefa.
Wymyli oni starannie gąbkami brzuch i uda Jezusa, następnie podnieśli
najświętsze ciało, wciąż jeszcze przykryte trzymaną zasłoną, na dwóch chustach
poprzecznych, podłożonych pod grzbiet i kolana i nie obracając Go, umyli z
drugiej strony. Myli zaś tak długo, dopóki woda wyciskana z gąbek nie była
zupełnie czystą. W dodatku obmyli jeszcze ciało wodą mirrową, potem złożyli je
na powrót i delikatnie, z szacunkiem wyprostowali rękoma; środek bowiem ciała i
kolana skrzywione były nieco i tak stężały, jak konając osunęło się ciało ku
dołowi. Ukończywszy to, podłożyli pod biodra chustę na łokieć szeroką a trzy
łokcie długą, wysypali łono Jego pękami ziół, jakie widuję czasem na stołach
niebiańskich, zastawione na złotych talerzykach z błękitnymi
311
obwódkami, dalej delikatnymi, kręconymi włóknami roślinnymi, podobny, mi do
szafranu, a to wszystko posypali proszkiem, który Nikodem przyniósł w puszce, po
czym owinęli biodra podłożoną opaską, przeciągnęli jej końce między nogami i
związali w pasie, w miejscu, gdzie przypadało spięcie opaski. Następnie
namaścili wszystkie rany na lędźwiach, pomazali je wonnościami, nakładli obficie
ziół między nogi aż do stóp i zacząwszy od dołu, poobwijali nogi w całuny aż do
pasa.
Teraz przyprowadził Jan znowu Najświętszą Pannę i święte niewiasty. Maryja
uklękła przy Jezusie i podłożyła Mu pod głowę cienką chustę, otrzymaną od
Klaudii Prokli, którą dotychczas miała na szyi pod płaszczem; inne niewiasty
nakładły obficie wokoło szyi, ramion i głowy aż do policzków Jezusa wonnych
ziół, delikatnych włókien roślinnych i nasypały owego proszku, który przyniósł
Nikodem, po czym Najświętsza Panna owinęła chustę z tym wszystkim wokoło głowy i
ramion Jezusa. Magdalena wylała w ranę prawego boku całą flaszeczkę wonnego
olejku, niewiasty nakładły wonności do martwych rąk, koło nóg i pod nogi.
Następnie mężczyźni wypełnili wonnościami pachy, obłożyli nimi jamę sercową,
całe ciało obłożyli wonnymi ziołami, gdzie tylko było miejsce; zdrętwiałe ręce
Jezusa złożyli na krzyż na łonie, po czym owinęli ciało od dołu aż pod pachy w
wielką, białą chustę, jak to się nieraz zawija dzieci. Pod pachą prawego
ramienia wsunęli koniec szerokiej opaski i owinęli tą opaską całe najświętsze
Ciało od głowy do nóg raz koło razu, unosząc je delikatnie rękami; zwłoki
przybrały teraz kształt lalki, owiniętej w pieluchy. Wreszcie położyli zwłoki
Jezusa na ukos na wielkiej chuście, sześć łokci długiej, kupionej przez Józefa z
Arymatei i zawinęli je w nią tak, że dwa końce zachodziły na piersi, jeden od
nóg, drugi przez głowę, zaś dwa drugie końce owijały ciało na poprzek.
Skończywszy tę smutną robotę, otoczyli wszyscy Ciało Jezusa i uklękli wokoło, by
się z nim pożegnać. Wtem oczom ich przedstawił się cud, wzruszający ich do
głębi. Oto na wierzchniej chuście, okrywającej zwłoki, odbił się obraz
najświętszego Ciała Jezusa z wszystkimi ranami i bliznami. Zdawało się, że Jezus
wdzięczny, chce wynagrodzić im ich życzliwe starania i smutek po Nim,
pozostawiając im Swój wizerunek, cudownie odbity poprzez wszystkie całuny. Z
płaczem i jękiem rzucili się wszyscy do ściskania najświętszego Ciała i całowali
ze czcią cudowny wizerunek. Zdumieni wielce, rozwinęli na powrót chustę i oto
zdumienie ich wzrosło jeszcze, gdy ujrzeli, że pod spodem wszystkie całuny są
czyste zupełnie, a tylko na wierzchniej chuście odbiła się postać Pana.
Część chusty, na której leżało święte Ciało, nosiła odbity wizerunek grzbietu
całego, część zaś, okrywająca Jezusa z wierzchu, nosiła ślady całej przedniej
części ciała, trzeba ją było jednak dopiero składać na powrót
312
rogami, tak jak owinięty był w nią Jezus, by móc ujrzeć całą postać. Nie było na
chuście śladu np. krwawiących się ran, bo całe ciało obłożone było grubo
wonnościami i owinięte całunami. Był to wizerunek cudowny, świadectwo twórczej,
powołującej do bytu Boskości w ciele Jezusa.
Znane mi było wiele szczegółów z późniejszych losów tej świętej chusty, ale już
nie potrafię złożyć tego w porządną całość. Po zmartwychwstaniu dostała się ta
chusta wraz z innymi w posiadanie przyjaciół Jezusa. Jednemu z nich wydarto ją
raz, gdy niósł ją pod pachą. Długi czas była w posiadaniu chrześcijan w różnych
miejscowościach i doznała czci wielkiej; dwa razy przechodziła w ręce żydowskie,
ale wnet wracała do chrześcijan. Raz widziałam, jak wybuchła sprzeczka o nią,
wśród której wrzucono ją w płomień na spalenie, ale chusta cudownie uniosła się
z płomieni w powietrze i opadła w ręce pewnego chrześcijanina.
Za łaską Bożą utworzyli święci mężowie przez przykładanie rąk wśród modłów trzy
Strona 172
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
odbitki, a to z całej tylko części i złożonych kawałków przedniej części.
Odbitki te, powstałe przez dotknięcie i uświęcone w zbawiennej intencji
uroczyście przez Kościół, były od dawna przyczyną wielkich cudów. Oryginał,
uszkodzony już trochę, porozdzierany w niektórych miejscach, widziałam raz w
posiadaniu chrześcijan niekatolików w Azji. Nazwę miasta zapomniałam; leży ono w
jakimś wielkim kraju w pobliżu ziemi św. Trzech Królów. W widzeniach o tej
chuście wmieszane były jakieś szczegóły o Turynie i Francji, o papieżu Klemensie
I i o cesarzu Tyberiuszu, który umarł pięć lat po ukrzyżowaniu Chrystusa; ale
wyszło mi to wszystko z pamięci.
62. Złożenie do grobu
Po opowiedzianych przygotowaniach mężczyźni złożyli święte Ciało Jezusa na
skórzane nosze, przykryli je ciemną zasłoną i przytwierdzili po obu stronach
drążki do trzymania; przypominało mi to żywo arkę przymierza. Czterech mężów
niosło nosze; z przodu Nikodem i Józef, z tyłu Abenadar i Jan. Za nimi
postępowały Najświętsza Panna, starsza Jej siostra Maria Helego, Magdalena i
Maria Kleofy, dalej znów gromadka niewiast, jak Weronika, Joanna Chusa, Maria
Marka, Salome z Zebedeuszów, Maria Salome, Salome z Jerozolimy, Zuzanna i
bratanica św. Józefa, Anna wychowana w Jerozolimie. Pochód zamykali Kassius i
żołnierze. Inne niewiasty, jak Maroni z Naim, Samarytanka Dina, Mara i
Sufanitka, były obecne w Be-tanii u Marty i Łazarza.
Przodem szło kilku żołnierzy ze skręconymi pochodniami; potrzeba bowiem było
światła w ciemnym grobowcu. Tak posuwał się orszak około
313
siedem minut przez dolinę ku ogrodom Jozefata, śpiewając psalmy cichym rzewnym
głosem. Widziałam, jak z drugiej strony ze wzgórza przypatrywał się chwilę
pochodowi Jakub Starszy, brat Jana, po czym zbiegł donieść o tym co widział,
uczniom, ukrytym w grocie.
Ogród Józefa nie ma w obwodzie kształtu symetrycznego. Z tej strony, gdzie
znajduje się grobowiec, otoczony jest żywym płotem, a prócz tego u wejścia
znajduje się od wewnątrz zagrodzenie z żerdzi, przymocowanych poziomo żelaznymi
hakami do słupów. Przed wejściem do ogrodu, jak również przed wejściem do
grobowca stoi kilka drzew palmowych. Zresztą ogród jest zarosły przeważnie
krzewami, kwiatami i cennymi ziołami.
U wejścia do ogrodu zatrzymał się orszak, mężczyźni otworzyli przejście,
wyjąwszy kilka żerdek, które posłużyły im potem jako dźwignie do wtoczenia do
groty ogromnego kamienia, mającego przywalić drzwi grobu. Stanąwszy przed
grobowcem, odsłonili nosze i wysunęli najświętsze Ciało na wąskiej desce
przykrytej na poprzek rozścieloną chustą. Nikodem i Józef trzymali z obu końców
deskę, Abenadar i Jan chustę. Grota, nowa jeszcze, wyczyszczona i wykadzona
przez sługi Nikodema, przedstawiała się wcale pokaźnie. U sklepienia biegł górą
piękny gzyms. Samo łoże grobowe szersze było w głowach, jak w nogach. Wykuty w
nim był otwór w kształcie ciała owiniętego w całuny z małym podwyższeniem na
głowę i nogi.
Święte niewiasty usiadły na ławce, stojącej naprzeciw wejścia do groty.
Mężczyźni, niosący ciało Jezusa, weszli z nim do groty, postawili je na ziemi,
wypełnili część grobu wonnościami, rozpostarli na to chustę, tak wielką, że
zwieszała się jeszcze ku ziemi, i dopiero wtenczas złożyli tam najświętsze
Ciało. Uścisnąwszy je po raz ostatni i skropiwszy łzami miłości i smutku, wyszli
z groty. Zaraz też weszła tam Najświętsza Panna, usiadła w głowach grobu na dwie
stopy wysokiego i z płaczem pochyliła się nad zwłokami Swego dziecka jedynego,
by uścisnąć je po raz ostatni. Po Niej weszła do groty Magdalena; ta już
przedtem narwała kwiatowi ziela i posypała teraz nimi najświętsze Ciało.
Załamała ręce, bolejąc nad rozstaniem się z Jezusem; jęcząc i płacząc, objęła
Jego nogi, wróciła jednak wnet do niewiast, bo mężczyźni nalegali o pośpiech. Ci
zaraz weszli znów do groty, zarzucili na ciało Jezusa zwieszającą się chustę, na
to zarzucili brunatną żałobną, wreszcie zamknęli owe ciemne drzwi metalowe,
zdaje się ze spiżu, lub miedzi, opatrzone podłużną i poprzeczną sztabą w
kształcie krzyża. (Katarzyna nie oznaczyła bliżej w tym miejscu, czy te sztaby
zakładano umyślnie, czy były to tylko wystające listwy, tworzące jedną całość z
drzwiami.)
Wielki kamień, przeznaczony do zamknięcia grobu, leżał jeszcze przed grotą. Miał
mniej więcej kształt kufra lub nagrobka, a był tak wielki, że człowiek dorosły
mógł na nim wygodnie leżeć wyciągniony, był bardzo ciężki.
314
Za pomocą żerdek wziętych z zagrodzenia, wtoczyli go mężczyźni do groty przed
zamknięte drzwi grobu. Wejście do groty zamknięto lekkimi drzwiami z plecionki.
Podczas tego smutnego obrzędu oświetlona była grota pochodniami, bo inaczej
byłoby zbyt ciemno. Przez cały czas widziałam, jak w pobliżu ogrodu i Golgoty
Strona 173
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
krążyli w koło nieśmiało jacyś mężowie, na których twarzach smutek się malował;
musieli to być uczniowie, którzy wskutek opowiadań Abe-nadara odważyli się wyjść
z ukrycia, po czym, przestraszeni, znów się cofali.
63. Powrót od grobu. Szabat
Szabat już nadchodził, więc Józef i Nikodem wybrali się zaraz do miasta przez
ową małą furtkę w murze miejskim, której używanie, jak sądzę, dozwolone im było
w drodze prywatnej. Najświętsza Panna, Magdalena, kilka jeszcze niewiast i Jan,
mieli zamiar pójść jeszcze na chwilę na Kalwarię, pomodlić się tam i zabrać
pozostawione tam drobiazgi, więc Józef i Nikodem rzekli im, że oddają im, do
użytku dla większej wygody tę furtkę w murze, jak również wieczernik i że zawsze
dla nich drzwi stać będą otworem, ilekroć zapukają. Maria Marka i inne niewiasty
odprowadziły do miasta starszą siostrę Najświętszej Panny, Marię Helego. Słudzy
Nikodema i Józefa poszli na Kalwarię po pozostałe tam sprzęty.
Nawróceni żołnierze odeszli od grobu do swych towarzyszy, stojących jeszcze na
straży przy bramie; Kassius zaś, dzierżąc w swym ręku włócznię, pojechał do
Piłata i zdał mu wiernie sprawę z wszystkiego, co zaszło; zarazem obiecał mu i
na przyszłość donosić dokładnie o wszystkim, jeśli przeznaczy go między innymi
do straży przy grobie, bo, jak mówił, doniesiono mu, że Żydzi z pewnością
zażądają postawienia straży przy grobie Jezusa. Piłata przejmowała tajemna
groza, gdy słuchał opowiadania Kassiusa, ale na pozór traktował rzecz obojętnie,
a Kassiusowi dał poznać, że uważa go za marzyciela. Kassius wszedł do Piłata z
włócznią w ręku i postawił ją przy sobie, lecz Piłat dowiedziawszy się, że ta
włócznia przebiła bok Jezusa, kazał ze wstrętu i zabobonnej trwogi wynieść ją za
drzwi.
Jan poszedł z Najświętszą Panną i kilku niewiastami na Kalwarię; tam, płacząc,
pomodlili się chwilę i pozbierawszy swoje drobiazgi, szli z powrotem ku miastu.
Wtem ujrzeli naprzeciw oddział żołnierzy, idących z pochodniami, więc rozstąpili
się na obie strony i stanęli po bokach drogi, by przepuścić ich, po czym ruszyli
dalej ku owej furtce w murze. - Żołnierze ci szli na Kalwarię, prawdopodobnie po
to, by usunąć przed szabatem krzyże i zakopać je.
315
Józef i Nikodem napotkali w mieście Piotra, Jakuba Starszego i Jakuba Młodszego.
Płakali jedni i drudzy. Piotr szczególnie zasmucony był nadzwyczaj, z płaczem
ściskał wszystkich, oskarżał sam siebie, narzekał, że nie był przy śmierci Pana
i dziękował im serdecznie, że postarali się o grób dla Niego; boleść przejmowała
wszystkich ogromna. Józef i Nikodem oświadczyli Apostołom, że każdej chwili
wpuszczeni będą do wieczernika, jak tylko zapukają, po czym szli dalej szukać
innych rozproszonych.
Gromadka, wśród której znajdowała się Najświętsza Panna, przybyła do
wieczernika, gdzie na pukanie ich zaraz wpuszczono. Wnet pojawił się Abe-nadar,
a powoli zeszła się większa część Apostołów i wielu uczniów. Święte niewiasty,
odłączywszy się od mężczyzn, udały się do mieszkania Najświętszej Panny w
bocznym budynku obok wieczernika. Posilano się niewiele, przez jakiś czas
jeszcze opowiadano sobie wzajemnie różne szczegóły wśród smutku i trwogi.
Mężczyźni przebrali się w inne suknie i zebrawszy się, pod lampą odprawiali
szabat. Następnie pożywali baranki przy kilku stołach, zastawionych w sali
wieczernika, ale bez zachowania przepisanych ceremonii świątecznych, bo nie było
to pożywanie baranka wielkanocnego, którego spożyli już wczoraj ze swym
Mistrzem. Znać było na twarzach wszystkich pomieszanie i smutek. Święte
niewiasty odprawiały także z Maryją modły szabatowe pod zaświeconą lampą. Gdy
się już zupełnie ściemniło, przybyli po szabacie z Betanii Łazarz, Marta, wdowa
Maroni z Naim, Samarytanka Dina i Maria Sufanitka. Przybyłych wpuszczono do
środka i siedziano jeszcze długo, opowiadając im straszne szczegóły dnia
dzisiejszego. Smutne te wspomnienia nową boleścią przejmowały serca wszystkich
obecnych.
64. Pojmanie Józefa z Arymatei. Straż przy grobie Jezusa
Późno w noc wracał Józef z Arymatei z wieczernika do domu w towarzystwie kilku
uczniów i niewiast. W smutku pogrążeni, szli powoli ulicami Syjonu, lękliwie
spoglądając wokoło. Wtem w pobliżu budynku sądowego Kaifasza wypadła z zasadzki
zgraja żołdaków i pochwyciła bezbronnego Józefa, nie troszcząc się o jego
towarzyszów, którzy też rozbiegli się w mgnieniu oka wśród okrzyków trwogi.
Schwytanego Józefa zamknęli żołdacy w jednej z wież murów miejskich, niedaleko
od sądu. Kaifasz bowiem kazał pojmać Józefa, a wybrał do tego pogańskich
żołnierzy, bo ci nie obchodzili szabatu; miał zamiar, nie mówiąc o tym nikomu,
usunąć po cichu Józefa na zawsze, zapewne zamorzyć go głodem.
W nocy z piątku na sobotę zebrała się starszyzna pod zwierzchnictwem Kaifasza na
walną naradę, jak zachować się i postępować po tych zaszłych
316
Strona 174
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
cudach i wobec niepewnej postawy tłumów. W nocy jeszcze wyruszyli do Piłata i
stanąwszy przed nim, rzekli: "Ten uwodziciel ludu przepowiedział za Swego życia,
że trzeciego dnia zmartwychwstanie. Każ więc postawić straż przy grobie aż do
trzeciego dnia, by przypadkiem uczniowie nie wykradli ciała Jezusa, a potem nie
rozgłosili, że zmartwychwstał, bo wtenczas to drugie oszukaństwo gorsze byłoby
niż pierwsze".
Piłat jednak nie chciał już więcej kłopotać się tą sprawą. - "Macie - rzekł im -
swoje straże, pilnujcie więc grobu, jak możecie najlepiej". - Dodał im tylko do
straży Kassiusa, który miał baczyć na wszystko i zdawać mu sprawę. Rano przed
wschodem słońca poszło dwunastu faryzeuszów do grobu, wziąwszy przeznaczonych na
straż żołnierzy, ubranych nie po rzymsku; byli to bowiem żołnierze od świątyni,
rodzaj trabantów. Żołnierze wzięli z sobą kagańce na drążkach, by oświetlić
posępną grotę, a także widzieć dokładnie, co się wokoło dzieje.
Przekonawszy się po przybyciu do groty, że ciało Jezusa jest na miejscu,
przeciągnęli faryzeusze na poprzek drzwi grobu szeroką wstęgę, a od niej drugą
ku kamieniowi, przytrzymującemu drzwi i przypieczętowali te wstęgi
półksiężycowymi pieczęciami. Potem powrócili do miasta, a straż usadowiła się
naprzeciw wejścia do groty. Od czasu do czasu szedł któryś z żołnierzy do miasta
po żywność, lub po coś innego, ale przynajmniej 5-6 żołnierzy było zawsze przy
grobie. Kassius przez cały czas nie opuszczał swej placówki, stał wciąż lub
siedział w rowie u wejścia do groty, tak, że widział część drzwi do grobowca od
strony, gdzie były nogi Jezusa. Na Kassiusa hojnie spłynęła łaska Boża, poznawał
duchem wiele tajemnic nowej wiary, Duch święty oświecał cudem jego serce; dla
tego żołnierza poczciwego było to coś niezwykłego, niepojętego, więc był jakby
upojony, zatopiony w sobie, nieświadom wszelkich wpływów zewnętrznych. Tu
dopiero, przy grobie, dokonała się w nim zupełna przemiana na nowego człowieka,
chrześcijanina. Cały ten dzień przepędził na skrusze, dziękczynieniu i chwaleniu
Boga.
65. Przyjaciele Jezusa w Wielką Sobotę
Wczoraj wieczór, jak wspomniałam, zebrali się mężczyźni w wieczerniku w liczbie
około dwudziestu. Widziałam, jak ubrani w długie białe suknie z szerokimi
pasami, odprawiali pod lampą modły szabatowe, a po spożyciu wieczerzy rozeszli
się na spoczynek; niektórzy udali się do innych pomieszkań. Dziś siedzieli także
prawie przez cały czas spokojnie w domu, schodząc się od czasu do czasu na
czytanie lub modlitwę. Co chwila zjawiał się ktoś ze znajomych i wpuszczony do
środka, przyłączał się do grona.
317
Boczny budynek koło wieczernika, gdzie bawiła Najświętsza Panna, składał się z
wielkiej środkowej sali i licznych otaczających ją małych izde-bek,
poprzedzielanych dywanami i parawanami na pojedyncze sypialnie. Powróciwszy od
grobu, poustawiały święte niewiasty wszystkie przybory na swoje miejsca, jedna z
nich zaświeciła lampę, wiszącą w pośrodku sali, i wszy. stkie zebrały się pod
nią wokoło Najświętszej Panny, modląc się na przemian w smutku wielkim i
skupieniu ducha; na wieczerzę spożyły tylko lekki posiłek. Po szabacie przybyły
z Betami z Łazarzem Marta, Maroni, Dina i Mara; Łazarz poszedł do mężczyzn do
wieczernika, a one przyszły tu do niewiast. Wśród hojnych łez obustronnych
opowiedziano nowo przybyłym o śmierci i pogrzebie Pana. Późno już wieczorem
wywołali mężczyźni te niewiasty, które mieszkały w mieście, by odprowadzić je do
domu; wśród mężczyzn był i Józef z Arymatei. Tę to właśnie gromadkę napadli
żołnierze koło budynku sądowego Kajfasza, pojmali Józefa i zamknęli go do
więzienia w wieży,
Pozostałe w wieczerniku niewiasty rozeszły się wnet do celek sypialnych. Przed
udaniem się na spoczynek każda z nich zakryła głowę, usiadła na ziemi, wsparta o
posłanie, umieszczone przy ścianie i tak siedziała chwilę, pogrążona w smutnym
rozpamiętywaniu. Wstawszy, pozdejmowały pasy, sandały i wierzchnie odzienie,
rozwinęły łoża i okrywszy się od stóp do głowy, jak to zwykle robiły, ułożyły
się na krótki spoczynek. Wnet po północy pozrywały się znowu, ubrały się,
pozawijały posłania i zebrały się znowu w sali, gdzie wspólnie z Najświętszą
Panną odprawiły po wtóre pod lampą modlitwy.
Zwyczaj ten odprawiania nocnych modłów nie jest nowy. Od czasu istnienia
modlitwy widziałam, jak wykonywali nieraz ten zwyczaj ludzie święci, wierne
dzieci Boże, czy to pobudzeni łaską osobistą, czy też wypełniając Boskie lub
kościelne ustanowienia. I święte niewiasty nie zaniedbały tego nawet po tak
smutnych przejściach dnia wczorajszego. Równocześnie odprawili mężczyźni tak
samo modły w sali wieczernika, poczym Jan z kilku uczniami zapukał do drzwi na
niewiasty, które zaraz, otuliwszy się w płaszcze, wraz z Najświętszą Panną
poszły za uczniami do świątyni.
Strona 175
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
O tym samym mniej więcej czasie, kiedy pieczętowano grób, tj. około trzeciej
godziny rano, przybyła Najświętsza Panna z niewiastami, Janem i kilku uczniami
do świątyni. Taki był zwyczaj, że wielu Żydów szło o świcie po spożyciu baranka
wielkanocnego do świątyni, którą w ten dzień otwierano już o północy, bo
składanie ofiar zaczynało się wcześnie rano. Po strasznych zajściach dnia
wczorajszego nie rozpoczynano ofiar, bo świątynia zanieczyszczona była
pojawieniem się umarłych. Najświętsza Panna jednakże szła do świątyni, bo, jak
mi się zdaje, chciała niejako pożegnać się z tym przybytkiem, w którym wychowała
się i nauczyła czcić Świętość, aż sama
318
poczęła w swym łonie dziewiczym Świętego nad świętymi, który wczoraj zamordowany
został tak okrutnie, jako prawdziwa ofiara, prawdziwy Baranek wielkanocny.
Świątynia otwarta była według zwyczaju i oświetlona lampami, otwarty był także
dziedziniec kapłański, dostępny tego dnia i dla ludu, którego dzisiaj jednak nie
było prawie nic, oprócz kilku strażników i sług. Nieład panował wszędzie, gdyż
nie zatarto jeszcze śladów strasznych spustoszeń dnia wczorajszego. Świątynia
zanieczyszczona była pojawieniem się w niej umarłych; uporczywie nasuwała mi się
wciąż myśl o tym, jak też Żydzi naprawią to znowu i przyprowadzą wszystko do
porządku.
W świątyni napotkała przybyła gromadka synów Symeona i sios-rzeńców Józefa z
Arymatei, których już doszła wieść o pojmaniu ich wuja, napełniając ich serca
głębokim smutkiem. Ci, będąc dozorcami przy świątyni, oprowadzili wszędzie
Najświętszą Pannę i towarzyszących Jej. W milczeniu oglądano zaszłe spustoszenia
z grozą w sercu i czcią zarazem, widząc w tym świadectwo, dane przez Boga swemu
Synowi jedynemu. Dla lepszego objaśnienia opowiadali oprowadzający zwięzłymi
słowy zdarzenia wczorajsze.
Jak mówiłam, nie zatarto jeszcze śladów spustoszenia. W miejscu, gdzie
przechodzi się z przedsionka do Miejsca świętego, mury rozeszły się tak, że
można było przecisnąć się środkiem i groziły upadkiem. Próg nad zasłoną zawalił
się, a słupy, dźwigające go, zachwiane w posadach, pochyliły się na obie strony
ku ścianom i rozdarta na pół zasłona zwieszała się po obu bokach. Przy ścianie
północnej, gdzie z modlitewnika Symeona wypadł wczoraj wielki kamień i skąd
pojawił się Zachariasz, powstał w przedsionku tak wielki otwór, że święte
niewiasty mogły przezeń wygodnie przejść; zrobiły też tak i stojąc przy wielkiej
mównicy, z której nauczał Jezus jako dwunastoletni chłopiec, mogły przez
rozdartą zasłonę zaglądnąć do Miejsca świętego, co zwyczajnie było im
zabronione. W innych miejscach pozapadały się tu i ówdzie podłogi, popękały
ściany, pokrzywiły się kolumny, pozapadały gzymsy.
Najświętsza Panna nie opuściła żadnego miejsca, które Jezus uświęcił jej Swą
osobą. Na kolanach całowała je i wzruszającymi słowy powiadała przy każdym
miejscu towarzyszkom, jaka dla niej pamiątka wiąże się z tym miejscem;
towarzyszki, idąc za jej przykładem, także cześć oddawały tym miejscom,
uświęconym przez ich Zbawiciela.
Żydzi w ogóle w niezwykłej czci mają wszystkie te miejsca, które były świadkami
zdarzeń, ważnych dla nich i świętych. Z uszanowaniem dotykają się ich, całują
je, padają przy nich na twarz, i nie dziwiłam się temu nigdy. Jeśli się wie,
wierzy i czuje, że Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba jest żywym Bogie, że mieszkał w
pośród Swego ludu w świątyni, że Jerozolimę obrał sobie za mieszkanie, to raczej
dziwić by się należało, gdyby tego nie czynili.
319
.Kto wierzy w żywego Boga i Odkupiciela i Uświęciciela ludzi, Jego dzieci, -nie
powinien się dziwić, że ten Bóg żywy w miłości Swej zamieszkał między żywymi i
że oni oddają Jemu i wszystkiemu, co ma z Nim związek, większą cześć, miłość i
uwielbienie, niż swoim na ziemi rodzicom, przyjaciołom, nauczycielom i
zwierzchnikom. Żydzi zachowywali się w świątyni i na świętych miejscach tak, jak
my zachowujemy się przed Najświętszym Sakramentem. Prawda, że i u Żydów trafiali
się tacy zaślepieni, niby cywilizowani mędrkowie, jakich nie brak i u nas,
którzy nie chcąc oddać czci żywemu, obecnemu Bogu, popadają w fałszywą,
guślarską służbę bożyszcz tego świata. Ludzie tacy, jeśli przypadkiem nie
odrzucili jeszcze samego Boga, jako zbyt obojętnego, w pysze swej oddają się na
służbę całkowitą duchowi i fałszowi światowemu, a odrzucają uparcie wszelką
zewnętrzną cześć Bożą i mówią chełpliwie, że "czczą Boga w duchu i prawdzie".
Nie chcą głupcy zrozumieć, że "czcić Boga w duchu i prawdzie" znaczy czcić Go w
Duchu świętym i Synu, który przyjął ciało z Maryi Dziewicy, dał świadectwo
Prawdzie, żył między nami i za nas umarł na ziemi, a z miłości dla nas
postanowił być obecnym w kościele w Najświętszym Sakramencie aż do skończenia
świata.
Długo chodziła Najświętsza Panna po świątyni, ze czcią zwiedzając święte jej
Strona 176
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
miejsca, a przy każdym tłumaczyła towarzyszkom, jaką ono stanowi dla niej
pamiątkę. Tu tu wstąpiła po raz pierwszy do świątyni jako małe dziew-czątko, tam
od strony południowej chowała się aż do zamążpójścia; w tym miejscu poślubiła
się św. Józefowi, w tym ofiarowała Jezusowi, ówdzie znów słuchała proroctw
Symeona i Anny; i zapłakała Maryja gorzko, bo oto spełniły się te proroctwa, a
duszę Jej przeniknął miecz boleści. Dalej pokazywała Maryja, gdzie znalazła
Jezusa, nauczającego w 12 leciech mędrców i ucałowała ze czcią mównicę.
Odwiedziła także skarbonę, do której biedna wdowa rzuciła szeląg i miejsce, na
którym Jezus rozgrzeszył cudzołożnice. Uczciwszy wspomnieniem, dotknięciem,
łzami i modlitwą te miejsca, uświęcone przez Jezusa, wybrały się niewiasty z
powrotem do wieczernika.
Ze łzami w oczach i z powagą wielką w obliczu żegnała Maryja tę świątynię,
spustoszoną i opustoszałą w tak świętym dniu i dającą tym samym świadectwo o
strasznym grzechu swego ludu. Wspomniała, jak Jezus płakał nad świątynią, mówiąc
proroczo: "Zburzcie ten budynek, a ja w trzech dniach postawię go na powrót!"
Oto zburzyli już wrogowie świątynię Jego ciała, więc z tęsknotą oczekiwała
Maryja trzeciego dnia, w którym miały się spełnić słowa odwiecznej Prawdy.
Dzień już nastał, gdy Maryja wróciła z świątyni do wieczernika i zaraz poszła z
niewiastami do Swego mieszkania, znajdującego się w dziedzińcu na prawo; Jan zaś
i uczniowie udali się do zebranych w sali wieczernika mężczyzn, w liczbie około
dwudziestu. Cały szabat przepędzili tak w cichości,
320
modląc się na przemian pod lampą, lub pogrążając się w żałosnych
rozpamiętywaniach. Od czasu do czasu przybywał ktoś ze znajomych, więc
wpuszczano go ostrożnie i ze łzami rozmawiano o zaszłych wypadkach. Względem
Jana zachowywali się wszyscy z mimowolnym szacunkiem; zawstydzało ich to, że on
jeden tylko miał na tyle odwagi, by nie opuścić Jezusa przy śmierci. Jan zaś,
jak zawsze, życzliwy był dla wszystkich, serdeczny i współczujący. Z
niewinnością i prostotą ustępował każdemu pierwszeństwa; widziałam ich też jak
spożywali posiłek. Siedzieli tak cicho przy zamkniętych drzwiach, nigdzie nie
śmiejąc wyjść. Tu nie mógł ich nikt zaczepić, bo dom był własnością Nikodema, a
ten wynajął go im na ucztę wielkanocną.
Święte niewiasty także siedziały aż do wieczora w swej sali, pozamykawszy drzwi
i pozasłaniawszy okna; ciemności rozświecał blask lampy, wiszącej w środku.
Niewiasty zbierały się pod lampą wokoło Najświętszej Panny na modlitwę wspólną,
tę znowu usuwały się każda do swej sypialni, tam otuliwszy się w okrycia
żałobne, albo na znak żałoby kładły się do płaskich skrzyń, wysypanych popiołem,
albo też modliły się, ukląkłszy twarzą do ściany. Potem znowu zdejmowały okrycia
żałobne i szły do sali na wspólną modlitwę. Słabowitsze posilały się nieco przez
dzień, inne pościły ściśle.
Tak zeszedł im cały dzień. Ilekroć w widzeniu zwróciłam mój wzrok tutaj, zawsze
widziałam je albo zebrane pod lampą na wspólną modlitwę, albo w osobnych celach
pogrążone w żałobie. Widok świętej Dziewicy przywodził mi na myśl drogiego
Zbawiciela, więc zaraz nasuwał mi się przed oczy grób Jego, a przy nim coś
siedmiu żołnierzy ze straży, umieszczonych naprzeciw wejścia. Tuż u wejścia do
groty, w grobie ją otaczającym, stał Kas-sius, cichy, skupiony, nie oddalając
się ani na chwilę ze swego stanowiska. Drzwi grobu były wciąż zamknięte i
przywalone kamieniem, ale poprzez nie widziałam zwłoki Zbawiciela tak, jak je
złożono, otoczone jasnym blaskiem; dwaj Aniołowie stali przy świętym Ciele,
oddając mu cześć. Kiedy mi przyszła na myśl święta dusza Jezusa, przedstawił mi
się wspaniały, różnorodny i zawikłany obraz zstąpienia do otchłani, tak bogaty w
szczegóły, że cząstkę zaledwie mogłam spamiętać i to opowiem, o ile możności,
najdokładniej.
66. Kilka szczegółów o zstąpieniu Jezusa do otchłani
Gdy Jezus, głośno wołając, skonał na krzyżu, dusza Jego w postaci świetlistej,
otoczona aniołami, między którymi był Gabriel, spłynęła w ziemię u stóp krzyża.
Mimo że dusza odłączyła się od ciała, Bóstwo Jego jednak pozostało połączone i z
duszą, i z ciałem; w jaki się to sposób działo, to naturalnie nie da się
opowiedzieć słowami. Otchłań, w którą wstępowała
321
dusza Jezusa, przedstawiała mi się jak trzy działy, trzy odrębne światy; miałam
uczucie, że one muszą być okrągłe i że każdą z tych części oddziela od drugiej
osobna sfera.
Przed otchłanią rozciągała się przestrzeń jasna, że się tak wyrażę, zielo-nawa,
pogodna, przez którą, jak widziałam, musiały przechodzić wszystkie dusze,
oczyszczone ogniem czyśćcowym, zanim wprowadzono je do nieba. Otchłań, w której
mieściły się dusze, oczekujące Odkupiciela, otoczona była szarą, mglistą sferą i
podzielona na różne koła. Zbawiciel, jaśniejący chwałą, prowadzony w tryumfie
Strona 177
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
przez aniołów, przeszedł między dwiema takimi sferami, z których lewa mieściła
sprawiedliwych praojców aż do Abrahama, a prawa - dusze sprawiedliwych od
Abrahama aż do Jana Chrzciciela. Żadna z nich nie znała jeszcze Jezusa, a
przecież za zbliżeniem się Jego, radość jakaś i tęsknota owionęła te obszary;
zdawało się, że te trwożne, ścieśnione dziedziny tęsknoty rozszerzają się nagle
oczekiwaniem jakiejś radosnej wieści. Biedne dusze zdawał się przenikać jakby
powiew świeżego powietrza, jakby światło, jak rosa ożywcza, pokrzepiająca,
zwiastująca im odkupienie; a wszystko to odbyło się tak szybko, jak jedno
tchnienie wiatru. Minąwszy oba te koła, wszedł Jezus w przestrzeń mglistą, w
której znajdowali się pierwsi rodzice, Adam i Ewa. Przemówił do nich łaskawie, a
oni, poznawszy Go, z zachwyceniem niewypowiedzianym oddali Mu cześć. Wziąwszy
ich ze Sobą, skierował się Jezus na lewo ku otchłani praojców, żyjących przed
Abrahamem. Dusze te nie były zupełnie wolne od mąk czyścowych, a przynajmniej
nie wszystkie; widać było między nimi złe duchy, a czarci ci dręczyli i uciskali
niektóre dusze w różny sposób. Aniołowie zapukali u wejścia i kazali otworzyć;
tu bowiem był wschód, wejście, brama, tu były i zawory, i wrze-ciądze, w które
pukano/głosząc przybycie; i zdawało mi się, jak gdyby wołali: "Otwórzcie bramy,
rozemknijcie podwoje!" I wszedł Jezus w tryumfie, a złe duchy cofały się
trwożnie przed Nim, krzycząc: "Co masz do nas, czego tu chcesz, czy i nas teraz
chcesz ukrzyżować?" itp. Aniołowie wnet powiązali ich i popędzili przed sobą.
Zamknięte dusze nie znały dotychczas Jezusa i tylko niejasne miały o Nim
pojęcie, lecz gdy dał się im poznać, otoczyły Go radośnie, wychwalając i czcząc
Zbawiciela Pana. Teraz skierował się Jezus do prawej, właściwej otchłani; u
wejścia zetknęła się z Nim dusza dobrego łotra, idąca w towarzystwie aniołów na
łono Abrahama, podczas gdy złego łotra gnali właśnie czarci do piekła.
Przemówiwszy parę słów do Dyzmy, wszedł Jezus do otchłani, gdzie na łonie
Abrahama spoczywały dusze sprawiedliwych jego potomków; za Jezusem weszły
gromadnie wybawione już dusze i aniołowie, pędzący przed sobą powiązanych
czartów.
Przestrzeń ta prawa zdawała mi się wyżej położoną od tamtej; robiło to takie
wrażenie, jak gdyby szło się pod dziedzińcem kościelnym i z podziemia
322
wchodziło się do wnętrza kościoła. Złe duchy opierały się, nie chciały wejść do
środka, ale aniołowie przemocą wepchnęli je. W otchłani tej zebrane były dusze
wszystkich świętych Izraelitów, na lewo - Patriarchów, Mojżesza, sędziów i
królów, na prawo - Proroków i wszystkich przodków Jezusa i ich krewnych aż do
Joachima, Anny, Józefa, Zachariasza, Elżbiety i Jana. Nie było tu złych duchów,
nie było tu mąk żadnych, tylko tęsknota za spełnieniem obietnicy, danej
pierwszym rodzicom, a ta właśnie spełniała się obecnie. Więc błogość
niewypowiedziana i szczęśliwość przeniknęła wszystkie dusze, wszystkie otoczyły
Zbawiciela, witały Go i cześć Mu oddawały, a spętani czarci musieli chcąc nie
chcąc wyznać przed nimi swą nędzę i poniżenie. Jezus wysłał wiele dusz na
ziemię, by wstąpiwszy w swe ciała, dały o Nim jawne świadectwo. Było to właśnie
w tym samym czasie, kiedy tak wielu umarłych wyszło z grobów i pojawiło się w
Jerozolimie. Spełniwszy swą powinność, składały te dusze znowu ciała w ziemię,
jak woźny sądowy zdejmuje swój płaszcz urzędowy, spełniwszy rozkazy
zwierzchności.
Stąd wyruszył pochód tryumfalny z Jezusem na czele, w głęboką sferę, stanowiącą
pewnego rodzaju miejsce oczyszczenia dla pobożnych pogan, którzy mieli
przeczucie prawdy i jej pożądali. Dusze te podlegały pewnym mękom za to, że na
ziemi hołdowały bałwochwalstwu. Teraz czarci musieli wyznać jawnie swe
oszukańcze czyny, a dusze z rozczulającą radością oddały hołd Zbawicielowi. Tu
też związali aniołowie czarty i popędzili przed sobą.
Tak przechodził Jezus te obszary w tryumfie, a bardzo szybko, uwalniając pobożne
dusze z wiekowej niewoli. Nieskończona mnogość obrazów przesuwała się przed mymi
oczyma, ale gdzież mój skołatany, nędzny umysł potrafi to wszystko opisać?
