Penny Jordan
Dziewczyna szejka
- 1 -
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Przyjrzałaś się temu przystojniakowi, który uczy windsurfingu?
- Ze szczegółami! Jest lepszy, niż mówiłaś. Po pracy ma wpaść do mojego
pokoju, ale musi być ostrożny. Dostał już nieraz naganę od szejka Rashida,
współwłaściciela hotelu, za zbytnie spoufalanie się z gośćmi.
- A ty mu pozwoliłaś na spoufalenie?
- Nawet na więcej.
Petra siedziała pod parasolem w barze urządzonym na dachu restauracji i
nie była w stanie nie słyszeć rozmowy prowadzonej za jej plecami. Kobiety
oddaliły się w końcu, nie przestając omawiać męskich walorów instruktora
windsurfingu.
Nieświadomie podpowiedziały rozwiązanie problemu, który nurtował
Petrę przez ostatnie dwa dni. Gdy tylko odeszły, Petra wstała i gestem
przywołała kelnera.
- Przepraszam, czy może mi pan powiedzieć, gdzie znajdę nauczyciela
windsurfingu? - zapytała.
Pół godziny później Petra odpoczywała na leżaku ustawionym przez
obsługę tak, by miała najlepszy widok na sztucznie stworzoną zatokę, w której
goście mogli uprawiać sporty wodne, oraz na instruktora, o którym słyszała tak
entuzjastyczne opinie. Musiała przyznać, że nie było w nich cienia przesady!
Widok przystojnych i wysportowanych mężczyzn nie był dla Petry
niczym wyjątkowym.
Ukończyła szkołę w Stanach Zjednoczonych, a kiedy jej rodzice zginęli w
wypadku samochodowym, wraz z ojcem chrzestnym, brytyjskim dyplomatą,
zaczęła podróżować po Europie. Spędziła też jakiś czas w Australii, gdzie
poznała opalonego muskularnego macho, który uważał, że Bóg zesłał go na
świat jako prezent dla kobiet.
R S
- 2 -
Obserwowany instruktor rzeczywiście idealnie pasował do opisu.
„Bez trudu mógłby dostać pracę jako model prezentujący bieliznę" -
pomyślała Petra i nagle poczuła falę gorąca, która zupełnie zbiła ją z tropu.
Musiała przyznać, że instruktor miał w sobie coś jeszcze. Zbierał właśnie
pozostawione na plaży deski. Regulaminowe spodenki hotelowe podkreślały
walory jego sylwetki. Ruchy mężczyzny przywodziły jej na myśl polującą
panterę - pracował w skupieniu, jakby nie chcąc niepotrzebnie tracić energii.
Podejrzewała, że w tej chwili oczy wszystkich kobiet na plaży, zza
ciemnych okularów, śledziły tego samego mężczyznę. Być może one też
wstrzymywały oddech. Było w nim coś niepokojąco zmysłowego, jakaś niemal
hipnotyzująca siła, podniecający powiew niebezpieczeństwa. Tak, dokładnie
tego potrzebowała. Im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej była pewna.
Godzinę później, w drodze do swego luksusowego apartamentu, Petra
usilnie starała się wymyślić jakiś plan działania.
Hotel, w którym mieszkała, miał najwyższą kategorię. Miał urok
mauretańskiego pałacu, a otoczony był przepięknymi ogrodami i
ekstrawaganckimi butikami. Sąsiadował nawet ze specjalnie stworzonym, a
dokładnie odtworzonym arabskim targowiskiem pełnym najróżniejszych
tradycyjnych wyrobów lokalnych twórców.
Hotel oferował potrawy ze wszystkich stron świata w aż dwudziestu
różnych restauracjach. W tej chwili jedzenie jednak było najmniej ważne.
Okno apartamentu Petry wychodziło na plażę. Mogła prowadzić
dyskretną obserwację. Interesujący ją instruktor po południu odpłynął gdzieś
motorówką, teraz jednak pojawił się znowu na plaży, mimo że słońce już
zachodziło i było niemal pusto. Zbierał pozostawione na piasku deski
surfingowe.
Petra uznała, że to doskonały moment, aby zrobić to, na co czekała, odkąd
podsłuchała rozmowę na jego temat. Bała się, że opuści ją odwaga, więc szybko
chwyciła żakiet i zbiegła na dół.
R S
- 3 -
Zrobiło się już niemal ciemno, a chłodny powiew przypomniał, że chociaż
w południe temperatura przekraczała dwadzieścia stopni, w tej części świata
ciągle jeszcze panowała zima. Petra przestraszyła się, że zeszła na plażę zbyt
późno. Rozejrzała się, ale nikogo nie było. Pogrążyła się w myślach i nagłe po-
jawienie się obok ciemnej sylwetki przestraszyło ją nie na żarty.
Miała przed sobą obiekt swoich westchnień. Stał zaledwie o krok.
Instynktownie chciała się odsunąć, ale duma, podobno odziedziczona po
dziadku, nie pozwoliła jej na to. Uniosła głowę, wzięła głęboki oddech i
zatrzymała wzrok na ustach mężczyzny.
Co mówiono o mężczyznach z wydatną dolną wargą? Że są bardzo
zmysłowi... i wiedzą, w jaki sposób dotykać kobietę, by sprawić jej największą
przyjemność.
Petra poczuła lekki zawrót głowy. Przed nią stał wysoki mężczyzna.
Czyżby był Włochem? A może Grekiem? Miał bardzo ciemne i gęste włosy i
ciemną karnację. Wyglądał fantastycznie w białej koszulce, dżinsach i
adidasach.
Zapadał zmrok. Zapalały się dekoracyjne lampki. Petra zauważyła błysk
w jego oczach. Mężczyzna wyprężył się, jak gdyby coś wzbudziło jego zaintere-
sowanie.
Pomyślała, że gdyby teraz odwróciła się i uciekła, nieźle by się uśmiał, a
potem pewnie by za nią pobiegł.
Petra poczuła na sobie jego wzrok przenikający tkaninę ubrań i sięgający
do ciała, by poznać każde zaokrąglenie, każdy sekret. Nie była przyzwyczajona
do takich spojrzeń i odczuć, i nie wiedziała, jak zareagować. Nagle usłyszała:
- Jeżeli przyszła pani na indywidualne lekcje, obawiam się, że jest już za
późno.
Nie była przygotowana na odmowę.
- Nie potrzebuję lekcji - oświadczyła.
R S
- 4 -
Nauczyła się windsurfingu jako nastolatka. Brała nawet udział w
niejednych zawodach.
- Czyżby? Czego w takim razie?
Petra zrozumiała, dlaczego tak działał na kobiety. Od aury zmysłowości
niemal zakręciło się jej w głowie. Spokojny i pewny ton głosu wskazywał, że
doskonale wiedział, jakie wywiera wrażenie. Był typem drapieżnika. Dlatego
doskonale nadawał się do tego, co Petra chciała osiągnąć, chociaż w tej chwili
najbardziej pragnęła odwrócić się i uciec, gdyby taka opcja była możliwa.
Zirytowana własną słabością postanowiła, że się nie podda. Przez lata z
różnych powodów odsyłała z kwitkiem wielu mężczyzn i teraz nie miała
zamiaru skapitulować, chociaż po raz pierwszy w życiu była tak świadoma
męskiej atrakcyjności.
- Mam dla ciebie propozycję.
Zapadła cisza. Petra teraz dokładnie przyglądała się jego twarzy i
dosłownie zaparło jej dech. Już po południu zauważyła w jego sposobie bycia
coś szczególnego, czego nie da się wyćwiczyć ani naśladować. Nawet greccy
bogowie mogli mu pozazdrościć regularności rysów!
Nie była w stanie dostrzec koloru jego oczu. Ale przy tej karnacji musiały
być brązowe. Brązowe! Petra rozluźniła się nieco. Nie pociągali jej mężczyźni o
brązowych oczach. Od kiedy jako nastolatka zakochała się w bohaterze książki,
którego oczy były szare jak pochmurne niebo, tylko takie robiły na niej wra-
żenie.
- Propozycję? - Ton głosu instruktora zdradzał znudzenie. - Jestem
mężczyzną i nie chodzę do łóżka z kobietami, które robią mi propozycje. Lubię
polować, a nie być zdobyczą. Ale jeżeli jesteś tak zdesperowana, mogę ci
wskazać, gdzie znaleźć jakiegoś pocieszyciela.
Petra zacisnęła pięści, starając się powstrzymać wybuch agresji wywołany
tą obelgą. Wymierzenie mu policzka, choć dałoby jej chwilową satysfakcję,
raczej nie pomogłoby w zrealizowaniu planu. Takie zachowanie przynajmniej
R S
- 5 -
utwierdziło ją w przekonaniu, że był dokładnie takim typem, jakiego na pewno
obawiałby się każdy narzeczony w pobliżu swej przyszłej małżonki. Czyli
nadawał się idealnie.
- Nie o taką propozycję mi chodziło - odrzekła spokojnie.
- Nie? W takim razie, o co?
- O dobry interes - odpowiedziała szybko, mając nadzieję, że to go
zaintryguje.
Petra zdała sobie sprawę, że teraz on uważnie się jej przygląda.
Wiedziała, że jest atrakcyjna. Jeżeli jednak podzielał tę opinię, to
doskonale to ukrywał.
- Fascynujące - rzucił. - Co miałbym robić?
- Umizgiwać się do mnie i uwieść mnie na oczach wszystkich.
Przez moment odczuła satysfakcję, bo udało jej się go zaskoczyć.
- Uwieść cię? - powtórzył.
Petrę nieprzyjemnie zaskoczył dziwny chłód w jego głosie.
- Tylko na pokaz - wyjaśniła szybko, nie dając mu dojść do słowa. - Chcę,
żebyś udawał, że mnie uwiodłeś.
- Udawać? Po co? Czyżbyś chciała wywołać atak zazdrości u swojego
kochanka? O to chodzi?
- Nie - omiotła go lodowatym spojrzeniem. - Chcę ci zapłacić za... za
utratę reputacji.
- Czy mogę zapytać, dlaczego tak ci zależy na jej utracie?
- Możesz, ale nie mam zamiaru ci odpowiedzieć.
- Nie? W takim razie nie licz na moją pomoc.
Odwracał się już, gdy Petrę ogarnął nagły strach.
- Zapłacę pięć tysięcy funtów! - zawołała za nim.
- Dziesięć tysięcy i może zaczniemy rozmawiać - rzucił cicho i odwrócił
się.
R S
- 6 -
Dziesięć tysięcy. Poczuła ucisk w żołądku. Odziedziczyła po rodzicach
niezły kapitał, ale do ukończenia dwudziestu pięciu lat nie mogła podjąć z konta
tak dużej sumy bez zgody opiekunów. A jednym z nich był jej ojciec chrzestny,
dzięki któremu właśnie tutaj się znalazła.
A więc porażka.
Mężczyzna dochodził już niemal do końca strzeżonej plaży. Jeszcze kilka
sekund i zniknie jej z oczu.
Poczuła gorzki smak klęski i gwałtownie odwróciła się na pięcie.
ROZDZIAŁ DRUGI
Widząc Petrę po raz pierwszy, można by sądzić, że jest Hiszpanką albo
Włoszką. Miała ciemną karnację, bujne ciemnobrązowe włosy i szlachetne rysy.
Zielone oczy i wąski nos oraz namiętna i spontaniczna natura zdradzały, że
płynęła w niej krew Celtów, odziedziczona po irlandzkich przodkach ze strony
ojca. Matka Petry pochodziła z plemienia Beduinów.
Petra poczuła, jak powiew wiatru unosi jej włosy. Chłód przyprawił ją o
gęsią skórkę. Nagle jednak przeszył ją nieprzyjemny dreszcz, gdyż poczuła na
swoim ramieniu ucisk silnej dłoni.
- Zgoda, pięć tysięcy i powód - usłyszała znajomy już głos.
Wrócił! Petra nie wiedziała, czy się cieszyć, czy bać.
- Żadnego targowania! - ostrzegł. - Pięć tysięcy i wyjaśnisz mi, o co
chodzi albo nic z tego.
Petrze zaschło w gardle. Nie chciała mu powiedzieć, ale czy miała inne
wyjście? A poza tym, komu to mogło zaszkodzić?
- Dobrze.
Dlaczego jej głos tak drżał? Chyba nie dlatego, że wciąż trzymał dłoń na
jej ramieniu?
R S
- 7 -
- Drżysz - stwierdził, ale zbieżność ich myśli ją zaskoczyła. - To ze
strachu czy z podniecenia?
Petra odsunęła się.
- Po prostu mi zimno, nic więcej.
- Naturalnie - przyznał z krzywym uśmieszkiem. - Więc chcesz, żebym
publicznie się do ciebie zalecał, a potem cię uwiódł, czy tak? Dlaczego?
Powiedz wreszcie!
- To długa i skomplikowana historia - zaczęła wymijająco Petra.
- Więc im szybciej zaczniesz, tym lepiej.
Na chwilę przymknęła oczy, starając się skupić.
- Mój ojciec był amerykańskim dyplomatą. Poznał moją matkę w Zwanie,
kiedy był tutaj na placówce. Zakochali się w sobie, ale jej ojciec, a mój dziadek,
był przeciwny małżeństwu. Miał w stosunku do mojej mamy inne plany.
Uważał, że obowiązkiem córki jest włączyć się w budowanie rodzinnego impe-
rium - Petra przerwała, usłyszawszy gniew i gorycz we własnym głosie. Były
wynikiem nie tylko cierpień jej matki, o których nie była w stanie zapomnieć,
ale także jej własnych przeżyć z ostatnich tygodni. - Moja matka wyjechała z
moim ojcem, a wtedy dziadek wyparł się jej. Zabronił też braciom i ich
rodzinom utrzymywać z nią jakiekolwiek kontakty. Mimo to mama mi o nim
opowiadała. To, co jej zrobił, było okrutne! Moi rodzice byli razem bardzo
szczęśliwi, ale, niestety, zginęli w wypadku samochodowym, kiedy miałam
siedemnaście lat. Wtedy wyjechałam do Anglii, do mojego ojca chrzestnego,
który podobnie jak mój tata jest dyplomatą. Zresztą poznali się właśnie w
Zuranie. Wszystko układało się dobrze. Skończyłam studia i zaczęłam
podróżować z moim opiekunem. Podjęłam pracę dla organizacji zajmującej się
pomocą humanitarną i zamierzałam... zamierzam zacząć studia podyplomowe.
Ale kilka tygodni temu jeden z moich wujów przyjechał do Londynu i nawiązał
kontakt z moim chrzestnym. Powiedział mu, że dziadek pragnie się ze mną
zobaczyć. Chciał, żebym przyjechała do Zuranu. Ja nie chciałam mieć z nim nic
R S
- 8 -
wspólnego po tym, jak bardzo skrzywdził moją matkę. Nigdy nie straciła
nadziei, że kiedyś jej wybaczy, że odpowie na któryś jej list, że przyjmie
wyciągniętą dłoń, ale tak się nie stało. Nikt z rodziny matki nie przyjechał na
pogrzeb. Na pewno dziadek im zabronił! - W oczach Petry pojawiły się łzy, ale
udało jej się opanować wzruszenie. - Mój chrzestny błagał mnie, żebym się
zastanowiła. Powiedział, że rodzice na pewno pragnęliby, żeby rodzina się
pogodziła. Powiedział też, że mój dziadek był jednym z głównych akcjonariuszy
tego kompleksu hotelowego i zasugerował, że moglibyśmy się spotkać właśnie
tutaj, żeby mieć kilka dni na wzajemne poznanie. Chciałam odmówić, ale... -
Petra pokręciła głową - przypomniałam sobie mamę. Pomyślałam, że chciałaby,
żebym przyjechała. Gdybym jednak wtedy znała prawdziwy powód, dla którego
mnie tu sprowadzono...
- Prawdziwy powód? - Jego głos zabrzmiał jakoś dziwnie.
- Tak, prawdziwy powód. W dniu naszego spotkania wuj z żoną
odwiedzili nas w hotelu. Przyszedł też mój kuzyn, Saud. Ma dopiero piętnaście
lat... Powiedzieli nam, że dziadek nie czuje się dobrze, że ma poważne kłopoty
w sercem i lekarz zabronił mu wychodzić oraz zakazał wszelkich wzruszeń.
Uwierzyłam im. Ale później, kiedy zostaliśmy sami z Saudem, chłopak się
wygadał. Zresztą okazało się, że nie podejrzewał nawet, że ja o niczym nie
wiem! - Petra pokręciła głową, a jej głos zaczął drżeć. - Dziadkowi bynajmniej
nie chodziło tylko o to, by mnie poznać i położyć kres rodzinnym waśniom. Ma
zamiar wydać mnie za mąż za jednego ze swoich wspólników! I w dodatku mój
chrzestny uważa, że to dobry pomysł, co mi się w głowie nie mieści. Na
początku starał się udawać, że źle zinterpretowałam słowa Sauda, ale okazało
się, że ten układ przypadł mu do gustu. Teraz jest gdzieś na Dalekim
Wschodzie, oczywiście w misji dyplomatycznej i nie mogę się z nim skontak-
tować, a w dodatku zabrał ze sobą mój paszport! „Tylko poznaj tego faceta,
Petro, nic nie tracisz. Kto wie, może akurat ci się spodoba? - Petra doskonale
R S
- 9 -
naśladowała angielski akcent swego chrzestnego. - Spójrz na brytyjską
arystokrację. Wszystkie małżeństwa zostały wcześniej przez kogoś skojarzone i,
generalnie rzecz biorąc, udały się nie najgorzej. Wszystkie te gadki o miłości...
Wiesz, miłość nie zawsze wystarcza. Złoto do złota, jak mawiają niektórzy. A z
tego, co słyszałem od twojego wuja, szejk Rashid ma z tobą wiele wspólnego.
Łączy was pochodzenie, jest związany z dyplomacją. A premier... bardzo lubi
takie sprawy. Zresztą słyszałem też tu i ówdzie, że Biały Dom popiera wasz
związek bez zastrzeżeń".
- Twój dziadek chce cię wydać za mężczyznę, który jest jego rodakiem i
wspólnikiem w interesach po to, żeby zrobić sobie reklamę w kręgach dyploma-
cji? O to chodzi? - przerwał jej wywody. Petra wyczuła niedowierzanie w jego
głosie.
- Mój chrzestny chciałby, bym uwierzyła, że chodzi tylko o to, ale sprawa
nie jest tak prosta. Z rozmowy z Saudem dowiedziałam się, że dziadek chce
mnie wydać za tego szejka, gdyż prócz tego, że jest współwłaścicielem hotelu,
w którym się znajdujemy, ma również doskonałe koneksje. Jest spokrewniony z
tutejszą rodziną królewską! Niegdyś moja matka miała wyjść za królewskiego
kuzyna w drugiej linii, oczywiście takie były plany, zanim poznała mego ojca.
Dziadek uważał to za wielki zaszczyt i oczywiście za doskonały interes. W jego
mniemaniu najwyraźniej powinnam zapłacić za to, co stracił, nie wydawszy za
mąż mojej mamy zgodnie ze swoją wolą!
- Czy twoje pochodzenie przeszkadza ci w życiu? - wtrącił ni stąd ni
zowąd instruktor.
- Czy przeszkadza? - To pytanie nieco zbiło Petrę z tropu. - Nie. A
powinno? Jestem dumna z tego, że jestem owocem miłości. I cieszę się z tego,
że jestem sobą.
- Źle mnie zrozumiałaś. Chodzi mi o tę dziwną mieszankę północnego
chłodu z upałem pustyni, angielską flegmę zmieszaną z gorącą krwią Beduinów,
potrzebę zapuszczenia gdzieś korzeni wraz z tęsknotą za koczowniczym życiem.
R S
- 10 -
Nigdy nie czujesz się rozdarta, ciągnięta w przeciwne strony przez zupełnie
odmienne kultury? Jesteś częścią ich obydwu, a zarazem nie należysz do żadnej
z nich.
Jego słowa tak dokładnie opisywały uczucia, które od dawna nią targały,
że Petra wpadła w osłupienie. Skąd mógł to wiedzieć? Poczuła, że cierpnie jej
skóra, jakby przebywała w obecności siły, której nie była w stanie w pełni
zrozumieć, mogła się jej tylko bać.
- Jestem, jaka jestem - powiedziała zdecydowanie, starając się zignorować
emocje, które w niej niespodziewanie obudził.
- To znaczy jaka?
Z gniewu pociemniało jej w oczach.
- Jestem nowoczesną, niezależną kobietą, która nie pozwoli sobą
manipulować ani wykorzystywać się dla powiększenia majątku jakiegoś starego
intryganta.
Zauważyła, jak instruktor wzrusza ramionami.
- Skoro nie chcesz wyjść za mężczyznę, którego wybrał dla ciebie twój
dziadek, dlaczego po prostu mu o tym nie powiesz?
- To nie takie proste - musiała przyznać. - Oczywiście, powiedziałam
mojemu chrzestnemu, że nie mam zamiaru się zgodzić nawet na spotkanie z tym
mężczyzną, nie wspominając o ślubie. I właśnie wtedy okazało się, że mój
chrzestny musi wyjechać na Daleki Wschód. I zabrał ze sobą mój paszport.
Żebym miała czas na poznanie dziadka i odkrycie bogactwa kultury, z której się
wywodzę - takie powody mi przedstawił - ale wiem, o co tak naprawdę chodzi.
Sądzi, że zostawiając mnie tu na pastwę dziadka, będzie w stanie skłonić mnie
do zrobienia tego, co jest dla niego wygodne. W przyszłym roku odchodzi na
emeryturę i na pewno ma nadzieję, że rząd wynagrodzi go za osiągnięcia,
włączając w nie umocnienie kontaktów z królestwem Zuranu, dostanie tytuł
lorda i odpowiednie przywileje. A co jeszcze pogarsza sytuację, i czego
dowiedziałam się z rozmowy z kuzynem, to moja tutejsza rodzina jest głęboko
R S
- 11 -
przekonana, że powinnam być zachwycona, że ten... szejk... w ogóle chce wziąć
pod uwagę małżeństwo ze mną.
- Ludzie z pewną pozycją społeczną rzeczywiście zwykle szukają
partnerów wśród osób o podobnej pozycji - stwierdził chłodno. - Rozumiem
motywy postępowania twojego dziadka, ale co z twoim ewentualnym
narzeczonym? Dlaczego ten...
- To szejk Rashid - podpowiedziała mu Petra grobowym głosem. - Ten
sam, o którym słyszałam, że... nie pochwala twoich znajomości z mieszkankami
tego hotelu.
Spojrzał na nią tak, że Petra natychmiast pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Niechcący podsłuchałam rozmowę dwóch kobiet w hotelowym barze... -
przerwała i powróciła do tematu: - A co do powodów, dla których szejk mógłby
chcieć się ze mną ożenić, równie dobrze mógłbyś jego o to zapytać.
Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka mamy ze sobą coś wspólnego - oboje
pochodzimy z mieszanych rodzin, tyle że w jego przypadku to zdaje się ojciec
pochodził z Zuranu, a nie matka. Co więcej, rodzina królewska patrzy na ten
związek przychylnie. Mój chrzestny twierdzi, że będzie obrazą rodziny
królewskiej, jeżeli szejk nie zgodzi się na małżeństwo, które król już
zaaprobował, a jeszcze większą obrazą dla mojej rodziny, jeżeli on mnie odtrąci.
Znam jednak wystarczająco kulturę Zuranu, by wiedzieć, że odmowa po
rozpoczęciu negocjacji ślubnych byłaby niewybaczalna, ale gdyby istniały uza-
sadnione wątpliwości co do mojej reputacji, szejk mógłby odmówić wzięcia
mnie za żonę bez skazy na swym honorze.
- Strasznie dużo w tym wszystkim domysłów i przypuszczeń.
- Chcesz mi powiedzieć, że wszystko to wytwór mojej wyobraźni? W
takim razie nie ma sensu, byśmy nawzajem zabierali sobie czas! - wykrzyknęła.
- Spokojnie! Rozumiem, że masz swoje powody, ale dlaczego wybrałaś
właśnie mnie?
Petra wzruszyła ramionami.
R S
- 12 -
- Jak ci mówiłam, podsłuchałam rozmowę w barze. Wynikało z niej, że...
- Że co?
- Że masz opinię bawidamka i że świadczysz różne przysługi klientkom
hotelu. Do tego stopnia, że już raz dostałeś naganę od... szejka Rashida i o mało
nie straciłeś pracy! Nie wiem, jak kobiety mogą tak się poniżać! Nie zgadzam na
małżeństwo z przymusu, ale nigdy nie złamałabym zasad dla byle flirtu!
Nagle, mimo ciemności, zdała sobie sprawę, że mężczyzna nie spuszcza z
niej wzroku.
- Rozumiem... Więc nie chcesz małżeństwa z rozsądku i nie interesują cię
byle flirty. W takim razie czego chcesz?
- Niczego! To znaczy nie chcę niczego, póki nie spotkam mężczyzny,
który...
- Który spełni twoje niezwykle wysokie wymagania? - zakpił.
- Jestem w stanie mówić sama za siebie. Dopóki nie spotkam mężczyzny,
którego pokocham i będę szanować i chcieć... zaangażować się... na wszystkie
sposoby. Takie było małżeństwo moich rodziców - dodała z przekonaniem - i
tego pragnę dla siebie, a potem dla moich dzieci.
- Chcesz niemało, szczególnie w tych czasach.
- Może i tak, ale myślę, że warto czekać.
- Nie boisz się, że gdy wreszcie spotkasz mężczyznę, który spełni te
wymagania, może go odstraszyć twoja reputacja?
- Nie. Bo wiem, że jeżeli mnie pokocha, to będzie również mnie
akceptował oraz znał i dzielił wartości, którymi kieruję się w życiu. Poza tym... -
urwała, bo uświadomiła sobie, że jest o krok od przyznania się, że nie spotkała
dotąd nikogo godnego swej miłości, i w swoim czasie jej dziewictwo
poświadczy o uczciwości. - Dlaczego właściwie mnie o to pytasz? - dodała
zdziwiona.
- Bez powodu. Więc oferujesz mi pięć tysięcy funtów za to, bym się za
tobą publicznie uganiał, uwiódł cię i zrujnował ci reputację.
R S
- 13 -
- Żebyś udawał - poprawiła go natychmiast.
- O co ci chodzi? Czyżby ogarnęły cię jakieś wątpliwości?
- Oczywiście, że nie! - zaprzeczyła urażona. - Co ty wyrabiasz?! -
wykrzyknęła, gdyż nagle wziął ją w ramiona.
Zapach jego ciepłej skóry przypominał woń rozgrzanego piasku pustyni i
ciało Petry zadrżało w bezwiednej reakcji na jego męskość. Instruktor powoli
opuścił głowę.
- Więc dobiliśmy targu! - wyszeptał prosto w jej twarz. - A teraz musimy
go przypieczętować. Wśród Beduinów umowy pieczętowano krwią. Czy chcesz,
bym nakłuł twoją rękę i pozwolił twojej krwi zmieszać się z moją, czy też to
wystarczy?
Zanim Petra zdążyła zaprotestować, jego usta przywarły do jej warg.
„O, tak, miałam rację" - przemknęło jej przez głowę. Był równie szybki i
śmiertelnie niebezpieczny jak drapieżnik...
Jej ciało bezwolnie poddało się zniewalającemu pocałunkowi. Skóra jego
twarzy była lekko szorstka i Petra musiała się powstrzymywać, by jej nie do-
tknąć. Wstyd było nawet o tym myśleć, ale gdy przestawał ją całować, usta
Petry nadal pragnęły tego kontaktu. Ogarnęła ją panika i zanim zdążyła się zre-
flektować, ugryzła go w wargę.
Poczuła na języku smak krwi i zamarła.
