Myrna Mackenzie
Odnaleziona muzyka
scandalous
Pona & Irena
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Jestem tak zdesperowana, że jeśli jakiś mężczyzna nie
zjawi się wkrótce w naszym miasteczku, wybiorę się na po
lowanie - zrzędziła Sunny, wywołując uśmiech na twarzy
przyjaciółki.
- Nie przesadzaj, moja droga. Zresztą, komu dziś po
trzebni są mężczyźni? Jestem pewna, że o tej porze dnia
filiżanka dobrej kawy bardziej poprawi ci nastrój. - Ellie
Donahue starała się ją pocieszyć, nalewając kusząco pach
nący napój. - Ja stawiam - dodała głośniej.
Ostatnie słowa skierowane były zarówno do przygnę
bionej przyjaciółki, jak i Lydii, siwej sześćdziesięciolatki,
u której pracowała, pomagając obsługiwać porannych go
ści „Red Rose Cafe".
- Nie, nie - wtrąciła Lydia. - To na koszt lokalu. Ale,
Ellie, ona ma rację. Każdą z nas potrzebuje mężczyzny.
A w miasteczku tak niewielu ich pozostało.
Ellie już miała zaprotestować, gdy do rozmowy włączyła
się Rosellen January, postawna właścicielka apteki.
- Ellie, nawet nie waż się wspominać Bradyego, Caleba
czy pana Fippsa - ostrzegła ją, machając dłonią. - Dosko
nale wiesz, co Lydia miała na myśli! Chcę faceta, który nie
scandalous
Pona & Irena
wystraszy się, gdy go zagadnę, wciąż będzie w moim łóżku,
gdy nadejdzie ranek i, na litość boską, będzie miał poniżej
dziewięćdziesiątki - wykrzyknęła dramatycznie. - W Red
Rose nie ma nikogo takiego. Młodzi uciekają, kiedy tylko
nadarzy się okazja. Ci, którzy zostają, są za leniwi lub za
głupi, żeby był z nich jakiś pożytek.
- A jednak Red Rose to wciąż nasz dom - westchnęła
Ellie, wzruszając ramionami.
- Tak, ale on umiera - odezwała się smutno Joyce Hi-
ves, bawiąc się końcem długiego, kasztanowego warkocza.
- Maleńkie, prowincjonalne miasteczka mają swój nieza
przeczalny urok, ale niedługo zupełnie się wyludnią. Teraz
jest nas niecałe trzy tysiące, a ludzie wciąż wyjeżdżają.
- Właśnie. Sklep przestaje przynosić dochody i boję się,
że będę musiała go zamknąć. A jeśli w moim łóżku na
tychmiast nie pojawi się facet, to ja też wyschnę! Czy ty
tego nie czujesz, Ellie? - wybuchła Sunny, przyglądając się
wrogo swojej kawie.
Ellie była wdzięczna losowi, że nie miała skłonności do
rumienienia się. Mimo to dosadne komentarze przyjaciół
ki poruszyły ją do głębi. Wiedziała, o czym myślą i mówią
kobiety w Red Rose. Choć miała dwadzieścia dziewięć lat,
nie doświadczyła jeszcze żaru pożądania. Jej doświadcze
nia w tej dziedzinie były znikome, ale już dawno uznała,
że nie warto się śpieszyć. Matka Ellie urodziła siedmioro
dzieci w ciągu dziesięciu łat, wszystkie przed trzydziestką.
Kolejne ciąże nadwątliły jej zdrowie, a potem borykała się
z wychowywaniem licznej gromadki.
Nie tylko przykład matki odstraszał Ellie od zwiąż-
scandalous
Pona & Irena
ków z mężczyznami. Jej ojciec nigdy nie interesował się
swoim licznym potomstwem. Był dość okrutny dla żony
i dziewięcioletnia Ellie nie tęskniła za nim specjalnie, gdy
w końcu zmarł. Potem, gdy miała dziewiętnaście lat, Gun-
ther Thurlo, mieniący się jej przyjacielem, próbował z niej
zedrzeć sukienkę, a kiedy się broniła, obrzucił ją stekiem
wyzwisk. Trzy lata później o )ej rękę starał się Avery Johns.
Szybko wyszło na jaw, że pragnął jej tylko jako matki dla
swoich czworga dzieci, gdyż następnego dnia po jej od
mowie oświadczył się innej. Na podstawie tych doświad
czeń Ellie doszła do wniosku, że nie potrzebuje mężczyzny
w swym życiu.
Utwierdziła się w tym przekonaniu, gdy dwie z jej sióstr,
Lana i Ronnie, które wcześnie wyszły za mąż za chłopców
z Red Rose, wkrótce potem się rozwiodły. Pozostałe cztery,
Allie, bliźniaczki Becca i Judy oraz Suze opuściły miastecz
ko na czas nauki i już do niego nie wróciły. Żadna z nich
nie przejawiała ochoty do wyjścia za mąż. Dlatego choć El
lie rozumiała potrzeby Sunny, nie zamierzała wychodzić za
mąż i przeżywać takiego piekła jak jej matka.
- Zależy mi na przetrwaniu naszego miasteczka ~ od
parła po namyśle.
- Cóż, to niemożliwe bez dopływu świeżej krwi -
stwierdziła Lydia. - Cierpią na tym nasze interesy. Czy ci
się to podoba, czy nie, potrzebujemy mężczyzn w Red Rose.
Takich, którzy odświeżą i zaludnią miasteczko.
- Więc co zrobimy? - spytała Ellie.
Nie po raz pierwszy odbywały tę rozmowę. Jednak
tym razem sprawy wyglądały dużo poważniej. Sunny
scandalous
Pona & Irena
i Lydia miały rację. W miasteczku było coraz mniej ludzi
i kolejne sklepiki plajtowały, a ich właściciele wyjeżdżali.
Nie można było znaleźć pracy. Im mniej było mężczyzn,
tym więcej kobiet decydowało się opuścić Red Rose.
Młodzież, która nie miała rozrywek na miejscu, starała
się szukać ich gdzie indziej. Smutna prawda wyglądała
tak, że na trzy kobiety w Red Rose przypadał jeden męż
czyzna. I to tylko dlatego, że był zbyt stary lub za młody,
by opuścić miasteczko.
- Możemy urządzić festyn i mieć nadzieję, że chociaż
niektórzy mężczyźni z sąsiednich miasteczek zechcą tu za
mieszkać - zaproponowała Delia, błękitnooka blondynka,
która pracowała w kwiaciarni.
- Już tego próbowałyśmy- przypomniała ppnuro Lydia.
- Zjedli wszystkie smakołyki, wypili całe piwo i rozjechali
się do domów.
- Powinniśmy wybudować coś, co zwróci na nas uwagę
i ściągnie turystów - Joyce Hives się ożywiła.
- Tego też już próbowałyśmy - westchnęła Ellie, wspo
minając z obrzydzeniem ohydnego manekina, który został
umieszczony na obrzeżach miasteczka.
- Powinnyśmy działać bardziej zdecydowanie'- ogło
siła Sunny.
- Potrzebny nam ktoś, kto wie, czego pragną mężczyź
ni, ma pieniądze i pomysł, jak ich tu sprowadzić. Potrzeb
ny nam jakiś doradca, taki biznesowy konsultant -podsu
mowała Lydia.
- To ma sens - Ellie się zgodziła.
- Parker Monroe jest konsultantem. Doradza w spra-
scandalous
Pona & Irena
wach nowych rynków zbytu - przypomniała Sunny. - Pi
szą o nim w gazetach.
Ellie zaschło w ustach, gdy uświadomiła sobie, w jakim
kierunku zmierza ich rozmowa.
- Nie wydaje mi się, żeby Parker miał ochotę wrócić do
Red Rose - powiedziała, starając się zachować spokój. -
Od jego wyjazdu minęło jedenaście lat, a same wiecie, co
się wtedy stało.
- A ja uważam, że wróciłby, gdyby tylko właściwie
przedstawić mu sprawę - oznajmiła Lydia ze śmiechem.
- Kiedyś się przyjaźniliście, prawda?
- Jako dzieci - przytaknęła Ellie, przełykając z trudem
ślinę. - Później to była raczej luźna znajomość - dodała,
próbując wyprzeć z pamięci dziewczęce marzenia.
- Przecież mieszkaliście po sąsiedzku, a twoja mama
nawet u nich gotowała.
Ellie skinęła głową. Kiedyś jej dom rodzinny stanowił
kwatery dla służby w obrębie posiadłości rodziny Monroe.
Dziadek Parkera zapisał go w spadku babci Ellie, która była
u niego kucharką. Potem tę pracę przejęła matka Ellie.
- Poza tym, ty doskonale sobie radzisz - dodała Lydia,
wskazując swoją zadbaną kawiarnię.
- A w zeszłym tygodniu naprawiłaś u mnie cieknący
kran za połowę sumy, której zażąda! hydraulik z miasta -
przypomniała Joyce ze słodkim uśmiechem.
- Potrafisz niemal wszystko. Wiesz, jak położyć tapetę
i naprawić gniazdko elektryczne. Sprzedajesz bilety na au
tobus i w razie potrzeby opiekujesz się dziećmi sąsiadów.
W dodatku jesteś taka rozsądna, silna i przekonująca.
scandalous
Pona & Irena
Gdy Delia skończyła, wszystkie oczy skierowały się na
Ellie.
- Racja - przytaknęła Sunny. - Parker na pewno nam
pomoże, jeśli to ty z nim porozmawiasz.
- Dlaczego miałby tu przyjeżdżać? - spytała Ellie, krę
cąc głową. - I co mógłby dla nas zrobić? Jakim cudem na
wet najlepszy doradca biznesowy może przyciągnąć inwe
storów do umierającego miasteczka?
- Gn jest bogaty i sławny. Nawet gdyby zgodził się jedy
nie nas odwiedzić, inni mogliby pójść za jego przykładem
- upierała się Sunny. - Zresztą, to właśnie jego wyjazd roz
począł migrację mężczyzn.
- Bzdury.
- Cóż, przyznasz, że zaczęli wyjeżdżać po zamknięciu
fabryki obuwia. To jedyny zakład produkcyjny w tej oko
licy, a jednak Mick Monroe go zamknął. Parker wyjechał,
a Mick potem umarł.
- Wiecie dobrze, że inwestycja przynosiła straty. Rodzi
na Monroe dorobiła się na kupowaniu małych, dobrze ro
kujących firm, zatrudniała odpowiednich ludzi, którzy je
rozwijali, i sprzedawała je z dużym zyskiem. Jeśli coś nie
szło po ich myśli, rezygnowali i przez to unikali dużych
strat - rozsądnie zauważyła Ellie.
- Gdyby Parker wtedy wrócił, ojciec mógłby go popro
sić o poprowadzenie fabryki. Wtedy by jej nie zamknęli,
może zaczęłaby przynosić zyski. Owszem, Mick zamknął
fabrykę, ale przecież Parker mógł ją otworzyć po jego
śmierci.
- Parker nie jest cudotwórcą, Joyce - Ellie ostudziła za-
scandalous
Pona & Irena
pędy koleżanki. - Nikt nie dałby rady wskrzesić fabryki.
Poza tym miał zaledwie dwadzieścia jeden lat, gdy opuścił
Red Rose. I niecałe dwadzieścia dwa, gdy zmarł Mick.
- Ale pochodzi z rodu Monroe.
Chociaż słowa te padły z ust tylko jednej z kobiet,
wszystkie myślały tak samo. Ta rodzina potrafiła zarobić
miliony, więc musiała znać sekrety biznesu.
Ellie zmarszczyła brwi i spróbowała przemówić kole
żankom do rozsądku.
- Nie możecie poważnie myśleć, że to z powodu
wyjazdu Parkera Red Rose opustoszało. Nie jesteśmy aż
tak przesądne.
Usłyszała kilka westchnień i pomruków, jednak żadna
z pań nie odpowiedziała. Ellie zamyśliła się. Niezależnie od
tego, czy sądziły, że otwarcie przez Parkera fabryki urato
wałoby przed laty miasteczko, czy też uważały go za win
nego migracji tutejszych mężczyzn, w ich świadomości był
nierozerwalnie powiązany z najbardziej palącymi proble
mami Red Rose. W ostatecznym rozrachunku nie liczyło
się, czy był przyczyną kłopotów, czy potencjalnym wybaw
cą. Widocznie uznały, że tylko on może im pomóc. Ellie
westchnęła z rezygnacją.
- Jak chcecie go tu ściągnąć?
- Na przynętę - oznajmiła Lydia.
- Przynętę? - powtórzyła głucho, czując nagły przypływ
paniki. - Jaką przynętę?
- Wiemy, że lubi piękne kobiety - oznajmiła Sunny. -
Gdy piszą o nim gazety, zawsze na zdjęciu towarzyszy mu
jakaś ślicznotka. Musisz się trochę postarać. Śmielszy ma-
scandalous
Pona & Irena
kijaż, bardziej atrakcyjne ciuszki. Niech Annie zrobi ci ja
kąś modną fryzurkę - poradziła.
Ellie starała się nie okazywać zdenerwowania. Kiedyś
marzyła o Parkerze. Owszem, miała wtedy zaledwie osiem
naście lat, ale zakochała się w nim dużo wcześniej. Tylko
że on nigdy nie widział w niej kobiety... Nie chciała, żeby
tamte uczucia znów odżyły. Zawsze się obawiała, że Parker
kiedyś odkryje jej sekret.
- Przykro mi, ale nawet dla was nie zamierzam uwo
dzić Parkera - oznajmiła koleżankom. - Nawet o tym nie
myślcie.
Parker Monroe rozparł się wygodnie w swoim biuro
wym fotelu i zaczął myśleć o wyprawie do Europy. Miło
będzie dla odmiany wtopić się w tłum i udawać szarego
człowieka, pomyślał leniwie.
Kilka ostatnich tygodni nieźle dało mu w kość. Był za
jęty pracą, więc nie spostrzegł w porę, że Lynette zaczęła
myśleć o ślubie. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, odbył z nią
szczerą rozmowę. Wiedział, że ją zranił, ale nigdy niczego
jej nie obiecywał. Niestety, ich rozstanie stało się głośne.
Gazety nękały go przez długi czas, a czuł, że sumienie nie
da mu spokoju jeszcze dłużej.
Od kiedy dorósł, wiedział, że nie założy rodziny. Nie za
mierzał iść w ślady ojca, wuja i dziadka, którzy poślubia
li i unieszczęcliwiali kolejne wybranki. Mężczyźni z rodu
Monroe nie potrafili dochować wierności. Gdy był młod
szy, łudził się, że z nim będzie inaczej. Liczył na to, że spot
ka tę jedyną prawdziwą miłość i wspólnie zbudują szczęś-
scandalous
Pona & Irena
cie. Jednak każdy jego związek w końcu się rozpadał, za
każdym razem w coraz bardziej dramatycznych okolicz
nościach. Dawno zdecydował się na samotne życie i był
z tego zadowolony. Sądził, że wystarczająco jasno oznajmił
Lynette, że nie ma mowy o ślubie, ale musiał się pomylić.
Znów płacił za swoją beztroskę.
Dlatego wyjazd z miasta, nawet w interesach, wydał mu
się niezwykle kuszący. Chciał odpocząć i spojrzeć na swo
je życie z dystansu, a tu był zbyt dobrze znany. Teraz czuł
się jak przestępca zmuszony do przebywania na miejscu
zbrodni, a tego typu odczucia nękały go zbyt często. Naj
pierw w Red Rose, a teraz tu, w Chicago. Muszę się stąd
wyrwać, postanowił. Nagle w jego myśli wkradł się dźwięk
interkomu.
- Słucham? - spytał, naciskając guzik i otrząsając się
z ponurych rozmyślań.
- Ktoś do ciebie, Parker. Panna Donahue. Mówi, że cho
dzi o skomplikowaną sprawę zawodową. Nie jest pewna,
czy będziesz w stanie jej pomóc. Odesłać ją? - usłyszał
znudzony głos swojego asystenta.
Parker uśmiechnął się pod nosem. Zachowanie kobie
ty wyglądało na prowokację. Wszyscy wiedzieli, że dawno
zrezygnował z dorywczych prac. Jednak w obecnym stanie
ducha chciał się przekonać, kto miał na tyle śmiałości, że
by próbować go przechytrzyć. Nie zamierzał teraz przyj
mować żadnych zleceń, ale uznał, że małe słowne zapasy
z taką upartą osóbką dobrze mu zrobią.
- Zaproś panią do mojego gabinetu, Job - zarządził
z szerokim uśmiechem.
scandalous
Pona & Irena
- Słucham? - asystent aż zachłysnął się ze zdumienia.
- Wprowadź ją, człowieku. Mogę przecież poświęcić
kilka minut na rozmowę.
Ledwie Parker zdążył wstać i oprzeć dłonie na szerokim
blacie biurka, drzwi uchyliły się i ukazała się w nich szczup
ła, młoda kobieta. Przez chwilę wydawało się, że zawahała się
w progu, ale natychmiast raźno ruszyła w jego stronę. W jej
szczerych, szarych oczach czaiła się determinacja.
- Witaj, Parker. Postaram się nie zająć ci zbyt wiele czasu.
Jak wspomniałam twojemu... - urwała, szukając odpowied
niego słowa i zerknęła za siebie, do sąsiedniego pokoju.
- Asystentowi - podpowiedział ze śmiechem w głosie.
- Job to mój asystent i sekretarz.
Jednak jego komentarz wywołał jeszcze większą kon
sternację. Rzeczywiście, Job miał rozmiary małego czołgu
i przypominał raczej zawodowego zapaśnika niż pracow
nika biurowego.
- Jak już wspominałam twojemu asystentowi - powtó
rzyła - wątpię, czy będziesz mógł mi pomóc.
- To dlaczego tu jesteś? - droczył się, bezlitośnie taksu
jąc ją wzrokiem.
Wzięła głęboki, uspokajający oddech, wyprostowała ra
miona i bojowo wysunęła podbródek. Mała, szara myszka
o spojrzeniu lwa, pomyślał rozbawiony. Nagle, coś w posta
wie i oczach dziewczyny wydało mu się znajome.
- Obiecałam w Red Rose, że przyjadę z tobą porozma
wiać, Parker. Jestem. Naprawdę mam nadzieję, że nam po
możesz. Gdybym tak nie myślała, nie przyjechałabym -
oznajmiła, siląc się na spokój.
scandalous
Pona & Irena
Więc jednak pamięć nie spłatała mu figla. Młoda ko
bieta pochodziła z Red Rose, miasteczka jego niechlubnej
przeszłości. Cóż, mógł się spodziewać takiego spotkania.
Zresztą Ellie nie należała do osób, które łatwo się zapomi
na. Zamknął oczy, ale pod powiekami wciąż miał jej wize
runek. Wtedy była oczywiście młodsza, a jednak tak samo
poważna. Nie chciał pamiętać. Wciąż bał się, że mógłby
ją skrzywdzić. Świadomie czy nie, mężczyźni z jego rodu
potrafili ofiarować kobietom jedynie ból. Byli płytcy i nie
zdolni do niczego więcej poza zarabianiem pieniędzy. Nie
chciał pamiętać, a jednak przeszłość dosięgła go nawet tu
taj. Potrząsnął głową, odpędzając wspomnienia, otworzył
oczy i obrzucił ją twardym spojrzeniem. Obszedł biurko
i powoli zbliżył się do swego gościa. Jego postać znacząco
górowała nad drobną dziewczyną. A jednak ona, zamiast
się wystraszyć czy poczuć niezręcznie, zajrzała mu prosto
w oczy. Kiedyś nie było w niej tyle odwagi i godności, po
myślał, podziwiając mimowolnie jej postawę.
- Nie próbuj mnie zastraszyć, Parker. Znam cię nie od
dziś - prychnęła z niesmakiem.
- Ellie? Ellie Donahue? To naprawdę ty?
- Nie wiedziałeś? Przecież przedstawiłam się twojemu
asystentowi - powiedziała łagodnie. - Cóż, Donahue to
dosyć popularne nazwisko.
- Nie wiem, co powiedzieć. Przejechałaś taki szmat dro
gi, żeby się ze mną spotkać?
- To tylko kilka godzin jazdy - spokojnie odparła.
A jednak dotąd nikt z Red Rose nie pofatygował się, że
by zrobić coś takiego. Parker uniósł pytająco brew.
scandalous
Pona & Irena
Ellie splotła ramiona na piersiach. Mimo okropne
go szarego kostiumu, który stanowił przestępstwo prze
ciw panującej modzie, Parker z łatwością dostrzegł, że
zmieniła się pod wieloma względami. Była to zmiana na
lepsze. Przez te jedenaście lat niegdyś chłopięce kształty
przyjemnie się zaokrągliły, jej uroda rozkwitła. Stała się
bardzo atrakcyjną kobietą, zauważył i natychmiast zga
nił się za takie myśli. Z trudem oderwał wzrok od jej
kształtnych piersi. Ellie wpatrywała się w niego, zaciska
jąc zęby.
- Wiem, że proszę o wiele, ale Red Rose potrzebuje
twojej pomocy.
- Mojej pomocy? Nie żartuj sobie ze mnie. Dlaczego
naprawdę tu jesteś?
- Ja miałabym żartować? - zdziwiła się i, choć wydawa
ło się to niemożliwe, jeszcze bardziej się wyprostowała.
Fakt, przyznał w myślach Parker. Ona nigdy nie żarto
wała. Nawet jako dziecko podchodziła do wszystkiego na
poważnie.
- Ellie, czy ty naprawdę przed chwilą powiedziałaś, że
Red Rose potrzebuje mojej pomocy? Może zapomniałaś,
co się wydarzyło przed laty?
Potrząsnęła głową i przygryzła dolną wargę. Zawsze tak
robiła, gdy borykała się z jakimś problemem, przemknęło
mu przez myśl. Jednak teraz, kiedy jej usta były tak kształ
tne i zaróżowione, ten gest nie był już niewinny. Parker
poczuł przypływ pożądania i natychmiast surowo nakazał
sobie opanowanie.
- Pamiętam - przyznała niechętnie. - Moja kuzynka
scandalous
Pona & Irena
Mitzi zamierzała udowodnić ci ojcostwo jej dziecka, a wuj
Cliff próbował zmusić cię do małżeństwa.
Jej słowa sprawiły, że znów znalazł się w Red Rose, w po
koju pełnym wrogich ludzi, którzy wpatrywali się w niego
z potępieniem. Nie był ojcem dziecka tamtej dziewczyny,
ale robił inne złe rzeczy i wiedział, że jeszcze nie raz zgrze
szy, więc się nie bronił.
- Oznajmiłeś, że ożenisz się z nią, choć to nie twoje
dziecko - dodała, patrząc na niego uważnie rozszerzo
nymi oczami.
- Nie myśl, że było w tym coś więcej niż zwykłe tchó
rzostwo - oznajmił, wzruszając ramionami.
- Doprawdy? Przewyższałeś wuja o głowę i byłeś w du
żo lepszej formie niż on, nawet kiedy był trzeźwy, co mu
się rzadko zdarzało. Myślę, że postąpiłeś tak, bo było ci jej
żal. Mam rację?
Nie miała racji. Owszem, żałował przerażonej Mitzi,
ale przyczyna była inna. Był zbuntowany i wściekły. Nie
na Cliffa. Na ojca, który zmieniał partnerki jak rękawicz
ki, był bogaty i z upodobaniem folgował wszystkim swoim
zachciankom. Parker był pewien, że odziedziczył po nim
charakter i uważał, że powinien ponieść karę. Sytuacji nie
poprawiał widok znękanej miny matki, która starała się
z godnością znosić zachowanie niewiernego męża. Zawsze
przestrzegała Parkera, że każdy, prędzej lub później, będzie
musiał odpowiedzieć za swoje czyny. Gdy oskarżono go
o ojcostwo, odczuł wręcz ulgę i uznał, że jego moralnym
obowiązkiem jest ożenić się z dziewczyną.
- Cóż, nie na wiele to się zdało, bo zaraz pojawił się
scandalous
Pona & Irena
chłopak Mitzi, przerażony i wściekły, że ktoś odbierze mu
narzeczoną i dziecko.
- A ty wyjechałeś.
- To już przeszłość - powiedział, wzruszając ramiona
mi. - Nie zamierzam do tego wracać.
Przez chwilę przyglądała mu się uważnie, a potem ski
nęła głową, jakby podjęła jakąś decyzję.
- Wiem, że nie zamierzasz wrócić do Red Rose, ale mo
że nie zdajesz sobie sprawy, jaki wpływ na miasteczko mia
ło twoje odejście.
- Czuję, że zaraz mi to wyjaśnisz - mruknął i uśmiech
nął się pod nosem.
- Odkąd wyjechałeś, mężczyźni zaczęli opuszczać Red
Rose - oznajmiła, wysuwając wojowniczo podbródek.
- Tak? Wszystkich spotykało to samo?
- Niezupełnie. Po twoim wyjeździe Mick zamknął fa
brykę i mnóstwo ludzi wyjechało, szukając innej pracy. Za
cząłeś coś, co trwa do dziś.
Parker oparł się o biurko i przyglądał się Ellie. Nawet
stąd czuł zapach jej różanych perfum.
- Nie zapobiegłbym zamknięciu fabryki i nie ściągam po
tajemnie do Chicago mężczyzn z Red Rose - zażartował.
- Wiem. Nie jestem już głupiutką nastolatką, Parker -
oznajmiła gniewnie. - Chodzi o to, że Red Rose traci ko
lejnych mieszkańców, głównie mężczyzn. Nasze miastecz
ko umiera.
- A ja zacząłem ten proces?
- Może twoje odejście było symbolem końca pewnego
etapu - mruknęła, odwracając wzrok. - Nieważne, czy ty
scandalous
Pona & Irena
coś zapoczątkowałeś, czy to tylko lokalny przesąd/Miasto
umiera, a my potrzebujemy twojej pomocy.
- Ellie, chyba nie wierzysz, że to możliwe. Nie jesteśmy
już dziećmi i nie mogę uczestniczyć w takich zabawach...
- Nie chcę, żebyś się ze mną bawił. Wróć ze mną do Red
Rose i zobacz, co możesz dla nas zrobić.
- Jestem biznesmenem, a nie cudotwórcą, Ellie - po
wiedział łagodnie.
- Owszem. Odnosisz sukcesy w dziedzinach, które mo
gą pomóc naszemu miastu. Spróbuj...
- Odnoszę sukcesy między innymi dlatego, że nie pory
wam się z motyką na słońce - tłumaczył. - Zresztą nie chcę
wracać do czegoś, co już dawno uznałem za skończone.
- Chyba nie boisz się, że ktoś jeszcze wciąż uważa cię za
ojca dziecka Mitzi?
- Nie - zaśmiał się Parker. - Raz widziałem zdjęcie ma
lucha. Chłopak wcale nie jest do mnie podobny. Rodzina
Monroe ma bardzo arystokratyczne nosy - zażartował.
Wreszcie udało mu się rozśmieszyć Ellie. To był ich sta
ry żart. Kiedyś Parker spadł z drzewa i złamał nos. Jego
matka przez wiele tygodni biadała, że zniszczył rodzinny
powód do dumy.
- Mógłbyś choć raz zrobić wyjątek. Co ci szkodzi? - po
prosiła.
- Niestety, Ellie. Miasteczko zaczęło umierać na długo
przed moim odejściem.
- Wiem.
- Wiesz, że sprawa jest beznadziejna i mimo to... - Aż
zamrugał ze zdumienia.
scandalous
Pona & Irena
- Kobiety z Red Rose uznały, że jesteś naszą ostatnią de
ską ratunku - szepnęła, wzruszając z rezygnacją ramiona
mi. - Czasem sama nadzieja lub niewielki wysiłek wystar
czają, by coś zmienić.
- Wam potrzeba cudu. A ty przecież nie wierzysz w cu
da. Prawda, Ellie?
- Nie wierzę. Ale nie mogłam się poddać bez walki.
Musiałam spróbować. Wierzyłam, że i ty zechcesz podjąć
próbę.
- Przykro mi, Ellie. Red Rose to już przeszłość.
- Wiedziałam, że będzie ciężko - westchnęła, odzysku
jąc rezon. - Wiesz, że zawsze byłeś uparciuchem, Parkerze
Monroe?
- Wiem - przyznał, wspominając ich burzliwe dziecin
ne sprzeczki.
- Nie zamierzam się poddać.
- Słusznie. Red Rose to twój dom.
Ellie cofnęła się o dwa kroki, spojrzała na niego zwę
żonymi oczami i zamaszystym gestem położyła dłonie na
biodrach. Kiedyś, w czasie kłótni, często przyjmowała tę
postawę i Parker zawsze bardzo to lubił. Teraz ten gest
uwydatnił jej kształtne piersi i sprawił, że wydała mu się
bardzo apetyczna.
- Sunny Delavan radziła, bym zaapelowała do twoich
niższych instynktów - oznajmiła, kręcąc z niesmakiem
głową. - Radziła mi przyjść w skąpym bikini.
Parker poczuł, jakby nagle poraził go prąd. Obraz nie
mal nagiej Ellie w jego gabinecie wyparł wszelkie rozsądne
myśli. Zamrugał oczami i z trudem się opanował.
scandalous
Pona & Irena
-Nie wracaj tu więcej, Ellie - ostrzegł schrypnię
tym głosem. - A na pewno nie w takim stroju. Pamiętasz
sprawki mojego ojca?
- Oczywiście - odparła, wypuszczając wstrzymywany
oddech.
- Jestem taki jak on. Nawet gorszy. Gorszy niż wuj Fritz,
który żenił się osiem razy. Nie możesz mi ufać. Pamiętaj
o tym.
Przez chwilę miał wrażenie, że dziewczyna się ugnie
i na wszelki wypadek cofnie o krok. Dobrze, że ją wystra
szył. Będzie bezpieczniejsza. Jednak Ellie tylko uśmiechnę
ła się sztywno i ruszyła do drzwi.
- Wybacz, ale po prostu nie mogę zrezygnować - rzu
ciła przez ramię, opuszczając jego gabinet. - Red Rose to
mój dom i muszę o niego walczyć. Nie mogę zawieść tych,
których kocham. Nie chcę cię prześladować, ale chyba bę
dę musiała. To jeszcze nie koniec, Parker.
Gdy zamknęła za sobą drzwi, spróbował rozluźnić napię
te ramiona. Mógł jedynie mieć nadzieję, że przy następnym
spotkaniu Ellie zachowa się jak zwykle poważnie. Z drugiej
strony ta dziewczyna nigdy nie rzucała słów na wiatr i czuł,
że myśl o Ellie w bikini długo nie da mu spokoju.
scandalous
Pona & Irena
ROZDZIAŁ DRUGI
Ellie ukryła twarz w dłoniach, żałując, że nie może cof
nąć czasu i wymazać kilku ostatnich minut rozmowy z Par-
kerem. Czy naprawdę powiedziała, że powinna mu się po
kazać w skąpym bikini?
Ułożyła się wygodniej na hotelowym łóżku. Przy Parkerze
często czuła gniew i frustrację. Te uczucia popychały ją do
mówienia i robienia rzeczy, na które nigdy by się nie odwa
żyła. W dodatku wciąż prześladowała ją myśl o jego jedwabi
stych, ciemnych włosach i bursztynowych oczach. Mimo że
dawno zrezygnowała z myśli o mężczyźnie w swoim życiu,
wizerunek Parkera wracał do niej w najmniej oczekiwanych
chwilach. Wkradał się nawet w jej sny.
Doskonale wiedziała, że to efekt zdruzgotanych dziew
częcych marzeń, ale podświadomość coraz częściej płatała
jej takie figle. Od czasu gdy po szkolnej potańcówce zoba
czyła Celię Warner w ramionach Parkera, nie mogła za
pomnieć widoku jego silnych rąk opasujących dziewczynę
i zachwytu na jej twarzy. To było brutalne przebudzenie.
