"Kto podniesie sztandar
jedności narodu?"
Jednym z kluczowych problemów nurtujących myśl polityczną socjalistów po
wojnie było zagadnienie miejsca ich partii w polskim systemie politycznym. Kwestia
ta zrodziła się wraz z myślą o utworzeniu nowej PPS, opartej na zasadach
przyjętych ostatecznie w tzw. Polsce "lubelskiej". Decyzja o działaniu partii
socjalistycznej w wyzwolonym spod okupacji niemieckiej kraju była ważnym
elementem szerszej koncepcji określającej kształt powojennego życia politycznego,
której autorami byli przede wszystkim komuniści. O przesłankach, jakimi się
kierowali była już mowa w poprzednim rozdziale.
By odegrać przypisaną jej rolę, nowa PPS musiała spełniać nie tylko określone
warunki ideowo-polityczne, ale i organizacyjne. Interesującym przyczynkiem do
wyjaśnienia polityki kierownictwa PPR w tej sprawie była wypowiedź Władysława
Gomułki na plenum Komitetu Centralnego PPR w kwietniu 1947 r.: "Dobrze się stało,
że PPS nie była silną partią w pierwszym okresie, kiedy budowało się nowy aparat
państwowy, gdyż słabość PPS pozwoliła nam mocno usiąść w siodle tego aparatu.
Inaczej wyglądałby ten aparat dzisiaj, inaczej czulibyśmy się dzisiaj jako partia,
gdyby PPS była w pierwszym okresie partią silną. Jeżeli PPS wyrosła później w siłę,
to ten fakt należy zaliczyć do sukcesów naszej linii politycznej, linii budowania
szerokiego frontu demokratycznego. Uważam, że gorzej byłoby dla naszej partii i
władzy ludowej, gdyby PPS po dzień dzisiejszy była partią o lubelskim zasięgu
swoich wpływów [...] Gdyby w Polsce istniały warunki na ogarnięcie z miejsca
wpływami PPR tego elementu, na który oddziaływuje PPS, gdybyśmy mogli
wprowadzić w szeregi naszej partii tych ludzi, którzy przynależą dzisiaj do PPS, to i
nasza linia polityczna byłaby inna [...] Przy silnej PPR odpowiada nam silna PPS, tak
z uwagi na dzień dzisiejszy, jak i z uwagi na perspektywę jedności".
Inna była oczywiście perspektywa widzenia tego problemu przez samych
socjalistów. Wydaje się, że dominujący wpływ na politykę PPS w tzw. okresie
"lubelskim" posiadali działacze, którzy wówczas nie widzieli jej w roli samodzielnego
czynnika politycznego. Nie przykładali w związku z tym szczególniejszej wagi do jej
rozwoju i organizacyjnego umacniania. Sekretariat Generalny, kierowany przez
Matuszewskiego, nie rozwiązywał podstawowych problemów organizacyjnych,
warunkujących możliwość poprawnego funkcjonowania. Po latach sam Matuszewski
przyznał, że "ukształtowanie jednolitej partii, połączenie w całość wszystkich grup
socjalistycznych zostawiliśmy na później". Czy wynikało to tylko z przytłoczenia
innymi sprawami, z braku doświadczenia i środków, czy może z niezrozumienia
potrzeb partii i jej rozwoju?. W świetle późniejszych działań i poglądów głoszonych
przez Matuszewskiego i jego zwolenników wydaje się, że to drugie przypuszczenie
w odniesieniu do tej grupy jest niezwykle ostrożne i powściągliwe. Natomiast zwrócić
trzeba uwagę, iż w kwestii roli i charakteru partii od początku zarysowały się pewne
podziały, jakkolwiek nie mogły być one podówczas zbyt wyraźnie ujawnione zarówno
1
z uwagi na położenie grupki usiłującej budować zręby nowej organizacji i słabość
życia partyjnego tej części socjalistów, która znalazła się w PPS. Już wtedy jednak
Drobner rozwijał tezę o PPS jako partii najradykalniejszej, jedynej dążącej do
socjalizmu, szczególnie predystynowanej do wyznaczania narodowi dróg
rozwojowych. Początkowo mało widoczne rozbieżności dały o sobie znać wyraźniej
z chwilą, gdy wyzwolone zostały podstawowe ośrodki ruchu socjalistycznego i do
partii napłynęli dawni działacze, wnosząc ze sobą bagaż określonych doświadczeń i
aspiracji. Do pierwszego poważniejszego starcia doszło na posiedzeniu Rady
Naczelnej PPS w lutym 1945 r. Wówczas to w wypowiedziach Bolesława Drobnera,
Adama Kuryłowicza, Lucjana Motyki i Ryszarda Obrączki pojawiły się myśli o zajęciu
w państwie pozycji jeśli nie przodującej, to w każdym razie w pełni samodzielnej i
niezależnej politycznie, co najmniej równorzędnej wobec PPR. Legitymację do
takiego stanowiska widzieli oni głównie w przeszłości i dokonaniach ruchu
socjalistycznego, w jego chlubnej tradycji walk o narodowe i społeczne wyzwolenie.
Większość czołowych działaczy zajęła jednak wówczas inne stanowisko. Polemikę
ze wspomnianymi poglądami podjęli piastujący kierownicze funkcje Matuszewski i
Osóbka-Morawski, a także Henryk Świątkowski, Michał Szyszko i inni. Podkreślając
konieczność umacniania i zacieśniania jednolitego frontu z PPR, hasło niezależności
i równorzędności traktowali oni jako dążenie do rozluźnienia więzi z komunistami.
Można zatem mówić o braku zgodności w kierownictwie partii w jednej z
fundamentalnych kwestii politycznych. Jeszcze przed posiedzeniem Rady zwróciła
na to uwagę Krystyna Strusińska, mówiąc o istnieniu dwóch kierunków: "jeden, który
dąży do suwerenności partii i drugi, który chce żebyśmy byli tylko wydziałem przy
PPR". Niewątpliwie część przywódców PPS, głównie wywodzących się z RPPS,
dążyła do maksymalnego zbliżenia z komunistami i do pełnej jedności działania, co
w konkretnej sytuacji musiało prowadzić do faktycznego uznania hegemonii PPR.
Inni reprezentowali pogląd, że PPS winna być partią silną, suwerenną i autentycznie
współrządzącą i tylko jako taka może efektywnie współdziałać z PPR, przy czym
współpracę tę niektórzy skłonni byli traktować jako tradycyjną koalicję rządową.
W przyjętej uchwale Rada Naczelna opowiedziała się za jak najściślejszym
sojuszem z PPR, formułując przy tym pogląd o czasowości podziału ruchu
robotniczego na dwie partie. Przy ówczesnym układzie sił w kierownictwie PPS,
hasło równorzędności i samodzielności PPS nie znalazło i znaleźć nie mogło
odzwierciedlenia w uchwale, lecz nie oznaczało to zniknięcia samego problemu.
Kontrowersje ujawnione na posiedzeniu tego gremium miały bowiem swe
odniesienia w terenie. Relacjonując przebieg obrad członkom krakowskiej instancji
PPS, Drobner właśnie problem suwerenności wysunął na czoło. Wiązał przy tym
sprawę suwrenności PPS z suwerennością państwa. Podobne akcenty znalazły się
w wystąpieniach na I Wojewódzkim Zjeździe PPS w Katowicach i w trakcie innych
konferencji patrtyjnych.
Po wyzwoleniu całego kraju PPS szybko krzepła i rozbudowywała swoje
szeregi. Wraz z tym umacniała się tendencja niezależnościowa. Silne odbicie
2
znalazła ona już w trakcie przygotowań do XXVI Kongresu PPS. W projekcie
uchwały programowej, opracowanym przez specjalną komisję, stwierdzono, że
jednolity front był źródłem siły klasy robotniczej, a wspólnota założeń ideologicznych
pozwalała - mimo istniejących różnic - na współpracę PPS i PPR, która doprowadzić
miała w przyszłości do jedności ruchu robotniczego. Równocześnie jednak zwracano
uwagę, że współpraca ta nie mogła oznaczać supremacji jednej z partii. Było
oczywiste, że w ówczesnej sytuacji zastrzeżenie to było równoznaczne z
częściowym przynajmniej zakwestinowaniem dominującej roli PPR.
W krótkiej kampanii prasowej poprzedzającej Kongres pojawiło się już jednak i
nowe hasło. Kazimierz Rusinek pisał: "Historia PPS w walkach o niepodległość,
tradycja walk konspiracyjnych i wystąpień rewolucyjnych - oto legitymacja naszej
partii do przodownictwa ruchowi robotniczemu". A w innej wypowiedzi dodawał: "Kto
w roku 1945 mówi - wolna i demokratyczna Polska, musi pamiętać, że losy wolnej
Polski są nierozerwalnie związane z dziejami walk polskiego proletariatu i Polskiej
Partii Socjalistycznej jako wodza mas pracujących". Jeszcze wyraźniej postawił
sprawę Drobner: "Partia nasza musi być traktowana jako pełnoprawna i
równoprawna. Ci z nas, którzy tej konieczności nie rozumieją, nie widzą siły naszych
argumentów i siły naszego nieoportunistycznego podchodzenia do najzawilszych
nawet zagadnień. Partia o takiej tradycji, o tak chlubnej karcie, jak walka o
Niepodległość w okresie pół wieku, a nie tylko w okresie propagandystycznej
koniunktury, ma prawo do wytyczania polityki państwowej, nie może też stoczyć się
do roli młodszego brata, który u starszego nie wiekiem, a wmówieniem sobie lat, ma
się poduczać". Właśnie apologetyczne często odwołania do tradycji ruchu
socjalistycznego były głównym argumentem na rzecz znaczącej pozycji PPS w
polskim systemie politycznym. Bezsprzecznie znaczną rolę grały tu i emocje,
szczególnie zrozumiałe u działaczy o dłuższym stażu w ruchu socjalistycznym.
