Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki
.
Praca zbiorowa
Mafia
Copyright for the Polish edition © 2011 G+J Gruner + Jahr Polska Sp. z o.o. & Co. Spółka Komandytowa.
G+J Gruner + Jahr Polska Sp. z o.o. & Co. Spółka Komandytowa.
02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15
Wybór tekstów: Michał Wójcik
Korekta: Danuta Śmierzchalska
Projekt graficzny okładki: Paweł Rafa
Zdjęcia na I stronie okładki: East News, Corbis, BE&W
Redakcja techniczna: Mariusz Teler
Projekt i skład: IT WORKS, Warszawa
Redaktor prowadzący: Agnieszka Radzikowska
ISBN: 978-83-7778-079-4
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie,
w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych tylko za wyłącznym zezwoleniem
właściciela praw autorskich.
Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o.
A
Miasto z żelaza
Polska mafia rodziła się w czasach triumfującego PRL-u, a jej akuszerami
była Służba Bezpieczeństwa i… ekipa towarzysza Edwarda Gierka.
Niemożliwe?
autor Rafał Pasztelański
jednak! Najpierw esbecja zorganizowała grupę złodziei operujących w Europie
Zachodniej. Rodzinny gang braci J. miał pomóc wywiadowi PRL w zdobywaniu
cennych środków na działania operacyjne. Pracujący na rzecz tajnych służb bandyci
rabowali złoto (stąd kryptonim akcji „Żelazo”), dzieła sztuki, znaczne sumy
w gotówce. Esbecja wyliczyła, że bracia J. ukradli towar wart co najmniej 2 mln
marek zachodnioniemieckich. Oficjalnie znaczna część zrabowanych dóbr posłużyła
do opłacenia działań wywiadu – ok. 1,5 mln marek. Tyle tylko, że według Kazimierza
J. MSW przyjęło od niego blisko 200 kg złota i biżuterii. Rzekomo sam Edward Gierek
miał dostać kilka cennych precjozów (m.in. zegarek wart kilka tysięcy marek) z tzw.
sklepiku – tajnego pomieszczenia w MSW, gdzie handlowano kradzionymi
przedmiotami.
I sekretarz KC PZPR przyczynił się też w inny sposób do rozwoju zorganizowanej
przestępczości w Polsce. W połowie lat 70. reżim potrzebował dolarów na spłatę
rosnącego zadłużenia i Gierek dał ciche przyzwolenie na drobny przemyt towarów
za granicę. Naród gromadnie ruszył do krajów demoludu, upychając po walizkach
odzież, elektronikę, kosmetyki. Do Polski płynął zaś strumień dewiz.
Stolicą przemytników stał się Budapeszt, a dokładnie – dworzec Keleti. Szybko
pojawiła się tam ferajna z Trójmiasta, Szczecina, Łodzi, Warszawy i Katowic.
Peerelowscy przestępcy handlowali na Keleti dolarami i zdobywali cenne
w przyszłości kontakty. Tam pierwsze kroki w bandyckiej karierze stawiali późniejsi
bossowie półświatka III RP – Nikodem Skotarczak ps. Nikoś, Zbigniew Nawrot,
Andrzej Kolikowski ps. Pershing, Leszek D. ps. Wańka czy Ryszard Marian Kozina vel
Ricardo Fanchini. Wycieczki cwaniaków z półświatka były jednak bacznie
obserwowane przez SB. Zresztą esbecja upatrzyła sobie kilka osób, którym zamierzała
pomóc w legalnym dostaniu się na Zachód, a które miały być wykorzystane czy
to do działań operacyjnych, czy też do prywatnych biznesów tajniaków.
W latach 80. eldorado bandyckiej ferajny stały się Niemcy i Austria. Po wybuchu
stanu wojennego kraje te chętnie przygarnęły uciekinierów z PRL. Wraz z emigrantami
do „Rajchu” dotarli też przestępcy i różnej maści kombinatorzy. „Nikoś” zorganizował
w Niemczech silne grupy złodziei samochodów. Jeremiasz Barański ps. Borys vel
Baranina – zwerbowany w latach 70. przez SB stworzył w RFN i Austrii pionierskie
grupy przemytników papierosów, zakładał też pierwsze gorzelnie z siedzibą w Belgii.
