1
Prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak
PRZEMILCZANE ZBRODNIE
Antypolska dywersja
Oslawiony pozew 11 Zydów amerykanskich przeciw Polsce byl tylko kulminacja wzmagajacej sie od
kilkunastu lat fali antypolonizmu. Coraz donosniej obrzuca sie Polaków najobrzydliwszymi kalumniami,
na czele z zarzutami, ze bylismy jakoby wspólnikami Hitlera w mordowaniu Zydów. A tymczasem
coraz bardziej zagluszana jest prawda o polskiej martyrologii, o polskim holocauscie, który pochlonal
przynajmniej 4,5 miliona Polaków (lacznie z minimum okolo póltora miliona naszych rodaków, którzy
stracili zycie na skutek sowieckich represji). Byli oni ofiarami zapomnianego pierwszego holocaustu lat
1939-1941, który zdziesiatkowal przede wszystkim Polaków, zbrodniczego holocaustu urzadzonego
przez Sowietów.
Przemilczany polski holocaust
Przez 45 lat, od 1944 do 1989 roku w Kraju - w warunkach uzaleznienia od Sowietów calkowicie
milczano o tych zbrodniach sowieckich na Polakach. Po 1989 roku zas postepy w ujawnianiu
antypolskich zbrodni sa ciagle az nazbyt skromne ze wzgledu na panowanie w przewazajacej czesci
mediów i wydawnictw dawnych chwalców sowietyzmu, którym niewygodne jest pokazywanie, ze
zbrodnie sowieckie przewyzszaly calkowicie zbrodnie nazizmu (vide np. manipulacje Krystyny
Kersten, która nawet teraz we wstepie do Czarnej ksiegi komunizmu próbuje jeszcze oslabiac
wymowe tej ksiazki, demaskujacej zbrodnie komunizmu (przypomnimy, ze nawet skrajnie
tendencyjny, antypolski autor zydowski Jan Tomasz Gross przyznawal w Revolution from Abroad
(Princeton 1988, s. 229), ze w pierwszych dwóch latach okupacji (1939-1941) Sowieci zabili lub
doprowadzili do smierci trzy lub cztery razy wiecej ludzi niz nazisci z ludnosci liczacej polowe tej, która
znalazla sie pod niemiecka jurysdykcja. Gross ocenia na 120 tysiecy liczbe zamordowanych przez
nazistów ofiar: Polaków i Zydów w ciagu pierwszych dwóch lat okupacji niemieckiej, a wiec przed
rozpoczeciem przez Niemców masowego wyniszczania ludnosci zydowskiej i polskiej. Wedlug
Normana Daviesa, Sowieci zabili w ciagu tych dwóch lat, tj. do czasu amnestii dla Polaków w 1941
roku, prawie siedmiokrotnie wiecej osób niz Niemcy, bo az 750 tysiecy (por. N. Davies: God's
Playground, Oxford 1983, t. 2, s. 451). Ogromna czesc z tych 750 tysiecy osób stanowili Polacy,
wymordowani lub doprowadzeni do smierci przez wyniszczenie na Syberii. Wedlug niektórych ocen,
nawet te dane Daviesa moga byc zanizone, bo juz w pierwszych dwóch latach okupacji sowieckiej
zamordowano lub doprowadzono do smierci ponad milion obywateli polskich, w ogromnej czesci
Polaków.
W kazdym przypadku, nawet przy przyjeciu za podstawe najbardziej zanizonej liczby sowieckich ofiar,
która podaje Gross, nie ulega watpliwosci, ze holocaust polski w pierwszych dwóch latach okupacji
ziem polskich przez obu najezdzców byl kilkakrotnie wiekszy od holocaustu zydowskiego. Nie ulega
przy tym watpliwosci, ze mordowanie setek tysiecy Polaków i mordercze deportacje ponad póltora
miliona Polaków na Syberie mialy jednoznacznie charakter zbrodniczych czystek etnicznych. Jakze
2
wymowna pod tym wzgledem byla informacja podana przez historyka Tadeusza Gasztolda w
odniesieniu do masowej wywózki Polaków na Sybir 9 lutego 1940 roku: Wsród wysiedlonych znalazla
sie rodzina gajowego z Plisy II, Aleksandra Grzyba. W przeczuciu najgorszego - bylo 40 stopni ponizej
zera - Grzybowie, korzystajac z nieuwagi straznika, oddali swoje pólroczne dziecko krewnej Janinie
Koszarowej. Fakt ten ujawniono i kazano przywiezc na stacje dziecko. Dygnitarz sowiecki stwierdzil -
cytuje z pamieci: nie chodzi tu o to czy inne dziecko, lecz o zasade. Wszyscy Polacy beda wysiedleni
z tego kraju, a na ich miejsce przyjda ludzie radzieccy (cyt. za Spoleczenstwo bialoruskie, litewskie i
polskie na ziemiach pólnocno-wschodniej II Rzeczypospolitej w latach 1939-1941, pod red. M.
Gizejewskiej i T. Strzembosza, Warszawa 1995, s. 206).
Dlaczego informacji o tym pierwszym - polskim holocauscie nie podejmuje sie duzo donosniej w
naszej publicystyce i w pracach naukowych historyków, a w szczególnosci w publikacjach
adresowanych do zagranicznych czytelników? Dodajmy przy tym jeszcze tak dlugo przemilczane
informacje o zbrodniach sowieckich, stanowiacych swoisty wstep do polskiego holocaustu po wrzesniu
1939 roku, to jest wymordowanie przez Sowietów ponad trzysta tysiecy Polaków w ramach wielkiej,
antypolskiej czystki etnicznej lat 1937-1938. Wedlug Mikolaja Iwanowa, autora tak waznej, a wciaz za
malo naglosnionej ksiazki Pierwszy naród ukarany, straty liczacej prawie 1 200 000 Polaków w okresie
miedzywojennym spolecznosci polskiej w ZSRR siegnely okolo 30 proc. calej liczby tamtejszych
Polaków (por. M. Iwanow: Pierwszy naród ukarany. Polacy w Zwiazku Radzieckim 1921-1939,
Warszawa 1991, s. 8 i 377).
Dodajmy wiec razem te liczby z lat 1937-1938 i z lat 1939-1941. Dlaczego tak niewiele pisze sie o
tych zbrodniach i rozmiarach polskiej martyrologii? Co robia polscy historycy czasów
najnowszych, czy nie widza, ze niepodejmowanie tych spraw, nielikwidowanie tak ponurych
"bialych plam" obciaza ich sumienia jako naukowców i jako Polaków? Co zrobila w tej sprawie
po 1989 roku Komisja Badania Zbrodni nad Narodem Polskim? Dlaczego nie zwrócila sie z
szerszym apelem do spoleczenstwa o nadsylanie relacji z przemilczanych dotad zbrodni
popelnionych przez Sowietów na narodzie polskim w czasie wojny? I o nadeslanie relacji o
konkretnych wykonawcach tych zbrodni - zbrodniarzach pochodzenia rosyjskiego,
ukrainskiego, bialoruskiego i zydowskiego?
Profesor Ryszard Szawlowski w trzech wydaniach swej znakomitej ksiazki Wojna polsko-sowiecka
1939 skupil sie na przedstawieniu przemilczanych zbrodni ukrainskich i bialoruskich na Polakach w
latach 1939-1941.
Zaczynajacy sie w dzisiejszej "Naszej Polsce" cykl tekstów pt. Przemilczane zbrodnie stanowi
przystosowana do wymogów tygodnika wersje mojej najnowszej ksiazki o tym samym tytule, majacej
pokazac zbrodnicze skutki zdrady Polski przez wielka czesc Zydów na Kresach Wschodnich. I
konkretne przejawy tej zdrady, od antypolskiej dywersji poprzez fetowanie sowieckich najezdzców,
przyklady mordowania Polaków przez zbolszewizowanych Zydów, ogromna fale smiercionosnych
donosów, która miedzy innymi znacznie powiekszyla liste katynska, "pomocy" w deportowaniu wielkiej
rzeszy Polaków itp.
Dlaczego Zydzi nie potepili tej zdrady?
Przypomnijmy, ze jeszcze 11 czerwca 1942 roku general Sikorski zapytywal w odrecznej depeszy,
odpowiadajacej na oswiadczenie przedstawicieli Agencji Zydowskiej - Izaaka Grünbauma i Emila
Schmoraka: Dlaczego (...) dotad oficjalne kola zydowskie nie potepily jawnej zdrady i innych
zbrodni, jakich sie wobec Polski i polskich obywateli dopuszczali przez caly czas okupacji
sowieckiej (cyt. za K. Kersten: Polacy, Zydzi, komunizm, Warszawa 1992, s. 32-33). Postulat
generala Sikorskiego okazal sie, niestety, tylko poboznym zyczeniem. Oficjalne kola zydowskie nie
tylko nie zdobyly sie na potepienie tej ohydnej, jawnej zdrady i innych zbrodni wobec Polski, ale coraz
czesciej posuwaly sie w pózniejszych latach do jawnego szkalowania tak umeczonej i zdradzonej
przez Aliantów Polski.
"Tanczyli na grobie Polski"
Przypomnijmy w kontekscie tamtych zbrodni zydowskich uwagi rzetelnego historyka z zewnatrz,
najslynniejszego dzis zagranicznego badacza dziejów Polski - Normana Daviesa. W polemice z
antypolskim zydowskim publicysta Abrahamem Brumbergiem Davies pisal, powolujac sie na mnóstwo
pamietników i relacje tysiecy zyjacych na Zachodzie tych, którzy przezyli, iz: Wsród kolaborantów i
3
donosicieli, jak i personelu sowieckiej policji bezpieczenstwa, w owym czasie byl szokujaco wysoki
procent Zydów (...). Z perspektywy emocjonalnej wielu Polaków, Zydów widziano jako tanczacych na
grobie Polski (por. N. Davies: An Exchange, "The New York Review of Books", 9 kwietnia 1987 r.).
Udzial Zydów w antypolskiej dywersji zbrojnej
Tendencyjni historycy zydowscy i skrajnie filosemiccy, piszac o postawie Zydów na Kresach we
wrzesniu 1939 roku, gotowi sa przyznawac glównie to, ze czesc Zydów witala entuzjastycznie wojska
sowieckie, budowala dla nich bramy triumfalne czy nawet calowala w ekstazie sowieckie czolgi.
Wszystko to jednak jest przez tych historyków prosto tlumaczone, iz chodzilo glównie o radosc z
uratowania przed wejsciem pod niszczace dla Zydów panowanie Niemiec hitlerowskich, a wiec radosc
z uwolnienia przed grozba zaglady. W rzeczywistosci ogromna czesc Zydów we wrzesniu 1939 roku
nie odczuwala jeszcze takiej grozby, a i same Niemcy hitlerowskie jeszcze wtedy nie podjely decyzji w
tej sprawie.
Glównym celem tego typu usprawiedliwien fetowania Sowietów przez wielka czesc Zydów na
Kresach jest stworzenie wrazenia, ze bylo ono spowodowane wylacznie strachem przed
Niemcami, a nie zdrada Polski i zajadla wrogoscia do niej. Dlatego tendencyjni historycy od
Korca i Engela po Kerstenowa i Zbikowskiego tak starannie próbuja przemilczec najbardziej
kompromitujace postawe Zydów wobec Sowietów fakty, a zwlaszcza czynny udzial znacznej
czesci Zydów w otwartej zbrojnej dywersji wobec Polski. Dywersji, która byla szczególnie
haniebna. Chodzilo bowiem o podstepny, zdradziecki atak na wykrwawione juz w walkach przeciwko
najezdzczym wojskom hitlerowskim wojska polskie. Zbrojne grupy zydowskich dywersantów, atakujac
Polaków, splamily sie atakiem na pierwsze w drugiej wojnie swiatowej wojska stawiajace czynny opór
ludobójczemu, nazistowskiemu najezdzcy. Dodajmy, ze zbrojne zydowskie wystapienia przeciwko
wojskom polskim nie mialy charakteru odosobnionego. Doszlo do nich poza najgrozniejsza
zydowska rebelia komunistyczna w Grodnie, miedzy innymi w Skidlu, Zborowie, Lubomli,
Kolomyi, Rozyszczach, Izbicy, Stiepaniu, Byteniu i Uscilugu.
Antypolska dywersja zydowska w Grodnie
Szczególnie grozna dywersja zbrojna przeciwko wojskom polskim byla zydowska ruchawka w
Grodnie. Pod wzgledem skali wydarzen i zagrozenia dla wojsk polskich mozna by ja
porównywac z dywersja niemiecka w Bydgoszczy, tyle ze jest dotad prawie zupelnie nie
uwzgledniana w syntetycznych opracowaniach historii Polski w drugiej wojnie swiatowej i w
podrecznikach. A byl to niezwykle wymowny przyklad zdradzieckiego zachowania sie wobec Polski
ze strony czesci mniejszosci narodowej, opartego na zmasowanych atakach "zza wegla" na walczace
w obronie Ojczyzny wojsko polskie. Dodajmy, ze podobnie jak w Bydgoszczy Polacy w Grodnie
bardzo ciezko zaplacili za stlumienie antypolskiej rebelii - przez cale tygodnie, a nawet miesiace,
trwaly wylapywania polskich obronców Grodna, przy ogromnie aktywnej pomocy zbolszewizowanych
Zydów-donosicieli.
Profesor Ryszard Szawlowski tak pisal w swej monografii wojny polsko-sowieckiej 1939 roku o
zagrozeniu dla Polaków stworzonym przez dywersje Zydów-komunistów w Grodnie: Nim jeszcze
nastapila obrona Grodna przed wojskami sowieckimi, wybuchla w miescie zakrojona na szeroka skale
dywersja komunistycznej "V kolumny". Zlozona byla ona prawie wylacznie z miejscowych Zydów,
którzy, jak juz wspomnielismy, stanowili w 1939 roku polowe ludnosci miasta. Wsród Zydów tych
istnial silny odlam probolszewicki. Wielu z nich zywilo zreszta niechec czy wrecz nienawisc do
Polaków i do Polski "w ogóle"; natomiast Rosja - kazda Rosja - niektórym z nich imponowala (stad na
przyklad praktykowane przez duza czesc burzuazji zydowskiej na Kresach Wschodnich nieraz nawet
demonstracyjne mówienie po rosyjsku).
W kazdym razie od 17 wrzesnia 1939 czesc ludnosci zydowskiej na Kresach entuzjastycznie witala
wojska sowieckie, masowo zapelniala szeregi tworzonej przez okupantów "milicji ludowej",
denuncjowala i aresztowala licznych Polaków. Istnieja na ten temat setki czy wrecz tysiace swiadectw.
Najbardziej "bojowy" okazal sie jednak ów odlam komunistyczny w Grodnie, który doprowadzil tam do
jakiegos na mala skale powstania.
Naszemu wojsku, policji, a nawet uzytej czesciowo strazy pozarnej (dla zwalczania dywersantów
strzelajacych ze strychów wiekszych domów) udalo sie w duzym stopniu te dywersje zlikwidowac (por.
R. Szawlowski: Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 106-107).
4
Jan Sieminski, harcerz walczacy w obronie Grodna we wrzesniu 1939 roku, tak wspominal ówczesne
dramatyczne wydarzenia: Póznym wieczorem z 18 na 19 wrzesnia 1939 roku w miescie wybuchla
gwaltowna strzelanina zorganizowana przez komunistów, glównie Zydów i nacjonalistów
bialoruskich. Inicjatorami tej rebelii byli najprawdopodobniej tajni wspólpracownicy
stalinowskiego NKWD. Potwierdzaja to fakty, ze w pierwszych czolgach, atakujacych nazajutrz
miasto, znajdowali sie grodzienscy Zydzi, którzy uciekli do Rosji Radzieckiej przed wybuchem
drugiej wojny swiatowej. Widziano: Aleksandrowicza, Lipszyca, Margulisa i innych. Wskazywali oni
zalogom czolgów strategiczne punkty w miescie. Kwestii tej dotychczas nie udalo sie wyjasnic, gdyz
radzieckie archiwa wojenne pozostaja szczelnie zamkniete.
Ten nocy rebelianci z bronia dluga i krótka atakowali rodziny inteligencji polskiej, urzedników, a nawet
zolnierzy w pobliskich miasteczkach: w Skidlu, Lunnie, Jeziorach i innych. Z rozkazu plka B.
Adamowicza, przy wspólpracy wiceprezydenta miasta Romana Sawickiego - rebelie w miescie
stlumiono (por. J. Sieminski: Grodno walczace. Wspomnienia harcerza, Bialystok 1992, s. 51).
Zdradzieckie strzaly zza wegla
Relacje z tamtych lat dowodza, ze zydowscy dywersanci uciekali sie do zdradzieckich strzalów
z ukrycia nie tylko do wojsk polskich, ale w ogóle do ludnosci cywilnej, chcac wywolac
zamieszanie i panike.
Rotmistrz Narcyz Lopianowski, dowódca 2. szwadronu 101. Pulku Ulanów walczacego w obronie
przed bolszewikami we wrzesniu 1939 roku wspominal: Podczas tych ciezkich chwil, najbardziej
nieprzyjemne bylo zachowanie sie grup zlozonych prawie wylacznie z miejscowych Zydów.
Szczególniej utkwila mi w pamieci ulica Dominikanska, gdzie strzaly padaly nie tylko z broni recznej,
lecz i z rkm, ustawionego na dachu, oraz granatów recznych, rzucanych z okien domów (cyt. za R.
Szawlowski: Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 2, s. 80).
Halina Araszkiewicz - we wrzesniu 1939 roku uczennica szkoly w Grodnie relacjonowala po latach -
w 1984 roku: Po poludniu poszlysmy z ciocia, zeby cos za to kupic. Az tu na ul. Brygidzkiej zaczeto
strzelac. Patrzymy, na balkonach Zydzi z czerwonymi opaskami strzelaja po ulicy do ludzi (...). Kolo
domu ktos powiedzial, ze Zwiazek Radziecki przekroczyl nasze granice (cyt. za: R. Szawlowski,
op.cit., t. 2, s. 191).
Brunon Hlebowicz, ówczesny nauczyciel i dzialacz harcerski w Grodnie, uczestnik obrony miasta,
wspominal po latach w relacji o tamtym okresie: Juz wiedzielismy, ze poprzedniej nocy wybuchla
rebelia komunistyczno-zydowska. Strzelano do policji, strzelano do zolnierzy, do pojedynczych osób,
ale bunt zlikwidowano zarówno w samym miescie Grodnie, jak i w miasteczkach takich, jak Ostryna
czy Jeziory, jak Indura (cyt. za R. Szawlowski: op.cit., t. 2, s. 58).
Odwet skomunizowanych Zydów
Wojskom polskim, jak to juz wczesniej podalem, udalo sie rozbic komunistyczna zbrojna
rebelie w Grodnie. Schwytanych z bronia w reku antypolskich dywersantów rozstrzelano
zgodnie z regulami wojennymi. Spowodowalo to pózniej zwielokrotniony zmasowany odwet
sowiecki, w oparciu o donosy zydowskich informatorów, na wszystkich, których uznano za
uczestników polskiej obrony Grodna. Jak pisal profesor Tomasz Strzembosz: Po zajeciu Grodna
rozpoczely sie represje wymierzone glównie przeciwko mlodziezy, przy pomocy zreszta tych samych
dywersantów. Kim oni byli? Wedlug jednoglosnej opinii, zarówno mieszkanców Grodna, jak jego
obronców (w tym takze policjantów i zolnierzy scierajacych sie z dywersantami), byli to Zydzi,
zapewne w wiekszosci mieszkancy tego miasta. Uzbrojeni byli w karabiny (a nawet bron maszynowa),
w czesci uzyskane z magazynów wojskowych, które otwarto dla cywilów - obronców (por. T.
Strzembosz: Rewolucja na postronku (2), "Tygodnik Solidarnosc", 1998, nr 9).
W toku sowieckich represji w Grodnie doszlo do rozlicznych przypadków rozstrzeliwania
wzietych do niewoli zolnierzy i oficerów polskich, a takze aresztowanych przez Sowietów
cywili, zwlaszcza harcerzy i gimnazjalistów. Jak pisal profesor Ryszard Szawlowski: Najgorsze byly
pierwsze dni po opanowaniu miasta przez Sowietów. Ludzie, w szczególnosci mlodziez, byli
rewidowani, i jesli na przyklad znaleziono nawet maly nozyk u chlopaka - rozstrzeliwano go na
5
miejscu. Podobno na placu przed Fara lezal caly wal z cial ludzi w ten sposób pomordowanych (por.
R. Szawlowski, op.cit., t. 1, s. 363-364).
Brutalne represje sowieckie objely w pierwszych tygodniach po zdobyciu Grodna nie tylko
polskich mieszkanców tego miasta, ale Polaków z calego powiatu regionu grodzienskiego.
Profesor Ryszard Szawlowski pisal o licznych zbrodniach popelnionych w tych dniach i tygodniach
w powiatach regionu grodzienskiego. Dokonywane one byly przez samych Sowietów oraz - z
blogoslawienstwem sowieckim - przez komunistów bialoruskich i zydowskich. Podobno bolszewicy
dali wówczas miejscowym komunistom dwa tygodnie dla swobodnego mordowania tzw. wrogów
klasowych w kazdym razie w regionach wiejskich. W bogato udokumentowanej ksiazce Juliana
Siedleckiego o losach Polaków w ZSRR czytamy, iz: Terror objal caly powiat grodzienski i dalsze
okolice: uczestniczyli komunisci bialoruscy i zydowscy (por. J. Siedlecki: Losy Polaków w ZSRR w
latach 1939-1986, Londyn 1988, s. 33).
Antypolska ruchawka w Stiepani
u
Czeslaw Piotrowski opisal we wspomnieniach z 1939 roku przebieg antypolskiej ruchawki z udzialem
Ukrainców i Zydów w Stiepaniu na Wolyniu, stwierdzajac miedzy innymi: Natomiast najtragiczniejszy
wyraz miala akcja swego rodzaju "powstania ukrainskiego" w Stepaniu na wiadomosc o przekroczeniu
w dniu 17 wrzesnia przez wojska radzieckie granicy polskiej. Zjawili sie tam nagle jacys "dywersanci",
wyszli z "podziemia" uzbrojeni Ukraincy i kilku Zydów, którzy w sposób brutalny aresztowali
kilkudziesieciu Polaków pelniacych rózne funkcje w Stepaniu i zamkneli ich na posterunku policji w
budynku gminy (dawne koszary). (...) Tymczasem kawalerzysci ze szwadronu KOP "Bystrzyca"
przeprawili sie przez Horyn, kilka kilometrów w góre rzeki od Stepania, i podeszli od tylu do
dywersantów, znajdujacych sie na pozycjach w miasteczku. Bylo to dla nich kompletnym
zaskoczeniem. Rozegrala sie krótka walka. Kilku dywersantów zginelo, kilkunastu zostalo rannych. 65
zostalo schwytanych i aresztowanych, czesc zas uciekla z bronia i ukryla sie w Stepaniu oraz okolicy.
Wsród zolnierzy KOP bylo równiez kilku zabitych i kilkunastu rannych. (...) Uzbrojona grupa stawiajaca
opór w Stepaniu skladala sie ze skierowanych z zewnatrz faktycznych dywersantów sowieckich, jako
prowodyrów, oraz miejscowych Ukrainców i Zydów o antypolskim nastawieniu (por. C. Piotrowski:
Krwawe zniwa. Za Styrem, Horyniem i Slucza. Wspomnienia z rodzinnych stron z czasów okupacji,
Warszawa 1995, s. 34-35).
Pare dni pózniej po opanowaniu Stepania przez wojska sowieckie w Hucie Stepanskiej
powstala samozwancza czerwona milicja, w sklad której weszlo czterech Ukrainców z
miejscowych osiedli i dwóch miejscowych Zydów (por. C. Piotrowski, op.cit., s. 36). Znamienne,
ze w ramach represjonowania róznych podejrzanych "wrogów ludu" aresztowano miejscowego
gospodarza i zarazem piekarza Henryka Sawickiego, którego oskarzono o antysemityzm za walke
konkurencyjna z piekarniami zydowskimi ze Stepania w dostawach przed wojna pieczywa na Slone
Bloto (por. tamze, s. 38).
Dywersja zydowska w Skidlu
Do grozniejszych przejawów antypolskiej dywersji nalezala rewolta wywolana w miasteczku Skidel
kolo Grodna w dniu 18 wrzesnia 1939 roku. Miejscowi komunisci zydowscy i bialoruscy sila
zdobyli tam wladze, aresztowali róznych Polaków. Na wiesc o rewolcie w Skidlu komendant
miasta Grodna plk Bronislaw Adamowicz zarzadzil 19 wrzesnia ekspedycje karna polskiego
wojska i policji, z udzialem okolo 100 osób przywiezionych do Skidla na ciezarówkach.
Ekspedycji szybko udalo sie przywrócic porzadek w Skidlu i uwolnic aresztowanych Polaków, w tym
pietnastu oficerów z pplk. Szafranskim (komendantem RKU Bialystok) na czele. Dodajmy, ze wg
relacji Slawomira Weraksy, ówczesnego studenta, ochotnika obrony Grodna, dywersanci, którzy
opanowali Skidel zabili duzo ludzi idacych w kierunku Wilno, Lida, Wolkowysk - uciekajacych przed
wkraczajacymi wojskami sowieckimi (cyt. za R. Szawlowski: op.cit., t. 2, s. 53).
Atak na oddzialy polskie w Rozyszczach
Daniel Golombka, Zyd z Rozyszcz, malego wolynskiego miasta w poblizu przedwojennej
granicy sowieckiej, przedstawil obraz tamtejszej zbrojnej konfrontacji miedzy miejscowymi
komunistami, Zydami i Ukraincami a polskimi zolnierzami, piszac: Nastepnego ranka
komunistyczna mlodziez, Zydzi i Ukraincy, wyszla pelna radosci na ulice... Komunisci utworzyli milicje
6
z lokalnej mlodziezy. Oni entuzjastycznie podjeli decyzje uformowania gwardii honorowej dla
powitania Armii Czerwonej, udekorowania skweru portretami Stalina i innych wielkich postaci
komunistycznych oraz sprowadzenia orkiestry strazy pozarnej. Zamiast zwycieskiej Armii Czerwonej
przybyl jednak pociag zaladowany polskimi wojskami, które najwyrazniej nie slyszaly o porozumieniu
Ribbentrop-Molotow. Nowo uformowana milicja entuzjastycznie zabrala sie do chwytania; podjela
dzialania dla schwytania oddzialów polskich do niewoli. W calym miescie doszlo do strzelaniny i
generalnego chaosu (por. relacje na ten temat w ksiazce Gershona Zika: Rozyszcze My Old Home,
Tel Aviv 1976, s. 27).
Wedlug relacji zydowskiej autorki Bryny Bar Oni, zydowscy komunisci przejeli sila kontrole nad
Byteniem, malym miastem na pólnoc od Baranowicz. Bryna Bar Oni opisywala, jak miejscowy Zyd
Moshe Witkow uzyskal potwierdzenie informacji o zblizaniu sie Sowietów do Bytenia. Wkrótce potem
miejscowi komunisci zwrócili sie do magazyniera Dodla Abramowicza, aby przekazal im czerwone
sukno ze swego magazynu na flagi. Utworzono komitety do powitania rosyjskiej armii. Doszlo
do malej manifestacji na ulicy, w czasie której krzyczano: Pogrzebiemy polski faszyzm, który brutalnie
ujarzmil naszych braci (por. Bryna Bar Oni: The Vapor, Chicago 1976, s. 22). Zydowscy komunisci
odebrali polskiej policji karabiny i sami przejeli kontrole nad Byteniem. W pewnym momencie
doszlo do strzelaniny, gdy wysoki ranga polski oficer i jego szofer natkneli sie na barykade wzniesiona
na drodze przez miejscowych komunistów. Oficera ciezko zraniono, ale jego szofer zdolal zbiec i
sciagnac polska pomoc zbrojna ze Slonimia. Zydowscy komunisci natychmiast jednak zbiegli do
lasu, a po trzech dniach doczekali sie przyjazdu pierwszych sowieckich czolgów (por. tamze, s.
23).
Przewodnicy dla czerwonych najezdzców
Zbolszewizowani Zydzi dopuszczali sie tez innych form otwartej zdrady Polski w interesie
sowieckiego najezdzcy. Byli przewodnikami dla najbardziej wysunietych w ataku na polskie
ziemie sowieckich jednostek pancernych, spelniali róznego typu funkcje wywiadowcze dla
wojsk czerwonego agresora. Prof. Ryszard Szawlowski pisal w latach 80. w ksiazce wydanej pod
pseudonimem - jako Karol Liszewski, iz: O obronie straznicy KOP w Dzisnie, która Sowieci
zaatakowali ok. 3.00 17.9., przeprawiwszy sie przez Dzwine, mamy tez relacje z drugiej reki
zamieszkalego wówczas w poblizu tego miasteczka Henryka Radziszewskiego, obecnie osiadlego w
Kanadzie. Okazuje sie, ze Sowietów prowadzil jako przewodnik niejaki Szulman, mlody Zyd, syn
wlasciciela duzego sklepu blawatnego w miescie, maturzysta miejscowego gimnazjum, student USB w
Wilnie, przed wojna juz skazany za dzialalnosc komunistyczna (potem ludnosc polska bojkotowala ten
sklep) (por. K. Szewski (R. Szawlowski): Wojna polsko-sowiecka 1939 r., Londyn 1988, s. 36).
Rozbrajanie polskich zolnierzy
Z wielu miejscowosci na Kresach zachowaly sie relacje o rozbrajaniu polskich zolnierzy przez
zbolszewizowanych Zydów. Oto jedna z nich.
Ksiadz Czeslaw Stanislaw Bartnik opisywal w swych zapiskach autobiograficznych: W
Szczebrzeszynie i okolicach ujawnili sie komunisci, prawie wylacznie mlodzi Zydzi. Zalozyli czerwone
opaski, zaczeli sprawowac "wladze", zalozyli "milicje ludowa", a przede wszystkim zaczeli rozbrajac
pojedynczych zolnierzy polskich, obrabowywac ich, sciagac z nich mundury, strzelac do oficerów jako
"burzujów". Popierajac Rosje sowiecka, a Polsce przepowiadajac zemste i smierc. Raduja sie z
upadku Polski. Zmobilizowani do wojska polskiego w wiekszosci zdezerterowali zaraz po rozpoczeciu
wojny. Na miescie porozwieszali czerwone sztandary, nawet na dzwonnicy koscielnej, niedaleko rynku
(por. ks. C.S. Bratnik: Mistyka wsi. Z autobiografii mlodosci 1929-1956, Warszawa 1998, s. 128).
Profesor Ryszard Szawlowski pisal, iz Zydzi w Kolomyi pomogli zalogom trzech czolgów sowieckich
rozbroic tamtejsza kompanie Policji Panstwowej i Strazy Granicznej w dniu 19 wrzesnia 1939 roku (wg
R. Szawlowski: op.cit., t. 1, s. 301).
Profesor Szawlowski pisal równiez o zdradzieckiej antypolskiej postawie niektórych Zydów i
Ukrainców z Tyszowca. Poinformowali oni dowództwo wkraczajacych do Tyszowca (24 wrzesnia
1939) wojsk sowieckich o znajdujacym sie w lesie wojsku polskim (por. R. Szawlowski: op.cit., t. 1, s.
229).
7
Zydowscy milicjanci pomagali na przerózne sposoby sowieckim najezdzcom w pacyfikowaniu
napadnietych polskich Kresów. Miedzy innymi poprzez pilnowanie i eskortowanie wzietych do
niewoli przez Sowietów polskich zolnierzy.
K.T. Celny, mlody Polak, który towarzyszyl swemu ojcu, majorowi rezerw, korpusu
medycznego wojska polskiego, zapisal we wspomnieniach z tamtych dni: W miastach bylismy
ostrzeliwani przez zydowska milicje, uzbrojona w kradzione polskie karabiny wojskowe i noszaca
czerwone opaski na ramieniu. Jak zblizylismy sie do przedmiesc Lwowa, to trafilismy na tragikomiczny
spektakl: Na lace, obok glównej drogi okolo 10 zydowskich milicjantów pilnowalo sporych rozmiarów
szwadronu jednego z elitarnych pulków polskiej kawalerii. Sowieckie sily pancerne rozbroily polski i
pulk i powierzyly swym nowym sojusznikom zadanie pilnowania Polaków. Pamietam uczucie bólu i
odrazy z powodu tak zdradzieckiego zachowania sie tych, którzy byli polskimi obywatelami (cyt. za
R.C. Lukas: Out of Inferno: Poles Remeber the Holocaust, Lexington, The University Press of
Kentucky, 1989, s. 39-40). Wspominajacy te wydarzenia K.T. Celny byl polskim inzynierem,
odznaczonym w 1973 roku Orderem Imperium Brytyjskiego za zaslugi dla brytyjskiego przemyslu
samochodowego.
Jawni wrogowie Polaków
Dzi
ś
po ponad półwieczu przemilcze
ń
prawdy o kolaboracji przewa
ż
aj
ą
cej cz
ęś
ci
ś
ydów na Kresach z
sowieckimi naje
ź
d
ź
cami niewiele osób pami
ę
ta, jak bardzo pami
ęć
o tej kolaboracji była silna w czasie
wojny. Jan Bło
ń
ski zdumiewał si
ę
,
ż
e nawet tak wielka or
ę
downiczka pomocy dla
ś
ydów w czasie
wojny pisarka Zofia Kossak równocze
ś
nie uwa
ż
ała ich za wrogów polskich. Czy Bło
ń
ski tylko udaje
głupiego, czy naprawd
ę
nie wie, jak bardzo Polacy po 1939 r. zostali wstrz
ąś
ni
ę
ci nagłym
zaprezentowaniem si
ę
wielkiej cz
ęś
ci
ś
ydów jako jawnych, nieubłaganych wrogów Polski. Przecie
ż
nawet brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych jednoznacznie uznało,
ż
e
ś
ydzi byli głównymi
kolaborantami ze Zwi
ą
zkiem Sowieckim w latach 1939-1940 (według ksi
ąż
ki
ż
ydowskiego autora
Harveya Sarnera General Anders and the Soldiers of the Second Polish Corps, Brunswick Press,
Cathedral City 1997, s. 4).
Jeszcze 27 lipca 1944 r. Delegat Rz
ą
du RP powiedział w toku dyskusji z reprezentantami "
ś
egoty"
(Rady Pomocy
ś
ydom),
ż
e: Pami
ęć
o zachowaniu si
ę
ś
ydów na terytoriach okupowanych przez
Sowietów równie
ż
wpłyn
ę
ła na wrog
ą
postaw
ę
wobec nich. (Cyt. za tekstem
ż
ydowskiego historyka
Kermisha The Activities of "
ś
egota" w Rescue Attempts during the Holocaust. Procededings of the
Second Yad Vashem International Historical Conference, Jerusalem April 8-11, 1974, Jerusalem
1977, s. 389.)
ś
ydowski Joseph Kermish stwierdził uogólniaj
ą
co, i
ż
: Nawiasem mówi
ą
c, skargi na
ś
cisł
ą
kolaboracj
ę
mi
ę
dzy sowieckimi władzami a
ś
ydami i oskar
ż
enia,
ż
e "
ś
ydzi aktywnie
uczestniczyli w komunistycznych ciałach rz
ą
dz
ą
cych ustanowionych przez naje
ź
d
ź
c
ę
(Zwi
ą
zek
Sowiecki)" była podnoszona za ka
ż
dym razem, gdy dochodziło do spotka
ń
mi
ę
dzy
ż
ydowskimi
przywódcami podziemia, a ich polskimi odpowiednikami. A wi
ę
c przez cały czas podczas wojny polscy
patrioci nie zapominali o zdradzieckiej postawie
ż
ydowskich kolaborantów z Sowietami. Dzi
ś
zapomina o tym z wygody, koniunkturalizmu czy ze strachu przed podpadni
ę
ciem jako "niepoprawni
politycznie" ogromna cz
ęść
polskich historyków, dotykaj
ą
ca w ten czy inny sposób problematyki
stosunków polsko-
ż
ydowskich w czasie wojny. Oczywi
ś
cie s
ą
i tacy, którzy milcz
ą
o tych sprawach
tylko ze wzgl
ę
du na sw
ą
skrajn
ą
filosemick
ą
tendencyjno
ść
(np. Garlicki, Friszke, Borodziej).