Również i na samym Kongresie doszło do sporów w kwestii roli i charakteru
PPS oraz jej stosunku do PPR. Niektórzy działacze utożsamiali dyrektywę
współpracy z komunistami - której otwarcie nikt nie kwestionował - z uznaniem linii
programowo-politycznej tej partii za wytyczną własnego działania. Ale stawianie
znaku równości między hasłem samodzielności czy równorzędności a uleganiem
wpływom reakcji, jak to próbował czynić Matuszewski, nie zyskało aprobaty. Z
wyraźnie żywszym oddźwiękiem spotkały się głosy domagające się pełnej
suwerenności partii. Czołowym przedstawicielem tej linii był Drobner. Powołując się
na niepodległościowe i rewolucyjne dokonania ruchu socjalistycznego oraz na jego
wpływy wśród robotników i inteligencji, wskazywał, że to właśnie PPS była główną
reprezentantką polskich mas pracujących, ma najradykalniejszy program, a przy tym
była zdolna zapewnić Polsce suwerenność.
Wyrazem sprzeczności nurtujących kierownictwo PPS było wystąpienie
Osóbki-Morawskiego. Ten młody, robiący błyskotliwą karierę polityk wyraźnie zmienił
stanowisko. Jego referat zawierał istotne różnice w porównaniu z wystąpieniem na
lutowym posiedzeniu Rady Naczelnej. Przewodniczący CKW, niezmiennie
3
opowiadając się za bliską i szczerą współpracą z PPR, inaczej charakteryzował
oblicze tej współpracy. Istotne miejsce w jego wypowiedzi zajęły wskazania, że
program PPS najbardziej odpowiadał interesom szerokich mas, był "syntezą
politycznego programu ogromnj większości narodu polskiego" i był "najbardziej
słuszny". W oparciu o taką ocenę, szeroko odwołując się do tradycji, Osóbka-
Morawski stwierdził, że PPS "może pretendować do roli awangardy i kierowniczki
narodu". Przewodniczący CKW sugerował też sposób realizacji tej właśnie funckji,
mówiąc: "PPS przypadła rola silnego ogniwa, które połączy w bratniej i rzetelnej
współpracy z lewa PPR, z prawa - Stronnictwo Ludowe".
Podnietą do sformułowania takiej koncepcji miejsca PPS w Polsce było
utworzenie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, oznaczające - przynajmniej
potencjalnie - częściową zmianę formuły rządzenia i rozszerzające wachlarz
ugrupowań politycznych legalnie działających w Polsce. Formuła o PPS jako
mediatorce czy łączniku PPR i SL, a więc o kluczowym ugrupowaniu koalicji
rządowej, odzwierciedlała nadzieje na uzyskanie przez socjalistów znacznie
większej swobody działania. Spodziewano się też, że dalsze wydarzenia potoczą się
drogą pokojową, tzn. bez konfrontacji między PPR a obozem jej przeciwników, a na
zasadzie trwałej koegzystencji. Refleksem tej koncepcji, już po utworzeniu Polskiego
Stronnictwa Ludowego, był artykuł Juliana Hochfelda, zawierający m.in sugestię, by
partie socjalistyczne w Europie w jednolitym froncie z ko- munistami stały się
ośrodkami odrodzonych frontów narodowych, obejmujących "wszystkie żywe siły
ludowe i antyfaszystowskie". Krajowe odniesienia tego stanowiska były oczywiste.
Szczere były jednak obawy, przynajmniej niektórych socjalistów, przed
wyzwoleniem - jak to pisał Hochfeld - "żywiołów, które albo zmyją szansę
pokojowego rozwoju ku socjalistycznej demokracji w Polsce, albo trzeba je będzie
zgnieść z cromwellowskim fanatyzmem". Socjaliści w dużej części byli rzecznikami
poszukiwania maksymalnie "łagodnych" form dokonywanych przobrażeń i kojarzenia
głębokich reform społecznych i ekonomicznych z demokracją polityczną. Nie
odzrzucając a li- mine stosowania przemocy, pragnęli jednak ograniczyć jej zakres,
zminimalizować "społeczne koszty rewolucji". "Wiemy - jak może nikt inny - że
metody niejednokrotnie paczą cel. Metody zostawiają zawsze swoje specyficzne
piętno, które niełatwo jest zmazać nawet po osiągnięciu zasadniczego celu" - pisał
Hochfeld w głośnym artykule pt."Mikołajczyk". I dodawał: "I dlatego właśnie chcemy
uniknąć tego wszystkiego, co w skomplikowanych polskich warunkach, w warunkach
aktywnie działających zbrodniczych agentur, w warunkach łatwowierności, w
warunkach ciągle żywych interesów usuwanych warstw pasożytniczych, w
warunkach trudności powojennych i ciągle ciężkiej sytuacji gospodarczej musiałoby
doprowadzić do przetasowań, wstrząsów, nieporozumień wewnątrz sojuszu
robotniczo-chłopskiego, tej elementarnej, zasadniczej podstawy społecznej rządów
ludowych w Polsce". Jest przy tym oczywiste, że to własną partię uważali socjaliści
za siłę szczególnie predysponowaną do realizacji takiej właśnie polityki. Nurtująca
socjalistów obawa przed zagrożeniem ze strony "reakcji" oraz przed
4
przekształceniem się ugrupowania Mikołajczyka w ognisko skupiające wszystkie
żywioły opozycyjne, nakazywała umacnianie sojuszu z PPR. Ale z drugiej strony z
coraz większą niechęcią odnosili się do jej dominacji, poszukując możliwości takiego
ułożenia stosunków między PPS, PPR i PSL, aby tę dominację podważyć. Dążenie
do pełnej samodzielności politycznej i równorzędności stawiało na porządku
dziennym przeformułowanie dotychczasowych zasad współpracy z PPR.
Na umacnianie się w łonie PPS tendencji do podkreślania swej
równorzędności wobec PPR poważny wpływ miało wstąpienie do partii Żuławskiego
i jego towarzyszy. Miało ono dwie istotne konsekwencje. Dało asumpt do uznania
podziałów ruchu socjalistycznego za fakt już tylko historyczny i do tworzenia klimatu
"pojednania" przy zacieraniu przesłanek wcześniejszych podziałow, co wyrażało się
m.in. w tezie, iż połączenie "nie jest to dla nas nic innego, jak zwycięstwo starych
zasad programowych i nowej linii politycznej partii". Równocześnie PPS została
niewątpliwie wzmocniona przez likwidację konkurencyjnego ośrodka
socjalistycznego i włączenie się do jej prac działaczy o uznanym autorytecie. Nie
oznaczało to wszkaże konsolidacji wewnętrznej partii, bowiem działacze ci w
większości wzmocnili nurt niechętny zacieśnianiu więzi z komunistami. Sprzyjało to
podnoszeniu haseł niezależności i równorzędności PPS wobec PPR i dążeniu do
umacniania pozycji partii socjalistycznej, nawet w walce z PPR. Na tej fali pojawiły
się także próby rehabilitacji linii politycznej okupacyjnej WRN. Skala tego zjawiska
zaniepokoiła kierownictwo PPS, skłaniając je do kolejnej deklaracji zdecydowanego
odrzucenia tej linii i woli nawiązywania do dorobku lewicy z lat wojny.
Postawy działaczy socjalistycznych w kwestii miejsca i roli PPS w Polsce
ujawniły się szerzej w związku z rozpoczętymi w końcu 1945 r. rozmowami w
sprawie utworzenia bloku wyborczego. Zarysowały się wówczas wśród przywódców
socjalistycznych cztery kierunki. W myśl pierwszego bezwzględny priorytet winna
mieć "jedność działania" z PPR, niezależnie od stosunków z innymi ugrupowaniami i
od efektów rozmów w sprawie bloku. Reprezentanci drugiego, stojąc na gruncie
ścisłej współpracy z komunistami, opowiadali się jednak za zdecydowanym
dążeniem do utworzenia bloku wszystkich legalnie działających stronnictw, widząc w
tym rozwiązanie optymalne. Na tworzenie bloku obejmującego tylko PPR, PPS, SL i
SD skłonni byli iść z wyraźną niechęcią, tylko w wypadku wyczerpania możliwości
porozumienia z PSL. Stanowisko trzecie skłaniało się ku blokowi sześciu stronnictw,
ale widziało w nim aletrnatywę nie dla bloku czterech, lecz dla samodzielnego
udziału PPS w wyborach i to niejdnokrotnie alternatywę mniej korzystną,
przyjmowaną raczej z konieczności niż głębokiego przekonania. Wreszcie kierunek
czwarty grupował przeciwników bloku wyborczego, opowiadających się za
swobodną walką i stworzeniem rządu koalicyjnego, uwzględniającego rozkład sił
ujawniony w elekcji.
Wśród czynników motywujących te koncepcje istotną rolę odgrywała ocena
wpływów partii w społeczeństwie. Wprawdzie nie było w tej materii pełnej zgodności,
na ogół jednak sądzono, że PPS dysponowała znacznym kredytem zaufania
5
społecznego, a wielu działaczy socjalistycznych skłaniało się ku opinii, iż kredyt ten
wzrósłby w wypadku zdystansowania się od niepopularnych działań PPR. Oceny te
splatały się z szerszymi poglądami na tak fundamentalne sprawy jak zasady
dalszego rozwoju Polski, miejsce kraju w strukturze stosunków międzynarodowych,
charakter PSL, układ sił między obozem reform a jego przeciwnikami i metody walki
z tymi ostatnimi.
