Zbrodnie masonerii w Meksyku
w: Jerzy Robert Nowak, Walka z Kościołem wczoraj i dziś. Szczecinek 1999, s. 57-84.
" (...) Każdy tydzień, który przeminie bez Mszy świętej,
spowoduje utratę dla Kościoła około 2% wiernych (...) "
(mason, prezydent Meksyku P.E. Calles w 1926 r.)
" (...) Chwyciliśmy Kościół za gardło i zrobimy wszystko, aby go udusić (...) "
(minister spraw wewnętrznych A. Tejeda w 1926 r.)
" (...) Chłop wiedział tylko jedną rzecz: tamci zamykają kościoły i prześladują księży. On widział tylko jedną rzecz: przybyli żołnierze, zamknęli kościół, aresztowali księdza, zastrzelili tych, którzy protestowali, powiesili swego więźnia, podpalili kościół i zgwałcili kobiety w buntującej się wsi. Znieważeni wieśniacy, którzy kochają swoją wieś, swój kościół i swojego proboszcza, zupełnie naturalnie porwali się do buntu (...) "
(z książki J.A. Meyera o powstaniu „bojowników Chrystusa”)
Historia prześladowań Kościoła katolickiego w Meksyku lat 20-tych i 30-tych XX wieku należy do szczególnie jaskrawych przejawów antychrześcijańskiego fanatyzmu. Patologiczne uprzedzenia antyreligijne i antykościelne grupy meksykańskich polityków ściągnęły na Meksyk niszczącą wojnę domową lat 1926 1929. Stu tysięcy ludzi zapłaciło życiem w ciągu trzech lat za fanatyzm i nietolerancję tamtejszych wrogów Kościoła. Historia okrutnych prześladowań Kościoła i religii w Meksyku zasługuje na osobną uwagę pod jednym jeszcze względem. Były one inspirowane i prowadzone pod przewodem meksykańskich masonów typu Callesa czy Obregona. Warto dziś przypomnieć tę przemilczaną historię antyreligijnych okrucieństw meksykańskiej masonerii. Jakże wyraźnie zaznacza się na jej tle fałszywość twierdzeń dzisiejszych wybielaczy masonerii, którzy próbują negować prawdę o skrajnie antyreligijnym charakterze masonerii. Dzieje okrutnych prześladowań meksykańskich katolików należą ciągle do zupełnie nieznanych przez polskich czytelników. Po wojnie, w komunistycznym PRL-u, nie wznawiano bowiem ze względów oczywistych przedwojennych publikacji książkowych na ten temat (m.in: A. Bora, Prześladowanie Kościoła katolickiego w Meksyku, Warszawa 1928; J. Rostworowskiego, O męczeńskim Meksyku, Kraków 1928; M. Wańkowicza, W kościołach Meksyku, Warszawa 1927). Zupełnie nieznana też jest w Polsce odnosząca się do tego tematu bogata zagraniczna literatura naukowa i popularno-naukowa. Przez dziesięciolecia jedyną udostępnioną po wojnie czytelnikom książką na temat prześladowań katolików w Meksyku była powieść Grahama Greene'a Moc i chwała (por. wyd. w Warszawie w 1970 r., w przekładzie B. Taborskiego).
Siła i tradycje meksykańskiej masonerii
Niejednokrotnie wskazywano na decydującą wręcz rolę meksykańskiej masonerii w rozpętaniu krwawej wojny religijnej w Meksyku. Tego zdania między innymi jest francuski historyk Jean A. Meyer, autor najcenniejszego jak dotąd źródłowego opracowania historii meksykańskiej wojny domowej. Meyer powołuje się przy tym na opinię prezydenta Meksyku Portesa Gila w 1929 roku: „W Meksyku państwo i masoneria zlewały się faktycznie w jedno w ostatnich latach”. Dodajmy, że sam Portes Gil w kilka lat po zakończeniu swej prezydentury został wielkim mistrzem meksykańskiej masonerii (był nim w latach 1933-1934).
Frank Brandenburg, autor monumentalnego dzieła o historii najnowszej Meksyku pisał, że: „(...) Pięciu prezydentów Meksyku osiągnęło najwyższy stopień masonerii, trzydziesty trzeci, w obrzędzie szkockim: Franeisco Madero, Emilio Portes Gil, Pascual Ortiz Rubio, gen. Abelardo Rodriguez u Miguel Aleman (...). Brandeburg przypomniał, że dwaj inni prezydenci Meksyku związani byli z Mexican Rite (obrzędem meksykańskim), inaczej zwanym Cardenas Rite (obrzędem Cardenasa). Byli nimi Lazaro Cardenas, jeden z założycieli loży i jeden z jej wielkich mistrzów oraz Manuel Avilo Camachos Bardzo ściśle związani z masonerią byli również dwaj inni prezydenci Meksyku: Plutarco Elias Calles i Victorio Huerta. Plutarco Elias Calles, najzawziętszy prześladowca Kościoła, inicjator krwawej walki z religią, został odznaczony masońskim medalem za „nadzwyczajne zasługi w rozwiązaniu tak wielu problemów w tak krótkim czasie”.
Masoneria meksykańska miała historię, sięgającą aż do XVIII wieku. W 1828 roku w Meksyku na terenie całego kraju działały 102 loże masońskie. Już w 1874 roku masoneria meksykańska była na tyle silna, że zdołała przeforsować wprowadzenie zdecydowanie antykościelnego ustawodawstwa. Masonem i to najwyższego 33 stopnia był osławiony dyktator Meksyku przełomu XIX i XX wieku Porfirio Diaz. Wielkimi mistrzami masonerii byli kolejno dwaj jego bracia. Masonami było wielu gubernatorów stanowych. Za dyktatury Diaza zaznaczał się szczególny wpływ lóż Wielkiego Wschodu z Francji. Długotrwałe, trwające ponad 30 lat, dyktatorskie rządy Diaza wywołały podziały w kręgach masonerii, i stopniowo część lóż masońskich - zdecydowała się poprzeć powstanie przeciwko niemu. Do masonerii należał między innymi słynny wódz powstańców Francisco Madero, wybrany prezydentem Meksyku w 1911 roku po obaleniu Diaza oraz liczni inni generałowie powstańczy.
