Burrows Annie Niemoralna propozycja(1)

background image

Annie Burrows

background image

Niemoralna propozycja

Tłumaczenie:

Barbara Janowska

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Kim jest mężczyzna, któremu się przyglądasz?

Pytanie Rose otrzeźwiło Lydię, której stan emocjonalny

pozostawiał wiele do życzenia, co objawiało się suchością w gardle,
łomotaniem serca i drżeniem nóg.

– Na nikogo nie patrzyłam – odrzekła nerwowo.

Starała się pamiętać, czego się od niej oczekuje. Oto ma być

wzorem do naśladowania dla pasierbicy, demonstrując, z jaką
powściągliwością powinna zachowywać się młoda dama. Obserwowała
go więc ukradkiem, zdając sobie sprawę, że oczy zdradzają, co dzieje
się w jej sercu.

Osiemnastoletnia Rose miała wystarczająco dużo problemów w

czasie debiutu towarzyskiego, by jeszcze jej macocha swoim
postępowaniem dolewała oliwy do ognia. Na razie w towarzystwie
Lydię traktowano jak godną szacunku wdowę, domyśliła się jednak, że
ludzie plotkują za jej plecami. Jak wiadomo, reputacja kobiety jest
nader delikatną kwestią.

– Znasz go, prawda? – dopytywała się Rose. – Tego przystojnego

mężczyznę, który rozmawia z lordem Chepstow i jego przyjaciółmi?

– Och, tego – rzuciła Lydia od niechcenia, usiłując ukryć

zakłopotanie.

Czasami Rose przypominała panią Westerly, jej dawną

przyzwoitkę. Nic nie mogło umknąć uwagi zarówno jednej, jak i
drugiej.

„Nie trać czasu na spoglądanie w tym kierunku” – ostrzegała ją

przyzwoitka w podobnej sytuacji. „Mężczyźni w tej rodziny mają
zwyczaj poślubiania bogatych dziedziczek, zakładając, że one
wyciągną ich z finansowych tarapatów. Nie mówię, że akurat ten
Hemingford chciałby porzucić stan kawalerski, ale zapamiętaj moje
słowa: gdy nadejdzie czas, postąpi tak, jak zwykli czynić jego
przodkowie”.

– Tak, znam go przelotnie – przyznała Lydia, powracając do

rzeczywistości. – To niejaki Nicholas Hemingford.

– Opowiedz mi o nim – poprosiła Rose.

– Niewiele o nim wiem – odparła Lydia i zaczerwieniła się po tak

background image

jawnym kłamstwie.

Kiedyś zakochała się w nim, wbrew ostrzeżeniom przyzwoitki i

nie zważając na jego reputację. Nie była w stanie oprzeć się lekko
ironicznemu uśmiechowi ani niebieskim oczom, w których zapalały się
szelmowskie ogniki. Nie miała żadnych szans, kiedy w typowy dla
siebie egocentryczny sposób postanowił ją sobą zauroczyć.

– Tańczyłam z nim raz czy dwa na moim pierwszym balu –

powiedziała, starając się nadać głosowi obojętny ton.

– I nigdy go nie zapomniałaś – domyśliła się Rose z typową dla

siebie przenikliwością.

– Nie – przyznała z westchnieniem Lydia.

Nie chciała, by pasierbica odniosła wrażenie, że nie jest z nią

szczera. Znała ją na tyle dobrze, by przewidzieć, że drążyłaby tak
długo, aż wyciągnęłaby z niej prawdę.

– Nie jest typem człowieka, którego się zapomina – przyznała. –

Był… jedyny w swoim rodzaju.

– W jakim sensie?

– Przede wszystkim był niepoprawnym flirciarzem – zauważyła

cierpko Lydia. – Nieraz miałam okazję zaobserwować, jak czaruje
najładniejsze dziewczęta na sali, po czym oddala się niespiesznie, gdy
tymczasem one odprowadzają go spojrzeniem. Następnie zazwyczaj
udawał się prosto do najmniej atrakcyjnej z panien podpierających
ściany, aby zaprosić ją do tańca, a tym samym uczynić jej wieczór
niezapomnianym.

– To miło i uprzejmie z jego strony – stwierdziła Rose.

– Nie sądzę, żeby kierowała nim dobroć czy uprzejmość. Po

prostu bawiło go wprawianie w drżenie dziewczęcych serc. Naprawdę
interesował go hazard. Nie mam wątpliwości – dodała Lydia,
wskazując grupkę mężczyzn, którzy skupili się wokół Hemingforda –
że umawia się z nimi na partię kart.

– Jak to się stało, że zaprosił cię na parkiet, skoro tańczył tylko z

niemającymi powodzenia i niezbyt urodziwymi pannami? – Rose nie
kryła ciekawości.

– Jak sobie przypominasz, byłam w fatalnej formie wtedy, gdy

poznałam twojego ojca. Moja przyzwoitka nalegała, żebym
przyjmowała zaproszenie na każde spotkanie towarzyskie w nadziei, że
w końcu zrobię konkietę i znajdę odpowiedniego kandydata na męża.

background image

W rezultacie byłam koszmarnie zmęczona i wyglądałam okropnie.

Oględnie powiedziane. Pani Westerly nalegała, żeby Lydia

używała różu, który maskowałby bladość, i pudru ryżowego, który
tuszowałby cienie pod oczami. W efekcie wyglądała wręcz
chorobliwie; w każdym razie tak twierdziły podśmiewające się z niej
urocze panny, otaczające aktualną królową debiutantek.

Tego wieczoru, gdy zakochała się w Nicholasie Hemingfordzie,

była niezaprzeczalnie najnieszczęśliwszą spośród wszystkich kobiet
obecnych na balu. Wcześniejszy debiut w towarzystwie wypadł nie
najlepiej, a potem, w miarę upływania sezonu, było coraz gorzej.
Złośliwe uwagi dziewcząt przelały czarę goryczy. Skierowała się do
wyjścia z sali balowej, rozpaczliwie pragnąc wytchnienia od zaduchu,
ścisku i przytłaczającego uczucia porażki. Z pewnością gdyby nie była
tak wyraźnie przybita, Hemingford nie zwróciłby na nią uwagi.
Podobnie jak dzisiejszego wieczoru. Spostrzegła, że odłączył się od
grupki mężczyzn i zmierzał w stronę najdalszego kąta sali, gdzie
siedziała młoda dama o dość pulchnej figurze, wyglądając na
zagubioną. Znowu robił to samo!

Lydia obserwowała, jak twarz pulchnej dziewczyny rozjaśnił

pełen niedowierzania uśmiech, gdy Hemingford poprosił ją do tańca.
Doskonale wiedziała, jak ta panna się poczuła i co sobie pomyślała. Z
pewnością wcześniej trudno by jej było uwierzyć, że ktoś tak
przystojny jak pan Hemingford zaprosi ją na parkiet, nieprzymuszony
przez matrony, opiekunki debiutantek. Musiała drżeć ze szczęścia,
przepełniona wdzięcznością. Należało tylko życzyć biedaczce, żeby nie
doznała głębokiego zawodu, interpretując błędnie zachowanie
Hemingforda jako coś więcej niż kaprys, chwilowy przejaw
rycerskości.

– Jak myślisz, dlaczego tańczy tylko z nieatrakcyjnymi pannami?

– nie dawała za wygraną Rose.

– Cóż, odpowiedziałby ci, że nie znosi widoku smętnych twarzy i

że skoro nikt nie ma ochoty temu zaradzić, on się tego podejmuje.

– Ale ty uważasz, że to nieprawda?

– Och, nie. – Lydia zaśmiała się z goryczą. – Kiedyś szczerze

przyznał, że nie prosi do tańca cieszących się powodzeniem panien na
wydaniu, bo żadna przyzwoitka nie pozwoliłaby podopiecznej wyjść z
nim na parkiet. Miał opinię zbyt niebezpiecznego.

background image

– A był?

– O tak – odrzekła Lydia.

W każdym razie dla samotnych i nieszczęśliwych dziewcząt. Nie

było sensu gniewać się czy obrażać o to, że z powodu Hemingforda
zaczęła tęsknić za tym, co niemożliwe. Jak również mieć pretensji o to,
że niefrasobliwie pozwolił jej uwierzyć, że marzenie mogłoby się
ziścić. To, co się wydarzyło, nieodwracalnie odesłała w przeszłość, a
mimo to na widok Nicholasa odniosła wrażenie, że miało miejsce
zaledwie wczoraj.

W pierwszej chwili zareagowała jak dawniej, gdy była wrażliwą

dziewczyną w wieku Rose: nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
Pocieszająca była obserwacja, że nie pozostała w tym odosobniona.
Sposób poruszania się Hemingforda niezmiennie przyciągał
zachwycone dziewczęce i kobiece spojrzenia. Miał w powolnych
ruchach niewymuszoną grację i zmysłowość, która nieodmiennie
działała na przedstawicielki płci pięknej.

Nadal był bardzo przystojny. Jasnobrązowe włosy nosił przycięte

krócej niż dawniej, ale poza tym prawie wcale się nie zmienił. Wysoki,
umięśniony i szczupły, zadbany oraz elegancko ubrany. Dlaczego nie
mógł przytyć albo nabrać ziemistej cery jak wielu jego rówieśników? –
rozmyślała z irytacją Lydia. Najwyraźniej udawało mu się bezkarnie
prowadzić hulaszczy tryb życia.

Rozłożyła wachlarz i poruszała nim energicznie, aby ochłodzić

rozpalone policzki. Ten ruch musiał przyciągnąć uwagę Hemingforda,
bo odwrócił głowę i przez sekundę czy dwie patrzył jej prosto w twarz.
Serce załomotało jej w piersi, a mimo to uniosła wyżej brodę i
odpowiedziała mu śmiałym spojrzeniem, mówiącym: To ja, przeżyłam
i wróciłam. Co masz do powiedzenia na temat własnego postępowania?

Tymczasem Hemingford prześliznął się po niej wzrokiem, nie

okazując, że ją rozpoznał.

– Wygląda na to, że cię nie pamięta – odezwała się bystra Rose,

rozdrażniając niezabliźnioną ranę w sercu Lydii.

– Najwyraźniej nie, ale nie ma czemu się dziwić. Minęło dziesięć

lat, od kiedy ostatni raz mnie widział, a byłam zaledwie jedną z licznej
gromady mało liczących się w towarzystwie dziewcząt, którym
zainteresował się przez moment.

– Czy to ma dla ciebie znaczenie?

background image

– Cóż, to trochę przykre, że jest się osobą, którą się natychmiast

zapomina.

Lydia żywiła nikłą nadzieję, że słowa Nicholasa były szczere

choćby przez tych kilka ekscytujących chwil, gdy trzymał ją w
ramionach. Słuchając tego, co szeptał jej do ucha, miała poczucie, że
znajduje się w objęciach kochanka. W rzeczywistości tylko ją
przytrzymał, ponieważ omal nie zemdlała. Gdy jednak niósł ją do
wewnątrz domu, w jego objęciach czuła się tak, jakby była w drodze do
nieba. Wdychała jego zapach, słyszała słowa pełne tęsknoty, które
napełniały jej serce nadzieją i oczekiwaniem. W chwili, gdy położył ją
na sofie, odwrócił się i odszedł bez słowa, poczuła się opuszczona, a on
więcej się do niej nie zbliżył.

Orkiestra zaczęła grać, panowie skłonili się przed partnerkami i

Lydia sięgnęła do ozdobnej torebki po chusteczkę.

– Mamo Lyddy? – Rose spojrzała na nią z niepokojem.

– Tak to jest, kiedy rozpamiętuje się okoliczności własnego

debiutu w towarzystwie – orzekła, dyskretnie wycierając łzy, które
pojawiły się w kącikach oczu.

– Nie wydają się zbyt radosne – zauważyła Rose.

– Bo nie są – przyznała Lydia.

Dziewczyna zerknęła na przyrodniego brata, który stał za ich

krzesłami, patrząc spode łba na całe towarzystwo.

– Było gorzej niż teraz? – spytała.

– Och, moja kochana, źle się bawisz? – zmartwiła się Lyddy.

– Jak mogę się odprężyć, skoro Robert stoi na straży?

– Jestem pewna, że on tylko stara się być opiekuńczy –

zasugerowała Lydia.

– Wolałabym, żeby nie był. Nie mam pojęcia, dlaczego nie

pozwala mi zatańczyć z lordem Abergele – dąsała się Rose.

Lydia również nie rozumiała tej decyzji.

– Przypuszczam, że nie bez przyczyny – powiedziała, gdyż

przyzwyczaiła się do roli mediatorki pomiędzy rodzeństwem.

– Prawdopodobnie uważa, że lord jest łowcą posagów – ciągnęła

buntowniczym tonem Rose – ale mnie to zupełnie nie obchodzi! Nie
przyjechałam do Londynu po męża, tylko aby poznać stołeczne
towarzystwo, nawiązać kontakty, może nawet zawrzeć przyjaźnie. Lord
Abergele ma siostrę, której znajomości mogą być bardzo przydatne.

background image

Tymczasem Robert swoim postępowaniem zraził jej brata i nie mogę
liczyć na zaprzyjaźnienie się z jego siostrą.

Co gorsza, dodała w duchu Rose, skoro brat odmówił w jej

imieniu dobrze ułożonemu młodzieńcowi, który poprosił ją do tańca, to
tego wieczoru nie mogła z nikim innym stanąć na parkiecie.

– Porozmawiam z nim – obiecała Lydia, choć nie wierzyła, żeby

to wiele dało.

Robert by zbyt podobny do ojca; uważał, że wszystko wie

najlepiej, i oczekiwał, że rodzina bezwzględnie mu się podporządkuje.
Była od niego o trzy lata młodsza i miała świadomość, że niechętnie
wysłuchałby jej opinii, nie mówiąc już o wzięciu jej pod rozwagę. Nie
okazywał jej szacunku należnego macosze, natomiast traktował ją jak
jeszcze jedną siostrę. Irytowała się, gdy tak jak tego wieczoru stał nad
nimi, jeżąc się, ilekroć mężczyzna, którego uważał za
nieodpowiedniego, zbliżał się do Rose. W ten sposób dawał znać
otoczeniu, że jeśli w grę wchodzi bezpieczeństwo siostry, to nie ufa
macosze.

W chwili, gdy Lydia zacisnęła ze złości usta i złożyła wachlarz,

przechwyciła spojrzenie Hemingforda. Tym razem też się nie
uśmiechnął, ale lekko skinął głową. Czyżby jednak sobie przypomniał?
A może wcześniej ją rozpoznał, tylko świadomy swojej winy unikał jej
wzroku? – zastanawiała się.

– A jednak cię pamięta – stwierdziła Rose i obrzuciła macochę

uważnym spojrzeniem.

Lydia zorientowała się, że drży. Co się z nią dzieje? Przez lata

udawało jej się zachowywać pozorny spokój, niezależnie od tego, co
aktualnie odczuwała ani o czym myślała. Ostatni raz była tak
zdenerwowana w dniu ślubu. Kolana się pod nią uginały i obawiała się,
że nie zdoła dojść do ołtarza, jednak uniosła brodę, wyprostowała plecy
i zmusiła się do uśmiechu. Zdecydowanie wolała nie pokazywać po
sobie, jak bardzo jest przestraszona. Zależało jej na tym, żeby
zwłaszcza przyszły mąż nie zorientował się w jej stanie ducha.
Wypowiadając słowa małżeńskiej przysięgi, obiecała sobie w myślach,
że przenigdy nie pozwoli, aby uczucia zawładnęły jej postępowaniem.
Z wysiłkiem, ale jednak do dzisiejszego wieczoru udawało się jej
dotrzymać sobie słowa.

W tym momencie Robert pochylił się ku Lydii i cicho

background image

powiedział:

– Zapomniałem, że go poznałaś w Westdene.

Tylko tego jej brakowało! Będzie musiała przekonać pasierba, że

to była przelotna, nic nieznacząca znajomość. Jeśli Robert by się
domyślił, że była zakochana w Nicholasie i że nadal reaguje na niego
niezwykle emocjonalnie, niewątpliwie stanąłby na straży jej reputacji.
Nie dość, że kwestionował jej rolę opiekunki siostry, skrupulatnie
sprawdzając wszystkich potencjalnych adoratorów Rose, to jeszcze
mógłby ją obwiniać o dawanie złego przykładu pasierbicy. W odruchu
samoobrony odparła jego pytanie atakiem.

– A zatem masz krótką pamięć – orzekła. – Był tym, który mnie

tobie przedstawił. Zabrał mnie na jeden z pikników, które
organizowaliście w Westdene.

– Czy nie wspomniałaś, że raz czy dwa z nim zatańczyłaś? –

wtrąciła się Rose.

– Naprawdę? – Lydia rozłożyła wachlarz, żeby ochłodzić twarz.

– Cóż, to prawie na jedno wychodzi.

Chociaż, jak to określiła jej przyzwoitka, Nicholas okazywał jej

osobliwe względy już po pierwszym tańcu. Obie był zdziwione, że
składał jej wizyty oraz wybierał jako partnerkę do tańca, choć
czerwieniła się i myliła kroki przy poszczególnych figurach. Nie
zniechęcała go jej prowincjonalność, która objawiała się nieśmiałością,
zakłopotaniem czy brakiem towarzyskiego wyrobienia. Innym
mężczyznom, którzy początkowo przejawiali zainteresowanie jej
osobą, wyraźnie to przeszkadzało. Tymczasem on podwoił wysiłki,
żeby czuła się swobodnie, i stopniowo zaczęła przy nim rozkwitać.

Działo się tak do pewnego popołudnia. W trakcie spaceru po

parku rzuciła, że nie rozumie, dlaczego poświęca jej tyle uwagi.

– Jeśli to aluzja, żebym cię opuścił – ostrzegł z udawaną powagą

Nicholas – to przestań wyglądać na uradowaną, kiedy przychodzę z
wizytą.

Lydia zaczerwieniła się i przez parę kroków wpatrywała się w

ziemię, zanim wreszcie zdobyła się na odwagę, żeby odpowiedzieć.

– Ja… nie chcę, żebyś… mnie zostawił – wyjąkała. – Lubię

twoje towarzystwo.

– To dobrze – ucieszył się – bo nie zamierzam cię opuścić,

dopóki nie zobaczę szczerego uśmiechu na twojej twarzy.

background image

– Ale dlaczego? To znaczy, co to może mieć dla ciebie za

znaczenie? Pani Westerly twierdzi, że nie jesteś… zainteresowany
małż…

– Nie! – przerwał jej Nicholas. – Nie wymawiaj tego słowa w

mojej obecności! – zawołał, udając przerażenie. – Życie oferuje
znacznie więcej niż… – rozejrzał się, jak gdyby sprawdzał, czy nikt ich
nie słucha – …małżeństwo. Możemy cieszyć się spacerem w parku w
słoneczne popołudnie albo tańczyć ze sobą, prawda?

– Dzisiaj nie ma słońca – zauważyła posępnie Lydia, gdy

zatrzymali się przed ścieżką obrośniętą smętnie wyglądającymi
żonkilami.

Mimo ostrzeżeń pani Westerly, żeby nie oczekiwała zbyt wiele po

sposobie, w jaki Nicholas ją traktował, ośmieliła się mieć nadzieję, że
niepochlebna opinia o nim była tendencyjna i przesadzona, a on w
gruncie rzeczy nie był lekkoduchem i utracjuszem.

– Możemy nadal cieszyć się sobą – ciągnął Nicholas – nie

oczekując na weselne dzwony.

– Możemy – przyznała, zmuszając się do uśmiechu, choć nie była

w stanie podnieść wzroku, by spojrzeć mu w twarz.

Jeśli wątła przyjaźń to wszystko, co ma jej do zaoferowania,

postanowiła, to nie zrobi niczego, żeby go spłoszyć. Okazjonalne
spotkania z szelmowsko dowcipnym i nieprzyzwoicie przystojnym
młodym mężczyzną stały się jedynym jasnym punktem w jej
przygnębiającej egzystencji.

– Poza tym… każdy wie, że nie szukasz żony – dodała. – A

nawet jeśli zdecydowałbyś się ożenić, to na pewno nie wziąłbyś pod
rozwagę kogoś takiego jak ja. Prawdopodobnie wiesz, że nie mam
posagu?

– Oczywiście – przyznał. – Plotkarki dbają o to, żeby każdy

mężczyzna w ciągu pięciu minut poznał wartość każdej debiutantki
obecnej na salę balowej. Brak posagu nie wpływa na mój stosunek do
ciebie.

Naturalnie, że nie, pomyślała Lydia, skoro nie bierze mnie pod

uwagę jako ewentualnej kandydatki na żonę.

– Za każdym razem gdy proszę cię do tańca, twoją twarz

rozjaśnia czarujący uśmiech. – Wziął ją pod ramię i poprowadził w
głąb parku.

background image

– Cóż, cudownie tańczysz – przyznała. – Pani Westerly

utrzymuje… – Urwała, zdając sobie sprawę z własnej niezręczności.

– Nie przerywaj, chętnie usłyszę, co twierdzi pani Westerly.

Zapewniam cię, że nie będę zdziwiony, choćby mówiła o mnie
wszystko, co najgorsze. Na ogół przyzwoitki ostrzegają przede mną
podopieczne.

– Dobrze, zatem uważa, że spędzanie z tobą czasu nie jest

niczym złym, bo dzięki tobie się uśmiecham i w związku z tym
wyglądam bardziej atrakcyjnie i mogę się spodobać dżentelmenom
szukającym kandydatki na żonę.

– Ach tak! – Nicholas się zaśmiał. – To dlatego pozwala mi

bezcześcić twój salon moją obecnością.

Lydia skinęła głową, poczuwszy coś w rodzaju zażyłości, gdy

swobodnie rozmawiając, szli ramię w ramię.

– Nadal jednak, gdy próbuję rozmawiać z jakimś mężczyzną,

zaczynam się czerwienić i jąkać, tak że biorą mnie za prowincjonalną
gęś. Takie zachowanie można wybaczyć jedynie spadkobierczyni
fortuny albo arystokratycznego tytułu.

– Odnotowałem, że dziś się nie jąkałaś – zauważył Hemingford.

– Rzeczywiście, ale nie wiem dlaczego.

– Mogę ci to wyjaśnić. Byłaś swobodna i naturalna, bo nie

starałaś się wywrzeć na mnie wrażenia, mając świadomość, że nie
nadaję się na kandydata na męża ani nie chcę nim zostać. Przyzwoitka
zapewne cię poinformowała, że w mojej rodzinie jest sporo złej krwi –
dorzucił nonszalancko Nicholas. – Pierwszy Rothersthorpe był
korsarzem. Tytuł szlachecki nadała mu królowa Elżbieta Pierwsza w
uznaniu jego zasług w wojnie z Hiszpanią.

– Wszyscy w towarzystwie to wiedzą. Główny zarzut

wygłoszony pod twoim adresem przez panią Westerly, to brak
pieniędzy. Twierdzi, że właśnie dlatego zapraszasz mnie na spacery, a
nie na przejażdżki po parku.

– Stara jędza – rzucił pod nosem Hemingford. – Niemniej ma

rację. Rzeczywiście pieniądze przeciekają mi przez palce, nie potrafię
utrzymać ich dłużej niż pięć minut. A jednak – dodał, rzucając Lydii
zagadkowe spojrzenie – chyba ani razu nie pomyślałaś, że spacery ze
mną to strata czasu, prawda? Także wtedy, gdy w pobliżu nie ma
potencjalnych zalotników, którzy byliby świadkami, że potrafisz się

background image

uśmiechać i wypowiadać całe zdania bez zająknienia.

Serce Lydii przyspieszyło rytm. Jeśli odgadł, co ona do niego

czuje, to czy nie przerazi się i nie zniknie z jej życia?

– Rozśmieszasz mnie wówczas, gdy nachodzi mnie

przygnębienie i moja życiowa sytuacja wydaje mi się beznadziejna –
wyznała, mrugając powiekami, by powstrzymać napływające do oczu
łzy.

– Zapamiętam sobie, że ilekroć nasze drogi się skrzyżują, moim

obowiązkiem jest sprawianie, że się uśmiechniesz – odparł Nicholas.

Ile razy z nim tańczyła, jadła podaną na balu kolację czy

przechadzała się tak jak teraz, z dłonią na jego przedramieniu,
wpatrując się w błyszczące niebieskie oczy, gdy się ku niej odwracał,
odnosiła wrażenie, że znika ciemna chmura, wisząca nad jej głową.

– Życie jest zbyt krótkie, by trwonić je na martwienie się tym, co

może albo nie może się zdarzyć, panno Franklin. Powinniśmy się
cieszyć każdym darowanym dniem i nie myśleć o przyszłości. Niech
się dzieje, co chce.

Powstrzymała się przed ostrą odpowiedzią. Dobrze mu mówić!

Ma dach nad głową, regularny dochód, choć w jego mniemaniu
mizerny, zapewnione miejsce w londyńskiej socjecie. A co
najważniejsze, nie musi się żenić, chyba że zechce.

Lydia porzuciła wspomnienia i powróciła do teraźniejszości.

Ciekawe, czy teraz jest żonaty? – zadała sobie w duchu pytanie,
obserwując, jak Nicholas uśmiecha się do pulchnej panny, wykonując
kolejną figurę taneczną.

Po wyjściu za mąż za pułkownika Morgana rozmyślnie unikała

dowiadywania się o Hemingforda. Nie chciała przeczytać w gazecie
ogłoszenia o jego zaręczynach ani dowiedzieć się, że znalazła się
kobieta, dla której był gotów zrezygnować z dotychczasowego
beztroskiego trybu życia. Wolała pozostać w nieświadomości co do
losów Nicholasa, pewna, że ciężko by zniosła wieść o jego ślubie.
Miała obowiązki wobec męża, któremu wiele zawdzięczała, a poza tym
nie chciała go zawieść.

– Czy to znaczy, że jest twoim przyjacielem, Robercie? –

Zdezorientowana Rose przeniosła wzrok z macochy na brata.

– Już nie. Nie wspominałem o tym, ale… – Poruszył się

zakłopotany. – Cóż, jeśli koniecznie musisz wiedzieć, trochę się

background image

poróżniliśmy. Nie rozmawiałem z Rothersthorpe’em od czasu ślubu
Lydii z naszym ojcem – odparł, po czym zwrócił się do macochy: – Nie
powiedziałem ci o tym, no cóż, bo…

Rothersthorpe’em? – powtórzyła w myślach Lydia. Zatem

odziedziczył tytuł po ojcu. Zrobiło się jej przykro, uświadomiła sobie
bowiem, że oddalili się od siebie tak bardzo, iż o tym nie wiedziała.

– Mama Lyddy mówiła o nim pan Humming, zdaje się –

zauważyła Rose.

– Hemingford – poprawił ją Robert. – To jego nazwisko. Po

śmierci ojca odziedziczył tytuł i obecnie jest wicehrabią Rothersthorpe.
Wydawało mi się, że powinnaś to wiedzieć – dodał pod adresem
macochy.

– Nie miałam pojęcia – odparła Lydia.

Usilnie omijała nazwisko Nicholasa w rubryce towarzyskiej

„Weekly Messenger”, więc przeoczyła i tę wiadomość. Cóż, jak sobie
pościelisz, tak się wyśpisz. Wystarczająco trudno było jej przyzwyczaić
się do pułkownika Morgana jako męża. Wzbudzenie podejrzenia, że
została żoną jednego mężczyzny, opłakując niestałość innego, nikomu
nie wyszłoby na dobre. Mało tego, w zaistniałej sytuacji mogłoby tylko
zaszkodzić.

– Robercie, przecież wiesz, że nie miałam i nie mam zwyczaju

śledzić nowinek towarzyskich. Zostawiłam ten świat za sobą, gdy
wyszłam za mąż za waszego ojca.

– Dopiero co mówiłyście o nim i się w niego wpatrywałyście.

Nie odpuści, pomyślała z westchnieniem Lydia. Dopiero teraz

pokaże, co potrafi.

– Próbowałam przestrzec Rose, żeby miała się na baczności. Nie

chcę, żeby uległa jego pozornemu urokowi.

Robert obrzucił ją badawczym spojrzeniem, tak bardzo

przypominającym Lydii jego ojca. Miał takie same przenikliwe zielone
oczy jak pułkownik, mocno zarysowane brwi, które często marszczył, i
taki sam orli nos. Z wyglądu był bardzo podobny do pułkownika.

– Nie musisz się martwić – powiedział. – Potrafię ochronić

siostrę przed tym, co niepożądane.

Lydia i Rose jednocześnie odwróciły się do niego plecami,

rozłożyły wachlarze i zaczęły energicznie nimi poruszać. Wszyscy
mężczyźni są niemożliwi! – pomyślały zgodnie, a Lydia dodała:

background image

zwłaszcza przystojni czarusie w rodzaju Rothersthorpe’a. Nie chciała
na niego patrzeć, a jednak dobrze wiedziała, kiedy odprowadził
pulchną pannę do przyzwoitki, i zawrócił, najwyraźniej zmierzając w
ich stronę. Spięła się cała w oczekiwaniu na nieuchronną konfrontację.
Lepiej, żeby jego pierwsze słowa były prośbą o wybaczenie za to, że
opuścił ją w chwili, gdy go najbardziej potrzebowała.

Zatrzymał się o parę kroków od jej krzesła, na ustach błąkał mu

się lekko ironiczny uśmiech. Potrzebowała całej siły woli, żeby nie
wstać i nie wymierzyć mu policzka. Musiała sobie przypomnieć, że
znajduje się na sali balowej i nie wolno jej wywołać sceny, która
mogłaby zaszkodzić Rose. Wzięła głęboki oddech i złożyła wachlarz.

Potrafisz być uprzejma i pełna godności, powiedziała sobie w

duchu, choć serce jej łomotało, w ustach zaschło, a kolana drżały. Już
nie jesteś łatwowierną osiemnastolatką, lecz dojrzałą kobietą z
doświadczeniem, która nie będzie się czerwienić i jąkać tylko dlatego,
że przystojny mężczyzna poświęci jej łaskawie nieco uwagi.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

– Miło cię widzieć, Morgan – zagadnął wicehrabia

Rothersthorpe, prześlizgując się obojętnym spojrzeniem po Lydii.

Po chwili wahania uznała, że trafnie postąpił, zwracając się

najpierw nie do niej, a do Roberta. Zaskoczona rozwojem sytuacji,
wciąż jeszcze nie odzyskała kontroli nad emocjami. Wywołałaby
niepotrzebny skandal, gdyby na zdawkowe „Dobry wieczór, Lydio”,
dała upust nagromadzonym przez lata pretensjom i urazom.

Tymczasem pasierb ponownie położył jedną rękę na oparciu jej

krzesła, a drugą na krześle zajmowanym przez Rose. Przyjął przy tym
tak jawnie agresywną postawę, że Nicholas nie mógłby nie zrozumieć
jej wymowy i znaczenia. Mimo tego dodał ze smutnym uśmiechem:

– Dużo czasu minęło.

Lydia była spięta, ale Robert zachował spokój, choć nie zmienił

pozycji. Dopiero po dłuższej chwili panowie uścisnęli sobie dłonie i w
tym momencie Lydia uprzytomniła sobie, że wstrzymuje oddech.

– Owszem – przytaknął Robert, co odebrała z pewnym

rozczarowaniem.

Naturalnie, nie chciała, żeby Rose miała popsuty wieczór, ale

chętnie widziałaby Nicholasa zmiażdżonego zabójczym spojrzeniem
pasierba.

– Nie do wiary, że przez cały ten czas nasze drogi się nie

skrzyżowały – kontynuował Robert.

Tymczasem Lydia oczekiwała, że odprawi wicehrabiego, tak jak

to w ciągu minionych paru tygodni czynił wobec kolejnych za
biednych lub nieutytułowanych niepożądanych kandydatów do
zawarcia znajomości z Rose.

– Ostatnio nie spędzam dużo czasu w Londynie – wyjaśnił

Rothersthorpe. – A kiedy przyjeżdżam, to nadzwyczaj rzadko
uczestniczę w takich wydarzeniach towarzyskich jak dzisiejszy bal. –
Rozejrzał się po sali z ironicznym uśmieszkiem. – Postanowiłem
unikać socjety, pośród której swego czasu aż za często spędzałem czas.
Na pewnym etapie życia mężczyzna powinien przestrzegać norm.

„Norm”? – powtórzyła w duchu Lydia. Wcześniej bezlitośnie

drwił z ludzi, którzy twierdzili, że trzymają się określonych zasad

background image

postępowania. Co takiego się wydarzyło, że aż tak się zmienił?

Nicholas stał blisko niej, mogła więc dostrzec subtelne ślady

mijającego czasu w jego wyglądzie, których nie zauważyła z pewnej
odległości, jednak nie takie, jakich by oczekiwała. Zamiast zmarszczek
biegnących od oczu, charakterystycznych dla często śmiejących się
ludzi, widziała bruzdy biegnące od nosa do ust, które nadawały twarzy
surowy wyraz.

– Czyżby pogłoski na twój temat były prawdziwe? – spytał

Robert. – Rzeczywiście dokonała się w tobie przemiana?

Wicehrabia uśmiechnął się, a Lydia przypomniała sobie, jak

kiedyś się uśmiechał, unosząc jeden kącik ust wyżej niż drugi. Teraz
zrobił to samo, ale wydawało się, że jedynie markuje uśmiech.

– Nie do końca – odparł. – Nadal lubię towarzystwo uroczych

młodych dam.

Popatrzył na Rose w sposób, który zaalarmował Lydię. Czy

dobrze słyszała, że lekko zaakcentował słowo „młodych”? A gdzie
podział się jego sławetny urok? Dawniej była przekonana, że każda
dziewczyna rozpłynęłaby się pod jego spojrzeniem, o objęciach nie
wspominając. Obecny Nicholas, wicehrabia Rothersthorpe, wydawał
się jej pozbawiony czaru.

– Czy nie przedstawisz mnie swojej ślicznej towarzyszce? –

dodał z wyrazem twarzy, na widok którego Lydię przebiegł zimny
dreszcz.

Przestraszyła się jeszcze bardziej, gdy pasierbica zareagowała

uśmiechem na słowa Nicholasa, najwyraźniej nie dostrzegając w nim
niczego złowrogiego. Czy jednak można było się spodziewać, że
dziewczyna, która zaledwie skończyła szkołę, nie podda się urokowi
lśniących niebieskich oczu?

Lydię tknęło złe przeczucie. Nie ulegało wątpliwości, że Rose

była tak samo głucha na głos rozsądku i rozwagi jak ona, będąc w jej
wieku. Nie rozpoznała niebezpieczeństwa, ponieważ jako
niedoświadczona życiowo nie była do tego zdolna. Co gorsza, starszy
od siostry Robert najwyraźniej także nie dostrzegł niczego groźnego w
nawiązaniu znajomości Rose z wicehrabią, bo dokonał prezentacji.

– To moja przyrodnia siostra, panna Rose Morgan – powiedział. –

Wyłącznie z jej powodu opuściliśmy posiadłość i przenieśliśmy się tej
wiosny do Londynu.

background image

– Bardzo mi miło panią poznać. – Rothersthorpe pochylił się nad

dłonią Rose. – Londyńska socjeta będzie szczęśliwa, goszcząc w salach
balowych tak uroczą młodą damę.

– A to moja macocha, pani Morgan – kontynuował Robert, mimo

że wicehrabia nie oderwał wzroku od Rose. – Naturalnie, już ją znasz.

– Nie powiedziałbym, że znam – zaoponował Rothershorpe,

składając krótki ukłon. – Spotkaliśmy się przelotnie ładnych kilka lat
temu. O ile sobie przypominam, przybyła pani wtedy do miasta
wyłącznie w celu znalezienia męża? – W jego głosie dała się słyszeć
oskarżycielska nuta, co zakrawało na nietakt.

– Doskonale pan o tym wiedział – zauważyła Lydia.

Faktycznie wyjawiła Nicholasowi, że jeśli nie znajdzie męża

przed końcem sezonu towarzyskiego, jej sytuacja będzie bardzo trudna.
Zignorował wówczas jej niepokoje, mówiąc żartem, że sytuacja nigdy
nie jest tak zła, jak się tego obawiamy, gdy przychodzi nam stawić jej
czoło.

– A ponieważ wówczas – dodał z cierpkim uśmiechem

wicehrabia – byłem bez pensa przy duszy, oznaczało to oczywiście, że
nie będzie pani tracić czasu na moje towarzystwo.

Dlaczego przekręcał fakty? Chciał sprawić wrażenie, że ona

zawiniła? – zastanawiała się Lydia.

– Nie, skoro wyraźnie pan okazał, że nie zamierza się żenić –

odparowała lekko poirytowana. – Żadna kobieta, mająca choć odrobinę
szacunku dla siebie, nie chciałaby być oskarżona o to, że zastawia sidła
na mężczyznę tak wyraźnie niechętnego małżeńskim kajdanom.

– Punkt dla pani. – Uniósł ręce w geście poddania. – To prawda.

Byłem młody i cieszyłem się wolnością o wiele za bardzo, żeby się jej
wyrzec. Obecnie – ponownie zwrócił się w stronę Rose – dojrzałem do
momentu, gdy perspektywa małżeństwa nie napawa mnie lękiem.
Stałem się mężczyzną szanowanym i dysponującym odpowiednim
dochodem, małżeństwo jest nie tylko kolejnym krokiem, który
powinienem podjąć, ale również ze wszech miar przez ze mnie
pożądanym.

Lydia poczuła się tak, jakby wymierzył jej policzek. W

przeszłości perspektywa małżeństwa go przerażała. Wyczytała to z jego
twarzy, zrozumiała po sposobie, w jaki zniknął bez śladu po
wypowiedzeniu słów, które mogła zinterpretować jako oświadczyny,

background image

gdyby nie znała go lepiej. Drugi raz w ciągu tego wieczoru zabrzmiało
jej w uszach ostrzeżenie pani Westerly: „Zapamiętaj moje słowa, kiedy
nadejdzie właściwa pora, on poślubi jakąś dziedziczkę lub
spadkobierczynię majątku”.

Widziała, z jaką pożądliwością taksuje Rose, nie tylko

niewiarygodnie bogatą, ale również zjawiskowo piękną.

A ona? Czy tego wieczoru nie wyglądała lepiej niż

kiedykolwiek? Zbagatelizowała uwagę pasierbicy, że prezentuje się jak
księżniczka, uznając to za absurd. Miała zbyt zaokrąglone kształty,
chociaż wcale jej to nie przeszkadzało. W wieku Rose była wręcz
chuda, wycieńczona troskami, które potem pułkownik zdjął jej z
barków. Od chwili gdy go poślubiła, jej zdrowie zaczęło się poprawiać,
a urodzenie i karmienie dziecka zaokrągliło jej piersi, z czego była
wyraźnie dumna.

Potrafiła też lepiej wybierać stroje. W pastelowych kolorach,

które na debiut towarzyski doradziła jej pani Westerly, wyglądała
nijako. Z jasnymi, prawie białymi włosami, szaroniebieskimi oczami i
mleczną cerą mogłaby naprawdę wyglądać świeżo i dziewczęco, a nie
jak „wymoczek”, by użyć złośliwego określenia królowej tamtego
sezonu.

Ze swego dzisiejszego ubioru była zdecydowanie zadowolona.

Szafir stanika podkreślał kolor oczu, a głębokie wycięcie ukazywało
pięknie sklepiony biust. Sznur pereł dodawał jej pewności siebie.
Dostała je od pułkownika Morgana w dniu ślubu, który oznajmił, że
ona jest najcenniejszą z pereł. Gdyby powiedział to tylko z tej okazji,
może by zignorowała jego słowa, uznając je za nic nieznaczące
pochlebstwo. Jednak on powtarzał to aż do dnia śmierci. Nawet gdy
zaczął obdarowywać ją brylantami, perły pozostały jej ulubioną
biżuterią, ponieważ dzięki nim poczuła się doceniona. Teraz jednak
miała wrażenie, że stała się niewidoczna, ponieważ Rothersthorpe nie
spuszczał wzroku z Rose.

Nieoczekiwanie zwrócił się do niej, mówiąc:

– Powinienem złożyć pani kondolencje. Chociaż… – przerwał i

przesunął po niej spojrzenie – …jest pani tak daleka od żałoby, że
zastanawiam się, czy przypominanie o śmierci męża nie jest
niedelikatnością z mojej strony.

– Uważa pan, że powinnam nosić żałobę do końca życia? –

background image

odparła lekko poirytowana Lydia, wyczuwając sarkazm w głosie
wicehrabiego i dostrzegając z trudem skrywaną pogardę, z jaką
obrzucił wzrokiem toaletę, z której była tak dumna. – Skoro pana
zdaniem niedelikatnością było przypomnienie mi o śmierci męża –
kontynuowała, mimo że Robert ścisnął jej ramię, a Rose lekko się
wzdrygnęła – to dlaczego pan to zrobił?

– Oczywiście – włączył się Robert – musieliśmy opóźnić

wprowadzenie Rose w świat do czasu zakończenia okresu żałoby.

– Proszę wybaczyć, jeśli państwa obraziłem – powiedział

Rothersthorpe.

Nie sprawiał jednak wrażenia osoby zakłopotanej własnym

brakiem taktu. Przeciwnie, Lydia zauważyła coś w rodzaju satysfakcji
w jego oczach. Mało tego, by dowieść, jak nieszczere były przeprosiny,
zwrócił się do Rose współczującym tonem.

– Śmierć rodzica jest ciężkim kamieniem milowym w życiu

człowieka – stwierdził.

Rodzica, ale nie męża, odnotowała w myśli Lydia. O to mu

chodziło.

– Żywię nadzieję, że nie będzie z mojej strony nietaktem, jeśli

spytam, czy nie zechciałaby pani ze mną zatańczyć? Czy może na to
nadal za wcześnie?

– Bynajmniej – odparła Rose, wstając z krzesła.

– Ależ, moja droga – odezwała się Lydia – nie powinnaś…

Rothersthorpe posłał jej kpiący uśmiech.

– Jeśli mnie pani w ogóle pamięta, pani Morgan, to z pewnością

przypomina pani sobie również, że nie zwracałem najmniejszej uwagi
na to, co mówi przyzwoitka młodej panny.

Tego za wiele! Nazwał ją przyzwoitką, a dobrze wiedziała, co

sądził na temat przyzwoitek. Nie miał o żadnej z nich dobrego zdania, a
teraz zaliczył i ją do tego grona. Poczuła się niezręcznie, zwłaszcza
mając świadomość, że istotnie w tej sytuacji pełni taką rolę.

Zgasła ostatnia iskierka nadziei, że mogłaby kiedykolwiek coś

dla niego znaczyć.

– Rose – odezwał się Robert ostrym tonem – nie możesz tańczyć

i wiesz o tym.

– Nie wiem – odparowała Rose i dodała: – Brat ma swoiste

pojęcie o tym, kto byłby odpowiednim partnerem do tańca dla mnie –

background image

zwróciła się do Rothersthorpe’a. – Gdyby to od niego zależało, z nikim
bym nie zatańczyła. Wobec pana nie może mieć zastrzeżeń, skoro jest
pan jego dobrym znajomym.

– Nie z tego powodu mam zastrzeżenia, i ty o tym wiesz – rzekł

Robert. – Rothersthorpe, mam nadzieję, że wybaczysz mojej siostrze
jej bezceremonialność i…

– Oczywiście – wpadł mu w słowo wicehrabia. – To lepsze niż

czerwienienie się i jąkanie, co przydarza się wielu debiutantkom.

Lydia aż się wzdrygnęła. Najwyraźniej Nicholas chciał się

zdystansować od wszystkiego, co kiedyś, jak twierdził, mu się w niej
podobało.

Pasierbica zauważyła jej reakcję. Przeniosła wzrok z macochy na

wicehrabiego i przez chwilę wydawało się, że żałuje hardej
wypowiedzi.

– Ostrzegam cię! – Robert rzucił siostrze groźne spojrzenie.

Zesztywniała, uniosła buntowniczo brodę i podała rękę

Rothersthorpe’owi, który uśmiechnął się ironicznie i natychmiast
poprowadził ją w stronę parkietu. Lydia poczuła się tak, jakby
otworzyła się w niej jakaś ciemna otchłań, która pochłonęła wszystkie
drogie wspomnienia łączące się z tym mężczyzną.

Rothersthorpe nawet nie przypuszczał, że potrafi tak

przekonująco udawać: uśmiechać się i wykonywać wszystkie kroki
tańca we właściwej kolejności, a nawet flirtować z partnerką, jak gdyby
doskonale się bawił. Tymczasem targały nim silne i zarazem sprzeczne
emocje, których nie mógł tak po prostu okazać, jednocześnie nie
wywołując skandalu.

Na widok Lydii spowitej w jedwabie i koronki, które miała na

sobie dzięki małżeństwu z odrażającym starcem, ogarnęła go
wściekłość. Dżentelmen nie mógł jednak podejść do kobiety, której nie
widział od dziesięciu lat, i zacisnąć na jej szyi sznura drogocennych
pereł tak, by się udusiła. Żaden sąd w kraju nie wziąłby pod rozwagę
próby wytłumaczenia, że odezwały się w nim mordercze instynkty, jak
gdyby w ogóle istniało uzasadnione usprawiedliwienie dla popełnienia
zabójstwa. Z drugiej strony, jaki mężczyzna zachowywałby się
rozsądnie, gdyby kobieta zdradziła go, poślubiając innego, w dodatku
nie mając na tyle przyzwoitości, żeby najpierw odrzucić jego
oświadczyny? W dodatku wychodząc za mąż za człowieka, który z

background image

powodzeniem mógłby być jej ojcem?

Pogrążony w zadumie, prychnął ze złością, na co Rose uniosła w

zdumieniu brwi.

– Jestem trochę przeziębiony, proszę wybaczyć – usprawiedliwił

się i powrócił do rozmyślań.

Ojcem? Raczej dziadkiem, sądząc z tego, co doniósł mu Robert,

powiadamiając o małżeństwie ojca.

– Zniszczył trzy kobiety swoim paskudnym charakterem i

absurdalnymi żądaniami – mamrotał odurzony alkoholem Morgan. –
Następna młodsza i bardziej nieodpowiednia od poprzedniej. Możesz
sobie wyobrazić, jak się czuję – narzekał, wychylając następną
szklaneczkę brandy – zmuszony nazywać matką smarkulę, dopiero co
siedzącą w szkolnej ławie.

Nicholasa nie obchodziły rozterki Roberta, wywołane kolejnymi

mariażami ojca z młodymi kobietami, ponieważ nie łączyła ich
przyjaźń. Zetknęli się ze sobą, bo byli mniej więcej w tym samym
wieku i lubili podobnie spędzać czas. To wszystko. Poza tym miał
świadomość, że sam musi się uporać z konsekwencjami ciężkiego
ciosu, jaki właśnie otrzymał od losu za sprawą pewnej nieśmiałej
debiutantki.

Lydia mężatką?

– To niemożliwe, ona nigdy by za niego nie wyszła – wyjąkał.

Nie mógł sobie wyobrazić, że dobrowolnie oddała się chudemu

jak tyka starcowi o papierowej skórze, który mignął mu, gdy
przechadzał się po ogrodzie owego pamiętnego dnia, spędzonego na
pikniku w Westdene. Sięgnął drżącą ręką po brandy.

– Zabrałem ją do Westdene zaledwie dwa tygodnie temu –

powiedział. – I… – Urwał, ponieważ Robert nie musiał wiedzieć, że
poprosił Lydię, by rozważyła, czy nie chciałaby zostać jego żoną.

– Cóż, nie mówimy o małżeństwie z miłości. – Robert napełnił

kieliszki. – Mój ojciec lubi młode kobiety i nie ma trudności ze
znalezieniem chętnej kandydatki na żonę, ponieważ jest bardzo bogaty.

Te słowa podziałały na Roberta niczym kwas wlewany w otwarte

rany. A więc tu kryła się odpowiedź. Pułkownik miał pieniądze, a on
nie, i dlatego Lydia odrzuciła jego oświadczyny. Była taka sama jak
inne szczebiocące i rumieniące się co chwila panny do wzięcia.
Chociaż nie – one przynajmniej były szczere, nie kryły, że wzgardziły

background image

nim ze względu na jego reputację i stan finansów. Lydia zwiodła go do
tego stopnia, że stracił czujność i pozwolił sobie mieć nadzieję.

– Jeśli twoja reakcja oznacza to, co podejrzewam – stwierdził

Robert, patrząc z zatroskaniem na Nicholasa, który domyślił się, że
musiał zblednąć jak chusta – to miałeś szczęście. Ona jest
wyrachowana do szpiku kości. Żal mi sióstr, bo będą miały nad sobą
megierę.

Dalszy przebieg spotkania przy brandy rozpłynął się w czerwonej

mgle, w której Nicholas z premedytacją się zanurzył. Zapamiętał, że
rzucił parę cierpkich uwag na temat starych mężczyzn polujących na
młode panny, które dopiero co opuściły pensję, ale nie był w stanie
przypomnieć sobie, który z nich dwóch zadał pierwszy cios. Zapewne
Robert. Człowiek może mówić o swoich rodzicach, co mu się żywnie
podoba, ale nie będzie tolerował krytyki z ust osób trzecich. W końcu
rodzina to rodzina.

Odsunąwszy wspomnienia i nakazując sobie nie rozpamiętywać

przeszłości, powrócił do teraźniejszości i do ciemnowłosej ślicznotki, z
którą tańczył. Była siostrą przyrodnią Roberta, córką jednej z żon
pułkownika Morgana, które zniszczył swoim charakterem i
absurdalnymi żądaniami, podczas gdy sam piął się po szczeblach
drabiny wojskowej. Nie pierwszej z żon, to pewne, bo byłaby rodzoną
siostrą Roberta. Mniejsza o to. Jakie to ma znaczenie? Dla Nicholasa
liczyło się tylko to, że Lydia była czwartą żoną pułkownika.

Naturalnie, gdy poznał ją na balu, zdawał sobie sprawę, że

przyjechała do Londynu w poszukiwaniu męża. Inne panny przybywały
w sezonie do Londynu w tym samym celu i pokazywały się w
londyńskich salonach w obowiązujących debiutantki podobnych
pastelowych sukniach. Odkrył jednak, że Lydię przerażało to
małżeńskie targowisko. Obserwował też, jak ta nieśmiała i wycofana
dziewczyna marnieje pod stałą i silną presją wywieraną przez okropną
przyzwoitkę. Z czasem stała się tak wątła, że przypominała mu kwiat
żonkila. Wydawało się, że ta krucha i delikatna jasnowłosa piękność o
szaroniebieskich oczach nie rozpada się na kawałki tylko dzięki
wysiłkowi woli.

Poczuł przypływ złości na myśl, ile trudu sobie zadał, żeby

przestała się rumienić przy każdym słowie i jąkać. A poczucie triumfu,
jakie go ogarnęło, gdy nieśmiało mu wyznała, że mógłby uwolnić jej

background image

umysł od wszelkiej niedoli samą swoją obecnością? Mało tego, gdy
omal nie zemdlała, chwycił ją w ramiona i zaniósł do domu, a wtedy
zalała go fala opiekuńczych uczuć!

– Jak bardzo pragnąłbym móc zabrać cię od tej jędzy – szepnął,

gdy wtulona w jego pierś, Lydia cicho westchnęła. – Nigdy bym cię nie
zmusił do zrobienia czegoś, czego byś nie chciała – dodał, marząc o
tym, by pocałować jej lśniące jasne włosy. – Jesteś taka delikatna!
Powinnaś mieć kogoś, kto by się o ciebie zatroszczył.

Był tak szczęśliwy, że niosąc ją w ramionach, czuje, jak się w

niego wtula, iż zapomniał o rozsądku.

– Dlaczego nie miałbym to być ja? – ciągnął. – Któregoś dnia się

ożenię. Mam obowiązek wobec rodziny, żeby chociaż zachować
nazwisko. Myślę, że nie byłby to uciążliwy obowiązek, gdybyś była
moją wybranką. Przy tobie czuję się, jakbym był coś wart, nawet jeśli
akurat nie mam złamanego pensa.

Nie odezwała się ani słowem. Nie zarzuciła mu rąk na szyję i nie

wyznała, że małżeństwo z nim uczyni ją najszczęśliwszą dziewczyną
na świecie. A przecież dobrze wiedział, że była zdecydowana kogoś
poślubić. Wyjawiła mu przy jakiejś okazji, że boi się, co będzie, jeśli w
trakcie sezonu nikt się nie oświadczy.

Położył ją na sofie i na widok wyrazu jej twarzy ogarnęły go złe

przeczucia. Mógł to być skutek bólu głowy, który nagle się pojawił, ale
on w obawie, że usłyszy odmowę, uprzedził ewentualną odpowiedź
Lydii.