Zawsze podziwiała Parkera z daleka i mimo jego reputacji
postrzegała go raczej jak swego przyjaciela, który wyciągał
ją z tarapatów. Jednak po tym zdarzeniu spojrzała na niego
scandalous
Pona & Irena
inaczej. Oczywiście, z całych sił starała się nie dać nic po
sobie poznać i wymazać palące wspomnienie, ale bywało,
że nawiedzały ją erotyczne sny z Parkerem w roli głównej.
Na jawie zawsze była rozsądna i spokojna, ale kiedy nie
mogła kontrolować swych myśli.
Ellie głucho jęknęła i potarła opuchnięte oczy. Trud
no, stało się, pomyślała. Nie ma co żałować nieopatrznych
słów. Musi bardziej się kontrolować przy kolejnym spotka
niu. Miała coś do załatwienia i nie wiązało się to z jej uczu
ciami do Parkera. Chodziło o Sunny, Lydię, Delię, Rosellen
i nawet pana Fippsa. Chodziło o dobro Red Rose. Ellie za
stanawiała się, co powinna teraz zrobić.
Parker nie miał zamiaru wracać do miasteczka. Wie
działa to już wcześniej, a jednak złożyła obietnicę. Przypo
mniała sobie zgnębione spojrzenie Delii i zrozumiała, że
jeśli czegoś nie zrobi, przyjaciółka wkrótce podejmie decy
zję, przed którą się jeszcze broniła. Spakuje się i wyjedzie.
Ellie czuła, że musi coś przedsięwziąć. Jeśli wszyscy
uważali, że tylko Parker może tu pomóc, już ona dopilnu
je, żeby się postarał. Albo żeby zrozumiał, co oznacza dla
Red Rose jego odmowa.
Nagle wpadła na pewien pomysł. Natychmiast chwyciła
telefon i wybrała numer przyjaciółki.
- Sunny? Nie będzie nam łatwo, ale chcę, żebyś coś dla
mnie zrobiła...
Był wczesny wieczór, kiedy Parker usłyszał dzwonek do
drzwi, a chwilę później niecierpliwe pukanie. Zmarszczył
brwi. Nie miał nastroju na wizyty. Mimo to ruszył do drzwi.
scandalous
Pona & Irena
Na progu stała uśmiechnięta Ellie. Ucieszył się, że mi
mo wcześniejszych zapowiedzi była ubrana. Odwzajemnił
jej uśmiech. Wprawdzie chętnie zobaczyłby więcej kremo
wej skóry i jej kształtnych nóg, ale już przed laty zdecy
dował, że Ellie stanowi dla niego świętość. Nawet gdy był
młodszy i szalały w nim hormony, czuł, że nie powinien
obrażać tej dziewczyny swymi zalotami. A jednak nie mógł
oderwać wzroku od jej kształtnych kostek, wyeksponowa
nych przez delikatne sandałki. Co ty wyprawiasz, skarcił
się w myślach. Zapraszającym gestem uchylił drzwi.
- Tak szybko wróciłaś?
- Przyjechałam do Chicago tylko po to, żeby się z to
bą spotkać. Nie mogę tracić czasu - nerwowo oznajmiła
i sięgnęła po olbrzymie pudło, które stało obok niej.
- Pomogę - zaoferował i pochylił się, ale powstrzymała
go w pół gestu.
- Dziękuję. Wcale nie jest takie ciężkie.
- Może nie jestem dżentelmenem w każdym calu, El
lie, ale nauczono mnie dobrych manier - oznajmił, mar
szcząc brwi.
- Parker, zawsze byłeś uparty, ale nigdy nie okazywałeś
mi braku szacunku - odparła, obdarzając go poważnym
spojrzeniem, które nazywał nauczycielskim. - Dziękuję za
propozycję, ale nie chcę, żebyś brał to pudło. Przynajmniej
nie teraz. Mówię poważnie.
- Wiem - mruknął i uśmiechnął się ciepło do swoich
wspomnień.
Ellie przeszła niezłą szkołę życia. Jej matka była wspa
niałą kucharką, ale nie bardzo radziła sobie w życiu. Naj-
scandalous
Pona & Irena
starsza córka często miała do czynienia ze zbuntowanym
i rozrabiającym rodzeństwem i do perfekcji opanowała
sztukę zyskiwania posłuchu.
- Pudło należy do ciebie. Nie zamierzałem podważać
twojego autorytetu - oznajmił i ze śmiechem uniósł ręce
w geście udawanego poddania.
- Grzeczny chłopiec - pochwaliła go żartem. - Spójrz,
jak szybko czynimy postępy.
- Co jest w pudle, Ellie? - zapytał najbardziej przymil
nym tonem, na jaki potrafił się zdobyć.
- Ja... - drgnęła i zamrugała. - Przynęta - wyjaśniła po
chwili konsternacji.
- Pokaż mi - poprosił, patrząc łakomie na jej zgrab
ną sylwetkę.
Ellie zignorowała zaczepkę i energicznie przytaknęła.
- Może źle się zrozumieliśmy przy pierwszym spotka
niu, Parker. Nie chcemy cię zmuszać, żebyś wrócił na stałe
do Red Rose. Potrzebujemy twojej ekspertyzy i obecności,
by pokazać światu, że nasze miasteczko ma wiele do zaofe
rowania - wyjaśniła jednym tchem.
- Chcesz, żebym udawał, że przyjechałem na wypoczy
nek? - spytał z domyślnym uśmieszkiem.
- To w końcu nie takie złe miejsce - mruknęła obron
nym tonem.
Parker zrozumiał, że ją zranił, i poczuł się jak dureń.
Zresztą miała rację.
- To naprawdę miłe miasteczko, Ellie - zapewnił po
spiesznie. - Tylko nie każdemu odpowiada jego klimat. Ja
tam nie pasuję.
scandalous
Pona & Irena
- Wciąż masz tam posiadłości. Dom, hotel i fabrykę -
przypomniała.
- Hotel stoi pusty od lat - prychnął. - Z trudem prze
trwał pierwsze dwa lata swego istnienia. To był najgorszy
pomysł ojca. Gorszy nawet niż fabryka.
- Tylko dlatego, że było niewielu gości. Gdyby wiedzieli,
co Red Rose ma do zaoferowania, zaczęliby nas odwiedzać.
Właśnie w tym możesz nam pomóc - oznajmiła i usiad
ła na kanapie, tuląc wciąż pudło. - Twój ojciec zapomniał
o reklamie. Albo wolał zachować miasteczko jako cichą
przystań dla siebie i swoich... hm... sam wiesz.
Parker doskonale znał powód nagłego zmieszania El-
lie. Ojciec sprowadzał sobie kobiety do hotelu. Mężczyź
ni z jego rodziny zawsze działali z egoistycznych pobudek.
Mick zbudował hotel, bo potrzebował spokojnego gniazd
ka miłości.
- Ale tobie nie zależy na ukrywaniu Red Rose - podjęła
po chwili z nowym entuzjazmem. - Mógłbyś pokazać lu
dziom nasze dobre strony i ocalić miasto. Wiesz, co i jak
trzeba sprzedać - paplała, machając dłońmi.
Parker nie wytrzymał, przysiadł się do niej i chwycił jej
niespokojne dłonie.
- Ellie, jestem konsultantem, doradcą. Nie angażuję się
osobiście W reklamę. Potrzebujecie specjalisty od public re-
lations.
- Nie stać nas - jęknęła.
Parker miał ochotę się roześmiać, ale nie chciał zawsty
dzać Ellie. Gdyby wiedziała, jakie opłaty pobierał od Swo
ich klientów... Nie chodziło o to, że nie chciał pomóc. Na-
scandalous
Pona & Irena
prawdę uważał, że warto, ale nie miał pomysłu, jak ratować
ginące miasteczko.
- Spójrz - zawołała, wyrwała mu dłonie i sięgnęła po
pudło. - Mam z sobą próbki - oznajmiła podniecona i ot
worzyła plastikowe pudełko.
Pokój wypełnił się smakowitą wonią czekolady. Parker
przymknął oczy z rozkoszy.
- Ciasto od Sally Mae Engels - szepnął. - Mawiała, że to
pokusa nie do odparcia dla każdego grzesznika.
- Cóż - zachichotała Ellie. - Wiedziała, że będziesz za
chwycony - powiedziała i znów zanurkowała w głębiny
pudła. - A jak ci się to podoba? - spytała, otwierając inny
plastikowy pojemnik.
- Pomarańczowy krem ze sklepu Sunny - westchnął,
gdy zobaczył zawartość.
- Właśnie - przytaknęła, zachwycona jego reakcją. -
Podobno to twój ulubiony.
- Czy chcesz mnie podtuczyć, Ellie?
Zamrugała, odrywając wzrok od pudła. Pozwoliła
oczom zabłądzić w okolice jego klatki piersiowej. Parker
wiedział, że się nie zarumieni, tylko opuści rzęsy, żeby nie
można było odczytać nic z jej spojrzenia. Nie zawiódł się.
-Ellie?
- Nie, oczywiście, nie o to mi chodzi - burknęła po
chwili. - Popatrz na to - dodała i wyciągnęła długie kar
tonowe pudełko.
Wewnątrz opakowania spoczywały dwie idealne róże
o olbrzymich i pełnych pąkach w przepysznym purpuro
wym kolorze.
scandalous
Pona & Irena
- Z kwiaciarni Abigail? - domyślił się natychmiast.
- Delia też tam pracuje. Ale jej możesz nie znać. Poja
wiła się niedawno.
- Ellie - zaczął i popełnił błąd, kładąc rękę na jej nagim
ramieniu. - Co ty próbujesz zrobić? - spytał, cofając gwaf-
townie dłoń.
Nie odpowiedziała, tylko głębiej sięgnęła do pudła i wy
jęła kilka świeżych świerkowych gałęzi, dziki miód i tru
skawki ze sklepu Joyce Hives oraz pokaźny plik fotografii.
- Zobacz, to zachód słońca nad wzgórzem Eagle Nest,
pamiętasz?
Jasne, że pamiętał. To było ulubione miejsce zabaw
wszystkich dzieciaków z miasteczka.
- A to stary młyn. Wprawdzie nie działa, ale jest bardzo
malowniczy, prawda?
- Oczywiście - zgodził się, ale chwycił jej rękę, zanim
zdążyła wyciągnąć kolejne zdjęcie. - Wystarczy, Ellie. Chcę
wiedzieć, dlaczego to robisz.
- Ja... próbuję cię uwieść - szepnęła.
Parker aż się zachłysnął. Doskonale wiedział, co mia
ła na myśli, lecz dobór słów sprawił, że rozpalona wyob
raźnia podsuwała mu erotyczne wizje, których nie potrafił
zignorować.
-Uwieść?
- Tak Nie rozumiesz? Red Rose ma tak wiele do zaofe
rowania. Gdybyś to dostrzegł i spróbował sprowadzić in
westorów, uratowałbyś miasteczko.
Nie chciał jej zranić, lecz był przekonany, że zaangażo
wała się w przegraną sprawę. Pokręcił głową.
scandalous
Pona & Irena
-Ellie...
- Sam zobacz - natychmiast mu przerwała i wyciągnę
ła gruby segregator. - Wszystko mam z sobą. Niemal każ
dy przesłał mi potrzebne dane. Tu jest zeznanie podatko
we Sunny z ubiegłego roku, a to bilans zysków i strat apteki,
kwiaciarni, butiku i stacji benzynowej. To my, Parker. Nasze
sukcesy i porażki. Chciałam najpierw pokazać ci zalety Red
Rose. Tu masz ciemną stronę. Taka będzie nasza przyszłość,
jeśli nic się nie zmieni. Nie obchodzi cię los Sally Mae, Sunny,
Abigail i całej reszty? Czy naprawdę muszę cię błagać?
Jej głos zaczął niebezpiecznie drżeć i Parker poczuł się
jak ostatni drań.
- Nie rób tego - poprosił. - Nie staraj się tak mocno.
- Nie potrafię inaczej - powiedziała poważnym i spo
kojnym głosem.
Parker wiedział, że to prawda. Zawsze była szczera,
troskliwa, przewidująca, odpowiedzialna ponad miarę i ni
gdy nie odmawiała nikomu pomocy. Dlatego miasteczko
wybrało ją na swojego rzecznika.
- Będę cię błagać na kolanach, jeśli tak trzeba. Tylko nie
odsyłaj mnie do domu z pustymi rękami i nie każ mi zła
mać ducha Red Rose.
Przez chwilę w myślach Parkera pojawił się erotyczny
obraz klęczącej przed nim Ellie. Zacisnął powieki. Jakim
człowiekiem się stał? Był gorszy niż ojciec. Niewinne proś
by zrozpaczonej kobiety wywoływały u niego podniecenie
i seksualne fantazje. Potrząsnął głową pełen obrzydzenia
dla samego siebie. Otworzył oczy, wyciągnął dłoń i celowo
brutalnie uniósł podbródek Ellie.
scandalous
Pona & Irena
- Nie rób tego - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Nie
waż się mnie o to prosić.
Uparta Ellie rozchyliła wargi, żeby go dalej przekony
wać, więc pochylił sję i zamknął jej usta pocałunkiem.
Szorstkim, bolesnym, stanowiącym ostrzeżenie. I dla niej,
i dla niego samego.
- Nic więcej nie mów - zażądał, gdy przerwał pocałunek
Ellie, z szeroko otwartymi oczami, powoli zbliżyła dłoń
do warg. Wyglądała, jakby ją zranił. Może taka była praw
da. Odsunął się o lulka kroków, ale nawet stąd widział jej
zaczerwienione, opuchnięte usta i zdumione spojrzenie.
Kiedy jednak upartym gestem uniosła podbródek, wie
dział, że znów spróbuje go przekonywać. Potrząsnął głową
i zamachał dłonią, chcąc ją powstrzymać.
- Dobrze, przyjadę - westchnął z rezygnacją. - Wygra
łaś. Możemy jechać choćby zaraz. Lepiej mieć to od ra
zu za sobą. Zadzwonię tylko do kilku osób. Spróbuję wam
pomóc, ale nie sądzę, by dało się uratować Red Rose. Nie
których rzeczy po prostu nie sposób zrobić. I nie zostanę
długo - ostrzegł.
Ellie natychmiast skinęła głową, przyjmując jego wa
runki.
- Daj nam trzy tygodnie. Pozwól spróbować. Tylko tego
od ciebie oczekuję.
Parker zastanowił się, czy jej słowa nie miały przypad
kiem głębszego sensu, ale postanowił nie drążyć dłużej.
Wracał do Red Rose. Nie umiał odmówić Ellie. Ta kobieta
wiedziała, jak zmusić mężczyznę do uległości.
scandalous
Pona & Irena
Ellie zerknęła na Parkera, który w skupieniu prowadził
czerwonego jaguara. Stanowczo nalegał, żeby z nim jecha
ła, podczas gdy Job prowadził jej niewielkie autko.
- Musisz mi wszystko opowiedzieć, jeśli mam skutecz
nie działać - wyjaśnił, ale nie była pewna, czy podał praw
dziwy powód.
Już po jednym jego spojrzeniu na dwunastoletni, ob
drapany samochodzik bez tylnego zderzaka Elłie domyśliła
się, że uznał go za niebezpieczny i niegodny zaufania śro
dek transportu. Co, oczywiście, było dalekie od prawdy.
- Ty masz sportowy wóz. To wcale nie jest bezpieczne
- upierała się.
- Z właściwym kierowcą, to najbezpieczniejsze auto
świata - odparł z szerokim uśmiechem.
Ellie nie zamierzała się upierać. Wolała spokojnie prze
myśleć, jak powinna przebiegać wizyta Parkera w Red Rose.
Hotel, zbudowany przez jego ojca, nie nadawał się do
zamieszkania, a rodzinny dom od lat świecił pustkami. Po
prosiła Sunny, żeby włamała się na posesję i posprzątała, co
się da, ale spodziewała się, że przyjaciółka nie zdziała cu
dów w czasie ich dwuipółgodzinnej podróży. -
- O czym myślisz? Już prawie dojeżdżamy, a ty zamiast
się cieszyć, jesteś coraz bardziej spięta.
- Planuję.
- Co robisz?
- Potrzebujesz noclegu - wyjaśniła.
- Nie spodziewałaś się, że z tobą przyjadę - stwierdził,
unosząc brew.
- Wszystkie na to liczyłyśmy, ale sam wiesz, że panie
scandalous
Pona & Irena
czasami bywają przesądne. Uznały, że przedwczesne przy
gotowanie się na twój przyjazd może przynieść pecha.
- Prześpię się gdziekolwiek - zaśmiał się.
- To świetnie. Sunny miała się włamać do twojego do
mu, odrobinę sprzątnąć, zorganizować jakiś przyzwoity
materac i coś do jedzenia, ale obawiam się, że to wszystko.
Potrzebne będzie kilka dni, żeby cię przyzwoicie zakwate
rować - nerwowo paplała.
- Nie musicie tego robić, Ellie.
- Musimy. Zresztą chcemy, żebyś się poczuł jak w domu
- powiedziała, wyjrzała za okno i zdała sobie sprawę, że
wjadą do miasteczka od strony opuszczonej fabryki i kosz
marnego pomnika. - Nie tędy! Zawróć i wjedź od wscho
du - zarządziła.
- Nie przejmuj się, wiem, czego oczekiwać - cicho po
wiedział.
- Od wschodu - uparła się.
Parker ujął jej dłoń i pocałował.
- Oczywiście, moja królowo - szepnął.
- Grzeczny niewolnik - zażartowała, starając się nie
zdradzić burzy uczuć, którą wywołał dotyk jego warg.
W tę grę często bawili się jako dzieci, ale teraz nie była
już tak niewinna. Jednak Ellie szybko pozbierała rozbiega
ne myśli i zacisnęła kciuki na szczęście. Miała nadzieję, że
Red Rose pokaże się od najlepszej strony. Powoli zbliżali
się do nowej, pięknej tablicy powitalnej, którą mieszkańcy
wystawili w zeszłym roku w próżnej nadziei ściągnięcia tu
rystów. Otaczały ją kwitnące krzewy róż. Nagle dostrzegła
zwiniętą postać pod znakiem. Był to pan Fipps, który ostat-
scandalous
Pona & Irena
nio nabrał zwyczaju sypiania na skraju miasteczka w pro
mieniach zachodzącego słońca. Poza tym był nieszkodliwy,
więc nikt nie robił problemu z jego małego dziwactwa.
Jednak przed jedenastoma laty to właśnie on najgłoś
niej krzyczał i rzucał oskarżenia pod adresem Parkera. Po
wiedział wtedy wiele okropnych rzeczy. Ellie zerknęła na
swego towarzysza, modląc się w duchu, żeby nie zauważył
postaci przy drodze. Ale stało się inaczej. Parker zjechał
na pobocze i zatrzymał wóz przy kolorowej tablicy i śpią
cej postaci.
- Witamy w Red Rose - przeczytał głosem bez wyrazu.
- Tak, witamy - gorączkowo szepnęła Ellie i bez zasta
nowienia chwyciła dłoń Parkera.
Wrócił do domu. Nieważne, na jak długo. Nie zamierza
ła pozwolić, by kiedykolwiek tego pożałował.
scandalous
Pona & Irena
ROZDZIAŁ TRZECI
Ellie właśnie podawała poranną kawę w „Red Rose Ca
fe", gdy w drzwiach kawiarni stanął Parker. Jego mina nie
wróżyła nic dobrego. Ellie wiedziała dlaczego i miała ocho
tę schować się w mysiej dziurze.
- Witam panie - powiedział głośno.
- Jak to miło - ucieszyła się Sunny. - Prawdziwy męż
czyzna z samego rana.
- Obiecałaś mnie obudzić - oznajmił z wyrzutem, pa
trząc na Ellie.
To była prawda. A przecież Ellie zawsze dotrzymywała
obietnic. Jednak rano zdała sobie sprawę, że Parker nie ma
telefonu. Poszła więc do niego, lecz nawet głośne pukanie
nie przyniosło efektu. Obeszła dom i zajrzała przez okno
do sypialni. Parker spał smacznie na materacu na podło
dze, a jego nagość okrywał jedynie brzeg koca owinięty na
biodrach. Ellie szybko odwróciła wzrok. Nic na świecie nie
zmusiłoby jej do zapukania w okno.
- Uznałam, że pierwszego dnia powinieneś się wyspać
- skłamała, czując, że przy Parkerze zaczyna nabierać złych
nawyków.
- Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
scandalous
Pona & Irena
- Och, Ellie, to się nazywa męska decyzja - westchnęła
przechodząca Lydia. - Już zapomniałam, że jest taki szybki
i bezpośredni. Nalej mu kawy, dziewczyno.
- Usiądź przy mnie - zaprosiła Delia. - Nie znasz mnie,
ale już jestem ci wdzięczna.
- Cieszymy się, że postanowiłeś przyjechać i nam po
móc - wtrąciła Joyce.
- Jesteśmy bardzo wdzięczne - szepnął inny damski
głos z głębi sali.
Ellie rozejrzała się wokół. Od Parkera dzieliło ją led
wie kilka kroków, ale przestrzeń ta była pełna kobiet. Mia
ła wrażenie, że nawet gdyby wylała sobie kawę na głowę,
nikt nie zwróciłby na to uwagi. Wszystkie oczy zwrócone
były na jedynego mężczyznę w pomieszczeniu. Ze zdumie
niem spostrzegła, że obecne panie mają dziś na sobie swo
je najlepsze sukienki, a powietrze nasycone jest zapachem
perfum. Red Rose wracało do życia. Uśmiechnęła się do
Parkera.
- Usiądź, zaraz naleję ci kawy.
- Tylko pod warunkiem, że usiądziesz ze mną - mruk
nął, podszedł bliżej i podsunął jej wolne krzesło.
Jego zapach, głos i obecność spowodowały, że pod El
lie ugięły się kolana. Najwidoczniej ujawnił się u niego ten
sam gen, który powodował, że wszystkie kobiety były go
towe porzucić swoich mężczyzn za krótką chwilę szczęścia
z którymś z klanu Monroe, pomyślała nieprzytomnie.
- Siadaj - powtórzył, nachylając się, a jego oddech za-
łaskotał ją w ucho.
Drgnęła i rozlała kawę po całym stoliku. Czar prysł.
scandalous
Pona & Irena
- Mam pracę - burknęła, sięgając po ściereczkę.
- Pracowałaś wczoraj. Pojechałaś do Chicago i sprowa
dziłaś mnie, tak jak obiecałaś - oznajmił, odebrał jej dzba
nek i ścierkę i zamachał do Lydii.
Już po chwili miał w dłoniach świeżą kawę i czy
sty obrus. Delikatnie popchnął Ellie na krzesełko, usiadł
i rozejrzał się wokół. Powitały go wpatrzone w niego oczy
i uśmiechnięte usta wszystkich kobiet w kawiarni.
- Pozwól, że podziękuję ci w imieniu mieszkańców -
powiedziała Lydia. - Właśnie tego nam było trzeba.
- To się jeszcze okaże - mruknął niezobowiązująco.
- Jesteś dla nas błogosławieństwem, Parker - wtrąciła
inna.
Ellie dostrzegła, że drgnął. Wiedziała, że takie komen
tarze mogą go spłoszyć, a przecież włożyła wiele trudu
w przywiezienie go do Red Rose.
- Parker zgodził się nam pomóc - podkreśliła. - Nicze
go więcej nie mamy prawa oczekiwać.
- Och, nie. Teraz, kiedy go zobaczyłam, wiem, że miały
śmy rację. To wybraniec. Ocali nasze miasteczko, prawda,
panie Monroe? - wyszeptała młoda kobieta, wpatrując się
pełnymi nadziei oczami w Parkera.
- Wyjdźmy stąd - wymamrotał, rzucając banknot na
stół i ciągnąc Ellie za rękę.
- Dopiero przyszedłeś - zaprotestowała żałośnie inna
kobieta.
- Dokąd zabierasz naszą Ellie? - chciała wiedzieć ko
lejna.
- Z powrotem do łóżka, żeby pofiglować, pani Murphy.
scandalous
Pona & Irena
To mężczyźni z mojej rodziny potrafią najlepiej - powie
dział, ale zaraz pochylił się i przepraszająco pocałował sta
rzejącą się wdowę w zarumieniony policzek.
- O, tak. Ten diabeł mi się podoba. Takich mężczyzn
potrzeba w Red Rose - oznajmiła autorytatywnie, gładząc
miejsce, które pocałował.
- No ładnie - burknęła Ellie, gdy wychodzili z kawiarni.
-I tak masz nienajlepszą reputację, a jeszcze potwierdzasz
ją takimi wypowiedziami.
- Zawstydziłem cię?
- Po prostu uważam, że powinieneś bardziej dbać o swój
wizerunek - odparła wymijająco.
- Sądzisz, że tego właśnie chcą? - spytał.
- Nie, masz rację. Marzy im się rozrywka i przygoda.
Chcą poczuć, że żyją, a ty im to umożliwiasz.
- Jednak to nie uratuje miasteczka.
- Racja. Ale chociaż na chwilę oderwie ich myśli od co
dziennych kłopotów. Chodźmy. Pokażę ci Red Rose. Po
winniśmy zaczynać, żebyś mógł zdecydować, jak nam naj
lepiej pomóc.
- Na razie nie mam pojęcia, co zrobić.
- Nikt nie ma, ale ty będziesz umiał spojrzeć na prob
lem z perspektywy.
Kilka minut później entuzjazm Ellie znikł bez śladu.
Mieszkała w Red Rose całe życie i kochała to miasteczko.
Gdy uświadomiła sobie, jak może ono wyglądać dla kogoś
obcego, wyraźnie zmarkotniała.
Budynki były czyste i dobrze utrzymane, ale przecież nie
było ich znów tak wiele. Ulice szerokie, lecz puste. A gdy
scandalous
Pona & Irena
jechali obwodnicą, przeżyła chwilę paniki, gdy zbliżyli się
do znienawidzonego pomnika.
- Cóż, to ciekawe - skomentował Parker, zatrzymując
wóz na parkingu przed sklepem Sunny.
Przed nim pyszniła się posągowa, uśmiechnięta mle-
czarka o piersiach wielkości kół samochodu, ubrana
w czerwoną, kusą sukieneczkę, która nie pozostawiała zbyt
wiele miejsca dla wyobraźni
Ellie głośno przełknęła ślinę, widząc wymowny uśmie
szek Parkera. Postanowiła wyjaśnić pochodzenie obrzyd-
listwa.
- W zeszłym roku uznaliśmy, że musimy ożywić mia
steczko. Padł pomysł, żeby każdy przyozdobił sklep perso
nifikacją swojej branży. Sunny zgłosiła się jako pierwsza.
Problem w tym, że kiedy ustawiła tu swoją mleczarkę, in
ni natychmiast zrezygnowali z konkurowania. Rada miasta
zastanawiała się nad usunięciem tej ozdóbki, bo nie chcie
li, by kojarzono nas z filmami wyłącznie dla dorosłych, ale
w końcu zdecydowano, że może zostać, bo to i tak peryfe
rie Red Rose, a Sunny bardzo nalegała.
- Nie musisz się tłumaczyć, Ellie.
- Wcale tego nie robię.
- Ona wcale nie jest taka zła.
- Wygląda, jak... prostytutka. Sam widzisz, że spódnica
się jej podwija i ma te wielkie... części.
- Nie zauważyłem - droczył się.
- Teraz już widziałeś wszystko, co Red Rose ma do po
kazania - oznajmiła Ellie i ruszyła w stronę samochodu.
Nie była to cała prawda. Nawet stąd widać było budynki
scandalous
Pona & Irena
opuszczonej fabryki i obłażące z farby różowe mury dwu
poziomowego „Hotelu Niebiańskich Rozkoszy". Oba sta
nowiły dowód, że Mick Monroe, choć miał nosa do inte
resów, był tylko człowiekiem. Fabryka świadczyła o tym, że
nawet on mógł się pomylić, lecz hotel dawał jawne świade
ctwo jego arogancji i wyuzdania. Parker zerknął tylko raz
w tamtym kierunku i natychmiast odwrócił głowę.
Ellie nie zamierzała przypominać mu akurat tych rzeczy,
ale pewne sprawy nie mogły pozostać w ukryciu. Uśmiech
nęła się do niego pocieszająco, jakby chciała oszczędzić
mu bolesnych wspomnień. Wyprowadziła wóz z parkingu
i zerknęła na swego markotnego pasażera.
- No i co myślisz o hojnie obdarowanych przez naturę
mleczarkach i w ogóle o sytuacji Red Rose, panie konsul
tancie?
- Sądzę, że czas waszego uroczego miasteczka przemi
nął - oznajmił cicho, nie owijając w bawełnę.
- Nie - uśmiech Ellie zamienił się w grymas rozczaro
wania.
- Nic nie trwa wiecznie.
- Może nie w tej samej postaci, ale Red Rose na pewno
da się ocalić.
- Tylko, czy jeśli się zmieni, nadal będziesz je kochać?
Czy wciąż pozostanie twoim miejscem na ziemi?
-Jak to?
Machnął dłonią, by zjechała na pobocze, wysiadł, ob
szedł samochód i podał jej rękę. Po chwili ustawił ją twarzą
do centrum miasteczka.
- Popatrz, Ellie, to twoje Red Rose. Czyściutkie, biało-
scandalous
Pona & Irena
różowe, z uroczymi firaneczkami w oknach. Macie to, co
potrzebne. Jest stacja benzynowa i apteka. Kawiarnia, bu
tik, drogeria, fryzjer, kwiaciarnia, a wszystko słodkie do
bólu. To miasto kobiet. Nie mówię, że to źle, ale nie zawsze
tak było. Naprawdę chcesz to zmienić?
Doskonale wiedziała, że Parker ma rację. Sama myślała
o tym już wcześniej. Nawet jeśli nie chciała, to rozumiała,
że trzeba to zrobić.
- Musimy spróbować Inaczej Red Rose nie przetrwa
następnego pokolenia.
- Jesteś pewna?
- Tak. Potrzebujemy zmiany - odparła drżącym gło
sem. - Co można zrobić? Co przyciągnie mężczyzn do Red
Rose, Parker? Próbowałyśmy na różne sposoby, ale wszyst
kie zawiodły.
Parker zerknął na jej zmartwioną twarz. Było mu przy
kro, że będzie musiała poświęcić to, co kochała, ale nie wi
dział innego wyjścia z sytuacji. Jeśli miasteczko nie zmieni
swojego charakteru, Ellie straci dom. Najgorsze zaś było
to, że nie miał pojęcia, jak jej pomóc. W Red Rose nie by
ło nic, co mogłoby przyciągnąć prężną firmę. Nie wiedział,
jak powiedzieć o tym Ellie.
- O co ci chodzi? - udał zdziwienie. - Ponętna mleczar-
ka była świetnym pomysłem - próbował ją pocieszyć.
- Bądź uczciwy. Ja po prostu nie pojmuję, o co chodzi
facetom. Picie piwa, plucie na chodnik, ciągłe myślenie
o seksie i rozkładanie urządzeń na czynniki pierwsze tylko
po to, żeby przekonać się, jak działają - westchnęła i prze
wróciła oczami.
scandalous
Pona & Irena
Jednak Parker przestał słuchać, gdy padło słowo seks.
Domyślił się, że Ellie nigdy nie trafiła na mężczyznę, który
pokazałby jej, czym naprawdę jest miłość.
Zerknął na jej pełne, zaróżowione usta. Potem jego
wzrok zbłądził niżej. Ta dziewczyna traciła najlepsze lata
życia tylko dlatego, że w pobliżu nie było żadnych męż
czyzn, którzy mogliby jej uświadomić, jak bardzo jest pięk
na i godna pożądania. Uznał, że to zbrodnia. Ktoś powi
nien pokazać jej radość i smak miłości fizycznej...
- Parker?
Zamrugał, otrząsając się z ekscytujących rozmyślań i na
potkał jej zaniepokojone spojrzenie.
- Cholerne miasto - warknął.
- Słucham?
- Powinnaś wyjść za mąż i mieć gromadę dzieciaków
- oznajmił. - Jeśli wam pomogę, tak właśnie się stanie.
Zresztą, o to wam tak naprawdę chodzi, mam rację?
