Jerzy R Nowak Przemilczane Zbrodnie

background image

1

Prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak

PRZEMILCZANE ZBRODNIE

Antypolska dywersja

Oslawiony pozew 11 Zydów amerykanskich przeciw Polsce byl tylko kulminacja wzmagajacej sie od
kilkunastu lat fali antypolonizmu. Coraz donosniej obrzuca sie Polaków najobrzydliwszymi kalumniami,
na czele z zarzutami, ze bylismy jakoby wspólnikami Hitlera w mordowaniu Zydów. A tymczasem
coraz bardziej zagluszana jest prawda o polskiej martyrologii, o polskim holocauscie, który pochlonal
przynajmniej 4,5 miliona Polaków (lacznie z minimum okolo póltora miliona naszych rodaków, którzy
stracili zycie na skutek sowieckich represji). Byli oni ofiarami zapomnianego pierwszego holocaustu lat
1939-1941, który zdziesiatkowal przede wszystkim Polaków, zbrodniczego holocaustu urzadzonego
przez Sowietów.

Przemilczany polski holocaust

Przez 45 lat, od 1944 do 1989 roku w Kraju - w warunkach uzaleznienia od Sowietów calkowicie
milczano o tych zbrodniach sowieckich na Polakach. Po 1989 roku zas postepy w ujawnianiu
antypolskich zbrodni sa ciagle az nazbyt skromne ze wzgledu na panowanie w przewazajacej czesci
mediów i wydawnictw dawnych chwalców sowietyzmu, którym niewygodne jest pokazywanie, ze
zbrodnie sowieckie przewyzszaly calkowicie zbrodnie nazizmu (vide np. manipulacje Krystyny
Kersten
, która nawet teraz we wstepie do Czarnej ksiegi komunizmu próbuje jeszcze oslabiac
wymowe tej ksiazki, demaskujacej zbrodnie komunizmu (przypomnimy, ze nawet skrajnie
tendencyjny, antypolski autor zydowski Jan Tomasz Gross przyznawal w Revolution from Abroad
(Princeton 1988, s. 229), ze w pierwszych dwóch latach okupacji (1939-1941) Sowieci zabili lub
doprowadzili do smierci trzy lub cztery razy wiecej ludzi niz nazisci z ludnosci liczacej polowe tej, która
znalazla sie pod niemiecka jurysdykcja. Gross ocenia na 120 tysiecy liczbe zamordowanych przez
nazistów ofiar: Polaków i Zydów w ciagu pierwszych dwóch lat okupacji niemieckiej, a wiec przed
rozpoczeciem przez Niemców masowego wyniszczania ludnosci zydowskiej i polskiej. Wedlug
Normana Daviesa, Sowieci zabili w ciagu tych dwóch lat, tj. do czasu amnestii dla Polaków w 1941
roku, prawie siedmiokrotnie wiecej osób niz Niemcy, bo az 750 tysiecy (por. N. Davies: God's
Playground
, Oxford 1983, t. 2, s. 451). Ogromna czesc z tych 750 tysiecy osób stanowili Polacy,
wymordowani lub doprowadzeni do smierci przez wyniszczenie na Syberii. Wedlug niektórych ocen,
nawet te dane Daviesa moga byc zanizone, bo juz w pierwszych dwóch latach okupacji sowieckiej
zamordowano lub doprowadzono do smierci ponad milion obywateli polskich, w ogromnej czesci
Polaków.

W kazdym przypadku, nawet przy przyjeciu za podstawe najbardziej zanizonej liczby sowieckich ofiar,
która podaje Gross, nie ulega watpliwosci, ze holocaust polski w pierwszych dwóch latach okupacji
ziem polskich przez obu najezdzców byl kilkakrotnie wiekszy od holocaustu zydowskiego. Nie ulega
przy tym watpliwosci, ze mordowanie setek tysiecy Polaków i mordercze deportacje ponad póltora
miliona Polaków na Syberie mialy jednoznacznie charakter zbrodniczych czystek etnicznych. Jakze

background image

2

wymowna pod tym wzgledem byla informacja podana przez historyka Tadeusza Gasztolda w
odniesieniu do masowej wywózki Polaków na Sybir 9 lutego 1940 roku: Wsród wysiedlonych znalazla
sie rodzina gajowego z Plisy II, Aleksandra Grzyba. W przeczuciu najgorszego - bylo 40 stopni ponizej
zera - Grzybowie, korzystajac z nieuwagi straznika, oddali swoje pólroczne dziecko krewnej Janinie
Koszarowej. Fakt ten ujawniono i kazano przywiezc na stacje dziecko. Dygnitarz sowiecki stwierdzil
-
cytuje z pamieci: nie chodzi tu o to czy inne dziecko, lecz o zasade. Wszyscy Polacy beda wysiedleni
z tego kraju, a na ich miejsce przyjda ludzie radzieccy
(cyt. za Spoleczenstwo bialoruskie, litewskie i
polskie na ziemiach pólnocno-wschodniej II Rzeczypospolitej w latach 1939-1941
, pod red. M.
Gizejewskiej i T. Strzembosza, Warszawa 1995, s. 206).

Dlaczego informacji o tym pierwszym - polskim holocauscie nie podejmuje sie duzo donosniej w
naszej publicystyce i w pracach naukowych historyków, a w szczególnosci w publikacjach
adresowanych do zagranicznych czytelników? Dodajmy przy tym jeszcze tak dlugo przemilczane
informacje o zbrodniach sowieckich, stanowiacych swoisty wstep do polskiego holocaustu po wrzesniu
1939 roku, to jest wymordowanie przez Sowietów ponad trzysta tysiecy Polaków w ramach wielkiej,
antypolskiej czystki etnicznej lat 1937-1938. Wedlug Mikolaja Iwanowa, autora tak waznej, a wciaz za
malo naglosnionej ksiazki Pierwszy naród ukarany, straty liczacej prawie 1 200 000 Polaków w okresie
miedzywojennym spolecznosci polskiej w ZSRR siegnely okolo 30 proc. calej liczby tamtejszych
Polaków (por. M. Iwanow: Pierwszy naród ukarany. Polacy w Zwiazku Radzieckim 1921-1939,
Warszawa 1991, s. 8 i 377).

Dodajmy wiec razem te liczby z lat 1937-1938 i z lat 1939-1941. Dlaczego tak niewiele pisze sie o
tych zbrodniach i rozmiarach polskiej martyrologii? Co robia polscy historycy czasów
najnowszych, czy nie widza, ze niepodejmowanie tych spraw, nielikwidowanie tak ponurych
"bialych plam" obciaza ich sumienia jako naukowców i jako Polaków? Co zrobila w tej sprawie
po 1989 roku Komisja Badania Zbrodni nad Narodem Polskim? Dlaczego nie zwrócila sie z
szerszym apelem do spoleczenstwa o nadsylanie relacji z przemilczanych dotad zbrodni
popelnionych przez Sowietów na narodzie polskim w czasie wojny? I o nadeslanie relacji o
konkretnych wykonawcach tych zbrodni - zbrodniarzach pochodzenia rosyjskiego,
ukrainskiego, bialoruskiego i zydowskiego?

Profesor Ryszard Szawlowski w trzech wydaniach swej znakomitej ksiazki Wojna polsko-sowiecka
1939
skupil sie na przedstawieniu przemilczanych zbrodni ukrainskich i bialoruskich na Polakach w
latach 1939-1941.

Zaczynajacy sie w dzisiejszej "Naszej Polsce" cykl tekstów pt. Przemilczane zbrodnie stanowi
przystosowana do wymogów tygodnika wersje mojej najnowszej ksiazki o tym samym tytule, majacej
pokazac zbrodnicze skutki zdrady Polski przez wielka czesc Zydów na Kresach Wschodnich. I
konkretne przejawy tej zdrady, od antypolskiej dywersji poprzez fetowanie sowieckich najezdzców,
przyklady mordowania Polaków przez zbolszewizowanych Zydów, ogromna fale smiercionosnych
donosów, która miedzy innymi znacznie powiekszyla liste katynska, "pomocy" w deportowaniu wielkiej
rzeszy Polaków itp.

Dlaczego Zydzi nie potepili tej zdrady?

Przypomnijmy, ze jeszcze 11 czerwca 1942 roku general Sikorski zapytywal w odrecznej depeszy,
odpowiadajacej na oswiadczenie przedstawicieli Agencji Zydowskiej - Izaaka Grünbauma i Emila
Schmoraka: Dlaczego (...) dotad oficjalne kola zydowskie nie potepily jawnej zdrady i innych
zbrodni, jakich sie wobec Polski i polskich obywateli dopuszczali przez caly czas okupacji
sowieckiej
(cyt. za K. Kersten: Polacy, Zydzi, komunizm, Warszawa 1992, s. 32-33). Postulat
generala Sikorskiego okazal sie, niestety, tylko poboznym zyczeniem. Oficjalne kola zydowskie nie
tylko nie zdobyly sie na potepienie tej ohydnej, jawnej zdrady i innych zbrodni wobec Polski, ale coraz
czesciej posuwaly sie w pózniejszych latach do jawnego szkalowania tak umeczonej i zdradzonej
przez Aliantów Polski.

"Tanczyli na grobie Polski"

Przypomnijmy w kontekscie tamtych zbrodni zydowskich uwagi rzetelnego historyka z zewnatrz,
najslynniejszego dzis zagranicznego badacza dziejów Polski - Normana Daviesa. W polemice z
antypolskim zydowskim publicysta Abrahamem Brumbergiem Davies pisal, powolujac sie na mnóstwo
pamietników i relacje tysiecy zyjacych na Zachodzie tych, którzy przezyli, iz: Wsród kolaborantów i

background image

3

donosicieli, jak i personelu sowieckiej policji bezpieczenstwa, w owym czasie byl szokujaco wysoki
procent Zydów (...). Z perspektywy emocjonalnej wielu Polaków, Zydów widziano jako tanczacych na
grobie Polski
(por. N. Davies: An Exchange, "The New York Review of Books", 9 kwietnia 1987 r.).

Udzial Zydów w antypolskiej dywersji zbrojnej

Tendencyjni historycy zydowscy i skrajnie filosemiccy, piszac o postawie Zydów na Kresach we
wrzesniu 1939 roku, gotowi sa przyznawac glównie to, ze czesc Zydów witala entuzjastycznie wojska
sowieckie, budowala dla nich bramy triumfalne czy nawet calowala w ekstazie sowieckie czolgi.
Wszystko to jednak jest przez tych historyków prosto tlumaczone, iz chodzilo glównie o radosc z
uratowania przed wejsciem pod niszczace dla Zydów panowanie Niemiec hitlerowskich, a wiec radosc
z uwolnienia przed grozba zaglady. W rzeczywistosci ogromna czesc Zydów we wrzesniu 1939 roku
nie odczuwala jeszcze takiej grozby, a i same Niemcy hitlerowskie jeszcze wtedy nie podjely decyzji w
tej sprawie.

Glównym celem tego typu usprawiedliwien fetowania Sowietów przez wielka czesc Zydów na
Kresach jest stworzenie wrazenia, ze bylo ono spowodowane wylacznie strachem przed
Niemcami, a nie zdrada Polski i zajadla wrogoscia do niej. Dlatego tendencyjni historycy od
Korca i Engela po Kerstenowa i Zbikowskiego tak starannie próbuja przemilczec najbardziej
kompromitujace postawe Zydów wobec Sowietów fakty, a zwlaszcza czynny udzial znacznej
czesci Zydów w otwartej zbrojnej dywersji wobec Polski.
Dywersji, która byla szczególnie
haniebna. Chodzilo bowiem o podstepny, zdradziecki atak na wykrwawione juz w walkach przeciwko
najezdzczym wojskom hitlerowskim wojska polskie. Zbrojne grupy zydowskich dywersantów, atakujac
Polaków, splamily sie atakiem na pierwsze w drugiej wojnie swiatowej wojska stawiajace czynny opór
ludobójczemu, nazistowskiemu najezdzcy. Dodajmy, ze zbrojne zydowskie wystapienia przeciwko
wojskom polskim nie mialy charakteru odosobnionego. Doszlo do nich poza najgrozniejsza
zydowska rebelia komunistyczna w Grodnie, miedzy innymi w Skidlu, Zborowie, Lubomli,
Kolomyi, Rozyszczach, Izbicy, Stiepaniu, Byteniu i Uscilugu.

Antypolska dywersja zydowska w Grodnie

Szczególnie grozna dywersja zbrojna przeciwko wojskom polskim byla zydowska ruchawka w
Grodnie. Pod wzgledem skali wydarzen i zagrozenia dla wojsk polskich mozna by ja
porównywac z dywersja niemiecka w Bydgoszczy, tyle ze jest dotad prawie zupelnie nie
uwzgledniana w syntetycznych opracowaniach historii Polski w drugiej wojnie swiatowej i w
podrecznikach.
A byl to niezwykle wymowny przyklad zdradzieckiego zachowania sie wobec Polski
ze strony czesci mniejszosci narodowej, opartego na zmasowanych atakach "zza wegla" na walczace
w obronie Ojczyzny wojsko polskie. Dodajmy, ze podobnie jak w Bydgoszczy Polacy w Grodnie
bardzo ciezko zaplacili za stlumienie antypolskiej rebelii - przez cale tygodnie, a nawet miesiace,
trwaly wylapywania polskich obronców Grodna, przy ogromnie aktywnej pomocy zbolszewizowanych
Zydów-donosicieli.

Profesor Ryszard Szawlowski tak pisal w swej monografii wojny polsko-sowieckiej 1939 roku o
zagrozeniu dla Polaków stworzonym przez dywersje Zydów-komunistów w Grodnie: Nim jeszcze
nastapila obrona Grodna przed wojskami sowieckimi, wybuchla w miescie zakrojona na szeroka skale
dywersja komunistycznej "V kolumny". Zlozona byla ona prawie wylacznie z miejscowych Zydów,
którzy, jak juz wspomnielismy, stanowili w 1939 roku polowe ludnosci miasta. Wsród Zydów tych
istnial silny odlam probolszewicki. Wielu z nich zywilo zreszta niechec czy wrecz nienawisc do
Polaków i do Polski "w ogóle"; natomiast Rosja - kazda Rosja - niektórym z nich imponowala (stad na
przyklad praktykowane przez duza czesc burzuazji zydowskiej na Kresach Wschodnich nieraz nawet
demonstracyjne mówienie po rosyjsku).

W kazdym razie od 17 wrzesnia 1939 czesc ludnosci zydowskiej na Kresach entuzjastycznie witala
wojska sowieckie, masowo zapelniala szeregi tworzonej przez okupantów "milicji ludowej",
denuncjowala i aresztowala licznych Polaków. Istnieja na ten temat setki czy wrecz tysiace swiadectw.
Najbardziej "bojowy" okazal sie jednak ów odlam komunistyczny w Grodnie, który doprowadzil tam do
jakiegos na mala skale powstania.

Naszemu wojsku, policji, a nawet uzytej czesciowo strazy pozarnej (dla zwalczania dywersantów
strzelajacych ze strychów wiekszych domów) udalo sie w duzym stopniu te dywersje zlikwidowac
(por.
R. Szawlowski: Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 106-107).

background image

4

Jan Sieminski, harcerz walczacy w obronie Grodna we wrzesniu 1939 roku, tak wspominal ówczesne
dramatyczne wydarzenia: Póznym wieczorem z 18 na 19 wrzesnia 1939 roku w miescie wybuchla
gwaltowna strzelanina zorganizowana przez komunistów, glównie Zydów i nacjonalistów
bialoruskich. Inicjatorami tej rebelii byli najprawdopodobniej tajni wspólpracownicy
stalinowskiego NKWD. Potwierdzaja to fakty, ze w pierwszych czolgach, atakujacych nazajutrz
miasto, znajdowali sie grodzienscy Zydzi, którzy uciekli do Rosji Radzieckiej przed wybuchem
drugiej wojny swiatowej.
Widziano: Aleksandrowicza, Lipszyca, Margulisa i innych. Wskazywali oni
zalogom czolgów strategiczne punkty w miescie. Kwestii tej dotychczas nie udalo sie wyjasnic, gdyz
radzieckie archiwa wojenne pozostaja szczelnie zamkniete.

Ten nocy rebelianci z bronia dluga i krótka atakowali rodziny inteligencji polskiej, urzedników, a nawet
zolnierzy w pobliskich miasteczkach: w Skidlu, Lunnie, Jeziorach i innych. Z rozkazu plka B.
Adamowicza, przy wspólpracy wiceprezydenta miasta Romana Sawickiego - rebelie w miescie
stlumiono
(por. J. Sieminski: Grodno walczace. Wspomnienia harcerza, Bialystok 1992, s. 51).

Zdradzieckie strzaly zza wegla

Relacje z tamtych lat dowodza, ze zydowscy dywersanci uciekali sie do zdradzieckich strzalów
z ukrycia nie tylko do wojsk polskich, ale w ogóle do ludnosci cywilnej, chcac wywolac
zamieszanie i panike.

Rotmistrz Narcyz Lopianowski, dowódca 2. szwadronu 101. Pulku Ulanów walczacego w obronie
przed bolszewikami we wrzesniu 1939 roku wspominal: Podczas tych ciezkich chwil, najbardziej
nieprzyjemne bylo zachowanie sie grup zlozonych prawie wylacznie z miejscowych Zydów.
Szczególniej utkwila mi w pamieci ulica Dominikanska, gdzie strzaly padaly nie tylko z broni recznej,
lecz i z rkm, ustawionego na dachu, oraz granatów recznych, rzucanych z okien domów
(cyt. za R.
Szawlowski: Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 2, s. 80).

Halina Araszkiewicz - we wrzesniu 1939 roku uczennica szkoly w Grodnie relacjonowala po latach -
w 1984 roku: Po poludniu poszlysmy z ciocia, zeby cos za to kupic. Az tu na ul. Brygidzkiej zaczeto
strzelac. Patrzymy, na balkonach Zydzi z czerwonymi opaskami strzelaja po ulicy do ludzi (...). Kolo
domu ktos powiedzial, ze Zwiazek Radziecki przekroczyl nasze granice
(cyt. za: R. Szawlowski,
op.cit., t. 2, s. 191).

Brunon Hlebowicz, ówczesny nauczyciel i dzialacz harcerski w Grodnie, uczestnik obrony miasta,
wspominal po latach w relacji o tamtym okresie: Juz wiedzielismy, ze poprzedniej nocy wybuchla
rebelia komunistyczno-zydowska. Strzelano do policji, strzelano do zolnierzy, do pojedynczych osób,
ale bunt zlikwidowano zarówno w samym miescie Grodnie, jak i w miasteczkach takich, jak Ostryna
czy Jeziory, jak Indura
(cyt. za R. Szawlowski: op.cit., t. 2, s. 58).

Odwet skomunizowanych Zydów

Wojskom polskim, jak to juz wczesniej podalem, udalo sie rozbic komunistyczna zbrojna
rebelie w Grodnie. Schwytanych z bronia w reku antypolskich dywersantów rozstrzelano
zgodnie z regulami wojennymi.
Spowodowalo to pózniej zwielokrotniony zmasowany odwet
sowiecki, w oparciu o donosy zydowskich informatorów, na wszystkich, których uznano za
uczestników polskiej obrony Grodna. Jak pisal profesor Tomasz Strzembosz: Po zajeciu Grodna
rozpoczely sie represje wymierzone glównie przeciwko mlodziezy, przy pomocy zreszta tych samych
dywersantów. Kim oni byli? Wedlug jednoglosnej opinii, zarówno mieszkanców Grodna, jak jego
obronców (w tym takze policjantów i zolnierzy scierajacych sie z dywersantami), byli to Zydzi,
zapewne w wiekszosci mieszkancy tego miasta. Uzbrojeni byli w karabiny (a nawet bron maszynowa),
w czesci uzyskane z magazynów wojskowych, które otwarto dla cywilów - obronców
(por. T.
Strzembosz: Rewolucja na postronku (2), "Tygodnik Solidarnosc", 1998, nr 9).

W toku sowieckich represji w Grodnie doszlo do rozlicznych przypadków rozstrzeliwania
wzietych do niewoli zolnierzy i oficerów polskich, a takze aresztowanych przez Sowietów
cywili, zwlaszcza harcerzy i gimnazjalistów.
Jak pisal profesor Ryszard Szawlowski: Najgorsze byly
pierwsze dni po opanowaniu miasta przez Sowietów. Ludzie, w szczególnosci mlodziez, byli
rewidowani, i jesli na przyklad znaleziono nawet maly nozyk u chlopaka - rozstrzeliwano go na

background image

5

miejscu. Podobno na placu przed Fara lezal caly wal z cial ludzi w ten sposób pomordowanych (por.
R. Szawlowski, op.cit., t. 1, s. 363-364).

Brutalne represje sowieckie objely w pierwszych tygodniach po zdobyciu Grodna nie tylko
polskich mieszkanców tego miasta, ale Polaków z calego powiatu regionu grodzienskiego.
Profesor Ryszard Szawlowski pisal o
licznych zbrodniach popelnionych w tych dniach i tygodniach
w powiatach regionu grodzienskiego.
Dokonywane one byly przez samych Sowietów oraz - z
blogoslawienstwem sowieckim - przez komunistów bialoruskich i zydowskich. Podobno bolszewicy
dali wówczas miejscowym komunistom dwa tygodnie dla swobodnego mordowania tzw. wrogów
klasowych w kazdym razie w regionach wiejskich. W bogato udokumentowanej ksiazce Juliana
Siedleckiego o losach Polaków w ZSRR czytamy, iz: Terror objal caly powiat grodzienski i dalsze
okolice: uczestniczyli komunisci bialoruscy i zydowscy
(por. J. Siedlecki: Losy Polaków w ZSRR w
latach 1939-1986
, Londyn 1988, s. 33).

Antypolska ruchawka w Stiepani

u

Czeslaw Piotrowski opisal we wspomnieniach z 1939 roku przebieg antypolskiej ruchawki z udzialem
Ukrainców i Zydów w Stiepaniu na Wolyniu, stwierdzajac miedzy innymi: Natomiast najtragiczniejszy
wyraz miala akcja swego rodzaju "powstania ukrainskiego" w Stepaniu na wiadomosc o przekroczeniu
w dniu 17 wrzesnia przez wojska radzieckie granicy polskiej. Zjawili sie tam nagle jacys "dywersanci",
wyszli z "podziemia" uzbrojeni Ukraincy i kilku Zydów, którzy w sposób brutalny aresztowali
kilkudziesieciu Polaków pelniacych rózne funkcje w Stepaniu i zamkneli ich na posterunku policji w
budynku gminy (dawne koszary). (...) Tymczasem kawalerzysci ze szwadronu KOP "Bystrzyca"
przeprawili sie przez Horyn, kilka kilometrów w góre rzeki od Stepania, i podeszli od tylu do
dywersantów, znajdujacych sie na pozycjach w miasteczku. Bylo to dla nich kompletnym
zaskoczeniem. Rozegrala sie krótka walka. Kilku dywersantów zginelo, kilkunastu zostalo rannych. 65
zostalo schwytanych i aresztowanych, czesc zas uciekla z bronia i ukryla sie w Stepaniu oraz okolicy.

Wsród zolnierzy KOP bylo równiez kilku zabitych i kilkunastu rannych. (...) Uzbrojona grupa stawiajaca
opór w Stepaniu skladala sie ze skierowanych z zewnatrz faktycznych dywersantów sowieckich, jako
prowodyrów, oraz miejscowych Ukrainców i Zydów o antypolskim nastawieniu
(por. C. Piotrowski:
Krwawe zniwa. Za Styrem, Horyniem i Slucza. Wspomnienia z rodzinnych stron z czasów okupacji,
Warszawa 1995, s. 34-35).

Pare dni pózniej po opanowaniu Stepania przez wojska sowieckie w Hucie Stepanskiej
powstala samozwancza czerwona milicja, w sklad której weszlo czterech Ukrainców z
miejscowych osiedli i dwóch miejscowych Zydów
(por. C. Piotrowski, op.cit., s. 36). Znamienne,
ze w ramach represjonowania róznych podejrzanych "wrogów ludu" aresztowano miejscowego
gospodarza i zarazem piekarza Henryka Sawickiego, którego oskarzono o antysemityzm za walke
konkurencyjna z piekarniami zydowskimi ze Stepania w dostawach przed wojna pieczywa na Slone
Bloto (por. tamze, s. 38).

Dywersja zydowska w Skidlu

Do grozniejszych przejawów antypolskiej dywersji nalezala rewolta wywolana w miasteczku Skidel
kolo Grodna w dniu 18 wrzesnia 1939 roku. Miejscowi komunisci zydowscy i bialoruscy sila
zdobyli tam wladze, aresztowali róznych Polaków. Na wiesc o rewolcie w Skidlu komendant
miasta Grodna plk Bronislaw Adamowicz zarzadzil 19 wrzesnia ekspedycje karna polskiego
wojska i policji, z udzialem okolo 100 osób przywiezionych do Skidla na ciezarówkach.

Ekspedycji szybko udalo sie przywrócic porzadek w Skidlu i uwolnic aresztowanych Polaków, w tym
pietnastu oficerów z pplk. Szafranskim (komendantem RKU Bialystok) na czele. Dodajmy, ze wg
relacji Slawomira Weraksy, ówczesnego studenta, ochotnika obrony Grodna, dywersanci, którzy
opanowali Skidel zabili duzo ludzi idacych w kierunku Wilno, Lida, Wolkowysk - uciekajacych przed
wkraczajacymi wojskami sowieckimi
(cyt. za R. Szawlowski: op.cit., t. 2, s. 53).

Atak na oddzialy polskie w Rozyszczach

Daniel Golombka, Zyd z Rozyszcz, malego wolynskiego miasta w poblizu przedwojennej
granicy sowieckiej, przedstawil obraz tamtejszej zbrojnej konfrontacji miedzy miejscowymi
komunistami, Zydami i Ukraincami a polskimi zolnierzami, piszac:
Nastepnego ranka
komunistyczna mlodziez, Zydzi i Ukraincy, wyszla pelna radosci na ulice... Komunisci utworzyli milicje

background image

6

z lokalnej mlodziezy. Oni entuzjastycznie podjeli decyzje uformowania gwardii honorowej dla
powitania Armii Czerwonej, udekorowania skweru portretami Stalina i innych wielkich postaci
komunistycznych oraz sprowadzenia orkiestry strazy pozarnej. Zamiast zwycieskiej Armii Czerwonej
przybyl jednak pociag zaladowany polskimi wojskami, które najwyrazniej nie slyszaly o porozumieniu
Ribbentrop-Molotow. Nowo uformowana milicja entuzjastycznie zabrala sie do chwytania; podjela
dzialania dla schwytania oddzialów polskich do niewoli. W calym miescie doszlo do strzelaniny i
generalnego chaosu
(por. relacje na ten temat w ksiazce Gershona Zika: Rozyszcze My Old Home,
Tel Aviv 1976, s. 27).

Wedlug relacji zydowskiej autorki Bryny Bar Oni, zydowscy komunisci przejeli sila kontrole nad
Byteniem, malym miastem na pólnoc od Baranowicz. Bryna Bar Oni opisywala, jak miejscowy Zyd
Moshe Witkow uzyskal potwierdzenie informacji o zblizaniu sie Sowietów do Bytenia. Wkrótce potem
miejscowi komunisci zwrócili sie do magazyniera Dodla Abramowicza, aby przekazal im czerwone
sukno ze swego magazynu na flagi. Utworzono komitety do powitania rosyjskiej armii.
Doszlo
do malej manifestacji na ulicy, w czasie której krzyczano: Pogrzebiemy polski faszyzm, który brutalnie
ujarzmil naszych braci
(por. Bryna Bar Oni: The Vapor, Chicago 1976, s. 22). Zydowscy komunisci
odebrali polskiej policji karabiny i sami przejeli kontrole nad Byteniem.
W pewnym momencie
doszlo do strzelaniny, gdy wysoki ranga polski oficer i jego szofer natkneli sie na barykade wzniesiona
na drodze przez miejscowych komunistów. Oficera ciezko zraniono, ale jego szofer zdolal zbiec i
sciagnac polska pomoc zbrojna ze Slonimia. Zydowscy komunisci natychmiast jednak zbiegli do
lasu, a po trzech dniach doczekali sie przyjazdu pierwszych sowieckich czolgów
(por. tamze, s.
23).

Przewodnicy dla czerwonych najezdzców

Zbolszewizowani Zydzi dopuszczali sie tez innych form otwartej zdrady Polski w interesie
sowieckiego najezdzcy. Byli przewodnikami dla najbardziej wysunietych w ataku na polskie
ziemie sowieckich jednostek pancernych, spelniali róznego typu funkcje wywiadowcze dla
wojsk czerwonego agresora.
Prof. Ryszard Szawlowski pisal w latach 80. w ksiazce wydanej pod
pseudonimem - jako Karol Liszewski, iz: O obronie straznicy KOP w Dzisnie, która Sowieci
zaatakowali ok. 3.00 17.9., przeprawiwszy sie przez Dzwine, mamy tez relacje z drugiej reki
zamieszkalego wówczas w poblizu tego miasteczka Henryka Radziszewskiego, obecnie osiadlego w
Kanadzie. Okazuje sie, ze Sowietów prowadzil jako przewodnik niejaki Szulman, mlody Zyd, syn
wlasciciela duzego sklepu blawatnego w miescie, maturzysta miejscowego gimnazjum, student USB w
Wilnie, przed wojna juz skazany za dzialalnosc komunistyczna (potem ludnosc polska bojkotowala ten
sklep)
(por. K. Szewski (R. Szawlowski): Wojna polsko-sowiecka 1939 r., Londyn 1988, s. 36).

Rozbrajanie polskich zolnierzy

Z wielu miejscowosci na Kresach zachowaly sie relacje o rozbrajaniu polskich zolnierzy przez
zbolszewizowanych Zydów. Oto jedna z nich.

Ksiadz Czeslaw Stanislaw Bartnik opisywal w swych zapiskach autobiograficznych: W
Szczebrzeszynie i okolicach ujawnili sie komunisci, prawie wylacznie mlodzi Zydzi. Zalozyli czerwone
opaski, zaczeli sprawowac "wladze", zalozyli "milicje ludowa", a przede wszystkim zaczeli rozbrajac
pojedynczych zolnierzy polskich, obrabowywac ich, sciagac z nich mundury, strzelac do oficerów jako
"burzujów". Popierajac Rosje sowiecka, a Polsce przepowiadajac zemste i smierc. Raduja sie z
upadku Polski. Zmobilizowani do wojska polskiego w wiekszosci zdezerterowali zaraz po rozpoczeciu
wojny. Na miescie porozwieszali czerwone sztandary, nawet na dzwonnicy koscielnej, niedaleko rynku

(por. ks. C.S. Bratnik: Mistyka wsi. Z autobiografii mlodosci 1929-1956, Warszawa 1998, s. 128).

Profesor Ryszard Szawlowski pisal, iz Zydzi w Kolomyi pomogli zalogom trzech czolgów sowieckich
rozbroic tamtejsza kompanie Policji Panstwowej i Strazy Granicznej w dniu 19 wrzesnia 1939 roku (wg
R. Szawlowski: op.cit., t. 1, s. 301).

Profesor Szawlowski pisal równiez o zdradzieckiej antypolskiej postawie niektórych Zydów i
Ukrainców z Tyszowca. Poinformowali oni dowództwo wkraczajacych do Tyszowca (24 wrzesnia
1939) wojsk sowieckich o znajdujacym sie w lesie wojsku polskim (por. R. Szawlowski: op.cit., t. 1, s.
229).

background image

7

Zydowscy milicjanci pomagali na przerózne sposoby sowieckim najezdzcom w pacyfikowaniu
napadnietych polskich Kresów. Miedzy innymi poprzez pilnowanie i eskortowanie wzietych do
niewoli przez Sowietów polskich zolnierzy.

K.T. Celny, mlody Polak, który towarzyszyl swemu ojcu, majorowi rezerw, korpusu
medycznego wojska polskiego,
zapisal we wspomnieniach z tamtych dni: W miastach bylismy
ostrzeliwani przez zydowska milicje, uzbrojona w kradzione polskie karabiny wojskowe i noszaca
czerwone opaski na ramieniu. Jak zblizylismy sie do przedmiesc Lwowa, to trafilismy na tragikomiczny
spektakl: Na lace, obok glównej drogi okolo 10 zydowskich milicjantów pilnowalo sporych rozmiarów
szwadronu jednego z elitarnych pulków polskiej kawalerii. Sowieckie sily pancerne rozbroily polski i
pulk i powierzyly swym nowym sojusznikom zadanie pilnowania Polaków. Pamietam uczucie bólu i
odrazy z powodu tak zdradzieckiego zachowania sie tych, którzy byli polskimi obywatelami
(cyt. za
R.C. Lukas: Out of Inferno: Poles Remeber the Holocaust, Lexington, The University Press of
Kentucky, 1989, s. 39-40). Wspominajacy te wydarzenia K.T. Celny byl polskim inzynierem,
odznaczonym w 1973 roku Orderem Imperium Brytyjskiego za zaslugi dla brytyjskiego przemyslu
samochodowego.

Jawni wrogowie Polaków

Dzi

ś

po ponad półwieczu przemilcze

ń

prawdy o kolaboracji przewa

ż

aj

ą

cej cz

ęś

ci

ś

ydów na Kresach z

sowieckimi naje

ź

d

ź

cami niewiele osób pami

ę

ta, jak bardzo pami

ęć

o tej kolaboracji była silna w czasie

wojny. Jan Bło

ń

ski zdumiewał si

ę

,

ż

e nawet tak wielka or

ę

downiczka pomocy dla

ś

ydów w czasie

wojny pisarka Zofia Kossak równocze

ś

nie uwa

ż

ała ich za wrogów polskich. Czy Bło

ń

ski tylko udaje

głupiego, czy naprawd

ę

nie wie, jak bardzo Polacy po 1939 r. zostali wstrz

ąś

ni

ę

ci nagłym

zaprezentowaniem si

ę

wielkiej cz

ęś

ci

ś

ydów jako jawnych, nieubłaganych wrogów Polski. Przecie

ż

nawet brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych jednoznacznie uznało,

ż

e

ś

ydzi byli głównymi

kolaborantami ze Zwi

ą

zkiem Sowieckim w latach 1939-1940 (według ksi

ąż

ki

ż

ydowskiego autora

Harveya Sarnera General Anders and the Soldiers of the Second Polish Corps, Brunswick Press,
Cathedral City 1997, s. 4).

Jeszcze 27 lipca 1944 r. Delegat Rz

ą

du RP powiedział w toku dyskusji z reprezentantami "

ś

egoty"

(Rady Pomocy

ś

ydom),

ż

e: Pami

ęć

o zachowaniu si

ę

ś

ydów na terytoriach okupowanych przez

Sowietów równie

ż

wpłyn

ę

ła na wrog

ą

postaw

ę

wobec nich. (Cyt. za tekstem

ż

ydowskiego historyka

Kermisha The Activities of "

ś

egota" w Rescue Attempts during the Holocaust. Procededings of the

Second Yad Vashem International Historical Conference, Jerusalem April 8-11, 1974, Jerusalem
1977, s. 389.)

ś

ydowski Joseph Kermish stwierdził uogólniaj

ą

co, i

ż

: Nawiasem mówi

ą

c, skargi na

ś

cisł

ą

kolaboracj

ę

mi

ę

dzy sowieckimi władzami a

ś

ydami i oskar

ż

enia,

ż

e "

ś

ydzi aktywnie

uczestniczyli w komunistycznych ciałach rz

ą

dz

ą

cych ustanowionych przez naje

ź

d

ź

c

ę

(Zwi

ą

zek

Sowiecki)" była podnoszona za ka

ż

dym razem, gdy dochodziło do spotka

ń

mi

ę

dzy

ż

ydowskimi

przywódcami podziemia, a ich polskimi odpowiednikami. A wi

ę

c przez cały czas podczas wojny polscy

patrioci nie zapominali o zdradzieckiej postawie

ż

ydowskich kolaborantów z Sowietami. Dzi

ś

zapomina o tym z wygody, koniunkturalizmu czy ze strachu przed podpadni

ę

ciem jako "niepoprawni

politycznie" ogromna cz

ęść

polskich historyków, dotykaj

ą

ca w ten czy inny sposób problematyki

stosunków polsko-

ż

ydowskich w czasie wojny. Oczywi

ś

cie s

ą

i tacy, którzy milcz

ą

o tych sprawach

tylko ze wzgl

ę

du na sw

ą

skrajn

ą

filosemick

ą

tendencyjno

ść

(np. Garlicki, Friszke, Borodziej).