Wydaje się, że większości czołowych działaczy PPS najbardziej odpowiadał
blok sześciu stronnictw. Jego utworzenie dawało szansę uniknięcia otwartej
konfrontacji między PPR a PSL, w której PPS - o ile chciała nadal realizować
dotychczasową linie polityczną - musiałaby opowiedzieć się po stronie komunistów,
bowiem - jak przewidywano - PSL stałoby się legalnym ogniwem całego obozu
przeciwników nowego systemu władzy. Natomiast względna równowaga sił między
PPR a PSL w ramach bloku stwarzała socjalistom stosunkowo największą swobodę
manewru, czyniąc z nich zarazem ugrupowanie o kluczowym znaczeniu
politycznym. Był to problem istotny, bowiem jakkolwiek w sprawach generalnych
droga rozwojowa Polski - w sensie jej miejsca w Europie i podstaw ustrojowych -
została przesądzona w 1944 r., to kwestią nadal otwartą zdawały się liczne
rozstrzygnięcia o bardziej szczegółowym, a istotnym znaczeniu. Socjalistom, a w
każdym razie znacznej ich części, bliska była koncepcja przebudowy Polski na
zasadzie - jak kiedyś to określił Feliks Perl - "rewolucji w majestacie prawa". Dlatego
pragnęli uniknąć konfrontacji z liberalno-demokratycznymi siłami opozycji, zdając
sobie sprawę z konsekwencji raz uruchomionych mechanizmów takiego starcia: "my
cierpliwie przemawiamy do wszystkich stronnictw politycznych, a między innymi do
PSL. Czy chcecie by was zlikwidowano?" - pytał Hochfeld na posiedzeniu Rady
Naczelnej PPS w marcu 1946 r. - "My nie chcemy likwidowania ludzi o innych
poglądach, dlatego nie chcemy rozgrywki, którą musielibyśmy prowadzić przy
pomocy bezpieczeństwa, sił i armat, bo nie wiemy czy ten proces nie poszedłby
dalej". Równocześnie współpracę z komunistami traktowano jako fundament
działalności partii. Nie była ona jednym z wielu możliwych rozwiązań, lecz tym, które
warunkowało poszukiwanie innych. Decydowały o tym nie tylko względy
ideologiczne, ale także ocena realnego układu sił między PPS a PPR i PSL.
Chodziło zatem przede wszystkim nie o to czy współpracować z PPR, lecz o to, jak
współpraca ta miała wyglądać. Z tego zaś punktu widzenia blok sześciu stronnictw
jawił się jako rozwiązanie stwarzające korzystniejsze warunki realizacji zasady
równorzędności. Fiasko rokowań z PSL i równoczesny nacisk PPR spowodowały, iż
kierownictwo PPS opowiedziało się w marcu 1946 r. za podjęciem walki wyborczej z
PSL. Charakterystyczne jednak było, iż decyzji tej towarzyszyło bardzo silne
zaakcentowanie samodzielności i równorzędności wobec PPR, przy jednoczesnych
deklaracjach "jednolitofrontowych". Na posiedzeniu Rady Naczelnej PPS w dniach
31 marca - 1 kwietnia 1946 r. sformułowane zostało po raz pierwszy teoretyczne
uzasadnienie tej równorzędności. Stała się nim wyłożona wówczas w zarysie teoria
"syntezy komunistycznego rewolucjonizmu i socjalistycznego demokratyzmu", której
głównym rzecznikiem był Julian Hochfeld.
6
Niepowodzenie pertraktacji z PSL, decyzje o zblokowaniu się tylko czterech
stronnictw i o referendum ludowym jako generalnej próbie sił przed wyborami nie
oznaczały wyrzeczenia się nadziei na porozumienie z Mikołajczykiem, szczególnie,
że w łonie PSL zarysowała się, narazie niezbyt jeszcze wyraźnie,
antymikołajczykowska opozycja. Niektórzy członkowie najwyższych władz PPS
wprost mówili, iż konfrontacja z PSL stwarzała zagrożenie nie tylko dla PPS, ale i dla
państwa. W wielu organizacjach PPS żywe były ciągle tendencje do samodzielnego
udziału w wyborach.
Problemem otwartym i jeszcze nie wyjaśnionym był wpływ na postawę
socjalistów polskich wydarzeń w innych krajach Europy środkowej. W szczególności
nasuwa się pytanie o wpływ zjednoczenia ruchu robotniczego w radzieckiej strefie
okupacyjnej Niemiec w kwietniu 1946 r. oraz rezultatów wyborów parlamentarnych
na Węgrzech i w Czechosłowacji.
Po fiasku rokowań z PSL w sprawie bloku wyborczego, PPS - mimo
wewnętrznych oporów, lecz przy uznaniu braku alternatywy - przystąpiła do
kampanii antypeeselowskiej, zainicjowanej 27 lutego wielkim zebraniem aktywu obu
partii robotniczych w Warszawie. Po podjęciu decyzji o przeprowadzeniu referendum
w sprawie politycznego, społeczno-ekonomicznego i terytorialnego kształtu Polski,
PPS na szeroką skalę zaangażowała się w przygotowania do tego aktu. Jednym z
motywów przewijających się w akcji propagandowej była ostra krytyka kierownictwa
PSL, któremu zarzucano, że stawało się ogniskiem skupiającym wszystkie siły
wrogie "władzy ludowej" i legalnym dla nich oparciem. Dla sytuacji w PPS
znamienna była jednak konieczność opublikowania artykułu Stanisława Szwalbego
pod charakterystycznym tytułem: "O właściwą ocenę stosunku PPS do PSL i
Str[onnictwa] Pracy. Przywódcy partii deklarowali odrzucenie jakiegokolwiek sojuszu
z PSL i walki z PPR, prezentując wolę konsekwentnych zmagań z całym obozem
przeciwników, w tym i ze stronnictwem Mikołajczyka, co było adresowane również
do niektórych środowisk wewnątrz partii. Tym niemniej w toku tej wielkiej kampanii
politycznej dawały o sobie znać wątpliwości co do słuszności dotychczasowej
polityki obozu władzy i formułowane były w różnej formie pytania czy to nie PPS była
bardziej powołana do rozwiązywania nabrzmiałych problemów. Kryła się tam obawa
niektórych przywódców socjalistycznych, że polityka PPR doprowadzi do
ostatecznego starcia z PSL i uniemożliwi jakiekolwiek kompromisy, na których PPS
tak zależało.
W tym kontekście pojawiło się hasło o przejęciu przez PPS roli sternika tzw.
"obozu demokratycznego" i organizatora jedności narodu. Kwestię tę wyraźnie
postawił Osóbka-Morawski w przemówieniu wygłoszonym na zjeździe socjalistów-
uczestników walk z Niemcami. Gloryfikatorska ocena dziejów ruchu socjalistycznego
posłużyła mu jako odskocznia do formułowania bieżących celów i aspiracji. Jako
logiczny wniosek wysnuwał z niej twierdzenie, że właśnie PPS była powołana do
określania dróg dziejowych Polski zgodnie z narodową racją stanu: "Nie jestem
szowinistą partyjnym - mówił - ale czasem mi się wydaje, że najlepiej i najrozsądniej
7
tę polską drogę i tę polską rację stanu wyczuwa i reprezentuje nasza odrodzona
Polska Partia Socjalistyczna".
Ocena odbytego 30 czerwca referendum formułowana przez PPS była
złożona. Jej autorzy demonstrowali przekonanie, że wyniki referendum stanowiły
wielkie zwycięstwo bloku czterech stronnictw i reprezentowanego przezeń programu
politycznego. Polityka PSL ocenina była nader krytycznie, ale nie wyrzekano się
ciągle myśli o porozumieniu z tym stronnictwem. Zasadniczym motywem takiego
porozumienia miała być konieczność zapewnienia Polsce spokoju wewnętrznego,
traktowanego jako warunek powodzenia odbudowy kraju. Bardzo mocny nacisk na
ten właśnie problem kładł w publicznym wystąpieniu sekretarz generalny PPS Józef
Cyrankiewicz kilka dni po referendum. Szerzej przedstawił swe stanowisko na
posiedzeniu Rady Naczelnej PPS w sierpniu. Powiedział wówczas m.in.: "Wiemy, że
stojąc na stanowisku bloku 6-ciu jesteśmy najgorętszymi przez to zwolennikami
usunięcia Polski z areny rozgrywki, która toczy się nie o naszą skórę. Po prostu,
jeżeli nieraz porównuje się Polskę do piłki, którą się rozgrywa mecz - to po pierwsze,
my nie chcemy być piłką, a po drugie, jeżeli już tak jest, że jesteśmy tą piłką, to
trzeba pamiętać, że jesteśmy biologicznie na granicy wyczerpania, że po prostu
uchodzi z tej piłki powietrze, że nie nadajemy się na tę piłkę, niech sobie grają
czymś innym. Ale to nie jest proste. Spokój wewnętrzny w Polsce nie jest łatwy do
osiągnięcia. Ale jest konieczny. Jest pierwszym i podstawowym warunkiem
odbudowy, jest pierwszym i podstawowym warunkiem realizowania socjalizmu na tej
drodze, polskiej drodze, która jest nową drogą".
Jednocześnie przywódcy PPS dawali wyraz przekonaniu, że w referendum
ujawniły się głębokie podziały społeczeństwa i ograniczony charakter poparcia
udzielanego obozowi władzy. Miarodajny przedstawiciel kierownictwa partii,
Kazimierz Rusinek pisał: "Mamy pełne prawo nazwać się zwycięzcami, ale popełnia
błąd, kto wpada w entuzjazm i zachwyt, kto pisze i mówi o pełnym zwycięstwie
naszego obozu. Stosunkowo duży procent negatywnych odpowiedzi na drugie i
trzecie pytanie i głosy Ťnieť na pierwsze obalają teorię o zjednoczeniu całego
narodu i nie potwierdzają opinii, że Rząd Jedności Narodowej cieszy się zaufaniem
całego społeczeństwa i że cały naród akceptuje dotychczasową politykę Rządu i
godzi się na przeprowadzone reformy społeczno-gospodarcze [...] Upraszcza
sytuację, kto wszystkie głosy na Ťnieť nazywa głosami czarnej reakcji faszyzmu. W
naszym pojęciu są to głosy legalnej opozycji (Mikołajczyk) zasilone głosami
wydziedziczonych i ostatnich dziedziców szlacheckiej Polski, głosy ulegalizowanej
średniej burżuazji i mieszczaństwa i głosy wstecznej reakcji oraz głosy
terrorystycznych grup faszystowskich. Do głosów Ťnieť zaliczyć musimy także głosy
części naszego duchowieństwa i sióstr zakonnych, a także głosy obiektywnie
niezadowolonych, pozbawionych mieszkań, źle wynagradzanych, głodnych i
obdartych. Przez tych ostatnich przemawiała nie wyrozumowana opozycja lub
klasowa wrogość do nowego ustroju, tylko rozpacz ich materialnego położenia,
odczuwana nierówność społeczna, co dnia doznawane krzywdy, żal i
8
rozczarowanie". Rusinek dość jednoznacznie wskazywał przyczyny braku poparcia
dla partii robotniczych nawet w szeregach klasy robotniczej. Widział je w
lekceważeniu ludzi pracy i ich problemów, w niewłaściwym stosunku do protestów
robotniczych, w uprzywilejowaniu aparatu biurokratycznego, jego panoszeniu się i
korupcji.