Ani jednego goja w tłumie kolaborantów
Ogromna ilo
ść
relacji o sytuacji na Kresach po wkroczeniu wojsk sowieckich we wrze
ś
niu 1939
r. zgodnie przeciwstawiała panuj
ą
c
ą
w
ś
ród Polaków atmosfer
ę
przygn
ę
bienia i
ż
ałoby
nastrojom wielkiej rado
ś
ci i fety, powszechnie panuj
ą
cym w
ś
ród
ż
yj
ą
cych na Kresach
ś
ydów.
Polacy z prawdziwym zaszokowaniem reagowali na wszechobecne obrazy fraternizacji rzesz
ż
ydowskich z naje
ź
d
ź
czymi wojskami sowieckimi, probolszewickiej ekstazy
ś
ydów. Na
wzajemnych stosunkach Polaków i
ś
ydów w tym czasie strasznym cieniem poło
ż
yły si
ę
bardzo liczne
wówczas objawy l
ż
enia pokonanej Polski przez
ś
ydów, wykorzystuj
ą
cych sw
ą
uprzywilejowan
ą
pozycj
ę
w oczach sowieckiego okupanta do spychania dyskryminowanych Polaków na margines
ż
ycia.
8
ś
ydowski historyk Dov Lewin pisał: Ró
ż
ne
ś
wiadectwa dowodz
ą
,
ż
e niemal wsz
ę
dzie Armia
Czerwona spotykała si
ę
z radosnym przyj
ę
ciem. Gdy
ś
ydów z Kowla (na Wołyniu) poinformowano,
ż
e
Armia Czerwona zbli
ż
a si
ę
do miasta, oni
ś
wi
ę
towali cał
ą
noc. Gdy Armia Czerwona faktycznie weszła
do Kowla -
ś
ydzi przywitali j
ą
z nie daj
ą
cym si
ę
opisa
ć
entuzjazmem (por. D. Levin The Lesser of Two
Evils. Eastern European Jewry under Soviet Rule, 1939-1941, Philadelphia 1995, s. 33).
Takich opinii i takich
ś
wiadectw na temat zachowania wielkiej cz
ęś
ci
ś
ydów wobec Sowietów
po 17 wrze
ś
nia 1939 r. jest bardzo du
ż
o. Przytocz
ę
jeszcze kilka przykładów relacji tego typu,
podkre
ś
laj
ą
c,
ż
e jest to cz
ą
stka z ogromnej ilo
ś
ci
ś
wiadectw o identycznej wymowie.
ś
ydowski
ś
wiadek wydarze
ń
w Wilnie - Gershon Adiv tak wspominał w wiele lat pó
ź
niej: Trudno jest opisa
ć
emocj
ę
, jaka ogarn
ę
ła mnie, gdy zobaczyłem na ulicy, naprzeciw naszych wrót - rosyjski czołg z
u
ś
miechni
ę
tymi młodymi lud
ź
mi, maj
ą
cymi jaskrawe gwiazdy czerwone na swych piersiach. Jak tylko
maszyny stan
ę
ły, ludzie stłoczyli si
ę
tłumnie wokół nich. Kto
ś
wykrzykn
ą
ł: "Niech
ż
yje rz
ą
d sowiecki!" i
wszyscy wiwatowali. Trudno było znale
źć
jednego goja w tym tłumie (tam
ż
e, s. 33).
W Baranowiczach: Ludzie całowali zakurzone buty
ż
ołnierzy. Dzieci pobiegły do parku, narwały
jesiennych kwiatów i zasypały nimi
ż
ołnierzy... Czerwone flagi znaleziono dosłownie w mgnieniu oka i
całe miasto zostało zakryte czerwieni
ą
. Miasto Kobry
ń
równie
ż
zostało zalane czerwonymi flagami,
które przygotowali miejscowi komuni
ś
ci przez oddarcie białego pasa z dwukolorowej flagi polskiej.
Wiwatuj
ą
cy tłum rozrzucał ulotki pi
ę
tnuj
ą
ce faszystowski re
ż
im Polski i wychwalaj
ą
cy Armi
ę
Czerwon
ą
(tam
ż
e, s. 34).
Podobnego typu
ś
wiadectwa o prosowieckim zachowaniu ogromnej cz
ęś
ci
ś
ydów, budowaniu przez
nich powitalnych bram triumfalnych dla wkraczaj
ą
cych wojsk naje
ź
d
ź
czych, mo
ż
na by długo mno
ż
y
ć
,
przytaczaj
ą
c opisy z przeró
ż
nych miast od Brze
ś
cia nad Bugiem po Brasław, Ciechanowiec, Ró
ż
any,
Pi
ń
sk czy Równe.
Wizja Stalina jako "nowego Mesjasza"
Jednym ze
ś
wiadectw, bardzo charakterystycznych dla prosowieckich oczekiwa
ń
wielkiej cz
ęś
ci
młodzie
ż
y
ż
ydowskiej, była zarejestrowana po latach w 1980 r. na ta
ś
mie magnetofonowej relacja
Celiny Koni
ń
skiej, która w 1939 r. jako uczennica szkoły
ś
redniej nale
ż
ała do KZM
(Komunistycznego Zwi
ą
zku Młodzie
ż
y) we Lwowie: Musz
ę
powiedzie
ć
,
ż
e je
ś
li kiedy
ś
człowiek doznał
pełnego szcz
ęś
cia, to był ten dzie
ń
wkroczenia Armii Czerwonej. Tak sobie wyobra
ż
am,
ż
e
ś
ydzi,
którzy czekaj
ą
Mesjasza, tak si
ę
b
ę
d
ą
czuli, jak przyjdzie kiedy
ś
ten Mesjasz. Trudno znale
źć
słowa,
które by okre
ś
liły to uczucie. To jakie
ś
oczekiwanie, jakie
ś
wielkie szcz
ęś
cie. I wreszcie doczekali
ś
my
si
ę
, przyszli do Lwowa. Pierwsze tanki zajechały, zastanawiali
ś
my si
ę
, jak to zrobi
ć
, jak to wyrazi
ć
:
kwiaty rzuca
ć
,
ś
piewa
ć
?... (cyt. za J.T. Gross Upiorna dekada. Trzy eseje o stereotypach
ś
ydów,
Polaków, Niemców i komunistów 1939-1948, Kraków 1998, s. 68).
Taki prosowiecki fanatyzm nie ograniczał si
ę
jednak tylko do młodszych, ogłupionych sowieck
ą
propagand
ą
pokole
ń
ś
ydów.
ś
ydowski autor F. Zerubawel wspominał, jak spotkał w shtetl starego
ś
yda, który stwierdził: To s
ą
czasy Mesjasza i Stalin jest sam Mesjaszem (cyt. za N. Davies, A.
Polonszky Jews in Eastern Poland and the USSR, 1939-1946, Londyn 1991, s. 16).
Jawni wrogowie Polaków
Sam w sobie ten prosowiecki entuzjazm
ś
ydów nie byłby mo
ż
e zbyt gro
ź
ny, gdyby nie to,
ż
e
bardzo cz
ę
sto ł
ą
czył si
ę
z nienawi
ś
ci
ą
do Polaków, ich poni
ż
aniem przez du
żą
cz
ęść
ś
ydów,
donoszeniem na Polaków, wyłapywaniem polskich oficerów etc. Znamienne było
ś
wiadectwo
Władysława Siemiaszko, w 1939 r. pracownika urz
ę
du gminnego w Werbie, powiat Włodzimierz
Woły
ń
ski. Siemaszko tak wspominał po latach w relacji spisanej w 1990 r.: Wielu
ś
ydów z miejsca
zwi
ą
zało si
ę
z władz
ą
sowieck
ą
i współpracowało z t
ą
władz
ą
. Wyst
ę
powali jawnie jako wrogowie
Polaków (...). Specjalne wzgl
ę
dy władze sowieckie okazywały
ś
ydom. Propaganda sowiecka na
ka
ż
dym kroku obra
ż
ała uczucia Polaków (cyt. za wyborem dokumentów w ksi
ąż
ce R. Szawłowskiego
Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 2, s. 211-212).
9
Bardzo ponur
ą
wizj
ę
symbiozy prosowieckiego entuzjazmu z nienawi
ś
ci
ą
do Polski znajdujemy w
opublikowanych w 1999 r. wspomnieniach zmarłego w 1946 r. dyrektora gimnazjum w Przemy
ś
lu i
kustosza Archiwum Ziemi Przemyskiej, Jana Smolki. Z nieukrywan
ą
gorycz
ą
tak pisał on o fali
ż
ydowskiej kolaboracji z Sowietami we wrze
ś
niu 1939 r. w Przemy
ś
lu: Wieczorem, gdy si
ę
ju
ż
ś
ciemniło, wyszedłem na miasto i skierowałem si
ę
w stron
ę
Placu na Bramie. Panował tam nieopisany
zgiełk i
ś
cisk, jakiego Przemy
ś
l chyba nie prze
ż
ywał. Masy
ż
ydostwa przewalały si
ę
na wszystkie
strony i nie mo
ż
na było si
ę
przez te tłumy przecisn
ąć
. A wszystko to było rozradowane, butne i
aroganckie. Zniech
ę
cony zawróciłem do domu. Po drodze a
ż
do ulicy Grodzkiej widziałem wsz
ę
dzie
podobny obraz. Wszelka kanalia, kryminali
ś
ci itp. hołota powychodziła z ukrycia i rozpychała si
ę
bezceremonialnie, obok mnie przesuwały si
ę
katylinarne postacie, których przedtem nikt nie widywał.
Był to naprawd
ę
koszmarny widok, który mógł mniej odpornych ludzi moralnie zmia
ż
d
ż
y
ć
. Wystawy
sklepowe o
ś
wietlone i udekorowane portretami, nawiasem mówi
ą
c marnymi, Lenina, Stalina,
Mołotowa, Woroszyłowa i innych dygnitarzy bolszewickich. W nast
ę
pne dni widziało si
ę
ten sam
obraz.
ś
ydzi si
ę
cieszyli. Po sklepach wykrzykiwali pod adresem polskiej publiczno
ś
ci
nieparlamentarne wyrazy na Polsk
ę
, nawet młode
ś
ydóweczki dawały upust swojej rado
ś
ci. "Ach nie
masz poj
ę
cia, jak ja si
ę
ciesz
ę
,
ż
e Sowiety przyszli" mówiła jedna
ś
ydóweczka do drugiej na ul.
Franciszka
ń
skiej. Inne znowu wieczorem codziennie przychodziły przed gmach Kasy Skarbowej i
wy
ś
piewywały bolszewikom "jodlery". Kiedy si
ę
zacz
ę
ły organizowa
ć
urz
ę
dy bolszewickie, wszystkie
biura zalali
ś
ydzi (por. J. Smolka Przemy
ś
l pod sowieck
ą
okupacj
ą
. Wspomnienia z lat 1939-1941,
Przemy
ś
l 1999, s. 34).
Nadzorowanie aparatu przemocy
Zbolszewizowani
ś
ydzi stali si
ę
najlepszymi pomocnikami władzy naje
ź
d
ź
czej, jej swoistymi
janczarami. To oni nadzorowali przewa
ż
aj
ą
c
ą
cz
ęść
aparatu przemocy, organizuj
ą
c
aresztowania i deportacje Polaków na Kresach i rozwijaj
ą
c najró
ż
niejsze formy walki z
polsko
ś
ci
ą
.
ś
ydzi kontrolowali wielk
ą
cz
ęść
nowych sowieckich s
ą
dów na Kresach, odgrywali
bardzo du
żą
rol
ę
w "czerwonej milicji", zwłaszcza w miastach i miasteczkach stanowili niemał
ą
cz
ęść
s
ę
dziów
ś
ledczych oraz wi
ę
ziennych i obozowych katów. Tadeusz Piotrowski w
gruntownie udokumentowanej monografii Poland's Holocaust pisał:
Ś
wiadectwa, pami
ę
tniki i
prace historyczne tysi
ę
cy Polaków, którzy prze
ż
yli wojn
ę
mówi
ą
o
ż
ydowskim fetowaniu, o
ż
ydowskim
n
ę
kaniu Polaków, o
ż
ydowskiej kolaboracji (donosach, obławach na ludzi i wyłapywaniu Polaków na
deportacje), o
ż
ydowskiej brutalno
ś
ci i dokonywanych z zimn
ą
krwi
ą
egzekucjach, o
ż
ydowskich
prosowieckich komitetach i milicjach, o wysokim procencie
ś
ydów w sowieckich organach przymusu
po sowieckim naje
ź
dzie w 1939 r. Polacy postrzegali to wszystko jako niewdzi
ę
czno
ść
i zdrad
ę
.
ś
ydzi
widzieli w tym zemst
ę
i rewolucj
ę
(por. T. Piotrowski Poland's Holocaust, Jefferson, North Carolina
1998, s. 51).
Warto przypomnie
ć
w tym kontek
ś
cie oceny
ż
ydowskiego historyka Ben-Cion Pinchuka, który
akcentował: Według licznych polskich raportów, rewolucyjne komitety składały si
ę
niemal całkowicie z
ś
ydów i z niewielkiej ilo
ś
ci Ukrai
ń
ców. Wykonawczym narz
ę
dziem tych komitetów była milicja
obywatelska. W obu tych organizacjach
ś
ydzi grali dominuj
ą
c
ą
rol
ę
. Według polskich
ź
ródeł (...)
Komitety zachowywały si
ę
tak, jakby były rz
ą
dem do czasu wej
ś
cia Armii Czerwonej (por. Ben-Cion
Pinchuk Shtetl Jews under Soviet Rule. Eastern Poland on the Eve of the Holocaust, Oxford 1991, s.
25).
Czesław Blicharski tak opisał rol
ę
ś
ydów z "czerwonej milicji" w napisanej przez niego popularnej
historii Tarnopolu w latach 1809-1954: Wkrótce na ulicach miasta pokazała si
ę
milicja, sformowana
przewa
ż
nie z
ś
ydów z ulicy Podolskiej Ni
ż
szej, ubrana w lotnicze polskie płaszcze, uzbrojona w
polskie karabiny, z czerwonymi opaskami na ramieniu. Przy jej pomocy zacz
ę
ła si
ę
penetracja
domów, poszukiwanie proskrybowanych i zapełnianie wi
ę
zie
ń
(por. C. Blicharski Tarnopol w latach
1809-1945 (od epizodu epopei napoleo
ń
skiej do wyp
ę
dzenia), Biskupice 1993, s. 289).
Gdy rz
ą
dziły "czerwone" m
ę
ty
W
ś
ród ogółu
ś
ydów - "czerwonych milicjantów" na ogół dominowała skrajna agresywno
ść
i
brutalno
ść
, poł
ą
czona z poczuciem wszechwładzy i pogardy wobec Polaków, których uznawali
za nieodwołalnie przegranych. Cz
ę
stokro
ć
przy tym były to osoby wywodz
ą
ce si
ę
z najgorszych
szumowin miejskich i wiejskich, tak jak przewa
ż
aj
ą
ca cz
ęść
UB-owców po 1945 r.
ś
ydowski autor
10
Henryk Reiss w swych ciekawych wspomnieniach Z deszczu pod rynn
ę
dał jaskrawy obraz takiego
młodego
ż
ydowskiego milicjanta-awanturnika. Jak si
ę
okazało, był to wiejski półgłówek, biedny i bez
zaj
ę
cia, który nagle awansował do roli stra
ż
nika bolszewickiego "ładu" w okolicy (por. H. Reiss Z
deszczu pod rynn
ę
. Wspomnienia polskiego
ś
yda, Warszawa 1993, s. 17).
Inny
ż
ydowski autor Mark Verstandig wr
ę
cz nazwał m
ę
tami ludzi dominuj
ą
cych w milicji i komitecie
obywatelskim w mie
ś
cie powiatowym Mo
ś
ciska w województwie lwowskim. Według Marka
Verstandiga: Zmiany były wprowadzane przez milicj
ę
i komitet obywatelski, w których wi
ę
kszo
ść
stanowili
ś
ydzi. Ogólnie bior
ą
c, były to takie m
ę
ty z shtetl (małych miasteczek
ż
ydowskich - J.R.N.),
kierowane przez kilku
ż
ydowskich komunistów, którzy stan
ę
li na ich czele po uwolnieniu z wi
ę
zienia
(por. M. Verstandig I Rest My Case, Melbourne 1995, s. 98-99).
Krzysztof Czubara w artykule Pod sowieck
ą
okupacj
ą
w "Tygodniku Zamojskim" z 18 wrze
ś
nia 1996
r. podał drastyczne wr
ę
cz fakty o zachowaniu
ż
ydowskich milicjantów w Zamo
ś
ciu we wrze
ś
niu 1939
r.: Milicjanci, szczególnie
ś
ydzi, nie mieli
ż
adnych skrupułów. Rozbrajali
ż
ołnierzy polskich, a rannych
rozbierali do bielizny, zabierali im buty, zegarki, rowery, furmanki i inne cenne przedmioty (...).
Niektórych je
ń
ców zabijano. Np. w pobli
ż
u Rotundy rozstrzelano kilku policjantów (cyt. za R.
Szawłowski, op.cit., t. 2, s. 434).
Pułkownik Stanisław Karli
ń
ski ps. "Burza" po wojnie na emigracji (mi
ę
dzy innymi dyrektor zarz
ą
du
Kongresu Polonii Kanadyjskiej) pisał w relacji z marca 1992 r.: W 1939 r. 21 wrze
ś
nia dostałem si
ę
do
niewoli sowieckiej. Ju
ż
na drugi dzie
ń
je
ń
cy Wojska Polskiego byli nadzorowani w wi
ę
kszo
ś
ci przez
Milicj
ę
ś
ydowsk
ą
, która była bardzo rygorystyczna, a czasem nieludzka, szczególnie w stosunku do
kadry oficerskiej i policji. Były sytuacje,
ż
e
ż
ołnierze sowieccy interweniowali w naszej obronie (z
relacji płk. S. Karli
ń
skiego "Burzy", otrzymanej za po
ś
rednictwem M. Paula z Kanady).
W ksi
ąż
ce Okrutna przestroga czytamy opisy zachowania si
ę
ś
ydów, którzy wst
ą
pili do "czerwonej
milicji" w K
ą
tach w pobli
ż
u Krzemie
ń
ca i, korzystaj
ą
c ze swego nowego statusu milicjantów, pobili
kilku polskich oficerów za ich rzekome zbrodnie. Bardzo wielu
ś
ydów stało si
ę
członkami milicji
jako organu pomocniczego dla NKWD w Równem.
Feliks Jasi
ń
ski, były mieszkaniec K
ą
t na Wołyniu, tak opisywał wydarzenia po 17 wrze
ś
nia 1939 r.
w swojej miejscowo
ś
ci i pobliskich miasteczkach: Zacz
ę
ło si
ę
nowe
ż
ycie. (...)
ś
ydzi w miasteczkach
lepsze towary pochowali i stosunek
ś
ydów do Polaków z miejsca si
ę
zmienił: był ordynarny,
obra
ż
aj
ą
cy. Wy
ś
miewali rz
ą
dy polskie i instytucje społeczne, zatruwali
ż
ycie Polakom. Młodzi
ś
ydzi
wst
ą
pili do milicji i w tej randze przyje
ż
d
ż
ali do nas i bili niektórych strzelczyków (Romka Kucharskiego
i innych) za rzekome przest
ę
pstwa (chodzi o byłych członków Przysposobienia Wojskowego
"Strzelec") (...). W Szumsku powstał region obejmuj
ą
cy poprzednie trzy gminy. Utworzono nowe
urz
ę
dy i bank, w których urz
ę
dnikami byli prawie sami
ś
ydzi (cyt. za Okrutna przestroga, oprac. J.
D
ę
bski i L. Popek, Lublin 1997, s. 165).
Terror godził głównie w Polaków
Znamienne było przy tym,
ż
e terror "czerwonej milicji" i innych organów sowieckiej władzy był
wymierzony, zwłaszcza w pierwszych miesi
ą
cach po 17 wrze
ś
nia 1939 r., głównie przeciwko
Polakom. Jak pisał Zbigniew Romaniuk Nowy oficjalny aparat traktował wszystkich Polaków jako
potencjalnych wrogów (por. Z. Romaniuk: Twenty-One Months of Soviet Rule in Bra
ń
sk w: The Story
of Two Shtetl Bra
ń
sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, cz. 1, s. 61).
Warto przypomnie
ć
równie
ż
szczere wyznania jednego z ówczesnych
ż
ydowskich lokalnych
nadzorców czerwonego terroru: Sowieckie władze organizowały lokaln
ą
milicj
ę
i rad
ę
miejsk
ą
,
zapełniaj
ą
c ich szeregi szeregiem moich przyjaciół, którzy byli członkami podziemnej Partii
Komunistycznej. W ci
ą
gu nast
ę
pnych kilku dni ucz
ę
szczałem w wielu politycznych zebraniach i stałem
si
ę
przywódc
ą
młodych ludzi, którzy podziwiali Zwi
ą
zek Sowiecki. (...) Polskie władze i militarny
personel, pozostaj
ą
cy w mie
ś
cie, zostały aresztowane wraz z klerem wszelkich wyzna
ń
. Wielu
obywateli, w tym i moi rodzice, pot
ę
piało te akcje, ale mnie si
ę
one wydawały logiczne i niezb
ę
dne,
kler i polskie władze miały bowiem silne nastawienie antysowieckie i antykomunistyczne (por. J.
11
Bardach i K. Gleeson Man is Wolf to Man. Surviving the Gulag, Berkeley and Los Angeles, University
of California Press 1998, s. 26, 28).
Rz
ą
dy Josielewiczowej w Zdzi
ę
ciole
Zdominowane przez zbolszewizowanych
ś
ydów tzw. komitety rewolucyjne w miastach i
miasteczkach niejednokrotnie skrajnie wy
ż
ywały si
ę
w brutalno
ś
ci wobec miejscowych
Polaków, grabi
ą
c ich i aresztuj
ą
c. Bardzo plastyczny obraz działania typowego takiego
komitetu rewolucyjnego, kierowanego przez
ś
ydówk
ę
Josielewiczow
ą
, znajdujemy we
wspomnieniach byłego burmistrza miasta Zdzi
ę
cioł - Henryka Poszwi
ń
skiego. Pisał on: Agresor
ze wschodu, podobnie jak ten z zachodu, niszczył wszystko, co polskie, a do Polaków odnosił si
ę
wrogo i bezwzgl
ę
dnie. W jego akcji zmierzaj
ą
cej do wyt
ę
pienia narodu polskiego pomagały mu na
wezwanie władz sowieckich miejscowe elementy przest
ę
pcze i wywrotowe, po
ś
ród których w
miastach i miasteczkach było wielu młodocianych
ś
ydów. Wezwania zrzucane masowo z bezkarnie
kr
ążą
cych nad wsiami i miastami samolotów sowieckich. (...) W Zdzi
ę
ciole na czele komitetu
rewolucyjnego, zorganizowanego jeszcze przed przybyciem wojsk sowieckich, stan
ę
ła
ś
ydówka o
nazwisku Josielewicz. Policja zdzi
ę
ciolska opu
ś
ciła miasto zaraz po przekroczeniu granicy przez
wojska Armii Czerwonej. Pod wieczór 17 wrze
ś
nia doszło do mej wiadomo
ś
ci,
ż
e bandy
wypuszczonych z wi
ę
zienia przest
ę
pców szykuj
ą
si
ę
do rabunku sklepów. Zarz
ą
dziłem zbiórk
ę
stra
ż
y
po
ż
arnej i obywatelskiej i obie te organizacje przyst
ą
piły do pełnienia obowi
ą
zków bezpiecze
ń
stwa w
mie
ś
cie. Do rabunku sklepów nie doszło, ale bandy rzuciły si
ę
na bezbronn
ą
ludno
ść
, która przed
Niemcami uciekła z zachodu na wschód kraju. Złoczy
ń
cy obdzierali ludzi z odzie
ż
y, obuwia i
wszystkiego, co przy sobie mieli. Przydro
ż
ne rowy, poza miastem, zasłane były zabitymi. Wielu
pomordowanych le
ż
ało bez ubra
ń
i obuwia. Komitet rewolucyjny, który wkrótce rozbroił stra
ż
po
ż
arn
ą
i
obywatelsk
ą
i obj
ą
ł władz
ę
w mie
ś
cie, przypatrywał si
ę
temu bezczynnie. W godzinach rannych 18
wrze
ś
nia przeje
ż
d
ż
ał jeszcze przez Zdzi
ę
cioł mały oddział wojska polskiego. Był to zespół szpitala
polowego wieziony na kilkunastu wozach o konnym zaprz
ę
gu. W skład transportu wchodziło 30
szeregowych pod dowództwem sier
ż
anta. Komitet rewolucyjny usiłował transport ten zatrzyma
ć
i
rozbroi
ć
.
ś
ołnierze oddali salw
ę
w gór
ę
, a komitet w popłochu uciekł za miasto i ukrył si
ę
w g
ą
szczach
miejskiego cmentarza. (...) W godzinach popołudniowych 18 wrze
ś
nia wojska sowieckie wkroczyły do
Nowogródka, a pod wieczór tego
ż
dnia trzy pierwsze czołgi sowieckie wjechały do Zdzi
ę
cioła. Cały
komitet rewolucyjny z przewodnicz
ą
c
ą
Josielewicz na czele wyst
ą
pił na powitanie naje
ź
d
ź
ców.
Wznoszono okrzyki: "Niech
ż
yje wielki Stalin" (por. H. Poszwi
ń
ski Spod Łowicza do Londynu, Londyn
1967, s. 112).
Poszwi
ń
ski opisał pó
ź
niej podst
ę
pny sposób, w jaki został aresztowany przez rewolucyjny komitet
Josielewiczowej: W godzinach rannych 19 wrze
ś
nia przybył do magistratu
ś
yd, jeden z członków
komitetu i oznajmił mi,
ż
e komitet prosi mnie o przybycie na zebranie w sprawie sp
ę
dzonego do
Zdzi
ę
cioła z zachodu kraju bydła, w
ś
ród którego wybuchła epidemia pryszczycy. Wierz
ą
c w
prawdziwo
ść
tego, co mi zakomunikowano, wstałem i ubrany, tak jak siedziałem za biurkiem, udałem
si
ę
z panem komitetowym na drugi koniec miasta do siedziby komitetu. Zanim dostałem si
ę
do pokoju
przewodnicz
ą
cej, czekałem około godziny. (...) Podłogi wewn
ą
trz budynku zalane były papierami i
aktami pozostawionymi przez polsk
ą
policj
ę
. W k
ą
tach pokojów le
ż
eli pobici dotkliwie ludzie, po
ś
ród
których wi
ę
kszo
ść
stanowili uciekinierzy przed Niemcami. Członkowie komitetu w cywilnych
ubraniach, z czerwonymi opaskami na r
ę
kawach, z gwiazd
ą
sowieck
ą
na czapkach, z karabinami lub
rewolwerami w r
ę
ku, prze
ś
cigali si
ę
nawzajem w brutalnym traktowaniu ludzi. To było trudne do
zniesienia widowisko.
Po godzinnym blisko oczekiwaniu rozwarły si
ę
drzwi i polecono mi wej
ść
do pokoju przewodnicz
ą
cej.
Wszedłszy, zobaczyłem trzy lufy karabinowe wymierzone w moim kierunku, a jeden z oprawców
wykrzykn
ą
ł: "R
ę
ce do góry!".
Podniosłem r
ę
ce i zwróciłem si
ę
do przewodnicz
ą
cej: "Co ja wam złego zrobiłem i dlaczego tak ze
mn
ą
post
ę
pujecie?". Josielewicz, chocia
ż
dobrze znała j
ę
zyk polski, odpowiedziała po rosyjsku:
"Przyjdzie czas,
ż
e wam wszystko b
ę
dzie wiadome!" (...). (por. tam
ż
e, s. 113-114).
Przewodnicz
ą
ca Josielewicz wyja
ś
niła oficerowi NKWD powody aresztowania Poszwi
ń
skiego,
wskazuj
ą
c,
ż
e jest to polski oficer, polski patriota, były burmistrz miasta, a to ju
ż
chyba wystarczy. I
wystarczyło, by enkawudzista wypełnił odpowiedni
ą
rubryk
ę
o Poszwi
ń
skim: Biezopasnyj eliment
12
(niebezpieczny element). Wraz z mnóstwem innych aresztowanych Polaków: kierownikami szkół,
wójtami gmin, sołtysami, urz
ę
dnikami, jakim
ś
ksi
ę
dzem misjonarzem, Poszwi
ń
ski został powieziony
pod eskort
ą
do wi
ę
zienia w Nowogródku. Jak pó
ź
niej wspominał: Przez cały czas tej jazdy,
trwaj
ą
cej przeszło godzin
ę
, le
ż
eli
ś
my na dnie wozu od w
ę
gla, a czterech
ś
ydów, członków komitetu
rewolucyjnego, stało nad nami z karabinami w r
ę
kach, powtarzaj
ą
c co pewien czas ostrze
ż
enie: "Nie
podnosi
ć
głowy, bo kula w łeb!".
Droga, po której wóz si
ę
zwolna posuwał, zatarasowana była w wielu miejscach armatami artylerii
sowieckiej jad
ą
cej w przeciwnym kierunku.
ś
ołnierze sowieccy zbli
ż
ali si
ę
w czasie tych zatorów do
naszego wozu i zapytywali:
•
Kogo wy i dok
ą
d wieziecie?
•
Wieziemy Polaków do wi
ę
zienia - odpowiadali konwojenci.
•
A co oni wam złego zrobili?
•
Nic złego nie zrobili, ale wystarczy,
ż
e byli Polakami! (por. tam
ż
e, s. 115).
Jak mordowano Polaków
Gdy rozpoczynałem pisanie ksi
ąż
ki o antypolskich postawach
ś
ydów na Kresach po 17
wrze
ś
nia 1939 r., zdawałem sobie dobrze spraw
ę
z rozmiarów kolaboracji
ś
ydów z sowieckimi
naje
ź
d
ź
cami w administracji, propagandzie, nadzorze deportacji Polaków czy ogromnej fali
ż
ydowskich donosów przeciw Polakom. Nie miałem natomiast pełnego wyobra
ż
enia o ilo
ś
ci
zabójstw na Polakach popełnionych przez zbolszewizowanych
ś
ydów. A nierzadko zbrodnie te
były dokonywane z wyrafinowanym sadyzmem, jak
ś
wiadcz
ą
niektóre z relacji nadesłanych do
mnie przez czytelników. Dodajmy równie
ż
,
ż
e
ż
ydowskiego pochodzenia
ś
ledczy i kaci
wi
ę
zienni, kresowi Fejginowie i Morele, nale
ż
eli do najbardziej bezwzgl
ę
dnych i
wyrafinowanych oprawców. Szczególnie du
ż
o przypadków mordowania Polaków przez
zbolszewizowanych
ś
ydów miało miejsce w dwóch okresach: w pierwszych tygodniach po 17
wrze
ś
nia 1939 r. i w czasie pospiesznej "ewakuacji" wi
ęź
niów po napa
ś
ci Niemiec na ZSRR w
czerwcu 1941 r. S
ą
w
ś
ród tych zabójstw historie zbrodni szczególnie spektakularnych i
bezwzgl
ę
dnych, tak jak jawny mord na kilku polskich działaczach studenckich na Politechnice
Lwowskiej w pa
ź
dzierniku 1939 r. zabitych pod zarzutami antysemityzmu czy wymordowanie 8
dominikanów z klasztoru w Czortkowie przez
ż
ydowskich NKWD-zistów w czerwcu 1941 r. Znamienny
był fakt,
ż
e zabójstwa Polaków dokonywane przez skomunizowanych
ś
ydów na ogół wcale nie
ograniczały si
ę
do osób, z którymi sami
ś
ydzi mieli osobi
ś
cie poprzednio jakie
ś
konflikty. Cz
ę
stokro
ć
zabijano przypadkowo wybranych polskich
ż
ołnierzy, oficerów, urz
ę
dników, duchownych czy
po prostu ludzi zamo
ż
niejszych - tak jak hrabiostwo Skirmunt. Nierzadko zabójstwa na Polkach
były dokonywane przez prosowieckich
ś
ydów wspólnie ze zbolszewizowanymi Białorusinami
czy Ukrai
ń
cami. Wi
ą
zała si
ę
z tym sprawa udziału wielu
ś
ydów w wyłapywaniu polskich oficerów,
przebranych po cywilnemu lub jako zwykłych
ż
ołnierzy, co w rezultacie doprowadziło do ich przyszłej
ś
mierci, powi
ę
kszaj
ą
c "list
ę
katy
ń
sk
ą
".
Bardzo wymowny jest fakt,
ż
e wła
ś
nie sprawa tych najci
ęż
szych zbrodni na Polakach, ich
bezpo
ś
rednie mordowanie lub wyłapywanie, ko
ń
cz
ą
ce si
ę
pó
ź
niej egzekucj
ą
w sowieckim
wi
ę
zieniu, jest całkowicie pomijana przez ró
ż
nych
ż
ydowskich lub skrajnie filosemickich
historyków, od Grossa, Engela i Korca po Kerstenow
ą
i
ś
bikowskiego. Przemilczaj
ą
oni w ogóle
jak
ż
e liczne przykłady tego typu zbrodni, nie próbuj
ą
c nawet podwa
ż
a
ć
relacji o ich popełnieniu.
ś
ydowscy i skrajnie filosemiccy historycy wol
ą
skupia
ć
si
ę
na obalaniu wysuwanych pod adresem
ś
ydów oskar
ż
e
ń
o nie - tak jaskrawe i jednoznacznie w swej zbrodniczej wymowie czyny, jak
przykłady mordowania Polaków. Koncentruj
ą
si
ę
głównie na pomniejszaniu odpowiedzialno
ś
ci
ś
ydów za fetowanie sowieckiego naje
ź
d
ź
cy i za udział w naje
ź
d
ź
czej administracji, staraj
ą
c si
ę
je całkowicie minimalizowa
ć
lub tłumaczy
ć
jako przyj
ę
cie rzekomej zasady "mniejszego zła" (z
obawy przed nazistowskimi Niemcami). Tego typu post
ę
powanie jest faktycznie praktyk
ą
tuszowania zbrodni
ż
ydowskich na Kresach.
Prawdziwie chlubnym wyj
ą
tkiem na tle tego do
ść
powszechnego tuszowania zbrodni
ż
ydowskich na
Kresach był tekst Teresy Prekerowej historyk, niestety ju
ż
nie
ż
yj
ą
cej od paru lat, zwi
ą
zanej z
ś
ydowskim Instytutem Historycznym. W dziele zbiorowym Najnowsze dzieje
ś
ydów w Polsce do 1950
r. Prekerowa nie wahała si
ę
napisa
ć
wprost,
ż
e
ś
ydzi na Kresach przyczyniali si
ę
do dekonspirowania
pozostaj
ą
cych w ukryciu oficerów Wojska Polskiego, przedwojennych urz
ę
dników, wy
ż
szych
13
funkcjonariuszy pa
ń
stwowych i działaczy politycznych, powoduj
ą
c ich aresztowania, a czasem utrat
ę
ż
ycia (podkre
ś
lenie - J.R.N.). Jak du
ż
y był zasi
ę
g tych zjawisk - trudno powiedzie
ć
. Ze wzgl
ę
dów
oczywistych nie przeprowadzono dot
ą
d pogł
ę
bionych bada
ń
i prawdopodobnie przeprowadzi
ć
ich si
ę
ju
ż
nie da. Liczba zachowanych relacji
ś
wiadczy jedynie,
ż
e nie były to wypadki odosobnione, cz
ę
sto
za
ś
nader drastyczne (por. T. Prekerowa Wojna i okupacja w "Najnowszych dziejach
ś
ydów w Polsce
(w zarysie do 1950 r.)", Warszawa 1993, s. 304).
