847 Mackenzie Myrna Narzeczone z Red Rose 01 Odnaleziona muzyka

background image

Myrna Mackenzie

Odnaleziona muzyka

scandalous

Pona & Irena

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Jestem tak zdesperowana, że jeśli jakiś mężczyzna nie

zjawi się wkrótce w naszym miasteczku, wybiorę się na po­

lowanie - zrzędziła Sunny, wywołując uśmiech na twarzy

przyjaciółki.

- Nie przesadzaj, moja droga. Zresztą, komu dziś po­

trzebni są mężczyźni? Jestem pewna, że o tej porze dnia

filiżanka dobrej kawy bardziej poprawi ci nastrój. - Ellie

Donahue starała się ją pocieszyć, nalewając kusząco pach­

nący napój. - Ja stawiam - dodała głośniej.

Ostatnie słowa skierowane były zarówno do przygnę­

bionej przyjaciółki, jak i Lydii, siwej sześćdziesięciolatki,

u której pracowała, pomagając obsługiwać porannych go­

ści „Red Rose Cafe".

- Nie, nie - wtrąciła Lydia. - To na koszt lokalu. Ale,

Ellie, ona ma rację. Każdą z nas potrzebuje mężczyzny.

A w miasteczku tak niewielu ich pozostało.

Ellie już miała zaprotestować, gdy do rozmowy włączyła

się Rosellen January, postawna właścicielka apteki.

- Ellie, nawet nie waż się wspominać Bradyego, Caleba

czy pana Fippsa - ostrzegła ją, machając dłonią. - Dosko­

nale wiesz, co Lydia miała na myśli! Chcę faceta, który nie

scandalous

Pona & Irena

background image

wystraszy się, gdy go zagadnę, wciąż będzie w moim łóżku,

gdy nadejdzie ranek i, na litość boską, będzie miał poniżej

dziewięćdziesiątki - wykrzyknęła dramatycznie. - W Red

Rose nie ma nikogo takiego. Młodzi uciekają, kiedy tylko

nadarzy się okazja. Ci, którzy zostają, są za leniwi lub za

głupi, żeby był z nich jakiś pożytek.

- A jednak Red Rose to wciąż nasz dom - westchnęła

Ellie, wzruszając ramionami.

- Tak, ale on umiera - odezwała się smutno Joyce Hi-

ves, bawiąc się końcem długiego, kasztanowego warkocza.

- Maleńkie, prowincjonalne miasteczka mają swój nieza­

przeczalny urok, ale niedługo zupełnie się wyludnią. Teraz

jest nas niecałe trzy tysiące, a ludzie wciąż wyjeżdżają.

- Właśnie. Sklep przestaje przynosić dochody i boję się,

że będę musiała go zamknąć. A jeśli w moim łóżku na­

tychmiast nie pojawi się facet, to ja też wyschnę! Czy ty

tego nie czujesz, Ellie? - wybuchła Sunny, przyglądając się

wrogo swojej kawie.

Ellie była wdzięczna losowi, że nie miała skłonności do

rumienienia się. Mimo to dosadne komentarze przyjaciół­

ki poruszyły ją do głębi. Wiedziała, o czym myślą i mówią

kobiety w Red Rose. Choć miała dwadzieścia dziewięć lat,

nie doświadczyła jeszcze żaru pożądania. Jej doświadcze­

nia w tej dziedzinie były znikome, ale już dawno uznała,

że nie warto się śpieszyć. Matka Ellie urodziła siedmioro

dzieci w ciągu dziesięciu łat, wszystkie przed trzydziestką.

Kolejne ciąże nadwątliły jej zdrowie, a potem borykała się

z wychowywaniem licznej gromadki.

Nie tylko przykład matki odstraszał Ellie od zwiąż-

scandalous

Pona & Irena

background image

ków z mężczyznami. Jej ojciec nigdy nie interesował się

swoim licznym potomstwem. Był dość okrutny dla żony

i dziewięcioletnia Ellie nie tęskniła za nim specjalnie, gdy

w końcu zmarł. Potem, gdy miała dziewiętnaście lat, Gun-

ther Thurlo, mieniący się jej przyjacielem, próbował z niej

zedrzeć sukienkę, a kiedy się broniła, obrzucił ją stekiem

wyzwisk. Trzy lata później o )ej rękę starał się Avery Johns.

Szybko wyszło na jaw, że pragnął jej tylko jako matki dla

swoich czworga dzieci, gdyż następnego dnia po jej od­

mowie oświadczył się innej. Na podstawie tych doświad­

czeń Ellie doszła do wniosku, że nie potrzebuje mężczyzny

w swym życiu.

Utwierdziła się w tym przekonaniu, gdy dwie z jej sióstr,

Lana i Ronnie, które wcześnie wyszły za mąż za chłopców

z Red Rose, wkrótce potem się rozwiodły. Pozostałe cztery,

Allie, bliźniaczki Becca i Judy oraz Suze opuściły miastecz­

ko na czas nauki i już do niego nie wróciły. Żadna z nich

nie przejawiała ochoty do wyjścia za mąż. Dlatego choć El­

lie rozumiała potrzeby Sunny, nie zamierzała wychodzić za

mąż i przeżywać takiego piekła jak jej matka.

- Zależy mi na przetrwaniu naszego miasteczka ~ od­

parła po namyśle.

- Cóż, to niemożliwe bez dopływu świeżej krwi -

stwierdziła Lydia. - Cierpią na tym nasze interesy. Czy ci

się to podoba, czy nie, potrzebujemy mężczyzn w Red Rose.

Takich, którzy odświeżą i zaludnią miasteczko.
- Więc co zrobimy? - spytała Ellie.

Nie po raz pierwszy odbywały tę rozmowę. Jednak

tym razem sprawy wyglądały dużo poważniej. Sunny

scandalous

Pona & Irena

background image

i Lydia miały rację. W miasteczku było coraz mniej ludzi

i kolejne sklepiki plajtowały, a ich właściciele wyjeżdżali.

Nie można było znaleźć pracy. Im mniej było mężczyzn,

tym więcej kobiet decydowało się opuścić Red Rose.

Młodzież, która nie miała rozrywek na miejscu, starała

się szukać ich gdzie indziej. Smutna prawda wyglądała

tak, że na trzy kobiety w Red Rose przypadał jeden męż­

czyzna. I to tylko dlatego, że był zbyt stary lub za młody,

by opuścić miasteczko.

- Możemy urządzić festyn i mieć nadzieję, że chociaż

niektórzy mężczyźni z sąsiednich miasteczek zechcą tu za­

mieszkać - zaproponowała Delia, błękitnooka blondynka,

która pracowała w kwiaciarni.

- Już tego próbowałyśmy- przypomniała ppnuro Lydia.

- Zjedli wszystkie smakołyki, wypili całe piwo i rozjechali

się do domów.

- Powinniśmy wybudować coś, co zwróci na nas uwagę

i ściągnie turystów - Joyce Hives się ożywiła.

- Tego też już próbowałyśmy - westchnęła Ellie, wspo­

minając z obrzydzeniem ohydnego manekina, który został

umieszczony na obrzeżach miasteczka.

- Powinnyśmy działać bardziej zdecydowanie'- ogło­

siła Sunny.

- Potrzebny nam ktoś, kto wie, czego pragną mężczyź­

ni, ma pieniądze i pomysł, jak ich tu sprowadzić. Potrzeb­

ny nam jakiś doradca, taki biznesowy konsultant -podsu­

mowała Lydia.

- To ma sens - Ellie się zgodziła.

- Parker Monroe jest konsultantem. Doradza w spra-

scandalous

Pona & Irena

background image

wach nowych rynków zbytu - przypomniała Sunny. - Pi­

szą o nim w gazetach.

Ellie zaschło w ustach, gdy uświadomiła sobie, w jakim

kierunku zmierza ich rozmowa.

- Nie wydaje mi się, żeby Parker miał ochotę wrócić do

Red Rose - powiedziała, starając się zachować spokój. -

Od jego wyjazdu minęło jedenaście lat, a same wiecie, co

się wtedy stało.

- A ja uważam, że wróciłby, gdyby tylko właściwie

przedstawić mu sprawę - oznajmiła Lydia ze śmiechem.

- Kiedyś się przyjaźniliście, prawda?

- Jako dzieci - przytaknęła Ellie, przełykając z trudem

ślinę. - Później to była raczej luźna znajomość - dodała,

próbując wyprzeć z pamięci dziewczęce marzenia.

- Przecież mieszkaliście po sąsiedzku, a twoja mama

nawet u nich gotowała.

Ellie skinęła głową. Kiedyś jej dom rodzinny stanowił

kwatery dla służby w obrębie posiadłości rodziny Monroe.

Dziadek Parkera zapisał go w spadku babci Ellie, która była

u niego kucharką. Potem tę pracę przejęła matka Ellie.

- Poza tym, ty doskonale sobie radzisz - dodała Lydia,

wskazując swoją zadbaną kawiarnię.

- A w zeszłym tygodniu naprawiłaś u mnie cieknący

kran za połowę sumy, której zażąda! hydraulik z miasta -

przypomniała Joyce ze słodkim uśmiechem.

- Potrafisz niemal wszystko. Wiesz, jak położyć tapetę

i naprawić gniazdko elektryczne. Sprzedajesz bilety na au­

tobus i w razie potrzeby opiekujesz się dziećmi sąsiadów.

W dodatku jesteś taka rozsądna, silna i przekonująca.

scandalous

Pona & Irena

background image

Gdy Delia skończyła, wszystkie oczy skierowały się na

Ellie.

- Racja - przytaknęła Sunny. - Parker na pewno nam

pomoże, jeśli to ty z nim porozmawiasz.

- Dlaczego miałby tu przyjeżdżać? - spytała Ellie, krę­

cąc głową. - I co mógłby dla nas zrobić? Jakim cudem na­

wet najlepszy doradca biznesowy może przyciągnąć inwe­

storów do umierającego miasteczka?

- Gn jest bogaty i sławny. Nawet gdyby zgodził się jedy­

nie nas odwiedzić, inni mogliby pójść za jego przykładem

- upierała się Sunny. - Zresztą, to właśnie jego wyjazd roz­

począł migrację mężczyzn.

- Bzdury.
- Cóż, przyznasz, że zaczęli wyjeżdżać po zamknięciu

fabryki obuwia. To jedyny zakład produkcyjny w tej oko­

licy, a jednak Mick Monroe go zamknął. Parker wyjechał,

a Mick potem umarł.

- Wiecie dobrze, że inwestycja przynosiła straty. Rodzi­

na Monroe dorobiła się na kupowaniu małych, dobrze ro­

kujących firm, zatrudniała odpowiednich ludzi, którzy je

rozwijali, i sprzedawała je z dużym zyskiem. Jeśli coś nie

szło po ich myśli, rezygnowali i przez to unikali dużych

strat - rozsądnie zauważyła Ellie.

- Gdyby Parker wtedy wrócił, ojciec mógłby go popro­

sić o poprowadzenie fabryki. Wtedy by jej nie zamknęli,

może zaczęłaby przynosić zyski. Owszem, Mick zamknął

fabrykę, ale przecież Parker mógł ją otworzyć po jego

śmierci.

- Parker nie jest cudotwórcą, Joyce - Ellie ostudziła za-

scandalous

Pona & Irena

background image

pędy koleżanki. - Nikt nie dałby rady wskrzesić fabryki.

Poza tym miał zaledwie dwadzieścia jeden lat, gdy opuścił

Red Rose. I niecałe dwadzieścia dwa, gdy zmarł Mick.

- Ale pochodzi z rodu Monroe.
Chociaż słowa te padły z ust tylko jednej z kobiet,

wszystkie myślały tak samo. Ta rodzina potrafiła zarobić

miliony, więc musiała znać sekrety biznesu.

Ellie zmarszczyła brwi i spróbowała przemówić kole­

żankom do rozsądku.

- Nie możecie poważnie myśleć, że to z powodu

wyjazdu Parkera Red Rose opustoszało. Nie jesteśmy aż

tak przesądne.

Usłyszała kilka westchnień i pomruków, jednak żadna

z pań nie odpowiedziała. Ellie zamyśliła się. Niezależnie od

tego, czy sądziły, że otwarcie przez Parkera fabryki urato­

wałoby przed laty miasteczko, czy też uważały go za win­

nego migracji tutejszych mężczyzn, w ich świadomości był

nierozerwalnie powiązany z najbardziej palącymi proble­

mami Red Rose. W ostatecznym rozrachunku nie liczyło

się, czy był przyczyną kłopotów, czy potencjalnym wybaw­

cą. Widocznie uznały, że tylko on może im pomóc. Ellie

westchnęła z rezygnacją.

- Jak chcecie go tu ściągnąć?

- Na przynętę - oznajmiła Lydia.
- Przynętę? - powtórzyła głucho, czując nagły przypływ

paniki. - Jaką przynętę?

- Wiemy, że lubi piękne kobiety - oznajmiła Sunny. -

Gdy piszą o nim gazety, zawsze na zdjęciu towarzyszy mu

jakaś ślicznotka. Musisz się trochę postarać. Śmielszy ma-

scandalous

Pona & Irena

background image

kijaż, bardziej atrakcyjne ciuszki. Niech Annie zrobi ci ja­

kąś modną fryzurkę - poradziła.

Ellie starała się nie okazywać zdenerwowania. Kiedyś

marzyła o Parkerze. Owszem, miała wtedy zaledwie osiem­

naście lat, ale zakochała się w nim dużo wcześniej. Tylko

że on nigdy nie widział w niej kobiety... Nie chciała, żeby

tamte uczucia znów odżyły. Zawsze się obawiała, że Parker

kiedyś odkryje jej sekret.

- Przykro mi, ale nawet dla was nie zamierzam uwo­

dzić Parkera - oznajmiła koleżankom. - Nawet o tym nie

myślcie.

Parker Monroe rozparł się wygodnie w swoim biuro­

wym fotelu i zaczął myśleć o wyprawie do Europy. Miło

będzie dla odmiany wtopić się w tłum i udawać szarego

człowieka, pomyślał leniwie.

Kilka ostatnich tygodni nieźle dało mu w kość. Był za­

jęty pracą, więc nie spostrzegł w porę, że Lynette zaczęła

myśleć o ślubie. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, odbył z nią

szczerą rozmowę. Wiedział, że ją zranił, ale nigdy niczego

jej nie obiecywał. Niestety, ich rozstanie stało się głośne.

Gazety nękały go przez długi czas, a czuł, że sumienie nie

da mu spokoju jeszcze dłużej.

Od kiedy dorósł, wiedział, że nie założy rodziny. Nie za­

mierzał iść w ślady ojca, wuja i dziadka, którzy poślubia­

li i unieszczęcliwiali kolejne wybranki. Mężczyźni z rodu

Monroe nie potrafili dochować wierności. Gdy był młod­

szy, łudził się, że z nim będzie inaczej. Liczył na to, że spot­

ka tę jedyną prawdziwą miłość i wspólnie zbudują szczęś-

scandalous

Pona & Irena

background image

cie. Jednak każdy jego związek w końcu się rozpadał, za

każdym razem w coraz bardziej dramatycznych okolicz­

nościach. Dawno zdecydował się na samotne życie i był

z tego zadowolony. Sądził, że wystarczająco jasno oznajmił

Lynette, że nie ma mowy o ślubie, ale musiał się pomylić.

Znów płacił za swoją beztroskę.

Dlatego wyjazd z miasta, nawet w interesach, wydał mu

się niezwykle kuszący. Chciał odpocząć i spojrzeć na swo­

je życie z dystansu, a tu był zbyt dobrze znany. Teraz czuł

się jak przestępca zmuszony do przebywania na miejscu

zbrodni, a tego typu odczucia nękały go zbyt często. Naj­

pierw w Red Rose, a teraz tu, w Chicago. Muszę się stąd

wyrwać, postanowił. Nagle w jego myśli wkradł się dźwięk

interkomu.

- Słucham? - spytał, naciskając guzik i otrząsając się

z ponurych rozmyślań.

- Ktoś do ciebie, Parker. Panna Donahue. Mówi, że cho­

dzi o skomplikowaną sprawę zawodową. Nie jest pewna,

czy będziesz w stanie jej pomóc. Odesłać ją? - usłyszał

znudzony głos swojego asystenta.

Parker uśmiechnął się pod nosem. Zachowanie kobie­

ty wyglądało na prowokację. Wszyscy wiedzieli, że dawno

zrezygnował z dorywczych prac. Jednak w obecnym stanie

ducha chciał się przekonać, kto miał na tyle śmiałości, że­

by próbować go przechytrzyć. Nie zamierzał teraz przyj­

mować żadnych zleceń, ale uznał, że małe słowne zapasy

z taką upartą osóbką dobrze mu zrobią.

- Zaproś panią do mojego gabinetu, Job - zarządził

z szerokim uśmiechem.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Słucham? - asystent aż zachłysnął się ze zdumienia.

- Wprowadź ją, człowieku. Mogę przecież poświęcić

kilka minut na rozmowę.

Ledwie Parker zdążył wstać i oprzeć dłonie na szerokim

blacie biurka, drzwi uchyliły się i ukazała się w nich szczup­

ła, młoda kobieta. Przez chwilę wydawało się, że zawahała się

w progu, ale natychmiast raźno ruszyła w jego stronę. W jej

szczerych, szarych oczach czaiła się determinacja.

- Witaj, Parker. Postaram się nie zająć ci zbyt wiele czasu.

Jak wspomniałam twojemu... - urwała, szukając odpowied­

niego słowa i zerknęła za siebie, do sąsiedniego pokoju.

- Asystentowi - podpowiedział ze śmiechem w głosie.

- Job to mój asystent i sekretarz.

Jednak jego komentarz wywołał jeszcze większą kon­

sternację. Rzeczywiście, Job miał rozmiary małego czołgu

i przypominał raczej zawodowego zapaśnika niż pracow­

nika biurowego.

- Jak już wspominałam twojemu asystentowi - powtó­

rzyła - wątpię, czy będziesz mógł mi pomóc.

- To dlaczego tu jesteś? - droczył się, bezlitośnie taksu­

jąc ją wzrokiem.

Wzięła głęboki, uspokajający oddech, wyprostowała ra­

miona i bojowo wysunęła podbródek. Mała, szara myszka

o spojrzeniu lwa, pomyślał rozbawiony. Nagle, coś w posta­

wie i oczach dziewczyny wydało mu się znajome.

- Obiecałam w Red Rose, że przyjadę z tobą porozma­

wiać, Parker. Jestem. Naprawdę mam nadzieję, że nam po­

możesz. Gdybym tak nie myślała, nie przyjechałabym -

oznajmiła, siląc się na spokój.

scandalous

Pona & Irena

background image

Więc jednak pamięć nie spłatała mu figla. Młoda ko­

bieta pochodziła z Red Rose, miasteczka jego niechlubnej

przeszłości. Cóż, mógł się spodziewać takiego spotkania.

Zresztą Ellie nie należała do osób, które łatwo się zapomi­

na. Zamknął oczy, ale pod powiekami wciąż miał jej wize­

runek. Wtedy była oczywiście młodsza, a jednak tak samo

poważna. Nie chciał pamiętać. Wciąż bał się, że mógłby

ją skrzywdzić. Świadomie czy nie, mężczyźni z jego rodu

potrafili ofiarować kobietom jedynie ból. Byli płytcy i nie­

zdolni do niczego więcej poza zarabianiem pieniędzy. Nie

chciał pamiętać, a jednak przeszłość dosięgła go nawet tu­

taj. Potrząsnął głową, odpędzając wspomnienia, otworzył

oczy i obrzucił ją twardym spojrzeniem. Obszedł biurko

i powoli zbliżył się do swego gościa. Jego postać znacząco

górowała nad drobną dziewczyną. A jednak ona, zamiast

się wystraszyć czy poczuć niezręcznie, zajrzała mu prosto

w oczy. Kiedyś nie było w niej tyle odwagi i godności, po­

myślał, podziwiając mimowolnie jej postawę.

- Nie próbuj mnie zastraszyć, Parker. Znam cię nie od

dziś - prychnęła z niesmakiem.

- Ellie? Ellie Donahue? To naprawdę ty?
- Nie wiedziałeś? Przecież przedstawiłam się twojemu

asystentowi - powiedziała łagodnie. - Cóż, Donahue to

dosyć popularne nazwisko.

- Nie wiem, co powiedzieć. Przejechałaś taki szmat dro­

gi, żeby się ze mną spotkać?

- To tylko kilka godzin jazdy - spokojnie odparła.

A jednak dotąd nikt z Red Rose nie pofatygował się, że­

by zrobić coś takiego. Parker uniósł pytająco brew.

scandalous

Pona & Irena

background image

Ellie splotła ramiona na piersiach. Mimo okropne­

go szarego kostiumu, który stanowił przestępstwo prze­

ciw panującej modzie, Parker z łatwością dostrzegł, że

zmieniła się pod wieloma względami. Była to zmiana na

lepsze. Przez te jedenaście lat niegdyś chłopięce kształty

przyjemnie się zaokrągliły, jej uroda rozkwitła. Stała się

bardzo atrakcyjną kobietą, zauważył i natychmiast zga­

nił się za takie myśli. Z trudem oderwał wzrok od jej

kształtnych piersi. Ellie wpatrywała się w niego, zaciska­

jąc zęby.

- Wiem, że proszę o wiele, ale Red Rose potrzebuje

twojej pomocy.

- Mojej pomocy? Nie żartuj sobie ze mnie. Dlaczego

naprawdę tu jesteś?

- Ja miałabym żartować? - zdziwiła się i, choć wydawa­

ło się to niemożliwe, jeszcze bardziej się wyprostowała.

Fakt, przyznał w myślach Parker. Ona nigdy nie żarto­

wała. Nawet jako dziecko podchodziła do wszystkiego na

poważnie.

- Ellie, czy ty naprawdę przed chwilą powiedziałaś, że

Red Rose potrzebuje mojej pomocy? Może zapomniałaś,

co się wydarzyło przed laty?

Potrząsnęła głową i przygryzła dolną wargę. Zawsze tak

robiła, gdy borykała się z jakimś problemem, przemknęło

mu przez myśl. Jednak teraz, kiedy jej usta były tak kształ­

tne i zaróżowione, ten gest nie był już niewinny. Parker

poczuł przypływ pożądania i natychmiast surowo nakazał

sobie opanowanie.

- Pamiętam - przyznała niechętnie. - Moja kuzynka

scandalous

Pona & Irena

background image

Mitzi zamierzała udowodnić ci ojcostwo jej dziecka, a wuj

Cliff próbował zmusić cię do małżeństwa.

Jej słowa sprawiły, że znów znalazł się w Red Rose, w po­

koju pełnym wrogich ludzi, którzy wpatrywali się w niego

z potępieniem. Nie był ojcem dziecka tamtej dziewczyny,

ale robił inne złe rzeczy i wiedział, że jeszcze nie raz zgrze­

szy, więc się nie bronił.

- Oznajmiłeś, że ożenisz się z nią, choć to nie twoje

dziecko - dodała, patrząc na niego uważnie rozszerzo­

nymi oczami.

- Nie myśl, że było w tym coś więcej niż zwykłe tchó­

rzostwo - oznajmił, wzruszając ramionami.

- Doprawdy? Przewyższałeś wuja o głowę i byłeś w du­

żo lepszej formie niż on, nawet kiedy był trzeźwy, co mu

się rzadko zdarzało. Myślę, że postąpiłeś tak, bo było ci jej

żal. Mam rację?

Nie miała racji. Owszem, żałował przerażonej Mitzi,

ale przyczyna była inna. Był zbuntowany i wściekły. Nie

na Cliffa. Na ojca, który zmieniał partnerki jak rękawicz­

ki, był bogaty i z upodobaniem folgował wszystkim swoim

zachciankom. Parker był pewien, że odziedziczył po nim

charakter i uważał, że powinien ponieść karę. Sytuacji nie

poprawiał widok znękanej miny matki, która starała się

z godnością znosić zachowanie niewiernego męża. Zawsze

przestrzegała Parkera, że każdy, prędzej lub później, będzie

musiał odpowiedzieć za swoje czyny. Gdy oskarżono go

o ojcostwo, odczuł wręcz ulgę i uznał, że jego moralnym

obowiązkiem jest ożenić się z dziewczyną.

- Cóż, nie na wiele to się zdało, bo zaraz pojawił się

scandalous

Pona & Irena

background image

chłopak Mitzi, przerażony i wściekły, że ktoś odbierze mu

narzeczoną i dziecko.

- A ty wyjechałeś.

- To już przeszłość - powiedział, wzruszając ramiona­

mi. - Nie zamierzam do tego wracać.

Przez chwilę przyglądała mu się uważnie, a potem ski­

nęła głową, jakby podjęła jakąś decyzję.

- Wiem, że nie zamierzasz wrócić do Red Rose, ale mo­

że nie zdajesz sobie sprawy, jaki wpływ na miasteczko mia­

ło twoje odejście.

- Czuję, że zaraz mi to wyjaśnisz - mruknął i uśmiech­

nął się pod nosem.

- Odkąd wyjechałeś, mężczyźni zaczęli opuszczać Red

Rose - oznajmiła, wysuwając wojowniczo podbródek.

- Tak? Wszystkich spotykało to samo?
- Niezupełnie. Po twoim wyjeździe Mick zamknął fa­

brykę i mnóstwo ludzi wyjechało, szukając innej pracy. Za­

cząłeś coś, co trwa do dziś.

Parker oparł się o biurko i przyglądał się Ellie. Nawet

stąd czuł zapach jej różanych perfum.

- Nie zapobiegłbym zamknięciu fabryki i nie ściągam po­

tajemnie do Chicago mężczyzn z Red Rose - zażartował.

- Wiem. Nie jestem już głupiutką nastolatką, Parker -

oznajmiła gniewnie. - Chodzi o to, że Red Rose traci ko­

lejnych mieszkańców, głównie mężczyzn. Nasze miastecz­

ko umiera.

- A ja zacząłem ten proces?
- Może twoje odejście było symbolem końca pewnego

etapu - mruknęła, odwracając wzrok. - Nieważne, czy ty

scandalous

Pona & Irena

background image

coś zapoczątkowałeś, czy to tylko lokalny przesąd/Miasto

umiera, a my potrzebujemy twojej pomocy.

- Ellie, chyba nie wierzysz, że to możliwe. Nie jesteśmy

już dziećmi i nie mogę uczestniczyć w takich zabawach...

- Nie chcę, żebyś się ze mną bawił. Wróć ze mną do Red

Rose i zobacz, co możesz dla nas zrobić.

- Jestem biznesmenem, a nie cudotwórcą, Ellie - po­

wiedział łagodnie.

- Owszem. Odnosisz sukcesy w dziedzinach, które mo­

gą pomóc naszemu miastu. Spróbuj...

- Odnoszę sukcesy między innymi dlatego, że nie pory­

wam się z motyką na słońce - tłumaczył. - Zresztą nie chcę

wracać do czegoś, co już dawno uznałem za skończone.

- Chyba nie boisz się, że ktoś jeszcze wciąż uważa cię za

ojca dziecka Mitzi?

- Nie - zaśmiał się Parker. - Raz widziałem zdjęcie ma­

lucha. Chłopak wcale nie jest do mnie podobny. Rodzina

Monroe ma bardzo arystokratyczne nosy - zażartował.

Wreszcie udało mu się rozśmieszyć Ellie. To był ich sta­

ry żart. Kiedyś Parker spadł z drzewa i złamał nos. Jego

matka przez wiele tygodni biadała, że zniszczył rodzinny

powód do dumy.

- Mógłbyś choć raz zrobić wyjątek. Co ci szkodzi? - po­

prosiła.

- Niestety, Ellie. Miasteczko zaczęło umierać na długo

przed moim odejściem.

- Wiem.
- Wiesz, że sprawa jest beznadziejna i mimo to... - Aż

zamrugał ze zdumienia.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Kobiety z Red Rose uznały, że jesteś naszą ostatnią de­

ską ratunku - szepnęła, wzruszając z rezygnacją ramiona­

mi. - Czasem sama nadzieja lub niewielki wysiłek wystar­

czają, by coś zmienić.

- Wam potrzeba cudu. A ty przecież nie wierzysz w cu­

da. Prawda, Ellie?

- Nie wierzę. Ale nie mogłam się poddać bez walki.

Musiałam spróbować. Wierzyłam, że i ty zechcesz podjąć

próbę.

- Przykro mi, Ellie. Red Rose to już przeszłość.

- Wiedziałam, że będzie ciężko - westchnęła, odzysku­

jąc rezon. - Wiesz, że zawsze byłeś uparciuchem, Parkerze

Monroe?

- Wiem - przyznał, wspominając ich burzliwe dziecin­

ne sprzeczki.

- Nie zamierzam się poddać.

- Słusznie. Red Rose to twój dom.

Ellie cofnęła się o dwa kroki, spojrzała na niego zwę­

żonymi oczami i zamaszystym gestem położyła dłonie na

biodrach. Kiedyś, w czasie kłótni, często przyjmowała tę

postawę i Parker zawsze bardzo to lubił. Teraz ten gest

uwydatnił jej kształtne piersi i sprawił, że wydała mu się

bardzo apetyczna.

- Sunny Delavan radziła, bym zaapelowała do twoich

niższych instynktów - oznajmiła, kręcąc z niesmakiem

głową. - Radziła mi przyjść w skąpym bikini.

Parker poczuł, jakby nagle poraził go prąd. Obraz nie­

mal nagiej Ellie w jego gabinecie wyparł wszelkie rozsądne

myśli. Zamrugał oczami i z trudem się opanował.

scandalous

Pona & Irena

background image

-Nie wracaj tu więcej, Ellie - ostrzegł schrypnię­

tym głosem. - A na pewno nie w takim stroju. Pamiętasz

sprawki mojego ojca?

- Oczywiście - odparła, wypuszczając wstrzymywany

oddech.

- Jestem taki jak on. Nawet gorszy. Gorszy niż wuj Fritz,

który żenił się osiem razy. Nie możesz mi ufać. Pamiętaj

o tym.

Przez chwilę miał wrażenie, że dziewczyna się ugnie

i na wszelki wypadek cofnie o krok. Dobrze, że ją wystra­

szył. Będzie bezpieczniejsza. Jednak Ellie tylko uśmiechnę­

ła się sztywno i ruszyła do drzwi.

- Wybacz, ale po prostu nie mogę zrezygnować - rzu­

ciła przez ramię, opuszczając jego gabinet. - Red Rose to

mój dom i muszę o niego walczyć. Nie mogę zawieść tych,

których kocham. Nie chcę cię prześladować, ale chyba bę­

dę musiała. To jeszcze nie koniec, Parker.

Gdy zamknęła za sobą drzwi, spróbował rozluźnić napię­

te ramiona. Mógł jedynie mieć nadzieję, że przy następnym

spotkaniu Ellie zachowa się jak zwykle poważnie. Z drugiej

strony ta dziewczyna nigdy nie rzucała słów na wiatr i czuł,

że myśl o Ellie w bikini długo nie da mu spokoju.

scandalous

Pona & Irena

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Ellie ukryła twarz w dłoniach, żałując, że nie może cof­

nąć czasu i wymazać kilku ostatnich minut rozmowy z Par-

kerem. Czy naprawdę powiedziała, że powinna mu się po­

kazać w skąpym bikini?

Ułożyła się wygodniej na hotelowym łóżku. Przy Parkerze

często czuła gniew i frustrację. Te uczucia popychały ją do

mówienia i robienia rzeczy, na które nigdy by się nie odwa­

żyła. W dodatku wciąż prześladowała ją myśl o jego jedwabi­

stych, ciemnych włosach i bursztynowych oczach. Mimo że

dawno zrezygnowała z myśli o mężczyźnie w swoim życiu,

wizerunek Parkera wracał do niej w najmniej oczekiwanych

chwilach. Wkradał się nawet w jej sny.

Doskonale wiedziała, że to efekt zdruzgotanych dziew­

częcych marzeń, ale podświadomość coraz częściej płatała

jej takie figle. Od czasu gdy po szkolnej potańcówce zoba­

czyła Celię Warner w ramionach Parkera, nie mogła za­

pomnieć widoku jego silnych rąk opasujących dziewczynę

i zachwytu na jej twarzy. To było brutalne przebudzenie.