W ciągu kilku lat krwawych przepychanek, jakie nastąpiły po zwycięstwie rewolucji meksykańskiej (między innymi zamordowanie prezydenta Madero w 1913 roku) ster władzy w Meksyku przejęli związani z masonerią politycy, którzy wprowadzili nowe rządy autokratyczne, jakże sprzeczne z demokratycznymi celami meksykańskiej rewolucji 1910 roku. Loże masońskie posłużyły jako wzmocnienie nowych dyktatur, środek do jak najmocniejszego infiltrowania dowództwa armii i kierownictwa administracji w poszczególnych stanach. Dawny radykalizm społeczny rewolucji meksykańskiej po przejęciu pełni władzy przez masonów przekształcił się w skrajny radykalizm antykościelny, a nawet antyreligijny. Jak pisali francuscy autorzy głośnej kilkutomowej Historii Kościoła: „(...) Wkrótce po rozpoczęciu w roku 1910 wielkiej meksykańskiej rewolucji społecznej nowa generacja intelektualistów zaczęła posuwać się znacznie poza granice antyklerykalizmu, którym odznaczała się ta reforma w połowie XIX stulecia. Dokonując niekiedy rewizji poglądów swych liberalnych poprzedników w świecie analizy marksistowskiej, zmierzali nie tylko do ograniczenia władzy doczesnej Kościoła, lecz w ogóle do stłumienia wpływu religii na społeczeństwo. Gloryfikując przeszłość Meksyku, chcieli ponadto wyeliminować wszystko, co łączyło się z hiszpańską erą kolonialną, włączając w to katolicyzm. Ludzie wyznający podobne przekonania, wywodzący się głównie z klas średnich, prawnicy i intelektualiści, wprowadzili do konstytucji meksykańskiej z roku 1917 artykuły wyjątkowo wrogie tradycyjnym wpływom religii”.
Antykościelna konstytucja 1917 roku
Rosnące zdominowanie meksykańskiego życia politycznego przez masonerię w ciągu drugiego dziesięciolecia XX wieku znalazło szczególnie mocne odbicie w skrajnie antyklerykalnej, a nawet antyreligijnej konstytucji uchwalonej w 1917 roku. Konstytucja ta przewidywała utracenie przez Kościół cech osoby prawnej. Zniesiono zakony. Cały majątek kościelny przeszedł pod kontrolę państwa. Kapłanów oddano pod nadzór władz państwowych. Drastycznie ograbiono aktywność księży, oddając ich pod nadzór władz państwowych. Wprowadzono skrajne restrykcje, ustalające, iż poszczególne stany będą określały maksimum księży tolerowanych na ich terytorium. Historyk F. Brandenburg ocenił nader krytycznie wyrażone w konstytucji 1917 roku dążenie państwa do określania maksymalnej ilości duchownych w zależności od tego, co władze stanu uznają za niezbędne dla ich potrzeb. Pisał, że: „(...) Było to nie do przyjęcia dla Kościoła, bo mogło doprowadzić do tego, że władze stanu arbitralnie uznają, że maksymalna ilość duchownych, na jaką istnieje zapotrzebowanie w ich stanie, równa się zeru. Tak właśnie ustaliły odgórnie władze stanu w Tobasco. Dodajmy, że w stanie Tabasco zniszczono niemal wszystkie kościoły”. Księży pozbawiono również czynnego prawa wyborczego. Czasopismom religijnym zabroniono poruszania jakichkolwiek zagadnień politycznych. Postanowienia konstytucji 1917 zakazywały również noszenia sutanny poza kościołami, procesji na zewnątrz kościołów i jakichkolwiek przejawów kultu religijnego poza lokalami zamkniętymi. Duchowieństwo odcięto od wszelkich form nauczania w szkołach, zabraniając mu zarówno zakładania jak i prowadzenia szkół. Instytucjom religijnym i księżom zakazano nawet administrowania, prowadzenia czy nadzorowania instytucji dobroczynnych, badań naukowych, itp.”
Jak pisał Melchior Wańkowicz w tomie reportaży z podróży po Meksyku: „(...) Jak widzimy, rząd poszedł o wiele dalej, niżby to nawet dyktowała konieczność oddzielenia Kościoła od państwa. Prawa przytoczone odbierają Kościołowi możność swobodnego rozwoju. Zakazując pracy społecznej lub nauczania, odbierają prawo swobody myśli, w równej mierze należnej wszystkim obywatelom; zakazując szat duchownych, szykanują stan cały jako taki; zakazując procesyj itd., do których ludność od dawna przywykli, wtrącają się do spraw wewnętrznych kultu, dając zupełne uzasadnienie twierdzeniu, że w gruncie rzeczy chodzi tu o walkę z religią”.
Autorzy publikacji odnoszących się do tego okresu historii Meksyku na ogół dość powszechnie wskazują na skrajnie antykościelny charakter konstytucji 1917 roku. Francuski historyk Jean A. Meyer pisał, że konstytucja z 1917 roku „uczyniła katolików obywatelami drugiej kategorii, bez miejsca w życiu publicznym”. Już w momencie uchwalenia konstytucji z 1917 roku umiarkowana mniejszość w parlamencie ostrzegała, że tak skrajnie godząca w wiarę katolicka konstytucja może stać się przyczyną wybuchu wojny domowej - jak się zresztą stało w 1926 roku. Na szczęście, początkowo, w pierwszych latach po uchwaleniu konstytucji 1917 roku władzom nie udało się wcielić w życie jej postanowień antykościelnych i antyreligijnych. Miały zbyt wiele trudności wewnętrznych, wynikłych z kolejnych bojów o władzę (obalenia inicjatora konstytucji 1917 roku prezydenta Carranzy w 1919 roku, jego zamordowanie w 1920 roku, etc.). Próby wprowadzenia antyreligijnych postanowień konstytucji z 1917 roku w poszczególnych stanach zderzyły się ze skutecznym przeciwdziałaniem księży i wiernych katolickich. Zróżnicowanymi metodami protestu (między innymi strajkiem duchowieństwa) zmusili oni władze do rezygnacji z wcielenia w życie antykościelnych regulacji. Sytuacja radykalnie zmieniła się jednak wraz z rozpoczęciem w 1924 roku prezydentury fanatycznie antyreligijnego masona - Plutarco Eliasa Callesa.
Jak wróg Kościoła - Calles sprowokował wojnę domową
Ogromna część badaczy nowszej historii Meksyku zgodna jest co do tego, że właśnie prezydent Plutarco Elias Calles, mason i fanatyczny wróg religii, był głównym sprawcą tak niszczącego dla Meksyku wewnętrznego konfliktu wokół Kościoła i religii. Taką opinię głoszą najwybitniejsi zagraniczni badacze historii meksykańskiego konfliktu między państwem a Kościołem, na czele z Jeanem A. Meyerem. Opinię tę podzielał również najwybitniejszy polski badacz historii Ameryki Łacińskiej, profesor Tadeusz Łepkowski, pisząc w swej Historii Meksyku: „(...) Calles mason i zagorzały antyklerykał podjął próbę utworzenia Kościoła Narodowego (...), przyczyniając się swą doktrynerską postawą i decyzjami do wybuchu długotrwałego konfliktu”. Warto więc przyjrzeć się bliżej sylwetce polityka, który przez swe antyreligijne zacietrzewienie i fanatyzm, ograniczoną niezdolność do kompromisu, odegrał tak wielką rolę w ściągnięciu na swój kraj katastrofalnej wojny domowej wokół spraw religii.