Ani jednego goja w tłumie kolaborantów

Ogromna ilo

ść

relacji o sytuacji na Kresach po wkroczeniu wojsk sowieckich we wrze

ś

niu 1939

r. zgodnie przeciwstawiała panuj

ą

c

ą

w

ś

ród Polaków atmosfer

ę

przygn

ę

bienia i

ż

ałoby

nastrojom wielkiej rado

ś

ci i fety, powszechnie panuj

ą

cym w

ś

ród

ż

yj

ą

cych na Kresach

ś

ydów.

Polacy z prawdziwym zaszokowaniem reagowali na wszechobecne obrazy fraternizacji rzesz

ż

ydowskich z naje

ź

d

ź

czymi wojskami sowieckimi, probolszewickiej ekstazy

ś

ydów. Na

wzajemnych stosunkach Polaków i

ś

ydów w tym czasie strasznym cieniem poło

ż

yły si

ę

bardzo liczne

wówczas objawy l

ż

enia pokonanej Polski przez

ś

ydów, wykorzystuj

ą

cych sw

ą

uprzywilejowan

ą

pozycj

ę

w oczach sowieckiego okupanta do spychania dyskryminowanych Polaków na margines

ż

ycia.

background image

8

ś

ydowski historyk Dov Lewin pisał:

ż

ne

ś

wiadectwa dowodz

ą

,

ż

e niemal wsz

ę

dzie Armia

Czerwona spotykała si

ę

z radosnym przyj

ę

ciem. Gdy

ś

ydów z Kowla (na Wołyniu) poinformowano,

ż

e

Armia Czerwona zbli

ż

a si

ę

do miasta, oni

ś

wi

ę

towali cał

ą

noc. Gdy Armia Czerwona faktycznie weszła

do Kowla -

ś

ydzi przywitali j

ą

z nie daj

ą

cym si

ę

opisa

ć

entuzjazmem (por. D. Levin The Lesser of Two

Evils. Eastern European Jewry under Soviet Rule, 1939-1941, Philadelphia 1995, s. 33).

Takich opinii i takich

ś

wiadectw na temat zachowania wielkiej cz

ęś

ci

ś

ydów wobec Sowietów

po 17 wrze

ś

nia 1939 r. jest bardzo du

ż

o. Przytocz

ę

jeszcze kilka przykładów relacji tego typu,

podkre

ś

laj

ą

c,

ż

e jest to cz

ą

stka z ogromnej ilo

ś

ci

ś

wiadectw o identycznej wymowie.

ś

ydowski

ś

wiadek wydarze

ń

w Wilnie - Gershon Adiv tak wspominał w wiele lat pó

ź

niej: Trudno jest opisa

ć

emocj

ę

, jaka ogarn

ę

ła mnie, gdy zobaczyłem na ulicy, naprzeciw naszych wrót - rosyjski czołg z

u

ś

miechni

ę

tymi młodymi lud

ź

mi, maj

ą

cymi jaskrawe gwiazdy czerwone na swych piersiach. Jak tylko

maszyny stan

ę

ły, ludzie stłoczyli si

ę

tłumnie wokół nich. Kto

ś

wykrzykn

ą

ł: "Niech

ż

yje rz

ą

d sowiecki!" i

wszyscy wiwatowali. Trudno było znale

źć

jednego goja w tym tłumie (tam

ż

e, s. 33).

W Baranowiczach: Ludzie całowali zakurzone buty

ż

ołnierzy. Dzieci pobiegły do parku, narwały

jesiennych kwiatów i zasypały nimi

ż

ołnierzy... Czerwone flagi znaleziono dosłownie w mgnieniu oka i

całe miasto zostało zakryte czerwieni

ą

. Miasto Kobry

ń

równie

ż

zostało zalane czerwonymi flagami,

które przygotowali miejscowi komuni

ś

ci przez oddarcie białego pasa z dwukolorowej flagi polskiej.

Wiwatuj

ą

cy tłum rozrzucał ulotki pi

ę

tnuj

ą

ce faszystowski re

ż

im Polski i wychwalaj

ą

cy Armi

ę

Czerwon

ą

(tam

ż

e, s. 34).

Podobnego typu

ś

wiadectwa o prosowieckim zachowaniu ogromnej cz

ęś

ci

ś

ydów, budowaniu przez

nich powitalnych bram triumfalnych dla wkraczaj

ą

cych wojsk naje

ź

d

ź

czych, mo

ż

na by długo mno

ż

y

ć

,

przytaczaj

ą

c opisy z przeró

ż

nych miast od Brze

ś

cia nad Bugiem po Brasław, Ciechanowiec, Ró

ż

any,

Pi

ń

sk czy Równe.

Wizja Stalina jako "nowego Mesjasza"

Jednym ze

ś

wiadectw, bardzo charakterystycznych dla prosowieckich oczekiwa

ń

wielkiej cz

ęś

ci

młodzie

ż

y

ż

ydowskiej, była zarejestrowana po latach w 1980 r. na ta

ś

mie magnetofonowej relacja

Celiny Koni

ń

skiej, która w 1939 r. jako uczennica szkoły

ś

redniej nale

ż

ała do KZM

(Komunistycznego Zwi

ą

zku Młodzie

ż

y) we Lwowie: Musz

ę

powiedzie

ć

,

ż

e je

ś

li kiedy

ś

człowiek doznał

pełnego szcz

ęś

cia, to był ten dzie

ń

wkroczenia Armii Czerwonej. Tak sobie wyobra

ż

am,

ż

e

ś

ydzi,

którzy czekaj

ą

Mesjasza, tak si

ę

b

ę

d

ą

czuli, jak przyjdzie kiedy

ś

ten Mesjasz. Trudno znale

źć

słowa,

które by okre

ś

liły to uczucie. To jakie

ś

oczekiwanie, jakie

ś

wielkie szcz

ęś

cie. I wreszcie doczekali

ś

my

si

ę

, przyszli do Lwowa. Pierwsze tanki zajechały, zastanawiali

ś

my si

ę

, jak to zrobi

ć

, jak to wyrazi

ć

:

kwiaty rzuca

ć

,

ś

piewa

ć

?... (cyt. za J.T. Gross Upiorna dekada. Trzy eseje o stereotypach

ś

ydów,

Polaków, Niemców i komunistów 1939-1948, Kraków 1998, s. 68).

Taki prosowiecki fanatyzm nie ograniczał si

ę

jednak tylko do młodszych, ogłupionych sowieck

ą

propagand

ą

pokole

ń

ś

ydów.

ś

ydowski autor F. Zerubawel wspominał, jak spotkał w shtetl starego

ś

yda, który stwierdził: To s

ą

czasy Mesjasza i Stalin jest sam Mesjaszem (cyt. za N. Davies, A.

Polonszky Jews in Eastern Poland and the USSR, 1939-1946, Londyn 1991, s. 16).

Jawni wrogowie Polaków

Sam w sobie ten prosowiecki entuzjazm

ś

ydów nie byłby mo

ż

e zbyt gro

ź

ny, gdyby nie to,

ż

e

bardzo cz

ę

sto ł

ą

czył si

ę

z nienawi

ś

ci

ą

do Polaków, ich poni

ż

aniem przez du

żą

cz

ęść

ś

ydów,

donoszeniem na Polaków, wyłapywaniem polskich oficerów etc. Znamienne było

ś

wiadectwo

Władysława Siemiaszko, w 1939 r. pracownika urz

ę

du gminnego w Werbie, powiat Włodzimierz

Woły

ń

ski. Siemaszko tak wspominał po latach w relacji spisanej w 1990 r.: Wielu

ś

ydów z miejsca

zwi

ą

zało si

ę

z władz

ą

sowieck

ą

i współpracowało z t

ą

władz

ą

. Wyst

ę

powali jawnie jako wrogowie

Polaków (...). Specjalne wzgl

ę

dy władze sowieckie okazywały

ś

ydom. Propaganda sowiecka na

ka

ż

dym kroku obra

ż

ała uczucia Polaków (cyt. za wyborem dokumentów w ksi

ąż

ce R. Szawłowskiego

Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 2, s. 211-212).

background image

9

Bardzo ponur

ą

wizj

ę

symbiozy prosowieckiego entuzjazmu z nienawi

ś

ci

ą

do Polski znajdujemy w

opublikowanych w 1999 r. wspomnieniach zmarłego w 1946 r. dyrektora gimnazjum w Przemy

ś

lu i

kustosza Archiwum Ziemi Przemyskiej, Jana Smolki. Z nieukrywan

ą

gorycz

ą

tak pisał on o fali

ż

ydowskiej kolaboracji z Sowietami we wrze

ś

niu 1939 r. w Przemy

ś

lu: Wieczorem, gdy si

ę

ju

ż

ś

ciemniło, wyszedłem na miasto i skierowałem si

ę

w stron

ę

Placu na Bramie. Panował tam nieopisany

zgiełk i

ś

cisk, jakiego Przemy

ś

l chyba nie prze

ż

ywał. Masy

ż

ydostwa przewalały si

ę

na wszystkie

strony i nie mo

ż

na było si

ę

przez te tłumy przecisn

ąć

. A wszystko to było rozradowane, butne i

aroganckie. Zniech

ę

cony zawróciłem do domu. Po drodze a

ż

do ulicy Grodzkiej widziałem wsz

ę

dzie

podobny obraz. Wszelka kanalia, kryminali

ś

ci itp. hołota powychodziła z ukrycia i rozpychała si

ę

bezceremonialnie, obok mnie przesuwały si

ę

katylinarne postacie, których przedtem nikt nie widywał.

Był to naprawd

ę

koszmarny widok, który mógł mniej odpornych ludzi moralnie zmia

ż

d

ż

y

ć

. Wystawy

sklepowe o

ś

wietlone i udekorowane portretami, nawiasem mówi

ą

c marnymi, Lenina, Stalina,

Mołotowa, Woroszyłowa i innych dygnitarzy bolszewickich. W nast

ę

pne dni widziało si

ę

ten sam

obraz.

ś

ydzi si

ę

cieszyli. Po sklepach wykrzykiwali pod adresem polskiej publiczno

ś

ci

nieparlamentarne wyrazy na Polsk

ę

, nawet młode

ś

ydóweczki dawały upust swojej rado

ś

ci. "Ach nie

masz poj

ę

cia, jak ja si

ę

ciesz

ę

,

ż

e Sowiety przyszli" mówiła jedna

ś

ydóweczka do drugiej na ul.

Franciszka

ń

skiej. Inne znowu wieczorem codziennie przychodziły przed gmach Kasy Skarbowej i

wy

ś

piewywały bolszewikom "jodlery". Kiedy si

ę

zacz

ę

ły organizowa

ć

urz

ę

dy bolszewickie, wszystkie

biura zalali

ś

ydzi (por. J. Smolka Przemy

ś

l pod sowieck

ą

okupacj

ą

. Wspomnienia z lat 1939-1941,

Przemy

ś

l 1999, s. 34).

Nadzorowanie aparatu przemocy

Zbolszewizowani

ś

ydzi stali si

ę

najlepszymi pomocnikami władzy naje

ź

d

ź

czej, jej swoistymi

janczarami. To oni nadzorowali przewa

ż

aj

ą

c

ą

cz

ęść

aparatu przemocy, organizuj

ą

c

aresztowania i deportacje Polaków na Kresach i rozwijaj

ą

c najró

ż

niejsze formy walki z

polsko

ś

ci

ą

.

ś

ydzi kontrolowali wielk

ą

cz

ęść

nowych sowieckich s

ą

dów na Kresach, odgrywali

bardzo du

żą

rol

ę

w "czerwonej milicji", zwłaszcza w miastach i miasteczkach stanowili niemał

ą

cz

ęść

s

ę

dziów

ś

ledczych oraz wi

ę

ziennych i obozowych katów. Tadeusz Piotrowski w

gruntownie udokumentowanej monografii Poland's Holocaust pisał:

Ś

wiadectwa, pami

ę

tniki i

prace historyczne tysi

ę

cy Polaków, którzy prze

ż

yli wojn

ę

mówi

ą

o

ż

ydowskim fetowaniu, o

ż

ydowskim

n

ę

kaniu Polaków, o

ż

ydowskiej kolaboracji (donosach, obławach na ludzi i wyłapywaniu Polaków na

deportacje), o

ż

ydowskiej brutalno

ś

ci i dokonywanych z zimn

ą

krwi

ą

egzekucjach, o

ż

ydowskich

prosowieckich komitetach i milicjach, o wysokim procencie

ś

ydów w sowieckich organach przymusu

po sowieckim naje

ź

dzie w 1939 r. Polacy postrzegali to wszystko jako niewdzi

ę

czno

ść

i zdrad

ę

.

ś

ydzi

widzieli w tym zemst

ę

i rewolucj

ę

(por. T. Piotrowski Poland's Holocaust, Jefferson, North Carolina

1998, s. 51).

Warto przypomnie

ć

w tym kontek

ś

cie oceny

ż

ydowskiego historyka Ben-Cion Pinchuka, który

akcentował: Według licznych polskich raportów, rewolucyjne komitety składały si

ę

niemal całkowicie z

ś

ydów i z niewielkiej ilo

ś

ci Ukrai

ń

ców. Wykonawczym narz

ę

dziem tych komitetów była milicja

obywatelska. W obu tych organizacjach

ś

ydzi grali dominuj

ą

c

ą

rol

ę

. Według polskich

ź

ródeł (...)

Komitety zachowywały si

ę

tak, jakby były rz

ą

dem do czasu wej

ś

cia Armii Czerwonej (por. Ben-Cion

Pinchuk Shtetl Jews under Soviet Rule. Eastern Poland on the Eve of the Holocaust, Oxford 1991, s.
25).

Czesław Blicharski tak opisał rol

ę

ś

ydów z "czerwonej milicji" w napisanej przez niego popularnej

historii Tarnopolu w latach 1809-1954: Wkrótce na ulicach miasta pokazała si

ę

milicja, sformowana

przewa

ż

nie z

ś

ydów z ulicy Podolskiej Ni

ż

szej, ubrana w lotnicze polskie płaszcze, uzbrojona w

polskie karabiny, z czerwonymi opaskami na ramieniu. Przy jej pomocy zacz

ę

ła si

ę

penetracja

domów, poszukiwanie proskrybowanych i zapełnianie wi

ę

zie

ń

(por. C. Blicharski Tarnopol w latach

1809-1945 (od epizodu epopei napoleo

ń

skiej do wyp

ę

dzenia), Biskupice 1993, s. 289).

Gdy rz

ą

dziły "czerwone" m

ę

ty

W

ś

ród ogółu

ś

ydów - "czerwonych milicjantów" na ogół dominowała skrajna agresywno

ść

i

brutalno

ść

, poł

ą

czona z poczuciem wszechwładzy i pogardy wobec Polaków, których uznawali

za nieodwołalnie przegranych. Cz

ę

stokro

ć

przy tym były to osoby wywodz

ą

ce si

ę

z najgorszych

szumowin miejskich i wiejskich, tak jak przewa

ż

aj

ą

ca cz

ęść

UB-owców po 1945 r.

ś

ydowski autor

background image

10

Henryk Reiss w swych ciekawych wspomnieniach Z deszczu pod rynn

ę

dał jaskrawy obraz takiego

młodego

ż

ydowskiego milicjanta-awanturnika. Jak si

ę

okazało, był to wiejski półgłówek, biedny i bez

zaj

ę

cia, który nagle awansował do roli stra

ż

nika bolszewickiego "ładu" w okolicy (por. H. Reiss Z

deszczu pod rynn

ę

. Wspomnienia polskiego

ś

yda, Warszawa 1993, s. 17).

Inny

ż

ydowski autor Mark Verstandig wr

ę

cz nazwał m

ę

tami ludzi dominuj

ą

cych w milicji i komitecie

obywatelskim w mie

ś

cie powiatowym Mo

ś

ciska w województwie lwowskim. Według Marka

Verstandiga: Zmiany były wprowadzane przez milicj

ę

i komitet obywatelski, w których wi

ę

kszo

ść

stanowili

ś

ydzi. Ogólnie bior

ą

c, były to takie m

ę

ty z shtetl (małych miasteczek

ż

ydowskich - J.R.N.),

kierowane przez kilku

ż

ydowskich komunistów, którzy stan

ę

li na ich czele po uwolnieniu z wi

ę

zienia

(por. M. Verstandig I Rest My Case, Melbourne 1995, s. 98-99).

Krzysztof Czubara w artykule Pod sowieck

ą

okupacj

ą

w "Tygodniku Zamojskim" z 18 wrze

ś

nia 1996

r. podał drastyczne wr

ę

cz fakty o zachowaniu

ż

ydowskich milicjantów w Zamo

ś

ciu we wrze

ś

niu 1939

r.: Milicjanci, szczególnie

ś

ydzi, nie mieli

ż

adnych skrupułów. Rozbrajali

ż

ołnierzy polskich, a rannych

rozbierali do bielizny, zabierali im buty, zegarki, rowery, furmanki i inne cenne przedmioty (...).
Niektórych je

ń

ców zabijano. Np. w pobli

ż

u Rotundy rozstrzelano kilku policjantów (cyt. za R.

Szawłowski, op.cit., t. 2, s. 434).

Pułkownik Stanisław Karli

ń

ski ps. "Burza" po wojnie na emigracji (mi

ę

dzy innymi dyrektor zarz

ą

du

Kongresu Polonii Kanadyjskiej) pisał w relacji z marca 1992 r.: W 1939 r. 21 wrze

ś

nia dostałem si

ę

do

niewoli sowieckiej. Ju

ż

na drugi dzie

ń

je

ń

cy Wojska Polskiego byli nadzorowani w wi

ę

kszo

ś

ci przez

Milicj

ę

ś

ydowsk

ą

, która była bardzo rygorystyczna, a czasem nieludzka, szczególnie w stosunku do

kadry oficerskiej i policji. Były sytuacje,

ż

e

ż

ołnierze sowieccy interweniowali w naszej obronie (z

relacji płk. S. Karli

ń

skiego "Burzy", otrzymanej za po

ś

rednictwem M. Paula z Kanady).

W ksi

ąż

ce Okrutna przestroga czytamy opisy zachowania si

ę

ś

ydów, którzy wst

ą

pili do "czerwonej

milicji" w K

ą

tach w pobli

ż

u Krzemie

ń

ca i, korzystaj

ą

c ze swego nowego statusu milicjantów, pobili

kilku polskich oficerów za ich rzekome zbrodnie. Bardzo wielu

ś

ydów stało si

ę

członkami milicji

jako organu pomocniczego dla NKWD w Równem.

Feliks Jasi

ń

ski, były mieszkaniec K

ą

t na Wołyniu, tak opisywał wydarzenia po 17 wrze

ś

nia 1939 r.

w swojej miejscowo

ś

ci i pobliskich miasteczkach: Zacz

ę

ło si

ę

nowe

ż

ycie. (...)

ś

ydzi w miasteczkach

lepsze towary pochowali i stosunek

ś

ydów do Polaków z miejsca si

ę

zmienił: był ordynarny,

obra

ż

aj

ą

cy. Wy

ś

miewali rz

ą

dy polskie i instytucje społeczne, zatruwali

ż

ycie Polakom. Młodzi

ś

ydzi

wst

ą

pili do milicji i w tej randze przyje

ż

d

ż

ali do nas i bili niektórych strzelczyków (Romka Kucharskiego

i innych) za rzekome przest

ę

pstwa (chodzi o byłych członków Przysposobienia Wojskowego

"Strzelec") (...). W Szumsku powstał region obejmuj

ą

cy poprzednie trzy gminy. Utworzono nowe

urz

ę

dy i bank, w których urz

ę

dnikami byli prawie sami

ś

ydzi (cyt. za Okrutna przestroga, oprac. J.

D

ę

bski i L. Popek, Lublin 1997, s. 165).

Terror godził głównie w Polaków

Znamienne było przy tym,

ż

e terror "czerwonej milicji" i innych organów sowieckiej władzy był

wymierzony, zwłaszcza w pierwszych miesi

ą

cach po 17 wrze

ś

nia 1939 r., głównie przeciwko

Polakom. Jak pisał Zbigniew Romaniuk Nowy oficjalny aparat traktował wszystkich Polaków jako
potencjalnych wrogów
(por. Z. Romaniuk: Twenty-One Months of Soviet Rule in Bra

ń

sk w: The Story

of Two Shtetl Bra

ń

sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, cz. 1, s. 61).

Warto przypomnie

ć

równie

ż

szczere wyznania jednego z ówczesnych

ż

ydowskich lokalnych

nadzorców czerwonego terroru: Sowieckie władze organizowały lokaln

ą

milicj

ę

i rad

ę

miejsk

ą

,

zapełniaj

ą

c ich szeregi szeregiem moich przyjaciół, którzy byli członkami podziemnej Partii

Komunistycznej. W ci

ą

gu nast

ę

pnych kilku dni ucz

ę

szczałem w wielu politycznych zebraniach i stałem

si

ę

przywódc

ą

młodych ludzi, którzy podziwiali Zwi

ą

zek Sowiecki. (...) Polskie władze i militarny

personel, pozostaj

ą

cy w mie

ś

cie, zostały aresztowane wraz z klerem wszelkich wyzna

ń

. Wielu

obywateli, w tym i moi rodzice, pot

ę

piało te akcje, ale mnie si

ę

one wydawały logiczne i niezb

ę

dne,

kler i polskie władze miały bowiem silne nastawienie antysowieckie i antykomunistyczne (por. J.

background image

11

Bardach i K. Gleeson Man is Wolf to Man. Surviving the Gulag, Berkeley and Los Angeles, University
of California Press 1998, s. 26, 28).

Rz

ą

dy Josielewiczowej w Zdzi

ę

ciole

Zdominowane przez zbolszewizowanych

ś

ydów tzw. komitety rewolucyjne w miastach i

miasteczkach niejednokrotnie skrajnie wy

ż

ywały si

ę

w brutalno

ś

ci wobec miejscowych

Polaków, grabi

ą

c ich i aresztuj

ą

c. Bardzo plastyczny obraz działania typowego takiego

komitetu rewolucyjnego, kierowanego przez

ś

ydówk

ę

Josielewiczow

ą

, znajdujemy we

wspomnieniach byłego burmistrza miasta Zdzi

ę

cioł - Henryka Poszwi

ń

skiego. Pisał on: Agresor

ze wschodu, podobnie jak ten z zachodu, niszczył wszystko, co polskie, a do Polaków odnosił si

ę

wrogo i bezwzgl

ę

dnie. W jego akcji zmierzaj

ą

cej do wyt

ę

pienia narodu polskiego pomagały mu na

wezwanie władz sowieckich miejscowe elementy przest

ę

pcze i wywrotowe, po

ś

ród których w

miastach i miasteczkach było wielu młodocianych

ś

ydów. Wezwania zrzucane masowo z bezkarnie

kr

ążą

cych nad wsiami i miastami samolotów sowieckich. (...) W Zdzi

ę

ciole na czele komitetu

rewolucyjnego, zorganizowanego jeszcze przed przybyciem wojsk sowieckich, stan

ę

ła

ś

ydówka o

nazwisku Josielewicz. Policja zdzi

ę

ciolska opu

ś

ciła miasto zaraz po przekroczeniu granicy przez

wojska Armii Czerwonej. Pod wieczór 17 wrze

ś

nia doszło do mej wiadomo

ś

ci,

ż

e bandy

wypuszczonych z wi

ę

zienia przest

ę

pców szykuj

ą

si

ę

do rabunku sklepów. Zarz

ą

dziłem zbiórk

ę

stra

ż

y

po

ż

arnej i obywatelskiej i obie te organizacje przyst

ą

piły do pełnienia obowi

ą

zków bezpiecze

ń

stwa w

mie

ś

cie. Do rabunku sklepów nie doszło, ale bandy rzuciły si

ę

na bezbronn

ą

ludno

ść

, która przed

Niemcami uciekła z zachodu na wschód kraju. Złoczy

ń

cy obdzierali ludzi z odzie

ż

y, obuwia i

wszystkiego, co przy sobie mieli. Przydro

ż

ne rowy, poza miastem, zasłane były zabitymi. Wielu

pomordowanych le

ż

ało bez ubra

ń

i obuwia. Komitet rewolucyjny, który wkrótce rozbroił stra

ż

po

ż

arn

ą

i

obywatelsk

ą

i obj

ą

ł władz

ę

w mie

ś

cie, przypatrywał si

ę

temu bezczynnie. W godzinach rannych 18

wrze

ś

nia przeje

ż

d

ż

ał jeszcze przez Zdzi

ę

cioł mały oddział wojska polskiego. Był to zespół szpitala

polowego wieziony na kilkunastu wozach o konnym zaprz

ę

gu. W skład transportu wchodziło 30

szeregowych pod dowództwem sier

ż

anta. Komitet rewolucyjny usiłował transport ten zatrzyma

ć

i

rozbroi

ć

.

ś

ołnierze oddali salw

ę

w gór

ę

, a komitet w popłochu uciekł za miasto i ukrył si

ę

w g

ą

szczach

miejskiego cmentarza. (...) W godzinach popołudniowych 18 wrze

ś

nia wojska sowieckie wkroczyły do

Nowogródka, a pod wieczór tego

ż

dnia trzy pierwsze czołgi sowieckie wjechały do Zdzi

ę

cioła. Cały

komitet rewolucyjny z przewodnicz

ą

c

ą

Josielewicz na czele wyst

ą

pił na powitanie naje

ź

d

ź

ców.

Wznoszono okrzyki: "Niech

ż

yje wielki Stalin" (por. H. Poszwi

ń

ski Spod Łowicza do Londynu, Londyn

1967, s. 112).

Poszwi

ń

ski opisał pó

ź

niej podst

ę

pny sposób, w jaki został aresztowany przez rewolucyjny komitet

Josielewiczowej: W godzinach rannych 19 wrze

ś

nia przybył do magistratu

ś

yd, jeden z członków

komitetu i oznajmił mi,

ż

e komitet prosi mnie o przybycie na zebranie w sprawie sp

ę

dzonego do

Zdzi

ę

cioła z zachodu kraju bydła, w

ś

ród którego wybuchła epidemia pryszczycy. Wierz

ą

c w

prawdziwo

ść

tego, co mi zakomunikowano, wstałem i ubrany, tak jak siedziałem za biurkiem, udałem

si

ę

z panem komitetowym na drugi koniec miasta do siedziby komitetu. Zanim dostałem si

ę

do pokoju

przewodnicz

ą

cej, czekałem około godziny. (...) Podłogi wewn

ą

trz budynku zalane były papierami i

aktami pozostawionymi przez polsk

ą

policj

ę

. W k

ą

tach pokojów le

ż

eli pobici dotkliwie ludzie, po

ś

ród

których wi

ę

kszo

ść

stanowili uciekinierzy przed Niemcami. Członkowie komitetu w cywilnych

ubraniach, z czerwonymi opaskami na r

ę

kawach, z gwiazd

ą

sowieck

ą

na czapkach, z karabinami lub

rewolwerami w r

ę

ku, prze

ś

cigali si

ę

nawzajem w brutalnym traktowaniu ludzi. To było trudne do

zniesienia widowisko.

Po godzinnym blisko oczekiwaniu rozwarły si

ę

drzwi i polecono mi wej

ść

do pokoju przewodnicz

ą

cej.

Wszedłszy, zobaczyłem trzy lufy karabinowe wymierzone w moim kierunku, a jeden z oprawców
wykrzykn

ą

ł: "R

ę

ce do góry!".

Podniosłem r

ę

ce i zwróciłem si

ę

do przewodnicz

ą

cej: "Co ja wam złego zrobiłem i dlaczego tak ze

mn

ą

post

ę

pujecie?". Josielewicz, chocia

ż

dobrze znała j

ę

zyk polski, odpowiedziała po rosyjsku:

"Przyjdzie czas,

ż

e wam wszystko b

ę

dzie wiadome!" (...). (por. tam

ż

e, s. 113-114).

Przewodnicz

ą

ca Josielewicz wyja

ś

niła oficerowi NKWD powody aresztowania Poszwi

ń

skiego,

wskazuj

ą

c,

ż

e jest to polski oficer, polski patriota, były burmistrz miasta, a to ju

ż

chyba wystarczy. I

wystarczyło, by enkawudzista wypełnił odpowiedni

ą

rubryk

ę

o Poszwi

ń

skim: Biezopasnyj eliment

background image

12

(niebezpieczny element). Wraz z mnóstwem innych aresztowanych Polaków: kierownikami szkół,
wójtami gmin, sołtysami, urz

ę

dnikami, jakim

ś

ksi

ę

dzem misjonarzem, Poszwi

ń

ski został powieziony

pod eskort

ą

do wi

ę

zienia w Nowogródku. Jak pó

ź

niej wspominał: Przez cały czas tej jazdy,

trwaj

ą

cej przeszło godzin

ę

, le

ż

eli

ś

my na dnie wozu od w

ę

gla, a czterech

ś

ydów, członków komitetu

rewolucyjnego, stało nad nami z karabinami w r

ę

kach, powtarzaj

ą

c co pewien czas ostrze

ż

enie: "Nie

podnosi

ć

głowy, bo kula w łeb!".

Droga, po której wóz si

ę

zwolna posuwał, zatarasowana była w wielu miejscach armatami artylerii

sowieckiej jad

ą

cej w przeciwnym kierunku.

ś

ołnierze sowieccy zbli

ż

ali si

ę

w czasie tych zatorów do

naszego wozu i zapytywali:

Kogo wy i dok

ą

d wieziecie?

Wieziemy Polaków do wi

ę

zienia - odpowiadali konwojenci.

A co oni wam złego zrobili?

Nic złego nie zrobili, ale wystarczy,

ż

e byli Polakami! (por. tam

ż

e, s. 115).

Jak mordowano Polaków

Gdy rozpoczynałem pisanie ksi

ąż

ki o antypolskich postawach

ś

ydów na Kresach po 17

wrze

ś

nia 1939 r., zdawałem sobie dobrze spraw

ę

z rozmiarów kolaboracji

ś

ydów z sowieckimi

naje

ź

d

ź

cami w administracji, propagandzie, nadzorze deportacji Polaków czy ogromnej fali

ż

ydowskich donosów przeciw Polakom. Nie miałem natomiast pełnego wyobra

ż

enia o ilo

ś

ci

zabójstw na Polakach popełnionych przez zbolszewizowanych

ś

ydów. A nierzadko zbrodnie te

były dokonywane z wyrafinowanym sadyzmem, jak

ś

wiadcz

ą

niektóre z relacji nadesłanych do

mnie przez czytelników. Dodajmy równie

ż

,

ż

e

ż

ydowskiego pochodzenia

ś

ledczy i kaci

wi

ę

zienni, kresowi Fejginowie i Morele, nale

ż

eli do najbardziej bezwzgl

ę

dnych i

wyrafinowanych oprawców. Szczególnie du

ż

o przypadków mordowania Polaków przez

zbolszewizowanych

ś

ydów miało miejsce w dwóch okresach: w pierwszych tygodniach po 17

wrze

ś

nia 1939 r. i w czasie pospiesznej "ewakuacji" wi

ęź

niów po napa

ś

ci Niemiec na ZSRR w

czerwcu 1941 r. S

ą

w

ś

ród tych zabójstw historie zbrodni szczególnie spektakularnych i

bezwzgl

ę

dnych, tak jak jawny mord na kilku polskich działaczach studenckich na Politechnice

Lwowskiej w pa

ź

dzierniku 1939 r. zabitych pod zarzutami antysemityzmu czy wymordowanie 8

dominikanów z klasztoru w Czortkowie przez

ż

ydowskich NKWD-zistów w czerwcu 1941 r. Znamienny

był fakt,

ż

e zabójstwa Polaków dokonywane przez skomunizowanych

ś

ydów na ogół wcale nie

ograniczały si

ę

do osób, z którymi sami

ś

ydzi mieli osobi

ś

cie poprzednio jakie

ś

konflikty. Cz

ę

stokro

ć

zabijano przypadkowo wybranych polskich

ż

ołnierzy, oficerów, urz

ę

dników, duchownych czy

po prostu ludzi zamo

ż

niejszych - tak jak hrabiostwo Skirmunt. Nierzadko zabójstwa na Polkach

były dokonywane przez prosowieckich

ś

ydów wspólnie ze zbolszewizowanymi Białorusinami

czy Ukrai

ń

cami. Wi

ą

zała si

ę

z tym sprawa udziału wielu

ś

ydów w wyłapywaniu polskich oficerów,

przebranych po cywilnemu lub jako zwykłych

ż

ołnierzy, co w rezultacie doprowadziło do ich przyszłej

ś

mierci, powi

ę

kszaj

ą

c "list

ę

katy

ń

sk

ą

".

Bardzo wymowny jest fakt,

ż

e wła

ś

nie sprawa tych najci

ęż

szych zbrodni na Polakach, ich

bezpo

ś

rednie mordowanie lub wyłapywanie, ko

ń

cz

ą

ce si

ę

ź

niej egzekucj

ą

w sowieckim

wi

ę

zieniu, jest całkowicie pomijana przez ró

ż

nych

ż

ydowskich lub skrajnie filosemickich

historyków, od Grossa, Engela i Korca po Kerstenow

ą

i

ś

bikowskiego. Przemilczaj

ą

oni w ogóle

jak

ż

e liczne przykłady tego typu zbrodni, nie próbuj

ą

c nawet podwa

ż

a

ć

relacji o ich popełnieniu.

ś

ydowscy i skrajnie filosemiccy historycy wol

ą

skupia

ć

si

ę

na obalaniu wysuwanych pod adresem

ś

ydów oskar

ż

e

ń

o nie - tak jaskrawe i jednoznacznie w swej zbrodniczej wymowie czyny, jak

przykłady mordowania Polaków. Koncentruj

ą

si

ę

głównie na pomniejszaniu odpowiedzialno

ś

ci

ś

ydów za fetowanie sowieckiego naje

ź

d

ź

cy i za udział w naje

ź

d

ź

czej administracji, staraj

ą

c si

ę

je całkowicie minimalizowa

ć

lub tłumaczy

ć

jako przyj

ę

cie rzekomej zasady "mniejszego zła" (z

obawy przed nazistowskimi Niemcami). Tego typu post

ę

powanie jest faktycznie praktyk

ą

tuszowania zbrodni

ż

ydowskich na Kresach.

Prawdziwie chlubnym wyj

ą

tkiem na tle tego do

ść

powszechnego tuszowania zbrodni

ż

ydowskich na

Kresach był tekst Teresy Prekerowej historyk, niestety ju

ż

nie

ż

yj

ą

cej od paru lat, zwi

ą

zanej z

ś

ydowskim Instytutem Historycznym. W dziele zbiorowym Najnowsze dzieje

ś

ydów w Polsce do 1950

r. Prekerowa nie wahała si

ę

napisa

ć

wprost,

ż

e

ś

ydzi na Kresach przyczyniali si

ę

do dekonspirowania

pozostaj

ą

cych w ukryciu oficerów Wojska Polskiego, przedwojennych urz

ę

dników, wy

ż

szych

background image

13

funkcjonariuszy pa

ń

stwowych i działaczy politycznych, powoduj

ą

c ich aresztowania, a czasem utrat

ę

ż

ycia (podkre

ś

lenie - J.R.N.). Jak du

ż

y był zasi

ę

g tych zjawisk - trudno powiedzie

ć

. Ze wzgl

ę

dów

oczywistych nie przeprowadzono dot

ą

d pogł

ę

bionych bada

ń

i prawdopodobnie przeprowadzi

ć

ich si

ę

ju

ż

nie da. Liczba zachowanych relacji

ś

wiadczy jedynie,

ż

e nie były to wypadki odosobnione, cz

ę

sto

za

ś

nader drastyczne (por. T. Prekerowa Wojna i okupacja w "Najnowszych dziejach

ś

ydów w Polsce

(w zarysie do 1950 r.)", Warszawa 1993, s. 304).