Zawsze podziwiała Parkera z daleka i mimo jego reputacji

postrzegała go raczej jak swego przyjaciela, który wyciągał

ją z tarapatów. Jednak po tym zdarzeniu spojrzała na niego

scandalous

Pona & Irena

background image

inaczej. Oczywiście, z całych sił starała się nie dać nic po

sobie poznać i wymazać palące wspomnienie, ale bywało,

że nawiedzały ją erotyczne sny z Parkerem w roli głównej.

Na jawie zawsze była rozsądna i spokojna, ale kiedy nie

mogła kontrolować swych myśli.

Ellie głucho jęknęła i potarła opuchnięte oczy. Trud­

no, stało się, pomyślała. Nie ma co żałować nieopatrznych

słów. Musi bardziej się kontrolować przy kolejnym spotka­

niu. Miała coś do załatwienia i nie wiązało się to z jej uczu­

ciami do Parkera. Chodziło o Sunny, Lydię, Delię, Rosellen

i nawet pana Fippsa. Chodziło o dobro Red Rose. Ellie za­

stanawiała się, co powinna teraz zrobić.

Parker nie miał zamiaru wracać do miasteczka. Wie­

działa to już wcześniej, a jednak złożyła obietnicę. Przypo­

mniała sobie zgnębione spojrzenie Delii i zrozumiała, że

jeśli czegoś nie zrobi, przyjaciółka wkrótce podejmie decy­

zję, przed którą się jeszcze broniła. Spakuje się i wyjedzie.

Ellie czuła, że musi coś przedsięwziąć. Jeśli wszyscy

uważali, że tylko Parker może tu pomóc, już ona dopilnu­

je, żeby się postarał. Albo żeby zrozumiał, co oznacza dla

Red Rose jego odmowa.

Nagle wpadła na pewien pomysł. Natychmiast chwyciła

telefon i wybrała numer przyjaciółki.

- Sunny? Nie będzie nam łatwo, ale chcę, żebyś coś dla

mnie zrobiła...

Był wczesny wieczór, kiedy Parker usłyszał dzwonek do

drzwi, a chwilę później niecierpliwe pukanie. Zmarszczył

brwi. Nie miał nastroju na wizyty. Mimo to ruszył do drzwi.

scandalous

Pona & Irena

background image

Na progu stała uśmiechnięta Ellie. Ucieszył się, że mi­

mo wcześniejszych zapowiedzi była ubrana. Odwzajemnił

jej uśmiech. Wprawdzie chętnie zobaczyłby więcej kremo­

wej skóry i jej kształtnych nóg, ale już przed laty zdecy­

dował, że Ellie stanowi dla niego świętość. Nawet gdy był

młodszy i szalały w nim hormony, czuł, że nie powinien

obrażać tej dziewczyny swymi zalotami. A jednak nie mógł

oderwać wzroku od jej kształtnych kostek, wyeksponowa­

nych przez delikatne sandałki. Co ty wyprawiasz, skarcił

się w myślach. Zapraszającym gestem uchylił drzwi.

- Tak szybko wróciłaś?

- Przyjechałam do Chicago tylko po to, żeby się z to­

bą spotkać. Nie mogę tracić czasu - nerwowo oznajmiła

i sięgnęła po olbrzymie pudło, które stało obok niej.

- Pomogę - zaoferował i pochylił się, ale powstrzymała

go w pół gestu.

- Dziękuję. Wcale nie jest takie ciężkie.
- Może nie jestem dżentelmenem w każdym calu, El­

lie, ale nauczono mnie dobrych manier - oznajmił, mar­

szcząc brwi.

- Parker, zawsze byłeś uparty, ale nigdy nie okazywałeś

mi braku szacunku - odparła, obdarzając go poważnym

spojrzeniem, które nazywał nauczycielskim. - Dziękuję za

propozycję, ale nie chcę, żebyś brał to pudło. Przynajmniej

nie teraz. Mówię poważnie.

- Wiem - mruknął i uśmiechnął się ciepło do swoich

wspomnień.

Ellie przeszła niezłą szkołę życia. Jej matka była wspa­

niałą kucharką, ale nie bardzo radziła sobie w życiu. Naj-

scandalous

Pona & Irena

background image

starsza córka często miała do czynienia ze zbuntowanym

i rozrabiającym rodzeństwem i do perfekcji opanowała

sztukę zyskiwania posłuchu.

- Pudło należy do ciebie. Nie zamierzałem podważać

twojego autorytetu - oznajmił i ze śmiechem uniósł ręce

w geście udawanego poddania.

- Grzeczny chłopiec - pochwaliła go żartem. - Spójrz,

jak szybko czynimy postępy.

- Co jest w pudle, Ellie? - zapytał najbardziej przymil­

nym tonem, na jaki potrafił się zdobyć.

- Ja... - drgnęła i zamrugała. - Przynęta - wyjaśniła po

chwili konsternacji.

- Pokaż mi - poprosił, patrząc łakomie na jej zgrab­

ną sylwetkę.

Ellie zignorowała zaczepkę i energicznie przytaknęła.
- Może źle się zrozumieliśmy przy pierwszym spotka­

niu, Parker. Nie chcemy cię zmuszać, żebyś wrócił na stałe

do Red Rose. Potrzebujemy twojej ekspertyzy i obecności,

by pokazać światu, że nasze miasteczko ma wiele do zaofe­

rowania - wyjaśniła jednym tchem.

- Chcesz, żebym udawał, że przyjechałem na wypoczy­

nek? - spytał z domyślnym uśmieszkiem.

- To w końcu nie takie złe miejsce - mruknęła obron­

nym tonem.

Parker zrozumiał, że ją zranił, i poczuł się jak dureń.

Zresztą miała rację.

- To naprawdę miłe miasteczko, Ellie - zapewnił po­

spiesznie. - Tylko nie każdemu odpowiada jego klimat. Ja

tam nie pasuję.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Wciąż masz tam posiadłości. Dom, hotel i fabrykę -

przypomniała.

- Hotel stoi pusty od lat - prychnął. - Z trudem prze­

trwał pierwsze dwa lata swego istnienia. To był najgorszy

pomysł ojca. Gorszy nawet niż fabryka.

- Tylko dlatego, że było niewielu gości. Gdyby wiedzieli,

co Red Rose ma do zaoferowania, zaczęliby nas odwiedzać.

Właśnie w tym możesz nam pomóc - oznajmiła i usiad­

ła na kanapie, tuląc wciąż pudło. - Twój ojciec zapomniał

o reklamie. Albo wolał zachować miasteczko jako cichą

przystań dla siebie i swoich... hm... sam wiesz.

Parker doskonale znał powód nagłego zmieszania El-

lie. Ojciec sprowadzał sobie kobiety do hotelu. Mężczyź­

ni z jego rodziny zawsze działali z egoistycznych pobudek.

Mick zbudował hotel, bo potrzebował spokojnego gniazd­

ka miłości.

- Ale tobie nie zależy na ukrywaniu Red Rose - podjęła

po chwili z nowym entuzjazmem. - Mógłbyś pokazać lu­

dziom nasze dobre strony i ocalić miasto. Wiesz, co i jak

trzeba sprzedać - paplała, machając dłońmi.

Parker nie wytrzymał, przysiadł się do niej i chwycił jej

niespokojne dłonie.

- Ellie, jestem konsultantem, doradcą. Nie angażuję się

osobiście W reklamę. Potrzebujecie specjalisty od public re-

lations.

- Nie stać nas - jęknęła.
Parker miał ochotę się roześmiać, ale nie chciał zawsty­

dzać Ellie. Gdyby wiedziała, jakie opłaty pobierał od Swo­

ich klientów... Nie chodziło o to, że nie chciał pomóc. Na-

scandalous

Pona & Irena

background image

prawdę uważał, że warto, ale nie miał pomysłu, jak ratować

ginące miasteczko.

- Spójrz - zawołała, wyrwała mu dłonie i sięgnęła po

pudło. - Mam z sobą próbki - oznajmiła podniecona i ot­

worzyła plastikowe pudełko.

Pokój wypełnił się smakowitą wonią czekolady. Parker

przymknął oczy z rozkoszy.

- Ciasto od Sally Mae Engels - szepnął. - Mawiała, że to

pokusa nie do odparcia dla każdego grzesznika.

- Cóż - zachichotała Ellie. - Wiedziała, że będziesz za­

chwycony - powiedziała i znów zanurkowała w głębiny

pudła. - A jak ci się to podoba? - spytała, otwierając inny

plastikowy pojemnik.

- Pomarańczowy krem ze sklepu Sunny - westchnął,

gdy zobaczył zawartość.

- Właśnie - przytaknęła, zachwycona jego reakcją. -

Podobno to twój ulubiony.

- Czy chcesz mnie podtuczyć, Ellie?

Zamrugała, odrywając wzrok od pudła. Pozwoliła

oczom zabłądzić w okolice jego klatki piersiowej. Parker

wiedział, że się nie zarumieni, tylko opuści rzęsy, żeby nie

można było odczytać nic z jej spojrzenia. Nie zawiódł się.

-Ellie?
- Nie, oczywiście, nie o to mi chodzi - burknęła po

chwili. - Popatrz na to - dodała i wyciągnęła długie kar­

tonowe pudełko.

Wewnątrz opakowania spoczywały dwie idealne róże

o olbrzymich i pełnych pąkach w przepysznym purpuro­

wym kolorze.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Z kwiaciarni Abigail? - domyślił się natychmiast.

- Delia też tam pracuje. Ale jej możesz nie znać. Poja­

wiła się niedawno.

- Ellie - zaczął i popełnił błąd, kładąc rękę na jej nagim

ramieniu. - Co ty próbujesz zrobić? - spytał, cofając gwaf-

townie dłoń.

Nie odpowiedziała, tylko głębiej sięgnęła do pudła i wy­

jęła kilka świeżych świerkowych gałęzi, dziki miód i tru­

skawki ze sklepu Joyce Hives oraz pokaźny plik fotografii.

- Zobacz, to zachód słońca nad wzgórzem Eagle Nest,

pamiętasz?

Jasne, że pamiętał. To było ulubione miejsce zabaw

wszystkich dzieciaków z miasteczka.

- A to stary młyn. Wprawdzie nie działa, ale jest bardzo

malowniczy, prawda?

- Oczywiście - zgodził się, ale chwycił jej rękę, zanim

zdążyła wyciągnąć kolejne zdjęcie. - Wystarczy, Ellie. Chcę

wiedzieć, dlaczego to robisz.

- Ja... próbuję cię uwieść - szepnęła.
Parker aż się zachłysnął. Doskonale wiedział, co mia­

ła na myśli, lecz dobór słów sprawił, że rozpalona wyob­

raźnia podsuwała mu erotyczne wizje, których nie potrafił

zignorować.

-Uwieść?

- Tak Nie rozumiesz? Red Rose ma tak wiele do zaofe­

rowania. Gdybyś to dostrzegł i spróbował sprowadzić in­

westorów, uratowałbyś miasteczko.

Nie chciał jej zranić, lecz był przekonany, że zaangażo­

wała się w przegraną sprawę. Pokręcił głową.

scandalous

Pona & Irena

background image

-Ellie...

- Sam zobacz - natychmiast mu przerwała i wyciągnę­

ła gruby segregator. - Wszystko mam z sobą. Niemal każ­

dy przesłał mi potrzebne dane. Tu jest zeznanie podatko­

we Sunny z ubiegłego roku, a to bilans zysków i strat apteki,

kwiaciarni, butiku i stacji benzynowej. To my, Parker. Nasze

sukcesy i porażki. Chciałam najpierw pokazać ci zalety Red

Rose. Tu masz ciemną stronę. Taka będzie nasza przyszłość,

jeśli nic się nie zmieni. Nie obchodzi cię los Sally Mae, Sunny,

Abigail i całej reszty? Czy naprawdę muszę cię błagać?

Jej głos zaczął niebezpiecznie drżeć i Parker poczuł się

jak ostatni drań.

- Nie rób tego - poprosił. - Nie staraj się tak mocno.

- Nie potrafię inaczej - powiedziała poważnym i spo­

kojnym głosem.

Parker wiedział, że to prawda. Zawsze była szczera,

troskliwa, przewidująca, odpowiedzialna ponad miarę i ni­

gdy nie odmawiała nikomu pomocy. Dlatego miasteczko

wybrało ją na swojego rzecznika.

- Będę cię błagać na kolanach, jeśli tak trzeba. Tylko nie

odsyłaj mnie do domu z pustymi rękami i nie każ mi zła­

mać ducha Red Rose.

Przez chwilę w myślach Parkera pojawił się erotyczny

obraz klęczącej przed nim Ellie. Zacisnął powieki. Jakim

człowiekiem się stał? Był gorszy niż ojciec. Niewinne proś­

by zrozpaczonej kobiety wywoływały u niego podniecenie

i seksualne fantazje. Potrząsnął głową pełen obrzydzenia

dla samego siebie. Otworzył oczy, wyciągnął dłoń i celowo

brutalnie uniósł podbródek Ellie.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Nie rób tego - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Nie

waż się mnie o to prosić.

Uparta Ellie rozchyliła wargi, żeby go dalej przekony­

wać, więc pochylił sję i zamknął jej usta pocałunkiem.

Szorstkim, bolesnym, stanowiącym ostrzeżenie. I dla niej,

i dla niego samego.

- Nic więcej nie mów - zażądał, gdy przerwał pocałunek

Ellie, z szeroko otwartymi oczami, powoli zbliżyła dłoń

do warg. Wyglądała, jakby ją zranił. Może taka była praw­

da. Odsunął się o lulka kroków, ale nawet stąd widział jej

zaczerwienione, opuchnięte usta i zdumione spojrzenie.

Kiedy jednak upartym gestem uniosła podbródek, wie­

dział, że znów spróbuje go przekonywać. Potrząsnął głową

i zamachał dłonią, chcąc ją powstrzymać.

- Dobrze, przyjadę - westchnął z rezygnacją. - Wygra­

łaś. Możemy jechać choćby zaraz. Lepiej mieć to od ra­

zu za sobą. Zadzwonię tylko do kilku osób. Spróbuję wam

pomóc, ale nie sądzę, by dało się uratować Red Rose. Nie­

których rzeczy po prostu nie sposób zrobić. I nie zostanę

długo - ostrzegł.

Ellie natychmiast skinęła głową, przyjmując jego wa­

runki.

- Daj nam trzy tygodnie. Pozwól spróbować. Tylko tego

od ciebie oczekuję.

Parker zastanowił się, czy jej słowa nie miały przypad­

kiem głębszego sensu, ale postanowił nie drążyć dłużej.

Wracał do Red Rose. Nie umiał odmówić Ellie. Ta kobieta

wiedziała, jak zmusić mężczyznę do uległości.

scandalous

Pona & Irena

background image

Ellie zerknęła na Parkera, który w skupieniu prowadził

czerwonego jaguara. Stanowczo nalegał, żeby z nim jecha­

ła, podczas gdy Job prowadził jej niewielkie autko.

- Musisz mi wszystko opowiedzieć, jeśli mam skutecz­

nie działać - wyjaśnił, ale nie była pewna, czy podał praw­

dziwy powód.

Już po jednym jego spojrzeniu na dwunastoletni, ob­

drapany samochodzik bez tylnego zderzaka Elłie domyśliła

się, że uznał go za niebezpieczny i niegodny zaufania śro­

dek transportu. Co, oczywiście, było dalekie od prawdy.

- Ty masz sportowy wóz. To wcale nie jest bezpieczne

- upierała się.

- Z właściwym kierowcą, to najbezpieczniejsze auto

świata - odparł z szerokim uśmiechem.

Ellie nie zamierzała się upierać. Wolała spokojnie prze­

myśleć, jak powinna przebiegać wizyta Parkera w Red Rose.

Hotel, zbudowany przez jego ojca, nie nadawał się do

zamieszkania, a rodzinny dom od lat świecił pustkami. Po­

prosiła Sunny, żeby włamała się na posesję i posprzątała, co

się da, ale spodziewała się, że przyjaciółka nie zdziała cu­

dów w czasie ich dwuipółgodzinnej podróży. -

- O czym myślisz? Już prawie dojeżdżamy, a ty zamiast

się cieszyć, jesteś coraz bardziej spięta.

- Planuję.

- Co robisz?

- Potrzebujesz noclegu - wyjaśniła.

- Nie spodziewałaś się, że z tobą przyjadę - stwierdził,

unosząc brew.

- Wszystkie na to liczyłyśmy, ale sam wiesz, że panie

scandalous

Pona & Irena

background image

czasami bywają przesądne. Uznały, że przedwczesne przy­

gotowanie się na twój przyjazd może przynieść pecha.

- Prześpię się gdziekolwiek - zaśmiał się.

- To świetnie. Sunny miała się włamać do twojego do­

mu, odrobinę sprzątnąć, zorganizować jakiś przyzwoity

materac i coś do jedzenia, ale obawiam się, że to wszystko.

Potrzebne będzie kilka dni, żeby cię przyzwoicie zakwate­

rować - nerwowo paplała.

- Nie musicie tego robić, Ellie.
- Musimy. Zresztą chcemy, żebyś się poczuł jak w domu

- powiedziała, wyjrzała za okno i zdała sobie sprawę, że

wjadą do miasteczka od strony opuszczonej fabryki i kosz­

marnego pomnika. - Nie tędy! Zawróć i wjedź od wscho­

du - zarządziła.

- Nie przejmuj się, wiem, czego oczekiwać - cicho po­

wiedział.

- Od wschodu - uparła się.

Parker ujął jej dłoń i pocałował.

- Oczywiście, moja królowo - szepnął.
- Grzeczny niewolnik - zażartowała, starając się nie

zdradzić burzy uczuć, którą wywołał dotyk jego warg.

W tę grę często bawili się jako dzieci, ale teraz nie była

już tak niewinna. Jednak Ellie szybko pozbierała rozbiega­

ne myśli i zacisnęła kciuki na szczęście. Miała nadzieję, że

Red Rose pokaże się od najlepszej strony. Powoli zbliżali

się do nowej, pięknej tablicy powitalnej, którą mieszkańcy

wystawili w zeszłym roku w próżnej nadziei ściągnięcia tu­

rystów. Otaczały ją kwitnące krzewy róż. Nagle dostrzegła

zwiniętą postać pod znakiem. Był to pan Fipps, który ostat-

scandalous

Pona & Irena

background image

nio nabrał zwyczaju sypiania na skraju miasteczka w pro­

mieniach zachodzącego słońca. Poza tym był nieszkodliwy,

więc nikt nie robił problemu z jego małego dziwactwa.

Jednak przed jedenastoma laty to właśnie on najgłoś­

niej krzyczał i rzucał oskarżenia pod adresem Parkera. Po­

wiedział wtedy wiele okropnych rzeczy. Ellie zerknęła na

swego towarzysza, modląc się w duchu, żeby nie zauważył

postaci przy drodze. Ale stało się inaczej. Parker zjechał

na pobocze i zatrzymał wóz przy kolorowej tablicy i śpią­

cej postaci.

- Witamy w Red Rose - przeczytał głosem bez wyrazu.

- Tak, witamy - gorączkowo szepnęła Ellie i bez zasta­

nowienia chwyciła dłoń Parkera.

Wrócił do domu. Nieważne, na jak długo. Nie zamierza­

ła pozwolić, by kiedykolwiek tego pożałował.

scandalous

Pona & Irena

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Ellie właśnie podawała poranną kawę w „Red Rose Ca­

fe", gdy w drzwiach kawiarni stanął Parker. Jego mina nie

wróżyła nic dobrego. Ellie wiedziała dlaczego i miała ocho­

tę schować się w mysiej dziurze.

- Witam panie - powiedział głośno.

- Jak to miło - ucieszyła się Sunny. - Prawdziwy męż­

czyzna z samego rana.

- Obiecałaś mnie obudzić - oznajmił z wyrzutem, pa­

trząc na Ellie.

To była prawda. A przecież Ellie zawsze dotrzymywała

obietnic. Jednak rano zdała sobie sprawę, że Parker nie ma

telefonu. Poszła więc do niego, lecz nawet głośne pukanie

nie przyniosło efektu. Obeszła dom i zajrzała przez okno

do sypialni. Parker spał smacznie na materacu na podło­

dze, a jego nagość okrywał jedynie brzeg koca owinięty na

biodrach. Ellie szybko odwróciła wzrok. Nic na świecie nie

zmusiłoby jej do zapukania w okno.

- Uznałam, że pierwszego dnia powinieneś się wyspać

- skłamała, czując, że przy Parkerze zaczyna nabierać złych

nawyków.

- Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Och, Ellie, to się nazywa męska decyzja - westchnęła

przechodząca Lydia. - Już zapomniałam, że jest taki szybki

i bezpośredni. Nalej mu kawy, dziewczyno.

- Usiądź przy mnie - zaprosiła Delia. - Nie znasz mnie,

ale już jestem ci wdzięczna.

- Cieszymy się, że postanowiłeś przyjechać i nam po­

móc - wtrąciła Joyce.

- Jesteśmy bardzo wdzięczne - szepnął inny damski

głos z głębi sali.

Ellie rozejrzała się wokół. Od Parkera dzieliło ją led­

wie kilka kroków, ale przestrzeń ta była pełna kobiet. Mia­

ła wrażenie, że nawet gdyby wylała sobie kawę na głowę,

nikt nie zwróciłby na to uwagi. Wszystkie oczy zwrócone

były na jedynego mężczyznę w pomieszczeniu. Ze zdumie­

niem spostrzegła, że obecne panie mają dziś na sobie swo­

je najlepsze sukienki, a powietrze nasycone jest zapachem

perfum. Red Rose wracało do życia. Uśmiechnęła się do

Parkera.

- Usiądź, zaraz naleję ci kawy.

- Tylko pod warunkiem, że usiądziesz ze mną - mruk­

nął, podszedł bliżej i podsunął jej wolne krzesło.

Jego zapach, głos i obecność spowodowały, że pod El­

lie ugięły się kolana. Najwidoczniej ujawnił się u niego ten

sam gen, który powodował, że wszystkie kobiety były go­

towe porzucić swoich mężczyzn za krótką chwilę szczęścia

z którymś z klanu Monroe, pomyślała nieprzytomnie.

- Siadaj - powtórzył, nachylając się, a jego oddech za-

łaskotał ją w ucho.

Drgnęła i rozlała kawę po całym stoliku. Czar prysł.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Mam pracę - burknęła, sięgając po ściereczkę.

- Pracowałaś wczoraj. Pojechałaś do Chicago i sprowa­

dziłaś mnie, tak jak obiecałaś - oznajmił, odebrał jej dzba­

nek i ścierkę i zamachał do Lydii.

Już po chwili miał w dłoniach świeżą kawę i czy­

sty obrus. Delikatnie popchnął Ellie na krzesełko, usiadł

i rozejrzał się wokół. Powitały go wpatrzone w niego oczy

i uśmiechnięte usta wszystkich kobiet w kawiarni.

- Pozwól, że podziękuję ci w imieniu mieszkańców -

powiedziała Lydia. - Właśnie tego nam było trzeba.

- To się jeszcze okaże - mruknął niezobowiązująco.

- Jesteś dla nas błogosławieństwem, Parker - wtrąciła

inna.

Ellie dostrzegła, że drgnął. Wiedziała, że takie komen­

tarze mogą go spłoszyć, a przecież włożyła wiele trudu

w przywiezienie go do Red Rose.

- Parker zgodził się nam pomóc - podkreśliła. - Nicze­

go więcej nie mamy prawa oczekiwać.

- Och, nie. Teraz, kiedy go zobaczyłam, wiem, że miały­

śmy rację. To wybraniec. Ocali nasze miasteczko, prawda,

panie Monroe? - wyszeptała młoda kobieta, wpatrując się

pełnymi nadziei oczami w Parkera.

- Wyjdźmy stąd - wymamrotał, rzucając banknot na

stół i ciągnąc Ellie za rękę.

- Dopiero przyszedłeś - zaprotestowała żałośnie inna

kobieta.

- Dokąd zabierasz naszą Ellie? - chciała wiedzieć ko­

lejna.

- Z powrotem do łóżka, żeby pofiglować, pani Murphy.

scandalous

Pona & Irena

background image

To mężczyźni z mojej rodziny potrafią najlepiej - powie­

dział, ale zaraz pochylił się i przepraszająco pocałował sta­

rzejącą się wdowę w zarumieniony policzek.

- O, tak. Ten diabeł mi się podoba. Takich mężczyzn

potrzeba w Red Rose - oznajmiła autorytatywnie, gładząc

miejsce, które pocałował.

- No ładnie - burknęła Ellie, gdy wychodzili z kawiarni.

-I tak masz nienajlepszą reputację, a jeszcze potwierdzasz

ją takimi wypowiedziami.

- Zawstydziłem cię?

- Po prostu uważam, że powinieneś bardziej dbać o swój

wizerunek - odparła wymijająco.

- Sądzisz, że tego właśnie chcą? - spytał.

- Nie, masz rację. Marzy im się rozrywka i przygoda.

Chcą poczuć, że żyją, a ty im to umożliwiasz.

- Jednak to nie uratuje miasteczka.

- Racja. Ale chociaż na chwilę oderwie ich myśli od co­

dziennych kłopotów. Chodźmy. Pokażę ci Red Rose. Po­

winniśmy zaczynać, żebyś mógł zdecydować, jak nam naj­

lepiej pomóc.

- Na razie nie mam pojęcia, co zrobić.
- Nikt nie ma, ale ty będziesz umiał spojrzeć na prob­

lem z perspektywy.

Kilka minut później entuzjazm Ellie znikł bez śladu.

Mieszkała w Red Rose całe życie i kochała to miasteczko.

Gdy uświadomiła sobie, jak może ono wyglądać dla kogoś

obcego, wyraźnie zmarkotniała.

Budynki były czyste i dobrze utrzymane, ale przecież nie

było ich znów tak wiele. Ulice szerokie, lecz puste. A gdy

scandalous

Pona & Irena

background image

jechali obwodnicą, przeżyła chwilę paniki, gdy zbliżyli się

do znienawidzonego pomnika.

- Cóż, to ciekawe - skomentował Parker, zatrzymując

wóz na parkingu przed sklepem Sunny.

Przed nim pyszniła się posągowa, uśmiechnięta mle-

czarka o piersiach wielkości kół samochodu, ubrana

w czerwoną, kusą sukieneczkę, która nie pozostawiała zbyt

wiele miejsca dla wyobraźni

Ellie głośno przełknęła ślinę, widząc wymowny uśmie­

szek Parkera. Postanowiła wyjaśnić pochodzenie obrzyd-

listwa.

- W zeszłym roku uznaliśmy, że musimy ożywić mia­

steczko. Padł pomysł, żeby każdy przyozdobił sklep perso­

nifikacją swojej branży. Sunny zgłosiła się jako pierwsza.

Problem w tym, że kiedy ustawiła tu swoją mleczarkę, in­

ni natychmiast zrezygnowali z konkurowania. Rada miasta

zastanawiała się nad usunięciem tej ozdóbki, bo nie chcie­

li, by kojarzono nas z filmami wyłącznie dla dorosłych, ale

w końcu zdecydowano, że może zostać, bo to i tak peryfe­

rie Red Rose, a Sunny bardzo nalegała.

- Nie musisz się tłumaczyć, Ellie.

- Wcale tego nie robię.

- Ona wcale nie jest taka zła.

- Wygląda, jak... prostytutka. Sam widzisz, że spódnica

się jej podwija i ma te wielkie... części.

- Nie zauważyłem - droczył się.

- Teraz już widziałeś wszystko, co Red Rose ma do po­

kazania - oznajmiła Ellie i ruszyła w stronę samochodu.

Nie była to cała prawda. Nawet stąd widać było budynki

scandalous

Pona & Irena

background image

opuszczonej fabryki i obłażące z farby różowe mury dwu­

poziomowego „Hotelu Niebiańskich Rozkoszy". Oba sta­

nowiły dowód, że Mick Monroe, choć miał nosa do inte­

resów, był tylko człowiekiem. Fabryka świadczyła o tym, że

nawet on mógł się pomylić, lecz hotel dawał jawne świade­

ctwo jego arogancji i wyuzdania. Parker zerknął tylko raz

w tamtym kierunku i natychmiast odwrócił głowę.

Ellie nie zamierzała przypominać mu akurat tych rzeczy,

ale pewne sprawy nie mogły pozostać w ukryciu. Uśmiech­

nęła się do niego pocieszająco, jakby chciała oszczędzić

mu bolesnych wspomnień. Wyprowadziła wóz z parkingu

i zerknęła na swego markotnego pasażera.

- No i co myślisz o hojnie obdarowanych przez naturę

mleczarkach i w ogóle o sytuacji Red Rose, panie konsul­

tancie?

- Sądzę, że czas waszego uroczego miasteczka przemi­

nął - oznajmił cicho, nie owijając w bawełnę.

- Nie - uśmiech Ellie zamienił się w grymas rozczaro­

wania.

- Nic nie trwa wiecznie.
- Może nie w tej samej postaci, ale Red Rose na pewno

da się ocalić.

- Tylko, czy jeśli się zmieni, nadal będziesz je kochać?

Czy wciąż pozostanie twoim miejscem na ziemi?

-Jak to?

Machnął dłonią, by zjechała na pobocze, wysiadł, ob­

szedł samochód i podał jej rękę. Po chwili ustawił ją twarzą

do centrum miasteczka.

- Popatrz, Ellie, to twoje Red Rose. Czyściutkie, biało-

scandalous

Pona & Irena

background image

różowe, z uroczymi firaneczkami w oknach. Macie to, co

potrzebne. Jest stacja benzynowa i apteka. Kawiarnia, bu­

tik, drogeria, fryzjer, kwiaciarnia, a wszystko słodkie do

bólu. To miasto kobiet. Nie mówię, że to źle, ale nie zawsze

tak było. Naprawdę chcesz to zmienić?

Doskonale wiedziała, że Parker ma rację. Sama myślała

o tym już wcześniej. Nawet jeśli nie chciała, to rozumiała,

że trzeba to zrobić.

- Musimy spróbować Inaczej Red Rose nie przetrwa

następnego pokolenia.

- Jesteś pewna?

- Tak. Potrzebujemy zmiany - odparła drżącym gło­

sem. - Co można zrobić? Co przyciągnie mężczyzn do Red

Rose, Parker? Próbowałyśmy na różne sposoby, ale wszyst­

kie zawiodły.

Parker zerknął na jej zmartwioną twarz. Było mu przy­

kro, że będzie musiała poświęcić to, co kochała, ale nie wi­

dział innego wyjścia z sytuacji. Jeśli miasteczko nie zmieni

swojego charakteru, Ellie straci dom. Najgorsze zaś było

to, że nie miał pojęcia, jak jej pomóc. W Red Rose nie by­

ło nic, co mogłoby przyciągnąć prężną firmę. Nie wiedział,

jak powiedzieć o tym Ellie.

- O co ci chodzi? - udał zdziwienie. - Ponętna mleczar-

ka była świetnym pomysłem - próbował ją pocieszyć.

- Bądź uczciwy. Ja po prostu nie pojmuję, o co chodzi

facetom. Picie piwa, plucie na chodnik, ciągłe myślenie

o seksie i rozkładanie urządzeń na czynniki pierwsze tylko

po to, żeby przekonać się, jak działają - westchnęła i prze­

wróciła oczami.

scandalous

Pona & Irena

background image

Jednak Parker przestał słuchać, gdy padło słowo seks.

Domyślił się, że Ellie nigdy nie trafiła na mężczyznę, który

pokazałby jej, czym naprawdę jest miłość.

Zerknął na jej pełne, zaróżowione usta. Potem jego

wzrok zbłądził niżej. Ta dziewczyna traciła najlepsze lata

życia tylko dlatego, że w pobliżu nie było żadnych męż­

czyzn, którzy mogliby jej uświadomić, jak bardzo jest pięk­

na i godna pożądania. Uznał, że to zbrodnia. Ktoś powi­

nien pokazać jej radość i smak miłości fizycznej...

- Parker?

Zamrugał, otrząsając się z ekscytujących rozmyślań i na­

potkał jej zaniepokojone spojrzenie.

- Cholerne miasto - warknął.
- Słucham?

- Powinnaś wyjść za mąż i mieć gromadę dzieciaków

- oznajmił. - Jeśli wam pomogę, tak właśnie się stanie.

Zresztą, o to wam tak naprawdę chodzi, mam rację?

- Nie mnie - potrząsnęła gwałtownie głową. - Nie chcę

męża ani dzieci. Miałam kilka nieprzyjemnych doświad­

czeń i... pamiętasz mojego ojca?