- Więc jednak wolisz przypieczętować umowę krwią? Jest w tobie więcej
z dziecka pustyni, niż myślałem.
Zanim zdołała się poruszyć, jego usta znów dotknęły, a raczej przywarły
do jej warg z siłą, jakiej nigdy dotąd nie zaznała. Poczuła siłę pustynnej burzy w
biciu własnego serca i niemiłosiernie palące ciepło w miejscu, w którym
spoczęła jego dłoń.
Nagle wypuścił ją z objęć i uniósł głowę. Po raz pierwszy Petra miała
okazję dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Jego oczy nie były brązowe, jak
sobie wyobrażała, lecz chłodne i szare jak stal.
R S
- 14 -
- Petro, zarezerwowaliśmy dla ciebie całe przedpołudnie. Może masz
ochotę pójść na zakupy? Niedaleko jest ekskluzywne centrum handlowe z kilko-
ma świetnymi butikami i...
Petra miała ogromne trudności ze skupieniem się na tych słowach.
Ciotka zadzwoniła do niej poprzedniego wieczora, proponując, że pokaże
jej miasto i zabierze na zakupy. Niezależnie od tego, co myślała o swoim
dziadku, Petra nie była w stanie wyzbyć się sympatii dla żony swojego wuja,
nawet mimo rozmowy, jaką przeprowadziła z nią w dzień wyjazdu jej ojca
chrzestnego.
- Twój dziadek rozumie, że musisz czuć się rozczarowana, iż z powodu
zakazu lekarza jak dotąd nie był w stanie się z tobą spotkać. Dlatego poprosił...
przyjaciela rodziny... i jednocześnie jednego ze wspólników, aby pokazał ci
kompleks hotelowy i główne atrakcje turystyczne kraju. Spodoba ci się ten
Rashid. To czarujący mężczyzna o doskonałych manierach.
Petra o mało nie wykrzyczała, że dzięki Saudowi doskonale wie, kim jest
Rashid.
Przez całą noc nie zmrużyła oka, nieskończoną ilość razy odtwarzając w
pamięci tych kilka chwil na plaży i zastanawiając się, jak mogła pozwolić, by
się to stało. W końcu, nad ranem, zasnęła kamiennym snem.
Zmęczenie i stres sprawiły, że wzdrygała się z powodu każdego
niespodziewanego szmeru i zakupy były ostatnią rzeczą, na która miała w tej
chwili ochotę. Poza tym, co cię stanie, jeżeli on będzie chciał się z nią
skontaktować? A może czeka, aż Petra znowu pojawi się na plaży i rzuci się w
jego ramiona tak jak inne kobiety? Na tę myśl ogarnęły ją mdłości. Nie, umówili
się przecież, że to on będzie starał się ją uwieść.
Uwieść. Nagle przeszedł ją dreszcz i ciotka z troską w głosie zapytała, czy
nie jest jej zimno.
- Zimno? Przecież jest prawie trzydzieści stopni - Petra roześmiała się.
R S
- 15 -
- Twój dziadek ma nadzieję, że już za kilka dni pozwolą mu się z tobą
zobaczyć. Bardzo mu zależy na tym spotkaniu, Petro. Ciągle pyta, czy jesteś
podobna do matki...
Petra postanowiła nie dać się zwieść słowom niedawno poznanej ciotki.
- Jeżeli naprawdę chciał wiedzieć, mógł to sprawdzić dawno temu, kiedy
moja mama jeszcze żyła.
Miała wielką ochotę powiedzieć ciotce, że wie, dlaczego znalazła się w
Zuranie, ale nie chciała wpakować w kłopoty piętnastoletniego kuzyna.
- Jak ci się podoba hotel? - ciotka zmieniła temat.
Petra miała ochotę pokaprysić tylko po to, żeby zagrać jej na nerwach, ale
w końcu jej wrodzona szczerość zwyciężyła.
- Jest... Zapiera dech w piersiach - przyznała. - Naturalnie nie zwiedziłam
jeszcze wszystkiego. W końcu to prawie małe miasto. Ale sądząc po tym, co już
widziałam...
Szczególnie spodobała jej się tradycyjna architektura zarówno samego
hotelu, jak i otaczających go domów do wynajęcia, zbudowanych dokoła
kwadratowego dziedzińca pełnego aromatycznych kwiatów i drzew owocowych
z fantastyczną fontanną w centrum. Szmer wody w fontannach przywodził
Petrze na myśl mauretańskie pałace w południowej Hiszpanii i wizerunki
arabskich pałaców, które pokazywała jej w dzieciństwie matka.
- Musisz to powiedzieć Rashidowi, gdy go poznasz. Chociaż, niestety,
może go tu nie być przez kilka dni. Dzisiaj rano przesłał twojemu dziadkowi
wiadomość, że musi wyjechać w interesach na prośbę rodziny królewskiej...
Chodzi o projekt na pustyni.
- To on pracuje? - Petra nawet nie starała się ukryć zdziwienia.
Z tego, co mówił Saud, wynikało, że jej ewentualny narzeczony jest tak
bogaty i dobrze skoligacony, że pewnie nie zwykł zajmować się czymś takim
jak codzienna praca.
R S
- 16 -
- O, tak - zapewniła ją ciotka. - Prócz tego, że ma duży pakiet akcji tego
kompleksu hotelowego, to sam go zaprojektował. Jest wziętym architektem.
Studiował w Anglii. Jego matka chciała, żeby tam się kształcił i mimo że
wcześnie zmarła, uszanowano jej wolę.
Architekt! Petra zmarszczyła czoło, ale nie miała zamiaru okazać
zainteresowania mężczyzną, którego już skazała na przegraną.
- Wygląda na to, że jest bardzo zajęty - powiedziała ciotce. - Naprawdę
nie ma potrzeby, by sam mnie oprowadzał. Doskonale sobie poradzę.
- Nie. To zdecydowanie niewskazane.
- Nie? Więc może Saud mógłby mi towarzyszyć?
- Nie... nie! Rashid będzie najlepszym przewodnikiem. W końcu to on
projektował ten hotel i jest w stanie odpowiedzieć na wszelkie twoje pytania.
- A jego żona? - zapytała Petra niewinnie. - Nie będzie miała nic
przeciwko temu, że spędzi cenny wolny czas w moim towarzystwie?
- Nie jest żonaty - natychmiast poinformowała ją ciotka. - Spodoba ci się -
dodała. - Macie wiele wspólnego i...
Nagle zadzwonił jej telefon komórkowy. Ciotka po kilku zdaniach
wypowiedzianych po arabsku nagle zmieniła wyraz twarzy.
- Co się stało? - zapytała Petra, gdy tylko rozmowa się skończyła. - Czy
chodzi o mojego dziadka?
Wściekła na siebie za tę utratę obojętności i za okazaną troskę, Petra
przygryzła wargę i umilkła.
- Dzwonił twój wujek. Z dziadkiem jest trochę gorzej. Wiedział, że musi
odpoczywać, ale nie chciał słuchać lekarzy! Przepraszam cię, muszę
natychmiast wracać do domu.
Przez chwilę miała ochotę poprosić, by ciotka wzięła ją ze sobą i
pozwoliła zobaczyć dziadka, jej najbliższego krewnego, ale szybko stłumiła te
niepożądane uczucia. Dziadek nic dla niej nie znaczył. Przecież ona dla niego
R S
- 17 -
tyle lat była nikim. Nie powinna zapominać o przeszłości swojej rodziny i o pla-
nach, jakie dziadek wiązał z jej osobą.
Nie, z całą pewnością nie będzie prosić o spotkanie. Jej matka prosiła i
błagała, i mimo to została odtrącona. Nie pozwoli, by dziadek potraktował ją w
ten sam sposób!
Petra wysiadła z taksówki i weszła do hotelu. Przed nią był cały dzień i
mnóstwo interesujących rzeczy do zrobienia.
Hotel miał własny plac targowy pełen towarów, które wyrabiano na
miejscu i sprzedawano. Gdyby znudził jej się targ, mogła wybrać się na
przejażdżkę gondolą wzdłuż specjalnie zbudowanych kanałów lub
pospacerować po pełnych kwiatów ogrodach, albo ochłodzić się w jednym z
basenów czy też skorzystać z należącej do hotelu plaży.
Aby dostać się do basenów i plaży należało przejść przez specjalnie
zbudowaną jaskinię pod holem hotelu. Jak wkrótce odkryła Petra, na jedno jej
skinienie, zawsze pod ręką był ktoś z obsługi, by ustawić leżak i parasol na
wybranym miejscu i zawołać kelnera na wypadek, gdyby miała ochotę na coś do
picia.
Nic, czego gość mógłby potrzebować, niezależnie od ceny i oczekiwań,
nie zostało przeoczone. Petra przemierzyła już cały świat, podróżując najpierw z
rodzicami, a potem ze swoim ojcem chrzestnym lub samodzielnie, ale jak dotąd
nie była w miejscu, gdzie potrzeby turysty byłyby zaspokajane tak absolutnie i z
tak wielkim entuzjazmem jak tutaj.
Tyle że ona nie była właściwie turystką, chociaż przyjaciółki w Londynie
uznały za konieczne zaciągnięcie jej przed wyjazdem do kilku najlepszych
butików i wyposażenie w odpowiednio elegancką garderobę.
Z wrodzonej skromności oraz mając na uwadze kulturę kraju, do którego
się udawała, Petra od razu odrzuciła co bardziej ekstrawaganckie propozycje,
choć, jak zauważyła, inne turystki bynajmniej nie miały takich skrupułów.
R S
- 18 -
Przypomniała sobie, jak koleżanki próbowały ją przekonać do zakupu
wykończonego frędzlami topu i jedwabnych spodni, które nie zakrywały pępka,
twierdząc pół żartem, że jest to doskonały strój na wyjazd do kraju, gdzie
najpopularniejszą rozrywką jest taniec brzucha.
Petra uśmiechnęła się jeszcze szerzej, dotykając swojego pępka. Pod
ubraniem ukrywał się maleńki brylant w pępku, który dała sobie założyć na
kilka dni przed wyjazdem. Nikt, nawet jej najlepsze przyjaciółki, nie wiedział o
tym drobnym znaku buntu dokładnie w dniu, gdy jej chrzestnemu udało się ją w
końcu przekonać do wyjazdu do Zuranu.
Nagle jej myśli powróciły do dziadka. Jak poważna mogła być ta choroba
serca? Wujek wydawał się bardzo spokojny, gdy o niej mówił, być może nie
było się czym przejmować.
A może był aż tak chory, jak uważała ciotka? A może był to spisek,
mający na celu wywarcie na niej silniejszej presji? Petra była zdecydowana ani
na centymetr nie ustąpić despocie, który przysporzył jej matce tak wielu
cierpień. Była też przekonana, że bawi się z nią w kotka i myszkę,
wykorzystując rzekomą chorobę jako środek do utrzymania jej w niewiedzy co
do prawdziwych zamierzeń. Oczywiście, tego rodzaju manipulacje przyczyniły
się tylko do wzmożenia wrogości. Ale jeśli się myliła? Jeżeli dziadek naprawdę
był ciężko chory?
Chociaż nie mogła się nie poddać ciepłej atmosferze powitania przez wuja
i ciotkę oraz trosce o to, by nie czuła się zbyt rozczarowana niemożnością wy-
tęsknionego, jak sądzili, spotkania z dziadkiem, jego intrygi sprawiły, że
antypatia Petry w stosunku do głowy rodziny rosła z każdą chwilą.
Miała prawo mu nie ufać. Ale dlaczego, w takim razie, czuła się
porzucona i odtrącona, nie mogąc stanąć w kręgu tych, którzy troszczyli się o
jego zdrowie? Dlaczego tak bardzo zależało jej na tym, by wiedzieć, co się
właściwie z nim dzieje? Czemu odczuwała ten dziwny ból?
R S
- 19 -
Wuj lub ciotka zadzwoniliby do hotelu, gdyby uznali, że jest to konieczne
- tego była pewna. Ale to nie to samo, co przebywanie z nimi, udział we
wszystkich wydarzeniach i pełna akceptacja.
Petra nie znała trójpokoleniowej rodziny pogodnie rozmawiającej ze sobą
i poczuła ukłucie w sercu. Musi wyzbyć się tych niepotrzebnych emocji. Przy-
pomniała sobie nagle, jak czuła się jako dziecko, widząc cierpienie matki, a nie
mogła mu zaradzić. Zazdrościła innym dzieciom, które często rozmawiały o
swoich ukochanych babciach i dziadkach.
„Pozwalasz emocjom wziąć górę nad rozsądkiem" - ostrzegła sama siebie.
Dziadek sprowadził ją tu w jednym celu. Była dla niego pionkiem w grze.
Petra skierowała się do windy. Miała ochotę odpocząć przez chwilę w
swoim pokoju i zdecydować, co zrobić z resztą dnia. Krewni zarezerwowali dla
niej elegancki i luksusowy apartament, wystarczająco duży dla kilkuosobowej
rodziny. Miał przestronną łazienkę z największą kabiną prysznicową, jaką
kiedykolwiek widziała, wannę z hydromasażem, osobną garderobę, największe
łóżko, w jakim zdarzyło jej się spać i taras z widokiem na ogrody.
Weszła do apartamentu i położyła torebkę na stoliku, po czym spojrzała w
lustro i zamarła, gdyż zobaczyła w nim odbicie łóżka - a przede wszystkim
leżącego na nim mężczyzny, jej „wspólnika w interesach". Leżał z rękami za
głową, przyglądając jej się, i nie miał na sobie niczego prócz ręcznika zamotane-
go na biodrach! Jego wilgotna skóra świadczyła, że musiał przed chwilą wziąć
prysznic... w jej łazience!
Petra nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej apartament, jak wszystkie
na tym piętrze oraz piętro wyżej należące do właścicieli, był dostępny tylko dla
mieszkańców, a wejście do windy wymagało użycia specjalnej karty
magnetycznej!
„Ale dla niego nie ma rzeczy niemożliwych" - pomyślała Petra.
Jak w transie patrzyła, jak wstaje. Gdyby ten ręcznik zsunął się nieco...
R S
- 20 -
Oblizała usta i nagle uświadomiła sobie, że na jego wardze widać ślad po
skaleczeniu. Wpatrywała się w to miejsce jak zahipnotyzowana...
Czy ktoś wyłączył klimatyzację? Nagle zrobiło jej się gorąco...
Skierował się w jej stronę i za kilka sekund... instynktownie zrobiła krok
w tył.
ROZDZIAŁ TRZECI
Petra usłyszała własny pełen strachu głos:
- Co ty tu robisz?
Mogłaby przysiąc, że jej zdenerwowanie bardzo go bawiło.
- Czekam na ciebie, oczywiście.
- Tutaj... i... w takim stroju? A gdybym nie była sama? Gdyby przyszła ze
mną moja ciotka?
Wzruszył ramionami.
- Osiągnęłabyś to, o co ci chodzi, prawda? Poza tym musimy
porozmawiać, a mnie potrzebny był prysznic, więc uznałem, że najlepiej
załatwić obie te sprawy za jednym razem.
Sprawiał wrażenie tak zadomowionego w jej apartamencie, że Petra
poczuła się tak, jakby to ona wpadła do niego nie w porę. Nie miała nawet
zamiaru pytać, jak udało mu się dostać do środka.
- Mogłeś się wykąpać w swoim mieszkaniu. A na rozmowę miałam
zamiar później zejść na plażę.
- Później byłoby za późno - powiedział. - Dzisiaj mam wolne popołudnie.
A co do mojego mieszkania, to naprawdę myślisz, że personel dysponuje takimi
wygodami jak goście?
R S
- 21 -
Petrze zaschło w gardle. Starała się przekonać samą siebie, że bynajmniej
nie z powodu wizji jego nagiego, opalonego ciała omywanego strumieniami
wody.
- Jak mnie znalazłeś? Przecież nawet ci się nie przedstawiłam. Ty zresztą
też nie.
- To nie było trudne. Twój dziadek jest tu bardzo znaną osobą.
- Znasz go? - Petra szeroko otwarła oczy.
- Czy sądzisz, że sezonowy pracownik może znać milionera?
- A jak ty się nazywasz? - Petra przypomniała sobie, że dotąd o to nie
spytała.
Czy tylko jej się zdawało, czy też odpowiedź zajęła mu więcej czasu, niż
było to konieczne?
- Blaize.
- Blaize?
- Coś nie tak?
- Nie, ale myślałam, że pochodzisz z południa Europy, z Włoch albo
Hiszpanii... może z Grecji. Ale twoje imię...
- Moja matka pochodziła z Kornwalii - wyjaśnił rzeczowo.
- Z Kornwalii?
- Owszem. I według niej, moi przodkowie zajmowali się okradaniem
wraków statków.
„Okradanie wraków". Cóż, to po części mogło wyjaśniać jego wygląd i tę
drapieżność, jaką odczuwała.
- Skoro już przebrnęliśmy przez ceremonie wstępne, może zajęlibyśmy
się sprawami praktycznymi. Ten twój plan...
- Nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać - przerwała mu Petra. - Proszę,
ubierz się i wyjdź.
Czuła się coraz bardziej zmieszana z powodu wrażenia, jakie wywarła na
niej jego śmiałość.
R S
- 22 -
- O co chodzi? Czyżbyś zmieniła zdanie? Może twoim krewnym udało się
ciebie przekonać, żebyś rozważyła propozycję małżeństwa? W końcu w życiu
zdarzają się o wiele gorsze nieszczęścia niż ślub z milionerem...
- Nie w moim przypadku. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie nic
gorszego niż... małżeństwo bez miłości.
- Czy kiedykolwiek byłaś zakochana? - zapytał Blaize, po czym sam sobie
odpowiedział: - Nie, oczywiście, że nie. W przeciwnym razie...
Dziwny błysk w jego oczach sprawił, że serce Petry przyspieszyło.
- Czy byłam zakochana, czy nie, to nie ma nic do rzeczy.
- Kiedy masz zostać przedstawiona Rashidowi?
- N...nie wiem! W tej chwili nie powinnam nawet wiedzieć o planach
mojego dziadka. Ciotka wspomniała kilkakrotnie o Rashidzie, ale udawała, że to
przyjaciel rodziny, który obiecał mnie oprowadzić po hotelu i okolicy, ale...
Blaize spojrzał na nią pytająco.
- Zdaje się, że nie tylko jest współwłaścicielem, ale też pomógł
projektować ten hotel. Według mojej ciotki, jest z wykształcenia architektem.
- I kiedy ma cię oprowadzić? Petra wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Ciotka powiedziała, że szejk Rashid musiał wyjechać w
interesach.
- A ty na pewno masz nadzieję, że, zanim wróci, twoja reputacja zostanie
wystarczająco nadszarpnięta, by nie chciał cię wziąć za żonę. Jeżeli tak, to
musimy od razu wziąć się do roboty - stwierdził, nie czekając na jej odpowiedź.
- Dzisiejszego wieczora wszyscy liczący się mieszkańcy Zuranu pokażą się w
restauracji The Venue, tutaj w hotelu. Szef kuchni jest uważany za jednego z
najlepszych w świecie, poza tym restauracja ma osobny salon przeznaczony do
tańca. Myślę, że to doskonały moment na nasz pierwszy publiczny występ.
Obowiązują stroje wieczorowe i zaproszenia, ale dla ciebie, takiego gościa w
hotelu, nie będzie to żadnym problemem.
- To nie wygląda na tanią imprezę. - W Petrze obudziły się wątpliwości.
R S
- 23 -
- Nie jest - przyznał jej rację. - Ale to chyba nie stanowi przeszkody?
Powiedziałaś mi, że twoi krewni zaprosili cię tutaj, więc możesz poprosić, żeby
rachunek za kolację doliczono do opłaty za apartament...
- Nie! Nie mogę tego zrobić. - Petra nie była w stanie ukryć niesmaku.
Blaize'a najwyraźniej to rozbawiło.
- Dlaczego nie? Przecież musisz coś jeść.
- Owszem, ale nie mogę oczekiwać, że moi krewni będą płacić za... -
Zamilkła, szukając odpowiedniego słowa.
Blaize wzruszył ramionami.
- Albo mówiłaś poważnie o twoich zamierzeniach, albo był to tylko
dziecinny pomysł, którego teraz żałujesz. Jeżeli tak, nie marnujmy dłużej cza-
su...
- Mówiłam poważnie - przerwała mu Petra.
- W porządku. Tutaj jada się późno, więc będę na ciebie czekał w holu o
wpół do dziesiątej, chyba że chcesz, żebym przyszedł po ciebie nieco wcześniej
do pokoju, co umożliwiłoby nam...
- Nie! - wykrzyknęła i zarumieniła się na widok jego rozbawionej miny.
- Wyglądasz jak niewinna dziewica, której złożono niestosowną
propozycję. Jesteś jeszcze dziewicą?
- Nie masz prawa stawiać mi tego rodzaju pytań - zaprotestowała, patrząc
mu prosto w oczy.
- Kto by pomyślał! - Blaize roześmiał się. - Teraz mnie naprawdę
zaskoczyłaś! Niewinna dziewica, która chce uchodzić za doświadczoną i
liberalną. Ty chyba rzeczywiście nie chcesz tego ślubu, co?
- Powiedziałam ci już, że nie mam zamiaru rozmawiać o... moim
prywatnym życiu...
- Mimo to oczekujesz ode mnie, że przekonam innych, iż jestem
nieodłączną częścią twojego prywatnego życia?
Jak śmiał?
R S
- 24 -
Nagle odniosła wrażenie, że udało mu się przejąć kontrolę nad sytuacją i
ogarnęły ją złe przeczucia. Ale zanim zdążyła lepiej rozeznać się w swoich
emocjach, usłyszała dzwonek do drzwi.
- Nic się nie stało - uspokoił ją Blaize. - To musi być kelner. Zamówiłem
coś do jedzenia.
- Ty zamówiłeś...? - Petra wlepiła w niego oczy, po czym zwróciła się w
stronę drzwi, gdyż znowu zabrzmiał dzwonek. - Nie możesz... - urwała nagle,
ponieważ zauważyła, że Blaize bezczelnie się z niej śmieje.
- Wiesz, myślę, że to będzie niezły ubaw. Masz pojęcie, jak komicznie
wyglądasz, gdy się tak wściekasz, panno porządnicka?
Wciąż śmiejąc się, ujął jej twarz w dłonie, zupełnie niespodziewanie
musnął jej usta swoimi, po czym zniknął w łazience dokładnie w chwili, gdy
kelner wszedł do pokoju z tacą.
- Uspokoiłaś się już?
Petra odruchowo zwróciła się w stronę Blaize'a, który wyszedł z łazienki,
nadal mając na sobie tylko ręcznik. W ręce trzymał swoją elektryczną maszynkę
do golenia.
Nagle Petrze zakręciło jej się w głowić i musiała oprzeć się o ścianę.
Co się z nią, u licha, dzieje? Facet się goli się. I co z tego?
I co z tego?! Wewnętrzny głos podpowiedział jej, że nadużywał
cierpliwości... golił się w jej apartamencie... w jej łazience...
- Hm. Mógłbym tak żyć - mruknął Blaize, taksując wzrokiem zastawioną
tacę. - Poproszę filiżankę kawy, dobrze?! - zawołał, wracając do łazienki. -
Czarnej, bez cukru.
Nalać mu kawy! Za kogo on siebie uważa?!
- A tak przy okazji - dodał i zatrzymał się przy drzwiach łazienki -
zarezerwowałem nam już stolik w The Venue i kazałem przesłać rachunek do
twojego pokoju. Mieliśmy szczęście, bo był to już jeden z ostatnich wolnych
R S
- 25 -
stolików. Jesteś pewna, że nie chcesz trochę tego wszystkiego przyspieszyć?
Mógłbym się tutaj wprowadzić i...
- Nie!
W głosie Petry słychać było zarówno odrazę jak i panikę, ale Blaize'a
najwyraźniej to bawiło.
- Wiesz, coraz bardziej podoba mi się myśl o uwiedzeniu cię. Naprawdę.
- Nie! - tym razem Petra zaprzeczyła jeszcze gwałtowniej. - Nigdy.
- Ach, tak, zapomniałem, że oszczędzasz swoje dziewictwo dla tego
jedynego, wyśnionego... Miejmy nadzieję, że ten sen nie okaże się koszmarem...
To moja kawa? - Sięgnął po filiżankę, którą trzymała w rękach.
Wściekła na siebie za spełnienie jego prośby, Petra odsunęła dłoń z
filiżanką.
- Nie, moja. Ty możesz sobie sam nalać.
Blaize wzruszył ramionami i sięgnął po dzbanek, pozostawiając Petrę z
filiżanką okropnie gorzkiej kawy. Potem zaczął wpychać w siebie zamówiony
posiłek.
Bynajmniej nie tak sobie to wyobrażała, gdy prosiła go o współpracę.
Chodziło jej o flirt na plaży, kilka wspólnych spacerów w publicznych
miejscach i może jakieś wyjście do restauracji.
- Usiądź i zjedz coś. Zamówiłem dla dwojga.
- Zauważyłam.
Nie mogła dopuścić do tego, by jej krewni płacili za kaprysy Blaize'a. Na
szczęście, miała przy sobie karty kredytowe i czeki podróżne, a jej ojciec chrze-
stny, pewnie z poczucia winy, zostawił jej przed wyjazdem na Daleki Wschód
pokaźne kieszonkowe.
- Ja pracuję - stwierdził Blaize jakby nigdy nic.
- Cieszę się, że mi o tym przypomniałeś. A skoro mówimy o twojej pracy,
czy nie powinieneś...
R S
- 26 -
- Nie martw się o to. Mam zaległy urlop i już zawiadomiłem
kierownictwo, że wykorzystam go w najbliższych dniach. W ten sposób będę
mógł zrobić, cokolwiek sobie zażyczysz. Jeżeli Rashid rzeczywiście jest
zdecydowany kupić kota w worku, jak się to mówi, to chyba niewiele rzeczy go
obchodzi. Musimy w takim razie się postarać, by nasz spektakl był naprawdę
przekonujący. Jesteś pewna, że nie chcesz, bym się tu wprowadził?
- Zupełnie pewna - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Jak tylko skończysz
jeść, ubierz się, proszę, i idź stąd.
- Mam sobie pójść? Tak szybko? Myślałem, że będziesz chciała mnie
lepiej poznać.
Musiała ją zdradzić mina, bo Blaize znowu wybuchnął śmiechem.
- Będziesz się musiała o wiele bardziej starać, jeżeli chcesz przekonać
kogokolwiek, że zawarłaś z jakimś mężczyzną bliższą znajomość, a nie tylko
cmokasz go w policzek, nie wspominając o tym, że chcesz, by wzięto nas za
kochanków.
- Właśnie dlatego mam zamiar tobie zapłacić, bo twoja reputacja jest
wystarczająco zła, by wystarczyła dla nas obojga - wyjaśniła Petra zimno.
- Wyglądasz tak, jakby było ci gorąco i niewygodnie - Blaize zignorował
jej komentarz. - Dobrze by ci zrobił chłodny prysznic. Jeżeli chcesz, mogę...
- Nie! Nawet się nie waż...
- Na co? - zapytał z udawaną niewinnością. - Chciałem powiedzieć, że
mogę wyregulować wysokość prysznica w twojej łazience, żeby było ci wy-
godniej.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Blaize leżałby już martwy u stóp Petry.
- Dziękuję, ale potrafię sobie sama poradzić.
Gorzko żałowała, że dała mu do zrozumienia, iż jest dziewicą. Bez
wątpienia uznał to za bardzo zabawne i teraz nie przestanie sobie żartować.
Musi znaleźć na niego jakiś sposób!
R S
- 27 -
Petra usłyszała dzwonek telefonu i zamarła, po czym szybko przejrzała się
w lustrze. Była już niemal przygotowana do wyjścia. Miała na sobie kremowe
jedwabne spodnium. Podniosła słuchawkę.