Wtedy też nasi raczkujący gangsterzy nawiązali kontakty z prawdziwymi mafiosami
z Kolumbii, sycylijskiej Cosa Nostry czy neapolitańskiej Camorry. Pod koniec lat 80.
do gry weszli byli oficerowie SB, którzy do powstającej mafii wnieśli swoje kontakty
w milicji (wielu z nich uciekło przed weryfikacją, przechodząc do tej służby), straży
granicznej i wśród celników.
Kiedy w 1989 r. upadł komunizm, polski półświatek był już gotowy do zarabiania
większych pieniędzy. III RP zaczęła swój byt w oparach milionów litrów spirytusu
Royal, zalewającego granice. Rozrabiana w popularnych pralkach Frania lewa wódka
trafiała nie tylko na wesela, ale i do sklepów monopolowych. Kontrolowani przez SB
cinkciarze otworzyli kantory – pierwsze pralnie bandyckich zysków.
Pruszków i Wołomin wchodzą do gry
W lata 90. półświatek wszedł z kilkoma silnymi ośrodkami gangsterskimi.
Na wybrzeżu królował „Nikoś” uważany za ojca chrzestnego polskiej mafii. Niemal
zmonopolizował obrót kradzionymi samochodami. W stolicy rozpędzała się grupa
zbójów, kierowana przez znanego milicji Ireneusza P. ps. Barabasz – recydywistę
z pruszkowskiego osiedla Żbików. To on stworzył najgroźniejszy, a z pewnością
i najbardziej znany polski gang zwany Pruszkowem, do którego należały takie tuzy
podziemia kryminalnego, jak: bracia Leszek i Mirosław D. – „Wańka” i „Malizna”,
Andrzej Z. ps. Słowik, Ryszard P. ps. Krzysio, Czesław B. ps. Dziki, Zbigniew K. ps.
Ali, Janusz P. ps. Parasol, Zygmunt Rz. ps. Lucyper, Wojciech K. ps. Kiełbasa, Marek
K. ps. Oczko (reprezentujący Szczecin). – Pruszków do 1989 r. to były gołodupce.
Jeździli starymi odrapanymi dużymi fiatami. Wywodzili się z bandy „Barabasza” –
w latach 70. kradli i napadali na mieszkania. Pierwsze pieniądze zarobili na handlu
walutą. Każdy, kto wszedł w ten interes i zrobił na nim jakieś pieniądze, musiał być
z nimi. Inaczej go zastraszali, odpędzali klientów, bili, zabijali – tak o Pruszkowie
mówił w latach 90. Henryk Niewiadomski, nieżyjący już szef gangu wołomińskiego,
ps. Dziad.
W skład nowego gangu weszli przedstawiciele grupy ożarowskiej: Andrzej
Kolikowski ps. Pershing i Jarosław S. ps. Masa. Co ciekawe, w gangu tym znalazło się
miejsce dla braci Niewiadomskich – Wiesława ps. Wariat i wspomnianego już
Henryka – cwaniaków z Pragi, założycieli gangu wołomińskiego. Bracia
Niewiadomscy dobrze znali się z „pruszkowiakami” jeszcze z czasów Peerelu, gdy
razem chodzili na rozmaite roboty, np. kradnąc srebro czy oszwabiając zakłady
państwowe. Na przełomie lat 80. i 90. razem z pruszkowiakami wystawali pod
Peweksami, a później kantorami, handlując walutą.
6 lipca 1990 r. w motelu „George” w Ruścu koło Nadarzyna rozegrało się
dramatyczne wydarzenie. Dzień ten uważany jest przez policję za oficjalną datę
narodzin polskiej mafii. W motelu policja przygotowała zasadzkę na bandytów,
usiłujących wyłudzić 15 tys. dolarów okupu za skradzionego mercedesa. W kocioł
wpadli Czesław B. ps. Dzikus, Janusz P. ps. Parasol, Kazimierz K. ps. Kazik,
Wojciech B. ps. Budzik, Ryszard P. Od policyjnej kuli zginął gangster o pseudonimie
Szarak. Akcja spaliła na panewce, gdyż jeden z gangsterów rozpoznał policjanta,
udającego kompana okradzionego właściciela mercedesa. Na miejscu doszło
do szamotaniny. Kilka lat później sędzia Barbara Piwnik uznała akcję policji
za niedopuszczalną prowokację i uniewinniła gangsterów.