Parker pamiętał pewnego samolubnego idiotę, który

potrafił tylko brać od życia i sprowadzać na świat kolejne

dzieciaki. Nawet w noc, gdy rodziło się jego najmłodsze,

spił się do nieprzytomności. Później wsiadł do samochodu

i na przydrożnym drzewie zakończył swe życie i korowód

kolejnych panien Donahue. Pogrążona w żalu żona z zapa­

miętaniem oddawała się pracy dla rodziny Monroe, więc

to Ellie zajmowała się rodzeństwem.

Ellie nie wspomniała jego ojca, który był jeszcze gor-

scandalous

Pona & Irena

background image

szym łajdakiem. Miał ochotę dowiedzieć się, kto ją skrzyw­

dził, i porządnie ich poturbować. Cóż, istnieją też porządni

mężczyźni. Powinien sprowadzić kilku do Red Rose. Mo­

że wtedy tacy jak on, jego ojciec i Zach Donahue zostaną

zapomniani. Może przeszłość zblednie, jeśli zastąpi się ją

dobrą przyszłością.

- Więc... nie chodzi o mężów?

- Chodzi, ale nie w moim przypadku. Chciałabym zo­

baczyć moje przyjaciółki i siostry szczęśliwe w małżeń­

stwach. Myślisz, że istnieje w ogóle coś takiego?

- Dla niektórych - przytaknął. - Ale nie dla mnie. Ko­

cham kobiety, ale wolę przyjaźń albo...

- Seks? - dokończyła z szeroko otwartymi oczami.
- Cóż, nie zawsze chodzi o seks - szepnął, widząc, że El-

lie czuje się niezręcznie i nie mogąc odmówić sobie odro­

biny przyjemności z jej prowokowania. - Czasami to przy­

jaźń i całowanie, a czasami całowanie i przyjaźń.

Gdyby to nie Ellie stała teraz przed nim, gdyby nie obie­

cał sobie przed laty, że jej nie tknie, to teraz chętnie zade­

monstrowałby, co miał na myśli. Zamiast tego postanowił

zmienić temat.

- Więc, czego ode mnie oczekujecie? Wyjaśnij dokład­

nie, proszę.

- Nie jestem pewna - bąknęła, wdzięczna za zmianę te­

matu. - Czegoś, co sprowadzi mężczyzn do Red Rose.

- Potrzebny nam plan działania - oznajmił. - Kiedy do­

radzam w sprawach biznesu, zawsze proponuję sporządze­

nie listy tego, co mamy, i tego, co chcemy osiągnąć. Po­

nieważ w tym przypadku strzelamy w ciemno, proponuję

scandalous

Pona & Irena

background image

urządzić coś w rodzaju pokazu potencjału miasteczka. Za­

bierze to mnóstwo czasu i wysiłku, ale może kogoś zain­

teresujemy.

- Cudowny pomysł.

Parker wcale nie był tego pewien, ale rozjaśniona na­

dzieją twarz Ellie i entuzjazm w jej głosie pchały go do

działania.

- Myślisz, że przyjedzie wiele osób?

- Jeszcze za wcześnie, żeby to stwierdzić. Musimy się

przygotować najlepiej, jak się da i mieć nadzieję.

- No dobrze, ale gdzie pomieścimy wszystkich gości?

Potrzeba dużego, pustego budynku z mnóstwem pokoi...

- urwała i spojrzała na niego wymownie.

- Nie. Absolutnie nie.

- To jedyny rozsądny wybór.

- To raczej dom publiczny, Ellie.

- Podobno. Nigdy nie miałam okazji sprawdzić. Ale

z drugiej strony, może to dobrze?

- Słucham?

- Widziałam, jak patrzyłeś na mleczarkę. My, oprócz

Sunny, jesteśmy raczej zakłopotani jej widokiem, ale nie ty.

Uznałeś, że jest zabawna. Może jeśli zmienimy nazwę ho­

telu i trochę posprzątamy, goście nie będą mieli nic prze­

ciwko ekscentrycznemu wystrojowi? Może nawet nie za­

uważą?

- Ellie, zwolnij - roześmiał się Parker. - Obiecałem, że

wam trochę pomogę, ale otwarcie hotelu to zupełnie inna

sprawa.

- Ale słuszna. Odszedłeś w zamieszaniu, ale czy nie

scandalous

Pona & Irena

background image

byłoby cudownie, gdybyś wrócił, otworzył hotel i oca­

lił miasto?

- Nie chcę cię rozczarować, ale to się może nie udać.

Dlaczego tak się wciąż upierasz?

- Nie wiem. Może dlatego, że widziałam, co się dziś sta­

ło w kawiarni. Wszystko było inaczej tylko dlatego, że się

pojawiłeś. To dobrze, że pomogłam przyjaciółkom. Właś­

nie od tego są przyjaciele. My też nimi byliśmy, pamiętasz

jeszcze?

Parker zerknął na Ellie. Teraz była dojrzałą kobietą, ale

patrząc na nią, wciąż widział małą dziewczynkę pełną og­

nia, poświęcenia i zaangażowania, która starała się zrobić

wszystko, co w jej mocy dla swych najbliższych. Już wte­

dy potrafiła zburzyć jego spokój. Oczywiście jako piękna,

młoda kobieta była o wiele bardziej niebezpieczna. A on

nie mógł zostać. Nie był jednym z tych, których oczekiwa­

no z radością w Red Rose.

- Parker?

Westchnął. Spojrzał w stronę hotelu. Pomyślał o swoich

wszystkich sukcesach, które odnosił z dala od tego miej­

sca, i wszystkich porażkach, które miały miejsce właśnie

tutaj. Potem zerknął na Ellie, która odnalazła go w Chica­

go i rzuciła mu wyzwanie. Jeśli znajdzie dla niej właściwe­

go mężczyznę, na zawsze uwolni się od niej i tego miasta.

Uniósł podbródek Ellie i zajrzał jej głęboko w oczy.

- Byliśmy przyjaciółmi i dlatego spróbuję - cicho po­

wiedział. - Ale pamiętaj, że pochodzę z rodziny, w której

łamie się reguły gry.

Potem pochylił się i pocałował ją, dowodząc prawdzi-

scandalous

Pona & Irena

background image

wości swoich słów. Żeby jej udowodnić, że pochodzi z dłu­

giej linii przeklętych Monroe, wsunął język w jej usta i roz­

począł śmielsze pieszczoty. Ellie się nie broniła. Pozwoliła

mu zrobić to, na co miał ochotę. Zadrżała, gdy delikatnie ją

odsunął, i obronnym gestem splotła ręce na piersiach.

- Nie odstraszysz mnie tak łatwo, Parker. Znam takie

gierki.

Z trudem hamował się, by nie porwać jej w ramiona.

W tej chwili nie potrafił jasno myśleć.

- To dobrze, bo ja nie wiem, w co gram i, co gorsza, nie

mam pojęcia, co tu w ogóle robię.

- Jesteś tu po to, żeby sprowadzić mężczyzn - oznajmi­

ła zupełnie spokojnie, - Lepiej zacznijmy od podstaw. Co

powinniśmy zrobić, żeby ich tu ściągnąć?

scandalous

Pona & Irena

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Ellie wymogła na Parkerze wizytę w hotelu i już po kil­

ku minutach musiała przyznać, że budynek jest obrzydli­

wy. Ponieważ od lat widywała wielki, pusty, różowy bu­

dynek, przestała go w końcu zauważać. Teraz od niego

zależała przyszłość miasteczka, więc trzeba było spojrzeć

prawdzie w oczy. Złota farba, którą wymalowano na tabli­

cy nazwę hotelu, wyblakła, zaczęła się łuszczyć i odpadać

płatami. Różowe ściany budynku były brudne i obtłuczone

w wielu miejscach. Płaski dach zaścielały stare liście.

- No dobrze - przyznała po namyśle. - Może nie wy­

gląda to zbyt obiecująco, ale tylko tym dysponujemy. Nie

widzę tu nic, czemu nie zaradziłaby miotła, odrobina far­

by i prace stolarskie. Koniecznie trzeba zmienić zasłony.

Te wyglądają staro i smutno. Gdyby w oknach pojawiło się

trochę koronki, od razu zrobiłoby się przytulniej. Zresztą

to nie wypadnie drogo - oznajmiła i ze wstydem przyłapa­

ła się na tym, że zaczyna organizować przedsięwzięcie tak,

jakby była właścicielką hotelu. - Oczywiście, zajmiemy się

tym, jeśli tylko nam pozwolisz - dokończyła, czując zdrad­

liwe ciepło na policzkach.

Zerknęła niepewnie na Parkera, który stał obok z zało-

scandalous

Pona & Irena

background image

żonymi rękami. Gdy dostrzegł jej zakłopotanie, głośno się

roześmiał.

- Zawsze uwielbiałaś rządzić, co, Ełlie?

Policzki paliły ją żywym ogniem. Rzeczywiście, jako

mała dziewczynka wielokrotnie przejmowała ster ich

zabaw.

- Nie jestem już dzieckiem i wiem, że nie zawsze musi

być tak, jak ja chcę - mruknęła. - To w końcu twój hotel.

- Nieprawda - oznajmił, kręcąc głową. - To hotel mo­

jego ojca. Tylko przez to, że mi go zapisał w testamencie,

nie stał się częścią mojego życia. Nienawidzę tego miej­

sca, ale skoro zapraszamy ludzi na dni otwarte miasteczka,

musimy mieć dla nich kwatery. Sam to zaproponowałem,

więc nie zamierzam się wycofać. Nie uznaję połowicznych

rozwiązań. A przynajmniej nie w interesach. Chodź, zaj­

rzyjmy do środka i przekonajmy się, co jeszcze jest do zro­

bienia.

- Masz klucz?
Parker tylko się uśmiechnął i sięgnął za donicę z uschnię­

tym kwiatem.

- Był tu cały czas? - Ellie aż zamrugała ze zdziwienia.
- Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają - oznajmił

głosem bez wyrazu.

Ellie pojęła, że miał na myśli siebie, a nie zwyczaj zosta­

wiania klucza za doniczką. Przestraszyła się. Jako nastolat­

ka była w nim zakochana po uszy. Jeśłi się nie zmienił...

Potrząsnęła głową. Nieważne, jaki wpływ miały minione

lata na Parkera, ona sama się zmieniła.

- Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają - powtórzyła.

scandalous

Pona & Irena

background image

- A inne nie mogą pozostać takie same. Miejmy nadzieję,

że wnętrze hotelu drastycznie się nie zmieniło.

- Miejmy nadzieję, że jednak tak - mruknął z zakłopo­

taniem i otworzył drzwi.

Ellie się zamyśliła. Rzeczywiście, słyszała, że wystrój

hotelu był bardzo... charakterystyczny. Ostrożnie zaj­

rzała do środka. Nie zauważyła nic niezwykłego. Złotą

wykładzinę pokrywała gruba warstwa kurzu, a ciężkie,

obite aksamitem sofy, mimo zaniedbania, wyglądały na

wygodne. Hol był pozbawiony innych ozdób. Żadnych

mebli ani obrazów.

- Nie tego oczekiwałam - szepnęła.
- O to chodziło - zachichotał Parker. - Część ogólnie

dostępna miała wyglądać niewinnie na wypadek, gdyby

zabłąkał się tu jakiś nieświadomy niczego podróżny. Ko­

chany tatuś miał nawet przygotowane zwykłe pokoje goś­

cinne. Jednak pozostałe były przeznaczone dla bardziej

wymagających gości. Nie był to lukratywny pomysł, zwa­

żywszy, że Red Rose to mała mieścina. Nie sądzę, żeby ktoś

chciał się chwalić tym, że spędził tu upojną noc z żoną.

A jeśli miał ochotę pojawić się w towarzystwie innym niż

żona... Oczywiście, nie dotyczyło to Micka Monroego -

dodał ironicznie. - Skutek był taki, że jego goście pocho­

dzili spoza miasteczka, jednak tak naprawdę niewielu mia­

ło ochotę podróżować taki kawał drogi w poszukiwaniu

łóżka i kobiety. Owszem, mężczyźni z miasteczka zagląda­

li tu, żeby nasycić oczy egzotyką, ale nie zostawali na noc

- oznajmił spiętym głosem.

Ellie z trudem przełknęła ślinę, myśląc, jak wiele razy

scandalous

Pona & Irena

background image

i na ile sposobów Mick upokarzał swoją rodzinę. W końcu

uznała, że liczba nie ma znaczenia. Wystarczało, że robił

to z rozmysłem. Ten hotel musiał być dla Parkera strasz­

nym miejscem.

- Położenie nowej wykładziny może okazać się dość

kosztowne - powiedziała, starając się odwrócić bieg jego

myśli. - Ale, jeśli się zgodzisz, mogłybyśmy zupełnie zmie­

nić wystrój.

- Ellie, i tak wszyscy wiedzą, co tu się działo.
- W takim razie - zaczęła zdecydowanie i położyła dło­

nie na biodrach - nie będziemy udawać, że było inaczej.

Zmienimy hotel w szacowną placówkę, ale zanim wy­

gnamy duchy, zrobimy kilka artystycznych czarno-bia­

łych zdjęć, żeby pokazać ludziom przeszłość tego miejsca.

Zorganizujemy coś w rodzaju eleganckiego minimuze-

um. Wiem nawet, kto zrobi dobre zdjęcia. Patsy Krandon

ma prawdziwy talent. Kiedy skończymy, powiesimy je jak

obrazy na ścianach i niechlubna przeszłość stanie się sza­

nowaną historią.

Przez chwilę Parker przyglądał się jej bez słowa, tak in­

tensywnie, że poczuła się, jakby była naga.

- To rewelacyjny pomysł - oznajmił w końcu. - Jeśli

mamy otworzyć to szkaradzieństwo, zróbmy to w wielkim

stylu - oznajmił, nie spuszczając z niej intensywnego spoj­

rzenia.

- Na co się gapisz? - burknęła zmieszana. - Poplami­

łam bluzkę kawą?

Już gdy wypowiadała te słowa, zrozumiała, że popełniła

błąd. Wzrok Parkera zsunął się z jej twarzy i zabłądził na

scandalous

Pona & Irena

background image

piersi. Zanim zdążyła się powstrzymać, zakryła je, splata­

jąc ręce. Spłoszony gest nie uszedł jego uwagi. Parker sze­

roko się uśmiechnął.

- Ellie, nie jestem lepszy od ojca, ale nie zadzieram

z pannami Donahue. Nigdy tego nie zrobiłem i nie zrobię.

Za bardzo was lubię. Jesteś bezpieczna, kotku.

Ellie opanowała się, powoli opuściła dłonie i wojowni­

czo wysunęła podbródek.

- Wiem o tym - mruknęła i uśmiechnęła się prowoku­

jąco. - Tylko skąd wiesz, że ty jesteś bezpieczny? Cóż, ma­

my tu tak niewielu mężczyzn...

- Ellie, podrywasz mnie? - spytał, unosząc brwi i robiąc

krok w jej stronę.

Poczuła nagłą chęć ucieczki, więc na złość sobie wypro­

stowała plecy i zajrzała mu w oczy.

- Nie, tylko ostrzegam. Jeśli dalej będziesz upierał się

przy swoim podobieństwie do ojca i opowiadał, z iloma

kobietami spałeś, szybko zyskasz tłum wielbicielek. Musisz

zdecydować, czy właśnie tego chcesz - oznajmiła twardo.

- Szanuję kobiety z Red Rose - powiedział i skinął gło­

wą. - Będę niczym mnich. Wcale nie musisz się o mnie

martwić.

- Nie martwię się - skłamała.

Prawda była taka, że ilekroć wypowiadał imię ojca, za­

czynała mu współczuć. I ona miała bolesne wspomnienia,

wiedziała, jakie to deprymujące.

Komentarze Parkera uświadomiły jej również, dlaczego

opuścił Red Rose i czemu zawsze źle się tu czuł. Miała wy­

rzuty sumienia, że zmusiła go do przyjazdu.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Spróbuje nie mieszać cię w nasze sprawy - obiecała.

-Przyjechałem z własnej woli, Ellie - przypomniał

i wzruszył ramionami. - Jesteśmy dorośli. To prawda, że

nie jest mi przyjemnie, ale przeszłość nie może ranić, na­

wet jeśli wspomnienia nie są miłe. Obiecałem pomóc, a ty

wymyśliłaś, jak połączyć przeszłość z przyszłością, odno­

sząc z tego korzyść. Red Rose ma szczęście, że ty się do te­

go zabrałaś.

- Jestem jego częścią i zawsze tak będzie - oznajmiła.

Było to przypomnienie dla nich obojga. Kiedyś dzieli­

li wspólną przeszłość, ale potem ich drogi się rozeszły. Nie

powinni o tym zapominać.

- Zobaczmy resztę - zaproponowała po chwili niezręcz­

nego milczenia.

-Nie spodoba ci się - ostrzegł Parker z kwaśnym

uśmieszkiem.

- Wiele rzeczy mi się nie podoba, ale nauczyłam się so­

bie z tym radzić.

Było gorzej, niż zapamiętał. Otwierał przed nią kolej­

ne pokoje i patrzył, jak oczy Ellie robią się coraz okrąglej-

sze. Jego ojciec włożył wiele wysiłku i fantazji w dekoro­

wanie „Hotelu Niebiańskich Rozkoszy". Każde łóżko było

inne. Miały kształty koła, kwadratu, nawet serca. Można

było wybrać posłanie z wibracjami lub łóżko wodne. Na

ścianach wisiały obrazy, przedstawiające nagich kochan­

ków w wymownych pozach.

- Wystarczy - oznajmił po wizycie w piątym pokoju.

- Wiesz już, co miałem na myśli.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Jasne, ale nie przyszłam tu tylko oglądać - oznajmiła

zdecydowanie. - Musimy dokładnie wszystko sprawdzić,

skoro wiążemy z tym miejscem plany.

-Ellie...

- Słucham?
- A może darujemy to sobie i po prostu zburzymy ho­

tel? - zaproponował z nieszczęśliwą miną.

- Nie mamy czasu ani środków, żeby zbudować nowy

- odparła, marszcząc brwi. - Pokaż mi resztę.

Miała rację. Parker westchnął i otworzył kolejne drzwi.

To był poważny błąd. Wystrój pokoju bił poprzednie na

głowę. Na olbrzymim łożu leżała otwarta Kamasutra, za­

chęcając gości do przejrzenia emocjonującej zawartości. Na

nocnym stoliku stała rzeźba afrykańskiego bożka płodno­

ści o szokujących atrybutach. Inne, podobne figurki i ero­

tyczne zabawki były porozrzucane po całym pomieszcze­

niu. W przeciwieństwie do poprzednich pokoi, tu nie było

śladu delikatności. Żadnych różów ani koronek. W każ­

dym dosadnym szczególe Parker rozpoznawał rękę ojca.

Chciał zatrzasnąć drzwi, ale Ellie prześliznęła się pod jego

ramieniem i weszła do pokoju.

- Tylko spójrz - szepnęła.

Parker otworzył szerzej oczy, gdy dostrzegł, co zauważy­

ła. Wśród całej ohydy jej wzrok przyciągnął bogato hafto­

wany szlafrok. Ciężki jedwab wyszywany był w plemienne

wzory, z których wyłaniały się postacie kochanków. Ero­

tyczne sceny przeplatały się z sobą w szokujący sposób.

Jednak, mimo wymowy obrazów, Ellie zdawała się być za­

uroczona znaleziskiem. Delikatnie gładziła je dłonią.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Ktoś poświęcił mu wiele czasu - szepnęła. - Nie zwra­

caj uwagi na treść, a zobaczysz, że tkanina mówi o miłości

i dobrych intencjach ofiarodawcy. To ręczna robota i praw­

dziwy skarb. Musi się znaleźć w twoim muzeum - oznaj­

miła z zachwytem.

Parker zdał sobie sprawę, że mimo nieprzyjemnych do­

świadczeń, Ellie wciąż widzi dobro we wszystkim, na co

patrzy. Poczuł się niezręcznie.

- Dobrze, Ellie - potulnie się zgodził. - Ale teraz już

chodźmy. Odwiozę cię do domu - oznajmił zmęczonym

głosem.

- Och, oczywiście - przytaknęła, czując się winna, że

zabiera mu zbyt wiele czasu. - Masz swoje sprawy, a tyle

jest jeszcze do zrobienia.

Parker puścił Ellie przodem i zamknął drzwi. Wsiedli

do samochodu i w milczeniu podjechali pod jej dom.

- Czy Sunny wspominała, że ma zamiar dziś u ciebie

posprzątać?

- Owszem. Powiedziałem, że nie musi tego robić, bo

kogoś wynajmę.

- A ona? - Ellie nie mogła powstrzymać uśmiechu. -

Podbiła ci oko czy tylko nakrzyczała?

- Nic z tych rzeczy - powiedział i odwzajemnił uśmiech.

- Zaproponowała, żebyśmy siłowali się na rękę. Jeśli prze­

gram, ona posprząta. Jeśli wygram, mogę sprowadzić ob­

ce kobiety.

- Wygrałeś?

- Nawet nie próbowałem. Gdy usłyszałem, jakim tonem

mówiła o tych obcych kobietach, spytałem, kiedy mogła-

scandalous

Pona & Irena

background image

by zacząć. Od razu mi uświadomiła, że liczycie na nowych

mężczyzn, a nie dodatkowe towarzyszki.

- To zajrzyjmy do ciebie i przekonajmy się, czy udało jej

się przekopać ścieżki w warstwie kurzu. Twój dom długo

nie widział sprzątaczki - dodała ze śmiechem.

Nie czekając na jego zgodę, obróciła się na pięcie i ru­

szyła w stronę rezydencji. Parker doszedł do wniosku, że

w czasie jego nieobecności Ellie przywykła do wydawania

poleceń i zmuszania ludzi do uległości. Był ciekaw, jak za­

reaguje, gdy zacznie się o nią starać jakiś władczy mężczy­

zna. Jeśli uda mu się ściągnąć choć kilku facetów do mia­

sta, na pewno któryś zainteresuje się śliczną Ellie. Ostro

przywołał się do porządku. To nie jego sprawa. Pokręcił

głową z niezadowoleniem i otworzył drzwi swego domu.

- Sunny to prawdziwy tajfun energii - powiedział z po­

dziwem, gdy zobaczył wysprzątane wnętrze. - Jakim cu­

dem dokonała tego w tak krótkim czasie?

- Jest bardzo stanowcza i zorganizowana. Szczyci się

tym, że umie pracować za dziesięciu. Zresztą wiedziała,

gdzie co stoi i jak należy sprzątać, bo przecież zastępowała

czasami wasza gosposię - przypomniała Ellie.

Parker pamiętał, że w tamtych czasach Sunny miała mę­

ża i choć nie pracowała zawodowo, chwytała się różnych

zajęć, by pomóc w utrzymaniu domu.

- Miała jakieś wieści od Delwyna? - spytał, przypomi­

nając sobie, że gdy Sunny postanowiła urodzić dziecko, jej

mąż opuścił Red Rose z inną kobietą.

- Tak. Zadzwonił parę lat temu, błagając, by przyjęła go

z powrotem. Tłumaczył, że ona przecież potrzebuje męż-

scandalous

Pona & Irena

background image

czyzny. Odparła, że i owszem, ale on sam nie ma prawa do

tego miana.

- To do niej podobne. Dobrze mu tak. Moja matka za­

wsze ją lubiła. Ja zresztą też.

- A co u twojej mamy?

- Wszystko było w porządku, gdy rozmawialiśmy ostat­

ni raz - odparł sucho.

Nigdy nie miał dobrego kontaktu z matką. Po śmierci

ojca, gdy związała się z innym mężczyzną, ich stosunki się

poprawiły, ale i tak czuł, że ilekroć na niego patrzy, widzi

Micka Monroego. Powiedziała mu to wiele lat wcześniej

i to nie przyczyniło się do polepszenia ich kontaktów.

Parker spojrzał na Ellie nerwowo wyłamującą palce,

i zrozumiał, że wyczuła gniew w jego głosie.

- Wybacz, nie powinnam pytać - szepnęła. - Powin­

nam pamiętać, że rozstaliście się w gniewie, i trzymać bu­

zię na kłódkę. Ale ja zawsze muszę wetknąć nos w nie swo­

je sprawy, prawda?

Teraz Parker rozgniewał się na dobre. Ellie znów się ob­

winiała. Wiedział, że pijany ojciec często obwiniał córki

o wymyślone sprawy. Nie chciał, żeby uważała, że on też ją

krytykuje. Natychmiast podszedł bliżej, ujął jej brodę i zaj­

rzał w oczy.

- Możesz mnie pytać, o co chcesz. Przez wiele lat byli­

śmy sąsiadami i przyjaciółmi, pamiętasz?

Teraz nie łączyły ich więzy przyjaźni, ale o tym nie za­

mierzał jej przypominać. To z jego winy ich kontakty

ochłodły. Kiedy Mitzi powiedziała mu, że Ellie się w nim

kocha, wystraszył się nie na żarty. Czy nie wiedziała, że

scandalous

Pona & Irena

background image

Monroe'owie potrafią sprowadzać tylko nieszczęścia?

A może wiedziała i to właśnie ją kusiło? Zamierzał ochro­

nić ją przed sobą.

Szybko zrozumiał, że panny Donahue są kimś wyjąt­

kowym. Byli sąsiadami, byt ich rodziny zależał od pra­

cy u państwa Monroe, przyjaźnił się z Ellie. Dlatego tak

ważna była dla niego uczciwość w kontaktach z dziew­

czyną. Nie chciał i nie mógł sobie pozwolić na związek

z Ellie. Później zaś okazało się, że jego ojciec próbował

uwieść jej matkę.

Przyjaźń z dziewczynką z sąsiedztwa była beztroska,

czysta i niewinna. Dlatego był tak wściekły i rozżalony, gdy

dowiedział się o postępku ojca. Przerażało go, że Ellie mo­

że i jego posądzać o podłość. Musiał się trzymać od niej

z dala, dlatego odepchnął ją, a kiedy opuszczał miasto, na­

wet się z nią nie pożegnał.

Teraz znów był w Red Rose, Ellie wędrowała po jego sa­

lonie, a on odkrywał, że pewne uczucia wcale nie wygasły.

A przecież był tym samym człowiekiem, co niegdyś. Sa­

motnikiem, który nie chciał i nie potrafił zbudować zdro­

wego związku z kobietą. Zupełnie jak jego ojciec. A Ellie

należała do tych, którzy potrafili spędzić całe życie w jed­

nym miejscu i z jedną osobą. O ile uda się znaleźć tę właś­

ciwą.

Parker zignorował ból, jaki sprawiła mu myśl o Ellie

w ramionach innego mężczyzny. Powinien wyprzeć głu­

pie myśli z głowy. Myśli, które nie nawiedzały go od wielu

lat. Gdy Ellie zniknie z horyzontu, będzie mógł zapomnieć

o przeszłości i znów zająć się interesami.

scandalous

Pona & Irena

background image

Puścił jej brodę i jeszcze raz rozejrzał się dookoła.

- Wygląda przyzwoicie - oznajmił. - Będę mógł nawet

popracować - dodał sucho.

- Och - westchnęła i splotła ręce na piersiach. - Wiem,

że jesteś zajęty. Ja też muszę już wracać.

Parker tylko skinął głową i postanowił zająć myśli pla­

nowaniem ekspansji swojej firmy. Jednak kiedy Ellie od­

wróciła się w drzwiach, miał ochotę zawołać ją i błagać,

by została. Z trudem zwalczył niedorzeczną pokusę. Nie

zamierzał jej zachęcać. Przygryzł wargę i udał, że zaczyna

się niecierpliwić. Ellie potrząsnęła tylko głową i cicho za­

mknęła za sobą drzwi.

scandalous

Pona & Irena

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Skoro spodziewamy się gości, potrzebujemy dla nich

miejsca spotkań, prawda, Ellie? - spytała następnego ran­

ka Joyce Hives, gdy Ellie po raz trzeci napełniała jej fili-

żankękawą.

- Tak - przytaknęła Mercy Granaham. - Dobrze byłoby

mieć ich wszystkich na oku.

Ellie pokręciła głową. Mimo że wielokrotnie o tym roz­

mawiały, wciąż dochodziło do nieporozumień.

- Nie wydaje mi się, żeby nawiedziły nas tłumy męż­

czyzn - delikatnie przypomniała.

- Jednak jeśli tak się stanie, powinnyśmy być przygoto­

wane - upierała się Delia.

- Tak, oczywiście, ale...

- Ellie chce powiedzieć, że nie powinnyśmy liczyć na

zbyt wiele - wyjaśniła Lydia. - Red Rose jeszcze się nie

zmieniło.

- Wiem - smutno przyznała Delia.

- Nie możemy żądać cudu od Parkera - Ellie chciała

wyjaśnić sytuację do końca.

- A ja w niego wierzę - oznajmiła Delia, kręcąc głową.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Wygląda na faceta, który potrafi rozkazywać innym męż­

czyznom.

- O, tak - wtrąciła Sunny. - Tym zajmuje się przez całe

dorosłe życie. Powiedzmy szczerze, kobiety też chętnie go

słuchają - dodała złośliwie. - Zawsze był nielichym przy­

stojniakiem.

- Ma cudowne, szerokie bary - rozmarzyła się Evange-

linaPurcell.

-I umięśnione nogi - szepnęła inna.

-I słodki tyłeczek. Wprost nie można się oprzeć, że­

by go nie... - głos Rosellyn January przeszedł w pisk, gdy

w drzwiach kawiarni niespodziewanie stanął Parker - ...

dotknąć - dokończyła z rozpędu, krztusząc się kawą.

Ellie przez chwilę walczyła z pokusą natychmiastowej

ucieczki. Bała się, że Parker słyszał ich rozmowę. A na­

wet jeśli nie, to z pewnością zachodził w głowę, dlaczego

wszystkie panie patrzą na niego z szeroko otwartymi us­

tami i zaczerwienionymi twarzami. Jedynie Sunny nie stra­

ciła rezonu i roześmiała się od serca.

- Właśnie ciebie chciałyśmy zobaczyć - parsknęła, za­

chwycona komizmem sytuacji.

Ellie nie podzielała entuzjazmu przyjaciółki. Spędzi­

ła bezsenną noc na wspominaniu uśmiechu i szerokich

ramion Parkera. Właściwie to najchętniej zaczęłaby go

unikać.

- Moje panie - zagaił z uśmiechem. - Piękny dziś ma­

my ranek, nieprawdaż? A wy wyglądacie szczególnie uro­

czo i... wesoło - powiedział, puścił oczko do Sunny i spoj­

rzał w stronę Ellie.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Chciałbym porozmawiać. Masz chwilę?

Ktoś wyjął jej z dłoni dzbanek z kawą, ktoś inny odwią­

zał fartuszek i pchnął w stronę drzwi. Nieprzytomnie szu­

kała właściwych słów.

- Przeszkadzasz mi w pracy - burknęła.

Zamiast się obrazić, Parker tylko się uśmiechnął.

- Dzień dobry, Ellie - powiedział i wyprowadził ją z ka­

wiarni. - Rozumiem, że nie spałaś najlepiej?

- Skąd wiesz?
- Nie potrzebuję innych wskazówek niż twój poranny na­

strój - zażartował. - Zresztą, kiedy wstałem koło drugiej, za­

uważyłem, że w sypialni na piętrze pali się światło.

- O drugiej?

- Mhm. Ja też nie najlepiej spałem.

- Dlaczego?
- Między innymi dlatego, że Red Rose to spore wyzwa­

nie - powiedział, unikając jej wzroku. - Powinniśmy mieć

coś, co odróżni was od innych, podobnych miasteczek.

- Różni nas brak mężczyzn i jakiegokolwiek przemysłu

- żałośnie westchnęła.

- To nie najlepsza reklama.

- Wiem. Uważasz, że stanowimy beznadziejny przypa­

dek? W dodatku martwię się, bo niektóre panie wiążą ze

zmianą sytuacji zbyt wielkie nadzieje.

- A ty nie?

- Oczywiście, że liczę na poprawę, ale jestem realistką

- powiedziała, wzruszając ramionami.

- Więc zróbmy po twojemu - zaproponował, pochyla­

jąc się nad nią.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Nie rozumiem.

- Teraz mam jeszcze trochę pracy, ale... Spotkajmy się

później i obejrzyjmy miasto cal po calu, oceniając prak­

tycznie, co możemy wykorzystać.

-To zadziała?

- Musi - odparł, patrząc jej prosto w oczy.