Wreszcie zbliżył się Jezus do jądra tej przepaści, do samego piekła, które
wydawało mi się kształtem jako ogromna, nieprzejrzana okiem budowa skalna,
straszna, czarna, połyskująca metalicznym blaskiem; wejścia strzegły olbrzymie,
straszne bramy, opatrzone mnóstwem rygli i zamków, widokiem swym wzbudzające
dreszcz i trwogę. Za zbliżeniem się Jezusa dał się słyszeć ryk potężny i okrzyk
trwogi, bramy rozwarły się na oścież i ukazała się przepaść, pełna ohydy,
ciemności i okropności.
Jak mieszkania błogosławionych, świętych, przedstawiają mi się w widzeniach pod
postacią niebiańskiej Jerozolimy, jako miasto olbrzymie o różnorodnych pałacach
i ogrodach, zapełnionych cudownymi owocami i kwiatami różnych gatunków,
stosownie do niezliczonych warunków i odmian szczęśliwości, tak i to piekło
przedstawiało się mym oczom w formie odrębnego świata, stanowiącego całość, pod
Strona 178
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
postacią różnorodnych budowli, obszarów i pól. Ale tu źródłem wszystkiego było
przeciwieństwo szczęśliwości, wieczna męka i udręczenie. Jak tam, w siedzibie
szczęśliwości,
323
wszystko zdawało się być ugruntowane na prawidłach wiecznego pokoju, wiecznej
harmonii i zadośćuczynienia, tak tu opierało się wszystko na rozstroju i
rozdźwięku wiecznego gniewu, rozdwojenia i zwątpienia. Tam widziałam
najróżnorodniejsze przybytki radości i uwielbienia, przeźrocza,
niewypowiedzianie piękne, tu zaś niezliczone, różnorodne, ponure więzienia i
jaskinie męki, przekleństwa, zwątpienia. Tam widziałam najcudowniejsze ogrody,
pełne owoców Boskiego pokrzepienia, a tu najszkaradniej-sze puszcze i bagniska,
pełne udręczenia, męki i wszystkiego, co tylko może wzbudzić wstręt, obrzydzenie
i przerażenie. Pełno tu było przybytków, ołtarzy, zamków, tronów, ogrodów, mórz
i rzek przekleństwa, nienawiści, ohydy, zwątpienia, zamętu, męki i udręczenia, w
przeciwieństwie do niebiańskich przybytków błogosławieństwa, miłości, jedności,
radości i szczęśliwości. Tu panowała wieczna, rozdzierająca niejedność
potępionych, jak tam wieczna, błoga harmonia i zgodność Świętych. Wszystkie
zarodki przewrotności i fałszu przedstawione tu były przez niezliczone zjawiska
i narzędzia męki i udręczenia; nic tu nie było prawidłowego, żadna myśl nie
przynosiła ukojenia, panowała tylko wszechwładnie groźna myśl Boskiej
sprawiedliwości, przywodząca każdemu z potępionych na pamięć, że te męki, tu
ponoszone, są owocem winy, powstałym z nasienia grzechów, popełnionych na ziemi.
Wszystkie straszne męki odpowiadały co do swej istoty, sposobu i mocy grzechom
popełnionym, były tym gadem, który grzesznicy wyhodowali na swym łonie, a który
teraz przeciw nim się zwracał. Widziałam straszną jakąś budowlę o licznych
kolumnadach, obliczoną na wzbudzanie strachu i trwogi, jak w królestwie Bożym -
dla spokoju i wytchnienia. Wszystko to rozumie się, gdy się widzi, ale słowami
nie jest człowiek mocen to wypowiedzieć.
Gdy aniołowie otworzyli bramy piekielne, ujrzałam jakiś zamęt ohydy,
przekleństw, łajań, wycia i jęków. Jezus przemówił coś do duszy Judasza, tu
zamkniętej, a aniołowie mocą Bożą całe tłumy złych duchów obalali na ziemię.
Wszyscy czarci musieli uczcić i uznać Jezusa, co było dla nich najstraszniejszą
męką. Mnóstwo czartów otoczono wokoło innymi, jeden przy drugim, i popętano tych
skrajnych, stojących wokoło; tak, że cała czereda pozostała w ten sposób na
uwięzi. Wszystko to odbywało się według pewnych określonych postanowień.
Lucyfera wrzucili aniołowie skrępowanego w będącą tam środkową otchłań, że aż
zakotłowało się za nim w ciemnościach. Słyszałam, jeśli się nie mylę, że Lucyfer
miał być znowu wypuszczony na pewien czas, coś na 50 czy 60 lat przed rokiem
2000 po Chrystusie. Innych dat nie pamiętam. Niektórzy czarci mieli być
uwolnieni pierwej, na karę i kuszenie ludzi. Termin ten uwolnienia przypadał dla
niektórych właśnie na nasze czasy, dla innych nieco później.
324
Nie jest możliwe opowiedzieć to wszystko, co widziałam. Za wiele tych
szczegółów, tak, że nie potrafię ich złożyć w jedną całość, a przy tym jestem
bardzo chora; gdy zacznę opowiadać, nasuwa mi się znów wszystko przed oczy, a
widok to tak straszny i tak mię przejmuje, że bliską jestem skonania.
Niezliczone gromady dusz, uwolnionych z otchłani i miejsc oczyszczenia,
poprowadził Jezus w tryumfalnym pochodzie w górę do radosnego przybytku,
umieszczonego pod niebiańską Jerozolimą. Jest to to samo miejsce, gdzie niedawno
widziałam duszę zmarłego mego przyjaciela. Dyzmas doczekał się obietnicy, danej
mu przez Zbawiciela; oto nie upłynął dzień, a już znajdował się z Nim w Raju.
Przybyłe dusze czekała radość i pokrzepienie; zastawiono dla nich podobne stoły
niebiańskie, do jakich i ja zasiadałam, gdy Bóg dobrotliwy chciał mnie pocieszyć
i pokrzepić w bolesnych widzeniach.
Jak długo to wszystko trwało, com widziała i słyszała, nie potrafię określić,
tak jak i nie potrafię dokładnie wszystkiego opowiedzieć, najpierw sama wiele
rzeczy nie zrozumiałam, a po wtóre nie chcę, by inni coś źle zrozumieli. Dlatego
też przestrzegam wielkiej ostrożności w opowiadaniu. Widziałam przez ten czas
Zbawiciela na różnych miejscach kuli ziemskiej, nawet w morzu. Jezus chciał
niejako uświęcić i oswobodzić wszelakie stworzenie; wszędzie uciekały przed Nim
złe duchy w przepaść. Między innymi pojawił się Jezus w grobie Adama,
znajdującym się pod Golgotą; tu przyszły do Niego dusze Adama i Ewy; Jezus
rozmawiał z nimi, a potem wraz z nimi przechodził, jak gdyby pod ziemią, do
grobów wielu Proroków, których dusze schodziły się zaraz do swych zwłok i
słuchały różnych objaśnień, jakich im Jezus udzielał. Potem obchodził Zbawiciel
z tą wybraną drużyną, w której znajdował się i Dawid, wiele miejsc, będących
świadkami Jego życia i męki, tłumaczył im przedobrażające czynności, jakie tu
się odbywały i z niewymowną miłością brał spełnienie tych przedobrażeń na
Strona 179
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Siebie.
Między innymi zaprowadził także te dusze na miejsce chrztu Swego, gdzie tyle
zdarzeń przedobrażających się odbyło i wszystko im objaśniał. Z głębokim
rozrzewnieniem podziwiałam nieskończone miłosierdzie Jezusa, który czynił
niejako te dusze uczestnikami łaski Swego chrztu świętego.
Na mnie sprawiało to niesłychanie rzewne wrażenie, widząc tak duszę Jezusa,
świetlistą, otoczoną rojem wyzwolonych dusz świętych, unoszącą się łagodnie
ponad ziemią, przenikającą ciemne wnętrze ziemi, skały, morza i fale powietrza.
Tyle tylko utkwiło mi w pamięci, ze wspaniałego widzenia o zstąpieniu Jezusa do
otchłani i wybawienia z niej sprawiedliwych dusz praojców. Oprócz tego czasowego
widzenia odczułam dziś wraz z tymi duszami wieczny obraz nieskończonego
miłosierdzia Bożego. Wiem z objawienia, że Jezus co
325
roku w tym dniu, obchodzonym uroczyście przez Kościół, zwraca Swe oko zbawcze na
czyściec, by wybawić niektóre dusze. I dziś także, to jest w Wielką Sobotę,
podczas powyższego objawienia, widziałam, że Jezus wybawił z czyśćca niektóre
dusze, które zawiniły przez pośredni współudział w krzyżowaniu Go. Uwolnił dziś
Jezus mnóstwo dusz, między tymi i niektóre mi znane, ale nie chcę ich wymieniać.
ZMARTWYCHWSTANIE, WNIEBOWSTĄPIENIE, ZESŁANIE DUCHA ŚW.
1. Wieczór przed Zmartwychwstaniem Jezusa
Po szabacie zeszli się kolejno Jan, Piotr i Jakub Starszy do sali niewiast, by
wspólnie z nimi oddać się żalowi i nieco je pocieszyć. Wnet jednak odeszli, a
niewiasty jeszcze raz wróciły do swych celek, wysypanych popiołem i otuliwszy
się w okrycia żałobne, pogrążyły się w modlitwie.
Wtem pojawił się Najświętszej Pannie anioł z poleceniem, by wyszła do furtki
Nikodema, bo zbliża się Pan. Radość napełniła serce Maryi; nie wspominając nic
innym niewiastom otuliła się w płaszcz i pospieszyła do furtki w murach, którą
wychodziło się do ogrodu Józefa.
Była może dziewiąta godzina wieczorem. Najświętsza Panna szła spiesznie we
wskazanym kierunku, gdy wtem już w pobliżu furtki zatrzymała się nagle i z
zachwyceniem radosnym zaczęła spoglądać w górę ku wysokim murom miejskim.
Spostrzegła bowiem jak powietrzem płynęła ku niej świetlista, najświętsza dusza
Jezusa bez żadnego śladu ran, otoczona licznym orszakiem dusz praojców. Jezus,
zwróciwszy się ku Patriarchom, wskazał na Najświętszą Pannę i rzekł: "Oto
Maryja, Matka Moja!" Po czym, jak mi się zdawało, uścisnął Ją i zniknął.
Najświętsza Panna upadła na kolana całując w uniesieniu miejsce, na którym Jezus
dopiero co stał; ślady stóp Jej i kolan pozostały wyciśnięte na kamieniu. Z
pociechą niezmierną w sercu powróciła Maryja do niewiast i zastała je zajęte
przy stole przygotowywaniem maści i ziół wonnych. Nie wspominała im nic o tym,
co zaszło, tylko tym goręcej pocieszała je i umacniała we wierze.
Stół, przy którym stały niewiasty, była to płyta, oparta na niskich
krzyżownicach, na kształt stołu kuchennego; okrywała go chusta, zwieszająca się
aż do ziemi. Jedne z niewiast wybierały różne zioła, mieszały je i porządkowały,
inne krzątały się koło flaszeczek z wonnym olejkiem i wodą nardową. Widziałam
też na stole sporo żywych kwiatów, między którymi rozpoznałam prążkowany irys,
czy też lilię. Zakupiła to wszystko w mieście Magdalena, Maria Kleofy, Salome,
Chusa i Maria Salome podczas nieo-
327
becności Maryi, a teraz zawijały w chusty, miały bowiem zamiar pójść raniutko do
grobu i jeszcze raz obsypać ziołami i namaścić wonnościami zwłoki Jezusa. Część
tych zapasów zakupili uczniowie u jednej przekupki i przynieśli tu, nie
wstępując jednak do niewiast.
Stąd przeniosłam się duchem do więzienia Józefa z Arymatei. Modlił się gdy wtem
więzienie napełniło się światłem i głos jakiś zawołał na niego po imieniu.
Nadprzyrodzoną mocą podniosą się powała w górę, w miejscu, gdzie stykała się ze
ścianą; w otworze pojawiła się jakaś świetlista postać, spuściła w dół chustę,
podobną do całunu w który owinięto Jezusa i kazała Józefowi wyiść po niej w
górę. Józef chwycił chustę obiema rękami i wspierając się nogami o wystające
kamienie wydostał się z więzienia po ścianie wysokiej na dwóch chłopów. Gdy
stanął już na murze otwór zamknął się za nim, a zjawisko cudowne zniknęło. Sama
jednak nie wiem, czy to anioł go uwolnił, czy sam Zbawiciel.
Józef w ten sposób uwolniony, pobiegł ostrożnie po murze miejskim aż w pobliże
wieczernika; mur bowiem od południa podchodził aż w pobliżu Syjonu. Tu dopiero
zszedł i zapukał do wieczernika; zgromadzeni przy zamkniętych drzwiach uczniowie
Strona 180
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
smucili się właśnie bardzo jego zniknięciem, tym bardziej, że uważali za
prawdziwą pogłoskę, jakoby Żydzi wrzucili Józefa do kloaki. Usłyszawszy pukanie
do drzwi otworzyli i oto ujrzeli Józefa, zdrowego, całego. Radość ich była tak
wielka, jak później, gdy Piotr tak samo cudownie uwolniony wśród nich się
pojawił. Józef opowiedział im o cudownym zjawisku i swym oswobodzeniu, a oni,
napełnieni wielką otuchą, całym sercem dziękowali Bogu. Pomyślano też zaraz o
posiłku dla przybyłego. Tej jeszcze nocy umknął Józef do swego miasta rodzinnego
Arymatei i dopiero dowiedziawszy się, że mu żadne nie zagraża niebezpieczeństwo,
powrócił do Jerozolimy.
Po szabcie widziałam Kaifasza w otoczeniu znakomitych kapłanów w domu Nikodema,
rozmawiającego z nim na pozór bardzo serdecznie i wypytującego o coś, ale już
nie pamiętam o co. Nikodem pozostał jednak zimny, nieugięty i wiernie stał po
stronie Jezusa, więc wnet się rozstano.
Koło grobu świętego cicho było i spokojnie. Strażnicy, w liczbie siedmiu, stali
lub siedzieli naprzeciw groty i po bokach. Kassius stał przez dzień cały w rowie
u wejścia, rzadko i to tylko na chwilę opuszczając swe stanowisko. I teraz był
znowu sam, pogrążony w rozmyślaniu i oczekiwaniu czegoś niezwykłego, bo już
łaska Boża go oświeciła, dając mu poznać wiele nieznanych, tajemnych rzeczy.
Było to w nocy, kagańce ustawione przed grotą, rozświecały wkoło mrok jaskrawym
blaskiem. W grobie spoczywało Najświętsze Ciało, zawinięte tak, jak je złożono.
Światło otaczało zwłoki, a w głowach i w nogach grobu stali dwaj aniołowie,
pogrążeni w cichym uwielbi-
328
eniu. Ubrani byli na kształt kapłanów, zaś cała ich postawa i ręce, skrzyżowane
na piersiach, przypominały mi żywo Cherubinów nad Arką, tylko że nie mieli
skrzydeł. Cały obrzęd pogrzebowy i grób Zbawiciela przywodziły mi nieraz na
pamięć Arkę Przymierza w rozmaitych kolejach, jakie przechodziła. Kassius za
łaską Bożą musiał widzieć po części to światło, otaczające zwłoki Jezusa, jak
też przeczuwać obecność aniołów i dlatego stał tak wpatrzony w zamknięty grób,
jak ktoś, kto uwielbia Najświętszy Sakrament.
Wtem zdało mi się, że najświętsza dusza Jezusa spuszcza się przez skałę do grobu
wraz z uwolnionymi duszami praojców i daje im poznać w całej pełni udręczenie
Swego męczeńskiego Ciała. Zdawało się, że całuny opadły i ujrzałam najświętsze
Ciało, okryte ranami. Wyglądało to, jak gdyby Bóstwo, złączone z tym
najświętszym Ciałem, rozwijało tajemniczo przed duszami zupełny obraz skatowania
i męki tego Ciała, które wydawało się zupełnie przezroczyste, dające się
przeniknąć do głębi. Można było rozpoznać aż do najdrobniejszych szczegółów
wszystkie rany i uszkodzenia, wszystkie boleści i cierpienia. Dusze ze czcią
najgłębszą patrzyły na to wszystko; zdawało mi się, że drżą i płaczą z wielkiego
współczucia.
Teraz nastąpiło widzenie tak tajemnicze, mistyczne, że nie potrafię dokładnie
wypowiedzieć go słowami. Zdawało mi się, jakoby dusza Jezusa wraz z ciałem
uniosła się w górę, nie wlewając jednak w nie życia przez zupełne połączenie się
z nim. Dwaj aniołowie podnieśli święte Ciało w postawie prostej, ale tak
ułożone, jak spoczywało w grobie. Wśród wstrząś-nienia otwarła się skała i ciało
uniosło się w górę ku niebu. I tak stawił Jezus Swe ciało srogo umęczone przed
tronem Ojca Swego niebieskiego, wobec niezliczonych chórów aniołów, cześć Mu
oddających. Połączenie duszy Jezusa z ciałem nastąpiło w podobny sposób, jak po
śmierci Jezusa dusze Proroków wstępowały w swe ciała i pojawiały się w świątyni,
ale nie było to rzeczywiste odżycie i nie musiały znowu powtórnie umierać; po
skończeniu zadania dusza rozłączała się z ciałem bez gwałtownych wstrząśnień
konania. - Dusze praojców nie towarzyszyły ciału Jezusa do nieba.
Przy wychodzeniu ciała wstrząsnęła się gwałtownie grota. Czterej żołnierze ze
straży byli właśnie w mieście za jakimś zakupem, a trzech tylko było przy
grobie. Wstrząśnienie obaliło ich na ziemię i oszołomiło na chwilę; myśleli oni,
że to trzęsienie ziemi, nie poznając właściwej przyczyny. Kassius jeden
przeczuwał, choć niezupełnie jasno, co się dzieje, więc wzruszony był bardzo i
stojąc na swym miejscu, oczekiwał z wielkim skupieniem dalszych następstw.
Tymczasem powrócili z miasta także czterej nieobecni żołnierze.
Przygotowawszy wonności i zawinąwszy je w chusty, rozeszły się święte niewiasty
do swoich sypialń, by pokrzepić się nieco snem, bo miały zamiar przed świtem
udać się do grobu. Kłopotały się jednak wielce tym, jak ten
zamiar wykonać, obawiały się bowiem, że wrogowie Jezusa będą im wstręt czynić i
je prześladować, gdy wyjdą z domu, ale Najświętsza Panna dodała im otuchy,
zapewniając, że śmiało mogą iść do grobu, bo nic ich złego nie spotka.
Uspokojone nieco udały się na spoczynek.
Nadeszła godzina jedenasta. Najświętsza Panna, miotana miłością i tęsknotą, nie
mogła zasnąć, więc wstała ze Swego posłania, otuliła się w szary płaszcz i
Strona 181
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
wyszła. Pomyślałam sobie z goryczą, jak można tę Matkę najświętszą - strwożoną i
znękaną - w takich okolicznościach puszczać samą. Nikt Jej nie widział
wychodzącej. Doszedłszy do domu Kaifasza, poszła stąd do miasta ku pałacowi
Piłata, a był to spory kawał drogi. I tak obchodziła samotna całą drogę krzyżową
Jezusa, mijała jedną opustoszałą ulicę po drugiej, zatrzymując się na wszystkich
miejscach, gdzie Jezus doznał cierpienia i jakiejkolwiek katuszy. Najświętsza
Panna robiła wrażenie osoby, szukającej jakiejś zguby. Często przyklękała na
ziemi i macała wkoło ręką po kamieniach, a potem przykładała je do ust, jak
gdyby, dotknąwszy się świętych śladów krwi Jezusa, ze czcią je całowała. Choć
noc była, jednak Maryja widziała jasno wszystkie miejsca, uświęcone męką Jezusa,
więc obchodziła je, przejęta miłością i czcią.
Tak doszła Maryja aż pod Kalwarię i tu stanęła nagle, bo oto zdało się, jakoby
się przed Nią pojawił Zbawiciel w Swym świętym, umęczonym ciele; przed Nim szedł
anioł, dwaj aniołowie z grobu po bokach, a za Nim tłum uwolnionych dusz.
Zbawiciel podobny był do mknącego trupa, nieruchomy, słychać było tylko słowa,
wychodzące z ust Jego, Oznajmiał Swej Matce, co zdziałał w otchłani, dalej, że
zmartwychwstanie wnet w ciele i się Jej pojawi, więc niech oczekuje Go koło
owego kamienia przy górze Kalwarii, gdzie upadł pod krzyżem. Po tych słowach
posunął się cały orszak, z Jezusem na czele ku miastu, a Najświętsza Panna
uklękła przy owym kamieniu, przy którym kazał Jej Jezus czekać na Siebie i
pogrążyła się w modlitwie. Było już teraz zapewne po dwunastej godzinie, bo
obchód drogi krzyżowej zabrał Maryi sporo czasu.
Jezus tymczasem prowadził uwolnione dusze Swą drogą krzyżową, pokazując im
wszystką Swą mękę i przebyte udręczenia. Dusze te ujrzały także ostatnie chwile,
a więc przybicie do krzyża, podniesienie krzyża, przebicie boku, zdjęcie z
krzyża i przygotowanie do pogrzebu. Przez całą tę drogę zbierali aniołowie
tajemniczym sposobem święte cząstki ciała Jezusa, które utracił na różnych
miejscach Swej srogiej męki.
Potem zdało mi się, jakoby ciało Jezusa spoczęło na powrót w grobie, a aniołowie
uzupełniali je w sposób tajemniczy, cząstkami, zebranymi na drodze krzyżowej. I
znowu jak przedtem spoczęło ciało w całunach, otoczone blaskiem, a aniołowie w
głowach i w nogach grobu oddawali mu cześć.
Blada jutrzenka zaczynała zaledwie srebrzyć strop nieba, gdy Magdalena, Maria
Kleofy, Joanna Chusa i Salome wyszły z wieczernika, otulone w płaszcze. Pod
płaszczami niosły zawinięte w chustach wonności, a jedna miała także płonącą
lampę. Zapasy ich składały się z żywych kwiatów, którymi miały posypać ciało,
dalej z soków zielnych i esencji i wonnych olejków do skrapiania. Trwożnie i
lękliwie spieszyły niewiasty ku furtce Nikodema.
2. Zmartwychwstanie Pańskie
Nadeszła wreszcie chwila tak uroczysta dla całego świata, chwila
zmartwychwstania naszego Zbawiciela. Ujrzałam Najświętszą duszę, unoszącą się
nad grotą między dwoma aniołami z hufców wojowniczych, otoczoną zastępem zjawisk
świetlanych. Przeniknąwszy skałę spuściła się dusza na święte zwłoki i
pochyliwszy się niejako nad nimi, stopiła się z nimi w jedną całość. W tej
chwili widać było przez przykrycia, że członki się poruszają, a oto z boku,
spośród całunów, ukazało się jasne, żywe ciało Pana, z duszą i z Bóstwem
złączone; zdawało się, że wychodzi z rany boku prawego, co przywiodło mi na myśl
Ewę, powstałą z boku Adama. Wszystko dokoła otoczone było blaskiem.
W tym samym czasie miałam widzenie, jakoby z głębokości gdzieś spod grobu
wychylił się ogromny smok z ludzką twarzą. Miotając na wszystkie strony
wężowatym ogonem, zwrócił zjadliwie swą paszczę ku Panu, a zmartwychwstały
Odkupiciel stanął mu na głowę i cienkim, białym drzewcem chorągiewki, którą
trzymał w ręce, uderzył go trzykroć po ogonie. Potwór za każdym uderzeniem
kurczył się coraz bardziej i niknął w oczach, tak że wnet tylko głowę było mu
widać, a i ta wkrótce zapadła się w ziemię i tylko dojrzeć było można jego
ludzką twarz. Podobnego węża widziałam czyhającego w zasadzce przy poczęciu
Jezusa. Naturą swą przypominał mi ten potwór owego węża w Raju i sądzę, że to
widzenie odnosi się do słów obietnicy: "Nasienie niewiasty zetrze głowę węża".
Całość zdawała mi się być tylko znakiem widzialnym tryumfu nad śmiercią; w
chwili bowiem tego widzenia zniknął mi z oczu grób Jezusa, a widziałam tylko
Pana, depczącego głowę smoka.
Teraz znowu ujrzałam Zbawiciela w chwale świetlistej, jak przeniknąwszy skaliste
sklepienie, uniósł się ponad grotę. Ziemia zadrżała w posadach, a równocześnie
spłynął z nieba na grób jak błyskawica anioł w postaci wojownika, odwalił wielki
kamień na prawą stronę i usiadł na nim. Wstrząsy ziemi były tak silne, że aż
kagańce zachwiały się, migocąc żywym płomieniem. Strażnicy, ogłuszeni, padli na
ziemię, zesztywnieli i pokurczeni
331
Strona 182
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
¦U. leżeli jak martwi. Kassius widział wprawdzie blask wkoło świętego grobu,
widział, jak Anioł odwalił kamień i usiadł na nim, ale nie widział samego
zmartwychwstałego Zbawiciela. Oprzytomniawszy szybko, przystąpił do grobu i
dotknął rękami próżnych już całunów, potem pozostał jeszcze chwilę w pobliżu,
pragnąc gorąco być świadkiem jakiegoś nowego, cudownego zjawiska.
W tej samej chwili, gdy ziemia zadrżała i anioł spuścił się z nieba, pojawił się
już Jezus Matce Swej Najświętszej obok Kalwarii. Piękny był nad wyraz i
majestatyczny, a blask bił od Niego. Okrywała Go na kształt szerokiego płaszcza
suknia fałdzista, koloru bladoniebieskiego, połyskująca podobnie jak dym w
świetle słonecznym; gdy szedł, powiewały za Nim fałdy sukni w powietrzu. Na
rękach i nogach znać było błyszczące rany tak rozwarte, że np. w rany u rąk
można było włożyć palec. Brzegi ran biegły liniami na kształt trzech
równoramiennych trójkątów, zbiegających się wierzchołkami w jednym punkcie
środkowym. Od środka rąk biegły ku palcom promienie. Tak stanął Jezus przed Swą
Matką, otoczony duszami praojców; te ostatnie oddały pokłon Najświętszej Pannie,
a Jezus mówił coś do Niej o widzeniu powtórnym i pokazał Jej Swe rany. Maryja
pochyliła się ku ziemi, by ucałować stopy Jego, a wtedy Jezus ujął Ją za rękę,
podniósł Ją i zaraz zniknął.
Święte niewiasty znajdowały się w pobliżu furtki Nikodema, gdy Jezus
zmartwychwstał. Nie zauważyły znaków cudownych, jakie się przy tym działy, jak
również nie wiedziały wcale o tym, że postawiono straż przy grobie, bo przez
cały szabat wczorajszy siedziały zamknięte w wieczerniku. Pragnęły gorąco oddać
najświętszemu Ciału ostatnią posługę, polać je wodą nardową i olejkami, obsypać
kwiatami i ziołami, a to tym bardziej, że dotychczas nic na ten cel nie
ofiarowały, bo wszystkie maści i wonności, użyte przy pogrzebie, zakupił
Nikodem; teraz więc postanowiły złożyć w ofierze najświętszemu Ciału swego Pana
i Mistrza, co tylko mogły dostać najkosztowniejszego. Największą ilość zakupiły
Salome i Magdalena. Ta Salome to nie była matka Jana, lecz pewna bogata
niewiasta z Jerozolimy, krewna świętego Józefa. Zajęte spełnieniem tego
przedsięwzięcia nie pomyślały niewiasty o kamieniu, którym przywalony był grób.
Teraz dopiero, gdy zbliżały się do grobu, przyszło im to na myśl, więc z troską
pytały się jedna drugiej: "Kto nam odwali kamień sprzede drzwi?" Umyśliły
wreszcie złożyć tymczasem wonności przed grobem na kamień i czekać, aż przyjdzie
któryś z uczniów, by im grób pomógł otworzyć. Tak sobie rzecz ułożywszy,
zwróciły się ku ogrodowi.
Kamień grobowy, jak wspomniałam, odwalony był od drzwi na prawą stronę, tak że
łatwo można było otworzyć drzwi, obecnie przymknięte.
332
(Przymknął je prawdopodobnie Kassius.) Chusty, w które owinięte bvło najświętsze
Ciało, leżały na grobie w takim porządku: Wielki całun leżał tak jak przedtem,
ale zmięty, zapadły, bo nie było w nim nic, tylko zioła. Opaska którą
przykrępowane były całuny, leżała skręcona, jakby tylko zsunięta wzdłuż
przedniej krawędzi grobu. Chusta zaś, w którą Maryja owinęła była Jezusowi
głowę, leżała osobno na prawo w głowach grobu, zupełnie tak, jakby dopiero co
okrywała głowę, tylko, że zasłona twarzy była odwinięta.
Gdy niewiasty zbliżywszy się, ujrzały światła i żołnierzy, leżących wkoło,
zatrwożone, nie wchodząc do ogrodu, zboczyły ku Golgocie. Magdalena tylko,
zapominając o niebezpieczeństwie, pospieszyła do ogrodu, a za nią w pewnym
oddaleniu poszła Salome; inne niewiasty pozostały poza murem.
Magdalena natknąwszy się na strażników, cofnęła się w pierwszej chwili trwożnie
ku Salome, lecz wnet nabrawszy otuchy, weszła wraz z nią do groty, mijając
leżących żołnierzy. Kamień znalazły odwalony, a drzwi do grobu przymknięte.
Salome zatrzymała się przy wejściu, a Magdalena w trwodze wielkiej podbiegła do
grobu, otworzyła jedną połowę drzwi i zajrzała do środka. Blask uderzył jej
oczy, ujrzała, że całuny są próżne, rozrzucone, a po prawej stronie siedzi u
grobu anioł. Osłupiała na ten widok, pędem wybiegła z groty, uciekła przez
furtkę z ogrodu i nie zatrzymując się, pospieszyła do wieczernika, by oznajmić
Apostołom o tym, co zaszło. Salome, w strachu wielkim, wybiegła za nią przed
ogród i oznajmiła czekającym niewiastom, jak się rzecz ma; te przestraszone i
ucieszone równocześnie, wciąż jeszcze wahały się czy wejść do ogrodu. Wtem
wybiegł z ogrodu Kassius, spieszący do Piłata, by donieść mu o tym, co zaszło;
mijając niewiasty, oznajmił im w krótkich słowach to samo, co już słyszały od
Salomy, i zaraz poszedł spiesznie do miasta przez bramę, którą wyprowadzono
Jezusa. Zachęcone jego słowy, odważyły się wreszcie niewiasty wejść do ogrodu.
Wszedłszy lękliwie do groty, ujrzały przy grobie świętym dwóch aniołów, w
białych, świetlistych szatach kapłańskich. Strwożone, skupiły się w gromadkę i
skry-wszy twarze w dłoniach, pochyliły głowy, nie śmiejąc się ruszyć. Wtem jeden
Strona 183
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
z aniołów tak przemówił do nich: "Nie lękajcie się i nie tutaj szukajcie
Ukrzyżowanego! Żyw jest, zmartwychwstał i nie masz Go w grobach umarłych. Oto
próżne miejsce po Nim. Oznajmcie uczniom, coście widziały i słyszały! Jezus
uprzedzi ich do Galilei. Niech przypomną sobie, co powiedział im w Galilei: Syn
człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, ale trzeciego dnia
zmartwychwstanie". Drżąc z trwogi, uczuły jednak niewiasty radość w sercu;
oglądnąwszy grób i całuny, odeszły z płaczem ku bramie, przez którą niedawno
poszedł Kassius. Szły powoli, nie ochłonąwszy jeszcze ze strachu, a co chwilę
zatrzymywały się i rozglądały w koło, czy nie ujrzą gdzie przypadkiem Pana i czy
nie powraca Magdalena.
333
Magdalena, jak mówiliśmy, pobiegła prosto do wieczernika i zadyszana z
pośpiechu, zapukała mocno do drzwi. Uczniowie byli zebrani w sali. Część z nich
spoczywała jeszcze na łożach pod ścianami, część wstała już i rozmawiała ze
sobą. Na pukanie Magdaleny Piotr i Jan otworzyli drzwi, a ta, nie wchodząc
nawet, zawołała: "Wzięto Pana z grobu, nie wiemy dokąd!" To rzekłszy, pobiegła
zaraz spiesznie z powrotem do ogrodu. Piotr i Jan wybrali się zaraz za nią; Jan
szedł prędzej i wnet pozostawił Piotra w tyle.
Przemoczona nocną rosą wybiegła Magdalena na powrót do ogrodu. Płaszcz opadł jej
z głowy na barki, długie włosy rozwiązały się i opadały falą na plecy. Nie mając
nikogo przy sobie, nie odważyła się Magdalena wejść zaraz do groty; zatrzymawszy
się więc na skraju u wejścia, schyliła się, zaglądnęła do groty przez niżej
położone drzwi, by ujrzeć grób; opadające bujne włosy odgarnęła i przytrzymała
rękoma. Zaglądając tak ciekawie, ujrzała dwóch aniołów w białych szatach
kapłańskich, siedzących u wezgłowia i w nogach grobu. Równocześnie doszły jej
uszu słowa: "Niewiasto, dlaczego płaczesz?" - Zawołała więc żałośnie: "Wzięto
Pana mego, nie wiedzieć dokąd." A widząc, że w grobie leżą tylko próżne całuny,
rozglądnęła się wokoło, jak gdyby spodziewała się ujrzeć gdzie Jezusa. Jakieś
nieokreślone przeczucie mówiło jej, że Pan jest gdzieś blisko, a nie zbiło jej z
tropu nawet zjawienie się aniołów. Nie zastanawiając się prawie nad tym, że to
aniołowie mówią do niej, zajęta była wyłącznie tym jednym zagadnieniem: "Nie ma
tu Jezusa! Gdzież jest Jezus?" Odszedłszy nieco od grobowca, zaczęła błądzić
wkoło, jak ktoś, kto szuka trwożnie zgubionego przedmiotu. Bujne włosy rozsypały
się jej po plecach na obie strony, więc usunąwszy je na prawo, ujęła w obie
ręce, przygładziła trochę, odrzuciła w tył i znowu zaczęła się rozglądać. Wtem o
dziesięć może kroków na wschód od grobowca, w miejscu, gdzie ogród podnosi się
ku murom, ujrzała w mroku wysoką, białą postać, stojącą wśród zarośli za drzewem
palmowym. Podbiegła w tę stronę i znowu usłyszała słowa: "Niewiasto, czego
płaczesz? Kogo szukasz?" Magdalena myślała, że to ogrodnik, bo rzeczywiście
postać ta trzymała łopatę w ręku, a na głowie miała płaski kapelusz, podobny do
używanej tu kory, przywiązany nad czołem dla ochrony od słońca, zupełnie tak,
jak przedstawił mi się ogrodnik z przypowieści, którą Jezus opowiadał niewiastom
w Betanii tuż przed Swą męką. Postać, zjawiająca się Magdalenie, nie była
świetlistą, lecz podobną zupełnie do zwyczajnego człowieka, jakby przedstawiał
się o zmierzchu, ubrany w białą suknię. Na zapytanie, czego szuka, zawołała
Magdalena natychmiast: "Panie, jeśliś ty Go wziął, to powiedz, gdzieś Go
podział? a ja Go zabiorę." I znowu zaczęła się rozglądać, czy nie ujrzy gdzie
Pana w pobliżu. Wtedy Jezus - On to był bowiem - rzekł zwykłym, znanym jej
głosem: "Mario!" - Magdalena, poznawszy Pana po
334
głosie, zapomniała o ukrzyżowaniu, śmierci i pogrzebie, upadła przed Nim na
kolana i wyciągnąwszy ręce ku Jego stopom, zawołała, jak zwykła była Go dawniej
nazywać: "Rabboni (Mistrzu)!" Jezus powstrzymał ją jednak, wyciągnąwszy rękę
przed Siebie i rzekł: "Nie dotykaj się Mnie! Nie wstąpiłem jeszcze do Ojca Mego.
Wracaj do Mych braci i powiedz im te słowa: "Idę do Ojca Mego i Ojca waszego, do
Boga Mego i Boga waszego!" Po tych słowach zniknął Jezus w jednej chwili z oczu
Magdaleny. - Otrzymałam objaśnienie, dlaczego Jezus zabronił Magdalenie dotykać
się Go, ale już nie potrafię tego dokładnie powiedzieć; zdaję mi się, dlatego,
że Magdalena z taką gwałtownością rzuciła się do uściśnięcia stóp Jego, z tym
uczuciem, jakoby żył jeszcze, jak przedtem, i jakoby nic się nie zmieniło. Słowa
Jezusa: "Nie wstąpiłem jeszcze do Ojca Mego" oznaczały, jak się dowiedziałam, że
jeszcze po zmartwychwstaniu nie stawił się przed Swym Ojcem niebieskim i nie
podziękował Mu za zwycięstwo nad śmiercią i za odkupienie ludzkości. Chciał
przez to Jezus niejako powiedzieć Magdalenie, że pierwsze radości Bogu się
należą, że więc i ona powinna się najpierw zastanowić i podziękować Bogu za
dopełnienie tajemnicy odkupienia i zwycięstwo nad śmiercią. Gdy Jezus zniknął,
podniosła się Magdalena i niepewna, sen li to był, czy jawa, pobiegła jeszcze
Strona 184
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
raz do grobu. Widząc próżne całuny i aniołów, doszła wreszcie do przekonania, że
rzeczywiście Jezus zmartwychwstał cudownie, więc pospieszyła do swych
towarzyszek. Jezus pojawił się Magdalenie mniej więcej o godzinie wpół do
trzeciej.
Zaledwie Magdalena się oddaliła, poszedł do grobu najpierw Jan, a za nim po
chwili Piotr. Jan zatrzymał się u wejścia do groty, schylił się i zaglądnąwszy
do środka, ujrzał, że drzwi grobu są w połowie otwarte, a całuny leżą próżne.
Piotr, śmielszy, wszedł bez wahania do groty i zbliżył się do grobu, czym
zachęcony Jan, odważył się także wejść do środka. Zaglądnąwszy do grobu,
ujrzeli, że całuny leżą na środku zwinięte, wraz z ziołami, i owinięte opaską
tak, jak zwykle kobiety składały chusty na schowanie. Chusta z twarzy leżała
osobno na prawo przy ścianie, zwinięta także. Widząc to, uwierzyli zaraz obaj,
że Jezus zmartwychwstał, równocześnie zrozumieli jasno odnośne słowa Jezusa i
przepowiednie Pisma św., które przedtem brali tylko powierzchownie. Piotr zabrał
całuny z grobu pod płaszcz, po czym opuścili obaj ogród furtką Nikodema i
puścili się z powrotem do wieczernika. Jan znowu szedł prędzej, wyprzedzając
Piotra.
Dwaj aniołowie, którzy przez cały czas spoczywania Jezusa w grobie odbywali przy
Nim jakby straż świętą, pozostali jeszcze i po zmartwychwstaniu; widziały ich
niewiasty, a byli jeszcze i wtenczas, gdy obaj Apostołowie przyszli do grobu.
Zdaje mi się jednak, że Piotr ich nie widział. Słyszałam, jak później Jan mówił
do uczniów z Emmaus, że będąc przy gro-
" bie, widział anioła. W ewangelii nie wspomniał jednak o tym, pewnie z pokory,
by nie dać poznać, że widział więcej, niż Piotr.
Długi czas minął, nim strażnicy, leżący na ziemi bez przytomności, przyszli do
siebie. Zerwali się z ziemi, strwożeni bardzo, nie umiejąc sobie zdać sprawy z
tego, co zaszło. Zaraz też zabrali włócznie i płonące kagańce, ustawione
dotychczas u wejścia dla oświetlenia groty, i powlekli się lękliwie do miasta
przez bramę, którą wyprowadzono Jezusa.
Magdalena, wybiegłszy z ogrodu, napotkała niewiasty i opowiedziała im o
zjawieniu się Pana, po czym zaraz pobiegła do miasta przez pobliską bramę,
niewiasty zaś zawróciły znowu ku ogrodowi. Nie doszły jednak jeszcze na miejsce,
gdy pojawił się im Jezus w długiej, białej szacie, okrywającej Mu zupełnie ręce.
