Hayek Droga do Zniewolenia Editor

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

Friedrich August von Hayek DROGA DO ZNIEWOLENIA

Spis treœci

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO
...................... PRZEDMOWA...........................................
WPROWADZENIE........................................ I Porzucona droga II Wielka
utopia III Indywidualizm i kolektywizm IV " NieuchronnoϾ" planowania V
Planowanie i demokracja VI Planowanie a rz¹dy prawa VII Kontrola gospodarcza a

totalitaryzm VIII Kto, komu? IX Bezpieczestwo i wolnoœæ X Dlaczego najgorsi pn¹
siê w górê XI Koniec prawdy XII Socjalistyczne korzenie nazizmu XIII
Totalitaryœci s¹ wœród nas XIV Warunki materialne a idealne cele XV Perspektywy
³adu miêdzynarodowego XVI Zakoczenie INDEKS = Przedmowa do wydania polskiego =
Przedmowa do polskiego t³umaczenia Drogi do niewolnictwa napisana w lipcu 1983
roku w Obergorgl. W chwili, gdy ksi¹ ka ta uka¿e siê w polskim t³umaczeniu
bêdzie to ju piêtnasty jej przek³ad w ci¹gu czterdziestu lat jakie up³ynê³y od
pierwszego wydania w 1944 roku. Fakt ten nastêpuje wkrótce po wydaniu wersji
rosyjskiej. Rok 1984, dziêki znacznie s³awniejszej ksi¹ ce George'a Orwella, do
napisania której w sposób widoczny zainspirowa³a go lektura pierwszego wydania
mojej ksi¹ ki, sta³ siê symbolem niebezpieczestwa jakie zagra a³o nam ze strony
iluzji rz¹dz¹cych œwiatem przed czterdziestu laty. Jestem przekonany, i Orwell i
ja zas³ugujemy na pewien kredyt zaufania poniewa nie wpadliœmy w pu³apkê, która
zwiod³a tak wielu ludzi maj¹cych wprawdzie dobre zamiary, ale nierozs¹dnych.
Przed czterdziestu laty, gdy z kocem ostatniej wojny przybra³a na sile dyskusja
na temat potrzeby alternatywnych ³adów spo³ecznych i gospodarczych, zdo³ano
unikn¹æ realizacji pewnej, ca³kowicie przekonywaj¹cej decyzji, uznawszy
zasadnie, i z prawdziwego twierdzenia naukowego o tym, co jest, nie sposób
wyci¹gn¹æ wniosków o tym co, z moralnego punktu widzenia, byæ powinno. Jest to
absolutna prawda. Lecz chocia nauka nie ma w³aœciwych uprawnie, aby os¹dzaæ
wzglêdn¹ wartoœæ ró nych przekona moralnych, to jest przecie nie tylko

uprawniona do udzielenia odpowiedzi na bardzo istotne pytania, ale tych
odpowiedzi wrêcz siê od niej oczekuje. Co mianowicie, doprowadzi³o do powstania
ró nych przekona moralnych, zw³aszcza na temat w³asnoœci prawatnej i rodziny,

jakie ywi siê w ró nych spo³eczestwach? S¹ to pytania trudne, ale œciœle
naukowe. Jeœli odpowiedŸ naukowa stwierdza³aby, i jeden z owych alternatywnych
systemów moralnych doprowadzi do œmierci po³owy ludnoœci wspó³czesnego œwiata,
nauka nie by³aby w stanie rozstrzygn¹æ czy jest to dobre, czy z³e, ale
najzwyklejsi ludzie nie mieliby specjalnych w¹tpliwoœci, który z obu systemów

bardziej im odpowiada. Friedrich August Hayek PRZEDMOWA Gdy zawodowy badacz
zagadnie spo³ecznych pisze ksi¹ kê polityczn¹, jego pierwszym obowi¹zkiem jest
powiedzieæ to wprost. Ta ksi¹ ka jest ksi¹ k¹ polityczn¹. Nie mam zamiaru

ukrywaæ tego nadaj¹c jej, jak mo e móg³bym to zrobiæ, bardziej eleganckie i
ambitne miano eseju z zakresu filozofii spo³ecznej. Ale, jakkolwiek byœmy j¹
nazwali, zasadnicz¹ spraw¹ pozostaje to, e wszystko, co mam do powiedzenia
wynika z pewnych podstawowych wartoœci. Mam nadziejê, e w tej ksi¹ ce wywi¹za³em
siê w sposób w³aœciwy z drugiego i niemniej wa nego obowi¹zku: okreœlenia jasno

i bez cienia w¹tpliwoœci jakie s¹ owe wartoœci podstawowe, na których oparty
jest ca³y wywód. Chcia³bym do tego dodaæ jeszcze jedno. Chocia jest to ksi¹ ka
polityczna, jestem absolutnie pewien, e przekonania w niej zawarte nie s¹

wyznaczone przez mój osobisty interes. Nie znajdujê powodu, dla którego ten typ
spo³eczestwa, który uwa am za po ¹dany, powinien oferowaæ wiêcej korzyœci mnie,
ni ogromnej wiêkszoœci ludzi w moim kraju. Prawdê rzek³szy moi koledzy
socjaliœci powiadaj¹, e jako ekonomista powinienem mieæ znacznie wa niejsz¹
pozycjê w tym typie spo³eczestwa, któremu jestem przeciwny; zak³adaj¹c

oczywiœcie, e by³bym sk³onnny zaakceptowaæ ich pogl¹dy. Jestem równie pewien, e
mój sprzeciw wobec tych pogl¹dów nie zrodzi³ siê z tego powodu, e ró ni¹ siê one
od przekona, które mia³em, staj¹c siê doros³ym cz³owiekiem. S¹ to bowiem te

pogl¹dy, które podziela³em jako m³odzieniec i one sprawi³y, i zaj¹³em siê
zawodowym uprawianiem ekonomii. Na u ytek zaœ tych, którzy - zgodnie z obecn¹
mod¹ - doszukuj¹ siê w g³oszeniu opinii politycznych jedynie interesownych
motywów, niech mi wolno bêdzie dodaæ, e mam wszelkie powody, aby nie pisaæ czy
nie publikowaæ tej ksi¹ ki. Zapewne obrazi ona wielu ludzi, z którymi pragn¹³bym

yc w przyjaŸni. Pisz¹c j¹ musia³em od³o yæ na bok pracê, do której czujê siê
lepiej przygotowany i na d³u sz¹ metê przywi¹zujê do niej wiêksze znaczenie.
Ponadto ksi¹ ka ta uprzedzi wielu do wyników moich bardziej akademickich prac,
do jakich sk³aniaj¹ mnie moje upodobania. Jeœli mimo to uzna³em napisanie jej za
obowi¹zek, przed którym nie wolno siê uchyliæ, to sprawi³ to przede wszystkim
szczególny i wa ki moment w obecnej dyskusji o problemach przysz³ej polityki
ekonomicznej, którego opinia publiczna nie jest dostatecznie œwiadoma. Jest
faktem, e wiêkszoœæ ekonomistów zosta³a wci¹gniêta przez machinê wojenn¹ i

Seite 1

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

zmuszona do milczenia w zwi¹zku z pe³nieniem przez siebie urzêdowych funkcji, i
e w rezultacie publiczna opinia na temat tych problemów jest w zatrwa aj¹cym
stopniu kszta³towana przez amatorów i dziwaków, ludzi, pragn¹cych przy tej
okazji upiec w³asn¹ piecze, albo sprzedaæ cudowny lek na wszystko. W takich
okolicznoœciach, gdy jeszcze dysponuje siê wolnym czasem na pisanie, nie ma siê

prawa chowaæ dla siebie obaw, jakie ostatnie tendencje musz¹ wywo³aæ w umys³ach
wielu spoœród tych, którzy nie mog¹ ich publicznie wypowiedzieæ. Jednakowo w
innych warunkach chêtnie pozostawi³bym dyskusjê nad kwesti¹ polityki pastwowej
tym, którzy s¹ do tego bardziej upowa nieni i posiadaj¹ w tym zakresie lepsze
kwalifikacje. Podstawowa argumentacja tej ksi¹ ki by³a po raz pierwszy
zarysowana w artykule pt. Freedom and the Economic System, który ukaza³ siê w
<192>Contemporary Review<170> z kwietnia 1938 roku i by³ póŸniej przedrukowany w
rozszerzonej wersji jako jeden z Public Policy Pamphlets redagowanych przez
prof. H. D. Gideonse dla University of Chicago Press (1939). Winienem wyraziæ
wdziêcznoœæ wydawcom obu tych publikacji za zgodê na przytoczenie z nich pewnych
ustêpów. F. A. Hayek WPROWADZENIE @MOTTO = Niewiele jest odkryæ bardziej
irytuj¹cych ni te, które ujawniaj¹ rodowód idei. Lord Acton Wydarzenia
wspó³czesne tym siê ró ni¹ od historycznych, e nie znamy skutków jakie mog¹
wywo³aæ. Patrz¹c wstecz jesteœmy w stanie oszacowaæ znaczenie przesz³ych zdarze
i ustaliæ konsekwencje do jakich doprowadzi³y one w swym przebiegu. Lecz, gdy
dzieje biegn¹ swoim torem nie s¹ dla nas histori¹. Wiod¹ one nas ku nieznanemu
l¹dowi, my zaœ tylko z rzadka i niewyraŸnie dostrzegamy to, co le y przed nami.
By³oby inaczej, gdyby dane nam by³o prze yæ po raz drugi te same wydarzenia,
dysponuj¹c zarazem pe³n¹ wiedz¹ o tym, co widzieliœmy uprzednio. Jak e wówczas
odmiennie przedstawia³yby siê nam rzeczy, jak wa ne i budz¹ce lêk wydawa³yby siê
nam zmiany, które teraz ledwie zauwa amy! Chyba szczêœliwie siê sk³ada, e

cz³owiek nigdy nie bêdzie móg³ tego doœwiadczyæ i nie wie nic o prawach, którym
historia musi byæ pos³uszna. Mimo, i historia nigdy w pe³ni siê nie powtarza, i
w³aœnie dlatego, i aden rozwój wypadków nie jest nieuchronny, mo emy w pewnej
mierze nauczyæ siê od przesz³oœci, jak unikaæ powtarzania tego samego przebiegu
wydarze. Nie trzeba byæ prorokiem, aby zdawaæ sobie sprawê z nadchodz¹cych

niebezpieczestw. Przypadkowe po³¹czenie doœwiadczenia i uwagi czêsto ukazuje
komuœ zdarzenia od strony, któr¹ do tej pory niewielu dostrzega³o. Ksi¹ ka ta
jest rezultatem doœwiadczenia na sobie powtórnego prze ycia niemal tego samego

okresu historycznego, lub przynajmniej dwukrotnego przeœledzenia bardzo podobnej
ewolucji idei. Choæ nie jest prawdopodobne, aby doœwiadczenie to mo na by³o
zdobyæ w jednym kraju, w pewnych okolicznoœciach wszak e mo na zyskaæ je przez
d³ugotrwa³e przebywanie kolejno w ró nych krajach. Wprawdzie wp³ywy jakim
podlega ogólny kierunek myœlenia poœród najbardziej cywilizowanych narodów s¹ w

znacznej mierze podobne, niekoniecznie jednak oddzia³uj¹ one w tym samym czasie
i w tym samym tempie. Zatem przenosz¹c siê z jednego kraju do drugiego mo na
czasami dwukrotnie zaobserwowaæ podobne fazy przemian intelektualnych. Zmys³y

wyostrzaj¹ siê wtedy szczególnie. Gdy ktoœ ponownie s³yszy opinie i powtórnie
dowiaduje siê o zalecanych metodach, z którymi zetkn¹³ siê po raz pierwszy przed
dwudziestu lub dwudziestu piêciu laty, nabieraj¹ one dla niego nowego znaczenia,
jako symptomy pewnej okreœlonej tendencji rozwojowej. Sugeruje to, je eli nie
nieuchronnoœæ, to przynajmniej prawdopodobiestwo, e rozwój wypadków bêdzie mia³

podobny przebieg. Trzeba teraz koniecznie sformu³owaæ tê trudn¹ do
zaakceptowania prawdê, i grozi nam w pewnej mierze powtórzenie losu Niemiec. To
prawda, e niebezpieczestwo nie jest bezpoœrednie, a warunki w Anglii i Stanach

Zjednoczonych s¹ nadal tak odleg³e od tych, których œwiadkami byliœmy w
ostatnich latach w Niemczech, e trudno uwierzyæ, i zmierzamy w tym samym
kierunku. Chocia jednak droga ta jest d³uga, to im dalej siê ni¹ pod¹ a, tym
trudniej z niej zawróciæ. Wprawdzie w dalszym horyzoncie czasowym jesteœmy
panami w³asnego losu, to przecie na krótsz¹ metê jesteœmy niewolnikami idei,

które sami stworzyliœmy. Tylko wówczas, gdy w porê rozpoznamy niebezpieczestwo,
mo emy mieæ nadziejê, e go unikniemy. Oczywiœcie Anglia i Stany Zjednoczone nie
s¹ jeszcze podobne do Niemiec Hitlera, Niemiec czasu obecnej wojny. Ale badacze

pr¹dów umys³owych nie mog¹ nie dostrzec, i istnieje wiêcej, ni tylko
powierzchowne podobiestwo miêdzy zasadniczym kierunkiem myœlenia w Niemczech
podczas ostatniej wojny [I wojny œwiatowej przyp. t³um.] i po jej zakoczeniu, a

obecnym nurtem idei w tych demokratycznych krajach. Wystêpuje tam obecnie to
samo przekonanie, i organizacja pastwa przyjêta dla celów obronnych powinna byæ
utrzymana ze wzglêdu na zadania jakie wi¹ ¹ siê z rozwojem i budowaniem. Obecna
jest tam ta sama pogarda dla dziewiêtnastowiecznego liberalizmu, ten sam
fa³szywy <192>realizm<170>, a nawet cynizm, ta sama fatalistyczna akceptacja
<192>nieuchronnych tendencji<170>. Zaœ co najmniej dziewiêæ dziesi¹tych nauk,
które jak tego pragn¹ najbardziej krzykliwi reformatorzy winniœmy sobie
przyswoiæ, to w³aœnie nauki, jakie Niemcy wyci¹gnêli z ostatniej wojny, nauki w

Seite 2

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

znacznej mierze bêd¹ce przyczyn¹ powstania systemu nazistowskiego. Bêdziemy
mieli jeszcze sposobnoœæ pokazania w tej ksi¹ ce, e istnieje wiele innych
kwestii, w których, jak siê wydaje, z opóŸnieniem piêtnastu, dwudziestu piêciu
lat, pod¹ amy œladem Niemiec. Chocia ma³o kto lubi, aby mu wci¹ o tym
przypominaæ, to jednak trzeba powiedzieæ, i niewiele lat up³ynê³o od czasu, gdy

zwolennicy postêpu powszechnie wskazywali na socjalistyczn¹ politykê tego kraju
jako przyk³ad do naœladowania. Podobnie, jak w ostatnich czterech latach Szwecja
sta³a siê modelowym krajem, na który zwrócone by³y ich oczy. Wszyscy zaœ,
których pamiêæ siêga dalej co najmniej jedno pokolenie przed ostatni¹ wojn¹
wiedz¹ jak dalece niemiecka myœl i niemiecka praktyka oddzia³ywa³y na idee i
politykê w Anglii, a i do pewnego stopnia w Stanach Zjednoczonych. Autor spêdzi³
niemal po³owê swego doros³ego ycia w rodzinnej Austrii, utrzymuj¹c œcis³y
kontakt z niemieckim yciem intelektualnym, drug¹ zaœ po³owê w Stanach
Zjednoczonych i w Anglii. W ci¹gu tego ostatniego okresu dochodzi³ on stopniowo
do przekonania, e przynajmniej niektóre spoœród si³, które zniszczy³y wolnoœæ w
Niemczech, dzia³aj¹ tak e i tutaj, a charakter i Ÿród³o tego niebezpieczestwa s¹
nawet, jeœli to mo liwe, w jeszcze mniejszym stopniu rozumiane, ni mia³o to
miejsce w Niemczech. Wci¹ nie dostrzega siê tej najwiêkszej tragedii jak¹ jest
fakt, i w Niemczech przewa nie ludzie dobrej woli, podziwiani i stawiani za wzór
w krajach demokratycznych, utorowali, jeœli zgo³a nie zbudowali, drogê si³om,
które s¹ teraz dla nich synonimem wszystkiego, czego nienawidz¹. Lecz szansa
unikniêcia podobnego losu zale y od tego, czy zdo³amy stawiæ czo³a
niebezpieczestwu i od naszej gotowoœci do zrewidowania nawet najbardziej drogich
nam nadziei i ambicji, jeœli mia³yby siê okazaæ Ÿród³em zagro enia. Ma³o jest
dot¹d oznak, i mamy intelektualn¹ odwagê, aby przyznaæ wobec samych siebie, i
byæ mo e, nie mieliœmy racji. Niewielu jest gotowych przyznaæ, i powstanie

faszyzmu i nazizmu nie by³o reakcj¹ przeciwko socjalistycznym tendencjom
wczeœniejszego okresu, lecz nieuchronnym ich skutkiem. Jest to prawda, której
wiêkszoœæ ludzi nie chcia³a dostrzegaæ, nawet wówczas, gdy podobiestwo wielu
odpychaj¹cych cech wewnêtrznego ustroju Rosji i narodowo-socjalistycznych
Niemiec by³o powszechnie zauwa ane. W rezultacie wielu spoœród tych, którzy

s¹dz¹, i wznosz¹ siê nieskoczenie ponad abberacje nazizmu i szczerze nienawidz¹
wszelkich jego przejawów, pracuje jednoczeœnie na rzecz idea³ów, których
realizacja prowadzi wprost do budz¹cej odrazê tyranii. Wszelkie podobiestwa

pomiêdzy wydarzeniami w ró nych krajach s¹ oczywiœcie zwodnicze, ale nie opieram
moich wywodów wy³¹cznie na takich porównaniach, ani te nie dowodzê, e taki
rozwój wypadków jest nieunikniony. Gdyby tak by³o, to pisanie na ten temat nie
mia³oby sensu. Mo na ich unikn¹æ, jeœli ludzie w porê uœwiadomi¹ sobie dok¹d
mog¹ prowadziæ ich starania. Ale do niedawna nie by³o prawie nadziei, e

jakakolwiek próba unaocznienia im niebezpieczestwa zakoczy siê sukcesem. Wydaje
siê jednak, e obecnie sytuacja dojrza³a do pe³niejszego przedyskutowania ca³oœci
tej kwestii. Nie tylko bowiem problem ten jest obecnie szerzej rozumiany, lecz

istniej¹ tak e szczególne powody, które w tym stanie rzeczy nakazuj¹ nam wyjœæ
na przeciw problemom. Powie ktoœ mo e, e nie jest to czas odpowiedni do
stawiania kwestii, która wywo³uje gwa³towne starcie opinii. Ale socjalizm, o
którym mówimy nie jest spraw¹ partii, a zagadnienia, które rozwa amy, maj¹
niewiele wspólnego z problemami, wokó³ których tocz¹ siê spory miêdzy partiami.

To, e pewne grupy mog¹ pragn¹æ mniej socjalizmu od innych, e jedne chc¹
socjalizmu jedynie w interesie tej grupy, a pozosta³e w interesie jakiejœ innej,
nie ma wp³ywu na nasz problem. Jeœli wzi¹æ pod uwagê ludzi, których pogl¹dy maj¹

wp³yw na wydarzenia, to istotne jest, e wszyscy oni, yj¹cy obecnie w krajach
demokratycznych, s¹ socjalistami. Jeœli nie jest ju w modzie podkreœlanie, e
<192>wszyscy teraz jesteœmy socjalistami<170>, to dzieje siê tak dlatego, e fakt
ten jest ju zbyt oczywisty. Ma³o kto w¹tpi, i musimy zd¹ aæ ku socjalizmowi, a
wiêkszoœæ ludzi próbuje jedynie zmieniæ kierunek tego ruchu w interesie

okreœlonej klasy czy grupy. Dzieje siê tak, poniewa nieomal ka dy chce, abyœmy
pod¹ ali w tym kierunku. Nie ma przecie adnych obiektywnych faktów, które
nadawa³yby mu nieuchronny charakter. Bêdziemy musieli póŸniej powiedzieæ nieco o

rzekomej nieuchronnoœci <192>planowania<170>. Zasadnicz¹ spraw¹ jest, dok¹d,
pod¹ aj¹c tak, dotrzemy? Czy nie jest mo liwe, aby ludzie o przekonaniach
nadaj¹cych teraz temu ruchowi przemo ny impet, skoro zaczn¹ dostrzegaæ to, co

jedynie niewielu dot¹d zrozumia³o, wycofali siê przera eni i porzucili
poszukiwania, które przez pó³ wieku absorbowa³y tak wielu ludzi dobrej woli?
Kwestia dok¹d nas zaprowadz¹ owe powszechne w naszym pokoleniu przekonania nie
jest problemem dla jednej partii, ale dla ka dego z nas, problemem o najwiêkszej
donios³oœci. Czy mo na sobie wyobraziæ wiêksz¹ tragediê, ni wówczas, gdy
usi³uj¹c œwiadomie kszta³towaæ nasz¹ przysz³oœæ zgodnie ze szczytnymi idea³ami,
w istocie bezwiednie stworzylibyœmy dok³adne przeciwiestwo tego, do czego
usilnie d¹ yliœmy? Istnieje jeszcze bardziej nagl¹cy powód, dla którego w³aœnie

Seite 3

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

teraz powinniœmy powa nie staraæ siê zrozumieæ si³y jakie zrodzi³y narodowy
socjalizm, bowiem umo liwi to zrozumienie naszego wroga i kwestii, o które nam
chodzi. Nie mo na zaprzeczyæ, e znajomoœæ pozytywnych idea³ów, o które walczymy,
jest wci¹ ma³a. Wiemy, e walczymy o wolnoœæ kszta³towania naszego ycia zgodnie z
naszymi przekonaniami. To wiele, ale wci¹ za ma³o. Za ma³o, aby dostarczyæ nam

niezachwianych przekona potrzebnych do przeciwstawienia siê przeciwnikowi, który
u ywa propagandy jako jednej z g³ównych broni, zarówno w najbardziej krzykliwej,
jak i najsubtelniejszej formie. Jest to tym bardziej niewystarczaj¹ce, jeœli
mamy przeciwstawiæ siê tej propagandzie wœród ludzi w krajach pozostaj¹cych pod
kontrol¹ przeciwnika i tam, gdzie skutki takiej propagandy nie znikn¹ wraz z
przegran¹ pastw Osi. To za ma³o, jeœli mamy ukazaæ innym, e to, o co walczymy
warte jest ich wsparcia. To za ma³o, by byæ dla nas drogowskazem przy budowie
nowego œwiata bezpiecznego od zagro e, jakim podlega³ stary œwiat. Jest faktem
godnym ubolewania, e przed wojn¹ kraje demokratyczne w swym postêpowaniu z
dyktatorami, niemniej ni w swoich wysi³kach propagandowych i w trakcie dyskusji
nad w³asnymi celami wojennymi, wykazywa³y wewnêtrzn¹ chwiejnoœæ i niepewnoœæ
celu, co mo na wyjaœniæ jedynie chaosem w³asnych idea³ów i natur¹ ró nic
dziel¹cych je od przeciwnika. Daliœmy zwieœæ siê tak bardzo, poniewa nie
chcieliœmy uwierzyæ, e przeciwnik szczerze g³osi³ pewne pogl¹dy, które
podzielaliœmy tylko dlatego, e uwierzyliœmy w szczeroœæ niektórych innych jego
deklaracji. Czy zarówno partie lewicowe i prawicowe nie oszukiwa³y siê wierz¹c,
e partia narodowo-socjalistyczna by³a na us³ugach kapitalizmu i przeciwko
wszelkim formom socjalizmu? Ilu to elementów systemu hitlerowskiego nie zalecano
nam do naœladowania z najbardziej nieoczekiwanych stron, nieœwiadomych, e owe
sk³adniki s¹ integraln¹ czêœci¹ tego systemu i nie daj¹ siê pogodziæ z wolnym
spo³eczestwem, które mamy nadziejê ochroniæ i zachowaæ? Iloœæ niebezpiecznych

pomy³ek, jakie pope³niliœmy przed wojn¹ i od czasu jej wybuchu, z powodu
niezrozumienia przeciwnika, któremu stawiamy czo³a, jest przera aj¹ca. Odnosi
siê nieomal wra enie, i nie chcieliœmy zrozumieæ rozwoju wydarze, z jakiego
zrodzi³ siê totalitaryzm, poniewa taka wiedza mog³aby zniszczyæ niektóre z
najdro szych nam iluzji, których jesteœmy zdecydowani kurczowo siê trzymaæ.

Nigdy nie odniesiemy sukcesu w naszym postêpowaniu z Niemcami, dopóki nie
zrozumiemy specyfiki i drogi rozwojowej idei, które nimi teraz rz¹dz¹. Ponownie
wysuwana teoria, jakoby Niemcy byli w sposób przyrodzony obci¹ eni z³em, jest

trudna do utrzymania i ma³o zasadna, nawet w oczach, tych którzy j¹ g³osz¹.
Uw³acza ona d³ugiemu szeregowi anglosaskich myœlicieli, którzy w ci¹gu ostatnich
stu lat przejmowali chêtnie wszystko, co by³o i nie by³o najlepsze w myœli
niemieckiej. Pomija ona w ten sposób fakt, e gdy osiemdziesi¹t lat temu John
Stuart Mill pisa³ swój wielki esej O wolnoœci, czerpa³ inspiracje, bardziej ni

od kogokolwiek innego, od dwóch Niemców: Goethego i Wilhelma
Humboldta.<$FPoniewa wielu mog³oby uznaæ to twierdzenie za przesadne, warto mo e
przytoczyæ œwiadectwo Lorda Morleya, który w swych Wspomnieniach pisze o

<192>sprawie, co do której siê zgadzano<170>, e g³ówna teza rozprawy O wolnoœci
<192>nie by³a oryginalna, ale wywodzi³a siê z Niemiec<170>.> Zapomina siê zaœ o
tym, e spoœród najbardziej wp³ywowych intelektualnych prekursorów narodowego
socjalizmu, Thomas Carlyle by³ Szkotem, zaœ Houston Stewart Chamberlain
Anglikiem. W swej prymitywnej postaci pogl¹d ten jest hab¹ dla tych, którzy

podtrzymuj¹c go, przejmuj¹ najgorsze elementy niemieckich teorii rasowych.
Problem nie polega na tym, dlaczego Niemcy jako tacy s¹ Ÿli, bo prawdopodobnie
z³o jest im wrodzone w równym stopniu, co innym narodom, lecz na tym, by ustaliæ

okolicznoœci, które w ci¹gu ostatnich siedemdziesiêciu lat umo liwi³y stopniowy
wzrost i ostateczne zwyciêstwo pewnego okreœlonego zespo³u idei oraz, by
rozstrzygn¹æ dlaczego w kocu to zwyciêstwo wynios³o na szczyty najgorsze
elementy spoœród nich. Sama nienawiœæ do wszystkiego co niemieckie, zamiast do
konkretnych idei, które opanowa³y dziœ Niemców, jest bardzo niebezpieczna,

poniewa ci, którzy siê jej poddaj¹ staj¹ siê œlepi na rzeczywiste zagro enia.
Nale y siê obawiaæ, e taka postawa jest po prostu pewn¹ odmian¹ eskapizmu,
wywo³anego brakiem gotowoœci do dostrzegania tendencji, wystêpuj¹cych nie tylko

w Niemczech oraz niechêci¹ do ponownego zbadania, a w razie potrzeby do
odrzucenia, przekona przejêtych od Niemców, których zwodniczej naturze podlegamy
w takiej samej mierze jak niegdyœ Niemcy. Jest to podwójnie niebezpieczne,

poniewa argument, jakoby szczególna nikczemnoœæ Niemców stworzy³a system
nazistowski, mo e z ³atwoœci¹ usprawiedliwiæ narzucenie nam instytucji, które tê
nikczemnoœæ zrodzi³y. Interpretacja wydarze w Niemczech i we W³oszech, która ma
byæ przedstawiona w tej ksi¹ ce jest zdecydowanie odmienna od tych, jakich
najczêœciej dostarczaj¹ zagraniczni obserwatorzy i wiêkszoœæ uciekinierów z tych
krajów. Jeœli jednak interpretacja ta jest trafna, to wyjaœnia ona zarazem
dlaczego jest rzecz¹ prawie niemo liw¹, aby ktoœ, kto, jak wiêkszoœæ
uciekinierów i zagranicznych korespondentów gazet angielskich i amerykaskich,

Seite 4

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

podziela powszechne obecnie pogl¹dy socjalistyczne, zdo³a³ ujrzeæ te wydarzenia
we w³aœciwej perspektywie. Powierzchowny i mylny pogl¹d upatruj¹cy w narodowym
socjalizmie jedynie reakcjê tych, których przywileje i interesy zosta³y zagro
one przez postêpy socjalizmu, by³ w sposób naturalny podtrzymywany przez
wszystkich, którzy, choæ niegdyœ aktywnie uczestnicz¹cy w ruchu idei, jaki

doprowadzi³ do narodowego socjalizmu, zatrzymali siê w pewnym punkcie jego
rozwoju i z powodu konfliktu w jaki w zwi¹zku z tym popadli z nazistami, byli
zmuszeni opuœciæ swój kraj. Jednak e fakt, e byli pod wzglêdem iloœciowym jedyn¹
licz¹c¹ siê opozycj¹ wobec nazistów, oznacza jedynie, i w praktyce wszyscy
Niemcy stali siê w szerokim sensie socjalistami, i e liberalizm, w tradycyjnym
rozumieniu, zosta³ wyparty przez socjalizm. Jak mamy nadziejê to wykazaæ,
konflikt, istniej¹cy pomiêdzy<192>lewic¹<170> a <192>prawic¹<170> narodowego
socjalizmu w Niemczech, jest tego rodzaju konfliktem, jaki zawsze bêdzie siê
pojawia³ miêdzy dwiema frakcjami socjalistycznymi. Jeœli ta interpretacja jest
trafna, to jednakowo oznacza to, e wielu spoœród socjalistycznych uchodŸców,
kurczowo trzymaj¹cych siê swoich przekona, pomaga, zreszt¹ w najlepszej wierze,
prowadziæ sw¹ przybran¹ ojczyznê drog¹, któr¹ przeby³y Niemcy. Wiem, e wielu
spoœród moich anglosaskich przyjació³ by³o zaszokowanych na wpó³ faszystowskimi
pogl¹dami jakie zdarza³o im siê s³yszeæ od uchodŸców niemieckich, których
autentycznie socjalistyczne przekonania nie ulega³y w¹tpliwoœci. Ale, podczas,
gdy owi obserwatorzy sk³adali to na karb ich niemieckiego pochodzenia, prawdziwe
wyjaœnienie sprowadza siê do tego, e byli oni socjalistami, których
doœwiadczenie wyprzedzi³o o kilka etapów doœwiadczenia socjalistów w Anglii i
Ameryce. Jest oczywiœcie prawd¹, e niemieccy socjaliœci znaleŸli w swym kraju
istotne oparcie w pewnych elementach pruskiej tradycji, a to pokrewiestwo miêdzy
pruskim duchem i socjalizmem, które dla obu stron by³o w Niemczech powodem do

dumy, dostarcza dodatkowego wsparcia naszej podstawowej argumentacji.<$FJest
rzecz¹ niezaprzeczaln¹, któr¹ z ³atwoœci¹ rozpoznali ju wczeœni socjaliœci
francuscy, e istnia³o pewne powinowactwo pomiêdzy socjalizmem a organizacj¹
pastwa pruskiego, jak w adnym innym kraju, zorganizowanego œwiadomie od góry. Na
d³ugo przed tym, nim idea³ kierowania ca³ym pastwem na tych samych zasadach, co

pojedyncz¹ fabryk¹, mia³ zainspirowaæ socjalizm dziewiêtnastowieczny, pruski
poeta Novalis stwierdzi³ ju ze smutkiem, i <192> adne inne pastwo nie by³o
urz¹dzone na podobiestwo fabryki w takiej mierze jak Prusy po œmierci Fryderyka

Wielkiego<170> [por. Novalis (Friedrich von Hardenberg), Glauben und Liebe, oder
der König und die Königin, 1798.> Ale by³oby b³êdem s¹dziæ, e to raczej
specyficzny element niemiecki, a nie socjalistyczny, zrodzi³ totalitaryzm.
Powszechne wystêpowanie pogl¹dów socjalistycznych, a nie duch pruski by³y tym,
co wspólne dla Niemiec, W³och i Rosji; i to w³aœnie z mas, a nie z klas

przenikniêtych prusk¹ tradycj¹ i przez ni¹ wspieranych, wyrós³ narodowy
socjalizm. = I. PORZUCONA DROGA @MOTTO = Taki program, którego podstawow¹ tez¹
jest nie to, e system wolnej przedsiêbiorczoœci opartej na zysku zawiód³ w tym

pokoleniu, ale i nie zosta³ jeszcze wypróbowany. @TLUMACZ = F. D. Roosevelt
@TLUMACZ = Gdy bieg cywilizacji dokonuje jakiegoœ nieoczekiwanego zwrotu, gdy
zamiast nieprzerwanego postêpu, jakiego zwykliœmy oczekiwaæ, stwierdzamy, i
zagra a nam z³o, które wi¹zaliœmy z minionymi wiekami barbarzystwa, winê
zwykliœmy sk³adaæ na cokolwiek, tylko nie na siebie samych. Czy wszyscy nie

dok³adamy stara, zgodnie z naszymi najlepszymi zdolnoœciami i czy wiele spoœród
naszych najwspanialszych umys³ów nie pracuje wci¹ nad tym, aby ten œwiat uczyniæ
lepszym? Czy nasze wszystkie wysi³ki i nadzieje nie mia³y na celu wiêkszej

wolnoœci, sprawiedliwoœci i pomyœlnoœci? Skoro rezultat jest tak ró ny od
naszych zamiarów, skoro zamiast wolnoœci i pomyœlnoœci, zniewolenie i nêdza
zagl¹daj¹ nam w oczy, to czy nie jest oczywistym, e to ciemne si³y musz¹
niweczyæ nasze zamiary, i e jesteœmy ofiarami jakiejœ z³ej mocy, która musi
zostaæ pokonana, nim bêdziemy w stanie podj¹æ na nowo drogê ku temu, co lepsze?

Jakkolwiek mo emy siê ró niæ wskazuj¹c sprawcê z³a, czy to nikczemnego
kapitalistê, wystêpnego ducha jakiegoœ narodu, g³upotê starszego pokolenia, czy
system spo³eczny, który nie zosta³ jeszcze ca³kowicie obalony, choæ walczymy z

nim od pó³wiecza, wszyscy jesteœmy, a przynajmniej byliœmy do niedawna, pewni
jednego, e nasze idee przewodnie, które za ycia ostatniego pokolenia sta³y siê
wspólne wszystkim ludziom dobrej woli i wywo³a³y powa ne zmiany w naszym yciu

spo³ecznym, nie mog¹ byæ fa³szywe. Mo emy zaakceptowaæ nieomal ka de wyjaœnienie
obecnego kryzysu naszej cywilizacji z wyj¹tkiem jednego: e obecny stan w jakim
znajduje siê œwiat mo e byæ rezultatem rzeczywistego b³êdu z naszej strony, i e
d¹ enie do niektórych spoœród najbardziej nam drogich idea³ów w sposób oczywisty
doprowadzi³o do skutków ca³kowicie odmiennych od oczekiwanych. W czasie, gdy
wszystkie si³y koncentruj¹ siê na doprowadzeniu tej wojny do zwyciêskiego koca,
czasem z trudem przychodzi nam pamiêtaæ, e nawet przed wojn¹, wartoœci, o które
teraz walczymy, by³y w jednym miejscu zagro one, a gdzieindziej niszczone.

Seite 5

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

Chocia obecnie wrogie narody walcz¹ce o swe istnienie, reprezentuj¹ ró ne
idea³y, nie wolno nam zapominaæ, e konflikt pomiêdzy nimi wynik³ z walki idei w
obrêbie tego, co nie tak dawno stanowi³o wspóln¹ cywilizacjê europejsk¹ i, e
tendencje, które osi¹gnê³y pe³niê w procesie powstawania systemów totalitarnych,
nie ograniczy³y siê do krajów, które im uleg³y. Wprawdzie pierwszym zadaniem

musi byæ obecnie wygranie wojny, jednak zwyciêstwo to da nam jedynie dodatkow¹
sposobnoœæ do konfrontacji z podstawowymi problemami i pomo e znaleŸæ sposób na
unikniêcie losu, jaki spotka³ pokrewne cywilizacje. Obecnie z niejakim trudem
przychodzi myœleæ o Niemczech, W³oszech i<F2M> Rosji <F255D>nie jak o innym
œwiecie, ale jak o wytworach rozwoju myœli, w którym sami mieliœmy udzia³.
Przynajmniej, gdy idzie o naszych wrogów, ³atwiej i wygodniej jest uwa aæ, e s¹
oni ca³kowicie ró ni od nas, i e to, co siê tam zdarzy³o, nie mo e wydarzyæ siê
tutaj. Ale zarazem historia tych krajów, w latach poprzedzaj¹cych powstanie
systemu totalitarnego, wykazywa³a niewiele cech, które nie by³yby nam znane.
Konflikt zewnêtrzny jest rezultatem przekszta³cania siê myœli europejskiej, w
czym inni posuwali siê tak szybko, e wprawdzie doprowadzi³o ich to do
nierozstrzygalnego konfliktu z naszymi idea³ami, ale nie pozosta³o te bez wp³ywu
na nas samych. Narodom anglosaskim szczególnie trudno dostrzec, e to pewne
przemiany idei i si³a ludzkiej woli uczyni³y œwiat takim jakim jest obecnie,
chocia ludzie nie przewidywali tych rezultatów, i e, adna samorzutna zmiana
faktów nie sk³ania³a nas do dostosowania w taki sposób naszego myœlenia. Byæ mo
e dzieje siê tak dlatego, e w procesie tym narody owe, szczêœliwie dla nich,
pozosta³y w tyle za wiêkszoœci¹ narodów europejskich. My zaœ wci¹ uwa amy, i
idea³y, którymi siê kierujemy i które by³y dla nas drogowskazem za ycia
poprzedniego pokolenia, zostan¹ zrealizowane dopiero w przysz³oœci, nie
uœwiadamiaj¹c sobie jak dalece w ci¹gu ostatnich dwudziestu piêciu lat zmieni³y

one nie tylko œwiat, ale i nasze kraje. Wci¹ wierzymy, e do niedawna rz¹dzi³y
nami, jak siê je niejasno okreœla, idee dziewiêtnastowieczne lub zasady laissez
faire. W porównaniu z niektórymi innymi krajami oraz z punktu widzenia
niecierpliwych, pragn¹cych przespieszenia zmiany, pogl¹d taki jest w pewnej
mierze usprawiedliwiony. Lecz chocia do 1931 roku Anglia i Ameryka posuwa³y siê

jedynie zwolna drog¹, na której przewodzili inni, to nawet w owym czasie oba te
kraje dotar³y tak daleko, e jedynie ci, których pamiêæ siêga lat przed ostatni¹
[I - przyp. t³um.] wojn¹, wiedz¹ jak wygl¹da³ œwiat liberalny.<$FNawet w owym

roku Raport Macmillana móg³ ju mówiæ o <192>zmianie punktu widzenia rz¹du tego
kraju w ostatnim okresie, jego wzrastaj¹cym zainteresowaniu, niezale nie od
partii, kontrol¹ i kierowaniem potrzebami narodu<170> i dodawa³, e
<_><192>Parlament anga uje siê coraz bardziej w prawodawstwo, którego œwiadomym
celem jest regulowanie spraw codziennych spo³eczestwa, a i obecnie ingeruje w

sprawy uwa ane do niedawna za le ¹ce ca³kowicie poza jego kompetencjami<170>. Mo
na by³o to ju powiedzieæ zanim Anglia podjê³a w tym samym roku nieprzemyœlane i
pospieszne kroki, i w ci¹gu krótkiego okresu nies³awnych lat 1931-1939

przekszta³ci³a swój system ekonomiczny nie do poznania. > Spraw¹ o decyduj¹cym
znaczeniu, której ludzie u nas s¹ wci¹ zbyt ma³o œwiadomi, jest nie tylko
wielkoœæ przemian, jakie zasz³y za ycia ostatniego pokolenia, ale fakt, e
oznaczaj¹ one ca³kowit¹ zmianê kierunku rozwoju naszych idei i porz¹dku
spo³ecznego. Od podstawowych idea³ów, na których zbudowana jest cywilizacja

zachodnia, odeszliœmy ju co najmniej dwadzieœcia piêæ lat wczeœniej, zanim widmo
totalitaryzmu sta³o siê realn¹ groŸb¹. Dla tego pokolenia fakt, e ruch, w który
w³¹czyliœmy siê z tak wielkimi nadziejami i ambicjami, postawi³ nas w obliczu

okropnoœci totalitaryzmu, by³ tak g³êbokim szokiem, e wci¹ nie jest ono w stanie
powi¹zaæ ze sob¹ tych dwóch zjawisk. Jak dot¹d rozwój wypadków potwierdza
jedynie ostrze enia ojców liberalnej filozofii, któr¹ wci¹ g³osimy. Stopniowo
porzuciliœmy wolnoœæ w sprawach gospodarczych, bez których wolnoœæ osobista i
polityczna nigdy w przesz³oœci nie istnia³a. Mimo, i zostaliœmy ostrze eni przez

niektórych najwiêkszych myœlicieli politycznych dziewiêtnastego stulecia, takich
jak de Tocqueville i Lord Acton, e socjalizm oznacza zniewolenie, to
zdecydowanie zmierzaliœmy w stronê socjalizmu. Obecnie zapomnieliœmy o tych

ostrze eniach tak dok³adnie, e gdy widzimy jak nowa forma zniewolenia powstaje
na naszych oczach, z trudem dostrzegamy, e te dwie sprawy mog¹ byæ ze sob¹
powi¹zane.<$FNawet o wiele póŸniejsze ostrze enia, które okaza³y siê przera

aj¹co prawdziwe, zosta³y niemal ca³kowicie zapomniane. Nie minê³o jeszcze
trzydzieœci lat od czasu, gdy Hilaire Belloc w ksi¹ ce, która wyjaœnia wiêcej z
tego, co wydarzy³o siê potem w Niemczech, ni wiêkszoœæ prac napisanych po owych
wydarzeniach, t³umaczy³, e <192>rezultatem oddzia³ywania doktryny
socjalistycznej na spo³eczestwo kapitalistyczne jest powstanie czegoœ trzeciego,
ró nego od owych dwóch, które je zrodzi³y mianowicie Pastwa Niewolniczego<170>
[The Servile State, 1913; 3 wyd. 1927, s. XIV]. > Jak gwa³towne zerwanie, nie
tylko z niedawn¹ przesz³oœci¹, ale z ca³ym dotychczasowym rozwojem cywilizacji

Seite 6

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

zachodniej, oznacza wspó³czesny trend ku socjalizmowi, staje siê jasne, je eli
rozwa ymy je nie tylko na tle dziewiêtnastego wieku, ale w d³u szej perspektywie
historycznej. Raptownie wyzbywamy siê pogl¹dów nie tylko Cobdena i Brighta,
Adama Smitha i Hume'a, czy nawet Locke'a i Miltona, ale tak e jednej z wyró
niaj¹cych siê w³aœciwoœci zachodniej cywilizacji, wyros³ej na fundamentach

zbudowanych przez chrzeœcijastwo oraz Greków i Rzymian. Rezygnuje siê w coraz
wiêkszym stopniu nie tylko z dziewiêtnastowiecznego i osiemnastowiecznego
liberalizmu, ale z fundamentalnego indywidualizmu odziedziczonego po Erazmie i
Montaigne'u, Cyceronie i Tacycie, Peryklesie i Tukidydesie. Przywódca
nazistowski, który okreœli³ rewolucjê narodowo-socjalistyczn¹ jako antyrenesans,
powiedzia³ wiêcej prawdy, ni sam prawdopodobnie wiedzia³. By³ to decyduj¹cy krok
na drodze do zniszczenia cywilizacji, budowanej przez wspó³czesnego cz³owieka od
czasów renesansu, która by³a przede wszystkim cywilizacj¹ indywidualistyczn¹.
Indywidualizm nie cieszy siê dziœ dobr¹ s³aw¹, sam zaœ termin zacz¹³ byæ ³¹czony
z egotyzmem i samolubstwem. Jednak e indywidualizm, o którym mówimy jako o
przeciwiestwie socjalizmu i wszystkich innych form kolektywizmu, niekoniecznie
wi¹ e siê z nimi. Stopniowo bêdziemy mogli w tej ksi¹ ce wyjaœniæ kontrast
pomiêdzy tymi dwiema opozycyjnymi zasadami. Ale istotnymi cechami owego
indywidualizmu, który z elementów wniesionych przez chrzeœcijastwo i filozofiê
klasycznego antyku w pe³ni rozwin¹³ siê dopiero w dobie renesansu i odt¹d
wzrasta³ i rozprzestrzenia³ siê tworz¹c to, co znamy jako cywilizacjê Zachodu,
s¹: szacunek dla poszczególnego cz³owieka jako cz³owieka, to jest uznanie jego
pogl¹dów i gustów za najwa niejsze w sferze osobistej, jakkolwiek ciasne by³yby
jej granice, oraz przekonanie, e jest godnym po ¹dania rozwijanie przez
cz³owieka swych indywidualnych zdolnoœci i upodoba. <192>Wolnoœæ<170> (freedom
and liberty) jest dziœ s³owem tak zu ytym i nadu ywanym, e nale y siê wahaæ, nim

siê go u yje do wyra enia idea³ów, które oznacza³o ono w tamtym okresie. Byæ mo
e <192>tolerancja<170> jest jedynym s³owem, w którym wci¹ zachowany jest pe³ny
sens zasady, jakiej znaczenie wzrasta³o podczas ca³ego tego okresu, a dopiero w
ostatnich czasach ponownie uleg³o os³abieniu, by zanikn¹æ zupe³nie wraz z
powstaniem pastwa totalitarnego. Stopniowe przekszta³canie sztywno

zorganizowanego systemu hierarchicznego w system, w którym cz³owiek mo e
przynajmniej próbowaæ kszta³towaæ swoje ycie i w którym uzyska³ mo liwoœæ
poznawania ró nych form ycia i wyboru pomiêdzy nimi, jest œciœle zwi¹zane z

rozwojem handlu. Z handlowych miast pó³nocnych W³och nowy pogl¹d na ycie
rozszerzy³ siê na zachód i pó³noc poprzez Francjê i po³udniowo-zachodnie Niemcy
do Niderlandów i na Wyspy Brytyjskie, zapuszczaj¹c mocno korzenie wszêdzie tam,
gdzie nie by³o despotycznej w³adzy politycznej zdolnej go zdusiæ. W Niderlandach
i Wielkiej Brytanii by³ on przez d³ugi czas w najpe³niejszym rozkwicie i po raz

pierwszy znalaz³ sposobnoœæ swobodnego rozwoju i przekszta³cenia siê w podstawê
politycznego i spo³ecznego ycia tych krajów. Stamt¹d te , pod koniec wieku
siedemnastego i w osiemnastym stuleciu zacz¹³ siê ponownie rozprzestrzeniaæ, w

bardziej rozwiniêtej formie, na Zachód i na Wschód, do Nowego œwiata i ku
centrum kontynentu europejskiego, gdzie wyniszczaj¹ce wojny i ucisk polityczny w
znacznej mierze zdusi³y wczeœniejsze zal¹ ki podobnego rozwoju.<$FNajwa niejszym
z tych procesów, brzemiennych w konsekwencje do dziœ wystêpuj¹ce, by³o
podporz¹dkowanie i czêœciowe zniszczenie mieszczastwa niemieckiego przez ksi¹ ¹t

terytorialnych w piêtnastym i szesnastym stuleciu.> W ca³ym tym okresie nowo
ytnych dziejów Europy rozwój spo³eczny zmierza³ generalnie w kierunku uwolnienia
jednostki z wiêzów, które poddawa³y j¹ zwyczajowym czy nakazanym sposobom

wykonywania zwyk³ych zajêæ. œwiadomoœæ, e niekontrolowane i samorzutne dza³ania
jednostek by³y w stanie stworzyæ z³o ony ³ad dzia³alnoœci gospodarczej mog³a
pojawiæ siê dopiero wówczas, gdy ów proces rozwoju poczyni³ ju pewne postêpy.
PóŸniejsze rozwiniêcie spójnej argumentacji na rzecz wolnoœci gospodarczej by³o
wynikiem swobodnego wzrostu dzia³alnoœci ekonomicznej, bêd¹cej niezamierzonym i

nieprzewidzianym produktem ubocznym wolnoœci politycznej. Byæ mo e najwa
niejszym skutkiem uwolnienia energii jednostek by³ zadziwiaj¹cy rozwój nauki,
poprzedzony marszem indywidualnej wolnoœci z W³och do Anglii i dalej.

Skonstruowanie wielu, wysoce pomys³owych zabawek automatycznych i innych
przyrz¹dów mechanicznych dowodzi, e zdolnoœci wynalazcze cz³owieka nie by³y
mniejsze we wczeœniejszych epokach, a równoczeœnie w technice przemys³owej

panowa³ zastój. Wskazuje na to tak e rozwój tych dziedzin przemys³u, które jak
górnictwo czy zegarmistrzowstwo nie podlega³y ograniczaj¹cej kontroli. Ale owe
nieliczne próby przemys³owego wykorzystania wynalazków technicznych na szersz¹
skalê, niektóre nadzwyczaj zaawansowane, by³y rych³o t³umione, a pragnienie
wiedzy d³awione, dopóki uwa ano, e dominuj¹ce pogl¹dy obowi¹zuj¹ wszystkich.
Opinie znacznej wiêkszoœci o tym, co jest s³uszne i prawdziwe by³y wówczas w
stanie zagrodziæ drogê jednostkowemu innowatorowi. Nauka dopiero wtedy poczyni³a
postêpy, zmieniaj¹ce w ci¹gu ostatnich stu lat oblicze œwiata, gdy wolnoœæ

Seite 7

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

produkowania (industrial freedom) otwar³a drogê swobodnemu spo ytkowaniu nowej
wiedzy i gdy mo na by³o odt¹d próbowaæ wszystkiego, jeœli tylko znalaz³ siê
ktoœ, gotów zaryzykowaæ takie przedsiêwziêcie. Trzeba te dodaæ, e postêpy te
dokonywa³y siê bardzo czêsto poza instytucjami (authorities), którym oficjalnie
powierzano kultywowanie wiedzy. Jak to siê czêsto sprawdza, istota naszej

cywilizacji bywa wyraŸniej dostrzegana przez jej wrogów, ani eli przez wiêkszoœæ
jej przyjació³. <192>Przewlek³a choroba Zachodu bunt jednostki przeciwko
gatunkowi<170>, jak j¹ okreœli³ August Comte, ów dziewiêtnastowieczny
totalitarysta, by³a rzeczywiœcie si³¹, która zbudowa³a nasz¹ cywilizacjê. Wiek
dziewiêtnasty doda³ do indywidualizmu poprzedniego okresu jedynie to, e
uœwiadomi³ wszystkim klasom spo³ecznym ich wolnoœæ, rozwija³ nieprzerwanie i
systematycznie to, co wzros³o w sposób nieregularny i przypadkowy i przenosi³ z
Anglii i Holandii na ca³y nieomal kontynent europejski. Rezultat tego wzrostu
przeszed³ wszelkie oczekiwania. Wszêdzie tam, gdzie bariery dla swobodnego
wykorzystania ludzkiej pomys³owoœci zosta³y usuniête, cz³owiek sta³ siê w
krótkim czasie zdolny do zaspokajania wci¹ poszerzaj¹cego siê zakresu potrzeb. I
chocia rosn¹cy standard ycia doprowadzi³ wkrótce do ujawnienia bardzo ciemnych
stron spo³eczestwa, których ludzie nie chcieli d³u ej tolerowaæ, to
prawdopodobnie nie by³o klasy, która nie odnosi³aby istotnych korzyœci dziêki
ogólnemu postêpowi. Nie sposób oddaæ sprawiedliwoœci temu zaskakuj¹cemu
wzrostowi, jeœliby go mierzyæ za pomoc¹ naszych wspó³czesnych standardów, które
same s¹ jego rezultatem, i w œwietle których wiele b³êdów i braków staje siê
obecnie oczywistych. Aby w³aœciwie oceniæ, co oznacza³ on dla bior¹cych w nim
udzia³, musimy go oszacowaæ odnosz¹c do nadziei i pragnie, jakie ludzie ywili,
gdy wzrost ów siê zaczyna³. Nie mo e byæ wówczas adnej w¹tpliwoœci, e jego
rezultaty przewy szy³y najbardziej fantastyczne marzenia cz³owieka, i e z

pocz¹tkiem dwudziestego wieku w œwiecie zachodnim robotnik uzyska³ taki stopie
materialnego komfortu, bezpieczestwa i niezale noœci osobistej, który sto lat
wczeœniej wydawa³ siê nieomal nieprawdopodobny. W przysz³oœci przypuszczalnie
oka e siê, e najwa niejszym i dalekosiê nym skutkiem tych osi¹gniêæ jest nowe
poczucie panowania nad w³asnym losem oraz wiara w nieskrêpowane mo liwoœci

polepszania w³asnej doli, jakie wytworzy³y poœród ludzi ju uzyskane osi¹gniêcia.
Wraz z osi¹gniêciami wzrasta³y ambicje - a cz³owiek mia³ wszelkie podstawy, aby
byæ ambitnym. To, co by³o inspiruj¹c¹ obietnic¹ ju d³u ej nie wystarcza³o,

szybkoœæ postêpu wydawa³a siê zbyt wolna. Zasady, które w przesz³oœci ten postêp
umo liwia³y, zaczêto uwa aæ bardziej za przeszkody dla szybszego rozwoju, które
winno siê bezzw³ocznie usun¹æ, ni za warunki zabezpieczenia i rozwiniêcia tego,
co zosta³o ju osi¹gniête. W podstawowych zasadach liberalizmu nie ma nic
takiego, co by ze czyni³o sztywn¹ doktrynê; nie ma trwa³ych regu³ ustalonych raz

na zawsze. Fundamentalna zasada g³osz¹ca, e, kieruj¹c naszymi sprawami,
powinniœmy czyniæ jak najwiêkszy u ytek z samorzutnych si³ spo³ecznych i jak
najrzadziej odwo³ywaæ siê do przymusu, mo e mieæ nieskoczenie wiele zastosowa. W

szczególnoœci istnieje ogromna ró nica pomiêdzy œwiadomym tworzeniem systemu, w
którym konkurencja bêdzie dzia³aæ z mo liwie jak najlepszym skutkiem, a biernym
akceptowaniem instytucji w ich aktualnej postaci. Zapewne nic nie uczyni³o
wiêkszej szkody sprawie liberalizmu, jak têpe obstawanie niektórych libera³ów
przy pewnych prymitywnych regu³ach praktycznych; przede wszystkim zaœ przy

zasadzie laissez faire. W pewnym jednak sensie by³o to konieczne i nieuniknione.
Nic, oprócz jakiejœ niezmiennej ogólnej zasady, nie by³oby skuteczne wobec
niezliczonych interesów, [których reprezentanci] byli zdolni dowieœæ, e

konkretne dzia³ania przynios³yby, w niektórych przypadkach, bezpoœrednie i
oczywiste korzyœci, podczas, gdy [w rzeczywistoœci] szkody przez nie wyrz¹dzone
mia³yby daleko bardziej poœredni i trudny do zauwa enia charakter. A poniewa bez
w¹tpienia ugruntowa³o siê silne nastawienie sprzyjaj¹ce wolnoœci produkowania
(industrial liberty), pokusa przedstawienia jej jako zasady bezwyj¹tkowej by³a

wci¹ zbyt silna, aby siê jej oprzeæ. Jednak przy takiej postawie, przyjêtej
przez wielu popularyzatorów doktryny liberalizmu, w przypadku podwa enia pewnych
elementów ich stanowiska, jego rych³e i ca³kowite za³amanie siê by³o prawie

nieuchronne. Stanowisko to poza tym os³abia³y, z koniecznoœci powolne, postêpy
polityki zmierzaj¹ce do stopniowego ulepszania instytucjonalnej struktury
wolnego spo³eczestwa. Postêpy te by³y uzale nione od rosn¹cego pojmowania przez

nas si³ spo³ecznych i warunków najbardziej sprzyjaj¹cych ich po ¹danemu
sposobowi dzia³ania. Poniewa celem by³o wspomaganie i w razie potrzeby
uzupe³nianie dzia³ania tych si³, rzecz¹ niezbêdn¹ sta³o siê ich rozumienie.
Postawa libera³a wobec spo³eczestwa jest taka jak postawa ogrodnika, który
opiekuje siê roœlin¹ i musi wiedzieæ mo liwie jak najwiêcej o jej budowie i
sposobie funkcjonowania, aby stworzyæ najkorzystniejsze warunki dla jej rozwoju.
Nikt rozs¹dny nie powinien by³ w¹tpiæ, e prymitywne regu³y, w których wyra a³y
siê zasady polityki gospodarczej, dziewiêtnastego wieku, stanowi³y jedynie

Seite 8

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

pocz¹tek i e wiele jeszcze musieliœmy siê nauczyæ. Nie nale a³o tak e w¹tpiæ w
istnienie ogromnych mo liwoœci postêpu na drodze, po której posuwaliœmy siê
dotychczas. Postêp ten móg³ siê dokonywaæ w miarê jak zdobywaliœmy coraz wiêksze
panowanie intelektualne nad si³ami, z których mieliœmy uczyniæ u ytek. Wiele
by³o zada oczywistych, takich jak kierowanie systemem monetarnym czy

zapobieganie powstawaniu monopoli lub ich kontrola. A nawet wiêcej zada mniej
oczywistych, lecz równie wa nych wymaga³o realizacji w innych dziedzinach, w
których rz¹dy bez w¹tpienia dysponowa³y ogromnymi mo liwoœciami dzia³ania na
rzecz dobra i z³a. Istnia³y poza tym wszelkie powody, aby oczekiwaæ, e któregoœ
dnia, rozumiej¹c lepiej te problemy, bêdziemy w stanie z powodzeniem wykorzystaæ
owe mo liwoœci. Jednak e wtedy, gdy postêp w stronê tego, co okreœla siê jako
<192>pozytywne<170><_>dzia³anie by³ z koniecznoœci powolny, a dla uzyskania
rych³ej poprawy liberalizm musia³ liczyæ g³ównie na stopniowy wzrost bogactw,
który przynios³a wolnoœæ, zmuszony by³ on zarazem walczyæ wci¹ z propozycjami,
które temu postêpowi zagra a³y. Liberalizm zacz¹³ byæ uwa any za doktrynê
<192>negatywn¹<170>, poniewa móg³ zaproponowaæ poszczególnym jednostkom niewiele
wiêcej ponad udzia³ w ogólnym postêpie, który coraz bardziej uwa ano za coœ
naturalnego, a przestano uznawaæ w nim rezultat polityki opartej na wolnoœci. Mo
na by nawet powiedzieæ, e w³aœnie sukces liberalizmu sta³ siê przyczyn¹ jego
zmierzchu. Z powodu ju uzyskanych osi¹gniêæ ludzie coraz niechêtniej tolerowali
nadal nie opuszczaj¹ce ich z³o, które teraz wydawa³o siê zarazem nie do
zniesienia, ale i pozbawione nieuchronnoœci. Wzrastaj¹ce zniecierpliwienie z
powodu powolnego postêpu polityki liberalnej, s³uszne oburzenie na tych, którzy
pos³ugiwali siê liberaln¹ frazeologi¹ dla obrony antyspo³ecznych przywilejów
oraz bezgraniczna ambicja, jawnie uzasadniona ju osi¹gniêtym postêpem
materialnym, spowodowa³y, e pod koniec ubieg³ego stulecia coraz bardziej

wyzbywano siê wiary w podstawowe zasady liberalizmu. To, co zosta³o osi¹gniête,
zaczêto uwa aæ za pewne i niezniszczalne, uzyskane raz na zawsze. Uwaga ludzi
skupi³a siê na nowych potrzebach, których szybkie zaspokojenie wydawa³o siê
ograniczone przywi¹zaniem do starych zasad. Coraz powszechniej zaczêto uwa aæ, e
dalszego postêpu nie mo na oczekiwaæ przy zastosowaniu starych schematów w

obrêbie ogólnej struktury, która umo liwia³a wczeœniejszy postêp, ale jedynie w
wyniku ca³kowitego przekszta³cenia spo³eczestwa. Nie by³a to ju kwestia dodania
lub poprawienia czegoœ w jego istniej¹cej organizacji, ale ca³kowitego pozbycia

siê jej i zast¹pienia inn¹. A gdy nadzieja nowego pokolenia zaczê³a siê skupiaæ
na czymœ ca³kowicie nowym, gwa³townie zmala³o zainteresowanie i rozumienie
sposobu funkcjonowania istniej¹cego spo³eczestwa. Wraz zaœ z zanikiem rozumienia
sposobu dzia³ania systemu wolnego spo³eczestwa (free system) zmala³a te
œwiadomoœæ tego, co by³o uzale nione od jego istnienia. Nie miejsce tu na

dyskusjê jak tej zmianie pogl¹dów sprzyja³o bezkrytyczne przenoszenie na
zagadnienia spo³eczne, powsta³ych przy rozwi¹zywaniu problemów technologicznych
nawyków myœlowych przyrodników i in ynierów. Nie sposób tu równie dociekaæ, jak

równoczeœnie zmierzali oni do zdyskredytowania dawniejszych bada nad
spo³eczestwem, które nie zgadza³y siê z ich przes¹dami i do narzucania idea³ów
organizacyjnych dziedzinie, dla której nie s¹ odpowiednie.<$FAutor podj¹³ próbê
ustalenia pocz¹tków tego procesu w dwóch seriach artyku³ów Scientism, and the
Study of Society i The Counter-Revolution of Science, które ukaza³y siê w

<192>Economica<170>, 1941-44. [Artyku³y te zosta³y nastêpnie opublikowane w
postaci ksi¹ ki pod wspólnym tytu³em The Counter-Revolution of Science. Studies
of the Abuse of Reason, Glencoe, Ill., 1952 przyp. t³um.].> Pragniemy jedynie

pokazaæ jak diametralnie, choæ w sposób stopniowy i prawie niezauwa alnie, krok
po kroku, zmieni³o siê nasze podejœcie do spo³eczestwa. To, co na poszczególnych
etapach tego procesu zmiany wydawa³o siê jedynie ró nic¹ stopnia, doprowadzi³o
ju , w postaci skumulowanego rezultatu, do zasadniczego zró nicowania miêdzy
star¹ liberaln¹ postaw¹ wobec spo³eczestwa a obecnym podejœciem do problemów

spo³ecznych. Zmiana ta oznacza ca³kowite odwrócenie tendencji, któr¹
zarysowaliœmy i zupe³ne odejœcie od tradycji indywidualistycznej, która
stworzy³a zachodni¹ cywilizacjê. Wed³ug obecnie dominuj¹cych pogl¹dów kwestia

jak najlepszego spo ytkowania samorzutnych si³ tkwi¹cych w wolnym spo³eczestwie
jest ju bezprzedmiotowa. W rezultacie zdecydowaliœmy siê obyæ bez si³, które
wywo³ywa³y nie daj¹ce siê przewidzieæ skutki i zast¹piæ anonimowy i bezosobowy

mechanizm rynku, zbiorowym i <192>œwiadomym<170> kierowaniem wszystkich si³
spo³ecznych ku, obranym w przemyœlany sposób, celom. Nic nie ilustruje lepiej
tej ró nicy, ni skrajne stanowisko przedstawione w ciesz¹cej siê szerokim
uznaniem ksi¹ ce, do której programu tak zwanego <192>planowania dla
wolnoœci<170> bêdziemy musieli jeszcze raz siê ustosunkowaæ. <192>Nigdy wszak e
nie byliœmy zmuszeni do kierowania ca³ym uk³adem przyrody pisze dr Karl Mannheim
do tego stopnia jak czyniæ to musimy dzisiaj w przypadku spo³eczestwa. [...]
Ludzkoœæ coraz bli sza jest kierowaniu ca³okszta³tem ycia spo³eczestwa, mimo, e

Seite 9

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

nigdy przecie nie usi³owa³a kreowaæ innego œwiata przyrody z pierwotnych si³
przyrody istniej¹cej.<$FKarl Mannheim Cz³owiek i spo³eczestwo w dobie
przebudowy, t³um. Andrzej RaŸniewski, PWN, Warszawa 1974, s. 253.> Jest rzecz¹
znamienn¹, e owa zmiana tendencji rozwojowej idei zbieg³a siê z odwróceniem
kierunku ich wêdrówki w przestrzeni. Od ponad dwustu lat angielskie idee

rozchodzi³y siê na wschód. Zdawa³o siê, e przeznaczeniem powsta³ej w Anglii
zasady wolnoœci jest jej rozprzestrzenianie siê po ca³ym œwiecie. Oko³o 1870 r.
panowanie tej idei objê³o obszary prawdopodobnie najbardziej wysuniête na
wschód. Odt¹d zaczê³o siê ono kurczyæ; ró ne systemy idei, w istocie nie nowych,
ale bardzo starych, zaczê³o siê ono kurczyæ; ró ne systemy idei, w istocie nie
nowych, ale bardzo starych, zaczê³y nap³ywaæ ze wschodu. Anglia utraci³a
intelektualne przywództwo w dziedzinie politycznej i spo³ecznej, i sta³a siê
importerem idei. Z kolei przez nastêpne szeœædziesi¹t lat Niemcy by³y centrum, z
którego idee maj¹ce opanowaæ œwiat rozchodzi³y siê na wschód i zachód. Czy by³
to Hegel czy Marks, List czy Schmoller, Sombart czy Mannheim, czy by³ to
socjalizm w swej radykalniejszej formie, czy tylko <192>organizacja<170> lub
<192>planowanie<170> mniej radykalnego typu, idee niemieckie by³y wszêdzie
skwapliwie przejmowane, a niemieckie instytucje stawa³y siê obiektem
naœladownictwa. Chocia wiêkszoœæ nowych idei, w szczególnoœci zaœ socjalizm, nie
powsta³a w Niemczech, to w³aœnie tam zosta³y one dopracowane i w ci¹gu
ostatniego æwieræwiecza dziewiêtnastego wieku i pierwszego æwieræwiecza wieku
dwudziestego osi¹gnê³y swój pe³ny rozwój. Czêsto zapomina siê jak wa kie by³o w
tym czasie przywództwo Niemiec w zakresie rozwoju teorii i praktyki socjalizmu.
Zapomina siê tak e, i pokolenie wczeœniej, zanim socjalizm sta³ siê rzeczywistym
zagadnieniem w tym kraju (Wielkiej Brytanii - przyp.t³um.), Niemcy mia³y w swym
parlamencie du ¹ partiê socjalistyczn¹, a do niedawna rozwój doktryny

socjalistycznej dokonywa³ siê niemal wy³¹cznie w Niemczech i Austrii; tak, e
nawet dzisiejsze dyskusje w Rosji s¹ przewa nie kontynuacj¹ tego na czym
zatrzymali siê Niemcy. Wiêkszoœæ angielskich i amerykaskich socjalistów nadal
nie uœwiadamia sobie, e znaczna czêœæ problemów, które zaczynaj¹ odkrywaæ, by³a
ju dawno przedmiotem wnikliwych dyskusji socjalistów niemieckich. Intelektualny

wp³yw, który myœliciele niemieccy byli w stanie wywieraæ w tym czasie na ca³y
œwiat, by³ wspierany nie tylko przez wielki rozwój materialny Niemiec, lecz
nawet bardziej przez niezwyk³¹ reputacjê, jak¹ niemieccy myœliciele i uczeni

zdobyli w ci¹gu poprzedniego stulecia, kiedy to Niemcy sta³y siê ponownie
integraln¹ czêœci¹ wspólnej cywilizacji europejskiej, a nawet poczê³y jej
przewodziæ. Ale wkrótce wszystko to poczê³o wspomagaæ rozprzestrzenianie siê z
Niemiec idei skierowanych przeciwko podstawom tej cywilizacji. Sami Niemcy a
przynajmniej ci spoœród nich, którzy owe idee rozpowszechniali byli w pe³ni

œwiadomi konfliktu. To, co by³o wspólnym dziedzictwem cywilizacji europejskiej
sta³o siê dla nich, na d³ugo przed pojawieniem siê nazistów, cywilizacj¹
zachodni¹, przy czym s³owo <192>Zachód<170> przesta³o byæ u ywane w starym

sensie jako przeciwiestwo Wschodu, a zaczê³o oznaczaæ: <192>na zachód od
Renu<170>. W tym sensie <192>zachodnie<170> by³y liberalizm i demokracja,
kapitalizm i indywidualizm, wolny rynek i wszelkie formy internacjonalizmu lub
umi³owania pokoju. Ale mimo Ÿle ukrywanej pogardy, ze strony coraz wiêkszej
liczby Niemców, wobec tych <192>p³askich<170> idea³ów Zachodu, a mo e w³aœnie na

skutek tej pogardy, ludzie na Zachodzie w dalszym ci¹gu przejmowali idee z
Niemiec. Byli nawet sk³onni wierzyæ, e ich poprzednie przekonania by³y tylko
racjonalizacjami egoistycznych interesów, zaœ wolny handel, to doktryna

wynaleziona dla popierania interesów brytyjskich. Natomiast idea³y polityczne
Anglii i Ameryki by³y wedle nich beznadziejnie przestarza³e i nale a³o siê ich
jedynie wstydziæ. = II. WIELKA UTOPIA @MOTTO = Z pastwa zawsze czyni³o piek³o na
ziemi w³aœnie to, i cz³owiek próbowa³ uczyniæ je swym niebem. @TLUMACZ = F.
Hoelderlin @TLUMACZ = Wyparcie liberalizmu przez socjalizm jako doktrynê, przy

której obstawa³a wiêkszoœæ zwolenników postêpu nie oznacza po prostu, e ostrze
enia wielkich liberalnych myœlicieli przesz³oœci co do konsekwencji kolektywizmu
zosta³y zapomniane. Sta³o siê tak, poniewa zwolennicy postêpu dali siê przekonaæ

o prawdziwoœci czegoœ ca³kowicie odmiennego od przewidywa owych myœlicieli. Jest
rzecz¹ niezwyk³¹, e socjalizm, który nie tylko, e wczeœnie zosta³ rozpoznany
jako najpowa niejsze zagro enie wolnoœci, ale wrêcz otwarcie powsta³ jako

reakcja przeciw liberalizmowi rewolucji francuskiej, zyska³ zarazem powszechn¹
akceptacjê, wystêpuj¹c pod sztandarem wolnoœci. Rzadko obecnie siê pamiêta, e
socjalizm w swych pocz¹tkach by³ otwarcie autorytarny. Autorzy francuscy, którzy
po³o yli podwaliny pod wspó³czesny socjalizm nie mieli adnych w¹tpliwoœci, e ich
idee mog¹ zostaæ wprowadzone w praktyce tylko przez siln¹ w³adzê dyktatorsk¹.
Socjalizm oznacza³ dla nich próbê <192>dokoczenia rewolucji<170> przez œwiadom¹
i celow¹ reorganizacjê spo³eczestwa na zasadach hierarchicznych i w wyniku
narzucenia mu, dysponuj¹cej przymusem <192>w³adzy duchowej<170>. Gdy idzie o

Seite 10

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

wolnoœæ, twórcy socjalizmu nie kryli siê ze swymi intencjami. Wolnoœæ myœli uwa
ali za podstawowe z³o dziewiêtnastowiecznego spo³eczestwa, zaœ pierwszy z
nowoczesnych planistów, Saint-Simon, zapowiada³ nawet, e ci, którzy nie
podporz¹dkowaliby siê projektowanym przez niego komisjom planowania <192>bêd¹
traktowani jak byd³o<170>. Dopiero pod wp³ywem potê nych demokratycznych pr¹dów

poprzedzaj¹cych rewolucjê 1848 roku, socjalizm zacz¹³ siê sprzymierzaæ z si³ami
wolnoœci. Lecz nowemu <192>demokratycznemu socjalizmowi<170> trzeba by³o
d³ugiego czasu, aby usun¹æ podejrzenia jakie wzbudzili jego poprzednicy. Nikt
jaœniej, ni de Tocqueville nie dostrzega³, e demokracja jako instytucja z istoty
indywidualistyczna pozostaje z socjalizmem w nie daj¹cym siê rozstrzygn¹æ
konflikcie. <192>Demokracja rozszerza sferê indywidualnej wolnoœci mówi³ w roku
1848 socjalizm j¹ ogranicza. Demokracja przypisuje jednostce wszelkie mo liwe
wartoœci socjalizm przekszta³ca j¹ jedynie w czynnik, w liczbê. Demokracja i
socjalizm nie maj¹ z sob¹ nic wspólnego, prócz jednego s³owa: równoœæ. Zwróæmy
jednak uwagê na ró nicê: podczas, gdy demokracja poszukuje równoœci w wolnoœci,
to socjalizm szuka wolnoœci w skrêpowaniu i niewolnictwie<170>.<$FDiscours
prononcé l'assemblée constituante le 12 septembre 1848 sur la question du droit
au travail, Oeuvres compl tes d'Alexis de Tocqueville (1866), t.IX, s. 546.> By
uspokoiæ podejrzenia i zaprz¹c do swego wozu najsilniejszy z wszystkich
politycznych motywów pragnienie wolnoœci, socjalizm pocz¹³ czyniæ coraz wiêkszy
u ytek z obietnicy <192>nowej wolnoœci<170>. Nadejœcie socjalizmu mia³o byæ
skokiem z królestwa koniecznoœci w królestwo wolnoœci. Mia³ on przynieœæ
<192>wolnoœæ ekonomiczn¹<170>, bez której osi¹gniêta ju wolnoœæ polityczna
<192>nie warta by³a zachowania<170>. Tylko socjalizm mia³ byæ zdolny do
uwieczenia sukcesem odwiecznej walki o wolnoœæ, w której osi¹gniêcie wolnoœci
politycznej by³o jedynie pierwszym krokiem. Istotna jest tu subtelna zmiana

znaczenia, jakiej poddano s³owo <192>wolnoœæ<170>, aby argument brzmia³
przekonywaj¹co. Dla wielkich aposto³ów wolnoœci politycznej s³owo to oznacza³o
wolnoœæ od przymusu, wolnoœæ od arbitralnej w³adzy innych ludzi, uwolnienie od
wiêzi nie pozostawiaj¹cych jednostce innego wyboru, prócz pos³uszestwa wobec
polece osoby zajmuj¹cej wy sz¹ pozycjê, której jednostka zosta³a przypisana.

Nowa zaœ, obiecywana wolnoœæ mia³a byæ wolnoœci¹ od koniecznoœci, uwolnieniem od
przymusu warunków, które w sposób nieuchronny wszystkim nam ograniczaj¹ zakres
wyboru, choæ niektórym znacznie bardziej ni innym. Zanim cz³owiek naprawdê

stanie siê wolnym, musi zostaæ prze³amana <192>tyrania potrzeb fizycznych<170> i
rozluŸnione <192>ograniczenia systemu ekonomicznego<170>. Wolnoœæ w tym sensie
jest oczywiœcie jedynie inn¹ nazw¹ w³adzy (power)<$FCharakterystyczne
pomieszanie wolnoœci z w³adz¹, z którym stale bêdziemy siê spotykaæ w tych rozwa
aniach, jest zbyt obszern¹ kwesti¹, by j¹ tu wyczerpuj¹co rozwa awaæ. Stare jak

sam socjalizm, jest ono tak œciœle z nim zwi¹zane, e ju prawie siedemdziesi¹t
lat temu pewien francuski badacz, pisz¹c o jego saint-simonowskich Ÿród³ach
doszed³ do stwierdzenia, e teoria wolnoœci <192>est elle seule tout le

socialisme<170> (Paul Janet, Saint-Simon et le Saint-Simonisme (1878), s. 26
przyp.). Najbardziej jednoznacznym obroc¹ tego pomieszania jest, co znamienne,
g³ówny filozof amerykaskiej lewicy, John Dewey, wed³ug którego <192>wolnoœæ to
skuteczna w³adza dokonywania okreœlonych rzeczy<170>, tak e <192>domaganie siê
wolnoœci jest domaganiem siê w³adzy<170> (<170>Liberty and Social Control<170>,

Social Frontier, November 1935, s. 41).>, albo bogactwa. Choæ jednak zapowiedzi
tej nowej wolnoœci czêsto po³¹czone by³y z nieodpowiedzialnymi obietnicami
wielkiego przyrostu bogactwa materialnego w spo³eczestwie socjalistycznym, to

wszak e nie od ca³kowitego zapanowania nad nieszczodrobliwoœci¹ przyrody
oczekiwano wolnoœci ekonomicznej. Obietnica w rzeczywistoœci sprowadza³a siê do
zapowiedzi zaniku istniej¹cych miêdzy ludŸmi ogromnych nierównoœci pod wzglêdem
posiadanego zakresu wyboru. Domaganie siê nowej wolnoœci by³o wiêc tylko innym
sposobem ujêcia starego ¹dania równego podzia³u bogactw. Lecz nowemu ujêciu

nadali socjaliœci inn¹, wspóln¹ z libera³ami nazwê, i w pe³ni j¹ wykorzystali.
Mimo, i samo s³owo u ywane by³o przez obie grupy w odmiennym sensie, ma³o kto to
zauwa y³, a jeszcze mniej zadawa³o sobie pytanie, czy te dwa rodzaje obiecywanej

wolnoœci dadz¹ siê rzeczywiœcie ze sob¹ po³¹czyæ. Bez w¹tpienia obietnica
wiêkszej wolnoœci sta³a siê jedn¹ z najbardziej skutecznych broni propagandy
socjalistycznej. Trudno te s¹dziæ by wiara, e socjalizm przyniesie wolnoœæ by³a

nieautentyczna, czy nieszczera. Lecz rozmiary tragedii powiêkszy³yby siê, gdyby
siê mia³o okazaæ, e to, co nam obiecano jako Drogê do Wolnoœci jest w
rzeczywistoœci najprostsz¹ Drog¹ do Niewolnictwa. Niew¹tpliwie obietnicy
wiêkszej wolnoœci nale y przypisaæ odpowiedzialnoœæ za to, i coraz wiêksze
rzesze libera³ów daj¹ siê zwabiæ na socjalistyczn¹ drogê, e nie dostrzegaj¹ oni
konfliktu, jaki istnieje miêdzy podstawowymi zasadami socjalizmu i liberalizmu,
a tak e za to, i czêsto umo liwia³a ona socjalistom przyw³aszczenie sobie samej
nazwy starej partii wolnoœci. Socjalizm przez wiêkszoœæ inteligencji przyjmowany

Seite 11

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

by³ jako oczywisty spadkobierca tradycji liberalnej, nic wiêc dziwnego, e wyobra
enie o socjalizmie jako doktrynie prowadz¹cej do przeciwiestwa wolnoœci wydawa³o
im siê niepojête. Ostatnimi jednak czasy dawna œwiadomoœæ nieprzewidzianych
konsekwencji socjalizmu znalaz³a raz jeszcze dobitny wyraz, i to po najmniej
oczekiwanej stronie. Kolejni obserwatorzy, mimo przeciwstawnych oczekiwa, z

jakimi podchodzili do swego przedmiotu, byli pod wra eniem niezwyk³ego,
zachodz¹cego pod wieloma wzglêdami podobiestwa pomiêdzy uwarunkowaniami
<192>faszyzmu<170> i <192>komunizmu<170>. Podczas, gdy <192>postêpowcy<170> w
Anglii i gdzie indziej ³udzili siê, e komunizm i faszyzm reprezentuj¹ przeciwne
bieguny, coraz wiêcej ludzi zaczê³o sobie zadawaæ pytanie, czy owe nowe tyranie
nie s¹ przypadkiem wynikiem tych samych tendencji. Nawet komunistami musia³y w
jakiœ sposób wstrz¹sn¹æ takie œwiadectwa, jak pochodz¹ce od Maxa Eastmana,
dawnego przyjaciela Lenina, który czu³ siê zmuszony przyznaæ, e <192>stalinizm,
zamiast byæ lepszym, jest gorszy ni faszyzm, bardziej bezwzglêdny, barbarzyski,
niesprawiedliwy, niemoralny, antydemokratyczny, nie usprawiedliwiony jak¹kolwiek
nadziej¹ czy skrupu³ami<170>, i e <192>lepiej go okreœliæ jako
superfaszystowski<170>. Gdy zaœ stwierdzamy, e ten sam autor przyznaje, i
<192>stalinizm j e s t socjalizmem w tym sensie, i stanowi nieunikniony, choæ
nieprzewidziany czynnik polityczny towarzysz¹cy nacjonalizacji i kolektywizacji,
na których Stalin opar³ siê jako na czêœci swego planu budowy spo³eczestwa
bezklasowego<170><$FStalin's Russia and the Crisis of Socialism (1940), s. 82.>,
to wówczas jego wnioski wyraŸnie nabieraj¹ szerszego znaczenia. Przypadek pana
Eastmana jest byæ mo e najbardziej znacz¹cy. Niemniej jednak Eastman nie jest
pierwszym ani jedynym obserwatorem sympatyzuj¹cxym z rosyjskim eksperymentem,
który formu³uje podobne wnioski. Kilka lat wczeœniej W. H. Chamberlin, który
bêd¹c w Rosji przez dwanaœcie lat jako amerykaski korespondent patrzy³ jak

rozpadaj¹ siê wszystkie jego idea³y, podsumowa³ wyniki swych obserwacji w Rosji,
Niemczech i W³oszech stwierdzeniem, e <170>socjalizm, przynajmniej na pocz¹tku,
z pewnoœci¹ okazuje siê drog¹ NIE ku wolnoœci a do dyktatury i kontrdyktatur, do
najdzikszej wojny domowej. Socjalizm urzeczywistniony i utrzymany za pomoc¹
demokratycznych œrodków zdaje siê definitywnie nale eæ do œwiata

utopii<170>.<$FA False Utopia (1937), s. 202-203.> Podobnie brytyjski autor F.
A. Voigt, po wielu latach bliskiej obserwacji, jako korespondent zagraniczny,
rozwoju wypadków w Europie, stwierdza, e <192>marksizm doprowadzi³ do powstania

faszyzmu i narodowego socjalizmu, pod ka dym bowiem istotnym wzglêdem jest on
faszyzmem i narodowym socjalizmem<170>.<$FUnto Caesar (1939), s. 95.> Walter
Lippman zaœ dochodzi do przekonania, e <192>pokolenie, do którego nale ymy uczy
siê dzisiaj z w³asnego doœwiadczenia co siê dzieje, gdy cz³owiek odwraca siê od
wolnoœci ku przymusowemu zarz¹dzaniu jego sprawami. Choæ ludzie obiecuj¹ sobie

bogatsze ycie, w praktyce musz¹ siê go wyrzec, gdy bowiem narasta zorganizowane
zarz¹dzanie, rozmaitoœæ celów musi ust¹piæ pola ujednoliceniu. Jest to nemezis
planowego spo³eczestwa i zasada autorytaryzmu w sprawach

ludzkich<170>.<$FAtlantic Monthly, November, 1936, s. 552.> Znacznie wiêcej
podobnych stwierdze wypowiedzianych przez ludzi maj¹cych mo noœæ dokonywania
oceny i wydawania s¹dów mo na by wybraæ spoœród publikacji ostatnich lat,
szczególnie napisanych przez tych, którzy jako obywatele, obecnie totalitarnych,
pastw prze yli pewne przeobra enie i w³asne doœwiadczenia zmusi³y ich do

zrewidowania wielu ywionych przez siebie z³udze. Jako jeszcze jeden przyk³ad
przywo³ajmy niemieckiego autora, który tê sam¹ konkluzjê wyra a mo e nieco
œciœlej, ni autorzy dot¹d cytowani. <192>Zupe³ny upadek wiary w mo liwoœæ

osi¹gniêcia wolnoœci i równoœci dziêki marksizmowi pisze Peter Drucker zmusi³
Rosjê do przejœcia tej samej drogi ku totalitarnemu, czysto negatywnemu,
nieekonomicznemu spo³eczestwu niewoli i nierównoœci, jak¹ krocz¹ Niemcy. Rzecz
nie w tym, by komunizm i faszyzm by³y z istoty tym samym. Faszyzm jest stadium
osi¹ganym wówczas, gdy komunizm okaza³ siê ju iluzj¹, a sta³o siê tak zarówno w

stalinowskiej Rosji, jak i w przedhitlerowskich Niemczech<170>.<$FThe End of
Economic Man, (1939), s. 230.> Nie mniej znacz¹ce s¹ intelektualne dzieje wielu
przywódców nazistowskich i faszystowskich. Ka dego, kto obserwowa³ rozwój tych

ruchów we W³oszech<$FWiele wyjaœniaj¹ce przedstawienie intelektualnych dziejów
licznych przywódców faszystowskich mo na znaleŸæ w Sozialismus und Faschismus
(München, 1925, II, 264-66, 311-312) Roberta Michelsa (faszysty bêd¹cego

wczeœniej marksist¹).> czy Niemczech musia³a uderzyæ liczba liderów, od
Mussoliniego poczynaj¹c (nie wy³¹czaj¹c równie Lavala czy Quislinga), którzy
zaczynali jako socjaliœci, a koczyli jako faszyœci lub naziœci. W wiêkszym nawet
stopniu, ni przywódców dotyczy to szeregowych uczestników ruchu. Wzglêdna
³atwoœæ z jak¹ m³ody komunista móg³ staæ siê nazist¹ i vice versa by³a w
Niemczech powszechnie znana, a ju najlepiej propagandystom obu partii. Wielu
wyk³adowców uniwersyteckich w latach trzydziestych widzia³o angielskich i
amerykaskich studentów wracaj¹cych z Europy, niepewnych czy s¹ komunistami, czy

Seite 12

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

nazistami, pewnych jednak swej nienawiœci do liberalnej cywilizacji Zachodu.
Oczywiœcie jest prawd¹, e w Niemczech przed rokiem 1933, a we W³oszech przed
1922, komuniœci i faszyœci czy naziœci czêœciej popadali w konflikt pomiêdzy
sob¹, ni z innymi partiami. Wspó³zawodniczyli w popieraniu tego samego sposobu
myœlenia, zachowuj¹c do siebie wzajemn¹ nienawiœæ jako do heretyków. Praktyka

pokaza³a jednak jak blisko s¹ ze sob¹ zwi¹zani. Dla obu ugrupowa rzeczywistym
wrogiem, cz³owiekiem, z którym nie mia³y nic wspólnego, i na którego przekonanie
nie mog³y mieæ adnej nadziei, jest libera³ starego typu. Dla nazisty komunista,
dla komunisty nazista a dla obu socjalista, s¹ potencjalnymi rekrutami,
uformowanymi z w³aœciwego materia³u, choæ s³uchaj¹cymi fa³szywych proroków. Obaj
jednak wiedz¹, e nie mo e byæ adnego kompromisu miêdzy nimi a tymi, którzy
wierz¹ w wolnoœæ indywidualn¹. Aby usun¹æ w¹tpliwoœci powodowane ba³amutn¹
oficjaln¹ propagand¹ z obu stron, przytoczê jeszcze jedno stwierdzenie
autorytetu, który nie powinien budziæ podejrze. W artykule pod znamiennym
tytu³em The Rediscovery of Liberalism (Ponowne odkrycie liberalizmu) profesor
Eduard Heimann, jeden z przywódców niemieckiego socjalizmu religijnego, pisze
<192>Hitleryzm g³osi³, i jest zarówno prawdziw¹ demokracj¹, jak i prawdziwym
socjalizmem. Przera aj¹co prawdziwe jest to, e w owych uroszczeniach jest
ziarnko prawdy, nieskoczenie co prawda ma³e, w ka dej jednak dawce
wystarczaj¹ce, by staæ siê podstaw¹ niebywa³ych deformacji. Hitleryzm posuwa siê
nawet tak daleko, e roœci sobie pretensje do roli protektora chrzeœcijastwa, i
jest straszn¹ prawd¹, e nawet ta niewybredna mistyfikacja zdolna jest wywrzeæ
pewne wra enie. Lecz jeden fakt wyró nia siê z doskona³¹ wyrazistoœci¹ w ca³ej
tej mgle: Hitler nigdy nie roœci³ sobie pretensji do reprezentowania prawdziwego
liberalizmu. Liberalizm wyró nia siê jako doktryna najbardziej przez Hitlera
znienawidzona<170>.<$FThe Rediscovery of Liberalism, <170>Social Research<170>,

Vol. VIII, nr 4 (November 1941). W zwi¹zku z tym przypomnijmy, e pomijaj¹c ju
racje, które nim wtedy kierowa³y, Hitler w jednym ze swoich publicznych wyst¹pie
w lutym 1941 r. uwa a³ za stosowne stwierdziæ, e <192>narodowy socjalizm i
marksizm s¹ zasadniczo tym samym<170>. Por. <170>Bulletin of International
News<170> (wydawany przez Królewski Instytut Spraw Miêdzynarodowych), XVIII, nr

5, s. 269.> Nale a³oby dodaæ, e nienawiœæ ta nie mia³a wielu sposobnoœci, by
ujawniæ siê w praktyce, tylko dlatego, e w czasie, gdy Hitler doszed³ do w³adzy,
liberalizm w Niemczech by³ ju faktycznie martwy. Zabi³ go w³aœnie socjalizm.