– Nic nie mów – rzucił, odwracając się gwałtownie.

Zorientował się, że będzie musiał jej dowieść, iż może ją

wesprzeć, choć to nie było w jego stylu, zwłaszcza że wcześniej
wyraziła jawną dezaprobatę dla jego zamiłowania do ryzykownych gier
w karty. Zamierzał udowodnić, że po raz pierwszy w życiu składa
wiążącą poważną deklarację. Potrzebował czasu, by zgromadzić
dostateczną kwotę, żeby przynajmniej zapłacić za pierścionek,
pozwolenie na ślub i księdza.

– Po prostu przemyśl to, co powiedziałem – dodał i szybko

opuścił pokój.

Liczył na to, że Lydia przynajmniej zastanowi się nad jego

propozycją, ale tak się nie stało. Gdy spotkał się z Robertem na
Newmarket, już była zajęta kim innym. Na zimno, bezlitośnie

background image

kalkulowała, co może jej dać pułkownik, po czym sprzedała mu się bez
najmniejszych skrupułów. Musiała mieć serce z kamienia, aby
przetrwać małżeństwo ze starym człowiekiem, który wyjechał do Indii
wyposażony jedynie w chorobliwą ambicję, ale wrócił do Anglii z
ogromnym majątkiem. Nikt nie zdoła go przekonać, że pułkownik
uczciwym sposobem zgromadził wielką fortunę w stosunkowo krótkim
czasie.

– Słucham? – Rose podniosła na niego zdziwiony wzrok. – Co

pan mówił?

Dopiero teraz zorientował się, że był tak zajęty własnymi

myślami, że zaczął coś mamrotać pod nosem.

– Przypomniał mi się pewien wiersz – skłamał na poczekaniu. –

Jakoś tak to było… „Twoja uroda przekracza moje najdziksze
marzenia, pragnę cię zdobyć za wszelką cenę”.

Rose zachichotała, po czym się zaczerwieniła.

– Nie powinien pan mówić do mnie w ten sposób. Robert byłby

wściekły, gdyby się dowiedział – zauważyła, nie wyglądała jednak na
niezadowoloną.

Spoglądała na niego kokieteryjnie spod długich ciemnych rzęs,

na jej ustach błąkał się ledwo widoczny uśmieszek. Czy Lydia nauczyła
ją tak patrzeć na mężczyzn? Panna Morgan musiała nieraz praktykować
takie spojrzenie, zalotne i niewinne zarazem, zachęcające mężczyznę
do dalszej znajomości.

Lydia wiedziałaby, jak skłonić młodą podopieczną do zdobycia

męża, niezależnie od tego, jakie przeszkody czyniłaby socjeta. Kiedy
przyjechała do Londynu na sezon, wydawało się, że nic nie przemawia
na jej korzyść. Nie tylko była osobą niezwykle skromną – w każdym
razie on tak myślał – ale brakowało jej środków, żeby wykorzystać
własne atuty. Niekiedy słyszał, jak inne debiutantki kpiły z niej, że ma
tylko dwie wieczorowe suknie, które wkłada na zmianę, modyfikując
nieco dodatki, ale jemu to nie przeszkadzało. Przeciwnie, podziwiał jej
pomysłowość, bo dobrze wiedział, jak to jest mieć bardzo ograniczone
zasoby finansowe.

Najwyraźniej Lydia miała ukryte zamiary – była zdecydowana

zapewnić sobie wygodne i dostatnie życie, nie zwracając uwagi na to,
jaki mężczyzna je zapewni. Wyglądało na to, że korzystanie z
mężowskiego majątku jej służy. Wystarczyło popatrzeć, jak prezentuje

background image

się w dobrze dobranej sukni i biżuterii, z pewną siebie miną siedzi na
krześle, leniwie się wachlując, i obserwuje pasierbicę.

Tak, zdecydowanie rozkwitła. Wyglądała na osobę zadowoloną z

siebie i swojego życia. Od początku znajomości wiedział, że w
odpowiednich warunkach i oprawie jej uroda zabłyśnie z całą mocą.
Już nie musiała malować rumieńców, tak jak dawniej. Teraz wykwitły
naturalnie na jej policzkach. Straciła nieporadność w obyciu, która tak
go ujęła. A dawną wychudzoną figurę zastąpiły zaokrąglone kobiece
kształty.

Zdecydowanie nie była zagubionym kruchym dziewczątkiem,

które potrzebowało silnego mężczyzny, potrafiącego ochronić ją przed
wszelkimi niebezpieczeństwami. Dziewczątkiem, przy którym on
pełniłby taką rolę. Była pewną siebie, bardzo majętną wdową. Kobietą,
która zrealizowała zamiary i plany.

Musiał przyznać, że przy takim założeniu podjęła odpowiednią

decyzję, zgadzając się na małżeństwo z Morganem. Nie musiała bardzo
długo męczyć się z, jak stwierdził Robert, „jego wrednym charakterem
i absurdalnymi żądaniami”. Była wdową od prawie dwóch lat.

– Typowe – mruknął pod nosem, znowu zapominając o obecności

Rose.

Akurat teraz, gdy wreszcie zdecydował, że jest gotów wpaść w

małżeńskie sidła, złośliwy los przywiódł ją do miasta! Do licha, jak
może szukać żony, skoro sam jej widok działa na niego tak
prowokująco, że tańcząc z najpiękniejszą dziewczyną na balu, zaczyna
mamrotać pod nosem przekleństwa? Uznał, że zapomniał o złudzeniach
i rozczarowaniu, że wyzbył się nieufności wobec wszystkiego, co mówi
kobieta. Myśl, że mógłby być kimś tak nic nieznaczącym w jej życiu,
że nawet go nie pamięta, wzbudziła w nim taką wściekłość, że
przeszedł przez całą salę tylko po to, aby Lydię sprowokować, zranić.
Jedynym sposobem, by to uzyskać, było zademonstrowanie
zainteresowania jej pasierbicą, która w gruncie rzeczy nic go nie
obchodziła. Miał tego świadomość przez cały wspólny taniec.

Do diabła! Lydia nawet to mu popsuła, a przecież lubił tańczyć.

Cóż mogło być przyjemniejszego niż wykonywanie rozmaitych figur
obok urodziwej partnerki? A potem odprowadzenie jej na miejsce i
poproszenie do tańca następnej, nie narażając się na potępienie?

Taniec z Rose Morgan jednak nie dawał mu radości, bo głowę

background image

zaprzątały mu myśli o Lydii. W dodatku wiedział, że za chwilę
podprowadzi dziewczynę do zajmowanego krzesła i ponownie stanie
twarzą w twarz z jej ponętną macochą. Będzie musiał prowadzić
uprzejmą pogawędkę, choć miałby ochotę na nią nakrzyczeć i zażądać
wyjaśnień.

Nie wiedział, co budzi jego większy gniew – to, że ona jest tutaj,

czy własna niekontrolowana reakcja na jej widok. Dlaczego czuje się w
jej obecności nieswojo? Ma takie samo prawo tu być jak ona. Mało
tego, należy do towarzystwa, urodzenie predestynuje go do
przywilejów i wysokiej pozycji społecznej. W dodatku sam do czegoś
doszedł. Dzięki ciężkiej pracy i zaradności odwrócił swój los i
przezwyciężył dziedziczne uwarunkowanie. Stał się sławny jako
pierwszy od pokoleń Hemingford, który nie uciekał się do poślubienia
dziedziczki fortuny, żeby wyciągnąć rodzinę z długów. Wrócił do
Londynu ze świadomością, że może ożenić się z kobietą, którą z
własnej woli wybierze.

Nie pozwoli, żeby Lydia zniweczyła jego plany.

– To twoja wina – zwróciła się Lydia do Roberta, gdy wicehrabia

Rothersthorpe odszedł wraz z Rose w stronę parkietu. – Mogłeś się
spodziewać, że jeśli będziesz w stosunku do niej aż tak surowy, prędzej
czy później się zbuntuje.

– Cóż, nie żałuję, że odesłałem lorda Abergele do wszystkich

diabłów – odparował. – Każdy wie, że ma puste kieszenie.

– Co to ma do rzeczy? Rose nie zamierza poślubić pierwszego

kawalera, z którym zatańczy. Przyjechała do Londynu, żeby wejść w
towarzystwo i miło spędzać czas na balach, rautach i wieczorkach.
Niepytana o dalsze plany, sama oświadczyła, że nie będzie
nieszczęścia, jeśli na razie nie spotka mężczyzny, który będzie ją
naprawdę kochał i którego uczucie będzie mogła odwzajemnić. Jest
młodziutka, ale zdaje sobie sprawę, że niełatwo znaleźć takiego
mężczyznę podczas pierwszego sezonu. Jak zdoła poznać kogoś na tyle
dobrze, aby wiedzieć, że to ten właściwy kandydat, skoro nie
pozwalasz nikomu się do niej zbliżyć?!

Wcześniej Lydia nie podnosiła głosu w rozmowie z Robertem,

nie bardzo wiedział więc, jak zareagować.

– Staram się ją chronić – odparł. – Jest niewinna i

niedoświadczona.

background image

– Ale za to rozumna – zripostowała Lydia. – Naprawdę uważasz,

że wystarczy przystojna twarz i słodkie słówka, żeby zawrócić jej w
głowie?

– Nigdy nic nie wiadomo – zastrzegł się Robert. – Wciąż się o

tym słyszy. Rose jest nie tylko wyjątkowo bogata, ale i niezwykle
piękna. – Przysunął sobie krzesło i usiadł obok macochy.

– Jedyne zagrożenie, jakie dostrzegam, stwarzasz ty, trzymając ją

na krótkiej smyczy. Nie pozwoliłabym jej flirtować z najmniej
odpowiednim z mężczyzn po to, żeby dać ci nauczkę. – Popatrzyła
wymownie na Rose tańczącą z wicehrabią.

– Jeśli już miała wybrać kogoś po to, żeby zademonstrować swój

bunt, to przynajmniej jest nim mężczyzna, do którego nie mogę mieć
zastrzeżeń.

– Myślałabym raczej, że właśnie on jest tym typem mężczyzny,

który mógłby budzić twój sprzeciw – zauważyła Lydia. – Bardzo
strzegłeś Rose przed innymi zalotnikami bez grosza.

– Rothersthrope nie jest bez grosza. – Robert rzucił jej zdziwione

spojrzenie. – Nie powiedziałbym, że jest bogaty, ale ma perspektywy.

– Perspektywy? Jakie? – spytała.

– Jakiś krewny, stary kawaler, postanowił uczynić go swoim

spadkobiercą, jako że nikogo innego nie ma – odparł Robert. –
Rothersthorpe odziedziczy młyny i kopalnie i co tam jeszcze ten
krewny posiada. A to wszystko dlatego, że potrafił odwrócić los
własnej posiadłości.

– Co zrobił?! – zdumiała się Lydia.

– Wiem, trudno w to uwierzyć, jeśli znało się go wcześniej jako

lekkoducha i hazardzistę – przyznał Robert. – Po śmierci ojca
Rothersthorpe pracował jak szalony, żeby uchronić rodzinne dobra
przed bankructwem.

Trudno uwierzyć? – pomyślała Lydia. To wręcz niewiarygodne!

Pieniądze nigdy się go nie trzymały. A co do ciężkiej pracy… To
przerastało jej wyobraźnię.

– Rose mogłaby wybrać znacznie gorzej – orzekł Robert,

obserwując tańczącą parę.

– Poważnie myślisz, że Rose i Rothersthorpe…

– A dlaczegóż by nie? Słyszałaś, co powiedział. Najwyraźniej

przyjechał do Londynu, aby znaleźć żonę.

background image

Rose i lord Rothersthorpe… Lydia nie wierzyła własnym uszom.

Musiała przyznać, że tworzą piękną parę – on przystojny mężczyzna o
jasnobrązowych włosach i znakomitej sylwetce, ona uduchowiona
piękność o ciemnej cerze.

– Spotkałem się z podobnymi przypadkami wśród mężczyzn z

jego klasy – kontynuował Robert. – Nagle porzucali dotychczasowy
hulaszczy tryb życia, postanawiając się ustatkować i założyć rodzinę, i
przyjeżdżali na sezon do Londynu, aby znaleźć odpowiadającą im
kobietę. Jeśli Rothersthorpe zacznie emablować Rose na poważnie, to
nie będziemy się martwić, że robi to z powodu jej majątku, bo go nie
potrzebuje. Ma swój.

Lydia słuchała wywodów pasierba, zbita z tropu. Dziesięć lat

temu Nicholas był tak przerażony wizją małżeństwa, że uciekał na
wzmiankę o ewentualnym ślubie. Obecnie był gotów się ożenić i szukał
odpowiedniej kandydatki na żonę. Mało tego, porzucił życie z dnia na
dzień i uratował rodzinne dobra, przekazywane z pokolenia na
pokolenie.

Nie musiała pytać Roberta, czego wicehrabia oczekuje od żony.

Dawna przyzwoitka, pani Westerly, mówiła jej to dostatecznie często.
Mężczyźni o jego pozycji potrzebowali ozdoby dla domu i posagu,
który powiększyłby zasoby ich szkatuły, a także zdrowej matki dla
przyszłego dziedzica tytułu. Naturalnie, szukali dziewicy.

Zmusiła się, żeby popatrzeć na pasierbicę i Nicholasa, choć ich

widok sprawił, że poczuła się stara, niechciana i nieatrakcyjna. A na
dodatek jak towar z drugiej ręki. Wiedziała, że nie jest całkiem
bezwartościowa, ale wydawała się sobie niczym uszkodzona waza,
którą z salonu przenosi się do kuchni. Cóż, będzie musiała się z tym
pogodzić.

W końcu przyjechali na londyński sezon, żeby się przekonać, czy

Rose znajdzie kandydata na męża, który będzie jej pragnął dla niej
samej. Gdyby to nie był Rothersthorpe, nie posiadałaby się z radości.
Natomiast w tej sytuacji… Cóż, nie pozostaje jej nic innego, jak robić
dobrą minę do złej gry. Rozciągnęła usta w sztucznym uśmiechu, jak
gdyby sprawy układały się po jej myśli. Rzecz w tym, że odzwyczaiła
się od udawania, że jest zadowolona, rozbawiona, usatysfakcjonowana.
Od czasu śmierci pułkownika nie musiała niczego udawać, a teraz
przyjdzie jej na nowo się przyzwyczaić do wkładania na twarz maski.

background image

Uczyni to dla Rose. Nie pozwoli, żeby cokolwiek popsuło jej pierwszy
londyński sezon. Pasierbica potrzebuje jej jako przyjaciółki i
doradczyni, nie może więc zachowywać się niczym zazdrosna
pensjonarka.

Już po chwili uśmiech Lydii stał się mniej wymuszony, a

zachowanie w stosunku do Roberta bardziej naturalne. Pani Westerly
byłaby z niej dumna. Była dystyngowana i opanowana. Może tylko na
pozór, ale przynajmniej nikt, kto na nią patrzył, nie odgadłby, że czuła
się tak, jakby zadano jej śmiertelny cios.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

– Mamo Lyddy, możesz mi pokazać, jak zasuszyć kwiaty?

Lydia podniosła wzrok znad rozłożonych na biurku kilku

zaproszeń. Tego wieczoru mogły uczestniczyć zaledwie w dwóch
spotkaniach towarzyskich: wieczorze muzycznym u lorda i lady
Chepstow albo raucie u Lutterworthów.

Wiedziała, że Robert wolałby, żeby namówiła Rose na wieczór

muzyczny. Nie otrzymywali wielu zaproszeń od osób o tak wysokiej
pozycji społecznej. Rose nie cieszyła się szczególną sympatią w
domach londyńskiej socjety, ponieważ ze swym majątkiem i
egzotyczną urodą stanowiła niebezpieczną konkurencję dla ich córek
na wydaniu. W dodatku Robert starał się jednoznacznie zniechęcać
tych, których synowie odnieśliby korzyść materialną z małżeństwa z
jego siostrą.

Rose nie wyglądała na przygnębioną. Przeciwnie, na jej twarzy

pojawił się szeroki uśmiech, gdy wzięła do ręki bukiecik z
wczorajszego balu.

– Chcę mieć album ze swojego pierwszego sezonu towarzyskiego

– oznajmiła. – Muszę więc przechować kwiaty z bukiecika, który
miałam przypięty, tańcząc z moim pierwszym arystokratą.

Lydia zadała sobie w duchu pytanie, ile albumików zostało

wypełnionych kwiatami beznadziejnie zadurzonych dziewcząt, które
przechowywały je jako pamiątkę spotkania z Nicholasem.

– Oczywiście, nie mam jeszcze bukiecika od wielbiciela –

kontynuowała Rose. Usiadła obok macochy i poprosiła: – Opowiedz mi
o tym mężczyźnie, który przysłał ci fiołki, które trzymasz w swoim
albumie. Musiałaś darzyć go silnym uczuciem, bo za każdym razem
gdy patrzysz na tę stronę, wzdychasz i masz zamglone oczy.

A tak bardzo starałam się ukrywać słabość do Nicholasa,

pomyślała Lydia. Za życia pułkownika Morgana tłumiła wszelkie myśli
o dawnym ukochanym, nie chcąc być nielojalna wobec męża. Nawet
gdy zmarł… Cóż, wciąż byłby to rodzaj zdrady, gdyby pragnęła, żeby
jej życie ułożyło się inaczej. Na swój sposób pułkownik Morgan był
dla niej bardzo dobry.

– To było niemądre i krótkotrwałe zauroczenie, nic więcej –

background image

zapewniła pasierbicę i dodała w duchu: wczorajszy wieczór świadczył
o tym, jak bardzo niemądre.

– Powiedziałaś, że byłaś w nim zadurzona, więc musiałaś…

– Zrobiłam, co mi kazano – przerwała jej Lydia. – Przyzwoitka

nalegała, żebym założyła albumik, który ci pokazałam.
Prawdopodobnie uważała, że dzięki temu będę miała zajęcie w czasie
wolnych godzin, gdy nie wiedziała, co ze mną począć.

Potarła czoło. Nie chciała, żeby Rose zasypywała ją pytaniami,

które mogłyby naprowadzić ją na odkrycie, że Nicholas omal jej się nie
oświadczył. Poprzedniego wieczoru okazał aż nadto wyraźnie, że miał
szczęście, biorąc dawniej nogi za pas. Nie mogła więc pozwolić, by
ktokolwiek się domyślił, jak głębokie żywiła do niego uczucie.

– Naprawdę nie wiem, dlaczego przez tyle lat przechowywałam

ten nic nieznaczący albumik – stwierdziła Lydia, siląc się na
niefrasobliwy ton. – Ani dlaczego ci go pokazałam, ponieważ podczas
tamtego, nawiasem mówiąc, jedynego sezonu byłam nieszczęśliwa.

– Na pewno nie cały czas, prawda? Inaczej nie wpatrywałabyś się

przez trzy minuty w zasuszone fiołki.

– Trzy minuty? – powtórzyła Lydia i przesunęła się na krześle,

starając się uniknąć inkwizytorskiego spojrzenia pasierbicy. –
Naprawdę przesadzasz.

– Skądże, tak było – potwierdziła Rose.

– Prawdopodobnie myślałam o czymś innym, na przykład o liście

zakupów. Niewykluczone, że zastanawiałam się, kiedy się dowiemy,
które modniarki są w tym roku najlepsze.

– Próbujesz coś ukryć. – Rose uśmiechała się szelmowsko. –

Byłaś w kimś zakochana, zanim wyszłaś za mąż za tatusia? Miałaś
adoratora? Och, jakie to romantyczne! Nie opowiesz mi?

Czasami Lydia nie wiedziała, jak radzić sobie z pasierbicą. Rose

była tak bystra, że nie można było zbyć jej byle czym.

– Nie przysłał mi tego bukiecika dlatego, że się do mnie zalecał –

wyjaśniła niechętnie. – Przysłał go jako dowód sympatii, bo byłam
chora, to wszystko.

Przypomniała sobie, że nie jeden raz była chora, a Nicholas

przysłał jej tylko te fiołki. Wówczas wpadła w euforię na widok
załączonego bilecika. Napisał, że brakowało mu jej na balu, na którym
miała być, i że ma nadzieję na jej szybki powrót do zdrowia i następny

background image

wspólny taniec. Gdy ponownie się spotkali, poczuła się niemal
zdruzgotana jego zakłopotaniem i sposobem, w jaki próbował
zbagatelizować przysłanie bukiecika, wymyślając historyjkę o biednej
kwiaciarce. Wyglądał na tak zmartwionego, że mógł wzbudzić
fałszywe nadzieje, przysyłając fiołki, że zaczęła go pocieszać.

– Powinien pan uważać – ostrzegła go żartobliwie. – Inaczej

wejdzie panu w nawyk posyłanie kwiatów młodym pannom, a któraś z
nich mogłaby pana źle zrozumieć. I co wtedy?

Ulga malująca się na jego twarzy była tak wyraźna, że Lydia

poczuła się dotknięta do żywego. Czy on kiedykolwiek zrobił coś poza
sprawianiem jej przykrości?

– Przechowywanie bukiecika było czymś absurdalnie

sentymentalnym – przyznała wreszcie, zwracając się zarówno do Rose,
jak i do samej siebie. – Na swoją obronę mogę powiedzieć, że był to
jedyny bukiecik, jaki dostałam w czasie całego sezonu towarzyskiego.
Powtarzam, nie było szansy, żeby między nami rozwinęło się coś
romantycznego i poważnego – dodała, przypomniawszy sobie słowa
Nicholasa wypowiedziane poprzedniego wieczoru. – Romantyczny był
sposób, w jaki twój ojciec przyszedł mi z pomocą.

– Też coś! – prychnęła Rose. – Nie było chyba mniej

romantycznego mężczyzny niż tata. Traktował cię, jakbyś była jednym
z jego podkomendnych w plutonie. Wydawał ci rozkazy i oczekiwał, że
będziesz mu salutować.

– Powinnaś wyrażać się o ojcu z większym szacunkiem –

napomniała ją Lydia. – Był dobrym i przyzwoitym człowiekiem. Dał
mi dom i…

– …i zmusił cię, żebyś ciężko pracowała na swoje utrzymanie –

dokończyła Rose.

– Dał mi dom i rodzinę – kontynuowała zdecydowanym tonem

Lydia. – Wkrótce bardzo go polubiłam. Przyznaję, że miał porywczy
charakter, ale sama wiesz, że pies, który głośno szczeka, na ogół nie
jest groźny. Niemal całe dorosłe życie służył w wojsku. To oczywiste,
że przywykł do wydawania rozkazów, jak to określiłaś. Taki miał
sposób bycia. Co więcej, młoda damo, przypomnę ci, że właśnie ty
nauczyłaś mnie, że nie należy się go bać. Zaledwie znalazłam się w
waszym domu, zauważyłam, że wraz z siostrą owinęłyście sobie ojca
dokoła małego palca. Widziałam, jak siedziałyście spokojnie, czekając,

background image

aż skończy tyradę, a potem przechylałyście na bok główki i
uśmiechałyście się do niego w pełni świadome, że niczego wam nie
odmówi. Twój ojciec oczekiwał, że to ja nauczę ciebie i Marigold, jak
należy się zachowywać.

Lydia uniosła ręce, udając przerażenie, a Rose zachichotała.

– Cóż, nigdy nie mogłabym was nauczyć, jak owinąć sobie

dokoła małego palca niczego niepodejrzewającego osobnika płci
męskiej, ale jeśli naprawdę chcesz prowadzić album, to pokażę ci, jak
przechowywać kwiaty.

Lydia poparzyła na bukiecik, który jej pasierbica rzuciła na

biureczko.

– Myślę, że chcesz odwrócić moją uwagę od swojego bukietu –

zauważyła chytrze Rose.

– Tak, ponieważ to dla mnie sprawa zbyt bolesna – przyznała

Lydia. – Byłam… cóż, zbyt się do niego przywiązałam.

– Och, za nic w świecie nie chciałabym sprawić ci przykrości –

zmitygowała się Rose. – A jeśli był twoją pierwszą miłością, a ty
zamiast niego poślubiłaś tatę, to… och… przepraszam. Wybaczysz mi?

– Ani razu nie powiedziałam, że był moją pierwszą miłością –

zaprotestowała Lydia.

– Więcej o nim nie wspomnę – obiecała Rose. – Choć bardzo

bym chciała wiedzieć, jaki był.

Lydia skrzywiła się. Powinna była się domyślić, że po złożeniu

obietnicy pasierbica natychmiast ponownie zacznie drążyć temat.

– Najpierw powinnaś rozdzielić bukiet, tak żeby móc przycisnąć

każdy kwiatek z osobna. – Lydia wróciła do zasadniczej sprawy. –
Lepiej byłoby wybrać jeden kwiat, bo w przeciwnym razie będziemy
potrzebowały tuzina albumików. Będziesz miała jeszcze wiele okazji,
które zechcesz w podobny sposób ocalić od zapomnienia.

– Tak uważasz?

– Oczywiście. Jestem pewna, że już zebrałaś stos biletów i

programów z różnych wydarzeń, w których uczestniczyłyśmy.

– To prawda.

– Zanim przystąpimy do dzieła, przypominam, że za chwilę

będziemy mieć dom pełen gości, a jednym z nich będzie Rothersthorpe,
jako że ma on zwyczaj odwiedzać młode damy, z którymi tańczył
poprzedniego wieczoru. Tymczasem jeszcze nie zastanowiłyśmy się,

background image

dokąd chciałabyś się wybrać dziś wieczorem.

– Właśnie to w tobie kocham, mamo Lyddy – oznajmiła

rozpromieniona Rose. – Nie próbujesz mi niczego narzucać.

– Zdążyłam się przekonać, że próba sprzeciwienia ci się do

niczego dobrego nie prowadzi. Poza tym nie byłam na tyle od ciebie
starsza, żeby ci dyktować, jak powinnaś postępować. Czuję się raczej
jak twoja starsza siostra, a nie matka.

Przynajmniej do wczoraj tak się czułam, dodała w myślach

Lydia, dopóki Rothersthorpe nie wygłosił uwagi o przyzwoitce.
Przecież miała zupełnie inny charakter niż pani Westerly – nie zwykła
osądzać ani wygłaszać kategorycznych opinii o ludziach. Nie była i nie
będzie jędzą, i nie popchnie podopiecznej do małżeństwa, które ją
unieszczęśliwi.

– Doradzę ci, ale na tym moja rola się skończy. Decyzję będziesz

musiała sama podjąć.

– Obym potrafiła – odparła z westchnieniem Rose. – Na razie

mam postanowić, z którego zaproszenia skorzystać. – Zaczerwieniła się
lekko. – Myślę, że powiem ci później.

– Ach tak?

Niezdecydowanie było niepodobne do Rose, ale wcześniej nie

była pod wrażeniem tak czarującego mężczyzny jak Rothersthorpe,
uznała Lydia.

– Cóż, nie ma pośpiechu – odrzekła. – Warto by jednak uprzedzić

Roberta. Nie ma w sobie twojej spontaniczności.

Następnych parę minut spędziły na rozdzielaniu kwiatów, aż

rozległ się dzwonek obwieszczający przybycie pierwszego porannego
gościa. Spłoszona Rose rzuciła okiem na biurko zarzucone kwiatami i
kawałkami papieru, po czym spojrzała na drzwi.

– Nie przejmuj się, że adoratorzy zastaną cię przy tak

wdzięcznym zajęciu – uspokoiła ją Lydia. – Moja przyzwoitka
twierdziła, że mężczyźni lubią wyobrażać sobie przyszłą żonę przy
pożytecznej pracy.

Nie miała pojęcia, co mogłoby być pożytecznego w suszeniu

kwiatów do albumu czy, jak w jej przypadku, wyszywaniu całych
połaci dekoracyjnych tkanin. Na pewno lepiej byłoby zademonstrować,
na przykład umiejętność ułożenia menu dla dwadzieściorga gości czy
rozwiązywania problemów osobistych służby, by w domu wszystko

background image

mogło przebiegać bez zakłóceń. Właśnie to cenił w niej pułkownik
Morgan. Gdyby przewidywał, że będzie spędzać cały dzień na suszeniu
kwiatów, byłby mocno zirytowany. W każdym razie jest zdecydowana
dowieść Rothersthorpe’owi, że jej stosunki z pasierbicą są dobre.
Przyzwoitka, za jaką on ją uważał, nie pozwoliłaby podopiecznej na
zarzucenie pokoju kwiatami i papierami. Kazałaby jej raczej siedzieć
na krześle nieruchomo niczym figura woskowa. Tyle że bardziej
sztywna.

Jednak na początek to nie Rothersthorpe się pojawił. Panowie

Crimmer i Bentley, synowie zamożnych przemysłowców, uśmiechnęli
się do siebie, kiedy zorientowali się, że jako pierwsi składają wizytę
Rose. Podszedłszy do niej, przysunęli sobie krzesła najbliżej, jak
wypadało.

Naturalnie, Lydia przyjęłaby Rothersthorpe’a tak samo uprzejmie

jak innych. Niezależnie od tego, co by powiedział czy zrobił, nie
potraktowałaby go tak jak poprzedniego wieczoru. Spędziła wiele
godzin, gdy zamiast spać, wspominała chwile, kiedy zostawił ją na
sofie w domu pułkownika Morgana, po czym uciekł, gdzie pieprz
rośnie. Doszła do wniosku, że jeżeli on uznał tę ucieczkę za szczęśliwe
posunięcie, to i ona powinna spojrzeć na to tak samo.

Jako następni, przybyli dwaj oficerowie marynarki, których

nazwisk Lydia sobie nie przypominała, choć powinna była, bo
spotykała ich bardzo często. Problem w tym, że w niemal identycznych
mundurach, obaj niebieskoocy i jasnowłosi, byli trudni do rozróżnienia.

Robert też stwierdził, że nie jest w stanie spamiętać nazwisk

wszystkich młodych mężczyzn, którzy w tych dniach odwiedzają jego
dom. Jak powiedział, nie przypuszczał, że ma tylu przyjaciół, dopóki
nie zaprezentował urodziwej siostry. Lydia była zdziwiona, że nie
zjawił się z wybiciem godziny jedenastej, żeby mieć baczne oko na
składających wizyty. Wcześniej oznajmił, że choć nie może zabronić
żadnemu z nich wstępu do domu, to przynajmniej da im do
zrozumienia, iż nie dopuści do poufałości w stosunku do siostry.

Niezależnie od przyczyny Lydia była zadowolona, że wicehrabia

się nie zjawił, a jednak każdy dzwonek do drzwi powodował u niej
szybsze bicie serca. W pokoju zaczynało się robić tłoczno, gdy jeden
po drugim przestąpili próg salonu młody prawnik i lord Abergele.
Podziwiała wytrwałość tego ostatniego. Przychodził niestrudzenie,

background image

choć Robert wyraźnie go zniechęcał. Prawdopodobnie liczył na to, że
przystojna twarz i wymowne spojrzenia zielonych oczu, które rzucał
Rose, skłonią ją do przeciwstawienia się bratu. Niewykluczone, że miał
szanse. Pasierbica przepadała za wyzwaniami. Na razie zręcznie
lawirowała między adoratorami, wzbudzając podziw Lydii. Nawet jeśli
wyróżniała któregoś z nich, to ukrywała to tak umiejętnie, że nawet
macocha nie domyśliła się, o kogo chodzi. Było tak, dopóki do pokoju
nie wkroczył Rothersthorpe.

Z rozjaśnioną twarzą Rose przeszła przez pokój i wyciągnęła do

niego rękę. Lydia nie miała pretensji, że goście zatrzymywali się przy
niej tylko na chwilę, żeby się przywitać, po czym natychmiast ruszali w
stronę pasierbicy. Natomiast poczuła się urażona, gdy Rothersthorpe ją
zignorował.

Czuła solidarność z mężczyznami, którzy patrzyli spode łba na

wicehrabiego pochylającego się nad ręką Rose, choć oni, w
przeciwieństwie do Lydii, mogli opuścić salon, jeśli nie będą w stanie
dłużej znosić widoku wpatrzonej w siebie pary. Rzeczywiście
stopniowo zaczęli wychodzić i to Lydia musiała ich pożegnać, gdyż
pasierbica była całkowicie pochłonięta pokazywaniem
Rothersthorpe’owi, co zrobiła z bukiecikiem.

Właściwie powinna zwrócić jej uwagę na niestosowność takiego

zachowania, ale nie chciała okazać się jędzą, a poza tym doskonale
wiedziała, jak Nicholas działa na kobiety. Później zamierzała zamienić
z nim parę słów na osobności, nawet jeśli miałby to być kąt
zatłoczonego pokoju.

Kiedy adoratorzy pasierbicy opuścili dom, Lydia usiadła jak

najdalej od biurka Rose, żeby nie podsłuchiwać rozmowy zajętej sobą
pary. Nie sposób było jednak nie słyszeć każdego słowa, skoro w
salonie zostali tylko we troje. Nie miała innego wyjścia, jak być
milczącym świadkiem flirtu Rothersthorpe’a z jej pasierbicą. Jeśli
chodziło mu o to, żeby ją upokorzyć, to nie mógł wybrać lepszej
metody.

– Lord Chepstow? Tak, to mój przyjaciel – powiedział

wicehrabia. – Tak, otrzymałem zaproszenie na jego wieczór muzyczny.

Podejrzenia Lydii potwierdziły się. Rose chciała wybadać, dokąd

wybiera się Rothersthorpe, zanim zdecyduje, gdzie chce się udać. Co
pocznę, jeśli tych dwoje się pobierze? – zadała sobie w duchu pytanie i

background image

szybko na nie odpowiedziała: Trzeba będzie się z tym pogodzić. Co
prawda, nie liczyła na to zarówno dawniej, jak i dziś, że może coś
znaczyć dla Nicholasa, ale zdawać sobie sprawę, że nie ma się szans, a
widzieć go adorującego inną kobietę to odmienne sytuacje. Dlaczego
ich ścieżki musiały się skrzyżować właśnie teraz i to w taki sposób?
Dlaczego nadal jest do wzięcia? Jeżeli zacznie poważnie zabiegać o
względy Rose, to co ona zrobi? Oczywiście, że nic. Kocha pasierbicę i
pragnie jej szczęścia. Musi więc stłumić wszelkie odruchy zazdrości.

Przecież nigdy nie był mój, tłumaczyła sobie Lydia. Dawno się z

tym pogodziłam. W dniu ślubu z pułkownikiem Morganem
postanowiła codziennie dziękować Bogu za tę życiową szansę i nie
pozwalać sobie na tęsknotę za tym, co nieosiągalne. Tyle że teraz
odniosła wrażenie, iż może to nie było nieosiągalne. Gdyby tylko
Nicholas wcześniej zmienił styl życia i towarzystwo, gdyby bardziej się
o nią troszczył i stał się człowiekiem, którego ludzie szanują… Nic
takiego się jednak nie stało i ona musi o tym pamiętać. Nie uratował
rodowego majątku po to, żeby zapewnić jej dom i bezpieczeństwo.
Przeciwnie, jego uczucia do niej były tak ulotne, że flirtuje z Rose, nie
zważając na jej obecność.

– Nie będę na wieczorze muzycznym u Chepstowów – usłyszała

Lydia. – W środę jestem zaproszony do Almacka.

Twarz Rose błyskawicznie spochmurniała. Lydia wiedziała, że

przyjęcie zaproszenia od Almacka oznacza, iż Nicholas poważnie myśli
o znalezieniu żony. Wczorajszego wieczoru nie udał się do pokoju
karcianego, a do tańca zapraszał panny stanowiące dobrą partię, a nie
te, które podpierały ściany.

– Nie miałabym ochoty iść do tego klubu – oznajmiła Rose. – Z

tego, co słyszałam, obowiązuje tam ścisły regulamin, a ludzie patrzą na
siebie z góry.

– Jeśli dżentelmen szuka żony, to musi tam bywać – powiedział

ze znaczącym spojrzeniem Rothersthorpe.

– Cóż, mężczyzna, który chciałby mnie za żonę, musiałby mnie

szukać tam, gdzie jestem – odparowała Rose.

– Ma pani pełne ręce roboty z hardą podopieczną, prawda? –

Nieoczekiwanie wicehrabia zwrócił się do Lydii, a w jego oczach
pojawiły się dobrze jej znane wyzywające błyski.

– Przeciwnie, zgadzam się z nią całkowicie – odparła Lydia. –

background image

Rose nie musi i nie zamierza polować na męża. Każdy mężczyzna,
który chciałby ją poślubić, powinien pokazać, że ceni ją wystarczająco,
aby się o nią starać.

– Dziwne. – Rothersthorpe uniósł brwi. – Pani opinia o

małżeństwie wydaje się odwrotna do tej, którą żywiła pani w trakcie
swojego pierwszego sezonu towarzyskiego.

Jak śmie rzucać jej w twarz takie słowa? Ogromnie żałowała, że

nie pokazała mu drzwi, gdy w tamtych dniach składał jej wizytę,
zamiast pozwolić mu bawić się sobą.

– Moja opinia nie ma tu nic do rzeczy – odparła lodowato,

patrząc mu prosto w oczy. – Chodzi o nastawienie i przekonania
każdego mężczyzny, który starałby się o rękę mojej pasierbicy.

– Uznaję swój błąd. – Wicehrabia pochylił głowę, po czym

ponownie zwrócił się do Rose: – Proszę przyjąć moje przeprosiny, jeśli
sprawiłem wrażenie, że nie warto o panią zabiegać. Kiedy mówiłem o
pani charakterze, to z całym podziwem, zapewniam. Nie gustuję w
dziewczętach jak mimozy, które sprawiają wrażenie, że za chwilę
zemdleją, i mężczyzna musi się czuć przy nich jak bohater. Mężczyzna
potrzebuje na żonę partnerki, a nie kobiety tak słabej, że nie będzie
niczym więcej niż obciążeniem.

Cóż, nie mógłby się wyrazić jaśniej, pomyślała Lydia. Była słaba

i wrażliwa, kiedy się poznali. Jeśli był zdecydowany dać jej do
zrozumienia, że żałuje oświadczyn, do których omal nie doszło, to
dobrze, że nie traktowała go poważnie. Nie po raz pierwszy dziękowała
opatrzności, że pułkownik się z nią ożenił. Rose mogła mówić, że ona
ciężko zapracowała na swoje utrzymanie, ale przynajmniej wiedziała,
że mąż docenił jej starania.

Sądząc ze sposobu, w jaki Rose na niego popatrzyła,

Rothersthorpe nie wyświadczył sobie przysługi tymi słowami, uznała
Lydia. Dziewczyna może i była harda, ale miała czułe serce i raczej nie
spodobała się jej bezwzględna ocena ludzi, którzy mieli pewne
słabości. Nie będzie więc moim wzorem tracić lat na usychanie z
tęsknoty za mężczyzną, który nie jest wart jednej łzy. Lydia pomyślała,
że zniesie wiadomość o ślubie Nicholasa pod warunkiem, że wybranką
nie będzie Rose.

Na szczęście przejrzała Rothersthorpe’a. Niezależnie od tego,

kogo on wybierze na żonę, jest niemal pewne, że nie będzie to Rose.

background image

Nie będzie więc musiała zajmować się przygotowaniami do ślubu –
byłoby to dla niej zbyt bolesne. Zanim jednak zdążyła się zastanowić,
dlaczego myśl o małżeństwie Rothersthorpe’a wywołuje w niej żal,
skoro przecież doszła do wniosku, że nie jest on wart jednej wylanej
przez nią łzy, drzwi otworzyły się i do salonu wszedł Robert.

– Pomyślałem, że powinnaś to zobaczyć, mamo Lyddy. –

Trzymał w ręku list. – O, sądziłem, że wszyscy adoratorzy Rose już
wyszli – dodał, zauważywszy wicehrabiego.

– Wszyscy oprócz mnie. – Rothersthorpe ruszył ku niemu z

wyciągniętą ręką.

– Piliście już herbatę? – spytał Robert, składając list i zerkając w

stronę filiżanek stojących na stoliku.

– Och, przepraszam, zaraz zadzwonię, żeby przyniesiono więcej

– zreflektowała się Lydia, uświadomiwszy sobie, że na widok
Nicholasa zapomniała o obowiązkach gospodyni. – Zostanie pan
jeszcze chwilę? – zwróciła się do Rothersthorpe’a.

– Proszę się nie kłopotać – odparł sarkastycznie. – Widzę, że pani

pasierb ma jakąś pilną sprawę do przedyskutowania.

– Tak, bardzo pilną, prawdę rzekłszy – potwierdził Robert,

zaskoczony obcesowym zachowaniem wicehrabiego.

– A ja muszę złożyć wizytę pannie Hill – dodał Rothersthorpe.

Drugiej partnerce tańca z wczorajszego wieczoru, uprzytomniła

sobie Lydia i zauważyła, jak Rose z dezaprobatą zacisnęła usta. Nic
więc dziwnego, że gdy tylko Rothersthorpe je pożegnał, dziewczyna
oznajmiła, że jeśli ma wyjść, to najchętniej na wieczór muzyczny do
Chepstowów.

– Przykro mi, ale powinnaś to przeczytać. – Robert wyjął z

kieszeni list i podał go macosze. – To od Marigold.

– Och, są jakieś problemy w Westdene? – zaniepokoiła się Lydia.

– Obawiam się, że chodzi o Cissy.

– Nie! -Wzięła list drżącymi rękami.

– Nie chciałem cię wcześniej martwić, ale z tego, co słyszałem,

jest z nią coraz gorzej – powiedział Robert.

– Jak mogłeś to przed nami ukrywać? – Rose stanęła za Lydią i

czytała list przez jej ramię.

– Przypuszczałem, że jej stan się poprawi – wyjaśnił Robert. –

Kiedy pani Broome do mnie napisała, pomyślałem, że to chwilowe i po

background image

jakimś czasie się uspokoi. Poza tym nie chciałem, żeby cokolwiek
zakłóciło twoje wejście w świat. Nie zawsze nasze stosunki układały
się tak, jak by należało. Zamierzałem ci to wynagrodzić, odpowiednio
przygotowując twój pobyt w Londynie.

Rzeczywiście Robert wynajął piękny dom, zatrudnił służbę,

zapewnił im powóz i konie, wprowadził siostrę w szeroki krąg
przyjaciół i znajomych. Nie chcąc zakłócać czasu spędzanego na
uczestnictwie w atrakcjach londyńskiego sezonu, utrzymywał w
tajemnicy wiadomości o Cissy.

Lydia popatrzyła na list.

– Niestety, to zaszło za daleko – powiedziała. – Musimy wracać

do Westdene. Przykro mi, Rose, ale dla ciebie oznacza to koniec sezonu
towarzyskiego.

– Niekoniecznie – zaprotestował Robert.

– Ależ tak! – wykrzyknęła Rose. – Lydia musi pojechać do Cissy,

a ja nie zostanę w Londynie bez opiekunki. A zresztą, wyobrażasz
sobie, że chciałabym tu zostać, wiedząc, ile to kosztowało Cissy?

– Nie, ale myślałem, że znalazłem sposób na rozwiązanie tego

problemu.

– Cissy to nie problem, to nasze oczko w głowie! – oburzyła się

Rose.

Lydia westchnęła. Po śmierci ojca rodzeństwo oddaliło się od

siebie. Pułkownik nie potrafił okazywać dzieciom uczuć. Roberta
wysłał do szkoły z internatem do Anglii, o co syn miał do niego żal, a
dziewczynki zostały w domu, początkowo w Indiach. Robert został
wykształcony na angielskiego dżentelmena, a one miały niańki i
guwernantki. Długo trzeba było im wyjaśniać, że pułkownik obawiał
się, że syn może nabawić się tropikalnej choroby, tak jak jego matka, i
że wysyłając go do Anglii, chronił go, a nie odrzucał.

– Myślę, że powinnyśmy się uspokoić i wysłuchać, co Robert ma

nam do powiedzenia – oznajmiła Lydia, nie chcąc, żeby stosunki
między rodzeństwem znów się popsuły.

– Spotkanie z Rothesthorpe’em podsunęło mi rozwiązanie –

zaczął Robert. – Przypomniało mi się, że zanim Lydia wyszła za
naszego ojca, zapraszałem przyjaciół na pikniki w ogrodzie.

– Uważasz, że mieszkając w Westdene, będziemy zapraszać

gości? – Rose była wyraźnie podekscytowana taką perspektywą.

background image

– Tak, a co ty o tym sądzisz, mamo Lyddy?

Przez chwilę Lydia milczała, przypomniawszy sobie, że to

właśnie podczas jednego z takich pikników Nicholas obudził w niej
nadzieję, która się nie ziściła. Zanim zdążyła odpowiedzieć, Robert
dodał:

– Pomyślałem, że moglibyśmy zorganizować duże przyjęcie.

Mama Lyddy twierdzi, że nie chcę dopuścić do ciebie żadnego z
zadurzonych w tobie młodzieńców. Gdybyśmy mieli ich przez cały
dzień w domu, szybko zorientowalibyśmy się, jakie są ich prawdziwe
zamiary.

Uszczęśliwiona Rose rzuciła się bratu na szyję.

– Jesteś cudowny! Zaproszę tylko… – zarumieniła się – …ludzi,

których naprawdę lubię. Od razu zorientujemy się, jacy są naprawdę po
tym, jak będą reagować na Cissy.

– Nie przyszło mi to do głowy. – Robert zmarszczył brwi. –

Może to nie będzie całkiem uczciwe – zawahał się. – Nie powinnaś
używać Cissy jako swego rodzaju… testu.

– A jak ty sobie to wyobrażasz? Że ją zamknę w ukryciu?! –

obruszyła się Lydia.

– Nie, ale ona i tak spędza większość czasu w pokoju

dziecinnym.

– Jeśli ktokolwiek powie choć jedno nieuprzejme słowo do Cissy,

to go wyrzucę – oświadczyła buńczucznie Rose.

– Dla Cisy może to być za późno, skoro je usłyszy – słabo

oponował Robert.

– Nie jest tak delikatna, jak się wydaje. Otoczona kochającymi

osobami, nie będzie zważać na to, co ktoś może do niej powiedzieć czy
o niej pomyśleć – oświadczyła Lydia. – A jakiż może być lepszy sposób
na przekonanie się, kim w istocie jest dany człowiek, niż zetknięcie go
z opóźnioną umysłowo dziewczyną jak Cissy?

Właśnie dzięki temu upewniła się, że dokonała właściwego

wyboru, poślubiając pułkownika. Może i był despotyczny, ale nie był
okrutny. Kiedy pierwszy raz zobaczył Cissy, stracił panowanie nad
sobą, ale zrobił to z dobrym skutkiem, rozprawiając się z tymi, którzy
ją maltretowali. Istniała ogromna różnica między publicznym
zachowaniem człowieka a jego prawdziwą naturą. Wystarczy, że Lydia
przypomniała sobie, jak ujął ją urok Nicholasa, gdy była naiwną

background image

dziewczyną. Wszystko, co robił, było na pokaz. Nawet gdy ją niósł na
rękach do domu, miał na celu ściągnięcie na siebie spojrzeń wszystkich
pań, znajdujących się w pobliżu. I to mu się udało, bo traktowały go
potem niczym bohatera.

– Mężczyźni – westchnęła z goryczą – sprawiają wrażenie, że

mają te wszystkie cechy, które powinny charakteryzować dobrego
męża, a gdy pokażą prawdziwą naturę, jest za późno. Zaproś do
Westdene, kogo chcesz, Rose. Dopóki ja będę przy Cissy, nikt nie
sprawi jej przykrości.

– Jeśli by spróbował, to będzie miał również ze mną do czynienia

– oznajmił Robert.

– I poślemy go do wszystkich diabłów. – Rose wojowniczo

uniosła brodę. – Ani mi się śni wychodzić za mąż za kogoś, kto nie
zaakceptuje Cissy.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Rose chciała jak najprędzej opuścić Londyn, po czym

powiadomić listownie znajomych, że zaprasza ich na tygodniowy
pobyt. Zdaniem Roberta, było to najgorsze wyjście z zaistniałej
sytuacji.

– Ludzie będą się zastanawiać, dlaczego tak nagle wyjeżdżamy, i

snuć różne domysły. Jeśli odpowiemy wymijająco, ich ciekawość
wzrośnie. Naprawdę chcesz, żeby Cissy stała się przedmiotem plotek?

– Mamo Lyddy, a jak ty uważasz? – zwróciła się Rose do

macochy.

Lydia poprosiła o chwilę do namysłu. Za parę dni miało się

odbyć wieczorne spotkanie towarzyskie u lorda Danbury, a jej zależało
na tym, by pasierbica wzięła w nim udział. Niewykluczone, że
okazałoby się ważne dla jej przyszłości. Z tego powodu była skłonna o
parę dni przesunąć wyjazd.

– Zgadzam się z Robertem – powiedziała. – Myślę, że będzie

lepiej, jeśli towarzystwo pomyśli, że opuszczamy miasto, bo
zamierzamy zorganizować przyjęcie u siebie, niż że wzywają nas do
powrotu w pilnej sprawie. Jeśli podam Marigold dokładną datę naszego
przyjazdu, to ona i Michael pomogą Cissy liczyć dni, co, jak sądzę,
trochę ją uspokoi.

Po ustaleniu planów na najbliższe dni Lydia napisała do

Marigold, a Rose poleciła wysłać zaproszenia do osób, które chciałaby
widzieć w Westdene. Lydia martwiła się o Cissy, ale ze względu na
Rose starała się nie okazywać niepokoju. Obawiała się jednak, że
dopiero ich powrót uspokoi Cissy.

W przeddzień wyjazdu udali się na wieczorne spotkanie

urządzane przez lorda Danbury. Wcześniej otrzymali zaproszenie, a
Lydia podejrzewała, że zawdzięczają je zabiegom jego córki, lady
Susan, której zależało na obecności Roberta, zamożnego i poważnego
młodego dżentelmena. Ponadto z tego, co zaobserwowała, lady Susan
przejawiała pewną fascynację wszystkim, co niezwykłe. Wypytywała
Rose o jej matkę i życie w Indiach ze szczerym zainteresowaniem,
choć była nieco protekcjonalna w sposobie zachowania.

Może później, pomyślała Lydia, siedząc w salonie Danburych,

background image

gdy ponownie przyjadą do Londynu, inne osoby z towarzystwa
dopuszczą Rose do siebie, o ile zrobi dobre wrażenie na gościach lorda
Dunbury. Problem w tym, że choć lady Susan poinformowała Roberta,
że to ma być nieformalny wieczór, Lydia nie była pewna, co to znaczy.
Przypuszczała, że w pojęciu młodej arystokratki „nieformalny” znaczy
coś więcej, niż zwykło się uważać. Jeśli smagła córka pułkownika
angielskiej armii, stacjonującej w Indiach, będzie zachowywała się
„nieformalnie”, to może zostać napiętnowana jako „zepsuta”.

Rose brylowała w salach balowych w niezwykle naturalny

sposób i zachowywała się poprawnie, choć była bardziej śmiała,
przynajmniej z pozoru, od niektórych debiutantek. Czy Lydia powinna
należeć do jej towarzystwa? Czy jest dopuszczalne, żeby siedziała w
odległym rogu pokoju i obserwowała przebieg wydarzeń? Czy może
jako opiekunka powinna trzymać się blisko podopiecznej? Nie chciała
się narzucać i zakłócać Rose zabawy. Widziała wyniosłe spojrzenia
kierowane przez niektórych gości na grupkę młodzieży. Czy ich
swobodny sposób zachowania ściągał pełne dezaprobaty spojrzenia,
czy raczej obecność wśród nich córki bogacza przybyłego z Indii?

Już miała wstać i podejść bliżej gromadki młodych, żeby przydać

im szacowności, gdy usłyszała aż nazbyt znajomy głos tuż nad sobą.

– Szampana?

Nie potrzebowała się oglądać, żeby wiedzieć, że to Nicholas stoi

obok z kieliszkiem w ręce. Nie miała pojęcia, dlaczego tego wieczoru
do niej podszedł. A zresztą czy to ważne?

– Nie ma w tym trucizny – powiedział. – Pomyślałem, że

wygląda pani tak, jakby zamierzała wznieść wokół siebie fortyfikacje.
– Rozejrzał się po salonie, gdzie Rose przyjmowała hołdy adoratorów.

– Nie wiem, o czym pan mówi. – Lydia wzięła kieliszek z

szampanem.

– Rozważała pani, czy by nie podejść do nich dla przyzwoitości –

wyjaśnił.

Była zła, że ją przejrzał, ale jeszcze bardziej zła, że wciąż na nią

działał. Serce jej kołatało, w płucach brakowało powietrza, a nogi miała
jak z waty. Popełniła wielki błąd, że jako młoda dziewczyna nie
potrafiła przeciwstawić się jego urokowi. W pełni zdawał sobie z tego
sprawę, potwierdzał to każdym słowem. Nie był i nie jest mężczyzną
dla niej.

background image

– Nie wiem, dlaczego miałoby to pana zajmować – odparła

kąśliwie.

