102 Â
WIAT
N
AUKI
Grudzieƒ 1998
P
o raz pierwszy zdarza mi si´ pi-
saç recenzj´ ksià˝ki, która mi si´
zdecydowanie nie podoba∏a, któ-
ra wr´cz zirytowa∏a mnie do tego stop-
nia, ˝e w trakcie czytania mia∏em nie-
jednokrotnie ochot´ cisnàç jà z wÊciek-
∏oÊci w kàt pokoju. Jeden z najbardziej
presti˝owych periodyków naukowych,
Nature, ujà∏ to bardziej eufemistycznie,
piszàc, ˝e ksià˝ka jest „nieco perwersyj-
na, ale bardzo interesujàca...” Có˝,
odpornoÊç na perwersj´ zale˝y za-
pewne od wytrzyma∏oÊci psychicz-
nej recenzujàcego. Z drugiej strony
znam ludzi, którym ksià˝ka ta zde-
cydowanie si´ podoba∏a i uwa˝ajà jà
za pozycj´ wa˝nà. Mam niejasne
przeczucie, ˝e jej zalet´ widzà
dok∏adnie w tym, co doprowadza do
furii ludzi takich jak ja – zarozumia-
∏ych fizyków-teoretyków. Zdaj´ so-
bie doskonale spraw´, ˝e mam do
czynienia z pozycjà kontrowersyjnà
i w jej analizie postaram si´ (na tyle,
na ile mnie b´dzie staç) zachowaç
obiektywizm i nie daç si´ ponieÊç
emocjom.
Wypada∏oby rozpoczàç od rozszy-
frowania tytu∏u ksià˝ki. Jak piszà au-
torzy: „Golem to [...] sztuczny cz∏o-
wiek stworzony [...] z pomocà zakl´ç
i czarów. Jest pot´˝ny [...], ale tak˝e
niezdarny i niebezpieczny. [...] Go-
lem to metaforyczne okreÊlenie ka˝-
dego t´pego osi∏ka, który nie jest
Êwiadom ani w∏asnej si∏y, ani swojej
niezdarnoÊci i niewiedzy. [...] O˝y-
wia∏o go wypisane na czole hebraj-
skie s∏owo EMETH oznaczajàce praw-
d´ [...]. Nie znaczy to wszak˝e, ˝e
rozumia∏ on prawd´ – przeciwnie, da-
leko mu by∏o do tego.” Kim˝e jest ten
Golem? Termin „nauka”, który pojawia
si´ w podtytule jest dla polskiego czytel-
nika nieco mylàcy, autorom chodzi
o „sciences”, czyli nauki matematycz-
no-przyrodnicze.
Tak wi´c celem autorów jest wy-
kazanie, ˝e fizyka, chemia i biologia
sà wspó∏czesnym Golemem, monstru-
alnym wytworem cywilizacji zachod-
niej, goniàcym bezmyÊlnie za b∏´d-
nym ognikiem prawdy; zarozumia∏ym,
g∏upawym i szalbierczym. Autorzy do-
konujà zabiegu karko∏omnego i w
moim przekonaniu szalenie niebez-
piecznego, a w efekcie oszukaƒczego:
starajà si´ ukazaç nauk´, uchylajàc si´
jednoczeÊnie od refleksji na metodà
naukowà.
Ksià˝ka Collinsa i Pincha sk∏ada si´
z siedmiu rozdzia∏ów, opowiadajàcych
o jednym projekcie doÊwiadczalnym.