Podczas, gdy dla wielu, którzy z bliska obserwowali przejœcie od socjalizmu do
faszyzmu, zwi¹zek miêdzy obu systemami stawa³ siê coraz bardziej oczywisty, w
krajach demokratycznych wiêkszoœæ ludzi wci¹ wierzy, e socjalizm i wolnoœæ dadz¹
siê ze sob¹ po³¹czyæ. Bez w¹tpienia tutejsi socjaliœci w wiêkszoœci nadal
g³êboko wierz¹ w liberalny idea³ wolnoœci i niew¹tpliwie wycofaliby siê, gdyby

doszli do przekonania, e realizacja ich programu oznacza unicestwienie wolnoœci.
Problem ten w tak niewielkim stopniu jest dostrzegany, z tak¹ ³atwoœci¹
najbardziej odleg³e i sprzeczne idee wci¹ ze sob¹ wspó³istniej¹, e bezustannie

s³yszy siê jak tego typu wewnêtrznie sprzeczne pojêcia w rodzaju <192>socjalizm
indywidualistyczny<170> s¹ powa nie dyskutowane. Je eli to jest ów stan umys³u,
który zbli a nas ku nowemu œwiatu, to nie mo e byæ dla nas nic pilniejszego, ni
rzetelne zbadanie rzeczywistego znaczenia tej ewolucji, która gdzieindziej ju
siê dokona³a. Chocia nasze wnioski potwierdzaj¹ tylko spostrze enia dokonane ju

przez innych, powody, dla których taki rozwój wydarze nie mo e byæ traktowany
jako przypadkowy nie ujawniaj¹ siê bez, w miarê wyczerpuj¹cego, zbadania
zasadniczych aspektów owej przemiany ycia spo³ecznego. Wielu nie zdo³a uwierzyæ,

dopóki zwi¹zek ten nie zostanie obna ony we wszystkich swych aspektach, i
demokratyczny socjalizm ta wielka utopia ostatnich kilku pokole jest nie tylko
nieosi¹galny, ale d¹ enie do rodzi coœ tak jawnie odmiennego od zamierze, i
tylko niewielu z tych, którzy teraz go pragn¹ by³oby gotowych zaakceptowaæ jego
konsekwencje. @TLUMACZ = = III. INDYWIDUALIZM I KOLEKTYWIZM @MOTTO = Socjaliœci

pok³adaj¹ wiarê w dwóch rzeczach, które s¹ czymœ ca³kowicie ró nym, jeœli nie
zgo³a sprzecznym w wolnoœci i organizacji. @TLUMACZ = Êlie Halévy @TLUMACZ =
Zanim bêdziemy mogli posun¹æ siê dalej w analizie naszego g³ównego problemu,

musimy wczeœniej jeszcze pokonaæ jedn¹ przeszkodê. Winniœmy mianowicie wyjaœniæ
pewn¹ wieloznacznoœæ, która w istotnej mierze zadecydowa³a o sposobie w jaki
dryfujemy ku czemuœ, czego nikt nie pragnie. Wieloznacznoœæ ta dotyczy ni mniej

ni wiêcej, a samego pojêcia socjalizmu. Mo e ono oznaczaæ, i czêsto jest u ywane
dla opisu jedynie idea³ów sprawiedliwoœci spo³ecznej, wiêkszej równoœci i
bezpieczestwa, bêd¹cych ostatecznymi celami socjalizmu. Pojêcie to oznacza
jednak tak e szczególn¹ metodê, za pomoc¹ której wiêkszoœæ socjalistów ma
nadziejê cele te osi¹gn¹æ, i któr¹ wiele osób kompetentnych uwa a za jedyny
sposób ich szybkiej i pe³nej realizacji. W tym sensie socjalizm oznacza
zniesienie prywatnych przedsiêbiorstw, prywatnej w³asnoœci œrodków produkcji i
stworzenie systemu <192>planowej gospodarki<170>, w którym przedsiêbiorcy

Seite 13

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

pracuj¹cy dla zysku zostaj¹ zast¹pieni przez organ centralnego planowania.
Wielu, okreœlaj¹cych siebie mianem socjalistów, mimo i przywi¹zuje wagê tylko do
pierwszego z wyró nionych tu znacze s³owa <192>socjalizm<170>, gor¹co wierzy w
owe ostateczne cele, natomiast ani nie dba o to, ani te nie ma pojêcia, jak te
cele mo na osi¹gn¹æ. S¹ po prostu przekonani, e nale y je osi¹gn¹æ bez wzglêdu

na koszty. Jednak niemal dla wszystkich, dla których socjalizm nie jest jedynie
kwesti¹ nadziei, a przedmiotem praktycznej dzia³alnoœci politycznej, metody
charakterystyczne dla wspó³czesnego socjalizmu s¹ równie istotne jak cele. Z
drugiej zaœ strony wielu, ceni¹cych ostateczne cele socjalizmu nie mniej, ni
sami socjaliœci, odmawia poparcia socjalizmowi, gdy w metodach proponowanych
przez socjalistów dostrzeg zagro enie dla innych wartoœci. Dyskusja o
socjalizmie sta³a siê w ten sposób w du ej mierze sporem o œrodki a nie o cele,
choæ obejmuje tak e zagadnienie, czy ró ne cele socjalizmu mog¹ byæ osi¹gniête
jednoczeœnie. Ju samo to wystarczy³oby do wywo³ania zamêtu. Pog³êbia³ siê on
jeszcze bardziej na skutek powszechnej odmowy uznania s³usznoœci pogl¹du, wedle
którego ci, którzy odrzucaj¹ œrodki, zarazem akceptuj¹ cele. Ale to nie
wszystko. Sytuacja komplikuje siê jeszcze bardziej przez to, i ten sam œrodek
<192>planowanie gospodarcze<170>, bêd¹ce g³ównym narzêdziem reformy
socjalistycznej mo e byæ zastosowany do wielu innych celów. Jeœli chce siê
dostosowaæ podzia³ dochodu do obiegowych idea³ów sprawiedliwoœci spo³ecznej,
trzeba centralnie kierowaæ dzia³alnoœci¹ gospodarcz¹. Tote wszyscy, którzy
domagaj¹ siê, by <192>produkcja dla u ytecznoœci<170> zast¹pi³a produkcjê dla
zysku, pragn¹ <192>planowania<170>. Takie jednak planowanie jest równie
niezbêdne tak e i wówczas, gdy podzia³ dochodu ma byæ regulowany w sposób, który
wydaje siê nam zaprzeczeniem sprawiedliwoœci. Gdybyœmy zapragnêli, by wiêkszoœæ
dóbr tego œwiata by³a przekazywana jakiejœ rasowej elicie, przedstawicielom rasy

nordyckiej czy te cz³onkom partii, albo arystokracji, metody jakich musielibyœmy
u yæ by³yby takie same jak te, przy pomocy których mo na by zagawarantowaæ
dystrybucjê równoœciow¹. Stosowanie nazwy <192>socjalizm<170> raczej dla
okreœlenia jego metod ni celów, nazywanie pewnej metody terminem, który dla
wielu oznacza najwy szy idea³, mo e nie wydawaæ siê w pe³ni w³aœciwe. Lepiej

chyba owe metody, które mog¹ byæ zastosowane dla realizacji ró nych celów,
okreœlaæ mianem kolektywizmu, socjalizm zaœ traktowaæ jako gatunek tego rodzaju.
Pomimo, e dla przewa aj¹cej czêœci socjalistów tylko jedna forma kolektywizmu

stanowiæ bêdzie prawdziwy socjalizm, nale y pamiêtaæ, e socjalizm jest pewn¹
odmian¹ kolektywizmu, i w zwi¹zku z tym wszystko, co odnosi siê do kolektywizmu
musi odnosiæ siê tak e do socjalizmu. Niemal wszystkie zagadnienia bêd¹ce
przedmiotem sporów miêdzy socjalistami a libera³ami dotycz¹ metod wspólnych dla
wszystkich form kolektywizmu, nie zaœ konkretnych celów do jakich chc¹ ich u yæ

socjaliœci. Wszystkie te skutki, jakimi bêdziemy siê zajmowali w tej ksi¹ ce,
wynikaj¹ z metod kolektywizmu, niezale nie od celów do jakich s¹ stosowane. Nie
mo na zarazem zapominaæ, e socjalizm jest nie tylko w znacznej mierze najwa

niejsz¹ form¹ kolektywizmu czy <192>planowania<170>, ale tak e, e to w³aœnie
socjalizm sk³oni³ ludzi nastawionych liberalnie do ponownego podporz¹dkowania
siê kontroli ycia gospodarczego, któr¹ niegdyœ obalili, poniewa , mówi¹c s³owami
Adama Smitha, stawia ona w³adzê w sytuacji, w której <192>aby siê utrzymaæ musi
byæ ciemiê ycielska i tyraska<170>.<$FCytowane w : Dugald Stewart, Memoir of

Adam Smith z memorandum napisanego przez Smitha w r. 1755.> Trudnoœci
spowodowane niejasnoœci¹ powszechnie u ywanych terminów politycznych nie zostaj¹
przezwyciê one wraz z uzgodnieniem takiego u ycia s³owa <192>kolektywizm<170>,

aby obejmowa³o ono wszystkie typy <192>gospodarki planowej<170> bez wzglêdu na
cel planowania. Znaczenie tego terminu stanie siê nieco bardziej precyzyjne, gdy
powiemy jasno, e mamy na myœli ten rodzaj planowania, który jest konieczny do
realizacji jakiegokolwiek okreœlonego idea³u dystrybutywnego. Poniewa zaœ
pojêcie centralnego planowania swój powab w du ej mierze zawdziêcza w³aœnie

niejasnoœci swego znaczenia, jest spraw¹ podstawow¹, by przed rozpatrzeniem
konsekwencji do jakich ono prowadzi porozumieæ siê co do jego dok³adnego sensu.
<192>Planowanie<170> sw¹ popularnoœæ w du ym stopniu zawdziêcza temu, e ka dy,

rzecz oczywista, pragnie byœmy radzili sobie z naszymi codziennymi problemami w
sposób jak najbardziej racjonalny i byœmy przy tym byli w stanie wykorzystaæ w
jak najwiêkszym stopniu nasze przewidywania. W tym sensie ka dy, kto nie jest

ca³kowitym fatalist¹, jest planist¹. Ka dy akt polityczny jest (albo powinien
byæ) aktem planowania, a ró nice mog¹ istnieæ tylko miêdzy planowaniem dobrym a
z³ym oraz miêdzy planowaniem rozumnym i przewiduj¹cym a nierozs¹dnym i
krótkowzrocznym. Ekonomista, którego jedynym zadaniem jest badanie sposobów w
jaki ludzie rzeczywiœcie planuj¹ i jak mogliby planowaæ swoje sprawy, jest
ostatni¹ osob¹, która mog³aby oponowaæ przeciwko planowaniu w tym ogólnym
sensie. Jednak nasi entuzjaœci spo³eczestwa planowego u ywaj¹ tego terminu nie w
tym znaczeniu, a tak e nie wy³¹cznie w tym sensie, e musimy planowaæ, jeœli

Seite 14

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

chcemy dostosowaæ podzia³ dochodów do jakiegoœ okreœlonego standardu. Wed³ug
wspó³czesnych planistów, i ze wzglêdu na ich cele, nie wystarcza zaprojektowanie
najbardziej racjonalnego niezmiennego schematu, w którym rozmaite dzia³ania
by³yby dokonywane przez ró ne osoby zgodnie z ich indywidualnymi planami. Taki
liberalny plan w ogóle nie jest, wed³ug nich, adnym planem, a z pewnoœci¹ nie

jest planem zaprojektowanym po to, by uwzglêdniæ konkretne pogl¹dy na temat
tego, co siê komu nale y. Planiœci domagaj¹ siê centralnego kierowania ca³¹
dzia³alnoœci¹ gospodarcz¹ wed³ug jednego planu, ustalenia w jaki sposób zasoby
spo³eczne winny byæ <192>œwiadomie kierowane<170> by s³u y³y konkretnym celom w
okreœlony sposób. Spór miêdzy wspó³czesnymi zwolennikami planowania a ich
oponentami n i e dotyczy zatem tego, czy powinniœmy racjonalnie wybieraæ miêdzy
ró nymi sposobami organizacji spo³eczestwa. Nie jest to spór na temat tego, czy
w planowaniu naszych wspólnych spraw powinniœmy odwo³ywaæ siê do przewidywania i
systematycznego myœlenia, czy te nie. Przedmiotem sporu jest najlepszy sposób
takiego dzia³ania. Kwestia polega na tym, czy w tym celu lepiej jest, by w³adza
dysponuj¹ca przymusem ogranicza³a siê jedynie do stwarzania warunków dla
najlepszego spo ytkowania wiedzy i inicjatywy jednostek, tak by mog³y one
planowaæ z jak najwiêkszym powodzeniem, czy te racjonalne wykorzystanie naszych
mo liwoœci i zasobów wymaga c e n t r a l n e g o kierowania i organizacji
wszystkich naszych dzia³a zgodnie z jakimœ œwiadomie zbudowanym
<192>schematem<170>. Socjaliœci wszystkich partii zarezerwowali termin
<192>planowanie<_>dla planowania drugiego typu i w tym w³aœnie sensie jest on
obecnie powszechnie przyjmowany. Mimo, i zawarta jest w tym sugestia, e jest to
jedyny racjonalny sposób kierowania naszymi sprawami, to oczywiœcie, niczego w
ten sposób siê nie dowodzi. W tym w³aœnie punkcie zwolennicy planowania i
libera³owie siê nie zgadzaj¹. Istotn¹ rzecz¹ jest, aby nie myliæ sprzeciwu wobec

tego rodzaju planowania z dogmatycznym leseferyzmem. Uzasadniaj¹c swoje
stanowisko liberalizm opowiada siê za najlepszym mo liwym u yciem si³
konkurencji jako œrodka koordynacji ludzkich przedsiêwziêæ, nie zaœ za
pozostawianiem wszystkiego w niezmiennym stanie rzeczy. Stanowisko to opiera siê
ona na przekonaniu, e w sytuacji, gdy mo liwe jest stworzenie konkurencji staje

siê ona lepszym sposobem ukierunkowywania jednostkowych dzia³a, ni jakakolwiek
inna metoda. Liberalizm nie tylko nie neguje, ale wrêcz k³adzie nacisk na
niezbêdnoœæ istnienia starannie przemyœlanych ram prawnych, po to by konkurencja

dawa³a korzystne rezultaty oraz zwraca uwagê, e ani obecne, ani dawne regu³y
prawne nie s¹ pod tym wzglêdem wolne od powa nych defektów. Nie przeczy on tak
e, e tam, gdzie niemo liwe jest stworzenie warunków koniecznych dla skutecznej
konkurencji, trzeba uciec siê do innych metod ukierunkowywania dzia³alnoœci
gospodarczej. Liberalizm gospodarczy jest jednak przeciwny zastêpowaniu

konkurencji gorszymi metodami koordynacji jednostkowych przedsiêwziêæ. Wedle
niego wy szoœæ konkurencji bierze siê nie tylko st¹d, e w wiêkszoœci przypadków
jest to najskuteczniejsza ze znanych metod, ale nawet bardziej z tego, e jest to

jedyna metoda, dziêki której nasze dzia³ania mog¹ siê do siebie wzajemnie
dostosowywaæ bez przymusu i arbitralnej interwencji ze strony w³adzy. Jednym z
podstawowych argumentów przemawiaj¹cych za konkurencj¹ jest z pewnoœci¹ to, i
obywa siê ona bez <192>œwiadomej kontroli spo³ecznej<170>, i e daje jednostkom
szansê zadecydowania czy perspektywy zwi¹zane z konkretnym zajêciem wystarczaj¹,

by zrekompensowaæ jego ujemne strony i ryzyko jakie za sob¹ poci¹ga. Skuteczne
pos³ugiwanie siê konkurencj¹ jako zasad¹ organizacji spo³eczestwa wyklucza
pewne, oparte na przymusie, rodzaje ingerencji w ycie gospodarcze, dopuszcza

jednak inne, które czasem mog¹ w znacz¹czy sposób wspomagaæ jej dzia³anie, a
nawet wrêcz wymaga pewnego rodzaju posuniêæ ze strony w³adzy pastwowej. Istniej¹
jednak istotne powody, aby pewne negatywne wymogi, [okreœlaj¹ce] sytuacje, w
których nie wolno stosowaæ przymusu, zosta³y szczególnie zaakcentowane. Po
pierwsze, jest rzecz¹ niezbêdn¹, aby podmiotom gospodarczym wolno by³o na rynku

sprzedawaæ i kupowaæ za ka d¹ cenê, dla której mog¹ znaleŸæ partnera transakcji,
i by ka dy móg³ produkowaæ i kupowaæ wszystko, cokolwiek w ogóle mo e byæ
wyprodukowane i sprzedane. Wa ne jest równie , eby dostêp do ró nych transakcji

by³ otwarty dla wszystkich na równych zasadach oraz, by prawo nie tolerowa³o
jakichkolwiek zabiegów ze strony osób czy grup, zmierzaj¹cych do ograniczenia
tego dostêpu poprzez jawne b¹dŸ ukryte stosowanie si³y. Wszelka próba

kontrolowania cen czy iloœci okreœlonych towarów pozbawia system konkurencji
zdolnoœci skutecznego koordynowania indywidualnych przedsiêwziêæ. Wówczas bowiem
zmiany cen przestaj¹ odzwierciedlaæ wszelkie istotne zmiany warunków i nie
dostarczaj¹ ju wiêcej niezawodnych wskazówek dla dzia³a jednostek. Niekoniecznie
jednak odnosi siê to do posuniêæ, wprowadzaj¹cych pewne ograniczenia jedynie w
zakresie dozwolonych metod produkcji, o ile ograniczenia te dotycz¹ wszystkich
potencjalnych producentów na równi i nie s¹ stosowane jako sposób poœredniego
kontrolowania cen i iloœci towarów. Mimo, i taka kontrola metod produkowania i

Seite 15

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

samej produkcji narzuca dodatkowe koszty (powoduje mianowicie koniecznoϾ u ycia
wiêkszych œrodków dla wytworzenia tego samego produktu), mo e byæ tego warta.
Zakaz stosowania pewnych truj¹cych substancji, czy wymóg stosowania specjalnych
œrodków ostro noœci przy ich u yciu, ograniczenie czasu pracy lub egzekwowanie
pewnych zarz¹dze sanitarnych, wszystko to da siê pogodziæ z utrzymaniem

konkurencji. Problem tylko w tym, czy w konkretnym przypadku osi¹gane korzyœci
s¹ wiêksze ni spo³eczne koszty, jakie one za sob¹ poci¹gaj¹. Utrzymanie
konkurencji nie pozostaje tak e w sprzecznoœci z rozbudowanym systemem œwiadcze
spo³ecznych, o ile organizacja tego systemu nie jest zaprojektowana w taki
sposób, e powoduje nieefektywnoœæ konkurencji w zbyt rozleg³ych dziedzinach.
Godny ubolewania, choæ nie trudny do wyjaœnienia, jest fakt, e w przesz³oœci
mniejsz¹ wagê przywi¹zywano do pozytywnych wymogów skutecznego funkcjonowania
systemu konkurencji, ni do owych warunków negatywnych. Dzia³anie systemu
konkurencji nie tylko wymaga odpowiedniej organizacji pewnych instytucji, takich
jak pieni¹dz, rynki i kana³y informacyjne, z których czêœæ nigdy nie bêdzie
mog³a byæ dostarczona w nale ytej postaci przez prywatn¹ przedsiêbiorczoœæ, lecz
przede wszystkim zale y od istnienia w³aœciwego systemu prawnego, pomyœlanego
tak, by z jednej strony zachowaæ konkurencjê, z drugiej zaœ sprawiæ, by dzia³a³a
mo liwie jak najkorzystniej. W adnym razie nie wystarczy, by prawo uznawa³o
tylko zasadê w³asnoœci prywatnej i wolnoœci zawierania umów; wiele zale y od
precyzyjnej definicji prawa w³asnoœci w odniesieniu do ró nych przedmiotów.
Systematyczne badanie form instytucji prawnych, które uczyni³yby funkcjonowanie
systemu wolnej konkurencji bardziej efektywnym jest a³oœnie zaniedbane, a mo na
przytoczyæ przekonywaj¹ce argumenty, e te powa ne braki, zw³aszcza, gdy idzie o
prawo dotyczn¹ce korporacji i prawo patentowe, nie tylko znacznie obni y³y
efektywnoœæ konkurencji w stosunku do rzeczywistych mo liwoœci, ale w wielu

dziedzinach doprowadzi³y nawet do jej zniszczenia. Istniej¹ wreszcie bez
w¹tpienia sfery, gdzie adne ustalenia prawne nie s¹ w stanie stworzyæ
podstawowego warunku, od którego zale y u ytecznoœæ systemu konkurencji i
w³asnoœci prywatnej, tego mianowicie, e w³aœciciel odnosi korzyœci ze wszystkich
œwiadcze, których Ÿród³em jest jego w³asnoœæ i zarazem ponosi konsekwencje

wszelkich szkód jakie innym przynosi jej u ycie. Tam, gdzie, na przyk³ad, nie
jest mo liwe do przeprowadzenia uzale nienie korzystania z niektórych œwiadcze
od zap³acenia pewnej ceny, konkurencja nie stanie siê Ÿród³em tych œwiadcze.

Podobnie te , system cen staje siê nieefektywny, jeœli szkodami jakie niesie
innym okreœlone u ycie w³asnoœci nie mo na jednoznacznie obci¹ yæ jej
posiadacza. We wszystkich tych przypadkach wystêpuje rozbie noœæ miêdzy
czynnikami stanowi¹cymi przedmiot prywatnej kalkulacji a czynnikami maj¹cymi
wp³yw na dobrobyt spo³eczny (social welfare). Gdy rozbie noœæ ta staje siê powa

na mo e zachodziæ koniecznoœæ znalezienia jakiejœ innej metody ni konkurencja
dla zagwarantowania odpowiednich œwiadcze. Tak wiêc, ani ustawienie znaków
drogowych na drogach, ani w wiêkszoœci przypadków budowa dróg, nie mo e byæ

op³acana przez ka dego u ytkownika z osobna. Równie kwestii szkodliwych skutków
wytrzebienia lasów, stosowania pewnych metod w rolnictwie, czy skutków zapylenia
i ha³asu z fabryk, nie mo na ograniczyæ do posiadacza okreœlonej w³asnoœci, ani
do tych, którzy za odpowiedni¹ gratyfikacj¹ zechc¹ pogodziæ siê ze szkod¹. W
takich wypadkach musimy znaleŸæ jakiœ œrodek zastêpczy w miejsce regulacji za

pomoc¹ mechanizmu cenowego. Jednak fakt, e tam, gdzie nie mo na stworzyæ
warunków dla w³aœciwego dzia³ania konkurencji musimy siê uciec do jej
zast¹pienia przez bezpoœredni¹ regulacjê ze strony w³adz, nie dowodzi jeszcze, e

powinniœmy zlikwidowaæ konkurencjê tam, gdzie jej funkcjonowanie jest mo liwe.
Tworzenie warunków, w których konkurencja bêdzie mo liwie najbardziej efektywna,
uzupe³nienie jej tam, gdzie nie mo na jej uczyniæ skuteczn¹, utrzymanie
œwiadcze, które wed³ug s³ów Adama Smitha, <192>chocia mog¹ byæ w najwy szym
stopniu korzystne dla ogó³u spo³eczestwa, maj¹ jednak tak¹ naturê, e korzyœci

nigdy nie wyrównaj¹ kosztów jednostce czy niewielkiej grupie jednostek<170>
realizacja tych celów to niew¹tpliwie szerokie i niekwestionowane pole dla
dzia³alnoœci pastwa. W adnym systemie, który da³by siê racjonalnie obroniæ, nie

powstanie taka sytuacja, by pastwo po prostu nic nie robi³o. Efektywny system
konkurencji wymaga rozumnie zaprojektowanych, i ustawicznie dostosowywanych do
warunków, ram prawnych, w takim samym stopniu, jak ka dy inny system. Ju

najistotniejszy wstêpny warunek w³aœciwego funkcjonowania konkurencji - ochrona
przed oszustwem (w³¹czaj¹c w to wykorzystywanie niewiedzy) stawia przed
dzia³alnoœci¹ prawodawcz¹ ogromne i bynajmniej nie w pe³ni jeszcze
urzeczywistnione zadanie. Jednak e zadanie stworzenia odpowiednich podstaw dla
korzystnego dzia³ania konkurencji nie by³o jeszcze zbyt daleko zaawansowane, gdy
pastwa powszechnie zarzuci³y jego realizacjê i skoncentrowa³y siê na
zastêpowaniu konkurencji inn¹ - nie daj¹c¹ siê z ni¹ pogodziæ - zasad¹.
Problemem nie by³o ju zapewnienie dzia³ania mechanizmu konkurencji, b¹dŸ jego

Seite 16

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

uzupe³nienie, lecz ca³kowite jego zast¹pienie. Jest rzecz¹ wa n¹, by w pe³ni
sobie zdawaæ sprawê z tego, i wspó³czesny ruch na rzecz planowania jest ruchem
przeciwko konkurencji jako takiej, nowym sztandarem, pod którym skupili siê
wszyscy starzy wrogowie konkurencji. I choæ wszelkie mo liwe grupy interesów
próbuj¹ pod tym sztandarem przywróciæ przywileje, które znios³a era liberalizmu,

to w³aœnie socjalistyczna propaganda na rzecz planowania odbudowa³a wœród ludzi
o pogl¹dach liberalnych powa anie dla tego, co jest zaprzeczeniem konkurencji i
skutecznie uœmierzy³a uzasadnione podejrzenia, jakie zwykle budzi³y wszelkie
próby zduszenia konkurencji.<$FCo prawda, póŸniej niektórzy akademiccy
socjaliœci o ywieni przez krytykê i pobudzeni t¹ sam¹ obaw¹ przed zag³ad¹
wolnoœci w centralnie planowanym spo³eczestwie, wymyœlili nowy rodzaj
<192>konkurencyjnego socjalizmu<170>, który, maj¹ nadziejê, uniknie trudnoœci i
niebezpieczestw centralnego planowania i po³¹czy zniesienie w³asnoœci prywatnej
z pe³nym zachowaniem wolnoœci jednostki. Mimo, e w czasopismach naukowych trochê
dyskutowano nad tym nowym rodzajem socjalizmu, ma³o jest prawdopodobne, by
trafi³ on do przekonania praktyków politycznych. Nawet gdyby tak by³o, nie
trudno by³oby pokazaæ (jak próbowa³ to uczyniæ gdzie indziej autor - zob.
<192>Economica<170>, 1940), e plany te opieraj¹ siê na iluzji i cierpi¹ na
wewnêtrzn¹ sprzecznoœæ. Niemo liwe jest objêcie kontroli nad wszystkimi œrodkami
produkcji bez jednoczesnego decydowania dla kogo i przez kogo maj¹ byæ u ywane.
Mimo, i w tym tak zwanym <192>socjalizmie konkurencyjnym<170> planowanie przez
w³adzê centraln¹ przybra³oby jakieœ bardziej poœrednie formy, to jego skutki nie
by³yby zasadniczo odmienne, a element konkurencji prawie iluzoryczny.> Tym, co w
efekcie jednoczy socjalistów lewicy i prawicy jest owa wspólna wrogoœæ do
konkurencji i wspólne pragnienie zast¹pienia jej przez gospodarkê kierowan¹.
Chocia terminy <192>kapitalizm<170> i <192>socjalizm<170> nadal s¹ powszechnie u

ywane na okreœlenie przesz³ych i przysz³ych form spo³eczestwa, ukrywaj¹ one
raczej ni wyjaœniaj¹ naturê przemiany, jak¹ obecnie przechodzimy. Jednak mimo, i
wszystkie zmiany, jakie obserwujemy, zmierzaj¹ w kierunku pe³nego centralnego
kierowania dzia³alnoœci¹ gospodarcz¹, to powszechna walka z konkurencj¹
zapowiada stworzenie najpierw czegoœ nawet pod wieloma wzglêdami gorszego,

mianowicie takiego stanu rzeczy, który nie bêdzie satysfakcjonowa³ ani
planistów, ani libera³ów - pewnego rodzaju syndykalistycznej czy
<192>korporacyjnej<170> organizacji przemys³u, w której konkurencja by³aby mniej

lub bardziej ograniczona, a planowanie pozostawione w rêkach niezale nych
monopoli w poszczególnych ga³êziach przemys³u. Jest to nieunikniony, bezpoœredni
rezultat sytuacji, w której ludzie s¹ zjednoczeni w swej wrogoœci wobec
konkurencji, lecz poza tym zgodni w niewielu sprawach. W wyniku takiej polityki,
niszcz¹cej konkurencjê w coraz to nowych ga³êziach przemys³u, konsument zostaje

zdany na ³askê i nie³askê wspólnych monopolistycznych dzia³a kapitalistów i
robotników w najlepiej rozwiniêtych ga³êziach przemys³u. Jednak, chocia jest to
stan rzeczy, który w rozleg³ych dziedzinach istnieje ju od pewnego czasu, i

mimo, i jest on celem znacznej czêœci mêtnej (a w wiêkszoœci stronniczej)
agitacji na rzecz planowania, stan ten nie jest mo liwy do utrzymania, i nie da
siê go te racjonalnie uzasadniæ. Owo niezale ne planowanie przez monopole
przemys³owe mia³oby w rzeczywistoœci skutki odwrotne do tych, o jakie chodzi w
argumentacji na rzecz planowania. Gdy stan taki zostanie raz osi¹gniêty, jedyn¹

alternatyw¹ wobec powrotu do konkurencji jest kontrola monopoli przez pastwo.
Jeœli kontrola ta ma byæ efektywna, musi stopniowo stawaæ siê coraz pe³niejsza i
bardziej szczegó³owa. Jest to etap, do którego w szybkim tempie siê zbli amy. Na

krótko przed wojn¹ jeden z tygodników zwróci³ uwagê, i <192>istnieje wiele oznak
wskazuj¹cych na to, e przynajmniej brytyjscy przywódcy przyzwyczajaj¹ siê
stopniowo do myœlenia o rozwoju spo³eczestwa dziêki kontrolowanym
monopolom<170><$F <170>The Spectator<170>, 3 marca 1939, s. 337.>. By³a to chyba
s³uszna ocena ówczesnej sytuacji. Od tego czasu proces ten zosta³ znacznie

przyspieszony przez wojnê, a jego powa ne wady i niebezpieczestwa stan¹ siê, w
miarê up³ywu czasu, coraz bardziej oczywiste. Idea ca³kowitej centralizacji
zarz¹dzania gospodark¹ wci¹ przera a wiêkszoœæ ludzi i to nie tylko z powodu

nies³ychanej trudnoœci realizacji tego zadania. Zgrozê budzi idea sterowania
wszystkim z jednego oœrodka. Je eli jednak pomimo to w szybkim tempie zmierzamy
do takiego stanu rzeczy, to jest w du ej mierze spowodowane przez fakt, e

wiêkszoœæ ludzi wci¹ wierzy, e musi siê znaleŸæ jakaœ poœrednia droga pomiêdzy
<192>atomistyczn¹<170> konkurencj¹ a centralnym kierowaniem. Na pierwszy rzut
oka trudno o coœ bardziej przykonywaj¹cego i bardziej trafiaj¹cego do rozs¹dnych
ludzi, ni idea, wedle której naszym celem nie musi byæ ani skrajna
decentralizacja zwi¹zana z woln¹ konkurencj¹, ani ca³kowita centralizacja ze
wzglêdu na jakiœ jeden plan, lecz rozs¹dne po³¹czenie obu tych metod. Jednak sam
zdrowy rozs¹dek okazuje siê w tej dziedzinie zdradzieckim doradc¹. Chocia
konkurencja mo e tolerowaæ pewn¹ domieszkê regulacji, to nie mo na jej ³¹czyæ w

Seite 17

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

dowolnych proporcjach z planowaniem, nie likwiduj¹c zarazem jej dzia³ania jako
skutecznego œrodka ukierunkowywania produkcji. <192>Planowanie<170> nie jest tak
e lekarstwem, które, brane w ma³ych dawkach, mog³oby przynieœæ efekty, jakich mo
na oczekiwaæ stosuj¹c je naraz w ca³oœci. Zarówno konkurencja jak i centralne
planowanie, gdy s¹ niepe³ne, staj¹ siê kiepskimi i nieskutecznymi narzêdziami.

S¹ to bowiem alternatywne zasady u ywane do rozwi¹zywania tego samego problemu i
ich po³¹czenie oznacza, e w rzeczywistoœci adna z nich nie bêdzie dzia³a³a oraz,
e rezultat bêdzie gorszy, ni gdyby konsekwentnie zdaæ siê na jedn¹ z nich.
Inaczej mówi¹c, planowanie i konkurencjê mo na po³¹czyæ tylko poprzez planowanie
dla konkurencji, nie zaœ przez planowanie przeciwko konkurencji. Z punktu
widzenia tezy rozwijanej w tej ksi¹ ce, spraw¹ najistotniejsz¹ jest, by
czytelnik mia³ na uwadze, i planowanie, przeciw któremu zwrócona jest nasza
krytyka, to wy³¹cznie planowanie przeciw konkurencji, planowanie, które ma
konkurencjê zast¹piæ. Jest to tym bardziej wa ne, e nie jesteœmy tu w stanie
podj¹æ analizy koniecznego planowania, które jest niezbêdne do tego, aby
konkurencja by³a mo liwie najefektywniejsza i najbardziej korzystna. Poniewa
jednak w obiegowym sposobie wyra ania siê <192>planowanie<170> sta³o siê niemal
synonimem planowania pierwszego rodzaju, czasami dla zwiêz³oœci bêdzie rzecz¹
nieuniknion¹ mówiæ o nim jako o planowaniu, mimo, i oznacza to pozostawienie
naszym przeciwnikom, zas³uguj¹cego na lepszy los, bardzo dobrego s³owa. @TLUMACZ
= IV. <192>Nieuchronnoœæ<170> planowania @MOTTO = My pierwsi stwierdziliœmy, e
im bardziej skomplikowane formy przybiera cywilizacja, tym bardziej ograniczona
musi byæ wolnoœæ jednostki. @MOTTO = Benito Mussolini @MOTTO = Znamienny jest
fakt, e niewielu planistów zadawala siê stwierdzeniem, i centralne planowanie
jest czymœ po ¹danym. Wiêkszoœæ utrzymuje, e nie mamy wyboru, a okolicznoœci,
nad którymi nie panujemy, zmuszaj¹ nas do zast¹pienia konkurencji planowaniem. Z

rozmys³em kultywowany jest mit, e wstêpujemy na tê now¹ drogê nie z w³asnej i
nieprzymuszonej woli, ale dlatego e konkurencja podlega samorzutnej eliminacji
na skutek zmian w technologii, których ani nie mo emy cofn¹æ, ani te nie
powinniœmy ich powstrzymywaæ. Pogl¹d ten rzadko jest szerzej rozwijany; jest to
jedno z owych stwierdze, które przejmowane przez jednego autora od drugiego, w

kocu przez samo powtarzanie zostaje zaakceptowane jako ustalony fakt. Jest ono
wszak e pozbawione podstaw. Tendencja do monopolizacji i planowania nie jest
konsekwencj¹ jakichœ <192>obiektywnych faktów<170>, bêd¹cych poza nasz¹

kontrol¹, lecz rezultatem rozwijanych i propagowanych od pó³ wieku opinii, które
w kocu zdominowa³y ca³¹ nasz¹ politykê w ró nych dziedzinach. Poœród ró norakich
argumentów u ywanych dla wykazania nieuchronnoœci planowania najczêœciej spotyka
siê pogl¹d g³osz¹cy, e przemiany w dziedzinie technologii uniemo liwiaj¹ woln¹
konkurencjê w coraz liczniejszych dziedzinach [gospodarki], i e w zwi¹zku z tym,

pozostaje nam jedynie wybór miêdzy kontrol¹ produkcji przez prywatne monopole
lub zarz¹dzaniem przez pastwo. To przeœwiadczenie wywodzi siê g³ównie z
marksistowskiej doktryny <192>koncentracji produkcji<170>, choæ podobnie jak

wiele idei marksistowskich, mo na je dzisiaj odnaleŸæ w licznych krêgach, które
przejê³y je z drugiej czy trzeciej rêki i nie zdaj¹ sobie sprawy z ich
pochodzenia. Historyczny fakt postêpuj¹cego rozrostu monopoli w ci¹gu ostatnich
piêædziesiêciu lat i wzrostu ograniczenia pola dzia³ania konkurencji jest
oczywiœcie bezdyskusyjny, chocia rozmiary tego zjawiska s¹ czêsto znacznie

wyolbrzymiane.<$F Por. pe³niejsz¹ analizê tych problemów w artykule prof.
Lionela Robbinsa The Inevitability of Monopoly, w: The Economic Basis of Class
Conflict, 1939, ss. 45-80.> Istotnym problemem jest to, czy proces ten jest

nieuchronn¹ konsekwencj¹ postêpu technicznego, czy te jest to po prostu rezultat
polityki, jak¹ w ró nych dziedzinach prowadzi siê w wiêkszoœci krajów. Zobaczymy
teraz, e rzeczywista historia tego procesu doœæ wyraŸnie wskazuje na dzia³anie
tego ostatniego czynnika. Najpierw jednak musimy rozwa yæ, jak dalece
wspó³czesne procesy zmian technologicznych mog¹ same powodowaæ na du ¹ skalê

nieuchronnoœæ rozrostu monopoli. Tkwi¹c¹ rzekomo w technologii przyczyn¹
rozrostu monopoli jest przewaga jak¹ maj¹ wielkie firmy nad ma³ymi, spowodowana
wiêksz¹ efektywnoœci¹ wspó³czesnych metod produkcji masowej. Twierdzi siê, e

nowoczesne metody stworzy³y takie warunki w wiêkszoœci dziedzin przemys³u, w
których produkcjê wielkiej firmy mo na powiêkszaæ obni aj¹c koszty wytwarzania
na jednostkê produktu. Dziêki temu wielkie firmy oferuj¹ wszêdzie towar po ni

szej cenie i wypieraj¹ ma³e firmy. Proces ten musi siê toczyæ dopóki w ka dej
ga³êzi przemys³u nie pozostanie jedna lub co najwy ej kilka wielkich firm. Ten
sposób rozumowania wyró nia jeden skutek, który czasami towarzyszy rozwojowi
technologii, bagatelizuje zaœ inne, maj¹ce przeciwstawne dzia³anie. Niewielkie
te znajduje on oparcie w rzetelnej analizie faktów. Nie mo emy jednak rozwa aæ
tu tej kwestii szczegó³owo i musimy poprzestaæ na najlepszych dostêpnych
œwiadectwach. Najobszerniejszym z podjêtych w ostatnich czasach studium
faktograficznym z tej dziedziny jest Concentration of Economic Power wydane

Seite 18

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

przez Tymczasowy Narodowy Komitet Ekonomiczny. W kocowym raporcie tego komitetu
(którego z pewnoœci¹ nie mo na pos¹dziæ o zbyt liberalne nastawienie) dochodzi
siê do stwierdzenia, i pogl¹d jakoby wiêksza wydajnoœæ produkcji na wielk¹ skalê
by³a przyczyn¹ zaniku konkurencji <192>znajduje nik³e oparcie w jakichkolwiek
danych dostêpnych obecnie<170>.<$F Final Report and Recommendations of Temporary

National Economic Committee, 77. Kongres, 1. sesja, "Senate Document" Nr 35,
1941, s. 89.> W szczegó³owej zaœ monografii tego problemu, jaka zosta³a
przygotowana dla Komitetu, podsumowuje siê odpowiedŸ na podstawowe pytanie
nastêpuj¹cym stwierdzeniem: <192>Nie zdo³ano wykazaæ wy szej wydajnoœci
wiêkszych przedsiêbiorstw, a korzyœci, co do których przypuszcza siê, e wp³ywaj¹
niszcz¹co na konkurencjê w wielu dziedzinach nie ujawni³y siê. Równie gospodarki
du ych rozmiarów, tam gdzie wystêpuj¹, nie przekszta³caj¹ siê niezmiennie i w
sposób nieuchronny w monopole [...]. Poziom czy ró ne poziomy optymalnej
wydajnoœci mog¹ byæ osi¹gniête na d³ugo przedtem, zanim wiêksza czêœæ poda y
poddana zostanie takiej kontroli. Nie mo na zaakceptowaæ pogl¹du, e korzyœci
wynikaj¹ce z produkcji na wielk¹ skalê musz¹ stopniowo doprowadziæ do likwidacji
konkurencji. Nale y ponadto zaznaczyæ, e monopolizacja jest czêsto rezultatem
innych czynników ni ni sze koszty produkcji na wiêksz¹ skalê. Dochodzi do niej
mianowicie w drodze tajnych porozumie, wspieranych przez politykê spo³eczn¹. Gdy
porozumienia te zostan¹ uniewa nione, a wspomniana polityka ulegnie zmianie,
wówczas warunki konkurencji mog¹ byæ przywrócone<170>.<$F C. Wilcox, Competition
and Monopoly in American Industry, "Temporary National Economic Committee
Monograph", Nr 21, 1940, s. 314.> Badaj¹c warunki wystêpuj¹ce w Anglii
uzyskalibyœmy bardzo podobne rezultaty. Kto zaobserwowa³, jak ambitni
monopoliœci ustawicznie poszukiwali pomocy ze strony w³adzy pastwowej dla
uzyskania skutecznej kontroli i jak czêsto j¹ otrzymywali, nie mo e mieæ

zbytnich w¹tpliwoœci, e w takim procesie nie ma nic nieuchronnego. Wniosek ten
silnie potwierdza historyczn¹ kolejnoœæ w jakiej upadek konkurencji i rozwój
monopoli ujawni³y siê w ró nych krajach. Gdyby procesy te by³y rezultatem
przemian technologicznych czy te koniecznym efektem procesu ewolucji
<192>kapitalizmu<170>, nale a³oby siê spodziewaæ, e pojawi¹ siê najpierw w

krajach o najbardziej rozwiniêtym systemie gospodarczym. W rzeczywistoœci
wyst¹pi³y one po raz pierwszy w ostatnich trzydziestu latach XIX w. w podówczas
stosunkowo jeszcze m³odych pastwach: Stanach Zjednoczonych i Niemczech.

Zw³aszcza w Niemczech, które uwa a siê za pastwo modelowe, wykazuj¹ce typowe
cechy nieuchronnego rozwoju kapitalizmu, rozwój karteli i syndykatów od 1878
roku by³ systematycznie wspomagany w ramach celowej polityki. Rz¹dy stosowa³y
nie tylko protekcjonizm ale i bezpoœrednie zachêty, a ostatecznie przymus, aby
wesprzeæ tworzenie monopoli w celu regulacji cen i sprzeda y. To tutaj w³aœnie

pierwszy wielki eksperyment w dziedzinie <192>naukowego planowania<170> i
<192>œwiadomej organizacji przemys³u<170> doprowadzi³ do utworzenia przy pomocy
pastwa olbrzymich monopoli, które traktowano jako rezultat nieuchronnych

procesów o piêædziesi¹t lat wczeœniej, nim zrobiono to w Wielkiej Brytanii.
Nieuchronny charakter przekszta³cania siê systemu konkurencji w <192>kapitalizm
monopolistyczny<170> zosta³ szeroko zaakceptowany g³ównie pod wp³ywem
niemieckich teoretyków o socjalistycznej orientacji - zw³aszcza Sombarta -
uogólniaj¹cych doœwiadczenia swego kraju. Fakt, i w Stanach Zjednoczonych wysoce

protekcjonistyczna polityka umo liwi³a podobny do pewnego stopnia przebieg
procesów, zdawa³ siê potwierdzaæ tak¹ generalizacjê. Przemiany zachodz¹ce w
Niemczech, bardziej jednak ni w Stanach Zjednoczonych, traktowane s¹ jako

przejaw powszechnej tendencji. Przyjê³o siê wiêc mówiæ, by przytoczyæ poczytny
esej polityczny œwie ej daty, o "Niemczech, gdzie wszystkie si³y spo³eczne i
polityczne nowoczesnej cywilizacji osi¹gnê³y sw¹ najbardziej zawansowan¹
formê".<$FReinhold Niebuhr, Moral Man and Immoral Society, 1932.> Jak niewiele w
tym wszystkim by³o nieuchronnoœci i jak dalece jest to rezultat celowej

polityki, staje siê jasne, gdy badamy sytuacjê Anglii przed rokiem 1931 i
póŸniejszy rozwój wydarze, w wyniku którego Wielka Brytania tak e rozpoczê³a
uprawianie polityki powszechnego protekcjonizmu. Ledwie dwanaœcie lat minê³o od

czasów, kiedy przemys³ brytyjski, za wyj¹tkiem kilku ga³êzi objêtych ju
wczeœniej protekcjonizmem, by³ generalnie rzecz bior¹c w takim stopniu oparty na
zasadach konkurencji, jak chyba nigdy wczeœniej w swej historii. I chocia w

latach dwudziestych przemys³ ten dotkliwie ucierpia³ z powodu niespójnej
polityki p³acowej i monetarnej, to porównanie pod wzglêdem zatrudnienia i
ogólnej aktywnoœci, przynajmniej lat poprzedzaj¹cych rok 1929 z latami
trzydziestymi, wypada na niekorzyœæ tych ostatnich. Dopiero od momentu przejœcia
do protekcjonizmu i towarzysz¹cej mu ogólnej zmiany w brytyjskiej polityce
gospodarczej rozwój monopoli przebiega³ w zdumiewaj¹cym tempie i przekszta³ca³
przemys³ brytyjski w stopniu, z którego spo³eczestwo nie zdawa³o sobie w pe³ni
sprawy. Twierdzenie jakoby proces ten mia³ coœ wspólnego z rozwojem technologii

Seite 19

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

w tym okresie - a uwarunkowania technologiczne jakie istnia³y w Niemczech w
latach osiemdziesi¹tych i dziewiêædziesi¹tych XIX w. da³y siê tu odczuæ w latach
trzydziestych XX w. - nie jest o wiele mniej absurdalne ni pogl¹d, implicite
zawarty w wypowiedzi Mussoliniego, wedle którego W³ochy musia³y znieœæ wolnoœæ
indywidualn¹ wczeœniej ni inne spo³eczestwa Europy, gdy cywilizacja tego kraju

tak dalece wyprzedzi³a pozosta³e kraje. Gdy idzie o Angliê, to tezie, e zmiana
opinii i polityki w ró nych dziedzinach jest jedynie wynikiem nieub³aganych
zmian faktów mo na nadaæ pewne pozory prawdziwoœci tylko dlatego, e kraj ten z
dystansu œledzi³ procesy intelektualne dokonuj¹ce siê gdzie indziej. Mo na wiêc
dowodziæ, e monopolistyczna organizacja przemys³u wzrasta³a pomimo, i opinia
publiczna w dalszym ci¹gu wspiera³a konkurencjê lecz zewnêtrzne wobec niej
wydarzenia zniweczy³y realizacjê wyra anych przez ni¹ pragnie. Rzeczywista
jednak relacja miêdzy teori¹ a praktyk¹ staje siê jasna, gdy przyjrzymy siê
prototypowi tego procesu Niemcom. Nie ma w¹tpliwoœci, e tam likwidacja
konkurencji by³a spraw¹ œwiadomej polityki, a podjêta zosta³a w s³u bie idei,
któr¹ teraz nazywamy planowaniem. Stopniowo zbli aj¹c siê do spo³eczestwa w
pe³ni planowanego Niemcy, i wszyscy naœladuj¹cy ich przyk³ad, krocz¹ szlakiem,
jaki zosta³ im wytyczony przez dziewiêtnastowiecznych myœlicieli, zw³aszcza
niemieckich. Historia intelektualna ostatnich szeœædziesiêciu czy
osiemdziesiêciu lat jest z pewnoœci¹ doskona³¹ ilustracj¹ tej prawdy, i w
rozwoju spo³ecznym nie ma niczego nieuchronnego i dopiero myœl nadaje mu taki
charakter. Stwierdzenie, e wspó³czesny postêp technologiczny rodzi koniecznoœæ
planowania mo na interpretowaæ tak e w inny sposób. Mo e ono mianowicie
oznaczaæ, e z³o ony charakter naszej cywilizacji przemys³owej stwarza nowe
problemy, których rozwi¹zania spodziewaæ siê mo na jedynie poprzez planowanie. W
pewnym sensie jest to prawda, ale nie w a tak szerokim, w jakim siê j¹ g³osi.

Bana³em jest na przyk³ad pogl¹d, e wielu problemów stwarzanych przez wspó³czesne
miasto, jak i szeregu innych, których przyczyn¹ jest zagêszczenie w przestrzeni
(close contiguity), nie mo na rozwi¹zaæ w sposób w³aœciwy za pomoc¹ konkurencji.
Jednak nie takie problemy jak zagadnienie <192>s³u b i us³ug publicznych<170>
maj¹ przede wszystkim na myœli ci, którzy powo³uj¹ siê na z³o onoœæ wspó³czesnej

cywilizacji jako na argument na rzecz centralnego planowania. Na ogó³
podkreœlaj¹ oni, e narastaj¹ce trudnoœci w uzyskaniu spójnego obrazu ca³ego
procesu gospodarczego powoduj¹ koniecznoœæ koordynacji elementów przez jakiœ

centralny urz¹d, je eli ycie spo³eczne nie ma siê pogr¹ yæ w chaosie. Argument
ten bazuje na ca³kowicie mylnym pojmowaniu mechanizmu konkurencji. Konkurencja
nie stosuje siê bynajmniej tylko do wzglêdnie prostych warunków. W³aœnie z³o
onoœæ podzia³u pracy we wspó³czesnych warunkach czyni z konkurencji jedyn¹
metodê, dziêki której mo na dokonaæ takiej koordynacji we w³aœciwy sposób.

Skuteczna kontrola czy planowanie nie nastrêcza³yby adnych trudnoœci, gdyby
warunki by³y tak proste, e jedna osoba czy rada by³aby w stanie uzyskaæ wiedzê o
wszystkich istotnych faktach. Decentralizacja staje siê nakazem tylko dlatego, e

czynniki które trzeba braæ pod uwagê s¹ tak liczne, i niemo liwe jest
osi¹gniêcie syntetycznego pogl¹du na ich temat. Skoro zaœ decentralizacja jest
konieczna, powstaje zagadnienie takiej koordynacji, która poszczególnym
przedsiêbiorstwom (agencies) pozostawia swobodê w dostosowywaniu swych dzia³a do
faktów, jakie tylko im mog¹ byæ znane, i mimo to powoduje wzajemne dostosowanie

siê ich odpowiednich planów. Podobnie jak decentralizacja sta³a siê
koniecznoœci¹, poniewa nikt nie jest w stanie œwiadomie okreœliæ i oszacowaæ
wszystkich okolicznoœci wp³ywaj¹cych na decyzje tak wielu jednostek, rownie i

koordynacja nie mo e siê oczywiœcie dokonaæ poprzez <192>œwiadom¹ kontrolê<170>,
a tylko dziêki rozwi¹zaniom (arrangements), które dostarczaj¹ ka demu podmiotowi
gospodarczemu informacji jakie musi posiadaæ, by skutecznie dostosowywaæ swe
decyzje do decyzji innych. Poniewa zaœ wszystkie szczegó³y zmian ustawicznie
wp³ywaj¹cych na warunki popytu i poda y ró nych towarów nigdy nie mog¹ byæ w

pe³ni znane, ani wystarczaj¹co szybko zgromadzone i rozpowszechnione przez
jakiekolwiek centrum, potrzebne jest pewne urz¹dzenie rejestruj¹ce, które
automatycznie dokona³oby zapisu wszystkich skutków indywidualnych dzia³a i

którego wskazania by³yby zarazem rezultatem i przes³ank¹ indywidualnych decyzji.
Dok³adnie tak zachowuje siê system cenowy w warunkach konkurencji, osi¹gniêcia
czego aden inny system nawet nie zapowiada. Umo liwia to przedsiêbiorcom, dziêki

obserwacji ruchu stosunkowo niewielkiej iloœci cen, w sposób podobny do in
yniera czuwaj¹cego nad wskazaniami kilku mierników, przystosowanie swych dzia³a
do dzia³a partnerów. Trzeba tu podkreœliæ, e system cen bêdzie spe³nia³ tê
funkcjê tylko wtedy, gdy konkurencja bêdzie obowi¹zywa³a powszechnie, to znaczy,
gdy indywidualny producent bêdzie musia³ zastosowaæ siê do zmian cen nie mog¹c
sprawowaæ nad nimi kontroli. Im bardziej z³o ona jest ca³oœæ, tym bardziej
stajemy siê uzale nieni od owego podzia³u wiedzy miêdzy jednostki, których
indywidualne dzia³ania koordynowane s¹ przez bezosobowy mechanizm przekazywania

Seite 20

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

istotnych informacji, znany jako system cen. Nie bêdzie adn¹ przesad¹
stwierdzenie, e gdybyœmy w celu osi¹gniêcia rozwoju systemu naszego systemu
przemys³u musieli zdaæ siê na centralne planowanie, nigdy nie osi¹gn¹³by on tego
stopnia zró nicowania i elastycznoœci jaki posiada. W porównaniu z metod¹
rozwi¹zywania problemów ekonomicznych za pomoc¹ decentralizacji i automatycznej

koordynacji, bardziej oczywista metoda centralnego sterowania jest
nieprawdopodobnie niezdarna, prymitywna, a jej mo liwoœci s¹ ograniczone. To, e
podzia³ pracy osi¹gn¹³ poziom, który umo liwia istnienie wspó³czesnej
cywilizacji zawdziêczamy temu, i nie musia³ on byæ tworzony œwiadomie lecz, e
cz³owiek natkn¹³ siê na metodê, dziêki której podzia³ pracy mo na by³o
rozszerzyæ daleko poza granice, w jakich móg³by zostaæ zaplanowany. Dlatego te
wszelki dalszy wzrost jego z³o onoœci nie prowadzi bynajmniej w sposób konieczny
do centralnego kierowania gospodark¹. Powoduje natomiast, e wa niejsze ni
kiedykolwiek staje siê u ywanie takiej techniki, która nie jest uzale niona od
œwiadomej kontroli. Istnieje jeszcze inna teoria wi¹ ¹ca rozrost monopoli z
rozwojem technologii, która pos³uguje siê argumentami bêd¹cymi niemal e
przeciwiestwem tych, jakie analizowaliœmy. Choæ nie czêsto formu³owana w sposób
klarowny, wywar³a ona równie znaczny wp³yw. W teorii tej nie twierdzi siê, e
wspó³czesna technika niszczy konkurencjê, lecz przeciwnie, e bez zapewnienia
ochrony przed konkurencj¹, to znaczy bez wprowadzenia monopoli, niemo liwe
bêdzie wykorzystanie wielu nowych mo liwoœci technologicznych. Ten typ
argumentacji, jak krytyczny czytelnik móg³by podejrzewaæ, niekoniecznie musi
mieæ zwodniczy charakter. Narzucaj¹ca siê replika, e skoro nowa technika
rzeczywiœcie lepiej zaspokaja nasze potrzeby, to powinna byæ zdolna do oparcia
siê wszelkiej konkurencji, nie ma zastosowania do wszystkich przypadków, do
których ten argument siê odnosi. Niew¹tpliwie w wielu przypadkach jest on u

ywany przez zainteresowane strony jedynie jako forma dodatkowego uzasadnienia
stanowiska. Prawdopodobnie nawet czêœciej jego Ÿród³em staje siê pomieszanie
technicznej doskona³oœci w w¹skim in ynieryjnym sensie z tym, co po ¹dane z
punktu widzenia spo³eczestwa jako ca³oœci. Pozostaje jednak grupa przypadków, w
których argumentacja ta zachowuje pewn¹ si³ê. Na przyk³ad, mo na przynajmniej

pomyœleæ, e brytyjski przemys³ samochodowy by³by w stanie dostarczyæ samochodów
taszych i lepszych ni te, jakie s¹ u ywane w Stanach Zjednoczonych, gdyby w
Anglii ka dy zosta³ przymuszony do u ywania tego samego typu samochodu. Podobnie

mo na sobie wyobraziæ, e u ywanie energii elektrycznej do wszelkich celów by³oby
tasze ni stosowanie wêgla czy gazu, gdyby mo na by³o sk³oniæ wszystkich do u
ywania wy³¹cznie elektrycznoœci. W tego typu przypadkach jest co najmniej mo
liwe, e wszystkim nam powodzi³oby siê lepiej i gdybyœmy mogli wybieraæ
opowiedzielibyœmy siê za t¹ now¹ sytuacj¹. Jednak adna jednostka nie ma takiego

wyboru. Alternatywa bowiem przedstawia siê nastêpuj¹co: albo wszyscy musimy u
ywaæ takiego samego samochodu (czy te wy³¹cznie korzystaæ z elektrycznoœci),
albo mo emy wybieraæ miêdzy tymi rzeczami lecz uzyskuj¹c ka d¹ z nich za du o wy

sz¹ cenê. Nie wiem czy naprawdê tak siê dzieje we wszystkich przypadkach. Trzeba
jednak przyj¹æ, e jest mo liwe, i w wyniku przymusowej standaryzacji czy
wprowadzenia zakazu ograniczaj¹cego ró norodnoœæ do pewnego poziomu, obfitoœæ
[towarów] w pewnych dziedzinach mog³aby wzrastaæ bardziej, ni by³oby to
wystarczaj¹ce dla zrekompensowania ogranicze wyboru konsumenta. Mo na sobie

równie wyobraziæ, e pewnego dnia pojawi siê nowy wynalazek, którego zastosowanie
wyda siê bez w¹tpienia korzystne, ale który mo na by spo ytkowaæ tylko wtedy,
gdyby zdo³ano zmusiæ wielu albo wszystkich do jednoczesnego ze korzystania. Bez

wzglêdu na to, czy tego rodzaju przypadki maj¹ jakieœ istotne i trwa³e
znaczenie, nie mo na na ich podstawie zasadnie twierdziæ, e postêp techniczny
poci¹ga za sob¹ nieuchronnoœæ centralnego zarz¹dzania. Przypadki takie
powodowa³yby jedynie koniecznoœæ wyboru miêdzy uzyskaniem okreœlonej korzyœci na
drodze przymusu a nieuzyskaniem jej w ogóle, czy te , w wiêkszoœci przypadków,

osi¹gniêciem jej nieco póŸniej, gdy dalszy postêp techniki pokona zaistnia³e
trudnoœci. Co prawda w takich okolicznoœciach musimy poœwiêciæ uzyskanie mo
liwej bezpoœredniej korzyœci, p³ac¹c w ten sposób cenê swej wolnoœci, ale z

drugiej strony unikamy póŸniej koniecznoœci uzale niania przysz³ego rozwoju
wydarze od wiedzy, jak¹ poszczególni ludzie posiadaj¹ obecnie. Rezygnuj¹c z
takich mo liwych teraŸniejszych korzyœci podtrzymujemy dzia³anie wa nego

czynnika stymuluj¹cego dalszy rozwój. Chocia na krótk¹ metê cena, jak¹ musimy
zap³aciæ za ró norodnoœæ i wolnoœæ wyboru mo e byæ czasem wysoka, to jednak w
d³u szej perspektywie nawet wzrost materialny zale eæ bêdzie w³aœnie od tej ró
norodnoœci. Nigdy bowiem nie bêdziemy mogli przewidzieæ, z której spoœród wielu
form dostarczania dóbr czy us³ug mo e powstaæ coœ lepszego. Nie mo na oczywiœcie
twierdziæ, e zachowanie wolnoœci kosztem jakiegoœ dodatku do naszego aktualnego
materialnego komfortu zostanie w ten sposób nagrodzone we wszystkich
przypadkach. Lecz argument na rzecz wolnoœci stwierdza jednoznacznie, e aby umo

Seite 21

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

liwiæ swobodny niemo liwy do przewidzenia rozwój, powinniœmy dla pozostawiæ
woln¹ przestrze. Dlatego te znajduje on zastosowanie w nie mniejszym stopniu
wówczas, gdy w œwietle naszej obecnej wiedzy, wydaje siê, e przymus przyniós³by
wy³¹cznie korzyœci, i pomimo, i w jakimœ poszczególnym przypadku przymus ten mo
e rzeczywiœcie nie powodowaæ adnych negatywnych rezultatów. W wielu obecnych

dyskusjach na temat skutków postêpu technologicznego przedstawiany jest on, jako
coœ wobec nas zewnêtrznego, co mog³oby nas zmusiæ do pos³ugiwania siê now¹
wiedz¹ w pewien okreœlony sposób. Chocia oczywiœcie jest prawd¹, e wynalazki
da³y nam niezwyk³¹ si³ê, absurdem by³oby twierdziæ, e musimy u yæ tej si³y do
zniszczenia naszego najcenniejszego dziedzictwa wolnoœci. Oznacza to jednak, e
je eli chcemy j¹ zachowaæ musimy strzec jej zazdroœniej ni kiedykolwiek dot¹d i
musimy byæ dla niej gotowi do poœwiêce. Chocia we wspó³czesnych procesach
technologicznych nie ma niczego, co zmusza³oby nas do planowania gospodarczego
na du ¹ skalê, jest wœród nich wiele takich procesów, które w³adzy, jak¹ móg³by
uzyskaæ organ planowania, nadaj¹ nieskoczenie bardziej niebezpieczny charakter.
Chocia wiêc trudno mieæ wiêksze w¹tpliwoœci co do tego, e tendencja do
planowania jest rezultatem œwiadomego i celowego dzia³ania i nie istniej¹ adne
zewnêtrzne koniecznoœci, które by nas do tego zmusza³y, warto zbadaæ dlaczego
tak du a liczba ekspertów technicznych znajduje siê w pierwszym szeregu
zwolenników planowania. Wyjaœnienie tego zjawiska wi¹ e siê œciœle z wa nym
faktem, który krytycy zwolenników planowania winni zawsze mieæ na uwadze, a
mianowicie, e nie by³oby wiêkszych problemów z realizacj¹ w stosunkowo krótkim
czasie prawie ka dej z technicznych idei naszych ekspertów, gdyby uczyniæ je
jedynym celem ludzkoœci. Istnieje nieskoczenie wiele po ytecznych rzeczy, co do
których wszyscy zgadzamy siê, e s¹ zarówno po ¹dane jak i mo liwe do
osi¹gniêcia, lecz nie mo emy mieæ nadziei na osi¹gniêcie wiêcej ni kilku z nich

w ci¹gu naszego ycia lub, co najwy ej, mo emy mieæ nadziejê, e uda nam siê to
jedynie czêœciowo. Niespe³nienie pragnie specjalisty zwi¹zanych z jego dziedzin¹
popycha go do buntu przeciw istniej¹cemu porz¹dkowi. Wszyscy z trudem godzimy
siê ze œwiadomoœci¹, i od³ogiem le ¹ sprawy, co do których ka dy musi przyznaæ,
e maj¹ wartoœæ i mo na je urzeczywistniæ. To, e nie mo na ich osi¹gn¹æ

równoczeœnie, e ka da z nich jest dostêpna pod warunkiem, e zrezygnuje siê z
pozosta³ych, mo na dostrzec jedynie bior¹c pod uwagê czynniki wymykaj¹ce siê
jakiemukolwiek specjalistycznemu podejœciu, a których wp³yw mo na oceniæ tylko

dziêki uci¹ liwej i niewdziêcznej pracy intelektualnej. Jest ona tym bardziej
niewdziêczna, i zmusza nas, byœmy cele na jakich koncentruje siê wiêkszoœæ
naszych wysi³ków widzieli na szerszym tle i porównywali je z innymi, nie nale
¹cymi do obszaru naszych bezpoœrednich zainteresowa, na których przez to mniej
nam zale y. Ka de z rozlicznych, wziêtych z osobna dóbr, których osi¹gniêcie

by³oby mo liwe w spo³eczestwie planowym, przysparza planowaniu entuzjastów,
przeœwiadczonych, e swoje przekonanie o wartoœci poszczególnych celów bêd¹ w
stanie wpoiæ tym, którzy takim spo³eczestwem kieruj¹. Nadzieje niektórych

spoœród nich bez w¹tpienia spe³ni³yby siê, poniewa planowe spo³eczestwo z
pewnoœci¹ wspiera³oby d¹ enie do niektórych celów daleko bardziej ni obecnie.
By³oby niedorzecznoœci¹ przeczyæ, e znane nam przypadki spo³eczestw w pe³ni lub
czêœciowo planowych s¹ dobr¹ ilustracj¹ tego, e u yteczne dobra zawdziêczaj¹ one
ca³kowicie planowaniu. Znakomite autostrady w Niemczech czy W³oszech s¹ tu

czêsto przywo³ywanym przyk³adem, mimo i kraje te nie reprezentuj¹ typu
planowania, który nie by³by w równym stopniu mo liwy w spo³eczestwach
liberalnych. Ale równie nierozumne jest powo³ywanie siê na przypadki technicznej

doskona³oœci w poszczególnych dziedzinach jako na dowód zasadniczej wy szoœci
planowania. S³uszniej by³oby powiedzieæ, e ta niezwyk³a, odbiegaj¹ca od ogólnych
warunków, doskona³oœæ techniczna jest œwiadectwem b³êdnego gospodarowania
œrodkami. Kto przeje d a³ s³ynnymi niemieckimi autostradami i widzia³, e ruch na
nich jest mniejszy ni na wielu drugorzêdnych drogach Anglii, ten nie mo e mieæ

szczególnych w¹tpliwoœci, e gdy idzie o cele pokojowe, owe autostrady nie maj¹
wiêkszego uzasadnienia. Czy nie to samo mia³o miejsce tam, gdzie planiœci
rozstrzygali na rzecz <192>armat<170> zamiast <192>mas³a<170> to ju inna

sprawa.<$FW³aœnie w trakcie korekty tej ksi¹ ki tekstu dotar³a do mnie
wiadomoœæ, e prace konserwacyjne na autostradach niemieckich zosta³y
wstrzymane!> Ale z naszego punktu widzenia niewiele jest w tym wszystkim powodów

do entuzjazmu. Z³udzenie specjalisty, jakoby w spo³eczestwie planowym by³by on w
stanie zapewniæ wiêcej zainteresowania dla celów, do których przywi¹zuje
najwiêksz¹ wagê, jest zjawiskiem bardziej powszechnym ni sugeruje to, na
pierwszy rzut oka, sam termin <192>specjalista<170>. Ze wzglêdu na upodobania i
zainteresowania wszyscy w pewnej mierze jesteœmy specjalistami. Wszyscy te
s¹dzimy, e nasza w³asna hierarchia wartoœci nie jest jedynie czymœ subiektywnym
lecz, e w nieskrêpowanej dyskusji z rozumnymi ludŸmi przekonalibyœmy innych o
jego s³usznoœci. Mi³oœnik wsi, który nade wszystko pragnie, by zachowa³a ona

Seite 22

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

swój tradycyjny wygl¹d i by usuniêto plamy jakie przemys³ ju pozostawi³ na jej
nieska onym obliczu, entuzjasta zdrowia, który chce usun¹æ wszystkie malownicze,
ale niehigieniczne stare chaty, automobilista pragn¹cy przeci¹æ kraj wielkimi
autostradami, fanatyk wydajnoœci, który domaga siê maksimum specjalizacji i
mechanizacji, wreszcie idealista, który w imiê rozwoju indywidualnoœci chce

zachowaæ w miarê mo noœci jak najwiêksz¹ liczbê niezale nych rzemieœlników
wszyscy oni zdaj¹ sobie sprawê, e ich cele mo na w pe³ni osi¹gn¹æ tylko dziêki
planowaniu, i z tego powodu wszyscy go pragn¹. Ale oczywiœcie zastosowanie
planowania spo³ecznego, którego tak ha³aœliwie siê domagaj¹, mo e jedynie
ujawniæ ukryty konflikt pomiêdzy ich celami. Ruch na rzecz planowania, mimo i
przewa nie wci¹ pozostaje ono w sferze pragnie, zawdziêcza sw¹ liczebnoœæ
g³ównie temu, i jednoczy prawie wszystkich idealistów ow³adniêtych jednym d¹
eniem, wszystkie kobiety i mê czyzn, którzy swoje ycie poœwiêcili jednemu
celowi. Jednak nadzieje, jakie pok³adaj¹ oni w planowaniu nie s¹ konsekwencj¹
jakiejœ ca³oœciowej wizji spo³eczestwa, a raczej bardzo ograniczonego punktu
widzenia i s¹ czêsto rezultatem wyolbrzymiania donios³oœci celów, jakie przed
sob¹ stawiaj¹. Nie chcê w ten sposób deprecjonowaæ wielkiej praktycznej wartoœci
tego typu ludzi, jak¹ niew¹tpliwie posiadaj¹ oni w wolnym spo³eczestwie, takim
jak nasze, które obdarza ich zas³u onym podziwem. Ci sami jednak, którzy
najgorêcej pragn¹ planowania spo³eczestwa, gdyby im na to pozwoliæ, staliby siê
w najwy szym stopniu niebezpieczni i nietolerancyjni wobec planów innych ludzi.
Tchn¹cego dobroci¹ i oddanego jednej sprawie idealistê czêsto tylko krok dzieli
od fanatyka. Chocia to resentyment sfrustrowanego specjalisty przydaje najwiêcej
si³y ¹daniu wprowadzenia planowania, trudno o œwiat gorszy do zniesienia i
bardziej irracjonalny ni ten, w którym najznakomitszym specjalistom w ka dej
dziedzinie pozwolono by na realizacjê swych idei bez kontroli.