- Chciałam zadzwonić wcześniej. - Usłyszała głos ciotki. - Wszystko w
porządku? Mam wyrzuty sumienia, że zostawiłam cię samą.
Petra miała nadzieję, że ciotka dzwoni, by wreszcie umówić się z nią na
wizytę u dziadka, ale przeżyła kolejne rozczarowanie. Po chwili niezręcznej
ciszy kobieta pospiesznie wyjaśniła, że z powodu obowiązków rodzinnych nie
będą mogli zobaczyć się z nią następnego dnia.
- Ale twój dziadek czuje się lepiej, choć lekarze nadal nakazują mu
bezwzględny odpoczynek. Bardzo pragnie cię zobaczyć, Petro, i...
Petra uznała, że brzmi to zupełnie nieprzekonywająco. Cóż, ona nie
zamierzała kłamać, mówiąc, że bardzo pragnie zobaczyć dziadka. Nie miała
pojęcia, co chciał osiągnąć poprzez takie postępowanie, chyba że chodziło o
wywołanie w niej tak wielkiego poczucia osamotnienia i odrzucenia, by z
wdzięcznością rzuciła się w ramiona szejka Rashida. Jeśli tylko, oczywiście, on
zechce spędzić jakiś czas w jej towarzystwie.
- Tak mi przykro, że żadnej z moich sióstr nie ma teraz w mieście, ale gdy
tylko Rashid wróci...
- Nie przejmuj się mną, ciociu - przerwała jej Petra. - Doskonale sobie
radzę. Zresztą... - zamilkła na chwilę, zastanawiając się, ile powinna
powiedzieć.
Ale ciotka najwyraźniej nie słuchała jej zbyt uważnie, ponieważ wpadła
jej w słowo.
- Hotel organizuje kilka wycieczek z przewodnikiem. Może wybrałabyś
się na którąś, zanim Rashid wróci. Na przykład na targ złota. Och, muszę już
kończyć. Twój dziadek woła.
Petra odwróciła się do lustra, by poprawić makijaż i zauważyła, że drżą
jej ręce.
R S
- 28 -
To ze złości, wyjaśniła sobie, a nie ze zdenerwowania spowodowanego
bliską perspektywą kolacji z Blaize'em.
Była zła, bo wiedziała, że ciotka nie jest z nią szczera.
Starała się wyobrazić sobie dziadka na podstawie opowiadań matki i
obserwacji aroganckich mężczyzn w tradycyjnych arabskich szatach, którzy
pojawiali się w hotelu. Z pewnością nosi brodę, ma orli nos i będzie patrzył na
nią z niechęcią. Może nawet zobaczy w jego oczach pragnienie odwetu, W
końcu tak bardzo się sprzeciwiał małżeństwu, którego była owocem... Nie była
w stanie zrozumieć takiego ojca, który z kochającego opiekuna zmienił się w
tyrana zdolnego wymazać na zawsze z pamięci imię córki za to tylko, że
ośmieliła się związać z mężczyzną, którego kochała.
Po raz kolejny Petra spojrzała w lustro. W domu, w Anglii, często
wydawała się sobie inna ze swoją egzotyczną urodą, ale tu, dla odmiany, miała
wrażenie, że wygląda zbyt europejsko.
Mama! Co ona pomyślałaby o postępowaniu Petty? Jakiego byłaby zdania
o Blaize?
Petra wzięła torebkę i uznała, że nie powinna zawracać sobie tym głowy.
Hol hotelu był jak nigdy dotąd pełen ludzi. Przy drzwiach do baru stała
grupka kobiet w sukniach od najlepszych projektantów. Petra nigdy jeszcze nie
widziała z bliska takich klejnotów, jakie miały na sobie te panie.
W jej stronę również skierowało się niejedno spojrzenie, ale Petra zajęta
była wyłącznie szukaniem Blaize'a.
- Tutaj jesteś! Właśnie miałem zamiar po ciebie pójść.
Odwróciła się i szeroko otwarła oczy. Blaize miał na sobie nieskazitelnie
skrojony garnitur, który musiał kosztować fortunę. Nic dziwnego, że niejedna z
obwieszonych klejnotami kobiet przyglądała mu się z nieskrywanym
zainteresowaniem. Zarobki instruktora windsurfingu z pewnością nie
wystarczały na takie stroje, a to musiało oznaczać, że...
R S
- 29 -
Uświadomiła sobie, że prawdopodobnie nie jest pierwszą kobietą, która
płaci za usługi Blaize'a, choć, jak dotąd, ich zakres był dość skromny.
- Co się stało? Wyglądasz, jakbyś przed chwilą połknęła coś
obrzydliwego.
Jego intuicja była naprawdę zaskakująca.
- Zastanawiałam się, co dostaniemy na kolację - skłamała gładko.
Tego popołudnia zupełnie zbił ją z tropu, ale teraz mu na to nie pozwoli.
Pokaże mu, kto tu jest szefem!
- Zuran jest od pewnego czasu znany ze względu na liczbę i jakość swoich
restauracji, co za chwilę będziesz miała okazję sprawdzić.
Trzymając Petrę pod rękę, przeprowadził ją przez hol. Miała ochotę mu
się wyrwać i pozostawić między nimi pewien dystans, ale tłum jej to
uniemożliwił, a poza tym, przypomniała sobie, że zależało jej przecież na tym,
żeby widziano ich razem!
Spodziewała się, że Blaize poprowadzi ją do wyjścia, tymczasem on
skierował się w stronę szklanych drzwi prowadzących na dziedziniec, za
którym zaczynała się sieć kanałów przecinających cały kompleks.
- Myślałam, że idziemy na kolację - powiedziała w chwili, gdy dwaj
portierzy w uniformach otwierali im drzwi.
- Owszem. Coś nie tak? - spojrzał na nią pytająco. - Myślałaś, że
prowadzę cię na dziedziniec, by udzielić ci kilku indywidualnych lekcji przed
naszym publicznym występem? - Roześmiał się cicho i przyciągnął ją do siebie.
- W ogrodzie? Gdzie wszyscy mogliby nas zobaczyć? Nie... Gdybym naprawdę
miał taki zamiar, zabrałbym cię w jakieś bardziej kameralne miejsce...
- Na przykład do twojego pokoju? - Petra nie chciała, by zauważył, jakie
wrażenie na niej wywarł.
- Przypominasz małego kotka z ciągle wystawionymi pazurkami. Nie kuś
mnie, bym cię nauczył mruczeć z rozkoszy i używać pazurków tylko w przypły-
wie namiętności...
R S
- 30 -
- Jeszcze nie jesteśmy w miejscu publicznym, więc możesz zachować ten
uwodzicielski tekst na chwilę, kiedy się tam znajdziemy!
Stanęli nad brzegiem kanału i Blaize przywołał ruchem ręki jednego z
gondolierów.
- To nie jest najszybsza droga do restauracji, ale z pewnością najbardziej...
odprężająca.
Odpowiednio zamontowane oświetlenie zmieniło teren hotelu w
królestwo tajemnic i czarów oddziaływujące na wszystkie zmysły. Dokoła
pachniało poziomkami, a w oddali widać było błyski sztucznych ogni. Kiedy
przepływali obok targowiska, grupa nastolatków przyglądała się występom
połykacza ognia, a kupcy zbierali swoje towary w juki przytroczone do
stojących na placu wielbłądów. Na widok tych zwierząt jej serce zadrżało.
Podczas swojej wizyty w Zuranie najbardziej pragnęła wybrać się na
pustynię. Ciotka reklamowała jej centra handlowe i targ złota, ale to właśnie
piasek pustyni pociągał Petrę najmocniej.
Pogrążona w myślach aż podskoczyła, gdy Blaize dotknął jej ramienia.
Gondola zbliżyła się do wspaniale udekorowanego mola, z którego widać było
budynek kojarzący się z Paryżem. Petra nie była w stanie ukryć rozbawienia.
Przed wejściem do restauracji zebrała się grupka osób i gdy Blaize
chwycił ją pod rękę, by pomóc jej wysiąść, Petra poczuła się niezręcznie.
- Nie rób tego więcej! - warknęła, gdy pochylił się, by odgarnąć jej włosy
z czoła. - Może tym kobietom, które zapłaciły za twoje ubranie, to podobałoby
się, ale ja nie lubię, gdy się mnie publicznie obmacuje.
Już wypowiadając to zdanie, Petra wiedziała, że posunęła się za daleko.
Przekonała się po zimnym blasku oczu Blaize'a. Nie mogła przecież wyjaśnić,
że to strach przed reakcją własnego ciała na jego bliskość budził w niej taką
wrogość. Zresztą nie pozwoliłaby na to jej duma.
R S
- 31 -
- Dowiedz się, że żadna kobieta nigdy nie płaciła za moje ubrania. A co
do „obmacywania", to dziękuj Bogu, że twoja niewinność chroni cię przed
konsekwencjami takich komentarzy, przynajmniej na razie!
W milczeniu, ale z wysoko uniesioną głową Petra weszła na czerwony
dywan prowadzący do wejścia. Nie miała zamiaru przyznać nawet przed sobą,
jak bardzo brakowało jej opiekuńczego ramienia Blaize'a.
- Jeszcze trochę wina? - zapytał Blaize na widok kelnera z pełną butelką.
Petra pokręciła głową i nakryła dłonią do połowy wypełniony kieliszek.
Kolacja była wyśmienita, a każdy kolejny kęs przypominał jej pierwszą
„dorosłą" kolację w Paryżu, na którą zaprosili ją rodzice w dniu siedemnastych
urodzin. Wszystko tutaj, od dekoracji po zapachy, przywodziło na myśl
najlepsze paryskie restauracje i wcale nie zdziwiłoby jej, gdyby usłyszała
rozmowę po francusku.
- W takim razie chcesz może kawy?
Petra skinęła głową, myśląc, że jeśli nie będzie dość czujna, może sama
się dać złapać wytworowi swojej fantazji, bo Blaize doskonale grał rolę jej ad-
oratora. Ale niewątpliwie miał w tym spore doświadczenie.
Nie chciała nawet myśleć o tym, ile będzie ją kosztować ta kolacja, ale nie
mogła pozwolić na to, by rachunek doliczono do ceny pokoju.
Gdy czekała na podanie kawy, nagle zauważyła, że trzy pary siedzące
przy sąsiednim stoliku bacznie jej się przyglądają. Pojawienie się kelnera na
chwilę odwróciło jej uwagę, ale mimo to mogła przysiąc, że Blaize zrobił w ich
stronę dziwny gest, jakby ostrzeżenia, kiedy jeden z mężczyzn zaczął się
podnosić z krzesła, jak gdyby miał zamiar do nich podejść.
- Kto to jest? - zapytała, gdy kelner odszedł.
- O kogo ci chodzi?
- O mężczyznę, na którego patrzyłeś. Miał zamiar tutaj podejść, ale ty...
- Na nikogo nie patrzyłem.
- Ależ tak. Widziałam, że...
R S
- 32 -
- Wydawało ci się. O kogo ci chodzi? Możesz mi go wskazać.
Petra ze złością wskazała palcem, ale kiedy Blaize spojrzał za jej ręką,
mężczyzna w ogóle nie odwrócił głowy.
Blaize wzruszył ramionami i spojrzał na nią znacząco, a Petra poczuła, jak
się czerwieni. Musiała się pomylić, ale nie miała zamiaru się do tego przyznać!
- Może zatańczymy, gdy wypijesz kawę - zaproponował Blaize. - W
końcu mimo twej niewinności mamy udawać kochanków.
- Mam tego dość! - powiedziała dobitnie. - Od tej chwili za każdym
razem, kiedy wspomnisz o moim dziewictwie lub niewinności, odliczę pięć
funtów z twojego wynagrodzenia! Płacę ci za pomoc w uwolnieniu się od
niechcianego małżeństwa, a nie za... ciągłe wypominanie mi czegoś, co nie
powinno cię w ogóle obchodzić!
- Nie? Wybacz, ale mam na ten temat inne zdanie. Mam stworzyć
wrażenie, że cię uwodzę - przypomniał. - Ale kto w to uwierzy, jeżeli upierasz
się przy tym, by wyglądać jak...
- Pięć funtów - ostrzegła go Petra.
- Jak kobieta, która nigdy nie doświadczyła namiętności - skończył cicho.
Petra dopiła kawę i Blaize poprosił kelnera o rachunek. Natychmiast
sięgnęła do torebki.
- Co robisz?
- Nie pozwolę, by moi krewni za to płacili. To byłoby... niemoralne.
- Niemoralne? Zapłacenie za twoją kolację? Ale nie jest niemoralne
pozwolić im wierzyć, że sypiasz ze mną... facetem, którego poznałaś na plaży...
- Moje ciało należy do mnie i mogę z nim robić, co mi się podoba -
syknęła z wściekłością. Gdy pojawił się kelner, miała kartę kredytową w dłoni,
ale ku jej zaskoczeniu Blaize był szybszy.
- Ja się tym zajmę - stwierdził, a do niej dodał: - Możesz mi oddać
później. - Po czym szepnął coś do grzecznie oczekującego kelnera, a ten
natychmiast oddalił się wraz z rachunkiem.
R S
- 33 -
Kilka minut później, gdy przechodzili do sali tanecznej, Petrze wydawało
się, że wszyscy goście ich obserwują. Bez wątpienia była przewrażliwiona. To
tylko kobiety przyglądały się Blaize'owi.
Światła na sali były przytłumione, a muzyka zmysłowa. Petra zobaczyła
kilka tańczących par i natychmiast chciała się wycofać. To nie był taniec, ale
niemal seks na parkiecie. Nigdy nie pozwoli Blaize'owi, by dotykał jej w taki
sposób.
„Dlaczego nie? Przecież nie jest w moim typie" - przypomniała sobie.
Poza tym niezależnie ód tego, jak romantyczne byłyby okoliczności, on
absolutnie nic do niej nie czuł. Przyszli tu w określonym celu i im szybciej go
osiągną, tym szybciej będzie mogła wrócić do domu.
Po chwili jego dłonie znalazły się na jej plecach i zsuwały się coraz niżej.
Petra uznała, że chyba przeceniła swoją zdolność kontrolowania reakcji na blis-
kość jego ciała.
Był doświadczonym uwodzicielem. Zdobywał umiejętności z Bóg wie
iloma kobietami...
- Zrelaksuj się... Pamiętaj, że mamy wyglądać jak para kochanków.
- Jestem zrelaksowana - syknęła przez zęby.
- Nieprawda. Jesteś przerażona myślą, że mógłbym zrobić coś takiego...
Nagle położył jedną rękę na jej szyi, po czym przesunął po niej ustami, a
potem lekko ugryzł ją w ucho. Sam jego oddech wystarczył, by zaczęła drżeć, a
jej serce biło jak szalone.
- Masz pojęcie, jak bardzo cię pragnę... - wyszeptał.
Petra otwarła szeroko oczy... a potem przypomniała sobie, że to tylko gra,
za którą Blaize ma otrzymać wynagrodzenie.
- Mam cię zabrać do pokoju i pokazać ci, jak bardzo? Zdjąć ubranie z tego
rozkosznego ciała i pieścić każdy jego centymetr, zanim...
Petra wstrzymała oddech, gdy nagle Blaize gwałtownie ujął jej dłoń.
- Zobacz, jak na mnie działasz... Chciała się wyrwać, ale było za późno.
R S
- 34 -
- Przysuń się - poprosił, obejmując ją mocniej. - Jeszcze! Tak blisko, bym
mógł wyobrażać sobie, że obejmuję cię nagą, czuję dotyk twojej skóry...
W jakiś sposób udało jej się odsunąć.
- Chcę stąd wyjść.
- Tak szybko? Dopiero północ.
Jej strach wzrastał z każdą chwilą. Jeżeli będzie ją trzymał w ten sposób
jeszcze przez chwilę...
Wprawdzie wiedziała, że tylko udaje, ale jej ciało najwyraźniej nie było w
stanie odróżnić prawdy od fikcji. I reagowało na jego bliskość, jak gdyby... jak
gdyby rzeczywiście go pragnęła!
- To był męczący dzień, a ciotka najprawdopodobniej zadzwoni z samego
rana, żeby poinformować mnie o stanie zdrowia dziadka!
- Myślałem, że jego zdrowie cię nie interesuje.
- Nie, ale...
Blaize wypuścił ją z objęć i przyglądał się badawczo. Petra miała ochotę
się schować, ukryć się przed nim, gdyż zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że
mógł stanowić dla jej przyszłego szczęścia o wiele poważniejsze zagrożenie, niż
mogła przypuścić.
Dlaczego tak na nią działał? Przecież nie był pierwszym mężczyzną, z
którym tańczyła ani z którym się całowała. Nie był nawet pierwszym, który
obudził w niej pożądanie!
Kilkakrotnie wydawało jej się, że jest zakochana. Ale po raz pierwszy
ktoś rozbudził ją tak, że nie była pewna, czy będzie w stanie utrzymać swoją
wolę pod kontrolą!
- Ale...? - Blaize przerwał jej rozgorączkowane myśli.
- Nie chcę o tym mówić.
- Dobrze. Jeżeli jesteś pewna, że chcesz wyjść i nie jest to po prostu
wymówka, żeby uwolnić się z moich ramion, bo boisz się, że mogłoby ci się w
nich za bardzo spodobać...
R S
- 35 -
Petra spojrzała na niego, udając gniew, ale wewnątrz była przerażona
wnikliwością tego komentarza. Przecież nie mógł znać jej uczuć?
- Och, nigdy bym tak nie postąpiła - stwierdziła z wystudiowanym
uśmiechem. - Po prostu nie lubię tłoku.
Miała nadzieję, że ta odpowiedź wystarczy, ale się przeliczyła.
- To znaczy?
- To znaczy, że będąc w twoich ramionach, myślę o wszystkich kobietach,
które były tam przede mną.
Blaize skwitował to wzruszeniem ramion.
- Mam trzydzieści cztery lata. Naturalnie miałem... różne znajome...
Petra tylko pokręciła głową i skierowała się do wyjścia. Dołączył do niej
przy samych drzwiach, kiedy portierzy otwierali je z ukłonem, niemal jak przed
parą królewską. Petra stanęła na dywanie prowadzącym w stronę kanału i
parkingu.
- Wolałabym wrócić samochodem - rzuciła.
Nie miała zamiaru w tym stanie narażać się na kolejną romantyczną
przejażdżkę gondolą w towarzystwie Blaize'a. Spodziewała się, że będzie się
sprzeciwiał, ale on tylko skinął na taksówkę.
Powrót do hotelu działał na jej nerwy jeszcze bardziej niż chwile
spędzone na parkiecie. Nie była w stanie zrozumieć, jak mężczyzna taki jak
Blaize mógł się zachowywać z taką dystynkcją.
- Im częściej widziani będziemy razem, tym lepiej - powiedział do niej,
gdy czekali na windę. - Dlatego proponuję, żebyśmy wybrali się razem na
wycieczkę.
- Na jedną z tych organizowanych przez hotel? - przerwała mu Petra. -
Ale chyba wystarczy, że będą nas widzieć goście hotelowi, prawda?
Powinniśmy pokazywać się razem tam, gdzie mogą nas widzieć osoby z
otoczenia Rashida.
R S
- 36 -
- Zuran jest niewielki. Jestem pewien, że nasza... przyjaźń szybko zwróci
uwagę.
Blaize wszedł z Petrą do windy i przycisnął guzik.
- Nie musisz mnie odprowadzać na górę - zaprotestowała natychmiast, ale
winda zdążyła ruszyć.
- Czego się tak bardzo boisz? Że cię pocałuję czy że tego nie zrobię?
- Niczego! - wykrzyknęła ze złością.
- Kłamiesz! Mimo wszystko jesteś kobietą i naturalnie chcesz...
- Chcę - przerwała mu Petra - żebyś pamiętał, że płacę ci za udawanie
mojego kochanka przy ludziach. To wszystko - udało jej się wygrzebać z torebki
klucz.
Dłoń Blaize'a spoczywała na klamce i Petra wstrzymała oddech. Co ma
zrobić, jeżeli będzie chciał wejść do jej apartamentu? A jeżeli będzie chciał
czegoś więcej? Serce o mało nie wyrwało się jej z piersi.
Blaize szybkim ruchem włączył światło. Petrze zaschło w ustach i kolana
się pod nią ugięły. Przymknęła oczy, po czym otwarła je znowu na
charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi.
Odwróciła się, by powiedzieć Blaize'owi, że ma natychmiast wyjść i
zobaczyła, że od drzwi dzieli ją tylko powietrze.
Blaize wyszedł! Nie wszedł do środka! Po prostu zamknął drzwi i poszedł
sobie. Tak jak chciała...
R S
- 37 -
ROZDZIAŁ CZWARTY
Petra skończyła jeść śniadanie, po czym kelner zabrał tacę, zostawiając jej
tylko filiżankę kawy i gazetę, o którą poprosiła.
Siedziała na tarasie w ciepłych promieniach słońca i powinna czuć się
odprężona, ale tak nie było. Nagle zadzwonił telefon komórkowy.
- Petra?
Dźwięk głosu ojca chrzestnego wyrwał ją z zamyślenia.
- Jak się dogadujesz z dziadkiem?
- Nie dogaduję się - odpowiedziała oschłe. - Jak dotąd nawet się z nim nie
widziałam. Podobno jest chory.
- Petro... nic nie słyszę! - Ledwie dosłyszała jego słowa. - Dzwonię przez
satelitę, ale połączenie się rwie. Muszę kończyć. Przez kilka tygodni nie będę
się odzywał. Misja rządowa...
Potem nastąpiła seria trzasków, które uniemożliwiły jej zrozumienie, ale
wydawało jej się, że mówił coś o miłości. Zanim zdążyła odpowiedzieć,
rozmowa została przerwana. I nawet nie mogła oddzwonić - nie miała pojęcia,
gdzie teraz przebywał, nie podał jej też numeru.
I nie zdążyła go poprosić, by odesłał jej paszport! Teraz jedyną drogą
ucieczki od małżeństwa z Rashidem był Blaize.
Poczuła lekki dreszcz. Co za głupota ją opanowała! I pomyśleć, że
pozwoliła mu się wmanewrować w drogą kolację, skoro mogła osiągnąć to samo
dzięki kilku gorącym chwilom na plaży.
Spojrzała na trzymaną w ręce komórkę. Może powinna przynajmniej z
grzeczności zapytać o zdrowie dziadka?
- Przespał całą noc - poinformowała ją ciotka - ale ciągle jest bardzo
słaby. Nalegał na pójście do meczetu rano, choć nie powinien wychodzić.
R S
- 38 -
Niestety, kazał służącemu się tam zawieźć, zanim zdążyliśmy się zorientować.
Tak się cieszę, że zadzwoniłaś. Twoja troska na pewno go wzruszy.
Ciepły ton ciotki sprawił, że poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie.
- Wykazujesz niezwykłą cierpliwość - ciągnęła kobieta. - Obiecuję, że już
niedługo będziesz mogła go odwiedzić. Zresztą właśnie miałam do ciebie
dzwonić, żeby zapytać, czy chcesz mi towarzyszyć jutro na targ przypraw.
Potem mogłybyśmy zjeść razem obiad.
- Tak... chętnie - Petra poczuła wyrzuty sumienia i szybko zakończyła
rozmowę.
Musiała zobaczyć się z Blaize'em i upewnić się, że on wie, kto tu stawia
warunki. Powiedział wprawdzie, że się z nią skontaktuje, ale nie była w stanie
czekać. Chciała... musiała zobaczyć się z nim od razu!
Pół godziny później stała na plaży, starając się wyjaśnić ratownikowi i
drugiemu instruktorowi windsurfingu, o kogo jej chodzi. Ale żaden z nich nie
był w stanie zidentyfikować mężczyzny z przedstawionego opisu.
Policzyła do dziesięciu. To nie ich wina, że nie znali Blaize'a! Winna była
ona, bo nie uzgodniła sposobu kontaktowania się z nim.
Przeprosiła obu mężczyzn za kłopot i wolno wróciła do hotelu.
Mimo że była pora obiadu, nie czuła się głodna. Pustki w jej wnętrzu nie
dało się wypełnić jedzeniem! Była wściekła na Blaize'a za komentarze
dotyczące jej dziewictwa i przejęta swoją reakcją na jego towarzystwo.
Przycisnęła guzik windy, mając nadzieję, że nikt nie zauważył jej nagłego
rumieńca. Co się z nią działo? Jej dziewictwo nie oznaczało, że była nieświado-
ma seksu i tak naiwna, by jedno męskie spojrzenie wystarczało, by ją podniecić.
Ale gdyby Blaize wtedy ją pocałował... Gdyby to zrobił, starczyłoby jej
rozsądku, by go odesłać tam, skąd przyszedł, przekonywała samą siebie.
Łączyła ich tylko umowa i tak miało pozostać.
R S
- 39 -
Sięgnęła po klucz i wstrzymała oddech, ale tym razem nie zastała na
łóżku żadnego mężczyzny. Ku swemu zadowoleniu! Tak przynajmniej być
powinno.
Pół godziny później ciągle nie była w stanie zdecydować, co zrobić z
resztą dnia. Nie miała ochoty iść na plażę. Przewodnik, który kupiła przed
przyjazdem, polecał kilka tras turystycznych w mieście. Jedna z nich
obejmowała muzeum historii Zuranu.
Petra powiedziała sobie, że dobrze jej zrobi zajęcie się czymś poza
myśleniem o dziadku i o problemach, których był źródłem. Przebrała się w
długie lniane spodnie i luźną bluzkę z długimi rękawami, po czym wyszła na
zewnątrz.
Popołudniowe słońce zmusiło ją do wyjęcia przeciwsłonecznych
okularów, ale mimo to zauważyła kątem oka zajeżdżającą przed wejście czarną
limuzynę.
Z ciekawością patrzyła, jak cały zastęp służby pojawił się, by z uniżeniem
otwierać drzwi samochodu dla kilku dostojnie wyglądających mężczyzn w dłu-
gich szatach. Nagle skamieniała, ale potem uśmiechnęła się do siebie. Przez
chwilę wydawało jej się, że jeden z mężczyzn z profilu przypominał Blaize'a!
Śmieszne! Blaize w limuzynie!
„Muszę myśleć tylko o dziadku" - postanowiła, wsiadając do taksówki.
Spędziła w muzeum tak wiele czasu, że wyszła z niego już po zmroku.
Poznała nie tylko historię Zuranu, ale i swoją, dlatego tak długo tam zabawiła.
W tych wnętrzach po raz pierwszy poczuła się dziedziczką tradycji Beduinów i
budującą się między nią a nimi więź. Po raz pierwszy w życiu czuła, że chce
dowiedzieć się więcej o tym kraju, nie tylko ze względu na matkę, ale i na
siebie.
Zapach wiatru kazał jej skierować się w stronę pustyni. Był to zapach
przeszłości i przeznaczenia. Należała do dumnego ludu, który przemierzał te
R S
- 40 -
ziemie już za panowania Kleopatry i wtedy, gdy Marco Polo podążał
jedwabnym szlakiem.
Bez zastanowienia zagłębiła dłoń w piasku i pozwoliła mu przepływać
pomiędzy palcami. Jej kraj... Nagle poczuła łzy w oczach.
Koło niej przebiegła grupa turystów, psując ten wyjątkowy nastrój.
Zapadła noc. Petra zatrzymała przejeżdżającą taksówkę i kazała się odwieźć do
hotelu.
Niepewnym krokiem zeszła do holu. Zarezerwowała stolik we włoskiej
restauracji, również należącej do hotelu, ale teraz, gdy uświadomiła sobie, że
jest jedyną kobietą pozbawioną męskiego towarzystwa, zaczynała się wahać.