- Nie mnie - potrząsnęła gwałtownie głową. - Nie chcę
męża ani dzieci. Miałam kilka nieprzyjemnych doświad
czeń i... pamiętasz mojego ojca?
Parker pamiętał pewnego samolubnego idiotę, który
potrafił tylko brać od życia i sprowadzać na świat kolejne
dzieciaki. Nawet w noc, gdy rodziło się jego najmłodsze,
spił się do nieprzytomności. Później wsiadł do samochodu
i na przydrożnym drzewie zakończył swe życie i korowód
kolejnych panien Donahue. Pogrążona w żalu żona z zapa
miętaniem oddawała się pracy dla rodziny Monroe, więc
to Ellie zajmowała się rodzeństwem.
Ellie nie wspomniała jego ojca, który był jeszcze gor-
scandalous
Pona & Irena
szym łajdakiem. Miał ochotę dowiedzieć się, kto ją skrzyw
dził, i porządnie ich poturbować. Cóż, istnieją też porządni
mężczyźni. Powinien sprowadzić kilku do Red Rose. Mo
że wtedy tacy jak on, jego ojciec i Zach Donahue zostaną
zapomniani. Może przeszłość zblednie, jeśli zastąpi się ją
dobrą przyszłością.
- Więc... nie chodzi o mężów?
- Chodzi, ale nie w moim przypadku. Chciałabym zo
baczyć moje przyjaciółki i siostry szczęśliwe w małżeń
stwach. Myślisz, że istnieje w ogóle coś takiego?
- Dla niektórych - przytaknął. - Ale nie dla mnie. Ko
cham kobiety, ale wolę przyjaźń albo...
- Seks? - dokończyła z szeroko otwartymi oczami.
- Cóż, nie zawsze chodzi o seks - szepnął, widząc, że El-
lie czuje się niezręcznie i nie mogąc odmówić sobie odro
biny przyjemności z jej prowokowania. - Czasami to przy
jaźń i całowanie, a czasami całowanie i przyjaźń.
Gdyby to nie Ellie stała teraz przed nim, gdyby nie obie
cał sobie przed laty, że jej nie tknie, to teraz chętnie zade
monstrowałby, co miał na myśli. Zamiast tego postanowił
zmienić temat.
- Więc, czego ode mnie oczekujecie? Wyjaśnij dokład
nie, proszę.
- Nie jestem pewna - bąknęła, wdzięczna za zmianę te
matu. - Czegoś, co sprowadzi mężczyzn do Red Rose.
- Potrzebny nam plan działania - oznajmił. - Kiedy do
radzam w sprawach biznesu, zawsze proponuję sporządze
nie listy tego, co mamy, i tego, co chcemy osiągnąć. Po
nieważ w tym przypadku strzelamy w ciemno, proponuję
scandalous
Pona & Irena
urządzić coś w rodzaju pokazu potencjału miasteczka. Za
bierze to mnóstwo czasu i wysiłku, ale może kogoś zain
teresujemy.
- Cudowny pomysł.
Parker wcale nie był tego pewien, ale rozjaśniona na
dzieją twarz Ellie i entuzjazm w jej głosie pchały go do
działania.
- Myślisz, że przyjedzie wiele osób?
- Jeszcze za wcześnie, żeby to stwierdzić. Musimy się
przygotować najlepiej, jak się da i mieć nadzieję.
- No dobrze, ale gdzie pomieścimy wszystkich gości?
Potrzeba dużego, pustego budynku z mnóstwem pokoi...
- urwała i spojrzała na niego wymownie.
- Nie. Absolutnie nie.
- To jedyny rozsądny wybór.
- To raczej dom publiczny, Ellie.
- Podobno. Nigdy nie miałam okazji sprawdzić. Ale
z drugiej strony, może to dobrze?
- Słucham?
- Widziałam, jak patrzyłeś na mleczarkę. My, oprócz
Sunny, jesteśmy raczej zakłopotani jej widokiem, ale nie ty.
Uznałeś, że jest zabawna. Może jeśli zmienimy nazwę ho
telu i trochę posprzątamy, goście nie będą mieli nic prze
ciwko ekscentrycznemu wystrojowi? Może nawet nie za
uważą?
- Ellie, zwolnij - roześmiał się Parker. - Obiecałem, że
wam trochę pomogę, ale otwarcie hotelu to zupełnie inna
sprawa.
- Ale słuszna. Odszedłeś w zamieszaniu, ale czy nie
scandalous
Pona & Irena
byłoby cudownie, gdybyś wrócił, otworzył hotel i oca
lił miasto?
- Nie chcę cię rozczarować, ale to się może nie udać.
Dlaczego tak się wciąż upierasz?
- Nie wiem. Może dlatego, że widziałam, co się dziś sta
ło w kawiarni. Wszystko było inaczej tylko dlatego, że się
pojawiłeś. To dobrze, że pomogłam przyjaciółkom. Właś
nie od tego są przyjaciele. My też nimi byliśmy, pamiętasz
jeszcze?
Parker zerknął na Ellie. Teraz była dojrzałą kobietą, ale
patrząc na nią, wciąż widział małą dziewczynkę pełną og
nia, poświęcenia i zaangażowania, która starała się zrobić
wszystko, co w jej mocy dla swych najbliższych. Już wte
dy potrafiła zburzyć jego spokój. Oczywiście jako piękna,
młoda kobieta była o wiele bardziej niebezpieczna. A on
nie mógł zostać. Nie był jednym z tych, których oczekiwa
no z radością w Red Rose.
- Parker?
Westchnął. Spojrzał w stronę hotelu. Pomyślał o swoich
wszystkich sukcesach, które odnosił z dala od tego miej
sca, i wszystkich porażkach, które miały miejsce właśnie
tutaj. Potem zerknął na Ellie, która odnalazła go w Chica
go i rzuciła mu wyzwanie. Jeśli znajdzie dla niej właściwe
go mężczyznę, na zawsze uwolni się od niej i tego miasta.
Uniósł podbródek Ellie i zajrzał jej głęboko w oczy.
- Byliśmy przyjaciółmi i dlatego spróbuję - cicho po
wiedział. - Ale pamiętaj, że pochodzę z rodziny, w której
łamie się reguły gry.
Potem pochylił się i pocałował ją, dowodząc prawdzi-
scandalous
Pona & Irena
wości swoich słów. Żeby jej udowodnić, że pochodzi z dłu
giej linii przeklętych Monroe, wsunął język w jej usta i roz
począł śmielsze pieszczoty. Ellie się nie broniła. Pozwoliła
mu zrobić to, na co miał ochotę. Zadrżała, gdy delikatnie ją
odsunął, i obronnym gestem splotła ręce na piersiach.
- Nie odstraszysz mnie tak łatwo, Parker. Znam takie
gierki.
Z trudem hamował się, by nie porwać jej w ramiona.
W tej chwili nie potrafił jasno myśleć.
- To dobrze, bo ja nie wiem, w co gram i, co gorsza, nie
mam pojęcia, co tu w ogóle robię.
- Jesteś tu po to, żeby sprowadzić mężczyzn - oznajmi
ła zupełnie spokojnie, - Lepiej zacznijmy od podstaw. Co
powinniśmy zrobić, żeby ich tu ściągnąć?
scandalous
Pona & Irena
ROZDZIAŁ CZWARTY
Ellie wymogła na Parkerze wizytę w hotelu i już po kil
ku minutach musiała przyznać, że budynek jest obrzydli
wy. Ponieważ od lat widywała wielki, pusty, różowy bu
dynek, przestała go w końcu zauważać. Teraz od niego
zależała przyszłość miasteczka, więc trzeba było spojrzeć
prawdzie w oczy. Złota farba, którą wymalowano na tabli
cy nazwę hotelu, wyblakła, zaczęła się łuszczyć i odpadać
płatami. Różowe ściany budynku były brudne i obtłuczone
w wielu miejscach. Płaski dach zaścielały stare liście.
- No dobrze - przyznała po namyśle. - Może nie wy
gląda to zbyt obiecująco, ale tylko tym dysponujemy. Nie
widzę tu nic, czemu nie zaradziłaby miotła, odrobina far
by i prace stolarskie. Koniecznie trzeba zmienić zasłony.
Te wyglądają staro i smutno. Gdyby w oknach pojawiło się
trochę koronki, od razu zrobiłoby się przytulniej. Zresztą
to nie wypadnie drogo - oznajmiła i ze wstydem przyłapa
ła się na tym, że zaczyna organizować przedsięwzięcie tak,
jakby była właścicielką hotelu. - Oczywiście, zajmiemy się
tym, jeśli tylko nam pozwolisz - dokończyła, czując zdrad
liwe ciepło na policzkach.
Zerknęła niepewnie na Parkera, który stał obok z zało-
scandalous
Pona & Irena
żonymi rękami. Gdy dostrzegł jej zakłopotanie, głośno się
roześmiał.
- Zawsze uwielbiałaś rządzić, co, Ełlie?
Policzki paliły ją żywym ogniem. Rzeczywiście, jako
mała dziewczynka wielokrotnie przejmowała ster ich
zabaw.
- Nie jestem już dzieckiem i wiem, że nie zawsze musi
być tak, jak ja chcę - mruknęła. - To w końcu twój hotel.
- Nieprawda - oznajmił, kręcąc głową. - To hotel mo
jego ojca. Tylko przez to, że mi go zapisał w testamencie,
nie stał się częścią mojego życia. Nienawidzę tego miej
sca, ale skoro zapraszamy ludzi na dni otwarte miasteczka,
musimy mieć dla nich kwatery. Sam to zaproponowałem,
więc nie zamierzam się wycofać. Nie uznaję połowicznych
rozwiązań. A przynajmniej nie w interesach. Chodź, zaj
rzyjmy do środka i przekonajmy się, co jeszcze jest do zro
bienia.
- Masz klucz?
Parker tylko się uśmiechnął i sięgnął za donicę z uschnię
tym kwiatem.
- Był tu cały czas? - Ellie aż zamrugała ze zdziwienia.
- Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają - oznajmił
głosem bez wyrazu.
Ellie pojęła, że miał na myśli siebie, a nie zwyczaj zosta
wiania klucza za doniczką. Przestraszyła się. Jako nastolat
ka była w nim zakochana po uszy. Jeśłi się nie zmienił...
Potrząsnęła głową. Nieważne, jaki wpływ miały minione
lata na Parkera, ona sama się zmieniła.
- Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają - powtórzyła.
scandalous
Pona & Irena
- A inne nie mogą pozostać takie same. Miejmy nadzieję,
że wnętrze hotelu drastycznie się nie zmieniło.
- Miejmy nadzieję, że jednak tak - mruknął z zakłopo
taniem i otworzył drzwi.
Ellie się zamyśliła. Rzeczywiście, słyszała, że wystrój
hotelu był bardzo... charakterystyczny. Ostrożnie zaj
rzała do środka. Nie zauważyła nic niezwykłego. Złotą
wykładzinę pokrywała gruba warstwa kurzu, a ciężkie,
obite aksamitem sofy, mimo zaniedbania, wyglądały na
wygodne. Hol był pozbawiony innych ozdób. Żadnych
mebli ani obrazów.
- Nie tego oczekiwałam - szepnęła.
- O to chodziło - zachichotał Parker. - Część ogólnie
dostępna miała wyglądać niewinnie na wypadek, gdyby
zabłąkał się tu jakiś nieświadomy niczego podróżny. Ko
chany tatuś miał nawet przygotowane zwykłe pokoje goś
cinne. Jednak pozostałe były przeznaczone dla bardziej
wymagających gości. Nie był to lukratywny pomysł, zwa
żywszy, że Red Rose to mała mieścina. Nie sądzę, żeby ktoś
chciał się chwalić tym, że spędził tu upojną noc z żoną.
A jeśli miał ochotę pojawić się w towarzystwie innym niż
żona... Oczywiście, nie dotyczyło to Micka Monroego -
dodał ironicznie. - Skutek był taki, że jego goście pocho
dzili spoza miasteczka, jednak tak naprawdę niewielu mia
ło ochotę podróżować taki kawał drogi w poszukiwaniu
łóżka i kobiety. Owszem, mężczyźni z miasteczka zagląda
li tu, żeby nasycić oczy egzotyką, ale nie zostawali na noc
- oznajmił spiętym głosem.
Ellie z trudem przełknęła ślinę, myśląc, jak wiele razy
scandalous
Pona & Irena
i na ile sposobów Mick upokarzał swoją rodzinę. W końcu
uznała, że liczba nie ma znaczenia. Wystarczało, że robił
to z rozmysłem. Ten hotel musiał być dla Parkera strasz
nym miejscem.
- Położenie nowej wykładziny może okazać się dość
kosztowne - powiedziała, starając się odwrócić bieg jego
myśli. - Ale, jeśli się zgodzisz, mogłybyśmy zupełnie zmie
nić wystrój.
- Ellie, i tak wszyscy wiedzą, co tu się działo.
- W takim razie - zaczęła zdecydowanie i położyła dło
nie na biodrach - nie będziemy udawać, że było inaczej.
Zmienimy hotel w szacowną placówkę, ale zanim wy
gnamy duchy, zrobimy kilka artystycznych czarno-bia
łych zdjęć, żeby pokazać ludziom przeszłość tego miejsca.
Zorganizujemy coś w rodzaju eleganckiego minimuze-
um. Wiem nawet, kto zrobi dobre zdjęcia. Patsy Krandon
ma prawdziwy talent. Kiedy skończymy, powiesimy je jak
obrazy na ścianach i niechlubna przeszłość stanie się sza
nowaną historią.
Przez chwilę Parker przyglądał się jej bez słowa, tak in
tensywnie, że poczuła się, jakby była naga.
- To rewelacyjny pomysł - oznajmił w końcu. - Jeśli
mamy otworzyć to szkaradzieństwo, zróbmy to w wielkim
stylu - oznajmił, nie spuszczając z niej intensywnego spoj
rzenia.
- Na co się gapisz? - burknęła zmieszana. - Poplami
łam bluzkę kawą?
Już gdy wypowiadała te słowa, zrozumiała, że popełniła
błąd. Wzrok Parkera zsunął się z jej twarzy i zabłądził na
scandalous
Pona & Irena
piersi. Zanim zdążyła się powstrzymać, zakryła je, splata
jąc ręce. Spłoszony gest nie uszedł jego uwagi. Parker sze
roko się uśmiechnął.
- Ellie, nie jestem lepszy od ojca, ale nie zadzieram
z pannami Donahue. Nigdy tego nie zrobiłem i nie zrobię.
Za bardzo was lubię. Jesteś bezpieczna, kotku.
Ellie opanowała się, powoli opuściła dłonie i wojowni
czo wysunęła podbródek.
- Wiem o tym - mruknęła i uśmiechnęła się prowoku
jąco. - Tylko skąd wiesz, że ty jesteś bezpieczny? Cóż, ma
my tu tak niewielu mężczyzn...
- Ellie, podrywasz mnie? - spytał, unosząc brwi i robiąc
krok w jej stronę.
Poczuła nagłą chęć ucieczki, więc na złość sobie wypro
stowała plecy i zajrzała mu w oczy.
- Nie, tylko ostrzegam. Jeśli dalej będziesz upierał się
przy swoim podobieństwie do ojca i opowiadał, z iloma
kobietami spałeś, szybko zyskasz tłum wielbicielek. Musisz
zdecydować, czy właśnie tego chcesz - oznajmiła twardo.
- Szanuję kobiety z Red Rose - powiedział i skinął gło
wą. - Będę niczym mnich. Wcale nie musisz się o mnie
martwić.
- Nie martwię się - skłamała.
Prawda była taka, że ilekroć wypowiadał imię ojca, za
czynała mu współczuć. I ona miała bolesne wspomnienia,
wiedziała, jakie to deprymujące.
Komentarze Parkera uświadomiły jej również, dlaczego
opuścił Red Rose i czemu zawsze źle się tu czuł. Miała wy
rzuty sumienia, że zmusiła go do przyjazdu.
scandalous
Pona & Irena
- Spróbuje nie mieszać cię w nasze sprawy - obiecała.
-Przyjechałem z własnej woli, Ellie - przypomniał
i wzruszył ramionami. - Jesteśmy dorośli. To prawda, że
nie jest mi przyjemnie, ale przeszłość nie może ranić, na
wet jeśli wspomnienia nie są miłe. Obiecałem pomóc, a ty
wymyśliłaś, jak połączyć przeszłość z przyszłością, odno
sząc z tego korzyść. Red Rose ma szczęście, że ty się do te
go zabrałaś.
- Jestem jego częścią i zawsze tak będzie - oznajmiła.
Było to przypomnienie dla nich obojga. Kiedyś dzieli
li wspólną przeszłość, ale potem ich drogi się rozeszły. Nie
powinni o tym zapominać.
- Zobaczmy resztę - zaproponowała po chwili niezręcz
nego milczenia.
-Nie spodoba ci się - ostrzegł Parker z kwaśnym
uśmieszkiem.
- Wiele rzeczy mi się nie podoba, ale nauczyłam się so
bie z tym radzić.
Było gorzej, niż zapamiętał. Otwierał przed nią kolej
ne pokoje i patrzył, jak oczy Ellie robią się coraz okrąglej-
sze. Jego ojciec włożył wiele wysiłku i fantazji w dekoro
wanie „Hotelu Niebiańskich Rozkoszy". Każde łóżko było
inne. Miały kształty koła, kwadratu, nawet serca. Można
było wybrać posłanie z wibracjami lub łóżko wodne. Na
ścianach wisiały obrazy, przedstawiające nagich kochan
ków w wymownych pozach.
- Wystarczy - oznajmił po wizycie w piątym pokoju.
- Wiesz już, co miałem na myśli.
scandalous
Pona & Irena
- Jasne, ale nie przyszłam tu tylko oglądać - oznajmiła
zdecydowanie. - Musimy dokładnie wszystko sprawdzić,
skoro wiążemy z tym miejscem plany.
-Ellie...
- Słucham?
- A może darujemy to sobie i po prostu zburzymy ho
tel? - zaproponował z nieszczęśliwą miną.
- Nie mamy czasu ani środków, żeby zbudować nowy
- odparła, marszcząc brwi. - Pokaż mi resztę.
Miała rację. Parker westchnął i otworzył kolejne drzwi.
To był poważny błąd. Wystrój pokoju bił poprzednie na
głowę. Na olbrzymim łożu leżała otwarta Kamasutra, za
chęcając gości do przejrzenia emocjonującej zawartości. Na
nocnym stoliku stała rzeźba afrykańskiego bożka płodno
ści o szokujących atrybutach. Inne, podobne figurki i ero
tyczne zabawki były porozrzucane po całym pomieszcze
niu. W przeciwieństwie do poprzednich pokoi, tu nie było
śladu delikatności. Żadnych różów ani koronek. W każ
dym dosadnym szczególe Parker rozpoznawał rękę ojca.
Chciał zatrzasnąć drzwi, ale Ellie prześliznęła się pod jego
ramieniem i weszła do pokoju.
- Tylko spójrz - szepnęła.
Parker otworzył szerzej oczy, gdy dostrzegł, co zauważy
ła. Wśród całej ohydy jej wzrok przyciągnął bogato hafto
wany szlafrok. Ciężki jedwab wyszywany był w plemienne
wzory, z których wyłaniały się postacie kochanków. Ero
tyczne sceny przeplatały się z sobą w szokujący sposób.
Jednak, mimo wymowy obrazów, Ellie zdawała się być za
uroczona znaleziskiem. Delikatnie gładziła je dłonią.
scandalous
Pona & Irena
- Ktoś poświęcił mu wiele czasu - szepnęła. - Nie zwra
caj uwagi na treść, a zobaczysz, że tkanina mówi o miłości
i dobrych intencjach ofiarodawcy. To ręczna robota i praw
dziwy skarb. Musi się znaleźć w twoim muzeum - oznaj
miła z zachwytem.
Parker zdał sobie sprawę, że mimo nieprzyjemnych do
świadczeń, Ellie wciąż widzi dobro we wszystkim, na co
patrzy. Poczuł się niezręcznie.
- Dobrze, Ellie - potulnie się zgodził. - Ale teraz już
chodźmy. Odwiozę cię do domu - oznajmił zmęczonym
głosem.
- Och, oczywiście - przytaknęła, czując się winna, że
zabiera mu zbyt wiele czasu. - Masz swoje sprawy, a tyle
jest jeszcze do zrobienia.
Parker puścił Ellie przodem i zamknął drzwi. Wsiedli
do samochodu i w milczeniu podjechali pod jej dom.
- Czy Sunny wspominała, że ma zamiar dziś u ciebie
posprzątać?
- Owszem. Powiedziałem, że nie musi tego robić, bo
kogoś wynajmę.
- A ona? - Ellie nie mogła powstrzymać uśmiechu. -
Podbiła ci oko czy tylko nakrzyczała?
- Nic z tych rzeczy - powiedział i odwzajemnił uśmiech.
- Zaproponowała, żebyśmy siłowali się na rękę. Jeśli prze
gram, ona posprząta. Jeśli wygram, mogę sprowadzić ob
ce kobiety.
- Wygrałeś?
- Nawet nie próbowałem. Gdy usłyszałem, jakim tonem
mówiła o tych obcych kobietach, spytałem, kiedy mogła-
scandalous
Pona & Irena
by zacząć. Od razu mi uświadomiła, że liczycie na nowych
mężczyzn, a nie dodatkowe towarzyszki.
- To zajrzyjmy do ciebie i przekonajmy się, czy udało jej
się przekopać ścieżki w warstwie kurzu. Twój dom długo
nie widział sprzątaczki - dodała ze śmiechem.
Nie czekając na jego zgodę, obróciła się na pięcie i ru
szyła w stronę rezydencji. Parker doszedł do wniosku, że
w czasie jego nieobecności Ellie przywykła do wydawania
poleceń i zmuszania ludzi do uległości. Był ciekaw, jak za
reaguje, gdy zacznie się o nią starać jakiś władczy mężczy
zna. Jeśli uda mu się ściągnąć choć kilku facetów do mia
sta, na pewno któryś zainteresuje się śliczną Ellie. Ostro
przywołał się do porządku. To nie jego sprawa. Pokręcił
głową z niezadowoleniem i otworzył drzwi swego domu.
- Sunny to prawdziwy tajfun energii - powiedział z po
dziwem, gdy zobaczył wysprzątane wnętrze. - Jakim cu
dem dokonała tego w tak krótkim czasie?
- Jest bardzo stanowcza i zorganizowana. Szczyci się
tym, że umie pracować za dziesięciu. Zresztą wiedziała,
gdzie co stoi i jak należy sprzątać, bo przecież zastępowała
czasami wasza gosposię - przypomniała Ellie.
Parker pamiętał, że w tamtych czasach Sunny miała mę
ża i choć nie pracowała zawodowo, chwytała się różnych
zajęć, by pomóc w utrzymaniu domu.
- Miała jakieś wieści od Delwyna? - spytał, przypomi
nając sobie, że gdy Sunny postanowiła urodzić dziecko, jej
mąż opuścił Red Rose z inną kobietą.
- Tak. Zadzwonił parę lat temu, błagając, by przyjęła go
z powrotem. Tłumaczył, że ona przecież potrzebuje męż-
scandalous
Pona & Irena
czyzny. Odparła, że i owszem, ale on sam nie ma prawa do
tego miana.
- To do niej podobne. Dobrze mu tak. Moja matka za
wsze ją lubiła. Ja zresztą też.
- A co u twojej mamy?
- Wszystko było w porządku, gdy rozmawialiśmy ostat
ni raz - odparł sucho.
Nigdy nie miał dobrego kontaktu z matką. Po śmierci
ojca, gdy związała się z innym mężczyzną, ich stosunki się
poprawiły, ale i tak czuł, że ilekroć na niego patrzy, widzi
Micka Monroego. Powiedziała mu to wiele lat wcześniej
i to nie przyczyniło się do polepszenia ich kontaktów.
Parker spojrzał na Ellie nerwowo wyłamującą palce,
i zrozumiał, że wyczuła gniew w jego głosie.
- Wybacz, nie powinnam pytać - szepnęła. - Powin
nam pamiętać, że rozstaliście się w gniewie, i trzymać bu
zię na kłódkę. Ale ja zawsze muszę wetknąć nos w nie swo
je sprawy, prawda?
Teraz Parker rozgniewał się na dobre. Ellie znów się ob
winiała. Wiedział, że pijany ojciec często obwiniał córki
o wymyślone sprawy. Nie chciał, żeby uważała, że on też ją
krytykuje. Natychmiast podszedł bliżej, ujął jej brodę i zaj
rzał w oczy.
- Możesz mnie pytać, o co chcesz. Przez wiele lat byli
śmy sąsiadami i przyjaciółmi, pamiętasz?
Teraz nie łączyły ich więzy przyjaźni, ale o tym nie za
mierzał jej przypominać. To z jego winy ich kontakty
ochłodły. Kiedy Mitzi powiedziała mu, że Ellie się w nim
kocha, wystraszył się nie na żarty. Czy nie wiedziała, że
scandalous
Pona & Irena
Monroe'owie potrafią sprowadzać tylko nieszczęścia?
A może wiedziała i to właśnie ją kusiło? Zamierzał ochro
nić ją przed sobą.
Szybko zrozumiał, że panny Donahue są kimś wyjąt
kowym. Byli sąsiadami, byt ich rodziny zależał od pra
cy u państwa Monroe, przyjaźnił się z Ellie. Dlatego tak
ważna była dla niego uczciwość w kontaktach z dziew
czyną. Nie chciał i nie mógł sobie pozwolić na związek
z Ellie. Później zaś okazało się, że jego ojciec próbował
uwieść jej matkę.
Przyjaźń z dziewczynką z sąsiedztwa była beztroska,
czysta i niewinna. Dlatego był tak wściekły i rozżalony, gdy
dowiedział się o postępku ojca. Przerażało go, że Ellie mo
że i jego posądzać o podłość. Musiał się trzymać od niej
z dala, dlatego odepchnął ją, a kiedy opuszczał miasto, na
wet się z nią nie pożegnał.
Teraz znów był w Red Rose, Ellie wędrowała po jego sa
lonie, a on odkrywał, że pewne uczucia wcale nie wygasły.
A przecież był tym samym człowiekiem, co niegdyś. Sa
motnikiem, który nie chciał i nie potrafił zbudować zdro
wego związku z kobietą. Zupełnie jak jego ojciec. A Ellie
należała do tych, którzy potrafili spędzić całe życie w jed
nym miejscu i z jedną osobą. O ile uda się znaleźć tę właś
ciwą.
Parker zignorował ból, jaki sprawiła mu myśl o Ellie
w ramionach innego mężczyzny. Powinien wyprzeć głu
pie myśli z głowy. Myśli, które nie nawiedzały go od wielu
lat. Gdy Ellie zniknie z horyzontu, będzie mógł zapomnieć
o przeszłości i znów zająć się interesami.
scandalous
Pona & Irena
Puścił jej brodę i jeszcze raz rozejrzał się dookoła.
- Wygląda przyzwoicie - oznajmił. - Będę mógł nawet
popracować - dodał sucho.
- Och - westchnęła i splotła ręce na piersiach. - Wiem,
że jesteś zajęty. Ja też muszę już wracać.
Parker tylko skinął głową i postanowił zająć myśli pla
nowaniem ekspansji swojej firmy. Jednak kiedy Ellie od
wróciła się w drzwiach, miał ochotę zawołać ją i błagać,
by została. Z trudem zwalczył niedorzeczną pokusę. Nie
zamierzał jej zachęcać. Przygryzł wargę i udał, że zaczyna
się niecierpliwić. Ellie potrząsnęła tylko głową i cicho za
mknęła za sobą drzwi.
scandalous
Pona & Irena
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Skoro spodziewamy się gości, potrzebujemy dla nich
miejsca spotkań, prawda, Ellie? - spytała następnego ran
ka Joyce Hives, gdy Ellie po raz trzeci napełniała jej fili-
żankękawą.
- Tak - przytaknęła Mercy Granaham. - Dobrze byłoby
mieć ich wszystkich na oku.
Ellie pokręciła głową. Mimo że wielokrotnie o tym roz
mawiały, wciąż dochodziło do nieporozumień.
- Nie wydaje mi się, żeby nawiedziły nas tłumy męż
czyzn - delikatnie przypomniała.
- Jednak jeśli tak się stanie, powinnyśmy być przygoto
wane - upierała się Delia.
- Tak, oczywiście, ale...
- Ellie chce powiedzieć, że nie powinnyśmy liczyć na
zbyt wiele - wyjaśniła Lydia. - Red Rose jeszcze się nie
zmieniło.
- Wiem - smutno przyznała Delia.
- Nie możemy żądać cudu od Parkera - Ellie chciała
wyjaśnić sytuację do końca.
- A ja w niego wierzę - oznajmiła Delia, kręcąc głową.
scandalous
Pona & Irena
- Wygląda na faceta, który potrafi rozkazywać innym męż
czyznom.
- O, tak - wtrąciła Sunny. - Tym zajmuje się przez całe
dorosłe życie. Powiedzmy szczerze, kobiety też chętnie go
słuchają - dodała złośliwie. - Zawsze był nielichym przy
stojniakiem.
- Ma cudowne, szerokie bary - rozmarzyła się Evange-
linaPurcell.
-I umięśnione nogi - szepnęła inna.
-I słodki tyłeczek. Wprost nie można się oprzeć, że
by go nie... - głos Rosellyn January przeszedł w pisk, gdy
w drzwiach kawiarni niespodziewanie stanął Parker - ...
dotknąć - dokończyła z rozpędu, krztusząc się kawą.
Ellie przez chwilę walczyła z pokusą natychmiastowej
ucieczki. Bała się, że Parker słyszał ich rozmowę. A na
wet jeśli nie, to z pewnością zachodził w głowę, dlaczego
wszystkie panie patrzą na niego z szeroko otwartymi us
tami i zaczerwienionymi twarzami. Jedynie Sunny nie stra
ciła rezonu i roześmiała się od serca.
- Właśnie ciebie chciałyśmy zobaczyć - parsknęła, za
chwycona komizmem sytuacji.
Ellie nie podzielała entuzjazmu przyjaciółki. Spędzi
ła bezsenną noc na wspominaniu uśmiechu i szerokich
ramion Parkera. Właściwie to najchętniej zaczęłaby go
unikać.
- Moje panie - zagaił z uśmiechem. - Piękny dziś ma
my ranek, nieprawdaż? A wy wyglądacie szczególnie uro
czo i... wesoło - powiedział, puścił oczko do Sunny i spoj
rzał w stronę Ellie.
scandalous
Pona & Irena
- Chciałbym porozmawiać. Masz chwilę?
Ktoś wyjął jej z dłoni dzbanek z kawą, ktoś inny odwią
zał fartuszek i pchnął w stronę drzwi. Nieprzytomnie szu
kała właściwych słów.
- Przeszkadzasz mi w pracy - burknęła.
Zamiast się obrazić, Parker tylko się uśmiechnął.
- Dzień dobry, Ellie - powiedział i wyprowadził ją z ka
wiarni. - Rozumiem, że nie spałaś najlepiej?
- Skąd wiesz?
- Nie potrzebuję innych wskazówek niż twój poranny na
strój - zażartował. - Zresztą, kiedy wstałem koło drugiej, za
uważyłem, że w sypialni na piętrze pali się światło.
- O drugiej?
- Mhm. Ja też nie najlepiej spałem.
- Dlaczego?
- Między innymi dlatego, że Red Rose to spore wyzwa
nie - powiedział, unikając jej wzroku. - Powinniśmy mieć
coś, co odróżni was od innych, podobnych miasteczek.
- Różni nas brak mężczyzn i jakiegokolwiek przemysłu
- żałośnie westchnęła.
- To nie najlepsza reklama.
- Wiem. Uważasz, że stanowimy beznadziejny przypa
dek? W dodatku martwię się, bo niektóre panie wiążą ze
zmianą sytuacji zbyt wielkie nadzieje.
- A ty nie?
- Oczywiście, że liczę na poprawę, ale jestem realistką
- powiedziała, wzruszając ramionami.
- Więc zróbmy po twojemu - zaproponował, pochyla
jąc się nad nią.
scandalous
Pona & Irena
- Nie rozumiem.