Po dwóch latach od upadku komunizmu gangi pojawiły się w każdej metropolii,
a bandyci niemal całkowicie opanowali zachodnią granicę. W tym czasie na Śląsku
objawił się Janusz T. ps. Krakowiak (miłośnik „Ojca chrzestnego”, który kazał swoim
podwładnym całować się w rękę), w Poznaniu brylował Zbigniew B. ps. Orzech (jego
grupa zlikwidowała rezydenta rosyjskiej mafii Andrieja Issajewa ps. Malowanyj),
a w Łodzi – Ireneusz J. ps. Gruby Irek.
Jednak prym wiodły gangi podwarszawskie, w których już w 1992 r. doszło
do kłótni i rozłamu. Z jednej silnej grupy skupiającej elitę stołecznego półświatka
wyodrębniły się dwa rywalizujące ugrupowania – Pruszków (obejmujący lewobrzeżną
część Warszawy i znaczną część Polski) oraz Wołomin (pilnujący „porządku”
w prawobrzeżnej części miasta oraz na Pomorzu Zachodnim, w woj. podlaskim
i na północnym Mazowszu). Pierwszym gangiem kierowali ludzie uczący się fachu pod
okiem „Barabasza”, drugim – bracia Niewiadomscy. W ich cieniu objawiła się nowa
siła w polskim półświatku – banda Mariana K. ps. Maniek, który szybko uznał, że
nazwa Wołomina przynależna jest jemu i jego ludziom z racji urodzenia w tym
niespokojnym miasteczku, zwanym czasem polskim Corleone.
Miasto wychodzi z podziemia
Przy bezradności policji i zastanawiającej nieudolności władz polska mafia zmienia
się w prężnie działającą organizację. Do końca pierwszej połowy lat 90. masowo
powstają laboratoria amfetaminy. Z Kolumbii, Wenezueli i Peru trafiają do Polski
transporty kokainy. Przez pierwsze pięć lat III RP gangi przerzucają do kraju ponoć
blisko 10 ton kokainy. Narkotyki stanowią największe źródło zarobków mafii, ale gros
przestępstw to zwykłe brutalne rozboje i haracze. Rządzący ulicami bandyci boją się
tylko jednego – większych grup. Przebojem półświatka stają się bowiem „wycieczki”
do lasu. Marek, złodziej samochodów wspomina, jak zwiedzał puszczę. Wraz
z kumplami zawinęli Niemcowi audi. Wóz poszedł od razu „do Żyda”, więc spędzili
noc w jednej z agentur na warszawskim Powiślu. Skacowanego zerwał z łóżka
dzwonek do drzwi. Na korytarzu stało czterech wielkich gości w skórach. Wpadli
do mieszkania, zadając kilka mocnych ciosów pięścią w twarz. – Wiesz, frajerze,
od kogo przychodzimy? – krzyczał jeden z napastników. – Jedziesz z nami.
Na przejażdżkę.
Przerażony Marek zbiera jeszcze kilka ciosów i daje się wyprowadzić z budynku.
Poznał gości: to klienci z miasta. Nie kryje, że ze strachu zsikał się w spodnie.
Miastowi wrzucili go do bagażnika swego samochodu. Marek domyślał się, że jedzie
do lasu. Modlił się, by go nie odpalili. Po jakimś czasie otwiera się klapa bagażnika.
W słońcu stał jeden z napastników z łopatą w ręku. Jego kumple pili wódkę, zagryzając
kiełbasą. Śmiali się, potrząsając kijami bejsbolowymi. – Wysiadka. Bierz łopatę i kop
– padła komenda. Marek grzecznie kopał. Po półgodzinie dół był na tyle głęboki,
by pomieścić ciało. – Wskakuj… Wskakuj, bo cię do niego włożymy – krzyczeli
gangsterzy, wpychając Marka do środka. Gdy zobaczył, że miastowi wyciągnęli
„klamki”, czyli pistolety, zamknął oczy. – No to… dobranoc. Padają strzały. Markowi
znowu puszczają zwieracze. Ze zdziwieniem odkrył, że jeszcze żyje. Miastowi się
śmieją. – Dobra. Koniec zabawy. Jeżeli ty i twoi wafle chcecie się bawić na naszym
terenie, to będziecie płacić. Połowa tego, co zarobicie, idzie dla nas.