„Zuran jest kosmopolitycznym i bezpiecznym krajem - uspokajała siebie -
a w hotelu na pewno zadbano o bezpieczeństwo samotnej kobiety".
Miała na sobie skromną czarną sukienkę z dekoltem karo i delikatną złotą
bransoletkę, odziedziczoną po matce. Dotknęła jej, jakby chciała znaleźć
ochronę. Nie była przyzwyczajona do samotnego jadania w restauracjach, ale
perspektywa kolacji w pustym apartamencie wydawała się jeszcze gorsza.
Recepcjonista zapewnił ją, że włoska restauracja znajduje się niedaleko i
można było się do niej dostać pieszo lub gondolą. Petra zdecydowała, że
gondola byłaby zbyt niebezpieczna, gdyż mogłaby przypomnieć jej Blaize'a i
przeżycia ostatniej nocy.
Przez cały dzień miała nadzieję, że Blaize nawiąże z nią kontakt. Ale tak
się nie stało. Może znalazł kogoś, kto oferował mu lepsze perspektywy zarówno
finansowe, jak i inne? Zauważyła już, że zwracał uwagę wielu kobiet.
Zatrzymała się na chwilę, przekonując się, że to ukłucie bólu w sercu nie
ma nic wspólnego z zazdrością. Ona? Zazdrosna o kobiety Blaize'a? Ależ to
śmieszne!
Recepcjonista miał rację. Petra poszła za róg budynku i znalazła się na
dziedzińcu restauracji, w którego centrum tryskało kilka fontann. Z uśmiechem
podeszła do drzwi.
R S
- 41 -
Sądząc po poprzednich doświadczeniach, włoska trattoria powinna
sprawiać wrażenie tak samo autentycznej, jak wczorajsza paryska restauracja. I
nie zawiodła się: była nawet muzyka na żywo, a kelnerzy z pewnością
pochodzili z Italii.
Dwa kwadranse później, gdy wreszcie zaczęła się odprężać przy potrawie
z owoców morza i lampce dobrego wina, w drzwiach pojawiła się grupa hałaśli-
wych młodych mężczyzn.
Petra mogła się zorientować po reakcji personelu, że nie byli zachwyceni
głośnym zachowaniem nowo przybyłych, wyraźnie podpitych gości, którzy
zachowywali się coraz bardziej agresywnie. Po angielsku żądali, by dano im
stolik wystarczająco duży, by usadowili się całą grupą. Nie słuchali wyjaśnień,
że wszystkie stoliki były zarezerwowane.
- Nie wciskaj nam kitu, człowieku - zaprotestował jeden z nich. - Sami
widzimy, że macie mnóstwo wolnych stolików.
Petra starała się nie zwracać na nich uwagi, gdy jednak podszedł do niej
kelner z zamówionym głównym daniem, usłyszała komentarz na swój temat:
- Hej, spójrzcie na tę tam... brunetkę, która siedzi sama. Usiądziemy tam,
koleś - jeden z gości zwrócił się do kelnera i wskazał na stolik obok Petry.
Petra zesztywniała. Widziała, jak kierownik sali stara się skłonić ich do
wyjścia, ale jego wysiłki niczego nie dały. Starała się nie okazać swojej
niechęci, gdy rozsiedli się przy trzech sąsiednich stolikach tak, że praktycznie
została przez nich otoczona.
Mężczyźni zamawiali kolejne drinki i, nie spuszczając z niej oka,
przechwalali się swoimi seksualnymi wyczynami.
Petra nie czuła strachu. Długo mieszkała w Londynie i nauczyła się nie
tracić głowy w podobnych sytuacjach. Ale w Londynie nigdy nie wyszła na ko-
lację sama i unikała sytuacji, w których miałaby niewielkie szanse na obronę.
Zdała sobie sprawę, że pozostali goście, dwie rodziny z dziećmi, wstali i
wyszli. Hałas wokół niej jeszcze się wzmógł.
R S
- 42 -
Chociaż nie skończyła kolacji, Petra miała już wszystkiego dość. Nowo
przybyli najwyraźniej nie mieli zamiaru zamówić nic do jedzenia. Nagle obok
jej głowy przeleciał kawałek chleba. I następny. I jeszcze jeden.
- Stawiam kolejkę temu, kto pierwszy trafi do jej dekoltu!
To przebrało miarkę. Wstała, ale ku jej przerażeniu mężczyźni
natychmiast ją otoczyli, robiąc niewybredne uwagi. Zauważyła, że kierownik
sali rozmawia przez telefon, a kelner starał się zrobić, co mógł w jej obronie,
prosząc, żeby pozwolili jej wyjść, bo będzie zmuszony wyprosić ich z
restauracji.
- No, którego sobie wybrałaś, kochanie? A może mamy wybrać za ciebie?
- Usłyszała. - Chłopcy, który chce być pierwszy?
- Wybaczcie, panowie, ale muszę was poprosić o opuszczenie sali -
doszedł do nich głos kierownika.
- Nigdzie nie pójdziemy - odpowiedział ten, który wcześniej robił jej
propozycje.
- Czyżby...
Zimny jak stal głos Blaize'a dał się słyszeć ponad wulgarnymi
komentarzami Anglików.
Jego obecność zaszokowała Petrę jeszcze bardziej niż zachowanie
mężczyzn. Instynktownie odwróciła się do niego z wyrazem przestrachu i
niedowierzania na twarzy.
- Mogę was zapewnić, że za chwilę nie tylko opuścicie tę restaurację, ale i
Zuran.
Jeden z Anglików wybuchnął śmiechem.
- Aleś powiedział, koleś. Nic nie możesz nam zrobić. Jesteś sam
przeciwko dziesięciu, a poza tym... wyścigi się bez nas nie odbędą.
- Kierownik restauracji już wezwał policję - poinformował ich Blaize. -
Nasze prawo nie pozwala na molestowanie kobiet, a prawa w Zuranie się prze-
strzega.
R S
- 43 -
Petra usłyszała zajeżdżające pod restaurację samochody. Zresztą nie tylko
ona je słyszała. Anglicy nagle stracili pewność siebie. Blaize wyciągnął do niej
rękę. Petra odepchnęła mężczyzn i podeszła do niego dokładnie w momencie,
gdy w drzwiach pojawiło się kilku policjantów.
- Wyjdźmy stąd - szepnął jej Blaize.
Petra na nic więcej nie czekała. Kiedy weszli do holu hotelu, wydało się
jej, że Blaize skinął głową w kierunku recepcjonisty, ale uznała, że pewnie jej
się zdawało. W windzie wreszcie odetchnęła z ulgą.
- Nawet nie wiesz, jak miło było cię zobaczyć... - zaczęła, ale Blaize
przerwał jej z niezwykle srogą miną.
- Co ty, u diabła, wyrabiasz?! Dlaczego stamtąd nie wyszłaś? Musiałaś
chyba zdawać sobie sprawę...
Jego furia oraz ton tych pretensji niemal odebrały jej mowę.
Winda dojechała na piętro, po czym oboje wysiedli. Petra czuła, że drżą
jej nogi. Zaczęło się jej robić niedobrze.
Przed drzwiami starała się wyjąć klucz z torebki, ale ręce tak się jej
trzęsły, że w końcu ją upuściła. Blaize schylił się i wyjął ze środka klucz.
Zauważyła, że ma duże, ale wypielęgnowane dłonie z pięknie opiłowanymi i
nieskazitelnymi paznokciami.
Pomyślała, że to z powodu szoku ma dreszcze oraz czuje dziwny ból,
który ściska jej gardło.
- Zdajesz sobie sprawę, co mogło się stać, gdyby kierownik restauracji
nie...
- Starałam się wyjść - wyjąkała - ale oni mi nie pozwolili.
Petra i Blaize stali już w jej apartamencie, za zamkniętymi drzwiami.
Nagle wydało jej się, że wszystkie przeżycia tego dnia skumulowały się gdzieś
w środku i wybuchnęła płaczem.
- Petro!
R S
- 44 -
Powtórzył jej imię, kończąc westchnieniem, po czym nagle znalazła się w
jego ramionach.
Starała się powstrzymać łzy. Czuła, jak dłoń Blaize'a gładzi jej włosy.
Odrzuciła głowę w tył i spojrzała prosto w jego stalowe oczy.
- Petro...
Poczuła na swojej twarzy ciepło jego oddechu. Pragnęła go... od chwili,
gdy poprzedniego dnia wszedł do jej apartamentu i ułożył się w jej łóżku.
Namiętność! To przecież tylko słowo! Jak mogło wyrazić wszystko to, co
czuła, czego doświadczała - każde najdrobniejsze odczucie i emocję, który pro-
wadziły ją coraz dalej w świat zakazanych rozkoszy?
Wewnętrzne bariery, które z taką pieczołowitością wznosiła, bez
ostrzeżenia zaczęły się walić jedna po drugiej. Nic nie miało przeszkodzić jej
ciału, które pragnęło swobodnie wyrazić swoje tęsknoty!
- Petro, jesteś w szoku, a to nie jest...
Zamknęła mu usta gorączkowym pocałunkiem i poczuła, jak jego ciało się
napina. Wstrzymała oddech, wyczuwając wahanie, ale potem zauważyła w jego
oczach drapieżne pragnienie i zrozumiała, że odniosła zwycięstwo.
Pocałowała go delikatnie, a potem, jak w transie, obrysowała palcem
kontur jego ust. Przygryzła wargę i zobaczyła, jak Blaize drży.
- To nie jest dobry pomysł. - Zdjął jej dłoń ze swojej twarzy i ucałował jej
wnętrze.
- Dlaczego nie?
- Bo... jeżeli dotknę cię teraz w taki sposób...
Petra zadrżała, gdy jego ręka przesunęła się po jej piersi, a kciuk dotknął
nabrzmiałego sutka.
- To... - ciągnął zduszonym głosem - będę musiał dotykać cię jeszcze i
jeszcze, a potem...
Miała wrażanie, że pod tym dotykiem jej ciało topi się jak czekolada.
Pragnęła czuć jego dotyk na całym ciele... na swoim nagim ciele...
R S
- 45 -
Jej ciche mruczenie zagubiło się w kolejnym pocałunku. I nagle ciszę
przerwał odgłos pracującego faksu. Ciało Petry stężało, a Blaize puścił ją i
odsunął się o krok.
- To nie powinno się zdarzyć. - Słyszała jego głos. - Nie należy do naszej
umowy.
Nie należy do umowy! Petra poczuła nagły wstyd, złość i upokorzenie.
Wróciła do rzeczywistości.
Podeszła do faksu, głównie by ukryć swoje rozczarowanie. Okazało się,
że przysłano jej reklamówkę jednej z wycieczek organizowanych przez
hotelowe biuro podróży. Usłyszała cichy odgłos zamykających się drzwi.
Kiedyś może byłaby zadowolona z takiego obrotu sprawy. Z tego, że im
przeszkodzono i że Blaize ją zostawił! Kiedyś. Ale nie dziś!
ROZDZIAŁ PIĄTY
Petra odsunęła tacę z nietkniętym śniadaniem i wyjrzała przez okno
hotelowej jadalni. Wolała jeść tutaj niż w pokoju. Miała nadzieję, że
towarzystwo innych osób choć na chwilę pozwoli jej zapomnieć o wczorajszym
wieczorze.
Blaize! Za każdym razem, gdy o nim myślała, co zresztą zdarzało się o
wiele za często, czuła zarazem tęsknotę, złość i pogardę dla siebie oraz
niedowierzanie, że była w stanie wmanewrować się w taką sytuację. Jak mogło
dojść do tego, że zaczęła go pragnąć? Spojrzała w głąb holu, gdzie aż kłębiło się
od pracowników w uniformach. Wszyscy wyglądali na podenerwowanych.
Kelner sprzątnął tacę i Petra skierowała się w stronę plakatów
reklamujących wycieczki organizowane dla gości hotelowych. Jeden z nich
przykuł jej uwagę. Była to wycieczka z przewodnikiem na pustynię wraz z
noclegiem w oazie. Na pustynię... Szybko, by nie narazić się na wątpliwości,
R S
- 46 -
Petra weszła do biura i po dziesięciu minutach wyszła z potwierdzeniem re-
zerwacji. Noc z dala od Blaize'a powinna dać jej szansę oszacowania zgubnego
wpływu, jaki miał kontakt z jego ciałem. Potrzebowała spokoju.
Wróciła na chwilę do siebie, by poprawić wygląd, po czym zjechała do
holu i uśmiechnęła się do grupki nerwowych pracowników krążących dokoła
windy prowadzącej do apartamentów na ostatnim piętrze.
- Wszyscy wyglądają dzisiaj na strasznie zabieganych - zaczepiła jednego
z personelu.
- Bo dzisiaj na górze odbywa się zebranie akcjonariuszy - wyjaśnił jeden z
pracowników półgłosem.
Akcjonariuszy? Czy to oznacza, że Rashid wrócił? Ile czasu minie, zanim
zechce się z nią widzieć?
- Pachnie cudownie - uśmiechnęła się Petra, wąchając grudkę kadzidła,
którą podała jej ciotką. Znajdowały się na targu przypraw, gdzie ciotka zajadle
się ze wszystkimi targowała. Było coś niesamowitego w tym, że oto w trzecim
tysiącleciu miała w ręce coś, co towarzyszyło ludziom od tak wielu wieków.
Ciotka zaproponowała napicie się czegoś chłodnego.
- Mam dla ciebie dobre wiadomości - powiedziała, podając Petrze
szklankę soku. - Twój dziadek czuje się o wiele lepiej i zaprasza cię w
odwiedziny dziś po południu.
Petra omal nie rozlała napoju. Czy to nie dziwny zbieg okoliczności, że
dziadek zaprosił ją do siebie tego samego dnia, kiedy szejk Rashid wrócił do Zu-
ranu?
- Przykro mi, ale to raczej nie będzie możliwe. Mam... mam inne plany.
Petra była dumna z siebie, gdyż udało jej się zachować chłodny i
spokojny ton, choć nie była w stanie spojrzeć ciotce w oczy. Mogła wyczuć, że
nie takiej odpowiedzi oczekiwała i natychmiast ogarnęły ją wyrzuty sumienia.
R S
- 47 -
Nie chciała sprawić ciotce, jedynej osobie tutaj, która była dla niej
serdeczna, przykrości, ale wiedziała przecież, na czym polegały prawdziwe
zamierzenia jej dziadka.
- Twój dziadek będzie zawiedziony, Petro. Bardzo czekał na spotkanie z
tobą, ale skoro jesteś zajęta...
- Zarezerwowałam wycieczkę na pustynię. Wyjeżdżam jutro rano, a
muszę jeszcze wiele rzeczy przygotować.
Ciotka skinęła głową, po czym odprowadziła Petrę do hotelu, ale nie
skorzystała z zaproszenia na kawę. Gdy już wsiadała do taksówki, Petra nagle
do niej podbiegła.
- Zmieniłam zdanie. Przyjdę... chcę się zobaczyć z dziadkiem.
Ciotka z uśmiechem objęła ją ramieniem.
- Wiem, Petro, że to dla ciebie niełatwe, ale zaufaj mi, twój dziadek nie
jest żadnym potworem. I ma na uwadze tylko twoje dobro.
Po plecach Petry przebiegł lekki dreszcz. Nie podobało jej się to, co
usłyszała, ale było za późno, żeby się wycofać.
- Twój dziadek po obiedzie ma zwyczaj odpoczywać, ale zaraz potem
będzie mógł spotkać się z tobą. Przyślę po ciebie samochód o wpół do piątej.
Czy taka pora ci odpowiada?
Nie pozostało nic innego, jak przytaknąć.
Petra oczekiwała, że Blaize będzie starał się z nią skontaktować - przecież
jak dotąd nie dała mu nawet zaliczki - ale nie było od niego żadnej wiadomości,
a on sam był nieuchwytny.
Wmawiała sobie, że czuła taki dziwny ucisk w piersiach tylko dlatego, że
chciała mu o wszystkim opowiedzieć i wspólnie zdecydować, jaki obrać kie-
runek działania. To chyba naturalne, że czuje się zdenerwowana, wiedząc, że
szejk Rashid jest już w mieście. Co do ostatniej nocy... przecież był to tylko
zwykły pocałunek. Nie była tak naiwna, by wierzyć, że całowanie się z nią
cokolwiek dla niego znaczyło.
R S
- 48 -
Dlaczego więc Blaize nie skontaktował się z nią? I dlaczego znowu nie
zapytała, gdzie go znaleźć?
Minęła druga godzina, ale Petra wciąż nie czuła głodu. Żołądek ścisnął się
jej na wspomnienie zbliżającej się konfrontacji z dziadkiem, a powrót Rashida i
brak kontaktu z Blaize'em tylko pogarszały sprawę.
Petra z wahaniem przejrzała swoją garderobę i drżącymi dłońmi wyjęła
ciemny kostium, który kupiła jej matka na kilka tygodni przed śmiercią. Miał
przynieść szczęście na egzaminach na studia.
Zamiast pójść w nim na egzaminy, założyła go na pogrzeb rodziców. Ale
kiedykolwiek później miała go na sobie, przypominała sobie nie tamten
wstrząsający dzień, lecz miłość i dumę w oczach mamy.
Poczuła łzy w oczach. Mamy już tutaj nie było, ale Petra czuła, że
zakładając to ubranie, w jakiś sposób zabiera ją ze sobą, by stanąć przed
obliczem człowieka, który im obydwu przysporzył tak wielu cierpień.
Było prawie wpół do piątej. Czas zejść na dół.
W holu rozłożono czerwony dywan prowadzący aż do zaparkowanych
przed wejściem limuzyn. Petra spojrzała dyskretnie w ich stronę, ale nie miała
czasu, by lepiej się przyjrzeć, po właśnie pojawił się samochód, z którego
machał do niej Saud.
Witając się z nim, Petra zdała sobie sprawę z nagłego zamieszania wśród
obsługi i pojawienia się grupy mężczyzn w długich tradycyjnych szatach. Nagle
Saud złapał ją za ramię.
- Zobacz, Rashid! Idzie obok swojego wuja.
- Gdzie? - Petra odwróciła głowę, ale było już za późno. Ostatni
dostojnicy wsiadali właśnie do samochodów.
- Spotkałaś się z nim już? Fajny jest, nie?
Dla Petry stało się jasne, że Saud widział w Rashidzie bohatera.
- Nie, nie poznałam go jeszcze - odpowiedziała i nagle coś ją uderzyło. -
Rashid miał na sobie tradycyjne szaty?
R S
- 49 -
- Tak - potwierdził chłopiec.
- Mimo że wychował się w Europie?
- No, tak. - Saud wyglądał na nieco zmieszanego. - Aha! Ojciec Rashida
był w bardzo dobrych stosunkach ze swoim wujem, który należy do rodziny
królewskiej. Ten wuj jest dla Rashida kimś w rodzaju... sponsora, od kiedy jego
rodzice zginęli. Ich samolot rozbił się na pustyni. Ja tego nie pamiętam, chyba
nie było mnie nawet jeszcze wtedy na świecie, a sam Rashid był chłopcem, ale
słyszałem jak dziadek o tym mówił. Rashid był wtedy w szkole z internatem w
Anglii, ale potem wuj przyjął go do swojej rodziny jakby był jego synem. To
wielki zaszczyt dla naszej rodziny, że jego wuj patrzy przychylnie na wasze
małżeństwo. I dobrze, że jesteś taka skromna, kuzynko, bo Rashid nie pochwala
zachowania niektórych turystek, które przyjeżdżają do Zuranu.
- Naprawdę? A jak on się zachowuje? Czy...
- Rashid jest facetem z zasadami, wszyscy to wiedzą. Zara, moja kuzynka
w drugiej linii, mówi, że wstydzi się za wszystkie kobiety, kiedy widzi, jak
turystki się za nim uganiają. Wiesz, on jest bardzo bogaty, więc kiedy
przyjeżdżają tutaj, starają się zwrócić jego uwagę. Ale on nie nimi nie
interesuje. Zara mówi, że to dlatego... - Saud spojrzał znacząco w stronę Petry,
ale ona była zbyt zdenerwowana tymi dziecinnymi rewelacjami, żeby zwracać
na niego zbytnią uwagę. - Rashid jest bardzo dumny i nigdy nie pozwoliłby
sobie ani nikomu ze swoich bliskich splamić honoru swojej rodziny - dokończył
Saud uroczystym tonem.
W innej chwili jego patos rozbawiłby Petrę, ale tym razem poczuła tylko
coraz większą niechęć do mężczyzny, którego nawet jeszcze nie widziała, a
który łaskawie zgodził się rozważyć jej kandydaturę na swą przyszłą żonę, jakby
ona nie miała tu nic do powiedzenia. Cóż, niedługo będzie musiał odkryć, że
należy właśnie do tego rodzaju kobiet, jakimi najbardziej pogardza. Im dłużej o
nim słuchała, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że pod żadnym
warunkiem nie mogłaby za niego wyjść!
R S
- 50 -
Dojechali do pałacyku jej rodziny. Dziadek nalegał, aby zachować jego
wygląd z czasów, kiedy Zuran był znanym na świecie portem handlowym,
chociaż w ostatnich latach, jak wyjaśniła jej ciotka, dobudowano jedno
nowoczesne skrzydło. Krewni nie kultywowali tradycji utrzymywania osobnych
pomieszczeń dla kobiet, jak za czasów dzieciństwa jej matki, ale dziadek miał
swój prywatny apartament, którego nie lubił z nikim dzielić.
- Kahrun, lokaj dziadka, zaprowadzi cię na górę - poinformowała ją
ciotka. - Petro, on jest chory - dodała z wahaniem - i chciałam cię prosić, żebyś
postarała się go zrozumieć, nawet jeżeli się z nim nie zgadzasz. Bardzo kochał
twoją matkę, a jej śmierć... - przerwała i pokręciła głową.
Petra musiała przygryźć usta, by nie zaprotestować. Po chwili pojawił się
lokaj.
Z bijącym sercem, ale wysoko uniesioną głową Petra przeszła przez
labirynt korytarzy i stanęła przed ciężkimi, ozdobionymi płaskorzeźbą
drzwiami.
Znajdujący się za nimi pokój był chłodny i ciemny, a okna wychodziły na
ogród, z którego dochodził szmer wody w fontannie, tak ukochany przez ludzi
mieszkających w pobliżu pustyni. Powietrze przesiąknięte zapachem kadzidła
przywiodło jej na myśl szkatułkę, w której matka przechowywała pamiątki z
dzieciństwa. Oczy jej się zaszkliły i miała trudności z rozpoznaniem rysów
mężczyzny spoczywającego na niskim tapczanie o kilka kroków dalej. Usłyszała
jednak jego głos.
- Podejdź bliżej, żebym mógł ci się przyjrzeć. Lekarz zabronił mi się
ruszać i muszę leżeć na tym cholernym tapczanie, jeśli nie chcę narazić się na
kolejne pretensje.
Jej matka opisywała ojca w taki sposób, że Petra wyobrażała go sobie
jako człowieka silnego, upartego i zdolnego do okrucieństwa, który
emocjonalnie górował nad córką. Zobaczyła jednak mężczyznę schorowanego i
raczej wzbudzającego współczucie. Mimo to na jego twarzy rysowała się duma,
R S
- 51 -
o której tak często wspominała matka. Dziadek niemal pochłaniał ją wzrokiem,
ale w jego oczach nie było znać gniewu ani niechęci.
- Raczej nie jestem podobna do mamy - powiedziała Petra chłodno.
- Nie musisz być do niej podobna. Jesteś jej córką i to wystarczy. Córka
mojej córki! Krew z mojej krwi! Tak długo czekałem na twój przyjazd, Petro.
Czasami obawiałem się, że nie zdążysz, że nigdy nie będę mógł cię poznać.
Chociaż zawsze miałem cię w sercu. Mylisz się - jego głos nagle nabrał mocy. -
Bardzo przypominasz moją Miję. Była moim ukochanym, najmłodszym
dzieckiem. Jej matka była moją trzecią żoną.
Petra odwróciła wzrok.
- Nie przyszłaś tu chętnie. Nie zaprzeczaj, widzę to w twoich oczach.
Pałają gniewem! W tym też jesteś podobna do matki.
Petra nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Jego widok zaskoczył ją.
Spodziewała się, że będzie stary - kiedy urodziła się jej matka, był już po czter-
dziestce - ale mimo to była przekonana, że zobaczy silnego, nieustępliwego
mężczyznę, jakiego jej opisywała. Nie tego szczupłego staruszka z siwą brodą,
w którego oczach widziała mieszaninę współczucia i zrozumienia. Jego wzrok
wyprowadzał Petrę z równowagi.
W jakiś sposób ostre słowa, które miała przygotowane, pytania o
prawdziwe powody jego zaproszenia, pogarda, jaką zamierzała mu okazać,
nagle ją opuściły.
Zamiast tego... zamiast tego... Uniosła rękę i jej złota bransoletka
zamigotała w słońcu.
- O, nosisz bransoletkę Mii - szepnął. - To był mój ostatni prezent dla
niej... Mam tutaj jej zdjęcie z tą bransoletką.
Ku zaskoczeniu Petry, sięgnął za siebie i wyjął duży album ze zdjęciami,
po czym skinął, by podeszła bliżej.
Gdy odwrócił kolejną stronę, serce Petry zabiło mocniej. Album zawierał
tylko fotografie jej matki, a na niektórych...
R S
- 52 -
Oczy Petry zaszkliły się łzami. Zobaczyła zdjęcie matki z nią na rękach w
kilka dni po swoim urodzeniu. Ojciec zawsze miał tę fotografię na swoim biur-
ku! Położyła na niej rękę.
- To zdjęcie... skąd się tu wzięło?
- Twój ojciec mi je przysłał. Przysłał mi wiele zdjęć i wiele listów.
- Mój ojciec?!
Przełknięcie tej nowiny zajęło jej kilka minut. Trudno było sobie
wyobrazić, że jej ojciec mógł zrobić coś takiego, ale jeszcze trudniej, że trzymał
to w tajemnicy. Nawet przed mamą?
Petra poczuła zimny dreszcz. A może to nieprawda? Ale co mogło do tego
skłonić jej ojca, skoro wiedział, jak bardzo jego żona cierpiała z powodu
postępowania swego ojca?
Spojrzała na dziadka i zrozumiała, że wie, jakim torem biegną jej myśli.
Gestem kazał przysunąć się jej bliżej.
- Czy możesz przynieść mi szkatułkę z tamtego stolika?
Szkatułka wyglądała na bardzo starą. Mężczyzna wyjął spod kołdry
wielki pęk kluczy, po czym odnalazł właściwy. Nie była w stanie zobaczyć, co
mieściło się wewnątrz, ale po chwili dziadek znalazł to, czego szukał.
- Przeczytaj to - nakazał jej sucho, podając zniszczoną kopertę. - To list
twojego ojca z informacją o twoim urodzeniu.
Petra z wahaniem wzięła kopertę. Nie była pewna, czy jest gotowa
przeczytać to, co ojciec mógł napisać. Przez całe życie był dla niej wzorem
moralności, honoru, uczciwości i współczucia dla innych. Jeżeli list zawiera coś,
co mogłoby temu zaprzeczyć...
- Przeczytaj - powtórzył staruszek niecierpliwie.
Petra wzięła głęboki oddech i wyjęła list z koperty.
Był skierowany do jej dziadka w prawdziwie dyplomatycznym stylu, z
użyciem wszystkich należnych mu tytułów.
R S
- 53 -
,,Do ojca mojej ukochanej żony Mii.