Ciesz
ą
c si
ę
z tak uczciwego stanowiska zaj
ę
tego przez Teres
ę
Prekerow
ą
, mo
ż
na zakwestionowa
ć
tylko jej ko
ń
cowe stwierdzenie, czy rzeczywi
ś
cie nie da si
ę
ju
ż
"prawdopodobnie" przeprowadzi
ć
pogł
ę
bionych bada
ń
na temat antypolskich zachowa
ń
ś
ydów na Kresach. Trzeba tylko mie
ć
wol
ę
ich
przeprowadzenia. Bo inaczej b
ę
dziemy skazani na coraz cz
ę
stsze próby zakłamywania całej sprawy
w kolejnych publikacjach
ż
ydowskich lub skrajnie filosemickich autorów typu Grossa, Korca,
Kerstenowej czy
ś
bikowskiego. Uwa
ż
am,
ż
e najwy
ż
szy czas jest dzi
ś
, by przełama
ć
dziesi
ę
ciolecia
przemilcze
ń
w sprawie konkretnych zbrodni na Polakach popełnionych przez prosowieckich
ś
ydów w
latach 1939-1941 bezpo
ś
rednio lub przez "mordercze" donosy. Ni
ż
ej przedstawiam niektóre przykłady
popełnionych na Polakach zbrodni, które wymagaj
ą
przypomnienia szerokiemu gronu czytelników.
Zamordowanie lwowskich działaczy studenckich
Jedn
ą
z najohydniejszych zbrodni popełnionych pod hasłem rozprawy z "polskimi antysemitami" było
zamordowanie kilku działaczy studenckich na Politechnice Lwowskiej w pa
ź
dzierniku 1939 r.
Inspiratorem całego mordu był rosyjski
ś
yd, ppłk Jusimow, mianowany komisarzem
Politechniki. Zbysław Popławski tak opisał na łamach periodyku "Semper Fidelis" przebieg okrutnej
rozprawy z polskimi działaczami studenckimi: Nast
ę
pnie komisarz Jusimow zorganizował
"likwidacyjne zebranie". Bratniej Pomocy, które odbyło si
ę
mi
ę
dzy 15 a 20 X 1939 r. Wi
ę
kszo
ść
obecnych na sali stanowili
ś
ydzi; Ukrai
ń
ców i Polaków było mało; tzw. likwidacja odbywała si
ę
w
niezgodzie ze statutem, gdy
ż
dokonywali jej nieczłonkowie.
Na sali orkiestra wojskowa grała marsze; nie wiedziano wtedy,
ż
e były to mundury NKWD. Za katedr
ą
zasiadła grupa 6-8 osób, a w
ś
ród nich jako zagajaj
ą
cy
ś
yd rosyjski w skórzanej kurtce i skórzanym
kaszkiecie, którego nie zdj
ą
ł w czasie zebrania. Przedstawił si
ę
jako "komisarz Politechniki". Był to
wła
ś
nie tow. Jusimow, ppłk z zarz
ą
du politycznego Armii Czerwonej. Przemawiał po rosyjsku,
wykazuj
ą
c,
ż
e teraz po upadku "ja
ś
niepa
ń
skiej Polski" nale
ż
y zlikwidowa
ć
jej nadbudow
ę
, tj.
organizacj
ę
studenck
ą
powołan
ą
do gn
ę
bienia ludu pracuj
ą
cego; za to wszystko, co było,
odpowiedzialni s
ą
członkowie kierownictwa tej organizacji, którzy znajduj
ą
si
ę
na tej sali.
Jako drugi wyst
ą
pił Jan Krasicki, ju
ż
wtedy II sekretarz Miejskiej Organizacji Komsomołu. Odegrał on
tutaj rol
ę
prowokatora do zaplanowanego ludobójstwa (...) omawiaj
ą
c działalno
ść
antysemick
ą
i
prze
ś
ladowanie
ś
ydów (...). Nast
ę
pni mówcy - komuni
ś
ci
ż
ydowscy - stwierdzili,
ż
e na sali s
ą
obecni
działacze organizacji antysemickich. Komisarz polecił ich wskaza
ć
. Wyci
ą
gni
ę
ci przemoc
ą
z miejsc i
bici, doprowadzeni zostali do mównicy, aby si
ę
tłumaczyli. Tam zostali znowu pobici i skopani,
wreszcie wywleczeni przez członków orkiestry w mundurach na korytarz. W czasie, gdy orkiestra
znów grała, usłyszałem wyra
ź
nie strzały na korytarzu. Po zebraniu otworzono drzwi sali; wszyscy
musieli przechodzi
ć
przez korytarz, a tam za ławkami w kału
ż
ach krwi le
ż
eli nieruchomo
wyprowadzeni uprzednio studenci.
Oto nazwiska ofiar, które udało si
ę
ustali
ć
: Ludwik Płaczek, stud. IV roku, kierownik I DT, członek
Korporacji "Scythia"; Jan Pło
ń
czak, stud. III roku, członek wydziału "Bratniaka", równie
ż
nale
żą
cy do
korporacji "Scythia"; Henryk Ró
ż
akolski, stud. IV roku, pochodz
ą
cy z Wielkopolski (por. Z. Popławski
Represje okupantów na Politechnice Lwowskiej (1939-1945), "Semper Fidelis", 1991, nr 4, s. 3-4).
Szczególnie złowieszcza była atmosfera, w której publicznie zorganizowano swoisty "s
ą
d" nad
polskimi działaczami studenckimi za rzekomy "antysemityzm", aby ich wkrótce potem zabra
ć
jako
ofiary ka
ź
ni. Mark Paul porównał atmosfer
ę
zgromadzenia, które faktycznie "skazało" studentów na
ś
mier
ć
, do atmosfery niektórych wieców w nazistowskich Niemczech (por. tekst M. Paula Jewish-
Polish Relations in Soviet-Occupied Eastern Poland, 1939-1941, publikowany w ksi
ąż
ce The Story of
Two Shtetls, Bra
ń
sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, t. 2, s. 207).
Zbrodnia na dominikanach w Czortkowie
Wstrz
ą
saj
ą
ce fakty o zbrodniach popełnionych przez
ś
ydów na Polakach na Kresach znajdujemy w
relacji ksi
ę
dza Zygmunta Mazura o losach klasztoru Dominikanów w Czortkowie. Jak pisał ksi
ą
dz
Mazur: Sytuacja klasztoru uległa gwałtownej zmianie 22 czerwca 1941 r. z chwil
ą
wybuchu wojny
sowiecko-niemieckiej (...). Jak to było w zwyczaju systemu stalinowskiego, przede wszystkim
przyst
ą
piono do likwidacji prawdziwych i domniemanych wrogów rz
ą
dów komunistycznych. Do tej
grupy zaliczono przede wszystkim duchownych. Skierowane tam władze bezpiecze
ń
stwa w
porozumieniu z jednostk
ą
wojskow
ą
wpadły w nocy na 2 lipca i wywlokły z klasztoru byle jak
odzianych o. Justyna, o. Jacka, o. Anatola oraz brata Andrzeja. Wywiezieni nad rzek
ę
w Starym
Czortkowie na tzw. Grobl
ę
zwan
ą
Berda, zostali pomordowani strzałami w tył głowy. Wykonawcami
14
wyroków byli miejscowi
ś
ydzi, słu
żą
cy w NKWD, co potwierdzaj
ą
zachowane zeznania mieszka
ń
ców
Czortkowa (jeden z uczestników mordu był w PRL po 1945 r. generałem Wojska Polskiego (...). O
pozostałych zakonnikach nie mo
ż
na było si
ę
niczego dowiedzie
ć
, poniewa
ż
wojsko broniło dost
ę
pu do
klasztoru, a ko
ś
ciół pozostawał zamkni
ę
ty. Mimo tych trudno
ś
ci jednemu uczniowi udało si
ę
przedosta
ć
do ko
ś
cioła, a stamt
ą
d do cel poło
ż
onych na parterze. To, co zobaczył, było przera
ż
aj
ą
ce.
W poszczególnych łó
ż
kach le
ż
eli pomordowani strzałami w głow
ę
bracia R. Czerwonka, M.
Iwaniszczew i tercjarz J. Wincentowicz (...). Sowieckie władze bezpiecze
ń
stwa równocze
ś
nie z
mordami spl
ą
drowały ko
ś
ciół (...). Chc
ą
c zatrze
ć
ś
lady dokonanej zbrodni, wojsko 4 lipca 1941 r.
podpaliło klasztor (por. Ks. Z. Mazur M
ę
cze
ń
ski klasztor dominikanów w Czortkowie, "Gazeta",
Toronto, nr 45 z 1992 r.).
Ofiarami mordu w klasztorze w Czortkowie padli ojcowie: Justyn Spyrłak, Jacek Misiuta, Anatol
Znamirowski i Hieronim Longawa; bracia zakonni: Andrzej Bojakowski, Reginald Czerwonka i
Metody Lwaniszczów, wreszcie ko
ś
cielny Józef Wincentowicz (według ksi
ąż
ki ks. W.
Szetelnickiego Zapomniany lwowski bohater - ks. Stanisław Frankl (1903-1944), Rzym 1983, s. 122).
Według wspomnie
ń
Lesława Juriewicza w ksi
ąż
ce Niepotrzebny jednym z zabójców i ich
przewodnikiem był NKWD-zista, miejscowy
ś
yd, nazwiskiem Blum (por. L. Juriewicz Niepotrzebny,
Londyn 1977, s. 29). Juriewicz wspominał,
ż
e w Czortkowie w tym czasie mówiono du
ż
o o jakim
ś
w
ę
dkarzu, który ukryty w krzakach na przeciwnym brzegu rzeki obserwował całe morderstwo (...).
W
ę
dkarz ten opowiadał,
ż
e ofiary zostały zastrzelone w pozycji kl
ę
cz
ą
cej strzałami w tył czaszki. O ile
pami
ę
tam, mówił te
ż
,
ż
e zamordowani mieli r
ę
ce zwi
ą
zane z tyłu (por. tam
ż
e, s. 30).
Rozprawa z Polakami w Grodnie i powiecie grodzie
ń
skim
Karol Liszewski (prof. Ryszard Szawłowski) pisał w swej ksi
ąż
ce o wojnie polsko-sowieckiej 1939 r.
o roli komunistów
ż
ydowskich - obok białoruskich w okrutnej rozprawie z Polakami w powiecie
grodzie
ń
skim po ostatecznym opanowaniu go przez Sowietów. Stwierdzał: Najgorsze były pierwsze
dni po opanowaniu przez Sowietów miasta. Ludzie, w szczególno
ś
ci młodzie
ż
, byli rewidowani i je
ś
li
np. znaleziono nawet mały no
ż
yk u chłopaka - rozstrzeliwano na miejscu. Podobno na placu przed
Far
ą
le
ż
ał cały wał ludzi w ten sposób zamordowanych (...). Trzeba te
ż
odnotowa
ć
morderstwa
dokonane w tych dniach i tygodniach w powiecie grodzie
ń
skim i w dalszych okolicach. Dokonywane
one były - z "błogosławie
ń
stwem" sowieckim - przez miejscowych komunistów białoruskich i
ż
ydowskich, jak równie
ż
przez samych Sowietów. Podobno bolszewicy dali wówczas miejscowym
komunistom dwa tygodnie dla "swobodnego" mordowania tzw. wrogów klasowych, w ka
ż
dym razie na
wsi (por. K. Liszewski (R. Szawłowski) Wojna polsko-sowiecka 1939 r., Londyn 1988, s. 75).
Mordowani w Grodnie Polacy cz
ę
stokro
ć
padali ofiar
ą
zabójczych donosów ze strony
znaj
ą
cych ich
ś
ydów. Na przykład Mirosław Kurczyk, zamieszkały w Polsce, syn zamordowanego
wówczas w Grodnie nauczyciela szkoły powszechnej pisał: Po załamaniu si
ę
obrony wojska sowieckie
zaj
ę
ły wszystkie wa
ż
ne punkty miasta, jak gmachy urz
ę
dów, policji, wi
ę
zienie itp. W miasto ruszyły w
pełnym rynsztunku bojowym plutony egzekucyjne. W pierwszych dniach po zaj
ę
ciu miasta
aresztowanych nie odstawiano do aresztu, wi
ę
zienia czy obozu dla je
ń
ców, lecz rozstrzeliwano na
miejscu.
Jeden z tych oddziałów sowieckich, przyprowadzony przez cywila z czerwon
ą
opask
ą
, mieszka
ń
ca
domu, w którym mieszkali
ś
my, narodowo
ś
ci
ż
ydowskiej, aresztował mojego ojca. Ojciec mój, Jan
Kurczyk, lat 45, z zawodu nauczyciel, po wyprowadzeniu z domu został rozstrzelany. (...) Ojciec mój
nie brał udziału w obronie Grodna, ale wystarczyło,
ż
e wskazano na niego palcem, bo był Polakiem,
inteligentem, a
ż
eby bez s
ą
du zamordowa
ć
w stylu hitlerowskim (cyt. za R. Szawłowski Wojna polsko-
sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. I, s. 364).
Adam Dobro
ń
ski w 1989 r. przytoczył w tek
ś
cie o obronie Grodna jedno z charakterystycznych
ś
wiadectw z tamtego okresu, pisz
ą
c: 17 wrze
ś
nia w szaro
ś
ci
ś
witu Jadwiga D
ą
browska zauwa
ż
yła,
ż
e
w s
ą
siednim domu odbywa si
ę
zebranie uzbrojonej młodzie
ż
y
ż
ydowskiej. Z domu tego wyszedł jeden
młodzieniec i ukrył si
ę
w kwiatach. Wracał wła
ś
nie z wojny syn s
ą
siada J. D
ą
borwskiej. "Nagle rozległ
si
ę
huk wystrzału i id
ą
cy
ż
ołnierz ugodzony pociskiem karabinowym w plecy padł martwy". Takich
strzałów było wi
ę
cej, w mie
ś
cie odczuwano niepokój (por. A. Dobro
ń
ski Obrona Grodna we
wspomnieniach. "Dyskusja. Biuletyn Wojewódzkiego Domu Kultury w Białymstoku", 1989, nr 3-4, s.
17).
Podporucznik Ryszard Głuski, który we wrze
ś
niu 1939 r. walczył w rejonie Grodna, tak opisywał
swe dramatyczne impresje po drodze na Grodno 20 IX 1939 r. 102. Pułk Ułanów idzie w stra
ż
y
przedniej Brygady, mój szwadron w stra
ż
y przedniej pułku. Posuwamy si
ę
przez Ostryn
ę
i Jeziory
szos
ą
Lida-Grodno. Poprzedniego dnia t
ą
sam
ą
drog
ą
przeszli bolszewicy (oddziały pancerne) i
podobno zaj
ę
li Grodno.
Po drodze w miasteczkach (Ostryna, Jeziory) spotykamy bramy triumfalne, przybrane czerwieni
ą
,
wystawione przez ludno
ść
na przybycie bolszewików. Wsz
ę
dzie ju
ż
zorganizowano komitety
15
rewolucyjne, które obejmuj
ą
władz
ę
. Stosunek ludno
ś
ci białoruskiej i
ż
ydowskiej wobec nas
zdecydowanie wrogi. Pluton id
ą
cy w szpicy prawie w ka
ż
dej wsi otrzymuje strzały i musi stacza
ć
bitw
ę
. Po drodze znajdujemy trupy
ż
ołnierzy polskich zamordowanych w bestialski sposób
(powykłuwane oczy itp.), le
żą
ce w rowach. Dokonywali tego miejscowi komuni
ś
ci (por. R. Głuski, G.B.
Fijałkowski
ś
ołnierze relacje, "Dyskusja. Biuletyn Wojewódzkiego Domu Kultury w Białymstoku", 1989,
nr 3-4, s. 23).
Jak pisał Mark Paul w
ś
wietnie udokumentowanym tek
ś
cie o stosunkach polsko-
ż
ydowskich 1939-
1941, zamieszczonym w wydanej w Toronto w 1998 r. The Story of Two Shtetl: Miejscowi
ś
ydzi
garn
ę
li si
ę
tłumnie do szeregów sowieckiej milicji i NKWD i wraz ze swymi zwolennikami brali udział w
wyłapywaniu polskich
ż
ołnierzy, działaczy i studentów, którzy zgłosili si
ę
do obrony miasta (Grodna -
J.R.N.). Były serie egzekucji w całym Grodnie.
ś
ydzi, wrzeszcz
ą
c, wskazywali Sowietom na
uciekaj
ą
cych Polaków. W otaczaj
ą
cych (Grodno - J.R.N.) terenach miejscowi komuni
ś
ci
ś
ydzi i
Białorusini, za błogosławie
ń
stwem sowieckich naje
ź
d
ź
ców mordowali polskich wielkich wła
ś
cicieli
ziemskich, tak zwanych wrogów ludu (...) (por. M. Paul Jewish-Polish Relations in Soviet Occupied
Eastern Poland 1939-1941 w The Story Two Shtetl. Bra
ń
sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, cz.
2, s. 188).
Zbrodnie "czerwonej milicji"
W rozlicznych relacjach powtarzaj
ą
si
ę
informacje o zbrodniach popełnianych przez skomunizowanych
ś
ydów na polskich
ż
ołnierzach i oficerach w pierwszych tygodniach po naje
ź
dzie sowieckim na Kresy
Wschodnie II Rzeczypospolitej. Jak pisał Krzysztof Marek Raczy
ń
ski: W 1939 r. niektórzy
ś
ydzi
urz
ą
dzali obławy na
ż
ołnierzy polskich pochodz
ą
cych z rozbitych przez wojska sowieckie oddziałów i
oddawali ich w r
ę
ce komisarzy ludowych. I nie były to przypadki pojedyncze. Znane s
ą
te
ż
sytuacje,
gdy mordowano
ż
ołnierzy na miejscu (por. K.M. Raczy
ń
ski Opowie
ść
o dwóch miastach; Bra
ń
sk i
Ejszyszki, "Gazeta" (Toronto), 30 pa
ź
dziernika 1998 r.). Szczególnie bezlito
ś
nie wobec Polaków
zachowywali si
ę
ś
ydzi wchodz
ą
cy w skład samozwa
ń
czej tzw. czerwonej milicji, pewni bezkarno
ś
ci za
swe zbrodnie popełniane w imi
ę
bolszewizmu.
Kazimierz Krajewski tak pisał w monografii AK na Ziemi nowogródzkiej o roli zorganizowanej przy
współudziale
ś
ydów tzw. czerwonej milicji na tamtych terenach po 17 wrze
ś
nia 1939 r.: Z przykro
ś
ci
ą
trzeba odnotowa
ć
fakt poparcia sowieckiej agresji przez cz
ęść
obywateli narodowo
ś
ci białoruskiej i
ż
ydowskiej. Przył
ą
czali si
ę
oni do zorganizowanych przez sowieckich agentów band samozwa
ń
czej
tzw. czerwonej milicji i komitetów rewolucyjnych (...). Wobec znikomo
ś
ci polskiego oporu wspomniana
"czerwona milicja" i bandy dywersyjne, rekrutuj
ą
ce si
ę
z Białorusinów i
ś
ydów, nie odegrały
ż
adnej roli
militarnej w momencie wkraczania Armii Czerwonej. Zło
ż
ona z elementów komunistycznych, w
wysokim stopniu zdemoralizowanych, zasilona przez kryminalistów i ró
ż
noraki motłoch kieruj
ą
cy si
ę
najni
ż
szymi pobudkami, skorzystała z okazji do grabie
ż
y i gwałtu, rzucaj
ą
c si
ę
na miejscow
ą
społeczno
ść
polsk
ą
, swych dotychczasowych s
ą
siadów. Wkraczaj
ą
ce wojska rosyjskie, pomijaj
ą
c
szereg zbrodni popełnionych na
ż
ołnierzach KOP, kadrze WP, policji, ziemia
ń
stwie i tzw.
pamieszczykach (posiadaczach), starały si
ę
na ogół - zgodnie z otrzymanymi rozkazami - unika
ć
zb
ę
dnych aktów terroru wobec ludno
ś
ci cywilnej (oczywi
ś
cie
ż
ołnierze sowieccy kradli i rabowali, co
si
ę
dało). Natomiast "czerwona milicja" dopu
ś
ciła si
ę
w okresie przej
ś
ciowym niezliczonych zbrodni,
morderstw i grabie
ż
y wobec ludno
ś
ci polskiej. Zjawisko to miało charakter powszechny i wyst
ą
piło we
wszystkich powiatach województwa nowogródzkiego. Niew
ą
tpliwie była to operacja "oczyszczania"
terenu z elementów uznanych za antysowieckie, przygotowana i kierowana przez rosyjskie słu
ż
by
specjalne (por. K. Krajewski Na ziemi nowogródzkiej. "Nów" - Nowogródzki Okr
ę
g Armii Krajowej,
Warszawa 1997, s. 7).
Przytaczaj
ą
c w swej monografii przykłady zbrodni popełnionych na Polakach bezpo
ś
rednio po 17
wrze
ś
nia 1939 r., Krajewski pisał: Do zbrojnego incydentu doszło te
ż
w Berdówce, gdzie
ż
ydowsko-
białoruska "czerwona milicja" wymordowała grup
ę
oficerów i
ż
ołnierzy KOP przygotowuj
ą
cych si
ę
do
stawienia oporu bolszewikom (por. K. Krajewski Na ziemi nowogródzkiej. "Nów" - Nowogródzki Okr
ę
g
Armii Krajowej, Warszawa 1997, s. 6). Ten sam autor pisze,
ż
e bandyci białoruscy lub
ż
ydowscy z
czerwonymi opaskami na r
ę
kawach byli sprawcami wi
ę
kszo
ś
ci zabójstw w powiecie nowogródzkim po
17 wrze
ś
nia 1939 r. (por. tam
ż
e, s. 8).
Ze wspomnie
ń
pułkownika broni pancernej Włodzimierza Samiry dowiadujemy si
ę
,
ż
e jego oddział na
wysoko
ś
ci miasteczka Zborowa został zaatakowany przez grup
ę
dywersantów zło
ż
on
ą
z miejscowych
Ukrai
ń
ców oraz "czerwonej milicji". Jak pisał Samira: Od miejscowej polskiej ludno
ś
ci dowiedzieli
ś
my
si
ę
,
ż
e ci dywersanci cz
ęś
ciowo opanowali miasto i "rozprawili si
ę
" z miejscow
ą
pa
ń
stwow
ą
policj
ą
-
niemiłosiernie ich morduj
ą
c (por. W. Samira: Nie byłem tym... kim byłem, Londyn 1994, s. 5-6).
Dziennikarz Krzysztof Czubara opisał w "Tygodniku Zamojskim" z 18 wrze
ś
nia 1996 r. bardzo
brutalne zachowanie
ś
ydów z "czerwonej milicji" na terenie Zamo
ś
cia po opanowaniu go przez
wojska sowieckie: Na rozkaz (sowieckiego - J.R.N.) komendanta wojennego milicjanci zatrzymali
16
zakładników, m.in. prof. Stefana Millera i adwokata Wacława Bajkowskiego. Aresztowali oficerów i
podoficerów WP, policjantów, pracowników przedwojennego starostwa, działaczy Stronnictwa
Narodowego i duchownych (...). Setki aresztowanych osób przetrzymywano pod gołym niebem, w
wi
ę
zieniu przy ul. Okrzei. Naczelnikiem wi
ę
zienia był kaflarz Józef Dziuba. Milicjanci, szczególnie
ś
ydzi, nie mieli
ż
adnych skrupułów. Rozbrajali
ż
ołnierzy polskich, a rannych rozbierali do
bielizny, zabierali im buty, zegarki, rowery, furmanki i inne cenne przedmioty. Na Nowym
Mie
ś
cie
ż
ydowski wyrostek w czerwonym szaliku z pistoletem przy pasie z koalicyjk
ą
, formował z
polskich
ż
ołnierzy kolumn
ę
marszow
ą
. Sam jechał przodem na koniu i wprowadzał ich na Rynek,
gdzie rozwrzeszczany tłum
ś
ydów gwizdał i obrzucał
ż
ołnierzy obelgami. Niektórych je
ń
ców
zabijano. Np. w pobli
ż
u Rotundy rozstrzelano kilku policjantów (cyt. za przedrukiem artykułu K.
Czubary w ksi
ąż
ce R. Szawłowskiego Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 2, s. 434). W
Łucku zło
ż
ona głównie z
ś
ydów "czerwona milicja" opanowała miasto 18 wrze
ś
nia 1939 r.,
zabijaj
ą
c polskiego policjanta (według tekstu M. Paula, op.cit., publikowanego w The Story of Two
Shtetl, Bra
ń
sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, t. 2, s. 194).
Były wi
ę
zie
ń
sowiecki Franciszek Goszczy
ń
ski wspominał, i
ż
w celi z nim siedział
ś
yd Abraham
Starkman, pochodz
ą
cy z Bru
ś
na pod Raw
ą
Rusk
ą
. Według Gonczy
ń
skiego: Gdy bolszewicy zaj
ę
li
wschodni
ą
cz
ęść
Polski, młody Abraham wespół z bratem stan
ę
li na cele Milicji Robotniczej. Starkman
chełpił si
ę
,
ż
e rozbrajał oficerów polskich, twierdził,
ż
e kilku oficerów zastrzelono w jego wsi. Po
upojeniu si
ę
władz
ą
, wyst
ą
pił z milicji i pojechał do Lwowa na zakupy (...). Starkman czuje gł
ę
boki
ż
al do Sowietów,
ż
e za gorliw
ą
słu
ż
b
ę
w milicji siedzi w wi
ę
zieniu i
ż
e potraktowano go na
równi z Polakami (por. F. Gonczy
ń
ski: Raj proletariacki, Londyn 1950, s. 43, 44).
W Dubnie miejscowi
ś
ydzi utworzyli milicj
ę
, która aresztowała 17 wrze
ś
nia 1939 r. głównego s
ę
dziego
miejskiego Bartłomieja Poliszczuka. Milicjanci przekazali go w r
ę
ce sowieckie, odt
ą
d nic wi
ę
cej nie
słyszano o jego losie. Niedawno dopiero jego nazwisko pojawiło si
ę
na li
ś
cie straconych polskich
urz
ę
dników (według M. Paul Jewish-Polish Relations in Soviet-Occupied Eastern Poland, 1939-1941;
w The Story of Two Shtetls. Bra
ń
sk and Ejszyszki, Chicago 1998, cz. 2, s. 195. M. Paul podaje
informacje o losie s
ę
dziego Bartłomieja Poliszczuka w oparciu o relacj
ę
Wiktora Poliszczuka, która
znajduje si
ę
w jego posiadaniu).
Wymordowanie polskich policjantów w Kołkach i w Sarnach
Były
ż
ołnierz Zenobiusz Janicki pisał o przejawach
ż
ydowsko-ukrai
ń
skiej dywersji antypolskiej w
regionie Sarn-Przebra
ż
a-Tro
ś
cianka, pisz
ą
c: Na domiar złego bandy dywersantów ukrai
ń
sko-
ż
ydowskich napadały na wycofuj
ą
ce si
ę
wojska (...). Wojsko pomaszerowało do Kołek, gdzie wpadło
w zasadzk
ę
. Dywersanci ukrai
ń
sko-
ż
ydowski ostrzelali oddział z karabinów maszynowych, ukrywaj
ą
c
si
ę
w du
ż
ym murowanym młynie (por. Z. Janicki W obronie Przebra
ż
a i w drodze na Berlin, Lublin
1997, s. 11, 12). Walcz
ą
cy z dywersantami
ż
ołnierze 3. Pułku Piechoty KOP zdołali si
ę
jednak upora
ć
z dywersj
ą
, spalono młyn i kilka pobliskich domów. Ppłk Jan Lachowicz, dowódca III Baonu 3. Pułku
Piechoty KOP opisywał, jak po zako
ń
czeniu walk z dywersantami w Kołkach: W
ś
ród ciemno
ś
ci, na tle
dogasaj
ą
cego ognia ukazała si
ę
sylwetka jakiego
ś
człowieka zbli
ż
aj
ą
cego si
ę
ku nam. Po chwili stan
ą
ł
przed nami przygarbiony i licho ubrany stary
ś
yd. Płakał i dr
żą
cym głosem pytał, dlaczego jemu nasi
ułani podpalili dom i całe gospodarstwo? (...) Skar
ż
ył si
ę
,
ż
e on nie winien,
ż
e on nie mordował
polskich policjantów w Kołkach,
ż
e on kocha Polsk
ę
itd. Stał długo przy nas i szlochał (...). Była to
pierwsza wiadomo
ść
o wymordowaniu policjantów w Kołkach. Adiutant z kierowc
ą
kl
ę
li i dosadnym
ż
ołnierskim j
ę
zykiem wyra
ż
ali swoje oburzenie na morderstwa popełnione przez komunistów.
ś
al mi
było starego
ś
yda, który prze
ż
ył ten dzie
ń
20 wrze
ś
nia bardziej mo
ż
e tragicznie ani
ż
eli my,
ż
ołnierze
uzbrojeni jeszcze po z
ę
by, z widokiem wydostania si
ę
z matni (por. relacja ppłk. J. Lachowicza
zamieszczona w ksi
ąż
ce R. Szawłowskiego Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 2, s.
142-143). Profesor Ryszard Szawłowski w swej monografii o wojnie polsko-sowieckiej 1939 r.
potwierdził fakt wymordowania przez dywersantów miejscowych polskich policjantów (por. R.
Szawłowski Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 199). Dywersanci schwytani przez
polskich
ż
ołnierzy po udanym szturmie na Kołki, zostali rozstrzelani.
Profesor Ryszard Szawłowski zamie
ś
cił w swej monografii wojny polsko-sowieckiej 1939 r. relacj
ę
pani J.R. z Wołynia o prawdopodobnym mordzie na polskich policjantach w Sarnach, wkrótce po
wkroczeniu Sowietów do tego miasta. Pani J.R. pisała:
ś
ydzi z broni
ą
krótk
ą
w r
ę
ku oraz z kilkoma
ż
ołnierzami radzieckimi prowadzili polsk
ą
policj
ę
granatow
ą
, pluj
ą
c na nich, krzycz
ą
c "przepu
ś
ci
ć
tych
psów". Policja szła bez pasów, z r
ę
kami w górze, szli na
ś
mier
ć
. Szli w pi
ę
ciu grupach, około 300
osób. Szli w stron
ę
mostu na rzece Słucz w las.
Przez te ci
ęż
kie lata nigdy
ż
adna wzmianka o ich losie, grobach, nie przywróciła ich pami
ę
ci. Wi
ę
cej w
tej sprawie nic nie mog
ę
powiedzie
ć
, poniewa
ż
musieli
ś
my ucieka
ć
w stron
ę
Lwowa na Przemy
ś
l. A
po miesi
ą
cu tułaczki przed 1 listopada 1939 r. przybyli
ś
my do Krakowa. Cze
ść
ich pami
ę
ci! Chyba w
tej sprawie znajd
ą
si
ę
inni Polacy, co widzieli (cyt. za R. Szawłowski, op.cit. t. I, s. 390).
17
Kresowi Morele i Fejgini
W ró
ż
nych relacjach, w tym mi
ę
dzy innymi w nadesłanym z Brazylii i publikowanym w poprzednim
numerze "Naszej Polski" li
ś
cie polskiego duchownego, powtarzaj
ą
si
ę
informacje o udziale
zbolszewizowanych
ś
ydów w mordowaniu polskich oficerów na Kresach po 17 wrze
ś
nia 1939 r. Pisał
o tym profesor Tadeusz Piotrowski w bardzo cennym dziele o dramacie Polski w czasie II wojny
ś
wiatowej - Poland's Holocaust, wydanym rok temu w Stanach Zjednoczonych. Profesor Piotrowski
powoływał si
ę
przy tym na relacj
ę
swego szwagra - Ryszarda Pedowskiego, który dostarczył mu
informacji o zbrodniczym zamordowaniu dwunastu polskich oficerów przez
ś
ydów w Grabowcu (pow.
hrubieszowski, woj. lubelskie).
Według Pedowskiego, polscy oficerowie zostali zamordowani w piekarni bogatego
ś
yda
grabowieckiego, zwanego Pergamen. Nast
ę
pnie, inny
ś
yd, znany w miejscowo
ś
ci jako "Kuka"
(woziwoda) przetransportował ciała dwunastu polskich oficerów na cmentarz i tam zostawił je
w rowie. Ciała zamordowanych nie miały nic na sobie poza bielizn
ą
. Gdy je znaleziono na
cmentarzu nast
ę
pnego dnia, mieszka
ń
cy zapewnili zamordowanym chrze
ś
cija
ń
ski pogrzeb.
Pó
ź
niej doszło do otrucia "Kuki", jako potencjalni niewygodnego
ś
wiadka. Według Ryszarda
Pedowskiego, zarówno dwunastu polskich oficerów, jak i woziwod
ę
zamordowali miejscowi
biedni, grabowieccy
ś
ydzi, sympatyzuj
ą
cy z komunistami (Według: T. Piotrowski Poland's
Holocaust, Jefferson, North Carolina 1998, s. 55). Profesor Tadeusz Piotrowski akcentował,
ż
e sprawa
grabowieckiej zbrodni na polskich oficerach powinna by
ć
poddana szczegółowemu
ś
ledztwu (por.
tam
ż
e, s. 55).
Istniej
ą
rozliczne, rozproszone relacje, informuj
ą
ce o przejawach brutalnego traktowania polskich
oficerów i
ż
ołnierzy a
ż
do zabójstw wł
ą
cznie (ze strony zbolszewizowanych
ś
ydów). Na przykład
Julian Grzesik pisał w wydanej w 1989 r. w Lublinie ksi
ąż
ce Alija o martyrologii
ś
ydów europejskich,
i
ż
: Znane były przypadki rozbrajania przez
ś
ydów polskich
ż
ołnierzy, a niekiedy nawet ich zabójstw. O
zabójstwie w 1939 r. sier
ż
anta, który odmówił oddania broni
ś
ydowi, pisz
ą
cy t
ę
relacj
ę
posiada
informacje z pierwszej r
ę
ki. J.K. Runiewicz wspomniał na łamach "Tygodnika Kulturalnego" z 7 maja
1989 r.: "23 wrze
ś
nia zostali
ś
my otoczeni przez czołgi sowieckie i przep
ę
dzeni do młyna w
Hrubieszowie. Otoczeni przez miejscowych milicjantów-
ś
ydów, którzy w sposób bardzo ordynarny
wykazywali, kto jest władz
ą
(...). Gros oficerów i podoficerów, którzy nie zaryzykowali ucieczki, jest w
wykazie katy
ń
skim". Wielu
ś
ydów, nie tylko komunistów, zapełniło wkrótce etaty w sowieckiej
administracji, pomagaj
ą
c NKWD w wyłapywaniu oficerów i pracowników polskiej administracji.
Nieznani zabójcy hrabiego Skirmunta
Ofiarami zbolszewizowanych
ś
ydów padali równie
ż
polscy ziemianie, traktowani jako jeden z
"zasługuj
ą
cych" na wyniszczenie typów "wrogów ludu". W ksi
ąż
ce Krzysztofa Jasiewicza o stratach
ziemia
ń
stwa polskiego w latach 1939-1956 znajdujemy informacj
ę
o okoliczno
ś
ciach zabójstwa
Witolda Rozwadowskiego (1912-1939), aresztowanego wraz z ojcem prawdopodobnie we wrze
ś
niu
1939 r. Młody, zaledwie 27-letni ziemianin Witold Rozwadowski został zamordowany w wi
ę
zieniu w
Oszmianie przez swego koleg
ę
ś
yda (milicjanta w Oszmianie) (por. K. Jasiewicz Lista strat
ziemia
ń
stwa polskiego 1939-1956, Warszawa 1995, s. 887).