- Bądźcie pozdrowione - rzekł im, a one, drżąc, upadły Mu do nóg. Jezus wyrzekł
kilka słów, wskazał ręką w jakąś stronę i zniknął. Uradowane niewiasty
pospieszyły przez bramę betlejemską na Syjon, by podzielić się radosną wieścią z
uczniami, zebranymi w wieczerniku. Ci nie chcieli z początku dać wiary ani im,
ani Magdalenie, uważając ich opowiadania za urojenie bujnej ich wyobraźni i nie
dali się przekonać aż do powrotu Piotra i Jana.
Jan i Piotr - ten ostatni skupiony bardzo i zamyślony nad dziwnymi wypadkami -
spotkali, wracając do wieczernika, Jakuba Młodszego i Tadeusza, którzy wybrali
się za nimi do grobu; i im w pobliżu wieczernika pojawił się Pan, co wielce
wstrząsnęło ich umysły. Piotrowi musiał także w drodze pojawić się Jezus, bo
widziałam, jak nagle odmalowało się na jego twarzy wielkie wzruszenie. Jan
pewnie tego nie zauważył.
3. Zeznania straży
Piłat spoczywał jeszcze na swym łoży, gdy przybył do niego Kassius, w godzinę
może po zmwrtwychwstaniu Jezusa. Wzruszony wielce, zaczął opowiadać Piłatowi,
jako był świadkiem tego, że skała cała zatrzęsła się, anioł, zstąpiwszy z nieba,
odwalił kamień z grobu, a zwłoki Jezusa zniknęły gdzieś i pozostały tylko próżne
całuny - widocznie musiał Jezus zmartwychwstać, jak przepowiedział - a więc jest
Synem Bożym, Mesjaszem prawdziwym. Piłat słuchał tych dziwów ze strachem
tłumionym, ale nie dając nic poznać po sobie, rzekł do Kassiusa: "Marzycielem
jesteś! Bardzo to niemądrze z twej strony, żeś stawał w obrębie grobu tego
Galilejczyka; bogowie Jego uzyskali przez to moc nad tobą i otumanili cię
różnymi czarodziejskimi sztuczkami. Radzę ci, nie wyjawiaj tego lepiej przed
arcykapłanami, bo tylko nabawisz się przez to kłopotu". W ogóle udał Piłat, że
wierzy, jakoby ucznio-
336
wie wykradli zwłoki, a strażnicy wymyślają teraz takie usprawiedliwienia,
dopuściwszy do tego czy umyślnie, czy z niedbalstwa, czy też może uległszy
podstępnym czarom. Po odejściu Kassiusa kazał Piłat znowu złożyć ofiary swym
bożkom.
Z tą samą wieścią, co Kassius, przybyli do Piłata także czterej żołnierze ze
straży, ale Piłat, nie wdając się z nimi w długie rozprawy, odesłał ich zaraz do
Kaifasza. Reszta strażników znajdowała się już na wielkim dziedzińcu koło
świątyni, gdzie zebrana była liczna starszyzna żydowska. Spierano się tu
zażarcie, chciano przekupić strażników pieniędzmi, lub groźbami zmusić ich to
Strona 185
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
tego, by rozgłaszali wszędzie, że podczas gdy oni zaspali, uczniowie wykradli
tajemnie ciało Jezusa z grobu. - "Nie możemy tego uczynić" - rzekli strażnicy -
"bo w takim razie zeznania nasze sprzeciwiałyby się zeznaniom czterech naszych
towarzyszów, którzy poszli powiadomić o tym Piłata" - Faryzeusze obiecali im
więc, że postarają się u Piłata o zatarcie tej sprawy, gdy na to wspomniani
czterej żołnierze nadeszli, obstawający jednakże przy tych zeznaniach, jakie
złożyli Piłatowi. Faryzeusze widząc, że namowy są daremne, chwycili się innego
sposobu. Rzucili podejrzenie na żołnierzy, jakoby w porozumieniu z uczniami,
sami przyczynili się do wykradzenia ciała Jezusa i zagrozili im wielkimi karami,
jeśli nie postarają się teraz ciało Jezusa odebrać na powrót. Żołnierze
tymczasem, nie w ciemię bici, odrzekli ironicznie: "Nie możemy tak samo uczynić
tego, jak nie mogą dostawić wam Józefa z Arymatei ci żołnierze, którzy strzegli
go w więzieniu"- nie tajnym było bowiem żołnierzom, że Józef z Arymatei zniknął
w tajemniczy sposób z więzienia, chociaż drzwi były zamknięte. Tak więc niczym
nie dali się nakłonić strażnicy do milczenia, owszem śmiało, otwarcie zaczęli
napomykać o niesprawiedliwym wyroku, wydanym w piątek, skutkiem którego
prze-wały się ceremonie świąteczne. Faryzeusze zaś, używszy gwałtu, kazali ich
pojmać i wsadzić do więzienia, a przez innych Faryzeuszów, Saduceuszów i
Herodian kazali wszędzie puszczać w obieg fałszywą pogłoskę, że to uczniowie
ciało Jezusa wykradli, nawet po wszystkich synagogach żydowskich całego świata
kazali ogłosić tę wieść, upiększoną jeszcze rozmaitymi obelgami na Jezusa. Nie
na wiele przydały się te kłamstwa, albowiem po zmartwychwstaniu Pana pojawiły
się wielu mniej zaślepionym Żydom, dostępnym jeszcze łasce Bożej, dusze zmarłych
ich bogobojnych przodków, głosząc im zmartwychwstałego Mesjasza i nakłaniając
ich do nawrócenia się. Podobnie pojawiali się zmarli wielu uczniom, którzy po
śmierci Jezusa, zachwiani w wierze, rozproszeni byli po kraju; zjawiska te
pocieszały ich i umacniały we wierze.
Tego powstawania zmarłych z grobów po śmierci Jezusa nie można brać za jedno ze
zmartwychwstaniem Jezusa, gdyż Jezus powstał z grobu w tym
337
samym ciele, ale odnowionym i uwielbionym, kilkadziesiąt dni przebył żyw *na
ziemi, jawnie się pokazując i z tym też ciałem wstąpił do nieba w oczach Swoich
przyjaciół. Te zaś pojawiające się dusze przybierały tylko swe ciała jako
chwilowe okrycie i wnet składały je na powrót w łono ziemi, gdzie ciała te
oczekują zmartwychwstania wraz z nami wszystkimi w dzień sądu ostatecznego.
Łazarz, wskrzeszony z martwych, żył rzeczywiście potem jakiś czas, ale w końcu
umarł po raz drugi i także nie wstanie aż do dnia sądu ostatecznego.
Widziałam, jak świątynię całą zanieczyszczoną pojawieniem się zmarłych, Żydzi
szorowali, myli i oczyszczali; posadzkę wysypywali ziołami i popiołem ze
spalonych szkieletów, uprzątali rumowiska, a porobione dziury zatykali deskami i
zasłaniali kobiercami. Złożywszy ofiary przebłagalne, wzięli się dopiero do
ukończenia ceremonii paschalnych, które wczoraj zaniedbano wypełnić.
Jako przyczynę przerwania ceremonii świątecznych i zanieczyszczenia świątyni
podali Faryzeusze trzęsienie ziemi i pojawienie się zmarłych, przy czym
przytaczali jakieś widzenia Ezechiela o zmartwychwstałych nieboszczykach, ale
nie wiem już, w jakim znaczeniu. Wszelkie szemrania i budzące się pogłoski
tłumili bezwzględnie groźbą kar ciężkich i klątwy. Tak udało im się wymusić
milczenie, bo niejeden poczuwał się niemało do winy. Właściwie jednak udało im
się uspokoić tylko zaślepiony liczny motłoch; wszyscy bowiem lepsi nawrócili się
potajemnie już teraz, a jawnie w czasie Zielonych Świąt, inni znów nawrócili się
w stronach rodzinnych przez późniejsze nauki Apostołów; arcykapłani przeto coraz
więcej cichli i tracili na śmiałości. Już za czasów diakonatu Szczepana, wierni
nie mogli się pomieścić na przedmieściu Ofel i wschodnim stoku Syjonu, zatem
liczne ich rzesze osiedliły się w dolinie Cedron, pokrywając ją namiotami i
chatami od miasta aż do Betanii.
Annasz od śmierci Jezusa zdradzał swym zachowaniem pomieszanie zmysłów, więc
musiano go zamknąć i odtąd nie widziano go już aż do śmierci. Kaifasz wściekał
się ze złości, ale ukrywał to w sobie, jak mógł. Szymon Cyrenejczyk zgłosił się
do Apostołów zaraz po szabacie, prosząc o przyjęcie i udzielenie mu chrztu.
4. Pierwsza wspólna uczta miłości po zmartwychwstaniu
W otwartym przedsionku sali wieczernika zastawił Nikodem ucztę dla Apostołów,
świętych niewiast i pewnej części uczniów. Tomasz nie był przy tym, bo
samowolnie się gdzieś oddalił. We wszystkich szczegółach trzymano
338
się wskazówek Jezusa, który przy ostatniej wieczerzy, wyświęciwszy Piotra i
Jana, siedzących przy Nim, na kapłanów, dał im dokładne wskazówki co do
udzielania Najświętszego Sakramentu, z poleceniem, by odpowiednio pouczali
później innych o tym wraz z dawniejszymi Jego naukami.
Strona 186
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Najpierw więc Piotr, a potem Jan, zgromadziwszy koło siebie ośmiu innych
Apostołów, udzielali im tajemnic, które Pan zostawił przy ostatniej wieczerzy,
objawiali im Jego zamiar co do sposobu udzielania Najświętszego Sakramentu i
pouczania o tym uczniów. Jan mówił prawie dosłownie to samo, co Piotr. Wszyscy
Apostołowie ubrani byli w świąteczne, białe suknie. Piotr i Jan mieli na sobie
stuły, skrzyżowane na piersiach i spięte klamrą, inni Apostołowie mieli takież
stuły, ale przewieszone na skos przez piersi i plecy i spięte pod ramieniem
klamrą na krzyż. Piotr i Jan byli więc widocznie przez Jezusa wyświęconymi
kapłanami, inni jeszcze jakby diakonami.
Po tej nauce weszło do sali dziewięć świętych niewiast, które Piotr także
pouczał, Jan zaś przyjmował przy bramie, w domku kuchmistrza, siedemnastu
najwypróbowańszych uczniów, którzy najdłużej byli przy Panu, między nimi
Zacheusza, Natanaela, Macieja i Barsabę. Wszyscy ubrali się w długie, białe
suknie i pasy; Jan sam usługiwał im przy umywaniu nóg i ubieraniu się. Po nauce
Piotr wysłał Mateusza do Betanii, by tam, przy takiejże uczcie, urządzonej przez
Łazarza dla grona uczniów, nauczać i czynić podobnie, jak oni tu czynili.
Stół, zastawiony w przedsionku, był tak długi, że część jego wychodziła poza
salę aż na podwórze wieczernika, obsadzone drzewami. W trzech miejscach
zostawiono przy stole wolny dostęp, by wygodnie można było wnosić potrawy.
Święte niewiasty, dopuszczone także do wspólnego stołu, miały przeznaczone
miejsce na jednym końcu. Ubrane były także w długie, białe suknie i welony, nie
zakrywające twarzy. Siedziały z podwiniętymi nogami na małych stołeczkach,
opatrzonych antabą. W połowie stołu siedzieli naprzeciw siebie Piotr i Jan,
mając po jednej stronie mężczyzn, po drugiej niewiasty. Spoczywali nie na takich
sofach, jak przy ostatniej wieczerzy, lecz na niskich, plecionych materacach,
sięgających ledwie poza kolana, wspierali się zaś rękami na poduszkach,
umieszczonych na dwóch wyższych podstawkach, złączonych poprzecznym drewienkiem.
Przy stole leżeli w ten sposób, że nogi jednego biesiadnika przytykały do pleców
drugiego, gdy przeciwnie w domu Szymona i przy ostatniej wieczerzy byli tak
usadowieni, że nogi zupełnie były zwrócone na zewnątrz.
Była to zwyczajna uczta, przed którą pomodlili się biesiadnicy stojąco i potem
dopiero zasiedli do stołu. Piotr i Jan podczas uczty nauczali. Przy końcu
położono przed Piotrem płaski karbowany placek, on zaś łamał go
tak, jak wskazywały karbki, potem każdą cząstkę jeszcze raz, i ułożywszy kawałki
na dwóch talerzach, kazał je podać w koło stołu na prawo i na lewo; wszyscy
spożywali po kawałku, potem pili ze wspólnego kielicha, podawanego w koło. Nie
było to przyjmowanie Najświętszego Sakramentu, chociaż Piotr błogosławił chleb,
lecz tylko uczta miłości. Piotr nauczał przy tym, że wszyscy powinni teraz
stanowić jedność, jak stanowi jedność ten chleb, który ich żywi i to wino, które
piją. Wstawszy od stołu, odśpiewali wspólnie psalmy.
Po usunięciu stołu, niewiasty stanęły w półkole w jednym rogu sali, uczniowie
zaś rzędem po obu stronach. Apostołowie, chodząc od jednego do drugiego,
nauczali i udzielali uczniom, jako dojrzalszym już i wypróbowanym, niektóre
szczegóły o Najświętszym Sakramencie. Była to więc niejako pierwsza nauka
katechizmowa po śmierci Jezusa. Potem przystępowali jedni do drugich i podawali
sobie serdecznie ręce, oświadczając się ochoczo z gotowością, że wszystko chcą
mieć wspólne, wszystko chcąc jedni za drugich poświęcić, słowem, stanowić
jedność nierozerwalną. Uniesienie ogarnęło wszystkich i oto ujrzałam, że
światłość otoczyła wszystkich, stapiając ich niejako ze sobą. Zdaje mi się,
jakoby wszystko złączyło się razem w jedną piramidę świetlną, w której
Najświętsza Panna była niejako szczytem i środkiem wszystkiego. Od Maryi szło
wszystko strumieniem na Apostołów, a od nich znowu przez Najświętszą Pannę
wracało do Pana. Było to symbolem ich zjednoczenia się i wzajemnej łączności.
Podobną ucztę sprawił Łazarz u siebie dla liczniejszego grona uczniów, którzy
jeszcze nie byli odpowiednio przygotowani do poznania wszystkich tajemnic. Tam
urządzał wszystko i nauczał Mateusz, podobnie jak Piotr i Jan.
:
5. Komunia św. Apostołów
Nazajutrz raniutko Piotr, Jan i Andrzej poszli do sali wieczernika i wdziali
suknie kapłańskie, podczas gdy inni Apostołowie ubierali się w przedsionku.
Potem ci trzej, rozsunąwszy w środku tkaną zasłonę, weszli do miejsca "Święte
świętych", utworzonego, jak to wspominaliśmy, z dawniejszego ogniska
wielkanocnego. Stał tu teraz stół, na którym Jezus ustanowił Najświętszy
Sakrament; w niszy ściennej, w szafeczce, sporządzonej na kształt tabernakulum,
stał kielich z resztą konsekrowanego wina i talerz z pozostałym konsekrowanym
chlebem. Przed Najświętszym Sakramentem płonęła jedna z lamp, umieszczonych na
kilkuramiennym świeczniku. Kącik ten, oddzielony zupełnie kobiercami od reszty
sali, tworzył całkiem osobną
Strona 187
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
340
izdebkę. Powała tej izdebki, niższa od całej sali, dawała się za pomocą sznurka,
ozdobionego ozdobami w kształcie pędzli, otwierać tak, że światło wpadało tu
przez okrągłe okienka, umieszczone u góry w ścianie sali. Trzej Apostołowie
zaświecili od płonącej lampy lampę ofiarną, wiszącą w środku sali, wnieśli stół
do sali, postawili na nim Najświętszy Sakrament z całym aparatem, po czym
zgasili lampę w "Świętym świętych". Wtedy inni Apostołowie, między nimi i
Tomasz, stanęli koło stołu. Chleba konsekrowanego przez Jezusa, czyli
Najświętszego Sakramentu Jego Ciała sporo jeszcze było na talerzyku; talerzyk
ten stał na kielichu, przykrytym dzwonowatą kopułą, opatrzoną u góry gałką.
Wszystko to było okryte białą chustą. Piotr wyciągnął tackę z podstawy kielicha,
przykrył ją tą chustą i postawił na niej talerz z Najświętszym Sakramentem.
Podczas tego wciąż modlił się, a stojący za nim Jan i Andrzej również pogrążeni
byli w modlitwie. Po tych wstępnych przygotowaniach przyjęli Piotr i Jan
Najświętszy Sakrament, oddawszy Mu pokłon. Następnie Piotr podał talerz wokoło i
każdy z Apostołów sam spożył Najświętsze Ciało. Ponieważ wina konsekrowanego nie
było już wiele, dolano jeszcze wody i wina i wszyscy znów po kolei przyjęli Krew
Pańską. Po odśpiewaniu psalmów i modlitwie przykryto kielich i odniesiono go,
jak również i stół, na powrót na swoje miejsce. Pierwsza to była służba Boża,
odprawiona przez Apostołów.
Wnet potem poszedł Tomasz do pewnej małej miejscowości w Samari z jednym
uczniem, stamtąd pochodzącym.
6. Uczniowie w Emmaus. Jezus ukazuje się Apostołom w wieczerniku
Łukasz, który dopiero niedawno przystał do uczniów, ale przed tym już przyjął
chrzest Jana, był obecnym na uczcie miłości i nauce o Najświętszym Sakramencie,
którą miał Mateusz w Betanii u Łazarza. Po nauce poszedł, stroskany, ze
zwątpieniem w sercu, do Jerozolimy i tu pozostał na noc w domu Jana Marka.
U Jana Marka zastał sporo zebranych uczniów, między nimi i Kleofasa, bratanka
Marii Kleofy. Kleofas był także na nauce i uczcie miłości w sali wieczernika.
Zebrani uczniowie rozprawiali o zmartwychwstaniu i objawiali wątpliwości co do
prawdziwości tego faktu. Najwięcej chwiali się w wierze Łukasz i Kleofas. Gdy
zaś na domiar usłyszeli o nowym surowym rozkazie arcykapłanów, by nikt nie
udzielał przytułku i pokarmu uczniom Jezusa, zwątpienie ogarnęło ich do reszty,
więc umówili się obaj, jako dobrzy znajomi, że opuszczą Jerozolimę i pójdą do
Emmaus. Wnet też opuścili zgromadzenie i zaraz przed domem rozeszli się, by w
mieście nie widziano
341
ich razem; jeden poszedł na prawo i wyszedłszy z miasta, obszedł je od strony
północnej, drugi poszedł przeciwną stroną między murami i wyszedł bramą miejską.
Zeszli się dopiero na wzgórzu przed bramą i wyruszyli dalej razem. Zaopatrzeni
byli w laski i zawiniątka; Łukasz miał prócz tego skórzaną sakwę, w którą
zbierał po drodze zioła, w tym celu często się więc zatrzymywał.
Łukasz nie widywał Pana ostatnimi czasy. Nie był obecnym na ostatnich naukach
Jezusa u Łazarza, bawił więcej w gospodzie uczniów koło Betanii, lub u uczniów w
Macherus; właściwie nie był przed tym rzeczywiście uczniem, ale zawsze miał
stosunki z uczniami i chciwie uczył się od nich. Teraz dopiero przyłączył się na
stałe do grona uczniów.
Tak Łukasza jak i Kleofę dręczył niepokój i zwątpienie, więc teraz w drodze
chcieli wspólnie roztrząsnąć te swoje wątpliwości. Najwięcej wprowadzało ich w
błąd to, że Jezus zginął tak haniebną śmiercią krzyżową. Nie mogli tego pojąć i
pogodzić się z tą myślą, żeby ich Odkupiciel i Mesjasz miał poddać się tak
haniebnej poniewierce.
Uszli mniej więcej połowę drogi, gdy wtem boczną ścieżką zbliżył się ku nim
Jezus pod postacią obcego im męża. Ujrzawszy Go, zwolnili kroku, by męża tego
przepuścić naprzód, z obawy, by nie podsłuchał ich rozmowy. Lecz Jezus zwolnił
także kroku i dopiero, gdy minęli ścieżkę, którą szedł, wyszedł na gościniec.
Jakiś czas szedł za nimi, po czym złączył się z nimi i zapytał uprzejmie, o czym
rozmawiają.
Tak doszli do miłego, czyściutkiego miasteczka Emmaus. Przed miastem, gdzie się
drogi rozchodziły, zdawał się Jezus chcieć skręcić na południe, w kierunku do
Betlejem, lecz uczniowie zniewolili Go swymi prośbami, by wstąpił z nimi do
domu, stojącego w drugim rzędzie budynków miejskich. W domu tym nie było żadnych
niewiast; był to, jak mi się zdaje, publiczny dom godowy, bo nawet były ślady
(zapewne przystrojenie świąteczne), jak gdyby obchodzono tu niedawno jakąś
uroczystość, Czworoboczna izba, do której weszli podróżni, umieciona była
czyściutko, w Środku stał stół nakryty, a w koło niego sofy w rodzaju tych,
jakie były w wieczerniku przy uczcie miłości w dzień Wielkanocny. Po niedługiej
chwilę wniósł jakiś mąż, zapewne zarządca domu, plaster miodu w plecionym,
Strona 188
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
koszykowatym naczyniu, wielki czworograniasty kołacz i mały, cienki, prawie
przezroczysty placek paschalny, który położył przed Panem, jako gościem.
Człowiek ten miał wygląd dobroduszny. Przepasany był fartuchem, jak gdyby był
kucharzem, lub podczaszym. Później przy uroczystym łamaniu chleba nie był
obecnym. Kołacz poznaczony był wyciśniętymi karbikami na kawałki szerokie na dwa
palce. Na stole leżał nóż biały, jakby z kamienia, lub z kości, na końcu
zakrzywiony. Nóż zaostrzony był tylko na końcu, więc przy krajaniu trzeba
342
go było ująć w rękę blisko ostrza. Tym to nożem nadkrawywali kołacz wzdłuż
poznaczonych karbów i tak dopiero łamali go i jedli.
Po wspólnej modlitwie zajął Jezus z uczniami miejsce przy stole i pożywał z nimi
wspólnie kołacz i miód. Następnie wziął placek paschalny, także poznaczony
karbami, nadkroił owym nożem kościanym taki kawałek, że obejmował trzy kąski,
oznaczone trzema żłobkami i rozłamał go. Ułamany kawałek położył na talerzyku,
pobłogosławił, a powstawszy, podniósł w obu rękach talerzyk i modlił się,
wzniósłszy oczy w niebo. Uczniowie stali naprzeciw Niego, wzruszeni bardzo i
jakby nieprzytomni. Gdy Jezus rozłamał kawałek placka na trzy kąski, pochylili
się mimowolnie przez stół ku Niemu, otworzywszy usta, a Jezus podał każdemu z
nich jeden kąsek. Otworzyły im się nagle oczy, poznali Mistrza swego, lecz w tej
chwili Jezus, podnosząc rękę z trzecim kąskiem do ust, zniknął im z oczu. Nie
mogę na pewno powiedzieć, czy Jezus rzeczywiście wziął do ust kąsek. Wszystkie
trzy kawałki chleba zajaśniały światłem, gdy Jezus je pobłogosławił. Obaj
uczniowie stali długą chwilę w niemym osłupieniu, po czym, oprzytomniawszy,
padli sobie w objęcia, płacząc z rozrzewnienia.
Byłam bardzo rozczulona tą łagodnością i serdecznością Pana, cichą radością obu
uczniów, zanim Jezusa poznali, i ich zachwyceniem, gdy Jezus, dawszy się im
poznać, zniknął. Obaj też powrócili zaraz spiesznie do Jerozolimy, umocnieni w
wierze i ze spokojnym sercem.
Tegoż samego dnia wieczorem zebrani byli w wieczerniku przy zamkniętych drzwiach
wszyscy Apostołowie, oprócz Tomasza. Było wielu uczniów, Nikodem i Józef z
Arymatei. Wszyscy zebrani byli pod lampą, zwieszającą się z sufitu w środku
sali, i ustawieni szeregiem w trzy koła, wspólnie się modlili. Było to
nabożeństwo jakoby poświąteczne, lub może dziękczynne, bo dziś właśnie kończyło
się w Jerozolimie święto Paschy. Wszyscy ubrani byli w długie, białe suknie.
Piotr, Jan i Jakub Młodszy, ubrani byli nieco odmienniej od nich. Białe ich
suknie, z tylu nieco dłuższe, przepasane były pasem, szerszym niż na dłoń, od
którego zwieszały się aż do kolan dwie równej szerokości wstęgi, ząbkowate u
dołu, zrobione z tej samej materii co i pas, i powyszywane wielkimi białymi
literami. Z tyłu pas był związany w węzeł, którego oba końce, krzyżując się,
opadały na dół i to jeszcze niżej niż przednie wstęgi. Rękawy sukni były bardzo
szerokie; jeden z nich służył jako kieszeń, w którą można było wkładać książki
do modlitwy. Na lewym ramieniu powyżej łokcia przewieszony był manipularz,
przystrojony frędzlami, wykonany z tej samej materi i w len sam sposób, co i
pas. Piotr miał na szyi stułę, rozszerzającą się od barków ku końcom,
skrzyżowaną na piersi i spiętą na skrzyżowaniu sercowatą, błyszczącą tarczką,
wysadzaną kamieniami. Dwaj drudzy Apostołowie mieli także stuły,
343
¦ ale przewieszone na ukos i spięte pod ramieniem, także krótsze mieli wstęgi u
pasa. W ręku trzymali wszyscy trzej zwoje pisma. Podczas modlitwy składali
wszyscy ręce na krzyż na piersiach, a ustawieni byli pod lampą w ten sposób, że
w środku stali kołem Apostołowie, zaś dalsze dwa koła tworzyli uczniowie. Piotr
stał między Janem i Jakubem, obrócony tyłem ku zamkniętej bramie wieczernika; za
nim stało dwóch tylko Apostołów. Wprost niego w kierunku ku miejscu "Święte
świętych" było koło otwarte i pozostawione wolne przejście.
Podczas całego nabożeństwa Najświętsza Panna z Marią Kleofy i Magdaleną
znajdowały się w przedsionku, od którego drzwi do sali były otwarte. W przerwach
między modłami nauczał Piotr zebranych.
Dziwiło mnie to nieraz, że chociaż Jezus pojawił się już Piotrowi, Janowi
Jakubowi, jednak większość Apostołów i uczniów nie chciała wierzyć w prawdziwość
tego; przynajmniej tłumaczyli to sobie tak, że Jezus nie pojawił się w Swym
rzeczywistym, żywym ciele, lecz że to było tylko widzenie duchowe, podobne,
jakie miewali prorocy. Niedługo jednak mieli wszyscy przekonać się, że Jezus
rzeczywiście zmartwychwstał.
Właśnie po krótkiej nauce Piotra ustawili się wszyscy znowu do modlitwy, gdy w
tym przybyli powracający z Emmaus Łukasz i Kleofas zapukali do zamkniętej bramy.
Wpuszczono ich do środka, a oni oznajmili zebranym radosną wieść, iż Pan się im
pojawił. Po krótkiej przerwie, spowodowanej opowiadaniem, zabrano się znowu do
modlitwy, gdy nawet ujrzałam, że wszystkich ogarnęła jakoby jasność, a serca ich
Strona 189
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
poruszyły się radośnie. Oto przez zamknięte drzwo wszedł Jezus w białej, z
prostotą przepasanej długiej szacie. Z początku zebrani zdawali się odczuwać
tylko w ogólności Jego bytność; dopiero gdy przeszedł pośród nich i stanął w
środku pod lampą, ujrzeli Go; zdumienie więc i wzruszenie ogarnęło wszystkich.
Jezus pokazał im Swe poranione ręce i nogi, uchylił także suknię, by pokazać
ranę w boku, i przemówić coś. Widząc, że jeszcze nieco są zalęknieni, zażądał,
by Mu dano co jeść, chcąc im pokazać, że nie jest duchem, tylko żywą osobą.
Światłość wychodziła z Jego ust, gdy mówił. Wszyscy pogrążeni byli jakby w
zachwyceniu.
Gdy Jezus zażądał jeść, Piotr poszedł do osobnego kącika, przylegającego do
izdebki, w której stał Najświętszy Sakrament, a oddzielonego od reszty sali
parawanem czy też kobiercem z tej samej materi, co i pokrycie całej ściany;
dlatego też na pierwszy rzut oka nie od razu można było dostrzec ten schowek. Tu
wsuwano zwykle stół, wysoki na stopę, który w czasie posiłku stawiano na środku
sali. I teraz także schowany był tam stół, a na nim stał owalny, głęboki talerz
z pozostałym kawałkiem ryby i troszkę miodu, przykryty białą chustą. To
przyniósł Piotr Jezusowi, a Pan podzięko-
344
wawszy Mu, pobłogosławił posiłek, jadł sam i kilku obecnym, ale nie wszystkim,
udzielił także po kawałku; poczęstował również Matkę Swą Najświętszą i inne
niewiasty, stojące w drzwiach przedsionka.
Następnie rozpoczął Jezus naukę i udzielał Swej władzy i mocy. Obecni zebrali
się koło Niego, jak przed tym w potrójne koło, najbliżej Apostołowie, z
wyjątkiem Tomasza. Z podziwem zauważyłam, że niektóre Jego słowa, niektóre
nauki, odczuwali i pojmowali sami tylko Apostołowie; nie mówię: słyszeli, bo nie
widziałam, by Jezus choć poruszał wargami. Jaśniał tylko blaskiem, światło
wychodziło na nich z Jego rąk, nóg, boku i ust, jakby tchnął na nich ducha
Swego; światło to wpływało w ich wnętrza, a oni pojmowali i rozumieli (ale
powtarzam, że nie było to mówienie ustami i słuchanie uszami), co Jezus chciał
im dać pojąć; pojmowali jasno, że Jezus daje im władzę odpuszczenia grzechów,
chrztu, uzdrawiania i wkładania rąk, że mogą pić truciznę bez szkody dla siebie.
Nie wiem, jakim to sposobem się odbywało, ale czułam, że Jezus nie mówił im tego
słowami, lecz wlewał w nich niejako istotnie, jakby przez jakieś promieniowanie
w nich Swych myśli i mocy. Nie wiem, czy oni także odczuwali to tak tylko
wewnętrznie, czy zdawało mi się, że słyszą uszami w sposób naturalny, ale tego
byłam pewna, że tylko Apostołowie, stojący w środku odczuwali to i przyjmowali
niejako w siebie. Była to więc jakby mowa wewnętrzna, duchowa, różna zupełnie od
cichego mówienia lub szeptania.
W nauce swej objaśniał im Jezus różne miejsca Pisma świętego, odnoszące się do
Niego i Najświętszego Sakramentu, zarządził także, że po każdym nabożeństwie
szabatowym ma się odbywać adoracja Najświętszego Sakramentu. Mówił przy tym o
świętości Arki Przymierza, o czci należnej Kościołom i relikwiom świętych
przodków, by zjednać sobie ich wstawiennictwo; wspominał dalej, jak Abraham
ustawił przy swojej ofierze kości Adama, które miał w swym posiadaniu.
Zapomniałam osobliwy, dziwny bardzo szczegół z ofiary Melchizedecha, który teraz
także widziałam. Dalej mówił Jezus, że barwna, purpurowa suknia, którą Jakub dał
Józefowi, była przeobrażeniem Jego krwawego potu na górze Kalwarii. Widziałam
przy tym tę szatę; robiona była z białej materi, w szerokie, czerwone pasy, na
piersi zwieszały się trzy czarne sznury poprzeczne, w środku widniał żółty haft.
Suknia szeroka była górą, by można było schować co za pazuchę, pod piersią
przepasana paskiem. Dołem była wąska i długa, rozcięta po bokach, by wygodnie
było chodzić. Z tyłu dłuższa była, niż z przodu, a na piersiach, aż do pasa
otwarta. Zwykła suknia Józefa sięgała mu tylko do kolan.
Dalej mówił Jezus, jako kości Adama, złożone później przy arce, były przed tym w
posiadaniu Jakuba, a ten dał je Józefowi wraz z ową barwną suknią. Widziałam,
jak to się odbywało. Józef nawet nie wiedział, co mu
345
Ojciec daje; nosił te relikwie przewieszone na piersiach w woreczku, złożonym z
dwóch sakiewek skórzanych, u góry zaokrąglonym. Jakub miłując go bardzo, oddał
mu te relikwie jako talizman, jako skarb najdroższy, wiedząc dobrze, że bracia
Józefa nie lubią. Gdy zawistni bracia zaprzedali Józefa w niewolę, ściągnęli z
niego tylko barwną suknię i tunikę, ale Józef miał jeszcze na sobie przepaskę i
na piersiach rodzaj szkaplerza, pod którym zawieszony był woreczek z relikwią;
tak więc pozostały relikwie przy nim. Gdy Jakub przybył później do Egiptu,
przede wszystkim zapytał Józefa o ten skarb, wyjawiając mu, że są to kości
Adama. W grobie pod Kalwarią także widziałam kości Adama; są one białe jak śnieg
i bardzo twarde. Kości Józefa przechowywano później także jako relikwie przy
arce.
Strona 190
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Potem mówił Jezus o tajemnicy Arki Przymierza, jako ta tajemnica stała się teraz
krwią Jego i ciałem, które im w Sakramencie zostawił po wieczne czasy.
Przypomniał dalej Swoje cierpienia i objaśniał kilka nieznanych im dotąd
osobliwych szczegółów o Dawidzie. Wreszcie polecił im udać się na kilka dni w
okolicę Sychar i tam głosić Jego zmartwychwstanie; potem zniknął im z oczu.
Uczniowie, upojeni radością, rozbiegli się po całym domu, pootwierawszy drzwi;
chodzili to tu, to tam, szczęśliwi, że widzieli Pana. Wreszcie zebrali się znowu
wspólnie pod lampą i odśpiewali psalmy dziękczynne i pochwalne.
7. Apostołowie głoszę Zmartwychwstanie Pańskie
Tej samej jeszcze nocy poszła część Apostołów z polecenia Jezusa do Betanii,
inni załatwiali jeszcze sprawunki w Jerozolimie. Starsi uczniowie pozostali w
Betanii na dłużej, by pouczać nowych uczniów, słabych jeszcze w wierze; nauczali
w domu Łazarza, lub w synagodze. Nikodem i Józef z Ary-matei bawili także u
Łazarza. Święte niewiasty zajęły dla siebie boczny budynek, gdzie mieszkały
zwykle Magdalena i Marta. Budynek ten otoczony był wokoło rowem i dziedzińcem, a
miał osobny wchód od ulicy.
Z Betanii wyruszyli zaraz Apostołowie w kierunku Sychar z gromadą uczniów,
między którymi był Łukasz. Wyruszając w drogę, rzekł Piotr radośnie: "Pójdźmy na
morze, łowić ryby!" Przez ryby miał na myśli dusze ludzkie. Zaraz z początku
podzielili się na gromadki i poszli różnymi drogami, nauczając po drodze w
gospodach i pod gołym niebem o męce i zmartwychwstaniu Jezusa. Było to niejako
przygotowanie do nawracania w Zielone Święta.
W gospodzie przed Taenat-Silo zeszli się znowu wszyscy: przybył także i Tomasz z
dwoma uczniami, właśnie gdy siedzieli przy uczcie, którą zastawił
346
ojciec Sylwana, mający nadzór nad gospodą. Apostołowie opowiedzieli Tomaszowi o
pojawieniu się w pośród nich zmartwychwstałego Zbawiciela; on jednak nie chciał
temu dać wiary, a ich przekonywujące słowa odpychał niejako od siebie, mówiąc,
że wtenczas dopiero uwierzy, gdy własnymi rękami dotknie ran Jezusa. Również nie
chciał wierzyć uczniom; gdy zapewniali go, że widzieli Pana. Tomasz dlatego tak
chwiejny był w wierze, bo ostatnimi czasy usunął się nieco od grona wyznawców
Chrystusa.
Do później nocy nauczał Piotr w synagodze w Taenat-Silo. Nie krępując się,
jawnie dał poznać słuchaczom, jak ohydnie postąpiono z Jezusem. Przytaczał Jego
ostatnie proroctwa i nauki, przedstawił Jego miłość niewyslowio-ną dla
wszystkich, uroczystą modlitwę w Ogrójcu, opowiedział dalej o zdradzie Judasza i
o smutnym jego końcu. Ta ostatnia wiadomość zadziwiła i zasmuciła tutejszych
mieszkańców; polubili bowiem Judasza za to, że podczas nieobecności Jezusa
usłużnością swą pomógł wielu, a nawet działał cuda. Nie oszczędzał Piotr i
siebie samego; wśród gorzkich łez opowiedział, jak to opuścił Jezusa i zaparł
się Go trzykroć. Wszyscy mieli łzy w oczach; Piotr zaś, płacząc rzewnie,
opowiadał dalej z coraz większym zapałem, jak okrutnie zamordowali Żydzi Jezusa,
a On zmartwychwstał dnia trzeciego, ukazał się najpierw niewiastom, jemu i innym
osobno, a potem wszystkim razem. Tu wezwał Piotr na świadectwo tych wszystkich,
którzy widzieli Jezusa. Zaraz prawie sto rąk podniosło się w górę, aby to
poświadczyć. Tomasz stał spokojnie, nie mieszając się do niczego, bo wciąż
jeszcze nie chciał temu uwierzyć, a Piotr tymczasem tak mówił dalej: "Opuśćcie
wszystko, przyłączcie się do nas, wyznawców Chrystusa, i idźcie za Nim! Chodźcie
z nami do Jerozolimy, tam wszystko będzie nam wspólne. Nie bójcie się Żydów; nie
zrobią wam nic, bo sami są w strachu". - Wszyscy słuchacze wzruszeni byli
bardzo, a wielu zaraz się nawróciło. Mieszkańcy prosili bardzo Apostołów, by
pozostali z nimi dłużej, ale Piotr odmówił im, mówiąc: że muszą teraz wracać do
Jerozolimy.
Apostołowie uzdrowili tu wielu chorych, między nimi lunatyków, i wypędzali
czarty z opętanych. Postępowali przy tym podobnie, jak Jezus, tj. chuchali na
chorych, wkładali na nich ręce, lub kładli się na nich. Byli to przeważnie ci
chorzy, których Jezus pominął przy uzdrawianiu podczas ostatniej swej bytności.
Uczniowie nie uzdrawiali, pomagali tylko, podnosząc, lub przytrzymując. Łukasz z
zawodu lekarz, najwięcej teraz zajęty był zaopatrywaniem chorych. - Mieszkańcy
okazywali Apostołom wielką uprzejmość i serdeczność zarazem.
Matka Boża bawiła obecnie w Betanii. Była wciąż zamyślona i poważna; z postaci
jej wiał raczej uroczysty nastrój, niż smutek ludzki. Maria Kleofy, miła
nadzwyczaj niewiasta, najpodobniejsza ze wszystkich do Najświętszej Panny, wciąż
była przy Niej i pocieszała ją serdecznymi, czułymi słowami.
347
J*W Magdalenie żałość i miłość ku Jezusowi przezwyciężyły wszelką trwogę. Nie
troszcząc się teraz o nic, z poświęcającą odwagą naraża się na
Strona 191
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
niebezpieczeństwo. Nieraz biega po ulicach z rozpuszczonymi włosami.
Gdziekolwiek natknie się na ludzi, czy w domach, czy na publicznych placach,
wyrzuca im zamordowanie Jezusa, opowiada z zapałem o swych własnych winach i o
zamordowaniu Jezusa. Jeśli nie napotyka nikogo, błądzi po ogrodach i powtarza to
samo drzewom, kwiatom i studniom. Często gromadzą się ludzie wkoło niej; jedni
litują się nad nią, inni szydzą z niej, pogardliwie wspominając dawniejszy jej
sposób życia. W ogóle nie zażywa Magdalena szacunku u ogółu ludności, bo dawniej
szerzyła za wiele zgorszenia. I teraz wielu Żydów gorszy się tym gwałtownym
okazywaniem boleści, a nawet zdaje się pięciu próbowało ją pojmać; lecz ona
przeszła środkiem nich, postępując tak samo jak dotychczas. Zapomniała teraz o
całym świecie, a tylko wzdycha za Jezusem.