Ciesz

ą

c si

ę

z tak uczciwego stanowiska zaj

ę

tego przez Teres

ę

Prekerow

ą

, mo

ż

na zakwestionowa

ć

tylko jej ko

ń

cowe stwierdzenie, czy rzeczywi

ś

cie nie da si

ę

ju

ż

"prawdopodobnie" przeprowadzi

ć

pogł

ę

bionych bada

ń

na temat antypolskich zachowa

ń

ś

ydów na Kresach. Trzeba tylko mie

ć

wol

ę

ich

przeprowadzenia. Bo inaczej b

ę

dziemy skazani na coraz cz

ę

stsze próby zakłamywania całej sprawy

w kolejnych publikacjach

ż

ydowskich lub skrajnie filosemickich autorów typu Grossa, Korca,

Kerstenowej czy

ś

bikowskiego. Uwa

ż

am,

ż

e najwy

ż

szy czas jest dzi

ś

, by przełama

ć

dziesi

ę

ciolecia

przemilcze

ń

w sprawie konkretnych zbrodni na Polakach popełnionych przez prosowieckich

ś

ydów w

latach 1939-1941 bezpo

ś

rednio lub przez "mordercze" donosy. Ni

ż

ej przedstawiam niektóre przykłady

popełnionych na Polakach zbrodni, które wymagaj

ą

przypomnienia szerokiemu gronu czytelników.

Zamordowanie lwowskich działaczy studenckich

Jedn

ą

z najohydniejszych zbrodni popełnionych pod hasłem rozprawy z "polskimi antysemitami" było

zamordowanie kilku działaczy studenckich na Politechnice Lwowskiej w pa

ź

dzierniku 1939 r.

Inspiratorem całego mordu był rosyjski

ś

yd, ppłk Jusimow, mianowany komisarzem

Politechniki. Zbysław Popławski tak opisał na łamach periodyku "Semper Fidelis" przebieg okrutnej
rozprawy z polskimi działaczami studenckimi: Nast

ę

pnie komisarz Jusimow zorganizował

"likwidacyjne zebranie". Bratniej Pomocy, które odbyło si

ę

mi

ę

dzy 15 a 20 X 1939 r. Wi

ę

kszo

ść

obecnych na sali stanowili

ś

ydzi; Ukrai

ń

ców i Polaków było mało; tzw. likwidacja odbywała si

ę

w

niezgodzie ze statutem, gdy

ż

dokonywali jej nieczłonkowie.

Na sali orkiestra wojskowa grała marsze; nie wiedziano wtedy,

ż

e były to mundury NKWD. Za katedr

ą

zasiadła grupa 6-8 osób, a w

ś

ród nich jako zagajaj

ą

cy

ś

yd rosyjski w skórzanej kurtce i skórzanym

kaszkiecie, którego nie zdj

ą

ł w czasie zebrania. Przedstawił si

ę

jako "komisarz Politechniki". Był to

wła

ś

nie tow. Jusimow, ppłk z zarz

ą

du politycznego Armii Czerwonej. Przemawiał po rosyjsku,

wykazuj

ą

c,

ż

e teraz po upadku "ja

ś

niepa

ń

skiej Polski" nale

ż

y zlikwidowa

ć

jej nadbudow

ę

, tj.

organizacj

ę

studenck

ą

powołan

ą

do gn

ę

bienia ludu pracuj

ą

cego; za to wszystko, co było,

odpowiedzialni s

ą

członkowie kierownictwa tej organizacji, którzy znajduj

ą

si

ę

na tej sali.

Jako drugi wyst

ą

pił Jan Krasicki, ju

ż

wtedy II sekretarz Miejskiej Organizacji Komsomołu. Odegrał on

tutaj rol

ę

prowokatora do zaplanowanego ludobójstwa (...) omawiaj

ą

c działalno

ść

antysemick

ą

i

prze

ś

ladowanie

ś

ydów (...). Nast

ę

pni mówcy - komuni

ś

ci

ż

ydowscy - stwierdzili,

ż

e na sali s

ą

obecni

działacze organizacji antysemickich. Komisarz polecił ich wskaza

ć

. Wyci

ą

gni

ę

ci przemoc

ą

z miejsc i

bici, doprowadzeni zostali do mównicy, aby si

ę

tłumaczyli. Tam zostali znowu pobici i skopani,

wreszcie wywleczeni przez członków orkiestry w mundurach na korytarz. W czasie, gdy orkiestra
znów grała, usłyszałem wyra

ź

nie strzały na korytarzu. Po zebraniu otworzono drzwi sali; wszyscy

musieli przechodzi

ć

przez korytarz, a tam za ławkami w kału

ż

ach krwi le

ż

eli nieruchomo

wyprowadzeni uprzednio studenci.

Oto nazwiska ofiar, które udało si

ę

ustali

ć

: Ludwik Płaczek, stud. IV roku, kierownik I DT, członek

Korporacji "Scythia"; Jan Pło

ń

czak, stud. III roku, członek wydziału "Bratniaka", równie

ż

nale

żą

cy do

korporacji "Scythia"; Henryk Ró

ż

akolski, stud. IV roku, pochodz

ą

cy z Wielkopolski (por. Z. Popławski

Represje okupantów na Politechnice Lwowskiej (1939-1945), "Semper Fidelis", 1991, nr 4, s. 3-4).

Szczególnie złowieszcza była atmosfera, w której publicznie zorganizowano swoisty "s

ą

d" nad

polskimi działaczami studenckimi za rzekomy "antysemityzm", aby ich wkrótce potem zabra

ć

jako

ofiary ka

ź

ni. Mark Paul porównał atmosfer

ę

zgromadzenia, które faktycznie "skazało" studentów na

ś

mier

ć

, do atmosfery niektórych wieców w nazistowskich Niemczech (por. tekst M. Paula Jewish-

Polish Relations in Soviet-Occupied Eastern Poland, 1939-1941, publikowany w ksi

ąż

ce The Story of

Two Shtetls, Bra

ń

sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, t. 2, s. 207).

Zbrodnia na dominikanach w Czortkowie

Wstrz

ą

saj

ą

ce fakty o zbrodniach popełnionych przez

ś

ydów na Polakach na Kresach znajdujemy w

relacji ksi

ę

dza Zygmunta Mazura o losach klasztoru Dominikanów w Czortkowie. Jak pisał ksi

ą

dz

Mazur: Sytuacja klasztoru uległa gwałtownej zmianie 22 czerwca 1941 r. z chwil

ą

wybuchu wojny

sowiecko-niemieckiej (...). Jak to było w zwyczaju systemu stalinowskiego, przede wszystkim
przyst

ą

piono do likwidacji prawdziwych i domniemanych wrogów rz

ą

dów komunistycznych. Do tej

grupy zaliczono przede wszystkim duchownych. Skierowane tam władze bezpiecze

ń

stwa w

porozumieniu z jednostk

ą

wojskow

ą

wpadły w nocy na 2 lipca i wywlokły z klasztoru byle jak

odzianych o. Justyna, o. Jacka, o. Anatola oraz brata Andrzeja. Wywiezieni nad rzek

ę

w Starym

Czortkowie na tzw. Grobl

ę

zwan

ą

Berda, zostali pomordowani strzałami w tył głowy. Wykonawcami

background image

14

wyroków byli miejscowi

ś

ydzi, słu

żą

cy w NKWD, co potwierdzaj

ą

zachowane zeznania mieszka

ń

ców

Czortkowa (jeden z uczestników mordu był w PRL po 1945 r. generałem Wojska Polskiego (...). O
pozostałych zakonnikach nie mo

ż

na było si

ę

niczego dowiedzie

ć

, poniewa

ż

wojsko broniło dost

ę

pu do

klasztoru, a ko

ś

ciół pozostawał zamkni

ę

ty. Mimo tych trudno

ś

ci jednemu uczniowi udało si

ę

przedosta

ć

do ko

ś

cioła, a stamt

ą

d do cel poło

ż

onych na parterze. To, co zobaczył, było przera

ż

aj

ą

ce.

W poszczególnych łó

ż

kach le

ż

eli pomordowani strzałami w głow

ę

bracia R. Czerwonka, M.

Iwaniszczew i tercjarz J. Wincentowicz (...). Sowieckie władze bezpiecze

ń

stwa równocze

ś

nie z

mordami spl

ą

drowały ko

ś

ciół (...). Chc

ą

c zatrze

ć

ś

lady dokonanej zbrodni, wojsko 4 lipca 1941 r.

podpaliło klasztor (por. Ks. Z. Mazur M

ę

cze

ń

ski klasztor dominikanów w Czortkowie, "Gazeta",

Toronto, nr 45 z 1992 r.).

Ofiarami mordu w klasztorze w Czortkowie padli ojcowie: Justyn Spyrłak, Jacek Misiuta, Anatol
Znamirowski i Hieronim Longawa; bracia zakonni: Andrzej Bojakowski, Reginald Czerwonka i
Metody Lwaniszczów, wreszcie ko

ś

cielny Józef Wincentowicz (według ksi

ąż

ki ks. W.

Szetelnickiego Zapomniany lwowski bohater - ks. Stanisław Frankl (1903-1944), Rzym 1983, s. 122).

Według wspomnie

ń

Lesława Juriewicza w ksi

ąż

ce Niepotrzebny jednym z zabójców i ich

przewodnikiem był NKWD-zista, miejscowy

ś

yd, nazwiskiem Blum (por. L. Juriewicz Niepotrzebny,

Londyn 1977, s. 29). Juriewicz wspominał,

ż

e w Czortkowie w tym czasie mówiono du

ż

o o jakim

ś

w

ę

dkarzu, który ukryty w krzakach na przeciwnym brzegu rzeki obserwował całe morderstwo (...).

W

ę

dkarz ten opowiadał,

ż

e ofiary zostały zastrzelone w pozycji kl

ę

cz

ą

cej strzałami w tył czaszki. O ile

pami

ę

tam, mówił te

ż

,

ż

e zamordowani mieli r

ę

ce zwi

ą

zane z tyłu (por. tam

ż

e, s. 30).

Rozprawa z Polakami w Grodnie i powiecie grodzie

ń

skim

Karol Liszewski (prof. Ryszard Szawłowski) pisał w swej ksi

ąż

ce o wojnie polsko-sowieckiej 1939 r.

o roli komunistów

ż

ydowskich - obok białoruskich w okrutnej rozprawie z Polakami w powiecie

grodzie

ń

skim po ostatecznym opanowaniu go przez Sowietów. Stwierdzał: Najgorsze były pierwsze

dni po opanowaniu przez Sowietów miasta. Ludzie, w szczególno

ś

ci młodzie

ż

, byli rewidowani i je

ś

li

np. znaleziono nawet mały no

ż

yk u chłopaka - rozstrzeliwano na miejscu. Podobno na placu przed

Far

ą

le

ż

ał cały wał ludzi w ten sposób zamordowanych (...). Trzeba te

ż

odnotowa

ć

morderstwa

dokonane w tych dniach i tygodniach w powiecie grodzie

ń

skim i w dalszych okolicach. Dokonywane

one były - z "błogosławie

ń

stwem" sowieckim - przez miejscowych komunistów białoruskich i

ż

ydowskich, jak równie

ż

przez samych Sowietów. Podobno bolszewicy dali wówczas miejscowym

komunistom dwa tygodnie dla "swobodnego" mordowania tzw. wrogów klasowych, w ka

ż

dym razie na

wsi (por. K. Liszewski (R. Szawłowski) Wojna polsko-sowiecka 1939 r., Londyn 1988, s. 75).

Mordowani w Grodnie Polacy cz

ę

stokro

ć

padali ofiar

ą

zabójczych donosów ze strony

znaj

ą

cych ich

ś

ydów. Na przykład Mirosław Kurczyk, zamieszkały w Polsce, syn zamordowanego

wówczas w Grodnie nauczyciela szkoły powszechnej pisał: Po załamaniu si

ę

obrony wojska sowieckie

zaj

ę

ły wszystkie wa

ż

ne punkty miasta, jak gmachy urz

ę

dów, policji, wi

ę

zienie itp. W miasto ruszyły w

pełnym rynsztunku bojowym plutony egzekucyjne. W pierwszych dniach po zaj

ę

ciu miasta

aresztowanych nie odstawiano do aresztu, wi

ę

zienia czy obozu dla je

ń

ców, lecz rozstrzeliwano na

miejscu.

Jeden z tych oddziałów sowieckich, przyprowadzony przez cywila z czerwon

ą

opask

ą

, mieszka

ń

ca

domu, w którym mieszkali

ś

my, narodowo

ś

ci

ż

ydowskiej, aresztował mojego ojca. Ojciec mój, Jan

Kurczyk, lat 45, z zawodu nauczyciel, po wyprowadzeniu z domu został rozstrzelany. (...) Ojciec mój
nie brał udziału w obronie Grodna, ale wystarczyło,

ż

e wskazano na niego palcem, bo był Polakiem,

inteligentem, a

ż

eby bez s

ą

du zamordowa

ć

w stylu hitlerowskim (cyt. za R. Szawłowski Wojna polsko-

sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. I, s. 364).

Adam Dobro

ń

ski w 1989 r. przytoczył w tek

ś

cie o obronie Grodna jedno z charakterystycznych

ś

wiadectw z tamtego okresu, pisz

ą

c: 17 wrze

ś

nia w szaro

ś

ci

ś

witu Jadwiga D

ą

browska zauwa

ż

yła,

ż

e

w s

ą

siednim domu odbywa si

ę

zebranie uzbrojonej młodzie

ż

y

ż

ydowskiej. Z domu tego wyszedł jeden

młodzieniec i ukrył si

ę

w kwiatach. Wracał wła

ś

nie z wojny syn s

ą

siada J. D

ą

borwskiej. "Nagle rozległ

si

ę

huk wystrzału i id

ą

cy

ż

ołnierz ugodzony pociskiem karabinowym w plecy padł martwy". Takich

strzałów było wi

ę

cej, w mie

ś

cie odczuwano niepokój (por. A. Dobro

ń

ski Obrona Grodna we

wspomnieniach. "Dyskusja. Biuletyn Wojewódzkiego Domu Kultury w Białymstoku", 1989, nr 3-4, s.
17).

Podporucznik Ryszard Głuski, który we wrze

ś

niu 1939 r. walczył w rejonie Grodna, tak opisywał

swe dramatyczne impresje po drodze na Grodno 20 IX 1939 r. 102. Pułk Ułanów idzie w stra

ż

y

przedniej Brygady, mój szwadron w stra

ż

y przedniej pułku. Posuwamy si

ę

przez Ostryn

ę

i Jeziory

szos

ą

Lida-Grodno. Poprzedniego dnia t

ą

sam

ą

drog

ą

przeszli bolszewicy (oddziały pancerne) i

podobno zaj

ę

li Grodno.

Po drodze w miasteczkach (Ostryna, Jeziory) spotykamy bramy triumfalne, przybrane czerwieni

ą

,

wystawione przez ludno

ść

na przybycie bolszewików. Wsz

ę

dzie ju

ż

zorganizowano komitety

background image

15

rewolucyjne, które obejmuj

ą

władz

ę

. Stosunek ludno

ś

ci białoruskiej i

ż

ydowskiej wobec nas

zdecydowanie wrogi. Pluton id

ą

cy w szpicy prawie w ka

ż

dej wsi otrzymuje strzały i musi stacza

ć

bitw

ę

. Po drodze znajdujemy trupy

ż

ołnierzy polskich zamordowanych w bestialski sposób

(powykłuwane oczy itp.), le

żą

ce w rowach. Dokonywali tego miejscowi komuni

ś

ci (por. R. Głuski, G.B.

Fijałkowski

ś

ołnierze relacje, "Dyskusja. Biuletyn Wojewódzkiego Domu Kultury w Białymstoku", 1989,

nr 3-4, s. 23).

Jak pisał Mark Paul w

ś

wietnie udokumentowanym tek

ś

cie o stosunkach polsko-

ż

ydowskich 1939-

1941, zamieszczonym w wydanej w Toronto w 1998 r. The Story of Two Shtetl: Miejscowi

ś

ydzi

garn

ę

li si

ę

tłumnie do szeregów sowieckiej milicji i NKWD i wraz ze swymi zwolennikami brali udział w

wyłapywaniu polskich

ż

ołnierzy, działaczy i studentów, którzy zgłosili si

ę

do obrony miasta (Grodna -

J.R.N.). Były serie egzekucji w całym Grodnie.

ś

ydzi, wrzeszcz

ą

c, wskazywali Sowietom na

uciekaj

ą

cych Polaków. W otaczaj

ą

cych (Grodno - J.R.N.) terenach miejscowi komuni

ś

ci

ś

ydzi i

Białorusini, za błogosławie

ń

stwem sowieckich naje

ź

d

ź

ców mordowali polskich wielkich wła

ś

cicieli

ziemskich, tak zwanych wrogów ludu (...) (por. M. Paul Jewish-Polish Relations in Soviet Occupied
Eastern Poland 1939-1941
w The Story Two Shtetl. Bra

ń

sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, cz.

2, s. 188).

Zbrodnie "czerwonej milicji"

W rozlicznych relacjach powtarzaj

ą

si

ę

informacje o zbrodniach popełnianych przez skomunizowanych

ś

ydów na polskich

ż

ołnierzach i oficerach w pierwszych tygodniach po naje

ź

dzie sowieckim na Kresy

Wschodnie II Rzeczypospolitej. Jak pisał Krzysztof Marek Raczy

ń

ski: W 1939 r. niektórzy

ś

ydzi

urz

ą

dzali obławy na

ż

ołnierzy polskich pochodz

ą

cych z rozbitych przez wojska sowieckie oddziałów i

oddawali ich w r

ę

ce komisarzy ludowych. I nie były to przypadki pojedyncze. Znane s

ą

te

ż

sytuacje,

gdy mordowano

ż

ołnierzy na miejscu (por. K.M. Raczy

ń

ski Opowie

ść

o dwóch miastach; Bra

ń

sk i

Ejszyszki, "Gazeta" (Toronto), 30 pa

ź

dziernika 1998 r.). Szczególnie bezlito

ś

nie wobec Polaków

zachowywali si

ę

ś

ydzi wchodz

ą

cy w skład samozwa

ń

czej tzw. czerwonej milicji, pewni bezkarno

ś

ci za

swe zbrodnie popełniane w imi

ę

bolszewizmu.

Kazimierz Krajewski tak pisał w monografii AK na Ziemi nowogródzkiej o roli zorganizowanej przy
współudziale

ś

ydów tzw. czerwonej milicji na tamtych terenach po 17 wrze

ś

nia 1939 r.: Z przykro

ś

ci

ą

trzeba odnotowa

ć

fakt poparcia sowieckiej agresji przez cz

ęść

obywateli narodowo

ś

ci białoruskiej i

ż

ydowskiej. Przył

ą

czali si

ę

oni do zorganizowanych przez sowieckich agentów band samozwa

ń

czej

tzw. czerwonej milicji i komitetów rewolucyjnych (...). Wobec znikomo

ś

ci polskiego oporu wspomniana

"czerwona milicja" i bandy dywersyjne, rekrutuj

ą

ce si

ę

z Białorusinów i

ś

ydów, nie odegrały

ż

adnej roli

militarnej w momencie wkraczania Armii Czerwonej. Zło

ż

ona z elementów komunistycznych, w

wysokim stopniu zdemoralizowanych, zasilona przez kryminalistów i ró

ż

noraki motłoch kieruj

ą

cy si

ę

najni

ż

szymi pobudkami, skorzystała z okazji do grabie

ż

y i gwałtu, rzucaj

ą

c si

ę

na miejscow

ą

społeczno

ść

polsk

ą

, swych dotychczasowych s

ą

siadów. Wkraczaj

ą

ce wojska rosyjskie, pomijaj

ą

c

szereg zbrodni popełnionych na

ż

ołnierzach KOP, kadrze WP, policji, ziemia

ń

stwie i tzw.

pamieszczykach (posiadaczach), starały si

ę

na ogół - zgodnie z otrzymanymi rozkazami - unika

ć

zb

ę

dnych aktów terroru wobec ludno

ś

ci cywilnej (oczywi

ś

cie

ż

ołnierze sowieccy kradli i rabowali, co

si

ę

dało). Natomiast "czerwona milicja" dopu

ś

ciła si

ę

w okresie przej

ś

ciowym niezliczonych zbrodni,

morderstw i grabie

ż

y wobec ludno

ś

ci polskiej. Zjawisko to miało charakter powszechny i wyst

ą

piło we

wszystkich powiatach województwa nowogródzkiego. Niew

ą

tpliwie była to operacja "oczyszczania"

terenu z elementów uznanych za antysowieckie, przygotowana i kierowana przez rosyjskie słu

ż

by

specjalne (por. K. Krajewski Na ziemi nowogródzkiej. "Nów" - Nowogródzki Okr

ę

g Armii Krajowej,

Warszawa 1997, s. 7).

Przytaczaj

ą

c w swej monografii przykłady zbrodni popełnionych na Polakach bezpo

ś

rednio po 17

wrze

ś

nia 1939 r., Krajewski pisał: Do zbrojnego incydentu doszło te

ż

w Berdówce, gdzie

ż

ydowsko-

białoruska "czerwona milicja" wymordowała grup

ę

oficerów i

ż

ołnierzy KOP przygotowuj

ą

cych si

ę

do

stawienia oporu bolszewikom (por. K. Krajewski Na ziemi nowogródzkiej. "Nów" - Nowogródzki Okr

ę

g

Armii Krajowej, Warszawa 1997, s. 6). Ten sam autor pisze,

ż

e bandyci białoruscy lub

ż

ydowscy z

czerwonymi opaskami na r

ę

kawach byli sprawcami wi

ę

kszo

ś

ci zabójstw w powiecie nowogródzkim po

17 wrze

ś

nia 1939 r. (por. tam

ż

e, s. 8).

Ze wspomnie

ń

pułkownika broni pancernej Włodzimierza Samiry dowiadujemy si

ę

,

ż

e jego oddział na

wysoko

ś

ci miasteczka Zborowa został zaatakowany przez grup

ę

dywersantów zło

ż

on

ą

z miejscowych

Ukrai

ń

ców oraz "czerwonej milicji". Jak pisał Samira: Od miejscowej polskiej ludno

ś

ci dowiedzieli

ś

my

si

ę

,

ż

e ci dywersanci cz

ęś

ciowo opanowali miasto i "rozprawili si

ę

" z miejscow

ą

pa

ń

stwow

ą

policj

ą

-

niemiłosiernie ich morduj

ą

c (por. W. Samira: Nie byłem tym... kim byłem, Londyn 1994, s. 5-6).

Dziennikarz Krzysztof Czubara opisał w "Tygodniku Zamojskim" z 18 wrze

ś

nia 1996 r. bardzo

brutalne zachowanie

ś

ydów z "czerwonej milicji" na terenie Zamo

ś

cia po opanowaniu go przez

wojska sowieckie: Na rozkaz (sowieckiego - J.R.N.) komendanta wojennego milicjanci zatrzymali

background image

16

zakładników, m.in. prof. Stefana Millera i adwokata Wacława Bajkowskiego. Aresztowali oficerów i
podoficerów WP, policjantów, pracowników przedwojennego starostwa, działaczy Stronnictwa
Narodowego i duchownych (...). Setki aresztowanych osób przetrzymywano pod gołym niebem, w
wi

ę

zieniu przy ul. Okrzei. Naczelnikiem wi

ę

zienia był kaflarz Józef Dziuba. Milicjanci, szczególnie

ś

ydzi, nie mieli

ż

adnych skrupułów. Rozbrajali

ż

ołnierzy polskich, a rannych rozbierali do

bielizny, zabierali im buty, zegarki, rowery, furmanki i inne cenne przedmioty. Na Nowym
Mie

ś

cie

ż

ydowski wyrostek w czerwonym szaliku z pistoletem przy pasie z koalicyjk

ą

, formował z

polskich

ż

ołnierzy kolumn

ę

marszow

ą

. Sam jechał przodem na koniu i wprowadzał ich na Rynek,

gdzie rozwrzeszczany tłum

ś

ydów gwizdał i obrzucał

ż

ołnierzy obelgami. Niektórych je

ń

ców

zabijano. Np. w pobli

ż

u Rotundy rozstrzelano kilku policjantów (cyt. za przedrukiem artykułu K.

Czubary w ksi

ąż

ce R. Szawłowskiego Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 2, s. 434). W

Łucku zło

ż

ona głównie z

ś

ydów "czerwona milicja" opanowała miasto 18 wrze

ś

nia 1939 r.,

zabijaj

ą

c polskiego policjanta (według tekstu M. Paula, op.cit., publikowanego w The Story of Two

Shtetl, Bra

ń

sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, t. 2, s. 194).

Były wi

ę

zie

ń

sowiecki Franciszek Goszczy

ń

ski wspominał, i

ż

w celi z nim siedział

ś

yd Abraham

Starkman, pochodz

ą

cy z Bru

ś

na pod Raw

ą

Rusk

ą

. Według Gonczy

ń

skiego: Gdy bolszewicy zaj

ę

li

wschodni

ą

cz

ęść

Polski, młody Abraham wespół z bratem stan

ę

li na cele Milicji Robotniczej. Starkman

chełpił si

ę

,

ż

e rozbrajał oficerów polskich, twierdził,

ż

e kilku oficerów zastrzelono w jego wsi. Po

upojeniu si

ę

władz

ą

, wyst

ą

pił z milicji i pojechał do Lwowa na zakupy (...). Starkman czuje gł

ę

boki

ż

al do Sowietów,

ż

e za gorliw

ą

słu

ż

b

ę

w milicji siedzi w wi

ę

zieniu i

ż

e potraktowano go na

równi z Polakami (por. F. Gonczy

ń

ski: Raj proletariacki, Londyn 1950, s. 43, 44).

W Dubnie miejscowi

ś

ydzi utworzyli milicj

ę

, która aresztowała 17 wrze

ś

nia 1939 r. głównego s

ę

dziego

miejskiego Bartłomieja Poliszczuka. Milicjanci przekazali go w r

ę

ce sowieckie, odt

ą

d nic wi

ę

cej nie

słyszano o jego losie. Niedawno dopiero jego nazwisko pojawiło si

ę

na li

ś

cie straconych polskich

urz

ę

dników (według M. Paul Jewish-Polish Relations in Soviet-Occupied Eastern Poland, 1939-1941;

w The Story of Two Shtetls. Bra

ń

sk and Ejszyszki, Chicago 1998, cz. 2, s. 195. M. Paul podaje

informacje o losie s

ę

dziego Bartłomieja Poliszczuka w oparciu o relacj

ę

Wiktora Poliszczuka, która

znajduje si

ę

w jego posiadaniu).

Wymordowanie polskich policjantów w Kołkach i w Sarnach

Były

ż

ołnierz Zenobiusz Janicki pisał o przejawach

ż

ydowsko-ukrai

ń

skiej dywersji antypolskiej w

regionie Sarn-Przebra

ż

a-Tro

ś

cianka, pisz

ą

c: Na domiar złego bandy dywersantów ukrai

ń

sko-

ż

ydowskich napadały na wycofuj

ą

ce si

ę

wojska (...). Wojsko pomaszerowało do Kołek, gdzie wpadło

w zasadzk

ę

. Dywersanci ukrai

ń

sko-

ż

ydowski ostrzelali oddział z karabinów maszynowych, ukrywaj

ą

c

si

ę

w du

ż

ym murowanym młynie (por. Z. Janicki W obronie Przebra

ż

a i w drodze na Berlin, Lublin

1997, s. 11, 12). Walcz

ą

cy z dywersantami

ż

ołnierze 3. Pułku Piechoty KOP zdołali si

ę

jednak upora

ć

z dywersj

ą

, spalono młyn i kilka pobliskich domów. Ppłk Jan Lachowicz, dowódca III Baonu 3. Pułku

Piechoty KOP opisywał, jak po zako

ń

czeniu walk z dywersantami w Kołkach: W

ś

ród ciemno

ś

ci, na tle

dogasaj

ą

cego ognia ukazała si

ę

sylwetka jakiego

ś

człowieka zbli

ż

aj

ą

cego si

ę

ku nam. Po chwili stan

ą

ł

przed nami przygarbiony i licho ubrany stary

ś

yd. Płakał i dr

żą

cym głosem pytał, dlaczego jemu nasi

ułani podpalili dom i całe gospodarstwo? (...) Skar

ż

ył si

ę

,

ż

e on nie winien,

ż

e on nie mordował

polskich policjantów w Kołkach,

ż

e on kocha Polsk

ę

itd. Stał długo przy nas i szlochał (...). Była to

pierwsza wiadomo

ść

o wymordowaniu policjantów w Kołkach. Adiutant z kierowc

ą

kl

ę

li i dosadnym

ż

ołnierskim j

ę

zykiem wyra

ż

ali swoje oburzenie na morderstwa popełnione przez komunistów.

ś

al mi

było starego

ś

yda, który prze

ż

ył ten dzie

ń

20 wrze

ś

nia bardziej mo

ż

e tragicznie ani

ż

eli my,

ż

ołnierze

uzbrojeni jeszcze po z

ę

by, z widokiem wydostania si

ę

z matni (por. relacja ppłk. J. Lachowicza

zamieszczona w ksi

ąż

ce R. Szawłowskiego Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 2, s.

142-143). Profesor Ryszard Szawłowski w swej monografii o wojnie polsko-sowieckiej 1939 r.
potwierdził fakt wymordowania przez dywersantów miejscowych polskich policjantów (por. R.
Szawłowski Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 199). Dywersanci schwytani przez
polskich

ż

ołnierzy po udanym szturmie na Kołki, zostali rozstrzelani.

Profesor Ryszard Szawłowski zamie

ś

cił w swej monografii wojny polsko-sowieckiej 1939 r. relacj

ę

pani J.R. z Wołynia o prawdopodobnym mordzie na polskich policjantach w Sarnach, wkrótce po
wkroczeniu Sowietów do tego miasta. Pani J.R. pisała:

ś

ydzi z broni

ą

krótk

ą

w r

ę

ku oraz z kilkoma

ż

ołnierzami radzieckimi prowadzili polsk

ą

policj

ę

granatow

ą

, pluj

ą

c na nich, krzycz

ą

c "przepu

ś

ci

ć

tych

psów". Policja szła bez pasów, z r

ę

kami w górze, szli na

ś

mier

ć

. Szli w pi

ę

ciu grupach, około 300

osób. Szli w stron

ę

mostu na rzece Słucz w las.

Przez te ci

ęż

kie lata nigdy

ż

adna wzmianka o ich losie, grobach, nie przywróciła ich pami

ę

ci. Wi

ę

cej w

tej sprawie nic nie mog

ę

powiedzie

ć

, poniewa

ż

musieli

ś

my ucieka

ć

w stron

ę

Lwowa na Przemy

ś

l. A

po miesi

ą

cu tułaczki przed 1 listopada 1939 r. przybyli

ś

my do Krakowa. Cze

ść

ich pami

ę

ci! Chyba w

tej sprawie znajd

ą

si

ę

inni Polacy, co widzieli (cyt. za R. Szawłowski, op.cit. t. I, s. 390).

background image

17

Kresowi Morele i Fejgini

W ró

ż

nych relacjach, w tym mi

ę

dzy innymi w nadesłanym z Brazylii i publikowanym w poprzednim

numerze "Naszej Polski" li

ś

cie polskiego duchownego, powtarzaj

ą

si

ę

informacje o udziale

zbolszewizowanych

ś

ydów w mordowaniu polskich oficerów na Kresach po 17 wrze

ś

nia 1939 r. Pisał

o tym profesor Tadeusz Piotrowski w bardzo cennym dziele o dramacie Polski w czasie II wojny

ś

wiatowej - Poland's Holocaust, wydanym rok temu w Stanach Zjednoczonych. Profesor Piotrowski

powoływał si

ę

przy tym na relacj

ę

swego szwagra - Ryszarda Pedowskiego, który dostarczył mu

informacji o zbrodniczym zamordowaniu dwunastu polskich oficerów przez

ś

ydów w Grabowcu (pow.

hrubieszowski, woj. lubelskie).

Według Pedowskiego, polscy oficerowie zostali zamordowani w piekarni bogatego

ś

yda

grabowieckiego, zwanego Pergamen. Nast

ę

pnie, inny

ś

yd, znany w miejscowo

ś

ci jako "Kuka"

(woziwoda) przetransportował ciała dwunastu polskich oficerów na cmentarz i tam zostawił je
w rowie. Ciała zamordowanych nie miały nic na sobie poza bielizn

ą

. Gdy je znaleziono na

cmentarzu nast

ę

pnego dnia, mieszka

ń

cy zapewnili zamordowanym chrze

ś

cija

ń

ski pogrzeb.

ź

niej doszło do otrucia "Kuki", jako potencjalni niewygodnego

ś

wiadka. Według Ryszarda

Pedowskiego, zarówno dwunastu polskich oficerów, jak i woziwod

ę

zamordowali miejscowi

biedni, grabowieccy

ś

ydzi, sympatyzuj

ą

cy z komunistami (Według: T. Piotrowski Poland's

Holocaust, Jefferson, North Carolina 1998, s. 55). Profesor Tadeusz Piotrowski akcentował,

ż

e sprawa

grabowieckiej zbrodni na polskich oficerach powinna by

ć

poddana szczegółowemu

ś

ledztwu (por.

tam

ż

e, s. 55).

Istniej

ą

rozliczne, rozproszone relacje, informuj

ą

ce o przejawach brutalnego traktowania polskich

oficerów i

ż

ołnierzy a

ż

do zabójstw wł

ą

cznie (ze strony zbolszewizowanych

ś

ydów). Na przykład

Julian Grzesik pisał w wydanej w 1989 r. w Lublinie ksi

ąż

ce Alija o martyrologii

ś

ydów europejskich,

i

ż

: Znane były przypadki rozbrajania przez

ś

ydów polskich

ż

ołnierzy, a niekiedy nawet ich zabójstw. O

zabójstwie w 1939 r. sier

ż

anta, który odmówił oddania broni

ś

ydowi, pisz

ą

cy t

ę

relacj

ę

posiada

informacje z pierwszej r

ę

ki. J.K. Runiewicz wspomniał na łamach "Tygodnika Kulturalnego" z 7 maja

1989 r.: "23 wrze

ś

nia zostali

ś

my otoczeni przez czołgi sowieckie i przep

ę

dzeni do młyna w

Hrubieszowie. Otoczeni przez miejscowych milicjantów-

ś

ydów, którzy w sposób bardzo ordynarny

wykazywali, kto jest władz

ą

(...). Gros oficerów i podoficerów, którzy nie zaryzykowali ucieczki, jest w

wykazie katy

ń

skim". Wielu

ś

ydów, nie tylko komunistów, zapełniło wkrótce etaty w sowieckiej

administracji, pomagaj

ą

c NKWD w wyłapywaniu oficerów i pracowników polskiej administracji.

Nieznani zabójcy hrabiego Skirmunta

Ofiarami zbolszewizowanych

ś

ydów padali równie

ż

polscy ziemianie, traktowani jako jeden z

"zasługuj

ą

cych" na wyniszczenie typów "wrogów ludu". W ksi

ąż

ce Krzysztofa Jasiewicza o stratach

ziemia

ń

stwa polskiego w latach 1939-1956 znajdujemy informacj

ę

o okoliczno

ś

ciach zabójstwa

Witolda Rozwadowskiego (1912-1939), aresztowanego wraz z ojcem prawdopodobnie we wrze

ś

niu

1939 r. Młody, zaledwie 27-letni ziemianin Witold Rozwadowski został zamordowany w wi

ę

zieniu w

Oszmianie przez swego koleg

ę

ś

yda (milicjanta w Oszmianie) (por. K. Jasiewicz Lista strat

ziemia

ń

stwa polskiego 1939-1956, Warszawa 1995, s. 887).

Maciej Giertych w ksi

ąż

ce In Defence of My Country szczegółowo opisał dramatyczn

ą

histori

ę

hrabiego Henryka Skirmunta i jego siostry, którzy zostali uwi

ę

zieni przez

ś

ydów w miejscowo

ś

ci

Motol, a niedługo potem straceni. Henryk Skirmunt był intelektualist

ą

katolickim, prezesem Akcji

Katolickiej w diecezji pi

ń

skiej, autorem i działaczem społecznym, bratem byłego polskiego ministra

spraw zagranicznych. Jak pisał Giertych: Po przekroczeniu polskiej granicy przez armi

ę

rosyjsk

ą

17

wrze

ś

nia 1939 r. pan Skirmunt i jego siostra (...) wzi

ę

li samochód i opu

ś

cili dom, pragn

ą

c unikn

ąć

schwytania we własnym domu przez Sowietów. Gdy przeje

ż

d

ż

ali jednak przez niemal czysto

ż

ydowskie miasteczko Motol, zostali zatrzymani i aresztowani przez komunistyczn

ą

grup

ę

miejscowych

ś

ydów. Nie było mowy o udzieleniu im pomocy przez ludzi, którzy przecie

ż

byli ich

s

ą

siadami. Przeciwnie, to wła

ś

nie ich

ż

ydowscy s

ą

siedzi uniemo

ż

liwili im ucieczk

ę

. Kilka godzin czy

kilka dni pó

ź

niej oboje zostali straceni. Nie wiem dokładnie przez kogo, czy przez miejscowych

mieszka

ń

ców, którzy zatrzymali ich w samochodzie, czy przez władze sowieckie, którym ich

przekazano.