Maciej Giertych w ksi
ąż
ce In Defence of My Country szczegółowo opisał dramatyczn
ą
histori
ę
hrabiego Henryka Skirmunta i jego siostry, którzy zostali uwi
ę
zieni przez
ś
ydów w miejscowo
ś
ci
Motol, a niedługo potem straceni. Henryk Skirmunt był intelektualist
ą
katolickim, prezesem Akcji
Katolickiej w diecezji pi
ń
skiej, autorem i działaczem społecznym, bratem byłego polskiego ministra
spraw zagranicznych. Jak pisał Giertych: Po przekroczeniu polskiej granicy przez armi
ę
rosyjsk
ą
17
wrze
ś
nia 1939 r. pan Skirmunt i jego siostra (...) wzi
ę
li samochód i opu
ś
cili dom, pragn
ą
c unikn
ąć
schwytania we własnym domu przez Sowietów. Gdy przeje
ż
d
ż
ali jednak przez niemal czysto
ż
ydowskie miasteczko Motol, zostali zatrzymani i aresztowani przez komunistyczn
ą
grup
ę
miejscowych
ś
ydów. Nie było mowy o udzieleniu im pomocy przez ludzi, którzy przecie
ż
byli ich
s
ą
siadami. Przeciwnie, to wła
ś
nie ich
ż
ydowscy s
ą
siedzi uniemo
ż
liwili im ucieczk
ę
. Kilka godzin czy
kilka dni pó
ź
niej oboje zostali straceni. Nie wiem dokładnie przez kogo, czy przez miejscowych
mieszka
ń
ców, którzy zatrzymali ich w samochodzie, czy przez władze sowieckie, którym ich
przekazano.
Byli dobrymi lud
ź
mi.
ś
ydzi w Motolu nie mieli z pewno
ś
ci
ą
ż
adnych uraz ni skarg przeciwko nim. Ich
jedyn
ą
win
ą
było to,
ż
e byli Polakami, arystokratami i umiarkowanie zamo
ż
nymi (por. J. Giertych In
Defence of My Country, London 1981, s. 294. O morderstwie Henryka i Marii Skirmuntów pisał
równie
ż
prof. R. Szawłowski, op.cit., t. 1, s. 375).
Mordowanie polskich wi
ęź
niów w czerwcu 1941 r.
18
Jedn
ą
z najczarniejszych plam w historii antypolskich działa
ń
zbolszewizowanych
ś
ydów w czasie
wojny był ich bardzo aktywny udział w mordowaniu polskich wi
ęź
niów w czasie sowieckiego odwrotu
po napa
ś
ci na ZSRR w czerwcu 1941 r. Chodziło o mordy na masow
ą
skal
ę
. Autorzy dokumentalnej
pracy na ten temat Krzysztof Popi
ń
ski, Aleksander Kokurin i Aleksander Gurjanow oceniali,
ż
e w
toku pospiesznej "ewakuacji" wi
ęź
niów zgin
ę
ło od 20 000 do 30 000 polskich obywateli, głównie
Polaków i Ukrai
ń
ców. Zgin
ę
li zamordowani w wi
ę
zieniach i w toku samej ewakuacji (według tekstu K.
Popi
ń
skiego, A. Kukurina i A. Gurjanowa Drogi
ś
mierci, Warszawa 1995, s. 68, cytowanego w ksi
ąż
ce
T. Piotrowskiego Poland's Holocaust, op.cit., s. 18). Z kolei według ocen Stanisława Kalbarczyka, w
czasie czerwcowej "ewakuacji" ze wszystkich wi
ę
zie
ń
sowieckich zgin
ę
ło razem około 50 000 do 100
000 ofiar (według tekstu S. Kalbarczyka Wykaz łagrów sowieckich miejsc przymusowej pracy
obywateli polskich w latach 1939-1943, Warszawa 1993, cz. 1, s. 11-12). I tak np. w wi
ę
zieniach w
Łucku prze
ż
yło masakr
ę
tylko 90 z około 2000 wi
ęź
niów (według T. Piotrowskiego, op.cit., s. 18).
Ze wzgl
ę
du na zmasowany charakter mordowania polskich wi
ęź
niów (a tak
ż
e ukrai
ń
skich) w
wi
ę
zieniach i w czasie "ewakuacji" w czerwcu 1941 r., tym istotniejsze jest pełne zbadanie
konkretnej odpowiedzialno
ś
ci zbolszewizowanych
ś
ydów, uczestnicz
ą
cych w roli katów w
owych masakrach. A była to rola, niestety, do
ść
znacz
ą
ca. Jak pisał Mark Paul w odniesieniu do
zbrodni na wi
ęź
niach w czerwcu 1941 r.: Istnieje wiele autentycznych raportów o miejscowych
ś
ydach
w słu
ż
bie sowieckiej uczestnicz
ą
cych w egzekucjach wi
ęź
niów przeprowadzanych na szerok
ą
skal
ę
przez sowieck
ą
słu
ż
b
ę
bezpiecze
ń
stwa w owym czasie (por. tekst M. Paula Jewish-Polish Relations in
Soviet-Occupied Eastern Poland, 1939-1941, publikowany w The Story of Two Shtetls. Bra
ń
sk and
Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, cz. 2, s. 216). W ksi
ąż
ce Zbrodnicza ewakuacja wi
ę
zie
ń
i aresztów
NKWD na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w czerwcu-lipcu 1941 r. pisze si
ę
m.in. o udziale
zbolszewizowanych
ś
ydów w mordowaniu wi
ęź
niów w Łucku, Oszmianie i Woło
ż
ynie (por. Zbrodnicza
ewakuacja wi
ę
zie
ń
i aresztów NKWD na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w czerwcu-lipcu
1941 r. Materiały z sesji naukowej w 55. rocznic
ę
ewakuacji wi
ęź
niów NKWD w gł
ą
b ZSRR, Łód
ź
, 10
czerwca 1996 r., Warszawa 1997, s. 82, 102-103, 118). We wspomnianej ksi
ąż
ce wymieniono po
nazwisku - w oparciu o wyniki
ś
ledztw - niektóre osoby narodowo
ś
ci
ż
ydowskiej, które pełniły słu
ż
b
ę
w
wi
ę
zieniach, gdzie popełniono masakry. Byli w
ś
ród nich m.in. Szloma Szlut, Karp - kobieta
narodowo
ś
ci
ż
ydowskiej, Mohylow
ś
yd-kierowca, Krelensztejn, równie
ż
narodowo
ś
ci
ż
ydowskiej
(por. tam
ż
e, s. 102-103). Szczególn
ą
brutalno
ś
ci
ą
"wyró
ż
niły si
ę
" strzelaj
ą
ce do wi
ęź
niów,
ustawionych na dziedzi
ń
cu wi
ę
ziennym, dwie
ś
ydówki z Łucka: Blumenkranz, lat 20, córka
wła
ś
ciciela sklepu obuwniczego z ulicy Jagiello
ń
skiej i Spiglówna (brak bli
ż
szych danych) (por.
tam
ż
e, s. 118).
Poza udziałem w masakrach w Łucku, Oszmianie i Woło
ż
ynie, udział zbolszewizowanych
ś
ydów
odnotowano m.in. w mordowaniu Polaków w Czortkowie (co ju
ż
wcze
ś
niej opisałem), w Tarnopolu,
w okolicach Bra
ń
ska.
Masakra Polaków w Tarnopolu
Ksi
ą
dz Wacław Szetelnicki pisał,
ż
e 21 czerwca 1941 r. wraz z wybuchem wojny niemiecko-
sowieckiej wycofuj
ą
cy si
ę
Sowieci wymordowali w wi
ę
zieniach zamkni
ę
tych tam Polaków i Ukrai
ń
ców.
Stwierdzono,
ż
e w wi
ę
zieniu tarnopolskim w mordowaniu brali udział trzej
ś
ydzi z Trembowli:
doro
ż
karz Kramer, Dawid Kummel i Dawid Rosenberg (por. ks. W. Szetelnicki Trembowla.
Kresowy bastion wiary i polsko
ś
ci, Wrocław 1992, s. 213). W tym przypadku dokładne nazwiska
ż
ydowskich katów Polaków s
ą
wi
ę
c dobrze znane. Pytanie, czy polska strona wszcz
ę
ła
ś
ledztwo w ich
sprawie?
W "Naszej Polsce" z 8 wrze
ś
nia 1999 r. podali
ś
my list Marii Antonowicz, pisz
ą
cej o szczególnie
okrutnym mordzie na polskich wi
ęź
niach w wi
ę
zieniu w Berezweczu, dokonanym przez NKWD przy
udziale bojówki
ż
ydowskiej. Warto tu doda
ć
,
ż
e istniej
ą
w innych
ź
ródłach potwierdzenia szczególnego
sadyzmu mordu w Berezweczu. Na przykład profesor Ryszard Szawłowski pisał w swej znakomitej
monografii wojny polsko-sowieckiej 1939 r. o dopuszczeniu si
ę
przez Sowietów potwornych tortur
wobec wi
ęź
niów polskich przed ich wymordowaniem, masakrowania, wydłubywania oczu,
odcinania ko
ń
czyn (por. R. Szawłowski Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 416).
Mord na Polakach w okolicach Bra
ń
ska
Szokuj
ą
ce informacje na temat zbrodni popełnionej przy współudziale
ś
ydów na 40 Polakach z
okolic Bra
ń
ska znajdujemy w publikowanym rok temu tek
ś
cie Zbigniewa Romaniuka. Jego
autor jest człowiekiem znanym z niezwykle gor
ą
cej troski o piel
ę
gnowanie
ś
ladów
ż
ydowskiej
przeszło
ś
ci w Bra
ń
sku i o stwarzanie mo
ż
liwo
ś
ci prawdziwie gł
ę
bokiego dialogu polsko-
ż
ydowskiego.
Przej
ę
ty tymi ideami, kilka lat temu, nawet nazbyt naiwnie zaufał w dobre intencje Mariana
Marzy
ń
skiego, kr
ę
c
ą
cego film Shtetl, który pó
ź
niej okazał si
ę
tendencyjnym paszkwilem
polako
ż
erczym. Tym godniejsze uwagi s
ą
wi
ę
c stwierdzenia Zbigniewa Romaniuka, oparte na
prowadzonych przez niego badaniach historii miasta Bra
ń
ska w 1939 r. Romaniuk mówił m.in.:
19
Główna Komisja Bada
ń
Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu bada obecnie spraw
ę
szokuj
ą
cego
mordu na około 40 osobach z Ciechanowca, Bra
ń
ska i otaczaj
ą
cych je terenów. W czerwcu 1941 r.,
dosłownie na godziny przez wej
ś
ciem Niemców do Bra
ń
ska, sowieckie NKWD w towarzystwie dwóch
ż
ydowskich policjantów z Bra
ń
ska eskortowali wy
ż
ej wspomnian
ą
grup
ę
do wi
ę
zienia w Białymstoku.
Po drodze natrafili oni na działania wojenne i musieli zrobi
ć
odwrót. Blisko wioski Folwarki Tylwickie,
niektórych wi
ęź
niów rozstrzelano, innych z braku kul zabito bagnetami i kolbami karabinów (por. tekst
wywiadu W.A. Wierzewskiego z Z. Romaniukiem publikowanym w ksi
ąż
ce The Story of Two Shtetl.
Bra
ń
sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, t. 1, s. 26).
Romaniuk w odr
ę
bnym tek
ś
cie przytoczył nazwiska niektórych osób zamordowanych 23 czerwca
1941 r. w Folwarkach Tylwickich. Byli w
ś
ród nich m.in. nauczycielka Helena Zaziemska,
nauczycielka Szlezinger (z domu Klukowska?) i przedsi
ę
biorca Ignacy Pło
ń
ski (według tekstu Z.
Romaniuka Twenty one Months of Soviet Rule in Bra
ń
sk, publikowanego w The Story of Two Shtetl.
Bra
ń
sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, t. 1, s. 66).
Jan Marszałek w wydanej w 1998 r. ksi
ąż
ce wymienił dziesi
ą
tki osób, mieszka
ń
ców Lwowa, którzy
stracili
ż
ycie bezpo
ś
rednio z r
ą
k
ż
ydowskich lub na skutek zabójczych donosów ró
ż
nych
zbolszewizowanych
ś
ydów (por. J. Marszałek Ukrzy
ż
owa
ć
ksi
ę
dza Jankowskiego, Warszawa 1998, t.
1, s. 184-220). W czasie rozmowy ze mn
ą
wyja
ś
nił,
ż
e informacje na ten temat czerpał z ró
ż
nych
podziemnych publikacji polskich z regionu Lwowa. Pełn
ą
dokumentacj
ę
na ten temat p. Marszałek ma
przedstawi
ć
w przygotowywanej do druku odr
ę
bnej ksi
ąż
ce pt. Rozstrzelany Lwów. Wcze
ś
niej na
łamach czasopisma "Westerplatte" Jan Marszałek podał par
ę
przykładów zamieszczanych w
podziemnej małej poligrafii na terenie Lwowa po czerwcu 1941 r. fakty o
ż
ydowskich sprawcach
zagini
ęć
Polaków. Jednym z tych przykładów był apel Marii Zugajowej, stwierdzaj
ą
cy: Poszukuj
ę
mego m
ęż
a, Stefana Zugaja, zaaresztowanego przez bolszewików w Złoczowie w 1939 r. w
listopadzie. Do maja 1941 r. siedział on jeszcze w Zamku w Złoczowie, od tego czasu nie mam o nim
ż
adnej wiadomo
ś
ci. Uwi
ę
ziono go na skutek donosu
ś
ydówki Lajder, która pozostawała na usługach
NKWD. Wszystkich, którzy by posiadali jak
ą
kolwiek wiadomo
ść
o dalszych jego losach, upraszam
serdecznie o podanie jej pod adresem Maria Zugajowa, Lwów, ul. Pierackiego 14/10 (por.
"Westerplatte", 1994, nr 2, stycze
ń
-luty, s. 27). Podobny apel ze strony Janiny Byczyszyn Herbst
prosił o poinformowanie na temat losów jej zaginionego m
ęż
a, Michała Byczyszyna, który był
pracownikiem lwowskiej ksi
ę
garni kolejowej "Ruch" i został zaaresztowany w 1941 r. na ulicy przez
ż
ydowsko-bolszewickich zbirów (por. "Westerplatte", 1994, nr 4, maj-czerwiec, s. 27).
Wyja
ś
ni
ć
kulisy zbrodni
W 60 lat po rozpocz
ę
ciu czarnej serii zbrodni na narodzie polskim we wrze
ś
niu 1939 r. tym
niezb
ę
dniejsze jest podj
ę
cie apelu o przyspieszanie wy
ś
wietlania kulisów popełnianych
wówczas zbrodni, badania tropów prowadz
ą
cych na
ś
lad ich wykonawców. Ka
ż
da informacja w
tej sprawie powinna by
ć
zbadana i nie lekcewa
ż
ona, póki jest szansa,
ż
e mo
ż
na dotrze
ć
do
ś
wiadków tamtych tragicznych wydarze
ń
. Oto jeden z przykładów zasługuj
ą
cych na szczegółowe
wyja
ś
nienie. Były mieszkaniec Lwowa w czasach wojny - Zbigniew Schultz w skierowanym do mnie
li
ś
cie z 28 marca 1996 r. pisał o swych informacjach na temat antypolskich działa
ń
współwła
ś
ciciela
kamienicy, w której mieszkał - młodego,
ż
onatego
ś
yda o nazwisku Schechter. (Chodziło o kamienic
ę
we Lwowie przy ul.
ś
w. Kingi 10.) Według listu Z. Schultza: Współwła
ś
ciciel kamienicy Szechter wraz
ze swym bratem i matk
ą
mieli przed wojn
ą
du
ż
y sklep spo
ż
ywczy. Po wkroczeniu 22 wrze
ś
nia 1939 r.
sowieciarzy do Lwowa rozpocz
ą
ł on prac
ę
w NKWD. Jego słu
żą
ca, młoda
ś
ydówka o imieniu Tinka w
tym czasie przychodziła do nas i opowiadała,
ż
e jej pan przychodzi z pracy cz
ę
sto w pokrwawionej
koszuli. Przekonywała nas,
ż
e jej pan morduje wi
ęź
niów politycznych w wi
ę
zieniach lwowskich
(według tekstu p. Z. Schultza z 28 marca 1996 r. znajduj
ą
cego si
ę
w moim posiadaniu).
Dlaczego milczy si
ę
o tych zbrodniach?
Wymienione tu przykłady wskazuj
ą
,
ż
e w latach 1939-1941 doszło do licznych przypadków
mordowania Polaków przez zbolszewizowanych
ś
ydów. Prawda o tym powinna by
ć
wreszcie
ujawniona, zwłaszcza teraz, gdy próbuje si
ę
przedstawia
ć
tak oszczerczy obraz Polaków jako
narodu rzekomo morduj
ą
cego
ś
ydów i "wspólników Hitlera". Zdumiewa tak wielka pasywno
ść
okazana w tej sprawie po 1989 r. przez Główn
ą
Komisj
ę
Badania Zbrodni na Narodzie Polskim.
Czy wymogi lewackiej i filosemickiej "poprawno
ś
ci politycznej" maj
ą
wci
ąż
przeszkadza
ć
w
ujawnieniu mordów popełnionych na Polakach przez
ś
ydów i w ich
ś
ciganiu? Dlaczego mamy
unika
ć
powiedzenia całej prawdy o nikczemnych mordach popełnionych przez
ś
ydów na
swych polskich współbli
ź
nich tylko dlatego,
ż
e jakoby musimy szczególnie uwa
ż
a
ć
na to, by
nie urazi
ć
wra
ż
liwo
ś
ci
ś
ydów jako ofiar holocaustu? My te
ż
byli
ś
my jako naród ofiar
ą
holocaustu, sam straciłem wtedy ojca, ale jako
ś
nikt, a zwłaszcza
ś
ydzi, nie chce pami
ę
ta
ć
o
naszych cierpieniach i nie liczy si
ę
z nasz
ą
wra
ż
liwo
ś
ci
ą
. Nie tylko przemilcza si
ę
prawd
ę
o
polskiej martyrologii, lecz wytacza si
ę
przeciw nam coraz ohydniejsze kalumnie. Najwy
ż
szy
20
wi
ę
c czas, aby wreszcie przyst
ą
pi
ć
do systematycznego zbierania
ś
wiadectw od ostatnich
jeszcze
ż
yj
ą
cych
ś
wiadków polskiego holocaustu, tego najbardziej przemilczanego holocaustu
z r
ą
k sowieckich, cz
ę
stokro
ć
przy pomocy zbolszewizowanych
ś
ydów.
Kaci s
ą
dowi i wi
ę
zienni
Pisz
ą
c o zbrodniach popełnionych na Polakach przez zbolszewizowanych
ś
ydów, nie mo
ż
na
zapomina
ć
o niejednokrotnie spektakularnie wprost rzucaj
ą
cej si
ę
w oczy, zbrodniczej, antypolskiej
nadgorliwo
ś
ci ze strony ró
ż
nych
ż
ydowskiego pochodzenia s
ę
dziów i
ś
ledczych, swego rodzaju
kresowych Moreli i Fejginów. W rozlicznych relacjach powtarzaj
ą
si
ę
opinie o szczególnej
bezwzgl
ę
dno
ś
ci s
ą
dów, bez wahania feruj
ą
cych najsro
ż
sze wyroki. Prof. Ryszard Szawłowski
przytoczył w tym kontek
ś
cie przykład łuckiego
ś
yda Ettingera, pisz
ą
c,
ż
e grał on pierwsze skrzypce w
zorganizowanym w Łucku "s
ą
dzie polowym". Sowieci przed tym s
ą
dem postawili wielu Polaków, w
tym komendanta miasta Łucka płk. Adama Czesława Haberlinga, licznych urz
ę
dników pa
ń
stwowych
i policjantów (por. R. Szawłowski, op.cit., t. 1, s. 398).
Ettinger jako "doradca" w tym "s
ą
dzie polowym" stał si
ę
faktycznym panem
ż
ycia i
ś
mierci w
ś
ród
mieszka
ń
ców Łucka. Warto przypomnie
ć
na ten temat zapiski wspomnieniowe jednego z Polaków,
których uwi
ę
ziono wówczas w Łucku, znanego pó
ź
niej
ż
ołnierza Pa
ń
stwa Podziemnego - Wacława
Zagórskiego: Po paru minutach przeprowadzono nas do du
ż
ej sali, stoimy przed s
ą
dem polowym. Syn
bogatego miejscowego kupca papiernika zasiada w s
ą
dzie jako miejscowy doradca. Jest
komendantem Robitnycznej Gwardii miasta Łucka (...). Twarz tego Ettingera mam przed sob
ą
za
stołem s
ę
dziowskim. Teraz jego słowo decyduje o losie wyłapywanych na mie
ś
cie i doprowadzanych
przed ten zaimprowizowany s
ą
d polskich policjantów, urz
ę
dników i ukrai
ń
skich nacjonalistów (...).
Wystarcza stwierdzenie Ettingera: "Eto nacjonalisticzeskaja kanalia" - i ju
ż
bez dalszych pyta
ń
przewodnicz
ą
cy komitetowi politruk daje nie budz
ą
cy w
ą
tpliwo
ś
ci znak oczekuj
ą
cym "striełkom" (por.
W. Zagórski Wolno
ść
w niewoli, London 1971, s. 25,26).
W rozlicz
nych polskich zapiskach wspomnieniowych i opracowaniach naukowych odnosz
ą
cych si
ę
do
tamtych lat wci
ąż
powraca motyw szczególnej zajadło
ś
ci przesłuchuj
ą
cych Polaków
ś
ledczych
pochodzenia
ż
ydowskiego. Bardzo wymowny pod tym wzgl
ę
dem jest opis losów czternastu
uwi
ę
zionych w marcu i kwietniu 1940 r. we Lwowie członków Zwi
ą
zku Walki Zbrojnej. Ich głównym i
zarazem najbrutalniejszym
ś
ledczym, który przesłuchiwał ich w wi
ę
zieniu we Lwowie w sposób
niesłychanie sadystyczny, był wy
ż
szy oficer NKWD
ż
ydowskiego pochodzenia E.M. Liebenson (por. E.
Kotarska Proces czternastu, Warszawa 1998, s. 49). Czternastu patriotów zostało niecały rok pó
ź
niej
straconych po sfabrykowanym procesie.
Władysław Wielhorski tak opisywał swe "spotkanie" z
ż
ydowskim
ś
ledczym, oficerem NKWD:
Trafiłem do starszego s
ę
dziego
ś
ledczego
ś
yda (...). Major starszy (około 45 lat), łysy, arogancki,
nieufny, sarkastycznie ironiczny. Dochodzenie pozostawiło na mnie wra
ż
enie szczególnie przykre.
Ziała na mnie rozmówcy notoryczna nieufno
ść
i wrogo
ść
(por. W. Wielhorski Wspomnienia z prze
ż
y
ć
w niewoli sowieckiej, London 1965, s. 94).
Podobnie Franciszek Go
ń
czycki pisał w swych wspomnieniach o roli surowego "sliedowatela"-
ś
yda
(por. F. Gonczy
ń
ski Raj proletariacki, Londyn 1950, s. 56). Bardzo wymowna pod tym wzgl
ę
dem jest
opinia wybitnego
ż
ydowskiego działacza PPS i publicysty Feliksa Mantela. Ten autor, znany sk
ą
din
ą
d
z obiektywizmu relacji o stosunkach polsko-
ż
ydowskich, uznał za najgorszego spo
ś
ród swych
stalinowskich oprawców wła
ś
nie
ż
ydowskiego
ś
ledczego Kogana. Jak pisał Mantel: Zmieniło si
ę
kilka
ś
ledczych, sprawa nie posun
ę
ła si
ę
naprzód ani o krok i wreszcie trafiłem na
ś
yda, Kogana. Człowiek
młody, wysoki i przystojny był w istocie podłym psem, który uwa
ż
ał,
ż
e on wła
ś
nie ma wszelkie dane
po temu, by złama
ć
drugiego
ś
yda. Powtarzał ci
ą
gle,
ż
e jako sowiecki
ś
yd, nale
żą
cy do sowieckiej
społeczno
ś
ci
ż
ydowskiej, która cieszy si
ę
wolno
ś
ci
ą
i przywilejami, nie mo
ż
e zrozumie
ć
,
ż
e siedzi
naprzeciw niego polski
ś
yd, mówi
ą
cy tylko po polsku i słu
żą
cy wiernie interesom antysemickiego
narodu polskiego czy to jako adwokat, czy to jako urz
ę
dnik. Mówi
ą
c o tym, pienił si
ę
i pluł mi w twarz.
Byłem bezradny wobec jego chamstwa. Nie mogłem rzuci
ć
mu w twarz faktów chuliga
ń
skiego
antysemityzmu w czerwonej armii, o czym dowiedziałem si
ę
pó
ź
niej, ani wymordowania całej plejady
pisarzy
ż
ydowskich, gdy
ż
to nast
ą
piło dopiero po 10 latach. Rad byłbym zobaczy
ć
jego min
ę
w
momencie aresztowania lekarzy
ż
ydowskich.
Naturalnie mowy nie było o przyznaniu si
ę
z mojej strony. Wobec tego o
ś
wiadczył mi,
ż
e zastosuje
ś
rodki drastyczne. I tak te
ż
stało si
ę
.
Kiedy wracałem tym razem do celi, dochodziły z ka
ż
dego pokoju j
ę
ki katowanych. Tego dawniej nie
było nigdy, wi
ę
c zorientowałem si
ę
szybko,
ż
e jest to maskarada, aby mnie zastraszy
ć
(...). Dalszy
bieg wypadków był stereotypowy: usiłowanie popełnienia samobójstwa, jedenastodniowy karcer i 120
godzinny konwojer (przesłuchanie permanentne). Wszystko to nie dało rezultatu. Kogan w
ś
ciekał si
ę
,
tupał nogami, wyzywał od najgorszych, przeklinał, szanta
ż
ował aresztem
ż
ony i groził,
ż
e złamie moje
"japo
ń
skie morale" innymi
ś
rodkami.
21
W pewnej chwili wyci
ą
gn
ą
ł z szuflady gumowy charap i zacz
ą
ł mnie nim okłada
ć
(...) (cyt. za F. Mantel
Wachlarz wspomnie
ń
, Pary
ż
1980, s. 162-163).
W ró
ż
nych relacjach z sowieckich wi
ę
zie
ń
i obozów powtarzaj
ą
si
ę
informacje o szczególnej
bezwzgl
ę
dno
ś
ci znajduj
ą
cych si
ę
w ich kierownictwach
ś
ydów. Typow
ą
pod tym wzgl
ę
dem jest na
przykład relacja Jana B. o kierownictwie obozu dla polskich oficerów w Ostaszkowie. Według tej
relacji, na czele obozu stał komendant, z pochodzenia Polak, major wojsk liniowych, człowiek ludzki,
który uchodził za sprawiedliwego. Miał on jednak zast
ę
pc
ę
ś
yda, kapitana gosudarstwiennoj
bezopastnosti, człowieka bezwzgl
ę
dnego, nawet dla bolszewików, który był postrachem całego obozu
(według W czterdziestym..., op.cit, s. 388). W wydanej po raz pierwszy w 1945 r. na emigracji w
Rzymie ksi
ąż
ce Sprawiedliwo
ść
sowiecka czytamy relacj
ę
K. A. higienisty o losie polskich wi
ęź
niów
skierowanych na Kołym
ę
: do portu w Magadanie na Kołymie przybyli
ś
my dnia 26 maja 1940 r. W
Magadanie rozpocz
ę
ło si
ę
nowe piekło. Tu nas wzi
ą
ł w r
ę
ce lejtnant NKWD Dorenko Iwan Iwanowicz i
politruk
ś
yd Boruchowicz Mosiej Szymonowicz i rozpocz
ę
ło si
ę
nowe piekło (według K. Zamorski, S.
Starzewski Sprawiedliwo
ść
sowiecka, Warszawa 1994, s. 401-402). Mo
ż
na by długo mno
ż
y
ć
przykłady tego typu relacji pokazuj
ą
cych, jak ró
ż
ni
ż
ydowscy oficerowie,
ś
ledczy i politrukowie
"zadbali" o utworzenie prawdziwie "piekielnych" warunków dla polskich wi
ęź
niów.
Zabójcze donosy
Najbardziej zmasowan
ą
form
ą
zbrodniczych działa
ń
antypolskich ze strony prosowieckich
ś
ydów była wielka fala skierowanych przeciwko Polakom zabójczych donosów. Były one
nieustannym zjawiskiem lat 1939-1941 na Kresach. Zbolszewizowani
ś
ydzi, znaj
ą
cy doskonale
lokalne stosunki w poszczególnych miejscowo
ś
ciach, okazali si
ę
dla NKWD bezcennymi wr
ę
cz
agentami i informatorami przeciwko ró
ż
nym patriotycznym
ś
rodowiskom polskim. Wiele
ż
ydowskich donosów przyniosło najtragiczniejsze skutki dla schwytanych na ich podstawie Polaków.
Niektórzy z nich bywali natychmiast zabijani w rezultacie tych donosów, tak jak stało si
ę
w opisanym w
poprzednim rozdziale przypadku grodzie
ń
skiego nauczyciela Jana Kurczyka. W przypadku bardzo
wielu innych Polaków donos ko
ń
czył si
ę
zamkni
ę
ciem w sowieckim wi
ę
zieniu i pó
ź
niejszym
zakatowaniem na
ś
mier
ć
. Bardzo wielu oficerów schwytanych na podstawie
ż
ydowskich donosów
znalazło si
ę
pó
ź
niej na listach katy
ń
skich.
Ta nadzwyczaj ponura, donosicielska rola znacznej cz
ęś
ci
ś
ydów na Kresach Wschodnich została
wymownie opisana mi
ę
dzy innymi w znakomicie udokumentowanej ksi
ąż
ce
ż
ydowskiego autora
Bena-Ciona Pinchuka. Pisał on m.in.: Nie ulega w
ą
tpliwo
ś
ci, i
ż
lokalni komuni
ś
ci
ż
ydowscy grali
wa
ż
n
ą
rol
ę
w rozpoznaniu dawnych działaczy politycznych i zestawieniu listy "niepo
żą
danych" i
"wrogów klasowych". NKWD próbowało, cz
ę
sto z sukcesem rekrutowa
ć
ludzi, którzy przedtem byli
aktywni w
ż
ydowskich instytucjach i politycznych organizacjach, i w ten sposób stworzyli oni atmosfer
ę
wzajemnych podejrze
ń
o strachu w
ś
ród przyjaciół i kolegów (por. Ben-Cion Pinchuk Shtetl Jews under
Soviet Rule. Eastern Poland on the Eve of the Holocaust, Cambridge, Mass, 1991, s. 35).
Spontanicznie witali Sowietów
Z ró
ż
nych miejscowo
ś
ci na Kresach odnotowywano po latach takie same, identycznie brzmi
ą
ce skargi
na donosicielsk
ą
rol
ę
cz
ęś
ci zbolszewizowanych, antypolskich
ś
ydów. Oto kilka, jak
ż
e typowych,
przykładów.
Władysław Hermaszewski tak opisywał dramatyczne wydarzenia, jakie nast
ą
piły po 17 wrze
ś
nia
1939 r. w jego rodzinnym Bere
ź
nie (pow. Kostopol, woj. woły
ń
skie): Spontanicznie witaj
ą
cy
czerwonoarmistów liczni Ukrai
ń
cy i cz
ęść
biedoty
ż
ydowskiej zacz
ę
li okazywa
ć
sw
ą
wrogo
ść
wobec
nas, Polaków, stanowi
ą
cych tu mniejszo
ść
. Wyszukiwali i wskazywali przybyłym enkawudzistom
funkcjonariuszy i urz
ę
dników polskich instytucji pa
ń
stwowych i publicznych oraz uciekinierów z
zachodnich i centralnych województw, szukaj
ą
cych tu schronienia przed Niemcami, po czym nast
ą
piły
masowe ich aresztowania i deportacje (por. W. Hermaszewski Echa Wołynia, Warszawa 1995, s. 43).
Mieszkaj
ą
cy wówczas w Tarnopolu Czesław Blicharski wspominał: Okupacja sowiecka Tarnopola
rozpocz
ę
ła si
ę
o godz. 15.00 17 wrze
ś
nia 1939 r. (...) ju
ż
tego samego dnia wieczorem rozpocz
ę
ły si
ę
masowe aresztowania przeprowadzone przy pomocy usłu
ż
nych informatorów, pochodz
ą
cych z
kr
ę
gów nielicznej KPZU (Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy - J.R.N.) i biedoty
ż
ydowskiej. Od
tej chwili trwał nieprzerwanie proces wyniszczania elementów polskich w mie
ś
cie (por. C. Blicharski
Tarnopolanie na starym ojców szlaku, Biskupice 1994, s. 203).
Zenon Skrzypkowski relacjonował: W miasteczku (Drohiczynie - J.R.N.) swoje "porz
ą
dki" zacz
ę
ło
robi
ć
NKWD. Znale
ź
li si
ę
tacy ludzie, którzy z nimi współpracowali. Wywodzili si
ę
na ogół z elementów
o nie najlepszej opinii w
ś
rodowisku. Byli to głównie Białorusini i
ś
ydzi. Du
żą
aktywno
ść
w sprzyjaniu
bolszewikom wykazała zwłaszcza biedota
ż
ydowska. Do
ść
szybko przystosowała si
ę
do nowych
warunków i zaj
ę
ła pozycj
ę
wysoko uprzywilejowan
ą
, zajmowała kierownicze stanowiska w
22
administracji i milicji. Niektórzy
ś
ydzi "pocieszali" nieszcz
ęś
liwych i pełnych obaw o przyszło
ść
Polaków słowami: "Jako
ś
przy nas b
ę
dziecie
ż
yli" (por. Z. Skrzypkowski Przyszli
ś
my was
oswobodzi
ć
..., drohiczy
ń
skie wspomnienia z lat niewoli, Warszawa 1991, s. 15).
Wacław Wierzbicki z osiedla Kuchczyce, gm. Kleck, powiat Nie
ś
wie
ż
wspominał wydarzenia po 17
wrze
ś
nia 1939 r. w swych okolicach: Natychmiast znale
ź
li si
ę
perfidni Białorusini i
ś
ydzi, którzy
wkraczaj
ą
cym wojskom sowieckim budowali powitalne bramy.
ś
ydzi powkładali czerwone opaski na
r
ę
kawy i stali si
ę
enkawudzistami, wydaj
ą
Sowietom polskich patriotów (por. Z Kresów Wschodnich
RP na wygnanie. Opowie
ś
ci zesła
ń
ca 1940-1946, Londyn 1996, s. 582).
Emisariusz ZWZ Aleksander Blum opisywał, jak ju
ż
w drodze do Wilna dowiedział si
ę
,
ż
e tamtejszy
dworzec jest niebezpieczny, bo jest silnie obstawiony przez agentów NKWD i tzw. milicj
ę
obywatelsk
ą
zaimprowizowan
ą
przez okupantów i zło
ż
on
ą
z chuliganów i z młodzie
ż
y komunistycznej, szczególnie
pochodzenia
ż
ydowskiego, uzbrojon
ą
w karabiny i zaopatrzon
ą
w opaski czerwone. Głównym
zadaniem ich było zatrzymywanie podejrzanych osób i przebranych oficerów. "Przyklejali" si
ę
oni do
wybranych przez siebie wojskowych podró
ż
nych i towarzyszyli im do mieszka
ń
prywatnych celem
sprawdzenia to
ż
samo
ś
ci eskortowanych (według: A. Blum O bro
ń
i orły narodowe... (Z Wilna przez
Francj
ę
i Szwajcari
ę
do Włoch), Londyn 1980, s. 102).
Podobn
ą
relacj
ę
znajdujemy równie
ż
w ksi
ąż
ce
ż
ydowskich autorów Jacka Pomerantza i Lyrica
Wallworka. Winika o owych latach: Wkrótce po wkroczeniu Sowietów do Ro
ż
yszcza komunistyczna
organizacja młodzie
ż
y (...) przej
ę
ła kontrol
ę
miasta (...) ci młodzi ludzie maszerowali po ulicach miasta
z karabinami. Nosili czerwone opaski identyfikacyjne, wyaresztowywali ludzi uwa
ż
anych za faszystów
czy wrogów komunistycznej sprawy. Bałem si
ę
spacerowa
ć
na trasie od stacji kolejowej do domu
Ytzela. Bałem si
ę
, pomimo to
ż
e cz
ęść
młodych (wielu?) z opaskami na ramionach była
ś
ydami
(według relacji w ksi
ąż
ce J. Pomerantza i L. W. Winika: Run East: Flight From the Holocaust, Chicago
1997, s. 26, któr
ą
cytuj
ę
za: M. Paul Jewish-Polish Relations in Soviet Occupied Eastern Poland.