Wspólnym mianownikiem wszystkich
opisanych w Golemie historii jest nagi-
nanie wyników do z góry przyj´tego za-
∏o˝enia. W niektórych przypadkach za-
∏o˝enia te okaza∏y si´ poprawne, w
innych fa∏szywe, a w kilku – problem
nie zosta∏ rozstrzygni´ty do dzisiaj. Au-
torom nie czyni to ˝adnej ró˝nicy, jako
˝e ich celem jest, jak rozumiem, udo-
wodnienie, ˝e naukowcy zajmujàcy si´
naukami przyrodniczymi to s∏udzy Go-
lema – niezbyt màdrzy kabotyni. ˚eby
nie by∏o nam (tzn. fizykom, chemikom
i biologom) za bardzo przykro, Collins
i Pinch poklepujà nas protekcjonalnie
po ramieniu, mówiàc, ˝e bez nas nie by-
∏oby szczepionek, promów kosmicz-
nych, bomby atomowej i... katastrofy
w Czarnobylu.
W jednym z rozdzia∏ów autorzy opi-
sujà s∏ynny eksperyment, który mia∏
wykazaç, czy promienie odleg∏ych
gwiazd ulegajà ugi´ciu pod wp∏ywem
pola grawitacyjnego. DoÊwiadczenie to
przeprowadzone zosta∏o pod kierun-
kiem Eddingtona i jego wynik obarczo-
ny by∏ du˝ym b∏´dem. Pomimo to Ed-
dington og∏osi∏, ˝e zgadza si´ on do-
skonale z przewidywaniami teorii wzgl´-
dnoÊci. Nie mam powodów nie wierzyç
Collinsowi i Pinchowi, ˝e Eddington
manipulowa∏ danymi doÊwiadczalny-
mi, tak aby uzyskaç wynik zgodny
ze swoimi oczekiwaniami (i praw-
dà), tym bardziej, ˝e powo∏ujà si´
na prac´ profesjonalnych history-
ków nauki – Earmana i Glymoura
(OdnoÊnika do tej pracy pró˝no by
jednak szukaç w wydaniu polskim,
poniew˝ wydawca zrezygnowa∏ z
do∏àczenia spisu cytowanych arty-
ku∏ów i ksià˝ek.) Wyglàda na to, ˝e
dla autorów Golema przyk∏ad ten
jest bardzo istotny, w uzupe∏nieniu
bowiem do drugiego wydania an-
gielskiego, które ukaza∏o si´ kilka
tygodni temu, bardzo skrupulatnie
podliczajà, w ilu podr´cznikach i
ksià˝kach o teorii wzgl´dnoÊci po-
daje si´ (wed∏ug Collinsa i Pincha
– niezgodnie z prawdà), ˝e do-
Êwiadczenie Eddingtona mia∏o dla
teorii grawitacji Einsteina znaczenie
rozstrzygajàce.
Dog∏´bna analiza doÊwiadczenia
Eddingtona nie jest w moim prze-
konaniu istotna. Podstawowy pro-
blem polega na tym, ˝e fakt takiego
czy innego manipulowania danymi
albo te˝ sposób ich publicznego za-
prezentowania nie ma – ze wspó∏-
czesnej perspektywy – ˝adnego zna-
czenia. Jest to problem dla nielicznej
grupy historyków nauki. Có˝ mnie
dzisiaj obchodzi, ˝e Eddington odrzu-
ci∏ cz´Êç danych (poza tym, ˝e wykaza∏
si´ godnà wielkiego uczonego intuicjà),
jeÊli teoria wzgl´dnoÊci potwierdzona
zosta∏a w olbrzymiej liczbie ekspery-
mentów? Autorzy chcà, zdaje si´, zde-
mistyfikowaç nauki przyrodnicze, su-
gerujàc, ˝e nie sà one a˝ tak „Êcis∏e”, jak
wynika∏oby z ich nazwy. JeÊli chodzi∏o
im o pokazanie na przyk∏adach, ˝e tech-
niki doÊwiadczalne sà zawodne i obar-
czone du˝ym b∏´dem (szczególnie gdy
eksperymenty prowadzone sà na gra-
nicy mo˝liwoÊci technologicznych), nie
RECENZJE I KOMENTARZE
Czego mo˝na nie wiedzieç o nauce
GOLEM CZYLI CO TRZEBA WIEDZIEå O NAUCE. Harry Collins i Trevor Pinch. T∏uma-
czy∏a Anna Tanalska-Dul´ba, Wydawnictwo CiS, Warszawa 1998.
jest to zaiste warte kartki papieru, a co
dopiero ksià˝ki.