Marta po rozproszeniu się uczniów i w czasie męki Jezusa wzięła na siebie
ciężkie zadania i dotąd je spełnia. Sama pogrążona w smutku, pamiętała o
wszystkich i wszędzie niosła pomoc. Zbierała rozproszonych i zbłąkanych, karmiła
ich i pielęgnowała, starała się o żywność dla wszystkich. Pomagała jej w tym
głównie, zajmując się kuchnią Joanna, wdowa po Chusie, słudze Heroda.
Szymon Cyrenejczyk przyłączył się do uczniów w Betanii, gdzie znalazł w ich
gronie dwóch swoich synów. Wyprawił ich już dawno na obczyznę i nawet nie
wiedział, co się z nimi dzieje, jak to się czasem trafia w klasie uboższej;
obecnie znalazł ich niespodzianie między uczniami. Szymon był człowiekiem
pobożnym. W czasie wielkanocnym wybierał się zwykle z Cy-reny do Jerozolimy,
gdzie znano go już w różnych domach i najmowano do obcinania krzewów. Posilał
się w tym czasie, to w tym to w innym domu, gdzie się trafiło. Z natury był
cichy, spokojny, niezdolny do wyrządzania komuś krzywdy.
W Jerozolimie chodzili wysłannicy arcykapłanów po wszystkich domach, których
właściciele znani byli jako stronnicy Jezusa i ucznióv oznajmiając tym, że
usunięto ich od wszelkich publicznych urzędów i że nic ma odtąd miedzy nimi nic
wspólnego. Nikodem i Józef z Arymatei już pogrzebania Jezusa nie zadawali się
więcej z Żydami. Józef z Arymatei, który był niejako najstarszym w gminie, umiał
zjednać sobie swymi cichymi zasługami i skromną, a gorliwą działalnością,
szacunek nawet u złych, zatwardziałych Żydów. Ucieszyło mnie też bardzo, że i
mąż Weroniki przeszedł wreszcie na jej stronę, gdy mu oświadczyła, że raczej
rozwiedzie się z nim, niżby miała się wyrzec ukrzyżowanego Jezusa; otrzymałam
jednak objaśnienie, że uczynił to raczej z miłości ku swej żonie, niż ku
Jezusowi. Sku-
348
tkiem przestąpienia na stronę Jezusa usunięto i jego od publicznych urzędów.
Drogi i ścieżki, wiodące do grobu świętego, kazali Żydzi pozagradzać i
poprzekopywać, gdy doszło do ich wiadomości, że ludzie tłumnie tam pielgrzymują
i że się tam różne dzieją cuda i nawrócenia.
Piłat, dręczony wewnętrznym niepokojem, opuścił Jerozolimę. Herod także przed
kilku jeszcze dniami udał się do Macherus, a nie znalazłszy i tam spokoju,
wyruszył do Madian. Mieszkańcy, którzy niegdyś nie chcieli tu przyjąć Pana,
otworzyli teraz bramy mordercy.
W ciągu tych dni pojawiał się Jezus wielekroć w różnych miejscowościach, ostatni
zaś raz w Galilei, dolinie nad Jordanem, gdzie obecnie znajduje się wielka
szkoła. W szkole zebrani byli licznie ludzie i rozmawiali właśnie o Nim,
wyrażając swe wątpliwości w prawdziwość pogłoski o Jego zmartwychwstaniu; wtem
pojawił się Jezus pośród nich, przemawiał chwilę i zaraz zniknął.
Wyruszywszy z Taenat-Silo, powracali Apostołowie spiesznie do Jerozolimy,
wysławszy naprzód posłańca do Betanii, który miał oznajmić o ich powrocie i
polecić niektórym z uczniów, by stawili się na szabat do Jerozolimy; inni
uczniowie mieli polecone obchodzić szabat w Betanii. Jak widzimy, już
zaprowadzono pewien porządek i ustawy w tej nielicznej gminie Chrystusowej.
Spiesznie mijali Apostołowie wioski i miasta, nigdzie się nie zatrzymując.
Tadeusz, Jakub Młodszy i Eliud, idąc naprzód, wstąpił do domu Jana Marka, gdzie
była Najświętsza Panna i Maria Kleofy; te ucieszyły się nimi bardzo, jak gdyby
ich już dawno nie widziały. Jakub zabrał stąd płaszcz, na kształt ornatu
kapłańskiego, który niewiasty zrobiły w Betanii dla Piotra i zaniósł go do
wieczernika.
Nim wszyscy Apostołowie zeszli się do wieczernika, było już tak późno, że nie
mieli nawet czasu spożyć przygotowanej wieczerzy, tylko zaraz rozpoczęli obchód
szabatu. Ubrali się w suknie świąteczne, umywszy przed tym, jak zawsze, nogi, i
zaświecili lampę. Zauważyłam teraz po raz pierwszy, że Apostołowie zaprowadzili
już pewne zmiany w święceniu szabatu, nie trzymając się już tak ściśle rytuału
Starozakonnego. Przed zwykłymi obrzędami odsunęli najpierw zasłonę, oddzielającą
sancntariitm (izdebka, w której mieścił się Najświętszy Sakrament) od sali, i
postawili przed nim siedzenie, na którym spoczywał Jezus przy stole,
Strona 192
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
ustanawiając Najświętszy Sakrament. Siedzenie przykryli i złożyli na nim zwoje z
modlitwami. Piotr ukląkł przy nim, za nim Jan i Jakub, dalej reszta Apostołów i
uczniowie; głowy mieli pochylone aż do ziemi, oblicze zakryte rękami. Z kielicha
zdjęto nakrycie, zostawiwszy jednak na nim białą chustę. W wieczerniku obecni
byli tylko ci uczniowie, którzy już bardziej byli wtajemniczeni w naukę o
Najświętszym Sakramencie, podobnie jak w podróż do Sychar. Apostołowie wzięli
głównie
349
tych uczniów, którzy widzieli Jezusa po zmartwychwstaniu, aby w razie pot-rzerjy
mogli to poświadczyć.
Klęcząc, odprawił Piotr z Janem i Jakubem krótkie rozmyślanie czy też modlitwę,
w której była wzmianka o ustanowieniu Najświętszego Sakramentu i o męce Jezusa,
a tak złożono wewnętrzną ofiarę nabożeństwa duchowego. Potem zebrani odprawili
zwyczajne modły szabatowe, stojąc pod lampą, następnie zaś spożyli w przedsionku
wieczerzę. W sali jadalnej nie zasiadali już do stołu od czasu ustanowienia w
niej Wieczerzy Pańskiej; spożywali tam tylko najwyżej chleb i wino.
Wspomniany ten dodatek do nabożeństwa szabatowego, dotyczący czci Najświętszego
Sakramentu, polecił im wprowadzić Jezus, gdy się tu ostatni raz pojawił przez
zamknięte drzwi.
Najświętszą Pannę zabrała do Jerozolimy Maria Marka; towarzyszyły Jej tu z
Betanii Joanna Chusa i Weronika, która teraz otwarcie przyznaje się do obcowania
z Najświętszą Panną. Najświętsza Panna woli bawić w Jerozolimie niż gdzie
indziej; co dzień wychodzi samotnie o zmierzchu lub nocą z domu i obchodzi drogę
krzyżową Jezusa, modli się i rozmyśla na wszystkich miejscach, na których
cierpiał, lub gdzie upadał pod ciężarem krzyża. Od czasu gdy Żydzi pozagradzali
lub przekopali drogi, nie może dojść wszędzie, więc nieraz w domu, lub gdzie
indziej odprawia drogę krzyżową. W duszy ma już odzwierciedlone dokładnie każde
miejsce, nawet liczbę kroków, i tak rozmyślając ze współczuciem tę bolesną drogę
swego Syna, odnawia ją w Swojej duszy. Pewnym jest, że Najświętsza Panna
pierwsza rozpoczęła nabożeństwo drogi krzyżowej i rozmyślania gorzkiej męki
Jezusa i rozpowszechniała je coraz więcej w kościele.
.
8. Druga uczta miłości. Tomasz wkłada rękg w rany Jezusa
Po skończeniu szabatu zdjęli Apostołowie szaty świąteczne i zasiedli w
przedsionku do wystawnej uczty. Była to uczta miłości, podobnie jak w o-statnią
niedzielę. Tomasz musiał gdzieś w pobliżu obchodzić szabat, bo teraz dopiero
przyszedł po uczcie, gdy uczniowie na powrót zebrali się w sali. Nie było
jeszcze późno i lampa jeszcze się nie świeciła. Apostołowie i uczniowie
częściowo byli już zebrani, częściowo schodzili się dopiero i wdziewali długie,
białe szaty; przygotowując się do modlitwy, jak ostatnim razem. Piotr, Jan i
Jakub wdziewali na się odmienne szaty kapłańskie.
Tomasz wszedł właśnie do sali podczas tych przygotowań, a minąwszy ubranych już
Apostołów, wziął się sam do ubierania, kilku obecnych przemówiło coś do niego,
niektórzy chwytali go za rękawy, inni zapewniając go
350
0 czymś, wyciągali ku niemu prawicę, kładąc nacisk na swe słowa. On zaś
zachowywał się jak człowiek, który chce ubrać się prędko, a inni, już ubrani,
zapewniają go o czymś osobliwym, co miało zajść w tym miejscu, a czemu on nie
chce uwierzyć. Podczas tego wszedł do sali jakoś człowiek, przepasany fartuchem
- zapewne sługa - trzymając w jednej ręce płonącą lampkę, w drugiej kij z
haczykiem. Haczykiem tym ściągnął lampę, wiszącą w środku sali, zaświecił ją i
znów podsunął do góry, po czym opuścił salę. Wnet po tym nadeszła Najświętsza
Panna z Magdaleną i drugą jakąś niewiastą. Piotr i Jan wyszli naprzeciw i
wprowadzili do sali Najświętszą Pannę i Magdalenę; towarzysząca im niewiasta
pozostała w przedpokoju. Drzwi, łączące przedsionek z salą, otworzono, jak
również niektóre komnaty, przylegające do sali, za to drzwi zewnętrzne, wiodące
na dziedziniec, zamknięto, jak również bramę dziedzińca. W bocznych salach
zebrali się licznie uczniowie.
Drzwi zamknięto zaraz po przybyciu Maryi z Magdaleną i ustawiono się do
modlitwy. Święte niewiasty stanęły z uszanowaniem przy drzwiach po obu stronach,
ręce skrzyżowawszy na piersiach. Apostołowie znowu pomodlili się najpierw przed
sanctuarium, potem stojąco pod lampą i odśpiewali chóralnie psalmy. Piotr stał
przed lampą, zwrócony twarzą do sanctuarium, mając po bokach Jana i Jakuba
Młodszego, dalej po obu stronach lampy stali inni Apostołowie. Od strony
sanctuarium było wolne miejsce. Piotr zwrócony był tyłem do drzwi, a obok niego
dwaj Apostołowie umieszczeni byli tak, że święte niewiasty, stojące przy
drzwiach, znajdowały się w równej lini za nimi.
Po pewnym czasie nastała przerwa w modlitwie. Zdaje się, że kończyła się już
Strona 193
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
modlitwa, bo zebrani zaczęli rozmawiać o tym, jak pójdą nad Morze Tyberiadzkie i
jak się mają rozdzielić. Wnet jednak wzruszenie dziwne i skupienie dało się
widzieć na twarzach wszystkich, spowodowane zbliżeniem się Pana. Ujrzałam Jezusa
już na dziedzińcu, jak szedł świetlisty w białej szacie z białym pasem. Drzwi
przedsionka otworzyły się przed Nim same i same się za Nim zamknęły. Uczniowie,
stojący w przedsionku, ujrzawszy otwierające się drzwi, rozstąpili się na obie
strony, robiąc miejsce. Jezus minął szybko przedsionek i wstąpił na salę.
Wszyscy rozstępowali się przed Nim, a On idąc naprzód, wszedł w środek między
Piotra i Jana, którzy także rozstąpili się
1 stanął na miejscu Piotra. Chód Jezusa niepodobny był do zwykłego ludzkiego
chodu, ale też nie było to posuwanie się ducha. Rozstępowanie się zebranych
przed Jezusem, zrobiło na mnie to wrażenie, jakoby ksiądz szedł w albie, a zbity
lud wiernych robił mu miejsce. Z pojawieniem się Jezusa cała sala wydała się
nagle szerszą i jaśniejszą. Samego Jezusa otaczał niezwykły blask. Apostołowie,
stojący bliżej, usuwali się tylko z obrębu tego blasku; inaczej, jak sądzę nie
mogli by Go widzieć.
"Jezus pozdrowił zebranych słowami: "Pokój niech będzie z wami!" i zaczął
rozmawiać z Piotrem i Janem. Zganił ich w toku rozmowy, że postąpili w jednej
\vz.ZTy własnowolnie, chociaż nie dał im takiego polecenia. Mianowicie,
powracając z Sychar i Taenat-Silo, wzięli się do uzdrawiania chorego, ale nie
zachowali przy tym ściśle przepisów Jezusa, lecz dodali coś według własnego
widzimisię i dlatego nie udało im się uzdrowienie. Jezus polecił im teraz, by,
wracając w tamtą stronę, naprawili to. Skończywszy z nimi rozmowę, stanął Jezus
pod lampą, a obecni skupili się w koło Niego. Tomasz, od pierwszej chwili
wzruszony bardzo widokiem Pana, trzymał się nieco w tyle, jakby zalękniony. Lecz
Jezus ujął go prawicą za wskazujący palec prawej ręki i włożył koniec palca do
rany Swej lewej ręki; następnie przyłożył rękę Tomasza do lewej ręki i znowu
włożył koniec palca jego do rany Swej prawej ręki. Potem ujął znowu Swą prawicą
prawą rękę Tomasza, nie odkrywając się, wsunął ją pod suknię i włożył palec
wskazujący i średni Tomasza do rany prawego boku Swego, przy czym wyrzekł kilka
słów. Tomasz, przekonany już teraz zupełnie, zawołał: "Pan mój i Bóg!" i
trzymany wciąż przez Jezusa za rękę, osunął się ku ziemi, jakby omdlały.
Najbliżej stojący podtrzymali go, a Jezus podniósł go za rękę. Upadanie Tomasza
i podnoszenie miało swe osobne znaczenie.
Rany Jezusa wydawały mi się w tej chwili, gdy ich dotykał Tomasz, nie jak krwawe
znaki, lecz jak błyszczące małe słońce. Zajście to z Tomaszem poruszyło bardzo
uczniów. Nie cisnąc się, wtykali jednak ciekawie głowy przez ramiona innych, by
lepiej widzieć, co się dzieje i czego Tomasz się dotyka. Najświętsza Panna nie
ruszając się, stała w ciągu całej bytności Jezusa, zatopiona w żarliwym,
wewnętrznym nabożeństwie, jakby zachwycona. Magdalena okazywała więcej
wzruszenia, ale przecież nie w tym stopniu na zewnątrz co uczniowie.
Jezus nie zaraz jeszcze zniknął. Rozmawiał z Apostołami i zażądał, by Mu dano co
jeść. Znowu więc przyniesiono Mu z owej skrytki, gdzie stał stół, podługowatą
miseczkę, mniejszą niż pierwszym razem, na której, zdaje mi się, było trochę
ryby. Jezus pobłogosławił, jadł sam i udzielił część z tego najpierw Tomaszowi,
potem innym.
Następnie i Jezus zaczął nauczać obecnych, dlaczego jest tu teraz między nimi,
chociaż oni opuścili Go przed śmiercią, i dlaczego znowu nie okazuje się
serdeczniejszym dla tych, którzy lepiej dochowali Mu wierności. Przypomniał, jak
polecił Piotrowi umacniać braci w wierze i dlaczego to uczynił. Zwróciwszy się
do wszystkich, oznajmił im, że ustanowi Piotra ich przewodnikiem i głową, mimo
że się Go zaparł. Wytłumaczył im, dlaczego Piotr a nie inny musi być pasterzem
trzody i wspomniał przy tym o gorliwości Piotra.
352
Zaraz po tym Jan przyniósł z sanctuarium ów tkany szeroki płaszcz, w kształcie
ornatu, który niewiasty utkały w Betanii ostatnimi czasy, a Jakub odebrał go
przed szabatem z rąk Maryi; razem z płaszczem przyniósł długą, cienką laskę,
wydrążoną w środku jak trzcina wysoką, błyszczącą i u góry zakrzywioną, jak kij
pasterski. Płaszcz był z materii białej w szerokie, czerwone pasy, na nim
haftowane były kolorowe kłosy, winne latoroślą, baranki i inne figury. Szeroki
był i tak długi, że sięgał aż po stopy; na piersiach spinał się czworograniastą
metalową tarczką. Kraje płaszcza oblamowane były wzdłuż czerwonymi pasami, a te
znów poprzetykane na krzyż krótszymi, poprzecznymi paskami, na których wyszyte
były litery. Do płaszcza należał także błękitny kołnierz z kapuzą, którym można
było z tyłu okryć głowę.
Po przyniesieniu tych przyborów ukląkł Piotr przed Jezusem, a Jezus dał mu
spożyć jakiś okrągły kąsek na kształt małego placka, dziwnie jaśniejący. Nie
Strona 194
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
widziałam żadnego talerza i nie wiem, skąd Jezus ten kąsek wziął, czułam tylko,
że Piotr otrzymuje przezeń osobliwszą moc. Widziałam, że Jezus tchnął na Piotra,
wlewając weń nową moc i siłę. Nie było to właściwe tchnienie, lecz słowa, ale
nie słowa wypowiedziane tylko, lecz moc i siła, coś istotnego, co z Jezusa
przechodziło na Piotra. Jezus zbliżał Swe usta do ust i uszów Piotra, wlewając w
nie Swą moc. Nie było to tchnienie samego Ducha Świętego, lecz coś, co Duch
święty miał dopiero w zupełności ożywić w Piotrze w dzień Zielonych Świąt.
Następnie włożył Jezus nań ręce, dając mu przez to siłę i władzę nad innym.
Wziąwszy od stojącego obok Jana płaszcz, ubrał weń Piotra i dał mu do ręki ową
wysoką laskę. Rzekł przy tym, że płaszcz ten zachowa w nim tę moc i władzę,
otrzymaną obecnie i polecił Piotrowi ubierać się weń, gdy będzie chciał użyć
swej władzy.
Wspomniał jeszcze Jezus o wielkim chrzcie, jakim miało być dla nich zstąpienie
Ducha świętego. Piotrowi zaś polecił Jezus udzielić w osiem dni i innym część
tej władzy, którą sam otrzymał. Niektórym kazał zdjąć białe suknie, a przywdziać
inne, spięte klamrami, te zaś, zdjęte suknie, mieli przywdziać inni. Były to
więc zarządzenia, dotyczące święceń i wywyższenia w go-dnościach hierarchii
kościelnej. Na ostatek Jezus oznajmił Piotrowi, że mają udać się stąd nad Morze
Tyberiadzkie na połów ryb.
Na rozkaz Jezusa obecni w sali uczniowie podzielili się na siedem osobnych
gromad, a na czele każdej z nich stanął jeden Apostoł. Jakub Młodszy i Tomasz
stanęli koło Piotra. Przyszło im teraz na myśl, jakoby tak podzieleni uczniowie
przedstawiali siedem gmin, siedem kościołów.
Z mocy nowej swej godności przemówił teraz Piotr do zebranych z dziwną potęgą
słowa, jakby inny zupełnie człowiek. Ze wzruszeniem i łzami w o-czach słuchali
go wszyscy, on zaś pocieszał ich i przytaczał liczne proroctwa Jezusa, które do
tego czasu już się spełniły. O ile sobie dobrze przypominam,
353
przedstawił im, jako Jezus przez 18 godzin męki Swej znosił hańbę i
naigra-warfie całego świata, wspomniał także, ile brakło Jezusowi do wypełnienia
34 lat żywota. Podczas przemowy Piotra Jezus nagle zniknął. Nikt nie
przestraszył się tym, ani nie zadziwił, wszyscy słuchali uważnie Piotra, bo
przemawiał z taką mocą, jak nigdy przedtem. Następnie odśpiewano psalm
dziękczynny. Jezus nie rozmawiał przez cały czas ani z Najświętszą Panną, ani z
Magdaleną.
9. Jezus pojawia sie Apostołom nad Morzem Galilejskim
Przed wyruszeniem nad jezioro Apostołowie odbyli jeszcze drogę krzyżową na
Kalwarię. Wyruszywszy do Betanii, wzięli stamtąd niektórych uczniów i
podzieliwszy się na gromadki, podążyli różnymi drogami ku Morzu Galilejskiemu.
Obierali drogę tak, by przechodzić przez jak najmniej miejscowości. Piotr wziął
sobie za towarzyszów Jana, Jakuba Starszego, Tadeusza Natanaela, Jana Marka i
Sylę. Tak w siedmiu, wyruszyli ku Tyber-iadzie, pozostawiając Samarię na lewo.
Przed Tyberiadą zatrzymali się na miejscu połowu, które Piotr przed tym
dzierżawił; teraz osiadł tu pewien wdowiec z dwoma synami. Człowiek ten zostawił
dla przybyszów posiłek. Słyszałam, jak Piotr mówił przy tym: "Przez trzy lata
już nie łowiłem tu ryb".
Posiliwszy się, wsiedli na dwie łodzie; jedna była większa, wygodniejsza, druga
- mniejsza. Piotrowi, z uszanowania, przeznaczono miejsce w większej lodzi wraz
z nimi wsiadł Natanael, Tomasz i jeden z pomocników rybaka. W drugą łódź wsiadł
Jan, Jakub, Jan Marek i Sylas. Piotr sam wziął się do wiosłowania, nie pozwolił,
by kto inny go wyręczał; w ogóle, chociaż niedawno tak wyróżniony przez Jezusa,
był nadzwyczaj pokorny i skromny, szczególnie wobec Natanaela, którego znal jako
uczonego, wykształconego męża.
Pływali tak przy świetle pochodni całą noc, co pewien czas zarzucając sieć
między obiema łodziami, ale za każdym razem wyciągali ją próżną; wśród tego
modlili się i śpiewali psalmy. Nad ranem, gdy już zaczynało świtać, podpłynęli
ku wschodniemu wybrzeżu jeziora z tamtej strony wypływu Jordanu; znużeni,
postanowili zarzucić przy brzegu kotwicę i zatrzymać się tu na spoczynek.
Porozbierawszy się do połowu, mieli na sobie tylko przepaski biodrowe i krótkie
płaszczyki. Teraz właśnie zamierzali się ubrać i ułożyć na spoczynek, gdy wtem
ujrzeli na brzegu za sitowiem jakąś postać. Był to Jezus, który zawołał na nich
z brzegu: "Dzieci! Nie złowiliście nic na przekąskę?" Rybacy, nie poznawszy Go,
odpowiedzieli, że nie. Na to polecił im Jezus zapuścić sieć na zachód od łodzi
Piotrowej. Uczynili tak i wnet poczuli, że sieć jest nadzwyczaj ciężka, tak, że
Jan musiał popłynąć na pomoc
354
na drugą stronę łodzi Piotra. Jan poznał zaraz po tym znaku Jezusa, więc wśród
Strona 195
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
ciszy zawołał do Piotra: "To Pan stoi na brzegu!" Ledwie to Piotr usłyszał,
zarzucił zaraz na powrót suknię, skoczył w wodę i pobrnął do Jezusa przez
sitowie. Tuż za nim dostał się i Jan na brzeg na tak zwanej ładownicy. Były to
dwa leciutkie, bardzo wąskie czółenka, złączone razem, w które się stawało, i
posuwając jedno przed drugie, szło się tak po wodzie naprzód. Używano takich
czółenek często przy płytkich, piaszczystych brzegach. Ładownica taka
przeznaczona była tylko na jedną osobę.
Przez całe te 40 dni po zmartwychwstaniu, o ile nie przebywa Jezus z u-czniami,
otoczony jest wciąż duszami Patriarchów, wybawionymi z otchłani, i innymi,
uwolnionymi z różnych grot, bagien i puszcz, gdzie wyrokiem Bożym przykute były
dotychczas za karę. Przede wszystkim są koło Jezusa te dusze, których losy
najwięcej są z Nim złączone, a więc wszyscy Patriarchowie od Adama i Ewy do
Noego i Abrahama, dalej wszyscy Jego przodkowie. Z tymi duszami obchodzi Jezus
wszystkie ważniejsze miejsca Swego żywota, pokazuje im i wyjaśnia, co dla nich
uczynił i ile wycierpiał, a one znajdują w tym dziwne pokrzepienie i oczyszczają
się przez wzbudzanie w sobie uczucia wdzięczności. Jezus objawia im częściowo
tajemnice Nowego Testamentu, które były przyczyną i narzędziem rozpętania ich
więzów. Widziałam Go z nimi w Nazarecie, w grocie betlejemskiej i w ogóle
wszędzie, gdzie zaszły ważniejsze zdarzenia z życia Jezusa. Dusze te
przedstawiają mi się ubrane w długie, obciśnięte suknie, ułożone w połyskujące
fałdy; te długie suknie okrywają je całkiem i powiewają za nimi w powietrzu. Po
pewnej krzepkości i mocy, lub przeciwnie słabości, delikatności takiego
zjawiska, można poznać, czy ono było za życia mężczyzną, czy niewiastą. Włosy
ich wydają się jakoby promienie, z których każdy ma swoje znaczenie. Takież
promienie widuję na brodach mężów. Żadne z tych zjawisk nie ma napisane na
czole, kim jest, a przecież rozpoznaję między nimi, nie wiem już po czym,
królów, a głównie kapłanów, począwszy od Mojżesza, którzy urzędowali niegdyś
przy Arce Przymierza. Tak otoczony duszami, wędruje Jezus wciąż po drogach,
które Sam przebył, a i w tym widać ściśle określony porządek. Zjawiska dusz mają
w sobie wiele wdzięku i szlachetności, unoszą się lekko, cicho, pochylone
ukośnie, naprzód. Gdy dotykają ziemi, to nie jak człowiek, którego ciało ciąży w
dół, lecz jak puch lekki, unoszący się w górę za najlżejszym podmuchem.
I teraz, gdy Apostołowie łowili ryby na morzu, nadciągnął Jezus nad brzeg z
doliny Jozafata, otoczony także tymi duszami. - Nad brzegiem była wyniosłość,
jakby wał, a za nią kotlinka gdzie w nędznej szopie było ognisko, zapewne dla
użytku pasterzy. Przed szopą leżała gruba belka, która zastępowała stół. Nie
widziałam, żeby Jezus rozniecał ogień, ułowił rybę, lub w o-
355
góle*skąd co dostał, ale jak tylko Jezus pomyślał, że tu ma być upieczona ryba,
zaraz w obecności dusz Patriarchów wszystko się zjawiło i ogień, i ryba, i
wszystko, co było potrzeba. Jakim sposobem, tego określić nie umiem. Czułam, że
dusze Patriarchów miały pewien współudział w przyrządzeniu tej ryby i jej
spożywaniu. Ryba oznaczała niejako Kościół cierpiący, jako też oczyszczające się
dusze, które przez tę ucztę zewnętrznie łączyły się z Kościołem. Spożywaniem
ryby wlał Jezus i w Apostołów pojęcie łączności Kościoła cierpiącego z Kościołem
wojującym; Jonasz, przebywający we wnętrznościach ryby, był także wyobrażeniem
przebywania Jezusa w otchłani.
To wszystko widziałam, nim Jezus przeszedł przez wał nad brzeg i kazał Apostołom
zapuścić sieć; teraz znowu uwaga moja zwróciła się ku Apostołom; Piotr brodził
po wodzie ku Jezusowi. Przez przejrzystą wodę widać było dno, mimo że było dość
głęboko w tym miejscu. Gdy już wydostał się na brzeg ku Jezusowi, a za nim i
Jan, zawołano na nich z łodzi, by pomogli wyciągnąć sieć na ląd. Jezus powtórzył
to polecenie, więc Piotr wyciągnął przy pomocy Jana sieć na brzeg i wysypał z
niej ryby. Jak narachowano, było 153 ryby dużego gatunku, a liczba ta oznaczała
liczbę nowych wyznawców, których pozyskał Jezus w Tebez. Pozostawiwszy na
łodziach i przy rybach kilku ludzi, rybaków z Tyberiady, zaprowadził Jezus
Apostołów i uczniów do owej szopy na posiłek; duchy praojców zniknęły za ich
przybyciem. Apostołowie zdziwili się bardzo, znalazłszy tu rozniecony ogień,
rybę pieczoną, nie złowioną przez nich, a nawet chleb i miodowniki. Apostołowie
i uczniowie zasiedli przy belce, a Jezus pełnił rolę gospodarza. Dał każdemu
kawałek chleba i porcję ryby z patelni; zauważyłam, że mimo to wcale ryby nie
ubywało. Udzielił im także miodowników, po czym Sam przyłączył się do nich i
jadł. Wszystko to odbywało się w cichości, uroczyście.
Oprócz Piotra i Jana, Tomasz trzeci przeczuł na łodzi obecność Jezusa. Jezus
wydawał im się dziś więcej jako duch, niż żywy człowiek. Przy tym ta uczta o tej
porze miała w sobie coś tajemniczego. Cisza panowała, we wszystkim znać było
jakąś grozę świętą i uroczystość. Jezus też jakoś bardziej był osłonięty i nie
znać było śladów ran na rękach i nogach. Wszystko to oddziaływało na Apostołów,
Strona 196
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
więc siedzieli cicho, zalęknieni, nie śmiejąc o nic zapytać.
Powstawszy po uczcie, przechadzał się Jezus z nimi nad brzegiem morza. W tym,
przystanąwszy, rzekł uroczyście: "Szymonie, synu Jana, miłujesz-że Mnie więcej,
niż ci?" - Nieśmiało odrzekł Piotr: Tanie! Ty wiesz, że Cię miłuję!" - "Paś
baranki Moje!" - rzekł mu Jezus. W tej chwili ujrzałam obraz początkowego
Kościoła z najwyższym Biskupem na czele, jak ten nauczał i prowadził pierwszych
chrześcijan, a nowi wyznawcy Chrystusa, jak łagodne jagnięta, obmywali dusze
wodą chrztu.
356
Po dobrej chwili zatrzymał się Jezus znowu wśród przechadzki, a zwróciwszy się
do Apostołów, zapytał znów Piotra: "Szymonie, synu Jana, miłujesz Mnie?" - Piotr
wspomniał na swe zaparcie się, więc rzekł z pokorą, nieśmiało: "Tak , Panie, Ty
wiesz, że Cię miłuję!" - A Jezus powtórzył uroczyście: "Paś owce Moje!" - I
znowu przesunął mi się przed oczyma obraz rozwijającego się Kościoła i
czekających go prześladowań. Chrześcijanie to rośli w liczbę, to rozpraszali się
pod naciskiem nieprzyjaciół, a najwyższy Biskup zbierał rozproszonych, osłaniał,
wysyłał do nich podpasterzy, słowem kierował nimi z pomocą łaski Bożej.
Wreszcie po niejakiej chwili zapytał Jezus po raz trzeci: "Szymonie, synu Jana,
miłujesz Mnie?" Zasmucił się Piotr, sądząc po tych częstych pytaniach, że Jezus
wątpi w jego miłość, a wspomniawszy jeszcze swoje trzykrotne zaparcie się, rzekł
z wielką pokorą: "Panie! Ty wiesz wszystko! Wiesz, że Cię miłuję!" - Przy tej
sposobności poznałam także, jak Jan pomyślał sobie w tej chwili: "O, jakąż
miłość musi czuć Jezus dla Swych owieczek; jakąż miłość powinien mieć dla nich
ich pasterz, kiedy Jezus aż trzy razy upewnia się o miłości Piotra, powierzając
mu Swą trzodę!" - Na zapewnienie Piotra rzekł Jezus uroczyście: "Paś owieczki
Moje! Zaprawdę! zaprawdę powiadam ci, dopóki byłeś młody, przepasywałeś się i
chodziłeś, kędyś chciał; lecz gdy się zestarzejesz, rozpostrzesz twe ręce, a
inny zwiąże cię i poprowadzi, dokąd nie zechcesz. Pójdź za Mną!"
To rzekłszy, obrócił się Jezus i poszedł dalej z Janem, rozmawiając z nim coś po
cichu. A Piotr, widząc to, zapytał Jezusa, wskazując na Jana: "Panie, a z tym co
się stanie?" Lecz Jezus, ganiąc jego ciekawość, rzekł: "Jeśli zechcę, by został,
aż Ja przyjdę, co cię to obchodzi? Ty chodź za Mną!" I obróciwszy się, szedł
dalej z Janem.
Gdy Jezus po raz trzeci polecał Piotrowi Swe owieczki i przepowiadał mu jego
koniec, ujrzałam po raz trzeci obraz przyszłego, rozszerzającego się Kościoła;
widziałam, jak Piotra wiązano w Rzymie i krzyżowano, jak męczono innych
Świętych. - Piotr miał także w tej chwili widzenie swej śmierci męczeńskiej i
przyszłych cierpień Jana, a że równocześnie widział Jana przed sobą, więc
pomyślał sobie: "Czyż ten, którego Jezus tak miłuje, nie umrze na krzyżu
podobnie jak Pan?" Dlatego, wiedziony ciekawością, zapytał się o to Jezusa i
otrzymał naganę. Widziałam przy tym, jak Jan umierał w Efezie, jak sam położył
się w grób, rozmawiał jeszcze z uczniami i skonał spokojnie. Zwłoki jego po
śmierci widziałam nie na ziemi, lecz w jakiejś błyszczącej jak słońce
przestrzeni, między wschodem a południem i tu zdawało się, jakoby Jan z góry je
przyjmował i zapadał w dół. Czułam także, że niektórzy źle rozumieją słowa
Jezusa, odnoszące się do Jana; myśląc, że znaczenie ich jest: "Chcę, by tak
pozostał", lub: "jeśli zechcę, by tak pozostał". Lecz Jezus wy-
357
raźnie powiedział: "Jeśli zechcę, by został" - i tak je trzeba rozumieć.
Uczniowie, którzy słyszeli te słowa, uważali je także za przepowiednię, że Jan
nie umrze wcale. A jednak umarł rzeczywiście.
Apostołowie szli jeszcze kawałek z Jezusem, a On dawał im wskazówki, co mają
czynić nadal, po czym nagle zniknął im z oczu w kierunku ku wschodniemu wybrzeżu
jeziora ku Gergezie. Apostołowie zabrali się z powrotem do Tyberiady, omijając
jednak to miejsce, gdzie niedawno posilali się z Jezusem.
Na posiłek, przyrządzony dla Apostołów, nie wziął Jezus żadnej z tych ryb, które
ułowili Apostołowie. Złowione ryby układał Piotr rzędami u stóp Jezusa, licząc
je przy tym. Chciał przez to dać poznać, że nie złowili tych ryb dla siebie, ani
za swoją zasługą, lecz dla Jezusa i mocą Jego cudu. Gdy już wszystkie ryby były
ułożone, rzekł Jezus do Apostołów: "Chodźcie posilić się!" I zaprowadził ich
poza ów wał do szałasu, skąd nie było już widać jeziora. Tu na ognisku stała
patelnia z usmażoną już rybą, która była większą, niż te, które ułowili
Apostołowie. Miodowniki leżały osobno, ułożone razem na kupkę. Jezus usadowił
Apostołów przy belce, i udzielił każdemu porcję ryby na kawałku chleba,
pobłogosławił je przed tym i widziałam, jak blask wychodził z każdego kawałka.
Rozdzielił także między nich miodowniki, po czym Sam zasiadł z nimi do posiłku.
Cała ta uczta miała jakieś tajemnicze znaczenie. Obecność Patriarchów i innych
dusz czyśćcowych na tym miejscu, ich współudział w przyrządzaniu tej uczty, w
Strona 197
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
połączeniu z powołaniem Piotra, które wnet po tym nastąpiło, dały mi poznać, że
w tej uczcie duchowej włączył Bóg do społeczeństwa Kościoła wojującego, także
Kościół cierpiący, tj. dusze czyśćcowe, i poddał je władzy Piotrowej. Jakim
sposobem, tego nie umiem powiedzieć, ale takie wyniosłam przekonanie z tego
widzenia; dlatego to, powoławszy Piotra, przepowiedział Jezus proroczo jego
śmierć i przyszłe losy Jana.
Zniknąwszy Apostołom z oczu, podążył Jezus, otoczony znowu duszami Patriarchów,
w okolicę, gdzie niegdyś wpędził szatanów w trzodę wieprzów; tu uwolnił Jezus
dusze pomordowanych ludzi niewinnych i opętanych, które z wyroku Bożego
przebywały tu na ustronnych, ciemnych miejscach.
Potem udał się Jezus z duszami do Raju, którego piękność tak dokładnie mi się
przedstawiła, jak już raz przed tym. Tu objaśniał im Jezus, jak wiele stracili
pierwsi rodzice przez swój upadek i jakim to szczęściem było dla nich i dla
całej ludzkości, że mogli mieć nadzieję odkupienia. Dusze tęskniły dotychczas za
tym odkupieniem, ale nie wiedziały, w jaki to sposób się odbędzie, podobnie jak
i człowiekowi na ziemi było to zakrytym. Chodząc z duszami po Raju, pouczał je
Jezus odpowiednio do sposobu i zdolności ich pojmowania, tak, jak to czynił,
nauczając ludzi w Swych wędrówkach nau-
358
czycielskich. Dowiedziałam się przy tym znowu, że Bóg stworzył człowieka na to,
by zajął w Niebie miejsce upadłych chórów anielskich. Gdyby nie było grzechu
pierworodnego, człowiek tylko tak długo by się rozmnażał, dopóki liczba ludzi
nie zastąpiłaby odpadłych chórów anielskich i na tym skończyłaby się czynność
twórcza Boga. Obecne, ciągłe, własnowolne rozmnażanie się rodzaju ludzkiego
wyrodziło się przez grzech pierworodny, także przez grzech tkwi w nim
pierwiastek ciemnoty i nieczystości; toteż koniecznym następstwem tego jest kara
śmierci, która jednak z drugiej strony jest zarazem dobrodziejstwem. Cokolwiek
mówią uczeni o końcu świata, to jedno jest pewnym, że nie prędzej świat zaginie,
dopóki wszelka pszenica nie oddzieli się od plewy i nie zastąpi w niebie miejsca
chórów potępionych aniołów.
Jezus zwiedzał także z duszami wielkie pobojowiska i objaśniał im, jakimi to
drogami prowadził je do zbawienia. W takich chwilach przedstawiały się mym oczom
obrazy bitew, odbytych na tych polach ze wszystkimi szczegółami, jak gdyby to
wszystko teraz się działo. Sądzę, że i duszom tak się wszystko przedstawiało.
Zauważyłam, że w czasie takich wędrówek Jezusa z duszami nikt z ludzi tym się
nie przestraszał. Zdawało się, że to wietrzyk łagodny powiewa, a radość
przejmowała wszystkie stworzenia. Jezus oprowadzał także dusze po wszystkich
tych okolicach, gdzie później Apostołowie głosili Ewangelię i uświęcał je Swą
obecnością. Tak zwiedzał Jezus całą przyrodę, wszędzie rozdzielając dobroczynny
wpływ odkupienia.
Po południu już powrócił Piotr z trzema Apostołami i trzema uczniami do rybaka
Aminadaba, który obecnie już od dwóch lat dzierżawił po nim prawo połowu ryb. Tu
spożyli wspólnie ucztę, podczas której opowiadał Piotr rybakom o cudownym
zjawieniu się Pana, o posiłku, jaki im przygotował i obfitym połowie ryb, a
następnie nauczał o naśladowaniu Jezusa i opuszczeniu wszystkiego. Stary rybak,
ujrzawszy łódź pełną ryb i słysząc z ust synów potwierdzenie tego cudu,
postanowił także opuścić wszystko i pójść za Apostołami. Poznałam jednak, że
postanowienie jego nie było zupełnie bezinteresowne; myślał, że wyrzekłszy się
tu swego mienia, dopnie przy Apostołach lepszej jeszcze doli. Zamiar powzięty
zaraz wykonał. Ryby złowione kazał rozdzielić między ubogich, rybołówstwo zdał
innemu i w nocy wyruszył w ślad za Apostołami z dwoma synami, Izaakiem i
Jozafatem.