W momencie obejmowania prezydentury Calles miał już za sobą dość burzliwą i nieciekawą przeszłość. W młodości nauczyciel, później skarbnik miasta Guyamas, po kilku miesiącach urzędowania trafił do więzienia za malwersację powierzonych mu pieniędzy. Po wyjściu z więzienia prowadził restaurację w hotelu, którego stał się właścicielem. Zbankrutowany zaaranżował pożar hotelu, aby w ten sposób zdobyć pieniądze za jego ubezpieczenie. Po rewolucji 1910 roku został komisarzem gubernatora stanu Sonora, wreszcie gubernatorem tego stanu. Na tym stanowisku „wsławił się” ekstremistycznymi działaniami antykościelnymi. Zamknął tamtejsze seminarium duchowne, kazał splądrować rezydencję biskupa i zamienił katedrę na szkołę. W kwietniu 1916 roku zamknął wszystkie kościoły w swoim stanie i wypędził z niego wszystkich katolickich księży. Wybrany prezydentem Meksyku w 1924 roku szybko stał się jak najgorszym symbolem rządów autokratycznych. Frank Brandenburg pisał o dyktatorskich metodach Callesa, „opierającego się na przekupstwach i szantażu”. Profesor Tadeusz Łepkowski nazwał Callesa „klasycznym typem autokraty, praktyka rządów personalnych opartych na kontrolowanej korupcji wyższych urzędników”. Prezydentura Callesa była swoistą kontynuacją stosowanych już za dyktatury Porfirio Diaza metod rządzenia opartych na zasadzie „pan o pano” - chleb albo pałka. Oponentów niszczono, tym mocniej protegując posłusznych konformistów, zabiegających o uzyskanie „chleba” w postaci posad czy koncesji. Nie znoszący sprzeciwu Calles nie mógł uznać tego, że Kościół katolicki w Meksyku nie chce się w pełni podporządkować jego władzy. W swym fanatyzmie antyreligijnym był wprost organicznie niezdolny do kompromisu. Wyraźnie rzucało się to w oczy w porównaniu Callesa z poprzednim prezydentem Meksyku Alvaro Obregonem. Prezydent Obregon, licząc się z realiami, uważał, że kościelny system nauczania jest lepszy niż brak jakiegokolwiek systemu oświaty. Sugerował więc, by władze tolerowały istnienie szkół parafialnych przynajmniej do czasu powstania laickiego szkół publicznych. Calles „nie chciał dopuścić niczego, co było katolickie”, dążył do stworzenia schizmatyckiego „Narodowego Kościoła Katolickiego”, zgodnie z dalekosiężnymi planami masonerii.
Rozpoczynając walkę o ostateczne zniszczenie Kościoła katolickiego i religii, Calles chciał wykorzystać fakt, opanowania przez masonerię bardzo ważnych instrumentów władzy w Meksyku, a przede wszystkim armii. W tym czasie kierownictwo armii było już w ogromnej mierze zdominowane przez masonerię i stąd można mu było powierzyć tym większą rolę w inicjowaniu wszelkich działań antyklerykalnych i nawet antyreligijnych. Mason, minister wojny generał Joaquin Amaro znany był ze skrajnych antyreligijnych ekscesów. „Wsławił się” fanatycznymi przemówieniami, atakującymi Kościół i religię za całą ich historię: W jednym z przemówień generał Amaro powiedział miedzy innymi: „(...) Apostolskie duchowieństwo rzymsko-katolickie, które jest faktycznie pazerną, obstrukcyjną, konserwatywną i wsteczną partią polityczną, było jedną z przyczyn wszystkich nieszczęść, jakie nawiedziły Meksyk od czasu podboju kraju przez Hiszpanów po dzień dzisiejszy”. Inny związany z masonerią generał meksykański J.B. Vargas w przemówieniu w Valparaiso mówił o „podłym klerze, zdominowanym przez zdrajców narodu”.
Meksykańska masoneria cieszyła się bardzo dużymi wpływami również w sferach wyższych urzędników municypalnych, wśród przywódców związków zawodowych, i wśród grup ateizujących nauczycieli. Ich ideologia traktowała Kościół rzymsko-katolicki jako „ucieleśnienie całego zła”. Masonerii była podporządkowana agresywnie antyreligijna Meksykańska Federacja Antyklerykalna, kierowana przez gubernatora Jalisco Manuela Bouqeta.
Wpływowe siły antyklerykalne, choć stanowiły wyraźną mniejszość w narodzie, mogły jednak maksymalnie korzystać z faktu, że były mniejszością, która dorwała się do steru rządu za kolejnych prezydentów Meksyku: Obregona, Callesa, Gila. Z tej pozycji robiły wszystko, co tylko było możliwe dla osłabienia, a później zniszczenia meksykańskiego katolicyzmu. Początkowo głównym środkiem prowadzącym do tego celu miało być w intencji władzy wspieranie konkurencyjnej wobec katolicyzmu protestanckiej „ewangelizacji” Meksyku. Rządzący masoni pragnęli przede wszystkim doprowadzić do rozbicia Kościoła w Meksyku poprzez rozdzielenie go na mnóstwo małych sekt. W akcji „dekatolizacji” Meksyku szczególnie chętnie sięgano do pomocy protestantów ze Stanów Zjednoczonych. Kolejni prezydenci Meksyku: Obregon i Calles szczególnie gorliwie wspierali „ewangelizacyjne” działania metodystów w Meksyku, pragnąc za wszelką cenę doprowadzić do zmniejszenia liczby wierzących katolików. Protestantom przekazano kontrolę nad ministerstwem edukacji w Meksyku, kraju, gdzie ogromną część wierzących stanowili katolicy. Szczególnie dużej pomocy dla protestanckich misjonarzy z USA udzielał meksykański biskup kościoła episkopalnego Moises Saenz, brat meksykańskiego ministra spraw zagranicznych Aarona Saenza. Przedstawiciele kościołów episkopalnych z Pensylwanii wysłali specjalny telegram dziękczynny do prezydenta Meksyku Obregona: „(...) Miliony Amerykanów solidaryzują się z Panem i modlą za Pana w czasie, gdy Pan toczy walkę o rozluźnienie uścisku rzymskiego kościoła katolickiego, przygniatającego pański wielki kraj”.