– Ja też nie, szczerze mówiąc. Przybyłem do Londynu na sezon z

zamysłem znalezienia odpowiedniej żony. Tymczasem od kiedy
odkryłem, że pani tu jest, stale pani szukam. Teraz też nie jestem w
stanie trzymać się od pani z daleka. Czy ma pani pojęcie, jakie to
irytujące?

On nie jest w stanie trzymać się od niej z daleka? Szuka jej, a nie

Rose? Odruchowo spojrzała na salę i zobaczyła, że pasierbica patrzy na
nią z wyraźnym zaciekawieniem. Miała nadzieję, że ta rozmowa zaraz
się zakończy, w przeciwnym razie pasierbica zacznie się dopytywać, o
czym dyskutowali. Była dociekliwa i nie dawała się zbyć byle czym.

– Może dostrzegam w pani twarzy coś, co przypomina mi

dziewczynę, jaką pani była – kontynuował wicehrabia. – Co z kolei
każe mi się zachowywać jak nieopierzony młodzik, którym kiedyś
byłem. Cóż, przypływ nostalgii za minionymi latami – podsumował. –
Tak, to na pewno to – dodał po chwili.

– Zapewne zmienił się pan od tamtego czasu – zauważyła

uszczypliwie Lydia – skoro analizuje pan, dlaczego ma ochotę
porozmawiać z dawną przyjaciółką.

– I dziękuję za to Bogu. – Twarz Rothersthorpe’a przybrała

cyniczny wyraz. – Wtedy byłem pod wrażeniem pani delikatności, a
obecnie wydawało mi się, że ją pani straciła – dodał i się zaśmiał. –
Tymczasem wystarczy najlżejszy wyraz zatroskania na pani twarzy,
bym natychmiast był gotów znowu pędzić pani na ratunek.

– Nigdy nie pędził mi pan na ratunek – stwierdziła Lydia.

– Tego bym nie powiedział. Ilekroć prosiłem panią do tańca,

uwieszała się pani mojego ramienia i wpatrywała mi w twarz, jakbym
był rycerzem na białym koniu. Błagała pani, żebym zabrał ją na taras
czy na spacer po parku.

– Niczego podobnego nie robiłam! – oburzyła się Lydia.

– Może nie słowami, ale oczami na pewno. Patrzyły błagalnie

niczym oczy spaniela.

– Cóż, ja… to znaczy… – plątała się Lydia. – Dziwię się, że

zajmuje się pan mną, skoro… przypominam panu psa. I co ma
wspólnego zabranie mnie na spacer z pospieszeniem na ratunek?

– Wyrywałem panią spod skrzydeł nadopiekuńczej i władczej

background image

przyzwoitki, ot co – wyjaśnił Rothersthorpe. – Rozkwitała pani, gdy
tylko znalazła się poza zasięgiem jej wzroku. Przestawała się pani
jąkać, a zaczynała uśmiechać. Niekiedy wyglądała pani tak ślicznie, że
zastanawiałem się, dlaczego inni mężczyźni tego nie widzą.

– Ślicznie? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Uważał pan, że

jestem śliczna?

Ona go uwielbiała, a on uważał ją za śliczną. Nigdy tego nie

powiedział, natomiast dbał o to, żeby sytuacja między nimi była jasna,
bez niedomówień. Prawienie komplementów mogłoby rozbudzić w niej
nadzieję, której nie zamierzał urzeczywistniać. Mimo to ośmielała się
wierzyć, że mu się podoba, bo przecież nieprzymuszony, z własnej
woli, zabierał ją na spacer czy zapraszał na parkiet. Nie musiał z nią
tańczyć za każdym razem, gdy spotkali się na balu. Wiele innych
panien tęskniło za przystojnym młodzieńcem, który umiliłby im
wieczór. Wybrałby którąś z nich, gdyby była mu całkiem obojętna –
przynajmniej tak wówczas sądziła. Gdy zaczynał mówić coś na temat
małżeństwa, była bliska uwierzenia, że faktycznie o tym myśli.

– Nie – odparł tonem, jakiego jeszcze u niego nie słyszała. –

Uważałem, że mogłaby pani stać się śliczna, jeśli ktoś właściwie by się
panią zajął. Cóż, czas pokazał, że się nie myliłem. – Obrzucił ją
wzrokiem, pod którym Lydia spłonęła rumieńcem, i dodał: – Stała się
pani piękna.

– P-piękna? – Piękno dawało poczucie siły.

– Niechże pani da spokój – żachnął się. – Bardzo dobrze pani

wie, jak jest ponętna. Gardzę panią i wszystkim, co się z panią łączy, a
jednak wystarczy, że spuści pani głowę czy okaże najmniejszy przejaw
niepokoju, a już jestem u pani boku.

Naprawdę uważa ją za piękną i ponętną? Z trudem mogła w to

uwierzyć. A jednak był przy niej i choć nią pogardzał, nie był w stanie
trzymać się od niej z daleka. Po raz pierwszy w życiu poczuła się
pewna siebie, ale szybko zeszła z obłoków na ziemię.

– Pan mną pogardza – powiedziała.

– Dziwi to panią? Kazała mi pani wierzyć, że potrzebuje

delikatnego traktowania, kogoś, kto by ją rozpieszczał i otaczał
troskliwą opieką. Ależ ze mnie idiota! Pani szukała męża z grubym
portfelem. Nieważne jakiego, sądząc po nieprzyzwoitym pośpiechu, z
jakim zaciągnęła pani pułkownika Morgana do ołtarza.

background image

– Przynajmniej on był zdecydowany, żeby pójść do ołtarza –

odparła z udręką w głosie Lydia. – Zresztą w przeciwieństwie do pana.

Rothersthorpe zacisnął usta, żeby nie wypowiedzieć słów, które

miał na końcu języka. W każdym razie nie tutaj, w salonie pełnym
ludzi. A co do tego, że nie był gotowy zawrzeć ślubu… Jak ona może
twierdzić, że nie był zdecydowany na małżeństwo, skoro poprosił ją,
żeby za niego wyszła? Czy raczej, podpowiedziała mu pamięć, by
przemyślała te prośbę.

– Nie zliczę, ile razy ostrzegał mnie pan, że nie zamierza się

ożenić – przypomniała mu Lydia.

Czyżby był tak niewzruszony? Nie przyszło mu to do głowy, ale

gdy o tym wspomniała, uświadomił sobie, dlaczego mógł zasiać w jej
głowie wątpliwości. Oto zaczynał podejrzewać, że Lydia może się w
nim zakochać. Zaczął więc zastanawiać się, czy nie byłoby dla niej
lepiej nie mieć z nim więcej do czynienia. Nie chciał jej zranić, a
równocześnie pragnął być blisko. Miała w sobie coś fascynującego,
czemu nie mógł się oprzeć. W końcu postanowił przestać ze sobą
walczyć i się poddać, zawierając małżeństwo. Tyle że ona nie miała do
niego zaufania. Podczas gdy zbierał pieniądze na opłacenie formalności
związanych ze ślubem, poślubiła pułkownika Morgana.

– Na pewno nie brał pan pod uwagę ożenku z taką gęsią, jaką

wówczas byłam, prawda? – zagadnęła.

Wyjawiła, że lubi przebywać w jego towarzystwie, bo on

pobudza ją do śmiechu. Przyznała, że przy nim czuje się swobodniej i
atrakcyjniej. Wtedy uznał to za komplement, wierzył, że się jej podoba,
ale później dotarło do niego, że było wręcz przeciwnie. Podczas
wspólnych spotkań jedynie zbierała siły przed wyruszeniem na
polowanie na męża. Krótko mówiąc, stanowił rodzaj klauna
występującego w przerwach przedstawienia.

– Nie traktowała mnie pani poważnie, nawet wyznała pani, że nie

musi się trudzić, żeby zrobić na mnie wrażenie.

– Nigdy czegoś podobnego nie powiedziałam – zaoponowała

Lydia. – Ceniłam sobie czas spędzany z panem, bo mogłam być sobą,
niczego nie udawać. Czułam ulgę, że mam przyjaciela, który akceptuje
mnie taką, jaka jestem. – Lydia obrzuciła badawczym spojrzeniem obcą
jej teraz twarz. – Co się z panem stało? – spytała. – Wydaje się, że
opuściła pana radość życia.

background image

– Raczej spadły mi łuski z oczu – sprostował Nicholas.

Doszło do tego, gdy dowiedział się, że wyszła za starego, ale

bogatego człowieka. Kwota, którą on dysponował i z którą wiązał
nadzieje, nagle wydała mu się żałosna. Wydał się sobie śmieszny, gdy
usłyszał, jak wystawny był ich ślub, a na jaki jego byłoby stać. Lydia
rozpoczynała luksusowe życie, jakiego on nie był w stanie jej
zapewnić.

Po spotkaniu z Robertem zaszył się w rodzinnej posiadłości

Hemingfordów, zamiast wrócić do londyńskiego mieszkania. Jak
wytłumaczyłby w towarzystwie, że nie ma ochoty na picie, grę w karty
i zabawy, bo odrzuciła go dziewczyna? Nikt by go nie zrozumiał, stałby
się przedmiotem kpin.

Nie pojechał do Londynu, ale męczył się na wsi, bo nigdy za nią

nie przepadał. Nudziło go wędkowanie i polowania. Na domiar złego,
w tym czasie ojciec przebywał w rezydencji, organizując jedno ze
swoich osławionych spotkań towarzyskich. Nicholas wypuszczał się na
całodniowe konne wędrówki, żeby nie uczestniczyć w ojcowych
hulankach. Wkrótce nabrał zwyczaju zatrzymywania się na noc w
najbliższej gospodzie, obok której przejeżdżał, gdy tylko poczuł się na
tyle zmęczony i senny, że oczy same mu się zamykały. Dzięki temu
zaoszczędzał sobie przewracania się z boku na bok i zadręczania się
wizjami Lydii w objęciach męża, co niechybnie miałoby miejsce,
gdyby hałas urządzanych przez ojca libacji nie pozwalał mu zasnąć.

Prowadząc taki tryb życia, wkrótce się zorientował, że wokół

niego dzieje się coś dziwnego. Gdziekolwiek się znalazł, napotykał
nieprzychylne spojrzenia i wrogie miny. Z początku, gdy wraz z jego
wejściem do gospody rozmowy cichły, myślał, że tylko mu się wydaje.
Natomiast kiedy pewien mężczyzna splunął na jego widok,
przejawiając otwartą wrogość, po czym rzucił z pogardą „Jaki ojciec,
taki syn”, Nicholas pojął, że dłużej nie może pozostawać w
nieświadomości.

Zaczął uważniej przyglądać się wsiom znajdującym się pod

władzą jego ojca. Okazało się, że dzierżawcy mieszkają w ruderach,
pola leżą odłogiem, a wieśniacy są obdarci i głodni. Gdziekolwiek się
obrócił, napotykał dowody zaniedbania i złego zarządzania.
Najwyraźniej ojciec ignorował rzeczywistość, oddając się wraz ze
swymi kompanami hulaszczemu życiu.

background image

Po raz pierwszy Nicholas przyjrzał się również sobie, temu, jak

się prowadził, co zajmowało mu dnie i noce, czym się kłopotał i
cieszył, jakimi ludźmi się otaczał. Zawstydziło go, że idzie w ślady
ojca, trwoniąc majątek i spuściznę, doprowadzając do nędzy ludzi
zamieszkujących jego rodowe włości. Dotarło do niego, że będzie
całkowicie przegrany, jeśli skończy tak jak ojciec. Ta konkluzja stała
się zaczynem nowego. Postanowił udowodnić miejscowym, że nie
mieli racji, spisując go na straty i stawiając w jednym rzędzie z hrabią.
Pokaże również Lydii, na co go stać.

– Mówi pani, że się zmieniłem – rzekł chłodno. – Rzeczywiście

tak się stało, a zmiana jest ewidentnie korzystna nie tylko dla mnie –
potwierdził, a w myślach dodał, że w pokrętny sposób zawdzięcza to
Lydii. – Klauni pełnią bardzo pożyteczną rolę, ale mężczyzna o mojej
pozycji ma obowiązek zachowywać się odpowiedzialnie.

– Ależ nie traktowałam pana jak klauna! – obruszyła się Lydia. –

Nie rozumiem, dlaczego jest pan taki… – Urwała, bo chciała
powiedzieć, że stał się zimny, zgorzkniały, a nie wypadało tego mówić.
– Przepraszam, wicehrabio Rothersthorpe, prawie zapomniałam, że
nosi pan bardzo szacowny tytuł. To oczywiste, że nie przystoi panu
zachowywać się tak jak wtedy, gdy był pan młodzieńcem. Proszę
wybaczyć mi szczerość, Pozwalam sobie na nią dlatego, że kiedyś
rozmawialiśmy ze sobą bardzo swobodnie.

– Istotnie – przyznał Rothersthorpe i popadł w zadumę.

Może to nie była wyłącznie jej wina. Może zaczynała żywić do

niego cieplejsze uczucie, o ile tak płytka kobieta jest zdolna do
autentycznych uczuć. Nie powinien zapominać, jaką presję wywierała
na nią ta cała Westerly, żeby zmusić ją do małżeństwa. Gdyby Lydia
uwierzyła, że on ma poważne zamiary, to niewykluczone, że oparłaby
się kuszącym oświadczynom pułkownika. Czyżby i on ponosił część
winy za to, że tak ułożyły się losy ich znajomości? Przecież rozmyślnie
skrywał prawdziwe uczucia, choć przed sobą się do nich przyznawał.

Zapominając o urazie, próbował sobie przypomnieć, jacy oboje

byli dziesięć lat temu. Niełatwo było mu spojrzeć bezstronnie na
przeszłość, jednak z gmatwaniny częściowo zatartych wspomnień
wyłoniła się konstatacja, że oboje byli bardzo młodzi i niezbyt mądrzy.

Ale jakie to obecnie ma znaczenie? On już nie szukał kogoś, kto

nadałby jego życiu sens i cel. Wytyczył sobie drogę i konsekwentnie ją

background image

przemierza. Ma obowiązki wobec własnego rodu i zależnych od niego
ludzi, zamieszkujących jego ziemie. Jednym z nich jest sprowadzenie
do posiadłości odpowiedniej żony, która by go wsparła, zajmując się
sferą działań zastrzeżoną dla kobiet. Nie szukał kruchej, delikatnej
istoty, wymagającej stałej opieki, ale partnerki zdolnej towarzyszyć mu
na co dzień. Chciał, by żona odwiedzała chorych, wsparła własną
wiedzą miejscowe kobiety, zadbała o edukację dziewcząt, by nie
opuszczały wsi w poszukiwaniu pracy w fabrykach.

Lydia nie byłaby mu pomocna w takich sprawach. Przeciwnie.

Wymagając stałego poświęcania jej uwagi, utrudniałaby mu
realizowanie planów przywrócenia posiadłości do kwitnącego stanu.
Bez niej osiągnął wszystko, co sobie założył, i teraz jej nie potrzebuje.

W takim razie dlaczego, do diabła, tkwi obok Lydii, choć salon

jest pełen atrakcyjnych kobiet? – zadał sobie w duchu pytanie i
uczciwie na nie odpowiedział: Nie tylko jest najpiękniejsza, ale działa
na niego tak silnie jak żadna inna. Wciąż jej pragnął. Gdyby tylko
zauważył najmniejszy sygnał z jej strony, który mógłby stanowić
zachętę, natychmiast zacząłby od punktu, w którym się rozstali. Mimo
że nie była gotowa stanąć przy nim wtedy, gdy miało to istotne
znaczenie, i jest ostatnią kobietą, z którą kiedykolwiek powinien się
wiązać.

– Proszę tak na mnie nie patrzeć – rzucił niezadowolony z

wniosków, do jakich przed chwilą doszedł.

– To znaczy jak?

– Nie ma sensu otwierać szeroko oczu i udawać niewiniątka. –

Pochylił się, żeby sączyć jej żale do ucha. – Oblizuje pani wargi i
wyobraża sobie, co by ze mną robiła, gdyby udało się pani ściągnąć
mnie do swojego łóżka.

Lydia była niczym nieuleczalna choroba, uznał w duchu.

Wystarczyło, że ponownie ją zobaczył, a gorączka wróciła.
Zamroczony, posunął się nawet do tego, żeby usprawiedliwiać to, co
jest nie do usprawiedliwienia. Czyż nawet jej pasierb nie orzekł, że
tylko dla pieniędzy i wygodnego życia dziewczyna w jej wieku
wyszłaby za mężczyznę takiego jak jego ojciec? Robert powiedział, że
jest wyrachowana do szpiku kości, a on wie to z własnego
doświadczenia.

Lydia otworzyła usta, żeby z oburzeniem zaprzeczyć słowom

background image

Nicholasa, gdy nagle uzmysłowiła sobie, że nie może tego uczynić, bo
by skłamała. Od pierwszej chwili pragnęła go i minione lata tego nie
zmieniły. To było silniejsze od niej. Choć zbulwersowała ją otwartość,
z jaką mówił o pożądaniu, jej ciało natychmiast się obudziło. Gdyby
teraz wyprowadził ją z salonu i znaleźliby ustronne miejsce, byłaby
gotowa mu się oddać. W trakcie trwania małżeństwa ani razu tak nie
zareagowała. Na pytania pułkownika, czy mógłby odwiedzić ją w jej
pokoju, odpowiadała twierdząco, jednak świadomość, że będzie
korzystał z praw małżeńskich, nie pobudziła jej tak silnie jak szept
Nicholasa.

– Może to byłaby odpowiedź – powiedział nagle Rothersthorpe.

– Ja-jaka o-odpowiedź? – wyjąkała.

– Odpowiedź na pytanie, co powinniśmy zrobić w sprawie

kłopotliwego pożądania, jakie do pani czuję.

– Co? Nie rozumiem…

– Ależ doskonale pani rozumie. – Jeszcze bardziej pochylił się do

jej ucha. – Powinniśmy zostać kochankami. Mamy to do nadrobienia. –
Wyprostował się i posłał jej zmysłowe spojrzenie. – Proszę dać znać,
gdy tylko będzie pani gotowa. Będę czekał.

– N-nie… – wykrztusiła.

Miała nadzieję, że odnowią przyjaźń, która kiedyś ich połączyła,

i to wszystko. Nie prosiłaby o nic więcej, gdyby tylko potrafił wyzbyć
się tej niechęci, którą widziała w jego oczach i słyszała w słowach.
Tymczasem on ją znieważył, sugerując, że jest kobietą, która mogłaby
wdać się w przelotną przygodę. Powinna wymierzyć mu policzek, ale
oddalił się z uśmieszkiem samozadowolenia na twarzy. Nie miało sensu
branie winy na siebie za to, że na sugestię pójścia do łóżka ogarnęła ją
silna fala pożądania. On ją do tego doprowadził bezwstydną
propozycją. Najchętniej rzuciłaby w niego ciężkim przedmiotem, nie
bacząc na innych gości.

Obserwowali ich jednak ludzie, i to ci, na których jej zależało.

Zapomniała o ich istnieniu, rozmawiając z Rothersthorpe’em. Gdy
odszukała wzrokiem Rose, od razu się zorientowała, że ona nie
postradała zmysłów. W zamyśleniu przenosiła przenikliwe spojrzenie z
wychodzącego z salonu wicehrabiego na macochę.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Rothersthorpe ściągnął cugle, wyjął chusteczkę i otarł czoło. To z

powodu Lydii ponowne dosiadł konia. Gdy otrzymał od niej
wiadomość, stwierdził, że błędem było postawienie jej przed
wyzwaniem. Mówiąc jej, że teraz, gdy spotkali się po latach, uznał ją
za odpowiednią jedynie do łóżka, a nie do ślubu, chciał wskazać, gdzie
jej miejsce. Okazało się, że Lydia Morgan różni się od dziewczyny,
którą – jak mu się wydawało – była Lydia Franklin. Ona z pewnością
nie wzięłaby sobie kochanka ani nie wyszłaby za mąż za
pomarszczonego starca. Jak mógł dać się zwieść, jak widać,
udawanemu oburzeniu, jakim zareagowała na jego propozycję? Była
tak przekonująca, że zaczął się zastanawiać, czy aby nie powinien jej
przeprosić. Dobrze, że tego nie uczynił, bo czułby się teraz jak głupiec.
To była tylko gra na wypadek, gdyby ktoś słyszał ich rozmowę.
Musiała naprawdę chcieć, żeby ludzie uważali ją za godną szacunku
wdowę. Poza tym niewątpliwie zależało jej na znalezieniu dobrej partii
dla pasierbicy.

Potrząsnął głową, dziwiąc się, że mógł dopatrzeć się w niej

czegoś dobrego. Należała do kobiet, które udają niewiniątko, a po cichu
wdają się w miłosne przygody i romanse. Dlaczego nie miałby z tego
skorzystać? Jaki mężczyzna nie osiodłałby konia o świcie i nie pognał
do Westdene, jakby to była sprawa życia i śmierci?

Przed laty myślał, że Lydia może go uszczęśliwić. Tymczasem,

jak się okazuje, miał szczęście, że zdołał uciec. Była zbyt chciwa, aby
zrozumieć jego potrzebę polepszenia losu wieśniaków, nie mówiąc już
o wspieraniu go w realizacji tego zamierzenia. Gdyby przeznaczył
część majątku na poprawę życia mieszkańców wsi, wkrótce przestałaby
na niego patrzeć tymi wielkimi szaroniebieskimi oczami. Nadąsałaby
się, po czym wyraziła bunt, wydając ogromne sumy na krawcowe.

Tak jak to teraz widział, jego życie potoczyłoby się w jednym z

dwóch kierunków: albo byłby w nią wpatrzony jak w obraz i spełniał
wszystkie jej zachcianki, albo zacząłby być coraz bardziej
zdegustowany, że związał się w młodości z intrygantką. Każda z tych
możliwości oznaczałby utratę szacunku dla siebie i dalszą niedolę jego
ludzi. Zadrżał na samą myśl, że ziemie leżałyby odłogiem, a

background image

dzierżawcy cierpieli głód, podczas gdy ona trwoniłaby pieniądze na
jedwabie i atłasy. W żadnej wizji jego małżeńskiego życia Lydia nie
byłaby partnerką, o jakiej obecnie marzył i jakiej potrzebował.

W takim razie dlaczego pędzi w nieznośnym upale na jej

wezwanie? Gdyby miał więcej rozsądku, zawróciłby konia i wysłał list
wyrażający żal, że jednak nie może przyjechać, bo jeszcze przez
tydzień ważne zobowiązania zatrzymają go w Londynie. Równie
dobrze mogłaby znaleźć innego mężczyznę do zaspokojenia cielesnych
potrzeb, pomyślał z gniewem, ale natychmiast ogarnęła go zazdrość.

Zresztą, czy warto odmawiać sobie wspólnych kilku nocy tylko

dlatego, że ma pewne zastrzeżenia do jej charakteru? Czy mężczyzna
szuka w kochance cnoty? Nie. A więc co się z nim dzieje?

Czyżby się bał, że ona znowu podstępnie wkradnie się do jego

serca? Nieprawdopodobne, ocenił. Nie jest już nieopierzonym
młodzikiem, patrzącym na nią przez różowe okulary. Jest starszy,
mądrzejszy i jasno widzi, jak jest bezwartościowa. Teraz pociąga go
wyłącznie fizycznie i rzeczywiście chciał znaleźć się z nią w łóżku, ale
to nie stawiało go w pozycji słabszego.

Niewykluczone, że zdołałaby zakłócić mu spokój umysłu, ale nie

zraniłaby serca i nie odwiodłaby od planów na przyszłość. Byłoby to
tylko krótkie preludium, zanim na poważnie zajmie się poszukiwaniem
odpowiedniej kandydatki żonę. Na jego ustach zagościł triumfujący
uśmiech, gdy pomyślał, że potraktuje ją jak przelotną miłostkę. Odpłaci
się pięknym za nadobne. Przed laty szukała w jego towarzystwie
krótkiego odprężenia w trakcie polowania na męża.

Cóż, w tym tygodniu, podczas spotkania towarzyskiego w jej

domu, spróbuje wyleczyć się z Lydii, którą nie bez powodu porównał
do groźnej choroby. Zniszczy bezpowrotnie jej obraz – eterycznej i
delikatnej – który wciąż miał przed oczami, gdy spojrzał na inną
kobietę. Dziwiło go to, wziąwszy pod uwagę, przez ile lat nienawidził
jej za to, że poślubiła bogactwo. A jednak, gdy tylko ujrzał ją w sali
balowej, natychmiast ogarnęła go niemożliwa do opanowania tęsknota.

Nadal w jego mniemaniu była najpiękniejszą, najbardziej

pociągającą kobietą, jaką kiedykolwiek widział. Tyle że piękno
kończyło się na atrakcyjnej zewnętrzności. Nie dość bowiem, że była
chciwa, to do tego nieczuła. Podała mu dokładny opis trasy do mola,
gdzie była zakotwiczona barka dowożąca wszystkich gości. Czy

background image

zapomniała, że kiedyś wraz z nią przybył w ten sposób do Westdene?
Czy tamten dzień tak niewiele dla niej znaczył?

On pamiętał każdą minutę. Jak na ironię, kiedy pojechał po

Lydię, powiedziała, że nie czuje się na tyle dobrze, żeby dokądkolwiek
się udać. Przyzwoitka była głucha na jej błagania i praktycznie
wepchnęła ją do powozu, który wynajął, żeby dotrzeć na miejsce. Po
przyjeździe z trudem wysiadła z powozu i stanęła, ledwie utrzymując
się na nogach. Przycisnęła dłoń do czoła, jakby bolała ją głowa, i
osłoniła oczy, bo raził ją blask świateł odbijających się w wodzie.
Wprawdzie policzki miała uróżowane, ale wargi były blade. Był
wściekły na panią Westerly, że zlekceważyła złe samopoczucie Lydii,
ale zniecierpliwiona przyzwoitka kazała podopiecznej usiąść w cieniu i
przestać się ze sobą cackać.

Wtedy poprzysiągł sobie, że wyswobodzi ją spod wpływów tej

kobiety. Wziął Lydię na ręce i zaniósł do wnętrza domu, bo przy jakieś
okazji wyjawiła mu, że tylko ciemności i cisza przynoszą jej ulgę
podczas silnej migreny.

Robert był zbyt zajęty innymi gośćmi, żeby poświęcić mu więcej

uwagi. Skorzystał więc ze sposobności i przedłożył Lydii propozycję,
ale nie miała czasu mu odpowiedzieć, bo zjawiła się pani Westerly.
Zdążył tylko obiecać, że sprowadzi zarządzającą domem i położył
Lydię ostrożnie na sofie. Wtedy po raz ostatni widział ją jako pannę.

Czy naprawdę pomyślała, że mógłby wziąć udział w parodii

tamtego dnia, wsiadając na barkę w tłumie rozochoconych młodych
ludzi, skoro oboje wiedzieli, że wkrótce zostaną kochankami? Byłoby
to niczym sypanie soli na rany. Po upływie tylu lat wciąż był na nią zły.
To on wprowadził ją do tego domu. Wykorzystała go, żeby zostać
przedstawioną pułkownikowi Morganowi, po czym skierowała na
niego cały swój urok. W ciągu kilku dni udało się jej uwieść starego
człowieka, który w efekcie zaproponował jej małżeństwo.

Do licha, co w niej było, że tak na niego działała? Miał obsesję

na jej punkcie, co przeszkadzało mu zabiegać o inne kobiety. Jeśli nie
zdoła wykorzystać szansy, żeby wreszcie ją posiąść, to do końca życia
będzie zastanawiał się, jak by to było. Mógłby nawet poszukać na żonę
kobiety podobnej do Lydii, a to miałoby fatalne skutki.

Nie zmarnuje tej szansy i dopiero potem będzie rozglądał się za

cnotliwą młodą panną, która stałaby się towarzyszką jego życia i matką

background image

jego dzieci. Troszczyłaby się o dzierżawców i prowadziłaby dom z
taktem i inteligencją. Nie miałaby humorów i nie chroniłaby się przed
najlżejszym wiaterkiem. A skoro o wietrze mowa, to teraz bardzo by się
przydał. Z nieba lał się żar, a wokół nie było skrawka cienia. Jedyne
wyjście to wspiąć się na następne wzgórze w nadziei, że ujrzy wioskę z
gospodą albo przynajmniej kępę drzew.

Tego dnia po raz pierwszy dostrzegł sens podróżowania drogą

wodną do Westdene. Wyjeżdżał w takim pośpiechu, że nawet nie
przestudiował mapy. Znał tylko położenie Westdene w stosunku do
rzeki, i to niezbyt dokładnie. Wiedział też, gdzie leży najbliższe duże
miasto. Przypuszczał, że sprawnie dotrze do celu na grzbiecie konia,
nie mając nic wspólnego z przygotowaniami organizacyjnymi, jakie
poczyniła Lydia.

W końcu droga doprowadziła go do gospody, gdzie nie tylko

napoił konia, ale również uraczył się kuflem zimnego piwa. Gospodarz
nie słyszał o Westdene, ale zawołał pocztyliona, który dokładnie mu
objaśnił, jak dotrzeć na miejsce.

Posiadłość była położona na wzgórzu, bez trudu więc zobaczył ją

z daleka. Zatrzymał się przy bramie, obrzucając wzrokiem widoczne
ponad drzewami wysmukłe wieże i kopuły. Ekscentryczność
architektury była tematem rozmów towarzyskich w czasie, gdy
pułkownik Morgan budował rezydencję. Wydawało się, że przeniósł
miniaturowy pałac indyjski z upału tropików, by osadzić go wśród
wzgórz hrabstwa Surrey. Dla Nicholasa wieże i kopuły nie były
interesujące z architektonicznego punktu widzenia. Długo pojawiały się
nocnych koszmarach, przypominając mu boleśnie o szansie na
szczęście, którą w tych murach utracił.

Po dłuższej chwili z niechęcią przyznał, że do tej pory nie widział

tak wspaniałych ogrodów. Kiedy był tutaj ostatnio, w ogóle nie zwrócił
na nie uwagi, skupiony na Lydii, ale teraz zrozumiał, dlaczego ludzie
ubiegali się o zaproszenie do domu Roberta. Nie znał nazw wszystkich
roślin i domyślił się, że musiały pochodzić z dalekich krajów.

Spostrzegł innego jeźdźca, kierującego się w stronę rezydencji,

oraz wyładowany powóz. Najwyraźniej nie on jeden zdecydował się na
drogę lądową. Przejechał ostatni most kamienny i znalazł się przed
okazałą siedzibą w tym samym momencie co powóz.

Nagle ujrzał, niczym zjawę z koszmaru, młodą kobietę z

background image

rozwianym włosem, która wybiegła z krzykiem z domu. Jeździec, w
którym Rothersthorpe rozpoznał Roberta, zatrzymał ją, zanim zdążyła
dobiec do powozu, po czym zeskoczył z konia i chwycił w ramiona.
Walczyła z nim, krzycząc, ile tchu w płucach. Tymczasem koń
potrząsnął grzywą i okrążając dom, udał się, jak przypuszczał Nicholas,
do stajni. Robert dalej zmagał się z awanturującą się istotą, zagradzając
jej dostęp do powozu.

Ten widok był tak niezwykły, że wicehrabia zatrzymał konia i

mocno ściągnął cugle, obawiając się ewentualnej reakcji wierzchowca.
Gdyby ta kobieta wyrwała się Robertowi, mógłby ją zaatakować.
Poklepał konia po karku, wypowiadając uspokajające słowa. Dopiero
gdy wyczerpana atakiem kobieta uspokoiła się, Robert pozwolił jej
zbliżyć się do powozu, po czym otworzył drzwi, w których ukazała się
Lydia i szybko stanęła na ziemi. Szlochająca kobieta z impetem rzuciła
się ku niej i objęły się mocno. Lydia była od niej niższa i drobniejsza,
straciła więc równowagę i obie przewróciły się na trawnik obok
powozu.

Dopiero teraz Robert zauważył Rothersthorpe’a.

– Najlepiej będzie, jeśli pojedziesz prosto do stajni – powiedział i

pokazał ręką: – Tędy.

Nicholas udał się we wskazanym kierunku, choć trudno mu było

oderwać wzrok od Lydii. Nuciła półgłosem, starając się uspokoić
kobietę, którą wciąż trzymała w ramionach. Po drodze zauważył
dziewczynę, małego chłopca i psa tulących się do siebie w drzwiach
domu, jakby nie byli zdecydowani, czy bezpiecznie będzie zbliżyć się
do Lydii i szlochającej kobiety. Chłopiec przypominał Lydię, było
pewne podobieństwo w zarysie twarzy i bardzo jasnych włosach.

Ktoś powiedział mu o tym, że Lydia miała dziecko z

pułkownikiem, więc widok chłopca nie powinien być dla niego
zaskoczeniem. Nic go to nie obchodzi, bo niby z jakiego powodu,
pomyślał. Przecież Lydia nic już dla niego nie znaczy.

– Mam nadzieję – odezwał się Robert, gdy znaleźli się w stajni –

że mogę liczyć na twoją dyskrecję w sprawie incydentu, którego byłeś
świadkiem.

Rothersthorpe zsiadł z konia, zastanawiając się nad szczególnym

doborem wypowiedzianych słów. W końcu ciekawość wzięła górę.

– Moją dyskrecję? – powtórzył.

background image

Robert popatrzył mu prosto w oczy.

– Sytuacja jest delikatna – odparł. – Teraz, gdy mama Lyddy

wróciła, Cissy się uspokoi. Jeśli Rose dowiedziałaby się, w jakim stanie
była Cissy, mogłaby postanowić, że więcej nie pojedzie do Londynu, a
nie chciałbym, żeby była tutaj uwiązana. Nie byłoby to fair.

– Nie chcesz, żeby Rose była przygnębiona – domyślił się

Rothersthorpe.

Co tu się, u licha, dzieje? Kim jest ta krzycząca młoda kobieta, z

którą Robert zostawił Lydię?

– Nie chcę też, żeby Cissy się denerwowała – dodał Robert. –

Powinienem był zwrócić większą uwagę na to, co próbowała mi
uświadomić Lydia. Od lat nie ruszała się tak daleko z Westdene, więc
nie zdawałem sobie sprawy… – Zmarszczył czoło. – Gdy Cissy była
młodsza, jej problemy nie zostały do końca rozpoznane.

– Ona jest… – zaczął Rothersthorpe.

– Uważaj, co mówisz – ostrzegł go Robert. – Nie chcę jej

określić jako szalonej, choć jej zachowanie mogłoby na to wskazywać.
Jeśli nie możesz lub nie chcesz tego tolerować, to lepiej wyjedź od
razu.

– Nie musisz zwracać się do mnie takim tonem, Morgan.

Chciałem jedynie zrozumieć sytuację.

– Przepraszam. Nie ukrywam, że ten napad złości i mną

wstrząsnął. Przyjęcie, które chciałem urządzić dla Rose, aby
zrekompensować jej konieczność opuszczenia Londynu, zapowiada się
znacznie trudniejsze do zorganizowania, niż przypuszczałem.
Chroniliśmy Cissy przed obcymi, więc obecność gości będzie dla niej
gigantycznym wyzwaniem.

Rothersthorpe’owi coś zaświtało w głowie. Podczas pikniku, w

którym uczestniczył przed laty, Robert wyjaśnił zaproszonym, że mogą
chodzić po całym terenie, ale dom stanowi strefę zakazaną. Półżartem
wspomniał o ojcu, który jest wyjątkowo złośliwy, i ostrzegał gości,
żeby go unikali, jeśli nie chcą przekonać się o tym osobiście. Nicholas
przyjął to tłumaczenie za dobrą monetę, ale jeśli tak łatwo było
wyprowadzić Cissy z równowagi, to może był inny powód, dla którego
obcy nie byli mile widziani wewnątrz rezydencji.

Rothersthorpe wiedział, że Robert skonfliktował się z ojcem na

tle kolejnego małżeństwa, w dodatku z tak młodą kobietą, i przez

background image

pewien czas nie przyjeżdżał do Westdene. Podejrzewał, że po śmierci
pułkownika nie wznowił tradycji pikników, bo w jakiejś mierze
przyczyniła się do tego Lydia. Teraz pojął, że było to raczej związane z
obecnością tej dziwnej kobiety, która najwyraźniej nie była całkiem
przy zdrowych zmysłach.

Będzie musiał zrewidować wyobrażenie, jakie miał o życiu Lydii

w Westdene. Zastanawiało go, dlaczego po śmierci męża nie wróciła do
Londynu. Można było się spodziewać, że jako bogata kobieta często
będzie odbywać wycieczki do miasta i wydawać pieniądze u modniarek
i modystek. Tymczasem ona tego nie robiła.

– Chciałem dać Rose swobodę wyboru męża – odezwał się

Robert – jak również zadbać, by nie musiała się martwić, jak to
wpłynie na Cissy. Należało jednak przewidzieć, jak podziała na nią
odstępstwo od codziennej rutyny.

Rothersthorpe skonstatował, że Robert wyraźnie troszczył się o

swobodę Rose i dobre samopoczucie Cissy, natomiast w ogóle nie
przejmował się Lydią. Uważał najwyraźniej, że jej obowiązkiem jest
opieka nad obiema pasierbicami. Tylko dlaczego pułkownik trzymał
chorą córkę w domu, nie mówiąc już o tym, że uczynił z młodej żony
jej pielęgniarkę. Jeśli ktokolwiek z otoczenia Nicholasa miałby dziecko
w jakiejś mierze odbiegające od normy, zapewniłby mu płatną opiekę
kogoś, kto miał praktykę w obchodzeniu się z takimi
niepełnosprawnymi osobami, oraz trzymałby je z dala od rodziny, żeby
zapobiec incydentom jak ten, którego dziś był świadkiem.

Pułkownik Morgan pojął za żonę dziewczynę niemającą rodziny,

która mogłaby ją chronić, i nałożył na nią obowiązek opiekowania się
niezrównoważoną córką. Z jakiegoś tajemniczego powodu Lydia się
przed tym nie wzdragała i przyjęła rolę opiekunki. Cóż, Lydia miała
wiele wad, ale przekonał się na własne oczy, że potrafiła sobie radzić z
obłąkaną pasierbicą.

Wyglądało na to, że jest tutaj wręcz uwięziona, zajmując się

dziećmi pułkownika z poprzednich małżeństw, a zwłaszcza niezbyt
normalną córką. Jak na ironię, kiedy zbliżał się do rezydencji, przyszło
mu do głowy, że Lydia włada tą posiadłością niczym królowa.
Pułkownik miał w sobie coś z kolekcjonera i Nicholas przypuszczał, że
traktował piękną młodą żonę niczym klejnot w koronie. Tymczasem
przekonał się, że Lydia najprawdopodobniej musiała ciężko

background image

zapracować na każdego pensa, który starzec na nią wydał.

W dodatku po śmierci pułkownika nic się pod tym względem nie

zmieniło. Odniósł wrażenie, ż Robert nie pozwalał macosze na
swobodę. Nic dziwnego, że skorzystała z okazji, żeby mnie
sprowadzić, gdy tylko stało się to możliwe. Popatrzył uważnie na
Roberta. Najwyraźniej przedkładał potrzeby każdego członka rodziny
nad potrzeby Lydii, a jednocześnie w Londynie prezentował przyjazne
nastawienie do młodej macochy. Do jakiego stopnia było ono
autentyczne?

Nicholas pamiętał wrogość, z jaką Robert zareagował na ostatnie

małżeństwo ojca i wyzwiska, jakimi obrzucił Lydię. Z kolei podczas
balu, na którym Nicholas wypatrzył Lydię, stał na straży obu kobiet.
Nie zdawał się na Lydię w sprawie wyboru partnera do tańca dla Rose.
Dlaczego wówczas nie wychwyciłem tego widocznego braku
szacunku? – zadał sobie w duchu pytanie wicehrabia, choć znał na nie
odpowiedź. Był zbyt zajęty roztrząsaniem własnych uraz.

– Pokażę ci twój pokój – powiedział Robert. – Będziesz mógł się

odświeżyć po podróży. Muszę ponownie rozeznać się w sytuacji, zanim
zaryzykuję wprowadzenie Cissy między gości.

– Planowałeś trzymać ją w ukryciu? – spytał Rothersthorpe.

– Nie. Pojęcia nie mam, co się teraz stanie. Rose przysięgła, że

odeśle każdego, przez kogo Cissy mogłaby się zdenerwować, tak że
być może trzeba będzie odwołać przyjęcie. Ani moja siostra, ani Lydia
nie zgodziłyby się na schowanie Cissy na czas bytności obcych w
domu. – Robert spojrzał na niego kątem oka, gdy zbliżali się do tylnych
drzwi. – Zrobisz, co uznasz za stosowne – dodał. – Widziałeś ją w
najgorszym z możliwych stanie. Jeśli masz ochotę zostać i potrafisz
być dla niej uprzejmy, to nie będziemy więcej na ten temat rozmawiać.

– Dziękuję – odrzekł Rothersthorpe, nie usiłując ukryć sarkazmu.

– Jeśli zdecydujesz się zaszczycić nas swoją obecnością – dodał

Robert z równą dawką ironii – to daj znać. Przyjdę po ciebie za około
godzinę. Do tego czasu pozostali goście przypłyną barką i zaczną
piknik nad stawem. Dołączymy do nich.

Rothersthorpe w milczeniu podążył za Robertem do skrzydła

przeznaczonego dla gości. W żadnym razie nie zamierzał opuścić
Westdene. Przyjechał, aby doprowadzić sprawę do końca ze swoją
pierwszą miłością, i od tego nie odstąpi. Chociaż teraz, kiedy okazało

background image

się, że życie Lydii wygląda inaczej, niż wskazywałyby na to pozory,
sytuacja nieznacznie się zmieniła. Nadal jednak zamierzał zostać jej
kochankiem, po czym wyrzucić ją z pamięci, żeby wreszcie prowadzić
własne życie.

Robert otworzył drzwi do małego, raczej po spartańsku

urządzonego pokoju. Poklepał Rothersthorpe’a po ramieniu.

– Nie musisz mi dawać znać. Po prostu zejdź za mniej więcej

godzinę – rzekł.

Nicholas ściągnął ubranie, ale że jego pokojowy jeszcze nie

przybył z bagażem, nie miał koszuli na zmianę. Umył więc tylko twarz
i ręce, po czym przeczesał włosy i spojrzał w lustro. Patrzył na niego
idiota, który popędził do Surrey, gdy tylko Lydia kiwnęła na niego
palcem, który nawet nie wziął ubrania na zmianę, bo tak się spieszył.
Kretyn, który spędził pospieszną podróż, przypominając sobie liczne
wady Lydii, a potem słuchał z narastającą irytacją, jak Robert ujawniał
szczegóły jej życia w rezydencji, i zaczynał jej współczuć.

Co za różnica, zreflektował się, czy Robert trzyma ją tutaj

niczym więźnia? To przecież komfortowe więzienie. Weszła w to
małżeństwo z szeroko otwartymi oczami i jeśli potem stwierdziła, że
dbanie o Roberta, Cissy i Rose nie jest synekurą, to nie jego sprawa.
Nie czyni mu to żadnej różnicy, jeśli chce mieć sekretną przygodę tuż
pod nosem pasierba tyrana. Niezależnie od przyczyny zaproszenia, jego
motywy się nie zmieniły. Musi się od niej uwolnić.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Jak ona się czuje?

Lydia zwróciła się do Roberta zaraz po wejściu do dawnego

gabinetu męża. Pasierb natychmiast do niej podszedł i chwycił ją za
ręce. Miała ochotę wyrwać się z uścisku, ale tym razem pasierb
wyglądał na szczerze skruszonego.

– Nie miałem pojęcia, że będzie tak bardzo roztrzęsiona w czasie

twojej nieobecności, mamo Lyddy – powiedział przepraszającym
tonem. – Nie powinienem był upierać się przy swoim pomyśle ani tak
postąpić.

– Chodzi ci o to, że zataiłeś przede mną jej ataki złości, gdy

byłam z Rose w Londynie? – spytała chłodno.

Po powrocie do domu dowiedziała się, że nie tylko Marigold, ale

również pani Broome pisały do Roberta, mocno zaniepokojone i
bezradne.

– Tak. To niewybaczalne, ale musisz mi wierzyć, że…

– Nie, Robercie, ty powinieneś był mi wierzyć. Naprawdę

myślałeś, że ktokolwiek może znać ją lepiej niż ja?

– Nie, uznałem, że jesteś wobec Cissy nadopiekuńcza. Cóż, ty i

dziewczęta niepotrzebnie aż tak bardzo się nią przejmujecie.

– Niepotrzebnie – powtórzyła z niedowierzaniem Lydia.

Doszła do wniosku, że złoszczenie się na Roberta nie ma sensu,

bo jego skrucha jest szczera. Wiedziała, że kocha Cissy i nigdy by jej
rozmyślnie nie zranił. Miał tylko tę nieznośną skłonność do
demonstrowania, że posiadł wszystkie rozumy.

– Oceniasz tak sytuację tylko dlatego, że nie było cię tutaj, gdy

przywieźliśmy ją do Westdene – odparła Lydia. – Kiedy wreszcie
wybaczyłeś ojcu, że się ze mną ożenił, i przyjechałeś z wizytą, Cissy
mieszkała z nami już od pewnego czasu.

Wysunęła dłonie z jego rąk i podeszła do okna. Zakłopotany

Robert zachował milczenie.

– Jesteś taki podobny do ojca – kontynuowała Lydia. – W

zasadzie nigdy nie pytasz, czego pragnie ten, kto jest od ciebie zależny.
Zakładasz, że wiesz lepiej, i spodziewasz się, że twoje polecenia będą
wykonywane bez szemrania.

background image

Robert usiadł w fotelu, nadal milcząc.

– Nie ma sensu się nad tym rozwodzić – dodała Lydia. –

Rozumiem, że podobnie jak on, starasz się robić wszystko dla naszego
dobra.

– Ja… – zawahał się Robert – odchodzimy od tematu. Mamy

rozmawiać o Cissy i o tym, dlaczego szalała z powodu twojej
nieobecności.

– Może należałoby zacząć od koszmarów nocnych, które ją

nękały, kiedy tutaj zamieszkała. Noc w noc budziła się z krzykiem. A
może powinniśmy porozmawiać o tym, że przez cały czas nie
spuszczała z oka mnie ani twojego ojca?

– Jak to?

– To jej lęk przed pozostaniem samą i chodzenie za mną krok w

krok przyczyniły się do zmiany nastawienia Rose i Marigold do mnie.
To dobre dziewczęta i robiły, co mogły, żeby Cissy nie trzymała się
mnie przez cały dzień.

– Muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskoczyły, bo wreszcie

zaczęły myśleć nie tylko o sobie. Jako małe dziewczynki, wydawały się
bardzo rozpieszczone. Ukochane córeczki tatusia – powiedział z
przekąsem Robert i dodał: – Przypuszczam, że Cissy jest osobą, która
wyzwala w ludziach to, co w nich najlepsze.

– W tej rodzinie, owszem – przyznała Lydia. – Przekonałam się

jednak, że potrafi również wydobywać z nich to, co najgorsze. Posłużę
się przykładem mojego prawnego opiekuna. Po śmierci rodziców
poznałam spadkobiercę tytułu mojego ojca, który wydawał się
człowiekiem przyzwoitym. Oznajmił, że zamierza być wobec mnie
wspaniałomyślny i wysłać mnie do Londynu na sezon towarzyski, ale
kategorycznie odmówił przyjęcia pod swój dach Cissy, twierdząc, że
nie chce być obarczony półgłówkiem. Nie słuchał wyjaśnień co do jej
stanu, od razu umieścił ją w przytułku.

– Wiem o tym.

– Ale nie wiesz, ile tam wycierpiała. – Lydia umilkła na chwilę,

jakby zbierała siły do opowiedzenia czegoś, o czym wolałaby
zapomnieć. – Gdy z twoim ojcem po nią przyjechaliśmy, znaleźliśmy ją
zamkniętą w pokoju nie większym niż szafa, przykutą do łóżka. Kiedy
pułkownik wyraził oburzenie, zarządca przytułku zapewnił, że to dla jej
dobra, aby nie zrobiła sobie krzywdy, kiedy wpadnie w szał. Dodał, że

background image

pacjenci stają się bardziej potulni, jeśli się ich unieruchomi. Na tym nie
poprzestał i zaczął nam wykładać naukową podstawę metod, które
stosował w czasie leczenia osób, jak to określił, upośledzonych. –
Lydia skrzywiła się z odrazą. – Przywiązywał pacjentów do krzesła i
raz po raz zanurzał ich w wannie z lodowatą wodą, żeby pobudzić
przepływ krwi do mózgu, albo zawieszał ich do góry nogami na wiele
godzin.

– Wielki Boże!

– Cissy leżała brudna, zaniedbana, płacząc i wyrywając się do

nas. Wiesz, jak groźny potrafił być twój ojciec, gdy wpadł we
wściekłość. Czułam się tak, jakbym była świadkiem wybuchu wulkanu,
ale miałam ochotę wiwatować na jego cześć, gdy dręczyciel Cissy
zaczął się trząść i błagać o wybaczenie. Od tego czasu twój ojciec stał
się bohaterem Cissy. Kiedy jej powiedziałam, że od teraz będzie jej
nowym ojcem, objęła go i ucałowała w policzek. Taka jak była,
ubrudzona własnymi odchodami.

Lydia poczuła łzy pod powiekami. Ktoś inny na jego miejscu

byłby ją odepchnął pełen odrazy, ale nie pułkownik Morgan.
Najmniejszym gestem nie okazał niechęci czy odrazy, tylko mocno
przytulił tę nieszczęsną istotę.

– Uwielbienie Cissy dla twojego ojca sprawiło, że jego córki

postanowiły mi pomóc w sprawowaniu nad nią opieki – ciągnęła. –
Twarz Cissy rozświetlała się, gdy wchodził do pokoju. Ponieważ
powiedziałam jej, że jest nowym ojcem, traktowała go tak jak
wcześniej naszego ojca. Kiedy siadał, od razu wdrapywała mu się na
kolana i przytulała się do niego.

Lydia odetchnęła głęboko. Z trudem powstrzymywała łzy.

Pułkownik łagodniał pod wpływem okazywanych mu przez Cissy
uczuć i wtedy odkryła, że pod pozorami szorstkości kryje się człowiek
ciepły i uczuciowy.

– Gdy pierwszy raz przyjechałem do was w odwiedziny,

wszystkie żeście obejmowały i całowały starego służbistę – zauważył
Robert.

– Pamiętam, jaką minę zrobiłeś na nasz widok. – Lydia się

uśmiechnęła.

– Czy z rozdziawionymi ze zdumienia ustami wyglądałem jak

półgłówek? – zażartował Robert. – Szybko uznałem, że dokonałaś

background image

cudu.

– To nie miało nic wspólnego ze mną. – Lydia z trudem

wstrzymywała łzy.

– A jednak to był cud – upierał się Robert. – Dziewczynki

ucieszyły się, że mnie widzą. Ojciec też był zadowolony. Nie
wypomniał mi, że długo pozostawałem poza domem, nie prawił
morałów z powodu mojego stylu życia. Po raz pierwszy nie
warczeliśmy na siebie, miałem poczucie, że staliśmy się prawdziwą
rodziną. – Jego głos lekko się załamał, ale momentalnie się opanował.

– Cóż, mamy ważniejsze sprawy na głowie niż rozwodzenie się

nad wydarzeniami sprzed lat – powiedziała Lydia, zorientowawszy się,
że pasierb jest zakłopotany chwilą słabości. – Musimy zająć się
konkurentami Rose.

– Tak, oczywiście – przytaknął z wyraźną ulgą.

– Waśnie z tym do ciebie przyszłam. Powinniśmy kontynuować

przygotowania do przyjęcia.

– Jesteś o tym przekonana?

– Dokładnie przejrzałam listę zaproszonych gości i sądzę, że

każda z tych osób może skonfrontować się z Cissy.

Rzeczywiście, jak na osiemnastoletnią dziewczynę Rose

wykazała się wyjątkową umiejętnością przewidywania. Po pierwsze,
zaprosiła dwóch dżentelmenów z siostrami, żeby poszerzyć krąg
towarzyski. Byłoby dziwne, gdyby w przyjęciu uczestniczyli sami
mężczyźni.

– Jeśli by się zachowywała tak jak zwykle, to tak, ale… – Robert

był pełen wątpliwości.

– Będzie spokojna – zapewniła go Lydia. – Po naszym wyjeździe

ktoś niepotrzebnie powiedział jej, że Rose udała się do Londynu w
poszukiwaniu kandydata na męża. To jej przypomniało, że kiedyś i ja
pojechałam do Londynu w tym samym celu.