Ocena dotychczasowego rozwoju wydarzeń, których ukoronowaniem było
referendum, generowała przekonanie o potrzebie ponownego poszukiwania dróg
porozumienia się z siłami liberalno-demokratycznymi. Była to w swym zamyśle idea
przeciwstawna stanowisku kierownictwa PPR, które już wówczas przekreślało
możliwość stworzenia bloku z udziałem PSL, a ewentualne rokowania traktowało
czysto instrumentalnie: jako sposób przekonania PPS o ich bezcelowości. Nie
sposób nie zauważyć, że w tych warunkach nastawienie się - mimo niepowodzenia
dotychczasowych wysiłków i mimo referendum - na porozumienie z PSL łączyło się
z zakwestionowaniem wcześniejszych posunięć PPR.
Pepesowska koncepcja jedności narodu przedstawiona została najpełniej
przez Edwarda Osóbkę-Morawskiego, choć już z przytoczonych wypowiedzi
wywnioskować można, że składające się na nią poglądy znajdowały poparcie i
innych przywódców PPS. Swe stanowisko przewodniczący CKW wyłożył w cyklu
artykułów opublikowanych na łamach "Robotnika" i w terenowej prasie PPS.
Przywódca partii pisał: "PPS, wbrew może nawet pozorom, zawsze doceniała
zagadnienie jedności narodu. W okresie poprzedniej, blisko półtorawiekowej niewoli,
jednoczyła najszersze masy naszego narodu wokół najważniejszej sprawy - walki o
niepodległość państwową. W okresie pierwszej niepodległości nigdy interesu
partyjnego nie stawiała nad interesy państwa, a broniąc interesów świata pracy,
umiała harmonizować je z interesami ogólnopaństwowymi". Był to jeszcze jeden
przykład swoistego stosunku do przeszłości PPS, ale przecież każde zdanie niosło
w sobie wartości aktualnopolityczne, łatwe do zrozumienia w kontekście ówczesnej
walki politycznej. Uwagi o godzeniu interesu partyjnego z racją stanu posiadały
adresatów po obu stronach barykady. Jasno wynikało to zresztą z dalszego wywodu:
"Myślę, że PPS jeśli nie lepiej, to przynajmniej nie gorzej od innych nadaje się do tej
roli. Żeby osiągnąć sukces na odcinku jedności narodu trzeba dwóch podstawowych
rzeczy: trzeba tego serdecznie chcieć i trzeba to umieć robić [...] My - PPS, mało,
może za mało mówiliśmy dotąd o potrzebie jedności narodu, za mało może
wyciągaliśmy ręce po sztandar tej jedności. Ale wydaje mi się, że dobrze się stanie,
jeżeli my z kolei podniesiemy ten sztandar i spóbujemy szczerze i gorąco służyć tej
wielkiej sprawie". łatwo tu spostrzec podstawowe tezy. Po pierwsze, nie udało się
dotąd osiągnąć jedności narodu, co należało odczytać jako niezbyt głęboko ukrytą
krytykę polityki PPR. Po drugie, wskazywano na szczególne predyspozycje PPS do
zbudowania owej jedności pod własnym sztandarem.
W kolejnym artykule tezy te zostały rozwinięte. Osóbka--Morawski jako
podstawową przeszkodę w budowie jedności narodu wskazał obawy społeczeństwa
przed dyktaturą proletariatu i przed uczynieniem z Polski republiki radzieckiej.
9
Kluczowe jednak było twierdzenie, że między legalnymi stronnictwami "w
podstawowych problemach polskiej polityki zagranicznej i wewnętrznej nie ma
właściwie zasadniczych różnic". Było to diagnozą tyleż błędną, co odmienną od
prezentowanej przez PPR.
Przewodniczący CKW dowodził, że niezbędnym warunkiem jedności narodu
była jedność klasy robotniczej, zmaterializowana we współpracy partii klasę ową
reprezentujących, tzn. PPS i PPR. To, że "jedni za dużo operują hasłem przodującej
partii, a drudzy za dużo powołują się na stare zasługi i tradycje" uważał za
przszkodę w tejże wspólpracy, ale nie mniej ważne było stwierdzenie, że jedność
klasy robotniczej - jakkolwiek niezbędna - nie wystarczy do jedności narodu.
Konieczny był też "ścisły i serdeczny sojusz robotniczo-chłopski", któremu
przeszkadzało rozbicie ruchu ludowego i stanowisko kierownictwa PSL. Jako
dyrektywę polityczną Osóbka-Morawski formułował zatem dążenie do wciągnięcia
do współpracy wewnętrznej opozycji w PSL. W konkluzji swych rozważań
przewodniczący CKW PPS pisał, że w "obecnej sytuacji Polski tej bezcennej dla nas
jedności narodowej nie osiągniemy bez bloku wyborczego".
Osóbka-Morawski powrócił do tej kwestii w referacie wygłoszonym na forum
Rady Naczelnej PPS 25 sierpnia 1946 r., ponownie wówczas podkreślając, że PPS
uważała jedność narodową za podstawowy warunek normalizacji stosunków
wewnętrznych i szybkiej odbudowy kraju z wojennych zniszczeń. Zapewnił także, że
partia zamierzała nadal usilnie dążyć do urzeczywistnienia tej jedności. Rozumiał
przez to przede wszystkim utworzenie bloku wyborczego z udziałem wszystkich
stronnictw politycznych. W tej wypowiedzi nie akcentował wprawdzie kierowniczej
roli PPS w tak pomyślanej jedności narodu, a nawet tłumaczył, iż wcześniej nie o
hegemonię mu chodziło, lecz jedynie o inicjatywę socjalistów, niemniej wkrótce, na
wielkim wiecu w łodzi 15 września, powrócił do pierwotnego stanowiska.
Również Cyrankiewicz, choć nie ujmował tego we frazeologię "jednościową",
uważał wówczas za wskazane osiągnięcie porozumienia z PSL, traktując je jako
niezbędną przesłankę powstania systemu stronnictw "gwarantujących sobie
wzajemnie współudział w rządzeniu i wykluczających wzajemnie wszelkie dążenia
do monopartyjności. W porozumieniu takim widział także szansę na spokój
wewnętrzny, a w konsekwencji stworzenie warunków dla rozszerzenia zakresu
stosowanej demokracji. Jednakże i w jego wypowiedziach znalazło się twierdzenie
jakoby PPS miała "historyczne prawa do przodowania narodowi polskiemu w jego
trudnej drodze". O takiej właśnie roli partii socjalistycznej wspominał także Stanisław
Szwalbe, co w sumie oznaczało zgodność liderów PPS w tej materii.
Idea "jedności narodu" nie była nowością. W latach wojny komuniści
formułowali ją w postaci programu frontów narodowych. Odwoływały się do niej
stronnictwa związane z rządem polskim. Koncepcja wysunięta przez socjalistów w
1946 r. miała jednak pewną cechę szczególną. Przywódcy PPS uważali, że
społeczeństwu polskiemu właściwy był system wartości, w którym nadrzędne
miejsce zajmowała niepodległość i suwerenność państwowa, demokracja i
10
sprawiedliwość społeczna i to w tym sensie i w takich wzajemnych relacjach, jak to
formułowała doktryna PPS. Towarzyszyło temu przekonanie, że PPS posiadała
dzięki temu wyjątkowe predyspozycje do konsolidowania społeczeństwa wokół
podstawowych zadań bieżących i perspektywicznych. Uważano, że PPS zawarła w
swym programie elementy korespondujące z racjonalnie pojętymi celami i
komunistów, i ugrupowań liberalno-demokratycznych, co umożliwiać jej miało
spełnienie roli mediatora. Abstrahowano jednak od faktu, że to właśnie, co
poczytywano za szczególną zaletę partii socjalistycznej, w warunkach
destruktywnego konfliktu między owymi siłami politycznymi stawało się elementem
niepożądanym przez zainteresowane strony. Właśnie z racji mediacyjnych zapędów
PPS - niezależnie od rzeczywistych ich motywów - partnerzy skłonni byli oceniać jej
poczynania negatywnie, przypisując jej chwiejność i skłonność do porozumienia z
przeciwnikiem. W konkretnych warunkach potencjalny mediator stawał zatem wobec
niemiłej mu alternatywy: musiał opowiedzieć się po jednej ze stron, co oznaczało
walkę ze stroną drugą. W praktyce, mimo takich czy innych wahań i zastrzeżeń,
kierownictwo PPS rozumiało konieczność pozostawania w jednym obozie z
komunistami. Nie wszyscy przywódcy partii dostrzegali jednak, że w tych warunkach
hasła o szczególnej roli ich partii były po prostu pozbawione podstaw, a
poszukiwanie możliwości kompromisu z PSL musiało ściągnąć potępienie ze strony
PPR ze wszystkimi tego konsekwencjami.
PPR pragnęła uczynić z hasła "jedności narodowej" instrument stabilizacji
swego panowania, co musiało implikować traktowanie poczynań socjalistów jako
konkurencyjnych i zagrażających tym celom. Oczywiste było bowiem, iż dla PPS
koncepcja "jedności narodu" była również instrumentem walki o miejsce w polskim
systemie politycznym i o zakres wpływu na przebieg procesów politycznych i
społeczno-ekonomicznych w kraju. Koncepcja socjalistów zakładała - i to było
podstawową jej słabością - możliwość zmiany istniejącego układu sił, a co więcej:
gotowość kontrahentów do osiągnięcia stanu równowagi w drodze kompromisu. Ten
ostatni był zaś wątpliwy, gdyż oznaczać musiał ograniczenie, jeśli nie zawieszenie
dążeń do realizacji ich istotnych celów politycznych.