Byli dobrymi lud

ź

mi.

ś

ydzi w Motolu nie mieli z pewno

ś

ci

ą

ż

adnych uraz ni skarg przeciwko nim. Ich

jedyn

ą

win

ą

było to,

ż

e byli Polakami, arystokratami i umiarkowanie zamo

ż

nymi (por. J. Giertych In

Defence of My Country, London 1981, s. 294. O morderstwie Henryka i Marii Skirmuntów pisał
równie

ż

prof. R. Szawłowski, op.cit., t. 1, s. 375).

Mordowanie polskich wi

ęź

niów w czerwcu 1941 r.

background image

18

Jedn

ą

z najczarniejszych plam w historii antypolskich działa

ń

zbolszewizowanych

ś

ydów w czasie

wojny był ich bardzo aktywny udział w mordowaniu polskich wi

ęź

niów w czasie sowieckiego odwrotu

po napa

ś

ci na ZSRR w czerwcu 1941 r. Chodziło o mordy na masow

ą

skal

ę

. Autorzy dokumentalnej

pracy na ten temat Krzysztof Popi

ń

ski, Aleksander Kokurin i Aleksander Gurjanow oceniali,

ż

e w

toku pospiesznej "ewakuacji" wi

ęź

niów zgin

ę

ło od 20 000 do 30 000 polskich obywateli, głównie

Polaków i Ukrai

ń

ców. Zgin

ę

li zamordowani w wi

ę

zieniach i w toku samej ewakuacji (według tekstu K.

Popi

ń

skiego, A. Kukurina i A. Gurjanowa Drogi

ś

mierci, Warszawa 1995, s. 68, cytowanego w ksi

ąż

ce

T. Piotrowskiego Poland's Holocaust, op.cit., s. 18). Z kolei według ocen Stanisława Kalbarczyka, w
czasie czerwcowej "ewakuacji" ze wszystkich wi

ę

zie

ń

sowieckich zgin

ę

ło razem około 50 000 do 100

000 ofiar (według tekstu S. Kalbarczyka Wykaz łagrów sowieckich miejsc przymusowej pracy
obywateli polskich w latach 1939-1943,
Warszawa 1993, cz. 1, s. 11-12). I tak np. w wi

ę

zieniach w

Łucku prze

ż

yło masakr

ę

tylko 90 z około 2000 wi

ęź

niów (według T. Piotrowskiego, op.cit., s. 18).

Ze wzgl

ę

du na zmasowany charakter mordowania polskich wi

ęź

niów (a tak

ż

e ukrai

ń

skich) w

wi

ę

zieniach i w czasie "ewakuacji" w czerwcu 1941 r., tym istotniejsze jest pełne zbadanie

konkretnej odpowiedzialno

ś

ci zbolszewizowanych

ś

ydów, uczestnicz

ą

cych w roli katów w

owych masakrach. A była to rola, niestety, do

ść

znacz

ą

ca. Jak pisał Mark Paul w odniesieniu do

zbrodni na wi

ęź

niach w czerwcu 1941 r.: Istnieje wiele autentycznych raportów o miejscowych

ś

ydach

w słu

ż

bie sowieckiej uczestnicz

ą

cych w egzekucjach wi

ęź

niów przeprowadzanych na szerok

ą

skal

ę

przez sowieck

ą

słu

ż

b

ę

bezpiecze

ń

stwa w owym czasie (por. tekst M. Paula Jewish-Polish Relations in

Soviet-Occupied Eastern Poland, 1939-1941, publikowany w The Story of Two Shtetls. Bra

ń

sk and

Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, cz. 2, s. 216). W ksi

ąż

ce Zbrodnicza ewakuacja wi

ę

zie

ń

i aresztów

NKWD na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w czerwcu-lipcu 1941 r. pisze si

ę

m.in. o udziale

zbolszewizowanych

ś

ydów w mordowaniu wi

ęź

niów w Łucku, Oszmianie i Woło

ż

ynie (por. Zbrodnicza

ewakuacja wi

ę

zie

ń

i aresztów NKWD na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w czerwcu-lipcu

1941 r. Materiały z sesji naukowej w 55. rocznic

ę

ewakuacji wi

ęź

niów NKWD w gł

ą

b ZSRR, Łód

ź

, 10

czerwca 1996 r., Warszawa 1997, s. 82, 102-103, 118). We wspomnianej ksi

ąż

ce wymieniono po

nazwisku - w oparciu o wyniki

ś

ledztw - niektóre osoby narodowo

ś

ci

ż

ydowskiej, które pełniły słu

ż

b

ę

w

wi

ę

zieniach, gdzie popełniono masakry. Byli w

ś

ród nich m.in. Szloma Szlut, Karp - kobieta

narodowo

ś

ci

ż

ydowskiej, Mohylow

ś

yd-kierowca, Krelensztejn, równie

ż

narodowo

ś

ci

ż

ydowskiej

(por. tam

ż

e, s. 102-103). Szczególn

ą

brutalno

ś

ci

ą

"wyró

ż

niły si

ę

" strzelaj

ą

ce do wi

ęź

niów,

ustawionych na dziedzi

ń

cu wi

ę

ziennym, dwie

ś

ydówki z Łucka: Blumenkranz, lat 20, córka

wła

ś

ciciela sklepu obuwniczego z ulicy Jagiello

ń

skiej i Spiglówna (brak bli

ż

szych danych) (por.

tam

ż

e, s. 118).

Poza udziałem w masakrach w Łucku, Oszmianie i Woło

ż

ynie, udział zbolszewizowanych

ś

ydów

odnotowano m.in. w mordowaniu Polaków w Czortkowie (co ju

ż

wcze

ś

niej opisałem), w Tarnopolu,

w okolicach Bra

ń

ska.

Masakra Polaków w Tarnopolu

Ksi

ą

dz Wacław Szetelnicki pisał,

ż

e 21 czerwca 1941 r. wraz z wybuchem wojny niemiecko-

sowieckiej wycofuj

ą

cy si

ę

Sowieci wymordowali w wi

ę

zieniach zamkni

ę

tych tam Polaków i Ukrai

ń

ców.

Stwierdzono,

ż

e w wi

ę

zieniu tarnopolskim w mordowaniu brali udział trzej

ś

ydzi z Trembowli:

doro

ż

karz Kramer, Dawid Kummel i Dawid Rosenberg (por. ks. W. Szetelnicki Trembowla.

Kresowy bastion wiary i polsko

ś

ci, Wrocław 1992, s. 213). W tym przypadku dokładne nazwiska

ż

ydowskich katów Polaków s

ą

wi

ę

c dobrze znane. Pytanie, czy polska strona wszcz

ę

ła

ś

ledztwo w ich

sprawie?

W "Naszej Polsce" z 8 wrze

ś

nia 1999 r. podali

ś

my list Marii Antonowicz, pisz

ą

cej o szczególnie

okrutnym mordzie na polskich wi

ęź

niach w wi

ę

zieniu w Berezweczu, dokonanym przez NKWD przy

udziale bojówki

ż

ydowskiej. Warto tu doda

ć

,

ż

e istniej

ą

w innych

ź

ródłach potwierdzenia szczególnego

sadyzmu mordu w Berezweczu. Na przykład profesor Ryszard Szawłowski pisał w swej znakomitej
monografii wojny polsko-sowieckiej 1939 r. o dopuszczeniu si

ę

przez Sowietów potwornych tortur

wobec wi

ęź

niów polskich przed ich wymordowaniem, masakrowania, wydłubywania oczu,

odcinania ko

ń

czyn (por. R. Szawłowski Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 416).

Mord na Polakach w okolicach Bra

ń

ska

Szokuj

ą

ce informacje na temat zbrodni popełnionej przy współudziale

ś

ydów na 40 Polakach z

okolic Bra

ń

ska znajdujemy w publikowanym rok temu tek

ś

cie Zbigniewa Romaniuka. Jego

autor jest człowiekiem znanym z niezwykle gor

ą

cej troski o piel

ę

gnowanie

ś

ladów

ż

ydowskiej

przeszło

ś

ci w Bra

ń

sku i o stwarzanie mo

ż

liwo

ś

ci prawdziwie gł

ę

bokiego dialogu polsko-

ż

ydowskiego.

Przej

ę

ty tymi ideami, kilka lat temu, nawet nazbyt naiwnie zaufał w dobre intencje Mariana

Marzy

ń

skiego, kr

ę

c

ą

cego film Shtetl, który pó

ź

niej okazał si

ę

tendencyjnym paszkwilem

polako

ż

erczym. Tym godniejsze uwagi s

ą

wi

ę

c stwierdzenia Zbigniewa Romaniuka, oparte na

prowadzonych przez niego badaniach historii miasta Bra

ń

ska w 1939 r. Romaniuk mówił m.in.:

background image

19

Główna Komisja Bada

ń

Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu bada obecnie spraw

ę

szokuj

ą

cego

mordu na około 40 osobach z Ciechanowca, Bra

ń

ska i otaczaj

ą

cych je terenów. W czerwcu 1941 r.,

dosłownie na godziny przez wej

ś

ciem Niemców do Bra

ń

ska, sowieckie NKWD w towarzystwie dwóch

ż

ydowskich policjantów z Bra

ń

ska eskortowali wy

ż

ej wspomnian

ą

grup

ę

do wi

ę

zienia w Białymstoku.

Po drodze natrafili oni na działania wojenne i musieli zrobi

ć

odwrót. Blisko wioski Folwarki Tylwickie,

niektórych wi

ęź

niów rozstrzelano, innych z braku kul zabito bagnetami i kolbami karabinów (por. tekst

wywiadu W.A. Wierzewskiego z Z. Romaniukiem publikowanym w ksi

ąż

ce The Story of Two Shtetl.

Bra

ń

sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, t. 1, s. 26).

Romaniuk w odr

ę

bnym tek

ś

cie przytoczył nazwiska niektórych osób zamordowanych 23 czerwca

1941 r. w Folwarkach Tylwickich. Byli w

ś

ród nich m.in. nauczycielka Helena Zaziemska,

nauczycielka Szlezinger (z domu Klukowska?) i przedsi

ę

biorca Ignacy Pło

ń

ski (według tekstu Z.

Romaniuka Twenty one Months of Soviet Rule in Bra

ń

sk, publikowanego w The Story of Two Shtetl.

Bra

ń

sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, t. 1, s. 66).

Jan Marszałek w wydanej w 1998 r. ksi

ąż

ce wymienił dziesi

ą

tki osób, mieszka

ń

ców Lwowa, którzy

stracili

ż

ycie bezpo

ś

rednio z r

ą

k

ż

ydowskich lub na skutek zabójczych donosów ró

ż

nych

zbolszewizowanych

ś

ydów (por. J. Marszałek Ukrzy

ż

owa

ć

ksi

ę

dza Jankowskiego, Warszawa 1998, t.

1, s. 184-220). W czasie rozmowy ze mn

ą

wyja

ś

nił,

ż

e informacje na ten temat czerpał z ró

ż

nych

podziemnych publikacji polskich z regionu Lwowa. Pełn

ą

dokumentacj

ę

na ten temat p. Marszałek ma

przedstawi

ć

w przygotowywanej do druku odr

ę

bnej ksi

ąż

ce pt. Rozstrzelany Lwów. Wcze

ś

niej na

łamach czasopisma "Westerplatte" Jan Marszałek podał par

ę

przykładów zamieszczanych w

podziemnej małej poligrafii na terenie Lwowa po czerwcu 1941 r. fakty o

ż

ydowskich sprawcach

zagini

ęć

Polaków. Jednym z tych przykładów był apel Marii Zugajowej, stwierdzaj

ą

cy: Poszukuj

ę

mego m

ęż

a, Stefana Zugaja, zaaresztowanego przez bolszewików w Złoczowie w 1939 r. w

listopadzie. Do maja 1941 r. siedział on jeszcze w Zamku w Złoczowie, od tego czasu nie mam o nim

ż

adnej wiadomo

ś

ci. Uwi

ę

ziono go na skutek donosu

ś

ydówki Lajder, która pozostawała na usługach

NKWD. Wszystkich, którzy by posiadali jak

ą

kolwiek wiadomo

ść

o dalszych jego losach, upraszam

serdecznie o podanie jej pod adresem Maria Zugajowa, Lwów, ul. Pierackiego 14/10 (por.
"Westerplatte", 1994, nr 2, stycze

ń

-luty, s. 27). Podobny apel ze strony Janiny Byczyszyn Herbst

prosił o poinformowanie na temat losów jej zaginionego m

ęż

a, Michała Byczyszyna, który był

pracownikiem lwowskiej ksi

ę

garni kolejowej "Ruch" i został zaaresztowany w 1941 r. na ulicy przez

ż

ydowsko-bolszewickich zbirów (por. "Westerplatte", 1994, nr 4, maj-czerwiec, s. 27).

Wyja

ś

ni

ć

kulisy zbrodni

W 60 lat po rozpocz

ę

ciu czarnej serii zbrodni na narodzie polskim we wrze

ś

niu 1939 r. tym

niezb

ę

dniejsze jest podj

ę

cie apelu o przyspieszanie wy

ś

wietlania kulisów popełnianych

wówczas zbrodni, badania tropów prowadz

ą

cych na

ś

lad ich wykonawców. Ka

ż

da informacja w

tej sprawie powinna by

ć

zbadana i nie lekcewa

ż

ona, póki jest szansa,

ż

e mo

ż

na dotrze

ć

do

ś

wiadków tamtych tragicznych wydarze

ń

. Oto jeden z przykładów zasługuj

ą

cych na szczegółowe

wyja

ś

nienie. Były mieszkaniec Lwowa w czasach wojny - Zbigniew Schultz w skierowanym do mnie

li

ś

cie z 28 marca 1996 r. pisał o swych informacjach na temat antypolskich działa

ń

współwła

ś

ciciela

kamienicy, w której mieszkał - młodego,

ż

onatego

ś

yda o nazwisku Schechter. (Chodziło o kamienic

ę

we Lwowie przy ul.

ś

w. Kingi 10.) Według listu Z. Schultza: Współwła

ś

ciciel kamienicy Szechter wraz

ze swym bratem i matk

ą

mieli przed wojn

ą

du

ż

y sklep spo

ż

ywczy. Po wkroczeniu 22 wrze

ś

nia 1939 r.

sowieciarzy do Lwowa rozpocz

ą

ł on prac

ę

w NKWD. Jego słu

żą

ca, młoda

ś

ydówka o imieniu Tinka w

tym czasie przychodziła do nas i opowiadała,

ż

e jej pan przychodzi z pracy cz

ę

sto w pokrwawionej

koszuli. Przekonywała nas,

ż

e jej pan morduje wi

ęź

niów politycznych w wi

ę

zieniach lwowskich

(według tekstu p. Z. Schultza z 28 marca 1996 r. znajduj

ą

cego si

ę

w moim posiadaniu).

Dlaczego milczy si

ę

o tych zbrodniach?

Wymienione tu przykłady wskazuj

ą

,

ż

e w latach 1939-1941 doszło do licznych przypadków

mordowania Polaków przez zbolszewizowanych

ś

ydów. Prawda o tym powinna by

ć

wreszcie

ujawniona, zwłaszcza teraz, gdy próbuje si

ę

przedstawia

ć

tak oszczerczy obraz Polaków jako

narodu rzekomo morduj

ą

cego

ś

ydów i "wspólników Hitlera". Zdumiewa tak wielka pasywno

ść

okazana w tej sprawie po 1989 r. przez Główn

ą

Komisj

ę

Badania Zbrodni na Narodzie Polskim.

Czy wymogi lewackiej i filosemickiej "poprawno

ś

ci politycznej" maj

ą

wci

ąż

przeszkadza

ć

w

ujawnieniu mordów popełnionych na Polakach przez

ś

ydów i w ich

ś

ciganiu? Dlaczego mamy

unika

ć

powiedzenia całej prawdy o nikczemnych mordach popełnionych przez

ś

ydów na

swych polskich współbli

ź

nich tylko dlatego,

ż

e jakoby musimy szczególnie uwa

ż

a

ć

na to, by

nie urazi

ć

wra

ż

liwo

ś

ci

ś

ydów jako ofiar holocaustu? My te

ż

byli

ś

my jako naród ofiar

ą

holocaustu, sam straciłem wtedy ojca, ale jako

ś

nikt, a zwłaszcza

ś

ydzi, nie chce pami

ę

ta

ć

o

naszych cierpieniach i nie liczy si

ę

z nasz

ą

wra

ż

liwo

ś

ci

ą

. Nie tylko przemilcza si

ę

prawd

ę

o

polskiej martyrologii, lecz wytacza si

ę

przeciw nam coraz ohydniejsze kalumnie. Najwy

ż

szy

background image

20

wi

ę

c czas, aby wreszcie przyst

ą

pi

ć

do systematycznego zbierania

ś

wiadectw od ostatnich

jeszcze

ż

yj

ą

cych

ś

wiadków polskiego holocaustu, tego najbardziej przemilczanego holocaustu

z r

ą

k sowieckich, cz

ę

stokro

ć

przy pomocy zbolszewizowanych

ś

ydów.

Kaci s

ą

dowi i wi

ę

zienni

Pisz

ą

c o zbrodniach popełnionych na Polakach przez zbolszewizowanych

ś

ydów, nie mo

ż

na

zapomina

ć

o niejednokrotnie spektakularnie wprost rzucaj

ą

cej si

ę

w oczy, zbrodniczej, antypolskiej

nadgorliwo

ś

ci ze strony ró

ż

nych

ż

ydowskiego pochodzenia s

ę

dziów i

ś

ledczych, swego rodzaju

kresowych Moreli i Fejginów. W rozlicznych relacjach powtarzaj

ą

si

ę

opinie o szczególnej

bezwzgl

ę

dno

ś

ci s

ą

dów, bez wahania feruj

ą

cych najsro

ż

sze wyroki. Prof. Ryszard Szawłowski

przytoczył w tym kontek

ś

cie przykład łuckiego

ś

yda Ettingera, pisz

ą

c,

ż

e grał on pierwsze skrzypce w

zorganizowanym w Łucku "s

ą

dzie polowym". Sowieci przed tym s

ą

dem postawili wielu Polaków, w

tym komendanta miasta Łucka płk. Adama Czesława Haberlinga, licznych urz

ę

dników pa

ń

stwowych

i policjantów (por. R. Szawłowski, op.cit., t. 1, s. 398).

Ettinger jako "doradca" w tym "s

ą

dzie polowym" stał si

ę

faktycznym panem

ż

ycia i

ś

mierci w

ś

ród

mieszka

ń

ców Łucka. Warto przypomnie

ć

na ten temat zapiski wspomnieniowe jednego z Polaków,

których uwi

ę

ziono wówczas w Łucku, znanego pó

ź

niej

ż

ołnierza Pa

ń

stwa Podziemnego - Wacława

Zagórskiego: Po paru minutach przeprowadzono nas do du

ż

ej sali, stoimy przed s

ą

dem polowym. Syn

bogatego miejscowego kupca papiernika zasiada w s

ą

dzie jako miejscowy doradca. Jest

komendantem Robitnycznej Gwardii miasta Łucka (...). Twarz tego Ettingera mam przed sob

ą

za

stołem s

ę

dziowskim. Teraz jego słowo decyduje o losie wyłapywanych na mie

ś

cie i doprowadzanych

przed ten zaimprowizowany s

ą

d polskich policjantów, urz

ę

dników i ukrai

ń

skich nacjonalistów (...).

Wystarcza stwierdzenie Ettingera: "Eto nacjonalisticzeskaja kanalia" - i ju

ż

bez dalszych pyta

ń

przewodnicz

ą

cy komitetowi politruk daje nie budz

ą

cy w

ą

tpliwo

ś

ci znak oczekuj

ą

cym "striełkom" (por.

W. Zagórski Wolno

ść

w niewoli, London 1971, s. 25,26).

W rozlicz

nych polskich zapiskach wspomnieniowych i opracowaniach naukowych odnosz

ą

cych si

ę

do

tamtych lat wci

ąż

powraca motyw szczególnej zajadło

ś

ci przesłuchuj

ą

cych Polaków

ś

ledczych

pochodzenia

ż

ydowskiego. Bardzo wymowny pod tym wzgl

ę

dem jest opis losów czternastu

uwi

ę

zionych w marcu i kwietniu 1940 r. we Lwowie członków Zwi

ą

zku Walki Zbrojnej. Ich głównym i

zarazem najbrutalniejszym

ś

ledczym, który przesłuchiwał ich w wi

ę

zieniu we Lwowie w sposób

niesłychanie sadystyczny, był wy

ż

szy oficer NKWD

ż

ydowskiego pochodzenia E.M. Liebenson (por. E.

Kotarska Proces czternastu, Warszawa 1998, s. 49). Czternastu patriotów zostało niecały rok pó

ź

niej

straconych po sfabrykowanym procesie.

Władysław Wielhorski tak opisywał swe "spotkanie" z

ż

ydowskim

ś

ledczym, oficerem NKWD:

Trafiłem do starszego s

ę

dziego

ś

ledczego

ś

yda (...). Major starszy (około 45 lat), łysy, arogancki,

nieufny, sarkastycznie ironiczny. Dochodzenie pozostawiło na mnie wra

ż

enie szczególnie przykre.

Ziała na mnie rozmówcy notoryczna nieufno

ść

i wrogo

ść

(por. W. Wielhorski Wspomnienia z prze

ż

y

ć

w niewoli sowieckiej, London 1965, s. 94).

Podobnie Franciszek Go

ń

czycki pisał w swych wspomnieniach o roli surowego "sliedowatela"-

ś

yda

(por. F. Gonczy

ń

ski Raj proletariacki, Londyn 1950, s. 56). Bardzo wymowna pod tym wzgl

ę

dem jest

opinia wybitnego

ż

ydowskiego działacza PPS i publicysty Feliksa Mantela. Ten autor, znany sk

ą

din

ą

d

z obiektywizmu relacji o stosunkach polsko-

ż

ydowskich, uznał za najgorszego spo

ś

ród swych

stalinowskich oprawców wła

ś

nie

ż

ydowskiego

ś

ledczego Kogana. Jak pisał Mantel: Zmieniło si

ę

kilka

ś

ledczych, sprawa nie posun

ę

ła si

ę

naprzód ani o krok i wreszcie trafiłem na

ś

yda, Kogana. Człowiek

młody, wysoki i przystojny był w istocie podłym psem, który uwa

ż

ał,

ż

e on wła

ś

nie ma wszelkie dane

po temu, by złama

ć

drugiego

ś

yda. Powtarzał ci

ą

gle,

ż

e jako sowiecki

ś

yd, nale

żą

cy do sowieckiej

społeczno

ś

ci

ż

ydowskiej, która cieszy si

ę

wolno

ś

ci

ą

i przywilejami, nie mo

ż

e zrozumie

ć

,

ż

e siedzi

naprzeciw niego polski

ś

yd, mówi

ą

cy tylko po polsku i słu

żą

cy wiernie interesom antysemickiego

narodu polskiego czy to jako adwokat, czy to jako urz

ę

dnik. Mówi

ą

c o tym, pienił si

ę

i pluł mi w twarz.

Byłem bezradny wobec jego chamstwa. Nie mogłem rzuci

ć

mu w twarz faktów chuliga

ń

skiego

antysemityzmu w czerwonej armii, o czym dowiedziałem si

ę

ź

niej, ani wymordowania całej plejady

pisarzy

ż

ydowskich, gdy

ż

to nast

ą

piło dopiero po 10 latach. Rad byłbym zobaczy

ć

jego min

ę

w

momencie aresztowania lekarzy

ż

ydowskich.

Naturalnie mowy nie było o przyznaniu si

ę

z mojej strony. Wobec tego o

ś

wiadczył mi,

ż

e zastosuje

ś

rodki drastyczne. I tak te

ż

stało si

ę

.

Kiedy wracałem tym razem do celi, dochodziły z ka

ż

dego pokoju j

ę

ki katowanych. Tego dawniej nie

było nigdy, wi

ę

c zorientowałem si

ę

szybko,

ż

e jest to maskarada, aby mnie zastraszy

ć

(...). Dalszy

bieg wypadków był stereotypowy: usiłowanie popełnienia samobójstwa, jedenastodniowy karcer i 120
godzinny konwojer (przesłuchanie permanentne). Wszystko to nie dało rezultatu. Kogan w

ś

ciekał si

ę

,

tupał nogami, wyzywał od najgorszych, przeklinał, szanta

ż

ował aresztem

ż

ony i groził,

ż

e złamie moje

"japo

ń

skie morale" innymi

ś

rodkami.

background image

21

W pewnej chwili wyci

ą

gn

ą

ł z szuflady gumowy charap i zacz

ą

ł mnie nim okłada

ć

(...) (cyt. za F. Mantel

Wachlarz wspomnie

ń

, Pary

ż

1980, s. 162-163).

W ró

ż

nych relacjach z sowieckich wi

ę

zie

ń

i obozów powtarzaj

ą

si

ę

informacje o szczególnej

bezwzgl

ę

dno

ś

ci znajduj

ą

cych si

ę

w ich kierownictwach

ś

ydów. Typow

ą

pod tym wzgl

ę

dem jest na

przykład relacja Jana B. o kierownictwie obozu dla polskich oficerów w Ostaszkowie. Według tej
relacji, na czele obozu stał komendant, z pochodzenia Polak, major wojsk liniowych, człowiek ludzki,
który uchodził za sprawiedliwego. Miał on jednak zast

ę

pc

ę

ś

yda, kapitana gosudarstwiennoj

bezopastnosti, człowieka bezwzgl

ę

dnego, nawet dla bolszewików, który był postrachem całego obozu

(według W czterdziestym..., op.cit, s. 388). W wydanej po raz pierwszy w 1945 r. na emigracji w
Rzymie ksi

ąż

ce Sprawiedliwo

ść

sowiecka czytamy relacj

ę

K. A. higienisty o losie polskich wi

ęź

niów

skierowanych na Kołym

ę

: do portu w Magadanie na Kołymie przybyli

ś

my dnia 26 maja 1940 r. W

Magadanie rozpocz

ę

ło si

ę

nowe piekło. Tu nas wzi

ą

ł w r

ę

ce lejtnant NKWD Dorenko Iwan Iwanowicz i

politruk

ś

yd Boruchowicz Mosiej Szymonowicz i rozpocz

ę

ło si

ę

nowe piekło (według K. Zamorski, S.

Starzewski Sprawiedliwo

ść

sowiecka, Warszawa 1994, s. 401-402). Mo

ż

na by długo mno

ż

y

ć

przykłady tego typu relacji pokazuj

ą

cych, jak ró

ż

ni

ż

ydowscy oficerowie,

ś

ledczy i politrukowie

"zadbali" o utworzenie prawdziwie "piekielnych" warunków dla polskich wi

ęź

niów.

Zabójcze donosy

Najbardziej zmasowan

ą

form

ą

zbrodniczych działa

ń

antypolskich ze strony prosowieckich

ś

ydów była wielka fala skierowanych przeciwko Polakom zabójczych donosów. Były one

nieustannym zjawiskiem lat 1939-1941 na Kresach. Zbolszewizowani

ś

ydzi, znaj

ą

cy doskonale

lokalne stosunki w poszczególnych miejscowo

ś

ciach, okazali si

ę

dla NKWD bezcennymi wr

ę

cz

agentami i informatorami przeciwko ró

ż

nym patriotycznym

ś

rodowiskom polskim. Wiele

ż

ydowskich donosów przyniosło najtragiczniejsze skutki dla schwytanych na ich podstawie Polaków.

Niektórzy z nich bywali natychmiast zabijani w rezultacie tych donosów, tak jak stało si

ę

w opisanym w

poprzednim rozdziale przypadku grodzie

ń

skiego nauczyciela Jana Kurczyka. W przypadku bardzo

wielu innych Polaków donos ko

ń

czył si

ę

zamkni

ę

ciem w sowieckim wi

ę

zieniu i pó

ź

niejszym

zakatowaniem na

ś

mier

ć

. Bardzo wielu oficerów schwytanych na podstawie

ż

ydowskich donosów

znalazło si

ę

ź

niej na listach katy

ń

skich.

Ta nadzwyczaj ponura, donosicielska rola znacznej cz

ęś

ci

ś

ydów na Kresach Wschodnich została

wymownie opisana mi

ę

dzy innymi w znakomicie udokumentowanej ksi

ąż

ce

ż

ydowskiego autora

Bena-Ciona Pinchuka. Pisał on m.in.: Nie ulega w

ą

tpliwo

ś

ci, i

ż

lokalni komuni

ś

ci

ż

ydowscy grali

wa

ż

n

ą

rol

ę

w rozpoznaniu dawnych działaczy politycznych i zestawieniu listy "niepo

żą

danych" i

"wrogów klasowych". NKWD próbowało, cz

ę

sto z sukcesem rekrutowa

ć

ludzi, którzy przedtem byli

aktywni w

ż

ydowskich instytucjach i politycznych organizacjach, i w ten sposób stworzyli oni atmosfer

ę

wzajemnych podejrze

ń

o strachu w

ś

ród przyjaciół i kolegów (por. Ben-Cion Pinchuk Shtetl Jews under

Soviet Rule. Eastern Poland on the Eve of the Holocaust, Cambridge, Mass, 1991, s. 35).

Spontanicznie witali Sowietów

Z ró

ż

nych miejscowo

ś

ci na Kresach odnotowywano po latach takie same, identycznie brzmi

ą

ce skargi

na donosicielsk

ą

rol

ę

cz

ęś

ci zbolszewizowanych, antypolskich

ś

ydów. Oto kilka, jak

ż

e typowych,

przykładów.

Władysław Hermaszewski tak opisywał dramatyczne wydarzenia, jakie nast

ą

piły po 17 wrze

ś

nia

1939 r. w jego rodzinnym Bere

ź

nie (pow. Kostopol, woj. woły

ń

skie): Spontanicznie witaj

ą

cy

czerwonoarmistów liczni Ukrai

ń

cy i cz

ęść

biedoty

ż

ydowskiej zacz

ę

li okazywa

ć

sw

ą

wrogo

ść

wobec

nas, Polaków, stanowi

ą

cych tu mniejszo

ść

. Wyszukiwali i wskazywali przybyłym enkawudzistom

funkcjonariuszy i urz

ę

dników polskich instytucji pa

ń

stwowych i publicznych oraz uciekinierów z

zachodnich i centralnych województw, szukaj

ą

cych tu schronienia przed Niemcami, po czym nast

ą

piły

masowe ich aresztowania i deportacje (por. W. Hermaszewski Echa Wołynia, Warszawa 1995, s. 43).

Mieszkaj

ą

cy wówczas w Tarnopolu Czesław Blicharski wspominał: Okupacja sowiecka Tarnopola

rozpocz

ę

ła si

ę

o godz. 15.00 17 wrze

ś

nia 1939 r. (...) ju

ż

tego samego dnia wieczorem rozpocz

ę

ły si

ę

masowe aresztowania przeprowadzone przy pomocy usłu

ż

nych informatorów, pochodz

ą

cych z

kr

ę

gów nielicznej KPZU (Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy - J.R.N.) i biedoty

ż

ydowskiej. Od

tej chwili trwał nieprzerwanie proces wyniszczania elementów polskich w mie

ś

cie (por. C. Blicharski

Tarnopolanie na starym ojców szlaku, Biskupice 1994, s. 203).

Zenon Skrzypkowski relacjonował: W miasteczku (Drohiczynie - J.R.N.) swoje "porz

ą

dki" zacz

ę

ło

robi

ć

NKWD. Znale

ź

li si

ę

tacy ludzie, którzy z nimi współpracowali. Wywodzili si

ę

na ogół z elementów

o nie najlepszej opinii w

ś

rodowisku. Byli to głównie Białorusini i

ś

ydzi. Du

żą

aktywno

ść

w sprzyjaniu

bolszewikom wykazała zwłaszcza biedota

ż

ydowska. Do

ść

szybko przystosowała si

ę

do nowych

warunków i zaj

ę

ła pozycj

ę

wysoko uprzywilejowan

ą

, zajmowała kierownicze stanowiska w

background image

22

administracji i milicji. Niektórzy

ś

ydzi "pocieszali" nieszcz

ęś

liwych i pełnych obaw o przyszło

ść

Polaków słowami: "Jako

ś

przy nas b

ę

dziecie

ż

yli" (por. Z. Skrzypkowski Przyszli

ś

my was

oswobodzi

ć

..., drohiczy

ń

skie wspomnienia z lat niewoli, Warszawa 1991, s. 15).

Wacław Wierzbicki z osiedla Kuchczyce, gm. Kleck, powiat Nie

ś

wie

ż

wspominał wydarzenia po 17

wrze

ś

nia 1939 r. w swych okolicach: Natychmiast znale

ź

li si

ę

perfidni Białorusini i

ś

ydzi, którzy

wkraczaj

ą

cym wojskom sowieckim budowali powitalne bramy.

ś

ydzi powkładali czerwone opaski na

r

ę

kawy i stali si

ę

enkawudzistami, wydaj

ą

Sowietom polskich patriotów (por. Z Kresów Wschodnich

RP na wygnanie. Opowie

ś

ci zesła

ń

ca 1940-1946, Londyn 1996, s. 582).

Emisariusz ZWZ Aleksander Blum opisywał, jak ju

ż

w drodze do Wilna dowiedział si

ę

,

ż

e tamtejszy

dworzec jest niebezpieczny, bo jest silnie obstawiony przez agentów NKWD i tzw. milicj

ę

obywatelsk

ą

zaimprowizowan

ą

przez okupantów i zło

ż

on

ą

z chuliganów i z młodzie

ż

y komunistycznej, szczególnie

pochodzenia

ż

ydowskiego, uzbrojon

ą

w karabiny i zaopatrzon

ą

w opaski czerwone. Głównym

zadaniem ich było zatrzymywanie podejrzanych osób i przebranych oficerów. "Przyklejali" si

ę

oni do

wybranych przez siebie wojskowych podró

ż

nych i towarzyszyli im do mieszka

ń

prywatnych celem

sprawdzenia to

ż

samo

ś

ci eskortowanych (według: A. Blum O bro

ń

i orły narodowe... (Z Wilna przez

Francj

ę

i Szwajcari

ę

do Włoch), Londyn 1980, s. 102).

Podobn

ą

relacj

ę

znajdujemy równie

ż

w ksi

ąż

ce

ż

ydowskich autorów Jacka Pomerantza i Lyrica

Wallworka. Winika o owych latach: Wkrótce po wkroczeniu Sowietów do Ro

ż

yszcza komunistyczna

organizacja młodzie

ż

y (...) przej

ę

ła kontrol

ę

miasta (...) ci młodzi ludzie maszerowali po ulicach miasta

z karabinami. Nosili czerwone opaski identyfikacyjne, wyaresztowywali ludzi uwa

ż

anych za faszystów

czy wrogów komunistycznej sprawy. Bałem si

ę

spacerowa

ć

na trasie od stacji kolejowej do domu

Ytzela. Bałem si

ę

, pomimo to

ż

e cz

ęść

młodych (wielu?) z opaskami na ramionach była

ś

ydami

(według relacji w ksi

ąż

ce J. Pomerantza i L. W. Winika: Run East: Flight From the Holocaust, Chicago

1997, s. 26, któr

ą

cytuj

ę

za: M. Paul Jewish-Polish Relations in Soviet Occupied Eastern Poland.

1939-1941 w: The Story of Two Shtetl, Bra

ń

sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, s. 189).