<192>Koordynacja<170> nie mo e staæ siê, jak to zdaj¹ siê sobie wyobra aæ
planiœci, now¹ specjalnoœci¹. Ekonomista jest ostatnim cz³owiekiem, który móg³by
utrzymywaæ, e posiada wiedzê jakiej potrzebowa³by koordynator. Opowiada siê on
za metod¹, która prowadzi do takiej koordynacji, obywaj¹c siê bez
wszechwiedz¹cego dyktatora. To zaœ w³aœnie oznacza zachowanie pewnych takich

bezosobowych i czêsto niezrozumia³ych form ograniczania indywidualnych dzia³a,
jakie irytuj¹ wszystkich specjalistów. V. Planowanie i demokracja @MOTTO = M¹
stanu, który próbowa³by kierowaæ sposobem u ywania kapita³u przez osoby

prywatne, nie tylko obarczy³by siê najniepotrzebniejszym trudem, ale posiad³by
w³adzê, jakiej nie mo na bezpiecznie powierzyæ adnej radzie czy senatorowi, i
która nigdzie nie by³aby tak groŸna, jak w rêkach cz³owieka na tyle szalonego i
pewnego siebie, by wyobra aæ sobie, e jest w stanie temu sprostaæ. @MOTTO = Adam
Smith @MOTTO = Wspólne cechy wszystkich systemów kolektywistycznych mo na opisaæ

za pomoc¹ formu³y, zawsze drogiej socjalistom wszelkich orientacji, wedle której
jest to œwiadome organizowanie wysi³ków spo³eczestwa na rzecz realizacji
okreœlonego celu spo³ecznego. Jednym z g³ównych powodów do narzeka ze strony

socjalistycznych krytyków naszego wspó³czesnego spo³eczestwa jest brak takiego
<192>œwiadomego<170> ukierunkowania na jeden cel oraz fakt, e dzia³aniami
spo³eczestwa kieruj¹ kaprysy i fantazja nieodpowiedzialnych jednostek. Pod
wieloma wzglêdami formu³a ta ujmuje bardzo jasno zasadniczy problem, kieruje te
nasz¹ uwagê na miejsce, w którym powstaje konflikt miêdzy wolnoœci¹ indywidualn¹

a kolektywizmem. Odmiany kolektywizmu: komunizm, faszyzm itp., ró ni¹ siê miêdzy
sob¹, co do natury celu, ku któremu chc¹ kierowaæ wysi³ki spo³eczestwa.
Wszystkie jednak ró ni¹ siê od liberalizmu i indywidualizmu tym, e pragn¹

zorganizowaæ ca³oœæ spo³eczestwa i wszystkie jego zasoby na rzecz owego jednego
ca³oœciowego celu oraz odmawiaj¹ uznania autonomicznych sfer, w których cele
poszczególnych jednostek maj¹ najwa niejszy charakter. Krótko mówi¹c, s¹ one
totalitarne w prawdziwym znaczeniu tego nowego s³owa, które przyjêliœmy dla
opisu nieoczekiwanych, ale mimo to nieod³¹cznych przejawów tego, co na gruncie

teoretycznym nazywamy kolektywizmem. w <192>cel spo³eczny<170> czy <192>wspólne
zadanie<170>, dla którego spo³eczestwo ma byæ zorganizowane, jest zwykle
okreœlane niejasno jako <192>dobro wspólne<170> albo <192>powszechny

dobrobyt<170>, czy <192>interes ogó³u<170>. Bez zbytniego namys³u, mo na zauwa
yæ, e terminy te nie maj¹ dostatecznie sprecyzowanego znaczenia, by nadawa³y siê
do okreœlania konkretnych dzia³a. Dobrobyt i szczêœcie milionów nie da siê

zmierzyæ na jednej, ró nicuj¹cej pod wzglêdem wielkoœci, skali. Dobrobyt narodu,
podobnie jak i szczêœcie jednego cz³owieka, zale y od bardzo wielu czynników,
które mog¹ wystêpowaæ w nieskoczonej iloœci kombinacji. Nie mo na go adekwatnie
wyraziæ jako jedynego celu, a jedynie jako hierarchiê celów, rozleg³¹ skalê
wartoœci, na której ka da potrzeba ka dej osoby ma swe okreœlone miejsce. Zamys³
kierowania wszystkimi naszymi dzia³aniami pod³ug jednego planu zak³ada, e ka dej
z naszych potrzeb zosta³o wyznaczone miejsce w porz¹dku wartoœci, który winien
byæ na tyle pe³ny, by umo liwiæ selekcjê ró nych sposobów postêpowania, spoœród

Seite 23

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

których planista musi wybieraæ. Krótko mówi¹c, zamys³ taki oparty jest na za³o
eniu, i istnieje kompletny kodeks etyczny, w którym wszystkim zró nicowanym
wartoœciom ludzkim wyznaczono w³aœciwe im miejsce. Koncepcja kompletnego kodeksu
etycznego jest niepospolita i dostrze enie konsekwencji jakie za sob¹ poci¹ga
wymaga pewnego wysi³ku wyobraŸni. Nie zwykliœmy uwa aæ kodeksów etycznych za

bardziej czy mniej kompletne. Nie dziwi nas sta³e dokonywanie wyborów miêdzy ró
nymi wartoœciami bez spo³ecznego kodeksu, okreœlaj¹cego jak powinniœmy dokonywaæ
wyborów, ani te nie dochodzimy do wniosku, e nasz kodeks moralny jest
niekompletny. W naszym spo³eczestwie nie ma ani sposobnoœci, ani powodu ku temu,
by ludzie rozwijali wspólne pogl¹dy na to, co nale y czyniæ w takich sytuacjach.
Lecz jeœli wszelkie œrodki, jakie mog¹ byæ u yte, s¹ w³asnoœci¹ spo³eczestwa i
maj¹ byæ zastosowane tylko w jego imieniu zgodnie z jednolitym planem, wówczas
wszystkie decyzje musz¹ byæ podporz¹dkowane <192>spo³ecznemu<170> pogl¹dowi na
to, co nale y zrobiæ. W takim œwiecie wkrótce odkrylibyœmy, e nasz kodeks
moralny pe³en jest luk. Nie interesuje nas tu problem czy by³oby rzecz¹ po ¹dan¹
posiadanie takiego kompletnego kodeksu etycznego. Zwróæmy jedynie uwagê na fakt,
e jak dot¹d rozwojowi cywilizacji towarzyszy sta³e zmniejszanie siê sfery, w
której dzia³ania jednostki ograniczone s¹ sztywnymi regu³ami. Regu³y, sk³adaj¹ce
siê na nasz wspólny kodeks moralny, staj¹ siê coraz mniej liczne i bardziej
ogólne w swym charakterze. Pocz¹wszy od czasów cz³owieka pierwotnego zwi¹zanego
nieomal w ka dej swej codziennej czynnoœci drobiazgowym rytua³em, ograniczonego
przez niezliczone tabu i nie zdolnego wyobraziæ sobie, e mo na by postêpowaæ
inaczej ni jego wspó³plemiecy moralnoœæ coraz bardziej zmierza³a do tego, by
staæ siê jedynie granic¹ zakreœlaj¹c¹ sferê, wewn¹trz której jednostka mog³a
zachowywaæ siê tak, jak jej siê podoba³o. Przyjêcie jakiegoœ powszechnego
kodeksu etycznego, wystarczaj¹co obszernego dla sformu³owania jednolitego planu

gospodarczego, oznacza³oby ca³kowite odwrócenie tej tendencji. Dla nas wa ne
jest to, e aden taki kompletny kodeks etyczny nie istnieje. Próba kierowania
ca³¹ dzia³alnoœci¹ gospodarcz¹ wed³ug jednego planu spowodowa³oby powstanie
niezliczonych problemów, które mo na by rozwi¹zaæ tylko poprzez odwo³anie siê do
regu³ moralnych. Lecz s¹ to problemy, na które istniej¹ca moralnoœæ nie daje

odpowiedzi i nie mo na w jej obrêbie znaleŸæ zgodnego pogl¹du odnoœnie tego, co
powinno siê czyniæ. W takich sprawach ludzie bêd¹ mieli pogl¹dy albo
niesprecyzowane, albo sprzeczne, bowiem w wolnym spo³eczestwie w jakim yjemy,

nie ma sposobnoœci by je przemyœleæ, a tym bardziej by sformu³owaæ wspóln¹ na
ich temat opiniê. Nie tylko my nie posiadamy takiej wszechobejmuj¹cej skali
wartoœci, ale aden umys³ nie jest w stanie obj¹æ nieskoczonej wieloœci potrzeb
ró nych ludzi rywalizuj¹cych o dostêpne œrodki ich zaspokajania i przypisaæ
okreœlon¹ wagê ka dej z nich. To, czy cele o jakie troszczy siê jednostka

obejmuj¹ tylko jej w³asne, indywidualne potrzeby, czy równie potrzeby osób jej
bliskich, a mo e i dalszych to znaczy, czy jest ona egoistyczna czy
altruistyczna w zwyk³ym znaczeniu tych s³ów, ma tu dla nas znaczenie

drugorzêdne. Wa ny natomiast jest ów podstawowy fakt, e ka dy cz³owiek mo e
ogarn¹æ tylko ograniczony obszar, i jest w stanie uœwiadamiaæ sobie pal¹cy
charakter jedynie ograniczonej liczby potrzeb. Bez wzglêdu na to, czy skupia siê
on na swych w³asnych potrzebach fizycznych czy te jest wspó³czuj¹co
zainteresowany szczêœciem i powodzeniem ka dej znanej mu istoty ludzkiej, cele

do jakich mo e d¹ yæ zawsze bêd¹ tylko nieskoczenie ma³¹ cz¹stk¹ potrzeb
wszystkich ludzi. Na tym w³aœnie fundamentalnym fakcie opiera siê ca³a filozofia
indywidualistyczna. Nie zak³ada ona, jak siê czêsto s¹dzi, e cz³owiek ma

egoistyczn¹ czy samolubn¹ naturê albo, e powinien j¹ posiadaæ. Wychodzi ona
jedynie od bezdyskusyjnego faktu, e granice naszej wyobraŸni uniemo liwiaj¹
w³¹czenie do naszej skali wartoœci czegoœ wiêcej ni ma³ej cz¹stki potrzeb ca³ego
spo³eczestwa. Poniewa zaœ skale wartoœci mog¹ istnieæ, œciœle mówi¹c, tylko w
umys³ach jednostek, oznacza to, e nie istniej¹ adne skale wartoœci oprócz

cz¹stkowych, te zaœ s¹ z koniecznoœci ró ne i czêsto niezgodne ze sob¹.
Indywidualista wyprowadza st¹d wniosek, e jednostki powinny mieæ w okreœlonych
granicach swobodê realizowania raczej swych w³asnych wartoœci i preferencji, ni

wartoœci kogoœ innego. Wewn¹trz tej sfery system celów jednostki powinien byæ
wartoœci¹ najwy sz¹ i nie podlegaæ jakiemukolwiek dyktatowi ze strony innych.
W³aœnie owo uznanie jednostki za ostatecznego sêdziego swych celów oraz wiara, e

w³asne jej pogl¹dy powinny, tak dalece jak jest to tylko mo liwe, kierowaæ jej
dzia³aniami, stanowi istotê stanowiska indywidualistycznego. Pogl¹d ten nie
wyklucza oczywiœcie uznania celów spo³ecznych, czy raczej zbie noœci celów
jednostkowych, która sprawia, e ludzie uznaj¹ za s³uszne ³¹czenie siê w celu ich
realizacji. Ale ogranicza on takie wspólne dzia³ania do przypadków, gdy
indywidualne pogl¹dy s¹ zbie ne. To, co okreœla siê mianem <192>celów
spo³ecznych<170> oznacza tu jedynie identyczne cele wielu jednostek czy te cele,
w realizacji których jednostki chc¹ uczestniczyæ w zamian za pomoc, jak¹

Seite 24

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

otrzymuj¹ przy zaspokajaniu swych w³asnych pragnie. Wspólne dzia³anie jest wiêc
ograniczone do tych dziedzin, w których ludzie s¹ zgodni co do wspólnych celów.
Bardzo czêsto owe wspólne cele nie bêd¹ dla jednostek celami ostatecznymi, lecz
œrodkami, jakich ró ne osoby mog¹ u ywaæ do realizacji ró nych celów. W
rzeczywistoœci ludzie najchêtniej zgadzaj¹ siê na wspólne dzia³anie wtedy, gdy

wspólny cel nie stanowi dla nich celu ostatecznego, a jest tylko œrodkiem
mog¹cym s³u yæ realizacji bardzo wielu ró nych zamiarów. Gdy jednostki ³¹cz¹ siê
w wysi³ku na rzecz realizacji wspólnych celów, organizacjom takim jak pastwo,
jakie z owym zamiarem tworz¹, przydawany jest w³asny system celów i œrodków.
Jednak e ka da utworzona w ten sposób organizacja pozostaje pojedyncz¹
<192>osob¹<170> poœród wielu innych. W przypadku pastwa jest to, co prawda,
osoba znacznie potê niejsza od pozosta³ych, jednak wci¹ posiadaj¹ca sw¹ odrêbn¹
i ograniczon¹ sferê, w ramach której jej cele maj¹ rangê najwy sz¹. Granice tej
sfery s¹ okreœlone przez stopie zgodnoœci pomiêdzy jednostkami co do ich celów
indywidualnych. Prawdopodobiestwo, i indywidualne dzia³ania bêd¹ zgodne
zmniejsza siê nieuchronnie wraz z rozszerzaniem siê zakresu takich dzia³a.
Istniej¹ pewne funkcje pastwa, w sprawie spe³niania których wœród obywateli
panowaæ bêdzie prawie zupe³na jednomyœlnoœæ, na inne zgodzi siê znaczna
wiêkszoœæ, i tak dalej, a dojdziemy do dziedzin, w których wprawdzie ka da
jednostka mog³aby yczyæ sobie jakichœ dzia³a ze strony pastwa, to jednak, co do
tego, co rz¹d powinien uczyniæ bêdzie niemal tyle pogl¹dów ilu jest obywateli.
Mo emy polegaæ na dobrowolnej zgodzie co do kierowania dzia³alnoœci¹ pastwa,
dopóki dzia³alnoœæ ta jest ograniczona do dziedzin, w których zgoda taka
rzeczywiœcie istnieje. Pastwo zreszt¹ t³umi wolnoœæ indywidualn¹ nie tylko
wtedy, gdy podejmuje sprawowanie bezpoœredniej kontroli w dziedzinach, w których
zgoda taka nie wystêpuje. Niestety nie mo emy rozci¹gaæ w nieskoczonoœæ sfery

wspólnego dzia³ania i zarazem pozostawiæ jednostce wolnoœæ w ramach jej w³asnej
sfery. Gdy tylko sektor komunalny, w którym pastwo kontroluje wszystkie œrodki,
przekracza pewn¹ proporcjê w stosunku do ca³oœci, skutki jego dzia³alnoœci
góruj¹ nad ca³ym systemem. Chocia pastwo bezpoœrednio kontroluje wykorzystanie
jedynie pewnej, choæ znacznej, czêœci dostêpnych zasobów, to wp³yw jego decyzji

na pozosta³¹ czêœæ systemu gospodarczego jest tak wielki, e prawie ca³y system
pozostaje pod jego poœredni¹ kontrol¹. Tam gdzie, jak to mia³o miejsce na
przyk³ad w Niemczech ju w 1928 roku, centralne i lokalne w³adze bezpoœrednio

kontroluj¹ podzia³ ponad po³owy dochodu narodowego (w owym czasie 53 procent
wed³ug oficjalnych niemieckich szacunków), kontroluj¹ zarazem, w sposób
poœredni, prawie ca³e ycie gospodarcze kraju. Trudno wówczas wskazaæ taki cel
jednostkowy, którego realizacja nie by³aby zale na od dzia³alnoœci pastwa, zaœ
<192>spo³eczna skala wartoœci<170>, nadaj¹ca kierunek tej dzia³alnoœci, musi

obejmowaæ praktycznie wszystkie cele jednostek. Nie trudno dostrzec jakie musz¹
byæ konsekwencje wp³ywu demokracji na proces planowania, wymagaj¹cy dla swej
realizacji wiêkszej zgody, ni faktycznie osi¹gana. Ludzie mog¹ wyraziæ zgodê na

wprowadzenie systemu gospodarki kierowanej poniewa s¹ przekonani, e przyczyni
siê to do powstania wielkiej prosperity. W dyskusji prowadz¹cej do tej decyzji
cel planowania zostanie zapewne okreœlony jakimœ terminem w rodzaju
<192>dobrobytu powszechnego<170>, który tylko ukrywa brak rzeczywistej zgody co
do celów planowania. W rzeczywistoœci zgoda panowaæ bêdzie jedynie gdy idzie o

mechanizm jaki ma byæ zastosowany, ale jest to mechanizm, który mo e byæ u yty
wy³¹cznie do realizacji wspólnego celu. Kwestia zaœ dok³adnego okreœlenia celu,
ku któremu ma byæ skierowana ca³a aktywnoœæ, pojawi siê od razu, gdy w³adza

wykonawcza bêdzie musia³a prze³o yæ postulat jednego planu na plan szczegó³owy.
Oka e siê wówczas, e zgoda co do potrzeby planowania nie jest wsparta zgod¹ gdy
idzie o cele, którym plan ma s³u yæ. Akceptacja centralnego planowania bez
uzgodnienia celów przyniesie taki skutek, jak w wypadku grupy ludzi, którzy
postanowiliby siê wybraæ razem w podró nie ustalaj¹c miejsca, do którego

zamierzaj¹ dotrzeæ. W rezultacie wiêkszoœæ z nich musia³aby odbyæ wêdrówkê, na
któr¹ nie mia³aby ochoty. Planowanie stwarza sytuacjê, w której z koniecznoœci
zgadzamy siê w zakresie wiêkszej liczby spraw ni zazwyczaj, a w systemie

zaplanowanym nie mo emy ograniczyæ zbiorowego dzia³ania do przedsiêwziêæ, co do
których jesteœmy w stanie osi¹gn¹æ zgodê, ale musimy obj¹æ ni¹ wszystko, by w
ogóle móc podj¹æ jakiekolwiek dzia³anie. W³aœnie przede wszystkim te

okolicznoœci przyczyniaj¹ siê do okreœlenia charakteru systemu planowego. Wymóg
opracowania przez parlament ogólnego planu gospodarczego mo e byæ wyrazem
jednomyœlnej woli narodu, a mimo to, ani naród, ani jego reprezentanci nie musz¹
przez to staæ siê zdolni do uzgodnienia jakiegokolwiek planu szczegó³owego.
Niezdolnoœæ cia³ demokratycznych do wype³nienia tego, na co, jak siê wydaje,
maj¹ jednoznaczny mandat narodu, nieuchronnie wywo³uje niezadowolenie z
instytucji demokratycznych. Parlamenty zaczyna siê uwa aæ za nieefektywne
<192>towarzystwa wzajemnej adoracji<170>, niekompetentne, albo niezdolne do

Seite 25

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

realizacji zada, dla których zosta³y wy³onione. Narasta przeœwiadczenie, e jeœli
planowanie ma byæ efektywne, zarz¹dzanie nale y <192>odebraæ polityce<170> i
oddaæ w rêce ekspertów, etatowych urzêdników lub niezale nych, autonomicznych
cia³. Trudnoœæ ta jest dobrze znana socjalistom. Wkrótce minie pó³ wieku od
chwili, kiedy to Webbowie poczêli utyskiwaæ na <192>niezdolnoœæ Izby Gmin do

wykonywania swych zada<170>.<$F Sidney i Beatrice Webb, Industrial Democracy,
1897, s. 800, przypis.> Ostatnio tezê tê rozwin¹³ profesor Laski:
<192>Oczywistym jest, e maszyna parlamentarna jest zupe³nie niedostosowana do
szybkiego uchwalania ogromnego zespo³u skomplikowanych aktów prawnych. Rz¹d
narodowy uzna³ to w rzeczywistoœci, skoro swe akty prawne dotycz¹ce gospodarki i
ce³ wprowadza w ycie nie w wyniku drobiazgowej debaty w Izbie Gmin, a w³aœnie
poprzez rozleg³y system delegacji ustawodawczej. Rz¹d laburzystowski móg³by, jak
s¹dzê, wykorzystaæ zakres tego precedensu, ograniczaj¹c dzia³alnoœæ Izby Gmin do
dwóch funkcji jakie mo e ona poprawnie wykonywaæ: roz³adowywania napiêæ i
dyskutowania nad ogólnymi zasadami rz¹dowych aktów prawnych. Rz¹dowe projekty
ustaw przybiera³yby kszta³t ogólnych formu³, nadaj¹cych szerokie uprawnienia
odpowiednim departamentom rz¹dowym, sprawuj¹cym w³adzê na mocy rozporz¹dzenia
Rady Ministrów (Order in Council), które w razie potrzeby mog³oby byæ
zaatakowane w Izbie przy u yciu procedury wotum nieufnoœci. Nieuchronnoœæ i
zalety systemu tworzenia prawa na podstawie delegacji ustawodawczej zosta³y
ostatnio zdecydowanie potwierdzone przez Komitet Donoughmore'a. Rozszerzenie zaœ
tego rodzaju ustawodawstwa jest nieuniknione, jeœli proces uspo³eczniania nie ma
siê rozbiæ o zwyk³e metody obstrukcji sankcjonowane przez istniej¹c¹ procedurê
parlamentarn¹<170>.<$F H. J. Laski, Labour and the Constitution. "New Statesman
and Nation", Nr 81 (new series), Sept. 10, 1932, s. 277. W jednej z ksi¹ ek
(Democracy in Crisis, 1933, szczególnie s. 87), w której profesor Laski rozwin¹³

póŸniej te idee, przekonanie, e nie mo na pozwoliæ, by demokracja parlamentarna
stanê³a na przeszkodzie realizacji socjalizmu, wyra one jest nawet bardziej
dobitnie: rz¹d socjalistyczny nie tylko, e <192>uzyska³by rozleg³¹ w³adzê, któr¹
sprawowa³by poprzez rozporz¹dzenia i dekrety<170>, ale <192>zawiesi³by klasyczn¹
formu³ê normalnej opozycji<170>, zaœ <192>zachowanie rz¹dów parlamentarnych zale

a³oby od tego, czy rz¹d laburzystowski otrzyma³by gwarancje od Partii
Konserwatywnej, e jego dzie³o przemian nie zostanie przerwane, gdyby przegra³
wybory<170>! Poniewa prof. Laski powo³uje siê na autorytet Komitetu

Donoughmore'a, warto wspomnieæ, e by³ on cz³onkiem tego komitetu i
przypuszczalnie jednym z autorów jego raportu.> Ponadto, aby daæ wyraŸnie do
zrozumienia, e rz¹d socjalistyczny nie mo e sobie pozwoliæ na zbytnie
skrêpowanie procedur¹ demokratyczn¹, profesor Laski stawia na zakoczenie swego
artyku³u pytanie, które wymownie pozostawia bez odpowiedzi: <192>Czy w okresie

przejœcia do socjalizmu rz¹d laburzystowski mo e zaryzykowaæ obalenie swych
dokona w wyniku nastêpnych wyborów powszechnych?<170>. Jest rzecz¹ wa n¹, by
jasno zdaæ sobie sprawê z przyczyn tej dostrze onej nieefektywnoœci parlamentów,

gdy idzie o szczegó³owe administrowanie gospodark¹ narodow¹. Nie s¹ tu winni ani
poszczególni pos³owie, ani instytucje parlamentarne jako takie, lecz
sprzecznoœci tkwi¹ce w zadaniu, jakie im powierzono. -¹da siê od nich dzia³ania
nie tam, gdzie mog¹ dojœæ do porozumienia, lecz wymaga siê, by osi¹gnêli zgodê
we wszystkim, to znaczy w ca³oœciowym zarz¹dzaniu zasobami narodu. Jednak system

podejmowania decyzji oparty na zasadzie wiêkszoœci nie nadaje siê do wype³nienia
tego zadania. Wiêkszoœæ mo e pojawiæ siê tam, gdzie istnieje wybór miêdzy
ograniczon¹ liczb¹ alternatyw. Przes¹dem jest jednak uwa aæ, e w ka dej sprawie

musi zostaæ ustalony pogl¹d wiêkszoœci. Nie ma adnego powodu, by nale a³o
osi¹gaæ wiêkszoœæ na rzecz któregokolwiek spoœród ró nych mo liwych rodzajów
pozytywnego dzia³ania, jeœli liczba tych dzia³a jest ogromna. Wprawdzie ka dy
cz³onek zgromadzenia ustawodawczego z osobna móg³by bardziej opowiadaæ siê za
jakimœ konkretnym planem kierowania dzia³alnoœci¹ gospodarcz¹, ni brakiem

jakiegokolwiek planu, jednak dla wiêkszoœci brak planu móg³by siê wydawaæ
lepszy, ni jakiœ pojedynczy plan. Nie osi¹gnie siê te spójnego planu przez
rozbicie go na czêœci i g³osowanie nad poszczególnymi kwestiami. Zgromadzenie

demokratyczne dokonuj¹ce poprawek i g³osuj¹ce nad z³o onym planem gospodarczym
punkt po punkcie, tak jak to czyni w przypadku zwyczajnej ustawy, dokonuje
rzeczy bezsensownej. Plan gospodarczy, jeœli ma zas³ugiwaæ na to miano, musi byæ

oparty na jednolitej koncepcji. Nawet gdyby jakiœ parlament móg³ uzgodniæ krok
po kroku pewien schemat, to zapewne nie satysfakcjonowa³by on ostatecznie
nikogo. Z³o ona ca³oœæ, w której wszystkie czêœci musz¹ byæ jak najdok³adniej
dopasowane do siebie, jest niemo liwa do osi¹gniêcia w drodze kompromisu miêdzy
sprzecznymi pogl¹dami. Sformu³owanie planu gospodarczego w taki sposób jest
nawet w jeszcze mniejszym stopniu mo liwe, ni efektywne zaplanowanie kampanii
wojskowej przy pomocy procedury demokratycznej. Podobnie jak w strategii,
nieuniknione sta³oby siê zlecenie tego zadania ekspertom. Ró nica polega jednak

Seite 26

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

na tym, e podczas gdy genera³ dowodz¹cy kampani¹ ma przed sob¹ jeden cel, dla
którego wy³¹cznie musz¹ byæ poœwiêcone, na czas trwania kampanii, wszystkie
œrodki znajduj¹ce siê pod jego kontrol¹, to planiœcie gospodarczemu nie mo na
wskazaæ takiego pojedynczego celu i przydzia³u œrodków. Genera³ nie musi równowa
yæ wzajemnie ró nych niezale nych od siebie celów; ma on tylko jeden, najwy szy

cel. Jednak e celów jakiegoœ planu gospodarczego, czy te jego czêœci, nie mo na
okreœliæ w oderwaniu od konkretnego planu. Istota problemów gospodarczych polega
w³aœnie na tym, e opracowanie planu gospodarczego zak³ada dokonanie wyboru
miêdzy sprzecznymi albo konkurencyjnymi celami odmiennymi potrzebami ró nych
ludzi. Jedynie ci, którzy znaj¹ wszystkie fakty, mog¹ wiedzieæ, które cele
pozostaj¹ w konflikcie, i z których trzeba bêdzie zrezygnowaæ, jeœli zechcemy
osi¹gn¹æ jakieœ inne cele, mówi¹c krótko: jakie alternatywy staj¹ przed nami do
wyboru. Jedynie te oni, eksperci, s¹ w stanie zdecydowaæ, którym spoœród ró nych
celów nale y siê pierwszestwo. Nieuchronnie narzucaj¹ oni swoj¹ skalê
preferencji spo³ecznoœci, dla której tworz¹ plan. Jednak nie zawsze jest to
wyraŸnie dostrzegane, i zwykle uzasadnia siê delegowanie uprawnie ustawodawczych
techniczn¹ natur¹ zadania. Nie oznacza to jednak, e przekazywanie uprawnie
dotyczy jedynie szczegó³owych kwestii technicznych, ani nawet, e niezdolnoœæ
zrozumienia przez parlamenty technicznych szczegó³ów jest Ÿród³em tych
trudnoœci.<$FWarto w zwi¹zku z tym odnieœæ siê krótko do dokumentu rz¹dowego, w
którym w ostatnich latach problemy te by³y dyskutowane. Ju trzynaœcie lat temu,
to znaczy zanim jeszcze Anglia ostatecznie odesz³a od liberalizmu gospodarczego,
proces delegowania uprawnie ustawodawczych doprowadzony zosta³ do takiego
punktu, e uznano za konieczne powo³anie komitetu do zbadania <192>jakie
gwarancje s¹ po ¹dane lub konieczne dla zabezpieczenia suwerennoœci prawa<170>.
W swym raporcie Komitet Donoughmore'a (Report of the [Lord Chancellor's]

Committee on Minister's Powers, Cmd. 4060, 1932) wykaza³, e ju ówczeœnie
parlament zwróci³ siê <192>ku praktyce ca³oœciowego i nieograniczonego
delegowania uprawnie<170>, ale uznano to (mia³o to miejsce jeszcze zanim
faktycznie spojrzeliœmy w otch³a totalitaryzmu!) za proces nieunikniony i
wzglêdnie nieszkodliwy. Prawdopodobnie jest prawd¹, e delegacja uprawnie

ustawodawczych jako taka nie musi stanowiæ zagro enia dla wolnoœci.
Zastanawiaj¹ce jest jednak, dlaczego delegowanie uprawnie na tak¹ skalê sta³o
siê niezbêdne. Na plan pierwszy poœród przyczyn wymienianych w raporcie wysuwa

siê fakt, i <192>w dzisiejszych czasach parlament uchwala corocznie tak wiele
ustaw <170>i tak wiele szczegó³ów ma tak dalece techniczny charakter, e nie
nadaj¹ siê do tego, by byæ przedmiotem dyskusji parlamentarnej<170>. Gdyby wszak
e wszystko sprowadza³o siê do tego, wówczas nie by³oby podstaw, aby o tych
szczegó³ach nie dyskutowaæ raczej p r z e d ni po uchwaleniu ustawy przez

parlament. W wielu przypadkach prawdopodobnie to, co jest o wiele wa niejszym
powodem dla którego, <192>gdyby parlament nie zechcia³ delegowaæ swej w³adzy
ustawodawczej, nie by³by w stanie przeprowadziæ ustaw takiego rodzaju i w takiej

liczbie, jakiej domaga siê opinia publiczna<170>, oddaje z rozbrajaj¹c¹
szczeroœci¹ krótkie zdanie: <192>wiele z tych ustaw tak dalece bezpoœrednio
dotyczy ycia konkretnych ludzi, e istotna jest tu elastycznoœæ<170>! Có to
oznacza, jeœli nie usankcjonowanie arbitralnoœci w³adzy, nie ograniczonej adnymi
ustalonymi zasadami, która w opinii parlamentu nie mo e byæ skrêpowana

okreœlonymi i jednoznacznymi regu³ami?> Zmiany struktury prawa cywilnego nie s¹
problemem, ani mniej technicznym, ani mniej trudnym, gdy idzie o ocenê ich
konsekwencji, a przecie nikt jeszcze powa nie nie proponowa³, by ustawodawstwo w

tej kwestii przekazaæ zespo³owi ekspertów. Dzieje siê tak, gdy w tej dziedzinie
ustawodawstwo nie wykracza poza ogólne regu³y, co do których osi¹gana jest
rzeczywista zgoda wiêkszoœci, podczas gdy w przypadku kierowania dzia³alnoœci¹
gospodarcz¹, interesy, jakie trzeba pogodziæ, s¹ tak rozbie ne, e osi¹gniêcie
faktycznej zgody przez zgromadzenie demokratyczne nie jest prawdopodobne. Nale y

wszak e zauwa yæ, e delegowanie w³adzy ustawodawczej jako takie nie budzi
zastrze e. Sprzeciwiaæ siê samemu delegowaniu znaczy³oby zwalczaæ objawy zamiast
przyczynê, i tym samym, poniewa mo e byæ ono nieuchronnym rezultatem innych

przyczyn, os³abiaæ walkê o sam¹ sprawê. Jeœli delegowana w³adza jest jedynie
w³adz¹ stanowienia ogólnych zasad, wówczas mo e byæ ca³kiem zasadne, by regu³y
takie by³y ustanawiane raczej przez w³adze lokalne ni centralne. Sprzeciw budzi

fakt, i delegacjê uprawnie stosuje siê tak czêsto, gdy dana kwestia nie mo e byæ
uregulowana za pomoc¹ zasad ogólnych, a jedynie w wyniku podjêcia w
poszczególnych przypadkach decyzji na mocy uznania. W takich razach delegacja
oznacza, e jakiœ organ otrzymuje w³adzê dokonywania dzia³a z moc¹ prawa, tak i z
uwagi na ca³oœæ zamiarów i intencji nabieraj¹ one charakteru arbitralnych
decyzji (przedstawianych zwykle jako <192>rozstrzyganie sprawy przy
uwzglêdnieniu jedynie jej aspektów prawnych<170> (<192>judging the case on its
merits<170>)). Przekazywanie szczegó³owych zada technicznych odrêbnym cia³om,

Seite 27

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

jeœli ma charakter sta³y, stanowi jednak tylko pierwszy krok w procesie, w
którym demokracja, wdawszy siê w planowanie, stopniowo wyzbywa siê swej w³adzy.
œrodek, jakim jest delegacja, w rzeczywistoœci nie jest w stanie zlikwidowaæ
tych przyczyn, które powoduj¹, e wszyscy zwolennicy ca³oœciowego planowania s¹
tak bardzo rozdra nieni bezsilnoœci¹ demokracji. Delegowanie poszczególnych

uprawnie do odrêbnych agend stwarza now¹ przeszkodê na drodze do osi¹gniêcia
jednego, skoordynowanego planu. Nawet jeœli, dziêki zastosowaniu tego œrodka,
demokracji powiod³oby siê planowanie w ka dym z sektorów dzia³alnoœci
gospodarczej, to i tak musia³aby jeszcze stan¹æ wobec problemu po³¹czenia tych
oddzielnych planów w jednolit¹ ca³oœæ. Wiele oddzielnych planów nie czyni
jeszcze jednolitej ca³oœci, a sami planiœci pierwsi powinni przyznaæ, e w
rzeczywistoœci by³oby to jeszcze gorsze, ni zupe³ny brak planu. Jednak
demokratyczne cia³o ustawodawcze d³ugo bêdzie siê wahaæ zanim zrezygnuje z
podejmowania decyzji w sprawach rzeczywiœcie istotnych, dopóki zaœ to nie
nast¹pi, nikt inny nie bêdzie w stanie wprowadziæ tego ca³oœciowego planu. Lecz
jednoczesne uznanie koniecznoœci planowania i niezdolnoœci cia³ demokratycznych
do tworzenia planu, bêdzie prowadziæ do coraz bardziej zdecydowanych ¹da, aby
rz¹d albo jakiœ pojedynczy cz³owiek otrzyma³ uprawnienia do dzia³ania na w³asn¹
odpowiedzialnoœæ. W coraz wiêkszym stopniu rozpowszechnia siê mniemanie, e jeœli
w ogóle cokolwiek ma zostaæ osi¹gniête, to odpowiedzialne w³adze musz¹ byæ
oswobodzone z wiêzów demokratycznej procedury. Domaganie siê dyktatora
gospodarczego stanowi charakterystyczny etap drogi ku planowaniu. Kilka lat temu
jeden z najbardziej przenikliwych zagranicznych badaczy spraw angielskich, nie
yj¹cy ju Êlie Halévy, powiedzia³: <192>jeœli dokona siê monta u fotografii Lorda
Eustace'a Percy'ego, Sir Oswalda Mosleya i Sir Stafforda Crippsa, wówczas,
s¹dzê, mo na bêdzie stwierdziæ, e wspóln¹ ³¹cz¹c¹ ich cech¹ jest przekonanie, e:

<192>-yjemy w gospodarczym chaosie i nie wydobêdziemy siê z niego inaczej, jak
dziêki jakiejœ dyktaturze<170>.<$FSocialism and the Problems of Democratic
Parliamentarism, "International Affairs", vol. XIII, s. 501.> Liczba wp³ywowych
osób, uczestnicz¹cych w yciu publicznym, których podobizny mo na by w³¹czyæ do
tego <192>monta u fotograficznego<170> bez wprowadzania rzeczywistych zmian,

znacznie siê zwiêkszy³a od tego czasu. W Niemczech, jeszcze przed dojœciem
Hitlera do w³adzy, posuniêto siê na tej drodze znacznie dalej. Trzeba pamiêtaæ,
e ju na pewien czas przed rokiem 1933, Niemcy osi¹gnê³y stan, w którym w efekcie

musia³y byæ rz¹dzone po dyktatorsku. Nikt nie móg³ wówczas w¹tpiæ, e demokracja
na razie za³ama³a siê i e nawet szczerzy demokraci, jak Brüning, nie byli
bardziej zdolni do sprawowania w³adzy w sposób demokratyczny, ni Schleicher czy
von Papen. Hitler nie musia³ niszczyæ demokracji, wykorzysta³ jedynie jej
rozk³ad i w krytycznym momencie uzyska³ poparcie wielu, którym, choæ go nie

znosili, wydawa³ siê jedynym doœæ silnym, by móc coœ zdzia³aæ. Planiœci próbuj¹
zwykle przekonaæ nas do tych zmian za pomoc¹ argumentu, e dopóki demokracja
zachowuje sprawowanie ostatecznej kontroli, jej podstawy pozostaj¹ nienaruszone.

Karl Mannheim pisze wiêc: <192>Spo³eczestwo planowane ró ni siê od
dziewiêtnastowiecznego tylko pod jednym [sic!] wzglêdem: coraz wiêcej dziedzin
ycia spo³ecznego a z czasem obj¹æ to musi ka d¹ dziedzinê podlega kontroli
pastwa. Je eli jednak suwerenny parlament mo e kontrolowaæ czêœæ funkcji w³adzy
wykonawczej, to mo e kontrolowaæ i znacznie szerszy ich zakres. [...] W pastwie

demokratycznym suwerennoœæ w³adzy mo e wzrastaæ bez ogranicze tylko drog¹
decyzji zbiorowych jeœli kontrola demokratyczna ma zostaæ zachowana<170>.<$FK.
Mannheim, Cz³owiek i spo³eczestwo w dobie przebudowy, op. cit., s. 50.> Pogl¹d

taki pomija pewn¹ istotn¹ ró nicê. Parlament mo e oczywiœcie kontrolowaæ
wykonanie zada tam, gdzie mo e dostarczyæ konkretnych dyrektyw, jeœli najpierw
uzgodni³ cel i deleguje jedynie opracowanie detali. Sytuacja jest zupe³nie inna,
gdy powodem delegacji jest brak rzeczywistej zgody co do celów, cia³o zaœ,
któremu powierzono planowanie musi dokonaæ wyboru celów, których konfliktowego

charakteru parlament nawet sobie nie uœwiadamia, a jedyn¹ rzecz¹, jak¹ mo na
zrobiæ, to przedstawiæ mu plan, który ma byæ przyjêty, albo odrzucony jako
ca³oœæ. Oczywiœcie mog¹ pojawiæ siê, i zapewne siê pojawi¹, g³osy krytyczne, ale

nie przyniesie to efektu, poniewa nie bêdzie zgody wiêkszoœci na jakiœ plan
alternatywny. Budz¹ce zaœ zastrze enia fragmenty prawie zawsze da siê
przedstawiæ jako istotne czêœci ca³oœci. Dyskusja parlamentarna mo e zostaæ

zachowana jako u yteczny wentyl bezpieczestwa, a nawet bardziej jeszcze, jako
wygodny œrodek rozpowszechnienia oficjalnych odpowiedzi na zarzuty. Mo e ona
nawet zapobiec jakimœ jawnym nadu yciom i pozwoliæ skutecznie domagaæ siê
usuniêcia konkretnych nieprawid³owoœci. Nie mo na jednak przy jej pomocy
zarz¹dzaæ. W najlepszym razie sprowadza siê to do wyboru osób, które praktycznie
maj¹ posiadaæ w³adzê absolutn¹. Ca³y system bêdzie zmierza³ ku plebiscytowej
dyktaturze, w której pozycja przywódcy rz¹du jest od czasu do czasu potwierdzana
w powszechnym g³osowaniu, lecz zarazem w której ma on do dyspozycji wszelkie

Seite 28

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

œrodki pozwalaj¹ce mu zagwarantowaæ po ¹dane ukierunkowanie tego g³osowania.
Cen¹ demokracji jest to, e mo liwoœci œwiadomej kontroli ograniczone s¹ do
dziedzin, gdzie istnieje rzeczywista zgodnoœæ pogl¹dów, i e w pewnych
dziedzinach sprawy musz¹ byæ pozostawione przypadkowi. Ale w spo³eczestwie,
którego funkcjonowanie zale y od centralnego planowania, kontroli takiej nie mo

na oprzeæ na zgodzie wiêkszoœci. Wola mniejszoœci bêdzie wiêc czêsto z
koniecznoœci narzucana narodowi, poniewa mniejszoœæ ta bêdzie najwiêksz¹ grup¹
zdoln¹ do osi¹gniêcia wewnêtrznej zgody w danej kwestii. Demokratyczny sposób
rz¹dzenia zdaje egzamin tak d³ugo i tam, gdzie funkcje rz¹du s¹ na mocy szeroko
akceptowanych przekona ograniczone do obszarów, w których zgodê wiêkszoœci mo na
osi¹gn¹æ drog¹ swobodnej dyskusji. Wielk¹ zaœ zas³ug¹ doktryny liberalnej jest
zredukowanie zakresu spraw, w których zgoda jest konieczna, do jednej, co do
której osi¹gniêcie zgody w spo³eczestwie wolnych ludzi jest mo liwe. Mówi siê
obecnie czêsto, e demokracja nie bêdzie tolerowaæ <192>kapitalizmu<170>. Je eli
<192>kapitalizm<170> oznacza tu system wolnokonkurencyjny, opieraj¹cy siê na
swobodnym dysponowaniu w³asnoœci¹ prywatn¹, to daleko wa niejsze jest
uœwiadomienie sobie, e demokracja jest mo liwa tylko w tym systemie. Gdy zaczn¹
w nim dominowaæ pogl¹dy kolektywistyczne, demokracja, w sposób nieunikniony,
ulegnie samodestrukcji. Nie mamy jednak zamiaru fetyszyzowaæ demokracji. Byæ mo
e bowiem nasze pokolenie zbyt du o mówi i myœli o demokracji, a za ma³o o
wartoœciach, którym ona s³u y. O demokracji nie mo na powiedzieæ tego, co Lord
Acton trafnie stwierdzi³ na temat wolnoœci, e mianowicie <192>nie jest ona
œrodkiem do jakiegoœ wy szego celu politycznego. Sama jest najwy szym celem
politycznym. Domagamy siê jej nie z uwagi na dobr¹ administracjê publiczn¹, ale
dla ochrony d¹ e do najwy szych celów spo³eczestwa obywatelskiego i ycia
prywatnego<170>. Demokracja jest w swej istocie œrodkiem, u ytecznym narzêdziem

zabezpieczenia pokoju wewnêtrznego i wolnoœci indywidualnej. Jako taka nie jest
ona w adnym wypadku niezawodna czy pewna. Nie trzeba zapominaæ, e czêsto pod
rz¹dami autokratycznymi istnia³a wiêksza wolnoœæ kulturalna i duchowa, ni w
niektórych demokracjach. Mo liwe jest w zwi¹zku z tym do pomyœlenia, e pod
rz¹dami bardzo jednolitej i doktrynerskiej wiêkszoœci, w³adza demokratyczna mo e

okazaæ siê równie tyraska jak najgorsza dyktatura. Nie chodzi nam tu jednak o
to, e dyktatura musi nieuchronnie prowadziæ do wykorzenienia wolnoœci, ale
raczej o to, e planowanie prowadzi do dyktatury, poniewa stanowi ona

najskuteczniejszy œrodek przymusu i narzucania idea³ów, i jako taka ma
fundamentalne znaczenie, jeœli centralne planowanie na du ¹ skalê ma byæ mo
liwe. Zderzenie miêdzy planowaniem a demokracj¹ wynika po prostu z faktu, e
demokracja jest przeszkod¹ na drodze do st³umienia wolnoœci, co stanowi wymóg
zarz¹dzania dzia³alnoœci¹ gospodarcz¹. Skoro zaœ demokracja przestaje byæ

gwarancj¹ wolnoœci indywidualnej, to ca³kiem dobrze mo e przetrwaæ w jakiejœ
formie w ustroju totalitarnym. Prawdziwa <192>dyktatura proletariatu<170>, nawet
demokratyczna w formie, podj¹wszy siê centralnego kierowania systemem

gospodarczym, zapewne zniszczy³aby wolnoœæ osobist¹ skuteczniej, ni jakikolwiek
dotychczasowy system autokratyczny. Bêd¹ce w modzie koncentrowanie siê na
demokracji, jako g³ównej zagro onej wartoœci, nie jest pozbawione
niebezpieczestw. Ono w³aœnie odpowiada w du ej mierze, za ba³amutne i
bezpodstawne przekonanie, e dopóki ostatecznym Ÿród³em w³adzy jest wola

wiêkszoœci, w³adza nie mo e staæ siê arbitralna. Fa³szywe poczucie
bezpieczestwa, jakie wielu ludzi czerpie z tego przekonania jest istotn¹
przyczyn¹ powszechnego braku œwiadomoœci niebezpieczestw, w obliczu których

stoimy. Bezzasadny jest pogl¹d, e dopóki w³adza jest ustanawiana w wyniku u ycia
demokratycznej procedury, nie mo e byæ arbitralna. Przeciwstawienie zawarte w
tym stwierdzeniu jest zupe³nie fa³szywa. To nie pochodzenie w³adzy, ale jej
ograniczenie chroni przed jej arbitralnoœci¹. Demokratyczna kontrola m o e nie
dopuœciæ, by w³adza sta³a siê arbitralna, ale nie chroni przed tym jedynie przez

sam fakt swego istnienia. Je eli demokracja podejmuje siê zada, które z
koniecznoœci poci¹gaj¹ za sob¹ u ycie w³adzy nie podporz¹dkowanej sta³ym
regu³om, to musi ona przekszta³ciæ siê we w³adzê arbitraln¹. <T> VI. Planowanie

a rz¹dy prawa @MOTTO = Najnowsze badania w dziedzinie socjologii prawa raz
jeszcze potwierdzaj¹, e fundamentalna zasada prawa formalnego, zgodnie z któr¹
ka d¹ sprawê nale y os¹dzaæ wed³ug powszechnych, racjonalnych regu³, które

dopuszczaj¹ mo liwie najmniejsz¹ liczbê wyj¹tków i oparte s¹ na zasadzie
logicznego podporz¹dkowania, pozostaje w mocy wy³¹cznie w liberalnej,
wolnokonkurencyjnej fazie kapitalizmu. Karl Mannheim @MOTTO = @MOTTO = Nic nie
odró nia wyraŸniej warunków panuj¹cych w wolnym kraju od tych, które istniej¹ w
kraju podlegaj¹cym arbitralnemu rz¹dowi ni przestrzeganie w pierwszym z nich
wielkich zasad znanych pod nazw¹ rz¹dów prawa. Pomijaj¹c szczegó³y techniczne
oznacza to, e rz¹d we wszelkich swych dzia³aniach zwi¹zany jest regu³ami, które
wczeœniej zosta³y ustalone i og³oszone. S¹ to regu³y, które pozwalaj¹

Seite 29

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

przewidzieæ z du ym stopniem pewnoœci w jaki sposób w³adza u yje swych œrodków
przymusu w danych okolicznoœciach, a tak e umo liwiaj¹ na podstawie tej wiedzy,
planowanie w³asnych indywidualnych spraw.<$FWed³ug klasycznego ujêcia A. V.
Dicey'a w jego The Law of the Constitution, wyd. VIII, s.198, rz¹dy prawa
<192>oznaczaj¹, przede wszystkim absolutn¹ supremacjê i panowanie niezmiennego

prawa, w przeciwiestwie do wp³ywów w³adzy arbitralnej, i wykluczaj¹ samowolê i
przywileje po stronie rz¹du, a nawet istnienie szerokiego zakresu w³adzy
pozostawionej do jego swobodnej decyzji<170>. W znacznej mierze w³aœnie dziêki
pracy Dicey'a termin ten uzyska³ w Anglii wê sze, techniczne znaczenie, które
tutaj nie jest brane pod uwagê. Szersze i starsze znaczenie pojêcia panowania
czy rz¹dów prawa zosta³o najpe³niej rozwiniête podczas dyskusji nad natur¹
Rechtstaat [pastwa prawnego - przyp. t³um.], na pocz¹tku dziewiêtnastego wieku w
Niemczech, poniewa rodzi³o ono problemy, stanowi¹ce wówczas nowoœæ. W Anglii
pojêcie to mia³o z dawna ustalon¹ tradycjê, bardziej uznawan¹ za oczywistoœæ ni
za przedmiot dyskusji.> Choæ idea³u tego nigdy nie da siê osi¹gn¹æ w sposób
pe³ny, jako e zarówno prawodawcy jak i ci, którym powierzono stosowanie prawa s¹
ludŸmi zawodnymi, to jednak wystarczaj¹co jasno postawiono zasadnicz¹ sprawê:
organom wykonawczym dysponuj¹cym œrodkami przymusu nale y pozostawiæ jak
najmniej mo liwoœci dzia³ania wed³ug w³asnego uznania. Choæ ka de prawo do
pewnego stopnia ogranicza wolnoœæ jednostki, zmieniaj¹c œrodki jakich ludzie
mogliby u yæ w d¹ eniu do swych celów, niemniej jednak pod rz¹dami prawa rz¹d
nie ma mo liwoœci udaremniania wysi³ków jednostki poprzez dzia³anie ad hoc. W
ramach znanych regu³ gry cz³owiek mo e d¹ yæ do realizacji swych celów i pragnie
bêd¹c pewnym, e rz¹d nie u yje z rozmys³em swej w³adzy, by zniweczyæ jego
starania. @MOTTO = Rozró nienie jakiego dokonaliœmy pomiêdzy tworzeniem trwa³ego
systemu prawnego, w obrêbie którego dzia³alnoœci produkcyjnej nadaj¹ kierunek

decyzje jednostkowe, a kierowaniem dzia³alnoœci¹ gospodarcz¹ przez w³adzê
centraln¹, jest w istocie szczególnym przypadkiem bardziej ogólnego rozró nienia
pomiêdzy rz¹dami prawa, a rz¹dem arbitralnym. W pierwszym przypadku rz¹d
ogranicza siê do ustalania regu³ okreœlaj¹cych warunki, w których wolno u ywaæ
dostêpnych zasobów, pozostawiaj¹c jednak jednostkom decyzjê dla jakich celów

zasoby te zostan¹ u yte. W sytuacji drugiej rz¹d kieruje wykorzystywaniem
œrodków produkcji do poszczególnych celów. Pierwszy typ regu³ mo na stworzyæ
zawsze w postaci f o r m a l n y c h r e g u ³, które nie s¹ ukierunkowane na

potrzeby i d¹ enia poszczególnych ludzi. Z zamierzenia maj¹ one byæ tylko
instrumentem w d¹ eniu do realizacji ró nych jednostkowych celów ludzkich. S¹
one, lub powinny byæ, przewidziane na tak d³ugie okresy, e niemo liwym staje siê
ustalenie czy bêd¹ one s³u yæ jakimœ okreœlonym ludziom bardziej ni innym. Mo na
by je opisaæ raczej jako rodzaj narzêdzi produkcji, pomagaj¹cych ludziom

przewidzieæ zachowania tych, z którymi musz¹ wspó³pracowaæ, ni jako dzia³ania na
rzecz zaspokojenia okreœlonych potrzeb. @MOTTO = Planowanie gospodarcze o
charakterze kolektywistycznym z koniecznoœci poci¹ga za sob¹ coœ dok³adnie

przeciwnego. Organ planowania nie mo e siê ograniczaæ do stwarzania mo liwoœci
bli ej nieokreœlonym ludziom, by wykorzystywali je w dowolny sposób. Nie mo e on
z góry wi¹zaæ siê ogólnymi i formalnymi regu³ami, które zapobiegaj¹ samowoli.
Musi przewidywaæ rzeczywiste potrzeby ludzi w miarê jak one powstaj¹, a potem z
rozmys³em dokonywaæ wœród nich wyboru. Musi stale rozstrzygaæ kwestie, na które

nie mo na znaleŸæ odpowiedzi wy³¹cznie przy pomocy zasad formalnych, a
podejmuj¹c swe decyzje musi ustalaæ ró nice wartoœci pomiêdzy potrzebami ró nych
ludzi. Gdy rz¹d musi decydowaæ, ile nale y hodowaæ œwi, jak wiele autobusów

powinno wyruszaæ na trasê, które kopalnie maj¹ dzia³aæ, lub jakie powinny byæ
ceny butów, wówczas decyzji tych nie mo na wywieœæ z regu³ formalnych, czy te z
regu³ z góry przyjêtych na d³ugi czas. Decyzje te z koniecznoœci zale ¹ od
chwilowych okolicznoœci, a przy ich podejmowaniu zawsze niezbêdne jest zrównowa
enie sprzecznych interesów poszczególnych osób i grup. Ostatecznie wiêc to

czyjeœ pogl¹dy bêd¹ musia³y zadecydowaæ interesy których grup czy jednostek s¹
wa niejsze. Pogl¹dy te musz¹ wówczas staæ siê czêœci¹ prawa danego kraju, nowym
wyró nikiem hierarchii, jak¹ rz¹dowy aparat przymusu narzuca spo³eczestwu.

@MOTTO = U yte przez nas rozró nienie miêdzy prawem formalnym czy
sprawiedliwoœci¹ a regu³ami o konkretnej treœci jest bardzo wa ne, a
równoczeœnie bardzo trudno je wyraŸnie przeprowadziæ w praktyce. Jednak e ogólna

zasada jest doœæ prosta. Ró nica miêdzy tymi dwoma rodzajami regu³ jest taka
sama jak miêdzy ustanowieniem prawa drogowego, a wydawaniem ludziom polece dok¹d
maj¹ jechaæ, albo jeszcze lepiej, jak miêdzy ustawieniem drogowskazów, a
narzucaniem ludziom wyboru drogi. Regu³y formalne informuj¹ z góry, jakie
dzia³anie podejmie rz¹d w pewnych rodzajach sytuacji; jest to okreœlenie ogólne,
bez odniesie do czasu, miejsca czy konkretnych ludzi. Regu³y takie stosuj¹ siê
do typowych sytuacji, w jakich ka dy mo e siê znaleŸæ, i w których istnienie
takich regu³ bêdzie u yteczne ze wzglêdu na wiele ró nych celów indywidualnych.

Seite 30

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

Wiedzê o tym, i w danej sytuacji w³adze bêd¹ dzia³a³y w okreœlony sposób czy te
bêd¹ wymaga³y od ludzi pewnych zachowa uczyniono œrodkiem, którym cz³owiek mo e
siê pos³u yæ tworz¹c swe w³asne plany. Przepisy formalne maj¹ zatem znaczenie
wy³¹cznie instrumentalne w tym sensie, i maj¹ s³u yæ nieznanym jeszcze ludziom
do realizacji celów, o których ci w³aœnie ludzie bêd¹ decydowaæ i to w

okolicznoœciach, których nie da siê szczegó³owo przewidzieæ. Najwa niejszym
kryterium regu³ formalnych w tym znaczeniu, w jakim tutaj u ywamy tego terminu
jest w istocie w³aœnie to, e n i e znamy konkretnych skutków dzia³ania tych
przepisów, n i e wiemy jakim konkretnym celom pos³u ¹, ani te jakim okreœlonym
osobom bêd¹ pomocne, a równie i to, e nadano im jedynie tak¹ formê, by ogólnie
bior¹c w sposób najbardziej prawdopodobny przynosi³y korzyœæ wszelkim ludziom,
na których bêd¹ mieæ wp³yw. Regu³y te nie wymagaj¹ dokonywania wyboru pomiêdzy
poszczególnymi celami czy poszczególnymi ludŸmi, poniewa nie wiadomo zawczasu
kto siê nimi pos³u y i w jaki sposób. @MOTTO = W naszym stuleciu, ogarniêtym d¹
eniem do œwiadomej kontroli wszystkiego, paradoksalnym mo e wydaæ siê uznanie za
cnotê tego, i w jednym systemie bêdziemy wiedzieli mniej o konkretnych
rezultatach zastosowania œrodków jakimi pos³uguje siê pastwo, ni by³oby to mo
liwe w wiêkszoœci innych systemów, a tak e, e pewn¹ metodê kontroli spo³ecznej
powinno siê uznaæ za posiadaj¹c¹ przewagê nad innymi dlatego, e nie znamy
konkretnych skutków jej zastosowania. Ta okolicznoœæ wszak e stanowi w istocie
rzeczy podstawê wielkiej liberalnej zasady rz¹dów prawa. Pozorny zaœ paradoks
znika nagle, gdy nieco bli ej przeœledzi siê argumentacjê. Argumentacja ta ma
dwojak¹ postaæ. Pierwsza jest natury ekonomicznej i mo emy j¹ tu przedstawiæ
tylko pokrótce. Pastwo powinno ograniczyæ siê do ustalania regu³ maj¹cych
zastosowanie do ogólnych typów sytuacji i pozostawiæ jednostkom wolnoœæ we
wszystkim co zale y od okolicznoœci czasu i miejsca, gdy tylko jednostki,

których dana sytuacja dotyczy bezpoœrednio, mog¹ w pe³ni poznaæ owe okolicznoœci
i dostosowaæ do nich swe dzia³anie. Jeœli jednostki maj¹ mieæ mo liwoœæ
efektywnego u ywania swej wiedzy przy tworzeniu w³asnych planów, musz¹ byæ w
stanie przewidzieæ dzia³ania pastwa, które mog³yby mieæ wp³yw na owe plany. Lecz
je eli dzia³ania pastwa maj¹ byæ mo liwe do przewidzenia musz¹ byæ okreœlone

przez regu³y ustalone niezale nie od konkretnych okolicznoœci, których ani nie
mo na przewidzieæ, ani z góry wzi¹æ pod uwagê. Zatem konkretne skutki takich
dzia³a bêd¹ nie do przewidzenia. Z drugiej strony, gdyby pastwo mia³o kierowaæ

dzia³aniami poszczególnych jednostek tak, by zosta³y osi¹gniête konkretne cele,
to decyzje odnoœnie ich dzia³a musia³yby byæ podejmowane ze wzglêdu na ca³oœæ
okolicznoœci zachodz¹cych w danym momencie, a tym samym by³yby nie do
przewidzenia. St¹d bierze siê znany fakt, e im wiêcej pastwo <192>planuje<170>
tym trudniej jest planowaæ jednostce. @MOTTO = Drugi argument, natury moralnej

lub politycznej, nawet jeszcze bardziej bezpoœrednio dotyczy dyskutowanej tu
kwestii. Je eli pastwo ma dok³adnie przewidzieæ zasiêg swych dzia³a, znaczy to,
e nie mo e ono pozostawiæ adnej mo liwoœci wyboru tym, których dzia³ania te

dotycz¹. Tam, gdzie pastwo jest w stanie dok³adnie przewidywaæ jakie skutki
przynios¹ poszczególnym ludziom jego alternatywne dzia³ania, tam tak e ono
dokonuje wyboru celów. Je eli natomiast chcemy stworzyæ nowe mo liwoœci dostêpne
dla wszystkich i daæ ludziom szanse, które bêd¹ mogli wykorzystaæ jak zechc¹,
wówczas skutki ich postêpków nie dadz¹ siê dok³adnie przewidzieæ. A zatem to

ogólne regu³y, autentyczne prawa w odró nieniu od szczegó³owych nakazów, winny
mieæ zastosowanie w okolicznoœciach, których nie da siê dok³adnie przewidzieæ, i
co za tym idzie ich wp³yw na konkretne cele lub poszczególnych ludzi nie bêdzie

móg³ byæ znany z góry. Jedynie w tym sensie prawodawca mo e byæ w ogóle
bezstronny. Byæ bezstronnym to znaczy nie mieæ gotowych odpowiedzi na pewne
pytania pytania tego rodzaju, na które odpowiedŸ znajduje siê rzucaj¹c monetê. W
œwiecie, w którym wszystko by³oby dok³adnie przewidziane, pastwo nie mog³oby
wiele uczyniæ zachowuj¹c zarazem bezstronnoœæ. @MOTTO = Tam, gdzie znane s¹

œciœle okreœlone skutki jakie polityka rz¹du niesie poszczególnym ludziom, gdzie
bezpoœrednim celem rz¹du jest uzyskanie takich konkretnych rezultatów, rz¹d nie
jest w stanie obyæ siê bez wiedzy o nich, a co za tym idzie nie mo e pozostaæ

bezstronny. Musi on z koniecznoœci za kimœ siê opowiadaæ, narzucaæ ludziom swoje
oceny, i zamiast pomagaæ im w d¹ eniu do ich w³asnych celów, musi wybieraæ te
cele za nich. Jeœli w momencie ustanawiania jakiegoœ prawa owe konkretne skutki

mo liwe s¹ do przewidzenia, przestaje ono byæ jedynie œrodkiem jakim mog¹ pos³u
yæ siê ludzie, a staje siê instrumentem, którego prawodawca u ywa w stosunku do
ludzi, by osi¹gn¹æ swe w³asne cele. Pastwo przestaje byæ jednym z u ytecznych
mechanizmów, który ma pomagaæ jednostkom w jak najpe³niejszym rozwoju ich
osobowoœci, a staje siê instytucj¹ <192>moraln¹<170> przy czym s³owo
<192>moralna<170> nie zosta³o tu u yte jako przeciwiestwo terminu niemoralna,
lecz opisuje ono instytucjê, która narzuca swym cz³onkom w³asne pogl¹dy na
wszelkie kwestie moralne, bez wzglêdu na to czy pogl¹dy te s¹ moralne, czy te

Seite 31

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

wysoce niemoralne. W tym sensie pastwo nazistowskie czy jakiekolwiek inne pastwo
kolektywistyczne jest <192>moralne<170>, natomiast pastwo liberalne nie. @MOTTO
= Byæ mo e powie ktoœ, e wszystko to nie stwarza adnego powa nego problemu
poniewa w kwestiach, które mia³by rozstrzygaæ twórca planu gospodarczego nie
musi on i nie powinien kierowaæ siê swymi osobistymi uprzedzeniami, lecz mo e

polegaæ na powszechnym przekonaniu co do tego, czym jest bezstronnoœæ i
racjonalnoœæ. Stanowisko takie zyskuje poparcie ze strony tych osób, które
posiadaj¹ doœwiadczenie w zakresie planowaniu w jakiejœ okreœlonej ga³êzi
przemys³u i stwierdzaj¹, e w dochodzeniu do decyzji, któr¹ wszyscy bezpoœrednio
zainteresowani uznaliby za bezstronn¹, nie powstaj¹ adne trudnoœci nie do
przezwyciê enia. Powodem dla którego doœwiadczenie to niczego nie dowodzi jest
oczywiœcie dobór wchodz¹cych w grê <192>interesów<170>, w sytuacji gdy
planowanie ograniczone jest do jednej ga³êzi przemys³u. Osoby najbardziej
bezpoœrednio zainteresowane konkretnym zagadnieniem nie musz¹ przecie byæ
najlepszymi sêdziami interesów spo³eczestwa jako ca³oœci. WeŸmy choæby tylko
przypadek najbardziej charakterystyczny: gdy w pewnej dziedzinie przemys³u
w³aœciciele kapita³u i robotnicy uzgodni¹ miêdzy sob¹ jak¹œ politykê ogranicze i
w ten sposób bêd¹ wyzyskiwaæ konsumentów, nie bêd¹ wówczas mieli adnych
trudnoœci z podzia³em ³upów w sposób proporcjonalny do wczeœniejszych zarobków
czy te na jakiejœ podobnej zasadzie. Stratê, która rozk³ada siê na tysi¹ce czy
miliony osób, albo po prostu siê pomija, albo uwzglêdnia siê w zbyt ma³ym
stopniu. Je eli chcemy sprawdziæ przydatnoœæ zasady <192>bezstronnoœci<170> w
rozstrzyganiu kwestii jakie powstaj¹ w planowaniu gospodarczym musimy zastosowaæ
j¹ do przypadku, w którym zyski i straty s¹ równie wyraŸnie widoczne. W takich
przypadkach rych³o mo na stwierdziæ, e adna ogólna zasada w rodzaju zasady
bezstronnoœci nie mo e dostarczyæ rozstrzygniêcia. Gdy bêdziemy musieli wybieraæ

miêdzy wy szymi p³acami pielêgniarek i lekarzy a rozszerzonym zakresem us³ug dla
chorych, wiêksz¹ iloœci¹ mleka dla dzieci a lepszymi p³acami robotników rolnych,
czy tworzeniem miejsc pracy dla bezrobotnych a lepszymi p³acami dla ju
zatrudnionych, rozstrzygniêcia mo e dostarczyæ tylko pe³ny system wartoœci, w
którym wszelkie potrzeby ka dego cz³owieka czy grupy posiadaj¹ okreœlone

miejsce. @MOTTO = W rzeczywistoœci, w miarê jak planowanie coraz bardziej
powiêksza swój zakres, kwalifikowanie postanowie prawnych, w coraz wiêkszym
stopniu przez odniesienie do tego, co <192>bezstronne<170> czy

<192>racjonalne<170>, okazuje siê po prostu koniecznoœci¹. Oznacza to,
koniecznoœæ pozostawiania rozstrzygniêcia konkretnego przypadku swobodnej
decyzji sêdziego czy odpowiednich w³adz. Mo na by napisaæ historiê upadku rz¹dów
prawa, zaniku Rechtsstaat, jako historiê stopniowego wprowadzania tych
niejasnych formu³ do prawodawstwa i s¹downictwa, i wzrastaj¹cej arbitralnoœci i

niepewnoœci prawa i wymiaru sprawiedliwoœci, a co za tym idzie braku szacunku
dla nich, jako, e w tych okolicznoœciach mog³y one staæ siê jedynie narzêdziem
polityki. W zwi¹zku z tym jest rzecz¹ wa n¹, aby ponownie podkreœliæ, i proces

upadku rz¹dów prawa narasta³ w Niemczech stopniowo ju na jakiœ czas przed
dojœciem Hitlera do w³adzy, i e znacznie zaawansowana polityka zmierzaj¹ca w
kierunku totalitarnego planowania dokona³a w du ym stopniu dzie³a, które Hitler
dokoczy³. @MOTTO = Nie ma w¹tpliwoœci co do tego, e planowanie z koniecznoœci
wymaga ró nego traktowania konkretnych potrzeb ró nych ludzi i wi¹ e siê z

zezwalaniem jednemu na to, czego innemu czyniæ siê zabrania. Musi ono za pomoc¹
przepisu prawa ustalaæ jaki bêdzie stan zamo noœci poszczególnych ludzi i co ró
nym ludziom wolno bêdzie posiadaæ i czyniæ. W rezultacie oznacza to powrót do

zasady statusu, czyli przeciwiestwa <192>ruchu/ewolucji ?? spo³eczestw
postêpowych<170>, który wed³ug s³ynnego powiedzenia Sir Henry Maine'a <192>by³
jak dot¹d ruchem od statusu do kontraktu<170>. W istocie to zasadê rz¹dów prawa
w wiêkszym jeszcze stopniu ni zasadê kontraktu powinnno siê uwa aæ za prawdziwe
przeciwiestwo zasady statusu. To w³aœnie rz¹dy prawa, w sensie rz¹dów prawa

formalnego, brak prawnych przywilejów nadawanych przez w³adzê poszczególnym
ludziom, stoj¹ na stra y równoœci wobec prawa, bêd¹cej przeciwiestwem
samowolnego rz¹du. @MOTTO = Nieuchronnym i tylko z pozoru paradoksalnym skutkiem

tego jest fakt, e formalna równoœæ wobec prawa pozostaje w konflikcie, a
w³aœciwie nawet jest nie do pogodzenia z jak¹kolwiek dzia³alnoœci¹ rz¹du, maj¹c¹
na celu materialn¹ czy rzeczywist¹ równoœæ ró nych ludzi. Wszelka polityka d¹

¹ca do praktycznej realizacji idea³u sprawiedliwoœci rozdzielczej musi prowadziæ
do zniszczenia rz¹dów prawa. Aby ró ni ludzie mogli uzyskaæ ten sam rezultat,
trzeba traktowaæ ich ró nie. Daæ ró nym ludziom te same obiektywne mo liwoœci
nie znaczy daæ im tê sam¹ subiektywn¹ szansê. Nie mo na zaprzeczyæ, e rz¹dy
prawa prowadz¹ do nierównoœci ekonomicznej. Mo na tu dodaæ tylko tyle, e
nierównoœæ ta nie zosta³a zaplanowana tak, by dotyka³a konkretnych ludzi w jakiœ
okreœlony sposób. Bardzo istotn¹ i charakterystyczn¹ rzecz¹ jest, e socjaliœci
(i naziœci) zawsze protestowali przeciw <192>jedynie<170> formalnej

Seite 32

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

sprawiedliwoœci, zawsze sprzeciwiali siê prawu, które nie okreœla³o jak zamo ni
powinni byæ poszczególni ludzie<$FNie jest zatem ca³kowitym fa³szem, gdy
teoretyk prawa narodowego socjalizmu Carl Schmitt przeciwstawia liberalnemu
Rechtsstaat (tzn. rz¹dom prawa) narodowo-socjalistyczny idea³ gerechte Staat
("pastwa sprawiedliwego"); tyle tylko, e ten rodzaj sprawiedliwoœci, który jest

sprzeczny ze sprawiedliwoœci¹ formaln¹ z koniecznoœci zak³ada ró nice miêdzy
ludŸmi.> i zawsze ¹dali <192>socjalizacji prawa<170>, atakowali niezawis³oœæ
sêdziów a równoczeœnie udzielali poparcia wszelkim ruchom w rodzaju
Freirechtsschule (szko³y wolnego prawa), które podkopywa³y zasadê rz¹dów prawa.
@MOTTO = Mo na nawet powiedzieæ, e aby rz¹dy prawa by³y skuteczne, wa niejsze
jest nie to, jaki jest przepis, lecz to, by by³ on stosowany zawsze i bez
wyj¹tku. Czêstokroæ sama treœæ przepisu jest naprawdê nieistotna, byleby tylko
przepis ten by³ egzekwowany zawsze i wszêdzie. Powróæmy tu do poprzedniego
przyk³adu: nie jest istotne czy wszyscy jeŸdzimy samochodami po lewej czy po
prawej stronie ulicy, je eli tylko wszyscy robimy to samo. Wa ny jest fakt, e
przepis ten pozwala nam poprawnie przewidzieæ zachowanie siê innych ludzi, to
zaœ wymaga by odnosi³ siê on do wszystkich poszczególnych przypadków, nawet
jeœli bêdziemy w jakiejœ konkretnej sytuacji odczuwali, e jest on
niesprawiedliwy. @MOTTO = Konflikt pomiêdzy sprawiedliwoœci¹ formaln¹ i formaln¹
równoœci¹ wobec prawa z jednej strony, a próbami realizacji ró nych idea³ów
konkretnej i rzeczywistej sprawiedliwoœci i równoœci z drugiej strony wyjaœnia
równie powszechne nieporozumienie dotycz¹ce pojêcia <192>przywileju<170>, a co
za tym idzie, jego niew³aœciwe u ycie. Wystarczy wspomnieæ tylko najwa niejszy
przyk³ad owego nadu ycia stosowanie terminu <192>przywilej<170> do w³aœnoœci
jako takiej. W istocie by³by to przywilej, gdyby na przyk³ad, jak to czasami
bywa³o w przesz³oœci, w³asnoœæ ziemska by³a zarezerwowana dla cz³onków warstwy

szlacheckiej. Przywilejem jest te , jak to bywa w naszych czasach, prawo
wytwarzania czy sprzeda y okreœlonych przedmiotów zarezerwowane dla okreœlonych,
wyznaczonych przez w³adze ludzi. Lecz nazywanie przywilejem w³asnoœci prywatnej
jako takiej, w³asnoœci, któr¹ na mocy tych samych przepisów mog¹ nabyæ wszyscy,
pozbawia s³owo <192>przywilej<170> jego w³aœciwego znaczenia. @MOTTO =

Nieprzewidywalnoœæ konkretnych rezultatów, która jest wyró niaj¹c¹ cech¹ praw
formalnych systemu liberalnego, jest wa na równie dlatego, e pozwala nam
wyjaœniæ jeszcze jedno nieporozumienie dotycz¹ce tego systemu: przekonanie, e

charakterystyczn¹ dla jest bezczynnoœæ pastwa. Pytanie czy pastwo powinno, czy
te nie powinno <192>dzia³aæ<170> lub <192>ingerowaæ<170> jest alternatyw¹ z
gruntu fa³szyw¹, a termin laissez faire stanowi wysoce dwuznaczny i myl¹cy opis
zasad, na których opiera siê polityka liberalna. Oczywiste jest, e ka de pastwo
musi dzia³aæ, a ka de dzia³anie pastwa w coœ ingeruje. Ale przecie nie o to

chodzi. Kwesti¹ wa n¹ jest czy jednostka mo e przewidziewæ dzia³anie pastwa i zu
ytkowaæ tê wiedzê jako jedn¹ z danych w tworzeniu swych w³asnych planów tak, by
pastwo nie mog³o kontrolowaæ u ytku jaki siê zrobi z jego aparatu, i by

jednostka dok³adnie wiedzia³a, jak dalece bêdzie chroniona przed ingerencj¹
innych, i czy pastwo jest w stanie zniweczyæ jej wysi³ki. Pastwo, które
kontroluje miary i wagi (czy te w inny sposób zapobiega fa³szerstwom i
oszustwom) niew¹tpliwie przejawia aktywnoœæ, podczas gdy pastwo, które pozwala
na u ycie przemocy na przyk³ad przez pikiety strajkowe jest bezczynne. Jednak e

to w³aœnie w pierwszym przypadku pastwo przestrzega zasad liberalnych, a w
drugim nie. Podobnie ma siê sprawa w przypadku wiêkszoœci ogólnych i trwa³ych
przepisów, które pastwo mo e ustaliæ w odniesieniu do produkcji, na przyk³ad

przepisów budowlanych czy praw przemys³owych. Mog¹ one byæ w okreœlonym
przypadku m¹dre lub bezsensowne, lecz nie popadaj¹ w konflikt z zasadami
liberalnymi, je eli zamierzono je jako sta³e i jeœli nie stosuje siê ich by wyró
niaæ lub krzywdziæ poszczególnych ludzi. Prawd¹ jest, e w takich przypadkach,
oprócz efektów d³ugoterminowych, których nie da siê przewidzieæ, pojawiaj¹ siê

równie krótkofalowe rezultaty dotycz¹ce poszczególnych ludzi, które mo na
wyraŸnie rozpoznaæ. Lecz przy tego rodzaju prawach efekty krótkofalowe na ogó³
nie stanowi¹ (lub nie powinny stanowiæ) okolicznoœci zasadniczej natury. W miarê

jak te bezpoœrednie i mo liwe do przewidzenia skutki nabieraj¹ coraz wiêkszej
wagi w porównaniu z efektami d³ugofalowymi, zbli amy siê do granicy, gdzie owo
rozró nienie, jakkolwiek wyraŸne by³oby w teorii, w praktyce siê zamazuje.

@MOTTO = Zasadê rz¹dów prawa wypracowano œwiadomie dopiero w epoce liberalnej i
stanowi ono jedno z jej najwiêkszych osi¹gniêæ nie tylko jako gwarancja
wolnoœci, lecz jako jej prawne ucieleœnienie. Jak stwierdzi³ Immanuel Kant (a
Voltaire wypowiedzia³ to jeszcze wczeœniej w bardzo podobny sposób)
<192>Cz³owiek jest wolny, je eli musi podporz¹dkowaæ siê wy³¹cznie prawom a nie
osobie<170>. W postaci niesprecyzowanego idea³u zasada ta istnia³a co najmniej
od czasów rzymskich, a w ci¹gu ostatnich kilku stuleci nigdy nie by³a tak powa
nie zagro ona jak dzisiaj. Przekonanie, e w³adza prawodawcy nie ma granic jest

Seite 33

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

czêœciowo uwarunkowane przez ludow³adztwo i demokratyczne rz¹dy. Umocni³a je
wiara, e dopóki wszelka dzia³alnoœæ pastwa bêdzie sankcjonowana przez proces
legislacyjny, rz¹dy prawa zostan¹ zachowane. Jest to jednak ca³kowicie b³êdne
pojmowanie znaczenia rz¹dów prawa. Zasada ta ma naprawdê niewiele wspólnego z
kwesti¹ legalnoœci wszelkich dzia³a rz¹du w sensie prawnym. Mog¹ one byæ

legalne, a mimo to niezgodne z zasad¹ rz¹dów prawa. Fakt, i czyjœ sposób
dzia³ania jest w pe³ni prawnie usankcjonowany nie dostarcza jeszcze odpowiedzi
na pytanie czy prawo daje mu podstawê do dzia³ania samowolnego, czy te
jednoznacznie okreœla jak musi dzia³aæ. Bardzo mo liwe, e Hitler uzyska³ swoj¹
nieograniczon¹ w³adzê w sposób ca³kowicie zgodny z postanowieniami konstytucji i
wobec tego wszystko co robi jest legalne w sensie prawnym, lecz któ by z tego
powodu sugerowa³, e w Niemczech nadal panuj¹ rz¹dy prawa? @MOTTO = Stwierdzenie,
e w spo³eczestwie planowym rz¹dy prawa nie mog¹ byæ utrzymane, nie oznacza
zatem, e dzia³ania rz¹du nie bêd¹ legalne lub e w takim spo³eczestwie z
koniecznoœci panowaæ bêdzie bezprawie. Znaczy to tylko tyle, e wykorzystanie
przez rz¹d œrodków przymusu nie bêdzie tam ju ograniczane i okreœlane przez
uprzednio ustanowione prawa. Prawo mo e, a nawet - by umo liwiæ centralne
kierowanie gospodark¹ - musi legalizowaæ to, co w istocie jest dzia³aniem
arbitralnym. Je eli prawo stwierdza, e pewien organ czy urz¹d mo e robiæ co
chce, to wszystko, co ów urz¹d czy w³adza zrobi bêdzie legalne, lecz oczywiœcie
jego dzia³ania nie bêd¹ podporz¹dkowane zasadzie rz¹dów prawa. Wyposa aj¹c rz¹d
w nieograniczon¹ w³adzê mo na zalegalizowaæ nawet najbardziej arbitralne
zarz¹dzenia i w ten sposób demokracja mo e ustanowiæ najpe³niejsz¹ postaæ
despotyzmu jak¹ mo na sobie wyobraziæ.<$FA zatem konflikt n i e zachodzi, jak to
czêsto b³êdnie przedstawiano w dziewiêtnastowiecznych dyskusjach, miêdzy
wolnoœci¹ i prawem. Ju John Locke, wyjaœni³, e nie mo e byæ wolnoœci bez prawa.

Konflikt istnieje pomiêdzy ró nymi rodzajami prawa rodzajami tak odmiennymi, e
nie bardzo powinno siê je okreœlaæ t¹ sam¹ nazw¹. Jedna odmiana to prawo rz¹dów
prawa, ogólne zasady ustalone z góry, <192>regu³y gry<170>, które pozwalaj¹
jednostkom przewidzieæ w jaki sposób zostanie u yty aparat przymusu pastwa, i co
inni obywatele bêd¹ mogli czy te bêd¹ musieli uczyniæ w okreœlonej sytuacji.

Drugi rodzaj prawa daje w³adzom mo noœæ czynienia wszystkiego, co uznaj¹ za
stosowne. A zatem jest rzecz¹ jasn¹, e rz¹dów prawa nie da siê zachowaæ w
demokracji, która podejmuje siê rozstrzygania ka dego konfliktu interesów nie

wed³ug ustalonych uprzednio zasad, lecz <192>uwzglêdniaj¹c jego w³aœciwoœci
wewnêtrzne<170>.> @MOTTO = Je eli prawo ma umo liwiæ w³adzom kierowanie yciem
gospodarczym, musi daæ im mo liwoœæ podejmowania i realizowania decyzji w
okolicznoœciach, których nie da siê przewidzieæ i na zasadach których nie mo na
sformu³owaæ w sposób ogólny. @MOTTO = W miarê jak planowanie rozszerza siê,

konsekwencj¹ staje siê coraz powszechniejsze przekazywanie uprawnie
ustawodawczych ró nym organom i w³adzom. Przed ostatni¹ wojn¹, w sprawie, na
któr¹ niedawno zwróci³ uwagê nie yj¹cy ju Lord Hewart, sêdzia Darling

stwierdzi³, e <192>dopiero w zesz³ym roku parlament postanowi³, i Ministerstwo
Rolnictwa ze wzglêdu na swe wczeœniejsze dzia³ania powinno byæ przedmiotem
krytyki na równi z samym parlamentem<170>. Wówczas by³o to jeszcze doœæ rzadkie,
od tego czasu sta³o siê jednak zjawiskiem niemal codziennym. Stale powierza siê
najszerszy zakres uprawnie ustawodawczych nowym organom, które nie bêd¹c

zwi¹zane ustalonymi przepisami maj¹ niemal nieograniczon¹ swobodê w regulowaniu
wszelkiej ludzkiej dzia³alnoœci. @MOTTO = Rz¹dy prawa zak³adaj¹ zatem
ograniczenie zakresu prawodawstwa do tego rodzaju przepisów ogólnych, które s¹

znane jako prawo formalne i wykluczaj¹ tworzenie prawa ze wzglêdu na konkretnych
ludzi, lub zezwalaj¹cego komukolwiek na u ycie pastwowych œrodków przymusu dla
takiego zró nicowanego ich traktowania. Nie oznacza to, e prawo reguluje
wszystko, lecz wrêcz przeciwnie, e pastwowe œrodki przymusu mog¹ byæ u yte tylko
w przypadkach z góry okreœlonych przez prawo i w taki sposób, by mo na by³o z

góry przewidzieæ jak zostan¹ zastosowane. Szczegó³owe postanowienie prawne mo e
zatem pogwa³ciæ zasadê rz¹dów prawa. Ka dy, kto chcia³by tem zaprzeczyæ musia³by
twierdziæ, e dzisiaj panowanie rz¹dów prawa w Niemczech, W³oszech lub Rosji zale

y od tego, czy tamtejsi dyktatorzy zdobyli sw¹ w³adzê absolutn¹ œrodkami
konstytucyjnymi.<$FKolejn¹ ilustracj¹ pogwa³cenia zasady rz¹dów prawa przez
prawodawstwo jest przypadek ustawy o utracie praw obywatelskich i konfiskacie

maj¹tku (bill of attainder) znany z historii Anglii (po raz pierwszy wprowadzony
przez parlament angielski w 1459 roku - przyp. t³um.). Formê, któr¹ rz¹dy prawa
przyjmuj¹ w prawie karnym wyra a zazwyczaj ³aciska sentencja nulla poena sine
lege nie ma kary bez wyraŸnie nakazuj¹cego j¹ prawa. Istot¹ tej zasady jest, e
prawo musi istnieæ jako regu³a ogólna zanim pojawi siê konkretny przypadek, do
którego nale y je zastosowaæ. Nikt nie zaprzeczy, e gdy w s³ynnej sprawie z
okresu panowania Henryka VIII parlament w odniesieniu do kucharza biskupa
Rochester postanowi³, i <192>wymieniony Richard Rose bêdzie ugotowany na œmieræ,

Seite 34

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

bez wzglêdu na jego przynale noœæ do stanu duchownego<170>, to akt ten zosta³
wykonany w ramach rz¹dów prawa. Lecz choæ rz¹dy prawa sta³y siê istotn¹ czêœci¹
s¹downictwa kryminalnego we wszystkich pastwach liberalnych, nie da siê ich
zachowaæ w ustrojach totalitarnych. W nich bowiem, jak to dobrze wyrazi³ E. B.
Ashton, liberaln¹ maksymê zast¹piono zasad¹ nullum crimen sine poena adna

<192>zbrodnia<170> nie mo e pozostaæ bez kary, bez wzglêdu na to czy prawo j¹
przewiduje, czy nie. <192>Uprawnienia pastwa nie kocz¹ siê na karaniu tych,
którzy naruszyli prawo. Spo³eczestwo ma prawo u yæ wszelkich œrodków jakie mog¹
wydawaæ siê niezbêdne dla ochrony jego interesów, przy czym samo przestrzeganie
prawa jest tylko jednym z najbardziej podstawowych wymogów<170> (E. B. Ashton,
The Fascist, His State and Mind, 1937, str. 119). O tym, co jest pogwa³ceniem
<192>interesów spo³eczestwa<170> decyduj¹ oczywiœcie w³adze.> @MOTTO = To, czy
podstawowe zastosowania zasady rz¹dów prawa okreœla, jak to ma miejsce w
niektórych krajach, karta praw obywatelskich (bill of rights) lub konstytucja
czy te zasada ta jest po prostu trwale zakorzenion¹ tradycj¹, ma stosunkowo
niewielkie znaczenie. Lecz widaæ jasno, i bez wzglêdu na to jaka by³aby ich
forma, wszelkie takie akceptowane ograniczenia w³adzy prawodawczej zak³adaj¹
uznanie niezbywalnych praw jednostki, nienaruszalnych praw cz³owieka. @MOTTO =
-a³osne, lecz zarazem charakterystyczne dla owego zamêtu, do którego wielu z
naszych intelektualistów doprowadzi³y sprzeczne ze sob¹ a wyznawane przez nich
idea³y jest to, e czo³owy orêdownik planowania centralnego o jak najszerszym
zasiêgu jakim jest H. G. Wells, móg³ równoczeœnie napisaæ p³omienn¹ obronê praw
cz³owieka. Prawa jednostki, które pan Wells ma nadziejê zachowaæ, niew¹tpliwie
stanê³yby na przeszkodzie upragnionemu przez niego planowaniu. Wydaje siê, e do
pewnego stopnia zdaje on sobie sprawê z tego dylematu, w zwi¹zku z czym
postanowienia proponowanej przez niego <192>Deklaracji Praw Cz³owieka<170>

okazuj¹ siê tak naje one zastrze eniami, e praktycznie trac¹ wszelkie znaczenie.
Gdy na przyk³ad owa deklaracja stwierdza, i <192>ka dy cz³owiek ma prawo kupowaæ
i sprzedawaæ bez adnych dyskryminuj¹cych ogranicze wszystko, co zgodnie z prawem
wolno sprzedawaæ i kupowaæ<170>, co jest godne podziwu, to zaraz potem autor
uniewa nia ca³e to postanowienie dodaj¹c, i dotyczy to wy³¹cznie kupna i sprzeda

y <192>w takich iloœciach i przy takich ograniczeniach, które pozostaj¹ w
zgodzie z powszechnym dobrobytem<170>. Lecz poniewa wszelkie ograniczenia kupna
czy sprzeda y czegokolwiek s¹ przedstawione jako niezbêdne ze wzglêdu na

<192>powszechny dobrobyt<170>, to przepis ten oczywiœcie nie zabezpiecza przed
adnym ograniczeniem, ani te nie chroni adnych praw jednostki. @MOTTO = WeŸmy z
kolei pod uwagê inne z podstawowych postanowie. Deklaracja stwierdza, e ka dy
cz³owiek <192>mo e podj¹æ pracê w ka dym przewidzianym prawem zawodzie<170> i e
<192>ma prawo do p³atnego zatrudnienia i do wolnego wyboru ilekroæ otwieraj¹ siê

przed nim ró ne mo liwoœci zatrudnienia<170>. Nie zosta³o jednakowo wyraŸnie
powiedziane kto ma zdecydowaæ czy dana mo liwoœæ zatrudnienia <192>otwar³a
siê<170> dla danej osoby, a dodatkowe zastrze enie mówi¹ce, e <192>mo e ona

zaproponowaæ zatrudnienie dla siebie, a propozycja jego mo e byæ publicznie
rozwa ona, zaakceptowana lub odrzucona<170> wskazuje, i pan Wells myœli w
kategoriach w³adzy, która decyduje czy cz³owiek <192>ma prawo<170> do okreœlonej
posady, co niew¹tpliwie oznacza przeciwiestwo wolnego wyboru zatrudnienia. A w
jaki sposób w zaplanowanym œwiecie mia³oby siê zapewniæ <192>wolnoœæ podró

owania i zmiany miejsca pobytu<170>, skoro nie tylko œrodki komunikacji i waluta
poddane s¹ kontroli, ale nawet planuje siê rozmieszczenie inwestycji
przemys³owych. Jak ma siê zagwarantowaæ wolnoœæ prasy, gdy w³adze zajmuj¹ce siê

planowaniem kontroluj¹ zarówno dostawy papieru, jak i wszystkie kana³y
dystrybucji. Na te pytania pan Wells odpowiada równie oszczêdnie jak ka dy
zwolennik planowania. @MOTTO = Daleko wiêksz¹ konsekwencjê pod tym wzglêdem
wykazuj¹ liczniejsi reformatorzy, którzy od samych pocz¹tków ruchu
socjalistycznego atakuj¹ <192>metafizyczn¹<170> ideê praw jednostki i z uporem

twierdz¹, e w racjonalnie uporz¹dkowanym œwiecie nie bêdzie adnych
indywidualnych praw, a tylko indywidualne obowi¹zki. Ta postawa rzeczywiœcie
wystêpuje o wiele czêœciej wœród naszych tak zwanych <192>postêpowców<170>, i

niewiele jest okazji, które mog³yby z pewnoœci¹ naraziæ kogoœ na zarzut
reakcyjnoœci, ni protest przeciw jakiemuœ aktowi prawnemu, wskazuj¹cy, e stanowi
on pogwa³cenie praw jednostki. Nawet tak liberalne pismo jak The Economist kilka

lat temu stawia³o nam za wzór Francuzów, którzy, lepiej ni inne narody, pojêli e
<192>rz¹d demokratyczny w równym stopniu jak dyktatura musi zawsze (sic!) mieæ
nieograniczon¹ w³adzê in posse [potencjalnie - przyp. t³um.] bez utraty swego
demokratycznego i przedstawicielskiego charakteru. Nie ma takich ogranicze
zwi¹zanych z prawami jednostki, których rz¹d nie móg³by - bez wzglêdu na
okolicznoœci - naruszyæ rozwi¹zuj¹c sprawy natury administracyjnej. Nie istniej¹
adne ograniczenia w³adzy, któr¹ mo e, a nawet powinien, sprawowaæ rz¹d wybrany
przez ludzi w wolnych wyborach i otwarcie krytykowany przez opozycjê<170>.