Mam niezwykłą przyjemność poinformować Pana, że właśnie zostałem
ojcem prześlicznej córeczki. Gdy Mija wkroczyła w moje życie, myślałem, że
nie będzie w nim miejsca na miłość do żadnej innej ludzkiej istoty, tak wielkie
jest moje uczucie do niej, ale jednak myliłem się. Piszę do Pana teraz jak ojciec
do ojca, aby pochwalić się tym cudownym darem, jakim było dla mnie
urodzenie się Petry, i aby powiedzieć Panu, że teraz coś nas łączy: zarówno sam
fakt ojcostwa jak i przywilej posiadania córki.
Piszę do Pana jako ojciec, błagając, by przemyślał Pan raz jeszcze swoją
decyzję wykluczenia Mii z Pana rodziny, nie dla Mii, ale dla Pana własnego
dobra. Złożyłem uroczyste ślubowanie, że otoczę Miję taką miłością, by nigdy
jej tego uczucia nie zabrakło. My mamy siebie nawzajem i mamy naszą
córeczkę, dzięki której nasze życie wypełni się radością. Ale Pan? Odwrócił się
Pan od własnej córki i odrzucił miłość, jaką ona i Pańska wnuczka pragną Pana
obdarzać.
Proszę, aby przemyślał Pan te słowa i wyzbył się dumy. Wiem, jak wiele
znaczyłby dla Mii jakikolwiek Pański gest, szczególnie w tej chwili.
Jakąkolwiek podejmie Pan decyzję, ślubowałem mojej córeczce, że Pan,
jej dziadek, i reszta rodziny będziecie informowani o jej życiu".
List był podpisany imieniem i nazwiskiem, ale Petra ledwie to zauważyła,
gdyż ręce jej drżały, a oczy po raz kolejny napełniły się łzami. Wstydziła się, że
przez moment zwątpiła w uczciwość ojca.
Dziadek wyjął list z jej dłoni, wsunął do koperty i zamknął w szkatułce.
- Twój ojciec był dobrym człowiekiem, chociaż ja nie wybrałbym go na
męża dla Mii.
- Mój ojciec był wspaniałym człowiekiem - Petra z dumą go poprawiła.
Czy jej matka wiedziała o postępowaniu ojca? Jeżeli tak, to nigdy jej o
tym nie wspomniała. Zresztą ojciec też nie!
R S
- 54 -
Nagle, mimo świadomości, jaka była prawdziwa motywacja zaproszenia
jej do Zuranu przez dziadka, zaczęła się cieszyć, że tu przyjechała.
- Rozumiał moje uczucia w stosunku do córki - przyznał dziadek.
- Teraz tak mówisz! - wybuchnęła. - Twierdzisz, że kochałeś moją mamę.
Ale nigdy nie zrobiłeś nic, żeby się z nią skontaktować, żeby... - powstrzymała
się przed użyciem słowa „przebaczyć", ponieważ jej zdaniem tylko jej matka
miała co przebaczać, nie odwrotnie! - Musiałeś wiedzieć, jak wiele to dla niej
znaczyło! - Petra nie była w stanie dłużej powstrzymać swego bólu. - Kiedy
wyjeżdżała, powiedziałeś jej, że nie pozwolisz, by ktokolwiek wymówił jej imię
w twojej obecności. Powiedziałeś, że uważasz ją za zmarłą i zabroniłeś całej
rodzinie się z nią kontaktować. Pozwoliłeś jej umrzeć... - Rozpłakała się jak
małe dziecko. - Pozwoliłeś jej umrzeć w przekonaniu, że na zawsze przestałeś ją
kochać! Jak mogłeś?!
Walcząc o odzyskanie kontroli nad sobą, Petra zauważyła cierpienie w
oczach tego starego człowieka. Teraz wydawał się jeszcze słabszy i bardziej
kruchy.
- Żadne moje słowa nie zmniejszą twojego bólu. Żadne słowa nie
zmniejszą brzemienia, które nosisz, i tego, które noszę ja - powiedział. - Jest
jeszcze za wcześnie. Może za jakiś czas... Ale w moim wieku czas nie jest już
sprzymierzeńcem. Przykro mi, że nie przyjęliśmy cię godnie w domu twojej
matki, Petro, ale teraz, skoro mój lekarz się nieco uspokoił, natychmiast każę
przygotować dla ciebie pokój. Mamy sobie wiele do powiedzenia.
Petra pomyślała, że może to być, na przykład, zakomunikowanie jej, że
ma wyjść za wybranego przez niego kandydata. Spojrzała na dziadka
podejrzliwie: mimo wszystko nie potrafiła zapomnieć o jego machinacjach.
Pomyślała, że kiedy się tu wprowadzi, właściwie zostanie więźniem. Nie ma
nawet paszportu, by wyjechać z kraju! Musi więc doprowadzić do końca swój
plan, by Rashid odmówił wzięcia jej za żonę.
R S
- 55 -
Nawet jeżeli to oznacza kolejne spotkanie z Blaize'em i związane z tym
ryzyko!
Nie była w stanie sobie odpowiedzieć, więc postanowiła stoczyć ostatnią
bitwę o własną niezależność.
- Zarezerwowałam miejsce na wycieczce na pustynię, która zaczyna się
jutro, więc...
- Na pustynię! - Ku jej zdziwieniu oczy dziadka zabłysły. - To dobrze, że
chcesz poznać kraj, który jest częścią twojego dziedzictwa. Tak bardzo chciał-
bym pojechać z tobą! Ale będziesz musiała wszystko mi opowiedzieć!
Zadzwonię do hotelu i Kahrun odbierze cię stamtąd, gdy tylko wrócisz.
Wyglądał na zmęczonego, ale Petra wyczuła, że duma nie pozwoli mu się
do tego przyznać. Przekonała się na własne oczy, że przynajmniej jego choroba
nie została zmyślona.
Ogarnęło ją niespodziewane i niechciane uczucie bliskości i współczucia.
Nie była na to przygotowana i nie wiedziała, jak z nim walczyć. To był jej
dziadek, ojciec mamy, którą tak bardzo kochała. Był jak most, dzięki któremu
mogła ponownie sięgnąć po niektóre ze swoich najpiękniejszych wspomnień.
Kiedy wstała, dziadek wyciągnął do niej ręce, a ona podała mu swoje.
- Ukochane dziecko mojej ukochanej córki - szepnął, po czym do pokoju
wszedł lokaj, który towarzyszył jej aż do hotelu.
Dopiero w samochodzie Petra uświadomiła sobie, że nie zapytała dziadka
o jego plany. Czy uczucia, które jej okazał, były naprawdę szczere? A może po
raz kolejny manipulował nią dla własnych celów? Nie da się chyba zwieść jego
pozornej słabości, jednemu staremu listowi i kilku miłym słowom?
Jednak sytuacja nie była taka prosta. W jego obecności, w domu, który
niegdyś był domem jej matki, Petra była zmuszona stawić czoło wielu dotąd
tłumionym emocjom.
Śmierć rodziców sprawiła, że musiała dorosnąć bardzo szybko i pod
wieloma względami przyjąć na siebie rolę własnej opiekunki. Ojciec chrzestny
R S
- 56 -
był starym kawalerem, który w pełni poświęcił się karierze i mimo dobrego
serca nie miał pojęcia o emocjonalnych potrzebach dorastającej dziewczyny. Ze
względu na jego styl życia miała wiele swobody i musiała podejmować decyzje
dotyczące własnej przyszłości, które na pewno sprawiłyby trudność wielu
dojrzalszym od niej osobom. W rezultacie nauczyła się odpowiedzialności
zarówno za swoje postępowanie, jak i za uczucia.
Dzisiaj w pokoju dziadka po raz pierwszy uświadomiła sobie, jak ciężkim
brzemieniem była dla niej ta odpowiedzialność i jak bardzo pragnęła mieć ko-
goś, z kim mogłaby ją podzielić, kto by jej doradzał, chronił i obdarzał miłością!
Jak bardzo brakowało jej rodziny, której dotąd jej pozbawiono!
Tutaj właśnie czaiło się niebezpieczeństwo. Czuła tak wielką potrzebę
akceptacji przez „rodzinę", że byłaby w stanie oddać za nią nawet swą wolność i
niezależność!
Od tego wszystkiego rozbolała ją głowa.
R S
- 57 -
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Petra z niechęcią przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze. Nocą prawie nie
zmrużyła oka, a gdy w końcu udało jej się zasnąć, przyśnił jej się koszmar z
Blaize'em w roli głównej, otoczonym grupą rozbawionych kobiet.
Zostało jej bardzo niewiele czasu, aby przekonać Rashida, że nie jest dla
niego odpowiednią partnerką, ale Blaize, jak dotąd, nie dawał znaku życia.
Odsunęła się od lustra. Spakowała już torbę podróżną zgodnie z
instrukcjami otrzymanymi z biura podróży i założyła bawełnianą koszulkę,
spodnie bojówki i mocne buty. Miała też żakiet z długimi rękawami, który miał
ją chronić przed słońcem i piaskiem, okulary przeciwsłoneczne i dużą butelkę
wody. Ale, niestety, entuzjazm, z jakim zapisała się na wycieczkę, gdzieś
zniknął.
Czy to dlatego, że nie widziała się z Blaize'em? Przecież znała go
zaledwie kilka dni! Poza tym był mężczyzną, który wykorzystywał swoją
fizyczną atrakcyjność dla prowadzenia takiego życia, jakim ona zawsze
pogardzała! Nie mogła być nim zainteresowana! Jak to się stało, że w ciągu tych
kilku dni stał się dla niej tak niezbędny, że bez niego miała wrażenie, iż całe
życie straciło sens?
Poczuła prawdziwy strach. Nie mogła sobie pozwolić na miłość do
Blaize'a.
„Zakochanie się? Kto tu w ogóle wspomina o miłości?" - Petra próbowała
wyśmiać swoje rozważania.
Jeszcze dwa dni temu trudno jej było przyznać, że mogłaby go uważać za
atrakcyjnego. Zaledwie cztery dni temu dowiedziała się o jego istnieniu! A teraz
zaczynało jej się wydawać, że się w nim zakochała.
Zadzwonił telefon. Recepcjonista zawiadomił ją, że przyjechał po nią
samochód.
R S
- 58 -
Petra chwyciła torbę i zapewniała siebie, że wyjazd dobrze jej zrobi. Jaka
szkoda, że nie urodziła się o wiek wcześniej, kiedy wraz z karawaną wielbłądów
można było przejechać z kraju do kraju bez konieczności posiadania paszportu...
Hol był pełen nowych gości i recepcjonista nie miał czasu się nią zająć,
wskazał więc tylko terenowy samochód z logo biura podróży. Wyszła na
zewnątrz, gdzie natychmiast oślepiło ją słońce. Poczuła, jak czyjeś silne dłonie
wyjmują jej z rąk torbę i podprowadzają do drzwi samochodu. Usiadła i
zwróciła się w stronę kierowcy.
- Blaize! - wykrzyknęła zaskoczona. - Co ty tu robisz?
- Zarezerwowałaś wycieczkę na pustynię - odpowiedział lakonicznie.
- Tak... ale...
- Ale co? - wzruszył ramionami. - Pomyślałem, że byłoby sensowne,
gdybym to ja ci towarzyszył. Mówiono mi, że pustynia jest bardzo
uwodzicielskim miejscem, a twojemu konkurentowi na pewno nie spodoba się
wiadomość, że spędziłaś tam noc z innym mężczyzną. Jak tam spotkanie z
dziadkiem? Wszystkie winy przebaczone?
- To moja matka powinna mu wybaczyć, nie odwrotnie - odpowiedziała
Petra cicho. - Umarła w przekonaniu, że ojciec na zawsze przestał ją kochać.
- W takim razie twój dziadek pewnie nie potrafi wybaczyć sobie -
stwierdził Blaize.
- Nie obchodzą mnie jego uczucia! - wykrzyknęła Petra z gniewem, ale
potem zamilkła, jak gdyby zawstydziła się własnych słów. - Myślałam, że tylko
udawał chorobę. - Usłyszała swój głos.
- I udawał?
- Nie - przyznała. - Ale to nie daje mu prawa do posługiwania się mną dla
osiągnięcia własnych celów.
- Może jest przekonany, że to małżeństwo będzie dla ciebie dobre -
zasugerował Blaize. - Ludzie z jego pokolenia nadal uważają, że kobieta
R S
- 59 -
potrzebuje opiekuna. Poza tym mąż z Zuranu związałby cię bardziej z rodziną
twojej matki i, naturalnie, utrzymywałby cię.
- Słucham? - Petra wytrzeszczyła oczy. - Jak możesz tak mówię po tym
wszystkim, co ci opowiedziałam? Moje uczucia... moje potrzeby... to ostatnie
rzeczy, jakie on bierze pod uwagę.
- Takie jest twoje zdanie! Gdybyś dzisiaj miała wyjechać z Zuranu, dokąd
byś pojechała?
Dlaczego nagle zaczął odgrywać adwokata diabła? Dla zabawy?
- Wróciłabym do domu... do Anglii. Mam dwadzieścia trzy lata i
chciałabym podjąć studia podyplomowe. Na tym świecie jest bardzo wiele
niesprawiedliwości. Wiem o tym z doświadczenia, bo pracowałam dla pewnej
organizacji pozarządowej. Chciałabym coś zrobić, by pomóc innym.
- Jako żona bogatego człowieka możesz zrobić dla nich więcej niż
pracując w slumsach.
- Już ci mówiłam, że nie jestem w stanie wyjść za człowieka, którego nie
kocham i nie szanuję. A z tego, co mówił mi Saud, wynika, że wszyscy
oczekują, iż będę go wielbić niemal jak Boga! Cała moja rodzina wręcz
podskakuje z radości na myśl o tym małżeństwie.
- Twój kuzyn wydaje się być kopalnią informacji o Rashidzie.
Suchy ton tej uwagi nieco zbił ją z tropu.
- Saud jest młody i łatwo zrobić na nim wrażenie. Jest wpatrzony w
Rashida jak w obraz i nie wierzy, że jego bohater mógłby zrobić coś złego.
- Nastolatki czasami potrzebują wzoru postępowania.
- Jak najbardziej. Ale jeżeli mężczyzna dzieli kobiety na dobre i złe,
moralne i niemoralne, a sam żyje wedle własnego widzimisię, to, moim
zdaniem, nie powinien być dla nikogo wzorem...
- Na lewo możesz zobaczyć konie ze stajni królewskiej podczas treningu -
przerwał jej Blaize.
R S
- 60 -
Petra miała ochotę kontynuować swoją tyradę, ale nagle zobaczyła konie i
zachwyciła ją ich siła i piękno.
- Więc w dalszym ciągu jesteś zdecydowanie przeciwna temu
małżeństwu? - zapytał Blaize po kilku minutach.
- Oczywiście. Jak mogłoby być inaczej ? Nie mogę wyjść za kogoś, kogo
nie kocham.
- Mogłabyś go pokochać już po ślubie.
- Nie - zaprzeczyła gwałtownie. - A nawet gdyby tak się stało, jakoś
wątpię, by ten szejk był skłonny odwzajemnić moje uczucia. Nie, dla niego
nasze małżeństwo byłoby po prostu uwieńczeniem misji dyplomatycznej. Muszę
go skłonić do zmiany zdania.
- A przyszło ci do głowy, że on może się czuć w tej sytuacji podobnie jak
ty? Pomyślałaś w ogóle, żeby się z nim skontaktować i porozmawiać w cztery
oczy?
- W odróżnieniu ode mnie, on miał możliwość wyboru! Bez jego
przyzwolenia cała ta sytuacja nie miałaby miejsca! A poza tym skąd nagle u
ciebie to zrozumienie dla szejka Rashida? Nie masz ochoty zarobić pięciu
tysięcy?
Petra pomyślała, że może chciał się jej pozbyć, bo zauważył, jakie
zaczyna w niej budzić uczucia? Mężczyzna jego pokroju z pewnością nie chce
komplikować sobie życia miłosnymi historiami.
Miłosnymi? Przecież ona go nie kocha! Petra zamknęła oczy. Była
wściekła na siebie. Czy nie dość już w życiu wycierpiała, by dobrowolnie się
pchać w kolejne problemy?
- Uważaj, zaraz zjedziemy z szosy na pustynię - rzucił Blaize, nie
odrywając oczu od drogi.
Po kilku chwilach znaleźli się pomiędzy piaskowymi wydmami
rozciągającymi się aż po horyzont.
- Jak... skąd wiesz, dokąd jechać? - zapytała nerwowo.
R S
- 61 -
- Jestem w stanie określić kierunek na podstawie położenia słońca -
wyjaśnił, wzruszając ramionami.
- Poza tym te samochody mają kompas i GPS. W tym kraju to podstawa.
Burza piaskowa nie tylko może cię oślepić, ale także zmieść drogi i wszelkie
ślady. Widzisz go? - wskazał palcem na krążącego wysoko na niebie ptaka.
- Czy to sęp?
- Nie, to polujący sokół - odpowiedział, sięgając do schowka pomiędzy
siedzeniami.
Niechcący musnął przy tym ręką jej kolano i jej ciało zareagowało
natychmiast gwałtownym podnieceniem. Gdyby teraz odwróciła się do niego,
przykryła jego dłoń swoją, pocałowała go w usta... gdyby teraz dotknęła go tak,
jak pragnęła, by on jej dotykał... Ale było już za późno. Właśnie wyjął ze
schowka lornetkę. Lornetkę! Kiedy ona chciała, by zaoferował jej... siebie!
- Przyjrzyj mu się. To najprawdopodobniej szkolony ptak. Kilku
najbogatszych mieszkańców Zuranu trzyma własne sokoły. Sokolnictwo to
bardzo stara rozrywka, którą tutaj nadal się szanuje. W oazie, gdzie spędzimy
noc, często organizowane są polowania z sokołami. Wielu ludzi się ich boi, ale
tak naprawdę wielbłądy są bardziej niebezpieczne.
- Tak mówiła mi mama.
Zdziwiło ją, że Blaize, słynny podrywacz z plaży, wie tak dużo o kulturze
i historii Zuranu. Nie chciała pozostać w tyle, więc przypomniała mu, że jest to i
jej kultura, choć po raz pierwszy ma okazję mieć z nią do czynienia
bezpośrednio.
Pustynia wywierała na niej jakieś dziwne wrażenie, spotęgowane
obecnością Blaize'a. Co oczywiście nie znaczyło, że cokolwiek do niego czuła.
Po prostu pociągał ją, musiała to przyznać, i chyba nie tylko fizycznie...
- Masz silne rumieńce - zauważył beznamiętnie Blaize. - Musisz pamiętać
o piciu dużej ilości wody.
R S
- 62 -
Petra myślała, że wspomnienia matki z jej dziecięcych lat przygotowały ją
na spotkanie z pustynią, ale mimo to po wspinaniu się na kolejne wydmy nie
potrafiła ukrywać podniecenia. Nagle zobaczyła leżącą między wydmami oazę,
której obraz drgał w rozgrzanym powietrzu. Rozbito tam dla turystów obóz,
który miał im umożliwić poznanie stylu życia koczowniczych plemion.
Na miejscu stało już kilka terenowych samochodów i Blaize sprawnie
zaparkował obok nich.
- Zaczekaj tutaj. Pójdę sprawdzić, który przydzielono nam namiot.
Nam? Petra poczuła dziwny ucisk w żołądku, kiedy po kilku minutach
wraz z Blaize'em weszła do namiotu na krańcu obozowiska. Namiot był
naprawdę ogromny i został podzielony na trzy oddzielne pomieszczenia - dwie
sypialnie i pokój gościnny, wszystkie wyłożone wzorzystymi dywanami i
wyposażone w obite jedwabiem sofy. Przepierzenia obwieszono makatkami i
kilimami. Łazienki i toalety, jak wyjaśnił jej Blaize, znajdowały się w osobnym
namiocie.
Petra odsunęła kotarę do pomieszczenia mającego służyć jej za sypialnię i
oniemiała z wrażenia. Zdawało jej się, że jest bohaterką Baśni z tysiąca i jednej
nocy. Ściany obwieszone był jedwabiem przetykanym złotą nitką, który
połyskiwał w świetle lampek. Niskie łóżko miało również jedwabną pościel, a
nad nim zawieszono muślinowe zasłony.
- Szeherezada w Hollywood - rzucił Blaize stojący za jej plecami.
- To jest piękne - Petra miała zamiar bronić swego tymczasowego domu.
- Oficjalnie jest to namiot przeznaczony dla nowożeńców, ale nie martw
się, na wypadek, gdy wśród gości nie ma nowożeńców albo gdy z jakichś
powodów się rozmyślą, zawsze wyposażają również drugą sypialnię.
Namiot dla nowożeńców! Dlaczego właśnie ten? Czy Blaize poprosił o
niego specjalnie, by pokazać całemu światu, że rzekomo są kochankami?
R S
- 63 -
- Jeżeli masz ochotę na wycieczkę na wielbłądzie, to jest właściwy
moment - zaproponował Blaize, na którym jakość wyposażenia sypialni
najwyraźniej nie robiła wrażenia.
- Jeszcze kawy?
Petra pokręciła głową. Była jedenasta w nocy. Właśnie uprzątnięto
naczynia po kolacji i goście czekali na zapowiedziany program rozrywkowy.
Petra czuła ogarniające wszystkich zaciekawienie, gdy rozległa się muzyka. Z
jednego z namiotów wysunęła się niezwykle piękna kobieta w tradycyjnym
stroju tancerki, obwieszona klejnotami. Kolczyk w jej pępku pobłyskiwał
prowokacyjnie przy każdym ruchu. Jej ciało falowało w rytmie muzyki.
Obok Petry turyści podawali sobie kolejno nargile. Słodki dym o
owocowym aromacie miał właściwości pobudzające i Petra nie była pewna, czy
w ogóle powinna się nim zaciągać.
- Jeżeli nie zapalisz, będziesz musiała dać fant, a potem zatańczyć taniec
brzucha - zażartował przewodnik.
Petra zaciągnęła się lekko i chciała podać fajkę Blaize'owi, ale nagle
zorientowała się, że zdążył wstać niezauważony i teraz rozmawia w kącie z
sokolnikiem. Przekazała więc nargile przewodnikowi i spostrzegła, że nie tylko
ona przygląda się Blaize'owi. Tancerka właśnie na nim skupiła całą swoją
uwagę.
Na widok jego uśmiechu ogarnęła Petrę wściekła zazdrość. Myślała, że
wie, co oznacza cierpienie, ale teraz zdała sobie sprawę, że dotąd znała tylko
wyobrażenie o nim. Myśli, tęsknoty, potrzeby, którym dotąd nie dawała ujścia,
wyrwały się spod kontroli. Nie była w stanie dłużej przeczyć temu, co czuła w
stosunku do Blaize'a.
Jak to się mogło stać? Jak mogła się w nim zakochać? Czuła się, jakby
cały jej świat stanął na głowie. Ale załóżmy, że się pomyliła, że tak naprawdę
wcale go nie kocha. Spróbowała sobie wyobrazić, co by czuła, gdyby miała go
już nigdy nie zobaczyć.
R S
- 64 -
Ból był nie do wytrzymania. Czy jej ojciec czuł to samo, gdy poznał jej
matkę? Pewnie tak. Ale wtedy wszystko było inaczej. Jej mama wiedziała, że ta
miłość jest odwzajemniona.
Muzyka stawała się coraz głośniejsza i Petra zadrżała, widząc
determinację tancerki, która zmysłowymi ruchami starała się zwrócić na siebie
uwagę Blaize'a. Tańczyła coraz szybciej, a gdy muzyka osiągnęła szczyt
napięcia, rzuciła się mu do nóg.
Petra mogła poznać po reakcji przewodników i kilku arabskich gości, że
nie był to typowy finał. Instynktownie rozumiała, że żaden inny z obecnych
mężczyzn nie zostałby przez tę dziewczynę potraktowany w ten sposób. Miała
ochotę podbiec do niej i odepchnąć ją, wykrzyczeć, że Blaize należy tylko do
niej! Ale to było niemożliwe.
Widzowie zaczęli rzucać tancerce monety, zgodnie z miejscowym
zwyczajem, ale dziewczyna ciągle leżała u stóp Blaize'a. W końcu pieniądze
zostały zebrane przez jednego z połykaczy ognia, którego popisy oglądali
wcześniej.
Petra przyglądała się Blaize'owi, który stał nieruchomo z oczami
utkwionymi w leżącej postaci. Ciekawe, o czym myślał. Zauważyła, że
powiedział coś do jednego z mężczyzn, a ten przed podejściem do tancerki
skłonił głowę jakby na znak szacunku.
Co kazał jej powiedzieć? Że zobaczy się z nią później? Dziewczyna w
końcu podniosła się, odwróciła i odeszła, prowokacyjnie kołysząc biodrami.
Czy jakikolwiek mężczyzna mógłby się oprzeć takiemu zaproszeniu? I
dlaczego ktoś taki, jak Blaize, w ogóle miałby próbować się jej oprzeć?
Dlaczego ona, Petra, musiała się w kimś takim zakochać?
Wieczór dobiegał końca. Pierwsi turyści udawali się do swoich namiotów.
Petra spojrzała na Blaize'a, który nadal rozmawiał z sokolnikiem. Tancerka
zniknęła, a Blaize nie wydawał się nawet zauważać jej nieobecności.
R S
- 65 -
Petra wstała i skierowała się w stronę swojego namiotu. Miała zamiar się
wykąpać. Wszystko działo się zbyt szybko. Od kiedy przyjechała do Zuranu,
była zmuszona stawić czoło uczuciom, o których istnieniu wcześniej nie miała
pojęcia.
Nagle, stojąc pod ciepłym strumieniem wody, zapragnęła cofnąć czas i
wrócić do chwil, kiedy nawet nie wiedziała o możliwości spotkania ze swoim
dziadkiem.
Gdy wróciła do namiotu, zauważyła, że ktoś postawił na stoliku talerz
daktyli i ułożył poduszki tak, by wygodnie było na nich usiąść. Nie miała jednak
ochoty na daktyle ani na nic innego. Czuła tylko ból z powodu swej
nieodwzajemnionej miłości. A gdyby nawet w jakiś niepojęty sposób udało się
jej zainteresować Blaize'a sobą, byłby to związek bez przyszłości.
Nie chodziło o pieniądze. Blaize mógł być biedny jak mysz kościelna, a
ona nadal by go kochała. On jednak sprzedawał siebie, a tego nie była w stanie
znieść! To ją najbardziej raniło. A myśl, że Blaize jest w ramionach innej
kobiety? Na przykład tej tancerki?
Petra zacisnęła pięści. Gdzie on się podziewał? Nie było go w pokoju.
Wydawało się jej, że całe obozowisko ułożyło się już do snu, a mimo to on nie
wracał. Zaczęła niespokojnie chodzić po pokoju. Nagle kotara odsunęła się i w
wejściu pojawił się nagi do pasa Blaize z mokrymi włosami i ręcznikiem na
ramionach.
Petra poczuła, jak coś w jej wnętrzu topnieje. Kiedy po raz pierwszy
widziała go bez koszuli, nie była w stanie w pełni docenić jego urody. I nagle
zauważyła na jego ramieniu głębokie świeże zadrapania. Spędził ten czas z
kobietą, która podrapała go na znak, że należy do niej!
Zanim zdążyła się zastanowić nad własnym postępowaniem, rzuciła się w
jego kierunku.
- Gdzie się podziewałeś? Podobała ci się? Była lepsza niż te turystki,
które płacą za twoje usługi?
R S
- 66 -
- Co?
Wyraz jego twarzy zmieniał się, przechodząc z niedowierzania w pełne
napięcia skupienie, a potem w gniew.
- Jakaż jestem głupia! Myślałam, że przyjechaliśmy tu, żeby przekonać
resztę świata, że to my jesteśmy kochankami! Ale najwyraźniej się pomyliłam!
Najwyraźniej wolisz towarzystwo tej roznegliżowanej tancerki! Ale w końcu
macie ze sobą wiele wspólnego - oboje sprzedajecie się za pieniądze i... - Petra
nie kryła swego wzburzenia.