Jednym z centralnych problemów pepesowskich koncepcji wysuwanych latem
1946 r. było - postawione z niespotykaną dotąd siłą - zagadnienie równorzędności
PPS i PPR. Tak jak koncepcja "jedności narodu" określała aspiracje do zajęcia przez
PPS szczególnego miejsca między PPR a PSL, tak głoszony wówczas model
"jednolitego frontu" określał dążenie socjalistów do korekty stosunków z
komunistami. Wysuwana przez PPS koncepcja stosunków między dwoma partiami
robotniczymi miała charakter postulatywno-krytyczny. Równie często mówiono jak
powinny one wyglądać i wskazywano jak kształtować się nie mogły. "Jednolity front
nie polega na tym, aby jedni rządzili, a drudzy się podporządkowywali, aby jedni
stawiali warunki, a drudzy potulnie kiwali głowami - pisał Osóbka-Morawski - ale aby
obydwie partie starały się uzgodnić stanowisko w imię interesu całości i aby
współnie brały odpowiedzialność za całość życia. Każda z obydwu partii
11
robotniczych ma swoje wartości i swoją bazę członkowską i tylko równorzędne
traktowanie się nawzajem wniesie harmonię i jedność oraz całość swego dorobku
dla wspólnej sprawy. Kto inaczej jednolity front rozumie ten nie jest dobrym
jednolitofrontowcem". W tym względzie dość podobny pogląd reprezentował - w
wielu kwestiach różniący się od przewodniczącego CKW - Cyrankiewicz. Wskazywał
on, iż gwarancją efektywności współpracy musiała być rezygnacja z traktowania jej
jako instrumentu podporządkowania jednej partii drugiej. "Na pewno nikt z
peperowców nie wyobraża sobie jednolitego frontu jako jednostronnego dyktanda
Polskiej Partii Socjalistycznej - stwierdzał - bo to byłby nonsens i to nie byłby
jednolity front i nikt z pepesowców, szczerych jednolitofrontowców, nie wyobraża
sobie tego także odwrotnie. Jednolity front polega na stałym uzgadnianiu poglądów,
na wspólnym wytyczaniu dróg i tempa marszu, na współdziałaniu, które jest syntezą
myślenia obu partii, na walce, która jest walką o wspólne zwycięstwo". Sekretarz
generalny PPS przyrównywał współpracę z PPR do "nowoczesnego małżeństwa",
zawartego "z rozsądku, jeśli nie zawsze jednakowo płoną uczucia", małżeństwa
nierozerwalnego, ale między równorzędnymi partnerami, bo "jesteśmy partią
niezależną, jesteśmy partią równorzędną i mamy wszelkie prawo polityczne i
moralne walczyć o tę równorzędność".
Wyraźnie ostrzej brzmiały wystąpienia Drobnera i Wachowicza, którzy otwarcie
kwestionowali istniejącą praktykę stosunków między PPS i PPR, domagając się
odebrania PPR jej pozycji. Obaj w mniejszym stopniu byli skrępowani wymogami gry
politycznej na najwyższym szczeblu, a posiadali silne oparcie w swych
organizacjach wojewódzkich.
Wachwowicz w cyklu artykułów pt. "List do przyjaciela z PPR" z brutalną
szczerością napisał to, co inni mówili językiem ezopowym, co dawali do
zrozumienia, czego kazali się domyślać. Przedstawił całą konkretną listę zarzutów
pod adresem komunistów. Dowodził, że PPS nie była traktowana przez nich jako
partia równorzędna i współrządząca, że obarczając ją odpowiedzialnością za
politykę rządu nie umożliwiono efektywnego kształtowania tej polityki.
Wyeksponował fakty rażących dysproporcji w obsadzie aparatu gospodarczego,
administracji państwowej oraz aparatu bezpieczeństwa. Sformułował bezwzględny
postulat ich wyrównania. Uważał, że to właśnie "PPS ma prawo wskazywać drogę
polskiemu narodowi i polskiej klasie pracującej i za naszą 54-letnią walkę,
działalność i moralny kredyt, naród polski i polska klasa pracująca żądają od PPS,
aby w rachunku historycznym i nadal pozostały ze sobą nierozerwalne dwie sprawy,
dwa pojęcia zasadnicze, dwa punkty naczelne naszej polityki: Niepodległość i
socjalizm. My, polscy socjaliści, nie jesteśmy firmą z dopiskiem Ťsociete anonimeť,
my jesteśmy z pnia i z korzeni wyrośli z tęsknoty polskiego ludu". Nie bez znaczenia
była w tym kontekście uwaga, że PPS "nie ma wujków na północy i południu", co
było oczywistą aluzją do zagranicznego poparcia dla PPR i PSL, a zarazem miało
gruntować sterotyp PPS jako partii autentycznie narodowej. Nawiązując do wzmianki
Cyrankiewicza o "nowoczesnym małżeństwie", Wachowicz dopowiadał, że w myśl
12
nowego kodeksu cywilnego małżeństwo takie mogło być rozwiązane na skutek
naruszenia praw jednego z współmałżonków. Była to wyraźna groźba zerwania
współpracy z PPR, gdyby ta nie chciała uwzględnić postulatów socjalistów. Czy
jednak Wachowicz rzeczywiście pragnął "rozwodu"? Ten sam polityk 30 sierpnia, a
więc ciągle jeszcze w okresie napięcia między PPS a PPR, na wielkim
zgromadzeniu socjalstów w łodzi mówił: "Jesteśmy fanatycznymi zwolennikami
jedności robotniczej, jednolity front stanowi dla nas problem, którego nie wolno
dyskutować". Ale natychmiast wyjaśniał jak pojmuje ów jednolity front, domagając
się by współpracę oprzeć "na wzajemnym zaufaniu, na uczciwym ocenianiu
wpływów i sił partnerów, na uzgadnianiu wspólnych akcji oraz utrzymaniu
płaszczyzny współpracy na warunkach równi z równymi". Czy zatem szermowanie
aluzjami o "nowoczesnym małżeństwie" nie powinno być rozumiane wyłącznie jako
środek nacisku na PPR?
Tezy zaprezentowane w "Liście" Wachowicza spotkały się z entuzjastycznym
poparciem Drobnera, który przy okazji przedstawił i swój pogląd. Deklarował
poparcie dla współpracy z ko- munistami w imię wspólnoty celów
perspektywicznych, jednak z drugiej strony mocno akcentował odmienność
podejścia do zagadnień taktycznych, odrębność programową własnej partii i sa-
modzielność dokonywanej przez nią analizy sytuacji politycznej. Podkreślał
niezbywalność praw PPS w tym zakresie, pojmując je jako atrybuty niezależności
partii.
Wystąpienia przywódców PPS, niezależnie od intencji im przyświecających,
trafiały na podatny grunt dołowych ogniw organizacji, gdzie pojawiła się tendencja do
interpretowania ich w duchu eskalacji sporów z komunistami i uzależniania dalszej
współpracy od spełnienia przez PPR określonych warunków. Równocześnie zaś
wśród części aktywu socjalistycznego, skupionej wokół Stefana Matuszewskiego,
wywołało to dążenia do zmiany linii kierownictwa partii w duchu podporządkowania
jej polityce PPR.
Poglądy zaprezentowane przez czołowych działaczy PPS spotkały się z
negatywną reakcją kierownictwa PPR. Znalazło to wyraz w artykule Gomułki pt.
"Nasze stanowisko", zarzucającym socjalistom osłabianie współdziałania partii
robotniczych i partykularyzm partyjny, a nawet osobistą drażliwość, nie mającą nic
wspólnego z interesem klasy robotniczej. Nierównoprawność PPS wobec PPR
sekretarz partii komunistycznej uznał po prostu za "urojoną krzywdę", a jej publiczne
roztrząsanie za niepowetowaną szkodę wyrządzoną sprawie "jednolitego frontu".
Ukształtowany stosunek sił w aparacie państwowym był dlań już faktem dokonanym.
Istotę współpracy międzypartyjnej wi- dział we wspólnie wypracowanym i
realizowanym programie dzia- łania, a nie w proporcjach personalnych.
Ustosunkowując się do koncepcji "jedności narodu", uznał ją za kompromisową
wobec przeciwników politycznych i mitologicznej już "reakcji". W kontekście ocen
PSL formułowanych przez PPR ten ostatni zarzut był jednak wielce wymowny.
13
Dążenie PPS do - jak to określono - "hegemonii w obozie demokratycznym"
znacznie ostrzej skrytykowane zostało na plenum KC PPR we wrześniu 1946 r.
Gomułka scharakteryzował wtedy politykę realizowaną przez PPS od 1945 r. jako
ewolucję "na prawo", zauważając, że w ówczesnej sytuacji partia ta "zaczyna coraz
wyraźniej spełniać rolę pewnego hamulca w walce demokracji z reakcją [...] chce
budować ten swój socjalizm przy pomocy elementów prawicowych, przy pomocy
reakcji, w walce z lewicą, w walce z PPR". A stąd wyprowadzał wniosek, że "hasło
socjalizmu głoszone przez PPS jest czczym frazesem". Kwalifikował PPS jako partię
niemarksistowską, a przez to nie mogącą dążyć do socjalizmu, stwarzającą
natomiast groźbę cofnięcia się na drodze budowy nowego ustroju w wypadku
wzrostu jej wpływów. Konkluzją musiało być stwierdzenie, że partia socjalistyczna
musiała zadowolić się dotychczasową pozycją. Znamienne było wskazanie jako
jedynego rozwiązania "problemu PPS" zjednoczenia ruchu robotniczego w Polsce.
Gomułka sformułował jednocześnie dyrektywę umacniania współdziałania dołowych
ogniw obu partii, by w ten sposób wywrzeć nacisk na kierownictwo socjalistów.
Zbieżne z opinią wyrażoną przez Gomułkę były poglądy grupy działaczy
socjalistycznych związanych z Matuszewskim. Wystąpili oni z ostrą krytyką
koncepcji lansowanych przez Osóbkę-Morawskiego, Wachowicza, Drobnera, a
poniekąd i przez Cyrankiewicza. Potępiali dążenia do kompromisu i porozumienia
wyborczego z PSL, dopatrując się w nim ulegania "reakcji". Kierownictwo partii
oskarżali o tolerowanie postaw "antyjednolitofrontowych", o rozluźnienie dyscypliny
partyjnej i wypaczanie linii politycznej wytyczonej we wcześniejszym okresie. W
hasłach samodzielności i równorzędności dopatrywali się wrogości wobec PPR, a
dążenie do wyrównywania wpływów w gospodarce i administracji ocenili jako
"niezdrową rywalizację" z komunistami, przynoszącą szkody klasie robotniczej.