W taki właśnie sposób kolejne grupy przyłączają się do Pruszkowa. –
Wiedzieliśmy, że w mieście działają mocne grupy, naliczające mniejsze.
Zdecydowaliśmy, że bezpieczniej dla nas będzie przyłączyć się do jednej z nich.
Znałem „Sznyta”, który był zamocowany w Pruszkowie. Spotkaliśmy się
i powiedziałem, że tak, jak reszta moich kumpli chcemy dla niego robić – opowiada
Igor Ławrynowicz, jeden z najlepszych złodziei samochodów, który później został
świadkiem koronnym. – Ustaliliśmy, że za wejście zapłacimy „Sznytowi” 5000
dolarów, a następnie co miesiąc będziemy płacić 200 dolarów od każdego
działającego w grupie i 20 procent od każdego okupu za zwrot samochodu.
Naliczanie kolejnych małych grup i osiedlowych gangów powoduje, że wybucha
wojna pomiędzy ich protektorami: Pruszkowem i Wołominem. Oficjalnie do jej
wybuchu doprowadziła wyjątkowa zaborczość Pruszkowa, który zaczął ściągać
haracze na prawobrzeżnej części stolicy. Prażanie woleli jednak płacić swoim niż
przybłędom zza Wisły. – Ci ludzie zwrócili się do mnie o ochronę i nie pozwoliłem ich
ruszyć. Na Targowej płaci wielu, odkąd zaczął płacić Pruszkowowi nowy właściciel
restauracji „Oaza”. Ale do paru facetów z Targowej, którzy są pod moją ochroną,
Pruszków nie ma odwagi przyjść – mówi w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”
Henryk Niewiadomski.
W styczniu 1994 r. Pruszków porywa „Staśka” z grupy „Dziada”. Obity i zmęczony
gangster wrócił do domu, gdy wpłacono za niego 40 tys. dolarów okupu. Niedługo
potem angielskie służby przejmują na statku Jurata ogromny transport kokainy – 1,2
tony, wart w hurcie 36 mln dolarów. Narkotyk został zamówiony w Wenezueli przez
mafię pruszkowską. Pruszków był pewien, że transport został sprzedany przez
wołomińskich. Miesiąc później wybucha bomba w restauracji „MultiPub” przy ulicy
Meksykańskiej, ulubionym miejscu spotkań Pruszkowa. Po tym zdarzeniu w jednej
ze stołecznych knajp zbierają się bossowie Pruszkowa. Ustalają taktykę i planują
odwet. Podobno w czasie, gdy doszło do zamachu, w knajpie miał się pojawić
Pershing. Wojenna machina toczy się pełną parą. 3 kwietnia późnym wieczorem cyngle
z Wołomina ostrzeliwują kierowcę mercedesa stojącego pod domem Kolikowskiego
w Ożarowie. Okazuje się, że trafiają Andrzeja F. Florka, ochroniarza „Pershinga”.
Pomylili się, bo Florek jest bardzo podobny do swego szefa.
W odpowiedzi Pruszków oferuje 50 tys. dolarów za wykonanie wyroku
na Wiesławie Niewiadomskim. Na cel biorą brata „Dziada”, bo to Wiesiek jest dla
nich mózgiem grupy wołomińskiej. W kwietniu 1994 r. na pierwszej stronie „Życia
Warszawy” pojawia się wielki czarny nagłówek: „Narodziła się mafia”. Dziennikarze,
wbrew ostrzeżeniom ze strony policji i półświatka, odkrywają kulisy działalności
Pruszkowa. Po raz pierwszy media ujawniają skład i strukturę grupy, powiązania
mafiosów z lekarzami, prawnikami, a nawet osobami z tzw. świecznika.
W tym czasie wojny gangów tylko w samej stolicy pochłonęły życie kilkunastu
osób. Dotkliwy cios spada i na „Dziada”.
14 kwietnia w jego gołębniku przy ul. Listonoszy 21 w Rembertowie pojawiają się
cyngle konkurencji. Warszawa ma więc swój odpowiednik „dnia św. Walentego”. Tak
jak przed sześćdziesięciu laty w USA, mordercy ustawiają dwóch ludzi „Dziada” pod
ścianą i zaczynają strzelać. Wiesław Sz. i Andrzej Bogdan C. dostają kilkanaście kul
w głowę i plecy. Trzecia ofiara – robotnik budowlany zginął, bo był niewygodnym
świadkiem.