Z kr

ę

gu australijskiej Polonii w Melbourne został wysłany 12 sierpnia 1995 r. do ksi

ę

dza prałata

Henryka Jankowskiego list, zawieraj

ą

cy

ś

wiadectwa dramatycznych czasów na Kresach po 17

wrze

ś

nia 1939 r. Autor listu, Bronisław Stankiewicz, pisał m.in.: W 1939 r. jako 10-letni chłopak

byłem

ś

wiadkiem, gdy do mojego miasta Baranowicze wkraczała wyzwole

ń

cza Krasna Armia,

wła

ś

nie

ś

ydzi zakładali na lew

ą

r

ę

k

ę

czerwone opaski, na których widniały napisy NKWD. To wła

ś

nie

ś

ydzi byli donosicielami do NKWD i wydawali w r

ę

ce NKWD ukrywaj

ą

cych si

ę

oficerów Wojska

Polskiego, ukrywaj

ą

cych si

ę

policjantów granatowych, nauczycieli, wy

ż

szych urz

ę

dników

pa

ń

stwowych, a w nocy zaje

ż

d

ż

ały czarne budy NKWD, które my nazywali

ś

my "czorny woron",

wyłapywano tych ludzi, ładowano w te czarne budy, nast

ę

pnie w "stołypinki" i wieziono na Kołym

ę

,

sk

ą

d ju

ż

nigdy nie wrócili, umarli z głodu i chłodu (cyt. za: P. Raina Ks. Henryk Jankowski nie ma za

co przeprasza

ć

, Warszawa 1995, s. 170).

Wymowne zapiski na temat rozmiarów donosicielstwa ze strony du

ż

ej cz

ęś

ci

ś

ydów znajdujemy w

ksi

ąż

ce byłego kuriera rz

ą

du RP Marka Celta. Opisał on tam mi

ę

dzy innymi dramatyczn

ą

rozmow

ę

ze

sw

ą

matk

ą

, któr

ą

odwiedził po przybyciu z tajn

ą

misj

ą

na tereny okupowane przez Sowietów. Matka

ostrzegała Celta: Ta Wajssówna, ta Hela, co prawie naprzeciw nas mieszka, koło Serwatki, tam gdzie
Lopek, kilka razy si

ę

mnie o ciebie pytała. I Stasi

ę

te

ż

. Ona straszna komunistka. A nienawi

ś

ci

ą

do

Polski i do Polaków a

ż

od niej tryska. Lopek przed ni

ą

przestrzegał (...)

Ty si

ę

jej strze

ż

. Ona mówiła: wasz syn - ju

ż

nawet nie mówi "pani syn" - wasz syn powinien

by

ć

z nami, a nie przeciw nam. Ja mówi

ę

: gdzie on tam przeciw komu, prosz

ę

pani, on

studiuje. A ona: "panie" si

ę

sko

ń

czyły, "panowie" te

ż

. On nie studiuje, a jak studiuje, to

przeciw nam. Wy musicie zrozumie

ć

,

ż

e tu Polska nigdy nie wróci, tu jest Zachodnia Ukraina,

radziecka władza, radziecka przyszło

ść

, on powinien to zrozumie

ć

, im pr

ę

dzej, tym lepiej, a

nie tam takie polskie mrzonki (...). - Wła

ś

nie to ci chciałam powiedzie

ć

: strasznie trzeba

uwa

ż

a

ć

i nie pokazywa

ć

si

ę

ludziom na oczy. A w

ś

ród

ś

ydów najwi

ę

cej zwolenników

Sowietów. Od takich Wajssówien a

ż

si

ę

roi. Trzeba si

ę

mie

ć

na baczno

ś

ci dzie

ń

i noc (por. M.

Celt Biali kurierzy, Munchen 1986, s. 61).

Donosiciele i ich ofiary

Du

ż

a cz

ęść

donosów ko

ń

czyła si

ę

jak najgorszymi skutkami dla oskar

ż

anych przez

ś

ydów Polaków,

doprowadzaj

ą

c do utraty przez nich

ż

ycia. Istnieje wiele relacji na temat tego typu "zabójczych"

donosów z ró

ż

nych miejscowo

ś

ci na Kresach - przytocz

ę

tu kilka typowych przypadków tego rodzaju.

Do szczególnie niebezpiecznej fali donosów na polskich urz

ę

dników i s

ę

dziów doszło w najwi

ę

kszym

mie

ś

cie na Wołyniu - Równem. Aresztowano tam m.in. byłego posła Dezyderego Smoczkiewicza i

byłego senatora Dworakowskiego, pi

ę

ciu s

ę

dziów S

ą

du Okr

ę

gowego i wiceprokuratora (wszystkich

background image

23

potem zamordowano). Aresztowano równie

ż

dwóch podprokuratorów. Denuncjowali w szczególno

ś

ci:

aplikant s

ą

dowy - syn zamo

ż

nej miejscowej rodziny

ż

ydowskiej oraz starszy wo

ź

ny s

ą

dowy -

Ukrainiec (według R. Szawłowski Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 397).

Wanda Skorupska we wrze

ś

niu 1939 r. adwokatka we Włodzimierzu Woły

ń

skim tak opisywała w

relacji spisanej w latach 80. wydarzenia zachodz

ą

ce we Włodzimierzu po wej

ś

ciu wojsk sowieckich:

Na podstawie donosów sporz

ą

dzonych przez komunistów i

ś

ydów aresztuje si

ę

natychmiast

wybranych ludzi. We Włodzimierzu aresztowano adwokata Albina Wa

ż

y

ń

skiego i mjra (Juliana Jana)

Pilczy

ń

skiego, dyrektora gimnazjum Leona Kisiela, inspektora szkolnego p. J

ę

dryszk

ę

oraz kierownika

jednej ze szkół powszechnych. Zadenuncjowali ich miejscowi

ś

ydzi. Zagin

ę

li oni bez

ś

ladu (por. R.

Szawłowski, op.cit., t. 1, s. 207).

Inny przykład "zabójczego" donosu opisali A. i J. Wiszniowscy w li

ś

cie do "Głosu Polskiego w

Toronto" z 24 maja 1996 r. W li

ś

cie mo

ż

na było przeczyta

ć

dramatyczn

ą

histori

ę

rodziny stryja

Wiszniowskiego, który w 1939 r. mieszkał w małym miasteczku Dolina, woj. stanisławowskie. Jak
pisano w li

ś

cie: Stryj miał dorosłych synów, którzy nale

ż

eli do zwi

ą

zku "Sokołów" i "Strzelca", gdzie

hasłem było "Bóg, Honor, Ojczyzna". Widocznie w oczach

ż

ydowskich było to wielkim przest

ę

pstwem i

dlatego pewnej nocy NKWD i dwóch

ś

ydów, których stryj znał, przyszło aresztowa

ć

moich

stryjecznych braci. Jeden był zakatowany w miejscowym wi

ę

zieniu, inni wywiezieni na Sybir, tak jak

tysi

ą

ce innych polskich rodzin, które dzi

ę

ki

ż

ydowskiej słu

ż

alczo

ś

ci (jaka do dzisiaj w Polsce panuje)

zostało zesłanych na Sybir na zagład

ę

(...). Kto sporz

ą

dzał spis Polaków "kandydatów" na zsyłk

ę

, jak

nie podli

ś

ydzi, którzy zasiedli w 1939 r. na wszystkich wa

ż

nych stołkach? Autor listu u

ż

ywa bardzo

ostrych epitetów pod adresem ówczesnych

ż

ydowskich donosicieli, czy

ż

mo

ż

na si

ę

jednak dziwi

ć

człowiekowi, który mógł z bliska zaobserwowa

ć

spowodowan

ą

przez nich tak ci

ęż

k

ą

martyrologi

ę

rodziny jego stryja?

"Odgrywali si

ę

" na Polakach

Istnieje a

ż

nadto wiele przykładów wykorzystywania przez zbolszewizowanych

ś

ydów

wszelkich mo

ż

liwo

ś

ci "odegrania si

ę

" na Polakach a

ż

do spowodowania ich

ś

mierci wł

ą

cznie.

Tak post

ą

piono m.in. wobec znanego naukowca, profesora Stanisława Cywi

ń

skiego,

znienawidzonego przez

ś

ydów za jego narodowo-katolick

ą

publicystyk

ę

. Wybitny polonista, profesor

Konrad Górski wspominał, i

ż

: Zemszczono si

ę

na nim (prof. Cywi

ń

skim - J.R.N.), po prostu

oskar

ż

aj

ą

c go przed władzami rosyjskimi. Został wywieziony i zmarł w gł

ę

bi Rosji (por. W Wilnie i w

Toruniu. Rozmowa z prof. Konradem Górskim, "

ś

ycie Literackie", 11 wrze

ś

nia 1988 r.).

Jerzy Surwiły, pisał w naukowym opracowaniu wojennych dramatów Polaków z Wile

ń

szczyzny pt.

Rachunki nie zamkni

ę

te,

ż

e Cywi

ń

ski został zam

ę

czony w wi

ę

zieniu. Według Surwiło Cywi

ń

ski

przeszedł przez sze

ść

kolejnych wi

ę

zie

ń

, aby w ko

ń

cu umrze

ć

30 marca 1941 r. w Kirowie (Wiatce) w

szpitalu wi

ę

ziennym (por. J. Surwiło Rachunki nie zamkni

ę

te. Wile

ń

skie

ś

lady na drogach cierpie

ń

,

Wilno 1992, s. 115).

Podobny przykład

ż

ydowskiego donosu z zemsty, który sko

ń

czył si

ę

w efekcie zamordowaniem

Polaka, przytoczył historyk Marek Jan Chodakiewicz. Opisał on, jak pod koniec wrze

ś

nia 1939 r.

ż

ydowski gimnazjalista przyprowadził NKWD do mieszkania Zdzisława Zakrzewskiego, działacza

Młodzie

ż

y Wszechpolskiej z Politechniki Lwowskiej. Z uwagi na nieobecno

ść

Zakrzewskiego w domu

NKWD w zamian aresztowało jego ojca - oficera policji, którego wkrótce potem zamordowano.
Aresztowano równie

ż

i deportowano matk

ę

i siostry Zakrzewskiego. Matka zmarła na zesłaniu w

Kazachstanie (por. M.J. Chodakiewicz Szmulek chciał by

ć

sowieckim generałem. Postawy

ś

ydów na

Kresach 1939-1941, "Gazeta Polska", 1 grudnia 1994 r.).

W pracy zbiorowej pod redakcj

ą

ksi

ę

dza Zygmunta Zieli

ń

skiego na temat

ż

ycia religijnego w Polsce

pod okupacj

ą

1939-1945 czytamy: Wspomnie

ć

trzeba ks. Wacława Rod

ź

ko, proboszcza parafii

Traby, zamordowanego w maju 1940 r. we wsi Rosalszczyzna, gdy podst

ę

pnie w nocy został

wezwany do chorego. Ogólna opinia w okolicy widziała sprawców tej zbrodni w

ś

ydach, którzy w ten

sposób mieli si

ę

zem

ś

ci

ć

za to,

ż

e on przed wojn

ą

, b

ę

d

ą

c proboszczem w Holszanach, miał

przyczyni

ć

si

ę

do usuni

ę

cia straganów

ż

ydowskich sprzed wej

ś

cia do ko

ś

cioła. Faktem jest,

ż

e

poka

ź

na cz

ęść

ludno

ś

ci

ż

ydowskiej opowiedziała si

ę

za sowieck

ą

władz

ą

i z niej rekrutowało si

ę

wielu

jej urz

ę

dników, którzy mocno dali si

ę

we znaki miejscowej ludno

ś

ci. Faktem jest tak

ż

e i to,

ż

e cz

ęść

ś

ydów została wywieziona na Syberi

ę

lub do Kazachstanu (por.

ś

ycie religijne w Polsce pod okupacj

ą

1939-1945. Metropolie wile

ń

ska i lwowska, zakony, praca zbiorowa pod redakcj

ą

ks. Zygmunta

Zieli

ń

skiego, Katowice 1992, s. 494).

Feliks Gonczy

ń

ski opisywał w dramatycznych wspomnieniach z ówczesnego Zwi

ą

zku Sowieckiego:

Po obiedzie odnalazłem ulic

ę

Drewnian

ą

, gdzie mieszkał Leonidas.

"Co słycha

ć

z Dewojn

ą

?" - spytałem Leonidasa.

"Rozstrzelali go Bolszewicy".

background image

24

"Jego...?! Wybitnego lewicowca?"

"Jak wiesz był naczelnikiem Urz

ę

du Skarbowego, wi

ę

c wymierzał podatki... zadenuncjowali

go

ś

ydzi" - wyja

ś

nił Leonidas (por. F. Gonczy

ń

ski Raj proletariacki, Londyn 1950, s. 14).

W tym okresie na Kresach powszechnie utrwaliła si

ę

sława

ś

ydów jako donosicieli. Były premier RP

Leon Kozłowski, opisuj

ą

c kr

ą

g polskich aresztowanych, z jakimi spotykał si

ę

w sowieckim wi

ę

zieniu,

stwierdził: Podobny zespół, jak si

ę

potem przekonałem i w innych celach: s

ę

dziowie, policja, schwytani

oficerowie, działacze społeczni, robotnicy, studenci, wszyscy, podobnie jak i ja, aresztowani na
podstawie donosów komunistów, w wi

ę

kszo

ś

ci wypadków

ś

ydów (por. tekst pami

ę

tnika L.

Kozłowskiego pt. Sowieckie wi

ę

zienie drukowanego na łamach paryskiej "Kultury", 1957, nr 10, s. 91).

W ró

ż

nych relacjach i wspomnieniach mo

ż

na znale

źć

straszne przykłady "zabójczych" donosów ze

strony

ś

ydów na polskich patriotów. By przypomnie

ć

cho

ć

by zapiski znakomitego matematyka

polskiego, pochodzenia

ż

ydowskiego Hugo Steinhausa. Opisał on histori

ę

aresztowania swego

ucznia Borka, którego jego dawny ordynans,

ś

yd, wskazał NKWD, jako oficera rezerwy (...) znienacka

aresztowano go w mieszkaniu i zabrano do Lwowa. Od tego czasu słuch o nim zagin

ą

ł;

prawdopodobnie podzielił los oficerów katy

ń

skich. Podziwiałem jego matk

ę

,

ż

e nie my

ś

lała wcale o

zem

ś

cie. Chciała koniecznie da

ć

mi schronienie u siebie w Borysławiu (por. H. Steinhaus

Wspomnienia z Polski w opracowaniu Aleksandry Zgorzelskiej, Londyn 1992, s. 220).

Skutki takich "odgrywa

ń

si

ę

" zbolszewizowanych

ś

ydów na Polakach były najcz

ęś

ciej fatalne:

długotrwałe wi

ę

zienie, zesłanie na Syberi

ę

, nierzadko - jak wcze

ś

niej wspomniałem - nawet utrata

ż

ycia. Do wyj

ą

tków nale

ż

ały raczej szcz

ęś

liwe przypadki szybkiego uwolnienia po donosie, jak stało

si

ę

z ojcem profesora Jacka Trznadla - Edwardem Trznadlem, byłym zast

ę

pc

ą

starosty w Olkuszu,

a pó

ź

niej starost

ą

w Zawierciu. Edward Trznadel, id

ą

c pewnego dnia ulic

ą

we Lwowie, został

nagle zatrzymany przez

ś

ydów-komunistów z Olkusza, którzy go rozpoznali. Natychmiast

doprowadzili go na komisariat, twierdz

ą

c,

ż

e byli przez niego prze

ś

ladowani (por. J. Trznadel:

Mój ojciec Edward, Zawiercie 1998, s. 57). Na szcz

ęś

cie po ró

ż

nych przesłuchaniach wypuszczono go

na wolno

ść

. Został w nim jednak pewnego rodzaju strach przed donosami ze strony

ś

ydów. Opisywał

swe odczucia w czasie pobytu wkrótce potem w Stryju: Tylko raz byłem w kawiarni i gdy zobaczyłem
t

ę

mas

ę

ś

ydów, przestraszyłem si

ę

. Mogli w

ś

ród nich by

ć

znów komuni

ś

ci. Oni, widz

ą

c obcego,

nieznajomego człowieka, mog

ą

donie

ść

i mog

ę

by

ć

aresztowany. Wobec tego wróciłem ponownie do

Lwowa (por. tam

ż

e, s. 59). Dodajmy, i

ż

aresztowanie Edwarda Trznadla przez

ś

ydów-komunistów z

Olkusza, jako ich rzekomego dawniejszego "prze

ś

ladowcy", było tym bardziej szokuj

ą

ce ze wzgl

ę

du

na to,

ż

e jako starosta miał on kiedy

ś

bardzo dobre stosunki z miejscowymi

ś

ydami. Jacek Trznadel

pisał: Ojciec był bardzo szanowany przez t

ę

społeczno

ść

ż

ydowsk

ą

. Wyrazem tego bywało nawet

odwoływanie si

ę

do jego rozjemstwa w wewn

ę

trznych sporach gminy

ż

ydowskiej (por. tam

ż

e, s. 28).

My Polacy boimy si

ę

ś

ydów, bardziej ni

ż

kogo innego

Prawda przechowana w ró

ż

nych relacjach z tamtego okresu jest smutna i nieubłagana. Wci

ąż

powtarzaj

ą

si

ę

fakty dowodz

ą

ce,

ż

e nikczemno

ść

wielkiej rzeszy

ś

ydów-donosicieli wzbudziła w

ś

ród

Polaków poczucie ogromnej nieufno

ś

ci do ogółu

ś

ydów, powszechnego strachu przed

ś

ydami, jako

niebezpiecznymi agentami NKWD i Sowietów. Jak

ż

e wymowna pod tym wzgl

ę

dem była relacja

jednego z najodwa

ż

niejszych "białych kurierów", docieraj

ą

cych na zagarni

ę

te przez Sowiety byłe

Kresy Wschodnie II Rzeczypospolitej Tadeusza Chciuka (Marka Celta). Tak pisał on o panuj

ą

cej tam

atmosferze: Pod Sowietami (...) my Polacy, boimy si

ę

ś

ydów - nie wszystkich oczywi

ś

cie, ale jak si

ę

boimy, to bardziej ni

ż

kogo innego. Oni s

ą

pierwsi do współpracy z bolszewikami, s

ą

najbardziej

niebezpieczni - s

ą

wsz

ę

dzie, s

ą

najgorliwszymi komunistami, du

ż

o wiedz

ą

, pomagaj

ą

"rozpracowywa

ć

" teren, sam mam takich kolegów z gimnazjum, z uniwerku (por. T. Chciuk [M. Cel]

Biali kurierzy, Monachium 1986, s. 209).

We wspomnieniach Tadeusza Bodnara, po wrze

ś

niu 1939 r. przydzielonego do

ż

ydowskiego

Gimnazjum Mechanicznego w Grodnie, czytamy: Koledzy ostrzegali mnie przed

ś

ydami studentami i

do

ż

adnej organizacji mam nie wst

ę

powa

ć

, gdy

ż

pomi

ę

dzy nimi jest du

ż

o szpiegów i zdrajców. (...)

Wykładowcami byli Polacy,

ś

ydzi i paru Rosjan. Kolegów nie miałem i trzymałem si

ę

z daleka od

wszystkich, a na tematy polityczne nie chciałem rozmawia

ć

, poniewa

ż

nie dowierzałem

ś

ydom, bo

wiedziałem,

ż

e oni naszych du

ż

o wydali i cz

ęść

ich została rozstrzelana, cz

ęść

siedzi w wi

ę

zieniu.

Dobrze,

ż

e nie wszyscy

ś

ydzi byli tacy, ale oni bali si

ę

innych

ś

ydów. Najgorzej ze wszystkich grup

etnicznych to ich bałem si

ę

, bo oni zrobili si

ę

gorliwymi komunistami (por. T. Bodnar, Znad Niemna

przez Sybir do II Korpusu, Wrocław 1997, s. 86).

Jak si

ę

okazuje, młody gimnazjalista miał całkowicie racj

ę

w swych obawach przed

ż

ydowskimi

denuncjatorami. Badacz historii tamtych lat Kazimierz Krajewski, autor obszernej syntezy działa

ń

Armii Krajowej w okr

ę

gu nowogródzkim, pisał, i

ż

: Wszelkie poczynania ludno

ś

ci polskiej

ś

ledzone były

przez jej białoruskich i

ż

ydowskich s

ą

siadów, cz

ę

sto współpracuj

ą

cych z władzami sowieckimi i

background image

25

NKWD. Np. grupa dziewcz

ą

t, polskich gimnazjalistek z Lidy, nie zd

ąż

yła si

ę

nawet do ko

ń

ca

zorganizowa

ć

, gdy ich

ż

ydowskie kole

ż

anki z klasy dostarczyły NKWD sporz

ą

dzon

ą

przez siebie list

ę

pocz

ą

tkuj

ą

cych konspiratorek (por. K. Krajewski Na ziemi nowogródzkiej, "Nów"-Nowogródzki Okr

ę

g

Armii Krajowej, Warszawa 1997, s. 15).

W licznych relacjach z owego okresu powtarzała si

ę

opinia,

ż

e najwi

ę

ksz

ą

przeszkod

ą

dla polskiej

konspiracji na Kresach było doskonałe rozpoznanie polskich

ś

rodowisk patriotycznych przez

miejscowych zbolszewizowanych

ś

ydów, a tak

ż

e Białorusinów i Ukrai

ń

ców. Ustawicznie groziło to

dekonspiracj

ą

wszelkich zawi

ą

zków polskich organizacji. Warto przypomnie

ć

w tym kontek

ś

cie cho

ć

by

ś

wiadectwo rzetelnego obserwatora tamtych wydarze

ń

- Władysława Siemiaszki, w 1939 r.

pracownika urz

ę

du gminnego w Werbie, powiat Włodzimierz Woy

ń

ski. W relacji spisanej po latach - w

1990 r. - Siemiaszko akcentował,

ż

e polska konspiracja odbywała si

ę

w niesłychanie trudnych

warunkach, stale wzrastaj

ą

cej infiltracji sowieckiej oraz współpracuj

ą

cych z Sowietami

ś

ydów i

Ukrai

ń

ców (cyt. za: wyborem dokumentów w ksi

ąż

ce R. Szawłowskiego, op.cit., t. 2, s. 214).

W czasopi

ś

mie "Semper fidelis" z 1994 r. opisano tragiczne skutki jednego z takich

ż

ydowskich

donosów, stwierdzaj

ą

c m.in.: Kolporterka (polskiej prasy podziemnej - J.R.N.) aresztowana została

przez rejonow

ą

placówk

ę

NKWD w Podwłoczyskach. Okazało si

ę

,

ż

e K. Oborska zbytnio i naiwnie

zaufała swojej kole

ż

ance Schott, narodowo

ś

ci

ż

ydowskiej, córce drogerzysty, przekazuj

ą

c jej równie

ż

pras

ę

konspiracyjn

ą

. Na rezultaty tego nierozwa

ż

nego kroku nie trzeba było długo czeka

ć

.

Najprawdopodobniej, na skutek decyzji rodziców Schott, fakt ten został zgłoszony NKWD. W wyniku
denuncjacji, po upływie zaledwie dwóch dni od aresztu K. Oborskiej nast

ą

piły dalsze aresztowania.

Został aresztowany ks. Adam Gromadowski, któremu K. Oborska dostarczała pras

ę

konspiracyjn

ą

, a

11 kwietnia 1940 r. został aresztowany Kazimierz Kosiarski, który przej

ą

ł "bibuł

ę

" ze Lwowa i

dostarczył K. Oborskiej, w celu jej kolporta

ż

u (według dr A. Korman O ksi

ę

dzu Adamie

Gromadowskim, "Semper Fidelis", stycze

ń

-luty 1994, nr 1, s. 8).

Okrutnie zmaltretowany w wi

ę

zieniu ksi

ą

dz Gromadowski został rozstrzelany przez NKWD. W

ś

ród

rozstrzelanych przez enkawudzistów była najprawdopodobniej równie

ż

Krystyna Oborska (por.

tam

ż

e). Takie były skutki "zabójczego" donosu

ż

ydowskiej rodziny Schott na polsk

ą

konspiratork

ę

.

Katowana po donosie s

ą

siadki

Doktor Barbara Obuchowska-Du

ś

opisała dramatyczne przej

ś

cia jej rodziny po 17 wrze

ś

nia 1939 r.

w Duniłowiczach, powiat Postawy w woj. wile

ń

skim. Wspominała w swej relacji o tym, jak na jej ojca -

sier

ż

anta Korpusu Obrony Pogranicza zło

ż

yła doniesienie ich własna s

ą

siadka -

ś

ydówka. Według

relacji doktor Obuchowskiej-Du

ś

: S

ą

siadka -

ś

ydówka, Chana, przyprowadziła

ż

ołnierzy sowieckich i

powiedziała: "Polska pani, jej m

ąż

to wojskowy". No i zacz

ę

ło si

ę

. Wyrywali deski z podłogi, klawisze z

fortepianu, pruli materace. Szukali mego ojca i "aru

ż

ja". Kopali nawet w ogrodzie. Nie znale

ź

li nic.

Zabrali ojca obr

ą

czk

ę

i wiele rzeczy. Matk

ę

wyprowadzili za dom do ogrodu i tam "przesłuchiwali"

przez 24 godziny z r

ę

koma w gór

ę

. Mdlała, zlewali j

ą

wod

ą

i dalej "przesłuchiwali". Nie

przypomniała sobie, gdzie rzekomo schowano "aru

ż

je". W tym czasie mój malutki brat zsiniał z płaczu,

głodu. Ja nie umiałam mu pomóc, ale moja sze

ś

cioletnia siostra uciekła

ż

ołnierzom, aby zawiadomi

ć

mieszkaj

ą

cego poza miasteczkiem p. Antoniego Myszk

ę

. Litwina, o sytuacji u nas. Jak Sowieci

zostawili matk

ę

nieprzytomn

ą

, p. Myszko zabrał nas do siebie. Jaki

ś

czas mieszkali

ś

my u niego (cyt.

za: R. Szawłowski Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 359).

Jednym z najch

ę

tniej stosowanych uzasadnie

ń

donosów było oskar

ż

enie o rzekomy

antysemityzm. Z wymy

ś

laniem donosów pod tym pretekstem w owych czasach nigdy si

ę

nie

patyczkowano. Na przykład w Hucie Stepa

ń

skiej na Wołyniu ofiar

ą

oskar

ż

e

ń

o antysemityzm padł

aresztowany na ich podstawie miejscowy gospodarz i piekarz Henryk Sawicki. Jego antysemityzm
miał polega

ć

na walce konkurencyjnej z piekarniami

ż

ydowskimi ze Stepania w dostawach przed

wojn

ą

pieczywa na Słone Błoto (por. G. Piotrowski Krwawe

ż

niwa za Styrem, Horyniem i Słucz

ą

.

Wspomnienia z rodzinnych stron z czasów okupacji, Warszawa 1995, s. 38).

Mo

ż

na by długo jeszcze wylicza

ć

podobne relacje o ró

ż

nego typu

ż

ydowskich donosicielach na

Kresach. Rozliczne zapiski z tamtych lat wskazuj

ą

na prawdziwie liczn

ą

grup

ę

ś

ydów, którzy

wyspecjalizowali si

ę

w politycznych denuncjacjach. Wci

ąż

powtarzała si

ę

opinia, wyra

ż

ona w relacji

Zdzisława Jagodzi

ń

skiego z powiatu krzemienieckiego, zamieszczonej w ksi

ąż

ce W czterdziestym nas

Matko na Sybir zesłali: Wiele było natomiast szpiclów (spo

ś

ród uczniów), w

ś

ród nich najwi

ę

cej

ś

ydów

(według: W czterdziestym... op.cit., s. 194) Inna relacja - Zygmunta Ł. z powiatu stanisławowskiego
stwierdzała: Policj

ę

, wojsko polskie aresztowano, aresztowano te

ż

ludzi podejrzanych i bogatych ludzi,

domy ich likwidowano, a rzeczy zabierano.

ś

ydzi podpłaceni wydawali Polaków, u podejrzanych robili

rewizj

ę

, zabierano drogie rzeczy (por. tam

ż

e, s. 154). Równie

ż

autorzy

ż

ydowscy, podobnie jak

wspomniany ju

ż

wy

ż

ej Ben-Cion Pinchuk - nie ukrywali opinii o wielkiej ilo

ś

ci

ś

ydów donosicieli i

NKWD-zisów.

background image

26

ś

ydowski pami

ę

tnikarz Charles Gelman pisał,

ż

e w miasteczku Kurzeniec w pobli

ż

u Wilejki:

Sowieckie władze były wspierane w tych i innych sprawach przez miejscowych aktywistów, którzy
współpracowali z nimi, cz

ę

sto na szkod

ę

innych -

ś

ydów, jak i nie-

ś

ydów - i informowali o ich

bogactwie, stopniu lojalno

ś

ci politycznej i tak dalej. Cz

ęść

ludzi doprowadzono do n

ę

dzy, pozbawiono

ich domów, mebli i wszystkich dóbr materialnych. Cz

ęść

ludzi posłano nawet na Syberi

ę

w rezultacie

działalno

ś

ci informatorów... Wielu z tych aktywistów wycofało si

ę

razem z Sowietami, na długo przed

zbli

ż

eniem si

ę

Niemców, poniewa

ż

bali si

ę

zemsty nie

ż

ydowskiej ludno

ś

ci, która była antysowiecka...

Wielu z tych, którzy uciekli, prze

ż

yło wojn

ę

. Z rodzin, które aktywi

ś

ci pozostawili, natomiast nikt nie

prze

ż

(według tekstu C. Gelamana Do Not Go Gentle: A Memoir of Jewish Resistance in Poland,

1941-1945, cyt. przez M. Paula w: "The Story..., op.cit., cz. 2, s. 208).

Znany intelektualista pochodzenia

ż

ydowskiego Aleksander Wat stwierdził wr

ę

cz w swym słynnym

Moim wieku,

ż

e we Lwowie sporo było donosicieli

ś

ydów, niesłychanie du

ż

o. O niebezpiecznej roli

niektórych z nich (lwowskie lata 1939-1941 były dla nich swoist

ą

zapraw

ą

do działa

ń

bezpieczniackich

po wojnie), m.in. Jerzego Borejszy, Jacka Ró

ż

a

ń

skiego, Luny Brystygierowej (szerzej wspomn

ę

w

odr

ę

bnym tek

ś

cie o

ś

ydowskiej Targowicy inteligenckiej).

Nadzorowali deportacje

Bardzo ponur

ą

kart

ę

w stosunkach polsko-

ż

ydowskich na Kresach w latach 1939-1941 stanowił udział

znacznej cz

ęś

ci zbolszewizowanych

ś

ydów w kilku masowych deportacjach ludno

ś

ci polskiej na

Syberi

ę

. Był to udział bardzo wielostronny. Rozpoczynał si

ę

od pomocy w starannym, błyskawicznym,

tajnym wyaresztowywaniu wszystkich Polaków tajnie skazanych na wywózk

ę

poprzez rabowanie

mienia deportowanych, ich transportowanie do poci

ą

gów na deportacj

ę

i nadzór nad samym

przejazdem eszelonami na Syberi

ę

.

Aktywny, i dodajmy, bezwzgl

ę

dny udział znacznej cz

ęś

ci

ś

ydów w masowych deportacjach Polaków

odnotowany został w bardzo licznych polskich

ś

wiadectwach z owych ponurych "czasów pogardy".

Nie brak zreszt

ą

potwierdze

ń

nikczemnej roli cz

ęś

ci zbolszewizowanych

ś

ydów w tej sprawie ze

strony niektórych autorów

ż

ydowskich, uczciwie pokazuj

ą

cych atmosfer

ę

tamtych lat. Poni

ż

ej

przedstawiam niektóre relacje na temat warunków i atmosfery ówczesnych deportacji.

Bili Polaków kolbami karabinów

W relacji polskiego

ś

wiadka wydarze

ń

, jakie nast

ą

piły w Jedwabnym po wej

ś

ciu wojsk sowieckich -

Teodora Eugeniusza Lusi

ń

skiego, czytamy: Stalinowska armia weszła do Jedwabnego 10

listopada 1939 r. (...)

ś

ydzi uzbroili si

ę

i masowo weszli do NKWD. Nast

ę

powały aresztowania i

deportacje polskiej ludno

ś

ci na Syberi

ę

. Pierwszy transport wyruszył w grudniu 1939 r. W

ś

ród

aresztowanych byli ksi

ęż

a,

ż

ołnierze i ludzie zamo

ż

ni, którzy byli nazywani "kułakami" - polska

bur

ż

uazja. Temperatura spadła do minus 40 st. C. W mrozie ludzie byli na saniach wiezieni do

poci

ą

gu w Łom

ż

y. Tam ładowano ich do wagonów towarowych tak jak bydło.

ś

ydzi rozpocz

ę

li walenie

ich kolbami swych karabinów, aby przyspieszy

ć

załadunek, bo było im zimno. Stara

ś

ydówka

nazwiskiem Kuropatwina przyszła do naszego domu i relacjonowała,

ż

e

ż

ydowscy komuni

ś

ci pomagali

NKWD w wywiezieniu polskich rodzin na Syberi

ę

(Kopia cytowanej relacji T.E. Lusi

ń

skiego znajduje

si

ę

w posiadaniu M. Paula, zamieszczaj

ą

cego cytowany fragment w Story of Two Shtetls, Bra

ń

sk and

Ejszyszki, Chicago-Toronto 1998, t. 2, s. 143).

Szczególnie przejmuj

ą

cy był opis deportacji polskich rodzin zamieszczony we wspomnieniach Beaty

Oberty

ń

skiej pt. W domu niewoli. Oberty

ń

ska wspominała po latach: Sowieci (...) wiedzieli,

ż

e

jedynym sposobem "odpolszczenia Polski" b

ę

dzie pozbawienie jej Polaków. Z diabelsk

ą

perfidi

ą

umy

ś

lili wi

ę

c nie ludziom odebra

ć

kraj - ale krajowi - ludzi.

Plan swój przeprowadzili nagle, podst

ę

pnie, jednej nocy na całym okupowanym terenie. Była to ta noc

wła

ś

nie, któr

ą

odchorował prawie Habicha. Dzi

ś

- słucham opowiada

ń

o tej zbrodni widzianej od

tamtej, dotkni

ę

tej tym nieszcz

ęś

ciem strony.

Znienacka, noc

ą

zaskoczonej wsi dano pół godziny czasu na zebranie si

ę

, po czym cała jej ludno

ść

,

załadowana na sanie, w trzaskaj

ą

cy mróz milami wieziona do kolei, zapakowana została do poci

ą

gów.

Nie przepuszczono nikomu. Brano starców i niemowl

ę

ta, kaleki i matołków. Sp

ę

dzano z łó

ż

ek rodz

ą

ce

kobiety i kazano im włazi

ć

na sanie. Ci

ą

gni

ę

to obło

ż

nie chorych i sparali

ż

owanych. W takiej skazanej

na zagład

ę

wsi czy osadzie nie miała prawa zosta

ć

ż

ywa dusza. Bydło i inwentarz przechodziły

automatycznie na własno

ść

pa

ń

stwa, by sta

ć

si

ę

zawi

ą

zkiem przyszłych kolektywnych gospodarstw.

Ofiar

ą

padały przede wszystkim czysto polskie wsie i k o l o n i e - oraz

ż

ołnierskie, kresowe o s a d y.

Wywieziono te

ż

wtedy wszystkie rodziny le

ś

ników, gajowych i resztki kryj

ą

cej si

ę

po wsiach i

le

ś

niczówkach, wyrzuconej z dworów i folwarków polskiej inteligencji. Milicja, która została u

ż

ywa do

tej czystki, składała si

ę

przewa

ż

nie z miejscowych

ś

ydów, Ukrai

ń

ców-komunistów oraz nawiezionej

background image

27

chyłkiem na ten wła

ś

nie okres, sowieckiej milicji z Kijowa (por. B. Oberty

ń

ska W domu niewoli,

Chicago 1968, s. 288-289).

Przychodzili po Polaków noc

ą

Wanda Sułkowska-My

ś

liwiec, wspominaj

ą

c czas deportacji jej rodziny z Krzemie

ń

ca, pisała:

Zako

ń

czeniem naszej tragedii była noc 13 kwietnia (1940 r. - J.R.N.), kiedy przyszli noc

ą

po cał

ą

nasz

ą

rodzin

ę

. Było dwóch cywilów - jeden

ś

yd, a drugi Ukrainiec. Przyprowadzili sowieckiego sołdata

z karabinem i kazali nam si

ę

pakowa

ć

. Przeraziłam si

ę

- Bo

ż

e, dlaczego wyp

ę

dzaj

ą

nas z naszego

domu? Co b

ę

dzie z nami? (por. W. Sułkowska-My

ś

liwiec Szkolne czasy w Krzemie

ń

cu w 1939-1940

r., "Niepodległo

ść

i Pami

ęć

", 1999, nr 1, s. 129).