– Ale nie mogła pomyśleć…

– Cissy nie zrozumiała, dlaczego odesłano ją do zakładu dla

obłąkanych. Nie rozmawiałam z nią o tym, bo było to dla niej zbyt
bolesne. Zapewniałam ją tylko, że wszystko już za nią, że tutaj jest
bezpieczna. Tylko że im dłużej nas nie było, tym silniej nękały ją
wspomnienia z okresu mojej tamtej przedłużającej się nieobecności.
Nie sądzę, żeby naprawdę obawiała się, że ktoś z nas kiedykolwiek

background image

odeśle ją do przytułku, ale… – Lydia zawiesiła głos.

– I pomyśleć, że próbowałem dodać jej otuchy. Przypominałem

jej, jak to dobrze dla ciebie, że twoim mężem został mój ojciec, i
powiedziałem, że Rose również zyska, znajdując odpowiedniego męża.
Próbowałem przygotować ją na wejście nowej osoby do rodziny.

– Wiem. – Lydia skinęła głową. – Proszę cię, na przyszłość nie

myśl, że wiesz, co jest najlepsze dla Cissy, ani nie ukrywaj przede mną
jej stanu. Orientuję się w jej potrzebach, bo jest moją siostrą, Robercie.
Nie twoją, niezależnie od tego, że twój ojciec ją adoptował.

– I jeszcze jedno. Do listy gości dodałem Rothersthorpe’a.

Lydia nie wierzyła własnym oczom, gdy po przyjeździe do

Westdene podniosła się z ziemi z Cissy w ramionach i ujrzała przed
sobą Nicholasa, który patrzył na nie z fascynacją połączoną z
przerażeniem. Był ostatnią osobą, którą spodziewała się tutaj zobaczyć.
Co, u licha, podkusiło go, żeby akurat dziś przyjechać do Westdene?

– Zakładam, że chciałeś mieć do towarzystwa kogoś w swoim

wieku, a nie samych młodzików zaproszonych przez siostrę – dodała z
nadzieją w głosie.

– Nie ja go zaprosiłem, tylko Rose – wyjaśnił Robert.

Trzeba więc pożegnać się z nadzieją, że Robert skorzystał z

okazji, żeby pogodzić się z dawnym przyjacielem. Przystojna twarz i
nienaganna sylwetka Rothersthorpe’a oraz jego tytuł wystarczyły, żeby
Rose przezwyciężyła wątpliwości związane z pewnymi cechami jego
charakteru. Dawała mu następną szansę, żeby się sprawdził, a on
zamierzał z tej szansy skorzystać.

– Omówiła to ze mną – mówił dalej Robert – bo musiałem

wyrazić zgodę, żeby wysłać w środku nocy Petersa. – Rzucił Lydii
przenikliwe spojrzenie. – Jakie znaczenie ma jedna osoba więcej? Czy
naprawdę możesz mieć coś przeciwko dodatkowemu zaproszeniu w
ostatniej chwili? Przecież nie brakuje nam krzeseł ani zapasowych
pokoi, prawda?

– Nie – zgodziła się Lydia.

Nie z tego powodu miała obiekcje do obecności Rothershorpe’a.

Wcześniej z ulgą stwierdziła, że Robert nie umieścił go na liście gości,
a teraz wyglądało na to, że jednak będzie musiała zmierzyć się z
własnymi emocjami, widząc go w gronie konkurentów do ręki
pasierbicy.

background image

– Nie sprzeczajmy się o kogoś takiego jak Rothersthorpe –

powiedział Robert. – Skupmy się na tym, co naprawdę ważne.

W tym tygodniu mogła się rozstrzygnąć przyszłość Rose. Na

drugim miejscu było oczywiście dobro Cissy. A ona … jak zwykle się
nie liczyła. Lydia wstała z krzesła, wygładziła spódnicę i skierowała się
do drzwi. Przywykła do przedkładania potrzeb innych nad swoje. Tyle
że siła jej uczuć do Nicholasa może sprawić, że mu ulegnie.

– Pójdę sprawdzić, czy Cissy jest gotowa – powiedziała. –

Wytłumaczyłam jej, że Rose i jej przyjaciele przypłyną barką, i
dodałam, że jeśli chce zobaczyć Rose, musi umyć twarz i doprowadzić
się do porządku. Betsy pomoże jej wybrać którąś z tych nowych
sukienek, które kupiłyśmy dla niej w Londynie.

Na widok skrzyni z prezentami, które wyniesiono z powozu,

Cissy wyraźnie się rozpogodziła. Pomogła też reakcja Michaela. Gdy
tylko zobaczył tajemniczo opakowane paczki, natychmiast między nie
zanurkował, szukając karteczek ze swoim imieniem, a Cissy zaraziła
się jego entuzjazmem.

– Myślę, że będzie dla niej najlepiej, jeśli pójdziemy razem do

stawu, aby dołączyć do innych – zaproponowała Lydia. – Wiem, że
chciałeś być tam wcześniej, żeby przywitać gości wysiadających z
barki, ale…

– Wśród przybyłych są dwaj oficerowie marynarki, oni

wszystkim się zajmą – uspokoił ją Robert, robiąc niecierpliwy ruch
ręką. – Pani Broome sprawuje pieczę nad piknikiem, a Rose pełni rolę
gospodyni. Najważniejsze to wesprzeć Cissy. Poza tym – dodał –
chciałbym obserwować zachowanie gości na jej widok. Przekonamy
się, jacy są naprawdę.

Lydia zastanawiała się, czy ponury wyraz twarzy Roberta ma coś

wspólnego z reakcją Nicholasa na scenę, której był świadkiem.

– Dlaczego wicehrabia przyjechał konno, zamiast przypłynąć

razem z innymi i czy robił jakieś uwagi w związku z Cissy? – spytała,
zaciskając nerwowo dłoń na gałce u drzwi.

Niewykluczone, że miał tak fatalne wspomnienia z ostatniego

pobytu, że nie chciał powtarzać żadnego epizodu z tamtych czasów,
pomyślała. Zatem musi mu bardzo zależeć na Rose, skoro zdecydował
się na wizytę w Westdene.

– Niektórzy goście woleli przyjechać konno albo własnym

background image

powozem – odparł Robert, – bo chcą mieć swobodę poruszania się po
okolicy. W pobliżu są bardzo dobre trasy jeździeckie. Rothersthorpe
zadał jedno czy dwa dociekliwe pytania o Cissy, ale nie wydawał się
przesadnie zbulwersowany moimi odpowiedziami. Oznajmiłem mu, że
jeśli zachowanie Cissy go razi, to może wyjechać, ale zdecydował się
zostać.

Nie była to tak podnosząca na duchu odpowiedź, jaką

prawdopodobnie miała być w założeniu Roberta, uznała Lydia.
Oznaczała bowiem, że musi wyrzec się ostatniej iskierki nadziei, że
zostanie jej oszczędzony widok wicehrabiego czarującego jej piękną
pasierbicę. Zmuszając się do uśmiechu, opuściła gabinet i udała się na
górę do pokoju dziecinnego.

Z daleka usłyszała wesołe głosy. Otworzyła drzwi i weszła do

środka. Widok, jaki ukazał się jej oczom, natychmiast starł uśmiech z
jej twarzy. Podłoga była usłana drobnymi kawałeczkami papieru, w
który były opakowane prezenty. Najwyraźniej było to dzieło Cissy i jej
psa. Siedzieli oboje na podłodze i zajadle rozrywali pozostałe większe
kawałki na strzępy.

Lydia zwróciła wzrok w stronę Marigold.

– Po raz pierwszy od tygodni jest szczęśliwa – wyjaśniła

usprawiedliwiającym tonem dziewczynka.

– Mówiłem Cissy bez przerwy, że niedługo wrócisz, ale to nic nie

dało. – Do Lydii podbiegł Michael. – Wiem, że nas nie opuścisz,
mamusiu. Nigdy i nie na zawsze!

– Oczywiście, że nie. – Lydia przytuliła synka. Tak bardzo za nim

tęskniła.

– Nie jesteś na mnie zła?

– Skądże! – Lydia popatrzyła na zwróconą ku sobie pełną

niepokoju buzię Michaela. – Bardzo dobrze zrobiłeś, tłumacząc Cissy,
że wrócę. Czasami nikt nie może jej przekonać.

– Ty możesz – powiedział chłopiec.

– Nie zawsze, jednak gdy wie, że znajduję się w pobliżu, nie jest

nieposłuszna i zdenerwowana.

Portos zniszczył ostatni kawałek papieru i rozłożył się obok

Cissy. Pogłaskała jego kudłate uszy.

– Gotowi? – Lydia zwróciła się Michaela i Marigold. – Robert

czeka na nas przy stawie. Razem przywitamy przyjaciół Rose.

background image

– Napisała do mnie o dwóch oficerach marynarki, którzy

zabiegają o jej względy. – Oczy Marigold błyszczały z podniecenia. –
Nie mogę się doczekać, żeby ich zobaczyć. Naprawdę są tacy
przystojni?

– Obaj są bardzo przystojni – potwierdziła Lydia.

Marigold przyjrzała się sobie w lustrze i poprawiła ciemne loki.

Miała ogromne zielone oczy i skłonność do piegów. Trudno było
niekiedy uwierzyć, że są z Rose siostrami – trzeba było sobie
przypomnieć, że miały różne matki.

Michael podbiegł do Cissy i objął ją małymi chudymi

ramionkami.

– Piknik – powiedział powoli i wyraźnie. – Będzie ci się

podobać. A jak nie, to weźmiemy trochę ciastek i wrócimy do domu.

Wyglądało na to, że w czasie nieobecności Lydii Michael został

najlepszym przyjacielem jej siostry. Spodziewała się tego. Marigold,
która była towarzyszką zabaw Cissy przez ostatnie kilka lat,
wydoroślała. Choć Cissy była mniej więcej w wieku Lydii i tak miała
umysł małego dziecka. Przez następne kilka lat Michael będzie jej więc
najbliższy. Jak gdyby na potwierdzenie tego chłopiec podszedł do
pudełka z zabawkami i wziął piłeczkę, żeby rzucać ją Portosowi w
drodze nad staw.

Cissy wstała z podłogi. Miała czystą twarz, ale oczy wciąż

jeszcze zaczerwienione od płaczu. Ktoś poprawił jej włosy i ubrał ją w
nową sukienkę, którą zdążyła wygnieść i obsypać drobinkami papieru.
Michael wziął ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Lydia i Marigold
wyszły za nimi. W holu zastali Rothersthorpe’a i Roberta.

– Przepraszam, Robber, że byłam taka niegrzeczna! – zawołała

Cissy. – Nie powinnam…

– Już dobrze, kochanie. – Robert rozłożył szeroko ramiona, a

Cissy rzuciła się w nie i mocno go objęła.

– A teraz – Robert wyzwolił się z jej uścisku i zaczął wolno

mówić, upewniwszy się, że dziewczyna patrzy na jego twarz – dygnij
przed wicehrabią Rothersthorpe’em.

Cissy posłusznie zrobiła to, co polecił. Nicholas odpowiedział

pełnym szacunku ukłonem, na co ona się roześmiała. Lydia
uzmysłowiła sobie, że jeszcze nigdy jej siostra nie była nikomu
formalnie przedstawiona. Nic dziwnego, że zbiło ją to z tropu. Klasnęła

background image

i dygnęła po raz drugi.

– Na litość boską, nie kłaniaj się po raz drugi – szepnął Robert do

Rothersthorpe’a – bo spędzimy tutaj cały dzień. Michael – zwrócił się
do chłopca – ukłoń się naszemu gościowi.

Chłopiec wykonał należny ukłon, który Rothersthorpe

odwzajemnił, co wywołało ponowny wybuch śmiechu Cissy.

Nicholas nawet nie spróbował uprzejmie się uśmiechnąć,

stwierdziła ze złością Lydia. Najwyraźniej uważał całą sytuację za
wysoce nieprzyjemną. Choć przynajmniej zdobył się na tyle, żeby nie
okazywać niechęci wobec Cissy. Spod przymrużonych powiek
przyglądał się sześcioletniemu Michaelowi.

– Chodź. – Robert delikatnie wziął Cissy za łokieć. – Musimy iść

nad staw.

– Tam będzie wesoło – odparła rozpromieniona Cissy. – Miker

powiedział.

– Oczywiście, że tak… – Robert poszedł z nią pierwszy w

kierunku gości.

– Chodźcie – niecierpliwił się Michael. – Zabraknie dla nas

ciasta.

Ruszył naprzód, a za nim Marigold i Portos. Lydia została z

Rothersthorpe’em.

– Nareszcie sami – odetchnął z ulgą, gdy Morganowie się

oddalili. – Zaczynałem się zastanawiać, czy w ogóle będę miał okazję
porozmawiać z panią na osobności.

– Ze mną? – zdziwiła się Lydia.

– Oczywiście – rzekł lekko zniecierpliwiony. – Jak inaczej

moglibyśmy uporządkować nasze sprawy?

– Jakie sprawy? – Lydia nadal nie rozumiała, o co chodzi.

– Czy przestanie pani udawać, że nie wie, o czym mówię? Może

to pani robić, kiedy jesteśmy w otoczeniu rodziny, ale nie teraz.

Miał rację. Robert, Cissy, Michael i Marigold znajdowali się poza

zasięgiem ich głosu.

– Wykorzystajmy okazję, żeby wszystko uzgodnić.

Uzgodnić? Co to miałoby znaczyć? – zastanawiała się Lydia

– Normalnie w tego rodzaju sytuacji dżentelmen udałby się o

odpowiedniej porze do sypialni damy. Nie znam dobrze rozkładu tego
domu, będzie więc pani musiała przyjść do mnie. Chyba że – dodał

background image

sarkastycznie – zamierzała pani wyposażyć mnie w dokładny szkic
rezydencji.

– Szkic? Po co?

– Może to i racja. Wyznaję, że miałbym skrupuły, odwiedzając

panią w łóżku, które kiedyś dzieliłaś z mężem. Jaki był pani plan?

– Mój plan? – Lydia popatrzyła na niego szeroko otwartymi

oczami.

– Zakładam, że przyjęcie nie przerodzi się w hulankę, kiedy to

damy wędrują korytarzami po ciemku. Proszę się zastanowić nad
miejscem, gdzie moglibyśmy być bezpieczni i nikt by nam nie
przeszkodził.

– Pan mówi o schadzce. – Lydia wreszcie pojęła sens wywodów

wicehrabiego.

Nie przyjechał dla Rose. Och, to cudownie! Pasierbica będzie

rozczarowana, ale ma do dyspozycji pięciu kawalerów, którzy
zabiegają o jej względy. Zerknęła na profil Rothesrthorpe’a i nastrój od
razu jej się poprawił. On pragnie jej, nie młodej, świeżej, tryskającej
energią Rose z całym jej majątkiem i urodą.

– Po cóż innego wysyłałaby mi pani wiadomość, prosząc, abym

przybył do Westdene, jak nie po to, żebyśmy zostali kochankami?

Myśli, że go zaprosiła? Ale z jakiego powodu? Och, prawda. W

trakcie ostatniej rozmowy wspomniał o romansie i dodał, że wystarczy
go powiadomić, a od razu się stawi. Cóż, nie wzięła tego poważnie.
Większość tego, co mówił, było przeznaczone na rozbawienie albo
oczarowanie innych. Uznała, że próbuje ją znieważyć, sugerując, że
jest kobietą, która pozwoliłaby sobie na taki postępek. Była oburzona.
Tymczasem on mówił to, co myślał, i gdy otrzymał nagryzmolone
pospiesznie zaproszenie od Rose, przyjechał bez zastanowienia.

Nie mogła się zdecydować, czy słowa Nicholasa uznać za

grubiańską zniewagę, czy za miłe pochlebstwo. Prawdę mówiąc, była
tak wytrącona z równowagi, że nie zdołała wykrztusić słowa.

– Nie w pokoju, który kiedyś dzieliła pani z mężem – zastrzegł

Rothesrsthorpe, mylnie interpretując zakłopotanie Lydii. – To nie
byłoby w dobrym tonie. Zastanawiam się tylko, dlaczego umieściła
mnie pani w pokoju z takim wąskim łóżkiem. – Zachichotał. –
Najwyraźniej nie ma pani wprawy w organizowaniu schadzek. Byłbym
pierwszym kochankiem od czasu śmierci pani męża? Jeśli tak, to muszę

background image

powiedzieć, że poczytuję to sobie za komplement.

– Proszę przestać! – Lydia wreszcie wydobyła z siebie głos.

Wicehrabia zatrzymał się i odwrócił ją twarzą do siebie. Cofnęła

się o krok i przycisnęła dłonie do rozpalonych policzków. Gdy
napomknął o wąskim łóżku, wyobraźnia podsunęła jej szokujące
obrazy.

– Ja… ja… – jąkała się.

– Wiem – szepnął Rothersthorpe.

Chwycił Lydię za rękę i pociągnął za młode drzewka, choć reszta

towarzystwa i tak nie mogła ich tutaj dostrzec. Zanim zorientowała się,
co robi, chwycił ją w ramiona, przyciągnął do siebie i zaczął całować.
Ileż to razy w przeszłości, marząc o takim pocałunku, wyobrażała
sobie, że Nicholas będzie delikatny i pełen szacunku. Nic takiego teraz
nie miało miejsca. Stała sztywno w jego ramionach, urażona, że
potraktował ją gwałtownie, i myślał, że jest kobietą, która… Nie dało
się ukryć, że jej pragnął. Nie próbował maskować namiętności, a ona
była zmęczona ciągłym kontrolowaniem samej siebie. Pilnowaniem się,
co mówi i co robi, a nawet, co myśli.

Dłużej nie była w stanie powściągać naturalnych impulsów.

Krzyknęła, objęła Nicholasa za szyję i poddała się pocałunkowi.
Poczuła w ustach jego język, a na pośladkach dłonie. Przycisnął ją do
siebie, tak że przywarli do siebie podbrzuszem. Gdy wreszcie oderwali
się od siebie, nie mogli złapać tchu.

– Mój Boże – wychrypiał Rothersthorpe. – Nie wiem, jak zdołam

doczekać wieczoru, skoro pokazała mi pani, jaka jest naprawdę.

Jaka naprawdę jestem?

– Do licha – rzucił, rozglądając się dokoła. – Nie ma tu gdzieś

altany, gdzie moglibyśmy pójść i… ugasić pragnienie?

Równie dobrze mógłby wymierzyć mi policzek, uznała w duchu

Lydia.

Kiedyś zależało jej na tym mężczyźnie, była nim zauroczona,

mimo że zdawała sobie sprawę, że nie był godny zaufania. Pod
wpływem dawnych uczuć była gotowa zrobić teraz to, o czym marzyła
od dawna, przez te wszystkie lata z dala od niego.

Jak mogła być taka głupia?

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Lydia wyrwała się Nicholasowi i pobiegła w stronę stawu,

wycierając dłonią usta. Nie może wdać się z nim w romans! Za kogo
on ją uważa? Może i domyślił się, że byłaby to jej pierwsza miłosna
przygoda, ale wciąż uważał, że byłaby zdolna wskoczyć do łóżka
mężczyźnie, który nie był jej mężem. Doprawdy oburzające.

Rothersthorpe dogonił ją i przytrzymał za ramię.

– Zaczekaj – wycedził przez zęby – i chociaż pozwól, że

wygładzę ci suknię, zanim dołączymy do innych.

Starała się stać spokojnie, gdy poprawiał jej stanik sukni, ale

zamknęła oczy. Zapewne upłynie jeszcze trochę czasu, zanim zdoła mu
ponownie spojrzeć prosto w oczy. Jeśli uznał, że jest typem kobiety,
która nie będzie miała nic przeciwko miłosnej przygodzie czy nawet
dłuższemu romansowi, to powinna winić wyłącznie siebie. Wtuliła się
w niego i z nieznaną jej wcześniej pasją oddawała mu pocałunki.
Uprzytomniła sobie, że Nicholas jeszcze w Londynie, zanim przed
chwilą ją pocałował, podejrzewał, że ona nie miałaby nic przeciwko
temu. Uniosła powieki i jednak popatrzyła na wicehrabiego.

– A teraz mi zdradź mi – dodał, nadstawiając ramię, by oparła na

nim dłoń – kiedy będziemy mogli sfinalizować tę sprawę.

Potrząsnęła głową.

– Nie jestem… – Urwała, rezygnując z powiedzenia „taką

kobietą, za jaką mnie bierzesz”, bo po namiętnym pocałunku byłaby to
z jej strony hipokryzja. – Nie mogę… – zaczęła i nie dokończyła tego,
co chciała mu zakomunikować, czyli „mieć z tobą nawet najkrótszego
romansu”. Byłby wściekły, bo omal nie zajeździł konia na śmierć,
pędząc tutaj. – Obecnie muszę zająć się gośćmi Rose – oznajmiła
ostatecznie.

Przyzwoitymi szanowanymi młodzieńcami, pomyślała z goryczą,

którzy zaproponują małżeństwo i będą błagać o pocałunek dopiero
wtedy, gdy zaręczyny zostaną ogłoszone. Wciąż drżała od nadmiaru
emocji; do reakcji czysto fizycznej dołączyło się poczucie urazy.
Nicholas wciąż potrafił rozbudzić w niej nadzieje i szybko je
unicestwić. Najpierw ją pocałował, po czym uznał, że chętnie zostanie
jego kochanką, a w dodatku wcześniej oświadczył, że szuka żony.

background image

– Proszę, nie nalegaj.

Jeśli nadal będzie się upierał, żeby przyjęła jego propozycję, choć

nie bierze jej pod uwagę jako kandydatki na żonę, to może zrobić coś
bardziej głupiego niż go pocałować. Na przykład zacznie na niego
krzyczeć albo wybuchnie płaczem. A przecież nie chciała zepsuć Rose
przyjęcia.

Rothersthorpe obrzucił Lydię krzywym spojrzeniem i rozejrzał

się po terenie nazywanym stawem perskim. Starannie przystrzyżone
trawniki okalały prostokątne baseny, jeden przechodzący w drugi.
Goście zgromadzili się przy pawilonie, który miał dawać ochronę przed
słońcem albo osłaniać przed deszczem, gdzie pani Broome
przygotowała ucztę. Jak na komendę wszyscy skierowali wzrok w ich
stronę, co sprawiło, że Lydia poczuła się jak pod pręgierzem, choć
zebrani nie mieli pojęcia o tym, co wydarzyło się pomiędzy nią a
Nicholasem.

Robert przyciągnął uwagę zebranych, zbliżając się do pawilonu

tą samą ścieżką co oni.

– Panie, panowie – zaczął władczym tonem, przypominając tym

ojca – pozwólcie, że przedstawię wam osoby należące do rodziny Rose,
których jeszcze nie znacie. – Skinął ręką na Michaela i Marigold. – To
nasza siostra, panna Marigold. – Marigold dygnęła. – A to nasz
młodszy brat, Michael. – Chłopiec się ukłonił. – A ta śliczna młoda
dama u mego boku, to Cecylia. Nazywamy ją Cissy. – Przełknął ślinę.
– Niezbyt dobrze słyszy, więc jeśli zechcecie z nią porozmawiać,
zawołajcie „Cissy” i ten tu psiak da jej znać.

Siostra lorda Abergele skrzywiła się z niesmakiem, próbując

porozumieć się wzrokiem z panną Lutterworth, która jednak pochyliła
się nad stawem, by obserwować egzotyczne rybki, i tego nie
zauważyła. Nie umknęło to jednak uwagi Lydii. Nagle wszystkie jej
niepokoje znikły, gdyż najważniejszą sprawą stała się ochrona Cissy.
Zastanawiała się, jak rozluźnić napięcie, które nagle zapanowało, gdy
pan Bentley podszedł, wyciągając rękę do Cissy.

– Cissy – powiedział wyraźnie.

Portos natychmiast dotknął nosem ręki Cissy, po czym podniósł

łeb w stronę mężczyzny.

– Mądry pies. – Bentley podrapał go za uchem. – Miło cię

poznać, Cissy – dodał z uśmiechem.

background image

Lydia miała ochotę go uścisnąć.

– To było uprzejme z jego strony – ocenił Rothersthorpe,

zatrzymując Lydię w pewnej odległości od reszty rodziny. –
Zastanawiałem się, czy prezentacja dokonana przez Roberta nie będzie
wyzwaniem dla niektórych osób.

– Rose nie zaprosiła nikogo, kogo mogłaby podejrzewać, że

będzie nieuprzejmy dla Cissy – odparła Lydia.

– Jesteś w stosunku do niej bardzo opiekuńcza – zauważył

Rothersthorpe.

– Oczywiście!

– Mój ojciec – wyjaśniał Robert Bentleyowi i wszystkim

znajdującym się w zasięgu jego głosu – chciał, żeby Cissy mogła być
jak najbardziej niezależna, i dlatego wytresował Portosa tak, że stał się
jej uszami.

– Nigdy nie rozważałaś zatrudnienia dla niej pielęgniarki? –

zwrócił się Rothersthorpe do Lydii.

– Nigdy – parsknęła, zabierając dłoń z jego ramienia.

To dobrze, że Rothersthorpe nie przyjechał tu z zamiarem

zalecania się do Rose, pomyślała. Ani ona, ani Robert nie przyzwoliliby
na jej małżeństwo z kimś, kto sugerowałby odsunięcie Cissy w ciemny
kąt. Zwłaszcza teraz, gdy Robert dowiedział się, jak bardzo cierpiała
oddana obcym.

– Proszę, częstuj się czym chcesz – powiedziała chłodno,

wskazując pawilon. Pułkownik zaprojektował ten budynek na wzór
sanktuarium, które zobaczył kiedyś w czasie jednej ze swych podróży.

Rothersthorpe skłonił się ze złośliwym uśmieszkiem

przylepionym do usta, po czym skierował się w stronę gości Rose. Co
w nim kiedykolwiek widziałam? – zadała sobie w duchu pytanie Lydia.
Odprowadziła go niechętnym wzrokiem, gdy wspinał się po schodach
do pawilonu. Dziesięć lat temu nie chciała przyznać, że jego
lekkomyślne podejście do życia jest przejawem egoizmu. Dopiero teraz
dostrzegała w nim pewne podobieństwo do przodka korsarza, który
może i służył królowej, ale przede wszystkim brał, co chciał, żeby się
wzbogacić. Pani Westerly ostrzegała ją, że to piętno nie znikło mimo
upływu setek lat. Hemingfordowie przetrwali, plądrując majątki
bardziej statecznych i pracowitych rodzin. Co prawda, w wyniku
zawieranych małżeństw, nie grabieży, ale jednak…

background image

Dlaczego wciąż podziwia elegancję jego ruchów? Czemu zwraca

uwagę na opięte bryczesami nogi? I dlaczego, kiedy Nicholas sięga po
kanapkę i wkłada ją do ust, ona drży na wspomnienie pocałunku?

– Cissy dobrze się bawi, prawda mamo Lyddy? – usłyszała nagle

i aż podskoczyła, bo Rose podeszła do niej cicho i niepostrzeżenie.

– Tak – przyznała, odrywając wzrok od Rothersthorpe’a i usiłując

odzyskać samokontrolę.

– Pan Bentley świetnie sobie poradził z Portosem, prawda? Miło

zachował się wobec Cissy, dzięki czemu poczuła się nieco pewniej.
Większość gości spokojnie przyjęła oświadczenie Roberta o jej
problemach ze słuchem – oceniła Rose. – Z jednym wyjątkiem. –
Zerknęła w stronę pana Lutterwortha. – Sposterzgłaś, jak przewracał
oczami, kiedy Cissy okazywała, jak bardzo cieszą ją ukłony pań i
panów? Przypadkowo usłyszałam, jak mówił coś niezbyt pochlebnego
o własnej siostrze, Cynthii: chciałby wytresować psa tak, żeby ją
budził, gdy tylko zacznie śnić na jawie.

Lydia była zła na siebie, że nie zwraca uwagi, co dokoła się

dzieje. Do diabła z Rothersthorpe’em! Rzuciła mu pełne urazy
spojrzenie. Rose też zwróciła wzrok w stronę pawilonu, po czym
uśmiechnęła się do macochy

– To on, prawda? – spytała.

– Jak to on?

– Przyznaj się.

Lydii zrobiło się gorąco. Czyżby ktoś widział, jak się całowali?

– Przyznaj się – nalegała Rose. – To on ci przysłał fiołki, które

potem zasuszyłaś w albumie. Widziałam, jak na niego patrzysz – takim
samym rozmarzonym wzrokiem jak wtedy, gdy po raz pierwszy
pokazałaś mi swój album z zasuszonymi kwiatami. Był twoją pierwszą
miłością. Nawet po jednej z waszych sprzeczek nie możesz oderwać od
niego wzroku. Nie dziwię się, jest bardzo przystojny.

– Rose, ta rozmowa jest niestosowna – skarciła ją Lydia,

oblewając się rumieńcem.

– Mamo Lyddy, nie ma nic złego w stwierdzeniu, że jakiś

mężczyzna jest przystojny.

– Tak, ale ty sugerujesz… – Urwała zakłopotana. Rose nie mogła

domyślić się, co zaproponował jej Rothersthorpe.

– Dlaczego nie miałabyś mieć adoratora, tak jak ja? – zdziwiła

background image

się Rose.

– Adoratora. – Lydia westchnęła ciężko.

Dla Rose, chronionej przed ciemnymi stronami życia,

zainteresowanie mężczyzny kobietą mogło wynikać tylko ze
szlachetnych pobudek i kończyć się honorowo. Nie miała pojęcia, jacy
naprawdę potrafią być mężczyźni.

– Masz rację – zgodziła się smętnie. – On jest bardzo przystojny,

ale…

– I najwyraźniej coś do ciebie czuje. – Wpadła jej w słowo

pasierbica.

Lydia przecząco pokręciła głową, ale nie zdołała zaprotestować,

bo Rose nie dopuściła jej do głosu.

– W przeciwnym razie dlaczego miałby być na ciebie zły? Przez

lata się nie widzieliście, a gdy pierwszy raz po tak długim okresie
zaczęliście rozmawiać, wicehrabia nie potrafił być dla ciebie miły.
Gdyby mu na tobie nie zależało, zapomniałby o tym, co kiedyś go
zirytowało.

– Uważasz, że był niemiły, bo mu na mnie zależy? Rose, daj

spokój – powiedziała Lydia, ale pomyślała, że może w słowach
pasierbicy tkwi ziarnko prawdy.

Wcześniej, po balu, na którym spotkali się po latach,

zastanawiała się, dlaczego Rothersthorpe był do niej tak wojowniczo
nastawiony, skoro opuścił ją z własnej woli. Może miał jej za złe, że
liczyła na małżeństwo na długo przed tym, nim on był gotowy na tak
poważny krok.

– Lubisz wicehrabiego – ciągnęła Rose. – Powinniście spędzić

trochę czasu razem i wszystko się ułoży.

Lydia nie pociągnęła tego tematu. Nie chciała psuć pasierbicy

ważnego dnia opowiadaniem o ponurych realiach swojego życia. Niech
na razie zachowa dziewczęcą wiarę w szczęśliwe zakończenia. Rose
była typem dziewczyny, która nawet nie dopuszcza możliwości, że coś
mogłoby się jej nie udać. Była tak pewna własnej wartości, że nic nie
byłoby w stanie zaburzyć jej optymizmu i dobrego samopoczucia.

Jeśli o mnie chodzi, pomyślała Lydia, to Rothersthorpe aż nadto

wyraźnie okazał, że zależy mu tylko na przygodzie. Dzisiaj powiedział
to bez ogródek, proponując, żeby znaleźli miejsce, gdzie natychmiast
mogliby dać upust pożądaniu. Czy podczas niezobowiązującego

background image

wieczoru u lorda Danbury nie była aż tak bardzo podniecona, stojąc
blisko Nicholasa i rozmawiając na tematy intymne, że wystarczyłoby,
by znaleźli się w ustronnym miejscu, a byłaby gotowa na wszystko?

Powędrowała wzrokiem w stronę stołu, przy którym wicehrabia

prowadził ożywioną rozmowę z jednym z oficerów marynarki. Nagle
oblała ją fala gorąca. Przez krótką chwilę zastanawiała się, co by się
stało, gdyby była na tyle wyzwolona i odważna, żeby ściągnąć z niego
ubranie i napawać oczy jego wspaniałym ciałem, a potem wędrować po
nim dłońmi, jednocześnie samej domagając się pieszczot. Była na to
gotowa.

Wielkie nieba! Gdy Nicholas zaproponował, żeby właśnie to

zrobili, była zszokowana, oburzona, zniesmaczona, a jednak nie mogła
przestać o tym myśleć. Kolana się pod nią uginały i obawiała się, że nie
dojdzie do jednej z ławek ustawionych na trawniku na stawem. Jak
zdoła zabawiać gości Rose i zachowywać się z godnością, skoro widok
Nicholasa, niedbale opartego o framugę drzwi pawilonu, rozbudził w
niej ochotę, żeby rzucić się mu w ramiona? Przymknęła oczy i jęknęła
głucho. Co ona wyprawia?

– Jesteś chora, mamusiu?

Szybko uniosła powieki i zobaczyła Michaela stojącego obok niej

z zatroskaną miną. Obserwował ją również Robert. Pochyliła się i
objęła synka.

– Jestem tylko trochę zmęczona, kochanie – powiedziała. – Tak

głęboko się zamyśliłam, że nie przyszło mi do głowy, że inni mogą być
zaniepokojeni moimi westchnieniami i smutną miną.

– Nie myśl już, mamusiu. – Michael potarł jej zmarszczkę

między brwiami. – Chodź i zjedz kawałek ciasta. I napij się lemoniady.

Jak typowy mężczyzna, zauważyła, myśli, że jedzenie jest

lekarstwem na wszystko. Pozwoliła jednak zaprowadzić się do
pawilonu, choć musiała przejść obok Rothersthorpe’a. Starała się nie
zwracać na niego uwagi, ale jednak rzuciła okiem w jego stronę i
spostrzegła, że patrzy na nią wygłodniałym wzrokiem. Rozejrzała się
dyskretnie, czy ktoś to zauważył, ale nie dostrzegła niczego
podejrzanego.

Dwaj oficerowie marynarki szli w stronę Rose, niosąc ogromne

szklanki lemoniady. Pan Lutterworth i lord Abergele krążyli wokół
stołu z przekąskami. Ich siostry spacerowały wokół stawu, obserwując

background image

pływające w nim egzotyczne ryby. Pan Bentley usiadł z talerzem na
trawie, częstując kawałkami ciasta Cissy i od czasu do czasu drapiąc za
uchem Portosa.

Mężczyźni lubią zaspokajać apetyt, i to nie tylko na jedzenie, bez

zbytnich skrupułów, pomyślała Lydia. Rothersthorpe nie widział nic
złego w chęci skonsumowania ich odnowionej znajomości, tak jakby
gasił pragnienie szklanką piwa czy uśmierzał głód befsztykiem z
polędwicy. Widzisz kobietę, która cię podnieca? Weź ją do łóżka.
Problem rozwiązany. Nie ma w tym uczuć, tylko apetyt.
Niewykluczone, że postępował tak z powodu klasy społecznej, do
której przynależał. Opowiadał jej o obyczajach panujących na
niektórych przyjęciach, w których uczestniczył, jakby wędrówki po
korytarzach w poszukiwaniu chętnej partnerki lub wolnego pokoju z
już upatrzoną zdobyczą były czymś zwyczajnym. Było tajemnicą
poliszynela, że żonaci arystokraci z reguły mieli kochanki i uważali to
za normalne.

A przecież tak nie było! Pułkownikowi do głowy by nie przyszło,

żeby wziąć sobie kochankę czy wdać się w miłosną przygodę z chętną
wdową, a z uwagi na swój majątek znalazłby niejedną. Uważał, że brak
powściągliwości seksualnej świadczy o słabości mężczyzny. Między
innymi z tego powodu po stracie żony zawierał kolejne małżeństwo.
Niezależnie od tego, co o tym sądził Robert, ona podziwiała zasady
moralne męża, które, jak podejrzewała, Rothersthorpe potępiłby jako
typowe dla klasy średniej.

Niemal nieświadomie Lydia nałożyła sobie na talerz zimne

przekąski, ciasto, chleb i masło.

– Jak to zjesz, nie będziesz miała apetytu przy kolacji –

niespodziewanie odezwała się Cissy. – Powtarzasz mi to, jak jem za
dużo ciastek na podwieczorek – dodała niepewnie.

– Cissy!

Portos trącił w rękę siostrę Lydii. Obie się odwróciły i ujrzały

Roberta, który wszedł do pawilonu.

– Mama Lyddy dlatego tak mówi, że pałaszujesz za dużo ciasta –

powiedział i uśmiechnął się, żeby Cissy nie pomyślała, że jest na nią
zły.

– Dobrze się czujesz? – Pochylił się ku Lydii. – Wyglądasz na

zmęczoną. Miałaś ciężki dzień, prawda?

background image

– Chyba rzeczywiście trochę odpocznę przed kolacją – zgodziła

się Lydia. – Naturalnie, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

– Skądże. Gościom bardzo się tu podoba. Gdy przyjdzie pora,

żeby wrócić do domu, Rose, Marigold i ja zaprowadzimy ich do
wyznaczonych pokoi. Naprawdę nic nie musisz robić, jedynie przebrać
się do kolacji – odparł Robert.

Chciał być uprzejmy, ale Lydia odebrała jego słowa jako kolejne

przypomnienie, jaka pozycję zajmuje w Westdene. To był dom Roberta.
Na razie chciał, żeby tu mieszkała ze względu na Rose i Marigold.
Pewnego dnia jednak one wyjdą za mąż i będą miały własne domy, a
kiedyś nawet on się ożeni. Co wtedy pocznę?

Z pochyloną głową opuściła pawilon i skierowała się do domu, o

którym nie myślała jak o swoim własnym. Nie chodziło o to, że
martwiła się przyszłością Cissy i Michaela, gdyby kiedyś Robert
przestał im pomagać. Pułkownik Morgan zabezpieczył ich finansowo.
Tyle że…

Potrząsnęła głową zniecierpliwiona własnym postępowaniem.

Miała wystarczająco dużo bieżących problemów, żeby wynajdywać
dodatkowe. Największym jej problemem był Rothersthorpe i sposób, w
jaki na nią działał. Uważała się za osobę moralną i prostolinijną, i w
gruncie rzeczy nią była. Tymczasem wystarczyło, żeby powiedział o…
seksie, a zmieniała się nie do poznania. Nie powinna brać pod uwagę
uprawiania miłości z mężczyzną, który nie był jej mężem, a mimo to,
przyznała przed sobą uczciwie, właśnie to robiła. Pragnęła Nicholasa z
namiętnością, o jaką siebie nie podejrzewała.

Zawsze się jej wydawało, że nie ma potrzeb seksualnych. Akt

małżeński nie był nieprzyjemny, ale do czasu ponownego pojawienia
się w jej życiu Rothersthorpe’a, nie myślała o tym za dnia. Był to
obowiązek, który bez oporów spełniała w stosunku do mężczyzny,
któremu wiele zawdzięczała. Ilu mężczyzn wzięłoby pod swój dach
Cissy w takim stanie, w jakim ją zastali w przytułku? Zadali sobie tyle
trudu, żeby ją uspokoić i dać poczucie bezpieczeństwa?

Nigdy nie odmówiła pułkownikowi Morganowi, kiedy pytał ją,

czy może przyjść do jej sypialni, ale też niecierpliwie nie czekała na tę
wizytę ani tym bardziej za nią nie tęskniła. Od czasu ponownego
spotkania Nicholasa mocny fundament, na którym, jak jej się
wydawało, opierała się jej egzystencja, zaczął się chwiać. Czasy, kiedy

background image

miała nadzieję, że między nimi zrodzi się miłość, dawno minęły. W
takim razie dlaczego przepełnia ją lubieżna tęsknota? Nie lubiła go
bardziej niż on jej, a jednak pożądanie, które wybuchło między nimi,
było niezwykle silne.

To pewne, że nie mogła liczyć na szczęśliwe zakończenie, o

jakim wspomniała Rose. Czy w takiej sytuacji nie byłoby kuszące
poznać punkt widzenia Nicholasa? Pozwolić sobie na krótką, namiętną
przygodę? Chyba nikomu by to nie zaszkodziło ani nie wywołało
niepotrzebnych komplikacji, dopóki nikt by się o tym nie dowiedział.
Lydia zatrzymała się i zacisnęła dłonie w pięści.

Wielki Boże, ona już rozważa taką możliwość! Zastanawia się,

czy nie podążyć drogą, do której zachęca ją wicehrabia, a tym samym
zakwestionować kod moralny, który jej wpojono, gdy dorastała. Cóż,
ale jednocześnie choć raz sobie pofolgować, uczynić coś tylko dla
siebie, na chwilę zapomnieć o obciążeniach i potrzebach innych.

Jednym słowem, pozwolić sobie na trochę egoizmu.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Niespiesznie wspinając się po schodach prowadzących do

zajmowanego przez domowników skrzydła, Lydia próbowała
przypomnieć sobie, kiedy ostatnio uczyniła coś, co mogłoby zostać
uznane za postępek egoistyczny. Nie było to łatwe, ponieważ od
śmierci matki podejmowała kolejne obowiązki. Nie chodzi o to, że
zatroszczyła się o bliskich – to było naturalne – ale że czuła się
odpowiedzialna za ojca i Cissy. Z ojcem jej się nie powiodło, bo nie
potrafiła zapobiec jego pogrążaniu się w rozpaczy i ostatecznemu
odejściu. Natomiast udało się jej znaleźć męża, który ochronił Cissy
przed okrutnym losem, jaki zgotował jej opiekun prawny.

Stanęła na progu swojej sypialni, w której mąż umieścił ją

wkrótce po ślubie. Popatrzyła na łoże z kolumienkami i grubymi
kotarami z jedwabiu, nadającymi mu wygląd namiotu czy mebla
przeniesionego wprost z haremu. Najchętniej by się go pozbyła,
zastępując czymś bardziej zwyczajnym, skoro mąż zmarł, ale
wydawało się jej to aktem niewdzięczności. Poza tym nie wyjawiłaby
Rose i Marigold, nie mówiąc już o Cissy i Michaelu, że jedwabie,
poduszki, koronki, flakoniki olejków i perfum nie były tożsame z
miłością. Czułaby się o wiele lepiej, gdyby mogła to wszystko
wyrzucić, tymczasem nawet w kwestii własnej sypialni liczyła się z
tym, jak jej postępowanie odbije się na innych.

Zacisnęła usta, weszła głębiej do pokoju i zamknęła za sobą

drzwi. Powiedziała rodzinie, że musi odpocząć, ale w nastroju, w jakim
się znajdowała, nie może ot tak, po prostu, się położyć. Podeszła do
okna i otworzyła je szeroko.

Miała serdecznie dość ciążących jej obowiązków. Nie zaznała

swobody, od kiedy przestała być dzieckiem. Nie mogła postępować
wedle własnych życzeń, na przykład w przeciwieństwie do Rose. Mimo
że dom był pełen jej zalotników, nie musiała wbrew sobie poślubić
żadnego z nich.

Nie zazdrościła pasierbicy. Nie miała ochoty ponownie wyjść za

mąż, nawet gdyby to było możliwe.

Przedłużająca się nieobecność w domu tak źle podziałała na

Cissy, że obiecała sobie, iż nigdy już nie zostawi jej samej. Rodziło się

background image

w związku z tym pytanie, jak pogodzić to zobowiązanie ze
sprawowaniem pieczy nad debiutującą w towarzystwie Rose. Trzeba
będzie zabrać Cissy do Londynu, gdzie Lydia zamierzała ponownie
zawieźć pasierbicę, aby uczestniczyła w atrakcjach sezonu.
Postanowiła poszukać kogoś, kto pomoże jej w zajmowaniu się siostrą,
i przyznała w duchu, że w tej jednej sprawie Rothersthorpe
zaproponował coś sensownego. Miała tylko zastrzeżenia do określenia
„pielęgniarka”, którego użył, ponieważ w przytułku, w którym
przebywała Cissy, bezwzględne strażniczki nazywano pielęgniarkami.

Wyjazd do Londynu całej rodziny umożliwi poczynienie zmian

wśród personelu. Jeśli zatrudni pokojówkę dla Marigold, to będzie
mogła przy okazji wspomnieć, że wszystkie młode damy powinny mieć
osobiste służące, jadąc do Londynu, i może Cissy to zaakceptuje. Rose
musi mieć pokojówkę, która by jej towarzyszyła podczas spacerów i
wizyt, a w domu zadbała o wszystko i wprowadzała gości. Życie w
Londynie wymagało także kilku zmian garderoby w ciągu dnia.

Wielki ciężar spadł jej z barków. Cissy na pewno zaakceptuje

osobistą pokojówkę, jeśli w ten sposób jej się to wytłumaczy. Po
powrocie do Westdene będą mogli zatrzymać tę osobę. Pozostaje
znaleźć rozsądną, serdeczną i opiekuńczą kobietę, która potrafiłaby
traktować Cissy jak dziecko w ciele dorosłego i zdołała się uporać z jej
okazjonalnymi napadami złości. Wówczas będę mogła cieszyć się
pewnym stopniem swobody, uznała Lydia.

A jak by ją wykorzystała? Zatrzasnęła okno, usiadła na taborecie

przed toaletką i zadała swojemu odbiciu w lustrze pytanie, czego
właściwie by chciała, gdyby mogła mieć wszystko. Odbicie potrząsnęło
głową z dezaprobatą, bo nie zadowoliła go odpowiedź. Pragnęła
bliskości Nicholasa takiego, jakiego znała dawniej: roześmianego i
beztroskiego i odrobine w niej zakochanego. Lydia skrzywiła się –
goniła za marzeniem. Nicholas był zbyt powierzchowny, żeby kogoś
obdarzyć miłością.

Westchnęła i mimowolnie zaczęła wcierać w nadgarstki olejek

różany, gdy uświadomiła sobie, że ewentualne uczucie, jakie mógł do
niej żywić Nicholas, stłumiła uraza, której trudno było nie zauważyć.
Gdy na nią patrzył, nie było w jego oczach niczego, co zapamiętała z
dawnych spotkań. Wyzierało z nich jedynie pożądanie, które ją
zaszokowało, a zarazem pobudziło.

background image

Od czasu śmierci pułkownika żyła chwilą, pozwalając, by jej

krokami kierował los, i odkładając wszelkie decyzje dotyczące
przyszłości. Na przykład mogła wyprowadzić się z Westdene i
zamieszkać tylko z Cissy i Michaelem, ale wolała nie zostawiać Rose i
Marigold, roztrzęsionych po nagłej i niespodziewanej śmierci ojca.
Niepewne i zdenerwowane, czekały na powrót Roberta, który miał
przejąć nad nimi opiekę, postanowiła więc zostać, żeby je ochraniać i
dać im poczucie bezpieczeństwa. Nawet gdy okazało się, że nie ma
takiej potrzeby, nie poczyniła żadnych przygotowań do wyprowadzki z
rezydencji zmarłego męża.

Wprowadzenie Rose do londyńskiego towarzystwa i

zorganizowane w Westdene przyjęcie z udziałem jej adoratorów
oznaczało kres jednej epoki w jej życiu i rozpoczęcie następnej.
Niebawem Rose wyjdzie za mąż, a wkrótce potem Marigold i obie
przeniosą się do własnych domów. Czy ona chce zostać tutaj i przyjąć
na siebie rolę gospodyni do czasu, gdy Robert się ożeni, po czym
pozostać w Westdene w charakterze rezydentki? Nie, ponieważ była
pewna, że żadna kobieta nie zaakceptuje tak młodej teściowej, nie
wspominając już o opóźnionej w rozwoju Cissy.

Jeśli nie zastanowi się poważnie nad swoją przyszłością i nie

podejmie decyzji, ktoś inny dokona wyboru, i to niekoniecznie
zgodnego z jej oczekiwaniami. Nie może po raz kolejny do tego
dopuścić. Ma dość pozostawania na drugim planie i dbania o innych,
podczas gdy jej życie prowadzi donikąd. Nawet gdy zaczęła się
zastanawiać, czy mogłaby przyjąć kuszącą propozycję Rothersthorpe’a,
skierowała myśli na Cissy, Rose, Marigold i Michaela.

Lekko zniecierpliwiona, wstała z taboretu i zadzwoniła na

pokojówkę. Nie będę tracić popołudnia na bezproduktywne
rozmyślania, postanowiła. Wezmę kąpiel i przygotuję się do kolacji.
Podchodząc do szafy, żeby wybrać suknię, uświadomiła sobie, że
jednego jest pewna: ponownie nie wyjdzie za mąż, aby nie zależeć od
mężczyzny, czuć się jak jego własność. Uczyniła to postanowienie,
choć było mało prawdopodobne, żeby jakikolwiek mężczyzna chciał ją
wziąć za żonę, wraz z Cissy i Michaelem.

Skrzywiła ironicznie wargi, przekonana, że Rothersthorpe’owi do

głowy by nie przyszło złożenie matrymonialnej oferty kobiecie
obarczonej chorą siostrą i synkiem z poprzedniego małżeństwa.

background image

Dlaczego miałby to robić, skoro jako młodziutka panna na wydaniu nie
zdołała go na tyle sobą zainteresować, żeby zdecydował się na ślub.
Obecnie zaproponował jej jedynie miłosną przygodę, i na tym z
pewnością poprzestanie. Uważał, że tylko to byłoby dla niej dobre. Ale
czyż i ona nie myślała o nim podobnie?

Zawahała się, czy wybrać suknię z niebieskiego jedwabiu, czy

srebrzystej satyny. Wystarczyło, że Nicholas popatrzył na nią w
charakterystyczny dla siebie sposób, by miała wrażenie, że roztapia się
pod jego spojrzeniem. Och, kogo chce zwieść? Płonęła, gdy tylko
wszedł do pokoju, w którym ona była. Po namiętnym pocałunku
wiedziała, że ich ciała pasują do siebie wręcz idealnie, a jeśli znajdą się
w intymnej sytuacji, ogarnie ich żar. Na tę myśl zadrżała z tęsknoty.

Wejście pokojówki wyrwało Lydię z zadumy.

– Mogłabyś przynieść gorącą wodę i świeże ręczniki? – zwróciła

się do dziewczyny. – Odprężę się w ciepłej kąpieli, a potem przebiorę
do kolacji, tak żebym była na dole, zanim przyjdą goście Rose. Och, i
jeszcze jedno, Betsy. Pani Broome na pewno o to zadbała, że mamy
jednego dodatkowego gościa, wicehrabiego Rothersthorpe’a, prawda?

– Proszę się nie martwić. Pani Broome wszystko przygotowała.

– Nie było problemu z pokojem?

– Nie. Wszystkie zostały wysprzątane i przewietrzone, gdy tylko

dowiedziała się, że planuje pani przyjęcie. Wystarczyło przygotować
jeszcze jedno spanie.

Betsy podeszła do niej i wyjęła z szafy niebieską suknię z

jedwabiu.

– Ta, proszę pani – powiedziała.

Zanim Lydia zdążyła się odezwać, Betsy poinformowała ją, że

gospodyni ulokowała wicehrabiego w pojedynczym pokoju gościnnym
dla panów, numer trzy. Lydia przyjęła z ulgą tę informację, bo
wcześniej nie odważyła się zadać mu wprost pytania, czy będzie miał
pokój wyłącznie dla siebie. Nawet gdyby to był jeden z tych małych
pokoi, to przynajmniej nie musi go dzielić z nikim innym. Za życia
pułkownika często przedkładano dobro zatrudnionych osób nad
wygodę gości. „Goście przyjeżdżają i wyjeżdżają – stwierdził Morgan,
gdy Lydia po raz pierwszy podejmowała osoby odwiedzające ich dom.
„Jeśli im się u nas nie spodoba, to nic tu po nich. Znaleźć i utrzymać
przyzwoitą służbę jest bardzo trudno”.

background image

– Wszyscy goście mają samodzielne pokoje? – zwróciła się do

Betsy, żeby służąca nie pomyślała, że zależy jej tylko na wygodzie
Rothersthorpe’a.

Odwróciła się w stronę szafy, żeby pokojówka nie zauważyła

rumieńca na jej twarzy.

– Pani Broome pomyślała, żeby umieścić w jednym pokoju obu

oficerów – wyjaśniła Betsy – ale w końcu doszła do wniosku, że nie
może ich traktować inaczej niż pozostałych. Proszę tylko pomyśleć, co
by było, gdyby panna Rose wybrała jednego z nich. Nie chcielibyśmy,
aby uznał, że nie potraktowaliśmy go dobrze, kiedy odwiedził nas
pierwszy raz. Wolnych pokoi nie brakuje.

– Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś – odparła Lydia. – Wiem,

że powinnam była porozmawiać z panią Broome na temat przygotowań
do przyjęcia od razu po powrocie.

– Proszę się nie martwić – uspokoiła ją pokojówka. – Była pani

bardzo zajęta Cissy. My możemy się zająć gośćmi, ich bagażami,
lokajami i czym tam jeszcze.

– Dziękuję ci.

Lydia zaczerwieniła się jeszcze bardziej, świadoma, że Betsy nie

patrzyłaby na nią z taką ufnością, uwielbieniem i sympatią, gdyby
wiedziała, jakie są jej zamiary.

– Kiedy tylko pomożesz mi się ubrać, będziesz wolna –

powiedziała, nie mogąc patrzeć dziewczynie w twarz ani chwili dłużej.

Będzie musiała uciekać się do niejednego fortelu, jak zdecyduje

się wdać w przelotny romans. Udało jej się przekonać Betsy, że jest
świadomą swoich obowiązków, odpowiedzialną panią domu, a chciała
tylko wiedzieć, gdzie Rothersthorpe będzie spał i czy będzie miała
możliwość odwiedzenia go w jego pokoju.

– Jestem pewna, że masz jeszcze dużo innych zajęć – dodała.

– O tak. Zaraz zaczną się schodzić goście i każdy zechce, żeby

mu przynieść gorącą wodę. – Betsy dygnęła i opuściła pokój.

Lydia podeszła do okna i utkwiła w nim niewidzący wzrok.

Dlaczego ma się czuć winna? Czyż nie zasługuje na nagrodę za
wszystko, co znosiła przez ostatnie dziesięć lat? Dotychczasowe
dorosłe życie było pasmem poświęceń i obowiązków. Nawet
pułkownik przyznał, że złożyła cnotę na ołtarzu obowiązku, żeby
zapewnić godziwe życie Cissy.

background image

Czyż nie zasługuje na to, żeby mieć w łóżku mężczyznę, którego

wybrała, bo go od dawna pragnie? Tylko raz? Nie, więcej niż raz. Będą
kochankami przez cały czas pobytu gości Rose. Nie powinna się łudzić,
że on będzie jej pragnął na dłużej. A jednak wskoczył na konia i
pogalopował wprost do niej, sądząc, że jest chętna do nawiązania z nim
romansu.

W końcu co złego w takiej przygodzie? Zamierzali dać sobie

wzajemnie trochę przyjemności. Może to być idealny układ, jako że
ona nie ma ochoty, by jakikolwiek mężczyzna zawładnął jej życiem, co
byłoby konsekwencją ślubu. Nicholas nigdy nie planował na trwałe z
nią się związać. Czyż nie przekonała się już, że bezcelowe jest
domaganie się miłości? Nie jest typem kobiety, która inspiruje
mężczyzn. Z dziewczęcego zauroczenia Nicholasem pozostało jedynie
pożądanie. Jedynie? To było tak silne pożądanie, że niemal graniczące
z desperacją, Nie osłabło z biegiem lat, lecz rozwinęło się tak, że nie
sposób było z nim walczyć.

Cztery noce. To niewiele, ale za to cztery noce niepohamowanej

rozkoszy. Cztery noce na danie upustu impulsom, których zawsze się
wstydziła, ale które mocno dały o sobie znać wraz z ponownym
pojawieniem się w jej życiu Nicholasa.

Do pokoju weszli lokaje, taszcząc wannę i konwie z gorącą

wodą. Muszę znowu wcielić się w rolę obowiązkowej,
nieposzlakowanej pani domu, za jaką mnie uważają, pomyślała Lydia.
Służący przygotowali kąpiel i wyszli. Lydia zanurzyła się w pachnącej
różanym olejkiem wodzie, przymknęła oczy i zatopiła się w
marzeniach o nadchodzącej nocy. Pójdzie boso na palcach do jego
pokoju. Nie będzie musiała brać świecy, bo księżyc oświetli jej drogę.

Ciepła woda opływała jej ciało niczym jedwab ślizgający się po

skórze, bardziej ją podniecając, niż relaksując. Wstała gwałtownie i
wyszła z wanny. Leżenie w ciepłej wodzie zbytnio pobudzało jej
zmysły. Nie skończyłaby tej kąpieli do północy, jeśli nie oderwałaby
się myślami od ciała i od tego, co może się wkrótce wydarzyć. Poza
tym jako gospodyni ma obowiązek być na dole w pokoju muzycznym
pierwsza, zanim goście zaczną się tam gromadzić przed kolacją.

Miała nadzieję, że Nicholas równie niecierpliwie czeka na

schadzkę jak ona. Musi znaleźć moment, żeby powiedzieć mu, co
postanowiła.

background image

Rothersthorpe zatrzymał się na progu pokoju, który wskazał mu

elegancki młody lokaj. Znajdowały się tu pamiątki po latach
spędzonych przez pułkownika w Indiach. Po obu stronach kominka
stały marmurowe boginie o wielu ramionach, słonie z kości słoniowej
podtrzymywały lśniące hebanowe stoły rozstawione w całym pokoju, a
dywan był tak misternym dziełem sztuki, że stąpanie po nim wydawało
się zbrodnią.

Rothersthorpe podszedł do pianina, oparł się o nie i skrzyżował

ręce na piersiach. Oto, do czego Lydia była przyzwyczajona, do
obfitości raczej w złym guście. Skrzywił usta z pogardą, zastanawiając
się, jak urządziłaby jego rodzinne Hemingford Priori. Większość
dywanów była wytarta, stoły porysowane, a na ścianach widniały
prostokątne ślady po wiszących tam niegdyś obrazach. Pozostałe, na
przykład ponure dzieło Rembrandta czy wizerunki poskręcanych ciał
Tintorettiego, które przysparzały mu koszmarów nocnych w
dzieciństwie, odwrócił przodem do ściany. Uważał, że jest czymś
nieprzyzwoitym chlubienie się resztkami cennej kolekcji, podczas gdy
jego dzierżawcy nie mają porządnego dachu nad głową.

Przerwał te rozmyślania, gdy do pokoju weszła Lydia. Zawahała

się w otwartych drzwiach, choć na pewno nie z powodu wystroju, bo
znała to pomieszczenie doskonale. Stanęła i patrzyła na niego, a
pulsowanie tętna na jej szyi stało się aż nadto widoczne.

– Dobry wieczór – wyjąkała, spłoniona i drżąca.

Rothersthorpe wpatrzył się w Lydię jak urzeczony. Żadna kobieta

nie powinna być aż tak piękna, pomyślał. W błękitnej sukni z
lśniącego, miękkiego jedwabiu, opływającej jej ciało, była niczym
Afrodyta, która dopiero co wychynęła z wody. Nawet włosy miała tak
upięte i przyozdobione, że wyglądały jakby były pokryte malutkimi
kropelkami wody, choć zapewne były to kryształowe koraliki albo
brylanty, biorąc pod uwagę bogactwo jej zmarłego męża. Zmarkotniał,
odsunął się od pianina i ukłonił.

– Dobry wieczór, pani Morgan – powiedział, starając się nie

okazywać niesmaku z powodu tak widomego przejawu jej
interesowności.

– Proszę usiąść – zaproponowała. – Nie wiem, kiedy przybędą

następni goście. – Obejrzała się niespokojnie przez ramię.

– Dziękuję, pani Morgan. – Rothersthorpe zajął miejsce na jednej

background image

z sof i poklepał poduchę leżącą obok, wskazując, by Lydia też usiadła.
– Nie traćmy tych kilku chwil sam na sam na przebywanie w dwóch
różnych kątach pokoju – dodał.

Zdążyła robić zaledwie jeden krok w jego stronę, gdy usłyszeli w

holu odgłos kroków. Rothersthorpe z satysfakcją stwierdził, że była tak
samo niezadowolona jak on, gdy do pokoju wpadły Marigold i Cissy, a
za nimi pies. Mimo że rozdrażniony, wstał i ukłonił się. Cissy dygnęła i
popatrzyła na niego rozpromieniona.

– Podoba mi się – powiedziała. – To moje pierwsze przyjęcie.

Marigold też.

Dziewczynka wydawała się trochę niezadowolona. Nicholas

podejrzewał, że jest w takim wieku, gdy bardzo chce się być osobą
dorosłą, i nie podoba jej się, że Cissy się wygadała, że również ona po
raz pierwszy uczestniczy w dorosłym przyjęciu.

– Obie ślicznie wyglądacie – powiedział.

– Ślicznie. – Cissy skinęła głową i pogładziła swoją jedwabną

suknię.

– Powtarzałam jej – poskarżyła się Marigold, gdy Cissy

podskoczyła ku nim, żeby zaprezentować kreację – że przygotujemy jej
śliczną suknię i nie musi się martwić.

– Nikt nie może ochronić Cissy przed jej lękami – zauważyła

Lydia.

– Ty możesz – odparła Marigold. – Popatrz na nią. Od tygodni

jedyne, co robiła, to płakała i ssała kciuk, a teraz jest radosna jak
szczygiełek tylko dlatego, że wróciłaś do domu.

– Nie zapominaj, że i Robert wrócił – rozległ się głos Rose, która

niemal bezszelestnie weszła do pokoju, spowita w jasnozłociste
muśliny i koronki. – Mama Lyddy może ją utulić, ale gdy zaczyna być
niesforna, to Robert przywołuje ją do porządku.

Niesforna? To tak oni określają jej zachowanie? – zdziwił się w

duchu Nicholas. Zaatakowała Roberta z taką gwałtownością, że mogło
to się źle skończyć, gdyby skierowała wściekłość na kogoś mniejszego
i słabszego.

– Tak – zgodziła się Lydia. – Przyznaję, że bywam zbyt łagodna

w stosunku do niej.

– Podobnie jak w stosunku do nas wszystkich – odparła z

uśmiechem Rose, obejmując Lydię i Marigold.

background image

Cissy, która zajęła miejsce na sofie, nagle się podniosła.

– Rocznik Mullet! – zawołała.

– Porucznik Smollet – poprawił ją z kamienną twarzą oficer

marynarki, który właśnie wszedł do pokoju.

– Rocznik Mullet – powtórzyła Cissy, przebiegła przez pokój i

dygnęła przed gościem.

Odpowiedział jej ukłonem. Cissy wpatrywała się w przystojnego

porucznika.

– Podoba ci się moja sukienka, rocznik Mullet? Nigdy jeszcze nie

miałam takiej ładnej. – Obróciła się dokoła, żeby zaprezentować się w
całej okazałości.

Porucznik Smollet, niespeszony niestosownym zachowaniem

młodej kobiety, przejął kontrolę nad sytuacją, zginając ramię i gdy
Cissy położyła na nim dłoń, podprowadził ją do drugiej sofy.

– Lubię cię, rocznik Mullet – wyznała, siadając. – Lubię twoje

guziki, błyszczą się.

Porucznik Tancred, który właśnie wszedł do pokoju, zatrzymał

się na moment.

– Wyeliminowałeś mnie, Smollet? – Usiadł na sofie z drugiej

strony Cissy i postukał ją w ramię, żeby zwrócić na siebie jej uwagę.

– Chciałbym zauważyć – powiedział, ukazując w uśmiechu białe

zęby – że noszę taki sam mundur i też mam błyszczące guziki.

– Ale ty je dłużej czyściłeś, rocznik Tonred.

Smollet wybuchnął śmiechem na widok miny przyjaciela.

– Ta młoda dama chyba podejrzewa cię o próżność – zauważył.

– Co mogę powiedzieć? Mężczyźni lubią wyglądać jak najlepiej

przy takich ważnych okazjach jak ta – odparł młodzieniec i rzucił
znaczące spojrzenie w stronę Rose.

Rose odpowiedziała uśmiechem, ale nie tak ciepłym, jaki posłała

porucznikowi Smolletowi, gdy prowadził Cissy przez pokój.

Rothersthorpe uprzytomnił sobie, dlaczego obaj oficerowie

poświęcają tyle uwagi Cissy: rywalizowali ze sobą o względy Rose.
Byli dostatecznie inteligentni, by się zorientować, kiedy są poddawani
testowi. To dlatego Cissy przez cały czas była obecna wśród gości.
Rose zamierzała oceniać zalotników pod kątem ich stosunku do Cissy.

Nie było już w tej sytuacji okazji do rozmowy z Lydią sam na

sam. Powoli nadchodzili pozostali goście, a ona cały czas krążyła

background image

wśród nich, aż nadeszła pora kolacji. Robert zajął miejsce u szczytu
stołu, ona na przeciwległym końcu, pozostali stosownie do swojej
pozycji i wieku. A to znaczyło, że Nicholas usiądzie obok Lydii.

Był to rodzaj tortury, siedzieć tak blisko, żeby czuć zapach jej

perfum, a nie móc jej dotknąć albo porozmawiać o tym, gdzie i jak
mogą zostać kochankami, uznał Rothersthorpe. Pocieszył się, że Lydia
wyglądała na równie spiętą jak on. Prawie nic nie jadła, za to często
upijała łyk wina, po czym oblizywała wargi. Dojmująco zapragnął
znowu posmakować jej ust. Pocałunek, który wymienili tego
popołudnia, był nadspodziewanie namiętny. Po chwili oderwał wzrok
od Lydii i wypił duży łyk wina. Kiedy ponownie na nią spojrzał,
wpatrywała się w jego usta. Wargi miała rozchylone i rozszerzone
źrenice.

– Lepiej tego nie rób – szepnął.

– Czego? – spytała cicho.

– Nie patrz tak, jakbyś raczej chciała zjeść mnie, a nie to, co

masz na talerzu.

Zarumieniła się i szepnęła:

– Bo tak jest – wymamrotała.

Do końca kolacji Rothersthorpe robił, co mógł, żeby przejąć

kontrolę nad ciałem. Ze zdziwieniem przyjął tak silną własną reakcję,
ponieważ od czasu gdy wyszedł z wieku chłopięcego, nie był
nadmiernie pobudliwy. Na szczęście panie pierwsze wstały od stołu, a
gdy Lydia się oddaliła, on nieco się uspokoił.

Robert zaprosił gości i domowników do pokoju muzycznego,

gdzie siostra lorda Abergele dostrajała pianino. Lydia zajęła miejsce w
odległym rogu pokoju, z dala od młodych panien. Bardzo to
odpowiadało Rothersthorpe’owi. O ile inni kawalerowie starali się
wywrzeć wrażenie na Rose, on podążył wprost do Lydii.

– Kiedy zamierzasz skrócić moje cierpienia? – szepnął.

Lydia powędrowała wzrokiem w przestrzeń.

– Proszę, nie mów, że zmieniłaś zamiar – dodał.

– To dla mnie niełatwe – powiedziała głosem tak cichym, że

musiał się nachylić, żeby usłyszeć wypowiadane słowa. – Ja nie
zamierzałam… ja nigdy… – Zaczerwieniła się i sięgnęła po wachlarz.

Odetchnął z ulgą.

– Chcesz powiedzieć, że będę twoim pierwszym kochankiem od

background image

czasu śmierci męża – domyślił się.

Skinęła głową i popatrzyła na niego znad wachlarza. Nicholas

ujrzał w jej oczach taką tęsknotę, że nie mógł się pomylić co do
przesłania, jakie chciała przekazać. To było coś więcej niż zgoda. To
była obietnica.

– Niedługo będę musiała zaprowadzić Marigold i Cissy do ich

pokoi, lordzie Rothersthorpe – powiedziała głośniej takim tonem, że
jeśli ktokolwiek by usłyszał, nie byłby ciekaw tematu ich rozmowy. –
Potem nie wrócę na przyjęcie, trochę potrwa, zanim ułożę Cissy do
snu.

Podniosła się z krzesła, Nicholas poszedł jej śladem.

– Życzę, by miło spędził pan pozostałą część wieczoru – dodała.

– Kiedy panie się pożegnają i udadzą do swoich pokoi, Robert będzie
próbował nakłonić pana do gry w bilard. Mam jednak nadzieję, że nie
zatrzyma pana na całą noc.

Popatrzyła na niego wymownie.

– Jestem wzruszony, że dba pani o moje zdrowie. Wyglądam na

zmęczonego?

– Myślę, że podróż na koniu musiała być bardzo męcząca,

zważywszy na upał, jaki dzisiaj panował.

– Uważa pani, że wczesne pójście spać dobrze mi zrobi? –

Uśmiechnął się.

– Tak – potwierdziła.

– Chyba ma pani rację.

Pojął, że Lydia chce, by udał się do swojego pokoju najprędzej

jak to możliwe, żeby mogła do niego przyjść. Uznał jednak, że ona nie
podchwyciła subtelnego potwierdzenia, że zrozumiał jej zawoalowane
przesłanie, co wskazywało na to, że po raz pierwszy znalazła się w
takiej sytuacji. Pomyślał, że jest naiwna, mimo że była mężatką i
urodziła dziecko.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nie było tak trudno ułożyć Cissy do snu, jak Lydia się obawiała.

Przez cały okres jej pobytu w Londynie siostra nie spała dobrze. Ulga z
powodu powrotu najbliższej osoby, połączona ze zmęczeniem po
przyjęciu, sprawiła, że Cissy chętnie poszła do łóżka, a pies zwinął się
na podłodze obok niej.

Niespodziewanie Marigold marudziła. Lydia wytłumaczyła jej, że

dziewczynki w jej wieku na ogół nie uczestniczą w kolacji dla
dorosłych, nie mówiąc już o przebywaniu z nimi po posiłku, ale na
niewiele się to zdało. Dopiero gdy zagroziła, że zamknie ją w pokoju
dziecinnym, Marigold zgodziła się, choć z oporami, pójść spać.

Gdy weszła do pokoju synka, mały zasypiał. Usiadła na brzegu

łóżka i pożałowała, że nie przyszła do niego najpierw, by pocałować go
na dobranoc. Powstrzymała się przed odgarnięciem mu włosów z czoła.
Obudziłby się, objął ją za szyję i prosił, aby opowiedziała bajkę i
prawdopodobnie, żeby go pocałowała. Bardzo by chciała to zrobić, ale
zakłócanie mu teraz snu byłoby z jej strony egoizmem. Jutro lepiej
zorganizuje sobie wieczór. To ona, a nie niania, utuli go i odmówi z
nim modlitwę.

To właśnie przyjście na świat Michaela sprawiło, że przestało jej

ciążyć małżeństwo. Na swój sposób pułkownik był wobec niej
uprzejmy, natomiast po urodzeniu Michaela ogromnie się cieszył i
podwoił jej osobiste fundusze oraz obsypywał ją prezentami. Zaczęła
się nawet zastanawiać, czy nie żywi do niej uczucia. Naturalnie, była
świadoma, że nie dorównywała pierwszej żonie Morgana, matce
Roberta, Maggie, która była jego pierwszą ukochaną. Pułkownik
uważał, że żadne uczucie nie dorównuje młodzieńczej miłości,
ponieważ z czasem przeciwności losu i doświadczenia życiowe czynią
człowieka bardziej cynicznym w stosunku do płci odmiennej.

– Po mojej śmierci powinnaś ponownie wyjść za mąż – orzekł w

czasie ostatniej zimy przed śmiercią, po przejściu wycieńczającego
zapalenia płuc. – Jesteś młoda i ładna, a ja nie poczyniłem żadnych
ograniczeń co do twojego dożywocia wdowy. Niezależnie od tego, co
postanowisz, będziesz zabezpieczona finansowo ty i Cissy.

– Nie chcę o tym myśleć – odparła, wolałaby bowiem, żeby

background image

pułkownik nie planował jej przyszłości nawet po swojej śmierci.

– Małżeństwo ze mną trochę cię zraziło, prawda?

– Skądże! – szczerze zaprotestowała. – Muszę myśleć o Cissy.

Niewielu jest mężczyzn o tak wielkim sercu jak ty, aby zechcieli
przyjąć ją pod swój dach.

Pułkownik ujął jej rękę i pocałował; widać było, że tłumi emocje.

Ani razu nie zapytał Lydii, czy go kocha. Nie oczekiwał od niej
uczuciowego zaangażowania, gdy zawierali małżeństwo z rozsądku.
Nie wątpiła jednak, że był mocno wzruszony, usłyszawszy te słowa.
Zdawał sobie sprawę, że pewnego dnia zjawi się ktoś, kogo ona będzie
pragnęła każdą komórką swojego ciała. Pułkownik Morgan wiedział,
co to znaczy pożądanie, tyle że wyznawał surowe zasady i
przypuszczał, że ona raczej wyszłaby za mąż, niż wdała się w
jakikolwiek romans.

Lydia wstała z łóżka synka i cicho wyszła z jego sypialni. Miała

jeszcze jeden obowiązek do spełnienia, zanim będzie mogła przemknąć
się do Nicholasa Rothersthorpe’a. Zapukała do drzwi pokoju Rose, z
którą następnie spędziła parę minut na rozmowie o gościach i
omawianiu planów na następny dzień. Życzyła pasierbicy dobrej nocy i
wreszcie mogła wrócić do siebie, aby przygotować się do czekającej ją
nocy. Wcześniej poprosiła Betsy, żeby wyjęła jej najdelikatniejszą
nocną koszulę z jedwabiu, na którą chciała narzucić jedwabny szlafrok.
Skropiła ulubionymi perfumami skronie i nadgarstki, po czym usiadła
na kilka chwil przy oknie, nasłuchując odgłosów usypiającego domu.

Drżała z podniecenia i oczekiwania na to, co nastąpi, zanim

uznała, że może bezpiecznie wyjść na korytarz. Nawet wtedy kilka razy
cofała rękę od zasuwy drzwi, mrucząc pod nosem „To szaleństwo!”. A
przecież miała pełne prawo chodzić po własnym domu o każdej porze
dnia i nocy. Jeśli kogoś spotka, to ona zapyta, czego ten ktoś szuka,
krążąc po ciemku. Tak, nadeszła pora. Kiwnęła zdecydowanie głową,
otworzyła drzwi i na bosaka przeszła ciemnymi i cichymi korytarzami
do skrzydła przeznaczonego dla gości.

Pułkownik poczułby się jak rażony gromem, gdyby mógł ją teraz

zobaczyć, wędrującą korytarzami z zamiarem spędzenia upojnych
miłosnych chwil w łóżku jednego z gości. To dlatego między innymi
tak trudno było podjąć tę decyzję. Minione lata spędziła zgodnie z
rygorystycznymi zasadami męża i niełatwo było się wyzwolić od

background image

nawyku zastanawiania się, co on by pomyślał o jej postępowaniu.

Teraz jednak była wolna i nic nie stało na przeszkodzie

samodzielnemu wyborowi i kierowaniu się własnymi standardami
moralnymi. Biorąc pod uwagę okoliczności, przelotny romans wydawał
się praktycznym rozwiązaniem. Gdy stanęła pod drzwiami pokoju
Rothersthorpe’a, pomysł przeżycia miłosnej przygody nie wydawał się
praktyczny. Jednocześnie ogarnęły ją podniecenie i strach.

W tym pomieszaniu emocji przyszła jej do głowy myśl, że jeśli w

ostatniej chwili zdezerteruje, to nie wybaczy sobie własnego
tchórzostwa. Wzięła więc głęboki oddech i weszła do środka, po czym
szybko zamknęła za sobą drzwi. W pokoju nie było tak ciemno jak na
korytarzu. Wprawdzie nie paliły się świece, ale Rothersthorpe zostawił
otwarte okiennice i do środka wpadało światło księżyca, wydobywając
z półmroku łóżko. Wsparty na poduszkach, siedział na nim do połowy
zakryty Nicholas.

– O, mój… – Lydia westchnęła, wpatrując się w perfekcyjne

męskie ciało, jakiego wcześniej nie widziała.

Podziwiała rzeźbione ramiona, szerokie bary, klatkę piersiową

jak stworzoną do tego, żeby kobieta oparła o nią głowę. Powędrowała
wzrokiem niżej, gdzie zaczynała się ciemna linia zarostu i wyobraziła
sobie, co może się kryć pod osłaniającym to wspaniałe ciało
prześcieradłem.

Rothersthorpe uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie

sposób, wyżej unosząc jeden kącik ust, i odrzucił prześcieradło. Był
gotowy na jej przyjęcie, imponująco gotowy.

– O, mój… – westchnęła ponownie.

Zrobił ruch, jakby chciał spuścić nogi z łóżka.

– Nie, zostań tam, gdzie jesteś – powiedziała.

Musiała stoczyć ze sobą walkę, żeby się tu znaleźć. Odrzuciła

zasady i przekroczyła granice, które wcześniej sobie wytyczyła. Nie
mogła mu pozwolić, żeby przejął kontrolę nad tym, co się dzieje, nie w
tym momencie. Nie zniosłaby, gdyby wszystko, co robi, miało być
ukierunkowane tylko na jego przyjemność, bez liczenia się z jej
odczuciami i pragnieniami. Skoro się zdecydowała, to odbędzie się to
tak, jak ona tego chce.

Drżącymi palcami rozwiązała pasek szlafroka i zrzuciła go z

siebie.

background image

– Połóż się na poduszkach – poleciła, z trudem wydobywając

głos.

Rothersthorpe zrobił zdziwiona minę, ale postąpił, jak mu kazała,

wsuwając ręce pod głowę. Tak bardzo chciała poczuć jego ciało przy
sobie, że szkoda było jej czasu na rozwiązywanie tasiemek u stanika
nocnej koszuli. Szybkim i zdecydowanym ruchem chwyciła ją u dołu,
podniosła i ściągnęła przez głowę, po czym cisnęła na podłogę.

Na wargach Nicholasa zaigrał zadowolony uśmiech, gdy zbliżyła

się do łóżka.

– Jakie masz plany wobec mnie? – zapytał.

– Nic nie mów – nakazała, kładąc dłoń na jego ustach.

Nie pozwoli, by cokolwiek zepsuło to przeżycie, a gdy

rozmawiali, dawali upust rozgoryczeniu i rozczarowaniu. Gdy się nad
nim pochyliła, jej piersi były na wprost jego ust. Utkwił w nich wzrok.
Rozchylił wargi pod jej dłonią i uniósł ku niej głowę. Żachnęła się. Nie
była zainteresowana w stosowaniu się do jego życzeń. Ten czas należał
do niej.

– Później – powiedziała.

Nie krył zaskoczenia, gdy Lydia usiadła na nim okrakiem.

Wyciągnął ręce spod głowy i sięgnął do jej bioder.

– Nie! – Chwyciła go za nadgarstki i odsunęła jego ręce.

Był od niej znacznie silniejszy. Skoro jej ulegał, to najwyraźniej

był skłonny pozwolić jej dyktować przebieg wydarzeń. Nagrodziła go
za tę uległość, pochylając się i kolejno muskając ustami jego czoło,
policzek, brodę i szyję. Wodziła językiem wokół jabłka Adama, po
czym wyprostowała się i puściła jego nadgarstki, żeby móc wędrować
dłońmi wzdłuż jego ramion, wodząc nimi po bicepsach i muskularnych
barkach. Przesuwała palce po pokrytej włoskami klatce piersiowej,
gładziła jego boki i brzuch. Był zachwycający, wspaniale zbudowany,
męski, i teraz należał do niej.

Przeciągnęła zmysłowo palec wzdłuż męskości Nicholasa, po

czym wsunęła dłoń między jego nogi. W pewnym momencie, gdy
badała dłońmi jego ciało, chwycił żelazne poręcze u wezgłowia łóżka.
Uniosła się nad nim, uklękła i pochyliła do przodu, tak że mogła trącać
ścięgna uwydatniające się na jego szyi. Piersiami muskała jego pierś.

Jęcząc głucho, skręcał się na boki, wyprężając się i unosząc, ale

nie chwycił jej. Nie próbował też przejąć nad nią kontroli. Mógł nie

background image

mieć pojęcia, ile to dla niej znaczy, ale jej serce napełniło się
wdzięcznością. Miała niezwykłe poczucie siły. Mogła robić, co chciała
i kiedy chciała. A chciała odkrywać i smakować to wspaniałe ciało.
Zaczęła wędrować ustami tą samą trasą, którą wcześniej pokonały
dłonie. Pieściła językiem jego sutki, skubała delikatnie boki, całowała
brzuch. Przesunęła język wzdłuż jego męskości, zatrzymując się na
czubku.

Wciąż pochylona, Lydia przeciągała piersiami po całym ciele

Nicholasa, drżącym z oczekiwania na spełnienie. Nigdy nie czuła się
tak żywa, zuchwała, podniecona jak teraz. Musi go mieć w środku.

Nicholas oddychał coraz gwałtowniej, na czoło wystąpiły mu

krople potu, gdy pomału zaczęła się obniżać, tak że wsunął się w nią i
ją wypełnił, odpowiadając na jej potrzeby i tęsknoty. Poruszył się raz,
drugi i trzeci, a ona oparła się o jego ramiona i ocierała się o niego
coraz mocniej i mocnej. Wykonał jeszcze jeden ruch w głąb i
eksplodował. Dreszcz wstrząsnął jej ciałem, gdy doznała orgazmu,
jakiego nie doświadczyła nigdy przed tym. Nicholas jej w tym
towarzyszył, osiągając szczyt rozkoszy.

Opadła na niego i słuchała bicia jego serca pod swoim

policzkiem. Nie mogła uwierzyć, że skończyło się tak szybko.
Chociaż… może i nie było tak szybko. Od chwili tamtego pocałunku
każde słowo, które do siebie kierowali, każde spojrzenie, które sobie
posyłali, było swego rodzaju przedłużoną grą wstępną.

– Lydia – szepnął z czułością Nicholas, całując ją w głowę. –

Lydia.

Nie protestowała, kiedy zsunął ją z siebie i uwolnił się od

prześcieradła krępującego mu nogi. Niezależnie od tego, że była
bezwładna jak szmaciana lalka, chciała wiedzieć, jakim on się okaże.
Właśnie odkryła, że wcale nie jest egoistą, za jakiego go miała. Egoista
nie pozwoliłby jej bawić się swoim ciałem ani sprawiać sobie
przyjemności wtedy, gdy ona tego chciała.

Pocałował ją i zmierzwił jej włosy. Powiedział, że jest

najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział. Oddała mu
pocałunek, wdzięczna, że tak zakończył to zbliżenie – pieszczotami i
komplementem. Mógłby przecież zamknąć oczy i zacząć chrapać,
podczas gdy ona oderwałaby się od niego, chwyciła ubranie i
wymknęła z pokoju.

background image

– Proszę, nie mów mi tylko, że nie mogę teraz dotknąć twoich

piersi – wymamrotał, zsuwając się nieco niżej.

– Możesz – szepnęła, przeczesując mu palcami włosy i

przytrzymując jego głowę przy piersiach.

To było przedłużenie rozkoszy. Wspaniała gorąca kontynuacja

tego, co przed chwilą ich połączyło. Nicholas przesunął rękę wzdłuż jej
pleców, dotknął pośladka i zaczął go rytmicznie ściskać.

– N-nie – szepnęła.

Podniósł głowę, marszcząc brwi.

– Dlaczego nie?

– Bo dostanę… bo sprawisz, że…

– O to chodzi – odparł ze śmiechem.

– Ale…

W odpowiedzi puścił jej pośladek, ujął jej dłoń i położył na

swoim podbrzuszu.

– Znowu? – zdziwiła się.

Skinął głową.

– Tym razem zrobimy to powoli – zapowiedział.

Leżeli wtuleni w siebie, całując się i pieszcząc. W końcu Lydia

przylgnęła do niego jeszcze mocniej, pieszczoty stały się bardziej
zmysłowe, a pocałunki głębsze.

– Teraz… proszę – wyszeptała z ustami przy wargach Nicholasa,

tym razem chcąc, by przykrył ją swoim ciałem.

Tymczasem on położył się na plecach i wciągnął na siebie, ale

nie pozwolił, żeby wszystko odbywało się pod jej dyktando. Gładził jej
biodra, wędrował rękami ku talii, a potem ujął w dłoń pierś. Uniósł się
prawie do pozycji siedzącej, żeby móc dotknąć językiem jej sutka.

Siedząc na nim w ten sposób, mogłaby błyskawicznie osiągnąć

orgazm, ale wtedy byłoby po wszystkim, a ona nie chciała niczego
przyspieszać. Spróbowała się uspokoić, rozluźnić napięte mięśnie.
Serce jednak tak szybko jej biło, a jego dłonie dostarczały tak upojnych
doznań, że nie była w stanie się pohamować. Przycisnęła biodra do
jego podbrzusza. Wygięła się, zwiększając rozkosz, aż miała wrażenie,
że sięga szczytów i leci ku gwiazdom.

Rothersthorpe chwycił Lydię za kark i pociągnął w dół. Krzyknął

z rozkoszy, gdy złączyli się w namiętnym pocałunku. Po chwili opadła
na niego bezwolna, drżąc jak liść. Gładził ją, uspokajał czułymi

background image

pocałunkami. Dopiero gdy przestała się trząść, odwrócił ją na plecy,
zmieniając ich pozycję i wszedł w nią powoli, po czym zaczął
delikatnie poruszać biodrami, rozmyślnie dawkując jej doznania.

– Nie mogę – zaprotestowała.

Nie była w stanie uwierzyć, że przeżyła dwa orgazmy w tak

krótkim czasie, a już na pewno było niemożliwe, żeby osiągnęła trzeci.
Nicholas uśmiechnął się i kontynuował ruchy biodrami, aż jej
wewnętrzne mięśnie się napięły, a biodra instynktownie podjęły
miłosny rytm.

Gdy popatrzyła na twarz kochanka, zauważyła, że on zaciska

usta. Najwyraźniej wstrzymywał się, czekając na nią. Chwilami zbliżał
się do granicy wytrzymałości i wtedy zwalniał. Mogła jedynie
podziwiać jego opanowanie. Była wyczerpana, wiedziała, że dłużej nie
wytrzyma, i wtedy oboje dotarli na szczyt rozkoszy. Paroma silnymi
ruchami doprowadził ją do takiego uniesienia, że miała wrażenie, iż
wzlatuje w powietrze. A on zadrżał i jęknął głucho, wtulając twarz w
poduszkę.

Ogrom emocji sprawił, że łzy napłynęły jej do oczu. Nie mogła

dłużej ukrywać, co czuje do tego mężczyzny, nie po tym, co ich
połączyło. Nic dziwnego, że ogarnęła ją ekstaza, gdy ich ciała się
zespoliły. Nie czekała na tę chwilę przez jedno popołudnie, ale przez
dziesięć długich samotnych lat.

Kiedy była nieśmiałą, niewinną debiutantką, pragnęła go każdą

komórką swojego ciała i tak samo pożądała go jako dojrzała i
doświadczona kobieta. Minione lata niczego nie zmieniły w jej
uczuciach do Nicholasa i prawdopodobnie pozostaną one takie same w
przyszłości. Łza spłynęła jej po policzku.

Przez dziesięć lat powtarzała sobie, że go nie kocha, a jej serce

nie zostało złamane, gdy zniknął, nie pozostawiając jej wyboru i
przyspieszając poślubienie innego mężczyzny. Obecnie wiedziała
swoje: seks nie byłby tak wspaniały, gdyby go nie kochała. Poznała
różnicę między mechanicznym zespoleniem, nastawionym na
zaspokojenie potrzeb fizycznych, a aktem miłości. Oddała się
Rothersthorpe’owi sercem i duszą.

A jeśli o niego chodzi…

Nie ukrywał, że jej pożąda. Nie mógłby jednak tak się

kontrolować, gdyby darzył ją uczuciem. Podczas gdy ona tak naprawdę

background image

kochała się po raz pierwszy w życiu, on w pełni doznawał jedynie
satysfakcji seksualnej. Nie czuła już tej cudownej bliskości,
uprzytomniwszy sobie, że tak różnie podchodzą do tego, co między
nimi zaszło.

– Czy mógłbyś ze mnie zejść, proszę – powiedziała.

Musi stąd jak najprędzej wyjść. Nie zniosłaby, gdyby Nicholas

zaczął zdawkową konwersację, jaką w jej wyobrażeniu prowadzili po
stosunku mężczyźni z kochankami.

Nie zareagował. Leżał z twarzą wtuloną w jej szyję, obejmując ją

w talii. Odepchnęła jego ramię.

– Zgnieciesz mnie – mruknęła.

Wciągnął powietrze, a przy tym napiął się każdy muskuł jego

ciała.

– Ależ okropnie jestem wychowany – powiedział i zsunął się z

Lydii.

Podparł się na łokciu i popatrzył na nią z nieco sardonicznym

wyrazem twarzy. Skrzywiła się, po czym spuściła nogi z łóżka. Przez
chwilę zakręciło jej się w głowie, posiedziała więc nieruchomo, dopóki
to uczucie nie minęło.

Przesunął palce wzdłuż jej kręgosłupa.

– Zastanawiam się, dlaczego umieściłaś mnie w pokoju z

pojedynczym łóżkiem. Byłoby znacznie przyjemniej poleżeć przez
chwilę wygodnie po…

– Nie miałam z tym nic wspólnego – odparła, wstając.

Nie wiedziała, jak on zareaguje z wyjątkiem tego, że będzie to

dla niej upokorzenie, w takiej czy innej formie. Przynajmniej mogła mu
wyjaśnić jedną sprawę. Nie pragnęła go na kochanka tak rozpaczliwie,
jak przypuszczał, powodowany typowo męską arogancją.

– Prawdę mówiąc, nie ja zaprosiłam cię tutaj – oświadczyła

prosto z mostu, wciągając koszulę.

– Co ty mówisz? – zdziwił się. – Przysłałaś mi liścik…

– Rose ci go wysłała, nie ja. Zanim zapytasz, od razu powiem, że

nie było przesądzone, iż wdamy się w tę przygodę.

– Kiedy przyjechałem – Rothersthorpe wolno cedził słowa, wciąż

nie spuszczając z niej wzroku – ty…

– Uznałeś, że jestem rozpustną wdową, gotową do romansu –

wpadła mu w słowo, nie kryjąc goryczy.

background image

– No cóż, jeśli sądzić po tym, co tu się przed chwilą działo, to

miałem rację – zauważył drwiąco.

Równie dobrze mógłby wymierzyć jej policzek.

Dziękując niebiosom, że zdołała się tak szybko ubrać, Lydia

pobiegła do drzwi i je otworzyła.

– Zaczekaj!

Nicholas nie krzyczał. Był to raczej naglący syk. Zauważyła

jeszcze, jak usiłuje w pośpiechu uwolnić się od prześcieradeł, po czym
zamknęła za sobą drzwi, nie czekając na to, co jeszcze miałby do
powiedzenia. Szybkim krokiem ruszyła korytarzem.
Niepowstrzymywane łzy płynęły jej po policzkach.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Trudno było zrozumieć tak zagadkową kobietę jak Lydia Morgan

i nie było sensu nawet próbować. W końcu chodziło tylko o krótką
miłosną przygodę, po której Nicholas zamierzał raz na zawsze uwolnić
się od Lydii. Nie dostrzegał niczego złego w tym, że miniona noc
pozostawiła w nim tęsknotę za czymś więcej. Przeciwnie, gdyby z
niechęcią myślał o tym, że znowu znajdzie się z nią w łóżku, pobyt w
Westdene stałby się zdecydowanie kłopotliwy.

Ostatni raz rzucił na siebie okiem w lustrze, żeby sprawdzić, czy

twarz nie odzwierciedla jego stanu ducha. Spotka się przy śniadaniu z
Lydią i zachowa tak, żeby nie budzić niczyich podejrzeń, ani wśród
domowników, ani gości. Ostatnie, co powinien zrobić, to wspominać
chwilę, gdy niecierpliwie zrzuciła z siebie szlafrok i nocną koszulę, po
czym z niewiarygodną pasją zaspokajała jego fantazje. Nie należało też
przywoływać w pamięci jej obrazu. W świetle księżyca wyglądała jak
bogini. Wczorajsza schadzka bardziej przypominała cudowny sen niż
cokolwiek, co dotychczas przeżył na jawie do momentu, gdy zaczęli się
sprzeczać o… nie był pewien, o co dokładnie.

Obciągnął poły surduta i wyszedł z pokoju. Musi pamiętać o

doznanych dawniej rozczarowaniu i urazie rozstania. To pozwoli mu
odpowiednio się zachować w czasie śniadania. Jeśli ktokolwiek miał
prawo czuć się poirytowany, to chyba on, za sposób, w jaki go
odepchnęła od siebie, kiedy miała go dość. Wykorzystywała jego
obecność, polując na bogatego męża. Miałaby poślubić młodzieńca bez
pensa przy duszy? Nie. Nadawał się do miłosnych igraszek, ale do
obdarzenia go uczuciami – w żadnym razie. Okazało się, że za
namiętnymi pocałunkami nie kryła się czułość. Zorientował się, i to na
czas, że ona wcale nie jest w nim szaleńczo zakochana, tylko że jest
spragnioną seksu wdową, która chce czuć przy sobie męskie ciało.

Gorzki uśmiech wykrzywił mu wargi, gdy schodził do głównej

części domu. Sądząc z wyrazu twarzy Lydii, gdy brał ją po raz drugi,
przekroczył jej wszelkie oczekiwania. O tak, podarował jej noc godną
zapamiętania, to prawda. Gdyby dawniej nie zlekceważyła jego
oświadczyn, mogliby przez minione dziesięć lat spędzać takie noce jak
ta miniona.

background image

Co miała znaczyć uwaga rzucona na odchodnym, że nie ona go

tutaj zaprosiła? Dlaczego twierdziła, że Rose przysłała mu list? I czemu
wydawała się przygnębiona, gdy opuszczała jego pokój? Gdyby nie
znał jej lepiej, nie zorientował się, że go wykorzystuje, może zacząłby
znów się zastanawiać, czy zajmuje szczególne miejsce w sercu Lydii.

Do diabła! Wrócił do punktu wyjścia. Znowu próbuje ją

zrozumieć. Chce, żeby coś do niego czuła. Tymczasem powinien
jedynie myśleć o tym, że dopisało mu szczęście, skoro w łóżku okazała
się pełna temperamentu, niepohamowana. Obrzucił wzrokiem gości
zgromadzonych przy stole. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Zajął więc
krzesło obok Lydii, która zarumieniła się na jego widok. Niesamowite,
że kobieta zachowująca się jak ona potrafi się czerwienić na zawołanie,
pomyślał Nicholas.

– Kawę, herbatę czy piwo, sir? – Usłyszał głos lokaja.

– Piwo.

Lydia lekko drżała. Zorientował się, że nie wie, jak po intymnym

spotkaniu powinna się wobec niego zachować w obecności innych
osób. Wcześniej nie miała kochanka, nie wiedziała więc, jaka gra się
toczy. To on musi wskazać jej drogę.

– Powinnaś mnie przywitać – szepnął – i zapytać, jak spałem,

jakbyś nie miała pojęcia, że nie spędziłem nocy sam.

– Coś jeszcze zrobiłam nie tak? – spytała cicho, ale z

wyzywającą miną. – Z wyrazu twojej twarzy, gdy wszedłeś do jadalni,
było oczywiste, że chowasz skryty żal.

– Jeśli miałbym się na coś skarżyć, to na za wąskie łóżko. Trochę

mnie… ograniczało. W ciągu dnia zamierzam się zastanowić, jaką
rekompensatę powinienem uzyskać za tę niedogodność.

Lydia wydała zduszony okrzyk oburzenia i gwałtownie

odstawiając filiżankę na spodek, rozlała jej zawartość.

– Prawdę mówiąc, czekam na nadejście nocy i zbadanie nowych

możliwości – dodał szeptem.

Nie bez satysfakcji dostrzegł, że zwłaszcza ostatnią uwagą udało

mu się doprowadzić Lydię do stanu, w jaki przed laty wprawiała jego,
gdy znajdowali się blisko siebie. Wówczas zmagały się w nim
sprzeczne emocje, a teraz najwyraźniej ona była bezradna wobec
własnych pragnień.

Humor znacznie mu się poprawił, pociągnął długi łyk piwa z

background image

metalowego kufla. Lydia wzięła do ręki nóż, odcięła gruby kawałek
masła i rozsmarowała go na grzance. Westchnął, przyznając, że
wypowiedziane przez niego słowa nie ułatwią sprawy. Byłoby mądrzej
wygładzić jej nastroszone piórka, odkrywając przyczynę złego humoru
i wszystko naprawić. Naturalnie, o ile zdoła.

– Jedyna możliwość – zaczął ostrożnie – to starać się, żeby

spędzony wspólnie czas nie zmienił się w następną bitwę.

Lydia tak zamaszyście rozsmarowywała masło, że rozgniotła

grzankę.

– Proszę, uwierz mi. Żałuję, że rozstaliśmy się w taki a nie inny

sposób, ale nie wiem, co takiego powiedziałem czy zrobiłem, że tak cię
zirytowałem. Cokolwiek to było, nie mogłabyś mi wybaczyć?

Lydia zerknęła podejrzliwie na Nicholasa, po czym powiedziała z

przekąsem:

– Oczywiście, że wybaczam, wasza lordowska mość.

– Doskonale, ale co? Dlaczego się zdenerwowałaś?

– Przywiązywałam zbyt dużą wagę do tego, co się wydarzyło –

odparła gniewnie, po czym pochyliła głowę, jakby pożałowała tych
słów. – Nie miałam prawa poczuć, że mnie znieważasz.

– Znieważam? Jak? Zapewniam, że nie miałem zamiaru.

– Tak, wiem. – Lydia wzięła do ręki łyżeczkę i nałożyła trochę

dżemu na grzankę. – Potem uświadomiłam sobie, że dlatego tak
powiedziałeś, bo przyjechałeś po niezobowiązującą przygodę z w
twoim mniemaniu doświadczoną i wyrafinowana wdową. Nie jestem
tego typu kobietą i powinnam była wcześniej wyjaśnić, kto wysłał ci
zaproszenie i w jakim celu. Pomyślałam jednak, że nie uwierzyłbyś, nie
po tym, jak…

– Żałujesz tego, co się stało? – przerwał jej Nicholas. Poczuł

bolesne ukłucie w sercu. – Życzysz sobie to zakończyć?

Chciała odłożyć łyżeczkę do miseczki z dżemem, ale pytanie tak

ją zaskoczyło, że upuściła ją na obrus.

– Nie – syknęła, gorączkowo zbierając dżem z obrusa. – Chyba

powinnam – dodała niemal żałośnie – ale wygląda na to, że nie mogę
się powstrzymać.

Uczucie ulgi omal nie przyprawiło go o zawrót głowy.

– Ale coś w… naszej sprawie cię martwi. Zdradzisz mi co?

– Trudno poruszać ten temat przy śniadaniu. Ktoś mógłby

background image

usłyszeć, o czym mówimy.

Nicholas postanowił, że dowie się, w czym leży problem.

Ucieszył się, gdy Lydia oznajmiła, że przywiązywała zbyt duże
znaczenie do tego, co zaszło. Może to znaczyć, że jednak coś do niego
czuje. Było coś więcej niż irytacja w jej głosie, gdy powiedziała, że nie
może się powstrzymać.

– Wybierzmy się na spacer, na przejażdżkę konną –

zaproponował.

– Nie pozwalają mi na to obowiązki – odparła.

Ujął jej dłoń, gdy zrobiła ruch w stronę młodych ludzi

skupionych na końcu stołu.

– Daj spokój, Lydio. Musimy porozmawiać. Chcę cię zrozumieć.

– Gdyby tylko mógł odkryć jej tajemnicę, przestałaby mieć nad nim
władzę. Nie dręczyłaby go, nie zakłócała mu spokoju, mógłby
traktować ją jak każdą inną kobietę. – Chyba nie chcemy zmarnować
tego krótkiego czasu, kiedy jesteśmy razem, na kłótnie – stwierdził.

Zdumiał się, dostrzegając w jej oczach udrękę.

– Co znowu powiedziałem? – spytał.

Nie zdążyła wyjaśnić, bo do pokoju śniadaniowego wszedł

Robert. Rozejrzał się dokoła, po czym zatrzymał wzrok na
Rothersthorpie i spostrzegł, że trzyma on Lydię za nadgarstek. Nicholas
natychmiast puścił jej rękę, zastanawiając się, jak wytłumaczy
pasierbowi Lydii swoje zachowanie, gdyby doszło do rozmowy na ten
temat. Na szczęście w tym momencie wbiegł Michael i rzucił się
mamie w ramiona. Wtuliła policzek w jego włosy, zamknęła oczy i
odetchnęła głęboko.

Była to tak spontaniczna reakcja, że Nicholas pojął, iż po raz

pierwszy widzi tę stronę jej natury, która nie była udawana ani na
pokaz. Niewątpliwie była matką, która kocha synka. Za każdym razem
gdy wydawało mu się, że już poznał prawdziwe oblicze Lydii,
zmieniała się w inną osobę. Miał wrażenie jakby prowadził go przez
bagna błędny ognik. Zwodziła go, kusiła, mamiła, pozostając poza jego
zasięgiem. Czy w tym tkwił sekret jego fascynacji? Jeśli tak, to
odkrycie jej natury zapewni mu wyzwolenie się spod jej mocy.

Rozmyślania przerwał mu Robert, który przysunął sobie do niego

krzesło. W tej sytuacji nie mógł umówić się z Lydią.

Na ogół podczas kilkudniowych spotkań towarzyskich w czyjejś

background image

siedzibie, po śniadaniu każdy z gości znajdował sobie rozrywki zgodne
z własnymi upodobaniami. Lydia wciąż migała Nicholasowi przed
oczami, przechodząc od jednej grupki gości do drugiej albo znikając za
drzwiami prowadzącymi do kuchni i pomieszczeń dla personelu. Nie
doczekał się możliwości, żeby zostać z nią sam na sam.

W trakcie lunchu Lydia zajęła się synem tutejszego wikarego,

który w Westdene dawał lekcje Michaelowi i, jeśli Nicholasa słuch nie
mylił, również Cissy. Tłumacząc się dłuższą nieobecnością, zażądała
relacji na temat ich postępów w nauce. Ostatecznie korepetytor udzielił
koniecznych wyjaśnień, po czym oddalił się pod koniec lunchu.
Rothersthorpe chciał zająć jego miejsce, ale w tej samej chwili Robert
wstał i postukał łyżeczką w kieliszek, żeby zwrócić na siebie uwagę
zebranych.

– Zapowiada się piękne popołudnie – powiedział. – Pomyślałem,

że moglibyśmy spędzić je w ogrodzie.

W tym momencie Michael podszedł do starszego przyrodniego

brata i pociągnął go za rękaw. Robert schylił się, a chłopiec szepnął mu
coś do ucha.

– To świetny pomysł – przyznał Morgan. – Panie, panowie –

zwrócił się ponownie do gości – Michael bardzo by chciał zaprosić was
na grę w krykiersa na trawniku koło oranżerii.

– Krykiers? Co to takiego? – Pan Bentley pochylił się i zmierzwił

włosy chłopca.

Michael uchylił się z grymasem niezadowolenia na twarzy,

przypominającym do złudzenia minę starszego brata.

– To jest gra, którą zaadaptowaliśmy, żeby pasowała do kształtu i

rozmiarów trawnika przy oranżerii – wyjaśnił Robert. – Niezupełnie
krykiet, choć używamy kijów, i niezupełnie runders, choć zawodnicy
każdej drużyny strzegą swoich baz.

– O tak, będzie dobra zabawa! – zawołała Rose. – Michael musi

być kapitanem jednej z drużyn.

Konkurenci Rose jak jeden mąż uznali, że to doskonały pomysł.

Nawet siostra lorda Abergele zdobyła się na protekcjonalny uśmiech i
oświadczyła, że nie ma nic przeciwko wspólnej grze.

– Marigold, myślę, że powinnaś zostać kapitanem drugiej

drużyny – powiedziała Rose.

Rothersthorpe z trudem powstrzymał się od śmiechu, obserwując,

background image

jak dziewczynka walczy ze sobą, bojąc się, że wyniosła siostra
baroneta uzna ją za dziecinną, a z drugiej strony, mając ogromną ochotę
zagrać w swoją, najwyraźniej, ulubioną grę, i w dodatku być kapitanem
drużyny. Przeważyła chęć gry, gdy Robert rzucił monetę i dwoje
kapitanów zaczęło kompletować zespoły.

Michael wybierał pierwszy. Wskazał na Cissy, co było niezwykle

szlachetnym gestem z jego strony, bo wiadomo było, że nie będzie z
niej szczególnego pożytku na boisku. Marigold nie kierowała się takimi
sentymentami. Wybrała Roberta, Rothersthorpe’a, Smolleta, George’a
Lutterwortha i wreszcie jego noszącą okulary siostrę, ponieważ już
tylko ona została.