Dążąc do rozczłonkowania Kościoła katolickiego, władze meksykańskie podjęły próby stworzenia schizmy wewnątrz Kościoła - tzw. Meksykańskiego Apostolskiego Kościoła Katolickiego. W tym celu zaczęto odbierać poszczególne parafie prawowiernym duchownym i przekazywać je wspieranym przez władze schizmatykom. Jedna z takich decyzji - przekazania kościoła La Soledad w stolicy Meksyku schizmatyckiemu księdzu Joaquinowi Perezowi, wywołała bunt okolicznych mieszkańców i krwawe starcia, w których zginęło siedmiu katolików (23 lutego 1925). W akcji umocnienia schizmy szczególną rolę odegrały zdominowane przez masonów, marksizujące związki zawodowe - Meksykańska Regionalna Konfederacja Robotnicza (CROM). W rozbiciu Kościoła katolickiego widziały one również szansę ostatecznego pozbycia się swych rywali - katolickich związków zawodowych. Zbolszewizowani związkowcy brali udział w rozmaitego typu prowokacjach antykościelnych: w napadach bombowych na budynki kościelne, wywieszaniu czerwonych flag na kościołach, aktach profanacji miejsc kultu. Znamienne, że krwawy incydent na tle sprawy przejęcia kościoła la Soledad przez księdza schizmatyckiego został zaaranżowany przez Moronesa, bossa związków zawodowych i ministra. Sam szef związków zawodowych, sekretarz generalny CROM - Ricardo Tremones był zięciem Antonio Lopez Sierry, późniejszego biskupa kościoła schizmatyckiego.
W lutym 1925 roku, przygotowując wystąpienie przeciw Kościolowi, Calles zainscenizował prasową prowokację, mającą posłużyć do oskarżenia arcybiskupa stolicy o naruszenie konstytucji. Prowokacja jednak spaliła na panewce, gdyż okazało się, że konstytucji z 1917 roku zapomniano w swoim czasie zaopatrzyć w odpowiednie sankcje. W rezultacie pośpiesznie uchwalone prawa antykościelne wisiały w próżni. Rozjuszony tym Calles postanowił przystąpić do „udoskonalenia” i odpowiedniego rozwinięcia ustawodawstwa antykościelnego, aby uczynić z niego prawdziwie efektywny oręż do walki z religią.
2 lipca 1925 roku prezydent Calles opublikował dekret zwany „prawem Callesa”, prowadzący do skrajnego ograniczenia zasięgu religii katolickiej w Meksyku. Najbardziej dramatycznym przepisem tego dekretu był artykuł 19; nakazujący przymusową rejestrację kleru. Faktycznie artykuł ten miał ułatwić rządowi akcję przekazywania kościołów schizmatykom. Sprzeciw Kościoła wywołał bezwzględną kontrolę władz - aresztowania przywódców organizacji katolickich i opornych księży. W pierwszych miesiącach 1926 doszło do dalszego zaostrzenia walki z Kościołem i religią. Z inicjatywy prezydenta Callesa rząd nakazał zamknięcie katolickich szkół i zakonów. Wprowadzono przymusową rejestrację księży w urzędach państwowych, traktując ją jako szczególnie złośliwą szykanę. Do tego czasu obowiązywał normalny system meldunkowy. Nowy ksiądz; natychmiast po skierowaniu go do parafii wypełniał formularz informacyjny o sobie i posyłał go do władz wraz z zawiadomieniem, w którym dniu rozpoczął spełniać posługi religijne, nie czekając na oficjalną odpowiedź, i nie troszcząc się o jakiekolwiek inne formalności. Nowy dekret o rejestracji stwarzał rozliczne świadome utrudnienia. Jak opisywał Melchior Wańkowicz: „(...) Obecnie zaczęto tę rejestrację traktować jako prośbę o zezwolenie rozpoczęcia swych obowiązków, których nie można było rozpoczynać bez otrzymania odpowiedzi. Tego rodzaju interpretacja udaremniła pełnienie posług religijnych w sąsiednich parafiach, a więc i wszelkie odpusty itd., lub choćby prostą wyrękę. Przede wszystkim zaś sama zasada godziła w samodzielność Kościoła (...)”.
Władze wszelkimi sposobami starały się drastycznie ograniczyć liczbę duchownych, mogących spełniać posługi religijne. Opornych księży aresztowano. Co więcej, wydano postanowienie o deportowaniu z Meksyku wszystkich księży cudzoziemców (chodziło o niemałą liczbę 400 duchownych). Rządzące władze cechował skrajny fanatyzm antyreligijny. Minister Canalal nadał swoim trzem synom imiona: Szatan, Lucyfer i Lenin.
Powstanie „bojowników Chrystusa”
Reagując na skrajne antykościelne postanowienia Callesa, meksykański Episkopat ogłosił strajk duchowieństwa, które wstrzymało się od odprawiania nabożeństw i wszelkich posług religijnych. Liczono, że skłoni to rząd do szukania kompromisu. Stało się wręcz przeciwnie. Calles uznał, że strajk księży jest tym korzystniejszy dla rządu i tylko ułatwi działania ateizacyjne. Francuski dyplomata Ernest Lagarde, który spotkał się z prezydentem Callesem 26 sierpnia 1926 roku, dokładnie opisał, na czym polegały prawdziwe intencje rządu. Calles powiedział mu wprost: „(...) Każdy tydzień, który przeminie bez Mszy świętej spowoduje utratę dla Kościoła około 2% wiernych (...)”. Minister spraw wewnętrznych A. Tejeda, reagując na informację o strajku księży powiedział: „(...) Kościół przeszedł nasze największe nadzieje (...) nic nie byłoby bardziej przyjemne dla nas (...). Chwyciliśmy Kościół za gardło i zrobimy wszystko, aby go udusić”. Władze zaczęły zamykać kościoły na terenie całego kraju pod pretekstem inwentaryzacji. Różnymi sposobami próbowano zastraszyć katolików, mnożąc aresztowania księży i działaczy katolickich. 14 sierpnia 1926 roku w wiosce Chalchichites zamordowano księdza Ludwika Batis i trzech innych katolików. Dodajmy, że prezydent Calles wydał specjalne rozporządzenia nakładające na urzędników kary za niedbałość w walce z religią.