Andrzej Kołodziej w swych wspomnieniach z Białozórki koło Krzemie

ń

ca wini za deportacj

ę

swej

rodziny na Syberi

ę

"rozbestwionych Ukrai

ń

ców i

ś

ydów, marionetek komunistycznych, sprawuj

ą

cych

rz

ą

dy w Białozórce. Pisze, jak w zapełnionych bydl

ę

cych wagonach, do których ich załadowano, było

słycha

ć

złorzeczenia pod adresem bolszewików i ich wykonawców, Ukrai

ń

ców i

ś

ydów (por. A.

Kołodziej Ich

ż

ycie i sny. Dzieje prawdziwe..., Pruszków 1996, s. 81).

Deportacje Polaków całymi rodzinami przeprowadzano w skrajnie nieludzkich warunkach,
załadowuj

ą

c ich do bydl

ę

cych wagonów, którymi dowo

ż

ono ich do obozów pracy i odległych terenów

zesłania w Zwi

ą

zku Sowieckim (por. M. Paul Jewish-Polish... op.cit., w Story of Two Shtetl, op.cit., t. 2,

s. 210). Brytyjski historyk Keith Sword, opisuj

ą

c przebieg deportacji Polaków, akcentował niezwykł

ą

"staranno

ść

" wcze

ś

niejszego przygotowania jej przez władze sowieckie. Zaplanowano nawet takie

szczegóły, jak zabieranie dzieci ze szkół tak, by ich "zł

ą

czy

ć

z rodzinami" na dworcach. Niektóre

osoby zabierano z wi

ę

zienia po to, by je "poł

ą

czy

ć

z rodzinami" na stacjach (por. K. Sword

Deportation and Exile: Poles in the Soviet Union. 1939-1948, London 1994, s. 16). K. Sword
wskazywał,

ż

e przy przeprowadzeniu trzymanej w tajemnicy operacji wywózki Polaków si

ę

gano

zarówno do NKWD, lokalnej milicji i armii, jak i zaufanych cywilów, pisz

ą

c: Herschel Wajnrauch był

radzieckim obywatelem - dziennikarzem sprowadzonym do pracy w

ż

ydowskiej gazecie w

Białymstoku. On wspominał: Sowiecka policja nie miała do

ść

ludzi dla przeprowadzenia masowych

aresztów (Polaków), tak wi

ę

c si

ę

gano po pomoc zwyczajnych sowieckich obywateli. Nasz

ą

gazet

ę

poproszono o dostarczenie dwóch ludzi i ja byłem jednym z nich. Dano nam bro

ń

i poszli

ś

my z policj

ą

,

aby aresztowa

ć

ludzi i posła

ć

ich na Syberi

ę

. Cała operacja (tj. deportacja z lutego 1940 r. - J.R.N.)

została przeprowadzona w takiej tajemnicy,

ż

e była kompletnym zaskoczeniem dla ogromnej cz

ęś

ci

ofiar (por. K. Sword: op.cit., s. 16-17).

Rabunek polskiego mienia

W ró

ż

nych relacjach polskich po

ś

wi

ę

conych przypomnieniu historii tamtych lat powtarzaj

ą

si

ę

dramatyczne opowie

ś

ci o niezwykle sadystycznym zachowaniu młodych milicjantów

ż

ydowskich

podczas wywózki rodzin polskich, ich udziale w rozgrabianiu resztek ich mienia. Przytoczyli

ś

my

wstrz

ą

saj

ą

cy opis na ten temat ju

ż

w 3 odcinku relacji Polski holocaust - we wspomnieniach 90-letniej

byłej Sybiraczki.

Z kolei Leon

ś

ur odnotował w ksi

ąż

ce wspomnieniowej Mój woły

ń

ski epos: Pojawili si

ę

równie

ż

ś

ydzi,

którzy skupowali bydło i trzod

ę

. Mówili przy tym: "sprzedawajcie szybko, bo pieni

ą

dze wam si

ę

przydadz

ą

. Ju

ż

wagony na stacji w Rokitnie dla was s

ą

podstawione". I to napawało nas coraz

wi

ę

ksz

ą

groz

ą

. Po nocach nie spali

ś

my, oczekuj

ą

c na przyj

ś

cie bojców.

A wiedzieli

ś

my ju

ż

, jak to si

ę

odbywa. Zwykle w nocy lub przed

ś

witem pod dom przyje

ż

d

ż

ało auto

pełne wojskowych, którymi dowodził młodszy rang

ą

oficer.

ś

ołnierze z bagnetami na karabinach

otaczali dom, w którym przeprowadzano rewizj

ę

w poszukiwaniu broni. Mieszka

ń

com dawano pół

godziny na spakowanie si

ę

, potem ładowano na podstawione ko

ń

skie podwody i odwo

ż

ono do

najbli

ż

szej stacji kolejowej, gdzie stały bydl

ę

ce wagony. Umieszczano w nich ludzi z dobytkiem i

transport odje

ż

d

ż

ał na Wschód (por. L.

ś

ur Mój woły

ń

ski epos, Suwałki 1997, s. 46).

Wskazywali, których Polaków wysiedli

ć

Mo

ż

na by długo wylicza

ć

ż

ne teksty przypominaj

ą

ce niechlubn

ą

rol

ę

ś

ydów, głównie młodych

komunistów, w deportacjach Polaków.

Edward Pawłowski i Jadwiga Stobniak-Smogorzewska, omawiaj

ą

c wywózki Polaków z Wołynia w

lutym 1940 r., pisali: Krystyna Ostrowska z d. Chy

ż

y z osady Bajonówka wspomina,

ż

e 10 lutego o

4.00 rano weszli enkawudzi

ś

ci i

ś

ydzi komuni

ś

ci. Dali nam godzin

ę

na spakowanie si

ę

i o

ś

wiadczyli,

ż

e jedziemy na przesiedlenie. Załadowano nas na stacji w Zdołbunowie do bydl

ę

cych wagonów i

zaryglowano drzwi (por. Zbrodnie NKWD na obszarze województw wschodnich Rzeczypospolitej
Polskiej.
Materiały I Mi

ę

dzynarodowej Konferencji Naukowej, Koszalin 14 grudnia 1995, red. nauk. B.

Polak, Koszalin 1995, s. 22).

Biskup Wincenty Urban wspominał: W lutym 1940 r. miała miejsce "wielka wywózka" na Syberi

ę

rodzin polskich wojskowych, tzw. osadników, kolonistów, rodzin osób uprzednio aresztowanych (...). Z
przykro

ś

ci

ą

przychodzi pisa

ć

o tym,

ż

e wówczas to niektórzy nacjonali

ś

ci ukrai

ń

scy, cz

ęś

ciowo

ś

ydzi,

background image

28

donosili do władz sowieckich o ukrywaj

ą

cych si

ę

wojskowych i polskich policjantach. Ofiar

ą

takiego

donosu padł komisarz policji Bryl, zmarły na Syberii (por. ks. bp Wincenty Urban Droga krzy

ż

owa

archidiecezji lwowskiej w latach 1939-1945, Wrocław 1983, s. 75).

Stanisława W. Lubuska opisała typowy przebieg dramatycznego naj

ś

cia noc

ą

na jej dom przez

NKWD-zist

ę

, krasnoarmiejca i milicjanta, którzy zabrali ich na wywózk

ę

: 13 kwietnia 1940 roku

niespodziewanie naszli nas w domu (we Lwowie) noc

ą

: enkawudzista w czarnym mundurze, młody

krasnoarmiejec i milicjant, polski

ś

yd - ten był najgorszy, bo od razu kradł. Po przeprowadzonej w

mieszkaniu rewizji zostali

ś

my ewakuowani. W ci

ą

gu 15 minut stracili

ś

my wszystko, własny dom,

pi

ę

kne umeblowanie, fortepian, wspaniał

ą

bibliotek

ę

, cenne ksi

ąż

ki oprawne w skór

ę

ze złotymi

napisami walały si

ę

pod podłodze deptane i kopane przez oprawców, bezprawnie nas deportuj

ą

cych

w gł

ą

b ZSRR (cyt. za: S. Wysocki

ś

ydzi w Trzeciej Rzeczypospolitej, Warszawa 1997, s. 9-10, gdzie

relacj

ę

p. Lubuskiej podano za "Ojczyzn

ą

" z 1 grudnia 1991, s. 13).

W ksi

ąż

ce Story of Two Shtetl czytamy podan

ą

za periodykiem "Ojczyzna" relacj

ę

Stanisławy W.

Lubuskiej o okoliczno

ś

ciach, w jakich została deportowana na Syberi

ę

w nocy 13 kwietnia 1940 r.

Lubuska wspominała,

ż

e w

ś

ród osób, które przybyły do jej domu, by wywie

źć

jej rodzin

ę

najgorszy był

policjant - polski

ś

yd, który zacz

ą

ł kra

ść

natychmiast (...). Po 15 minutach stracili

ś

my wszystko: nasz

własny dom, pi

ę

kne meble, pianino, cudown

ą

bibliotek

ę

(por. The Story of Two Shtetl: op.cit., t. 2, s.

216).

Warto przypomnie

ć

równie

ż

uwagi na temat przyczyn nastrojów anty

ż

ydowskich w

ś

ród cz

ęś

ci

ż

ołnierzy armii Andersa, podane przez polityka-socjalist

ę

Jana Sta

ń

czyka, człowieka jak najdalszego

od antysemityzmu, jak przyznawała nawet taka tropicielka antysemityzmu, jak Krystyna Kersten. W
lipcu 1943 r. Sta

ń

czyk zderzył si

ę

podczas rozmów z Reprezentacj

ą

ś

ydostwa Polskiego z zarzutami

dr. Abrahama Stuppa,

ż

e

ż

ołnierze

ż

ydowscy nie s

ą

dopuszczani do pewnych formacji, nie ma

awansów dla oficerów

ż

ydowskich i w ogóle atmosfera jest taka,

ż

e

ś

yd si

ę

bardzo

ź

le czuje.

Odpowiadaj

ą

c na te zarzuty, Sta

ń

czyk powiedział: Nie chc

ę

ukrywa

ć

i przyznaj

ę

,

ż

e w

ś

ród ludno

ś

ci

przybyłej z Rosji, jak i w armii s

ą

nastroje antysemickie. Z bólem to stwierdzam, ale tego nie mo

ż

na

załatwi

ć

rozkazem. Przyczyna le

ż

y w tym,

ż

e jak przyszli bolszewicy do Polski, to

ż

ydowscy milicjanci

chodzili ze spisami i wskazywali, kogo z Polaków nale

ż

y wysiedli

ć

. Ka

ż

demu takiemu Polakowi wydaje

si

ę

wi

ę

c,

ż

e gdyby nie ten

ż

ydowski milicjant, to pozostałby u siebie w domu, na swoim gospodarstwie

(cyt. za: K. Kersten Polacy.

ś

ydzi. Komunizm. Anatomia półprawd 1939-1968, Warszawa 1992, s. 65-

66).

Na ka

ż

dej furmance

ś

yd z karabinem

Danuta i Aleksander Wroniszewscy w reporta

ż

u Aby

ż

y

ć

("Kontakty" z 19 lipca 1988 r.) odnotowali

relacj

ę

mieszkanki miejscowo

ś

ci Jedwabno: Pami

ę

tam, jak wywozili Polaków do transportu na Sybir,

na ka

ż

dej furmance siedział

ś

yd z karabinem. Matki,

ż

ony i dzieci kl

ę

kały przed wozami, błagały o

lito

ść

, pomoc. Ostatni raz 20 czerwca 1941 r.

Rol

ę

ś

ydów w deportowaniu Polaków przypomniał równie

ż

Włodzimierz Drohomirecki w

dramatycznej relacji Oczami dziecka, zamieszczonej w ksi

ąż

ce

Ś

wiadkowie mówi

ą

. Drohomirecki tak

opisał sceny deportacji Polaków w miejscowo

ś

ci Dera

ź

ne, powiat Kostopol na Wołyniu: Zima 1940 r.

jest bardzo mro

ź

na,

ś

nieg le

ż

y na wysoko

ść

jednego metra. Coraz cz

ęś

ciej wywo

ż

ona jest ludno

ść

polska. "Kułacy", pracownicy byłej polskiej administracji, nauczyciele, inteligencja, gajowi, osadnicy,
le

ś

nicy itp. Codziennie jad

ą

do stacji kolejowych nieko

ń

cz

ą

ce si

ę

ilo

ś

ci furmanek. Ludzie zamarzaj

ą

.

Na furmankach przymocowane s

ą

napisy "miate

ż

niki" - buntownicy. Wywo

ż

eni mog

ą

ze sob

ą

zabra

ć

jedynie ubranie, mały w

ę

zełek, troch

ę

ż

ywno

ś

ci. Transporty obstawione s

ą

po obu stronach przez

ż

ołnierzy NKWD, nie mo

ż

na do ludzi tych podej

ść

, poda

ć

ciepłej strawy czy odzie

ż

y, traktowani s

ą

przez Rosjan jak zaraza.

Ukrai

ń

cy i

ś

ydzi nie taj

ą

swojej rado

ś

ci i donosz

ą

, kogo by tu jeszcze nale

ż

ało wywie

źć

. Ju

ż

wiemy,

ż

e

cz

ęść

ludzi zatrzymanych przez NKWD jest rozstrzeliwana, ale gdzie, tego nikt nie wie (por.

Ś

wiadkowie mówi

ą

, Wyd.

Ś

wiatowy Zwi

ą

zek

ś

ołnierzy Armii Krajowej. Okr

ę

g Woły

ń

, Warszawa 1996,

s. 97).

Józef Klimaszewski "Cie

ń

" wspominał w pami

ę

tniku W cieniu czerwonego boru, i

ż

: Kiedy wieziono

Polaków na Sybir wyrzutki ich narodu (

ś

ydzi)

ś

miali si

ę

,

ż

e Polacy jad

ą

w pielgrzymk

ę

do

Cz

ę

stochowy (według J. Klimaszewski "Cie

ń

" W cieniu czerwonego boru, maszynopis pami

ę

tnika, s.

29, za odpisem zrobionym w połowie lat 80. przez L.

ś

ebrowskiego).

Zbigniew Małyszczycki z Gdyni wspominał w swej relacji z Lubieszowa nad Stochodem na Polesiu,
jak nieliczna sk

ą

din

ą

d grupa

ś

ydów, klaskała w momencie, gdy osadników wojskowych i ich rodziny

prowadzono do stacji kolejowej dla wywózki na Sybir zim

ą

1940 r. (według relacji Z. Małyszczyckiego

otrzymanej za po

ś

rednictwem M. Paula, autora opracowania o stosunkach polsko-

ż

ydowskich w The

Story of Two Shtetl, op. cit.).

background image

29

W ocenie profesora Edwarda Prusa po wrze

ś

niu 1939 r. doszło do zawi

ą

zania pod sowieckim

patronatem swoistego antypolskiego sojuszu cz

ęś

ci

ś

ydów z ukrai

ń

skimi nacjonalistami. Przejawiał

si

ę

on, według autora, szczególnie jaskrawo w czasie wywo

ż

enia Polaków na Syberi

ę

. Do wagonów

ładowali ich Ukrai

ń

cy, ale konwojowali "w nieznane"

ś

ydzi. Nieznany jest przypadek uratowania przez

ś

yda, cho

ć

by jednego dziecka skazanego na poniewierk

ę

i

ś

mier

ć

pod kołem podbiegunowym (por. E.

Prus Holocaust po banderowsku. Czy

ś

ydzi byli w UPA?, Wrocław 1995, s. 24).

Przejmuj

ą

ce

ś

wiadectwo z tamtych lat przyniosła J. Rokicka na łamach czasopisma "Semper Fidelis"

z 1994 r., opisuj

ą

c dramatyczne losy Polaków z miasteczka Gwo

ź

dziec na Pokuciu: Nadeszła

niezwykle

ś

nie

ż

na i mro

ź

na zima 1939-1940 roku, a z ni

ą

tragiczny

ś

wit 10 lutego 1940 r., kiedy to do

bydl

ę

cych wagonów ładowano całe polskie rodziny, nie wył

ą

czaj

ą

c dzieci i starców. Słu

ż

b

ę

porz

ą

dkow

ą

przy wagonach pełnili

ś

ydzi i Ukrai

ń

cy, którzy jeszcze tak niedawno stanowili przyjazn

ą

,

zdawałoby si

ę

, cz

ęść

naszej miasteczkowej społeczno

ś

ci (por. J. Rokicka Było sobie takie miasteczko

na Pokuciu, "Semper Fidelis", 1994, nr 22 z wrze

ś

nia-pa

ź

dziernika, s. 31).

Nie ukrywała roli

ś

ydów jako współsprawców strasznego losu Polaków deportowanych na Syberi

ę

relacja Marii Karp, bardzo prostej, niewykształconej Polski, któr

ą

Sowieci zabrali 10 lutego 1940 r. na

Sybir wraz z rodzin

ą

z osady Hermanowo w powiecie lwowskim. Maria Karp pisała: Dziesi

ą

tego

lutego w soboty o godzinie w półdo szustej z rana przyszło siedym sowietów z karabinami i róskiej
milicji dwóch a

ż

ydów pi

ę

ciu tesz z broniu, nas było sze

ść

osób w rodzinie, a ich było pi

ę

tnastu z

broni

ą

. Jedyn sowiet stych siedmiu przeczytał nam pismo od wy

ż

szych władz jak wyrok

ś

mierci i dali

nam pietna

ś

cie minut czasu do zebrania siebi i dzieci tak

ż

e niezd

ąż

yli

ś

my si

ę

dob

ż

y prawie wpół

nago

ż

e krótki czas i

ż

e strach co z nami b

ę

dzie nie dali nic a nic absolutnie nam ze sob

ą

wzi

ąść

do

naszej stacji (...). Gdy rodzina dowiedziała si

ę

nasza

ż

e nas zabrano pod eskortem z naszego domu i

nie dano nam nic wzi

ąć

wie

ź

li nam trocha

ż

ywno

ś

ci to nie chcieli rodziców sowieci i

ż

ydzi pó

ś

ci

ć

blisku

wagonów to my z wielkim kszykiem i płaczem wyskakiwali

ś

my z wagonów nie zwa

ż

aj

ą

c na strasz bo

jusz wszystko jednu

ż

eby tylko wzi

ąść

ż

ywno

ść

dla naszych dzieci tak w nast

ę

pn

ą

noc uciekli ze

Lwowa z nami, było nas w tym wagonie pi

ęć

dziesi

ą

t 8. osób - jak ruszyli ze Lwowa to tak jak djable

grzeszny dusze porywaj

ą

do piekła, tak sowiecie z Polakami do rosje, my my

ś

leli

ż

e te wagony z szyn

powyskakuj

ą

tak uciekali przed sam

ą

granic

ą

dopiero oddychn

ę

li ze swoj

ą

zdobycz

ą

(Zachowania

pisownia oryginału, cyt. za W czterdziestym... op.cit., s. 30).

Stanisław Olejnik pisał w li

ś

cie do redakcji wychodz

ą

cego w Stanach Zjednoczonych "Nowego

Dziennika" (5 listopada 1992 r.) o tym, jak u

ż

yto do deportacji Polaków w 1940 r. sowieckiej milicji

składaj

ą

cej si

ę

przewa

ż

nie z

ś

ydów i Ukrai

ń

ców (...). Akcj

ę

rozpocz

ę

to 10 lutego 1940 r. Zaskoczonej

osadzie lub mieszka

ń

com domu na wsi dano pół godziny na zebranie si

ę

, po czym ładowano

wszystkich na sanie lub do ci

ęż

arowych samochodów i w trzaskaj

ą

cy mróz dowieziono do stacji

kolejowej. Brano starców i niemowl

ę

ta, kaleki (...). Sp

ę

dzano z łó

ż

ek rodz

ą

ce kobiety, ci

ą

gni

ę

to

obło

ż

nie chorych i sparali

ż

owanych. Mo

ż

na sobie wyobrazi

ć

, co my

ś

leli pó

ź

niej ci Polacy, którzy

prze

ż

yli wywózk

ę

o swych prze

ś

ladowcach z sowieckiej milicji.

Warto przypomnie

ć

równie

ż

opis deportacji, widzianej oczyma dziecka (12-letniego wówczas Jana A.

W relacji po uwolnieniu z sowieckiej zsyłki Jan A. wspominał: Dnia 12 VI 1941 r. o godzinie 6.00 rano,
gdy mamusia przyszła z pracy, dom nasz obst

ą

pili bolszewicy. Do domu wszedł

ś

yd Szerman z

pi

ę

cioma enkawudzistami. Nam kazano siedzie

ć

na kanapie. Gdy zrobiono rewizj

ę

, wtedy kazano

nam si

ę

pakowa

ć

. Powiedziano nam,

ż

e nas przesiedlaj

ą

w inne miejsce, bo nasz dom zajmuj

ą

ż

ołnierze bolszewiccy. Po niejakim

ś

czasie podjechały wozy i nas zawieziono na stacj

ę

. Tam

zobaczyłem szereg wagonów w liczbie 70. Okna zakratkowane (...). Odrazu zrozumiałem,

ż

e nas

oszukano (...). W wagonie razem z nami było 60 osób. W wagonie było bardzo gor

ą

co. Wody niebyło

nawet po trzydni. Starcy i dzieci mdlały z gor

ą

ca. Tylko na wi

ę

kszych stacjach do stawali

ś

my jedno

wiadro wody, która została od razu rozchwytana. Po dwu tygodniach takiej ci

ęż

kiej jazdy dojechali

ś

my

do miasta Nowo-Sybirska (zachowana pisownia oryginału, cyt. za W czterdziestym..., op.cit., s. 82-
83).

Gehenna rodziny Wróblewskich

Cz

ę

stokro

ć

jeden donos decydował o gehennie całej polskiej rodziny, która została w rezultacie

denuncjacji skazana na deportacj

ę

na Syberi

ę

. Nader typowa pod tym wzgl

ę

dem była historia

opowiedziana we wspomnieniach Wiesława Wróblewskiego, który jako młody chłopak został
wywieziony wraz z matk

ą

i paru innymi osobami na Syberi

ę

na skutek bezwzgl

ę

dnego

ż

ydowskiego

donosu. Wiesław Wróblewski mieszkał wraz z rodzicami w niedu

ż

ej miejscowo

ś

ci Orla, wsi o

małomiasteczkowym charakterze zabudowy. Jego ojciec był kierownikiem miejscowej
siedmioklasowej szkoły, był niegdy

ś

te

ż

legionist

ą

. To wszystko stało si

ę

podstaw

ą

skierowanego

przeciwko niemu wyrafinowanego donosu młodego

ś

yda, byłego ucznia rodziców W. Wróblewskiego.

Podczas zebrania mieszka

ń

ców młody

ś

yd otwarcie zwrócił si

ę

do sowieckiego funkcjonariusza w

mundurze, mówi

ą

c: Towarzyszu komandir! Gra

ż

danin Wróblewski to dobry człowiek, dobry

background image

30

nauczyciel. Uczył nas mówi

ć

po polsku, uczył historii. Mówił o wyprawie Piłsudskiego na Kijów, której

był uczestnikiem. W bitwie został ranny, był u was w niewoli. Za zasługi otrzymał Krzy

ż

Niepodległo

ś

ciowy. Ka

ż

dego roku 3 maja i 11 listopada ładnie przemawiał. On tu dzisiaj milczy, ale jak

go doprowadzicie na komend

ę

, to on wam wszystko powie. To bardzo uczciwy człowiek (cyt. za

wspomnieniami W. Wróblewskiego Byłem małym wrogiem ludu w ksi

ąż

ce Sybiracy Podkarpacia,

praca zbiorowa, Krosno 1998, s. 243).

Na skutki wyszukanej denuncjacji młodego

ś

yda nie trzeba było długo czeka

ć

. W nocy 20 czerwca

1941 r. aresztowano ojca Wiesława Wróblewskiego - Tadeusza Wróblewskiego i osadzono w
białostockim wi

ę

zieniu. Jego

ż

on

ę

, córk

ę

, syna i te

ś

ciow

ą

wywieziono za

ś

na Syberi

ę

(por. tam

ż

e, s.

244). Jechali w strasznych warunkach. Jak opowiadał Wiesław Wróblewski: Na stacji kolejowej Bielsk
Podlaski załadowano nas, czterdzie

ś

ci par

ę

osób do jednego wagonu, który tym si

ę

ż

nił od

bydl

ę

cego,

ż

e na

ś

rodku na podłodze miał dziur

ę

- to ubikacja, a po jej bokach drewniane nary - to

łó

ż

ka. Dwa małe zakratowane okienka niewiele przepuszczały

ś

wiatła, a jeszcze mniej powietrza. Po

zasuni

ę

ciu i zaryglowaniu drzwi w ten czerwcowy upalny dzie

ń

w wagony zapanował straszliwy

zaduch. Chciało si

ę

pi

ć

, lecz wody nie dano. Po południu poci

ą

g wyruszył w nieznany, cho

ć

tragicznie

spleciony z losami wielu Polaków

ś

wiat - Sybir. Ludzie płakali, mdleli, modlili si

ę

, prosz

ą

c o ratunek i

lito

ść

. Nie było wybawienia. Poci

ą

g jechał na Wschód (por. tam

ż

e, s. 244).

Jak dalej wspominał Wiesław Wróblewski, po dojechaniu w gł

ą

b Ałtajskiego Kraju: Zakwaterowano

nas w budynku przeznaczonym do chowu ciel

ą

t i młodego bydła. Usuni

ę

cie odchodów zwierz

ę

cych

oraz wy

ś

cielenie posadzki

ś

wie

ż

ym sianem nie zlikwidowało smrodu pochodz

ą

cego z gnij

ą

cych

resztek kału i moczu (...). Byłem małym, nieletnim wrogiem ludu, ale miałem ju

ż

lat trzyna

ś

cie i

zgodnie z prawem zostałem robotnikiem sowchozu (por. tam

ż

e, s. 245).

Czy młody

ś

yd-donosiciel zdawał sobie w pełni spraw

ę

, jak

ą

długotrwał

ą

gehenn

ę

zgotował sw

ą

denuncjacj

ą

całej polskiej rodzinie? A mo

ż

e to był tylko jego pierwszy pomy

ś

lny start do całej serii

donosów w słu

ż

bie NKWD czy UB?

W oczach samych

ś

ydów

Niektórzy autorzy

ż

ydowscy nie ukrywali swego oburzenia na stopie

ń

bezwzgl

ę

dno

ś

ci demonstrowany

przez ich zbolszewizowanych rodaków w sowieckiej słu

ż

bie. Na przykład Max Wolfshau-Dinkes,

sk

ą

din

ą

d bardzo nieprzychylnie nastawiony do Polaków, przyznawał,

ż

e

ż

ydowscy komuni

ś

ci

zdecydowanie przebijali wszystkich swym skrajnym fanatyzmem. Pisał: (...) Musz

ę

wyzna

ć

,

ż

e

uznałem zachowanie

ż

ydowskich komunistów podczas sowieckiej okupacji za straszliwie

odpychaj

ą

ce; oni odznaczali si

ę

zbyt brutaln

ą

postaw

ą

wobec zatrudniaj

ą

cych ich wła

ś

cicieli. Polacy i

ukrai

ń

scy pracownicy nie denuncjowali zatrudniaj

ą

cych ich wła

ś

cicieli jako wyzyskiwaczy tak,

ż

eby

mo

ż

na było znacjonalizowa

ć

ich przedsi

ę

biorstwa, a ich samych posła

ć

na Syberi

ę

.

ś

ydowscy

komuni

ś

ci nie mieli

ż

adnych waha

ń

w tym wzgl

ę

dzie (M. Wolfshau-Dinkes Echec et mat. Recit d'un

survivant de Przemy

ś

l en Galicie, Paris 1983, s. 22).

Inny

ż

ydowski autor Yitzhak Arad bez ogródek pisał o wielkiej roli odegranej przez

ż

ydowskich

aparatczyków komunistycznych w przeprowadzonej przez Sowietów wielkiej akcji deportowania
Polaków z Litwy na Syberi

ę

i do Kazachstanu. Pisał: i

ż

w

Ś

wi

ę

cianach podczas nocy 14 czerwca 1941

r. miasto było zaszokowane, gdy NKWD i członkowie milicji zabrali setki ludzi z ich domów i umie

ś

cili

w wi

ę

zieniach. Wi

ę

kszo

ść

aresztowanych stanowili urz

ę

dnicy polskiego rz

ą

du, obszarnicy, oficerowie

polskiej armii... Tej nocy podobne akcje miały miejsce na terenie całej Litwy; blisko 30 000 tysi

ę

cy

ludzi całymi rodzinami zostało aresztowanych i deportowanych na Syberi

ę

i do Kazachstanu.

ś

ydzi

grali relatywnie wielk

ą

rol

ę

w komunistycznym aparacie partyjnym który stał za t

ą

akcj

ą

(według tekstu

Y. Arad The Partisan: From the Vallev of Death to Mount Zion, New York 1979, s. 216 cytowanego w
szkicu M. Paula Jewish-Polish Relations in Soviwet-Occupied Eastern Poland 1939-1941 w: The Story
on Two Shtetl. Bra

ń

sk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, cz. 2, s. 216).

c.d.n

Panoszyli si

ę

w administracji

Wspomnienia z bardzo licznych miast kresowych odzwierciedlaj

ą

wci

ąż

te same, do znudzenia

wr

ę

cz powtarzaj

ą

ce si

ę

fakty - ogromny pocz

ą

tkowy entuzjazm prosowiecki okazywany przez

miejscowych

ś

ydów i ich nagłe przyspieszone awanse na same szczyty lokalnej hierarchii.

W wydanych przez

ś

ydowski Instytut Historyczny Studiach z dziejów

ś

ydów przytoczono zawart

ą

w

Archiwum Ringelbluma ocen

ę

ś

ydówki z Grodna: Poło

ż

enie

ś

ydów na terenach polskich zaj

ę

tych

przez Sowiety było nader pomy

ś

lne. Dzi

ę

ki swojemu wrodzonemu sprytowi i zdolno

ś

ciom potrafili oni

sobie uło

ż

y

ć

ż

ycie, jak najdogodniej (...). Bardziej wpływowych Polaków oraz takich, którzy zajmowali

przed wojn

ą

wa

ż

niejsze stanowiska, bolszewicy wywie

ź

li w gł

ą

b Rosji, wszelkie za

ś

urz

ę

dy obsadzali

przewa

ż

nie

ś

ydami i im powierzali wsz

ę

dzie kierownicze funkcje. Z tych wzgl

ę

dów ludno

ść

polska

background image

31

ustosunkowywała si

ę

na ogół bardzo wrogo, wytworzyła si

ę

nienawi

ść

o wiele jeszcze silniejsza ni

ż

była przed wojn

ą

(por. A.

ś

bikowski

ś

ydzi polscy pod okupacj

ą

sowieck

ą

1939-1941 w: Studiach z

dziejów

ś

ydów w Polsce, Warszawa 1995, t. 2, s. 65).

Podobny pogl

ą

d znajdujemy w zamieszczonej w tych

ż

e zbiorach opinii

ś

ydówki z Wilna,

stwierdzaj

ą

cej: Bolszewicy na ogół przychylnie odnosili si

ę

do

ś

ydów, mieli do nich zupełne zaufanie i

byli pewni ich całkowitej sympatii i zaufania. Z tego powodu obsadzili

ś

ydami wszystkie kierownicze i

odpowiedzialne stanowiska, nie powierzaj

ą

c ich Polakom, którzy je dawniej zajmowali (por. tam

ż

e, s.

65).

Podobn

ą

ocen

ę

znajdujemy równie

ż

w przytoczonym przez Jana Tomasza Grossa

ż

ydowskim

ś

wiadectwie ze Lwowa: Musz

ę

zaznaczy

ć

,

ż

e

ś

ydzi zaj

ę

li od pierwszej chwili wi

ę

kszo

ść

stanowisk w

urz

ę

dach sowieckich (cyt. za W czterdziestym nas Matko na Sibir zesłali, Polska a Rosja 1939-1942,

wybór i oprac. J.T. Gross i I. Grudzi

ń

ska Gross, Warszawa 1989, s. 29). Równie

ż

z

ś

ółwi naoczny

ż

ydowski

ś

wiadek podawał,

ż

e: Rosjanie opieraj

ą

si

ę

głównie na elemencie

ż

ydowskim przy

obsadzaniu stanowisk (por. tam

ż

e, s. 29).

Dali całkowit

ą

władz

ę

miejscowym

ś

ydom

W polskich

ś

wiadectwach z tego okresu wyłania si

ę

identyczny obraz - zdominowanie administracji

przez

ś

ydów cz

ę

stokro

ć

całkowite, w innych przypadkach do spółki z Ukrai

ń

cami lub Białorusinami.

Zawsze jednak przy całkowitym lub niemal całkowitym "oczyszczeniu" administracji z Polaków,
traktowanych przez Sowietów en general, jako element podejrzany. Były uczestnik obrony Grodna,
wspominał po latach w relacji przygotowanej w lutym 1989 r., i

ż

: W pierwszych miesi

ą

cach Sowieci

dali całkowit

ą

władz

ę

miejscowym

ś

ydom. I tak przychodzili

ś

ydzi do nas, do wsi, jako milicja czy

NKWD i tak mówili do nas młodych: "Ty chodził bi

ć

si

ę

za Panów, ja ciebie, job twoju ma

ć

, dam twoja

Polska" (cyt. za wyborem dokumentów w ksi

ąż

ce R. Szawłowskiego Wojna polsko-sowiecka 1939,

Warszawa 1995, t. 2, s. 66).

Doktor ordynator Wadiusz Kiesz tak wspominał z czasów swojej młodo

ś

ci zmonopolizowanie władzy

w jego rodzinnym Boremlu przez

ś

ydów po 17 wrze

ś

nia 1939 r.: Po obj

ę

ciu władzy przez Sowietów w

miasteczku ukonstytuował si

ę

komitet miejski partii, gdzie narodowo

ś

ciowy skład był jednolity -

ż

ydowski. Od tej bezpo

ś

redniej władzy zale

ż

ało wiele - kogo deportowa

ć

, kogo odpowiednio

zaopiniowa

ć

, kogo wreszcie zaszeregowa

ć

do tej czy innej szuflady (por. dr W. Kiesz Od Boremla do

Chicago, Starachowice 1999, s. 66).

Karol Liszewski (prof. Ryszard Szawłowski) pisał,

ż

e równie

ż

w Nadwórnej, gdzie wojska sowieckie

pojawiły si

ę

22 wrze

ś

nia 1939 r., cał

ą

administracj

ę

miasta obj

ę

li miejscowi

ś

ydzi (por. K. Liszewski

(R. Szawłowski) Wojna polsko-sowiecka 1939 r., Londyn 1988, s. 156).

Ameryka

ń

ski historyk Richard C. Lukas podaje, i

ż

: Jeden z raportów oceniał,

ż

e 75 proc. administracji

wysokiego szczebla we Lwowie, Białymstoku i Łucku podczas sowieckiej okupacji składało si

ę

z

ś

ydów (według R.C. Lukasa Zapomniany Holocaust, Kielce 1995, s. 164).

Wszyscy Polacy uznani za "potencjalnych wrogów"

Warto przytoczy

ć

w tym kontek

ś

cie równie

ż

ś

wiadectwo Zbigniewa Romaniuka z Bra

ń

ska. Trudno go

pos

ą

dzi

ć

o niech

ęć

do

ś

ydów, od wielu lat znany jest z troski o odszukiwanie i piel

ę

gnowanie

ś

ladów

przeszło

ś

ci

ż

ydowskiej w Bra

ń

sku. Jego zainteresowanie zwi

ą

zkami polsko-

ż

ydowskimi i gotowo

ść

do

dialogu ze

ś

rodowiskami

ż

ydowskimi została nawet skrajnie nadu

ż

yta przez

ż

ydowskiego re

ż

ysera

Mariana Marzy

ń

skiego. Oszukawszy Romaniuka co do swoich prawdziwych intencji, nakr

ę

cił on przy

jego nie

ś

wiadomej pomocy skrajnie antypolski film Shtetl. Tym bardziej godne uwagi s

ą

opinie

zawarte w dobrze udokumentowanej pracy Romaniuka na temat roli

ś

ydów w sowietyzowaniu

Bra

ń

ska po 17 wrze

ś

nia 1939 r. Romaniuk pisał: Prawie wszystkie stanowiska kierownicze w mie

ś

cie

obsadzono miejscowymi

ś

ydami lub przybyłymi Białorusinami i Rosjanami.