Może nie powinno to mieć znaczenia, ale Nicholas był raczej

zadowolony, że znalazł się w drużynie, która najprawdopodobniej
wygra. Michael miał wśród zawodników nie tylko Cissy, ale i siostrę
Abergele’a, po której niewiele się można było spodziewać. Trudno było
orzec, jak lord Abergele poradzi sobie na boisku. Z entuzjazmem
zabierał się tylko do jedzenia. Rothersthorpe zaczął go nazywać w
duchu Głodnym Baronetem, szybko poddając się atmosferze przyjęcia,
na którym każdy natychmiast dostawał przydomek. Pan Bentley może
poradzi sobie w obronie, ale jedynie porucznik Tancred może stanowić
zagrożenie. Miał wygląd człowieka, który zrobi wszystko, żeby
zwyciężyć w każdej sytuacji.

– A co z panną Morgan? – zapytała wyniosła siostra Głodnego

Baroneta. – W której drużynie zagra?

– Od kiedy mama Lyddy tylko sędziuje, nie mogę grać – odparła

z figlarnym uśmiechem Rose. – Drużyny byłyby nierówne, a to nie
byłoby w porządku.

– Możesz zamienić się za mną miejscami – zasugerowała

dziewczyna.

– Och, nie, nie mogę pozbawiać cię tej przyjemności –

zaprotestowała Rose. – Jesteś moim gościem – dodała słodko.

Biedny lord Abergele. Jego tytuł nie wystarczał, żeby przeważyć

nad wrogością, jaka panowała między jego siostrą a Rose.
Rothersthorpe zaryzykowałby twierdzenie, że z pięciu konkurentów
pasierbicy Lydii trzej byli jeszcze brani pod uwagę. Lutterworth
zaprzepaścił swoje szanse już pierwszego dnia, źle wyrażając się o
własnej siostrze, a tego bardzo rodzinna panna Morgan nigdy by mu

background image

nie wybaczyła.

Rose zapobiegła sprzeczce, zapraszając gości, żeby przeszli do

oranżerii. Budynek przylegał do domu, ale stanowił odrębną część.
Miał przeszklone ściany i podłogę z terakoty. W środku znajdowały się
egzotyczne rośliny poustawiane w dużych donicach, a w
pomieszczeniu unosił się charakterystyczny wilgotny zapach. Między
roślinami stały krzesła, co wskazywało na to, że pomieszczenie było
często używane. W dzień i w nocy roztaczał się stąd piękny widok.

Nicholas zauważył, że Robert podszedł do otwartych drzwi

oranżerii może po to, by dopingować zawodnika, który będzie wybijał
piłkę, lub mieć oko na Lydię. Zajęła ona stojący w progu fotel, skąd
jako sędziująca mecz miała niczym niezakłócony widok na trawnik.
Obok niej stał pusty fotel i Rothersthorpe uznał, że to dobra okazja,
żeby znaleźć się blisko Lydii. Od razu skierował się w tę stronę.

– Mogę się dołączyć? – spytał.

Zauważył, że Robert zesztywniał, ale się nie odwrócił. Nie było

przecież nic złego w siedzeniu obok siebie i rozmawianiu. Jak mógłby
mieć jakiekolwiek zastrzeżenia? Liczyła się tylko odpowiedź Lydii.

– Oczywiście – odrzekła rzeczowo, pisząc po jednej stronie linii,

którą już narysowała „Drużyna Marigold”.

– Sądzisz, że on coś podejrzewa? – Nicholas nachylił się do niej,

gdy Robert, wydawszy pomruk niezadowolenia, ruszył w stronę boiska.

– Wątpię. – Lydia odprowadziła wzrokiem pasierba. – Myślę, że

dlatego tak zareagował, bo od śmierci jego ojca nikt nie zajął tego
fotela. Siadywał tu w deszcz i słońce, napawając się widokiem tego,
czego dokonał… – Powiodła spojrzeniem po ogrodzie, oczy zaszły jej
mgłą. – Myślę, że ktoś powinien był usunąć fotel. Przecież pułkownik
nie wróci.

Nicholas rzucił jej czujne spojrzenie. Słuch mógł go mylić, ale

zabrzmiało to tak, jakby bardzo lubiła męża.

– Nie zamierzałem nikogo zasmucić. – Pochylił się ku Lydii,

widząc, że wszyscy są zajęci przygotowaniami do meczu i nikt nie
zwraca na nich najmniejszej uwagi. – Dzisiaj nie dałaś mi możliwości
zbliżenia się do siebie.

– Tak – przyznała.

Utkwiła wzrok w boisko, gdzie zawodnicy zajmowali pozycje

strategiczne. Uśmiechała się z czułością, słuchając, jak Marigold

background image

wydaje polecenia członkom swojej drużyny. Kiedyś Nicholas marzył o
tym, żeby taki uśmiech jemu posyłała. Zirytowany, że wciąż wraca
pamięcią do przeszłości, zwrócił spojrzenie w tę stronę, gdzie patrzyła
Lydia. To jej syn uroczyście rzucał pierwszą piłkę w meczu, ze
znacznie większą dozą entuzjazmu niż dokładności. Tymczasem na
boisku zjawił się dodatkowy zawodnik, Portos. Pies przechwycił piłkę,
zanim ktokolwiek zdążył zrobić jakikolwiek ruch, po czym zaniósł ją
prosto do Michaela, a ten poklepał go po głowie i pochwalił, że jest
dobrym psem. Kto by pomyślał, że zwierzak szybciej przyswoi sobie
zasady gry niż jego ludzcy towarzysze?

– Te dzieciaki zmarnowały cały wysiłek, jaki mój ojciec włożył

w wytresowanie psa – stwierdził Robert. – Portos nie jest
szczeniakiem! – zawołał do Michaela, który roześmiany
przygotowywał się do następnego rzutu.

Rothersthorpe ponownie popatrzył na Lydię, która wciąż się

uśmiechała w taki sposób, że wydawała mu się całkiem inną osobą. Nie
tylko ciepłą, kochającą matką, ale kobietą spokojną, zadowoloną z
siebie, rodziny i otoczenia.

– Im dłużej na ciebie patrzę, tym wydajesz mi się mniej znajoma

– powiedział. – Jaka jesteś naprawdę, Lydio?

– Nie bardzo wiem, co masz na myśli – odparła zmieszana.

– Od kiedy tu jestem, od czasu do czasu widzę drugą stronę

twojej natury, której istnienia bym nie podejrzewał.

Oblała się rumieńcem.

– Nie miałem na myśli tego – kontynuował, domyślając się, że

ona odniosła tę uwagę do minionej nocy. – Mówię o twoim stosunku do
członków tej rodziny.

W tym momencie Marigold odbiła piłkę prosto w stronę Cissy i

Portos znowu ją chwycił. Uczestnicy meczu czekali na decyzję Lydii.

– Nie mogę zostać wyeliminowana – upierała się Marigold. –

Portos nie należy do drużyny. A jeśli tak, to my też powinniśmy mieć
dodatkową osobę, żeby liczba graczy była jednakowa.

Lydia wstała i podeszła do Roberta, który popatrzył na nią z

rozbawieniem połączonym z niepewnością.

– Portos nie należy do żadnej drużyny – oświadczyła

zdecydowanie Lydia. – Jest tylko psem, który czuje przymus biegania
za piłką. Wszyscy wiemy, że może przeszkadzać, a nawet zrobić komuś

background image

niechcący krzywdę.

– A więc nie jestem wyeliminowana? – spytała Marigold.

– Przeciwnie, jesteś.

– To nie fair! – oburzyła się dziewczynka.

– Mama Lyddy jest sędzią, ma ostatnie słowo – zauważył Robert.

– Weź swój kij, Marigold – poleciła Lydia – i przekaż go

następnemu w kolejności graczowi.

Dziewczynka z niechęcią zastosowała się do sędziowskiego

werdyktu, zeszła z boiska i wręczyła kij porucznikowi Smolletowi.
Wziął go od niej z taką miną, jakby nie miał pojęcia, co z nim począć.
Rose uśmiechnęła się do niego i powiedziała:

– Jestem pewna, że szybko zorientuje się pan w zasadach.

Porucznik pomaszerował na boisko takim krokiem, jakby

szykował się do bitwy.

– Widać, że pasierb bardzo cię lubi – zauważył Nicholas, gdy

Lydia wróciła i zajęła sędziowski fotel.

– Dlaczego miałby nie lubić? – zdziwiła się Lydia.

– Kiedy wychodziłaś za mąż za jego ojca, nie krył, że jest

przeciwko tobie.

– Rzeczywiście – przyznała Lydia – ale to było, zanim mnie

dobrze poznał.

Rothersthorpe zmarszczył brwi.

– Powiedział mi, że jesteś chciwa, pazerna, przebiegła… –

Urwał.

– Proszę, dokończ. Jestem chciwa, pazerna, przebiegła i…

– Nieważne. Poza tym, nie jestem już taki pewien, czy to prawda.

– W takim razie dlaczego to mówisz?

– Pozwól, że ci wytłumaczę… Cóż, dlatego, że uważałem cię za

kogoś całkiem innego od kobiety, jaką wydajesz się być teraz, wśród
rodziny i w swoim domu.

– Czy to przeprosiny?

To była raczej obserwacja, ale skoro ona chciała przeprosin, to

dlaczego miałby nie potwierdzić.

– Owszem. Gdybyś była kobietą, za jaką cię miałem, to nie

mogłabyś porozumiewać się z przybranymi dziećmi samym
spojrzeniem i drażnić się z nimi, gdybyście sobie wszyscy nie ufali i
nie szanowali się wzajemnie. Nie nawiązałabyś też silnej więzi

background image

emocjonalnej z synem. Wyobrażałem sobie, że przez te wszystkie lata
uprzykrzałaś im życie, tymczasem… – zawahał się na sekundę – …nie
mogę oprzeć się myśli, że oni wszyscy wchodzą ci na głowę. Zarobiłaś
na każdego pensa, który pułkownik ci zostawił, prawda?

Lydia nerwowo wciągnęła powietrze.

– Chyba tak, ale do czego zmierzasz?

– Robert zachowuje się bardziej jak strażnik więzienny niż

pasierb – ciągnął Rothersthorpe. – Rose jest tak krnąbrna, że wydaje się
na najlepszej drodze, żeby stać się kokietką. Marigold podobnie, gdy
tylko będzie miała za sobą ponury okres nauki. A co do Cissy… jest
skazana na wieczne dzieciństwo, choć ciało ma już kobiece.

– Tak, i co z tego? – Lydia przybrała lodowaty ton.

– Zmarły mąż mógł mieć swoje powody, żeby umieścić ją w

swoim domu, ale nie powinien obciążać cię obowiązkiem opieki nad
Cissy, tylko zatrudnić fachową pomoc, żeby się nią zajmowała.

– Nie uważam Cissy za ciężar – obruszyła się Lydia. – Kocham

ją.

– Co tylko dowodzi, że nie jesteś kobietą, za jaką uważałem cię

przez te wszystkie lata. Odkryłem – przekręcił się w fotelu i popatrzył
na jej piękną twarz – że jesteś wciąż tą samą delikatną, raczej
wykorzystywaną dziewczyną, którą tak bardzo lubiłem, kiedy byłem
jeszcze zwykłym panem Hemingfordem. Życzyłbym sobie tylko… –
Zamilkł.

Nie mógł życzyć sobie, żeby wybrała jego zamiast pułkownika

Morgana. Czyż nie doszedł do wniosku, że ucieczka była jego
szczęściem? Owszem, ale wtedy myślał, że ona jest wyrachowaną
jędzą, która dokonała wyboru na zimno i z premedytacją. Dopiero
potem uświadomił sobie, jak mało dał jej powodów do uwierzenia, że
jego oświadczyny były poważne. Przypomniał sobie, jak bardzo pani
Westerly naciskała na Lydię, żeby dobrze wyszła za mąż, a wówczas
żadna przyzwoitka nie uważała go za dobrą partię.

– A więc czego sobie życzysz? – spytała Lydia.

– Niczego – mruknął.

Byłoby czymś żałosnym prosić ją, żeby wytłumaczyła mu,

dlaczego poślubiła pułkownika, i to tak pospiesznie. Nic nie mogłoby
przywrócić minionych dziesięciu lat.

Lydia śledziła grę na boisku, jak gdyby pochłaniała ona całą jej

background image

uwagę, a w gruncie rzeczy usiłowała powstrzymać złość. Kto by
pomyślał, że Nicholas jest jedną z osób, jak niegdyś jej opiekun
prawny, które uważają, że ludzi ograniczonych umysłowo należy
trzymać pod kluczem, żeby nie zawadzały reszcie społeczeństwa. Może
nie mówiłby tak otwarcie, gdyby skądś nie przyszło mu do głowy, że
Cissy jest siostrą Roberta, a nie jej. Mimo upału dreszcz przeszedł jej
po plecach. On zawsze ją rozczarowywał i zawodził.

A co do jego słów, że nigdy naprawdę jej nie znał. To działało w

obie strony. Pani Westerly może i była wyjątkowo zręczna w
aranżowaniu małżeństw, ale nie odbywało się to kosztem
przyzwoitości. Ich spotkania ograniczały się do krótkich chwil na
tarasie, okazjonalnych spacerów w parku zawsze w towarzystwie
lokaja albo pokojówki, więc rozmowa z konieczności musiała obracać
się wokół neutralnych tematów.

Naprawdę niewiele o nim wiedziała. Był przystojny i czarujący,

ale nie podobał jej się sposób, w jaki tracił pieniądze na absurdalne
zakłady czy wykręcał się od płacenia rachunków. Teraz mogła do listy
jego wad dodać bezduszność. Dlaczego więc wysłuchiwała jego
tłumaczeń i przeprosin, choć czynionych bez większego przekonania?

Mimo wszystkich jego wad wciąż chciała, żeby dobrze o niej

myślał, i to ją przeraziło. Wywierał na nią stanowczo zbyt silny wpływ.
Pułkownik kiedyś powiedział, że nie zapomina się pierwszej miłości.
Prawdopodobnie starał się ją uspokoić, że ona nie ponosi winy za to, że
on czuje do niej jedynie sympatię. Ta refleksja męża pomogła jej pojąć
własne reakcje wobec Nicholasa, jej pierwszej miłości. Nie przestała go
kochać, choćby nie wiem, jak bardzo starała się wyrzucić go z pamięci.
Zrozumiała, dlaczego tak bardzo go pragnęła po pocałunku w ogrodzie.
Wiedziała już, dlaczego tak chciała, żeby ją zrozumiał, choć nie
zasługiwał na żadne tłumaczenia.

Rzuciła na niego okiem. Patrzył na nią tak, jak jeszcze nigdy

przedtem – z nieskrywaną ciekawością. Już dawno pozbył się kpiącej
miny, która tak często w latach młodości gościła na jego twarzy, stracił
również ten charakterystyczny sposób marszczenia brwi. Rzeczywiście
sprawiał wrażenie, jakby chciał dogłębnie poznać jej nastawienie do
życia i motywy postępowania. Przyznał także, że bardzo ją lubił, gdy
spotkali się i zbliżyli do siebie przed laty. Nie robił uników, nie szukał
wymówek i nie wycofywał się z tego, co chwilę wcześniej powiedział.

background image

Westchnęła. Przy śniadaniu nadmienił, że nie chce, by ich

wspólny krótki czas został zmarnowany na kłótnie. Naturalnie, było jej
przykro słyszeć z ust Nicholasa, że uważa ją za chwilową rozrywkę, ale
w głębi duszy przyznała mu rację. Po co dodatkowo zaogniać zaistniałą
sytuację, która była dla niej dostatecznie trudna ze względu na
uczuciowe zaangażowanie? Czy nie lepiej później odwoływać się do
dobrych wspomnień?

– Przede wszystkim chciałabym odnieść się do twoich słów o

Robercie – powiedziała. – Wiem, że potrafi być despotyczny, ale w
końcu jest synem swojego ojca. W ciągu małżeństwa nauczyłam się,
jak postępować z mężczyznami jego pokroju. W stosunku do mnie nie
uczyni niczego, czego bym sobie nie życzyła.

– Skoro tak twierdzisz…

– Właśnie tak twierdzę. Ponadto nie czuję się wykorzystywana

przez jego siostry. Być może dlatego, że nie masz rodzeństwa, nie
potrafisz sobie wyobrazić, że w tej rodzinie poczułam się w pełni
doceniona – mówiła dalej Lydia. – Jestem niewiele starsza od panien
Morgan i w związku z tym mogły mnie nie zaakceptować jako
macochy i na różne sposoby uprzykrzyć mi życie, jednak tego nie
uczyniły. Nie byłam zaskoczona, że nie powitały mnie z otwartymi
ramionami. To naturalne, że musiało upłynąć trochę czasu, zanim
zdobyłam ich zaufanie i sympatię. Muszę przyznać, że mają raczej
silne charaktery, ale również wielkie serca.

– W porządku, w tej kwestii się pomyliłem – przyznał

Rothersthorpe. – Nadal jednak nie daje mi spokoju pytanie, dlaczego
wyszłaś za pułkownika Morgana. Podejrzewam… Czy to pani Westerly
cię zmusiła? To ona naciskała?

– Pierwsza podsunęła pułkownikowi ten pomysł, nie przeczę –

przyznała Lydia.

Nie zapomniała, jak długo rozważała, czy może wziąć za dobrą

monetę oświadczyny – o ile naprawdę były to oświadczyny –
Nicholasa uczynione ni z tego, ni z owego. W tym czasie pani Westerly
z wielkim zapałem zajęła się pułkownikiem.

– Kiedy złożyłyśmy wizytę w Westdene, nie marnowała okazji,

by podkreślać wszystkie korzyści z wzięcia sobie żony, która by
zarządzała domem – opowiadała dalej Lydia. – Z powodu porywczego
charakteru pułkownika żadna gospodyni dłużej nie zagrzała tu miejsca.

background image

Pani Westerly przekonywała, że żona odciąży go od uciążliwego
obowiązku myślenia o sprawach domowych.

– Ożenił się z tobą, bo chciał, żebyś mu prowadziła dom?

Niewiarygodne! Jak mogłaś pozwolić, żeby tych dwoje zmusiło cię do
pełnienia takiej roli w tego rodzaju związku?

– Nikt mnie do niczego nie zmusił. Zanim przyjęłam

oświadczyny pułkownika, upewniłam się, że da mi dokładnie to, co
chciałam uzyskać w tym układzie. Postawiłam twarde warunki, możesz
mi wierzyć.

– Chciałaś jego pieniędzy – podsumował Rothersthorpe.

– Bezpieczeństwa – skorygowała Lydia, odrywając wzrok od

boiska, na którym jedna z drużyn zdołała zdobyć kilka punktów.

– Bezpieczeństwa? Nie rozumiem…

– Domyślam się, że nie. Czy nigdy cię nie zastanawiało, dlaczego

tak często nękał mnie ból głowy? Żyłam w ogromnym napięciu. Im
dłużej trwał sezon towarzyski, a moja sytuacja była coraz bardziej
beznadziejna, tym gorzej sobie z nią radziłam. Nawet pani Westerly
zaczęła się martwić, że się poważnie rozchoruję, zanim ona zdoła
znaleźć kogoś, kto da mi dom.

Dom? To wszystko, czego potrzebowała? – zadał sobie w duchu

pytanie Rothersthorpe i oznajmił:

– Nie miałem o tym pojęcia, choć teraz wydaje mi się, że

powinienem się czegoś domyślić.

Kiedy pierwszy raz ją zobaczył, była okazem zdrowia. Nie

zwracał na nią większej uwagi, choć zakonotował niezwykłe włosy
oraz piękne szaroniebieskie oczy. Ocenił, że będzie dobrą partią dla
kawalera poszukującego żony, a on za takiego się nie uważał.
Wzbudziła jego ciekawość dopiero wtedy, gdy okazało się, że nie
cieszy się powodzeniem i zaczyna stopniowo gasnąć.

– Byłaś bardzo nieśmiała, prawda?

Przypomniał sobie, jak wpadła w popłoch, gdy jakiś mężczyzna

w pierwszym tygodniu jej pobytu w Londynie okazał jej trochę
zainteresowania. Czerwienienie się i jąkanie nie było pozą. Ona
naprawdę nienawidziła spektaklu związanego z polowaniem na męża.
A jednak brała w tym udział. Albo co najmniej…

– Ta okropna kobieta, przyzwoitka, podsuwała ci mężczyzn,

prawda? Nic dziwnego, że rozpaczliwie pragnęłaś jej uciec.

background image

– Niezupełnie tak było – sprostowała Lydia. – Wiem, że

wyglądało na to, że pani Westerly pcha mnie w stronę mężczyzn w
sposób zbyt natarczywy, ale naprawdę robiła, co mogła, żeby mi pomóc
w tym krótkim czasie, jaki miałyśmy do dyspozycji. Opiekun prawny
zapowiedział, że zapewni mi uczestniczenie tylko w jednym sezonie.
Poinformował panią Westerly, że jeśli nie uwolni go ode mnie, to on
nie będzie mnie dłużej utrzymywał i pozostanie mi znalezienie sobie
przyzwoitego zajęcia. Niestety, mój ojciec nie uporządkował swoich
spraw przed śmiercią. Ustanowił ordynację na moją rzecz, ale okazało
się, że odziedziczyłam same długi.

Rothersthorpe przypomniał sobie, jak przed laty mówiła, że

będzie miała kłopoty, jeśli przed zakończeniem sezonu nie znajdzie
męża, ale nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji: że mogła
pozostać bez dachu nad głową.

– Naprawdę potrzebowałaś domu – stwierdził, utkwiwszy wzrok

w swoich butach. – Tak… rozumiem.

Teraz była silniejsza i bardziej pewna siebie, ale wtedy była

płochliwą skromną dziewczyną. Perspektywa objęcia posady damy do
towarzystwa jakiejś wyniosłej i podupadłej na zdrowiu matrony
musiała ją przerażać. Gdyby została guwernantką, to ze swoją urodą
niechybnie byłaby narażona na niechciane zaloty pana domu lub jego
dorastającego syna. Przypuszczał, że sprawdziłaby się jako
nauczycielka w szkole, zważywszy na cierpliwość, jaką okazywała
córkom Morgana.

Najbardziej dokuczała mu świadomość, że mógł być mężczyzną,

który zapewniłby jej dom i poczucie bezpieczeństwa, którego tak
pragnęła, gdyby tylko nie dawał do zrozumienia, że jest jak najdalszy
od decyzji o zawarciu małżeństwa. Zaalarmowany siłą uczucia, jakie
zaczynał żywić do Lydii, próbował mu przeciwdziałać, wmawiając jej i
sobie, że może jej zaoferować jedynie niezobowiązującą przyjaźń.
Mogła nie mieć pojęcia, że zmagał się sam ze sobą, zachowując się w
stosunku do niej niczym chorągiewka na wietrze.

Jeśli rzeczywiście tylko pragnęła domu, to Hemingford Priori był

równie dobry jak Westdene. Gdyby nie był egoistą, a nawet
egocentrykiem, nie wykładał tak jasno swoich poglądów na
małżeństwo, to niewykluczone, że Lydia by na niego poczekała. Gdyby
wtedy porozmawiał z nią tak jak teraz, poważnie i szczerze, zamiast

background image

starać się ją rozbawiać bezsensownymi opowieściami o swoich głupich
figlach, ich znajomość inaczej by się zakończyła.

Szkoda, że nie przeciwstawił się pani Westerly, która kazała mu

opuścić pokój, do którego przyniósł bliską omdlenia Lydię. Trzeba było
wówczas wyjaśnić, jakie są jego zamiary i co planuje zrobić. Może i
tak by go odrzuciła, a może przyjęła. Tak czy siak nie uczynił
wszystkiego, co mógł, by przekonać Lydię, że po raz pierwszy w
swoim beztroskim życiu jest poważny. Niestety, był za bardzo zajęty
chronieniem siebie przed potencjalnym upokorzeniem na skutek
odrzucenia.

Chór okrzyków i śmiech dobiegający z boiska, wywołane przez

Portosa, który przeskoczył przez żywopłot z piłką w zębach, wyrwał
Nicholasa z zadumy. Przepełniły go poczucie winy i żal. Zawiódł
Lydię, bojąc się wyjawić swoje uczucia, i wprowadził chaos nie tylko
we własne, ale również w jej życie. Sprawił, że zmuszona
okolicznościami, poślubiła pułkownika Morgana. Ona go nie zdradziła.
To on zdradził ją.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

– Przynajmniej powiedz mi, że rola pani domu sprawiła ci trochę

radości – poprosił Rothersthorpe i dodał: – A może jednak byłaś
szczęśliwa?

– Szczęśliwa? – powtórzyła Lydia i lekko wzruszyła ramionami.

– Szczęście nie ma tu nic do rzeczy. Czułam się bezpieczna i…
nauczyłam się być zadowolona ze swego losu.

Z nim mogłaby być szczęśliwa. Oboje byliby szczęśliwi,

poprawił się w myślach. Przyjazd do Westdene i przebywanie w
towarzystwie Lydii sprawiły, że łuski spadły mu z oczu. Zweryfikował
opinię, w której wcześniej utwierdziło go jej małżeństwo z
pułkownikiem Morganem, i doszedł do wniosku, że ona jest kobietą,
jakiej szukał, ostatnio przyjechawszy do Londynu. Nie miała w sobie
nic z pazernej, wyrachowanej amatorki bogatych mężów. Sytuacja
życiowa, praktycznie wyrzucenie z rodzinnego domu, zmusiły ją do
podjęcia trudnej decyzji. Weszła do rodziny pełnej wzajemnych
animozji i potrafiła ją zespolić, sumiennie wywiązywała się z
niewdzięcznej roli macochy, w dodatku niewiele starszej od
podopiecznych. Skoro poradziła sobie z osobami o tak silnych
osobowościach, łącznie z mężem, to równie dobrze wsparłaby go
wtedy, gdy postanowił uporządkować bałagan, jaki pozostawił mu w
spadku ojciec. Gdyby tak bardzo nie bał się poważnie zaangażować,
mogła być przy nim przez te wszystkie lata. A ten chłopiec, Michael,
mógł być jego synem.

Nicholas wstał tak gwałtownie, że przesunął fotel po kafelkach

podłogi oranżerii. W odległym jej końcu Marigold zrobiła to samo,
tylko z całkiem innego powodu.

– Biegnij, poruczniku! – zawołała.

Smollet niezmordowanie biegł dokoła boiska, gdy tymczasem

porucznik Tancred na próżno usiłował odebrać Portosowi piłkę. Coraz
więcej osób zaczęło gonić za psem, który najwyraźniej uznał, że to
część zabawy, a Michael, choć mógł przywołać psa do porządku, zwijał
się ze śmiechu na trawie.

Rothersthorpe nie podzielał ogólnej wesołości, ponieważ poczuł

się tak, jakby jego cały świat nagle się zawalił. Usłyszał, że Lydia

background image

odsuwa fotel. Czy podejdzie do niego i położy mu pocieszającym
gestem dłoń na ramieniu? Powie, że go rozumie i mu wybacza?
-zastanawiał się, ale znał odpowiedzi na te pytania. Lydia nie uczyni
tego, bo nie ma pojęcia o ciosie, jaki mu właśnie wymierzyła. Zawołała
psa i pstryknęła palcami w taki sposób, że Portos od razu wiedział, że
zabawa się skończyła. Omijając porucznika Tancreda i lorda Abergele,
przybiegł do Lydii, upuścił piłkę u jej stóp, usiadł i patrzył na nią
wyczekująco.

Pan Bentley, który miał strzec trzeciej bazy, skorzystał z okazji,

że Lydia jako sędzia nie może dotknąć piłki. Podbiegł, chwycił piłkę i
rzucił ją z taką dokładnością, że trafiła w bramkę na sekundę, nim
porucznik Smollet zdążył dotknąć kijem ziemi.

– Wyeliminowany! – rozległ się okrzyk całej drużyny.

Smollet spytał Lydię, ile punktów zdobył.

– Dziewięć – odpowiedziała natychmiast.

Potrafi liczyć błyskawicznie, pomyślał Nicholas. Podczas gdy on

czuł się tak, jakby ktoś zadał mu cios w żołądek kijem do krykieta, ona
była na tyle trzeźwa i przytomna, że liczyła punkty w tej absurdalnej
dziecinnej grze.

– Teraz chyba twoja kolej – powiedział porucznik Smollet,

podchodząc bliżej i podając kij Rothersthorpe’owi. Wzrokiem podążył
w stronę Rose, żeby zobaczyć, jak zareaguje na jego triumf na polu gry.

Wicehrabia wziął kij. Może i jest to dziecinna gra, pomyślał, ale

jeszcze nigdy nie miał większej ochoty niż teraz, by w coś walnąć. Ze
względu na swój stan ducha, był zadowolony, że przyjdzie mu się
zmierzyć z porucznikiem Tancredem, a nie z którymś z dzieci czy jedną
z dam. Wymiana spojrzeń powiedziała mu, że porucznik zrozumiał.

Przez kilka minut wyładowywał złość i frustrację na zmoczonej

piłce tenisowej, waląc w nią tak mocno, jak potrafił. Nie zdołał jednak
odpędzić myśli o stracie, jaką na własne życzenie poniósł. Gdyby
dziesięć lat temu szczerze porozmawiał z Lydią na temat jej sytuacji, a
nie wciąż mówił o sobie, może dowiedziałby się czegoś na temat jej
rozpaczliwego życiowego położenia i przymusu wyjścia za mąż. Nie
przyszło mu jednak do głowy, że wystrojone debiutantki, biorące udział
w rozlicznych atrakcjach londyńskiego sezonu, mogą mieć
jakiekolwiek zmartwienia, o poważnych problemach nie wspominając.
Było wystarczająco dużo oznak, które zaalarmowałyby mężczyznę

background image

mającego choć trochę rozumu. Niestety, on wolał widzieć pozory,
zadowolony, że sam dryfuje z prądem i żyje z dnia na dzień. A przecież
Lydia powiedziała mu, że musi wyjść za mąż w tym sezonie, bo w
następnym nie będzie uczestniczyć.

Oderwał się od rozważań, zmuszony odbić piłkę wyrzuconą

przez siostrę Głodnego Baroneta. Poszybowała w powietrze, a on
odchylił głowę i podążył za nią wzrokiem, po czym wrócił do
rozmyślań. Jak mógł sądzić, że poznawszy Lydię lepiej i bliżej, zdoła
się od niej raz na zawsze uwolnić, że skończy z obsesją na jej punkcie?
Okazało się, że urazy, które w sobie pielęgnował przez ostatnie dziesięć
lat, wynikały z nieporozumień i nieznajomości stanu rzeczy. Lydia była
taką kobietą, jakiej pragnął wówczas i obecnie.

Miał do siebie ogromną pretensję o to, że nie stanął twarzą w

twarz z prawdą, woląc wierzyć pozorom, bo w gruncie rzeczy tak
wówczas było mu wygodniej. Był zły na siebie, że poszedł na łatwiznę,
przyjmując za pewnik, iż zignorowała to, co niezręcznie próbował jej
zaoferować, bo znalazła lepszą partię, bogatego kandydata na męża.
Wszystkie elementy układanki, jaką stanowiła Lydia, ułożyły się w
całość. Naprawdę była dziewczyną, w której się zakochał i z której
utratą wciąż nie potrafił się pogodzić.

Nagle rozległ się krzyk drużyny, oznaczający, że Nicholas został

wyeliminowany z gry. Zupełnie się tym nie przejął. Ruszył w stronę
domu, napawając się perspektywą całkiem nowej gry. Zamierzał
odzyskać Lydię, zmazać niewłaściwy początek ich aktualnej
znajomości, kiedy to potraktował ją jak osobą amoralną, dając upust
frustracji nagromadzonej w nim przez lata. Liczył na to, że Lydia
przyznała, iż nie jest w stanie ze sobą walczyć, a ich niewiarygodne
wspólne miłosne uniesienia znaczyły dla niej bardzo wiele.

Idąc w stronę oranżerii, czuł się jak odrodzony. Znikła

zadawniona gorycz spowodowana przeświadczeniem, że Lydia zrobiła
z niego głupca. Zresztą, był egoistą i ignorantem, który nie potrafił
niczego docenić. Szok i wściekłość na wieść, że wyszła za mąż za
pułkownika Morgana dodały mu bodźca do działania, wyrwały go z
samozadowolenia, grożącego, że skończy jak ojciec. W efekcie stał się
lepszym człowiekiem. Poza tym przeszłość minęła. Ważna jest
przyszłość, a ta rysuje się jasno.

Ich wzajemna silna namiętność przełamała nie tylko jego

background image

resentymenty, ale również bariery, jakie wzniosła Lydia. W nocy, gdy
zostali sami, był świadkiem jej niesamowitej przemiany; miejsce
skromnej kobiety zajęła ognista i śmiała kochanka, która ściągnęła z
siebie ubranie i nadała charakter i tempo ich intymnemu zbliżeniu. To
podstawa, na której można coś zbudować. Doprowadził do rozkwitu
rodzinne dobra będące praktycznie na skraju bankructwa, więc nie ma
żadnego powodu, żeby użycie tej samej energii nie miało przynieść
sukcesu w odzyskaniu Lydii.

Musiał wiele naprawić, ale najważniejsze, że dostał drugą szansę,

bo po śmierci męża Lydia znów jest wolna. Nawet jeśli do jego łóżka
przywiodła ją tylko potrzeba seksu – a podejrzewał, że było w tym coś
więcej – to jeśli dobrze rozegra tę partię, ona nie zechce mieć innego
kochanka. Oczywiście, on nie poprzestanie na tajemnych schadzkach.
Zacznie zabiegać o Lydię, nie kryjąc poważnych zamiarów. Najpierw
przekona ją, że się zmienił, i to na korzyść, że na dobre rozstał się ze
swoim dawnym egoistycznym ja.

Podszedł do stołu z napojami. Marigold podała mu szklankę

lemoniady, chwaląc go za aktywność na boisku. Nie zwrócił na to
uwagi, skupiony na planach wiązanych z Lydią. Udowodni jej, że
potrafi nawiązać przyjazne kontakty z jej bliskimi. Pokaże, że nadaje
się do tej rodziny. Zyska ich aprobatę i przychylność, a gdy ich sobie
zjedna, przybliży się do osiągnięcia upragnionego zwycięstwa.

Lydia nie miała Nicholasowi za złe, że przechodząc obok niej, w

milczeniu wziął surdut i udał się prosto w drugi koniec oranżerii do
stołu z przekąskami i napojami. Muszą przecież być dyskretni, to
zrozumiałe.

Mogła ujawnić swoje uczucia, obserwując go podczas występów

na boisku. Odezwały się w niej prymitywne instynkty, gdy zdjął surdut
i podwinął rękawy koszuli, zanim wziął kij od porucznika Smolleta.
Nie była w stanie oderwać od niego spojrzenia. Wcześniej nie widziała
go tak bojowo, walecznie nastawionego. Tego rodzaju postawa nie
kojarzyła się jej z Nicholasem. Dziesięć lat temu była w nim
niefrasobliwa młodzieńczość, i takim go zapamiętała.

Jeszcze przed chwilą bronił bramki przed porucznikiem

Tancredem, jakby od tego zależało jego życie. Obaj demonstrowali
zawziętość i agresję. Zastanawiała się nawet, czy nie usunąć dzieci z
boiska, ale Robert wiwatował i dopingował Rothersthorpe’a. W końcu

background image

porucznik Tancred zakończył swoją rolę jako serwujący i oddał piłkę
siostrze lorda Abergele.

Lydia podniosła się z krzesła, kiedy pan Bentley wyeliminował

Nicholasa, ciekawa, czy teraz agresja wicehrabiego zwróci się w stronę
Bentleya. Nic podobnego nie nastąpiło. Z uśmiechem zszedł z boiska,
reagując lekceważącym uniesieniem ręki na owacje ze strony swojej
drużyny. Zacięty wyraz twarzy zniknął. Typowe, pomyślała Lydia, ani
zbyt głęboki, ani za poważny. Nastrój może mu się zmienić w ciągu
paru minut, ale zawsze powraca wrodzona niefrasobliwość. Wystarczy
go posłuchać! Wesoło rozmawia z Marigold, po czym czaruje Rose,
która chichocze i rumieni się, zapominając o poruczniku.

Nie powinnam ich obserwować, zreflektowała się, tylko śledzić

grę. Nie mogła jednak powstrzymać się od zerkania na Nicholasa, gdy
następowała chwila przerwy w meczu. Nie winiła w duchu dziewcząt,
że słuchają każdego jego słowa, skoro tak samo reagowała, będąc w ich
wieku. Nie ma prawa być zazdrosna ani żałować, że nie znajduje się w
kręgu otaczających go osób.

Siłą rzeczy wróciła myślami do owego nieszczęsnego sezonu.

Zapamiętała aż za dobrze, że niezmiennie była z boku, nigdy w środku
modnego, pewnego siebie, cieszącego się powodzeniem grona
debiutantek. Cóż, to przeszłość i raczej nie warto do niej wracać.
Obecnie była aż nadto świadoma faktu, że jest wdową niewartą
zabiegów ze strony mężczyzny, a szczególnie gdy ów mężczyzna
zorientował się, jak łatwo ściągnął ją do swojego łóżka.

W przerwie meczu uśmiechała się do zawodników zmierzających

do oranżerii i zamieniała z każdym parę słów, dzieląc swoją uwagę
między nich a Rothersthorpe’a. Nicholas przechodził od jednej grupki
do drugiej, gratulował siostrze lorda Abergele udanego rzutu,
współczuł Cynthii Lutterworth, której nie powiodło się w grze,
roztaczał wokół czar, budząc w Lydii taką tęsknotę, że z wielkim
trudem zachowała opanowanie.

W końcu Michael stracił cierpliwość i przypomniał

rozmawiającym i popijającym lemoniadę dorosłym, że trzeba
dokończyć mecz. A to znaczyło, że drużyna Rothersthorpe’a wychodzi
na boisko. Wicehrabia ponownie zrzucił surdut i podwinął rękawy
koszuli, Lydię przebiegł dreszczyk na widok jego porośniętych
włoskami przedramion. Posłał jej uśmiech i serce zabiło jej szybciej.

background image

Jak on to robi? Uśmiecha się niewinnie, a mimo to przekazuje jej
przesłanie wręcz nieprzyzwoite.

Najwyraźniej nadal jej pożąda, a ona niepotrzebnie obawia się, że

ma jej dość, skoro zajął się zabawianiem jej pasierbic i pozostałych
uczestników zabawy. Wcześniej, gdy rozmawiali o jej małżeństwie z
pułkownikiem, odniosła wrażenie, że wyrosła między nimi
niewidoczna bariera, a Nicholas wyraźnie spochmurniał. Na szczęście
to nie trwało długo. Lydia odetchnęła z ulgą i na powrót zajęła miejsce
sędziowskie. Cokolwiek wpłynęło na pogorszenie jego nastroju,
minęło. Jeśli nawet powiedziała coś, co go zirytowało, już o tym
zapomniał i był gotów kontynuować romans. Nie potrafiłaby
wytłumaczyć, jak zdołała to wydedukować z jednego uśmiechu, ale
była pewna, że się nie myli. Poza tym rozpoznała spojrzenie, jakim
zwykle mężczyzna patrzy na kobietę, którą chce mieć w łóżku.
Widywała je u męża, zawsze z towarzyszącym uniesieniem brwi w
milczącym zapytaniu, czy może odwiedzić ją w sypialni. Zawsze się
zgadzała, w końcu był to jej obowiązek.

Z całą pewnością nie byłoby jej obowiązkiem przemykanie się do

pokoju Rothersthorpe’a, gdy tylko było to możliwe. Wystarczyło, że
posłał jej zmysłowy leniwy uśmiech, a już nie mogła się doczekać,
kiedy zostanie z nim sam na sam. Obserwowała go z przyjemnością.
Był najlepiej zbudowany ze wszystkich grających mężczyzn.
Zgrabniejszy niż obaj oficerowie marynarki, miał szersze ramiona niż
pan Bentley i węższe biodra niż lord Abergele. Zbudowany wręcz
perfekcyjnie, był istną kwintesencją męskości. Widziała go bez ubrania,
mogła więc przysiąc to przed sądem. Któraż kobieta nie napawałaby się
jego widokiem w to słonecznie popołudnie? Energia i siła, z jaką
uczestniczył w grze, zapierała dech w piersiach. Ruchy bioder
przypominały ich wspólne intymne chwile, a gdy poskrobał za uszami
Portosa, który nie odstępował zawodników, przypomniała sobie, jak
smukłymi palcami doprowadzał ją niemal do orgazmu.

Rozgrzana tymi myślami, Lydia rozłożyła wachlarz, chcąc się

ochłodzić. Nie zapominaj, skarciła się w duchu, że przyjechał w
poszukiwaniu niezobowiązującej przygody z chętną, wyrafinowaną
kobietą. Ona musi dostosować się do jego oczekiwań, mając nadzieję,
że zrobi to na tyle przekonująco, by uwierzył, że właśnie taka jest.

– Jaki wynik? – Aż podskoczyła, gdy nagle usłyszała nad sobą

background image

głos Rose. – Mamo Lyddy. – Pasierbica potrząsnęła głową, patrząc na
rozmazane litery na tabliczce, którą Lydia trzymała na kolanach, i
dodała: – Najwyraźniej nie możesz się dziś skoncentrować.

– Jest tak gorąco – westchnęła Lydia – i…

– Nie możesz oderwać oczu od wicehrabiego Rothersthorpe’a,

czy tak?

– Ja… to znaczy… – Lydia zaczerwieniła się ze wstydu i

zakłopotania.

– Wiedziałam, że dobrze robię, wysyłając mu zapraszający list –

stwierdziła z zadowoleniem Rose. – W mieście tęsknie wodziłaś za nim
spojrzeniem, gdy tylko wydawało ci się, że on tego nie widzi. A teraz
wręcz pożerasz go wzrokiem.

– Niemożliwe, naprawdę?

Nicholas też tak twierdził, zanim złożył mi tę uwłaczającą

propozycję, uprzytomniła sobie Lydia. Jeśli naprawdę tak się
zachowywała, to nic dziwnego, że uznał, iż go kusi i prowokuje.

– Naprawdę – potwierdziła Rose – a ja się z tego cieszę.

Zasługujesz na to, żeby nie być sama. Może się zdziwisz, jak ci to
powiem, ale Robert całkowicie podziela moją opinię w tej kwestii.

– Nawet jeśli tak jest – odrzekła Lydia, zdziwiona, że Robert

bawi się wraz z Rose w swatanie – to nie znaczy, że Rothersthorpe
odwzajemnia moje uczucia.

– Sądzę, że odwzajemnia. Inaczej nie spędzałby tyle czasu,

szepcząc ci do ucha i sprawiając, że się czerwienisz. Raczej trzymałby
się od ciebie z daleka. Tymczasem cały czas dotrzymuje ci towarzystwa
– podkreśliła Rose.

– Flirtuje ze wszystkim kobietami – zauważyła Lydia. – Ty też

rozmawiając z nim, chichotałaś i się czerwieniłaś.

– Tak, ale on starał się, żeby wszyscy słyszeli, co do mnie mówi.

Flirtując z tobą, dba o dyskrecję. Tylko tobie szepcze do ucha.

– Mężczyźni z jego środowiska mogą adorować wdowę –

wyjaśniła Lydia, starannie dobierając słowa. – Mogą z nią nawet trochę
flirtować, ale na ogół nie kończy się to oświadczynami.

– Jesteś pewna?

Rose wyglądała na zawiedzioną. Westchnęła, gdy Lydia

przytaknęła, po czym zrobiła nadąsaną minę.

– W takim razie żałuję, że go zaprosiłam.

background image

– Ja nie żałuję – stwierdziła Lydia.

W gruncie rzeczy była zadowolona, że ma za sobą dziewczęce

marzenia i nadzieje, które wiązała z Nicholasem. Jako zdana wyłącznie
na siebie młoda dziewczyna, potrzebowała kogoś silnego i godnego
zaufania, kto zaopiekowałby się nią i uratowałby Cissy od straszliwego
losu. Obecnie nie brakuje jej poczucia bezpieczeństwa i pewności
siebie. Nie musi kłopotać się o swoją przyszłość ani zamartwiać o to,
czy zdoła stworzyć właściwe warunki Cissy. Nie musi walczyć o
przetrwanie. W tej sytuacji nie ma więc znaczenia, że Nicholas nie jest
typem mężczyzny, na którym kobieta mogłaby polegać. To cudownie,
że cieszy jej oczy, pobudza zmysły i sprawia, że wychłodzone serce
znowu żywiej bije, ale więcej od niego nie potrzebuje. Ta przygoda
będzie czymś w rodzaju fajerwerku, zapierającego dech w piersiach,
ale krótkotrwałego.

A kiedy się skończy… po prostu przejdzie nad tym do porządku.

Przyzwyczaiła się do życia bez Nicholasa, ale tym razem zachowa
wspaniałe wspomnienia, które będą ją rozgrzewać podczas długich
samotnych nocy.

– Mogę ci powiedzieć – zwróciła się do Rose – że kobiecie w

moim wieku pochlebia zainteresowanie ze strony tak atrakcyjnego
mężczyzny, jakim niewątpliwie jest Rothersthorpe – podsumowała,
znowu wodząc za nim wzrokiem.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

– Wciąż nie mogę uwierzyć, że ogłosiła pani zwycięzcą Portosa –

narzekał przy kolacji porucznik Tancred.

Lydia nie była w stanie obliczyć punktów, bo niechcący zamazała

rękawem wyniki na tabliczce, gdy pogrążyła się w marzeniach o
kochanku. Przyznanie zwycięstwa Portosowi przynajmniej wszystkich
rozbawiło.

– Mecz miał tylko dostarczyć rozrywki i zabawy dzieciom –

przyszedł jej pomocą Robert.

– A niektórzy potraktowali grę zbyt poważnie – dodała Rose,

rzucając porucznikowi przekorne spojrzenie.

– Gram, żeby wygrać – oznajmił Tancred, bynajmniej

niespeszony.

– A co pan powie o sobie, milordzie? – zwróciła się Rose do

Rothersthorpe’a. – Jak pan wytłumaczy, że wyglądał na urażonego, gdy
mama Lyddy nie przyznała zwycięstwa pana drużynie?

Lydii zrobiło się gorąco. Co ta dziewczyna wyprawia? No cóż,

chyba dobrze to wie. Mimo jej ostrzeżeń, że wicehrabia nie jest nią
poważnie zainteresowany, pasierbica najwyraźniej nie zrezygnowała z
roli swatki.

– Ja też jestem zdania, że jeśli się gra, to należy dać z siebie

wszystko – odparł Rothersthorpe.

Coś podobnego! – zdziwiła się w duchu Lydia, Przecież on

niczego nie traktował poważnie. Chociaż… Tego popołudnia
zauważyła, że był przejęty jak nigdy wcześniej. A z tego, co mówią,
pracował bardzo ciężko, żeby zapobiec ruinie rodzinnej fortuny.
Zresztą zapewnił ją, że zmienił się przez lata, gdy nie mieli ze sobą
kontaktu. Stwierdził, że miał dość błaznowania, i ogłosił, że szuka
odpowiedniej kandydatki na żonę, co było równoznaczne z
przyznaniem, że jest gotów przyjąć na siebie odpowiedzialność za
innych.

No cóż, jej nie robiło to różnicy, bo traktował ją jak rodzaj

czasowej odskoczni, być może chwilowego powrotu do okresu
beztroskiej młodości przed ostatecznym ustatkowaniem się u boku
zamożnej, dobrze ułożonej, legitymującej się odpowiednim

background image

pochodzeniem panny.

– Wcześniej nie miałem do czynienia z takim psem jak Portos –

włączył się pan Bentley. – To niezwykłe zwierzę. Sprawia wrażenie,
jakby rozumiał każde słowo.

– Wielka szkoda, że nie można tego powiedzieć o niektórych

osobach na boisku – zauważył cierpko Lutterworth.

Po tej uwadze jego siostra Cynthia jakby zamknęła się w sobie.

Zapanowało niezręczne milczenie, które przerwał Rothersthorpe:

– Właściwy dobór słów to duża umiejętność. Na przykład dla

kogoś, kto pisze wiersze, znalezienie właściwego słowa wymaga
koncentracji większej niż w przypadku innych spraw. Zgodzi się pani
ze mną, panno Lutterworth?

– Pisze pani wiersze, panno Lutterworth? – Porucznik Smollet na

chwilę oderwał wzrok od Rose.

– Tak – odrzekła dziewczyna, rzucając Rothersthorpe’owi pełne

wdzięczności spojrzenie. – Niekiedy, jak tego popołudnia, otoczenie
jest takie piękne, cienie drzew znaczą ciemnymi plamami trawnik,
szum wody ledwo słyszalny dobiega z oddali… To wszystko tworzy
taką mozaikę obrazów, że chciałam znaleźć właściwe frazy, by
uchwycić nastrój chwili.

– Nie ma potrzeby się tłumaczyć – powiedział łagodnie Robert. –

To była tylko zabawa. Natomiast bez wątpienia umiejętność pisania
poezji jest darem.

– Jeśli można nazwać to poezją – padła wypowiedziana cicho

riposta George’a Lutterwortha.

Cynthia musiała ją usłyszeć, bo po krótkiej rozmowie znowu

zamknęła się w sobie i do końca posiłku prawie się nie odzywała,
wypowiadając jedynie grzecznościowe „proszę” i „dziękuję”, gdy
podawano jej półmiski z kolejnymi daniami. Od czasu do czasu rzucała
tęskne spojrzenie w stronę Rothersthorpe’a.

Znowu to zrobił, pomyślała Lydia. Nierozważną życzliwością

zdobył serce następnej biednej dziewczyny. Czy on naprawdę nie
orientuje się, że pozostawia za sobą sznureczek beznadziejnie
zadurzonych dziewcząt? Nawet siostra lorda Abergele była pod jego
urokiem. Choć ledwo zdobywała się na uprzejmość w stosunku do
oficerów marynarki i gardziła panem Bentleyem, to zaczynała się
zachowywać kokieteryjnie, ilekroć Nicholas wciągnął ją w rozmowę.

background image

Lydia pojęła, że staje się zazdrosna. Utkwiła wzrok w talerzu i

postarała się przybrać obojętną minę. Podejrzewała, że nie będzie to
miało znaczenia, jeśli goście zauważą spojrzenia, jakie rzuca
Rothersthorpe’owi. Nie różniła się pod tym względem od innych kobiet
siedzących tego wieczoru przy stole. Najważniejsze, żeby nikt się nie
domyślił, że zostali kochankami. Nie chciała, by najlżejszy posmak
skandalu zepsuł Rose jej pierwsze domowe przyjęcie. Właściwie
powinna być wdzięczna, że po zachowaniu Nicholasa nie można się
domyślić, że łączy ich intymna więź.

Och, przestań! – napomniała się w duchu. Musisz stłumić

zazdrość i wziąć się w garść. Dyskrecja to najbardziej pożądana cecha
sekretnego kochanka. Byłoby inaczej, gdyby Nicholas był jej
konkurentem, jak naiwnie spodziewała się Rose. Wtedy miałaby prawo
być niezadowolona. Natomiast w zaistniałej sytuacji zachowywał się
wprost idealnie, czarując wszystkie panie, zamiast polować na nią i
uchwycić na osobności, jak to zrobił pierwszego dnia pobytu w
Westdene.

Trzeba przetrwać kolację, potem położyć do łóżka Michaela,

następnie spędzić godzinę lub więcej w pokoju muzycznym z gośćmi
Rose, porozmawiać z obiema pasierbicami i wreszcie zaczekać, aż dom
pogrąży się we śnie. Wtedy przemknie do jego pokoju, gdzie przeżyją
coś, czego nie przeżyłby z żadną z kobiet siedzących przy tym stole.

Westchnęła i sięgnęła po kieliszek z winem. Czeka ją jeszcze

bardzo długi wieczór.

Wreszcie szła korytarzem do tej części skrzydła dla gości, gdzie

znajdowały się pokoje gościnne dla mężczyzn. Obiecała sobie, że tej
nocy zachowa się inaczej. Zapanuje nad zdenerwowaniem. Nie będzie
tak impulsywna i niecierpliwa. Tuż po wejściu do środka nie zrzuci
szlafroka i nie zerwie z siebie nocnej koszuli. Nie zawładnie
Nicholasem, podporządkowując go swoim życzeniom i oczekiwaniom.
Trzeba przyznać, że nie miał nic przeciwko temu, pomyślała i na jej
ustach zagościł pełen satysfakcji uśmiech.

Tak czy inaczej zeszłej nocy uczyniła ogromny krok naprzód,

biorąc sobie kochanka. Stała się kobietą wyrafinowaną, która
dokonywała własnych wyborów. Nie spieszyła do jego pokoju, żeby
spełnić dziewczęce marzenie. Była kobietą dojrzałą, świadomą, czego
chce: sekretnego kochanka.

background image

Wśliznęła się do pokoju, zamknęła drzwi i oparła się o nie. Mimo

że powtarzała sobie, że nie jest zdenerwowana, nogi miała jak z waty.
Na pewno sprawił to widok Nicholasa siedzącego na łóżku i
czekającego na jej przybycie. Właśnie odrzucił częściowo
przykrywające go prześcieradło, wstał i ruszył ku niej, nagi,
imponujący. Westchnęła, wiedząc, co może przeżyć w jego ramionach.