O świcie dnia następnego doszli Apostołowie do sporej synagogi, stojącej w
otwartym polu między trzema wsiami; kilka tylko gospod stało w pobliżu. Zebranym
tu w znacznej liczbie uczniom opowiedział Piotr o cudownym połowie ryb, o uczcie
i powtórzył słowa Jezusa. Potem nauczał w synagodze o połowie ryb i
naśladowaniu. Zebrało się tu mnóstwo ludzi, między nimi wielu chorych i
opętanych. Piotr tylko sam uzdrawiał w Imię Jezusa,
359
inni Apostołowie i uczniowie pomagali mu i nauczali. Wszyscy pobożniejsi,
skłaniający się ku nauce Jezusa, zebrali się z całej okolicy na naukę. Piotr
mówił z zapałem o męce i zmartwychwstaniu Pana, o tym, jak widzieli Go na własne
oczy i wzywał obecnych do pójścia za Panem. Słuchacze czuli się porwani jego
mową, bo też Piotr zmienił się do gruntu od czasu otrzymania nowej godności w
Kościele. Pełen jest natchnienia i dziwnej słodyczy; słowa jego, pojedyncze i
proste, tchną jednak ogniem dziwnym, krusząc serca słuchaczów. I teraz zjednał
sobie ich tak, że wielu chciało zaraz przyłączyć się do grona uczniów, a dopiero
rozkaz Piotra zmusił ich do pozostania w domu.
Strona 198
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
10. Jezus pojawia się 500 uczniom
Z tej miejscowości, położonej o kilka godzin drogi na południe od Ty-beriady,
wyruszyli Apostołowie, otoczeni resztą ludu, ku zachodowi w górzystą okolicę. W
tej stronie, na północnym stoku pasma ciągnie się nadzwyczaj urodzajna dolina,
na której w zimie rośnie najwyborniejsza trawa, podczas gdy w lecie roślinność
jest nikła, bo potok, użyźniający dolinę, w letnich miesiącach zupełnie wysycha.
Czasem, gdy nastaną ulewne deszcze, zalewa woda, spływająca z gór, całą dolinę.
W tej to okolicy wznosi się łagodnie samotne wzgórze, otoczone wieńcem domów;
ogrody, ciągnące się poza domami, rozprzestrzeniają się aż na stoki niezbyt
wysokiego wzgórza. Pięć ścieżek, obsadzonych krzewami i drzewami, prowadzi na
płaski wierzch wzgórza, tak obszerny, że może się na nim wygodnie pomieścić
kilkaset osób. Widok stąd bardzo piękny na okoliczne miejscowości i dalej aż
poza Morze Galilejskie. Niedaleko stąd wznosi się góra rozmnożenia chleba. W tej
to okolicy miewał Jezus nauki na górach. Studnia Kafarnaeńska leży już u stóp
tego pasma gór. Na wspomniane wzgórze zdążał Piotr z towarzyszami, bo stosownie
do umowy mieli się tam zejść wszyscy Apostołowie i u-czniowie. Rzeczywiście za
przybyciem swym zastali tam już Apostołów i uczniów i święte niewiasty, z
wyjątkiem Matki Bożej i Weroniki. Z Bedsaidy przybyły żona i córka Piotra, dalej
żony Andrzeja i Mateusza. Przybysze rozmieścili się w pobliżu w szałasach i pod
gołym niebem. Piotr opowiedział zaraz Apostołom i świętym niewiastom o cudownym
połowie ryb, po czym, nie odpoczywając, poszedł z nimi na górę, gdzie już
czekały licznie zebrane tłumy słuchaczów, przez uczniów w porządku ustawione.
Wierzch wzgórza zagłębiał się w sporą kotlinę, w środku której stała kolumna,
rodzaj wywyższenia, obrosła mchem; z wewnątrz wchodziło się na nią schodkami
jakby na kazalnicę. Kotlinka była terasowata, więc i dalej stojący słuchacze
mogli widzieć, co się w środku dzieje. Na pięciu ścieżkach,
360
prowadzących na wzgórze, postawił pięciu Apostołów, by nauczali lud dalej
stojący, bo jego samego nie mogliby byli wszyscy słyszeć. Piotr sam stanął w
środku wzgórza przy mównicy, w otoczeniu Apostołów i uczniów, i zaczął nauczać.
Mówił o męce i zmartwychwstaniu Pana, pojawiającego się im od czasu do czasu i
potrzebie naśladowania Go.
Wtem ujrzałam Jezusa, nadchodzącego z tej samej strony, z której przybył i
Piotr. Szedł pod górę ścieżką, przy której stały święte niewiasty; te upadły
przed Nim na twarz, a Jezus przemówił do nich kilka słów mimochodem. Blask bił
od Niego, więc gdy przeciskał się przez ciżbę, cofało się wielu przed Nim ze
strachem; byli to ci, którzy później stali się odstępcami od wiary. Podszedłszy
do mównicy, zajął Jezus miejsce Piotra, który stanął naprzeciw Niego i począł
mówić o potrzebie naśladowania Go, wyrzeczenia się dla Niego rodziny i gotowości
na prześladowania, które czekają Jego wyznawców. Słysząc to, oddaliło się około
200 słuchaczy, bo nie w smak im była ta mowa. Gdy odeszli, rzekł Jezus, że
dotychczas mówił łagodnie, by nie gorszyć słabych na duchu i zaczął teraz z całą
otwartością przedstawiać cierpienia i prześladowania, czekające tych, którzy
pójdą za Nim na ziemi, a którzy za to otrzymają wieczną zapłatę w niebie.
Stosował to głównie do Apostołów i uczniów, jak już przed tym raz w ostatnich
Swoich naukach w świątyni. Polecał im zostać w Jerozolimie na teraz, a po
zesłaniu Ducha świętego chrzcić w imię Ojca i Syna, i Ducha świętego, a przede
wszystkim założyć nowy Kościół. Potem nauczał ich, jak mają się rozdzielać,
tworzyć dalsze kościoły, następnie znowu się zebrać i rozejść na wsze strony
świata dla głoszenia ewangelii. Przepowiedział im wreszcie, że czeka ich jeszcze
chrzest krwi; po czym zniknął z pośrodka nich na kształt gasnącego światła.
Wielu obecnych pod wrażeniem tego upadło twarzą na ziemię. Po zniknięciu Jezusa
nauczał Piotr jeszcze i modlił się.
Podczas przemowy Jezusa, otaczały obecnych w koło duchy praojców, niewidzialne
dla nich. To pojawienie się Jezusa było najgłówniejszym i najważniejszym. Tu w
Galilei, gdzie dawniej najwięcej nauczał, chciał i teraz wszystkich przekonać o
Swym zmartwychwstaniu. Inne takie pojawiania się odbywały się bardziej w
tajemnicy.
Wnet po tym widziałam Piotra, Tadeusza, Andrzeja i Jakuba Młodszego w innej
miejscowości. Uzdrawiali tam chorych, których przed tym nie mogli uzdrowić,
powracając z Sychar do Jerozolimy. Zbłądzili wtenczas, chcąc naśladować pełne
godności Bożej i odrębności zachowania się Jezusa w takich razach; zamiast oddać
drugim z pokorą to, co otrzyma, czynili to wystawnie i z wyniosłością, jak gdyby
sami od siebie łaski jakiej udzielali, i dlatego nie mogli chorych uzdrowić. Za
to teraz z rozczuleniem widziałam, jak pokornie klękali koło chorych i prosili
ich o przebaczenie, że nie mogli im przedtem
361
Strona 199
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
pomóc. Wszyscy chorzy ozdrowiełi i zaraz wraz z Apostołami wyruszyli po szabacie
do Belanii.
11. Uczta miłości w Betanii i w wieczerniku
Pustoszenie świętych miejsc przez Żydów
Do Betanii przybyło z Apostołami prawie 300 wiernych, a między tymi około 50
niewiast, które oddały swe mienie na rzecz nowej gminy chrześcijańskiej.
Najświętsza Panna przybyła także z Jerozolimy i zamieszkała w domu Marty i
Magdaleny. W otwartej hali dziedzińca w domu Łazarza wyprawiono dla wszystkich
wspólną ucztę miłości z przyjętym już łamaniem chleba i piciem wina z jednego
kielicha.
Po uczcie Piotr miał naukę dla zebranych. Między słuchaczami było także kilku
szpiegów faryzeuszowskich. Piotr zachęcał słuchaczów, by opuścili wszystko i
przystali do gminy a otrzymają od niego wszystko, co im będzie potrzeba.
Szpiegowie słysząc to, zaczęli go wyśmiewać i szydzić, że okazuje się taki
hojny, a sam nic nie ma, że jest biednym rybakiem i włóczęgą, który nawet nie
jest w stanie wyżywić własnej żony. Piotr uczył dotychczas raczej z polecenia
Jezusa, niż z wewnętrznego swego popędu i natchnienia, jak to było później po
zstąpieniu Ducha świętego. Piotr teraz zawsze zabierał głos na zgromadzeniach i
wobec ludu, chyba że tłum był zbyt liczny, wtenczas przeznaczał i innych do
nauczania. Od czasu jak Jezus przyodział go płaszczem i jak dał mu skosztować
owej nienaturalnej ryby w uczcie nad jeziorem, przez którą wlał na Piotra osobną
władzę, zmienił się Piotr istotnie w stosunku do reszty wyznawców. Wszyscy
bezprzecznie uznają w nim głowę, rzecznika i zarządcę gminy chrześcijańskiej,
czyli nowego Kościoła. Gdy Jezus przepowiadał nad jeziorem przyszłość Jana i
śmierć Piotra, i kazał temu ostatniemu paść owieczki Swoje, czułam, że Piotr
wiecznie dzierży ten urząd prowadzenia i pasienia trzody wyznawców, w osobach
swoich następców, a Jan wiecznie stoi jako szafarz przy źródle wody,
odświeżającej i użyźniającej pastwisko i pokrzepiającej owieczki. Rozumiałam,
jakoby działalność Piotra była bardziej w czasie i zewnętrznym ustroju, i
dlatego przechodząca na następców, działalność zaś Jana bardziej duchowej,
wewnętrznej natury, polegająca na wlewaniu natchnienia, wysyłaniu natchnionych
posłanników; Piotr wydawał mi się bardziej skałą granitową, budynkiem
niewzruszonym, Jan raczej powiewem, chmurą, burzą, dzieckiem grzmotu,
rozsyłaczem głosu; Piotr był bardziej jakby budowlą, harfą, nastrojoną na ton
odwiecznej harmonii, - Jan powiewem wiatru, trącającym o struny tej harfy.
Wyraźniejszymi słowy nie potrafię wrażeń mych określić.
362
Wyznawców Jezusa nie długo zostawiono w spokoju. Rada jerozolimska przysłała do
Betanii delegatów z oddziałem 50 żołnierzy tego samego gatunku jak ci, którzy
pojmali Pana na Górze Oliwnej; byli to żołnierze z przybocznej straży
arcykapłanów i ze świątyni, część zaś żołnierzy obsadziła zaraz dom Łazarza.
Delegaci usadowili się w miejskim ratuszu i zawezwali przed siebie Apostołów; na
wezwanie stawili się Piotr, Jan i Tomasz. Przesłuchiwanie odbywało się
publicznie na dziedzińcu przed ratuszem, Apostołowie odpowiadali śmiało i
otwarcie na zarzuty, dlaczego zwołują zgromadzenia i szerzą niepokój wśród ludu;
wreszcie wmieszała się w to zwierzchność miasta Betanii, oświadczając delegatom,
że jeśli znajdują jaką winę w tych mężach, to niech każą ich uwięzić i
zaprowadzić do Jerozolimy, ale niech nie robią w mieście zamieszek, sprowadzając
tu żołnierzy. Do tego jednak nie przyszło. By załagodzić delegatów i uniknąć
zgorszenia, rozpuścił Piotr 123 zebranych wiernych; tym, którzy pochodzili z
dalszych stron, polecił osiąść u wiernych zamieszkałych bliżej, gdyż wszystko
było już u nich wspólne. Niewiasty, w liczbie 50, odeszły także z Betanii i
podzieliwszy się na gromadki, wspólne wiodły życie. Wszystkim wiernym polecił
Piotr zejść się znowu w Betanii na dzień przed wniebowstąpieniem Chrystusa.
Rozpuściwszy wiernych, Apostołowie wybrali się z Betanii do wieczernika i tu
odprawili zwyczajne modły pod lampą przed sanktuarium. Coś siedmiu uczniów było
z nimi. Teraz Apostołowie nie mogli już chodzić do wieczernika przez miasto, bo
Żydzi przerwali przejście z tej strony; trzeba było przechodzić inną drogą, na
lewo od świątyni, którą szli Piotr i Jan w Wielki Czwartek. W tej stronie miasta
było pełno gospod dla cudzoziemców, a prawowici Żydzi nie osiedlali się tu. Jak
już wspomniałam, po śmierci Jezusa Żydzi usunęli z publicznych urzędów tych
wszystkich, którzy oświadczyli się za Jezusem, i obcowali z Jego uczniami;
zerwali zarazem wszelką z nimi łączność. Dalej poprzecinali rowami drogę
krzyżową Jezusa, by tym sposobem utrudnić Jego wyznawcom dostęp do miejsc,
uświęconych Jego upadkiem lub ważniejszą męką. Niektóre ścieżki, wiodące w
stronę, gdzie najliczniej mieszkali stronnicy Jezusa, pozamurowywali. Pociesznym
mi się to wydawało, gdy ktoś, zapuściwszy się w taką uliczkę, znalazł się nagle
złapany jakby w worek bez wyjścia i rad nie rad musiał wracać. Tak popsute drogi
Strona 200
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
na górę Kalwarii naprawiali przyjaciele Jezusa nieraz potajemnie w nocy i
otwierali zamknięte przejścia, ale nic to nie pomagało, bo Żydzi na powrót
robili swoje. Z rozmyślną złośliwością Żydzi starali się niszczyć i u-trudniać
dostęp do wszystkich miejsc, będących świadkami ważniejszych wydarzeń z życia i
męki Jezusa. Rozkoszne, urocze place, na których zatrzymywał się Jezus i
nauczał, poogradzali płotem, zamykając do nich przystęp, w kilku zaś miejscach
pokopali nawet jamy, by w nie pobożni, odwiedzający
363
te "miejsca, powpadali; lecz Pan Bóg ukarał ich, bo zamiast wyznawców Chrystusa,
kilku z nich wpadło w te jamy i się potłukli. Dostęp na Kalwarię uniemożliwili
przez nasadzenie ciernistych krzaków i pozamykanie ścieżek zaporami. Szczyt góry
skopano, a tą ziemią, jak nawozem, zasypano pięć sercowatych trawników,
oddzielonych ścieżkami, wiodącymi na górę i same ścieżki. Po skopaniu wzgórza
krzyżowego ukazał się biały, wielki kamień, a w nim może na łokieć głęboki
czworoboczny otwór, w którym tkwił krzyż. Widziałam, z jakim natężeniem Żydzi
starali się drągami wywalić ten kamień z ziemi, ale w żaden sposób nie mogli
tego dokonać, owszem, kamień zapadał się coraz głębiej; miejsce to przeto
zasypali. Jedynie święty grób, jako własność Nikodema, pozostał nieuszkodzony. -
Leżąc w grobie, Chrystus miał głowę zwróconą ku wschodowi. Wychodząc o godzinie
południowej z grobowca, miało się słońce wprost nad sobą, a zachód po prawej
ręce.
Za wolą Bożą otrzymałam wskazówkę, że wszyscy ci niszczyciele "Drogi Krzyżowej",
krzyży, kaplic czy kościołów, dalej ci, co znoszą starodawne nabożeństwa,
uświęcone praktyki i zwyczaje i w ogóle wszystko, co wiąże się ściślej z
dziejami odkupienia, bądź to budowle, obrazy, księgi, bądź to zwyczaje,
uroczystości i modlitwy, - sądzeni będą na równi z tymi, którzy przyczynili się
w jakikolwiek sposób do krwawej męki Zbawiciela.
12. Dostojność i godność Najświętszej Panny
Wieczorem następnego dnia zgromadzili się wszyscy Apostołowie i o-koło 20
uczniów w sali wieczernika i odprawili wspólne modły pod lampą. Prócz nich w
sali znajdowała się Najświętsza Panna, wszystkie święte niewiasty, dalej Łazarz,
Nikodem, Józef z Arymetei i Obed. Po modlitwie Jan przemówił do Apostołów, Piotr
zaś do uczniów. Opierając się na wskazówkach, udzielonych im przez Jezusa,
rozwijali i tłumaczyli w tajemniczy sposób stosunek ich wszystkich, jako uczniów
Jezusa, do Jego Matki, czym Ona jest i powinna być dla nich. Podczas tego znikła
mi z oczu Najświętsza Panna, modląca się poza salą, a za to zdało mi się, że
widzę Ją, unoszącą się ponad zebranymi w świetlistym płaszczu, okrywającym
wszystkich i że z otwartego nieba, z łona Najświętszej Trójcy, spuszczała się
korona na Jej głowę. Czułam, jakoby Maryja była ich wszystkich prawdziwą głową,
zupełną świątynią i ogarnieniem. Obraz ten, jak sądzę, był dla mnie
uzmysłowieniem tego, czym rzeczywiście za wolą Bożą stawała się Maryja w tej
chwili dla Kościoła w rozumieniu Apostołów.
Około godziny dziewiątej odbyła się uczta w przedsionku. Wszyscy biesiadnicy
byli ubrani w suknie świąteczne. Maryja miała na Sobie Swą
364
suknię ślubną; przed tym przy modlitwie była ubrana w biały płaszcz i miała
zasłonę na twarzy. Siedziała teraz przy stole między Piotrem i Janem, zwrócona
tyłem do dziedzińca, a twarzą do drzwi sali. Inne niewiasty i uczniowie
siedzieli przy osobnych stołach po prawej i lewej stronie; Nikodem i Józef
usługiwali do stołu. Podane jagnię Piotr rozkrajał tak samo, jak Jezus baranka
paschalnego przy ostatniej wieczerzy. Pod koniec uczty odbyło się wspólne
łamanie i pożywanie błogosławionego (nie konsekrowanego) chleba i wina.
Potem Najświętsza Panna udała się z Apostołami do sali i stanęła pod lampą
między Piotrem i Janem. Później odsłonięto sanctuarium i odprawiono klęcząco
wspólne modlitwy.
Po północy zaś Piotr przyniósł na patenie chleb, konsekrowany przez Jezusa i
Najświętsza Panna przyjęła z jego rąk, klęcząc, Najświętszy Sakrament. W tej
chwili pojawił się Jej Jezus, niewidzialny dla innych. Niezwykły blask otoczył i
przeniknął Maryję. Apostołowie zachowywali się teraz względem Maryi z oznakami
wielkiej czci, następnie modlono się, po czym Najświętsza Panna udała się do
Swego mieszkania, znajdującego się w niewielkim budynku, na prawo od wejścia na
dziedziniec. Jan mieszka także w tym domeczku. - Umyślnie dla Najświętszej Panny
urządzony był przez dziedziniec kryty matami ganek, łączący Jej mieszkanie z
wieczernikiem, tak, że mogła w każdej chwili przejść tędy do sali przed
sancntarhmt, lub na wspólne chóralne modlitwy Apostołów i uczniów. - Powróciwszy
teraz do Swej izdebki, odmówiła stojąco "Magnificat", hymn trzech młodzieńców w
piecu gorejącym i psalm 130. Dzień już szarzał, gdy wtem wszedł do Niej Jezus
przez zamknięte drzwi. Długo rozmawiał z Nią, tłumaczył, czym ma być dla
Strona 201
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Apostołów i jak ich ma wspierać. Dał Jej nad całym Kościołem Swą moc, władzę i
opiekę; zdawało mi się w tej chwili, jakoby blask Jezusa wchodził w Maryję,
jakoby On Sam Ją niejako przenikał; nie potrafię tego wypowiedzieć słowami.
Podczas bytności Jezusa u Maryi, jak również podczas Jej komunii, widziałam, że
głowa Jej przystrojona była wieńcem z gwiazd.
Otrzymałam także objawienie, że ilekroć Najświętsza Panna przyjmowała
Najświętszy Sakrament, to postać chleba pozostawała w Niej niezep-suta aż do
następnej komunii, a więc zawsze nosiła w Swym sercu i czciła obecnego w Niej
sakramentalnie Boga-człowieka. Za czasów pierwszych prześladowań, po
ukamienowaniu św. Szczepana, Apostołowie nie konsekrowali Najświętszego
Sakramentu, przechowanego trwale w żywym tabernakulum Najświętszego Serca Maryi.
Takiej łaski i wyszczególnienia dostąpiła i mogła dostąpić jedynie Najświętsza
Panna.
365
13. Wzrost Kościoła Chrystusowego
Liczba wiernych wyznawców zwiększała się ciągle. Przybywali coraz to nowi,
głównie zaś znad Morza Galilejskiego z jucznymi osłami; zajmowano się też zaraz
ich umieszczaniem. Zwykle zjawiali się ci przybysze w gospodzie uczniów przed
Betanią, gdzie zawsze mieszkało na przemian po kilku uczniów, i ci udzielali
przybyszom rad i wskazówek. Odsyłali ich oni do Łazarza, a ten umieszczał
przybyszów w licznych swych domach i osadach. Wielu osiedliło się w Jerozolimie
koło Syjonu. Miejsca było dosyć, bo mieszkali tu tylko bardzo nieliczni, ubożsi
Żydzi. Puste trawniki służyły dotychczas jako pastwiska dla osłów. Oprócz
wieczernika była jeszcze na Syjonie starożytna, podupadła budowla o nadzwyczaj
grubych murach, która niegdyś miała swe święte czasy (zamek Dawida). W obrębie
tych murów umieszczono teraz wielu nowo przybyłych w szałasach, lub
przybudowanych poddaszach; także na murach rozpinano namioty z grubej, prostej
tkaniny.
Owi Chaldejczycy z Sykdor, którym Jezus polecił udać się do królika w Kafarnaum,
a którzy stamtąd udali się do domu, przybyli teraz w zwiększonej liczbie do
Apostołów, wiodąc z sobą obładowane zwierzęta juczne, które umieścili w
wewnętrznym dziedzińcu starego zamku Dawida. - Żydzi dotychczas nie występowali
wcale przeciw temu napływowi cudzoziemców; zamurowali jednak przejścia, wiodące
na górę świątyni i przyległe dzielnice od strony Syjonu i sadzawki Betesda,
gdzie mieścili się nowi wyznawcy, odgraniczając przez to gminę chrześcijańską od
reszty miasta.
Napływający zewsząd nowi wyznawcy zwozili ze sobą różne materie i tkaniny z
białej i żółtawej wełny, w rozmaitych gatunkach, kobierce i płótna namiotowe w
grubych zwojach i oddawali to wszystko na rzecz gminy. Zarządem spraw wspólnych
zajmują się Józef i Nikodem; z zebranych tkanin każą sporządzać szaty kościelne
i ubiory do chrztu, zaopatrują potrzeby biedniejszych, słowem pamiętają o
wszystkim.
Przy sadzawce Betesda Apostołowie zajęli na swój użytek starą synagogę, stojącą
na niewielkim wzniesieniu, a odwiedzaną w czasie świąt dotychczas tylko przez
obcych przybyszów. Obecnie schodzą się tu nowi wyznawcy i słuchają nauk
Apostołów. Nie wszyscy przybysze uzyskują zaraz przyjęcie do gminy, nie mają
także wstępu do wieczernika. Ani Apostołowie, ani uczniowie, ani nowi wyznawcy
nie pokazują się teraz w świątyni. Raz tylko po Zielonych Świątkach Apostołowie
poszli tam szczególnie po to, by, przy-jąwszy Ducha św., nauczać zebrane tam
tłumy. Ich świątynią obecnie jest wieczernik, mieszczący Najświętszy Sakrament,
matką zaś wszystkich jest Najświętsza Panna; Apostołowie radzą się Jej we
wszystkim, Ona zaś względem Apostołów jest niejako Sama Apostołem.
366
Z Betsaidy przybyły do Betanii żona i córka Piotra, żona Marka i inne niewiasty,
którym wyznaczono mieszkania w namiotach. Niewiasty te nie mają wcale styczności
z mężczyznami; z Apostołami schodzą się tylko podczas nauki, a poza tym zajmują
się przeważnie przędzeniem i tkaniem długich sztuk materii i grubych płócien na
namioty. Najświętsza Panna, Marta, i Magdalena zajmują się także tkaniem i
wyszywaniem; pracują siedząco, albo przechadzając się, przewiesiwszy robotę
przez rękę. Widziałam, jak Najświętsza Panna wyszywała na żółtawej, czy brązowej
tkaninie, także na błękitnej, bladymi farbami różne figury, wyobrażające, jak mi
się zdawało, któregoś z Apostołów, czy samego Jezusa. Figury te były bardzie}
wyraziste, nie tak pozatulane, jak na dawniejszych robotach. Raz wyszywała także
przeobrażenie Trójcy Przenajświętszej; Bóg Ojciec podawał krzyż Synowi,
przybranemu w szaty arcykapłańskie; z Obu wychodził Duch święty, ale nie w
postaci gołębia, skrzydłami były ramiona. Figury te ustawione były bardziej w
trójkąt, a nie jedna nad drugą. Widziałam także w pierwszym kościele ornaty,
wyszywane ręką Najświętszej Panny.
Strona 202
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Apostołowie sami nie szczędzili starań, by przygotować mieszkania dla
napływających przybyszów; znosili budulec, maty, plecionki na ściany i na równi
z innymi pracowali przy stawianiu domów. Ubożsi przybysze otrzymują ubiór i
pożywienie za darmo. Za staraniem Łazarza zawiązała się pierwsza wspólna kasa.
Święte niewiasty, między którymi jest żona Zacheusza, niosą w rozmaity sposób
pomoc przybyłym kobietom. Nikt nie ma w nowej gminie prywatnej własności; kto co
ma, oddaje wszystko na wspólną własność, a wszelkie potrzeby członków zaopatruje
się ze wspólnego majątku. W domu Szymona trędowatego mieszka pełno uczniów; on
sam przeznaczył na ten cel swój dom i usunął się skromnie między innych. Na
płaskim dachu tego domu ustawiono ruchome plecione ściany i utworzono w ten
sposób salę, w środku której stoi mównica. Wchodzi się na tę salę z zewnątrz po
schodach, umieszczonych przy murze. Wszędzie widać ruch, wszędzie stawiają nowe
namioty i szałasy, wyzyskując każdy zakątek przy murach, każdy stary budynek. Za
to opustoszały niektóre domy żydowskie poza miastem i w samej Jerozolimie, bo
mieszkańcy ich po ukrzyżowaniu Jezusa wynieśli się stąd na zawsze.
Po Zielonych Świątkach wzmogła się liczba nowo nawróconych i ochrzczonych tak
dalece, że Apostołowie musieli się układać z władzami żydowskimi o odstąpienie
nowych placów na domy dla przybyszów. W tym celu wysłano Nikodema, Józefa z
Arymatei, Natanaela i innych, bliżej zaznajomionymi z Żydami. Urzędnicy
żydowscy, w liczbie dwudziestu, przyjęli ich w celi nad bramą dziedzińca dla
kobiet; umowa doszła do skutku. Wyznaczono dla chrześcijan trzy place poza
miastem, oddalone od publicznych
dróg; jeden między Betanią i Betfage na zachód Betanii, gdzie dotychczas stało
kilka szałasów i szop, dwa inne na południe od Betanii, także w bok od gościńca.
Za to mieli uczniowie opróżnić gospodę przy drodze przed Betanią, jak również
nie wolno im było zatrzymywać się w gospodzie przed bramą betlejemską, gdzie
niegdyś gościła Maryja, idąc na oczyszczenie do świątyni. Widziałam, jak
urzędnicy wskazywali stąd rękami, które miejsca wyznaczyli chrześcijanom.
Wysłańcy, wróciwszy do Apostołów, oznajmili im o zawartej umowie po czym też
zaraz wyruszyły gromadki nowych osadników na wyznaczone miejsca. Piotr i Jan
wskazywali każdemu, gdzie ma wystawić sobie mieszkanie. Zawieziono tam na osłach
różne potrzebne przybory, a na plac między Betanią a Betfage zabrano także wodę
w worach, bo nie było tam w bliskości studni. Osadnicy zabrali się zaraz do
kopania takowej i ku podziwowi wszystkich ukazała się zaraz pod ziemią woda,
chociaż przedtem nie można się było jej dokopać. Szymon z Betanii, jako znający
się na gospodarstwie, zajął się obliczeniem wspólnego majątku gminy. Widziałam
go w namiocie przy sadzawce Betesda,jak notował na zwitku ofiarowane dary i
zasoby majątkowe przybyszów, którzy posprowadzali mnóstwo owiec, kóz, gołębi i
jakichś wielkich ptaków z czerwonymi dziobami i nogami. Z zasobów wspólnych
obdzielano potrzebujących, rozdawano okrycia i materie wełniane na suknie. Przy
takich rozdzielaniach zachowywano ścisły porządek; niewiasty otrzymywały swój
udział z rąk niewiast, mężczyźni z rąk mężczyzn. Między nowymi wyznawcami byli
przybysze z najrozmaitszych stron, nie rozumiejący nawet nawzajem swych języków,
a jednak wszyscy ochoczo z wielką ofiarnością przynosili swe mienie do podziału.
Apostołowie potrafili z każdym się porozumieć.
Magdalena i Marta oddały swe mieszkania na rzecz nowo nawróconych. Łazarz odda
całe swe mienie na rzecz gminy; to samo uczynili Nikodem i Józef z Arymatei,
którzy teraz wzięli na siebie starania co do utrzymania członków gminy i
rozdzielania jałmużn. Później gdy obaj otrzymali święcenia kapłańskie, Piotr
ustanowił na ich miejsce diakonów.
14. Ostatnie dni przed wniebowstąpieniem
Jezus obcował ostatnimi dniami w sposób zupełnie naturalny i ludzki z Apostołami
i uczniami. Jadł z nimi i modlił się wspólnie, to znów brał ich ze Sobą w drogę,
powtarzając im w skrócie wszystkie Swoje dawniejsze nauki. W tym czasie pojawił
się także Szymonowi z Cyreny. Tenże pracował właśnie w ogrodzie między Betfage a
Jerozolimą, gdy Jezus, cały otoczony blaskiem, zbliżył się doń, jakby unosząc
się w powietrzu. Szymon upadł na
368
'
twarz i ucałował ziemię przed stopami Pana, a Jezus dał mu znak ręką, by milczał
i zaraz zniknął. Inni robotnicy, pracujący w pobliżu, widzieli także Jezusa i na
znak czci upadli przd Nim na twarz. Gdy Jezus chodził czasem z Apostołami koło
Jerozolimy, spostrzegali Go tu i ówdzie i Żydzi, ale kryli się zaraz z
przestrachem i zamykali się w swoich mieszkaniach. Nawet Apostołowie i uczniowie
odczuwali także pewien lęk w obcowaniu teraz z Jezusem; postać Jego wydawała im
się zanadto duchową.
Jezus pojawiał się po zmartwychwstaniu w bardzo wielu miejscowościach, także w
Strona 203
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Betlejem i Nazarecie, a to głównie tym osobom, z którymi obcował za życia On sam
i Jego najświętsza Matka. Wszędzie rozsiewał błogosławieństwo; ci, którzy Go
widzieli, stawali się zaraz Jego wyznawcami i przyłączali się do Apostołów i
uczniów.
Przedostatniego dnia przed wniebowstąpieniem widziałam Jezusa, jak szedł z
pięciu uczniami do Betanii od strony wschodniej. Tam także udała się już przed
tym z Jerozolimy Najświętsza Panna ze świętymi niewiastami. W koło domu Łazarza
zebrało się mnóstwo wiernych, bo już rozeszła się wieść, że Jezus ma ich wnet
opuścić, więc chcieli Go jeszcze raz ujrzeć i pożegnać. Gdy Jezus wszedł do
środka domu, wpuszczono wszystkich zebranych na obszerny dziedziniec i zaraz
zamknięto za nimi bramę. Jezus stojąc, spożył z Apostołami i uczniami lekki
posiłek. Gdy ci ostatni płakali gorzko na myśl o rozstaniu, rzekł im Jezus:
"Dlaczego płaczecie, mili bracia? Patrzcie na tę niewiastę i z niej bierzcie
wzór! Oto Ona nie płacze". Przy tych słowach wskazał Jezus na Najświętszą Matkę
Swą, która stała z innymi niewiastami u wejścia do sali. Dla wiernych zebranych
w dziedzińcu zastawiony był długi stół. Jezus, wyszedłszy na dziedziniec,
przystąpił do stołu, błogosławił małe placki, łamał je i rozdzielał między
zebranych; potem dał im znak, by się oddalili. W tym pokornie zbliżyła się do
Niego Najświętsza Panna, chcąc przedłożyć Mu jakąś prośbę, lecz Jezus, zrobiwszy
ręką gest odmowy, rzekł, że nie może Jej tego spełnić. Maryja przeto z
najwyższym poddaniem się podziękowała i cofnęła się na powrót.
Najczulej żegnał się Jezus z Łazarzem. Dał mu spożyć jakiś świetlisty kąsek,
pobłogosławił go i podał mu rękę. Łazarz, który od czasu swego wskrzeszenia
trzymał się zwykle w ukryciu, pozostał teraz w domu, a Jezus wyruszył z
Apostołami i uczniami ku Jerozolimie, drogą, którą szedł w Niedzielę Palmową,
nadkładając jednak nieraz drogi. Szli, podzieleni na cztery grupy, w znacznych
od siebie odstępach; na przodzie szedł Jezus z Apostołami, na ostatku - święte
niewiasty. Jezus zdawał się przewyższać wszystkich wzrostem, a blask bił od
Niego. Rany Jego nie zawsze były mi widoczne, ale w chwilach, gdym je widziała,
błyszczały jak słońce. Uczniowie przygnębieni byli bardzo i zaniepokojeni;
niektórzy płakali, inni, nie chcąc jeszcze uwie-
369
rzyć, że Jezus ich opuści, pocieszali się, mówiąc: "Już nieraz znikał nam tak z
oczu". Tylko Piotr i Jan wydawali się spokojniejsi; znać było, że Pana lepiej
rozumieją. Jezus zatrzymywał się często i objaśniał towarzyszom niektóre rzeczy.
Chwilami znikał im z oczu, to znów pojawiał się wśród nich, co wprawiało ich w
osłupienie. Zapewne chciał ich w ten sposób przygotować do rozstania na zawsze,
mającego nastąpić w krótkim czasie.
Droga wiodła miejscami koło małych uroczych ogrodów, gdzie właśnie zajęci byli
Żydzi pleceniem i strzyżeniem żywopłotów, wśród których rosły gęsto krzewy
kształtu piramidy, okryte bujnym kwieciem. Gdy Jezus tędy przechodził, robotnicy
zasłaniali oblicze rękoma i padali na ziemię, lub uciekali w zarośla. Nie wiem,
czy robili to ze starchu, czy ze skruchy, jak również nie wiem, czy widzieli
może Pana, czy tylko przeczucie obecności Jego tak na nich działało. -
Słyszałam, jak Jezus mówił do uczniów: "Gdy wszystko tu naokół przyjmie wiarę,
przez was głoszoną, a inni wypędzą wiernych i wszystko ulegnie spustoszeniu,
smutne wtenczas nastaną czasy. Teraz nie rozumiecie Mnie jeszcze, lecz gdy
ostatni raz spożyjecie ze Mną wieczerzę, wtenczas zrozumiecie Mnie dokładnie".
W otwartym na wsze strony przedsionku wieczernika zastawiona już była uczta,
którą przygotowywali Nikodem i Józef z Arymatei. Od przedsionka na lewo wiódł
przez podwórze chodnik do małego domku, przybudowanego do murów, gdzie mieściła
się kuchnia. Na prawo oddzielała przedsionek od podwórza otwarta łukowa
kolumnada i tu zastawione były dla uczniów stoły, zbite z długich desek. W samym
przedsionku stał stół dla Jezusa i Apostołów; widać było na nim małe kubki, a na
środku stała wielka misa z rybą i plackami, obłożona wybornymi jarzynami. Na
stołach były dla uczniów zastawione owoce i plastry miodu w trójkątnych misach;
obok leżały kościane trzonki. Każda misa przeznaczona była na trzy osoby, toteż
koło każdej leżały trzy kromki chleba.
Słońce już zaszło i mrok zaczął zapadać, gdy Jezus przybył do wieczernika z
Apostołami. U bramy przyjęła Go Najświętsza Panna, Nikodem i Józef z Arymatei.
Jezus poszedł z Maryją do Jej mieszkania, Apostołowie zaś udali się prosto do
przedsionka. Po chwili, gdy już zeszli się uczniowie i święte niewiasty, poszedł
i Jezus do przedsionka. Zastawiony stół - wyższy był niż zwyczajnie; Apostołowie
usadowili się wzdłuż jednego dłuższego boku na poprzecznych łożach. Jezus sam
stał; obok Niego spoczywał Jan, weselszy jakiś niż inni. - Szczery ten i prawy
młodzieniec miał w swym usposobieniu coś dziecięcego. W jednej chwili popadał w
smutek i wnet znowu pocieszał się łatwo i rozweselał. - Nad stołem zawieszona
była płonąca lampa. Józef i Nikodem usługiwali biesiadnikom; Najświętsza Panna
Strona 204
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
stała u wejścia. Jezus pobłogosławił rybę, placki i jarzyny, i rozdawał wkoło, a
przy tym na-
370
uczał z wielką powagą i namaszczeniem. Zdało mi się, że słowa z Jego ust
wychodzą jako promienie świetlane i wpływają w usta tego lub owego Apostoła,
powolniej lub prędzej, stosownie do tego, im który z nich więcej spragniony był
Jego nauki. Przy końcu uczty pobłogosławił Jezus także kubek z winem, napił się
z niego i podał innym. Nie była to konsekracja, lecz zwykłe błogosławienie
chleba i wina.
Po tej uczcie miłości zebrali sie wszyscy przed domem w cieniu drzew. Jezus
rozmawiał długo i nauczał, na ostatek wszystkich pobłogosławił, Matce zaś Swej,
stojącej na czele świętych niewiast, podał rękę. Wszyscy byli bardzo wzruszeni;
Magdalena, jak czułam, miała wielką ochotę upaść Jezusowi do nóg, ale
powstrzymywała się, poważne bowiem i pełne godności zachowanie się Jezusa
onieśmielało ją tak, jak i innych. Po odejściu Jezusa wszyscy rzewnie płakali;
nie był to jednak płacz zewnętrzny, objawiający się łzami, lecz zdawało się,
jakoby tylko dusze ich płakały. Jedna Najświętsza Panna nie płakała. W ogóle nie
widziałam nigdy, by kiedy wylewała rzewne łzy i zbyt okazywała żal Swój na
zewnątrz; było to tylko wtedy, gdy dwunastoletni Jezus zagubił się w powrocie ze
świąt i po skonaniu Jezusa, gdy stała pod krzyżem. - Apostołowie i uczniowie
bawili prawie do północy w wieczerniku.
15. Wniebowstąpienie
W nocy przed Swym cudownym wniebowstąpieniem znajdował się Jezus z Apostołami i
Najświętszą Pannę w sali wieczernika. Uczniowie i święte niewiasty zebrani byli
na modlitwie w salach bocznych. W środku sali pod płonącą lampą stał stół, a na
nim leżały przaśne placki i stał kielich z winem. Apostołowie ubrani byli w
suknie świąteczne. Jezus, mając naprzeciw Siebie Najświętszą Pannę, konsekrował,
jak w Wielki Czwartek, chleb i wino.
Przy konsekracji wina zdało mi się, jakoby czerwony promień spływał z ust Jezusa
do kielicha, gdy zaś Apostołowie przyjmowali Najświętszy Sakrament, widziałam,
jakoby świetliste jakieś ciało wchodziło w ich usta.
W ostatnich dniach przyjmowały także Najświętszy Sakrament Magdalena, Marta i
Maria Kleofy.