Początek końca
W połowie lat 90. policja zaczyna zadawać pierwsze ciosy mafii. Za kraty trafiają
m.in. „Pershing”, „Oczko”, „Nikoś”, „Maniek”. W ciągu trzech lat kilkakrotnie
obwieszcza się zlikwidowanie gangów pruszkowskiego i wołomińskiego.
W rzeczywistości najgroźniejsi bossowie trafiają do więzień na krótko, a swoimi
organizacjami kierują bez problemu.
Gangi z największych miast czerpią pełnymi garściami z doświadczeń gangów
ze Stanów Zjednoczonych czy Włoch. Pruszków – najgroźniejsza polska organizacja
mafijna – kierowana jest przez przez sześcioosobowy zarząd („Bolo”, „Kajtek”,
„Malizna”, „Wańka”, „Słowik”, „Parasol”), któremu podlegają kapitanowie (m.in.
„Masa”), a tym – porucznicy. Każdy porucznik może mieć pod opieką nawet kilka
gangów z innych rejonów Polski. Warunek jest jeden: zarząd musi dostać od 20 do 30
procent zysków z każdej roboty. Mniejsze gangi z całej Polski płacą wpisowe, aby móc
występować pod szyldem Pruszkowa. – Jesteśmy organizacją ludzi szanujących się
i wzajemnie popierających. Ja jestem ministrem kultury, a pan Słowik ministrem
obrony tej organizacji – tak mówił o gangu jeden z bossów Leszek D. ps. Wańka.
Gangsterzy zarabiają krocie i chętnie obnoszą się ze swym bogactwem.
Standardowy człowiek z miasta to zazwyczaj prostacki osiłek, lubujący się w filmach
sensacyjnych, a nade wszystko w imprezach, zwłaszcza w dobrych ośrodkach lub
popularnych kurortach. „Oczko” jeździ ferrari, Pruszków rozbija się luksusowymi
mercedesami. W popularnym hotelu „Gołębiewski” bossowie Pruszkowa potrafili
wydać nawet 100-150 tys. zł w weekend. – Pamiętam, jak musiałem dowozić im
reklamówki pełne banknotów. To były niskie nominały, bo pochodziły z doli
od chłopaków. Brudne, wymięte dziesiątki i dwudziestki – wspomina „Masa”.
Gangsterzy z lubością piją drogie „łyskacze”. – „Słowik” kupował trunki
po kilkaset złotych za butelkę, pił i krzywił się, marudząc pod nosem, jakie to gówno
jest ohydne. Można by rzec: każdy kraj ma taką mafię, na jaką zasługuje. Polskie
podziemie jest tak pełne sprzeczności, że zdrowy rozsądek nakazuje wierzyć w teorię
spiskową, głoszącą że znani z gazet bossowie tak naprawdę są tylko wykonawcami
poleceń ludzi ukrytych w cieniu. Policjanci twierdzą, że prawda jest banalna. –
Pamiętajmy, że szefowie największych gangów to ludzie, którzy z wielkim trudem
pokończyli technika czy zawodówki i nie należą do zbyt lotnych. Są jednak cwani
i bezczelni, a ludzi z takimi cechami uważa się za zaradnych życiowo – mówi jeden
z oficerów operacyjnych policji.
Z
MARATON UOP
agrożenie zorganizowaną przestępczością zaczęła dostrzegać policja. W 1991
r. w Komendzie Głównej Policji powołano tajną grupę Maraton, której
zadaniem było rozpracowanie i rozbicie największych polskich grup
przemytniczych, a zwłaszcza dopadnięcie tzw. Wielkiej Piątki – największych
rodzimych przemytników, mających powiązania z kryminalnym podziemiem
Europy.
W skład Maratonu wchodził Adam Rapacki, późniejszy założyciel
Centralnego Biura Śledczego. Członków specgrupy szkoliło m.in. FBI. Rosnącą
potęgę mafii dostrzegły też inne służby pilnujące bezpieczeństwa państwa. –
Niektórzy przestępcy myślą o powoływaniu rządu, kreowaniu polityków czy grup
politycznych. Są to zjawiska incydentalne, ale są – twierdził ówczesny zastępca
szefa UOP Jerzy Nóżka. Nóżka ukrywa to, co wiedzą tajne służby. O mały włos
ministrem budownictwa w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego nie został
Wojciech P. – uważany za finansistę gangu pruszkowskiego. To u niego w firmie
przesiadywali bossowie gangu, a ze „Słowikiem” Wojciech P. zwiedzał nawet
Las Vegas, gdzie był świadkiem na ślubie gangstera.