Przez chwilę poczuła się tak, jak inne panie. Miała wra­

żenie, że Parker może wszystko.

- Po to wyciągnąłeś mnie z pracy? - Zmusiła się, żeby

przerwać czar i wypowiedzieć te słowa.

- Nie - potrząsnął głową. - Chciałem wiedzieć, kto zaj­

muje się sprzątaniem w Red Rose. I nie chodzi mi o Sunny.

Wczoraj wyświadczyła mi przysługę, ale dziś musi przecież

być w swoim sklepie.

- Firma sprzątająca? Hm... Cóż, chyba chodzi ci o mnie.

- Ty zajmujesz się sprzątaniem?

Ellie pokręciła głową.

- Parker, zrozum, Red Rose jest za małe, żeby mieć pro­

fesjonalnych sprzątaczy. Zresztą mieszkańcy nie mają pie­

niędzy na takie usługi. Każdy sprząta sam. A jeśli zdarza

się coś większego, wyciek z cysterny, powalone drzewo al­

bo sprzątanie za duże dla jednej osoby, zazwyczaj właśnie

ja zajmuję się koordynacją prac. Dlaczego pytasz?

- Czy to nie oczywiste? Czeka mnie sprzątanie całego

hotelu, ale.

- Tylko nie mów, że nie chcesz narażać mnie na takie wi­

doki. A może uważasz, że sobie nie poradzę? Zresztą, i tak

miałam się tym zająć, kiedy skończę poranną zmianę.

- Więc pomówmy o twoim wynagrodzeniu.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Nie ma mowy. Pomagasz Red Rose i nie możesz po­

nosić dodatkowych kosztów.

- W takim razie będę sprzątał z tobą.

- Nie żartuj - prychnęła i przewróciła oczami. - Czy

Monroe'owie kiedykolwiek sami sprzątali?

- Odmawiam odpowiedzi na to pytanie. Poza tym nigdy

nie jest za późno na naukę - oznajmił i pogroził jej palcem,

gdy chciała zaprotestować. - Takie są moje warunki.

- Przyjdę o dziesiątej, żeby zorientować się, czy masz

szczotki i wiadra. Potem skoczę po środki czystości do dro­

gerii - powiedziała, rezygnując z protestów. - Bądź gotowy.

- Będę - obiecał tonem, który sugerował raczej goto­

wość do pocałunków niż sprzątania łazienek.

Kiedy odwrócił się i ruszył w swoją stronę, Ellie nie mog­

ła nie przyznać racji Rosellen. Rzeczywiście, Parker wyglą­

dał równie dobrze z tyłu.

To był bardzo ciekawy dzień, stwierdził Parker w my­

ślach, przechadzając się z Ellie ulicami miasteczka.

Najpierw odwiedził kawiarnię, a wszystkie panie miały

tak zakłopotane miny, że musiały o nim plotkować. Sądził,

że Ellie speszyła się tym incydentem, a jednak, tak jak za­

powiedziała, zjawiła się w u niego punktualnie o dziesią­

tej. Miała na sobie błękitną bluzeczkę, dżinsy podkreślają­

ce jej kształty, a kręcone, rozpuszczone włosy ukryła pod

kraciastą chustką. Parker miał nadzieję, że ją zdejmie, ale

nie mógł o to prosić, bo musiałby przyznać, że chciałby pa­

trzeć na jej ciemne, ciężkie loki.

- Masz szczotki? - spytała bez zbędnych wstępów, więc

scandalous

Pona & Irena

background image

wskazał jej karton pełen środków czystości i akcesoriów do

sprzątania, które wygrzebał z szafy. - No, to bierzemy się

do roboty - zarządziła i zagnała go do gałerniczej pracy na

długie godziny.

Zamiatali, odkurzali, szorowali podłogi, myli ściany

i wynosili tony śmieci jak szaleni, a końca pracy wciąż nie

było widać.

- Zwolnij - jęknął po kilku godzinach, gdy Ellie bez wy­

tchnienia wyznaczała im kolejny cel.

- Nie mamy czasu, jeśli chcemy przyjąć gości przed

upływem miesiąca - mruknęła, ocierając pot ż czoła.

- Znajdziemy czas - odparł, postanawiając zatrudnić

więcej osób do sprzątania.

Nie zamierzał się jednak do tego głośno przyznawać, bo

spodziewał się gorących protestów z jej strony.

W końcu uznał, że należy się im odpoczynek i zabrał

Ellie z powrotem do „Red Rose Cafe", żeby ją nakarmić.

Oczywiście, najpierw nalegała, żeby zapłacić za wspólny

posiłek, a potem zamierzała obsługiwać gości, żeby odcią­

żyć zabieganą Lydię. Parker stanowczo zaprotestował.

Teraz badali mocne strony Red Rose.

- Jak tu spokojnie - westchnął, patrząc, jak zapadający

zmierzch barwi wszystko na różowo.

- Zawsze lubiłam letnie wieczory - szepnęła. - Czuję się

wtedy, jakby otulał mnie ciepły, różowy kocyk.

Parker natychmiast wyobraził ich sobie szczęśliwych,

zmęczonych i okrytych puszystym kocem.

- Cóż... - chrząknął zakłopotany.

- Wiem, mężczyźni nie myślą o różowych kocykach.

scandalous

Pona & Irena

background image

Ellie się myliła. Przy właściwej kobiecie mężczyźni my­

śleli o wielu nietypowych rzeczach.

- Lepiej wróćmy do naszych problemów - westchnęła

po chwili milczenia. - Od czego zaczynamy?

- Podsumujmy, co macie - zdecydował, rozglądając się

dookoła.

- Mieszkam tu całe życie i nie jestem obiektywna - od­

parła zmartwiona, podążając za jego spojrzeniem.

- Cóż. Jest tu ładnie i czysto - zaczął.

- To brzmi okropnie nudno - jęknęła.

- Spokojnie, Ellie - roześmiał się. - Dopiero zaczynamy.

- No, dobrze - zgodziła się bez przekonania. - Co jesz­

cze mamy? - spytała, gdy stanęli przed apteką.

Rosellen January właśnie zamykała. Plotkowała z Delią,

która już zdążyła zamknąć kwiaciarnię.

- Macie kobiety.

- To właśnie nasz problem, Parker. Mamy tutaj zbyt

wiele kobiet.

- Myślisz, że o to chodzi?

- Nie. Uwielbiam każdą z nich. To nie one, nie my - po­

prawiła się szybko - stanowimy problem.

- Właśnie. Wy jesteście częścią rozwiązania. To wy je­

steście przedsiębiorcami w Red Rose. Zresztą, czy nie przy­

szło ci do głowy, że jeśli chcecie zwabić mężczyzn, same je­

steście najlepszą przynętą?

- Chyba nie sugerujesz, że powinnyśmy uwodzić męż­

czyzn, żeby zechcieli tu zostać? - powiedziała, zatrzymując

się w pół kroku.

Parker znów doświadczył erotycznej wizji. Ellie zachę-

scandalous

Pona & Irena

background image

cająco przed nim tańczyła w kusym, błyszczącym, czerwo­

nym wdzianku, Potrząsnął głową.

- Nie wszyscy ulegamy hormonom - oznajmił schryp­

niętym głosem.

- Oczywiście, ale myślałam...

- Nie będę kłamał - powiedział, zbywając machnięciem

ręki jej przeprosiny. - Mężczyźni wiele czasu poświęcają

na rozważanie, jak zwabić do swego łóżka kobietę, ale nie

proponowałem, żebyście to wykorzystały. Miałem raczej

na myśli podkreślenie waszych mocnych stron. To dzięki

wam miasto jest ładne, przytulne i panuje w nim domowa

atmosfera. Mężczyźni, wbrew pozorom, także tego szuka­

ją. Zobacz, tam kwitną róże. Poczuj zapach świeżo pieczo­

nego ciasta i posłuchaj, jak ktoś śpiewa dziecku kołysankę.

Wielu dałoby się uwieść samej atmosferze Red Rose.

- Więc dlaczego odeszli?

- Bo potrzebowali pracy - westchnął. - To właśnie mu­

simy zapewnić.

Już od dłuższej chwili analizował w myślach różne moż­

liwości. Niestety, kobiety Red Rose wydawały się samowy­

starczalne.

- Martwię się, wiesz?
- Wzięłaś na siebie zbyt wiele. Zawsze tak robiłaś. Na­

wet jako mała dziewczynka opiekowałaś się młodszymi

siostrami i prowadzałaś je niczym kwoka. Teraz robisz to

samo dla przyjaciółek.

- Nie ma nic złego w tym, że chcę pomóc - odparła ze

zmarszczonymi brwiami.

- Oczywiście, jeśli nie przeżywasz tego za mocno. A ty

scandalous

Pona & Irena

background image

jesteś bardzo spięta - powiedział, położył jej dłonie na ra­

mionach i zaczął delikatny masaż. - Odpręż się - poprosił,

gdy nerwowo podskoczyła. - Nie będę robił nic więcej.

- Jesteś w tym świetny - wymruczała po chwili. - Pew­

nie masz sporą praktykę.

- Cóż, zdarzało mi się od czasu do czasu.... - nie po­

trafił skłamać.

- Aleś ty skromny, Parker - zaśmiała się. - Znałam

dziewczyny, które oddałby wszystko za masaż wykonany

twoimi dłońmi.

- Ty też? - spytał, wspominając słowa Mitzi.

- Ja? Nie żartuj - prawie wykrzyknęła i spróbowała się

wywinąć spod jego rąk.

A jednak Mitzi zapewniała go, że Ellie się w nim durzy.

Cóż, najwyraźniej do tej pory nie pozostał ślad po tamtych

uczuciach. Może nawet wstydziła się ich? Powinien przyjąć

to do wiadomości.

- Nie ruszaj się, jeszcze nie skończyłem - burknął, sta­

rając się nie zwracać uwagi na aksamitną, rozgrzaną skórę

dziewczyny. - Nie chciałem cię rozzłościć.

- Naprawdę przypominam ci kwokę?
- Opis pasuje - zażartował. - A jak tam siostry?

- Martwię się o nie - westchnęła. - Cztery z nich, Al-

lie, bliźniaczki Becca i Judy oraz Suze wyprowadziły się

już dawno. Nie mogły znieść, że życie ucieka z Red Rose.

Chciały mieć więcej możliwości, wolności i zabawy, niż

mogły tu znaleźć. Lana i Ronnie młodo wyszły za mąż za

nieodpowiednich facetów, rozwiodły się i straciły nadzieję.

Mieszkają w Red Rose,. Nie chcę, żeby zgorzkniały - szep-

scandalous

Pona & Irena

background image

nęła, wyciągając dłoń i niemal dotykając Parkera, który

czuł, że w tej chwili mógłby jej wszystko obiecać. - My­

ślisz, że uda się je uratować?

- Nie sądzę, żeby Red Rose odzyskało swój dawny wi­

gor - szczerze powiedział. - Ale mogę ci obiecać, że zrobię,

co w mojej mocy, by je ożywić.

Może dzięki temu uwolnię się od przeszłości i spojrze­

nie Ellie nie będzie mnie prześladować do końca życia, po­

myślał.

Parker wpatrywał się w ekran komputera, na którym wid­

niała długa lista nazwisk. Lekarze, prawnicy, właściciele spó­

łek, bogaci marzyciele. Co mogło ich skusić w Red Rose?

Na razie nie miał pojęcia, ale na wszelki wypadek wykre­

ślił notorycznych podrywaczy. Lista skróciła się, lecz to wca­

le nie przybliżyło Parkera do celu. To nie byli ludzie, którym

wystarczyłaby domowa atmosfera i czyste ulice Red Rose.

- Do diabła! - zaklął i zaczął przemierzać pokój nie­

cierpliwym krokiem.

Przewracał całe firmy do góry nogami, wynajdywał fa­

chowców od wszystkiego i potrafił ocalić spółkę od ruiny.

Nie umiał jednak wymyślić nic, co uchroniłobyiniasteczko

od powolnej śmierci, gdy znikło główne miejsce zatrudnie­

nia. Nie nadawał się do tego. Zresztą nawet jego madca nie­

nawidziła tego miejsca. Sam stąd odszedł, nie oglądając się

za siebie. Jak miałby zachwalać Red Rose, skoro sam stąd

uciekł i nigdy nie planował powrotu?

- Trudno, stary - powiedział na głos. - Przyjechałeś tu

w dobrej wierze, więc musisz myśleć i szukać rozwiązania.

scandalous

Pona & Irena

background image

Wiedział, że tak naprawdę robi to dla Ellie. W tym mie­

ście mieszkała kobieta, która budziła w nim dawno zapo­

mniane uczucia i opiekuńcze instynkty. Robił to, bo mu na

niej zależało. Bo jej pragnął.

Jęknął i pobiegł do łazienki, żeby schłodzić rozpalone

ciało pod strumieniem wody. Zimny prysznic nie zmył

jednak zdenerwowania i Parker z powrotem zaczął wędro­

wać po pokoju, łamiąc sobie głowę nad wyborem właści­

wych kandydatów.

Ellie wpatrywała się w księżyc, wznoszący się nad starym,

wiktoriańskim domem rodziny Monroe. Tym razem nie

smuciła się, że po sąsiedzku nikt nie mieszka. W każdym ok­

nie paliło się światło i dobiegały ją dźwięki nastrojowej muzy­

ki. Była dość głośna, chociaż północ już dawno minęła.

Parker musiał oszaleć, pomyślała. A może nie oszalał,

tylko spędzał upojną noc z kobietą? Wiele mieszkanek Red

Rose wodziło za nim tęsknym wzrokiem. Tak długo by­

ły samotne... Delia oznajmiła ostatnio, że zamierza posłać

Parkerowi kwiaty, bo musi mu być smutno samemu w ta­

kim wielkim, pustym domu. Inne panie też posyłały mu

drobne podarunki ze swych sklepów. Z pewnością były mu

wdzięczne za poświęcenie, ale Ellie podejrzewała, że to nie

jest jedyny powód.

Poza tym należał do osławionej rodziny Monroe. Ci

mężczyźni cieszyli się reputacją niezaspokojonych ogierów.

Myśl ta pojawiła się nieproszona w głowie Ellie. Przecież

Mick Monroe wtargnął nawet do jej rodziny. Czy Parker

uwodził teraz którąś z jej przyjaciółek?

scandalous

Pona & Irena

background image

Nagle Ellie przypomniała sobie jego dotyk i pocałunek

Zaczęła szybciej oddychać, a myśli zasnuła mgiełka pożąda­

nia. Od niezaspokojonej tęsknoty rozbolało ją całe ciało.

- Głupia kobieto - powiedziała na głos. - Jesteś taka sa­

ma, jak twoje siostry i Sunny. Przestań myśleć o tych rzeczach

i wracaj do łóżka! To nie twoja sprawa, co robi Parker.

Zanim zmusiła się, żeby odejść od okna, w domu na­

przeciwko, w jednym z okien, dostrzegła sylwetkę mężczy­

zny. Był ubrany i niecierpliwym gestem przegarniał wło­

sy. Nie wyglądał jak ktoś planujący upojną noc, raczej jak

ktoś, kto boryka się z licznymi problemami.

Ellie podejrzewała, że to z powodu wyzwania, które mu

rzuciła. Poczuła wyrzuty sumienia. Nagle sobie przypo­

mniała, że gdy jako dzieci wpadali w kłopoty, pocieszali się

gorącą czekoladą. Niewiele myśląc, pobiegła do kuchni.

Po dziesięciu minutach pukała do jego drzwi z dwoma

parującymi kubkami.

Parker otworzył i zmarszczył brwi na jej widok. Rozchy­

lona koszula ukazywała szeroką klatkę piersiową, a wilgotne

włosy rozsypywały się w nieładzie. Wyglądał oszałamiająco

męsko i w niczym nie przypominał małego chłopca, o któ­

rym tak niedawno myślała. Z trudem przełknęła ślinę.

- Zobaczyłam światło - zaczęła łamiącym się głosem.

Nagle uświadomiła sobie, że przyszła do niego w środku

nocy w rozchełstanym, puszystym, różowym szlafroczku.

Ciekawe, czy jestem jedną z wielu żałosnych kobiet, któ­

re nachodziły go po nocy i oferowały jedzenie i pociechę,

pomyślała.

- Nie! - krzyknęła w nagłej panice.

scandalous

Pona & Irena

background image

-Nie?

Spojrzała w zmęczone oczy Parkera i zobaczyła, że się

uśmiechał. Przełknęła ślinę i prześliznęła się pod jego ra­

mieniem, uważając, żeby go nie dotknąć.

- Zobaczyłam, że nie śpisz i krążysz po pokoju, więc

przyniosłam ci gorącą czekoladę - paplała, stawiając kubki

na stole. - A teraz już pójdę.

- Ja nie gryzę, Ellie. A przynajmniej nie małe, różowe, pu­

szyste króliczki - oznajmił, bawiąc się brzegiem jej rękawa.

Ellie zabrakło tchu i rzeczywiście poczuła się jak króli­

czek w obliczu drapieżnika.

- Wiem o tym - wykrztusiła. - Między nami zawsze by­

ło inaczej.

Przez chwilę Parker wpatrywał się w nią bez słowa. Po­

tem powoli skinął głową.

- Racja. Dzięki za czekoladę, na pewno pomoże mi za­

snąć. Do tej pory łamałem sobie głowę nad problemami

Red Rose.

- Wymyśliłeś coś?

- Niewiele - przyznał, ale sięgnął po wydruk z kompu­

tera i podał jej listę.

- To nasi kandydaci?

-Potencjalni inwestorzy. Ten zajmuje się produkcją

ciężkiego sprzętu rolniczego, tamten ma przedsiębiorstwo

produkujące komponenty elektryczne, następny zajmuje

się sprzętem sportowym. Nie sądzę, by chcieli się tu prze­

prowadzić, ale nie wykluczam, że rozważą otwarcie swoich

filii w Red Rose. Zapewniłoby to wam dodatkowe miejsca

pracy i pomogło przyciągnąć mężczyzn.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Dlaczego wybrałeś właśnie ich?

- Bo tych gałęzi przemysłu nie ma w Red Rose - wy­

jaśnił z westchnieniem. - Ale nie jestem pewien, czy będą

zainteresowani.

- To dlaczego próbujesz?

- Są mi winni przysługę - wyjaśnił niechętnie. - To

przyjaciele, którzy dzięki mnie poznali swoje żony.

Ton Parkera sugerował, żeby nie zgłębiała tej sprawy, ale

Ellie i tak domyśliła się, w czym rzecz. Ci mężczyźni po­

żenili się z kobietami, które kiedyś były jego partnerkami.

Swoje szczęśliwe związki zawdzięczali temu, że Parker był

niestały w uczuciach. Powinno ją to zaboleć. Tymczasem

ta myśl wydała się jej szalenie zabawna. Niewiele myśląc,

wspięła się na palce i zarzuciła mu ręce na szyję.

- Jesteś genialny! - zawołała i o sekundę za późno do­

strzegła płomień w jego bursztynowych oczach.

Parker pochylił głowę i gorąco ją pocałował.
- A mnie się zdaje, że tracę zmysły - wyszeptał między

pocałunkami.

scandalous

Pona & Irena

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Parker ją całował, a myśli Ellie leniwie wirowały. Nie na

tyle jednak, by nie wiedziała, czyje wargi błądzą po jej us­

tach. Nagle zapragnęła zrzucić szlafrok i wsunąć palce pod

koszulę Parkera. Chciała poczuć to, co inne kobiety, które

spędzały z nim noce. Dziś zapragnęła być kimś innym.

- Och, nie - jęknęła zawstydzona swoim zachowaniem.

Parker natychmiast przerwał pocałunek i delikatnie się

odsunął. Wygładził jej szlafrok i przesunął dłonią po po­

liczku.

- Nie powinienem być obok ciebie nocą. Ludzie wtedy

robią rzeczy, na które nie odważyliby się w ciągu dnia. Nie

chciałem tego.

- Wiem - odparła, siląc się na spokój, choć jej serce biło

niespokojnie, a dusza wyła z bólu. - Już w porządku.

Zrobiła to, czego najbardziej się obawiała. Pozwoliła mu

dostrzec, jak bardzo ją pociągał i jak mocno go pragnęła.

- Nieprawda - potrząsnął głową. - Nie powinniśmy te­

go robić. Odprowadzę cię do domu, Ellie.

- Nie trzeba. Przecież to dwa kroki.

- Wiem. Jednak cię odprowadzę. I nie przychodź więcej

do mnie w nocy.

scandalous

Pona & Irena

background image

Przytaknęła, wyprostowała ramiona i pomaszerowała

do domu. Czuła się jak skarcona dziewczynka. Noc była

ciepła i piękna, lecz Ellie tego nie zauważała. Była boleśnie

świadoma obecności mężczyzny u swego boku. Gdy do­

tarła do drzwi domu, przystanęła, odwróciła się i spojrzała

Parkerowi prosto w twarz.

- Mam dwadzieścia dziewięć lat, Parker. To nie było ko­

nieczne.

- To czemu mi na to pozwoliłaś?

- Bo czułeś się winny i uznałeś, że to ci poprawi nastrój

- burknęła. - Ale wiesz co?

- Tak?

- Niepotrzebnie się martwisz. Sama wybieram, z kim

chcę się całować.

- To chyba ja zrobiłem pierwszy krok...

- Ale ja ci na to pozwoliłam.

- A gdybyś nie miała ochoty?

- Pamiętasz Billa Thornbridge'a?

- Tego, który opisywał swoje randki, a potem robił ko­

pie i pokazywał innym chłopcom?

- Nie wiedziałam, że robił coś takiego, ale to do niego

podobne - mruknęła z niesmakiem.

- Próbował dopisać cię do listy zaliczonych dziewczyn?

Chyba będę musiał go odszukać i rozkwasić mu nos.

- Za późno. Sama się tym zajęłam. Więc widzisz, że po­

trafiłabym powstrzymać cię od pocałunku.

Parker rozbrajająco się uśmiechnął i znów pogładził ją

po twarzy.

- Mój nos i ja dziękujemy ci za wyrozumiałość. Ellie?

scandalous

Pona & Irena

background image

-Słucham.

- Mówisz, że chciałaś, żebym cię pocałował? Chyba się

nie przesłyszałem?

Sama się nad tym zastanawiała. Oczywiście, w głę­

bi ducha marzyła o jego pocałunkach i wierzyła w bajki

o szczęśliwych zakończeniach. Ale na jawie?

- Chciałam się przekonać, czy w plotkach było ziarno

prawdy - oznajmiła.

- W jakich plotkach?
- Że całujesz najlepiej w kraju.

- Ciekawe - westchnął zaskoczony. -I co?

O ile zdążyła się zorientować, całował najlepiej na

świecie.

- Jeszcze się nie zdecydowałam - wymamrotała. - Ale

Parker.

-Tak?

- Nie rób tego więcej - poprosiła.
- Nie zrobię nic, czego nie będziesz sama chciała, Ellie

- obiecał.

Popatrzyła na niego i bez słowa weszła do domu. Za­

mknęła drzwi i osunęła się na podłogę. Delikatnie dotknę­

ła opuchniętych od pocałunków warg.

- Nie zrobi nic, czego nie będę chciała - szepnęła zamy­

ślona. - To... dobrze.

Niestety, czuła, że to nie jest takie proste. Chciała, że­

by ją całował. A teraz już wiedziała, jak to jest być w je­

go ramionach. Emocje, które tłumiła przez te wszystkie la­

ta, wybuchły z nową siłą. Może powinna poprosić Parkera

o listę potencjalnych inwestorów i podziękować mu za po-

scandalous

Pona & Irena

background image

moc? Wtedy on odjedzie, a ona będzie mogła wrócić do

swojej nudnej egzystencji.

Następnego dnia rano pod dom Parkera podjechał sa­

mochód z czterema mężczyznami, których wynajął do

sprzątania, i furgonetka dekoratora wnętrz, pełna wzorów

tapet, wykładzin i próbek farby.

Chester Atchinson, mimo że z wyglądu przypominał

tęgiego zabijakę, był najlepszy na rynku. Był również po­

twornie drogi, ale Parker uznał, że mina Ellie, gdy zoba­

czyła wysiadającego z różowej furgonetki draba, była warta

każdych pieniędzy.

- O, tak - zaśmiał się rubasznie Chester, patrząc na bu­

dynek. - Z pewnością będę miał tu pole do popisu!

Ellie z przerażeniem zerknęła na Parkera.

- Jak myślisz, co on chce zrobić? - szepnęła.

- Nie mam pojęcia - odparł z uśmiechem. - Ale kie­

dy wspomniałem mu o twoim pomyśle z minimuzeum,

był zachwycony. Po prostu pozwólmy im działać - do­

dał, wskazując grupkę mężczyzn w skupieniu lustrujących

okolicę. - Zeb i jego brygada uwiną się ze sprzątaniem

w mgnieniu oka.

- Posprzątałabym za darmo. - Gniewnie tupnęła nogą.
- Nie - potrząsnął głową. - Uważasz, że nadajesz się na

niewolnicę? Rozmawialiśmy już o tym - oznajmił i mach­

nął dłonią, gdy znów zamierzała zaprotestować. - Zresztą

nieważne. Nie mógłbym spokojnie patrzeć, jak mordujesz

się, sprzątając na kolanach.

Było to oczywiste kłamstwo. Nie dlatego, że patrzenie

scandalous

Pona & Irena

background image

na pracującą Ellie sprawiłoby mu przyjemność. Po prostu

gdy tylko wyobrażał ją sobie w tej kuszącej pozycji, oble­

wała go fala żaru.

- Zresztą mam względem ciebie inne plany - oznajmił

zduszonym głosem.

- Plany? - Teraz jej głos się załamał i Parker zdał so­

bie sprawę, że musiał patrzeć na nią tak, jakby zamierzał

ją schrupać.

- Nie tego rodzaju plany - z przymusem się roześmiał.

- Chodź, coś ci pokażę - powiedział i poprowadził ją do

swego wozu.

Ellie poszła za nim bez protestu. Chyba zapomniała, że

nie można mi ufać, pomyślał. Mężczyzna nie składa tego

rodzaju obietnic, jeśli nie myśli o czymś dokładnie prze­

ciwnym. A jednak jej bezgraniczne zaufanie pomagało mu

właściwie się zachować. Zacisnął zęby i pomógł jej wsiąść

do auta. Nie zamienili ani słowa, póki nie podjechali pod

opuszczoną fabrykę. Gdy Parker zatrzymał samochód, El­

lie pytająco na niego spojrzała.

- Chcę przywieźć tu Chestera, jak tylko skończy z hotelem

- wyjaśnił. - To miejsce stanowi hańbę dla miasteczka.

- Chcesz ponownie otworzyć fabrykę? - spytała z na­

dzieją.

- Ellie, nie mam pojęcia o przemyśle obuwniczym i je­

stem pewien, że fabryka znów by upadła.

- Spodziewałam się tego - przyznała ze smutkiem. -

Nawet jeśli Sunny i Rosellen przysięgają, że kobiety w Red

Rose wydają więcej pieniędzy na buty niż ktokolwiek na

świecie. Zatem czemu...

scandalous

Pona & Irena

background image

- Pomyślałem, że Chester wprowadzi tu parę poprawek

i zamieni to w rodzaj domu kultury. Wiem, że macie ka­

wiarnię i nie potrzeba wam miejsca spotkań poza miastem,

ale przynajmniej poprawi się wygląd tego paskudztwa.

- Parker, wyrzucasz pieniądze w błoto.

- Alternatywą jest zburzenie budynku, a wtedy wszyscy

uznają, że zamiast odbudowywać miasto, niszczę je.

- Może masz rację, ale nie ściągnęłyśmy cię tu po to, że-

by narażać na dodatkowe koszty. Nie zwróci ci się nawet

to, co włożysz w hotel.

- Mówisz tak, jakbym nie był odpowiedzialny za dwa

monstrualne obiekty, które straszyły was przez wiele lat.

Prawda jest taka, że zostawiłem was z bałaganem po rodzi­

nie Monroe. To będzie małe zadośćuczynienie.

- No, nie wiem - zawahała się, a Parker złamał swą

obietnicę i delikatnie przeciągnął kciukiem po jej ustach.

- Lepiej wymyśl coś dla Chestera, bo chciałbym, żeby

budynek wreszcie dopasował się do miasteczka. Ja nigdy

nie zwracałem uwagi na takie rzeczy.

- Już jako mały chłopiec byłeś zbyt zajęty planowaniem,

co będziesz robił, gdy opuścisz Red Rose - przypomniała

z uśmiechem.

- Spraw, żeby Red Rose dostało to, co najlepsze, Ellie

- powiedział cicho.

- Dajesz mi wolną rękę? - zdziwiła się.
- Oczywiście.

- W takim razie prowadź do Chestera.

Przez chwilę Parker miał ochotę odmówić. Uświadomił

sobie, że dekorator jest pożeraczem niewieścich serc. Nie

scandalous

Pona & Irena

background image

zamierzał pozwolić na to, by Ellie stała się jednym z jego

licznych trofeów.

Gdy dojechali na miejsce, postanowił zamienić z Gheste-

rem parę słów na osobności. Wysiadł z wozu i podszedł do

niego.

- Ellie poda ci wszystkie niezbędne informacje o mia­

steczku, mieszkańcach, hotelu i fabryce. I będzie to jedyna

rzecz, którą od niej weźmiesz. Rozumiemy się?

- Lecisz na nią, Parker? - spytał przystojniak, zerkając

ciekawie na dziewczynę siedzącą w samochodzie.

- To nie tak.

- A jak? - spytał szybko dekorator z nagłym zaintere­

sowaniem.

Do diabła, zaklął w myślach Parker. Zamiast go odstra­

szyć, mam mu zachwalać Ellie?

- Powiem ci, Chester. Jestem jej opiekunem. Jeśli jej

choć dotkniesz, gorzko pożałujesz. Wycofam wszystkie

pieniądze i odbiorę ci obiecane zlecenie na hydraulikę. Za­

trudnię Jamesa Loyda.

- Przecież to idiota.

- Za te sumy da z siebie wszystko. A ja będę spokojny

o Ellie.

- Przecież jestem najlepszy.

- Zgadza się, i wolę, żebyś to ty się tym zajął. Myślałem na­

wet o podwyżce, jeśli uwiniesz się przed terminem, ale...

- Załatwione, za dziesięć procent ponad to, co uzgodni­

liśmy - oznajmił Chester z szerokim uśmiechem. - Chło­

pie, ale cię wzięło! Prawdę mówiąc, dziewczyna jest śliczna

niczym kwiatuszek, ale ja wolę bardziej konkretne babki.

scandalous

Pona & Irena

background image

Jest też ciut za młoda i wygląda na damę, której nie składa

się frywołnych propozycji, ale skoro ty się nią interesujesz,

musi w niej być coś więcej...

Parker przeciągle jęknął. A Chester roześmiał się i uniósł

ręce w geście udawanego poddania.

- Będę niczym mnich - powiedział. - Jeśli ktoś zerwie

ten kwiatek, to na pewno nie ja.

- Lepiej postaraj się przy projektach, Chester - powie­

dział groźnie Parker.

- To będzie czysta przyjemność, przyjacielu. A teraz

dawaj tu tę małą. Pogawędzimy sobie - oznajmił,

a widząc spojrzenie Parkera, uśmiechnął się jeszcze sze­

rzej. - O historii Red Rose, ma się rozumieć. Mnóstwo

nudnych szczegółów, które pozwolą ożywić oba budynki

- wyjaśnił. - A skoro dama kocha miasteczko, renowa­

cja na pewno ją uszczęśliwi. Będzie bardzo wdzięczna.

Kto wie, jak zechce to wyrazić? - zapytał, roześmiał się

ze swojego żartu, podszedł do samochodu i wyciągnął

dłoń na powitanie.

Parker nie miał pojęcia, co mógł powiedzieć, ale Ellie

rozpromieniła się w uśmiechu. Wyglądała na zadowoloną

i rozluźnioną. Dlaczego przy nim taka nie była?

Nie powinno go to obchodzić. A może nie potrafił

znieść myśli, że nie jest bożyszczem każdej napotkanej ko­

biety? Matka mówiła mu, że taki właśnie był jego ojciec.

Mówiła też, że Parker bardzo go przypomina. To były jed­

ne z jej ostatnich słów, zanim opuścił dom.

Chciał, żeby je cofnęła, ale nigdy tego nie zrobiła. Od

tamtej pory bardzo rzadko się kontaktowali.

scandalous

Pona & Irena

background image

Nagle poczuł przemożną potrzebę zadzwonienia do do­

mu. Dziwne...