- Teraz mam jeszcze trochę pracy, ale... Spotkajmy się
później i obejrzyjmy miasto cal po calu, oceniając prak
tycznie, co możemy wykorzystać.
-To zadziała?
- Musi - odparł, patrząc jej prosto w oczy.
Przez chwilę poczuła się tak, jak inne panie. Miała wra
żenie, że Parker może wszystko.
- Po to wyciągnąłeś mnie z pracy? - Zmusiła się, żeby
przerwać czar i wypowiedzieć te słowa.
- Nie - potrząsnął głową. - Chciałem wiedzieć, kto zaj
muje się sprzątaniem w Red Rose. I nie chodzi mi o Sunny.
Wczoraj wyświadczyła mi przysługę, ale dziś musi przecież
być w swoim sklepie.
- Firma sprzątająca? Hm... Cóż, chyba chodzi ci o mnie.
- Ty zajmujesz się sprzątaniem?
Ellie pokręciła głową.
- Parker, zrozum, Red Rose jest za małe, żeby mieć pro
fesjonalnych sprzątaczy. Zresztą mieszkańcy nie mają pie
niędzy na takie usługi. Każdy sprząta sam. A jeśli zdarza
się coś większego, wyciek z cysterny, powalone drzewo al
bo sprzątanie za duże dla jednej osoby, zazwyczaj właśnie
ja zajmuję się koordynacją prac. Dlaczego pytasz?
- Czy to nie oczywiste? Czeka mnie sprzątanie całego
hotelu, ale.
- Tylko nie mów, że nie chcesz narażać mnie na takie wi
doki. A może uważasz, że sobie nie poradzę? Zresztą, i tak
miałam się tym zająć, kiedy skończę poranną zmianę.
- Więc pomówmy o twoim wynagrodzeniu.
scandalous
Pona & Irena
- Nie ma mowy. Pomagasz Red Rose i nie możesz po
nosić dodatkowych kosztów.
- W takim razie będę sprzątał z tobą.
- Nie żartuj - prychnęła i przewróciła oczami. - Czy
Monroe'owie kiedykolwiek sami sprzątali?
- Odmawiam odpowiedzi na to pytanie. Poza tym nigdy
nie jest za późno na naukę - oznajmił i pogroził jej palcem,
gdy chciała zaprotestować. - Takie są moje warunki.
- Przyjdę o dziesiątej, żeby zorientować się, czy masz
szczotki i wiadra. Potem skoczę po środki czystości do dro
gerii - powiedziała, rezygnując z protestów. - Bądź gotowy.
- Będę - obiecał tonem, który sugerował raczej goto
wość do pocałunków niż sprzątania łazienek.
Kiedy odwrócił się i ruszył w swoją stronę, Ellie nie mog
ła nie przyznać racji Rosellen. Rzeczywiście, Parker wyglą
dał równie dobrze z tyłu.
To był bardzo ciekawy dzień, stwierdził Parker w my
ślach, przechadzając się z Ellie ulicami miasteczka.
Najpierw odwiedził kawiarnię, a wszystkie panie miały
tak zakłopotane miny, że musiały o nim plotkować. Sądził,
że Ellie speszyła się tym incydentem, a jednak, tak jak za
powiedziała, zjawiła się w u niego punktualnie o dziesią
tej. Miała na sobie błękitną bluzeczkę, dżinsy podkreślają
ce jej kształty, a kręcone, rozpuszczone włosy ukryła pod
kraciastą chustką. Parker miał nadzieję, że ją zdejmie, ale
nie mógł o to prosić, bo musiałby przyznać, że chciałby pa
trzeć na jej ciemne, ciężkie loki.
- Masz szczotki? - spytała bez zbędnych wstępów, więc
scandalous
Pona & Irena
wskazał jej karton pełen środków czystości i akcesoriów do
sprzątania, które wygrzebał z szafy. - No, to bierzemy się
do roboty - zarządziła i zagnała go do gałerniczej pracy na
długie godziny.
Zamiatali, odkurzali, szorowali podłogi, myli ściany
i wynosili tony śmieci jak szaleni, a końca pracy wciąż nie
było widać.
- Zwolnij - jęknął po kilku godzinach, gdy Ellie bez wy
tchnienia wyznaczała im kolejny cel.
- Nie mamy czasu, jeśli chcemy przyjąć gości przed
upływem miesiąca - mruknęła, ocierając pot ż czoła.
- Znajdziemy czas - odparł, postanawiając zatrudnić
więcej osób do sprzątania.
Nie zamierzał się jednak do tego głośno przyznawać, bo
spodziewał się gorących protestów z jej strony.
W końcu uznał, że należy się im odpoczynek i zabrał
Ellie z powrotem do „Red Rose Cafe", żeby ją nakarmić.
Oczywiście, najpierw nalegała, żeby zapłacić za wspólny
posiłek, a potem zamierzała obsługiwać gości, żeby odcią
żyć zabieganą Lydię. Parker stanowczo zaprotestował.
Teraz badali mocne strony Red Rose.
- Jak tu spokojnie - westchnął, patrząc, jak zapadający
zmierzch barwi wszystko na różowo.
- Zawsze lubiłam letnie wieczory - szepnęła. - Czuję się
wtedy, jakby otulał mnie ciepły, różowy kocyk.
Parker natychmiast wyobraził ich sobie szczęśliwych,
zmęczonych i okrytych puszystym kocem.
- Cóż... - chrząknął zakłopotany.
- Wiem, mężczyźni nie myślą o różowych kocykach.
scandalous
Pona & Irena
Ellie się myliła. Przy właściwej kobiecie mężczyźni my
śleli o wielu nietypowych rzeczach.
- Lepiej wróćmy do naszych problemów - westchnęła
po chwili milczenia. - Od czego zaczynamy?
- Podsumujmy, co macie - zdecydował, rozglądając się
dookoła.
- Mieszkam tu całe życie i nie jestem obiektywna - od
parła zmartwiona, podążając za jego spojrzeniem.
- Cóż. Jest tu ładnie i czysto - zaczął.
- To brzmi okropnie nudno - jęknęła.
- Spokojnie, Ellie - roześmiał się. - Dopiero zaczynamy.
- No, dobrze - zgodziła się bez przekonania. - Co jesz
cze mamy? - spytała, gdy stanęli przed apteką.
Rosellen January właśnie zamykała. Plotkowała z Delią,
która już zdążyła zamknąć kwiaciarnię.
- Macie kobiety.
- To właśnie nasz problem, Parker. Mamy tutaj zbyt
wiele kobiet.
- Myślisz, że o to chodzi?
- Nie. Uwielbiam każdą z nich. To nie one, nie my - po
prawiła się szybko - stanowimy problem.
- Właśnie. Wy jesteście częścią rozwiązania. To wy je
steście przedsiębiorcami w Red Rose. Zresztą, czy nie przy
szło ci do głowy, że jeśli chcecie zwabić mężczyzn, same je
steście najlepszą przynętą?
- Chyba nie sugerujesz, że powinnyśmy uwodzić męż
czyzn, żeby zechcieli tu zostać? - powiedziała, zatrzymując
się w pół kroku.
Parker znów doświadczył erotycznej wizji. Ellie zachę-
scandalous
Pona & Irena
cająco przed nim tańczyła w kusym, błyszczącym, czerwo
nym wdzianku, Potrząsnął głową.
- Nie wszyscy ulegamy hormonom - oznajmił schryp
niętym głosem.
- Oczywiście, ale myślałam...
- Nie będę kłamał - powiedział, zbywając machnięciem
ręki jej przeprosiny. - Mężczyźni wiele czasu poświęcają
na rozważanie, jak zwabić do swego łóżka kobietę, ale nie
proponowałem, żebyście to wykorzystały. Miałem raczej
na myśli podkreślenie waszych mocnych stron. To dzięki
wam miasto jest ładne, przytulne i panuje w nim domowa
atmosfera. Mężczyźni, wbrew pozorom, także tego szuka
ją. Zobacz, tam kwitną róże. Poczuj zapach świeżo pieczo
nego ciasta i posłuchaj, jak ktoś śpiewa dziecku kołysankę.
Wielu dałoby się uwieść samej atmosferze Red Rose.
- Więc dlaczego odeszli?
- Bo potrzebowali pracy - westchnął. - To właśnie mu
simy zapewnić.
Już od dłuższej chwili analizował w myślach różne moż
liwości. Niestety, kobiety Red Rose wydawały się samowy
starczalne.
- Martwię się, wiesz?
- Wzięłaś na siebie zbyt wiele. Zawsze tak robiłaś. Na
wet jako mała dziewczynka opiekowałaś się młodszymi
siostrami i prowadzałaś je niczym kwoka. Teraz robisz to
samo dla przyjaciółek.
- Nie ma nic złego w tym, że chcę pomóc - odparła ze
zmarszczonymi brwiami.
- Oczywiście, jeśli nie przeżywasz tego za mocno. A ty
scandalous
Pona & Irena
jesteś bardzo spięta - powiedział, położył jej dłonie na ra
mionach i zaczął delikatny masaż. - Odpręż się - poprosił,
gdy nerwowo podskoczyła. - Nie będę robił nic więcej.
- Jesteś w tym świetny - wymruczała po chwili. - Pew
nie masz sporą praktykę.
- Cóż, zdarzało mi się od czasu do czasu.... - nie po
trafił skłamać.
- Aleś ty skromny, Parker - zaśmiała się. - Znałam
dziewczyny, które oddałby wszystko za masaż wykonany
twoimi dłońmi.
- Ty też? - spytał, wspominając słowa Mitzi.
- Ja? Nie żartuj - prawie wykrzyknęła i spróbowała się
wywinąć spod jego rąk.
A jednak Mitzi zapewniała go, że Ellie się w nim durzy.
Cóż, najwyraźniej do tej pory nie pozostał ślad po tamtych
uczuciach. Może nawet wstydziła się ich? Powinien przyjąć
to do wiadomości.
- Nie ruszaj się, jeszcze nie skończyłem - burknął, sta
rając się nie zwracać uwagi na aksamitną, rozgrzaną skórę
dziewczyny. - Nie chciałem cię rozzłościć.
- Naprawdę przypominam ci kwokę?
- Opis pasuje - zażartował. - A jak tam siostry?
- Martwię się o nie - westchnęła. - Cztery z nich, Al-
lie, bliźniaczki Becca i Judy oraz Suze wyprowadziły się
już dawno. Nie mogły znieść, że życie ucieka z Red Rose.
Chciały mieć więcej możliwości, wolności i zabawy, niż
mogły tu znaleźć. Lana i Ronnie młodo wyszły za mąż za
nieodpowiednich facetów, rozwiodły się i straciły nadzieję.
Mieszkają w Red Rose,. Nie chcę, żeby zgorzkniały - szep-
scandalous
Pona & Irena
nęła, wyciągając dłoń i niemal dotykając Parkera, który
czuł, że w tej chwili mógłby jej wszystko obiecać. - My
ślisz, że uda się je uratować?
- Nie sądzę, żeby Red Rose odzyskało swój dawny wi
gor - szczerze powiedział. - Ale mogę ci obiecać, że zrobię,
co w mojej mocy, by je ożywić.
Może dzięki temu uwolnię się od przeszłości i spojrze
nie Ellie nie będzie mnie prześladować do końca życia, po
myślał.
Parker wpatrywał się w ekran komputera, na którym wid
niała długa lista nazwisk. Lekarze, prawnicy, właściciele spó
łek, bogaci marzyciele. Co mogło ich skusić w Red Rose?
Na razie nie miał pojęcia, ale na wszelki wypadek wykre
ślił notorycznych podrywaczy. Lista skróciła się, lecz to wca
le nie przybliżyło Parkera do celu. To nie byli ludzie, którym
wystarczyłaby domowa atmosfera i czyste ulice Red Rose.
- Do diabła! - zaklął i zaczął przemierzać pokój nie
cierpliwym krokiem.
Przewracał całe firmy do góry nogami, wynajdywał fa
chowców od wszystkiego i potrafił ocalić spółkę od ruiny.
Nie umiał jednak wymyślić nic, co uchroniłobyiniasteczko
od powolnej śmierci, gdy znikło główne miejsce zatrudnie
nia. Nie nadawał się do tego. Zresztą nawet jego madca nie
nawidziła tego miejsca. Sam stąd odszedł, nie oglądając się
za siebie. Jak miałby zachwalać Red Rose, skoro sam stąd
uciekł i nigdy nie planował powrotu?
- Trudno, stary - powiedział na głos. - Przyjechałeś tu
w dobrej wierze, więc musisz myśleć i szukać rozwiązania.
scandalous
Pona & Irena
Wiedział, że tak naprawdę robi to dla Ellie. W tym mie
ście mieszkała kobieta, która budziła w nim dawno zapo
mniane uczucia i opiekuńcze instynkty. Robił to, bo mu na
niej zależało. Bo jej pragnął.
Jęknął i pobiegł do łazienki, żeby schłodzić rozpalone
ciało pod strumieniem wody. Zimny prysznic nie zmył
jednak zdenerwowania i Parker z powrotem zaczął wędro
wać po pokoju, łamiąc sobie głowę nad wyborem właści
wych kandydatów.
Ellie wpatrywała się w księżyc, wznoszący się nad starym,
wiktoriańskim domem rodziny Monroe. Tym razem nie
smuciła się, że po sąsiedzku nikt nie mieszka. W każdym ok
nie paliło się światło i dobiegały ją dźwięki nastrojowej muzy
ki. Była dość głośna, chociaż północ już dawno minęła.
Parker musiał oszaleć, pomyślała. A może nie oszalał,
tylko spędzał upojną noc z kobietą? Wiele mieszkanek Red
Rose wodziło za nim tęsknym wzrokiem. Tak długo by
ły samotne... Delia oznajmiła ostatnio, że zamierza posłać
Parkerowi kwiaty, bo musi mu być smutno samemu w ta
kim wielkim, pustym domu. Inne panie też posyłały mu
drobne podarunki ze swych sklepów. Z pewnością były mu
wdzięczne za poświęcenie, ale Ellie podejrzewała, że to nie
jest jedyny powód.
Poza tym należał do osławionej rodziny Monroe. Ci
mężczyźni cieszyli się reputacją niezaspokojonych ogierów.
Myśl ta pojawiła się nieproszona w głowie Ellie. Przecież
Mick Monroe wtargnął nawet do jej rodziny. Czy Parker
uwodził teraz którąś z jej przyjaciółek?
scandalous
Pona & Irena
Nagle Ellie przypomniała sobie jego dotyk i pocałunek
Zaczęła szybciej oddychać, a myśli zasnuła mgiełka pożąda
nia. Od niezaspokojonej tęsknoty rozbolało ją całe ciało.
- Głupia kobieto - powiedziała na głos. - Jesteś taka sa
ma, jak twoje siostry i Sunny. Przestań myśleć o tych rzeczach
i wracaj do łóżka! To nie twoja sprawa, co robi Parker.
Zanim zmusiła się, żeby odejść od okna, w domu na
przeciwko, w jednym z okien, dostrzegła sylwetkę mężczy
zny. Był ubrany i niecierpliwym gestem przegarniał wło
sy. Nie wyglądał jak ktoś planujący upojną noc, raczej jak
ktoś, kto boryka się z licznymi problemami.
Ellie podejrzewała, że to z powodu wyzwania, które mu
rzuciła. Poczuła wyrzuty sumienia. Nagle sobie przypo
mniała, że gdy jako dzieci wpadali w kłopoty, pocieszali się
gorącą czekoladą. Niewiele myśląc, pobiegła do kuchni.
Po dziesięciu minutach pukała do jego drzwi z dwoma
parującymi kubkami.
Parker otworzył i zmarszczył brwi na jej widok. Rozchy
lona koszula ukazywała szeroką klatkę piersiową, a wilgotne
włosy rozsypywały się w nieładzie. Wyglądał oszałamiająco
męsko i w niczym nie przypominał małego chłopca, o któ
rym tak niedawno myślała. Z trudem przełknęła ślinę.
- Zobaczyłam światło - zaczęła łamiącym się głosem.
Nagle uświadomiła sobie, że przyszła do niego w środku
nocy w rozchełstanym, puszystym, różowym szlafroczku.
Ciekawe, czy jestem jedną z wielu żałosnych kobiet, któ
re nachodziły go po nocy i oferowały jedzenie i pociechę,
pomyślała.
- Nie! - krzyknęła w nagłej panice.
scandalous
Pona & Irena
-Nie?
Spojrzała w zmęczone oczy Parkera i zobaczyła, że się
uśmiechał. Przełknęła ślinę i prześliznęła się pod jego ra
mieniem, uważając, żeby go nie dotknąć.
- Zobaczyłam, że nie śpisz i krążysz po pokoju, więc
przyniosłam ci gorącą czekoladę - paplała, stawiając kubki
na stole. - A teraz już pójdę.
- Ja nie gryzę, Ellie. A przynajmniej nie małe, różowe, pu
szyste króliczki - oznajmił, bawiąc się brzegiem jej rękawa.
Ellie zabrakło tchu i rzeczywiście poczuła się jak króli
czek w obliczu drapieżnika.
- Wiem o tym - wykrztusiła. - Między nami zawsze by
ło inaczej.
Przez chwilę Parker wpatrywał się w nią bez słowa. Po
tem powoli skinął głową.
- Racja. Dzięki za czekoladę, na pewno pomoże mi za
snąć. Do tej pory łamałem sobie głowę nad problemami
Red Rose.
- Wymyśliłeś coś?
- Niewiele - przyznał, ale sięgnął po wydruk z kompu
tera i podał jej listę.
- To nasi kandydaci?
-Potencjalni inwestorzy. Ten zajmuje się produkcją
ciężkiego sprzętu rolniczego, tamten ma przedsiębiorstwo
produkujące komponenty elektryczne, następny zajmuje
się sprzętem sportowym. Nie sądzę, by chcieli się tu prze
prowadzić, ale nie wykluczam, że rozważą otwarcie swoich
filii w Red Rose. Zapewniłoby to wam dodatkowe miejsca
pracy i pomogło przyciągnąć mężczyzn.
scandalous
Pona & Irena
- Dlaczego wybrałeś właśnie ich?
- Bo tych gałęzi przemysłu nie ma w Red Rose - wy
jaśnił z westchnieniem. - Ale nie jestem pewien, czy będą
zainteresowani.
- To dlaczego próbujesz?
- Są mi winni przysługę - wyjaśnił niechętnie. - To
przyjaciele, którzy dzięki mnie poznali swoje żony.
Ton Parkera sugerował, żeby nie zgłębiała tej sprawy, ale
Ellie i tak domyśliła się, w czym rzecz. Ci mężczyźni po
żenili się z kobietami, które kiedyś były jego partnerkami.
Swoje szczęśliwe związki zawdzięczali temu, że Parker był
niestały w uczuciach. Powinno ją to zaboleć. Tymczasem
ta myśl wydała się jej szalenie zabawna. Niewiele myśląc,
wspięła się na palce i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Jesteś genialny! - zawołała i o sekundę za późno do
strzegła płomień w jego bursztynowych oczach.
Parker pochylił głowę i gorąco ją pocałował.
- A mnie się zdaje, że tracę zmysły - wyszeptał między
pocałunkami.
scandalous
Pona & Irena
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Parker ją całował, a myśli Ellie leniwie wirowały. Nie na
tyle jednak, by nie wiedziała, czyje wargi błądzą po jej us
tach. Nagle zapragnęła zrzucić szlafrok i wsunąć palce pod
koszulę Parkera. Chciała poczuć to, co inne kobiety, które
spędzały z nim noce. Dziś zapragnęła być kimś innym.
- Och, nie - jęknęła zawstydzona swoim zachowaniem.
Parker natychmiast przerwał pocałunek i delikatnie się
odsunął. Wygładził jej szlafrok i przesunął dłonią po po
liczku.
- Nie powinienem być obok ciebie nocą. Ludzie wtedy
robią rzeczy, na które nie odważyliby się w ciągu dnia. Nie
chciałem tego.
- Wiem - odparła, siląc się na spokój, choć jej serce biło
niespokojnie, a dusza wyła z bólu. - Już w porządku.
Zrobiła to, czego najbardziej się obawiała. Pozwoliła mu
dostrzec, jak bardzo ją pociągał i jak mocno go pragnęła.
- Nieprawda - potrząsnął głową. - Nie powinniśmy te
go robić. Odprowadzę cię do domu, Ellie.
- Nie trzeba. Przecież to dwa kroki.
- Wiem. Jednak cię odprowadzę. I nie przychodź więcej
do mnie w nocy.
scandalous
Pona & Irena
Przytaknęła, wyprostowała ramiona i pomaszerowała
do domu. Czuła się jak skarcona dziewczynka. Noc była
ciepła i piękna, lecz Ellie tego nie zauważała. Była boleśnie
świadoma obecności mężczyzny u swego boku. Gdy do
tarła do drzwi domu, przystanęła, odwróciła się i spojrzała
Parkerowi prosto w twarz.
- Mam dwadzieścia dziewięć lat, Parker. To nie było ko
nieczne.
- To czemu mi na to pozwoliłaś?
- Bo czułeś się winny i uznałeś, że to ci poprawi nastrój
- burknęła. - Ale wiesz co?
- Tak?
- Niepotrzebnie się martwisz. Sama wybieram, z kim
chcę się całować.
- To chyba ja zrobiłem pierwszy krok...
- Ale ja ci na to pozwoliłam.
- A gdybyś nie miała ochoty?
- Pamiętasz Billa Thornbridge'a?
- Tego, który opisywał swoje randki, a potem robił ko
pie i pokazywał innym chłopcom?
- Nie wiedziałam, że robił coś takiego, ale to do niego
podobne - mruknęła z niesmakiem.
- Próbował dopisać cię do listy zaliczonych dziewczyn?
Chyba będę musiał go odszukać i rozkwasić mu nos.
- Za późno. Sama się tym zajęłam. Więc widzisz, że po
trafiłabym powstrzymać cię od pocałunku.
Parker rozbrajająco się uśmiechnął i znów pogładził ją
po twarzy.
- Mój nos i ja dziękujemy ci za wyrozumiałość. Ellie?
scandalous
Pona & Irena
-Słucham.
- Mówisz, że chciałaś, żebym cię pocałował? Chyba się
nie przesłyszałem?
Sama się nad tym zastanawiała. Oczywiście, w głę
bi ducha marzyła o jego pocałunkach i wierzyła w bajki
o szczęśliwych zakończeniach. Ale na jawie?
- Chciałam się przekonać, czy w plotkach było ziarno
prawdy - oznajmiła.
- W jakich plotkach?
- Że całujesz najlepiej w kraju.
- Ciekawe - westchnął zaskoczony. -I co?
O ile zdążyła się zorientować, całował najlepiej na
świecie.
- Jeszcze się nie zdecydowałam - wymamrotała. - Ale
Parker.
-Tak?
- Nie rób tego więcej - poprosiła.
- Nie zrobię nic, czego nie będziesz sama chciała, Ellie
- obiecał.
Popatrzyła na niego i bez słowa weszła do domu. Za
mknęła drzwi i osunęła się na podłogę. Delikatnie dotknę
ła opuchniętych od pocałunków warg.
- Nie zrobi nic, czego nie będę chciała - szepnęła zamy
ślona. - To... dobrze.
Niestety, czuła, że to nie jest takie proste. Chciała, że
by ją całował. A teraz już wiedziała, jak to jest być w je
go ramionach. Emocje, które tłumiła przez te wszystkie la
ta, wybuchły z nową siłą. Może powinna poprosić Parkera
o listę potencjalnych inwestorów i podziękować mu za po-
scandalous
Pona & Irena
moc? Wtedy on odjedzie, a ona będzie mogła wrócić do
swojej nudnej egzystencji.
Następnego dnia rano pod dom Parkera podjechał sa
mochód z czterema mężczyznami, których wynajął do
sprzątania, i furgonetka dekoratora wnętrz, pełna wzorów
tapet, wykładzin i próbek farby.
Chester Atchinson, mimo że z wyglądu przypominał
tęgiego zabijakę, był najlepszy na rynku. Był również po
twornie drogi, ale Parker uznał, że mina Ellie, gdy zoba
czyła wysiadającego z różowej furgonetki draba, była warta
każdych pieniędzy.
- O, tak - zaśmiał się rubasznie Chester, patrząc na bu
dynek. - Z pewnością będę miał tu pole do popisu!
Ellie z przerażeniem zerknęła na Parkera.
- Jak myślisz, co on chce zrobić? - szepnęła.
- Nie mam pojęcia - odparł z uśmiechem. - Ale kie
dy wspomniałem mu o twoim pomyśle z minimuzeum,
był zachwycony. Po prostu pozwólmy im działać - do
dał, wskazując grupkę mężczyzn w skupieniu lustrujących
okolicę. - Zeb i jego brygada uwiną się ze sprzątaniem
w mgnieniu oka.
- Posprzątałabym za darmo. - Gniewnie tupnęła nogą.
- Nie - potrząsnął głową. - Uważasz, że nadajesz się na
niewolnicę? Rozmawialiśmy już o tym - oznajmił i mach
nął dłonią, gdy znów zamierzała zaprotestować. - Zresztą
nieważne. Nie mógłbym spokojnie patrzeć, jak mordujesz
się, sprzątając na kolanach.
Było to oczywiste kłamstwo. Nie dlatego, że patrzenie
scandalous
Pona & Irena
na pracującą Ellie sprawiłoby mu przyjemność. Po prostu
gdy tylko wyobrażał ją sobie w tej kuszącej pozycji, oble
wała go fala żaru.
- Zresztą mam względem ciebie inne plany - oznajmił
zduszonym głosem.
- Plany? - Teraz jej głos się załamał i Parker zdał so
bie sprawę, że musiał patrzeć na nią tak, jakby zamierzał
ją schrupać.
- Nie tego rodzaju plany - z przymusem się roześmiał.
- Chodź, coś ci pokażę - powiedział i poprowadził ją do
swego wozu.
Ellie poszła za nim bez protestu. Chyba zapomniała, że
nie można mi ufać, pomyślał. Mężczyzna nie składa tego
rodzaju obietnic, jeśli nie myśli o czymś dokładnie prze
ciwnym. A jednak jej bezgraniczne zaufanie pomagało mu
właściwie się zachować. Zacisnął zęby i pomógł jej wsiąść
do auta. Nie zamienili ani słowa, póki nie podjechali pod
opuszczoną fabrykę. Gdy Parker zatrzymał samochód, El
lie pytająco na niego spojrzała.
- Chcę przywieźć tu Chestera, jak tylko skończy z hotelem
- wyjaśnił. - To miejsce stanowi hańbę dla miasteczka.
- Chcesz ponownie otworzyć fabrykę? - spytała z na
dzieją.
- Ellie, nie mam pojęcia o przemyśle obuwniczym i je
stem pewien, że fabryka znów by upadła.
- Spodziewałam się tego - przyznała ze smutkiem. -
Nawet jeśli Sunny i Rosellen przysięgają, że kobiety w Red
Rose wydają więcej pieniędzy na buty niż ktokolwiek na
świecie. Zatem czemu...
scandalous
Pona & Irena
- Pomyślałem, że Chester wprowadzi tu parę poprawek
i zamieni to w rodzaj domu kultury. Wiem, że macie ka
wiarnię i nie potrzeba wam miejsca spotkań poza miastem,
ale przynajmniej poprawi się wygląd tego paskudztwa.
- Parker, wyrzucasz pieniądze w błoto.
- Alternatywą jest zburzenie budynku, a wtedy wszyscy
uznają, że zamiast odbudowywać miasto, niszczę je.
- Może masz rację, ale nie ściągnęłyśmy cię tu po to, że-
by narażać na dodatkowe koszty. Nie zwróci ci się nawet
to, co włożysz w hotel.
- Mówisz tak, jakbym nie był odpowiedzialny za dwa
monstrualne obiekty, które straszyły was przez wiele lat.
Prawda jest taka, że zostawiłem was z bałaganem po rodzi
nie Monroe. To będzie małe zadośćuczynienie.
- No, nie wiem - zawahała się, a Parker złamał swą
obietnicę i delikatnie przeciągnął kciukiem po jej ustach.
- Lepiej wymyśl coś dla Chestera, bo chciałbym, żeby
budynek wreszcie dopasował się do miasteczka. Ja nigdy
nie zwracałem uwagi na takie rzeczy.
- Już jako mały chłopiec byłeś zbyt zajęty planowaniem,
co będziesz robił, gdy opuścisz Red Rose - przypomniała
z uśmiechem.
- Spraw, żeby Red Rose dostało to, co najlepsze, Ellie
- powiedział cicho.
- Dajesz mi wolną rękę? - zdziwiła się.
- Oczywiście.
- W takim razie prowadź do Chestera.
Przez chwilę Parker miał ochotę odmówić. Uświadomił
sobie, że dekorator jest pożeraczem niewieścich serc. Nie
scandalous
Pona & Irena
zamierzał pozwolić na to, by Ellie stała się jednym z jego
licznych trofeów.
Gdy dojechali na miejsce, postanowił zamienić z Gheste-
rem parę słów na osobności. Wysiadł z wozu i podszedł do
niego.
- Ellie poda ci wszystkie niezbędne informacje o mia
steczku, mieszkańcach, hotelu i fabryce. I będzie to jedyna
rzecz, którą od niej weźmiesz. Rozumiemy się?
- Lecisz na nią, Parker? - spytał przystojniak, zerkając
ciekawie na dziewczynę siedzącą w samochodzie.
- To nie tak.
- A jak? - spytał szybko dekorator z nagłym zaintere
sowaniem.
Do diabła, zaklął w myślach Parker. Zamiast go odstra
szyć, mam mu zachwalać Ellie?
- Powiem ci, Chester. Jestem jej opiekunem. Jeśli jej
choć dotkniesz, gorzko pożałujesz. Wycofam wszystkie
pieniądze i odbiorę ci obiecane zlecenie na hydraulikę. Za
trudnię Jamesa Loyda.
- Przecież to idiota.
- Za te sumy da z siebie wszystko. A ja będę spokojny
o Ellie.
- Przecież jestem najlepszy.
- Zgadza się, i wolę, żebyś to ty się tym zajął. Myślałem na
wet o podwyżce, jeśli uwiniesz się przed terminem, ale...
- Załatwione, za dziesięć procent ponad to, co uzgodni
liśmy - oznajmił Chester z szerokim uśmiechem. - Chło
pie, ale cię wzięło! Prawdę mówiąc, dziewczyna jest śliczna
niczym kwiatuszek, ale ja wolę bardziej konkretne babki.
scandalous
Pona & Irena
Jest też ciut za młoda i wygląda na damę, której nie składa
się frywołnych propozycji, ale skoro ty się nią interesujesz,
musi w niej być coś więcej...
Parker przeciągle jęknął. A Chester roześmiał się i uniósł
ręce w geście udawanego poddania.
- Będę niczym mnich - powiedział. - Jeśli ktoś zerwie
ten kwiatek, to na pewno nie ja.
- Lepiej postaraj się przy projektach, Chester - powie
dział groźnie Parker.
- To będzie czysta przyjemność, przyjacielu. A teraz
dawaj tu tę małą. Pogawędzimy sobie - oznajmił,
a widząc spojrzenie Parkera, uśmiechnął się jeszcze sze
rzej. - O historii Red Rose, ma się rozumieć. Mnóstwo
nudnych szczegółów, które pozwolą ożywić oba budynki
- wyjaśnił. - A skoro dama kocha miasteczko, renowa
cja na pewno ją uszczęśliwi. Będzie bardzo wdzięczna.
Kto wie, jak zechce to wyrazić? - zapytał, roześmiał się
ze swojego żartu, podszedł do samochodu i wyciągnął
dłoń na powitanie.
Parker nie miał pojęcia, co mógł powiedzieć, ale Ellie
rozpromieniła się w uśmiechu. Wyglądała na zadowoloną
i rozluźnioną. Dlaczego przy nim taka nie była?
Nie powinno go to obchodzić. A może nie potrafił
znieść myśli, że nie jest bożyszczem każdej napotkanej ko
biety? Matka mówiła mu, że taki właśnie był jego ojciec.