Kwestia współpracy z PPR weszła pod obrady Rady Naczelnej PPS.
Wyrazicielem nurtu dominującego w kierownictwie partii był Cyrankiewicz, autor
programowego referatu na tym posiedzeniu. Podjął on ponownie próbę określenia
przesłanek, zasad i celów współpracy z komunistami. Przekonywał, że jedność
działania przy równorzędności kontrahentów miała uzasadnienie wewnętrzne i
zewnętrzne. Przypomniał rolę komunistów w instalowaniu nowej władzy i zaufanie
do nich ze strony ZSRR. Nie omieszkał jednak zaznaczyć, że również w radzieckim
interesie leżało rozszerzenie społecznej bazy sojuszu, a to mogła zaoferować
właśnie PPS, o tyle wszakże, o ile zyskałaby odpowiednie znaczenie wewnętrzne.
Cyrankiewicz, zgadzał się, że niezależność partii mogła być ograniczona, bowiem
nie była oderwana od warunków działania. Ale uważał, iż ograniczenia jednakowo
powinny dotykać obu stron i wynikać ze wspólnych uzgodnień, a nie z dyktatu. Nie
rezygnował też z postulatu zwiększenia udziału socjalistów w aparacie władzy,
proporcjonalnie do ich rzeczywistych wpływów w społeczeństwie.
PPS uzasadniała swe aspiracje tezą, iż rozwój jej stanu posiadania i wpływów
społecznych leżał w interesie całego tzw. "bloku demokratycznego", bowiem był
równoznaczny z poszerzaniem jego bazy społecznej. Dość demagogicznie
14
twierdzono przy tym jakoby sprzyjało to przekształcaniu mas pracujących w
politycznego współtwórcę polskiej rzeczywistości, co w konsekwencji miało
ograniczać odgórny charakter przemian. Domagali się socjaliści zaufania do siebie i
do ludzi skupionych pod ich sztandarami, dowodząc, że deprecjonowanie ich roli w
państwie i nierównorzędność podważały ich autorytet, gdyż nie mogła zyskiwać
poparcia partia obciążona wprawdzie odpowiedzialnością za państwo, ale nie
mająca na funkcjonowanie tego państwa istotnego wpływu. Przywódcy socjalistów
gotowi byli wziąć współodpowiedzialność za decyzje rządu, również te niepopularne,
ale tylko o tyle, o ile towarzyszyłby temu rzeczywisty wpływ na kształtowanie jego
polityki.
Przemawiając na posiedzeniu Rady Naczelnej, Cyrankiewicz podkreślił, że
sojusz z PPR nie mógł nie dopuszczać możliwości różnic w sprawach taktyki.
Wysuwanie własnych koncepcji uważał za dobre prawo partii. "Są tacy - powiadał -
którzy najwygodniej w świecie mieszają dwa pojęcie. Jednolity front, który jest i musi
być ustawicznym uzgadnianiem i wyrównywaniem się równorzędnych partnerów -
mieszają z pojęciem służby wojskowej i dyscypliny, albo służby w kościele, w
dodatku w cudzym kościele, i nieomylność widzą zawsze w drugiej partii". Te
ostatnie słowa bez wątpienia skierowane były do sympatyków Matuszewskiego.
"Jednolitego frontu nie da się symulować pieczątką partyjną" - ostrzegał. - "Jednolity
front to jest codzienny wysiłek, a nie codzienne nabożeństwo. Jednolity front rodzi
się na bardzo szerokim polu, a nie w gabineciku i na konwentyklu".
Rada Naczelna zaakceptowała w istocie stanowisko, które w swych
wystąpieniach zaprezentowali liderzy partii. Przyjęta uchwała aprobowała ponowną
próbę stworzenia bloku wyborczego z udziałem PSL, jednakże wyraźnie ostrzegała,
że "ugrupowania odmawiające udziału w bloku, a tym samym swego współudziału w
osiągmnięciu spokoju wewnętrznego, będzie PPS uważała za swych przeciwników i
za obiektywnych popleczników reakcji". Potwierdzono nadrzędność sojuszu z PPR i
zobowiązano organizacje partyjne do lojalnej współpracy z komunistami przy oparciu
jej na zasadach pełnej równorzędności i równoprawności stron. Zakazano
publicznego krytykowania "bratniej partii" i praktyki współdziałania z nią przed
wcześniejszym wyczerpaniem możliwości dyskretnego rozwiązania sporów. Samą
zasadę "jednolitego frontu" określono mianem podstawy przyszłości socjalizmu i
pokoju w skali międzynarodowej, odrzucając możliwość jej kwestionowania.
Obrady i decyzje Rady Naczelnej przyniosły porażkę grupie skupionej wokół
Matuszewskiego, która korzystając z poparcia niektórych członków kierownictwa
PPR podjęła w okresie poprzedzającym posiedzenie Rady propagandowe i
organizacyjne działania zmierzające do zmiany linii partii i składu jej kierownictwa.
Przywódcy PPS zgodni byli w potępieniu zarówno form, jak i treści tych działań. W
walce z nimi korzystali z poparcia nurtu reprezentowanego przez Drobnera i
Wachowicza, ale nie oznaczało to akceptacji dla jego postaw i sposobu artykulacji
poglądów. Odrzucono tendencje krańcowe, aczkolwiek były one wywodzone z
zupełnie różnych przesłanek. Konsekwencje organizacyjne dotknęły jednak tylko
15
działaczy pierwszej z wymienionych orientacji. Stefan Matuszewski i Antoni Kamiński
nie weszli już do nowego Centralnego Komitetu Wykonawczego. Zastąpili ich: Julian
Hochfeld, Adam Rapacki i Stanisław Piaskowski, wszyscy uchodzący za rzeczników
niezależności PPS.
Czy stanowisko polityczne, które znalazło wyraz w enuncjacjach członków
kierownictwa PPS latem 1946 r. podważało sojusz z komunistami? Odpowiedź na to
pytanie nie była bynajmniej tak prosta, jak wynikałoby z opinii wyrażanych niekiedy
w literaturze. Zgodzić by się z nimi można tylko wtedy, jeśli przyjąć, że istnieć mogła
wyłącznie jedna koncepcja tego sojuszu, wykluczająca prawomocność innych
poglądów na ten temat niż te, jakie wówczas głosiła PPR. Partia owa promowała
taką wizję "jednolitego frontu", w ramach której sama musiała odgrywać kierowniczą
rolę, jeśli ów front, rozumiany jako forma sojuszu międzypartyjnego, miał być
instrumentem realizacji jej doktryny. Każde naruszenie określonego w ten sposób
porządku rzeczy musiało być w konsekwencji traktowane jako zagrożenie jej
interesów, a więc zwalczane jako działanie "antyjednolitofrontowe". Stanowisko PPS
nie podważało idei współdziałania partii robotniczych, natomiast kwestionowało jej
formułę wdrażaną w praktyce partii komunistycznej. Dotyczyło to także działaczy
takich jak Drobner i Wachowicz, jakkolwiek nie cofali się oni przed daleko idącą,
publiczną krytyką partnerów. Istnieli wszakże w PPS i tacy, którym myśl o zerwaniu
współpracy z PPR nie była obca i którzy w publicznych dyskusjach między dwoma
partiami znajdowali oparcie dla tego stanowiska. Kierownictwo PPS miało jednakże
świadomość uwarunkowań, w jakich przyszło mu działać i w ich ramach dążyło do
zapewnienia swej partii wpływu na bieg wydarzeń. Rozumiano, że zerwanie z PPR,
czy choćby podważenie współdziałania, mogło grozić nieobliczalnymi
konsekwencjami. "Nie zatapia się łodzi, w której się siedzi, z tego powodu, że jest w
łodzi chwilowy taki czy inny spór o kierunek" - mówił Cyrankiewicz na forum Rady
Naczelnej. - "Tak samo nie wyskakuje się z łodzi, gdy jest spór, aby z tego powodu
popełnić samobójstwo".
Przebieg sierpniowych obrad Rady Naczelnej i jej uchwały oraz porażka grupy
Matuszewskiego sprzyjały utrzymywaniu się przez pewien czas koncepcji o
szczególnej predystynacji PPS do przewodzenia społeczeństwu polskiemu, czego
dowodem był wspomniany już wielki wiec w łodzi 15 września 1946 r. Wkrótce
jednak sytuacja uległa zmianie. Złudne okazały się nadzieje socjalistów na
możliwość porozumienia z PSL. Przywódcy PPS z wyraźnym żalem rozstawali się z
ideą złagodzenia wewnętrznych napięć poprzez stworzenie bloku wszystkich
legalnie działających stronnictw, ale też nie pozostawiali wątpliwości co do swej opcji
w takiej sytuacji. 28 września ogłosili akces swej partii do bloku wyborczego czterech
stronnictw, już bez udziału PSL i SP. Hochfeld w artykule pod znamiennym tytułem
"Rachunek sumienia", podkreślał, że PPS świadoma konieczności urzeczywistnienia
koncepcji, które legły u podstaw PKWN, zrobiła wszystko co mogła dla ograniczenia
społecznych kosztów jej realizacji. Próbą zapewnienia krajowi niezbędnego spokoju
był Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej. Powstała szansa wprowadzenia
16
nowego systemu gospodarczo-społecznego "bez trwonienia tradycyjnych, a
pozytywnych wartości, bez szafowania kapitałem ludzkim, bez uszczuplania praw
wolnościowych jednostki". Niewykorzystanie tej szansy nie obciążało - zdaniem
Hochfelda - ani PPS, ani obozu, którego była ona składnikiem.
Definitywne rozstrzygnięcie kwestii bloku wyborczego określało sytuację, w
jakiej przyszło socjalistom dalej kształtować ich stosunek do PPR. Stawał przed nimi
problem: jak w warunkach osiągającego właśnie apogeum konfliktu między tzw.
"blokiem demokratycznym" a legalną i nielegalną opozycją realizować politykę
samodzielności? Czy było to w ogóle możliwe i czy stawiali oni przed sobą takie
zadanie?