1939-1941 w: The Story of Two Shtetl, Bra
ń
sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, s. 189).
Z kr
ę
gu australijskiej Polonii w Melbourne został wysłany 12 sierpnia 1995 r. do ksi
ę
dza prałata
Henryka Jankowskiego list, zawieraj
ą
cy
ś
wiadectwa dramatycznych czasów na Kresach po 17
wrze
ś
nia 1939 r. Autor listu, Bronisław Stankiewicz, pisał m.in.: W 1939 r. jako 10-letni chłopak
byłem
ś
wiadkiem, gdy do mojego miasta Baranowicze wkraczała wyzwole
ń
cza Krasna Armia,
wła
ś
nie
ś
ydzi zakładali na lew
ą
r
ę
k
ę
czerwone opaski, na których widniały napisy NKWD. To wła
ś
nie
ś
ydzi byli donosicielami do NKWD i wydawali w r
ę
ce NKWD ukrywaj
ą
cych si
ę
oficerów Wojska
Polskiego, ukrywaj
ą
cych si
ę
policjantów granatowych, nauczycieli, wy
ż
szych urz
ę
dników
pa
ń
stwowych, a w nocy zaje
ż
d
ż
ały czarne budy NKWD, które my nazywali
ś
my "czorny woron",
wyłapywano tych ludzi, ładowano w te czarne budy, nast
ę
pnie w "stołypinki" i wieziono na Kołym
ę
,
sk
ą
d ju
ż
nigdy nie wrócili, umarli z głodu i chłodu (cyt. za: P. Raina Ks. Henryk Jankowski nie ma za
co przeprasza
ć
, Warszawa 1995, s. 170).
Wymowne zapiski na temat rozmiarów donosicielstwa ze strony du
ż
ej cz
ęś
ci
ś
ydów znajdujemy w
ksi
ąż
ce byłego kuriera rz
ą
du RP Marka Celta. Opisał on tam mi
ę
dzy innymi dramatyczn
ą
rozmow
ę
ze
sw
ą
matk
ą
, któr
ą
odwiedził po przybyciu z tajn
ą
misj
ą
na tereny okupowane przez Sowietów. Matka
ostrzegała Celta: Ta Wajssówna, ta Hela, co prawie naprzeciw nas mieszka, koło Serwatki, tam gdzie
Lopek, kilka razy si
ę
mnie o ciebie pytała. I Stasi
ę
te
ż
. Ona straszna komunistka. A nienawi
ś
ci
ą
do
Polski i do Polaków a
ż
od niej tryska. Lopek przed ni
ą
przestrzegał (...)
•
Ty si
ę
jej strze
ż
. Ona mówiła: wasz syn - ju
ż
nawet nie mówi "pani syn" - wasz syn powinien
by
ć
z nami, a nie przeciw nam. Ja mówi
ę
: gdzie on tam przeciw komu, prosz
ę
pani, on
studiuje. A ona: "panie" si
ę
sko
ń
czyły, "panowie" te
ż
. On nie studiuje, a jak studiuje, to
przeciw nam. Wy musicie zrozumie
ć
,
ż
e tu Polska nigdy nie wróci, tu jest Zachodnia Ukraina,
radziecka władza, radziecka przyszło
ść
, on powinien to zrozumie
ć
, im pr
ę
dzej, tym lepiej, a
nie tam takie polskie mrzonki (...). - Wła
ś
nie to ci chciałam powiedzie
ć
: strasznie trzeba
uwa
ż
a
ć
i nie pokazywa
ć
si
ę
ludziom na oczy. A w
ś
ród
ś
ydów najwi
ę
cej zwolenników
Sowietów. Od takich Wajssówien a
ż
si
ę
roi. Trzeba si
ę
mie
ć
na baczno
ś
ci dzie
ń
i noc (por. M.
Celt Biali kurierzy, Munchen 1986, s. 61).
Donosiciele i ich ofiary
Du
ż
a cz
ęść
donosów ko
ń
czyła si
ę
jak najgorszymi skutkami dla oskar
ż
anych przez
ś
ydów Polaków,
doprowadzaj
ą
c do utraty przez nich
ż
ycia. Istnieje wiele relacji na temat tego typu "zabójczych"
donosów z ró
ż
nych miejscowo
ś
ci na Kresach - przytocz
ę
tu kilka typowych przypadków tego rodzaju.
Do szczególnie niebezpiecznej fali donosów na polskich urz
ę
dników i s
ę
dziów doszło w najwi
ę
kszym
mie
ś
cie na Wołyniu - Równem. Aresztowano tam m.in. byłego posła Dezyderego Smoczkiewicza i
byłego senatora Dworakowskiego, pi
ę
ciu s
ę
dziów S
ą
du Okr
ę
gowego i wiceprokuratora (wszystkich
23
potem zamordowano). Aresztowano równie
ż
dwóch podprokuratorów. Denuncjowali w szczególno
ś
ci:
aplikant s
ą
dowy - syn zamo
ż
nej miejscowej rodziny
ż
ydowskiej oraz starszy wo
ź
ny s
ą
dowy -
Ukrainiec (według R. Szawłowski Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 397).
Wanda Skorupska we wrze
ś
niu 1939 r. adwokatka we Włodzimierzu Woły
ń
skim tak opisywała w
relacji spisanej w latach 80. wydarzenia zachodz
ą
ce we Włodzimierzu po wej
ś
ciu wojsk sowieckich:
Na podstawie donosów sporz
ą
dzonych przez komunistów i
ś
ydów aresztuje si
ę
natychmiast
wybranych ludzi. We Włodzimierzu aresztowano adwokata Albina Wa
ż
y
ń
skiego i mjra (Juliana Jana)
Pilczy
ń
skiego, dyrektora gimnazjum Leona Kisiela, inspektora szkolnego p. J
ę
dryszk
ę
oraz kierownika
jednej ze szkół powszechnych. Zadenuncjowali ich miejscowi
ś
ydzi. Zagin
ę
li oni bez
ś
ladu (por. R.
Szawłowski, op.cit., t. 1, s. 207).
Inny przykład "zabójczego" donosu opisali A. i J. Wiszniowscy w li
ś
cie do "Głosu Polskiego w
Toronto" z 24 maja 1996 r. W li
ś
cie mo
ż
na było przeczyta
ć
dramatyczn
ą
histori
ę
rodziny stryja
Wiszniowskiego, który w 1939 r. mieszkał w małym miasteczku Dolina, woj. stanisławowskie. Jak
pisano w li
ś
cie: Stryj miał dorosłych synów, którzy nale
ż
eli do zwi
ą
zku "Sokołów" i "Strzelca", gdzie
hasłem było "Bóg, Honor, Ojczyzna". Widocznie w oczach
ż
ydowskich było to wielkim przest
ę
pstwem i
dlatego pewnej nocy NKWD i dwóch
ś
ydów, których stryj znał, przyszło aresztowa
ć
moich
stryjecznych braci. Jeden był zakatowany w miejscowym wi
ę
zieniu, inni wywiezieni na Sybir, tak jak
tysi
ą
ce innych polskich rodzin, które dzi
ę
ki
ż
ydowskiej słu
ż
alczo
ś
ci (jaka do dzisiaj w Polsce panuje)
zostało zesłanych na Sybir na zagład
ę
(...). Kto sporz
ą
dzał spis Polaków "kandydatów" na zsyłk
ę
, jak
nie podli
ś
ydzi, którzy zasiedli w 1939 r. na wszystkich wa
ż
nych stołkach? Autor listu u
ż
ywa bardzo
ostrych epitetów pod adresem ówczesnych
ż
ydowskich donosicieli, czy
ż
mo
ż
na si
ę
jednak dziwi
ć
człowiekowi, który mógł z bliska zaobserwowa
ć
spowodowan
ą
przez nich tak ci
ęż
k
ą
martyrologi
ę
rodziny jego stryja?
"Odgrywali si
ę
" na Polakach
Istnieje a
ż
nadto wiele przykładów wykorzystywania przez zbolszewizowanych
ś
ydów
wszelkich mo
ż
liwo
ś
ci "odegrania si
ę
" na Polakach a
ż
do spowodowania ich
ś
mierci wł
ą
cznie.
Tak post
ą
piono m.in. wobec znanego naukowca, profesora Stanisława Cywi
ń
skiego,
znienawidzonego przez
ś
ydów za jego narodowo-katolick
ą
publicystyk
ę
. Wybitny polonista, profesor
Konrad Górski wspominał, i
ż
: Zemszczono si
ę
na nim (prof. Cywi
ń
skim - J.R.N.), po prostu
oskar
ż
aj
ą
c go przed władzami rosyjskimi. Został wywieziony i zmarł w gł
ę
bi Rosji (por. W Wilnie i w
Toruniu. Rozmowa z prof. Konradem Górskim, "
ś
ycie Literackie", 11 wrze
ś
nia 1988 r.).
Jerzy Surwiły, pisał w naukowym opracowaniu wojennych dramatów Polaków z Wile
ń
szczyzny pt.
Rachunki nie zamkni
ę
te,
ż
e Cywi
ń
ski został zam
ę
czony w wi
ę
zieniu. Według Surwiło Cywi
ń
ski
przeszedł przez sze
ść
kolejnych wi
ę
zie
ń
, aby w ko
ń
cu umrze
ć
30 marca 1941 r. w Kirowie (Wiatce) w
szpitalu wi
ę
ziennym (por. J. Surwiło Rachunki nie zamkni
ę
te. Wile
ń
skie
ś
lady na drogach cierpie
ń
,
Wilno 1992, s. 115).
Podobny przykład
ż
ydowskiego donosu z zemsty, który sko
ń
czył si
ę
w efekcie zamordowaniem
Polaka, przytoczył historyk Marek Jan Chodakiewicz. Opisał on, jak pod koniec wrze
ś
nia 1939 r.
ż
ydowski gimnazjalista przyprowadził NKWD do mieszkania Zdzisława Zakrzewskiego, działacza
Młodzie
ż
y Wszechpolskiej z Politechniki Lwowskiej. Z uwagi na nieobecno
ść
Zakrzewskiego w domu
NKWD w zamian aresztowało jego ojca - oficera policji, którego wkrótce potem zamordowano.
Aresztowano równie
ż
i deportowano matk
ę
i siostry Zakrzewskiego. Matka zmarła na zesłaniu w
Kazachstanie (por. M.J. Chodakiewicz Szmulek chciał by
ć
sowieckim generałem. Postawy
ś
ydów na
Kresach 1939-1941, "Gazeta Polska", 1 grudnia 1994 r.).
W pracy zbiorowej pod redakcj
ą
ksi
ę
dza Zygmunta Zieli
ń
skiego na temat
ż
ycia religijnego w Polsce
pod okupacj
ą
1939-1945 czytamy: Wspomnie
ć
trzeba ks. Wacława Rod
ź
ko, proboszcza parafii
Traby, zamordowanego w maju 1940 r. we wsi Rosalszczyzna, gdy podst
ę
pnie w nocy został
wezwany do chorego. Ogólna opinia w okolicy widziała sprawców tej zbrodni w
ś
ydach, którzy w ten
sposób mieli si
ę
zem
ś
ci
ć
za to,
ż
e on przed wojn
ą
, b
ę
d
ą
c proboszczem w Holszanach, miał
przyczyni
ć
si
ę
do usuni
ę
cia straganów
ż
ydowskich sprzed wej
ś
cia do ko
ś
cioła. Faktem jest,
ż
e
poka
ź
na cz
ęść
ludno
ś
ci
ż
ydowskiej opowiedziała si
ę
za sowieck
ą
władz
ą
i z niej rekrutowało si
ę
wielu
jej urz
ę
dników, którzy mocno dali si
ę
we znaki miejscowej ludno
ś
ci. Faktem jest tak
ż
e i to,
ż
e cz
ęść
ś
ydów została wywieziona na Syberi
ę
lub do Kazachstanu (por.
ś
ycie religijne w Polsce pod okupacj
ą
1939-1945. Metropolie wile
ń
ska i lwowska, zakony, praca zbiorowa pod redakcj
ą
ks. Zygmunta
Zieli
ń
skiego, Katowice 1992, s. 494).
Feliks Gonczy
ń
ski opisywał w dramatycznych wspomnieniach z ówczesnego Zwi
ą
zku Sowieckiego:
Po obiedzie odnalazłem ulic
ę
Drewnian
ą
, gdzie mieszkał Leonidas.
•
"Co słycha
ć
z Dewojn
ą
?" - spytałem Leonidasa.
•
"Rozstrzelali go Bolszewicy".
24
•
"Jego...?! Wybitnego lewicowca?"
•
"Jak wiesz był naczelnikiem Urz
ę
du Skarbowego, wi
ę
c wymierzał podatki... zadenuncjowali
go
ś
ydzi" - wyja
ś
nił Leonidas (por. F. Gonczy
ń
ski Raj proletariacki, Londyn 1950, s. 14).
W tym okresie na Kresach powszechnie utrwaliła si
ę
sława
ś
ydów jako donosicieli. Były premier RP
Leon Kozłowski, opisuj
ą
c kr
ą
g polskich aresztowanych, z jakimi spotykał si
ę
w sowieckim wi
ę
zieniu,
stwierdził: Podobny zespół, jak si
ę
potem przekonałem i w innych celach: s
ę
dziowie, policja, schwytani
oficerowie, działacze społeczni, robotnicy, studenci, wszyscy, podobnie jak i ja, aresztowani na
podstawie donosów komunistów, w wi
ę
kszo
ś
ci wypadków
ś
ydów (por. tekst pami
ę
tnika L.
Kozłowskiego pt. Sowieckie wi
ę
zienie drukowanego na łamach paryskiej "Kultury", 1957, nr 10, s. 91).
W ró
ż
nych relacjach i wspomnieniach mo
ż
na znale
źć
straszne przykłady "zabójczych" donosów ze
strony
ś
ydów na polskich patriotów. By przypomnie
ć
cho
ć
by zapiski znakomitego matematyka
polskiego, pochodzenia
ż
ydowskiego Hugo Steinhausa. Opisał on histori
ę
aresztowania swego
ucznia Borka, którego jego dawny ordynans,
ś
yd, wskazał NKWD, jako oficera rezerwy (...) znienacka
aresztowano go w mieszkaniu i zabrano do Lwowa. Od tego czasu słuch o nim zagin
ą
ł;
prawdopodobnie podzielił los oficerów katy
ń
skich. Podziwiałem jego matk
ę
,
ż
e nie my
ś
lała wcale o
zem
ś
cie. Chciała koniecznie da
ć
mi schronienie u siebie w Borysławiu (por. H. Steinhaus
Wspomnienia z Polski w opracowaniu Aleksandry Zgorzelskiej, Londyn 1992, s. 220).
Skutki takich "odgrywa
ń
si
ę
" zbolszewizowanych
ś
ydów na Polakach były najcz
ęś
ciej fatalne:
długotrwałe wi
ę
zienie, zesłanie na Syberi
ę
, nierzadko - jak wcze
ś
niej wspomniałem - nawet utrata
ż
ycia. Do wyj
ą
tków nale
ż
ały raczej szcz
ęś
liwe przypadki szybkiego uwolnienia po donosie, jak stało
si
ę
z ojcem profesora Jacka Trznadla - Edwardem Trznadlem, byłym zast
ę
pc
ą
starosty w Olkuszu,
a pó
ź
niej starost
ą
w Zawierciu. Edward Trznadel, id
ą
c pewnego dnia ulic
ą
we Lwowie, został
nagle zatrzymany przez
ś
ydów-komunistów z Olkusza, którzy go rozpoznali. Natychmiast
doprowadzili go na komisariat, twierdz
ą
c,
ż
e byli przez niego prze
ś
ladowani (por. J. Trznadel:
Mój ojciec Edward, Zawiercie 1998, s. 57). Na szcz
ęś
cie po ró
ż
nych przesłuchaniach wypuszczono go
na wolno
ść
. Został w nim jednak pewnego rodzaju strach przed donosami ze strony
ś
ydów. Opisywał
swe odczucia w czasie pobytu wkrótce potem w Stryju: Tylko raz byłem w kawiarni i gdy zobaczyłem
t
ę
mas
ę
ś
ydów, przestraszyłem si
ę
. Mogli w
ś
ród nich by
ć
znów komuni
ś
ci. Oni, widz
ą
c obcego,
nieznajomego człowieka, mog
ą
donie
ść
i mog
ę
by
ć
aresztowany. Wobec tego wróciłem ponownie do
Lwowa (por. tam
ż
e, s. 59). Dodajmy, i
ż
aresztowanie Edwarda Trznadla przez
ś
ydów-komunistów z
Olkusza, jako ich rzekomego dawniejszego "prze
ś
ladowcy", było tym bardziej szokuj
ą
ce ze wzgl
ę
du
na to,
ż
e jako starosta miał on kiedy
ś
bardzo dobre stosunki z miejscowymi
ś
ydami. Jacek Trznadel
pisał: Ojciec był bardzo szanowany przez t
ę
społeczno
ść
ż
ydowsk
ą
. Wyrazem tego bywało nawet
odwoływanie si
ę
do jego rozjemstwa w wewn
ę
trznych sporach gminy
ż
ydowskiej (por. tam
ż
e, s. 28).
My Polacy boimy si
ę
ś
ydów, bardziej ni
ż
kogo innego
Prawda przechowana w ró
ż
nych relacjach z tamtego okresu jest smutna i nieubłagana. Wci
ąż
powtarzaj
ą
si
ę
fakty dowodz
ą
ce,
ż
e nikczemno
ść
wielkiej rzeszy
ś
ydów-donosicieli wzbudziła w
ś
ród
Polaków poczucie ogromnej nieufno
ś
ci do ogółu
ś
ydów, powszechnego strachu przed
ś
ydami, jako
niebezpiecznymi agentami NKWD i Sowietów. Jak
ż
e wymowna pod tym wzgl
ę
dem była relacja
jednego z najodwa
ż
niejszych "białych kurierów", docieraj
ą
cych na zagarni
ę
te przez Sowiety byłe
Kresy Wschodnie II Rzeczypospolitej Tadeusza Chciuka (Marka Celta). Tak pisał on o panuj
ą
cej tam
atmosferze: Pod Sowietami (...) my Polacy, boimy si
ę
ś
ydów - nie wszystkich oczywi
ś
cie, ale jak si
ę
boimy, to bardziej ni
ż
kogo innego. Oni s
ą
pierwsi do współpracy z bolszewikami, s
ą
najbardziej
niebezpieczni - s
ą
wsz
ę
dzie, s
ą
najgorliwszymi komunistami, du
ż
o wiedz
ą
, pomagaj
ą
"rozpracowywa
ć
" teren, sam mam takich kolegów z gimnazjum, z uniwerku (por. T. Chciuk [M. Cel]
Biali kurierzy, Monachium 1986, s. 209).
We wspomnieniach Tadeusza Bodnara, po wrze
ś
niu 1939 r. przydzielonego do
ż
ydowskiego
Gimnazjum Mechanicznego w Grodnie, czytamy: Koledzy ostrzegali mnie przed
ś
ydami studentami i
do
ż
adnej organizacji mam nie wst
ę
powa
ć
, gdy
ż
pomi
ę
dzy nimi jest du
ż
o szpiegów i zdrajców. (...)
Wykładowcami byli Polacy,
ś
ydzi i paru Rosjan. Kolegów nie miałem i trzymałem si
ę
z daleka od
wszystkich, a na tematy polityczne nie chciałem rozmawia
ć
, poniewa
ż
nie dowierzałem
ś
ydom, bo
wiedziałem,
ż
e oni naszych du
ż
o wydali i cz
ęść
ich została rozstrzelana, cz
ęść
siedzi w wi
ę
zieniu.
Dobrze,
ż
e nie wszyscy
ś
ydzi byli tacy, ale oni bali si
ę
innych
ś
ydów. Najgorzej ze wszystkich grup
etnicznych to ich bałem si
ę
, bo oni zrobili si
ę
gorliwymi komunistami (por. T. Bodnar, Znad Niemna
przez Sybir do II Korpusu, Wrocław 1997, s. 86).
Jak si
ę
okazuje, młody gimnazjalista miał całkowicie racj
ę
w swych obawach przed
ż
ydowskimi
denuncjatorami. Badacz historii tamtych lat Kazimierz Krajewski, autor obszernej syntezy działa
ń
Armii Krajowej w okr
ę
gu nowogródzkim, pisał, i
ż
: Wszelkie poczynania ludno
ś
ci polskiej
ś
ledzone były
przez jej białoruskich i
ż
ydowskich s
ą
siadów, cz
ę
sto współpracuj
ą
cych z władzami sowieckimi i
25
NKWD. Np. grupa dziewcz
ą
t, polskich gimnazjalistek z Lidy, nie zd
ąż
yła si
ę
nawet do ko
ń
ca
zorganizowa
ć
, gdy ich
ż
ydowskie kole
ż
anki z klasy dostarczyły NKWD sporz
ą
dzon
ą
przez siebie list
ę
pocz
ą
tkuj
ą
cych konspiratorek (por. K. Krajewski Na ziemi nowogródzkiej, "Nów"-Nowogródzki Okr
ę
g
Armii Krajowej, Warszawa 1997, s. 15).
W licznych relacjach z owego okresu powtarzała si
ę
opinia,
ż
e najwi
ę
ksz
ą
przeszkod
ą
dla polskiej
konspiracji na Kresach było doskonałe rozpoznanie polskich
ś
rodowisk patriotycznych przez
miejscowych zbolszewizowanych
ś
ydów, a tak
ż
e Białorusinów i Ukrai
ń
ców. Ustawicznie groziło to
dekonspiracj
ą
wszelkich zawi
ą
zków polskich organizacji. Warto przypomnie
ć
w tym kontek
ś
cie cho
ć
by
ś
wiadectwo rzetelnego obserwatora tamtych wydarze
ń
- Władysława Siemiaszki, w 1939 r.
pracownika urz
ę
du gminnego w Werbie, powiat Włodzimierz Woy
ń
ski. W relacji spisanej po latach - w
1990 r. - Siemiaszko akcentował,
ż
e polska konspiracja odbywała si
ę
w niesłychanie trudnych
warunkach, stale wzrastaj
ą
cej infiltracji sowieckiej oraz współpracuj
ą
cych z Sowietami
ś
ydów i
Ukrai
ń
ców (cyt. za: wyborem dokumentów w ksi
ąż
ce R. Szawłowskiego, op.cit., t. 2, s. 214).
W czasopi
ś
mie "Semper fidelis" z 1994 r. opisano tragiczne skutki jednego z takich
ż
ydowskich
donosów, stwierdzaj
ą
c m.in.: Kolporterka (polskiej prasy podziemnej - J.R.N.) aresztowana została
przez rejonow
ą
placówk
ę
NKWD w Podwłoczyskach. Okazało si
ę
,
ż
e K. Oborska zbytnio i naiwnie
zaufała swojej kole
ż
ance Schott, narodowo
ś
ci
ż
ydowskiej, córce drogerzysty, przekazuj
ą
c jej równie
ż
pras
ę
konspiracyjn
ą
. Na rezultaty tego nierozwa
ż
nego kroku nie trzeba było długo czeka
ć
.
Najprawdopodobniej, na skutek decyzji rodziców Schott, fakt ten został zgłoszony NKWD. W wyniku
denuncjacji, po upływie zaledwie dwóch dni od aresztu K. Oborskiej nast
ą
piły dalsze aresztowania.
Został aresztowany ks. Adam Gromadowski, któremu K. Oborska dostarczała pras
ę
konspiracyjn
ą
, a
11 kwietnia 1940 r. został aresztowany Kazimierz Kosiarski, który przej
ą
ł "bibuł
ę
" ze Lwowa i
dostarczył K. Oborskiej, w celu jej kolporta
ż
u (według dr A. Korman O ksi
ę
dzu Adamie
Gromadowskim, "Semper Fidelis", stycze
ń
-luty 1994, nr 1, s. 8).
Okrutnie zmaltretowany w wi
ę
zieniu ksi
ą
dz Gromadowski został rozstrzelany przez NKWD. W
ś
ród
rozstrzelanych przez enkawudzistów była najprawdopodobniej równie
ż
Krystyna Oborska (por.
tam
ż
e). Takie były skutki "zabójczego" donosu
ż
ydowskiej rodziny Schott na polsk
ą
konspiratork
ę
.
Katowana po donosie s
ą
siadki
Doktor Barbara Obuchowska-Du
ś
opisała dramatyczne przej
ś
cia jej rodziny po 17 wrze
ś
nia 1939 r.
w Duniłowiczach, powiat Postawy w woj. wile
ń
skim. Wspominała w swej relacji o tym, jak na jej ojca -
sier
ż
anta Korpusu Obrony Pogranicza zło
ż
yła doniesienie ich własna s
ą
siadka -
ś
ydówka. Według
relacji doktor Obuchowskiej-Du
ś
: S
ą
siadka -
ś
ydówka, Chana, przyprowadziła
ż
ołnierzy sowieckich i
powiedziała: "Polska pani, jej m
ąż
to wojskowy". No i zacz
ę
ło si
ę
. Wyrywali deski z podłogi, klawisze z
fortepianu, pruli materace. Szukali mego ojca i "aru
ż
ja". Kopali nawet w ogrodzie. Nie znale
ź
li nic.
Zabrali ojca obr
ą
czk
ę
i wiele rzeczy. Matk
ę
wyprowadzili za dom do ogrodu i tam "przesłuchiwali"
przez 24 godziny z r
ę
koma w gór
ę
. Mdlała, zlewali j
ą
wod
ą
i dalej "przesłuchiwali". Nie
przypomniała sobie, gdzie rzekomo schowano "aru
ż
je". W tym czasie mój malutki brat zsiniał z płaczu,
głodu. Ja nie umiałam mu pomóc, ale moja sze
ś
cioletnia siostra uciekła
ż
ołnierzom, aby zawiadomi
ć
mieszkaj
ą
cego poza miasteczkiem p. Antoniego Myszk
ę
. Litwina, o sytuacji u nas. Jak Sowieci
zostawili matk
ę
nieprzytomn
ą
, p. Myszko zabrał nas do siebie. Jaki
ś
czas mieszkali
ś
my u niego (cyt.
za: R. Szawłowski Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 359).
Jednym z najch
ę
tniej stosowanych uzasadnie
ń
donosów było oskar
ż
enie o rzekomy
antysemityzm. Z wymy
ś
laniem donosów pod tym pretekstem w owych czasach nigdy si
ę
nie
patyczkowano. Na przykład w Hucie Stepa
ń
skiej na Wołyniu ofiar
ą
oskar
ż
e
ń
o antysemityzm padł
aresztowany na ich podstawie miejscowy gospodarz i piekarz Henryk Sawicki. Jego antysemityzm
miał polega
ć
na walce konkurencyjnej z piekarniami
ż
ydowskimi ze Stepania w dostawach przed
wojn
ą
pieczywa na Słone Błoto (por. G. Piotrowski Krwawe
ż
niwa za Styrem, Horyniem i Słucz
ą
.
Wspomnienia z rodzinnych stron z czasów okupacji, Warszawa 1995, s. 38).
Mo
ż
na by długo jeszcze wylicza
ć
podobne relacje o ró
ż
nego typu
ż
ydowskich donosicielach na
Kresach. Rozliczne zapiski z tamtych lat wskazuj
ą
na prawdziwie liczn
ą
grup
ę
ś
ydów, którzy
wyspecjalizowali si
ę
w politycznych denuncjacjach. Wci
ąż
powtarzała si
ę
opinia, wyra
ż
ona w relacji
Zdzisława Jagodzi
ń
skiego z powiatu krzemienieckiego, zamieszczonej w ksi
ąż
ce W czterdziestym nas
Matko na Sybir zesłali: Wiele było natomiast szpiclów (spo
ś
ród uczniów), w
ś
ród nich najwi
ę
cej
ś
ydów
(według: W czterdziestym... op.cit., s. 194) Inna relacja - Zygmunta Ł. z powiatu stanisławowskiego
stwierdzała: Policj
ę
, wojsko polskie aresztowano, aresztowano te
ż
ludzi podejrzanych i bogatych ludzi,
domy ich likwidowano, a rzeczy zabierano.
ś
ydzi podpłaceni wydawali Polaków, u podejrzanych robili
rewizj
ę
, zabierano drogie rzeczy (por. tam
ż
e, s. 154). Równie
ż
autorzy
ż
ydowscy, podobnie jak
wspomniany ju
ż
wy
ż
ej Ben-Cion Pinchuk - nie ukrywali opinii o wielkiej ilo
ś
ci
ś
ydów donosicieli i
NKWD-zisów.
26
ś
ydowski pami
ę
tnikarz Charles Gelman pisał,
ż
e w miasteczku Kurzeniec w pobli
ż
u Wilejki:
Sowieckie władze były wspierane w tych i innych sprawach przez miejscowych aktywistów, którzy
współpracowali z nimi, cz
ę
sto na szkod
ę
innych -
ś
ydów, jak i nie-
ś
ydów - i informowali o ich
bogactwie, stopniu lojalno
ś
ci politycznej i tak dalej. Cz
ęść
ludzi doprowadzono do n
ę
dzy, pozbawiono
ich domów, mebli i wszystkich dóbr materialnych. Cz
ęść
ludzi posłano nawet na Syberi
ę
w rezultacie
działalno
ś
ci informatorów... Wielu z tych aktywistów wycofało si
ę
razem z Sowietami, na długo przed
zbli
ż
eniem si
ę
Niemców, poniewa
ż
bali si
ę
zemsty nie
ż
ydowskiej ludno
ś
ci, która była antysowiecka...
Wielu z tych, którzy uciekli, prze
ż
yło wojn
ę
. Z rodzin, które aktywi
ś
ci pozostawili, natomiast nikt nie
prze
ż
ył (według tekstu C. Gelamana Do Not Go Gentle: A Memoir of Jewish Resistance in Poland,
1941-1945, cyt. przez M. Paula w: "The Story..., op.cit., cz. 2, s. 208).
Znany intelektualista pochodzenia
ż
ydowskiego Aleksander Wat stwierdził wr
ę
cz w swym słynnym
Moim wieku,
ż
e we Lwowie sporo było donosicieli
ś
ydów, niesłychanie du
ż
o. O niebezpiecznej roli
niektórych z nich (lwowskie lata 1939-1941 były dla nich swoist
ą
zapraw
ą
do działa
ń
bezpieczniackich
po wojnie), m.in. Jerzego Borejszy, Jacka Ró
ż
a
ń
skiego, Luny Brystygierowej (szerzej wspomn
ę
w
odr
ę
bnym tek
ś
cie o
ś
ydowskiej Targowicy inteligenckiej).
Nadzorowali deportacje
Bardzo ponur
ą
kart
ę
w stosunkach polsko-
ż
ydowskich na Kresach w latach 1939-1941 stanowił udział
znacznej cz
ęś
ci zbolszewizowanych
ś
ydów w kilku masowych deportacjach ludno
ś
ci polskiej na
Syberi
ę
. Był to udział bardzo wielostronny. Rozpoczynał si
ę
od pomocy w starannym, błyskawicznym,
tajnym wyaresztowywaniu wszystkich Polaków tajnie skazanych na wywózk
ę
poprzez rabowanie
mienia deportowanych, ich transportowanie do poci
ą
gów na deportacj
ę
i nadzór nad samym
przejazdem eszelonami na Syberi
ę
.
Aktywny, i dodajmy, bezwzgl
ę
dny udział znacznej cz
ęś
ci
ś
ydów w masowych deportacjach Polaków
odnotowany został w bardzo licznych polskich
ś
wiadectwach z owych ponurych "czasów pogardy".
Nie brak zreszt
ą
potwierdze
ń
nikczemnej roli cz
ęś
ci zbolszewizowanych
ś
ydów w tej sprawie ze
strony niektórych autorów
ż
ydowskich, uczciwie pokazuj
ą
cych atmosfer
ę
tamtych lat. Poni
ż
ej
przedstawiam niektóre relacje na temat warunków i atmosfery ówczesnych deportacji.
Bili Polaków kolbami karabinów
W relacji polskiego
ś
wiadka wydarze
ń
, jakie nast
ą
piły w Jedwabnym po wej
ś
ciu wojsk sowieckich -
Teodora Eugeniusza Lusi
ń
skiego, czytamy: Stalinowska armia weszła do Jedwabnego 10
listopada 1939 r. (...)
ś
ydzi uzbroili si
ę
i masowo weszli do NKWD. Nast
ę
powały aresztowania i
deportacje polskiej ludno
ś
ci na Syberi
ę
. Pierwszy transport wyruszył w grudniu 1939 r. W
ś
ród
aresztowanych byli ksi
ęż
a,
ż
ołnierze i ludzie zamo
ż
ni, którzy byli nazywani "kułakami" - polska
bur
ż
uazja. Temperatura spadła do minus 40 st. C. W mrozie ludzie byli na saniach wiezieni do
poci
ą
gu w Łom
ż
y. Tam ładowano ich do wagonów towarowych tak jak bydło.
ś
ydzi rozpocz
ę
li walenie
ich kolbami swych karabinów, aby przyspieszy
ć
załadunek, bo było im zimno. Stara
ś
ydówka
nazwiskiem Kuropatwina przyszła do naszego domu i relacjonowała,
ż
e
ż
ydowscy komuni
ś
ci pomagali
NKWD w wywiezieniu polskich rodzin na Syberi
ę
(Kopia cytowanej relacji T.E. Lusi
ń
skiego znajduje
si
ę
w posiadaniu M. Paula, zamieszczaj
ą
cego cytowany fragment w Story of Two Shtetls, Bra
ń
sk and
Ejszyszki, Chicago-Toronto 1998, t. 2, s. 143).
Szczególnie przejmuj
ą
cy był opis deportacji polskich rodzin zamieszczony we wspomnieniach Beaty
Oberty
ń
skiej pt. W domu niewoli. Oberty
ń
ska wspominała po latach: Sowieci (...) wiedzieli,
ż
e
jedynym sposobem "odpolszczenia Polski" b
ę
dzie pozbawienie jej Polaków. Z diabelsk
ą
perfidi
ą
umy
ś
lili wi
ę
c nie ludziom odebra
ć
kraj - ale krajowi - ludzi.
Plan swój przeprowadzili nagle, podst
ę
pnie, jednej nocy na całym okupowanym terenie. Była to ta noc
wła
ś
nie, któr
ą
odchorował prawie Habicha. Dzi
ś
- słucham opowiada
ń
o tej zbrodni widzianej od
tamtej, dotkni
ę
tej tym nieszcz
ęś
ciem strony.
Znienacka, noc
ą
zaskoczonej wsi dano pół godziny czasu na zebranie si
ę
, po czym cała jej ludno
ść
,
załadowana na sanie, w trzaskaj
ą
cy mróz milami wieziona do kolei, zapakowana została do poci
ą
gów.
Nie przepuszczono nikomu. Brano starców i niemowl
ę
ta, kaleki i matołków. Sp
ę
dzano z łó
ż
ek rodz
ą
ce
kobiety i kazano im włazi
ć
na sanie. Ci
ą
gni
ę
to obło
ż
nie chorych i sparali
ż
owanych. W takiej skazanej
na zagład
ę
wsi czy osadzie nie miała prawa zosta
ć
ż
ywa dusza. Bydło i inwentarz przechodziły
automatycznie na własno
ść
pa
ń
stwa, by sta
ć
si
ę
zawi
ą
zkiem przyszłych kolektywnych gospodarstw.
Ofiar
ą
padały przede wszystkim czysto polskie wsie i k o l o n i e - oraz
ż
ołnierskie, kresowe o s a d y.
Wywieziono te
ż
wtedy wszystkie rodziny le
ś
ników, gajowych i resztki kryj
ą
cej si
ę
po wsiach i
le
ś
niczówkach, wyrzuconej z dworów i folwarków polskiej inteligencji. Milicja, która została u
ż
ywa do
tej czystki, składała si
ę
przewa
ż
nie z miejscowych
ś
ydów, Ukrai
ń
ców-komunistów oraz nawiezionej
27
chyłkiem na ten wła
ś
nie okres, sowieckiej milicji z Kijowa (por. B. Oberty
ń
ska W domu niewoli,
Chicago 1968, s. 288-289).