W ko

ń

cu pa

ź

dziernika i w listopadzie 1939 r. przeprowadzono szeroko zakrojon

ą

akcj

ę

nacjonalizacji i

kolektywizacji własno

ś

ci prywatnej, pa

ń

stwowej i spółdzielczej. Jeden z miejscowych

ś

ydów - Alter

Trus, dokonał opisu tamtych wydarze

ń

: "Powstała nowa uprzywilejowana klasa. Na sklepikarzy

patrzono jak na bur

ż

uazj

ę

, która trzeba niszczy

ć

. Najwa

ż

niejszymi w mie

ś

cie zostaj

ą

Welwl

Pulsza

ń

ski, Benie Fajwel Szustels, Ryfcie Pytlak - starzy komuni

ś

ci przył

ą

czaj

ą

si

ę

do nich Szepsel

Preiser i Chaje Man. Oni zajmuj

ą

si

ę

nacjonalizacj

ą

bra

ń

skiej bur

ż

uazji". Dalej przytoczone s

ą

przykłady nadu

ż

y

ć

popełnianych przy wykonywaniu czynno

ś

ci słu

ż

bowych przez nadgorliwych i

niezbyt uczciwych urz

ę

dników, głównie pochodzenia

ż

ydowskiego i białoruskiego. Cechowała ich

dwulicowo

ść

. Zasłaniaj

ą

c si

ę

celami wy

ż

szymi i dobrem ogólnospołecznym: "...ze sklepów zabieraj

ą

towary, szukaj

ą

pieni

ę

dzy, poszukuj

ą

kosztowno

ś

ci, które pchaj

ą

do kieszeni. To jest ich zapłata za

nacjonalizacj

ę

. Pami

ą

tka musi zosta

ć

! Lepsze towary chowaj

ą

po znajomo

ś

ci, aby pó

ź

niej je

sprzeda

ć

. Czynili tak Welwl Pulsza

ń

ski i jego

ż

ona w sklepach Elko Gotliba i syna Lejzera Rubina. To

samo robili u Motla Konopiatego Szepsel Preiser i Chaje Man. Konopiaty protestował,

ż

e nie podlega

nacjonalizacji. Gdy sprawa si

ę

wyja

ś

niła i towar trzeba było odda

ć

, okazało si

ę

,

ż

e zagin

ą

ł. Kto miał

background image

32

dobre stosunki z Szepselem Preiserem i Pulsza

ń

skim nie musiał niczego si

ę

obawia

ć

". Przykłady te

dobrze obrazuj

ą

sposoby wprowadzania nowych zasad ustrojowych(...). Nowy aparat urz

ę

dniczy

wszystkich Polaków traktował jako potencjalnych wrogów, d

ążą

c do sowietyzacji ludzi podatnych na

idee komunistyczne i wyniszczenia patriotów. Sytuacja taka miała bardzo du

ż

y wpływ na

kształtowanie nastrojów w

ś

ród Polaków i cz

ęś

ci

ś

ydów, nie kolaboruj

ą

cych z okupantami (por. Z.

Romaniuk 21 miesi

ę

cy władzy sowieckiej w Bra

ń

sku, "Ziemia Bra

ń

ska" 1995, s. 79, 84).

Rz

ą

dz

ą

ju

ż

ś

ydzi i Ukrai

ń

cy

Piotr

ś

aro

ń

w naukowej syntezie historii ludno

ś

ci polskiej w ZSRR w czasach II wojny

ś

wiatowej

jednoznacznie akcentował wyra

ź

ne zdominowanie administracji na dawnych Kresach Wschodnich II

RP przez

ś

ydów i Ukrai

ń

ców po 17 wrze

ś

nia 1939 r. Pisał: Okres II (grudzie

ń

1939 - stycze

ń

1940)

obfitował w wa

ż

kie decyzje (...). Na terenach zachodniej Ukrainy, w urz

ę

dach i sklepach wprowadzono

j

ę

zyk ukrai

ń

ski i

ż

ydowski jako obowi

ą

zkowy. Podobnie j

ę

zyk białoruski i

ż

ydowski na terenach

zachodniej Białorusi (...). Po wyborach j

ę

zyki ukrai

ń

ski i

ż

ydowski dominowały w urz

ę

dach i szkołach.

Stanowiska w urz

ę

dach obejmowała głównie ludno

ść

ukrai

ń

ska i

ż

ydowska. Usuwano urz

ę

dników

polskich (...). Usuni

ę

te zostały polskie napisy z reklam handlowych i z urz

ę

dów. Nast

ą

piła zmiana

polskich nazw ulic (...). Powołano milicj

ę

, w skład której wchodzili pocz

ą

tkowo pracownicy miejscowi,

głównie narodowo

ś

ci ukrai

ń

skiej i

ż

ydowskiej - w rejonach wł

ą

czonych do Ukrai

ń

skiej SRR, a

narodowo

ś

ci białoruskiej i

ż

ydowskiej - na terenach wł

ą

czonych do Białoruskiej SRR. W s

ą

dach

cywilnych zatrudnieni byli tak

ż

e dawni pracownicy - Polacy, nowi pracownicy to głównie

ś

ydzi, w

niewielkiej liczbie Ukrai

ń

cy czy Białorusini (por. P.

ś

aro

ń

Ludno

ść

polska w Zwi

ą

zku Radzieckim w

czasie II wojny

ś

wiatowej, Warszawa 1990, s. 99-101).

Opinia Romaniuka o traktowaniu przez kieruj

ą

cych Bra

ń

skiem

ś

ydów wszystkich Polaków jako

"potencjalnych wrogów" wyra

ż

ała bardziej generalny nastrój czy trend owych czasów. Jak to wyraziła

ś

ydówka z Grodna w swej relacji: Gdy Bolszewicy wkroczyli na tereny polskie, odnie

ś

li si

ę

oni z du

żą

nieufno

ś

ci

ą

do ludno

ś

ci polskiej i z pełnym zaufaniem do

ś

ydów (cyt. za W czterdziestym..., op. cit., s.

29).

Były kierownik szkoły powszechnej Edwaryst Leopold H., w pa

ź

dzierniku 1939 r. przebywaj

ą

cy na

dawnym miejscu pracy zawodowej w Dmytrowie pow. Radziechów, woj. tarnopolskie, relacjonował, i

ż

obj

ę

cie władzy przez Sowietów zaznaczyło si

ę

: "kokietowaniem

ś

ydów i cz

ęś

ciowo Ukrai

ń

ców mniej

u

ś

wiadomionych narodowo (...).

ś

ydów wyd

ź

wigano na urz

ę

dy (skarbowo

ść

, s

ą

downictwo, milicja,

szkolnictwo, poczta, starostwo itd. oraz organizuj

ą

c z nich wywiad na wsi i w mie

ś

cie)" (według W

czterdziestym... op. cit., s. 291).

Kazimierz Krajewski w monografii dziejów Armii Krajowej na ziemi nowogródzkiej pisał,

ż

e: Miejscowe

elementy komunistyczno-wywrotowe wzi

ę

ły udział w instalowaniu w terenie władz sowieckich,

organizuj

ą

c rady wiejskie-sielsowiety. Obsadzano je w wi

ę

kszo

ś

ci aktywem komunistycznym,

zło

ż

onym z Białorusinów i

ś

ydów (por. K. Krajewski Na ziemi nowogródzkiej, "Nów" - Nowogródzki

Okr

ę

g Armii Krajowej, Warszawa 1997, s. 9).

Obraz całkowitego zdominowania administracji na Kresach przez

ś

ydów i Ukrai

ń

ców wyłania si

ę

równie

ż

ze wspomnie

ń

zwi

ą

zanego z polsk

ą

konspiracj

ą

Feliksa Gonczy

ń

skiego. W ksi

ąż

ce Raj

proletariacki Gonczy

ń

ski opisywał: Stanisławów tonie w sloganach propagandowych. Nieomal na

ka

ż

dej chałupie

ż

ydowskiej wisi czerwona chor

ą

giew i hołdowniczy transparent "Niech

ż

yje m

ą

dry

Stalin". Po mie

ś

cie kr

ążą

g

ę

sto patrole milicji. Milicjanci w ubraniach cywilnych; oznak

ą

urz

ę

dow

ą

jest

karabin naje

ż

ony bagnetem, czerwona opaska zaopatrzona w napis i olbrzymi

ą

piecz

ęć

z godłem

sowieckim. Milicja składa si

ę

w przewa

ż

aj

ą

cej mierze z

ś

ydów i Ukrai

ń

ców. Du

ż

o elementu

przest

ę

pczego.

W fabrykach rz

ą

dz

ą

Rady Robotnicze. Na czele Rad Robotniczych stoj

ą

zaufani wysłannicy partyjni z

Rosji, niekiedy za

ś

miejscowi robotnicy narodowo

ś

ci

ż

ydowskiej. Stanowiska administracyjne w

urz

ę

dach i fabrykach zagarn

ę

li

ś

ydzi wespół z Ukrai

ń

cami. Polakom pozostawiono funkcje posługaczy

i robotników. (...) Lwów wygl

ą

da ju

ż

zupełnie inaczej ni

ż

w grudniu. Wra

ż

enie raczej przygn

ę

biaj

ą

ce.

Rz

ą

dz

ą

ju

ż

ś

ydzi i Ukrai

ń

cy. Ci z polskiej inteligencji, których jeszcze nie aresztowano, pozapuszczali

długie brody i sp

ę

dzaj

ą

czas w ogonkach po chleb lub wyprzedaj

ą

si

ę

z odzie

ż

y na Placu Krakowskim.

Najbardziej po

żą

danym przedmiotem handlu jest zegarek na r

ę

k

ę

(por. F. Gonczy

ń

ski Raj

proletariacki, Londyn 1940, s. 17, 22).

Warto przypomnie

ć

równie

ż

fragment wspomnie

ń

byłego

ż

ołnierza Armii Krajowej Witolda

Andruszkiewicza (ps. "Agawa"), odnosz

ą

cy si

ę

do wydarze

ń

bezpo

ś

rednio po 17 wrze

ś

nia 1939 r.:

Społeczno

ść

ż

ydowska miasteczka (Ejszyszek - J.R.N.) w swej ogromnej wi

ę

kszo

ś

ci przyj

ę

ła

wkraczaj

ą

c

ą

do Polski Armi

ę

Czerwon

ą

z otwartymi ramionami, aktywnie demonstruj

ą

c sw

ą

rado

ść

z

komunistycznego "wyzwolenia".

ś

ydzi te

ż

obsadzili z miejsca wi

ę

kszo

ść

stanowisk w miejscowej

administracji i władzach bezpiecze

ń

stwa. Cze

ść

młodzie

ż

y

ż

ydowskiej, około 100 osób, wyjechała do

Radunia, Lidy i innych miasteczek w tzw. Zachodniej Białorusi, czyli na wschodnich ziemiach

background image

33

Rzeczypospolitej, obsadzaj

ą

c bardziej eksponowane i intratne stanowiska. Była to oczywi

ś

cie

młodzie

ż

w pełni akceptuj

ą

ca okupacj

ę

wschodniej Polski przez Sowiety (por. W. Andruszkiewicz

Holocaust

ś

ydów w Ejszyszkach, "Głos Polski" (Toronto), 1 lutego 1997 r.). Warto zauwa

ż

y

ć

,

ż

e

autora tego

ś

wiadectwa trudno pos

ą

dzi

ć

o jakiekolwiek anty

ż

ydowskie uprzedzenia - w przewa

ż

aj

ą

cej

cz

ęś

ci swego tekstu skupia si

ę

na przejmuj

ą

cych opisach zagłady

ś

ydów w Ejszyszkach.

Samobójstwo polskiego dyrektora banku

Cz

ę

stokro

ć

"oczyszczanie" administracji z Polaków na rzecz nowych urz

ę

dników, przewa

ż

nie

ś

ydów,

prowadzono w bardzo bezwzgl

ę

dny sposób. Dochodziło do przypadków wr

ę

cz tragicznych - jak

ś

wiadczy historia opisana przez Karola Liszewskiego (prof. Ryszarda Szawłowskiego) w ksi

ąż

ce o

wojnie polsko-sowieckiej 1939 r.: Jednocze

ś

nie władze administracyjne sowieckie przy pomocy

miejscowych komunistów, przewa

ż

nie

ś

ydów, rozpocz

ę

ły obejmowa

ć

polskie instytucje

administracyjne, gospodarcze, a przede wszystkim finansowe. Zdarzył si

ę

przy tym, przy obejmowaniu

Banku Polskiego, tragiczny wypadek. Władze sowieckie

żą

dały od dyrektora oddziału,

ś

p. Oskwarka-

Sierosławskiego, wydania złota i walut, które przed opuszczeniem Wilna zabrał ze sob

ą

wojewoda

Maruszewski; w po

ś

piechu nie wystawiono nale

ż

ytego pokwitowania.

Gdy dyrektor nie mógł wypełni

ć

zadania władz sowieckich, został aresztowany i przewieziony do

województwa, gdzie w warunkach bli

ż

ej nie wyja

ś

nionych popełnił samobójstwo, rzucaj

ą

c si

ę

z

drugiego pi

ę

tra na bruk podwórka. Tragiczna

ś

mier

ć

dyrektora Oskwarka-Sierosławskiego, człowieka

ę

boko wierz

ą

cego, który stał na czele Akcji Katolickiej w Wilnie, wywołała w mie

ś

cie gł

ę

bokie

wra

ż

enie ( por. K. Liszewski [R. Szawłowski] Wojna polsko-sowiecka 1939 r., Londyn 1988, s. 33).

Fałsze i prawda o roli

ś

ydów w kolaboranckiej administracji

Zmuszony jestem do gro

żą

cego jednostajno

ś

ci

ą

wywodu powtarzania konkretnych przykładów o

dominuj

ą

cej roli

ś

ydów w administracji przeró

ż

nych miejscowo

ś

ci, bo ostatnio spotykamy si

ę

ze

skrajnymi, wr

ę

cz wybielaj

ą

cymi

ś

ydów kłamstwami na ten temat. Prawdziwy prym pod tym wzgl

ę

dem

wodzi, jako niebywały fałszerz historii, Jan T. Gross, który teraz kłamie w zaparte, nie pami

ę

taj

ą

c czy

nie chc

ą

c pami

ę

ta

ć

o tym,

ż

e sam niegdy

ś

zamieszczał fakty dowodnie przecz

ą

ce jego dzisiejszym

wywodom i konkluzjom. Dzi

ś

Jan T. Gross zapewnia - w sprzeczno

ś

ci z ogromn

ą

faktografi

ą

, i

ż

rzekomo

ś

ydzi s

ą

wymieniani w obsadzie lokalnych organów władzy bardzo rzadko (por. J.T. Gross

Upiorna dekada. Trzy eseje o stereotypach

ś

ydów, Polaków, Niemców i komunistów 1939-1945,

Kraków 1998, s. 78).

Ze wzgl

ę

du na fakt,

ż

e upowszechniaj

ą

ca te banialuki ksi

ąż

ka Grossa była prawdziwie fetowana w

michnikowskiej "Gazecie Wyborczej" z 31 lipca - 1 sierpnia 1999 r. i w katolickiej (!) "Wi

ę

zi" (z lipca

1999 r.) zmuszony jestem przytoczy

ć

jeszcze gar

ść

uczciwych

ż

ydowskich

ś

wiadectw na ten temat,

których "nie chc

ą

pami

ę

ta

ć

" nasi, jak

ż

e pot

ęż

ni wybielacze zachowania

ś

ydów na Kresach. Kto

ś

,

komu ró

ż

ne krytyczne polskie

ś

wiadectwa na ten temat wydaj

ą

si

ę

nie do

ść

przekonywuj

ą

ce, niech

dowodnie przekona si

ę

o ich prawdzie poprzez konfrontacj

ę

z relacjami samych

ś

ydów -

ś

wiadków

owych lat. Na przykład Henryk Reiss, obecnie mieszkaniec Izraela, tak wspominał pierwsze lata
rz

ą

dów sowieckich we Lwowie (1939-1941): Dziewi

ęć

dziesi

ą

t procent urz

ę

dników naszego

zjednoczenia stanowili

ś

ydzi. Podobna sytuacja istniała we wszystkich innych zjednoczeniach i

kooperatywach spółdzielczych na terenie Lwowa, obejmuj

ą

cych wszystkie gał

ę

zie przemysłu,

produkcji i handlu (por. H. Reiss Z deszczu pod rynn

ę

... Wspomnienia polskiego

ś

yda, Warszawa

1993, s. 41).

Bardzo wymowne

ś

wiadectwo na ten temat przynosz

ą

równie

ż

wspomnienia

ś

yda ze Słonimia (miasta

powiatowego w województwie nowogródzkim) - Nacuma Alperta:

ś

ydzi Słonimia witali Armi

ę

Czerwon

ą

z rado

ś

ci

ą

i ulg

ą

, jakby wyczuwaj

ą

c,

ż

e oznacza

ć

to b

ę

dzie koniec polskiego

antysemityzmu (...).

ś

adnej wi

ę

cej degradacji

ż

ydowskiego honoru (...).

ś

ydzi Słonimia powitali

sowieckie czołgi kwiatami. W tamtych szcz

ęś

liwych chwilach marzyli

ś

my,

ż

e sło

ń

ce Stalina b

ę

dzie

zawsze ogrzewa

ć

i o

ś

wietla

ć

ż

ycie biednym ludziom pracuj

ą

cym i prowadzi

ć

ich na jasne drogi

prawdziwej sprawiedliwo

ś

ci narodowej i społecznej (por. N. Alpert The Destruction of Slonim Jewry,

New York 1990, s. 9-10).

ś

ydów Słonimia błyskawicznie "odpowiednio" wynagrodzono za poparcie sowieckiego okupanta.

Według Nachuma Alperta, na czele tymczasowej administracji miasta Słonimia stan

ą

ł

ś

yd z Mi

ń

ska

Matwej Kołotow. Jak pisał sam Nachum Alpert, Kołotow miał raczej prostacki wygl

ą

d. Zainstalował

swój urz

ą

d w starostwie i w prywatnych rozmowach nie ukrywał swej dumy z tego,

ż

e urodził si

ę

w

rodzinie proletariackiej. - "Mój ojciec jest izwoszczikiem" (wo

ź

nic

ą

) - chwalił si

ę

cał

ą

sił

ą

swego głosu. I

nie mo

ż

na go było lekcewa

ż

y

ć

. Cały

ś

wiat był w jego r

ę

kach (por. tam

ż

e, s. 10). Na czele

zorganizowanej przez Kolotowa "Gwardii Robotniczej", maj

ą

cej pilnowa

ć

"porz

ą

dku" w mie

ś

cie,

postawiono innego

ś

yda - Chaima Chomskyego, weterana partii komunistycznej. W czasie wyborów

do władz "ludowych" w Białymstoku pod koniec 1939 r. Chaim Chomsky został wybrany jako delegat
miasta Słonimia.

background image

34

Inny

ż

ydowski autor, Weiss, oceniał: Od pierwszych dni sowieckich rz

ą

dów

ś

ydzi zostali wchłoni

ę

ci w

administracj

ę

pa

ń

stwow

ą

, razem ze wszystkimi jej odgał

ę

zieniami, bez

ż

adnych ogranicze

ń

i byli tam

reprezentowani w stopniu przekraczaj

ą

cym ich proporcje w całej ludno

ś

ci. Niektórzy utrzymuj

ą

,

ż

e to

wzgl

ę

dy polityczne miały swój udział we wł

ą

czeniu relatywnie wysokiej proporcji

ś

ydów do sowieckiej

administracji. Sowieci widzieli w

ś

ydach element lojalny wobec nowych władz, a czasami nawet

sympatyczny dla nich. Sowieci byli

ś

wiadomi wrogiej postawy Polaków, która wynikała z długotrwałej

wrogo

ś

ci Pa

ń

stwa Polskiego i ZSRR, a specjalnie od wej

ś

cia Armii Czerwonej do Wschodniej Polski w

punkcie kulminacyjnym rozpaczliwej wojny Polaków z Niemcami w połowie wrze

ś

nia 1939 r. Podobna

sytuacja była w

ś

ród Ukrai

ń

ców, którzy byli przepojeni silnymi nastrojami nacjonalistycznymi. Te fakty

były dobrze znane władzom sowieckim, gdy one zacz

ę

ły obsadza

ć

machin

ę

administracyjn

ą

, której

głównym celem było realizowanie sowieckiej polityki i wspieranie ustanawiania nowego ustroju. W ten
sposób

ś

ydzi, by

ć

mo

ż

e bardziej ni

ż

dwa inne narody w Galicji Wschodniej, odpowiadali wymaganiom

władz.

ś

ydzi w tym czasie nie mieli takich politycznych ambicji, które mogłyby wzbudzi

ć

podejrzenia

Sowietów czy da

ć

im powody do zachowania si

ę

wobec nich z rezerw

ą

(cyt. za Polonszky, s. 20).

ś

ydowscy autorzy pisz

ą

cy o sytuacji w małym miasteczku Jody koło Brasławia, relacjonowali: NKWD

szybko stworzyło klimat strachu w Jody. Kilku naszych

ż

ydowskich chłopców pracowało w NKWD, a

kilku

ś

ydów stało si

ę

prominentami w nowych władzach Jody (por. P. Silverman, D. Smuschkowitz, P.

Smuszkowicz From Victims to Victors, Toronto 1992, s. 62).

ś

ydowski autor Mark Verstandig tak pisał o sytuacji w mie

ś

cie powiatowym Mo

ś

ciska w województwie

lwowskim: Zmiany były wprowadzane przez milicj

ę

i komitet obywatelski, w których wi

ę

kszo

ść

stanowili

ś

ydzi. Ogólnie bior

ą

c, były takie pozostało

ś

ci shtelt (małych miasteczek

ż

ydowskich -

J.R.N.), kierowane przez kilku

ż

ydowskich komunistów, którzy stan

ę

li na ich czele po uwolnieniu z

wiezienia. Polacy pogardzali

ż

ydowsk

ą

hałastr

ą

paraduj

ą

c

ą

ulicami z czerwonymi opaskami na

ramionach i karabinami, których prawie nie umieli u

ż

ywa

ć

, pyszni

ą

cych si

ę

władz

ą

, która okazała si

ę

bardzo krótkotrwała. W kilka miesi

ę

cy po zrobieniu przez nich brudnej roboty, ci

ż

ydowscy oficjele

zostali zast

ą

pieni przez Rosjan i Ukrai

ń

ców (por. M. Verstandig I Rest My Case, Melbourne 1995, s.

98-99).

Inny

ż

ydowski autor M. Amihai, pisz

ą

c o sytuacji w mie

ś

cie powiatowym Sambor w województwie

lwowskim, stwierdzał,

ż

e: Wielu

ś

ydów weszło do słu

ż

b miejskich i rz

ą

dowych. Rosjanie ufali

ż

ydowskiej ludno

ś

ci wi

ę

cej ni

ż

Polakom i Ukrai

ń

com, i dlatego wy

ż

sze stanowiska powierzono

ś

ydom

(por. tekst M. Amihaia The Rohatyn Jewish Communisty: A Town that Perished, Tel Awiw 1962, s. 44,
cytowany w Story of Two Shtetl..., op.cit., t. 2, s. 200). Podobnie stwierdzano w wydanej w Tel Awiwie
Sambor Book Memorial, gdzie podano,

ż

e Rosjanie ufali ludno

ś

ci

ż

ydowskiej bardziej ni

ż

Polakom i

Ukrai

ń

com, i dlatego wy

ż

sze stanowiska były powierzane

ś

ydom (cyt. za Kielce. July 4, 1946, Toronto

and Chicago 1996, s. 133).

Polacy harowali,

ś

ydzi dyrygowali

Z relacji samych

ś

ydów wynika,

ż

e znajdowali si

ę

w du

ż

o lepszej sytuacji od Polaków i nie tylko pod

wzgl

ę

dem politycznym, ale i ekonomicznym. W drugim tomie Studiów z dziejów

ś

ydów w Polsce,

czytamy na ten temat w jednej z cytowanych relacji: (...) Sytuacja ekonomiczna

ś

ydów na zaj

ę

tych

ziemiach przedstawiała si

ę

o wiele lepiej od poło

ż

enia ludno

ś

ci polskiej. Podczas gdy Polacy musieli

ci

ęż

k

ą

praca zarabia

ć

na utrzymanie,

ś

ydzi obsadzili wszystkie wa

ż

niejsze stanowiska i byli zaj

ę

ci

przy pracach l

ż

ejszych (...) woleli pracowa

ć

jako subiekci w magazynach, ekspedienci itp. (...)

pracuj

ą

c w charakterze subiektów, ekspedientów czy magazynierów mieli oni mo

ż

no

ść

wykorzystywania swych zdolno

ś

ci handlowych i spekulatywnych, kombinowali w rozmaity sposób (por.

A.

ś

bikowski

ś

ydzi polscy pod okupacj

ą

..., op. cit., s. 65).

Arcybiskup greckokatolicki we Lwowie, Andrzej Szpetycki, pisał 26 grudnia 1939 r. do kardynała
sekretarza kongregacji Ko

ś

cioła Wschodniego E. Tisseranta o zubo

ż

eniu ludno

ś

ci wskutek

działalno

ś

ci

ś

ydów wykupuj

ą

cych za bezcen oszcz

ę

dno

ś

ci mieszka

ń

ców Lwowa (według ksi

ąż

ki

Społecze

ń

stwo polskie wobec martyrologii i walki

ś

ydów w latach II wojny

ś

wiatowej. Materiały z sesji

w Instytucie Historii PAN w dniu 11 III 1993 r., wst

ę

p i red. nauk. K. Dunin-Wasowicz, Warszawa 1996,

s. 23).

Autorzy wst

ę

pu do wydanego w 1996 r. wyboru

ź

ródeł na temat okupacji sowieckiej wskazuj

ą

,

ż

e

szczególnie cz

ę

ste awansowanie na funkcje kierownicze

ś

ydów i Białorusinów, spowodowało w

ś

ród

polskiej społeczno

ś

ci nastrój niech

ę

ci, a nawet wrogo

ś

ci do przedstawicieli obu tych nacji. Akcentuj

ą

przy tym,

ż

e z nadej

ś

ciem władzy sowieckiej zarówno

ś

ydzi, jak Białorusini otrzymali szereg

przywilejów od władz sowieckich, podczas gdy Polacy stali si

ę

mniejszo

ś

ci

ą

uciskan

ą

na wielu polach

(por. Okupacja sowiecka (1939-1941) w

ś

wietle tajnych dokumentów, wybór

ź

ródeł pod red. T.

Strzembosza, wybór oprac. i wst

ę

p: K. Jasiewicz, T. Strzembosz, M. Wierzbicki, Warszawa 1996, s.

21).

Depolonizacja szkolnictwa

background image

35

W okresie od grudnia 1939 r. do stycznia 1940 r. zacz

ę

ła si

ę

zakrojona na szerok

ą

skal

ę

depolonizacja szkolnictwa podstawowego, ogólnokształc

ą

cego i szkół wy

ż

szych. Jak pisał Piotr

ś

aron

we wspomnianej ju

ż

naukowej syntezie historii ludno

ś

ci polskiej w ZSRR w czasach II wojny

ś

wiatowej: Na terenach zachodniej Ukrainy (...) zwalniano ze szkól nauczycieli Polaków.

Przeprowadzano te

ż

weryfikacj

ę

pracowników naukowych na Uniwersytecie Lwowskim (...). Usuni

ę

to

z programów szkolnych histori

ę

Polski i zmniejszono godziny przeznaczone na nauk

ę

j

ę

zyka

polskiego - 50 proc. w porównaniu do wymiaru nauki j

ę

zyka ukrai

ń

skiego i rosyjskiego. Głównymi

beneficjantami depolonizacji i weryfikacji pracowników naukowych na Kresach Wschodnich stali si

ę

znowu traktowani jako najbardziej zaufani

ś

ydzi. Wyra

ź

nie

ś

wiadcz

ą

o tym odpowiednie zmiany w

składzie narodowo

ś

ciowym studentów na uczelniach. Jak pisał znakomity badacz historii Polski

Richard C. Lukas: Pod sowieck

ą

okupacj

ą

zmienił si

ę

całkowicie charakter Uniwersytetu Lwowskiego.

Przed wojn

ą

w

ś

ród studentów było 70 proc. Polaków oraz po 15 procent Ukrai

ń

ców i

ś

ydów. Pod

panowaniem sowieckim odpowiednio 3, 12 i 85 proc. (por. R.C. Lukas Zapomniany Holocaust, Kielce
1995, s. 164). Tak wielki skok procentowy studentów pochodzenia

ż

ydowskiego z 15 do 85 procent

przy równoczesnym spadku ilo

ś

ci studentów polskich z 75 proc. do 3 proc. ogółu najlepiej

ś

wiadczy,

ż

e cz

ęść

ś

rodowisk

ż

ydowskich miała szczególne powody do wysławiania władzy sowieckiej.

Mieczysław Inglot, powołuj

ą

c si

ę

na prac

ę

Antoniego Podrazy przedstawia zmiany w składzie

narodowo

ś

ciowym studentów Uniwersytetu Lwowskiego jako znacznie mniejsze ni

ż

to podaje Lukas.

Według Inglota: Zmienił si

ę

skład etniczny studentów. Przed wojn

ą

studiowało na uczelni 60 proc.

Polaków, 20 proc.

ś

ydów i 15 proc. Ukrai

ń

ców. Według Antoniego Podrazy, w czerwcu 1941 r.

studiowało 22 proc. Polaków, 34 proc. Ukrai

ń

ców i 44 proc.

ś

ydów (por. M. Inglot Polska kultura

literacka Lwowa lat 1939-1941. Ze Lwowa i o Lwowie. Antologia, Wrocław 1995, s. 233). Nawet przy
przyj

ę

ciu tych znacznie mniejszych liczb okazuje si

ę

,

ż

e ilo

ść

Polaków studiuj

ą

cych na Uniwersytecie

Lwowskim zmniejszyła si

ę

w ci

ą

gu paru lat niemal trzykrotnie, podczas gdy liczba studentów

ż

ydowskich zwi

ę

kszyła si

ę

w tym czasie ponad dwukrotnie. Tak wi

ę

c liczebny awans

ś

ydów nast

ą

pił

głównie kosztem

ś

rodowisk polskich: musiał wi

ę

c wpłyn

ąć

negatywnie na nastroje społecze

ń

stwa

polskiego wobec

ś

ydów.

"Odpowiednim" zmianom w składzie narodowo

ś

ciowym na uczelniach słu

ż

yły konsekwentnie

przeprowadzane czystki. Jednym z głównym ich celów stało si

ę

tropienie ró

ż

nych domniemanych

"polskich antysemitów" w szkołach i na uczelniach. Na przykład na Politechnice Lwowskiej czystk

ę

tego typu nadzorował "komisarz" Politechniki, rosyjski

ś

yd, ppłk Jusimow, bezwzgl

ę

dny politruk,

odpowiedzialny za zamordowanie pod zarzutami antysemityzmu grupy działaczy studenckich (por.
tego tekstu). Ppłk Jusimow powołał kilku zespołów jako komisj

ę

przyj

ęć

dla poszczególnych

wydziałów, do których wchodzili młodociani działacze Komsomołu, w wi

ę

kszo

ś

ci

ś

ydzi (według Z.

Popławski Represje okupantów na Politechnice Lwowskiej (1939-1945), "Semper Fidelis", 1991, nr 4,
s. 2). Według opracowania Zbysława Popławskiego, opisuj

ą

cego sowieck

ą

"czystk

ę

" na wspomnianej

uczelni: Z ko

ń

cem grudnia 1939 r. został usuni

ę

ty dyscyplinarnie z Politechniki in

ż

. Zbigniew

Budzanowski, bardzo utalentowany st. asystent II Katedry Budowy Mostów (kierownik prof. A. Kuryłło).
Była to zemsta działaczy komsomolskich, którzy wyst

ą

pili z zarzutami gn

ę

bienia studentów

ś

ydów

(

ś

ydzi, uzdolnieni do nauk

ś

cisłych, szybko przechodzili przez pierwsze dwa lata studiów, natomiast

projektowanie sprawiało im pewne trudno

ś

ci).

W I Katedrze Budowy Mostów (kierownik prof. St. Brzozowski) równie

ż

miała miejsce podobna

historia. Starszy asystent in

ż

. Jerzy W

ę

gierski został postawiony przed komisj

ą

dyscyplinarn

ą

i

usuni

ę

ty z grona pracowników za gn

ę

bienie

ś

ydów przy

ć

wiczeniach z projektowania. W celu

zachowania pozorów obiektywno

ś

ci uczyniono prof. G. Sokolnickiego przewodnicz

ą

cego tej komisji,

który nic nie mógł zdziała

ć

wobec jednolitej i wr

ę

cz niebezpiecznej postawy

ż

ydowskich komunistów

(por. Z. Popławski Represje okupantów na Politechnice Lwowskiej (1939-1945), "Semper Fidelis",
1991, nr 4, s. 4).

Depolonizacji sprzyjało równie

ż

oddanie nadzoru nad merytorycznymi tre

ś

ciami nauczania polskiej

młodzie

ż

y szkolnej w r

ę

ce zagorzałych wrogów polsko

ś

ci typu Jerzego Borejszy (Goldberga). Temu

wypróbowanemu agentowi NKWD, a po wojnie dyktatorowi prasy i wydawnictw w tzw. Polsce
Ludowej, powierzono nadzór nad podr

ę

cznikami dla polskiej młodzie

ż

y szkolnej na terenach

zagarni

ę

tych przez Sowietów. Borejsza osobi

ś

cie był odpowiedzialny za podr

ę

czniki Literatury polskiej

do u

ż

ytku nauczycielstwa i młodzie

ż

y radzieckiej z polskim j

ę

zykiem nauczania. Przepełnił je te

ż

odpowiednio wielk

ą

dawk

ą

stalinowskiego wazeliniarstwa i ataków na najcenniejsze polskie tradycje

narodowe.

Przeciw polsko

ś

ci i Ko

ś

ciołowi

background image

36

Protegowanie

ś

ydów na ka

ż

dym kroku przez sowieckich okupantów stworzyło w licznych

ś

rodowiskach

ż

ydowskich poczucie,

ż

e znale

ź

li si

ę

nagle na prawdziwej Ziemi Obiecanej. Wizj

ę

t

ę

potwierdzały nagłe, przyspieszone awanse na ró

ż

ne posady w administracji-s

ą

dach, milicji,

szkolnictwie, na miejsce usuni

ę

tych przez okupanta "niepewnych" Polaków. Barbara Stanisławczyk

tak pisała na tle opowie

ś

ci o losie jednej z bohaterek jej ksi

ąż

ki Czterdzie

ś

ci twardych o atmosferze

panuj

ą

cej po 17 wrze

ś

nia 1939 r. na Kresach Wschodnich: Tylko komuni

ś

ci i

ż

ydowska biedota

cieszyli si

ę

z nadej

ś

cia Sowietów. Z zachwytem słuchali ich przemówie

ń

, jak to jest teraz dobrze w

Zwi

ą

zku Radzieckim. Słuchali i bili brawo. Wierzyli,

ż

e nowy ustrój komunistyczny zamieni ich chałupy,

w których nie było podłogi, a okna równały si

ę

z ziemi

ą

, na normalne domy.

ś

e szklarz nie b

ę

dzie

musiał chodzi

ć

po wsiach ze skrzynk

ą

na plecach i pyta

ć

, czy komu nie potrzeba oszkli

ć

okna.

ś

e

mleczarz nie b

ę

dzie musiał ci

ą

gn

ąć

za sob

ą

rozwalaj

ą

cego si

ę

wózka, tylko dostanie traktor... Ich

marzenia chwilowo si

ę

zi

ś

ciły, bo dostawali posady. N

ę

dzarz stawał si

ę

urz

ę

dnikiem, a dla Polaka-

patrioty był to urz

ę

dnik zaborcy, "zdrajca", "ruski pachołek" (...) (por. B. Stanisławczyk Czterdzie

ś

ci

twardych, Warszawa 1997, s. 67-68).