Mówiła też, że Parker bardzo go przypomina. To były jed
ne z jej ostatnich słów, zanim opuścił dom.
Chciał, żeby je cofnęła, ale nigdy tego nie zrobiła. Od
tamtej pory bardzo rzadko się kontaktowali.
scandalous
Pona & Irena
Nagle poczuł przemożną potrzebę zadzwonienia do do
mu. Dziwne...
- Parker? - usłyszał zakłopotany głos Janette Arlington.
Nic dziwnego, pomyślał. Dzwonił do niej jedynie w świę
ta i imieniny.
- Witaj, mamo. Tak, to ja.
- Wspaniale cię słyszeć. Tylko... - odparła i głos jej się
załamał. - Parker, czy stało się coś złego?
Wszystko było źle. Z powrotem wylądował w Red Rose
i w dodatku marzył o Ellie w zakazany sposób.
- Wszystko w porządku. Pomyślałem, że może chcia
łabyś wiedzieć, że jestem w Red Rose i zatrzymałem się
w rezydencji.
.- Jesteś w Red Rose? Po co? - spytała podniesionym gło
sem. - Mówiłeś, że twoja noga więcej tam nie postanie.
- Mówiłem, byłem pewien, że tego nie chcę i, do diabła,
nie mam pojęcia, co tu robię. Panie z Red Rose chcą, żeby
miasteczko odżyło i poprosiły mnie, żebym sprowadził tu
z powrotem mężczyzn. Były bardzo... przekonujące - po
wiedział niepewnie i ze zdumieniem usłyszał chichot Ja
nette.-Mamo?
- Wybacz, Parker. Ale miałeś taki zmartwiony i zmie
szany głos... Nie mogę sobie przypomnieć, żeby cokolwiek
aż tak wytrąciło cię z równowagi. Zawsze wiedziałeś, czego
chcesz, i zawsze nie znosiłeś Red Rose.
Parker pamiętał doskonale dzień, w którym wszystko
się zaczęło. Pewnego dnia odwiedził go kuzyn, Giles Mon-
roe. Mieli wtedy po dziesięć łat. Po kilku godzinach zaba
wy z przyjaciółmi Parkera, Giles oświadczył, że wszyscy
scandalous
Pona & Irena
opowiadają, jakim oszustem i kobieciarzem jest jego oj
ciec. Parker nie chciał uwierzyć, lecz kiedy spytał matkę,
była tak smutna, że domyślił się prawdy. Od tej chwili znie
nawidził ojca i miasteczko.
-Synu?
- Tak, mamo, jestem. Miałaś rację. Nie chciałem wra
cać. Przyjechałem tu tylko na kilka tygodni. Nie masz nic
przeciwko temu, że zatrzymałem się w rezydencji?
- To twój dom, Parker. Ojciec zapisał ci go w testa
mencie.
- Powinien go przekazać tobie.
-I tak nigdy go nie lubiłam.
- Tak mi przykro. Los nie był dla ciebie łaskawy. Czy te
raz... masz się dobrze?
- Och, Parker.
- Wiem. Nigdy nie dzwonię. Czemu miałbym to robić
właśnie teraz?
- Rozumiem, czemu nie dzwoniłeś. Nigdy o tym nie
rozmawialiśmy, ale mam nadzieję, że zadzwoniłeś, bo po
trzebowałeś matki.
- To prawda - przyznał zaskoczony.
- To dobrze. Czy bardzo ci ciężko?
- Nawet nie tak bardzo - odparł jeszcze bardziej zdzi
wiony swoimi uczuciami. - Czuję się jak w domu, wszyst
kie te kobiety liczą, że dokonam cudu, a ja...
- Wiem, kochanie. Tak samo było z twoim ojcem. Pró
bował ratować starą fabrykę obuwia, nawet długo potem,
gdy straciło to jakikolwiek sens. Czuł presję odpowiedzial
ności. To miasto potrafi dać w kość, prawda?
scandalous
Pona & Irena
Z początku Parker też tak myślał, ale stopniowo przestał
postrzegać to jako kłopot. Polubił samodzielne kobiety Red
Rose. No i była jeszcze Ellie.
- Żal mi tych wszystkich kobiet. Nie chcę ich zawieść.
- Nie wydaje mi się, żeby do tego doszło, kochanie. Je
steś silniejszy, niż myślisz. W końcu ty jeden miałeś tyle
odwagi, by opuścić Red Rose. My z ojcem zostaliśmy i sam
wiesz, że to nie skończyło się dobrze.
- To nie miasto było przyczyną twoich kłopotów, tyl
ko on.
- Nic nie jest tak proste, na jakie wygląda, Parker - po
wiedziała Janette, wzdychając. - Czasem żałuję, że nie mo
gę cofnąć czasu.
- Nie musisz. Po prostu bądź teraz szczęśliwa.
-Jestem. I to bardzo. Edward jest dobrym mężem
i przyjacielem. Ty też powinieneś odnaleźć szczęście. Je
śli wymyślę coś w sprawie miasteczka, dam ci znać. Po to
dzwoniłeś, prawda?
- Częściowo. Ale tak naprawdę to chciałem usłyszeć
twój głos. Wiem, że to brzmi niedorzecznie - bąknął za
wstydzony.
-Nie dla mnie, synu. Uważam to za wielki komple
ment. Dbaj o siebie i nie przejmuj się tak bardzo kłopota
mi Red Rose. To już nie jest twój dom.
Jednak kiedy przerwali rozmowę, Parker zdał sobie
sprawę, że tym razem matka nie miała racji.
scandalous
Pona & Irena
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Minęły trzy kolejne dni, a Parker wciąż spędzał bezsen
ne noce na niespokojnych przechadzkach po sypialni. El-
lie mogła dostrzec jego sylwetkę pojawiającą się w kolej
nych oknach. Bardzo chciała do niego pójść, zapytać, jak
mu idzie, zaproponować towarzystwo i gorącą czekoladę,
ale wiedziała, że byłoby to kuszeniem losu. Zresztą gdyby
Parker coś nowego wymyślił, natychmiast by jej o tym po
wiedział.
Musiała jednak przyznać, że ostatnio jej sąsiad pracuje
bardzo intensywnie. Codziennie był w hotelu i w fabryce,
a gdy tylko wracał do domu, telefonował albo siadał przy
komputerze. Ilekroć go widywała, był spięty i nieobec
ny myślami. Czuła się coraz bardziej winna, że oderwała
go od jego wygodnego życia i ściągnęła do Red Rose. Nie
w porządku wydało jej się też, że tylko Parker ponosi ca
łość kosztów i odpowiedzialność za ożywienie miasteczka,
którego nawet nie lubi. Zdecydowała, że nadszedł najwyż
szy czas, by pobudzić mieszkańców do działania.
Właśnie dlatego następnego ranka stanęła na środku
kawiarni i zaczęła łomotać łyżką w garnek, próbując zwró
cić na siebie uwagę gości.
scandalous
Pona & Irena
- Co ty wyprawiasz, Ellie? - spytała Sunny, krzywiąc się
na hałas.
- Chcę, żebyście mnie posłuchały. Musimy wreszcie po
ważnie porozmawiać.
- O czym?
-O mężczyznach...
Nagłe, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gwar
ucichł, a wszystkie oczy zwróciły się na nią w skupieniu.
Ellie roześmiałaby się, gdyby nie dowodziło to powagi sy
tuacji.
- A dokładniej o Parkerze - dokończyła.
- Dobre wieści? - chciała wiedzieć Delia. - Dostał od
powiedzi na zaproszenia, które rozesłał?
Ellie nie miała pojęcia. Nie widziała go od kilku dni
i podejrzewała, że to ze względu na brak postępów.
- Chodzi o to, że jeśli mamy zrobić pokaz możliwości
miasteczka, to powinnyśmy zacząć przygotowania.
- Ja tam jestem gotowa, jak nigdy w życiu - oznajmiła
niespodziewanie Lydia.
- Ja też - westchnęła Sunny. - A jak na razie, Par
ker jest jedynym sensownym mężczyzną w tym mieście
i zajmuje się tylko niektórymi - prychnęła, wymownie
patrząc na Ellie. - Panowie z brygady remontowe; się nie
liczą,
bo mówią tylko o powrocie do domu. A jeśli cho
dzi o Chestera Atchinsona, to za bardzo działa mi na
nerwy.
Ciekawe, pomyślała Ellie. Jeszcze nie słyszała, żeby jaki
kolwiek mężczyzna wytrącił Sunny z równowagi.
- Jak to?
scandalous
Pona & Irena
- Zignorował zaczepki Sunny - szepnęła Lydia teatral
nie. - A tego nie przepuści nikomu.
- Nie zamierzam o nim rozmawiać - burknęła Sunny.
- Lepiej pomówmy o Parkerze.
- Skoro on stara się sprowadzić tu mężczyzn, my po
winnyśmy zrobić coś, by ich zatrzymać - wyjaśniła. - To
nie jest w porządku, żeby o wszystkim musiał sam my
śleć. To nasze miasto i my jesteśmy za nie odpowiedzialne.
Więc... co takiego mamy, co pozwoli nam ściągnąć i za
trzymać tu mężczyzn?
W kawiarni zapadła nagła cisza, tylko Delia westchnęła
i poczerwieniała.
- Mamy.... ciała - odezwała się cicho.
- Owszem - przytaknęła Ellie. - Ale możemy założyć,
że już widzieli kobiece ciała, może nawet nagie. A przynaj
mniej większość z nich. Czy mamy coś, co nas odróżnia
od reszty świata?
- Świetnie gotujemy - oznajmiła Sunny.
- To prawda - zgodziła się Ellie. - Ale musimy pamię
tać, że to mężczyźni z dużych miast i tam mają możliwość
spróbowania przeróżnych kuchni.
- No to co mamy zrobić? - zmartwiła się Joyce Hives.
- Chyba więcej tego, co robiłyśmy do tej pory. Oprócz
podkreślania kobiecego charakteru miasteczka, powinny
śmy zorganizować coś, co spodoba się też mężczyznom.
Gdy odwiedzi nas kobieta, poczuje się jak w domu. Mamy
kolory, kwiaty, dobre jedzenie i świetne sklepy. Ale męż
czyzna? Potrzeba nam czegoś, co przemówi do jego upo
dobań - z zapałem mówiła Ellie.
scandalous
Pona & Irena
- Oprócz pięknych kobiet i dobrego jedzenia? - zasta
nowiła się Lydia. - A może powinnyśmy zapewnić im ja
kieś miejsce, gdzie mogliby się spotykać, omawiać swoje
męskie sprawy i grać w pokera?
- Ech, to taki stereotyp - zaprotestowała Evangelina
Purcell.
- Jasne, ale ja nie odmówię, gdy jakiś pojawi się wreszcie
na horyzoncie - oznajmiła Sunny. - Najlepiej bardzo umięś
niony, żeby nie wystraszył się kobiety solidnej budowy.
- Męskie rozrywki... - zamyśliła się Mercy Granahan,
która prowadziła butik. - A może sporty? Od lat nie mieli
śmy żadnej porządnej drużyny sportowej w Red Rose.
-Nie mamy tu tylu mężczyzn, żeby skompletować
skład. Każdy woli inny sport - wytknęła Rosellen.
- To skompletujmy kobiecą drużynę.
- Czy mężczyźni będą chcieli coś takiego oglądać?
- Przekonamy się - oznajmiła Mercy. - A nawet jeśli
nie, same się trochę zabawimy.
-Mercy ma rację - powiedziała zamyślona Ellie. -
Przez ostatnie lata zaniedbałyśmy pewne sprawy. Mamy
nawet boisko. Jestem pewna, że jeśli się postaramy, znaj
dziemy chętnych do gry.
- Mogłabym uszyć stroje - zaproponowała Cynthia Bar-
nette. - Takie z maleńkimi różyczkami na kieszonkach.
- W przerwie meczu mógłby grać zespół, a na koniec
można zrobić przyjęcie z grillem.
Kolejne panie zapalały się do pomysłu i podrzucały no
we sugestie. Ellie poczuła, że robi jej się ciepło na sercu.
Przyjazd Parkera naprawdę podziałał ożywczo.
scandalous
Pona & Irena
- Tu też mogłybyśmy wprowadzić pewne zmiany -
wtrąciła Lydia, lustrując kawiarnię. - Podoba mi się wy
strój, ale czy mężczyzna czułby się tu równie swobodnie?
Powinnyśmy otworzyć drugą salę, którą dawno zamknę
łam, wstawić tam parę męskich mebli i drobiazgów, zmie
nić kolorystykę i może dodać kominek albo piec? A stoliki
przystosować do gry w szachy i karty.
- Sama lubię szachy - przyznała Joyce.
- To wspaniale, bo nie zamierzam zamykać żadnej
z części, tylko poszerzyć działalność - wyjaśniła Lydia.
Gwar rósł, bo coraz więcej kobiet ośmielało się rzucać
kolejne pomysły. Ellie uśmiechnęła się i rozejrzała dookoła.
W drzwiach stał Parker. Nagle okazało się, że ma wilgotne
dłonie, sucho w ustach i brakuje jej tchu. Poczuła, że nie
jest w stanie rozmawiać z nim przy wszystkich, więc odło
żyła garnek i podbiegła do drzwi.
- Jesteś pewien, że chcesz wejść? Atmosfera jest gorąca,
bo panie zaczęły na dobre planować zmiany.
- Nie przyszedłem do nich, tylko do ciebie - odparł
z uśmiechem i zerknął na łyżkę, którą ściskała w dłoni. -
Zabierasz to ze sobą?
Gdy podążyła za jego spojrzeniem, uświadomiła sobie,
że wciąż nie odłożyła narzędzia, którym próbowała zwró
cić uwagę kobiet. Doszła jednak do wniosku, że jeśli wróci
do środka, żeby odłożyć ją na miejsce, przyjaciółki jej nie
wypuszczą.
- Chyba tak - westchnęła, wpychając ją w kieszeń far
tucha. - Musisz mnie wziąć z całym dobrodziejstwem in
wentarza - zażartowała.
scandalous
Pona & Irena
- Z wielką chęcią - oznajmił Parker bez wahania. - Je
dziemy do hotelu. Chester potrzebuje kobiecej opinii. Po
wiedział, że mam beznadziejny gust.
- Pewnie obawiał się, że ty wybierzesz coś szalenie neu
tralnego. Brązy, szarości i czerń.
- Pewnie tak bym zrobił. Jestem profesjonalistą i wśród
takich się obracam. Neutralne kolory zadowolą większość
ludzi. Ale to szczególny przypadek, a Chester zna się na
swojej robocie, więc nie nalegam - oznajmił ze wzrusze
niem ramion.
- To tak działasz? Sprowadzasz specjalistę i dajesz mu
wolną rękę?
- To zazwyczaj się sprawdza. Zatrudniasz najlepszych
w branży, więc otrzymujesz najlepszy produkt. Potrzeba
tylko planowania i zachowania pewnego porządku.
- Porządku? - powtórzyła.
- Owszem. Nie lubisz porządku i planowania? - spy
tał, obdarzając ją uważnym spojrzeniem bursztynowych
oczu.
- Nie o to chodzi - burknęła, starając się uciszyć mocno
bijące serce. - Te sformułowania mają niewiele wspólnego
z tym, co się dzieje w Red Rose. Może lepiej, że nie wszed
łeś do kawiarni, bo przeżyłbyś szok. Planowanie i porządek
to ostatnie, o czym marzą teraz panie.
- Nie mogę się doczekać, co wymyślą - zaśmiał się we
soło. - To musi być coś ciekawego.
Ellie opowiedziała mu o drużynie sportowej, kostiu
mach z wyszytymi różami, pikniku po meczu i planowa
nych zmianach w kawiarni.
scandalous
Pona & Irena
- O co chodzi? - spytała, widząc jego zachmurzone
spojrzenie. - Uważasz, że się nie uda?
- Nie, nie - zaprzeczył i położył jej dłoń na ramieniu.
- To świetne plany i wyczuwam w nich twoją rękę. Ale...
wiem, ile dla was znaczy kawiarnia. To wasz azyl i miejsce
spotkań. Nie zmieniajcie jej tylko po to, by przypodobać
się paru obcym mężczyznom.
- Nie martw się. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają
- spróbowała go pocieszyć.
Gdy słowa nie pomogły, wspięła się na palce i delikatnie
go pocałowała. Jednak odsunęła się kilka kroków, zanim
zdążył ją objąć i zażądać więcej.
- Nie jedziesz ze mną? - spytał zdziwiony.
-Mam jeszcze sporo pracy - skłamała, wiedząc, że
ucieka przed swymi uczuciami. - Powiedz Chesterowi, że
mam do ciebie pełne zaufanie. A jeśli chodzi o kawiarnię...
Parker, my potrzebujemy zmian - oznajmiła i cofnęła się
do wnętrza.
Oby tylko nie były zbyt gwałtowne, pomyślała. Nie by
ła jednak pewna, czy to możliwe przy takim mężczyźnie
jak Parker.
Cztery dni później, gdy Parker odwiedził „Red Rose Ca
fe", musiał przyznać, że panie dokonały cudu. Sala kawiar
ni w dalszym ciągu pełna była roślin, różowych dekoracji
i drewna w ciepłych kolorach, ale w głębi pomieszczenia po
jawiły się nowe elementy. Przede wszystkim zmieniła się ko
lorystyka wnętrza. W dalszej części sali królowały przydy
mione beże z oliwkowymi akcentami. Przy dużych stołach
scandalous
Pona & Irena
stały wygodne, szerokie fotele. Dostrzegł też kilka wysokich
stołków i stolików do gry w karty i szachy. Pod ścianą stanął
regał, na którym umieszczono czasopisma, książki i talie kart.
Mimo bardziej surowego, męskiego wystroju, wnętrze było
pełne ciepła i wręcz zapraszało, by się rozgościć.
- Jesteście niesamowite - westchnął w zachwycie. -
Przedtem było przytulnie, ale teraz... do diabła... Chciało-
by się tu wejść i zostać. Jak wam się to tak szybko udało?
- Jakbyś nie wiedział - jęknęła Sunny. - Gdy Ellie się
do czegoś bierze, lepiej, żeby wszystko szło jak w zegarku.
Strzeliła palcami, i proszę. Nie sądzę, żeby Chester wymy
ślił coś lepszego.
-Czegoś tu jednak brakuje, dziewczyno - oznajmił
Chester, który stał w drzwiach za Parkerem.
- Kogo nazywasz dziewczyną? - zaperzyła się Sunny.
- Nie jesteś tu jedyna.
- Mam pięćdziesiąt trzy lata - oznajmiła w przestrzeń,
udając, że nie słyszała jego odpowiedzi.
Chester uniósł brew i obrzucił ją aprobującym spojrze
niem. Przez chwilę Parker miał wrażenie, że Sunny się za
wstydzi.
- No, to czego tu brakuje, mądralo? - spytała po chwi
li milczenia.
- Te wszystkie fotele są wygodne, ale co jeśli facet ze
chce siedzieć bliżej swojej damy? - spytał z diabelskim
uśmieszkiem.
- Powinien zaprosić ją na swoje kolana - wypaliła Sun
ny. - Chyba że to jakiś cherlak i obawia się, że nie da rady
- oznajmiła, unosząc dumnie brodę.
scandalous
Pona & Irena
Nie sposób było ukryć, że Sunny jest solidnie zbudo
wana i niewielu mężczyzn w Red Rose podołałoby jej ga
barytom.
- Wtedy nie byłby prawdziwym mężczyzną, czyż nie? -
zaśmiał się rubasznie..- Przytulanki to wasze rozwiązanie?
Muszę to poważnie przemyśleć.
- Tak, pomyśl sobie, bo tylko tyle z tego będziesz miał
- prychnęła jak rozzłoszczona kotka.
Chester obdarzył Sunny promiennym uśmiechem i wy
szedł z kawiarni.
- Ale mu powiedziałam - skomentowała, nie odrywa
jąc wzroku od drzwi. - Miał czelność krytykować nasz po
mysł. Pewnie myślał, że ja to urządziłam i dlatego tak się
czepiał A to Ellie należy się cała chwała.
- Może Chester miał rację - westchnęła Ellie. - Zapro
jektowałyśmy tę salę dla mężczyzn, ale ja przecież nie mam
pojęcia, co im się może podobać.
- Chester to osioł - oznajmił Parker. - Chciał tylko po-
droczyć się z Sunny. Chodź, Ellie, idziemy. Zamierzam
znów porwać Ellie - powiedział do wpatrzonych w nie
go kobiet.
- Ostatnio coraz częściej to ci się zdarza - skomento
wała Lydia.
- Racja - przyznał, nie zamierzając doszukiwać się dru
giego dna w jej słowach. - Pewnie dlatego, że obarczyłyście
ją zadaniem sprowadzenia mnie do Red Rose i dopilno
wania, żebym wam pomógł. Teraz musi wszędzie ze mną
chodzić.
Ellie otworzyła usta, żeby zaprotestować, a Parker z tru-
scandalous
Pona & Irena
dem opanował chęć uciszenia jej pocałunkiem. Potrząsnął
tylko głową i popatrzył na nią, marszcząc brwi.
- Daj spokój - powiedział do dziewczyny. - Napraw
dę muszę ci coś ważnego pokazać - oznajmił i pociągnął
ją za rękę.
Zanim drzwi kawiarni się zamknęły, dobiegł ich protest
Sunny, która odgrażała się, że zaraz znajdzie Chestera i so
bie z nim porozmawia. Ellie ledwie nadążała za Parkerem.
- Coraz częściej zdarzają się nam te nagłe wyjścia -
mruknęła, ściągając fartuszek i rzucając go na barierkę
przed kawiarnią.
- Nie jesteś ciekawa, co chcę ci pokazać?
- Co to takiego?
- Nie powiem. To niespodzianka.
- Dobra niespodzianka? - spytała, patrząc na ich sple
cione dłonie.
Parker tylko się roześmiał i pomógł jej wsiąść do samo
chodu. Przez chwilę nic nie mówili. Ellie wyglądała przez
okno. Nagle zesztywniała.
- Myślałam, że jedziemy do fabryki albo hotelu - zaczę
ła stłumionym głosem.
- To, co chcę ci pokazać, jest tutaj - oznajmił, skręcając
w stronę swego domu. - Odpręż się, Ellie - poprosił, widząc
jej przerażoną minę. - To, że obywam się bez kobiety od...
dawna, nie znaczy, że się na ciebie rzucę, gdy tylko zostanie
my sami. Zresztą wcale nie zabieram cię do domu.
- A dokąd?
Parker bez słowa zgasił silnik, obszedł wóz i podał jej
rękę. Poprowadził ją na tyły domu, do ogrodu.
scandalous
Pona & Irena
- Stopnie mogą być zdradliwe, więc może zdejmiesz bu
ty? - zaproponował, wskazując domek na drzewie.
- Chciałeś pokazać mi ten domek? Parker, on musi być
pełen gniazd ptaków i wiewiórek i...
- Nie. Został zbudowany niczym forteca i był dobrze
zamknięty. Zresztą zajrzałem już do środka i trochę po
sprzątałem. Wskakuj.
Ellie nie wahała się dłużej. Zrzuciła buty i weszła na
pierwszy ze stopni okalających solidny pień drzewa. Jej
głowa znalazła się na wysokości oczu Parkera. Kolejny
krok wzwyż spowodował, że ukazały mu się jej kształtne
ramiona. Po czwartym stopniu Parker mógł podziwiać jej
krągłości. Nagle poczuł, że oblewa go fala żaru. Z trudem
przełknął ślinę i zamknął oczy. Kiedy znów odważył się
unieść wzrok, dostrzegł już tylko jej łydki i kostki znikają
ce w wejściu. Szybko wspiął się za nią do swego młodzień
czego azylu, który wybudował mu cieśla na polecenie ojca,
kiedy Parker skończył trzynaście lat i wkroczył w trudny
wiek dojrzewania.
- Parker... tu jest... och... - Ellie nie mogła znaleźć
słów. - Nic się nie zmieniło.
- Wiem. Czy to nie cudowne? Osiadło tylko trochę ku
rzu. Pamiętasz, jak się nie mogłem doczekać, żeby się tu
zadomowić, a ty nalegałaś, żeby mi pomóc?
- Strasznie się rządziłam, prawda? - spytała, zerkając
z ukosa..
- To było urocze.
- Nieprawda. Zawsze chciałam podejmować decyzje, co
do wystroju twojego domku, byłam namolna.
scandalous
Pona & Irena
- Raczej entuzjastyczna. A ja... cóż, byłem typowym
nastolatkiem - oznajmił, wzruszając ramionami.
- Nigdy nie byłeś typowy - roześmiała się. - A ja by
łam łobuzicą i prześladowałam cię. Wcale ci się to nie po
dobało.
- Wtedy trochę mnie przerażało. Byłaś taka energiczna
i apodyktyczna, mimo że taka mała i krucha.
Ellie nie chciała na niego patrzeć, gdy mówił takie rze
czy. Zerknęła w bok i na ścianie zauważyła jaśniejszą pla
mę po plakacie.
- Wybacz, że niszczyłam twoją twierdzę. Inni chłop
cy nie chcieli cię odwiedzać, bo stale tu przesiadywałam
- przypomniała sobie z poczuciem winy.
Wyglądała tak rozkosznie, siedząc po turecku, z zawsty
dzoną miną, że Parker nie mógł się oprzeć i ją pocałował.
Nie pozwolił sobie na nic więcej niż przelotne muśnięcie
warg, ale ten krótki dotyk poruszył go do głębi.
- Sprawiłaś, że czułem się tu wspaniale, a skoro inni te
go nie widzieli, do diabła z nimi - szepnął.
- Sam też tego nie dostrzegałeś - wyznała z nieszczęś
liwą miną.
- Ale teraz to widzę. Zresztą wtedy też to czułem. Ro
zejrzyj się, Ellie. Kto przyniósł te wszystkie poduszki? Kto
powiedział, że potrzebuję drewnianej skrzyni na swoje
skarby? Kto położył te chodniczki i porozwieszał plakaty?
Przecież nie ja.
- Dywaniki są w zbyt jaskrawych kolorach. Ty miałeś
lepszy gust,
- Nie. Nawet nie wiedziałem, czego chcę i potrzebuję.
scandalous
Pona & Irena
Wiedziałem, że chcę mieć kryjówkę, ale tak naprawdę po
trzebowałem domu. A ty urządziłaś mi tu dom, Ellie. Po
patrz sama - powiedział, wyjął latarkę z kieszeni i oświet
lił domek.
Na niskim stoliku stała latarnia, talerze i zakurzone pu
dełko z grami. Obok, na skrzyni ze skarbami, leżał koc,
gdyby Parker miał ochotę tu się przespać. Na ziemi stał
teleskop do oglądania gwiazd. Wszystko to były pomysły
małej Ellie.
Gdy snop światła wydobywał kolejne szczegóły, Par
ker zerknął na dziewczynę. Patrzyła na to wszystko roz
szerzonymi oczami. Przesunęła językiem po wargach. Jej
usta były miękkie, różowe i lekko rozchylone. Parker wal
czył z chęcią porwania jej w ramiona i skorzystania z koca,
który kiedyś tu przynieśli. Ich oczy się spotkały. Parker po
czuł zapach jej perfum. Oddech Ellie przyspieszył. Umknę
ła spojrzeniem w bok.
- Zatrzymałeś to? - zawołała zdumiona, gdy jej wzrok
napotkał stary plakat z Michaelem Boltonem.
- Koledzy dokuczali mi z tego powodu - przypomniał
sobie z uśmiechem.
- To żenujące - jęknęła. - Ty chciałeś twierdzy dla twar-
dzieli, a ja ozdabiałam go dziewczęcymi marzeniami.
- Jeśli mam być szczery, wtedy bawiło mnie, że się
w nim zadurzyłaś.
-Parker...
Przysunął się bliżej i delikatnie ją objął.
- Nie wstydź się, Ellie. Byłaś takim słodkim i miłym
dzieciakiem.
scandalous
Pona & Irena
Poczuł, że zesztywniała w jego ramionach. Wiedział
dlaczego. Nie chciała, żeby jej dotykał. Sam obiecał, że wię
cej tego nie zrobi. Natychmiast się cofnął. Ellie zajrzała mu
w oczy i potrząsnęła głową.
- Wiem, że byłam zarazą, nawet jeśli teraz inaczej to wi
dzisz. I muszę ci się przyznać do kłamstwa. Podkochiwa-
łam się wtedy w tobie.
- Wiem.
Ellie aż się zachłysnęła. W jej szarych oczach rozpali
ły się iskierki paniki. Wyglądała tak, jakby miała ochotę
uciec.
- Wiesz? Już wtedy wiedziałeś?
- W porządku, Ellie. Nie wiedziałem, dopóki nie pod
rosłaś. Gdy się dowiedziałem, miałaś chyba siedemnaście
lat. Musiałaś się kiedyś zwierzyć Mitzi, a ona wypaplała
mi twój sekret. Byłem wtedy wściekły i nawet na nią na-
wrzeszczałem.
- Musiałeś być zdegustowany.
- Cóż, nie powinna była mówić o czymś, co ty wolałaś
zachować w sekrecie.
- Nie o to chodzi, Parker. Musiałeś być oburzony, że
udaję twoją przyjaciółkę, durząc się w tobie.
- Byłaś moją przyjaciółką, Ellie, jeśli mam być szcze
ry, pochlebiało mi twoje zainteresowanie. Trochę się wy
straszyłem, ale wiedziałem, że nie należysz do dziewczyn,
z którymi można żartować w tych sprawach. Zresztą oboje
wiedzieliśmy, że nie byłbym dla ciebie dobry.
Ellie spontanicznie pogładziła jego policzek i złożyła
na nim czuły pocałunek. Ledwie poczuł ulotny zapach jej
scandalous
Pona & Irena
perfum, gdy się odsunęła. Żałował, że ta chwila nie może
trwać wiecznie. Wystarczyłoby mu patrzeć w jej piękne,
szare oczy i oddychać tym samym powietrzem. Po chwili
Ellie znów zerknęła na plakat.
- Powinniśmy go wyrzucić.
- Nie, zostaw. To fragment naszej historii. Przyprowa
dziłem cię tu po to, żeby pokazać, że już w młodości po
trafiłaś odmienić mój świat. A to, co robisz w Red Rose,
jest... fenomenalne. Nie pozwól, by ktoś taki jak Chester
wmówił ci, że jest inaczej. On jest po prostu sfrustrowa
ny, bo ma ochotę na Sunny, a wie, że nie będzie mógł po
tem tak po prostu odejść. Dlatego się wścieka i wyładowu
je złość na innych - powiedział, a widząc, że Ellie mruga
zaskoczona, uśmiechnął się rozbrajająco. - Mężczyznom
to czasem się zdarza.
- Wiem, ale przecież w kawiarni działałam na ślepo.
Nawet nie poprosiłam cię o radę.
- Wcale nie była ci potrzebna. Masz instynkt, Ellie. Ro
zejrzyj się wokół. Już jako dziecko wykonałaś tu kawał do
brej roboty. Byłaś młodsza ode mnie, a miałaś w sobie ty
le ognia i marzeń. Pokazałaś mi rzeczy, których bez ciebie
nigdy bym nie odkrył. Nadałaś mojej kryjówce charakter
i wniosłaś radość w moje życie. Mam nadzieję, że kiedyś
znajdziesz mężczyznę, który to wszystko doceni.
- Wiesz, że nie szukam męża - odparła i pokręciła gło
wą tak energicznie, że jej ciemne loki zatańczyły.
- A kto mówi o mężu? Powinnaś mieć kogoś, kto będzie
cię podziwiał i pokaże ci...
- Co mi pokaże? - spytała bez tchu.
scandalous
Pona & Irena
- Pokaże ci, jaka jesteś piękna i godna pożądania - wy
szeptał, przysunął się bliżej, ujął jej twarz w dłonie i poca
łował.
Ellie dotknęła jego rąk, lecz kiedy na chwilę przerwał
pocałunek dla złapania tchu, przesunęła je na jego pierś,
chwyciła za koszulę i gwałtownie przyciągnęła do siebie.