Zamykanie kościołów i coraz liczniejsze areszty księży doprowadziły rozgoryczone rzesze katolików do wystąpienia przeciwko władzy tzw. powstania Cristeros (wojowników Chrystusa). W powstaniu wzięło udział około 50 tysięcy chłopskich powstańców. Strona rządowa nazywała ich Cristeros („bojownicy Chrystusa” lub „Chrystusowcy”). Sami powstańcy nazywali siebie raczej „populares”, „defensores” lub „liberadores”, co oznaczało „ci z ludu”, „obrońcy” lub „wyzwoliciele”. W krwawych walkach wojny domowej lat 1926-1929 (tzw. „Cristiadzie”) poległo około 100 tysięcy osób: 40 tysięcy powstańców - Cristeros i 60 tysięcy żołnierzy wojsk rządowych ( w tym 12 generałów, 70 pułkowników i 1800 niższych oficerów). Walki wojny domowej spowodowały exodus ponad 500 tysięcy uchodźców na emigrację do Stanów Zjednoczonych i bardzo znaczące zniszczenia w licznych prowincjach Meksyku. Takie były koszty skrajnego, antyreligijnego zacietrzewienia meksykańskich władz na czele z prezydentem Callesem.
Po wybuchu powstania Cristeros władze przeszły do najbezwzględniejszych metod walki z religią. Siłą zamykano kościoły w poszczególnych regionach kraju, ze szczególną gorliwością likwidując parafie wiejskie. Głównym celem prezydenta Callesa stało się jak najszybsze doprowadzenie do całkowitej likwidacji kościołów na wsi. Calles - mason i fanatyczny wróg Kościoła, tak zwierzał się przyjaciołom ze swych kalkulacji - „jeśli raz przełamie się nawyk chodzenia do kościoła, to Indianie stopniowo całkowicie o nim zapomną”. Księży zmuszano pod groźbą najsurowszych sankcji, z karą śmierci włącznie, do opuszczania parafii wiejskich i osiedlania się w miastach. Liczono, że porzucone przez pasterzy parafie szybko ulegną całkowitej dechrystianizacji. W 1927 roku doszło do pierwszych egzekucji opornych księży, którzy odmawiali porzucenia swych wiejskich parafian. Za pretekst do egzekucji służyło odpowiednie zastosowanie wprowadzonego jeszcze za dyktatury Diaza tzw. „Ley Fuga” (prawa o ucieczce). Na jego zasadzie można było natychmiast zastrzelić bez postępowania sądowego każdego, kto usiłował zbiec po aresztowaniu, by uniknąć wymiaru sprawiedliwości. Twierdzenie, że oskarżony usiłował zbiec w zupełności wystarczało, aby go rozstrzelać.
Coraz liczniejsze egzekucje opornych księży, którzy nie chcieli opuścić swych wiejskich parafian skłoniły nawet część biskupów do polecenia duchownym, by opuścili swe wiejskie parafie i udali się do miast. Przeważająca część księży udała się do miast. W styczniu 1927 roku na 3600 ogółu księży meksykańskich aż 3390 stanowili księża mieszkający w miastach i ci, którzy porzucili swe wiejskie parafie i przenieśli się do miast. Na wsiach pozostała tylko niewielka część księży, grupa księży schizmatyckich popieranych przez władze i około 100 odważnych duchownych, którzy za nic nie chcieli opuścić swych wiejskich parafian, nawet pod groźbą śmierci. Wielu z nich zapłaciło za to życiem. Zostali zamordowani, częstokroć nawet bez jakiegokolwiek sądu, lub po jego parodii. Można by długo wyliczać przykłady podstępnych zabójstw opornych księży i działaczy katolickich, przeprowadzonych na rozkaz masońskich władz Meksyku. Na przykład w styczniu 1927 roku zamordowano trzech młodych działaczy Sodalicji Mariańskiej w mieście Leon. W kwietniu 1927 roku rozstrzelano prowadzących tajną działalność duszpasterską księży Andrzeja Sala i Trynidada Rangela w Leonie. 26 lipca 1926 roku ofiarą egzekucji w mieście Puebla padł stary kupiec Jose Garcia Fanfon za to, że odmówił zdjęcia z witryny sklepu napisu: "Viva Cristo Rey!" (Niech żyje Chrystus Król). W listopadzie 1927 roku doszło do jednej z najgłośniejszych kaźni, pod sfingowanymi zarzutami stracono powszechnie lubianego księdza Michala Augustyna Pro, jego brata Humberta i inżyniera Ludwika Segura. Rządowi oprawcy nie oszczędzali duchownych nawet w najbardziej podeszłym wieku. Między innymi zamordowano 80-letniego proboszcza Adama Nachitlana (Zacatecasa). Jośe Isabel Floresa powieszono po 40 latach pracy duszpasterskiej w parafii Matatlan. Okrutny terror fizyczny wobec księży wzmógł się jeszcze bardziej w 1928 roku po zabójstwie Alvaro Obergona, świeżo wybranego prezydentem na miejsce Callesa (Obregon padł ofiarą zamachu ze strony młodego zdesperowanego intelektualisty katolickiego Leona Torola).
Tabela 3: Księża straceni w czasie powstania Cristeros: w Jalisco 35, Zactecas 6, Guanajusto 18, Colima 7, inne regiony 24.
REGIONY KRAJU |
LICZBA STRACONYCH |
Jalisco |
35 |
Zactecas |
6 |
Ganajusto |
18 |
Colima |
7 |
Inne regiony |
24 |
Razem |
90 |
Więzionych księży i zakonnice wyszydzano i upokarzano. Częstokroć zakonnice świadomie wsadzano do jednej celi z prostytutkami. Terrorowi fizycznemu przeciw księżom i działaczom katolickim towarzyszyły coraz liczniejsze przykłady profanowania świątyń i znieważania Hostii św. podczas napadów policji na domy w których potajemnie odprawiano Msze święte. M. Wańkowicz dramatycznie opisał w książce zawierającej reportaże z Meksyku widok, jaki zobaczył w jednej z takich sprofanowanych świątyń meksykańskich: „(...) Stary kościół El Carmen St. Angel jak i wszystkie świątynie kraju, był zamknięty. Aż wreszcie znalazł się przecie zakrystian stary (...). Schodami więc z polepy glinianej, wyślizganymi przez czas, wiódł nas w dół, ku krypcie podziemnej. Pchnął ciężkie dębowe drzwi. Wionął zaduch. W półmroku ujrzeliśmy szereg trumien połamanych, z oderwanemi wiekami. Ciała mnichów, przeważnie zakonserwowane doskonale przypominały mi widziane niegdyś w Palermo katakumby. U progu krypty stoi trup zakonnicy. Kosmyki włosów sterczą na pożółkłej skórze czaszki. Niezetlałe resztki habitu spływają do stóp brunatną falą... Wielkie zęby, wysunięte naprzód na tej twarzy pół trupa a pół szkieletu, zdają się szczerzyć w uśmiechu. Ręka prawa, uniesiona w łokciu, wskazuje to zwalisko ciał porozrzucanych. - Co znaczy ten nieporządek? pytam. - Rząd szukał tu skarbów. Żołnierze odbijali trumny i wyrzucali ciała”.