– Dzisiaj zaczniemy od tego, że ja pokażę ci, czego chcę –

zapowiedział, przyciągając ją do siebie.

– Ach tak?

– Tak.

Nicholas pocałował ją tak namiętnie, że prawie uwierzyła, iż

równie niecierpliwie jak ona czekał na ich sam na sam. W ciągu dnia
postanowiła, że wbrew temu, co czuła, tej nocy nie ujawni, jak
rozpaczliwie go pragnie. Nie było to łatwe, ponieważ przez cały dzień
była napięta niczym struna, obserwując go, wspominając jego siłę i
męskość oraz intymność ich zbliżenia. Gdy późnym wieczorem
przygotowywała się do spotkania, jej podniecenie jeszcze wzrosło.
Rozbieranie się, mycie, skrapianie perfumami, wkładanie nocnej
koszuli miało w sobie coś niezwykle erotycznego. A kiedy znalazła się
w ramionach Nicholasa i poczuła na ustach jego gorące wargi, była
niema u kresu wytrzymałości.

Mimo postanowienia, że będzie bardziej opanowana niż zeszłej

nocy, już po chwili pod wpływem pierwszego pocałunku całe jej ciało
ogarnęła namiętność. Nogi miała tak słabe, że upadłaby, gdyby
kochanek jej nie podtrzymywał, ale jej biodra poruszały się rytmicznie.
Nicholas wyczuwając, czego potrzebuje, wsunął rękę między ich ciała i
otoczył dłońmi jej wzgórek łonowy. Natychmiast zapomniała o
wcześniejszych postanowieniach. A kiedy pochylił się i chwycił
wargami jej sutek, jęknęła przeciągle. Wciąż ją całował, w szyję,
zagłębienie między piersiami, ramiona. Przepełniła ją słodycz i
niewypowiedziana rozkosz. Gdyby on tylko…

Lydia przeciągle westchnęła, gdy ukląkł i przycisnął wargi tam,

gdzie tego dotyku pragnęła. Miała wrażenie, że jeszcze chwila i
eksploduje, ale Nicholas podniósł się, wziął ją na ręce, zaniósł na łóżko
i położył się obok niej. Obejmował ją i gładził jej włosy, całował brwi i
rzęsy, a ona stopniowo wracała do rzeczywistości.

– Ta koszula jest urocza – zauważył po chwili – ale nadszedł

background image

czas, by się z nią rozstać.

Trudno było się z tym nie zgodzić. Zamiast jednak zerwać ją z

siebie pospiesznie, tak jak to zrobiła poprzedniej nocy, Lydia
zdejmowała ją powoli, czyniąc z tego dodatkowy element gry wstępnej.

– Ach, Lydio – szepnął Nicholas, gdy była naga – jesteś taka

piękna. Cały dzień marzyłem o naszym spotkaniu.

Poprzedniej nocy nie chciała, żeby się odzywał. Natomiast tej nie

będzie jej to przeszkadzać, pomyślała, o ile będzie mówił takie rzeczy
jak ta.

– Ja też o tym marzyłam.

Obróciła się na bok i powoli przesunęła dłoń po ciele Nicholasa,

ale powstrzymał ją, gdy chciała pieścić go bardziej intymnie.

– Jeszcze nie – rzekł. – Jeśli to robisz, to za szybko skończymy.

– Nie mamy za dużo czasu – zaoponowała, przekładając jedną

nogę ponad jego biodrem.

– Przed nami cała noc – zauważył.

– Nie mogę tak długo zostać. Jeśli Cissy będzie miała zły sen, to

zacznie mnie szukać i narobi rwetesu, jak nie zastanie mnie tam, gdzie
się spodziewa, czyli w mojej sypialni.

Nicholas zmarszczył brwi i najwyraźniej chciał się sprzeciwić, co

niechybnie doprowadziłoby do sprzeczki. Szybko zamknęła mu usta
tak namiętnym pocałunkiem, że omal nie osunęli się z łóżka na
podłogę.

– Mało brakowało, a byśmy spadli – powiedział ze śmiechem. –

Coś mi to przypomniało.

– Przypomniało?

– Tak. Czy nie obiecałem ci, że spędzę dzień, zastanawiając się,

jak zmienić to wąskie łóżko w prawdziwe łoże rozkoszy?

Nicholas wstał, wziął Lydię na ręce, po czym usiadł na brzegu

łóżka i oparł obie stopy mocno o podłogę.

– Lubię wyzwania – oświadczył, umieszczając jej nogi tak, żeby

siedziała na nim okrakiem.

– Temu na pewno sprostasz – szepnęła, gdy pociągnął ją ku sobie

tak gwałtownie, że poczuła go w sobie.

– Nie przypuszczałem, że jesteś zdolna do frywolnej rozmowy –

odparł z uśmiechem.

– Ja… ja…

background image

– Nie psuj wszystkiego tłumaczeniami, kochanie. Bardzo mi się

podobasz w takim wydaniu.

On też podobał się jeszcze bardziej niż zwykle, gdy brał sprawy

w swoje ręce i demonstrował siłę. Nie sądziła, by wielu mężczyzn
potraktowało wąskie łóżko jak wyzwanie, któremu może sprostać z
uśmiechem na ustach.

– A teraz pozwól mi, żebym ci pokazał, do czego jestem zdolny –

powiedział zmysłowym tonem Nicholas.

Przyciągnął ją jeszcze bliżej i poruszał się w niej niespiesznie.

Zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego.

– Odchyl się do tyłu – polecił. – Chcę na ciebie patrzeć.

Zgodziła się po sekundzie wahania i została nagrodzona niemal

nabożnym wyrazem jego twarzy. Jedną ręką podtrzymywał jej plecy,
drugą pieścił pierś, po czym pochylił głowę i zaczął ssać sutek.
Tymczasem ona dosiadała go i ujeżdżała. To było niesamowite
przeżycie – trzymał ją, czuła siłę jego ramienia, a jednocześnie miała
swobodę ruchów, dzięki której mogła sprawiać sobie taką przyjemność,
jakiej chciała. Odczuwała jeszcze większą rozkosz niż poprzedniej
nocy.

Może z tego powodu, że się nie spieszyli, albo dlatego, że

zaakceptowała fakt, iż nie ma dla nich przyszłości. Przyjęła do
wiadomości, że liczy się tylko tu i teraz, chciała więc delektować się
każdą chwilą. Nie nagliła do finału. Przekonała się już, że Nicholas
długo potrafi się kontrolować.

– Chodź do mnie, kochana – szepnął w końcu. – Niech widzę

twoją twarz zmienioną pod wpływem ekstazy, do której cię
doprowadzę.

Przyspieszył tempo. Zaczął kołysać nią szybciej i gwałtowniej,

prowadząc ją na szczyt rozkoszy.

– Patrz mi w oczy – polecił.

Posłuchała i ich zespolenie stało się intensywniejsze, jeszcze

bardziej zmysłowe. Widziała, jak wzrasta jego pożądanie, słyszała jego
jęki mieszające się z jej westchnieniami. Gdy ogarnęła ją pierwsza fala
orgazmu, zobaczyła jego triumfujące spojrzenie, po czym poczuła go w
sobie jeszcze głębiej.

– Lydio – wychrypiał, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz w tym

samym momencie, gdy ona znalazła się na szczycie rozkoszy. – Moja

background image

kochana, moja jedyna…

Opadła na jego pierś, serce jej łomotało, myśli goniły jedna

drugą. Moja kochana? Moja jedyna? Skąd takie słowa? Podejrzewała,
że mężczyzna w chwili orgazmu może powiedzieć wszystko, więc nie
powinna przydawać im większego znaczenia. Poprzedniej nocy, już po
wszystkim, nie szczędził jej komplementów, ale oczywiście tak nie
myślał. A jeśli myślał, to tylko w tamtej chwili. Za tydzień opuści
Westdene i niewykluczone, że wkrótce znajdzie się w łóżku innej
kobiety i będzie mówił te same słowa z podobnym zapamiętaniem.

Nie weźmie mu tego za złe. On chce, żeby każda jego aktualna

kochanka czuła się kimś szczególnym, i to między innymi stanowi o
jego uroku. Od początku wiedziała, że dopóki nie będzie go traktować
poważnie, dopóty on jej nie zrani. Doszedłszy do tego wniosku, objęła
go w pasie i przylgnęła do jego piersi. Będzie rozkoszowała się
fizycznie jego bliskością, póki będzie jej to dane, ale nie powie
niczego, co mogłoby ujawnić głębię uczuć.

Nicholas odwzajemnił uścisk, po czym uniósł Lydię i przesunął

tak, że leżeli teraz oboje na boku wtuleni w siebie, cudownie
zaspokojeni i odprężeni. Gdy Lydia doszła do siebie, usiadła, żeby
pomału szykować się do powrotu do swojej sypialni.

– Chciałbym, żebyś została ze mną całą noc – szepnął.

– Nie bądź niemądry – żachnęła się, sięgając po nocną koszulę.

Nie mogła przedłużać bytności u Nicholasa i ryzykować, że

dojdzie do sprzeczki, jak to się stało poprzedniej nocy, z powodu jednej
nieostrożnej uwagi, którą prawdziwie wyrafinowana, doświadczona
kobieta wcale by się nie przejęła.

Nicholas oparł się na łokciu, obserwując Lydię.

– Nie chciałabyś leżeć przy mnie całą noc i obudzić się w moich

ramionach? – zapytał. – Zjeść razem śniadanie? Wybrać się na poranną
przejażdżkę konną?

Spuścił nogi z łóżka i przeszedł przez pokój, podniósł jej

szlafrok, podał go i potarł pieszczotliwie kark.

– Wiem, że musisz iść – dodał – i nie chcę cię denerwować

prośbami o coś, co jest niemożliwe. Proszę jednak, byś zastanowiła się
nad tym, o co cię spytałem. Czyż nie byłoby pięknie, gdybyśmy mogli
dzielić ze sobą coś więcej niż tylko te kradzione chwile?

„Proszę jednak, byś zastanowiła się nad tym, o co cię spytałem”.

background image

Och, jakże by chciała, żeby nie wypowiedział tej prośby. Podobne
słowa o mały włos nie przyczyniły się do popełnienia przez nią
poważnego błędu w przeszłości.

– Jaki ma cel ma mówienie o tym?

Czar chwili prysł.

– Pragnę cię, Lydio, bardziej niż jakiejkolwiek kobiety – odrzekł

namiętnym, zmysłowym głosem Nicholas. – Brak mi słów na
wyrażenie tego, co odczuwam, gdy się kochamy. To jest jak powrót do
domu albo znalezienie się w raju czy spełnienie dawno utraconego
marzenia, które zbladło w porównaniu z rzeczywistością.

Zamknęła oczy i stłumiła odpowiedź, która cisnęła się jej na usta.

Naprawdę nie powinna wywnioskować z jego słów więcej, niż chciał
powiedzieć. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa chodziło mu o to,
że znajduje w ich intymnej znajomości taką przyjemność, że chciałby
ją kontynuować po zakończeniu spotkania towarzyskiego w Westdene.

– Pochlebiasz mi – rzekła lekko drżącym głosem, wstając z łóżka

i wkładając szlafrok.

Czy emocjonalnie sprostałaby takiemu wyzwaniu? Im dłużej

byliby kochankami, tym trudniej przychodziłoby jej znosić ich
krótkotrwale rozdzielenie, a co dopiero rozstanie. Już teraz musiała się
napominać, żeby nie dopuścić do tego, aby Nicholas znaczył dla niej
więcej niż powinien; przestrzegać, by nie angażowała się uczuciowo.

– Cieszę się, że dobrze ci ze mną w łóżku – uśmiechnęła się z

pozorną nonszalancją – ale wolałabym, żebyś nie próbował czynić z
tego czegoś więcej, niż jest. Oboje zdajemy sobie sprawę, że wkrótce
wyjedziesz, a ja zostanę w Westdene. Nie obudzimy się w swoich
ramionach. – Pogładziła go po policzku. – Proszę, nie prowokuj mnie
do snucia marzeń, które nie mogą się spełnić. To nie fair.

– Dlaczego nie mielibyśmy marzyć o tym, żeby być razem,

Lydio? – Chwycił ją za rękę. – Czemu nie mogłabyś pojechać ze mną?

– Daj spokój! – żachnęła się. – Nie mogę ot tak, po prostu, uciec

z kochankiem. Wybuchłby skandal, którego odium spadłoby na Rose i
Marigold. A przecież jest jeszcze Michael. Naprawdę masz o sobie aż
tak wysokie mniemanie, że uważasz, iż porzuciłabym własnego syna?

– Nigdy bym cię nie poprosił o porzucenie syna – zaprotestował.

– Wzięlibyśmy go ze sobą, to oczywiste.

– Co takiego?!

background image

– Michael jest miłym chłopcem. Byłbym szczęśliwy, mogąc

zastąpić mu ojca.

Cofnęła ręce, gdy próbował je ująć w swoje dłonie.

– Wychowywałbym go jak własnego syna – ciągnął Nicholas. –

Prawdę mówiąc, kiedy graliśmy na boisku, nie opuszczała mnie myśl,
że mógłby być mój, gdybym tylko inaczej postąpił przed laty.

– Co ty mówisz? – Lydia zamarła.

– Jak to co? Proszę cię, żebyś wyszła za mnie za mąż – odparł,

ale zauważywszy, jak zdumiały ją te słowa, potrząsnął smutno głową. –
Znowu zrobiłem coś nie tak, prawda?

– W… wyjść za ciebie? – wyjąkała. – Mówisz, że chcesz się ze

mną ożenić?

– Oczywiście. W głębi serca pragnąłem tego od początku naszej

znajomości. Nawet wtedy, gdy przekonywałem siebie, że nienawidzę
cię za to, że ode mnie wolałaś pułkownika Morgana.

Lydia podeszła do drzwi i odciągnęła zasuwkę.

– Widzę, że cię zaszokowałem – stwierdził Nicholas. –

Przepraszam, ale mówiłem szczerze. Może się pospieszyłem, ale, do
licha, te dziesięć minionych lat było piekłem. Nie wiem, czy bym
przeżył, gdybym po raz drugi pozwolił ci się wymknąć, zwłaszcza gdy
przekonałem się, jak cudowne mogłoby być nasze wspólne życie –
wyznał.

Lydia milczała. Podobnie jak przed laty, nie dała mu odpowiedzi.

Tak jak wówczas pozostało mu domniemywać z jej zachowania, co by
powiedziała. Niestety, czmychnęła z pochyloną głową, co było
wystarczająco czytelne. Uderzył pięścią we framugę. Podejrzewał, że
napotka trudności z przekonaniem jej, że mówi jak najbardziej
poważnie. Nie dopuszczał jednak możliwości, że Lydia ucieknie, w
dodatku z wypisanym na twarzy przestrachem. Postanowił się nie
poddawać. Spotkanie towarzyskie w Westdene potrwa jeszcze dwa dni,
a potem… Na jego wargach pojawił się uśmiech. Cóż, nie jest
młodzikiem, który uciekłby chyłkiem zrażony przejawem niechęci. Jest
dojrzałym mężczyzną i będzie walczył o to, czego pragnie: o wspólne
życie z Lydią.

Nicholas chce ją poślubić? To były oświadczyny? Lydia miała w

głowie gonitwę myśli. Zdenerwowana, potknęła się na równej podłodze
i oparła się ręką o ścianę.

background image

Nie wierzy mu. Nie chce wierzyć. Przed laty pozwoliła sobie dać

wiarę słowom Nicholasa i podczas bezsennej nocy wyobrażała sobie,
jak by to było, gdyby raz w życiu jej marzenia się ziściły. Jednak w
zimnym świetle dnia nadzieje się rozwiały, bo Nicholas nie przyszedł z
wizytą, co potraktowała jak potwierdzenie, że się łudziła. Upływał
dzień za dniem, on się nie pokazywał, a ona przypominała sobie te
wszystkie sytuacje i rozmowy, gdy dawał wyraz niechęci do
małżeństwa.

Ważyła jego słowa, przeciwstawiając je zdecydowanej postawie

pułkownika, który zapewniał ją, że jest kobietą, jakiej pragnie. Nie
przeszkadzało mu, że jąkała się i czerwieniła czy była w kiepskiej
formie. To, co zniechęcałoby każdego innego mężczyznę, nie
zmniejszało entuzjazmu pułkownika. Nabrała więc przekonania, że jest
on jedynym mężczyzną, który włoży jej obrączkę na palec.

Zaszlochała i momentalnie przycisnęła dłoń do ust. Pędem

przebiegła parę ostatnich metrów dzielących ją od sypialni. To była
najtrudniejsza rzecz, jaką przyszło jej zrobić – stłumić odrazę i
pozwolić mężczyźnie w wieku pułkownika, żeby posiadł jej ciało, ile
razy będzie miał na to ochotę. A teraz Nicholas mówi, że wcale nie
musiała tego robić!

Zatrzymała się na progu sypialni, zdyszana. Gdyby wtedy

przekonał ją, że ma wobec niej poważne zamiary, jej los inaczej by się
ułożył. Wpadła z płaczem do środka i ukryła twarz w dłoniach. A co z
Cissy? Nie może o niej zapomnieć. Co by się stało z jej nieszczęsną
siostrą, gdyby na pierwszym miejscu postawiła własne potrzeby?
Dopiero co się dowiedziała, że Nicholas uważa, iż miejsce Cissy jest w
przytułku. Okazuje się, że mogłaby mieć młodego przystojnego męża i
dach nad głową, ale jakim kosztem?

Ponadto miała synka. Gdyby nie wyszła za mąż za pułkownika,

Michaela nie byłoby na świecie. Rozejrzała się wokół niewidzącym
wzrokiem. Przed laty podjęła słuszną decyzję, choć wtedy nie
wiedziała, że dokonuje wyboru. Może jej życie od tamtego czasu nie
było łatwe, ale alternatywa… Potrząsnęła głową.

A co do poślubienia Nicholasa teraz… Po co zastanawiać się nad

tym? Nie będzie w stanie wyjść za mąż za człowieka, który uznaje
Cissy za odrażający ciężar. Nie ma powodu, pomyślała, cenić go za to,
że jest gotów wziąć do siebie syna innego mężczyzny i wychowywać

background image

go jak własnego. Michaela nietrudno kochać – jest pogodny,
inteligentny i dzielny. Inaczej rzecz się ma z Cissy.

Opadła na łóżko. Odważyła się i odrzuciła wyznawane zasady, by

oddać się uciechom ciała, czasowemu związkowi z mężczyzną, którego
nie była w stanie się wyrzec, choć wiedziała, że nie będzie mogła na
nim polegać. Chciała cieszyć się tym krótkim czasem, który mieli
spędzić razem, a potem hołubić cudowne wspomnienia. Tylko tyle i aż
tyle! Tymczasem sytuacja się skomplikowała i nie może znów znaleźć
się z ramionach Nicholasa. Gotów byłby pomyśleć, że przyjmuje jego
oświadczyny, a ona nie może tego uczynić i nie chce.

Doszedłszy do tego wniosku ukryła twarz w poduszce i się

rozszlochała.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Pierwszą osobą, którą następnego ranka Lydia zobaczyła w

pokoju śniadaniowym, był Rothersthorpe. Wyglądał irytująco radośnie,
nakładając sobie na talerz plasterki polędwicy. Podeszła do kredensu i
wzięła talerz, zastanawiając się, jak on może wyglądać wręcz kwitnąco.
Rano ujrzała w lustrze bladą, wymizerowaną twarz, bo długo nie mogła
zasnąć, najpierw z powodu płaczu, później nękana gonitwą myśli, co
by było gdyby…

– Dobrze się czujesz, mamo Lyddy? – Robert rzucił jej

zaniepokojone spojrzenie.

Wiedziała, że jest blada i ma cienie pod zaczerwienionymi

oczami, nie przypuszczała jednak, że ktokolwiek to zauważy. To
przecież Rose była w centrum zainteresowania, a w każdym razie
powinna być.

– Zmęczyło cię przygotowanie domu na przyjazd gości i

organizacja spotkania, prawda? – kontynuował Robert.

– Chciałabym, żebyś przestał mnie traktować, jakbym była z

porcelany! – odparła z irytacją Lydia. – Za życia twojego ojca wiele
razy podejmowałam sporą liczbę gości, w każdym razie większą niż
obecnie, a on nigdy nie podawał w wątpliwość ani moich umiejętności,
ani możliwości. A musisz wiedzieć, że często byli to zbieracze roślin,
którzy nanosili błoto do domu – dodała, zamknęła oczy i nabrała
głęboko powietrza.

Kiedy uniosła powieki, rodzina wpatrywała się w nią zdumiona,

a zakłopotani goście dyskretnie odwracali wzrok.

– Proszę mi wybaczyć – powiedziała. – Przyznaję, że niezbyt

dobrze się dziś czuję.

– Myślę, że Robert może mieć rację, ale tylko tym razem –

oznajmiła Rose, rzucając przyrodniemu bratu zuchwałe spojrzenie. –
Może dobrze by ci zrobiło, gdybyś odpoczęła w swoim pokoju.

W tym momencie Rothersthorpe spojrzał badawczo na Lydię.

Pomyślała, że jeśli zrobi jakąś uwagę na temat jej wyglądu
wskazującego, że źle spała, rzuci w niego talerzem. Od chwili gdy
ponownie pojawił się w jej życiu, zaczęła tracić kontrolę nad własnym
zachowaniem.

background image

Dlaczego nie mógł wybrać się na poszukiwanie żony za rok? A

jeszcze lepiej, za trzy lata? Wtedy ich ścieżki nigdy by się nie
skrzyżowały. Nie porzuciłaby zasad, którymi kierowała się w życiu.
Nie zostałaby jego kochanką. Nie przeżywała uczuciowych rozterek ani
nie miała w głowie gonitwy myśli.

– Myślę, że masz rację, Rose – przyznała, pochylając głowę.

Nie była w stanie spojrzeć Nicholasowi prosto w twarz ani

powiedzieć, że choć złamie jej to ponownie serce, nie może go
poślubić. Jest zbyt wyprana z energii, aby robić uniki i uciekać przed
konfrontacją, jak to zrobiła wczoraj.

– Chyba rzeczywiście wrócę do siebie – dodała.

Pomyślała, że przynajmniej we własnym pokoju będzie

bezpieczna. Uznała, że Nicholas nie zaryzykuje przekroczenia progu jej
sypialni, w każdym razie za dnia.

Pokojówka przyniosła jej na górę śniadanie, które zjadła przy

biurku ustawionym pod oknem. Nie czuła głodu, ale
najprawdopodobniej wkrótce by zgłodniała. Nie chciała przysparzać
dodatkowej pracy służbie zajętej obsługiwaniem gości, za jakiś czas
posyłając po pokojówkę i prosząc o przyniesienie posiłku. Po zjedzeniu
grzanki i wypiciu herbaty poczuła się lepiej i zainteresowała się tym, co
dzieje się na zewnątrz. Wyjrzała przez okno i spostrzegła, że Robert
prowadzi na przejażdżkę grupkę mężczyzn, dosiadających koni. Jakiś
czas później ci, którzy nie byli amatorami konnej jazdy, zaczęli
schodzić się do ogrodu.

W pewnej chwili rozległo się pukanie do drzwi.

Jeśli on byłby tak zuchwały, żeby ją tu niepokoić, to… Cóż, na

dobrą sprawę, nie miała pojęcia, jak zareaguje. Podeszła do drzwi i
otworzywszy je, ujrzała trzy wyraźnie zatroskane osoby. To Michael,
Cissy i Marigold, zmierzając do sali szkolnej, zajrzeli, aby sprawdzić,
jak ona się czuje. Towarzyszył im wierny Portos.

– Boli cię głowa, Lyddy? – spytała łamiącym się głosem Cissy.

Lydia momentalnie się domyśliła, że zajście w jadalni musiało

tak zmartwić siostrę, że Michael i Marigold postanowili ją
przyprowadzić, żeby się uspokoiła. Oboje trzymali ją za ręce.

– Nie boli mnie głowa – zapewniła ją Lydia i mocno uścisnęła.

Już dawno przyrzekła sobie, że nigdy nie da siostrze powodu do

podejrzeń, że opieka nad nią ją męczy ani że mogłaby rozważać

background image

oddanie jej w obce ręce. To nie wchodziło w rachubę.

– Krzyczałaś na Robbera – powiedziała Cissy.

– Niekiedy na to zasługuje – odparła Lydia, choć to nie Robert

wprawił ją w zły humor.

W jadalni zachowała się tak, nie inaczej wyłącznie z powodu

Rothersthorpe’a i intymnej znajomości, w jaką niebacznie się wdała.
Czy kiedykolwiek mogłaby przedłożyć ukochanego mężczyznę nad
zdaną na opiekę innych bezradną siostrę? Cissy jej potrzebuje, a
Nicholas tylko jej pragnie. Cissy w niczym nie zawiniła, po prostu jest
chora. Jeśli w całej tej sytuacji ktoś był winien, to Rothersthorpe, nie
będąc takim mężczyzną, jakim powinien z jej punktu widzenia.

– Wejdźcie – zwróciła się do stojącej w progu trójki.

Michael wszedł pierwszy i rzucił się na łóżko, po nim wpadła

Cissy.

– Gdzie zasłony? – spytała.

– Uznałam, że czas na zmianę – powiedziała to samo, co

wcześniej pokojówce.

Marigold podbiegła do okna i usiadła w stojącym tam fotelu.

– To nie fair – orzekła z westchnieniem, wyglądając tęsknie na

zewnątrz. – Wszyscy dobrze się bawią, a my musimy spędzić kolejne
przedpołudnie z panem Thomsettem i jego okropnym podręcznikiem
gramatyki.

– Nie zawsze możemy mieć to, co chcemy – oznajmiła Lydia.

Natychmiast się zreflektowała, że w gruncie rzeczy robi to, co jej
pasierbica – dąsa się i stroi fochy, bo życie nie daje jej tego, co
chciałaby mieć. – Och, kochanie, zabrzmiało to zbyt surowo – dodała.

Jeśli nie będę się pilnować, pomyślała, to stanę się zgorzkniałą

jędzą, uprzykrzającą innym życie z powodu własnych zawodów i
rozczarowań. Jak na ironię losu, w tym momencie zobaczyła
Rothersthorpe’a idącego pod rękę z Rose. Pasierbica wyglądała uroczo,
spoglądając z uśmiechem na Nicholasa. Lydia nie widziała wyrazu jego
twarzy, bo pochylał się do ucha Rose, ale mogła go sobie wyobrazić.
Na pewno miał taką minę jak poprzedniego dnia, gdy flirtował na
prawo i lewo, roztaczając wokół urok i czarując wszystkie obecne
panie. Nie ma co, gdyby była na tyle głupia, żeby przyjąć jego
oświadczyny, miałaby męża, który nie mógłby się opędzić od
wielbicielek.

background image

Nie do końca pojmowała, dlaczego po odrzuceniu propozycji

matrymonialnej Nicholasa była w tak silnej rozterce albo czemu
miałaby wciąż do niego wzdychać, wiedząc, że byłby dla niej
nieodpowiednim partnerem. Cóż, powinna być wobec siebie szczera –
była od niego uzależniona jak narkoman od opium.

Liczyła na to, że opamięta się, zanim będzie za późno.

Zdecydowanie nie wolno jej ponownie odwiedzić Nicholasa nawet po
to, by oznajmić mu, że to koniec. W pełni zdawała sobie sprawę, że nie
jest dostatecznie silna, by oprzeć się pokusie kochania się z nim po raz
ostatni. Zmusiła się do uśmiechu.

– Myślę, że krótki spacer wszystkim nam dobrze zrobi – zwróciła

się do dzieci, uznając, że tkwienie w pokoju tylko pogorszy jej stan
ducha.

Marigold się rozpromieniła. Michael był wyraźnie ucieszony

propozycją. Cissy wyczuwając, że zdarzy się coś miłego, też się
rozjaśniła. Portos nastawił ucha i na słowo „spacer” pobiegł do drzwi.

– Marigold, przejdź się do sali szkolnej i przekaż panu

Thomsettowi, że ma dzisiaj wolne, dobrze? – zwróciła się do
pasierbicy. – Myślę, że będzie szczęśliwy, mogąc wrócić na plebanię,
by przygotować się do swoich egzaminów.

Dziewczynce nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.

Natychmiast ruszyła do drzwi, nie narzekając, że musi spełnić czyjeś
polecenie.

Zaledwie chwilę zajęło im przygotowanie się do

zaimprowizowanego spaceru. Po paru minutach szli trawnikiem w
kierunku przeciwnym niż obrany przez Rothersthorpe’a i Rose. Lydia
nie chciała, żeby na wypadek spotkania Nicholas pomyślał, że go śledzi
albo też chce sprawdzić, co robi z jej pasierbicą.

Skierowali się w stronę leśnych tarasów, schodzących wprost do

rzeki. Po drodze zauważyli, że parę osób zaczęło szukać cienia w
pawilonie i jego pobliżu. Siostra lorda Abergele usiadła na jednej z
kamiennych ławek i energicznie się wachlowała, a porucznik Tancred i
pan Bentley stanęli przy balustradzie, czyniąc zdawkowe próby
wciągnięcia ją w rozmowę.

Marigold i Cissy wyraźnie okazały, że nie mają ochoty

zatrzymywać się i wymieniać uprzejmości, mimo że wyglądało na to,
iż porucznik Tancred chętnie by się do nich przyłączył. Tak cicho jak

background image

zdołali, zważywszy że był z nimi sześcioletni chłopiec i pies, umknęli
do lasu, znikając innym z pola widzenia.

Ponieważ zeszli z głównej ścieżki i nie chcieli, żeby ktokolwiek

ich wyśledził, przecisnęli się za niewielką grotą, którą polecił
skonstruować pułkownik, żeby pomieścić w niej maszynerię
napędzającą fontanny i wodospady. Nagle Lydię dobiegł głos i śmiech
Rose, dochodzący ze środka groty. Dołączył do niego męski głos, choć
trudno było rozróżnić wypowiadane słowa. Po chwili zapadła cisza.

– Czy to Rose? – Marigold zatrzymała się obok Lydii. – Co ona

może robić w grocie? Tam jest zimno i wilgotno.

W dodatku ciemno, dodała w myślach Lydia i nikt ich tam nie

będzie niepokoił. W tym momencie rozległo się mruczenie, po czym
dał się słyszeć jęk wydawany przez mężczyznę. Marigold wydała
zduszony okrzyk i przycisnęła dłoń do ust, żeby stłumić chichot.

– Och, ona jest z mężczyzną – zwróciła się do Lydii i dodała: –

Ciekawe z którym.

Lydia dobrze wiedziała, z kim jej pasierbica skryła się w grocie.

Widziała ją z nim na spacerze przed niecałą godziną.

– Co ci jest, mamo? – Michael wrócił, ciekawy, dlaczego się

zatrzymały. – Jesteś taka blada.

Nic dziwnego. Ledwie stała na nogach, w uszach jej szumiało.

Odetchnęła głęboko, żeby nie zemdleć. Gdyby do tego doszło, nie
byłaby w stanie kłamać, udawać… Jak on mógł w nocy zapamiętale się
z nią kochać i zaproponować jej małżeństwo, a następnego dnia
umizgać się do jej pasierbicy? Bogatej, pięknej i młodej.

W głębi duszy czuła, że nie brał poważnie tego, co mówił

minionej nocy, niewykluczone, że jedynie pod wpływem silnego
miłosnego uniesienia. Wiedziała, że bez żalu zajmie się inną kobietą,
gdy tylko ona odrzuci oświadczyny. Nie spodziewała się jednak, że tak
szybko zmieni front. Nie mówiąc o tym, że wybierze jej pasierbicę, i to
zanim ona będzie miała okazję poinformować go, że nie wyjdzie za
niego, nawet gdyby był ostatnim mężczyzną żyjącym na tej ziemi.

– Och – westchnęła Marigold, patrząc na dłonie Lydii, która w

tym momencie uświadomiła sobie, że zaciska je w pięści. – Rose jest w
tarapatach, prawda?

– Marigold, zajmij się Michaelem i Cissy, bardzo cię proszę –

odparła Lydia.

background image

– Oczywiście.

Pasierbica odwróciła się pospiesznie i wziąwszy za rękę

Michaela, poszła w stronę głównej ścieżki, gdzie czekała Cissy. Lydia
skierowała się ku wejściu do groty, słysząc, jak Cissy pyta:

– Dlaczego Lyddy jest zła?

– Rose jest niegrzeczna, całuje się w grocie z jakimś mężczyzną

– poinformowała ją Marigold.

Lydia schyliła się pod wiszącym częściowo nad wejściem

głazem, odsuwając na boki paprocie i pnącza. Dzieci od razu się
zorientowały, że chce zostać sama. Nigdy nie skarciłaby żadnego z nich
publicznie. Przeżyli i tak swoje, gdy pułkownik tracił cierpliwość i
rugał potomstwo, nie bacząc na to, kto jest w pobliżu. Ona dawała
reprymendy tylko na osobności i możliwie jak najspokojniejszym
tonem.

Właśnie – spokój. Nie może wpaść do groty i wyrwać Rose z

ramion Nicholasa, i to nie dlatego, że nie godzi się okazywać zazdrości.
Jeśli złapałaby ich na gorącym uczynku, to Rose, jako
skompromitowana panna, musiałaby wyjść za Rothersthorpe’a. Lydia
cofnęła się o krok. A może lepiej udawać, że nie wie, co tu zaszło? W
przeciwnym razie Rose nie będzie miała innego wyjścia, jak poślubić
wicehrabiego, a nie wiadomo, czy rzeczywiście tego chce. Poza tym
ona nie zniosłaby widoku pasierbicy idącej do ołtarza z Nicholasem.

Co za drań z niego. Uwieść macochę, kazać jej myśleć, że

chciałby ją poślubić, po czym bez skrupułów zwabić do groty niewinną
dziewczynę, żeby i z nią się zabawić? Nagle przypomniała sobie słowa
Nicholasa. Wyjawił, że ostatnie dziesięć lat to było piekło, ponieważ
wybrała pułkownika Morgana. Może więc ma to być forma zemsty? Po
raz drugi się oświadczyć, po czym ją odrzucić, tak jak w jego
przekonaniu ona to uczyniła, wychodząc za bogacza?

Coś w niej pękło. Miała wrażenie, że wszystkie jej emocje

wypływają przez otwartą ranę w piersi, pozostawiając ją martwą.
Nicholas okazał się najgorszym rodzajem łajdaka. Musi zrobić, co w jej
mocy, żeby wyswobodzić Rose spod jego wpływu. Nie mogłaby
pozwolić, żeby pasierbica była do końca życia skazana na niedolę z
takim mężczyzną.

Nie może tu stać cały dzień. Natychmiast trzeba położyć kres

temu, co się dzieje w grocie, zanim sytuacja zajdzie za daleko.

background image

Chichoty ucichły. Słyszała jedynie przyspieszone oddechy i szelest
tkaniny.

– Rose! – zawołała.

Rozległ się stłumiony okrzyk przerażenia, przekleństwo

wymamrotane pod nosem, po czym w grocie zaległa cisza.

– Rose, wiem, że tam jesteś – powiedziała Lydia, podchodząc do

wejścia, tak żeby mogli widzieć zarys jej sylwetki – w dodatku nie
sama. Oboje wyjdźcie natychmiast!

Usłyszała jakieś szepty i mamrotania, a po paru sekundach z

groty wyłoniła się Rose, zaczerwieniona na twarzy, z włosami i suknią
w nieładzie, a tuż za nią…

– Porucznik Smollet! – wykrzyknęła Lydia.

Z ponurą miną porucznik zapinał marynarkę od munduru.

– Mamo Lyddy, proszę, nie złość się na mnie. – Rose wyciągnęła

błagalnie ręce w stronę macochy.

Lydia już nie była zła, z wiadomego powodu poczuła ulgę, ale

pozostała zaskoczona. Nie przypuszczała, że porucznik Smollet jest
typem mężczyzny zdolnego do podstępnego działania. Co wiedziała o
którymkolwiek z zalotników Rose? Była tak zaabsorbowana
Nicholasem i ich intymną relacją, że przestała zwracać uwagę na
podopieczną. Wezbrało w niej poczucie winy. Cóż z niej za
przyzwoitka? Nie powinna spuszczać oka z otoczonej konkurentami
pasierbicy a tymczasem zajęta własnymi problemami, dopuściła do
tego, że Rose ukryła się w grocie z jednym z nich.

– Zachowałem się haniebnie – przyznał porucznik. – Nie

powinienem był… – Urwał i nerwowo przygładził zmierzwione jasne
loki. – Natychmiast porozmawiam z Morganem i się wytłumaczę. Mam
nadzieję, że pani i Robert wybaczycie mi, gdy wyjaśnię, że Rose
zgodziła się zostać moją żoną.

Rose odwróciła się do niego z promienną twarzą.

– Pójdę z tobą – zaproponowała ochoczo.

– O nie, nie pójdziesz – sprzeciwiła się Lydia, zadając sobie w

duchu pytanie, kto kogo uwiódł. Przeniosła spojrzenie z porucznika,
który miał minę winowajcy, na triumfującą Rose. – Zostaniesz tutaj –
oświadczyła zdecydowanie. – Masz mi sporo do powiedzenia.

– Proszę się na nią nie gniewać, pani Morgan – wtrącił się

porucznik. – To wyłącznie moja wina.

background image

– Bardzo w to wątpię – mruknęła Lydia.

Rose wpatrywała się w macochę szeroko otwartymi oczami

niewiniątka. Ten wyraz twarzy był Lydii aż nadto znajomy. Pojawiał
się, ilekroć została przyłapana na gorącym uczynku. Porucznik
odwrócił się, by odejść, i Rose zrobiła taki ruch, jakby chciała mu
towarzyszyć. Lydia chwyciła ją za rękę i zatrzymała.

– Na litość boską, pozwól mu się przynajmniej łudzić, że

kontroluje sytuację – powiedziała ściszonym głosem, gdyż porucznik
znajdował się w zasięgu jej głosu. – Choć jestem pewna, że wkrótce
zorientuje się, że w przyszłości nie będzie kontrolował żadnego aspektu
swojego życia.

– Dlaczego, mamo Lyddy? – Rose otworzyła oczy jeszcze

szerzej. – Co właściwie masz na myśli?

– Nie bierz mnie za idiotkę. Gdybyś nie pokazała mu drogi do

groty, on by jej nie znalazł. Musiałaś to zrobić z premedytacją. Chyba
się nie spodziewasz, że uwierzę, iż dyskutowaliście na temat systemu
nawadniającego, który zainstalował twój ojciec w tym miejscu, i
czuliście palącą potrzebę sprawdzenia mechanizmu pompowania.

Lydia zaczerwieniła się, uzmysłowiwszy sobie, że niefortunne

sformułowanie mogło wywoływać dwuznaczne skojarzenia, ale
przynajmniej Rose przestała stroić minę zranionego niewiniątka. W jej
oczach zapaliły się figlarne ogniki, a za moment się roześmiała.

– Jak mogłaś? Wstydu nie masz? – zdenerwowała się Lydia.

– Mamo Lyddy, musiałam coś zrobić. Inaczej wyjechałby, nie

zdobywszy się na oświadczyny – wyjaśniła.

Lydia zorientowała się, że cała drży. Błędne przekonanie, że

Rothersthorpe był w grocie z Rose, jej wściekłość, ból, wreszcie ulga –
tego było za dużo po niemal bezsennej nocy.

– Myślałam, że czegoś cię nauczyłam – powiedziała. – Co ci

przyszło do głowy?

– Ale ja go kocham – broniła się Rose.

Nie miała serca pouczać pasierbicy. Nie mówiąc o tym, że nie

miała do tego prawa ani moralnej podstawy, skoro przekonała się na
własnej skórze, na jakie manowce może zejść kobieta, żeby być z
mężczyzną, którego kocha. Lydia odwróciła się, podeszła do jednej z
ławek otaczających grotę i ciężko na nią opadła. Kochała Nicholasa.
Nawet gdy myśli o nim jak o najgorszym typie łajdaka, jej serce jest

background image

głuche na logikę i zdrowy rozsądek.

– Dlaczego akurat jego? – zwróciła się do pasierbicy.

– Bo wcześniej nikogo takiego nie spotkałam – odparła Rose

przekonana, że pyta ją o porucznika Smolleta.

Tymczasem Lydia nie zdawała sobie sprawy, że skierowała to

pytanie do siebie.

– A porucznik Tancred?

Właściwie z trudnością odróżniała obu oficerów marynarki. Poza

tym musiała coś powiedzieć, co brzmiałoby sensownie, zamiast
siedzieć bez ruchu, nie mogąc otrząsnąć się z szoku.

– Och, on. – Rose wzruszyła lekceważąco ramionami. – Cissy

dobrze go oceniła pierwszego dnia, gdy powiedziała, że czyści sobie
guziki.

Lydia uniosła ze zdziwieniem brwi.

– Nie zauważyłaś, jak on nie może się powstrzymać, żeby nie

spojrzeć na swoje odbicie, ile razy przechodzi obok lustra? – ciągnęła
Rose. – Wszystko robi na pokaz. Na swój sposób jestem mu
wdzięczna. Gdyby nie on i rywalizacja między nim a Tobym, nigdy nie
zaczęliby się do mnie zalecać.

– Nie masz nic przeciwko temu, żeby być… obiektem swego

rodzaju współzawodnictwa między nimi? – po raz kolejny zdziwiła się
Lydia.

– Cóż, tylko tak się zaczęło. W Londynie zdawałam sobie

sprawę, że oni są bardziej zainteresowani rywalizacją niż faktycznym
zdobyciem mnie, ale gdy przyjechali do Westdene… – Westchnęła. –
Chodzi o to, jak on na mnie patrzy. – Posłała macosze konspiracyjny
uśmiech. – Tak samo jak wicehrabia Rothersthorpe na ciebie.

Lydia zrobiła lekceważący ruch ręką.

– Uważasz, że on ciebie nie kocha, ale ja wiem, że Toby’emu

naprawdę na mnie zależy – mówiła dalej Rose. – Tylko wbił sobie do
głowy, że nie jest mnie wart. Coraz bardziej dręczy go myśl, że
wybiorę innego. Rozumiesz teraz? Musiałam go uspokoić.

Rose przyklękła i ujęła dłonie Lydii. Twarz jej promieniała.

– On jest taki miły dla Cissy – ciągnęła. – Ona go uwielbia. Nie

ufałaby mu, gdyby nie był dobrym człowiekiem. Jest też dzielny.
Słyszałam o życiu na okręcie i o tym, jak to jest znaleźć się w ogniu
walki na morzu.

background image

– On ci opowiadał? – spytała Lydia.

– Nie. Jest na to zbyt skromny. Nie chwali się tak jak porucznik

Tancred, który chce wywrzeć na mnie wrażenie. Gdy opowiada, jakim
to jest bohaterem, a Toby piorunuje go wzrokiem, wiem, że koloryzuje.

– Czyżby?

– Toby jest o wiele lepszy niż wszyscy inni. – Rose pokiwała

energicznie głową.

– Naprawdę?

– Na pewno zauważyłaś, jak lord Abergele rozgląda się po domu,

przypatruje meblom, interesuje się doborem dań przy posiłkach i
zmusza siostrę, żeby nie okazywała pogardy dla mojego pochodzenia,
bo liczy, że uda mu się uszczknąć coś z mojego majątku. Pan
Lutterworth zachowuje się paskudnie w stosunku do Cynthii, jeśli tylko
ma ku temu sposobność.

– A czym naraził ci się biedny pan Bentley? – zainteresowała się

Lydia.

– Pan Bentley to chłopiec – orzekła Rose. – Nie mogę

powiedzieć, że go nie lubię, ale on nie jest mężczyzną. Nie to co Toby.
Nie ma na świecie drugiego takiego mężczyzny jak on – dodała z
rozmarzeniem.

– Nie chcę niczego sugerować, ale czy naprawdę jesteś pewna, że

on ma te wszystkie zalety? Poza tym wydaje się, że nie zauważył, iż
przynaglasz go do małżeństwa.

– Dlatego, że zaplanowaliśmy to starannie. Wicehrabia

Rothersthorpe i ja.

– Rothersthorpe? – powtórzyła Lydia.

– Tak. Lubię go, mamo Lyddy. Jest mądry i wyrozumiały.

Wiedziałam, że pomoże mi ośmielić Toby’ego.

– Naprawdę?

– Jak najbardziej – odrzekła Rose. – Poznałam to po sposobie, w

jaki patrzył na Toby’ego wczoraj podczas meczu, a potem rzucał mi
pełne współczucia spojrzenia. Toby piorunował wzrokiem każdego, kto
ze mną flirtował, ale nie zdobył się na to, by cokolwiek powiedzieć.
Czasami jest jak oniemiały, i to go złości.

– To był pomysł Rothersthorpe’a? – Lydia uwolniła dłoń z

uścisku i wskazała na grotę.

– Och, proszę. Dlaczego nie wierzysz, że mogłabym sama

background image

opracować strategię działania? – żachnęła się Rose.

Lydia na sekundę zamknęła oczy. Jak Rose może być dumna z

tego, że rozmyślnie złapała w pułapkę biednego porucznika?

– Widziałam, jak wychodziłaś z domu z wicehrabią. Właśnie o

tym rozmawialiście? – spytała.

– Tak. Jest bardzo sympatyczny, wcale nie jest sztywny, prawda?

– Prawda – przytaknęła niechętnie Lydia.

– Gdy tylko zobaczyliśmy innych w pawilonie, wicehrabia

instynktownie wiedział, co robić. Poszedł prosto do Cynthii, która
oparła się o barierkę i wpatrywała w wodę, ignorowana przez gości, i
oznajmił, że niczego bardziej nie pragnie, jak porozmawiać z nią o
poezji i posłuchać jej wierszy. Poprosił mnie o wybaczenie, że
przerywa nasz spacer, dodał, że zapewne któryś z dżentelmenów
chętnie dotrzyma mi towarzystwa i wprost pchnął mnie w ramiona
Toby’ego.

Lydia nie mogła pojąć, dlaczego Nicholas okazał się tak chętny

do pomocy.

– Zaprowadziłam Toby’ego do wody – opowiadała dalej Rose – i

opowiedziałam mu o grocie, zachwycając się, jakie to magiczne
miejsce, po czym podeszłam do wejścia. Ruszył za mną, tyle że
zapomniałam go uprzedzić, by schylił głowę, kiedy będzie wchodził do
środka – dodała ze skruchą.

Dla Lydii sytuacja stała się jasna. Rothersthorpe pomógł Rose w

poślubieniu jedynego mężczyzny, którego uwielbia Cissy. Zapewne
myśli, że ona mogłaby zamieszkać z młodymi, a Lydia byłaby z tego
bardzo zadowolona i już nie miałaby powodu odrzucać jego
oświadczyn.

– A ponieważ tam jest ciemno – ciągnęła Rose – Toby uderzył się

w głowę. Dzięki temu – uśmiechnęła się – miałam pretekst, żeby się do
niego zbliżyć. Poprowadziłam go do ławki i poprosiłam, aby usiadł.
Następnie wyjęłam chusteczkę, zmoczyłam ją w źródełku i
przyłożyłam mu do czoła, pochylając się nad nim.

– Podsumowując, uprowadziłaś go, pozwoliłaś mu uderzyć się w

głowę, a potem skradłaś całusa pod pretekstem opatrywania jego rany.

– To nie brzmi dobrze, gdy tak to przedstawiasz. Nie zrobiłam

niczego, czego by on nie chciał, przysięgam. Prawdę mówiąc, nie ja go
pocałowałam – dodała, uśmiechając się triumfująco. – Wystarczyło, że

background image

westchnęłam i spojrzałam mu w oczy, a on… w końcu zapomniał o
wszystkich głupich zasadach i o tym, że jest tylko otrzymującym pół
pensji oficerem pochodzącym ze zwykłej rodziny.

– Tak, ale dlaczego, Rose? Dlaczego zadałaś sobie tyle trudu,

żeby skłonić go do oświadczyn? – Lydia uważnie spojrzała na
pasierbicę.

– Bo czas nam ucieka. Za dzień czy dwa goście wyjadą i mogę

go już więcej nie zobaczyć – wyjaśniła Rose. – Wkrótce może dostać
rozkaz od dowództwa, a gdy wypłynie w morze, mogę się z nim nie
widzieć przez dłuższy czas i on o mnie zapomni.

Lydia z trudem się powstrzymała przed powiedzeniem pasierbicy,

że jeśli wybranek zapomni o niej tylko dlatego, że będzie pełnił służbę,
to na pewno nie jest w niej zakochany. Nie chciała pozbawiać Rose
złudzeń ani narażać jej na spędzanie lat w oczekiwaniu na mężczyznę,
którego, jak uważała, kocha.

Prawdę mówiąc, pasierbica nie była typem dziewczyny skorej do

tęsknoty i rozpamiętywania. Pod tym względem bardzo przypominała
ojca. Kiedy chcieli coś mieć, po prostu po to sięgali. Rose
zdecydowała, że nie może żyć bez porucznika, a więc zrobiła to, co
musiała, żeby jej nie umknął. Lydia popatrzyła na nią z niejakim
podziwem. Będąc w jej wieku, nie odważyłaby się przejąć inicjatywy
w stosunku do mężczyzny. Miała masę okazji, tylko nie była
dostatecznie zuchwała, żeby z nich skorzystać. Nie posunęła się do
schwytania Nicholasa w pułapkę małżeństwa, a teraz on twierdzi, że
nie miałby nic przeciwko temu. Z pewnością jednak zmieniłby zdanie,
gdyby dowiedział się o Cissy. Przycisnęła dłoń do czoła, zmęczona
rozmyślaniem wciąż o tym samym.

– Co się stało? – zaniepokoiła się Rose. – Mamo Lyddy, nie mów,

proszę, że zawiodłaś się na mnie.

– Oczywiście, że nie. Może w pierwszej chwili tak było, ale

teraz… zazdroszczę ci pewności siebie. Choć trochę też się martwię.
Mam nadzieję, że nie będziesz żałowała.

– Jeśli nawet będę, to nie zamierzam winić Toby’ego, bo tego

chciałam. Będę dla niego dobrą żoną, niezależnie od wszystkiego. –
Kiwnęła zdecydowanie głową.

Lydia poczuła ponowny przypływ litości dla porucznika,

wyobrażając sobie, jak Rose będzie nim bezlitośnie rządzić, jeśli od

background image

samego początku jej nie poskromi.

– Możemy już wracać do domu? – spytała Rose, nie mogąc się

doczekać wyniku rozmowy porucznika z Robertem.

– Musimy dać im więcej czasu – odparła Lydia. – O ile w ogóle

mieli okazję się spotkać, bo nie wiadomo, czy Robert wrócił z konnej
przejażdżki. A znając ciebie – dodała, gdy pasierbica szykowała się do
sprzeciwu – jeśli siedzą w gabinecie Roberta, to nie zdołam cię
powstrzymać przed podsłuchiwaniem przez dziurkę od klucza.

Rose uśmiechnęła się, niezrażona celnym docinkiem.

– A ja czuję się w obowiązku zapobiec temu, żeby odkrył przed

ślubem, jaka z ciebie bezwzględna szelmutka – dodała Lydia.

– Ach, więc jednak jesteś po mojej stronie? – ucieszyła się Rose.

– Pomożesz mi?

– Tak. Widzę, że bardzo ci na nim zależy. Rozumiem – dodała –

że jeśli jest się zakochanym, to bardzo trudno trzymać się zasad,
zwłaszcza gdy boimy się utracić obiekt miłości.

Co więcej, przekonała się, że jeśli trzymamy się zasad, i czynimy

to, co słuszne, często tego później żałujemy, dodała w duchu Lydia.
Przetrwała pierwsze miesiące małżeństwa tylko dlatego, że pułkownik
okazał jej dużo cierpliwości, a Cissy nie mniej dobroci. Nie ma ani
potrzeby, ani powodu, by Rose cierpiała tak jak ona.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Ku zdziwieniu Lydii, tuż przed kolacją Robert wziął ją na bok,

żeby porozmawiać o Rose i sierżancie Smollecie.

– Dałem mu moje błogosławieństwo – powiedział – po czym

zacząłem się zastanawiać, czy słusznie postąpiłem.

Naturalnie, nie poprosił macochy o wyrażenie opinii na temat

ewentualnego małżeństwa siostry, zanim podjął decyzję, ale był
opiekunem prawnym Rose i od niego zależało, za kogo ona wyjdzie za
mąż.