Przychodzili po Polaków noc
ą
Wanda Sułkowska-My
ś
liwiec, wspominaj
ą
c czas deportacji jej rodziny z Krzemie
ń
ca, pisała:
Zako
ń
czeniem naszej tragedii była noc 13 kwietnia (1940 r. - J.R.N.), kiedy przyszli noc
ą
po cał
ą
nasz
ą
rodzin
ę
. Było dwóch cywilów - jeden
ś
yd, a drugi Ukrainiec. Przyprowadzili sowieckiego sołdata
z karabinem i kazali nam si
ę
pakowa
ć
. Przeraziłam si
ę
- Bo
ż
e, dlaczego wyp
ę
dzaj
ą
nas z naszego
domu? Co b
ę
dzie z nami? (por. W. Sułkowska-My
ś
liwiec Szkolne czasy w Krzemie
ń
cu w 1939-1940
r., "Niepodległo
ść
i Pami
ęć
", 1999, nr 1, s. 129).
Andrzej Kołodziej w swych wspomnieniach z Białozórki koło Krzemie
ń
ca wini za deportacj
ę
swej
rodziny na Syberi
ę
"rozbestwionych Ukrai
ń
ców i
ś
ydów, marionetek komunistycznych, sprawuj
ą
cych
rz
ą
dy w Białozórce. Pisze, jak w zapełnionych bydl
ę
cych wagonach, do których ich załadowano, było
słycha
ć
złorzeczenia pod adresem bolszewików i ich wykonawców, Ukrai
ń
ców i
ś
ydów (por. A.
Kołodziej Ich
ż
ycie i sny. Dzieje prawdziwe..., Pruszków 1996, s. 81).
Deportacje Polaków całymi rodzinami przeprowadzano w skrajnie nieludzkich warunkach,
załadowuj
ą
c ich do bydl
ę
cych wagonów, którymi dowo
ż
ono ich do obozów pracy i odległych terenów
zesłania w Zwi
ą
zku Sowieckim (por. M. Paul Jewish-Polish... op.cit., w Story of Two Shtetl, op.cit., t. 2,
s. 210). Brytyjski historyk Keith Sword, opisuj
ą
c przebieg deportacji Polaków, akcentował niezwykł
ą
"staranno
ść
" wcze
ś
niejszego przygotowania jej przez władze sowieckie. Zaplanowano nawet takie
szczegóły, jak zabieranie dzieci ze szkół tak, by ich "zł
ą
czy
ć
z rodzinami" na dworcach. Niektóre
osoby zabierano z wi
ę
zienia po to, by je "poł
ą
czy
ć
z rodzinami" na stacjach (por. K. Sword
Deportation and Exile: Poles in the Soviet Union. 1939-1948, London 1994, s. 16). K. Sword
wskazywał,
ż
e przy przeprowadzeniu trzymanej w tajemnicy operacji wywózki Polaków si
ę
gano
zarówno do NKWD, lokalnej milicji i armii, jak i zaufanych cywilów, pisz
ą
c: Herschel Wajnrauch był
radzieckim obywatelem - dziennikarzem sprowadzonym do pracy w
ż
ydowskiej gazecie w
Białymstoku. On wspominał: Sowiecka policja nie miała do
ść
ludzi dla przeprowadzenia masowych
aresztów (Polaków), tak wi
ę
c si
ę
gano po pomoc zwyczajnych sowieckich obywateli. Nasz
ą
gazet
ę
poproszono o dostarczenie dwóch ludzi i ja byłem jednym z nich. Dano nam bro
ń
i poszli
ś
my z policj
ą
,
aby aresztowa
ć
ludzi i posła
ć
ich na Syberi
ę
. Cała operacja (tj. deportacja z lutego 1940 r. - J.R.N.)
została przeprowadzona w takiej tajemnicy,
ż
e była kompletnym zaskoczeniem dla ogromnej cz
ęś
ci
ofiar (por. K. Sword: op.cit., s. 16-17).
Rabunek polskiego mienia
W ró
ż
nych relacjach polskich po
ś
wi
ę
conych przypomnieniu historii tamtych lat powtarzaj
ą
si
ę
dramatyczne opowie
ś
ci o niezwykle sadystycznym zachowaniu młodych milicjantów
ż
ydowskich
podczas wywózki rodzin polskich, ich udziale w rozgrabianiu resztek ich mienia. Przytoczyli
ś
my
wstrz
ą
saj
ą
cy opis na ten temat ju
ż
w 3 odcinku relacji Polski holocaust - we wspomnieniach 90-letniej
byłej Sybiraczki.
Z kolei Leon
ś
ur odnotował w ksi
ąż
ce wspomnieniowej Mój woły
ń
ski epos: Pojawili si
ę
równie
ż
ś
ydzi,
którzy skupowali bydło i trzod
ę
. Mówili przy tym: "sprzedawajcie szybko, bo pieni
ą
dze wam si
ę
przydadz
ą
. Ju
ż
wagony na stacji w Rokitnie dla was s
ą
podstawione". I to napawało nas coraz
wi
ę
ksz
ą
groz
ą
. Po nocach nie spali
ś
my, oczekuj
ą
c na przyj
ś
cie bojców.
A wiedzieli
ś
my ju
ż
, jak to si
ę
odbywa. Zwykle w nocy lub przed
ś
witem pod dom przyje
ż
d
ż
ało auto
pełne wojskowych, którymi dowodził młodszy rang
ą
oficer.
ś
ołnierze z bagnetami na karabinach
otaczali dom, w którym przeprowadzano rewizj
ę
w poszukiwaniu broni. Mieszka
ń
com dawano pół
godziny na spakowanie si
ę
, potem ładowano na podstawione ko
ń
skie podwody i odwo
ż
ono do
najbli
ż
szej stacji kolejowej, gdzie stały bydl
ę
ce wagony. Umieszczano w nich ludzi z dobytkiem i
transport odje
ż
d
ż
ał na Wschód (por. L.
ś
ur Mój woły
ń
ski epos, Suwałki 1997, s. 46).
Wskazywali, których Polaków wysiedli
ć
Mo
ż
na by długo wylicza
ć
ró
ż
ne teksty przypominaj
ą
ce niechlubn
ą
rol
ę
ś
ydów, głównie młodych
komunistów, w deportacjach Polaków.
Edward Pawłowski i Jadwiga Stobniak-Smogorzewska, omawiaj
ą
c wywózki Polaków z Wołynia w
lutym 1940 r., pisali: Krystyna Ostrowska z d. Chy
ż
y z osady Bajonówka wspomina,
ż
e 10 lutego o
4.00 rano weszli enkawudzi
ś
ci i
ś
ydzi komuni
ś
ci. Dali nam godzin
ę
na spakowanie si
ę
i o
ś
wiadczyli,
ż
e jedziemy na przesiedlenie. Załadowano nas na stacji w Zdołbunowie do bydl
ę
cych wagonów i
zaryglowano drzwi (por. Zbrodnie NKWD na obszarze województw wschodnich Rzeczypospolitej
Polskiej. Materiały I Mi
ę
dzynarodowej Konferencji Naukowej, Koszalin 14 grudnia 1995, red. nauk. B.
Polak, Koszalin 1995, s. 22).
Biskup Wincenty Urban wspominał: W lutym 1940 r. miała miejsce "wielka wywózka" na Syberi
ę
rodzin polskich wojskowych, tzw. osadników, kolonistów, rodzin osób uprzednio aresztowanych (...). Z
przykro
ś
ci
ą
przychodzi pisa
ć
o tym,
ż
e wówczas to niektórzy nacjonali
ś
ci ukrai
ń
scy, cz
ęś
ciowo
ś
ydzi,
28
donosili do władz sowieckich o ukrywaj
ą
cych si
ę
wojskowych i polskich policjantach. Ofiar
ą
takiego
donosu padł komisarz policji Bryl, zmarły na Syberii (por. ks. bp Wincenty Urban Droga krzy
ż
owa
archidiecezji lwowskiej w latach 1939-1945, Wrocław 1983, s. 75).
Stanisława W. Lubuska opisała typowy przebieg dramatycznego naj
ś
cia noc
ą
na jej dom przez
NKWD-zist
ę
, krasnoarmiejca i milicjanta, którzy zabrali ich na wywózk
ę
: 13 kwietnia 1940 roku
niespodziewanie naszli nas w domu (we Lwowie) noc
ą
: enkawudzista w czarnym mundurze, młody
krasnoarmiejec i milicjant, polski
ś
yd - ten był najgorszy, bo od razu kradł. Po przeprowadzonej w
mieszkaniu rewizji zostali
ś
my ewakuowani. W ci
ą
gu 15 minut stracili
ś
my wszystko, własny dom,
pi
ę
kne umeblowanie, fortepian, wspaniał
ą
bibliotek
ę
, cenne ksi
ąż
ki oprawne w skór
ę
ze złotymi
napisami walały si
ę
pod podłodze deptane i kopane przez oprawców, bezprawnie nas deportuj
ą
cych
w gł
ą
b ZSRR (cyt. za: S. Wysocki
ś
ydzi w Trzeciej Rzeczypospolitej, Warszawa 1997, s. 9-10, gdzie
relacj
ę
p. Lubuskiej podano za "Ojczyzn
ą
" z 1 grudnia 1991, s. 13).
W ksi
ąż
ce Story of Two Shtetl czytamy podan
ą
za periodykiem "Ojczyzna" relacj
ę
Stanisławy W.
Lubuskiej o okoliczno
ś
ciach, w jakich została deportowana na Syberi
ę
w nocy 13 kwietnia 1940 r.
Lubuska wspominała,
ż
e w
ś
ród osób, które przybyły do jej domu, by wywie
źć
jej rodzin
ę
najgorszy był
policjant - polski
ś
yd, który zacz
ą
ł kra
ść
natychmiast (...). Po 15 minutach stracili
ś
my wszystko: nasz
własny dom, pi
ę
kne meble, pianino, cudown
ą
bibliotek
ę
(por. The Story of Two Shtetl: op.cit., t. 2, s.
216).
Warto przypomnie
ć
równie
ż
uwagi na temat przyczyn nastrojów anty
ż
ydowskich w
ś
ród cz
ęś
ci
ż
ołnierzy armii Andersa, podane przez polityka-socjalist
ę
Jana Sta
ń
czyka, człowieka jak najdalszego
od antysemityzmu, jak przyznawała nawet taka tropicielka antysemityzmu, jak Krystyna Kersten. W
lipcu 1943 r. Sta
ń
czyk zderzył si
ę
podczas rozmów z Reprezentacj
ą
ś
ydostwa Polskiego z zarzutami
dr. Abrahama Stuppa,
ż
e
ż
ołnierze
ż
ydowscy nie s
ą
dopuszczani do pewnych formacji, nie ma
awansów dla oficerów
ż
ydowskich i w ogóle atmosfera jest taka,
ż
e
ś
yd si
ę
bardzo
ź
le czuje.
Odpowiadaj
ą
c na te zarzuty, Sta
ń
czyk powiedział: Nie chc
ę
ukrywa
ć
i przyznaj
ę
,
ż
e w
ś
ród ludno
ś
ci
przybyłej z Rosji, jak i w armii s
ą
nastroje antysemickie. Z bólem to stwierdzam, ale tego nie mo
ż
na
załatwi
ć
rozkazem. Przyczyna le
ż
y w tym,
ż
e jak przyszli bolszewicy do Polski, to
ż
ydowscy milicjanci
chodzili ze spisami i wskazywali, kogo z Polaków nale
ż
y wysiedli
ć
. Ka
ż
demu takiemu Polakowi wydaje
si
ę
wi
ę
c,
ż
e gdyby nie ten
ż
ydowski milicjant, to pozostałby u siebie w domu, na swoim gospodarstwie
(cyt. za: K. Kersten Polacy.
ś
ydzi. Komunizm. Anatomia półprawd 1939-1968, Warszawa 1992, s. 65-
66).
Na ka
ż
dej furmance
ś
yd z karabinem
Danuta i Aleksander Wroniszewscy w reporta
ż
u Aby
ż
y
ć
("Kontakty" z 19 lipca 1988 r.) odnotowali
relacj
ę
mieszkanki miejscowo
ś
ci Jedwabno: Pami
ę
tam, jak wywozili Polaków do transportu na Sybir,
na ka
ż
dej furmance siedział
ś
yd z karabinem. Matki,
ż
ony i dzieci kl
ę
kały przed wozami, błagały o
lito
ść
, pomoc. Ostatni raz 20 czerwca 1941 r.
Rol
ę
ś
ydów w deportowaniu Polaków przypomniał równie
ż
Włodzimierz Drohomirecki w
dramatycznej relacji Oczami dziecka, zamieszczonej w ksi
ąż
ce
Ś
wiadkowie mówi
ą
. Drohomirecki tak
opisał sceny deportacji Polaków w miejscowo
ś
ci Dera
ź
ne, powiat Kostopol na Wołyniu: Zima 1940 r.
jest bardzo mro
ź
na,
ś
nieg le
ż
y na wysoko
ść
jednego metra. Coraz cz
ęś
ciej wywo
ż
ona jest ludno
ść
polska. "Kułacy", pracownicy byłej polskiej administracji, nauczyciele, inteligencja, gajowi, osadnicy,
le
ś
nicy itp. Codziennie jad
ą
do stacji kolejowych nieko
ń
cz
ą
ce si
ę
ilo
ś
ci furmanek. Ludzie zamarzaj
ą
.
Na furmankach przymocowane s
ą
napisy "miate
ż
niki" - buntownicy. Wywo
ż
eni mog
ą
ze sob
ą
zabra
ć
jedynie ubranie, mały w
ę
zełek, troch
ę
ż
ywno
ś
ci. Transporty obstawione s
ą
po obu stronach przez
ż
ołnierzy NKWD, nie mo
ż
na do ludzi tych podej
ść
, poda
ć
ciepłej strawy czy odzie
ż
y, traktowani s
ą
przez Rosjan jak zaraza.
Ukrai
ń
cy i
ś
ydzi nie taj
ą
swojej rado
ś
ci i donosz
ą
, kogo by tu jeszcze nale
ż
ało wywie
źć
. Ju
ż
wiemy,
ż
e
cz
ęść
ludzi zatrzymanych przez NKWD jest rozstrzeliwana, ale gdzie, tego nikt nie wie (por.
Ś
wiadkowie mówi
ą
, Wyd.
Ś
wiatowy Zwi
ą
zek
ś
ołnierzy Armii Krajowej. Okr
ę
g Woły
ń
, Warszawa 1996,
s. 97).
Józef Klimaszewski "Cie
ń
" wspominał w pami
ę
tniku W cieniu czerwonego boru, i
ż
: Kiedy wieziono
Polaków na Sybir wyrzutki ich narodu (
ś
ydzi)
ś
miali si
ę
,
ż
e Polacy jad
ą
w pielgrzymk
ę
do
Cz
ę
stochowy (według J. Klimaszewski "Cie
ń
" W cieniu czerwonego boru, maszynopis pami
ę
tnika, s.
29, za odpisem zrobionym w połowie lat 80. przez L.
ś
ebrowskiego).
Zbigniew Małyszczycki z Gdyni wspominał w swej relacji z Lubieszowa nad Stochodem na Polesiu,
jak nieliczna sk
ą
din
ą
d grupa
ś
ydów, klaskała w momencie, gdy osadników wojskowych i ich rodziny
prowadzono do stacji kolejowej dla wywózki na Sybir zim
ą
1940 r. (według relacji Z. Małyszczyckiego
otrzymanej za po
ś
rednictwem M. Paula, autora opracowania o stosunkach polsko-
ż
ydowskich w The
Story of Two Shtetl, op. cit.).
29
W ocenie profesora Edwarda Prusa po wrze
ś
niu 1939 r. doszło do zawi
ą
zania pod sowieckim
patronatem swoistego antypolskiego sojuszu cz
ęś
ci
ś
ydów z ukrai
ń
skimi nacjonalistami. Przejawiał
si
ę
on, według autora, szczególnie jaskrawo w czasie wywo
ż
enia Polaków na Syberi
ę
. Do wagonów
ładowali ich Ukrai
ń
cy, ale konwojowali "w nieznane"
ś
ydzi. Nieznany jest przypadek uratowania przez
ś
yda, cho
ć
by jednego dziecka skazanego na poniewierk
ę
i
ś
mier
ć
pod kołem podbiegunowym (por. E.
Prus Holocaust po banderowsku. Czy
ś
ydzi byli w UPA?, Wrocław 1995, s. 24).
Przejmuj
ą
ce
ś
wiadectwo z tamtych lat przyniosła J. Rokicka na łamach czasopisma "Semper Fidelis"
z 1994 r., opisuj
ą
c dramatyczne losy Polaków z miasteczka Gwo
ź
dziec na Pokuciu: Nadeszła
niezwykle
ś
nie
ż
na i mro
ź
na zima 1939-1940 roku, a z ni
ą
tragiczny
ś
wit 10 lutego 1940 r., kiedy to do
bydl
ę
cych wagonów ładowano całe polskie rodziny, nie wył
ą
czaj
ą
c dzieci i starców. Słu
ż
b
ę
porz
ą
dkow
ą
przy wagonach pełnili
ś
ydzi i Ukrai
ń
cy, którzy jeszcze tak niedawno stanowili przyjazn
ą
,
zdawałoby si
ę
, cz
ęść
naszej miasteczkowej społeczno
ś
ci (por. J. Rokicka Było sobie takie miasteczko
na Pokuciu, "Semper Fidelis", 1994, nr 22 z wrze
ś
nia-pa
ź
dziernika, s. 31).
Nie ukrywała roli
ś
ydów jako współsprawców strasznego losu Polaków deportowanych na Syberi
ę
relacja Marii Karp, bardzo prostej, niewykształconej Polski, któr
ą
Sowieci zabrali 10 lutego 1940 r. na
Sybir wraz z rodzin
ą
z osady Hermanowo w powiecie lwowskim. Maria Karp pisała: Dziesi
ą
tego
lutego w soboty o godzinie w półdo szustej z rana przyszło siedym sowietów z karabinami i róskiej
milicji dwóch a
ż
ydów pi
ę
ciu tesz z broniu, nas było sze
ść
osób w rodzinie, a ich było pi
ę
tnastu z
broni
ą
. Jedyn sowiet stych siedmiu przeczytał nam pismo od wy
ż
szych władz jak wyrok
ś
mierci i dali
nam pietna
ś
cie minut czasu do zebrania siebi i dzieci tak
ż
e niezd
ąż
yli
ś
my si
ę
dob
ż
y prawie wpół
nago
ż
e krótki czas i
ż
e strach co z nami b
ę
dzie nie dali nic a nic absolutnie nam ze sob
ą
wzi
ąść
do
naszej stacji (...). Gdy rodzina dowiedziała si
ę
nasza
ż
e nas zabrano pod eskortem z naszego domu i
nie dano nam nic wzi
ąć
wie
ź
li nam trocha
ż
ywno
ś
ci to nie chcieli rodziców sowieci i
ż
ydzi pó
ś
ci
ć
blisku
wagonów to my z wielkim kszykiem i płaczem wyskakiwali
ś
my z wagonów nie zwa
ż
aj
ą
c na strasz bo
jusz wszystko jednu
ż
eby tylko wzi
ąść
ż
ywno
ść
dla naszych dzieci tak w nast
ę
pn
ą
noc uciekli ze
Lwowa z nami, było nas w tym wagonie pi
ęć
dziesi
ą
t 8. osób - jak ruszyli ze Lwowa to tak jak djable
grzeszny dusze porywaj
ą
do piekła, tak sowiecie z Polakami do rosje, my my
ś
leli
ż
e te wagony z szyn
powyskakuj
ą
tak uciekali przed sam
ą
granic
ą
dopiero oddychn
ę
li ze swoj
ą
zdobycz
ą
(Zachowania
pisownia oryginału, cyt. za W czterdziestym... op.cit., s. 30).
Stanisław Olejnik pisał w li
ś
cie do redakcji wychodz
ą
cego w Stanach Zjednoczonych "Nowego
Dziennika" (5 listopada 1992 r.) o tym, jak u
ż
yto do deportacji Polaków w 1940 r. sowieckiej milicji
składaj
ą
cej si
ę
przewa
ż
nie z
ś
ydów i Ukrai
ń
ców (...). Akcj
ę
rozpocz
ę
to 10 lutego 1940 r. Zaskoczonej
osadzie lub mieszka
ń
com domu na wsi dano pół godziny na zebranie si
ę
, po czym ładowano
wszystkich na sanie lub do ci
ęż
arowych samochodów i w trzaskaj
ą
cy mróz dowieziono do stacji
kolejowej. Brano starców i niemowl
ę
ta, kaleki (...). Sp
ę
dzano z łó
ż
ek rodz
ą
ce kobiety, ci
ą
gni
ę
to
obło
ż
nie chorych i sparali
ż
owanych. Mo
ż
na sobie wyobrazi
ć
, co my
ś
leli pó
ź
niej ci Polacy, którzy
prze
ż
yli wywózk
ę
o swych prze
ś
ladowcach z sowieckiej milicji.
Warto przypomnie
ć
równie
ż
opis deportacji, widzianej oczyma dziecka (12-letniego wówczas Jana A.
W relacji po uwolnieniu z sowieckiej zsyłki Jan A. wspominał: Dnia 12 VI 1941 r. o godzinie 6.00 rano,
gdy mamusia przyszła z pracy, dom nasz obst
ą
pili bolszewicy. Do domu wszedł
ś
yd Szerman z
pi
ę
cioma enkawudzistami. Nam kazano siedzie
ć
na kanapie. Gdy zrobiono rewizj
ę
, wtedy kazano
nam si
ę
pakowa
ć
. Powiedziano nam,
ż
e nas przesiedlaj
ą
w inne miejsce, bo nasz dom zajmuj
ą
ż
ołnierze bolszewiccy. Po niejakim
ś
czasie podjechały wozy i nas zawieziono na stacj
ę
. Tam
zobaczyłem szereg wagonów w liczbie 70. Okna zakratkowane (...). Odrazu zrozumiałem,
ż
e nas
oszukano (...). W wagonie razem z nami było 60 osób. W wagonie było bardzo gor
ą
co. Wody niebyło
nawet po trzydni. Starcy i dzieci mdlały z gor
ą
ca. Tylko na wi
ę
kszych stacjach do stawali
ś
my jedno
wiadro wody, która została od razu rozchwytana. Po dwu tygodniach takiej ci
ęż
kiej jazdy dojechali
ś
my
do miasta Nowo-Sybirska (zachowana pisownia oryginału, cyt. za W czterdziestym..., op.cit., s. 82-
83).
Gehenna rodziny Wróblewskich
Cz
ę
stokro
ć
jeden donos decydował o gehennie całej polskiej rodziny, która została w rezultacie
denuncjacji skazana na deportacj
ę
na Syberi
ę
. Nader typowa pod tym wzgl
ę
dem była historia
opowiedziana we wspomnieniach Wiesława Wróblewskiego, który jako młody chłopak został
wywieziony wraz z matk
ą
i paru innymi osobami na Syberi
ę
na skutek bezwzgl
ę
dnego
ż
ydowskiego
donosu. Wiesław Wróblewski mieszkał wraz z rodzicami w niedu
ż
ej miejscowo
ś
ci Orla, wsi o
małomiasteczkowym charakterze zabudowy. Jego ojciec był kierownikiem miejscowej
siedmioklasowej szkoły, był niegdy
ś
te
ż
legionist
ą
. To wszystko stało si
ę
podstaw
ą
skierowanego
przeciwko niemu wyrafinowanego donosu młodego
ś
yda, byłego ucznia rodziców W. Wróblewskiego.
Podczas zebrania mieszka
ń
ców młody
ś
yd otwarcie zwrócił si
ę
do sowieckiego funkcjonariusza w
mundurze, mówi
ą
c: Towarzyszu komandir! Gra
ż
danin Wróblewski to dobry człowiek, dobry
30
nauczyciel. Uczył nas mówi
ć
po polsku, uczył historii. Mówił o wyprawie Piłsudskiego na Kijów, której
był uczestnikiem. W bitwie został ranny, był u was w niewoli. Za zasługi otrzymał Krzy
ż
Niepodległo
ś
ciowy. Ka
ż
dego roku 3 maja i 11 listopada ładnie przemawiał. On tu dzisiaj milczy, ale jak
go doprowadzicie na komend
ę
, to on wam wszystko powie. To bardzo uczciwy człowiek (cyt. za
wspomnieniami W. Wróblewskiego Byłem małym wrogiem ludu w ksi
ąż
ce Sybiracy Podkarpacia,
praca zbiorowa, Krosno 1998, s. 243).
Na skutki wyszukanej denuncjacji młodego
ś
yda nie trzeba było długo czeka
ć
. W nocy 20 czerwca
1941 r. aresztowano ojca Wiesława Wróblewskiego - Tadeusza Wróblewskiego i osadzono w
białostockim wi
ę
zieniu. Jego
ż
on
ę
, córk
ę
, syna i te
ś
ciow
ą
wywieziono za
ś
na Syberi
ę
(por. tam
ż
e, s.
244). Jechali w strasznych warunkach. Jak opowiadał Wiesław Wróblewski: Na stacji kolejowej Bielsk
Podlaski załadowano nas, czterdzie
ś
ci par
ę
osób do jednego wagonu, który tym si
ę
ró
ż
nił od
bydl
ę
cego,
ż
e na
ś
rodku na podłodze miał dziur
ę
- to ubikacja, a po jej bokach drewniane nary - to
łó
ż
ka. Dwa małe zakratowane okienka niewiele przepuszczały
ś
wiatła, a jeszcze mniej powietrza. Po
zasuni
ę
ciu i zaryglowaniu drzwi w ten czerwcowy upalny dzie
ń
w wagony zapanował straszliwy
zaduch. Chciało si
ę
pi
ć
, lecz wody nie dano. Po południu poci
ą
g wyruszył w nieznany, cho
ć
tragicznie
spleciony z losami wielu Polaków
ś
wiat - Sybir. Ludzie płakali, mdleli, modlili si
ę
, prosz
ą
c o ratunek i
lito
ść
. Nie było wybawienia. Poci
ą
g jechał na Wschód (por. tam
ż
e, s. 244).
Jak dalej wspominał Wiesław Wróblewski, po dojechaniu w gł
ą
b Ałtajskiego Kraju: Zakwaterowano
nas w budynku przeznaczonym do chowu ciel
ą
t i młodego bydła. Usuni
ę
cie odchodów zwierz
ę
cych
oraz wy
ś
cielenie posadzki
ś
wie
ż
ym sianem nie zlikwidowało smrodu pochodz
ą
cego z gnij
ą
cych
resztek kału i moczu (...). Byłem małym, nieletnim wrogiem ludu, ale miałem ju
ż
lat trzyna
ś
cie i
zgodnie z prawem zostałem robotnikiem sowchozu (por. tam
ż
e, s. 245).
Czy młody
ś
yd-donosiciel zdawał sobie w pełni spraw
ę
, jak
ą
długotrwał
ą
gehenn
ę
zgotował sw
ą
denuncjacj
ą
całej polskiej rodzinie? A mo
ż
e to był tylko jego pierwszy pomy
ś
lny start do całej serii
donosów w słu
ż
bie NKWD czy UB?
W oczach samych
ś
ydów
Niektórzy autorzy
ż
ydowscy nie ukrywali swego oburzenia na stopie
ń
bezwzgl
ę
dno
ś
ci demonstrowany
przez ich zbolszewizowanych rodaków w sowieckiej słu
ż
bie. Na przykład Max Wolfshau-Dinkes,
sk
ą
din
ą
d bardzo nieprzychylnie nastawiony do Polaków, przyznawał,
ż
e
ż
ydowscy komuni
ś
ci
zdecydowanie przebijali wszystkich swym skrajnym fanatyzmem. Pisał: (...) Musz
ę
wyzna
ć
,
ż
e
uznałem zachowanie
ż
ydowskich komunistów podczas sowieckiej okupacji za straszliwie
odpychaj
ą
ce; oni odznaczali si
ę
zbyt brutaln
ą
postaw
ą
wobec zatrudniaj
ą
cych ich wła
ś
cicieli. Polacy i
ukrai
ń
scy pracownicy nie denuncjowali zatrudniaj
ą
cych ich wła
ś
cicieli jako wyzyskiwaczy tak,
ż
eby
mo
ż
na było znacjonalizowa
ć
ich przedsi
ę
biorstwa, a ich samych posła
ć
na Syberi
ę
.
ś
ydowscy
komuni
ś
ci nie mieli
ż
adnych waha
ń
w tym wzgl
ę
dzie (M. Wolfshau-Dinkes Echec et mat. Recit d'un
survivant de Przemy
ś
l en Galicie, Paris 1983, s. 22).
Inny
ż
ydowski autor Yitzhak Arad bez ogródek pisał o wielkiej roli odegranej przez
ż
ydowskich
aparatczyków komunistycznych w przeprowadzonej przez Sowietów wielkiej akcji deportowania
Polaków z Litwy na Syberi
ę
i do Kazachstanu. Pisał: i
ż
w
Ś
wi
ę
cianach podczas nocy 14 czerwca 1941
r. miasto było zaszokowane, gdy NKWD i członkowie milicji zabrali setki ludzi z ich domów i umie
ś
cili
w wi
ę
zieniach. Wi
ę
kszo
ść
aresztowanych stanowili urz
ę
dnicy polskiego rz
ą
du, obszarnicy, oficerowie
polskiej armii... Tej nocy podobne akcje miały miejsce na terenie całej Litwy; blisko 30 000 tysi
ę
cy
ludzi całymi rodzinami zostało aresztowanych i deportowanych na Syberi
ę
i do Kazachstanu.
ś
ydzi
grali relatywnie wielk
ą
rol
ę
w komunistycznym aparacie partyjnym który stał za t
ą
akcj
ą
(według tekstu
Y. Arad The Partisan: From the Vallev of Death to Mount Zion, New York 1979, s. 216 cytowanego w
szkicu M. Paula Jewish-Polish Relations in Soviwet-Occupied Eastern Poland 1939-1941 w: The Story
on Two Shtetl. Bra
ń
sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, cz. 2, s. 216).
c.d.n
Panoszyli si
ę
w administracji
Wspomnienia z bardzo licznych miast kresowych odzwierciedlaj
ą
wci
ąż
te same, do znudzenia
wr
ę
cz powtarzaj
ą
ce si
ę
fakty - ogromny pocz
ą
tkowy entuzjazm prosowiecki okazywany przez
miejscowych
ś
ydów i ich nagłe przyspieszone awanse na same szczyty lokalnej hierarchii.
W wydanych przez
ś
ydowski Instytut Historyczny Studiach z dziejów
ś
ydów przytoczono zawart
ą
w
Archiwum Ringelbluma ocen
ę
ś
ydówki z Grodna: Poło
ż
enie
ś
ydów na terenach polskich zaj
ę
tych
przez Sowiety było nader pomy
ś
lne. Dzi
ę
ki swojemu wrodzonemu sprytowi i zdolno
ś
ciom potrafili oni
sobie uło
ż
y
ć
ż
ycie, jak najdogodniej (...). Bardziej wpływowych Polaków oraz takich, którzy zajmowali
przed wojn
ą
wa
ż
niejsze stanowiska, bolszewicy wywie
ź
li w gł
ą
b Rosji, wszelkie za
ś
urz
ę
dy obsadzali
przewa
ż
nie
ś
ydami i im powierzali wsz
ę
dzie kierownicze funkcje. Z tych wzgl
ę
dów ludno
ść
polska
31
ustosunkowywała si
ę
na ogół bardzo wrogo, wytworzyła si
ę
nienawi
ść
o wiele jeszcze silniejsza ni
ż
była przed wojn
ą
(por. A.
ś
bikowski
ś
ydzi polscy pod okupacj
ą
sowieck
ą
1939-1941 w: Studiach z
dziejów
ś
ydów w Polsce, Warszawa 1995, t. 2, s. 65).
Podobny pogl
ą
d znajdujemy w zamieszczonej w tych
ż
e zbiorach opinii
ś
ydówki z Wilna,
stwierdzaj
ą
cej: Bolszewicy na ogół przychylnie odnosili si
ę
do
ś
ydów, mieli do nich zupełne zaufanie i
byli pewni ich całkowitej sympatii i zaufania. Z tego powodu obsadzili
ś
ydami wszystkie kierownicze i
odpowiedzialne stanowiska, nie powierzaj
ą
c ich Polakom, którzy je dawniej zajmowali (por. tam
ż
e, s.
65).
Podobn
ą
ocen
ę
znajdujemy równie
ż
w przytoczonym przez Jana Tomasza Grossa
ż
ydowskim
ś
wiadectwie ze Lwowa: Musz
ę
zaznaczy
ć
,
ż
e
ś
ydzi zaj
ę
li od pierwszej chwili wi
ę
kszo
ść
stanowisk w
urz
ę
dach sowieckich (cyt. za W czterdziestym nas Matko na Sibir zesłali, Polska a Rosja 1939-1942,
wybór i oprac. J.T. Gross i I. Grudzi
ń
ska Gross, Warszawa 1989, s. 29). Równie
ż
z
ś
ółwi naoczny
ż
ydowski
ś
wiadek podawał,
ż
e: Rosjanie opieraj
ą
si
ę
głównie na elemencie
ż
ydowskim przy
obsadzaniu stanowisk (por. tam
ż
e, s. 29).
Dali całkowit
ą
władz
ę
miejscowym
ś
ydom
W polskich
ś
wiadectwach z tego okresu wyłania si
ę
identyczny obraz - zdominowanie administracji
przez
ś
ydów cz
ę
stokro
ć
całkowite, w innych przypadkach do spółki z Ukrai
ń
cami lub Białorusinami.
Zawsze jednak przy całkowitym lub niemal całkowitym "oczyszczeniu" administracji z Polaków,
traktowanych przez Sowietów en general, jako element podejrzany. Były uczestnik obrony Grodna,
wspominał po latach w relacji przygotowanej w lutym 1989 r., i
ż
: W pierwszych miesi
ą
cach Sowieci
dali całkowit
ą
władz
ę
miejscowym
ś
ydom. I tak przychodzili
ś
ydzi do nas, do wsi, jako milicja czy
NKWD i tak mówili do nas młodych: "Ty chodził bi
ć
si
ę
za Panów, ja ciebie, job twoju ma
ć
, dam twoja
Polska" (cyt. za wyborem dokumentów w ksi
ąż
ce R. Szawłowskiego Wojna polsko-sowiecka 1939,
Warszawa 1995, t. 2, s. 66).
Doktor ordynator Wadiusz Kiesz tak wspominał z czasów swojej młodo
ś
ci zmonopolizowanie władzy
w jego rodzinnym Boremlu przez
ś
ydów po 17 wrze
ś
nia 1939 r.: Po obj
ę
ciu władzy przez Sowietów w
miasteczku ukonstytuował si
ę
komitet miejski partii, gdzie narodowo
ś
ciowy skład był jednolity -
ż
ydowski. Od tej bezpo
ś
redniej władzy zale
ż
ało wiele - kogo deportowa
ć
, kogo odpowiednio
zaopiniowa
ć
, kogo wreszcie zaszeregowa
ć
do tej czy innej szuflady (por. dr W. Kiesz Od Boremla do
Chicago, Starachowice 1999, s. 66).
Karol Liszewski (prof. Ryszard Szawłowski) pisał,
ż
e równie
ż
w Nadwórnej, gdzie wojska sowieckie
pojawiły si
ę
22 wrze
ś
nia 1939 r., cał
ą
administracj
ę
miasta obj
ę
li miejscowi
ś
ydzi (por. K. Liszewski
(R. Szawłowski) Wojna polsko-sowiecka 1939 r., Londyn 1988, s. 156).
Ameryka
ń
ski historyk Richard C. Lukas podaje, i
ż
: Jeden z raportów oceniał,
ż
e 75 proc. administracji
wysokiego szczebla we Lwowie, Białymstoku i Łucku podczas sowieckiej okupacji składało si
ę
z
ś
ydów (według R.C. Lukasa Zapomniany Holocaust, Kielce 1995, s. 164).