Collins i Pinch zdajà si´ pomijaç fakt,
˝e nauki przyrodnicze stojà na dwóch
fundamentach: doÊwiadczalnej obser-
wacji Êwiata i jego platoƒskiej wizji – in-
tuicji rodzàcych si´ w umys∏ach teorety-
ków; piszàc o tym pierwszym aspekcie,
ignorujà zupe∏nie drugi. A przecie˝ na-
uki Êcis∏e rozkwitajà w symbiozie teo-
rii i doÊwiadczenia – prezentowanych
hipotez i ich weryfikacji. Podana w ksià˝-
ce historia eksperymentu Eddingtona
t´ tez´ o jednoÊci doÊwiadczeƒ i teorii
doskonale potwierdza: gdyby Einstein
nie sformu∏owa∏ swojej teorii, Eddington
nie zada∏by sobie trudu sprawdzania jej
przewidywaƒ doÊwiadczalnych.
Mo˝na si´ spieraç, czy to teoria, czy
doÊwiadczenie w wi´kszym stopniu
przyczynia si´ do rozwoju wiedzy, ale
nie ulega wàtpliwoÊci, ˝e jednym z mo-
torów post´pu sà „zwariowane” pomy-
s∏y teoretyków. Autorzy Golema zupe∏nie
ignorujà ten aspekt rozwoju nauki.
W pewnym miejscu piszà oni wr´cz, ˝e
„nauka «co-by-by∏o-gdyby» nie jest na-
ukà konwencjonalnà; w zwyk∏ej nauce
z pewnoÊcià nie zakwitajà miliony kwia-
tów”. Byç mo˝e autorzy nie mieli nigdy
w r´ku The Physical Review albo jakiego-
kolwiek periodyku poÊwi´conego fizy-
ce teoretycznej. Jest to o tyle dziwne, ˝e
obaj sà profesorami zajmujàcymi si´ stu-
diami nad naukà. Czytajàc Golema, odno-
si∏em czasem wra˝enie, ˝e ktoÊ usi∏uje
tu kimÊ manipulowaç (to w∏aÊnie w mo-
mentach takiego nag∏ego oÊwiecenia
mia∏em ochot´ cisnàç ksià˝k´ w kàt).
We wspomnianym ju˝ dodatku do
drugiego wydania angielskiego ksià˝ki
autorzy piszà, ˝e celem ich pracy by∏o
zbudowanie „wyspy pojednania” na
oceanie oddzielajàcym oddalone od sie-
bie Êwiaty nauk humanistycznych i na-
uk przyrodniczych. Nie bardzo rozu-
miem, jak celowi temu s∏u˝yç ma poda-
nie kilku anegdot z historii nauki. JeÊli
opowieÊci te traktowaç jako kompromi-
tujàce nauki przyrodnicze, to byç mo˝e
Golem ma w zamierzeniu odgrywaç ro-
l´ terapeutycznà dla humanistów cier-
piàcych na „syndrom zazdroÊci o fizy-
k´”. A jeÊli tak jest rzeczywiÊcie, to ksià˝-
ka ta wpisuje si´ doskonale w koncepcj´
postmodernizmu, b´dàcego – podobnie
jak romantyzm prze∏omu XVIII i XIX
oraz modernizm koƒca XIX wieku –
alergicznà i anarchizujàcà, ale w efek-
cie stosunkowo pustà intelektualnie
reakcjà na kolejne przewroty nauko-
wotechnologiczne, które rozumiane
opacznie zdajà si´ negowaç podmioto-
woÊç cz∏owieka i wag´ jego myÊli i
uczuç.