Seite 35

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

@MOTTO = Mo e byæ to nieuniknione w czasie wojny, kiedy to oczywiœcie z
koniecznoœci ogranicza siê woln¹ i otwart¹ krytykê. Lecz owo <192>zawsze<170> w
przytoczonym fragmencie nie wskazuje, by The Economist uwa a³ to za po a³owania
godn¹ koniecznoœæ czasu wojny. A przecie , jako trwa³e ustanowienie, pomys³ ten
nie da siê pogodziæ z utrzymaniem rz¹dów prawa i wiedzie wprost do pastwa

totalitarnego. Jest to jednak e pogl¹d, który wyznawaæ musi ka dy, kto chce, by
rz¹d kierowa³ yciem gospodarczym. @MOTTO = Do jakiego stopnia uznanie, choæby
formalne, praw jednostki czy te równouprawnienia mniejszoœci, traci wszelkie
znaczenie w pastwie, które przejmuje pe³n¹ kontrolê ycia gospodarczego, jasno
wykaza³y doœwiadczenia ró nych krajów Europy œrodkowej. Tam w³aœnie pokazano w
jaki sposób mo na prowadziæ bezwzglêdn¹ politykê dyskryminacji mniejszoœci
narodowych przy u yciu powszechnie przyjêtych instrumentów polityki
gospodarczej, bez pogwa³cenia litery ustawy zabezpieczaj¹cej prawa mniejszoœci.
Ucisk dokonywany przy pomocy polityki gospodarczej zosta³ znacznie u³atwiony
przez fakt, e poszczególne ga³êzie przemys³u i rodzaje dzia³alnoœci znajdowa³y
siê w du ym stopniu w rêkach mniejszoœci narodowych, a zatem wiele kroków
podjêtych z pozoru przeciw pewnej ga³êzi przemys³u czy klasie spo³ecznej by³o w
istocie skierowanych przeciw jakiejœ mniejszoœci narodowej. W ten jednak sposób
niemal nieograniczone mo liwoœci prowadzenia polityki dyskryminacji i ucisku
stworzone przez takie, z pozoru nieszkodliwe, zasady jak <192>kontrola rz¹du nad
rozwojem przemys³u<170> zosta³y w wystarczaj¹cym stopniu zademonstrowane
wszystkim tym, którzy chcieli przekonaæ siê na w³asne oczy w jaki sposób w
praktyce przejawiaj¹ siê polityczne konsekwencje planowania. VII. Kontrola
gospodarcza a totalitaryzm @MOTTO = Kontrola nad wytwarzaniem bogactwa jest
kontrol¹ nad samym yciem cz³owieka. Hilaire Belloc @MOTTO = @MOTTO = Wiêkszoœæ
planistów, którzy powa nie rozwa yli praktyczne aspekty swego zadania nie ma

w¹tpliwoœci co do tego, e gospodarka kierowana musi funkcjonowaæ na zasadach
mniej lub bardziej dyktatorskich. Oczywist¹ konsekwencj¹ podstawowych za³o e
centralnego planowania, która wymusza prawie powszechn¹ akceptacjê jest to, i
z³o ony system wzajemnie powi¹zanych czynnoœci jeœli w ogóle ma siê nim
œwiadomie zarz¹dzaæ musi byæ kierowany przez jeden zespó³ ekspertów a najwy sza

odpowiedzialnoœæ i w³adza musi spoczywaæ w rêkach g³ównodowodz¹cego, którego
dzia³a nie mo e krêpowaæ demokratyczna procedura. Nasi planiœci, pragn¹c nas
pocieszyæ, powiadaj¹, i owo autorytarne zarz¹dzanie dotyczy <192>tylko<170>

spraw gospodarczych. Jeden z najwybitniejszych specjalistów w dziedzinie
planowania gospodarczego, Stuart Chase, zapewnia nas na przyk³ad, e w
spo³eczestwie planowym <192>demokracja polityczna mo e istnieæ nadal, je eli nie
wkracza w dziedzinê spraw gospodarczych<170>. Tego typu zapewnieniom towarzyszy
zazwyczaj sugestia, e rezygnuj¹c z wolnoœci w zakresie tego, co jest lub powinno

byæ, mniej wa n¹ sfer¹ naszego ycia, uzyskamy wiêksz¹ swobodê w d¹ eniu do
wartoœci wy szego rzêdu. Na tej podstawie ludzie, którzy czuj¹ odrazê do samej
idei dyktatury politycznej, czêsto domagaj¹ siê g³oœno dyktatora w sferze

gospodarczej. @MOTTO = U yte tu argumenty odwo³uj¹ siê do naszych najlepszych
sk³onnoœci i czêsto przyci¹gaj¹ najœwietniejsze umys³y. Gdyby planowanie
rzeczywiœcie uwalnia³o nas od mniej wa nych trosk i w ten sposób nadawa³o naszej
egzystencji charakter prostego ycia wype³nionego wznios³ym myœleniem, któ
chcia³by uw³aczaæ takiemu idea³owi? Gdyby nasza dzia³alnoœæ gospodarcza

dotyczy³a istotnie tylko podrzêdnych czy nawet ciemnych stron naszego ycia,
wówczas oczywiœcie powinniœmy wszelkimi œrodkami d¹ yæ do tego, by pozbyæ siê
nadmiernej troski o sprawy materialne, i pozostawiaj¹c je pod opiek¹ jakiegoœ u

ytecznego mechanizmu, wyzwoliæ nasze umys³y dla osi¹gania wy szych celów w yciu.
@MOTTO = Niestety, poczucie bezpieczestwa, które ludzie wywodz¹ z owej wiary, e
w³adza sprawowana nad naszym yciem gospodarczym rozci¹ga swe panowanie na sprawy
o drugorzêdnym znaczeniu, jest ca³kowicie nieusprawiedliwione. Jest to w du ym
stopniu konsekwencja b³êdnego przekonania, e istniej¹ cele czysto gospodarcze,

które absolutnie nie wi¹ ¹ siê z pozosta³ymi celami yciowymi. A przecie , oprócz
patologicznych przypadków chciwoœci, nic takiego nie istnieje. Podstawowe cele
dzia³alnoœci istot rozumnych nigdy nie maj¹ charakteru gospodarczego. Mówi¹c

wprost, nie istnieje <192>motywacja ekonomiczna<170>, lecz tylko czynniki
ekonomiczne warunkuj¹ce nasze d¹ enia do innego rodzaju celów. To, co w
potocznym jêzyku ba³amutnie nazywa siê <192>motywacj¹ ekonomiczn¹<170> oznacza

po prostu pragnienie uzyskania ogólnych mo liwoœci, chêæ osi¹gniêcia mo liwoœci
urzeczywistniania nieokreœlonych jeszcze celów.<$FPor. Lionel Robbins, The
Economic Causes of War, 1939, Dodatek.> Je eli d¹ ymy do zdobycia pieniêdzy, to
dlatego, e umo liwiaj¹ nam one najszerszy wybór przy korzystaniu z owoców
naszych stara. Jako e w nowoczesnym spo³eczestwie, w³aœnie z powodu szczup³oœci
naszych dochodów pieniê nych, odczuwamy ograniczenia jakich Ÿród³em jest nasze
wzglêdne ubóstwo, wielu ludzi poczê³o nienawidziæ pieni¹dz jako symbol owych
ogranicze. W ten sposób jednak mylnie bierze siê za przyczynê œrodek, przez

Seite 36

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

który pewna si³a daje znaæ o sobie. Du o bli sze prawdy by³oby stwierdzenie, e
pieni¹dz jest jednym z najwspanialszych instrumentów wolnoœci, jakie cz³owiek
kiedykolwiek wymyœli³. W obecnym spo³eczestwie to w³aœnie pieni¹dz otwiera
zdumiewaj¹cy wachlarz mo liwoœci wyboru przed ubogim cz³owiekiem, szerszy od
tego, który zaledwie parê pokole temu by³ dostêpny dla bogatych. Lepiej

zrozumiemy znaczenie tej us³ugowej funkcji pieni¹dza, je eli zastanowimy siê, co
w rzeczywistoœci nast¹pi³oby, gdyby, jak proponuje w charakterystyczny dla
siebie sposób wielu socjalistów, <192>motyw pieniê ny<170> zosta³ w wiêkszym
stopniu zast¹piony <192>pobudkami nieekonomicznymi<170>. Gdyby wszelkie
wynagrodzenia zamiast w formie pieniê nej dawano w postaci zaszczytów czy
przywilejów, w³adzy nad innymi ludŸmi, lepszych warunków mieszkaniowych, lepszej
ywnoœci, mo liwoœci podró owania lub kszta³cenia, znaczy³oby to po prostu, e
osoba otrzymuj¹ca wynagrodzenie nie mia³aby ju mo liwoœci wyboru, a ten, kto
ustala³by wynagrodzenie, okreœla³by nie tylko jego wielkoœæ, ale i konkretn¹
formê. @MOTTO = Gdy zdamy ju sobie sprawê z tego, e nie istnieje odrêbna
motywacja ekonomiczny i e zysk ekonomiczny czy strata to po prostu zysk lub
strata, o których mo emy jeszcze decydowaæ, na jakie z naszych potrzeb lub
pragnie bêd¹ mia³y wp³yw, ³atwiej wówczas bêdzie nam dostrzec owo wa ne ziarno
prawdy w powszechnie ywionym przekonaniu, e sprawy gospodarcze maj¹ wp³yw tylko
na drugorzêdne cele yciowe, i zrozumieæ dlaczego tak czêsto ma siê w pogardzie
owe <192>zwyk³e<170> wzglêdy ekonomiczne. W pewnym sensie jest to
usprawiedliwione w gospodarce wolnorynkowej, lecz tylko w niej. Jak d³ugo wolno
nam swobodnie dysponowaæ naszymi dochodami i wszystkim co posiadamy, strata
ekonomiczna pozbawi nas tylko tego, co uznamy za najmniej wa ne z pragnie, które
jesteœmy w stanie zaspokoiæ. <192>Zwyk³¹<170> strat¹ finansow¹ jest zatem taka
strata, której skutkami mo emy pokierowaæ w taki sposób, by wywar³y wp³yw na

nasze mniej wa ne potrzeby. Gdy natomiast mówimy, e wartoœæ czegoœ, co
utraciliœmy jest znacznie wy sza od jego wartoœci w sensie ekonomicznym lub, e
nie mo na jej nawet szacowaæ w kategoriach ekonomicznych, oznacza to, e musimy
pogodziæ siê ze strat¹ w takiej formie, w jakiej nas dotknie. Podobnie rzecz ma
siê z zyskiem ekonomicznym. Innymi s³owy zmiany ekonomiczne wywieraj¹ wp³yw

zazwyczaj tylko uboczny, wp³yw na <192>margines<170> naszych potrzeb. Jest wiele
rzeczy wa niejszych od tego, na co mog¹ wp³ywaæ zyski czy straty ekonomiczne, i
stawianych przez nas ponad przyjemnoœci ycia, a nawet ponad wieloma z istotnych

potrzeb yciowych, które podlegaj¹ oddzia³ywaniu waha gospodarczych. W porównaniu
z nimi "obrzydliwe groszoróbstwo", a wiêc kwestia czy pod wzglêdem ekonomicznym
jesteœmy w trochê lepszej czy gorszej sytuacji, wydaje siê mieæ niewielkie
znaczenie. To w³aœnie ka e wielu ludziom uwierzyæ, e wszystko, co tak jak
planowanie gospodarcze, wp³ywa jedynie na nasze sprawy ekonomiczne, nie mo e

powa nie kolidowaæ z bardziej podstawowymi wartoœciami yciowymi. @MOTTO = Jest
to jednak e wniosek b³êdny. Wartoœci ekonomiczne s¹ dla nas mniej wa ne od wielu
rzeczy dok³adnie z tego powodu, e w sprawach ekonomicznych mo emy sami swobodnie

decydowaæ co ma dla nas wiêksze a co mniejsze znaczenie. Mo na te powiedzieæ, i
jest tak dlatego, e w obecnym spo³eczestwie to w³aœnie m y musimy rozwi¹zywaæ
ekonomiczne problemy naszego ycia. Byæ poddanym kontroli w swych d¹ eniach
ekonomicznych oznacza tyle, co byæ zawsze kontrolowanym, chyba, e deklaruje siê
w³asne konkretne cele. A skoro ujawniwszy swe szczegó³owe zamierzenia musimy

równie dla nich uzyskaæ aprobatê, wówczas naprawdê bêdziemy podlegaæ kontroli
pod ka dym wzglêdem. @MOTTO = Zagadnienie jakie stwarza planowanie nie sprowadza
siê zatem jedynie do kwestii mo liwoœci zaspokojenia zgodnie z naszym

upodobaniem tego, co uwa amy za nasze mniej lub bardziej istotne potrzeby.
Chodzi raczej o to, czy to w³aœnie my bêdziemy decydowaæ o tym, co jest dla nas
mniej a co bardziej wa ne, czy te decyzja ta bêdzie nale a³a do planisty.
Planowanie gospodarcze nie wywar³oby wp³ywu wy³¹cznie na te z naszych
marginalnych potrzeb, które mamy na myœli mówi¹c z pogard¹, e maj¹ charakter

tylko ekonomiczny. Oznacza³oby ono w efekcie, e nam jako jednostkom nie wolno ju
decydowaæ o tym, co bêdziemy uwa aæ za marginalne. @MOTTO = W³adza kieruj¹ca
wszelk¹ dzia³alnoœci¹ gospodarcz¹ kontrolowa³aby nie tylko tê czêœæ naszego

ycia, która wi¹ e siê z rzeczami podrzêdnej natury, kontrolowa³aby ona przydzia³
ograniczonych œrodków dla realizacji wszelkich naszych celów. A kto kontroluje
wszelk¹ dzia³alnoœæ gospodarcz¹, kontroluje te œrodki realizacji wszystkich

naszych celów, a zatem musi decydowaæ, które z nich nale y osi¹gn¹æ, a których
nie. I to w³aœnie jest sedno sprawy. Kontrola ekonomiczna nie jest po prostu
kontrol¹ jakiegoœ wycinka ludzkiego ycia, który da siê oddzieliæ od ca³oœci;
jest to kontrola œrodków niezbêdnych do osi¹gniêcia wszelkich naszych celów. A
ten, kto posiada wy³¹czn¹ kontrolê nad œrodkami, musi równie okreœlaæ, którym
celom maj¹ one s³u yæ, które wartoœci nale y ceniæ bardziej, a które mniej,
mówi¹c krótko, w co ludzie maj¹ wierzyæ i do czego d¹ yæ. Planowanie centralne
oznacza, i problemy gospodarcze ma rozwi¹zywaæ spo³eczestwo, a nie jednostka;

Seite 37

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

ale to wymaga, by równie spo³eczestwo, czy raczej jego przedstawiciele,
decydowali o hierarchii wa noœci ró nych potrzeb. @MOTTO = Tak zwana wolnoœæ
gospodarcza, któr¹ obiecuj¹ nam planiœci znaczy dok³adnie tyle, e ma siê nas
uwolniæ od koniecznoœci samodzielnego rozwi¹zywania naszych problemów
ekonomicznych i e trudny wybór, którego nierzadko nie da siê unikn¹æ bêdzie za

nas dokonywany przez innych. Poniewa w obecnych warunkach prawie pod ka dym
wzglêdem jesteœmy uzale nieni od œrodków, jakich dostarczaj¹ nam wspó³obywatele,
planowanie gospodarcze oznacza³oby zarz¹dzanie niemal ca³oœci¹ naszego ycia.
Trudno by³oby znaleŸæ jak¹œ jego sferê od naszych potrzeb podstawowych do
stosunków z rodzin¹ i przyjació³mi, od charakteru naszej pracy do sposobu
spêdzania wolnego czasu nad któr¹ planista nie rozci¹ga³by swej <192>œwiadomej
kontroli<170>.<$FZasiêg kontroli nad ca³oœci¹ ycia, jak¹ daje kontrola
gospodarcza znajduje najlepsz¹ ilustracjê w dziedzinie wymiany zagranicznej.
Mog³oby siê pocz¹tkowo wydawaæ, e nic nie mo e mniej wp³ywaæ na ycie prywatne ni
pastwowa kontrola dzia³alnoœci w dziedzinie wymiany zagranicznej, i wiêkszoœæ
ludzi potraktuje wprowadzenie takiej kontroli z absolutn¹ obojêtnoœci¹. Jednak e
doœwiadczenia wiêkszoœci krajów naszego kontynentu nauczy³y ludzi rozs¹dnych, e
poci¹gniêcie takie powinno byæ uwa ane za decyduj¹cy krok na drodze do
totalitaryzmu i za likwidacjê wolnoœci indywidualnej. Jest to w istocie
ostateczne poddanie jednostki tyranii pastwa, definitywna likwidacja wszelkich
mo liwoœci ucieczki nie tylko dla bogatych, ale dla ka dego. Gdy jednostce nie
wolno podró owaæ, nie wolno kupowaæ zagranicznych ksi¹ ek i czasopism, gdy
wszystkie mo liwoœci utrzymywania kontaktów zagranicznych zostan¹ udostêpnione
tylko tym, którzy zyskaj¹ akceptacjê urzêdowej opinii, lub w jej œwietle uznane
zostan¹ za niezbêdne dla nich, wówczas skutecznoœæ kontroli nad opini¹ publiczn¹
staje siê du o wiêksza ni sprawowana przez absolutystyczne rz¹dy w siedemnastym

i osiemnastym wieku.> @MOTTO = Planista posiada³by równie pe³n¹ w³adzê nad
naszym yciem prywatnym nawet, wówczas gdyby zdecydowa³ siê nie sprawowaæ jej za
pomoc¹ bezpoœredniej kontroli naszej konsumpcji. Chocia w spo³eczestwie planowym
prawdopodobnie wprowadzono by reglamentacjê i inne podobne rozwi¹zania, to
jednak w³adza planisty nad naszym prywatnym yciem nie od tego jest uzale niona i

prawdopodobnie nie by³aby mniej skuteczna, gdyby konsumentom formalnie wolno
by³o rozporz¹dzaæ swobodnie swymi dochodami. æród³em panowania nad ca³¹
konsumpcj¹, jakie posiada³yby w³adze w spo³eczestwie planowym, by³aby kontrola

sprawowana przez nie nad produkcj¹. @MOTTO = Nasza wolnoœæ wyboru w
spo³eczestwie wolnokonkurencyjnym opiera siê na tym, e gdy jedna osoba odmówi
spe³nienia naszych ycze, mo emy zwróciæ siê do innej. Lecz gdy natkniemy siê na
monopolistê, bêdziemy skazani na jego ³askê. W³adze zaœ kieruj¹ce ca³ym systemem
gospodarczym by³yby najpotê niejszym monopolist¹ jakiego mo na sobie wyobraziæ.

Prawdopodobnie nie musimy siê obawiaæ, e tego typu organ kierowniczy u ywa³by
swej w³adzy w taki sposób w jaki czyni³by to prywatny monopolista. Osi¹gniêcie
maksymalnego finansowego zysku nie by³oby zapewne jego celem, mia³by on jednak

pe³n¹ w³adzê decydowania o tym, co mamy otrzymaæ i na jakich warunkach.
Decydowa³by ów organ, nie tylko o tym jakie towary i us³ugi maj¹ byæ dostêpne i
w jakich iloœciach; by³by w stanie kierowaæ ich dystrybucj¹ pomiêdzy okrêgami i
grupami a tak e, gdyby tylko chcia³, móg³by w dowolnie ró nicowaæ poszczególnych
ludzi. Je eli z jakiegoœ powodu wiêkszoœæ ludzi opowiada siê za planowaniem, to

czy mo na w¹tpiæ, e taki organ u y³by swej w³adzy dla celów aprobowanych przez
rz¹dz¹cych i dla przeciwdzia³ania d¹ eniom, których oni nie akceptuj¹? @MOTTO =
W³adza uzyskana dziêki kontroli produkcji i cen jest niemal nieograniczona. W

spo³eczestwie wolnokonkurencyjnym ceny, jakie mamy p³aciæ za dan¹ rzecz,
przelicznik, wed³ug którego mo emy dostaæ jedn¹ rzecz za inn¹, zale ¹ od iloœci
innych rzeczy; nabywaj¹c jedn¹ z nich, pozbawiamy jej pozosta³ych cz³onków
spo³eczestwa. Cena ta nie jest ustalana przez niczyj¹ œwiadom¹ wolê. Jeœli jeden
sposób osi¹gniêcia celu okazuje siê dla nas zbyt kosztowny, to mamy pe³ne prawo

próbowaæ innych sposobów. Przeszkody na naszej drodze nie s¹ bowiem spowodowane
czyj¹œ dezaprobat¹ dla naszych celów, lecz faktem, e te same œrodki poszukiwane
s¹ równie gdzie indziej. W gospodarce kierowanej, gdzie w³adza kontroluje

wszelkie d¹ enia mo na byæ pewnym, e u yje ona swych mo liwoœci by wesprzeæ d¹
enia do jednych celów a zapobiec realizacji innych, Nie nasz w³asny lecz cudzy
pogl¹d na temat tego, co powinniœmy lubiæ a czego nie, bêdzie zatem decydowaæ o

tym, co przypadnie nam w udziale. A skoro w³adza ta by³aby doœæ silna, by
zapobiec wszelkim próbom wymkniêcia siê spod jej kierownictwa, kontrolowa³aby
nasz¹ konsumpcjê niemal równie skutecznie, jak wówczas gdyby bezpoœrednio
nakazywa³a nam sposób rozporz¹dzania naszymi dochodami. @MOTTO = Jednak e wola
w³adz kszta³towa³aby nasze codzienne ycie i <192>kierowa³a<170> nim nie tylko
wtedy, gdy wystêpowalibyœmy w charakterze konsumentów. W jeszcze wiêkszym
stopniu oddzia³ywa³aby na nas jako producentów. Tych dwóch aspektów naszego ycia
nie da siê oddzieliæ, a poniewa dla wiêkszoœci z nas czas jaki spêdzamy w pracy

Seite 38

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

stanowi znaczn¹ czêœæ naszego ycia, praca zaœ zazwyczaj decyduje równie o
miejscu zamieszkania i rodzaju ludzi, poœród których yjemy, to wolnoœæ wyboru
pracy ma nawet wiêksze znaczenie dla naszego szczêœcia, ni wolnoœæ
rozporz¹dzania naszymi dochodzami w czasie wolnym. @MOTTO = Jest bez w¹tpienia
prawd¹, e nawet w najlepszym ze œwiatów wolnoœæ ta bêdzie bardzo ograniczona.

Niewielu ludzi miewa nadmiar mo liwoœci wyboru zawodu. Istotny jest jednak e
fakt, e mamy pewien wybór, e nie jesteœmy ca³kowicie przywi¹zani do konkretnej
pracy, któr¹ dla nas wybrano czy mo e my sami wybraliœmy j¹ w przesz³oœci. Wa ne
jest, i jeœli jedna posada staje siê dla nas nie do zniesienia czy te jkaœ inna
bardziej nas poci¹ga, to cz³owiek zdolny nieomal zawsze znajdzie jakiœ sposób,
poniesie ofiarê za cenê której bêdzie móg³ osi¹gn¹æ swój cel. Nic nie czyni
sytuacji trudniejsz¹ do zniesienia ni œwiadomoœæ, e adne nasze wysi³ki nie mog¹
jej zmieniæ. Nawet gdybyœmy nie mieli wystarczaj¹cej si³y woli, by dokonaæ
niezbêdnego poœwiêcenia, sama œwiadomoœæ, e zwiêkszaj¹c wystarczaj¹co nasze
wysi³ki zdo³amy zmieniæ swe po³o enie, pozwala nam pogodziæ siê z sytuacj¹,
która w innym przypadku by³aby nie do zniesienia. @MOTTO = Nie oznacza to
bynajmniej, e pod tym wzglêdem wszystko w naszym dzisiejszym œwiecie dzieje siê
jak najlepiej, lub by³o tak w najbardziej liberalnej przesz³oœci i e niewiele da
siê jeszcze zrobiæ, by powiêkszyæ mo liwoœci wyboru otwieraj¹ce siê przed
ludŸmi. I tu, tak jak wszêdzie, pastwo mo e zrobiæ wiele dla upowszechnienia
wiedzy i informacji, i dla dopomo enia zmianom. Chodzi jednak o to, e tego
rodzaju dzia³alnoœæ pastwowa, która istotnie powiêkszy³aby wachlarz mo liwoœci,
jest prawie dok³adnym przeciwiestwem powszechnie dziœ zalecanego i
praktykowanego <192>planowania<170>. To prawda, e wiêkszoœæ planistów obiecuje,
i w nowym, planowym œwiecie zostanie skrupulatnie zachowana a nawet zwiêkszona
wolnoœæ wyboru. Lecz obiecuj¹ oni wiêcej ni bêd¹ w stanie spe³niæ. Je eli chc¹

planowaæ, musz¹ kontrolowaæ albo nap³yw ludzi do ró nych zajêæ i zawodów, albo
zasady wynagradzania, albo obie te rzeczy na raz. W prawie wszystkich znanych
przypadkach planowania jednym z pierwszych podjêtych kroków by³o w³aœnie
ustanowienie tego typu kontroli i ogranicze. Gdyby kontrolê tê mia³ sprawowaæ
bezwyj¹tkowo jeden organ planowania, wówczas niewiele trzeba by³oby wyobraŸni,

by dostrzec, co zosta³oby z owej obiecanej <192>wolnoœci wyboru zawodu<170>.
<192>Wolnoœæ wyboru<170> sta³aby siê czyst¹ fikcj¹, pust¹ obietnic¹, e nie
bêdzie ró nicowania tam, gdzie w samej naturze sprawy le y koniecznoœæ ró

nicowania i gdzie mo na by mieæ nadziejê co najwy ej na to, e selekcja bêdzie
dokonywana na podstawie przes³anek, które w³adza uwa a³aby za przes³anki
obiektywne. @MOTTO = Nie sprawi³oby te wiêkszej ró nicy, gdyby organ planowania
ograniczy³y siê do ustalenia warunków zatrudnienia i usi³owa³yby regulowaæ
liczbê zatrudnionych poprzez dostosowywanie owych warunków do sytuacji.

Ustalaj¹c z góry wynagrodzenia nie mniej skutecznie powstrzymywanoby ca³e grupy
ludzi przed podjêciem okreœlonych rodzajów pracy, ni gdyby w szczegó³owy sposób
wykluczono ich dostêp do pracy. Niezbyt ³adna dziewczyna, która bardzo chce

zostaæ sprzedawczyni¹, s³abowity ch³opak, który marzy o pracy, gdzie jego s³abe
zdrowie stanowi znaczn¹ przeszkodê, ogólnie wszyscy z pozoru mniej sprawni czy
mniej zdolni ludzie nie s¹ z koniecznoœci wykluczani w spo³eczestwie
wolnokonkurencyjnym. Je eli dana posada jest dla nich wystarczaj¹co cenna,
czêsto bêd¹ oni mogli pozyskaæ j¹ dziêki pocz¹tkowym wyrzeczeniom finansowym, a

póŸniej poprawiæ sw¹ sytuacjê dziêki cechom, które pocz¹tkowo nie by³y widoczne.
Lecz, gdy w³adza ustala wynagrodzenia dla ca³ej grupy zawodowej, a doboru
kandydatów dokonuje siê na podstawie obiektywnego sprawdzianu, determinacja z

jak¹ pragn¹ oni uzyskaæ dan¹ pracê nie bêdzie siê zbytnio liczy³a. Osoba, która
posiada niestandardowe kwalifikacje czy te niezwyk³y temperament nie bêdzie ju
mog³a dokonaæ specjalnych ustale z pracodawc¹, którego upodobania odpowiada³yby
jej szczególnym potrzebom. Z kolei osoba, która woli nieregularne godziny pracy
czy nawet beztrosk¹ egzystencjê z ma³ymi czy niepewnymi dochodami od regularnej

rutyny, nie bêdzie ju mia³a takiego wyboru. Warunki nie bêd¹ dopuszcza³y
wyj¹tków, co w pewnym stopniu jest nie do unikniêcia w du ej organizacji, albo
bêdzie nawet jeszcze gorzej, bo zabraknie mo liwoœci ucieczki. Nie bêdzie ju nam

wolno dzia³aæ racjonalnie czy wydajnie tylko wtedy i tam, gdzie uznamy to za
stosowne; bêdziemy wszyscy musieli siê podporz¹dkowaæ standardom, które organ
planowania musi ustaliæ, by uproœciæ swe zadanie. Aby poradziæ sobie z tym

ogromnym przedsiêwziêciem, organ planowania bêdzie musia³ zredukowaæ ró
norodnoœæ ludzkich uzdolnie i predyspozycji do kilku kategorii ³atwo daj¹cych
siê wymieniaæ jednostek i œwiadomie pomijaæ pomniejsze ró nice miêdzy ludŸmi.
@MOTTO = Choæ oficjalnie propagowanym celem planowania ma byæ doprowadzenie do
sytuacji, w której cz³owiek przestaje byæ po prostu œrodkiem, w istocie, poniewa
w planie nie da siê wzi¹æ pod uwagê wszelkich indywidualnych upodoba i niechêci,
jednostka ludzka tym bardziej sta³aby siê zwyk³ym œrodkiem u ywanym przez w³adzê
w s³u bie takich abstrakcji jak <192>dobrobyt spo³eczny<170> czy <192>dobro

Seite 39

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

spo³ecznoœci<170>. @MOTTO = Mo noœæ uzyskania w spo³eczestwie
wolnokonkurencyjnym wiêkszoœci rzeczy za okreœlon¹ cenê choæ czêsto jest ona
boleœnie wysoka jest faktem, którego wagê trudno przeceniæ. Alternatyw¹ nie jest
wszak e pe³na wolnoœæ wyboru, lecz nakazy i zakazy, których trzeba przestrzegaæ,
a wiêc ostatecznie uprzywilejowanie posiadaj¹cych w³adzê. @MOTTO =

Charakterystyczne dla nieporozumie w tych kwestiach jest to, e zarzuty wywo³uje
w³aœnie fakt, i w spo³eczestwie wolnokonkurencyjnym prawie wszystko ma swoj¹
cenê. Je eli ludzie, którzy protestuj¹ przeciwko sprowadzaniu wy szych wartoœci
ycia do <192>stosunków pieniê nych<170> naprawdê uwa aj¹, e nie powinniœmy sami
mieæ mo liwoœci wyrzekania siê naszych ni szych potrzeb w celu zachowania
wartoœci wy szych, i e wybór powinien byæ dokonywany za nas, to ¹danie takie
nale y uznaæ za doœæ szczególne i nie œwiadcz¹ce o zbytnim szacunku dla godnoœci
jednostki. To, e ycie i zdrowie, piêkno i cnotê, honor i spokój sumienia mo na
czêsto zachowaæ tylko ponosz¹c znaczne koszty materialne, i e ktoœ musi
dokonywaæ takiego wyboru, jest równie niezaprzeczalne jak fakt, e nie zawsze
wszyscy jesteœmy gotowi do materialnych poœwiêce niezbêdnych dla ochrony wy
szych wartoœci. @MOTTO = WeŸmy choæby jeden przyk³ad: bylibyœmy oczywiœcie w
stanie zmniejszyæ liczbê poszkodowanych w wypadkach samochodowych do zera,
gdybyœmy chcieli ponieœæ koszt - z braku innego sposobu - zlikwidowania
samochodów. To samo dotyczy tysiêcy innych sytuacji, w których stale ryzykujemy
nasze i cudze ycie, zdrowie i wszystkie subtelne wartoœci duchowe, by dzia³aæ na
rzecz tego, co sami równoczeœnie z pogard¹ okreœlamy jako nasz komfort
materialny. Nie mo e byæ inaczej, gdy wszystkie nasze cele wymagaj¹ tych samych
œrodków; i nie moglibyœmy d¹ yæ do niczego oprócz owych absolutnych wartoœci,
gdyby im adn¹ miar¹ nic nie mog³o zagra aæ. @MOTTO = Nie jest bynajmniej dziwne,
e ludzie chcieliby, by zdjêto z nich koniecznoœæ trudnego wyboru, któr¹ czêsto

narzuca im sytuacja. Niewielu jednak chcia³oby, by ul ono im powierzaj¹c
dokonanie wyboru innym. Ludzie po prostu pragn¹, by wybór w ogóle nie by³
konieczny i chc¹ wierzyæ, e zosta³ im narzucony przez okreœlony system
ekonomiczny, w którym yjemy. W istocie czuj¹ siê dotkniêci, e problem
ekonomiczny w ogóle istnieje. @MOTTO = W przesadnie optymistycznym przekonaniu,

e w rzeczywistoœci nie ma ju problemu ekonomicznego utwierdzi³o ludzi
nieodpowiedzialne rozprawianie o <192>potencjalnej obfitoœci<170>. Gdyby tak
rzeczywiœcie by³o, znaczy³oby to w istocie, e problem ekonomiczny, który wybór

czyni czymœ nieuniknionym, przesta³ istnieæ. Lecz choæ od samych pocz¹tków
istnienia socjalizmu pokusa ta pod ró nymi okreœleniami s³u y³a socjalistycznej
propagandzie, jest ona dziœ równie jawnie nieprawdziwa jak wtedy, gdy ponad sto
lat temu pos³u ono siê ni¹ po raz pierwszy. Przez ca³y ten czas nikt spoœród
wielu ludzi, którzy siê do niej uciekali, nie stworzy³ mo liwego do

zrealizowania planu powiêkszenia produkcji w taki sposób, by zlikwidowaæ to, co
uwa amy za ubóstwo, choæby w Zachodniej Europie, nie mówi¹c ju o ca³ym œwiecie.
Czytelnik mo e mi wierzyæ, e ktokolwiek mówi o potencjalnej obfitoœci, jest albo

nieuczciwy, albo nie wie o czym mówi.<$FBy uzasadniæ te ostre s³owa mo na
zacytowaæ wnioski do jakich doszed³ Colin Clark, jeden z najbardziej znanych
statystyków ekonomistów m³odszego pokolenia, cz³owiek o niew¹tpliwie postêpowych
przekonaniach i naukowym pogl¹dzie na œwiat, w swej ksi¹ ce Conditions of
Economic Progress (1949): <192>Czêsto powtarzane has³a, wedle których ubóstwo i

problemy produkcji by³yby ju rozwi¹zane, gdybyœmy zrozumieli problem podzia³u
dóbr, okazuj¹ siê byæ najbardziej k³amliwymi spoœród wspó³czesnych sloganów.
/.../ Niepe³ne wykorzystanie zdolnoœci produkcyjnych jest powa nym problemem

tylko w Stanach Zjednoczonych, choæ, w pewnym okresie, mia³o ono te znaczenie w
Wielkiej Brytanii, Niemczech i Francji, ale dla wiêkszej czêœci œwiata jest to
tylko kwestia uboczna wobec istotniejszego faktu, i przy pe³nym wykorzystaniu
wszelkich mocy produkcyjnych potrafi ona wytworzyæ tak niewiele. Wiek obfitoœci
jeszcze d³ugo nie nadejdzie. /.../ Gdyby nadmierne bezrobocie mog³o zostaæ

wyeliminowane w cyklu produkcyjnym, oznacza³oby to znaczn¹ poprawê standardu
ycia ludnoœci USA, lecz z punktu widzenia œwiata jako ca³oœci stanowi³oby to
tylko niewielki wk³ad w rozwi¹zanie du o powa niejszego problemu podniesienia

realnych dochodów wiêkszej czêœci ludnoœci œwiata do poziomu choæby
przypominaj¹cego normê cywilizacyjn¹<170> [s. 3-4].> Jednak e to w³aœnie ta
fa³szywa nadzieja wiedzie nas prost¹ drog¹ do planowania. @MOTTO = Choæ ruchy

masowe jeszcze ci¹gn¹ korzyœci z tego fa³szywego przekonania, coraz wiêcej
znawców problemu odrzuca twierdzenie, e gospodarka planowa da³aby znacznie
wiêksze efekty ni system wolnokonkurencyjny. Wielu ekonomistów, nawet o
pogl¹dach socjalistycznych, którzy powa nie przestudiowali problematykê
planowania centralnego zadawala siê dziœ nadziej¹, e spo³eczestwo planowe
dorówna w wydajnoœci systemowi wolnokonkurencyjnemu. Zalecaj¹ oni planowanie ju
nie z powodu jego wiêkszej wydajnoœci, lecz dlatego, i ma ono umo liwiæ nam
zapewnienie bardziej sprawiedliwego i s³usznego podzia³u dóbr. Jest to w³aœciwie

Seite 40

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

jedyny argument, którego mo na w sposób powa ny u yæ na rzecz planowania. Jest
bezspornym faktem, e je eli chcemy zapewniæ podzia³ dóbr zgodny z jakimiœ
wczeœniej ustalonymi standardami, jeœli chcemy œwiadomie decydowaæ kto i co ma
otrzymaæ, musimy zaplanowaæ ca³y system gospodarczy. Pozostaje jednak kwestia
czy cen¹ jak¹ trzeba bêdzie zap³aciæ za realizacjê czyjegoœ idea³u

sprawiedliwoœci nie bêdzie wiêksze rozgoryczenie i wiêkszy ucisk ni te, które
kiedykolwiek spowodowa³a krytykowana wolna gra si³ ekonomicznych. @MOTTO =
Oszukiwalibyœmy siê bardzo, gdybyœmy wobec tych obaw szukali pociechy w
przekonaniu, e zastosowanie planowania centralnego oznacza³oby po prostu powrót
- po krótkim okresie wolnej gospodarki do wiêzów i uregulowa, które rz¹dzi³y
dzia³alnoœci¹ gospodarcz¹ przez wiele wieków, i e wobec tego naruszenie wolnoœci
osobistej nie bêdzie wiêksze ni przed epok¹ laissez faire. Jest to niebezpieczna
iluzja. Nawet w tych okresach historii europejskiej, gdy kontrola i
reglamentacja ycia gospodarczego posuniête by³y najdalej, w zasadzie ogranicza³y
siê one do stworzenia ogólnej i w miarê trwa³ej struktury regu³, wewn¹trz której
jednostka zachowywa³a stosunkowo znaczn¹ sferê wolnoœci. Istniej¹cy wówczas
aparat kontroli nie by³by nawet w stanie narzuciæ czegoœ wiêcej ni tylko ogólne
zalecenia. A nawet tam, gdzie kontrola by³a najpe³niejsza, rozci¹ga³a siê ona
tylko na tê dzia³alnoœæ cz³owieka, poprzez któr¹ bra³ on udzia³ w spo³ecznym
podziale pracy. Ale w sferze du o szerszej, w której y³ on ze swych w³asnych
wytworów, móg³ dzia³aæ wed³ug w³asnego uznania. @MOTTO = Obecnie sytuacja jest
ca³kowicie inna. W epoce liberalnej postêpuj¹cy podzia³ pracy wytworzy³
sytuacjê, w wyniku której prawie ka da nasza dzia³alnoœæ jest czêœci¹ procesu
spo³ecznego. Jest to proces, którego nie mo na odwróciæ, gdy tylko dziêki niemu
mo emy wci¹ wzrastaj¹c¹ liczbê ludnoœci utrzymaæ na poziomie zbli onym do
obecnego. Lecz zast¹pienie konkurencji planowaniem centralnym wymaga³oby

centralnego sterowania du o wiêksz¹ czêœci¹ naszego ycia ni w jakimkolwiek
wczeœniejszym okresie. Nie mog³oby ono byæ ograniczone do tego, co uwa amy za
nasz¹ dzia³alnoœæ gospodarcz¹, gdy obecnie w prawie ka dej chwili naszego ycia
jesteœmy uzale nieni od dzia³alnoœci gopsodarczej kogoœ innego.<$FNieprzypadkowo
w krajach totalitarnych czy to w Rosji, Niemczech, czy W³oszech zagadnienie

organizowania czasu wolnego obywateli sta³o siê jednym z problemów objêtych
planowaniem. Niemcy wynaleŸli nawet dla tego zagadnienia okropn¹, wewnêtrznie
sprzeczn¹ nazwê Freizeitgestaltung (dos³ownie: kszta³towanie sposobów

wykorzystania czasu wolnego przez ludzi ), jak gdyby móg³ jeszcze istnieæ
<192>czas wolny<170>, gdy musi siê go wykorzystaæ w sposób zalecony przez
w³adzê.> Zapa³ do <192>kolektywnego zaspokajania naszych potrzeb<170>, dziêki
któremu nasi socjaliœci tak dobrze przygotowali drogê dla totalitaryzmu i
wymagaj¹cy od nas byœmy prze ywali przyjemnoœci i zaspokajali nasze potrzeby

yciowe w wyznaczonym czasie i w przepisanej formie, jest oczywiœcie po czêœci
zamierzony jako œrodek wychowania politycznego. Jest on jednak tak e
zdeterminowany przez wymogi planowania, które polega przede wszystkim na

pozbawieniu nas mo liwoœci wyboru, by daæ nam to, co najlepiej jest dostosowane
do planu i to w czasie przez plan okreœlonym. @MOTTO = Czêsto mówi siê, e
wolnoœæ polityczna nie ma sensu bez wolnoœci gospodarczej. Jest to niew¹tpliwie
prawda, lecz w sensie niemal odwrotnym do tego, w jakim sformu³owania tego u
ywaj¹ nasi planiœci. Wolnoœæ gospodarcza, bêd¹ca podstawowym warunkiem wszelkiej

innej wolnoœci nie mo e byæ wolnoœci¹ od trosk ekonomicznych, obiecywan¹ nam
przez socjalistów, a któr¹ mo na uzyskaæ tylko pozbawiaj¹c jednostkê
równoczeœnie koniecznoœci i mo liwoœci wyboru; musi to byæ wolnoœæ naszej

dzia³alnoœci gospodarczej, która wraz z prawem wyboru nieuchronnie niesie ze
sob¹ równie ryzyko i odpowiedzialnoœæ za to prawo. VIII. Kto, komu? @MOTTO =
Najwspanialsz¹ szansê, przed któr¹ kiedykolwiek stan¹³ œwiat, odrzucono, gdy
namiêtnoœæ do równoœci uczyni³a p³onn¹ nadziejê na wolnoœæ. Lord Acton @MOTTO =
Jest rzecz¹ znamienn¹, e jednym z najbardziej rozpowszechnionych zarzutów

stawianych wolnej konkurencji jest to, i jest <192>œlepa<170>. Nie bez znaczenia
bêdzie tu przypomnienie, e dla staro ytnych œlepota by³a atrybutem bogini
sprawiedliwoœci. Co prawda konkurencja i sprawiedliwoœæ maj¹ niewiele cech

wspólnych, lecz zarówno jedn¹ jak i drug¹ mo na chwaliæ za to, i nie zwa a na ró
nice miêdzy ludŸmi. Nie da siê przewidzieæ kto bêdzie mia³ szczêœcie, a kto
dozna klêski. To, e nagrody i kary nie s¹ rozdzielane zgodnie z czyimiœ

pogl¹dami na temat zalet i wad ró nych ludzi, lecz zale ¹ od ich zdolnoœci i
szczêœcia jest równie wa ne, jak to, e przy tworzeniu przepisów prawnych nie
powinno siê mieæ mo liwoœci przewidywania strat i zysków poszczególnych osób po
wprowadzeniu tych uregulowa w ycie. Jest to jednak prawda, poniewa w konkurencji
okazja i szczêœcie s¹ równie wa nymi czynnikami determinuj¹cymi losy
poszczególnych ludzi jak umiejêtnoœci i zdolnoœæ przewidywania. @MOTTO =
Alternatywa przed jak¹ stoimy nie polega na wyborze miêdzy systemem, w którym ka
dy otrzyma to, na co zas³u y³, wed³ug jakiejœ absolutnej i uniwersalnej normy

Seite 41

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

tego, co s³uszne, a systemem, gdzie przypadaj¹cy na indywidualny udzia³ jest
okreœlany czêœciowo przez przypadek, szczêœcie lub pecha. Jest to wybór miêdzy
systemem, w którym wola kilku osób przes¹dza o tym, kto i co ma otrzymaæ, a
takim systemem, gdzie zale y to, przynajmniej czêœciowo, od zdolnoœci i
przedsiêbiorczoœci zainteresowanych, a czêœciowo od nie daj¹cych siê przewidzieæ

okolicznoœci. Ma to równie istotne znaczenie, gdy w systemie wolnej
przedsiêbiorczoœci szanse nie s¹ jednakowe, system taki bowiem z koniecznoœci
opiera siê na prywatnej w³asnoœci i (choæ mo e nie z równ¹ koniecznoœci¹) na
dziedziczeniu, a te stwarzaj¹ ró ne mo liwoœci. Istnieje oczywiœcie mocny
argument na rzecz zmniejszenia tej nierównoœci szans pod warunkiem, e pozwol¹ na
to wrodzone ró nice i bêdzie mo na to zrobiæ bez niszczenia bezosobowego
charakteru procesu, w którym ka dy musi podj¹æ ryzyko za siebie. Nale y przy tym
za³o yæ, e niczyje pogl¹dy na temat tego, co jest s³uszne i godne po ¹dania nie
zyskaj¹ przewagi nad cudzym punktem widzenia. Fakt, e mo liwoœci stoj¹ce przed
ubogimi w spo³eczestwie wolnokonkurencyjnym s¹ du o bardziej ograniczone ni te,
które otwieraj¹ siê przed bogatymi nie umniejsza prawdziwoœci twierdzenia, e w
takim spo³eczestwie ubodzy ciesz¹ siê du o wiêksz¹ wolnoœci¹ ni osoba
dysponuj¹ca znacznie wiêkszym komfortem materialnym, lecz yj¹ca w spo³eczestwie
innego typu. Choæ w warunkach konkurencji prawdopodobiestwo, e cz³owiek, który
zaczyna jako niezamo ny zdobêdzie wielki maj¹tek, jest du o mniejsze ni w
przypadku kogoœ, kto odziedziczy³ jak¹œ w³asnoœæ, to dla pierwszego z nich mo
liwoϾ taka nie tylko istnieje, lecz w dodatku jedynie w systemie
wolnokonkurencyjnym zale y ona wy³¹cznie od niego, a nie od ³aski mo nych tego
œwiata, i tylko w tym systemie nikt nie mo e go powstrzymaæ od próby osi¹gniêcia
takiego celu. Tylko dlatego, e zapomnieliœmy, co oznacza brak wolnoœci, czêsto
nie dostrzegamy oczywistego faktu, e w tym kraju [w Wielkiej Brytanii - przyp.

t³um.] Ÿle op³acany robotnik niewykwalifikowany ma pod ka dym wzglêdem wiêksz¹
wolnoœæ kszta³towania swego ycia, ni niejeden drobny przedsiêbiorca w Niemczech
czy lepiej p³atny in ynier lub kierownik w Rosji. Gdy w grê wchodzi kwestia
zmiany przeze pracy, miejsca zamieszkania, g³oszenia okreœlonych pogl¹dów, czy
spêdzania wolnego czasu w okreœlony sposób, wówczas wprawdzie bywa, i cena jak¹

musi zap³aciæ za zaspokajanie swych upodoba okazuje siê wysoka, a dla niektórych
nawet zbyt wygórowana, nie ma jednak adnych nieusuwalnych przeszkód czy zagro e
dla bezpieczestwa osobistego i wolnoœci, które z brutaln¹ si³¹ przykuwa³yby go

do miejsca i zadania jakie wyznaczy³ mu prze³o ony. To prawda, e idea³
sprawiedliwoœci dla wiêkszoœci socjalistów zosta³by spe³niony, gdyby po prostu
zniesiono prywatny dochód z w³asnoœci, a ró nice pomiêdzy zarobkami
poszczególnych ludzi pozosta³yby takie, jakie s¹ obecnie.<$FMo liwe, e z nawyku
przeceniamy stopie w jakim dochód osi¹gany z w³asnoœci prywatnej jest g³ówn¹

przyczyn¹ nierównoœci dochodów, a zatem przeceniamy i zakres w jakim likwidacja
dochodów z w³asnoœci usunê³aby g³êbsze nierównoœci. Ten niewielki zasób
informacji jaki posiadamy o podziale dochodu w Rosji radzieckiej nie wskazuje,

by nierównoœci by³y tam istotnie mniejsze ni w spo³eczestwie kapitalistycznym.
Max Eastman (The End of Socialism in Russia, 1937, s. 30-40) podaje informacje z
oficjalnych Ÿróde³ rosyjskich, e ró nice pomiêdzy najni szymi i najwy szymi
wynagrodzeniami wyp³acanymi z Rosji s¹ tak samo du e (ok. 50 do 1) jak w Stanach
Zjednoczonych, a wed³ug artyk³u cytowanego przez Jamesa Burnhama (The Managerial

Revolution, 1941, s. 43). Lew Trocki jeszcze w 1939 roku ocenia³, e górne 11 lub
12 procent ludnoœci radzieckiej otrzymuje oko³o 50 procent dochodu narodowego.
To zró nicowanie jest ostrzejsze ni w Stanach Zjdnoczonych, gdzie górne 10

procent ludnoœci otrzymje oko³o 35 procent dochodu narodowego<170>.> Socjaliœci
zapominaj¹, e przekazuj¹c ca³¹ w³asnoœæ œrodków produkcji pastwu stawiaj¹ je w
sytuacji, w której jego dzia³alnoœæ musi ostatecznie okreœlaæ wszelkie inne
dochody. W³adza przekazana pastwu w tej formie i ¹danie, by pastwo u ywa³o jej
do <192>planowania<170> oznacza ni mniej, ni wiêcej, tylko e ma byæ ona

zastosowana z pe³n¹ œwiadomoœci¹ wspomnianych skutków. Przekonanie, e w³adza
nadana w tej postaci pastwu zosta³a mu po prostu powierzona przez innych, którzy
j¹ sprawowali, jest b³êdne. Jest to w³adza, któr¹ stworzono od nowa, i której

nikt w spo³eczestwie opartym na konkurencji nie posiada. Dopóki w³asnoœæ
podzielona jest miêdzy wielu w³aœcicieli aden z nich dzia³aj¹c niezale nie nie
ma wy³¹cznej w³adzy okreœlania dochodów i pozycji poszczególnych ludzi; nikt nie

jest zwi¹zany z adnym posiadaczem w³asnoœci inaczej ni przez fakt, e proponuje
on lepsze warunki ni inni. Nasze pokolenie zapomnia³o, e system prywatnej
w³asnoœci jest najwa niejsz¹ gwarancj¹ wolnoœci nie tylko dla posiadaczy
w³asnoœci, lecz w prawie równym stopniu dla tych, którzy jej nie posiadaj¹.
Tylko dziêki temu, e kontrola œrodków produkcji jest podzielona miêdzy wielu
niezale nie dzia³aj¹cych ludzi i nikt nie ma nad nami pe³nej w³adzy, my jako
jednostki mamy prawo decydowaæ o sobie. Gdyby wszystkie œrodki produkcji z³o ono
w jednych rêkach, to bez wzglêdu na to kto sprawowa³by tak¹ kontrolê, czy by³oby

Seite 42

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

to nominalnie <192>spo³eczestwo<170> jako ca³oœæ, czy te dyktator, mia³by on nad
nami pe³n¹ w³adzê. Któ móg³by powa nie w¹tpiæ, e cz³onek niewielkiej mniejszoœci
rasowej lub religijnej nie posiadaj¹cy w³asnoœci - o ile inni cz³onkowie tej
samej spo³ecznoœci ni¹ dysponuj¹, a wiêc mog¹ go zatrudniæ - bêdzie siê cieszy³
wiêksz¹ wolnoœci¹, ni gdyby zniesiono w³asnoœæ prywatn¹ a on zosta³by nominalnym

udzia³owcem w³asnoœci spo³ecznej. Nie mo na te w¹tpiæ, e w³adza, jak¹ ma nade
mn¹ multimilioner, który mo e byæ moim s¹siadem lub moim pracodawc¹, jest du o
mniejsza ni ta, jak¹ posiada choæby najdrobniejszy fonctionnaire dysponuj¹cy
pastwowymi œrodkami przymusu, od którego swobodnego uznania zale y czy i w jaki
sposób, wolno mi yæ i pracowaæ. Któ zaœ zaprzeczy, e œwiat, w którym bogaci maj¹
w³adzê jest mimo wszystko lepszy od œwiata, gdzie wy³¹cznie ci, którzy s¹ ju u
w³adzy mog¹ zdobyæ bogactwo? Smutne, lecz zarazem podnosz¹ce na duchu jest
spostrze enie, e tak wybitny stary komunista jak Max Eastman odkry³ na nowo tê
prawdê: <192>Wydaje mi siê to teraz oczywiste, choæ muszê przyznaæ, e bardzo
póŸno doszed³em do tego wniosku, i instytucja prywatnej w³asnoœci jest jedn¹ z
g³ównych rzeczy jakie da³y cz³owiekowi ów ograniczony zakres wolnoœci i
równoœci, który Marks, likwiduj¹c tê instytucjê, mia³ nadziejê uczyniæ
nieskoczonym. O dziwo, w³aœnie Marks zrozumia³ to jako pierwszy. On te
uœwiadomi³ nam, e gdy idzie o przesz³oœæ ewolucja prywatnego kapitalizmu wraz z
jego wolnym rynkiem by³a warunkiem wstêpnym wszelkich naszych wolnoœci
demokratycznych. Nie przysz³o mu jednak do g³owy, bior¹c pod uwagê przysz³oœæ, e
wraz ze zniesieniem wolnego rynku te inne wolnoœci mog¹ znikn¹æ<170>.<$FMax
Eastman w "Reader's Digest", lipiec 1941, s. 39.> W odpowiedzi na takie
przedstawienie sprawy mówi siê czasami, e nie ma powodu, dla którego planista
mia³by okreœlaæ dochody jednostek. Trudnoœci spo³eczne i polityczne zwi¹zane z
okreœlaniem udzia³u ró nych ludzi w dochodzie narodowym s¹ tak oczywiste, e

nawet najbardziej zagorza³y zwolennik planowania zawaha siê mocno nim obci¹ y
tym zadaniem jak¹kolwiek w³adzê. Chyba ka dy, kto zda sobie sprawê, co to za
sob¹ poci¹ga, wola³by ograniczyæ planowanie do produkcji, u ywaæ go wy³¹cznie
dla zapewnienia <192>racjonalnej organizacji przemys³u<170>, pozostawiaj¹c
podzia³ dochodów, tak dalece jak to mo liwe, czynnikom bezosobowym. Chocia nie

sposób kierowaæ przemys³em bez wywierania pewnego wp³ywu na podzia³ dóbr, i choæ
aden planista nie chcia³by ca³kowicie pozostawiæ dystrybucji si³om rynkowym,
wszyscy oni prawdopodobnie woleliby stwierdziæ przynajmniej tyle, e podzia³ ten

dokonuje siê wed³ug pewnych okreœlonych regu³ sprawiedliwoœci i bezstronnoœci
(equity and fairness), e unika siê skrajnych nierównoœci, a wzajemny stosunek
dochodów g³ównych klas spo³ecznych jest uczciwy. Planiœci nie chcieliby
natomiast braæ odpowiedzialnoœci za pozycjê poszczególnych ludzi w obrêbie ich
w³asnej klasy, czy za hierarchiê i zró nicowanie pomiêdzy mniejszymi grupami i

jednostkami. Widzieliœmy ju , e bliska wspó³zale noœæ wszystkich zjawisk
ekonomicznych utrudnia zatrzymanie planowania tam, gdzie byœmy chcieli i e gdy
swobodne funkcjonowanie rynku zostanie zbytnio ograniczone, planista bêdzie

zmuszony do rozszerzenia swej kontroli, a stanie siê ona wszechogarniaj¹ca. Te
przemyœlenia dotycz¹ce kwestii ekonomicznych, które wyjaœniaj¹ dlaczego nie
sposób przerwaæ œwiadomej kontroli tam, gdziebyœmy sobie yczyli s¹ wspieraj¹
pewne spo³eczne i polityczne tendencje, których si³a daje siê coraz bardziej
odczuæ, w miarê jak planowanie rozszerza swój zakres. Gdy zale noœæ pozycji

jednostki od celowej decyzji w³adzy, nie zaœ od bezosobowych czynników czy w
wyniku wspó³zawodnictwa wielu ludzi staje siê coraz bardziej rzeczywistoœci¹ i
zyskuje powszechne uznanie, stosunek ludzi do ich pozycji w takim porz¹dku

spo³ecznym z koniecznoœci ulega zmianie. Zawsze bêd¹ istnia³y nierównoœci, które
ludziom doœwiadczaj¹cym ich wydadz¹ siê niesprawiedliwe, rozczarowania, które
bêd¹ siê wydawa³y niezas³u one i nieszczêœcia, na które sobie nie zas³u yli.
Lecz, gdy wszystko to ma miejsce w œwiadomie kierowanym spo³eczestwie, reakcja
ludzi jest bardzo ró na od tej, która pojawia siê, gdy problemy te nie s¹

wywo³ywane niczyim rozmyœlnym wyborem. Nierównoœæ jest niew¹tpliwie ³atwiejsza
do zniesienia i w mniejszym stopniu narusza godnoœæ osoby, je eli wywo³uj¹ j¹
czynniki bezosobowe, nie zaœ œwiadomy plan. W spo³eczestwie wolnokonkrencyjnym

nie jest wyrazem lekcewa enia cz³owieka ani ujm¹ dla jego godnoœci, gdy jakaœ
konkretna firma poinformuje go, i nie potrzebuje jego us³ug czy nie mo e mu
zaproponowaæ lepszej pracy. D³u sze okresy masowego bezrobocia mog¹ istotnie

wywrzeæ bardzo podobny wp³yw na wielu ludzi, lecz istniej¹ inne, lepsze sposoby
zapobiegania tej pladze, ni centralne kierowanie. Bezrobocie czy utrata
dochodów, które zawsze mog¹ dotkn¹æ jednostki w ka dym spo³eczestwie bêd¹
niew¹tpliwie mniej poni aj¹ce, je eli bêd¹ rezultatem niepowodzenia, ni gdy
zostan¹ z rozmys³em narzucone przez w³adzê. Jakkolwiek gorzkie jest takie
doœwiadczenie, by³oby ono du o gorsze w spo³eczestwie planowym. W nim bowiem
jednostki bêd¹ musia³y decydowaæ nie o tym czy dany cz³owiek jest przydatny do
okreœlonej pracy, lecz czy w ogóle jest on u yteczny, i do jakiego stopnia. Jego

Seite 43

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

pozycjê w yciu wyznaczy mu ktoœ inny. O ile ludzie zaakceptuj¹ nieszczêœcie,
które mo e dotkn¹æ ka dego, nie tak ³atwo zgodz¹ siê na cierpienia bêd¹ce
wynikiem decyzji w³adz. Mo na Ÿle znosiæ fakt, i jest siê tylko trybem w
bezosobowej machinie, lecz nieskoczenie gorzej jest, jeœli nie mo na siê z niej
wyrwaæ, jeœli jest siê przywi¹zanym do miejsca i do zwierzchników, których

wybra³ nam ktoœ inny. Niezadowolenie z w³asnego losu bêdzie niechronnie ros³o u
ka dego wraz ze œwiadomoœci¹, e jego dola jest rezultatem przemyœlanych ludzkich
decyzji. Gdy rz¹d ju raz wda³ siê w planowanie w imiê sprawiedliwoœci, nie mo e
on odmówiæ ponoszenia odpowiedzialnoœci za czyjkolwiek los czy pozycjê
spo³eczn¹. W planowym spo³eczestwie wszyscy bêdziemy wiedzieæ, e jesteœmy zamo
niejsi czy biedniejsi od innych nie z powodu niekontrolowanych przez nikogo
okolicznoœci, lecz dlatego, e taka jest wola jakiejœ w³adzy. Wszystkie zaœ nasze
wysi³ki zmierzaj¹ce do poprawy naszego po³o enia bêd¹ musia³y byæ zorientowane
nie na przewidywane okolicznoœci, nad którymi nie sprawujemy kontroli, i jak
najlepsze przygotowanie siê do nich, lecz na wywarcie korzystnego dla nas wp³ywu
na panuj¹c¹ niepodzielnie w³adzê. Koszmar przeœladuj¹cy dziewiêtnastowiecznych
angielskich myœlicieli politycznych pastwo, w którym <192>jedyna droga do
bogactwa i godnoœci wiod³aby przez rz¹d<170> <$FS³owa te zosta³y wypowiedziane
przez m³odego Disraeliego.>, sta³by siê wówczas rzeczywistoœci¹ wówczas w sposób
tak dok³adny, jakiego nigdy sobie nie wyobra ali, choæ ju wystarczaj¹co znany w
krajach, w których od tamtej pory totalitaryzm zd¹ y³ siê rozwin¹æ. Skoro tylko
pastwo przyjmie na siebie zadanie planowania ca³oœci ycia gospodarczego, kwestia
w³aœciwej pozycji ró nych jednostek i grup musi niechronnie staæ siê centralnym
problemem politycznym. A poniewa wy³¹cznie si³a przymusu pastwa bêdzie
decydowa³a o tym, kto i co ma posiadaæ, jedyne panowanie, do jakiego warto by d¹
yæ, bêdzie udzia³ w sprawowaniu kierowniczej w³adzy. Nie bêdzie wówczas adnych

kwestii gospodarczych czy spo³ecznych, które nie by³yby zarazem kwestiami
politycznymi w tym sensie, e ich rozwi¹zanie zale eæ bêdzie od tego, kto
dysponuje w³adz¹ stosowania przymusu, i czyje pogl¹dy bior¹ górê w ka dej
sytuacji. Wydaje mi siê, e to sam Lenin wprowadzi³ w Rosji s³ynne sformu³owanie
<192>kto, komu?<170> bêd¹ce w pocz¹tkowych latach rz¹dów radzieckich has³em, za

pomoc¹ którego ludzie skrótowo wyra ali uniwersalny problem spo³eczestwa
socjalistycznego.<$FPor. M. Muggeridge, Winter in Moscow, 1934; Arthur Feiler,
The Experiment of Bolshevism, 1930.> Kto planuje za kogo, kto kim kieruje i nad

kim panuje, kto komu wyznacza jego miejsce w yciu, i za kogo inni bêd¹
rozstrzygaæ co siê mu nale y? Te kwestie z koniecznoœci staj¹ siê g³ównymi
problemami, o których mo e decydowaæ tylko najwy sza w³adza. Nie tak dawno jeden
z amerykaskich badaczy problematyki politycznej rozszerzy³ powiedzenie Lenina,
stwierdzaj¹c, i problemem dla ka dego rz¹du jest <192>kto co otrzymuje, kiedy i

jak<170>. W pewnym sensie jest to prawda. To, i ka dy rz¹d wywiera wp³yw na
wzglêdne po³o enie ró nych ludzi i e trudno by³oby wskazaæ tak¹ sferê ludzkiego
ycia w jakimkolwiek systemie politycznym, na któr¹ dzia³ania rz¹du nie mog¹ mieæ

wp³ywu, jest niew¹tpliw¹ prawd¹. Tak d³ugo jak rz¹d w ogóle podejmuje jakieœ
dzia³ania, bêd¹ one zawsze mia³y pewien wp³yw na to <192>kto co, kiedy i jak
otrzymuje<170>. Nale y jednak e dokonaæ dwóch podstawowych rozró nie. Po
pierwsze, mo na podejmowaæ ró ne kroki nie maj¹c mo liwoœci stwierdzenia w jaki
sposób wp³yn¹ one na poszczególne jednostki, a co zatem idzie nie d¹ yæ do

takich konkretnych rezultatów. Tê kwestiê ju omówiliœmy. Po drugie, to zakres
dzia³alnoœci rz¹du przes¹dza o tym czy wszystko co dany cz³owiek kiedykolwiek
otrzymuje, zale y od rz¹du, czy te jego wp³yw ogranicza siê do tego, by jacyœ

ludzie otrzymali coœ bli ej niesprecyzowanego w sposób nieokreœlony i w
nieprzewidzianym momencie. Do tego sprowadza siê ca³a ró nica miêdzy ustrojem
opartym na wolnoœci a re ymem totalitarnym. Kontrast pomiêdzy ustrojem
liberalnym a w pe³ni zaplanowanym ilustruj¹ w charakterystyczny sposób wspólne
narzekania nazistów i socjalistów na <192>sztuczny rozdzia³ ekonomii i

polityki<170> i wspólne ¹danie dominacji polityki nad gospodark¹. Stwierdzenia
te oznaczaj¹ prawdopodobnie nie tylko to, e obecnie si³om gospodarczym wolno
dzia³aæ na rzecz celów, które nie stanowi¹ czêœci polityki rz¹du, lecz równie ,

e w³adzy gospodarczej mo na u yæ niezale nie od nakazów rz¹dowych, i to dla
celów, których rz¹d mo e nie pochwalaæ. Alternatyw¹ tego stanowiska nie jest po
prostu pogl¹d, e powinna istnieæ tylko jedna w³adza, lecz e ta jedyna w³adza,

czyli grupa rz¹dz¹ca, powinna sprawowaæ kontrolê nad wszelkimi ludzkimi d¹
eniami, a zw³aszcza winna w pe³ni decydowaæ o miejscu ka dej jednostki w
spo³eczestwie. Nie ulega w¹tpliwoœci, e rz¹d, który podejmuje bezpoœrednie
dzia³ania gospodarcze bêdzie musia³ u yæ swej w³adzy dla realizacji czyjegoœ
idea³u sprawiedliwoœci rozdzielczej. Lecz w jaki sposób mo e u yæ tej w³adzy i
jak jej u yje? Jakimi zasadami bêdzie czy powinien siê kierowaæ? Czy istnieje
konkretna odpowiedŸ na niezliczone kwestie zwi¹zane z odnoœnymi zas³ugami, które
powstan¹, i które trzeba bêdzie rozstrzygn¹æ z rozwag¹? Czy istnieje skala

Seite 44

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

wartoœci, mo liwa do zaakceptowania przez rozumnych ludzi, która uzasadnia³aby
nowy, hierarchiczny ³ad w spo³eczestwie i równoczeœnie mog³aby zaspokoiæ
pragnienie sprawiedliwoœci? Istnieje tylko jedna ogólna zasada, jedna prosta
regu³a, która istotnie dostarczy³aby konkretnej odpowiedzi na wszystkie te
pytania: równoœæ, ca³kowita i absolutna równoœæ wszystkich jednostek we

wszystkich tych sprawach, które podlegaj¹ ludzkiej kontroli. Gdyby zasadê tê
powszechnie uwa ano za po ¹dan¹ (pomijaj¹c kwestiê czy da³aby siê zastosowaæ w
praktyce tzn. czy dostarcza³aby odpowiedniej motywacji) nada³aby ona mglistemuu
pojêciu sprawiedliwoœci dystrybutywnej jasne znaczenie i stanowi³aby konkretn¹
wskazówkê dla planisty. Lecz nic nie jest dalsze od prawdy ni przekonanie, e
ludzie powszechnie uwa aj¹ tego rodzaju mechaniczn¹ równoœæ za po ¹dan¹. -aden
ruch socjalistyczny, który mia³ na celu pe³n¹ równoœæ, nie uzyska³ nigdy powa
nego poparcia. Przedmiotem obietnic socjalizmu nie by³ bezwzglêdnie równy
podzia³ dóbr, lecz podzia³ bardziej sprawiedliwy i bardziej równy. Jedynym
celem, do którego zdecydowanie siê d¹ y nie jest równoœæ w sensie absolutnym,
lecz <192>wiêksza równoœæ<170>. Choæ te dwa idea³y wygl¹daj¹ bardzo podobnie, to
z punktu widzenia naszego problemu s¹ ca³kowicie ró ne. O ile absolutna równoœæ
jasno okreœla³aby zadanie planisty, to pragnienie wiêkszej równoœci ma jedynie
charakter negatywny, czyli nie jest niczym wiêcej ni wyrazem niezadowolenia z
obecnego stanu rzeczy. A zatem, dopóki nie bêdziemy gotowi uznaæ, e ka dy krok w
stronê ca³kowitej równoœci jest po ¹dany, z trudem mo na bêdzie uzyskaæ
odpowiedŸ na ka de z zagadnie, które planista bêdzie musia³ rozwi¹zaæ. Nie jest
to wybieg s³owny. Stoimy tu przed zasadniczym problemem, który z powodu
podobiestwa u ytych terminów mo e ³atwo znikn¹æ z pola widzenia. O ile zgoda na
ca³kowit¹ równoœæ rozwi¹za³aby wszystkie problemy wynagradzania zas³ug, które
musi rozstrzygn¹æ planista, formu³a d¹ enia do wiêkszej równoœci nie rozstrzyga

praktycznie adnego z nich. Jej treœæ jest równie ma³o konkretna jak okreœlenia
<192>wspólne dobro<170> czy <192>spo³eczny dobrobyt<170>. Nie uwalnia nas ona od
os¹dzania w ka dym przypadku zas³ug poszczególnych jednostek i grup, i nie
pomaga nam w podejmowaniu tych decyzji. W sumie wszystko co nam zaleca, to braæ
od bogatych, ile siê tylko da. Lecz kiedy dochodzi do podzia³u ³upów, problem

wygl¹da tak, jak gdyby formu³a <192>wiêkszej równoœci<170> nigdy nie zosta³a
wymyœlona. Wiêkszoœæ ludzi z trudem przyznaje, e nie dysponujemy normami
moralnymi, które mo liwia³yby nam rozwi¹zanie tych kwestii, jeœli nie w sposób

doskona³y, to przynajmniej ku wiêkszemu, ogólnemu zadowoleniu, ni osi¹ganie
dziêki systemowi wolnokonkurencyjnemu. Czy nie posiadamy wszyscy pogl¹du na
temat tego czym jest <192>s³uszna cena<170> lub <192>sprawiedliwa p³aca<170>?
Czy nie mo emy polegaæ na silnym poczuciu sprawiedliwoœci ludzi, i nawet jeœli
teraz nie zgadzamy siê w pe³ni co do tego, co jest w danym przypadku

sprawiedliwe lub s³uszne, to czy, gdyby ludziom daæ mo liwoœæ ujrzenia jak
urzeczywistni³y siê ich idea³y, powszechne pogl¹dy nie ujednolici³yby siê,
przybieraj¹c postaæ bardziej sprecyzowanych norm? Takie nadzieje, niestety, maj¹

s³abe podstawy. Wszelkie normy, jakie posiadamy wywodz¹ siê ze znanego nam
ustroju wolnorynkowego i z koniecznoœci zniknê³yby wkrótce po zaniku
konkurencji. Tym, co rozumiemy przez s³uszn¹ cenê, czy sprawiedliw¹ p³acê jest
albo zwyczajowa cena lub p³aca, której ludzie, dziêki wczeœniejszym
doœwiadczeniom, oczekuj¹ lub te cena czy p³aca, która istnia³aby, gdyby nie by³o

wyzysku monopolistycznego. Jedynym istotnym wyj¹tkiem od tego by³y zawsze
roszczenia robotników do <192>ca³ego produktu swej pracy<170>, z których wywodzi
siê du a czêœæ socjalistycznej doktryny. Niewielu jednak socjalistów wierzy

dzisiaj, e produkt ka dej ga³êzi przemys³u zostanie w socjalistycznym
spo³eczestwie w ca³oœci podzielony pomiêdzy pracowników tego przemys³u,
oznacza³oby to bowiem, e pracownicy ga³êzi przemys³u operuj¹cych du ym kapita³em
mieliby znacznie wiêksze dochody od pracowników przemys³u o ma³ym kapitale, a to
wiêkszoœæ socjalistów uwa a³aby za bardzo niesprawiedliwe. Obecnie, doœæ

powszechnie uznaje siê wiêc, e to konkretne roszczenie oparte by³o na b³êdnej
interpretacji faktów. Gdy jednak e odrzuci siê roszczenia indywidualnego
pracownika do ca³oœci <192>jego<170> produktu i ca³y zysk z kapita³u bêdzie siê

musia³o podzieliæ miêdzy wszystkich pracowników, problem jak go podzieliæ
powstanie na nowo. Oczywiœcie, mo na by ustaliæ obiektywnie jaka jest
<192>s³uszna cena<170> okreœlonego towaru, czy te <192>sprawiedliwe<170>

wynagrodzenie za dan¹ us³ugê, gdyby ich potrzebne iloœci okreœlono niezale nie.
Gdyby zaœ by³y one dane bez uwzglêdnienia kosztów, planista móg³by spróbowaæ
okreœliæ jaka cena czy p³aca jest niezbêdna dla otrzymania owej poda y. Planista
musi jednak równie zdecydowaæ, ile ka dego towaru nale y wyprodukowaæ, a czyni¹c
to, ustala co bêdzie s³uszn¹ cen¹, czy sprawiedliwym zarobkiem. Je eli planista
zdecyduje, e potrzeba mniej architektów czy zegarmistrzów i e zapotrzebowanie na
ich us³ugi zostanie zaspokojone przez tych, którzy zdecyduj¹ siê pozostaæ w
fachu za mniejsze pieni¹dze, wówczas <192>sprawiedliwa<170> p³aca bêdzie ni sza.

Seite 45

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

Okreœlaj¹c wzglêdn¹ wa noœæ ró nych celów, planista okreœla zarazem wzglêdne
znaczenie ró nych grup czy osób. A poniewa nie ma on traktowaæ ludzi jedynie
jako œrodki, musi braæ pod uwagê te skutki i œwiadomie okreœliæ wa noœæ
poszczególnych celów ze wzglêdu na rezultaty swych decyzji. Oznacza to jednak e,
e z koniecznoœci bêdzie on sprawowa³ bezpoœredni¹ kontrolê nad warunkami

yciowymi ró nych ludzi. Odnosi siê to w równym stopniu do wzglêdnej pozycji
jednostek jak i ró nych grup zawodowych. Ogólnie rzecz bior¹c, jesteœmy zbyt
sk³onni s¹dziæ, e dochody wewn¹trz danej grupy zawodowej s¹ mniej wiêcej
jednakowe. A przecie ró nice pomiêdzy dochodami nie tylko najbardziej i najmniej
ciesz¹cych siê wziêciem lekarzy, pisarzy, aktorów, bokserów czy d okejów, ale i
instalatorów, ogrodników, sprzedawców czy krawców s¹ równie wielkie, jak miêdzy
klas¹ posiadaj¹c¹ i nie posiadaj¹c¹ w³asnoœci. I choæ bez w¹tpienia nast¹pi³yby
próby standaryzacji poprzez tworzenie kategorii, koniecznoœæ wprowadzenia zró
nicowa pomiêdzy jednostkami pozosta³aby taka sama, bez wzglêdu na to, czy zró
nicowanie to dokona³oby siê poprzez ustalenie ich indywidalnych dochodów, czy te
w wyniku przydzielenia ich do poszczególnych kategorii. Nie trzeba ju nic
dodawaæ na temat prawdopodobiestwa, e ludzie w wolnym spo³eczestwie
podporz¹dkuj¹ siê takiej kontroli, czy e podporz¹dkowawszy siê, pozostan¹ wolni.
To, co w tej sprawie blisko sto lat temu napisa³ John Stuart Mill pozosta³o do
dziœ równie prawdziwe: <192>Ustalon¹ zasadê, jak na przyk³ad zasadê równoœci, mo
na przyj¹æ bez zastrze e, tak samo jak przypadek i zewnêtrzn¹ koniecznoœæ; lecz
eby grupka ludzi trzyma³a w garœci wszystkich i zgodnie ze swoim upodobaniem i
os¹dem dawa³a jednym mniej a drugim wiêcej, to jest nie do zniesienia, chyba e
uwierzy siê, i osoby te s¹ czymœ wiêcej ni ludŸmi, i e wspieraj¹ budz¹ce grozê,
nadnaturalne czynniki.<$FPrinciples of Political Economy, ks. I, r. II,
Trudnoœci te nie musz¹ prowadziæ do otwartych konfliktów tak d³ugo, jak

socjalizm jest przedmiotem d¹ e ograniczonej i stosunkowo jednorodnej grupy.
Ujawniaj¹ siê one dopiero wtedy, gdy nastêpuje próba wprowadzenia w ycie
polityki opartej na socjalistycznych zasadach przy poparciu wielu ró nych grup,
które razem stanowi¹ wiêkszoœæ spo³eczestwa. Wtedy natychmiast pal¹c¹ kwesti¹
staje siê, który z ró nych zespo³ów idea³ów nale y narzuciæ wszystkim, oddaj¹c w

jego s³u bê wszelkie zasoby kraju. W³aœnie dlatego, e powodzenie planowania
wymaga kszta³towania wspólnego pogl¹du na podstawowe wartoœci, ograniczenie
naszej wolnoœci w odniesieniu do rzeczy materialnych w tak bezpoœredni sposób

narusza nasz¹ wolnoœæ duchow¹. Socjaliœci, cywilizowani rodzice barbarzyskiego
potomstwa, które wydali na œwiat, tradycyjnie maj¹ nadziejê, e rozwi¹ ¹ ten
problem poprzez edukacjê. Lecz jakie znaczenie ma w tym wzglêdzie edukacja?
Wiemy ju przecie , e wiedza nie mo e stworzyæ nowych wartoœci etycznych, i e
adne nauczanie nie sk³oni ludzi do wyznawania takich samych pogl¹dów na kwestie

moralne, które rodzi œwiadome organizowanie wszystkich stosunków spo³ecznych. Do
uzasadnienia okreœlonego planu nie jest wymagane racjonalne przekonanie lecz
wiara. I rzeczywiœcie socjaliœci wszêdzie jako pierwsi stwierdzili, i zadanie

jakie postawili przed sob¹ wymaga powszechnej akceptacji wspólnego
œwiatopogl¹du, okreœlonego zbioru wartoœci. W³aœnie d¹ ¹c do stworzenia masowego
ruchu, wspieranego przez taki wspólny œwiatopogl¹d, socjaliœci jako pierwsi
stworzyli wiêkszoœæ instrumentów indoktrynacji, którymi tak skutecznie pos³uguj¹
siê naziœci i faszyœci. W Niemczech i W³oszech naziœci i faszyœci rzeczywiœcie

nie musieli sami wiele wymyœliæ. Sposoby dzia³ania tych nowych ruchów
politycznych, które przeniknê³y wszystkie sfery ycia, zosta³y ju wczeœniej
wprowadzone w obu tych krajach przez socjalistów. Socjaliœci pierwsi

urzeczywistnili w praktyce ideê partii politycznej, która obejmuje wszelk¹
dzia³alnoœæ jednostki od ko³yski do grobu, roszcz¹c sobie prawo do kierowania
jej pogl¹dami we wszelkich sprawach i znajduj¹c upodobanie w przedstawianiu
wszelkich problemów jako kwestii œwiatopogl¹du partyjnego. Pewien austriacki
pisarz socjalistyczny, pisz¹c o ruchu socjalistycznym w swym kraju, stwierdza z

dum¹, i jego <192>charakterystyczn¹ cech¹ by³o to, e dla ka dej dziedziny
dzia³alnoœci robotników i pracowników stworzono specjaln¹ organizacjê<170>.<$FG.
Wieser, Ein Staat stirbt, Oesterreich 1934-1938, Pary , 1938, s. 41.> Choæ

austriaccy socjaliœci mogli w tym wzglêdzie zajœæ dalej ni inni, jednak e
sytuacja gdzieindziej nie by³a zbyt odmienna. To nie faszyœci, lecz socjaliœci
zaczêli wcielaæ dzieci do organizacji politycznych, w okresie ich najwiêkszej

wra liwoœci, by mieæ pewnoœæ, e wyrosn¹ one na dobrych proletariuszy. To nie
faszyœci, lecz socjaliœci jako pierwsi pomyœleli o organizowaniu zajêæ i zawodów
sportowych, dru yn pi³karskich i turystyki w klubach partyjnych, gdzie
cz³onkowie nie mogliby siê zaraziæ innymi pogl¹dami. To socjaliœci jako pierwsi
po³o yli nacisk na to, by cz³onkowie partii odró niali siê od innych sposobem
pozdrawiania i zwracania siê do siebie. To w³aœnie oni, organizuj¹c swe
<192>komórki<170> i œrodki s³u ¹ce sta³emu nadzorowaniu prywatnego ycia,
stworzyli prototyp partii totalitarnej. Balilla i Hitlerjugend, Dopolavoro i

Seite 46

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

Kraft durch Freude, mundury organizacyjne i militarne formacje partyjne, to
ledwie nieco wiêcej ni naœladownictwo dawniejszych instytucji
socjalistycznych.<$FPolityczne <192>kluby ksi¹ ek<170> w Anglii dostarczaj¹
wcale istotnej mo liwoœci porównania.> Jak d³ugo ruch socjalistyczny w jakimœ
kraju jest œciœle zwi¹zany z interesami okreœlonej grupy, zazwyczaj robotników o

wysokich kwalifikacjach, problem stworzenia jednego, powszechnego pogl¹du na
temat po ¹danego statusu ró nych cz³onków spo³eczestwa przedstawia siê
stosunkowo prosto. Ca³y ruch natychmiast anga uje siê w sprawê po³o enia jednej
okreœlonej grupy, maj¹c na celu podniesienie jej statusu w stosunku do innych
grup. Charakter problemu zmienia siê jednak e, gdy w miarê postêpu w kierunku
socjalizmu, coraz bardziej oczywisty dla ka dego staje siê fakt, e zarówno jego
dochody, jak i ogólne po³o enie, okreœla pastwowy aparat przymusu, i e bêdzie on
w stanie utrzymaæ czy poprawiæ sw¹ pozycjê tylko jako cz³onek zorganizowanej
grupy, zdolnej, w jego interesie, wywieraæ wp³yw na aparat pastwowy lub go
kontrolowaæ. W rywalizacji pomiêdzy ró nymi grupami nacisku, która rodzi siê na
tym etapie, interesy najubo szych i najliczniejszych grup wcale nie musz¹
zatriumfowaæ. Nie jest te szczególnie korzystny dla starszych partii
socjalistycznych, które otwarcie reprezentowa³y interesy jakiejœ okreœlonej
grupy, fakt i to one pierwsze stanê³y do bitwy i ca³¹ sw¹ ideologiê uformowa³y
tak, by przemiawia³a do pracowników fizycznych w przemyœle. W³aœnie ich sukces,
oraz nacisk jaki k³ad¹ na akceptacjê ca³oœci ideologii musz¹ wywo³aæ potê n¹
opozycjê, nie ze strony kapitalistów, lecz licznych i tak samo pozbawionych
w³asnoœci klas, które uznaj¹, e awans elity robotników przemys³owych zagra a ich
wzglêdnemu statusowi spo³ecznemu. Teoria i taktyka socjalistyczna nawet tam,
gdzie nie zdominowa³y ich dogmaty marksizmu, zosta³y oparte na idei podzia³u
spo³eczestwa na dwie klasy o wspólnych, lecz wzajemnie sprzecznych interesach:

kapitalistów i robotników. Socjalizm liczy³ na szybki zanik starej klasy
œredniej i zupe³nie nie dostrzeg³ niezliczonej armii urzêdników i maszynistek,
pracowników administracji i nauczycieli, kupców i drugorzêdnych przedstawicieli
wolnych zawodów. Przez pewien czas z klas tych czêsto rekrutowa³o siê wielu
przywódców ruchu robotniczego. Lecz w miarê jak coraz wyraŸniej by³o widoczne, e

po³o enie owych klas pogarsza siê w stosunku do pozycji robotników
przemys³owych, idea³y tych ostatnich przestawa³y przemawiaæ do innych. Co prawda
wszyscy oni byli socjalistami w tym sensie, e odnosili siê niechêtnie do systemu

kapitalistycznego i domagali siê celowego podzia³u dóbr zgodnie ze swym
pojmowaniem sprawiedliwoœci, które okaza³o siê ca³kowicie ró ne od realizowanego
w praktyce przez starsze partie socjalistyczne. œrodka u ywanego z powodzeniem
przez dawne partie socjalistyczne dla zapewnienia sobie poparcia jednej grupy
zawodowej, jakim by³o podnoszenie jej wzglêdnej pozycji ekonomicznej, nie da siê

u yæ dla zapewnienia sobie poparcia wszystkich. Musz¹ powstaæ konkrencyjne ruchy
socjalistyczne popierane przez tych, których wzglêdne po³o enie uleg³o
pogorszeniu. Du ¹ dozê prawdy zawiera czêsto spotykane stwierdze, e faszyzm i

narodowy socjalizm s¹ pewnego rodzaju socjalizmem klasy œredniej, tyle tylko, e
we W³oszech i Niemczech zwolennicy tych nowych ruchów nie nale eli ju raczej, z
ekonomicznego punktu widzenia, do klasy œredniej. W du ym stopniu by³a to
rewolta nowej upoœledzonej klasy przeciw arystokracji robotniczej, jak¹ stworzy³
w przemyœle ruch robotniczy. Bez w¹tpienia aden czynnik ekonomiczny nie pomóg³

tym ruchom bardziej, ni zazdroœæ niezamo nych reprezentantów wolnych zawodów, in
ynierów czy pracowników z wy szym wyksta³ceniem, w ogólnoœci <192>proletariatu w
bia³ych ko³nierzykach<170> ywiona w stosunku do kolejarzy, zecerów i innych

cz³onków najsilniejszych zwi¹zków zawodowych, których zarobki wielokrotnie
przekracza³y ich w³asne. Nie mo na te w¹tpiæ, e liczony w pieni¹dzach dochód
przeciêtnego, szeregowego cz³onka ruchu nazistowskiego, w pierwszych latach jego
istnienia, by³ ni szy ni przeciêtnego zwi¹zkowca czy cz³onka starszej partii
socjalistycznej; okolicznoœæ tym bardziej pikantna, e wynika³a z faktu, i

pierwszy z nich czêsto doœwiadczy³ lepszych czasów i niejednokrotnie nadal y³ w
otoczeniu bêd¹cym rezultatem owej lepszej przesz³oœci. Rozpowszechnione we
W³oszech, w okresie powstawania faszyzmu, okreœlenie <192>walka klasowa <<133>>

rebours<170> wskazywa³o na bardzo wa ny aspekt tego ruchu. Walkê pomiêdzy
faszystami czy narodowymi socjalistami a starszymi partiami socjalistycznymi
istotnie nale y uwa aæ za tego rodzaju konflikt, który musi wybuchn¹æ pomiêdzy

rywalizuj¹cymi frakcjami socjalistycznymi. Nie by³o miêdzy nimi ró nicy, gdy
idzie o pogl¹d, e w³aœciwe miejsce ka dego w spo³eczestwie ma byæ wyznaczone na
mocy decyzji w³adz pastwowych. Jednak w przesz³oœci istnia³y i zawsze bêd¹
istnieæ najpowa niejsze ró nice dotycz¹ce kwestii, jakie miejsca s¹ odpowiednie
dla ró nych klas i grup. Starym przywódcom socjalistycznym, którzy zawsze uwa
ali swe partie za naturaln¹ czo³ówkê przysz³ego powszechnego ruchu na rzecz
socjalizmu, trudno by³o zrozumieæ, e wraz z ka dym posuniêciem, rozszerzaj¹cym
zasiêg metod socjalistycznych, niechêæ wielkich klas ubogich bêdzie siê zwraca³a