Gotowy byłem "donosi

ć

" o wszelkich "odst

ę

pstwach"

W licznych relacjach i wspomnieniach powtarzaj

ą

si

ę

opowie

ś

ci o niezwykłej naiwno

ś

ci i fanatycznej

wr

ę

cz wierze w komunizm, cechuj

ą

ce tysi

ą

ce

ś

ydów, zwłaszcza z młodszych pokole

ń

. Jak wspominał

Szmulek Pisar, który pierwsze spotkania z władz

ą

sowieck

ą

prze

ż

ył zaledwie w wieku 12 lat: (...)

Umysł mój opanowały idee rewolucyjne, płyn

ą

ce z wpajanych nam nauk. Uwa

ż

ali

ś

my si

ę

z

najwi

ę

kszym entuzjazmem za najmłodszych obywateli pa

ń

stwa proletariatu. Pełni wiary lgn

ę

li

ś

my do

tego op

ę

tania ideologicznego. Nauczyciele polecili nam "donosi

ć

" o wszelkich "odst

ę

pstwach", jakie

zauwa

ż

yliby

ś

my w naszych domach rodzinnych. Byłem w stanie takiej egzaltacji,

ż

e nie w

ą

tpi

ę

, i

ż

byłbym zdolny posłucha

ć

tego nakazu. Ojciec i matka nie byli zachwyceni moim "nawróceniem". Ale

przypisywałem ich niezadowolenie faktowi,

ż

e zbytnio zwi

ą

zani byli ze starym

ś

wiatem (cyt. za: M. J.

Chodakiewicz Szmulek chciał by

ć

sowieckim generałem. Postawy

ś

ydów na Kresach 1939-1941,

"Gazeta Polska", 1 grudnia 1994 r.).

Plugawienie pami

ę

ci o pa

ń

stwie polskim

Młodzi

ś

ydzi stanowili trzon propagandystów, wygłaszaj

ą

cych i wypisuj

ą

cych najskrajniejsze banialuki

w słu

ż

bie sowieckiego re

ż

imu. Jedn

ą

z ich ulubionych specjalno

ś

ci propagandowych stało si

ę

hucpiarskie opluwanie obrazu rozbitej przez Sowiety niepodległej Polski, przedstawianej przez nich
jako kraina wi

ę

zie

ń

i n

ę

dzy. "Pomysłowo

ść

" antypolskich propagandystów w zniesławianiu II

Rzeczypospolitej nie miała dosłownie

ż

adnych granic. Pisarka Beata Oberty

ń

ska odnotowała we

wspomnieniach z tamtych lat: Mówc

ą

był młody

ś

yd ze Lwowa, plótł, a

ż

uszy puchły. Na przykład

twierdził,

ż

e w Polsce ka

ż

dy hrabia, oficer i pomieszczik mieli prawo przy wyborach oddawa

ć

6 do 10

głosów, podczas gdy chłop i robotnik nie miał ani jednego (cyt. za: J.T. Gross i L. Grudzi

ń

ska-Gross W

czterdziestym Matko na Sybir nas posłali, Warszawa 1989, s. 35).

Słynny matematyk, Hugo Steinhaus, odnotował w swych wspomnieniach taki jaskrawy przykład
prosowieckiego zakłamania propagandowego: Widziałem numer "Czerwonego Sztandaru", w którym
jaka

ś

ś

ydówka wypisała artykuł wielbi

ą

cy Sowiety za bezpłatn

ą

nauk

ę

uniwersyteck

ą

i wypominaj

ą

cy

"pa

ń

skiej Polsce" opłaty uniemo

ż

liwiaj

ą

ce synom robotników i chłopów studia wy

ż

sze, a na drugiej

stronie tej

ż

e gazety urz

ę

dowe rozporz

ą

dzenie wprowadzaj

ą

ce wysokie opłaty za studia - wysokie, bo

uniemo

ż

liwiaj

ą

ce dost

ę

p do nich synowi robotnika. Uzasadnienie nowej ustawy było podane: dobrobyt

robotnika i chłopa rosyjskiego wzrósł tak wysoko,

ż

e bezpłatna nauka jest ju

ż

niepotrzebna (por. H.

Steinhaus Wspomnienia z Polski, w oprac. A. Zgorzelskiej, Londyn 1992, s. 169).

Opisuj

ą

c zwołany na uniwersytecie lwowskim mityng na powitanie nowych władz sowieckich,

Steinhaus podkre

ś

lił,

ż

e

ś

ydzi wyra

ź

nie dominowali w

ś

ród przemawiaj

ą

cych na cze

ść

nowych władz. I

konstatował: Nie było takiej bzdury i takiego kłamstwa, na które by nie dała si

ę

nabra

ć

ta cz

ęść

młodzie

ż

y

ż

ydowskiej, która uwa

ż

ała,

ż

e jej marzenia si

ę

spełniły. Taki Herzberg, taki Wojdysławski

wierzyli po prostu we wszystko, co im powiedziano. Wierzyli w szczero

ść

paktu rosyjsko-niemieckiego

(por. tam

ż

e, s. 171).

Do najskrajniejszych bzdur posuwano si

ę

w kłamstwach na temat rzekomego oficjalnego polskiego

antysemityzmu i uciskania

ś

ydów w II Rzeczypospolitej. W wydanej zaraz po wkroczeniu armii

sowieckiej na terenie wschodniej Polski broszurze pt. Zapadnaja Białarus mo

ż

na było przeczyta

ć

na

przykład, jakoby w Polsce:

ś

ydzi mogli chodzi

ć

tylko po niektórych ulicach, po innych nie mieli prawa

(cyt. za J. Mackiewicz Droga donik

ą

d, Warszawa 1990, s. 88). W broszurze znalazły si

ę

zreszt

ą

równie

ż

liczne inne, równie oszczercze kalumnie na temat Polski, np. stwierdzenia,

ż

e: W Polsce

istniało takie prawo,

ż

e gdy zaskrzypi koło u wozu chłopskiego, niepokoj

ą

c sen obszarnika, chłop

musiał płaci

ć

7 złotych sztrafu. Obszarnik miał prawo bi

ć

chłopa a

ż

do utraty przytomno

ś

ci, zabra

ć

ode

ń

ziemi

ę

i cały inwentarz za długi - zupełnie bezkarnie i bez

ż

adnego s

ą

du... Robotnik pracował

background image

37

wi

ę

cej ni

ż

20 godzin na dob

ę

... W armii panował system kar cielesnych, bito pałkami... (por. tam

ż

e, s.

88).

W awangardzie walki w Ko

ś

ciołem

Po dziesi

ę

cioleciach przemilczenia w Polsce w bardzo małym tylko stopniu znana jest rola

komunistów

ż

ydowskiego pochodzenia w walce z Ko

ś

ciołem i religi

ą

w Zwi

ą

zku Sowieckim. A byli oni

swego rodzaju "prymusami" tej walki. Nie mieli

ż

adnych wcze

ś

niejszych zwi

ą

zków z religi

ą

chrze

ś

cija

ń

sk

ą

, nierzadko byli ju

ż

z góry do niej bardzo negatywnie nastawieni w oparciu o niektóre

przekazy Talmudu (por. uwagi I. Shahaka w ksi

ąż

ce

ś

ydowskie dzieje i religia, tł. J.M. Fijor,

Warszawa, Chicago 1997). W tej sytuacji stawali si

ę

tym łatwiej gorliwymi adeptami leninowsko-

stalinowskich zalece

ń

w sprawie bezwzgl

ę

dnego zwalczania religii.

Ateistyczny morderca zza biurka

Nieprzypadkowo chyba przez całe dziesi

ę

ciolecia całokształtem sowieckiej walki z religi

ą

i Ko

ś

ciołami

kierował komunista pochodzenia

ż

ydowskiego Jemelian Jarosławski, zało

ż

yciel pot

ęż

nego Zwi

ą

zku

Bezbo

ż

ników. Jak pisał o jego roli Andrzej Grajewski we wstrz

ą

saj

ą

cej pracy Rosja i krzy

ż

: Zadanie

stworzenia pot

ęż

nego ruchu antyreligijnego zostało powierzone Jemelianowi Jarosławskiemu

(wła

ś

ciwie Miniej Izrailewicz Gubelman), członkowi KC RKP(b) jednemu z kierowników radzieckiej

prasy. Został on kierownikiem specjalnej grupy lektorskiej, specjalizuj

ą

cej si

ę

w zagadnieniach

wychowania ateistycznego. Ten zawodowy rewolucjonista, syn

ż

ydowskich zesła

ń

ców w czasach

caratu, stworzył wielki koncern prasy ateistycznej, opracował system wychowania ateistycznego oraz
plan zniszczenia Cerkwi prawosławnej i innych grup religijnych. Do ko

ń

ca swego

ż

ycia, tj. do 1943 r.,

nadzorował przygotowanie wszystkich kampanii antyreligijnych, był autorem wielu opracowa

ń

, w

których fałszuj

ą

c histori

ę

, starał si

ę

zdyskredytowa

ć

znaczenie Cerkwi w

ż

yciu narodu rosyjskiego

oraz uzasadniał konieczno

ść

bezwzgl

ę

dnej ateizacji wszystkimi dost

ę

pnymi pa

ń

stwu

ś

rodkami. Ten

morderca zza biurka był odpowiedzialny za katorg

ę

tysi

ę

cy duchownych i ludzi

ś

wieckich, zniszczenie

bezcennych zabytków starej kultury rosyjskiej, ruin

ę

tysi

ę

cy cerkwi (por. A. Grajewski Rosja i krzy

ż

,

Wrocław 1989, s. 14).

Z rozlicznych relacji na temat walki z religi

ą

w Sowietach wynika,

ż

e Jarosławskiemu (Gubelmanowi)

pomagała w jego bezwzgl

ę

dnym programie ateizacji niemała rzesza fanatycznych bezbo

ż

ników

ż

ydowskiego pochodzenia. Wystarczy zajrze

ć

, cho

ć

by do tak przejmuj

ą

cych wspomnie

ń

ksi

ę

dza

Teofila Skalskiego Terror i cierpienie, który niejednokrotnie wskazuje na bardzo eksponowan

ą

rol

ę

ż

ydowskich komunistów w prze

ś

ladowaniach Ko

ś

cioła katolickiego na Ukrainie. Ksi

ą

dz Skalski

szeroko pisał mi

ę

dzy innymi o roli komunistów

ż

ydowskich w prowadzonym tam na ogromn

ą

skal

ę

rabunków ko

ś

ciołów z wszelkiego typu kosztowno

ś

ci (por. szerzej: T. Skalski Terror i cierpienie.

Ko

ś

ciół katolicki na Ukrainie 1900-1932. Wspomnienia; oprac. ks. J. Wołcza

ń

ski, Lublin 1995). Warto

przypomnie

ć

,

ż

e łupem sowieckich konfiskat (czytaj grabie

ż

y) ko

ś

ciołów padły mi

ę

dzy innymi: zabrany

z historycznej katedry w Kamie

ń

cu Podolskim złoty krzy

ż

z brylantami o wadze prawie 7 funtów, dwie

złote monstracje i szabla Wołodyjowskiego ze złot

ą

r

ę

koje

ś

ci

ą

(według Za wschodni

ą

granic

ą

1917-

1993. O Polakach i Ko

ś

ciele w dawnym ZSRR z ks. R. Dzwonkowskim SAC rozmawia ks. J. Pałyga

SAC, Warszawa 1993, s. 58). Ksi

ą

dz R. Dzwonkowski wspomniał te

ż

o przedziwnych drogach

sprzeda

ż

y skonfiskowanych przez bolszewików precjozów ko

ś

cielnych, mówi

ą

c: Czytałem kiedy

ś

,

ż

e

ż

ne przedmioty z tej konfiskaty sprzedano pó

ź

niej w pewnej dzielnicy Warszawy, której tu nie chc

ę

wymienia

ć

(por. tam

ż

e, s. 60).

Po zdradzieckiej napa

ś

ci Sowietów na Polsk

ę

i zagarni

ę

ciu Kresów Wschodnich stopniowo

przyst

ą

piono do kampanii ateizacyjnej na anektowanych terenach. Bardzo znacz

ą

c

ą

rol

ę

odegrali w

niej ró

ż

ni kolaboranci z

ż

ydowskiej Targowicy inteligenckiej, z werw

ą

ą

czaj

ą

c si

ę

w sowieck

ą

akcj

ę

antyreligijn

ą

. Nader typowy pod tym wzgl

ę

dem był opublikowany 1 stycznia 1940 r. w gadzinowym

"Czerwonym Sztandarze" artykuł Adama Wa

ż

yka (Wagmana) pt. Radziecka choinka. Wa

ż

yk

(Wagman) atakował duchowie

ń

stwo za upowszechnianie przy choince wyobra

ż

e

ń

religijnych, atakuj

ą

c

je jako rzekome fałszowanie historii i wypaczanie umysłu ludzkiego od male

ń

stwa. I akcentował:

Naród radziecki, ł

ą

cz

ą

c choink

ę

z dniem nowego roku, bynajmniej nie nawraca do jakich

ś

wierze

ń

poga

ń

skich, gdy

ż

wszelkie wierzenia religijne odrzuca - jako poj

ę

cie fałszywe i sprzeczne z

podstawami my

ś

li materialistycznej, poj

ę

cia przezwyci

ęż

one w epoce socjalizmu; odnawia tylko

pi

ę

kny obyczaj ludowy, sprawiaj

ą

cy tak wiele bezpo

ś

redniej rado

ś

ci dzieciom, ł

ą

czy go z dniem

szturmowca, daj

ą

c rado

ś

ci

ż

ycia now

ą

podstaw

ę

, nie religijn

ą

, lecz socjalistyczn

ą

, podstaw

ę

pracy i

szlachetnego w niej współzawodnictwa (cyt. za: J. Trznadel Kolaboranci, Komorów 1998, s. 450).

Nie mieli

ż

adnych zahamowa

ń

ś

ydów tych ch

ę

tnie wykorzystywano w najbrutalniejszych metodach walki z Ko

ś

ciołem, bo najcz

ęś

ciej

nie mieli

ż

adnych zahamowa

ń

w represjach wobec ksi

ęż

y, tak silnych w przypadku wierz

ą

cych

katolików. Jak silne za

ś

bywały nieraz te zahamowania, najlepiej

ś

wiadczy odnosz

ą

ca si

ę

ju

ż

do

ź

niejszego okresu (po 1944 r.) historia opowiedziana we wspomnieniach

ś

yda, byłego oficera KGB

background image

38

Maurice Shainberga. Opisał on tragiczny los Polaka Zbigniewa Karla,

ś

wietnego studenta w szkole

komunistycznego wywiadu. W pewnym momencie Karla uwi

ę

ziono, bo nie zgodził si

ę

na to, by

osobi

ś

cie aresztowa

ć

polskiego ksi

ę

dza. Mówił: jako wierz

ą

cy rzymski katolik nigdy nie zgodz

ę

si

ę

wzi

ąć

udział w aresztowaniu ksi

ę

dza. Zdesperowany Karl popełnił samobójstwo w wi

ę

zieniu (por. M.

Shainberg Breaking from the KGB, New York 1998, s. 225-226).

Zdarzało si

ę

,

ż

e skrajnymi agitatorami przeciw wierze chrze

ś

cija

ń

skiej stawali si

ę

ś

ydzi dalej po

kryjomu gorliwie przestrzegaj

ą

cy wszystkich reguł wiary moj

ż

eszowej. Na przykład w małym mie

ś

cie

Kisielin na Wołyniu tego typu postaw

ę

konsekwentnie realizował w praktyce miejscowy lekarz

Ginzberg, który przed wojn

ą

nauczał religii moj

ż

eszowej. Po 1939 r. stał si

ę

on krzykliwym agitatorem

antyreligijnym wobec polskiej i ukrai

ń

skiej młodzie

ż

y. Nauczaj

ą

c w 1940 r. w drugiej klasie, Ginzberg

chodził po szkole i autorytatywnie stwierdzał: Nie ma Boga! Boha nie ma! (według tekstu W.S.
D

ę

bskiego W kr

ę

gu ko

ś

cioła kisieli

ń

skiego, czyli Wołyniacy z parafii Kisielin, Lublin 1992, s. 9).

Okazało si

ę

,

ż

e tak gorliwie "nawracaj

ą

cy" na ateizm Polaków i Ukrai

ń

ców Ginzberg po cichu

wypełniał wszystkie nakazy religii moj

ż

eszowej prywatnie i wychowywał w tym duchu swoich synów,

którzy weszli do Komsomołu, Włodzimierz Sławosz D

ę

bski opisał, jak udało mu si

ę

zaskoczy

ć

Ginzberga na potajemnym

ś

wi

ę

ceniu szabasu wraz z rodzin

ą

. Nast

ę

pnego dnia wyczekawszy, a

ż

zostan

ą

sami w pokoju nauczycielskim, D

ę

bski wykrzykn

ą

ł do niego: "Ach ty, parszywa perfidna

ś

winio! To

ś

wiadomie deprawujesz tylko polskie i ukrai

ń

skie dzieci! Jak nie przestaniesz, to powiem o

tym, gdzie trzeba i jak trzeba,

ż

eby te twoje "husyckie" praktyki wybi

ć

z głowy!". Przestraszył si

ę

i

zaprzestał walki z religi

ą

(por. tam

ż

e, s. 9).

Włodzimierz Sławosz D

ę

bski opisał równie

ż

incydent ilustruj

ą

cy, jak miejscowy

ś

yd z Kisielina,

nadzoruj

ą

cy pobór podatków, z wyra

ź

n

ą

rado

ś

ci

ą

reagował na uderzaj

ą

ce w Ko

ś

ciół katolicki działania

podatkowe. Opisana przeze

ń

scena miała miejsce podczas płacenia podatku wyrównawczego przez

proboszcza zatureckiego ks. Gracjana Rudnickiego. Jak pisał D

ę

bski: Siedz

ą

cy wtedy obok szefa

"Finatdieła" Tabak -

ś

yd, przedwojenny komunista, rzekł: "Dumaju, czto sowieckaja włast' skoro

uniczto

ż

yt polskoju cerkow" (My

ś

l

ę

,

ż

e władza radziecka szybko zniszczy polski ko

ś

ciół). Na co ks.

Rudnicki: "Dumat' mo

ż

na!" (my

ś

le

ć

mo

ż

na) (por. tam

ż

e, s. 11).

Podpalenie zabytkowego ko

ś

cioła - z

ż

ydowskiej denuncjacji

W walce z Ko

ś

ciołem nie wahano si

ę

przed uciekaniem si

ę

do najbrudniejszych denuncjacji. Na

przykład

ś

ydzi-komuni

ś

ci w Tarnopolu wyst

ą

pili 19 wrze

ś

nia 1939 r. z opart

ą

na fałszu denuncjacj

ą

do dowódców oddziałów sowieckich, powoduj

ą

c w skutku spalenie du

ż

ej cz

ęś

ci tamtejszego

zabytkowego ko

ś

cioła Dominikanów. Cał

ą

spraw

ę

szczegółowo opisał Czesław Blicharski w

popularno-naukowej historii Tarnopola w latach 1809-1945. Według Blicharskiego: Dnia 19 wrze

ś

nia

1939 r. rano ustawili

ż

ołnierze sowieccy armatki przed ko

ś

ciołem oo. Dominikanów i zacz

ę

li regularn

ą

strzelanin

ę

do fasady i wie

ż

y ko

ś

cioła, oznaczonego w

ś

wiatowych przewodnikach. Pretekstem do

strzelaniny była

ż

ydowska denuncjacja,

ż

e z wie

ż

yczki na kopule ko

ś

cioła "polscy oficerowie" strzelali

do wybawicieli. Wła

ś

nie o. Fabian Madura sko

ń

czył odprawia

ć

Msz

ę

ś

w. i wrócił do zakrystii ju

ż

pełnej

bojców sowieckich. Kazali ksi

ę

dzu zdj

ąć

szaty liturgiczne, habit, pozostawiaj

ą

c go tylko w koszuli i

spodniach. To samo zrobili z obecnym w zakrystii br. Jackiem Matag

ą

. Nast

ę

pnie wyprowadzili ich na

zewn

ą

trz i ustawili pod

ś

cian

ą

klasztorn

ą

. Na protesty br. Jacka,

ż

e z wie

ż

y nikt nie mógł strzela

ć

, bo

wie

ż

a była zamkni

ę

ta, kazano mu pój

ść

z eskort

ą

na wie

żę

. Okazało si

ę

,

ż

e tam nikogo nie było.

Mimo tego strzelaniny nie przerwano, a wie

ż

e wkrótce zapaliły si

ę

. Przyjechała Miejska Stra

ż

Po

ż

arna

pod dowództwem naczelnika Galanta, by gasi

ć

ogie

ń

. Stra

ż

acy wspi

ę

li si

ę

na dach, ale tam zostali

ostrzelani, w rezultacie czego musieli si

ę

wycofa

ć

z ci

ęż

ko rannym Galantem (...).

W mi

ę

dzyczasie bojcy wdarli si

ę

do klasztoru i przechodz

ą

c z celi do celi rabowali i niszczyli, co si

ę

dało. W grabie

ż

y brali równie

ż

udział miejscowi ludzie, m.in. byli lokatorzy domków dominika

ń

skich,

zach

ę

cani przez

ż

ołnierzy sowieckich: "Bieri, ksiendzow tiepier nie budiet". Przez schody na wie

ż

y

ogie

ń

dostał si

ę

do wn

ę

trza ko

ś

cioła, tak

ż

e spłon

ę

ły organy i boczne ołtarze. Przed furt

ę

klasztorn

ą

zajechały samochody. Do ka

ż

dego z nich wsadzono po jednym zakonniku w otoczeniu zbrojnej asysty

i konwój zajechał do tymczasowej siedziby NKWD (...). Po szeregu przesłucha

ń

oo. Antonin

Gronisiewicz i Fabian Madura zostali zwolnieni. Br. Jacek Matoga kilka dni wcze

ś

niej zdołał uciec przy

pomocy polskiego stra

ż

nika wi

ę

ziennego (por. C. Blicharski Tarnopol w latach 1809-1945 (od epizodu

epopei napoleo

ń

skiej do wyp

ę

dzenia), Biskupice 1993, s. 288. Zob. równie

ż

R. Szawłowskiego Wojna

polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 292).

Angielski historyk Keith Sword ocenił barbarzy

ń

ski atak na ko

ś

ciół Dominikanów w Tarnopolu za

przejaw "najwi

ę

kszych zniszcze

ń

" budowli sakralnych we wrze

ś

niu 1939 r. przez Sowietów. Sword

pisał,

ż

e: Po zaj

ę

ciu miasta (Tarnopola - J.R.N.) Sowieci skierowali ogie

ń

artyleryjski na ko

ś

ciół

Dominikanów, który zacz

ą

ł gwałtownie płon

ąć

. Oddziałom sowieckim zakazano pod kar

ą

ś

mierci

gaszenia po

ż

aru i tylko zakrystia ocalała. Zaj

ę

ło j

ą

ź

niej NKWD (por. K. Sword Polityka wyznaniowa

władz sowieckich na terenie Białorusi Zachodniej w latach 1939-1941 w ksi

ąż

ce Społecze

ń

stwo

background image

39

białoruskie, litewskie i polskie na ziemiach północno-wschodniej II Rzeczypospolitej w latach 1939-
1945,
pod red. M. Gi

ż

ejewskiej i T. Strzembosza, Warszawa 1995, s. 146).

Bywało,

ż

e dochodziło do drastycznych wr

ę

cz przejawów prze

ś

ladowania polskich, wierz

ą

cych

katolików przez komunizuj

ą

ce szumowiny ze

ś

rodowisk

ż

ydowskich. By przypomnie

ć

, cho

ć

by opisane

we wspomnieniach Bronisława Terpina wydarzenie, jakie miało miejsce w miejscowo

ś

ci Gwo

ź

dziec, w

pobli

ż

u dawnej polsko-sowieckiej granicy. Jak pisał Terpin: Pod ko

ś

ciołem motłoch zmasakrował

kobiet

ę

, krzycz

ą

c: "Sko

ń

czyło si

ę

wasze, zacz

ę

ło si

ę

nasze, teraz przesta

ń

cie si

ę

modli

ć

" (por. B.

Terpin Przegrani zwyci

ę

zcy. Odyseja

ż

ołnierza polskiego drugiego korpusu, London 1989, s. 13).

Włodzimierz Drohomirecki tak wspominał po latach drastyczne przejawy wojny z religi

ą

, toczonej w

jego szkole przez

ż

ydowsk

ą

nauczycielk

ę

(działo si

ę

to w miejscowo

ś

ci Dera

ź

ne, pow. Kostopol na

Wołyniu): Przed Bo

ż

ym Narodzeniem 1939 r. nauczycielka,

ś

ydówka Berta Aros dokonała w klasach

przegl

ą

du noszonych przez dzieci medalików. Co warto

ś

ciowsze, w tym mój złoty krzy

ż

yk z

ła

ń

cuszkiem, prezent Chrztu

Ś

wi

ę

tego od mego ojca chrzestnego, zostaj

ą

zerwane i zabrane.

Nauczycielka Berta Aros zabrania noszenia tych przedmiotów (por.

Ś

wiadkowie mówi

ą

, Wyd.

Ś

wiatowy Zwi

ą

zek

ś

ołnierzy Armii Krajowej. Okr

ę

g Woły

ń

, Warszawa 1996, s. 97).

"Pomysłowo

ść

"

ż

ydowskich ateizatorów nie miała granic. Edward Flis w momencie najazdu wojsk

sowieckich młody chłopak, chodz

ą

cy do szkoły, pisał we wspomnieniach z tamtych lat, i

ż

w U

ś

ciługu

(U

ś

ciługu nad Bugiem koło Włodzimierza - J.R.N.)

ś

ydzi urz

ą

dzili ateistyczny pokaz. Ubrali konia w

ko

ś

cielne szaty i prowadzali po mie

ś

cie (por. E. Flis Naród niewybrany, Warszawa 1994, s. 11).

Rozbijali kapliczki przydro

ż

ne

Młodzi

ś

ydzi aktywnie wł

ą

czali si

ę

we wszelkie formy walki z religi

ą

katolick

ą

. To z nich rekrutowało

si

ę

gros najfanatyczniejszych aktywistów Zwi

ą

zku Bezbo

ż

ników. Wojuj

ą

cy ateizm niektórych

ś

ydów-

komsomołców czy milicjantów niejednokrotnie popychał ich do skrajnych przejawów antyreligijnego
wandalizmu.

Według wst

ę

pu Jana T. Grossa do ksi

ąż

ki W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali lekarz

ś

yd, z

miasteczka Wielkie Oczy, wspomina młodzie

ż

ż

ydowsk

ą

, która zało

ż

ywszy, jak powiada "komsomoł",

obje

ż

d

ż

ała pó

ź

niej cały powiat, str

ą

caj

ą

c kapliczki przydro

ż

ne i rozbijaj

ą

c je (por. W czterdziestym nas

Matko na Sybir zesłali. Polska a Rosja 1939-1942, wybór i oprac. J.T. Gross, I. Grudzi

ń

ska-Gross,

Warszawa 1989, s. 29). Ukrai

ń

sko-

ż

ydowska milicja w Łucku "popisała si

ę

" szczególnie

barbarzy

ń

skim czynem, wykłuwaj

ą

c bagnetami oczy na portretach biskupów umieszczonych w pałacu

biskupim w Łucku (według R. Szawłowski Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1997, t. 1, s. 399,
t. 2, s. 383). Profesor Edward Prus przytoczył histori

ę

chuliga

ń

skiego zachowania si

ę

ż

ydowskich

wyrostków wzgl

ę

dem Ko

ś

cioła i klasztoru ojców Karmelitanów w Wi

ś

niowcu po przybyciu tam Armii

Czerwonej we wrze

ś

niu 1939 r. Jak pisał Prus: Młodzi

ś

ydzi obrzucili ko

ś

ciół kamieniami, wybijaj

ą

c

historyczne witra

ż

e (por. E. Prus Holocaust po banderowsku. Czy

ś

ydzi byli w UPA?, Wrocław 1995,

s. 71). W Zambrowie koło Łom

ż

y

ś

ydzi obrzucili kamieniami statu

ę

ś

w. Jana podczas celebracji

majowych w 1940 r. (według tekstu M. Paula Jewish-Polish Relations in Soviet Occupied Eastern
Poland 1939-1941,
zamieszczonego w: The Story of Two Shtetl, Bra

ń

sk and Ejszyszki, Toronto-

Chicago 1998, cz. 2, s. 243). W Worochcie w południowo-wschodniej cz

ęś

ci przedwojennej Polski, w

kilka dni po tym, jak grupa polskich dzieci szkolnych zaintonowała Bo

ż

e co

ś

Polsk

ę

, doszło do

wtargni

ę

cia do ko

ś

cioła grupy lokalnych

ś

ydów-komunistów. Napastnicy zniszczyli obrazy i rze

ź

by

religijne. Profanacja ko

ś

cioła wywołała wzburzenie polskiej ludno

ś

ci chrze

ś

cija

ń

skiej w Worochcie.

Doszło do starcia mi

ę

dzy wierz

ą

cymi a

ż

ydowskimi komunistami, w którym poraniono sze

ś

ciu

ś

ydów

(por. tam

ż

e, cz. 2, s. 244).

Grabie

ż

mienia ko

ś

cielnego

Ksi

ą

dz Marian Bradel opisał w swych wspomnieniach pocz

ą

tki rz

ą

dów komunistów

ż

ydowskich w jego

mie

ś

cie, stwierdzaj

ą

c: Zaczynaj

ą

rz

ą

dzi

ć

ś

ydzi-komuni

ś

ci. Takie młode

ś

ydki pozakładali czerwone

opaski i zaczynaj

ą

wprowadza

ć

nowe porz

ą

dki. Przyszedł taki jeden młody

ś

ydek do ksi

ę

dza prałata i

mówi w nie bardzo grzeczny sposób,

ż

e klasztor b

ę

dzie mu potrzebny i my go b

ę

dziemy musieli

opu

ś

ci

ć

. Na co, nie mówili (por. ks. M. Brandel Z Krasnobrodu przez obozy i obczyzn

ę

do rodzinnych

stron, oprac., wst

ę

p i przypisy ks. E. Walewander, Lublin 1994, s. 91). 4 listopada 1939 r. biskup

przemyski Franciszek Barda poinformował papie

ż

a Piusa XII listownie,

ż

e gmach kurii biskupiej w

Przemy

ś

lu zaj

ę

to na mieszkania dla

ś

ydów (według J.F. Morley Vatican Diplomacy and the Jews

during the Holocaust 1939-1943, New York 1980, s. 133. Zob. równie

ż

Społecze

ń

stwo polskie wobec

martyrologii i walki

ś

ydów w latach II wojny

ś

wiatowej. Materiały z sesji w Instytucie Historii PAN w

dniu 11 III 1939 r., wst

ę

p i red. nauk. K. Dunin-W

ą

sowicz, Warszawa 1996, s. 22). Biskup Barda

informował Ojca równie

ż

o jeszcze bardziej niepokoj

ą

cym zdarzeniu,

ż

e grupa kobiet

ż

ydowskich

próbowała, acz bezskutecznie, zaj

ąć

pałac biskupi, gdzie mieszkał biskup i kilku ksi

ęż

y (por. J.F.

Morley, op.cit., s. 133, Społecze

ń

stwo polskie, op.cit., s. 22).

background image

40

Ksi

ą

dz biskup Wincenty Urban, pisz

ą

c o roli

ś

ydów jako antyreligijnych indoktrynatorów na terenie

diecezji lwowskiej, przypomniał, i

ż

:

ś

ydzi przej

ę

li jako wychowawcy zakład sierot siostry słu

ż

ebniczki

Starowiejskiej (w Bilce Szlacheckiej pod Lwowem).

ś

ydzi weszli te

ż

do szkoły jako wychowawcy i

nauczyciele polskiej młodzie

ż

y i wpajali jej,

ż

e nie ma Boga i nie potrzeba Go (por. ks. bp. W. Urban

Droga krzy

ż

owa archidiecezji lwowskiej w latach II wojny

ś

wiatowej 1939-1934, Wrocław 1983, s. 87).

Ameryka

ń

ski historyk Richard C. Lukas podawał,

ż

e w owym czasie: Niektóre klasztory zamieniono na

synagogi (por. R.C. Lukas Zapomniany Holocaust, Kielce 1995, s. 164). W Pi

ń

sku polskie kobiety

zamkn

ę

ły si

ę

w ko

ś

ciele, aby zapobiec profanowaniu go przez

ż

ydowskich milicjantów (por. F.

Wilczewska Nim min

ę

ło 25 lat, Toronto 1983, s. 18-19, 33-34). Uciekano si

ę

do przeró

ż

nych

pretekstów dla n

ę

kania polskich duchownych. Na przykład w Gwo

ź

d

ź

cu lokalni

ś

ydzi i Ukrai

ń

cy

wtargn

ę

li wraz z oddziałem sowieckich

ż

ołnierzy do miejscowego klasztoru pod pretekstem szukania

broni (według wspomnie

ń

B. Terpina Przegrani zwyci

ę

zcy. Odyseja

ż

ołnierza Drugiego Korpusu,

Lwów 1989, s. 12).

ś

ydowscy komuni

ś

ci odgrywali bardzo znacz

ą

c

ą

rol

ę

w antyreligijnej indoktrynacji prowadzonej w

ramach sowietyzacji dawnych polskich szkół. By przypomnie

ć

cho

ć

by, jak

ż

e wymowne zapiski Beaty

Oberty

ń

skiej na ten temat w jej jak

ż

e dramatycznych wspomnieniach W domu niewoli: Ksi

ęż

a chodz

ą

przewa

ż

nie po cywilnemu, bo wyłapuj

ą

ich pod byle pozorem. Wi

ę

kszo

ść

klasztorów tylko rozp

ę

dzili.

W "Sacre-Coeur" mieszka balet z Kijowa. Zakonnice przebrane po

ś

wiecku, musz

ą

im usługiwa

ć

,

gotowa

ć

, sprz

ą

ta

ć

. U "Karmelitanek" - szpital. Jedynie szkoły "Benedyktynek" i "Urszulanek" jeszcze

si

ę

jako

ś

trzymaj

ą

. Oczywi

ś

cie program nauk przyci

ę

ty

ś

ci

ś

le do okoliczno

ś

ci.

ś

adnej nauki religii,

ż

adnej historii. W obu szkołach stoi na czele

ż

ydowsko-komunistyczna komisja.

Władze urz

ą

dzaj

ą

dla młodzie

ż

y przymusowe, antyreligijne mityngi. Jest wykład, a potem dyskusja.

Postawa dzieci wspaniała. Na jednym z mityngów wykładowca rzuca sali pytanie:

Gdzie wy widzicie tego waszego Boga? Gdzie on jest?

W niebie.

Ot i nieprawda! Jestem "lotczykiem". Latałem nieraz wysoko, bardzo wysoko, pod samo
niebo. I ogl

ą

dałem si

ę

. I

ż

adnego Boga nie widziałem.

Trzeba było spa

ść

i zabi

ć

si

ę

. Zaraz by Go pan zobaczył!

To autentyczna odpowied

ź

czternastoletniego chłopca (por. B. Oberty

ń

ska W domu niewoli, Chicago

1968, s. 12-13).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jerzy Robert Nowak Przemilczane zbrodnie
Jerzy Robert Nowak Przemilczane Zbrodnie
Jerzy Robert Nowak Przemilczane zbrodnie
Jerzy Robert Nowak Przemilczane Zbrodnie
Prof dr hab Jerzy Robert Nowak Przemilczane zbrodnie
Jerzy Robert Nowak przemilczane zbrodnie bandy upa
Przemilczane zbrodnie Jerzy Robert Nowak
prof Jerzy R Nowak Zbrodnie masonerii w Meksyku
Jerzy Robert Nowak Przemilczany Polski Holocaust
Przemilczane zbrodnie, Encyklopedia Białych Plam, ♠NIEZAKNEBLOWANE
Szlomo Morel i przemilczane zbrodnie-dodać ogonki do liter, Komunizm
Przemilczane zbrodnie na Polakach
Jerzy R Nowak Kto Jest Kim W Lobby Filosemickim
Przemilczane zbrodnie
Przemilczane Zbrodnie(1)
Szlomo Morel i przemilczane zbrodnie
Przemilczane zbrodnie na Polakach
Przemilczane zbrodnie

więcej podobnych podstron