Autorzy si´ zarzekajà, ˝e ich za-
mierzeniem nie jest podwa˝enie wiary
spo∏eczeƒstwa w nauk´. Taki jest jed-
nak w moim przekonaniu wydêwi´k tej
ksià˝ki dla zwyk∏ego czytelnika. I tu
sprawa staje si´ powa˝niejsza. Jest
prawdà, ˝e naukowcy – jak wszyscy lu-
dzie – sà omylni, podatni na wp∏ywy,
rzàdni s∏awy. Jest równie˝ prawdà, ˝e
b∏àd hydraulika grozi w najgorszym
przypadku zalaniem mieszkania, b∏àd
zaÊ grupy ekspertów naukowych – ka-
tastrofà na skal´ Czarnobyla.
Problem polega jednak na tym, ˝e
wspó∏czesna cywilizacja wymaga po-
dzia∏u ról spo∏ecznych, niezliczonej licz-
by fachowych ekspertyz – równie˝ ta-
kich, które pomagajà w eliminowaniu
skutków katastrof – a te zdolni sà prze-
prowadzaç tylko wykwalifikowani spe-
cjaliÊci. Nie nale˝y wynosiç nauk przy-
rodniczych na o∏tarze (˝aden nauko-
wiec-przyrodnik nie ma zresztà takie-
go zamiaru), ale nie mog´ oprzeç si´
wra˝eniu, ˝e jedynà przejrzystà tezà
ksià˝ki Collinsa i Pincha jest, ˝e spo∏e-
czeƒstwa powinny traktowaç swoich
ekspertów z du˝à dozà sceptycyzmu –
a wtedy niewielki ju˝ krok dzieli nas od
stworzenia prawdziwego Golema, a
mo˝e wr´cz Frankensteina: zaw∏adni´-
cia ÊwiadomoÊcià spo∏ecznà przez gru-
p´ szarlatanów podajàcych si´ za le-
karzy, wró˝ek uczàcych jak ˝yç, i ∏ow-
ców UFO wietrzàcych wsz´dzie spisek
Marsjan.
Jerzy Kowalski-Glikman
Ksià˝ki mo˝na kupiç w ksi´garniach lub zamówiç w sprzeda˝y wysy∏kowej: Klub Ksià˝ki Ksi´garni Krajowej, skr. pocztowa 21, 02-600 Warszawa 13;
telefonicznie pod numerami: 0-800 244 88 i 0-800-123-124 (po∏àczenie bezp∏atne) oraz (0-22) 843 51 21 i 843 41 61.
Do ka˝dego zamówienia doliczamy 3,50 z∏ na koszt wysy∏ki.
Zapraszamy do ksi´garni firmowych ul. Nowy Âwiat 44, ul. Ró˝ana 34 i ul. Gara˝owa 7 w Warszawie
oraz w Krakowie ul. S∏awkowska 10 i w Gdaƒsku ul. D∏uga 67/68.
cena detaliczna 39,90 z∏
opowieÊci o narodzinach mitów
zwiàzanych z gwiazdami
perypetie kalendarza
w czasach nowo˝ytnych
W przygotowaniu
„Gwiazdozbiory”
tych samych autorów
poleca ksià˝k´ popularnonaukowà dla starszych dzieci
poleca ksià˝k´ popularnonaukowà dla starszych dzieci
Kto i po co wynalaz∏ kalendarz?
Skàd wiemy
, ile dni ma rok?
Jak mierzono up∏yw czasu,
gdy nie by∏o zegarków
ani komputerów?
Rok 2000 – co to w∏aÊciwie znaczy?
Kto i po co wynalaz∏ kalendarz?
Skàd wiemy
, ile dni ma rok?
Jak mierzono up∏yw czasu,
gdy nie by∏o zegarków
ani komputerów?
Rok 2000 – co to w∏aÊciwie znaczy?