- Parker? - usłyszał zakłopotany głos Janette Arlington.

Nic dziwnego, pomyślał. Dzwonił do niej jedynie w świę­

ta i imieniny.

- Witaj, mamo. Tak, to ja.

- Wspaniale cię słyszeć. Tylko... - odparła i głos jej się

załamał. - Parker, czy stało się coś złego?

Wszystko było źle. Z powrotem wylądował w Red Rose

i w dodatku marzył o Ellie w zakazany sposób.

- Wszystko w porządku. Pomyślałem, że może chcia­

łabyś wiedzieć, że jestem w Red Rose i zatrzymałem się

w rezydencji.

.- Jesteś w Red Rose? Po co? - spytała podniesionym gło­

sem. - Mówiłeś, że twoja noga więcej tam nie postanie.

- Mówiłem, byłem pewien, że tego nie chcę i, do diabła,

nie mam pojęcia, co tu robię. Panie z Red Rose chcą, żeby

miasteczko odżyło i poprosiły mnie, żebym sprowadził tu

z powrotem mężczyzn. Były bardzo... przekonujące - po­

wiedział niepewnie i ze zdumieniem usłyszał chichot Ja­

nette.-Mamo?

- Wybacz, Parker. Ale miałeś taki zmartwiony i zmie­

szany głos... Nie mogę sobie przypomnieć, żeby cokolwiek

aż tak wytrąciło cię z równowagi. Zawsze wiedziałeś, czego

chcesz, i zawsze nie znosiłeś Red Rose.

Parker pamiętał doskonale dzień, w którym wszystko

się zaczęło. Pewnego dnia odwiedził go kuzyn, Giles Mon-

roe. Mieli wtedy po dziesięć łat. Po kilku godzinach zaba­

wy z przyjaciółmi Parkera, Giles oświadczył, że wszyscy

scandalous

Pona & Irena

background image

opowiadają, jakim oszustem i kobieciarzem jest jego oj­

ciec. Parker nie chciał uwierzyć, lecz kiedy spytał matkę,

była tak smutna, że domyślił się prawdy. Od tej chwili znie­

nawidził ojca i miasteczko.

-Synu?
- Tak, mamo, jestem. Miałaś rację. Nie chciałem wra­

cać. Przyjechałem tu tylko na kilka tygodni. Nie masz nic

przeciwko temu, że zatrzymałem się w rezydencji?

- To twój dom, Parker. Ojciec zapisał ci go w testa­

mencie.

- Powinien go przekazać tobie.

-I tak nigdy go nie lubiłam.
- Tak mi przykro. Los nie był dla ciebie łaskawy. Czy te­

raz... masz się dobrze?

- Och, Parker.

- Wiem. Nigdy nie dzwonię. Czemu miałbym to robić

właśnie teraz?

- Rozumiem, czemu nie dzwoniłeś. Nigdy o tym nie

rozmawialiśmy, ale mam nadzieję, że zadzwoniłeś, bo po­

trzebowałeś matki.

- To prawda - przyznał zaskoczony.

- To dobrze. Czy bardzo ci ciężko?

- Nawet nie tak bardzo - odparł jeszcze bardziej zdzi­

wiony swoimi uczuciami. - Czuję się jak w domu, wszyst­

kie te kobiety liczą, że dokonam cudu, a ja...

- Wiem, kochanie. Tak samo było z twoim ojcem. Pró­

bował ratować starą fabrykę obuwia, nawet długo potem,

gdy straciło to jakikolwiek sens. Czuł presję odpowiedzial­

ności. To miasto potrafi dać w kość, prawda?

scandalous

Pona & Irena

background image

Z początku Parker też tak myślał, ale stopniowo przestał

postrzegać to jako kłopot. Polubił samodzielne kobiety Red

Rose. No i była jeszcze Ellie.

- Żal mi tych wszystkich kobiet. Nie chcę ich zawieść.

- Nie wydaje mi się, żeby do tego doszło, kochanie. Je­

steś silniejszy, niż myślisz. W końcu ty jeden miałeś tyle

odwagi, by opuścić Red Rose. My z ojcem zostaliśmy i sam

wiesz, że to nie skończyło się dobrze.

- To nie miasto było przyczyną twoich kłopotów, tyl­

ko on.

- Nic nie jest tak proste, na jakie wygląda, Parker - po­

wiedziała Janette, wzdychając. - Czasem żałuję, że nie mo­

gę cofnąć czasu.

- Nie musisz. Po prostu bądź teraz szczęśliwa.

-Jestem. I to bardzo. Edward jest dobrym mężem

i przyjacielem. Ty też powinieneś odnaleźć szczęście. Je­

śli wymyślę coś w sprawie miasteczka, dam ci znać. Po to

dzwoniłeś, prawda?

- Częściowo. Ale tak naprawdę to chciałem usłyszeć

twój głos. Wiem, że to brzmi niedorzecznie - bąknął za­

wstydzony.

-Nie dla mnie, synu. Uważam to za wielki komple­

ment. Dbaj o siebie i nie przejmuj się tak bardzo kłopota­

mi Red Rose. To już nie jest twój dom.

Jednak kiedy przerwali rozmowę, Parker zdał sobie

sprawę, że tym razem matka nie miała racji.

scandalous

Pona & Irena

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Minęły trzy kolejne dni, a Parker wciąż spędzał bezsen­

ne noce na niespokojnych przechadzkach po sypialni. El-

lie mogła dostrzec jego sylwetkę pojawiającą się w kolej­

nych oknach. Bardzo chciała do niego pójść, zapytać, jak

mu idzie, zaproponować towarzystwo i gorącą czekoladę,

ale wiedziała, że byłoby to kuszeniem losu. Zresztą gdyby

Parker coś nowego wymyślił, natychmiast by jej o tym po­

wiedział.

Musiała jednak przyznać, że ostatnio jej sąsiad pracuje

bardzo intensywnie. Codziennie był w hotelu i w fabryce,

a gdy tylko wracał do domu, telefonował albo siadał przy

komputerze. Ilekroć go widywała, był spięty i nieobec­

ny myślami. Czuła się coraz bardziej winna, że oderwała

go od jego wygodnego życia i ściągnęła do Red Rose. Nie

w porządku wydało jej się też, że tylko Parker ponosi ca­

łość kosztów i odpowiedzialność za ożywienie miasteczka,

którego nawet nie lubi. Zdecydowała, że nadszedł najwyż­

szy czas, by pobudzić mieszkańców do działania.

Właśnie dlatego następnego ranka stanęła na środku

kawiarni i zaczęła łomotać łyżką w garnek, próbując zwró­

cić na siebie uwagę gości.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Co ty wyprawiasz, Ellie? - spytała Sunny, krzywiąc się

na hałas.

- Chcę, żebyście mnie posłuchały. Musimy wreszcie po­

ważnie porozmawiać.

- O czym?

-O mężczyznach...

Nagłe, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gwar

ucichł, a wszystkie oczy zwróciły się na nią w skupieniu.

Ellie roześmiałaby się, gdyby nie dowodziło to powagi sy­

tuacji.

- A dokładniej o Parkerze - dokończyła.

- Dobre wieści? - chciała wiedzieć Delia. - Dostał od­

powiedzi na zaproszenia, które rozesłał?

Ellie nie miała pojęcia. Nie widziała go od kilku dni

i podejrzewała, że to ze względu na brak postępów.

- Chodzi o to, że jeśli mamy zrobić pokaz możliwości

miasteczka, to powinnyśmy zacząć przygotowania.

- Ja tam jestem gotowa, jak nigdy w życiu - oznajmiła

niespodziewanie Lydia.

- Ja też - westchnęła Sunny. - A jak na razie, Par­

ker jest jedynym sensownym mężczyzną w tym mieście

i zajmuje się tylko niektórymi - prychnęła, wymownie

patrząc na Ellie. - Panowie z brygady remontowe; się nie
liczą,

bo mówią tylko o powrocie do domu. A jeśli cho­

dzi o Chestera Atchinsona, to za bardzo działa mi na

nerwy.

Ciekawe, pomyślała Ellie. Jeszcze nie słyszała, żeby jaki­

kolwiek mężczyzna wytrącił Sunny z równowagi.

- Jak to?

scandalous

Pona & Irena

background image

- Zignorował zaczepki Sunny - szepnęła Lydia teatral­

nie. - A tego nie przepuści nikomu.

- Nie zamierzam o nim rozmawiać - burknęła Sunny.

- Lepiej pomówmy o Parkerze.

- Skoro on stara się sprowadzić tu mężczyzn, my po­

winnyśmy zrobić coś, by ich zatrzymać - wyjaśniła. - To

nie jest w porządku, żeby o wszystkim musiał sam my­

śleć. To nasze miasto i my jesteśmy za nie odpowiedzialne.

Więc... co takiego mamy, co pozwoli nam ściągnąć i za­

trzymać tu mężczyzn?

W kawiarni zapadła nagła cisza, tylko Delia westchnęła

i poczerwieniała.

- Mamy.... ciała - odezwała się cicho.

- Owszem - przytaknęła Ellie. - Ale możemy założyć,

że już widzieli kobiece ciała, może nawet nagie. A przynaj­

mniej większość z nich. Czy mamy coś, co nas odróżnia

od reszty świata?

- Świetnie gotujemy - oznajmiła Sunny.
- To prawda - zgodziła się Ellie. - Ale musimy pamię­

tać, że to mężczyźni z dużych miast i tam mają możliwość

spróbowania przeróżnych kuchni.

- No to co mamy zrobić? - zmartwiła się Joyce Hives.

- Chyba więcej tego, co robiłyśmy do tej pory. Oprócz

podkreślania kobiecego charakteru miasteczka, powinny­

śmy zorganizować coś, co spodoba się też mężczyznom.

Gdy odwiedzi nas kobieta, poczuje się jak w domu. Mamy

kolory, kwiaty, dobre jedzenie i świetne sklepy. Ale męż­

czyzna? Potrzeba nam czegoś, co przemówi do jego upo­

dobań - z zapałem mówiła Ellie.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Oprócz pięknych kobiet i dobrego jedzenia? - zasta­

nowiła się Lydia. - A może powinnyśmy zapewnić im ja­

kieś miejsce, gdzie mogliby się spotykać, omawiać swoje

męskie sprawy i grać w pokera?

- Ech, to taki stereotyp - zaprotestowała Evangelina

Purcell.

- Jasne, ale ja nie odmówię, gdy jakiś pojawi się wreszcie

na horyzoncie - oznajmiła Sunny. - Najlepiej bardzo umięś­

niony, żeby nie wystraszył się kobiety solidnej budowy.

- Męskie rozrywki... - zamyśliła się Mercy Granahan,

która prowadziła butik. - A może sporty? Od lat nie mieli­

śmy żadnej porządnej drużyny sportowej w Red Rose.

-Nie mamy tu tylu mężczyzn, żeby skompletować

skład. Każdy woli inny sport - wytknęła Rosellen.

- To skompletujmy kobiecą drużynę.

- Czy mężczyźni będą chcieli coś takiego oglądać?
- Przekonamy się - oznajmiła Mercy. - A nawet jeśli

nie, same się trochę zabawimy.

-Mercy ma rację - powiedziała zamyślona Ellie. -

Przez ostatnie lata zaniedbałyśmy pewne sprawy. Mamy

nawet boisko. Jestem pewna, że jeśli się postaramy, znaj­

dziemy chętnych do gry.

- Mogłabym uszyć stroje - zaproponowała Cynthia Bar-

nette. - Takie z maleńkimi różyczkami na kieszonkach.

- W przerwie meczu mógłby grać zespół, a na koniec

można zrobić przyjęcie z grillem.

Kolejne panie zapalały się do pomysłu i podrzucały no­

we sugestie. Ellie poczuła, że robi jej się ciepło na sercu.

Przyjazd Parkera naprawdę podziałał ożywczo.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Tu też mogłybyśmy wprowadzić pewne zmiany -

wtrąciła Lydia, lustrując kawiarnię. - Podoba mi się wy­

strój, ale czy mężczyzna czułby się tu równie swobodnie?

Powinnyśmy otworzyć drugą salę, którą dawno zamknę­

łam, wstawić tam parę męskich mebli i drobiazgów, zmie­

nić kolorystykę i może dodać kominek albo piec? A stoliki

przystosować do gry w szachy i karty.

- Sama lubię szachy - przyznała Joyce.

- To wspaniale, bo nie zamierzam zamykać żadnej

z części, tylko poszerzyć działalność - wyjaśniła Lydia.

Gwar rósł, bo coraz więcej kobiet ośmielało się rzucać

kolejne pomysły. Ellie uśmiechnęła się i rozejrzała dookoła.

W drzwiach stał Parker. Nagle okazało się, że ma wilgotne

dłonie, sucho w ustach i brakuje jej tchu. Poczuła, że nie

jest w stanie rozmawiać z nim przy wszystkich, więc odło­

żyła garnek i podbiegła do drzwi.

- Jesteś pewien, że chcesz wejść? Atmosfera jest gorąca,

bo panie zaczęły na dobre planować zmiany.

- Nie przyszedłem do nich, tylko do ciebie - odparł

z uśmiechem i zerknął na łyżkę, którą ściskała w dłoni. -

Zabierasz to ze sobą?

Gdy podążyła za jego spojrzeniem, uświadomiła sobie,

że wciąż nie odłożyła narzędzia, którym próbowała zwró­

cić uwagę kobiet. Doszła jednak do wniosku, że jeśli wróci

do środka, żeby odłożyć ją na miejsce, przyjaciółki jej nie

wypuszczą.

- Chyba tak - westchnęła, wpychając ją w kieszeń far­

tucha. - Musisz mnie wziąć z całym dobrodziejstwem in­

wentarza - zażartowała.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Z wielką chęcią - oznajmił Parker bez wahania. - Je­

dziemy do hotelu. Chester potrzebuje kobiecej opinii. Po­

wiedział, że mam beznadziejny gust.

- Pewnie obawiał się, że ty wybierzesz coś szalenie neu­

tralnego. Brązy, szarości i czerń.

- Pewnie tak bym zrobił. Jestem profesjonalistą i wśród

takich się obracam. Neutralne kolory zadowolą większość

ludzi. Ale to szczególny przypadek, a Chester zna się na

swojej robocie, więc nie nalegam - oznajmił ze wzrusze­

niem ramion.

- To tak działasz? Sprowadzasz specjalistę i dajesz mu

wolną rękę?

- To zazwyczaj się sprawdza. Zatrudniasz najlepszych

w branży, więc otrzymujesz najlepszy produkt. Potrzeba

tylko planowania i zachowania pewnego porządku.

- Porządku? - powtórzyła.

- Owszem. Nie lubisz porządku i planowania? - spy­

tał, obdarzając ją uważnym spojrzeniem bursztynowych

oczu.

- Nie o to chodzi - burknęła, starając się uciszyć mocno

bijące serce. - Te sformułowania mają niewiele wspólnego

z tym, co się dzieje w Red Rose. Może lepiej, że nie wszed­

łeś do kawiarni, bo przeżyłbyś szok. Planowanie i porządek

to ostatnie, o czym marzą teraz panie.

- Nie mogę się doczekać, co wymyślą - zaśmiał się we­

soło. - To musi być coś ciekawego.

Ellie opowiedziała mu o drużynie sportowej, kostiu­

mach z wyszytymi różami, pikniku po meczu i planowa­

nych zmianach w kawiarni.

scandalous

Pona & Irena

background image

- O co chodzi? - spytała, widząc jego zachmurzone

spojrzenie. - Uważasz, że się nie uda?

- Nie, nie - zaprzeczył i położył jej dłoń na ramieniu.

- To świetne plany i wyczuwam w nich twoją rękę. Ale...

wiem, ile dla was znaczy kawiarnia. To wasz azyl i miejsce

spotkań. Nie zmieniajcie jej tylko po to, by przypodobać

się paru obcym mężczyznom.

- Nie martw się. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają

- spróbowała go pocieszyć.

Gdy słowa nie pomogły, wspięła się na palce i delikatnie

go pocałowała. Jednak odsunęła się kilka kroków, zanim

zdążył ją objąć i zażądać więcej.

- Nie jedziesz ze mną? - spytał zdziwiony.

-Mam jeszcze sporo pracy - skłamała, wiedząc, że

ucieka przed swymi uczuciami. - Powiedz Chesterowi, że

mam do ciebie pełne zaufanie. A jeśli chodzi o kawiarnię...

Parker, my potrzebujemy zmian - oznajmiła i cofnęła się

do wnętrza.

Oby tylko nie były zbyt gwałtowne, pomyślała. Nie by­

ła jednak pewna, czy to możliwe przy takim mężczyźnie

jak Parker.

Cztery dni później, gdy Parker odwiedził „Red Rose Ca­

fe", musiał przyznać, że panie dokonały cudu. Sala kawiar­

ni w dalszym ciągu pełna była roślin, różowych dekoracji

i drewna w ciepłych kolorach, ale w głębi pomieszczenia po­

jawiły się nowe elementy. Przede wszystkim zmieniła się ko­

lorystyka wnętrza. W dalszej części sali królowały przydy­

mione beże z oliwkowymi akcentami. Przy dużych stołach

scandalous

Pona & Irena

background image

stały wygodne, szerokie fotele. Dostrzegł też kilka wysokich

stołków i stolików do gry w karty i szachy. Pod ścianą stanął

regał, na którym umieszczono czasopisma, książki i talie kart.

Mimo bardziej surowego, męskiego wystroju, wnętrze było

pełne ciepła i wręcz zapraszało, by się rozgościć.

- Jesteście niesamowite - westchnął w zachwycie. -

Przedtem było przytulnie, ale teraz... do diabła... Chciało-

by się tu wejść i zostać. Jak wam się to tak szybko udało?

- Jakbyś nie wiedział - jęknęła Sunny. - Gdy Ellie się

do czegoś bierze, lepiej, żeby wszystko szło jak w zegarku.

Strzeliła palcami, i proszę. Nie sądzę, żeby Chester wymy­

ślił coś lepszego.

-Czegoś tu jednak brakuje, dziewczyno - oznajmił

Chester, który stał w drzwiach za Parkerem.

- Kogo nazywasz dziewczyną? - zaperzyła się Sunny.

- Nie jesteś tu jedyna.

- Mam pięćdziesiąt trzy lata - oznajmiła w przestrzeń,

udając, że nie słyszała jego odpowiedzi.

Chester uniósł brew i obrzucił ją aprobującym spojrze­

niem. Przez chwilę Parker miał wrażenie, że Sunny się za­

wstydzi.

- No, to czego tu brakuje, mądralo? - spytała po chwi­

li milczenia.

- Te wszystkie fotele są wygodne, ale co jeśli facet ze­

chce siedzieć bliżej swojej damy? - spytał z diabelskim

uśmieszkiem.

- Powinien zaprosić ją na swoje kolana - wypaliła Sun­

ny. - Chyba że to jakiś cherlak i obawia się, że nie da rady

- oznajmiła, unosząc dumnie brodę.

scandalous

Pona & Irena

background image

Nie sposób było ukryć, że Sunny jest solidnie zbudo­

wana i niewielu mężczyzn w Red Rose podołałoby jej ga­

barytom.

- Wtedy nie byłby prawdziwym mężczyzną, czyż nie? -

zaśmiał się rubasznie..- Przytulanki to wasze rozwiązanie?

Muszę to poważnie przemyśleć.

- Tak, pomyśl sobie, bo tylko tyle z tego będziesz miał

- prychnęła jak rozzłoszczona kotka.

Chester obdarzył Sunny promiennym uśmiechem i wy­

szedł z kawiarni.

- Ale mu powiedziałam - skomentowała, nie odrywa­

jąc wzroku od drzwi. - Miał czelność krytykować nasz po­

mysł. Pewnie myślał, że ja to urządziłam i dlatego tak się

czepiał A to Ellie należy się cała chwała.

- Może Chester miał rację - westchnęła Ellie. - Zapro­

jektowałyśmy tę salę dla mężczyzn, ale ja przecież nie mam

pojęcia, co im się może podobać.

- Chester to osioł - oznajmił Parker. - Chciał tylko po-

droczyć się z Sunny. Chodź, Ellie, idziemy. Zamierzam

znów porwać Ellie - powiedział do wpatrzonych w nie­

go kobiet.

- Ostatnio coraz częściej to ci się zdarza - skomento­

wała Lydia.

- Racja - przyznał, nie zamierzając doszukiwać się dru­

giego dna w jej słowach. - Pewnie dlatego, że obarczyłyście

ją zadaniem sprowadzenia mnie do Red Rose i dopilno­

wania, żebym wam pomógł. Teraz musi wszędzie ze mną

chodzić.

Ellie otworzyła usta, żeby zaprotestować, a Parker z tru-

scandalous

Pona & Irena

background image

dem opanował chęć uciszenia jej pocałunkiem. Potrząsnął

tylko głową i popatrzył na nią, marszcząc brwi.

- Daj spokój - powiedział do dziewczyny. - Napraw­

dę muszę ci coś ważnego pokazać - oznajmił i pociągnął

ją za rękę.

Zanim drzwi kawiarni się zamknęły, dobiegł ich protest

Sunny, która odgrażała się, że zaraz znajdzie Chestera i so­

bie z nim porozmawia. Ellie ledwie nadążała za Parkerem.

- Coraz częściej zdarzają się nam te nagłe wyjścia -

mruknęła, ściągając fartuszek i rzucając go na barierkę

przed kawiarnią.

- Nie jesteś ciekawa, co chcę ci pokazać?

- Co to takiego?

- Nie powiem. To niespodzianka.

- Dobra niespodzianka? - spytała, patrząc na ich sple­

cione dłonie.

Parker tylko się roześmiał i pomógł jej wsiąść do samo­

chodu. Przez chwilę nic nie mówili. Ellie wyglądała przez

okno. Nagle zesztywniała.

- Myślałam, że jedziemy do fabryki albo hotelu - zaczę­

ła stłumionym głosem.

- To, co chcę ci pokazać, jest tutaj - oznajmił, skręcając

w stronę swego domu. - Odpręż się, Ellie - poprosił, widząc

jej przerażoną minę. - To, że obywam się bez kobiety od...

dawna, nie znaczy, że się na ciebie rzucę, gdy tylko zostanie­

my sami. Zresztą wcale nie zabieram cię do domu.

- A dokąd?

Parker bez słowa zgasił silnik, obszedł wóz i podał jej

rękę. Poprowadził ją na tyły domu, do ogrodu.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Stopnie mogą być zdradliwe, więc może zdejmiesz bu­

ty? - zaproponował, wskazując domek na drzewie.

- Chciałeś pokazać mi ten domek? Parker, on musi być

pełen gniazd ptaków i wiewiórek i...

- Nie. Został zbudowany niczym forteca i był dobrze

zamknięty. Zresztą zajrzałem już do środka i trochę po­

sprzątałem. Wskakuj.

Ellie nie wahała się dłużej. Zrzuciła buty i weszła na

pierwszy ze stopni okalających solidny pień drzewa. Jej

głowa znalazła się na wysokości oczu Parkera. Kolejny

krok wzwyż spowodował, że ukazały mu się jej kształtne

ramiona. Po czwartym stopniu Parker mógł podziwiać jej

krągłości. Nagle poczuł, że oblewa go fala żaru. Z trudem

przełknął ślinę i zamknął oczy. Kiedy znów odważył się

unieść wzrok, dostrzegł już tylko jej łydki i kostki znikają­

ce w wejściu. Szybko wspiął się za nią do swego młodzień­

czego azylu, który wybudował mu cieśla na polecenie ojca,

kiedy Parker skończył trzynaście lat i wkroczył w trudny

wiek dojrzewania.

- Parker... tu jest... och... - Ellie nie mogła znaleźć

słów. - Nic się nie zmieniło.

- Wiem. Czy to nie cudowne? Osiadło tylko trochę ku­

rzu. Pamiętasz, jak się nie mogłem doczekać, żeby się tu

zadomowić, a ty nalegałaś, żeby mi pomóc?

- Strasznie się rządziłam, prawda? - spytała, zerkając

z ukosa..

- To było urocze.
- Nieprawda. Zawsze chciałam podejmować decyzje, co

do wystroju twojego domku, byłam namolna.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Raczej entuzjastyczna. A ja... cóż, byłem typowym

nastolatkiem - oznajmił, wzruszając ramionami.

- Nigdy nie byłeś typowy - roześmiała się. - A ja by­

łam łobuzicą i prześladowałam cię. Wcale ci się to nie po­

dobało.

- Wtedy trochę mnie przerażało. Byłaś taka energiczna

i apodyktyczna, mimo że taka mała i krucha.

Ellie nie chciała na niego patrzeć, gdy mówił takie rze­

czy. Zerknęła w bok i na ścianie zauważyła jaśniejszą pla­

mę po plakacie.

- Wybacz, że niszczyłam twoją twierdzę. Inni chłop­

cy nie chcieli cię odwiedzać, bo stale tu przesiadywałam

- przypomniała sobie z poczuciem winy.

Wyglądała tak rozkosznie, siedząc po turecku, z zawsty­

dzoną miną, że Parker nie mógł się oprzeć i ją pocałował.

Nie pozwolił sobie na nic więcej niż przelotne muśnięcie

warg, ale ten krótki dotyk poruszył go do głębi.

- Sprawiłaś, że czułem się tu wspaniale, a skoro inni te­

go nie widzieli, do diabła z nimi - szepnął.

- Sam też tego nie dostrzegałeś - wyznała z nieszczęś­

liwą miną.

- Ale teraz to widzę. Zresztą wtedy też to czułem. Ro­

zejrzyj się, Ellie. Kto przyniósł te wszystkie poduszki? Kto

powiedział, że potrzebuję drewnianej skrzyni na swoje

skarby? Kto położył te chodniczki i porozwieszał plakaty?

Przecież nie ja.

- Dywaniki są w zbyt jaskrawych kolorach. Ty miałeś

lepszy gust,

- Nie. Nawet nie wiedziałem, czego chcę i potrzebuję.

scandalous

Pona & Irena

background image

Wiedziałem, że chcę mieć kryjówkę, ale tak naprawdę po­

trzebowałem domu. A ty urządziłaś mi tu dom, Ellie. Po­

patrz sama - powiedział, wyjął latarkę z kieszeni i oświet­

lił domek.

Na niskim stoliku stała latarnia, talerze i zakurzone pu­

dełko z grami. Obok, na skrzyni ze skarbami, leżał koc,

gdyby Parker miał ochotę tu się przespać. Na ziemi stał

teleskop do oglądania gwiazd. Wszystko to były pomysły

małej Ellie.

Gdy snop światła wydobywał kolejne szczegóły, Par­

ker zerknął na dziewczynę. Patrzyła na to wszystko roz­

szerzonymi oczami. Przesunęła językiem po wargach. Jej

usta były miękkie, różowe i lekko rozchylone. Parker wal­

czył z chęcią porwania jej w ramiona i skorzystania z koca,

który kiedyś tu przynieśli. Ich oczy się spotkały. Parker po­

czuł zapach jej perfum. Oddech Ellie przyspieszył. Umknę­

ła spojrzeniem w bok.

- Zatrzymałeś to? - zawołała zdumiona, gdy jej wzrok

napotkał stary plakat z Michaelem Boltonem.

- Koledzy dokuczali mi z tego powodu - przypomniał

sobie z uśmiechem.

- To żenujące - jęknęła. - Ty chciałeś twierdzy dla twar-

dzieli, a ja ozdabiałam go dziewczęcymi marzeniami.

- Jeśli mam być szczery, wtedy bawiło mnie, że się

w nim zadurzyłaś.

-Parker...

Przysunął się bliżej i delikatnie ją objął.

- Nie wstydź się, Ellie. Byłaś takim słodkim i miłym

dzieciakiem.

scandalous

Pona & Irena

background image

Poczuł, że zesztywniała w jego ramionach. Wiedział

dlaczego. Nie chciała, żeby jej dotykał. Sam obiecał, że wię­

cej tego nie zrobi. Natychmiast się cofnął. Ellie zajrzała mu

w oczy i potrząsnęła głową.

- Wiem, że byłam zarazą, nawet jeśli teraz inaczej to wi­

dzisz. I muszę ci się przyznać do kłamstwa. Podkochiwa-

łam się wtedy w tobie.

- Wiem.

Ellie aż się zachłysnęła. W jej szarych oczach rozpali­

ły się iskierki paniki. Wyglądała tak, jakby miała ochotę

uciec.

- Wiesz? Już wtedy wiedziałeś?

- W porządku, Ellie. Nie wiedziałem, dopóki nie pod­

rosłaś. Gdy się dowiedziałem, miałaś chyba siedemnaście

lat. Musiałaś się kiedyś zwierzyć Mitzi, a ona wypaplała

mi twój sekret. Byłem wtedy wściekły i nawet na nią na-

wrzeszczałem.

- Musiałeś być zdegustowany.

- Cóż, nie powinna była mówić o czymś, co ty wolałaś

zachować w sekrecie.

- Nie o to chodzi, Parker. Musiałeś być oburzony, że

udaję twoją przyjaciółkę, durząc się w tobie.

- Byłaś moją przyjaciółką, Ellie, jeśli mam być szcze­

ry, pochlebiało mi twoje zainteresowanie. Trochę się wy­

straszyłem, ale wiedziałem, że nie należysz do dziewczyn,

z którymi można żartować w tych sprawach. Zresztą oboje

wiedzieliśmy, że nie byłbym dla ciebie dobry.

Ellie spontanicznie pogładziła jego policzek i złożyła

na nim czuły pocałunek. Ledwie poczuł ulotny zapach jej

scandalous

Pona & Irena

background image

perfum, gdy się odsunęła. Żałował, że ta chwila nie może

trwać wiecznie. Wystarczyłoby mu patrzeć w jej piękne,

szare oczy i oddychać tym samym powietrzem. Po chwili

Ellie znów zerknęła na plakat.

- Powinniśmy go wyrzucić.

- Nie, zostaw. To fragment naszej historii. Przyprowa­

dziłem cię tu po to, żeby pokazać, że już w młodości po­

trafiłaś odmienić mój świat. A to, co robisz w Red Rose,

jest... fenomenalne. Nie pozwól, by ktoś taki jak Chester

wmówił ci, że jest inaczej. On jest po prostu sfrustrowa­

ny, bo ma ochotę na Sunny, a wie, że nie będzie mógł po­

tem tak po prostu odejść. Dlatego się wścieka i wyładowu­

je złość na innych - powiedział, a widząc, że Ellie mruga

zaskoczona, uśmiechnął się rozbrajająco. - Mężczyznom

to czasem się zdarza.

- Wiem, ale przecież w kawiarni działałam na ślepo.

Nawet nie poprosiłam cię o radę.

- Wcale nie była ci potrzebna. Masz instynkt, Ellie. Ro­

zejrzyj się wokół. Już jako dziecko wykonałaś tu kawał do­

brej roboty. Byłaś młodsza ode mnie, a miałaś w sobie ty­

le ognia i marzeń. Pokazałaś mi rzeczy, których bez ciebie

nigdy bym nie odkrył. Nadałaś mojej kryjówce charakter

i wniosłaś radość w moje życie. Mam nadzieję, że kiedyś

znajdziesz mężczyznę, który to wszystko doceni.

- Wiesz, że nie szukam męża - odparła i pokręciła gło­

wą tak energicznie, że jej ciemne loki zatańczyły.

- A kto mówi o mężu? Powinnaś mieć kogoś, kto będzie

cię podziwiał i pokaże ci...

- Co mi pokaże? - spytała bez tchu.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Pokaże ci, jaka jesteś piękna i godna pożądania - wy­

szeptał, przysunął się bliżej, ujął jej twarz w dłonie i poca­

łował.

Ellie dotknęła jego rąk, lecz kiedy na chwilę przerwał

pocałunek dla złapania tchu, przesunęła je na jego pierś,

chwyciła za koszulę i gwałtownie przyciągnęła do siebie.

Pachniała różami i smakowała cynamonem. Jeszcze ni­

gdy, z żadną kobietą, nie czuł tego, co w czasie pocałun­

ku z Ellie. Uświadomił sobie, że ona nie jest taka jak inne.

Pragnął jej do szaleństwa, lecz czuł, że nie powinien wy­

korzystywać jej obecnego nastroju. Klnąc w myślach swoją

szlachetność, przerwał pocałunek.