Seite 47

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

przeciw nim. Lecz, o ile dawne partie socjalistyczne czy organizacje robotnicze
w poszczególnych ga³êziach przemys³u nie napotyka³y wiêkszych trudnoœci w
dojœciu do porozumienia i wspó³dzia³ania z pracodawcami, wielkie klasy spo³eczne
pozostawiono samym sobie. One w³aœnie, i to nie bez pewnej racji, uwa a³y lepiej
sytuowane grupy w ruchu robotniczym za nale ¹ce do klasy wyzyskiwaczy a nie

wyzyskiwanych.<$FJu dwanaœcie lat temu jeden z czo³owych europejskich
socjalistycznych intelektualistów, Hendrick de Man (który od owego czasu
nieprzerwanie rozwija³ siê i poszed³ na ugodê z nazistami) stwierdzi³, e <192>po
raz pierwszy od pocz¹tków socjalizmu, antykapitalistyczne resentymenty zwracaj¹
siê przeciw ruchowi socjalistycznemu<170> [Sozialismus und National-Faschismus,
Potsdam, 1931, s. 6].> Resentyment ni szej klasy œredniej, z której wywodzi³o
siê tak wielu zwolenników faszyzmu i narodowego socjalizmu potêgowa³ jeszcze
fakt, e ich wykszta³cenie i umiejêtnoœci sk³ania³y ich w wielu przypadkach do d¹
enia do stanowisk kierowniczych oraz to, e uwa ali siê za uprawnionych do
uczestnictwa w klasie kierowniczej. Podczas, gdy m³odsze pokolenie z pogard¹ dla
bogacenia siê wszczepion¹ przez socjalistyczne nauki odtr¹ca³o stanowiska daj¹ce
niezale noœæ, lecz wymagaj¹ce pewnego ryzyka, i coraz gromadniej obsadza³o
stanowiska pracy daj¹ce regularn¹ pensjê, która zapewnia³a bezpieczestwo, oni
¹dali pozycji zapewniaj¹cej dochód i w³adzê, do której wedle nich uprawnia³o ich
wykszta³cenie. Choæ wierzyli w spo³eczestwo zorganizowane, spodziewali siê
otrzymaæ w nim zupe³nie inne miejsce, ni chcia³o im zaoferowaæ spo³eczestwo
rz¹dzone przez robotników. Byli gotowi przej¹æ metody dawniejszego socjalizmu,
lecz zamierzali u yæ ich w s³u bie na rzecz innej klasy. Ruch ten by³ w stanie
przyci¹gn¹æ wszystkich tych, którzy choæ zgadzali siê, i kontrola pastwowa nad
ca³¹ dzia³alnoœci¹ gospodarcz¹ jest potrzebna, nie zgadzali siê jednak z celami,
dla których arystokracja robotnicza u ywa³a swej si³y politycznej. Nowy ruch

socjalistyczny rozpocz¹³ siê od pewnej przewagi taktycznej. Socjalizm robotniczy
wyrós³ w œwiecie liberalnym i demokratycznym, przystosowuj¹c do niego sw¹
taktykê i przejmuj¹c wiele ide³ów liberalizmu. Jego protagoniœci ci¹gle
wierzyli, e stworzenie socjalizmu rozwi¹ e wszelkie problemy. Z drugiej strony
faszyzm i narodowy socjalizm wyros³y z doœwiadczenia spo³eczestwa w coraz

wiêkszym stopniu poddanego regulacji, uœwiadamiaj¹cego sobie fakt, i
demokratyczny i miêdzynarodowy socjalizm d¹ ¹ do nie daj¹cych siê pogodziæ
idea³ów. Ich taktyka rozwinê³a siê w œwiecie ju zdominowanym przez politykê

socjalistyczn¹ i problemy jakie ona stwarza. Nie mia³y one z³udze co do mo
liwoœci demokratycznego rozwi¹zania problemów, które wymagaj¹ wiêkszej zgody
pomiêdzy ludŸmi ni mo na rozs¹dnie oczekiwaæ. Nie mia³y one z³udze co do mo
liwoœci racjonalnego rozstrzygania wszelkich kwestii dotycz¹cych wzglêdnej wa
noœci potrzeb ró nych ludzi i grup, które nieuchronnie stwarza planowanie, ani

co do mo liwoœci uzyskania rozstrzygniêæ przy pomocy formu³y równoœci. Faszyzm i
narodowy socjalizm mia³y œwiadomoœæ, e najsilniejsza grupa, która skupi
najwiêcej zwolenników nowego, hierarchicznego ³adu spo³ecznego i niedwuznacznie

obieca przywileje tym klasom, do których siê odwo³a, ma du ¹ szansê poparcia ze
strony wszystkich tych, którzy doznali rozczarowania, jako e obiecano im
równoœæ, a okaza³o siê, e jedynie dzia³ali na rzecz interesów jednej z klas.
Odnios³y one sukces, przede wszystkim dlatego, e przedstawili teoriê czy te
œwiatopogl¹d, który wydawa³ siê uzasadniaæ przywileje, jakie przyrzekli swym

zwolennikom. IX. Bezpieczestwo i wolnoœæ @MOTTO = <192>Ca³e spo³eczestwo bêdzie
jednym biurem i jedn¹ fabryk¹ z równ¹ norm¹ pracy i p³acy<170>. @MOTTO =
W³odzimierz Lenin, 1917 @MOTTO = <192>W kraju, gdzie jedynym pracodawc¹ jest

pastwo, opozycja oznacza powoln¹ œmieræ g³odow¹. Star¹ zasadê: kto nie pracuje
ten nie je, zast¹piono now¹: kto nie jest pos³uszny, ten nie je<170>. @MOTTO =
Lew Trocki, 1937 Podobnie jak pozorna <192>wolnoϾ gospodarcza<170>,
bezpieczestwo ekonomiczne, daleko s³uszniej przedstawiane jest czêsto jako
nieodzowny warunek rzeczywistej wolnoœci. Jest to w pewnym sensie zarazem

prawdziwe i wa ne. Trudno o niezale noœæ myœli czy si³ê charakteru u ludzi,
którzy nie s¹ pewni, czy poradz¹ sobie o w³asnych si³ach. Jednak e samo pojêcie
bezpieczestwa ekonomicznego jest równie mgliste i wieloznaczne, jak wiêkszoœæ

pojêæ z tej dziedziny, a wynikaj¹ca st¹d powszechna aprobata dla postulatu
bezpieczestwa mo e staæ siê niebezpieczna dla wolnoœci. Istotnie bowiem, jeœli
bezpieczestwo pojmuje siê w sposób nazbyt zabsolutyzowany, wówczas powszechne

wysi³ki na jego rzecz, dalekie od zwiêkszania szans wolnoœci, staj¹ siê dla niej
najwiêkszym zagro eniem. Dobrze bêdzie zacz¹æ od przedstawienia ró nicy pomiêdzy
dwoma rodzajami bezpieczestwa: ograniczonym, które mo e byæ osi¹gniête przez
wszystkich i nie ma charakteru przywileju, ale jest uprawnionym przedmiotem
pragnie a pe³nym bezpieczestwem, które w wolnym spo³eczestwie nie mo e byæ
uzyskane przez wszystkich i nie powinno byæ przywilejem, poza tak nielicznymi
przypadkami jak np. sêdziowie, których ca³kowita niezale noœæ posiada zasadnicze
znaczenie. Z tych dwóch rodzajów bezpieczestwa pierwsze chroni przed skrajnym

Seite 48

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

niedostatkiem materialnym i zapewnia wszystkim minimalne œrodki utrzymania.
Drugie natomiast zapewnia okreœlony standard yciowy b¹dŸ pozycjê, które jakaœ
osoba lub grupa zajmuje wzglêdem pozosta³ych. Mo na wyraziæ to proœciej, mówi¹c
i jest to z jednej strony, bezpieczestwo zwi¹zane z zagwarantowaniem minimalnego
wynagrodzenia, z drugiej, bezpieczestwo zwi¹zane z gwarancj¹ uzyskania dochodu

uznanego za odpowiedni dla danej osoby. Zobaczymy, i powy sze rozró nienie
pokrywa siê z grubsza z rozró nieniem na bezpieczestwo, które mo na zapewniæ
wszystkim poza systemem rynkowym i jako jego uzupe³nienie oraz na bezpieczestwo
dostêpne tylko dla niektórych i to wy³¹cznie dziêki kontroli lub likwidacji
rynku. Nie ma adnego powodu, by w spo³eczestwie o takim ogólnym poziomie zamo
noœci jak nasze, nie mo na by³o zagwarantowaæ pierwszego rodzaju bezpieczestwa
bez nara ania na szwank ogólnej wolnoœci. Dok³adne okreœlenie standardu ycia,
który nale y zapewniæ w ten sposób, nie jest rzecz¹ ³atw¹. Pojawia siê w
szczególnoœci wa na kwestia, czy ci, którzy yj¹ na koszt spo³eczestwa winni bez
adnych ogranicze korzystaæ z wszystkich swobód, bêd¹cych udzia³em pozosta³ych
jego cz³onków.<$FPowstaj¹ równie powa ne problemy w stosunkach miêdzynarodowych,
gdy sam fakt posiadania obywatelstwa jakiegoœ kraju poci¹ga za sob¹ prawo do wy
szego ni gdzieindziej standardu yciowego i nie nale y ich zbyt pochopnie
pomijaæ.> Nieostro ne potraktowanie tych kwestii mog³oby ³atwo zrodziæ powa ne,
jeœli nie wrêcz niebezpieczne, problemy polityczne. Nie ulega jednak
w¹tpliwoœci, e pewne minimum w zakresie po ywienia, mieszkania i ubrania,
wystarczaj¹ce dla zachowania zdrowia i zdolnoœci do pracy, mo na zapewniæ ka
demu. W rzeczywistoœci znaczna czêœæ ludnoœci Anglii dawno ju osi¹gnê³a ten
rodzaj bezpieczestwa. Nie istnieje tak e aden powód, dla którego pastwo nie
mia³oby pomagaæ jednostkom w radzeniu sobie z pospolitymi przypadkami losowymi
przed którymi, z przyczyny niemo noœci ich przewidywania, tylko nieliczni mog¹

siê odpowiednio zabezpieczyæ. Tam, gdzie, jak w przypadku choroby czy
nieszczêœliwego wypadku, ani chêæ ich unikniêcia, ani wysi³ki zmierzaj¹ce do
przezwyciê enia ich skutków nie s¹ z regu³y os³abiane przez pewnoœæ otrzymania
pomocy, mówi¹c krótko, tam gdzie stykamy siê z ryzykiem, przed którym mo na siê
zabezpieczyæ, tam wspieranie przez pastwo organizacji szerokiego systemu

ubezpiecze spo³ecznych zyskuje mocne podstawy. Ci, którzy pragn¹ zachowaæ system
konkurencji i ci, którzy pragn¹ go zast¹piæ czymœ innym, nie zgodziliby siê
jednak e miêdzy sob¹, co do wielu szczegó³ów takich programów. Mo liwe jest te

wprowadzenie pod nazw¹ ubezpiecze spo³ecznych, œrodków prowadz¹cych do
ograniczenia, w mniejszym lub wiêkszym stopniu, efektywnoœci konkurencji.
Zasadniczo nie ma jednak nieuchronnej sprzecznoœci miêdzy pastwem zapewniaj¹cym
w ten sposób wiêksze bezpieczestwo a wolnoœci¹ jednostki. Do tej samej kategorii
nale y tak e zwiêkszenie bezpieczestwa poprzez udzielanie pomocy pastwowej

ofiarom takich <192>dopustów bo ych<170>, jak trzêsienia ziemi i powodzie.
Dzia³ania takie nale y niew¹tpliwie podj¹æ w przypadkach, gdy dzia³anie o
charakterze publicznym mo e z³agodziæ skutki nieszczêœæ, przed którymi jednostka

nie jest w stanie siê uchroniæ, ani przygotowaæ na ich konsekwencje. Zostaje
jeszcze najwa niejszy problem zwalczania ogólnych waha dzia³alnoœci gospodarczej
i powracaj¹cych fal wielkiego bezrobocia, które im towarzysz¹. Jest to
oczywiœcie jeden z najpowa niejszych i najdotkliwszych problemów naszych czasów.
Ale chocia jego rozwi¹zanie bêdzie wymaga³o wiêcej planowania we w³aœciwym tego

s³owa znaczeniu, nie znaczy to, a przynajmniej nie musi oznaczaæ, i ma to byæ ów
szczególny rodzaj planowania, które, zdaniem jego rzeczników, ma zast¹piæ rynek.
Wielu ekonomistów ma nadziejê, e ostateczne remedium mo na znaleŸæ w dziedzinie

polityki monetarnej, co nie poci¹ga³oby za sob¹ niczego sprzecznego z
dziewiêtnastowiecznym liberalizmem. Co prawda inni s¹ zdania, e rzeczywistego
sukcesu mo na oczekiwaæ jedynie poprzez podjêcie we w³aœciwym czasie robót
publicznych na du ¹ skalê. Mog³oby to doprowadziæ do znacznie powa niejszego
ograniczenia sfery dzia³ania konkurencji. Eksperymentuj¹c w tym kierunku nale y

pilnie obserwowaæ nasze kroki, jeœli mamy unikn¹æ coraz wiêkszego uzale nienia
ca³ej dzia³alnoœci gospodarczej od celów i rozmiarów wydatków rz¹dowych. Moim
zdaniem nie jest to jednak ani jedyny, ani najbardziej obiecuj¹cy sposób

przeciwstawienia siê najwiêkszym zagro eniom dla bezpieczestwa ekonomicznego. W
ka dym razie, same wysi³ki niezbêdne dla obrony przed wahaniami w gospodarce nie
prowadz¹ do tego rodzaju planowania, które stanowi takie wielkie zagro enie dla

naszej wolnoœci. Planowanie w celu zapewnienia bezpieczestwa, które wywiera do
tego stopnia zdradliwy wp³yw na wolnoœæ jest planowaniem innego rodzaju. Ma ono
chroniæ jednostki lub grupy przed zmniejszeniem siê ich dochodów, co w
spo³eczestwie opartym na konkurencji zdarza siê, choæ niezas³u enie co dnia oraz
przed powa nymi niewygodami, które nie maj¹ uzasadnienia moralnego, a mimo to
nieod³¹cznie towarzysz¹ systemowi konkurencji. Postulat bezpieczestwa jest zatem
po prostu inn¹ form¹ ¹dania wynagrodzenia sprawiedliwego i adekwatnego do
subiektywnych zas³ug a nie obiektywnych rezultatów ludzkich wysi³ków. Ten rodzaj

Seite 49

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

bezpieczestwa czy sprawiedliwoœci wydaje siê byæ nie do pogodzenia z wolnoœci¹
wyboru zatrudnienia. W systemie, gdzie podzia³ ludzi na rozmaite bran e i zawody
zale y od ich w³asnego wyboru, jest rzecz¹ konieczn¹, by wynagrodzenie za ich
pracê odpowiada³o jej u ytecznoœci dla pozosta³ych cz³onków spo³eczestwa, nawet
gdyby k³óci³o siê to z subiektywnie ocenionymi zas³ugami. Chocia osi¹gniête w

ten sposób rezultaty s¹ czêsto proporcjonalne do wysi³ków i zamiarów, to jednak
nie zawsze i nie w ka dej formie spo³eczestwa stanowi to regu³ê. Nie bêdzie to w
szczególnoœci prawdziwe w tych przypadkach, gdzie u ytecznoœæ jakiegoœ zawodu
czy specjalnej umiejêtnoœci ulegnie zmianie na skutek nie daj¹cych siê
przewidzieæ okolicznoœci. Wszyscy znamy tragiczne po³o enie wysoko
wykwalifikowanego cz³owieka, którego umiejêtnoœci nabyte z wielkim trudem, trac¹
nagle wartoœæ na skutek jakiegoœ wynalazku, bêd¹cego dobrodziejstwem dla reszty
spo³eczestwa. Historia ostatniego stulecia pe³na jest przypadków tego rodzaju;
niektóre z nich dotknê³y setki tysiêcy ludzi jednoczeœnie. To, e ktoœ nie z
w³asnej winy, pomimo ciê kiej pracy i wyj¹tkowych zdolnoœci, mo e utraciæ
znaczn¹ czêœæ dochodów oraz doœwiadczyæ gorzkiego zawodu swych nadziei,
niew¹tpliwie razi nasze poczucie sprawiedliwoœci. -¹dania ludzi, którzy
ucierpieli w ten sposób, by pastwo interweniowa³o na rzecz spe³nienia ich
uzasadnionych oczekiwa spotykaj¹ siê na pewno z powszechn¹ sympati¹ i poparciem.
Ogólna aprobata dla tych ¹da spowodowa³a, e gdziekolwiek rz¹dy podjê³y dzia³ania
w tym kierunku, uczyni³y to nie tylko po to, by po prostu zabezpieczyæ
poszkodowanych przed nêdz¹ i cierpieniami, lecz, aby zapewniæ im sta³e
uzyskiwanie poprzednich dochodów i uchroniæ przed wahaniami rynku.<$FBardzo
interesuj¹ce pomys³y dotycz¹ce ³agodzenia tych niedostatków w ramach
spo³eczestwa liberalnego wysun¹³ profesor W.H.Hutt w ksi¹ ce Plan for
Reconstruction, 1942, która wynagradza uwa n¹ lekturê.> Jednak e nie mo na

zapewniæ sta³ego dochodu ka demu, jeœli istnieæ ma jakakolwiek swoboda w wyborze
zatrudnienia. Je eli natomiast gwarantuje siê go tylko niektórym, staje siê on
przywilejem na koszt innych, których bezpieczestwo nieuchronnie siê wówczas
zmniejsza. Mo na tak e z ³atwoœci¹ wykazaæ, e zapewniæ sta³y dochód wszystkim mo
na tylko w wypadku ca³kowitego zniesienia wolnoœci wyboru zatrudnienia. Jednak

mimo, i tego rodzaju powszechne gwarancje dla uzasadnionych oczekiwa s¹ czêsto
uwa ane za idea³, do którego powinno siê d¹ yæ, to jednak nikt na serio nie
usi³uje ich w pe³ni realizowaæ. Zamiast tego nieustannie zapewnia siê ów rodzaj

bezpieczestwa raz jednej raz drugiej grupie, co w efekcie powoduje sta³e
zwiêkszanie braku bezpieczestwa dla tych, którzy zostali na lodzie. Nic wiêc
dziwnego, e w konsekwencji wartoϾ przypisywana przywilejowi bezpieczestwa
nieustannie wzrasta, ¹danie go staje siê coraz gwa³towniejsze, a w kocu adna
cena jak¹ trzeba za zap³aciæ, nawet cena wolnoœci, nie wydaje siê ju zbyt

wysoka. Gdyby ci, których przydatnoœæ zosta³a umniejszona przez okolicznoœci,
jakich nie mogli przewidzieæ ani kontrolowaæ, byli chronieni przed niezas³u
onymi stratami, a ci, których przydatnoœæ wzros³a w ten sam sposób, zostaliby

pozbawieni prawa do niezas³u onego zysku, wynagrodzenie straci³oby wkrótce
jakikolwiek zwi¹zek z faktyczn¹ przydatnoœci¹. Zale a³oby ono od pogl¹dów w³adzy
na to, co dana osoba powinna robiæ, co powinna przewidywaæ i czy jej intencje
by³y dobre czy z³e. Decyzje takie mog³yby byæ jedynie w du ym stopniu
arbitralne. Zastosowanie tej zasady musia³oby niechybnie doprowadziæ do tego, e

ludzie wykonuj¹cy tê sam¹ pracê byliby ró nie wynagradzani. Ró nice w
wynagrodzeniu nie stanowi³yby ju wystarczaj¹cej zachêty do dokonywania
spo³ecznie po ¹danych zmian, a zainteresowane jednostki nie by³yby nawet w

stanie os¹dziæ, czy konkretna zmiana warta jest zachodów, które za sob¹ poci¹ga.
Jeœli niezbêdne w ka dym spo³eczestwie zmiany w dystrybucji ludzi pomiêdzy
rozmaite zawody nie by³yby ju d³u ej dokonywane przy pomocy pieniê nych
<192>kar<170> i <192>nagród<170> (niekoniecznie maj¹cych zwi¹zek z subiektywnymi
zas³ugami), to musia³oby siê tego dokonywaæ poprzez bezpoœrednie polecenia.

Kiedy dochód jakiejœ osoby zostanie ju zagwarantowany, nie wolno jej trzymaæ siê
jakiegoœ zajêcia tylko dlatego, e je lubi, ani te wybraæ jakiejœ innej pracy, na
któr¹ mia³aby ochotê. Poniewa osoba taka nie zyskuje i nie traci w zale noœci od

tego czy zmienia lub nie zmienia swego zatrudnienia, wyboru za ni¹ musz¹ dokonaæ
ci, którzy kontroluj¹ podzia³ dostêpnych dochodów. Pojawiaj¹cy siê tu problem
w³aœciwego rodzaju zachêt jest zazwyczaj dyskutowany tak, jakby to by³a przede

wszystkim kwestia ludzkiego zapa³u do maksymalnego wysi³ku. Jednak sprawa ta,
choæ wa na, nie wyczerpuje ca³oœci problemu, ani nawet nie jest dla niego
najbardziej istotna. Nie jest po prostu tak, e jeœli chcemy sk³oniæ ludzi, by
podjêli maksymalny wysi³ek, musimy uczyniæ go dla nich op³acalnym. Znacznie wa
niejsze jest, o ile chcemy im pozostawiæ wybór, by przystêpuj¹c do oceny tego,
co powinni robiæ, dysponowali oni ³atwo zrozumia³ymi miernikami spo³ecznej wa
noœci ró nych zajêæ. Nawet przy najlepszej woli niemo liwe jest dokonanie
rozumnego wyboru miêdzy ró nymi zajêciami, jeœli korzyœci jakich one

Seite 50

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

przysparzaj¹ nie maj¹ odniesienia do ich spo³ecznej u ytecznoœci. Aby wiedzieæ,
czy w zwi¹zku z zaistnia³¹ zmian¹ jakiœ cz³owiek powinien porzuciæ pracê i
œrodowisko, do którego przywyk³ i zmieniæ je na inne, jest rzecz¹ konieczn¹, aby
wzglêdna wartoœæ jak¹ nowe jego zajêcie przedstawia dla spo³eczestwa, znalaz³a
swój wyraz w wynagrodzeniu. Problem ten staje siê jeszcze powa niejszy, jeœli

wzi¹æ pod uwagê, e w znanym nam œwiecie ludzie niezbyt chêtnie bêd¹ dawaæ z
siebie wszystko, jeœli nie bêdzie to le a³o w ich bezpoœrednim interesie.
Przynajmniej dla wiêkszoœci niezbêdna jest pewna zewnêtrzna presja, by dali oni
z siebie jak najwiêcej. W tym sensie problem zachêt jest jak najbardziej realny,
zarówno w dziedzinie zwyk³ej pracy, jak i w sferze zarz¹dzania. Zastosowanie
techniki in ynieryjnej wobec ca³ego spo³eczestwa, a na tym polega planowanie,
<192>stwarza bardzo trudny do rozwi¹zania problem dyscypliny<170>, jak to jasno
widz¹c problem s³usznie zuwa y³ pewien amerykaski in ynier, maj¹cy spore
doœwiadczenie w dziedzinie planowania na szczeblu rz¹dowym. <192>Aby podj¹æ
pracê in yniersk¹ wyjaœnia on trzeba otoczyæ zaplanowan¹ pracê odpowiednio du ym
obszarem niezaplanowanej dzia³alnoœci ekonomicznej. Trzeba dysponowaæ miejscem,
z którego mo na rekrutowaæ robotników, a gdy jakiœ robotnik zostaje zwolniony
musi on znikn¹æ i z pracy i z listy p³ac. Przy braku takiego dostêpnego
rezerwuaru si³y najemnej nie da siê utrzymaæ dyscypliny bez zastosowania kar
cielesnych w³aœciwych pracy niewolniczej<170>.<$FD. C. Coyle, The Twilight of
National Planning, "Harpers' Magazine", October 1935, s. 558.> Problem kar za
niedba³oœæ pojawia siê tak e w dziedzinie zarz¹dzania w nieco innej, choæ nie
mniej powa nej formie. Trafnie wyra a to powiedzenie, e podczas, gdy ostatni¹
instancj¹ gospodarki konkurencyjnej jest komornik, to ostateczn¹ sankcj¹
gospodarki planowej jest kat.<$FW. Roepke, Die Gesellschaftskrisis der
Gegenwart, Zürich 1942, s. 172. Wyd. polskie II: W. Roephe, Kryzys spo³eczny

czasów obecnych, t³um. X. Y., Oficyna Libera³ów, Warszawa 1986, s. 101.> W³adza,
jak¹ bêdzie musia³ posiadaæ dyrektor jakiejkolwiek fabryki wci¹ pozostanie
znaczna. Ale pozycja i dochód mened era nie inaczej ni w przypadku robotnika nie
zale ¹ w systemie planowym po prostu od sukcesu czy pora ki w zakresie
kierowanej przeze pracy. Jeœli zatem nie ponosi on ryzyka, ani nie osi¹ga zysku,

to decyduj¹ce znaczenie ma nie jego osobisty s¹d, ale zgodnoœæ tego, co robi z
pewn¹ ustalon¹ regu³¹. Pomy³ka, której <192>powinien<170> by³ unikn¹æ nie jest
jego prywatn¹ spraw¹, ale zbrodni¹ wobec spo³eczestwa i tak musi byæ traktowana.

I chocia , trzymaj¹c siê bezpiecznej drogi obiektywnie ustalonych obowi¹zków mo
e on byæ bardziej pewny swego dochodu ni przedsiêbiorca kapitalistyczny, to
jednak niebezpieczestwo, które grozi mu w razie rzeczywistego niepowodzenia jest
gorsze od bankructwa. Mo e on cieszyæ siê bezpieczestwem ekonomicznym do czasu,
gdy bêdzie zadowala³ swych zwierzchników, ale cen¹ tego jest niepewnoœæ co do

jego wolnoœci i ycia. Konflikt, jakim musimy siê zaj¹æ ma zupe³nie fundamentalny
charakter dla dwóch przeciwstawnych typów organizacji spo³ecznej, które, z uwagi
na najbardziej chrakterystyczne formy ich przejawiania siê, opisywane s¹ czêsto

jako typ spo³eczestwa handlowego i militarnego. Okreœlenia te s¹ raczej
niefortunne, gdy kieruj¹ nasz¹ uwagê ku rzeczom nieistotnym, utrudniaj¹c dostrze
enie, e mamy tu do czynienia z faktyczn¹ alternatyw¹, i e trzeciej mo liwoœci
nie ma. Albo wybór i ryzyko s¹ udzia³em jednostki, albo jest ona zwolniona z
obu. Pod wieloma wzglêdami armia rzeczywiœcie stanowi dla nas najbli szy

przyk³ad tego drugiego typu organizacji, w którym w³adze dysponuj¹ zarówno prac¹
jak i pracownikiem, i gdzie, jeœli œrodki s¹ skromne, wszyscy s¹ na jednakowo
sk¹pym wikcie. Jest to jedyny system w jakim jednostce przyznaje siê pe³ne

bezpieczestwo ekonomiczne, co, przez rozszerzenie tego systemu, mo na uzyskaæ
dla wszystkich cz³onków spo³eczestwa. Bezpieczestwo musi jednka e ³¹czyæ siê z
ograniczeniem wolnoœci i hierarchi¹ w³aœciw¹ yciu wojskowemu jest to
bezpieczestwo panuj¹ce w koszarach. Mo na oczywiœcie organizowaæ na tej zasadzie
od³amy sk¹din¹d wolnego spo³eczestwa i nie ma adnych powodów, aby mo liwoœæ

takiej formy ycia, wraz z koniecznymi organiczeniami wolnoœci indywidualnej nie
mia³a byæ otwarta dla jej zwolenników. W rzeczy samej jakieœ ochotnicze hufce
pracy zorganizowane na zasadach wojskowych mog³yby staæ siê dobr¹ form¹

zapewnienia przez pastwo zatrudnienia i minimalnych dochodów dla ka dego. Fakt,
e propozycje tego rodzaju okaza³y siê trudne do przyjêcia wynika st¹d, i ci,
którzy chc¹ poœwiêciæ sw¹ wolnoœæ w zamian za bepieczestwo, zawsze domagaj¹ siê,

aby odebraæ j¹ tak e tym, którzy ku temu sk³onnnoœci nie przejawiaj¹. Trudno
znaleŸæ usprawiedliwienie dla ¹dania tego typu. Znamy nam wojskowy typ
organizacji daje jednak tylko bardzo niedok³adne wyobra enie o tym, co by siê
sta³o, gdyby rozszerzyæ go na ca³e spo³eczestwo. Dopóki tylko pewna czêœæ
spo³eczestwa jest zorganizowana na zasadach wojskowych, brak wolnoœci ³agodzi
jej cz³onkom fakt istnienia wolnej sfery, do której mog¹ siê oni przenieœæ,
jeœli rygory stan¹ siê zbyt dokuczliwe. Jeœli pragniemy stworzyæ sobie obraz
takiego spo³eczestwa, które zgodnie z idea³em, jaki uwiód³ tak wielu

Seite 51

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

socjalistów, ma byæ jedn¹ wielk¹ fabryk¹, spójrzmy na staro ytn¹ Spartê lub na
wspó³czesne Niemcy, które d¹ ¹c do tego celu ju od dwóch czy trzech pokole,
niemal go osi¹gnê³y. W spo³eczestwie nawyk³ym do wolnoœci jest ma³o
prawdopodobne, by wielu ludzi by³o gotowych do œwiadomego uzyskania
bezpieczestwa za tê cenê. Niemniej panuj¹ca powszechnie polityka nadawania

przywileju bezpieczestwa raz tej raz innej grupie rych³o stwarza warunki, w
których d¹ enie do bezpieczestwa mo e staæ siê silniejsze od umi³owania
wolnoœci. Dzieje siê tak dlatego, e zagwarantownie pe³nego bezpieczestwa jednej
grupie musi z koniecznoœci umniejszyæ bezpieczestwo pozosta³ych. Jeœli zapewnimy
komuœ sta³¹ czêœæ placka, którego wielkoœæ ulega zmianom, tym samym porcja
pozostawiona dla innych musi zmieniaæ siê bardziej ni ca³y placek. Tak oto ów
istotny element bezpieczestwa, jaki ma do zaoferowania system
wolnokonkurencyjny, to znaczy szeroka gama mo liwoœci, zwê a siê coraz bardziej.
W systemie rynkowym bezpieczestwo poszczególnych grup mo e zostaæ zagwarantowane
tylko poprzez planowanie zwane restrykcjonizmem (które jednak faktycznie
obejmuje prawie ca³e stosowane dziœ planowanie). <192>Kontrola<170> czyli
ograniczenie produkcji, tak aby ceny zapewni³y <192>odpowiedni<170> zysk jest
jedynym sposobem, w jaki mo na zagwarantowaæ pewny dochód producentowi
dzia³aj¹cemu na wolnym rynku. Musi to jednak poci¹gn¹æ za sob¹ ograniczenie mo
liwoœci stoj¹cych przed innymi. Jeœli producent, obojêtne przesiêbiorca czy
robotnik, uzyska zabezbieczenie przed przelicytowaniem go przez kogoœ innego,
oznacza to, e ów ktoœ bêd¹cy w gorszej sytuacji jest z góry odsuniêty od udzia³u
we wzglêdnie wiêkszej koniunkturze w kontrolowanych ga³êziach przemys³u.
Wszelkie ograniczenie swobody dostêpu do rynku zmniejsza bezpieczestwo
wszystkich niedopuszczonych. Wraz ze wzrostem liczby tych, których dochód zosta³
zagwarantowany w taki sposób, ograniczona zostaje pula alternatywnych mo liwoœci

otwartych przed dotkniêtymi utrat¹ dochodu, a co za tym idzie maleje ich szansa
na unikniêcie drastycznego spadku dochodu na skutek jakiejœ zmiany. Jeœli, jak
to siê dzieje coraz czêœciej, pozwoli siê ludziom zatrudnionym w ka dej bran y,
w której warunki ulegaj¹ polepszeniu, na niedopuszczenie do niej innych w celu
zapewnienia sobie pe³ni korzyœci w postaci wy szych p³ac czy zysków, wówczas

zatrudnieni w bran ach, w których nast¹pi³ spadek popytu, nie maj¹ dok¹d odejœæ
i ka da zmiana staje siê przyczyn¹ znacznego bezrobocia. Nie ulega w¹tpliwoœci,
e bezrobocie, a tym samym brak bezpieczestwa, wœród wielkich od³amów ludnoœci

wzrós³ tak bardzo w ostatnich dziesiêcioleciach na skutek tego w³aœnie sposobu
zabiegania o bezpieczestwo. W Anglii i Ameryce ograniczenie takie, szczególnie w
odniesieniu do œrednich warstw spo³eczestwa, przybra³y istotne rozmiary dopiero
stosunkowo niedawno i trudno jeszcze w pe³ni poj¹æ ich konsekwencje. Ca³kowit¹
beznadziejnoœæ po³o enia tych, którzy w spo³eczestwie tak dalece pozbawionym

elastycznoœci zostali poza sfer¹ chronionych zawodów oraz ogrom przepaœci
oddzielaj¹cej ich od szczêœliwych posiadaczy pracy, którzy uniezale nieni od
konkurencji nie musz¹ siê wcale wysilaæ, by nie ust¹piæ swego miejsca komuœ

pozbawionemu pracy, mo e poj¹æ tylko ten, kto tego sam doœwiadczy³. Nie chodzi
tu wcale o to, aby ci szczêœliwcy mieli rezygnowaæ ze swoich posad, a jedynie o
to, by tak e uczestniczyli w ogólnym kryzysie uzyskuj¹c mniejsze dochody, czy
choæby jedynie czêœciowo poœwiêcaj¹c swe szanse na poprawê po³o enia. Taka
sytuacja wyklucza zapewnienie <192>standardu yciowego<170>, <192>s³usznej

ceny<170>, czy <192>dochodu godnego profesji<170>. do czego czuj¹ siê oni
uprawnieni i co gwarantuje im pomoc udzielana przez pastwo. Skutkiem tego nie
ceny, p³ace i dochody indywidualne, ale zatrudnienie i produkcja sta³y siê teraz

przedmiotem gwa³townych fluktuacji. Nigdy nie by³o dot¹d gorszego, ani
okrutniejszego wyzysku jednej klasy przez drug¹, ni wyzysk s³abszych i maj¹cych
mniej szczêœcia producentów przez owych uprzywilejowanych. A sta³o siê to mo
liwe w wyniku <192>ograniczenia<170> konkurencji. Niewiele hase³ uczyni³o tyle
z³a, co idea³ <192>stabilizacji<170> poszczególnych cen (lub p³ac). Chroni¹c

dochody tylko niektórych, sprawia, e po³o enie pozosta³ych jest coraz mniej
pewne. Im bardziej zatem próbujemy zapewniæ pe³ne bezpieczestwo ingeruj¹c w
mechanizm rynkowy, tym wiêkszy powstaje brak bezpieczestwa, a co gorsza, tym

wiêkszy kontrast miêdzy bezpieczestwem tych, którzy maj¹ je zapewnione jako
przywilej a wci¹ wzrastaj¹cym brakiem bezpieczestwa nieuprzywilejowanych. Im
wiêkszym przywilejem bêdzie bezpieczestwo i wiêkszym zarazem zagro enie dla nie

mog¹cych go osi¹gn¹æ, tym bardziej ros³o bêdzie ono w cenie. W miarê bowiem
zwiekszania siê liczby uprzywilejowanych i ró nicy miêdzy bezpieczestwem jednych
i niepewnoœci¹ drugich, pojawia siê stopniowo ca³kowicie nowy system wartoœci.
Ju nie niezale noœæ, ale bezpieczestwo s¹ miar¹ rangi i statusu spo³ecznego.
Prawo do pensji w wiêkszym stopniu, ni wiara we w³asne si³y predysponuje m³odego
cz³owieka do ma³ estwa. Natomiast brak bezpieczestwa decyduje o tym, e ci,
którym w m³odoœci nie by³o dane wst¹piæ do raju gwarantowanych pensji, staj¹ siê
na ca³e ycie pariasami. Powszechne d¹ enie do osi¹gniêcia bezpieczestwa przy u

Seite 52

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

yciu œrodków restrykcyjnych, tolerowane i popierane przez pastwo, spowodowa³o z
czasem postêpuj¹ce przekszta³cenie spo³eczestwa. W tej transformacji, jak i w
wielu innych dziedzinach, przodowa³y Niemcy, za którymi pod¹ y³y inne kraje.
Przemiana owa zosta³a przyspieszona przez inny jeszcze efekt funkcjonowania
socjalistycznej doktryny, jakim by³o rozmyœlne dyskredytowanie wszelkiej

dzia³alnoœci zwi¹zanej z ryzykiem gospodarczym i moralne piêtnowanie zysków,
które czyni¹ ryzyko op³acalnym, lecz mo liwych do osi¹gniêcia tylko przez
nielicznych. Nie mo emy winiæ naszej m³odzie y za to, e woli bezpieczn¹ posadê i
sta³¹ pensjê od ryzykownych przedsiêwziêæ, skoro od najm³odszych lat s³yszy, e
to pierwsze jest szlachetniejszym, mniej egoistycznym i bardziej
wspania³omyœlnym zajêciem. Obecna m³oda generacja wychowa³a siê w œwiecie, w
którym szko³a i prasa przedstawia³y ducha przedsiêbiorczoœci handlowej jako coœ
przynosz¹cego ujmê, a osi¹ganie zysków jako niemoralne, i gdzie zatrudnienie stu
ludzi uwa a siê za wyzysk, a komenderowanie t¹ sam¹ liczb¹ jednostek traktuje
siê jako zaszczyt. Starsi byæ mo e uznaj¹ moje s³owa za wyolbrzymienie obecnego
stanu rzeczy, ale codzienne doœwiadczenia nauczyciela uniwersyteckiego nie
pozostawiaj¹ adnych z³udze co do tego, e w rezultacie antykapitalistycznej
propagandy przemiana w sferze wartoœci znacznie wyprzedzi³a zmiany
instytucjonalne, które ju zasz³y. Powstaje wiêc pytanie, czy zmieniaj¹c nasze
instytucje pod dyktando nowych ¹da nie niszczymy nieœwiadomie wartoœci, które
sami wci¹ wy ej cenimy. Zmiana w strukturze spo³eczestwa jak¹ poci¹ga za sob¹
zwyciêstwo idea³u bezpieczestwa nad idea³em niezale noœci, nie da siê lepiej
zilustrowaæ, ni przez porównanie tego, co jeszcze dziesiêæ, dwadzieœcia lat temu
mo na by³o uznaæ za angielski i niemiecki typ spo³eczestwa. Jakkolwiek wp³yw
armii w Niemczech by³ bardzo znacz¹cy, jest grub¹ pomy³k¹ przypisywanie
dzia³aniu tego czynnika ukszta³towanie siê <192>militarnego<170> jak s¹dz¹

Anglicy charakteru spo³eczestwa niemieckiego. Ró nica siêga³a bowiem znacznie
g³êbiej, ni daje siê wyjaœniæ na tej podstawie, a osobliwe cechy spo³eczestwa
niemieckiego istnia³y w nie mniejszym stopniu w krêgach spo³ecznych nie
podlegaj¹cych wp³ywom wojskowym, ni tam, gdzie wp³yw ten by³ silny. Szczególny
charakter spo³eczestwo niemieckie zyska³o nie dlatego, e niemal zawsze wiêksza

ni w innych krajach czêœæ ludnoœci by³a zorganizowana dla celów wojennych, ale e
ten sam typ organizacji by³ tam u yty tak e do wielu innych przedsiêwziêæ.
Osobliwy charakter niemieckiej struktury spo³ecznej wynika³ st¹d, e w tym kraju,

znaczniejsza ni gdziekolwiek indziej czêœæ ycia cywilnego by³a rozmyœlnie
organizowana odgórnie, tak e wiêkszoœæ Niemców nie uwa a³a siê za ludzi niezale
nych, ale za mianowanych funkcjonariuszy. Jak przyznawali z dum¹ sami Niemcy ich
ojczyzna od dawna jest Beamtenstaat (pastwem urzêdniczym), gdzie nie tylko w
administracji pastwowej, ale prawie we wszystkich sferach ycia dochód i pozycja

by³y przyznawane i gwarantowane przez jak¹œ w³adzê. Choæ jest w¹tpliwe, czy
ducha wolnoœci da siê gdziekolwiek zniszczyæ przemoc¹, to nie jest takie pewne
czy ktokolwiek zdo³a³by siê oprzeæ powolnemu procesowi jego t³umienia, jaki

dokonywa³ siê w Niemczech. Tam, gdzie zaszczyty i pozycje niemal wy³¹cznie
osi¹ga siê zostaj¹c p³atnym s³ug¹ pastwa, gdzie wype³nianie wyznaczonego
obowi¹zku jest bardziej chawalebne, ni samodzielny wybór w³asnej dziedziny w
której mo na wykazaæ sw¹ u ytecznoœæ, gdzie wszelkie starania, które nie
zapewniaj¹ uznanego miejsca w oficjalnej hierarchii lub nie daj¹ podstaw do

sta³ego dochodu, s¹ uznawane za poœlednie i nawet nieco habi¹ce, tam nie ma
powodu by oczekiwaæ, e znajdzie siê wielu sk³onnych d³u ej przedk³adaæ wolnoœæ
nad bezpieczestwo. Gdzie alternatyw¹ bezpieczestwa zwi¹zanego z uzale nion¹

pozycj¹ jest pozycja wielce niepewna z przypisan¹ jej jednakow¹ pogard¹ za
sukces i pora kê, tam tylko nieliczni opr¹ siê pokusie osi¹gniêcia bezpieczestwa
za cenê wolnoœci. Gdy sprawy zajd¹ ju tak daleko, wolnoœæ staje siê niemal
kpin¹, jeœli mo na j¹ uzyskaæ jedynie za cenê wyrzeczenia siê prawie wszystkich
dóbr tego œwiata. W tym stanie rzeczy nie jest niczym szczególnie zaskakuj¹cym,

e coraz wiêcej ludzi dochodzi do przeœwiadczenia, e bez bezpieczestwa
ekonomicznego wolnoœæ <192>nie jest warta posiadania<170> i pragnie poœwiêciæ j¹
dla bezpieczestwa. Gdy okazuje siê, e w Wielkiej Brytanii profesor Harold Laski

u ywa w³aœnie tego samego argumentu, który byæ mo e bardziej ni inne sk³oni³
Niemców do poœwiêcenia swojej wolnoœci, musi to budziæ niepokój.<$FH. J. Laski,
Liberty and the Modern State, Pelican ed. 1937, s. 51: <192>Ci co znaj¹

zwyczajne ycie ludzi biednych, drêcz¹ce ich poczucie nadci¹gaj¹cej katastrofy,
gor¹czkowe poszukiwanie wci¹ wymykaj¹cej siê u³udy, pojm¹ dobrze, e bez
ekonomicznego bezpieczestwa wolnoϾ nie jest warta posiadania<170>.>
Niew¹tpliwie, w³aœciwe zabezpieczenie przed dotkliwymi brakami i zredukowanie
daj¹cych siê unikn¹æ przyczyn bezskutecznych wysi³ków i zwi¹zanych z nimi
rozczarowa, musi staæ siê jednym z g³ównych celów polityki. Jeœli jednak
starania te maj¹ byæ uwieczone sukcesem i nie doprowadziæ do zniszczenia
wolnoœci jednostek, bezpieczestwo musi mieæ podstawy pozarynkowe i nie wp³ywaæ

Seite 53

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

hamuj¹co na dzia³anie systemu konkurencji. Pewien stopie bezpieczestwa jest
istotny dla zachowania wolnoœci, poniewa wiêkszoœæ ludzi sk³onnych jest ponosiæ
ryzyko, jakie wolnoœæ nieuchronnie niesie z sob¹, dopóki nie jest ono zbyt du e.
Prawdy tej nigdy nie powinniœmy traciæ z oczu. Jednak e nie ma nic gorszego od
panuj¹cej obecnie wœród elity intelektualnej mody na wychwalanie bezpieczestwa

kosztem wolnoœci. Jest rzecz¹ bardzo wa n¹, abyœmy znów nauczyli siê patrzeæ
prosto w oczy prawdzie, e wolnoœæ mo na mieæ tylko za pewn¹ cenê, i e jako
jednostki musimy byæ gotowi do powa nych wyrzecze materialnych, aby zachowaæ
nasz¹ wolnoœæ. Jeœli chcemy j¹ utrzymaæ musimy odzyskaæ przekonanie, na którym
opiera siê panowanie wolnoœci w krajach anglosaskich, wyra one przez Beniamina
Franklina w sentencji stosuj¹cej siê zarówno do jednostek jak i do narodów, e
<192>ci, którzy oddaj¹ podstawow¹ wolnoœæ za cenê tymczasowego bezpieczestwa nie
zas³uguj¹ ani na wolnoœæ, ani na bezpieczestwo<170>. X. Dlaczego najgorsi pn¹
siê w górê @MOTTO = Wszelka w³adza prowadzi do zepsucia, a w³adza absolutna
psuje absolutnie. @MOTTO = Lord Acton Powinniœmy teraz poddaæ analizie pewien
pogl¹d, bêd¹cy Ÿród³em pocieszenia wielu spoœród przekonaych, i nadejœcie
totalitaryzmu jest nieuchronne, i zarazem powa nie os³abiaj¹cy opór wielu
innych, którzy przeciwstawiliby mu siê z ca³¹ moc¹, gdyby w pe³ni zrozumieli
jego naturê. Wedle tego przekonania najbardziej odra aj¹ce cechy re imów
totaliatarnych s¹ dzie³em przypadku historycznego, który sprawi³, e zosta³y one
ustanowione przez grupy szubrawców i bandytów. Twierdzi siê, e jeœli stworzenie
w Niemczech re imu totalitarnego przynios³o w³adzê Streicherom, Killingrerom,
Leyom, Heinom, Himmlerom i Heydrichom, to mo e to stanowiæ dowód nikczemnoœci
niemieckiego charakteru, ale nie tego, e wyniesienie takich ludzi jest konieczn¹
konsekwencj¹ systemu totalitarnego. Dlaczego w systemie tego samego rodzaju,
jeœli oka e siê on niezbêdny dla osi¹gniêcia wa nych celów, nie mogliby

sprawowaæ w³adzy przyzwoici ludzie, dla dobra ca³ej spo³ecznoœci? Nie wolno nam
siê oszukiwaæ, bêd¹c przekonanym, e wszyscy dobrzy ludzie musz¹ byæ demokratami,
albo, e koniecznie bêd¹ chcieli mieæ udzia³ w rz¹dach. Wielu zapewne bez
w¹tpienia powierzy³oby je komuœ, kogo uwa aliby za bardziej kompetentenego. Nie
ma nic z³ego czy nikczemnego w uznaniu dyktatury dobrych, mimo i mog³oby to byæ

nierozs¹dne. Dowodzi siê, jak mogliœmy zobaczyæ, e totalitaryzm jest potê nym
systemem zarówno na rzecz dobra jak i z³a, a cel w jakim bêdzie on u yty zale y
ca³kowicie od dyktatorów. Ci, którzy s¹dz¹, e to nie systemu nale y siê obawiaæ,

ale tego, e przewodziæ w nim bêd¹ ludzie Ÿli, mog¹ ulec pokusie uprzedzenia tego
niebezpieczestwa przez ustanowienie tego systemu zawczasu przez ludzi dobrych.
Bez w¹tpienia amerykaski czy angielski system <192>faszystowski<170> móg³by siê
wielce ró niæ od modelu w³oskiego czy niemieckiego. Bez w¹tpienia, jeœli
przejœcie dokona³oby siê bez u ycia przemocy, moglibyœmy oczekiwaæ, e wytrzymamy

lepszy rodzaj przywódcy. Na pewno te , gdybym mia³ yæ w systemie faszystowskim,
wola³bym raczej yæ w systemie zbudowanym przez Anglików, lub Amerykanów ni przez
kogokolwiek innego. Wszystko to nie znaczy jednak, e s¹dz¹c wed³ug naszych

obecnych standardów, nasz system faszystowski nie móg³by okazaæ siê w kocu
niezbyt ró ny czy niemniej nie do zniesienia od swoich prototypów. Istniej¹ powa
ne powody by wierzyæ, e to, co jawi siê nam jako najgorsze cechy istniej¹cych
systemów totalitarnych, nie jest produktem ubocznym, ale zjawiskiem, które
wczeœniej lub póŸniej totalitaryzm z pewnoœci¹ wytworzy. Tak jak demokratyczny

polityk, który zaczyna planowaæ ycie ekonomiczne, staje wkrótce wobec
alternatywy przyjêcia w³adzy dyktatorskiej lub porzucenia swego planu, tak i
totalitarny dyktator bêdzie musia³ wkrótce wybieraæ pomiêdzy odrzuceniem zwyk³ej

moralnoœci a swym upadkiem. Z tego w³aœnie powodu w spo³eczestwie d¹ ¹cym do
totalitaryzmu niepohamowani i pozbawieni skrupu³ów maj¹ wiêksz¹ szansê sukcesu.
Kto tego nie dostrzega, nie uœwiadomi³ sobie jeszcze jak g³êboka jest przepaœæ
dziel¹ca totalitaryzm od ustroju liberalnego, jak ca³kowita odmiennoœæ panuje
pomiêdzy ca³¹ atmosfer¹ moraln¹ kolektywizmu a z istoty indywidualistyczn¹

cywilizacj¹ Zachodu. <192>Moralna podstawa kolektywizmu<170> by³a oczywiœcie
szeroko dyskutowana w przesz³oœci; tutaj interesuje nas nie jego moralna
podstawa lecz jego moralne rezultaty. Zazwyczaj dyskusje dotycz¹ce etycznych

aspektów kolektywizmu nawi¹zuj¹ do pytania, czy stawia on wymóg istniej¹cych
przekona moralnych, albo jakie przekonania moralne by³yby potrzebne, by
kolektywizm móg³ przynieœæ spodziewane rezultaty. Jednak e nasze pytanie brzmi,

jakie pogl¹dy moralne wytworzy kolektywistyczna organizacja spo³eczestwa, czy te
jakie pogl¹dy bêd¹ ni¹ prawdopodobnie rz¹dziæ? W wyniku oddzia³ywa wzajemnych
miêdzy moralnoœci¹ a instytucjami etyka wytworzona przez kolektywizm mo e byæ
ca³kowicie ró na od zasad moralnych, które zrodzi³y potrzebê kolektywizmu.
Aczkolwiek mo emy przyznaæ, e poniewa pragnienie systemu kolektywistycznego
wyp³ywa ze szczytnych pobudek moralnych, to system taki musi staæ siê pod³o em
rozwoju najwy szych wartoœci, jednak e, w rzeczywistoœci nie istniej¹ powody,
dla których jakiœ system powinien koniecznie wzmacniaæ te postawy, które s³u ¹

Seite 54

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

celowi dla jakiego zosta³ on zaprojektowany. Dominuj¹ce pogl¹dy moralne zale eæ
bêd¹ czêœciowo od tych cech, jednostek, jakie doprowadzaj¹ je do sukcesu w
systemie kolektywistycznym lub totalitarnym, czêœciowo zaœ od wymogów
totalitarnej machiny. Musimy na chwilê cofn¹æ siê do momentu poprzedzaj¹cego
zniesienie instytucji demokratycznych i utworzenia re imu totalitarnego. W tej

fazie dominuj¹cym elementem sytuacji jest ¹danie szybkiej i zdecydowanej akcji
rz¹du, niezadowolenie z powolnego i niewygodnego trybu procedury demokratycznej
, która czyni celem dzia³anie dla dzia³ania. Wtedy w³aœnie najwiêksz¹
popularnoœci¹ cieszy siê cz³owiek lub partia, która wydaje siê byæ wystarczaj¹co
silna i zdecydowana by <192>ruszyæ sprawê z miejsca<170>. <192>Silna<170> nie
oznacza tu jedynie przewagi iloœciowej ludzie s¹ niezadowoleni w³aœnie z
nieefektywnoœci wiêkszoœci parlamentarnej. Bêd¹ oni poszukiwaæ kogoœ, maj¹cego
na tyle silne poparcie, by wzbudziæ zaufanie, e zdo³a przeprowadziæ to, co
zechce. Tu w³aœnie pojawia siê nowy zorganizowany na sposób miltarny, typ
partii. W krajach Europy œrodkowej partie socjalistyczne zaznajomi³y masy z
organizacjami politycznymi o charakterze paramilitarnym, rozmyœlnie
absorbuj¹cymi mo liwie najwiêksz¹ czêœæ prywatnego ycia cz³onków.
Wszechogarniaj¹c¹ w³adzê chciano daæ jednej grupie tylko dlatego, by nieco
rozszerzyæ dzia³anie tej samej zasady i szukaæ si³y nie poprzez zapewnienie
sobie du ej liczby g³osów w sporadycznych wyborach, ale w ca³kowitym i
bezwarunkowym oparciu siê na mniejszym, ale œciœlej zorganizowanym ciele
zbiorowym. Szansa narzucenia re ymu totalitarnego ogó³owi polega na zgromadzeniu
najpierw wokó³ siebie przez lidera grupy ludzi gotowych dobrowolnie
podporz¹dkowaæ siê tej totalitarnej dyscyplinie, któr¹ maj¹ oni narzuciæ reszcie
przemoc¹. Partie socjalistyczne, chocia posiada³y doœæ si³y, by zdobyæ przemoc¹
wszystko czego pragnê³y, nie kwapi³y siê by to uczyniæ. Bezwiednie postawi³y

sobie zadanie, które zrealizowaæ mogli tylko ludzie bezlitoœni i gotowi odrzuciæ
bariery uznawanej moralnoœci. To, e socjalizm mo e byæ wprowadzony w ycie tylko
za pomoc¹ œrodków, których wiêkszoœæ socjalistów nie pochwala, stanowi
oczywiœcie naukê, któr¹ z przesz³oœci wynios³o wielu reformatorów spo³ecznych.
Demokratyczne idea³y powstrzymywa³y stare partie socjalistyczne, które nie

posiada³y bezwzglêdnoœci koniecznej do realizacji zada jakie sobie postawi³y.
Charakterystyczne, e tak w Niemczech jak i we W³oszech sukces faszyzmu
poprzedzi³a odmowa partii socjalistycznych podjêcia obowi¹zków rz¹du. Szczerze

nie chcieli oni stosowaæ metod, ku którym wskazali drogê. Ci¹gle ywili nadziejê,
e stanie siê cud i wiêkszoœæ zgodzi siê na szczegó³owy plan organizacji ca³ego
spo³eczestwa. Pozostali ju uprzednio zrozumieli, e w spo³eczestwie planowym
problem nie polega ju d³u ej na tym, co do jakiej kwestii zgadza siê wiêkszoœæ
ludzi, ale jaka jest najwiêksza pojedyncza grupa, której i cz³onkowie s¹

wystarczaj¹co zgodni miêdzy sob¹, by umo liwiæ jednolite pokierowanie wszystkimi
sprawami, Pojêli tak e jak mo na, w przypadku gdy nie ma grupy wystarczaj¹co
silna, by zdo³a³a narzuciæ swe pogl¹dy, stworzyæ j¹, i komu siê to powiedzie.

Istniej¹ trzy g³ówne powody, dla których tak liczna i silna grupa o dalece
ujednolicownych pogl¹dach zostanie utworzona prawdopodobnie nie z najlepszych ,
ale z najgorszych elementów ka dego spo³eczestwa. Z punktu widzenia naszych
standardów zasady selekcji takiej grupy bêd¹ prawie ca³kowicie negatywne. Po
pierwsze, jest wielce prawdopodobne, e na ogó³ im wy sze wykszta³cenie i

inteligencja jednostek, tym bardziej ró nicuj¹ siê ich pogl¹dy i gusty, i tym
mniej jest prawdopodobne, e zaakceptuj¹ one jak¹œ jedn¹ szczegó³ow¹ hierarchiê
wartoœci. St¹d wniosek, e jeœli chcemy znaleŸæ wysoki stopie uniformizacji i

podobiestwa pogl¹dów, musimy zejœæ w rejony ni szych standardów moralnych i
intelektualnych, gdzie przewa aj¹ bardziej prymitywne i <192>gminne<170> odruchy
i gusty. Nie oznacza to, e wiêkszoœæ ludzi ma ni sze wzorce moralne, znaczy to
jedynie, e ow¹ najliczniejsz¹ grupê ludzi o bardzo podobnych wartoœciach
stanowi¹ ludzie o niskich standardach. By³ to, i jest najmniejszy wspólny

mianownik, który ³¹czy najwiêksz¹ liczbê ludzi. Jeœli potrzebna jest liczna
grupa, wystarczaj¹co silna, by narzuciæ reszcie swoje pogl¹dy co do wartoœci
yciowych, nigdy nie bêd¹ to ci o wysoce zró nicowanych i wyrafinowanych gustach,

lecz ci, którzy tworz¹ <192>masê<170>, w ujemnym tego s³owa znaczeniu, najmniej
oryginalni i niezale ni, zdolni przed³o yæ wagê swej liczebnoœci ponad swe
indywidualne idea³y. Jeœli jednak potencjalny dyktator mia³by polegaæ ca³kowicie

na tych, których nieskomplikowane i prymitywne instynkty wielce upodobni³y siê
do siebie, ich liczba mog³aby nie posiadaæ wagi wystarczaj¹cej do jego zamierze.
Bêdzie on musia³ j¹ powiêkszyæ nawracaj¹c wiêksz¹ liczbê ludzi na tê sam¹ prost¹
wiarê. St¹d wyp³ywa po drugie negatywna zasada selekcji: dyktator bêdzie w
stanie zdobyæ poparcie wszystkich tych pos³usznych i naiwnych, którzy nie maj¹
w³asnych zdecydowanych przekona, ale sk³onni s¹ przyj¹æ gotowy system wartoœci,
jeœli tylko wbija siê im go do g³owy wystarczaj¹co czêsto i dobitnie. To ci
w³aœnie, których mêtne i niedok³adnie uformowane opinie ³atwo ulegaj¹

Seite 55

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

zachwianiu, i którzy chêtnie poddaj¹ siê swym emocjom i namiêtnoœciom,
powiêkszaj¹ szeregi partii totalitarnej. Trzeci i byæ mo e najwa niejszy
negatywny element selekcji pojawia siê w zwi¹zku z celowymi zabiegami zdolnego
demagoga, by zespoliæ zwolenników w jeden spójny i jednolity organizm. To, e
ludziom ³atwiej jest zgodziæ siê na program negatywny, na nienawiœæ wobec wroga,

na zazdroœæ wobec tych, którym jest lepiej, ni na jakiekolwiek zadanie
pozytywne, wydaje siê byæ niemal prawem natury ludzkiej. Opozycja miêdzy
<192>my<170> i <192>oni<170>, wpólna walka przeciwko tym na zewn¹trz grupy,
wydaje siê byæ istotnym sk³adnikiem ka dej doktryny, która mocno zwi¹ e grupê w
celu wspólnego dzia³ania. Jest ona zawsze konsekwentnie wykorzystana przez tych,
którzy poszukuj¹ nie tylko poparcia dla jakiejœ polityki, ale bezwzglêdnego
pos³uszestwa ogromnych mas. Z ich punktu widzenia bardziej korzystne jest
pozostawienie im wiêkszej swobody dzia³ania ni podsuwanie jakiegokolwiek
programu pozytywnego. Wróg, czy bêdzie on wewnêtrzny, jak <192>-yd<170> czy
<192>ku³ak<170>, czy te zewnêtrzny, wydaje siê byæ niezbêdnym rekwizytem w
arsenale totalitarnego przywódcy. To, e w Niemczech wrogiem stali siê -ydzi,
zanim ich miejsce zajêli <192>plutokraci<170>, by³o tak samo wynikiem
antykapitalistycznego resentymentu, na którym zasadza³ siê ca³y ruch, jak wybór,
który pad³ na ku³aków w Rosji. W Niemczech i Austrii -ydów uwa ano za
przedstawicieli kapitalizmu, poniewa tradycyjna niechêæ szerokich warstw
ludnoœci do zawodów handlowych da³a ³atwy do nich dostêp grupom, które by³y
praktycznie wy³¹czone z wykonywania bardziej presti owych zawodów. Jest to stara
historia obcej rasy, któr¹ dopuszczono jedynie do mniej szanowanych zajêæ, a z
powodu ich wykonywania znienawidzono jeszcze bardziej. Fakt, e niemiecki
antysemityzm i antykapitalizm wyrastaj¹ ze wspólnego korzenia jest bardzo wa ny
dla zrozumienia wydarze, które tam mia³y miejsce, jednak zagraniczni

obserwatorzy rzadko to dostrzegaj¹. Uznanie powszechnej tendencji polityki
kolektywistycznej do zmieniania siê w nacjonalistyczn¹, za w ca³oœci wynikaj¹c¹
z koniecznoœci zapewnienia sobie niezachwianego poparcia, oznacza³oby pominiêcie
innego, niemniej wa nego czynnika. Rzeczywiœcie, mo na w¹tpiæ, czy ktokolwiek mo
e sobie realistycznie przedstawiæ program kolektywizmu inaczej, ni w s³u bie

ograniczonej grupy, czy e kolektywizm mo e istnieæ w jakiejkolwiek innej formie,
ni jako pewien rodzaj partykularyzmu, nacjonalizmu, rasizmu czy klasizmu. Wiara
we wspólnotê celów i interesów pomiêdzy wspó³towarzyszami zdaje siê zak³adaæ wy

szy stopie podobiestwa pogl¹dów i myœli ni istnieje pomiêdzy ludŸmi jako
zwyk³ymi istotami ludzkimi. Jeœli nie mo emy znaæ osobiœcie pozosta³ych cz³onków
grupy, to musz¹ oni byæ co najmniej tego samego rodzaju, co ci dooko³a nas,
musz¹ myœleæ i mówiæ w ten sam sposób i o tych samych sprawach, abyœmy mogli
identyfikowaæ siê z nimi. Kolektywizm na skalê œwiatow¹ wydaje siê byæ nie do

pomyœlenia z wyj¹tkiem s³u by dla w¹skiej elity rz¹dz¹cej. Stworzy³oby to
problemy nie tylko techniczne, ale przede wszystkim moralne, wobec których aden
z naszych socjalistów wola³by nie stawaæ. Jeœli angielskiemu proletariuszowi

przyznaje siê prawo do równego udzia³u w zyskach czerpanych obecnie z
angielskich zasobów kapita³owych oraz do kontroli nad ich u yciem, dlatego, e s¹
one wynikiem eksploatacji, to na tej samej zasadzie wszyscy Hindusi powinni mieæ
prawo nie tylko do zysku, ale do proporcjonalnej czêœci kapita³u brytyjskiego.
Ale czy socjaliœci powa nie zamierzaj¹ dokonaæ równego podzia³u istniej¹cych

zasobów kapita³owych pomiêdzy ludnoœæ œwiata? Wszyscy oni uwa aj¹, e kapita³
nale y nie do ludzkoœci, ale do narodu chocia , nawet w obrêbie narodu, niewielu
mia³oby odwagê broniæ tezy, e bogatsze regiony powinny byæ pozbawione czêœci

<192>ich<170> uposa enia kapita³owego w celu dopomo enia regionom biedniejszym.
Socjaliœci nie s¹ gotowi przyznaæ obcokrajowcom tego, co uznaj¹ publicznie jako
obowi¹zek wobec wspó³obywateli istniej¹cych pastw. Z konsekwentnie
kolektywistycznego punktu widzenia ¹dania nowego podzia³u œwiata ze strony
narodów <192>nie posiadaj¹cych<170> s¹ ca³kowicie uzasadnione, chocia gdyby je

konsekwentnie spe³niono, ci którzy domagali siê tego najg³oœniej, mogliby
straciæ równie wiele, co najbogatsze narody. Dlatego te ostro nie nie opieraj¹
oni swych ¹da na adnych zasadach równoœciowych, ale na swej domniemanej wy szej

zdolnoœci do organizowania innych narodów. Jedn¹ z przyrodzonych sprzecznoœci
filozofii kolektywistycznej jest to, e jako oparta na humanistycznej moralnoœci,
rozwiniêtej przez indywidualizm, mo liwa jest do stosowania tylko we wzglêdnie

ma³ej grupie. Jednym z powodów, dla których <192>liberalny socjalizm<170> tak
jak wyobra a go sobie wiêkszoœæ ludzi w œwiecie zachodnim, ma charakter czysto
teoretyczny, podczas gdy praktyka socjalizmu wszêdzie jest totalitarna, to jest,
e socjalizm jest internacjonalistyczny dopóki pozostaje teori¹, gdy zaœ tylko
dochodzi do jego realizacji, czy to w Rosji czy w Niemczech, staje siê on
gwa³townie nacjonalistyczny.<$FPor. obecn¹ pouczaj¹c¹ dyskusjê w: Franz
Borkenau, Socialism, National or International?, 1942.> W kolektywizmie nie ma
miejsca na szeroki humanitaryzm liberalizmu, lecz jedynie na w¹ski partykularyzm

Seite 56

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

totalitarny. Jeœli <192>spo³eczestwo<170> lub pastwo maj¹ bardziej podstawowy
charkter ni jednostka, jeœli posiadaj¹ one swe w³asne cele, niezale ne i wy sze
od celów jednostek, to za cz³onków spo³eczestwa mog¹ byæ uwa ane tylko
jednostki, które pracuj¹ dla tych samych celów. Nieuchronn¹ konsekwencj¹ pogl¹du
jest szacunek dla osoby jedynie jako cz³onka grupy, to znaczy tylko, o ile i jak

dalece, pracuje ona na rzecz celów uznanych za wspólne. Ca³¹ sw¹ godnoœæ czerpie
ona z owego cz³onkostwa, a nie po prostu z faktu bycia cz³owiekiem. Rzeczywiœcie
ju samo pojêcie cz³owieczestwa, a co za tym idzie wszelkiego internacjonalizmu,
jest w ca³oœci produktem indywidualistycznego pogl¹du na cz³owieka i w
kolektywistycznym systemie myœli nie mo e byæ dla nich miejsca.<$FGdy Nietzsche
ka e mówiæ swemu Zaratustrze: <192>tysi¹c by³o ju celów dla tysiêcy ludzi,
którzy istnieli. Ale wci¹ brak jarzma dla tysiêcy szyj, wci¹ brak jednego celu.
Ludzkoœæ nie ma celu adnego. Ale powiedz mi, b³agam, mój bracie: czy cel jakiego
brakuje ludzkoœci nie jest brakiem ludzkoœci samej<170> brzmi to ca³kowicie w
duchu kolektywizmu. > Poza podstawowym faktem, e wspólnota kolektywistyczna mo e
rozci¹gaæ siê jedynie w takiej mierze w jakiej istnieje lub mo e byæ osi¹gana
jednoœæ celów jednostek, tendencjê kolektywizmu do przyjmowania postaci
partykularnej i ekskluzywnej wzmacniaj¹ liczne czynniki dodatkowe. Najwa niejszy
spoœród nich sprowadza siê do tego, e pragnienie jednostki do identyfikacji z
grup¹ jest wynikiem poczucia ni szoœci, i przez to jej potrzeby mog¹ byæ
zaspokojone tylko wtedy, gdy przynale noœæ do grupy da jej jak¹œ wy szoœæ nad
outsiderami. Dalsz¹ pobudk¹ do stopienia siê z osobowoœci z grup¹ staje siê
czasem, jak siê wydaje, sam fakt, e gwa³towne instynkty, o których jednostka
wie, e wewn¹trz grupy musz¹ byæ powstrzymane, mog¹ byæ uwolnione w zbiorowym
dzia³aniu przeciwko outsiderom. Tytu³ pracy R. Niebuhra Moral Man and Immoral
Society (Moralny cz³owiek, niemoralne spo³eczestwo) wyra a g³êbok¹ prawdê,

jakkolwiek nie bardzo mo emy siê zgodziæ z konkluzjami jakie autor wyprowadza z
tej tezy. Rzeczywiœcie, jak mówi on w innym miejscu <192>wœród wspó³czesnych
ludzi wzrasta tendencja do uwa ania siê za moralnych w zwi¹zku z przypisaniem
swych wystêpków coraz wiêkszym grupom<170>.<$FCyt. z artyku³u Z. H. Caria o
doktorze Niebuhrze The Twenty Years' Crisis, 1941, s. 293.> Dzia³anie w imieniu

grupy zdaje siê uwalniaæ ludzi od wielu nakazów moralnych, które kontroluj¹ ich
zachowanie jako jednostek wewn¹trz grupy. Zdecydowanie wroga postawa jak¹
wiêkszoœæ planistów ywi wobec internacjonalizmu, znajduje dodatkowe wyjaœnienie

w fakcie, e w istniej¹cym œwiecie wszystkie zewnêtrzne kontakty grupy s¹
przeszkodami w efektywnym planowaniu tych jej sfer, w których siê tego
podejmuj¹. Nie jest wiêc przypadkiem, jak ku swemu zmartwieniu odkry³ redaktor
jednego z najobszerniejszych zbiorowych studiów nad planowaniem, e
<192>wiêkszoœæ planistów to wojuj¹cy nacjonaliœci<170>.<$FF. Mac Kenzie (ed.):

Planned Society, Yesterday, Today, Tomorrow: A Symposium, 1937, s. XX.>
Nacjonalistyczne i imperialistyczne sk³onnoœci socjalistycznych planistów,
znacznie bardziej powszechne, ni siê ogólnie uwa a, nie zawsze s¹ tak jawne, jak

na przyk³ad w wypadku Webbów i niektórych pozosta³ych wczesnych Fabianów, którzy
w charakterystyczny sposób po³¹czyli entuzjazm dla planowania z g³êbok¹ czci¹
dla du ych i potê nych jednostek politycznych oraz z pogard¹ dla ma³ych pastw.
Historyk Elie Havely mówi¹c o Webbach, których pozna³ czterdzieœci lat
wczeœniej, zauwa a, e <192>ich socjalizm by³ g³êboko antyliberalny. Nie

nienawidzili oni Torysów, w rzeczywistoœci byli dla nich niezwykle wyrozumiali,
ale dla gladstoskiego liberalizmu byli bez litoœci. By³ to okres wojny burskiej
i zarówno postêpowi libera³owie, jak i ludzie, którzy zaczêli tworzyæ Partiê

Pracy wielkodusznie stanêli po stronie Burów przeciwko imperializmowi
brytyjskiemu w imiê wolnoœci i cz³owieczestwa. Ale oboje Webbowie i ich
przyjaciel Bernard Shaw stali z boku. Byli ostentacyjnie imperialistyczni. Dla
liberalnego indywidualisty niepodleg³oœæ ma³ych narodów mo e coœ znaczyæ. Dla
kolektywistów takich jak oni, nie znaczy³a ona nic. Wci¹ s³yszê jak Sidney Webb

wyjaœnia mi, e przysz³oœæ nale y do administracyjnie wielkich narodów, gdzie
urzêdnicy sprawuj¹ w³adzê a policja utrzymuje porz¹dek<170>. W innym zaœ miejscu
Havely cytuje Bernarda Shawa stwierdzaj¹cego mniej wiêcej w tym samym czasie, e

<192>œwiat z koniecznoœci nale y do pastw wielkich i potê nych, ma³e musz¹ wejœæ
w ich granice, albo zostan¹ starte z powierzchni ziemi<170>.<$FE. Havely, L'Ere
des tyrranies, Paris 1938, s. 217 oraz History of the English People, Epilogue,

I, s. 105-106.> Przytoczy³em w ca³ej rozci¹gh³oœci ustêpy, które nie stanowi³yby
zaskoczenia dla kogoœ w rodzaju niemieckich przodków narodowego socjalizmu,
poniewa dostarczaj¹ one jak e charakterystycznego przyk³adu takiej w³aœnie
gloryfikacji w³adzy, która ³atwo prowadzi od socjalizmu do nacjonalizmu, i która
g³êboko oddzia³uje na etyczne pogl¹dy wszystkich kolektywistów. W tej mierze w
jakiej odnosi siê to do praw ma³ych narodów, Marks i Engels nie byli wiele lepsi
ni wiêkszoœæ innych konsekwentnych kolektywistów. Pogl¹dy jakie okazjonalnie
wypowiadali na temat Czechów czy Polaków podobne s¹ do g³oszonych wspó³czeœnie

Seite 57

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

przez narodowych socjalistów.<$FPor. K. Marx, Rewolucja i kontrrewolucja oraz
list Engelsa do Marksa z 23 maja 1851 roku.> Podczas gdy wielkim
indywidualistycznym filozofom spo³ecznym dziewiêtnastego wieku takiemu Lordowi
Actonowi czy Jakubowi Burkharltowi a po wspó³czesnych socjalistów, jak Bernard
Russell, który odziedziczy³ tradycjê liberaln¹, w³adza jawi³a siê zawsze jako

arcyz³o, to dla zadeklarowanych kolektywistów jest ona celem samym w sobie.
Pragnienie zorganiozowania ycia spo³ecznego zgodnie z jednostkowym planem nie
wynika, jak to tak trafnie scharakteryzowa³ Russell, jedynie z pragnienia
w³adzy.<$FBernarda Russell, The Scientific Outlook, 1931, s. 211.> Jest ono
nawet w wiêkszym stopniu wynikiem tego, e aby osi¹gn¹æ swój cel kolektywiœci
musz¹ stworzyæ w³adzê w³adzê sprawowan¹ przez ludzi nad innymi ludŸmi w
nieznanym dot¹d rozmiarze oraz, e sukces ich zale y od tego, w jakim stopniu
w³adzê tak¹ posi¹d¹. Pozostaje to prawd¹ nawet mimo tego, i wielu liberalnych
socjalistów kieruje siê w swych usi³owaniach tragiczn¹ iluzj¹, e poprzez
pozbawienie osób prywatnych w³adzy jak¹ posiadaj¹ w systemie indywidualistycznym
i przekazanie jej spo³eczestwu, bêd¹ mogli w³adzê unicestwiæ. Wszyscy, którzy
myœl¹ w ten sposób przeocz¹ fakt, e w wyniku skoncentrowania w³adzy, tak by
mog³a byæ u yta w s³u bie jednego planu, nastêpuje nie tylko jej przekazanie,
ale tak e nieograniczone powiêkszenie. Nie dostrzegaj¹ oni, e poprzez skupienie
w rêkach jakiegoœ pojedynczego cia³a, w³adzy poprzednio sprawowanej niezale nie
przez wielu, iloœæ w³adzy staje siê nieskoczenie wiêksza, ni by³a dotychczas.
Przy czym siêga ona tak daleko, e prawie zmienia swoj¹ naturê. Ca³kowicie
fa³szywe s¹ wysuwane czasem argumenty, e potê na w³adza centralnego organu
planowania <192>nie by³aby wiêksza ni suma w³adzy sprawowanej przez prywatne
Rady Dyktatorskie<170>.<$FB. E. Lippincott w swym Wprowadzeniu do: O. Lange and
F. M. Taylor, On the Economic Theory of Socialism, Minneapolis, 1938, s. 35.>

Nikt w spo³eczestwie opartym na wolnej konkurencji nie mo e sprawowaæ nawet
cz¹stki tej w³adzy jak¹ sprawowa³aby socjalistyczna komisja planowania. Jeœli
zaœ nikt nie mo e œwiadomie u ywaæ w³adzy, to twierdzenie, e sk³ada siê na ni¹
w³adza wszystkich kapitalistów wziêtych razem jest nadu ywaniem s³ów.<$FNie
wolno nie pozwoliæ sobie na to, by zwodzi³ nas fakt, e s³owo w³adza (power),

oprócz znaczenia, w którym jest u ywane w odniesieniu do istot ludzkich, jest
tak e u ywane w znaczeniu bezosobowym (czy raczej antropomorficznym) na
okreœlenie ka dej przyczyny sprawczej (zdolnoœæ, moc, energia - przyp. t³um.)