W październiku i listopadzie 1946 r. między kierownictwami obu partii
robotniczych toczyły się rozmowy w sprawie zawarcia umowy o jedności działania,
która byłaby formalną podstawą kształtowania się wzajemnych stosunków, a
równocześnie manifestowałaby zgodność obu partii w podstawowych kwestiach w
przededniu wyborów do Sejmu Ustawodawczego. Hochfeld pisał: "PPS stoi na
stanowisku jednolitofrontowym świadomie, konsekwentnie, wiernie i bezwarunkowo.
PPS zdecydowana jest nie dopuścić za żadną cenę nie tylko do rozbicia, ale nawet
do osłabienia jednolitego frontu [...] konsekwencje rozbicia klasy robotniczej są dla
socjalizmu groźniejsze niż każda inna groźba, skutki rozbicia współpracy PPS i PPR
są dla Polski szkodliwsze niż każda inna szkoda". Wywody te miały charakter
perswazji skierowanej w dużym stopniu do członków PPS, wśród których brak było
jednolitości postaw, ale właśnie dlatego można je traktować jako wyraz stanowiska
kierownictwa partii i jego koncepcji politycznych.
Deklaracjom woli umacniania współpracy z PPR nie towarzyszyła bynajmniej
rezygnacja ze spełnienia aspiracji socjalistów w zakresie roli ich partii w Polsce.
Wyrazem tego były kolejne publikacje Hochfelda, pierwszoplanowego ideologa partii
w tym okresie. Istotę swojego stanowiska wyłożył on w trzech artykułach
drukowanych na łamach "Robotnika" w ostatniej dekadzie października, a więc w
czasie, gdy toczyły się rozmowy w sprawie umowy o jedności działania. Sedno
sprawy widział we współodpowiedzialności obu partii robotniczych za rządy w
Polsce, przy czym rozumiał ją jako równość w ich sprawowaniu. Uważał, że PPS,
będąc partią "rewolucyjną i jednolitofrontową", miała nie tylko prawo, ale i obowiązek
umacniania i rozszerzania swoich wpłwów w społeczeństwie oraz propagowania
własnych koncepcji politycznych. Przeciwstawiał się natomiast wprowadzaniu do
stosunków między PPS a PPR elementów walki konkurencyjnej i traktowaniu
"historycznie uzasadnionego i społecznie pożytecznego" wyrównywania wpływów w
sprawowaniu władzy jako takiej właśnie walki. Najpełniej przedstawił stanowisko
swojej partii w artykule pt. "W bloku i w rządzie". Pisał tam: "PPS jest partią
współpracującą, maszerującą w jednolitym froncie z drugim odłamem politycznym
klasy robotniczej - w warunkach polskich z Polską Partią Robotniczą. PPS jest partią
współpracującą, idącą w bloku z innymi stronnictwami demokratycznymi. PPS jest
partią, która poważnie i odpowiedzialnie traktuje swój obowiązek konstruktywnego i
17
rzeczywistego wkładu w dzieło odbudowy i przebudowy, swój obowiązek - a nie tylko
prawo - takiego udziału w efektywnym rządzeniu, jaki wynika z odpowiedzialności
PPS za to rządzenie wobec społeczeństwa, jaki wynika z realnego zakresu naszych
wpływów i sympatii w masach - w stosunku do realnego zakresu wpływów i sympatii
innych stronnictw, z którymi maszerujemy razem. Taka pozycja PPS w jednolitym
froncie klasy robotniczej, w bloku stronnictw demokratycznych, w rządzie - wynika
nie z naszych aspiracji partyjnych, ale z obiektywnego układu stosunków
społecznych i politycznych. W określeniu tej pozycji wszystko jest ważne. Ważne
jest to, że chodzi o określenie pozycji PPS wewnątrz bloku stronnictw
demokratycznych, a więc wewnątrz pewnej koncepcji historycznej, wewnątrz
koncepcji PKWN. Jest to nie tylko ważne, ale nawet decydujące. Ważne jest dalej,
że chodzi o określenie pozycji PPS z uwagi na interes tej historycznej koncepcji, z
uwagi na związek interesów Polski ze świadomością Polaków, z uwagi na interes nie
PPS, ale wszystkich stronnictw bloku demokratycznego. Jest w końcu ważne to, że
zakres wpływów i odpowiedzialności wewnątrz koncepcji, wewnątrz bloku musi być -
w interesie koncepcji i w interesie bloku - określony realistycznie, a nie etykietowo, w
stosunku do wkładu w dzieło odbudowy i przebudowy i równocześne w stosunku do
zakresu poparcia w masach, a nie tylko w stosunku do historycznych tradycji,
niedawnych zasług, przyszłościowych zamierzeń czy najlepszych nawet chęci i
ambicji partyjnych".
28 listopada 1946 r. podpisana została umowa o jedności działania PPR i PPS.
Akt ten przypadł na moment szczególny: tuż po ostrych i publicznie
demonstrowanych napięciach we wzajemnych stosunkach i bezpośrednio przed
rozgrywką wyborczą. To określało jego charakter, jego bliższe i dalsze znaczenie.
Kierownictwo socjalistów publicznie motywowało zawarcie umowy trzema
względami: po pierwsze - koniecznością trwałego spokoju wewnętrznego, utrwalenia
niepodległości i reform; po drugie - ewolucją ideowo-polityczną obu nurtów polskiego
ruchu robotniczego, która - nie likwidując wszystkich różnic - doprowadziła do
zasadniczej zbieżności w kwestiach podstawowych; po trzecie - możliwością i
koniecznością wytyczania polskiej, odrębnej od dotychczasowych rozwiązań, drogi
do socjalizmu, uwzględniającej doświadczenia obu nurtów ruchu robotniczego.
Deklarowano przy tym, że w "ramach stworzonych przez umowę, kierownictwo partii
uczyni wszystko co niezbędne dla zapewnienia PPS odpowiedniej pozycji w kraju,
lepiej niż to było w okresie wcześniejszym". Umowa stwierdzała zgodność obu partii
co do niezbędności jednolitego działania dla umacniania niepodległości i utrwalenia
osiągnięć społeczno-politycznych. Formalnie uznana została równorzędność,
samodzielność i niezależność obu stron, które zobowiązały się do
bezkompromisowego eliminowania w swoich szeregach zjawisk utrudniających
współpracę. Partie zgodnie wskazały, że perspektywicznym rezultatem procesu
wzajemnego zbliżania się powinna być jedność organizacyjna ruchu robotniczego.
Zobowiązały się do wspólnej walki z PSL i "reakcją" oraz do wspólnych wysiłków na
rzecz odbudowy kraju i realizacji uzgodnionej polityki gospodarczej. Załącznik do
umowy określał wstępny podział mandatów w przyszłym sejmie oraz zasady
18
obsadzenia stanowisk rządowych. Sprecyzowano przy tym, że równorzędność nie
może być utożsamiana z parytetem w obsadzie funkcji państwowych. Dla likwidacji
ewentualnych sporów powołane miały być komisje mediacyjne.
Podpisanie umowy zamykało pewien etap w stosunkach między PPS a PPR.
Wydaje się, że dla kierownictwa PPS i jej czołowych ideologów nie istniał dylemat: z
komunistami czy przeciw nim, czy może obok nich, lecz inny: jak z komunistami.
Samo postawienie problemu w taki właśnie sposób - bo mimo rozmaitej frazeologii
poszczególnych wypowiedzi, dyktowanych w dużej mierze taktyką, a nie strategią
polityczną, tak właśnie był on stawiany - przesądzało w dużej mierze odpowiedź.
Uwalniało od możliwości ekstremalnej - od zerwania w przypadku najdalej nawet
sięgających różnic zdań w poszczególnych kwestiach. Pozostawało zatem pytanie o
rolę socjalistów w tak pojętym sojuszu. Czy mieli pełnić funkcję aktywnego
moderatora czy biernego współtowarzysza na jednostronnie wyznaczanej drodze?
Lato 1946 r. przyniosło próbę zajęcia stanowiska pierwszego. Fiasko koncepcji bloku
wyborczego sześciu stronnictw przesądziło o niepowodzeniu tej próby. Jesień 1946
r. i umowa o jedności działania przyniosły istotny krok w kierunku drugiej możliwości.
PPS starała się jednak nadal prezentować jako poręczycielka nowej władzy wobec
mas, co z jednej strony podnieść miało jej znaczenie, z drugiej zaś - sugerowało, że
PPR była tej właśnie cechy pozbawiona. Miało to oczywiście swoją wymowę również
w kontekście określonej w umowie perspektywy jedności ruchu robotniczego.
Umowa o jedności działania stała się przedmiotem ożywionej dyskusji na
posiedzeniu Rady Naczelnej w grudniu 1946 r. Na ogół uznawano ją za wydarzenie
ważne, łącząc z nią nadzieję na likwidację sporów z PPR i zapewnienie PPS
równorzędnego traktowania. Intencje znacznej części członków Rady wyrażał
zapewne Wachowicz mówiąc, że umowa była sukcesem PPS, bowiem wykluczała
dyskusję o tym, jaka była PPS i kładła kres ciągłemu wytykaniu jej rzekomych
niedociągnięć. Była to wyraźna aluzja do krytyki polityki PPS prowadzonej przez
kierownictwo PPR jesienią 1946 r. Wachowicz domagał się, by wszędzie, gdzie
miały miejsce wypadki naruszania samodzielności PPS, ograniczania jej praw i
podważania prestiżu podejmować energiczną obronę. Postulował zarazem
zachowanie "socjalistycznej perspektywy", przez co rozumiał uznanie PPR za
najbliższego i jedynego ideologicznego sojusznika. Domagał się też dostrzegania
podatności niektórych organizacji partyjnych na porozumienie raczej z PSL niż z
PPR, a - jak sądził - "lepiej jest rozegrać pewne sprawy w komisji wyborczej, niż
karabinem na ulicy". Raczej odosobniony był w swym poglądzie Drobner, który starał
się dowodzić, iż umowa nie wniosła niczego nowego. Wielce kontrowersyjny okazał
się natomiast passus o perspektywie jedności ruchu robotniczego. Przeważał
pogląd, że postawienie tej sprawy było przedwczesne, nieuzasadnione stanem
świadomości i postawami mas i że w związku z tym mógł nastąpić spadek zaufania
do PPS, czyli rezultat odwrotny od zamierzonego. Rada zignorowała uwagi
Baranowskiego i Kamińskie-go, że w związku z uznaniem perpsektywy jedności
należałoby zmienić ocenę działalności grupy Matuszewskiego i umożliwić jej
19
represjonowanym działaczom powrót do aktywności politycznej. Nie podjęto też
proponowanej przez Hochfelda dyskusji nad teoretycznym uzasadnieniem istnienia
dwóch partii robotniczych w okresie budowy socjalizmu.