Krwawe prześladowania Kościoła przez rządzącą masonerię doprowadziły do powstania swoistego „Kościoła katakumb”. Nieliczni księża byli przeprowadzani nocami, ukradkiem, przez zaufanych ludzi z rąk do rąk, choć za udzielanie im pomocy groziło rozstrzelanie (świetnie ukazał te czasy prześladowań Graham Greene w jednej ze swych najlepszych powieści Moc i chwata). Msze św. odprawiano potajemnie po domach, częstokroć zamiast dzwonka ministrant stukał palcem w podłogę.
Antyreligijny terror w Meksyku stopniowo zaczął wywoływać coraz ostrzejsze protesty poza granicami kraju. Walkę z Kościołem w Meksyku potępił papież Pius XI w Encyklice Iniquis afflictisque z 18 listopada 1926 roku i w allokucji konsystorialnej Misericordia Domini z 20 grudnia 1926 roku. Jeszcze 29 listopada 1932 roku papież Pius XI wydał Encyklikę Acerba amini, ubolewającą nad trudną sytuacją Kościoła meksykańskiego.
Konfrontacja z wojującym ateizmem prezydenta Callesa i jego popleczników była dla Kościoła sprawą ogromnie trudną i wymagała bardzo przemyślanych decyzji. Część biskupów potrafiła da końca utrzymać niewzruszoną wolę oporu. Wielkim oparciem stał się arcybiskup Guadelajary Jimenez Orozco.s' Pozostając wbrew woli władz na wsi - udzielał on bezcennego moralnego poparcia dla ludzi broniących pozycji Kościoła wśród chłopów. Część hierarchii kościelnej poszła jednak na bardzo duże ustępstwa wobec stosującej bezwzględny terror władzy. Na przykład w lipcu 1926 roku biskupi. diecezji Zamora i Morelia zgodzili się na przekazanie kościołów w ręce komisji wyznaczonych przez rząd. Niektórzy biskupi, ulegając naciskom zgodzili się w 1929 roku na wymaganą przez władze rejestrację duchownych, pomimo jej zgodnego odrzucenia przez Episkopat meksykański w 1926 roku.
Na tym tle tym bardziej godna podkreślenia jest pełna heroicznego poświęcenia działalność około 100 opornych księży, którzy pozostali na wsi, ryzykując życiem. Ich niezłomny opór miał ogromne znaczenie dla fiaska rządowej akcji likwidacji Kościoła i religii. Jak pisał Jean A. Meyer: „(..:) Oni (księża - JRN) pracowali dziesiątki, setki razy więcej, niż robili to przed wojną. Całe dnie spędzali na chrzczeniu dzieci, dawaniu ślubów i słuchaniu spowiedzi. Część opornych księży poszła do końca w swej determinacji, biorąc aktywny udział w organizowaniu powstańczych oddziałów „Cristeros”. Dwóch duchownych, meksykańskich Indian z pochodzenia, zostało nawet generałami chłopskich powstańców (Aristeo Pedroza i Jóse Reyes).
Męczeństwo „Cristeros”
Rozmiary chłopskiego powstania w obronie wiary i determinacja prostych wieśniaków były ogromnym szokiem dla prowadzących antyreligijną politykę masonów i marksistów z rządowego establishmentu. Myślące w „wąsko racjonalistyczny sposób” władze nie mogły sobie po prostu wyobrazić tego, że zwykli prości chłopi porwą się do otwartego buntu w obronie Kościoła, przeciwko uzbrojonym po zęby wojskom rządowym. Dla wiejskich powstańców walczących w obronie wiary sprawa była jednak prosta. Jak komentował J.A. Meyer, pisząc o motywach walki chłopskich katolickich buntowników: „(...) Chłop wiedział tylko jedną rzecz: tamci zamykają kościoły i prześladują księży. On widział tylko jedną rzecz: przybyli żołnierze, zamknęli kościół, aresztowali księdza, zastrzelili tych, którzy protestowali, powiesili swego więźnia, podpalili kościół i zgwałcili kobiety w buntującej się wsi. Znieważeni wieśniacy, którzy kochali swoją wieś, swój kościół i swojego proboszcza, zupełnie naturalnie porwali się do buntu”. Wśród chłopów powszechnie dominowały odczucia, iż: „(...) Rząd chce, abyśmy żyli jak zwierzęta, bez religii i bez Boga, ale oni nigdy się tego nie doczekają od nas. My bowiem wykorzystamy każdą chwilę czasu, która jest nam dana, aby głośno krzyczeć: "Niech żyje Chrystus Król! Niech żyje Dziewica z Guadelupy! Precz z rządem!”
W czasie, gdy okrutne prześladowania Kościoła i religii byty wciąż oficjalną zasadą polityczną, powstańczy Cristeros zadziwiali ogromną aktywnością wewnętrznego życia religijnego. Każda Msza św., nierzadko organizowana w przerwach między kolejną walką a pościgiem ze strony wojsk rządowych, była dla powstańców przeżyciem o ogromnej intensywności uczuć. Znów odwołajmy się do zapisków opartego na wielkiej bazie źródłowej dzieła Jeana A. Meyera: „(...) Śpiewanie hymnów i odmawianie różańca było stałym, akompaniamentem codziennego życia w marszu i w obozie. Cristeros modlili się i śpiewali długo w nocy, wypowiadali wspólnie słowa modlitw różańcowych. Kombatanci prosili o błogosławieństwo przed pójściem do walki, a ich komendanci wzywali ich do czynienia prawdziwego aktu skruchy przed bitwą. Atakowali wroga, śpiewając hymny i krzycząc: „Niech żyje Chrystus Król!”, „Niech żyje Dziewica z Guadelupy!”
Wojna domowa przyniosła niezliczone przykłady bohaterskiego poświęcenia i męczeństwa „Cristeros”, którzy za żadną cenę, nawet za cenę życia, nie chcieli zrezygnować z walki w obronie wiary. Typowym pod tym względem było postępowanie Norberta Lopeza, zastrzelonego w 1928 roku przez żołnierzy rządowych. Lopez odrzucił ofertę ułaskawienia dawaną mu pod warunkiem, że przystąpi do armii rządowej, mówiąc: „Od momentu sięgnięcia za broń pragnąłem oddać swoje życie za Chrystusa i teraz nie złamię postu na kwadrans przed dwunastą”. Cristeros w swych modlitwach wyrażali się jak Tomasz z Canterbury: „Ofiar jest wiele, liczba ofiar rośnie z każdym dniem. Gdybym tylko i ja mógł mieć tak szczęśliwy los”. Powszechnie powtarzano stwierdzenia: „Musimy wygrać. Jakże tanio można dziś wejść na drogę do Niebios”. Claudio Beccera, z powodu niepełnoletności jako jedyny uniknął egzekucji, w której stracono jego 27 towarzyszy w Sahuayao 21 marca 1927 roku. Nie mógł pogodzić się z tym, że tylko on uniknął śmierci i płakał przed kryptą, w której pogrzebano jego kolegów, mówiąc jak mu jest przykro, że Bóg nie chciał go przyjąć jako męczennika. Młody Honorio Lamas, stracony wraz ze swym ojcem Manuelem Lamasem, powiedział na pocieszenie swej matce: „Jakże łatwo jest dziś wejść do nieba, mamo”.