- Lepiej, żeby nasz plan zadziałał, Ellie - powiedział

szorstko. - Lepiej, żeby to cholerne miasto stało się takie,

jak sobie życzysz, bo kiedy wyjadę, już nigdy tu nie wrócę.

Nie będę mógł, rozumiesz?

- Tak - przyznała niemal ze szlochem.

Więc znów ją pocałował, lecz tym razem bardzo deli­

katnie i czule.

- Kiedyś dałaś mi coś cennego - powiedział cicho. - Te­

raz zamierzam ci się odwdzięczyć - oznajmił, wziął ją za

rękę i wyprowadził z domku na drzewie, przyrzekając so­

bie w myślach, że już nigdy więcej tu nie wróci.

scandalous

Pona & Irena

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Parker musiał przyznać, że zrobił, co było w jego mocy.

Powiadomił swych przyjaciół z całego kraju i od niektó­

rych dostał nawet odpowiedź. Jedni od razu odmówili, in­

ni zgodzili się, bo byli mu coś winni. Jednak żaden z nich

nie przejawiał chęci do założenia firmy w Red Rose. Nie

mógł ich za to winić. Tu nie było szansy na sukces, a przy­

najmniej nie na wielką skalę.

- Do diabła, Monroe, nie jest dobrze - powiedział na

głos, rzucając listę kandydatów na biurko. - Musisz się bar­

dziej postarać. Spójrz na to oczami Ellie. To miasto to coś

więcej niż miejsca pracy. Kto mógłby się tu dobrze czuć?

Mężczyźni, którzy stawiali na rodzinną atmosferę, lu­

bili dobre jedzenie, wygodę i szukali żony. Ci, którzy za­

czynają od czegoś małego, żeby ciężką pracą zasłużyć na

sukces w życiu.

Próbował ich znaleźć, ale mu się nie powiodło. Mo­

że któryś z panów z jego listy dopasuje się do tego opi­

su, a może nie. Nie został mu już nikt więcej. Nikt, oprócz

tych, którzy nie lubili małych miasteczek i świętego spo­

koju. Oprócz niespokojnych duchów, którzy nie zamierza-

scandalous

Pona & Irena

background image

li się wiązać. Ellie nie podziękowałaby mu za ich sprowa­

dzenie do Red Rose.

Jednak z doświadczenia wiedział, że jeśli zawodzą rze­

czy oczywiste, trzeba próbować czegoś niezwykłego. Na­

leży rozważyć sprawy z innego punktu widzenia, nagiąć

świat do swojej woli, wzniecić rewolucję... Czasem to po­

magało, a czasem trzeba się było pogodzić z porażką.

Było jeszcze paru mężczyzn, do których mógł się zwró­

cić. Tym razem nie będzie rozsyłał uprzejmych zaproszeń.

Postawi wszystko na jedną kartę. Mogło się zrobić nieprzy­

jemnie, ale zdecydował, że musi podjąć ryzyko.

Przypomniała mu się zachwycona mina Ellie sprzed lat,

gdy pozwolił jej w końcu urządzić swoją kryjówkę. Wtedy

też wiedział, że ryzykuje przed kolegami, a jednak mu się

opłaciło.

- Zatem pora na coś szalonego i ryzykownego - oznaj­

mił na głos, podjąwszy decyzję.

Sięgnął po notes i telefon. Zamierzał sprowadzić paru nie­

grzecznych chłopców, żeby ożywili nieco senne Red Rose.

W miarę upływu dni atmosfera w miasteczku staje się

coraz gorętsza, pomyślała Ellie. Parker jak szalony poga­

niał Chestera i brygadę remontową. Jednak gdy pytała go,

ilu i jakich gości się spodziewa, zręcznie unikał konkretnej

odpowiedzi.

W dodatku wyglądał na zmęczonego. Nie miał ochoty

się z nią przekomarzać ani jej całować. Wprawdzie oboje

wiedzieli, że nie są sobie przeznaczeni, a ich drogi już daw­

no się rozeszły, ale to nie poprawiało nastroju Ellie. Wie-

scandalous

Pona & Irena

background image

działa, że Parker bardzo się stara postępować szlachetnie

i powinna mu być wdzięczna, ale czuła, że jest na skraju

załamania nerwowego.

Zresztą wszystkie panie w miasteczku tak się zachowu­

ją, przyznała w myślach. Sprzątały, szyły i gotowały jak sza­

lone. Miasto jeszcze nigdy nie było tak czyste i zadbane.

Sunny nawet znalazła wysoką drabinę i wypolerowała swo­

ją mleczarkę. Jej mamucie, lśniące kształty odbijały świat­

ło i jeszcze bardziej przyciągały wzrok. Mam nadzieję, że

potencjalni inwestorzy, wjeżdżający do miasteczka, zoba­

czywszy to cudo, nie porozbijają samochodów, pomyśla­

ła Ellie.

- Do diabła, ależ tu uroczo! - huknęła Sunny, gdy przy­

szła na swą poranną kawę do „Red Rose Cafe". - Podobają

mi się te ulotki, które przyjechały z drukarni.

- Panie bardzo ćwiczyły przed meczem, a Cynthia Bar-

nette napracowała się przy kostiumach. W dodatku Lydia

zaplanowała wielki piknik po meczu w nowym centrum

kultury. Szkoda byłoby, żeby ktokolwiek przegapił te atrak­

cje, więc przygotowałyśmy ulotki z mapką. A po drugiej

stronie, tak na wszelki wypadek, wymieniłyśmy wszystkie

atrakcje i sklepy Red Rose. Ten festyn to nasza wielka szan­

sa i próba - oznajmiła Ellie poważnie.

- Myślisz, że ściągnie wielu mężczyzn?

Ellie westchnęła. Parker uprzedzał, że choć dostał mnó­

stwo odpowiedzi, nie powinna oczekiwać cudu. Czuła, że

wiele z nich było odmownych.

- Parker obiecał, że w mieście pojawi się przyzwoita

liczba gości - odparła.

scandalous

Pona & Irena

background image

Mimo niejasnej odpowiedzi, nie chciała go już dłużej

wypytywać. Znów miał to dziwne spojrzenie, które pa­

miętała z dzieciństwa. Pojawiało się, ilekroć Mick Monroe

sprowadzał „nową znajomą", a matka Parkera traciła zmy­

sły ze zmartwienia. Przypomniała sobie, jak Parker pokłó­

cił się o to z ojcem. Mick nie zawstydził się, tylko roześmiał

i oznajmił, że podoba mu się ognisty temperament syna,

który przypomina mu własne lata młodości. Parker znikł

wtedy w domku na drzewie na kilka ładnych dni. Wiedzia­

ła, co chłopak musiał czuć, bo często sama była bezradna,

gdy jej rodzice mieli problemy.

Znów czuła się podobnie. Nie mogła zrobić dla Red Rose

nic więcej. Parker również. Mimo wszelkich starań wie­

dzieli, że sytuacja miasteczka nie jest dobra.

- Ellie?

- Czego? - warknęła i zobaczyła, że szeroko otwarte

oczy Delii wypełniają się łzami.

-Wybacz - szybko przeprosiła. - Jestem strasznie

spięta.

- Ja też - przyznała Delia.

- Pracowałyśmy tak ciężko, a jednak to wciąż małe, sen­

ne miasteczko. Co będzie, jeśli mężczyźni z miasta nas wy­

śmieją?

- Złamię kilka rąk i nosów - zagroziła Sunny.

W kawiarni zrobił się gwar, a słowo „mężczyźni" po­

jawiało się również w niesympatycznych, kontekstach.

W końcu to oni właśnie stanowili problem miasteczka.

Nagle drzwi się otworzyły i do kawiarni wszedł niemal

siedemdziesięcioletni Albert Stiles.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Macie gorącą kawę?

- Tak gorącą, że poparzy ci łysinę, jeśli wyleję ci ją na

głowę - burknęła Lydia.

- Nie widzisz, że jesteśmy zajęte, Albercie? - spytała

niechętnie Joyce Hives. - Zaniedbujemy własne sklepy, że­

by zdążyć na wielkie otwarcie. Nie mamy czasu podawać

ci kawy! Wróć później!

Albert z nieszczęśliwą miną wyszedł chyłkiem z kawiar­

ni, a panie popatrzyły na siebie zdziwione.

- O matko - westchnęła Joyce. - To nie było zbyt miłe.

- Wiem. A ja zagroziłam, że wyleję mu kawę na gło­

wę - jęknęła Lydia. - Biedaczysko. W dodatku jest zawsze

miły.

- Spójrzcie tylko - powiedziała cicho Joyce. - Nerwy

mamy napięte jak postronki i warczymy na niewinnych,

którzy byli wierni miastu przez tyle lat. Co się z nami dzie­

je? - spytała, a wszystkie oczy zwróciły się na Ellie.

- Za duży stres - odparła bez uśmiechu. - Nie wyniknie

z tego nic dobrego.

- Właśnie. Panowie przyjadą do miasta i zastaną bandę

wściekłych bab - przepowiedziała Sunny.

- To niedopuszczalne. - Lydia pokręciła głową z nie­

smakiem.

- Powinnyśmy się trochę odprężyć - zaproponowała

Delia.

- Dobrze, tylko jak? - westchnęła płaczliwie Joyce.

- Znam tylko jeden niezawodny sposób - oznajmiła

Sunny, wstając

- O, tak - zgodziła się Lydia i zaczęła zamykać kawiar-

scandalous

Pona & Irena

background image

nię. - Zakupy, złotko— wyjaśniła, widząc zaskoczone spoj­

rzenie Joyce. - Duże zakupy. Ciuchy, perfumy i oczywi­

ście... buty.

Na wszystkich twarzach zagościły błogie uśmiechy. El-

lie nie miała pojęcia, czy to wpływ fabryki obuwniczej, ale

kobiety Red Rose uwielbiały buty.

- Zbierajcie się, moje drogie - zarządziła Lydia. - Je­

dziemy do najbliższego centrum handlowego. Będziemy

szaleć na zakupach, aż zapomnimy o wszystkich naszych

problemach. A jutro będziemy szykowały się na miejscu do

przyjazdu tłumów mężczyzn. Incydent z Albertem uświa­

domił mi, że musimy pomyśleć, jak chcemy ich przyjąć.

Przez te wszystkie lata, kiedy obywałyśmy się bez nich,

stałyśmy się bardzo zdecydowanej samodzielne. Powin­

nyśmy uważać, by nie potraktować ich tak, jak biednego

Alberta. Musimy pomyśleć, a mnie pójdzie zdecydowanie

lepiej, gdy pozakładam na siebie wszystkie nowe rzeczy,

które zaraz kupię.

- Jedźmy. Znajdę tylko Jaroda Rodgersa i namówię go,

żeby pożyczył nam szkolny autobus. Zabieracie się ze mną,

dziewczynki?

Ellie uśmiechnęła się pod nosem. Blask bijący od jej

przyjaciółek oświetliłby niewielkie miasteczko. Zakupy, to

nie był zły pomysł, jednak ona wolała odpocząć w spokoju.

Potrząsnęła odmownie głową.

- Jedźcie beze mnie. Ja nigdy nie byłam fanką zaku­

pów. Medytacja wywiera na mnie taki sam wpływ, jaki

na was zakupy.

- A jednak ma pewne braki - oznajmiła Sunny, mar-

scandalous

Pona & Irena

background image

szcząc zabawnie nos. - Przywiozę ci coś uroczego i sek­

sownego.

- Dziękuję, ale nie trzeba - odparła Ellie, mając wraże­

nie, że jest jedyną kobietą w miasteczku, która nie szykuje

się do najazdu mężczyzn.

- Nie wyglądasz na martwą - powiedziała Sunny, przy­

glądając się jej w zadumie.- A skoro jesteś żywai jesteś ko­

bietą, to owszem, trzeba. Włożysz to, co ci przywiozę i zo­

baczysz, że poczujesz się lepiej, wiedząc, że pod dżinsami

masz seksowną bieliznę!

Po piętnastu minutach kawiarnia opustoszała, a Ellie

została sama na ulicy w obłoku kurzu.

- Gdzieś się pali? - spytał Parker, patrząc w ślad za nik­

nącym szybko autobusem.

- Gorzej. Bardzo pilna wyprawa do centrum handlowe­

go - odparła Ellie.

- A ty nie pojechałaś?
- Nie robię zakupów dla zabawy - twardo oznajmiła.

- Nie? A co robisz dla zabawy?

- Pracuję... - wykrztusiła, uświadamiając sobie nagle,

że została sam na sam z Parkerem.

- Pracujesz dla zabawy?

Nic dziwnego, że nie uwierzył, skoro skłamałam, pomy­

ślała. W jego obecności Ellie miała problemy ze skupie­

niem uwagi. Ale skoro to powiedziała, zamierzała brnąć

dalej.

- Oczywiście - przytaknęła, odrzucając włosy i wysu­

wając wojowniczo podbródek. - Jestem pewna, że zaraz

znajdę sobie coś ciekawego do roboty, zanim zjawią się ci

scandalous

Pona & Irena

background image

wszyscy goście i lekkomyślne zmarnujemy czas, jaki nam

jeszcze został.

- Jasne. Wciąż jest jeszcze sporo do zrobienia - zgodził

się, mnąc w dłoni kawałek papieru.

- A ty co zamierzasz?

- Jeszcze raz sprawdzę, czy w hotelu i domu kultury

wszystko jest dopięte na ostatni guzik.

- Chętnie ci pomogę.

-Nie musisz.
- Ale bardzo chcę. Od czego zaczynamy?

- Od domu kultury. Chester wciąż jeszcze poprawia coś

w hotelu.

W milczeniu podjechali pod stary ceglany budynek.

Jednak teraz wyglądał inaczej. Był czysty, świeży i lśnił no­

wością. Duża tablica głosiła, że jest to Centrum Kultury

w Red Rose. Dookoła budynku posadzono kwiaty, krzewy

i drzewka. Ścieżki wysypano jasnym żwirem i ustawiono

przy nich urocze ławeczki.

- Kto by pomyślał, że stara fabryka może się aż tak

zmienić? - powiedziała w zachwycie. - Jesteś pewien, że

chcesz ją przekazać miastu?

- Oczywiście. Była z wami w gorszych czasach, niech

wam teraz posłuży do odmiany losu.

- Naprawdę uważasz, że to możliwe?

- Nie wiem, Ellie. Ale mam nadzieję, że tak się stanie.

Koniecznie do mnie napisz, czy wam się udało.

Serce Ellie zamarło na przypomnienie o jego rychłym

wyjeździe. Wiedziała, że to nieuniknione, ale czuła, że nie

będzie jej łatwo się z tym pogodzić.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Zrobię to - obiecała i ruszyła za nim w stronę budynku.

Niekształtna ceglana bryła zyskała teraz drewniane ob­

ramowania i ganki. Przed wejściem zawisł portret Micka

Monroego. Parker nie życzył sobie tego, ale w końcu mu­

siał ulec namowom mieszkańców, którzy twierdzili, że był

on ważną częścią historii miasteczka.

Ellie była zachwycona przemianą budynku, ale nie mog­

ła pozbyć się uczucia, że Parker także niedługo będzie na­

leżał jedynie do historii.

Gdy dotarli do hotelu, otrząsnęła się z ponurych my­

śli. Tu zmiany były jeszcze bardziej widoczne. Przez pa­

rę chwil w ogóle nie mogła wydobyć z siebie głosu. Nowa,

elegancka tablica głosiła, że jest to teraz „Niebiański Hotel

Red Rose".

- Chester przeszedł samego siebie - westchnęła, podzi­

wiając dzieło rąk zdolnego architekta.

Budynek nadal był różowy, ale wulgarność koloru zo­

stała złagodzona kremowo-złotymi dodatkami. Nowy ga­

nek zbudowano w greckim stylu, dodając kolumny i po­

sągi. Płyta parkingu znikła, a na jej miejsce pojawiła się

soczysta trawa, poprzecinana krętymi ścieżkami, przy któ­

rych ustawiono więcej posągów i niewielkich fontann. No­

wy, mniejszy parking, wyłożony kolorową kostką, znalazł

się na tyłach budynku. Hotel stał się bardziej elegancki,

jednak posągi nagich greckich boginek delikatnie nawią­

zywały do jego frywolnej przeszłości.

Ellie podążyła za Parkerem do przestronnego holu i uj­

rzała przytulne wnętrze utrzymane w kremowej tonacji,

gdzie w niewielkich, przytulnych niszach stały wygodne

scandalous

Pona & Irena

background image

kanapy. Każda nisza ozdobiona była zdjęciami dawnego

hotelu i eksponatami z jego przeszłości. To, co wcześniej

sprawiało wrażenie tandety, teraz było pełne elegancji.

- On jest prawdziwym czarodziejem - westchnęła Ellie.

- Ciekawe, co mógłby zdziałać u mnie w domu.

- Uważaj, by nie zostać z nim sam na sam - ostrzegł ją

Parker. - Odwalił tu kawał dobrej roboty. Po części dlate­

go, że jest wspaniałym fachowcem, ale też i dlatego, że tak

jak mój ojciec, hołduje cielesnym przyjemnościom. Czer­

pał z tego wielką radość, bo mógł przemienić fantazje Mi­

cka w swoje własne. Odradzam ci jego towarzystwo.

- Nie wydaje mi się, żebym była w jego typie - szepnę­

ła speszona.

- Ellie, wystarczy, że będziesz sobą, a będziesz w typie

każdego mężczyzny - wyznał gorączkowo. - Dajmy temu

spokój, zanim zrobię coś szalonego - westchnął, wyciągnął

dłoń w jej stronę i rozmyślił się w pół gestu.

Ramię w ramię ruszyli do pierwszego pokoju. Ellie nie­

cierpliwie pchnęła drzwi i zajrzała do środka.

- Och Parker - westchnęła, rozglądając się dookoła.

Pokój był prawie biały, ale ożywiały go dodatki, utrzy­

mane w kolorze złota i purpury. Na ścianach wisiały obra­

zy przedstawiające mitologicznych kochanków. Perseusz

i Andromeda, Amor i Psyche. Były pełne smaku, niewin­

ne, a jednak potrafiły pobudzić wyobraźnię. W niemal

dziewiczym wnętrzu wydawały się bardziej wymowne niż

te, które miał Mick Monroe. Ellie westchnęła. Pokój spra­

wiał wrażenie takiego, w którym można się było zamknąć

z ukochanym na tydzień i nie nudzić się ani chwili.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Jest cudowny! - zawołała i zawirowała jak w tańcu,

wpadając wprost w ramiona Parkera.

Perker aż jęknął, widząc jej roześmianą twarz tuż przy

swojej.

- Później o tym porozmawiamy - mruknął i zamknął ją

w uścisku swych ramion.

Dotyk Parkera wzniecał w niej ogień. Jego bursztyno­

we oczy hipnotyzowały, a zapach oszałamiał. Ellie wspię­

ła się na palce i pocałowała go. Spleceni w uścisku, osunęli

się na łóżko.

- Ellie, każ mi przestać - wyszeptał w udręce.

- Parker... chcę więcej.

- Jeśli mnie nie powstrzymasz, nie zapanuję nad sobą.

Posunę się za daleko. Wiesz, jaki jestem. Łakomy i bez­

względny, gdy chodzi o kobiety. Nie można mi ufać. Wy­

korzystam cię i porzucę. Nie pozwól mi na to - szepnął

i znalazł dość siły, by przerwać pocałunek.

Ellie jęknęła rozczarowana. Całe życie pragnęła Parkera,

a on zawsze starał się trzymać od niej z daleka. Teraz był

tak blisko i mówił, że jej pragnie. Musiała sprawdzić, jak to

jest w jego ramionach, bo inaczej będzie żałowała do końca

życia. Z trudem zmusiła się do uśmiechu.

- Nikt mnie tak jeszcze nie pragnął. Do tej pory ja też

nikogo nie pragnęłam. Tyle rzeczy mnie w życiu ominęło,

Parker. Chcę wiedzieć, jak to jest być z prawdziwym męż­

czyzną. Nie lubię przelotnych flirtów, ale z tobą jestem go­

towa zaryzykować.

- Nie chcę cię zranić - szepnął z udręką, kryjąc twarz

w jej włosach.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Nigdy dotąd tego nie uczyniłeś. Teraz nie jestem już

naiwną dziewczynką i świadomie godzę się z ryzykiem -

oznajmiła, wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła jego

usta do swoich.

Zatopili się w gorącym pocałunku i z powrotem osunę­

li na łóżko. Dłonie Parkera zbłądziły pod jej bluzkę i od­

nalazły piersi. Jęknęła, czując intensywną pieszczotę. Gdy

cofnął dłonie, prawie zaszlochała z rozpaczy. Jednak Par­

ker zmarnował tylko chwilę na rozpięcie guzików jej bluzki

i natychmiast powrócił do pieszczot. Jego gorące usta wy­

nagrodziły jej chwilę cierpienia.

- Ellie - westchnął w zachwycie, podziwiając kremową

karnację jej nagiej skóry. - Jesteś taka cudowna - wyszep­

tał, pieszcząc dłońmi jej piersi.

Wygięła się w łuk i miała ochotę krzyczeć z rozkoszy.

Nagle w ich intymność wdarło się trzaśniecie drzwiczek

samochodu. Ellie zastygła bez ruchu. Parker poderwał gło­

wę i zacisnął zęby.

- Do diabła - zaklął i natychmiast się opanował. Do­

brze, że nie posunął się za daleko.

Kilkoma sprawnymi ruchami poprawił jej wymiętą

bluzkę i pozapinał guziki. Delikatnie ucałował jej wargi

i uniósł podbródek.

- Ellie, tak będzie lepiej - wyszeptał. - Do diabła, nie

patrz tak na mnie. Wiesz, że cię pragnę do szaleństwa. Ale

nie mógłbym postąpić z tobą tak, jak to czynił z kobietami

mój ojciec. Rozumiesz?

Zagryzła wargi, żeby się nie rozpłakać i posłusznie po­

kiwała głową. Rozumiała. Pożądał jej, ale nie zamierzał się

scandalous

Pona & Irena

background image

poddać temu uczuciu. Prosił, by pomogła mu zwalczyć to,

co się między nimi zaczęło. Ellie nie chciała, by cierpiał.

- Rozumiem - szepnęła.

- To dobrze - odetchnął z ulgą. - Chodźmy zobaczyć,

kto nas uratował.

scandalous

Pona & Irena

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Ciekawe, kogo diabli nadali, pomyślał Parker. Pewnie

Chester wrócił coś sprawdzić. Jednak dekorator był ostat­

nią osobą, która teraz powinna oglądać Ellie.

- Poczekaj tu na mnie, a ja sprawdzę, kto przyjechał -

poprosił.

Ellie skinęła głową, więc uspokojony Parker wyszedł

przed hotel. Gdy zobaczył gościa, zamarł ze zdumie­

nia. Z eleganckiego, czarnego mercedesa wysiadał Grif-

fin O'Dell. Jego przyjazdu Parker najmniej się spodziewał.

Griffin wprost uwielbiał wielkomiejski gwar, był szalenie

zajęty dobrze prosperującą firmą i, na dodatek, uwikłany

w brzydką sprawę rozwodową, połączoną z walką o prawa

rodzicielskie. Ostatnie, czego mu było trzeba, to narzeczo­

na z Red Rose.

- Griff, a co ty tu robisz? - zapytał, wyciągając dłoń na

powitanie.

- Sam nie wiem. Zadzwoniłeś, więc jestem - odparł,

potrząsając głową.

Parker się zamyślił. Kontakt z Griflinem stanowił ostat­

nią deskę ratunku. Nie spodziewał się nawet odpowiedzi,

scandalous

Pona & Irena

background image

a co dopiero odwiedzin przyjaciela. Jeśli on zdecydował się

na przyjazd, to każdy może się zjawić.

- Nie dziw się tak - roześmiał się Griff. - Miałem aku­

rat po drodze. Wybieram się do Chicago na ważne spotka­

nie i pomyślałem, że nie zawadzi popatrzeć, co wykombi­

nowałeś tym razem. Szczególnie że byłeś dość tajemniczy.

Teraz wszystko już jasne - dodał z uśmiechem, spoglądając

ponad ramieniem Parkera.

Gdy podążył za jego wzrokiem, dostrzegł Ellie. Nerwo­

wo poprawiała ubranie, jakby bojąc się, żeby ktoś nie do­

strzegł śladów niedawnych miłosnych uniesień. Jednak dla

wprawnego oka nie było to trudne. Wciąż miała rozmarzo­

ne spojrzenie, zarumienione policzki i usta opuchnięte od

pocałunków.

-Griff, poznaj moją przyjaciółkę, Ellie Donahue -

powiedział Parker. - Ellie, to Grimn O'Dell, przyjaciel

ze szkoły.

Griff podszedł i potrząsnął dłonią dziewczyny. Nie uszło

uwagi Parkera, że zanim to zrobił, dyskretnie upewnił się

co do braku obrączki na jej palcu.

- Tak się cieszę, że mogłeś przyjechać - zachwyciła się

Ellie i obdarzyła go swym najpiękniejszym uśmiechem,

a Parker z trudem powstrzymał się, by nie wejść między

nich. - Wiedziałam, że na Parkera można liczyć. Długo

u nas zabawisz? Obawiam się, że hotel nie jest jeszcze go­

towy na przyjęcie gości, więc.

- Spokojnie, Ellie, wszystkim się zajmę. Griff może za­

mieszkać u mnie.

- Och, nie. Parker, to nie jest w porządku tak zwalać ci

scandalous

Pona & Irena

background image

się na głowę. Nawet nie zadzwoniłem. Jeśli hotel nie jest

gotowy, poszukam czegoś innego.

- Lepiej przyjmij ofertę Parkera - zachichotała Ellie. -

W Red Rose nie znajdziesz nic innego. Hotel otwiera pod­

woje dopiero za dwa dni. Zostaniesz na festyn?

- Przyjechałem zobaczyć się z Parkerem, ale jestem cie­

kaw waszego projektu. Potem wracam do Chicago.

Parker zerknął na Ellie. Nie okazała rozczarowania.

- Chodźmy, odwiozę cię do domu - zaproponował. -

A potem zafunduję Griffowi rundkę po mieście, nakarmię

go i zabiorę do domu.

- Dostarczę wam jedzenie - oznajmiła. - Wiem, że zaj­

muje się tym Lydia, ale ona jest dziś zajęta.

- Ellie, nie musisz tego robić - zaprotestował.

- Parkerze Nathanie Monroe - zaczęła groźnie, i przyj­

mując wojowniczą pozę, położyła dłonie na biodrach. -

Ściągnęłam cię tu na siłę, zajmuję twój czas i patrzę, jak

wydajesz bajońskie sumy na remonty obiektów, które nie

są ci do niczego potrzebne, a ty uważasz, że to za duży

kłopot, by ugotować ci posiłek? To jest Red Rose. Szczy­

cimy się naszą lojalnością, gościnnością i umiejętnością

odwdzięczania się za przysługi. Podanie ci posiłku uwa­

żam za swój moralny obowiązek. I lepiej, żebyście z panem

0'Dellem go zjedli.

- Może i nie jest wysoka - skomentował z uśmiechem

Parker - ale ma wielkiego ducha, Griff. Lepiej szykuj się

na domowe jadło. Ellie, czy mówiłem ci ostatnio, jaka je­

steś nieznośna?

- Uznam to za komplement - odparła z uśmiechem. -

scandalous

Pona & Irena

background image

A teraz zabierz mnie do domu, żebym mogła się wziąć do

gotowania. I dopilnuj, żeby w programie wycieczki nie by­

ło żadnych wielkich, nieprzyzwoicie ubranych kobiet.

Parker zamrugał zdziwiony i dopiero po chwili uświa­

domił sobie, że Ellie mówi o posągowej mleczarce przed

sklepem Sunny.

- Sam nie wiem - udał, że się zastanawia. — GrifFowi

może to się spodobać.

- Nie chciałabym, żeby uciekł przed rozpoczęciem uro­

czystości - odparła z wahaniem, patrząc na eleganckiego

przybysza.

- Parker, nie mówiłeś, że w Red Rose mieszkają ama­

zonki - zażartował O'DelL - Teraz naprawdę jestem cie­

kaw tego widoku.

-Przekomarzając się i śmiejąc, odwieźli Ellie do domu.

Gdy wysiadła, Parker spoważniał i popatrzył pytająco na

przyjaciela.

- Nie przyjechałeś ot tak, prawda?
- Cheryl znów robi problemy - westchnął Griff. - Mi­

mo że przypadała moja kolej opieki nad Caseyem, wymy­

śliła „ważną" wizytę u swojej matki i po prostu go zabrała.

Powinienem zgłosić to w sądzie, ale chłopak tak źle znosi

nasze przepychanki, że odpuściłem i teraz włóczę się jak

zbity pies. Musiałem odpocząć, więc uznałem, że odwie­

dzę przyjaciela.

- Cieszę się, bo minęło wiele czasu od naszego ostatnie­

go spotkania. A co myślisz o Red Rose? .

- Jest... miłe, ładne i z pewnością pełne sympatycznych

ludzi.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Zupełnie nie twój klimat, co?

- Ty stąd pochodzisz, a mnie to jakoś nie przeszkadza -

zaczął ostrożnie Griff. - Mam nadzieję, że znajdziesz swo­

ich inwestorów. Jeśli komuś miałoby się to udać, to właśnie

tobie. Albo twojej uroczej znajomej. Jest czarująca i do tego

wolna, o ile się nie mylę?

- Jest wolna, jeśli chodzi o mnie, ale to nie znaczy, że

możesz się z nią zabawić.

- Wiesz, że nie po to tu jestem, Parker. Nie mam ochoty

na zabawę, wolałbym spokojną kryjówkę.

- Przed kim chcesz się ukryć?

- Przed sobą samym. Tylko że to i tak nigdy nie działa.

Za cztery dni muszę być z powrotem w domu, bo wraca

Casey. A ty, jak długo chcesz tu zostać?

- Niedługo - odparł zgodnie z prawdą. - Gdy dni ot­

warte miasteczka dobiegną końca, moje zadanie się wy­

pełni. Red Rose albo na powrót odżyje, albo powoli osu­

nie się w niebyt.

- A co na to twoja ślicznotka? Nie będzie za tobą płakać?

- Ja i Ellie powinniśmy pójść swoimi drogami. Nie za­

znalibyśmy przy sobie spokoju - powiedział, nie tłuma­

cząc, że po prostu nie potrafi jasno przy niej myśleć i utrzy-

mać rąk z dala od jej kształtnego ciała.

- Ten sam stary Parker - ubawił się O'Dell. - Dziś tutaj,

jutro zupełnie gdzie indziej. Jesteśmy z tej samej gliny.

Parker wiedział, że to prawda, więc niezależnie od swej

sympatii do przyjaciela, zamierzał mieć go na oku. Nie po

to chronił Ellie przed sobą przez całe życie, żeby skrzyw­

dził ją inny mężczyzna.

scandalous

Pona & Irena

background image

Kilka godzin później Parker siedział z Ellie na ganku jej

domu. Griff poprosił go o udostępnienie biura, więc Parker

uznał to za doskonałą okazję do odwiedzin u sąsiadki.

- O'Dell wydaje się bardzo miły - powiedziała.

- On nie zostanie, Ellie - odparł, uśmiechając się

w ciemności. - Teraz nie zniesie niczego, co skojarzy mu

się z małżeństwem. Miał paskudny rozwód i jeszcze gorszą

sprawę o opiekę nad dzieckiem. Red Rose jest wspaniałym

miasteczkiem, ale nie dla kogoś takiego jak Griff. Jego fir­

ma zajmuje się sprzętem sportowym i ostatnio rozrosła się

tak bardzo, że nie zamierzał na razie robić nowych inwe­

stycji. Nic dobrego nie przyjdzie nam z jego wizyty.

- No, nie wiem. Odwiedzenie przyjaciela chyba też się

liczy.

- Masz rację. Przyjaciele są ważni - przytaknął i pogła­

skał ją po policzku. - Daj mi znać, jak potoczą się losy Red

Rose - cicho poprosił.

- Zadzwonię i zostawię wiadomość twojemu asystento­

wi - szepnęła, drżąc pod jego dotykiem.

Wiedziała, że nie o to chodziło Parkerowi, ale nie było

sensu podtrzymywać znajomości, której oboje postanowili

się wyrzec. Czuła, że gdy on wróci do Chicago, wróci też

do swych dawnych zwyczajów. Ich związek za bardzo przy­

pominałby małżeństwo jego ojca. Trzymanie jednej kobie­

ty w odwodzie podczas spotkań z innymi. Cóż, tacy byli

mężczyźni z rodziny Monroe.