Nad ranem odprawiono pod lampą uroczyściej niż zwykle, jutrznię. Następnie Jezus
jeszcze raz oddał Piotrowi władzę nad wszystkimi, odziewając Go w ów płaszcz i
powtórzył to, co mówił im nad Morzem Tyberia-dzkim, i na górze. Nauczał także o
chrzcie i święceniu wody. Podczas jutrzni stało w sali za Najświętszą Panną
około 17 najzaufańszych uczniów.
Zanim opuścili wieczernik, Jezus przedstawił im Najświętszą Pannę jako Matkę ich
wszystkich, ich Pośredniczkę i Orędowniczkę. Maryja zaraz
371
też udzieliła Piotrowi i innym błogosławieństwa, a oni przyjęli je, ze czcią
pochylając się przed Nią. W tej chwili ujrzałam Maryję, wzniesioną na tron,
siedzącą w błękitnym płaszczu i w koronie na głowie. Było to dla mnie zmysłowym
obrazem Jej nowej godności - jako Królowej miłosierdzia.
Dzień już szarzał, gdy Jezus wyszedł z Apostołami z wieczernika. Tuż za
Apostołami szła Najświętsza Panna, a z tyłu w pewnym oddaleniu postępowała
gromadka uczniów. Szli ulicami jerozolimskimi, pustymi jeszcze i cichymi, bo
mieszkańcy pogrążeni byli dotąd we śnie. Jezus poważniał coraz bardziej, coraz
większy pośpiech przebijał się w Jego mowie i całym zachowaniu się. O ile
poznałam, szli tą samą drogą, co i w Niedzielę Palmową; czułam, że Jezus
przechodzi z nimi całą drogę Swej męki, by nauką Swą i upomnieniami dać im żywo
odczuć spełnienie się obietnicy. Na każdym miejscu, gdzie odbyła się jakaś scena
z Jego męki, zatrzymywał się kilka chwil, objaśniał im znaczenie tych miejsc i
wykazywał spełnienie się proroctw i obietnic. W wielu miejscach znać było ślady
spustoszenia, były pokopane rowy, drogi pozagradzane kupami kamieni, lub innymi
zaporami, bo Żydzi chcieli w ten sposób przeszkodzić czczeniu tych miejsc; Jezus
więc polecał uczniom, idącym z tyłu, usuwać zapory. Uczniowie wysuwali się na
przód, spełniali prędko polecenie, przepuszczali Jezusa na przód z pokłonem
głębokim i znowu szli z tyłu, gotowi na każde skinienie. Minąwszy bramę, wiodącą
na Kalwarię, Jezus zwrócił się na prawo od drogi na miły placyk, obsadzony
drzewkami; było to miejsce do modlitwy, jakich wiele jest w koło Jerozolimy.
Usiadłszy tu w towarzyszami, Jezus nauczał ich i pocieszał, tymczasem zrobił się
dzień. Z jasnością dzienną wstąpiła i otucha w serca uczniów; zdawało im się, że
przecież może Jezus zostanie z nimi dłużej.
Tymczasem zaczęły napływać nowe gromady wiernych, między którymi jednak nie
widziałam niewiast. Wnet Jezus wyruszył dalej drogą, wiodącą na Kalwarię i do
św. grobu. Nie doszedłszy tam jednak, zboczył ku Górze Oliwnej, kołem okrążając
Strona 205
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
miasto. Przez całą drogę uczniowie naprawiali szkody i usuwali zapory,
ponastawiane przez Żydów na miejscach, gdzie Jezus przed tym nauczał lub się
modlił. Potrzebne narzędzia znajdowali uczniowie w pobliskich ogrodach;
przypominam sobie, że widziałam w ich ręku okrągłe łopaty, podobne do tych,
jakie używa się przy pieczeniu chleba.
Przybywszy pod Górę Oliwną, Jezus zatrzymał się w chłodnej, uroczej dolince,
porosłej piękną, bujną trawą; dziwiło mnie to, że trawa nie była ani troszkę
podeptana. Tłum wiernych, otaczający Jezusa, zwiększył się tak dalece, że już
nie mogłam ich policzyć. Jezus długo tu rozmawiał i nauczał, jak ktoś, co
wypowiada już ostatnie słowo i ma odejść. Czuli też wszyscy dobrze, że nadeszła
chwila rozstania, ale nie myśleli, że to już teraz nastąpi.
372
Słońce wzbiło się już ponad horyzont i z wysokości stropu niebieskiego zsyłało
na ziemię swe promienie. Nie wiem, czy dobrych używam wyrażeń, gdyż tam w Ziemi
Obiecanej, w którą przenoszę się w widzeniu, słońce nie wydaje mi się tak bardzo
oddalone od ziemi, jak u nas. Nie wygląda mi ono, jak u nas, jako mała, okrągła
tarcza, lecz jakoby było bliżej ludzi, więcej bijące blaskiem; promienie także
nie wydają mi się tak rozdrobnione, delikatne, lecz na kształt szerokich smug i
pasów świetlanych. Na wspomnianej polance Jezus bawił przeszło godzinę. W
Jerozolimie ruch dał się już widzieć, mieszkańcy powstali ze spoczynku nocnego
do zajęć dziennych; wnet też zauważono tłumy ludu, zebranego w koło Góry Oliwnej
i zachodzono w głowę, co to może znaczyć. Powoli i z miasta zaczęły płynąć ku
Górze Oliwnej gromady ludzi, przeważnie tych samych, którzy i w Niedzielę
Palmową brali udział w pochodzie Jezusa. Ludzie cisnęli się tak licznie, że na
węższych uliczkach powstał natłokTylko koło Jezusa i towarzyszących Mu uczniów
ucisku nie było.
Jezus skierował się ku ogrodowi Getsemane, a stąd przez Ogrójec na szczyt Góry
Oliwnej, omijając jednak miejsce, gdzie Go niedawno pojmano. Tłumy płynęły za
Nim na górę jak fala różnymi drogami, przedzierając się przez zarośla i skacząc
przez płoty. Jezus szedł coraz prędzej, a coraz większy blask bił od Niego.
Uczniowie spieszyli za Nim, lecz nie mogli Mu sprostać. Wreszcie Jezus stanął na
szczycie góry, jaśniejąc białym blaskiem słonecznym, a z nieba spuścił się ku
Niemu krąg światła, gorejącego barwami tęczowymi. Tłumy zatrzymały się, olśnione
blaskiem, wieńcem otaczającym górę. Od Jezusa blask bił silniejszy niż
otaczająca Go gloria. Lewą rękę Jezus przyłożył do piersi, a prawą błogosławił
świat cały, obracając się na wsze strony; nie błogosławił Pan dłońmi, jak
rabini, lecz jak chrześcijańscy biskupi. Radością przenikało mnie to
błogosławieństwo, udzielone całemu światu. Wśród tłumów panowała głęboka cisza.
W tym światło z niebios zlało się w jedno z blaskiem, bijącym z Jezusa. Zaś Jego
postać, dotychczas widzialna, powoli zaczęła się od głowy rozpływać i jak gdyby
znikać, podnosząc się ku górze. Wyglądało to, jak gdyby wchodziło jedno słońce w
drugie, jakby płomień znikał w świetle, lub iskra w płomieniu. Z wierzchołka
góry szedł taki blask, jak od słońca w samo południe, owszem jeszcze mocniejszy
i jaskrawszy, bo przyćmiewał o wiele światłość dzienną. Już głowa Jezusa
rozpłynęła się w tym morzu światła, a jeszcze widziałam świetliste Jego nogi, aż
wreszcie cały zniknął mi z oczu. Mnóstwo dusz wchodziło ze wszystkich stron w
obręb światła i wraz z Panem znikały ku górze. Tak więc przedstawiło mi się
wniebowstąpienie; nie widziałam, by Jezus unosił się w powietrzu ku niebu, lecz
pogrążył się i niejako rozpłynął ku górze w obłoku świetlanym.
373
Z tego obłoku spadła jakoby rosa świetlana na zebrane w koło tłumy; wszystkich
zdjął strach i podziw, a blask olśnił ich oczy. Apostołowie i uczniowie, stojący
najbliżej, nie mogli znieść oślepiającej jasności, więc spuścili oczy ku ziemi,
wielu rzuciło się twarzą na ziemię; Najświętsza Panna, stojąca tuż za nimi,
spoglądała spokojnie tuż przed Siebie.
Po kilku chwilach, gdy blask się nieco zmniejszył, zebrani ośmielili się wznieść
oczy w górę; miotani najrozmaitszymi uczuciami, spoglądali w ciszy głębokiej ku
świetlanemu obłokowi, otaczającemu wciąż jeszcze szczyt góry. W tym ujrzałam w
świetle spuszczające się w dół dwie postacie, z początku małe, ale zwiększające
się coraz bardziej za zbliżaniem się ku ziemi. Byli to dwaj mężowie w długich,
białych szatach, z laskami w ręku, jakby Prorocy. Stanąwszy spokojnie na ziemi,
przemówili do tłumu, a głosy ich brzmiały jak dźwięk puzonu; byłam pewna, że
słyszano ich aż w Jerozolimie. - "Mężowie Galilejscy - rzekli - dlaczego stoicie
tu i spoglądacie bezradnie w niebo? Ten Jezus, który spośród was wzięty jest do
nieba; wróci kiedyś tak, jak widzieliście Go wstępującego do nieba". To
rzekłszy, zniknęli. Blask trwał jeszcze jakiś czas, wreszcie powoli rozpłynął
się zupełnie, podobnie jak światło dzienne rozpływa się w mroku nocnym. - Teraz
dopiero zaczęli uczniowie boleć, zrozumiawszy, co się stało. Oto ich Pan i
Strona 206
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Mistrz odszedł od nich do Swego Ojca niebieskiego. Niektórzy, odurzeni boleścią
rzucali się na ziemię. Gdy blask zniknął zupełnie, przyszli trochę do siebie;
inni zaczęli się skupiać koło nich, potworzyły się liczne gromadki, święte
niewiasty zbliżyły się także, a wszyscy rozprawiali, zastanawiali się nad tym,
co zaszło, wahali się i stali tak jeszcze długą chwilę, spoglądając w górę.
Wreszcie Apostołowie i uczniowie podążyli do wieczernika, a za nimi święte
niewiasty. Niektórzy płakali, jak niepocieszone dziatki, inni skupieni byli w
sobie i głęboko zamyśleni, tylko Najświętsza Panna, Piotr i Jan spokojni byli, a
otucha nie ustąpiła z ich serc. Za to w innych gromadkach byli tacy, którzy
oddalali się stąd z niewiarą i zwątpieniem w zatwardziałości serca.
Na szczycie Góry Oliwnej, skąd Jezus wstąpił w niebo, była płaska skała. Stojąc
na niej, Jezus przemawiał jeszcze, zanim udzielił błogosławieństwa i zniknął w
obłoku. Ślady stóp Jego pozostały odciśnięte na kamieniu. Niżej zaś, na innym
kamieniu, pozostał ślad ręki Najświętszej Panny. Minęło już południe, zanim
wszystek tłum rozszedł się do domów.
Poczuwszy się samymi, Apostołowie i uczniowie byli z początku niespokojni, bo
uważali się za opuszczonych, spokojne jednak zachowanie się Maryi wlało pociechę
w serca. Zaufali słowu Jezusa, że Maryja ma dla nich być Matką, Pośredniczką i
Orędowniczką, Jej obecność napełniła ich pokojem.
W Jerozolimie panował między Żydami pewien popłoch. Zamykano gdzieniegdzie drzwi
i okiennice, i schodzono się gromadnie po domach.
374
W ogóle w ostatnich dniach, a szczególnie dziś, znać było rodzaj niepokoju wśród
Żydów.
Przez następne dni Apostołowie bawili wciąż w obrębie wieczernika wspólnie z
Najświętszą Panną. Od czasu ostatniej uczty, spożytej z Jezusem, przy której po
raz pierwszy Maryja siedziała naprzeciw Jezusa, zajmowała Ona odtąd zawsze to
miejsce, tylko że teraz, kiedy nie było Pana, miała naprzeciw Siebie Piotra,
który zajmował miejsce Jezusa przy modlitwie i ucztach. Czułam, że Maryja
nabrała teraz większego znaczenia wobec Apostołów i że w osobie Swej przedstawia
niejako Kościół.
Apostołowie trzymali się teraz bardzo w ukryciu. Z szerszej rzeszy wyznawców
nikt nie pojawiał się u nich w wieczerniku. Oni też sami nie wychodzili nigdzie,
strzegąc się bardziej niż inni prześladowań ze strony Żydów; zarazem
przestrzegali ściślej i w większym porządku modlitw i ceremonii, niż uczniowie,
zajmujący inne komnaty wieczernika, bo ci ostatni częściej wychodzili z domu i
wchodzili. Niektórzy uczniowie odprawiali nocą z wielkim nabożeństwem drogę
krzyżową.
Przy wyborze Macieja na Apostoła widziałam, jak Piotr stał w wieczerniku w
gronie Apostołów, odziany w swój płaszcz biskupi. Uczniowie byli zgromadzeni w
otwartych salach przyległych. Piotr podał jako kandydatów na ten urząd Barsabę i
Macieja. Stali ono właśnie wśród odosobnionej gromadki uczniów, z których
niejeden pragnął gorąco być wybranym na miejsce Judasza, tylko Ci obaj nie
myśleli wcale o tym i nie żądni byli tej nowej godności. W dzień potem
rozstrzygnięto losem - podczas ich nieobecności - wybór między nimi; los padł na
Macieja, więc zaraz poszedł jeden do mieszkania uczniów, by go przyprowadzić.
16. Zielone Świątki
W wigilię Zielonych Świąt przystrojono wspaniale całą salę wieczernika zielonymi
drzewkami, a w gałęzie powstawiano wazony z kwiatami; zielone girlandy
przyozdabiały salę od jednej ściany do drugiej. Poodsuwano ruchome ściany,
oddzielające sale boczne i przedsionek, i zamknięto tylko bramę, wiodącą z
dziedzińca na zewnątrz. Przed zasłoną sanktuarium ustawiono stolik, nakryty
białą i czerwoną chustą, i położono na nim zwoje pisma. Piotr stanął przed
stolikiem, za nim w prostej linii u wejścia z przedsionka stała Najświętsza
Panna w zasłonie na twarzy, a za Nią w przedsionku święte niewiasty. Apostołowie
stali dwoma rzędami wzdłuż ścian sali, zwróceni twarzą do Piotra; za nimi w
salach bocznych zajęli miejsca uczniowie, biorąc udział we wspólnych modlitwach
i śpiewach chóralnych. Po tym Piotr łamał i roz-
375
dzielał pobłogosławiony przez siebie chleb najpierw Najświętszej Pannie,
następnie Apostołom i uczniom. Wszyscy całowali go przy tym w rękę, nawet
Najświętsza Panna. Oprócz świętych niewiast, było w wieczerniku razem z
Apostołami około 12 uczniów.
Po północy nastało jakieś dziwne poruszenie w całej naturze, udzielając się
wszystkim zebranym, którzy stali wokoło w sali głównej i w salach pobocznych,
wsparci o filary, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach, w cichej pogrążeni
modlitwie. Spokój i głęboka cisza zapanowała w całym domu.
Nad ranem ujrzałam nad Górą Oliwną obłok świetlisty o srebrnobiałym połysku,
Strona 207
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
spuszczający się z nieba ukośnie w kierunku wieczernika. Z dala o-błok wyglądał,
jak okrągła kula, poruszająca się pod miłym, ciepłym tchnieniem wiatru. Obłok,
im bliżej nadpływał, tym stawał się większy; jak mgła świetlista przeciągnął nad
miastem, aż coraz bardziej gęstniejąc i stając się przezroczystym, zatrzymał się
nad wieczernikiem i zniżył nad dach z wzrastającym szumem na kształt nisko
płynącej chmury. Wielu Żydów w mieście spostrzegłszy obłok, przestraszeni
szumem, pobiegli do świątyni; mnie samą ogarnęła z początku dziecięca trwoga na
myśl, gdzie też się skryję, jeśli grom z tej chmury uderzy, całe bowiem zjawisko
miało wielkie podobieństwo z szybko nadciągającą nawałnicą, tylko że chmura
pochodziła z nieba, nie z ziemi, zamiast ciemną, była jasną, i nie słychać było
grzmotów - tylko szum niezwykły, który dawał się odczuć jako ciepły,
pokrzepiający powiew wiatru.
Zniżywszy się nad wieczernik, obłok błyszczał coraz jaśniej, a szum stawał się z
każdą chwilą większy. Cały dom jaśniał coraz więcej; zebrani modlili się z
wzrastającym skupieniem i namaszczeniem. Wtem z szumiącego obłoku spłynęły na
cały budynek białe strugi światła, krzyżując się siedmio-rako, a niżej znowu
rozdzielając się na delikatniejsze promienie i ogniste krople. Punkt, w którym
krzyżowały się smugi świetlne, otoczony był barwnym łukiem tęczowym, a wśród
niego ujrzałam unoszącą się świetlistą postać z wychodzącymi spod pach szerokimi
skrzydłami, czy też promieniami, podobnymi do skrzydeł. W tej chwili światłość
ogromna ogarnęła cały budynek, przygaszając zupełnie blask pięcioramiennej
lampy. Zebrani, popadłszy w zachwycenie, mimo woli podnieśli oblicza z
pragnieniem ku górze i oto w usta każdego wpłynęły smugi świetlne, jak płonące
ogniste języki. Zdawało się, jak gdyby wdychali w siebie z pragnieniem ogień i
napawali się nim, i jakoby pragnienie występowało im z ust naprzeciw płomieni.
Święty ten ogień spłynął także na uczniów i niewiasty, obecne w przedsionku, ale
na różnych w różnej sile i różnej barwie. Tak rozpłynął się powoli cały obłok w
świetlistym deszczu.
Radość i odwaga wstąpiła w serca zebranych po tym wylewie darów Ducha świętego.
Wszyscy wzruszeni byli i jakby oszołomieni, ale lęk ustąpił
376
z ich serc; śmiało i z ufnością patrzyli w przyszłość. Skupiono się koło
Najświętszej Panny, która była zupełnie spokojna, umiejąc, jak zawsze, zapanować
nad sobą. Apostołowie ściskali się nawzajem, wołając radośnie a śmiało: "Co to
jest? Co się stało z nami?" Zaraz pospieszyli do uczniów, którzy także,
odczuwszy zstąpienie Ducha świętego, wzruszeni byli bardzo. Święte niewiasty
padały sobie w objęcia, roniąc łzy radości. Wszystkich ogarnęło uczucie nowego
jakiegoś życia, pełnego radości, pewności siebie i odwagi. Przede wszystkim
pospieszono podziękować Bogu za to, więc wszyscy ustawili się w porządku jak
przed tym, odmówili modlitwy i odśpiewali psalmy dziękczynne. Światło tymczasem
powoli zniknęło. Piotr miał następnie naukę do uczniów i zaraz rozesłał część
ich do gospod, zajętych przez ludzi, sprzyjających nauce Chrystusowej, a
przybyłych do Jerozolimy na święta.
Od wieczernika aż ku sadzawce Betesda ciągnęły się rzędem szopy i otwarte
gospody, zajmowane zwykle przez licznych przybyszów, napływających ze wszystkich
stron na święta. I na nich także spłynęło nieco łaski Ducha świętego. W ogóle w
sercach wszystkich ludzi dała się odczuć zmiana; dobrzy doznali wewnętrznego
poruszenia i oświecenia, źli trwogę tylko poczuli i jeszcze bardziej utrwalili
się w zaślepieniu. Większość obcych, którzy przybyli na święta, obozowała tu już
od Wielkanocy; tym bowiem, którzy daleko mieszkali, nie opłaciło by się powracać
po Wielkanocy do domu i zaraz znowu wybierać się na Zielone Święta. Słysząc i
widząc wszystko, co się tu działo od Wielkanocy, nabrali zaufania do uczniów i
skłaniali się ku nowej nauce. Dlatego to uczniowie pospieszyli do nich, by
oznajmić im, że spełniła się obietnica zesłania Ducha świętego, a oni zaraz
zrozumieli, co oznaczało to dziwne wzruszenie ich serc, z którego nie umieli
sobie zdać sprawy. Uczniowie polecili im zebrać się gromadnie koło sadzawki
Betesda.
W wieczerniku tymczasem Piotr włożył ręce na pięciu Apostołów, którzy mieli
pomagać mu uczyć i chrzcić nad sadzawką Betesda. Byli to Jakub Młodszy,
Bartłomiej, Maciej, Tomasz i Judasz Tadeusz. Ostatni miał przy tym święceniu
widzenie, jakoby obejmował rękoma ciało Zbawiciela i przyciskał je do piersi.
Przed wyruszeniem ku sadzwce Betesda przyjęli Apostołowie klęcząc
błogosławieństwo Najświętszej Panny. Przed wniebowstąpieniem Jezusa odbyło się
to na stojąco. Odtąd zawsze błogosławiła Maryja Apostołów przed wyjściem i po
powrocie. W takich razach, w ogóle ilekroć występowała w nowej Swej godności,
miała na Sobie obszerny biały płaszcz, żółtawą zasłonę i błękitną taśmę
wyszywaną, spływającą z obu stron od głowy aż do ziemi, przytrzymaną na głowie
białą jedwabną opaską.
Strona 208
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Jezus sam tak zarządził, by chrzest nad sadzawką Betesda odbył się w dniu
dzisiejszym. Toteż uczniowie porobili już ku temu różne przygotowa-
377
nia tak koło sadzawki, jak i w starej synagodze, zajętej na użytek chrześcijan.
Ściany synagogi obwieszono kobiercami, a od synagogi do sadzawki poprowadzono
kryty krużganek.
W uroczystej procesji Apostołowie i uczniowie wyruszyli parami z wieczernika nad
sadzawkę. Uczniowie nieśli w skórzanych worach wodę święconą, jeden zaś trzymał
kropidło. Nowo wyświęceni Apostołowie, w liczbie pięciu, stanęli u pięciu wejść
ku sadzawce i w natchnieniu wielkim zaczęli przemawiać do ludu. Piotr zajął
mównicę, ustawioną na trzeciej terasie sadzawki, począwszy od góry; ta bowiem
terasa była najszerszą. Słuchacze zapełnili wszystkie pięć teras. Osłupienie
ogarnęło tłumy, gdy Apostołowie zaczęli mówić, bo oto, każdemu z cudzoziemców
zdawało się, że Piotr przemawia doń w jego własnym języku. Piotr zabrał głos,
wśród ogólnego zdumienia jak to opowiadają Dzieje Apostolskie.
Ponieważ wielu zgłosiło się zaraz do chrztu, więc przede wszystkim Piotr
poświęcił uroczyście w towarzystwie Jana i Jakuba Młodszego wodę w sadzawce,
pokrapiając ją wodą święconą, przyniesioną w worze z wieczernika. Przygotowania
do chrztu i sam chrzest zajęły cały dzień. Lud zbliżał się na przemian w
pojedynczych gromadach do mównicy Piotra, inni Apostołowie nauczali i chrzcili u
wejść. Najświętsza Panna i święte niewiasty rozdawały w synagodze białe suknie
dla nowochrzceńców. Rękawy tych sukien spięte były ponad ręką czarnymi
tasiemkami, które po chrzcie odwiązywano i składano razem na kupę. Przyjmujący
chrzest wspierali się na poręczach, Apostołowie zaś czerpali wodę misą i
chlustali po trzykroć ręką na głowę chrzczonego; zużyta woda spływała rynnami na
powrót do sadzawki. Jedna taka misa wody wystarczała na dziesięć par osób. Gdy
dwóch ochrzczono, ci przyprowadzali zaraz dwóch nowych i już jako rodzice
chrzestni wkładali na nich ręce. Chrzest przyjęli tu przeważnie tacy, którzy
byli już ochrzczeni chrztem Jana. Święte niewiasty także ochrzczono; ogółem
przyłączyło się dziś do Kościoła Chrystusowego około 3000 ludzi. Wieczorem
Apostołowie powrócili do wieczernika, spożyto wieczerzę, połączoną ze zwyczajnym
łamaniem błogosławionego chleba, po czym odprawiono modlitwy wieczorne.
Żydzi ofiarowywali dziś w świątyni dwa małe chleby z tegorocznego ziarna,
składano je w stosy i potem rozdzielano ubogim. Widziałam także, że arcykapłan
trzymał w ręku pęk grubych kłosów, jakby z tureckiej pszenicy. Ofiarowywano też
jakieś korzenie i owoce. Przywieźli to wszystko kupcy na jucznych osłach i w
szopach sprzedawali ludowi. Chleb na ofiarę piekł każdy sam. Apostołowie za
pośrednictwem Piotra złożyli w ofierze dwa chleby.
Nazajutrz Apostołowie i uczniowie znowu udali się nad sadzawkę, przy-jąwszy
przed tym błogosławieństwo Najświętszej Panny; nauczano tam i chrzczono znowu
przez cały dzień.
378
17. Kościół nad sadzawką Betesda
Sadzawka Betesda leży w kotlinie, oddzielającej Syjon od świątyni i reszty
miasta, a opadającej na wschód ku dolinie Jozafata. Od zachodniej strony
świątyni zamyka na pozór dolinę terasowata budowla, okalająca sadzawkę; z jednej
bowiem strony nie da się obejść swobodnie, jak z innych stron. Szła wprawdzie
tamtędy szeroka droga, ale zarosła gęsto trawą i szuwarem, i częściowo zawalona
gruzami murów, a kotlina opadała tu dość stromo w dół, coraz bujniejszą
porastając trawą. Patrząc od stawu na południowy zachód, widzi się róg miejsca
"Święte świętych". Sadzawka Owcza leży na północ od świątyni, przy bramie
Owczej, obok targowicy bydlęcej, i jest podmurowana. Z wieczernika, stojącego na
wschodnim stoku Syjonu, prowadzi droga do sadzawki Betesda najpierw na wschód w
koło góry, dalej skręca się półkolem na północ, następnie na zachód, wreszcie
przybiera droga znowu kierunek wschodni, opadając kreto w dół. Cała ta część
Syjonu aż do sadzawki i dalej w dolinę Jozafata bardzo jest opuszczona i
zaniedbana. W ruinach dawnych budowli kryją się poprzyczepiane lepianki
biedaków; stoki góry porastają jałowcem, w dole rośnie bujna trawa i sitowie.
Żydzi unikają tych stron; za to nowi wyznawcy osiedlają się tu chętnie i
licznie.
Sadzawka Betesda ma kształt owalny, a otoczona jest wokoło jak amfiteatr,
pięcioma terasami, wznoszącymi się coraz wyżej. Terasy przecina pięć przejść,
którymi schodzi się po stopniach do sadzawki. Przy brzegu kołyszą się na wodzie
nieckowate łódki, w które nieraz kazali się wkładać chorzy, by woda poruszona
przez anioła ich obryzgała. W jednym miejscu wystawała z głębi wody nad
powierzchnię na wysokość człowieka, rura miedziana, tak mniej więcej gruba, jak
niewielka kierzenka; dochodziło się do niej po drewnianym mostku z poręczą. Przy
mostku była pompa ze stemplem, tak połączona z rurą, gdy pocisnęło się stempel,
Strona 209
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
to z rury po otwarciu klapy tryskała woda w górę. Wodotrysk ten można było
regulować, nadawać kierunek strumieniowi wytryskającej wody, czynić go grubszym
lub cieńszym przez odpowiednie zmiany w otworze. Można było także zamknąć otwór
u góry, a wtedy woda rozpryskiwała się bocznymi otworami na wszystkie strony,
jak z polewaczki. Nieraz widziałam, jak chorzy kazali się wieźć na czółnach pod
ten wodotrysk i skrapiać wodą. Wejścia do sadzawki były zwykle zamknięte i
otwierano je tylko dla chorych. Wspomniany wodotrysk dawno już nie był używany i
jeszcze na Zielone Święta nie był naprawiony; ale już w następnych dniach
doprowadzono go do pierwotnego stanu.
W tylnych ścianach teras wykute są małe, sklepione celki z nieckowa-tymi
łożyskami dla chorych; chorzy więc mogą ze wszystkich stron spoglądać na
sadzawkę, czy woda się nie porusza. Przedni brzeg każdej terasy od strony
V7Q
sadzawki zabezpieczony jest niskimi poręczami; dno sadzawki pokryte jest białym,
błyszczącym piaskiem. Z dna biją trzy źródła, nieraz z taką siłą, że aż
wytryskują ponad powierzchnię wody. Do sadzawki spływa krew zwierząt ofiarnych
spod ołtarza ofiarnego w świątyni. Sadzawka cała wraz z otacza jącymi ją
budowlami zajmuje wielką przestrzeń. Idąc ku sadzawce, przecho dzi się przez
wał, z którego tylko trzy wejścia prowadzą do sadzawki. Na wschód od sadzawki
opada dolina stromo w dół; od zachodu, za sadzawką, zagłębienie doliny nie jest
tak wielkie i jest zabudowane mostami. Strona północna jest także stroma i
zarosła krzewami. Na północny wschód wiodła niegdyś droga do świątyni, obecnie
opuszczona i niedostępna. Kilka ścieżek wiedzie stąd wprost do miasta, tak, że
nie trzeba koniecznie przechodzić przez bramy publiczne. Jezus posługiwał się
nieraz tymi ścieżkami, by dostać się do miasta.
Sadzawka ta podupadła była już od dawna i zaniedbana, a mało kto mieszkał w
pobliżu. Zapomniano o niej, jak w naszych czasach zapomina się
0 niejednej świętej, starożytnej relikwii; tylko ubożsi a bogobojni ludzie
odwiedzali ją czasem i mieli we czci i poszanowaniu. Od czasu, gdy Jezus
uzdrowił tu chromego, sadzawka nabrała znowu więcej rozgłosu, ale faryzeusze tym
bardziej miejsce to znienawidzili. Zewnętrzne mury, okalające sadzawkę, leżały
już prawie zupełnie w gruzach, terasy same ucierpiały także bardzo pod wpływem
czasu. Teraz za staraniem chrześcijan przyprowadzono wszystko, o ile możności,
do porządku. Zapadłe mury zastąpiono częściowo ruchomymi ścianami, a od sadzawki
do synagogi urządzono kryty chodnik z płócien namiotowych.
Stara ta synagoga, przemieniona obecnie na kościół, bardziej jest odosobniona,
niż wieczernik, gdyż ten ostatni styka się dziedzińcem z szeregiem domów
mieszkalnych, podczas gdy tu nie ma w pobliżu żadnych budynków. Zaraz po
Zielonych Świętach Apostołowie i uczniowie wzięli się gorliwie do pracy, by
wnętrze tej synagogi przemienić na kościół. Piotr zaś, Jan, Andrzej i Jakub
Młodszy nauczali wciąż na przemian w trzech różnych miejscach koło sadzawki i na
trzeciej terasie, gdzie stała mównica Piotra. Wiernych zbierało się zawsze
mnóstwo; nieraz widziałam, jak leżeli twarzą na ziemi, zatopieni w gorliwej
modlitwie. Krzątanina nadzwyczajna panowała przez cały czas wśród wyznawców
nowego kościoła; szyto, tkano, pleciono, budowano, w ogóle starano się o
wszelkie potrzeby dla nowego kościoła
1 dla ubogich.
Nowy ten kościół, przerobiony z synagogi, zbudowany jest w kształcie wielkiego,
podłużnego czworoboku; okna umieszczone są wysoko w górze. Po schodach przy
murze można wyjść z zewnątrz na płaski dach, otoczony galerią. Na dachu widać
trzy małe kopuły, które dają się otwierać, by do
:
380
środka wchodziło świeże powietrze. Wewnętrzne urządzenie kościoła wygląda bardzo
pojedynczo. Wzdłuż obu dłuższych ścian i od przodu biegną rzędami kamienne
schody, przeznaczone dla wiernych, słuchających nabożeństwa i nauki. W głębi
przy głównej ścianie stoi ołtarz, oddalony nieco od ściany, a przestrzeń poza
nim, oddzielona od reszty kościoła dwiema cienkimi ściankami z plecionki, tworzy
małą zakrystię. Ścianki te powleczone są z przodu od kościoła cienką, białą
tkaniną z tyłu zaś lichszą materią. Ołtarz jest przenośny z drewna, w kształcie
podłużnego czworoboku, z wierzchu powleczony tkaninami. Z przodu wchodzi się ku
ołtarzowi po trzech schodach, po bokach zaś jest jeden stopień o otwieralnej
zasuwce, gdzie można chować kobierce. W tylnej ścianie ołtarza są drzwiczki do
schowku, gdzie przechowują się ubiory kościelne. Na ołtarzu stoi tabernakulum o
kształcie dzwonu, przykryte białą, kosztowną osłoną, którą można spinać z przodu
na dwie metalowe tarczki; u góry jest gałka, służąca do podnoszenia. Po obu
stronach tabernakulum stoją kilkuramienne płonące świeczniki. Nad ołtarzem, u
góry, umieszczony jest baldachim, z zwieszającą się nad ołtarz białą, w barwne
Strona 210
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
pasy oponą, sięgającą nieco poniżej powierzchni ołtarza. Opona ta, z tyłu
przymocowana, z przodu rozsunięta jest zwykle na dwie strony, lecz daje się
zsunąć i spiąć na metalowe klamerki, a wtedy osłania zupełnie ołtarz. Baldachim
sam tworzy jakoby niszę, a wisi na pięciu sznurach, które schodzą się w ręce
figury, tkanej przez święte niewiasty, a przedstawiającej starca w
arcykapłańskim stroju, z trójkątną, świetlistą glorią nad głową. Postać ta
zdawała się wychylać z otworu w pułapie; jedną rękę wyciągała przed siebie,
błogosławiąc, w drugiej trzymała pięć sznurów baldachimu.
Od podwyższonego ołtarza aż do mównicy była spora, wolna przestrzeń,
przeznaczona dla Apostołów i uczniów na modlitwy chóralne. - Od czasu
zmartwychwstania Pańskiego Apostołowie i uczniowie zbierali się codziennie w
wieczerniku na modlitwy chóralne. Apostołowie ustawiali się wzdłuż ścian sali
przed sanktuarium, uczniowie w otwartym przedsionku. Tak podzieleni na chóry,
śpiewali i modlili się na przemian. Byli nieraz przy tym obecni Nikodem, Józef z
Arymatei i Obed. Najświętsza Panna, ubrana w długi, biały płaszcz, w zasłonie na
twarzy, stała zwykle w środkowych drzwiach przedsionka, zwrócona twarzą ku
sanktuarium. Modlitwy takie chóralne zaprowadził sam Jezus; wykazał Apostołom
tajemne zalety tego nabożeństwa przy spożyciu, czy też przez spożycie owej ryby
koło Tyberiady, a także wtedy, gdy niewierny Tomasz dotykał się ran Jego
najświętszych i uwierzył w Jego zmartwychwstanie. Raz widziałam, jak Jezus
pojawił się Apostołom przed świtem podczas śpiewów chóralnych. Dwa razy dziennie
Apostołowie odprawiali takie modlitwy chóralne; raz w wieczór aż do nocy, drugi
raz raniutko przed świtem.
381
¦* Lecz wracam do opisu kościoła. Poza mównicą oddzielała chór od nawy
kościelnej krata, biegnąca od jednej ściany do drugiej. W kratach były
odpowiednie otwory, przez które można było podawać wiernym Najświętszy
Sakrament, jak się to u nas dzieje po klasztorach. Na wprost mównicy były w obu
ścianach małe drzwiczki, którędy wchodzili Apostołowie i uczniowie do chóru.
Wierni ustawiali się w kościele w pewnym, oznaczonym porządku, mężczyźni osobno,
niewiasty także osobno.
Widziałam, jak w uroczystej procesji przenoszono Najświętszy Sakrament z
wieczernika do nowego kościoła. Najpierw wyszedł Piotr w otoczeniu dwudziestu
uczniów pod bramę dziedzińca w wieczerniku i z wielkim zapałem wypowiedział
naukę dla zgromadzonej rzeszy. Zbiegło się także sporo Żydów i chcieli swymi
zarzutami przeszkodzić nauce, ale nic nie wskórali. Po nauce pochód wyruszył do
nowego kościoła nad sadzawkę. Piotr niósł przed sobą kielich z Najświętszym
Sakramentem, a ręce miał okryte jak workiem białą chustą, przewieszoną przez
szyję. Za Apostołami postępowała Najświętsza Panna w gronie świętych niewiast i
uczniów. Wzdłuż drogi porozwieszano miejscami maty na kształt ścian, zaś bliżej
kościoła urządzono nawet całkiem kryty chodnik. Najświętszy Sakrament złożono na
ołtarzu w nowym tabernakulum. Nie brakło także puszki z błogosławionym chlebem.
Podłoga kościoła podobnie jak i wieczernika, w ostatnich czasach wyłożona była
barwnymi kobiercami; chodzono w kościele przeważnie boso.
Najświętszy Sakrament złożony był w naczyniu z nakrywką, dającą się odkręcać.
Kawałki konsekrowanego chleba spoczywały na patenie, złożonej na dnie naczynia.
Patenę można było wyjmować za pomocą rączki, by Najświętszy Sakrament łatwiej
było ujmować w rękę.
18. Piotr odprawia pierwszą Mszę świętą w wieczerniku
Ósmego dnia po Zielonych Świętach Apostołowie zebrali się znowu w wieczerniku;
cała noc zeszła im tu na krzątaniu się i na modlitwie. Z brzaskiem dnia
wyruszyli z licznym gronem uczniów do świątyni, a poszła tam również Najświętsza
Panna ze świętymi niewiastami. W świątyni, zdaje się, obchodzono dziś jakieś
święto, bo u wejścia ustawiony był łuk tryumfalny, na którym stała jakaś statua
z mieczem zwycięskim w ręku. Pod tym to łukiem stanął Piotr i nauczał tłumy
ludu, a mówił z wielką mocą. Oznajmił otwarcie, że odtąd publicznie głosić
będzie naukę Jezusa Chrystusa, tak on, jak i jego towarzysze, i że od tego nie
powstrzymają ich żadne męki, ani biczowania, ani groźba śmierci krzyżowej.
Wszedłszy potem do świątyni, przemawiał z mównicy, z której Jezus nieraz przed
tym nauczał. Pamiętam, że podczas
382
tej mowy zawołali raz głośno Apostołowie i uczniowie: "Tak jest!" Zapewne
chcieli potwierdzić prawdziwość słów Piotra. Gdy następnie zaczęli się modlić,
ukazały się nad świątynią obłoki świetlne i wielka jasność spuściła się na nich,
wobec której światło lamp wydawało się tylko słabym, czerwonawym płomykiem.
Około ósmej godziny opuścili wierni świątynię i ustawili się na dziedzińcu pogan
Strona 211
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
w procesję. Szli parami, najpierw Apostołowie, za nimi uczniowie, dalej
ochrzczeni i nowo nawróceni. Minąwszy targowicę bydlęcą, wyszli bramą Owczą w
dolinę Jozefata, a stąd na Syjon do wieczernika. Najświętsza Panna wyszła już
przed tym z niewiastami ze świątyni i udała się do wieczernika, by w samotności
pomodlić się klęcząco przed Najświętszym Sakramentem. Wraz z Nią modliła się w
przedsionku Magdalena; to wstawała, to klękała, to znów rzucała się krzyżem na
ziemię. Inne niewiasty udały się prosto do swych celek przy nowym kościele koło
sadzawki. Mieszkały tu po dwie w jednej celi i zajmowały się praniem, tkaniem
koszul dla przyjmujących chrzest i przygotowywaniem wszystkich potrzebnych
rzeczy do rozdziału.
Gdy liczna procesja wiernych przybyła na dziedziniec wieczernika, Apostołowie
ustawili nowo nawróconych w porządku przed przedsionkiem wieczernika, Piotr zaś
i Jan, wszedłszy do środka przyprowadzili Najświętszą Pannę do drzwi
przedsionka. Matka Boża ubrana była odświętnie; miała na Sobie długi, biały
płaszcz, odwinięty nieco, tak, że widać było haftowany spód. Na głowie miała
koronę, od której spływała z obu stron wąska szarfa. Piotr przemówił do nowo
nawróconych, oddając ich opiece Najświętszej Panny, jako wspólnej ich Matki.
Przyprowadzał ich przed Nią gromadkami po dwudziestu, a Ona wszystkich
błogosławiła.