Jatka w „Gamie”
Ostatni dzień marca 1999 r. jest w miarę słoneczny. Czuć powiew wiosny. Rankiem
w wolskiej restauracji „Gama” pojawia się Marian K. ps. Maniek i jego serdeczny
przyjaciel Ludwik A. ps. Lutek. Pierwszy to elegancki mężczyzna, który nawet podczas
odsiadki dbał, aby wychowawca nie widział go spoconego czy w pogniecionej
odzieży. Dla kobiet potrafi być bardzo czuły, choć nie mówi nigdy o swoich ciemnych
sprawkach. Dla wrogów jest bezlitosny i jak twierdzi policja, wydał wiele wyroków.
„Lutek” to rubaszny prażanin, równie sprytny i przebiegły jak jego kompan. Zakpił
kiedyś z policji, wyciągając kilkaset litrów lewego spirytusu z magazynu pilnowanego
przez funkcjonariuszy. Odegrał znaczną rolę w zlikwidowaniu rezydenta rosyjskiej
mafii.
W „Gamie” dwaj szefowie gangu wołomińskiego mają swoje nieformalne biuro.
Od rana przyjmują interesantów – delegację gangu żoliborskiego, cwaniaka, który
planuje intratną inwestycję, itp. Ot, zwykły dzień mafijnych bossów. Towarzyszy im
Olgierd W. ps. Łysy, ochroniarz „Mańka”. Boss zabrał goryla, gdyż od kilku miesięcy
toczy wojnę ze zbuntowanym podwładnym Karolem S. ps. Karol (to on dowodził
wołomińskimi gangsterami podczas najazdu na Terespol). Po południu do kompanii
dołączają Piotr Ś. ps. Kurczak i Mariusz Ł. ps. Piguła. Maniek wręcza im zdjęcia
„Karola” i jego najważniejszych ludzi. – Zróbcie z nimi porządek. I to szybko – wydaje
polecenie, obiecując solidną premię za robotę. Panowie dyskutują o robocie przy
pierogach, specjalności zakładu.
Pięciu gangsterów nie wie, że kilkadziesiąt metrów dalej, przy bramie zajezdni
autobusowej, w samochodzie siedzi „Karol”, zimny i wyrachowany psychopata,
a jednocześnie inteligentny i bardzo ambitny. Z nienawiścią patrzy na pielgrzymki
miastowych odwiedzające jego wroga. Przed 13 daje sygnał cynglom: teraz.
Do „Gamy” szybkim, ale spokojnym krokiem wpada trzech kilerów. Jeden ma broń
maszynową, inny strzelbę myśliwską, a jeszcze jeden pistolet. Przechodzą przez pustą
salę i zbliżają się do stolika wołominiaków. – Macie za swoje, chuje, kurwy – krzyczą.
Słowa zagłusza palba strzałów. Kule szarpią jednych z najmocniejszych polskich
gangsterów, którzy padają w konwulsjach na podłogę. Krew miesza się ze śmietaną
z pierogów i wodą z podziurawionego kaloryfera. Mordercy odjeżdżają szarym
polonezem. Syn „Mańka” – Jacek, późniejszy boss Wołomina, o śmierci ojca
dowiaduje się w celi aresztu. Na cały kryminał zapowiada zemstę. Zanim sam polegnie
w 2002 r. (zastrzelony zresztą przez Andrzeja T. ps. Tyburek – do dzisiaj
poszukiwanego przez policję cyngla „Karola”, podejrzewanego o udział w masakrze
w „Gamie”) uda mu się dopaść co najmniej pięciu członków bandy Karola S.
Rzeź bossów w „Gamie” najlepiej oddaje to, co w latach 1998-1999 dzieje się
w półświatku. Po niedługim okresie względnego spokoju, w całej Polsce wybuchają
najkrwawsze wojny w krótkiej historii polskiego półświatka. Od kul zawodowego
kilera giną kolejno: w lutym Wiesław Niewiadomski, a potem Nikodem Skotarczak
„Nikoś”. Jego zabójców nie odnaleziono do dzisiaj.