Nowe konflikty i pojednanie
Niezwykłe męstwo Cristeros i sukcesy osiągane przez nich w bojach z wojskami rządowymi zmusiły w końcu władze do kompromisu. Dzięki pośrednictwu USA rząd zaczął pertraktacje z Episkopatem. Zakończyły się one podpisaniem w czerwcu 1929 roku umowy (arreglos). Władze meksykańskie zawiesiły wprowadzenie w życie niektórych postanowień antykościelnych, a rząd zwracał Kościołowi część „znacjonalizowanych” świątyń. Ogłaszano również amnestię dla powstańców. Kościół odwołał natomiast ogłoszony w 1926 roku strajk duchowieństwa. Obietnice prezydenta Portesa Gila, zapowiadające koniec prześladowań Kościoła, doprowadziły do ostatecznego przerwania walk wojny domowej i złożenia broni przez Cristeros. Szybko miało się jednak okazać, że rządzący masoni i marksiści ani przez chwilę nie myśleli o uczciwym pojednaniu z Kościołem i ludźmi, którzy stanęli w jego obronie. Niemal natychmiast po przerwaniu walk rozpoczęto bowiem systematyczne, zaplanowane, zdradzieckie mordy na przywódcach Cristeros; aby zapobiec ponownemu odrodzeniu ruchu katolickich partyzantów. Zaledwie w 10 dni po porozumieniach pokojowych - 3 lipca 1929 roku zastrzelono znanego przywódcę Cristeros - duchownego F. Pedrozę. W ciągu kilku lat podstępnie zamordowano wszystkich ważniejszych wodzów Cristeros: Cuevę, Arreolę, Gutiereza, Alvareza, Barajasa, Hernandeza i Salazara. Zdradzieckie mordy i prześladowania dawnych katolickich partyzantów pociągnęły za sobą w okresie od 1929 do 1935 roku aż 5000 ofiar spośród Cristeros, w tym ich 500 oficerów.
Nieuczciwość polityków rządzącej partii - Partii Narodowo-Rewolucyjnej (PRN) widoczna była zresztą na każdym kroku. Wyrazem tego był zorganizowany przez nią „cud nad urną” w czasie wyborów prezydenckich 1929 roku. W wyborach tych faktycznie wygrał zbliżony do powstańczych Cristeros głośny pisarz, myśliciel i polityk Jose Vasconcelos. W czasie wspaniałej kampanii wyborczej Vasconcelos zdecydowanie piętnował walkę z religią, prowadzoną przez Callesa, despotyzm i korupcję. Wyniki wyborów zostały jednak sfałszowane i ogłoszono zwycięstwo kandydata rządzącej dotąd partii - PNR. Sam Vasconcelos musiał schronić się na emigracji. Oszustwo wyborcze rządzącej masonerii uniemożliwiło doprowadzenie już wówczas do prawdziwego pojednania i zakończenia tak szkodliwej dla Meksyku walki z Kościołem i religią.
Po 1931 roku masoneria dominująca nadal w rządzie i we władzach poszczególnych stanów znowu rozpoczęła akcje nękające wobec Kościoła katolickiego i prześladowania duchownych. Nawet skrajnie tendencyjnie nastawieni przeciw Kościołowi autorzy książki o Meksyku w latach 1910-1976 Donald Hodges i Ross Gandy przyznawali, iż w Meksyku owych czasów dochodziło do ekstremistycznych działań antyreligijnych: „(...) W Vera Cruz bomby eksplodowały w kościołach, a gubernator tego stanu ograniczył liczbę księży do 1 na 100 tysięcy ludzi. W Tabasco Czerwone Koszule mordowały chrześcijan”. Szczególne wzburzenie mas wierzących katolików wywoływał system antykatolickiego terroru sprawowanego w stanie Tabasco przez gubernatora Tomasza Garrido Conabala, posługującego się bojówkami "Czerwonych Koszul". Jak pisał Tadeusz Łepkowski: "Bojówki "czerwonych koszul" szalały po kraju, grabiąc kościoły i przetapiając dzwony". Terror antyreligijny prowokował z kolei wybuchy terrorystycznych aktów gwałtu przeciwko reprezentantom rządu i antyreligijnie nastawionym nauczycielom.
Najważniejszym impulsem do nowego buntu stała się podjęta w 1934 roku próba narzucenia Meksykowi skrajnie antyreligijnego programu edukacji w szkołach. Do konfliktu doszło z podpuszczenia faktycznie rządzącego Meksykiem w latach 1929-1934 byłego prezydenta Callesa. Wbrew wysiłkom części polityków partii rządzącej, zmierzających do stworzenia jakiejś formy modus vivendi z Kościołem, fanatyczny mason Calles konsekwentnie naciskał na wznowienie kursu antyreligijnego, a przede wszystkim drastycznego zmniejszenia dopuszczanej przez władze ilości księży. W 14 z 30 stanów Meksyku wprowadzono regulacje, nie dopuszczające w ogóle do pracy jakiegokolwiek księdza. W licznych stanach przyjęto "regulację", że starający się o pozwolenie pracy księża powinni mieć ponad 50 lat i być żonaci. Skutki tych ograniczeń były bardzo drastyczne. W 1935 roku na 3600 księży żyjących w Meksyku zaledwie 305 uzyskało od władz prawo do sprawowania posług religijnych!