Wszyscy Polacy uznani za "potencjalnych wrogów"
Warto przytoczy
ć
w tym kontek
ś
cie równie
ż
ś
wiadectwo Zbigniewa Romaniuka z Bra
ń
ska. Trudno go
pos
ą
dzi
ć
o niech
ęć
do
ś
ydów, od wielu lat znany jest z troski o odszukiwanie i piel
ę
gnowanie
ś
ladów
przeszło
ś
ci
ż
ydowskiej w Bra
ń
sku. Jego zainteresowanie zwi
ą
zkami polsko-
ż
ydowskimi i gotowo
ść
do
dialogu ze
ś
rodowiskami
ż
ydowskimi została nawet skrajnie nadu
ż
yta przez
ż
ydowskiego re
ż
ysera
Mariana Marzy
ń
skiego. Oszukawszy Romaniuka co do swoich prawdziwych intencji, nakr
ę
cił on przy
jego nie
ś
wiadomej pomocy skrajnie antypolski film Shtetl. Tym bardziej godne uwagi s
ą
opinie
zawarte w dobrze udokumentowanej pracy Romaniuka na temat roli
ś
ydów w sowietyzowaniu
Bra
ń
ska po 17 wrze
ś
nia 1939 r. Romaniuk pisał: Prawie wszystkie stanowiska kierownicze w mie
ś
cie
obsadzono miejscowymi
ś
ydami lub przybyłymi Białorusinami i Rosjanami.
W ko
ń
cu pa
ź
dziernika i w listopadzie 1939 r. przeprowadzono szeroko zakrojon
ą
akcj
ę
nacjonalizacji i
kolektywizacji własno
ś
ci prywatnej, pa
ń
stwowej i spółdzielczej. Jeden z miejscowych
ś
ydów - Alter
Trus, dokonał opisu tamtych wydarze
ń
: "Powstała nowa uprzywilejowana klasa. Na sklepikarzy
patrzono jak na bur
ż
uazj
ę
, która trzeba niszczy
ć
. Najwa
ż
niejszymi w mie
ś
cie zostaj
ą
Welwl
Pulsza
ń
ski, Benie Fajwel Szustels, Ryfcie Pytlak - starzy komuni
ś
ci przył
ą
czaj
ą
si
ę
do nich Szepsel
Preiser i Chaje Man. Oni zajmuj
ą
si
ę
nacjonalizacj
ą
bra
ń
skiej bur
ż
uazji". Dalej przytoczone s
ą
przykłady nadu
ż
y
ć
popełnianych przy wykonywaniu czynno
ś
ci słu
ż
bowych przez nadgorliwych i
niezbyt uczciwych urz
ę
dników, głównie pochodzenia
ż
ydowskiego i białoruskiego. Cechowała ich
dwulicowo
ść
. Zasłaniaj
ą
c si
ę
celami wy
ż
szymi i dobrem ogólnospołecznym: "...ze sklepów zabieraj
ą
towary, szukaj
ą
pieni
ę
dzy, poszukuj
ą
kosztowno
ś
ci, które pchaj
ą
do kieszeni. To jest ich zapłata za
nacjonalizacj
ę
. Pami
ą
tka musi zosta
ć
! Lepsze towary chowaj
ą
po znajomo
ś
ci, aby pó
ź
niej je
sprzeda
ć
. Czynili tak Welwl Pulsza
ń
ski i jego
ż
ona w sklepach Elko Gotliba i syna Lejzera Rubina. To
samo robili u Motla Konopiatego Szepsel Preiser i Chaje Man. Konopiaty protestował,
ż
e nie podlega
nacjonalizacji. Gdy sprawa si
ę
wyja
ś
niła i towar trzeba było odda
ć
, okazało si
ę
,
ż
e zagin
ą
ł. Kto miał
32
dobre stosunki z Szepselem Preiserem i Pulsza
ń
skim nie musiał niczego si
ę
obawia
ć
". Przykłady te
dobrze obrazuj
ą
sposoby wprowadzania nowych zasad ustrojowych(...). Nowy aparat urz
ę
dniczy
wszystkich Polaków traktował jako potencjalnych wrogów, d
ążą
c do sowietyzacji ludzi podatnych na
idee komunistyczne i wyniszczenia patriotów. Sytuacja taka miała bardzo du
ż
y wpływ na
kształtowanie nastrojów w
ś
ród Polaków i cz
ęś
ci
ś
ydów, nie kolaboruj
ą
cych z okupantami (por. Z.
Romaniuk 21 miesi
ę
cy władzy sowieckiej w Bra
ń
sku, "Ziemia Bra
ń
ska" 1995, s. 79, 84).
Rz
ą
dz
ą
ju
ż
ś
ydzi i Ukrai
ń
cy
Piotr
ś
aro
ń
w naukowej syntezie historii ludno
ś
ci polskiej w ZSRR w czasach II wojny
ś
wiatowej
jednoznacznie akcentował wyra
ź
ne zdominowanie administracji na dawnych Kresach Wschodnich II
RP przez
ś
ydów i Ukrai
ń
ców po 17 wrze
ś
nia 1939 r. Pisał: Okres II (grudzie
ń
1939 - stycze
ń
1940)
obfitował w wa
ż
kie decyzje (...). Na terenach zachodniej Ukrainy, w urz
ę
dach i sklepach wprowadzono
j
ę
zyk ukrai
ń
ski i
ż
ydowski jako obowi
ą
zkowy. Podobnie j
ę
zyk białoruski i
ż
ydowski na terenach
zachodniej Białorusi (...). Po wyborach j
ę
zyki ukrai
ń
ski i
ż
ydowski dominowały w urz
ę
dach i szkołach.
Stanowiska w urz
ę
dach obejmowała głównie ludno
ść
ukrai
ń
ska i
ż
ydowska. Usuwano urz
ę
dników
polskich (...). Usuni
ę
te zostały polskie napisy z reklam handlowych i z urz
ę
dów. Nast
ą
piła zmiana
polskich nazw ulic (...). Powołano milicj
ę
, w skład której wchodzili pocz
ą
tkowo pracownicy miejscowi,
głównie narodowo
ś
ci ukrai
ń
skiej i
ż
ydowskiej - w rejonach wł
ą
czonych do Ukrai
ń
skiej SRR, a
narodowo
ś
ci białoruskiej i
ż
ydowskiej - na terenach wł
ą
czonych do Białoruskiej SRR. W s
ą
dach
cywilnych zatrudnieni byli tak
ż
e dawni pracownicy - Polacy, nowi pracownicy to głównie
ś
ydzi, w
niewielkiej liczbie Ukrai
ń
cy czy Białorusini (por. P.
ś
aro
ń
Ludno
ść
polska w Zwi
ą
zku Radzieckim w
czasie II wojny
ś
wiatowej, Warszawa 1990, s. 99-101).
Opinia Romaniuka o traktowaniu przez kieruj
ą
cych Bra
ń
skiem
ś
ydów wszystkich Polaków jako
"potencjalnych wrogów" wyra
ż
ała bardziej generalny nastrój czy trend owych czasów. Jak to wyraziła
ś
ydówka z Grodna w swej relacji: Gdy Bolszewicy wkroczyli na tereny polskie, odnie
ś
li si
ę
oni z du
żą
nieufno
ś
ci
ą
do ludno
ś
ci polskiej i z pełnym zaufaniem do
ś
ydów (cyt. za W czterdziestym..., op. cit., s.
29).
Były kierownik szkoły powszechnej Edwaryst Leopold H., w pa
ź
dzierniku 1939 r. przebywaj
ą
cy na
dawnym miejscu pracy zawodowej w Dmytrowie pow. Radziechów, woj. tarnopolskie, relacjonował, i
ż
obj
ę
cie władzy przez Sowietów zaznaczyło si
ę
: "kokietowaniem
ś
ydów i cz
ęś
ciowo Ukrai
ń
ców mniej
u
ś
wiadomionych narodowo (...).
ś
ydów wyd
ź
wigano na urz
ę
dy (skarbowo
ść
, s
ą
downictwo, milicja,
szkolnictwo, poczta, starostwo itd. oraz organizuj
ą
c z nich wywiad na wsi i w mie
ś
cie)" (według W
czterdziestym... op. cit., s. 291).
Kazimierz Krajewski w monografii dziejów Armii Krajowej na ziemi nowogródzkiej pisał,
ż
e: Miejscowe
elementy komunistyczno-wywrotowe wzi
ę
ły udział w instalowaniu w terenie władz sowieckich,
organizuj
ą
c rady wiejskie-sielsowiety. Obsadzano je w wi
ę
kszo
ś
ci aktywem komunistycznym,
zło
ż
onym z Białorusinów i
ś
ydów (por. K. Krajewski Na ziemi nowogródzkiej, "Nów" - Nowogródzki
Okr
ę
g Armii Krajowej, Warszawa 1997, s. 9).
Obraz całkowitego zdominowania administracji na Kresach przez
ś
ydów i Ukrai
ń
ców wyłania si
ę
równie
ż
ze wspomnie
ń
zwi
ą
zanego z polsk
ą
konspiracj
ą
Feliksa Gonczy
ń
skiego. W ksi
ąż
ce Raj
proletariacki Gonczy
ń
ski opisywał: Stanisławów tonie w sloganach propagandowych. Nieomal na
ka
ż
dej chałupie
ż
ydowskiej wisi czerwona chor
ą
giew i hołdowniczy transparent "Niech
ż
yje m
ą
dry
Stalin". Po mie
ś
cie kr
ążą
g
ę
sto patrole milicji. Milicjanci w ubraniach cywilnych; oznak
ą
urz
ę
dow
ą
jest
karabin naje
ż
ony bagnetem, czerwona opaska zaopatrzona w napis i olbrzymi
ą
piecz
ęć
z godłem
sowieckim. Milicja składa si
ę
w przewa
ż
aj
ą
cej mierze z
ś
ydów i Ukrai
ń
ców. Du
ż
o elementu
przest
ę
pczego.
W fabrykach rz
ą
dz
ą
Rady Robotnicze. Na czele Rad Robotniczych stoj
ą
zaufani wysłannicy partyjni z
Rosji, niekiedy za
ś
miejscowi robotnicy narodowo
ś
ci
ż
ydowskiej. Stanowiska administracyjne w
urz
ę
dach i fabrykach zagarn
ę
li
ś
ydzi wespół z Ukrai
ń
cami. Polakom pozostawiono funkcje posługaczy
i robotników. (...) Lwów wygl
ą
da ju
ż
zupełnie inaczej ni
ż
w grudniu. Wra
ż
enie raczej przygn
ę
biaj
ą
ce.
Rz
ą
dz
ą
ju
ż
ś
ydzi i Ukrai
ń
cy. Ci z polskiej inteligencji, których jeszcze nie aresztowano, pozapuszczali
długie brody i sp
ę
dzaj
ą
czas w ogonkach po chleb lub wyprzedaj
ą
si
ę
z odzie
ż
y na Placu Krakowskim.
Najbardziej po
żą
danym przedmiotem handlu jest zegarek na r
ę
k
ę
(por. F. Gonczy
ń
ski Raj
proletariacki, Londyn 1940, s. 17, 22).
Warto przypomnie
ć
równie
ż
fragment wspomnie
ń
byłego
ż
ołnierza Armii Krajowej Witolda
Andruszkiewicza (ps. "Agawa"), odnosz
ą
cy si
ę
do wydarze
ń
bezpo
ś
rednio po 17 wrze
ś
nia 1939 r.:
Społeczno
ść
ż
ydowska miasteczka (Ejszyszek - J.R.N.) w swej ogromnej wi
ę
kszo
ś
ci przyj
ę
ła
wkraczaj
ą
c
ą
do Polski Armi
ę
Czerwon
ą
z otwartymi ramionami, aktywnie demonstruj
ą
c sw
ą
rado
ść
z
komunistycznego "wyzwolenia".
ś
ydzi te
ż
obsadzili z miejsca wi
ę
kszo
ść
stanowisk w miejscowej
administracji i władzach bezpiecze
ń
stwa. Cze
ść
młodzie
ż
y
ż
ydowskiej, około 100 osób, wyjechała do
Radunia, Lidy i innych miasteczek w tzw. Zachodniej Białorusi, czyli na wschodnich ziemiach
33
Rzeczypospolitej, obsadzaj
ą
c bardziej eksponowane i intratne stanowiska. Była to oczywi
ś
cie
młodzie
ż
w pełni akceptuj
ą
ca okupacj
ę
wschodniej Polski przez Sowiety (por. W. Andruszkiewicz
Holocaust
ś
ydów w Ejszyszkach, "Głos Polski" (Toronto), 1 lutego 1997 r.). Warto zauwa
ż
y
ć
,
ż
e
autora tego
ś
wiadectwa trudno pos
ą
dzi
ć
o jakiekolwiek anty
ż
ydowskie uprzedzenia - w przewa
ż
aj
ą
cej
cz
ęś
ci swego tekstu skupia si
ę
na przejmuj
ą
cych opisach zagłady
ś
ydów w Ejszyszkach.
Samobójstwo polskiego dyrektora banku
Cz
ę
stokro
ć
"oczyszczanie" administracji z Polaków na rzecz nowych urz
ę
dników, przewa
ż
nie
ś
ydów,
prowadzono w bardzo bezwzgl
ę
dny sposób. Dochodziło do przypadków wr
ę
cz tragicznych - jak
ś
wiadczy historia opisana przez Karola Liszewskiego (prof. Ryszarda Szawłowskiego) w ksi
ąż
ce o
wojnie polsko-sowieckiej 1939 r.: Jednocze
ś
nie władze administracyjne sowieckie przy pomocy
miejscowych komunistów, przewa
ż
nie
ś
ydów, rozpocz
ę
ły obejmowa
ć
polskie instytucje
administracyjne, gospodarcze, a przede wszystkim finansowe. Zdarzył si
ę
przy tym, przy obejmowaniu
Banku Polskiego, tragiczny wypadek. Władze sowieckie
żą
dały od dyrektora oddziału,
ś
p. Oskwarka-
Sierosławskiego, wydania złota i walut, które przed opuszczeniem Wilna zabrał ze sob
ą
wojewoda
Maruszewski; w po
ś
piechu nie wystawiono nale
ż
ytego pokwitowania.
Gdy dyrektor nie mógł wypełni
ć
zadania władz sowieckich, został aresztowany i przewieziony do
województwa, gdzie w warunkach bli
ż
ej nie wyja
ś
nionych popełnił samobójstwo, rzucaj
ą
c si
ę
z
drugiego pi
ę
tra na bruk podwórka. Tragiczna
ś
mier
ć
dyrektora Oskwarka-Sierosławskiego, człowieka
gł
ę
boko wierz
ą
cego, który stał na czele Akcji Katolickiej w Wilnie, wywołała w mie
ś
cie gł
ę
bokie
wra
ż
enie ( por. K. Liszewski [R. Szawłowski] Wojna polsko-sowiecka 1939 r., Londyn 1988, s. 33).
Fałsze i prawda o roli
ś
ydów w kolaboranckiej administracji
Zmuszony jestem do gro
żą
cego jednostajno
ś
ci
ą
wywodu powtarzania konkretnych przykładów o
dominuj
ą
cej roli
ś
ydów w administracji przeró
ż
nych miejscowo
ś
ci, bo ostatnio spotykamy si
ę
ze
skrajnymi, wr
ę
cz wybielaj
ą
cymi
ś
ydów kłamstwami na ten temat. Prawdziwy prym pod tym wzgl
ę
dem
wodzi, jako niebywały fałszerz historii, Jan T. Gross, który teraz kłamie w zaparte, nie pami
ę
taj
ą
c czy
nie chc
ą
c pami
ę
ta
ć
o tym,
ż
e sam niegdy
ś
zamieszczał fakty dowodnie przecz
ą
ce jego dzisiejszym
wywodom i konkluzjom. Dzi
ś
Jan T. Gross zapewnia - w sprzeczno
ś
ci z ogromn
ą
faktografi
ą
, i
ż
rzekomo
ś
ydzi s
ą
wymieniani w obsadzie lokalnych organów władzy bardzo rzadko (por. J.T. Gross
Upiorna dekada. Trzy eseje o stereotypach
ś
ydów, Polaków, Niemców i komunistów 1939-1945,
Kraków 1998, s. 78).
Ze wzgl
ę
du na fakt,
ż
e upowszechniaj
ą
ca te banialuki ksi
ąż
ka Grossa była prawdziwie fetowana w
michnikowskiej "Gazecie Wyborczej" z 31 lipca - 1 sierpnia 1999 r. i w katolickiej (!) "Wi
ę
zi" (z lipca
1999 r.) zmuszony jestem przytoczy
ć
jeszcze gar
ść
uczciwych
ż
ydowskich
ś
wiadectw na ten temat,
których "nie chc
ą
pami
ę
ta
ć
" nasi, jak
ż
e pot
ęż
ni wybielacze zachowania
ś
ydów na Kresach. Kto
ś
,
komu ró
ż
ne krytyczne polskie
ś
wiadectwa na ten temat wydaj
ą
si
ę
nie do
ść
przekonywuj
ą
ce, niech
dowodnie przekona si
ę
o ich prawdzie poprzez konfrontacj
ę
z relacjami samych
ś
ydów -
ś
wiadków
owych lat. Na przykład Henryk Reiss, obecnie mieszkaniec Izraela, tak wspominał pierwsze lata
rz
ą
dów sowieckich we Lwowie (1939-1941): Dziewi
ęć
dziesi
ą
t procent urz
ę
dników naszego
zjednoczenia stanowili
ś
ydzi. Podobna sytuacja istniała we wszystkich innych zjednoczeniach i
kooperatywach spółdzielczych na terenie Lwowa, obejmuj
ą
cych wszystkie gał
ę
zie przemysłu,
produkcji i handlu (por. H. Reiss Z deszczu pod rynn
ę
... Wspomnienia polskiego
ś
yda, Warszawa
1993, s. 41).
Bardzo wymowne
ś
wiadectwo na ten temat przynosz
ą
równie
ż
wspomnienia
ś
yda ze Słonimia (miasta
powiatowego w województwie nowogródzkim) - Nacuma Alperta:
ś
ydzi Słonimia witali Armi
ę
Czerwon
ą
z rado
ś
ci
ą
i ulg
ą
, jakby wyczuwaj
ą
c,
ż
e oznacza
ć
to b
ę
dzie koniec polskiego
antysemityzmu (...).
ś
adnej wi
ę
cej degradacji
ż
ydowskiego honoru (...).
ś
ydzi Słonimia powitali
sowieckie czołgi kwiatami. W tamtych szcz
ęś
liwych chwilach marzyli
ś
my,
ż
e sło
ń
ce Stalina b
ę
dzie
zawsze ogrzewa
ć
i o
ś
wietla
ć
ż
ycie biednym ludziom pracuj
ą
cym i prowadzi
ć
ich na jasne drogi
prawdziwej sprawiedliwo
ś
ci narodowej i społecznej (por. N. Alpert The Destruction of Slonim Jewry,
New York 1990, s. 9-10).
ś
ydów Słonimia błyskawicznie "odpowiednio" wynagrodzono za poparcie sowieckiego okupanta.
Według Nachuma Alperta, na czele tymczasowej administracji miasta Słonimia stan
ą
ł
ś
yd z Mi
ń
ska
Matwej Kołotow. Jak pisał sam Nachum Alpert, Kołotow miał raczej prostacki wygl
ą
d. Zainstalował
swój urz
ą
d w starostwie i w prywatnych rozmowach nie ukrywał swej dumy z tego,
ż
e urodził si
ę
w
rodzinie proletariackiej. - "Mój ojciec jest izwoszczikiem" (wo
ź
nic
ą
) - chwalił si
ę
cał
ą
sił
ą
swego głosu. I
nie mo
ż
na go było lekcewa
ż
y
ć
. Cały
ś
wiat był w jego r
ę
kach (por. tam
ż
e, s. 10). Na czele
zorganizowanej przez Kolotowa "Gwardii Robotniczej", maj
ą
cej pilnowa
ć
"porz
ą
dku" w mie
ś
cie,
postawiono innego
ś
yda - Chaima Chomskyego, weterana partii komunistycznej. W czasie wyborów
do władz "ludowych" w Białymstoku pod koniec 1939 r. Chaim Chomsky został wybrany jako delegat
miasta Słonimia.
34
Inny
ż
ydowski autor, Weiss, oceniał: Od pierwszych dni sowieckich rz
ą
dów
ś
ydzi zostali wchłoni
ę
ci w
administracj
ę
pa
ń
stwow
ą
, razem ze wszystkimi jej odgał
ę
zieniami, bez
ż
adnych ogranicze
ń
i byli tam
reprezentowani w stopniu przekraczaj
ą
cym ich proporcje w całej ludno
ś
ci. Niektórzy utrzymuj
ą
,
ż
e to
wzgl
ę
dy polityczne miały swój udział we wł
ą
czeniu relatywnie wysokiej proporcji
ś
ydów do sowieckiej
administracji. Sowieci widzieli w
ś
ydach element lojalny wobec nowych władz, a czasami nawet
sympatyczny dla nich. Sowieci byli
ś
wiadomi wrogiej postawy Polaków, która wynikała z długotrwałej
wrogo
ś
ci Pa
ń
stwa Polskiego i ZSRR, a specjalnie od wej
ś
cia Armii Czerwonej do Wschodniej Polski w
punkcie kulminacyjnym rozpaczliwej wojny Polaków z Niemcami w połowie wrze
ś
nia 1939 r. Podobna
sytuacja była w
ś
ród Ukrai
ń
ców, którzy byli przepojeni silnymi nastrojami nacjonalistycznymi. Te fakty
były dobrze znane władzom sowieckim, gdy one zacz
ę
ły obsadza
ć
machin
ę
administracyjn
ą
, której
głównym celem było realizowanie sowieckiej polityki i wspieranie ustanawiania nowego ustroju. W ten
sposób
ś
ydzi, by
ć
mo
ż
e bardziej ni
ż
dwa inne narody w Galicji Wschodniej, odpowiadali wymaganiom
władz.
ś
ydzi w tym czasie nie mieli takich politycznych ambicji, które mogłyby wzbudzi
ć
podejrzenia
Sowietów czy da
ć
im powody do zachowania si
ę
wobec nich z rezerw
ą
(cyt. za Polonszky, s. 20).
ś
ydowscy autorzy pisz
ą
cy o sytuacji w małym miasteczku Jody koło Brasławia, relacjonowali: NKWD
szybko stworzyło klimat strachu w Jody. Kilku naszych
ż
ydowskich chłopców pracowało w NKWD, a
kilku
ś
ydów stało si
ę
prominentami w nowych władzach Jody (por. P. Silverman, D. Smuschkowitz, P.
Smuszkowicz From Victims to Victors, Toronto 1992, s. 62).
ś
ydowski autor Mark Verstandig tak pisał o sytuacji w mie
ś
cie powiatowym Mo
ś
ciska w województwie
lwowskim: Zmiany były wprowadzane przez milicj
ę
i komitet obywatelski, w których wi
ę
kszo
ść
stanowili
ś
ydzi. Ogólnie bior
ą
c, były takie pozostało
ś
ci shtelt (małych miasteczek
ż
ydowskich -
J.R.N.), kierowane przez kilku
ż
ydowskich komunistów, którzy stan
ę
li na ich czele po uwolnieniu z
wiezienia. Polacy pogardzali
ż
ydowsk
ą
hałastr
ą
paraduj
ą
c
ą
ulicami z czerwonymi opaskami na
ramionach i karabinami, których prawie nie umieli u
ż
ywa
ć
, pyszni
ą
cych si
ę
władz
ą
, która okazała si
ę
bardzo krótkotrwała. W kilka miesi
ę
cy po zrobieniu przez nich brudnej roboty, ci
ż
ydowscy oficjele
zostali zast
ą
pieni przez Rosjan i Ukrai
ń
ców (por. M. Verstandig I Rest My Case, Melbourne 1995, s.
98-99).
Inny
ż
ydowski autor M. Amihai, pisz
ą
c o sytuacji w mie
ś
cie powiatowym Sambor w województwie
lwowskim, stwierdzał,
ż
e: Wielu
ś
ydów weszło do słu
ż
b miejskich i rz
ą
dowych. Rosjanie ufali
ż
ydowskiej ludno
ś
ci wi
ę
cej ni
ż
Polakom i Ukrai
ń
com, i dlatego wy
ż
sze stanowiska powierzono
ś
ydom
(por. tekst M. Amihaia The Rohatyn Jewish Communisty: A Town that Perished, Tel Awiw 1962, s. 44,
cytowany w Story of Two Shtetl..., op.cit., t. 2, s. 200). Podobnie stwierdzano w wydanej w Tel Awiwie
Sambor Book Memorial, gdzie podano,
ż
e Rosjanie ufali ludno
ś
ci
ż
ydowskiej bardziej ni
ż
Polakom i
Ukrai
ń
com, i dlatego wy
ż
sze stanowiska były powierzane
ś
ydom (cyt. za Kielce. July 4, 1946, Toronto
and Chicago 1996, s. 133).
Polacy harowali,
ś
ydzi dyrygowali
Z relacji samych
ś
ydów wynika,
ż
e znajdowali si
ę
w du
ż
o lepszej sytuacji od Polaków i nie tylko pod
wzgl
ę
dem politycznym, ale i ekonomicznym. W drugim tomie Studiów z dziejów
ś
ydów w Polsce,
czytamy na ten temat w jednej z cytowanych relacji: (...) Sytuacja ekonomiczna
ś
ydów na zaj
ę
tych
ziemiach przedstawiała si
ę
o wiele lepiej od poło
ż
enia ludno
ś
ci polskiej. Podczas gdy Polacy musieli
ci
ęż
k
ą
praca zarabia
ć
na utrzymanie,
ś
ydzi obsadzili wszystkie wa
ż
niejsze stanowiska i byli zaj
ę
ci
przy pracach l
ż
ejszych (...) woleli pracowa
ć
jako subiekci w magazynach, ekspedienci itp. (...)
pracuj
ą
c w charakterze subiektów, ekspedientów czy magazynierów mieli oni mo
ż
no
ść
wykorzystywania swych zdolno
ś
ci handlowych i spekulatywnych, kombinowali w rozmaity sposób (por.
A.
ś
bikowski
ś
ydzi polscy pod okupacj
ą
..., op. cit., s. 65).
Arcybiskup greckokatolicki we Lwowie, Andrzej Szpetycki, pisał 26 grudnia 1939 r. do kardynała
sekretarza kongregacji Ko
ś
cioła Wschodniego E. Tisseranta o zubo
ż
eniu ludno
ś
ci wskutek
działalno
ś
ci
ś
ydów wykupuj
ą
cych za bezcen oszcz
ę
dno
ś
ci mieszka
ń
ców Lwowa (według ksi
ąż
ki
Społecze
ń
stwo polskie wobec martyrologii i walki
ś
ydów w latach II wojny
ś
wiatowej. Materiały z sesji
w Instytucie Historii PAN w dniu 11 III 1993 r., wst
ę
p i red. nauk. K. Dunin-Wasowicz, Warszawa 1996,
s. 23).
Autorzy wst
ę
pu do wydanego w 1996 r. wyboru
ź
ródeł na temat okupacji sowieckiej wskazuj
ą
,
ż
e
szczególnie cz
ę
ste awansowanie na funkcje kierownicze
ś
ydów i Białorusinów, spowodowało w
ś
ród
polskiej społeczno
ś
ci nastrój niech
ę
ci, a nawet wrogo
ś
ci do przedstawicieli obu tych nacji. Akcentuj
ą
przy tym,
ż
e z nadej
ś
ciem władzy sowieckiej zarówno
ś
ydzi, jak Białorusini otrzymali szereg
przywilejów od władz sowieckich, podczas gdy Polacy stali si
ę
mniejszo
ś
ci
ą
uciskan
ą
na wielu polach
(por. Okupacja sowiecka (1939-1941) w
ś
wietle tajnych dokumentów, wybór
ź
ródeł pod red. T.
Strzembosza, wybór oprac. i wst
ę
p: K. Jasiewicz, T. Strzembosz, M. Wierzbicki, Warszawa 1996, s.
21).
Depolonizacja szkolnictwa
35
W okresie od grudnia 1939 r. do stycznia 1940 r. zacz
ę
ła si
ę
zakrojona na szerok
ą
skal
ę
depolonizacja szkolnictwa podstawowego, ogólnokształc
ą
cego i szkół wy
ż
szych. Jak pisał Piotr
ś
aron
we wspomnianej ju
ż
naukowej syntezie historii ludno
ś
ci polskiej w ZSRR w czasach II wojny
ś
wiatowej: Na terenach zachodniej Ukrainy (...) zwalniano ze szkól nauczycieli Polaków.
Przeprowadzano te
ż
weryfikacj
ę
pracowników naukowych na Uniwersytecie Lwowskim (...). Usuni
ę
to
z programów szkolnych histori
ę
Polski i zmniejszono godziny przeznaczone na nauk
ę
j
ę
zyka
polskiego - 50 proc. w porównaniu do wymiaru nauki j
ę
zyka ukrai
ń
skiego i rosyjskiego. Głównymi
beneficjantami depolonizacji i weryfikacji pracowników naukowych na Kresach Wschodnich stali si
ę
znowu traktowani jako najbardziej zaufani
ś
ydzi. Wyra
ź
nie
ś
wiadcz
ą
o tym odpowiednie zmiany w
składzie narodowo
ś
ciowym studentów na uczelniach. Jak pisał znakomity badacz historii Polski
Richard C. Lukas: Pod sowieck
ą
okupacj
ą
zmienił si
ę
całkowicie charakter Uniwersytetu Lwowskiego.
Przed wojn
ą
w
ś
ród studentów było 70 proc. Polaków oraz po 15 procent Ukrai
ń
ców i
ś
ydów. Pod
panowaniem sowieckim odpowiednio 3, 12 i 85 proc. (por. R.C. Lukas Zapomniany Holocaust, Kielce
1995, s. 164). Tak wielki skok procentowy studentów pochodzenia
ż
ydowskiego z 15 do 85 procent
przy równoczesnym spadku ilo
ś
ci studentów polskich z 75 proc. do 3 proc. ogółu najlepiej
ś
wiadczy,
ż
e cz
ęść
ś
rodowisk
ż
ydowskich miała szczególne powody do wysławiania władzy sowieckiej.
Mieczysław Inglot, powołuj
ą
c si
ę
na prac
ę
Antoniego Podrazy przedstawia zmiany w składzie
narodowo
ś
ciowym studentów Uniwersytetu Lwowskiego jako znacznie mniejsze ni
ż
to podaje Lukas.
Według Inglota: Zmienił si
ę
skład etniczny studentów. Przed wojn
ą
studiowało na uczelni 60 proc.
Polaków, 20 proc.
ś
ydów i 15 proc. Ukrai
ń
ców. Według Antoniego Podrazy, w czerwcu 1941 r.
studiowało 22 proc. Polaków, 34 proc. Ukrai
ń
ców i 44 proc.
ś
ydów (por. M. Inglot Polska kultura
literacka Lwowa lat 1939-1941. Ze Lwowa i o Lwowie. Antologia, Wrocław 1995, s. 233). Nawet przy
przyj
ę
ciu tych znacznie mniejszych liczb okazuje si
ę
,
ż
e ilo
ść
Polaków studiuj
ą
cych na Uniwersytecie
Lwowskim zmniejszyła si
ę
w ci
ą
gu paru lat niemal trzykrotnie, podczas gdy liczba studentów
ż
ydowskich zwi
ę
kszyła si
ę
w tym czasie ponad dwukrotnie. Tak wi
ę
c liczebny awans
ś
ydów nast
ą
pił
głównie kosztem
ś
rodowisk polskich: musiał wi
ę
c wpłyn
ąć
negatywnie na nastroje społecze
ń
stwa
polskiego wobec
ś
ydów.
"Odpowiednim" zmianom w składzie narodowo
ś
ciowym na uczelniach słu
ż
yły konsekwentnie
przeprowadzane czystki. Jednym z głównym ich celów stało si
ę
tropienie ró
ż
nych domniemanych
"polskich antysemitów" w szkołach i na uczelniach. Na przykład na Politechnice Lwowskiej czystk
ę
tego typu nadzorował "komisarz" Politechniki, rosyjski
ś
yd, ppłk Jusimow, bezwzgl
ę
dny politruk,
odpowiedzialny za zamordowanie pod zarzutami antysemityzmu grupy działaczy studenckich (por.
tego tekstu). Ppłk Jusimow powołał kilku zespołów jako komisj
ę
przyj
ęć
dla poszczególnych
wydziałów, do których wchodzili młodociani działacze Komsomołu, w wi
ę
kszo
ś
ci
ś
ydzi (według Z.
Popławski Represje okupantów na Politechnice Lwowskiej (1939-1945), "Semper Fidelis", 1991, nr 4,
s. 2). Według opracowania Zbysława Popławskiego, opisuj
ą
cego sowieck
ą
"czystk
ę
" na wspomnianej
uczelni: Z ko
ń
cem grudnia 1939 r. został usuni
ę
ty dyscyplinarnie z Politechniki in
ż
. Zbigniew
Budzanowski, bardzo utalentowany st. asystent II Katedry Budowy Mostów (kierownik prof. A. Kuryłło).
Była to zemsta działaczy komsomolskich, którzy wyst
ą
pili z zarzutami gn
ę
bienia studentów
ś
ydów
(
ś
ydzi, uzdolnieni do nauk
ś
cisłych, szybko przechodzili przez pierwsze dwa lata studiów, natomiast
projektowanie sprawiało im pewne trudno
ś
ci).
W I Katedrze Budowy Mostów (kierownik prof. St. Brzozowski) równie
ż
miała miejsce podobna
historia. Starszy asystent in
ż
. Jerzy W
ę
gierski został postawiony przed komisj
ą
dyscyplinarn
ą
i
usuni
ę
ty z grona pracowników za gn
ę
bienie
ś
ydów przy
ć
wiczeniach z projektowania. W celu
zachowania pozorów obiektywno
ś
ci uczyniono prof. G. Sokolnickiego przewodnicz
ą
cego tej komisji,
który nic nie mógł zdziała
ć
wobec jednolitej i wr
ę
cz niebezpiecznej postawy
ż
ydowskich komunistów
(por. Z. Popławski Represje okupantów na Politechnice Lwowskiej (1939-1945), "Semper Fidelis",
1991, nr 4, s. 4).
Depolonizacji sprzyjało równie
ż
oddanie nadzoru nad merytorycznymi tre
ś
ciami nauczania polskiej
młodzie
ż
y szkolnej w r
ę
ce zagorzałych wrogów polsko
ś
ci typu Jerzego Borejszy (Goldberga). Temu
wypróbowanemu agentowi NKWD, a po wojnie dyktatorowi prasy i wydawnictw w tzw. Polsce
Ludowej, powierzono nadzór nad podr
ę
cznikami dla polskiej młodzie
ż
y szkolnej na terenach
zagarni
ę
tych przez Sowietów. Borejsza osobi
ś
cie był odpowiedzialny za podr
ę
czniki Literatury polskiej
do u
ż
ytku nauczycielstwa i młodzie
ż
y radzieckiej z polskim j
ę
zykiem nauczania. Przepełnił je te
ż
odpowiednio wielk
ą
dawk
ą
stalinowskiego wazeliniarstwa i ataków na najcenniejsze polskie tradycje
narodowe.
Przeciw polsko
ś
ci i Ko
ś
ciołowi
36
Protegowanie
ś
ydów na ka
ż
dym kroku przez sowieckich okupantów stworzyło w licznych
ś
rodowiskach
ż
ydowskich poczucie,
ż
e znale
ź
li si
ę
nagle na prawdziwej Ziemi Obiecanej. Wizj
ę
t
ę
potwierdzały nagłe, przyspieszone awanse na ró
ż
ne posady w administracji-s
ą
dach, milicji,
szkolnictwie, na miejsce usuni
ę
tych przez okupanta "niepewnych" Polaków. Barbara Stanisławczyk
tak pisała na tle opowie
ś
ci o losie jednej z bohaterek jej ksi
ąż
ki Czterdzie
ś
ci twardych o atmosferze
panuj
ą
cej po 17 wrze
ś
nia 1939 r. na Kresach Wschodnich: Tylko komuni
ś
ci i
ż
ydowska biedota
cieszyli si
ę
z nadej
ś
cia Sowietów. Z zachwytem słuchali ich przemówie
ń
, jak to jest teraz dobrze w
Zwi
ą
zku Radzieckim. Słuchali i bili brawo. Wierzyli,
ż
e nowy ustrój komunistyczny zamieni ich chałupy,
w których nie było podłogi, a okna równały si
ę
z ziemi
ą
, na normalne domy.