Pachniała różami i smakowała cynamonem. Jeszcze ni
gdy, z żadną kobietą, nie czuł tego, co w czasie pocałun
ku z Ellie. Uświadomił sobie, że ona nie jest taka jak inne.
Pragnął jej do szaleństwa, lecz czuł, że nie powinien wy
korzystywać jej obecnego nastroju. Klnąc w myślach swoją
szlachetność, przerwał pocałunek.
- Lepiej, żeby nasz plan zadziałał, Ellie - powiedział
szorstko. - Lepiej, żeby to cholerne miasto stało się takie,
jak sobie życzysz, bo kiedy wyjadę, już nigdy tu nie wrócę.
Nie będę mógł, rozumiesz?
- Tak - przyznała niemal ze szlochem.
Więc znów ją pocałował, lecz tym razem bardzo deli
katnie i czule.
- Kiedyś dałaś mi coś cennego - powiedział cicho. - Te
raz zamierzam ci się odwdzięczyć - oznajmił, wziął ją za
rękę i wyprowadził z domku na drzewie, przyrzekając so
bie w myślach, że już nigdy więcej tu nie wróci.
scandalous
Pona & Irena
ROZDZIAŁ ÓSMY
Parker musiał przyznać, że zrobił, co było w jego mocy.
Powiadomił swych przyjaciół z całego kraju i od niektó
rych dostał nawet odpowiedź. Jedni od razu odmówili, in
ni zgodzili się, bo byli mu coś winni. Jednak żaden z nich
nie przejawiał chęci do założenia firmy w Red Rose. Nie
mógł ich za to winić. Tu nie było szansy na sukces, a przy
najmniej nie na wielką skalę.
- Do diabła, Monroe, nie jest dobrze - powiedział na
głos, rzucając listę kandydatów na biurko. - Musisz się bar
dziej postarać. Spójrz na to oczami Ellie. To miasto to coś
więcej niż miejsca pracy. Kto mógłby się tu dobrze czuć?
Mężczyźni, którzy stawiali na rodzinną atmosferę, lu
bili dobre jedzenie, wygodę i szukali żony. Ci, którzy za
czynają od czegoś małego, żeby ciężką pracą zasłużyć na
sukces w życiu.
Próbował ich znaleźć, ale mu się nie powiodło. Mo
że któryś z panów z jego listy dopasuje się do tego opi
su, a może nie. Nie został mu już nikt więcej. Nikt, oprócz
tych, którzy nie lubili małych miasteczek i świętego spo
koju. Oprócz niespokojnych duchów, którzy nie zamierza-
scandalous
Pona & Irena
li się wiązać. Ellie nie podziękowałaby mu za ich sprowa
dzenie do Red Rose.
Jednak z doświadczenia wiedział, że jeśli zawodzą rze
czy oczywiste, trzeba próbować czegoś niezwykłego. Na
leży rozważyć sprawy z innego punktu widzenia, nagiąć
świat do swojej woli, wzniecić rewolucję... Czasem to po
magało, a czasem trzeba się było pogodzić z porażką.
Było jeszcze paru mężczyzn, do których mógł się zwró
cić. Tym razem nie będzie rozsyłał uprzejmych zaproszeń.
Postawi wszystko na jedną kartę. Mogło się zrobić nieprzy
jemnie, ale zdecydował, że musi podjąć ryzyko.
Przypomniała mu się zachwycona mina Ellie sprzed lat,
gdy pozwolił jej w końcu urządzić swoją kryjówkę. Wtedy
też wiedział, że ryzykuje przed kolegami, a jednak mu się
opłaciło.
- Zatem pora na coś szalonego i ryzykownego - oznaj
mił na głos, podjąwszy decyzję.
Sięgnął po notes i telefon. Zamierzał sprowadzić paru nie
grzecznych chłopców, żeby ożywili nieco senne Red Rose.
W miarę upływu dni atmosfera w miasteczku staje się
coraz gorętsza, pomyślała Ellie. Parker jak szalony poga
niał Chestera i brygadę remontową. Jednak gdy pytała go,
ilu i jakich gości się spodziewa, zręcznie unikał konkretnej
odpowiedzi.
W dodatku wyglądał na zmęczonego. Nie miał ochoty
się z nią przekomarzać ani jej całować. Wprawdzie oboje
wiedzieli, że nie są sobie przeznaczeni, a ich drogi już daw
no się rozeszły, ale to nie poprawiało nastroju Ellie. Wie-
scandalous
Pona & Irena
działa, że Parker bardzo się stara postępować szlachetnie
i powinna mu być wdzięczna, ale czuła, że jest na skraju
załamania nerwowego.
Zresztą wszystkie panie w miasteczku tak się zachowu
ją, przyznała w myślach. Sprzątały, szyły i gotowały jak sza
lone. Miasto jeszcze nigdy nie było tak czyste i zadbane.
Sunny nawet znalazła wysoką drabinę i wypolerowała swo
ją mleczarkę. Jej mamucie, lśniące kształty odbijały świat
ło i jeszcze bardziej przyciągały wzrok. Mam nadzieję, że
potencjalni inwestorzy, wjeżdżający do miasteczka, zoba
czywszy to cudo, nie porozbijają samochodów, pomyśla
ła Ellie.
- Do diabła, ależ tu uroczo! - huknęła Sunny, gdy przy
szła na swą poranną kawę do „Red Rose Cafe". - Podobają
mi się te ulotki, które przyjechały z drukarni.
- Panie bardzo ćwiczyły przed meczem, a Cynthia Bar-
nette napracowała się przy kostiumach. W dodatku Lydia
zaplanowała wielki piknik po meczu w nowym centrum
kultury. Szkoda byłoby, żeby ktokolwiek przegapił te atrak
cje, więc przygotowałyśmy ulotki z mapką. A po drugiej
stronie, tak na wszelki wypadek, wymieniłyśmy wszystkie
atrakcje i sklepy Red Rose. Ten festyn to nasza wielka szan
sa i próba - oznajmiła Ellie poważnie.
- Myślisz, że ściągnie wielu mężczyzn?
Ellie westchnęła. Parker uprzedzał, że choć dostał mnó
stwo odpowiedzi, nie powinna oczekiwać cudu. Czuła, że
wiele z nich było odmownych.
- Parker obiecał, że w mieście pojawi się przyzwoita
liczba gości - odparła.
scandalous
Pona & Irena
Mimo niejasnej odpowiedzi, nie chciała go już dłużej
wypytywać. Znów miał to dziwne spojrzenie, które pa
miętała z dzieciństwa. Pojawiało się, ilekroć Mick Monroe
sprowadzał „nową znajomą", a matka Parkera traciła zmy
sły ze zmartwienia. Przypomniała sobie, jak Parker pokłó
cił się o to z ojcem. Mick nie zawstydził się, tylko roześmiał
i oznajmił, że podoba mu się ognisty temperament syna,
który przypomina mu własne lata młodości. Parker znikł
wtedy w domku na drzewie na kilka ładnych dni. Wiedzia
ła, co chłopak musiał czuć, bo często sama była bezradna,
gdy jej rodzice mieli problemy.
Znów czuła się podobnie. Nie mogła zrobić dla Red Rose
nic więcej. Parker również. Mimo wszelkich starań wie
dzieli, że sytuacja miasteczka nie jest dobra.
- Ellie?
- Czego? - warknęła i zobaczyła, że szeroko otwarte
oczy Delii wypełniają się łzami.
-Wybacz - szybko przeprosiła. - Jestem strasznie
spięta.
- Ja też - przyznała Delia.
- Pracowałyśmy tak ciężko, a jednak to wciąż małe, sen
ne miasteczko. Co będzie, jeśli mężczyźni z miasta nas wy
śmieją?
- Złamię kilka rąk i nosów - zagroziła Sunny.
W kawiarni zrobił się gwar, a słowo „mężczyźni" po
jawiało się również w niesympatycznych, kontekstach.
W końcu to oni właśnie stanowili problem miasteczka.
Nagle drzwi się otworzyły i do kawiarni wszedł niemal
siedemdziesięcioletni Albert Stiles.
scandalous
Pona & Irena
- Macie gorącą kawę?
- Tak gorącą, że poparzy ci łysinę, jeśli wyleję ci ją na
głowę - burknęła Lydia.
- Nie widzisz, że jesteśmy zajęte, Albercie? - spytała
niechętnie Joyce Hives. - Zaniedbujemy własne sklepy, że
by zdążyć na wielkie otwarcie. Nie mamy czasu podawać
ci kawy! Wróć później!
Albert z nieszczęśliwą miną wyszedł chyłkiem z kawiar
ni, a panie popatrzyły na siebie zdziwione.
- O matko - westchnęła Joyce. - To nie było zbyt miłe.
- Wiem. A ja zagroziłam, że wyleję mu kawę na gło
wę - jęknęła Lydia. - Biedaczysko. W dodatku jest zawsze
miły.
- Spójrzcie tylko - powiedziała cicho Joyce. - Nerwy
mamy napięte jak postronki i warczymy na niewinnych,
którzy byli wierni miastu przez tyle lat. Co się z nami dzie
je? - spytała, a wszystkie oczy zwróciły się na Ellie.
- Za duży stres - odparła bez uśmiechu. - Nie wyniknie
z tego nic dobrego.
- Właśnie. Panowie przyjadą do miasta i zastaną bandę
wściekłych bab - przepowiedziała Sunny.
- To niedopuszczalne. - Lydia pokręciła głową z nie
smakiem.
- Powinnyśmy się trochę odprężyć - zaproponowała
Delia.
- Dobrze, tylko jak? - westchnęła płaczliwie Joyce.
- Znam tylko jeden niezawodny sposób - oznajmiła
Sunny, wstając
- O, tak - zgodziła się Lydia i zaczęła zamykać kawiar-
scandalous
Pona & Irena
nię. - Zakupy, złotko— wyjaśniła, widząc zaskoczone spoj
rzenie Joyce. - Duże zakupy. Ciuchy, perfumy i oczywi
ście... buty.
Na wszystkich twarzach zagościły błogie uśmiechy. El-
lie nie miała pojęcia, czy to wpływ fabryki obuwniczej, ale
kobiety Red Rose uwielbiały buty.
- Zbierajcie się, moje drogie - zarządziła Lydia. - Je
dziemy do najbliższego centrum handlowego. Będziemy
szaleć na zakupach, aż zapomnimy o wszystkich naszych
problemach. A jutro będziemy szykowały się na miejscu do
przyjazdu tłumów mężczyzn. Incydent z Albertem uświa
domił mi, że musimy pomyśleć, jak chcemy ich przyjąć.
Przez te wszystkie lata, kiedy obywałyśmy się bez nich,
stałyśmy się bardzo zdecydowanej samodzielne. Powin
nyśmy uważać, by nie potraktować ich tak, jak biednego
Alberta. Musimy pomyśleć, a mnie pójdzie zdecydowanie
lepiej, gdy pozakładam na siebie wszystkie nowe rzeczy,
które zaraz kupię.
- Jedźmy. Znajdę tylko Jaroda Rodgersa i namówię go,
żeby pożyczył nam szkolny autobus. Zabieracie się ze mną,
dziewczynki?
Ellie uśmiechnęła się pod nosem. Blask bijący od jej
przyjaciółek oświetliłby niewielkie miasteczko. Zakupy, to
nie był zły pomysł, jednak ona wolała odpocząć w spokoju.
Potrząsnęła odmownie głową.
- Jedźcie beze mnie. Ja nigdy nie byłam fanką zaku
pów. Medytacja wywiera na mnie taki sam wpływ, jaki
na was zakupy.
- A jednak ma pewne braki - oznajmiła Sunny, mar-
scandalous
Pona & Irena
szcząc zabawnie nos. - Przywiozę ci coś uroczego i sek
sownego.
- Dziękuję, ale nie trzeba - odparła Ellie, mając wraże
nie, że jest jedyną kobietą w miasteczku, która nie szykuje
się do najazdu mężczyzn.
- Nie wyglądasz na martwą - powiedziała Sunny, przy
glądając się jej w zadumie.- A skoro jesteś żywai jesteś ko
bietą, to owszem, trzeba. Włożysz to, co ci przywiozę i zo
baczysz, że poczujesz się lepiej, wiedząc, że pod dżinsami
masz seksowną bieliznę!
Po piętnastu minutach kawiarnia opustoszała, a Ellie
została sama na ulicy w obłoku kurzu.
- Gdzieś się pali? - spytał Parker, patrząc w ślad za nik
nącym szybko autobusem.
- Gorzej. Bardzo pilna wyprawa do centrum handlowe
go - odparła Ellie.
- A ty nie pojechałaś?
- Nie robię zakupów dla zabawy - twardo oznajmiła.
- Nie? A co robisz dla zabawy?
- Pracuję... - wykrztusiła, uświadamiając sobie nagle,
że została sam na sam z Parkerem.
- Pracujesz dla zabawy?
Nic dziwnego, że nie uwierzył, skoro skłamałam, pomy
ślała. W jego obecności Ellie miała problemy ze skupie
niem uwagi. Ale skoro to powiedziała, zamierzała brnąć
dalej.
- Oczywiście - przytaknęła, odrzucając włosy i wysu
wając wojowniczo podbródek. - Jestem pewna, że zaraz
znajdę sobie coś ciekawego do roboty, zanim zjawią się ci
scandalous
Pona & Irena
wszyscy goście i lekkomyślne zmarnujemy czas, jaki nam
jeszcze został.
- Jasne. Wciąż jest jeszcze sporo do zrobienia - zgodził
się, mnąc w dłoni kawałek papieru.
- A ty co zamierzasz?
- Jeszcze raz sprawdzę, czy w hotelu i domu kultury
wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
- Chętnie ci pomogę.
-Nie musisz.
- Ale bardzo chcę. Od czego zaczynamy?
- Od domu kultury. Chester wciąż jeszcze poprawia coś
w hotelu.
W milczeniu podjechali pod stary ceglany budynek.
Jednak teraz wyglądał inaczej. Był czysty, świeży i lśnił no
wością. Duża tablica głosiła, że jest to Centrum Kultury
w Red Rose. Dookoła budynku posadzono kwiaty, krzewy
i drzewka. Ścieżki wysypano jasnym żwirem i ustawiono
przy nich urocze ławeczki.
- Kto by pomyślał, że stara fabryka może się aż tak
zmienić? - powiedziała w zachwycie. - Jesteś pewien, że
chcesz ją przekazać miastu?
- Oczywiście. Była z wami w gorszych czasach, niech
wam teraz posłuży do odmiany losu.
- Naprawdę uważasz, że to możliwe?
- Nie wiem, Ellie. Ale mam nadzieję, że tak się stanie.
Koniecznie do mnie napisz, czy wam się udało.
Serce Ellie zamarło na przypomnienie o jego rychłym
wyjeździe. Wiedziała, że to nieuniknione, ale czuła, że nie
będzie jej łatwo się z tym pogodzić.
scandalous
Pona & Irena
- Zrobię to - obiecała i ruszyła za nim w stronę budynku.
Niekształtna ceglana bryła zyskała teraz drewniane ob
ramowania i ganki. Przed wejściem zawisł portret Micka
Monroego. Parker nie życzył sobie tego, ale w końcu mu
siał ulec namowom mieszkańców, którzy twierdzili, że był
on ważną częścią historii miasteczka.
Ellie była zachwycona przemianą budynku, ale nie mog
ła pozbyć się uczucia, że Parker także niedługo będzie na
leżał jedynie do historii.
Gdy dotarli do hotelu, otrząsnęła się z ponurych my
śli. Tu zmiany były jeszcze bardziej widoczne. Przez pa
rę chwil w ogóle nie mogła wydobyć z siebie głosu. Nowa,
elegancka tablica głosiła, że jest to teraz „Niebiański Hotel
Red Rose".
- Chester przeszedł samego siebie - westchnęła, podzi
wiając dzieło rąk zdolnego architekta.
Budynek nadal był różowy, ale wulgarność koloru zo
stała złagodzona kremowo-złotymi dodatkami. Nowy ga
nek zbudowano w greckim stylu, dodając kolumny i po
sągi. Płyta parkingu znikła, a na jej miejsce pojawiła się
soczysta trawa, poprzecinana krętymi ścieżkami, przy któ
rych ustawiono więcej posągów i niewielkich fontann. No
wy, mniejszy parking, wyłożony kolorową kostką, znalazł
się na tyłach budynku. Hotel stał się bardziej elegancki,
jednak posągi nagich greckich boginek delikatnie nawią
zywały do jego frywolnej przeszłości.
Ellie podążyła za Parkerem do przestronnego holu i uj
rzała przytulne wnętrze utrzymane w kremowej tonacji,
gdzie w niewielkich, przytulnych niszach stały wygodne
scandalous
Pona & Irena
kanapy. Każda nisza ozdobiona była zdjęciami dawnego
hotelu i eksponatami z jego przeszłości. To, co wcześniej
sprawiało wrażenie tandety, teraz było pełne elegancji.
- On jest prawdziwym czarodziejem - westchnęła Ellie.
- Ciekawe, co mógłby zdziałać u mnie w domu.
- Uważaj, by nie zostać z nim sam na sam - ostrzegł ją
Parker. - Odwalił tu kawał dobrej roboty. Po części dlate
go, że jest wspaniałym fachowcem, ale też i dlatego, że tak
jak mój ojciec, hołduje cielesnym przyjemnościom. Czer
pał z tego wielką radość, bo mógł przemienić fantazje Mi
cka w swoje własne. Odradzam ci jego towarzystwo.
- Nie wydaje mi się, żebym była w jego typie - szepnę
ła speszona.
- Ellie, wystarczy, że będziesz sobą, a będziesz w typie
każdego mężczyzny - wyznał gorączkowo. - Dajmy temu
spokój, zanim zrobię coś szalonego - westchnął, wyciągnął
dłoń w jej stronę i rozmyślił się w pół gestu.
Ramię w ramię ruszyli do pierwszego pokoju. Ellie nie
cierpliwie pchnęła drzwi i zajrzała do środka.
- Och Parker - westchnęła, rozglądając się dookoła.
Pokój był prawie biały, ale ożywiały go dodatki, utrzy
mane w kolorze złota i purpury. Na ścianach wisiały obra
zy przedstawiające mitologicznych kochanków. Perseusz
i Andromeda, Amor i Psyche. Były pełne smaku, niewin
ne, a jednak potrafiły pobudzić wyobraźnię. W niemal
dziewiczym wnętrzu wydawały się bardziej wymowne niż
te, które miał Mick Monroe. Ellie westchnęła. Pokój spra
wiał wrażenie takiego, w którym można się było zamknąć
z ukochanym na tydzień i nie nudzić się ani chwili.
scandalous
Pona & Irena
- Jest cudowny! - zawołała i zawirowała jak w tańcu,
wpadając wprost w ramiona Parkera.
Perker aż jęknął, widząc jej roześmianą twarz tuż przy
swojej.
- Później o tym porozmawiamy - mruknął i zamknął ją
w uścisku swych ramion.
Dotyk Parkera wzniecał w niej ogień. Jego bursztyno
we oczy hipnotyzowały, a zapach oszałamiał. Ellie wspię
ła się na palce i pocałowała go. Spleceni w uścisku, osunęli
się na łóżko.
- Ellie, każ mi przestać - wyszeptał w udręce.
- Parker... chcę więcej.
- Jeśli mnie nie powstrzymasz, nie zapanuję nad sobą.
Posunę się za daleko. Wiesz, jaki jestem. Łakomy i bez
względny, gdy chodzi o kobiety. Nie można mi ufać. Wy
korzystam cię i porzucę. Nie pozwól mi na to - szepnął
i znalazł dość siły, by przerwać pocałunek.
Ellie jęknęła rozczarowana. Całe życie pragnęła Parkera,
a on zawsze starał się trzymać od niej z daleka. Teraz był
tak blisko i mówił, że jej pragnie. Musiała sprawdzić, jak to
jest w jego ramionach, bo inaczej będzie żałowała do końca
życia. Z trudem zmusiła się do uśmiechu.
- Nikt mnie tak jeszcze nie pragnął. Do tej pory ja też
nikogo nie pragnęłam. Tyle rzeczy mnie w życiu ominęło,
Parker. Chcę wiedzieć, jak to jest być z prawdziwym męż
czyzną. Nie lubię przelotnych flirtów, ale z tobą jestem go
towa zaryzykować.
- Nie chcę cię zranić - szepnął z udręką, kryjąc twarz
w jej włosach.
scandalous
Pona & Irena
- Nigdy dotąd tego nie uczyniłeś. Teraz nie jestem już
naiwną dziewczynką i świadomie godzę się z ryzykiem -
oznajmiła, wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła jego
usta do swoich.
Zatopili się w gorącym pocałunku i z powrotem osunę
li na łóżko. Dłonie Parkera zbłądziły pod jej bluzkę i od
nalazły piersi. Jęknęła, czując intensywną pieszczotę. Gdy
cofnął dłonie, prawie zaszlochała z rozpaczy. Jednak Par
ker zmarnował tylko chwilę na rozpięcie guzików jej bluzki
i natychmiast powrócił do pieszczot. Jego gorące usta wy
nagrodziły jej chwilę cierpienia.
- Ellie - westchnął w zachwycie, podziwiając kremową
karnację jej nagiej skóry. - Jesteś taka cudowna - wyszep
tał, pieszcząc dłońmi jej piersi.
Wygięła się w łuk i miała ochotę krzyczeć z rozkoszy.
Nagle w ich intymność wdarło się trzaśniecie drzwiczek
samochodu. Ellie zastygła bez ruchu. Parker poderwał gło
wę i zacisnął zęby.
- Do diabła - zaklął i natychmiast się opanował. Do
brze, że nie posunął się za daleko.
Kilkoma sprawnymi ruchami poprawił jej wymiętą
bluzkę i pozapinał guziki. Delikatnie ucałował jej wargi
i uniósł podbródek.
- Ellie, tak będzie lepiej - wyszeptał. - Do diabła, nie
patrz tak na mnie. Wiesz, że cię pragnę do szaleństwa. Ale
nie mógłbym postąpić z tobą tak, jak to czynił z kobietami
mój ojciec. Rozumiesz?
Zagryzła wargi, żeby się nie rozpłakać i posłusznie po
kiwała głową. Rozumiała. Pożądał jej, ale nie zamierzał się
scandalous
Pona & Irena
poddać temu uczuciu. Prosił, by pomogła mu zwalczyć to,
co się między nimi zaczęło. Ellie nie chciała, by cierpiał.
- Rozumiem - szepnęła.
- To dobrze - odetchnął z ulgą. - Chodźmy zobaczyć,
kto nas uratował.
scandalous
Pona & Irena
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Ciekawe, kogo diabli nadali, pomyślał Parker. Pewnie
Chester wrócił coś sprawdzić. Jednak dekorator był ostat
nią osobą, która teraz powinna oglądać Ellie.
- Poczekaj tu na mnie, a ja sprawdzę, kto przyjechał -
poprosił.
Ellie skinęła głową, więc uspokojony Parker wyszedł
przed hotel. Gdy zobaczył gościa, zamarł ze zdumie
nia. Z eleganckiego, czarnego mercedesa wysiadał Grif-
fin O'Dell. Jego przyjazdu Parker najmniej się spodziewał.
Griffin wprost uwielbiał wielkomiejski gwar, był szalenie
zajęty dobrze prosperującą firmą i, na dodatek, uwikłany
w brzydką sprawę rozwodową, połączoną z walką o prawa
rodzicielskie. Ostatnie, czego mu było trzeba, to narzeczo
na z Red Rose.
- Griff, a co ty tu robisz? - zapytał, wyciągając dłoń na
powitanie.
- Sam nie wiem. Zadzwoniłeś, więc jestem - odparł,
potrząsając głową.
Parker się zamyślił. Kontakt z Griflinem stanowił ostat
nią deskę ratunku. Nie spodziewał się nawet odpowiedzi,
scandalous
Pona & Irena
a co dopiero odwiedzin przyjaciela. Jeśli on zdecydował się
na przyjazd, to każdy może się zjawić.
- Nie dziw się tak - roześmiał się Griff. - Miałem aku
rat po drodze. Wybieram się do Chicago na ważne spotka
nie i pomyślałem, że nie zawadzi popatrzeć, co wykombi
nowałeś tym razem. Szczególnie że byłeś dość tajemniczy.
Teraz wszystko już jasne - dodał z uśmiechem, spoglądając
ponad ramieniem Parkera.
Gdy podążył za jego wzrokiem, dostrzegł Ellie. Nerwo
wo poprawiała ubranie, jakby bojąc się, żeby ktoś nie do
strzegł śladów niedawnych miłosnych uniesień. Jednak dla
wprawnego oka nie było to trudne. Wciąż miała rozmarzo
ne spojrzenie, zarumienione policzki i usta opuchnięte od
pocałunków.
-Griff, poznaj moją przyjaciółkę, Ellie Donahue -
powiedział Parker. - Ellie, to Grimn O'Dell, przyjaciel
ze szkoły.
Griff podszedł i potrząsnął dłonią dziewczyny. Nie uszło
uwagi Parkera, że zanim to zrobił, dyskretnie upewnił się
co do braku obrączki na jej palcu.
- Tak się cieszę, że mogłeś przyjechać - zachwyciła się
Ellie i obdarzyła go swym najpiękniejszym uśmiechem,
a Parker z trudem powstrzymał się, by nie wejść między
nich. - Wiedziałam, że na Parkera można liczyć. Długo
u nas zabawisz? Obawiam się, że hotel nie jest jeszcze go
towy na przyjęcie gości, więc.
- Spokojnie, Ellie, wszystkim się zajmę. Griff może za
mieszkać u mnie.
- Och, nie. Parker, to nie jest w porządku tak zwalać ci
scandalous
Pona & Irena
się na głowę. Nawet nie zadzwoniłem. Jeśli hotel nie jest
gotowy, poszukam czegoś innego.
- Lepiej przyjmij ofertę Parkera - zachichotała Ellie. -
W Red Rose nie znajdziesz nic innego. Hotel otwiera pod
woje dopiero za dwa dni. Zostaniesz na festyn?
- Przyjechałem zobaczyć się z Parkerem, ale jestem cie
kaw waszego projektu. Potem wracam do Chicago.
Parker zerknął na Ellie. Nie okazała rozczarowania.
- Chodźmy, odwiozę cię do domu - zaproponował. -
A potem zafunduję Griffowi rundkę po mieście, nakarmię
go i zabiorę do domu.
- Dostarczę wam jedzenie - oznajmiła. - Wiem, że zaj
muje się tym Lydia, ale ona jest dziś zajęta.
- Ellie, nie musisz tego robić - zaprotestował.
- Parkerze Nathanie Monroe - zaczęła groźnie, i przyj
mując wojowniczą pozę, położyła dłonie na biodrach. -
Ściągnęłam cię tu na siłę, zajmuję twój czas i patrzę, jak
wydajesz bajońskie sumy na remonty obiektów, które nie
są ci do niczego potrzebne, a ty uważasz, że to za duży
kłopot, by ugotować ci posiłek? To jest Red Rose. Szczy
cimy się naszą lojalnością, gościnnością i umiejętnością
odwdzięczania się za przysługi. Podanie ci posiłku uwa
żam za swój moralny obowiązek. I lepiej, żebyście z panem
0'Dellem go zjedli.
- Może i nie jest wysoka - skomentował z uśmiechem
Parker - ale ma wielkiego ducha, Griff. Lepiej szykuj się
na domowe jadło. Ellie, czy mówiłem ci ostatnio, jaka je
steś nieznośna?
- Uznam to za komplement - odparła z uśmiechem. -
scandalous
Pona & Irena
A teraz zabierz mnie do domu, żebym mogła się wziąć do
gotowania. I dopilnuj, żeby w programie wycieczki nie by
ło żadnych wielkich, nieprzyzwoicie ubranych kobiet.
Parker zamrugał zdziwiony i dopiero po chwili uświa
domił sobie, że Ellie mówi o posągowej mleczarce przed
sklepem Sunny.
- Sam nie wiem - udał, że się zastanawia. — GrifFowi
może to się spodobać.
- Nie chciałabym, żeby uciekł przed rozpoczęciem uro
czystości - odparła z wahaniem, patrząc na eleganckiego
przybysza.
- Parker, nie mówiłeś, że w Red Rose mieszkają ama
zonki - zażartował O'DelL - Teraz naprawdę jestem cie
kaw tego widoku.
-Przekomarzając się i śmiejąc, odwieźli Ellie do domu.
Gdy wysiadła, Parker spoważniał i popatrzył pytająco na
przyjaciela.
- Nie przyjechałeś ot tak, prawda?
- Cheryl znów robi problemy - westchnął Griff. - Mi
mo że przypadała moja kolej opieki nad Caseyem, wymy
śliła „ważną" wizytę u swojej matki i po prostu go zabrała.
Powinienem zgłosić to w sądzie, ale chłopak tak źle znosi
nasze przepychanki, że odpuściłem i teraz włóczę się jak
zbity pies. Musiałem odpocząć, więc uznałem, że odwie
dzę przyjaciela.
- Cieszę się, bo minęło wiele czasu od naszego ostatnie
go spotkania. A co myślisz o Red Rose? .
- Jest... miłe, ładne i z pewnością pełne sympatycznych
ludzi.
scandalous
Pona & Irena
- Zupełnie nie twój klimat, co?
- Ty stąd pochodzisz, a mnie to jakoś nie przeszkadza -
zaczął ostrożnie Griff. - Mam nadzieję, że znajdziesz swo
ich inwestorów. Jeśli komuś miałoby się to udać, to właśnie
tobie. Albo twojej uroczej znajomej. Jest czarująca i do tego
wolna, o ile się nie mylę?
- Jest wolna, jeśli chodzi o mnie, ale to nie znaczy, że
możesz się z nią zabawić.
- Wiesz, że nie po to tu jestem, Parker. Nie mam ochoty
na zabawę, wolałbym spokojną kryjówkę.
- Przed kim chcesz się ukryć?
- Przed sobą samym. Tylko że to i tak nigdy nie działa.
Za cztery dni muszę być z powrotem w domu, bo wraca
Casey. A ty, jak długo chcesz tu zostać?
- Niedługo - odparł zgodnie z prawdą. - Gdy dni ot
warte miasteczka dobiegną końca, moje zadanie się wy
pełni. Red Rose albo na powrót odżyje, albo powoli osu
nie się w niebyt.
- A co na to twoja ślicznotka? Nie będzie za tobą płakać?
- Ja i Ellie powinniśmy pójść swoimi drogami. Nie za
znalibyśmy przy sobie spokoju - powiedział, nie tłuma
cząc, że po prostu nie potrafi jasno przy niej myśleć i utrzy-
mać rąk z dala od jej kształtnego ciała.
- Ten sam stary Parker - ubawił się O'Dell. - Dziś tutaj,
jutro zupełnie gdzie indziej. Jesteśmy z tej samej gliny.
Parker wiedział, że to prawda, więc niezależnie od swej
sympatii do przyjaciela, zamierzał mieć go na oku. Nie po
to chronił Ellie przed sobą przez całe życie, żeby skrzyw
dził ją inny mężczyzna.
scandalous
Pona & Irena
Kilka godzin później Parker siedział z Ellie na ganku jej
domu. Griff poprosił go o udostępnienie biura, więc Parker
uznał to za doskonałą okazję do odwiedzin u sąsiadki.
- O'Dell wydaje się bardzo miły - powiedziała.
- On nie zostanie, Ellie - odparł, uśmiechając się
w ciemności. - Teraz nie zniesie niczego, co skojarzy mu
się z małżeństwem. Miał paskudny rozwód i jeszcze gorszą
sprawę o opiekę nad dzieckiem. Red Rose jest wspaniałym
miasteczkiem, ale nie dla kogoś takiego jak Griff. Jego fir
ma zajmuje się sprzętem sportowym i ostatnio rozrosła się
tak bardzo, że nie zamierzał na razie robić nowych inwe
stycji. Nic dobrego nie przyjdzie nam z jego wizyty.