Wkrótce już, po wyborach do Sejmu Ustawodawczego przeprowadzonych 19
stycznia 1947 r., miało się okazać, że różnice zdań między PPS a PPR, mimo
podpisania umowy o jedności działania, bynajmniej nie zostały przezwyciężone.
Zmieniona sytuacja polityczna spowodowała, że dalsza dyskusja miała już nieco
inny charakter, tym bardziej, że dotyczyła nie tylko stosunków międzypartyjnych, ale
generalnych zasad dalszego rozwoju kraju.
*
* *
Socjaliści pozostający na obczyźnie odmawiali działającej w kraju PPS prawa
do miana partii autentycznie socjalistycznej. W tym zakresie podtrzymywali
stanowisko przyjęte przez kierownictwo WRN w 1944 r. Uważali, że
"koncesjonowana" PPS została powołana do życia wyłącznie ze względów
taktycznych, pod kierownictwem ludzi nie mających nic wspólnego z ruchem
socjalistycznym lub odgrywających w nim marginalne role, w celu "dyktatorskiego
zawładnięcia ruchem socjalistycznym w Polsce i narzucenia mu ze wschodu
importowanej ideologii". Gdy jednak realna stała się już likwidacja tej partii, zrócono
uwagę na inny aspekt jej roli: "Rola ta musi być oceniana z dwóch różnych punktów
widzenia. Obiektywnie organizacja ta została powołana dla stworzenia wobec świata
zewnętrznego pozorów szanowania tradycji życia politycznego kraju. Wyręczała też
partię komunistyczną w zadaniu ujęcia robotników w ewidencję polityczną. Miała też
jednak i aspekt drugi: stała się schronieniem dla wszystkich tych, którzy zmuszeni
warunkami życia do wejścia w ramy organizacji, nie chcieli przyjąć na siebie
hańbiącego piętna należenia do PPR. Niewątpliwie pomiędzy nimi znaleźli się i tacy,
którzy chcieli wierzyć, że nawet w odrażającej postaci organizacji koncesjonowanej
przez Sowiety wola jej członków, tak jasna i powszechna, znajdzie swój wyraz
polityczny w ukształtowaniu siły, mogącej opierać się komunistycznemu zalewowi".
W obrazie "koncesjonowanej" PPS tworzonym przez emigrację socjalistyczną
wyraźnie przeciwstawiano kierowników tej partii "dołom" organizacyjnym. To właśnie
postawy mas członkowskich, wiernych dawnym tradycjom, długo uniemożliwiały
narzuconym przywódcom pełne podporządkowanie komunistom, powodowały, że
wbrew tym przywódcom linia podziału między PPS a PPR nie ulegała zatarciu.
Emigracyjni przywódcy demonstrowali przekonanie, że dążenia i odczucia
polskiej klasy robotniczej nie uległy zmianie i pozostawały zgodne z celami i polityką
dawnej PPS. W tych właśnie postawach odnajdywali przesłankę oporu przeciw
polityce komunistów, przeciw wprowadzeniu w Polsce monopartyjności, przeciw
20
"zglajchszaltowaniu" ruchu zawodowego. Powszechność tego oporu, mimo jego
żywiołowego charakteru, rodziła nadzieję, że nasilać się będzie tendencja do
stworzenia niezależnej organizacji socjalistycznej, choć nie sposób było mówić o
konkretnych formach tego procesu. Szczególnie Zaremba zwracał uwagę, że
decydujące znaczenie będzie miała sytuacja w kraju, że tam trzeba było prowadzić
walkę o odbudowę elementarnych swobód obywatelskich, o demokratyczne wybory
parlamentarne, samorząd, pogłębione reformy społeczne zgodne z ideałami
socjalizmu i demokracji. Wokół tych haseł powinny skupiać się masy ludowe, zaś
PPS na obczyźnie musiała przygotować ideologiczny oręż do tej walki i propagować
w świecie problemy kraju, informując zarazem opinię publiczną o rzeczywistym
rozwoju sytuacji.
O przyszłości Polski zadecydować miały ruchy robotniczy i chłopski, które już
w latach wojny wysunęły się na czoło społeczeństwa, nadając charakter walce z
okupantem i określając społeczno-polityczną treść projektowanego wówczas
państwa.
Odbyty w dniach 24-30 maja 1948 r. w Pont-á-Lesse (koło Dinand) w Belgii
pierwszy Zjazd PPS na Obczyźnie zapewnił w swej rezolucji o woli zjednoczenia
polskiej klasy robotniczej na płaszczyźnie dążeń do niepodległości, socjalizmu,
wolności i demokracji. Konkretyzując te hasła, odrzucono postanowienia jałtańskie
jako narzucone narodowi polskiemu, a zatem nieważne i nie obowiązujące go.
Zarazem w przyłączeniu ziem na zachodzie i północy uznano akt sprawiedliwości
dziejowej za krzywdy ze strony Niemiec, podkreślając, że odbudowa powojenna
dokonywała się tam wysiłkiem ludu polskiego, co miało -jak się zdaje - służyć
zdystansowaniu się od jakiejkolwiek formy aprobaty dla działania władz Polski.
Za podstawę dalszej działalności przyjęto program uchwalony na kongresie
PPS w Radomiu w 1937 r. oraz okupacyjny "Program Polski Ludowej".
Równocześnie zjazd wskazał cztery zasadnicze kierunki bieżącego działania
socjalistów pozostających poza krajem:
- skupienie nowych zastępów działaczy socjalistycznych,
- rozwijanie wolnej myśli socjalistycznej oraz reprezentowanie polskiego ruchu
socjalistycznego na arenie międzynarodowej,
- zjednoczenie polskiego obozu demokratycznego i stworzenie na obczyźnie
gwarancji, że po obaleniu w Polsce rządów komunis- tycznych nie dojdzie do władzy
reakcja społeczna i polityczna,
- prowadzenie walki z imperialistyczną polityką ZSRR i jego agenturami, walki
o wolność narodu polskiego i o jego powrót - wraz z innymi narodami strefy
dominacji radzieckiej - do "rodziny wolnych narodów świata".
Emigracyjne środowisko socjalistyczne opowiadało się za ścisłą wspólpracą
ruchu socjalistycznego z demokratycznym ruchem chłopskim, widząc w niej rękojmię
odbudowy niepodległości i demokracji w Polsce, a zarazem trwałości reform
21
społecznych. W niezależnej PPS widziano tę siłę, która winna być promotorką
zespolenia wszystkich ugrupowań demokratycznych i stanąć na czele tego obozu.
Uważano to za warunek dalszego prowadzenia walki o wyzwolenie narodowe i o
przeobrażenia społeczne zgodne z wolą i interesami mas pracujących. Opowiadając
się za szeroką i ścisłą wspólpracą sił demokratycznych i niepodległościowych,
socjaliści na obczyźnie stwierdzali: "Nie rezygnując bowiem z żadnego fragmentu
socjalistycznego programu i socjalistycznej linii politycznej, PPS nie zamierza jednak
ani odstępować od zasad demokratycznych, ani też wciskać wszystkiego, co
niesocjalistyczne, do reakcyjnego worka [...]".
W myśl tych założeń, gdy prezydent Raczkiewicz, łamiąc tzw. umowę paryską
z 1939 r., mianował swym następcą Augusta Zaleskiego na miejsce Tomasza
Arciszewskiego i gdy Zaleski objął urząd, emigracyjna PPS uznała to za swego
rodzaju zamach stanu i przeszła do zdecydowanej opozycji. Stała się
współtwórczynią powstałej w czerwcu 1947 r. Koncentracji Demokratycznej, w której
składzie znalazły się także: Polski Ruch Wolnościowy "Niepodległość i Demokracja",
Stronnictwo Demokratyczne i odłam Stronnictwa Pracy. W listopadzie 1948 r.
socjaliści wespół z Polskim Stronnictwem Ludowym Mikołajczyka i Stronnictwem
Pracy Karola Popiela stworzyli nową koalicję: Porozumienie Stronnictw
Demokratycznych. Porozumienie jako "wspólny program demokracji polskiej" ustaliło
m.in.:
"1. Głowny cel stanowi odzyskanie pełnej niepodległości Polski i wprowadzenie
w niej ustroju rzetelnej demokracji.
2. Akty nowego zaboru ziem Rzeczypospolitej dokonane przez obcych wbrew
woli i bez zgody narodu polskiego, pozostają nieważne i nie obowiązują narodu
polskiego.
3. Ziemie zachodnie po Odrę i Nysę łużycką, odzyskane przez Polskę, muszą
należeć do Polski". Deklaracja postulowała oparcie rządów w Polsce na większości
parlamentarnej oraz zagwarantowanie wolności obywatelskich i pełnej równości
wobec prawa. Urzeczywistnieniu sprawiedliwości społecznej służyć miało oparcie
struktury agrarnej na pełnorolnych gospodarstwach chłopskich, uspołecznienie
kluczowych ogniw gospodarki narodowej i wprowadzenie planowania
gospodarczego.
Porozumienie w tym składzie nie mogło jednak przetrwać zbyt długo. Kością
niezgody między socjalistami a PSL okazał się stosunek do legalizmu
konstytucyjnego, z którego PPS nie chciała zrezygnować, podczas gdy PSL zerwało
z nim podejmując w 1945 r. działalność w kraju. W efekcie, w wyniku decyzji
kierownictwa PSL, socjaliści w grudniu 1949 r. zostali wykluczeni z zespołu
stanowiącego Porozumienie Stronnictw Demokratycznych.
22