ś
e szklarz nie b
ę
dzie
musiał chodzi
ć
po wsiach ze skrzynk
ą
na plecach i pyta
ć
, czy komu nie potrzeba oszkli
ć
okna.
ś
e
mleczarz nie b
ę
dzie musiał ci
ą
gn
ąć
za sob
ą
rozwalaj
ą
cego si
ę
wózka, tylko dostanie traktor... Ich
marzenia chwilowo si
ę
zi
ś
ciły, bo dostawali posady. N
ę
dzarz stawał si
ę
urz
ę
dnikiem, a dla Polaka-
patrioty był to urz
ę
dnik zaborcy, "zdrajca", "ruski pachołek" (...) (por. B. Stanisławczyk Czterdzie
ś
ci
twardych, Warszawa 1997, s. 67-68).
Gotowy byłem "donosi
ć
" o wszelkich "odst
ę
pstwach"
W licznych relacjach i wspomnieniach powtarzaj
ą
si
ę
opowie
ś
ci o niezwykłej naiwno
ś
ci i fanatycznej
wr
ę
cz wierze w komunizm, cechuj
ą
ce tysi
ą
ce
ś
ydów, zwłaszcza z młodszych pokole
ń
. Jak wspominał
Szmulek Pisar, który pierwsze spotkania z władz
ą
sowieck
ą
prze
ż
ył zaledwie w wieku 12 lat: (...)
Umysł mój opanowały idee rewolucyjne, płyn
ą
ce z wpajanych nam nauk. Uwa
ż
ali
ś
my si
ę
z
najwi
ę
kszym entuzjazmem za najmłodszych obywateli pa
ń
stwa proletariatu. Pełni wiary lgn
ę
li
ś
my do
tego op
ę
tania ideologicznego. Nauczyciele polecili nam "donosi
ć
" o wszelkich "odst
ę
pstwach", jakie
zauwa
ż
yliby
ś
my w naszych domach rodzinnych. Byłem w stanie takiej egzaltacji,
ż
e nie w
ą
tpi
ę
, i
ż
byłbym zdolny posłucha
ć
tego nakazu. Ojciec i matka nie byli zachwyceni moim "nawróceniem". Ale
przypisywałem ich niezadowolenie faktowi,
ż
e zbytnio zwi
ą
zani byli ze starym
ś
wiatem (cyt. za: M. J.
Chodakiewicz Szmulek chciał by
ć
sowieckim generałem. Postawy
ś
ydów na Kresach 1939-1941,
"Gazeta Polska", 1 grudnia 1994 r.).
Plugawienie pami
ę
ci o pa
ń
stwie polskim
Młodzi
ś
ydzi stanowili trzon propagandystów, wygłaszaj
ą
cych i wypisuj
ą
cych najskrajniejsze banialuki
w słu
ż
bie sowieckiego re
ż
imu. Jedn
ą
z ich ulubionych specjalno
ś
ci propagandowych stało si
ę
hucpiarskie opluwanie obrazu rozbitej przez Sowiety niepodległej Polski, przedstawianej przez nich
jako kraina wi
ę
zie
ń
i n
ę
dzy. "Pomysłowo
ść
" antypolskich propagandystów w zniesławianiu II
Rzeczypospolitej nie miała dosłownie
ż
adnych granic. Pisarka Beata Oberty
ń
ska odnotowała we
wspomnieniach z tamtych lat: Mówc
ą
był młody
ś
yd ze Lwowa, plótł, a
ż
uszy puchły. Na przykład
twierdził,
ż
e w Polsce ka
ż
dy hrabia, oficer i pomieszczik mieli prawo przy wyborach oddawa
ć
6 do 10
głosów, podczas gdy chłop i robotnik nie miał ani jednego (cyt. za: J.T. Gross i L. Grudzi
ń
ska-Gross W
czterdziestym Matko na Sybir nas posłali, Warszawa 1989, s. 35).
Słynny matematyk, Hugo Steinhaus, odnotował w swych wspomnieniach taki jaskrawy przykład
prosowieckiego zakłamania propagandowego: Widziałem numer "Czerwonego Sztandaru", w którym
jaka
ś
ś
ydówka wypisała artykuł wielbi
ą
cy Sowiety za bezpłatn
ą
nauk
ę
uniwersyteck
ą
i wypominaj
ą
cy
"pa
ń
skiej Polsce" opłaty uniemo
ż
liwiaj
ą
ce synom robotników i chłopów studia wy
ż
sze, a na drugiej
stronie tej
ż
e gazety urz
ę
dowe rozporz
ą
dzenie wprowadzaj
ą
ce wysokie opłaty za studia - wysokie, bo
uniemo
ż
liwiaj
ą
ce dost
ę
p do nich synowi robotnika. Uzasadnienie nowej ustawy było podane: dobrobyt
robotnika i chłopa rosyjskiego wzrósł tak wysoko,
ż
e bezpłatna nauka jest ju
ż
niepotrzebna (por. H.
Steinhaus Wspomnienia z Polski, w oprac. A. Zgorzelskiej, Londyn 1992, s. 169).
Opisuj
ą
c zwołany na uniwersytecie lwowskim mityng na powitanie nowych władz sowieckich,
Steinhaus podkre
ś
lił,
ż
e
ś
ydzi wyra
ź
nie dominowali w
ś
ród przemawiaj
ą
cych na cze
ść
nowych władz. I
konstatował: Nie było takiej bzdury i takiego kłamstwa, na które by nie dała si
ę
nabra
ć
ta cz
ęść
młodzie
ż
y
ż
ydowskiej, która uwa
ż
ała,
ż
e jej marzenia si
ę
spełniły. Taki Herzberg, taki Wojdysławski
wierzyli po prostu we wszystko, co im powiedziano. Wierzyli w szczero
ść
paktu rosyjsko-niemieckiego
(por. tam
ż
e, s. 171).
Do najskrajniejszych bzdur posuwano si
ę
w kłamstwach na temat rzekomego oficjalnego polskiego
antysemityzmu i uciskania
ś
ydów w II Rzeczypospolitej. W wydanej zaraz po wkroczeniu armii
sowieckiej na terenie wschodniej Polski broszurze pt. Zapadnaja Białarus mo
ż
na było przeczyta
ć
na
przykład, jakoby w Polsce:
ś
ydzi mogli chodzi
ć
tylko po niektórych ulicach, po innych nie mieli prawa
(cyt. za J. Mackiewicz Droga donik
ą
d, Warszawa 1990, s. 88). W broszurze znalazły si
ę
zreszt
ą
równie
ż
liczne inne, równie oszczercze kalumnie na temat Polski, np. stwierdzenia,
ż
e: W Polsce
istniało takie prawo,
ż
e gdy zaskrzypi koło u wozu chłopskiego, niepokoj
ą
c sen obszarnika, chłop
musiał płaci
ć
7 złotych sztrafu. Obszarnik miał prawo bi
ć
chłopa a
ż
do utraty przytomno
ś
ci, zabra
ć
ode
ń
ziemi
ę
i cały inwentarz za długi - zupełnie bezkarnie i bez
ż
adnego s
ą
du... Robotnik pracował
37
wi
ę
cej ni
ż
20 godzin na dob
ę
... W armii panował system kar cielesnych, bito pałkami... (por. tam
ż
e, s.
88).
W awangardzie walki w Ko
ś
ciołem
Po dziesi
ę
cioleciach przemilczenia w Polsce w bardzo małym tylko stopniu znana jest rola
komunistów
ż
ydowskiego pochodzenia w walce z Ko
ś
ciołem i religi
ą
w Zwi
ą
zku Sowieckim. A byli oni
swego rodzaju "prymusami" tej walki. Nie mieli
ż
adnych wcze
ś
niejszych zwi
ą
zków z religi
ą
chrze
ś
cija
ń
sk
ą
, nierzadko byli ju
ż
z góry do niej bardzo negatywnie nastawieni w oparciu o niektóre
przekazy Talmudu (por. uwagi I. Shahaka w ksi
ąż
ce
ś
ydowskie dzieje i religia, tł. J.M. Fijor,
Warszawa, Chicago 1997). W tej sytuacji stawali si
ę
tym łatwiej gorliwymi adeptami leninowsko-
stalinowskich zalece
ń
w sprawie bezwzgl
ę
dnego zwalczania religii.
Ateistyczny morderca zza biurka
Nieprzypadkowo chyba przez całe dziesi
ę
ciolecia całokształtem sowieckiej walki z religi
ą
i Ko
ś
ciołami
kierował komunista pochodzenia
ż
ydowskiego Jemelian Jarosławski, zało
ż
yciel pot
ęż
nego Zwi
ą
zku
Bezbo
ż
ników. Jak pisał o jego roli Andrzej Grajewski we wstrz
ą
saj
ą
cej pracy Rosja i krzy
ż
: Zadanie
stworzenia pot
ęż
nego ruchu antyreligijnego zostało powierzone Jemelianowi Jarosławskiemu
(wła
ś
ciwie Miniej Izrailewicz Gubelman), członkowi KC RKP(b) jednemu z kierowników radzieckiej
prasy. Został on kierownikiem specjalnej grupy lektorskiej, specjalizuj
ą
cej si
ę
w zagadnieniach
wychowania ateistycznego. Ten zawodowy rewolucjonista, syn
ż
ydowskich zesła
ń
ców w czasach
caratu, stworzył wielki koncern prasy ateistycznej, opracował system wychowania ateistycznego oraz
plan zniszczenia Cerkwi prawosławnej i innych grup religijnych. Do ko
ń
ca swego
ż
ycia, tj. do 1943 r.,
nadzorował przygotowanie wszystkich kampanii antyreligijnych, był autorem wielu opracowa
ń
, w
których fałszuj
ą
c histori
ę
, starał si
ę
zdyskredytowa
ć
znaczenie Cerkwi w
ż
yciu narodu rosyjskiego
oraz uzasadniał konieczno
ść
bezwzgl
ę
dnej ateizacji wszystkimi dost
ę
pnymi pa
ń
stwu
ś
rodkami. Ten
morderca zza biurka był odpowiedzialny za katorg
ę
tysi
ę
cy duchownych i ludzi
ś
wieckich, zniszczenie
bezcennych zabytków starej kultury rosyjskiej, ruin
ę
tysi
ę
cy cerkwi (por. A. Grajewski Rosja i krzy
ż
,
Wrocław 1989, s. 14).
Z rozlicznych relacji na temat walki z religi
ą
w Sowietach wynika,
ż
e Jarosławskiemu (Gubelmanowi)
pomagała w jego bezwzgl
ę
dnym programie ateizacji niemała rzesza fanatycznych bezbo
ż
ników
ż
ydowskiego pochodzenia. Wystarczy zajrze
ć
, cho
ć
by do tak przejmuj
ą
cych wspomnie
ń
ksi
ę
dza
Teofila Skalskiego Terror i cierpienie, który niejednokrotnie wskazuje na bardzo eksponowan
ą
rol
ę
ż
ydowskich komunistów w prze
ś
ladowaniach Ko
ś
cioła katolickiego na Ukrainie. Ksi
ą
dz Skalski
szeroko pisał mi
ę
dzy innymi o roli komunistów
ż
ydowskich w prowadzonym tam na ogromn
ą
skal
ę
rabunków ko
ś
ciołów z wszelkiego typu kosztowno
ś
ci (por. szerzej: T. Skalski Terror i cierpienie.
Ko
ś
ciół katolicki na Ukrainie 1900-1932. Wspomnienia; oprac. ks. J. Wołcza
ń
ski, Lublin 1995). Warto
przypomnie
ć
,
ż
e łupem sowieckich konfiskat (czytaj grabie
ż
y) ko
ś
ciołów padły mi
ę
dzy innymi: zabrany
z historycznej katedry w Kamie
ń
cu Podolskim złoty krzy
ż
z brylantami o wadze prawie 7 funtów, dwie
złote monstracje i szabla Wołodyjowskiego ze złot
ą
r
ę
koje
ś
ci
ą
(według Za wschodni
ą
granic
ą
1917-
1993. O Polakach i Ko
ś
ciele w dawnym ZSRR z ks. R. Dzwonkowskim SAC rozmawia ks. J. Pałyga
SAC, Warszawa 1993, s. 58). Ksi
ą
dz R. Dzwonkowski wspomniał te
ż
o przedziwnych drogach
sprzeda
ż
y skonfiskowanych przez bolszewików precjozów ko
ś
cielnych, mówi
ą
c: Czytałem kiedy
ś
,
ż
e
ró
ż
ne przedmioty z tej konfiskaty sprzedano pó
ź
niej w pewnej dzielnicy Warszawy, której tu nie chc
ę
wymienia
ć
(por. tam
ż
e, s. 60).
Po zdradzieckiej napa
ś
ci Sowietów na Polsk
ę
i zagarni
ę
ciu Kresów Wschodnich stopniowo
przyst
ą
piono do kampanii ateizacyjnej na anektowanych terenach. Bardzo znacz
ą
c
ą
rol
ę
odegrali w
niej ró
ż
ni kolaboranci z
ż
ydowskiej Targowicy inteligenckiej, z werw
ą
wł
ą
czaj
ą
c si
ę
w sowieck
ą
akcj
ę
antyreligijn
ą
. Nader typowy pod tym wzgl
ę
dem był opublikowany 1 stycznia 1940 r. w gadzinowym
"Czerwonym Sztandarze" artykuł Adama Wa
ż
yka (Wagmana) pt. Radziecka choinka. Wa
ż
yk
(Wagman) atakował duchowie
ń
stwo za upowszechnianie przy choince wyobra
ż
e
ń
religijnych, atakuj
ą
c
je jako rzekome fałszowanie historii i wypaczanie umysłu ludzkiego od male
ń
stwa. I akcentował:
Naród radziecki, ł
ą
cz
ą
c choink
ę
z dniem nowego roku, bynajmniej nie nawraca do jakich
ś
wierze
ń
poga
ń
skich, gdy
ż
wszelkie wierzenia religijne odrzuca - jako poj
ę
cie fałszywe i sprzeczne z
podstawami my
ś
li materialistycznej, poj
ę
cia przezwyci
ęż
one w epoce socjalizmu; odnawia tylko
pi
ę
kny obyczaj ludowy, sprawiaj
ą
cy tak wiele bezpo
ś
redniej rado
ś
ci dzieciom, ł
ą
czy go z dniem
szturmowca, daj
ą
c rado
ś
ci
ż
ycia now
ą
podstaw
ę
, nie religijn
ą
, lecz socjalistyczn
ą
, podstaw
ę
pracy i
szlachetnego w niej współzawodnictwa (cyt. za: J. Trznadel Kolaboranci, Komorów 1998, s. 450).
Nie mieli
ż
adnych zahamowa
ń
ś
ydów tych ch
ę
tnie wykorzystywano w najbrutalniejszych metodach walki z Ko
ś
ciołem, bo najcz
ęś
ciej
nie mieli
ż
adnych zahamowa
ń
w represjach wobec ksi
ęż
y, tak silnych w przypadku wierz
ą
cych
katolików. Jak silne za
ś
bywały nieraz te zahamowania, najlepiej
ś
wiadczy odnosz
ą
ca si
ę
ju
ż
do
pó
ź
niejszego okresu (po 1944 r.) historia opowiedziana we wspomnieniach
ś
yda, byłego oficera KGB
38
Maurice Shainberga. Opisał on tragiczny los Polaka Zbigniewa Karla,
ś
wietnego studenta w szkole
komunistycznego wywiadu. W pewnym momencie Karla uwi
ę
ziono, bo nie zgodził si
ę
na to, by
osobi
ś
cie aresztowa
ć
polskiego ksi
ę
dza. Mówił: jako wierz
ą
cy rzymski katolik nigdy nie zgodz
ę
si
ę
wzi
ąć
udział w aresztowaniu ksi
ę
dza. Zdesperowany Karl popełnił samobójstwo w wi
ę
zieniu (por. M.
Shainberg Breaking from the KGB, New York 1998, s. 225-226).
Zdarzało si
ę
,
ż
e skrajnymi agitatorami przeciw wierze chrze
ś
cija
ń
skiej stawali si
ę
ś
ydzi dalej po
kryjomu gorliwie przestrzegaj
ą
cy wszystkich reguł wiary moj
ż
eszowej. Na przykład w małym mie
ś
cie
Kisielin na Wołyniu tego typu postaw
ę
konsekwentnie realizował w praktyce miejscowy lekarz
Ginzberg, który przed wojn
ą
nauczał religii moj
ż
eszowej. Po 1939 r. stał si
ę
on krzykliwym agitatorem
antyreligijnym wobec polskiej i ukrai
ń
skiej młodzie
ż
y. Nauczaj
ą
c w 1940 r. w drugiej klasie, Ginzberg
chodził po szkole i autorytatywnie stwierdzał: Nie ma Boga! Boha nie ma! (według tekstu W.S.
D
ę
bskiego W kr
ę
gu ko
ś
cioła kisieli
ń
skiego, czyli Wołyniacy z parafii Kisielin, Lublin 1992, s. 9).
Okazało si
ę
,
ż
e tak gorliwie "nawracaj
ą
cy" na ateizm Polaków i Ukrai
ń
ców Ginzberg po cichu
wypełniał wszystkie nakazy religii moj
ż
eszowej prywatnie i wychowywał w tym duchu swoich synów,
którzy weszli do Komsomołu, Włodzimierz Sławosz D
ę
bski opisał, jak udało mu si
ę
zaskoczy
ć
Ginzberga na potajemnym
ś
wi
ę
ceniu szabasu wraz z rodzin
ą
. Nast
ę
pnego dnia wyczekawszy, a
ż
zostan
ą
sami w pokoju nauczycielskim, D
ę
bski wykrzykn
ą
ł do niego: "Ach ty, parszywa perfidna
ś
winio! To
ś
wiadomie deprawujesz tylko polskie i ukrai
ń
skie dzieci! Jak nie przestaniesz, to powiem o
tym, gdzie trzeba i jak trzeba,
ż
eby te twoje "husyckie" praktyki wybi
ć
z głowy!". Przestraszył si
ę
i
zaprzestał walki z religi
ą
(por. tam
ż
e, s. 9).
Włodzimierz Sławosz D
ę
bski opisał równie
ż
incydent ilustruj
ą
cy, jak miejscowy
ś
yd z Kisielina,
nadzoruj
ą
cy pobór podatków, z wyra
ź
n
ą
rado
ś
ci
ą
reagował na uderzaj
ą
ce w Ko
ś
ciół katolicki działania
podatkowe. Opisana przeze
ń
scena miała miejsce podczas płacenia podatku wyrównawczego przez
proboszcza zatureckiego ks. Gracjana Rudnickiego. Jak pisał D
ę
bski: Siedz
ą
cy wtedy obok szefa
"Finatdieła" Tabak -
ś
yd, przedwojenny komunista, rzekł: "Dumaju, czto sowieckaja włast' skoro
uniczto
ż
yt polskoju cerkow" (My
ś
l
ę
,
ż
e władza radziecka szybko zniszczy polski ko
ś
ciół). Na co ks.
Rudnicki: "Dumat' mo
ż
na!" (my
ś
le
ć
mo
ż
na) (por. tam
ż
e, s. 11).
Podpalenie zabytkowego ko
ś
cioła - z
ż
ydowskiej denuncjacji
W walce z Ko
ś
ciołem nie wahano si
ę
przed uciekaniem si
ę
do najbrudniejszych denuncjacji. Na
przykład
ś
ydzi-komuni
ś
ci w Tarnopolu wyst
ą
pili 19 wrze
ś
nia 1939 r. z opart
ą
na fałszu denuncjacj
ą
do dowódców oddziałów sowieckich, powoduj
ą
c w skutku spalenie du
ż
ej cz
ęś
ci tamtejszego
zabytkowego ko
ś
cioła Dominikanów. Cał
ą
spraw
ę
szczegółowo opisał Czesław Blicharski w
popularno-naukowej historii Tarnopola w latach 1809-1945. Według Blicharskiego: Dnia 19 wrze
ś
nia
1939 r. rano ustawili
ż
ołnierze sowieccy armatki przed ko
ś
ciołem oo. Dominikanów i zacz
ę
li regularn
ą
strzelanin
ę
do fasady i wie
ż
y ko
ś
cioła, oznaczonego w
ś
wiatowych przewodnikach. Pretekstem do
strzelaniny była
ż
ydowska denuncjacja,
ż
e z wie
ż
yczki na kopule ko
ś
cioła "polscy oficerowie" strzelali
do wybawicieli. Wła
ś
nie o. Fabian Madura sko
ń
czył odprawia
ć
Msz
ę
ś
w. i wrócił do zakrystii ju
ż
pełnej
bojców sowieckich. Kazali ksi
ę
dzu zdj
ąć
szaty liturgiczne, habit, pozostawiaj
ą
c go tylko w koszuli i
spodniach. To samo zrobili z obecnym w zakrystii br. Jackiem Matag
ą
. Nast
ę
pnie wyprowadzili ich na
zewn
ą
trz i ustawili pod
ś
cian
ą
klasztorn
ą
. Na protesty br. Jacka,
ż
e z wie
ż
y nikt nie mógł strzela
ć
, bo
wie
ż
a była zamkni
ę
ta, kazano mu pój
ść
z eskort
ą
na wie
żę
. Okazało si
ę
,
ż
e tam nikogo nie było.
Mimo tego strzelaniny nie przerwano, a wie
ż
e wkrótce zapaliły si
ę
. Przyjechała Miejska Stra
ż
Po
ż
arna
pod dowództwem naczelnika Galanta, by gasi
ć
ogie
ń
. Stra
ż
acy wspi
ę
li si
ę
na dach, ale tam zostali
ostrzelani, w rezultacie czego musieli si
ę
wycofa
ć
z ci
ęż
ko rannym Galantem (...).
W mi
ę
dzyczasie bojcy wdarli si
ę
do klasztoru i przechodz
ą
c z celi do celi rabowali i niszczyli, co si
ę
dało. W grabie
ż
y brali równie
ż
udział miejscowi ludzie, m.in. byli lokatorzy domków dominika
ń
skich,
zach
ę
cani przez
ż
ołnierzy sowieckich: "Bieri, ksiendzow tiepier nie budiet". Przez schody na wie
ż
y
ogie
ń
dostał si
ę
do wn
ę
trza ko
ś
cioła, tak
ż
e spłon
ę
ły organy i boczne ołtarze. Przed furt
ę
klasztorn
ą
zajechały samochody. Do ka
ż
dego z nich wsadzono po jednym zakonniku w otoczeniu zbrojnej asysty
i konwój zajechał do tymczasowej siedziby NKWD (...). Po szeregu przesłucha
ń
oo. Antonin
Gronisiewicz i Fabian Madura zostali zwolnieni. Br. Jacek Matoga kilka dni wcze
ś
niej zdołał uciec przy
pomocy polskiego stra
ż
nika wi
ę
ziennego (por. C. Blicharski Tarnopol w latach 1809-1945 (od epizodu
epopei napoleo
ń
skiej do wyp
ę
dzenia), Biskupice 1993, s. 288. Zob. równie
ż
R. Szawłowskiego Wojna
polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 292).
Angielski historyk Keith Sword ocenił barbarzy
ń
ski atak na ko
ś
ciół Dominikanów w Tarnopolu za
przejaw "najwi
ę
kszych zniszcze
ń
" budowli sakralnych we wrze
ś
niu 1939 r. przez Sowietów. Sword
pisał,
ż
e: Po zaj
ę
ciu miasta (Tarnopola - J.R.N.) Sowieci skierowali ogie
ń
artyleryjski na ko
ś
ciół
Dominikanów, który zacz
ą
ł gwałtownie płon
ąć
. Oddziałom sowieckim zakazano pod kar
ą
ś
mierci
gaszenia po
ż
aru i tylko zakrystia ocalała. Zaj
ę
ło j
ą
pó
ź
niej NKWD (por. K. Sword Polityka wyznaniowa
władz sowieckich na terenie Białorusi Zachodniej w latach 1939-1941 w ksi
ąż
ce Społecze
ń
stwo
39
białoruskie, litewskie i polskie na ziemiach północno-wschodniej II Rzeczypospolitej w latach 1939-
1945, pod red. M. Gi
ż
ejewskiej i T. Strzembosza, Warszawa 1995, s. 146).
Bywało,
ż
e dochodziło do drastycznych wr
ę
cz przejawów prze
ś
ladowania polskich, wierz
ą
cych
katolików przez komunizuj
ą
ce szumowiny ze
ś
rodowisk
ż
ydowskich. By przypomnie
ć
, cho
ć
by opisane
we wspomnieniach Bronisława Terpina wydarzenie, jakie miało miejsce w miejscowo
ś
ci Gwo
ź
dziec, w
pobli
ż
u dawnej polsko-sowieckiej granicy. Jak pisał Terpin: Pod ko
ś
ciołem motłoch zmasakrował
kobiet
ę
, krzycz
ą
c: "Sko
ń
czyło si
ę
wasze, zacz
ę
ło si
ę
nasze, teraz przesta
ń
cie si
ę
modli
ć
" (por. B.
Terpin Przegrani zwyci
ę
zcy. Odyseja
ż
ołnierza polskiego drugiego korpusu, London 1989, s. 13).
Włodzimierz Drohomirecki tak wspominał po latach drastyczne przejawy wojny z religi
ą
, toczonej w
jego szkole przez
ż
ydowsk
ą
nauczycielk
ę
(działo si
ę
to w miejscowo
ś
ci Dera
ź
ne, pow. Kostopol na
Wołyniu): Przed Bo
ż
ym Narodzeniem 1939 r. nauczycielka,
ś
ydówka Berta Aros dokonała w klasach
przegl
ą
du noszonych przez dzieci medalików. Co warto
ś
ciowsze, w tym mój złoty krzy
ż
yk z
ła
ń
cuszkiem, prezent Chrztu
Ś
wi
ę
tego od mego ojca chrzestnego, zostaj
ą
zerwane i zabrane.
Nauczycielka Berta Aros zabrania noszenia tych przedmiotów (por.
Ś
wiadkowie mówi
ą
, Wyd.
Ś
wiatowy Zwi
ą
zek
ś
ołnierzy Armii Krajowej. Okr
ę
g Woły
ń
, Warszawa 1996, s. 97).
"Pomysłowo
ść
"
ż
ydowskich ateizatorów nie miała granic. Edward Flis w momencie najazdu wojsk
sowieckich młody chłopak, chodz
ą
cy do szkoły, pisał we wspomnieniach z tamtych lat, i
ż
w U
ś
ciługu
(U
ś
ciługu nad Bugiem koło Włodzimierza - J.R.N.)
ś
ydzi urz
ą
dzili ateistyczny pokaz. Ubrali konia w
ko
ś
cielne szaty i prowadzali po mie
ś
cie (por. E. Flis Naród niewybrany, Warszawa 1994, s. 11).
Rozbijali kapliczki przydro
ż
ne
Młodzi
ś
ydzi aktywnie wł
ą
czali si
ę
we wszelkie formy walki z religi
ą
katolick
ą
. To z nich rekrutowało
si
ę
gros najfanatyczniejszych aktywistów Zwi
ą
zku Bezbo
ż
ników. Wojuj
ą
cy ateizm niektórych
ś
ydów-
komsomołców czy milicjantów niejednokrotnie popychał ich do skrajnych przejawów antyreligijnego
wandalizmu.
Według wst
ę
pu Jana T. Grossa do ksi
ąż
ki W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali lekarz
ś
yd, z
miasteczka Wielkie Oczy, wspomina młodzie
ż
ż
ydowsk
ą
, która zało
ż
ywszy, jak powiada "komsomoł",
obje
ż
d
ż
ała pó
ź
niej cały powiat, str
ą
caj
ą
c kapliczki przydro
ż
ne i rozbijaj
ą
c je (por. W czterdziestym nas
Matko na Sybir zesłali. Polska a Rosja 1939-1942, wybór i oprac. J.T. Gross, I. Grudzi
ń
ska-Gross,
Warszawa 1989, s. 29). Ukrai
ń
sko-
ż
ydowska milicja w Łucku "popisała si
ę
" szczególnie
barbarzy
ń
skim czynem, wykłuwaj
ą
c bagnetami oczy na portretach biskupów umieszczonych w pałacu
biskupim w Łucku (według R. Szawłowski Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 399,
t. 2, s. 383). Profesor Edward Prus przytoczył histori
ę
chuliga
ń
skiego zachowania si
ę
ż
ydowskich
wyrostków wzgl
ę
dem Ko
ś
cioła i klasztoru ojców Karmelitanów w Wi
ś
niowcu po przybyciu tam Armii
Czerwonej we wrze
ś
niu 1939 r. Jak pisał Prus: Młodzi
ś
ydzi obrzucili ko
ś
ciół kamieniami, wybijaj
ą
c
historyczne witra
ż
e (por. E. Prus Holocaust po banderowsku. Czy
ś
ydzi byli w UPA?, Wrocław 1995,
s. 71). W Zambrowie koło Łom
ż
y
ś
ydzi obrzucili kamieniami statu
ę
ś
w. Jana podczas celebracji
majowych w 1940 r. (według tekstu M. Paula Jewish-Polish Relations in Soviet Occupied Eastern
Poland 1939-1941, zamieszczonego w: The Story of Two Shtetl, Bra
ń
sk and Ejszyszki, Toronto-
Chicago 1998, cz. 2, s. 243). W Worochcie w południowo-wschodniej cz
ęś
ci przedwojennej Polski, w
kilka dni po tym, jak grupa polskich dzieci szkolnych zaintonowała Bo
ż
e co
ś
Polsk
ę
, doszło do
wtargni
ę
cia do ko
ś
cioła grupy lokalnych
ś
ydów-komunistów. Napastnicy zniszczyli obrazy i rze
ź
by
religijne. Profanacja ko
ś
cioła wywołała wzburzenie polskiej ludno
ś
ci chrze
ś
cija
ń
skiej w Worochcie.
Doszło do starcia mi
ę
dzy wierz
ą
cymi a
ż
ydowskimi komunistami, w którym poraniono sze
ś
ciu
ś
ydów
(por. tam
ż
e, cz. 2, s. 244).
Grabie
ż
mienia ko
ś
cielnego
Ksi
ą
dz Marian Bradel opisał w swych wspomnieniach pocz
ą
tki rz
ą
dów komunistów
ż
ydowskich w jego
mie
ś
cie, stwierdzaj
ą
c: Zaczynaj
ą
rz
ą
dzi
ć
ś
ydzi-komuni
ś
ci. Takie młode
ś
ydki pozakładali czerwone
opaski i zaczynaj
ą
wprowadza
ć
nowe porz
ą
dki. Przyszedł taki jeden młody
ś
ydek do ksi
ę
dza prałata i
mówi w nie bardzo grzeczny sposób,
ż
e klasztor b
ę
dzie mu potrzebny i my go b
ę
dziemy musieli
opu
ś
ci
ć
. Na co, nie mówili (por. ks. M. Brandel Z Krasnobrodu przez obozy i obczyzn
ę
do rodzinnych
stron, oprac., wst
ę
p i przypisy ks. E. Walewander, Lublin 1994, s. 91). 4 listopada 1939 r. biskup
przemyski Franciszek Barda poinformował papie
ż
a Piusa XII listownie,
ż
e gmach kurii biskupiej w
Przemy
ś
lu zaj
ę
to na mieszkania dla
ś
ydów (według J.F. Morley Vatican Diplomacy and the Jews
during the Holocaust 1939-1943, New York 1980, s. 133. Zob. równie
ż
Społecze
ń
stwo polskie wobec
martyrologii i walki
ś
ydów w latach II wojny
ś
wiatowej. Materiały z sesji w Instytucie Historii PAN w
dniu 11 III 1939 r., wst
ę
p i red. nauk. K. Dunin-W
ą
sowicz, Warszawa 1996, s. 22). Biskup Barda
informował Ojca równie
ż
o jeszcze bardziej niepokoj
ą
cym zdarzeniu,
ż
e grupa kobiet
ż
ydowskich
próbowała, acz bezskutecznie, zaj
ąć
pałac biskupi, gdzie mieszkał biskup i kilku ksi
ęż
y (por. J.F.
Morley, op.cit., s. 133, Społecze
ń
stwo polskie, op.cit., s. 22).
40
Ksi
ą
dz biskup Wincenty Urban, pisz
ą
c o roli
ś
ydów jako antyreligijnych indoktrynatorów na terenie
diecezji lwowskiej, przypomniał, i
ż
:
ś
ydzi przej
ę
li jako wychowawcy zakład sierot siostry słu
ż
ebniczki
Starowiejskiej (w Bilce Szlacheckiej pod Lwowem).
ś
ydzi weszli te
ż
do szkoły jako wychowawcy i
nauczyciele polskiej młodzie
ż
y i wpajali jej,
ż
e nie ma Boga i nie potrzeba Go (por. ks. bp. W. Urban
Droga krzy
ż
owa archidiecezji lwowskiej w latach II wojny
ś
wiatowej 1939-1934, Wrocław 1983, s. 87).
Ameryka
ń
ski historyk Richard C. Lukas podawał,
ż
e w owym czasie: Niektóre klasztory zamieniono na
synagogi (por. R.C. Lukas Zapomniany Holocaust, Kielce 1995, s. 164). W Pi
ń
sku polskie kobiety
zamkn
ę
ły si
ę
w ko
ś
ciele, aby zapobiec profanowaniu go przez
ż
ydowskich milicjantów (por. F.
Wilczewska Nim min
ę
ło 25 lat, Toronto 1983, s. 18-19, 33-34). Uciekano si
ę
do przeró
ż
nych
pretekstów dla n
ę
kania polskich duchownych. Na przykład w Gwo
ź
d
ź
cu lokalni
ś
ydzi i Ukrai
ń
cy
wtargn
ę
li wraz z oddziałem sowieckich
ż
ołnierzy do miejscowego klasztoru pod pretekstem szukania
broni (według wspomnie
ń
B. Terpina Przegrani zwyci
ę
zcy. Odyseja
ż
ołnierza Drugiego Korpusu,
Lwów 1989, s. 12).
ś
ydowscy komuni
ś
ci odgrywali bardzo znacz
ą
c
ą
rol
ę
w antyreligijnej indoktrynacji prowadzonej w
ramach sowietyzacji dawnych polskich szkół. By przypomnie
ć
cho
ć
by, jak
ż
e wymowne zapiski Beaty
Oberty
ń
skiej na ten temat w jej jak
ż
e dramatycznych wspomnieniach W domu niewoli: Ksi
ęż
a chodz
ą
przewa
ż
nie po cywilnemu, bo wyłapuj
ą
ich pod byle pozorem. Wi
ę
kszo
ść
klasztorów tylko rozp
ę
dzili.
W "Sacre-Coeur" mieszka balet z Kijowa. Zakonnice przebrane po
ś
wiecku, musz
ą
im usługiwa
ć
,
gotowa
ć
, sprz
ą
ta
ć
. U "Karmelitanek" - szpital. Jedynie szkoły "Benedyktynek" i "Urszulanek" jeszcze
si
ę
jako
ś
trzymaj
ą
. Oczywi
ś
cie program nauk przyci
ę
ty
ś
ci
ś
le do okoliczno
ś
ci.
ś
adnej nauki religii,
ż
adnej historii. W obu szkołach stoi na czele
ż
ydowsko-komunistyczna komisja.
Władze urz
ą
dzaj
ą
dla młodzie
ż
y przymusowe, antyreligijne mityngi. Jest wykład, a potem dyskusja.
Postawa dzieci wspaniała. Na jednym z mityngów wykładowca rzuca sali pytanie:
•
Gdzie wy widzicie tego waszego Boga? Gdzie on jest?
•
W niebie.
•
Ot i nieprawda! Jestem "lotczykiem". Latałem nieraz wysoko, bardzo wysoko, pod samo
niebo. I ogl
ą
dałem si
ę
. I
ż
adnego Boga nie widziałem.
•
Trzeba było spa
ść
i zabi
ć
si
ę
. Zaraz by Go pan zobaczył!
To autentyczna odpowied
ź
czternastoletniego chłopca (por. B. Oberty
ń
ska W domu niewoli, Chicago
1968, s. 12-13).