- No, nie wiem. Odwiedzenie przyjaciela chyba też się
liczy.
- Masz rację. Przyjaciele są ważni - przytaknął i pogła
skał ją po policzku. - Daj mi znać, jak potoczą się losy Red
Rose - cicho poprosił.
- Zadzwonię i zostawię wiadomość twojemu asystento
wi - szepnęła, drżąc pod jego dotykiem.
Wiedziała, że nie o to chodziło Parkerowi, ale nie było
sensu podtrzymywać znajomości, której oboje postanowili
się wyrzec. Czuła, że gdy on wróci do Chicago, wróci też
do swych dawnych zwyczajów. Ich związek za bardzo przy
pominałby małżeństwo jego ojca. Trzymanie jednej kobie
ty w odwodzie podczas spotkań z innymi. Cóż, tacy byli
mężczyźni z rodziny Monroe.
- Ja naprawdę chcę wiedzieć, czy Red Rose się powie
dzie - powiedział głośno, jakby chciał przekonać nie tylko
ją, ale i siebie.
scandalous
Pona & Irena
- Obiecałam, że dam ci znać. - Jej słowa nie były głoś
niejsze od szeptu.
A Ellie, w przeciwieństwie do niego, zawsze dotrzymy
wała słowa. Zawsze też doprowadzała sprawy do końca.
A Parker? Przyjechał, zaplanował przedsięwzięcie, odbu
dował ruiny, zaprosił gości, a teraz wyjeżdża. Niezależnie
od sukcesu, nie zamierzał tu utknąć. To było charaktery
styczne dla wszystkich Monroe'ów. Zrobić swoje i odejść.
Niby najprostsza rzecz na świecie. A czasem nawet jedyna
właściwa.
Gdy Ellie obudziła się rankiem, zrozumiała, że coś się
zmieniło. Za oknami, na ulicach, panował wzmożony ruch.
Dziś wielkie otwarcie, uświadomiła sobie z uśmiechem. Po
chwili jednak posmutniała. Goście ściągający na dni ot
warte miasteczka oznaczali również, że za dzień, dwa Par
ker znów opuści Red Rose.
- Przestań - zarządziła na głos. - Dobrze wiedziałaś,
że to krótkoterminowa umowa. Zresztą nic ci nie obie
cywał.
Mimo surowych napomnień, Ellie czuła bezbrzeżny
smutek. Dlaczego? Przecież obywałam się bez Parkera ty
le lat, myślała.
- To pewnie smutek, że coś się kończy - wytłumaczy
ła sobie na głos. - Zawsze, gdy doprowadzi się do końca
wielkie przedsięwzięcie, radość jest zabarwiona odrobiną
żalu. Ale to przecież jeszcze nie koniec - oznajmiła raźniej.
- Jest jeszcze sporo do zrobienia.
Wzięła się w garść i wyskoczyła z łóżka. Z nadzieją
scandalous
Pona & Irena
wyjrzała przez okno. Hm... nie były to tłumy, ale musia
ła przyznać, że całkiem przyzwoity strumień samochodów
zdążał w stronę miasteczka.
Poprzedniego dnia Ellie rozmawiała z siostrami.
- Zawsze potrafiłaś zrobić coś z niczego - zachwycała
się Ronnie. - Już w dzieciństwie mogłyśmy na ciebie liczyć.
Dzięki, siostrzyczko. Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie...
cóż, czeka nas parę dni dobrej zabawy. Red Rose od dawna
nie było takie ekscytujące. Popatrz tylko na tych wszyst
kich facetów!
- Spokojnie, Ronnie - mitygowała siostrę, kręcąc gło
wą. - Wiesz, że kobiety z rodziny Donahue mają problemy
z wyborem właściwych mężczyzn.
- Oj, Ellie. Czym byłoby życie bez odrobiny zabawy i ry
zyka? Nie muszę od razu wychodzić za mąż i mieć dzieci,
ale uwierz, potrafię docenić różnicę płci! Rozchmurz się,
siostrzyczko. Zrobiłaś już wszystko, co było do zrobienia,
a teraz skorzystaj i zabaw się!
Łatwo powiedzieć, pomyślała markotnie. Poprzednie
go wieczoru obdzwoniła swoje siostry, żeby sprawdzić, czy
wszystko u nich w porządku. Oczywiście, wszystko było
jak należy. Zawsze zachowywała się w stosunku do nich
nadopiekuńcza Wydawało się, że to z nią tym razem nie
jest dobrze.
Cóż, to zrozumiałe, że się martwię, wytłumaczyła so
bie. Jestem najstarsza i wiem, co mężczyźni tacy jak Mick
Monroe, Zach Donahue czy Avery Johns potrafią zrobić
kobiecie. Poza tym właściwie wychowała swoje siostry i nie
chciała patrzeć, jak cierpią. Już dawno nie oglądała świata
scandalous
Pona & Irena
przez różowe okulary. Weź się w garść, dziewczyno, beszta
ła siebie. Jazda do miasta! Przecież na to właśnie czekałaś.
Przestań się mazać i do roboty!
Gdy wyszła przed dom, niemal wpadła na Parkera.
Stał na ganku, z podwiniętymi rękawami koszuli, sple
cionymi ramionami i zabójczym uśmiechem na przystoj
nej twarzy.
- Nie mogłem pojechać bez ciebie, Ellie. To w końcu
twoje dzieło - oznajmił, patrząc jej w oczy.
Serce Ellie zatrzepotało w piersi, straciła dech i poczuła,
że wilgotnieją jej dłonie. A kiedy Parker ujął ją pod ramię,
chciała, żeby ta chwila trwała wiecznie.
Nie powinnam marzyć o nierealnym, skarciła się w my
ślach. Zawsze była realistką. Potrząsnęła głową i zmusiła
się do uśmiechu.
- Zobaczmy, co panie sobie zaplanowały na dziś - za
proponowała. - Podobno Sunny wpadła na jakiś genialny
pomysł.
- Drżę na samą myśl o tym - powiedział Parker
z szerokim uśmiechem.
- Ja też. Może być całkiem wesoło.
Wsiedli do wozu i ruszyli w stronę sklepu mleczarskie
go. Przed budynkiem, na parkingu, dziewczęta serwowa
ły lody. Nieopodal rozstawiono pasiasty namiot. Gdy Ellie
i Parker zajrzeli do wnętrza, ujrzeli Sunny otoczoną tłu
mem rozpartych w wygodnych krzesłach mężczyzn. Właś
nie masowała kark jednemu z nich. Wyglądał jak kot, któ
ry opił się śmietanki.
- Wybacz, Parker, że dziś nie podam ci dłoni. Mam ręce
scandalous
Pona & Irena
tłuste od oliwki. Ten tutaj to Ernest. Jest bankierem. Tamci
to Jack, Pete i Teodore. Ale ty pewnie to wiesz, skoro sam
ich zaprosiłeś.
Po minie Parkera Ellie poznała, że tak wcale nie było.
- Chyba wieści same się rozeszły - powiedział zdu
miony.
- To tylko dowodzi, że odwaliłeś kawał świetnej roboty
- szepnęła Ellie. - Sunny, hm... co ty robisz?
- Robię masaże, nie widać? I nie patrz tak na mnie,
panno Donahue. Jestem dyplomowaną masażystką. Nie
ma w tym nic grzesznego.
- To takie przyjemne, że musi być grzeszne - jęknął
z rozkoszą masowany mężczyzna.
- To wspaniały pomysł - zawtórował mu kolejny. -
Przyleciałem wczoraj z New Jersey, a latanie zawsze powo
duje u mnie potworne napięcie.
- No, dobrze - westchnęła zadowolona Sunny. - Wam
dwóm już wystarczy. A ty, Parker, dopilnuj, żeby Ellie już
dziś nie pracowała. Teraz powinna się zabawić.
- Dopilnowanie, żeby Ellie się zabawiła, sprawi mi dużą
przyjemność - oznajmił z diabelskim błyskiem w oku.
Kolejny klient wydał długie, ekstatyczne westchnienie
pod wprawnymi palcami Sunny. Ellie i Parker popatrzyli
na siebie, powstrzymując z trudem śmiech. Sunny prze
wróciła oczami i prychnęła z niesmakiem.
- Nie sądzicie chyba, że jestem ślepa? Uciekajcie stąd
i dajcie mi pracować. Tylko uważajcie, żeby was nie ponio
sło z tą zabawą.
Kiedy wypadli na zewnątrz, żeby dać upust rozbawię-
scandalous
Pona & Irena
niu, natknęli się na Chestera. Na widok jego miny przeszła
im ochota do śmiechu.
- Jest tam? - spytał, tocząc wkoło lekko nieprzytomnym
wzrokiem.
Gdy żadne z nich nie odważyło się odpowiedzieć, poki
wał głową i zmarszczył brwi.
- Tak właśnie myślałem - warknął i odwrócił się na
pięcie.
- Nie wejdziesz? - Ellie się zdziwiła.
- Ta kobietą dała mi jasno do zrozumienia, że nie inte
resują jej żadne gierki. Teraz obmacuje innych. Czy pod
dalibyście się na moim miejscu?
- To zależy, do czego dążysz - zaśmiał się Parker. - Gdy
bym jej nie znał, poddałbym się. Gdy miałem jakieś czter
naście lat, czekałem w długiej kolejce po lody z jej sklepu.
W pewnej chwili mężczyzna przede mną zrezygnował, na
rzekając, że musi tak długo czekać. Kiedy przyszła moja
kolej, Sunny dołożyła mi dodatkową porcję lodów, tłuma
cząc, że cierpliwi zasługują na nagrodę. To chyba dobra ra
da dla zakochanego?
- Zakochanego? Kto tu mówi o miłości? Jutro wyjeż
dżam - oznajmił, ale postąpił o krok w stronę namiotu.
- Przyjąłeś radę Sunny, prawda? - Ellie zwróciła się do
Parkera..- Cierpliwością i pracą sprawiłeś, że spełniły się
twoje marzenia o sukcesie.
- Sądzę, że masz rację - powiedział po chwili milczenia.
- Ty zresztą też? Nie wyjechałaś, tylko tu zbudowałaś so
bie życie i zdobyłaś szacunek - oznajmił i położył jej palec
na ustach, gdy zamierzała zaprotestować. - Umówmy się,
scandalous
Pona & Irena
że każde z nas zrobiło to, co uważało za słuszne i na swój
sposób odniosło sukces w życiu. Możemy podyskutować
o tym później, ale teraz muszę wypełnić rozkaz i upewnić
się, że dobrze się bawisz - dokończył z uśmiechem.
I rzeczywiście, Parker dopilnował, by Ellie skorzysta
ła ze wszystkich atrakcji festynu. Spróbowali wszystkich
przysmaków, kibicowali na meczu i słuchali piskliwej or
kiestry ze szkoły podstawowej.
- Są tacy młodzi i radośni - zauważyła. - My też tacy
byliśmy?
- Tak, nawet bardziej - odparł ze śmiechem. - Tamten
chłopiec wydaje mi się znajomy.
- To dlatego, że to synek Mitzi - odparła ze śmiechem
i pomachała dziecku. - Och - jęknęła, pojąwszy, że popeł
niła gafę. - To o jego ojcostwo cię posądzano.
- Cóż, jak widać po jego rysach, nie była to prawda. Ale
popatrz na nas. Nie mamy dzieci. Nie żałujesz czasem?
- Mówiłam ci, że nie chcę męża ani dzieci - rzuciła os
tro. - Mężczyźni nigdy nie byli dobrzy dla kobiet z naszej
rodziny. Poza tym już wychowałam kilkoro dzieci, zapo
mniałeś?
- Wiem. I pamiętam, że w tym też byłaś świetna - po
wiedział cicho, ujął )e) dłoń i wyprowadził ze stadionu. -
Już po zabawie? - zapytał, gdy natknęli się na Griffa.
- To wspaniała przygoda, a panie są przemiłe i bardzo
się napracowały, ale obawiam się, że nie mam dziś nastroju
do zabawy - odparł, wzruszając ramionami.
- Nigdy nie brakło ci do tego ochoty - zauważył Parker.
Nagle spostrzegł, że Ellie uważnie przygląda się Griffo-
scandalous
Pona & Irena
wi i poczuł ukłucie zazdrości. Dopiero po chwili uświado
mił sobie, że patrzyła na niego z troską. Jak wiele razy wi
dział ten wyraz jej oczu, gdy spoglądała na swoje młodsze
siostry? Doszedł do wniosku, że mimo jej zapewnień wciąż
drzemie w niej instynkt macierzyński.
- Cóż, tęsknię za synem i żałuję, że życie nie potoczyło
się inaczej. Może Cheryl ma rację i nie potrafię zapewnić
mu tego, czego chłopak potrzebuje?
-Przecież go kochasz - wtrąciła odruchowo Ellie
i zmieszała się. - Przepraszam, to nie moja sprawa.
- Cóż, zwierzając się wam, sprawiłem, że stała się wa
sza - przyznał Griff ze smutnym uśmiechem. - I owszem,
masz rację. Kocham go ponad wszystko.
- To z pewnością dajesz mu to, czego najbardziej po
trzebuje - oznajmiła miękko.
- Powiedz to sędziemu, który uwierzył w półprawdy
mojej byłej żony i ograniczył mi prawa rodzicielskie - za
śmiał się z goryczą.
-Wiesz, że w paradę weszły rozgrywki polityczne -
burknął Parker ze złością.
-.Może, ale to właśnie on trzyma mój los w swoich rę
kach. Chce dowodu, że jestem lepszym rodzicem niż Che
ryl, a ona ma tysiąc przykładów, że nie było mnie przy
dziecku wtedy, gdy mnie potrzebowało. Jednak muszę
wam podziękować. Przez kilka godzin śmiałem się, piłem,
jadłem i bawiłem do woli. Wasze urocze miasteczko dało
mi chwilę wytchnienia.
Parker uniósł wymownie brew, ale powstrzymał się od
komentarza, widząc cierpienie Griffina.
scandalous
Pona & Irena
- Urocze, przyjacielu, ale nie mogę prowadzić tu inte
resów - zaśmiał się i pogroził mu palcem. - Dziękuję za
waszą gościnność. To był udany dzień - dodał, patrząc na
Ellie.
- Proszę do nas jeszcze wrócić. I koniecznie przywieźć
synka. Red Rose może nie jest zbyt fascynujące dla doro
słych, ale dzieci czują się tu świetnie.
Przez chwilę oboje w milczeniu patrzyli za oddalającym
się Griffem, który pogwizdywał rzewną melodię.
- Smutny człowiek - Ellie westchnęła współczująco.
- To prawda, ale nie zawsze tak było.
Ruszyli swoją drogą i po jakimś czasie Ellie poczuła,
że Parker ujął jej dłoń. W końcu zawędrowali w bardziej
ustronną okolicę. Piękne miejsce na miłosne wyznania,
pomyślał Parker. I na pocałunki.
Jednak nie chwycił jej w ramiona, tylko w ciszy wspól
nie podziwiali krajobraz. Wiatr przywiał kolorowy skrawek
papieru i Parker schylił się, żeby go podnieść. Uśmiechnął
się. Była to jedna z ulotek informujących o festynie.
- Widzę, że panie się postarały. Kiedy się do czegoś bio
rą, to na całego.
Ellie przytaknęła. Nie musiała czytać ulotki, sama ukła
dała jej treść. Zamieściła tam informację, że „Red Rose Ca
fe" zapewnia catering na spotkania biznesowe, kwiaciarnia
prowadzi usługi dla firm i dba o zieleń miejską, a w domu
kultury otwarto nową siłownię.
- Siłownia?
- Maleńka - potwierdziła. - Taka, jak Red Rose. Tylko
kilka przyrządów do ćwiczeń.
scandalous
Pona & Irena
Parker usłyszał rozpacz w jej głosie. Spojrzał jej w oczy
i ujął jej twarz w obie dłonie.
- W poprzestawaniu na małych rzeczach nie ma nic
złego, Ellie. Wiesz, że nie dlatego odszedłem.
- Powiedziałeś, że ty i twoja rodzina wyrośliście z Red
Rose. Że nie potrafisz już tu żyć. Miałeś rację, nie jesteś po
dobny do tutejszych mężczyzn.
- Moja rodzina zawsze była częścią miasteczka, ale ani
największą, ani nawet najlepszą. Kiedyś matka wyraziła na
dzieję, że nie będę podobny do ojca, ale wątpi, czy mi się
to uda. Jestem biznesmenem i w tym go przypominam. To
nie jest złe. Ale potrzebuję ciągłego ruchu, wyzwań i pod
bojów, a tutaj...
- Znudziłbyś się. I zaczął szukać innych atrakcji - szep
nęła. - Nie ma nic złego w tym, jaki jesteś, Parker. Nie ma
nic złego w tym, że potrzebujesz więcej, niż Red Rose jest
w stanie dać. I nie uważam, żebyś przypominał ojca. Wy
bacz, ale nigdy go nie lubiłam.
Głos jej się załamał i Parker delikatnie pogładził jej po
liczki. Wiedział, co jego ojciec chciał zrobić jej rodzinie.
Nie zamierzał go bronić.
-Nie znudziłbym się. Ale... nie mogę zostać. Nie pa
suję do tego miejsca. Część winy za to ponosi mój ojciec.
Musiałaś ciężko przeżyć fakt, że większość pań głosowała
za powieszeniem jego obrazu w centrum kultury.
- Sama to zasugerowałam - oznajmiła, kręcąc głową. -
Miał duży wkład w historię miasteczka. Żył tu wiele lat.
Ale nigdy go nie lubiłam. Szczególnie za to, co zrobił tobie
i twojej matce. Miałeś prawo stąd odejść. Nie byłeś szczęś-
scandalous
Pona & Irena
liwy. A teraz jesteś człowiekiem sukcesu. Cieszę się - po
wiedziała.
Choć słowa Ellie płynęły prosto z serca, nie była w sta
nie się uśmiechnąć. Każde z nich odniosło sukces w ży
ciu na swój sposób, a jednak były rzeczy, których żałowa
ła. Jedna z nich dotyczyła Parkera. Kocham go, przyznała
wreszcie w myślach. Ponieważ darzyła go uczuciem, mu
siała pozwolić mu odejść. Musi uśmiechnąć się i ppwstrzy-
mać łzy. Czasem życie wymaga zbyt wiele od kobiety, po
myślała z rozpaczą.
scandalous
Pona & Irena
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Miasto wygląda, jakby miało kaca, pomyślał Parker, gdy
następnego ranka wybrał się do kawiarni. Wszędzie ponie
wierały się śmieci, pogniecione ulotki, opakowania po je
dzeniu, puste puszki po piwie. Po rozrywkach dnia wczo
rajszego pozostały jedynie ślady dobrej zabawy.
Przez cały ranek z Red Rose wyjeżdżały samochody go
ści. Niestety, nikt nie zdradzał chęci założenia firmy w mia
steczku. Wszyscy wyjeżdżali uśmiechnięci, lecz nie za
mierzali tu wracać. Nawet GrifF zdecydował się wyjechać
i wczesnym rankiem przyszedł się pożegnać.
- Przykro mi wyjeżdżać, kiedy przeżywacie cięż
kie chwile, ale niestety muszę. Casey wraca i nie chcę,
żeby Cheryl odkryła, że wyjechałem. Powtarza wszyst
kim, że moja praca, wymagająca ciągłych wyjazdów,
szkodzi dziecku. Przyznano mi widzenia jedynie w lecie,
więc choć chcę zostać i okazać się dobrym przyjacielem,
muszę już jechać.
Parker doskonale go rozumiał. Zresztą nie liczył na to,
że Griff w obecnym stanie ducha będzie mu podporą. Miał
jedynie nadzieję, że te kilka dni spędzonych w Red Rose
poprawi mu nieco nastrój.
scandalous
Pona & Irena
Kobiety z Red Rose również oczekiwały poprawy na
stroju. Czekały na Parkera. Niestety, nie miał dla nich żad
nych dobrych wiadomości.
Gdy wszedł do kawiarni, zauważył, że zebrało się tu wię
cej pań niż kiedykolwiek. Wprawdzie była niedziela, ale ni
gdy nie widział ich tyle w jednym miejscu. Po eleganckich
strojach domyślił się, że niektóre przyszły prosto z kościo
ła. Czekały na niego. Bardzo chciał je pocieszyć, ale przede
wszystkim chciał znaleźć Ellie.
W kawiarni było gwarno jak w ulu. Odpowiedział
grzecznie na kilka powitań, ale wzrokiem wciąż przeszu
kiwał tłum.
- Ona za chwilę przyjdzie, Parker. Musiała pojechać
po siostrę. Wczorajszej nocy Laura złamała rękę i wylądo
wała w szpitalu, ale uparła się, żeby tu dzisiaj przyjechać.
Wszystkie się niecierpliwimy.
Próbował się uśmiechnąć, ale było to niemożliwe. A kie
dy do kawiarni weszła Ellie, stało się to jeszcze trudniejsze.
Jej wzrok natychmiast odszukał go w tłumie. Parker po
czuł, że jego puls przyśpiesza. Marzył tylko o tym, żeby
wziąć ją za rękę i zabrać gdzieś daleko. Red Rose nie miało
przed sobą przyszłości, o którą tak walczyła.
- Spisałyście się na medal - powiedział do wszystkich,
ale patrzył tylko na Ellie. - Pracowałyście ciężko, miałyście
świetne pomysły, zrobiłyście wszystko, co było w waszej
mocy, i było to w wielkim stylu. Każdy mężczyzna byłby
dumny, mogąc nazywać to miejsce domem. Nigdy nie wi
działem miasta, które oferowałoby tyle komfortu i spokoju
mieszkańcom.
scandalous
Pona & Irena
- Czuję, że pora na złe wieści - jęknęła Delia.
-
Cicho, kochanie, Parker chce nam coś powiedzieć -
oznajmiła Ellie, przysuwając się do niego i patrząc mu pro
sto w oczy. - Myślę, że próbuje nam delikatnie powiedzieć,
że nikt nie chce założyć firmy w Red Rose; Mam rację? -
cicho spytała.
Parker zastanawiał się, czy te wszystkie panie zdają so
bie sprawę, jakim skarbem jest dla nich Ellie. Nawet w ob
liczu porażki potrafiła być spokojna i opanowana. Z tru
dem szukał właściwych słów.
- Masz rację - przytaknął ze ściśniętym gardłem - moż
liwe, ale mało prawdopodobne, żeby ktoś Zmienił zdanie.
Wczoraj rozmawiałem niemal ż każdym, kto przyjechał na
wielkie otwarcie. Zapewniali mnie, że świetnie się bawią,
ale kiedy przychodziło do konkretów, każdy miał jakąś wy
mówkę.
- Chyba rzeczywiście nie jesteśmy najbardziej atrakcyj
nym punktem do założenia firmy - powiedziała Ellie.
Choć Parker wiedział, że Ellie robi dobrą minę do
złej gry, poczuł nagłą złość. Nie mógł już dłużej oceniać
wszystkiego na chłodno. Właśnie w tej chwili marzenia ko
biet z Red Rose legły w gruzach. A Ellie, która tyle poświę
ciła, nie dostała nic w zamian. Z wściekłością uderzył pięś
cią w najbliższy stolik, aż zabrzęczały naczynia.
- Do diabła, nie musicie być najbardziej atrakcyjnym
punktem. Macie coś o wiele bardziej atrakcyjnego. Macie
złote serca, odwagę i tak wiele do zaoferowania, że to w zu
pełności powinno wystarczyć. Nie musicie być miłe tylko
dlatego, że tu jestem. Jestem tak samo zawiedziony jak wy.
scandalous
Pona & Irena
Gdybym coś wytwarzał, zamiast tylko doradzać ludziom,
byłbym zaszczycony, mogąc założyć tu firmę. Jedyne, co
mogę dla was zrobić, to zostawić otwarły hotel, ale...
- Nie spodziewamy się zbyt wielu gości, ale na pewno
jacyś przyjadą. Bardzo nam to pomoże.
Nie była to prawda i oboje o tym wiedzieli. Hotel, tak jak
kiedyś, okaże się niewypałem i Parker straci na tej transak
cji. W dodatku będzie smutnym przypomnieniem, że mi
mo pracy i starań, wysiłki mieszkańców poszły na marne.
Nie mógł jednak zrobić nic więcej.
- Chcę wam tylko powiedzieć, że jestem zaszczycony, że
wybrałyście właśnie mnie, bym wam pomógł. Żałuję, ale
nie mogę uczynić nic więcej - powiedział cicho i ze smut
kiem rozejrzał się po sali.
W pewnej chwili jego wzrok napotkał Chestera, stojące
go obok Sunny, i Parker aż zamrugał ze zdziwienia.
- Pomyślałem sobie, że zostanę trochę dłużej i zobaczę,
jak się sprawy mają - oznajmił Chester, wzruszając ramio
nami.
Parker miał ochotę się zaśmiać, ale czuł, że to niewłaś
ciwa chwila. Popatrzył na Ellie.
- Przejdziesz się ze mną? - zapytał.
- Przynajmniej tym razem nie mam fartuszka i łyżki -
odparła z uśmiechem i podała mu rękę.
Gdy ich palce się splotły, Parker poczuł, że zalewa go fa
la czułości. Bez słowa wyprowadził Ellie z kawiarni.
- Dokąd idziemy?
- To dobre pytanie. Wiele możliwości, a wszystkie zna
czące. Hotel, dom kultury, ścieżki, którymi spacerowaliśmy,
scandalous
Pona & Irena
ale... wiem, gdzie chciałbym cię zobaczyć po raz ostatni -
powiedział, pomógł jej wsiąść do samochodu i zawiózł ją
do swego domu.
- Idziemy do ciebie? - spytała, wysiadając.
- Nie na górę - oznajmił, wskazując domek na drzewie.
Razem wspięli się na stare drzewo i zanurzyli w mrocz
nym wnętrzu. Parker rozłożył spłowiały dywanik, który
przynieśli tu wiele lat temu. Ellie usiadła ze skrzyżowany
mi nogami, a on usadowił się na wprost.
- Co teraz zrobisz, kiedy plany zawiodły? - spytał, wpa
trując się w jej oczy.
- Dam sobie radę, jak zawsze - powiedziała, wysuwa
jąc wojowniczo podbródek. - Zostanę i zobaczę, co będzie
się działo.
Parker poczuł wdzięczność. Przyjemnie było pomyśleć,
że zawsze będzie mógł tu wrócić i ją znaleźć. Ellie będzie
czekała, szczera, spokojna, zrównoważona.
Nagle zdał sobie sprawę, że właśnie te jej cechy sprawia
ją, że jest taka samotna. To nie w porządku, pomyślał. Wie
dział, że już wiele razy została zdradzona przez mężczyzn.
Nie chciał być kolejnym, który ją zawiedzie. Nie chciał, by
czekała na jego powrót. Myśl, że wracałby, zaczynał tam,
gdzie przerwał, brał ją w ramiona i korzystał z tego, co
chciała mu dać, stała się odpychająca. Przez chwilę cieszył
się, że oparł się pokusie i nie związał z nią, bo dzięki temu
była bezpieczna.
Jednak z całego serca jej życzył, by znalazła kogoś, kto
zmieni jej zdanie w sprawie związków. Wtedy mogłaby
spotykać się z kimś, kto zburzy jej spokój, lecz da szczęś-
scandalous
Pona & Irena
cie. Chciał tego dla niej, mimo że sama myśl o tym raniła
go prosto w serce.
- Marszczysz brwi - powiedziała, pochylając się ku nie
mu. - Parker, co się stało?
- Nic, po prostu myślę.
- O czym?
- O tym, co mogłoby uczynić cię szczęśliwą.
- Jestem szczęśliwa.
- Nie, jesteś zadowolona. Czy naprawdę tak niewie
le chcesz od życia, Ellie? Kiedyś było inaczej. Pamiętasz,
jak bardzo chciałaś, żeby moja kryjówka była wyjątkowym
miejscem i jak bardzo się starałaś, by była odbiciem twoich
marzeń? - spytał, wskazując dłonią plakaty, ozdoby i in
ne drobiazgi, które ukazywały radosną wizję świata małej
dziewczynki.
- Znów marszczysz brwi i martwisz się o mnie. Prze
stań. .. Nie chcę twojej litości, Parker, proszę.
Ellie dotknęła jego dłoni a Parker zapragnął chwycić
ją w ramiona. Wiedział jednak, że byłoby to samolubne.
W milczeniu czekał na jej następne słowa.
- Pragnęłam wielu rzeczy, gdy byłam młodsza, ale to
były niemądre dziewczęce marzenia. Teraz dojrzałam,
okrzepłam, spoważniałam. Pewnie dlatego, że moje życie
potoczyło się w ten sposób. Na ojca nie można było Uczyć.
A matka? Cóż, wydawała się tak krucha, że byle niepo
wodzenie mogło ją załamać. Miałam powody, by nie lubić
twojego ojca. Nikt o tym nie mówił, ale wiem, że nagaby
wał moją matkę. Była kompletnie rozbita przez wiele dni.
W końcu wyznała mi, co się stało i zabroniła o tym mó-
scandalous
Pona & Irena
wić. Jestem pewna, że odbiło się to na jej pracy. Inne żony,
gdyby się o czymś takim dowiedziały, wyrzuciłyby ją. Ale
nie twoja matka. Gdyby nie dobroć twojej matki, gdyby nie
stała troska twojej rodziny... bylibyśmy niczym.
Parker pamiętał wydarzenia sprzed lat. To był jedyny
raz, gdy jego matka urządziła ojcu awanturę za jego wy
bryk. Krzyczała i robiła mu wyrzuty, że rodzina Donahue
nie zasłużyła na taki los. Jako pracodawcy i sąsiedzi po
noszą odpowiedzialność za Luann Donahue i jej dzieci.
Wtedy Parker zrozumiał, że powinien w szczególny spo
sób traktować panny Donahue. Powinien dbać o ich bez
pieczeństwo, nawet jeśli oznaczało to, że musi trzymać się
od nich na dystans.
- Twoja matka nie zrobiła nic złego, Ellie. I moja matka
o tym wiedziała. Ja też. Doskonale zdawaliśmy sobie spra
wę, jakim człowiekiem jest mój ojciec.
- Nie zrozumiałeś. Obecność mojej matki w waszym do
mu, po tym incydencie, mogła stać się policzkiem dla du
my twojej matki, stałym przypomnieniem o perfidii męża.
Z zachowania twojej matki wyciągnęłam naukę, że istnieje
na świecie dobroć, że należy przyjmować swój los z pod
niesionym czołem i nie pragnąć zbyt wiele. Nauczyłam się,
że ciężka praca, przywiązanie do miejsca, niepoddawanie
się mrzonkom i nierealnym pragnieniom pozwalają żyć
spokojnie i w zadowoleniu. Można nawet przetrwać, gdy
spotkają cię nieszczęścia.
Była jednak bardzo młoda, gdy wydarzył się incydent z jej
matką. Nie to zrujnowało jej marzenia. Parker nie wiedział,
co mogło być tego przyczyną. Może codzienna odpowie-
scandalous
Pona & Irena
dzialność za wychowanie sióstr, może jego ucieczka z mia-
steczka,.a może ci mężczyźni, którzy ją źle traktowali. Cokol
wiek to było, wydawało się, że Ellie straciła marzenia, a nawet
pamięć o nich.
- Ellie - zaczął łagodnie. - Jesteś wspaniałą kobietą. Za
wsze byłaś. Ze względu na ciebie żałuję, że nie mogłem dać
Red Rose daru życia i obietnicy przetrwania. Skoro w tym
cię zawiodłem, chciałbym ci dać coś, żebyś mnie pamięta
ła, żebyś wspominała dawne czasy - powiedział i sięgnął
po drewnianą skrzynkę na skarby, którą wstawił tu dzięki
naleganiom Ellie.
- Pamiętasz, co jest w środku?
- Wystarczająco dużo pamiętam - powiedział i uśmiech
nął się, gdy kichnęła z powody kurzu, który uniósł się po
otworzeniu wieka. - Może powinienem był włożyć tam
chusteczki na wszelki wypadek - zażartował, a ona nagro
dziła go uśmiechem.