- Powinnaś sprawdzić kilka faktów, zanim zaczniesz rzucać oskarżenia. -
Usłyszała głos Blaize'a. - Gdybyś była mężczyzną... ale ty jesteś przewrażli-
wioną dziewicą, która chciałaby, ale się boi, i nie może się doczekać, by się
dowiedzieć, jak to jest. Nie, nie zaprzeczaj. To widać na odległość, w każdym z
tych spojrzeń, które mi posyłasz, kiedy sądzisz, że nie patrzę. Rozpaczliwie
chciałabyś się dowiedzieć, czym jest seks, prawda? Przykro mi, że muszę cię
rozczarować, ale nie spełniasz podstawowych warunków, bym miał ochotę ci to
pokazać!
Każde z jego słów bolało ją, ale Petra nie miała zamiaru dać tego po sobie
poznać.
- To znaczy, że nie zaoferowałam ci wystarczająco dużo pieniędzy?
- Pieniędzy? - Roześmiał się nieprzyjemnie. - Mimo tego, co sobie
ubzdurałaś w dziewczęcej główce, to nie pieniądze sprawiają, że pragnę kobiety,
pragnę jej tak, że nie mogę spocząć, póki jej nie posiądę w każdy możliwy
sposób. Póki nie obudzę się rano u jej boku, wiedząc, że jej ciało wciąż nosi
ślady mojego dotyku, zewnątrz i od wewnątrz, że stała się częścią mnie. Ale ty
nic o tym nie wiesz, prawda? Nie wiesz nic o namiętności... Może mam cię
uczyć? Tego właśnie chcesz?
Petra wiedziała, że powinna zaprzeczyć... odrzucić jego ofertę. Ale nie
była w stanie wypowiedzieć ani słowa.
R S
- 67 -
Jego usta dotknęły jej warg i nagle zrozumiała, o co mu chodziło. Czuła
tak wielką potrzebę, że ogarnęła nie tylko jej ciało, ale i duszę. Żaden nomada
zagubiony na pustyni nie pragnął wody tak bardzo, jak ona w tej chwili pragnęła
Blaize'a!
Jęknęła cicho i otoczyła go ramionami, smakując jego usta. Czuła
pulsujący gniew Blaize'a, ale nie miała zamiaru się zastanawiać nad tym, jakie
uczucie kazało mu wziąć ją w ramiona, byle tylko nigdy jej nie wypuścił.
Blaize nagle ją odepchnął.
- Co ja robię? Chyba oszalałem! Ostatnią rzeczą, która jest mi teraz
potrzebna, jest... - zamilkł, ale Petra wiedziała, co miał na myśli.
Ostatnią rzeczą, jaka jest mu teraz potrzebna, jest pocałunek z nią!
Nie była w stanie się powstrzymać. Rzuciła się na niego z podniesionymi
rękami i, właściwie przez przypadek, jej dłoń trafiła w jego policzek. Zobaczyła,
jak jego oczy ciemnieją z wściekłości i zadrżała, jak gdyby to on ją uderzył.
Nagle znalazła się we własnej sypialni, zwinięta w kłębek na wspaniałej
jedwabnej pościeli, ale nie była świadoma, jak się to stało. Ciągle nie była w sta-
nie opanować nerwowego drżenia na wspomnienie chwili, kiedy jej dłoń
zetknęła się z jego ciepłą skórą.
Jak mogła zrobić coś takiego? Nigdy nie pochwalała przemocy. Zrobiło
jej się niedobrze na myśl o tym, jak się zachowała. I nie miała już nawet łez, by
zmyć z siebie poczucie winy.
R S
- 68 -
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Petra wbiła oczy w otaczającą ją ciemność. Rozstała się z Blaize'em przed
zaledwie dwudziestoma minutami, ale wydawało jej się, że minęło wiele godzin.
Nieszczęsna i niechciana miłość do niego oraz wyrzuty sumienia z powodu
własnego zachowania nie dawały jej spokoju.
To, czy została sprowokowana, nie było istotne. Nie powinna sobie
pozwolić na coś takiego. Zgodnie z normami, jakie wpoili jej rodzice, winna
była Blaize'owi przeprosiny. Powinna być odpowiedzialna za swoje uczynki.
Przeprosiny? Po tym, co od niego usłyszała? Po tym, co jej zrobił?
Rozpalił jej zmysły tak, że cały świat przestał się dla niej liczyć, po czym ją
odtrącił! Nie, nigdy! Nawet gdyby grożono jej torturami.
Mimo to pięć minut później Petra poddała się, gdyż głos sumienia nie
milkł. Jeżeli zaś poczekałaby dłużej, mógłby już zasnąć. Sięgnęła po
szlafroczek.
Czy te przeprosiny nie mogłyby poczekać do rana? Blaize mógł już
zasnąć. Nie, postąpiła źle i musi postarać się jak najszybciej to naprawić.
Odsunęła kotarę zasłaniającą sypialnię Blaize'a i zobaczyła, że leży
odwrócony twarzą do ściany, nie mogła więc stwierdzić, czy śpi. Szeptem
wymówiła jego imię, ale nie otrzymała odpowiedzi. Podeszła więc do łóżka,
równie dużego, jak jej własne. Blaize nie poruszył się. Pochyliła się nad nim i
jeszcze raz wymówiła jego imię. Jeżeli się nie odezwie, z czystym sumieniem
będzie mogła wrócić do siebie.
Nie było żadnej reakcji z jego strony. Petra odetchnęła i odwróciła się, po
czym zamarła, gdyż Blaize szybkim ruchem chwycił ją za nadgarstek.
- Czyżbyś była lunatyczką? Krew w twoich żyłach pędzi jak gazela
uciekająca przed myśliwym - powiedział.
- Przestraszyłeś mnie. Myślałam, że śpisz!
R S
- 69 -
- Skoro myślałaś, że śpię, to co tu właściwie robisz? - zapytał, siadając na
łóżku. Nie sprawiał wrażenia zaspanego. - Coś się stało? Źle się poczułaś?
Klimat pustyni czasami...
- Wszystko w porządku - zapewniła go szybko. - Ja tylko... - Przygryzła
wargę, starając się oderwać wzrok od jego nagiego ciała. Podobnie jak ona
najwyraźniej nie przepadał za piżamami.
- W porządku? Więc?
Petra zdała sobie sprawę, że myślenie o krótkich i konwencjonalnych
przeprosinach w zaciszu własnej sypialni było zupełnie czymś innym niż
konieczność wygłoszenia ich przy łóżku nagiego, ledwie okrytego
prześcieradłem mężczyzny. Jeżeli nie będzie ostrożna... bardzo, bardzo
ostrożna... może zupełnie zapomnieć, po co tu przyszła...
Nagle jej uwagę przykuły zadrapania na jego ramieniu.
- Dla twojej Ciekawości powiem ci, że nie mają nic wspólnego z Sharą...
tą tancerką - wyjaśnił, podążając za jej wzrokiem. - Jeden z młodych sokołów
był bardzo niespokojny i zaoferowałem sokolnikowi swoją pomoc.
- Więc to sokół...? - Petra oblała się rumieńcem. Była mu winna nie
pojedyncze, ale podwójne przeprosiny.
Ponownie spojrzała na jego ramię, a potem, nie mogąc się powstrzymać,
pochyliła się i zaczęła delikatnie całować podrapaną skórę. Nagle poczuła, że
Blaize drży. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Przyszłam cię przeprosić - powiedziała cicho. - Nie powinnam się tak
zachować.
Zapadła cisza. Czekając na odpowiedź, Petra musiała zwilżyć językiem
wyschnięte wargi.
- Nie rób tego, Petro! - Usłyszała jego zdławiony głos. - Dlaczego...
dlaczego musiałaś tutaj przyjść?
Petra zaczęła się wycofywać, ale Blaize chwycił ją za obydwa nadgarstki.
- Wiesz, że nie powinnaś tutaj wchodzić, moja słodka dziewico?
R S
- 70 -
Moja słodka dziewico? Jej serce podskoczyło jak ryba złowiona na
haczyk.
- Ja...
„Mogę sobie pójść" - miała zamiar powiedzieć.
Ale nagle stało się to niemożliwe, gdyż Blaize całował ją powoli i bez
przerwy, aż do momentu, kiedy nie pragnęła już niczego więcej prócz jego
pieszczot.
W jakiś sposób oboje znaleźli się na łóżku, klęcząc twarzą w twarz.
Blaize całował powieki i policzki pocałunkami lekkimi jak dotyk motyla.
Usłyszała własny jęk - prośbę o więcej - i szukała kontaktu z jego ustami.
Jego dłonie dotykały jej szyi, po czym ześliznęły się niżej, pod
szlafroczek i zsunęły tkaninę z ramion.
Dzięki ciepłemu światłu lampki Petra mogła dostrzec ich odbicie w
lustrze. Jej piersi powiększyły się i zaokrągliły, a sutki nabrały ciemniejszego
koloru.
Och, gdyby ją tam teraz dotknął, gdyby wziął je w dłonie... Nagle zdało
jej się, że Blaize czyta w jej myślach.
- Nie, Petro, nie! - Wyrwał się nagle z jej objęć. - To nie...
Nie chcąc słyszeć tego, co miał zamiar powiedzieć, położyła mu palec na
ustach i przylgnęła do niego całym ciałem. Była dziewicą, ale to nie oznaczało,
że nie wiedziała, czym jest namiętność!
Przesunęła dłońmi wzdłuż jego ciała i zrozumiała, że nigdy, przenigdy nie
będzie miała go dosyć. Zaczęła całować jego szyję, po czym wplotła palce we
włosy pokrywające jego tors.
- Petro, jesteś dziewicą - jęknął. - Ja nie mogę...
Gdy jej usta sunęły dalej w dół, wydawało jej się, że usłyszała przeciągłe
westchnienie. Miłość do niego napełniła ją taką śmiałością, o jaką nigdy by się
nie podejrzewała. Nie wyobrażała sobie, że podczas swojego pierwszego
zbliżenia mogłaby przyjąć tak aktywną rolę.
R S
- 71 -
- Nie chcę... - Usłyszała znowu.
Ale jej palce pieściły jego napięte ciało.
- Ależ chcesz - stwierdziła, wracając do namiętnych pocałunków.
Nagle Blaize uniósł ją w ramionach i położył na łóżku. Zauważyła, że
przygląda się jej brylantowi w pępku.
- Kto ci to dał?
Petrę początkowo rozbawiło to pytanie i odruchowo dotknęła brylancika
palcem.
- Kto to był? - Jego ton był tak gwałtowny, że Petra z podnieceniem
pomyślała, iż Blaize jest o nią zazdrosny!
- Sama go sobie kupiłam! - odpowiedziała szczerze. - Podsłuchałam, jak
kilka znajomych plotkowało o mnie na dyskotece. Twierdziły, że jestem zbyt
grzeczna, żeby to zrobić, więc...
- To prezent, jaki tylko mężczyzna może zrobić kobiecie! - Jego oczy
niemal ciskały błyskawice.
- Nie w tych czasach.
- W takim razie gdzie jeszcze nosisz ozdoby? - zapytał cicho, a jego ręka
zsunęła się niżej.
Nadeszła jego kolej na pieszczoty, w czym Blaize zdecydowanie był
większym ekspertem.
Najpierw otoczył jej pępek drobnymi pocałunkami, po czym delikatnie
pociągnął zębami kolczyk. Jego dłoń zsunęła się niżej.
- Nigdzie już nie mam ozdób - wyszeptała, ale wiedziała, że już sam to
odkrył.
Uniosła się nieco i spojrzała mu prosto w oczy.
- Pragnę cię. Tu i teraz, Blaize. Wyciągnęła do niego rękę, ale pokręcił
głową.
- Zaczekaj - sięgnął do szufladki w nocnej szafce. - Mam nadzieję, że
ktokolwiek projektował to gniazdko dla nowożeńców, pomyślał, o czym należy.
R S
- 72 -
Zajrzała mu przez ramię i spłonęła rumieńcem. Jak dotąd „bezpieczny
seks" dotyczył innych osób. Ale on oczywiście miał więcej doświadczenia, za
co teraz była mu wdzięczna.
Gdy odwrócił się wreszcie i wziął ją w ramiona, pragnęła już tylko
jednego. Nie wiedziała, jak ma się zachowywać, co robić, ale starała się go
pieścić tak, jak sama chciała być dotykana...
Nastąpił moment objawienia.
Każdy jego oddech, był dla niej oddechem życia. Czuła bicie jego serca.
Petra przywarła do niego, tak by to, czego doświadczali, mogło trwać
dłużej niż najwspanialsza, niewypowiedziana rozkosz.
Petra nakreśliła czubkiem palca serduszko na nagim ramieniu śpiącego
Blaize'a. Ona sama obudziła się zaledwie kilka minut temu, ale najwyraźniej jej
ciało nie chciało marnować ani chwili, którą mogłaby z nim dzielić.
Kocham go. Kocham Blaize'a, uświadomiła sobie. Tak, to była prawda.
Przysunęła się bliżej i nakreśliła to samo serduszko delikatnymi
pocałunkami. Jego skóra była ciepła, a ciało tak podniecająco i cudownie
znajome.
Nigdy nie zapomni tej nocy. Jej dłonie na zawsze zapamiętają dotyk jego
skóry; jej usta nigdy nie pozbędą się jego smaku.
Petra przesunęła palcem po plecach Blaize'a.
- Do tej zabawy potrzeba dwojga. - Usłyszała. - Chyba nie zamierzałaś
wykorzystać śpiącego mężczyzny?
- Chciałam się po prostu upewnić, czy jesteś taki, jakim cię pamiętam.
- I co? - zapytał, dotykając opuszkiem kciuka jej niespodziewanie
twardego sutka, po czym objął go ustami.
Petra wpiła palce w jego plecy. Pragnęła go tak bardzo, że zaczęła takie
pieszczoty, na jakie jeszcze wczoraj by się nie ośmieliła.
Nagle Blaize położył się na plecach. Poczuła, jak jego dłonie obejmują ją
w talii. Chciał ją odsunąć?
R S
- 73 -
- Petro... Petro...
Wiedziała, że stracił kontrolę, co dało jej szczególną satysfakcję.
Uniósł ją i przyciągnął do siebie, sadzając na biodrach. Petra zadrżała, ale
niezwykle szybko zaakceptowała swą nową rolę.
Poruszali się razem, coraz szybciej, póki twarz Blaize'a nie zastygła w
skupieniu i rozkoszy. Poczuła w sobie eksplozję nieznanej dotąd przyjemności.
Drżała tak bardzo, że nie była w stanie się poruszyć i leżała na jego
piersiach bezwładnie, gdy on uspokajał ją i pieścił.
- To nie powinno się zdarzyć - powiedział.
- Fuj, wielbłądzie mleko! Co za Obrzydlistwo!
Petra zmusiła się do uśmiechu. Zwykle podobały jej się wspólne śniadania
z turystami, ale nie tego ranka.
Blaize musiał ją zanieść do jej łóżka, gdy jeszcze spała. Dlaczego nie
chciał przy niej zostać?
Euforia wczorajszej nocy zniknęła, pozostawiając po sobie pustkę.
Teraz bardziej niż czegokolwiek potrzebowała obecności Blaize'a, jego
wsparcia i... jego miłości!
R S
- 74 -
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Dziękuję za podwiezienie...
Petra przyglądała się przewodnikowi, który po raz kolejny dziękował
Blaize'owi. Przed opuszczeniem oazy okazało się, że jeden z samochodów jest
niesprawny. Wszyscy turyści zostali rozmieszczeni w innych pojazdach i tylko
dla przewodnika zabrakło miejsca, więc Blaize zaoferował mu odwiezienie do
hotelu. Oczywiście, jego obecność uniemożliwiała jakiekolwiek prywatne
rozmowy, ale Petra miała wrażenie, że Blaize'a raczej to nie martwiło.
W końcu niczego do niej nie czuł. Gdyby było inaczej, powiedziałby jej
to ostatniej nocy, zamiast zostawiać ją samą w łóżku, a potem zachowywać się.
jakby zupełnie nic nie znaczyła!
Jeśli była dla niego nikim, to on był teraz dla niej wszystkim!
Ale ta sytuacja miała przynajmniej jedną dobrą stronę - Rashid z
pewnością jej teraz nie poślubi. Nie po oddaniu się innemu mężczyźnie, który w
dodatku jej nie kochał ani nawet nie pragnął.
„To nieprawda! - pocieszała się. - Pragnął mnie!".
Jej czy jakiejkolwiek kobiety?
Ta myśl zabolała ją tak bardzo, że nie odważyła się nawet spojrzeć na
Blaize'a na wypadek, gdyby miał coś wyczytać z jej oczu. Była dla niego tylko
źródłem pieniędzy i rozrywki. Zresztą wiedziała o tym od początku, dlaczego
więc okazała się taka głupia? Myślała, że ją potraktuje inaczej? Dlaczego
zignorowała wszystko, czego się o nim dowiedziała?
Ponieważ miłość nie dała jej wyboru. Ponieważ rozsądek i logika nie
miały z miłością nic wspólnego.
Poczuła w oczach palące łzy. U wejścia do hotelu otwarła drzwi i
wysiadła, nie spoglądając za siebie. Słyszała, jak Blaize woła ją po imieniu, ale
nic nie było w stanie jej zatrzymać.
R S
- 75 -
Było już za późno, by przestać go kochać, ale może nie dość późno, by
uratować resztkę godności i szacunku dla siebie samej.
Gdyby cokolwiek dla niego znaczyła... powiedziałby jej to ostatniej nocy.
Godzinę później, po przeanalizowaniu wszystkich racjonalnych i
irracjonalnych przyczyn zachowania Blaize'a, Petra była zmuszona uznać, że po
prostu ją wykorzystał i teraz już go nie interesowała. Nagle z zamyślenia
wyrwało ją pukanie do drzwi.
Mimo wszystko serce podskoczyło jej z radości. To na pewno Blaize!
Ale to nie był on. W drzwiach stał jej kuzyn, Saud.
- Jesteś spakowana?
- Słucham?
- Mówiłem mamie, żeby wcześniej zadzwoniła do ciebie i sprawdziła, czy
już jesteś gotowa.
Gotowa?! Petra przypomniała sobie, że dzisiaj miała się przeprowadzić do
domu dziadka.
- Jeszcze chwilę, Saud.
- Nie ma sprawy - zapewnił ją. - Mnie się nie spieszy. Jak się udała
wycieczka na pustynię z Rashidem? Widziałem, jak cię odwoził do hotelu.
Petra skamieniała jak pod działaniem czarów.
- Z Rashidem? - Miała problemy z wymówieniem tego imienia. -
Widziałeś mnie z Rashidem?
- Owszem, w land roverze z logo hotelowego biura podróży.
- Ale ja nie pojechałam... - przerwała nagle na widok uśmiechu Sauda.
- Moja mama już planuje wesele. Myśli, że...
- Ale...
Jakie ale? Przecież nie pojechała z Rashidem. Spędziła noc z Blaize'em!
Blaize'em, który nie był Rashidem... który nie mógł być Rashidem...
- Rashid pewnie poszedł do swojego apartamentu na górze, prawda? -
ciągnął Saud. - Już ci pokazał swoją nową willę? Tę w oazie, którą niedawno
R S
- 76 -
kupił? A konie już widziałaś? I jego sokoły? Chciałbym mieć własnego sokoła,
ale tata twierdzi, że nie ma mowy, tym bardziej, że chce mnie posłać na studia
do Stanów.
- Saud, jestem jeszcze niespakowana. Mógłbyś mi dać trochę czasu,
powiedzmy godzinę? - przerwała mu Petra.
- Nie ma sprawy!
Petra wbiła oczy w drzwi. Saud powiedział, że widział ją z Rashidem. Ale
ona pojechała z Blaize'em. To oznaczało, że albo Saud się pomylił, albo...
Apartament na ostatnim piętrze. Blada jak ściana, ale pełna determinacji
Petra skierowała się do windy. Drżała na całym ciele, choć nie wiedziała, czy to
z zaskoczenia, strachu czy wściekłości.
Blaize nie mógł być Rashidem! To było niemożliwe, nieprawdopodobne!
Stanęła przed drzwiami apartamentu, zastanawiając się, co tu robi. Blaize
był przystojniaczkiem, który żył dzięki inteligencji i pieniądzom innych,
facetem pozbawionym zasad. Rashid zaś, jak słyszała, był znanym i ambitnym
biznesmenem, tak ambitnym, że był gotów poślubić nieznajomą kobietę, by
umocnić swoją pozycję na rynku.
Nie mogli być tą samą osobą. To niemożliwe! Saud musiał się pomylić.
Nieco spokojniejsza przycisnęła dzwonek.
Drzwi otwarły się i Petra stanęła jak sparaliżowana, patrząc w twarz
Blaize'a. Tylko że to nie był Blaize. To był... to był...
Petra odepchnęła go od drzwi i weszła do środka. Dopiero teraz zdała
sobie sprawę, że musiała przerwać mu kąpiel, gdyż miał na sobie jedynie
zawiązany na biodrach ręcznik.
- Jak mogłeś? - wyjąkała. - Jak śmiałeś? Dlaczego to zrobiłeś? Nie
dotykaj mnie! - wrzasnęła, gdy chciał złapać ją za rękę. - Puszczaj!
Mimo to Blaize, a właściwie Rashid, dosłownie zaciągnął ją do salonu.
Jeżeli nawet go zaskoczyła czy zawstydziła, to z pewnością nie pokazał tego po
sobie.
R S
- 77 -
- Nie puszczę, póki się nie uspokoisz i nie będziesz gotowa posłuchać
głosu rozsądku - powiedział spokojnie. - Dam ci coś do picia.
- Nie chcę pić. Chcę, żebyś mi wyjaśnił, co... dlaczego udawałeś kogoś,
kim nie jesteś.
- Miałem zamiar ci powiedzieć - przerwał jej - ale...
- Kłamiesz! Bez przerwy mnie okłamywałeś! Puść mnie! Nie mogę znieść
twojego dotyku!
- Nie tak się zachowywałaś wczorajszej nocy - przypomniał jej. -
Pamiętasz?
Petra odpowiedziała upartym milczeniem.
- Czy mam ci przypomnieć?
Nagle przyciągnął ją do siebie. I choć jej umysł pamiętał, jak strasznie się
wobec niej zachował, jej ciało zareagowało, jak gdyby miłość do niego była w
niej zakodowana na zawsze.
- Gdybym cię teraz pocałował - wyszeptał - to...
Przerwał mu odgłos otwierających się drzwi, w których stanął mężczyzna
ze szpakowatą brodą. Z jego postawy biła wielka powaga.
- Rashid, ten nowy projekt w Stanach... Myślisz, że jak długo... - gość
nagle przerwał na widok rozgrywającej się przed nim sceny.
- Wasza wysokość, proszę pozwolić mi przedstawić pannę Petrę Cabbot.
Wasza wysokość?
- Rozumiem - mruknął gość.
Petra przełknęła ślinę, wyczuwając dezaprobatę w jego głosie.
- Mam nadzieję, że pani chrzestny ojciec miewa się dobrze, panno
Cabbot? - odezwał się książę po chwili znaczącego milczenia. - Byliśmy
kolegami w Eton.
- Jest... jest na Dalekim Wschodzie - wyjąkała Petra.
- Ach, tak? To bardzo dobry dyplomata, podobnie jak pani ojciec. Tacy
dalekowzroczni ludzie w obecnych czasach są w wielkiej cenie.
R S
- 78 -
Petra wycofała się, gdy książę podjął rozmowę z Rashidem. Mimo jego
manier była świadoma dezaprobaty z powodu tej wizyty bez przyzwoitki w mie-
szkaniu Rashida.
Gdy książę wyszedł, Petra chciała natychmiast wrócić do siebie, ale
Rashid zastąpił jej drogę.
- Wiesz, co to oznacza? Co musi się stać po tym, jak książę zobaczył cię
tu ze mną sam na sam?
- Ty mu mnie przedstawiłeś.
- Bo nie miałem innego wyjścia. Gdybym cię nie przedstawił,
oznaczałoby to, że nie mogłem tego zrobić, bo jesteś moją... jakąś...! Nie ma już
o czym mówić. Musisz teraz za mnie wyjść! Nic innego nie jest w stanie
uratować twojej reputacji ani dobrego imienia twojej rodziny.
- Co?! - wykrzyknęła z niedowierzaniem. - Przecież to jest niemożliwe!
- Możliwe i tak się stanie - zapewnił ją Rashid ponuro. - Nie mamy innego
wyjścia... a to dzięki tobie!
- Dzięki mnie? Dzięki mnie? Co to znaczy? Przecież to nie ja...
- To znaczy, że skoro książę zastał cię bez towarzystwa przyzwoitki w
moim mieszkaniu, muszę się z tobą ożenić. Było jasne, co sobie pomyślał.
- To jest śmieszne - zaprotestowała Petra. - Dlaczego po prostu nie
powiedziałeś mu prawdy?
- Której prawdy? Że wczorajszej nocy mi się oddałaś?
- Przestań! Ukartowałeś to wszystko, prawda? Żebyś mógł się ze mną
ożenić dla zysku! Tak z ciekawości, ile małżeństwo ze mną jest dla ciebie
warte? - Jej wściekłość rosła z każdą chwilą. - Sądzę, że dużo więcej niż dawana
tradycyjnie w podarku para wielbłądów! Hotel, dwa? Kilka willi? Wiem, że do
rodziny królewskiej należy wiele hoteli na całym świecie...
- Przesadzasz - przerwał jej Rashid. - Pozwól mi wyjaśnić...
- Wyjaśnić? Wyjaśnić, że z premedytacją mnie okłamałeś i ukartowałeś to
wszystko, by mnie wykorzystać?
R S
- 79 -
- Wykorzystać ciebie? To nie ja przyszedłem w nocy do twojej sypialni -
przypomniał jej lodowatym tonem. - Do twojego łóżka! Jeżeli kogokolwiek
można winić za to, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji, to właśnie ciebie i twoją
dziewiczą ciekawość! I, w przeciwieństwie do tego, co sobie ubzdurałaś,
właśnie dlatego nie mam innego wyjścia, jak się z tobą ożenić!
- Bo byłam dziewicą? Przecież to bzdura! To szaleństwo!
- Nie. To ty jesteś szalona, jeżeli naprawdę myślisz, że istnieje inne
wyjście. Musimy się pobrać. Poza tym weź pod uwagę, że możesz urodzić moje
dziecko.
- Ale... to niemożliwe. - Petra wytrzeszczyła na niego oczy. - Przecież
miałeś...
- Rzeczywiście... za pierwszym razem! - powiedział z drwiną w głosie. -
Za drugim nie...
- Zaplanowałeś to wszystko, prawda? - powtórzyła z wściekłością Petra,
która zupełnie straciła głowę. - Rozmyślnie mnie okłamałeś.
- Naprawdę myślisz, że chcę tego małżeństwa bardziej niż ty? I jeszcze
miałem to zaplanować? Chyba mnie nie słuchałaś, Petro. Właśnie zwróciłem ci
uwagę, że to nie ja przyszedłem do twojego łóżka. Ani to nie ja błagałem...
Petra przełknęła łzy.
- Ile jeszcze razy mam ci tłumaczyć, że jeżeli się teraz z tobą nie ożenię,
zepchnę cię do roli... powiedzmy zabawki, co upokorzy twojego dziadka i całą
rodzinę. Poza tym, że byłaś tu ze mną sam na sam w niedwuznacznej sytuacji,
naprawdę myślisz, że nikt nie zauważył, iż spędziliśmy razem noc?
- Nie będę tego dłużej słuchać.
Każde jego słowo było jak cios prosto w serce.
- Nic z tego by się nie wydarzyło, gdybyś był ze mną szczery tamtego
wieczoru na plaży - rzuciła z pretensją.