– Zważywszy na jego opis sceny, do jakiej doszło w grocie, na

dobrą sprawę nie miałem wyboru – dodał Robert. – Poza tym gdyby
Rose nie chciała zostać jego żoną, nie wpadłaby wkrótce po nim do
mojego gabinetu.

Popatrzył badawczo na Lydię, która odparła ze zdziwieniem:

– Jeszcze się nie zorientowałeś, że wszystko zaaranżowała?

– Zastanawiałem się nad tym, bo historyjka, którą opowiedział

mi Smollet, wydawała się trochę naciągana. Poza tym uważam go za
człowieka prawego, nie za typa, który zwabia niewinne dziewczyny w
ustronne zakątki i za dużo sobie wobec nich pozwala.

– Ustronne zakątki, których nie zna nikt prócz rodziny i

ogrodników – zauważyła oschle Lydia.

– Sądzisz, że to naprawdę mężczyzna dla niej, skoro już nim

rządzi?

– Rose twierdzi, że on ją kocha do szaleństwa – odparła Lydia. –

Według niej, jedynie obawa, że na nią nie zasługuje, powstrzymała go
przed poproszeniem jej o rękę.

– Właśnie. – Robert się zaśmiał. – Jestem trochę zaniepokojony

pośpiechem, z jakim się na niego zdecydowała, ale wydaje mi się, że
naprawdę Smolletowi zależy na Rose, a nie na jej majątku. A przecież o
to nam chodzi, prawda? Poza tym… – Robert zamyślił się na chwilę –
służba w marynarce przyzwyczaiła go do dyscypliny. Może zdoła
trzymać Rose w ryzach.

Kłopot w tym, pomyślała Lydia, że porucznika prawdopodobnie

nie obchodził nikt z członków załogi, których musiał dyscyplinować,
podczas gdy Rose kochał. Ona jednak przysięgła, że będzie dobrą żoną,

background image

i w związku z tym nie zechce pozbawiać go dobrej opinii. I to właśnie
będzie ją trzymać w szachu, doszła do wniosku Lydia.

Robert ogłosił zaręczyny podczas kolacji, jednak każdy, kto miał

oczy na swoim miejscu, mógł wcześniej się zorientować, że w życiu
porucznika Smolleta nastąpiło coś bardzo ważnego. Nie duży guz na
czole ani siniak, który zaczynał zmieniać kolor, wywołał jego błędne
spojrzenie. Nie odrywał wzroku od Rose, jak gdyby nie mógł uwierzyć
we własne szczęście.

Żaden z jego rywali raczej nie mógł żywić wrogich uczuć wobec

mężczyzny, który był tak jawnie zadurzony. Porucznik Tancred posunął
się nawet do uściśnięcia mu ręki i oświadczenia, że zwyciężył
najlepszy. Po kolacji zapanowała w pokoju muzycznym świąteczna
atmosfera. Niewątpliwie przyczynił się do tego szampan, którego
Robert nie żałował gościom. Rothersthorpe wykorzystał ogólny rwetes
panujący wokół, żeby nachylić się do ucha Lydii.

– Czy zanim goście wyjadą, Robert ogłosi jeszcze jedne

zaręczyny? – spytał.

Zaskoczył ją, a nie mogła mu dać odpowiedzi w pełnym ludzi

pokoju muzycznym. Nie wystarczyłoby krótkie „nie”, a
wytłumaczenia, jakie należało się Nicholasowi, nie powinien usłyszeć
nikt postronny. Zdecydowała już jednak, że więcej nie pójdzie do jego
pokoju, nawet jeśli właśnie tam mogliby bez przeszkód porozmawiać.
Byłoby to zbyt niebezpieczne.

– Spotkajmy się w pawilonie – zaproponowała – jak tylko goście

zaczną się zbierać do nocnego wypoczynku albo znajdą sobie jakąś
rozrywkę. Przy drzwiach oranżerii są latarnie.

Kiedy panie zaczęły ziewać, Lydia posłała Rothersthorpe’owi

porozumiewawcze spojrzenie i opuściła pokój muzyczny. Skinął
niezauważalnie głową. Nie było mu trudno wymknąć się
niepostrzeżenie, gdy pozostali mężczyźni zaczęli przechodzić do
pokoju bilardowego.

Lydia przyszła do pawilonu pierwsza i usiadła na ławce, na której

wcześniej tego dnia siostra lorda Abergele udzieliła audiencji
porucznikowi Tancredowi i panu Lutterworthowi. Postawiła na
podłodze latarnię. Pawilon nie był widoczny z domu, ale światło mogło
zwrócić uwagę, gdyby ktoś postanowił pospacerować po ogrodzie przy
blasku księżyca. Niewykluczone, że nowo zaręczona para chciałaby

background image

właśnie tutaj wymienić pocałunek na dobranoc.

Nie czekała długo. Po paru minutach zobaczyła światło latarni i

charakterystyczną sylwetkę Nicholasa, który zmierzał ku niej
energicznym krokiem. Nie spieszyłby się tak bardzo, gdyby mógł
przewidzieć, co usłyszy. Zdenerwowana wstała z ławki. Ledwie
postawił latarnię w progu, objął ją i zanim zdążyła zaprotestować,
pocałował namiętnie.

Nie mogła sobie odmówić przyjemności znalezienia się w jego

ramionach po raz ostatni. Oddała mu pocałunek z całą desperacją, jaka
nagromadziła się w niej od czasu, gdy poprosił ją o to, co niemożliwe:
o przyjęcie propozycji małżeństwa. W pewnym momencie Nicholas
oderwał usta od jej warg i zapytał:

– Jakie masz wobec mnie plany na tę noc? – zapytał z

uśmiechem.

Wyglądał na podekscytowanego, jak gdyby spodziewał się

interesującego pomysłu, na przykład spędzenia intymnych chwil na
łonie natury. Dlaczego miałoby ją to dziwić? Przecież to właśnie
zasugerował pierwszego dnia pobytu w Westdene, gdy potraktował ją
jak kobietę zasługującą wyłącznie na to, żeby zostać jego kochanką. Co
prawda, obecnie widział w niej żonę, a jeśli nadal oczekiwał od niej
wyrafinowania, to musiała przyznać, że miał ku temu podstawy.
Przecież w jego sypialni zachowywała się dość bezwstydnie, i to nie
tylko podczas pierwszej wizyty.

Zastanawiała się, od czego zacząć wyjaśnienie przyczyn

odrzucenia jego oświadczyn. Musiało być w jej spojrzeniu coś, co
sprawiło, że uśmiech znikł mu z twarzy.

– Powiedz, o co chodzi? – poprosił. – O Rose?

Nie dał jej jednak czasu na odpowiedź.

– Te zaręczyny są dla nas trochę nie w porę, prawda? – ciągnął. –

Wiem, że nie zrobiłabyś niczego, co pokrzyżowałoby plany weselne
pasierbicy. Możemy odłożyć ogłoszenie zaręczyn do czasu, aż ona
wyjdzie za mąż, jeśli to byłoby ci na rękę. W końcu czekałem dziesięć
lat, więc kilka tygodni więcej nie czyni wielkiej różnicy. Nie ukrywam
jednak, że chciałbym ożenić się z tobą jak najszybciej. Teraz, gdy już
się odnaleźliśmy…

– Nie chodzi o Rose, tylko o Cissy.

– Najwyraźniej bardzo pokochałaś tę dziewczynę, ale…

background image

– Pozwól mi wyjaśnić, proszę…

– Nieważne – przerwał jej gorączkowo – poradzimy sobie. To, że

zostaniesz moją żoną, naturalnie nie oznacza, że powinnaś wykluczyć
wszystkich ze swojego życia. Już ci mówiłem, że będę aż nadto
szczęśliwy, jeśli Michael będzie mnie traktował jak ojca.

Lydia rzuciła mu ostre spojrzenie.

– No tak, ale co załatwisz dla Cissy?

– Załatwię? Co masz na myśli? Albo zostanie tutaj, albo będzie

mieszkać z Rose, czego na pewno by chciała. To dlatego twoja piękna
pasierbica wybrała Smolleta. Jest człowiekiem tak solidnym i
uczciwym, że Cissy będzie się czuła bezpieczna. Przekonasz się, że
będzie jej z nimi dobrze.

– Nic z tego, ona…

– Lydio, posłuchaj. – Znowu nie pozwolił jej dokończyć zdania.

– Twój pierwszy mąż nie dopuściłby do tego, by Cissy była tak
całkowicie zależna od ciebie, że nie mogłabyś mieć własnego życia.
Wiem, że nawet przez myśl by ci nie przeszło skrzywdzić tę biedną
istotę, ale ja myślę o tobie, o nas. Nie jesteś za nią odpowiedzialna, to
obowiązek Roberta – przekonywał.

– I tu się mylisz – odparła Lydia, wyswobadzając się z uścisku. –

Robert nie jest za nią odpowiedzialny, tylko ja. Cissy jest moją siostrą.
Wprowadziłam ją do rodziny po ślubie z pułkownikiem.

– Ale ja myślałem… – Cień przemknął przez twarz Nicholasa.

Spojrzała mu w oczy.

– Pozwalałam ci tak myśleć, bo nie chciałam, abyś pokazał swoje

prawdziwe oblicze. Nie pomyliłam się. Powiedziałeś, że lepiej byłoby
oddać ją pod tak zwaną opiekę osoby zawodowo do tego
przygotowanej.

– Sądziłem, że Morganowie cię wykorzystują – bronił się

Rothersthorpe. – Uważałem, że nie powinni oczekiwać, że będziesz
pielęgniarką, skoro prowadzisz dom i zajmujesz się dziećmi. Gdybym
wiedział, że ona jest twoją siostrą…

– To przypuszczalnie nie chciałbyś mieć ze mną nic wspólnego –

wpadła mu w słowo Lydia, nie kryjąc gniewu. – Bałbyś się, że tego
typu braki mogą być dziedziczne.

Rothersthorpe rzucił okiem na jej brzuch.

– A teraz martwisz się, co mogłabym nosić w swoim łonie,

background image

prawda? – domyśliła się.

– Nie, ja…

– Nie musisz się kłopotać. Po pierwsze, Cissy przyszła na świat

jako zupełnie normalne dziecko. Po drugie, kiedy urodził się Michael,
pułkownik nauczył mnie, jak zapobiegać ciąży. Nie chciał narażać na
ryzyko mojego zdrowia.

– Ty przedsiębrałaś środki ostrożności, żeby uniknąć urodzenia

mojego dziecka?

– Owszem, bo nie zamierzam powołać na świat dziecka z

nieprawego łoża.

– Ty… ty mnie wykorzystałaś – wykrztusił. – Uznałaś, że nadaję

się na kochanka, ale nie na ojca twojego dziecka!

Pod wpływem gniewu stał się na oczach Lydii innym

człowiekiem.

– Nigdy nie chciałaś wyjść za mnie za mąż, prawda? Miałem

rację przez te wszystkie lata! – Twarz Nicholasa przybrała niemal
demoniczny wyraz. – Wszystko składa się w całość. Byłaś tajemnicza,
kiedy się poznaliśmy. Mogłaś mi powiedzieć o siostrze i o tym, że
musisz wyjść za mąż, żeby zapewnić jej dom, bo sądzę, że to była
główna przyczyna, dla której zależało ci na poczuciu bezpieczeństwa,
prawda?

Lydia skinęła głową.

– Wówczas nie mogłam rozmawiać z tobą o takich sprawach –

stwierdziła.

– Jak to! Podobno uważałaś mnie za przyjaciela! – obruszył się

Rothersthorpe. – Przyjaciele nie mają przed sobą tajemnic i mogą na
sobie polegać.

– To nieuczciwe, co mówisz – zaprotestowała. – Samotna kobieta

nie może całkiem się odsłonić przed samotnym dżentelmenem.

– Niestety, nie zaufałaś mi. Nie otworzyłaś przede mną serca. –

Chwycił ją za ramię. – Nie dałaś mi szansy.

– Ja…

– Ani wtedy, ani teraz – nie pozwolił jej skończyć. – Wiedziałaś,

że uważam Cissy za siostrę Roberta. Zwodziłaś mnie, zamiast od razu
wyjawić mi prawdę. Poddawałaś mnie testom, a ja nawet nie miałem
pojęcia, że ich nie zdaję. Wynajdywałaś powody, żeby nie móc
obdarzyć mnie zaufaniem! – oburzył się Nicholas.

background image

– To nie było tak… – zaprotestowała Lydia.

– Czy komukolwiek odważyłaś się zawierzyć? Nie. Czy uważasz

się za niezastąpioną? Owszem, bo wszystko musisz robić sama. Nie
chcesz dzielić odpowiedzialności za Cissy ze mną czy kim innym.
Mogliśmy razem nieść ten ciężar, tymczasem rozmyślnie wykreśliłaś
mnie ze swego życia. Ostatnio ponownie to uczyniłaś, spisując mnie na
straty, uprzednio nie dając mi szansy sprawdzenia się. Chyba
powinienem uważać się za szczęściarza, że przynajmniej tym razem
łaskawie zechciałaś dać mi odpowiedź. Dawniej uznałaś, że nie warto
sobie tym zawracać głowy. Powinienem był się domyślić, jaki jest twój
stosunek do mnie ze sposobu, w jaki pierwszej nocy wkroczyłaś do
mojego pokoju i dobrałaś się do mnie. Niczego nie dałaś, niczego ze
mną nie dzieliłaś. Po prostu wzięłaś sobie to, co chciałaś.

– To nieprawda! To znaczy ja tak nie myślałam…

– Nie próbuj wzbudzić we mnie litości zbolałym spojrzeniem! –

przerwał jej Nicholas, coraz bardziej zdenerwowany. – Ten sposób już
na mnie nie działa. Weź odpowiedzialność za swoje postępowanie.
Dokonałaś wyborów. Nikt nie zmusił cię do ślubu z pułkownikiem.
Obecnie poznałem cię na tyle, by stwierdzić, że wolałaś ten zimny
układ z bogatym starym mężczyzną, przypominający umowę partnerów
w interesach, niż związek z młodym człowiekiem. Ten układ pozwalał
ci nie angażować się uczuciowo. Nie chciałaś podjąć ryzyka. Nie mylę
się, prawda? Nie potrafisz obdarzyć kogoś zaufaniem, dzielić z kimś
uczuć, dojrzeć w innych tego, co najlepsze. Zawsze szukasz
najgorszego i dlatego to znajdujesz.

Zraniony Nicholas zamierzał zostawić Lydię samą, ale na

odchodnym dorzucił z goryczą:

– Nie mogę uwierzyć, że znowu pozwoliłem się nabrać. Przez

cały dzień rozmyślałem o przyszłości, którą miałem nadzieję z tobą
dzielić. Wyobrażałem sobie ciebie u mego boku, jak pomagasz mi dbać
o dzierżawców, jeździsz ze mną do fabryk, które pewnego dnia
odziedziczę, i zastanawiasz się wraz ze mną, jak poprawić los
robotników. Wiedz, że nawet jeśli uznałem, że Cissy jest siostrą
Roberta, to myślałem o tym, żeby znaleźć dla niej miejsce w naszym
domu. Nie chciałem, żebyś była przygnębiona perspektywą
opuszczenia Cissy.

On się nad tym zastanawiał? Niemożliwe. Powiedział o tym,

background image

żeby ją zranić. Najwyraźniej Nicholas po raz kolejny musiał wyczytać
z jej twarzy, o czym myśli, bo powiedział:

– Zrobiłbym to dla ciebie, Lydio, ale co ciebie to obchodzi? Po co

ja ci to w ogóle mówię? Przecież już podjęłaś decyzję.

Schylił się i wziął latarnię, po czym zmierzył Lydię zimnym

spojrzeniem.

– Nie mogę uwierzyć, że nawet teraz wydajesz mi się piękna –

rzekł szyderczo. – Wydajesz się delikatna, cicha, jak gdybyś była
zrobiona z chmur i światła księżyca, a najlżejszy wiatr mógł cię
zdmuchnąć. Wyglądasz jak czarująca kobieta, ale w środku jesteś pusta.
Może powinienem być wdzięczny losowi, że w porę zorientowałem się,
iż nie jesteś zdolna do miłości. – Z tymi słowami otworzył drzwi i
opuścił pawilon.

Lydia opadła ciężko na najbliższą ławkę, pełne potępienia słowa

Rothersthorpe’a wciąż brzmiały jej w uszach. „Nie jesteś zdolna do
miłości”. Przecież od lat kocha Nicholasa, zakochała się w nim niemal
od pierwszego spojrzenia. Tyle że wtedy nie śmiała wierzyć, że on
mógłby zmienić zdanie co do małżeństwa i zechciał ją poślubić. Nie
chciała zepsuć tych nielicznych cennych chwil, które spędzali razem,
wciąganiem go w swoje poważne życiowe problemy. Nie przyszło jej
do głowy, że on byłby gotów je z nią dzielić.

Oskarżył ją o brak zaufania. Czy rzeczywiście mogła mu ufać,

skoro jasno dał do zrozumienia, że nie interesuje go małżeństwo?
Dopiero po latach, ostatniej nocy, wyjawił, że poważnie traktował
ówczesne oświadczyny. Wyznał, że pragnął jej bardziej niż
kogokolwiek na świecie. Przyznał, że nie przestał jej pragnąć nawet
wtedy, gdy wydawało mu się, że nienawidzi jej za to, że wybrała
pułkownika Morgana, a nie jego…

Przeszedł ją zimny dreszcz. Nicholas miał rację. Źle go oceniła, i

to dwukrotnie: jako młodzieńca i jako mężczyznę. Wszystkich dokoła
winiła za swoją trudną sytuację i początkowo miała się niemal za
męczennicę.

Cóż, rzeczywiście nie ufała nikomu i uważała, że powinna sama

ratować Cissy. Z drugiej strony, opiekun prawny postawił ją pod ścianą,
nakazując znalezienie męża podczas jednego sezonu towarzyskiego.
Był niezwykle wyczulony na opinię własnego środowiska o osobach
upośledzonych umysłowo. Powtarzał, że każdy uważa, że takie osoby

background image

jak Cissy powinny przebywać w izolacji, a fakt, że jej ojciec tego nie
zrobił, był wyjątkiem potwierdzającym regułę. Lydia uwierzyła mu i
dlatego była przerażona, bo nie wierzyła, że znajdzie się mężczyzna,
który weźmie ją i jej nieszczęsną siostrę.

W salach balowych i salonach Londynu spotkała wiele ładnych,

bogatych, wykształconych dziewcząt z dobrych domów i nierzadko o
arystokratycznym pochodzeniu, natomiast niewielu kawalerów do
wzięcia, a co dopiero takich, którzy przejawiali choćby najlżejsze
oznaki, że zdobędą się na wyrozumiałość dla jej biednej siostry.

Nicholas oskarżył ją o przedłożenie układu z pułkownikiem nad

prawdziwe uczucie. Przecież nie wiedziała, że miała wybór, a w
każdym razie nie śmiała wierzyć, że go ma. Pułkownik był
zaniepokojony, gdy zastał ją chorą leżącą na sofie. Jak to określił, ujęła
go jej delikatna uroda, a w Lydię wstąpiła nadzieja, że może to
mężczyzna, który weźmie pod swój dach także Cissy, ten jedyny
gotowy nie tylko deklarować chęć, ale rzeczywiście to uczynić.

Obecnie… Cóż, nie miała odwagi myśleć o ponownym

małżeństwie, ponieważ wątpiła, by jakikolwiek mężczyzna przystał na
jej warunki. Nie chodziło o to, że nikt nie dorównałby pułkownikowi,
który nie znając Cissy, z góry zgodził się nią zaopiekować. Poza tym
teraz, gdy siostra miała dwadzieścia dwa lata jej stan był gorszy niż
wtedy, gdy była dwunastoletnią dziewczynką. Pułkownik traktował ją
jak dziecko. Z początku mogła się uczyć razem z jego córkami.
Dopiero gdy one ją wyprzedziły, zorientował się, jak bardzo jest
opóźniona w rozwoju. Na szczęście do tego czasu Cissy zawojowała go
bez reszty, wielbiąc niczym bohatera.

Lydia skuliła się, poczuwszy nagły ból brzucha. Pojęła, że

przejęła poglądy dawnej opiekunki, pani Westerly. Była przekonana, że
wszyscy mężczyźni będą jak ówczesny Nicholas, lekkomyślny i
beztroski młodzieniec. To nie była prawda. Pułkownik nie okazał
najmniejszej oznaki niechęci wobec Cissy, Robert również nie.
Przeciwnie, obaj robili, co w ich mocy, żeby ją chronić. Kawalerowie,
którzy zabiegali o Rose, odnosili się do Cissy mniej lub bardziej
życzliwie. Porucznik Smollet zachowywał się podobnie jak pułkownik.
Potrafił uspokoić Cissy, kiedy stawała się zbyt niesforna. Czuła się przy
nim bezpieczna i dlatego go uwielbiała. Pan Bentley rozpieszczał jej
psa, a traktował ją tak, jakby była w wieku Michaela. Porucznik

background image

Tancred zrobił zabawę z tego, jak przekręcała nazwiska, i zachęcał
każdego, żeby nazywał lorda Abergele lordem „Beagle”. A tenże lord
„Beagle” nie wydawał się zakłopotany jej towarzystwem i często
między posiłkami raczył ją smakołykami. Nawet George Lutterworth
nie traktował jej gorzej niż własną siostrę.

Przez cały tydzień Lydia negowała to, co widziała na własne

oczy, i powtarzała sobie w duchu to, co kiedyś usłyszała od pani
Westerly. W rezultacie zniweczyła szansę na szczęście z Nicholasem,
po raz drugi niewłaściwie go oceniając.

W dodatku go zraniła. To dlatego, że była zła, bo zmusił ją do

ujrzenia samej siebie w innym świetle. Uważała, że postępuje słusznie.
Tymczasem okazała się tchórzem, gdy grę wchodziła miłość. Zależało
jej przede wszystkim na bezpieczeństwie; była zbyt płochliwa, żeby
podjąć ryzyko. Czy rzeczywiście nie była zdolna do obdarzenia
kogokolwiek zaufaniem albo do tego, żeby szczerze pokochać?

Pułkownik nie był zainteresowany jej uczuciami, a jedynie

młodym ciałem i umiejętnościami prowadzenia domu. Z jej punktu
widzenia był to bezpieczny układ, ponieważ nie wymagał
emocjonalnego zaangażowania, i w tej kwestii pozostawała wolna,
poza kontrolą męża, w cichości pielęgnując w sercu uczucie do
Nicholasa.

Gdy ponownie zjawił się w jej życiu, robiła, co mogła, żeby

wyperswadować sobie tę miłość. Wynajdywała najgorsze z możliwych
interpretacji jego zachowania, aby znaleźć poręczną wymówkę. Doszło
do tego, że powzięła absurdalne podejrzenie, że usiłuje uwieść Rose.
Nawet gdy okazało się, że po raz kolejny źle go oceniła jako człowieka,
uznała, iż pomógł pasierbicy zrealizować plan wyłącznie z
nikczemnych pobudek.

Jak postąpić w zaistniałej sytuacji? Czy powinna mu pozwolić

wyjechać w przekonaniu, że jest tak zimna i pusta, jak twierdził?
Owszem, skomplikowała ich relację, ale miała ku temu powody, które
mogła mu wyłuszczyć. Dlaczego jednak Nicholas ma wysłuchać tego,
co ona chce mu wytłumaczyć, po tym co się między nimi wydarzyło i
co sobie powiedzieli? Niestety, wszystko przepadło. To koniec. Lydia
ukryła twarz w dłoniach.

Dlaczego nie może być taka jak Rose, która ma odwagę walczyć

o siebie i o to, jak i z kim ułoży sobie życie? Ona potulnie pogodziła się

background image

z wolą opiekuna prawnego, nie myśląc o sobie, zabiegając jedynie o
zabezpieczenie Cissy. Jeśli pojawiała się nadzieja na lepszy los,
natychmiast ją tłumiła, nie wierząc, że ma jakąkolwiek szansę. Nawet
teraz siedzi, opłakując swój los, zamiast zmobilizować się do działania.
Czy nie mogłaby pójść w ślady pasierbicy? Podniosła się z ławki na
drżących nogach.

Prawdopodobnie nic z tego nie wyjdzie, ale co szkodzi

spróbować. On już i tak nie może myśleć o niej gorzej niż teraz. Jeśli
niczego nie osiągnie, to przynajmniej nie pozwoli, żeby Nicholas
wyjechał przekonany, że dziesięć lat temu nie chciała wyjść za niego za
mąż. Byłoby zbyt okrutne z jej strony pozwolić mu myśleć, że od razu
go skreśliła czy też uznała, że nie jest wart odpowiedzi.

Drżącymi dłońmi ujęła latarnię. Powiedziała sobie, że próbując

się wytłumaczyć, nie pogorszy sytuacji, a mimo to targały nią
wątpliwości. Ma mnóstwo wad: jest tchórzem, nikomu nie ufa, jest
pusta, powierzchowna i bez serca. Nawet jeśli Nicholas wpuści ją do
pokoju, to dlaczego miałby wysłuchać tego, co ma mu do powiedzenia?
Jednak jak nie odważy się i nie spróbuje, nie dowie się, czy jest szansa,
że on jej wybaczy. Parafrazując słowa Rose, jest tylko jeden Nicholas
Rothersthorpe. Nie spotka drugiego takiego mężczyzny, a do żadnego
innego nie będzie czuła tego, co do niego. Jeśli teraz nie podejmie
działania zmierzającego do naprawy ich relacji, to znaczy, że na niego
nie zasługuje.

Nie zapukała do drzwi, gdy znalazła się przed pokojem

zajmowanym przez Nicholasa. Było mało prawdopodobne, by ją
wpuścił, będąc w tym stanie ducha, w jakim się z nią rozstał.
Otworzyła więc drzwi i weszła.

Nicholas z nagim torsem pochylał się nad miednicą, z włosów

kapały mu krople wody. Wyprostował się i odwrócił się, po czym
sięgnął po ręcznik i zaczął wycierać sobie twarz i pierś.

– Czego chcesz? – spytał zaczepnym tonem. – Nie mam nastroju

na zaspokajanie twojego pożądania. Powinnaś stąd wyjść.

Był wyraźnie zły, ale ona się tego spodziewała i w związku z tym

nie zraziła się. Dzisiaj nauczyła się od Rose, że jeśli kobiecie zależy na
mężczyźnie, to warto o niego walczyć, o ile zachodzi taka potrzeba.

– Nie zamierzam wychodzić – oświadczyła – a w każdym razie,

dopóki cię nie przeproszę.

background image

– Oczekujesz, że przeprosiny coś zmienią? – Rzucił mokry

ręcznik na toaletkę i oparł ręce na biodrach.

– Nie – postawiła latarnię na podłodze – ale wyjaśnienie kilku

kwestii pomoże ci mnie zrozumieć.

– Bardzo w to wątpię. – Postąpił krok ku niej. – Wyjdź stąd,

Lydio, zanim cię wyrzucę.

– Jeśli to zrobisz, zacznę krzyczeć i każdy z domowników i gości

dowie się, że byłam w twoim pokoju – zagroziła. – Wybuchnie skandal.

– Myślisz, że się tym przejmuję? – Zbliżył się do niej o kolejny

krok. – Sądzisz, że mężczyzna, który stracił wszelkie nadzieje i
marzenia, któremu po raz drugi złamała serce ta sama fałszywa,
podstępna egoistka, będzie się przejmował, jeśli jego nazwisko
zmieszają z błotem?

– Nigdy nie zamierzałam złamać ci serca – zaprotestowała.

Chwycił ją w talii.

– Nawet nie podejrzewałam, że mnie kochasz.

Rothersthorpe podniósł Lydię i skierował się w stronę drzwi.

Wiedziała, widząc determinację Nicholasa, że jeśli szybko czegoś nie
wymyśli, zostanie wystawiona na korytarz i drzwi zatrzasną się jej
przed nosem.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

– Nicholas, proszę, wysłuchaj mnie! To nie była tylko moja wina!

Przysięgałeś, że nie chcesz się żenić. Dałeś wyraźnie do zrozumienia,
że możemy być tylko przyjaciółmi.

Rothersthorpe zatrzymał się w pół kroku.

– Nie mogłam ci powiedzieć o Cissy. Opiekun prawny nakazał

mi, żebym nie przynosiła wstydu rodzinie, rozpowiadając o opóźnionej
w rozwoju siostrze. Wymógł na mnie obietnicę, że nie zdradzę prawdy
o Cissy żadnemu mężczyźnie, zanim mi się nie oświadczy.

– Oświadczyłem ci się, a ty i tak mi nie powiedziałaś – wytknął

jej Nicholas.

– Zrobiłabym to, gdybyś dał mi szansę. Tymczasem wybiegłeś z

pokoju, jak tylko przestałeś mówić, i nie wróciłeś.

– Ja… rozumiem, że trudno byłoby ci złamać obietnicę – odparł,

stawiając Lydię na podłodze.

– I to bardzo, wierz mi.

Wciąż wyglądał na zagniewanego, ale przynajmniej jej słuchał.

– Nie miałam odwagi nikomu wyjawić tajemnicy Cissy –

ciągnęła. – Opiekun nałożył na mnie wiele ograniczeń za to, że
sfinansował mój pobyt w Londynie w czasie sezonu. Nie odważyłam
mu się sprzeciwić z obawy, że mógłby coś zrobić Cissy, którą od razu,
jak tylko się zjawił, odesłał z domu i, co gorsza, nie wyjawił dokąd.
Oznajmił, że to nie moja sprawa, bo on jako opiekun prawny decyduje
o jej losie, zwłaszcza że za nią płaci.

– Ten człowiek to skończony łajdak! – oburzył się Rothersthorpe.

– Niezupełnie, trzeba być sprawiedliwym. Mój ojciec zostawił

wszystkie swoje sprawy nieuporządkowane, co zaskoczyło
spadkobiorcę. Sądził, że wszedł w posiadanie pokaźnej posiadłości, a
zastał tylko długi i zobowiązania.

– Jednak to nie powód, żeby tak się zachowywać w stosunku do

was – zaoponował Nicholas.

– Nie sądzę, by uważał, że postępuje niewłaściwie. Finansował

mój pobyt w Londynie z własnej kieszeni. Niewykluczone, że był
szczerze przekonany, iż Cissy będzie lepiej, jeśli znajdzie się pod
fachową opieką pielęgniarską.

background image

Nicholas skrzywił się, uświadamiając sobie, że Lydia użyła tych

samych słów, którymi on wcześniej się posłużył.

– Może są miejsca, gdzie personel jest życzliwy w stosunku do

pensjonariuszy, ale tam, gdzie przebywała Cissy, tak nie było. Oni… –
Lydia zadrżała – …próbowali w specyficzny sposób ją leczyć. Była
przerażona i zrozpaczona, gdy się tam znalazła, bo właśnie zmarł nasz
ojciec, a do domu wkroczył obcy człowiek i oświadczył, że ten dom nie
jest już nasz, lecz jego.

– Obcy? – zdziwił się Rothersthorpe.

– Nigdy wcześniej go nie widziałyśmy – odparła Lydia. – Wydaje

mi się, że to daleki kuzyn ojca. Posiadłość została mu przekazana,
ponieważ zmarł mój brat, więc odziedziczył ją najbliższy…

– Męski krewny, tak, znam przepisy.

– Już na początku wysłał Cissy do zakładu, gdzie zamknęli ją w

pokoju, powiedzieli, że jest trudna i musi nauczyć się zachowywać jak
należy. Pod pretekstem leczenia postępowali z nią bezlitośnie, wręcz
barbarzyńsko. Tak więc, gdy dowiedzieliśmy się, pułkownik i ja, gdzie
ona jest, natychmiast tam pojechaliśmy. Scena, której byłeś świadkiem
po przyjeździe, to nic w porównaniu ze stanem, w jakim ją zastaliśmy.

– Naprawdę myślisz, że jestem człowiekiem, który mógłby

skazać jakąkolwiek ludzką istotę na cierpienie? – spytał ze zgrozą
Rothersthorpe.

– Nie. Podejrzewam, że nasz opiekun prawny nie miał pojęcia,

jak wygląda to miejsce, w którym się znalazła. Prawdopodobnie
posłuchał rady znajomego medyka i umieścił ją we wskazanym
zakładzie, nie sprawdziwszy, jak tam jest. O ile wiem, przerażało go
wszelkie upośledzenie umysłowe. Niezależnie od tego, jak dobry
zakład można by znaleźć i jak troskliwy mógłby być personel,
obiecałam Cissy, że więcej nie opuści mojego domu, i dotrzymam
słowa. Nie mogłabym być tak okrutna.

– Rozumiem – Nicholas wyglądał na przygnębionego – i

zrozumiałbym wcześniej, gdybyś raczyła mi o tym opowiedzieć.

Stał nieruchomo, krzyżując ramiona na nagiej piersi.

– Jak mogłam? – broniła się Lydia. – Nie wróciłeś. Myślałam, że

powiesz, że mam na ciebie czekać i ci zaufać. Nie pomyliłeś się co do
mnie. Jestem bardzo nieufna. Gdy porównuję Rose ze sobą, jaką byłam
w jej wieku… – Lydia otarła łzy spływające jej po policzkach. – Ona

background image

jest silna, pewna siebie, ale w przeciwieństwie do mnie zawsze była
otaczana opieką i kochana.

– Och, proszę…

– Musisz wysłuchać mnie do końca. Rodzina zaczęła się

rozpadać, gdy miałam zaledwie dziesięć lat. Thomas, mój brat, zaraził
się w szkole chorobą zakaźną. Nie był zbyt silny i szybko zmarł. My
też zachorowałyśmy. Cissy najpierw się polepszyło, ale potem przyszło
zapalenie opon mózgowych. Mama i ojciec byli załamani, a
szczególnie zrozpaczona była mama. Zmarła wkrótce po pogrzebie
Thomasa i wtedy ojciec pogrążył się w rozpaczy i poszukał pociechy w
alkoholu. Wiedział, że Cissy niemal całkowicie ogłuchła, ale chyba nie
zdawał sobie w pełni sprawy z powagi jej stanu. Od tamtego czasu ja
się nią opiekowałam. Wiedziałam więc…

Przerwała, szukając właściwych słów, po czym podjęła opowieść.

– Było tak, jakby jej umysł przestał rosnąć wraz nią, jak gdyby

choroba zahamowała jej rozwój. Było coś jeszcze, z czego nie
zdawałam sobie sprawy do dziś, dopóki nie postawiłeś mnie przed
wyzwaniem. Rodzice byli zdruzgotani stratą syna, dziedzica, a po
śmierci Thomasa ojciec był dodatkowo przygnębiony głuchotą Cissy.
Fakt, że ja całkowicie wyzdrowiałam, wydawał się nie mieć dla niego
żadnego znaczenia. Nie byłam pocieszeniem dla nikogo. Choć usilnie
starałam się robić dla ojca i Cissy wszystko, co w mojej mocy, nic to
nie dawało i nie poprawiało naszej sytuacji. Myślę, że tak przywykłam
do tego, że nie liczę się dla nikogo – ciągnęła – że kiedy przyjechałam
do Londynu, nie byłam w stanie uwierzyć, że ktokolwiek mógłby mnie
pokochać. A tym bardziej tak przystojny i czarujący młodzieniec jak ty.

Lydia zwiesiła głowę, wyczerpana otwartym wyznaniem. Po

chwili poczuła, że Nicholas obejmuje ją ramieniem w talii.

– Chodź – powiedział, prowadząc ją w stronę łóżka i sadzając na

nim. – Teraz dostrzegam, że moje niezdecydowanie i zachowanie
utrudniało ci obdarzenie mnie zaufaniem. Przeszłaś przez piekło.
Stopniowo, jeden za drugim, otaczający cię dorośli, w których
powinnaś była znaleźć oparcie, opuszczali ćię lub zawodzili.

– Nie rozmyślnie.

– Ale to uczynili. – Utkwił wzrok w podłodze. – Nauczyłaś się,

że możesz polegać wyłącznie na sobie, zanim pojawił się opiekun
prawny i pokazał, że mężczyźni potrafią być samolubni i okrutni.

background image

Lydia skinęła głową.

– Momentalnie się zorientował, że Cissy nie zachowuje się jak

normalna czternastolatka. Było to dla niego bardziej oczywiste niż dla
naszego taty, który już od dłuższego czasu nie widział niczego
wyraźnie.

– Nic dziwnego, że masz w sobie żelazną wolę – zauważył

ponuro Nicholas. – Ukrywałaś ją pod pozorną uległością. Pod delikatną
postacią, widocznym od czasu do czasu zakłopotaniem, skrywałaś
determinację, żeby znaleźć męża, i to nie jakiegokolwiek męża, ale
takiego, który zgodziłby się zabrać Cissy z przytułku.

– Ludzie mylą się co do mnie, nienawidzę tego! – uniosła się

Lydia. – Każdy myśli, że jestem wątłą roślinką, która potrzebuje
ochrony, głupiutką smarkulą pozbawioną oleju w głowie. Mogłabym
pracować na swoje utrzymanie, gdyby chodziło tylko o mnie. Gdybym
została guwernantką czy nauczycielką, nie zdołałabym uratować Cissy
i dać jej domu. Może powinnam była przeciwstawić się opiekunowi,
złamać przyrzeczenie i powiedzieć ci o chorej siostrze. Może trzeba
było posłuchać głosu serca i skorzystać z okazji, żeby przekonać cię do
zmiany zdania na temat małżeństwa, ale ja cię pokochałam. Nie
chciałam uwikłać cię w małżeństwo, przed którym się wzbraniałeś, i w
dodatku obarczyć osobą, do której większość ludzi, jak mi mówiono,
czułaby odrazę. Nie mogłabym ci tego zrobić.

Lydia poczuła się skrajnie zmęczona. Wstała, żeby wrócić do

swojej sypialni.

– Prawdę mówiąc, nie dziwi mnie, że zmieniłeś zdanie i nie masz

ochoty mnie poślubić – dodała. – Mam nadzieję, że chociaż mi
wybaczysz i nie będziesz mnie wspominał z goryczą. Wiem, że źle cię
potraktowałam.

Podeszła do drzwi, ale zatrzymała się jeszcze, z ręką na gałce.

– Przede wszystkim jednak nie chciałabym, żebyś wyjechał w

przekonaniu, że wykorzystałam cię seksualnie. To nie było tak. Gdy
ponownie się spotkaliśmy, zachowywałeś się wobec mnie tak, jakbyś
mnie nienawidził. Propozycji wspólnego przeżycia krótkiej miłosnej
przygody uchwyciłam się tak jak kiedyś zaoferowanej mi przez ciebie
przyjaźni. W obu przypadkach naprawdę wierzyłam, że to wszystko, co
mogę kiedykolwiek od ciebie dostać. Myślałam, że kiedy wreszcie się
ożenisz, wybierzesz na żonę miłą pannę z dobrego domu, a nie wdowę

background image

z synem. Nie mówiąc już o siostrze, której na dobrą sprawę nie można
spuścić z oka.

Oparła czoło o drzwi, niezdolna odwrócić się i spojrzeć na

Nicholasa.

– Mam nadzieję, że znajdziesz kogoś, kto da ci to wszystko,

czego ja nie mogę ci dać. Pragnę, żebyś był szczęśliwy.

Rothersthorpe zaklął pod nosem.

– Czy byłabyś szczęśliwa z innym mężczyzną? – spytał.

Lydia zacisnęła powieki. Wiedziała, że nie. Małżeństwo z

pułkownikiem dawało jej pewne zadowolenie, ale potrzeba było czasu,
żeby to nastąpiło. Pokręciła przecząco głową.

– W takim razie jak możesz oczekiwać, że będę szczęśliwy z inną

kobietą?

Nicholas podszedł do Lydii, wziął ją za łokieć i odwrócił twarzą

ku sobie.

– Przecież powiedziałeś, że jestem pusta w środku, niezdolna do

miłości.

– Zamierzasz wypominać mi każde głupie słowo, które

wypowiedziałem, będąc tak zdenerwowany, że nie zdawałem sobie
sprawy z tego, co plotę? Kocham cię, ty… niemądra kobieto.

Nicholas wziął Lydię w ramiona i przycisnął do piersi.

– Ale jak możesz? – wykrztusiła.

– Jeśli już o tym mówimy, to jak możesz kochać mnie? – odparł

pytaniem, cofając się nieco i unosząc jej brodę, tak żeby móc widzieć
jej twarz. – Jak się poznaliśmy, byłem samolubnym lekkoduchem. Gdy
zacząłem podejrzewać, że się w tobie zakochałem, rozmyślnie
dystansowałem się od ciebie, niejeden raz zresztą, po to tylko, by
stwierdzić, że ciągnie mnie do ciebie jak ćmę do światła. – Ujął w
dłonie jej twarz. – Oskarżałem cię, że mi nie ufasz, ale czy można się
dziwić? Ponosiłem przecież część winy. Trudno ci było uwierzyć w
moje oświadczyny, ponieważ byłem niczym chorągiewka na wietrze
częściowo dlatego, że nie miałem odwagi myśleć o tobie poważnie.
Cieszyłem się fatalną opinią, co wynikało nie tylko z mojego
zachowania, ale także ze złej sławy mojej rodziny. Słyszałem wiele
razy, jak przyzwoitki ostrzegały swoje podopieczne przed moją „złą
krwią”.

Nagle Lydia przypomniała sobie, co Nicholas mówił o osobach

background image

nienadających się do małżeństwa, które trzymają się razem. Myślała
wtedy, że ją miał na myśli, a tymczasem siebie w ten sposób określał.
Nie chodziło przy tym o to, że nie chciał się ożenić, ale o przekonanie,
że żadna przyzwoita panna za zechce go za męża.

– Wtedy żadna dziewczyna nie brała mnie poważnie, tym

bardziej taka, która oczekiwała od małżeństwa czegoś znacznie więcej
niż inne debiutantki – ciągnął Nicholas.

Och, odmowa musiała go zranić bardziej, niż sobie wyobrażała.

– Nigdy nie uważałam cię za tak złego, jak o tobie mówiono –

zaprotestowała Lydia. – Byłeś uprzejmy w stosunku do mnie,
cierpliwy. Och, gdybym tylko zaczekała na twój powrót i opowiedziała
ci o Cissy, znalazłbyś jakieś wyjście, żeby ją uratować, prawda?
Potrafiłeś uchronić rodzinny majątek przed bankructwem i ci, którzy
kiedyś nie szczędzili ci słów pogardy i potępienia, musieli zmienić
zdanie na twój temat. Dlaczego ja porzuciłam wszelkie nadzieje?

Łzy spłynęły jej po policzkach, kiedy uświadomiła sobie, jak

ciężko zapłaciła za brak zaufania.

– Uspokój się – napomniał ją zdecydowanie Nicholas. – Nie

chcę, żebyś się obwiniała. Prawda wygląda tak, że żadne z nas nie
miało dość pewności siebie, żeby walczyć o naszą miłość. Dopiero
teraz rozumiem, że powinienem był powiedzieć wprost pani Westerly,
że ci się oświadczyłem, zamierzam zmienić swoje życie i dowieść, iż
jestem ciebie wart. Cóż, uznałem, że zwiększę swoje szanse, jak
najpierw załatwię i sfinansuję pozwolenie na ślub.

– Och, Nicholas, a ja myślałam…

– Ciii… – Wziął ją w ramiona. – Wiem, co musiałaś myśleć.

Przepraszam za swoje zachowanie.

– Gdybym tylko bardziej ci zaufała, powiedziała ci o Cissy i

wyjaśniła, dlaczego tak rozpaczliwie chciałam wyjść za mąż!

Nicholas przecząco pokręcił głową.

– Nie mogłaś złamać obietnicy. Nie kochałbym cię tak bardzo,

gdybyś była kobietą, która łatwo cofa raz dane słowo.

– Wciąż mnie kochasz? Naprawdę mnie kochasz? – Policzki

Lydii były mokre od łez.

– Nie mam do ciebie pretensji, że tak trudno ci w to uwierzyć –

odrzekł Nicholas. – Kiedy spotkaliśmy się ponownie po latach,
zachowywałem się wobec ciebie okropnie, prawda? Wciąż byłem

background image

przepełniony goryczą.

– Rose od razu się domyśliła. – Lydia przytuliła się do niego

mocno. – Powiedziała, że nie byłbyś rozgoryczony, gdybym cię nie
zraniła.

– Jeśli to zrobiłaś, to tylko na skutek mojego postępowania –

skorygował Nicholas. – Wiedziałem, że mnie kochasz. Boże, ależ ja
byłem głupi.

– Nieprawda, nie byłeś głupi – zaprotestowała Lydia. –

Kochałam cię, starałam się jednak ukryć to przed tobą.

– Patrząc na mnie, miałaś serce w oczach. Byłem przerażony jak

diabli.

– Przepraszam.

– Nie. To ja powinienem przepraszać za to, że byłem…

– …młody i trochę niepewny siebie pod maską brawury –

dokończyła Lydia. – Nie byłeś gorszy niż ja.

– Zawstydzasz mnie, Lydio. Nawet podczas naszego ponownego

spotkania nie powiedziałaś jednego złego wyrzutu za to, jak cię
potraktowałem, i…

– Daj spokój – przerwała mu. – Oboje byliśmy za młodzi, żeby

wiedzieć, jak się zachować.

– Tak – przyznał. – I wiesz co? Na swój sposób… nie, pozwól mi

być całkowicie szczerym. Ból spowodowany utratą ciebie nadał
mojemu życiu nowy i pożądany kierunek. Mogłem skończyć tak jak
mój ojciec, tymczasem opamiętałem się, przyjrzałem własnemu
postępowaniu i w rezultacie zawróciłem z dotychczasowej drogi,
prowadzącej donikąd.

– Robert wspomniał, że uratowałeś Hemingford Priori. Jestem z

ciebie dumna.

Nicholas odsunął od siebie Lydię, by spojrzeć jej w oczy.

– Nie powinienem być tak zły na ciebie, co zademonstrowałem

na początku, gdy ponownie się spotkaliśmy. Nie miałem prawa być tak
brutalny, ale przez minione lata hodowałem w sobie żal do ciebie za to,
że wybrałaś pułkownika, a nie mnie. W dodatku kiedy cię zobaczyłem,
nie patrzyłaś na mnie jak dawniej, gdy byłaś młodziutką dziewczyną.
Odniosłem wrażenie, że jestem dla ciebie jednym z wielu mężczyzn,
gdy tymczasem nieprzerwanie za tobą tęskniłem. Nie mogłem tego
znieść, więc musiałem sprowokować cię do jakiejś reakcji, choćby to

background image

był gniew. Zniósłbym wszystko prócz obojętności.

– Nie byłeś mi obojętny – zapewniła go Lydia – ale przez lata

nauczyłam się skrywać emocje. Nie mogłam sobie pozwolić na to, by
czytano we mnie jak w otwartej księdze. Nie w tym domu. Szczęście
zbyt wielu osób zależało ode mnie, mojego spokoju i zrównoważenia.

Nicholas ponownie przycisnął Lydię do piersi.

– Nie mogę znieść myśli, że musiałaś pozwolić pułkownikowi…

Lydia położyła mu palec na ustach.

– Nie myśl o tym – powiedziała. – To już przeszłość. Był wobec

mnie uczciwy i taktowny. Po pewnym czasie polubiłam go, ale nigdy
nie byłam… to znaczy… – zaczerwieniła się – nie byłam z nim tak jak
z tobą, tutaj. – Ruchem głowy wskazała wąskie łóżko. – Nie
wyobrażam sobie, żebym mogła z jakimkolwiek mężczyzną przeżywać
taką rozkosz jak z tobą. Szczerze mówiąc, byłam zszokowana własnym
zachowaniem, które wzięło się stąd, że bardzo pragnęłam twojej
bliskości, nie tylko tego doskonałego ciała. Założyłam, że chcesz mi
ofiarować jedynie przelotną zażyłość. Przyszłam do ciebie,
przeświadczona, że mną pogardzasz.

Nicholas westchnął ciężko i pocałował Lydię. Oddała mu

pocałunek z pasją, czując także ogromną ulgę, że udało się im dojść do
porozumienia.

– Co dalej? – spytał. – Wiesz, że cię kocham i uwielbiam. Chcę,

żebyś została moją żoną. Czy wciąż mnie pragniesz?

– Bardziej niż kiedykolwiek – wyznała Lydia.

– A więc chodź. – Poprowadził ją do łóżka. – Kochajmy się

naprawdę.

Usiedli obok siebie i popatrzyli sobie w oczy, po czym się objęli.

– Poprzednio kochaliśmy się, skażeni goryczą. Nie ufaliśmy

sobie, baliśmy się odrzucenia. Chciałbym, żebyśmy zaczęli od nowa.

Rozbierali się nawzajem, przerywając co chwila, żeby całować

się i pieścić. Za każdym razem gdy Nicholas dotykał Lydii, miała
wrażenie, że dotyka jej duszy, nie ciała. Nie zachowywał się tak, jakby
chciał czegokolwiek dowieść, a ona wyzbyła się tej desperacji, z jaką
myślała o czekającej ją przyszłości bez ukochanego.

Gdy byli nadzy, wyciągnęli się na łóżku jedno przy drugim, nie

odrywając od siebie oczu. Lydia powoli przełożyła nogę przez udo
Nicholasa. Zagłębił się w niej i przylgnęli do siebie jeszcze ściślej,

background image

kołysząc się równym rytmem aż do całkowitego zatracenia, które
nastąpiło u obojga w tej samej chwili. Razem sięgnęli raju.

W pewnym momencie, wychynąwszy z błogostanu, Nicholas

popatrzył badawczo na Lydię.

– Wyjdziesz za mnie, prawda? Uznałem, że to pewne, gdy

wyznałaś, że mnie kochasz, ale właśnie uświadomiłem sobie, że nie
powiedziałaś „tak”.

– Tak – odparła z westchnieniem, obejmując go za szyję. – Tak –

powtórzyła poważnie, patrząc mu głęboko w oczy. – Tak – powtórzyła
ponownie i pocałowała Nicholasa. – Będę powtarzać „tak” każdego
dnia przez resztę życia, żeby ci przypominać. Naturalnie, jeśli tego
chcesz.

– O tak, chcę, choć zastanawiam się, czy zdołam podołać twoim

nienasyconym żądzom.

Przez sekundę myślała, że mówił poważnie, ale nagle zobaczyła

w jego oczach wesołe ogniki.

– Och, nie musisz się tym martwić – odrzekła z udawaną

powagą. – W końcu wiesz bardzo dobrze, że jeśli nie będziesz się czuł
na siłach, to potrafię obsłużyć się sama.

Nicholas wybuchnął śmiechem, przekręcił się na plecy i

pociągnął za sobą Lydię, tak że znalazła się na nim.

– Prawdę mówiąc, już czuję się trochę zmęczony – powiedział,

wyciągając ręce nad głową i udając, że ziewa. – Może powinnaś mi
przypomnieć, jaką jesteś mistrzynią w obsługiwaniu siebie.

– Ostrzegam cię, że to może potrwać bardzo długo – zaznaczyła,

siadając na nim i przyjmując go w siebie.

– Nie… – jęknął przeciągle, napinając mięśnie, gdy zaczęła

wykonywać miarowe ruchy.

– Tak – odparła, pochylając się, by go pocałować. – Co najmniej

pięćdziesiąt lat.

– Przypomnę ci to za pięćdziesiąt lat – ostrzegł.

– Poczekam.

– Bogu niech będą dzięki. – Przesunął dłonie wzdłuż jej ciała, aż

dotknął piersi. – Nie przeżyłbym następnego takiego dnia jak dzisiaj.
Gdy myślałem, że cię utraciłem…

– Nie utraciłeś mnie – zapewniła go. – Zawsze byłam twoja i

będę twoja. :)

background image

background image

background image


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Niemoralna propozycja Annie Burrows
Thompson Vicki Lewis Niemoralna propozycja (Prawdziwie i szaleńczo)
Sullivan Maxine Niemoralna propozycja
Niemoralna propozycja
Burrows Annie Miłosne perypetie lady Jane
Burrows Annie Cnotliwa żona
Poznawanie srodowiska propozycja zastosowania
Propozycja przygotowania schema Nieznany
Propozycja cenowa
Egzamin - propozycje pytan cz1, PKM Egzamin - teoria i zadania
Propozycje technik plastycznych, danaprus
Propozycje diagnostyczne i terapeutyczne w bólach głowy , Neurologia1
Propozycje na wiosne 2007, pytania inne luzem
propozycje pyta
Historyczne ciesielskie konstrukcje?chowe Propozycja systematyki i uporządkowania terminologii, cz
PROPOZYCJE TEMATÓW I ZAGADNIEŃ NA
Propozycje pytań na test 4
propozycje zadań

więcej podobnych podstron