- Być może, ale o ile pamiętam, to był mój pomysł. Jeśli
ktoś miał pamiętać o chusteczce, to właśnie ja... .
- Ale ty nigdy nie miałaś przy sobie chusteczki, gdy była
potrzebna. Pamiętam, że musiałem pożyczyć ci swojej, gdy
skaleczyłaś się w rękę, bo zmierzałaś zatrzymać krwawie
nie jakimś brudnym liściem.
- To nieuczciwe - zachichotała. - Miałam osiem lat
i starałam się być dzielna, choć prawie zemdlałam. Uzna
łam, że to będzie bohaterski czyn, godny pochwały jede
nastolatka.
- Tak było - przyznał i poprawił kosmyk jej włosów. -
Byłaś i jesteś bardzo dzielna, Ellie. Za to cię podziwiam.
scandalous
Pona & Irena
Uciekła wzrokiem, gdy zadrżał mu głos. Po chwili wy
ciągnęła ze skrzyneczki ładny, różowy kamyk.
-Znalazłam go na szkolnej wycieczce. Myślałam, że to
kamień spełniający życzenia. Ale tak nie było. Okazało się,
że to zwykła skała. Dałam ci go, bo sądziłam, że wszyscy
chłopcy lubią kamienie.
- Bardzo mi się spodobał - zgodził się. - Co jeszcze jest
w środku?
- Kaseta z przebojami. Pamiętasz to lato, gdy chodzi
liśmy po mieście i śpiewaliśmy na całe gardło, a wszyscy
marzyli, żebyśmy umilkli?
- Pamiętam. Mieliśmy założyć zespół i wyruszyć w trasę
koncertową. Miałaś naprawdę świetny głos. Nadal śpiewasz?
-Nie występuję publicznie.
Ale prywatnie wciąż śpiewa, pomyślał Parker. Ciekawe,
czy wciąż marzy o uwielbieniu tłumów. To zabawne, bo
wszyscy w Red Rose ją kochali. Parker był gotów iść o za
kład, że nawet gdyby mieszkała w Chicago, podbiłaby serca
okolicznych mieszkańców. Ta myśl okazała się niespodzie
wanie bolesna. Nie mógł jej zabrać z sobą.
- Co jeszcze?
- Broszura o wycieczce na Hawaje - szepnęła i szybko
odłożyła plik kartek.
Parker pamiętał, że często rozmawiali o podróżach, któ
re ich czekają. Od tamtej pory był na Hawajach tyle razy,
że straciły dla niego urok świeżości. Ale Ellie... cóż, z pew
nością w ogóle rzadko opuszczała miasteczko.
-Nie dałem ci tego, żeby cię zasmucić - powiedział
cicho.
scandalous
Pona & Irena
- Pewnie wydaję ci się bardzo zaściankowa.
- Nie chcę, żebyś się zmieniała - powiedział, biorąc ją
w ramiona. - Uwielbiam cię taką, jaka jesteś. Zawsze tak
było. Dałem ci to, bo to byliśmy my. Wszystko, co włożyli
śmy do tej skrzynki. Byliśmy wtedy szczęśliwi. Dałem ci to,
żeby przypominało szczęśliwe chwile i pocieszyło, gdy na
dejdą złe. Zawsze możesz wyciągnąć tę skrzynkę, przypo
mnieć sobie, że byliśmy przyjaciółmi i zadzwonić, gdybyś
czegoś potrzebowała. Albo... gdybyś potrzebowała kogoś,
kto zabierze cię na Hawaje.
Zaśmiała się, a on odsunął ją na długość ramienia i zaj
rzał głęboko w oczy.
- Mówiłem poważnie, Ellie.
- Dziękuję.
Ale Parker wiedział, że nigdy, pod żadnym pozorem do
niego nie zadzwoni. Zwróciła się do niego ten jeden jedyny
raz, bo poprosili ją o to przyjaciele. Miał ochotę kląć. Mu
siał odejść. Ona musiała zostać. Wiedziała, czego pragnie
od życia i miała to wszystko w Red Rose. Wszystkie marze
nia ze skrzyneczki skarbów należały do przeszłości. Były
stracone dla obydwojga. Piękne, ale bez znaczenia.
- Chodź, pomogę ci zejść na dół - powiedział.
Skinęła głową i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Czy nie masz nic przeciwko, żebym została tu jeszcze
przez chwilę? To już ostatni raz - poprosiła, chcąc pożegnać
się ze szczęśliwą przeszłością i myślą o wspólnej przyszłości.
- Zostań, jak długo masz ochotę - powiedział i zajrzał
jej głęboko w oczy. - Żegnaj, Ellie - szepnął, wziął ją w ra
miona i pocałował.
scandalous
Pona & Irena
Oddała mu pocałunek, lecz natychmiast go odepchnęła.
- Żegnaj, Parker - powiedziała i zamilkła.
Zrobił to, czego po nim oczekiwała. Zostawił ją. Wsiadł
do samochodu. Po raz kolejny opuścił Red Rose. Zabudo
wania zostały za plecami, a przed nim rozciągała się sze
roka, pusta droga. Uświadomił sobie, że całe jego dorosłe
życie było puste i samotne. Zawsze trzymał wszystkich na
dystans. Ale nigdy to tak nie bolało.
Ellie usłyszała silnik samochodu. Parker odchodził z jej
życia. Niewidzącym wzrokiem objęła skarby rozłożone na
kolanach/Gwałtownie przygarnęła je do siebie, gniotąc
kartki i gubiąc drobiazgi. Wzięła głęboki oddech. Kocha
ła Parkera. Zawsze go kochała i nigdy nie miała szansy na
spełnienie tego uczucia. Teraz pozostały po nim jedynie
wspomnienia i skarby z dzieciństwa. Raz udało się jej skło
nić go do powrotu do Red Rose. Wiedziała, że nigdy więcej
jej się to nie uda. Będzie musiała żyć z tą świadomością.
-I tak się stanie - szepnęła. - Ale nie teraz. Nie dziś.
Dziś jej usta wciąż pamiętały jego dotyk. Chciała nacie
szyć się tym uczuciem jeszcze przez kilka godzin. A potem
zmierzy się z rzeczywistością.
scandalous
Pona & Irena
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Parker po raz trzeci tego dnia rzucił słuchawką. Ze zmar
szczonymi brwiami patrzył na telefon.
- Czy ta diabelna rzecz wreszcie zamilknie - warknął,
widząc swojego asystenta, który właśnie przyniósł mu fili
żankę kawy.
Asystent tylko się roześmiał. Był to jeden z powodów,
dla których Parker go zatrudnił. Mógł zrzędzić i warczeć,
a na Jobie nie robiło to żadnego wrażenia. Ponadto był do
skonałym asystentem.
- Dlaczego do niej nie zadzwonisz? - zapytał Job.
- Do kogo?
- Nie mam pojęcia. Do tej, która zamieniła cię w niższą
formę życia. Na mój gust chodzi o kobietę. Nic innego nie
jest w stanie tak unieszczęśliwić mężczyzny.
- To nie wina Ellie, tylko moja.
- Ach, Ellie, ta śliczna szara myszka z olbrzymimi ocza
mi. Ta, która odważyła się przyjść do jaskini lwa i sprawić,
byś tańczył, jak ci zagra.
Parker otworzył usta, żeby zaprotestować, i zamknął je
bez słowa. Job miał rację. Nie było sensu się kłócić.
Znów zadzwonił telefon. Job podniósł słuchawkę.
scandalous
Pona & Irena
- Tracimy klientów - wyszeptał, zakrywając dłonią mi
krofon, więc Parker pozwolił mu załatwić sprawę po swo
jemu.
Zresztą i tak nie miał ochoty rozmawiać z klientami.
Chciał znaleźć kogoś, kogo mógłby zmusić do otwarcia
przedsiębiorstwa w Red Rose. Mimo prób, do tej pory spo
tykały go same niepowodzenia.
Niech Job lepiej pozbędzie się tego, kto dzwoni.
Jednak jego asystent wciąż podtrzymywał grzeczną roz
mowę. Parker zerknął na niego zaciekawiony.
- Tak, pani Arlington, jest tutaj. Już go proszę - powie
dział i oddał słuchawkę Parkerowi.
- Mamo, czy coś się stało? - spytał zaniepokojony.
- Pytasz, bo nigdy do ciebie nie dzwonię? - odrzekła
i nagle zapanowała niezręczna cisza. - Masz rację, kocha
nie, nigdy nie dzwonię - zaśmiała się. - Zawsze sądziłam,
że bardzo sobie cenisz spokój i prywatność, więc uznałam,
że lepiej nie wtrącać się w twoje życie, ale...
- Coś musiało się stać, prawda? Nieważne, już do ciebie
jadę - zdecydował i zaczął odkładać słuchawkę.
- Parker, nie! Wszystko w porządku. Nie rozłączaj się!
- zawołała, a on z powrotem opadł na krzesło.
- Więc o co chodzi?
-Cóż, Parker, synu... - plątała się - dzwonię, bo
martwię się o ciebie. Wydawałeś się taki... zagubiony,
gdy ostatni raz rozmawialiśmy. Rozgrzebywanie daw
nych ran potrafi być bolesne, więc chciałam się upew
nić... A jeszcze Job mi mówi, że przez cały tydzień byłeś
zdenerwowany.
scandalous
Pona & Irena
Parker posłał asystentowi mordercze spojrzenie. Nie
płacił mu za pogaduszki z matką. Job udawał, że podzi
wia jeden z obrazów. Pogwizdywał nawet cicho. Parker
nie mógł uwierzyć własnym uszom, tym bardziej że przez
ostatni tydzień zmysły płatały mu figle.
- Parker, z tobą dzieje się coś niedobrego. Wiedziałam,
że nie powinieneś wracać do tego miasteczka.
- Nie chodzi o Red Rose, mamo. O dziwo, miasteczko
przypadło mi do gustu i chętnie bym tam został.
- Ale tego nie zrobiłeś, a teraz jesteś coraz bardziej ta
jemniczy. Wygląda na to, że coś musiało się tam stać pod
czas twojej wizyty. O co chodzi, Parker?
- Przestań się zamartwiać.
- Nie możesz tak do mnie mówić. Jestem twoją matką
i mam prawo martwić się o ciebie. Jesteś nieszczęśliwy, nie
oszukasz mnie. Nie mogę nic zrobić, żeby ci pomóc, więc
się martwię.
- Przejdzie mi, mamo. Nie sądzę, żeby można było
umrzeć z miłości.
- Z miłości? Do kogo? - spytała, a gdy nie doczeka
ła się odpowiedzi, westchnęła głęboko. - Znów chodzi
o Ellie?
- Mówisz tak, jakbyśmy już raz byli zakocham. Byliśmy
tylko przyjaciółmi i nie chcę tego stracić. Staram się więc
trzymać na dystans, żeby jej nie zranić.
- Parker, to ostatnia rzecz, którą chciałabym od ciebie
usłyszeć. Przez lata patrzyłam, jak trzymasz się na dystans,
unikając zaangażowania, ale... nawet gdy byliście mali, łą
czyło was coś specjalnego.
scandalous
Pona & Irena
- Kazałaś mi trzymać się z dala od Ellie i jej sióstr, a ja
to zrozumiałem i tak robiłem.
- To było właściwe, skoro nie mieliśmy pewności, że
wasz związek mógłby przetrwać. To zawsze mnie martwi
ło. Oboje byliście niespokojnymi duchami, ale Parker, już
dawno z tego wyrośliście. I pamiętaj, że nie jesteś swoim
ojcem. Spędzałam bezsenne noce, zamartwiając się, że bę
dziesz do niego podobny. Raz nawet popełniłam błąd i po
wiedziałam to na głos, ale nigdy go w tym nie przypomina
łeś. Mick kochał kobiety za ich słabości, ty podziwiasz Ellie
za jej siłę. Czy ona o tym wie?
- Bardzo starałem się, żeby się nie zorientowała, co te
raz do niej czuję.
- Była silnym, inteligentnym dzieckiem. Jeśli nic się nie
zmieniło, wyrosła na rozumną i pewną siebie kobietę. Ta
kie kobiety lubią same podejmować decyzje.
Parker wiedział, że jego matka mówi z własnego do
świadczenia. Ojciec nie dał jej żadnego wyboru. Sprowa
dził ją do roli, którą trudno było odgrywać.
- Mamo, ojciec i... mama Ellie...
- Nigdy nie winiłam za to Ellie. Tylko nie chciałam, że
byście byli w to zamieszani. Przez długi czas Luann i ja
zachowywałyśmy się tak, jakby nic się nie stało. Wszyst
ko poza stosunkiem pracownik - pracodawca byłoby zbyt
bolesne. Ty i Ellie byliście bardzo młodzi, ona była tobą za
uroczona, a ty nie dojrzałeś jeszcze do związku.
To była prawda. Był wtedy napalonym nastolatkiem
i mógł skrzywdzić Ellie. Opuszczenie miasta okazało się
najrozsądniejszym wyjściem.
scandalous
Pona & Irena
- Parker, nie chcę cię o to pytać, ale muszę. Dla twojego
i jej dobra. Gzy potrafisz być jej wierny?
To było uzasadnione pytanie, na które nie znał odpo
wiedzi.
- Nie wiem - odparł zgodnie z prawdą.
- Przykro mi - powiedziała. - Jeśli jednak tak się spra
wy mają, to może lepiej, że trzymasz się na dystans.
Parker poczuł przeszywający ból w sercu. Powoli wy
puścił powietrze z płuc.
- Wiem. Dlatego tak postępuję. Trzymam się od niej
z dala.
- Parker, wybacz. Nie powinnam dzwonić i cię dener
wować - jej głos był pełen smutku.
Nie mógł pozwolić, żeby matka przerwała rozmowę,
myśląc, że zrobiła coś złego.
- Nie, cieszę się, że zadzwoniłaś. Po prostu... nie umiem
powiedzieć, czy potrafię być wierny, bo nie jestem w stanie
jasno myśleć. Jedyne, co wypełnia mój umysł, to obraz El-
lie - wyznał zduszonym głosem.
- Więc sprawa jest prosta, Parker. Nie powinnam ci tego
mówić i nie zrobiłabym tego, ale czuję, że musisz to usły
szeć. Nawet w czasie naszego miodowego miesiąca twój oj
ciec oglądał się za innymi kobietami. Nigdy nie byłam tą
jedyną, której poświęcał całą swą uwagę.
Parker z trudem przełknął ślinę. Jego matka przetrwała
wiele złych lat. Została z ojcem jedynie z jego powodu.
- Cóż, ja też nie powinienem tego mówić, ale powiem
- odparł, z trudem dobywając głos. - Mam nadzieję,
że Edward dobrze cię traktuje - po raz pierwszy mówił
scandalous
Pona & Irena
o małżeństwie swojej matki. - Jeśli nie, chciałbym z nim
porozmawiać. Może powinienem był porozmawiać przed
laty z ojcem.
-To by nic nie pomogło - gorzko się zaśmiała -
a Edward mnie kocha. Tylko mnie. Okazuje mi to i mó
wi każdego dnia. Jestem szczęśliwa. Ty też bądź szczęśli
wy. Przemyśl to, o czym rozmawialiśmy, a potem zrób, co
trzeba.
- Tak się stanie, mamo.
Odłożył słuchawkę i przez długą chwilę patrzył na nią
w milczeniu. Nie rozmawiali z matka tak szczerze i długo
od dawna. Może nawet nigdy. Udało im się to teraz, bo był
starszy. Albo może dlatego, że oboje przetrwali śmierć Mi
cka Monroego i oboje się zakochali.
Obiecał matce, że zrobi coś w sprawie Ellie.
Ból i tęsknota znów przeszyły jego serce. Pragnął działać.
Chciał porwać ją w ramiona, zabrać na koniec świata i uczy
nić szczęśliwą. Lecz Ellie Donahue była bardzo praktyczna.
Jak mógł zdobyć jej serce, skoro nie chciała się wiązać?
Ellie tępo wpatrywała się w zgięty gwóźdź. W końcu
wzięła kombinerki i usunęła bezużyteczny kawałek metalu.
To był już trzeci zgięty gwóźdź w ciągu dziesięciu minut.
Palce miała w plastrach od chybionych uderzeń młotka.
Patrząc dziś na nią, nikt nie uwierzyłby, że pół życia spę
dziła na wbijaniu gwoździ.
- Obawiam się, Sunny, że muszę przerwać naprawę
ganku i dokończyć jutro. Teraz robię więcej szkody niż po
żytku.
scandalous
Pona & Irena
- Nie ma sprawy. Chester zabiera mnie do miasta na
kolację i film, więc muszę się wyszykować.
- Cieszę się, że między wami tak dobrze się układa -
powiedziała Ellie, siląc się na uśmiech.
- Między nami nic nie ma - zapewniła Sunny, przyglą
dając się uważnie przyjaciółce. - Za wielki z niego podry
wacz, jak na mój gust. Godzę się na odrobinę rozrywki od
czasu do czasu, ale to wszystko. A tak przy okazji, wszyscy
mężczyźni to świnie.
Ellie uniosła brew w zdziwieniu. Od czasu porażki fe
stynu wszystkie panie były rozgoryczone i gotowe rzucić
się do gardła każdemu mężczyźnie, który zanadto się zbli
ży. Odrzucenie bolało.
- Popatrz, co facet zrobił z tobą. Nawet nie możesz pro
sto wbić gwoździa.
- To nie jego wina.
- Jego. Bo go kochasz.
- To też nie jego wina.
- Musi być kompletnym osłem, że tego nie dostrzegł.
- Nie chciałam, żeby wiedział.
- Też mi coś, ja zauważyłam od razu.
- Ale ty jesteś kobietą.
- Właśnie!
Ellie westchnęła. Nie było sensu się kłócić, skoro Sunny
już wybrała kozła ofiarnego. Wszyscy mężczyźni, a Chester
i Parker szczególnie, powinni mieć się teraz na baczności.
Sama miała ochotę kogoś obwinić o swoje nieszczęścia, ale
przecież kochała Parkera. Teraz nawet bardziej niż przed
laty. Sama była sobie winna. Zawsze wiedziała, że to nie
scandalous
Pona & Irena
jest partia dla niej, a jednak dała się ponieść niemądrym
porywom serca.
- Lepiej już pójdę - markotnie oznajmiła.
- Dobrze. Widzę, że Chester nadjeżdża. Wzbija tyle ku
rzu, że pył nie opadnie przez godzinę. W dodatku zjawił
się za wcześnie.
Ellie spojrzała na drogę, ale z początku nie dostrzegła
samochodu w chmurze pyłu. Gdy auto się zbliżyło, jej ser
ce zabiło niespokojnie.
- To nie wóz Chestera - zauważyła Sunny. - Jest za
mały.
Lecz Ellie już zbiegła z ganku. Popędziła na drogę, ale
nagle się zatrzymała. Co pomyśli Parker, widząc ją gnają
cą w jego stronę? Z najwyższym trudem zatrzymała się.
Parker zahamował zakurzony, sportowy wóz kilka me
trów od niej i powoli wysiadł.
- Lydia powiedziała, że tu cię znajdę - odezwał się, nie
podchodząc bliżej.
- Dlaczego przyjechałeś? - chciała wiedzieć. - Miałeś
nie wracać.
- Wiem - odrzekł tonem bez wyrazu. - Przynoszę no
winy.
- Przejechałeś taki szmat drogi, żeby mi coś powie
dzieć? Nie wierzę.
- Chciałem być przy tobie, gdy to usłyszysz - oznajmił,
ruszając w jej stronę.
- Gdy co usłyszę? - spytała, starając się z całych sił za
chować spokój.
- Wasze miasteczko zyskało jeszcze jednego miesz-
scandalous
Pona & Irena
kańca. Może nie na pełny etat, ale Griff postanowił tu
wrócić.
- Griff? Twój smutny przyjaciel?
- Tak Uświadomiłaś mu, że Red Rose jest idealnym
miejscem do wychowywania dziecka. Zadzwoniłem, żeby
z nim pogadać i doszliśmy do wniosku, że przeprowadzka
do waszego uroczego, spokojnego miasteczka może stano
wić rozwiązanie jego problemów. Jeśli przywiezie tu Caseya
na lato, żaden sędzia nie uwierzy, że jest złym i nieodpo
wiedzialnym ojcem.
- Pewnie wbiłeś mu to młotkiem do głowy - powie
działa i spróbowała się uśmiechnąć.
- Może troszkę, ale pomysł był twój.
- Cóż, to dobrze. Mam nadzieję, że małemu tu się spo
doba.
- Kiedy udało mi się go przekonać, wspomniałem, że to
może też być niezłe miejsce dla jego firmy.
- Nie rozumiem - szepnęła ze zmarszczonymi brwiami.
- Mówiłeś, że zajmuje się branżą sportową, a Red Rose to
nie miejsce na fabrykę sprzętu.
- Może nie fabrykę z prawdziwego zdarzenia, ale wasz
mecz przekonał mnie, że to doskonałe pole demonstra
cyjne dla jego towarów. Jest tu wiele ziemi i przestrzeni.
Mógłby sprowadzać tu klientów na specjalne pokazy. Już
sprawdzał w agencjach nieruchomości. Zamierza kupić ka
wał ziemi i przygotować boiska do baseballu, hokeja, pił
ki nożnej i koszykówki, a nawet badmintona. Stary dom
Mannistonów zamieni częściowo na mieszkanie, częścio
wo na pokoje dla gości. Całe lato może poświęcić na za-
scandalous
Pona & Irena
bawianie klientów. Gdy doprowadzi przedsięwzięcie do
skutku, żaden sędzia nie ośmieli się powiedzieć, że chłopak
wzrastający w takim mieście i otoczeniu wszelkich moż
liwych sportów nie dostaje od kochającego ojca tego, co
najlepsze. To dla niego wymarzony interes. Może nie roz
wiąże wszystkich problemów Griffina, ale będzie stanowił
idealny początek.
Głos Parkera kipiał od niewypowiedzianych emocji,
a przy tym Parker wpatrywał się w nią tak intensywnie, że
Ellie brakło tchu. Przyjechał z tak daleka, żeby przekazać
jej dobrą nowinę i dać wspaniały prezent, ponieważ, jak
zawsze, czuł się za nią odpowiedzialny.
- Dziękuję, Parker. To wspaniałe wieści - powiedziała,
starając się okazać entuzjazm.
Było jej tym trudniej, że spodziewała się kolejnego po
żegnania. Obawiała się, że tym razem jej serce tego nie
zniesie.
Parker powoli szedł w jej stronę. W końcu uczynił ostat
ni krok i wyciągnął dłoń, by poprawić niesforny kosmyk
jej włosów.
-Wybacz, Ellie. Może powinienem był uprzedzić, że
przyjeżdżam.
Miała ochotę się rozpłakać. Nie chciała, żeby dostrzegł
łzy, więc odwróciła głowę.
- Nie, nie. Doceniam to, że przyjechałeś.
- Ale wolałabyś, żebym tego nie robił - odgadł, choć
potrząsnęła przecząco głową. - Ellie, to co jeszcze mam do
powiedzenia, może ci się nie spodobać. Zamierzam pozbyć
się części hotelu - wypalił.
scandalous
Pona & Irena
- Chyba nie martwisz się znowu, że przypomina spraw
ki twojego ojca? Przecież zupełnie go odmieniłeś. Teraz jest
piękny, nowy i świeży. Należy do ciebie. Wiesz, że miesz
kańcy nie mają nic przeciw temu budynkowi.
- Po tym, jak odszedłem, długo myślałem, co mogę dla
ciebie zrobić - powiedział, kręcąc głową. - Doszedłem
do wniosku, że oprócz sprowadzenia Griffa mogę zrobić
coś więcej. Nie pozbywam się całego budynku, tylko czę
ści i wcale nie mam zamiaru go burzyć. Zamieniam go na
biura. Chcę przenieść część firmy do Red Rose.
Tysiąc myśli i uczuć kłębiło się w jej głowie i sercu.
Bała się spytać o to, na czym najbardziej jej zależało. Tak
bardzo się bała...
- Czy ludzie naprawdę zechcą dojeżdżać tu z Chicago?
- spytała łamiącym się głosem.
- Nie będą musieli. To niecałe trzy godziny drogi, a ja
muszę być w mieście dwa, trzy razy w tygodniu. Resztę
czasu mogę spędzać tutaj. Zresztą mam niewielki samolot.
Zbuduję pas startowy i... kilka innych rzeczy.
W jego bursztynowych oczach dostrzegła niewypowie
dziany głód i żarliwość. Z trudem przełknęła ślinę, po
wstrzymując się od rzucenia się mu w ramiona.
- Innych rzeczy? - powtórzyła bezmyślnie.
Nagle przestał ją obchodzić los Red Rose i jego miesz
kańców. Jedyne, o czym była w stanie myśleć, to mężczy
zna, który stał przed nią. Najbardziej na świecie bała się
teraz tego, że znów wsiądzie do samochodu i zniknie z jej
życia.
- Znalazłem kilku panów zainteresowanych otwarciem
scandalous
Pona & Irena
sklepu obuwniczego. Właściwie szewców, nic wielkiego, ale
może interes rozkwitnie. Wiem, jak bardzo kobiety z Red
Rose kochają swoje buty... Przyjedzie tylko dwóch męż
czyzn, ale to i tak lepsze niż nic. Och, Ellie, jeszcze jedno...
Ja też otworzę małe przedsiębiorstwo. Znalazłem już nawet
kilku pracowników, którzy zgodzili się tu zamieszkać.
O czym on mówi? - pomyślała Ellie. Czy to sen? Kręciło
się jej w głowie z nadmiaru emocji.
- Nową firmę?
Bursztynowe oczy patrzyły na nią uważnie. Były pełne
powagi i niespotykanej czułości.
- Tak. Zajmę się produkcją domków nadrzew
nych, dostosowanych do szczególnych upodobań klien
tów. Oczywiście nie mam pewności, czy będę w tym
dobry. Mogę potrzebować pomocy albo rady, więc jeśli
zechcesz...
- Potrzebujesz mojej pomocy? - spytała cicho, ośmiela
jąc się unieść głowę i spojrzeć mu w twarz.
- Właściwie to szukam partnera - oznajmił, pochylając
się w jej stronę.
- Partnera w interesach?
- Między innymi., Och, wiem, że nie chcesz mnie za
męża, Ellie - powiedział cicho i czule pogładził jej poli
czek. - Kocham cię, ale nie będę prosił o coś, czego nie
chcesz mi dać - szepnął i zaczął pieścić palcem jej roz
chylone wargi. - Zostanę twoim przyjacielem, jeśli właś
nie tego pragniesz. Albo twoim niewolnikiem, choć to
pewnie byłoby upokarzające dla większości mężczyzn.
Ja nie cierpiałbym, bo wiem, że i tak nikogo innego już
scandalous
Pona & Irena
nigdy nie pokocham tak jak ciebie - wyznał i ujął jej
twarz w obie dłonie.
- Chcesz, żebyśmy spędzili razem życie? - pytała powo
li, bojąc się, że może obudzić się z tego pięknego snu.
- Jeśli tylko to chcesz mi ofiarować.
- A czego dokładnie ty byś chciał?
- Ciebie. Całą. Na zawsze. Ale zgodzę się na wszelkie
warunki.
Pochylił głowę i pocałował ją z wielką delikatnością.
- Czy naprawdę powiedziałeś, że mnie kochasz?
- Wygląda na to, że tak - odparł z uśmiechem. - Nie
tylko kocham. Czczę, wielbię i, do diabła, Ellie, nie potra
fię bez ciebie żyć.
- Zostaniesz w Red Rose?
- Zostanę, jeśli mi pozwolisz.
Nagle zalała ją fala uczuć, którym opierała się całe do
rosłe życie. Uśmiechnęła się do Parkera przez łzy, wtuliła
głębiej w jego ramiona i obsypała go deszczem dzikich po
całunków.
- Jeśli masz zostać, to chcę, żeby tym razem to było na
zawsze.
Jęknął i z nowym zapałem zawładnął jej ustami.
- Ellie, moja śliczna, nawet nie wiesz, jak bardzo cię ko
cham. Do szaleństwa!
- Parker?
-Tak?
- Będziesz mnie kochał na moich warunkach?
Odsunął się odrobinę i spojrzał jej w oczy.
- Tak, tylko je wymień.
scandalous
Pona & Irena
- Czy naprawdę chcesz mnie za żonę? - spytała, opiera
jąc dłonie na jego szerokiej piersi.
- Bardziej niż czegokolwiek na świecie.
- Ja też tego pragnę - szepnęła mu wprost do ucha,
wspinając się na palce. - Parker? - zaczęła niepewnie. -
Jeśli będziemy mieć dzieci, będziemy je wspólnie wycho
wywać i kochać ze wszystkich sił. Ale chcę cię prosić
o jedno.
- Zawsze będę ci wierny. Nie jestem taki jak ojciec.
-Myślisz, że nie wiem? - spytała, marszcząc brwi. -
Czuję, że nie oświadczyłbyś mi się, nie mając całkowitej
pewności, że nam się uda. Zawsze byłeś szczery względem
mnie. Nie o to chciałam zapytać.
- A o co? - spytał z uśmiechem.
-Dobrze. Nie czekajmy, pobierzmy się od razu. Nie
chcę hucznego wesela. Tylko ty i ja.
Gdy to usłyszał, porwał ją w ramiona, uniósł nad ziemię
i zawirował w dzikim tańcu.
- Jesteś wszystkim, czego może pragnąć mężczyzna.
- Mam nadzieję - szepnęła z uśmiechem.
- Udowodnię ci - oznajmił i pocałował ją czule, dłu
go, i pasją.
Wtuliła się głębiej w jego ramiona, a świat zaczął zni
kać. Objęła jego szyję ramionami i cichutko jęknęła z roz
koszy.
Nagle usłyszeli wymowne kaszlnięcie..
- Wszystko to bardzo pięknie, dzieci, ale mam nadzieję,
że nie zamierzacie sobie dawać dowodów miłości na moim
trawniku - burknęła rozczulona Sunny.
scandalous
Pona & Irena
- Parker mnie kocha - Ellie oznajmiła to całemu świa
tu z uśmiechem.
- Ellie, nawet ślepy by to dostrzegł. A teraz, Parker, za
bierz ją gdzieś, gdzie będziesz mógł ją odpowiednio po
rządnie wycałować.
- To świetny pomysł, Sunny - zgodził się z uśmiechem
i postawił Ellie na ziemi. - Znam takie miejsce i mam kil
ka ciekawych pomysłów - oznajmił i znów ją przeciągle
pocałował.
- Nie masz wstydu, Parker - burknęła przyjaciółka do
brodusznie.
- Ani krztyny, Sunny. Mam za to wiele miłości i zamie
rzam przekonywać o tym Ellie do końca swych dni. Tak
się składa, że znam pewien domek na drzewie. Wprawdzie
to niewiele, ale łączy się z nim wiele dobrych wspomnień.
Możemy tam być sami. Chodźmy, Ellie, i zaplanujmy resz
tę naszego życia - poprosił, chwycił jej dłoń i pociągnął
za sobą.
Lecz Ellie nie poddała się od razu jego woli. Gdy się
odwrócił, spostrzegł, że ma oczy pełne łez. Parker prze
raził się, ale ona, widząc jego minę, tylko potrząsnęła
głową.
- To łzy szczęścia - wyszeptała. - Naprawdę uratowałeś
Red Rose i dałeś mi szczęście. Spełniłeś oba moje marze
nia. Witaj w domu, Parker.
- Tak, dobrze jest znów wrócić do domu - westchnął
i czule się uśmiechnął.
- Owszem - przytaknęła. - A teraz chodźmy w ustron
ne miejsce, żebyś znów mógł mnie pocałować.
scandalous
Pona & Irena
Parker tylko zaśmiał się radośnie i ponownie chwycił
ją w ramiona.
- Podoba mi się twój sposób myślenia, kochana. Chyba
zawsze tak było - powiedział, wziął ją za rękę i poprowadził
tam, gdzie wreszcie mogli nacieszyć się swoim szczęściem.
scandalous
Pona & Irena