Oczywiœcie zawsze istnieje coœ, co wywo³uje ka de zdarzenie, i w tym znaczeniu
iloœæ istniej¹cej energii (power) musi byæ zawsze taka sama. Ale nie odnosi siê
to do w³adzy sprawowanej œwiadomie przez istoty ludzkie.> Mówienie o <192>w³adzy
wspólnie sprawowanej przez prywatne rady dyrektorów<170> jest zwyk³¹ gr¹ s³ów,
dopóki nie po³¹cz¹ siê one w celu uzgodnienia dzia³ania co oznacza³oby

oczywiœcie koniec wolnej konkurencji i stworzenie gospodarki planowej. Podzia³ i
decentralizacja w³adzy s¹ konieczne dla redukcji w³adzy absolutnej, przy czym
system oparty na konkurencji jest jedynym systemem w³adzy absolutnej, przy czym

system oparty na konkureencji jest jedynym systemem zaprojektowanym w celu
minimalizowania, poprzez decentralizacjê, w³adzy sprawowanej przez cz³owieka nad
cz³owiekiem. Widzieliœmy uprzednio jak istotn¹ gwarancjê dla wolnoœci
jednostkowej stanowi oddzielenie celów politycznych od gospodarczych, i z jak¹
konsekwencj¹ atakuj¹ j¹ wszyscy kolektywiœci. Musimy tu teraz dodaæ, e

<192>zast¹pienie w³adzy ekonomicznej przez polityczn¹<170> czego czêsto ¹da siê
obecnie, oznacza zast¹pienie w³adzy, która zawsze jest ograniczona, w³adz¹, od
której nie ma adnej ucieczki. To, co nazywa siê w³adz¹ ekonomiczn¹, choæ mo e

s³u yæ jako narzêdzie przymusu, w rêkach osób prywatnych nigdy nie jest w³adz¹
wy³¹czn¹ czy ca³kowit¹ w³adz¹ nad ca³ym yciem osoby. Jednak e scentralizowana
jako instrument w³adzy politycznej stwarza ona zale noœæ w stopniu niewiele ró
ni¹cym siê od niewolnictwa. Z dwóch g³ównych cech ka dego systemu
kolektywistycznego, potrzeby powszechnie akceptowanego systemu celów grupowych i

bezwzglêdnego pragnienia wyposa enia grup w maksimum w³adzy w celu realizacji
tych celów, wyrasta okreœlony system moralny, koliduj¹cy w niektórych punktach z
naszym, w innych zaœ jaskrawo z nim kontrastuj¹cy. Ró ni siê wszak e od niego w

punkcie, który ka e w¹tpiæ czy mo emy w ogóle nazywaæ go moralnoœci¹, nie daje
on bowiem jednostkowemu sumieniu swobody i stosowania w³asnych zasad i nie zna
nawet adnych ogólnych regu³, które jednostka powinna lub które wolno jej

przestrzegaæ w ka dych okolicznoœciach. Czyni to moralnoœæ kolektywistyczn¹ tak
ró n¹ od tego, co uznajemy za moralnoœæ, e napotykamy na trudnoœci odkrycia w
niej jakiejkolwiek zasady, któr¹ ona tym niemniej posiada. Ró nica zasad jest
bardzo podobna do tej, jak¹ rozwa aliœmy poprzednio w zwi¹zku z zasad¹ rz¹dów
prawa. Zasady etyki indywidualistycznej, tak jak prawa formalnego, chocia w
wielu przypadkach mog¹ byæ nieprecyzyjne, s¹ ogólne i absolutne; nakazuj¹ lub
zabraniaj¹ dzia³a ogólnego typu bez wzglêdu na to, czy w konkretnym przypadku,
ich ostateczny cel jest dobry czy z³y. Uwa a siê, e oszustwo, kradzie , tortury

Seite 58

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

czy zdrada zaufania s¹ z³e bez wzglêdu na to, czy w konkretnym przypadku mog¹
przynieœæ jak¹œ szkodê. Faktu, e s¹ one z³em nie mo e zmieniæ ani to, e nikt nie
ponosi szkody, ani te wy szy cel, dla którego czyn taki mo e byæ pope³niony.
Chocia zmuszeni jesteœmy czasem do wyboru pomiêdzy ró nymi rodzajami z³a
pozostaj¹ one z³em. Zasada: cel uœwiêca œrodki, jest uwa ana w etyce

indywidualistycznej za zaprzeczenie wszelkiej moralnoœci. W etyce
kolektywistycznej staje siê ona z koniecznoœci zasad¹ naczeln¹. Nie istnieje
dos³ownie nic, czego nie wolno uczyniæ konsekwetnemu kolektywiœcie, jeœli s³u y
to <192>dobru ogó³u<170>, poniewa owo <192>dobro ogó³u<170> stanowi dla niego
jedynie kryterium tego, co powinno siê czyniæ. Raison d'etat, w której etyka
kolektywistyczna znajduje swe najwa niejsze sformu³owania nie zna granic innych
ni te, które wyznacza praktycznoœæ podporz¹dkowanie poszczególnego dzia³ania
celowi jaki ma siê na uwadze. To, czym raison d'etat jest ze wzglêdu na stosunki
pomiêdzy ró nymi krajami, w równej mierze odnosi siê do stosunków miêdzy ró nymi
jednostkami w pastwie kolektywistycznym. Nie ma granic dla dzia³a, do dokonania
których musz¹ byæ gotowi jego obywatele ani czynów, których nie pozwala im
pope³niæ sumienie, jeœli s¹ one konieczne dla celu, jaki postawi³a sobie
spo³ecznoœæ, albo jaki rozkazali im osi¹gn¹æ ich zwierzchnicy. Nieobecnoœæ w
etyce kolektywistycznej absolutnych formalnych zasad moralnych nie znaczy
oczywiœcie, e nie ma jakichœ u ytecznych zwyczajów jednostek, którym spo³ecznoœæ
kolektywistyczna sprzyja oraz innych, którym nie sprzyja. Wrêcz przeciwnie:
bêdzie siê ona interesowaæ sposobem ycia jednostki znacznie bardziej ni
spo³ecznoœæ indywidualistyczna. Bycie u ytecznym cz³onkiem kolektywistycznego
spo³eczestwa wymaga bardzo okreœlonych cech, które musz¹ byæ wzmacniane przez
sta³¹ praktykê. Cechy te nazywaliœmy <192>u ytecznymi zwyczajami<170> i nie mo
emy ich opisywaæ jako cnót moralnych z powodu tego, e jednostce nigdy nie wolno

przedk³adaæ tych zasad ponad okreœlone rozkazy czy te dopuœciæ by sta³y siê one
przeszkod¹ w osi¹gniêciu przez spo³ecznoœæ, której jest cz³onkiem, jakiegoœ
konkretnego celu. S³u ¹ one jedynie poniek¹d wype³nianiu luk, jakie mog¹
pozostawiæ bezpoœrednie rozkazy lub szczegó³owe wyznaczenie celów, nigdy jednak
e nie mog¹ uzasadniaæ konfliktu z wol¹ w³adzy. Ró nice pomiêdzy cnotami, które

nadal bêd¹ siê cieszy³y powa aniem w systemie kolektywistycznym, a tymi, które w
nim zanikn¹, dobrze ilustruje porównanie cnót, jakie co przyznaj¹ nawet ich
najwiêksi wrogowie posiadaj¹ Niemcy, czy raczej <192>typowy Prusak<170>, z tymi,

jak siê zwykle s¹dzi, brakuj¹cymi im, a z celowania w których nie bez s³usznoœci
zwykli byæ dumni Anglicy. Jedynie nieliczni mog¹ zaprzeczyæ, e Niemcy jako
ca³oœæ s¹ pracowici i zdyscyplinowani, energiczni i dok³adni a do
bezwzglêdnoœci, sumienni i skupieni na ka dym zadaniu jakie przedsiêbior¹, czy
te , e nie posiadaj¹ oni poczucia porz¹dku, obowi¹zku i œcis³ego pos³uszestwa

wobec w³adzy i e czêsto wykazuj¹ oni gotowoœæ do poœwiêce osobistych oraz wielk¹
odwagê w obliczu fizycznego niebezpieczestwa. Wszystko to czyni z Niemców
skuteczne narzêdzie realizacji zamierzonych celów, zgodnie z tym zostali te

starannie wyszkoleni w starym pastwie pruskim oraz w nowej zdominowanej przez
Prusy Rzeszy. Czêsto uwa a siê, e <192>typowemu Niemcowi<170> brak
indywidualnych cnót tolerancji i powa ania dla innych jednostek i ich opinii,
niezale noœci s¹dów oraz tej prawoœci charakteru i gotowoœci do obrony w³asnych
przekona przed zwierzchnoœci¹, któr¹ sami Niemcy zwykle œwiadomi jej braku

nazywaj¹ Zivilcourage (odwag¹ cywiln¹), e brak im tak e powa ania dla s³abych i
niezdecydowanych oraz tej g³êbokiej wzgardy i niechêci wobec w³adzy, któr¹
stwarza jedynie stara tradycja swobód osobistych. Wydaje siê tak e, e brakuje im

wiêkszoœci tych drobnych, ale jak e wa nych cech, które u³atwiaj¹ stosunki
miêdzyludzkie w wolnym spo³eczestwie: uprzejmoœci i poczucia humoru, skromnoœci
osobistej, poszanowania prywatnoœci, i wiary w dobre intencje s¹siadów. Po tym,
co powiedzieliœmy uprzednio nie bêdzie niespodziank¹, e owe indywidualistyczne
cnoty s¹ jednoczeœnie cnotami wybitnie spo³ecznymi, cnotami, które usprawniaj¹

kontakty spo³eczne, i sprawiaj¹, e odgórna kontrola staje siê mniej konieczna i
zarazem trudniejsza. Cnoty te rozkwitaj¹ wszêdzie tam, gdzie przewa a
indywidualistyczny lub handlowy typ spo³eczestwa i zanikaj¹ odpowiednio wraz z

dominacj¹ spo³eczestwa typu kolektywistycznego lub militarnego; ró nica, która
jest lub by³a zauwa ana pomiêdzy ró nymi regionami Niemiec, tak jak dostrzegalna
sta³a siê obecnie ró nica pomiêdzy pogl¹dami, które panuj¹ w Niemczech a

charakterystycznymi dla Zachodu. W tych czêœciach Niemiec, które najd³u ej
doœwiadcza³y cywilizuj¹cego wp³ywu handlu, w starych handlowych miastach na
po³udniu i zachodzie oraz w miastach hanzeatyckich, ogólne pojêcia moralne
prawdopodobnie, przynajmniej do niedawna, by³y bardziej podobne do pojêæ ludzi
Zachodu ni do tych, które sta³y siê obecnie dominuj¹ce w ca³ych Niemczech.
By³oby jednak e wysoce niesprawiedliwe traktowanie mas zwolenników totalitaryzmu
jako pozbawionych zapa³u moralnego dlatego, e udzielili nieograniczonego
poparcia systemowi, który nam wydaje siê stanowiæ zaprzeczenie wiêkszoœci

Seite 59

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

wartoœci moralnych. Gdy idzie o zdecydowan¹ wiêkszoœæ z nich, rzecz ma siê
prawdopodobnie ca³kowicie na odwrót intensywnoœæ prze yæ moralnych wzbudzanych
przez ruch taki, jak narodowy socjalizm czy komunizm, mo e byæ porównana jedynie
z wielkimi ruchami religijnymi w historii. Gdy raz siê przyjmie, e jednostka
jest tylko œrodkiem s³u ¹cym celom istoty wy szej zwanej spo³eczestwem lub

narodem, to wiêkszoœæ, z naszego punktu widzenia przera aj¹cych, cech re imów
totalitarnych musi siê ujawniæ w sposób nieuchronny. Z kolektywistycznego punktu
widzenia nietolerancja, brutalne t³umienie ró nic w zapatrywaniach i kompletna
pogarda dla ycia i szczêœcia jednostki s¹ istotnymi i nieuniknionymi
konsekwencjami tej podstawowej przes³anki, któr¹ kolektywista mo e przyj¹æ,
g³osz¹c jednoczeœnie, e system jego cechuje wy szoœæ w stosunku do tego, w
którym <192>egoistyczne<170> interesy jednostki mog¹ utrudniaæ pe³n¹ realizacjê
celów, ku którym zmierza spo³ecznoœæ. Filozofowie niemieccy s¹ zupe³nie
szczerzy, gdy raz po raz przedstawiaj¹ d¹ enie do szczêœcia osobistego jako
niemoralne samo w sobie, a jedynie realizacjê narzuconego obowi¹zku jako godn¹
pochwa³y, chocia tym, którzy wyroœli w innej tradycji mo e byæ trudno to
zrozumieæ. Tam, gdzie istnieje jeden wspólny, i dominuj¹cy ponad wszystkim cel
nie ma miejsca dla ogólnych zasad czy moralnoœci. W ograniczonym zakresie
doœwiadczamy tego sami podczas wojny. Ale nawet wojna i najwiêksze
niebezpieczestwo doprowadzi³o w krajach demokratycznych jedynie do bardzo
umiarkowanego zbli enia do totalitaryzmu, bardzo nieznacznie zaniedbuj¹cego
wszystkie pozosta³e wartoœci ze wzglêdu na s³u bê na rzecz jednego celu. Jednak
e tam, gdzie nad ca³ym spo³eczestwem dominuje kilka konkretnych celów,
nieuchronnie okruciestwo mo e staæ siê okazjonalnie obowi¹zkiem, a dzia³ania,
które wzburzaj¹ wszystkie nasze uczucia, takie jak rozstrzeliwanie zak³adników
lub zabijanie starych czy chorych, bêd¹ traktowane jedynie jako kwestia wygody i

korzyœci. W sposób nieunikniony przymusowe przesiedlenia i deportacje setek
tysiêcy ludzi stan¹ siê narzêdziem polityki pochwalanym przez wszystkich z
wyj¹tkiem ofiar, a pomys³y takie jak <192>pobór kobiet w celach rozrodczych<170>
mog¹ byæ powa nie rozwa ane. Kolektywista ma zawsze przed oczyma jakiœ wy szy
cel, któremu dzia³ania te s³u ¹ i który stanowi dla niego ich usprawiedliwienie,

albowiem realizacja wspólnego celu spo³eczestwa nie mo e znaæ ogranicze ze
strony praw lub wartoœci jakiejœ jednostki. Jednak to, e masy obywateli pastwa
totalitarnego czêsto bezinteresownie poœwiêcaj¹ siê idea³owi, który choæ dla nas

odra aj¹cy, pozwala im pochwalaæ, a nawet pope³niaæ takie czyny, nie mo e
stanowiæ argumentu dla tych, którzy kieruj¹ jego realizacj¹. Aby cz³owiek gotów
by³ przyj¹æ pozorne usprawiedliwienia nikczemnych czynów nie wystarczy, by by³ u
ytecznym pomocnikiem w kierowaniu totalitarnym pastwem, musi siê on aktywnie
przygotowaæ do z³amania ka dej zasady moralnej jak¹ kiedykolwiek zna³, jeœli

wydaje siê to konieczne dla osi¹gniêcia postawionego przed nim celu. Dopóki cele
okreœlane s¹ wy³¹cznie przez najwy szego wodza, ci, którzy s¹ jego narzêdziami,
nie mog¹ mieæ swoich w³asnych przekona moralnych. Przede wszystkim musz¹ oni byæ

bezwzglêdnie podporz¹dkowani osobie wodza, nastêpnie zaœ, najwa niejszym jest,
by byli zupe³nie pozbawieni zasad i zdolni dos³ownie do wszystkiego. Nie wolno
im mieæ adnych w³asnych idea³ów, które chcieliby realizowaæ, adnych koncepcji
tego, co dobre i z³e, które mog³yby kolidowaæ z zamiarami wodza. Tak wiêc
pozycje w hierarchii w³adzy s¹ ma³o atrakcyjne dla tych, którzy posiadaj¹

przekonania moralne w rodzaju tych, jakimi w przesz³oœci kierowali siê
Europejczycy. Niewiele te w nich tego, co mog³oby zrekompensowaæ odpychaj¹cy
charakter wielu konkretnych zada, a tak e niewiele sposobnoœci do zaspokojenia

jakichkolwiek bardziej idealistycznych pragnie, do wynagrodzenia za
niezaprzeczalne ryzyko, za poœwiêcenie wiêkszoœci przyjemnoœci ycia prywatnego i
niezale noœci osobistej, które poci¹ga za sob¹ zajmowanie stanowisk zwi¹zanych z
bardzo du ¹ odpowiedzialnoœci¹. Jedynym zaspokojonym pragnieniem jest pragnienie
w³adzy jako takiej, przyjemnoœæ bycia s³uchanym oraz bycia czêœci¹ dobrze

funkcjonuj¹cej i ogromnie potê nej machiny, przed któr¹ wszystko inne musi
ust¹piæ. Jednak e podczas, gdy ma³e s¹ szanse nak³onienia cz³owieka dobrego
wedle naszych starndardów do ubiegania siê o stanowiska przywódcze w machinie

totalitarnej, to dla bezlitosnych i pozbawionych skrupu³ów bêdzie to szczególna
okazja. Trzeba bêdzie wykonaæ prace, co do nikczemnoœci których nikt nie ma
w¹tpliwoœci, jeœli braæ je same w sobie, a które musz¹ jednak byæ wykonane w s³u

bie jakiegoœ wy szego celu z t¹ sam¹ fachowoœci¹ i wydajnoœci¹, co wszystkie
inne. Jeœli wiêc pojawia siê potrzeba dzia³a, które s¹ z³e same w sobie, a
których realizacji niechêtni s¹ wszyscy ci, którzy wci¹ pozostaj¹ pod wp³ywem
tradycyjnej moralnoœci, to gotowoœæ robienia rzeczy nikczemnych stanie siê drog¹
do awansu i w³adzy. W totalitarnym spo³eczestwie liczne s¹ pozycje, z których
zajmowaniem koniecznie zwi¹zane jest dokonywanie okruciestw i zastraszanie,
pope³nianie jawnych oszustw i uprawianie szpiegostwa. Ani gestapo, ani zarz¹d
obozów koncentracyjnych, Ministerstwo Propagandy, SA, SS (czy te ich w³oskie lub

Seite 60

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

rosyjskie odpowiedniki) nie s¹ stosownym miejscem dla wzbudzania w sobie
ludzkich uczuæ. Jednak e przez te w³aœnie miejsca prowadzi droga do najwy szych
pozycji w totalitarnym pastwie. A nadto prawdziwa jest konkluzja jak¹ znany
amerykaski ekonomista koczy podobny, krótki przegl¹d obowi¹zków w³adz w pastwie
kolektywistycznym: <192>musieli oni robiæ te rzeczy bez wzglêdu na to, czy

chcieli czy nie: prawdopodobiestwo, e ludzie u w³adzy bêd¹ jednostkami, które
nie lubi³yby posiadania i sprawowania w³adzy jest równie prawdopodobiestwu, e
osoba o wyj¹tkowo czu³ym sercu otrzyma pracê nadzorcy niewolników na
plantacji<170>.<$FProfesor Frank H. Knight w: "The Journal of Political
Economy", December 1938, s. 869.> Nie mo emy jednak wyczerpaæ tu tego problemu.
Zagadnienie selekcji przywódców wi¹ e siê œciœle z szerokim problemem selekcji z
uwagi na wyznawane pogl¹dy, czy te raczej z uwagi na gotowoœæ jednostki do
podporz¹dkowania siê zespo³owi wci¹ zmieniaj¹cych siê doktryn. To zaœ prowadzi
nas do jednej z najbardziej charakterystycznych cech moralnych totalitaryzmu:
jego zwi¹zku ze wszystkimi cnotami mieszcz¹cymi siê pod ogólnym okreœleniem
prawdziwoœci i oddzia³ywania na nie. Kwestia ta jest jednak tak obszerna, e
wymaga omówienia w osobnym w rozdziale. XI. Koniec prawdy @MOTTO = Jest rzecz¹
znamienn¹, e nacjonalizacja myœlenia nastêpowa³a wszêdzie pari passu wraz z
nacjonalizacj¹ gospodarki. E.H.Carr Najskuteczniejszym sposobem nak³onienia
ludzi, by oddali siê w s³u bê jakiegoœ systemu celów, na które zorientowany jest
plan spo³eczny, jest przekonanie ich, by w cele te uwierzyli. Dla efektywnego
funkcjonowania systemu totalitarnego nie wystarczy zmusiæ wszystkich do pracy
dla tych samych celów, spraw¹ podstawow¹ jest sk³onienie ludzi, by traktowali je
jako swoej w³asne. Aczkolwiek przekonania zostan¹ wybrane za nich i narzucone
im, musz¹ one staæ siê jednak e ich w³asnymi przekonaniami, ogólnie akceptowan¹
wiar¹, determinuj¹c¹ jak najbardziej spontaniczne dzia³ania jednostek, zgodnie z

zamierzeniami planistów. Jeœli œwiadomoœæ ucisku jest w krajach totalitarnych
generalnie mniej wyraŸna ni to sobie wyobra a wiêkszoœæ ludzi yj¹cych w krajach
liberalnych, to dzieje siê tak w³aœnie dlatego, e w³adzy totalitarnej w znacznym
stopniu uda³o siê zmusiæ ludzi do myœlenia w sposób z jej wol¹. Dokonuje siê to
oczywiœcie dziêki rozmaitym formom propagandy. Jej techniki s¹ obecnie tak

znane, e nie musimy o nich wiele mówiæ. Warte podkreœlenia jest to, e ani sama
propaganda, ani u ywane techniki propagandowe nie s¹ specyficzne dla
totalitaryzmu, a tym, co tak ca³kowicie zmienia jej naturê i skutki w pastwie

totalitarnym jest podporz¹dkowanie ca³ej propagandy temu samemu celowi -
wszystkie narzêdzia propagandy w sposób skoordynowany wp³ywaj¹ na jednostki w
tym samym kierunku, aby doprowadziæ do charakterystycznej Gleichschaltung
[ujednolicenia] wszystkich umys³ów. W rezultacie efekt dzia³ania propagandy w
krajach totalitarnych, w porównaniu z propagand¹ uprawian¹ w rozmaitych celach

przez niezale ne i konkuruj¹ce ze sob¹ agencje, ró ni siê nie tylko pod wzglêdem
stopnia nasilenia, ale równie gdy idzie o rodzaj. Gdy wszystkie Ÿród³a bie ¹cej
informacji znajduj¹ siê pod skuteczn¹ jednolit¹ kontrol¹, problem samego

przekonania ludzi do tego czy tamtego znika. Zrêczny propagandysta jest wtedy
w³adny ukszta³towaæ ich umys³y, dowolnie je ukierunkowuj¹c, i nawet
najinteligentniejsi i najbardziej niezale ni ludzie nie s¹ w stanie ca³kowicie
unikn¹æ tego wp³ywu, jeœli s¹ przez d³ugi czas odciêci od wszelkich innych
Ÿróde³ informacji. W krajach totalitarnych pozycja propagandy wyposa a j¹ w

wyj¹tkow¹ w³adzê nad umys³ami ludzi. Specyficzne skutki moralne nie s¹ jednak
wywo³ane technik¹ propagandow¹, ale przedmiotem i zasiêgiem totalitarnej
propagandy. Gdyby propaganda ta ogranicza³a siê tylko do indoktrynacji

wpajaj¹cej ludziom ca³y system wartoœci, na jaki ukierunkowana jest aktywnoœæ
spo³eczna, by³aby tylko szczególn¹ manifestacj¹ tych charakterystycznych cech
moralnoœci kolektywistycznej, o których ju mówiliœmy. Gdyby jej celem by³o
jedynie nauczenie ludzi ostatecznego i pe³nego kodeksu moralnego, problem
polega³by jedynie na tym, czy kodeks ten jest dobry czy z³y. Jak widzieliœmy,

kodeks moralny spo³eczestwa totalitarnego nie wydaje siê zbytnio do nas
przemawiaæ. Nawet wysi³ki na rzecz zapewnienia równoœci przy pomocy sterowanej
gospodarki w efekcie przynieœæ mog¹ - jak siê okaza³o - tylko urzêdowo narzucan¹

nierównoœæ: autorytarne okreœlenie statusu ka dej jednostki w nowym
hierarchicznym porz¹dku. Zauwa yliœmy tak e, e zniknê³aby równie wiêkszoœæ
humanitarnych elementów naszej moralnoœci: poszanowanie ludzkiego ycia, szacunek

dla ludzi s³abych i jednostek w ogóle. Jakkolwiek odra aj¹ce mog³oby to byæ dla
wiêkszoœci ludzi, i choæ powoduje zmianê w standardach moralnych, to
niekoniecznie ma ca³kowicie niemoralny charakter. Niektóre cechy takiego systemu
mog¹ przemawiaæ nawet do najsurowszych moralistów o zabarwieniu konserwatywnym i
wydawaæ im siê lepsze od ³agodniejszych standardów spo³eczestwa liberalnego.
Moralne konsekwencje propagandy totalitarnej, którymi musimy siê teraz zaj¹æ,
maj¹ jednak znacznie powa niejsz¹ naturê. Niszcz¹ one wszelk¹ moralnoœæ, poniewa
podkopuj¹ jeden z jej fundamentów: poczucie prawdy i szacunek dla niej. Ze

Seite 61

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

wzglêdu na charakter swych celów, propaganda totalitarna nie mo e siê ograniczaæ
do wartoœci, do zagadnie opinii i przekona moralnych, co do których jednostka
zawsze bêdzie siê dostosowywaæ, lepiej lub gorzej, do pogl¹dów panuj¹cych w
spo³ecznoœci, w jakiej yje. Propaganda musi rozszerzaæ siê na kwestie dotycz¹ce
faktów, w które ludzka inteligencja jest zaanga owana w inny sposób. Dzieje siê

tak dlatego, e po pierwsze, aby sk³oniæ ludzi do zaakceptowania oficjalnych
wartoœci, trzeba je umotywowaæ, albo ukazaæ jako zwi¹zane z wartoœciami ju przez
ludzi uznanymi, co zwykle poci¹ga za sob¹ twierdzenia o powi¹zaniach
przyczynowych miêdzy celami i œrodkami. Po drugie, jest tak dlatego, e rozró
nienie pomiêdzy celami i œrodkami, miêdzy podjêtymi zamierzeniami i œrodkami
przedsiêwziêtymi w celu ich realizacji, nigdy nie jest w rzeczywistoœci tak
ostre i jednoznaczne, jak by to mog³o wynikaæ z jakiejkolwiek ogólnej dyskusji
nad tymi problemami. Ma to równie miejsce dlatego, e ludzie musz¹ siê zgodziæ
nie tylko na ostateczne cele, ale równie zaakceptowaæ pogl¹dy w kwestii faktów i
mo liwoœci zastosowania konkretnych œrodków. Widzieliœmy, e w wolnym
spo³eczestwie nie ma zgody co do takiego pe³nego kodeksu etycznego,
wszechogarniaj¹cego systemu wartoœci, jaki implicite zawiera w sobie plan
gospodarczy. Zgodê tak¹ trzeba by³oby dopiero zbudowaæ. Nie nale y przypuszczaæ,
e planista realizuj¹c swe zadanie bêdzie uœwiadamia³ sobie potrzebê takiego
wszechogarniaj¹cego kodeksu, a jeœli nawet by tak by³o, e bêdzie w stanie go
stworzyæ z góry. W trakcie dzia³ania odkrywa on konflikty miêdzy ró nymi
potrzebami i musi podejmowaæ decyzje, jeœli zachodzi koniecznoœæ. System
wartoœci kieruj¹cy jego decyzjami nie istnieje in abstracto, zanim decyzje te
zostan¹ podjête; musi byæ tworzony w toku konkretnych decyzji. Widzieliœmy tak
e, jak ta niemo noœæ oddzielenia ogólnego problemu wartoœci od poszczególnych
decyzji uniemo liwia zgromadzeniu demokratycznemu, niezdolnemu do podjêcia

decyzji na temat technicznych szczegó³ów planu, okreœlenie równie przewodnich
wartoœci tego planu. Kiedy zaœ organ planowania bêdzie zmuszony nieustannie
decydowaæ - uwzglêdniaj¹c ich cechy wewnêtrzne (on merits) - w kwestiach, co do
których nie istniej¹ okreœlone regu³y moralne, bêdzie musia³ usprawiedliwiaæ swe
decyzje przed ludŸmi, a w ka dym razie sk³aniaæ ich by uwierzyli, e s¹ to

decyzje s³uszne. Chocia odpowiedzialni za decyzje mogliby kierowaæ siê jedynie
przes¹dami, to jakaœ przewodnia zasada musia³yby byæ przedstawiona publicznie,
jeœli spo³ecznoœæ nie mia³aby tylko biernie podporz¹dkowywaæ siê, ale aktywnie

wspieraæ przedsiêwziête œrodki. Potrzeba racjonalizacji swych sympatii i
antypatii, które z braku czegokolwiek innego, musz¹ kierowaæ planist¹ przy
podejmowaniu przez niego wielu decyzji oraz koniecznoϾ nadania jego argumentom
kszta³tu w jakim przemówi¹ one do mo liwie najwiêkszej liczby osób, zmusz¹ go do
konstruowania teorii, to znaczy twierdze dotycz¹cych powi¹za miêdzy faktami,

teorii, które potem staj¹ siê integraln¹ czêœci¹ panuj¹cej doktryny. Proces
stwarzania <192>mitu<170> usprawiedliwiaj¹cego dzia³ania planisty nie musi byæ
œwiadomy. Przywódca totalitarny mo e kierowaæ siê tylko instynktown¹ niechêci¹

wobec zastanego stanu rzeczy i potrzeb¹ tworzenia nowego porz¹dku
hierarchicznego, lepiej odpowiadaj¹cego jego pojmowaniu zas³ug. Mo e on wiedzieæ
tylko, e nie lubi -ydów, którzy wydawali siê odnosiæ takie sukcesy w ramach
porz¹dku, który jemu nie zapewnia satysfakcjonuj¹cego miejsca oraz, e kocha i
podziwia wysokiego mê czyznê o jasnych w³osach, <192>arystokratyczn¹<170> postaæ

z powieœci czasów jego m³odoœci. Skwapliwie przyjmie wiêc teorie, które zdaj¹
siê zapewniaæ racjonalne usprawiedliwienie uprzedze, które podziela on z wieloma
innymi. W ten sposób pseudonaukowa teoria staje siê czêœci¹ oficjalnej doktryny,

która w mniejszym lub wiêkszym stopniu kieruje dzia³aniami wszystkich. Szeroko
rozpowszechniona niechêæ do cywilizacji przemys³owej wraz z romantyczn¹ têsknot¹
za yciem wiejskim i (przypuszczalnie b³êdne) przekonanie o szczególnej wartoœci
ludzi ze wsi jako o³nierzy, dostarcza podstawy nastêpnemu mitowi: Blut und Boden
(<192>krew i ziemia<170>). Wyra a on nie tylko podstawowe wartoœci, ale ca³y

legion przekona odnoœnie powi¹za przyczynowoskutkowych, których gdy stan¹ siê
idea³ami kieruj¹cymi dzia³alnoœci¹ ca³ego spo³eczestwa, nie wolno ju
kwestionowaæ. Potrzebê takich oficjalnych doktryn jako instrumentów kierowania i

koncentracji dzia³a ludzi przewidzieli jasno ró ni teoretycy systemu
totalitarnego. Platoskie <192>szlachetne k³amstwa<170> i <192>mity<170> Sorela
s³u ¹ temu samemu celowi, co doktryny rasistowskie faszystów, albo teorie pastwa

korporacyjnego Mussoliniego. Z koniecznoœci wszystkie one oparte s¹ na
szczególnych pogl¹dach co do faktów, które s¹ nastêpnie ujmowane w teorie
naukowe w celu usprawiedliwienia uprzednio wyznawanej opinii. Najskuteczniejszym
sposobem sk³onienia ludzi, by uznali wa noœæ wartoœci, którym maj¹ s³u yæ, jest
przekonanie ich, e s¹ to te same wartoœci, które oni, a przynajmniej najlepsi
spoœród nich, zawsze uznawali, ale wczeœniej niew³aœciwie je rozumieli i nie
rozpoznawali. Ludzi sk³ania siê, by zamienili pos³uszestwo wobec starych bogów
na lojalnoœæ wzglêdem nowych, pod pretekstem, e nowe bóstwa s¹ w rzeczywistoœci

Seite 62

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

tymi, o których zawsze mówi³ im g³os instynktu, a które przedtem tylko niejasno
dostrzegali. Najskuteczniejsz¹ zaœ technik¹ s³u ¹c¹ temu celowi, jest u ywanie
starych s³ów przy jednoczesnej zmianie ich znaczenia. Niewiele cech re imów
totalitarnych jest jednoczeœnie tak myl¹cych dla powierzchownego obserwatora i
zarazem tak charakterystycznych dla ca³ego klimatu intelektualnego, jak

ca³kowita deprawacja jêzyka, zmiana znacze s³ów, za pomoc¹ których wyra a siê
idea³y nowego re imu. Oczywiœcie najbardziej poszkodowane jest pod tym wzglêdem
s³owo <192>wolnoœæ<170>. W krajach totalitarnych u ywa siê go w sposób równie
dowolny, jak gdzie indziej. Rzeczywiœcie, mo na by nieomal rzec - i powinno to
stanowiæ ostrze enie przed wszystkimi kusicielami obiecuj¹cymi nam Nowe wolnoœci
zamiast starych<$FJest to tytu³ wspó³czesnej ksi¹ ki amerykaskiego historyka
Carla L.Beckera.> e gdziekolwiek wolnoœæ taka, jak my j¹ rozumiemy zosta³a
zniszczona, dzia³o siê to zawsze w imiê jakiejœ nowej, obiecywanej ludziom
wolnoœci. Nawet poœród nas s¹ <192>planiœci dla wolnoœci<170>, obiecuj¹cy nam
<192>kolektywn¹ wolnoœæ dla grupy<170>, której naturê mo na wywnioskowaæ z
faktu, i jej obrocy uznali za konieczne zapewniæ nas, e <192>nadejœcie wolnoœci
planowanej nie oznacza, e wszystkie (sic!) wczeœniejsze formy wolnoœci maj¹ byæ
odrzucone<170><$FKarl Mannheim, Cz³owiek i spo³eczestwo w dobie przebudowy,
op.cit., s.561. [Odnoœnik ten nie wystêpuje w angielskim oryginale.]>. Dr Karl
Mannheim, z którego pracy<$FCz³owiek i spo³eczestwo w dobie przebudowy, op. cit.
s.546.> zosta³y zaczerpniête te zdania, w kocu ostrzega nas, e <192>pojêcie
wolnoœci ukszta³towane w epoce poprzedniej stanowi przeszkodê do rzeczywistego
zrozumienia owych problemów<170>. Sposób w jaki u ywa on s³owa <192>wolnoœæ<170>
jest jednak równie myl¹cy, jak w ustach polityków totalitarnych. Podobnie jak
ich wolnoœæ, <192>wolnoœæ kolektywna<170>, któr¹ on nam oferuje, nie jest
wolnoœci¹ cz³onków spo³eczestwa, ale nieograniczon¹ wolnoœci¹ planisty czynienia

ze spo³eczestwem co mu siê ywnie podoba.<$FPeter Drucker (The End of Economic
Man, s. 74) s³usznie zauwa a, e <192>im mniej jest wolnoœci, tym wiêcej mówi siê
o <192>nowej wolnoœci<170><170>. Ale ta nowa wolnoœæ jest tylko s³owem
skrywaj¹cym dok³adne przeciwiestwo tego wszystkiego, co Europa zawsze rozumia³a
przez wolnoœæ... Nowa wolnoœæ g³oszona w Europie jest natomiast prawem

wiêkszoœci przeciw jednostce<170>. > Jest to, doprowadzone do skrajnoœci,
pomieszanie wolnoœci z w³adz¹. Wypaczenie tego s³owa zosta³o oczywiœcie dobrze
przygotowane przez d³ugi szereg niemieckich filozofów i w niemniejszym stopniu

przez wielu spoœród teoretyków socjalizmu. Ale <192>wolnoœæ<170> (freedom and
liberty) nie jest jedynym s³owem, którego znaczenie zamieniono w jego
przeciwiestwo, by mog³y s³u yæ celom totalitarnej propagandy. Widzieliœmy ju , e
to samo sta³o siê ze <192>sprawiedliwoœci¹<170> i <192>prawem<170> (law),
<192>uprawnieniem<170> (right) i <192>równoœci¹<170>. Lista ta mo e byæ

rozszerzana, a obejmie niemal wszystkie moralne i polityczne terminy bêd¹ce w
powszechnym u yciu. Jeœli ktoœ nie doœwiadczy³ tego procesu osobiœcie, trudno mu
oceniæ zakres owej zmiany znaczenia s³ów, zamieszanie jakie ona powoduje oraz

bariery, jakie stwarza dla jakiejkolwiek racjonalnej dyskusji. Trzeba to
zobaczyæ, aby zrozumieæ, jak jeden z dwóch braci przyj¹wszy now¹ wiarê, wkrótce
zdaje siê mówiæ innym jêzykiem, co sprawia, i jakiekolwiek porozumienie miêdzy
nimi staje siê niemo liwe. Zamêt staje siê jeszcze gorszy, bowiem zmiana
znaczenia s³ów s³u ¹cych opisowi idea³ów politycznych nie jest odosobnionym

wypadkiem, ale procesem ci¹g³ym, technik¹ u ywan¹ œwiadomie lub nieœwiadomie w
celu kierowania ludŸmi. Stopniowo, wraz z rozwojem tego procesu, ca³y jêzyk
zostaje wyzuty z sensu, a s³owa staj¹ siê pustymi skorupami, pozbawionymi

jakiegokolwiek okreœlonego znaczenia. Umo liwiaj¹ one bowiem opisanie zarówno
jakiejœ rzeczy, jak i jej przeciwiestwa, i u ywane s¹ jedynie ze wzglêdu na
skojarzenia emocjonalne jakie jeszcze siê z nimi wi¹ ¹. Nie trudno pozbawiæ
ogromn¹ wiêkszoœæ ludzi niezale nego myœlenia. Ale mniejszoœæ, której pozostanie
sk³onnoœæ do krytykowania, te musi zostaæ uciszona. Widzieliœmy ju dlaczego

stosowanie przymusu nie mo e byæ ograniczone do akceptacji kodeksu etycznego,
bêd¹cego podstaw¹ planu, zgodnie z którym ukierunkowywana jest ca³a aktywnoœæ
spo³eczna. Poniewa wiele elementów tego kodeksu nigdy nie zostanie ustalonych

explicite, poniewa wiele sk³adników zasadniczej skali wartoœci bêdzie istnia³o
tylko implicite w tym e planie, wiêc sam plan w ka dym szczególe, de facto ka de
dzia³anie rz¹du musi staæ siê œwiêtoœci¹, nie podlegaj¹c¹ krytyce. Skoro ludzie

maj¹ wspieraæ wspólne d¹ enia bez wahania, to musz¹ byæ przekonani, e nie tylko
zamierzone cele, ale równie dobrane œrodki s¹ s³uszne. Oficjalna doktryna,
której wyznawanie musi zostaæ narzucone, bêdzie zatem obejmowaæ wszystkie
pogl¹dy odnoœnie faktów na jakich opiera siê plan. Publiczna krytyka, a nawet
wyra anie w¹tpliwoœci, musi byæ zakazane poniewa os³abia to spo³eczne poparcie.
Jak to relacjonuj¹ Webbowie na temat sytuacji w ka dym rosyjskim
przedsiêbiorstwie: <192>w momencie, gdy praca postêpuje, jakiekolwiek publiczne
wyra anie w¹tpliwoœci, czy nawet obaw, e plan siê nie powiedzie, jest aktem

Seite 63

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

nielojalnoœci, a nawet zdrady ze wzglêdu na mo liwy wp³yw na wolê i dzia³ania
reszty za³ogi<170>.<$FSidney and Beatrices Webb, Soviet Communism, s. 1038.> Gdy
w¹tpliwoœci lub obawy nie dotycz¹ sukcesu jednego przedsiêbiorstwa, ale ca³ego
planu spo³ecznego, tym bardziej musi byæ to traktowane jako sabota . Tak wiêc
fakty i teorie musz¹ staæ siê przedmiotem oficjalnej doktryny w stopniu nie

mniejszym ni pogl¹dy na temat wartoœci. Ca³y aparat upowszechniania wiedzy
szko³y, prasa, radio i film bêd¹ u ywane wy³¹cznie do szerzenia takich pogl¹dów,
które bez wzglêdu na to czy s¹ prawdziwe czy fa³szywe, wzmocni¹ wiarê w
s³usznoœæ decyzji podjêtych przez w³adzê. Wszelka zaœ informacja, która mog³aby
wywo³aæ w¹tpliwoœci lub wahania bêdzie ukrywana. Przypuszczalny wp³yw na
lojalnoœæ ludzi wobec systemu staje siê jedynym kryterium podejmowania decyzji
czy dana informacja ma byæ opublikowana czy zakazana. W krajach totalitarnych
sytuacja jest stale i we wszystkich dziedzinach taka, jak w innych krajach w
czasie wojny, w niektórych obszarach ycia. Wszystko, co mog³oby zasiaæ
w¹tpliwoœci co do m¹droœci rz¹du, albo wywo³aæ niezadowolenie, bêdzie ukrywane
przed ludŸmi. Okazje do niepo ¹danych porówna z warunkami w innych krajach,
wiedza o mo liwych alternatywach w stosunku do przyjêtego w danej chwili kursu,
informacje, które mog³yby sugerowaæ, i rz¹d nie jest w stanie dotrzymaæ obietnic
lub, e nie wykorzystuje mo liwoœci poprawy istniej¹cych warunków wszystko to
bêdzie t³umione. W konsekwencji nie ma dziedziny, w której nie by³aby
praktykowana systematyczna kontrola informacji i narzucana uniformizacja
pogl¹dów. Odnosi siê to nawet do dziedzin ewidentnie najodleglejszych od
wszelkich spraw politycznych, a w szczególnoœci do wszystkich nauk, nawet
najbardziej abstrakcyjnych. £atwo zauwa yæ, a doœwiadczenie potwierdzi³o to
dostatecznie, e w dyscyplinach bezpoœrednio zwi¹zanych z cz³owiekiem i jego
sprawami - i dlatego wywieraj¹cych najbardziej bezpoœredni wp³yw na pogl¹dy

polityczne - takich jak historia, prawo czy ekonomia, bezinteresowne
poszukiwanie prawdy nie mo e byæ dozwolone w systemie totalitarnym, i e
usprawiedliwianie pogl¹dów oficjalnych staje siê jedynym przedmiotem ich
zainteresowania. W krajach totalitarnych te dyscypliny naukowe sta³y siê
rzeczywiœcie najwydajniejszymi fabrykami oficjalnych mitów, których rz¹dz¹cy u

ywaj¹ do kierowania umys³ami i wol¹ swych poddanych. Nic wiêc dziwnego, e w tych
dziedzinach nawet pozory szukania prawdy s¹ zarzucone, i e w³adza decyduje,
jakie koncepcje winny byæ wyk³adane i publikowane. Totalitarna kontrola opinii

obejmuje jednak tak e problematykê, która na pierwszy rzut oka wydaje siê nie
mieæ znaczenia politycznego. Czasem trudno wyjaœniæ dlaczego poszczególne
koncepcje maj¹ byæ oficjalnie zakazane, a inne popierane, i jest rzecz¹
zadziwiaj¹ce, e te sympatie i antypatie s¹ w oczywisty sposób podobne w ró nych
systemach totalitarnych. £¹czy je w szczególnoœci g³êboka niechêæ do bardziej

abstrakcyjnych form myœlenia niechêæ, która cechuje tak e wielu kolektywistów
poœród naszych uczonych. Czy przedstawia siê teoriê wzglêdnoœci jako
<192>semicki atak na podstawy chrzeœcijaskiej i nordyckiej fizyki<170>, czy te

jako <192>sprzeczn¹ z materializmem dialektycznym i dogmatem
marksistowskim<170>, sprowadza siê w znacznej mierze do tego samego. Nie czyni
te wiêkszej ró nicy, czy pewne twierdzenia statystyki matematycznej s¹ atakowane
poniewa <192>stanowi¹ czêœæ walki klasowej na froncie ideologicznym i s¹
produktem historycznej roli matematyki jako pozostaj¹cej na us³ugach bur

uazji<170>, czy te ca³a dziedzina jest przedmiotem potêpienia poniewa <192>nie
daje gwarancji, e bêdzie s³u yæ interesom narodu<170>. Wydaje siê, e czysta
matematyka w nie mniejszym stopniu staje siê ofiar¹ i, e nawet utrzymywanie

pewnych pogl¹dów na temat natury ci¹g³oœci mo e byæ uznane za <192>bur uazyjne
przes¹dy<170>. Zgodnie z raportem Webbów, "Journal for Marxist-Leninist Natural
Sciences" zawiera nastêpuj¹ce has³a: <192>Popieramy stanowisko partii w
matematyce. Jesteœmy za czystoœci¹ teorii marksistowsko-leninowskiej w
chirurgii<170>. W Niemczech sytuacja wydaje siê bardzo podobna. "Journal of the

National-Socialist Association of Mathematicians" pe³en jest <192>partii w
matematyce<170>, a jeden z najbardziej znanych fizyków niemieckich, laureat
nagrody Nobla Lenard, zatytu³owa³ dzie³o swego ycia Fizyka niemiecka w czterech

tomach! Pozostaje ca³kowicie w zgodzie z duchem totalitaryzmu, e zakazuje on
wszelkiej ludzkiej aktywnoœci wykonywanej dla niej samej, bez dalszego celu.
Nauka dla nauki, sztuka dla sztuki na równi budz¹ odrazê wœród faszystów,

naszych socjalistycznych intelektualistów i komunistów. K a d e dzia³anie musi
znaleŸæ swe uzasadnienie w œwiadomie przyjêtym celu spo³ecznym. Nie ma miejsca
dla adnej spontanicznej, niekierowanej dzia³alnoœci, poniewa mog³aby ona
doprowadziæ do rezultatów niemo liwych do przewidzenia i nie przewidzianych w
planie. Mog³oby dziêki niej powstaæ coœ nowego, niewyœnionego przez filozofiê
planisty. Zasada ta rozszerza siê nawet na sport i rozrywkê. Pozostawiam
domyœlnoœci czytelników czy to w Niemczech, czy w Rosji szachiœci byli
oficjalnie pouczani, i <192>musimy skoczyæ raz na zawsze z neutralnoœci¹

Seite 64

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

szachów. Musimy raz na zawsze potêpiæ formu³ê <192>szachów dla szachów<170>,
podobnie jak formu³ê <192>sztuki dla sztuki<170>. Trudno uwierzyæ, e aberracje
takie mog³y w ogóle siê pojawiæ. Tym niemniej musimy strzec siê lekcewa enia ich
jako rzekomo jedynie przypadkowych produktów ubocznych, nie maj¹cych nic
wspólnego z zasadniczym charakterem systemu planowego czy totalitarnego. Nie

maj¹ one ubocznego charakteru. Wynikaj¹ bezpoœrednio z potrzeby, by wszystko
by³o podporz¹dkowane "jednolitej koncepcji ca³oœci", z koniecznoœci
podtrzymywania za wszelk¹ cenê pogl¹dów, którym s³u ¹c ludzie musz¹ wci¹ siê
poœwiêcaæ oraz z ogólnej koncepcji, wedle której wiedza i przekonania ludzi s¹
instrumentem realizacji jednego celu. Jeœli nauka musi s³u yæ nie prawdzie, ale
interesom klasy, spo³eczestwa lub pastwa, jedynym zadaniem naukowej argumentacji
i dyskusji staje siê popieranie i dalsze rozpowszechnianie doktryny, która
kieruje ca³ym yciem spo³ecznoœci. Jak to wyjaœni³ faszystowski minister
sprawiedliwoœci, pytanie które musi sobie zadaæ ka da nowa teoria naukowa brzmi:
<192>czy s³u ê narodowemu socjalizmowi ku najwiêkszemu po ytkowi
wszystkich?<170> Samo s³owo <192>prawda<170> traci swoje dawne znaczenie. Nie
opisuje ju czegoœ, co trzeba odkryæ, odwo³uj¹c siê do jednostkowego sumienia
jako jedynego arbitra rozstrzygaj¹cego czy w ka dym poszczególnym przypadku
œwiadectwo (lub reputacja tych, którzy je g³osz¹) stanowi uzasadnienie jakiegoœ
przekonania. Prawda staje siê czymœ zadeklarowanym przez w³adzê, czymœ, w co
musi siê wierzyæ w interesie jednoœci zorganizowanych dzia³a, i co, byæ mo e,
trzeba bêdzie zmieniæ, gdy zorganizowane dzia³ania bêd¹ tego wymaga³y. Ogólny
klimat intelektualny, który ta sytuacja stwarza, duch ca³kowitego cynizmu, który
rodzi ona w odniesieniu do prawdy, utrata poczucia samego nawet znaczenia
prawdy, zanik ducha niezale nych docieka i wiary w moc racjonalnych przekona,
sposób w jaki ró nice opinii w poszczególnych dziedzinach wiedzy staj¹ siê

problemem politycznym rozstrzyganym decyzjami w³adzy, wszystko to s¹ fakty,
których trzeba doœwiadczyæ osobiœcie aden krótki opis nie odda ich zakresu. Mo e
najbardziej alarmuj¹cym faktem jest to, e pogarda dla wolnoœci intelektualnej
nie pojawia siê jedynie wraz z powstaniem systemu totalitarnego. Mo na j¹
odnaleŸæ wszêdzie wœród intelektualistów, którzy zaakceptowali kolektywistyczn¹

doktrynê, a uznawani s¹ za przywódców intelektualnych w krajach wci¹ jeszcze
posiadaj¹cych ustrój liberalny. Nie tylko rozgrzesza siê najwiêkszy nawet ucisk
i otwarte wyst¹pienia na rzecz systemu totalitarnego ludzi roszcz¹cych sobie

prawo do mówienia w imieniu uczonych z krajów liberalnych, jeœli dokonuje siê to
w imiê socjalizmu, tak e nietolerancja jest jawnie pochwalana. Czy nie byliœmy
ostatnio œwiadkami jak brytyjski naukowiec broni³ nawet inkwizycji, poniewa w
jego opinii <192>jest z korzyœci¹ dla nauki, gdy wspiera powstaj¹c¹
klasê<170>?<$FJ. G. Crowther, The Social Relations of Science, 1941, s. 333.>

Stanowisko to oczywiœcie nie ró ni siê w praktyce od pogl¹du, który doprowadzi³
nazistów do przeœladowania ludzi nauki, do palenia ksi¹ ek naukowych i do
systematycznego têpienia warstwy inteligenckiej ludów podbitych. Chêæ narzucenia

ludziom doktryny uwa anej za zbawienn¹ dla nich, nie jest oczywiœcie rzecz¹ now¹
czy specyficzn¹ dla naszych czasów. Nowa jest jednak argumentacja, za pomoc¹
której wielu naszych intelektualistów próbuje usprawiedliwiaæ takie usi³owania.
Nie ma, jak siê powiada, prawdziwej wolnoœci myœli w naszym spo³eczestwie,
poniewa opinie i gusta mas s¹ kszta³towane przez propagandê, reklamê, przez

przyk³ad wy szych klas i przez inne czynniki œrodowiskowe, które niezawodnie
skierowuj¹ myœlenie ludzi na utarte tory. Wyci¹ga siê st¹d wniosek, e skoro
idea³y i gusty ogromnej wiêkszoœci s¹ zawsze kszta³towane przez warunki, które

mo emy kontrolowaæ, powinniœmy wiêc u ywaæ tej w³adzy w rozmyœlny sposób w celu
nadaniu ludzkiemu myœleniu po ¹danego przez nas kierunku. Zapewne prawd¹ jest, i
ogromna wiêkszoœæ ludzi rzadko zdolna jest do niezale nego myœlenia i w
wiêkszoœci kwestii akceptuje ona pogl¹dy ju gotowe, bêdzie te równie zadowolona
bez wzglêdu na to czy bêdzie wzrastaæ w tym czy innym systemie przekona, czy

zostanie do nich przekonana. W ka dym spo³eczestwie wolnoœæ myœli bêdzie
prawdopodobnie mia³a bezpoœrednie znaczenie tylko dla niewielkiej mniejszoœci.
Nie oznacza to jednak, e ka dy ma kompetencje lub powinien mieæ w³adzê

dokonywania selekcji tych, którym ma siê zagwarantowaæ wolnoœæ. Nie
usprawiedliwa to z pewnoœci¹ przypisywania sobie przez jak¹kolwiek grupê ludzi
prawa do okreœlania tego, o czym ludzie powinni myœleæ i w co wierzyæ.

Mniemanie, e skoro w ka dym systemie wiêkszoœæ ludzi idzie za czyimœ przyk³adem,
to nie bêdzie ró nicy, jeœli wszyscy bêd¹ musieli naœladowaæ ten sam wzór,
dowodzi zupe³nego pomieszania pojêæ. Deprecjonowanie wartoœci wolnoœci
intelektualnej z uwagi na to, e nigdy nie oznacza ona tej samej dla wszystkich
mo liwoœci niezale nego myœlenia, zupe³nie pomija racje, które nadaj¹ jej
wartoœæ. To, co w istocie umo liwia jej pe³nienie funkcji podstawowego czynnika
inicjuj¹cego postêp intelektualny nie polega na tym, e ka dy mo e myœleæ i pisaæ
cokolwiek, ale e ktoœ bêdzie móg³ wystêpowaæ na rzecz ka dej sprawy czy idei.

Seite 65

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

Tak d³ugo jak odstêpstwo od oficjalnych pogl¹dów nie bêdzie t³umione, zawsze
bêd¹ istnieli tacy, którzy zakwestionuj¹ idee rz¹dz¹ce ich wspó³czesnymi i
wysuwaæ bêd¹ nowe idee, by poddaæ je próbie dyskusji i upowszechnienia. -ycie
intelektualne polega na wzajemnym oddzia³ywaniu jednostek posiadaj¹cych odmienn¹
wiedzê i ró ne pogl¹dy. Rozwój rozumu jest procesem spo³ecznym opartym na

istnieniu takich w³aœnie ró nic. Z samej swej istoty rezultaty tego procesu nie
s¹ mo liwe do przewidzenia. Tak wiêc nie mo emy uzyskaæ wiedzy o tym, które
pogl¹dy bêd¹ sprzyja³y temu rozwojowi, a które nie. Mówi¹c krótko, wzrostem tym
nie mog¹ rz¹dziæ, bez jednoczesnego ograniczania go, adne pogl¹dy, którym dziœ
ho³dujemy. <192>Planowanie<170> czy <192>organizowanie<170> rozwoju umys³u, a co
za tym idzie, postêpu w ogóle, zawiera w sobie sprzecznoœæ. Pogl¹d, e umys³
ludzki powinien <192>œwiadomie<170> kontrolowaæ swój w³asny rozwój myli rozum
indywidualny, który jako jedyny mo e cokolwiek <192>œwiadomie kontrolowaæ<170>,
z miêdzyosobniczym procesem, dziêki któremu rozwój ten zachodzi³. Próbuj¹c
poddaæ ten proces kontroli stawiamy jedynie bariery dla jego rozwoju, co
wczeœniej czy póŸniej musi spowodowaæ stagnacjê i upadek rozumu. Tragedia
myœlenia kolektywistycznego polega na tym, e chc¹c nadaæ rozumowi najwy sz¹
rangê, niszczy go, bowiem b³êdnie pojmuje proces, od którego zale y rozwój
rozumu. Mo na powiedzieæ, e paradoks wszystkich doktryn kolektywistycznych, z
ich ¹daniem <192>œwiadomej<170> kontroli czy <192>œwiadomego<170> planowania,
zasadza siê na tym, e nieuchronnie prowadz¹ one do postulatu przekazania najwy
szej w³adzy umys³owi jakiejœ jednostki. Natomiast podejœcie indywidualistyczne
do zjawisk spo³ecznych umo liwia nam rozpoznawanie ponadjednostkowych si³
kieruj¹cych rozwojem rozumu. Indywidualizm zatem to postawa pokory wobec tego
procesu spo³ecznego oraz tolerancji wobec innych opinii. Jest on dok³adnym
przeciwiestwem intelektualnej hybris, le ¹cej u podstaw d¹ e do wszechstronnego

kierowania procesami spo³ecznymi. XII. Socjalistyczne korzenie nazizmu @MOTTO =
Wszystkie antyliberalne si³y ³¹cz¹ siê przeciw wszystkiemu co liberalne. @MOTTO
= A. Moeller van den Bruck Traktowanie narodowego socjalizmu wy³¹cznie jako
rewolty przeciwko rozumowi, jako irracjonalnego ruchu pozbawionego podstaw
intelektualnych jest pospolitym b³êdem. Gdyby istotnie tak by³o, ruch ten by³by

o wiele mniej niebezpieczny. Nie ma jednak nic dalszego od prawdy i bardziej
myl¹cego. Doktryny narodowego socjalizmu stanowi¹ kulminacjê d³ugiego procesu
ewolucji myœli, w którym uczsetniczyli myœliciele wywieraj¹cy wielki wp³yw,

siêgaj¹cy daleko poza granice Niemiec. Cokolwiek by nie s¹dziæ o przes³ankach z
jakich wychodzili, nie da siê zaprzeczyæ, e ludzie którzy stworzyli owe nowe
doktryny byli wybitnymi autorami, których idee wywar³y wp³yw na ca³¹ myœl
europejsk¹. System ich zosta³ rozwiniêty z bezwzglêdn¹ konsekwencj¹. Jeœli
zaakceptuje siê przes³anki na jakich siê opiera, nie mo na ju uciec przed jego

logik¹. Przeszkodziæ w jego realizacji móg³by tylko po prostu kolektywizm wolny
od wszelkich œladów tradycji indywidualistycznej. Choæ w procesie przewodni¹
rolê pe³nili myœliciele niemieccy, to w adnym razie nie byli odosobnieni. W

równym stopniu co Niemcy uczestniczyli w nim Thomas Carlyle i Houston Stewart
Chamberlain, August Comte i George Sorel. Rozwój tego kierunku myœlenia w
Niemczech dobrze przedstawi³ R.D.Butler w swym studium The Roots of National
Socialism. Chocia obraz stupiêædziesiêcioletniego trwania tamtych idei w niemal
niezmienionej i wci¹ powracaj¹cej formie, jaki wy³ania siê z tego studium, jest

raczej przera aj¹cy, ³atwo jednak przeceniæ wp³yw jaki idee te mia³y w Niemczech
przed rokiem 1914. By³y one w rzeczywistoœci tylko jednym z nurtów myœlenia
poœród narodu o, byæ mo e, ówczeœnie najbardziej zró nicowanych pogl¹dach. W

sumie by³y one reprezentowane przez nieznaczn¹ mniejszoœæ i traktowane przez
wiêkszoœæ Niemców z równie wielk¹ pogard¹, jak w innych krajach. Co zatem
sprawi³o, e pogl¹dy wyznawane przez reakcyjn¹ mniejszoœæ zdoby³y w kocu poparcie
przewa aj¹cej wiêkszoœci Niemców i praktycznie ca³ej m³odzie y niemieckiej? Do
ich sukcesu doprowadzi³a nie tylko przegrana wojna, cierpienia i fala

nacjonalizmu. W jeszcze mniejszym stopniu przyczyn¹ t¹ by³a, jak chce wierzyæ
wielu ludzi, reakcja kapitalistów na postêpy socjalizmu. Wrêcz przeciwnie,
poparcie, które wynios³o te idee do w³adzy pochodzi³o w³aœnie z obozu

socjalistycznego. Z pewnoœci¹ to nie bur uazja, ale brak silnej bur uazji
dopomóg³ im w zdobyciu dominacji. Doktryny jakimi kierowa³y siê warstwy rz¹dz¹ce
w Niemczech za czasów poprzedniej generacji nie by³y przeciwne socjalizmowi

obecnemu w marksizmie, lecz elementom liberalnym jakie s¹ w nim zawarte, jego
internacjonalizmowi i demokracji. Gdy zaœ stopniowo okazywa³o siê, e to w³aœnie
te elementy stanowi¹ przeszkodê w realizacji socjalizmu, socjaliœci z lewego
skrzyd³a zaczêli coraz bardziej zbli aæ siê do socjalistów z prawicy. By³a to
unia antykapitalistycznych si³ prawicy i lewicy, fuzja socjalizmu radykalnego i
konserwatywnego, która wymiot³a z Niemiec wszystko, co liberalne. Zwi¹zek
pomiêdzy socjalizmem i nacjonalizmem w Niemczech mia³ od pocz¹tku œcis³y
charakter. Jest rzecz¹ znamienn¹, e najwa niejsi przodkowie narodowego

Seite 66

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

socjalizmu: Fichte, Rodbertus i Lassalle, s¹ zarazem uznanymi ojcami socjalizmu.
Podczas, gdy teoretyczny socjalizm z swej marksistowskiej formie odgrywa³ rolê
przewodni¹ w niemieckim ruchu robotniczym, elementy autorytarne i
nacjonalistyczne zesz³y na jakiœ czas na dalszy plan. Lecz nie na d³ugo.<$FI
tylko czêœciowo. W 1892 r. jeden z liderów partii socjaldemokratycznej August

Bebel móg³ powiedzieæ Bismarckowi, e <192>Cesarski Kanclerz mo e byæ pewien, e
niemiecka socjaldemokracja jest rodzajem przygotowawczej szko³y dla
militaryzmu<170>!> Pocz¹wszy od roku 1914 z szeregów marksistowskiego socjalizmu
jeden po drugim zaczêli wyrastaæ nauczyciele, którzy poprowadzili nie
konserwatystów i reakcjonistów, ale ciê ko pracuj¹cych robotników i
idealistyczn¹ m³odzie do narodowosocjalistycznej owczarni. Wtedy dopiero fala
narodowego socjalizmu osi¹gnê³a najwiêksze znaczenie i gwa³townie przerodzi³a
siê w doktrynê hitlerowsk¹. Histeria wojenna 1914 roku, która w³aœnie z powodu
klêski Niemiec nigdy nie zosta³a w pe³ni uleczona, stanowi pocz¹tek
wspó³czesnego procesu, który wytworzy³ narodowy socjalizm. To w³aœnie w du ej
mierze dziêki pomocy starych socjalistów rozwin¹³ siê on w tym okresie.
Pierwszym mo e, a pod pewnymi wzglêdami najbardziej charakterystycznym
przyk³adem tego procesu s¹ prace nie yj¹cego profesora Wernera Sombarta, którego
g³oœne dzie³o Händler und Helden (Kupcy i bohaterowie) ukaza³o siê w 1915 r.
Sombart zaczyna³ jako marksista i a do roku 1909 móg³ z dum¹ twierdziæ, e
wiêksz¹ czêœæ swojego ycia poœwiêci³ walce o idee Karola Marksa. Zdzia³a³ on
wiêcej ni ktokolwiek inny dla dzie³a rozpowszechnienia w Niemczech idei
socjalistycznych i antykapitalistycznego resentymentu rozmaitych odcieni. Jeœli
myœl niemiecka zosta³a spenetrowana przez elementy marksowskie w stopniu
nieznanym w innych krajach a do wybuchu rewolucji rosyjskiej, to sta³o siê to w
du ej mierze dziêki Sombartowi. By³ on w swoim czasie uznawany za wybitnego

przedstawiciela przeœladowanej inteligencji socjalistycznej, nie mog¹cego, ze
wzglêdu na swoje radykalne przekonania, uzyskaæ posady na uniwersytecie. Nawet
po ostatniej wojnie wp³yw jego prac historycznych, które zachowa³y marksistowski
charakter po zerwaniu przeze z marksizmem w polityce, by³ znaczny zarówno w
Niemczech jak i poza nimi i jest szczególnie widoczny w wielu pracach

angielskich i amerykaskich zwolenników planowania. W swojej ksi¹ ce z czasów
wojny, ten stary socjalista wita³ <192>Wojnê Niemieck¹<170> jako nieuchronny
konflikt pomiêdzy handlow¹ cywilizacj¹ Anglii i bohatersk¹ kultur¹ Niemiec. Jego

pogarda dla <192>kramarskich<170> pogl¹dów Anglików, pozbawionych wszelkich
instynktów wojennych, jest bezgraniczna. Nic nie jest bardziej godne wzgardy w
jego oczach od powszechnego d¹ enia do szczêœcia jednostki. Maksyma, któr¹
charakteryzuje on jako przewodni¹ dla angielskiej moralnoœci: yj po prostu
<192>tak, aby by³o to dobre dla ciebie, i ebyœ móg³ przed³u yæ swoje dni na tej

ziemi<170>, jest dla niego <192>najbardziej haniebn¹ maksym¹ jaka kiedykolwiek
powsta³a w kramarskim umyœle<170>. <192>Niemiecka idea pastwa<170> w ujêciu
Fichtego, Lassalle'a i Rodbertusa mówi, e pastwo nie jest zosta³o ani stworzone,

ani uformowane przez jednostki, nie jest ono zespo³em jednostek, nie jest te
jego celem s³u enie interesom jednostek. Stanowi ono Volksgemeinschaft, w której
jednostki nie maj¹ adnych uprawnie, a tylko obowi¹zki. -¹dania jednostek zawsze
s¹ skutkiem handlowego ducha. <192>Idea³y roku 1789<170> wolnoœæ, równoœæ,
braterstwo s¹ typowymi idea³ami handlowymi, które nie maj¹ innego celu poza

zapewnieniem pewnych korzyœci jednostkom. Przed rokiem 1914 wszystkie prawdziwie
niemieckie idea³y bohaterskiego ycia znajdowa³y siê w œmiertelnym
niebezpieczestwie w obliczu sta³ego postêpu angielskich idea³ów handlowych,

angielskiego komfortu i angielskiego sportu. Anglicy nie tylko sami ulegli
ca³kowitemu zepsuciu, ka dy zwi¹zkowiec pogr¹ y³ siê w <192>bagnie
komfortu<170>, ale zaczêli zara aæ te wszystkie pozosta³e narody. Dopiero wojna
pomog³a Niemcom przypomnieæ sobie, e s¹ prawdziwym narodem wojowników, narodem w
którym wszelka aktywnoœæ, a w szczególnoœci wszelka aktywnoœæ gospodarcza, by³a

podporz¹dkowana celom wojennym. Sombart wiedzia³, e inne narody pogardza³y
Niemcami, poniewa traktowali wojnê jako rzecz œwiêt¹ - ale szczyci³ siê tym.
Uznanie wojny za nieludzk¹ i bezsensown¹ jest wytworem pogl¹dów handlowych.

Istnieje ycie wy szego rodzaju ni ycie jednostki ycie narodu i ycie pastwa,
celem zaœ jednostki jest poœwiêcanie siê dla tego wy szego rodzaju ycia. Dla
Sombarta wojna jest spe³nieniem heroicznej koncepcji ycia, a wojna przeciwko

Anglii jest wojn¹ przeciwko przeciwstawnym idea³om, handlowym idea³om wolnoœci
indywidualnej i angielskiego komfortu, który w jego oczach w sposób najbardziej
odra aj¹cy przejawia siê w maszynkach do golenia znalezionych w okopach.
Wprawdzie gwa³towny wybuch Sombarta by³ przesadny nawet w oczach wiêkszoœci
Niemców, niemniej jednak inny niemiecki profesor doszed³ do zasadniczo tych
samych idei, w sposób bardziej umiarkowany i uczony, ale z tego powodu nawet
bardziej skuteczny. Profesor Johann Plange by³ równie wielkim autorytetem, gdy
idzie o Marksa, co Sombart. Jego ksi¹ ka Marx und Hegel zapocz¹tkowa³a

Seite 67

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

wspó³czesny renesans Hegla wœród badaczy marksizmu i nie mo e byæ w¹tpliwoœci,
co do autentycznie socjalistycznej natury przekona, które by³y dla punktem
wyjœcia. Wœród wielu jego publikacji z okresu wojny najwa niejsz¹ jest ma³a, ale
w tym czasie szeroko dyskutowana ksi¹ ka o znacz¹cym tytule: 1789 i 1914.
Symboliczne lata w dziejach rozumu politycznego. Jest ona poœwiêcona konfliktowi

pomiêdzy <192>ideami roku 1789<170> idea³em wolnoœci, a <192>ideami roku
1914<170> idea³em organizacji. Organizacja stanowi dla niego istotê socjalizmu,
podobnie jak dla wszystkich socjalistów, którzy wywodz¹ swój socjalizm z
prymitywnego stosowania idea³ów naukowych do problemów spo³eczestwa. Organizacja
by³a, jak s³usznie podkreœla, podstaw¹ i Ÿród³em ruchu socjalistycznego u jego
pocz¹tków w XIX-wiecznej Francji. Marks i marksizm zdradzili tê podstawow¹ ideê
socjalizmu przez swe fanatyczne, lecz utopijne obstawanie przy abstrakcyjnej
idei wolnoœci. Dopiero teraz idea organizacji ponownie zyskuje uznanie w ró nych
miejscach, jak œwiadczy o tym praca H. G. Wellsa (jego Future in America wywar³a
g³êboki wp³yw na profesora Plenge, który charakteryzyje Wellsa jako wybitn¹
postaæ wspó³czesnego socjalizmu), ale szczególnie w Niemczech, gdzie jest
najlepiej rozumiana i nape³niej realizowana. Wojna miêdzy Angli¹ i Niemcami jest
zatem rzeczywiœcie konfliktem dwóch przeciwstawnych zasad. <192>Gospodarcza
wojna œwiatowa<170> jest trzeci¹ wielk¹ epok¹ duchowej walki we wspó³czesnej
historii. Wa noœci¹ dorównuje Reformacji i wolnoœciowej rewolucji bur uazyjnej.
Jest to walka o zwyciêstwo nowych si³ zrodzonych z postêpów ycia gospodarczego
XIX stulecia: socjalizmu i organizacji. <192>Albowiem w sferze idei Niemcy by³y
najbardziej zagorza³ymi zwolennikami wszystkich socjalistycznych wizji, a w
sferze rzeczywistoœci najpotê niejszym budowniczym najwy ej zorganizowanego
systemu gospodarczego. W nas jest wiek dwudziesty. Jakikolwiek bêdzie wynik
wojny jesteœmy narodem wzorcowym. Nasze idee bêd¹ wyznaczaæ cele ycia ludzkoœci.

- Historia œwiata prze ywa obecnie ogromne widowisko, w którym za nasz¹
przyczyn¹ nowe wielkie idea³y ycia osi¹gaj¹ ostateczne zwyciêstwo podczas, gdy w
tym samym czasie w Anglii jedna ze œwiatowo-historycznych zasad ostatecznie
upada<170>. Gospodarka wojenna w Niemczech w 1914 roku <192>jest pierwsz¹
realizacj¹ socjalistycznego spo³eczestwa, jej duch zaœ pierwszym aktywnym, a nie

tylko roszczeniowym, przejawem ducha socjalistycznego. Potrzeby wojny
ugruntowa³y idee socjalistyczne w niemieckim yciu gospodarczym, i w ten sposób
obrona naszego narodu przynios³a ludzkoœci ideê roku 1914, ideê niemieckiej

organizacji, narodowej wspólnoty (Volksgemeinschaft) narodowego socjalizmu.
/.../ Niepostrze enie ca³e nasze ycie polityczne w pastwie i gospodarce wznios³o
siê na wy szy poziom. -ycie gospodarcze i ycie pastwa tworz¹ now¹ jednoœæ. /.../
Poczucie odpowiedzialnoœci gospodarczej charakteryzuje pracê s³u b cywilnych,
przenika wszelk¹ dzia³alnoœæ prywatn¹.<170> Nowa niemiecka korporacyjna

konstytucja ycia gospodarczego, która jak przyznaje prof. Plange nie jest
jeszcze dojrza³a i kompletna, <192>jest najwy sz¹ form¹ ycia pastwowego, jaka
by³a kiedykolwiek znana na œwiecie<170>. Pocz¹tkowo profesor Plange mia³ jeszcze

nadziejê na pogodzenie idei wolnoœci z ide¹ organizacji, choæ g³ównie poprzez
ca³kowite, acz dobrowolne podporz¹dkowanie siê jednostki ogó³owi. Ale te œlady
idei liberalnych szybko zniknê³y z jego pism. Do roku 1918 unia socjalizmu i
bezwzglêdnej polityki si³y w pe³ni dojrza³a w jego umyœle. Na krótko przed kocem
wojny nawo³ywa³ swych wspó³ziomków w socjalistycznym piœmie "Die Glocke" w

nastêpuj¹cy sposób: <192>Najwy szy czas zauwa yæ fakt, e socjalizm musi byæ
polityk¹ si³y, poniewa ma on siê staæ organizacj¹. Socjalizm musi zdobyæ w³adzê,
nigdy nie powinien bezmyœlnie jej niszczyæ. Natomiast w czasie wojny narodów

najwa niejsze dla socjalizmu jest pytanie: który naród jest szczególnie powo³any
do w³adzy ze wzglêdu na swe wzorowe przywództwo w organizowaniu narodów?<170>
Antycypuje on wszystkie te idee, które mia³y w kocu uzasadniæ Nowy £ad Hitlera:
<192>Czy z punktu widzenia socjalizmu, którego istot¹ jest organizacja,
absolutne prawo narodów do samostanowienia nie jest w³aœnie prawem do

indywidualistycznej anarchii gospodarczej? Czy pragniemy daæ jednostce prawo do
pe³nego samostanowienia w sprawach gospodarczych? Konsekwentny socjalizm mo e
przyznaæ narodowi prawo samostanowienia jedynie w zgodzie z rzeczywistym,

zdeterminowanym historycznie, uk³adem si³.<170> Idea³y, które tak jasno wyrazi³
Plenge by³y szczególnie popularne, a mo e nawet z nich siê wywodzi³y, poœród
pewnych krêgów niemieckich uczonych i in ynierów, którzy g³oœno domagali siê,

tak jak ich wspó³czeœni naœladowcy w Anglii i Ameryce, wprowadzenia centralnie
planowanej organizacji wszystkich aspektów ycia. Przewodzi³ im znany chemik
Wilhelm Oswald, którego ujêcie tych kwestii osi¹gnê³o niejak¹ s³awê. Mówi siê o
nim, i mia³ publicznie stwierdziæ, e <192>Niemcy chc¹ zorganizowaæ Europê,
której jak dot¹d, brak organizacji. Wyjawiê wam teraz wielki sekret Niemiec: my,
czy mo e rasa niemiecka, odkryliœmy donios³oœæ organizacji. Podczas, gdy inne
narody ci¹gle jeszcze yj¹ pod rz¹dami indywidualizmu, my ju osi¹gnêliœmy rz¹dy
organizacji.<170> Bardzo podobne idee kr¹ y³y w biurach niemieckiego potentata

Seite 68

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

surowcowego, Waltera Rathenaua, który choæ zadr a³by, gdyby uœwiadomi³ sobie
konsekwencje swojej totalitarnej ekonomii, zas³uguje jednak na pokaŸne miejsce w
ka dej obszerniejszej historii rozwoju idea³ów nazistowskich. Za pomoc¹ swych
publikacji ukszta³towa³ on, bardziej ni ktokolwiek inny, pogl¹dy ekonomiczne
pokolenia, które dorasta³o podczas ostatniej wojny i bezpoœrednio po niej.

Niektórzy zaœ z jego najbli szych wspó³pracowników stanowili póŸniej j¹dro
zespo³u administracyjnego planu piêcioletniego Göringa. Bardzo podobne by³y te
nauki innego by³ego marksisty Friedricha Naumanna, którego Mitteleuropa
osi¹gnê³a prawdopodobnie najwiêkszy nak³ad spoœród wszystkich ksi¹ ek
opublikowanych w Niemczech w okresie wojny.<$FDobre streszczenie pogl¹dów
Naumanna, równie charakterystycznych dla niemieckiego po³¹czenia socjalizmu z
imperializmem, jak wszystkie cytowane przez nas w tym tekœcie, mo na znaleŸæ w
ksi¹ ce R.D.Butlera The Roots of National Socialism, 1941, s. 203-209.>
Najpe³niejsze jednak rozwiniêcie tych idei i ich szerokie rozpowszechnienie
przypad³o w udziale czynnemu politykowi socjalistycznemu, cz³onkowi lewego
skrzyd³a partii socjaldemokratycznej w Reichstagu. Paul Lensch ju w swych
poprzednich ksi¹ kach opisywa³ wojnê jako <192>ucieczkê angielskiej bur uazji
przed nadejœciem socjalizmu<170> i wyjaœnia³ jak ró ne s¹ socjalistyczne idea³y
wolnoœci od jej angielskiej koncepcji. Ale dopiero w swej trzeciej
najg³oœniejszej ksi¹ ce Three Years of World Revolution<$FPaul Lensch, Three
Years of World Revolution, z przedmow¹ J.E.M., London 1918. Angielskie
t³umaczenie zosta³o dokonane jeszcze w czasie ostatniej wojny przez jak¹œ
przewiduj¹c¹ osobê> jego idee, pod wp³ywem Plengego, osi¹gnê³y pe³ny kszta³t.
Lensch opiera swoj¹ argumentacjê na interesuj¹cym i pod wieloma wzglêdami
adekwatnym opisie, jak protekcjonizm Bismarcka umo liwi³ w Niemczech rozwój
koncentracji i kartelizacji przemys³u, co z jego marksistowskiego stanowiska

oznacza wy szy etap rozwoju gospodarczego. <192>Rezultatem decyzji Bismarcka z
1879 roku by³o przyjêcie przez Niemcy roli rewolucyjnej, to znaczy roli pastwa,
którego postawa wobec reszty œwiata polega na reprezentowaniu wy szego i
bardziej zaawansowanego systemu gospodarczego. Uœwiadomiwszy to sobie,
powinniœmy dostrzec, e w o b e c n e j r e w o l u c j i œ w i a t o w e j N i e

m c y r e p r e z e n t u j ¹ s t r o- n ê r e w o l u c y j n ¹, a i c h g ³ ó
w n y p r z e c i- w n i k - A n g l i a, s t r o n ê k o n t r r e w o l u c y
j- n ¹. Fakt ten dowodzi w jak nik³ym stopniu konstytucja danego kraju, czy to

liberalna i republikaska czy monarchistyczna i autokratyczna, wp³ywa na kwestiê
tego, czy z punktu widzenia rozwoju historycznego, kraj ten ma byæ traktowany
jako liberalny czy nie. Albo, mówi¹c proœciej, nasze koncepcje liberalizmu,
demokracji itd., wywodz¹ siê z idei angielskiego indywidualizmu, zgodnie z
którym pastwo o s³abym rz¹dzie jest pastwem liberalnym, a ka de ograniczenie

wolnoœci jednostki jest traktowane jako wytwór autokracji i militaryzmu<170>. W
Niemczech, <192>historycznie ustanowionym reprezentancie<170> owej wy szej formy
ycia gospodarczego, <192>walka o socjalizm by³a niezwykle uproszczona, poniewa

wszystkie wstêpne warunki socjalizmu uformowane zosta³y tam ju wczeœniej. St¹d
te ywotn¹ kwesti¹ ka dej partii socjalistycznej sta³ siê z koniecznoœci triumf
Niemiec nad ich wrogami, aby mog³y one spe³niæ sw¹ historyczn¹ misjê
zrewolucjonizowania œwiata. Dlatego te wojna Ententy przeciwko Niemcom
przypomina³a usi³owania drobnej bur uazji epoki przedkapitalistycznej, podjête

dla zapobie enia upadkowi swej klasy.<170> Organizacja kapita³u, kontynuuje
Lensch, <192>która zosta³a nieœwiadomie zapocz¹tkowana przed wojn¹, i by³a
œwiadomie kontynuowana w trakcie jej trwania, bêdzie systematycznie rozwijana po

wojnie. Bynajmniej nie z uwagi na potrzebê sztuki organizacji, ani te dlatego, e
socjalizm zosta³ uznany za wy szy etap rozwoju spo³ecznego. Klasy, które s¹
dzisiaj w praktyce pionierami socjalizmu, w teorii s¹ jego zaprzysiêg³ymi
wrogami, a przynajmniej by³y nimi do niedawna. Socjalizm nadchodzi, i w pewnej
mierze ju nadszed³, poniewa nie mo emy d³u ej yæ bez niego.<170> Jedynymi

ludŸmi, którzy jeszcze przeciwstawiaj¹ siê tej tendencji s¹ libera³owie.
<192>Owa klasa ludzi, którzy podœwiadomie rozumuj¹ zgodnie z angielskimi
standardami, obejmuje ca³¹ niemieck¹ wykszta³con¹ bur uazjê. Ich polityczne idee

<192>wolnoœci<170> i <192>praw obywatelskich<170>, konstytucjonalizmu i
parlamentaryzmu wywodz¹ siê z indywidualistycznej koncepcji œwiata, której
klasycznym wcieleniem jest liberalizm angielski, i która zosta³¹ przjêta przez

rzeczników niemieckiej bur uazji w latach 50-ych, 60-ych i 70-ych XIX wieku.
Standardy te s¹ jednak przestarza³e i pogruchotane, podobnie jak pogruchotany
zosta³ przez tê wojnê przestarza³y angielski liberalizm. Trzeba teraz pozbyæ siê
tych odziedziczonych idei politycznych i dopomóc rozwojowi nowej koncepcji
pastwa i spo³eczestwa. Tak e w tej dziedzinie socjalizm musi stanowiæ œwiadom¹ i
zdecydowan¹ opozycjê w stosunku do indywidualizmu. Zdumiewaj¹cy jest w zwi¹zku z
tym fakt, e w tzw. <192>reakcyjnych<170> Niemczech klasy pracuj¹ce wywalczy³y
dla siebie o wiele pewniejsz¹ i potê niejsz¹ pozycjê w yciu pastwa, ni w

Seite 69

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

przypadku Anglii lub Francji<170>. Lensch kontynuuje swe rozwa ania, które i tym
razem zawieraj¹ wiele prawdy i warte s¹ zastanowienia: <192>Poniewa
socjaldemokraci, przy pomocy [powszechnego] prawa wyborczego, obsadzili ka de
miejsce, jakie tylko mogli uzyskaæ w Reichstagu, w parlamencie krajowym, w
radach miejskich, w s¹dach rozjemczych, w kasach chorych itd., przeniknêli

bardzo g³êboko w organizm pastwa. Jednak cen¹ jak¹ musieli za to zap³aciæ, by³o
to, e pastwo z kolei uzyska³o znacz¹cy wp³yw na klasy pracuj¹ce. Mo emy byæ
pewni, e w rezultacie mozolnych wysi³ków socjalistów podejmowanych od
piêædziesiêciu lat, pastwo nie jest ju takie jak by³o w roku 1867, kiedy
powszechne prawo wyborcze wesz³o w ycie po raz pierwszy. Ale z kolei
socjaldemokracja te nie jest ju t¹ z poprzedniego okresu. P a s t w o u l e g ³
o p r o c e - s o w i s o c j a l i z a c j i, z a œ s o c j a l d e m o k r- a
c j a p r z e s z ³ a p r z e z p r o c e s n a c j o n a - l i z a c j i.
Plenge i Lensch z kolei dostarczyli idei przewodnich bezpoœrednim mistrzom
narodowego socjalizmu, w szczególnoœci Oswaldowi Spenglerowi i A. Moellerowi van
den Bruckowi, e wymienimy tylko dwa najbardziej znane nazwiska. Opinie co do
tego, jak dalece ten pierwszy mo e byæ uwa any za socjalistê, mog¹ byæ ró
ne.<$FTo samo odnosi siê do wielu innych intelektualnych przywódców pokolenia,
które zrodzi³o nazizm, takich jak Othmar Spann, Hans Freyer, Carl Schmitt i
Ernst Jünger. Por. jeœli idzie o te zagadnienia, interesuj¹ce studium Aurela
Kolnaia, The War against the West, 1938, które wszak e cierpi na pewien
niedostatek, ogranicza siê bowiem do okresu powojennego, gdy owe idea³y zosta³y
ju przejête przez nacjonalistów, i pomija ich socjalistycznych twórców.> Lecz
jest rzecz¹ oczywist¹, e w swoim traktacie z 1920 roku Prussianism and Socialism
wyra a on jedynie idee szeroko podtrzymywane przez niemieckich socjalistów.
Wystarczy kilka próbek jego argumentacji. <192>Stary duch pruski i przekonania

socjalistyczne, które dziœ nienawidz¹ siê jak bracia, s¹ jednym i tym
samym<170>. Reprezentanci zachodniej cywilizacji w Niemczech - niemieccy
libera³owie, s¹ <192>niewidzialn¹ angielsk¹ armi¹, któr¹ po bitwie pod Jen¹
Napoleon zostawi³ na ziemi niemieckiej.<170> Dla Spenglera ludzie tacy, jak
Hardenberg, Humboldt i inni liberalni reformatorzy, wszyscy byli

<192>angielscy<170>. Lecz ten <192>angielski<170> duch zostanie zniszczony przez
niemieck¹ rewolucjê, która zaczê³a siê w roku 1914. <192>Trzy ostatnie narody
Zachodu zmierza³y do trzech form istnienia, reprezentowanych przez s³awne has³a:

wolnoœæ, równoœæ, wspólnota. Przejawia³y siê one w politycznych formach
liberalnego parlamentaryzmu, socjaldemokracji i autorytarnego
socjalizmu.<$FSprenglerowska form³a znalaz³a odzew w czêsto cytowanym
stwierdzeniu Carla Schmitta, czo³owego eksperta nazistowskiego w zakresie prawa
konstytucyjnego, wed³ug którego ewolucja rz¹dów nastêpuje <192>w trzech

dialektycznych etapach: od pastwa a b s o l u t n e g o XVII i XVIII wieku,
przez pastwo n e u t r a l n e liberalnego wieku dziwiêtnastego, do pastwa t o t
a l i t a r n e g o, w którym pastwo i spo³eczestwo s¹ to same ze sob¹<170> (C.