- Kiedy do mnie podeszłaś, nie miałem pojęcia, kim jesteś. Właśnie
wróciłem z zagranicy i dowiedziałem się, że tego idiotę, który udzielał lekcji
R S
- 80 -
surfingu i którego już kilka razy upominałem z powodu zbytniego spoufalania
się z mieszkankami hotelu, jeden z gości zastał w łóżku ze swoją żoną. Wylałem
go i zszedłem na plażę, żeby się odprężyć.
- Układałeś deski na stojakach.
- To z przyzwyczajenia. Jako student dorabiałem na plaży w Kalifornii.
- Mogłeś mi powiedzieć, kim jesteś! Powstrzymać mnie! Może ci się
wydaje, że jesteś bardzo przebiegły, Rashidzie, ale i tak nie wyjdę za ciebie!
- Nie masz innego wyjścia. Żadne z nas nie ma innej opcji. Nie mogę...
- Czego nie możesz? - po raz kolejny Petra mu przerwała. - Nie możesz
pozwolić sobie na sprzeciw wobec woli rodziny królewskiej? Trudno! Nie
wyjdę za ciebie tylko dlatego, żeby ratować twoją cenną reputację!
- Moją reputację? Nic do ciebie nie dociera? Powinnaś myśleć o własnej
reputacji! I o swojej rodzinie. Bo, o ile się z tobą nie ożenię, nikt nie uratuje jej
od plotek. I nie będzie się mówiło wyłącznie o tobie! A ja zbytnio szanuję
twojego dziadka, by publicznie go upokorzyć, nie złożywszy ci wcześniej
propozycji małżeństwa.
- Świetnie! Więc teraz masz czyste sumienie! Złożyłeś mi propozycję, a ja
jej nie przyjmuję!
- Mimo tego, że możesz nosić moje dziecko?
Przez chwilę patrzyli się na siebie. Petra czuła, jak słabnie jej wola, jak
otaczają ją wspomnienia... Ale musi stawić czoło rzeczywistości. Rashid ją
oszukał i nigdy nie powinna o tym zapomnieć!
- Może jednak nie jestem w ciąży - powiedziała cicho. - Nie wyjdę za
ciebie - powtórzyła.
- Niestety, dziś i jutro muszę być na ważnych spotkaniach, których nie da
się już przełożyć. Ale zapewniam cię, że pojutrze udam się do domu twojego
dziadka, by oficjalnie prosić o twoją rękę.
R S
- 81 -
Petra była tak wściekła i rozżalona, że nie mogła wydobyć z siebie głosu i
bez słowa skierowała się do drzwi. Na szczęście, tym razem nie próbował jej za-
trzymać.
Ma zamiar prosić dziadka o jej rękę! Nigdy nie słyszała o czymś równie
staromodnym. Cóż, niedługo dowie się więc, że jego oferta nie została i nigdy
nie zostanie przyjęta!
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Ciociu Sorayo, myślałam, że masz zamiar spędzić cały dzień ze swoją
przyjaciółką.
Ciotka wspomniała, że została zaproszona z wizytą do szkolnej koleżanki,
której córka właśnie zaręczyła się z niezwykle bogatym szejkiem. Ku
zdziwieniu Petry teraz wyglądała na głęboko zmartwioną.
- Ciociu, co się stało? Czy twojej przyjaciółce przydarzyło się coś złego?
- Nie chciałam ci tego mówić, Petro, bo nie chcę cię urazić.
Petra zaczęła przeczuwać, o co chodzi.
- Moja przyjaciółka zadzwoniła, by odwołać zaproszenie. Ze względu na
ciebie, Petro. Ale współczuje ci. Ona rozumie, że nie chciałaś... To znaczy wie,
że zostałaś wychowana w Europie. Ale musi chronić swoją córkę, a rodzina jej
przyszłego zięcia ma bardzo tradycyjne zapatrywania...
Petra zrozumiała sytuację, ale mimo to czuła się zaszokowana.
- Mówi się o tobie, Petro! Wiem, że z pewnością masz doskonałe
wytłumaczenie na... to wszystko... ale moja przyjaciółka dowiedziała się, że
widziano cię sam na sam z Rashidem i że ty i on...
Ciotka przygryzła chusteczkę, jakby nie była w stanie powiedzieć więcej.
- Nie mogę uwierzyć, by Rashid świadomie zachował się w taki sposób,
że naraziłby cię... uchybiłby twojej czci i nie...
R S
- 82 -
- Nie zaproponował mi małżeństwa? - zasugerowała Petra. - Właściwie
oświadczył mi się. Ale ja...
- Oświadczył się! - Ciotka uśmiechnęła się z ulgą i wzięła Petrę w objęcia.
- Tak się cieszę... Życzę ci szczęścia... wam obojgu. Rashid będzie wspaniałym
mężem. Twój dziadek będzie zachwycony.
- Nie, ciociu, nie zrozumiałaś mnie - próbowała zaprotestować Petra,
zdając sobie sprawę z mylnej interpretacji jej słów. Chciała ją pocieszyć,
mówiąc, że Rashid zaoferował jej małżeństwo, ale nie chciała dać do
zrozumienia, że przyjęła jego oświadczyny.
Jednak jej ciotka nie była w stanie porzucić własnej interpretacji, tym
bardziej, że nie mieściło jej się w głowie, iż ktoś mógłby odrzucić taką
propozycję.
- Powinnam zaufać Rashidowi, chociaż nie powinien wystawiać twojej
reputacji na takie niebezpieczeństwo. Twoja matka byłaby bardzo niezadowolo-
na, słysząc, że ludzie zaczynają brać cię na języki.
Matka! Petra nagle poczuła ból w sercu. Jej matka z pewnością
ubolewałaby nad jej utraconym dobrym imieniem, ale też nie potępiłaby jej.
Tego była pewna.
- Więc jesteście zaręczeni - ciągnęła jej ciotka wesoło. - Będziemy miały
mnóstwo rzeczy do załatwienia. - Uściskała Petrę po raz kolejny. - Nie miałam
zamiaru wspominać o tym wcześniej, ale skoro jesteście narzeczonymi...
Kamień spadł mi z serca, bo gdyby Rashid nie zaproponował ci małżeństwa,
nasza rodzina utraciłaby swoją pozycję, a to odbiłoby się zarówno na interesach
mojego męża, jak i szansach twoich kuzynek na dobre zamążpójście. A co do
twojego dziadka... myślę, że taki wstyd mógłby go zabić. I nie przesadzam.
Zabić! Petra zamarła, czując, że znalazła się w pułapce, z której nie ma
ucieczki. Ze względu na rodzinę nie miała innego wyjścia, jak poślubić Rashida!
- Och, Petro, wyglądasz tak pięknie! - szepnęła ciotka. - Idealna panna
młoda!
R S
- 83 -
Obie czekały w pokoju Petry na dziadka, który miał jej towarzyszyć w
drodze na ślub. Wesele zorganizowano w specjalnie przygotowanej reprezenta-
cyjnej sali w hotelu.
Jej druhny - krewne jej i Rashida - udały się już na miejsce uroczystości.
Nagle do pokoju wszedł dziadek. Ciotka po raz ostatni poprawiła Petrze welon i
zostawiła ich samych.
- Jesteś tak podobna do swej matki. - Oczy starszego pana błyszczały z
emocji. - Każdego dnia coraz bardziej mi ją przypominasz. Mam tu coś, co
chciałbym, żebyś założyła - powiedział, podając jej pudełko z brylantową kolią
niezwykle delikatnej roboty. - To dla ciebie. Bardzo chciałbym, żebyś miała to
dziś na sobie.
Dziadek drżącymi dłońmi zapiął jej naszyjnik. Prezentował się doskonale.
- Należał do twojej matki - wyjaśnił. - To był mój ostatni prezent dla niej.
Nie chciała zabrać go ze sobą. Byłaby dzisiaj z ciebie taka dumna. Twój ojciec
na pewno też.
Dumna? Dlatego, że ona, Petra, pozwala wmanewrować się w
małżeństwo bez miłości?
Nagle ogarnęła ją panika. Nie mogła wyjść za Rashida. Nie mogła! Zanim
jednak zdążyła coś powiedzieć, do pokoju weszła ciotka.
- Czas na was.
Dziadek skierował się w stronę schodów i Petra posłusznie ruszyła za
nim, ale ciotka ją zatrzymała.
- A prezent od Rashida? Perfumy, które ci przysłał, dobrane specjalnie dla
ciebie - przypomniała.
- Nie... nie chcę tych perfum.
Ciotka, jak zwykle nie słuchając, spryskała ją pachnidłem.
- Ten zapach doskonale do ciebie pasuje. A naszyjnik Mii leży, jakby był
dla ciebie stworzony. Twój dziadek nigdy nie przestał jej kochać.
R S
- 84 -
- Jeżeli tak bardzo ją kochał, to dlaczego nie przyjechał przynajmniej na
pogrzeb? - Petra nie potrafiła się powstrzymać. - Albo chociaż nie przysłał
kondolencji... czegokolwiek...
- Petro, on chciał pojechać. - Ciotka westchnęła. - Przeszkodził mu w tym
zawał. A potem twój ojciec chrzestny napisał, że, jego zdaniem, powinnaś
zostać w Anglii, gdzie masz swoich przyjaciół i swoje życie, a twój dziadek był
zbyt dumny, by zaryzykować ponowną odmowę.
Petra wbiła w nią oczy. Nie miała pojęcia, że dziadek nie przyjechał na
pogrzeb jej rodziców z powodu zawału serca.
- Zawał? Ale...
- To był już drugi - dodała ciotka, ale natychmiast urwała, jakby
powiedziała coś niewłaściwego.
- Drugi? A kiedy zdarzył się pierwszy?
- Nie powinnyśmy o tym rozmawiać, Petro. Twój dziadek nigdy nie
chciał... Kazał nam przysiąc, że utrzymamy to w tajemnicy, bo nie chciał, żeby
twoja matka czuła się...
- Moja matka? Nie wyjdę stąd, póki nie opowiesz mi wszystkiego -
zażądała Petra z determinacją.
- Nie powinnam... No, cóż, myślę, że teraz już nic złego z tego nie
wyniknie... W końcu twój dziadek chciał w ten sposób przede wszystkim
chronić twoją matkę. Tak bardzo ją kochał... Oczywiście kochał też synów, ale
ona była jego jedyną i najmłodszą córką. Kiedy wyjechała, twój dziadek szalał z
wściekłości i rozpaczy. Wiązał z nią tak wiele nadziei...
Mój mąż znalazł go leżącego na blacie biurka z fotografią twojej matki w
dłoni. Lekarz nie dawał nam wiele nadziei. Dziadek bardzo długo chorował.
Och... jednak nie powinnam ci o tym mówić, nie dzisiaj - powiedziała ciotka,
zauważywszy trupią bladość Petry.
- Tyle straconych lat - szepnęła Petra - które mogli spędzić razem... Które
mogliśmy spędzić razem!
R S
- 85 -
- Tęsknił za nią straszliwie.
- Ale przecież mój tata pisał do niego, wysyłał zdjęcia...
- Musisz go zrozumieć, Petro. - Ciotka znowu westchnęła. - Twój dziadek
jest bardzo dumny. Nie mógł przyjąć gałązki oliwnej od twojego ojca. Chciał...
musiał wiedzieć, że twoja mama wciąż go kocha.
- A ona była przekonana, że on jej nigdy nie wybaczył - Petra załkała.
- Kiedy dostaliśmy wiadomość, że twoi rodzice zginęli, twój dziadek po
prostu nie chciał w to uwierzyć. Nie był w stanie przyjąć do wiadomości faktu,
że utracił córkę. Kiedy dostał drugiego zawału, myśleliśmy, że to dlatego, iż
przestało mu zależeć na własnym życiu. Ale, na szczęście, wyzdrowiał. Jego
największym pragnieniem było to, żebyś zamieszkała z nami, ale twój ojciec
chrzestny uznał, i może tak należało, że będzie ci łatwiej w znanym ci miejscu.
Mimo to, kiedy dziadek dowiedział się, że mój mąż ma się spotkać z twoim
ojcem chrzestnym w zupełnie innych sprawach, poprosił go, aby przekonał
twojego opiekuna do zezwolenia na twój przyjazd z Anglii do Zuranu. Nie masz
pojęcia, jak go dzisiaj uszczęśliwiłaś. I ja też życzę ci szczęścia, bo z pewnością
na nie zasługujesz.
Oszołomiona Petra zeszła do samochodu, w którym czekał dziadek. Po
raz pierwszy spojrzała na niego z innej strony. Usiadła obok niego i dotknęła
jego dłoni, którą on natychmiast nakrył swoją.
- Możesz pocałować pannę młodą!
Petra poczuła wewnętrzny ból. Odczekała do ostatniej sekundy, po czym
odsunęła głowę tak, by jego usta trafiły na jej policzek, ale Rashid przewidział
ten manewr i ujął jej twarz w dłonie. Tylko ona wiedziała, że to nie oznaka
miłości, lecz egzekucja nabytych do niej praw.
Jego usta dotknęły jej warg i Petra zatrzęsła się od gniewu. Ufała mu,
kochała go, a on oszukiwał ją i okłamywał. Jak kiedykolwiek jeszcze będzie w
stanie mu zaufać?
R S
- 86 -
Nagle poczuła przejmujący strach. Przedtem myślała, że wystarczy
myśleć o tym, kim Rashid jest, by przestać go kochać, ale teraz nie była już taka
pewna! Nienawidziła go za to, co jej zrobił Ale dlaczego nadal był w stanie
sprawić, by pragnęła kontaktu z jego ciałem?
Co to za idiotyczne myśli? Nie, nie pragnie go. Ani odrobinę. Odepchnęła
go delikatnie i na szczęście natychmiast ją puścił.
Był to koniec ceremonii. Od tej chwili byli mężem i żoną.
- Nie wiedziałem, że Rashid ma na długie imię Blaize - paplał Saud,
niezmiernie zadowolony z powinowactwa ze swoim bohaterem.
- Kochana Petro, twój ojciec byłby z ciebie taki dumny - usłyszała
skierowane do niej słowa ambasadora Stanów Zjednoczonych.
- Wyglądasz przepięknie - dodała żona ambasadora. - Prawda, Rashidzie?
- Petra jest największym pragnieniem mojego serca - odpowiedział cicho.
- Petro, szczęściaro, zabierz go stąd, zanim zzielenieję z zazdrości -
zażartowała żona ambasadora.
- To ja jestem szczęściarzem - poprawił ją Rashid.
- O, bez wątpienia - wtrąciła Petra. - Zdobyłeś dzisiaj więcej niż tylko
żonę, prawda? Masz możliwość zaprojektowania nowego wielomilionowego
kompleksu i...
- Będę potrzebował pieniędzy, jeżeli mam ci zapewnić taki styl życia, do
jakiego przyzwyczaił cię dziadek, sądząc po tej kolii.
Petra zamarła, gdy Rashid ujmował jej ramię.
- Nie wiem, dlaczego tak uparcie chcesz grać rolę kochającego męża -
rzuciła, gdy znaleźli się o kilka kroków od gości.
- Tak, zapewne nie wiesz - przyznał.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że Blaize to twoje drugie imię?
- A czy to ważne? - Wzruszył ramionami. - Rashid czy Blaize... wciąż
jestem tym samym człowiekiem, który...
- Który mnie okłamał. Zauważyła, że Rashid zaciska zęby.
R S
- 87 -
- Petro, teraz jesteśmy małżeństwem i...
- Na dobre i na złe... Nie przypominaj mi o tym. Oboje wiemy, jak to
będzie, prawda?
- Nie musi tak być. Przecież oboje wiemy, że mamy ze sobą coś
wspólnego, coś nas łączy...
- Naprawdę? Miliony, które zarobisz na kolejnym kompleksie
hotelowym?
Rashid uchwycił ją mocniej.
- Myślałem, że już ci pokazałem, o co mi chodzi - szepnął kusząco. - Ale
jeżeli chcesz, bym ci to pokazał jeszcze raz...
Petra wyrwała się, jakby jego dłonie parzyły.
- Jeżeli kiedykolwiek spróbujesz zmusić mnie od...
fizycznego zbliżenia z
tobą, to...
- Zmusić?
Przez monet wyglądał na zaskoczonego, po czym jego twarz spoważniała.
- To śmieszne - rzucił. - Nawet bym o tym nie pomyślał. Chociaż...
- Chociaż co? - wpadła mu w słowo. - Chociaż teraz masz do tego prawo?
Myśl o tym, że od dziś będzie już jego żoną, napełniała ją przerażeniem.
Był bardzo zmysłowym mężczyzną. Jeżeli mimo wszystko będzie chciał
skonsumować ich małżeństwo, czy ona potrafi mu się oprzeć?
- Rashid, twój wuj cię szuka...
Petra odetchnęła z ulgą.
Kilka godzin później wpatrywała się tępo w ścianę, pragnąc być
gdziekolwiek indziej i kimkolwiek innym niż żoną Rashida.
Ich ślub został opisany we wszystkich gazetach jako uwieńczenie
romansu roku, ale Petra nienawidziła Rashida z całych sił, jak nikogo dotąd, i
wiedziała, że nigdy, przenigdy mu nie wybaczy tego, co jej zrobił.
R S
- 88 -
Wesele dobiegało końca. Druhny odprowadziły Petrę do pokoju, w
którym miała się przebrać na wyjazd w podróż poślubną. Drżącymi rękami
założyła kremowy kostium kupiony w pobliskim centrum handlowym.
Jej dawne kolczyki z małymi brylancikami, odziedziczone po matce,
zostały zastąpione dużo większymi, które podarował jej Rashid. Miała ochotę
podeptać je i wyrzucić, ale, niestety, wszechobecne druhny bez przerwy śledziły
każdy jej ruch.
Po raz kolejny skropiono ją perfumami, które przysłał jej Rashid.
Pierwsza druhna sprawdziła manicure i pedicure, jakby jakakolwiek usterka
miała się odbić na honorze Petry. Teraz była gotowa, by oddać ją w ręce męża
jak ślicznie zapakowany prezent, który mógł odpakować albo też odstawić na
bok.
- Już czas. Rashid czeka - ogłosiła uroczyście pierwsza druhna. - Bądź
szczęśliwa.
- Jeżeli zaraz nie otworzymy, Rashid wyłamie drzwi - zachichotała
nerwowo któraś z nich, po czym wypchnęły Petrę na zewnątrz.
Zgromadzeni wokół Rashida goście wiwatowali na ich cześć, ale Petra
ledwie to zauważyła. Pan młody, ubrany w idealnie skrojony garnitur,
wyciągnął do niej rękę. Petra zawahała się, ale ktoś ją lekko popchnął i jej
dłonie splotły się z palcami Rashida. Tłum rozstąpił się, by pozwolić im przejść.
Gdy wyszli przed hotel, na niebie rozbłysły sztuczne ognie. W tej samej chwili
obsypano ich różanymi płatkami, a nad ich głowami przefrunęło kilkanaście
białych gołębi. Grała muzyka, ludzie śmiali się i wykrzykiwali gratulacje, a
nagle, nie wiadomo skąd, pojawiła się chmura kolorowych motyli.
Rashid poprowadził ją w kierunku ogrodu.
- Twoja ciotka chciała, żebym przyjechał po ciebie konno, ale udało mi
się wybić jej to z głowy.
Nuta rozbawienia w jego komentarzu przykuła jej uwagę.
R S
- 89 -
- Jak książę z arabskiej opowieści? W średniowiecznym stroju i z sokołem
na ramieniu?
- Sokoła może by mi wybaczyła ze względu na gołębie.
Petra spojrzała na niego i jej serce też zatrzepotało jak ptak. Podniosła się
jakaś zasłona, pozwalając jej ujrzeć to, co dotąd postrzegała jako niewyraźny
cień. Zrozumiała niechcianą i niewypowiedzianie bolesną prawdę. Oszukiwała
się, jak nigdy dotąd, wierząc, że rozum, gniew czy upór będą w stanie zniszczyć
jej miłość do Rashida.
Czy wyszła za niego, bo gdzieś w głębi serca jednak tego chciała? Bo
wciąż go kochała? Ogarnęła ją niewypowiedziana pogarda dla samej siebie.
Wierzyła, że jej najgorszym wrogiem był sam Rashid, ale się pomyliła.
Wróg tkwił w jej sercu - była nim miłość! Ale Rashid nie może się o tym dowie-
dzieć. Jej serce stanie się fortecą, do której on nigdy się nie dostanie!
- Witaj w nowym domu! - Rashid odezwał się po raz pierwszy, od kiedy
opuścili hotel. Przed paroma chwilami znaleźli się na dziedzińcu wspaniałej
willi.
- Jest już późno, a to był bardzo męczący dzień. - Usłyszała jego spokojny
głos. - Myślę, że oboje powinniśmy się położyć spać przed kolejną turą
manewrów wojennych. Masz własne pokoje. Wprawdzie tradycja inaczej widzi
noc poślubną, ale z drugiej strony i tak nie byłaby to nasza pierwsza noc. -
Wzruszył ramionami. - W ostatnich dniach żyłaś pod wielkim napięciem i
sądzę, że będziesz potrzebowała nieco przestrzeni. Mimo twoich komentarzy
chcę cię zapewnić, że nie miałem i nie mam zamiaru zmuszać cię do niczego.
Petra wpiła w niego wzrok. Wydawał się taki spokojny, wręcz
zrelaksowany. Szczerze mówiąc nie spodziewała się osobnych pokoi!
Od momentu oficjalnych zaręczyn prześladowała ją myśl o tej nocy.
Przysięgła sobie wtedy, że jakiekolwiek wybiegi by stosował, nie pozwoli mu
się dotknąć. A teraz to on mówił jej, że nie chce jej widzieć!
Ogarnęły ją dziwne, mieszane uczucia - zaskoczenie, niedowierzanie i...
R S
- 90 -
Rozczarowanie? Z pewnością nie! Ulga. To musiało być poczucie ulgi.
Tak, może była nieco rozczarowana, gdyż nie dał jej możliwości powiedzenia
mu, że to ona go nie chce. Ale w końcu liczy się to, że będzie mogła spokojnie
spać sama. W osobnym łóżku, jakby w ogóle nie byli małżeństwem. Dokładnie
tak, jak chciała!
W końcu była sama. Tak, jak chciała. Dlaczego więc nie mogła zasnąć?
Czemu leżała w ciemności, czując się samotna i opuszczona? Taka niechciana...
niekochana i skrzywdzona?
Za kim czy za czym tak bardzo tęskniła? Za Rashidem? Za Blaize'em?
Nie! Tak naprawdę tęskniła za mężczyzną, któremu byłaby w stanie
zaufać. Bo bez wzajemnego zaufania, bez szczerości i uczciwości, miłość nie
była miłością.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Petra przyjrzała się pozostałym paniom siedzącym na trybunie. Zaczął się
właśnie sezon wyścigów konnych. Po ponad miesiącu małżeństwa powinna być
już przyzwyczajona do imprez towarzyskich, do uczestnictwa w których
uprawniała ją pozycja Rashida. Podczas zaledwie kilku tygodni byli już na
turnieju tenisowym, mistrzostwach w grze w golfa i wielu spotkaniach i
konferencjach, którym patronowała rodzina królewska. A za kilka dni miała się
odbyć najważniejsza impreza - wyścigi o puchar Zuranu.
Konie, trenerzy, dżokeje, właściciele zwierząt i ich eleganckie żony,
goście i kibice zjeżdżali do miasta od wielu dni. W całym Zuranie nie mówiło
się o niczym innym.
Petra i Rashid mieli się zająć grupą biznesmenów i dyplomatów ze
Stanów i Europy, więc zdecydowali, że podczas trwania wyścigów zamieszkają
w hotelu, by być bliżej gości.
R S
- 91 -
Do chwili rozpoczęcia zawodów często urządzali przyjęcia w swojej willi
i Rashid zawsze odgrywał rolę oddanego męża.
Jednak ich prywatne życie wyglądało zupełnie inaczej. Mieli własne
pokoje i, gdy nie było gości, niemal się nie widywali. Rashid albo odwiedzał
nowo zbudowane obiekty na całym świecie, albo przesiadywał w stajni,
przyglądając się sportowym postępom swoich koni wyścigowych.
Petra też miała własne zajęcia. Została zaproszona w poczet członkiń
Zuran Ladies Club, którym kierowała księżna Zuranu. Klub miał na celu
wymianę myśli i doświadczeń pomiędzy kobietami z różnych kultur.
Uczestniczyła w imprezach charytatywnych i zaprzyjaźniła się ze swoją
pierwszą druhną.
Okazało się, że Petra nie zaszła w ciążę, co powinno było przynieść ulgę,
a jednak przepłakała całą noc. Dziecko pozwoliłoby jej przynajmniej dać ujście
miłości, której nie mogła okazać mężowi. Ten niewypowiedziany ból nie dawał
jej żyć. Mimo że w oczach świata miała wszystko, o czym można by zamarzyć,
mizerniała z każdym dniem.
Rashid, który znowu wyjechał w interesach i miał wrócić dopiero za trzy
dni, dotrzymał obietnicy i od chwili ślubu nawet jej nie dotknął. Jak mogła tak
bardzo go pragnąć, skoro było oczywiste, że jemu wcale na niej nie zależy? Po
nocach przewracała się w łóżku, tęskniąc za jego ciałem, rankiem zaś budziła się
pełna obrzydzenia dla siebie samej.
Rashid traktował ją tak, jakby była jego gościem - przybyszem, do
którego należy odnosić się uprzejmie i z szacunkiem. Nie miała pojęcia, co
myśli na temat ich małżeństwa i o niej samej, a to jeszcze potęgowało frustrację.
Chciała dzielić swoje życie i całą siebie z mężczyzną, którego kochała, ale
jak mogła to zrobić, gdy ten mężczyzna nie chciał dać jej nic w zamian? I w do-
datku nie była w stanie mu zaufać!
R S
- 92 -
Spakowała rzeczy na okres przeprowadzki do hotelu i przypomniała
sobie, że miała odwiedzić stajnie przy torze wyścigowym i omówić z trenerem,
kiedy goście mogą obejrzeć konie.
Zaplanowała swoją wizytę na zakończenie porannego treningu. Kiedy
pojawiła się na torze, był pełen ludzi, gdyż większość koni dopiero teraz
odprowadzano do stajni. Kierownik zawodów i trener koni Rashida stali razem
pod ścianą budynku. Na dziedzińcu kręciło się też sporo gapiów, w tym dwoje
małych ciemnowłosych dzieci.
Petra uśmiechnęła się do nich i skierowała się w stronę stajni. Nagle
jednak zobaczyła, jak jedno z dzieci przebiega przez dziedziniec, przecinając
drogę młodemu, narowistemu koniowi prowadzonemu przez masztalerza za
uzdę. Spłoszony koń stanął na tylnych nogach i Petra instynktownie rzuciła się
do przodu, i odepchnęła dziecko w bok.
Usłyszała krzyki, rżenie przestraszonego konia i jeszcze głośniejszy
wrzask dziecka. Nagle poczuła eksplozję bólu, po czym straciła przytomność.
Z trudem otwarła oczy.
- O, wreszcie się pani obudziła. - Uśmiechnęła się do niej pielęgniarka.
Petra chciała się poruszyć, ale powstrzymał ją silny ból w ramieniu.
- Proszę się nie martwić, to nic poważnego. Po prostu silne stłuczenie.
Miała pani dużo szczęścia, ale ten chłopczyk miał go jeszcze więcej!
- Na pewno nic mu się nie stało?
- Zupełnie nic. Za to jego ojciec o mało nie zemdlał z wrażenia. Jest
przekonany, że gdyby nie pani odwaga, jego syn już by nie żył.