- Ja naprawdę chcę wiedzieć, czy Red Rose się powie­

dzie - powiedział głośno, jakby chciał przekonać nie tylko

ją, ale i siebie.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Obiecałam, że dam ci znać. - Jej słowa nie były głoś­

niejsze od szeptu.

A Ellie, w przeciwieństwie do niego, zawsze dotrzymy­

wała słowa. Zawsze też doprowadzała sprawy do końca.

A Parker? Przyjechał, zaplanował przedsięwzięcie, odbu­

dował ruiny, zaprosił gości, a teraz wyjeżdża. Niezależnie

od sukcesu, nie zamierzał tu utknąć. To było charaktery­

styczne dla wszystkich Monroe'ów. Zrobić swoje i odejść.

Niby najprostsza rzecz na świecie. A czasem nawet jedyna

właściwa.

Gdy Ellie obudziła się rankiem, zrozumiała, że coś się

zmieniło. Za oknami, na ulicach, panował wzmożony ruch.

Dziś wielkie otwarcie, uświadomiła sobie z uśmiechem. Po

chwili jednak posmutniała. Goście ściągający na dni ot­

warte miasteczka oznaczali również, że za dzień, dwa Par­

ker znów opuści Red Rose.

- Przestań - zarządziła na głos. - Dobrze wiedziałaś,

że to krótkoterminowa umowa. Zresztą nic ci nie obie­

cywał.

Mimo surowych napomnień, Ellie czuła bezbrzeżny

smutek. Dlaczego? Przecież obywałam się bez Parkera ty­

le lat, myślała.

- To pewnie smutek, że coś się kończy - wytłumaczy­

ła sobie na głos. - Zawsze, gdy doprowadzi się do końca

wielkie przedsięwzięcie, radość jest zabarwiona odrobiną

żalu. Ale to przecież jeszcze nie koniec - oznajmiła raźniej.

- Jest jeszcze sporo do zrobienia.

Wzięła się w garść i wyskoczyła z łóżka. Z nadzieją

scandalous

Pona & Irena

background image

wyjrzała przez okno. Hm... nie były to tłumy, ale musia­

ła przyznać, że całkiem przyzwoity strumień samochodów

zdążał w stronę miasteczka.

Poprzedniego dnia Ellie rozmawiała z siostrami.

- Zawsze potrafiłaś zrobić coś z niczego - zachwycała

się Ronnie. - Już w dzieciństwie mogłyśmy na ciebie liczyć.

Dzięki, siostrzyczko. Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie...

cóż, czeka nas parę dni dobrej zabawy. Red Rose od dawna

nie było takie ekscytujące. Popatrz tylko na tych wszyst­

kich facetów!

- Spokojnie, Ronnie - mitygowała siostrę, kręcąc gło­

wą. - Wiesz, że kobiety z rodziny Donahue mają problemy

z wyborem właściwych mężczyzn.

- Oj, Ellie. Czym byłoby życie bez odrobiny zabawy i ry­

zyka? Nie muszę od razu wychodzić za mąż i mieć dzieci,

ale uwierz, potrafię docenić różnicę płci! Rozchmurz się,

siostrzyczko. Zrobiłaś już wszystko, co było do zrobienia,

a teraz skorzystaj i zabaw się!

Łatwo powiedzieć, pomyślała markotnie. Poprzednie­

go wieczoru obdzwoniła swoje siostry, żeby sprawdzić, czy

wszystko u nich w porządku. Oczywiście, wszystko było

jak należy. Zawsze zachowywała się w stosunku do nich

nadopiekuńcza Wydawało się, że to z nią tym razem nie

jest dobrze.

Cóż, to zrozumiałe, że się martwię, wytłumaczyła so­

bie. Jestem najstarsza i wiem, co mężczyźni tacy jak Mick

Monroe, Zach Donahue czy Avery Johns potrafią zrobić

kobiecie. Poza tym właściwie wychowała swoje siostry i nie

chciała patrzeć, jak cierpią. Już dawno nie oglądała świata

scandalous

Pona & Irena

background image

przez różowe okulary. Weź się w garść, dziewczyno, beszta­

ła siebie. Jazda do miasta! Przecież na to właśnie czekałaś.

Przestań się mazać i do roboty!

Gdy wyszła przed dom, niemal wpadła na Parkera.

Stał na ganku, z podwiniętymi rękawami koszuli, sple­

cionymi ramionami i zabójczym uśmiechem na przystoj­

nej twarzy.

- Nie mogłem pojechać bez ciebie, Ellie. To w końcu

twoje dzieło - oznajmił, patrząc jej w oczy.

Serce Ellie zatrzepotało w piersi, straciła dech i poczuła,

że wilgotnieją jej dłonie. A kiedy Parker ujął ją pod ramię,

chciała, żeby ta chwila trwała wiecznie.

Nie powinnam marzyć o nierealnym, skarciła się w my­

ślach. Zawsze była realistką. Potrząsnęła głową i zmusiła

się do uśmiechu.

- Zobaczmy, co panie sobie zaplanowały na dziś - za­

proponowała. - Podobno Sunny wpadła na jakiś genialny

pomysł.

- Drżę na samą myśl o tym - powiedział Parker

z szerokim uśmiechem.

- Ja też. Może być całkiem wesoło.

Wsiedli do wozu i ruszyli w stronę sklepu mleczarskie­

go. Przed budynkiem, na parkingu, dziewczęta serwowa­

ły lody. Nieopodal rozstawiono pasiasty namiot. Gdy Ellie

i Parker zajrzeli do wnętrza, ujrzeli Sunny otoczoną tłu­

mem rozpartych w wygodnych krzesłach mężczyzn. Właś­

nie masowała kark jednemu z nich. Wyglądał jak kot, któ­

ry opił się śmietanki.

- Wybacz, Parker, że dziś nie podam ci dłoni. Mam ręce

scandalous

Pona & Irena

background image

tłuste od oliwki. Ten tutaj to Ernest. Jest bankierem. Tamci

to Jack, Pete i Teodore. Ale ty pewnie to wiesz, skoro sam

ich zaprosiłeś.

Po minie Parkera Ellie poznała, że tak wcale nie było.

- Chyba wieści same się rozeszły - powiedział zdu­

miony.

- To tylko dowodzi, że odwaliłeś kawał świetnej roboty

- szepnęła Ellie. - Sunny, hm... co ty robisz?

- Robię masaże, nie widać? I nie patrz tak na mnie,

panno Donahue. Jestem dyplomowaną masażystką. Nie

ma w tym nic grzesznego.

- To takie przyjemne, że musi być grzeszne - jęknął

z rozkoszą masowany mężczyzna.

- To wspaniały pomysł - zawtórował mu kolejny. -

Przyleciałem wczoraj z New Jersey, a latanie zawsze powo­

duje u mnie potworne napięcie.

- No, dobrze - westchnęła zadowolona Sunny. - Wam

dwóm już wystarczy. A ty, Parker, dopilnuj, żeby Ellie już

dziś nie pracowała. Teraz powinna się zabawić.

- Dopilnowanie, żeby Ellie się zabawiła, sprawi mi dużą

przyjemność - oznajmił z diabelskim błyskiem w oku.

Kolejny klient wydał długie, ekstatyczne westchnienie

pod wprawnymi palcami Sunny. Ellie i Parker popatrzyli

na siebie, powstrzymując z trudem śmiech. Sunny prze­

wróciła oczami i prychnęła z niesmakiem.

- Nie sądzicie chyba, że jestem ślepa? Uciekajcie stąd

i dajcie mi pracować. Tylko uważajcie, żeby was nie ponio­

sło z tą zabawą.

Kiedy wypadli na zewnątrz, żeby dać upust rozbawię-

scandalous

Pona & Irena

background image

niu, natknęli się na Chestera. Na widok jego miny przeszła

im ochota do śmiechu.

- Jest tam? - spytał, tocząc wkoło lekko nieprzytomnym

wzrokiem.

Gdy żadne z nich nie odważyło się odpowiedzieć, poki­

wał głową i zmarszczył brwi.

- Tak właśnie myślałem - warknął i odwrócił się na

pięcie.

- Nie wejdziesz? - Ellie się zdziwiła.

- Ta kobietą dała mi jasno do zrozumienia, że nie inte­

resują jej żadne gierki. Teraz obmacuje innych. Czy pod­

dalibyście się na moim miejscu?

- To zależy, do czego dążysz - zaśmiał się Parker. - Gdy­

bym jej nie znał, poddałbym się. Gdy miałem jakieś czter­

naście lat, czekałem w długiej kolejce po lody z jej sklepu.

W pewnej chwili mężczyzna przede mną zrezygnował, na­

rzekając, że musi tak długo czekać. Kiedy przyszła moja

kolej, Sunny dołożyła mi dodatkową porcję lodów, tłuma­

cząc, że cierpliwi zasługują na nagrodę. To chyba dobra ra­

da dla zakochanego?

- Zakochanego? Kto tu mówi o miłości? Jutro wyjeż­

dżam - oznajmił, ale postąpił o krok w stronę namiotu.

- Przyjąłeś radę Sunny, prawda? - Ellie zwróciła się do

Parkera..- Cierpliwością i pracą sprawiłeś, że spełniły się

twoje marzenia o sukcesie.

- Sądzę, że masz rację - powiedział po chwili milczenia.

- Ty zresztą też? Nie wyjechałaś, tylko tu zbudowałaś so­

bie życie i zdobyłaś szacunek - oznajmił i położył jej palec

na ustach, gdy zamierzała zaprotestować. - Umówmy się,

scandalous

Pona & Irena

background image

że każde z nas zrobiło to, co uważało za słuszne i na swój

sposób odniosło sukces w życiu. Możemy podyskutować

o tym później, ale teraz muszę wypełnić rozkaz i upewnić

się, że dobrze się bawisz - dokończył z uśmiechem.

I rzeczywiście, Parker dopilnował, by Ellie skorzysta­

ła ze wszystkich atrakcji festynu. Spróbowali wszystkich

przysmaków, kibicowali na meczu i słuchali piskliwej or­

kiestry ze szkoły podstawowej.

- Są tacy młodzi i radośni - zauważyła. - My też tacy

byliśmy?

- Tak, nawet bardziej - odparł ze śmiechem. - Tamten

chłopiec wydaje mi się znajomy.

- To dlatego, że to synek Mitzi - odparła ze śmiechem

i pomachała dziecku. - Och - jęknęła, pojąwszy, że popeł­

niła gafę. - To o jego ojcostwo cię posądzano.

- Cóż, jak widać po jego rysach, nie była to prawda. Ale

popatrz na nas. Nie mamy dzieci. Nie żałujesz czasem?

- Mówiłam ci, że nie chcę męża ani dzieci - rzuciła os­

tro. - Mężczyźni nigdy nie byli dobrzy dla kobiet z naszej

rodziny. Poza tym już wychowałam kilkoro dzieci, zapo­

mniałeś?

- Wiem. I pamiętam, że w tym też byłaś świetna - po­

wiedział cicho, ujął )e) dłoń i wyprowadził ze stadionu. -

Już po zabawie? - zapytał, gdy natknęli się na Griffa.

- To wspaniała przygoda, a panie są przemiłe i bardzo

się napracowały, ale obawiam się, że nie mam dziś nastroju

do zabawy - odparł, wzruszając ramionami.

- Nigdy nie brakło ci do tego ochoty - zauważył Parker.

Nagle spostrzegł, że Ellie uważnie przygląda się Griffo-

scandalous

Pona & Irena

background image

wi i poczuł ukłucie zazdrości. Dopiero po chwili uświado­

mił sobie, że patrzyła na niego z troską. Jak wiele razy wi­

dział ten wyraz jej oczu, gdy spoglądała na swoje młodsze

siostry? Doszedł do wniosku, że mimo jej zapewnień wciąż

drzemie w niej instynkt macierzyński.

- Cóż, tęsknię za synem i żałuję, że życie nie potoczyło

się inaczej. Może Cheryl ma rację i nie potrafię zapewnić

mu tego, czego chłopak potrzebuje?

-Przecież go kochasz - wtrąciła odruchowo Ellie

i zmieszała się. - Przepraszam, to nie moja sprawa.

- Cóż, zwierzając się wam, sprawiłem, że stała się wa­

sza - przyznał Griff ze smutnym uśmiechem. - I owszem,

masz rację. Kocham go ponad wszystko.

- To z pewnością dajesz mu to, czego najbardziej po­

trzebuje - oznajmiła miękko.

- Powiedz to sędziemu, który uwierzył w półprawdy

mojej byłej żony i ograniczył mi prawa rodzicielskie - za­

śmiał się z goryczą.

-Wiesz, że w paradę weszły rozgrywki polityczne -

burknął Parker ze złością.

-.Może, ale to właśnie on trzyma mój los w swoich rę­

kach. Chce dowodu, że jestem lepszym rodzicem niż Che­

ryl, a ona ma tysiąc przykładów, że nie było mnie przy

dziecku wtedy, gdy mnie potrzebowało. Jednak muszę

wam podziękować. Przez kilka godzin śmiałem się, piłem,

jadłem i bawiłem do woli. Wasze urocze miasteczko dało

mi chwilę wytchnienia.

Parker uniósł wymownie brew, ale powstrzymał się od

komentarza, widząc cierpienie Griffina.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Urocze, przyjacielu, ale nie mogę prowadzić tu inte­

resów - zaśmiał się i pogroził mu palcem. - Dziękuję za

waszą gościnność. To był udany dzień - dodał, patrząc na

Ellie.

- Proszę do nas jeszcze wrócić. I koniecznie przywieźć

synka. Red Rose może nie jest zbyt fascynujące dla doro­

słych, ale dzieci czują się tu świetnie.

Przez chwilę oboje w milczeniu patrzyli za oddalającym

się Griffem, który pogwizdywał rzewną melodię.

- Smutny człowiek - Ellie westchnęła współczująco.

- To prawda, ale nie zawsze tak było.

Ruszyli swoją drogą i po jakimś czasie Ellie poczuła,

że Parker ujął jej dłoń. W końcu zawędrowali w bardziej

ustronną okolicę. Piękne miejsce na miłosne wyznania,

pomyślał Parker. I na pocałunki.

Jednak nie chwycił jej w ramiona, tylko w ciszy wspól­

nie podziwiali krajobraz. Wiatr przywiał kolorowy skrawek

papieru i Parker schylił się, żeby go podnieść. Uśmiechnął

się. Była to jedna z ulotek informujących o festynie.

- Widzę, że panie się postarały. Kiedy się do czegoś bio­

rą, to na całego.

Ellie przytaknęła. Nie musiała czytać ulotki, sama ukła­

dała jej treść. Zamieściła tam informację, że „Red Rose Ca­

fe" zapewnia catering na spotkania biznesowe, kwiaciarnia

prowadzi usługi dla firm i dba o zieleń miejską, a w domu

kultury otwarto nową siłownię.

- Siłownia?
- Maleńka - potwierdziła. - Taka, jak Red Rose. Tylko

kilka przyrządów do ćwiczeń.

scandalous

Pona & Irena

background image

Parker usłyszał rozpacz w jej głosie. Spojrzał jej w oczy

i ujął jej twarz w obie dłonie.

- W poprzestawaniu na małych rzeczach nie ma nic

złego, Ellie. Wiesz, że nie dlatego odszedłem.

- Powiedziałeś, że ty i twoja rodzina wyrośliście z Red

Rose. Że nie potrafisz już tu żyć. Miałeś rację, nie jesteś po­

dobny do tutejszych mężczyzn.

- Moja rodzina zawsze była częścią miasteczka, ale ani

największą, ani nawet najlepszą. Kiedyś matka wyraziła na­

dzieję, że nie będę podobny do ojca, ale wątpi, czy mi się

to uda. Jestem biznesmenem i w tym go przypominam. To

nie jest złe. Ale potrzebuję ciągłego ruchu, wyzwań i pod­

bojów, a tutaj...

- Znudziłbyś się. I zaczął szukać innych atrakcji - szep­

nęła. - Nie ma nic złego w tym, jaki jesteś, Parker. Nie ma

nic złego w tym, że potrzebujesz więcej, niż Red Rose jest

w stanie dać. I nie uważam, żebyś przypominał ojca. Wy­

bacz, ale nigdy go nie lubiłam.

Głos jej się załamał i Parker delikatnie pogładził jej po­

liczki. Wiedział, co jego ojciec chciał zrobić jej rodzinie.

Nie zamierzał go bronić.

-Nie znudziłbym się. Ale... nie mogę zostać. Nie pa­

suję do tego miejsca. Część winy za to ponosi mój ojciec.

Musiałaś ciężko przeżyć fakt, że większość pań głosowała

za powieszeniem jego obrazu w centrum kultury.

- Sama to zasugerowałam - oznajmiła, kręcąc głową. -

Miał duży wkład w historię miasteczka. Żył tu wiele lat.

Ale nigdy go nie lubiłam. Szczególnie za to, co zrobił tobie

i twojej matce. Miałeś prawo stąd odejść. Nie byłeś szczęś-

scandalous

Pona & Irena

background image

liwy. A teraz jesteś człowiekiem sukcesu. Cieszę się - po­

wiedziała.

Choć słowa Ellie płynęły prosto z serca, nie była w sta­

nie się uśmiechnąć. Każde z nich odniosło sukces w ży­

ciu na swój sposób, a jednak były rzeczy, których żałowa­

ła. Jedna z nich dotyczyła Parkera. Kocham go, przyznała

wreszcie w myślach. Ponieważ darzyła go uczuciem, mu­

siała pozwolić mu odejść. Musi uśmiechnąć się i ppwstrzy-

mać łzy. Czasem życie wymaga zbyt wiele od kobiety, po­

myślała z rozpaczą.

scandalous

Pona & Irena

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Miasto wygląda, jakby miało kaca, pomyślał Parker, gdy

następnego ranka wybrał się do kawiarni. Wszędzie ponie­

wierały się śmieci, pogniecione ulotki, opakowania po je­

dzeniu, puste puszki po piwie. Po rozrywkach dnia wczo­

rajszego pozostały jedynie ślady dobrej zabawy.

Przez cały ranek z Red Rose wyjeżdżały samochody go­

ści. Niestety, nikt nie zdradzał chęci założenia firmy w mia­

steczku. Wszyscy wyjeżdżali uśmiechnięci, lecz nie za­

mierzali tu wracać. Nawet GrifF zdecydował się wyjechać

i wczesnym rankiem przyszedł się pożegnać.

- Przykro mi wyjeżdżać, kiedy przeżywacie cięż­

kie chwile, ale niestety muszę. Casey wraca i nie chcę,

żeby Cheryl odkryła, że wyjechałem. Powtarza wszyst­

kim, że moja praca, wymagająca ciągłych wyjazdów,

szkodzi dziecku. Przyznano mi widzenia jedynie w lecie,

więc choć chcę zostać i okazać się dobrym przyjacielem,

muszę już jechać.

Parker doskonale go rozumiał. Zresztą nie liczył na to,

że Griff w obecnym stanie ducha będzie mu podporą. Miał

jedynie nadzieję, że te kilka dni spędzonych w Red Rose

poprawi mu nieco nastrój.

scandalous

Pona & Irena

background image

Kobiety z Red Rose również oczekiwały poprawy na­

stroju. Czekały na Parkera. Niestety, nie miał dla nich żad­

nych dobrych wiadomości.

Gdy wszedł do kawiarni, zauważył, że zebrało się tu wię­

cej pań niż kiedykolwiek. Wprawdzie była niedziela, ale ni­

gdy nie widział ich tyle w jednym miejscu. Po eleganckich

strojach domyślił się, że niektóre przyszły prosto z kościo­

ła. Czekały na niego. Bardzo chciał je pocieszyć, ale przede

wszystkim chciał znaleźć Ellie.

W kawiarni było gwarno jak w ulu. Odpowiedział

grzecznie na kilka powitań, ale wzrokiem wciąż przeszu­

kiwał tłum.

- Ona za chwilę przyjdzie, Parker. Musiała pojechać

po siostrę. Wczorajszej nocy Laura złamała rękę i wylądo­

wała w szpitalu, ale uparła się, żeby tu dzisiaj przyjechać.

Wszystkie się niecierpliwimy.

Próbował się uśmiechnąć, ale było to niemożliwe. A kie­

dy do kawiarni weszła Ellie, stało się to jeszcze trudniejsze.

Jej wzrok natychmiast odszukał go w tłumie. Parker po­

czuł, że jego puls przyśpiesza. Marzył tylko o tym, żeby

wziąć ją za rękę i zabrać gdzieś daleko. Red Rose nie miało

przed sobą przyszłości, o którą tak walczyła.

- Spisałyście się na medal - powiedział do wszystkich,

ale patrzył tylko na Ellie. - Pracowałyście ciężko, miałyście

świetne pomysły, zrobiłyście wszystko, co było w waszej

mocy, i było to w wielkim stylu. Każdy mężczyzna byłby

dumny, mogąc nazywać to miejsce domem. Nigdy nie wi­

działem miasta, które oferowałoby tyle komfortu i spokoju

mieszkańcom.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Czuję, że pora na złe wieści - jęknęła Delia.
-

Cicho, kochanie, Parker chce nam coś powiedzieć -

oznajmiła Ellie, przysuwając się do niego i patrząc mu pro­

sto w oczy. - Myślę, że próbuje nam delikatnie powiedzieć,

że nikt nie chce założyć firmy w Red Rose; Mam rację? -

cicho spytała.

Parker zastanawiał się, czy te wszystkie panie zdają so­

bie sprawę, jakim skarbem jest dla nich Ellie. Nawet w ob­

liczu porażki potrafiła być spokojna i opanowana. Z tru­

dem szukał właściwych słów.

- Masz rację - przytaknął ze ściśniętym gardłem - moż­

liwe, ale mało prawdopodobne, żeby ktoś Zmienił zdanie.

Wczoraj rozmawiałem niemal ż każdym, kto przyjechał na

wielkie otwarcie. Zapewniali mnie, że świetnie się bawią,

ale kiedy przychodziło do konkretów, każdy miał jakąś wy­

mówkę.

- Chyba rzeczywiście nie jesteśmy najbardziej atrakcyj­

nym punktem do założenia firmy - powiedziała Ellie.

Choć Parker wiedział, że Ellie robi dobrą minę do

złej gry, poczuł nagłą złość. Nie mógł już dłużej oceniać

wszystkiego na chłodno. Właśnie w tej chwili marzenia ko­

biet z Red Rose legły w gruzach. A Ellie, która tyle poświę­

ciła, nie dostała nic w zamian. Z wściekłością uderzył pięś­

cią w najbliższy stolik, aż zabrzęczały naczynia.

- Do diabła, nie musicie być najbardziej atrakcyjnym

punktem. Macie coś o wiele bardziej atrakcyjnego. Macie

złote serca, odwagę i tak wiele do zaoferowania, że to w zu­

pełności powinno wystarczyć. Nie musicie być miłe tylko

dlatego, że tu jestem. Jestem tak samo zawiedziony jak wy.

scandalous

Pona & Irena

background image

Gdybym coś wytwarzał, zamiast tylko doradzać ludziom,

byłbym zaszczycony, mogąc założyć tu firmę. Jedyne, co

mogę dla was zrobić, to zostawić otwarły hotel, ale...

- Nie spodziewamy się zbyt wielu gości, ale na pewno

jacyś przyjadą. Bardzo nam to pomoże.

Nie była to prawda i oboje o tym wiedzieli. Hotel, tak jak

kiedyś, okaże się niewypałem i Parker straci na tej transak­

cji. W dodatku będzie smutnym przypomnieniem, że mi­

mo pracy i starań, wysiłki mieszkańców poszły na marne.

Nie mógł jednak zrobić nic więcej.

- Chcę wam tylko powiedzieć, że jestem zaszczycony, że

wybrałyście właśnie mnie, bym wam pomógł. Żałuję, ale

nie mogę uczynić nic więcej - powiedział cicho i ze smut­

kiem rozejrzał się po sali.

W pewnej chwili jego wzrok napotkał Chestera, stojące­

go obok Sunny, i Parker aż zamrugał ze zdziwienia.

- Pomyślałem sobie, że zostanę trochę dłużej i zobaczę,

jak się sprawy mają - oznajmił Chester, wzruszając ramio­

nami.

Parker miał ochotę się zaśmiać, ale czuł, że to niewłaś­

ciwa chwila. Popatrzył na Ellie.

- Przejdziesz się ze mną? - zapytał.

- Przynajmniej tym razem nie mam fartuszka i łyżki -

odparła z uśmiechem i podała mu rękę.

Gdy ich palce się splotły, Parker poczuł, że zalewa go fa­

la czułości. Bez słowa wyprowadził Ellie z kawiarni.

- Dokąd idziemy?

- To dobre pytanie. Wiele możliwości, a wszystkie zna­

czące. Hotel, dom kultury, ścieżki, którymi spacerowaliśmy,

scandalous

Pona & Irena

background image

ale... wiem, gdzie chciałbym cię zobaczyć po raz ostatni -

powiedział, pomógł jej wsiąść do samochodu i zawiózł ją

do swego domu.

- Idziemy do ciebie? - spytała, wysiadając.
- Nie na górę - oznajmił, wskazując domek na drzewie.

Razem wspięli się na stare drzewo i zanurzyli w mrocz­

nym wnętrzu. Parker rozłożył spłowiały dywanik, który

przynieśli tu wiele lat temu. Ellie usiadła ze skrzyżowany­

mi nogami, a on usadowił się na wprost.

- Co teraz zrobisz, kiedy plany zawiodły? - spytał, wpa­

trując się w jej oczy.

- Dam sobie radę, jak zawsze - powiedziała, wysuwa­

jąc wojowniczo podbródek. - Zostanę i zobaczę, co będzie

się działo.

Parker poczuł wdzięczność. Przyjemnie było pomyśleć,

że zawsze będzie mógł tu wrócić i ją znaleźć. Ellie będzie

czekała, szczera, spokojna, zrównoważona.

Nagle zdał sobie sprawę, że właśnie te jej cechy sprawia­

ją, że jest taka samotna. To nie w porządku, pomyślał. Wie­

dział, że już wiele razy została zdradzona przez mężczyzn.

Nie chciał być kolejnym, który ją zawiedzie. Nie chciał, by

czekała na jego powrót. Myśl, że wracałby, zaczynał tam,

gdzie przerwał, brał ją w ramiona i korzystał z tego, co

chciała mu dać, stała się odpychająca. Przez chwilę cieszył

się, że oparł się pokusie i nie związał z nią, bo dzięki temu

była bezpieczna.

Jednak z całego serca jej życzył, by znalazła kogoś, kto

zmieni jej zdanie w sprawie związków. Wtedy mogłaby

spotykać się z kimś, kto zburzy jej spokój, lecz da szczęś-

scandalous

Pona & Irena

background image

cie. Chciał tego dla niej, mimo że sama myśl o tym raniła

go prosto w serce.

- Marszczysz brwi - powiedziała, pochylając się ku nie­

mu. - Parker, co się stało?

- Nic, po prostu myślę.

- O czym?

- O tym, co mogłoby uczynić cię szczęśliwą.
- Jestem szczęśliwa.

- Nie, jesteś zadowolona. Czy naprawdę tak niewie­

le chcesz od życia, Ellie? Kiedyś było inaczej. Pamiętasz,

jak bardzo chciałaś, żeby moja kryjówka była wyjątkowym

miejscem i jak bardzo się starałaś, by była odbiciem twoich

marzeń? - spytał, wskazując dłonią plakaty, ozdoby i in­

ne drobiazgi, które ukazywały radosną wizję świata małej

dziewczynki.

- Znów marszczysz brwi i martwisz się o mnie. Prze­

stań. .. Nie chcę twojej litości, Parker, proszę.

Ellie dotknęła jego dłoni a Parker zapragnął chwycić

ją w ramiona. Wiedział jednak, że byłoby to samolubne.

W milczeniu czekał na jej następne słowa.

- Pragnęłam wielu rzeczy, gdy byłam młodsza, ale to

były niemądre dziewczęce marzenia. Teraz dojrzałam,

okrzepłam, spoważniałam. Pewnie dlatego, że moje życie

potoczyło się w ten sposób. Na ojca nie można było Uczyć.

A matka? Cóż, wydawała się tak krucha, że byle niepo­

wodzenie mogło ją załamać. Miałam powody, by nie lubić

twojego ojca. Nikt o tym nie mówił, ale wiem, że nagaby­

wał moją matkę. Była kompletnie rozbita przez wiele dni.

W końcu wyznała mi, co się stało i zabroniła o tym mó-

scandalous

Pona & Irena

background image

wić. Jestem pewna, że odbiło się to na jej pracy. Inne żony,

gdyby się o czymś takim dowiedziały, wyrzuciłyby ją. Ale

nie twoja matka. Gdyby nie dobroć twojej matki, gdyby nie

stała troska twojej rodziny... bylibyśmy niczym.

Parker pamiętał wydarzenia sprzed lat. To był jedyny

raz, gdy jego matka urządziła ojcu awanturę za jego wy­

bryk. Krzyczała i robiła mu wyrzuty, że rodzina Donahue

nie zasłużyła na taki los. Jako pracodawcy i sąsiedzi po­

noszą odpowiedzialność za Luann Donahue i jej dzieci.

Wtedy Parker zrozumiał, że powinien w szczególny spo­

sób traktować panny Donahue. Powinien dbać o ich bez­

pieczeństwo, nawet jeśli oznaczało to, że musi trzymać się

od nich na dystans.

- Twoja matka nie zrobiła nic złego, Ellie. I moja matka

o tym wiedziała. Ja też. Doskonale zdawaliśmy sobie spra­

wę, jakim człowiekiem jest mój ojciec.

- Nie zrozumiałeś. Obecność mojej matki w waszym do­

mu, po tym incydencie, mogła stać się policzkiem dla du­

my twojej matki, stałym przypomnieniem o perfidii męża.

Z zachowania twojej matki wyciągnęłam naukę, że istnieje

na świecie dobroć, że należy przyjmować swój los z pod­

niesionym czołem i nie pragnąć zbyt wiele. Nauczyłam się,

że ciężka praca, przywiązanie do miejsca, niepoddawanie

się mrzonkom i nierealnym pragnieniom pozwalają żyć

spokojnie i w zadowoleniu. Można nawet przetrwać, gdy

spotkają cię nieszczęścia.

Była jednak bardzo młoda, gdy wydarzył się incydent z jej

matką. Nie to zrujnowało jej marzenia. Parker nie wiedział,

co mogło być tego przyczyną. Może codzienna odpowie-

scandalous

Pona & Irena

background image

dzialność za wychowanie sióstr, może jego ucieczka z mia-

steczka,.a może ci mężczyźni, którzy ją źle traktowali. Cokol­

wiek to było, wydawało się, że Ellie straciła marzenia, a nawet

pamięć o nich.

- Ellie - zaczął łagodnie. - Jesteś wspaniałą kobietą. Za­

wsze byłaś. Ze względu na ciebie żałuję, że nie mogłem dać

Red Rose daru życia i obietnicy przetrwania. Skoro w tym

cię zawiodłem, chciałbym ci dać coś, żebyś mnie pamięta­

ła, żebyś wspominała dawne czasy - powiedział i sięgnął

po drewnianą skrzynkę na skarby, którą wstawił tu dzięki

naleganiom Ellie.

- Pamiętasz, co jest w środku?

- Wystarczająco dużo pamiętam - powiedział i uśmiech­

nął się, gdy kichnęła z powody kurzu, który uniósł się po

otworzeniu wieka. - Może powinienem był włożyć tam

chusteczki na wszelki wypadek - zażartował, a ona nagro­

dziła go uśmiechem.

- Być może, ale o ile pamiętam, to był mój pomysł. Jeśli

ktoś miał pamiętać o chusteczce, to właśnie ja... .

- Ale ty nigdy nie miałaś przy sobie chusteczki, gdy była

potrzebna. Pamiętam, że musiałem pożyczyć ci swojej, gdy

skaleczyłaś się w rękę, bo zmierzałaś zatrzymać krwawie­

nie jakimś brudnym liściem.

- To nieuczciwe - zachichotała. - Miałam osiem lat

i starałam się być dzielna, choć prawie zemdlałam. Uzna­

łam, że to będzie bohaterski czyn, godny pochwały jede­

nastolatka.