Schmitt, Der Hüter der Verfassung, Tübingen 1931, s. 79.> /.../ Niemiecki, a
œciœlej mówi¹c pruski, instynkt podpowiada, e w³adza nale y do ogó³u. /.../ Ka
dy ma wyznaczone swoje miejsce. Ka dy albo rozkazuje, albo s³ucha. Taki jest, od
XVIII wieku, autorytarny socjalizm, z gruntu nieliberalny i antydemokratyczny, w
angielskim rozumieniu liberalizmu i we francuskim znaczeniu demokracji. /.../ W

Niemczech nienawidzi siê wielu maj¹cych z³¹ s³awê przeciwstawnych idei, ale
gardzi siê na niemieckiej ziemi jedynie liberalizmem. <192>Struktura narodu
angielskiego opiera siê na podziale na bogatych i biednych, pruskiego na

rozkazuj¹cych i s³uchaj¹cych. Dlatego znaczenie podzia³ów klasowych jest w obu
tych krajach zasadniczo ró ne<170>. Zwróciwszy uwagê na zasadnicz¹ ró nicê
miêdzy angielskim systemem opartym na konkurencji a pruskim systemem
<192>administracji gospodarczej170>, ukazawszy (œwiadomie za Lenschem), jak
poczynaj¹c od Bismarcka, celowa organizacja dzia³alnoœci gospodarczej stopniowo

przybiera³a coraz bardziej socjalistyczne formy, Spengler kontynuuje: <192>W
Prusach istnia³o prawdziwe pastwo w najambitniejszym sensie tego s³owa. œciœle
mówi¹c nie mog³o tam byæ adnych osób prywatnych. Ka dy kto y³ w tym systemie,

dzia³aj¹cym z precyzj¹ zegara, by³ w pewnym sensie jednym z jego trybów.
Zarz¹dzanie sprawami publicznymi nie mog³o zatem spoczywaæ w rêkach osób
prywatnych, jak to zak³ada system parlamentarny. By³ to Amt [urz¹d przyp.

t³um.], a odpowiedzialny polityk by³ urzêdnikiem pastwowym, s³ug¹ ogó³u<170>.
<192>Pruska idea<170> wymaga, by ka dy sta³ siê urzêdnikiem pastwowym, by
wszystkie zarobki i pensje by³y ustalane przez pastwo. W szczególnoœci
administrowanie wszelk¹ w³asnoœci¹ staje siê p³atn¹ funkcj¹. Pastwem przysz³oœci
bêdzie Beamtenstaat. Ale <192>rozstrzygaj¹c¹ kwesti¹, nie tylko dla Niemiec, ale
i dla ca³ego œwiata, która musi zostaæ rozwi¹zana p r z e z Niemcy d l a œwiata,
jest: Czy w przysz³oœci handel ma rz¹dziæ pastwem czy pastwo ma rz¹dziæ handlem?
Gdy idzie o to pytanie duch pruski i socjalizm nie ró ni¹ siê od siebie. /.../

Seite 70

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

Duch pruski i socjalizm tocz¹ walkê z duchem Anglii wœród nas<170>. Moellera van
den Brucka, patrona narodowego socjalizmu, dzieli³ st¹d ju tylko krok od
proklamowania wojny œwiatowej pomiêdzy liberalizmem i socjalizmem:
<192>Przegraliœmy wojnê przeciwko Zachodowi. Socjalizm przegra³ z
liberalizmem<170>.<$FArthur Moeller van den Bruck, Sozialismus und

Aussenpolitik, 1933, s.87, 90 i 100. Artyku³y tam przedrukowane, zw³aszcza
artyku³ "Lenin i Keynes", który w sposób bardziej pe³ny analizuje spór omawiany
przez nas w tej ksi¹ ce, zosta³y opublikowane pomiêdzy rokiem 1919 i 1923.> Gdy
dla Spenglera liberalizm jest zatem arcywrogiem, Moeller van den Bruck szczyci
siê tym, e <192>dzisiaj nie ma w Niemczech libera³ów. S¹ m³odzi rewolucjoniœci,
s¹ m³odzi konserwatyœci. Któ by³by libera³em? /.../ Liberalizm jest filozofi¹
ycia, od której m³odzi Niemcy odwracaj¹ siê czuj¹c md³oœci, z gniewem, ze
szczególn¹ pogard¹, gdy nie ma nic bardziej obcego, bardziej odra aj¹cego,
bardziej sprzecznego z ich filozofi¹. M³odzi Niemcy uwa aj¹ dziœ liberalizm z a
a r c y w r o g a<170>. Trzecia Rzesza Moellera van den Brucka mia³a w jego
zamierzeniu daæ Niemcom socjalizm przystosowany do ich natury i niesplamiony
przez zachodnie idee liberalne. I tak siê w³aœnie sta³o. Autorzy ci w adnym
razie nie stanowili odosobnionego zjawiska. Ju w 1922 roku, postronny obserwator
móg³ mówiæ o <192>szczególnym i, na pierwszy rzut oka, zaskakuj¹cym
zjawisku<170>, daj¹cym siê zaobserwowaæ w Niemczech: <192>Walka przeciwko
porz¹dkowi kapitalistycznemu jest, zgodnie z tym pogl¹dem, kontynuacj¹ wojny
przeciwko Entencie przy u yciu duchowej broni i broni gospodarczej organizacji,
drog¹ która prowadzi do praktycznego socjalizmu, powrotem narodu niemieckiego do
jego najlepszych i najszlachetniejszych tradycji<170>.<$FK.Pribram, Deutscher
Nationalismus und Deutscher Sozialismus, w: Archiv für Sozialwissenschaft und
Sozialpolitik, vol. XLIX (1922), s. 298-299. Autor wymienia jako nastêpny

przyk³ad, filozofa Maxa Schelera g³osz¹cego <192>socjalistyczn¹ misjê œwiatow¹
Niemiec<170> oraz marksistê K.Korscha, pisz¹cego o duchu nowej
Volksgemeinschaft, jako argumentuj¹cych w ten sam sposób.> Walka przeciwko
liberalizmowi we wszystkich jego formach, liberalizmowi, który pokona³ Niemcy,
stanowi³a wspóln¹ ideê, która jednoczy³a socjalistów i konserwatystów, tak i

tworzyli jeden front. Z pocz¹tku idee te by³y najchêtniej przyjmowane w Ruchu
Niemieckiej M³odzie y, ca³kowicie socjalistycznym, gdy idzie o inspiracje i
pogl¹dy. Tutaj te dokona³a siê fuzja socjalizmu i nacjonalizmu. W póŸnych latach

dwudziestych, a do dojœcia Hitlera do w³adzy, g³ównym wyrazicielem tej tradycji
w sferze intelektualnej by³ kr¹g m³odych ludzi zebranych wokó³ pisma "Die Tat",
kierowanego przez Ferdynanda Frieda. Jego Ende des Kapitalismus jest mo e
najbardziej charakterystycznym wytworem grupy Edelnazistów, jak ich nazywano w
Niemczech. Praca ta jest szczególnie niepokoj¹ca ze wzglêdu na swe podobiestwo

do tak licznej dziœ w Anglii i Stanach Zjednoczonych literatury, w której mo emy
obserwowaæ to samo zbli enie pomiêdzy socjalistami lewicy i prawicy, i niemal tê
sam¹ pogardê do wszystkiego, co liberalne w starym sensie. <192>Socjalizm

konserwatywny<170> (a w innych krêgach <192>socjalizm religijny<170>) by³
sloganem, za pomoc¹ którego liczni autorzy przygotowali klimat, w którym zwyciê
y³ <192>narodowy socjalizm<170>. Poœród nas dominuj¹c¹ teraz tendencj¹ jest
w³aœnie <192>socjalizm konserwatywny<170>. Czy by wojna z mocarstwami zachodnimi
<192>przy u yciu duchowej broni i broni gospodarczej organizacji<170> zosta³a

wygrana jeszcze przed wybuchem prawdziwej wojny? XIII. Totalitaryœci s¹ wœród
nas @MOTTO = Gdy w³adza prezentuje siê w masce organizacji, roztacza urok
dostatecznie fascynuj¹cy, by przemieniæ spo³ecznoœci wolnych ludzi w totalitarne

pastwa. @MOTTO = "The Times" (Londyn) Chyba zbytnio nie rozmija siê z prawd¹
pogl¹d, e sam ogrom gwa³tów pope³nionych przez rz¹dy totalitarne zamiast
potêgowaæ obawê, i system taki móg³by pewnego dnia powstaæ tak e w krajach
bardziej oœwieconych, raczej wzmacnia pewnoœæ, e tutaj nie mo e siê to zdarzyæ.
Gdy spogl¹damy na nazistowskie Niemcy, przepaœæ jaka nas od nich dzieli wydaje

siê tak ogromna, e nic z tego, co siê tam dzieje, zdaje siê nie mieæ zwi¹zku z
jakimkolwiek mo liwym rozwojem wydarze w tym kraju [tj. Wielkiej Brytanii przyp.
t³.]. Fakt zaœ, e ró nica ta stale siê powiêksza, wydaje siê podwa aæ wszelk¹

sugestiê, e mo emy zmierzaæ w podobnym kierunku. Nie zapominajmy jednak, i
piêtnaœcie lat temu mo liwoœæ tego rodzaju wydarze w Niemczech równie uwa ana
by³a za fantastyczn¹, i to nie tylko przez dziewiêæ dziesi¹tych Niemców, ale tak

e przez najbardziej wrogich obserwatorów zagranicznych (jakkolwiekby nie
próbowali teraz udawaæ, e wszystko wówczas wiedzieli). Jednak e, jak zauwa y³em
wczeœniej, warunki panuj¹ce w krajach demokratycznych, wykazuj¹ stale rosn¹ce
podobiestwo nie do wspó³czesnych Niemiec, ale do Niemiec sprzed dwudziestu,
trzydziestu lat. Mamy do czynienia z wieloma cechami, uwa anymi podówczas za
<192>typowo niemieckie<170>, a które obecnie, na przyk³ad w Anglii, s¹ równie
rozpowszechnione, oraz z wieloma symptomami œwiadcz¹cymi o dalszym rozwoju w tym
samym kierunku. Wzmiankowaliœmy ju uprzednio o najwa niejszym z nich:

Seite 71

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

wzrastaj¹cym podobiestwie miêdzy pogl¹dami ekonomicznymi prawicy i lewicy oraz
ich zgodnej opozycji wobec liberalizmu, który zazwyczaj stanowi³ wspóln¹
platformê wiêkszoœci kierunków polityki angielskiej. Stwierdzenie, e podczas
ostatnich rz¹dów konserwatywnych, wœród tzw. backbenchers [cz³onków Izby Gmin,
którzy nie piastuj¹ adnej funkcji w rz¹dzie lub opozycji przyp. t³.] Partii

Konserwatywnej <192>wszyscy najbardziej utalentowani /.../ byli z przekonania
socjalistami<170><$F"The Spectator", April 12, 1940, s. 523.> wspiera autorytet
pana Harolda Nicolsona. Nie ulega w¹tpliwoœci, e tak jak za czasów fabian, wielu
socjalistów ywi wiêcej sympatii dla konserwatystów ni dla libera³ów. Istnieje te
wiele innych elementów œciœle z tym powi¹zanych. Otaczanie coraz wiêksz¹ czci¹
pastwa, podziw dla w³adzy i dla wielkoœci ze wzglêdu na ni¹ sam¹, entuzjazm dla
<192>organizowania<170> wszystkiego (teraz nazywamy to <192>planowaniem<170>), i
owa <192>niezdolnoœæ Niemców do pozostawienia czegokolwiek zwyk³ym si³om
organicznego wzrostu<170>, nad któr¹ nawet von Treitschke ubolewa³ szeœædziesi¹t
lat temu, s¹ teraz niewiele mniej widoczne w Anglii, ni niegdyœ w Niemczech. Jak
daleko w ci¹gu ostatnich dwudziestu lat zasz³a Anglia posuwaj¹c siê niemieckim
szlakiem narzuca siê z niezwyk³¹ ostroœci¹, gdy czyta siê niektóre z powa
niejszych dyskusji wokó³ ró nic miêdzy angielskimi a niemieckimi pogl¹dami na
kwestie polityczne i moralne, jakie toczy³y siê podczas ostatniej wojny. Nie
odbiega siê te prawdopodobnie od prawdy, gdy twierdzi siê, e wtedy spo³eczestwo
brytyjskie na ogó³ rzetelniej ni dzisiaj ocenia³o te ró nice. Ale, gdy wówczas
naród angielski by³ dumny ze swej odmiennej tradycji, to dzisiaj trudno by³oby
znaleŸæ takie pogl¹dy polityczne, ówczeœnie uwa ane za typowo angielskie,
których wiêkszoœæ tego narodu na po³y nie wstydzi³aby siê, jeœli zgo³a stanowczo
ich siê nie wypiera. Nie bêdzie wielk¹ przesad¹ stwierdzenie, e im wyraŸniej
jakiœ autor zajmuj¹cy siê zagadnieniami politycznymi i spo³ecznymi jawi³ siê

ówczeœnie œwiatu jako typowo angielski, tym bardziej dzisiaj poszed³ w
zapomnienie we w³asnym kraju. Ludzie tacy jak Lord Morley lub Henry Sidgwick,
Lord Acton lub A.V.Dicey, podziwiani wówczas szeroko w œwiecie, jako wybitne
przyk³ady m¹droœci politycznej liberalnej Anglii, s¹ dla obecnego pokolenia w
znaczniej mierze przestarza³ymi wiktorianami. Byæ mo e nic lepiej nie ukazuje

owej zmiany ni fakt, e podczas, gdy we wspó³czesnej [politycznej] literaturze
angielskiej nie brak przejawów przychylnego traktowania Bismarcka, to nazwisko
Gladstone'a rzadko jest wzmiankowane przez m³odsz¹ generacjê bez naigrywania siê

z jego wiktoriaskiej moralnoœci i naiwnego utopizmu. Szkoda, e nie jestem w
stanie w pe³ni oddaæ w kilku paragrafach niepokoj¹cego wra enia, jakie wynios³em
z lektury kilku angielskich prac na temat idei panuj¹cych w Niemczech podczas
ostatniej wojny, z których niemal ka de s³owo mo na by³oby odnieœæ do
najbardziej narzucaj¹cych siê uwadze pogl¹dów we wspó³czesnej literaturze

angielskiej. Chcia³bym przytoczyæ jedynie krótki fragment z Lorda Keynesa,
opisuj¹cego w roku 1915 <192>koszmar<170> z jakim zetkn¹³ siê w jednej z
typowych niemieckich prac z tego okresu. Opisuje on jak, wed³ug niemieckiego

autora, <192> ycie przemys³owe musi pozostawaæ w stanie mobilizacji nawet
podczas pokoju. To w³aœnie ma on na myœli mówi¹c o <192>militaryzacji naszego
ycia przemys³owego<170> [jest to zarazem tytu³ omawianej pracy]. Indywidualizm
musi siê bezwzglêdnie skoczyæ. Musi zostaæ ustanowiony system regulacji, którego
celem nie bêdzie najwiêksze szczêœcie jednostki (prof. Jaffé nie wstydzi siê

mówiæ o tym w tak wielu s³owach), ale wzmocnienie organizacyjnej jednoœci pastwa
w celu osi¹gniêcia najwy szego stopnia wydajnoœci (Leistungsfähigkeit), której
wp³yw na jednostkowe korzyœci jest jedynie poœredni. Tê obrzydliw¹ doktrynê

uœwiêca pewnego rodzaju idealizm. Naród osi¹gnie <192>œcis³¹ jednoœæ<170>, i
rzeczywiœcie stanie siê tym, czym wedle Platona powinien byæ - 'Dem Menschen im
Grossen' [Cz³owiekiem pisanym du ymi literami - przyp. t³um.]. W szczególnoœci
zaœ nadchodz¹cy pokój przyniesie umocnienie idei dzia³a dokonywanych przez
pastwo w dziedzinie przemys³u. /.../ Inwestycje zagraniczne, emigracja, polityka

przemys³owa traktuj¹ca w ostatnich latach ca³y œwiat jak rynek, s¹ zbyt
niebezpieczne. Stary, gin¹cy dziœ ³ad przemys³owy oparty jest na zysku, zaœ nowe
dwudziestowieczne Niemcy, mocarstwo nie nastawione na zysk, maj¹ na celu

zlikwidowanie systemu kapitalistycznego, który dotar³ tu z Anglii sto lat
temu<170>.<$F"Economic Journal" 1915, p. 450.> Wyj¹wszy fakt, e o ile wiem, aden
angielski autor nie oœmieli³ siê dotychczas otwarcie potêpiæ szczêœcia

jednostki, czy jest w tym tekœcie jakiœ fragment nie znajduj¹cy odzwierciedlenia
w wiêkszoœci wspó³czesnej angielskiej literatury [z zakresu polityki i
ekonomii]? Bez w¹tpienia te nie tylko idee, które w Niemczech i gdzie indziej,
przygotowa³y nadejœcie totalitaryzmu, ale tak e liczne jego zasady s¹
przedmiotem rosn¹cej fascynacji w wielu krajach. Choæ prawdopodobnie tylko
nieliczni w Anglii, o ile w ogóle ktoœ, byliby gotowi prze³kn¹æ totalitaryzm w
ca³oœci, to jednak niewiele jest jego pojedynczych w³aœciwoœci, których ten lub
ów nie zaleca³by do naœladowania. Istotnie, u Hitlera z trudem mo na znaleŸæ coœ

Seite 72

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

do naœladowania, czego w Anglii czy Ameryce ten czy tamten nie zaleca³by do
wykorzystania dla naszych w³asnych celów. W szczególnoœci odnosi siê to do wielu
ludzi, którzy bez w¹tpienia s¹ œmiertelnymi wrogami Hitlera, z uwagi na jedn¹,
szczególn¹ cehcê jego systemu. Nigdy nie powinniœmy zapominaæ, e antysemityzm
Hitlera zmusi³ do opuszczenia jego kraju lub przemieni³ w jego wrogów, wielu

ludzi, którzy pod ka dym wzglêdem s¹ zagorza³ymi totalitarystami w niemieckim
stylu.<$FZw³aszcza, gdy bierzemy pod uwagê proporcjê by³ych socjalistów do tych,
którzy stali siê nazistami jest rzecz¹ wa n¹, by pamiêtaæ, e prawdziwe znaczenie
tego proporcji mo na uchwyciæ dopiero wówczas, gdy dokonamy porównania, nie z
ogóln¹ liczb¹ by³ych socjalistów, ale z liczb¹ tych, którym pochodzenie adn¹
miar¹ nie przeszkadza³o w konwersji. Rzeczywiœcie, jedn¹ z zaskakuj¹cych cech
politycznej emigracji z Niemiec jest wzglêdnie niewielka liczba uchodŸców z
lewicy, którzy nie s¹ <192>-ydami<170>, w niemieckim znaczeniu tego s³owa. Jak e
czêsto s³yszymy pochwa³y niemieckiego systemu poprzedzone wypowiedziami w
rodzaju tej, wyg³oszonej podczas jednej z niedawnych konferencji: <192>Pan
Hitler nie jest moim idea³em daleko do tego. Mam wiele wa kich osobistych
powodów, dla których Pan Hitler nie móg³by byæ moim idea³em, ale...<170> i tu
nastêpuje wyliczenie <192>cech totalitarnej techniki mobilizacji gospodarczej,
które warte s¹ przemyœlenia<170>.> -aden opis w kategoriach ogólnych nie mo e
daæ w³aœciwego pojêcia o podobiestwie wiêkszoœci wspó³czesnej angielskiej
literatury politycznej do dzie³, które w Niemczech zburzy³y wiarê w cywilizacjê
zachodni¹ i wytworzy³y stan umys³ów, dziêki któremu nazizm móg³ odnieœæ sukces.
Podobiestwo to jest nawet bardziej spraw¹ nastawienia z jakim podchodzi siê do
owych problemów, ni kwesti¹ zastosowania szczegó³owych argumentów. Polega ono na
gotowoœci zerwania wszelkich kulturowych wiêzi z przesz³oœci¹ i podjêcia ryzyka
uzale nienia wszystkiego od powodzenia pojedynczego eksperymentu. Podobnie jak w

Niemczech, wiêkszoœæ prac, które toruj¹ drogê totalitarnej tendencji w tym
kraju, jest dzie³em szczerych idealistów, a czêsto ludzi o znacznej randze
intelektualnej. Tak wiêc, choæ dobór konkretnych osób jako przyk³adów, gdy
rzecznikami podobnych pogl¹dów s¹ setki innych ludzi, budzi g³êbok¹ niechêæ, nie
widzê innej drogi skutecznego wykazania jak dalece jest w istocie zaawansowany

ów proces. Celowo wybra³em jako ilustracjê autorów, których szczeroœæ i
bezinteresownoœæ s¹ poza wszelkimi podejrzeniami. Jednak e, choæ mam nadziejê
pokazaæ w ten sposób jak pogl¹dy, które s¹ Ÿród³em totalitaryzmu szybko tutaj

siê szerz¹, widzê nik³¹ szansê trafnego oddania równie donios³ego podobiestwa
pod wzglêdem klimatu emocjonalnego. Niezbêdne by³yby wówczas rozleg³e badania
wszystkich subtelnych zmian w dziedzinie myœli i jêzyka, by wyjaœniæ to, co doœæ
³atwo daje siê rozpoznaæ jako przejawy znanego ju procesu. Spotykaj¹c ludzi,
którzy mówi¹ o koniecznoœci przeciwstawienia <192>wielkich<170> idei

<192>ma³ym<170> i zast¹pieniu starego, <192>statycznego<170> lub
<192>fragmentarycznego<170> myœlenia przez nowe myœlenie, <192>dynamiczne<170>
albo <192>globalne<170>, uczymy siê rozpoznawaæ to, co na pierwszy rzut oka

wydaje siê byæ czystym nonsensem, a co jest oznak¹ tej samej postawy
intelektualnej, z której objawami sami mamy do czynienia tu w Wielkiej Brytanii.
Moim pierwszym przyk³adem s¹ dwie prace utalentowanego uczonego, który w
ostatnich latach zwróci³ na siebie znaczn¹ uwagê. Niewiele istnieje chyba
przypadków we wspó³czesnej politycznej literaturze angielskiej, w których wp³yw

specyficznie niemieckich idei, o które nam chodzi, jest tak wyraŸny jak w ksi¹
kach profesora E.H.Carra Twenty Years' Crisis i Conditions of Peace. W pierwszej
z nich profesor Carr szczerze wyznaje, e jest zwolennikiem <192>tej

'historycznej szko³y' realistów, której ojczyzn¹ by³y Niemcy, i (której) rozwój
mo e byæ wyznaczony przez wielkie nazwiska Hegla i Marksa. Realist¹, wyjaœnia
on, jest ten <192>kto czyni moralnoœæ funkcj¹ polityki<170>, i kto <192>nie mo e
logicznie zaakceptowaæ adnego standardu wartoœci, z wyj¹tkiem faktów.
<192>Realizm<170> ten jest przeciwstawiony, w iœcie niemiecki sposób, myœli

<192>utopijnej<170>, datuj¹cej siê od osiemnastego wieku, <192>która by³a z
istoty indywidualistyczna, bowiem czyni³a sumienie ludzkie ostateczn¹ instancj¹
odwo³awcz¹<170>. Jednak e stara moralnoœæ z jej <192>abstrakcyjnymi zasadami

ogólnymi<170> musz¹ znikn¹æ, poniewa <192>empirysta odnosi siê do konkretnego
przypadku ze wzglêdu na jego cechy indywidualne<170>. Inaczej mówi¹c, nic siê
nie liczy oprócz korzyœci praktycznej, i nawet zapewnia siê nas, e <192>zasada

pacta sunt servanda nie jest zasad¹ moraln¹<170>. To, e bez abstrakcyjnych zasad
ogólnych cechy indywidualne i wartoœci (merit) staj¹ siê jedynie spraw¹
arbitralnej opinii. a traktaty miêdzynarodowe, skoro nie s¹ wi¹ ¹ce moralnie,
trac¹ w ogóle znaczenie, nie wydaje siê martwiæ profesora Carra. W zwi¹zku z tym
profesor Carr zdaje siê s¹dziæ, choæ nie mówi tego wprost, e podczas ostatniej
wojny [1914-1918 przyp. t³.] Anglia walczy³a po niew³aœciwej stronie. Ka dy, kto
przeczyta na nowo wypowiedzi na temat brytyjskich celów wojennych sprzed
dwudziestu piêciu lat, i porówna je z dzisiejszymi pogl¹dami profesora Carra,

Seite 73

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

bez trudu dostrze e, e to, co podówczas uwa ano za niemiecki punkt widzenia jest
obecnie stanowiskiem profesora Carra, który zapewne dowodzi³by, e odmiennoœæ
g³oszonych wówczas w tym kraju pogl¹dów by³a jedynie wynikiem brytyjskiej
hipokryzji. Jak znikom¹ ró nicê jest on zdolny dostrzegaæ pomiêdzy idea³ami
uznawanymi w tym kraju a idea³ami realizowanymi w dzisiejszych Niemczech,

najlepiej ilustruje jego stwierdzenie, i <192>prawd¹ jest, e gdy jakiœ wysoko
postawiony narodowy socjalista twierdzi, e <192>wszystko co korzystne dla narodu
niemieckiego jest s³uszne, wszystko zaœ co szkodliwe jest nies³uszne<170>,
proponuje on jedynie ten sam rodzaj uto samienia interesu narodowego z
powszechnym prawem, jakie zosta³o uprzednio ustanowione na u ytek krajów
anglojêzycznych przez (Prezydenta) Wilsona, Profesora Tonybee'ego, Lorda Cecila
i wielu innych<170>. Odk¹d swe ksi¹ ki profesor Carr poœwiêci³ problematyce
miêdzynarodowej, ich charakterystyczne nastawienie uwidacznia siê przede
wszystkim w tej dziedzinie. Jednak e charakter przysz³ego spo³eczestwa, który mo
na uchwyciæ na podstawie jego rozwa a, zdaje siê tak e mieœciæ ca³kowicie w
modelu totalitarnym. Czasem mo na nawet siê zastanawiaæ czy podobiestwo to jest
przypadkowe, czy zamierzone. Czy na przyk³ad profesor Carr zdaje sobie sprawê, e
jego twierdzenie: <192>nie mo emy ju d³u ej dopatrywaæ siê zbytniego znaczenia w
popularnym w dziewiêtnastowiecznej myœli rozró nieniu na <192>spo³eczestwo<170>
i <192>pastwo<170><170>, to dok³adnie doktryna profesora Carla Schmitta,
czo³owego nazistowskiego teoretyka totalitaryzmu, i zarazem w rzeczywistoœci
istota definicji totalitaryzmu, jak¹ nada³ on wprowadzonemu przez siebie
terminowi? Albo czy pogl¹d, e <192>masowa produkcja opinii jest konsekwencj¹
masowej produkcji dóbr<170>, a zatem, e <192>uprzedzenie jakie wiele umys³ów ywi
dziœ do s³owa <192>propaganda<170> jest dok³adnym odpowiednikiem uprzedzenia
wobec kontroli przemys³u i handlu<170>, nie jest w istocie apologi¹ takiej

reglamentacji opinii jak¹ praktykuj¹ naziœci? W swych niedawno wydanych
Conditions of Peace profesor Carr z emfaz¹ odpowiada twierdz¹co na pytanie,
którym zakoczyliœmy ostatni rozdzia³: <192>Zwyciêzcy przegrali pokój, wygra³y go
zaœ Rosja Radziecka i Niemcy, poniewa ta pierwsza nie zaniecha³a g³oszenia, a
tak e czêœciowo stosowania w praktyce, niegdyœ wa nych, ale dziœ bêd¹cych

Ÿród³em rozk³adu idea³ów prawa narodów i leseferystycznego kapitalizmu, podczas
gdy te drugie, œwiadomie lub bezwiednie unoszene przed siebie na fali
dwudziestego wieku stara³y siê zbudowaæ œwiat z³o ony z wiêkszych jednostek

poddanych scentralizowanemu planowaniu i kontroli<170>. Profesor Carr ca³kowicie
przejmuje niemieckie has³o bojowe socjalistycznej rewolucji Wschodu przeciwko
liberalnemu Zachodowi, której przewodzi³y Niemcy: <192>rewolucji, która zaczê³a
siê podczas ostatniej wojny i jest si³¹ napêdow¹ ka dego wa niejszego ruchu
politycznego ostatniego dwudziestolecia /.../ rewolucji przeciwko dominuj¹cym

idea³om dziewiêtnastego wieku: liberalnej demokracji, samostanowieniu narodów i
leseferystycznej ekonomii<170>. Jak sam s³usznie stwierdza: <192>by³o rzecz¹
prawie nieuniknion¹, e to wyzwanie wobec dziewiêtnastowiecznych przekona,

których w rzeczywistoœci w Niemczech nie podzielano, znajdzie w nich jednego ze
swych najpotê niejszych protagonistów<170>. Proces ten przedstawiany jest jako
nieuchronny, z ca³¹ fatalistyczn¹ wiar¹ cechuj¹c¹ ka dego pseudohistoryka od
Hegla i Marksa poczynaj¹c: <192>znamy kierunek, w którym porusza siê œwiat i
musimy siê do niego dostosowaæ lub zgin¹æ<170>. Przekonanie, e tendencja ta jest

nieodwracalna opiera siê w sposób znamienny na znanych b³êdach ekonomicznych:
domniemanej koniecznoœci powszechnego rozwoju monopoli jako konsekwencji zmian
technologicznych, rzekomej <192>potencjalnej obfitoœci<170> i innych popularnych

frazesach, jakie pojawiaj¹ siê w pracach tego typu. Profesor Carr nie jest
ekonomist¹ i jego argumenty ekonomiczne nie wytrzyma³yby powa niejszej próby.
Jednak e ani to, ani równoczeœnie podtrzymywany przeze charakterystyczny pogl¹d,
e donios³oœæ czynnika ekonomicznego w yciu ludzkim raptownie maleje, nie
powstrzymuj¹ go ani od wspierania wszystkich przewidywa dotycz¹cych

nieuchronnych procesów argumentami ekonomicznymi, ani od przedstawiania swych
postulatów wobec przysz³oœci jako <192>reinterpretacji demokratycznych idea³ów
<192>równoœci<170> i <192>wolnoœci<170> w kategoriach g³ównie

ekonomicznych<170>! Pogarda profesora Carra dla wszystkich idei liberalnych
ekonomistów (które z uporem okreœla jako dziewiêtnastowieczne, choæ wie, e w
Niemczech <192>nigdy w rzeczywistoœci ich nie podzielano<170> i ju w

dziewiêtnastym wieku wprowadzono w ycie wiêkszoœæ zasad, za którymi teraz siê
opowiada) jest równie g³êboka, jak ka dego z owych teoretyków niemieckich
cytowanych w ostatnim rozdziale. Przejmuje on nawet niemieck¹ tezê, autorstwa
Friedricha Lista, e wolny handel by³ polityk¹ podyktowan¹ jedynie szczególnymi
interesami dziewiêtnastowiecznej Anglii i tylko dla nich odpowiedni¹. Jednak e
teraz <192>sztuczne wytworzenie pewnego stopnia autarkii jest jednym z
niezbêdnych warunków uporz¹dkowanego ycia spo³ecznego<170>. <192>Powrót do
bardziej rozproszonego i upowszechnionego handlu œwiatowego /.../ w wyniku

Seite 74

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

usuniêcia barier handlowych, czy te w rezultacie wskrzeszenia
dziewiêtnastowiecznych zasad laissez-faire jest nie do pomyœlenia. Przysz³oœæ
nale y do Grossraumwirtschaft [gospodarki wielkich regionów - przyp. t³um.] w
niemieckim stylu: <192>Rezultat, który pragniemy osi¹gn¹æ, mo e byæ uzyskany
jedynie poprzez celow¹ reorganizacjê ycia europejskiego w sposób w jaki podj¹³

siê tego dokonaæ Hitler<170>! Po tym wszystkim ju prawie bez zdziwienia
przyjmuje siê nastêpny charakterystyczny rozdzia³ zatytu³owany "Moralne funkcje
wojny", w którym profesor Carr raczy ³askawie ubolewaæ nad <192>maj¹cymi dobre
intencje ludŸmi (zw³aszcza w krajach anglojêzycznych), którzy pogr¹ eni w
dziewiêtnastowiecznej tradycji, upieraj¹ siê przy traktowaniu wojny jako
bezsensownej i pozbawionej celu<170>, i cieszy siê <192>poczuciem znaczenia i
celu<170> jakie rodzi wojna, ten <192>najpotê niejszy instrument spo³ecznej
solidarnoœci<170>. Wszystko to jest nader znajome, lecz to nie w dzie³ach
uczonych angielskich nale a³o spodziewaæ siê obecnoœci takich pogl¹dów. Byæ mo e
nie poœwiêciliœmy dotychczas wystarczaj¹cej uwagi jednej z w³aœciwoœci
intelektualnych przemian w Niemczech jakie dokona³y siê w ci¹gu ostatnich stu
lat, która w niemal identycznej formie ujawni³a siê teraz w krajach
anglojêzycznych - agitacji ze strony uczonych na rzecz <192>naukowej<170>
organizacji spo³eczestwa. Idea³ spo³eczestwa zorganizowanego odgórnie <192>wzd³u
i wszerz<170> w znacznym stopniu rozpowszechni³ siê w Niemczech, dziêki zupe³nie
wyj¹tkowemu wp³ywowi, jaki naukowcy i specjaliœci-technologowie mogli tam
wywieraæ na kszta³towanie siê opinii spo³ecznej i politycznej. Nieliczni ludzie
pamiêtaj¹, e we wspó³czesnej historii Niemiec profesorowie nauk politycznych
odgrywali rolê daj¹c¹ siê porównaæ z rol¹ prawników politycznych we
Francji.<$FZob. Franz Schnabel, Deutsche Geschichte im neuzehnten Jahrhundert,
Vol. II, 1933, s. 204.> Wp³yw tych naukowców-polityków nieczêsto ostatnimi czasy

zaznacza³ sw¹ obecnoœæ po stronie wolnoœci: <192>nietolerancja rozumu<170>, tak
czêsto widoczna u uczonych specjalistów, zniecierpliwienie sposobami
postêpowania zwyk³ego cz³owieka, tak charakterystyczne dla ekspertów, oraz
pogarda dla wszystkiego, co nie by³o œwiadomie zorganizowane przez umys³y wy
szego rzêdu zgodnie z naukowym wzorem, by³y zjawiskami nieobcymi niemieckiemu

yciu publicznemu od pokole, zanim uzyska³y znaczenie w Anglii. I byæ mo e aden
inny kraj nie dostarcza lepszego przyk³adu skutków, jakie ma dla narodu
powszechne i ca³kowite przestawienie wiêkszej czêœci systemu edukacji z

nauczania <192>humanistycznego<170> na <192>realne<170>, ni Niemcy pomiêdzy
rokiem 1840 a 1940.<$FS¹dzê, e pierwszym, który podsun¹³ myœl o zakazie
nauczania przedmiotów klasycznych, gdy zaszczepiaj¹ niebezpiecznego ducha
wolnoœci, by³ autor Lewiatana.> Sposób, w jaki ostatecznie niemieccy uczeni,
humaniœci i przyrodnicy, oddali siê ochoczo, z nielicznymi wyj¹tkami, w s³u bê

nowych w³adców, jest jednym z najbardziej przygnêbiaj¹cych i enuj¹cych spektakli
w ca³ej historii powstania narodowego socjalizmu.<$FS³u alczoœæ naukowców wobec
w³adzy pojawi³a siê w Niemczech wraz z potê nym rozwojem organizowanej przez

pastwo nauki, co jest dziœ za granic¹ przedmiotem wielkich pochwa³. Jeden z
najs³ynniejszych uczonych niemieckich, fizjolog Emil du Bois-Reymond nie
wstydzi³ siê powiedzieæ w swej mowie wyg³oszonej w roku 1870 z podwójnej okazji
objêcia urzêdu rektora Uniwersytetu Berliskiego oraz przewodnicz¹cego Pruskiej
Akademii Nauk, e: <192>my, Uniwersytet Berliski, mieszcz¹cy siê na przeciwko

pa³acu królewskiego, jesteœmy na mocy aktu fundacyjnego, intelektualnymi stra
nikami domu Hohenzollernów<170> (A Speech on the German War, London 1870, s. 31;
Jest rzecz¹ znacz¹c¹, e du Bois-Reymond uwa a³ za stosowne wydaæ angielskie

t³umaczenie tej mowy).> Dobrze znany jest fakt, e w szczególnoœci
naukowcy-przyrodnicy i in ynierowie, którzy tak g³oœno oznajmiali o swym
przywództwie w marszu ku nowemu i lepszemu œwiatu, podporz¹dkowali siê nowej
tyranii znacznie gorliwiej, ni jakakolwiek inna grupa. <$FWystarczy zacytowaæ
jednego zagranicznego œwiadka. R.A.Brady w swym studium The Spirit and Structure

of German Fascism koczy szczegó³ow¹ analizê przemian zachodz¹cych w niemieckim
œwiecie naukowym stwierdzeniem, e <192>spoœród wszystkich posiadaj¹cych
kwalifikacje ludzi we wspó³czesnym spo³eczestwie, byæ mo e naukowiec jako taki

daje siê naj³atwiej wykorzystaæ i <192>skoordynowaæ<170>. Prawd¹ jest, e naziœci
zwolnili wielu profesorów uniwersyteckich i usunêli wielu naukowców z
laboratoriów badawczych. Profesorowie ci byli jednak g³ównie przedstawicielami

nauk spo³ecznych, gdzie bardziej rozpowszechniona by³a znajomoœæ programów
nazistowskich i ostrzejsza ich krytyka, nie zaœ przedstawicielami nauk
przyrodniczych, gdzie myœlenie powinno byæ, jak siê s¹dzi, bardziej
rygorystyczne. Wœród tych ostatnich zwalniani byli przede wszystkim -ydzi lub te
wyj¹tki od powy szej regu³y, z powodu ich równie bezkrytycznego akcentowania
pogl¹dów sprzecznych z nazizmem. W konsekwencji naziœci byli w stanie
<192>skoordynowaæ<170> uczonych i naukowców ze wzglêdn¹ ³atwoœci¹, i przez to
wesprzeæ swoj¹ starannie wypracowan¹ propagandê pozorami ciê aru gatunkowego

Seite 75

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

wiêkszoœci niemieckiej wykszta³conej opinii publicznej i jej poparcia.> Rola
jak¹ intelektualiœci odegrali w totalitarnej transformacji spo³eczestwa zosta³a
proroczo przewidziana w innym kraju przez Juliena Bendê, którego Trahison des
clercs czytana teraz, w piêtnaœcie lat po jej napisaniu, nabiera nowej
donios³oœci. Szczególnie jeden fragment z tej pracy zas³uguje na uwagê i

zapamiêtanie, gdy przystêpujemy do rozwa ania przyk³adów wypraw niektórych
brytyjskich naukowców w dziedzinê polityki. Jest to fragment, w którym pan Benda
mówi o <192>naukowym przes¹dzie, wedle którego nauka posiada kompetencje we
wszystkich dziedzinach, w³¹czaj¹c w to moralnoœæ; przes¹d, który powtarzam, jest
nabytkiem dziewiêtnastego wieku. Pozostaje do ustalenia, czy ci, którzy
triumfalnie obnosz¹ siê t¹ doktryn¹ wierz¹ w ni¹, czy tylko chc¹ po prostu
przydaæ presti u naukowego pozoru namiêtnoœciom swych serc, o których doskonale
wiedz¹, e nie s¹ niczym wiêcej jak w³aœnie namiêtnoœciami. Trzeba tak e zauwa
yæ, e dogmat, wedle którego historia pos³uszna jest prawom naukowym, g³oszony
jest zw³aszcza przez stronników w³adzy arbitralnej. Jest to zupe³nie naturalne,
gdy dogmat ten eliminuje dwie dziedziny, których nienawidz¹ oni najbardziej, to
znaczy ludzk¹ wolnoœæ i wp³yw jednostki na historiê. Poprzednio mieliœmy okazjê
wspomnieæ o angielskim dziele tego rodzaju, pracy, w której na marksistowskiej
kanwie ³¹cz¹ siê wszystkie charakterystyczne idiosynkrazje totalitarnego
intelektualisty: nienawiœæ wobec wszystkiego, co od czasów Renesansu wyró nia
zachodni¹ cywilizacjê z pochwa³¹ metod inkwizycji. Nie chcemy tu rowa aæ a tak
skrajnego przypadku, weŸmy zatem pod uwagê inn¹ pracê, która jest bardziej
reprezentatywna i osi¹gnê³a znaczn¹ poczytnoœæ. Niewielka ksi¹ ka
C.D.Waddingtona, pod charakterystycznym tytu³em The Scientific Attitude, jest
równie dobrym przyk³adem jak jakakolwiek inna pozycja literatury tego typu,
aktywnie popieranej przez wp³ywowy brytyjski tygodnik "Nature", i ³¹cz¹cej

¹danie wiêkszej w³adzy politycznej dla uczonych z arliwym propagowaniem
powszechnego <192>planowania<170>. Doktor Waddington, choæ nie tak szczery w
swej pogardzie dla wolnoœci jak pan Crowther, niewiele bardziej jednak jest
przekonywaj¹cy. Od wiêkszoœci autorów tego rodzaju ró ni siê tym, e dostrzega
wyraŸnie, a nawet zwraca uwagê, e tendencje które opisuje, i zarazem popiera,

nieuchronnie prowadz¹ do systemu totalitarnego. Jednak wyraŸnie ceni ten system
bardziej ni to, co nazywa <192>wspó³czesn¹, dzik¹ cywilizacj¹ ma³piarni<170>.
Twierdzenie doktora Waddingtona, e naukowiec posiada kwalifikacje do kierowania

totalitarnym spo³eczestwem, opiera siê g³ównie na jego tezie, i <192>nauka jest
zdolna do wydawania s¹dów etycznych o ludzkim zachowaniu<170>. Jest to
twierdzenie, którego rozwiniêciu przez doktora Waddingtona czasopismo "Nature"
przyda³o znacznej popularnoœci. Jest to oczywiœcie teza od dawna
rozpowszechniona wœród niemieckich naukowców- polityków, na któr¹ trafnie

wskaza³ J.Benda. Aby zilustrowaæ co ona oznacza, nie musimy wykraczaæ poza ksi¹
kê doktora Waddingtona. Wolnoœæ, wyjaœnia on, <192>jest dla uczonego wielce
k³opotliwym pojêciem do analizy, czêœciowo dlatego, e nie jest on przekonany,

czy w œwietle kocowej analizy rzecz taka istnieje<170>. Mimo to, powiada siê
nam, e <192>nauka uznaje<170> ten czy tamten rodzaj wolnoœci, jednak e
<192>wolnoœæ bycia dziwiakiem ró nym od swego s¹siada nie posiada /.../ wartoœci
naukowej<170>. Widocznie owa <192>sprostytuowana/wszeteczna humanistyka<170>, o
której doktor Waddington ma do powiedzenia tyle niepochlebnych rzeczy, ucz¹c nas

tolerancji sprowadzi³a nas na dalekie manowce! Jak mo na siê by³o spodziewaæ po
literaturze tego rodzaju, gdy dochodzi do omówienia kwestii spo³ecznych i
ekonomicznych, ta ksi¹ ka o <192>postawie naukowej<170> okazuje siê wszystkim

tylko, nie dzie³em naukowym. Znów napotykamy wszystkie popularne komuna³y i
bezpodstawne uogólnienia w rodzaju <192>potencjalnej obfitoœci<170> i
nieuniknionej tendencji do monopolizacji, chocia <192>najwy sze autorytety<170>,
cytowane na poparcie tych twierdze, po sprawdzeniu okazuj¹ siê g³ównie autorami
traktatów politycznych o w¹tpliwej reputacji naukowej, podczas gdy powa ne

studia tych e problemów s¹ jawnie pomijane. Jak prawie we wszystkich pracach
tego typu, przekonania doktora Waddingtona s¹ determinowane g³ównie przez wiarê
w <192>nieuchronne tendencje dziejowe<170>, jakoby odkryte przez naukê, a

wyprowadza je on z <192>owej g³êbokiej naukowej filozofii marksizmu<170>,
którego g³ówne pojêcia s¹ <192>prawie, jeœli nie ca³kowicie, identyczne z tymi,
jakie le ¹ u podstaw naukowego podejœcia do przyrody<170>. Pojêcia te, jak mówi

doktorowi Waddingtonowi jego <192>zdolnoœæ os¹du<170>, stanowi¹ postêp wobec
wszystkiego, co by³o dotychczas. Tak wiêc, choæ zdaniem doktora Waddingtona
<192>trudno zaprzeczyæ, i Anglia jest teraz krajem, w którym yje siê gorzej ni
<170> w roku 1913, to jednak oczekuje on ustanowienia systemu ekonomicznego,
który <192>bêdzie scentralizowany i totalitarny w tym znaczeniu, i wszystkie
aspekty rozwoju gospodarczego du ych regionów bêd¹ œwiadomie planowane, jako
zintegrowana ca³oœæ<170>. Zaœ jego ³atwemu optymizmowi, wyra aj¹cemu siê w
przeœwiadczeniu, e w systemie totalitarnym wolnoœæ myœli zostanie zachowana,

Seite 76

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

ywiona przeze <192>naukowa postawa<170> nie dostarcza lepszej rady nad
przekonanie, e <192>musz¹ istnieæ bardzo wa ne œwiadectwa, gdy idzie o
zagadnienia, dla zrozumienia których nie musimy byæ ekspertami<170>, takich na
przyk³ad, jak mo liwoœæ <192>po³¹czenia totalitaryzmu z wolnoœci¹ myœli<170>.
Przy pe³niejszym przegl¹dzie ró norodnych totalitarystycznych tendencji w Anglii

powinno siê zwróciæ baczn¹ uwagê na rozmaite próby stworzenia pewnego rodzaju
socjalizmu klasy œredniej, wykazuj¹cego niepokoj¹ce i bez w¹tpienia nie znane
jego autorom, podobiestwo do analogicznych procesów w przedhitlerowskich
Niemczech.<$FInny czynnik, który mo e po tej wojnie wzmocniæ tendencje w tym
kierunku, stanowiæ bêd¹ niektórzy spoœród tych, którzy podczas wojny zasmakowali
we w³adzy, jak¹ daje kontrola oparta na przymusie i trudno bêdzie im siê
pogodziæ ze skromniejsz¹ rol¹ jak¹ przyjdzie im nastêpnie odegraæ. Chocia po
ostatniej wojnie ludzie tego rodzaju nie byli tak liczni, jak to prawdopodobnie
bêdzie w przysz³oœci, to i tak wywarli oni ca³kiem powa ny wp³yw na praktykê
gospodarcz¹ w tym kraju. To w³aœnie w towarzystwie takich ludzi, dziesiêæ czy
dwanaœcie lat temu, doœwiadczy³em po raz pierwszy w tym kraju owego dziwnego
uczucia, e zosta³em nagle przeniesiony do czegoœ, co nauczy³em siê uwa aæ za
ca³kowicie <192>niemieck¹<170> atmosferê intelektualn¹.> Gdybyœmy zajmowali siê
tutaj samymi ruchami politycznymi, to nale a³oby wzi¹æ po uwagê takie nowe
organizacje jak <192>Marsz Naprzód<170> czy ruch <192>Dobra Powszechnego<170>
Sir Richarda Aclanda, autora Unser Kampf, a tak e dzia³alnoœæ <192>Komitetu
1941<170> pana J. B. Priestleya, niegdyœ wspó³pracownika Aclanda. Jednak e,
chocia nierozs¹dne by³oby lekcewa enie donios³oœci tego rodzaju zjawisk jako
symptomów, to jak dotychczas, nie mo na ich chyba uwa aæ za istotne si³y
polityczne. Pomimo wp³ywów intelektualnych, które zilustrowaliœmy na dwóch
przyk³adach, si³a d¹ enia ku totalitaryzmowi p³ynie g³ównie z dwu Ÿróde³ potê

nych i zabezpieczonych prawnie interesów: zorganizowanego kapita³u i
zorganizowanej pracy. Prawdopodobnie najpowa niejsze zagro enie stanowi fakt, e
kierunek polityki obu tych najpotê niejszych grup jest ten sam. Dokonuj¹ one
tego poprzez wspólne, a czêsto uzgodnione, wspieranie monopolistycznej
organizacji przemys³u. Ta w³aœnie tendencja stanowi bezpoœrednie i zarazem

najpowa niejsze niebezpieczestwo. Wprawdzie nie ma powodów, by s¹dziæ, e d¹ enie
w tym kierunku jest nieuchronne, to nie ulega w¹tpliwoœci, e jeœli nadal
bêdziemy kroczyæ drog¹, któr¹ siê posuwamy, to zaprowadzi nas ona do

totalitaryzmu. Tendencja ta jest oczywiœcie œwiadomie planowana, g³ównie przez
kapitalistycznych organizatorów monopoli, którzy zatem stanowi¹ jedno z g³ównych
Ÿróde³ wspomnianego niebezpieczestwa. Ich odpowiedzialnoœci nie zmienia fakt, e
celem ich nie jest system totalitarny, ale raczej rodzaj spo³eczestwa
korporacyjnego, w którym zorganizowane ga³êzie przemys³u mog³yby pojawiæ siê

jako na po³y niezale ne i samorz¹dne <192>stany spo³eczne<170>. S¹ oni jednak
równie krótkowzroczni, jak niegdyœ ich niemieccy koledzy, s¹dz¹c i pozwolono by
im nie tylko stworzyæ taki system, ale i dowolnie d³ugo nim kierowaæ. Decyzje,

które musieliby stale podejmowaæ mened erowie takiego zorganizowanego przemys³u
s¹ tego rodzaju, i adne spo³eczestwo nie pozostawi³oby ich d³ugo w rêkach osób
prywatnych. Pastwo, które zezwala na powstanie tak ogromnych skupisk w³adzy nie
mo e pozwoliæ, aby w³adza ta znajdowa³a siê ca³kowicie pod prywatn¹ kontrol¹.
Ich przekonanie nie staje siê mniej iluzoryczne przez fakt, e w tego typu

warunkach przedsiêbiorcom wolno by³oby d³ugo cieszyæ siê uprzywilejowan¹
pozycj¹, jaka w spo³eczestwie opartym na konkurencji jest uzasadniona tym, e
spoœród wielu podejmuj¹cych ryzyko, tylko nieliczni osi¹gaj¹ sukces, którego

szanse sprawiaj¹, e w ogóle warto je podejmowaæ. Nie ma w tym nic dziwnego, e
przedsiêbiorcy mog¹ pragn¹æ zarówno wysokich zysków, jakie w spo³eczestwie
opartym na konkurencji s¹ w stanie osi¹gn¹æ ci spoœród nich, którym siê
powiod³o, jak i bezpieczestwa bêd¹cego udzia³em urzêdnika pastwowego. Tak d³ugo,
jak istnieje znacznych rozmiarów sektor prywatnego przemys³u obok przemys³u

zarz¹dzanego przez pastwo, cz³owiek wykazuj¹cy wielki talent w dziedzinie
przemys³u bêdzie prawdopodobnie domaga³ siê wysokich poborów nawet maj¹c
wzglêdnie sta³¹ posadê. Lecz choæ przedsiêbiorcy mog¹ doczekaæ siê potwierdzenia

siê ich oczekiwa w okresie przejœciowym, wkrótce jednak odkryj¹, tak jak sta³o
siê to w przypadku ich niemieckich kolegów, e nie s¹ ju d³u ej panami samych
siebie i innych, lecz e bêd¹ musieli zadowoliæ siê pod ka dym wzglêdem tak¹

w³adz¹ i wynagrodzeniem jakie przyzna im rz¹d. Jeœli argumentacja przedstawiona
w tej ksi¹ ce nie jest rozumiana zupe³nie opacznie, to jej autor nie powinien
byæ podejrzewany o jak¹kolwiek b¹dŸ s³aboœæ do kapitalistów, dlatego tylko, i
podkreœla, e mimo wszystko b³êdem by³oby winiæ za wspó³czesn¹ tendencjê do
monopolizacji wy³¹cznie, czy jedynie, tê klasê. Ich sk³onnoœci w tym kierunku
nie s¹ nowe, ani te same z siebie prawdopodobnie nie sta³yby siê groŸn¹ potêg¹.
w fatalny bieg spraw spowodowany zosta³ tym, e uda³o im siê zyskaæ wsparcie
stale rosn¹cej liczby innych grup spo³ecznych i z ich pomoc¹ osi¹gn¹æ poparcie

Seite 77

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

pastwa. W pewnej mierze monopoliœci uzyskali je b¹dŸ to poprzez dopuszczenie
innych grup do udzia³u w swoich zyskach, b¹dŸ te , i byæ mo e nawet czêœciej,
przekonuj¹c ich cz³onków, e stworzenie monopolu le y w interesie publicznym.
Jednak e zmiana opinii publicznej, która poprzez swój wp³yw na prawodawstwo i
s¹downictwo by³a najwa niejszym czynnikiem umo liwiaj¹cym ten proces, jest

przede wszystkim rezultatem lewicowej propagandy przeciwko konkurencji.<$FPor. w
tej kwestii pouczaj¹cy artyku³ W.Arthura Lewisa Monopoly and the Law w: "Modern
Law Review", vol. VI, No. 3, April, 1945.> Nawet œrodki wymierzone przeciw
monopolistom w rzeczywistoœci bardzo czêsto jedynie wzmacniaj¹ potêgê monopoli.
W wyniku ka dego zamachu na zyski monopoli, czy to dokonanego w interesie
poszczególnych grup, czy te pastwa jako ca³oœci, rodzi siê tendencja do
tworzenia nowych oœrodków zabezpieczonych prawnie interesów, które s¹ pomocne
przy wspieraniu monopoli. System, w którym szersze grupy uprzywilejowanych
czerpi¹ profit z zysków monopoli mo e byæ znacznie bardziej niebezpieczny pod
wzglêdem politycznym, zaœ istniej¹cy w nim monopol z pewnoœci¹ o wiele potê
niejszy ni w systemie, gdzie zyski s¹ udzia³em jedynie nielicznych. Lecz chocia
powinno byæ jasne, e na przyk³ad wy sze wynagrodzenia, które monopolista jest w
stanie wyp³aciæ, jak i jego w³asny zysk, s¹ w równej mierze rezultatem wyzysku,
i z ca³¹ pewnoœci¹, nie tylko zuba aj¹ one wszystkich konsumentów, ale jeszcze
bardziej wszystkich pozosta³ych pracowników fizycznych, to jednak nie tylko ci,
którzy na tym korzystaj¹, ale tak e spo³eczestwo w ogólnoœci uwa a dziœ zdolnoœæ
wyp³acania wy szych zarobków przez monopole za argument na ich rzecz.<$FJeszcze
bardziej zaskakuj¹ca jest byæ mo e ³agodnoœæ okazywana przez wielu socjalistów r
e n t i e r o m - posiadaczom obligacji, którym monopolistyczna organizacja
przemys³u czêsto zapewnia sta³e dochody. Fakt, e ich œlepa nienawiœæ do zysku
musi sk³oniæ ludzi do uznania sta³ych dochodów uzyskiwanych bez pracy za

spo³ecznie czy etycznie bardziej po ¹dane ni zyski, i do akceptacji nawet
monopolu jako gwarancji takich sta³ych dochodów dla np. udzia³owców linii
kolejowych, stanowi najjaskrawszy symptom przenicowania wartoœci jaki dokona³
siê za czasów ostatniego pokolenia.> Istniej¹ powa ne powody, aby w¹tpiæ, nawet
w tych przypadkach w których monopol jest nieunikniony, czy najlepszym sposobem

sprawowania kontroli nad nimi jest powierzenie jej pastwu. Mog³oby tak byæ,
gdyby w grê wchodzi³ jakiœ jeden rodzaj przemys³u, ale gdy mamy do czynienia z
wieloma przemys³ami monopolistycznymi, wiêcej przemawia za pozostawieniem ich w

ró nych rêkach prywatnych, ni za po³¹czeniem ich pod wy³¹czn¹ kontrol¹ pastwa.
Nawet gdyby koleje, transport lotniczy i drogowy lub dostarczanie gazu i
elektrycznoœci nieuchronnie sta³y siê monopolami, to konsument ma niew¹tpliwie
silniejsz¹ pozycjê dopóki pozostaj¹ one oddzielnymi monopolami, ni wówczas, gdy
s¹ <192>koordynowane<170> przez jakieœ centrum kontroli. Monopol prywatny prawie

nigdy nie ma ca³kowitego charakteru, a tymbardziej nie jest d³ugotrwa³y lub
zdolny do lekcewa enia potencjalnej konkurencji. Natomiast monopol pastwowy jest
zawsze monopolem chronionym przez pastwo chronionym zarówno przed potencjaln¹

konkurencj¹, jak i przed skutecz¹ krytyk¹. W wiêkszoœci przypadków oznacza to, e
powo³any na pewien czas do ycia monopol zostaje wyposa ony we w³adzê umo
liwiaj¹c¹ mu zabezpieczenie swej pozycji po wsze czasy w³adzê, która prawie na
pewno zostanie wykorzystana. Tam, gdzie w³adza, która powinna ograniczaæ i
kontrolowaæ monopole, zainteresowana jest ochranianiem i obron¹ osób mianowanych

przez siebie, gdzie lekarstwem na nadu ycia staje siê dla rz¹du przyjêcie za nie
odpowiedzialnoœci, gdzie krytyka poczyna monopoli oznacza krytykê rz¹du,
istnieje nik³a nadzieja, by monopole sta³y siê s³ugami spo³eczestwa. Pastwo,

które jest wielostronnie uwik³ane w prowadzenie monopolistycznego
przedsiêbiorstwa mog³oby posiadaæ przyt³aczaj¹c¹ w³adzê nad jednostk¹, by³oby
jednak e s³abym pastwem, gdy chodzi o swobodê okreœlania polityki wewnêtrznej.
Mechanizm monopolu staje siê identyczny z mechanizmem pastwa, pastwo zaœ coraz
bardziej uto samia siê z interesami tych, którzy zarz¹dzaj¹, a nie z interesami

obywateli w ogóle. Prawdopodobnie wszêdzie tam, gdzie monopol jest rzeczywiœcie
nie do unikniêcia, idea, za któr¹ zazwyczaj opowiadali siê Amerykanie, silnej
pastwowej kontroli nad prywatnymi monopolami, jeœli jest konsekwentnie

wprowadzana w ycie, daje lepsz¹ szansê uzyskania zadowalaj¹cych rezultatów, ni
zarz¹dzanie przez pastwo. Wydaje siê, e jest tak przynajmniej tam, gdzie pastwo
narzuca œcis³¹ kontrolê cen, niepozostawiaj¹c¹ miejsca na nadzywczajne zyski, w

których wszyscy, poza monopolistami, mog¹ mieæ udzia³. Nawet, gdyby na skutek
tego (jak to by³o w przypadku amerykaskich instytucji publicznych) us³ugi
zmonopolizowanego przemys³u okaza³y siê mniej zadowalaj¹ce, ni mog³yby byæ,
by³aby to niska cena za skuteczne ograniczenie w³adzy monopoli. Osobiœcie
wola³bym znosiæ jakoœ tego typu nieefektywnoœæ, ni zorganizowan¹ monopolistyczn¹
kontrolê mojego sposobu ycia. Taka metoda postêpowania z monopolami, która w
szybkim tempie sprawi³aby, i pozycja monopolisty sta³aby siê najmniej atrakcyjn¹
poœród rozmaitych pozycji przedsiêbiorców, mog³aby tak e, tak e wystarczy³aby/w

Seite 78

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

równej mierze jak cokolwiek innego, by wp³yn¹æ na ograniczenie monopoli do tych
dziedzin, gdzie nie mo na ich unikn¹æ i zarazem mog³aby pobudziæ zdolnoœæ
wynajdywania œrodków zastêpczych, które mo na uzyskaæ drog¹ konkurencji. Trzeba
tylko jeszcze raz potraktowaæ monopolistê jak ch³opca do bicia polityki
gospodarczej, a wówczas mo na bêdzie ze zdumieniem stwierdziæ jak szybko

wiêkszoœæ zrêczniejszych przedsiêbiorców ponownie odkryje w sobie upodobanie do
o ywczej atmosfery konkurencji! Problem monopoli nie nastrêcza³by takich
trudnoœci, jak to ma miejsce w rzeczywistoœci, gdyby kapitalista monopolistyczny
by³ jedynym, z którym musimy walczyæ. Monopole, jak powiedziano poprzednio,
sta³y siê obecnie takim niebezpieczestwem nie na skutek stara kilku
zainteresowanych kapitalistów, ale w wyniku poparcia jakie uzyskali ze strony
tych, których sami dopuœcili do udzia³u w swych zyskach, oraz innych, daleko
liczniejszych, których przekonali, e popieraj¹c monopole pomagaj¹ w tworzeniu
lepszego ³adu spo³ecznego i bardziej sprawiedliwego spo³eczestwa. Zgubny w
skutkach zwrot w rozwoju wspó³czesnych wydarze nast¹pi³ wówczas, gdy potê ny
ruch zawodowy, który mo e s³u yæ swym pierwotnym celom jedynie wystêpuj¹c
przeciwko wszelkim przywilejom, znalaz³ siê pod wp³ywem doktryn wymierzonych
przeciwko wolnej konkurencji, i sam uwik³a³ siê w walkê o przywileje.
Wspó³czesny rozwój monopoli jest w du ej mierze zamierzonym rezultatem
wspó³pracy pomiêdzy zorganizowanym kapita³em i zorganizowan¹ prac¹, gdzie
uprzywilejowane grupy pracowników maj¹ udzia³ w zyskach monopoli kosztem
spo³eczestwa, zw³aszcza zaœ najubo szych, zatrudnionych b¹dŸ to w gorzej
zorganizowanych dziedzinach przemys³u, b¹dŸ bezrobotnych. Potê ny ruch
demokratyczny wspieraj¹cy politykê, która musi prowadziæ do zniszczenia
demokracji, ruch przynosz¹cy korzyœci jedynie mniejszoœci spoœród mas, które go
popieraj¹, przedstawia w naszych czasach jeden z najbardziej przygnêbiaj¹cych

widoków. Jednak e to w³aœnie poparcie lewicy dla tendencji monopolistycznych
nada³o im tak przemo n¹ si³ê, i sprawi³o i perspektywy na przysz³oœæ s¹ tak
ponure. Dopóki klasa robotnicza przyk³ada rêkê do zniszczenia jedynego porz¹dku,
w ramach którego ka dy robotnik mo e mieæ zapewniony przynajmniej jakiœ stopie
niezale noœci i wolnoœci, rzeczywiœcie istnieje s³aba nadzieja na przysz³oœæ.

Przywódcy robotniczy, którzy obecnie tak ha³aœliwie g³osz¹, e <192>skoczyli raz
na zawsze z ob³êdnym systemem konkurencji<170><$FProfesor H. J. Laski w swym
przemówieniu podczas 41. dorocznej Konferencji Partii Pracy, Londyn, 26 maja

1942, (Report, s.111). Warto zauwa yæ, e zdaniem profesora Laskiego, to <192>ten
ob³êdny system konkurencji sprowadza na wszystkie narody ubóstwo i wojnê jako
jego skutek<170> osobliwa to interpretacja historii ostatnich stu piêædziesiêciu
lat.> obwieszczaj¹ wyrok na wolnoœæ jednostki. Nie ma innej mo liwoœci: albo ³ad
regulowany przez bezosobow¹ dyscyplinê rynku, albo kierowany wol¹ kilku

jednostek; ci zaœ, którzy usi³uj¹ zburzyæ pierwszy, czy to rozmyœlnie czy nie,
pomagaj¹ tworzyæ drugi. Nawet, jeœli w ramach nowego porz¹dku niektórzy
robotnicy bêd¹ lepiej od ywieni, a wszyscy bez w¹tpienia bêd¹ w nim bardziej

jednolicie ubrani, to wolno w¹tpiæ czy ostatecznie wiêkszoœæ angielskich
robotników bêdzie wdziêczna tym intelektualistom spoœród swoich przywódców,
którzy zaofiarowali im socjalistyczn¹ doktrynê, zagra aj¹c¹ ich osobistej
wolnoœci. Dla ka dego, komu nieobca jest historia czo³owych pastw kontynentu
europejskiego w ostatnich dwudziestu piêciu latach, studia nad ostatnim

programem Partii Pracy w Anglii, poœwiêconym teraz tworzeniu <192>spo³eczestwa
planowego<170> s¹ wielce przygnêbiaj¹cym doœwiadczeniem. <192>Wszelkiej próbie
odbudowy tradycyjnej Wielkiej Brytanii<170> przeciwstawia siê program, który nie

tylko w g³ównych zarysach, ale tak e w szczegó³ach, a nawet s³ownictwie, nie ró
ni siê od socjalistycznych mrzonek, które zdominowa³y dyskusjê w Niemczech
dwadzieœcia piêæ lat temu. Nie tylko ¹dania w rodzaju zawartych w rezolucji,
przyjêtej na wniosek profesora Laskiego, która domaga siê utrzymania w czasie
pokoju <192>œrodków kontroli rz¹dowej potrzebnych do mobilizacji zasobów

narodowych podczas wojny<170>, ale tak e wszystkie charakterystyczne slogany,
takie jak <192>zrównowa ona gospodarka<170>, której profesor Laski domaga siê
obecnie dla Wielkiej Brytanii, albo <192>konsumpcja spo³eczna<170>, na któr¹

produkcja ma byæ centralnie ukierunkowana, s¹ ywcem przejête z niemieckiej
ideologii. Byæ mo e dwadzieœcia piêæ lat temu mo na jeszcze by³o znaleŸæ jakieœ
usprawiedliwienie dla naiwnego przekonania, e <192>planowe spo³eczestwo mo e byæ

daleko bardziej wolne, ni oparty na konkurencji leseferystyczny ³ad, który ma
ono zast¹piæ<170>.<$FThe Old War and the New Society: An Interim Report of the
National Executive of the British Labour Party on the Problems of
Reconstruction, s. 12 i 16.> Jednak e jest rzecz¹ niewypowiedzianie tragiczn¹,
gdy stwierdza siê, i przekonanie to jest ywione mimo dwudziestu piêciu lat
doœwiadcze i ponownego przeanalizowania starych pogl¹dów, do których
doœwiadczenia te doprowadzi³y i to w okresie, gdy zwalczamy skutki tych w³aœnie
doktryn. Fakt, i owa wielka partia, która w parlamencie i w oczach opinii

Seite 79

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

publicznej w znacznej mierze zajê³a miejsce postêpowych partii przesz³oœci,
musia³a opowiedzieæ siê za tym, co w œwietle ca³ego dotychczasowego rozwoju
wydarze trzeba uznaæ za ruch reakcyjny, ma charakter zasadniczej zmiany, jaka
dokona³a siê w naszych czasach, i jest Ÿród³em œmiertelnego zagro enia dla
wszystkiego, co libera³ winien ceniæ. Zagro enie ze strony tradycyjnych si³

prawicy dla postêpów osi¹gniêtych w przesz³oœci jest zjawiskiem wystêpuj¹cym we
wszystkich okresach i nie musimy siê nim niepokoiæ. Lecz jeœli miejsce opozycji,
zarówno w publicznej debacie, jak i w parlamencie, zostanie na sta³e
zmonopolizowane przez drug¹ partiê reakcyjn¹, to wówczas rzeczywiœcie wszelkie
nadzieje zostan¹ stracone. XIV. Warunki materialne a idealne cele @MOTTO = Czy
jest rzecz¹ sprawiedliw¹ lub rozumn¹, by wiêkszoœæ wbrew podstawowemu zadaniu
rz¹du zniewala³a mniejszoœæ, która mog³aby cieszyæ siê wolnoœci¹? Bez w¹tpienia
sprawiedliwszym jest, gdy mniejszoœæ zdobywszy w³adzê zdo³a zmusiæ wiêkszoœæ, by
ta bez szkody dla siebie, zachowa³a sw¹ wolnoœæ, ni gdy wiêkszoœæ, dla
nikczemnej przyjemnoœci i w najbardziej krzywdz¹cy sposób, zmusza mniejszoœæ, by
sta³a siê jej wspó³towarzyszem niewoli. Ci, którzy nie pragn¹ niczego, prócz
w³asnej sprawiedliwej wolnoœci, zawsze maj¹ prawo do jej zdobycia, kiedy tylko
s¹ w mocy to uczyniæ, choæby nie dysponowali tak licznymi g³osami jak ci, którzy
siê jej przeciwstawiaj¹. @MOTTO = John Milton Nasze pokolenie chêtnie chlubi siê
tym, e przywi¹zuje mniejsz¹ wagê do kwestii ekonomicznych ni nasi ojcowie i
dziadowie. <192>Koniec cz³owieka ekonomicznego<170> ma wszelkie szanse, by staæ
siê przewodnim mitem naszego stulecia. Zanim zaakceptujemy to twierdzenie lub
uznamy ow¹ zmianê za chwalebn¹ musimy nieco dok³adniej zbadaæ, jak dalece jest
ono prawdziwe. Gdy rozwa amy wysuwane z najwiêksz¹ moc¹ ¹dania przebudowy
spo³eczestwa okazuje siê, e prawie wszystkie one maj¹ charakter ekonomiczny.
Widzieliœmy uprzednio, e <192>reinterpretacja w kategoriach ekonomicznych<170>

politycznych idea³ów przesz³oœci: wolnoœci, równoœci i bezpieczestwa, jest
jednym z g³ównych ¹da stawianych przez ludzi, którzy zarazem g³osz¹ koniec
cz³owieka ekonomicznego. Nie ulega te w¹tpliwoœci, e gdy idzie o przekonania i
aspiracje, ludzie bardziej ni kiedykolwiek przedtem ulegaj¹ dziœ wp³ywom doktryn
ekonomicznych, powoduj¹ siê troskliwie pielêgnowanym przekonaniem o

irracjonalnoœci naszego systemu gospodarczego, fa³szywymi twierdzeniami na temat
<192>potencjalnej obfitoœci<170> i pseudo-teoriami o nieuchronnej tendencji ku
monopolizacji. Poddaj¹ siê wra eniu, wywo³anemu przez pewne mocno nag³oœnione

zjawiska jak niszczenie zasobów naturalnych i hamowanie wynalazczoœci, o co
obwinia siê mechanizm konkurencji, mimo, i jest to dok³adnie ten rodzaj zjawisk,
które nie mog³yby wyst¹piæ w warunkach konkurencji, a sta³y siê mo liwe tylko
dziêki monopolom i to zazwyczaj tym wspieranym przez rz¹d.<$F Czêste
wykorzystywanie okazjonalnego niszczenia pszenicy, kawy itp., jako argumentu

przeciwko systemowi konkurencji stanowi dobr¹ ilustracjê jego zasadniczej
intelektualnej nieuczciwoœci, bowiem chwila zastanowienia pokazuje, e na rynku,
na którym dzia³a konkurencja aden w³aœciciel takich towarów nie mo e zyskaæ na

ich zniszczeniu. Przypadek domniemanego blokowania u ytecznych patentów jest
bardziej skomplikowany i nie mo e byæ odpowiednio przeanalizowany w przypisie.
Jednak e warunki, w jakich zamro enie patentu, k t ó- r y p o w i n i e n b y æ
w y k o r z y s t a n y w i n t e- r e s i e s p o ³ e c z n y m, mog³oby
przynieœæ zysk, s¹ tak wyj¹tkowe, i jest w¹tpliwe czy mia³o to kiedykolwiek

miejsce w jakimkolwiek istotnym przypadku.> W innym sensie jednak e jest
niew¹tpliwie prawd¹, e nasze pokolenie jest mniej sk³onne, by dawaæ pos³uch
rozwa aniom ekonomicznym, ni mia³o to miejsce w przypadku naszych poprzedników.

Zdecydowanie nie chce ono zrezygnowaæ z adnego ze swych ¹da w obliczu tego, co
nazywamy argumentami ekonomicznymi. Jest niecierpliwe i nietolerancyjne wobec
wszelkich ogranicze jego bezpoœrednich ambicji i nie chce siê ugi¹æ przed
ekonomicznymi koniecznoœciami. Nasze pokolenie wyró nia nie tyle pogarda dla
materialnego dobrobytu czy te s³absze pragnienie osi¹gniêcia go, ale wrêcz

przeciwnie, odmowa uznania jakichkolwiek przeszkód, jakiegokolwiek konfliktu z
innymi celami, które mog³yby utrudniæ spe³nienie jego w³asnych pragnie.
Ekonomofobia mog³aby byæ dok³adniejszym okreœleniem tej postawy ni podwójnie

zwodniczy <192>koniec cz³owieka ekonomicznego<170>, który sugeruje przejœcie od
nieistniej¹cego stanu rzeczy, w kierunku, w którym nie zmierzamy. Cz³owiek
zacz¹³ nienawidziæ i burzyæ siê przeciwko tym bezosobowym si³om, którym

podporz¹dkowywa³ siê w przesz³oœci, nawet jeœli czêsto udaremnia³y one jego
indywidualne dzia³ania. Rewolta ta stanowi szczególny przypadek nowego, znacznie
ogólniejszego zjawiska niechêci do podporz¹dkowywania siê wszelkim zasadom lub
koniecznoœciom, których podstaw cz³owiek nie rozumie. Daje siê to odczuæ w wielu
dziedzinach, w szczególnoœci w sferze moralnoœci; czêsto te jest to postawa
godna zalecenia. S¹ jednak e dziedziny, w których owo pragnienie zrozumienia nie
mo e byæ w pe³ni zaspokojone i gdzie zarazem odmowa podporz¹dkowania siê temu,
czego nie mo emy zrozumieæ, musi prowadziæ do zniszczenia naszej cywilizacji.

Seite 80

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

Choæ jest rzecz¹ naturaln¹, e w miarê jak œwiat nas otaczaj¹cy staje siê coraz
bardziej z³o ony, narasta nasz opór wobec si³, których nie pojmujemy, a które
stale koliduj¹ z naszymi nadziejami i planami, to zarazem prawd¹ jest, e w³aœnie
w takich warunkach pe³ne zrozumienie tych si³ przez kogokolwiek staje siê w
coraz mniejszym stopniu mo liwe. Tak skomplikowana cywilizacja, jak nasza,

opiera siê z koniecznoœci na przystosowaniu siê jednostki do zmian, których
przyczyny i natury nie mo e ona zrozumieæ. Kwestie takie jak dlaczego jakaœ
jednostka ma posiadaæ wiêcej lub mniej, dlaczego musi zmieniæ zawód, dlaczego
pewne rzeczy, których pragnie mia³yby byæ trudniejsze do osi¹gniêcia ni inne,
zawsze ³¹czyæ siê bêd¹ z tak¹ mnogoœci¹ okolicznoœci, e aden pojedynczy umys³
nie zdo³a ich ustaliæ. Co gorsza, ci których to dotyka przypisywaæ bêd¹ ca³¹
winê za ów stan rzeczy oczywistym, bezpoœrednim i mo liwym do unikniêcia
przyczynom, podczas gdy bardziej z³o ony zespó³ wzajemnych powi¹za, które
wp³ywaj¹ na zmianê, nieuchronnie pozostanie przed nimi ukryty. Nawet przywódca w
pe³ni planowego spo³eczestwa, jeœliby chcia³ udzieliæ komuœ wyczerpuj¹cego
wyjaœnienia, dlaczego w³aœnie on zosta³ skierowany do innej pracy, lub dlaczego
jego wynagrodzenie musi ulec zmianie, nie móg³by tego uczyniæ w sposób pe³ny bez
wyjaœnienia i uzasadnienia ca³ego swego planu, co oczywiœcie oznacza, e móg³by
wyjaœniæ go jedynie nielicznym. W³aœnie podporz¹dkowanie siê ludzi bezosobowym
si³om rynku umo liwi³o w przesz³oœci rozwój cywilizacji, która nie mog³aby siê
bez niego rozwin¹æ. To dziêki owemu podporz¹dkowaniu siê przyczyniamy siê
codziennie do budowy czegoœ, co przerasta nasz¹ zdolnoœæ pe³nego rozumienia. Nie
wa ne przy tym, czy ludzie podporz¹dkowywali siê dawniej z uwagi na przekonania
uwa ane dziœ za przes¹dy: z religijnego ducha pokory, czy z przesadnego szacunku
dla surowych nauk wczesnych ekonomistów. Spraw¹ zasadnicz¹ jest to, e
nieskoczenie trudniej jest poj¹æ w sposób racjonalny koniecznoœæ

podporz¹dkowania siê si³om, których dzia³ania nie mo emy przeœledziæ w
szczegó³ach, ni poddaæ siê im z pe³nym pokory lêkiem jakiego Ÿród³em by³a
religia czy nawet respekt dla doktryn ekonomistów. W przypadku, gdybyœmy
pragnêli tylko podtrzymaæ i zachowaæ nasz¹ z³o on¹ cywilizacjê bez wymogu, by ka
dy postêpowa³ w sposób, którego koniecznoœci nie rozumie, wówczas by³oby rzecz¹

niezbêdn¹, aby ka dy posiada³ inteligencjê nieskoczenie wy sz¹ od tej, któr¹
ktokolwiek dziœ dysponuje. æród³em odmowy podporz¹dkowania siê si³om, których
ani nie rozmumiemy, ani nie uznajemy za œwiadome decyzje rozumnej istoty, jest

niepe³ny, a przez to b³êdny racjonalizm. Ma on niepe³ny charakter, poniewa nie
jest w stanie poj¹æ, e koordynacja wielorakich jednostkowych dzia³a w z³o onym
spo³eczestwie musi uwzglêdniaæ fakty, których adna jednostka nie mo e w pe³ni
poznaæ. Racjonalizm ten nie jest równie zdolny dostrzec, e gdy zniszczy siê z³o
one spo³eczestwo, wówczas jedyn¹ alternatyw¹ dla podporz¹dkowania siê

bezosobowym i z pozoru irracjonalnym si³om rynku jest poddanie siê równie
niekontrolowanej, a wiêc arbitralnej w³adzy innych ludzi. Opanowany pragnieniem
wymkniêcia siê spod dolegliwych ogranicze jakich teraz doznaje, cz³owiek nie

zdaje sobie sprawy, e nowe, autorytarne ograniczenia, które musz¹ byæ œwiadomie
narzucone w ich miejsce, bêd¹ jeszcze bardziej bolesne. Ci, którzy twierdz¹, e
nauczyliœmy siê w zdumiewaj¹cym stopniu panowaæ nad si³ami przyrody, ale
jesteœmy zawstydzaj¹co w tyle, gdy idzie o skuteczne wykorzystanie mo liwoœci
wspó³pracy spo³ecznej, maj¹ racjê, o ile poprzestaj¹ na tym twierdzeniu. Jednak

e pope³niaj¹ b³¹d, gdy rozszerzaj¹ to porównanie i twierdz¹, e musimy nauczyæ
siê panowaæ nad si³ami spo³eczestwa w ten sam sposób, w jaki nauczyliœmy siê
panowaæ nad si³ami przyrody. Jest to droga prowadz¹ca nie tylko do

totalitaryzmu, ale zarazem do zniszczenia naszej cywilizacji oraz pewny sposób
hamowania przysz³ego postêpu. Ci, którzy siê tego domagaj¹, wykazuj¹ poprzez
same swe ¹dania, e jeszcze nie zrozumieli w jakim zakresie samo zachowanie tego,
co osi¹gnêliœmy dotychczas zale y od koordynacji wysi³ków indywidualnych przez
bezosobowe si³y. Musimy teraz powróciæ na krótko do kluczowej sprawy,

mianowicie, niemo noœci pogodzenia wolnoœci jednostki z supremacj¹ jednego celu,
któremu ca³e spo³eczestwo musi siê ca³kowicie i trwale podporz¹dkowaæ. Jedynym
wyj¹tkiem od regu³y stwierdzaj¹cej, i wolne spo³eczestwo nie mo e

podporz¹dkowywaæ siê jednemu wy³¹cznie celowi, jest wojna i inne okresowe
katastrofy, kiedy to poddanie bez ma³a wszystkiego bezpoœredniej i nagl¹cej
potrzebie jest cen¹, jak¹ p³acimy, by zachowaæ nasz¹ wolnoœæ na d³u sz¹ metê.

Wyjaœnia to zarazem dlaczego tak wiele modnych frazesów o dokonywaniu takich
czynów na rzecz pokojowych celów, jakich nauczyliœmy siê dla celów wojennych, ma
tak bardzo myl¹cy charakter. Jest bowiem rzecz¹ sensown¹ poœwiêciæ wolnoœæ na
jakiœ czas, aby j¹ lepiej zabezpieczyæ w przysz³oœci, nie mo na jednak
powiedzieæ tego samego o systemie, który proponuje siê jako trwa³e rozwi¹zanie
instytucjonalne. To, e podczas pokoju aden pojedynczy cel nie mo e mieæ
absolutnej preferencji w stosunku do pozosta³ych, odnosi siê tak e do tego celu,
który ka dy uznaje obecnie za pierwszorzêdny, tj. do walki z bezrobociem. Nie

Seite 81

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

ulega w¹tpliwoœci, e musi byæ to przedmiotem naszych najusilniejszych stara.
Lecz jeœli nawet, to nie oznacza to, e mamy dopuœciæ, aby cel ten nas
zdominowa³, wykluczaj¹c wszystko inne, e musi byæ zrealizowany, jak siê to
g³adko mówi <192>za wszelk¹ cenê<170>. W tej w³aœnie dziedzinie fascynacja
mêtnymi, ale popularnymi frazesami w rodzaju <192>pe³nego zatrudnienia<170>, mo

e ³atwo doprowadziæ do zastosowania wyj¹tkowo krótkowzrocznych sposobów, i tutaj
te kategoryczne i nieodpowiedzialne <192>to musi byæ zrobione bez wzglêdu na
koszty<170> idealisty, maj¹cego na wzglêdzie jedn¹ tylko sprawê, mo e wyrz¹dziæ
najwiêksze szkody. Jest kwesti¹ najwy szej donios³oœci, abyœmy z otwartymi
oczami podeszli do zadania, w obliczu którego bêdziemy musieli stan¹æ po wojnie
oraz abyœmy sobie jasno uœwiadomili na osi¹gniêcie czego mo emy mieæ nadziejê.
Jedn¹ z g³ównych cech sytuacji bezpoœrednio po wojnie bêdzie to, i specyficzne
potrzeby wojny wci¹gnê³y setki tysiêcy mê czyzn i kobiet do wyspecjalizowanych
prac, gdzie podczas wojny mogli oni otrzymywaæ wzglêdnie wysokie pobory. W wielu
przypadkach nie bêdzie mo liwoœci zatrudnienia ich w takiej samej liczbie w tych
konkretnych zawodach. Pojawi siê nagl¹ca potrzeba przesuniêcia znacznej ich
iloœci do innych prac, przy czym wiele z nich bêdzie uwa aæ, e praca jak¹ mog¹
obecnie znaleŸæ jest gorzej p³atna, ni ich praca podczas wojny. Nawet
przekwalifikowanie do nowych zawodów, które z pewnoœci¹ powinno byæ
przeprowadzone na znaczn¹ skalê, nie mo e ca³kowicie rozwi¹zaæ tego problemu.
Wci¹ bowiem pozostanie wielu ludzi, którzy, jeœli zap³aci siê im zgodnie z
przysz³¹ wartoœci¹ ich us³ug dla spo³eczestwa, bêd¹ musieli w ka dym systemie
zaakceptowaæ obni enie ich materialnej pozycji wzglêdem innych. Jeœli zaœ
zwi¹zki zawodowe z powodzeniem przeciwstawi¹ siê obni eniu p³ac poszczególnych
zainteresowanych grup, pozostan¹ tylko dwie mo liwoœci: albo trzeba bêdzie u yæ
przymusu (to znaczy, i pewne jednostki trzeba bêdzie wyznaczyæ do przymusowego

przesuniêcia na inne i stosunkowo gorzej p³atne stanowiska), albo te ci, którzy
nie mog¹ byæ d³u ej zatrudnieni za stosunkowo wysokim wynagrodzeniem jakie
pobierali w czasie wojny, bêd¹ musieli pozostaæ bezrobotni tak d³ugo, dopóki nie
zechc¹ przyj¹æ pracy za wzglêdnie ni sz¹ p³acê. Problem taki mo e powstaæ równie
dobrze w spo³eczestwie socjalistycznym, jak w jakimkolwiek innym; prawdopodobnie

te wiêkszoœæ robotników by³aby w równej mierze ma³o sk³onna do zagwarantowania
na sta³e obecnych poborów tym, którzy zostali powo³ani do szczególnie dobrze
p³atnych prac z uwagi na specyficzne potrzeby wojny. W tej sytuacji spo³eczestwo

socjalistyczne u y³oby prawdopodobnie przymusu. Wa n¹ dla nas kwesti¹ jest to, i
jeœli nie jesteœmy zdecydowani, by nie dopuœciæ do bezrobocia za wszelk¹ cenê i
nie chcemy u ywaæ przymusu, bêdziemy skazani na stosowanie desperackich œrodków
wszelkiego rodzaju, z których aden nie przyniesie trwa³ej poprawy, a wszystkie
bêd¹ utrudniaæ najefektywniejsze wykorzystanie naszych zasobów. W szczególnoœci

zauwa yæ trzeba, e polityka monetarna nie mo e dostarczyæ prawdziwego lekarstwa
na tê trudnoœæ, z wyj¹tkiem powszechnej i znacznej inflacji, wystarczaj¹cej do
podniesienia wszystkich innych p³ac i cen w stosunku do tych, które nie mog¹ byæ

obni one. A i to mog³oby przynieœæ po ¹dany rezultat jedynie poprzez wywo³anie w
sposób niejwany i skryty obni ki p³ac realnych, której nie da³oby siê
przeprowadziæ otwarcie. Jednak e podwy szenie wszystkich innych p³ac i dochodów
do poziomu wystarczaj¹cego, by poprawiæ po³o enie grupy, o której mowa, mog³oby
poci¹gn¹æ za sob¹ wzrost inflacji na tak¹ skalê, e spowodowane ni¹ perturbacje,

niewygody i niesprawiedliwoœci mog³yby byæ znacznie wy sze od tych, które nale
a³o usun¹æ. Z problemem tym, który ze szczególn¹ ostroœci¹ wyst¹pi po wojnie,
bêdziemy mieli zawsze do czynienia tak d³ugo, jak d³ugo system gospodarczy

bêdzie musia³ siê przystosowywaæ do ci¹g³ych zmian. Na krótk¹ metê zawsze mo na
bêdzie osi¹gn¹æ pewne maksimum zatrudnienia, gdy da siê pracê wszystkim ludziom,
tam gdzie akurat przebywaj¹, co mo na osi¹gn¹æ poprzez zwiêkszenie iloœci
pieni¹dza. Maksimum to mo e byæ utrzymane jedynie poprzez wzrost inflacji w
wyniku czego dochodzi do hamowania redystrybucji pracowników pomiêdzy ga³êziami

przemys³u, redystrybucji wymuszanej przez zmienione okolicznoœci i dokonuj¹cej
siê, choæ z pewnym opóŸnieniem wywo³uj¹cym bezrobocie, dopóki pracownicy maj¹
swobodê wyboru pracy. Polityka stawiaj¹ca sobie za cel maksymalne zatrudnienie

osi¹gane œrodkami monetarnymi jest polityk¹, która z pewnoœci¹ uniemo liwi w
kocu osi¹gniêcie swych w³asnych celów. Ma ona bowiem tendencjê do obni ania
wydajnoœci pracy, przez co stale zwiêksza proporcjê ludnoœci pracuj¹cej, która

mo e byæ zatrudniona przy obecnym poziomie p³ac wy³¹cznie dziêki zastosowaniu
sztucznych œrodków. Nie ulega w¹tpliwoœci, e po wojnie rozs¹dek w zarz¹dzaniu
sprawami gospodarki bêdzie nawet wa niejszy ni przed wojn¹ i e los naszej
cywilizacji zale y ostatecznie od tego, w jaki sposób rozwi¹ emy problemy
gospodarcze, z którymi wtedy siê zetkniemy. Przynajmniej Brytyjczycy bêd¹
pocz¹tkowo biedni, naprawdê bardzo biedni dla Wielkiej Brytanii zaœ problem
ponownego osi¹gniêcia i podniesienia poprzednich standardów mo e okazaæ siê
znacznie trudniejszy do rozwi¹zania, ni dla innych krajów. Nie ulega kwestii, e

Seite 82

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

jeœli bêd¹ dzia³aæ rozwa nie, to dziêki ciê kiej pracy i poœwiêceniu znacznej
czêœci swoich wysi³ków na kapitalny remont i odnowê aparatu przemys³owego i
systemu organizacji, w ci¹gu kilku lat bêd¹ w stanie odzyskaæ, a nawet
przekroczyæ uprzednio osi¹gniêty poziom. Zak³ada to jednak e, e powinni siê
zadowoliæ konsumpcj¹ bie ¹c¹ nie wy sz¹, ni jest to mo liwe bez szkody dla

wykonania zadania odbudowy, e adne przesadne nadzieje nie doprowadz¹ do
stawiania ¹da przekraczaj¹cych te ograniczenia, i e za najwa niejsze uwa aæ bêd¹
wykorzystanie swych zasobów w najlepszy sposób i dla celów, które najbardziej
przyczyni¹ siê do ich dobrobytu, ni ebyœmy my mieli pos³u yæ siê ich zasobami w
jakikolwiek b¹dŸ sposób.<$Jest to byæ mo e w³aœciwe miejsce, by podkreœliæ e
jakkolwiek bardzo by sobie nie yczyæ szybkiego powrotu do wolnej gospodarki, nie
mo e to oznaczaæ usuniêcia wszystkich wojennych ogranicze za jednym zamachem.
Nic bardziej nie zdyskredytowa³oby systemu wolnej przedsiêbiorczoœci ni
gwa³towna i prawdopodobnie krótkotrwa³a dyslokacja oraz niestabilnoœæ jak¹
dzia³anie takie mog³oby spowodowaæ. Problemem jest to jaki typ systemu powinien
byæ dla nas celem w okresie demobilizacji, a nie to, czy system wojenny powinien
byæ przekszta³cony w trwa³¹ strukturê w wyniku dok³adnie przemyœlanej polityki
stopniowego zmniejszania kontroli, co musia³oby siê rozci¹gn¹æ na lata.> Nie
mniej wa ne jest, abyœmy krótkowzrocznymi próbami likwidacji nêdzy przez
redystrybucjê, a nie przez wzrost naszego dochodu, nie obci¹ yli wielkich klas
spo³ecznych tak, e stan¹ siê one zaciêtymi wrogami istniej¹cego porz¹dku
politycznego. Nigdy nie powinno siê zapominaæ, e jednym z decyduj¹cych
czynników, jakie mia³y wp³yw na powstanie totalitaryzmu na kontynencie
europejskim, a który jeszcze nie wyst¹pi³ w Anglii i Ameryce, jest istnienie
licznej i niedawno wyw³aszczonej klasy œredniej. Nasze nadzieje na unikniêcie
losu, który nam zagra a, musz¹ w rzeczywistoœci opieraæ siê w du ej mierze na

perspektywie mo liwoœci powrotu do szybkiego wzrostu gospodarczego, który, z
jakkolwiek niskiej pozycji byœmy nie rozpoczynali, bêdzie nas wci¹ popycha³ w
górê. G³ównym zaœ warunkiem takiego postêpu jest nasza powszechna gotowoœæ do
szybkiego przystosowania siê do bardzo zmienionego œwiata, aby aden wzgl¹d na
standard, do którego przywyk³y poszczególne grupy nie móg³ przeszkodziæ tej

adapatacji oraz ebyœmy jeszcze raz nauczyli siê kierowaæ wszystkie nasze zasoby
tam, gdzie przyczyniaj¹ siê one najbardziej do wzbogacenia nas wszystkich.
Zakres niezbêdnego dostosowania, jeœli mamy ponownie uzyskaæ i przewy szyæ nasze

wczeœniejsze standardy, bêdzie wiêkszy ni kiedykolwiek w przesz³oœci. Jedynie
wówczas, gdy ka dy z nas bêdzie gotów indywidualnie podporz¹dkowaæ siê wymogom
owego powtórnego dostosowania siê, bêdziemy mogli przejœæ przez ten trudny okres
jako ludzie wolni, którzy potrafi¹ wybraæ swoj¹ w³asn¹ drogê yciow¹. Zapewnijmy
ka demu jednolite minimum wszelkimi œrodkami. Zarazem jednak winniœmy uznaæ, e

wraz z zapewnieniem owego minimum wszelkie ¹dania uprzywilejowanego
bezpieczestwa ze strony poszczególnych klas musz¹ upaœæ, e znikn¹ wszelkie
usprawiedliwienia pozwalaj¹ce grupom wykluczaæ przybyszów z zewn¹trz z udzia³u w

ich wzglêdnym dobrobycie, w celu utrzymania specjalnego standardu dla siebie
samych. Powiedzenie <192>do diab³a z ekonomi¹, zbudujmy przyzwoity œwiat<170>,
brzmi byæ mo e dumnie, ale w rzeczywistoœci jest ca³kowicie nieodpowiedzialne. W
naszym œwiecie, takim jakim on jest, gdzie ka dy jest przekonany, e warunki
materialne musz¹ byæ w ró nych miejscach polepszone, jedyn¹ szans¹ na zbudowanie

przyzwoitego œwiata jest utrzymanie wzrostu ogólnego poziomu dobrobytu. Jedyn¹
rzecz¹, której wspó³czesna demokracja nie zniesie bez za³amania siê, jest
koniecznoœæ istotnego obni enia poziomu ycia w czasie pokoju, a nawet d³u sza

stagnacja warunków gospodarczych. Ludzie, którzy s¹dz¹, e obecne tendencje
polityczne stanowi¹ wprawdzie powa ne zagro enie dla naszych perspektyw
gospodarczych, a poprzez swoje skutki gospodarcze zagra aj¹ znacznie wy szym
wartoœciom, ³udz¹ siê uwa aj¹c, e poœwiêcamy dobra materialne, aby osi¹gn¹æ
idealne cele. Jest jednak wielce w¹tpliwe, czy piêædziesi¹t lat zbli ania siê do

kolektywizmu podnios³o nasze standardy moralne i czy nie by³a to zmiana o
przeciwnym raczej kierunku. Chocia mamy zwyczaj szczyciæ siê bardziej wra liwym
sumieniem spo³ecznym, to jednak w praktyce nasze indywidualne postêpowanie adn¹

miar¹ tego nie potwierdza. W sensie negatywnym, gdy idzie o oburzenie na
niesprawiedliwoœci istniej¹cego porz¹dku spo³ecznego pokolenie nasze
prawdopodobnie przewy sza wiêkszoœæ swych poprzedników. Jednak e skutki tego

nastawienia dla naszych pozytywnych standardów we w³aœciwej dziedzinie
moralnoœci, jak¹ jest postêpowanie jednostki, i dla powagi z jak¹ opowiadamy siê
za zasadami moralnymi przeciwko korzyœciom i wymogom machiny spo³ecznej, to
zupe³nie inna sprawa. Zagadnienia w tej dziedzinie sta³y siê ju tak zagmatwane,
e konieczny jest powrót do spraw fundamentalnych. Pokoleniu naszemu zagra a, i
zapomni nie tylko o tym, e zasady moralne s¹ z koniecznoœci zjawiskiem z zakresu
postêpowania jednostkowego, ale tak e o tym, e moralnoœæ mo e istnieæ jedynie w
obszarze, w którym jednostka ma swobodê decydowania za siebie i dobrowolnie