Petra syknęła z bólu, kiedy pielęgniarka poprawiła jej temblak.
- Przykro mi, ale muszę sprawdzić, czy krwawienie ustało. Koń kopnął
panią w ramię i podkowa przecięła skórę. Ale wszystko wygląda dobrze i
niedługo się zagoi.
- To świetnie. W takim razie chcę dziś wrócić do domu.
- Nie, dopóki lekarz pani nie wypisze.
R S
- 93 -
Pół godziny później Petra siedziała we własnym ubraniu na skraju łóżka.
- Proszę zrozumieć, że ja nie mogę tu dłużej zostać - starała się
wyperswadować młodemu lekarzowi. - Do wyścigów zostało tylko kilka dni, a
ja mam jeszcze setki spraw do załatwienia. Powiedział pan przed chwilą, że jest
w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach pewny, że nie doznałam
wstrząśnienia mózgu...
- Wolałbym, żeby została pani na noc na wszelki wypadek.
- To naprawdę zbędne. Czuję się dobrze.
- Przynajmniej powinienem zawiadomić o wszystkim pani męża - nalegał
lekarz.
Rashid w tej chwili przebywał w Londynie i miał wrócić za dwa dni.
Mogła sobie wyobrazić, jak będzie się czuł, zmuszony do przedwczesnego
powrotu z powodu wypadku żony, która nic dla niego nie znaczyła!
Zaczęła przekonywać lekarza, że ta troska jest zbyteczna i że ma dość
służby, by nie musieć niepotrzebnie niepokoić męża zwykłym stłuczeniem. Na
szczęście, przyznał jej rację i w końcu wypisał ją, dając receptę na pokaźną
dawkę środków znieczulających.
Po powrocie do domu odebrała tyle telefonów z pytaniami, jak się czuje,
że przestała w końcu podnosić słuchawkę. Salon powoli zapełniał się nadsyła-
nymi zewsząd kwiatami. Także rodzina królewska przysłała jej ogromny kosz
róż wraz z podziękowaniami za uratowanie życia jednemu z jej członków.
Ignorując ból, który nie mijał mimo tabletek, Petra zabrała się do
przeglądania menu hotelowego, by jak najlepiej dopasować sugestie szefa
kuchni do upodobań gości.
Zjadła lekką kolację podaną przez służącą i dopiero o północy położyła
się do łóżka.
Skrzywiła się lekko, zdejmując opatrunek z ramienia, ale, ku swojemu
zadowoleniu, mogła stwierdzić, że mimo opuchlizny i okropnego siniaka
podrapania i ranki już się zasklepiły.
R S
- 94 -
Wzięła szybki prysznic i naga wsunęła się pod kołdrę. Pościel była
cudownie chłodna, a łóżko ogromne, co przypomniało jej, że mimo iż była
mężatką, ciągle spędzała noce samotnie. Mąż jej nie chciał, nie pragnął, nie
kochał... A ona...
A ona nie przespała ani jednej nocy, nie tęskniąc za nim. Zamknęła oczy,
aby zatamować łzy.
Nagle obudziła się i spróbowała zmienić pozycję.
- Petro, wszystko w porządku?
Zaskoczona zauważyła, że Rashid siedzi na pogrążonym w półmroku
fotelu.
- Rashid! - Mimo bólu natychmiast usiadła i podciągnęła kołdrę pod
brodę. - Przecież miałeś wrócić dopiero za dwa dni! Co ty tu robisz?
- A jak myślisz? Dowiedziałem się, że miałaś wypadek i że podejrzewano
wstrząśnienie mózgu, wsiadłem więc w pierwszy samolot...
- Nie musiałeś tego robić - zaprotestowała. - Wszystko jest w porządku...
oprócz drobnych kłopotów z ramieniem.
Rashid włączył lampkę nocną przy jej łóżku.
- Przykro mi, że przeze mnie musiałeś wrócić... - wyjąkała.
- O co ci chodzi? - przerwał jej. - Czy małżeństwo ze mną jest naprawdę
tak trudne do zniesienia, że chciałaś się rzucić pod kopyta rozpędzonego konia?
- To nie tak - powiedziała zaskoczona. - Tam było dziecko.
Zareagowałam instynktownie. Każdy postąpiłby tak samo, ale ja byłam
najbliżej.
- Nic nie słyszałem o dziecku, za to powiedziano mi, że uparłaś się, by
wyjść ze szpitala, chociaż lekarz tego nie pochwalał.
- Mam tylko stłuczone ramię.
W tej chwili najbardziej interesowało ją odkrycie, dlaczego wiadomość o
jej wypadku zrobiła na nim takie wrażenie.
R S
- 95 -
- Kiedy rozmawiałem z lekarzem, podejrzewał u ciebie wstrząśnienie
mózgu.
- I z tego powodu wróciłeś? - zapytała z niedowierzaniem.
- Powiedział mi, że nie należy pozostawiać cię bez opieki.
- Przecież mamy służbę...
- Która nie zajmie się tobą tak, jak potrzeba. Ale ja to zaraz naprawię.
- Rashidzie, naprawdę czuję się dobrze. Dlaczego nie pójdziesz do siebie i
nie prześpisz się trochę...
- Zostanę tutaj. - Jego ton nie dopuszczał sprzeciwu.
- Jak chcesz, ale to naprawdę nie jest potrzebne - powiedziała z
westchnieniem.
- Śpij - rzucił Rashid, wyłączając lampkę.
Petra poruszyła głową. Słyszała w pobliżu oddech Rashida, ale zobaczyła,
że już nie siedzi na fotelu. I wtedy zauważyła go po drugiej stronie łóżka. Spał
jak kamień.
Przyjrzała mu się we wpadającym przez okno blasku księżyca. Rozpięta
biała koszula wyraźnie odznaczała się od jego ciemnej skóry. Nie była w stanie
się powstrzymać, by nie dotknąć jego pokrytego zarostem policzka. Początkowa
czułość przerodziła się w szybko wzrastające pożądanie.
Jej palce zaczęły drżeć, więc szybko odsunęła rękę, ale nie była w stanie
odwrócić wzroku. Za chwilę drżała już cała.
- Rashid! - wymówiła jego imię, a potem odsunęła się gwałtownie, gdyż
poruszył się we śnie.
Zanim otworzył oczy, była już po swojej stronie łóżka, udając, że śpi.
- Petra? - Wyczuła troskę w jego głosie. Dotknął jej szyi, by sprawdzić
puls. - Petro, obudź się.
- Rashidzie, wszystko jest w porządku, nie mam wstrząśnienia mózgu -
odezwała się i odwróciła na bok, strząsając jego dłoń.
R S
- 96 -
Nagle poczuła jego wzrok na swoich nagich piersiach, gdyż zapomniała
podciągnąć kołdrę. Natychmiast zdała sobie sprawę z jego pożądania, ale wie-
działa też, że dotrzyma swojego przyrzeczenia i nie będzie jej do niczego
zmuszał. Wystarczyło okryć się kołdrą i odwrócić się od niego. O ile tego
chciała...
A jeżeli nie? Ledwie ośmielając się przyznać do własnych myśli,
spojrzała mu w oczy. Ogarnęła ją fala tęsknoty. Czuła, jak jej piersi się
wypełniają, a wnętrze wilgotnieje. Uniosła rękę i chwyciła go za ramię, po czym
zaczęła je głaskać, nie przestając przy tym spoglądać w oczy.
Poczuła, jak ciało Rashida drży. O czym myślał? Co czuł? Zobaczyła w
jego oczach odpowiedź, która jeszcze wzmogła jej namiętność.
- Przytul mnie, Rashidzie - poprosiła, po czym zarzuciła mu ręce na szyję.
- Kochaj mnie! - szepnęła, wiedząc, że i tak nie może jej usłyszeć, że poczuje
tylko ciepło jej oddechu.
Doszedł ją cichy jęk. Tęsknoty? Jej ciało natychmiast odpowiedziało,
poddając się dzikiej przyjemności jego pocałunków.
Wiedziała, że powinna być oburzona własnym zachowaniem, że nie
powinna poddawać się pokusie. Zamiast tego czuła jedynie szaleńczy rytm
własnego serca i rosnące z każdą chwilą napięcie.
- Petro - jęknął Rashid pomiędzy pocałunkami. Petra czuła siłę, jaką
napełniało ją jego pożądanie.
Czekała, aż Rashid wyciągnie do niej rękę, by mu oddać wszystko i
otrzymać w zamian rozkosz.
Rashid bardzo powoli położył dłoń na jej piersi. Petra wzięła głęboki
oddech i przymknęła oczy. Jego palce ledwie muskały jej skórę, a mimo to
czuła, jak wzbiera w niej fala przyjemności.
- Petro.
R S
- 97 -
Tym razem jej imię niemal się zagubiło pomiędzy pocałunkami, którymi,
jak kolią, otaczał jej szyję. Po chwili Petra zaczęła drżeć w niemym zachwycie,
a potem przygryzła wargę, by nie zacząć krzyczeć z rozkoszy.
Nie przestawał jej całować, a jego dłonie nie przestawały jej pieścić,
jakby chciały zabrać wszystko to, czego mu dotąd nie dała. Wszystko, co
pragnęła mu dać - siebie, swoje życie, swoją miłość...
Krzyknęła głośno w pełnym zachwytu sprzeciwie, gdy poczuła go w
najbardziej wrażliwym miejscu. I to doprowadziło ją do dotychczas nieznanych
wymiarów rozkoszy.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- Petro, czy naprawdę wszystko z tobą w porządku?
- Tak, dziadku, dziękuję. - Petra odwróciła się, by ukryć łzy. Dziadek
odwiedził ją tego ranka niespodziewanie, zaraz po tym, jak Rashid pojechał do
stajni.
- Nie mówisz mi prawdy - stwierdził. - Prawie płaczesz. Co się dzieje?
Petra przygryzła wargę. Ciągle czuła się zawstydzona wspomnieniem
zeszłej nocy. I nie mogła nawet obwiniać Rashida! To ona go do tego skłoniła...
choć to on doprowadził ją do miejsca, którego istnienia nawet sobie nie
wyobrażała!
Była na siebie wściekła za poddanie się słabości. Dlaczego nie potrafiła
walczyć z tą miłością? Tym bardziej, że wiedziała, iż nie ma dla nich
perspektyw, ze nigdy nie będzie w stanie mu zaufać.
Nie kochał jej. Wprawdzie wrócił z zagranicy wcześniej i kochał się z nią
wczorajszej nocy... i nawet spał obok aż do rana, ale nigdy nie spróbował nic
jej wyjaśnić, nie powiedział ani słowa...
Co miał powiedzieć? Że ją kocha?
R S
- 98 -
Przecież wiedziała, że tak nie jest, że został zmuszony do tego
małżeństwa! Oboje tkwili w pułapce, a teraz sytuacja mogła się skomplikować
jeszcze bardziej. Co będzie, jeżeli tym razem naprawdę zajdzie w ciążę?
- Nie jesteś szczęśliwa - ciągnął dziadek. - Jesteś taka blada i masz worki
pod oczami. Nie tego się spodziewałem po waszym małżeństwie. Tak bardzo do
siebie pasujecie.
- Może w twoich oczach - powiedziała rozżalona. - Nie powinniśmy
wziąć tego ślubu. Rashid nic do mnie nie czuje. Nie kocha mnie, a ja...
- Petro, co ty za bzdury wygadujesz? Ależ to oczywiste, że Rashid cię
kocha! Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości! To widać po tym, jak o
tobie mówi, jak się zachowuje w stosunku do ciebie...
- Nie masz racji! - przerwała mu Petra. - Jak możesz tak mówić? Rashid
ożenił się za mną tylko dlatego... że był zmuszony!
- Zmuszony? - Ku konsternacji Petry jej dziadek wybuchnął śmiechem. -
Skąd ci to przyszło do głowy? Oczywiście, spodziewano się, że się pobierzecie,
gdyż spędziliście wiele czasu tylko we dwoje, ale mogę cię zapewnić, że Rashid
nie był w żaden sposób do tego zmuszony! Ożenił się z tobą z własnej i nie-
przymuszonej woli, a to dlatego, że cię kocha! Poza tym Rashid nigdy nie
pozwoliłby sobie na znalezienie się w kompromitującej sytuacji, gdyby nie był
w tobie po uszy zakochany.
Petra stała jak wryta.
- Dlaczego w takim razie nigdy mi o tym nie powiedział?
- A ty mu powiedziałaś, że go kochasz? - odpowiedział dziadek pytaniem
na pytanie.
Petra musiała przyznać, że nie.
- Ale go kochasz? - naciskał starszy pan. Nie była w stanie odpowiedzieć.
- Jeżeli źle oceniłem twoje uczucia, musisz mi o tym powiedzieć -
stwierdził dziadek. - Chociaż lubię i szanuję Rashida, ty jesteś moją wnuczką.
R S
- 99 -
Jeżeli przekonałaś się, że go nie kochasz, jeżeli nie jesteś z nim szczęśliwa,
możesz wrócić ze mną do domu, a ja porozmawiam z Rashidem.
- Czuję się zagubiona - wyjąkała w końcu. - W tyle rzeczy wierzyłam...
myślałam, że - dodała i wzięła głęboki oddech - że Rashid ożenił się za mną dla
zysków, jakie przyniesie mu ten związek.
- Zysków? - Dziadek wyglądał na rozbawionego.
- Dziadku, Saud mi wszystko powiedział. Ale, proszę, nie gniewaj się na
niego. Nie wiedział, że moje małżeństwo z Rashidem zostało zaplanowane.
Wiem o wszystkim. Nawet mój ojciec chrzestny zdawał się pochwalać ten plan i
zostawił mnie tutaj, zabrawszy mi paszport...
- Petro, moje drogie dziecko! Niepotrzebnie się tak zadręczasz! Usiądź
tutaj, obok mnie - poprosił ją cicho. - Porozmawiajmy.
Z wahaniem zrobiła, o co prosił.
- Owszem, sugerowano, że powinnaś poznać Rashida, bo macie ze sobą
wiele wspólnego, ale była to tylko propozycja, nic więcej. Saud musiał
podsłuchać właśnie tę rozmowę i wyciągnął z niej własne wnioski... Ale Rashid
nie chciał realizować tego planu. Jest zbyt dumny, by pozwolić komuś wpływać
na jego życie. Co do twojego chrzestnego, to jest dyplomatą. Dla tych ludzi
intrygi są chlebem powszednim. Któż może wiedzieć, co miał na myśli?
Petra musiała przyznać, że było tu nieco prawdy.
- Po utracie Mii nigdy nie pozwoliłbym sobie na popełnienie po raz drugi
tego samego błędu - ciągnął dziadek. - Chciałem, byś tu przyjechała tylko z jed-
nego powodu... Bo jesteś moją wnuczką i bardzo chciałem poznać cię i mieć
przy sobie!
- Dziadku, wiem, że ty i Rashid jesteście wspólnikami w interesach - nie
dawała za wygraną Petra - i że kontrakty Rashida zależą od układów z rodziną
królewską. Wiem też, że były powody dyplomatyczne...
Starszy pan wybuchnął śmiechem.
R S
- 100 -
- Petro, Rashid jest multimilionerem. Owszem, współpracujemy ze sobą, a
rodzina królewska jest wielbicielką jego projektów, ale Rashid nie jest od
nikogo zależny! Petro, skrzywdziłem twoją matkę - dodał cicho - i będę płacił za
to do końca moich dni. Każdego dnia opłakuję jej utratę.
Petra starała się ukryć łzy. Nie miała wątpliwości co do szczerości
dziadka.
- Czy nadal czujesz się nieszczęśliwa? Chcesz wrócić do mojego domu?
Jeżeli chcesz, porozmawiam z Rashidem. Decyzja należy do ciebie, ale, moim
zdaniem, szkoda, by dwoje tak pasujących do siebie ludzi nie było w stanie
przezwyciężyć dumy i szczerze ze sobą porozmawiać.
- Nie... nie musisz rozmawiać z Rashidem. Sama to zrobię.
Starszy pan obdarzył ją szerokim uśmiechem.
- Pewnie nie powinienem się wtrącać, ale w końcu płynie w tobie moja
krew. Wydaje mi się, że ty i Rashid jesteście do siebie bardzo podobni - dumni i
niezależni. To dobre cechy, ale czasami prowadzą na manowce, bo takie osoby
wierzą, iż w ten sposób chronią się przed problemami. Sądzę, że boisz się
przyznać, iż go kochasz, bo uważasz to za oznakę słabości. A on pewnie myśli
tak samo.
Petra była zaskoczona tą analizą. Rzeczywiście, po części bała się
intensywności swego uczucia do Rashida. Czy on mógł czuć to samo?
Musiała przyznać, że trudno jej było przełknąć to, iż tak bardzo się
pomyliła co do motywów, dla których się z nią ożenił. Z drugiej strony nigdy
nie próbował się bronić przed jej oskarżeniami. Z dumy? Czy też naprawdę nie
obchodziło go, co ona o nim myśli? Poza tym okłamał ją co do tego, kim był!
- Tylko ty możesz zdecydować, czy warto walczyć o tę miłość, Petro -
dodał dziadek. - Czy warto wyciągnąć rękę. Rashid podjął ryzyko, żeniąc się z
tobą. Chciał w ten sposób wyrazić, że mu na tobie zależy. Pamiętaj, że ożenił się
z tobą z własnej woli. Może teraz czas na twój krok! Aha, miałem ci to dać. -
Podał jej zwitek pergaminu oraz płaską paczkę.
R S
- 101 -
- Co to jest?
- Sama zobacz.
Petra z wahaniem rozwinęła pergamin i przeczytała jego treść, po czym
rozwinęła papier, pod którym ukazała się skórzana teczka.
- To list od ojca chłopca... tego spod stajni. Przesyła mi podziękowania i -
otwarła teczkę - akt własności konia wyścigowego! Roczniaka! Nie mogę w to
uwierzyć!
- I to z królewskich stajni! Oni są ci naprawdę bardzo wdzięczni, Petro. A
poza tym może któregoś dnia twój koń zdobędzie puchar Zuranu!
Petra wyjrzała przez balkon na plażę. Wyścigi zakończyły się. Wraz z
Rashidem pożegnali ostatnich gości i następnego ranka mieli wrócić do willi.
Od pamiętnej nocy w jej sypialni nie mieli okazji pozostać ani chwili sam
na sam, a Petra tak bardzo chciała z nim porozmawiać. Jej dziadek twierdził, że
Rashid ją kocha...
Nagle Petra zerwała się z fotela i pobiegła do windy. Ściemniało się. Na
pustej plaży pozostał tylko jeden mężczyzna, zajęty uprzątaniem desek
surfingowych.
Być może był to prezent od losu. Wprawdzie przyszła tu tylko po to, by
spokojnie pomyśleć, ale...
Starając się opanować zdenerwowanie, Petra podeszła bliżej. Jego
milczenie wyprowadzało ją z równowagi.
- Mam... mam dla ciebie propozycję - powiedziała, zaciskając kciuki.
Jak zareaguje? Czy odejdzie i zostawi ją samą? A może ją zignoruje?
- Propozycję? Jakiego rodzaju? Przynajmniej jej odpowiedział, choć
mogła wyczuć sarkazm w jego głosie.
- Mam problem i sądzę, że mógłbyś mi pomóc.
Zrobiło się całkiem ciemno. Przynajmniej nie mógł dostrzec wyrazu jej
twarzy, choć z pewnością słyszał niepewność w jej głosie. Teraz obawiała się
R S
- 102 -
jego reakcji stokroć bardziej, niż gdy spotkali się tu po raz pierwszy. Poprzednio
stawką była jej wolność, teraz - jej życie, jej miłość, jednym słowem: wszystko!
- Chcę byś mi pomógł dowiedzieć się, czy mężczyzna, którego kocham,
też mnie kocha. Do dzisiejszego dnia byłam przekonana, że tak nie jest, ale być
może się myliłam.
- Mężczyzna, którego kochasz? - w jego głosie zabrzmiała jakaś nowa
nuta.
- Tak. Kocham go tak bardzo, że niemal boję się do tego przyznać, nawet
przed sobą, nie wspominając już o nim. Pomyślałam, że ty mógłbyś
podpowiedzieć mi, jak mu to okazać.
- Naprawdę? A jaka jest zapłata, jeśli zgodzę się na współpracę?
Jego ton był teraz tak zmysłowy, że Petra zrelaksowała się nieco.
- Och... - udała, że zastanawia się nad odpowiedzią. - Myślałam raczej o
wynagrodzeniu w naturze...
- Uhm.
Czy w odpowiedzi miała usłyszeć tylko „uhm"? Nic więcej? Znowu
opadły ją wątpliwości.
- Jeżeli nie jesteś zainteresowany... - zaczęła.
- Powiedziałem coś takiego? - Przysunął się bliżej.
- Nie, ale...
- Jeżeli naprawdę chcesz mu udowodnić, że go kochasz, mogłabyś
rozpocząć tutaj. - Usłyszała jego szept. - Właśnie tutaj, w jego ramionach, o tak.
Jego ramiona otoczyły ją, wypędzając czarne myśli.
- Tak?
- Hm. A teraz możesz podkreślić, że lubisz z nim być, zarzucając mu ręce
na szyję. O tak. Możesz też popatrzeć mu w oczy...
- W ten sposób?
- Jesteś na dobrej drodze. Ale byłoby jeszcze lepiej, gdybyś zrobiła to... -
Rashid musnął jej usta swoimi.
R S
- 103 -
- Mmm... A jeżeli będę chciała naprawdę go pocałować?
- Nic nie stoi na przeszkodzie, ale muszę cię lojalnie ostrzec, że jeżeli to
zrobisz, to on może chcieć zrobić to...
Czasami czyny przemawiają dobitniej od słów, uznała Petra, kończąc
lekcję pełnym namiętności pocałunkiem.
Upłynęło sporo czasu, zanim którekolwiek z nich miało ochotę znowu się
odezwać.
- Myślę, że moglibyśmy kontynuować negocjacje w jakimś odosobnieniu
- zaproponował Rashid.
- Masz na myśli jakieś konkretne miejsce? Bo ja, niestety, mieszkam w
hotelu.
- Mam na myśli wielkie łóżko w pokoju z wyciszonymi ścianami, żeby
nikt prócz mnie nie słyszał, jak krzyczysz z rozkoszy... - wyszeptał, całując ją w
szyję. - Więc naprawdę mnie kochasz?
Nagle wypuścił ją z objęć. W pierwszej chwili skamieniała ze strachu, ale
potem dostrzegła wyraz jego oczu.
- Ja zakochałem się w tobie tutaj, na plaży, tamtego wieczora, którego
złożyłaś mi ową pamiętną propozycję. Do tamtej chwili byłaś dla mnie jedynie
imieniem, które wspominano w rozmowach wraz z nazwiskiem twojego
dziadka. Owszem, byłaś, podobnie jak ja, owocem mieszanego małżeństwa, ale
tutaj wiele jest takich. Potem pojawiłaś się tutaj i opowiedziałaś mi tę
nieprawdopodobną historię o przymuszaniu cię do małżeństwa z mężczyzną,
którym, po tym, jak go opisałaś, sam zaczynałem gardzić. A ja myślałem, że
Saud mnie lubi!
Petra spojrzała na niego spłoszona.
- Dziadek wyjaśnił mi, że źle to zrozumiałam i że Saud źle zinterpretował
to, co udało mu się podsłuchać.
R S
- 104 -
- Rzeczywiście, zaoferowałem się oprowadzić cię po hotelu i okolicy,
gdyż chciałem zrobić przysługę twojemu dziadkowi. Ale nigdy nie miałem
zamiaru sprawdzać, czy nadawałabyś się na żonę dla mnie!
- Naprawdę zakochałeś się we mnie tamtej nocy? - Petra nie mogła się
powstrzymać, by nie zadać tego pytania.
- Tak, kiedy zapytałem cię, jakiego mężczyzny szukasz, a ty
odpowiedziałaś mi... - przerwał i odwrócił wzrok. - Jestem bogatym
człowiekiem i nie raz uganiały się za mną kobiety, którym zależało tylko na
pieniądzach. Kiedy z takim przejęciem opowiadałaś mi o swoich odczuciach i
przekonaniach, nadziejach i o tym, jakiej miłości chciałabyś zaznać, zrozu-
miałem, że w każdym szczególe zgadzają się z moimi i zdecydowałem, że nie
mogę pozwolić ci odejść. I wtedy cię pocałowałem.
- Już wtedy wiedziałeś?
- Tak - przyznał po prostu. - Już wtedy wiedziałem i miałem zamiar cię
zdobyć... Na nieszczęście, nie wziąłem pod uwagę twojej determinacji, by nie
zakochać się w mężczyźnie, za którego mnie uważałaś. W końcu wpadłem w
panikę. Bałem się, że mogę cię stracić. I wtedy dowiedziałaś się, kim naprawdę
jestem i myślałem, że rzeczywiście stracę cię na zawsze. Nie miałem zamiaru do
tego dopuścić. Nie po tym, jak przekonałem się, że mogło być nam razem tak
cudownie.
- Więc domyśliłeś się, że cię kocham? - Petra spojrzała na niego
podejrzliwie.
- Po prostu nie byłem w stanie wyobrazić sobie życia bez ciebie. Miałem
nadzieję, że mnie kochasz, szczególnie po tym, jak oddałaś mi się z taką pasją.
Ale wiedziałem, że kończy mi się czas, że jako Rashid nie mogę być bez końca
w podróży służbowej. I wtedy pojechałem z tobą na pustynię.
- Nie mogłeś oderwać oczu od tancerki! - przypomniała mu pół żartem.
- Znam ją. Jest zatrudniona w hotelu i wie, kim jestem. Bałem się, że
może przez przypadek mnie zdradzić. Ale kiedy przyszłaś do mojego łóżka,
R S
- 105 -
wiedziałem, że muszę zaryzykować, by jakoś zatrzymać cię w moim życiu.
Kiedy zaś weszłaś do mojego apartamentu, byłem zdesperowany i zrobiłbym
wszystko, żeby skłonić cię do małżeństwa ze mną.
- Ale nic mi nie powiedziałeś... Byłeś taki opanowany...
- Miałem ogromne wyrzuty sumienia - przyznał. - Wmanewrowałem cię
w małżeństwo, by osiągnąć to, czego chciałem i wiem, że nie powinienem był
tak postąpić.
- Wielu rzeczy nie powinieneś był robić. Na przykład dać mi osobnej
sypialni i torturować mnie myślą, że ci na mnie nie zależy.
- Ale teraz już wiesz, że mi zależy - szepnął jej prosto do ucha. - Jesteś
oazą na pustyni mojego życia. Tylko ty masz moc, by sprawić, żeby moje serce
rozkwitło.
- Rashidzie, chcę wrócić do domu - powiedziała cicho.
- Do domu! - w jego oczach zabłysło cierpienie.
- Chcesz mnie opuścić! Może i na to zasłużyłem, ale nie zniosę rozstania
z tobą, Petro. Proszę, daj mi szansę udowodnić ci, jak bardzo pragnę, byś była
ze mną szczęśliwa. Jeżeli nie czujesz się dobrze w Zuranie, możemy wyjechać
dokądkolwiek zechcesz, o ile tylko pozwolisz, bym ci towarzyszył!
Petra natychmiast zdała sobie sprawę, że Rashid źle zrozumiał jej słowa,
ale jego reakcja była dla niej ostatecznym dowodem jego miłości.
- Chcę wrócić do naszego domu, z tobą - wyjaśniła. - Do naszej sypialni i
do naszego łóżka. Ty jesteś moim domem i gdzie ty jesteś, tam jest mój dom.
- Wiesz, że nigdy nie pozwolę ci odejść, prawda? - wyszeptał w
odpowiedzi. - Jesteś moja, Petro. Jesteś moją żoną, moją miłością, moim
życiem!
R S