Następnie odbyło się uroczyste nabożeństwo w sali wieczernika; ściany ruchome od
sal bocznych i od przedsionka były porozsuwane. Nad ołtarzem w sanktuarium
zawieszony był wieniec świąteczny z ziela, przeplatany kwiatami. Kielich z
Najświętszym Sakramentem stał na podwyższeniu, przykryty białą zasłoną; po obu
stronach płonęły lampy. Na ołtarzu stał mniejszy kielich i leżały chleby przaśne
a wszystko było nakryte. Poza tym stały na talerzu dwa naczynia, z wodą i winem.
Talerz ten usunięto na bok, naczynie z wodą postawiono po jednej stronie
ołtarza, naczynie z winem po drugiej.
Piotr, ubrany w swój biskupi płaszcz, odprawiał Mszę świętą; do mszy usługiwali
mu Jan i Jakub Młodszy. Wszystko odbywało się ściśle według tego, jak postępował
Jezus przy ustanowieniu Najświętszego Sakramentu, a więc ofiarowanie, nalewanie,
umywanie rąk i konsekrowanie. Wino nalewano z jednej strony, a wodę z drugiej.
Po jednej stronie ołtarza leżały na pulcie zwoje pisma, zapisane w dwie kolumny.
Za pomocą kołeczków,
38.1
powtykanych wyżej i niżej w pult, można było wygodnie zwijać, rozwijać i
przytrzymywać karty, których był o sporo; po przeczytaniu jednej karty,
od-wijało się ją w tył poza pult. Piotr, przyjąwszy sam komunię, podał
Najświętszy Sakrament pod obiema postaciami usługującym mu do mszy Apostołom.
Następnie Jan podał komunię Najświętszej Pannie, Apostołom, sześciu uczniom,
którzy zaraz potem otrzymali święcenia kapłańskie i wielu innym. Przyjmujący
Najświętszy Sakrament klęczeli, a dwu uczniów trzymało przed nimi wąską chustę.
Oprócz Piotra i dwóch usługujących mu Apostołów, wszyscy inni przyjmowali
Najświętszy Sakrament tylko pod postacią chleba.
Owi uczniowie, mający otrzymać święcenia kapłańskie, byli to: Zache-usz,
Natanael, Jozes Barsabasz, Barnaba, Jan Marek i Eliud, syn starego Symeona.
Opuściwszy miejsce, przeznaczone dla uczniów, stanęli pośród Apostołów. Maryja
przyniosła dla nich nowe szaty i złożyła je na ołtarzu. Wybrani uklękli wszyscy
sześciu parami, przed Piotrem, a on przemówiwszy do nich, odmówił modlitwy z
małego zwoju. Jan i Jakub, trzymając w jednej ręce świecę, drugą wkładali im na
ramiona. Piotr zaś na głowę. Następnie Piotr wycinał im trochę włosów z głowy i
kładł na talerzyku na ołtarzu, dalej namaszczał im głowy i palce olejem, który
mu Jan podawał. Wreszcie włożono na nich nowe suknie kapłańskie i stuły, na
jednych ukośnie pod ramię, na drugich na krzyż przez piersi. Ceremonie te
odbywały się krócej, niż teraz, ale z większą uroczystością. Przy końcu
nabożeństwa pobłogosławił Piotr wszystkich kielichem, na którym złożony był
Najświętszy Sakrament.
Maryja zaraz po tym poszła z niewiastami do kościoła przy sadzawce Be-tesda. Za
nimi udali się w procesji Apostołowie, uczniowie i nowo ochrzczeni, niosąc
zielone gałązki w rękach i śpiewając po drodze. W kościele Maryja uklękła przed
ołtarzem w chórze, modląc się gorąco, Piotr zaś nauczał z mównicy. Mówił o
potrzebie przestrzegania ustaw nowego Kościoła, jako jeden nie powinien posiadać
więcej niż drugi, jako powinni dzielić się ze sobą wszystkim i pamiętać o
potrzebach biedniejszych przybyszów. Dalej składał Piotr dzięki Bogu i
Zbawicielowi za łaski i błogosławieństwa, zsyłane na Kościół.
Następnie znowu kilku Apostołów zajęło się chrztem. Wprowadzono nawróconych na
mostek, wiodący do wodotrysku; dwaj Apostołowie wkładali ręce na chrzczonego, a
Piotr, ubrany w białą suknię, przepasaną pasem, kierował ręką promień wodotrysku
po trzykroć na jego głowę i wymawiał przy tym jakieś słowa. Na kraju sadzawki
Strona 212
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
płonął na żerdzi kaganiec, podobny do tych, jakie mieli strażnicy przy św.
grobie. Widziałam nieraz, jak na chrzczonych spływał obłok świetlisty, lub
promień; duch ich wzmacniał
384
się cudownie, przemieniał i oSwiecał. Z rozczuleniem patrzyłam na to, jak nieraz
ludzie z dalekich nawet krain, zostawiwszy całe swe mienie, spieszyli tu, by
przyłączyć się do gminy Chrystusowej.
Wieczorem odbyła się uczta w przedsionku wieczernika. Do stołu zasiadła z
Apostołami Najświętsza Maryja Panna, dalej Józef z Arymatei, Nikodem i Łazarz.
19. Pierwsza wspólna komunia nowo nawróconych Wybór siedmiu Diakonów
Po jakimś czasie przygotowano wszystkich, będących ochrzczonymi w czasie od
Zielonych Świąt aż dotąd do przyjęcia świętej komunii. Sześciu Apostołów,
ubranych w długie, białe szaty, pouczało ich w kościele przy sadzawce o
Najświętszym Sakramencie. Komunii udzielano wszystkim podczas Mszy świętej,
którą odprawił Piotr w tymże kościele w asystencji dwóch Apostołów. Piotr ubrany
był pod spodem w długą białą szatę, przepasaną pasem, od którego zwieszały się
wstęgi. Na to narzucony miał płaszcz, wyjęty ze skrytki w ołtarzu. Płaszcz był
koloru czerwonego, wpadającego w złoty połysk. Kształtem podobny był do
wielkiego kołnierza o wąskich końcach, schodzących się z przodu. Z tyłu sięgał
do pasa, a z przodu spięty był trzema klamrami. Na środkowej klamrze, spinającej
płaszcz na piersiach, odtworzona była jakaś postać, trzymająca chleb w ręku.
Dolna klamerka miała kształt krzyża. Na plecach płaszcz był wyszyty klejnotami,
ułożonymi w figurę.
Ołtarz pod spodem był przykryty czerwonym obrusem, a na to białym, haftowanym. W
środku rozpostarta była mała, biała chusta, na kształt kor-porału. Na owalnym
talerzu leżał cały stos cienkich, bielutkich plasterków chleba, pokarbowanych
już do łamania. Obok stała szeroka, na niskiej podstawce, czasza, na kształt
niskiego kielicha; jej to Piotr używał do rozdzielania między wiernych
konsekrowanych już cząstek chleba. Stał także na ołtarzu kielich, napełniony
winem. Gdy Piotr podczas Mszy świętej wymawiał słowa konsekracji nad chlebem i
winem, ujrzałam, że cząstki chleba zajaśniały blaskiem, a nad ołtarz spuściła
się, jakoby z obłoku świetlista ręka, błogosławiąc wraz z ręką Piotra chleb i
wino, i zniknęła dopiero wtenczas, gdy wszyscy rozeszli się.
Najpierw sam komunikując, podał Piotr Najświętsze Ciało Apostołom i uczniom, a
potem innym. Konsekrowany chleb nabierał z talerza do swej płytkiej czaszy i
rozdawał wiernym, a gdy się czasza opróżniła, znowu ją napełniał. Następnie,
począwszy od Apostołów, podawał wszystkim Krew przenajświętszą. Komunikujących
było tyle, że nie mogli pomieścić się w kościele
385
i wielu musiało stać przed drzwiami. Ci więc, którzy już komunikowali,
wychodzili zaraz, robiąc miejsce innym. Przyjmując Najświętszy Sakrament, wierni
nie klęczeli, lecz stali pochyleni, w postawie, pełnej czci najgłębszej.
Przed wyborem siedmiu diakonów Piotr zgromadził wkoło siebie Apostołów w sali
wieczernika. Uroczystą ceremonią zaświadczyli Apostołowie swą uległość względem
Piotra, jako głowy Kościoła. Zaprowadzili go przed sanktuarium, tu Jan odział go
płaszczem, drugi włożył mu mitrę na głowę, inny znów podał pastorał do ręki.
Udzieliwszy wszystkim Apostołom Komunii świętej, Piotr wyszedł w ich gronie do
przedsionka i tu miał mowę do licznie zebranych uczniów i wiernych. "Nie godzi
się" - mówił - "dla troski o pożywienie i odzież zaniedbywać słowa Bożego. Nie
przystoi Łazarzowi, Nikodemowi i Józefowi z Arymatei zajmować się nadal zarządem
mienia kościelnego, od czasu, jak zostali kapłanami, gdyż głoszenie słowa Bożego
jest odtąd jedynym ich zadaniem". Piotr mówił dalej o porządku w rozdzielaniu
jałmużny, o gospodarzeniu, o wdowach i sierotach. Wreszcie poradził, by obrano
siedmiu mężów i zdano im wyłączną troskę o sprawy doczesne Kościoła. Pierwszy
wystąpił na ochotnika piękny, smukły młodzieniec, imieniem Szczepan czyli
Stefan. Dalej wszedł do grona diakonów Parmenas, jako jeden ze starszych.
Wybrano także na diakonów kilku młodziutkich murzynów, na których jeszcze Duch
święty nie zstąpił. Na wybranych Piotr wkładał ręce i przewiązywał im stułę na
ukos pod ramię. Na tych, którzy nie otrzymali jeszcze Ducha świętego, spłynęła w
tej chwili cudowna jasność.
Wybranym diakonom przeznaczono na mieszkanie dom Józefa z Arymatei, stojący
niedaleko domu Jana Marka, i oddano w ich ręce cały ruchomy majątek kościoła,
składający się z wielkich zapasów płótna, materi, okryć, gotowych szat, naczyń
różnych i pojedynczych sprzętów gospodarczych, wreszcie sporo mieszków z
różnorodną monetą; były tam monety w kształcie laseczek, spiralnie skręconych,
dalej blaszki stemplowane, połączone łańcuszkami w długie sznury, inne znów
monety w kształcie owalnych listków. Wszystkie te zapasy, przewieziono na osłach
do mieszkania diakonów, w czym skrzętnie pomagał Jan Marek.
Strona 213
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
W tym samym dniu, w którym oddano diakonom dom Józefa z Arymatei, Apostołowie
rozdzielili się i rozeszli po całej Judei.
Piotr działał więcej cudów i większe, niż inni Apostołowie. Wypędzał czarty,
wskrzeszał umarłych; uważałam nawet, że nieraz szedł przed nim anioł do chorych,
polecając im, by czynili pokutę i prosili Piotra o pomoc.
Między innymi jego cudami widziałam także uzdrowienie chromego. Była mniej
więcej trzecia godzina po południu; Piotr i Jan szli z kilku uczniami do
świątyni, za nimi postępowała Maryja i kilka świętych niewiast.
386
Chromy leżał na noszach przed drzwiami świątyni. Piotr i Jan, idąc po schodach
ku drzwiom, coś doń przemówili. Apostołowie nie weszli do wnętrza, lecz zwrócili
się ku południowej części placu, gdzie dla ochrony od słońca rozpięty był daszek
z kobierców. Piotr zwrócony plecami do świątyni, na wprost miejsca, gdzie stał
ołtarz ofiarny, zaczął z wielkim zapałem przemawiać do zebranego tłumu. Już
podczas nauki zauważyłam, że kapłani szeptali coś ze sobą tajemniczo, a
wszystkie wyjścia obsadzono żołnierzami. Po nauce, gdy Piotr i Jan zbliżyli się
znowu ku drzwiom świątyni, poprosił ich ów chromy o jałmużnę. Leżał biedak,
pokurczony, wsparty na lewym łokciu, a w prawej ręce trzymał kule i z wysileniem
próbował się nieco podnieść, lecz na próżno. Na jego prośbę Piotr odrzekł:
"Spojrzyj na nas". A gdy chory to uczynił, rzekł mu: "Złota i srebra nie mam,
ale ofiaruję ci to, co posiadam. W imię Jezusa Chrystusa z Nazaretu wstań i
chodź!" Po czym ujął go za prawicę, a Jan wziął go pod pachy. Chromy ozdrowiał w
jednej chwili i odzyskał siły, więc zerwał się radośnie, zaczął skakać z uciechy
i biegać po hali.
Nieopodal siedziało na swych miejscach dwunastu żydowskich kapłanów. Ci,
wyciągnąwszy szyje, spoglądali ciekawie, co się tam dzieje u drzwi, a gdy ciżba
wkoło uzdrowionego coraz bardziej zwiększała się, powstali z siedzeń i odeszli.
Piotr wszedł tymczasem z Janem do przedsionka i zajął mównicę tę samą, z której
niegdyś nauczał Jezus jako dwunastoletni chłopiec. Tłum liczny mieszkańców
miejskich i obcych otoczył mównicę, a wśród nich stał także ów uzdrowiony. Piotr
długo nauczał z wielkim natchnieniem, tymczasem ściemniło się już i zaczęto się
rozchodzić do domu, gdy wtem wtargnęli żołdacy, pojmali Piotra, Jana i
uzdrowionego chromego i zamknęli ich w więzieniu, obok tego samego dziedzińca,
gdzie Piotr zaparł się Jezusa. Nazajutrz wyprowadzili ich żołdacy wszystkich
trzech z więzienia wśród udręczeń rozlicznych i stawili ich przed Radę z
Kajfaszem na czele, na tych samych schodach, na których stał i Jezus. Długo
trwało przesłuchiwanie; Piotr opowiadał śmiele, a że ostatecznie nie można im
było udowodnić żadnej winy, więc musiano puścić ich wolno.
Pozostali Apostołowie przepędzili tymczasem całą noc w wieczerniku, modląc się
ustawicznie za uwięzionych. W tym rano nadeszli Piotr i Jan, oznajmiając, jako
za łaską Bożą, musiano ich wypuścić na wolność. Radość wielka ogarnęła
wszystkich; odmówiono zaraz głośno modlitwę dziękczynną i oto zadrżał cały
budynek, jak gdyby Pan chciał im cudownie dać poznać, że bawi wśród nich i
wysłuchał ich modlitwy. Po modlitwie Jakub Młodszy oznajmił zebranym, że Jezus
podczas Swego pojawienia się na górze w Galilei mówił z nim na osobności i
zostawił mu następujące polecenie: Gdy Piotra i Jana pojmą w świątyni i
wypuszczą na powrót, Apostołowie mają usunąć się na krótko z Jerozolimy.
387
Widziałam, jak na tę wiadomość Apostołowie wszystko pozamykali. Piotr schował
Najświętszy Sakrament do torebki, którą zawiesił sobie na szyi i wszyscy poszli
do Betanii, podzieliwszy się na trzy grupy. Najświętsza Panna i inne niewiasty
poszły za nimi. W Betanii Apostołowie nauczali z wielkim zapałem w gospodzie
uczniów, w domu Szymona i u Łazarza. Po jakimś czasie powróciwszy znów do
Jerozolimy, głosili słowo Boże z tym większym zapałem i odwagą. Piotr nauczał w
wieczerniku i w kościele przy sadzawce Betesda; w jednej nauce w kościele tak
mówił: "Teraz pokaże się, kto otrzymał Ducha, którego Jezus posłał. Nadchodzi
czas działania, znoszenia prześladowań i wyrzeczenia się wszystkiego na rzecz
ogółu. Kto nie czuje się dosyć silnym, niech odstąpi, póki czas". Rzeczywiście z
wielkiej gromady niedawno nawróconych oddzieliło się około stu i odeszli.
Niepomni doznanych prześladowań, Piotr i Jan znowu poszli wraz z siedmiu
Apostołami do świątyni. Mnóstwo chorych zebrało się wzdłuż drogi na dolinie
Jozefata; leżeli na noszach pod namiotami. Wielu czekało także koło świątyni na
dziedzińcu pogan i dalej aż do schodów. Głównie uzdrawiał chorych Piotr; inni
Apostołowie także wprawdzie uzdrawiali, ale więcej pomagali. Piotr uzdrawiał
tylko tych, którzy rzeczywiście wierzyli w Chrystusa i mieli postanowienie
przyłączyć się do Kościoła. Chorzy miejscami leżeli w dwóch szeregach po obu
stronach drogi. Otóż widziałam, że nieraz, gdy Piotr uzdrawiał po jednej
stronie, po drugiej stronie odzyskiwali zdrowie ci chorzy, na których padał jego
Strona 214
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
cień, a których Piotr miał postanowienie uzdrowić.
ŻYCIE MARYI PO WNIEBOWSTĄPIENIU JEZUSA
1. Najświętsza Panna przesiedla się z Janem w pobliże Efezu
Mniej więcej w rok po ukrzyżowaniu Chrystusa zginął Szczepan - śmiercią
męczeńską przez ukamienowanie. Ograniczono się tylko do tego, że zniesiono
osady, jakie nowo nawróceni pozakładali wokoło Jerozolimy i wypędzono
chrześcijan, przy czym niejednego zamordowano. W kilka lat później podniosła się
burza przeciw wyznawcom Chrystusa. Najświętsza Panna, mieszkająca dotychczas na
przemian albo w małym domku obok wieczernika, albo w Betanii, postanowiła wobec
tego opuścić Judeę; na Jej żądanie Jan zabrał Ją w okolicę Efezu, gdzie już
potworzyły się osady chrześcijańskie. Stało się to na krótki czas przed tym, nim
Żydzi pojmali Łazarza i jego siostry, wywożąc je za morze. Jan powrócił do
Jerozolimy, gdzie jeszcze znajdowali się inni Apostołowie. Dalsze prześladowanie
Apostołów jednak wtenczas jeszcze nie nastąpiło; szybko ułożyli się między sobą
co do podziału krajów, w których mieli rozwinąć swą działalność apostolską, a
pierwszy opuścił Jerozolimę Jakub Starszy i wyruszył do Hiszpanii. Widziałam go,
jak krył się w grocie żłobkowej, a potem tajemnie przekradał się z towarzyszami
ku morzu; śledzono bowiem ich, nie chcąc im pozwolić wywędrować z kraju. Jakub
miał jednak przyjaciół w Joppe i za ich staraniem udało mu się wsiąść na okręt.
Popłynął najpierw do Efezu, by odwiedzić Maryję, a stąd dopiero do Hiszpanii.
Wracając wkrótce przed śmiercią do Jerozolimy, zatrzymał się znowu koło Efezu,
by odwiedzić Maryję i Jana w ich osadzie. Tu mu Maryja przepowiedziała, że
zginie wkrótce w Jerozolimie, zaraz pocieszyła go i umocniła nadzieją przyszłej
nagrody. Pożegnawszy się czule z Maryją i bratem swym Janem, udał się Jakub bez
zwłoki do Jerozolimy. W tym czasie miał właśnie sprawę z czarownikiem i jego
uczniem obydwóch nawróciwszy swymi cudami. Żydzi już kilkakrotnie chwytali
Jakuba stawiając go przed sądem, ale zawsze udawało mu się jakoś ujść cało.
Wreszcie pojmano go raz tuż przed Paschą, gdy nauczał na wzgórku pod gołym
niebem. Poznałam zaś, że to było przed Paschą, bo widziałam wkoło miasta
zwyczajne obozowiska przybyszów ze
389
wszystkich krajów. Niedługo trzymając go w więzieniu, skazano go zaraz na
śmierć, w tym samym budynku, w którym niegdyś sądzono Jezusa. Ale nie było już
teraz ani śladu tych placów, kamieni i desek, po których stąpał Jezus. Zmieniło
się wszystko widocznie za zrządzeniem Bożym, by nikt inny tam nie stąpał, gdzie
zostały ślady Jezusa. Po wydaniu wyroku wyprowadzono Jakuba za miasto w stronę
Kalwarii, a on nauczał przez całą drogę i wielu nawrócił. Gdy mu wiązano ręce
rzekł: "W waszej jest mocy związać mi ręce; ale nie możecie skrępować danego mi
błogosławieństwa i języka mego!" Przechodzono koło chorego, siedzącego przy
drodze, a ten zawołał na Jakuba, by podał mu rękę i mu pomógł. Na to rzekł
Jakub: "Przybliż się do mnie i podaj mi rękę!" Chromy powstał natychmiast i
uzdrowiony już zupełnie, dotknął się związanych rąk Apostoła. Nie uszli stąd
daleko, gdy zabiegł Jakubowi drogę niejaki Jozjasz, ten sam, który oskarżył go
przed Żydami; skruszony wielce, przybiegł prosić go o przebaczenie, a że przed
tym zaczął głośno wyznawać Chrystusa więc siepacze porwali go i wraz z Jakubem
powiedli na stracenie. Na pytanie Jakuba, czy żąda chrztu, dał Jozjasz
potwierdzającą odpowiedź; wtedy Jakub uściskał go, ucałował i rzekł: "Ochrzczony
będziesz we krwi własnej!" Już byli na placu egzekucji, a jeszcze przybiegła
jakaś niewiasta ze ślepym dziecięciem, prosząc Jakuba, by je uzdrowił, co też
tenże za pomocą Boską uczynił.
Przed wykonaniem wyroku postawiono Jakuba obok Jozjasza na podwyższonym miejscu
i odczytano głośno wyrok. Następnie siepacze posadzili Jakuba na kamieniu,
przykrępowali mu do tegoż obie ręce i zawiązali oczy. Dał się słyszeć świst
miecza i głowa Jakuba potoczyła się na ziemię. Miało to miejsce w 12 lat po
ukrzyżowaniu Jezusa, a więc między 46 a 47 rokiem po Chrystusie. Jednego więc
Jakuba brakło w gronie Apostołów, gdy zebrali się przy łożu śmierci Najświętszej
Panny. Na jego miejsce wybrano innego, jakiegoś krewnego św. Rodziny; był tenże
jednym z najstarszych wśród grona 72 uczniów. Maryja umarła w 48 roku po
narodzeniu Chrystusa, w trzynaście lat i dwa miesiące po wniebowstąpieniu.
Oznajmione mi to zostało nie słowy, tylko cyframi. Widziałam najpierw IV i VIII,
co oznaczało rok 48, następnie XIII i dwa księżyce w pełni.
Mieszkanie Najświętszej Panny nie znajdowało się w samym Efezie, lecz 3-4
godziny drogi od miasta, na wyżynie, gdzie już przed tym zaczęli się osiedlać
chrześcijanie z Judei, między nimi i kilka świętych niewiast, krewnych
Najświętszej Panny. Wyżyna ta opada skośnie ku Efezowi. Między nią a wzgórzem,
na którym leży Efez, wije się rzeczka. Zbliżając się ku Efezowi od południowego
Strona 215
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
wschodu, odnosi się wrażenie, jakoby miasto leżało skupione tuż przed nami, a
tymczasem w rzeczywistości rozciąga się ono szeroko wkoło góry. Przed miastem
ciągną się długie aleje drzew owoco-
390
wych; widziałam nawet w trawie pod drzewami opadłe żółciutkie owoce. Wąskie
ścieżki prowadzą do miasta ku owej dzikiej wyżynie, gęsto zarosłej. Na wyżynie
tej, a raczej wzgórzu, ciągła się w obwodzie mniej więcej jednogodzinnym
ustronna, ale żyzna równina, porosła cienistymi drzewami o gładkich pniach,
czyściutkie groty skalne dawały wystarczające schronienie. Osadnicy
chrześcijańscy, uchodząc tu, wyporządzili groty i pododawali lekkie
przybudowania z drzewa, zamieniając w ten sposób puste groty na mieszkania
pustelnicze, wyglądające z dala jak osamotniona, rozproszona kolonia wieśniacza.
Z wierzchu tej wyniosłości, położonej bliżej morza niż Efez, rozciąga się widok
z jednej strony na Efez, z drugiej na morze, zasiane wyspami. Nieopodal osady
wznosił się stary zamek, zamieszkały, jak mi się zdaje, przez jakiegoś króla,
pozbawionego tronu, którego później Jan nawrócił, często tam przebywając; w
późniejszych czasach założono tu stolicę biskupią. Wśród przybyszów najwięcej
było niewiast i dzieci, kilku tylko widziałam mężczyzn. Nie wszyscy przestawali
z Najświętszą Panną; kilka świętych niewiast odwiedzało Ją od czasu do czasu; te
pomagały Jej w gospodarstwie domowym i starały się o Jej potrzeby. Okolica była
bardzo samotna, nie przechodziły tędy drogi publiczne i nikt tu nie zaglądał.
Mieszkańcy Efezu nie troszczyli się o nowych osadników, żyli więc tu
chrześcijanie spokojnie, w zapomnieniu. Utrzymywali się głównie z ogrodnictwa,
do czego nadawała się urodzajna ziemia; ze zwierząt widziałam w tej stronie
tylko dzikie kozy.
Zanim Jan sprowadził tu Najświętszą Pannę, kazał zbudować dla Niej w cieniu
drzew domek z kamienia, podobny zupełnie do Jej mieszkania w Nazarecie. Ognisko,
umieszczone w środku domu, dzieliło go na dwie części. Znajdowało się na przeciw
wejścia przy ziemi w umyślnym zagłębieniu muru, który po obu stronach ogniska
podnosił się schodkowato, tak, że przy ścianach sięgał aż do powału; w powale
umieszczony był dymnik, a od niego poprowadzona była ponad dach rura, którą dym
z ogniska wychodził na zewnątrz. Lekkie ściany z plecionki, wznoszące się po obu
stronach ogniska, oddzielały tę przednią komnatę od tylnej części domu. Wzdłuż
całej tej izby po prawej i lewej stronie poustawiane były parawany również z
plecionki, które dawały się łatwo usunąć, skoro było potrzeba więcej wolnego
miejsca. Parawany te, poprzedzielane, tworzyły malutkie celki, służące jako
sypialnie dla służebnej Maryi i świętych niewiast, gdy przybywały tu na dłuższe
odwiedziny.
Na prawo i na lewo od ogniska umieszczone były w przegradzającej ścianie lekkie
drzwi, wiodące do drugiej, tylnej komnaty, o ścianach zaokrąglonych na rogach i
wyłożonych czyściutką plecionką z drzewa, w ogólności komnata ta sprawiała
przyjemny widok. Sufit zaokrąglał się ku ścianom; belki ułożone były na tym
zaokrągleniu w kratę, odstępy powypełniane
391
filtrowaniem i plecionką, a wykończony w ten sposób pułap, przystrojony był
pojedynczymi girlandami. W głębi komnaty w tylnym, okrągłym rogu, znajdował się
modlitewnik Maryi, oddzielony zasłoną. Był tu w niszy ściennej schowek,
otwierający się podobnie jak tabernakulum przez obracanie, a w nim stał krzyż,
długi mniej więcej jak ramię, rzeźbiony z prostotą; wykonała go, zdaje mi się,
sama Najświętsza Panna przy pomocy Jan. Krzyż ten, kształtu krzyża
Chrystusowego, był o ramionach skośno wzniesionych ku górze, wpuszczonych z
osobna w pień. Składał się z różnych gatunków drzewa; główny pień był z białego
drzewa cyprysowego, jedno ramię z brunatnego drzewa cedrowego, drugie z żółtawej
palmy, górna nasada z tabliczką wyrobiona była z gładkiego, żółtego drzewa
oliwnego. Krzyż osadzony był w kamieniu, podobnie jak krzyż Chrystusa w skale
kalwaryjskiej. Postać Zbawiciela odtworzona była z prostotą na krzyżu ciemnymi
liniami; u stóp krzyża leżał zwitek pergaminowy, na którym wypisane były
ostatnie słowa Jezusa, po obu zaś stronach krzyża stały wazoniki z kwiatami, a
obok leżała niewielka chusteczka. Przeczucie mówiło mi, że to jest ta sama,
którą Najświętsza Panna oczyszczała z krwi rany najświętszego ciała po zdjęciu z
krzyża; widok bowiem tej chusteczki nasuwał mi zaraz przed oczy obraz owej
świętej przysługi macierzyńskiej, wyświadczanej zwłokom ukochanego Syna.
Pamiętam, że Maryja trzymała wtenczas ową chusteczkę w ten sam sposób, jak
kapłan trzyma ręczniczek, którym obciera kielich przy Mszy świętej. Taki sam
krzyż jak tu, ale o połowę mniejszy, miała Maryja w Swej sypialni.
Na prawo od modlitewnika przytykał do narożnego zaokrąglenia lekki namiot, a
raczej cela osobna, służąca Najświętszej Pannie za sypialnię. Tworzyły ją dwie
lekkie ściany, plecione z obłonu, naturalnej mieniącej się barwy sztucznej; jako
Strona 216
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
przednia ściana służył rozwieszony wzdłuż kobierzec, rozsuwający się jak kotara.
Odgrodzenie to przykryte było powałą z plecionki, zbiegającej się łukowato od
czterech rogów ku środkowi. Był to więc rodzaj improwizowanego sklepienia, ze
środka którego zwieszała się kilko-ramienna lampa. W sypialni tej stało przy
ścianie, obitej kobiercami, łoże Maryi. Był to drewniany tapczan, wielkości i
kształtu zwyczajnego, wąskiego łóżka, wysoki na półtorej stopy, powleczony
okryciem, przymocowanym na czterech rogach guzikami. Boki obwieszone były także
aż do ziemi dywanami, od których zwieszały się ozdoby w postaci pędzli. Okrągły,
wypchany wałek zastępował poduszkę, za okrycie służył brunatny, kratkowany
dywan.
Na tym to łożu przeleżała Maryja ostatnie dni Swego żywota, owinięta zupełnie w
białą chustę; nawet ręce były poobwijane. Zasłona, odsunięta w tył głowy,
ułożona była w fałdy poprzeczne; gdy Maryja rozmawiała z mężczyznami, ściągała
ją na twarz. Także rąk nie odkrywała Maryja w obecności obcych, tylko gdy była
sama. W ostatnich dniach nie brała Maryja żadnego
392 *
posiłku; piła tylko czasem sok, który wyciskała jej służebna w kubek; był to sok
z jakichś żółtych jagód, rosnących w gronach.
Na przeciw sypialni po lewej stronie modlitewnika było przepierzenie z
plecionek, służące do przechowywania sukien i sprzętów. Oprócz kilku zasłon,
pasów i sukni wierzchniej, w której Maryja zwykła odprawiać drogę krzyżową,
wisiały tu dwie długie suknie, biała i błękitna, bardzo delikatna i takiejże
barwy płaszcz. W tę suknię była Maryja przyodziana w czasie zaślubin z Józefem.
Oprócz tych sukien miała tu Maryja sporo szat, będących przed tym własnością
Boskiego Jej Syna, między innymi i tkaną Jego tunikę.
W środku między tymi dwiema przegrodzeniami rozpięta była zasłona, oddzialająca
od komnaty modlitewnik. Przed tą zasłoną lubiła siadywać Maryja, gdy zajęta była
jakąś pracą.
W tym to cichutkim, osamotnionym domku, oddalonym prawie o kwadrans drogi od
mieszkań innych osadników, mieszkała Najświętsza Panna sama ze służebną tylko,
która starała się o zaspokojenie niewielkich potrzeb Najświętszej Panny.
Mężczyzny żadnego nie było w domu. Czasem tylko odwiedzał Najświętszą Pannę Jan,
lub któryś z Apostołów i uczniów, gdy zawitał przypadkiem w te strony. Raz
widziałam, jak Jan przyszedł w odwiedziny do Najświętszej Panny. Wyglądał już
teraz o wiele starzej, ale smukły był jeszcze i rześki. Miał na sobie długą,
białą, fałdzistą suknię, przepasaną pasem. Pas ten zdjął, wchodząc do
mieszkania, spod sukni wyjął zaś inny, wyszyty literami i tym się przepasał; na
rękę włożył manipularz. Służebna wyprowadziła Najświętszą Pannę z odosobnionej
izdebki. Maryja otulona była w białą szatę, lica Jej były jak śnieg białe i
prawie przezroczyste. Wydawała się bardzo osłabioną, jak cień, unoszony w dal
tęsknotą. W ogóle od czasu wniebowstąpienia Jej Syna postać Maryi robiła
wrażenie, jakoby rozpływała się we wzrastającej ciągle tęsknocie. Wraz z Janem
udała się do modlitewnika, tu pociągnąwszy za tasiemkę, czy rzemyk, obróciła
tabernakulum tak, że widać było krzyż i dwa wazoniki żywych kwiatów po bokach.
Dłuższy czas modlili się, Maryja i Jan, klęcząc przed krzyżem, po czym Jan
powstał, wyjął z metalowego naczynia zwiniętą wełnianą chustę, rozwinął ją i
wyjął z zawiniątka płóciennego czworoboczny płatek białego chleba. Był to
Najświętszy Sakrament; wyrzekłszy kilka słów, dał Go Jan spożyć Najświętszej
Pannie. Kielicha z Krwią Przenajświętszą Jej nie podawał.
2. Droga krzyżowa Maryi koło Efezu. Maryja odwiedza Jerozolimę
W pobliżu Swego mieszkania urządziła Sobie Najświętsza Panna stacje św. Drogi
krzyżowej. Z początku sama odprawiała tę drogę krzyżową i od-
393
mierzała wszyskie poszczególne miejsca gorzkich mąk Chrystusa, według liczby
kroków, które tak często liczyła w Jerozolimie i nauczyła się na pamięć. Po
odliczeniu kroków ustawiała zaraz w odpowiednim miejscu kamień na pamiątkę
poszczególnej stacji pasyjnej Swego Boskiego Syna. Zaraz też zapisywała rylcem
na kamieniu, ile kroków jest do tego miejsca i jakiej męki pamiątką jest ten
kamień. Jeżeli natrafiła na drzewo, to na nim zapisywała te szczegóły. Tak
naznaczyła dwanaście stacji, umieszczonych przeważnie wśród zarośli. Grób święty
przedobrażała grota na wzgórku. Gdy już wszystkie stacje były oznaczone,
wędrowała Maryja często tą drogą ze swoją służebną, rozmyślając w cichości mękę
Pana. Przy poszczególnych stacjach zatrzymywały się, siadały przy kamieniu,
rozpamiętywały odnośną tajemnicę i modliły się. Z czasem postarano się o lepsze
urządzenie i upiększenie tych stacji. Jan kazał oczyścić grotę grobową i
przemienił ją na wygodny modlitewnik; zamiast dotychczasowych kamieni, dał
piękne kamienie z gładkiego, białego marmuru; poumieszczał je w większych, lub
mniejszych zagłębieniach, które kazał obsadzić zielem i kwiatami, i oparkanić.
Strona 217
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Spoza gęstej trawy nie widać było, jak grubą jest leżąca na dole płyta. W
zagłębieniach w koło kamieni porobiono ścieżki tak szerokie, że dwie osoby mogły
iść obok siebie; zagłębienia te były rozmaitej wielkości. Kamieni wszystkich
było dwanaście, a wszystkie zapisane były po bokach i od dołu hebrajskimi
literami. Po odprawionym nabożeństwie nakrywano je matami. Stacja Góry Oliwnej,
tj. pierwsza, położona była w dolince; była obok mała grota, gdzie kilkoro ludzi
mogło modlić się klęcząco. Jedna tylko stacja Kalwarii nie leżała w zagłębieniu,
lecz na wzgórku. Do stacji Grobu św. szło się przez wzgórek, po którego drugiej
stronie leżał w zagłębieniu kamień pamiątkowy, a jeszcze niżej u stóp wzgórka
sam grób, w którym później spoczęły zwłoki Maryi. Zdaje mi się, że grób ten
istnieje jeszcze pod ziemią i kiedyś go ludzie znowu odkryją.
Do obchodu Drogi krzyżowej Maryja ubierała się w brunatną tunikę, a na wierzch
brała szatę, okrywającą plecy i spadającą w fałdach aż do stóp. Pod szyją spięta
była guzikiem, w środku ciała spięta pasem. Była to, zdaje się, taka sama suknia
świąteczna, jaką nosiła Anna według starozakonnej tradycji. Na głowę Maryja
brała żółtą czapkę, opadającą z przodu na czoło, a z tyłu ściągniętą w fałdy. Na
to zarzucona była czarna zasłona z miękkiej tkaniny, opadająca do połowy pleców.
Ten strój miała Maryja na Sobie już podczas ukrzyżowania Jezusa, ale wtenczas
okryta była jeszcze płaszczem żałobnym. Teraz używała tych szat tylko do obchodu
Drogi krzyżowej; do zajęć domowych zdejmowała je i ubierała się w inne.
Najświętsza Panna była już podeszła w leciech; starość jednak nie wyryła swych
śladów na Jej osobie, przebijała się tylko w tej bezmiernej tęsknocie,
394
tym większej, im bliższą była chwila Jej uwielbienia w niebie. Powaga surowa nie
opuszczała Maryi ani na chwilę; nigdy uśmiech nie rozjaśnił Jej twarzy. Lica Jej
z biegiem czasu stawały się coraz bielsze i przezroczystsze. Najświętsza Panna
była szczupła, ale mimo to nie widać było najmniejszego zmarszczka,
najmniejszych śladów więdnięcia i starości. Robiła na mnie wrażenie ducha,
przyobleczonego chwilowo w ciało ludzkie.
Raz widziałam Najświętszą Pannę, jak obchodziła z pięcioma świętymi niewiastami
Drogę krzyżową. Szła przodem przed wszystkimi, twarz Jej była niezwykle blada i
prawie przezroczysta. Z rozczuleniem niezmiernym spoglądałam na Nią; przeczucie
mi szeptało, że ostatni to raz idzie Maryja tą drogą. Z pomiędzy grona tych
świętych niewiast, modlących się z Nią wspólnie, było kilka znanych Jej już od
początku zawodu nauczycielskiego Jezusa; jedna z nich była krewną prorokini
Anny, druga znów wnuczką ciotki Elżbiety. Codziennie rano i wieczór odprawiały
te niewiasty, po dwie na przemian - Drogę krzyżową.
Przebywszy trzy lata w osadzie koło Efezu, zatęskniła Maryja bardzo za
Jerozolimą. Na Jej życzenie wzięli Ją tam Piotr i Jan. Stanęli na miejscu
wieczorem już o zmierzchu. Zanim weszli do miasta, zwiedzili najpierw Górę
Oliwną, Kalwarię, grób Jezusa i inne święte miejsca wokoło Jerozolimy. Matka
Boża smutna była bardzo i tak wzmożona współczuciem na wspomnienie mąk
Jezusowych, że zaledwie mogła utrzymać się na nogach. By Jej pomóc, wzięli Ją
Piotr i Jan pod ręce i tak prowadzili. W Jerozolimie zebrani byli właśnie w tym
czasie Apostołowie, o ile mi się zdaje, na consilium; Maryja udzieliła Apostołom
niejednej dobrej rady. Przypominam sobie, że widziałam na zebraniu między
Apostołami Tomasza.
Na półtora roku przed śmiercią wybrała się Maryja jeszcze raz do Jerozolimy.
Przybywszy tam, zwiedzała znowu wszystkie miejsca. Smutna była
niewypowiedzianie, z ust Jej wyrywało się wciąż westchnienie: "O mój Synu! mój
Synu!" Gdy przybyła do tylnej bramy owego pałacu, skąd ujrzała po raz pierwszy,
jak Jezus, dźwigając krzyż, upadł pod jego ciężarem, owładnęły Nią tak dalece
bolesne wspomnienia i tak Ją przytłoczyły, że bezsilnie osunęła się na ziemię.
Otaczający Ją myśleli, że to już śmierć się zbliża. Zaniesiono Maryję na Syjon
do zachowanego jeszcze Jej mieszkania w wieczerniku. Tu leżała Maryja dłuższy
czas lak słaba i bliska śmierci, że już myślano, gdzie obrać grób dla Niej.
Maryja sama wybrała Sobie na ten cel jedną z grot na Górze Oliwnej. Apostołowie
najęli kamieniarza, chrześcijanina, by przerobił tę grotę na piękny grób.