Seite 83

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

powo³uje siê na pos³uszestwo wobec zasady moralnej, rezygnuj¹c z korzyœci
osobistej. Poza sfer¹ odpowiedzialnoœci jednostkowej nie istnieje ani dobro, ani
z³o, ani mo liwoœæ osi¹gniêcia zas³ugi moralnej, ani szansa zademonstrowania
swych przekona przez rezygnacjê z w³asnych pragnie na rzecz tego, co uwa a siê
za s³uszne. Nasze decyzje posiadaj¹ wartoœæ moraln¹ tylko wtedy, gdy sami

jesteœmy odpowiedzialni za nasze w³asne sprawy i gdy mamy swobodê poœwiêcenia
ich na rzecz tego, co uwa amy za s³uszne. Nie mamy prawa ani do
bezinteresownoœci czyimœ kosztem, ani te nasza bezinteresownoœæ nie jest adn¹
nasz¹ zas³ug¹, jeœli nie mamy innego wyboru. Ci cz³onkowie spo³eczestwa, którzy
pod ka dym wzglêdem z m u s z e n i s¹ do dokonywania dobrych uczynków nie maj¹
adnego tytu³u do chwa³y. Jak powiedzia³ Milton: <192>Jeœli ka dy, dobry lub z³y
czyn dojrza³ego cz³owieka by³by b³ahostk¹, lub wynikiem nakazu czy przymusu, to
czy cnota nie by³aby ni¹ jedynie z nazwy, jaka chwa³a p³ynê³aby z czynienia
dobra, jaka wdziêcznoœæ za bycie trzeŸwym, sprawiedliwym czy
wstrzemiêŸliwym?<170> Wolnoœæ kierowania swym w³asnym zachowaniem w tej sferze,
gdzie okolicznoœci materialne zmuszaj¹ nas do dokonywania wyboru oraz
odpowiedzialnoœci za postêpowanie w yciu zgodne ze swym w³asnym sumieniem,
stanowi¹ tê jedyn¹ atmosferê, w której rozwija siê zmys³ moralny i gdzie
wartoœci moralne s¹ co dnia tworzone na nowo dziêki wolnej decyzji jednostki.
Odpowiedzialnoœæ nie przed zwierzchnikiem, ale wobec swego w³asnego sumienia,
œwiadomoœæ obowi¹zku nie egzekwowanego pod przymusem, koniecznoœæ decydowania o
tym, które z rzeczy jakie siê ceni maj¹ byæ poœwiêcone na rzecz innych, oraz
ponoszenie odpowiedzialnoœci za w³asne decyzje, s¹ sam¹ istot¹ wszelkiej
moralnoœci, która zas³uguje na to miano. Trudno zaprzeczyæ, e w sposób
nieuchronny skutki kolektywizmu w dziedzinie postêpowania jednostkowego s¹
niemal ca³kowicie destrukcyjne. Ruch, który przede wszyskim obiecuje uwolnienie

od odpowiedzialnoœci mo e byæ jedynie przeciwiestwem moralnoœci, gdy idzie o
skutki, jakkolwiek wznios³e by nie by³y idea³y, którym zawdziêcza swe
powstanie.<$FWypowiadane to jest coraz jaœniej, w miarê jak socjalizm upodabnia
siê do totalitaryzmu, a w Anglii najwyraŸniej zosta³o sformu³owane w programie
owej ostatniej i najbardziej totalitarnej z form angielskiego socjalizmu - ruchu

<192>Wspólne Dobro<170> Sir Richarda Aclanda. G³ówn¹ cech¹ nowego porz¹dku jaki
on obiecuje jest to, e spo³eczestwo mówi jednostce <192>nie m u s i s z siê ju
troszczyæ o zdobycie œrodków na s w o j e utrzymanie<170>. Oczywiœcie w

konsekwencji <192>spo³eczestwo jako ca³oœæ musi decydowaæ czy jakiœ cz³owiek
powinien byæ zatrudniony czy nie, oraz jak, kiedy i w jaki sposób ma
pracowaæ<170>. Spo³eczestwo bêdzie te musia³o <192>prowadziæ obozy, o zupe³nie
znoœnych warunkach, dla uchylaj¹cych siê<170>. Czy nie jest to zdumiewaj¹ce, e
autor odkrywa, i Hitler <192>zetkn¹³ siê z (lub mia³ potrzebê pos³u enia siê)

ma³¹ czêœci¹, lub mo na rzec jednym szczególnym aspektem tego, czego bêdzie siê
ostatecznie wymagaæ od ludzkoœci<170>? (Sir Richard Acland, Bt., The Forward
March, 1941, s. 127, 126, 135 i 32)?> Czy mo na mieæ zasadnicz¹ w¹tpliwoœæ, e

poczucie osobistego obowi¹zku naprawienia niesprawiedliwoœci, na ile pozwalaj¹
na to nasze si³y, zosta³o raczej os³abione ni wzmocnione? -e zarówno chêæ
ponoszenia odpowiedzialnoœci, jak i œwiadomoœæ, e wiedza o tym jakich dokonywaæ
wyborów jest naszym w³asnym osobistym obowi¹zkiem, zosta³y powa nie nadwerê one?
Na tym wszystkim polega owa ró nica pomiêdzy domaganiem siê, aby po ¹dany stan

rzeczy zosta³ urzeczywistniony przez w³adze, czy nawet pomiêdzy chêci¹
podporz¹dkowania siê, pod warunkiem, e inni uczyni¹ to samo, a gotowoœci¹
postêpowania zgodnie z tym, co samemu uwa a siê za s³uszne, przy jednoczesnej

rezygnacji z w³asnych pragnie, byæ mo e wbrew wrogiej opinii publicznej. Wiele
przemawia za tym, e odk¹d utkwiliœmy nasze oczy w ca³kowicie odmiennym systemie,
w którym pastwo bêdzie wszystko we w³aœciwy sposób regulowaæ, staliœmy siê
rzeczywiœcie bardziej tolerancyjni wobec konkretnych nadu yæ i bardziej obojêtni
na niesprawiedliwoœæ w poszczególnych przypadkach. Byæ mo e nawet, jak

sugerowano, owa namiêtnoœæ do kolektywnego dzia³ania jest obecnie sposobem, w
jaki bez skruchy pozwalamy sobie zbiorowo na samolubstwo, które jako jednostki
nauczyliœmy siê nieco ograniczaæ. Prawd¹ jest, e cnoty, które s¹ obecnie mniej

szanowane i urzeczywistniane niezale noœæ, poleganie na samym sobie, chêæ
ponoszenia ryzyka, gotowoœæ bronienia swych w³asnych przekona przeciwko
wiêkszoœci, oraz chêæ dobrowolnej wspó³pracy z bliŸnimi s¹ istotnie tymi

cnotami, od których zale y funkcjonowanie indywidualistycznego spo³eczestwa.
Kolektywizm nie dysponuje niczym, co mog³oby je zast¹piæ, i w takiej mierze w
jakiej je zniszczy³, nie zdo³a³ wype³niæ powsta³ej pró ni niczym innym a jedynie
¹daniem pos³uszestwa i przymuszaniem jednostki, by postêpowa³a zgodnie z tym, co
zosta³o kolektywnie uznane za dobre. Okresowe wybory przedstawicieli, do czego
decyzje moralne jednostki coraz to bardziej siê sprowadzaj¹, nie s¹ okazj¹ do
sprawdzenia jej wartoœci moralnych, okazj¹ do potwierdzenia i sprawdzenia
porz¹dku tych wartoœci i wykazania szczeroœci swych deklaracji przez poœwiêcenie

Seite 84

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

tych wartoœci, które ceni siê ni ej dla tych, które siê nad nie przedk³ada.
Poniewa Ÿród³o, z którego pochodz¹ standardy moralne jakie posiada kolektywne
dzia³anie polityczne, stanowi¹ zasady postêpowania jednostkowego, by³oby
rzeczywiœcie zdumiewaj¹ce, jeœli rozluŸnieniu standardów zachowania
jednostkowego towarzyszy³oby podwy szenie standardów ycia spo³ecznego. To, e

zasz³y wielkie zmiany jest oczywiste. Rzecz jasna ka de pokolenie ceni pewne
wartoœci bardziej, a inne mniej ni ich poprzednicy. Jakie s¹ jednak owe cele,
które zajmuj¹ obecnie poœledniejsze miejsce, jakie wartoœci maj¹ ust¹piæ
pierwszestwa, jak nas ostrzegaj¹, jeœli znajd¹ siê w konflikcie z innymi? Jaki
rodzaj wartoœci przedstawia siê mniej szacownie w wizji przysz³oœci roztaczanej
przed nami przez popularnych autorów i mówców, w porównaniu z marzeniami i
nadziejami naszych ojców? Z pewnoœci¹ nie jest mniej ceniony materialny komfort,
wzrost poziomu ycia czy zapewnienie sobie jakiejœ pozycji w spo³eczestwie. Czy
jest jakiœ popularny pisarz albo mówca, który oœmieli³by siê zaproponowaæ masom,
by poœwiêci³y perspektywy materialnych korzyœci dla wsparcia jakiegoœ idealnego
celu? Czy w rzeczywistoœci nie jest ca³kiem na odwrót? Czy sprawy, które uczymy
siê traktowaæ jako <192>dziewiêtnastowieczne iluzje<170>, nie s¹ wszystkie
wartoœciami moralnymi wolnoœæ i niezawis³oœæ, prawda i uczciwoœæ intelektualna,
pokój i demokracja oraz szacunek dla jednostki j a k o cz³owieka, a nie tylko
cz³onka jakiejœ zorganizowanej grupy? Czym s¹ obecnie sta³e punkty, uwa ane za
œwiête, których aden reformator nie oœmiela siê naruszyæ, poniewa traktuje siê
je jako niezmiennie granice, które musz¹ byæ respektowane przy wszelkich planach
na przysz³oœæ? Nie jest ju ni¹ wolnoœæ jednostki, jej swoboda poruszania siê,
prawie nie jest ni¹ te wolnoœæ s³owa. S¹ nimi natomiast chronione standardy tej
czy innej grupy, ich <192>prawo<170> do pozbawiania innych mo liwoœci
dostarczania swym bliŸnim tego, czego tamci potrzebuj¹. Ró nicowanie na cz³onków

i osoby nie nale ¹ce do grup zamkniêtych, nie mówi¹c o obywatelach ró nych
krajów, coraz bardziej jest traktowane jako oczywisty sposób postêpowania.
Niesprawiedliwoœæ wyrz¹dzana jednostkom przez rz¹dy dzia³aj¹ce w interesie grup
jest lekcewa ona z obojêtnoœci¹ blisk¹ gruboskórnoœci, zaœ najciê sze przypadki
gwa³cenia najbardziej podstawowych praw jednostki, jakie poci¹ga za sob¹

przymusowe przesiedlanie, jest coraz czêœciej akceptowane nawet przez tych,
których uwa a siê za libera³ów. Wszystko to z pewnoœci¹ wskazuje, e nasze
poczucie moralne zosta³o raczej przytêpione ni wyostrzone. Kiedy jesteœmy

napominani, jak to siê coraz czêœciej zdarza, e nie mo na zrobiæ omletu nie
rozbijaj¹c jajek, to wszystkie te jajka s¹ tego rodzaju, które jedno lub dwa
pokolenia wstecz by³y uwa ane za istotne podstawy cywilizowanego ycia. I jakich
to okruciestw wielu naszych tak zwanych <192>libera³ów<170> nie by³oby sk³onnych
wybaczyæ si³om, z których pogl¹dami sympatyzuj¹? W owej przemianie wartoœci

moralnych, jakie dokona³y siê na skutek postêpów kolektywizmu, jest jeden
aspekt, który obecnie staje siê szczególnym materia³em do przemyœle. Jest to
fakt, i cnoty, które s¹ obecnie mniej szanowane i skutkiem czego staj¹ siê

rzadsze, s¹ w³aœnie tymi cnotami, z których Anglosasi byli s³usznie dumni i w
których, jak ogólnie uwa ano, przodowali. Cnotami, które posiedli oni w stopniu
wy szym ni inne ludy, z wyj¹tkiem jedynie kilku ma³ych narodów jak Szwajcarzy
czy Duczycy, by³y niezale noœæ i poleganie na samych sobie, inicjatywa osobista
i odpowiedzialnoœæ za sprawy najbli szego otoczenia, przynosz¹ce sukces zaufanie

do dzia³ania z w³asnej woli, nie wtr¹canie siê do spraw innych ludzi, tolerancja
dla tego co odmienne i dziwne, szacunek dla zwyczaju i tradycji oraz zdrowa
podejrzliwoœæ wobec w³adzy i autorytetu. [Brytyjska si³a, brytyjski charakter i

brytyjskie osi¹gniêcia w du ym stopniu by³y wynikiem ich spontanicznej
kultywacji. - w wyd. brytyjskim]. Niemal wszystkie te tradycje i instytucje, w
których demokratyczny geniusz moralny znalaz³ swój najbardziej charakterystyczny
wyraz i który z kolei ukszta³towa³ charakter narodowy i ca³y moralny klimat
Anglii i Ameryki, s¹ stopniowo niszczone w wyniku postêpów kolektywizmu i

nieod³¹cznie z nim zwi¹zanych centralistycznych tendencji. Porównanie z sytuacj¹
panuj¹c¹ zagranic¹ pomaga czasem dostrzec wyraŸniej od czego zale y wyj¹tkowo
doskona³a jakoœæ atmosfery moralnej narodu. Jednym z najbardziej

przygnêbiaj¹cych obrazów jakie mo na zobaczyæ w naszych czasach, jeœli wolno tak
mówiæ komuœ, kto bez wzglêdu na literê prawa bêdzie musia³ na zawsze pozostaæ
cudzoziemcem, jest stopie w jakim czêœæ najbardziej cennego dziedzictwa jakie na

przyk³ad Anglia da³a œwiatu staje siê przedmiotem pogardy w samej Anglii.
Anglicy nie bardzo s¹ œwiadomi jak dalece ró ni¹ siê od wiêkszoœci innych ludzi
tym, e bez wzglêdu na stronnictwo, wszyscy wyznaj¹ w mniejszym lub wiêkszym
stopniu idee znane w swej najwyraŸniejszej postaci jako liberalizm. W porównaniu
z wiêkszoœci¹ innych narodów jeszcze dwadzieœcia lat temu prawie wszyscy Anglicy
byli libera³ami bez wzglêdu na to jak bardzo ró nili siê od liberalizmu partii
liberalnej. Nawet dzisiaj angielski konserwatysta czy socjalista, nie mniej ni
libera³, jeœli podró uje za granic¹, choæ mo e przekonaæ siê o niezmiernej

Seite 85

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

popularnoœci idea³ów Carlyle'a, Disraeliego, Webbów czy H.G.Wellsa w krêgach, z
którymi ma ma³o wspólnego, bo wœród nazistów, czy innych totalitarystów, to
jeœli znajdzie jak¹œ intelektualn¹ wyspê, gdzie ywe s¹ tradycje Macaulay'a,
Gladstone'a, J.S.Milla czy Johna Morleya, napotka tam pokrewne dusze, które
<192>mówi¹ tym samym co i on jêzykiem<170>, jakkolwiek bardzo on sam móg³by siê

ró niæ od idea³ów, za którymi konkretnie opowiadaj¹ siê ci ludzie. Nigdzie owa
utrata wiary w specyficzne wartoœci brytyjskiej cywilizacji nie jest bardziej
widoczna i nigdzie nie wywar³a tak parali uj¹cego skutku, gdy idzie o realizacjê
naszego bezpoœredniego wielkiego celu, jak w dziedzinie wiêkszoœci brytyjskiej
propagandy, która sta³a siê bezsensownie nieefektywna. Pierwszym warunkiem
sukcesu propagandy skierowanej do innych ludzi jest akceptacja w poczuciu dumy
charakterystycznych wartoœci i cech wyró niaj¹cych, z których naród podejmuj¹cy
to zadanie jest znany innym narodom. G³ówn¹ przyczyn¹ nieskutecznoœci
brytyjskiej propagandy jest to, e ci, którzy ni¹ kieruj¹, utracili, jak siê
zdaje, sw¹ wiarê w szczególne wartoœci angielskiej cywilizacji, lub te s¹
zupe³nymi ignorantami, gdy idzie o jej zasadnicze ró nice w stosunku do innych
cywilizacji. Lewicowa inteligencja rzeczywiœcie tak d³ugo czci³a zagranicznych
bogów, e mo na odnieœæ wra enie, i niemal nie jest w stanie dostrzec niczego
dobrego w charakterystycznych angielskich instytucjach i tradycjach. Socjaliœci
ci nie s¹ w stanie przyznaæ, e wartoœci moralne, którymi szczyci siê wiêkszoœæ z
nich, s¹ zasadniczo wytworem instytucji, które maj¹ zamiar zniszczyæ. Postawa ta
niestety nie ogranicza siê do zdeklarowanych socjalistów. Choæ trzeba mieæ
nadziejê, e nie odnosi siê to do tych mniej g³oœnych, ale za to bardziej
licznych, wykszta³conych Anglików, to s¹dz¹c wszak e na podstawie idei, jakie
znajduj¹ wyraz w bie ¹cej dyskusji politycznej i propagandzie, Anglicy, którzy
nie tylko <192>mówi¹ jêzykiem, jakim mówi³ Szekspir<170>, ale tak e <192>wyznaj¹

wiarê i moralnoœæ, któr¹ wyznawa³ Milton<170>, zniknêli zdaje siê, prawie
ca³kowicie.<$FChocia rozdzia³ ten zawiera ju wiêcej ni jedno odniesienie do
Miltona, trudno oprzeæ siê pokusie dodania jeszcze jednego cytatu, bardzo
znanego, choæ dziœ nikt oprócz cudzoziemca nie oœmieli³by siê go przytoczyæ:
<192>Nie pozwólcie, by Anglia zapomnia³a o swym pierwszestwie w nauczaniu

narodów jak nale y yæ<170>. Nie bez znaczenia jest mo e, e nasze pokolenie
zetknê³o siê z ca³¹ armi¹ amerykaskich i angielskich zdrajców Miltona a g³ówny z
nich pan Ezra Pound nadawa³ w czasie wojny przez radio z W³och!> Jednak e

s¹dziæ, e ten rodzaj propagandy powsta³ej dziêki takiej postawie wywrze po ¹dany
skutek na naszych wrogach, w szczególnoœci zaœ na Niemcach, to fatalny b³¹d. Byæ
mo e Niemcy niezbyt dobrze znaj¹ Angliê i Amerykê, ale na tyle wystarczaj¹co, by
wiedzieæ, jakie s¹ tradycyjne wartoœci demokratycznego sposobu ycia oraz co w
przeci¹gu ostatnich dwu czy trzech pokole coraz bardziej oddziela³o od siebie

umys³y w tych krajach. Je eli chcemy przekonaæ ich nie tylko o naszej
szczeroœci, ale o tym, e mamy do zaoferowania jak¹œ rzeczywist¹ alternatywê
wobec drogi, któr¹ id¹, nie mo emy tego zrobiæ czyni¹c ustêpstwa na rzecz ich

systemu myœlenia. Nie powinniœmy ³udziæ ich powtarzaniem starych idei ich ojców,
które zapo yczyliœmy od nich czy to mia³by byæ socjalizm pastwowy, Realpolitik,
<192>naukowe<170> planowanie, czy korporacjonizm. Nie przekonamy ich postêpuj¹c
czêœciowo za nimi drog¹, jaka prowadzi do totalitaryzmu. Jeœli same demokracje
porzuc¹ najwy szy idea³ wolnoœci i szczêœcia jednostki, jeœli poœrednio

przyznaj¹, e ich cywilizacja nie jest warta zachowania, oraz e nie znaj¹ nic
lepszego ponad marsz szlakiem, na którym przewodz¹ Niemcy, to rzeczywiœcie nie
bêd¹ mia³y nic do zaoferowania. Dla Niemców wszystko to stanowi jedynie

spóŸnione przyznanie siê, e libera³owie mylili siê przez ca³y czas, i e oni sami
przewodz¹ d¹ eniom do nowego lepszego œwiata, niezale nie od tego jak przera
aj¹cy mo e byæ okres przejœciowy. Niemcy wiedz¹, e to, co wci¹ uwa aj¹ za
tradycjê brytyjsk¹ i amerykask¹ oraz ich w³asne nowe idea³y, s¹ to pogl¹dy na
ycie fundamentalnie przeciwstawne i niemo liwe do pogodzenia. Mogliby daæ siê

przekonaæ, e droga, któr¹ wybrali jest fa³szywa, ale nic ich nie przekona o tym,
e Anglicy czy Amerykanie bêd¹ lepszymi przewodnikami na niemieckiej szlaku.
Najmniej zaœ ten typ propagandy przemówi do tych Niemców, na których pomoc

musimy ostatecznie liczyæ przy przebudowie Europy, poniewa ich wartoœci s¹
najbli sze naszym w³asnym. Doœwiadczenie uczyni³o ich m¹drzejszymi po szkodzie:
nauczyli siê oni, e ani dobre intencje, ani skutecznoœæ organizacji nie s¹ w

stanie zagwarantowaæ moralnej przyzwoitoœci w systemie, w którym swoboda
jednostki i odpowiedzialnoœæ osobista zosta³y zniszczone. Niemcy i W³osi, którzy
wyci¹gnêli wnioski z tej lekcji, pragn¹ przede wszystkim ochrony przed
monstrualnym pastwem. Nie pompatycznych planów organizacji na ogromn¹ skalê, ale
warunków do pokojowego i swobodnego budowania od nowa swego ma³ego œwiata. Nie
dlatego mamy nadziejê na poparcie ze strony niektórych obywateli wrogich krajów,
e wierz¹ oni, i lepiej byæ poddanym rozkazom brytyjskim czy amerykaskim ni
pruskim, ale poniewa s¹ przekonani, e w œwiecie, w którym zwyciê y³y

Seite 86

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

demokratyczne idea³y, bêdzie siê nimi mniej komenderowaæ i bêd¹ mogli w spokoju
zajmowaæ siê swoimi sprawami. Jeœli mamy odnieœæ sukces w wojnie ideologicznej
oraz przekonaæ uczciwe elementy we wrogich krajach, musimy przede wszystkim
odzyskaæ wiarê w tradycyjne wartoœci, za którymi opowiadaliœmy siê w
przesz³oœci, oraz mieæ moraln¹ odwagê dzielnego wystêpowania w obronie idea³ów,

które atakuj¹ nasi wrogowie. Powinniœmy zdobywaæ zaufanie i poparcie nie z
zawstydzeniem przepraszaj¹c i zapewniaj¹c, e siê szybko reformujemy, ani nie
wyjaœniaj¹c, e poszukujemy kompromisu pomiêdzy tradycyjnymi liberalnymi
wartoœciami a nowymi ideami totalitarnymi. Licz¹ siê nie najnowsze ulepszenia
jakie wprowadziliœmy w instytucjach spo³ecznych, które niewiele znacz¹ w
porównaniu z podstawowymi ró nicami jakie istniej¹ miêdzy tymi przeciwstawnymi
drogami yciowymi, ale nasza niezachwiana wiara w tradycje, które uczyni³y Angliê
i Amerykê krajem ludzi wolnych i prawych, tolerancyjnych i niezale nych. XV.
Perspektywy ³adu miêdzynarodowego @MOTTO = Ze wszystkich œrodków kontroli
demokracji federacja jest najefektywniejszym i najbardziej u ytecznym. /.../
System federalny ogranicza i powstrzymuje w³adzê suwerenn¹ poprzez jej podzia³ i
przyznanie rz¹dowi jedynie pewnych, ograniczonych uprawnie. Jest to jedyna
metoda trzymania na wodzy nie tylko wiêkszoœci, ale ca³ej w³adzy ludu. @MOTTO =
Lord Acton Jak dot¹d w adnej dziedzinie œwiat nie zap³aci³ równie wysokiej ceny
za odejœcie od dziewiêtnastowiecznego liberalizmu, jak w obszarze, gdzie odwrót
ten siê rozpocz¹³ w sferze stosunków miêdzynarodowych. Jednak e przyswoiliœmy
sobie jedynie niewielk¹ czêœæ nauki, jak¹ powinniœmy byli wyci¹gn¹æ z
wczeœniejszego doœwiadczenia. Byæ mo e nawet bardziej ni gdzieindziej tutejsze
aktualne pogl¹dy na temat tego, co jest godne po ¹dania, a co mo na zrealizowaæ,
s¹ tego rodzaju, e ³atwo mog¹ siê obróciæ w przeciwiestwo obietnicy, któr¹ ze
sob¹ nios¹. Ta czêœæ lekcji z niedalekiej przesz³oœci, która jest powoli i

stopniowo przyswajana i doceniana, wskazuje i liczne rodzaje planowania
gospodarczego, realizowane niezale nie od siebie w skali narodowej, musz¹ byæ
szkodliwe w swym po³¹czonym efekcie nawet z czysto ekonomicznego punktu
widzenia, a w dodatku nieuchronnie wywo³uj¹ powa ne tarcia miêdzynarodowe. Nie
trzeba dziœ szczególnie podkreœlaæ, e nadzieja na miêdzynarodowy ³ad lub trwa³y

pokój tak d³ugo pozostaje znikoma, dopóki ka de pastwo posiada swobodê
stosowania wszelkich œrodków, jakie uwa a za po ¹dane dla realizacji swych
doraŸnych interesów, bez wzglêdu na to jak szkodliwe mog¹ byæ one dla innych.

Wiele rodzajów planowania gospodarczego mo na rzeczywiœcie zrealizowaæ tylko
wtedy, gdy organ planowania potrafi skutecznie odci¹æ wszystkie wp³ywy
zewnêtrzne. Dlatego planowanie takie nieuchronnie prowadzi do narzucenia
licznych ogranicze w ruchu ludzi i towarów. Mniej oczywiste, ale niemniej
realne, s¹ zagro enia dla pokoju powstaj¹ce ze strony sztucznie wytworzonej

solidarnoœci gospodarczej wszystkich mieszkaców jakiegoœ kraju oraz ze strony
nowych przeciwstawnych bloków interesów powsta³ych w wyniku planowania na skalê
narodow¹. Nie ma potrzeby, ani koniecznoœci, aby granice miêdzy narodami

oznacza³y ostre ró nice w standardach ycia, aby przynale noœæ do jakiejœ grupy
narodowej uprawnia³a do kawa³ka tortu zupe³nie ró nego od tego, jaki przypada
cz³onkom innych grup. Jeœli zasoby ró nych narodów jako ca³oœci traktowane s¹
jako ich wy³¹czna w³asnoœæ, jeœli miêdzynarodowe stosunki gospodarcze zamiast
realizowaæ siê pomiêdzy jednostkami coraz bardziej dotycz¹ ca³ych narodów,

zorganizowanych jak agencje handlowe, wówczas staj¹ siê one nieuchronnie Ÿród³em
taræ i zawiœci pomiêdzy tymi narodami. Jedn¹ z najbardziej zgubnych iluzji jest
pogl¹d, e napiêcia miêdzynarodowe mo na zmniejszyæ zastêpuj¹c walkê

konkurencyjn¹ o rynki lub surowce negocjacjami pomiêdzy pastwami lub
zorganizowanymi grupami. Doprowadzi³oby to zast¹pienia tego, co jedynie
metaforycznie nazwaæ mo na <192>walk¹<170> konkurencyjn¹ przez konflikt si³y i
przenios³oby na potê ne i uzbrojone pastwa, niepodporz¹dkowane adnemu wy szemu
prawu, tê rywalizacjê, która pomiêdzy jednostkami musia³a byæ rozstrzygana bez

odwo³ywania siê do u ycia si³y. Transakcje gospodarcze pomiêdzy pastwowymi
cia³ami poszczególnych narodów, cia³ami które s¹ zarazem najwy szymi sêdziami
swego w³asnego postêpowania i nie uginaj¹ siê przed adnym wy szym prawem, a ich

reprezentanci nie mog¹ byæ ograniczeni przez adne wzglêdy, oprócz bezpoœrednich
interesów swych narodów, musz¹ zakoczyæ siê starciami zbrojnymi.<$FOdnoœnie tych
kwestii i nastêpnych, które bêd¹ tu poruszone jedynie bardzo pobie nie, patrz

prof. Lionela Robbinsa Economic Planning and International Order, 1937,
passsim.> Jeœli mielibyœmy nie uczyniæ adnego lepszego u ytku ze zwyciêstwa, jak
tylko wesprzeæ istniej¹ce tendencje, a nadto widoczne przed 1939 rokiem, to
moglibyœmy siê przekonaæ, e pokonaliœmy narodowy socjalizm jedynie po to, by
stworzyæ œwiat wielu narodowych socjalizmów, odmiennych w szczegó³ach, lecz w
równej mierze totalitarnych, nacjonalistycznych i pozostaj¹cych w ci¹g³ym
konflikcie z pozosta³ymi. Niemcy jawiliby siê jako burzyciele pokoju, tak jak ju
przedstawiaj¹ siê niektórym ludziom<$FPor. szczególnie wa n¹ ksi¹ kê Jamesa

Seite 87

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

Burnhama The Managerial Revolution, 1941.>, jedynie dlatego, e jako pierwsi
wst¹pili na drogê, któr¹ ostatecznie mieli pójœæ wszyscy pozostali. Ci, którzy
przynajmniej czêœciowo zdaj¹ sobie sprawê z tych niebezpieczestw, dochodz¹
zwykle do wniosku, e planowanie gospodarcze musi siê dokonywaæ w sposób
<192>miêdzynarodowy<170>, a wiêc za przyczyn¹ jakiegoœ ponadnarodowego organu.

Ale choæ mog³oby to odwróciæ niektóre z oczywistych niebezpieczestw wywo³anych
przez planowanie w skali jednego pastwa, to wydaje siê, e ci, którzy zalecaj¹
takie ambitne projekty maj¹ niewielkie pojêcie o jeszcze wiêkszych trudnoœciach
i niebezpieczestwach, jakie stwarzaj¹ ich propozycje. Problemy, jakie powstaj¹ w
zwi¹zku z planowym kierowaniem sprawami gospodarczymi w skali narodowej,
nieuchronnie przyjmuj¹ jeszcze znaczniejsze rozmiary, ni wówczas, gdy tego
samego próbuje siê na skalê miêdzynarodow¹. Konflikt pomiêdzy planowaniem a
wolnoœci¹ mo e tylko staæ siê powa niejszy w miarê jak zmniejsza siê podobiestwo
standardów i wartoœci pomiêdzy tymi, którzy podporz¹dkowani s¹ jednolitemu
planowi. Planowanie ycia gospodarczego rodziny nie nastrêcza wielkich trudnoœci,
a i w ma³ej spo³ecznoœci s¹ one stosunkowo niedu e. Jednak w miarê zwiêkszania
siê skali wielkoœci stopie zgody co do hierarchii celów maleje, a wzrasta
koniecznoœæ oparcia siê na sile i przymusie. W ma³ej spo³ecznoœci w wielu
sprawach mog¹ wystêpowaæ wspólne pogl¹dy co do wzglêdnego znaczenia podstawowych
zada i zgodne standardy wartoœci. Jednak e ich liczba bêdzie coraz bardziej
mala³a im bardziej rozci¹gniemy sieæ naszych zainteresowa. A je eli wspólnota
pogl¹dów maleje, koniecznoœæ oparcia siê na sile i przymusie wzrasta. Ludnoœæ ka
dego kraju ³atwo mo na przekonaæ do wyrzecze na rzecz tego, co uwa aj¹ za
<192>swój<170> przemys³ stalowy, czy <192>swoje<170> rolnictwo, lub w tym celu,
by w ich kraju nikt nie znalaz³ siê poni ej pewnego poziomu ycia. Dopóki jest to
kwestia udzielania pomocy ludziom, których zwyczaje yciowe i sposoby myœlenia s¹

podobne do naszych, skorygowanie dystrybucji dochodów czy warunków ich pracy,
gdy ludzi tych mo emy sobie wyobraziæ, a ich pogl¹dy odnoœnie w³aœciwego im
statusu s¹ zasadniczo podobne do naszych, zwykle jesteœmy gotowi do poœwiêce.
Ale wystarczy uzmys³owiæ sobie problemy, jakie rodzi planowanie gospodarcze,
nawet na takim obszarze jak Europa Zachodnia, by zrozumieæ, i takiemu

przedsiêwziêciu ca³kowicie brak podstaw moralnych. Któ jest w stanie wyobraziæ
sobie, e istniej¹ jakieœ wspólne idea³y sprawiedliwoœci dystrybutywnej, które
sprawi¹, e norweski rybak wyrzecze siê nadziei na polepszenie swej sytuacji

ekonomicznej po to, by pomóc swemu portugalskiemu koledze, czy e duski robotnik
zap³aci wiêcej za swój rower, aby wspomóc mechanika z Coventry, albo e ch³op
francuski bêdzie p³aci³ wy sze podatki, by wesprzeæ uprzemys³owienie W³och?
Jeœli wiêkszoœæ ludzi nie chce zdawaæ sobie sprawy z tych trudnoœci, to dzieje
siê tak g³ównie dlatego, e œwiadomie lub nieœwiadomie zak³adaj¹ oni, e im

w³aœnie przypadnie w udziale rozwi¹zanie tych problemów za innych i dlatego, e
s¹ przekonani, i s¹ zdolni do przeprowadzenia tego w sposób s³uszny i
sprawiedliwy. Anglicy, byæ mo e bardziej ni inne narody, zaczynaj¹ rozumieæ co

oznaczaj¹ takie projekty, gdy informuje ich siê, e mogliby stanowiæ mniejszoœæ w
organie planowania oraz, e g³ówne linie przysz³ego rozwoju gospodarczego
Wielkiej Brytanii mog³yby byæ okreœlone przez nie brytyjsk¹ wiêkszoœæ. Ilu ludzi
w Wielkiej Brytanii by³oby gotowych podporz¹dkowaæ siê decyzjom jakiejœ
miêdzynarodowej w³adzy, choæby demokratycznie ukonstytuowanej, która by³aby

w³adna podj¹æ decyzjê, e rozwój hiszpaskiego przemys³u stalowego musi mieæ
pierwszestwo przed rozwojem podobnego przemys³u w po³udniowej Walii, e lepiej
skoncentrowaæ przemys³ optyczny w Niemczech, z wy³¹czeniem Wielkiej Brytanii,

czy e jedynie ca³kowicie oczyszczona benzyna powinna byæ importowana do Wielkiej
Brytanii, a ca³y przemys³ rafineryjny zarezerwowany dla krajów, które wydobywaj¹
ropê? Wyobra anie sobie jakoby ycie gospodarcze rozleg³ego regionu, obejmuj¹cego
wiele ró nych narodów mog³o byæ kierowane lub planowane za pomoc¹
demokratycznych procedur, zdradza kompletny brak œwiadomoœci problemów, jakie

wi¹za³yby siê z takim planowaniem. Planowanie w skali miêdzynarodowej, nawet
bardziej ni w skali narodowej, nie mo e polegaæ na niczym innym, jak tylko na
rz¹dach nagiej si³y, na narzuceniu przez ma³¹ grupê ca³ej reszcie standardów i

zatrudnienia tego rodzaju, który planiœci uwa aj¹ za odpowiedni dla wszystkich
pozosta³ych. Jeœli jest tu cokolwiek pewnego, to tylko to, e Grossraumwirtschaft
tego rodzaju, jaka stanowi cel Niemców, mo e byæ pomyœlnie zrealizowana tylko

przez rasê panów, Herrenvolk, bezlitoœnie narzucaj¹c¹ swe cele i idea³y reszcie.
B³êdem jest traktowaæ brutalnoœæ i lekcewa enie, jakie wykazuj¹ Niemcy wobec
wszystkich wartoœci i idea³ów mniejszych grup, po prostu jako wyraz ich
szczególnej nikczemnoœci. To natura zadania, jakiego siê podjêli sprawia, e
takie postêpowanie staje siê nieuniknione. Przedsiêwziêcie polegaj¹ce na
kierowaniu yciem gospodarczym ludzi o dalece rozbie nych idea³ach i wartoœciach,
to podjêcie odpowiedzialnoœci, która wiedzie do u ycia si³y. Oznacza to tak e
takie po³o enie, w którym nawet najlepsze intencje nie chroni¹ przed

Seite 88

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

koniecznoœci¹ dzia³ania w sposób, jaki niektórym z zainteresowanych musi wydawaæ
siê wysoce niemoralny.<$FDoœwiadczenie zdobyte w koloniach, zarówno jeœli idzie
o Wielk¹ Brytaniê, jak i inne kraje, wykazuje e nawet ³agodne formy planowania,
jakie znane s¹ Anglikom pod nazw¹ rozwoju kolonialnego poci¹gaj¹ za sob¹, czy
tego siê chce, czy te nie chce, narzucenie tym, którym pragnie siê pomóc,

pewnych wartoœci i idea³ów. W³aœnie to doœwiadczenie sprawi³o, e nawet
najbardziej internacjonalistycznie nastawieni eksperci kolonialni wykazuj¹
daleko posuniêty sceptycyzm co do mo liwoœci praktycznej realizacji jakiegoœ
<192>miêdzynarodowego<170> zarz¹dzania koloniami.> Ma to zastosowanie nawet
wtedy, gdy przyjmiemy, e panuj¹ca w³adza bêdzie tak idealistyczna i
bezinteresowna, jak tylko jesteœmy w stanie to sobie wyobraziæ. Lecz jak e
niewielkie jest prawdopodobiestwo, e bêdzie j¹ cechowa³a bezinteresownoœæ i jak
e wielkie s¹ pokusy, na które jest wystawiona! Jestem przekonany, e standardy
przyzwoitoœci i sprawiedliwoœci, zw³aszcza, gdy idzie o sprawy miêdzynarodowe,
s¹ w Anglii wysokie, jeœli nie wy sze, ni w jakimkolwiek innym kraju. Ale nawet
teraz daj¹ siê s³yszeæ g³osy podnosz¹ce argument, i zwyciêstwo musi zostaæ
wykorzystane w celu stworzenia warunków, w których przemys³ brytyjski bêdzie
móg³ w pe³ni zu ytkowaæ to specyficzne wyposa enie, które wytworzy³ w czasie
wojny, e odbudow¹ Europy musi siê tak pokierowaæ, aby by³a dostosowana do
specjalnych wymogów ró nych przemys³ów w Anglii, aby zapewniæ ka demu w tym
kraju taki rodzaj zatrudnienia, który mu najbardziej odpowiada. Propozycje te s¹
niepokoj¹ce nie dlatego, e w ogóle s¹ wysuwane, lecz dlatego, e s¹ sk³adane z
pe³n¹ niewinnoœci¹ i traktowane jako zupe³nie oczywiste przez uczciwych ludzi,
którzy s¹ ca³kowicie nieœwiadomi moralnej potwornoœci, jaka wi¹ e siê z u yciem
si³y do takich celów.<$FJeœli ktoœ jeszcze nie potrafi dostrzec tych trudnoœci,
lub ywi przekonanie, e przy odrobinie dobrej woli wszystkie one mog¹ byæ

pokonane, to byæ mo e ³atwiej mu bêdzie wyobraziæ sobie konsekwencje centralnego
kierowania dzia³alnoœci¹ gospodarcz¹ na skalê ogólnoœwiatow¹. Czy mo na mieæ
w¹tpliwoœci, e oznacza³oby to mniej lub bardziej œwiadome d¹ enie do zapewnienia
dominacji bia³ego cz³owieka, i s³usznie mog³oby byæ za takie uwa ane przez inne
rasy? Dopóki nie zetknê siê z osob¹ bêd¹c¹ przy zdrowych zmys³ach, która jest

powa nie przekonana, e narody europejskie dobrowolnie podporz¹dkuj¹ swój
standard yciowy i stopê wzrostu wymogom parlamentu œwiatowego, mogê uwa aæ takie
plany za ca³kowicie absurdalne. Niestety nie wyklucza to jednak, e zalecane s¹

konkretne œrodki, które by³yby usprawiedliwione jedynie wówczas, gdyby zasada
kierownictwa œwiatowego by³a realna.> Byæ mo e najpotê niejszym czynnikiem, le
¹cym u podstaw przekonania o mo liwoœci kierowania yciem gospodarczym wielu ró
nych narodów przy pomocy œrodków demokratycznych z jednego oœrodka, jest fatalne
z³udzenie, e jeœli decyzje by³yby pozostawione <170>ludowi<192>, to wspólnota

interesów klas pracuj¹cych z ³atwoœci¹ pozwoli³aby przezwyciê yæ ró nice, które
istniej¹ pomiêdzy klasami rz¹dz¹cymi. Istniej¹ wszelkie powody, by oczekiwaæ, e
wraz z nastaniem ogólnoœwiatowego planowania œcieranie siê interesów

gospodarczych, jakie powstaje obecnie na gruncie polityki gospodarczej ka dego
poszczególnego narodu, mog³oby siê faktycznie pojawiæ nawet w ostrzejszej
formie, jako konflikt interesów miêdzy ca³ymi narodami, który móg³by byæ
rozstrzygniêty jedynie si³¹. W kwestiach, o których zadecydowaæ mia³by
miêdzynarodowy organ planowania, interesy i opinie klas pracuj¹cych ró nych

narodów równie nieuchronnie popadn¹ w konflikt, i jeszcze trudniej bêdzie o
znalezienie podstawy dla osi¹gniêcia sprawiedliwego porozumienia, ni to ma
miejsce w przypadku konfliktu ró nych klas w ka dym kraju. Z punktu widzenia

robotnika yj¹cego w biednym kraju, ¹danie jego bogatszego kolegi ochrony -
rzekomo w jego interesie -przed konkurencj¹ opart¹ na niskiej p³acy za pomoc¹
ustawodawstwa o p³acy minimalnej, jest czêsto niczym innym, jak tylko œrodkiem
pozbawienia go jedynej szansy na poprawienie swej sytuacji, szansy przezwyciê
enia naturalnych niekorzystnych okolicznoœci poprzez pracê za p³acê ni sz¹, ni

jego koledzy w innych krajach. Fakt zaœ, e musi on oddaæ produkt dziesiêciu
godzin swej pracy za produkt piêciu godzin pracy cz³owieka, który gdzie indziej
jest lepiej wyposa ony w urz¹dzenia, stanowi dla niego taki sam

<192>wyzysk<170>, jak dokonywany przez ka dego kapitalistê. Jest prawie pewne, e
w miêdzynarodowym systemie gopodarczym opartym na planowaniu, kraje bogatsze i
przez to bardzo potê ne, sta³yby siê obiektem nienawiœci i zazdroœci ze strony

krajów biedniejszych w stopniu daleko wiêkszym, ni w wolnej gospodarce. Zaœ te
ostatnie by³yby przekonane, s³usznie lub nies³usznie, e ich po³o enie mog³oby
siê poprawiæ znacznie szybciej, gdyby tylko mia³y swobodê dzia³ania zgodnie z
w³asnym yczeniem. W istocie, jeœli za obowi¹zek miêdzynarodowych w³adz uwa a siê
wprowadzenie sprawiedliwoœci dystrybutywnej pomiêdzy ró nymi narodami, to jest
to jedynie konsekwentna i nieuchronna ewolucja socjalistycznej doktryny, gdzie
walka klasowa przekszta³ca siê w walkê pomiêdzy klasami pracuj¹cymi ró nych
krajów. Wiele jest obecnie og³upiaj¹cej gadaniny na temat <192>planowania dla

Seite 89

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

wyrównania poziomu ycia<170>. Jest rzecz¹ pouczaj¹c¹ rozwa yæ nieco
szczegó³owiej jedn¹ z tych propozycji, aby przekonaæ siê co dok³adnie zawiera.
Terenem, dla którego nasi planiœci ze szczególnym upodobaniem wypracowuj¹
obecnie takie projekty jest dorzecze Dunaju oraz Europa po³udniowo-wschodnia.
Nie mo e byæ w¹tpliwoœci co do nagl¹cej potrzeby polepszenia warunków

gospodarczych w tym regionie, tak ze wzglêdów humanitarnych i gospodarczych, jak
te w interesie przysz³ego pokoju w Europie. Bez w¹tpienia mo na to osi¹gni¹æ
jedynie na drodze innych ni dawne rozwi¹za politycznych. Ale to nie to samo, co
pragn¹æ, by ycie gospodarcze na tym obszarze by³o kierowane zgodnie z jakimœ
jednym podstawowym planem, by wspieraæ rozwój ró nych rodzajów przemys³u wed³ug
uprzednio przyjêtego harmonogramu, uzale niaj¹cego powodzenie lokalnych
inicjatyw od aprobaty w³adzy centralnej i umieszczenia jej w przygotowanym
centralnie planie. Nie mo na stworzyæ na przyk³ad jakiegoœ rodzaju Tennessee
Valley Authority [Administracji Doliny Tennessee] dla dorzecza Dunaju bez
uprzedniego okreœlenia na wiele lat z góry wzglêdnego tempa rozwoju ró nych grup
zamieszkuj¹cych ten region, lub bez podporz¹dkowania wszystkich ich
indywidualnych aspiracji i pragnie temu zadaniu. Planowanie tego rodzaju musi z
koniecznoœci rozpocz¹æ siê od ustalenia jakiejœ hierarchii priorytetów ró nych
¹da. Planowanie w celu zrównania standardów ycia oznacza, e ró ne ¹dania musz¹
byæ oszacowane zgodnie z ich wewnêtrznymi cechami, a wiêc niektórym musi byæ
przyznane pierwszestwo nad innymi. Ci ostatni musz¹ natomiast czekaæ na sw¹
kolej, mimo, i ci, których interesy zosta³y w ten sposób odsuniête na bok, mog¹
byæ przekonani nie tylko o wy szoœci swych praw, ale tak e o zdolnoœci
osi¹gniêcia swego celu szybciej, gdyby tylko mieli swobodê dzia³ania za pomoc¹
swoich sposobów. Nie istnieje podstawa, ktora pozwali³aby nam rozstrzygn¹æ czy
¹dania biednego rumuskiego ch³opa s¹ mniej czy bardziej nagl¹ce ni ¹dania

jeszcze biedniejszego Albaczyka, czy e potrzeby s³owackiego pasterza górskiego
s¹ wiêksze ni jego s³oweskiego kolegi. Ale jeœli podniesienie standardów ich
ycia ma byæ realizowane zgodnie z jednolitym planem, ktoœ musi œwiadomie rozwa
yæ wartoœæ wszystkich tych ¹da i dokonaæ wyboru pomiêdzy nimi. Zaœ kiedy ju raz
plan taki zostanie skierowany do realizacji, wszystkie zasoby znajduj¹ce siê na

terenie nim objêtym musz¹ mu s³u yæ, i nie mo e byæ adnych wyj¹tków dla tych,
którzy uwa aj¹, e sami lepiej daliby sobie radê. Jeœli ich ¹daniu zostanie
przypisana ni sza ranga, bêd¹ musieli pracowaæ dla zaspokojenia potrzeb tych,

którym przyznano preferencje. W takiej sytuacji k a d y bêdzie nie bez racji uwa
a³, e mia³by siê lepiej, gdyby przyjêto inny plan, i e to decyzje i potêga wy
szych w³adz skaza³y go na po³o enie mniej korzystne ni to, które mu siê w jego
w³asnym mniemaniu nale y. Realizacja takiego zamierzenia w regionie zamieszka³ym
przez ma³e narody, z których ka dy gor¹co wierzy, e cechuje go wy szoœæ nad

pozosta³ymi, oznacza zadanie, które mo na wykonaæ tylko przy u yciu si³y. W
praktyce oznacza³oby to, e decyzje i potêga du ych pastw musia³yby rozstrzygn¹æ
czy najpierw nale a³oby podnieœæ poziom ycia macedoskich czy bu³garskich

ch³opów, czy standardy zachodnie powinien szybciej osi¹gn¹æ górnik czeski czy
wêgierski. Nie trzeba zbyt wielkiej wiedzy o naturze ludzkiej, a ju z pewnoœci¹
niewiele wiedzy o narodach centralnej Europy, by uswiadomiæ sobie, e
jakiekolwiek narzucono by im decyzje, znajdzie siê wielu takich, prawdopodobnie
wiêkszoœæ, którycm ten wybrany ³ad jawiæ siê bêdzie jako najwy sza

niesprawiedliwoœæ. Wkrótce ich wspólna nienawiœæ obróci siê przeciwko tej
w³adzy, która, choæ bezinteresownie, w rzeczywistoœci decyduje o ich losie. Z
pewnoœci¹ jest wielu ludzi, którzy szczerze s¹ przekonani, e gdyby im pozwolono

zaj¹æ siê tymi sprawami byliby w stanie rozwi¹zaæ wszystkie problemy w sposób
sprawiedliwy i bezstronny. Byliby oni te szczerze zdziwieni, widz¹c jak
podejrzenie i nienawiœæ zwracaj¹ siê przeciwko nim. Mimo to w³aœnie oni byliby
prawdopodobnie pierwszymi, którzy u yliby si³y, gdy ci, którym w swoim mniemaniu
wyœwiadczyli dobrodziejstwo, okazaliby krn¹brnoœæ, wykazaliby te ca³kowit¹

bezwzglêdnoœæ, zmuszaj¹c ludzi do tego, co jak siê s¹dzi, le y w ich w³asnym
interesie. Ci niebezpieczni idealiœci nie dostrzegaj¹, e jeœli przyjêcie
moralnej odpowiedzialnoœci ma oznaczaæ zapewnienie si³¹ przewagi czyichœ

pogl¹dów moralnych nad tymi, jakie dominuj¹ w innych spo³ecznoœciach, to
odpowiedzialnoœæ taka mo e postawiæ nas w po³o eniu, w którym postêpowanie
moralne staje siê niemo liwe. Na³o enie na narody zwyciêskie takiego niemo

liwego do wykonania zadania moralnego stanowi pewny sposób ich moralnego
zepsucia i dyskredytacji. Oczywiœcie, pomó my biedniejszym narodom tak dalece
jak potrafimy w ich dziele budowy warunków ycia i podniesieniu jego standardu.
W³adze miêdzynarodowe mog¹ byæ bardzo sprawiedliwe i wielce siê przyczyniaæ do
rozkwitu gospodarczego, jeœli tylko utrzymuj¹ porz¹dek i stwarzaj¹ warunki, w
których narody mog¹ prowadziæ swe w³asne ycie. Nie mo na jednak byæ
sprawiedliwym, czy te pozwoliæ ludziom yæ po swojemu, jeœli w³adze centralne
rozdzielaj¹ surowce, dokonuj¹ podzia³u rynków, jeœli ka de spontaniczne

Seite 90

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

dzia³anie musi byæ <192>zatwierdzone<170> i nic nie mo e byæ zrobione bez
usankcjonowania w³adzy centralnej. W œwietle analiz dokonanych we wczeœniejszych
rozdzia³ach nie trzeba szczególnie podkreœlaæ, e wspomnianych trudnoœci nie mo
na przezwyciê yæ przyznaj¹c ró nym organom miêdzynarodowym <192>jedynie<170>
szczegó³owe uprawnienia w dziedzinie gospodarczej. Przekonanie o praktycznoœci

takiego rozwi¹zania opiera siê na b³êdnym pogl¹dzie, e planowanie gospodarcze
stanowi zadanie jedynie techniczne, które mo e byæ rozwi¹zane w œciœle
obiektywny sposób przez ekspertów oraz, e rzeczywiœcie kluczowe sprawy nadal
spoczywa³yby w rêkach w³adz politycznych. Jakakolwiek miêdzynarodowe w³adze
gospodarcze, nie podporz¹dkowane jakiejœ wy szej w³adzy politycznej, nawet jeœli
ich dzia³ania by³yby œciœle ograniczone do danej dziedziny, bez trudu mog³yby
sprawowaæ najbardziej tyrask¹ i nieodpowiedzialn¹ w³adzê jak¹ tylko mo na sobie
wyobraziæ. Wy³¹czna kontrola nad wa nym towarem lub us³ug¹ (np. transportem
lotniczym) stanowi w rezultacie jedn¹ z najdalej siêgaj¹cych form panowania,
jakie mog¹ byæ nadane w³adzom. A poniewa nie ma nic, czego nie da³oby siê
uzasadniæ <192>techniczn¹ koniecznoœci¹<170>, której laik nie mo e skutecznie
zakwestionowaæ, lub te wesprzeæ humanitarn¹ i mo liwie najbardziej szczer¹
argumentacj¹ dotycz¹c¹ potrzeb jakiejœ szczególnie pokrzywdzonej grupy, której
nie da siê pomóc w inny sposób, mo liwoœæ kontrolowania takiej w³adzy jest ma³o
prawdopodobna. Ten rodzaj organizacji zarz¹dzania zasobami œwiata przez mniej
lub bardziej autonomiczne cia³a, co czêsto zyskuje poparcie w najbardziej
nieoczekiwanych sferach - system potê nych monopoli uznanych przez wszelkie
rz¹dy narodowe, ale nie podporz¹dkowane adnemu z nich, nieuchronnie sta³by siê
najgorsz¹ spoœród wszystkich mo liwych form nieuczciwej dzia³alnoœci, nawet
gdyby ci, którym powierzono zarz¹dzanie tymi monopolami okazali siê
najwierniejszymi stra nikami okreœlonych interesów, które oddano im w opiekê.

Wystarczy powa nie rozwa yæ wszystkie konsekwencje takich z pozoru
nieszkodliwych propozycji, powszechnie uwa anych za podstawê przysz³ego porz¹dku
gospodarczego, jak œwiadoma kontrola i dystrybucja poda y surowców, aby
przekonaæ siê jak zatrwa aj¹ce trudnoœci polityczne i moralne niebezpieczestwa
stwarzaj¹. Ten kto sprawowa³by kontrolê poda y któregokolwiek z takich surowców

jak ropa, drewno, guma czy cyna by³by panem losu ca³ych przemys³ów czy krajów.
Podejmuj¹c decyzjê o zwiêkszeniu poda y i obni eniu ceny, lub zmniejszeniu
zysków producenta, decydowa³by on czy zezwoliæ jakiemuœ krajowi na budowê nowego

przemys³u, czy te do tego nie dopuœciæ. Podczas, gdy <192>chroni<170> on poziom
ycia tych, których uwa a za powierzonych jego opiece, jednoczeœnie pozbawia
wielu innych, znajduj¹cych siê w znacznie gorszej sytuacji, najlepszej, jeœli
nie jedynej, szansy na jej poprawê. Jeœli wszystkie wa ne surowce rzeczywiœcie
by³yby kontrolowane w ten sposób, to nie powstanie aden nowy przemys³, adne nowe

przedsiêwziêcie, w które ludnoœæ danego kraju mog³aby siê zaanga owaæ bez zgody
kontrolerów, ani aden plan rozwoju czy ulepsze, który nie móg³by byæ zniweczony
przez ich veto. To samo odnosi siê do miêdzynarodowego organizowania

<192>udzia³ów<170> w rynkach, a tym samym do kontroli inwestycji i eksploatacji
zasobów naturalnych. Zdziwienie ogarnia, gdy obserwuje siê tych, którzy udaj¹
najtwardszych realistów i którzy nie przepuszczaj¹ adnej sposobnoœci, by wykpiæ
<192>utopijnoœæ<170> tych, którzy wierz¹ w mo liwoœæ zaprowadzenia jakiegoœ
miêdzynarodowego ³adu politycznego. Uwa aj¹ oni natomiast, e bardziej nadaje siê

do praktycznej relizacji daleko g³êbsza i nieodpowiedzialna ingerencja w ycie ró
nych narodów, jaka wi¹ e siê z planowaniem gospodarczym. S¹ oni przekonani, e
gdy tylko ta dot¹d niewyobra alna w³adza zostanie z³o ona w rêce jakiegoœ

miêdzynarodowego rz¹du - który w³aœnie zosta³ scharakteryzowany jako niezdolny
do narzucenia nawet zwyk³ych rz¹dów prawa - zostanie ona u yta w sposób tak
bezinteresowny i bezwzglêdnie uczciwy, e przyniesie zgodê powszechn¹. Jedyne co
tu jest oczywiste to to, e pastwa mog¹ poddaæ siê regu³om formalnym, które
zaakceptowa³y, ale nigdy nie podporz¹dkuj¹ siê kierowaniu jakie wi¹ e siê z

miêdzynarodowym planowaniem gospodarczym. Mog¹ siê one zgadzaæ co do regu³ gry,
ale nigdy nie przystan¹ na porz¹dek preferencji, w którym ranga ich w³asnych
potrzeb oraz stopie rozwoju na jaki siê im zezwala jest ustalany wiêkszoœci¹

g³osów. Nawet gdyby pocz¹tkowo narody zgodzi³y siê przenieœæ tak¹ w³adzê, pod
wp³ywem pewnych iluzji odnoœnie znaczenia takiego posuniêcia, na jakieœ
miêdzynarodowe w³adze, wkrótce odkry³yby, e uprawnienia, które przekaza³y nie

dotycz¹ jedynie zada technicznych, ale wyposa aj¹ w pe³niê w³adzy nad samym ich
yciem. Oczywiœcie u tych nie do koca niepraktycznych <192>realistów<170>, którzy
broni¹ takich projektów, obecne jest implicite przekonanie, e wielkie mocarstwa,
niechêtne podporz¹dkowaniu siê jakiejkolwiek wy szej w³adzy mog³yby u yæ owych
<192>miêdzynarodowych<170> organów w³adzy do narzucenia swojej woli mniejszym
narodom znajduj¹cym siê w ich strefie dominacji. Jego <192>realizm<170> polega
na tym, e kamufluj¹c w ten sposób organy planowania jako
<192>miêdzynarodowe<170>, mo naby ³atwiej osi¹gaæ warunki, w których planowanie

Seite 91

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

w skali miêdzynarodowej jest praktycznie mo liwe, to znaczy, przeprowadzane jest
ono przez jedno dominuj¹ce mocarstwo. Maskowanie to nie przes³oni³oby jednak
faktu, e dla wszystkich mniejszych pastw oznacza³oby to jeszcze pe³niejsze
podporz¹dkowanie siê zewnêtrznej w³adzy, wobec której aden realny opór nie by³by
ju d³u ej mo liwy, ni w przypadku wyrzeczenia siê œciœle okreœlonej czêœci

suwerennoœci politycznej. Znamienne, e najzagorzalsi obrocy centralnie
zarz¹dzanego nowego ³adu gospodarczego dla Europy wykazuj¹, tak jak ich fabiascy
i niemieccy poprzednicy, kompletny brak zainteresowania jednostk¹ i prawami
ma³ych narodów. Pogl¹dy profesora Carra, który w tej dziedzinie jeszcze bardziej
ni w sferze polityki wewnêtrznej jest rezprezentantywny dla wystêpuj¹cej w
Anglii tendencji ku totalitaryzmowi, sprowokowa³y jednego z jego kolegów po
fachu do zadania trafnego pytania: jeœli nazistowski podejœcie do ma³ych pastw
ma naprawdê przybraæ charakter powszechny, to o co toczy siê ta wojna?<$FProf.
C.A.Manning w recenzji z Conditions of Peace prof. Carra w: "International
Affairs Review Supplement", June, 1942.> Ci, którzy zauwa yli jak wielki
niepokój i pop³och wzbudzi³y wœród naszych mniejszych sprzymierzeców niektóre z
ostatnich wypowiedzi na ten temat w gazetach tak ró nych jak "The Times" i "New
Statesman"<$FPod wieloma wzglêdami jest znacz¹ce, e jak zauwa ono ostatnio w
jednym z tygodników, <192>ju dawno mo na by³o spodziewaæ siê posmaczku Carra w
"New Satesman", a tak e w "The Times"<170> (Four Winds w: "Time and Tide",
February 20, 1943).>, nie maj¹ w¹tpliwoœci jak bardzo postawa ta jest nawet
teraz obraŸliwa dla naszych najbli szych przyjació³ i jak ³atwo mo na wyczerpaæ
zapas dobrej woli, jaki zosta³ zgromadzony w czasie wojny, jeœli takie rady
znajd¹ pos³uch. Ci, którzy s¹ tak skorzy do brutalnego deptania praw ma³ych
pastw, maj¹ oczywiœcie racjê w jednej sprawie: nie mo emy mieæ nadziei na ³ad,
czy trwa³y pokój po wojnie jeœli pastwa, ma³e czy du e, odzyskaj¹ nieskrêpowan¹

suwerennoϾ w dziedzinie gospodarczej. Nie oznacza to jednak, e nowe
super-pastwo ma byæ wyposa one we w³adzê, której nie nauczyliœmy siê jeszcze
rozumnie u ywaæ nawet w skali narodowej, i e miêdzynarodowe organy powinny mieæ
w³adzê nakazywania poszczególnym krajom sposobów zarz¹dzania ich naturalnymi
zasobami. Oznacza to tylko tyle, e musi istnieæ si³a zdolna powstrzymaæ ró ne

narody od dzia³a szkodliwych dla ich s¹siadów, system regu³ okreœlaj¹cych co
pastwo mo e robiæ, oraz w³adza zdolna do narzucenia tych regu³. W³adza jakiej
takie organy potrzebuj¹ bêd¹ mia³y g³ównie charakter negatywny przede wszystkim

musz¹ one byæ w stanie powiedzieæ <192>nie<170> wobec wszelkiego rodzaju œrodków
restrykcyjnych. Tak wiêc szeroko obecnie akceptowane przekonanie, e potrzebne
nam s¹ miedzynarodowe w³adze gospodarcze, podczas gdy pastwa mog³yby
jednoczeœnie zachowaæ nieograniczon¹ suwerennoœæ polityczn¹, jest dalekie od
prawdy prawdziwy jest pogl¹d niemal dok³adnie odwrotny. To czego potrzebujemy, i

co mamy nadziejê osi¹gn¹æ, to nie wiêksza w³adza skupiona w rêkach
nieodpowiedzialnych miêdzynarodowych organów gospodarczych, ale przeciwnie,
najwy sza w³adza polityczna, która mog³aby trzymaæ w ryzach interesy gospodarcze

i zachowaæ w konfliktach miêdzy nimi bezstronnoœæ, poniewa sama nie by³aby
zaanga owana w grê ekonomiczn¹. Istnieje potrzeba jakiejœ miêdzynarodowej w³adzy
politycznej, która bez mo liwoœci narzucania poszczególnym narodom celów i
sposobów dzia³ania, musi byæ w stanie powstrzymaæ je od dzia³a, które szkodz¹
innym. W³adza/uprawnienia w³adcze? jaka musi przypaœæ w udziale takim

miêdzynarodowym organom nie jest now¹ w³adz¹ jak¹ naby³y dziœ pastwa, ale
stanowi ona minimum w³adzy, bez której niemo liwe jest utrzymanie pokojowych
stosunków, tzn. ze swej istoty s¹ to formy w³adzy ultraliberalnego,

"leseferystycznego" pastwa. Jest te bardzo istotne, bardziej nawet ni w skali
narodowej, aby owa w³adza miêdzynarodowych organów by³a œciœle ograniczona przez
zasadê rz¹dów prawa. W rzeczywistoœci potrzeba takich ponadnarodowych w³adz
staje siê coraz wiêksza w miarê jak poszczególne pastwa coraz bardziej staj¹ siê
jednostkami administracji gospodarczej, bardziej uczestnikami ni tylko

kontrolerami sceny gospodarczej. Wszelkie bowiem tarcia bêd¹ mieæ miejsce raczej
miêdzy pastwami jako takimi, a nie miêdzy jednostkami. Form¹ rz¹du
miêdzynarodowego, w ramach której pewne œciœle okreœlone uprawnienia w³adcze? s¹

przenoszone na miêdzynarodowe organy w³adzy, podczas gdy pod wszelkimi
pozosta³ymi wzglêdami poszczególne kraje same ponosz¹ odpowiedzialnoœæ za swe
wewnêtrzne sprawy, jest oczywiœcie federacja. Nie wolno nam dopuœciæ do tego, by

liczne nierozwa ne, a czêsto wyj¹tkowo bezmyœlne ¹dania federalnej organizacji
ca³ego œwiata, podnoszone w okresie szczytowym propagandy na rzecz <192>Unii
Federalnej<170>, zaciemnia³y fakt, e zasada federacji jest jedyn¹ form¹
stowarzyszenia ró nych narodów, która mo e stworzyæ porz¹dek miêdzynarodowy bez
nadmiernego ograniczania ich prawomocnego pragnienia niepodleg³oœci.<$FWielka
szkoda, e zalew publikacji o problematyce federalistycznej, jaki nast¹pi³ w
ostatnich latach, pozbawi³ uwagi, na jak¹ zas³uguj¹, te nieliczne spoœród nich,
które s¹ wa ne i oryginalne w treœci. Szczególnie dok³adnie nale y zapoznaæ siê,

Seite 92

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

gdy przyjdzie czas na kszta³towanie nowej politycznej struktury Europy, z ma³¹
ksi¹ eczk¹ doktora W. Ivor Jenningsa A Federation for Western Europe, 1940.>
Federalizm nie jest oczywiœcie niczym innym, jak zastosowaniem zasady demokracji
do spraw miêdzynarodowych. Demokracja zaœ jest jedyn¹ metod¹ pokojowych zmian
jak¹ cz³owiek dotychczas wynalaz³. Jest to jednak demokracja o wyraŸnie

ograniczonej w³adzy. Pomijaj¹c niepraktyczny idea³ ³¹czenia ró nych krajów w
jedno scentralizowane pastwo (potrzeba czego jest nader w¹tpliwa), stanowi ona
jedyn¹ drogê, na której mo e byæ urzeczywistniony idea³ prawa miêdzynarodowego.
Nie wolno nam siê oszukiwaæ, e dawniej nazywaj¹c postêpowanie w sprawach
miêdzynarodowych prawem miêdzynarodowym dokonywaliœmy czegoœ wiêcej ponad wyra
anie pobo nych ycze. Kiedy chcemy powstrzymaæ ludzi przed wzajemnym zabijaniem
siê, nie zadawalamy siê wydaniem deklaracji stwierdzaj¹cej, e zabijanie jest
niepo ¹dane, ale nadajemy jakiemuœ organowi w³adzê zapobiegania mu. Analogicznie
nie mo e istnieæ prawo miêdzynarodowe bez w³adzy zdolnej je wyegzekwowaæ.
Przeszkodê w stworzeniu takich miêdzynarodowych w³adz w du ej mierze stanowi³a
koncepcja, e powinny one posiadaæ ca³¹ i praktycznie nieogranicznon¹ w³adzê,
któr¹ posiada wspó³czesne pastwo. Ale przy podziale w³adzy w systemie federalnym
nie jest to adn¹ miar¹ potrzebne. Podzia³ w³adzy nieuchronnie dzia³a³by
jednoczeœnie zarówno jako ograniczenie w³adzy w ogóle, jak i w³adzy
poszczególnych pastw. W istocie wiele obecnie modnych rodzajów planowania
prawdopodobnie sta³oby siê w ogóle niemo liwe do zrealizowania.<SFZob. w tej
sprawie artyku³ autora Economic Conditions of Inter-State Federation w: "The New
Commonwealth Quarterly", vol V, September 1939.> -adn¹ miar¹ nie stanowi³oby to
przeszkody dla wszelkiego planowania. Rzeczywiœcie, jedn¹ z g³ównych korzyœci
federalizmu jest to, e mo e on byæ tak zaprojektowany, by utrudniæ realizacjê
wiêkszoœci szkodliwego planowania, a jednoczeœnie zostawiæ woln¹ drogê dla

wszelkiego planowaniu po ¹danego. Federalizm zapobiega lub mo na sprawiæ, by
zapobiega³, wiêkszoœci form restrykcjonizmu. Ogranicza on planowanie
miêdzynarodowe do tych dziedzin, w których mo na osi¹gni¹æ prawdziw¹ zgodê, nie
tylko pomiêdzy bezpoœrednio zaanga owanymi <192>interesami<170>, ale pomiêdzy
wszystkimi, których to dotyczy. Po ¹danym formom planowania, które mog¹ byæ

lokalnie wprowadzone w ycie bez potrzeby stosowania œrodków restrykcyjnych,
pozostawia siê swobodê i powierza tym, którzy maj¹ najlepsze kwalifikacje do ich
realizacji. Mo na nawet ywiæ nadziejê, e w federacji, gdzie nie bêd¹ ju d³u ej

istnia³y te same powody sprawiaj¹ce, i poszczególne pastwa d¹ ¹ do uzyskania
maksymalnej si³y, dawny proces centralizacji mo e zostaæ w jakimœ stopniu
odwrócony i stanie siê mo liwa delegacja czêœci w³adzy pastwa do w³adz
lokalnych. Warto przypomnieæ, e idea œwiata ustanawiaj¹cego w kocu pokój poprzez
w³¹czenie oddzielnych pastw w wiêksze sfederowane grupy, a byæ mo e ostatecznie

w jedn¹ federacjê, choæ bynajmniej nie nowa, stanowi³a w rzeczywistoœci idea³
prawie wszystkich liberalnych myœlicieli XIX wieku. Pocz¹wszy od Tennysona,
którego czêsto cytowanej wizji <192>bitwy powietrznej<170> towarzyszy wizja

federacji narodów jaka nastanie po ich ostatniej wielkiej bitwie, a do koca
stulecia, ostateczne osiagniêcie ustroju federalnego pozosta³o wci¹ powracaj¹c¹
nadziej¹ na to, i dokona siê nastêpny wielki krok w postêpie cywilizacji.
Dziewiêtnastowieczni libera³owie byæ mo e nie w pe³ni zdawali sobie sprawê z
tego, j a k wa nym uzupe³nieniem ich zasad by³a koncepcja ustroju federalnego

<$FZob. Prof. Robbins, op. cit., s. 240-257.> Ale tylko nieliczni nie wyrazili
przekonania, e jest ona celem ostatecznym<$FJeszcze u schy³ku dziewiêtnastego
wieku Henry Sidgwick s¹dzi³, i <192>przypuszczenie, e jakaœ przysz³a integracja

mo e mieæ miejsce wœród pastw Europy Zachodniej nie przekracza granic trzeŸwych
przewidywa. Jeœli ona nast¹pi, bêdzie prawdopodobnie postêpowaæ za przyk³adem
Ameryki, a nowy zwi¹zek polityczny zostanie uformowany na fundamencie ustroju
federalnego<170>. (The Development of European Politics opublikowany poœmiertnie
w r. 1903, s. 439).>Dopiero wraz z nadejœciem naszego dwudziestego stulecia

nadzieje te, w obliczu triumfalnego rozwoju R e a l p o l i t i k, zaczê³y byæ
uwa ane za niepraktyczne i utopijne. Nie bêdziemy przebudowywaæ cywilizacji na
szersz¹ skalê. To nie przypadek, e na ogó³ wiêcej piêkna i przyzwoitoœci mo na

by³o znaleŸæ w yciu ma³ych narodów, a wœród du ych wiêcej by³o szczêœcia i
zadowolenia, jeœli udawa³o im siê unikn¹æ œmiertelnej choroby centralizacji. W
najmniejszym stopniu nie przyczyniamy siê do zachowania demokracji czy wsparcia

jej wzrostu, jeœli ca³a w³adza i wiêkszoœæ wa nych decyzji znajduje siê w rêkach
organizacji zbyt du ej, by zwyk³y cz³owiek móg³ je ogarn¹æ czy poj¹æ. Nigdzie te
demokracja nie funkcjonowa³a dobrze bez szerokiego samorz¹du lokalnego, bêd¹cego
szko³¹ politycznego przygotowania zarówno dla narodu w ogóle, jak i dla jego
przysz³ych przywódców. Zwyk³y cz³owiek mo e braæ rzeczywisty udzia³ w yciu
publicznym tylko jeœli dotycz¹ one œwiata, który zna, tylko tam, gdzie mo na
uczyæ siê i doœwiadczaæ w praktyce odpowiedzialnoœci w sprawach znanych
wiêkszoœci ludzi, gdzie dzia³aniami kieruje raczej œwiadomoœæ bliskoœci w³asnych

Seite 93

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

s¹siadów, ni jakaœ teoretyczna wiedza o potrzebach innych ludzi. Tam, gdzie
zakres œrodków politycznych staje siê tak szeroki, i niezbêdna wiedza jest
prawie w wy³¹cznym posiadaniu biurokracji, twórcze impulsy prywatnych osób musz¹
os³abn¹æ. Wierzê, e w tej kwestii z doœwiadczenia ma³ych krajów, takich jak
Szwajcaria czy Holandia, wiele mog¹ siê nauczyæ nawet du e kraje, jak Wielka

Brytania, dla których los jest najbardziej przychylny. Wszyscy zyskamy jeœli uda
nam siê stworzyæ œwiat, w którym znajdzie siê miejsce dla ma³ych pastw. Ma³e
pastwa mog¹ jednak e zachowaæ sw¹ niezale noœæ zarówno w skali miêdzynarodowej
jak i na poziomie narodowym jedynie w ramach prawdziwego systemu prawa, który
zapewnia równoczeœnie niezmienne stosowanie pewnych regu³ i uniemo liwia u ycie
przez w³adzê si³y niezbêdnej do ich egzekwowania w innym celu. Ze wzglêdu na
zadanie egzekucji prawa powszechnego w³adza ponadnarodowa musi byæ bardzo silna,
jednak jej konstytucja musi byæ jednoczeœnie tak zaprojektowana, by uniemo
liwia³a przekszta³canie siê w³adz czy to narodowych czy miêdzynarodowych w
tyraniê. Nigdy nie zdo³amy zapobiec nadu yciom w³adzy, jeœli nie bêdziemy gotowi
ograniczyæ jej w sposób, który czasem mo e te przeszkodziæ jej u yciu w po
¹danym celu. Wielk¹ szans¹ jaka pojawi siê pod koniec tej wojny jest to, e
wielkie zwyciêskie mocarstwa, same najpierw podporz¹dkowuj¹c siê systemowi
regu³, których stosowanie s¹ w³adne wymusiæ, mog¹ zarazem zyskaæ moralne prawo
narzucenia ich innym. W³adze miêdzynarodowe skutecznie ograniczaj¹ce w³adzê
pastwow¹ nad jednostk¹ bêd¹ stanowiæ jedn¹ z najlepszych gwarancji pokoju.
Miêdzynarodowe rz¹dy prawa musz¹ staæ siê zarówno zabezpieczeniem przed tyrani¹
pastwa nad jednostk¹, jak i przed tyrani¹ nowego super-pastwa nad wspólnotami
narodowymi. Naszym celem musi staæ siê wspólnota narodów wolnych ludzi, nie zaœ
wszechpotê ne super-pastwo czy luŸne stowarzyszenie "wolnych narodów". Od dawna
wskazywaliœmy na fakt, e w sprawach miêdzynarodowych postêpowanie, które uwa amy

za po ¹dane sta³o siê niemo liwe, poniewa inni odmawiaj¹ udzia³u w tej grze.
Nadchodz¹ce porozumienie bêdzie sposobnoœci¹ do wykazania naszej szczeroœci i
gotowoœci przyjêcia przez nas tych samych ogranicze swobody dzia³ania, jakie we
wspólnym interesie uwa amy za konieczne narzuciæ innym. M¹drze u yta federalna
zasada organizacyjna mo e rzeczywiœcie okazaæ siê najlepszym rozwi¹zaniem

niektórych z najtrudniejszych problemów œwiata. Ale jej zastosowanie w praktyce
jest wyj¹tkowo trudnym zadaniem i mo e siê nie powieœæ, jeœli w przeroœcie
ambicji spróbujemy rozszerzyæ dzia³anie tej zasady poza zakres jej mo liwoœci.

Prawdopodobnie pojawi siê silna tendencja do nadania ka dej nowej organizacji
miêdzynarodowej charakteru powszechnego i ogólnoœwiatowego. Powstanie te
oczywiœcie pilna potrzeba powo³ania jakiejœ organizacji o szerokim zakresie,
czegoœ w rodzaju nowej Ligi Narodów. Rodzi siê tu wielkie niebezpieczestwo, i
przy próbie wy³¹cznego oparcia siê na takiej œwiatowej organizacji, zostanie ona

obarczona wszystkimi zadaniami jakie, jak siê s¹dzi, nale y powierzyæ
organizacji miêdzynarodowej, wskutek czego nie zostan¹ one w³aœciwie
zrealizowane. Zawsze by³em przekonany, e te w³aœnie ambicje le a³y u podstaw

s³aboœci Ligi Narodów, e (nieudana) próba nadania jej charakteru
ogólnoœwiatowego musia³a uczyniæ j¹ s³ab¹. Uwa a³em tak e, e Liga mniejsza, ale
za to silniejsza mog³aby byæ znacznie lepszym instrumentem zachowania pokoju.
Jestem przekonany, e myœli te wci¹ zachowuj¹ sw¹ wa noœæ i e jakiœ poziom
wspó³pracy mo na by osi¹gn¹æ pomiêdzy Imperium Brytyjskim, narodami Europy

Zachodniej i prawdopodobnie Stanami Zjednoczonymi, który wszak e by³by
nieosi¹galny w skali ca³ego œwiata. Stosunkowo œcis³e stowarzyszenie jakim jest
unia federalna nie by³oby mo liwe do urzeczywistnienia w praktyce od razu, poza,

byæ mo e, tak niewielkim rejonem jak Europa Zachodnia, choæ stopniowo mo na by
je rozszerzaæ. Prawd¹ jest, e wraz z powstaniem takich regionalnych federacji mo
liwoœæ wojny pomiêdzy ró nymi blokami nie zanika, i aby maksymalnie zmniejszyæ
to ryzyko musimy oprzeæ siê na szerszej i luŸniejszej formie stowarzyszenia. Uwa
am, e potrzeba powo³ania takiej innej organizacji nie powinnna stanowiæ

przeszkody dla bli szego stowarzyszania siê tych krajów, które ³¹czy wiêksze
podobiestwo cywilizacji, pogl¹dów i systemu wartoœci. Wprawdzie musimy zmierzaæ
tak usilnie jak to mo liwe do zapobiegania przysz³ym wojnom, nie powinniœmy

jednak s¹dziæ, e uda nam siê za jednym zamachem stworzyæ trwa³¹ organizacjê,
która ca³kowicie uniemo liwi wszelk¹ wojnê w jakiejkolwiek czêœci œwiata.
Dzia³anie takie nie tylko nie zakoczy³oby siê sukcesem, ale utracilibyœmy tym

sposobem szanse na osi¹gniêcie powodzenia w bardziej ograniczonym zakresie.
Podobnie jak rzecz siê przedstawia w przypadku innych wielkich plag ludzkoœci,
mog³oby siê okazaæ, e œrodki ca³kowicie uniemo liwiaj¹ce wybuch wojny w
przysz³oœci s¹ gorsze ni sama wojna. Jeœli uda nam siê zmniejszyæ ryzyko napiêæ
³atwo prowadz¹cych do wojny, bêdzie to prawdopodobnie wszystko, na osi¹gniêcie
czego mo na mieæ rozs¹dn¹ nadziejê. XVI. Zakoczenie Celem tej ksi¹ ki nie by³o
przedstawienie zarysu szczegó³owego programu przysz³ego, po ¹danego porz¹dku
spo³ecznego. Jeœli w zakresie problemów miêdzynarodowych wykroczyliœmy nieco

Seite 94

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

background image

Hayek Droga do Zniewolenia

poza jej zasadniczo krytyczny cel, to sta³o siê tak dlatego, e w tej dziedzinie
byæ mo e wkrótce staniemy wobec wezwania, aby zbudowaæ strukturê, w ramach
której przysz³y rozwój byæ mo e bêdzie musia³ przebiegaæ jeszcze przez d³ugi
czas. Wiele bêdzie zale a³o od tego, jak wykorzystamy mo liwoœci, którymi
bêdziemy wtedy dysponowali. Cokolwiek jednak uczynimy mo e byæ jedynie

pocz¹tkiem nowego, d³ugiego i mudnego procesu, w ramach którego wszyscy mamy
nadziejê stopniowo stworzyæ œwiat zupe³nie ró ny od tego, który znaliœmy w
minionym æwieræwieczu. Jest co najmniej w¹tpliwe czy w aktualnej fazie
szczegó³owy projekt po ¹danego ³adu wewnêtrznego spo³eczestwa by³by bardzo u
yteczny i czy ktokolwiek ma odpowiednie kompetencje, by go opracowaæ. Obecnie wa
n¹ rzecz¹ jest uzgodnienie pewnych zasad i uwolnienie siê od b³êdów, którym do
niedawna podlegaliœmy. Choæ uznanie tego faktu mo e byæ raczej przykre, musimy
pamiêtaæ, e przed wojn¹ jeszcze raz osi¹gnêliœmy etap, kiedy wa niejsze by³o
usuniêcie przeszkód, jakie ludzka g³upota nagromadzi³a na naszej drodze oraz
wyzwolenie twórczej energii jednostek, ni dalsze obmyœlanie mechanizmu s³u ¹cego
<192>przewodzeniu<170> im i <192>kierowaniu<170> nimi. Wa niejsze jest
stworzenie warunków sprzyjaj¹cych postêpowi, a nie <192>planowanie postêpu<170>.
Pierwszym wymogiem jest uwolnienie siê od owej najgorszej formy wspó³czesnego
obskurantyzmu, który stara siê przekonaæ nas, e wszystko czego dokonaliœmy w
niedalekiej przesz³oœci by³o albo m¹dre, albo nieuniknione. Nie staniemy siê
m¹drzejsi dopóki nie zrozumiemy, e wiele z tego, czego dokonaliœmy by³o bardzo
g³upie. Jeœli mamy zbudowaæ lepszy œwiat, musimy zdobyæ siê na odwagê, by
rozpocz¹æ od nowa nawet jeœli znaczy³oby to reculer pour mieux sauter [cofn¹æ
siê, by dalej skoczyæ przyp. t³um.]. To nie ci, którzy wierz¹ w nieodwracalne
tendencje wykazuj¹ tê odwagê, ani te nie ci, którzy propaguj¹ <192>nowy
³ad<170>, nie bêd¹cy niczym wiêcej ni projekcj¹ tendencji ostatnich czterdziestu

lat, i nie s¹ w stanie wymyœleæ niczego lepszego ni naœladowanie Hitlera. Ci,
którzy najg³oœniej krzycz¹ o <192>nowym ³adzie<170> w istocie najbardziej
ulegaj¹ wp³ywowi tych idei, które doprowadzi³y do obecnej wojny i wiêkszoœci z³a
jakie cierpimy. Maj¹ racjê m³odzi ludzie nie ufaj¹c ideom, które kieruj¹
wiêkszoœci¹ starszych od nich. Lecz myl¹ siê lub s¹ wprowadzani w b³¹d, jeœli

s¹dz¹, e s¹ to wci¹ jeszcze liberalne idee XIX wieku, których m³odsze pokolenie
de facto prawie nie zna. Choæ ani nie yczymy sobie, ani nie jesteœmy w stanie
wróciæ do XIX-wiecznej rzeczywistoœci, mamy mo noœæ urzeczywistnienia jej

idea³ów a nie by³y one byle jakie. Nie mamy zbytniego prawa, aby odczuwaæ pod
tym wzglêdem wy szoœæ nad pokoleniem naszych dziadków; nigdy te nie powinniœmy
zapominaæ, e to my, ludzie dwudziestego wieku, a nie oni, wprowadziliœmy zamêt w
tej dziedzinie. Jeœli oni nie w pe³ni jeszcze zdo³ali byli poj¹æ co jest
niezbêdne do stworzenia œwiata jakiego pragnêli, to doœwiadczenie jakie

zyskaliœmy od tego czasu powinno wyposa yæ nas lepiej do tego zadania. Skoro
pierwsza próba stworzenia œwiata wolnych ludzi nie powiod³a siê, musimy próbowaæ
znowu. Zasada przewodnia, e polityka na rzecz wolnoœci jednostki stanowi jedyn¹

naprawdê postêpow¹ postaæ polityki, pozostaje równie prawdziwa dzisiaj, jak by³a
ni¹ w XIX wieku.
1/ 1

Seite 95

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m

Click here to buy

A

B

B

Y

Y

PD

F Transfo

rm

er

2

.0

w

w

w .A

B B Y Y.

c o

m


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Hayek Friedrich August von Droga do zniewolenia
Hayek Friedrich August von Droga do zniewolenia
Hayek Friedrich August von Droga do zniewolenia
Chip RFID – nadzieja czy droga do zniewolenia
Edukacja prawna droga do przyjaznej i bezpiecznej szkoly[1]
ABC mądrego rodzica droga do sukcesu
ABC madrego rodzica Droga do sukcesu
Droga do Hogwartu, METODYKA, ZABAWY TEMATYCZNE
DROGA DO BETLEJEM
3 - Droga do Sukcesu - strona druga, fm, 45 sekundowa prezentacja, sekrety, teczka fm
Droga do Chrystusa E G White
Droga do zdrowia rak
Laske Edwar Szachy i Warcaby Droga do mistr
droga do doskonalosci
Droga do doskonałości fragment
Mandala - droga do centrum świata, psychologia, Buddyzm
DROGA DO W ADZY SADDAMA HUS, Inne

więcej podobnych podstron