Wtajemniczeni twierdzą, że śmierć Skotarczaka miała związek z zamachem na gen.
Papałę, byłego szefa policji, którego mafijny cyngiel zamordował w czerwcu. Zdaniem
policji „Nikoś” brał udział w spisku razem z Edwardem Mazurem, Jeremiaszem
Barańskim i Ricardo Fanchinim. Jednak wszystkich – zarówno policjantów, jak
i przestępców – najbardziej szokuje egzekucja z 5 grudnia 1999 r. Tego dnia zginął
Andrzej Kolikowski ps. Pershing – drugi po „Nikosiu” legendarny boss półświatka.
Wyrok na niego wydał zarząd Pruszkowa, który chciał przejąć jego legalne interesy
i polityczne kontakty. Paradoksalnie, doprowadziło to do upadku „starej mafii”
i niemal całkowitego rozbicia struktur gangów wyrosłych na gruzach Peerelu.
W ostatnim roku starego tysiąclecia powstało Centralne Biuro Śledcze (od 1994 r.
działało jako wydziały do walki z przestępczością zorganizowaną), zwane polskim
FBI. Dzięki zwerbowaniu Jarosława S. ps. Masa i kilku innych skruszonych
przestępców możliwe było uderzenie w półświatek.
Era mutantów
Na początku września 2000 r. uderzono w gang pruszkowski, zatrzymując połowę
zarządu i trzon bandy. W ciągu dwóch następnych lat Pruszków przestał istnieć. W tym
samym czasie wewnętrzne wojny i akcje policji zrujnowały podziemie kryminalne
w Trójmieście, Katowicach, Wrocławiu, Łodzi i Poznaniu. Przestała istnieć grupa
„Dziada”, a po kilku krwawych spazmach do 2004 r. rozbito odradzający się Wołomin.
Na gruzach postpeerelowskiego imperium bandyckiego powstały jednak nowe twory –
gangi młodych bandytów, żądnych władzy i pieniędzy. Taką grupą byli osławieni
Mutanci, działający w stolicy i okolicach. W ciągu dwóch lat bandyci z tej grupy
zamordowali kilkanaście osób, a podczas prób ujęcia jej członków zginęło trzech
policjantów (w głośnych strzelaninach w Parolach i Magdalence). Upadek Pruszkowa
wykorzystał stary włamywacz, ślusarz z zawodu Andrzej H. ps. Korek. Stworzył
nowoczesną grupę przestępczą z kontaktami wśród kolumbijskich karteli, mafii
rosyjskojęzycznych czy włoskich.
Latem w Warszawie zginął Paweł Niewiadomski ps. Mrówa, starszy syn „Dziada”.
Kilka miesięcy wcześniej znalazł się na tzw. czarnej liście „Daksa” i „Szkatuły” –
nowych bossów stołecznego półświatka. Na listę trafiło kilkunastu gangsterów
mających znaczne sumy. „Mrówa” nie chciał się podporządkować nowemu ładowi,
proponowanemu przez wspomnianych gangsterów.
Obecnie sytuacja w polskim podziemiu przypomina początek lat 90.
Na kryminalnej mapie znów dominują lokalne grupy, samodzielnie władające swoim
terenem. Nowa mafia, choć bardziej brutalna i nieuznająca żadnych zasad, stara się nie
rzucać w oczy krzykliwymi strojami czy furami. Jest bardzo hermetyczna. Policjanci
przyznają, że wprowadzenie w szeregi nowych gangów zakonspirowanych tajniaków
jest bardzo trudne, a często nawet niemożliwe ze względu na bezpieczeństwo
funkcjonariuszy działających pod przykryciem. Aby dostać się do grupy, przestępcy są
często bardzo dokładnie weryfikowani np. poprzez znajomych z kryminału. Muszą mieć
osobę wprowadzającą, a nierzadko przechodzą odpowiednie badania na wykrywaczu
kłamstw. Do tego niektóre grupy – jak tzw. szkatułowa (uważana za najgroźniejszą
w Polsce) – wymuszają na członkach zabójstwo. W ten sposób zapewniają sobie
lojalność kompana i pewność, że nie będzie mógł zostać świadkiem koronnym. Walka
z tą ośmiornicą będzie wyjątkowo trudna.
Rafał Pasztelański
Dziennikarz kryminalny tygodnika „Wprost”.
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki
.