W 1934 roku minister spraw wewnętrznych Narciso Bassols, będący faktycznie "narzędziem" Callesa, otwarcie wystąpił na rzecz wprowadzenia "socjalistycznej edukacji". Faktycznie chodziło o skrajnie laickie wychowanie, nacechowane bezwzględną wrogością do uczuć religijnych. W konfrontacji ze zdecydowanym sprzeciwem prezydenta Rodrigueza Bassols musiał zrezygnować ze stanowiska. Wtedy jednak doszło do wystąpienia Callesa z głośnym tekstem "Krzyk Guadalajary", żądającym, aby państwo wzięło w posiadanie świadomość dzieci i młodych ludzi, którzy powinni "należeć do rewolucji i do kolektywu". W memorandum do kolejnego prezydenta Meksyku Lazaró Cardenasa, Calles występował z programem o wyraźnie totalitarnej inspiracji, domagając się, aby "państwo w pełni decydowało o kierunku edukacji, zgodnie z doktryną, którą się kieruje... tak jak to jest robione w Rosji, Niemczech i we Włoszech". Jak pisali Donald Hodges i Ross Gandy Calles planował "socjalistyczną edukację", w której dzieci wyrosną na ateistów.
Główne tezy programu "wolnego i socjalistycznego wychowania młodzieży", lansowanego przez Callesa i Bassolsa głosiły: "(...) Dziecko było w tyranii kleru, rodziców i nauczycieli, dziś ma stanowić o sobie; - Każde dziecko od piątego roku życia należy do państwa; - Wszystko zło pochodzi od kleru; - Bóg nie istnieje, religia jest mitem, Biblia Kłamstwem; - Nie potrzebujemy uznawać żadnych bożków".
Do tego programu dochodziła podnoszona przez ministra Bassolsa inicjatywa wprowadzenia "edukacji seksualnej" w szkołach. Żądania Callesa i Bassolsa wywoływały tym większe protesty meksykańskiego duchowieństwa, oburzonego tym, że bardzo wpływowa mniejszość próbuje narzucić całemu społeczeństwu antyreligijny program wychowawczy. Przebywając od 1927 roku na wygnaniu w Stanach Zjednoczonych Jose de Jezus Manriquezy Zarate, biskup Huejutla, w liście do wiernych swej diecezji nazwal rewolucję meksykańską wprost "spiskiem masońskim", wzywając do odrzucenia "bolszewickiego potwora". W 1939 roku antyreligijne władze meksykańskie ustanowiły nowy pogański kalendarz, mający na celu "usunięcie z życia ludu święcenia religijnych mitów przykład dzień 15 lipca ustanowiono świętem cyrkla i kompasu, oddając hołd masonerii. Meksykański minister rolnictwa wprowadził dla swych urzędników odpoczynek "czerwonej soboty" w miejsce odpoczynku niedzielnego.
Dążenia do wprowadzenia za wszelką cenę antyreligijnej edukacji i nawroty prześladowań wobec katolików sprowokowały wybuch kolejnego buntu przeciw władzom. Ta nowa "Cristiada" nie była jednak już tak silna jak poprzednia, nigdy nie skupiła więcej niż 7500 bojowników i działała głównie na niedostępnych terenach górskich. Pomimo swej słabości zbuntowani partyzanci katoliccy faktycznie uniemożliwili wprowadzenie antyreligijnej edukacji na dużych połaciach kraju.
Stopniowo w Meksyku wyraźnie zaczęły się umacniać nastroje na rzecz pojednania między państwem a Kościołem. Decydujące znaczenie odegrała w tym ostateczna wygrana Cardenasa w walce o władzę z Callesem w lipcu 1935 roku, a w kwietniu 1936 roku wygnanie pokonanego Callesa z kraju. Sam prezydent Cardenas, pomimo tego, że był jedną z czołowych postaci masonerii meksykańskiej i przez lata reprezentował zdecydowanie antyklerykalny, a nawet antyreligijny program, uznał, że niemożliwa jest dalsza walka przeciwko realiom kraju. Za takie uznał istnienie bardzo dużej siły poparcia indiańskich mas wiejskich dla katolicyzmu i to, że dalsze podtrzymywanie polityki antyreligijnej nie przyniesie żadnych efektów dla władzy. Jedynym skutkiem mogłoby być tylko umacnianie coraz głębszych i coraz szkodliwszych podziałów w społeczeństwie. Cardenas wyciągnął z tej konstatacji konkretne praktyczne wnioski. Przezwyciężając swe antyreligijne uprzedzenia, Cardenas stopniowo zgodził się na zaakceptowanie tradycyjnej religii katolickiej jako "części składowej meksykańskiego dziedzictwa narodowego i zaczął szukać porozumienia z Kościołem.”
W lutym 1936 roku prezydent Cardenas otwarcie przeciwstawiał się kontynuowaniu kampanii antyreligijnej, stwierdzając, że będzie ona tylko "prowokować przedłużający się opór i powodować opóźnienie wzrostu ekonomicznego kraju". Od początku 1937 roku w Meksyku zaczęto znosić panujące dotąd drastyczne ograniczenia ilości księży i ponownie otwarto setki zamkniętych dotąd kościołów w 10 stanach kraju. Próbowano jeszcze blokować otwarcie kościołów w rządzonym przez wojujących antyklerykałów w stanie Vera Cruz. Doszło tam jednak do gwałtownych manifestacji, demonstranci "zdobyli kościoły" i otworzyli je dla wiernych. Prezydent Cardenas uznał ten stan rzeczy i zakazał jakichkolwiek dalszych represji wobec katolików. W listopadzie 1937 roku wycofano oskarżenia przeciwko przebywającym na wygnaniu przywódcom kościelnej opozycji: arcybiskupowi Ruizy Flores i biskupowi Manriquezy Zarate, umożliwiając im powrót do ojczyzny. Długotrwałe prześladowania religii doprowadziły w rezultacie tylko do umocnienia w Meksyku się zdecydowanej prawicy katolickiej. W 1940 roku ruch prawicowych katolickich nacjonalistów - Union Nacional Sinarquista mógł pochwalić się liczbą pół miliona członków."
XX-wieczny Meksyk jest wspaniałym przykładem obronienia religii tylko dzięki wierności wierze, odwadze i bezgranicznemu poświęceniu prostego ludu. Zdominowane przez masonerię meksykańskie elity: rząd, wojsko, administracja, wielka część inteligencji pragnęły wykorzenić wiarę, zepchnąć Kościół do katakumb, poddały księży najokrutniejszym prześladowaniom. A jednak meksykański katolicyzm przetrwał najtrudniejsze wyzwania i wyszedł zwycięsko z najcięższych opresji dzięki postawie setek tysięcy prostych wieśniaków. Tych wieśniaków, którzy nie dali się zwieść propagandzie "oświeconych" wrogów religii, którzy porwali za broń w obronie zamykanych kościołów i zabijanych księży. I wytrwali przez całe lata w walce, nawet wtedy, gdy duża część duchowieństwa meksykańskiego załamała się i zrezygnowała z oporu. Swoim hartem ducha i odwagą przesądzili o tym, że dziś nikt nie próbuje już nawet podważyć roli Kościoła jako znaczącej części meksykańskiego dziedzictwa duchowego.