- Tak było - przyznał i poprawił kosmyk jej włosów. -

Byłaś i jesteś bardzo dzielna, Ellie. Za to cię podziwiam.

scandalous

Pona & Irena

background image

Uciekła wzrokiem, gdy zadrżał mu głos. Po chwili wy­

ciągnęła ze skrzyneczki ładny, różowy kamyk.

-Znalazłam go na szkolnej wycieczce. Myślałam, że to

kamień spełniający życzenia. Ale tak nie było. Okazało się,

że to zwykła skała. Dałam ci go, bo sądziłam, że wszyscy

chłopcy lubią kamienie.

- Bardzo mi się spodobał - zgodził się. - Co jeszcze jest

w środku?

- Kaseta z przebojami. Pamiętasz to lato, gdy chodzi­

liśmy po mieście i śpiewaliśmy na całe gardło, a wszyscy

marzyli, żebyśmy umilkli?

- Pamiętam. Mieliśmy założyć zespół i wyruszyć w trasę

koncertową. Miałaś naprawdę świetny głos. Nadal śpiewasz?

-Nie występuję publicznie.

Ale prywatnie wciąż śpiewa, pomyślał Parker. Ciekawe,

czy wciąż marzy o uwielbieniu tłumów. To zabawne, bo

wszyscy w Red Rose ją kochali. Parker był gotów iść o za­

kład, że nawet gdyby mieszkała w Chicago, podbiłaby serca

okolicznych mieszkańców. Ta myśl okazała się niespodzie­

wanie bolesna. Nie mógł jej zabrać z sobą.

- Co jeszcze?

- Broszura o wycieczce na Hawaje - szepnęła i szybko

odłożyła plik kartek.

Parker pamiętał, że często rozmawiali o podróżach, któ­

re ich czekają. Od tamtej pory był na Hawajach tyle razy,

że straciły dla niego urok świeżości. Ale Ellie... cóż, z pew­

nością w ogóle rzadko opuszczała miasteczko.

-Nie dałem ci tego, żeby cię zasmucić - powiedział

cicho.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Pewnie wydaję ci się bardzo zaściankowa.

- Nie chcę, żebyś się zmieniała - powiedział, biorąc ją

w ramiona. - Uwielbiam cię taką, jaka jesteś. Zawsze tak

było. Dałem ci to, bo to byliśmy my. Wszystko, co włożyli­

śmy do tej skrzynki. Byliśmy wtedy szczęśliwi. Dałem ci to,

żeby przypominało szczęśliwe chwile i pocieszyło, gdy na­

dejdą złe. Zawsze możesz wyciągnąć tę skrzynkę, przypo­

mnieć sobie, że byliśmy przyjaciółmi i zadzwonić, gdybyś

czegoś potrzebowała. Albo... gdybyś potrzebowała kogoś,

kto zabierze cię na Hawaje.

Zaśmiała się, a on odsunął ją na długość ramienia i zaj­

rzał głęboko w oczy.

- Mówiłem poważnie, Ellie.

- Dziękuję.

Ale Parker wiedział, że nigdy, pod żadnym pozorem do

niego nie zadzwoni. Zwróciła się do niego ten jeden jedyny

raz, bo poprosili ją o to przyjaciele. Miał ochotę kląć. Mu­

siał odejść. Ona musiała zostać. Wiedziała, czego pragnie

od życia i miała to wszystko w Red Rose. Wszystkie marze­

nia ze skrzyneczki skarbów należały do przeszłości. Były

stracone dla obydwojga. Piękne, ale bez znaczenia.

- Chodź, pomogę ci zejść na dół - powiedział.

Skinęła głową i położyła mu dłoń na ramieniu.

- Czy nie masz nic przeciwko, żebym została tu jeszcze

przez chwilę? To już ostatni raz - poprosiła, chcąc pożegnać

się ze szczęśliwą przeszłością i myślą o wspólnej przyszłości.

- Zostań, jak długo masz ochotę - powiedział i zajrzał

jej głęboko w oczy. - Żegnaj, Ellie - szepnął, wziął ją w ra­

miona i pocałował.

scandalous

Pona & Irena

background image

Oddała mu pocałunek, lecz natychmiast go odepchnęła.

- Żegnaj, Parker - powiedziała i zamilkła.

Zrobił to, czego po nim oczekiwała. Zostawił ją. Wsiadł

do samochodu. Po raz kolejny opuścił Red Rose. Zabudo­

wania zostały za plecami, a przed nim rozciągała się sze­

roka, pusta droga. Uświadomił sobie, że całe jego dorosłe

życie było puste i samotne. Zawsze trzymał wszystkich na

dystans. Ale nigdy to tak nie bolało.

Ellie usłyszała silnik samochodu. Parker odchodził z jej

życia. Niewidzącym wzrokiem objęła skarby rozłożone na

kolanach/Gwałtownie przygarnęła je do siebie, gniotąc

kartki i gubiąc drobiazgi. Wzięła głęboki oddech. Kocha­

ła Parkera. Zawsze go kochała i nigdy nie miała szansy na

spełnienie tego uczucia. Teraz pozostały po nim jedynie

wspomnienia i skarby z dzieciństwa. Raz udało się jej skło­

nić go do powrotu do Red Rose. Wiedziała, że nigdy więcej

jej się to nie uda. Będzie musiała żyć z tą świadomością.

-I tak się stanie - szepnęła. - Ale nie teraz. Nie dziś.

Dziś jej usta wciąż pamiętały jego dotyk. Chciała nacie­

szyć się tym uczuciem jeszcze przez kilka godzin. A potem

zmierzy się z rzeczywistością.

scandalous

Pona & Irena

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Parker po raz trzeci tego dnia rzucił słuchawką. Ze zmar­

szczonymi brwiami patrzył na telefon.

- Czy ta diabelna rzecz wreszcie zamilknie - warknął,

widząc swojego asystenta, który właśnie przyniósł mu fili­

żankę kawy.

Asystent tylko się roześmiał. Był to jeden z powodów,

dla których Parker go zatrudnił. Mógł zrzędzić i warczeć,

a na Jobie nie robiło to żadnego wrażenia. Ponadto był do­

skonałym asystentem.

- Dlaczego do niej nie zadzwonisz? - zapytał Job.
- Do kogo?

- Nie mam pojęcia. Do tej, która zamieniła cię w niższą

formę życia. Na mój gust chodzi o kobietę. Nic innego nie

jest w stanie tak unieszczęśliwić mężczyzny.

- To nie wina Ellie, tylko moja.

- Ach, Ellie, ta śliczna szara myszka z olbrzymimi ocza­

mi. Ta, która odważyła się przyjść do jaskini lwa i sprawić,

byś tańczył, jak ci zagra.

Parker otworzył usta, żeby zaprotestować, i zamknął je

bez słowa. Job miał rację. Nie było sensu się kłócić.

Znów zadzwonił telefon. Job podniósł słuchawkę.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Tracimy klientów - wyszeptał, zakrywając dłonią mi­

krofon, więc Parker pozwolił mu załatwić sprawę po swo­

jemu.

Zresztą i tak nie miał ochoty rozmawiać z klientami.

Chciał znaleźć kogoś, kogo mógłby zmusić do otwarcia

przedsiębiorstwa w Red Rose. Mimo prób, do tej pory spo­

tykały go same niepowodzenia.

Niech Job lepiej pozbędzie się tego, kto dzwoni.

Jednak jego asystent wciąż podtrzymywał grzeczną roz­

mowę. Parker zerknął na niego zaciekawiony.

- Tak, pani Arlington, jest tutaj. Już go proszę - powie­

dział i oddał słuchawkę Parkerowi.

- Mamo, czy coś się stało? - spytał zaniepokojony.

- Pytasz, bo nigdy do ciebie nie dzwonię? - odrzekła

i nagle zapanowała niezręczna cisza. - Masz rację, kocha­

nie, nigdy nie dzwonię - zaśmiała się. - Zawsze sądziłam,

że bardzo sobie cenisz spokój i prywatność, więc uznałam,

że lepiej nie wtrącać się w twoje życie, ale...

- Coś musiało się stać, prawda? Nieważne, już do ciebie

jadę - zdecydował i zaczął odkładać słuchawkę.

- Parker, nie! Wszystko w porządku. Nie rozłączaj się!

- zawołała, a on z powrotem opadł na krzesło.

- Więc o co chodzi?

-Cóż, Parker, synu... - plątała się - dzwonię, bo

martwię się o ciebie. Wydawałeś się taki... zagubiony,

gdy ostatni raz rozmawialiśmy. Rozgrzebywanie daw­

nych ran potrafi być bolesne, więc chciałam się upew­

nić... A jeszcze Job mi mówi, że przez cały tydzień byłeś

zdenerwowany.

scandalous

Pona & Irena

background image

Parker posłał asystentowi mordercze spojrzenie. Nie

płacił mu za pogaduszki z matką. Job udawał, że podzi­

wia jeden z obrazów. Pogwizdywał nawet cicho. Parker

nie mógł uwierzyć własnym uszom, tym bardziej że przez

ostatni tydzień zmysły płatały mu figle.

- Parker, z tobą dzieje się coś niedobrego. Wiedziałam,

że nie powinieneś wracać do tego miasteczka.

- Nie chodzi o Red Rose, mamo. O dziwo, miasteczko

przypadło mi do gustu i chętnie bym tam został.

- Ale tego nie zrobiłeś, a teraz jesteś coraz bardziej ta­

jemniczy. Wygląda na to, że coś musiało się tam stać pod­

czas twojej wizyty. O co chodzi, Parker?

- Przestań się zamartwiać.

- Nie możesz tak do mnie mówić. Jestem twoją matką

i mam prawo martwić się o ciebie. Jesteś nieszczęśliwy, nie

oszukasz mnie. Nie mogę nic zrobić, żeby ci pomóc, więc

się martwię.

- Przejdzie mi, mamo. Nie sądzę, żeby można było

umrzeć z miłości.

- Z miłości? Do kogo? - spytała, a gdy nie doczeka­

ła się odpowiedzi, westchnęła głęboko. - Znów chodzi

o Ellie?

- Mówisz tak, jakbyśmy już raz byli zakocham. Byliśmy

tylko przyjaciółmi i nie chcę tego stracić. Staram się więc

trzymać na dystans, żeby jej nie zranić.

- Parker, to ostatnia rzecz, którą chciałabym od ciebie

usłyszeć. Przez lata patrzyłam, jak trzymasz się na dystans,

unikając zaangażowania, ale... nawet gdy byliście mali, łą­

czyło was coś specjalnego.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Kazałaś mi trzymać się z dala od Ellie i jej sióstr, a ja

to zrozumiałem i tak robiłem.

- To było właściwe, skoro nie mieliśmy pewności, że

wasz związek mógłby przetrwać. To zawsze mnie martwi­

ło. Oboje byliście niespokojnymi duchami, ale Parker, już

dawno z tego wyrośliście. I pamiętaj, że nie jesteś swoim

ojcem. Spędzałam bezsenne noce, zamartwiając się, że bę­

dziesz do niego podobny. Raz nawet popełniłam błąd i po­

wiedziałam to na głos, ale nigdy go w tym nie przypomina­

łeś. Mick kochał kobiety za ich słabości, ty podziwiasz Ellie

za jej siłę. Czy ona o tym wie?

- Bardzo starałem się, żeby się nie zorientowała, co te­

raz do niej czuję.

- Była silnym, inteligentnym dzieckiem. Jeśli nic się nie

zmieniło, wyrosła na rozumną i pewną siebie kobietę. Ta­

kie kobiety lubią same podejmować decyzje.

Parker wiedział, że jego matka mówi z własnego do­

świadczenia. Ojciec nie dał jej żadnego wyboru. Sprowa­

dził ją do roli, którą trudno było odgrywać.

- Mamo, ojciec i... mama Ellie...

- Nigdy nie winiłam za to Ellie. Tylko nie chciałam, że­

byście byli w to zamieszani. Przez długi czas Luann i ja

zachowywałyśmy się tak, jakby nic się nie stało. Wszyst­

ko poza stosunkiem pracownik - pracodawca byłoby zbyt

bolesne. Ty i Ellie byliście bardzo młodzi, ona była tobą za­

uroczona, a ty nie dojrzałeś jeszcze do związku.

To była prawda. Był wtedy napalonym nastolatkiem

i mógł skrzywdzić Ellie. Opuszczenie miasta okazało się

najrozsądniejszym wyjściem.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Parker, nie chcę cię o to pytać, ale muszę. Dla twojego

i jej dobra. Gzy potrafisz być jej wierny?

To było uzasadnione pytanie, na które nie znał odpo­

wiedzi.

- Nie wiem - odparł zgodnie z prawdą.

- Przykro mi - powiedziała. - Jeśli jednak tak się spra­

wy mają, to może lepiej, że trzymasz się na dystans.

Parker poczuł przeszywający ból w sercu. Powoli wy­

puścił powietrze z płuc.

- Wiem. Dlatego tak postępuję. Trzymam się od niej

z dala.

- Parker, wybacz. Nie powinnam dzwonić i cię dener­

wować - jej głos był pełen smutku.

Nie mógł pozwolić, żeby matka przerwała rozmowę,

myśląc, że zrobiła coś złego.

- Nie, cieszę się, że zadzwoniłaś. Po prostu... nie umiem

powiedzieć, czy potrafię być wierny, bo nie jestem w stanie

jasno myśleć. Jedyne, co wypełnia mój umysł, to obraz El-

lie - wyznał zduszonym głosem.

- Więc sprawa jest prosta, Parker. Nie powinnam ci tego

mówić i nie zrobiłabym tego, ale czuję, że musisz to usły­

szeć. Nawet w czasie naszego miodowego miesiąca twój oj­

ciec oglądał się za innymi kobietami. Nigdy nie byłam tą

jedyną, której poświęcał całą swą uwagę.

Parker z trudem przełknął ślinę. Jego matka przetrwała

wiele złych lat. Została z ojcem jedynie z jego powodu.

- Cóż, ja też nie powinienem tego mówić, ale powiem

- odparł, z trudem dobywając głos. - Mam nadzieję,

że Edward dobrze cię traktuje - po raz pierwszy mówił

scandalous

Pona & Irena

background image

o małżeństwie swojej matki. - Jeśli nie, chciałbym z nim

porozmawiać. Może powinienem był porozmawiać przed

laty z ojcem.

-To by nic nie pomogło - gorzko się zaśmiała -

a Edward mnie kocha. Tylko mnie. Okazuje mi to i mó­

wi każdego dnia. Jestem szczęśliwa. Ty też bądź szczęśli­

wy. Przemyśl to, o czym rozmawialiśmy, a potem zrób, co

trzeba.

- Tak się stanie, mamo.
Odłożył słuchawkę i przez długą chwilę patrzył na nią

w milczeniu. Nie rozmawiali z matka tak szczerze i długo

od dawna. Może nawet nigdy. Udało im się to teraz, bo był

starszy. Albo może dlatego, że oboje przetrwali śmierć Mi­

cka Monroego i oboje się zakochali.

Obiecał matce, że zrobi coś w sprawie Ellie.

Ból i tęsknota znów przeszyły jego serce. Pragnął działać.

Chciał porwać ją w ramiona, zabrać na koniec świata i uczy­

nić szczęśliwą. Lecz Ellie Donahue była bardzo praktyczna.

Jak mógł zdobyć jej serce, skoro nie chciała się wiązać?

Ellie tępo wpatrywała się w zgięty gwóźdź. W końcu

wzięła kombinerki i usunęła bezużyteczny kawałek metalu.

To był już trzeci zgięty gwóźdź w ciągu dziesięciu minut.

Palce miała w plastrach od chybionych uderzeń młotka.

Patrząc dziś na nią, nikt nie uwierzyłby, że pół życia spę­

dziła na wbijaniu gwoździ.

- Obawiam się, Sunny, że muszę przerwać naprawę

ganku i dokończyć jutro. Teraz robię więcej szkody niż po­

żytku.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Nie ma sprawy. Chester zabiera mnie do miasta na

kolację i film, więc muszę się wyszykować.

- Cieszę się, że między wami tak dobrze się układa -

powiedziała Ellie, siląc się na uśmiech.

- Między nami nic nie ma - zapewniła Sunny, przyglą­

dając się uważnie przyjaciółce. - Za wielki z niego podry­

wacz, jak na mój gust. Godzę się na odrobinę rozrywki od

czasu do czasu, ale to wszystko. A tak przy okazji, wszyscy

mężczyźni to świnie.

Ellie uniosła brew w zdziwieniu. Od czasu porażki fe­

stynu wszystkie panie były rozgoryczone i gotowe rzucić

się do gardła każdemu mężczyźnie, który zanadto się zbli­

ży. Odrzucenie bolało.

- Popatrz, co facet zrobił z tobą. Nawet nie możesz pro­

sto wbić gwoździa.

- To nie jego wina.

- Jego. Bo go kochasz.

- To też nie jego wina.

- Musi być kompletnym osłem, że tego nie dostrzegł.

- Nie chciałam, żeby wiedział.

- Też mi coś, ja zauważyłam od razu.
- Ale ty jesteś kobietą.

- Właśnie!

Ellie westchnęła. Nie było sensu się kłócić, skoro Sunny

już wybrała kozła ofiarnego. Wszyscy mężczyźni, a Chester

i Parker szczególnie, powinni mieć się teraz na baczności.

Sama miała ochotę kogoś obwinić o swoje nieszczęścia, ale

przecież kochała Parkera. Teraz nawet bardziej niż przed

laty. Sama była sobie winna. Zawsze wiedziała, że to nie

scandalous

Pona & Irena

background image

jest partia dla niej, a jednak dała się ponieść niemądrym

porywom serca.

- Lepiej już pójdę - markotnie oznajmiła.

- Dobrze. Widzę, że Chester nadjeżdża. Wzbija tyle ku­

rzu, że pył nie opadnie przez godzinę. W dodatku zjawił

się za wcześnie.

Ellie spojrzała na drogę, ale z początku nie dostrzegła

samochodu w chmurze pyłu. Gdy auto się zbliżyło, jej ser­

ce zabiło niespokojnie.

- To nie wóz Chestera - zauważyła Sunny. - Jest za

mały.

Lecz Ellie już zbiegła z ganku. Popędziła na drogę, ale

nagle się zatrzymała. Co pomyśli Parker, widząc ją gnają­

cą w jego stronę? Z najwyższym trudem zatrzymała się.

Parker zahamował zakurzony, sportowy wóz kilka me­

trów od niej i powoli wysiadł.

- Lydia powiedziała, że tu cię znajdę - odezwał się, nie

podchodząc bliżej.

- Dlaczego przyjechałeś? - chciała wiedzieć. - Miałeś

nie wracać.

- Wiem - odrzekł tonem bez wyrazu. - Przynoszę no­

winy.

- Przejechałeś taki szmat drogi, żeby mi coś powie­

dzieć? Nie wierzę.

- Chciałem być przy tobie, gdy to usłyszysz - oznajmił,

ruszając w jej stronę.

- Gdy co usłyszę? - spytała, starając się z całych sił za­

chować spokój.

- Wasze miasteczko zyskało jeszcze jednego miesz-

scandalous

Pona & Irena

background image

kańca. Może nie na pełny etat, ale Griff postanowił tu

wrócić.

- Griff? Twój smutny przyjaciel?

- Tak Uświadomiłaś mu, że Red Rose jest idealnym

miejscem do wychowywania dziecka. Zadzwoniłem, żeby

z nim pogadać i doszliśmy do wniosku, że przeprowadzka

do waszego uroczego, spokojnego miasteczka może stano­

wić rozwiązanie jego problemów. Jeśli przywiezie tu Caseya

na lato, żaden sędzia nie uwierzy, że jest złym i nieodpo­

wiedzialnym ojcem.

- Pewnie wbiłeś mu to młotkiem do głowy - powie­

działa i spróbowała się uśmiechnąć.

- Może troszkę, ale pomysł był twój.

- Cóż, to dobrze. Mam nadzieję, że małemu tu się spo­

doba.

- Kiedy udało mi się go przekonać, wspomniałem, że to

może też być niezłe miejsce dla jego firmy.

- Nie rozumiem - szepnęła ze zmarszczonymi brwiami.

- Mówiłeś, że zajmuje się branżą sportową, a Red Rose to

nie miejsce na fabrykę sprzętu.

- Może nie fabrykę z prawdziwego zdarzenia, ale wasz

mecz przekonał mnie, że to doskonałe pole demonstra­

cyjne dla jego towarów. Jest tu wiele ziemi i przestrzeni.

Mógłby sprowadzać tu klientów na specjalne pokazy. Już

sprawdzał w agencjach nieruchomości. Zamierza kupić ka­

wał ziemi i przygotować boiska do baseballu, hokeja, pił­

ki nożnej i koszykówki, a nawet badmintona. Stary dom

Mannistonów zamieni częściowo na mieszkanie, częścio­

wo na pokoje dla gości. Całe lato może poświęcić na za-

scandalous

Pona & Irena

background image

bawianie klientów. Gdy doprowadzi przedsięwzięcie do

skutku, żaden sędzia nie ośmieli się powiedzieć, że chłopak

wzrastający w takim mieście i otoczeniu wszelkich moż­

liwych sportów nie dostaje od kochającego ojca tego, co

najlepsze. To dla niego wymarzony interes. Może nie roz­

wiąże wszystkich problemów Griffina, ale będzie stanowił

idealny początek.

Głos Parkera kipiał od niewypowiedzianych emocji,

a przy tym Parker wpatrywał się w nią tak intensywnie, że

Ellie brakło tchu. Przyjechał z tak daleka, żeby przekazać

jej dobrą nowinę i dać wspaniały prezent, ponieważ, jak

zawsze, czuł się za nią odpowiedzialny.

- Dziękuję, Parker. To wspaniałe wieści - powiedziała,

starając się okazać entuzjazm.

Było jej tym trudniej, że spodziewała się kolejnego po­

żegnania. Obawiała się, że tym razem jej serce tego nie

zniesie.

Parker powoli szedł w jej stronę. W końcu uczynił ostat­

ni krok i wyciągnął dłoń, by poprawić niesforny kosmyk

jej włosów.

-Wybacz, Ellie. Może powinienem był uprzedzić, że

przyjeżdżam.

Miała ochotę się rozpłakać. Nie chciała, żeby dostrzegł

łzy, więc odwróciła głowę.

- Nie, nie. Doceniam to, że przyjechałeś.

- Ale wolałabyś, żebym tego nie robił - odgadł, choć

potrząsnęła przecząco głową. - Ellie, to co jeszcze mam do

powiedzenia, może ci się nie spodobać. Zamierzam pozbyć

się części hotelu - wypalił.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Chyba nie martwisz się znowu, że przypomina spraw­

ki twojego ojca? Przecież zupełnie go odmieniłeś. Teraz jest

piękny, nowy i świeży. Należy do ciebie. Wiesz, że miesz­

kańcy nie mają nic przeciw temu budynkowi.

- Po tym, jak odszedłem, długo myślałem, co mogę dla

ciebie zrobić - powiedział, kręcąc głową. - Doszedłem

do wniosku, że oprócz sprowadzenia Griffa mogę zrobić

coś więcej. Nie pozbywam się całego budynku, tylko czę­

ści i wcale nie mam zamiaru go burzyć. Zamieniam go na

biura. Chcę przenieść część firmy do Red Rose.

Tysiąc myśli i uczuć kłębiło się w jej głowie i sercu.

Bała się spytać o to, na czym najbardziej jej zależało. Tak

bardzo się bała...

- Czy ludzie naprawdę zechcą dojeżdżać tu z Chicago?

- spytała łamiącym się głosem.

- Nie będą musieli. To niecałe trzy godziny drogi, a ja

muszę być w mieście dwa, trzy razy w tygodniu. Resztę

czasu mogę spędzać tutaj. Zresztą mam niewielki samolot.

Zbuduję pas startowy i... kilka innych rzeczy.

W jego bursztynowych oczach dostrzegła niewypowie­

dziany głód i żarliwość. Z trudem przełknęła ślinę, po­

wstrzymując się od rzucenia się mu w ramiona.

- Innych rzeczy? - powtórzyła bezmyślnie.

Nagle przestał ją obchodzić los Red Rose i jego miesz­

kańców. Jedyne, o czym była w stanie myśleć, to mężczy­

zna, który stał przed nią. Najbardziej na świecie bała się

teraz tego, że znów wsiądzie do samochodu i zniknie z jej

życia.

- Znalazłem kilku panów zainteresowanych otwarciem

scandalous

Pona & Irena

background image

sklepu obuwniczego. Właściwie szewców, nic wielkiego, ale

może interes rozkwitnie. Wiem, jak bardzo kobiety z Red

Rose kochają swoje buty... Przyjedzie tylko dwóch męż­

czyzn, ale to i tak lepsze niż nic. Och, Ellie, jeszcze jedno...

Ja też otworzę małe przedsiębiorstwo. Znalazłem już nawet

kilku pracowników, którzy zgodzili się tu zamieszkać.

O czym on mówi? - pomyślała Ellie. Czy to sen? Kręciło

się jej w głowie z nadmiaru emocji.

- Nową firmę?
Bursztynowe oczy patrzyły na nią uważnie. Były pełne

powagi i niespotykanej czułości.

- Tak. Zajmę się produkcją domków nadrzew­

nych, dostosowanych do szczególnych upodobań klien­

tów. Oczywiście nie mam pewności, czy będę w tym

dobry. Mogę potrzebować pomocy albo rady, więc jeśli

zechcesz...

- Potrzebujesz mojej pomocy? - spytała cicho, ośmiela­

jąc się unieść głowę i spojrzeć mu w twarz.

- Właściwie to szukam partnera - oznajmił, pochylając

się w jej stronę.

- Partnera w interesach?

- Między innymi., Och, wiem, że nie chcesz mnie za

męża, Ellie - powiedział cicho i czule pogładził jej poli­

czek. - Kocham cię, ale nie będę prosił o coś, czego nie

chcesz mi dać - szepnął i zaczął pieścić palcem jej roz­

chylone wargi. - Zostanę twoim przyjacielem, jeśli właś­

nie tego pragniesz. Albo twoim niewolnikiem, choć to

pewnie byłoby upokarzające dla większości mężczyzn.

Ja nie cierpiałbym, bo wiem, że i tak nikogo innego już

scandalous

Pona & Irena

background image

nigdy nie pokocham tak jak ciebie - wyznał i ujął jej

twarz w obie dłonie.

- Chcesz, żebyśmy spędzili razem życie? - pytała powo­

li, bojąc się, że może obudzić się z tego pięknego snu.

- Jeśli tylko to chcesz mi ofiarować.

- A czego dokładnie ty byś chciał?

- Ciebie. Całą. Na zawsze. Ale zgodzę się na wszelkie

warunki.

Pochylił głowę i pocałował ją z wielką delikatnością.

- Czy naprawdę powiedziałeś, że mnie kochasz?

- Wygląda na to, że tak - odparł z uśmiechem. - Nie

tylko kocham. Czczę, wielbię i, do diabła, Ellie, nie potra­

fię bez ciebie żyć.

- Zostaniesz w Red Rose?

- Zostanę, jeśli mi pozwolisz.

Nagle zalała ją fala uczuć, którym opierała się całe do­

rosłe życie. Uśmiechnęła się do Parkera przez łzy, wtuliła

głębiej w jego ramiona i obsypała go deszczem dzikich po­

całunków.

- Jeśli masz zostać, to chcę, żeby tym razem to było na

zawsze.

Jęknął i z nowym zapałem zawładnął jej ustami.

- Ellie, moja śliczna, nawet nie wiesz, jak bardzo cię ko­

cham. Do szaleństwa!

- Parker?

-Tak?

- Będziesz mnie kochał na moich warunkach?

Odsunął się odrobinę i spojrzał jej w oczy.
- Tak, tylko je wymień.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Czy naprawdę chcesz mnie za żonę? - spytała, opiera­

jąc dłonie na jego szerokiej piersi.

- Bardziej niż czegokolwiek na świecie.

- Ja też tego pragnę - szepnęła mu wprost do ucha,

wspinając się na palce. - Parker? - zaczęła niepewnie. -

Jeśli będziemy mieć dzieci, będziemy je wspólnie wycho­

wywać i kochać ze wszystkich sił. Ale chcę cię prosić

o jedno.

- Zawsze będę ci wierny. Nie jestem taki jak ojciec.

-Myślisz, że nie wiem? - spytała, marszcząc brwi. -

Czuję, że nie oświadczyłbyś mi się, nie mając całkowitej

pewności, że nam się uda. Zawsze byłeś szczery względem

mnie. Nie o to chciałam zapytać.

- A o co? - spytał z uśmiechem.

-Dobrze. Nie czekajmy, pobierzmy się od razu. Nie

chcę hucznego wesela. Tylko ty i ja.

Gdy to usłyszał, porwał ją w ramiona, uniósł nad ziemię

i zawirował w dzikim tańcu.

- Jesteś wszystkim, czego może pragnąć mężczyzna.

- Mam nadzieję - szepnęła z uśmiechem.
- Udowodnię ci - oznajmił i pocałował ją czule, dłu­

go, i pasją.

Wtuliła się głębiej w jego ramiona, a świat zaczął zni­

kać. Objęła jego szyję ramionami i cichutko jęknęła z roz­

koszy.

Nagle usłyszeli wymowne kaszlnięcie..

- Wszystko to bardzo pięknie, dzieci, ale mam nadzieję,

że nie zamierzacie sobie dawać dowodów miłości na moim

trawniku - burknęła rozczulona Sunny.

scandalous

Pona & Irena

background image

- Parker mnie kocha - Ellie oznajmiła to całemu świa­

tu z uśmiechem.

- Ellie, nawet ślepy by to dostrzegł. A teraz, Parker, za­

bierz ją gdzieś, gdzie będziesz mógł ją odpowiednio po­

rządnie wycałować.

- To świetny pomysł, Sunny - zgodził się z uśmiechem

i postawił Ellie na ziemi. - Znam takie miejsce i mam kil­

ka ciekawych pomysłów - oznajmił i znów ją przeciągle

pocałował.

- Nie masz wstydu, Parker - burknęła przyjaciółka do­

brodusznie.

- Ani krztyny, Sunny. Mam za to wiele miłości i zamie­

rzam przekonywać o tym Ellie do końca swych dni. Tak

się składa, że znam pewien domek na drzewie. Wprawdzie

to niewiele, ale łączy się z nim wiele dobrych wspomnień.

Możemy tam być sami. Chodźmy, Ellie, i zaplanujmy resz­

tę naszego życia - poprosił, chwycił jej dłoń i pociągnął

za sobą.

Lecz Ellie nie poddała się od razu jego woli. Gdy się

odwrócił, spostrzegł, że ma oczy pełne łez. Parker prze­

raził się, ale ona, widząc jego minę, tylko potrząsnęła

głową.

- To łzy szczęścia - wyszeptała. - Naprawdę uratowałeś

Red Rose i dałeś mi szczęście. Spełniłeś oba moje marze­

nia. Witaj w domu, Parker.

- Tak, dobrze jest znów wrócić do domu - westchnął

i czule się uśmiechnął.

- Owszem - przytaknęła. - A teraz chodźmy w ustron­

ne miejsce, żebyś znów mógł mnie pocałować.

scandalous

Pona & Irena

background image

Parker tylko zaśmiał się radośnie i ponownie chwycił

ją w ramiona.

- Podoba mi się twój sposób myślenia, kochana. Chyba

zawsze tak było - powiedział, wziął ją za rękę i poprowadził

tam, gdzie wreszcie mogli nacieszyć się swoim szczęściem.

scandalous

Pona & Irena


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mackenzie Myrna W miescie marzen 01 Złodzieje marzeń (Harlequin Romans 1074)
the red rose
Mackenzie Myrna Wiele halasu o milosc
Mackenzie Myrna Wyspa szczęścia
My Love Is Like A Red Red Rose
Mackenzie Myrna Romans Duo 1009 Los na loterii
MacKenzie Myrna Gdy szczęście puka do drzwi 03 Dzieciaki na plan!(1)
MacKenzie Myrna Słodycz życia
644 Mackenzie Myrna Flirt z przeznaczeniem
David C Smith & Richard L Tierney Red Sonja 01 The Ring of Ikribu
Howard Linda Mackenzie 01 Naznaczeni
Howard Linda Saga rodu MacKenziech 01 Naznaczeni
Mackenzie Vampires 01 Master of Ecstasy
Aline de Chevigny Chronicles of the Cursed 01 Blood Red (lit)
Stephen King The Diary of Ellen Rimbauer My Life at Rose Red txt
Linda Howard Mackenzie 01 Naznaczeni

więcej podobnych podstron