Przygotowania te wpoiły w niektórych przekonanie, że Matka Boża naprawdę umarła
tu, i tak rozszerzyła się o tym pogłoska w obczyźnie. W rzeczywistości Maryja
odzyskała na tyle siły, że powróciła do Efezu i tam w półtora roku później
umarła. Grób, przy-
395
gotowany dla Niej na Górze Oliwnej, zawsze był w wielkiej czci, później
zbudowano nad nim kościół. Święty Jan Damasceński, jak mi to było objawione,
opierał się tylko na pogłoskach, gdy pisał o tym, że Najświętsza Panna umarła i
pochowana była w Jerozolimie. Zdaje mi się, że z dopuszczenia Bożego niejasne
tylko zostały wieści o śmierci, wniebowzięciu i grobie Najświętszej Panny. Bóg
Strona 218
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
tak zrządził, bo zmysł pogański nie wygasł jeszcze zupełnie w nowych
chrześcijanach, więc na wieść o wniebowzięciu mogliby łatwo ogłosić Ją boginią i
wprowadzić w chrześcijaństwo kult bałwochwalczy.
3. Zejście się Apostołów przy łożu śmierci Najświętszej Panny
Widząc się z Maryją przed wniebowstąpieniem u Łazarza w Betanii, wyjawił Jej
Jezus, co ma powiedzieć Apostołom i uczniom, którzy zbiorą się przy Niej u kresu
Jej doczesnej pielgrzymki i że ma ich błogosławić, co będzie dla nich bardzo
zbawienne. Na Nią samą włożył wtenczas obowiązek spełnienia pewnych prac
duchownych, po czym dopiero miała być zaspokojoną Jej tęsknota za niebem.
Wtenczas także przepowiedział Jezus Magdalenie, że dokończy swego żywota na
puszczy i polecił Marcie założyć stowarzyszenie pobożnych niewiast, obiecując
nie opuszczać ich nigdy. Najświętsza Panna umarła w 63 roku życia. Przy
narodzeniu się Chrystusa liczyła Maryja 15 lat.
Czując zbliżający się koniec życia, powołała Maryja, stosownie do polecenia
Swego Boskiego Syna, wszystkich Apostołów; powołała ich przez Swą modlitwę, na
skutek której pojawił się anioł każdemu z Apostołów, polecając mu udać się do
Efezu. Apostołowie byli rozproszeni w tym czasie po różnych krajach. Wszędzie,
gdzie byli, budowali kościółki, nieraz z chrustu tylko, oblepionego gliną, ale
zawsze na podobieństwo domku Maryi, tyłu o trzech ścianach. Budowali także
ołtarze do odprawiania Mszy św. Dalekie te uciążliwe podróże, jakie Apostołowie
odbywali, nie byłyby im możliwe do wykonania bez doraźnej Bożej pomocy. Oni może
nieraz sami nie odczuwali tego, ale przecież nie wątpię, że nieraz wspomagał ich
Bóg w tych podróżach w sposób nadnaturalny. I tak widziałam nieraz, jak szli
środkiem tłumów ludzi, niewidziani przez nikogo, co Bóg cudownie sprawiał.
Widząc nieraz cuda, działane przez Apostołów u różnych narodów pogańskich,
zauważyłam, że często były to cuda zupełnie innego rodzaju, niż te, o jakich
dowiadujemy się z Pisma świętego; Apostołowie przystosowywali się wszędzie do
potrzeb i usposobienia miejscowej ludności. Zauważyłam, że Apostołowie nosili
wszędzie ze sobą relikwie proroków i pierwszych chrześcijańskich
396
męczenników i zawsze umieszczali je przed sobą podczas modlitwy, lub podczas
ofiary Mszy świętej.
Piotr, gdy go anioł powołał, znajdował się właśnie w okolicy Antiochii z drugim
jeszcze Apostołem. Niedaleko od niego znajdował się Andrzej, który do niedawna
bawił w Jerozolimie, ale uciekł stamtąd przed prześladowaniem. Widziałam
obydwóch, Piotra i Andrzeja, w różnych miejscowościach, a zawsze niedaleko jeden
od drugiego, chociaż nie wiedzieli nawzajem o sobie. Noce przepędzali w
publicznych, otwartych gospodach, jakich pełno jest w ciepłych krajach. Jednej
nocy Piotr spoczywał pod murem, gdy wtem zbliżył się doń jakiś młodzieniec,
otoczony jasnością, ujął go za rękę i rzekł: "Wstań i spiesz do Maryi!
Znajdziesz po drodze Andrzeja". Piotr, ociężały już ze starości i z trudów,
podniósł się powoli i wsparłszy się rękami na kolanach, słuchał mowy anioła.
Bezzwłocznie usłuchał polecenia, powstawszy, rzucił płaszcz, przepasał się i
wziąwszy kij w rękę, puścił się w drogę. Wnet spotkał się z Andrzejem, który,
jak się pokazało, takie samo miał widzenie. W dalszej podróży zetknęli się z
Tadeuszem, którego także anioł powołał. Tak więc razem przybyli do mieszkania
Maryi, gdzie się już Jan znajdował.
Judasz Tadeusz i Szymon byli właśnie w Persji i stamtąd przybyli na wezwanie do
Efezu. Tomasz był najdalej, bo aż w Indiach i przybył do Efezu dopiero po
śmierci Maryi. Był to mąż krępy, przysadzisty, włosy miał rude. Modlił się
właśnie w szałasie ze trzciny, gdy pojawi! mu się anioł i kazał mu udać się do
Efezu. Zaraz wyruszył Tomasz w drogę, wziąwszy ze sobą swego potulnego sługę.
Widziałam ich, jak płynęli długo przez wodę na małym czółnie, potem spieszyli
lądem, nie zatrzymując się w żadnym mieście. Po drodze przyłączył się do nich
jeden z uczniów. Tomasz jeszcze przed tym postanowił sobie powędrować na północ
aż do Tartaryi, i teraz, chociaż otrzymał wezwanie przez anioła, nie chciał
wyrzec się tego zamiaru. Miał już taką naturę, że zawsze chciał zbyt wiele
działać i dlatego nieraz spóźniał się tam, gdzie było potrzeba. Tak więc zamiast
iść prosto do Efezu, skierował się dalej ku północy, aż prawie poza granice
chińskie, gdzie teraz rozciągają się obszary podległe berłu rosyjskiemu. Tam
powtórnie pojawił mu się anioł i wezwał go do Efezu, dokąd też Tomasz prosto już
podążył. Sługa, którego miał przy sobie, był to kupny niewolnik, Tatar z
pochodzenia. Po śmierci Maryi nie był już Tomasz drugi raz w Tartaryi; zginął
wkrótce w Indiach, przeszyty włócznią. Widziałam w Indiach kamień, który on sam
ustawił, na nim klęczał nieraz i modlił się; przepowiedział wtenczas, że gdy
wody morza dosięgną tego kamienia, wtenczas kto inny będzie głosił w Indiach
naukę Jezusa Chrystusa. Na kamieniu tym pozostały odciśnięte ślady jego kolan.
Jan był na krótko przed tym w Jerycho. W ogóle podróżował on często do Ziemi
Strona 219
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Obiecanej, ale stale przebywał w Efezie i w okolicy. Bartłomiej
397
bawił w tym czasie w Azji, na wschód Morza Czerwonego. Był to mąż przystojny i
zwinny bardzo. Lica miał bielutkie, czoło wysokie, wielkie oczy i czarne,
kędzierzawe włosy, takąż niewielką bródkę, rozczesaną na dwie połowy. W tym
czasie nawrócił pewnego króla tamtejszego wraz z całą rodziną. Gdy później
wrócił w tamte strony, poniósł tam śmierć męczeńską z polecenia brata owego
króla. Paweł nie otrzymał wezwania. W ogóle powołani byli do śmiertelnego łoża
Maryi tylko krewni i dobrze znajomi św. Rodziny. Pierwsi stawili się Piotr,
Andrzej i Jan, i zastali Najświętszą Pannę już bliską śmierci. Leżała spokojnie
na swym łożu w sypialni. Służebna Jej, smutna, chodziła po domu z kąta w kąt, to
wychodziła przed dom, co chwila padała na kolana i modliła się z wyciągniętymi
rękoma. Niedługo przybyły dwie siostry Maryi, a także pięciu uczniów. Ci mieli
laski różnego rodzaju, oznaczające stopień ich godności. Ubrani byli w białe,
wełniane tuniki na kształt alb kapłańskich; tuniki te pospinane były z przodu od
góry do dołu pętlicami. W drodze podpasywali wysoko płaszcze i tuniki. Kilku
zawieszone miało u pasa małe tobołki, a wszyscy znużeni byli bardzo podróżą.
Przy powitaniu ściskali serdecznie jedni drugich, roniąc łzy radości i boleści
zarazem. Wchodząc do wnętrza domu, odkładali laski, zdejmowali płaszcze,
tobołki, i odpasywali pasy, opuszczając wolno aż do ziemi fałdzistą suknię.
Opasywali się jednak zaraz na nowo szerokim pasem, wyszytym literami. Po tym
zbliżali się z rozrzewnieniem do łoża Maryi, aby Ją pozdrowić. Najświętsza Panna
nie miała już siły wiele mówić.
Nie widziałam, by przybywający posilali się czym; pili tylko jakiś napój z
flaszeczek, które mieli przy sobie. Jako schronienie na noc poustawiano dla
przybyszów na dworze przy murach domu lekkie daszki na palach. W obrębie samego
domu nie spał żaden mężczyzna.
Apostołowie, którzy najpierw przybyli, obrali zaraz miejsce w przedniej części
domu na odprawianie Mszy św. i wspólne modlitwy. Ustawiono ołtarz, nakryty
białym i czerwonym obrusem, a na nim postawiono biały krzyż, jakby z perłowej
masy, wysoki zaledwie na piędź, podobny kształtem do krzyża maltańskiego. Taki
krzyż nosili Apostołowie zawsze w podróży, zawieszony na piersiach. W krzyżu
było pięć schowków, trzy wzdłuż, a dwa w bocznych ramionach; środkowy schowek
zawierał Najświętszy Sakrament, w innych schowane było Krzyżmo, Olej święty,
bawełna i sól. W tym to krzyżu przyniósł Piotr Najświętszej Pannie Komunię
świętą, przy czym Apostołowie ustawili się w dwóch rzędach od ołtarza az do
posłania Maryi i pochylili nisko na znak czci. Ołtarz stał nie w środku komnaty
przed ogniskiem, służącym dotychczas do użytku, lecz przy ścianie na prawo;
codziennie rozbierano go i na drugi dzień stawiano. Przed ołtarzem stał
niewielki postument, a na nim leżały zwoje pisma.
398
Zbliżała się chwila zaśnięcia Maryi, więc wszyscy Apostołowie zebrali się w Jej
sypialni na pożegnanie; ścianę przednią usunięto. Apostołowie ubrani byli w
długie szaty, przepasane szerokimi pasami. Uczniowie i święte niewiasty zebrali
się w przedniej komnacie. Maryja siedziała na posłaniu; Apostołowie
przystępowali kolejno i klękali przy łożu, a Najświętsza Panna modliła się nad
każdym i błogosławiła go, wkładając nań ręce, złożone na krzyż. Tak samo
błogosławiła uczniów i niewiasty. Jedną z tych ostatnich uściskała Maryja, gdy
ta pochyliła się nad Nią. U Piotra widziałam zwój pisma w ręku, gdy zbliżał się
do łoża. - Po udzieleniu błogosławieństwa Maryja przemówiła do wszystkich,
spełniając polecenie Jezusa, dane Jej w Betanii. Janowi dała Maryja
rozporządzenie, co do pogrzebania Jej zwłok. Poleciła mu również, by po Jej
śmierci darował Jej szaty służebnej i drugiej dziewicy, która przychodziła
czasem Jej posługiwać. - Widziałam, jak Maryja pokazywała palcem ku owej szafie,
czy przepierzeniu, gdzie schowane były szaty, a służebna otwarła drzwi i
zamknęła na powrót.
4. Śmierć, pogrzeb i wniebowzięcie Najświętszej Panny
Otworzono potem modlitewnik i ustawiono w nim ołtarz przed krzyżem, stojącym w
tabernakulum. Na ołtarzu postawiono płonące świece, a Piotr przystąpił do
odprawiania Mszy świętej w ten sam sposób, jak i przed tym odprawiał Mszę w
kościele przy sadzawce Betesda. Przez całą Mszę siedziała Maryja na posłaniu.
Piotr był ubrany w albę, pallium, mieniące się czerwonym i białym kolorem i swój
wielki płaszcz; czterej asystujący mu Apostołowie mieli na sobie także szaty
obrzędowe. - Przyjąwszy sam Komunię świętą, Piotr podał i innym Najświętszy
Sakrament. Podczas Mszy świętej przybył Filip, spieszący prosto z Egiptu.
Płacząc rzewnie, przyjął błogosławieństwo Najświętszej Panny, a potem spożył
osobno Komunię świętą.
Piotr zaniósł Maryi Najświętszy Sakrament w owym krzyżu o pięciu schowkach. Jan
Strona 220
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
niósł za nim na czaszy kielich z Krwią Przenajświętszą. Kielich był mały, barwy
białej, jakby lany z jakiej masy, kształtem podobny do kielicha, w którym Jezus
konsekrował wino przy ostatniej wieczerzy; nóżka była tak krótka, że tylko dwoma
palcami można ją było ująć. Tadeusz niósł przed nim małą kadzielnicę. Najpierw
Piotr udzielił Najświętszej Pannie Sakramentu Ostatniego Namaszczenia w podobny
sposób, jak to się odbywa teraz. - Następnie podał Jej Komunię świętą, którą
Maryja spożyła wyprostowana, nie opierając się; zaraz jednak po tym opadła na
poduszkę i po krótkiej modlitwie, odmówionej przez Apostołów, podniosła się
znowu, by przyjąć Krew Przenajświętszą z kielicha, podanego Jej przez Jana.
399
Ptf Komunii nic już nie mówiła Maryja. Leżała spokojnie, zwróciwszy oczy w górę;
twarz Jej uśmiechnięta była i kwitnąca, jak za czasów młodości. W tym ujrzałam
cudowne zjawisko. Znikła mi z oczu powała sypialni, lampa zdawała mi się wisieć
wolno w powietrzu, szeroka struga światła unosiła się od ciała Maryi w górę ku
niebiańskiej Jerozolimie, ku tronowi Trójcy Przenajświętszej. Po obu bokach tej
smugi widać było świetliste obłoczki, spośród których przezierały twarze
aniołów. Maryja wzniosła z utęsknieniem ręce ku tej niebiańskiej Jerozolimie,
ciało Jej uniosło się wraz z całym okryciem ponad posłanie, z ciała zaś zdawała
się występować dusza w świetlistej postaci, wyciągającej także ręce w górę. Dwa
chóry aniołów złączyły się w jedno pod tą postacią i uniosły Ją ze sobą w górę,
oddzielając od ciała, które martwe już opadło na posłanie z rękoma,
skrzyżowanymi na piersiach. Duszy Maryi wyszło na przeciw mnóstwo dusz Świętych,
między którymi poznałam duszę Józefa, Anny, Joachima, Jana Chrzciciela,
Zachariasza i Elżbiety. W ich orszaku uniosła się dusza Maryi ku Swemu Boskiemu
Synowi, którego rany błyszczały jeszcze wspanialszym światłem, niż blask Go
otaczający. On zaś przyjął Ją radośnie i oddał Jej zaraz berło władzy nad całym
kręgiem ziemskim. Równocześnie ujrzałam ku wielkiej radości, że wielka liczba
dusz, uwolnionych z czyśćca, spieszyła za Maryją do nieba; dowiedziałam się
zaraz, i to na pewne, że corocznie w święto wniebowzięcia Najświętszej Panny
uzyska wielu Jej czcicieli uwolnienie z mąk czyśćcowych. Piotr i Jan musieli
także widzieć tę chwałę i triumf Najświętszej duszy Maryi, bo stali zapatrzeni w
niebo, podczas gdy inni Apostołowie klęczeli pochyleni ku ziemi, toż samo
uczniowie i niewiasty. Zwłoki Najświętszej Panny spoczywały na posłaniu,
otoczone blaskiem; oczy były zamknięte, ręce złożone na krzyż na piersiach.
Maryja zmarła o godzinie dziewiątej według rachuby żydowskiej, podobnie jak
Jezus na krzyżu.
Przekonawszy się, że śmierć nastąpiła rzeczywiście, niewiasty nakryły święte
zwłoki całunem; poodstawiały na bok i pozakrywały wszystkie sprzęty w domu, tak
samo i ognisko. Następnie same pobrały zasłony na twarz i zebrawszy się w
przedniej komnacie, modliły się wspólnie, to klęcząc to siedząc. Apostołowie
także, nakrywszy głowy szalem, noszonym na szyi, ustawili się w porządku do
wspólnej modlitwy, dwóch zaś uklękło, jeden w głowach, drugi w nogach przy łożu
Maryi na cichą modlitwę. Zmieniali się tak przy łożu cztery razy na dzień. Także
"Drogi Krzyżowej" nie zaniedbali Apostołowie odprawić.
Andrzej i Maciej zajęli się zaraz przygotowaniem grobu; obrano na to ową grotę,
w której Maryja i Jan urządzili stację grobu Chrystusa. Grota nie była tak
wielka, jak grób Jezusa; wysoka była najwyżej na chłopa. Wkoło groty był
ogródek, oparkowany żerdkami. Ze wzgórka schodziło się w dół do
400
groty. W głębi znajdowało się łoże grobowe z kamienia, podobne do wąskiego
ołtarza, w którym było wyżłobienie, kształtu owiniętego ciała; w miejscu, gdzie
miała spocząć głowa, było małe podwyższenie. Na pobliskim wzgórku obok groty
była stacja Kalwarii. Nie stał tam krzyż osobny, tylko w kamieniu był
wyżłobiony. Andrzej z wielką gorliwością pracował nad przygotowaniem grobu
Maryi; przed grobowcem umieścił lekkie drzwi.
Tymczasem niewiasty, między którymi widziałam córkę Weroniki i matkę Jana Marka,
zajęły się zabalsamowaniem świętego ciała Maryi według przepisów żydowskich.
Naznosiły różnych korzeni i świeżych ziół w wazonach, po czym zamknęły drzwi
wchodowe, jak również drzwi od przedniej komnaty, zapaliły światła i wzięły się
do roboty. Rozebrały zupełnie namio-cik sypialny Najświętszej Panny, by mieć
więcej miejsca. Nie składano go już więcej na powrót, owszem zaraz po pogrzebie
usunęła służebna także przepierzenie, gdzie schowane były suknie, i uprzątnęła
to wszystko z komnaty. Pozostawiono tylko ołtarz przed krzyżem w modlitewniku
Maryi, a tak cała komnata przemieniła się w małą kapliczkę, gdzie modlili się
Apostołowie i składali Najświętszą bezkrwawą Ofiarę. Podczas gdy niewiasty
zajęte były koło świętych zwłok, Apostołowie odmawiali modły chóralne, częściowo
w przedniej komnacie, częściowo z zewnątrz domu. - Niewiasty święte balsamowały
z największym nabożeństwem i czcią ciało Maryi w ten sam sposób, jak balsamowano
Strona 221
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Najświętsze Ciało Jezusa. Zdjęły zwłoki z łoża śmierci wraz z całym okryciem i
złożyły je w długi kosz, wyścielony suknami tak grubo, że ciało wystawało ponad
kraj kosza. Święte Ciało wydawało się nadzwyczaj suche, bielutkie, otoczone
blaskiem, a tak lekkie, jakby w tych powiciach nic nie było; więc też z
łatwością przychodziło niewiastom dźwigać je. Lica były świeżutkie, jaśniejące.
Niewiasty poucinały bujne loki włosów, by schować je sobie na pamiątkę, po czym
obłożyły całe ciało korzeniami i ziołami, najwięcej wkoło szyi i głowy, koło
ramion i pod pachami.
Zanim owinięto tak przygotowane zwłoki w białe całuny, Piotr odprawił przy
ołtarzu modlitewnika bezkrwawą Ofiarę i podał wszystkim Apostołom Komunię
świętą. Następnie Piotr i Jan przystąpili do zwłok, ubrani w swe płaszcze
obrzędowe. Jan trzymał w ręku naczynie z Olejem świętym, a Piotr, modląc się i
maczając w nim palce, pomazywał olejem na krzyż czoło, ręce i nogi Maryi, po
czym niewiasty owinęły zwłoki zupełnie w całuny. Na głowę włożyły Maryi wieńce z
białych, czerwonych i niebieskich kwiatów, jako godło Jej dziewictwa; twarz
przykryły przejrzystą chustą, przez którą widać było oblicze Maryi, okolone
wieńcem kwiatów. Nogi, obłożone ziołami, także można było rozpoznać przez
przejrzyste okrycie. Owinięte ręce skrzyżowane były na piersi. Tak przygotowane
ciało złożono do trumny z bielutkiego drzewa i przykryto szczelnie
przylegającym, obłączastym wiekiem, które
401
przymocowano do trumny trzema szarymi taśmami. Trumnę ułożono na marach,
podobnych do hamaka, lub wiszącej kołyski, przyczepionej na rzemykach do
drążków. Cały ten obrzęd odbywał się z rozrzewniającą uroczystością. Żałość i
smutek widać było na wszystkich twarzach, smutek więcej zewnętrzny i więcej
ludzi, niż przy pogrzebie Jezusa. Wtenczas przytłumiała ludzkie uczucie smutku
święta trwoga i cześć, i groza tajemna.
Wreszcie wyruszył orszak żałobny do groty, oddalonej stąd o pół godziny drogi.
Piotr i Jan wynieśli trumnę na rękach przed drzwi, przed domem włożyli trumnę na
powrót na nosze i wzięli na barki. Sześciu Apostołów niosło mary, zmieniając się
na przemian; reszta Apostołów szła przed trumną, za trumną zaś postępowały
święte niewiasty. Niesiono także kilka kaganków na żerdziach.
Przybywszy przed grotę, Apostołowie postawili mary na ziemi. Czterech Apostołów
wniosło trumnę do wnętrza i postawili ją w zagłębieniu grobowca, potem wszyscy
wchodzili pojedynczo do groty, klękali przed świętymi zwłokami i modlili się
krótko, cześć im oddając i żegnając się z nimi. Następnie zastawiono grobowiec
od dołu aż do sklepiającej się łukowato ściany tylnej zasłoną z plecionki. Przed
wejściem do groty wykopano rów i pow-sadzano weń gęsto krzewy, częściowo
kwitnące jeszcze, częściowo pokryte już jagodami, że można było wejść do groty
tylko bokiem przez zarośla.
Zaraz tej samej nocy po pogrzebie nastąpiło cudowne wniebowzięcie Najświętszej
Panny. W ogródku przed grotą modlili się w nocy Apostołowie i święte niewiasty,
i śpiewali psalmy. W tym spuściła się z góry na grotę szeroka smuga świetlna, a
w niej w trzech kołach trzy chóry aniołów, w środku zaś nich jaśniejąca dusza
Najświętszej Panny. Przed Nią szedł Jej Boski Syn z jaśniejącymy znakami ran na
rękach i nogach. Oblicza aniołów w środkowej glorii wkoło duszy Najświętszej
Panny, wydawały się jak oblicza malutkich dzieci, w drugim kole - jak oblicza
dzieci sześcio- lub ośmioletnich, w trzecim, najdalszym - jak oblicza
młodzieńców. Twarze tylko znać było wyraźnie, reszta postaci rozpływała się w
blasku przejrzystym. Wewnątrz groty w grobie otaczał głowę Najświętszej Panny
jakby wieńcem chór duchów błogosławionych. Nie wiem, czy i o ile obecni widzieli
to wszystko, ale widziałam, że z osłupieniem i czcią spoglądali w górę, lub
wstrząśnieni, rzucali się twarzą na ziemię. - Cudowne zjawisko zniżało się nad
grotę, stając się coraz wyraźniejszym, a poza nim ciągnął się szlak świetlisty
aż ku niebieskiej Jerozolimie. Najświętsza dusza Maryi, minąwszy Jezusa,
przeniknęła przez skałę do grobu i wzniosła się zaraz na powrót wraz ze świętym
ciałem Maryi, przemienionym już i jaśniejącym, po czym cały ten niebiański,
cudowny orszak uniósł się w górę ku niebieskiej Jerozolimie w przybytki wiecznej
szczęśliwości.
402
Na drugi dzień odmawiali właśnie Apostołowie modlitwy chóralne, gdy przybył
Tomasz z dwoma towarzyszami. Jednym z nich był uczeń Jonatan Eleazar, drugi był
sługą Tomasza, a pochodził z najdalszego kraju świętych Trzech Królów. Tomasz
zasmucił się ogromnie, dowiedziawszy się, że już złożono Najświętszą Pannę do
grobu. Płakał rzewnie i nie mógł się uspokoić z żalu, że tak późno przybył.
Wśród łez gorzkich uklęknął z Jonatanem na miejscu, gdzie najświętsza dusza
Maryi rozstała się z ciałem; długo klęczał także przed ołtarzem. Apostołowie nie
przerywali sobie modlitw za przyjściem Tomasza, dopiero, ukończywszy śpiewy
Strona 222
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
chóralne, zebrali się wkoło niego, podnieśli go z ziemi, ściskali i pocieszali;
podano zaraz jemu i towarzyszom posiłek, składający się z chleba, miodu i napoju
w małych kubkach. Tomasz pragnął przede wszystkim ujrzeć jeszcze raz zwłoki
Najświętszej Panny, więc wzięto kagańce i udano się z nim do grobu. Dwaj
uczniowie odchylili zarośla, a Tomasz, Eleazar i Jan weszli do groty, modląc się
chwilę przed trumną. Trumna stała na tyle wysoko, że można ją było łatwo
otworzyć. Jan ściągnął trzy taśmy, przytrzymujące wieko, zdjął wieko na bok, i
ku wielkiemu zdumieniu, ujrzeli próżne całuny, ułożone w zupełnym porządku, jak
okrywały przedtem zwłoki. Tylko na miejscu, gdzie była twarz, usunięte było
przykrycie i na piersiach nieco otworzone. Opaski z rąk leżały w porządku, lekko
rozsunięte. Apostołowie wznieśli ręce w osłupieniu, a Jan zawołał: "Nie ma Jej
już tu!" - Wbiegli inni do groty, zaczęli płakać i modlić się, wznosząc w górę
ręce, to znów rzucali się na ziemię, powoli jednak zaczynali pojmować, co się
stało, wspomniawszy na widzenie, jakie mieli zeszłej nocy. Wreszcie zabrali
Apostołowie wszystkie całuny i trumnę jako relikwie, i szli do domu, przez całą
drogę krzyżową modląc się i śpiewając psalmy.
Gdy powrócili do domu, Jan umieścił całuny na składanym stoliku przed ołtarzem.
Apostołowie modlili się, a Piotr stanął osobno, jak gdyby rozpamiętywał jakąś
tajemnicę. Następnie odprawił Piotr przed ołtarzem w modlitewniku Maryi Mszę
świętą, podczas której Apostołowie stali rzędem za nim, modląc się i śpiewając.
Niewiasty słuchały Mszy świętej, stojąc w drzwiach i przy murze koło ogniska.
Młody sługa Tomasza, ochrzczony już, był cudzoziemcem; cerę miał brunatną, oczy
małe, wystające kości policzkowe, nos i czoło wpadnięte. Był zupełnie niewinny i
potulny. Robił wszystko, co chciano, stawał, lub siadał, gdziekolwiek mu kazano,
patrzał w tę stronę, gdzie mu polecono, a uśmiechał się do każdego. Gdy Tomasz
płakał, płakał i on; teraz pozostał już na zawsze przy Tomaszu. Widziałam raz,
jak wlókł wielkie kamienie do kapliczki, którą Tomasz budował.
Przez czas swego tu pobytu zbierali się często Apostołowie i uczniowie razem, i
opowiadali sobie przygody, przebyte w podróżach.
403
"Przed rozejściem się w obce kraje Apostołowie zasypali ziemią wejście do groty,
w której mieścił się grób Maryi. Za to z drugiej strony zrobili niski chodnik do
tylnej ściany groty i wykuli otwór w ścianie, przez który można było widzieć
grób. O chodniku tym wiedziały prócz nich tylko święte niewiasty. Nad grotą
wystawili kapliczkę z drzewa i plecionki, a ściany kapliczki obili matami i
kobiercami, w kapliczce zaś ustawili mały ołtarz z kamienia. Za ołtarzem
rozwieszone było płótno, na którym wyszyty był, czy wyhaftowany, wizerunek
Najświętszej Panny, ubranej w szaty świąteczne. Ogródek przed grobem i w ogóle
całą drogę krzyżową upiększono znacznie. Komnatę, w której mieścił się
modlitewnik Maryi i Jej sypialnia, zamieniono na formalny kościółek. Służebna
Maryi mieszkała nadal w przedniej komnacie; a dla potrzeb duchowych,
mieszkających w osadzie wiernych zostawiono dwóch uczniów.
Po raz ostatni odprawiono w domku Maryi uroczyste nabożeństwo, po czym
Apostołowie rozeszli się w różne strony, wśród łez rzewnych na pożegnanie się
uściskawszy. Od czasu do czasu pojawiał się tu któryś z Apostołów, lub uczniów,
by pomodlić się w domku Maryi. Na pamiątkę i ku czci Najświętszej Panny stawiali
wierni w wielu miejscowościach kościółki, naśladujące kształtem Jej domek. Drogę
krzyżową i Jej grób zwiedzali przez długi czas pobożni chrześcijanie.
Wypada mi tu jeszcze jedno widzenie opowiedzieć, jakie miałam z pierwszych
czasów po wniebowzięciu Maryi. Pewna niewiasta z okolicy Efezu, żywiąca wielką
miłość ku Najświętszej Pannie, zwiedziła raz Jej domek; potem urządziła sobie w
domu ołtarz na kształt tego jaki stał w domku Maryi i nakryła go kosztownym
kobiercem. Niewiasta ta zubożała później bardzo i zmuszona była sprzedać swe
rzeczy, jedną po drugiej. Nędza przyciskała ją coraz bardziej; nie mając już co
spieniężyć, wzięła, choć z boleścią, ów kosztowny kobierzec i zaniosła go na
sprzedaż pewnej zamożnej chrześcijance. Gdy nadeszło święto wniebowzięcia
Najświętszej Panny, przykro było bardzo biedaczce, że nie ma czym przystroić
ołtarza Maryi, poszła więc do owej kobiety, która kupiła dywan, a której do tego
czasu urodziły się bliźnięta, i prosiła pokornie, by na dziś jej tego kobierca
pożyczyła. Niewiasta owa nie zgodziła się na to, a mąż jej odprawił biedną
bezlitośnie, mówiąc: "Maryja umarła już i nie potrzebuje go, lecz żonie mojej
potrzebny jest i na to go kupiła". Biedna wróciła smutna do domu i pożaliła się
w modlitwie Najświętszej Pannie. Następnej nocy pojawiła się Najświętsza Panna
ov małżonkom we śnie i gniewnie oznajmiła im, że ukarani będą za tak bezlitosne,
niechrześcijańskie postępowanie, że pomrą im dzieci, a oni sami zubożeją
bardziej jeszcze, niż owa kobieta, od której kupili kobierze Małżonkowie,
obudziwszy się, myśleli, że to tylko mara senna, lecz wstawsz
Strona 223
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
404
znaleźli ku wielkiemu swemu przerażeniu zamiast żywych dzieci zimne już trupy.
Teraz dopiero uznali swą ciężką winę i zaczęli żałośnie zawodzić. Mąż wziął
zaraz ów kosztowny kobierzec i z płaczem zaniósł go biednej niewieście, by miała
czym przykryć ołtarz Maryi w święto wniebowzięcia. Przez ciężką pokutę uzyskali
małżonkowie od Maryi przebaczenie i wyjednali sobie modlitwami, że odwróciła od
nich grożące im kary.
SPIS TREŚCI
OD WYDAWCY ......................................................... 5
WPROWADZENIE ....................................................... 7
ŻYCIE ŚWIĄTOBLIWEJ ANNY KATARZYNY EMMERICH .................. 9
SŁOWO O KLEMENSIE BRENTANO....................................... 19
STWORZENIE ŚWIATA
Wstęp ............................................................... 21
1. Upadek aniołów ......................................................
22
2. Stworzenie świata
..................................................... 23
3. Adam i Ewa ..........................................................
24
4. Drzewo żywota i drzewo wiadomości......................................
26
GRZECH I JEGO SKUTKI
1. Upadek.............................................................
28
2. Przyrzeczenie zbawienia
................................................ 34
3. Wygnanie z Raju ......................................................
36
4. Rodzina Adama.......................................................
37
5. Kain. Dzieci Boże. Wielkoludy...........................................
39
6. Noe i jego potomkowie. Patriarchowie Horn i Dżemszyd
..................... 42
7. Wieża Babel.........................................................
51
8. Derketo .............................................................
55
9. Semiramis...........................................................
58
10. Melchizedech.........................................................
61
11. Job .................................................................
66
12. Abraham............................................................
69
13. Melchizedech ofiaruje chleb i wino
....................................... 72
14. Abracham otrzymuje Sakrament Starego Przymierza
........................ 74
15. Jakub ..............................."................................
76
16. JózefiAzenet ........................................................
81
17. Arka Przymierza ......................................................
89
GORZKA MĘKA I ŚMIERĆ PANA NASZEGO JEZUSA CHRYSTUSA
1. Ostatnie tygodnie przed męką. Nauki Jezusa w świątyni
...................... 95
2. Uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy
.................................... 101
Magdalena powtórnie namaszcza Jezusa ................................... 107
Nauka Łazarza. Piotr otrzymuje naganę ...................................
111
406
Strona 224
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
Ofiara wdowy......................................................... 112
Jezus mówi o zburzeniu Jerozolimy ....................................... 113
Jezus w Betanii ....................................................... 116
3. Ostatnie nauki Jezusa w świątyni
......................................... 116
4. Magdalena ostatni raz namaszcza Jezusa
.................................. 120
5. Ostatnia wieczerza.....................................................
125
6. Umywanie nóg ........................................................
135
7. Ustanowienie Najświętszego Sakramentu
.................................. 137
8. Ostatnie poufne nauki i poświęcenie
Apostołów............................. 141
9. Jezus na Górze Oliwnej w Ogrójcu
....................................... 144
10. Judasz i siepacze Drzewo krzyża
......................................... 165
11. Pojmanie Pana ........................................................
170
12. Przygotowania nieprzyjaciół Jezusa. Rzut oka na Jerozolimę
.................. 179
13. Jezus przed Annaszem .................................................
184
14. Jezus prowadzony od Annasza do Kaifasza .................................
186
15. Jezus przed Kaifaszem .................................................
189
16. Naigrawanie z Jezusa ..................................................
194
17. Zaparcie się Piotra
.................................................... 196
18. Maryja koło domu Kaifasza .............................................
198
19. Jezus w więzieniu......................................................
201
20. Judasz w pobliżu sądu ..................................................
203
21. Sąd ranny nad Jezusem .................................................
204
22. Rozpacz Judasza ......................................................
206
23. Jezus prowadzony do Piłata
............................................. 208
24. Paląc Piłata i jego otoczenie
............................................. 210
25. Jezus przed Piłatem ...................................................
212
26. Początek nabożeństwa Drogi Krzyżowej
................................... 217
27. Piłat i jego żona .......................................................
218
28. Jezus przed Herodem ..................................................
220
29. Jezus wraca od Heroda do Piłata .........................................
225
30. Biczowanie Jezusa .....................................................
228
31. Maryja podczas biczowania Jezusa........................................
232
32. Przerwa w obrazach pasyjnych przez pojawienie się świętego Opiekuna
Józefa w postaci
dziecięcia...................................................... 233
33. Zewnętrzny wygląd Maryi i Magdaleny ....................................
239
34. Cierniem ukoronowanie Jezusa ..........................................
240
Strona 225
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
35. Oto człowiek .........................................................
242
36. Jezus skazany na śmierć krzyżową ___.....................................
247
37. Jezus niesie krzyż na Golgotę
............................................ 252
38. Pierwszy upadek Jezusa pod krzyżem.....................................
255
39. Jezus niosący krzyż i Jego bolejąca Najświętsza Matka. Drugi upadek pod
krzyżem 256
40. Szymon Cyrenejczyk. Trzeci upadek Jezusa pod krzyżem
..................... 258
41. Chusta Weroniki......................................................
259
42. Plączące córki Jerozolimy. Czwarty i piąty upadek Jezusa pod
krzyżem.......... 263
43. Jezus na górze Golgota. Szósty i siódmy upadek pod krzyżem i zamknięcie
Jezusa . 264
44. Maryja i święte niewiasty idą na Golgotę
.................................. 267
45. Jezusa rozbierają do ukrzyżowania i poją octem
............................. 269
46. Jezus przybity do krzyża
................................................ ¦"
407
47. Podniesienie i ustawienie krzyża
......................................... 274
48. Ukrzyżowanie łotrów...............................'....................
275
49. Losowanie sukni Jezusa
................................................ 276
50. Jezus na krzyżu pośród dwóch łotrów.....................................
277
51. Naigrawanie się z Jezusa. Pierwsze stówo
.................................. 279
52. Zaćmienie stońca. Drugie i trzecie słowo
.................................. 280
53. Opuszczenie Jezusa. Czwarte słowo Jezusa na krzyżu
........................ 284
54. Śmierć Jezusa. Pi^ie. szóste i siódme
siowo.................................. 286
55. Trzęsienie ziemi. Pojawienie się umarłych w
Jerozolimie...................... 290
56. Józef żąda od Piłata ciała Jezusa
......................................... 298
57. Otwarcie boku Jezusa. Łamanie kości łotrom
............................... 299
58. Krótki opis niektórych miejscowości dawnej Jerozolimy
...................... 302
59. Ogród i grób Józefa z Arymatei
.......................................... 304
60. Zdjęcie z krzyża .......................................................
305
61. Przygotowania do pogrzebania ciała
Jezusa................................. 308
62. Złożenie do grobu .....................................................
313
63. Powrót do grobu. Szabat ................................................
315
64. Pojmanie Józefa z Arymatei. Straż przy grobie Jezusa
........................ 316
65. Przyjaciele Jezusa w Wielką
Sobotę....................................... 317
66. Kilka szczegółów o zstąpieniu Jezusa do otchłani
............................ 321
ZMARTWYCHWSTANIE. WNIEBOWSTĄPIENIE. ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO
1. Wieczór przed zmartwychwstaniem Jezusa
................................. 327
Strona 226
Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa i najświętszej jego matki Marii - Klemens Brentano
2. Zmartwychwstanie Pańskie.......................,......................
331
3. Zeznania straży
.....................................................: . 336
4. Pierwsza wspólna uczta miłości po zmartwychwstaniu
........................ 338
5. Komunia święta Apostołów..............................................
340
6. Uczniowie w Emmaus. Jezus ukazuje się Apostołom w wieczerniku
............. 341
7. , Apostołowie głoszą Zmartwychwstanie Pańskie
............................. 346
8. Druga uczta miłości. Tomasz wkłada rękę w rany Jezusa
...................... 350
9. Jezus pojawia się Apostołom nad Morzem Galilejskim
....................... 354
10. Jezus pojawia się 500 uczniom
........................................... 360
11. Uczta miłości w Betanii i w wieczerniku
................................... 362
12. Dostojność i godność Najświętszej Panny
.................................. 364
13. Wzrost Kościoła Chrystusowego
......................................... 366
14. Ostatnie dni przed wniebowstąpieniem
.................................... 368
15. Wniebowstąpienie .....................................................
371
16. Zielone Świątki
....................................................... 375
17. Kościół nad sadzawką Betesda
........................................... 379
18. Piotr odprawia pierwszą Mszę św. w wieczerniku
............................ 382
19. Pierwsza wspólna Komunia nowo nawróconych. Wybór siedmiu Diakonów
...... 385
ŻYCIE MARYI PO WNIEBOWSTĄPIENIU JEZUSA
1. Najświętsza Panna przesiedla się z Janem w pobliże Efezu
.................... 389
2. Droga krzyżowa Maryi koło Efezu. Maryja odwiedza
Jerozolimę................ 393
3. Zejście się Apostołów przy łożu śmierci Najświętszej Panny
................... 396
4. Śmierć, pogrzeb i wniebowzięcie Najświętszej Panny
......................... 399
408
Strona 227